Ostrzejsza Gra Rozdział 1 Sed, jeszcze całkiem zaspany, przetoczył się na bok i wyciągnął rękę w stronę Jessiki. Gdy namacał tylko chłodną poduszkę, s...
20 downloads
22 Views
861KB Size
Ostrzejsza Gra Rozdział 1 Sed, jeszcze całkiem zaspany, przetoczył się na bok i wyciągnął rękę w stronę Jessiki. Gdy namacał tylko chłodną poduszkę, spanikował. Podniósł głowę, żeby sprawdzić, czy w łazience pali się światło, a przy okazji zerknął na zegarek. Chociaż było już po ósmej, w pokoju panował półmrok nietypowy dla południowokalifornijskich poranków. Pewnie ze względu na kłębiące się za oknem burzowe chmury. Natomiast jego ukochanej brakowało przy nim prawdopodobnie dlatego, że dzisiaj miał się odbyć jego ślub. I jej. Jessica chciała poprzedniego wieczoru nocować w hotelu, żeby zgodnie z tradycją nie widzieli się przed ślubem, ale trzy orgazmy skutecznie uziemiły ją w jego łóżku. W każdym razie na noc. Dziś musiała wstać wcześnie i wyjść. Już sobie wyobrażał, jak ucieka z zasłoniętymi oczami, żeby na pewno na niego nie spojrzeć. Zapamiętał sobie, żeby później się z niej ponabijać. Zgodził się na tradycyjny ślub tylko dlatego, że zależało na tym jego rodzinie, a Jessica wyznała, że też by taki chciała. Jemu było w zasadzie wszystko jedno, jak to przebiegnie, pod warunkiem, że po fakcie będzie do niego należała w oczach Boga, przyjaciół, rodziny oraz stanu Kalifornia. Dzięki temu już nigdy go nie opuści. Wygramolił się z łóżka i nago stanął przed drzwiami na balkon. Skrzywił się na widok rozwścieczonych chmur. Jeśli będzie padać, Jessica się załamie. Czy menedżer zespołu miał jakiś wpływ na pogodę? Jerry był cudotwórcą w kwestii trzymania
kapeli przy życiu, chociaż w ostatnich latach nieraz upadali. Na pewno będzie umiał powstrzymać burzę! Zadzwoniła komórka. Rozpoznał gitarową solówkę swojego świadka, Briana Sinclaira. – Już spionizowany? – spytał Brian na powitanie. Sed zerknął na swoją poranną erekcję, która w obecności Jessiki byłaby twarda jak skała, ale ponieważ jej zabrakło, klęsła. – Nie do końca. – Jessica i Myrna właśnie wyjechały vanem pełnym chichoczących kobiet. Trzeba zebrać chłopaków i jechać po smokingi. Sed uznał, że nigdy nie pojmie, jakim cudem Jessica nakłoniła go do włożenia smokingu. Przynajmniej nie kazała mu zawiązać pod szyją żadnej kretyńskiej muszki… Na to by nigdy nie poszedł. – Przyjadę do ciebie za moment, tylko wezmę prysznic. – Denerwujesz się? – Nie – odparł Sed z przekonaniem, ale gdy tylko usłyszał to słowo, żołądek mu się ścisnął. – Nie bardzo – skorygował odpowiedź. – Jessica jest w podłym nastroju. W sumie jej się nie dziwię, biorąc pod uwagę, za kogo wychodzi. Sed uniósł kącik ust. – Dzięki, Brian. Dokładnie takich słów mi trzeba. – A pamiętaj, że to ja jestem ten miły! Poczekaj, aż posłuchasz Erica. – Przebieram nogami! – roześmiał się Sed. Nic ani nikt nie zdoła go powstrzymać od poślubienia dziś Jessiki. Nawet Eric Sticks. W łazience strasznie się uśmiał, bo okazało się, że Jessica przyszykowała dla niego skarpetki i adekwatną bieliznę. Musiała się strasznie zdenerwować poprzedniego wieczoru, gdy ją nastraszył, że do smokingu i eleganckich butów włoży białe sportowe podkolanówki. Dobrze się bawił, tak ją drażniąc. Ale dzisiaj zamierzał się zachowywać nienagannie. I tak miała dość
nerwów. Za to wieczorem nie będzie miał już litości dla jej nastroju. I nie tylko dla niego. Jak na pokornego przyszłego męża przystało, włożył te wieśniackie, cienkie czarne skarpetki, a do tego spodenki do gry w kosza, T-shirt i adidasy. Miał nadzieję, że przed bramą jego osiedla nie czekają żadni paparazzi, bo wyglądał w tych skarpetkach równie żenująco, jak się czuł. Gdy dojechał do domu Briana, na długim podjeździe stał już sznur samochodów. Rozpoznał czarnego mustanga Aggie, toyotę siostry, corvette Erica i dużego vana, którym jeździła Rebeka, żeby móc zabierać swojego brata, Dave’a, i jego wózek. Samochód Jessiki też tam stał. Żałował, że jej rano nie zobaczył. Dzień nie zaczynał się dobrze, jeśli zaczynał się bez niej. Nacisnął dzwonek i poczekał, aż Brian go wpuści. Zdziwił się, że nie ma na rękach syna. Chłopczyk był niemal przyspawany do jego ramienia, z wyjątkiem chwil, kiedy Brian grał koncert. Czasem pozwalał Sedowi go potrzymać. Seda nic bardziej nie zachwycało, niż przytulanie tego malucha do piersi. Nic, z wyjątkiem świadomości, że za siedem miesięcy będzie tak przytulał własne dziecko. – Gdzie Malcolm? – spytał. – Z matką. Właź. Jadłeś coś? Myrna kazała mi dopilnować, żebyś zjadł. Masz nie zemdleć przy ołtarzu. – A niby czemu miałbym zemdleć? – roześmiał się Sed. – To się zdarza częściej, niż myślisz. Pamiętasz, jak Trey padł przy narodzinach Malcolma? – Zamknij się, gnoju – warknął Trey, który jak na zawołanie pojawił się w przedpokoju. – Niestety, przegapiłem – przyznał Sed. – Zaproś go na poród Jessiki – doradził Brian. – Będziesz miał ubaw tylko dla siebie. – Wątpię, żeby Jessica miała ochotę na towarzystwo Treya. – A niby czemu? – zdziwił się Trey. – Tak jakbyście się nie pieprzyli w łóżku obok mnie. – Myśleliśmy, że śpisz!
– Stary, kurwa! – Do zgromadzenia dołączył Eric. – Skąd wytrzasnąłeś te skarpetki? – Jessica kazała mi je włożyć do smokingu. – Spojrzał w dół i jęknął. – To trzeba je było włożyć do smokingu, a nie teraz w nich łazić. Sed trącił go w ramię. – Pilnuję, żeby na ceremonii były już dostatecznie zużyte i aromatyczne. Odgłos kół wózka inwalidzkiego Dave’a zapowiedział jego pojawienie się w zatłoczonym przedpokoju. – Czemu się tu kłębicie? Panienki są samotne. – Panienki?! – Chłopaki z zespołu wyprawili mu kilka dni temu dziki i pod wieloma względami zawstydzający wieczór kawalerski. Nie potrzebował powtórki z rozrywki. Brian się zaśmiał i pokręcił głową. – Spoko, Myrna robi jakieś przeróbki w jadalni i dziewczyny zrywają dziś tapetę. – Nastraszyłeś go! – ryknął śmiechem Eric. – Za dużo czasu z wami spędzam – wytłumaczył się Dave. – Podłapuję wasze głupawe żarty. – Z Erikiem pięć minut to za mało – rzucił Sed. – Tak, słyszałem z pierwszej ręki – roześmiał się David. Eric bez namysłu plasnął swojego szwagra w czoło. – A gdzie Jace? – Sed zauważył nieobecność ostatniego członka zespołu. – Śpi na kanapie – doniósł Trey. – Wiesz, że przed południem nie istnieje. – Coś mi się zdaje, że Aggie go wczoraj wymęczyła w lochu – podsunął Eric. – W trasie musi im być ciężko bez tej machiny do przypinania pasami. – Słyszałem to! – wrzasnął Jace z salonu przylegającego do przedpokoju. – I co mi zrobisz, Trójnogu? – Opłacę ci godzinną sesję z Aggie, jak będzie miała okres.
– Jezu, czemu wtedy?! – Eric z obrzydzeniem zmarszczył nos. – Bo jak ma naprawdę zły humor, jest dwa razy dziksza niż zwykle. Sed jeszcze nie zabrał Jessiki na spotkanie z Aggie. Nie bał się, ale teraz Jess była w ciąży i nie wyobrażał sobie, żeby wyładowywanie na nim swoich frustracji przy pomocy trzcinki mogło być dobre dla dziecka. Właśnie, to świetna wymówka. Dla dobra dziecka! Brian podał mu kawałek papieru. – Jessica mówi, że masz się trzymać rozpiski i nie kombinować. Sed zerknął na spis, zawierający takie punkty, jak „obciąć paznokcie” i „umyć zęby”. Jezu, czy on miał pięć lat?! Zerknął na swoje palce i stwierdził, że może faktycznie przydałoby się je przyciąć, ale mimo wszystko… Sam by sobie zaplanował dzień. Przecież zaplanował całą poślubną kolację! Gdy sobie uświadomił, że poranny ślub i popołudniowe przyjęcie oznaczają wolny wieczór, zabrał się za planowanie czegoś wyjątkowego dla swojej nowo poślubionej żony. Seks w nieznanym miejscu był tylko częścią motywacji do przeprowadzenia tego planu. Był pewien, że w nocy zawróci jej w głowie, ale wiedział też, jakie to dla niej ważne, żeby cały dzień przebiegł bez wpadki, więc postanowił bez marudzenia trzymać się listy. Następnie Eric podał mu różowe pudełko wyglądające jak coś, w czym trzyletnia dziewczynka mogłaby trzymać najcenniejszą plastikową tiarę. – Co to ma być? – Tutaj będziesz po ślubie trzymał swoje jaja – wyjaśnił Eric. – Jess nie będzie już zależało, żebyś się z nimi obnosił. Uchylił się w samą porę, żeby uniknąć ciosu Seda. – Będzie bolało tylko przez moment – dodał Brian. – Potem będziesz się już tylko zastanawiał, po jaką cholerę były ci kiedykolwiek potrzebne. Ale te żarty to i tak nic w porównaniu z ciężkim łańcuchem i
wielką kulą, które przypięli mu do nogi w czasie wieczoru kawalerskiego. Zdjęli mu to dopiero następnego dnia. Na szczęście Jess umierała ze śmiechu, że musi spać w dżinsach i z jedną nogą na kołdrze. To Jace go ocalił, ale pewnie tylko dlatego, że łańcuch pochodził z lochu Aggie i zażądała zwrotu. – Będą mi jeszcze potrzebne do robienia dzieci – oznajmił Sed i oddał pudełko Ericowi. – I żeby trzymać kobietę w ryzach. Na takie dictum nawet dekoratorki wnętrz ryknęły śmiechem z jadalni.
Rozdział 2 Jessica spojrzała w niebo i zmarszczyła brwi na widok przetaczających się przez nie czarnych chmur. Od razu stwierdziła, że to zły znak. Zwłaszcza, że jej ślub miał się zacząć za dwie godziny i odbyć się na plaży. – Nie może lać – poinformowała Myrnę, która wiozła ją z manicure’u do fryzjera. – Po prostu nie może. Myrna schyliła się, żeby zobaczyć niebo przez szybę swojego minivana. Jessica wciąż nie mogła uwierzyć, że jakaś kobieta posiada takie auto, mało tego, jeszcze je prowadzi! Ale wystarczyło ciche gruchanie z tylnego siedzenia – gdzie zapięty w foteliku siedział czteromiesięczny Malcolm – i dla Myrny wygląd samochodu tracił znaczenie. Jessica obstawiała, że każda matka poświęci swojego forda thunderbirda z ’57 roku, żeby zapewnić dziecku bezpieczeństwo. Przy okazji okazało się, że van bez trudu mieści wszystkie druhny Jessiki i transportuje je wygodnie z jednego przybytku kosmetycznego do drugiego. Zmieścił się też oczywiście ich jedyny towarzysz płci męskiej. – „Nie może” to mocne słowa – stwierdziła Myrna. – Planujemy ten dzień od miesięcy. – A jaki zaplanowałaś plan awaryjny na wypadek deszczu? – spytała Aggie, siedząca tuż za Jessicą. – Nie zaplanowałam. – Nie będzie padać – zawołała z tylnego siedzenia Reagan. Towarzyszyła tam żonie Erica, Rebece, i najmłodszej siostrze Seda, Elise. – Nie dopuszczę do tego. Jessica miała nadzieję, że jej przekonanie odniesie spodziewany skutek. Niech ten cały ślub już się skończy! Planowanie doprowadzało ją do szaleństwa. Marzyła o idealnym dniu, który wszyscy zapamiętają, ale najbardziej chciała po prostu być żoną Seda. Boże, nie mogła się doczekać, aż go zobaczy w smokingu! Ubrał się tak raz, na rozdanie nagród Grammy, w czasie tych dwóch lat, na które się rozstali. Widziała to w telewizji i
myślała, że z wrażenia udławi się własnym językiem. Oczywiście nikomu by się nie przyznała, że ogląda relację z wręczenia nagród w nadziei, że go chociaż na sekundę zobaczy, bo w tamtym czasie nienawidziła go najbardziej na świecie. A w każdym razie tak sobie wmawiała. Ulżyło jej, gdy w końcu odkryła, że pod całą jego arogancją i bezczelnością kryje się dobre serce. Serce człowieka, którego kochała jak nikogo. Który sprawiał, że palce u stóp same jej się podwijały, a serce ogłuszająco biło. Może on będzie umiał powstrzymać deszcz?! – Zadzwonić do ekipy i poprosić, żeby rozstawili namiot wojskowy? – zaproponowała Rebeka. Nie, w życiu. Jessica nie miała zamiaru brać ślubu w namiocie. Wolała być cała mokra. – Dzięki, skarbie – zawołała w kierunku tylnego siedzenia – ale nie będzie padać. Po prostu nie może. – Trzeba było uciec i wziąć romantyczny ślub we dwoje – stwierdziła Kylie, siostra Seda, wciśnięta między Aggie a fotelik Malcolma. – Mówiłam Sedowi – podłączyła się Elise. – Ale myślisz, że słuchał? Oczywiście, że nie. Przecież to Sed, nasz zakuty łeb. Nie słucha nikogo. On oczywiście chętnie by czmychnął, gdyby tylko Jessica tego chciała, ale ona, jak idiotka, stwierdziła, że ślub z siedmioma druhnami, siedmioma drużbami i Bóg jeden wie iloma kelnerami będzie super. Jak na razie nie było ani trochę super. A jeśli się jeszcze rozpada… Nawet nie zamierzała o tym myśleć. Wydawało jej się, że o czymś zapomniała. Analizowała w głowie listę rzeczy do zrobienia i w zamyśleniu bawiła się pierścionkiem zaręczynowym. Był tani, ale dla niej najcenniejszy na świecie. Niczego innego tak nie hołubiła. I wcale nie dlatego, że oznaczał, że należała do Seda. Chodziło o to, że nosił go ze sobą przez te dwa lata, kiedy nie byli razem. Może i przez cały ten czas zachowywał się jak napalony kretyn, ale nie przestał o niej myśleć ani na chwilę, tak jak i ona nie przestawała myśleć o nim. – Pamiętaj, żeby przed ceremonią przełożyć go na inny palec
– upomniała ją Myrna, czekając na zielone światło. Jessica podniosła na nią wzrok. – Co? – Dzisiaj dostaniesz obrączkę. Powinno się ją nosić blisko serca. – Nic nie będzie bliżej serca niż to – stwierdziła, ale ściągnęła pierścionek i przełożyła na prawą rękę. Dziwnie się z nim tam czuła, ale nie zamierzała zaburzać przebiegu ceremonii. Wszystko musiało pójść idealnie, bo jakkolwiek cudownie było być narzeczoną Seda, bycie jego żoną będzie jeszcze cudowniejsze. – Ciągle mi się zdaje, że o czymś nie pamiętam – powiedziała na głos, jeszcze raz przelatując w głowie listę. – O wszystkim pamiętasz – zapewniła ją Myrna, a potem zerknęła w tylne lusterko na synka, z którym Kylie się bawiła w „a kuku”. – Beth! – doznała olśnienia Jessica. Jej najlepsza przyjaciółka była przecież ważnym elementem ceremonii! – Zapomniałam ci powiedzieć, że dzwoniła? – spytała Myrna głosem niewiniątka. Jessice aż zaparło dech w piersi. – Wszystko dobrze? Przyjdzie? – Nic się nie stało. Po prostu zaspała i ma małą obsuwę. Odbierze sukienki i przyjedzie od razu na makijaż. Salon mody ślubnej znajdował się na drugim końcu miasta, tuż obok mieszkania Beth, ale Jessica czuła, że sama powinna odebrać sukienki. Jeśli Beth się spóźni, równie dobrze można będzie odwołać całą ceremonię. – Jess, oddychaj! – jęknęła Myrna i poklepała ją po ramieniu. Jessica wciągnęła głęboko powietrze i postanowiła włożyć głowę między kolana, ale przypomniała sobie, że trzyma ją pas bezpieczeństwa. Mniej więcej wtedy, kiedy wbił jej się w obojczyk. Roześmiała się ze swojej głupoty i pomasowała obolałe miejsce.
Wszystko będzie dobrze, wmawiała sobie, ale czuła, że sama w tonie wierzy. W salonie piękności jej włosy zostały rozczesane, wyszarpane, zakręcone, splecione w warkocze, upięte w loki, popodpinane i układane tak długo, aż welon i one stanowiły jednorodne dzieło sztuki. – Wow! – zawołała na jej widok Myrna, której włosy trzymał w małej, ale silnej rączce jej syn. – Wyglądasz obłędnie! – Ty też! – uśmiechnęła się Jessica, ale właśnie w tej samej chwili Malcom złapał za perłową spinkę, podtrzymującą upięcie włosów swojej mamy, i pociągnął. Misternie upięta fryzura rozsypała jej się na ramię. – Mal! – jęknęła z rozpaczą. – To nie jest do zabawy! Słodki, czarnowłosy chłopiec, tak bardzo podobny do swojego zjawiskowego tatusia-gitarzysty, do którego jego mama miała totalną słabość, roześmiał się ze złośliwością godną Treya. Wszystko zostało mu natychmiast przebaczone. – Mogłaby go któraś z was wziąć? Muszę coś z tym zrobić – poprosiła Myrna, trzymając Malcolma w wyciągniętych ramionach, żeby nie narobił więcej szkód. Zgłosiła się Rebeka. Dotknęła malutkich paluszków Malcolma i delikatnie obrysowała kształt jego buzi. Była wyraźnie zachwycona. Zresztą, trudno jej się dziwić. Jessica sama chciałaby go wziąć na ręce, ale jeśli perłowe spinki Myrny nie były bezpieczne, jej misterna fryzura na pewno by tego nie przeżyła. Makijażystka skończyła malować Aggie i od razu przeszła do Jessiki. Nie zdołała namówić Aggie do rezygnacji z jej sztandarowej czerwonej szminki, ale udało jej się przynajmniej trochę złagodzić mocny makijaż oczu. Jessica nie miałaby nic przeciwko temu, żeby Aggie wyglądała tak, jak lubi najbardziej, ale cieszyła się, że mimo wszystko zrezygnowała z gorsetu i butów sięgających ud. Dziadkowie Jessiki chyba by się przewrócili, widząc ją w codziennej odsłonie. Drzwi do salonu otworzyły się gwałtownie i do poczekalni wpadła Beth. Jej błękitne oczy były oszalałe, a zmierzwione
brązowe włosy nadawały jej jeszcze dzikszy wygląd. – Jestem! – zawołała. Jessice spadł kamień z serca. – Trochę ci to zajęło… Beth ją zauważyła i podeszła do fotela. – Boże, tak cię przepraszam! Uczyłam się do późna i zasnęłam na kanapie. Nie słyszałam budzika, potem nie mogłam znaleźć kluczy, a jak je wreszcie znalazłam we wczorajszych dżinsach, to w połowie drogi przypomniało mi się, że mam na sobie wczorajszą bieliznę, więc wróciłam do domu, żeby ją zmienić… – Zabrakło jej tchu. – Wybaczysz mi? – A pamiętałaś o sukienkach? – Oczywiście! Mam je w aucie. – W takim razie wybaczam. Ale wisisz mi lody za te nerwy, które mnie to kosztowało – mruknęła. Beth objęła ją tak żywiołowo, że potrąciła pędzelek z cieniem do powiek, który trzymała w ręce makijażystka. Kobieta jęknęła i rzuciła się do ratowania sytuacji. – Jesteś najlepsza – szepnęła Beth głośno prosto w ucho Jess. – Ty też – odwzajemniła się Jessica. – Dzięki, że przywiozłaś kiecki. – Nie ma sprawy. Później Beth została zagnana na fotel. Coś trzeba było zrobić z jej potarganymi po nocy włosami. Jessica się odprężyła. Trochę. Gdy cała siódemka została już upiększona, wróciły do vana. Beth miała za nimi jechać swoim starym sedanem, wyładowanym po dach sukienkami. Jessica chętnie by się z nią zabrała, żeby jej dotrzymać towarzystwa, ale ponieważ bagażnik był pełen książek, sukienki druhen leżały na tylnym siedzeniu, a honorowe miejsce obok kierowcy zajmowała suknia Jessiki. Jess miała nadzieję, że znajdą później czas, żeby pogadać. Ich drogi życiowe się rozeszły i rzadko teraz widywała przyjaciółkę. Gdy tylko wsiadła do auta Myrny, spojrzała na niebo i skrzywiła się dramatycznie. Wydawało się jeszcze ciemniejsze niż wcześniej, ale deszcz, dzięki Bogu, nie padał.
Przez całą drogę na plażę, gdzie miała się odbyć ceremonia, nie spuszczała nieba z oka. Może jest po prostu ponuro, a zanim wyruszy w drogę do ołtarza, przejaśni się? A może powinna była wyznaczyć ślub na popołudnie, a nie na rano? Zagryzła wargę. Za późno na zmianę planów, więc powinna się po prostu przestać przejmować. Przecież to jej dzień, ma się nim cieszyć! Miała ochotę zadzwonić do Seda, żeby jej powspółczuł. Zrozumiałby, czemu jest taka zamartwiona, przecież od miesięcy uczestniczył w jej ślubnym szaleństwie. Momentami nawet sama mu się dziwiła, że jeszcze w ogóle chce ją poślubić. Myrna zaparkowała niedaleko budyneczku, w którym miały się przebrać. Bliżej brzegu stał już biały namiot, w którym panna młoda miała oczekiwać na wyjście, rozstawiono też rzędy białych drewnianych krzeseł. Kilka osób dekorowało je czerwonymi różami i gałązkami gipsówki oraz satynowymi kokardami, czerwonymi i białymi. Mimo wiatru, szło im całkiem dobrze. Może robiła z igły widły? Dziewczyny, zagadane, poszły do domku przy plaży, a ona zajrzała jeszcze do jadalni, przyjrzeć się z zachwytem rzędowi bukietów na stole. Osiem niedużych bukiecików pasowało do jej bukietu ślubnego, tyle że jej był większy, a między czerwonymi różami miał białe lilie. Pochyliła się, żeby wciągnąć do płuc słodki liliowy aromat i niespodziewanie kichnęła. Odsunęła się i kichnęła znowu. I znowu. – Masz alergię na swój bukiet? – spytała Beth. Jessicę zaczęły piec i swędzieć oczy. – Na to wygląda – odparła przez nos. Kichała raz za razem, cofając się, żeby znaleźć się poza zasięgiem alergenów. – I co ja mam teraz zrobić? Nie mogę składać przysięgi i co chwilę… – Apsik! – …kichać! – Pociągnęła nosem i rozejrzała się za pudełkiem z chusteczkami. – Ja też mam alergię na różne kwiaty – uspokoiła Myrna. – Trzeba się tylko pozbyć pręcików. Czy jak to się nazywa. Tego, gdzie jest pyłek. – Oby! – jęknęła Jessica. Miała nadzieję, że przyjaciółka ma
rację. Myrna złapała bukiet i ruszyła do małej kuchni na tyłach domku plażowego. Gdy mijała Jessicę, ta kichnęła raz jeszcze, ale poczuła się znacznie lepiej, gdy tylko kwiaty znalazły się w innym pomieszczeniu. – Przecież kiedy wybierałam bukiet, nie kichałam! – przypomniała Beth, która podała jej chusteczkę. Wydmuchała nos i zamrugała, żeby łzy nie zniszczyły makijażu. – Bo to były sztuczne kwiaty – przypomniała jej Beth. Prawie przez całe przygotowania do ślubu Sed był w trasie z Sinnersami, więc to Beth załatwiała z Jessicą wszystkie ślubne sprawy. Oczywiście Jessica wysyłała Sedowi zdjęcia i pytała o zdanie w każdej najdrobniejszej sprawie. Ani razu nie stracił cierpliwości, choć podejrzewała, że doprowadzała go do szału. Prawdopodobnie miał absolutnie gdzieś, czy wstążki w jej bukiecie były matowe, czy błyszczące, ale ona oczekiwała jego opinii, a on za każdym razem – Boże, naprawdę! – ją wygłaszał. Zależało jej, żeby brał udział w podejmowaniu wszystkich decyzji, uczestniczył w każdym kroku prowadzącym do tego dnia. Przecież to nie tylko ona brała dziś ślub. Zachichotała. – Masz rację! Prawdopodobnie dlatego mnie nie uczuliły… – Mam nadzieję, że usunięcie tych pręcików wystarczy – oznajmiła Beth. – Gotowa na suknię? Jessica żywiołowo pokiwała głową. Ostatni raz widziała ją kilka tygodni temu. Krawcowa naniosła wtedy kilka poprawek, żeby leżała idealnie. Znów sobie przypomniała, że nie może się doczekać na Seda w smokingu. Głośno westchnęła na myśl o jego potężnych ramionach, wypełniających doskonale uszytą marynarkę. Jej mężczyzna wyglądał równie smacznie w ciuchach, jak i bez nich. W jednym z dwóch pokojów Beth pomogła Jessice włożyć suknię. Ale gdy podciągnęła do góry zamek, ani drgnął. – Zaciął się? – spytała Jessica i zerknęła przez ramię, żeby sprawdzić, co się stało.
Zakręciło jej się w głowie. Z zamkiem wszystko było w porządku, po prostu obie części sukni dzieliło od siebie jakieś pięć centymetrów. Nigdy się nie zapnie. – O nie! Sed mówił, że już trochę po mnie widać, ale mu nie wierzyłam. – Położyła dłonie nisko na brzuchu, tam, gdzie rosło w niej dziecko Seda. – Jeśli teraz jestem taka gruba, jak będę wyglądać za siedem miesięcy?! – Nie jesteś gruba – uspokoiła ją Beth. – Po prostu dziecko jest duże. Po tatusiu. Jessica nie była pewna, czy to racjonalne wyjaśnienie, ale nie wnikała, bo poczuła się odrobinę lepiej. – Co zrobimy? – Wciągnij powietrze – zaproponowała Beth i złapała za rozchodzące się poły sukni. Jessica odetchnęła głęboko i zatrzymała powietrze wysoko w piersi, żeby brzuch stał się jak najbardziej płaski, ale to nic nie dało. Problem nie leżał w brzuchu, tylko w podbrzuszu. Powinna była wybrać suknię o kroju empire, zamiast upierać się przy dopasowanej w biodrach. Myślała, że ma mnóstwo czasu, zanim ciążowy brzuszek zmusi ją do wymiany ubrań. – Nie mogę. – Z westchnieniem wypuściła powietrze. – Wcisnę cię w tę suknię, choćbym miała cię wysmarować masłem – zapowiedziała z determinacją Beth. – Mam gorset, który będzie na ciebie pasował – odezwała się Aggie. Jessica nie słyszała, jak weszła. Stała w otwartych drzwiach i przyglądała się jej badawczo. – Jest biały, więc nie będzie widać, i schodzi aż do połowy bioder, więc ciasno cię obejmie. Tylko że jest skórzany. Nie masz nic przeciwko skórze? Jessica naprawdę mogła włożyć skórzany biały gorset pod ślubną suknię? Co na to Sed? Stwierdziła, że będzie tak podniecony, że zapomni o myśleniu. – To wystarczy? – spytała. Aggie pokiwała głową. – Na pewno. Muszę tylko po niego jechać. Ile mamy czasu? – Przecież i tak nie wyjdę w rozpiętej sukni – stwierdziła
ponuro Jessica. – Będę ci wdzięczna, jeśli go przywieziesz, skoro uważasz, że warto spróbować. Ale to nie zaszkodzi dziecku, prawda? – Nie, nie ściśniemy cię tak, żebyś nie mogła oddychać. Tylko kilka centymetrów. Jadę, niedługo będę. Odwróciła się na pięcie, a za nią zawirowały jej długie, czarne, proste włosy. – Dzięki! – zawołała jeszcze za nią Jessica. – Nie ma za co! – odkrzyknęła. Beth uniosła brwi. – Biały skórzany gorset? Nie spodziewałam się tego po mojej kuzynce. – Sprzedawała ręcznie robione gorsety z samochodu, który parkował za autokarem Sinnersów. Zrobiły się takie popularne, że teraz musi odmawiać klientom. Widziałaś je? – Nie. Nie wiedziałam nawet, że ma własny biznes. Myślałam, że wciąż jest striptizerką w Las Vegas. Jessica się roześmiała. – Nie rozmawiacie za często, co? – Jej mama i moja mama niespecjalnie się dogadują – szepnęła Beth. – Ciocia Tabitha jest czarną owcą w rodzinie. A Aggie… Jest inna. Onieśmielająca? – Beth zmarszczyła ciemne brwi. – A może raczej przerażająca? Tak, Aggie jest przerażająca. Jessica uśmiechnęła się szeroko i pokręciła głową. Może i Aggie udawała przerażającą, ale pod skórzanymi ciuchami i lodowatymi spojrzeniami była miękka jak kociak. – Jest fantastyczna. Powinnaś ją lepiej poznać, naprawdę. Nie daj się zwieść pejczom i skórze. Teraz Beth się roześmiała. – Czy ty się w ogóle słyszysz? – Sama mnie posłałaś do Las Vegas, żeby mnie wzięła pod swoje skrzydła, pamiętasz? – No tak… – Wzruszyła ramionami. – Może chciałam, żebyś się wyszalała za mnie. Ja się tylko uczę i uczę, więc przynajmniej ty sobie pożyj. Ja chyba nigdy nie skończę aplikacji.
– Oczywiście, że skończysz. – Jess poklepała ją po ramieniu. – Łatwo ci mówić, geniuszu. Zdałaś za pierwszym razem. – Jessico? – W całym domku rozległ się charakterystyczny, wysoki głos matki. – Jessico! – Cholera jasna – syknęła Jess. – Co ona tu robi? Myślałam, że będzie zajęta na sali. – Jessico, gdzie ty jesteś? – nawoływała matka. – Nie może zobaczyć, że sukienka nie pasuje! Wiesz, jaka jest, nie da mi spokoju do końca życia. Beth wytrzeszczyła oczy i rozejrzała się w panice. Potem ściągnęła z łóżka koc i zarzuciła Jessice na ramiona. Ta zmarszczyła brwi. – Udawaj, że ci zimno – zdążyła jeszcze doradzić Beth w chwili, gdy matka Jessiki wpadła do pokoju. Jessica owinęła się kocem, tak jakby przebywała w styczniu na Alasce, a nie w południowej Kalifornii, w czerwcu. – Tutaj jesteś! Czemu się nie odzywasz, jak cię wołam? – Wołałaś? – Jessica udawała głupią. – Nie słyszałam. – Sala jest gotowa. Tak jak mówiłam, dopilnowałam, żeby twój wielki dzień był idealny. – Dziękuję, że włożyłaś w to tyle pracy. Jej matka usiłowała zawładnąć całym ślubem. Potem dołączyła się matka Seda z podobną intencją i przygotowania zmieniły się w nieustanne kłótnie. Matka Seda naciskała na ślub w kościele, a jej matka była przekonana, że wszyscy polecą na ceremonię do Paryża. Jessica bardzo ceniła wspomnienia ze spotkania z Sedem na szczycie repliki wieży Eiffla w Vegas, ale Paryż? Nie miała pojęcia, skąd ten pomysł. Nigdy w życiu nie wspomniała, że chciałaby chociaż odwiedzić Paryż, nie mówiąc już o braniu tam ślubu. Podejrzewała, że to raczej niezrealizowane marzenie jej matki, która usiłowała je spełnić za pośrednictwem jedynej córki. Przez cały czas planowania Jessica czuła się szarpana w tysiąc różnych stron. Starała się znaleźć kompromis, ale czasem po prostu się nie dało. Na szczęście Sed udzielił jej stuprocentowego wsparcia przy informowaniu obu matek, gdzie
ona, Jessica, chce wziąć ślub. Czyli na plaży. Matka Seda przyjęła tę wiadomość bez mrugnięcia okiem i natychmiast zabrała się za zbieranie danych na temat możliwych lokalizacji, jej matka za to oznajmiła, że ślub na plaży nie jest dość wystawny dla jej córki. Jessica nie miała pewności, kiedy zyskała w oczach rodzicielki taką wartość. Prawdopodobnie w chwili, gdy została narzeczoną bogatego gwiazdora rocka. – Czemu siedzisz w kocu? – spytała podejrzliwie mama. – Trochę mi zimno – odparła Jessica i owinęła się ciaśniej, a dla lepszego efektu zadrżała. – Jesteś chora? – Nie – pokręciła głową. – To chyba z nerwów. – Tylko żebyś nie uciekła spod ołtarza! Kaucje za wynajem są bezzwrotne. – Nie bój się, nie ucieknę – zapewniła Jessica. – Wiem, że będziesz rozczarowana, ale Ed nie przyjdzie – poinformowała matka. – Miał ważne zobowiązania. Tak, randkę z ulubionym kanałem sportowym, pomyślała Jessica. Pokiwała głową, bo tak naprawdę obecność ojczyma zupełnie jej nie interesowała. Nie byli z sobą blisko. Zaprosiła go tylko dlatego, że tego od niej oczekiwano. Ed był parszywym leniem od samego początku, gdy matka Jessiki wyszła za niego jakoś zaraz po jej siedemnastych urodzinach. – Nic nie szkodzi, wiem, jak ciężko pracuje – zapewniła. Żebyś mogła żyć ponad stan, dodała w myślach – Gdzie jest Monica? Jessica wzruszyła ramionami. W przeciwieństwie do jej matki, która oczekiwała uznania za każdą najmniejszą aktywność, matka Seda robiła swoje i nie potrzebowała wsparcia ani nadzoru. Odezwała się Elise, najmłodsza siostra Seda: – Mama pomaga florystce upiąć stroik nad ołtarzem. Mają problem, bo strasznie wieje. – Na pewno potrzebuje mojej pomocy! – orzekła matka Jessiki i odwróciła się do wyjścia. Jessica współczuła Monice, ale przynajmniej matka nie
będzie jej wisiała nad głową. – Ciekawe, czy Sed już jest? – spytała. Cały dzień z nim nie rozmawiała. Tęskniła za nim. Jeśli tylko nie koncertował, byli nierozłączni. Kiedy wyjeżdżał, nie mogła sobie znaleźć miejsca. Minęło dopiero dwanaście godzin, odkąd się ostatnio widzieli, ale jej się wydawało, że to całe wieki. Może trzeba było popatrzeć jak śpi, zamiast rano zasłaniać oczy, gdy wymykała się z łóżka. – Wyślij mu SMS – poradziła Beth. – Sprawdź, czy w ogóle wstał. Spał, kiedy wychodziła. Miała nadzieję, że obudzi się na czas, a jeśli nie, wiedziała, że Brian wkroczy do akcji. Zanim wyjechały dziś rano, dał jej słowo, że przypilnuje Seda, ale teraz, kiedy się nad tym zastanawiała, uznała, że sam pomysł pilnowania jej przyszłego męża był abstrakcyjny. Może powinna była zatrudnić do tego celu jego matkę? Ale Monica miała dość pracy z nadzorowaniem przygotowań plażowej ceremonii. Jessica nie powstrzymała się od wysłania Sedowi SMS-a. Nie po to, żeby go sprawdzać. Choć dzisiaj czekało ich święto bliskości, czuła się bardzo od niego oddalona. „Szczęśliwego dnia ślubu! Nie mogę się doczekać, aż za ciebie wyjdę”. Wysłała, a potem pomogła Beth zapiąć długą czerwoną suknię druhny, którą przyjaciółka sobie wybrała. Wszystkie druhny miały suknie w tym samym kolorze, ale w różnych fasonach. Nie zmuszała ich do włożenia takich samych sukien. Zamówiły takie, jakie im się podobały. Miała nadzieję, że przydadzą im się w przyszłości. Nie była co prawda pewna, jak zareaguje Sed na seksowne kiecki wybrane przez jego siostrzyczki, ale nie zamierzała im niczego zabraniać. To już dorosłe kobiety, chociaż on nadal widział w nich małe dziewczynki z kucykami. Już i tak na jej głowę posypały się gromy ze strony matki, która nie mogła się pogodzić z tym, że druhny nie będą wyglądały jak klony, tylko – tak twierdziła – niczym stado przypadkowych przechodniów. Tę bitwę Jessica wygrała. I chociaż dziewczyny miały różne suknie, odcień głębokiej czerwieni łączył je wystarczająco harmonijnie.
Podobało jej się, że nie wyglądają tak samo. Gdy pół godziny później Aggie wróciła z gorsetem, Jessica krążyła już tam i z powrotem po pokoju. A jeśli jest już za gruba, żeby się zmieścić w to ustrojstwo? Czemu Sed nie odpisuje? I czy jej matka ciągle dręczy mamę Seda? Jeszcze nie wróciła. Dlaczego Malcolm znów płacze? Zależało jej, żeby był dzisiaj w dobrym humorze. A przynajmniej, żeby zasnął. – Naprawdę sama to zrobiłaś? – spytała Beth Aggie. Zaparło jej dech w piersi na widok bladoróżowych orchidei wyhaftowanych na białej skórze. – No… tak. – Gdzie się nauczyłaś tak szyć? To jest piękne! – Babcia mnie nauczyła. – Mnie też próbowała. – Beth parsknęła śmiechem. – Ale skończyło się na tym, że miałam pokłute wszystkie palce, a nigdy niczego nie uszyłam. Ty widocznie miałaś wrodzony dar. Aggie zagryzła wargę. – Nie. Ale siedziałam twardo, bo potrzebowałam wymówki, żeby spędzać z babcią czas. Zawsze była zbyt zajęta, żeby na chwilę zwolnić. Zatrzymywała się tylko, jak szyła. Beth się uśmiechnęła. Chyba przestała się bać swojej kuzynki. Jessica próbowała nie triumfować. Z pomocą Beth zdjęła sukienkę i podeszła do Aggie. – Tak w ogóle, to mój prezent ślubny dla ciebie – poinformowała ją Aggie. – Musiałam się przekopać przez milion pudełek wyłożonych w sali jadalnej, a na koniec kelner narobił rabanu, bo uznał, że chcę to ukraść. – Przepraszam, że cię naraziłam na tyle kłopotów z powodu mojej nieokiełznanej chcicy na lody czekoladowe. – Poklepała się po brzuchu, który zawierał nie tylko dziecko. W dużej mierze składał się z tego, co ostatnio jadła. Aggie włożyła jej gorset. – Nie za ciasno? – spytała z niepokojem. – Nie, dobrze. – Z jakiegoś powodu Jessica poczuła, że jest
bardzo wysoka. Jeśli nawet gorset jej nie wyszczupli, to przynajmniej zyska cudowną sylwetkę. – Możesz ścisnąć bardziej. – Teraz to ja się boję o dziecko – przyznała Aggie. – Ono jest aktualnie wielkości mojego kciuka, nie potrzebuje dużo miejsca. – Masz dość powietrza? Pokiwała głową. – Nic mi nie jest, naprawdę. – Wyglądasz zajebiście seksownie – przyznała Beth. – Prawie żałuję, że nie jestem lesbijką. Zrobisz dla mnie gorset, Aggie? Nie, żebym miała jakiegoś mężczyznę, który mógłby mnie w nim oglądać, ale zacznę go wkładać do nauki. Może będzie mi się lepiej myśleć. Aggie zachichotała. – Jasne, skarbie. A może kogoś spotkasz na tym weselu? Sądząc po rozmiarze sali, będzie z dziesięć tysięcy gości. – Tylko pięciuset – przewróciła oczami Jessica. W życiu się nie dowie, jakim cudem jej matka znalazła pięćset osób, które można by zaprosić na wesele. Być może nawet więcej, ale pięćset potwierdziło obecność. Może zresztą to wszystko znajomi Seda? Nie rozpoznawała wielu nazwisk na liście gości. Koniec końców oni mieli ostatnie słowo w sprawie listy gości, ale jej matka i tak przemycała, kogo się dało. Ponownie włożyła suknię, zamknęła oczy i wstrzymała oddech, gdy Aggie złapała za zamek. Zapięła bez trudu. Odetchnęła z ulgą. Odwróciła się, żeby przytulić Aggie, zanim wybuchnie płaczem. Aggie też ją objęła i poklepała po plecach. – Nie płacz, kotku. Popsujesz makijaż i będziemy musiały wysłuchać, co twoja matka ma do powiedzenia także na ten temat. Jessica się roześmiała. A w każdym razie taki miała zamiar, bo okazało się, że śmiech w gorsecie to wyzwanie. Może dlatego Aggie tak rzadko się śmiała? A w każdym razie wtedy, gdy wprowadzała Jessicę w świat striptizu, w Vegas. Odkąd była z Jace’em, śmiała się znacznie częściej, a przecież nadal nosiła
gorsety. Jessica odsunęła się od Aggie, otarła łzy i szeroko się uśmiechnęła. – Jestem ci winna przysługę. – Ja też niedługo biorę ślub, na pewno będziesz miała okazję do uratowania mnie od kilku katastrof. Jessica cała się rozpromieniła. To był pierwszy raz, kiedy Aggie wspomniała coś o ślubie. A przecież była zaręczona z Jace’em już prawie od roku. – Wybraliście datę? Pokręciła głową, aż prosta czarna grzywka zatańczyła jej na czole. Miała niemal nieskazitelnie białą skórę. Chyba nigdy się nie opalała. – Czekamy, aż przemówi do nas jakieś miejsce. Czasem po prostu się wie, że tak ma być, i już. – Jessica pokiwała głową. – Pobierzemy się, jak uznamy, że to właściwy moment. Nie spieszy nam się. Zwłaszcza, że w najbliższym czasie nie planujemy dzieci. – Musiałabyś wydzielić w swoim lochu strefę przyjazną dzieciom – zażartowała Jessica. Aggie zaśmiała się gardłowo i głęboko. – Przede wszystkim dlatego w ogóle mi się nie śpieszy. Wolę swój loch takim, jaki jest. A Jace lubi go chyba nawet bardziej niż ja. – Wszystkie twoje gorsety są białe? – wtrąciła Beth. Sądząc po pełnym oczekiwania wyrazie twarzy, od dłuższej chwili czekała na sposobność. – Większość jest czarna. – Pogłaskała Jessicę po głowie. – Ale pióra wyglądają zjawiskowo do białego. Jessica się zarumieniła i zaczęła się śmiać. – Nigdy mi nie dasz zapomnieć o moim striptizerskim przydomku, co? – Nie licz na to. – Aggie mrugnęła do niej i odwróciła się do kuzynki. Gdy Jessica im się przyjrzała, stwierdziła, że są do siebie podobne. Beth nosiła się znacznie skromniej niż Aggie, więc łatwo było przegapić jej urodę. Włosy miała brązowe, nie czarne, a skórę
opaloną od kalifornijskiego słońca, ale łączyły je żywe, jasnoniebieskie oczy, gęste rzęsy, pełne usta i olśniewający uśmiech. Ale Aggie aż wibrowała, a Beth wyglądała, jakby się nie mogła doczekać, aż będzie mogła wrócić do łóżka na drzemkę. Jessica uznała, że przyjaciółka zdecydowanie za dużo się uczy. Musi znaleźć czas, żeby jej pomóc. Kiedy jeszcze mieszkały razem, zawsze się wspólnie uczyły. A poza tym odkąd się wprowadziła do Seda, widywała ją stanowczo za rzadko. – Chodź, zdejmę miarę na twój gorset – zaproponowała Aggie. – Myślę, że będziesz zjawiskowo wyglądać w czerni. Jaki motyw chcesz mieć wyhaftowany? Aggie i Beth pogrążyły się w rozmowie, więc Jessica skorzystała z okazji, żeby sprawdzić, co porabiają jej pozostałe druhny. Elise i Kylie stały na pomoście na tyłach domku i patrzyły w fale. Niebo było już prawie czarne, ale nadal nie padało. Niech wytrzyma do końca ceremonii, potem może sobie lać, ile zechce. Reagan i Rebeka rozmawiały w drugim pokoju o muzyce. Jessica nawet nie planowała się włączać do rozmowy. Myrnę, z Malcolmem na rękach, znalazła w salonie. Karmiła syna. Jessica zerknęła zza oparcia kanapy i aż westchnęła. Mały jedną rączkę trzymał na piersi, a ciemnobrązowymi oczami wpatrywał się w twarz matki. Jessica nie mogła się doczekać, aż przystawi dziecko Seda do piersi, a ono spojrzy na nią oczami tatusia. Już to sobie wyobrażała. – Jest prześliczny – szepnęła. – Nie mogę się nie zgodzić – zaśmiała się Myrna i pogłaskała chłopca po policzku. – Mam takie samo zdanie. Malcolm przestał na chwilę ssać i uśmiechnął się do Jessiki, nie wypuszczając przy tym piersi z buzi. Jessica do niego zaćwierkała. Była w tym maluchu totalnie zakochana. – On chyba ma do ciebie słabość – uznała Myrna. – Złamiesz mu serce, jak za godzinę poślubisz jego rywala. Za godzinę? Jessica zerknęła na zegar wiszący w rogu pokoju, nad telewizorem. Dopiero co minęła dziesiąta. Rzeczywiście, za godzinę z kawałkiem będą już po ślubie.
Zakręciło jej się w głowie, więc obeszła kanapę i ciężko opadła na poduszki. – Powinnam chyba sprawdzić, czy wszystko jest gotowe. – Zaufaj ludziom, którzy się tym zajmują – zaproponowała Myrna. – Wszystko pójdzie zgodnie z planem. A jeśli nie… – Wzruszyła ramionami. – Nieważne, jeśli tylko w efekcie tego wszystkiego poślubisz ukochanego mężczyznę, prawda? Jessica nie była do końca przekonana, ale pokiwała głową, bo słowa Myrny brzmiały rozsądnie. – Prawda. Gdy Malcolm skończył jeść, Myrna położyła go sobie na ramieniu i poklepała po pleckach. Chłopiec beknął jak z armaty. Jessica zachichotała. – To na pewno odziedziczył po ojcu! – Myślisz? Myślałam, że to po mnie! – Myrna też się śmiała. – Mogę go potrzymać? – spytała Jessica. Nic nie ukoi jej nerwów lepiej niż chwila na przytulanie jej ulubionego przyszłego gitarzysty. Myrna podała jej Malcolma i podniosła się. – Pójdę poszukać moich butów. – Wygładziła gorset eleganckiej, czerwonej sukni. – Zaraz wrócę. – Nie śpiesz się – uspokoiła Jessica. Malcolm natychmiast wyciągnął rękę do jej welonu, ale w samą porę odsunęła go na długość ramienia. – Kto jest niegrzeczny? – spytała cienkim głosem i zrobiła śmieszną minę. Malcolm zachichotał i parsknął, wydmuchując przy okazji kilka bąbelków śliny. – O! Nauczyłeś się czegoś nowego? – Ona też parsknęła. Odpowiedział drugim parsknięciem, co w praktyce wyglądało raczej jak ćwiczenia z wyprodukowania jak największej ilości śliny. Kontynuowali ten parskający dialog, aż Malcolm nieoczekiwanie szeroko otworzył oczy, a potem ulał trochę mleka. Tym razem Jessica nie wykazała się refleksem i ciepły płyn znalazł się między jej piersiami; częściowo spłynął po sukience, zbierając
się w małe jeziorko na kolanach. – Cholera! – Poderwała się, trzymając Malcolma w wyprostowanych rękach, i spojrzała w dół, żeby ocenić skalę zniszczeń. – Ratunku! – krzyknęła. – Malcolm właśnie zwymiotował na moją suknię! Chłopiec zacisnął usteczka, a broda zaczęła mu drżeć. Czarne oczy wypełniły się łzami. Załkał tak rozpaczliwie, że Jessice natychmiast zmiękło serce. – Ciii, nie płacz – zaćwierkała i lekko go ukołysała. Nie mogła go przytulić, żeby nie rozmazać plamy po jego rozkosznym, miniaturowym smokingu. Wszystkie druhny przybyły na pomoc. Myrna wzięła Malcolma i próbowała go uspokoić. Beth ścierała mleko, Elise osuszała, a Aggie pobiegła do kuchni po mokry ręcznik. – Tyle dobrego, że mleko jest białe – stwierdziła Reagan. – Nie będzie bardzo widać. Czy coś jeszcze mogło pójść źle?, zapytała się w duchu Jessica. W tej samej chwili otworzyły się drzwi do domku i wpadła jej matka z miną bardziej grobową niż śmierć na własnym pogrzebie. – Trzeba odwołać ślub – oznajmiła. Zdaje się, że jeszcze wiele spraw mogło pójść źle…
Rozdział 3 Sed obserwował w lustrze swoje żałosne starania o zawiązanie tego kretyńskiego krawata. Nie wyglądało to jak zwykły krawat, było okropnie szerokie, a tkanina bardzo cienka. Przypominało za długą serwetkę. Musznik, nazywała to Jessica. Idiotyczna nazwa. Podjąwszy czwartą próbę, zaczął się zastanawiać, czy Jessice będzie bardzo przykro, jeśli wyrzuci tę szmatę do kosza i powie, że zgubił. Kiedy po piątej próbie uznał, że wygląda jak klaun, poddał się i wyszedł z sypialni Briana, żeby poprosić o pomoc. Tak, musiał to zrobić. On, gwiazda rocka, wokalista o złej reputacji, szedł do kolegów po radę, jak zawiązać krawat. Wszystko po to, żeby uszczęśliwić miłość swojego życia. – Czy ktoś przypadkiem umie wiązać te popieprzone krawaty? – spytał. Ku swojemu zaskoczeniu zauważył, że wszyscy są już ubrani, z krawatami włącznie. Świetnie, czyli jest jedynym debilem, który nie umie sobie tego szajsu porządnie zawiązać. – Na górę, pod spodem, dookoła i przez dziurkę – wyjaśnił Eric, a potem przełożył słowa na gesty. – Nam zawiązał Jace – pocieszył go Brian, a Eric zerknął na niego groźnie, bo nie dał mu się z Seda ponabijać. – Jace? – Jest ślubnym ekspertem – poinformował Trey, wskazując na Jace’a, który był czerwony ze złości, a jednocześnie starał się wyglądać jak twardziel. – W życiu bym się nie spodziewał. – Mama grała na organach i pianinie z okazji ślubów – wyjaśnił Jace. – A ponieważ nie chciała zatrudniać opiekunki, zmuszała mnie, żebym z nią chodził. Nauczyłem się paru sztuczek. – Wzruszył ramionami, jakby zupełnie normalne było, że młody chłopak uczy się „paru sztuczek” na temat ślubów. – Cóż mogę powiedzieć? Byłem uroczym małym chłopaczkiem. – Pamiętaj, że jesteś niski – wtrącił się Eric. – Nadal jesteś uroczym małym chłopaczkiem. – Uszczypnął Jace’a w policzek i
pociągnął za skórę. Jego twarz przybrała komiczny wyraz. – Wal się, Sticks – warknął Jace i spróbował oderwać jego dłoń. – Jaka śliczna twarzyczka! – brnął Eric, rozciągając policzki Jace’a jeszcze bardziej. – W poprzednim wcieleniu musiał być ślubną wróżką, a w tym używa ciała uroczego małego chłopaczka, dla ściemy. Puścił policzki Jace’a i pacnął go w ramię. Jace nie zareagował, ale Sed był pewien, że się zemści, kiedy Eric nie będzie się tego spodziewał. – Siadaj, zawiążę ci – zaoferował za to Sedowi. Sed usiadł na pufie, a Jace stanął za nim i zaczął wiązać jego krawat. Sed czuł, że będzie się musiał potem jakoś dowartościować jako mężczyzna. Inny koleś się nad nim pochyla i wiąże mu krawat. Facet niebędący jego ojcem. Ojciec nie mógł tego zrobić, bo zmarł kilka miesięcy temu. Ale czy gdyby żył, wiedziałby, jak się wiąże taki idiotyczny gadżet? Sed wątpił. Jego tata był pracownikiem fizycznym i miał tylko jeden krawat, na gumce, który wkładał wyłącznie w niedziele. I włożył do trumny. Jace skończył i trzepnął Seda w ramię. – No, już. – Dzięki – burknął Sed. Spojrzał na staranny węzeł pod szyją, z perfekcyjnymi plisami po obu stronach. – Jace, ty cipo, naprawdę byłeś ślubną wróżką! Nie spodziewał się, że w następnej sekundzie Jace go powali na ziemię. Eric popchnął Jace’a i po chwili wszyscy szamotali się na podłodze w plątaninie umięśnionych ciał i młócących ramion. Nie był w stanie wyprowadzić ani jednego ciosu. Podejrzewał, że wszyscy czuli się poirytowani poziomem udomowienia, do jakiego ich zmuszono, więc zachowali się jak sekstet niedojrzałych kretynów. Nawet Dave zszedł z wózka i do nich dołączył. Sed od razu poczuł się lepiej. Co prawda jego perfekcyjnie wyprasowany smoking nie wyjdzie na tym dobrze, ale chrzanić to, nawet jeśli dzisiaj nie wszystko pójdzie zgodnie z planem, jakoś to z Jessicą przeżyją. Jedyne, co mogłoby mu dzisiaj popsuć humor, to gdyby
go wystawiła do wiatru przy ołtarzu. Ale tego nie zrobi. Drugi raz go nie porzuci. Nie mogłaby. Prawda? Oczywiście, że nie. Sed złapał czyjąś rękę i usłyszał krzyk bólu, wydostający się z ust Treya. Jakieś kolano wylądowało niepokojąco blisko jego krocza, więc cały się napiął. Dobra, gdyby został kastratem, to też by się liczyło jako zepsucie dnia. Ze swoją piątą kończyną wiązał wielkie plany na ten wieczór. – Koniec! – wrzasnął, a zaraz potem stęknął, bo dostał łokciem w żołądek. Trochę trwało, zanim wszyscy poczuli się zaspokojeni, ale w końcu się pozbierali, wsiedli do należącego do Blake’a vana, przystosowanego do przewozu wózków inwalidzkich, i ruszyli na plażę. Sed wpatrywał się w ciemne niebo. Zerknął na Erica, który prowadził. – Deszcz chyba nie ośmieli się lać na moim ślubie, co? – Deszcz na ślubie Sedrica Lionhearta? – No. – Deszcz na ślubie Pana Wokalisty, Rockowego Bóstwa, Pana Wszystko pod Kontrolą? Szefa Całego Świata? – Czyli nie? – Sed zmarszczył się groźnie w stronę czarnych chmur. Miał nadzieję, że jak je nastraszy, wrócą na swoje miejsce. – Oczywiście, że nie – parsknął śmiechem Eric. – Tak też myślałem – odetchnął Sed, ale nie był do końca przekonany, czy do chmur to dotarło. Zaparkowali na jednym z dwóch wolnych miejsc dla niepełnosprawnych. Cała ulica i niewielki parking zastawione były autami. – Dave, mistrzu – zażartował Eric – przydajesz się nie tylko do realizacji koncertów. Mamy najlepszą miejscówkę! Sed wyciągnął rękę i walnął go za taki głupi żart, ale Dave tylko się roześmiał. – Zostawię sobie te plakietki, nawet jak już wstanę z wózka –
oznajmił. Tylko czy to kiedyś nastąpi? Sed miał wątpliwości. Dave dochodził do siebie; kiedy było trzeba, potrafił już zrobić parę kroków, ale to tyle. Jego rehabilitację wciąż przerywał plan koncertów i chociaż jego siostra, Rebeka, pomagała mu wzmacniać osłabione mięśnie, nie mogło to zastąpić profesjonalnej rehabilitacji. Może trzeba by nająć kogoś, kto by z nimi pojechał w trasę? Nie mieli żadnego problemu z tym, że Dave porusza się nie wózku, a sprzęt dostosowali już do jego wymagań przed trasą z Exodus End, ale wiedział przecież, że Dave chce robić postępy, a w trasie nie mógł ćwiczyć. Dwutygodniowa przerwa przed wylotem do Europy była konieczna, żeby zdążyli wyprawić sprzęt za ocean. I żeby Sed miał szansę na porządny miesiąc miodowy, zanim wróci do pracy z żoną u boku. Czekał, aż chłopaki wysiądą, a sam patrzył na mały domek przy plaży, w którym, jak wiedział, do ceremonii przygotowuje się Jessica. Ukłucie tęsknoty wprawiło jego stopy w ruch. Nie mógł już dłużej czekać, tak bardzo chciał ją zobaczyć. – Jesteś! – dobiegł go z plaży głos matki. – Już myślałam, że się spóźnisz na własny ślub. Stanął jak wryty. Z jednej strony się cieszył, bo go powstrzymała przed wtargnięciem do domku plażowego i popsuciem wszystkiego, z drugiej cały się w środku zjeżył, że mu zrujnowała plany. – Ojej – szepnęła, obejmując go. – Jaki jesteś przystojny! – On też ją mocno przytulił i podniósł. Gdy wreszcie puścił, opuszkami palców osuszyła załzawione oczy. – Obiecałam sobie, że nie będę dziś płakać. A tu proszę bardzo, pojawiasz się taki piękny i dorosły w tym smokingu. Teraz już na pewno nie dotrzymam słowa. – A czego się spodziewałaś, mamo? Że przyjdę w skórze i podkoszulku? Roześmiała się i poklepała go po policzku mocniej, niż było trzeba. – Może i tak – przyznała. – Szkoda, że twój ojciec nie może
tego zobaczyć. – W oczach zebrały jej się nowe łzy. Sed znów ją uściskał, głównie po to, żeby nie widzieć smutku w jej zmęczonych niebieskich oczach. Bardzo się postarzała przez te dwa miesiące, które minęły od śmierci taty. – On tu jest – szepnął jej do ucha. – Przecież wiesz, że tego by nie przegapił. – Pokiwała głową, a potem się odsunęła i znów otarła twarz. – Coś czuję, że siedzi w tych czarnych chmurach, żebym się bardziej denerwował. Roześmiała się. – To w jego stylu. Ale byłby z ciebie bardzo dumny. Jak zawsze. – Nie doprowadzaj mnie do łez, bo mi się rozmaże maskara. – Zatrzepotał rzęsami, oczywiście bez śladu tuszu. Teraz śmiała się już na cały głos i skorzystała z ramienia, które jej podał. – Chodź. Pokażę ci, gdzie masz stanąć. Przez ramię zerknęła jeszcze na wciśniętych w smokingi gwiazdorów rocka, którzy się wygłupiali za ich plecami. Tylko Trey się nie wydurniał. Przyciskał Ethana, jednego z gości, do bocznych drzwi auta i serią głębokich pocałunków manifestował niesłabnącą żądzę. – Chłopcy! – zawołała mama Seda, a oni spojrzeli w jej stronę. Nawet Trey przerwał to, co robił, żeby posłuchać. – Idźcie do domku, tam dostaniecie dalsze instrukcje. Liczył, że jego przyjaciele zrobią, co im kazano, więc sam poszedł za matką na plażę. W przejściu między białymi składanymi krzesłami leżał przykryty dywanem kawałek dykty. Dywan pasował kolorem do czerwonych róż, zdobiących wszystko wokół. – Zawsze się tu kładzie dyktę? Pokręciła głową. – Nie, ale martwiliśmy się, że wózek Dave’a utknie w piasku. Uśmiechnął się. – Pomyślałaś o wszystkim! Westchnęła głęboko i dotknęła dolnej wargi.
– Mam nadzieję. Zależy mi, żeby to był idealny dzień dla ciebie i Jess. Gdybym tego nie chciała, już kilka godzin temu zatłukłabym jej matkę świecznikiem i rzuciła na pożarcie rekinom. – I tak jesteś cierpliwsza niż ja. Czy ona się nie powinna zajmować weselem? Czemu ci zawraca głowę? – Nie mam pojęcia, ale wisi na mnie od dwóch godzin, a mnie trafia szlag. Kiedy nie patrzę, wprowadza zmiany. Zarezerwowała miejsca dla jakichś popularnych aktorów, których ty nawet nie znasz. A naszą babcię przesadziła do trzeciego rzędu, skąd nic by nie zobaczyła! – Sed rozejrzał się wśród zgromadzonych gości i zlokalizował charakterystyczne niebieskawe włosy babci. Siedziała w pierwszym rzędzie. – Tę bitwę wygrałam – potwierdziła jego matka. – Chyba dziś wreszcie powiem tej kobiecie, co o tym wszystkim myślę. Nam obojgu z Jessicą grała na nerwach, ale tym razem przesadziła. – Nie zaczynaj małżeństwa od wojny. Niedługo to wszystko się skończy i znów będzie udawała, że nie istniejesz. – Oby! Razem z matką obeszli zajęte przez gości miejsca i ruszyli w stronę oceanu. Wielkie fale z hukiem wtaczały się na plażę. Musiał szaleć sztorm. Potężna masa jaśniejszych chmur trzymała te czarne, najgroźniejsze, z dala od brzegu. Widział linię demarkacyjną wyrysowaną na niebie. Sed zmienił zdanie: jego tata nie krył się w chmurach: on był tą linią, siłą trzymającą je z dala. – Dzięki, tato – szepnął pod nosem. Przywitał się ze swoimi gośćmi. Była to w dużej mierze rodzina, ekipa obsługująca trasę i grający z nim muzycy. Z lekkim obrzydzeniem patrzył na rockmanów w eleganckich strojach: garnitury i kolczyki, krawaty i tatuaże. Nie miał zbyt wiele czas na witanie się z gośćmi siedzącymi po stronie Jessiki, ale z tymi kilkoma osobami, które znał z imienia, wymienił uprzejmości. Jej rodzina i przyjaciele wydawali się trochę onieśmieleni mieszanką łobuzów z niczym niewyróżniającymi się szarymi myszkami po jego stronie, ale kilkoro prawników, gości Jessiki, serdecznie
powitało jego gości, wyglądających na nieco mniej praworządnych obywateli. Kilku osobom, które znał z telewizji, podziękował za przybycie, ale nie był w stanie przypasować nazwisk do twarzy. Ciekaw był, czy Jessica ich zna. Nigdy nie mówiła, że wśród jej znajomych są gwiazdy telewizji, ale z drugiej strony w Los Angeles nie należało to do rzadkości. Zajął miejsce obok kapelana, uścisnął ręce temu znudzonemu sobowtórowi Jezusa, a potem odwrócił się do namiotu, z którego za chwilę wyłoni się jego narzeczona. Wśród zgromadzonych przeszedł szmer, gdy kwartet złożony z harfy, fletu, wiolonczeli i skrzypiec zaczął grać piosenkę, którą razem z Jessicą wybrali jako tło dla orszaku. Co prawda nie zgodziła się na jego pomysł z Bark at the Moon, ale przynajmniej spytała go o zdanie, zanim bezceremonialnie odrzuciła propozycję. Wytarł dłonie o spodnie. Dlaczego tak się nagle spociły? Przecież nie miewał tremy, a jednak żołądek mu się skręcał. Serce podskoczyło mu do gardła, gdy rozsunięto białe, przejrzyste zasłony. Ale to nie Jess szła na czele, tylko jej przyjaciółka Beth z Dave’em. Jego wózek został przystrojony kwiatami i białą wstążką. Sed się uśmiechnął, kiedy w połowie drogi Dave zaczął się popisywać siłą górnej połowy swojego ciała i przejechał kawałek na jednym kole. Zdaje się, że popisywał się przed tą uroczą brunetką, co nie było w jego stylu. Sed zaczął się zastanawiać, czy coś ich łączy. Gdy do niego dotarli, rozdzielili się. Dave zatrzymał się po stronie Seda, a Beth zajęła miejsce obok Jessiki, która w końcu się tam znajdzie. Uśmiechnęła się do niego, a on sobie uświadomił, że ona, w przeciwieństwie do niego, już ją dzisiaj widziała. Boże, nie mógł się już doczekać swojej panny młodej. Czuł się, jakby miał zaraz wyskoczyć ze skóry. Żeby Dave’owi łatwiej było manewrować, wprowadzili kilka zmian w tradycyjnym porządku procesji, więc jako następny z namiotu wyłonili się świadek Seda, Brian oraz jego żona Myrna. Między sobą trzymali dziecięce nosidełko przystrojone różami i pękami małych, białych kwiatków. Sedowi zdawało się, że nazywa się je gipsówką. W nosidełku, piastując na kolanach poduszkę, do
której przytroczono wstążką dwie złote obrączki, spoczywał najsłodszy na świecie dzidziuś od podawania obrączek, który zasnął w czasie pełnienia obowiązku. Myrna i Brian ruszyli w stronę Seda, niosąc między sobą syna. Uśmiechnął się do nich. Wiedział, że widać mu dołeczki w policzkach, ale tym razem mu nie przeszkadzało, że podkreślają jego szczęście. Wiatr okręcał zjawiskową, czerwoną suknię Myrny wokół jej nóg. Sed zerknął na czarne niebo i odmówił krótką modlitwę, żeby wytrzymało przynajmniej do chwili, gdy Jessica zostanie jego żoną. Pragnął, żeby ta chwila była dla niej idealna, a potoki deszczu nie mieściły się chyba w niczyjej definicji ideału. Niestety, chmury trzymające straż przesunęły się w stronę brzegu. Cholera! Jeszcze dziesięć minut, niech złożą przysięgę i będzie sobie mogło lać do woli. Wiedział, jaka Jessica będzie załamana, jeśli jej wymarzony ślub na plaży się nie uda. Tak ciężko pracowała nad przygotowaniami i tak się starała, żeby brał w nich udział. Zrobiłby wszystko, żeby ten dzień spełnił jej oczekiwania, ale jakim cudem miałby powstrzymać deszcz? Gdy Brian i Myrna dotarli do końca plażowej nawy, rozdzielili się. Brian wziął nosidełko i ustawił je na postumencie, żeby wszyscy goście widzieli chłopca trzymającego obrączki i mogli rozpływać się w pełnych zachwytu achach i ochach. Czarne jak węgiel włoski Malcolma jak zwykle stały pionowo. Sed nie mógł się powstrzymać od wyciągnięcia palca i pogłaskania chłopczyka po maleńkiej rączce. Boże, nie mógł się już doczekać swojego pierworodnego. Jeszcze tylko siedem miesięcy. Dziecko rosnące w łonie Jessiki już zawładnęło jego sercem i duszą. Ale ponieważ na swojego malucha musiał jeszcze poczekać, zadowalał się dopieszczaniem synka Briana. Malcolm mocno złapał go za palec. Drugą rączkę podniósł do ust i przez sen zaczął mocno ssać. – Mocny chwyt ma po mnie – szepnął Brian – ale ssanie odziedziczył po matce. Sed wybuchnął śmiechem i zerknął na Myrnę, która oczywiście nie słyszała, co mówi jej mąż.
Coś zaczęło się dziać przy wyjściu z namiotu. Jess? Nie. Jeszcze nie. Między gośćmi szli teraz Eric i Rebeka. Suknia Myrny była długa i elegancka, ale Rebeka wybrała krótką i zadziorną, jak ona sama. Miała za to dokładnie taki sami kolor jak suknia Myrny. Pasowały do niego pasemka we włosach Rebeki. Na tę okazję Eric ufarbował swoje tradycyjnie kolorowe pasmo włosów na taki sam odcień czerwieni. Ponieważ sami niedawno brali ślub, pozwolili sobie na złamanie ceremoniału i wymianę pocałunków zanim się rozdzielili. Eric zajął miejsce za Brianem, a Rebeka za Myrną. Następni byli Aggie i Jace. Jej suknia miała głęboki dekolt, a tuż pod nim biegła tasiemka, utrzymująca biust na miejscu i zwracająca uwagę na imponujący przedziałek między piersiami. Długie, czarne włosy w większym stopniu zakrywały jej porcelanową skórą niż czerwony jedwab otulający krągłości. Czerwona szminka i paznokcie pasowały do sukienki, szpilek i bukietu czerwonych róż, który niosła. Odcieniem dopasował się też rumieniec na policzkach Jace’a. Sed nie miał pojęcia, czego on się tak wstydzi. Z takiej kobiety powinien być dumny! Chociaż może po prostu tak na niego działała narzeczona. Sed nie miałby pretensji, gdyby tak było. Aggie była uosobieniem seksu. Gdy na moment zatrzymali się przed Sedem, Aggie najpierw uszczypnęła Jace’a w tyłek, a potem go poklepała, uśmiechając się diabelsko. Następnie mrugnęła do Seda jasnoniebieskim okiem i ustawiła się za Rebeką. Jace dziwnie sztywno dotarł na swoje miejsce za Erikiem, a Sed dałby głowę, że nogi nie były jedynymi sztywnymi częściami jego ciała. Kątem oka dostrzegł coś białego w wejściu do namiotu i błyskawicznie odwrócił głowę. Jess? Cholera jasna, nadal nie. To tylko wiatr wywiał białą zasłonkę na zewnątrz. Zacisnął dłonie w pięści i głęboko odetchnął. Na chodniku między krzesłami pojawili się Trey i Reagan. Koleżanki Jessiki ze studiów zaczęły natychmiast ćwierkać między
sobą, gdy Trey obdarzył je jednym ze swoich rzucających na kolana uśmiechów. Reagan miała na nogach te same co zwykle glany, a do tego sukienkę w stylu lat pięćdziesiątych. Nerwowo ją wygładzała i zerkała do pierwszego rzędu, gdzie siedział Ethan, jej drugi chłopak. Który wiele razy ją zapewniał, że nie ma nic przeciwko temu, że to nie on przejdzie u jej boku w czasie ślubu, jako że z Sedem prawie się nie znali. To Treya Sed i Jessica zaprosili na przyjęcie, a Sed kazał mu wybrać, które ze swoich kochanków weźmie z sobą. Widocznie Trey uznał, że Ethan, były policjant i ochroniarz, nie będzie szczęśliwy, stojąc w sukience druhny u boku Jessiki. Ale chociaż Ethan od razu się z tym pogodził, Reagan wcale ten żart nie bawił. Sed nie miał pojęcia, jakim cudem ich układ wciąż się trzyma. Do takich niezręcznych sytuacji musiało dochodzić raz za razem. Na szczęście Ethan szeroko się do Reagan uśmiechnął, a ona wreszcie trochę się odprężyła. Może się bała, że mimo wszystko uczucia Ethana zostały urażone? Trey w ogóle tych niuansów nie zauważył. Uznawał takie małe potknięcia za element związku, który koniec końców czynił go szczęśliwym. Sed uważał, że był on stworzony do płynięcia z prądem. Gdy Trey go minął, Sed się odwrócił i spojrzał na czterech stojących za nim mężczyzn. Nigdy nie wątpił w swoich braci z zespołu. Zawsze przy nim byli, nieważne, czy atakowała powódź, piekło czy mordercze teściowe. Ale kiedy teraz na nich patrzył, nerwowo podrygujących w tych kretyńskich smokingach i krawatach, które włożyli tylko dla niego, uśmiechnął się. Z nimi za plecami i z Jess u boku był szczęśliwy. Więcej mu nie było trzeba. Czas już naprawdę, żeby zajęła swoje miejsce. Wciągnął głęboko powietrze i odwrócił się w stronę wyjścia z namiotu. To oczekiwanie go wykończy. Czekanie w kulisach przed wyjściem na scenę nie miało z tym nic wspólnego. Na końcu czerwonego dywanu pojawiła się Elise pod rękę z ich kuzynem Waynem. No litość boską, ile osób przyszło na ten ślub? Tysiąc? Elise uśmiechnęła się do Seda tak promiennie, że mogłaby
rozświetlić całe niebo. I chociaż jej obecność oznaczała znów dłuższe oczekiwanie na gwiazdę tej imprezy, na jej widok przepełniła go duma. Nie wiedział, kiedy jego siostrzyczka stała się kobietą, ale był przekonany, że jej sukienka odsłaniała stanowczo za dużo ciała. Będzie musiał później zamienić kilka słów na ten temat z Jessiką. Czemu Elise nie ubrała się w to, co podobało się jemu? W tę sukienkę z golfem i pasujący do niej żakiet? Elise mrugnęła do niego i zajęła miejsce. Sed jęknął, gdy z namiotu wyszła jego druga, zwykle rozsądniejsza, młodsza siostra. Sukienka Kylie okazała się nawet jeszcze bardziej wyuzdana niż Elise. Jeśli któryś z kolegów Jessiki z praktyki adwokackiej choćby zerknie na jego siostry, on na weselny obiad zje prawnicze jaja! Chłopaki z jego zespołu dobrze wiedzieli, że jego sióstr nie wolno tknąć, ale i tak się cieszył, że ich pilnują własne kobiety. Tu mógł odetchnąć. Ale tylko trochę. Musiał mieć oko na innych rockmanów, którzy czaili się w tłumie gości. Zwłaszcza na Dare’a Millsa. Sed wiedział z pierwszej ręki, jaki był, i nie życzył sobie, żeby któraś z jego sióstr choćby się do niego zbliżyła. Rozległy się pierwsze nuty marsza weselnego. Sed się wyprostował i obrócił głowę, żeby ujrzeć wreszcie jedyną istotę, którą chciał dzisiaj widzieć. Jego serce. Jego Jessicę. Dwóch odźwiernych rozchyliło poły wejścia do namiotu, żeby odsłonić przed zgromadzonymi pannę młodą. Sedowi zaparło dech w piersi. A potem jego serce rozpadło się na milion kawałeczków i pociemniało mu przed oczami. Jessiki tam nie było.
Rozdział 4 Jessica wyrwała matce bukiet. – Mam już dość! Od miesięcy doprowadzasz mnie do szału. Jeśli chcesz obserwować ceremonię – świetnie, ale to jest mój dzień, nie twój. Nie mam ochoty teraz na ciebie patrzeć! Mam w dupie, że Johnny Depp nie przyszedł i nie, nie ma mowy, nie zaczekamy jeszcze chwilki, bo może się spóźni! W przerwie na zaczerpnięcie tchu usłyszała szarpane wichrem nuty marsza weselnego. W panice wytrzeszczyła oczy, obiema rękami podkasała suknię i ruszyła do wyjścia z namiotu, gdzie powinna była stać jeszcze przed rozpoczęciem walca. Zasłony zostały już rozsunięte, więc jej wielkie entrée i tak szlag trafił. Ale wszystko to straciło znaczenie, gdy tylko ujrzała swojego narzeczonego. Sed zacisnął szczęki i twardo wpatrywał się w ziemię. Widziała po jego zdruzgotanej minie, że uznał, że go wystawiła. Nie. Nie, nie, nie! Nie tak to miało wyglądać! Odźwierni mieli rozsunąć zasłony, a wtedy ona powinna była spojrzeć Sedowi w oczy i powoli, tak jak wyćwiczyła, ruszyć w jego stronę, ani na chwilę nie odrywając od niego oczu. Miłość miała między nimi iskrzyć i wyczekiwać dotyku, fizycznego zetknięcia, które dopełni łączności dusz. Ale on nawet na nią nie patrzył. – Sed! – krzyknęła. A potem ruszyła do niego biegiem, zanim zdążył w ogóle się ruszyć. Podniósł głowę, a gdy ją zobaczył, zatoczył się na Briana, jakby kolana się pod nim ugięły. Chciała przeprosić za to, że się przestraszył i pomyślał, że wystawiła go przy ołtarzu. Ale najbardziej ze wszystkiego chciała na niego patrzeć. Nigdy jeszcze nie wyglądał tak atrakcyjnie. Nie kochał jej tak jak teraz. Nie był bardziej jej. Stanęła jak wmurowana, dotarłszy do pierwszego rzędu
starannie udekorowanych krzeseł, choć aktualnie dekoracjami pomiatał wiatr, gniotąc kwiaty i plącząc wstążki. Ale to nie miało znaczenia. Tylko on się liczył. Był idealny. Marsz weselny ucichł i usłyszała szepty na temat sceny, którą właśnie zrobiła. Ale przecież ci ludzie ją znali. Powinni być przyzwyczajeni do scen. – Kto wydaje tę kobietę za mąż? – spytał niezrażony kapelan, który robił swoje, nie zważając na okoliczności. Szepty ucichły i wszyscy wpatrzyli się w puste miejsce u boku Jessiki, gdzie powinna była stać jej matka, żeby wydać ją mężowi. W każdym razie taki był plan. – Ja sama się wydaję – zapewniła szybko Jessica. – Nie jestem własnością mojej matki. Sed się zaśmiał, aż w policzkach pojawiły mu się dołeczki. Wyciągnął do niej silną, umięśnioną rękę. Serce jej zadudniło jak zawsze, gdy znajdował się obok. Przysunęła się do niego. Nie wiedziała, które z nich trzęsło się bardziej, ale żadne nie stało bez ruchu, gdy czekali, aż Myrna zrobi co w jej mocy, żeby w obliczu wichru ułożyć welon. Może przynajmniej przysięga będzie tak malownicza, jak zaplanowali. Tło wyglądało zgoła inaczej, niż miała w planach: niebo było niemal czarne, ocean zalewał plażę rozwścieczonymi falami, a jej nieszczęsny bukiet wyglądał zupełnie inaczej, niż powinien. Za to jej mężczyzna… Jej mężczyzna olśniewał w dopasowanym czarnym smokingu, z szerokim uśmiechem i oczami pełnymi miłości. I odrobiny humoru. Gdyby zaczął się z niej teraz śmiać, to chyba by… Chyba by… się przyłączyła. Tak naprawdę niewiele jej było trzeba, żeby zacząć się histerycznie śmiać, chociaż sama nie wiedziała dlaczego. Jej idealny dzień nie był ani trochę idealny, ale z jakiegoś niezrozumiałego powodu miała to w głębokim poważaniu. Nic tego dnia nie zepsuje, jeśli tylko Sed wygłosi słowa swojej przysięgi z takim przekonaniem, z jakim ona zamierzała wygłosić swoją. Wiatr ryczał tak głośno, że prawie nie słyszała kapelana, ale
ponieważ sami napisali słowa swoich przysiąg, nie potrzebowała podpowiedzi. Znała je na pamięć. – Dla ciebie oddycham – zaczęła, zapatrzona w hipnotyzujące niebieskie oczy Seda i patrzyła tak, aż wiatr wpakował jej do oka ziarnko piasku. Musiała potrzeć powiekę, choć z całą pewnością rozmazała sobie makijaż i wyglądała teraz jak jednooki szop. – Co? – wrzasnął Sed. – Nie słyszę cię! – Dla ciebie oddycham! – powtórzyła, także wrzeszcząc. – A, to ja też! Zapomniał słów? To zrozumiałe. Pewnie był zdenerwowany, a żadne z nich nie słyszało brzęczenia kapłana. Pozbyła się piasku z oka i znów spojrzała na Seda. Zaciskał usta, jakby z trudem nad sobą panował. Mówiła dalej. To ważne, żeby wygłosili słowa przysięgi, nawet jeśli tylko oni je słyszeli. – Z każdą chwilą kocham cię bardziej! – krzyknęła. – Ja ciebie też! – Obiecuję, że będę stała przy tobie zawsze, mimo burz… – Mimo burz? – upewnił się. – Tak. Nawet takich, jak ta. – Kocham cię! – oświadczył na cały głos. – Jesteś dla mnie najważniejsza. Nie chcę przeżyć ani chwili bez ciebie. – Ja też cię kocham! – Nie taką treść przysięgi zaplanowała, ale biorąc pod uwagę, że zaczynała już chrypnąć od wrzasku, będą musiały wystarczyć. – Chcesz zostać moją żoną? – Tak! Na zawsze. A ty chcesz być moim mężem? – Jasne! Inaczej by mnie tu nie było. – Gwałtownie wyciągnął rękę do Briana, który aż podskoczył. – Obrączki! – Brian szybko odwiązał dwa złote krążki od poduszki Malcolma i podał je Sedowi. – Ta obrączka mówi światu, że jesteś moja i tylko moja – oznajmił i wsunął ją Jessice na palec. – Ta obrączka mówi wszystkim napalonym sukom, że jesteś poza zasięgiem – odparła i włożyła obrączkę jemu. Już nawet nie pamiętała, co planowała powiedzieć. Mówili
spontanicznie, od serca. Oboje byli zazdrośni i zaborczy, więc czemu nie wpleść tego w tok ceremonii ślubnej? Odwrócili się do kapłana, który wyglądał, jakby miał do czynienia z parą wariatów. Zresztą Jessica nie miała wątpliwości, że tak właśnie było. – Czy to już…? – spytał niepewnie. Pokiwali głowami. – W takim razie ogłaszam was mężem i żoną! Możesz pocałować pannę młodą. Sed przyciągnął Jessikę do siebie i w chwili, gdy zetknęły się ich usta, otworzyło się niebo i lunęły z niego potoki deszczu. Jessica prawie nie słyszała płaczu Malcolma ani przerażonych okrzyków gości, którzy rzucili się do ucieczki. Wszystko zbladło, gdy Sed ją całował. Rzuciła na ziemię bukiet, żeby móc dotknąć dłonią jego policzka. Potoki zimnego deszczu spływały mu po twarzy, a następnie po jej dłoni i nadgarstku, żeby płynąć strumieniami z jej łokcia. Wiatr w końcu dobrał się do jej welonu, wydarł go spod spinek i koków, a następnie porwał w powietrze. Nie przejmowała się tym. Myślała tylko o całowaniu swojego męża. Może ta pogodowa katastrofa zrujnowała jej idealny dzień, ale nie zepsuje tego pocałunku. Sed musnął językiem jej górną wargę, więc rozchyliła usta, żeby wpuścić go głębiej. Gdyby nie obejmował jej mocnym ramieniem i nie przyciskał do siebie, upadłaby u jego stóp. Po dłuższej chwili się odsunął i spojrzał jej w oczy. Krople deszczu przeciekały między jego gęstymi rzęsami i płynęły po mocnej szczęce. Wiatr się uspokoił, a deszcz, chociaż wciąż padał, nie zalewał ich już piekielnym potokiem. – Jesteś taka piękna. – Odgarnął jej z twarzy mokre pasma. Jeszcze chwilę wcześniej jej fryzura składała się ze zjawiskowej kaskady luźnych loków, ale teraz włosy miała całkiem mokre. Podejrzewała też, że spływająca maskara uczyniła z niej doskonałą sobowtórkę Alice’a Coopera. – Skoro tak twierdzisz… – Uśmiechnęła się i dotknęła jego twarzy. – Czemu mnie nie uprzedziłeś, jaki jesteś seksowny w przemoczonym smokingu?
– Nie chciałem ci zepsuć niespodzianki – Więc to ty zamówiłeś deszcz? – Spojrzała w niebo. Nachylił się i szepnął jej do ucha: – Nie, ale Bóg musiał się chyba wystraszyć, że jak będę za bardzo napalony, zerżnę cię tutaj, na oczach wszystkich. – I wystarczył mały deszczyk, żeby cię poskromić? – To krótkotrwały efekt. – Przepraszam, że się spóźniłam. – Objęła go w talii i potarła nosem jego mokrą pierś. – Ale matka chciała, żebyśmy zaczekali na Johnny’ego Deppa. Wybuchnął śmiechem, głębokim i donośnym, który jednocześnie słyszała i czuła w jego szerokiej piersi. – Przez chwilę myślałem, że zmieniłaś zdanie, bo nagle cię olśniło, że nie chcesz za mnie wyjść. Ujęła jego twarz w obie dłonie i spojrzała mu prosto w oczy. – W życiu. Kto przy zdrowych zmysłach przebrnąłby przez ten cały ślubny koszmar, gdyby nie był pewien na sto jeden procent, że będzie kochał tę drugą osobę do końca życia? – Na pewno nie ja – przyznał ze śmiechem. – Przykro mi, że deszcz zepsuł twój idealny dzień. – Żeby tylko deszcz – westchnęła. – Ale jesteśmy tu oboje, po ślubie. Tylko to się liczy. – Kocham panią, pani Lionheart. Nachylił się, żeby znów ją pocałować. Zadrżała, choć nie była pewna, czy to z zimna, czy z pragnienia, które zaczynało płonąć w jej ciele. Usłyszeli kroki i deszcz nagle przestał na nich padać. Zastąpił go odgłos kropli kapiących na naprężony nylon. Sed przerwał pocałunek i odwrócił głowę. – Będziecie tu tak stali cały dzień? – spytał Eric, bo to on trzymał im nad głowami parasol. – Nie cały dzień – zaprzeczył Sed. – Tylko aż będę miał dość pocałunków. – Czyli cały dzień – stwierdził Eric i uśmiechnął się znacząco.
Sed się zaśmiał. – Może i tak. – Spojrzał na czarny materiał nad nimi. – Trochę za późno z tym parasolem. – Matka Jessiki zawodzi na temat zniszczonej sukni, więc nie miałem wyjścia, musiałem ratować strój. – Jeszcze przed deszczem zniszczyły ją niemowlęce wymiociny – mruknęła Jessica. Sed namacał suwak na plecach i rozsunął go trochę. – Może sobie wziąć kieckę. Ja jestem zainteresowany jedynie kobietą, która jest w środku. – Tylko spróbuj! – pisnęła Jessica i plasnęła go w rękę. – Czy mi się zdaje, czy mi rzuciła wyzwanie? – spytał Sed Erica. – Zdaje się, że tak. – Przekaż gościom, że zobaczymy się na obiedzie. – Mam dostarczyć suknię matce? – spytał Eric i mrugnął do Jessiki, która jakoś nie mogła zamknąć szeroko otwartych ust. – To nie będzie konieczne. – Sed uśmiechnął się zawadiacko, aż pokazał się jeden dołeczek. – Sam jej dostarczę. Przesunął suwak jeszcze o dwa centymetry w dół, a Jessica mu się wyrwała. – Sed! – ostrzegła i zamachała rękami. Przechylił lekko głowę i przesunął językiem po górnych zębach. Wyglądał jak wygłodzony drapieżnik. – Lepiej uciekaj – warknął cicho. Zaczęła szybciej oddychać i poczuła, jak twardnieją jej brodawki. Nie miało to jednak nic wspólnego z chłodem, mogła za to obwiniać tylko głos Seda. Jedną ręką przytrzymała rozluźniony gorset sukni, a drugą zgarnęła tren. Odwróciła się i pobiegła w stronę fal wylewających się na opustoszałą plażę. Piasek wsypał jej się do pantofli, więc zrzuciła je z nóg i ruszyła, jak mogła najszybciej. Chciała, żeby ją złapał. Ale nie tak od razu. Gdy dotarła do brzegu, zimna woda obmyła jej stopy. Poczuła na ramieniu muśnięcie palców, więc ruszyła w przeciwną stronę i zaśmiewała się bez tchu, bo mu umknęła. Biegła po
mokrym, twardym piasku, a woda zalewała jej kostki i łydki. Słyszała za plecami jego kroki. Gdy tym razem złapał ją za rękę, obróciła się gwałtownie i zderzyła się z jego piersią. Aż stracił dech. Wypuściła z ręki tren. Nie interesowało jej, że woda i piasek go zniszczą. Położyła obie dłonie na piersi Seda. Gorset sukni zsunął się trochę, odsłaniając to, co miała pod spodem. Oddychała ciężko po biegu. Spojrzała na niego. Musiała mrugać, bo mikroskopijne kropelki drażniły jej powieki. – Czemu od ścigania cię mam takiego twardego fiuta? – wymamrotał z pretensją. – Bo wiedział, że jak mnie złapiesz, dostanie nagrodę. Zsunęła dłonie po śliskim materiale czarno-czerwonej kamizelki i namacała rozporek. Napierał na jej dłoń, gdy głaskała go przez spodnie. Drugą ręką rozpinała guziki. Unieruchomił jej wargi w głębokim pocałunku i chwycił jej nagie ramiona. Jęknął jej w usta, gdy uwolniła jego potężnego kutasa z ciasnych spodni. Była zachwycona, że nie włożył bielizny. Wiedziała dzięki temu, że planował ją dopaść, jeszcze zanim wieczorem dotrą do ich apartamentu w Malibu. Może naprawdę to on zamówił ten deszcz? Dzięki temu mieli dla siebie te niezwykłe chwile – we dwoje na pustej plaży tuż po burzy. Trzymała go w dłoniach. Był duży, gruby, Delikatnie go gładziła, gdy ją całował. A całował tak, jakby nigdy nie zamierzał przestać. Odsunął się jednak. – Tutaj? – spytał bez tchu. – Na pewno? – Ktoś na nas patrzy? – spytała. Zerknął ponad jej ramieniem w stronę prawie powalonego namiotu ślubnego. – Nie, wszyscy poszli. – W takim razie tutaj – szepnęła. – Teraz. Dotknął jej twarzy i zajrzał w oczy. – Jesteś naprawdę moja? – Byłam twoja od pierwszego dnia, kiedy się poznaliśmy. Teraz jedyna różnica jest taka, że masz to na piśmie.
Zaśmiał się. – Trochę pewności nie zaszkodzi. Nachylił się, żeby skraść jej jeszcze jeden pocałunek. I odebrać jej zmysły. Uklękli jednocześnie. Delikatnie położył ją na mokrym piasku. Co jakiś czas fala obmywała jej stopy i szarpała za tren. Oderwał usta od jej warg i całował najpierw policzki, a potem szyję. Ujął pierś dłonią, a brodą zsunął gorset, żeby móc ssać wrażliwą brodawkę. Ostatnio, z powodu ciąży, były wyjątkowo podatne na pieszczoty. Zamknęła oczy i westchnęła. Odpłynęła pod naciskiem jego ust. Przesunął rękę na jej chronione gorsetem podbrzusze. Rozpierała go duma z powodu ciąży. A Jess nie mogła się już doczekać aż on weźmie na ręce ich dziecko, ukryje ich najcenniejszy skarb w swoich dużych, czułych dłoniach. Będzie cudownym ojcem. Czuła się zaszczycona, że wybrał ją na matkę swoich dzieci. I że uczynił ją swoją żoną. Zsunął się niżej i położył jej głowę na brzuchu. Głaskała go delikatnie po włosach, rozpływajac się w czułości do tego mężczyzny i tej jego części, która złączyła ich na zawsze: rosnącego w niej życia. Ale kiedy zjechał jeszcze niżej i włożył ręce pod suknię, pożądanie szybko zastąpiło czułość. Przesunął dłonie po jej udach i biodrach, szukał gumki majtek. Nie znalazł, więc poderwał głowę. Spojrzał na nią sponad skłębionej sukni. – Nie masz bielizny! – poinformował ją. – Nie? – Wyszczerzyła zęby w szatańskim uśmiechu. – Sama nie wiem, czemu postanowiłam jej nie wkładać. – Bo jesteś najmądrzejszą kobietą, jaką znam. Jego głowa zniknęła pod suknią. Jęknęła, gdy odnalazł ją ustami. Ssał i lizał jej łechtaczkę, a jej cipka błyskawicznie stała się najwilgotniejszą częścią jej ciała, choć jako jedna z nielicznych uniknęła ulewnego deszczu i fal. – Sed! – krzyknęła, gdy uda zaczęły jej drżeć, a pulsowanie między nimi zwiastowało nadchodzące spełnienie. – Nie chcę dochodzić bez ciebie! Nie za pierwszym razem! Gdy z głośnym mlaśnięciem oderwał od niej usta, prawie pożałowała tej decyzji. Zaczął się przesuwać z powrotem w górę
jej ciała. Gdy ją znalazł i zaczął wsuwać się głęboko, centymetr za centymetrem, wypełnił nie tylko jej ciało. Wypełnił ją całą. Zatopił palce w jej mokrych włosach. Na przemian całował ją namiętnie i patrzył jej w oczy, napierając w powolnym, dogłębnym rytmie oceanu. Podkuliła palce u nóg. Drżała. Mocno złapała go za ramiona, żeby się zakotwiczyć i nie odpłynąć na fali pragnienia. Za każdym razem, gdy ich ciała się łączyły, napierał na nią mocno biodrami i aż jęczała z rozkoszy, bo ocierał się miednicą o jej pulsującą łechtaczkę. Fale docierały już do ich łydek. Oboje poczuli, że nie mogą dłużej czekać. Jakby ścigali się z przypływem. Pchnięcia Seda stały się szybsze. Zatapiał w niej sztywny członek mocno i głęboko. Palce, wcześniej delikatnie wplątane we włosy, wbijał jej teraz w czaszkę. Łagodne niedawno pocałunki stały się gorące i wygłodniałe. Oderwał od niej usta i dyszał. Starał się nad sobą panować. Na widok błysku w jego oku i zaciskających się zębów, zapowiadających zbliżający się wybuch, Jessica nie wytrzymała. Krzyknęła głośno, wygięła plecy w łuk, a jej cipka zaciskała się w spazmach rozkoszy. Teraz on desperacko łapał powietrze ustami i wdarł się w nią raz i drugi, a potem został głęboko, gdy jego kutas doznawał spełnienia. Ciężko dysząc, opadł na nią i niemal ją zmiażdżył pod masą napiętych mięśni i rozgrzanego męskiego ciała. Objęła go z miłością (i piaskiem), przytulała z całych sił, gdy sama łapała rozszalały oddech. Zdrowego rozsądku nie zamierzała łapać. Gdy Sed znajdował się między jej udami, nie miała go nigdy w zasięgu ręki. – Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że jeszcze tej nocy zamierzam to powtórzyć? – wymruczał jej do ucha. Musnęła ustami jego szczękę, a serce biło jej teraz także z niecierpliwości. Miała na co czekać. Nigdy jej nie zawiódł. – Bardzo jestem ciekawa, jak to zrobisz – rzuciła mu wyzwanie.
Rozdział 5 Jadąc limuzyną na wesele, Sed ściskał w obu rękach lewą dłoń Jessiki. Zerkał na nią, jakby był w podstawówce i przeżywał swoje pierwsze zauroczenie. Jej suknia była przemoczona, brudna i poplamiona czymś zielonym – miał nadzieję, że to tylko algi. Po jej makijażu, poza dwoma ciemnymi smugami pod oczami, nie było śladu. Włosy miała przyklapnięte i splątane, a między jasnymi falami zagubiła się gałązka wodorostu. Nie miał zamiaru informować jej o tej małej pamiątce ich igraszek, jaką pozostawił ocean. Jego kobieta nigdy nie wyglądała piękniej. Nawet wtedy, gdy zobaczył ją po raz pierwszy i skradła mu serce. Jechała na diabelskim młynie ustawionym na bulwarze, a on stał przy nim jak idiota, obserwując, jak jej uśmiechnięta twarz wracała do niego z kolejnym obrotem. Nie wyglądała piękniej, gdy oświadczył się jej po raz pierwszy i drugi. Ani gdy pierwszy raz zobaczył jej seksowną minę, kiedy dochodziła, ani potem, gdy setki razy widział ten błogi wyraz twarzy. Nie była śliczniejsza, gdy powiedziała mu o ciąży. Ani nawet wtedy, gdy wpatrywał się w przejście, a ona zawołała jego imię i pobiegła do niego, oślepiając go swoją doskonałością. Stwierdził, że najpiękniej wygląda właśnie teraz – siedząc cicho obok niego, kompletnie przemoknięta i nieświadoma, jak był oszołomiony faktem, że jest jego żoną. Oczywiście oszołomienie nie było uczuciem, jakie Sed Lionheart otwarcie okazywał. Choć nie znaczyło, że go nie czuł. Jessica bawiła się obrączką i wpatrywała się w swoje kolana. – Matka mnie zabije, jak pojawię się na weselu w takim stanie – szepnęła. – Myślałem, że przestałaś się przejmować tym, co myśli. Przysunęła dłoń do ust i kilka razy głęboko przełknęła ślinę. – Jak się czujesz? – spytał. Przez pierwsze tygodnie jego kobieta cierpiała na poranne mdłości, ale ostatnio rzadko się
pojawiały. – Ogólnie rzecz biorąc… – Odchyliła głowę, żeby na niego spojrzeć. – Nie przejmuję się tym, co myśli, ale rani moje uczucia, kiedy na mnie krzyczy. – Myślałem, że po prostu cię wkurza. – No wiesz, tak właśnie reaguję, jak ktoś mnie rani. – Mrugnęła w jego kierunku. – Jeszcze tego nie zauważyłeś? – Yy… – Spuścił wzrok na ich złączone ręce, które spoczywały na jego kolanach. – No oczywiście, że tak. Ale czasami się wkurzasz, bo jesteś zła, prawda? – Czasami – powiedziała. – Ale niezbyt często. Czyli zawsze, kiedy wkurzała się na niego, robiła to, bo zranił jej uczucia? Dlaczego nie powiedziała mu tego wcześniej? I dlaczego był takim tępakiem, że sam do tego nie doszedł? Objął ją w pasie i przysunął do siebie. – Przepraszam, że cię ciągle wkurzam. Zaśmiała się cicho. – Nie, nie wkurzasz. Celowo się droczysz, żeby namiętność płonęła między nami. Przejrzałam cię, Lionheart. Wiem, co robisz. – Jesteś seksowna, kiedy się denerwujesz, ale nie chciałem ranić twoich uczuć. – Wiem, że nie robiłeś tego celowo. W przeciwnym razie zabiłabym cię we śnie. Roześmiał się. – Cieszę się, że inteligencja wygrywa u ciebie z brutalnością. Spojrzała na ich złączone dłonie, polizała kciuk i spróbowała zetrzeć plamę ze spódnicy. – Po prostu mam nadzieję, że mama nie będzie na mnie najeżdżała. Jestem szczęśliwa. Uroczystość, plaża, teraz… Wszystkie chwile, kiedy byłam dziś z tobą sam na sam, były idealne, nawet jeśli inaczej je sobie wyobrażałam. Reszta dnia to katastrofa za katastrofą. Nie mam pojęcia, co teraz mnie czeka. – W razie potrzeby zainterweniuję – obiecał Sed. – Naprawdę nie mam z tym problemu. Twoja matka i tak mnie nie znosi. Wątpię, czy kiedykolwiek wybaczy mi, że cię zapłodniłem przed
ślubem. Jessica prychnęła. – Wciąż nie wierzy, że planowałam ciążę. Jakbym była za głupia, żeby pamiętać o tabletkach. To, że ona wpadła, nie znaczy, że ja popełnię te same błędy. – Jeśli będzie nie do wytrzymania, odeślę ją. Okej? Jessica pokręciła głową. – Nie, chcę, żeby tu była, bo wiem, jak się będzie zachowywać. Serce jej pęknie, ponieważ nie zaczekałam na nią, żeby oficjalnie wydać się za mąż. – Co za nieszczęście. – Sed się uśmiechnął. – Żartuję. Wiele dla mnie znaczy, że wydałaś się za mnie. Jej zielonkawe oczy rozszerzyły się, jakby uświadomiła sobie doskonałość podjętej w ułamku sekundy decyzji. Jego kobieta walczyła, by nie oddać nawet odrobiny swojej niezależności, więc nigdy nie zapomni, jak chętnie mu się oddała. – Naprawdę? – spytała. – Tak, bo wiem, jaka jesteś niezależna. Sądzę, że wychodząc za mnie, wreszcie uświadomiłaś sobie, że twój opór był daremny. Jesteś moja i tylko moja. Nigdy cię nie zostawię. – Dopóki będę ci na to pozwalała – zakwestionowała jego słowa. – A jak długo to potrwa? Uśmiechnęła się. – Dopóki nie umrę. – Po śmierci też – nalegał. – O tym jeszcze pogadamy. – Wiesz, że nie będziesz w stanie mi się oprzeć, kiedy będę miał aureolę. – Mrugnął do niej. – Aureolę? Nie będą jej przeszkadzały twoje diabelskie rogi? – Dotknęła placem wskazującym dwóch miejsc na jego głowie. – Zarzucę aureolę na jeden z nich. Tak będzie seksowniej. Nie zauważysz, jak strzała amora cię dopadnie. Roześmiała się i zarzuciła mu ręce na szyję. – Kocham cię.
– Po śmierci też? – spytał. Wzniosła wzrok, jakby zastanawiała się nad konsekwencjami jego prośby. – Tak, po śmierci też. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Lubię, kiedy dostaję to, czego chcę. Szturchnęła go w żebra. – Pozwalam ci dostać to, czego chcesz – odpowiedziała. – A dlaczegóż to? – Bo jesteś jeszcze cudowniejszy, kiedy jesteś szczęśliwy. – Zdecydowanie jestem szczęśliwy. – I mam zamiar robić wszystko, żeby to się nie zmieniło. – Pragę tego samego dla ciebie. A wracając do twojej matki… Jessica odetchnęła ciężko i potarła czoło. Zauważył, że na ręce nie miała pierścionka, który nosiła miesiącami – tego, który trzymał w kieszeni przez dwa lata po tym, jak cisnęła nim w niego w przypływie złości. Czy wreszcie postanowiła pozbyć się tej tanizny? – Postaram się z nią dogadać – niepewnie powiedziała Jessica. – A jeśli ci się nie uda? – Poproszę ją, żeby opuściła wesele. – Mogę wziąć to na siebie i… Przyłożyła mu palec do ust i pokręciła głową. – Nie ma sensu zwiększać napięcia między wami. Poradzę sobie. Skinął, wiedząc, że lubi sama rozwiązywać swoje problemy. Po prostu będzie ją wspierał, kiedy będzie tego potrzebowała. Czasami wolałby, żeby pozwoliła mu rządzić swoim życiem, naprawić to, co wymagało naprawy, ale wtedy byłaby znacznie mniej interesująca i pewnie nie zakochałby się w niej tak mocno. To właśnie niezależność Jessiki Chase – Lionheart – sprawiła, że wciąż wracał po więcej. Seksualne dopasowanie też nie szkodziło. – Gdzie twój pierścionek? – spytał, unosząc jej lewą dłoń.
– Ślepy jesteś? Jest tam, gdzie go włożyłeś. – Pierścionek, nie obrączka – wyjaśnił. – Aha. – Pokazała mu prawą dłoń. – Obrączkę należy nosić bliżej serca, więc na czas ceremonii przełożyłam pierścionek na drugą rękę i zapomniałam wsunąć go na swoje miejsce. Wziął jej dłoń w swoją i koniuszkami palców chwycił pierścionek zaręczynowy. – Pozwól – powiedział. Zdjął pierścionek z prawej dłoni i powoli wsunął go na lewą, żeby znalazł się przy obrączce. Zadrżała. Podniósł oczy i zobaczył, jak obrzuca go namiętnym spojrzeniem. – Dlaczego to było tak erotyczne? – zamruczała. – Powolne wsuwanie czegokolwiek w dziurkę zawsze jest erotyczne – powiedział z szerokim uśmiechem. – Tylko kiedy ty to robisz. Limuzyna się zatrzymała. Sed przyciągnął Jessicę w ramiona i pocałował namiętnie, wiedząc, że przez kilka kolejnych godzin znajdą się w centrum chaosu i nie będą mieli szansy na chwilę sam na sam. Ale kiedy wreszcie zostaną sami, udadzą się na romantyczną kolację, którą zaplanował, i zaśpiewa jej kilka czułych słów. Nie mógł się doczekać, aż zobaczy jej twarz, kiedy znajdą się w miejscu ich rendez-vous. Większe wątpliwości miał co do piosenki. Różniła się od tego, co dotychczas tworzył. Może jej się nie spodobać. Drzwi otworzyły się od zewnątrz i Sed niechętnie odsunął się od miękkich, ciepłych warg Jess. – Kocham cię – powiedział, wpatrując się w jej oczy. – Też cię kocham. – Wiesz, że możesz na mnie liczyć. W każdej sytuacji. Zawsze i wszędzie. Ujęła jego twarz i cmoknęła go w usta. – Wiem. Też możesz na mnie liczyć. Sed wysunął się z limuzyny i podał Jessice rękę, żeby pomóc jej wysiąść. Przyjaciele i rodzina tłoczyli się, czekając na nich
przed salą weselną. Okrzyki i wiwaty umilkły, gdy tylko Jessica ukazała się oczom gości. Ich opadnięte szczęki i szeroko otwarte oczy były prawdopodobnie reakcją na fakt, że panna młoda wyglądała tak, jakby ktoś przetoczył ją po błocie. Co było bliskie prawdy. – Och, kochanie. – Mama Seda odłączyła się od tłumu i podeszła do nich. – Co za okropna pora na deszcz. Jessica posłała Sedowi psotny uśmiech i spojrzała na swoją teściową. – Właściwie pora była dobra – powiedziała. – Wiem, że okropnie wyglądam, ale jestem szczęśliwa. Teściowa objęła Jessicę i uściskała, kołysząc ją lekko po kobiecemu. – Cieszę się, że nie jesteś zła. Martwiłam się, że będziesz zrozpaczona. – Nie można powstrzymać deszczu – odparła. Ale nic nie zmusiło ich do uprawiania seksu na plaży. Poza niezaspokojonym pożądaniem. – Dobrze, że jesteś rozsądna – powiedziała mama Seda. – Będziesz potrzebowała wiele cierpliwości, żeby wytrzymać z moim uparciuchem przez kolejne sześćdziesiąt lat. – Rozsądna? Jessica? – prychnął Sed. – Chyba mylisz ją z kimś innym. Jego mama posłała mu kochający uśmiech ponad ramieniem Jessiki. – W porównaniu z tobą, synku, jest rozsądna. Jestem ciekawa, jakie będą wasze dzieci. Podejrzewam, że wychowanie ich przyniesie wam trochę wyzwań. Żołądek Seda aż się skręcił. Chciał mieć ósemkę dzieci, ale jeśli wszystkie będą tak uparte jak on i ich matka, może powinni nieco zmniejszyć tę liczbę. Jego mama odsunęła się i spojrzała na twarz Jessiki. Z grymasem niezadowolenia wyciągnęła kawałek wodorostu z włosów synowej. – Jakim cudem to znalazło się w twoich włosach?
Jessica rozszerzyła oczy i spiorunowała wzrokiem Seda. Wzruszył ramiona i pokręcił głową, jakby niczego wcześniej nie zauważył. – Mocno wiało – powiedziała Jessica, rumieniąc się. Fotograf wysunął się z grupy gości i podszedł do nich. – Czy nadal chcą państwo, abym zrobił zdjęcia? – szepnął. – Oczywiście – odparła Jessica. – Po prostu proszę udawać, że pięknie wyglądam. – Wyglądasz pięknie – powiedział szorstko Sed, dumnie prężąc pierś, ponieważ Jessica była jego. Ni z tego, ni z owego matka Jessiki zjawiła się ze szczotką do włosów. – Dobry Boże, co za katastrofa! Ta uroczystość zostanie zapamiętana jako najgorszy celebrycki ślub w historii Hollywood. Dzięki Bogu, że byłam odpowiedzialna tylko za wesele. Jessica starała się uniknąć szczotki, podczas gdy Sed z całych sił powstrzymywał się od komentarza. – Po pierwsze, nie jestem celebrytką – odparła Jessica, wzdrygając się, kiedy szczotka znalazła na jej włosach i zaczęła je szarpać. – Po drugie, nie jesteśmy w Hollywood. I po trzecie, nie interesuje mnie, co myślisz. – A po czwarte – powiedziała matka Seda – i najważniejsze, nasze dzieci są szczęśliwe. Prawda? – Uśmiechnęła się jak zawsze przyjaźnie, ale Stella posłała jej gniewne spojrzenie. – Celebryci są winni światu bajkowe śluby – oznajmiła. – Dzięki temu zwykli ludzi mają o czym marzyć. Sed otworzył usta, żeby powiedzieć, że celebryci nie są nic winni światu, choć oczywiście sam nie uważał się za wielką sławę. Celebryci mieli prawo do prywatności, brzydkich włosów, cellulitu i rozstępów jak wszyscy. Ale przypomniał sobie, co obiecał Jessice, i zamknął usta. Zazgrzytał zębami tak mocno, aż zadzwoniło mu w uszach. Trzymanie języka za zębami było cholernie trudne w towarzystwie matki Jessiki. Stella była znacznie bardziej wygadana i zadufana w sobie niż jej córka. A ponieważ ich opinie zawsze diametralnie się różniły, nie czerpał
wielkiej przyjemności ze spierania się z nią. Ani z obserwowania, jak Jessica stara się postawić na swoim. Właściwie miał ochotę wepchnąć Jess z powrotem do limuzyny, porwać ją przed weselem i potem stawić czoło wściekłości jej matki. Gdy Jessica kłóciła się z matką o swoją zrujnowaną fryzurę, swoją zrujnowaną suknię, swoje zrujnowane kwiaty i swoje zrujnowane wesele, Sed coraz mocniej napinał mięśnie. Gdyby jego matka nie położyła dłoni na jego łokciu, wybuchłby. – Masz zamiar coś powiedzieć? – cicho spytała jego mama. – Jessica nie chce, żebym się wtrącał. – Zawsze dajesz jej to, czego chce? Sed zarumienił się. – Zazwyczaj. – Trzeba wiedzieć, kiedy walczyć, a kiedy odpuścić – powiedziała mama. – Tak. Poczuł się nieco lepiej, gdy matka zaaprobowała jego wybór, żeby nie angażować się w coraz głośniejszą kłótnię między Stellą a Jessicą. – Sądzę, że teraz powinieneś walczyć. – Mama poklepała go po plecach. – Zobaczymy się w środku. Czyli jednak nie aprobowała jego wyboru. Zastanawiał się, czy nie złapać matki za spódnicę i błagać ją, żeby nie zostawiała go z teściową, która była częścią jego nowego życia, ale nie miał trzech lat. Choć w tej chwili czuł się równie bezsilnie. A jak musiała się czuć Jessica, bezpośrednio ścierając się ze Stellą? – Eee…, przepraszam – powiedział Sed, usiłując zwrócić na siebie uwagę. – Te plamy nigdy nie zejdą z sukni! – wrzeszczała Stella. – Matko Boska, pamiętasz, jak długo jej szukałaś, Jessico Chase? Przymierzyłaś z tysiąc sukienek. – Jessico Lionheart – poprawiła. – A sukienka jest moja, mamo. Jeśli będę chciała ją ufarbować na kolory tęczy i założyć na paradę, to mam do tego prawo. – Wiesz, jaki jest twój problem? – spytała Stella, złowieszczo
mrużąc oczy. – Ty! Ty jesteś moim problemem! Stella pokręciła głową, wprawiając w ruch jedwabiste blond loki, które tańczyły nad sztuczną opalenizną ramion. – Nie, twoim problemem jest to, że myślisz tylko o sobie, Jessico. Sed zrobił krok w tył, gdy Jessica zacisnęła szczękę, a w jej oczach rozbłysła złość. Nieraz piorunowała go tym spojrzeniem i to się nigdy nie kończyło dobrze. – To mój ślub! – ryknęła Jessica. – Dziś powinnam myśleć o sobie. Moja miłość do Seda i jego do mnie są jedynymi rzeczami, które powinny się dziś liczyć. To ty jesteś samolubną złośnicą! – Wyrzuciła ręce do góry, jakby błagała niebiosa. A może modliła się, żeby błyskawica trafiła w jej matkę? – Hej, kochanie? – Sed ponownie usiłować wtrącić się w ich wymianę uprzejmości. Zgadzał się ze swoją żoną i nie tylko dlatego że nie chciał stawić czoła jej wściekłości. – Ja, samolubna? – krzyknęła jej matka. – Wiesz, ile czasu i wysiłku włożyłam w planowanie wesela? Jessica przycisnęła palce do czoła. – Jak mogłabym tego nie wiedzieć? Przypominałaś mi o tym z milion razy. – Nasi goście czekają. – Sed położył dłoń na plecach Jessiki, mając nadzieję, że zachęci ją tym do pójścia w kierunku drzwi wejściowych. – Jesteśmy już spóźnieni. Nie chcielibyśmy, żeby zupa z homara, którą wybrała twoja matka, ostygła. – Ja nawet nie lubię zupy z homara! – wykrzyczała Jessica i ruszyła po betonowych schodach, żeby wejść do sali weselnej. – Jest pod dużą presją – wyjaśnił Sed zaskoczonemu fotografowi, który jeszcze nie znalazł okazji na zrobienie niepozowanego zdjęcia, na którym nie byłoby wymachujących rąk i wściekłych spojrzeń. Ale przynajmniej goście zaczynali wchodzić do środka. Może Sed zdoła przez resztę dnia trzymać kobiety z dala od siebie. Gdzie podział się wysoki mur, kiedy był potrzebny? – Porozmawiaj z nią, Sedric – powiedziała Stella. – Ona
zachowuje się niedorzecznie. – Posłuchaj, Stello, obiecałem Jess, że nie będę się wtrącał, chyba że mnie o to poprosi, ale nie powstrzymam się przed zamknięciem cię na zewnątrz i udawaniem, że zrobiłem to przez przypadek. Jeśli mnie sprowokujesz, nie zawaham się przed niczym. Zanim odszedł, mignęła mu jej wściekła twarz. Znalazł Jessicę w towarzystwie jej najlepszej przyjaciółki, Beth, i swoich dwóch sióstr. Odetchnął z ulgą, widząc szeroki uśmiech na jej twarzy. Fotograf, który wszedł za nim do budynku, pospiesznie strzelił kilka fotek. Pewnie chciał mieć cokolwiek, czym mógłby się pochwalić, zanim ponownie zapanuje zamieszanie. Mieli stać ramię w ramię i ze spokojem witać wchodzących do sali gości. Najwyraźniej plan się zmienił. Eric jako pierwszy entuzjastycznie objął Seda. Odchylił się, unosząc pana młodego kilka centymetrów nad podłogą, i potrząsnął nim. Jednak nie utrzymał go długo w powietrzu, ponieważ Sed był cięższy od perkusisty Sinnersów o kilkanaście kilogramów. – Typowy Sed. Przegonić gości ulewą i odebrać swoją nagrodę bezpośrednio po ceremonii. – Eric kilka razy walnął go w biceps. Sed wyszczerzył zęby w uśmiechu. – No wiesz, trudno pozbyć się starych nawyków. – Powiedziałeś chociaż, że bierzesz ją za żonę? – spytał Trey. – Nie słyszałem nic przez wiatr. – Coś w tym rodzaju. – Sed ściągnął brwi. – Ale nie to, co miałem powiedzieć. – Starannie dobrali słowa przysięgi. Będzie musiał je wyrecytować wieczorem, kiedy zostaną sami. – Jest zła? – spytał Brian. – Musi być zła. Myrna mówiła, że ich ranek był z piekła rodem. – Wygląda na zadowoloną, dopóki jej matka nie zaczyna zrzędzić. Dzisiaj nie może jej znieść. Brian zerknął za siebie i lekko pokręcił głową. Matka Jessiki wpadła do budynku, dzierżąc w dłoni szczotkę do włosów niczym miecz.
– O wilku mowa… – Możecie wyświadczyć mi przysługę i czymś ją zająć? Jeśli jeszcze raz pokłóci się z Jess, źle się to skończy. – Ja się tym zajmę – obiecał Trey. Sed obrócił się, żeby zobaczyć go w akcji. Trey szedł prosto na Stellę, jakby nie patrzył, gdzie idzie. Kiedy przyciągnął ją do siebie, żeby nie upadła, i szepnął coś do ucha, kolana jej się ugięły i zachwiała się. – Wciąż to ma – powiedział Brian z uśmiechem. – Lepiej niech Reagan nie złapie go na flirtowaniu z inną kobietą. – Jakby faktycznie mogło do czegokolwiek dojść z matką Jessiki. – Sed pokręcił głową z niesmakiem. – Żartujesz? – powiedział Brian. – On uwielbia starsze babki. Gdyby nie był teraz w prawdziwym związku… – W dwóch! – wtrącił się Eric. – W dwóch prawdziwych związkach… Czy to nie oksymoron? – Brian pokręcił głową. – W każdym razie gdyby nie był zakochany, nie miałby oporów przed zabawianiem twojej teściowej przez cały wieczór. – Założę się, że za młodu była niezła – powiedział Eric. – Ale oczywiście nie tak, jak mama Briana. Mówiłem Rebece, że Claire Sinclair będzie moja, jeśli kiedykolwiek nadarzy się okazja. Sed wybuchnął śmiechem, podczas gdy jasna cera Briana, nagle przybrała zielonkawy odcień. – Fuj, Boże, przestań – powiedział Brian. – Jeśli kiedykolwiek dotkniesz mojej matki, obetnę ci fiuta i wsadzę ci go, wiesz gdzie. – Brzmi boleśnie – stwierdził Jace. Sed podszedł do swojej panny młodej, która śmiała się z czegoś, co powiedziała jego babcia. A znając szaloną staruszkę, pewnie było to coś nieprzyzwoitego. – Co panie psocą? – spytał Sed, obejmując Jessicę w pasie i przyciągając ją do siebie. – Babcia mówiła, że wesele twoich rodziców odbyło się we wrotkarni – powiedziała Jessica.
– Zgadza się. Były popularne w latach osiemdziesiątych – dodał. – Nie zrozumiesz. – Ja i Harold zorganizowaliśmy wesele w kręgielni – powiedziała babcia. – Jakim cudem namówiła cię na tak eleganckie miejsce, Sedricu? Takiej sali sam byś nie wybrał. – Wybrałem inne miejsce na naszą uroczystość, babciu, ale ona jeszcze nie wie o nim, więc ciii… – Przyłożył palec do ust. Babcia się zarumieniła. – Nic nie powiem. – Ścisnęła policzek Seda i poklepała Jessicę, zanim odeszła wolnym krokiem, żeby poszukać kartki ze swoim imieniem na stoliku. – O czym ty mówisz? – spytała Jessica, wpatrując się w niego uważnie swoimi porażająco pięknymi, zielonkawymi oczami. – Wybrałeś inne miejsce? Dlaczego wcześniej nic o tym nie słyszałam? Sed uśmiechnął się szeroko. Nie było mowy, żeby powiedział jej wcześniej o swoich planach na kolację. Chciał jej zrobić niespodziankę. – Ciii… – Ponownie przyłożył palec do ust. – Nie chcę, żeby Jessica się dowiedziała. – Odskoczył z udawanym zaskoczeniem. – O, cześć, Jess. Kiedy przyszłaś? – Lepiej, żebyś mi powiedział. – Nie – odparł, muskając wargami jej skroń i wdychając jej zapach. – Przy okazji, pachniesz jak ocean. – Lekko się spięła. – Dzięki temu cię pragnę – szepnął jej do ucha. – Powinniśmy przebrać się z tych mokrych ciuchów – powiedziała. Chwyciła jego krocze i lekko je ścisnęła. Zaskoczony spojrzał w dół i z ulgą zauważył, że spódnica jej sukni ukryła to intymne i niestosowne zachowanie. – Po tańcu – powiedziała. I po tym jak pod stołem doprowadzi jej ciało do rozkoszy. Zdjął jej rękę ze swojego nabrzmiewającego fiuta i uśmiechał się jak idiota, gdy liczni goście wchodzili do sali weselnej i trzeba było każdego z nich powitać. Kiedy wreszcie mogli z Jess usiąść,
kelnerzy zaczęli uwijać się z talerzami sałatki i zupy. Większość gości zdążyła zjeść swój posiłek. Zgiełk rozmów wypełnił olbrzymie pomieszczenie, kiedy czekano na danie główne. Sed umierał z głodu. Mimo nalegań Briana nie jadł rano śniadania, a minęło już południe. Zupa z homara była pyszna. Będzie musiał podziękować Stelli za jej doskonały gust. Nawet nie wiedział, ile posiłek go kosztował. Zresztą przez kolejne lata mogą się żywić makaronem z serem. Jessica pochyliła się do jego ucha. – Muszę się pozbyć gorsetu – powiedziała. – Nie mam wystarczająco dużo miejsca na mnie, dziecko i obiad. – Dlaczego założyłaś gorset? Tak się robi? – Byłam za gruba, żeby się zmieścić w sukienkę – powiedziała, zerkając w kierunku sałatki. – Nigdy nie byłaś piękniejsza. – I nie mówił tego tylko po to, żeby poczuła się lepiej. – Lubię, jak masz trochę ciała, a nie same kości. – Zanim urodzę, będę miała znacznie więcej ciała niż trochę – powiedziała. – Kochanego ciałka nigdy dość. Pacnęła go. – Nie ruszaj się, to trochę poluzuję gorset. Pochylił się nad nią i rozpiął zamek u jej sukienki. Rozwiązał gorset i poluzował go o kilka centymetrów. – Lepiej? – szepnął jej do ucha. – Mmm – mruknęła. Zerknęła na niego spod powiek i przesunęła rękę w górę jego uda. – Ciebie też rozluźnijmy. Oparł brzuch o stolik, chowając uda pod warstwami obrusa, gdy jej ręka znalazła to, czego szukała. – Kochanie, bardzo chciałbym, żeby twoja ręka teraz trzymała mojego fiuta, ale za chwilę będziemy musieli wstać, a nie chciałbym wywołać skandalu przed całą rodziną. Przez spodnie potarła wrażliwą główkę. – Nie planuję doprowadzić cię do orgazmu – powiedziała. –
Po prostu chcę się upewnić, że pamiętasz, że jesteś mój. – Nigdy tego nie zapomnę – przysiągł. – Choć twoja sperma jest znacznie smaczniejsza niż zupa z homara – powiedziała Jessica, mieszając zupę i marszcząc nos z niezadowoleniem. – Naprawdę powiedziała to, co myślę, że powiedziała? – spytał Trey zza krzesła Jessiki. Usiadł na krześle obok jej chichoczącej matki. Najwyraźniej Trey podał jej szampana jeszcze przed toastem. A może była po prostu zauroczona Treyem. – Powiedziała, żebyś usiadł i wziął dokładkę tej smacznej zupy z homara – poinformował Treya Sed, zmuszając się do uśmiechu w kierunku Stelli. – Z przyjemnością – powiedział Trey, siadając na kolanie Stelli i nakładając sobie zupy. Głośny śmiech Stelli spowodował, że w pomieszczeniu zapadła cisza i wszyscy obrócili głowy, poszukując źródła nieprzyjemnego dźwięku. Trey zastygł z łyżką przy ustach, gdy zauważył na sobie wzrok Reagan. Z głośnym pluskiem upuścił łyżkę, plamiąc śnieżnobiały dotychczas obrus. – Przepraszam, Stell – powiedział. – Wzywają mnie. Wstał i pochylił się nad Jessicą, żeby szepnąć do Seda: – Koniec nadstawiania karku dla ciebie, stary. Jesteś zdany na siebie. Sed starał się przekazać mu spojrzeniem, żeby się zamknął, ale Jessica była zbyt bystra, żeby nie zrozumieć aluzji Treya. – O czym on mówi, Sed? – spytała. – Potem ci powiem. – Będziesz jadła zupę? – spytał Trey Jess. Pokręciła głową. Wziął jej talerz i poszedł z nim do swojego stolika. Usiadł koło Reagan, ale to Ethan wyglądał na najbardziej niezadowolonego z jego absurdalnej próby uwiedzenia matki panny młodej. Stella westchnęła. – Przystojny jest. – Trey? – Jessica uniosła brew, patrząc na matkę.
– Och, tak ma na imię? – mruknęła Stella, chichocząc, i przysunęła talerz z zupą do piersi. – Był tak mną zainteresowany, że się nawet nie przedstawił. Uśmiechnęła się i nabrała zupy. Przynajmniej była w dobrym nastroju. Głośne stuknięcie przyciągnęło uwagę gości do ich stolika. Brian wstał i podniósł kieliszek, w który wcześniej zastukał łyżeczką. – Zgodnie z tradycją świadek mówi kilka słów o młodej parze podczas wesela – powiedział, uśmiechając się serdecznie do Seda i Jessiki. – Ale ja nigdy nie należałem do tradycjonalistów. – Usiadł. Cała sala wybuchnęła śmiechem. Myrna kopnęła go, więc wstał ponownie. – No cóż, chyba jednak będę musiał dziś coś powiedzieć albo moja żona każe mi spać w salonie ze striptizerkami. Sed roześmiał się, ale Jessica ściągnęła brwi na niezrozumiały dla siebie żart. – Potem ci wyjaśnię – powiedział pod nosem. – Wznieście kieliszki w toaście za Seda i Jessicę – powiedział Brian – najseksowniejszą parę, jaka kiedykolwiek zawitała do Vegas Strip. Jessica rzuciła bułką w kierunku Briana. Trafiła go w ramię, odbiła się i wróciła na stolik. – Gorzko, gorzko – krzyknęło kilkoro gości. Brian uniósł kieliszek. – Niech wasze małżeństwo będzie długie jak Seda… Myrna szarpnęła męża za ramię, żeby usiadł. – No co? – powiedział Brian, przybierając niewinny wyraz twarzy. – Miałem powiedzieć: jak Seda okrzyki. Sed zerknął na Jessicę, która się śmiała. Podniosła swój kieliszek z bezalkoholowym szampanem i Sed stuknął się z nią swoim kieliszkiem z szampanem normalnym. Objęli się, starając się osuszyć kieliszki w niewygodnej pozycji, podczas gdy flesz aparatu migał raz po raz przy ich twarzach.
Kelnerzy natychmiast zaczęli podawać główne danie – stek, sezonowy ryż długoziarnisty i gotowane na parze szparagi. – Mam wrażenie, że wciąż żyje – narzekała Jessica, grzebiąc widelcem w mięsie. Chwyciła kelnera za rękaw. – Mogę prosić o zestaw dla wegan? – spytała. – Oczywiście – powiedział mężczyzna i pospiesznie ruszył do części sali, gdzie trzymano ciepłe dania. – Nie smakuje ci? – spytała Stella. – Jedna porcja kosztowała czterdzieści siedem dolarów. Sed wzdrygnął się, ale nic nie powiedział. Po prostu będzie musiał sprzedać kilka płyt z autografem i kalendarze ze swoimi nagimi zdjęciami, żeby nie zbankrutować. Żaden problem. – Mój żołądek nie znosi teraz drogich dań – powiedziała Jessica. Jej ton był zaskakująco spokojny i przyjazny. – To pewnie dziecko. – Położyła dłoń na brzuchu. Wyglądała, jakby miała mdłości. Stella skinęła głową, a Sed odetchnął z ulgą, że wymiana zdań nie przerodziła się w kolejną kłótnię. Sedowi tak smakował stek, że zjadł też porcję Jessiki. Było mu jej żal, kiedy patrzył na porcję gotowanych na parze warzyw, podczas gdy jego smakowite mięso praktycznie rozpływało się na języku. Nie wiedziała, co traci. Kiedy opróżnili talerze, Sed wstał i chwycił dłoń żony. Jedną ręką przytrzymywała poluźniony gorset, który pod ciężarem spódnicy zaczął opadać. Najdyskretniej jak to możliwie, Sed zapiął zamek na jej plecach. Nie było łatwo, ale dzięki sile mięśni złączył dwie części sukni. – Zapiąłeś? – szepnęła. – Tak. – Szkoda, że nie pomagałeś mi założyć sukni. – To przynosi pecha. – Ale jest mniej stresujące – powiedziała. – Nie wiesz, jak bardzo płakałam, kiedy nie mogłam się w nią zmieścić. Na szczęście Aggie przyszła mi z pomocą. Delikatnie ją uścisnął. Jej ranek naprawdę musiał być okropny, skoro płakała i pozwoliła sobie pomóc.
– Przepraszam, że nie było mnie wtedy z tobą. – Dałyśmy radę – powiedziała. – Nie przejmuj się. – Tort, tort, tort! – zaczął skandować Trey, a po chwili cała sala przyłączyła się do niego. Sed chwycił zimną dłoń Jessiki, żeby zaprowadzić ją do pięciopiętrowego tortu, który u kwadratowej podstawy miał cztery dodatkowe okrągłe torty. Dziewięć tortów? Kto zje dziewięć tortów? Stwierdził, że przez sto lat będą jedli resztki ciasta. Albo wykorzystają je podczas kolejnych urodzin swoich dzieci. Kiedy złączyli ręce i zanurzyli nóż w największym cieście, Sed zerknął na Jessicę, szukając wskazówek na jej twarzy. Nie miał ochoty cisnąć w nią tortem, ale jeśli ona to zrobi, był przygotowany odpłacić jej tym samym. Nikt go nie pokona. Nawet jego ukochana żona. Jessica powoli uniosła kawałek tortu do jego ust, z czułością i delikatnością wpatrując się w oczy. Zatopił się w jej zielonookim spojrzeniu i dopiero gdy już było za późno, zdał sobie sprawę, że jego ukochana rozmazuje mu lukier na brodzie. Uśmiechnęła się psotnie, kiedy delikatnie przygryzła jego wargi. Pewnie powinna była pozwolić mu pierwszemu nakarmić się tortem. Sed, chcąc jej „podziękować”, wziął kawałek ciasta, ale zanim go podniósł, zarzuciła ręce wokół jego szyi, stanęła na palcach i scałowała lukier z jego podbródka z taką namiętnością, że Sed kompletnie się rozkleił. Gwizdy gości zachęcały ją, żeby nie przestawała, a fotograf skrupulatnie udokumentował całe zdarzenie. Kiedy Jess wreszcie się odsunęła, czuł się skrępowany prawdopodobnie widocznym podnieceniem. Bardzo skrępowany, ponieważ jego babcia na to patrzyła. – Pyszny – szepnęła Jessica, patrząc mu prosto w oczy. – Mogę dokładkę? Podniósł kawałek tortu do jej ust i ją nakarmił. Gdy powoli przeżuwała, w jego głowie pojawiały się różne niegrzeczne pomysły – to, co chciał robić z jej zmysłowymi wargami. Gdy przełknęła tort, szybko go puściła i się odsunęła. Uśmiech triumfu pojawił się na jej pięknej twarzy. Podniosła nawet rękę, żeby
ogłosić swoje zwycięstwo w walce tortowej. I dopiero wtedy Sed uświadomił sobie, że brał w niej udział.
Rozdział 6 Jessica stała w bezpiecznej odległości od Seda, gdy ten ukroił spory kawałek tortu, położył go spokojnie na talerzu i sam wrócił do stolika. Nie miał ochoty na zemstę? Wściekł się na nią? Przecież tylko się droczyła. Mógł rzucić wszystkie dziewięć tortów w jej twarz, jeśli dzięki temu nie byłby na nią zły. Naprawdę liczyła, że dziś będzie opanowany i rozsądny, że zrobi to dla niej. Z trudem przyznała się przed sobą, jak bardzo na niego liczyła. Z głową podniesioną do góry, choć nieco drżąc, nałożyła dla siebie kawałek tortu i poszła do głównego stolika usiąść obok tajemniczo zachowującego się męża. Kelnerzy zaczęli kroić tort na jednakowe kawałki i kłaść je na porcelanowe talerzyki ze złotymi wrąbkami, które wybrała jej matka. Kiedy Jessica usiadła obok Seda, przy stoliku nie było nikogo. Ledwie na nią zerknął. No dobrze, jeśli zamierza zachowywać się jak duże dziecko tylko dlatego, że go przechytrzyła, niech… Wstrzymała oddech, kiedy jego porcja tortu znalazł się na jej piersiach. Sed rozmazał go przy pomocy talerza, wcierając ciasto w rowek między jej piersiami. – Może i wygrałaś bitwę, kochanie – powiedział. – Ale to ja wygrałem wojnę. Otworzyła usta, kiedy Sed schylił głowę, żeby wylizać lukier z jej piersi, przygryzając kawałki ciasta. Musiała przyznać, że zdecydowanie ją pokonał. Wsunęła rękę pod stół i chwyciła jego rozporek. Rozpięła guzik, zanim zdołał zatrzymać jej rękę. – Zdajesz sobie sprawę, gdzie będę musiała włożyć tort, prawda? – powiedziała. – Nie możesz pozwolić, żebym wygrał, co? – Nie mogę. Zaśmiał się. – Naprawdę nie mam nic przeciwko, żeby z tobą przegrać, Jessico Chase.
– Lionheart – poprawiła go. Uśmiechnął się do niej, pokazując dołeczki, i znów zabrał się do zlizywania lukru z jej rowka. Kiedy wsunął język pod skórzany gorset – szokująco blisko jej sutka – brodawka zesztywniała pod falami przyjemności. Zaczęła się wiercić na krześle, czując podniecenie zmieszane ze skrępowaniem. – Naprawdę pozwolisz mu robić to publicznie? – spytała mama Jessiki, kiedy wróciła do stolika ze swoim kawałkiem tortu. Zaraz za nią stała Monica, która zajęła miejsce naprzeciwko Seda. Jessica miała ochotę, żeby posunął się jeszcze dalej, ale zmusiła się, aby się od niego odsunąć. – Czyścił mnie z ciasta, mamo. Nie chciałabyś, aby warta dwa dolary porcja tortu poszła na marne, prawda? – odpowiedziała krótko. Zesztywniała, gdy ręka Seda musnęła wewnętrzną stronę jej nagiego uda. Nie miała pojęcia, jak się tam znalazła. – Tort jest pyszny – odezwała się Monica. Posłała synowi karcące spojrzenie, jego ręka natychmiast zniknęła z drżącego uda Jessiki i pojawiła się na stole. – Która godzina? – spytał. – Musimy wyjść stąd przed czwartą. – Przed czwartą! – oburzyła się mama Jessiki. – Ale sala jest wynajęta do ósmej. – Więc możesz zostać i bawić się tu do ósmej, ale ja i Jessica mamy plany na wieczór. – Jakie plany? – spytała Jessica. – Dobre – zapewnił ją i skinął głową, nie podając żadnych szczegółów. Pochyliła się do niego i szepnęła cicho, żebym nikt nie usłyszał jej słów: – Czy twoje plany obejmują wypełnienie mnie tym? – Przez spodnie chwyciła jego półtwardego fiuta. Z ekscytacji podskoczył w jej dłoni, gdy krew szybko spłynęła w dół. Czyli Sed był równie napalony jak ona. Dobrze wiedzieć. Na szczęście, jej łatwiej było
ukryć swoje podniecenie. – Może – odpowiedział. Wziął jej dłoń ze swojego kolana i uniósł nad stołem, żeby złożyć delikatny pocałunek na kłykciach. – Cierpliwości, kochanie. Za chwilę będziemy musieli zatańczyć – powiedział. Domyśliła się, że powinna spróbować się uspokoić, ale nie było łatwo utrzymać ręce przy sobie, gdy jej jurny mąż był tuż obok. Zjadła swoją porcję tortu – który była znacznie smaczniejszy niż talerz gotowanych na parze warzyw – i pozwoliła myślom krążyć wokół nieprzyzwoitych atrakcji, jakie Sed mógł zaplanować na ich noc poślubną. Jakimś cudem udało jej się powstrzymać przed okazaniem entuzjazmu i utrzymać obie ręce na stole. – Mogę kawałek? – spytał Sed po długiej chwili przyglądania się, jak Jessica je swój tort. – Nie zjadłeś wystarczająco dużo z moich cycków? – droczyła się. Jej piersi były irytująco lepkie. Nie mogła się doczekać, kiedy zrzuci zniszczoną przez ocean sukienkę i wskoczy pod prysznic. Jej ręka drżała, kiedy widelcem odkroiła kawałek tortu z szybko kurczącej się porcji i podała go Sedowi, który pochylił się, żeby wziąć go do ust. – Tak też może być – powiedział, gdy przełknął. – Ale znacznie lepiej smakuje zjadany z ciebie. Jessica podskoczyła, gdy rozległ się nieoczekiwany, głośny huk. Po chwili salę wypełnił jazgot elektrycznej gitary. Zespół zajął się instrumentami, a oczy weselnych gości zwróciły się ku parkietowi. Niecodziennie Exodus End grali na weselu. – Sed powiedział mi, żebyśmy zaczęli dokładnie o drugiej trzydzieści – powiedział do mikrofonu wokalista Maximilian Richardson. – Wspominał, że chce zatańczyć z najpiękniejszą, przemoczoną przez ulewę panną młodą.
Sed odsunął krzesło i pomógł Jessice wstać. – Gratulacje, Sed i Jessico – kontynuował Max. – Jestem pewien, że wasza piosenka będzie dobrze brzmiała w wykonaniu metalowej kapeli. Podczas wczorajszej próby Dare nalegał, żebyśmy ją nieco zmienili. Dare zagrał płomienne intro na swojej gitarze elektrycznej, które wzbudziło dreszcz ekscytacji u Jessiki. Facet wiedział, co robić z sześcioma strunami. Początkowo Jessica nie rozpoznała piosenki, która grali. Cover Exodus End dość luźno nawiązywał do Can’t Help Falling in Love Elvisa. Poza tym nie pamiętała, żeby w oryginale były zawodzące gitary. A głos Maksa, głęboki i prowokujący, nie miał w sobie niespiesznej zmysłowości Króla. Sed wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi ustami i oczami. Ona też nie miała zielonego pojęcia, jak ma tańczyć. Muzyka nadawała się do energicznego wymachiwania rękami i kręcenia głową, więc zaczęła to robić. Sed złapał ją, kiedy odbiła się piersią o jego tors. Tak bardzo się śmiał, że cały się trząsł. – Kocham cię, kobieto – powiedział – ale nie o to mi chodziło, kiedy wybierałem tę piosenkę. – Brzmi super! – powiedziała Jessica. I nie kłamała. Tylko Exodus End mógł wziąć na warsztat ckliwą piosenkę miłosną i zmienić ją w metalowe dzieło. – Zostań tu – poprosił. Puścił ją i przeszedł przez pusty parkiet w kierunku sceny. Zaskoczenie na twarzy Maksa, gdy Sed wyrwał mikrofon z jego dłoni, było bezcenne. Gitara natychmiast zamilkła. Perkusja ucichła po kilku dźwiękach. – Max najwyraźniej nie wie, jak dobrze zaśpiewać tę piosenkę – powiedział Sed do mikrofonu. Zespół wpatrywał się w niego, kiedy wracał do Jessiki. Jej serce waliło niczym młot pneumatyczny, kiedy Sed jedną ręką objął ją w pasie i przytulił do siebie. – Nie zrozumiał, że wybrałem tę piosenkę, żebym mógł
trzymać w ramionach swoją boską żoną i czuć bicie jej serca przy swoim. – Uśmiechnął się, a ona z radości poczerwieniała. Wpatrując się głęboko w jej oczy, zaczął śpiewać kultową piosenkę miłosną, nie zmieniając niczego w idealnej wersji nagranej przez Elvisa. – Wise men say… Zatopiona w jego spojrzeniu i jego serenadzie, Jessica kołysała się w rytm muzyki grającej w jej sercu. Jak przez mgłę docierało do niej, że fortepian zaczął grać, a po chwili dołączyła do niego cicha perkusja; to aksamitny głos Seda niósł melodię. Kiedy doszedł do ostatniej zwrotki, z trudem widziała go mokrymi oczami. Szybko zamrugała, pozwalając łzom spłynąć po policzkach. Jego ręka przesunęła się z jej talii na kark, a twarz przylgnęła się do zagłębienia jej szyi. Zacieśniła uścisk i złożyła pocałunek na jego gardle, zanurzając się w jego zapachu, cieple i potężnym ciele. Zatonęła się w dźwięku jego głosu i emocjach, jakie w niej wzbudzał. Piosenka skończyła się zdecydowanie za szybko. Dlaczego nie wybrał In–A–Gadda–Da–Vida na ich piosenkę? Nie była równie romantyczna, ale przynajmniej trwałaby dłużej. Sed oddał mikrofon Maksowi, który po niego przyszedł, i objął Jessicę obiema rękami, całując ją w czubek głowy. Podniosła wzrok, żeby na niego spojrzeć. – Naprawdę nic nie mogłem poradzić na to, że się w tobie zakochałem – powiedział, nawiązując do tytułu piosenki Elvisa. Skinęła, nie wiedząc, jak opisać to, co do niego czuła. Miłość była zbyt zwyczajnym słowem na obezwładniające emocje, które kłębiły się w jej piersi i ściskały gardło. – Możemy teraz zagrać naszą wersję? – spytał Max, mówiąc do mikrofonu. Sed dał mu znak, podnosząc kciuki. Jessica obróciła się w kierunku sceny. Jace wysunął się zza fortepianu, który był skryty na tyłach sali, a Eric oddał pałki Stephenowi, perkusiście Exodus End. Fakt, że para Sinnersów przejęła instrumenty, żeby jej pierwszy taniec z mężem był romantyczny, jak Sed to zaplanował, rozczulił ją. Uroczy twardziele.
– Ile jeszcze ślubnych tradycji muszę wycierpieć, zanim zobaczę cię nagą? – szepnął Sed. – Hm… rzucanie bukietem i podwiązką – powiedziała głośno, ponieważ Exodus End zaczęli grać. Zespół nie znał znaczenia słów „cicho i subtelnie”. – Tylko tyle. Monica poklepała Seda po ramieniu. – Mogę prosić do tańca? – spytała syna. – Zapomniałeś o tańcu matki z synem. Sed uśmiechnął się promiennie i pocałował Jessicę, zanim puścił ją i wziął matkę w ramiona. – Nie jestem pewna, jak tańczyć do takiej muzyki – przyznała Monica. – Po prostu improwizuj – powiedział Sed, porywając ją tanecznym krokiem. Jessica uśmiechnęła się, patrząc na nich. Ona nie zapomniała. Na jej weselu nie będzie tańca ojca z córką. Zaczęła schodzić z parkietu, nie chcąc zwracać uwagi brakiem ojca. Zanim zdążyła znaleźć wolne krzesło, wpadła na bardzo wysokiego i szczupłego mężczyznę. Z zaskoczeniem zobaczyła uśmiechniętą twarz Erica Sticksa. – Skoro Sed jest zajęty, mam okazję cię uwieść – powiedział. Roześmiała się. Była tak wdzięczna, że zauważył jej dylemat, że mogłaby go pocałować. Oczywiście całkowicie niewinnie. Eric wziął ją za rękę i zaprowadził na środek parkietu. Ich taniec nie miał w sobie nic z uwodzenia – było wiele potrząsania głową, machania rękami i udawania gry na gitarze. Wkrótce inni goście zaczęli do nich dołączać, aż rodzina i przyjaciele ją otoczyli i bawiła się jak nigdy w życiu. Exodus End zamiast własnych piosenek wybrali weselne standardy, do których podeszli z dużą swobodą. Wszyscy świetnie się bawili, próbując zgadnąć, czy zawodząca gitara, waląca perkusja i niskie wokale to Wonderful Tonight Erica Claptona, czy może My Girl the Temptations. Zespół wykonał nawet metalową wersję Ice Ice Baby, która fantastycznie zabrzmiała dzięki doskonałej grze Logana na gitarze basowej. Jessica nigdy nie była na bardziej żywiołowym weselu. Była zlana
potem, kiedy Sed wziął ją za rękę i zaczął schodzić z parkietu. – Musimy iść! – poinformował ją, przekrzykując metalową wersję Twist and Shout. Skinęła głową. – Tylko wezmę bukiet. Podbiegła do stolika i wzięła przyklapnięty bukiet, po czym ruszyła w kierunku sceny z idącym za nią Sedem. Zaczekali, aż piosenka się skończy, i weszli na scenę, żeby tradycji stało się zadość. – Wszystkie singielki są proszone pod scenę, do strefy pogo – powiedział Max, mrugając do Jessiki. – Czas na rzucanie bukietem. Jessica zaczekała, aż wszystkie kobiety, które chciały wziąć udział w zabawie, zbiorą się pod sceną. Wiedziała w kogo będzie celowała, więc zapamiętała ustawienie tłumu i odwróciła się plecami. Rzuciła bukiet przez ramię i szybko się obróciła, żeby zobaczyć, czy trafiła w dziesiątkę. Aggie wpatrywała się w bukiet w swoich rękach, jakby nie zdawała sobie sprawy, co trzyma. Hura! Jessica z trudem powstrzymała się od tańca zwycięstwa. Aggie otrzymała liczne gratulacje, ale chyba z wrażenia zapomniała oddychać. Dopiero gdy Jace podszedł do niej i żartobliwie ją trącił, wyrwała się z osłupienia. Jessica roześmiała się, kiedy Jace splótł palce i wyciągnął ramiona przed siebie, przygotowując się do złapania podwiązki. Jessice wskazano krzesło na scenie, a Sed ukląkł w jej stóp. Spojrzenie, które jej posłał, mogło roztopić lodowiec. – W porządku – powiedział Max udając konferansjera – wygląda na to, że kawalerowie muszą się teraz ustawić po wyrok dożywocia. Większość młodszych mężczyzn pojawiła się na parkiecie, dopiero gdy zostali na niego wypchnięci. Prawnicy i rockmeni z równym zdenerwowaniem oczekiwali na werdykt. – Jace – Jessica szepnęła do Seda, który skinął. Przygryzł dolną wargę, jakby niecierpliwie oczekiwał na sygnał, którym było skandowanie „zdejmuj, zdejmuj”,
wykrzykiwane przez żonatych mężczyzn z głębi sali. Sed dał nura pod spódnicę Jessiki. Nie tylko ręką, ale całą górną częścią ciała wraz z głową i obiema rękami, z których natychmiast zrobił użytek. – Co on tam robi? Będzie zdejmował podwiązkę zębami? – spytał Max. – Tak! – pisnęła Jessica. Ale nie tylko zębami się wspomagał. Jego usta przesunęły się po wewnętrznej stronie jej uda. Językiem muskał jej skórę pomiędzy kolejnymi przygryzieniami. Jedną ręką powoli zsunął podwiązkę, a drugą przesunął do szybko nabrzmiewającego ciała między jej udami. Jeden z jego palców znalazł to, czego szukał. Zaczął od pieszczenia jej wzgórka łonowego i przesuwał się dalej, aż odrobinę w nią wszedł. Poczuła zaskoczenie, kiedy jej ciało w ułamku sekundy zaczęło pragnąć coraz więcej. Rozchyliła usta, gdy jego wargi zaczęły przesuwać się coraz wyżej jej uda, coraz bliżej pulsującego centrum przyjemności. Nie dotknie jej tam ustami w obecności setek gości, prawda? O cholera, dotknął. Nikt nie widział, co dokładnie się działo pod jej rozłożystą spódnicą, ale musieli zauważyć, gdzie jest jego głowa i w którą stronę się kieruje. Dobry Boże, powinna go powstrzymać, zanim… Jego język musnął jej łechtaczkę. Prawie zeskoczyła z krzesła. Pewnie tak by się skończyło, gdyby nie ścisnął jej uda jedną ręką. Nieoczekiwanie wycofał się, zostawiając jej zdezorientowane i spragnione ciało. Mężczyzna poczynał sobie znacznie śmielej niż większość facetów – i to w nim kochała – ale pewnego dnia posunie się za daleko. Dziś przynajmniej nie doprowadził jej do orgazmu w obecności gości weselnych. Wciąż klęcząc przy jej stopach, lecz już nie pod jej spódnicą, uśmiechnął się do niej psotnie, najwyraźniej oczekując, że go zgani za bezwstydne zachowanie. Zamiast tego Jessica poruszyła znacząco brwiami, czym go rozbawiła. Zanim wstał, powiedział bezgłośnie: „Jesteś najcudowniejsza, kochanie”. Schylił się, żeby ją pocałować, a po chwili w geście triumfu podniósł wysoko podwiązkę, którą złapał na ślubie Erica. Wszyscy klaskali, dopóki nie obrócił się twarzą do
kawalerów i nie zaczął celować. Zamiast rzucić w Jace’a, mocno naciągnął gumkę i pozwolił podwiązce polecieć wysoko. Ze względu na niski wzrost Jace nie miał łatwo, ale to nie powstrzymało go przed zanurkowaniem i wylądowaniem na twardej drewnianej podłodze z wyciągniętą ręką, w której ściskał swoje trofeum. Wstał i spojrzał na Aggie, wskazując na swoją pierś, a potem okręcając podwiązkę na palcu. Uśmiechnęła się promiennie do niego, rumieniąc się, i skinęła głową. – Chciałem, żeby o nią zawalczył – powiedział Sed Jessice, kiedy pomagał jej wstać. – Czy możemy się już rozebrać? – Och, zdecydowanie – powiedziała. Wyrwała mikrofon z ręki Maksa. – Dziękujemy wszystkim za przyjście – powiedziała. – Czuję, że muszę się odwdzięczyć. Dobrze się bawcie przez resztę wieczoru. Ja z pewnością będę. Faceci natychmiast załapali jej żart, ale nie była pewna, ile kobiet zauważyło dwuznaczność jej wypowiedzi. Jednak nie miała czasu na wyjaśnienia. Pragnęła swojego męża i to teraz. Rzuciła mikrofon Maksowi, który, sądząc po uśmiechu, doskonale wiedział, o czym mówiła. Chwyciła Seda za marynarkę i pędem ruszyła do wyjścia. Kiedy czekali przed salą na limuzynę, Jessica przyciągnęła Seda do siebie i pocałowała łapczywie. Jedną rękę położyła na jego karku, a drugą zaczęła rozpinać guziki przy koszuli. Nie miała zamiaru czekać, aż dojadą do domu, żeby się do niego dobrać. Jeśli limuzyna się nie pospieszy, będzie musiała zrobić to na chodniku przed salą weselną. – Jessico, jak mogłaś? – Głos jej matki podziałał na nią jak kubeł zimnej wody. – Nigdy w życiu nie byłam bardziej zażenowana. Jessica nie przestawała całować Seda, licząc, że jej matka zrozumie aluzję i ich zostawi. Niestety mogła o tym tylko pomarzyć. – Jesteś zwykłą dziwką, która założyła białą suknię na ślub. Jessica, bardziej zaskoczona niż wściekła, zastygła,
przyciskając usta do ust swojego męża. Sed cofnął się i przesunął ją za siebie. – Nic mnie, kurwa, nie obchodzi, kim jesteś, paniusiu. Nikt nie będzie tak mówił do mojej żony – warknął. Z każdego jego słowa sączył się jad. – Przeproś ją, a potem wypieprzaj z jej życia. Nie będzie dłużej znosiła twoich obelg. Nie pozwolę na to. Jessica zesztywniała, gdy doszły do niej jego słowa. To był prawdopodobnie najbardziej zdecydowany rozkaz, jaki kiedykolwiek usłyszała. Poczuła tak wielką ulgę, że zaczęła niekontrolowanie drżeć. – Przeprosić? – pisnęła jej matka. – Teraz! Zmrużyła oczy w jego kierunku, zanim spojrzała na Jessicę. – Nie żałuję, że nazwałam cię dziwką – powiedziała – ale żałuję, że wyszłaś za mąż za dupka. Jej matka odeszła wściekła, a Jessica wpatrywała się w nią tak zaskoczona, że z trudem oddychała. – Pozwolisz jej tak do mnie mówić? – spytał Sed, drocząc się. Nie, nie miała zamiaru na to pozwalać. Jessica złapała spódnicę jedną ręką i wbiegła schodami, chwytając matkę za ramię, zanim ta zdołała wejść do budynku. Obróciła ją. Zaskoczony wyraz twarzy Stelli mówił, że matka nie spodziewała się odpowiedzi Jessiki. Nie wtedy, gdy tak dobitnie ustawiła ją do pionu. – Toleruję wiele twoich zagrywek, bo mnie urodziłaś– powiedziała jej córka – ale odkąd pamiętam, zatruwasz mi życie i mam tego dość. Rozumiesz? Może mój mąż wydobywa ze mnie dziwkę, ale w przeciwieństwie do ciebie nie wybieram mężczyzny na podstawie tego, jak bardzo może mnie finansowo wesprzeć. Jestem najszczęśliwsza, kiedy jestem z nim, i najsmutniejsza, kiedy ty jesteś w pobliżu. – Jessica zrobiła minimalną przerwę na nabranie powietrza. Musi to szybko z siebie wyrzucić. Mimo że często kłóciła się z matką, kłótnie nigdy nie przybierały tak osobistego charakteru. Dziś zamierzała pójść na całość. – I na
przyszłość, Sed nie jest dupkiem. Jeśli tak sądzisz, w ogóle go nie znasz. Jest czuły, opiekuńczy, prowokujący i nieco egoistyczny, ale nie ma w nim za grosz mściwości. Więc pieprz się, matko. Jestem pewna, że będzie to przyjemniejsze niż zabawianie się z tą perwersyjną kanalią, którą nazywasz mężem. Nie dała matce czasu na otrząśnięcie się z szoku i znalezienie ostrej riposty. Może kiedy rytm serca Jessiki się ustabilizuje, a jej głowa oczyści się z wściekłości, będzie miała wyrzuty sumienia, że powiedziała matce tak okropne rzeczy, ale w chwili, kiedy zeskakiwała ze schodów i biegła do czekającej limuzyny, czuła się lekka jak piórko. Sed wsunął się do samochodu obok niej w chwili, gdy tłum gości wylał się z budynku, żeby ich pożegnać. Szofer zamknął drzwi, a Sed otworzył szybę. Para młoda machała rodzinie i przyjaciołom – i kilku hollywoodzkim aktorom, których żadne z nich nie znało – dopóki limuzyna nie ruszyła. – W porządku? – spytał Sed, delikatnie gładząc jej włosy. – Chcesz unieważnić małżeństwo skoro zobaczyłeś, jak okropnie twoja żona traktuje własną matkę? – Oczywiście, że nie. Sama jest sobie winna. – W takim razie czuję się więcej niż w porządku. Idealnie. Przesunął ją na kolana, a Jess zarzuciła ramiona wokół jego szyi. Gdy wpatrywali się w siebie, poczuła, że coś między nimi zmieniło się na lepsze. A może coś zmieniło się w niej. Uwagi jej matki tak długo ciągnęły ją w dół, że nie była pewna, jak poradzić sobie z nagłym uczuciem lekkości. – Sed? – szepnęła, szukając w jego oczach głębi i szczerości. Znalazła o wiele więcej, kiedy na nią spojrzał. – Tak, kochanie? – Naprawdę wydobywasz ze mnie dziwkę – powiedziała ze śmiechem, kiedy zsunęła się z jego kolan na podłogę samochodu. Patrzyła na niego, kiedy zaczęła rozpinać mu rozporek. Nie spuściła z niego oczu, gdy wyjęła szybko twardniejącego wacka z jego spodni i polizała kuszącą główkę. Napiął brzuch, przyspieszył oddech i podniósł rękę, żeby
bawić się jej włosami, kiedy patrzył na nią z pełną fascynacją. – Robisz się coraz mądrzejsza – mruknął. Napięła policzki w półuśmiechu, kiedy pochyliła się, biorąc go głębiej w usta. Była zdeterminowana, żeby posmakować go, zanim limuzyna dojedzie do mieszkania. Jego nierówny oddech mówił, co go najbardziej podniecało. Pocieranie jego żołędzi o miękkie podniebienie w połączeniu z intensywnym ssaniem, kiedy się cofała, sprawiło, że jęczał z rozkoszy. Zazwyczaj Sed był imponująco wytrzymały, więc Jessica była zaskoczona, kiedy zalał jej usta gęstą spermą. Zmusiła się, by ją przełknąć, nie dlatego, że nie chciała, ale dlatego, że nie była na to w ogóle przygotowana. – Przepraszam – wydyszał. – Po prostu… O Boże! – Jego palce zatopione w jej włosach przyciągnęły ją, kiedy wypełnił jej gardło drugim strumieniem. – Ty… Zadrżał gwałtownie i się rozluźnił. Jego głowa opadła na oparcie, a palce poluzowały uścisk. Z głośnym cmoknięciem wyjęła jego fiuta i otworzyła barek, żeby wziąć butelkę wody. – Co ja…? – spytała, kiedy otworzyła butelkę i wzięła duży łyk. – To, jak wyglądasz na kolanach w tej sukience – powiedział ze śmiechem. – To najseksowniejsza rzecz, jaką w życiu widziałem. Powinienem był zrobić ci zdjęcie. – Żebyśmy znów byli hitem internetu? – Zamknęła jedno oko i pokręciła głową na niepokojącą myśl. – Nie, dziękuję. Limuzyna się zatrzymała. Jessica podniosła się, żeby skromnie usiąść na siedzeniu i sączyć wodę, podczas gdy Sed schował fiuta do spodni i szybko zapiął rozporek. – Proszę pana – rozległ się głos szofera przez interkom – będę potrzebował kodu do bramy. Sed zaczął rozglądać się za przyciskiem. Gdy go znalazł, nacisnął i powiedział: – Nie trzeba. Wysiądziemy tu. – Jak pan sobie życzy. Po chwili drzwi się otworzyły. Sed wysunął się z samochodu
i ujął rękę Jessiki, żeby pomóc jej wysiąść. Dał szoferowi napiwek – typowe dla Seda – a potem zaprowadził żonę do wejścia dla pieszych obok bramy wjazdowej. Wstrzymała oddech, kiedy wziął ją na ręce i przytulił do szerokiej klaty. Jessica wątpiła, żeby jej tren mógłby być jeszcze brudniejszy, ale ciągnięcie go po parkingu mogłoby w tym pomóc. – Co robisz? – spytała. – Mam zamiar przenieść cię przez próg – powiedział, trącając nosem jej szyję, na co zachichotała. – Do progu jeszcze daleko – zauważyła. Budynek znajdował się po drugiej stronie parkingu, wejście z boku ozdobionego roślinnością podwórza, a ich mieszkanie na ostatnim piętrze. – Postaw mnie. – Nie. Chcę być pewien, że na niego trafię. – Już moja w tym głowa, żebyś trafił – uśmiechnęła się do niego szeroko i oplotła ręce wokół jego szyi. – W naszym związku chcę mieć pewność, że będę trafiał tam, gdzie chcę. – Niech ci będzie – powiedziała. Przyłożyła dłonie do jego serca. Stałe bicie było równie uspokajające, co jego wolny krok, kiedy mijał szpaler palm. – Wkrótce będziemy musieli zacząć szukać nowego domu – powiedział. – Moje mieszkanie jest idealne na przyjemności, ale nie na wychowywanie dzieci. – Dopóki mały nie zacznie chodzić, nie będzie problemu – powiedziała. – Te marmurowe schody bez poręczy przyprawią każdą matkę raczkującego dziecka o atak serca. – Z tymi schodami wiążą się cudowne wspomnienia – powiedział, znacząco unosząc brew. Z każdą dostępną powierzchnią mieszkania wiązały się cudowne wspomnienia. I z kilkoma mniej dostępnymi też. Jessica uznała, że powinni korzystać z wolności, jaką daje brak dziecka, dopóki mają taką możliwość. Za kilka lat pieprzenie się na stole do bilardu w środku dnia będzie mogło prowadzić do niezręcznych pytań.
– Cieszysz się, że tak szybko postanowiliśmy mieć dzieci? – spytała. – Nasz miesiąc miodowy będzie zdecydowanie za krótki. – W sypialni będziemy mieć dźwiękoszczelne ściany – odparł. – Nie bój się. – Ale nie będziemy mogli kochać się na blacie kuchennym i na kanapie, i na tych twardych marmurowych schodach. – W nowym domu zaprojektujemy olbrzymią sypialnię. Na tyle dużą, żeby pomieściła jacuzzi i stół do bilardu, i nawet całą kuchnię, jeśli będziesz chciała. Ale nie bój się, pomyślałem zawczasu i zamówiłem dla ciebie prezent ślubny. Będziesz mogła się na nim zginać w setkę różnych pozycji, nie potrzebując wiele miejsca. Niestety jeszcze go nie przysłali. – Mój prezent ślubny? – Uśmiechnęła się. – Myślałam, że ty jesteś moim ślubnym prezentem! W ciągu kilku ostatnich miesięcy zginałeś mnie w co najmniej sto różnych pozycji. Chociaż i ty potrzebujesz trochę miejsca. Zajmujesz prawie całe łóżko. Zaśmiał się. – Jestem obowiązkowym akcesorium do twojego prezentu. Słyszałaś kiedyś o fotelu tantrycznym? Fotel tantryczny? – Yyy… nie. Portier przerwał ich rozmowę, powitał ich w wejściu i złożył serdeczne gratulacje. Sed skinął w podziękowaniu i wszedł do czekającej windy z Jessicą na rękach. Mężczyzna pomógł Sedowi nacisnąć przycisk ich piętra. Zanim drzwi windy się zamknęły, mrugnął do nich znacząco i podniósł kciuki. Normalnie Jessica nie pozwoliłaby, żeby Sed niósł ją w ten sposób, ale najwyraźniej uszczęśliwiało go to, a ona uwielbiała, kiedy na jego twarzy pojawiały się dołeczki, podkreślające szeroki uśmiech na przystojnej twarzy. – Więc o co chodzi z tym fotelem tantrycznym? – spytała, kiedy drzwi windy się zamknęły. – Niespodzianka. – Dlatego droczysz się ze mną przez cały dzień? Wiesz, że nie lubię niespodzianek.
– Lubisz niespodzianki, dzięki którym masz orgazm – powiedział, trącając nosem jej ucho. Jego ciepły oddech spowodował dreszcz przyjemności. – I moje obie niespodzianki powinny cię do tego doprowadzić. Nie mylił się co do jej upodobań. Co nie zmienia faktu, że przy pierwszej lepszej okazji wygugluje fotel tantryczny. Winda otworzyła się na ostatnim piętrze. Sed niósł swoją żonę do jednych z dwóch lśniących, czerwonych drzwi. W budynku znajdowały się dwa dwupiętrowe penthouse’y i jeden z nich należał do Seda. Drugi był rzadko używany przez bogatych właścicieli z Europy, którzy spędzali w nim zaledwie kilka miesięcy w roku. Co się dobrze składało, ponieważ Sed i Jessica nie zawsze zdążyli dotrzeć do jego mieszkania, żeby zaspokoić swoje żądze. – Możesz odblokować drzwi? – poprosił Sed, trzymając ją przy małej klawiaturze. Wbiła kod, a on ostrożnie się z nią przechylił, żeby otworzyć drzwi i przenieść ją przez próg. – Witaj w domu, pani Lionheart – powiedział i zagarnął jej usta w namiętnym pocałunku. Kopnięciem zamknął drzwi i postawił Jess na podłodze. Okręcił ją, żeby rozpiąć jej sukienkę, która opadła na ziemię. – Wszędzie mam piasek – powiedziała. Z głębi jego gardła dobył się niewyraźny dźwięk. Poza poluźnionym gorsetem i obcasami, które uratowała z plaży, była naga. Zerknęła przez ramię i zobaczyła, że Sed wpatruje się w sznurowanie gorsetu i w jej pośladki, jakby po raz pierwszy zobaczył ją w negliżu. – Podoba ci się? – spytała, krocząc w uwodzicielski sposób, który opanowała do perfekcji. Kierowała się do schodów i wymarzonego prysznica. – Litości, kochanie – jęknął. – Pokaż mi się z przodu. Weszła na pierwszy stopień, udając, że go ignoruje, i zaczęła się bawić długimi, zmierzwionymi włosami. Biorąc pod uwagę swój wygląd po spotkaniu z oceanem, wątpiła, czy skutecznie go uwodzi.
– Jessica – wychrypiał. Obróciła się na schodach, żeby na niego spojrzeć, ukazując pełne piersi, unoszące się nad gorsetem. Jej sutki były twarde jak diamenty. Musiał widzieć, jak ją podniecał. – Tak, Sed? – spytała, kokieteryjnie przechylając głowę. Wiedziała, że to na niego podziała. – Nie mogę zdecydować, czy wyglądasz lepiej, jak przychodzisz, czy jak odchodzisz – powiedział. – Zapewniam cię, że najlepiej wyglądam, jak dochodzę – powiedziała, uśmiechając się szeroko. – Chcesz mi w tym pomóc? Powoli wchodziła na kolejne stopnie. Nie spieszyła się. Droczyła się z nim. Uwodziła go. Ruszył za nią. Na szczycie schodów złapał obiema rękami jej piersi i przycisnął fiuta do jej pośladków. Boże, jak te piersi go pragnęły, kiedy zaczął masować jej sutki. Jeśli seks w ciąży zawsze był tak cudowny, z radością urodzi mu ośmioro dzieci, jak tego chciał. Potarła tyłkiem o niego, chcąc, żeby stwardniał i wypełnił jej ciało. – Będziemy musieli wykazać się wielozadaniowością – powiedział, używając jej cycków jak kierownicy, a tyłka jak pedału gazu, żeby skierować ją do łazienki. – Ważne, żebyśmy nie spóźnili się na wieczorne rendez-vous. – Które jest…? – Tajemnicą. Westchnęła. – Jakżeby inaczej. W łazience odkręcił prysznic i cofnął się, żeby popatrzeć na jej tyłek oraz odbijający się w lustrze przód. Kiedy przeglądała się w lustrze – ignorując szopę, którą zazwyczaj nazywała włosami – musiała przyznać, że choć gorset nie był mocno ściśnięty, cudownie podkreślał jej ciało. – Jest wodoodporny? – spytał, ciągnąc ją pod prysznic. – Wątpię. I nie chcę go zniszczyć. Wiesz, ile wysiłku Aggie wkłada w uszycie gorsetu? Proszę, rozwiąż mnie. Walczył ze sznurowaniem. Ładna kokardka, jaką zawiązała, najwyraźniej zmieniła się w pewnym momencie w mniej ładny
węzeł. Gdy wreszcie ją uwolnił, zaczął ją ponaglać. – Chyba nie mamy czasu na igraszki – powiedział, wyskakując z ubrań tak szybko, jak mógł, i zostawiając stertę na podłodze. – Zawsze jest czas na igraszki, panie Lionheart. Po prostu musisz nauczyć się szybkiego numerka. – Szybki numerek? Co to? – Jesteś mi winien orgazm za ten, który ci dałam w limuzynie. Pamiętasz? – Nigdy tego nie zapomnę. Weszła pod prysznic, a on za nią. Obróciła się, żeby podsunąć głowę pod strumień wody i jęknęła z zaskoczenia, kiedy Sed ukląkł, chwycił jej tyłek w obie ręce i przysunął jej cipkę do swojej twarzy. Językiem sięgnął do złączenia jej ud, bawiąc się łechtaczką z obezwładniającą prędkością i siłą. Jęknęła z przyjemności i chwyciła jego głowę. Obserwowała, jak woda spływa po jej piersiach i brzuchu, aż dochodzi do ust, które pieściły jej spragnione ciało. Mogłaby się przyzwyczaić do widoku nagiego i mokrego Seda u swoich stóp, zadowalającego ją. Boże, jak on ją zadowalał. Oddychała nierówno, gdy jego usta przynosiły jej coraz większą rozkosz, aż głośno krzyknęła, gdy wstrząsnął nią intensywny dreszcz. Lizał ją delikatnie, żeby rozkoszowała się doświadczonym spełnieniem, a następnie klepnął w nagi tyłek i wstał. – Teraz jesteśmy kwita – powiedział i włączył drugi strumień prysznica, żeby nie musieli walczyć o wodę. Podskoczył, kiedy woda zalała jego tors. – Cholera, jaka zimna… choć podejrzewam, że zimna woda dobrze mi zrobi. Z uznaniem spojrzała na jego sztywnego fiuta. Wiedziała, że taka erekcja pewnie doprowadziłaby ją do wielu obezwładniających orgazmów, ale najwyraźniej nie mieli czasu. Jutro będzie ku temu okazja. I nie miała nic przeciwko, że w słowniku jej faceta nie było wyrażenia „szybki numerek”. Po krótkim prysznicu pozwolił jej wysuszyć włosy, podczas
gdy sam zaczął się ubierać, ale stwierdził, że nie mają czasu, żeby umalowała się czymś więcej niż błyszczykiem, ponieważ są już spóźnieni. – Nie potrzebujesz makijażu – zapewnił ją. – Nie wybaczę sobie, jeśli się spóźnimy. Zrobiłem rezerwację. Jess nie chciała, żeby się zamartwiał. – Aha, czyli idziemy na kolację – powiedziała. Miała nadzieję na restaurację z wydzielonymi lożami, żeby mogła zabawić się z nim pod stołem bez wścibskim spojrzeń. – Będzie i kolacja – powiedział. Pobiegła do garderoby – większej niż sypialnia, którą dzieliła na studiach z Beth. Wskoczyła w majtki i stanik. Kiedy się odwróciła, Sed zdjął wieszak i podał jej seksowną małą czarną. – Założysz ją dla mnie? Wiedziała, co chodziło mu po głowie, gdy chciał, żeby założyła tę sukienkę. Jej sutki stwardniały, oczekując tego, co nastąpi. Nawet jeśli nie była pewna, do czego dojdzie. Choć właściwie była pewna, do czego dojdzie. Ona dojdzie. Nie wiedziała tylko, jak, gdzie i kiedy. – Założysz swój skórzany płaszcz? – spytała. – Jest w samochodzie.
Rozdział 7 Jessica obserwowała mijane wiejskie krajobrazy przez przednią szybę samochodu Seda. – Gdzie jedziemy? – spytała po raz dziesiąty. Czy na takim odludziu w ogóle istnieją restauracje? – Zobaczysz – odpowiedział Sed, redukując prędkość mercedesa, kiedy brał ostry zakręt. – Jesteśmy prawie na miejscu. – Ale jestem zmęczona – przyznała, starając się opanować ziewanie. – To był długi dzień. Sed dotknął jej włosów. – Zdrzemnij się na chwilę. Chcę, żebyś była przytomna, kiedy zobaczysz moją niespodziankę. Oparła się o wygodne, skórzane siedzenie, sennie mrugając, gdy jechali coraz dalej i dalej. Zanim się zorientowała, poczuła, jak Sed potrząsa ją za ramię. – Jesteśmy na miejscu – powiedział. Otworzyła oczy i natychmiast się wyprostowała na siedzeniu, patrząc przed siebie z zaskoczeniem. Czekał na nich kolorowy balon przywiązany do ziemi linami. – Sed? – powiedziała, nie znajdując lepszych słów. – Zjemy kolację, unosząc się wysoko nad ziemią. A dokąd nas to zaprowadzi… – Wzruszył ramionami. – Możemy to zrobić w środku? – szepnęła, a jej serce łomotało w oczekiwaniu. Zaśmiał się. – Możemy spróbować. Taki miałem plan. Zarzuciła ręce na jego szyję i przyciągnęła go do siebie, żeby pocałować. – Kocham cię – powiedziała przy jego ustach. – Mówiłam ci, że zawsze chciałam uprawiać seks w balonie w noc poślubną? – Hm… nie, nie sądzę. – Pewnie dlatego, że dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Czasami myślę, że znasz mnie lepiej niż ja sama.
Wybuchł śmiechem i pocałował ją namiętnie. – Lubisz kochać się w nietypowych miejscach. To nie tajemnica, jedynie wyzwanie, żeby wymyślić najlepszą miejscówkę. Z niecierpliwością odpięła pas bezpieczeństwa i otworzyła drzwi. – Pospiesz się – powiedziała. – Nie mogę się doczekać. Wyskoczyła z samochodu i w biegu, podskakując ruszyła do stojącego w dolinie balonu. Czuła, że energia ją przepełnia. Sed szybko ją dogonił i wziął za rękę. – Dobra niespodzianka, co? – spytał niskim i chrypiącym głosem. – Doskonała! – odparła. – Jest taki piękny! Balon był intensywnie niebieski, a żółte gwiazdy i zakrzywiony księżyc w pierwszej kwadrze zdobiły materiał. Płomień pod gigantycznym balonem rozświetlił wieczór, gdy człowiek w koszu pociągnął przewód i ogień wystrzelił w górę. – Zacząłem myśleć, że nie przyjdziecie – krzyknął mężczyzna na powitanie. – Przepraszamy za spóźnienie – zawołał Sed. – Nie było łatwo wyrwać się z wesela. – Gratulacje z okazji ślubu – powiedział mężczyzna. – Dzięki. Chyca całkiem dobrze wybrałem żonę – powiedział Sed. Jessica trąciła go łokciem w żebra. Stojąc przy koszu, wpatrywała się w ogromy balon z otwartymi ustami. Widziała już balony unoszące się w powietrzu, ale nigdy z tak bliska. Nie mogła uwierzyć, jaki był duży. – Wow – powiedziała. – Nazywam się Gary Bastion. I będę dziś kierował tym statkiem. – Jest olbrzymi! – powiedziała Jessica. – To właśnie powiedziała – zażartował pod nosem Sed. – Pierwszy raz? – spytał Gary. – O nie, już od jakiegoś czasu nie jest dziewicą – powiedział
Sed. Jessica ponownie trąciła go łokciem w żebra. – To mój pierwszy lot balonem – powiedziała. – Spodoba ci się – zapewnił Gary. – Macie szczęście, że burza przeszła rano. – Szczęście – mruknął Sed. – Jeszcze tylko krótkie formalności, zanim polecimy, ale musimy się pospieszyć. Jessica i Sed wysłuchali pogadanki o bezpieczeństwie. Ćwiczyli nawet pozycję, którą powinni zająć w przypadku rzadko spotykanego awaryjnego lądowania. – Ostrożnie – powiedział Sed, kiedy Jessica uklękła i przysunęła twarz do ziemi. – Zgnieciesz małego Seda. – Jest w ciąży? – spytał Gary. – Tak. Trochę wcześniej założyliśmy rodzinę – powiedział Sed, czule dotykając brzucha Jess. – Nie mogliśmy się doczekać miesiąca miodowego. – Który miesiąc? Jessica spojrzała na zatroskana twarz Gary’ego. – Dziesiąty tydzień – powiedziała. – To jakiś problem? – Kobietom w trzecim trymestrze w ogóle nie pozwalamy latać – odrzekł. – Zawsze istnieje niebezpieczeństwo awaryjnego lądowania, co może przyspieszyć poród. – Powinniśmy odwołać lot? – spytał Sed z mieszanką niepokoju i zawodu na twarzy. – Decyzję pozostawiam wam. Nigdy nie lądowałem awaryjnie, choć zawsze musi być ten pierwszy raz, no i poród na pewno nam nie grozi. Miałaś jakieś komplikacje z ciążą? – Nie – odparła. – Żadnych. Gary skinął głową, ale wciąż miał poważną minę. – Szanse na problemy z lądowaniem są małe, ale nigdy nie można ich wykluczyć. Sed spojrzał na Jessicę i ścisnął jej rękę. Naprawdę chciała polecieć balonem i daleko jej było do trzeciego trymestru. Zresztą jak nieprzyjemne mogłoby być awaryjne lądowanie balonu? Nie
wydawało jej się, że mogło być czymś ekstremalnym. – Bardzo chcę polecieć – powiedziała. – Zadałeś sobie tyle trudu, żeby to zorganizować, a niebezpieczeństwo jest małe. Jest małe, prawda? – spytała Gary’ego. – Praktycznie zerowe. Skinęła na Seda. – Lećmy. – Jeśli jesteś pewna – powiedział Sed. – Nie obrażę się, jeśli masz obawy i wolisz zrezygnować z lotu. – Nie chcę rezygnować i nie mam żadnych obaw. Sed uśmiechnął się i skinął. – Wszystko będzie dobrze. – W porządku – powiedział Gary. – Zapraszam na pokład. Sed pomógł Jessice wejść po drabinie, a Gary podał jej rękę, kiedy wchodziła do kosza. Sed po chwili stanął obok niej, przyglądając się balonowi z równym zachwytem jak jego żona. – Daj mi minutę, żebym pogadał z Garym jak facet z facetem – szepnął jej Sed do ucha. Miała przeczucie, że większość rozmowy przeprowadzi portfelem, ale naprawdę chciała kochać się ze swoim mężem, unosząc się nad ziemią. Miała nadzieję, że Gary przymknie na to oko. Sed i jego portfel potrafią być bardzo przekonujący. Jessica przechyliła się przez kosz i zauważyła kobietę siedzącą na trawie w pobliżu lin. Pomachała do niej, na co kobieta entuzjastycznie odmachała. Zimny wiatr rozwiał włosy Jessiki. Potarła dłońmi przedramiona, żałując, że nie wzięła swetra. Ale skąd miała wiedzieć, czego będzie potrzebowała, skoro Sed nie chciał pisnąć słowa o planach na wieczór? Ciepłe, jędrne ciało przycisnęło się do jej boku. Sed objął ją w pasie. – Zimno? – mruknął jej do ucha. – Trochę – przyznała, ale nie dlatego drżała. To był bardzo długi dzień, więc pragnęła zatopić się w ramionach swojego mężczyzny. – I jak? Co powiedział Gary?
– Nie pozwala na takie rzeczy w swoim balonie, gdy patrzy. – Aha – powiedziała Jessica głosem pełnym zawodu. – Ale za kilka tysięcy dolców obiecał patrzeć w inną stronę. Zmysłowymi ustami pieścił jej skórę tuż pod uchem – przygryzając, liżąc, ssąc to cudowne miejsce, aż jej kolana się ugięły i jęknęła. Sed się odsunął. – Najpierw kolacja – powiedział. – Potem deser. – Teraz chcę deser – zażądała Jessica. Chwycił jej usta namiętnym pocałunkiem. Jej ciało drgało nagromadzoną seksualną energią, kiedy desperacko go całowała. Odsunął się i pochylił, żeby szepnąć jej do ucha: – Na mnie warto zaczekać. Doskonale o tym wiedziała, ale klepnęła go po tyłku za to, że był taki pewny siebie. Zostawił ją samą i usiadł przy małym, rattanowym stoliku w kącie kosza. – Przyjdziesz do mnie? – spytał, zachęcając ją gestem do zajęcia miejsca przy sobie. – Wolałabym dojść z tobą – mruknęła pod nosem. Ale stolik dla dwojga kusił ją – choć nie tak jak Sed – więc roztarła nagie ramiona i usiadła naprzeciw męża. Stolik był dziwny. Siedzenia były wyższe niż normalne krzesła – i raczej przypominały wysokie worki z miękkim wypełnieniem – a kiedy już usiadła, blat miała przy udach. Zastanawiała się nad tą dziwną konfiguracją, dopóki nie wyjrzała z kosza i nie zdała sobie sprawy, że będzie mogła podziwiać widoki, spożywając posiłek. To wyjaśniałoby, dlaczego siedzenia były wysokie. Ale dlaczego stolik był tak niski w porównaniu z nimi? Gary podszedł do stolika. – Moja żona doskonale gotuje – powiedział z dumą. – Poszła wyjąć wasze posiłki z podgrzewacza w SUV-ie. Kiedy przyniesie jedzenie, ruszymy, a żona pojedzie za nami samochodem. Obawiam się, że będziecie musieli obsłużyć się sami. Ja zajmę się utrzymaniem kursu balonu. No i trzeba wylądować, zanim
zapadnie zmrok. – Dlaczego stolik jest tak niski? – spytała Jessica. – Żeby wasza kolacja nie wyleciała z kosza i nie przestraszyła winorośli w winnicach – powiedział Gary i się roześmiał. – No tak – powiedziała z uśmiechem. – To ma sens. – To wasza pierwsza kolacja poza lądem? – Nie. Moja żona poprosiła mnie o rękę podczas kolacji poza lądem – powiedział Sed, skinąwszy na Jessicę. – Ale to było na łodzi. – Poprosiła cię o rękę? – Gary komicznie uniósł brwi. – No tak, chyba była nieco zdesperowana – Sed jęknął, kiedy kopnęła go w piszczel. – Kłamiesz. Poprosiłam o rękę Pesa. Nie pamiętasz? – powiedziała Jessica. Sed się roześmiał. – To mój zły brat bliźniak. – Dlatego to zorganizowałeś? – spytała Jessica. – Chciałeś przebić moją kolację? – Oczywiście, że nie. Chciałem podarować ci noc poślubną, której nigdy nie zapomnisz. Sięgnęła przez stolik i wzięła go za rękę. – Wiesz, jak działasz na mnie, kiedy jesteś wyjątkowo słodki, prawda? Poruszył znacząco brwiami w jej kierunku. – Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, pani Lionheart. Mogłem mieć też kilka ukrytych motywów. – Łodzie są romantyczne – przyznał Gary, wzruszając ramionami – ale sądzę, że twój mąż może to przebić lotem balonem. Oczywiście nie jestem stronniczy. – Zobaczymy – powiedziała Jessica. – Jeśli się to okaże, będę musiała wymyślić coś jeszcze wspanialszego, żeby odzyskać tytuł najromantyczniejszego durnia. – Gary! Potrzebna mi pomoc! – Kobiecy głos rozległ się z przeciwległej strony kosza.
Gary poszedł pomóc żonie załadować dwa styropianowe pojemniki do balona. Sed przechylił głowę i spojrzał na Jessicę. Czekali na lot. – Wyglądasz na zziębniętą. – Mam przeczucie, że zrobi się jeszcze zimniej, kiedy się wzniesiemy – powiedziała. – Zaraz wrócę. – Gdzie idziesz? – Cierpliwości, kochanie – powiedział z szerokim uśmiechem. Po chwili Sed zamienił kilka słów z Garym i zniknął. Wyciągnęła szyję i patrzyła, jak biegnie przez trawiaste pole do samochodu. Chwilę później wracał ze skórzanym płaszczem. O tak, wiedziała, co to oznacza. Zakładał go tylko wtedy, gdy chciał ukryć przed publicznością ich igraszki. Jessica spojrzała na niego i się uśmiechnęła, kiedy Sed kilka chwili potem nakrył jej płaszczem ramiona. – Lepiej? – spytał, składając pocałunek na jej skroni. Wtuliła się w płaszcz i zaczęła wdychać zapach skóry i Seda – podniecające połączenie. Natychmiast zrobiło się jej cieplej, choć głównie z oczekiwania, a nie dzięki odzieży. – Tak, dzięki. Cieszę się, że o nim pamiętałeś. Zajął miejsce naprzeciwko niej, a żona Gary’ego podeszła do ich stolika. – Będziecie musieli się sami obsłużyć – powiedziała – Ciepłe jedzenie znajduje się w pojemniku z czerwoną taśmą, a zimne w pojemniku z niebieską. – Co jest w menu? – spytała Jessica, przechylając się, aby unieść pokrywę czerwonego pojemnika. Zanim zdążyła zerknąć do środka czy choć powąchać danie, pokrywka się zamknęła. Ręka Seda leżała na pojemniku, uniemożliwiając jej sprawdzenie zawartości. – Cierpliwości, kochanie – powiedział. – Cierpliwość mi się skończyła – powiedziała Jessica. Żona Gary’ego otworzyła pojemnik z niebieską taśmą i na
środku stolika postawiła plastikowe wiaderko z lodem. Jessica zastanawiała się, czy wszystko w balonie było lekkie i miękkie, żeby zapobiec powstaniu uszkodzeń. A może po prostu Gary i jego żona byli dusigroszami. Żona Gary’ego wyjęła butelkę i wcisnęła ją do wiaderka, głośno krusząc lód. – Sztućce, talerze i kieliszki znajdują się tam – powiedziała, wskazując miejsce za Sedem. – Powinniście mieć wszystko, co potrzebne. Życzę udanego wieczoru. I gratulacje z okazji ślubu. – Spojrzała na Jessicę, kiedy zadała kolejne pytanie. – To wszystko to pomysł twojego męża? Jessica skinęła głową. – Kompletnie mnie zaskoczył. – Taki facet to prawdziwy skarb. – Mrugnęła do niej, podeszła do Gary’ego, żeby go pocałować, i wyszła z kosza. – Skarb, co? – powiedziała, uśmiechając się szeroko do Seda, który wyglądał na niezwykle zadowolonego z siebie. Lekko przechylił głowę, wyglądając tak seksownie, że Jessica musiała chwycić się siedzenia, żeby nie przeskoczyć przez stolik i nie rzucić się na niego. – Miałaś kiedykolwiek wątpliwości? – spytał. Zaśmiała się. – Oczywiście, że nie. Jessice zaczęło się kręcić w głowie, kiedy zdała sobie sprawę, że balon nie jest przywiązany do ziemi i zaczyna się wznosić. Nie poczuła, kiedy odbił się od ziemi. Palnik ryknął, kiedy Gary pociągnął za linę, a płomienie wystrzeliły ku wnętrzu balona. – Mam nadzieję, że balon się nie zapali – powiedziała nerwowo Jessica. – Jesteś bezpieczna – szepnął Sed. Zawsze sprawiał, że przy nim czuła się bezpiecznie. – Wiem. Obserwowała, jak ziemia powoli się oddala, podczas gdy Sed tłukł się po balonie, wyjmując talerze, sztućce i kieliszki do
szampana. Rozpłynęła się ze szczęścia, kiedy zobaczyła, że na kieliszkach do toastu były wygrawerowane złączone wstążką obrączki, ich imiona i data ślubu. Pomyślał o wszystkim. Prawdziwy skarb. Zazwyczaj. Czasami był niezwykle irytujący, ale takie dni zdarzały się coraz rzadziej. – Nie wiem, czy zdołam coś zjeść po weselnym torcie. – Dasz radę – powiedział. Wstał, żeby przynieść jedzenie z pojemników. Najpierw położył sałatkę na jej talerzyku, a następnie otworzył pojemniki z ciepłymi daniami. Kiedy Jessica sięgnęła po łyżkę, żeby nałożyć sobie aromatycznego risotto z ziołami, Sed wyrwał ją jej. – Pozwól, że ja się tym zajmę – powiedział. – Sed, potrafię nałożyć sobie jedzenie. – Nigdy w to nie wątpiłem – powiedział. – Ale móc nie oznacza musieć. Pozwól, że dziś wieczorem ja się tobą zajmę. Nie kłóć się. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Ściągnęła brwi. – Dlaczego? – Ponieważ zależy mi na tobie. – Mnie na tobie też, ale nie czuję potrzeby nakładania ci jedzenia, żeby to okazać. – No cóż, dziś mam taką potrzebę. Dasz radę? Wytrzymasz, że ktoś, kto cię kocha, chce zatroszczyć się o ciebie? – Nigdy nie mówiłam, że nie dam rady. Jednak kiedy nakładał jedzenie na jej talerz, musiała przyznać, że irytowało ją to. Dawno temu obiecała sobie, że nigdy nie pozwoli facetowi rządzić jej życiem, a z jakiegoś powodu miała wrażenie, że pozwalając mu zdecydować, co znajdzie się na jej talerzu, zmierza w tym kierunku. – Czy mogę nałożyć tobie? – spytała. Sądziła, że dzięki temu poczuje się lepiej. – Nie, ale możesz mnie obsłużyć – powiedział głosem przepełnionym pożądaniem. Jessica zacisnęła usta. Próbował ją wkurzyć? Wiedziała, że jej charakterek go podniecał, ale dziś nie miała ochoty na kłótnie.
Zwłaszcza tu, gdzie wszystko było tak romantyczne dzięki jego zabiegom. – Chyba jednak pozwolę, żebyś ty mnie obsłużył – odpowiedziała. – Z chęcią, ale nie mogę – powiedział z psotnym uśmiechem. – Stół jest zdecydowanie za niski, żebym mógł właściwie się tobą zająć. Prysznic ci nie wystarczył? – Wiem, że nigdy nie będę cię miała dość. Uśmiechnął się szelmowsko i otworzył kolejny pojemnik. Zapach bazylii, czosnku, pomidorów i oregano pobudził jej apetyt. Uwielbiała tortellini i nie mogła się doczekać, żeby spróbować nadzienia. Kiedy zawartość talerza Jessiki zadowoliła Seda, zajął swoje miejsce. Wszystko wyglądało i smakowało pysznie, a tortellini były nadziane grzybami i kiełbaskami – jej ulubionym farszem, co na pewno nie było przypadkiem. Mimo to przebierała w swoim jedzeniu, ledwo coś skubiąc. – Naprawdę cię to irytuje, prawda? – powiedział Sed, nie mając oporów przed pochłonięciem swojej kolacji. – Co mnie irytuje? – To, że nałożyłem jedzenie na twój talerz. – Irytuje mnie to, że zdecydowałeś, co chcę, ile chcę i gdzie chcę położyć na talerzu. – Wiem, że nie lubisz, jak podejmuję decyzję za ciebie, ale nie sądzisz, że przesadzasz? – Pewnie tak – przyznała. – Ale nic na to nie poradzę. – Spróbuj – zasugerował. – Naucz się kompromisu. – Ty też nie chodzisz na kompromisy – powiedziała, biorąc odrobinę żółtej dyni i wkładając ją do ust. – Z tobą chodzę na kompromisy częściej niż z innymi osobami – odparł. – Problem jest taki, że oboje lubimy mieć kontrolę. Z tym nie mogła się kłócić. Prawda była zbyt oczywista. – Jeśli pozwolisz mi czasem przejąć kontrolę, ja też ci czasem pozwolę i oboje dostaniemy to, co chcemy. Przez pozostały czas możemy drzeć koty i się spierać, jeśli chcesz.
– Nie lubię się spierać – powiedziała. – Pewnie – powiedział z sarkazmem. – I dlatego zostałaś prawniczką. Ponieważ tak bardzo nienawidzisz się spierać, że postanowiłaś się z tego utrzymywać. Poczerwieniała, gdy zdała sobie sprawę, że miał całkowitą rację. Uwielbiała się spierać. Prawdę mówiąc, nikt nie spierał się z nią tak jak Sed. I niewielu mężczyzn było wystarczająco silnych, żeby być dla niej równym przeciwnikiem. Większość bała się ją wkurzyć. Nie dlatego, że ich przerażała, ale dlatego, że im się podobała, więc sądzili, że podporządkowując się jej woli, będą mieli większe szanse dostać to, czego chcieli. Ale nie Sed. Sed nieustannie na nią naciskał. I to była jedna z rzeczy, które w nim najbardziej kochała. I rzecz, która doprowadzała ją do szału. – Tak, lubię się spierać – powiedziała, wzruszając ramionami. – I nie tylko ja. Ty też to lubisz. Sed się zaśmiał – Tylko z tobą się spieram, kochanie. W pozostałych przypadkach rządzę, a inni mnie słuchają. – Tylko spróbuj mną rządzić, a zobaczysz, czy posłucham – powiedziała ostrym tonem. – Wiem, że rządzenie na ciebie nie działa – rzekł. – Dlatego pomyślałem, że zabiorę cię na lot balonem i poproszę cię grzecznie. – Nie jesteś szczęśliwy, kiedy jestem sobą? – Oczywiście, że jestem. Nigdy w to nie wątp. – No to dlaczego tak mówisz? – spytała. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w mijane wierzchołki drzew. – Czasami trudno mi stać obok. Pozwolić, żebyś robiła wszystko po swojemu, i nie wtrącać się. Przez to nie czuję się jak stuprocentowy mężczyzna. Wpatrywała się w niego z zaskoczeniem. Naprawdę tak się przez nią czuł? – Sed, przecież moje zachowanie nie znaczy, że nie jesteś stuprocentowym mężczyzną.
– No tak… – Wzruszył ramionami. – Uczę się chodzić na kompromisy, ale chcę mieć trochę więcej władzy. Nie będę kłamał, że jest inaczej. Czasami walczę, żeby utrzymać się w ryzach, ale jesteś warta zachodu. Coraz lepiej radził sobie z chodzeniem na kompromisy. Nie kłócili się tak często jak kiedyś, ale dopiero teraz sobie uświadomiła, że działo się to głównie dlatego, że to on godził się na pewne rzeczy, ustępując jej. Musiała wyjść mu naprzeciw. I jeśli wymagało to oddania władzy nad swoim talerzem, kiedy zaskakiwał ją romantyczną kolacją, niech tak będzie. Może z upływem czasu pozwoli mu na nieco większe kontrolowanie jej życia. Ale tylko nieco większe. Ich małżeństwo będzie partnerskie. Nigdy nie zgodzi się tyranię. Choć oczywiście, było jedno miejsce, gdzie mógł rządzić. – Wiesz, że są takie chwile, kiedy lubię, jak mną rządzisz – powiedziała. Spojrzał na nią i sceptycznie podniósł brew. – Kiedy? – W sypialni – powiedziała. – Wiesz, jak mnie to rozpala, prawda? – Myślałem, że poddajesz mi się w sypialni, bo wiesz, że nigdy cię nie zawiodę. Roześmiała się, podchodząc do słów swojego męża z przymrużeniem oka. Zresztą nie mogła się spierać z jego przechwałką, która była prawdą. – Częściowo masz rację – powiedziała. – Ale kiedy pieprzysz mnie i każesz mi mówić rzeczy, których nigdzie indziej bym nie powiedziała… czuję się pobudzona. Wolna. – Jakie rzeczy? – spytał. – Ta cipka jest moja – powiedziała niskim głosem. – Powiedz to. Powiedz to, Jess. Drgnął na krześle. – No cóż, jest moja. – W zasadzie – odparła – jest moja. Lekko przechylił głowę i zaczął się w nią uważnie
wpatrywać. – Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, ile cię kosztuje oddanie mi władzy nad sobą. – Wiesz, jeśli by mi się nie podobało, nie pozwoliłabym ci na to. – Przygryzła dolną wargę, kiedy ubierała myśli w słowa. – Więc dominuj nade mną w sypialni, ale pozwól mi decydować o kolacji. – Dlatego nie jesz? Skinęła głową. – Absurd, prawda? – Nie chciałem narzucać ci kolacji, Jess. Po prostu chciałem pokazać, jak bardzo dbam o ciebie. – Wiem, kochanie. Postaram się zachować rozsądnie. – Jeśli nie chcesz jeść, nie musisz. Myślałem, że lubisz tortellini. Wciąż nie do końca rozumiał powód jej irytacji. Musiała do niego dotrzeć. Wiedziała, co zaczynało się dziać w ich związku, kiedy nie byli w stu procentach szczerzy. Sięgnęła przez stół i nałożyła łyżkę dyni na jego talerz. Sed nie lubił dyni, ale zamówił ją, ponieważ ona lubiła. Zmarszczył czoło. – Co robisz? – Chciałbyś bułeczkę? – spytała. – Hm, tak. Położyła bułkę na jego talerzu. – Co wolisz? Kiedy nakładam ci dynię na talerz bez pytania, czy kiedy pytam cię, czy chcesz bułkę, zanim nałożę ci ją na talerz? – Traktujesz mnie jak przedszkolaka, Jess? – zaśmiał się Sed i potarł czoło. – Okej, rozumiem. Nie chodzi o to, że nie chcesz, żebym pokazywał, że dbam o ciebie, ale o to, żebym uwzględniał twoją opinię podczas podejmowania decyzji. – Tak! – powiedziała, podkreślając rękami wagę słowa. – Dokładnie tak. – Popracuję nad tym.
– A nad czym ja powinnam popracować, żebyś był szczęśliwy w naszym związku? Ponieważ nie ma dla mnie ważniejszej rzeczy niż to, żeby nasze małżeństwo było udane, Sed. Kocham cię. – Jestem szczęśliwy. Jesteś idealna taka, jaka jesteś – powiedział. Podniosła wzrok i pokręciła głową. – Proszę cię. – Naprawdę. Nie chcę, żebyś się zmieniała… ani trochę. Ale ja spróbuję się zmienić, jeśli cię to uszczęśliwi. O nie, znowu zraniła jego uczucia. Wciąż zapominała, jaki był wrażliwy na punkcie niektórych rzeczy, ponieważ doskonale ukrywał swoją wrażliwość. Wstała i wcisnęła się na siedzenie obok niego. – Nie chcę, żebyś się zmieniał, Sed. Chcę tylko, żebyś mniej na mnie naciskał. – Lubię na ciebie naciskać – powiedział bliżej jej ucha. – Dzięki temu żar naszej namiętności płonie intensywniej. Ale dziś nie miałem zamiaru na ciebie naciskać. Chciałem, żeby ten wieczór był dla ciebie wyjątkowy. Prezent ode mnie z okazji naszego ślubu. Przez nią miał wrażenie, że wieczór nie jest wyjątkowy. Cholera. Spieprzyła wszystko. Nad tym właśnie musi popracować bez względu na to, czy Sed zdawał sobie z tego sprawę ani czy chciał się do tego przyznać. Musi ostrożniej obchodzić się z jego uczuciami. Szybciej zauważać rzeczy, które mogą go zranić, zanim będzie za późno. Dotknęła jego twarzy, rozkoszując się lekką szorstkością świeżego zarostu na policzku. – Dzisiejszy wieczór jest wyjątkowy – szepnęła. – Dzięki tobie. Uśmiechnął się, a dołeczki ozdobiły jego policzki. – Naprawdę? – Mhm. – Jej ciało poczuło bliskość jego ciała i natychmiast się rozbudziło, pragnąc pocałunku. – Pocałuj mnie.
– Nasza kolacja stygnie – mruknął, zanim zamknął jej usta w namiętnym pocałunku. Płaszcz zsunął się z jej ramion, kiedy zarzuciła ręce wokół jego szyi i zatopiła się w nim. Jego duże, silne ręce objęły jej plecy, przyciągając ją coraz bliżej, jakby chciał złączyć ich ciała w jedno. Do tego jednak nie dojdzie – byli ubrani, siedzieli praktycznie obok siebie i mieli widownię. Jessica oderwała usta od Seda, ciężko oddychając, gdy próbowała odzyskać zdrowy rozsądek. Bezskutecznie. Jej umysł nigdy nie funkcjonował dobrze w jego towarzystwie i nic z tego nie będzie, dopóki jej ciało nie osiągnie orgazmu. A czasami kilku orgazmów. – Boże, pragnę cię – jęknęła. – Dostaniesz mnie po kolacji. Dreszcz rozkoszy przebiegł przez jej kark. Chciała go poczuć za sobą, jego ręce trzymające jej piersi, zęby przygryzające miejsce tuż pod linią włosów i głęboko zanurzonego fiuta. – Ale ja chcę teraz – nalegała. – Cóż, będziesz musiała zaczekać – powiedział, przedrzeźniając ją z uśmiechem. – Zimno ci, kochanie? – spytał. Jeśli było jej zimno, nie zauważyła tego przez żar płonący w cipce. – Masz twarde sutki. – Chwycił jedną z jej piersi i pomasował sztywną brodawkę kciukiem. – Nie jest mi zimno – powiedziała, drżąc z rozkoszy. – Jestem rozgrzana. Dzięki tobie. Sięgnęła po jego fiuta, ale złapał jej rękę. – Po kolacji – powiedział z władczością, z którą nie mogła dyskutować. To znaczy mogła, ale nie chciała. Chciała mieć kolację za sobą. Zmusiła swoje ciało, żeby odsunęło się od miejsca, w którym najbardziej chciało przebywać – od swojego potężnego męża – i wstała, żeby wrócić na swoje siedzenie i skończyć kolację, która stała na drodze cielesnym rozkoszom. Ramię Seda chwyciło ją w pasie i przyciągnęło do siebie.
– Nigdzie nie idziesz, pani Lionheart – powiedział. – Chcę, żebyś była tu, przy mnie. Teraz kiedy jej ciało płonęło dzięki niemu, nie była w stanie bronić swojej niezależności. Wtuliła się w niego i westchnęła z zadowoleniem. Sięgnęła przez stół i przyciągnęła swój talerz. Mały stolik nie zapewniał wystarczającej przestrzeni, aby dwie osoby mogły wygodnie jeść przy jednej jego stronie, ale to nie wygoda ją interesowała, kiedy sięgnęła po widelec. Wyjął go z jej dłoni. – Nakarmię cię. Płomień w jej ciele osłabł, podczas gdy płomień w jej sercu ponownie się rozpalił. – Ach, tak? – spytała wściekłym tonem. – Na co miałabyś najpierw ochotę? – spytał rzeczowo. Powoli wypuściła powietrze, przypominając sobie, że jedynie próbował być romantyczny, a gdyby teraz zajęła pozycję obronną, zraniłaby jego uczucia. Sed nie przyznałby się, że jest zraniony, ale udawałby wściekłość i ich cały wieczór zmieniłby się w kolejną kłótnię, a potem pieprzyliby się, dopóki nie byliby całkowicie wycieńczeni i spowici rozkoszą, żeby znów się na siebie wściekać. Nie miała nic przeciwko ostatniej części. To reszty chciała uniknąć. – Sałatka – powiedziała. Rozsunął kilka liści sałaty rzymskiej jej widelcem i ostrożnie włożył je do jej otwartych ust. Podczas gdy przeżuwała i starała się wzbudzić romantyczne uczucia związane z faktem, że ją karmił, Sed wziął kilka kęsów swojego tortellini. – Chciałabyś spróbować tortellini? Jest naprawdę dobre. – Dobrze. Dał jej ugryźć tortellini. Mruknęła z rozkoszy, gdy włoskie przyprawy, sery i sos pomidorowy pieściły jej kubki smakowe. – Jest pyszne. – Chcesz trochę dyni? – spytał, wskazując dużą porcję na swoim talerzu. Porcję, którą mu nałożyła, żeby udowodnić swoją rację.
Podał jej więcej dyni, niż chciała, ale gdy porcja przypominająca o danej mu lekcji zmniejszała się, Jessica coraz bardziej się rozluźniała. Zaczęła zauważać roztaczające się wokół nich krajobrazy, gdy w ciszy unosili się nad winnicami i wzgórzami. Zauważyła również, jak bardzo Sed dbał o nią, kiedy ją karmił: pytał, na co ma ochotę, wybierał najlepsze kawałki, delikatnie wkładał jej do ust i cierpliwie czekał, kiedy przeżuwała. Dzięki temu czuła się rozpieszczana, a nie zdominowana. Dziwne. Kiedy ich talerze były czyste, a brzuchy pełne, Sed ujął jej podbródek między kciuk a palec wskazujący i pocałował ją czule. – Jak było? – spytał, patrząc jej głęboko w oczy. – Romantycznie – powiedziała rozmarzonym głosem. Pochyliła się do niego z rozanielonym uśmiechem na twarzy. – Wpatruj się we mnie w ten sposób, a romantyzm będzie ostatnią rzeczą, jakiej będę chciał. Tym razem jego pocałunek był nieco zachłanniejszy. Nieco ostrzejszy. Jessica przywarła do jego potężnego ciała, kiedy otworzyła usta i pozwoliła mu się pochłonąć. Odsunął się, przygryzając jej wargę, zanim sięgnął po butelkę, która chłodziła się w niebieskim plastikowym wiaderku z lodem. – Podziwiajmy widoki – powiedział. Otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale dodał: – To znaczy, czy chciałabyś podziwiać widoki, Jessico? – Chciałabym – odparła. – Jeśli obiecasz, że będzie mi ciepło. Zsunął wolną rękę po jej plecach. – Może być gorąco? – Sądzę, że może być. – Zachichotała, czując miły zawrót głowy. Zsunęła się z miękkiego siedziska i poszła stanąć przy barierce. Wpatrywała się w rozpościerającą się poniżej bujną zieleń. Sed podał jej parę wygrawerowanych kieliszków do
szampana i energicznie potrząsnął butelką. – Sed, nie trzęś nią. Za późno. Zdecydowanym ruchem przekręcił plastikowy korek, który z głośnym hukiem wystrzelił z butelki. Biała piana eksplodowała w kierunku nieba, spadając poza kosz. – Czyjeś krowy mogą być dziś odrobinę wstawione – powiedziała Jessica, zerkając w dół, na miniaturowe biało-czarne zwierzęta rozrzucone po rozległym pastwisku. – Oryginalny sposób straszenia krów. Ale w szampanie nie ma alkoholu, ponieważ teraz pijesz za dwoje. Sed wziął od niej kieliszek i napełnił go po brzegi musującym sokiem winogronowym, zanim oddał jej go z powrotem i napełnił drugi kieliszek. – Za nas – powiedział, stukając kieliszkiem i pochłaniając całą zawartość czterema dużymi łykami. – Za nas – powtórzyła, sącząc bąbelkowy napój. Nie był tak pyszny jak prawdziwy szampan, ale musiała przyznać, że prawdziwy szampan nie działał na nią zbyt dobrze. Ostatnim razem upiła się szampanem w Vegas i powiedziała Sedowi kilka okropnych słów. Także wtedy uświadomiła sobie, dlaczego tak bardzo go nienawidziła. Nienawidziła go, ponieważ bez względu na to, jak bardzo walczyła ze swoim uczuciem, nigdy nie przestała go kochać. A teraz była szczęśliwa, że nigdy nie przestanie. – Dzięki – powiedziała, zakrywając brzuch jedną ręką. – Za pomyślenie o dziecku. – Zawsze myślę o dziecku – odparł. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i wzięła duży łyk, kiedy on sięgnął po butelkę, żeby napełnić swój kieliszek, i bez namysłu wypił zawartość. Dziś żadne z nich się nie upije, ale Sed sprawiał wrażenie, jakby nagle miał nadzieję, że bąbelkowy sok winogronowy sfermentował. A Jessica zastanawiała się, co mogło być tego powodem.
Rozdział 8 Sed napełnił swój kieliszek kolejną porcją soku winogronowego i połknął zawartość jednym haustem. Żałował, że napój nie zawiera alkoholu; odrobina procentów dla kurażu nie zaszkodziłaby. Nie był pewien, dlaczego tak się denerwował. Przecież już była jego żoną. I to nie pierwsza piosenka, jaką napisał. Do diabła, wykonywał swoje utwory przed tysiącami fanów, ale słowa tej piosenki – tej, którą chciał zaśpiewać jej do ucha – były zbyt osobiste, żeby dzielić się nimi ze światem. Tylko ona je usłyszy. No, może poza Garym, jeśli zwracał na nich uwagę. – Tu jest naprawdę pięknie – powiedziała Jessica, opierając przedramiona o kosz i lekko trzymając kieliszek w smukłych dłoniach. Sed stanął tuż za nią i oparł się o jej plecy. Nie za mocno, bo nie chciał naciskać na dziecko. W końcu mały urwis przez cały dzień był ściskany przez gorset, choć musiał przyznać, że Jessica wyglądała cholernie seksownie w gorsecie. O, tak. Jednak było mu trochę szkoda Seda Juniora. Jeśli jego syn był choć trochę do niego podobny, lubił mieć przestrzeń wokół siebie. – Miałem to zrobić podczas ślubu – powiedział – ale sprawy przyjęły inny obrót, niż planowaliśmy. I może nieoczekiwana ulewa była błogosławieństwem. – Co zrobić? – spytała, chichocząc. – Szturchnąć mnie w tyłek swoim wackiem? Potarł półtwardego fiuta o jej pośladki. – Moim wackiem? Zasługuje na więcej szacunku. – Niech ci będzie. Szturchnąć mnie w tyłek swoim niesamowitym okazem męskości? Twoim miłosnym młotem? Twoją jednooką anakondą? Zaśmiał się. – Tak lepiej. – Może… – Nasze przysięgi – powiedział, zanurzając twarz jej w słodko pachnących włosach. – Nie
powiedzieliśmy ich. Nie te nasze. Zesztywniała i zakryła usta dłonią. – Masz rację. Jak mogłam zapomnieć? Chciała obrócić twarz i spojrzeć na niego, ale przyciskał ją do kosza. Objął jej piersi i trącił nosem jej kark. Jego fiut zadrżał z radości, gotowy zanurzyć się w jej ciepłym ciele. Jessica natychmiast rozluźniła się w jego ramionach. Zaśpiewał jej słowa przysięgi; w ten sposób znaczyła więcej. Trzymał Jess mocno w ramionach, kołysząc w rytm muzyki, która rozbrzmiewała w jego głowie. – Nieczęsto tracę rozum, tak jak dla ciebie, ciebie, ciebie. Rzadko kocham całym sercem. Tylko ciebie, ciebie, ciebie. Gdy cię ujrzałem, że zdobyć cię muszę, wiedziałem. I czy oddać ci serce, się zastanawiałem. – To słodkie – szepnęła. Jeszcze nie skończył. – Tylko jedna rzecz sprawia, że czuję się kompletnie. – Przesunął dłoń na jej brzuch. Ich dziecko. – Część ciebie, część mnie, nierozerwalnie. Nic nas nie rozłączy, kiedy dwoje staje się jednością, a jedność trojgiem. – Albo dziesiątką, jeśli dopniesz swego – powiedziała, cicho się śmiejąc. – Racja. Ale dziesiątka nie pasowała mi do koncepcji – powiedział i śpiewał dalej: – Nieczęsto tracę serce, tak jak dla ciebie, ciebie, ciebie. I niewiele może nas rozłączyć… – Kolejny wers wyrecytował: – Albo nic. Jesteś na zawsze moja, Jess. Czy ci się podoba, czy nie. – Podoba mi się – powiedziała zdecydowanie. Po chwili zakończył piosenkę barytonem: – O tak, tak, tak. Kocham cię, cię, cię, Powiedz, że ty też, też, też. – Ja też! – Roześmiała się. – Ciągle cię kocham. Sam to napisałeś? – Oczywiście, że tak. Dlatego wyszedł taki szajs. Moje teksty są lepsze, kiedy jestem wkurzony, więc wybacz mój nieudolny
romantyzm. – Oparł podbródek na jej ramieniu i zamknął oczy. Jego serce wciąż łomotało w piersi niczym przestraszony zając. Ckliwe piosenki miłosne nie były w jego stylu. Wolał warczeć i krzyczeć o zbliżającej się apokalipsie. – Żaden szajs, kochanie. Ta piosenka wiele dla mnie znaczy. Popłakałam się. – O tak, nie wątpię – powiedział. – Ty i anioły w niebie. Zaśmiał się i wzniósł oczy do płaczących aniołów ponad nimi. Pewnie ryczały, bo piosenka była tak absurdalna i głupia. – Moja kolej – powiedziała i poruszyła się. – Ale chcę patrzeć na ciebie, kiedy będę mówiła. Dał jej wystarczającą przestrzeń, żeby mogła się obrócić, i przycisnął jej brzuch do swojego. Był zaskoczony, kiedy faktycznie zobaczył łzy w jej oczach. W przeszłości wiele kobiet wykorzystywało łzy, żeby wymóc na nim określoną reakcję, więc łzy zazwyczaj na niego nie działały. Ale te łzy – mimo że nie spłynęły z jej zielonkawych oczu – ścisnęły jego sercem. A może to pełne uwielbienia spojrzenie w jej oczach? Jego Jess była naprawdę jego. Skradł jej pocałunek – nie mogąc się powstrzymać – i zaczął wpatrywać się w jej oczy, kiedy zaczęła mówić z głębi serca: – W ciągu naszego wspólnego życia będzie wiele idealnych i szczęśliwych chwil, Sed. Niestety będą także smutki i problemy. Obiecuję, że będę przy tobie, że będę cię wspierać i bronić na dobre i na złe. Jesteś moim największym zwycięstwem i najtrudniejszym wyzwaniem, dlatego, bez względu na to, co nam życie przyniesie, wiem, że damy radę. Nasza miłość będzie silniejsza dzięki naszym wysiłkom. To prawdziwa i trwała miłość. Nie można jej zaprzeczyć ani zniszczyć. Jest wieczna, Sed. – Wzięła jego rękę i potarła obrączką o jego palec, przypominając mu, że to była jej przysięga wobec niego. – Dziś biorę cię za partnera w życiu i miłości. Wierzę w ciebie i w nas. Każde z nas jest silne osobno, ale gdy jesteśmy razem, nie ma trudności, jakich byśmy nie przezwyciężyli. Obiecuję rozkoszować się każdą chwilą z tobą, mój mężu, i czasami ci ustępować.
Mrugnęła do niego, aż się roześmiał. Przycisnął ją do piersi, obejmując dłonią tył jej głowy, żeby mieć ją jak najbliżej swojego rozradowanego serca. – No cóż, żadne anioły nie płaczą nad moją przemową – mruknęła, wtulając się w niego. Zamrugał szybko oczami i pocałował jej włosy. – Żadne anioły – powiedział chrypliwie – ale może jeden grzesznik. – Nie będę patrzyła – rzekła do jego piersi – bo się rozkleję. Spoglądał na roztaczające się wiejskie krajobrazy i przytulał ją mocno. Słońce zaczynało zachodzić za odległym horyzontem i mimo że uwielbiał ją mieć przy sobie, nie mógł pozbawić jej tego przepięknego widoku. – Sądzę, że powinniśmy popatrzeć na nasz pierwszy zachód słońca jako mąż i żona – szepnął. Podniosła głowę znad jego piersi i odwróciła głowę. Cudowne pasma różu i pomarańczu zdobiły niebo z nielicznymi chmurami. – Zapiera dech w piersiach – powiedziała, obracając się w jego ramionach, żeby ponownie podziwiać grę światła. Przytulił ją od tyłu i położył obie dłonie na jej podbrzuszu. Oparł policzek o jej włosy, zamknął oczy i rozkoszował się nią w swoich ramionach. Faktycznie zaparło mu dech w piersiach. Ale to nie zasługa zachodu słońca, lecz jej. – Tak właśnie powiedział – mruknął. – Chyba powinieneś wziąć swój płaszcz – powiedziała. – Załóż go. Musisz być zmarznięty. Sed zesztywniał, gdy uświadomił sobie znaczenie jej słów; chciała się z nim kochać, tu i teraz. A długi, skórzany płaszcz ma być jedyną ochroną przed wścibskimi oczami. Pilot zapewnił go, że uszanuje ich prywatność, ale kosz był stosunkowo mały. Nie będę mieli wiele prywatności. – Jesteś pewna? – spytał, przypominając sobie, jak ich żądza publicznych igraszek omal nie zniszczyła jej szczęścia i kariery. – Tak – powiedziała. – Jestem pewna.
Podniósł płaszcz z podłogi i wsunął ręce w rękawy. Płaszcz zakrył go do ziemi. Celowo był kilka rozmiarów za duży. Sed objął Jessicę, całkowicie okrywając ją swoim ciałem i ciężką, skórzaną odzieżą. Wzięła poły płaszcza w dłonie tak, żeby zakrywał jak najwięcej jej ciała, a Sed miał wolne ręce. Postanowił, że będzie jej dotykał i doprowadzi do orgazmu, ale nie zaryzykuje penetracji. Nie tutaj. Mógł zaczekać. Jedną ręką chwycił jej pierś i zaczął ją łagodnie masować. Zadrżała. Ostatnio jej piersi stały się niezwykle wrażliwe. Dotykał jej znacznie delikatniej niż by chciał, ale wiedział, że od czasu, gdy jest w ciąży, ostry seks nie dla niej. – Sed – powiedziała bez tchu – dotknij mojej nagiej skóry. Zsunął ramiączka jej sukienki i stanika z jednego ramienia i pociągnął materiał w dół, na tyle, żeby odsłonić górną część jej piersi. Obejmując ją, zanurzył palce pod miseczkę jej stanika i pogłaskał sztywny sutek. – Och – jęknęła. Gdy poddała się przyjemności, drugą ręką przesunął do jej uda i powoli wsunął pod sukienkę. Jej nagie ciało zadrżało pod lekkim jak piórko dotykiem. Sed zerknął przez ramię i zobaczył, że Gary nie zwraca na nich uwagi. Przyglądał się widokom i kontrolował lot balonu. Wsunął palce pod majtki Jessiki, pocierając jej skórę od kości biodrowej do jednej delikatnej i nabrzmiałej wargi. Jej ciało wygięło się w odpowiedzi na dotyk, przyciskając pierś do jego dłoni, a pośladki do zwiększającej się erekcji. Doszedł do wniosku, że jednak wytrzyma może pięć minut, zanim ją spenetruje. Jess umiała wydobyć z niego zwierzęcą część osobowości. – Proszę, Sed – szepnęła bez tchu. – Zdejmij je. – Co mam zdjąć? – warknął niskim głosem przy jej uchu. Wiedział, jak ten ton na nią działał, a jej drżące ciało potwierdziło, że jak zawsze była na niego napalona. – Moje majtki. – Jęknęła, gdy jego palce zanurzyły się w wydzielinie zbierającej się w cipce. Jedną ręką chwycił materiał i szarpnął nim.
– Te majtki? – Tak, te. Chyba że założyłeś bieliznę. W takim razie ją też zdejmij. Zaśmiał się. – Wiesz, że zawsze wybieram swobodę, kochanie. – To dobrze. Pragnę poczuć cię w sobie. Pospiesz się. Ścisnął jej sutek i wstrzymała oddech. – Może nie chcę się spieszyć – powiedział. – Może chcę się z tobą droczyć. Może chcę, żebyś błagała o mojego fiuta. Jego kobieta była uległa i skłonna do współpracy, kiedy była podniecona, więc nie był zaskoczony, gdy powiedziała: – Proszę, Sed. Potarła pupą o jego pulsującą erekcję. – Wsuń go we mnie. Chcę tego. Chcę go poczuć głęboko w sobie. Ta kobieta zawsze dostawała to, czego chciała. Zsunął majtki z jej ud, najpierw z jednej strony, potem z drugiej, używając do tego jednej ręki. Druga była wciąż zajęta jej piersią. Kiedy jej majtki były wystarczająco nisko, żeby same opadły do kostek, Sed wsunął dłoń między jej nogi i przygryzł szyję. Został wynagrodzony falą ciepła, która zalała jego dłoń. Zgiął dwa palce, żeby podrażnić jej dziurkę, ale nie wsunął ich do środka. Nawet wtedy, gdy zaczęła jęczeć i kołysać się przy jego ręce. – Ciii – szepnął. – Nie jesteśmy sami, pamiętasz? – Jestem pewna, że wie, co robimy – powiedziała Jessica. – Ale nie musimy zachowywać się tak ostentacyjnie. – Po prostu wsuń się we mnie, Sed. Nie musisz się poruszać, jeśli jesteś skrępowany. Czy zdawała sobie sprawę z tego, co mówiła? W jednej dłoni trzymał jej pierś, a w drugiej rozpaloną cipkę. Nie był ani trochę skrępowany. Do diabła, nie potrzebował nawet płaszcza. Mógłby uprawiać z nią seks na oczach Gary’ego, robić zdjęcia aparatem w telefonie i umieścić je w internecie. Nie przejmował się konwenansami. Ale przejmował się Jessicą i wiedział, jak rozentuzjazmowana się stawała, kiedy była podniecona. Nie miała
pojęcia, o co go prosiła. Naprawdę nie chciałby, żeby potem wściekała się na niego za to, że dałby jej to, czego chciała. Puściła jedną połę płaszcza, która natychmiast się uniosła. Jeśli Gary patrzyłby w ich kierunku, bez wątpienia zobaczyłby, co robią. Miałby doskonały widok na nagą pierś Jessiki w dłoni Seda i jej mokrą cipkę w jego drugiej ręce. Jessica zdawała się nie przejmować tym, że była na widoku. Jej ręka przesunęła się do krocza Sedai pomasowała przez spodnie jego duży penis. – Proszę, Sed – powiedziała bez tchu. – Ile razy muszę cię prosić, zanim mnie weźmiesz? Puścił jej pierś, żeby ponownie okryć ją płaszczem. – Trzymaj płaszcz, a dam ci to. Dam ci wszystko. – Przygryzł jej ucho. Zadrżała. Chwyciła skórzane okrycie, a Sed, jako człowiek słowny, rozpiął rozporek i wyciągnął fiuta. Otworzył usta, kiedy najwrażliwsza część jego ciała musnęła gładką, ciepłą skórę jej pośladków. – O Boże – powiedziała, napawając się swoimi podekscytowanymi słowami. – Tak bardzo cię pragnę. Pospiesz się. Jego myśli zgęstniały z pożądania, aż pragnienie i żądza kompletnie go przepełniły. Teraz liczyło się wyłącznie wzięcie jej. Pieprzenie. Pochyliła się do przodu, trzymając poły płaszcza i pociągając go za sobą. Sed chwycił jej biodro jedną rękę, a pulsującego fiuta drugą. Jej cipka była słodkim niebem, kiedy wprowadził główkę kutasa w ciepłą wydzielinę. Jessica była cholernie wilgotna. A on cholernie uwielbiał, że lubiła uprawiać seks w nietypowych miejscach, tak samo jak on. Z łatwością wsunął się do środka, a ona zacisnęła się wokół niego. Jej mięśnie ścisnęły jego czubek. Naprężył podbrzusze, gdy przyjemność go pochłonęła i instynkt przejął kontrolę nad racjonalnym myśleniem. Wchodził coraz głębiej, gdy Jessica rozluźniała się wokół niego, i zatrzymywał się, gdy ponownie się zaciskała. Miała najcudowniejszą cipkę na ziemi. Wiedział to z doświadczenia.
– Boże, Jess – jęknął przy jej uchu. – Wpuść mnie. Zamiast rozluźnić swoje niesamowicie silne wewnętrzne mięśnie, zaczęła kręcić biodrami. Jego oddech uwiązł w gardle, a powieki zatrzepotały, gdy przyjemność przelała się po całej długości jego fiuta, docierając do jaj i pulsując głęboko w nim. Przeklinając pod nosem, chwycił jej biodra i pociągnął ją do tyłu, wchodząc w nią coraz głębiej. Cholera, była wąska. Tak bardzo wąska. Niespodziewanie się rozluźniła i wszedł kolejne kilka centymetrów. Jego jaja cudownie odbijały się o jej ciało. – Głębiej – nalegała bez tchu. – Proszę. W tej pozycji nie mógł wziąć jej głębiej, choć też tego chciał. Chociaż centymetr. – Poczekaj – poinstruował ją. Przeniosła ręce na szorstki brzeg kosza, puszczając płaszcz. Gdy pochyliła się do przodu, tym razem była zakryta dzięki sile grawitacji. Kiedy obiema dłońmi trzymała zarówno kosz, jak i płaszcz, Sed wyjął jedną rękę z rękawa w objął ją w pasie pod płaszczem. Następnie ostrożnie uniósł, tak żeby jej miednica znalazła się nad jego. Zrobił krok do przodu i pociągnął ją w dół, jęcząc, gdy przyjęła go całego – każdy jego centymetr – w swoim ciele. Zaczął się przygotowywać: rozstawił nogi, aby zachować równowagę, i zacieśnił uścisk na jej podbrzuszu dla stabilności. Drugą rękę zanurzył między jej nogi. Palcami szukał łechtaczki. Kiedy ją znalazł, zaczął szybko i energicznie pocierać, w ciągu kilku sekund doprowadzając Jess do rozkoszy. Jej zaskoczony krzyk spełnienia szybko został zdławiony. Sed pocierał jej łechtaczkę; jej ciało drżało i naprężało się przy nim, a cipka zaciskała się wokół niego tak mocno jak nigdy. Jessica bezwładnie opadła na krawędź kosza, łapiąc oddech i dochodząc do siebie. Po chwili postawiła stopy stabilnie na podłodze i zaczęła delikatnie kołysać ciałem, żeby pomóc mu osiągnąć rozkosz, której ona już doświadczała. Uwielbiał mieć jaja zanurzone głęboko w niej, lecz musiał przyznać, że jego kobieta umiała doskonale wykorzystać mięśnie wewnątrz swojej dziurki. Pociągnął jej ciało do tyłu i wziął ją wolnymi, płytkimi ruchami, podczas gdy ona
przenosiła go coraz bliżej nirwany. – Piękny zachód słońca – szepnęła. Sed zmusił się do otworzenia oczu i spróbował skupić się na cudownym pomarańczowym blasku na odległym horyzoncie, ale nie mógł nic dostrzec spod zmrużonych powiek. – Mmm – przytaknął. Jego wolne ruchy zaczęły nabierać prędkości. Spod powiek widział znikające za horyzontem słońce, gdy szukał orgazmu, a znalazł jedynie narastającą przyjemność, dzięki której jego podbrzusze drżało, a jądra bolały brakiem spełnienia. – Wkrótce będziemy lądować – głos Gary’ego przeszkodził Sedowi skupić się na cudownej cipce swojej żony. Nie miał zamiaru kończyć ich przejażdżki bez pomyślnego skończenia swojej. Jego pchnięcia nabrały siły i zanurzał się w niej coraz głębiej. Zaczęła kręcić biodrami, żeby mógł dojść. Jego oddech przyspieszył, a mięśnie się naprężyły, gdy orgazm nadszedł. Tak cudownie było ją czuć dookoła siebie. Tak dobrze. O Boże, Jess. Zwalczył chęć krzyknięcia, kiedy sperma wylała się z niego. Chwycił piersi Jessiki – jedną nagą, drugą zakrytą – i przyciągnął ją do siebie, kiedy eksplodował w niej. Wreszcie oparł się o jej plecy, drżąc z przyjemności przelewającej się po jego ciele. – Boże, kocham cię, kobieto – powiedział. Delikatnie ścisnął jej nagą pierś, zanim schował ją w miseczce przekrzywionego stanika. – Zastanawiam się, gdzie jest moja żona – powiedział Gary. – Nie widzę jej samochodu. – Nigdy nie powinno się gubić żony – szepnął Sed do Jessiki, która zachichotała. – Nie sądzę, żebyś musiał się tym przejmować – powiedziała. – Jesteś skazany na mnie. – Na dochodzenie w tobie. – W końcu będziesz musiał wyjść. – Nie przypominaj mi – warknął do jej ucha i przytulił bardziej.
– Paliwo się kończy – powiedział Gary. W jego głosie dało się wyczuć nerwowość, której wcześniej nie było. – Musimy lądować. Warto byłoby się… hm, rozdzielić. Sed wysunął się z ciała Jessiki, szybko doprowadzając się do porządku, żeby sprawdzić, czy ma się czym martwić. – Jak może nam się kończyć paliwo? – spytał Sed. Gary nie spojrzał na niego; lekki rumieniec zabarwił jego policzki. – No cóż, poleciałem dalej niż zazwyczaj. Nie chciałem… przeszkadzać. Nie sądziłem, że tyle wam to zajmie. – Spojrzał na Jessicę, która jak gdyby nigdy nic obserwowała krajobrazy, opierając się o kosz. – Ja bym nie dał rady. Jest bardzo piękną kobietą – dodał Gary. – Zgadza się. – Sed spojrzał na swoją żonę, urzeczoną miedzianym blaskiem ostatnich promieni słońca, które lśniły w jej jasnych włosach. – Lubi stawiać na swoim? – I to jeszcze jak – zaśmiał się Sed. – Inaczej bym się nią nie zainteresował. – Czy nie zderzymy się z tym drzewem? – spytała Jessica, wskazując na potężne gałęzie, które znajdowały się na ich drodze. – Lecimy naprawdę nisko. Gary pociągnął za przewód, żeby płomień wystrzelił, ale pojawiło się jedynie kilka słabych języków i ogień zupełnie zgasł.
Rozdział 9 Jessica przykucnęła na podłodze kosza i zakryła głowę obiema rękami, kiedy balon zbliżył się do górnych gałęzi drzewa. Jedynie je musnął, ale to wystarczyło, żeby kosz się zakołysał, a żołądek Jessiki prawie podszedł do gardła. Sed przytulił ją troskliwie. – Rozbijemy się? – krzyknął do Gary’ego. – Będziemy awaryjnie lądować. Pamiętacie, jak się zachowywać podczas awaryjnego lądowania? Tak, Jessica pamiętała. Pamiętała także, jak ich zapewniał, że szanse na takie lądowania są minimalne. – Nie możesz jej tak zakrywać – krzyknął Gary. – Muszę ją chronić! – Bądź obok niej, a nie nad nią. Pamiętasz? Ćwiczyliśmy to. Sed odsunął się od Jessiki i przykląkł na podłodze kosza. – Będzie w porządku – powiedział. Strach w jego oczach była tak namacalny, że niemal mogła go dotknąć. – Nigdy nie pozwolę, żeby coś ci się stało, Jess. Rozumiesz? Racjonalna część niej wiedziała, że istnieją takie wydarzenia, podczas których Sed nie byłby w stanie jej ochronić, ale część śmiertelnie przerażona, niekontrolowanie drżąca na podłodze kosza, uczepiła się jego słów, jakby były ostatnią deską ratunku. Nic jej nie będzie. Dziecku nic nie będzie. Fatum nie ośmieli się narazić Sedowi. Nie rozbiją się, prawda? Nie byli aż tak wysoko i nie poruszali się z dużą szybkością. Spokojnie lecieli balonem. Jak może się to skończyć źle? Mimo wszystko… Opiekuńczo zakryła podbrzusze i modliła się o bezpieczeństwo dziecka, wspominając ostrzeżenia, które postanowili zignorować przed odlotem. Przyrzekła sobie, że jeśli wyjdą z tego bez szwanku, do końca ciąży nie zrobi niczego lekkomyślnego. Wzrok Seda był wbity w jej brzuch. – Nie jestem w trzecim trymestrze – przypomniała mu.
Przypomniała sobie. Wcześniak urodzony w ostatnim trymestrze miał szanse na przeżycie, ale jeśli poród rozpocznie się teraz… Zacisnęła powieki. Nie chciała nawet o tym myśleć. – Dziecku nic nie będzie. Dziecku nic nie będzie! – O Boże, niech dziecku nic nie będzie. Nabrała powietrza drżącymi wargami i przygotowała się na uderzenie. Kosz zderzył się z ziemią z głośnym hukiem, odbił się, po chwili ponownie uderzył o nią z przerażającym łoskotem i przechylił się na bok. Jessica przycisnęła ręce do brzucha, nie dbając o to, czy wpadnie twarzą na rattanowy stolik. Myślała jedynie, aby zapewnić dziecku miękkie lądowanie. Jej twarz nie zderzyła się z rattanem. Jakimś cudem Sed zdołał chwycić ją i przewrócić tak, że to jego ciało przyjęło całą siłę uderzenia. – Wszystko w porządku? – krzyknął Gary. – Tak – odpowiedziała Jessica, usiłując zejść z Seda i wyjść z przewróconego kosza. Dopiero gdy stanęła obok sflaczałego niebieskiego balona, zauważyła, że Sed się nie rusza. Jej kolana drżały, ale poza tym była w zaskakująco dobrym stanie. – Sed? W odpowiedzi boleśnie jęknął. – Sed! Pędem wróciła do kosza i padła na kolana u boku męża, przebiegając dłońmi po jego ciele i sprawdzając, czy jego kości są całe. Była pewna, że jeśli będzie połamany, zwymiotuje na niego, ale na szczęście nic mu nie było. – Gdzie cię boli? – Mam nadzieję, że chciałaś tylko jedno dziecko – powiedział bez tchu i zwinął się do pozycji embrionalnej. Pacnęła go po ramieniu. – Nie strasz mnie! Myślałam, że coś ci się stało. – Od razu widać, że nie masz jaj – powiedział, przewracając się na czworaki, człapiąc naprzód i opadając na trawę poza koszem. Żwir zachrzęścił i rozprysnął się dookoła, kiedy samochód
gwałtownie zatrzymał się na pobliskiej wiejskiej drodze. Drzwi trzasnęły, a po chwili rozległ się odgłos biegnących stóp. Żona Gary’ego rzuciła się na swojego męża, a potem wycałowała całą jego twarz. – Przepraszam. Źle skręciłam i znalazłam się w ślepym zaułku. Musiałam odnaleźć drogę. Kiedy cię zauważyłam, balon już spadał. Nic się nikomu nie stało? Dobrze się czujecie? Jessica skinęła. Sed wstał z trudem. Nieco się garbił, gdy próbował dojść do siebie i chronić swoje jądra przed kolejnymi niebezpieczeństwami. – Nasze życie seksualne kiedyś nas zabije – mruknął Sed. – Powiedziałabym, że było warto, ale dziecko… – Pomasowała swój brzuch, nadal nie będąc w stanie powiedzieć na głos tego, co mogło się zdarzyć. Sama myśl była wystarczająco trudna. – Musimy być bardziej odpowiedzialni. Jeśli coś by się stało naszemu dziecku, nigdy… – Jej głos zadrżał, gdy dotarły do niej potencjalne konsekwencje ich lotu. Kolana się pod nią ugięły. Chwyciła się ramienia Seda, żeby nie upaść na ziemię. – Masz rację – powiedział. Jessica jeszcze nigdy nie widziała go tak przybitego. – Naraziłem ciebie i dziecko. Myślałem fiutem. Jak zawsze. – Po prostu chciałeś, żeby nasza noc poślubna była niezapomniana – powiedziała Jessica, poklepując go po ramieniu. – Nie możesz obwiniać tylko siebie. Ja też zachowałam się nieroztropnie. Obserwowała jego twarz i uśmiechnęła się powoli, gdy ogrom tego, co mogło się wydarzyć, został zastąpiony ulgą, że do niczego poważnego nie doszło. Dziecku nic się nie stało. Jej nic się nie stało. A Sed był tylko nieco obolały poniżej pasa. – Myślałam cipką. Jak zawsze. Zaśmiał się i spróbował się wyprostować, ale skrzywił się i znów zgarbił. – Będziemy musieli się kochać, stabilnie stojąc na ziemi. I z moimi jajami w bezpiecznej odległości od twoich kolan. Jessica westchnęła.
– Zrezygnowałam dla dziecka z seksu w jacuzzi, a teraz muszę zrezygnować z zakładania nóg za głowę? Ile jeszcze muszę poświęcić, żeby zostać matką? Żartowała. Z chęcią zrezygnowałaby z własnych wygód i przyjemności, żeby chronić dziecko. Ale musiała się wyśmiać. – W każdej chwili może przyjść fotel tantyryczny. Ponoć ułatwia przyjmowanie wszystkich stu pozycji. – Jesteś pewien, że istnieje tylko sto pozycji? – Wstrzymała oddech, udając oburzenie. – Znudzimy się nimi w ciągu miesiąca, Sed. – Nigdy się tobą nie znudzę. – Objął ją ramionami i przyciągnął do siebie, otaczając ją opiekuńczym kokonem przesyconym zapachem skóry. – Jesteś moim życiem. – A ty moim – szepnęła. Stali tak przez dłuższą chwilę, bojąc się rozdzielić. Po zapakowaniu balona na przyczepę SUV-a Gary podszedł do nich. – Jesteście gotowi wrócić do waszego samochodu? – spytał. – Chyba wszyscy jesteśmy nieco podenerwowani po dzikiej jeździe. – Jestem gotowy – powiedział. – Chociaż myślę, że nasza dzika jazda dopiero się zaczyna. Jessica zacieśniła uścisk wokół Seda, potrzebując jego siły i pewności teraz i na długiej drodze, jaka ich czekała. Sed chciał zrobić krok do przodu, ale Jessica szybko go powstrzymała. – Jess? Nie chcesz jechać do domu? – Cierpliwości – powiedziała. – Jeszcze nie odzyskałam pełni sił. Muszę pożyczyć trochę od ciebie. – Nigdy nie pomyślałaby, że z własnej woli przyzna się do czegoś takiego, ale to była prawda. Czasami będzie musiała na nim polegać. I nie było w tym nic złego. – Kiedy tylko chcesz, kochanie – szepnął przy jej włosach i przyciągnął bliżej siebie. – Wszystko, czego potrzebujesz ode mnie, jest twoje.
– Teraz potrzebuję silnej pary rąk wokół siebie i twardego torsu, o który mogłabym się oprzeć. Zaśmiał się. – W takim razie masz to zapewnione. Ufała, że zawsze tak będzie.
Gorętszy Rytm Rozdział 1 Jace ziewnął i włożył klucz do frontowych drzwi. Nie ma jak w domu, nawet jeśli tylko na chwilę. Przerwa w trasie Sinnersów potrwa jedynie dwa tygodnie; ich sprzęt przemierzał Atlantyk statkiem towarowym, a Sed właśnie wziął ślub. Potem znów przez kilka miesięcy będą koncertować. Ale przynajmniej w Europie Aggie będzie mu towarzyszyła. Stała się tak ważną częścią jego życia, że nie wyobrażał sobie trzech miesięcy bez perwersyjnej dziewczyny u swego boku. Gdy tylko otworzył drzwi, właśnie ta dziewczyna wciągnęła go do środka i zasypała pocałunkami. Przycisnęła go do wewnętrznej strony drzwi, wsuwając dłonie pod jego koszulkę i pieszcząc nagą skórę brzucha. Ssała jego wargi, zakładając udo wokół jego pasa. Przez materiał dżinsów czuł żar jej cipki. Jace jęknął. Torba sportowa wysunęła się z jego ręki i upadła na podłogę, kiedy przesunął ramiona, żeby przyciągnąć ją bliżej siebie. Jego kobieta zawsze łatwo poddawała się rozkoszy, choć dziś z pewnością rozgrzała się, zanim wszedł do domu. Zastanawiał się, co planowała. Jedną ręką zaczęła pieścić jego fiuta przez spodnie. Kiedy pożądanie przesłoniło logicznie myślenie, uznał, że nieważne, co ją rozpaliło. – Boże, stęskniłam się za tobą – powiedziała między pocałunkami. Minęło zaledwie pięć dni od ich ostatniego spotkania. Kiedy kapela grała kilka ostatnich koncertów w Nowej Anglii, Aggie i pozostałe kobiety Sinnersów wróciły do domów przygotować się do wspólnej podróży do Europy. Po ostatnim występie w Nowym Jorku razem z czwórką kumpli poleciał do
domu nocnym lotem. Jace przysypiał w samolocie, ale marzył o swoim łóżku. Teraz też marzył o łóżku, choć z zupełnie innego powodu. – Też się stęskniłem – powiedział przy zachłannych ustach Aggie. Jednym ramieniem objął ją mocniej i przyciągnął do siebie, całując ją z równie dużym entuzjazmem. Objął jej pełną pierś przez obcisłą koszulkę, znajdując pod kciukiem twardy sutek, złakniony dalszej stymulacji. – Mogłabym cię od razu zerżnąć – powiedziała niskim, seksownym głosem, który był dla jego fiuta zapowiedzią seksu bez granic. – Co cię powstrzymuje? – mruknął. – Zajmujesz się klientem w lochu? Dlatego jesteś tak podniecona? Kiedy rano rozmawiali przez telefon, nie wspominała o sesji, ale czasami któremuś z jej klientów – stęsknionemu za spotkaniem z profesjonalną dominą – udawało się ją namówić na nieplanowaną sesję. Nie przeszkadzało mu to. Po prostu zastanawiał się, co robiła cholernemu szczęściarzowi, że aż tak się podnieciła. Aggie zachichotała. – Nie, dziś zero klientów. Żaden klient na świecie nie rozpaliłby mnie tak bardzo. Ale zaprosiłam kogoś. Jace poczuł ukłucie zazdrości. Wiedział, że Aggie nigdy by nie kręciła z klientem, ale z drugiej strony nigdy nie była tak podniecona wizytą znajomego. Nie mógł się powstrzymać od myśli, w co się zabawiała ze swoim gościem. I kim on był. Może to były chłopak? Zapewniała go, że żaden z byłych nic dla niej nie znaczy. Więc co spowodowało, że rzuciła się na niego w drzwiach? – Kogo zaprosiłaś? – spytał. – Przedstawisz nas? – odezwał się zza Aggie delikatny, kobiecy głos. Jace odsunął się od drzwi tak szybko, że Aggie musiała go złapać, żeby nie runął na podłogę.
Za Aggie stała najbardziej olśniewająca rudowłosa kobieta, jaką Jace w życiu widział. Wysoka i smukła. Emanowała pewnością siebie i seksapilem. Jej cudowne rude włosy spływały po ramionach, układając się w idealnie puszyste fale. Butelkowozielone oczy, oprawione gęstymi rzęsami, przeniosła z Aggie na Jace’a i znów na Aggie. Głęboki dekolt jej zielonej, jedwabnej sukni przyciągnął jego uwagę do dużych, kształtnych piersi. Nie mógł nie zauważyć, że nie miała stanika. Jej olbrzymie piersi zdawały się przeciwstawiać grawitacji. Cholera. Gdyby znajomi Jace’a tak wyglądali, też mógłby się rozpalić ich wizytami. – To Jace – powiedziała Aggie głosem wciąż pełnym podniecenia. – Domyśliłam się, Ice – odparła kobieta, a na jej miękkich, różowych ustach pojawił się kuszący uśmiech. – Rozpływasz się na jego widok. Ice? – Jace, to moja koleżanka z Vegas – powiedziała Aggie. – Znamy się od dawna. Przyjechała na weekend nakręcić film. Czyli ruda była aktorką. W okolicach Hollywood kręci się wiele aktorek, więc ta informacja go nie zdziwiła. Zdziwił go jednak fakt, że nie była pierwszoligową gwiazdą i nie kojarzył jej z żadnych ról. Nie miał pojęcia, z kim miał do czynienia. Ale na oko była w wieku Aggie. Jak na początkującą aktorkę, dwadzieścia dziewięć lat to sporo. – Jaki film? – spytał. Nie był błyskotliwym rozmówcą, zwłaszcza w towarzystwie osób, które dopiero poznał, ale był szczerze zainteresowany. I nie dlatego, że była atrakcyjna, ale dlatego, że przyjaźniła się Aggie. – Nie kłamałaś, kiedy powiedziałaś, że nigdy mu o mnie nie mówiłaś – odezwała się kobieta, krzyżując ręce na piersi i posyłając Aggie srogie spojrzenie. – Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami. – Nie ukrywałam tego przed nim. Po prostu nigdy się nie zgadało – powiedziała Aggie, puszczając Jace’a. Stanęła przy nim i
ścisnęła jego dłoń. – Film pornograficzny – oświadczyła Jace’owi koleżanka Aggie, obserwując jego reakcję. Kiedy nie rozdziawił ust ani nie spojrzał na nią dziwnie, dodała: – Typowy gang-bang, sześciu facetów, po dwóch na raz. Zdecydowanie miała ciało do pornosów. – To Starr Lancaster – powiedziała Aggie. – Na pewno o niej słyszałeś. Jest jedną z najsławniejszych aktorek porno na świecie. Jace delikatnie skinął w kierunku Starr. W pewnych kręgach – wyłącznie męskich – słyszał o Starr Lancaster. Był pewien, że połowa kolekcji pornosów Sinnersów była z nią w roli głównej, ale nigdy nie interesowało go oglądanie porno, nawet na dużym ekranie ich autokaru. Więc nie zwracał większej uwagi na twarze. Czasem notował w pamięci nowe techniki, których mógłby użyć, ale nie fascynował się porno. Choć teraz, kiedy już wiedział, kim jest kobieta, odtworzył w myślach kilka scen z jej filmów. Przypomniał sobie, że słynęła z tryskania swoją wydzieliną, kiedy dochodziła. Czuł, że żar zażenowania dosięga jego policzków. – Naprawdę zaczerwienił się przeze mnie? – spytała Aggie Starr. – O to nietrudno – odparła Aggie, dotykając jego policzka zimnymi palcami. – Mój kolega Eric pewnie chciałby twój autograf – powiedział Jace. Starr wybuchnęła śmiechem. – Jeśli jest tak słodki jak ty, podpiszę się językiem na jego kutasie. Aggie skrzywiła się. – Boże, Starr, musisz być taka prostacka? – Prostacka? – Starr uniosła brew. – Od kiedy zachowujesz się jak pieprzona cnotka, Ice? Ice? Dlaczego ciągle nazywa Aggie Ice? – Nie zachowuję się jak cnotka – powiedziała Aggie. – Po prostu Eric ma naprawdę fajną żonę, a wiem, że umiesz rozbijać małżeństwa.
– Nie można rozbić małżeństwa, które nie jest już rozbite – odparła Starr, unosząc dłoń i przekręcając nadgarstkiem. – Robimy to czy nie? – Tak, przygotuj się. Zaraz zejdziemy. – Przygotuj się na błaganie o litość, cukiereczku – Starr powiedziała do Jace’a i obróciła się na pięcie, zostawiając ich samych w korytarzu. – O czym ona mówi? – spytał Jace, starając się nie patrzeć na zieloną suknię przylegającą do tyłka Starr, kiedy kobieta oddalała się, kusząco kręcąc biodrami. – Mała niespodzianka dla ciebie. Kiedy zaczynałyśmy i uczyłyśmy się fachu pod okiem Pani Z, pracowałyśmy jako duet domin. Gdy spotykałyśmy się razem z klientem, Starr miała pseudonim Fire, a ja Ice. – Zastanawiałem się, dlaczego tak cię nazywa. – W tamtych czasach, w Vegas, byłyśmy rozchwytywane, dopóki… – Aggie spojrzała niewidzącym wzrokiem. Wzruszyła ramionami i skupiła się na Jasie. – Minęło trochę czasu, ale zjawiła się ni z tego, ni z owego, i zaczęłyśmy rozmawiać o tobie i twoich… upodobaniach. Potem wpadłyśmy na kilka pomysłów, jak się tobą zająć… – Znów przycisnęła go do drzwi, muskając go wargami i pocierając wzgórkiem łonowym o jego fiuta. Czyli to ją podnieciło: rozmowa o nim z inną dominą. Nie miał nic przeciwko. Zagranie w ich gierki może być interesujące, ale muszą określić pewne granice. Nie przyjmował rozkazów od pierwszej lepszej osoby. Jace odsunął usta do Aggie i spojrzał w jej lśniące oczy. Wyglądała, jakby postradała zmysły. – Nie brałaś esctasy, prawda? – spytał. – Wiesz, że już nie biorę narkotyków. – Po prostu nigdy cię takiej nie widziałem, więc chciałem się upewnić, że jasno myślisz. Delikatnie pokręciła głową. – Nie myślę jasno, ale to nie narkotyki. To ty. Jace uśmiechnął się lekko.
– Wiesz, że z przyjemnością biorę udział w twoich eksperymentach, ale muszę ustalić pewne granice ze Starr. – Oczywiście. – Zero seksu z nią – powiedział. – Nic a nic. Aggie skinęła posłusznie głową. – Będzie moją asystentką – powiedziała. – Nic więcej. Nie pozwolę, żeby cię dotknęła. Ale ja mogę cię dotknąć, prawda? – Jeśli będziesz miała na to chęć – droczył się. – Już mam na to chęć – powiedziała i się roześmiała. – Jeszcze jakieś zasady? – Tylko ta jedna. Aggie zadrżała z radości. – Boże, cholernie cię kocham – powiedziała. Chwyciła go za pasek i pociągnęła w kierunku piwnicy, gdzie miała swój prywatny loch. Gdy doszli do drzwi, które prowadziły na niższy poziom, kutas Jace’a był twardy jak skała, a jego myśli zamglone pożądaniem. Nie miał pojęcia, co mu zrobią dwie sadystki, ale nie mógł się doczekać. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, kochanie – powiedziała Aggie na dolnym stopniu i pocałowała go. Loch był pusty, ale drzwi do garderoby Aggie otwarte. Słyszał Starr – a może w czasie tej zabawy powinien myśleć o niej jako o Fire – krzątającą się w środku. – Jestem pewny, że będę się rozkoszował każdą chwilą twojego prezentu – powiedział Jace. – Ale urodziny mam dopiero za sześć tygodni. – Tak, ale wtedy będziemy w Europie i nie będę miała dostępu do swojego lochu, żeby cię dobrze potraktować. – Uśmiechnęła się. – Albo niedobrze, zależy od punktu widzenia. – W Europie też są lochy – odparł Jace. – Prawdziwe. – Musimy je zwiedzić i zobaczyć, czy się nadają. – Pocałowała go w policzek. – Przebiorę się za Ice, a ty idź do głównego lochu i zaczekaj. – Mam się rozebrać? – Nie, dopóki ci nie powiem i nie będę patrzyła, jak spełniasz
moje rozkazy – powiedziała. Jego serce znacznie przyspieszyło. Miał przeczucie, że Aggie pójdzie na całość, ponieważ Fire będzie ją obserwowała. A od kiedy byli oficjalną parą, Aggie trochę poluzowała. Minęło trochę czasu, od kiedy naprawdę ostro go ukarała. Jace omal nie potknął się o własne nogi, kiedy w pośpiechu zajął miejsce w lochu i czekał na nią – na nie – aż dostanie to, co Aggie obiecała mu płonącym wzrokiem. Oczekiwanie na sesję z Aggie było częścią przyjemności. Słyszał, jak kobiety rozmawiają i śmieją się w pokoju obok. Miał wrażenie, że śmiechy są głośniejsze i kobiety w każdej chwili mogą się zjawić, ale najwyraźniej to tylko jego wyobraźnia. Kiedy nie mógł dłużej czekać, podszedł do otwartych drzwi i zerknął do środka. Aggie była ubrana w czarną, lśniącą skórę od stóp do głów, a dokładniej od wysokich do polowy uda kozaków po ultraobcisły gorset. Strój Fire był podobny, lecz zamiast czerni postawiła na czerwień. Stała za Aggie, zbierając jej długie czarne włosy w warkocz. Jace wolał Aggie w rozpuszczonych. Przez warkocz wyglądała zbyt srogo. Zbyt zimno. – Pozwoliłaś swojemu niewolnikowi opuścić loch? – spytała Fire, nie podnosząc oczu znad swojego zadania. – Nie jest moim niewolnikiem – odparła Aggie i spojrzała na stojącego w wejściu Jace’a. – Nie do końca. Ale, nie, nie pozwoliłam mu. Po prostu jest ciekawy. Prawda? – Mrugnęła na niego. – Zrobiłaś się miękka, Ice – stwierdziła Fire. – Kiedyś byłaś tą brutalną, a ja okazywałam im litość. – Jestem miękka dla niego – przyznała Aggie. Jej spojrzenie złagodniało, kiedy wciąż wpatrywała się w Jace’a. – Kocham go. Jace uśmiechnął się w nadziei, że Aggie zdołała odczytać odwzajemnione uczucia na jego twarzy, ponieważ za nic nie przyzna tego na głos w towarzystwie innej dominy. – No cóż, ja nie. Niech lepiej wraca do lochu, zanim skończę pleść ci warkocz. – Fire wciąż na niego nie spojrzała. Wiedział, że
było to częścią pozy dominy, ale przyzwyczaił się do tego, jak Aggie go karała, i wolał jej podejście niż to, jak w przeszłości traktowały go inne dominy. Nigdy nie fascynowała go służalcza część zabawy. Po prostu lubił ból. – Mówiłam ci, jaki jest w lochu – powiedziała Aggie. – Taa, i prawie się zsikałaś ze szczęścia. Pamiętam, ale nie jestem tobą, prawda? Albo będzie mnie słuchał, albo będzie cierpiał. – Znudziło mi się czekanie – odezwał się Jace. Wreszcie Fire podniosła na niego wzrok. Był pewien, że większość mężczyzn padłaby na kolana i płaszczyła się u jej stóp. Ale on nie był większością mężczyzn. – Stawia się, prawda? – powiedziała Fire. Aggie zachichotała. – Nawet nie wiesz jak. Fire zawiązała skórzany pasek wokół warkocza Aggie i położyła dłoń na jej ramieniu, wpatrując się w Jace’a. – Jestem gotowa, żeby się nim zająć, Ice. A ty? – Możemy spróbować – odparła Aggie. Wiedząc, że jego oczekiwanie dobiega końca, Jace wrócił do głównego lochu. Zastanawiał się, czy będą go wspólnie torturować, czy może na zmianę. Zastanawiał się także, czy jedna z nich jest bardziej dominująca niż druga. Uwielbiał, kiedy Aggie dominowała nad innymi. Widok zalewającej ją adrenaliny, jaką czerpała ze swojej władzy, podniecał go do granic możliwości. Z trudem mógł sobie wyobrazić, jak byłaby ponętna, gdyby zdominowała inną dominę. Żałował, że nie może chwilę pobyć z Aggie sam na sam, żeby jej o tym powiedzieć; wiedział, że nie chciałaby, żeby mówił o tym w obecności innej dominy. Wyglądałoby, że mu ulega. I mimo że była otwarta na jego sugestie, kiedy byli sami, zachwiałby jej pozorną władzą, jeśli zacząłby stawiać żądania, gdy była w roli Pani V lub Ice. Ale może mógłby naprowadzić ją na ten pomysł, tak żeby okazało się, że sama na niego wpadła. Nie miał wątpliwości, że na taki scenariusz by przystała.
Znajomy stukot obcasów Aggie, który rozległ się na cementowej podłodze lochu, podniecił Jace’a. Jego ciało wiedziało, co się zbliża, i fiut natychmiast mu stwardniał. Na dźwięk nieznanego stukotu drugich obcasów poczuł ucisk w brzuchu. Nie miał pojęcia, czego oczekiwać od Fire. W przeszłości miał styczność z bezwzględnymi dominami, które bez mrugnięcia oka wykorzystywały jego pragnienie bólu. Ale Aggie wiedziała, jak go uszczęśliwić, powodując przy tym jedynie minimalne obrażenia. Jednak w oczekiwaniu na nieznane było coś ekscytującego. Kiedy się zbliżały, miał spuszczony wzrok, starając się ze wszystkich sił pohamować swoje podniecenie. Jeszcze za wcześnie. Nawet go nie dotknęły. Był przyzwyczajony do dwóch rundek seksu dziennie, a nie widział Aggie od prawie tygodnia. Ale nie chciał się skompromitować przed Fire. Chciał, żeby Aggie była dumna z niego, z tego, jak zachowuje się przed jej koleżanką. A pewnie nie chciała patrzeć, jak spontanicznie dochodzi i rozrzuca swoje nasienie po podłodze lochu, smagany biczem. Para czarnych kozaków z lakierowanej skóry pojawiła się w jego polu widzenia, a tuż za nią para czerwonych. Jego fiut zadrżał, doceniając urok seksownego obuwia. W wyobraźni zaczął czuć obcasy przyciskające się do jego torsu. Jego pleców. Jego krocza. Kobiety stanęły ramię w ramię. Nie mógł się powstrzymać od podniesienia oczu. Aggie trzymała w jednej ręce kiścień, a w drugiej szpicrutę. Miała srogi wyraz twarzy. Jace poczuł ucisk w podbrzuszu. Dobrze znał to spojrzenie; zaraz się z nim zabawi. Oderwał od niej wzrok i przeniósł go na Fire, która w ręku dzierżyła bicz i spoglądała na niego z lekkim rozbawieniem. Kobieta obejmowała w pasie Aggie i pewnie nie pierwszy raz trzymała dłoń na biodrze jego narzeczonej. Zaskoczyło go ukłucie zazdrości, które ścisnęło jego gardło. O co miałby być zazdrosny? Przecież to tylko koleżanki, które ledwie się dotykały. Mimo to zaborczość, jaką Fire okazywała względem jego narzeczonej, nie przestała go niepokoić.
– Zdejmij koszulkę, cukiereczku – powiedziała Fire. – Chcę zobaczyć, czy reszta twojego ciała jest równie wyrzeźbiona jak twój biceps. Widzę, że ćwiczysz. Mówiła serio? Spojrzał na Aggie, oczekując podpowiedzi. – Czy coś nie tak z twoim słuchem? – spytała Aggie. Cicho. Okrutnie. Słodko. – Wiesz, pani, że nie przyjmuję rozkazów – powiedział, co nie do końca było prawdą. W końcu zrobi, co mu każe, ale potrzebował małej zachęty. Szczęka Fire opadła. Aggie jedynie uniosła brew w jego kierunku. – Sądzę, że nie chce zdjąć bluzki, ponieważ boi się przyjąć twoje uderzenia na gołe plecy – powiedziała Aggie. – Tak właśnie myślę. Jace natychmiast zdjął koszulkę przez głowę i odrzucił ją na bok. Fire się zaśmiała. – Wiesz, jak skłonić go do współpracy, co, Ice? – Czasami – odparła Aggie. – Dojście do tego, co go podnieca, zajęło mi trochę czasu. Jace zacisnął szczęki. Nie podobało mu się, że rozmawiały o nim, jakby go tam w ogóle nie było. Z jednej strony miał ochotę z powrotem założyć koszulkę, z drugiej czekać na resztę, więc stał w miejscu i się nie odzywał. – A co go podnieca? – spytała Fire, nieoczekiwanie trzaskając z bicza. Na ten dźwięk ścisnęło go w brzuchu, a sutki stwardniały. Mały, srebrny kolczyk w brodawce spowodował dreszcz przyjemności w sztywnym ciele. Cholera. Jego sutki nie były jednymi częściami ciała, które stwardniały. Pragnął dojść. – Nie powiem – odparła Aggie. – Sama się dowiedz. – Boisz się, że ci go odbiję? – spytała Fire z pewnym siebie uśmiechem. – Ani trochę – odpowiedziała Aggie. – Chcę zobaczyć, czy zdołasz zająć się kimś takim jak on i nie stracić panowania nad
sobą. Tak jak ona podczas ich pierwszej sesji. Do dziś przepraszała za to Jace’a, mimo że nie potrzebował ani nie chciał jej przeprosin. Podobała mu się każda minuta ostrej jazdy. Czasami żałował, że nie był już w stanie jej rozwścieczyć. Czasami chciał, żeby go porządnie sprała. Ale zazwyczaj podobało mu się, jak dobrze znała jego ciało. Aggie musnęła jego kolczyk w sutku końcem szpicruty. – Może powinnam cię zaspokoić, zanim przejdziemy do zabawy – powiedziała. – Wyglądasz, jakbyś miał eksplodować. Musisz dojść, zanim zaczniemy? Naprawdę zrobiła się miękka. Dziś powstrzymywanie się od rozładowania seksualnego napięcia będzie częścią jego tortury. – Nie, pani – odparł. – Mogę zaczekać. – Jego ciało ładnie wypręża się w dżinsach – zauważyła Fire, znów strzelając z bicza. Jace jęknął w męczarni. Miał nadzieję, że szybko skończą gadkę i przejdą do działania. Aggie przesunęła końcem szpicruty po jego brzuchu, malując literę Z, powoli muskając każdy wyrzeźbiony mięsień sześciopaku, aż skórzane, kwadratowe zakończenie spoczęło na luźno zwisającym pasie spodni tuż przy kości biodrowej. To był jeden z jego najwrażliwszych punktów, o czym doskonale wiedziała. – Rozepnij dżinsy – powiedziała. Jace z chęcią pokazałby jej, jaki jest dzięki niej twardy, ale dwie rzeczy kazały mu się wstrzymać. Nie był pewien, czy był wystarczająco rozentuzjazmowany chwilą, żeby pozwolić Fire zobaczyć go w takim stanie. No i zemsta Aggie była słodsza, kiedy sprzeciwiał się jej. – Rozepnij je sama – powiedział, nie odwracając wzroku. – Pani – dodał po chwili. Smagnęła go szpicrutą po biodrze – raz i drugi – i wsunęła jej zakończenie w wybrzuszenie w spodniach. Napawał się cudownym kłuciem w ciele, pragnąc więcej. – Wychłostam go za nieposłuszeństwo wobec ciebie –
powiedziała Fire i uniosła ramię, żeby wziąć zamach. Aggie chwyciła ją za nadgarstek. – Nie. Nie dajesz mu tego, czego chce, kiedy jest nieposłuszny. Dajesz mu to wtedy, kiedy spełnia rozkazy. Fire złączyła brwi. – A czego chce? – Nie widzisz tego? – Aggie smagnęła go kilkakrotnie po podbrzuszu. Jace wygiął głowę do tyłu, a gęsia skórka pojawiła się na pobudzonym ciele. O tak, zrań mnie, Aggie. Proszę, zrań mnie. – Sprowadziłaś sobie prawdziwego amatora bólu, Aggie – powiedziała Fire. Nie była pierwszą dominą, która tak uważała, ale nie do końca tak było. Przynajmniej dopóki Aggie nie odkryła, co tak naprawdę go podnieca. – Chcesz poczuć na sobie jej bicz, Jace? – spytała Aggie. – Tak. Zadrżał, kiedy końcem szpicruty przesunęła po jego torsie i dotknęła sutka z kolczykiem. – Taaak? – powiedziała wyczekująco. – Tak, pani – odparł. – W takim razie rozepnij dżinsy. Chcę widzieć je przy twoich kostkach. Chęć poczucia bólu walczyła z zażenowaniem związanym z pokazaniem się Fire. Żadna kobieta poza Aggie nie widziała jego fiuta, odkąd zaczęli się spotykać. Zaskoczyło go, że chce pozwolić innej kobiecie go zobaczyć. Czy nie chciała, żeby był tylko jej? Aggie cierpliwie czekała, a Fire stukała butem o cementową podłogę, kiedy Jace zastanawiał się nad swoim kolejnym krokiem. – Według mnie powinniśmy go bić, dopóki nie zrobi tego, co każesz – powiedziała Fire. – Tak – natychmiast przytaknął Jace. – Zrób to. Aggie zachichotała. – Nie ma mowy – powiedziała do Jace’a. – To na niego nie
działa – wyjaśniła Fire. – Pozwoli się bić, aż odpadnie mu ręka lub straci przytomność. – Mogę go chociaż raz uderzyć? Najwyraźniej nie mam twojej cierpliwości. – Możesz uderzyć go raz – pozwoliła Aggie. – Super. Kątem oka zauważył jej czerwone skórzane kozaki, kiedy brała zamach, a bicz uderzył go po plecach. Zaczęło go piec, ale ból był znacznie poniżej progu, który wyrobił sobie przez lata. – Mocniej, pani Fire – poprosił posłusznie. Potrafił być posłuszny, jeśli dzięki temu dostawał to, co chciał. Dobrze znał tę grę. Bicz zaszurał po podłodze. Przyciągnęła go z powrotem i uniosła ramię nad głowę. Jednak nie strzeliła z niego; Aggie dała znak ręką, żeby powstrzymać Fire. – Nie uderzy cię mocniej, dopóki nie rozepniesz spodni i nie opuścisz ich do kolan – powiedziała. – Na pewno chcesz, żeby zobaczyła mnie nago? – spytał. – Nie uwierzyła, kiedy przechwalałam się twoim rozmiarem, więc tak, chcę, żeby go zobaczyła. I chcę, żeby kipiała z zazdrości, że jest mój i nie może go mieć. Jace uśmiechnął się szeroko. Jeśli Aggie tak się na to zapatrywała, chciał pokazać, co ma. Rozpiął rozporek i obserwował reakcję Aggie, kiedy zsunął spodnie z bioder i pozwolił im opaść wokół kostek. – Jezu – jęknęła Fire. Jace poczerwieniał, kiedy obie kobiety napawały się jego widokiem. – Teraz rozumiem, dlaczego pozwalasz mu rżnąć się, kiedy go bijesz, Ice. Od samego patrzenia robię się mokra. Mógłbyś zarobić niezłą kasę z tak dużym sprzętem, cukiereczku – powiedziała do Jace’a. – Daj mi znać, jeśli będziesz chciał spróbować sił w branży. Miejsce takiego fiuta jest w porno. – Nie – odparł bez wahania. – Jest mój – powiedziała Aggie, przesuwając szpicrutą po
penisie Jace’a na całej jego długości. – Cały jest mój. Zaskoczyło go, gdy poczuł uderzenie biczem na plecach. Mimowolnie ścisnął brzuch, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Patrzył na twarz Aggie, kiedy Fire uderzała go raz po raz. Zatrzepotał powiekami pod wpływem szczególnie brutalnego ciosu w ramię. Od jakiegoś czasu nikt poza Aggie go nie karał. I nagle uświadomił sobie, jakie to szczęście mieć kogoś, kto dzierży w dłoni bicz i zna twoje ciało, ponieważ źle wycelowane ciosy Fire cholernie bolały. Czasami Aggie pozwalała Jace’owi być workiem treningowym dla kobiet, które uczyły się prawidłowo uderzać, ale zawsze się wahały i nie wykorzystywały swojej całej siły. Fire nie była tak miła. – Fire, wystarczy – powiedziała Aggie, zauważając subtelny grymas niezadowolenia na twarzy Jace’a. Bicz Fire zaszurał na podłodze za nim. Wypuścił podświadomie powstrzymywane powietrze. – Skąd wiesz? – spytała Fire. – Nie wydaje żadnych dźwięków. Aggie zignorowała pytanie i palcami musnęła szczękę Jace’a. – Wystarczy ci? Pokręcił głową. – Pokaż jej – odezwał się. Aggie wiedziała, o czym mówił. Pokaż jej, jak mnie właściwe uderzać. Nie musiał powtarzać. Znała go wystarczająco dobrze, żeby zrozumieć jego życzenia. Uśmiechnęła się. – Nie zgodzi się – powiedziała. – W takim razie ją ukarz. Aggie uśmiechnęła się szerzej. – A więc tego chcesz. Czasami irytowało go to, że zna go na wylot, czasami jednak czerpał z tego korzyści. Loch nie był miejscem na okazywanie uczuć, ale jego serce przepełniło się szczęściem, kiedy Aggie
przeszła przez pokój i odsłoniła zasłonę, która zakrywała zawieszone na całej wysokości ściany lustro. Nie mógł zaprzeczyć, że kocha ją i wszystkie jej wcielania i bez względu na to, w kogo się wcielała, zawsze widział w niej swoją Aggie. Wszystko, czego potrzebował i pragnął, znajdowało się w tej pięknej kobiecie, a druga domina bladła w porównaniu z jego demoniczną anielicą w czarnej, lakierowanej skórze. Wolałby, żeby rozpuściła włosy. Uwielbiał, jak jej czarne kosmyki kołysały się u pasa, kiedy chodziła, droczyła się i zajmowała się nim. – Lubi patrzeć, jak błaga, co? – powiedziała Fire, kiedy Aggie stanęła obok niej. Jace nie mógł oderwać wzroku od odbicia Aggie. – Nie, lubi patrzeć, jak pracuję. Jak karzę klientów. Jego. I szczególnie spodoba mu się patrzenie, jak karzę ciebie. – Mnie? – Fire posłała Aggie zaskoczone spojrzenie. – Dlaczego miałabyś karać mnie? – Bo nie uderzasz go tak jak należy – odparła Aggie. – Tak? Kto tu właściwie rządzi? – Hm – mruknęła Aggie, przebiegając zakończeniem szpicruty wzdłuż kręgosłupa Jace’a. Zadrżał z wyczekiwanej przyjemności. Strzeliła go po tyłku raz i drugi. Idealnie. Ból, jaki mu sprawiała, był cudowny. – Zależy. Teraz ja, ale to może się zmienić w każdej chwili. – Macie dziwną relację – stwierdziła Fire. – Ale się sprawdza – powiedziała Aggie. – A teraz uderz go prawidłowo albo poniesiesz konsekwencje. – Jakie konsekwencje? Aggie uderzyła dłonią w nagi pośladek Fire. Fire drgnęła, ale nawet nie w połowie tak mocno jak fiut Jace’a. – Hej! To bolało – zaprotestowała Fire. – Rób, co mówię – nakazała Aggie cholernie podniecającym i kategorycznym głosem.
Fire wyżyła się na plecach Jace’a uderzeniem tak silnym, że kolana mu się ugięły. Ale nie padł na podłogę. Rozsunął stopy w oczekiwaniu na kolejny cios. Dwa lata temu prosiłby o tak mocną karę, ale już nie potrzebował bólu, żeby przypomniał mu o uczuciach. Żeby mógł przetrwać. Choć nadal go lubił. Nie dlatego, że myślał, że na niego zasługuje, jak wtedy, gdy po raz pierwszy spotkał Aggie, ale ponieważ ból, jak nic innego, wzmacniał przyjemność ich seksualnych doświadczeń. Aggie mu to pokazała. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo zmienił swoje myślenie, odkąd ta kobieta pojawiła się w jego życiu. Choć częściowo pragnął patrzeć, jak brutalna domina pada na kolana przed Aggie. Jego kobieta była prawdziwą mistrzynią w swoim fachu i nie był pewien, czym sobie zasłużył na jej oddanie, ale kiedy wszyscy kłaniali się jej, on dumie stał przy jej boku. Nie chciałby, żeby było inaczej. Jace usłyszał uderzenie szpicruty Aggie o ciało, ale nie poczuł rozkosznego bólu. Uderzyła wewnętrzną stronę uda Fire. – No, no – powiedziała Fire – rób tak dalej, a pobiję twojego chłopaka do krwi. Nikt nie uderza jak ty, Ice. Zawsze wiedziałaś, jak podniecić moją cipkę. Zawsze? Myśl pojawiła się w jego głowie, akurat gdy bicz Fire smagnął go po lędźwiach. Przygryzł wargę, żeby nie krzyczeć. Nie pamiętał, kiedy stał się taką pindą; Aggie za długo była dla niego miękka. Zniesie brutalność Fire. Da radę. Choć nie był pewien, czy tego chce. Seria uderzeń Aggie spłynęła po jego pośladkach, bokach brzucha i udach. O tak, właśnie tak. Dyszał urywanie, przepełniony pragnieniem, kiedy wyniosło go na wyższy poziom przyjemności. Jego jądra były ciężkie i pragnęły znaleźć spełnienie. – Myślałam, że uderzysz mnie tak jak jego – powiedziała Fire, dąsając się. – Uderzę, jeśli poprawnie zrobisz, co do ciebie należy. Jace pohamował triumfujący uśmiech, gdy uderzenie Fire spadło na jego plecy. Nie było już karzące, lecz kuszące. Aggie
niespiesznie obeszła go, nie spuszczając z niego wzroku. Dołączyła do uderzeń Fire i szpicrutą smagała jego udo. Jego podbrzusze. Wewnętrzną stronę uda. Lekko pochyliła głowę, nie spuszczając go z oczu. Klapnięcie szpicruty o główkę penisa wprawiło w drżenie całego jego ciało. Preejakulat zaczął się z niego sączyć, kapiąc na podłogę. Każdemu innemu klientowi kazałaby go zlizywać, ale nie jemu. Palcem zebrała kroplę z żołędzi i przysunęła do języka, żeby go posmakować. – Jesteś gotowy na mieszankę przyjemności i bólu? – spytała. Skinął głową. Jego gardło ścisnęło pożądanie, uniemożliwiając sformułowanie jakichkolwiek słów. Szpicrutą uderzyła go po wewnętrznej stronie uda; tak blisko jaj, że ścisnęło go w żołądku. – Stań szerzej – nakazała. Rozsunął stopy. Aggie uklękła. Wpatrywał się w nią, przepełniony dumą, miłością i pożądaniem. Ujęła jego ciężkie jaja i szeroko otworzyła usta, żeby wziąć jego grubego fiuta. – Robisz mu laskę?! – spytała z niedowierzaniem Fire. Mimo że Fire wciąż wymierzała wprawne uderzenia w jego plecy, Jace całkowicie o niej zapomniał, dopóki się nie odezwała. Był zbyt zatopiony w Aggie, żeby przejmować się tym, co robi czy myśli Fire. Aggie masowała jego jądra, na tyle mocno, żeby wzbudzić lekki ból. Całkowicie go absorbowała władzą, którą nad nim miała, kiedy z uwielbieniem lizała i ssała główkę jego penisa. Przyjemność i ból wprawiły go w euforię, dopóki wyjątkowo mocne uderzenie między łopatkami nie sprowadziło go na ziemię. Warknął w proteście. Aggie spojrzała na niego pytająco. Lekko pokręcił głową, chcąc znaleźć się z powrotem w miejscu, z którego został wyrwany. Aggie pocałowała czule główkę jego penisa i wstała. Za plecami usłyszał szuranie na podłodze. Fire rzuciła bicz. Nie rozumiał dlaczego, dopóki nie zobaczył wściekłości na twarzy Aggie.
– Zajmij pozycję, Fire. Fire, niczym marionetka, schyliła się i chwyciła za swoje kostki. Jej długie, rude włosy spłynęły do ziemi. Aggie uniosła kiścień i zaczęła wymierzała ciosy, uderzając Fire po pośladkach i między nogami. Fire była widocznie podniecona; jej napuchnięta cipka praktycznie wylewała się ze stringów. Aggie przesunęła się i stanęła za nią. – Celowo go uderzyłaś, prawda? – powiedziała Aggie. Następny cios padł na Fire pod innym kątem – na tył jej ud, cipkę i odbyt. Fire zadrżała i jęknęła z przyjemności, rozsuwając nogi i przesuwając miednicą, żeby dać Aggie lepszy dostęp do tego, co skrywała między udami. – Może – powiedziała bez tchu Fire. – Nie pamiętam. Aggie wymierzyła cipce Fire trzy kolejne ciosy, pod wpływem których rudowłosa kobieta zadrżała z rozkoszy. – Teraz sobie przypominasz? – spytała Aggie, doskonale wczuwając się w rolę dominy, gdy jej koleżanka odsunęła stringi, żeby przesunąć palcami po swoich mokrych i napuchniętych wargach. Jace’owi zaschło w ustach. – Nie. Przypomnę sobie, jak mnie ukarzesz – odparła. Aggie machnęła kiścieniem tak, że jego zakończenie jedynie musnęło łechtaczkę Fire. – Mocniej – jęknęła Fire. – Będziesz pamiętała, gdzie twoje miejsce? Jace nie mógł powstrzymać się od pieszczenia twardego fiuta. Nigdy nie widział tak władczej Aggie. Miał wrażenie, że umrze, jeśli zaraz jej nie zerżnie, ale nie chciał im przerywać. – Tak, tak – jęknęła Fire. – Zrobię wszystko, czego chcesz. Przenieś mnie do nieba. Delikatne smagnięcia Aggie o cipkę Fire szybko doprowadziły ją do orgazmu. Zgięła kolana i opadła na podłogę, trzęsąc się i nierówno oddychając. – Dziękuję, pani – powiedziała i pocałowała kozak Aggie. – Dziękuję.
Jace niemal stracił rozum z pożądania. Przyciągnął Aggie do swojej piersi i zatopił się w jej ustach. Jedną ręką chwycił jej jędrny pośladek, podczas gdy drugą usiłował rozpleść warkocz. Pragnął, aby jedwabista zasłona jej włosów spływała pomiędzy ich ciałami, kiedy będzie ją rżnął. Kiedy rozplótł warkocz, ścisnął kosmyk włosów i odciągnął jej głowę do tyłu. – Zdejmuj majtki – warknął, zbyt podniecony, żeby myśleć, co robi. Po prostu musiał się w niej znaleźć. Wypełnić ją. Otoczyć się nią. Zatracić się w niej. W swojej Aggie. Zsunęła majtki i jęknęła, gdy przycisnął ją do najbliższej ściany. Przywarła do jego ramion. Chwycił swojego fiuta i podpierając się o ścianę, wsunął go w jej rozpaloną i mokrą cipkę z warknięciem pełnym rozkoszy. Gdy poruszał się w niej, był ledwie świadomy jej nóg wokół swoich bioder, swoich rąk na jej tyłku, jej piersi ocierających się o jego tors. Gdy smagnięcia po plecach dodały bólu do odczuwanej przyjemności, zaczął wołać jej imię w udręczonej rozkoszy. Nie mógł oddzielić przyjemności od bólu. Taka była Aggie. Aggie. Jego demon. Jego anioł. Jego kochanka. Jego cały świat. – O cholera – krzyknął Jace, kiedy jego ciałem wstrząsnął orgazm. Sperma wylała się z głębi jego ciała. Zatopił palce w jej pośladkach, żeby trzymać ją w miejscu, gdy ostatnim pchnięciem zanurzał swojego fiuta i wypełniał ją intensywnie pulsującym nasieniem. Kłujące ciosy na plecach przybrały na sile, doprowadzając go do euforii znacznie silniejszej niż zwykły orgazm. Nie był pewien, kiedy Fire przestała go uderzać, ani kiedy Aggie opuściła nogi na podłogę i trzymała go w ramionach, przyciskając miękkie piersi do jego torsu. Był tak zatopiony w świecie rozkoszy, że nie miał pewności, czy Aggie doszła. – Cholera, Ice – powiedziała Fire zza niego, częściowo wyrywając go z zadumy. – Nic dziwnego, że go kochasz. Facet pieprzy cię jak oszalały. Jezu, ile razy dzięki niemu doszłaś? Aggie zacieśniła uścisk i zachichotała. – Kilka – powiedziała. Dzięki Bogu. Nie chciał, żeby tylko on czerpał przyjemność
z tej niesamowitej sesji. – Jest cudowny w łóżku – mówiła dalej rozmarzonym głosem – ale nie dlatego go kocham. Kocham go, ponieważ odczuwa mocniej niż jakikolwiek inny mężczyzna i akceptuje mnie taką, jaką jestem – zarówno tę złą, jak i tę dobrą stronę – i nie chce mnie zmienić ani zapomnieć o mojej przeszłości. Z nim mogę być sobą. Kto przy zdrowych zmysłach chciałby zmienić idealną kobietę czy powstrzymać ją przed byciem sobą? Powie jej to później, kiedy będą sami. Teraz, gdy nie czuł upojenia pożądaniem, przyjemnością i bólem, był świadomy obecności obcej kobiety, która za nim stała. – Lepiej weź z nim ślub, zanim ktoś ci go ukradnie – powiedziała Fire. – To groźba, Starr? – mruknęła Aggie. – Spostrzeżenie. Aggie lekko się odsunęła i ujęła twarz Jace’a. Jego obolałe ciało pulsowało i kłuło go od uderzeń wymierzanych przez kobiety, choć i tak najmocniej odczuwał delikatne dotknięcie opuszków jej palców na swoich policzkach. – Każda, która spróbuje, mocno tego pożałuje. Jace jest mój. Mimo że Starr wciąż ich obserwowała, nie mógł się opanować i namiętnie pocałował Aggie. Czasami łatwiej było pokazać jej, co czuje, niż wyrazić to słowami. Mógłby się z nią ożenić choćby jutro, jeśli tylko by chciała. Powtarzała, że będą wiedzieli, kiedy nadejdzie odpowiednia chwila i że papiery nic nie znaczą, ale możliwość nazwania jej swoją żoną wiele dla niego znaczyła. Nie był tylko pewien, jak jej to okazać. Pogłębił pocałunek i przyciągnął ją bliżej, chcąc, aby poczuła jego głębokie oddanie. Przesunęła ręce i objęła go w pasie. Zaczęła masować jego poranione ciało, żeby przywrócić wspomnienia słodkich ciosów, które zaledwie przed chwilą otrzymał. Syknął, gdy mniej przyjemne ukłucie w otwartej ranie przerwało jego rozkosz. Aggie natychmiast się wyprostowała i zaczęła się wpatrywać w swoje palce.
– Krew? – warknęła, spoglądając na Starr. – Uderzyłaś go do krwi? – Troszeczkę – odparła Starr. – Tłumaczyłam ci, że to nieprzekraczalna granica – powiedziała Aggie. – Zero krwi. – To twoja nieprzekraczalna granica – odezwał się Jace. – Nie moja. W przeszłości często krwawił po sesjach, ale Aggie tylko raz doprowadziła go do takiego stanu. Tak nią to wstrząsnęło, że straciła czujność i pozwoliła mu zbliżyć się do siebie i uprawiać seks. Zastanawiał się, czy nie dlatego była tak wkurzona na Starr. – Nie zrobiłam tego celowo – powiedziała Starr. – Po prostu trochę mnie poniosło, kiedy dochodził. Nigdy nie widziałam, żeby facet tak intensywnie dochodził, a w swojej pracy widziałam wiele męskich orgazmów. – Aggie, wszystko jest w porządku – powiedział cicho Jace. – Nie zgodzę się z tym – powiedziała, wpatrując się w Starr zza jego ramienia. – Ale czasu nie cofnę. Oczyśćmy ranę, żeby nie wdała się infekcja. Dobry pomysł. Nienawidził szpitali, a próba wytłumaczenie lekarzom, że infekcja wdała się w rany po biczu, mogła być odrobinę krępująca.
Rozdział 2 Aggie skrzywiła się, kiedy odsunęła biodra Jace’a, a jego miękki fiut wysunął się z jej ciała. Po tak ostrym zerżnięciu przez kilka dni będzie z trudem chodziła. Ale było warto. Wiedziała, jak ból i przyjemność go rozpalają, choć najwidoczniej widok biczowanej dominy, która dzięki ciosom dostała orgazmu, doprowadził go do euforii. Uśmiechnęła się do siebie i sięgnęła po ręcznik, żeby wytrzeć spływającą po wewnętrznej stronie uda spermę. Jace hojnie ją obdarował, a nie chciała zabrudzić skórzanych kozaków. Zaczerwienił się, gdy spojrzał w dół i uświadomił sobie, co robiła. Gdyby byli sami, nie przejąłby się tym, ale wciąż mieli widownię, a Aggie była pewna, że gdy odzyskał jasność umysłu, nie czuł się komfortowo. – Załóż spodnie – nakazała mu swoim najbardziej władczym głosem Pani V. – Nie chcę patrzeć na twojego fiuta, chyba że będzie twardy i gotowy znów mnie zerżnąć. Nie umknęła jej ulga na jego przystojnej twarzy, kiedy zrobił, co kazała. Starr zdawała się niewzruszona jego nagłym posłuszeństwem, ale Aggie wiedziała, że nie założyłby spodni, jeśli by tego nie chciał. Obie kobiety śliniły się na widok jego idealnego tyłeczka, gdy podciągał dżinsy. Równocześnie westchnęły i roześmiały się, kiedy zdały sobie sprawę z tego, co robiły. Jace zerknął na nie zza ramienia, kiedy zapinał rozporek. Aggie puściła do niego oko i podeszła, żeby przyjrzeć się pajęczynie śladów, które uderzenia zostawiły na jego plecach. Z kilku z nich w każdej chwili mogła popłynąć krew; drobne kropelki zbierały się tuż pod skórą. Tylko jedna rana się otworzyła. Była mniej poważna niż ta, która powstała, gdy podczas ich pierwszej sesji straciła panowanie nad sobą. Starr była bardziej opanowana niż ona. Poza tym dziś Starr wiedziała, jak Jace traktuje karę, a Aggie wtedy szła w nieznane. Lecz nic nie usprawiedliwiało bicia do krwi, Aggie zganiła się po
raz kolejny. Obiecała mu i sobie, że to się więcej nie powtórzy. – Boże, wciąż jestem napalona – przyznała Starr, idąc za nimi z głównego lochu do pokoju, w którym Aggie dezynfekowała narzędzia i krwawiące zadrapania. – Możesz mi pomóc dojść, Ice? Aggie zesztywniała. Doprowadzenie Starr do orgazmu, żeby zadowolić Jace’a, to jedna sprawa, a zaspokojenie jej po sesji to zupełnie coś innego. Aggie już wcześniej mówiła jej, że nie chce, aby Jace dowiedział się, że kiedyś łączył je seks. To było dawno temu, ale o tym jednym związku Aggie nigdy nie powiedziała Jace’owi. Pewnie dlatego, że nikt nigdy nie zranił jej tak mocno jak Starr, i dlatego że niemal od dziesięciu lat Aggie próbowała o tym zapomnieć. – Jakiś wibrator, który bym mogła sobie wepchnąć. Pięść – mruknęła Starr. – Cokolwiek. Aggie odetchnęła. Blisko było. Starr omal nie wypaplała sekretu, a Aggie nie miała ochoty próbować tłumaczyć się Jace’owi. Sama wciąż tego nie rozumiała. – Masz dziesięć w pełni sprawnych palców – przypomniała jej Aggie. – Naprawdę chcesz, żebym robiła to po staroświecku? – Nie pamiętasz jak? Aggie posadziła Jace’a na stołku i zaczęła przeglądać zawartość apteczki. Starr się zaśmiała. – Jeśli będę potrzebowała pomocy, Jace może przypomnieć mi, jak zadowolić cipkę. Widać, że się na tym zna. Aggie zerknęła na niego; poczerwieniał i ze skrępowaniem przyglądał się swoim bosym stopom. Uśmiechnęła się do siebie. Uwielbiała to spojrzenie. Ostatnio coraz trudniej było jej wprawić go w zakłopotanie, ale innym wciąż udawało się to bez problemu. Aggie wróciła do apteczki i po kilku minutach usłyszała charakterystyczny dźwięk pocierania mokrej cipki. Zamknęła oczy i pokręciła głową. Gwiazdy porno nie miały wstydu. – Musisz to robić tutaj? – spytała jakby od niechcenia i stanęła za Jace’em, żeby zająć się jego plecami.
– Twój facet doprowadził mnie do tego stanu. Według mnie powinien patrzeć, jak rozładowuję napięcie. Lecz Jace nie patrzył. Wpatrywał się w podłogę. Miał tak czerwoną twarz, że Aggie nie zdziwiłaby się, jeśli zajęłyby go płomienie. Starr zaczęła wydawać wyuczone pornodźwięki: jęczała i krzyczała znacznie głośniej niż zabawa palcami by tego wymagała. Kiedy zaczęła się pieprzyć rękojeścią bicza Aggie, Jace obrócił się twarzą w przeciwnym kierunku i zatkał uszy. Mantra Starr – dochodzę, dochodzę, o tak, dochodzę – w najmniejszym stopniu nie speszyła Aggie, a reakcja Jace’a – śpiewne „la la la la la, la la la la la” – ją rozbawiła. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy przemywała ranę środkiem antyseptycznym. Jace mimowolnie wyprostował plecy i wysunął palce z uszu, akurat w tym momencie, gdy Starr wydała z siebie ostatni krzyk i zwolniła ruchy. – Mam nadzieję, że podoba ci się twój nowy bicz – powiedziała Aggie. Mimo że z łatwością mogłaby usunąć pozostałości orgazmu Starr z rękojeści, nigdy nie byłaby w stanie wziąć bicza w rękę i nie myśleć, gdzie wcześniej był. – Nie jest tak dobry jak fiut, ale czasem trzeba improwizować. Jace prychnął, a po chwili dostał ataku śmiechu i zwinął się w kłębek. – Eric nigdy mi nie uwierzy – powiedział. – Nie uwierzy ci, że nie patrzyłeś, jak Starr dochodzi, Trójnogu – droczyła się Aggie, używając ksywki nadanej Jace’owi przez Erica. – Jeśli kiedykolwiek się o tym dowie, stwierdzi, że nie jestem prawdziwym facetem. Aggie owinęła ramiona wokół jego szyi i pocałowała go w ucho, tęskniąc za bliskością, którą zazwyczaj się delektowali po seksie. – Kocham cię – szepnęła. Zerknął przez ramię w kierunku Starr, która wciąż bawiła się
sobą, lecz odrobinę mniej entuzjastycznie niż przed chwilą. – Yy, no tak – mruknął. – Jestem… trochę zmęczony. Nie oczekiwała, że wyrazi na głos swoje uczucia – nie w obecności Starr – więc nie naciskała. Później, kiedy będą sami, każde mu po stokroć powtarzać miłosne wyznanie. – Idź na górę i się zdrzemnij – powiedziała. – Musisz mieć siły na to, co zaplanowałam na resztę wieczoru. Chwycił jej nadgarstek. – Tylko my – powiedział stanowczo. Uśmiechnęła się i znów pocałowała go w ucho. – Tylko my – szepnęła. Odetchnął. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo był spięty, dopóki nie rozluźnił mięśni. Mimo że sesja ze Starr była niezwykle intensywna i seksualnie satysfakcjonująca, brakowało w niej intymności. Jej serce przepełniło się radością, kiedy zdała sobie sprawę, że pragnął tych chwili czułości i miłości równie mocno jak ona. Może powinna wziąć z nim ślub. Powiedział jej, że jest gotowy i zaczeka, aż ona też będzie, ale etykietka czyjejś żony nie pasowała jej. Była zbyt zwyczajna na to, co ich łączyło. Zbyt konwencjonalna. Zbyt… służalcza. Jace wstał i przeciągnął się, szeroko ziewając. – Miło było cię poznać, Starr. Dzięki, że nie byłaś zbyt pobłażliwa dla mnie. Idę się zdrzemnąć. – Też miło było cię poznać, cukiereczku – powiedziała Starr i podała Jace’owi dłoń, która przed chwilą dotykała jej obnażonej cipki. Zrobił krok w tył. – No tak – powiedział, wpatrując się w podłogę i unikając rozbawionego spojrzenia Starr. Otworzył drzwi do małego holu, gdzie zazwyczaj klienci czekali na swoją sesję. Dziś nie było w nim nikogo poza czarnobiałą kotką, która tęsknie miauknęła na widok dawno niewidzianego człowieka. Jace wziął Brownie z podłogi, przytulił ją do nagiej piersi i
zaczął wchodzić z nią po schodach. – Stęskniłaś się za mną? – spytał kotkę. – Mrr mrr mrrrr – odpowiedziało zwierzę. – No, co ty?! – powiedział, jakby mieli wspólny język, który tylko oni rozumieli. – Nie dostałaś tuńczyka? Beznadzieja. Pogadam z nią. – Mrr – Brownie głośno mruczała, ocierając twarz o szczękę Jace’a i kładąc jedną łapkę na jego złotym kolczyku, żeby nie uciekł od jej czułości. Aggie stała w drzwiach lochu i obserwowała, jak wchodzą po stopniach. Po chwili poczuła na swoim ramieniu dłoń Starr, co zmyło czuły uśmiech z jej twarzy. – Słodziak z niego – powiedziała Starr, oddychając namiętnie przy ramieniu Aggie. – Nic dziwnego, że zrezygnowałaś z niezależności i kariery, żeby zaspokajać jego potrzeby. Aggie zesztywniała. Nie zrezygnowała ze swojej niezależności ani z kariery. Co prawda już nie zarabiała na striptizie, ale po prostu nie miała na to czasu, jeżdżąc z Jace’em po świecie. I mimo że liczba klientów, których obsługiwała w lochu, znacznie się zmniejszyła, gdy chciała przyjąć zlecenie, Jace nie marudził. Co dziwne, nie czerpała już tak dużej przyjemności z odgrywania dominy przed tymi, który padali przed nią na kolana. No, chyba, że chodziło o Jace’a. Dawał jej wszystko, czego potrzebowała, żeby poczuć się spełniona. Cholera, może Starr miała rację. Może zrobiła się zbyt miękka. Może zrezygnowała z niezależności i kariery, żeby zaspokajać potrzeby Jace’a. I może to nie była sprawa Starr, ponieważ Aggie po raz pierwszy w życiu czuła się szczęśliwa. – Zamknij się. – Tylko na taką odpowiedź mogła się zdobyć. Usta Starr musnęły jej obojczyk, jej ramię objęło ją w pasie, a dłoń przesunęła się do podbrzusza. Aggie zmarszczyła czoło. Była zdezorientowana. Dlaczego ten dotyk był jednocześnie czuły i odrażający? – Spośród wszystkich osób, które wyznały mi miłość… No cóż, żałuję, że cię zraniłam – powiedziała cicho Starr.
Aggie odepchnęła rękę Starr i przeszła na drugi koniec pomieszczenia. – Pieprzysz jak nigdy – powiedziała z kłującym od bólu sercem. Już dawno temu pogodziła się z tym, co się stało, ale przypomnienie o zdradzie Starr wciąż bolało. Starr westchnęła. – Wierz, w co chcesz. Ja tylko stwierdzam fakty. Ale twoja przyjaźń wiele dla mnie znaczy, więc nie zniszczę jej ponownie seksem. Chociaż gdy smagałaś mi cipkę biczem, myślałam tylko o twoich ustach na moim ciele. – Nie jestem zainteresowana. – Nigdy nie myślała, żeby zranić Jace’a, zabawiając się z kimś takim jak Starr. Ani z nikim innym. – Powiesz mu o nas? – spytała Starr. – Nie ma o czym mówić – odparła Aggie, przechodząc do drugiego pomieszczenia, żeby odstawić przyrządy, których używały na Jasie. – Boisz się, jak zareaguje na wiadomość, że kiedyś kochałaś kobietę? – Nie – powiedziała. Może, odezwał się cichy głos w jej głowie. – Mogę mu później o tym powiedzieć. Choć pewnie znów wycofywałby się w swój świat. Nie sądziła, żeby dobrze przyjął jej wyznanie. Głównie dlatego, że tak długo skrywała tę tajemnicę. Jace powiedział jej o swojej przeszłości – o najskrytszej, najmroczniejszej części siebie – o której nikt nie wiedział, a ona nie mogła mu powiedzieć, że kiedyś kochała inną kobietę. Dlaczego? Czy miałaby te same obawy, jeśli Starr byłaby mężczyzną, który złamał jej serce? Na to nie znała odpowiedzi. Facet nigdy nie złamał jej serca. Nigdy nie dała żadnemu wystarczającej władzy nad sobą. Dopóki Jace nie zjawił się w jej życiu, nigdy nie kochała mężczyzny. Nie zastanawiała się nad pokochaniem mężczyzny. Lecz tego mężczyznę kochała i nie chciała narażać ich związku. Był dla niej wszystkim. I miał wystarczającą władzę, żeby złamać jej serce. Zniszczyć ją. – Boisz się, że go stracisz, co? – Fire przerwała burzliwe
myśli Aggie. Zaskoczył ją nagły ucisk w piersi i kłucie łez w oczach. – Jestem przerażona – powiedziała bez tchu. – W takim razie powinnaś wyjść za niego. To też ją przerażało. – Pewnego dnia.
Rozdział 3 Aggie objęła Jace’a i skradła mu pocałunek. Odwzajemnił go, choć sprawiał wrażenie nieobecnego. Ścisnęła jego tyłeczek i odsunęła się, żeby spojrzeć w ciemnobrązowe oczy. – Co się dzieje? – spytała. – Po prostu… – Ściągnął brwi. – Jest zimno. Choć czerwiec w Londynie nie była tak upalny jak czerwiec w południowej Kalifornii, nie było zimno. Ani chłodno. – Zimno? – Jest mi zimno od wczorajszej wizyty w Tower of London. Zacisnęła usta i pokręciła głową. – Może będziesz chory? – Dotknęła jego czoła, a potem policzków. Nie miał gorączki. – Albo jeszcze nie doszedłeś do siebie po długiej podróży samolotem? – Przez cały dzień był nieswój. Rano nie była go nawet w stanie przekonać do wspólnego prysznica. – Może – powiedział, obejmując ją, a jego ciałem wstrząsnął silny dreszcz. Ponieważ Aggie chciała pozwiedzać, wynajęli samochód, którym mieli przejechać z Londynu do Donington Park, gdzie Sinnersi grali w ramach Download Festival. Reszta zespołu wyjechała wczoraj autokarem. Może Jace po prostu martwił się, że nie zdąży na czas. Ich występ zaczynał się późnym wieczorem, a jeżdżenie samochodem w Anglii trochę różniło się od jeżdżenia w Stanach. – Dojedziemy na czas. Chcę zobaczyć jeszcze jeden zamek, który jest oddalony zaledwie półtorej godziny jazdy od miejsca koncertu. – Kolejny zamek? – Uśmiechnął się krzywo. – Przez ostatnie dwa dni pokazujesz się z innej strony. Nie wiedziałem, że jesteś maniaczką historii. – Historia jest mroczna. Zaśmiał się.
– I tylko taka cię interesuje. Z jej inicjatywy noc spędzili w zamku Mailmaison Oxford – przerażającym miejscu, które niegdyś służyło jako więzienie – w pokoju przerobionym z celi. Jace przez całą noc był nieco nerwowy, twierdząc, że czuje czyjąś obecność. Kiedy zbyła śmiechem jego obawy, zrobił się milczący. Zawsze się wycofywał, kiedy czuł się niezrozumiany. Aggie chciała pozwiedzać i z łatwością namówiła Jace’a na zwiedzanie kilku prawdziwych lochów, lecz po jego początkowym entuzjazmie nie było dziś śladu. Przez większość wczorajszego dnia był podenerwowany i apatyczny. Niespokojna noc nie poprawiła jego nastroju. – Choć trochę ci się podoba? – Sądzisz, że podoba mi się jeżdżenie po angielskiej wsi i oglądanie starych zamków? – I lochów – przypomniała. Spuścił wzrok i się uśmiechnął. – Ale nie takich. – Nie musimy tego robić. Jeśli chcesz pojechać od razu do Donington i pominąć ostatnie miejsce… Podniósł głowę i oparł czoło o jej głowę. Zamknął oczy. Przez chwilę stali w milczeniu, gdy Jace zastanawiał się nad odpowiedzią. Byli ze sobą wystarczająco długo, żeby wiedziała, że nie ignorował jej, kiedy milczał. Z trudem myślał. Początkowo jej naturalny impuls do żądania reakcji utrudniał chwile jego cichej kontemplacji, co wywoływało liczne kłótnie, ale obecnie rozumiała, że jeśli da mu czas na zebranie myśli, podzieli się nimi z nią. Kiedyś. – Nie do końca podoba mi się zwiedzanie – powiedział. Rozczarowanie ścisnęło jej serce. – Ale podoba mi się, że spędzam czas z tobą i mogę odsapnąć od szaleństwa trasy. Nawet jeśli muszę przez cały dzień wysłuchiwać wykładów na temat historii. Dobrze, że choć brytyjski akcent jest zabawny. Aggie zachichotała.
– Na co miałbyś ochotę? – No cóż, do tego potrzebowalibyśmy jednego z „zabawowych” lochów, ale skoro nie widzieliśmy żadnego z nich od czasu przyjazdu, mogę przystać na propozycje z twojego złowieszczego przewodnika. Z tylnej kieszeni jego spodni wyciągnęła sfatygowany egzemplarz „Śladami angielskich skandali”. – Nie jest złowieszczy, tylko trochę… niegrzeczny. Poznawali okres Tudorów, odwiedzając miejsca, gdzie prominentni członkowie społeczeństwa dopuszczali się mrocznych uczynków lub gdzie byli za nie karani. – Co dalej? – spytał, wsuwając silne palce pod jej koszulkę, żeby pogładzić nagą skórę jej pleców. Udając niewzruszoną jego dotykiem, Aggie otworzyła przewodnik na stronie ich kolejnego przystanku. – Zamek Sudeley, niegdyś dom królowej Katarzyny Parr. Zaledwie sześć miesięcy po śmierci swojego męża, króla Henryka VIII, wyszła za Tomasza Seymoura. – Uniosła wzrok znad książki i spojrzała na Jace’a. – Twój krewny? Wzruszył ramionami. – Nic mi o tym nie wiadomo. Rodzina mojego ojca pochodziła z Anglii, więc może, ale szczerze wątpię. Wyglądam na członka rodziny królewskiej? – Jesteś królem w moim królestwie. Zaśmiał się. – Czyli mam większą władzę, niż kiedykolwiek miał król Anglii. Poczuła się nieswojo. Ciężko było się jej przyznać, że miał nad nią władzę. Nie dlatego, że ją zdominował, ale dlatego, że tak bardzo go kochała i wiedziała, że zrobi wszystko, żeby z nim być. Nie czuła się z tym komfortowo, ale Jace zdecydowanie był wart kompromisu. – Chodźmy zwiedzić dom twoich przodków – powiedziała, stukając przewodnikiem o jego skórzaną kurtkę. – Może jesteś baronem albo księciem i nie wiesz o tym.
Zaśmiał się. – Jeśli jestem spokrewniony z Tomaszem Seymourem z zamku Sudeley, jestem pewien, że dawno temu odcięto moją gałęź od drzewa genealogicznego. – Możemy udawać. Będzie zabawnie – powiedziała i pocałowała go delikatnie, zanim otworzyła drzwi wypożyczonego samochodu i wsiadła do środka. Z niewiadomych przyczyn miała przed sobą kierownicę. Ach, te dziwaczne angielskie samochody. Uśmiechając się z zakłopotaniem, wysiadła i powiedziała: – Zmieniłam zdanie. Ty poprowadzisz. – Zrobiłaś to celowo, prawda? – Mrugnął do niej znacząco. – Ależ oczywiście – odparła i obeszła auto. Gdy usiadła po „złej stronie” samochodu, rozwinęła dużą mapę Anglii i zerknęła na drogę, którą będą jechali. – Zamek leży około stu kilometrów od Oxfordu – poinformowała Jace’a, kiedy usiadł obok niej. Skrzywił się – Ile to będzie mil? – Z sześćdziesiąt. – Nie tak daleko. Kiedy znaleźli się na głównej drodze, przez kilkanaście kilometrów rozkoszowali się ciszą. Od tygodni nie byli sami. Aggie podobała się europejska trasa z zespołem, ale czekała na powrót do domu w październiku. Tęskniła za swoim lochem i klientami, ale przede wszystkim tęskniła za spokojnymi wieczorami z Jace’em i jego szaloną kotką, Brownie. Niestety musieli ją zostawić na czas trasy. – Cieszę się, że zrobiłam sobie dzień wolny – powiedziała, patrząc na jego twarz, kiedy skupiał się na jeździe po „złej” stronie drogi. Zerknął na nią i się uśmiechnął. – Ja też. Ciężko pracowałaś, szyjąc gorsety. Prawie cię nie widziałem bez igły w ręku. Biznes zajmował jej wiele czasu. Zbyt wiele. Podczas trasy Sinnersów po Ameryce zebrała tyle zamówień, że jeszcze przez
długie miesiące będą ją bolały palce. Czekało ją dużo haftowania, ale każdy potrzebuje wolnego dnia, więc nie miała wyrzutów sumienia. – Myślałam o wykorzystaniu innych materiałów. Jedwabne gorsety na wystawie, które widzieliśmy rano w muzeum, były boskie. – Twoje mi się bardziej podobają – powiedział Jace z niepewnym uśmiechem. Wszystkie jej gorsety były wykonane ze skóry, więc oczywiście, że mu się bardziej podobały. Jace rzadko nosił coś innego niż skórzaną motocyklową kurtkę. I za tym też tęskniła – za jazdą z nim na mruczącym harleyu. Ale siedzenie po „złej” stronie samochodu i napawanie się widokami zza szyby również było ciekawe. Uśmiechnęła się do siebie, gdy przejeżdżali przez uroczą staroświecką wioskę i dotknęła platynowego pierścionka zaręczynowego na palcu. Każda chwila z Jace’em była przyjemna. Nigdy nie spodziewała się, że zakocha się w mężczyźnie. I na pewno nigdy nie myślała, że którykolwiek z nich mógłby posiąść jej serce tak, że rozkoszowałaby się tym uczuciem. Wciąż udawała, że jest bezwzględną dominą, ale pogodziła się z faktem, że ma słabość do milczącego basisty Sinnersów, gdy ten padał u jej stóp i błagał o litość. Bez problemów dojechali na miejsce. Jace zaparkował na małym parkingu. Przez drzewa mignął im olbrzymi kamienny zamek. – Widziałem już to miejsce – powiedział Jace. – Myślałam, że nigdy nie byłeś w Anglii. Pokręcił głową. – Nie byłem. Musiałem gdzieś widzieć zdjęcie. Wygląda znajomo. Otworzył drzwi i wysiadł z auta. Zatrzymał się na chwilę przed maską samochodu i wpatrywał się w kamienną fasadę monumentalnej budowli. Aggie widziała z samochodu, jak dreszcz wstrząsnął jego ciałem. Zrobił niepewny krok w kierunku zamku. Potem drugi. Gdy był w połowie drogi do ogrodów, Aggie
wysiadła. – Nie zapomniałeś o czymś? – zawołała do niego. Znieruchomiał i obrócił się do niej. Oddychał wyjątkowo szybko i płytko. Przez chwilę miała wrażenie, że jej nie rozpoznaje. Uniósł dłoń do złotego kolczyka w uchu i przechylił głowę. – O czym zapomniałem? – O mnie! Podał jej dłoń i podbiegła, żeby ją chwycić. Jak tylko jego palce owinęły się wokół jej ręki, ruszyli pędem w kierunku wejścia. Przez dwa dni ciągania go po zabytkach zdumiał ją ten nagły przypływ entuzjazmu. – Co w ciebie wstąpiło? – spytała, kiedy żwawo pokonał schody i energicznie otworzył drzwi wejściowe. – Szybko, bo nie zdążymy na ostatnie zwiedzanie – powiedział, wskazując na wywieszoną informację. „Tylko w tym tygodniu! Rzadka okazja na zobaczenie prywatnych pomieszczeń w zamku – zwiedzanie o godz. 11, 13 i 15. Ograniczona liczba miejsc”. Może jednak podobało mu się bardziej, niż mówił. A może w tym miejscu było coś niezwykłego. Nie była pewna, dlaczego tak mu zależało, żeby zdążyć na zwiedzanie. Na szczęście ktoś w ostatniej chwili zrezygnował i znalazło się dla nich miejsce. Kiedy przechodzili z pokoju do pokoju, a przewodniczka rozwodziła się o lordach, damach i datach, Aggie przyglądała się Jace’owi z zaciekawieniem. Przedmioty i ciekawostki historyczne nie miały dziś dla niej takiego znaczenia. Mimo że rozglądał się po każdym pomieszczeniu, nie wydawał się zainteresowany zwiedzaniem. Podczas odkrywania luksusowego zamku coraz bardziej się spinał i marszczył czoło z dezaprobatą. – Jace – szepnęła Aggie, kiedy spojrzał pochmurnie na draperie – co ci jest? – Wszystko jest nie tak jak powinno – powiedział. – Nic by się jej nie spodobało. – Komu?
– Katarzynie. Aggie zesztywniała. – Kim, do cholery, jest Katarzyna? – Mimo że Aggie mu ufała, zdecydowanie nie podobało jej się, gdy jego namiętne usta czule wypowiedziały imię innej kobiety. Jace wpatrywał się w nią bez słowa. Gdyby nie znała go lepiej, pomyślałaby, że jej nie rozpoznaje. – Jace? Zamknął oczy, pokręcił głową i się wzdrygnął. Gdy otworzył oczy i ponownie spojrzał na Aggie, grupa zwiedzających przeszła do kolejnego pomieszczenia. – Aggie? – Dziwnie się zachowujesz – zauważyła. – Dziwnie się czuję. Mam wrażenie, jakbym tu kiedyś był, ale wszystko wygląda inaczej, niż zapamiętałem. – Déja vu? – Na to wygląda. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. – Objął się i roztarł przedramiona. – Zimo tu, prawda? Nie, nie było zimno. Dotknęła jego czoła, żeby znów sprawdzić, czy nie ma gorączki. Miała nadzieję, że łapie go jakieś przeziębienie. To przynajmniej tłumaczyłoby jego dziwne zachowanie. – Nie masz gorączki, ale muszę przyznać, że mnie trochę przerażasz – powiedziała. Cicho się zaśmiał. – Ty mnie czasami też, kochanie. – Może już wracajmy? Powinieneś się położyć i odpocząć przed koncertem. – Nie – powiedział pospiesznie. – Podoba mi się tu. Chcę zobaczyć każdy kąt zamku, nawet jeśli coś mi tu nie gra i nie wiem co. – Może byłeś tu jako dziecko i pamiętasz wnętrza. Dlatego teraz wydają ci się inne. – Może – powiedział, wzruszając ramionami. Miała wrażenie, że zgodził się z jej niedorzecznym
wytłumaczeniem tylko po to, żeby poczuła się lepiej, i naprawdę doceniała, że chciał uspokoić jej obawy. Na szczęście zamek sam w sobie nie przerażał. Wnętrza były eleganckie i przyjemne, sufity wysokie, a pomieszczenia jasne od światła wpadającego przez olbrzymie okna. Lecz mimo to dreszcze przechodziły jej po plecach, a na rękach miała gęsią skórkę. Może faktycznie było trochę chłodno. Tak przynajmniej myślała, dopóki Jace nie pochylił się nad nią, żeby schwytać jej usta w namiętnym pocałunku. Nie. W zamku nie jest chłodno. Jeśli już, to trochę za ciepło. Żyrandol zatrzeszczał nad ich głowami. Aggie odsunęła się od Jace’a i z walącym sercem spojrzała na olbrzymią lampę. – Jesteś pewien, że ci się tu podoba? – spytała, chwytając go za ramię i odsuwając spod kołyszącego się z niewyjaśnionych przyczyn żyrandola. – Tak – odparł. – Mam wrażenie, jakby tu było moje miejsce. Wiedziała, że rzadko czuł się w ten sposób. Nawet w zespole czuł się trochę nieswojo, choć wszyscy poza nim wiedzieli, że pasuje do niego jak ulał. Poklepała go po plecach i się uśmiechnęła. Była zadowolona, że znalazł miejsce, w którym się dobrze czuł, mimo że ciarki jej przebiegały po plecach. – Może naprawdę jesteś spokrewniony z Seymourem. Powinniśmy o niego zapytać. Spodziewała się odmowy, ale zaskoczył ją, uśmiechając się promiennie. – Tak. Tak właśnie zrobię. W następnym pomieszczeniu dołączyli do reszty grupy. Aggie z niedowierzaniem wpatrywała się w Jace’a, który podniósł rękę i pstryknął palcami, żeby zwrócić uwagę przewodniczki. – Słucham? – spytała kobieta, lekko przechylając głowę. – Czy mieszkał tu ktoś imieniem Tomasz Seymour? – Zgadza się – odpowiedziała przewodniczka. – Zazwyczaj opowiadam o nim w kaplicy, gdzie pochowana jest jego żona, królowa Katarzyna. – Jego żona jest tu pochowana, ale nie on? – spytał Jace.
– Został stracony za zdradę niecały rok po jej śmierci. Straszny drań. Choć zależy, kogo pan spyta. Zachichotała. – Aha – powiedział beznamiętnie Jace, ściągając brwi. – Mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie został stracony? – W Tower of London. – Jak oni wszyscy – skomentował starszy mężczyzna, wywołując salwę śmiechu. Jace nie wyglądał na rozbawionego. Może zdegustowanego, ale nie rozbawionego. – Był lordem na zamku Sudeley jedynie przez dwa lata – kontynuowała przewodniczka. – Nie miał dużego prawa do tego miejsca. – Nie sądzę, żeby się z tym zgodził – mruknął pod nosem Jace. Przewodniczka uniosła brew. – Co ma pan na myśli? – Nic. Proszę mówić dalej. Przewodniczka posłała mu długie spojrzenia, a następnie wzięła głęboki oddech i kontynuowała wyuczoną opowieść o innym lordzie zamku Sudeley. – Drań, co? – powiedział Jace i po chwili zaśmiał się cicho, jak nie on. – Gdyby tylko prawda była w połowie tak interesująca jak kłamstwa. – Zupełnie ci odbiło? – spytała Aggie. Wziął ją pod rękę i poszedł za grupą z lekkim rozbawieniem na twarzy, którego nie rozumiała. – Wielce możliwe, moja droga – powiedział z idealnie brytyjskim akcentem. Spojrzała na niego zaskoczona, ale pozwoliła się poprowadzić do następnego pomieszczenia. – Jesteś dziś pełen niespodzianek. – Czyżby? Skinęła głową. – Efekt uboczny wygrzewania się w blasku twej
olśniewającej urody, najdroższa – powiedział. Przystanęła, zatrzymując go przy swoim boku, i po raz kolejny sprawdziła, czy nie ma gorączki. Jace nie mówił takich rzeczy, chyba że byli w łóżku i miał pewność, że nikt go nie usłyszy, czy choćby nie zobaczy, jak porusza ustami. Nawet nie wiedziała, że zna takie słowo jak „twej”. I od kiedy zaczął zwracać się do niej per najdroższa? – Chyba musisz pójść do lekarza, kochanie. – Chyba musisz mnie pocałować. – Przyciągnął ją do siebie i musnął ustami jej wargi. W pobliżu rozległ się trzask drzwi. Jace odsunął się i ujął jej policzek. – Zawsze była zazdrosna. Aggie ściągnęła brwi i pokręciła głową. – O czym mówisz? – Nic. Tylko się droczę. Może by mu uwierzyła, gdyby był osobą, która lubi się droczyć. Ale nie był. Jace się odwrócił i wziął ją pod rękę. Zaprowadził ją w kierunku zamkniętych drzwi, tych, które przed chwilą trzasnęły bez powodu, kiedy Jace ją pocałował. Nawet jego gesty były sztywniejsze niż zazwyczaj, kiedy otworzył drzwi i przeprowadził ją przez nie. Wyglądał jak Jace, ale nie mówił ani nie zachowywał się jak Jace, nawet nie chodził jak on. Jeśli wierzyłaby w duchy i moce nadprzyrodzone – a nie wierzyła – powiedziałaby, że coś go nawiedziło. Jednak nie mogła pozbyć się niewytłumaczalnego strachu. – Hm – powiedział Jace – chyba podarujemy sobie następny przystanek. – Dlaczego? – Bo wycieczka zatrzyma się w pokoju Marii. Nie chcę tam iść. – Skąd wiesz? – Eee… usłyszałem, że przewodniczka o tym mówiła. – Skinął stanowczo. – Jace… – Dreszcz przeszedł wzdłuż jej pleców, kiedy wyszedł z pomieszczenia, w którym przewodniczka dość głośno opowiadała o dziecku, które królowa Katarzyna urodziła swojemu
czwartemu mężowi, Tomaszowi Seymourowi. – To była prawdziwa tragedia – powiedziała przewodniczka. – Dziecko miało zaledwie dwa dni, kiedy jego matka zmarła wskutek zakażenia połogowego. – Zgadzam się, żebyś tam nie szedł – powiedziała Aggie. Wyprostowała się, zastanawiając się, od kiedy jej kręgosłup zmienił się w miękki makaron. Wzięła się w garść i ruszyła przez hol w kierunku drzwi z największą pewnością, na jaką było ją stać. – Wchodzę. Kiedy miała przekroczyć próg, drzwi zatrząsnęły się przed jej twarzą. Ścisnęło ją w gardle. Spojrzała na Jace’a, który rozglądał się dookoła kompletnie zagubiony. – Jak się tu znalazłem? – spytał. – Przyszedłeś. Muszę do łazienki – powiedziała Aggie. – Naprawdę muszę z niej skorzystać. – I znaleźć się jak najdalej od pokoju dziecięcego. Częściowo chciała też znaleźć się jak najdalej od Jace’a. – Nie powinniśmy przerywać zwiedzania – powiedział Jace. – Chcesz, żebym się zsikała w majtki? – Może. – Uśmiechnął się w znajomy, uroczy sposób. Przytuliła go mocno, czując ulgę. – Jesteś sobą. – A kim miałbym być? – Coś dziwnego się tu dzieje. – Z tym się zgadzam – powiedział. Ścisnął ją mocniej niż ona jego. Wziął głęboki oddech i ją puścił. – Poszukajmy łazienki. Aggie skinęła z wdzięcznością. Miała nadzieję, że duchy nawiedzały toalety jedynie w książkach o Harrym Potterze.
Rozdział 4 Jace wyglądał przez okno, czekając przed łazienką na Aggie. Zamek miał w sobie coś, co go uspokajało. Czuł z nim dziwną więź. Miał wrażenie, że kiedyś tu był. Z drugiej strony czuł niepokój, jakby miał coś zrobić, ale nie mógł sobie przypomnieć co. Kątem oka zauważył coś kolorowego, a gdy odwrócił głowę, jego oczom ukazała się elegancka kobieta w zielonej sukni z epoki Tudorów. Stała przy Jasie i wyglądała przez sąsiednie okno. Miała nieskazitelną, jasną cerę. Jace miał dziwne wrażenie, że mimo iż kobieta stała tuż obok niego, w rzeczywistości jej tam nie było. Włosy na rękach stanęły mu dęba. – Przepraszam? – powiedział. Nie zauważyła jego obecności. Nie wydawała żadnych dźwięków. Nie słyszał ani oddechu, ani szelestu jej sukni. Martwa cisza. Zrobił krok do tyłu. Kobieta spojrzała na niego i uśmiechnęła się, jakby go rozpoznała. Tomasz. Nie poruszyła ustami, ale usłyszał jej głos. Tak długo na ciebie czekałam, kochany. Tak długo. – Jace, tutaj jesteś – zawołała Aggie. Jace poruszył się i odwrócił głowę w kierunku Aggie. Kiedy chciał ponownie spojrzeć na kobietę w zieleni, nie było po niej śladu. – Gdzie poszła? – spytał Jace, rozglądając się po korytarzu. – Kto? – Kobieta przy oknie. Aggie wyciągnęła szyję, żeby spojrzeć w tę stronę, a potem przeniosła nieufny wzrok na jego twarz. – Kiedy wyszłam z łazienki, nikogo tu nie było. – Stała tu, kiedy mnie zawołałaś – powiedział Jace, pokazując ręką pustą przestrzeń obok siebie. – Nie widziałam jej – odparła Aggie. Zamknął oczy. Najpierw na kilka minut stracił świadomość, a
teraz miał zwidy. – Jak się czujesz? Jesteś blady. Po plecach spływał mu zimny pot, ale nie miał pojęcia, kim była kobieta, gdzie zniknęła i dlaczego słyszał w głowie jej głos. – Nie wiem. Chyba powinienem na chwilę usiąść. – Może powinniśmy po prostu przerwać zwiedzanie. – Nie – powiedział pospiesznie. Nie chciał stąd wyjeżdżać. Sama myśl przepełniała go smutkiem. Aggie objęła go. – Martwię się o ciebie. Też się martwię o siebie, pomyślał, lecz nic nie powiedział. Z przyjemnością poddał się jej objęciu, dopóki kilkunastoosobowa grupa nie wyszła z biblioteki. – Czasami organizujemy śluby cywilne w bibliotece, ale większość ślubów odbywa się w kaplicy św. Marii – powiedziała przewodniczka. Jej wzrok padł na Jace’a. – Tutaj pan jest. Myśleliśmy, że pana zgubiliśmy. Proszę nie oddalać się od grupy. Teraz wychodzimy na zewnątrz. Stracił pan wiele atrakcji. Jace skinął lekko. Miał wystarczająco dużo atrakcji. Rozluźnił uścisk wokół Aggie. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że tak mocno ją obejmował. – Teraz możemy się odłączyć – szepnęła Aggie do jego ucha. – Poprowadzę samochód, jeśli nie jesteś w stanie. – Odsunęła się i poklepała jego tors. – Tylko zapnij pasy. Nie gwarantuję, że dojedziemy w jednym kawałku. – Nic mi nie jest – zapewnił ją. – Chcę zobaczyć okolice zamku, zanim stąd wyjedziemy. – Miał wrażenie, jakby coś mu kazało iść za grupą. – Przyda ci się świeże powietrze. – Nic mi nie jest – powtórzył i odsunął jej dłoń do swojego czoła. Chyba nie wyglądał, jakby miał wyzionąć ducha? Poszli za grupą, ale trzymali się na dystans. Przewodniczka opowiadała o żywopłotach i roślinach. Jace z radością na nie patrzył, nie znając ich nazw ani dat, kiedy były zasadzone. Trzymając się za ręce, skręcili za róg. Nagle Aggie stanęła jak
wryta. Szeroko otwarte oczy zalśniły od łez. Dłonią zakryła usta. – Jak tu pięknie! – pisnęła. Jace nigdy nie widział, żeby jego kobieta wydała taki dziewczęcy okrzyk radości. Przed ich oczami rozpościerały się kolorowe ogrody, symetryczne przejścia i idealnie podcięte żywopłoty, które okalały kościół. – Jace! – szepnęła, wzięła go za rękę i zaciągnęła w kierunku budynku. – Chcę tu wziąć ślub. – Teraz? – wyrzucił z siebie zaskoczony. To się nazywa spontaniczność. Roześmiała się i zwolniła kroku, kiedy zbliżali się do otwartych drzwi kościoła. – Nie, nie dzisiaj – powiedziała. – Najpierw trzeba zorganizować kilka rzeczy. Ale wkrótce. – Oderwała pełen podziwu wzrok od budynku i uśmiechnęła się do niego. Ożenisz się tu ze mną. Dobrze? Uśmiechnął się szeroko, nieco oszołomiony nieoczekiwanym napływem emocji, które ścisnęły mu gardło. Myślał, że Aggie nigdy nie znajdzie właściwego miejsca, mimo że powtarzała „będziemy wiedzieć, kiedy je zobaczymy”. I właśnie to miejsce wybrała. – Dobrze – odparł. – Jeśli ty jesteś gotowa, ja też. – Naprawdę? – powiedziała, promieniejąc ze szczęścia jak dziecko w wigilię. – Naprawdę. Rzuciła się w jego ramiona i wycałowała go. Z przyjemnością uczestniczył w jej radosnym podziękowaniu, dopóki ktoś nie odchrząknął. Jace niechętnie odsunął się od Aggie i odwrócił się, spodziewając się zobaczyć przewodniczkę. Jednak ze schodów uśmiechała się do nich kobieta, której nigdy wcześniej nie widział. – Chcieliby państwo zobaczyć wnętrze? – spytała. – O tak! – powiedziała Aggie, chwytając Jace’a za rękaw skórzanej kurtki i ciągnąc go po schodach, zanim mógł cokolwiek
powiedzieć. Do kościoła weszła z nieco większym szacunkiem i wzięła głęboki oddech, podczas gdy Jace starał się przyzwyczaić oczy do słabego oświetlenia. – Och, Jace, czy tu nie jest idealnie? Z tego, co udało mu się dostrzec, faktycznie było ładnie. Kobieta stojąca obok Aggie podała jej coś do otarcia oczu. Aggie nie płakała często. Popłakała się, kiedy go postrzelono i kiedy zobaczyli się w szpitalu. Popłakała się, kiedy opowiedział jej o najbardziej bolesnych wydarzeniach ze swojej przeszłości. Popłakała się, kiedy się jej oświadczył. I teraz też się popłakała. Ta chwila musiała być ważna dla ich związku, więc postanowił się jej poddać. – W środku jest jeszcze romantyczniej – powiedziała i oparła głowę o ramię Jace’a. Wpatrywał się w podłogę we wzór w romby, mahoniowe ławy, misterne drewniane rzeźby nad amboną i olśniewające witraże w oknach po obu stronach kościoła i za ołtarzem. W takiej kaplicy większość dziewczyn chciałaby wziąć ślub. Ale Aggie nie była typową dziewczyną. A może była? Pocałował jej skroń i objął ją w pasie. – Kiedy możemy wziąć tu ślub? – spytał Jace. – To zależy, jaką uroczystość państwo planują – odpowiedziała kobieta, uśmiechając się uprzejmie. – Jaką uroczystość planujemy? – spytał Aggie. Roześmiała się i otarła oczy. – Jesteśmy otwarci na propozycje. Kobieta uśmiechnęła się szeroko. – W takim razie może przejdziemy do mojego biura? – zaproponowała. – Nazywam się Charity Watson i zajmuję się organizacją ślubów w zamku. Z przyjemnością pomogę państwu zaplanować ten ważny dzień. Jace skinął z entuzjazmem i obejmując swoją przyszłą żonę, poszedł za Charity. Aggie wreszcie zgodziła się wziąć z nim ślub. Miał wrażenie,
że pęknie z buzującej w nim mieszanki miłości, ekscytacji i dumy. Myśl, że wreszcie zostanie jego żoną, przepełniała go szczęściem, choć miejsce, które wybrała na ślub, było prawdopodobnie nawiedzone.
Rozdział 5 Aggie otarła mocno spocone dłonie o dżinsy, obserwując, jak Charity obchodzi swoje biurku i siada naprzeciwko jej i Jace’a. – Chcemy wziąć ślub w tej przepięknej kaplicy najszybciej, jak to możliwe – wyjaśniła Aggie. – Oboje państwo są obywatelami amerykańskimi? Aggie skinęła głową. – Czy to jakiś problem? – Możliwe. Powinni państwo przebywać w Anglii minimum piętnaście dni przed ceremonią, żeby ślub był ważny w świetle prawa. – Możemy zrobić dwutygodniowy miesiąc miodowy przed ślubem – zasugerował Jace. – Czy możemy zorganizować tu ceremonię, a potem wziąć szybki, legalny ślub w urzędzie stanu cywilnego w Stanach? – spytała Aggie. – Nie powinno być z tym problemu – odparła Charity. – Czy ktoś mógłby poczuć się urażony, jeśli weźmiemy ślub w kaplicy, nie będąc członkami kościoła anglikańskiego? Koordynatorka ślubna uśmiechnęła się do nich. – Kto poczułby się urażony, widząc, jak dwoje zakochanych w sobie ludzi bierze ślub w ich kościele? Aggie zerknęła na Jace’a, który był czerwony jak burak. – Zatem kiedy moglibyśmy wziąć ślub? – spytała Aggie. Gdy już znalazła odpowiednie miejsce, chciała jak najszybciej wyjść za mąż. – Skąd nagle ten pośpiech? – spytał Jace. – Boisz się, że ucieknę? Aggie kopnęła go dyskretnie. – Jeśli chcą państwo wziąć ślub na wiosnę lub latem, proszę pamiętać, że zamek jest otwarty dla turystów – wyjaśniła Charity. – Zazwyczaj nikomu to nie przeszkadza, ale jeśli zależy państwu na prywatności, proponuję zaczekać do zamknięcia zamku na
sezon zimowy. – Lubię prywatność – powiedział Jace. Charity się uśmiechnęła. – Tak myślałam. – Zaczęła wertować leżący na biurku kalendarz. – Najbliższa data poza sezonem to pierwszy listopada. Jace odetchnął z widoczną ulgą. Aggie popatrzyła na niego gniewnie. – Dzięki temu będziemy mieć czas na zaplanowanie czegoś wyjątkowego – wyjaśnił. – Potrzebujemy kilku miesięcy na przygotowania. I nie chciałbym, żeby banda nieznajomych wpatrywała się w nas, kiedy bierzemy ślub. A ty? Aggie dotknęła jego dłoni. Miał rację, nie chciałaby. Wiedziała też, jak bardzo byłby skrępowany w takiej sytuacji. Pięć i pół miesiąca szybko zleci. – W takim razie pierwszy listopada – odparła Aggie z szerokim uśmiechem. – Doskonale – powiedziała Charity. – Proszę, tu mają państwo broszurę. Wymienimy się danymi do kontaktu i zaczniemy ustalać szczegóły. – Co się stało z pokojami, które zbudowałem dla mojej pani? – spytał Jace. – W tych komnatach nie może znaleźć spokoju. Aggie posłała mu dziwne spojrzenie. – Co? – Jace zamrugał w jej kierunku. – Dlaczego tak na mnie patrzysz? – Co powiedziałeś? To nie miało żadnego sensu. Jace wzruszył ramionami i pokręcił głową. – Nic nie powiedziałem. – Powiedziałeś. Słyszałam. – Aggie spojrzała na Charity, szukając u niej pomocy. – Powiedział coś o budowaniu pokoi dla swojej pani i spokojnych komnatach, prawda? Koordynatorka uniosła brew i lekko pokręciła głową. – Tego nie słyszałam, ale jest raczej cichy jak na tak atrakcyjnego mężczyznę. – Poczerwieniał na twarzy, a kobieta wyjęła notes z adresami, żeby zapisać ich dane. – Imiona i nazwiska, proszę.
– Agatha Christine Martin – powiedziała Aggie. A wkrótce pani Agatha Christine Seymour, co równie kiepsko brzmiało. Kiedyś obiecała sobie, że jeśli kiedykolwiek będzie miała dzieci, da im normalne imiona, żeby miały czym odpierać nieuchronne żarty o reżyserze porno, Seymourze Buttsie. – Jason Thomas Seymour – powiedział nieobecnym głosem Jace. Kobieta zatrzymała długopis w powietrzu. – Thomas Seymour? – Na drugie masz Michael, a nie Thomas – przypomniała mu Aggie. Jace ściągnął ciemne brwi. – Masz rację. Nie wiem, dlaczego to powiedziałem. Nie mogę się skupić. Zamek miał na niego dziwny wpływ. – A więc ma pan na nazwisko Seymour? – Charity uniosła złocistą brew w jego kierunku. Jace skinął głową. – Tomasz Seymour był tu baronem w szesnastym wieku – powiedziała. – Widział pan w kościele grób królowej Katarzyny? Była jego żoną. Jace pokręcił głową, blednąc jak ściana. – Nie doszliśmy do grobu, ale Aggie czytała o Tomaszu w przewodniku, a przewodniczka kilka razy o nim wspominała. Pewnie dlatego podałem złe imię. – Zastanawiam się, czy jest pan z nim spokrewniony – powiedziała Charity, prostując się na krześle. Przechyliła głowę, patrząc na niego z zainteresowaniem. Jace roześmiał się. – Mało prawdopodobne. – No cóż, możemy udawać, że jest inaczej – powiedziała i mrugnęła do niego. – Uważam, że powinni państwo odwiedzić królową Katarzynę przed wyjazdem. Niektórzy twierdzą, że widzieli jej ducha. Wysoką, elegancką kobietę w zielonej sukni. Aggie zaśmiała się. Duchy? Kto w dzisiejszych czasach
uwierzyłby w taki absurd? Przewróciła oczami i spojrzała na Jace’a, który nie wyglądał na rozbawionego. – Musimy przełożyć te odwiedziny na listopad – powiedział. – Spieszymy się. A sądząc po tym, jak siedział na skraju krzesła, myślami był już gdzie indziej. – Chcesz wziąć tu ślub, prawda? – spytała Aggie, chwytając zdecydowanie jego łokieć, zanim wstał. – Nie mogę się doczekać – powiedział bez tchu. Lecz coś w jego zachowaniu kazało Aggie wątpić w jego szczerość.
Rozdział 6 Halloween Zmęczona Aggie upuściła torbę w drzwiach sypialni wiejskiego domku, w którym miała nocować z matką. Czuła się, jakby była z nią za karę, ale inne domki wokół zamku Sudeley były zajęte przez pary, a ponieważ nowy ojczym Aggie nie mógł dotrzeć na ślub, jej matka przyjechała do Anglii sama. Odkąd ponad jedenaście godzin temu weszły na pokład samolotu, matka doprowadzała ją do szału. Siedzenie między niezwykle introwertycznym narzeczonym a wyjątkowo ekstrawertyczną matką przez tyle godzin działało Aggie na nerwy. To miał być najpiękniejszy czas w jej życiu, a najchętniej przywaliłaby komuś w łeb. – Jak tu… uroczo – powiedziała jej matka. – Spodziewałam się, że zakwaterowanie przy zamku będzie nieco wytworniejsze. – Zamek zapiera dech w piersiach – zapewniła ją Aggie. – Domki dla gości są nowsze. Poza tym mnie się podobają. – Widziałam zamek z samochodu – powiedziała jej matka. – Jest piękny. Bardzo romantyczny. Zawsze myślałam, że weźmiesz ślub w jakimś posępniejszym miejscu. – Dlaczego? Jej matka zaśmiała się cicho i nieco chrapliwe. – Cóż, zawsze ciągnęło cię do mrocznych i makabrycznych klimatów. No i w końcu mamy Halloween. – Ale ślub biorę jutro, a nie dziś. – Na jedno wychodzi. – Jej mama uśmiechnęła się i zaczęła przetrząsać swoją torebkę. Rozległo się pukanie do drzwi; Aggie natychmiast je otworzyła. Jace uśmiechnął się do niej, ale wyglądał na równie zmęczonego jak ona. Zaprosiła go do środka i zamknęła drzwi,
powstrzymując napływ chłodnego popołudniowego powietrza. – Musimy spotkać się z organizatorką ślubu, żeby sprawdzić, czy wszystko jest gotowe na jutro – powiedział. – I najwidoczniej Eric przygotował coś specjalnego dla wszystkich na dzisiejszy wieczór. Halloween to jego ulubione święto, zaraz po Prima Aprilis. – Nie mam ochoty na atrakcje Erica – powiedziała Aggie, wzdychając ze zmęczenia. – Lot mnie wykończył. Delikatnie dotknął jej policzka i niemal z rozmarzeniem wpatrywał się w jej oczy. – Może znajdziemy czas, żeby się zdrzemnąć przed halloweenową imprezką Erica. – Agatho! Chodź zobaczyć ten widok! – zawołała matka z głębi domku. – Za minutę, mamo! – odkrzyknęła. – Naprawdę myślisz, że matka da mi spać? – spytała Jace’a. – Nie planowałem pozwolić ci spać – powiedział. – Miałam zamiar zaprosić cię do swojego domku. Tego bez twojej matki. – Nie mieszkasz dziś z Erikiem i Rebeką? – Jestem pewien, że po południu znajdą sobie jakieś zajęcie. – Pochylił się i szepnął: – Co oznacza, że w spokoju będziesz mogła się mną zająć. Prychnęła na słowo „zająć”. – Wiesz, że dziś jestem w wyjątkowo kiepskim nastroju, prawda? Uśmiechnął się szeroko i spuścił wzrok. – Tak. Miałem nadzieję, że wyładujesz złość na mnie. Zaśmiała się i pocałowała go w czubek nosa. Więc miał ochotę na trochę bólu. Dlaczego od początku tak nie mówił? – Chyba skorzystam z twojej propozycji drzemki. – Tak myślałem. Wziął ją w ramiona i pocałował namiętnie. Zmęczenie szybko ustąpiło podnieceniu. Jace tak na nią działał. – Zostawcie to na miesiąc miodowy, gołąbeczki – powiedziała mama zza jej pleców.
Aggie zesztywniała i odsunęła się od Jace’a. Pochylił się nad nią i szepnął: – Kocham cię. Zrobiło jej się ciepło na sercu i nawet irytująca matka nie mogła zepsuć radości płynącej ze słów Jace’a. – Też cię kocham. – Aggie obróciła się do matki, która uśmiechała się szeroko. Wyglądała, jakby cieszyła się ich szczęściem. – Idziemy porozmawiać z organizatorką ślubu i upewnić się, czy wszystko jest gotowe na jutro – powiedziała Aggie, sięgając ręką za Jace’a, żeby otworzyć drzwi. Popchnęła go w kierunku wyjścia, chcąc szybko uciec. Planowanie i ustalanie szczegółów przez telefon było niezłym wyzwaniem, ale Charity doskonale się sprawdzała w swojej pracy i zdołała rozwiać obawy Aggie. A przynajmniej większość z nich. – Dobrze, daj mi tylko zapalić i znaleźć kurtkę – powiedziała jej mama. – Trochę tu zimno. Aggie skrzywiła się, ale nic nie powiedziała. Jej matka była jedynym rodzicem, jakiego mieli. Poza tym wiedziała, że mama chciała uczestniczyć w jej ślubie. Miała tylko jedną córkę na wydaniu, a Aggie nie miała zamiaru brać kolejnego ślubu, więc to była jedyna okazja, żeby wystąpić jako matka panny młodej. Aggie miała tylko nadzieję, że stanie się cud i matka nieco opanuje swoją krzykliwą osobowość. – W takim razie poczekamy na zewnątrz – powiedziała Aggie i wyszła na schody. Jace poszedł za nią i zamknął drzwi. Delikatnie chwycił jej rękę, trzymając ją w ciepłym uścisku. Wolnym krokiem ruszyli w kierunku głównego zamku, żeby jej matka mogła ich dogonić, kiedy wyjdzie z przytulnego domku. – Myślisz, że jest wystarczająco zimno na śnieg? – spytał Jace, wpatrując się w zachmurzone niebo. – Raczej nie – odparła Aggie. – Ale może deszcz trochę popada. – Tęsknię za śniegiem – powiedział.– Pojedźmy na święta w
jakieś zimne miejsce. Jak jest ciepło i słonecznie, to nie to samo. – Tylko jeśli będziemy przytulać się do siebie w ciepłym domku. Zero jeżdżenia samochodem. Wzmocnił uścisk. Wiedziała, że oboje wrócili myślami do dnia, kiedy ostatnio widzieli śnieg. To było dwa lata temu w Kanadzie, gdy omal nie stracili życia w wypadku. – Nie ma sprawy – powiedział. – Jakiś przytulny domek w górach, w którym można zatrzymać się ze zwierzętami. Aggie się uśmiechnęła. – Święta bez Brownie to nie święta – przyznała. – Uwielbia dekoracje – powiedział z lekkim uśmiechem. Kotka Jace’a uwielbiała pozbawiać choinkę ozdób, jakby to była jej życiowa misja. W zeszłe święta Aggie toczyła bój ze zwierzakiem, ale po trzeciej próbie ubrania choinki zrozumiała, że nie wygra tej walki. Zresztą kotka biegająca za bombką rozśmieszała Jace’a, a wszystko, co go doprowadzało do śmiechu, było dla niej cudowne. – Masz wrażenie, że już wzięliśmy ślub? – spytał Jace. – Mieszkamy razem od ponad roku. – Wszyscy robią ze ślubu wielkie halo. To naprawdę takie ważne? Od dawna czuję, jakbyś była moją żoną. Nie wydaje ci się, że już jestem twoim mężem? Dopóki nie stanie przed przyjaciółmi i nie wypowie słów przysięgi, nie poczuje, że są oficjalnie razem. – Nie. Kocham cię jak męża, ale nie mogę się doczekać, żeby jutro za ciebie wyjść. Ponownie ścisnął jej dłoń, okazując w ten sposób uczucia, o których nigdy nie powie na głos. Ale Aggie rozumiała jego czułe zachowanie. – Ja też – powiedział, uśmiechając się promiennie. – Nawet jeśli nie będziemy oficjalnie małżeństwem, dopóki nie wrócimy do Kalifornii. Skradła mu pocałunek, nie mogąc oprzeć się jego urokowi, który zazwyczaj skrzętnie ukrywał. – Mam nadzieję, że jutro nie będzie padać – powiedziała
mama Aggie kilka kroków za nimi. – Znów to robicie? – spytała. Aggie odsunęła się od słodkich ust Jace’a i posłała matce poirytowane spojrzenie. – Będziemy to robić przez kolejne siedemdziesiąt czy osiemdziesiąt lat, więc lepiej się przyzwyczaj. Jej mama wybuchła śmiechem. – Jesteście tacy słodcy. Twardzi z zewnątrz, ale delikatni w środku. Zerwaliście skorupy i nie boicie się pokazać swoich słabości. Aggie przewróciła oczami. Nie miała pojęcia, skąd matka wpadła na tak głupi pomysł. Stwierdzenie, że Aggie miała jakiekolwiek słabości, było niedorzeczne. No dobrze, miała jedną. Ale była malutka i głęboko ukryta. Tylko przed Jace’em sporadycznie ją pokazywała. A przynajmniej tak lubiła o sobie myśleć. Mama zaciągnęła się papierosem i wypuściła z ust długą smugę dymu. – To było najdłuższe jedenaście godzin w moim życiu. Będę paliła papierosa za papierosem, żeby nadrobić braki nikotyny. – Mogłaś potraktować lot jako okazję do rzucenia palenia – zauważyła Aggie. Nie lubiła zapachu papierosów ani towarzystwa palaczy, ale chciała, żeby matka przestała palić, głównie z troski o jej zdrowie. – A ty mogłaś potraktować lot jako okazję do nauki chińskiego – odparła matka, po raz kolejny zaciągając się papierosem. Jace zaśmiał się, czym zasłużył sobie na uścisk przyszłej teściowej. – Jesteś słodki, kiedy się śmiejesz – powiedziała, na co natychmiast spoważniał. Przeszli przez szeroki trawnik, znaleźli ścieżkę wokół potężnego zamku – który był piękniejszy i bardziej romantyczny, niż Aggie go zapamiętała – i przeszli po schodach do głównego wejścia. Mama zatrzymała się na dolnym stopniu, żeby zgasić papierosa w popielniczce. Przynajmniej nie rzucała niedopałków
na ziemię. Aggie przystanęła na najwyższym ze stopni i odwróciła się, żeby na nią zaczekać, ale okazało się, że matka zapala kolejnego, jak tylko zgasiła pierwszego. Nie żartowała, kiedy mówiła, że będzie paliła jednego za drugim. – Za minutkę do was dołączę, nie przejmujcie się mną – powiedziała matka, wskazując machnięciem dłoni, żeby weszli do środka. Aggie wzruszyła ramionami i obróciła się do Jace’a, który wpatrywał się w rozciągający się za trawnikiem ogród. – Jace? Nie drgnął. Pomachała mu ręką przed twarzą. – Ziemia do Jace’a. Kiedy zrobił krok w kierunku ogrodu, szarpnęła go za ramię. – Gdzie idziesz? Mamy się spotkać z organizatorką ślubu. – Ale ona czeka… – powiedział odległym głosem. – Nie da się ukryć. Jesteśmy spóźnieni. Chodź. Pociągnęła go w kierunku drzwi. Wziął głęboki oddech i potarł twarz. – Co się z tobą dzieje? – spytała. – Jesteś jakiś nieobecny. Zmęczony po locie? Spojrzał na nią, jakby nie zdawał sobie sprawy, że stoi obok niego. – Nic mi nie jest – powiedział i otworzył przed nią drzwi do zamku. – Zawsze dziwnie się tu zachowujesz – powiedziała, rozglądając się po olśniewającym wejściu, żeby się rozeznać. Gdzie było biuro Charity? – Czuję się dziwnie, kiedy tu jestem. Dziwnie, a nie źle. Dostrzegła znajomy korytarz i poszła w kierunku biura. – Co masz na myśli? – spytała, w połowie skupiając się na nim, w połowie na drodze. – Tak jak się czuję, kiedy wracam do domu po kilkumiesięcznej trasie. – Zmęczony i napalony. Rozumiem – powiedziała ze
śmiechem. Kiedy wracał z trasy, przez kilka dni nie wychodzili z łóżka. I nie spędzali czasu na spaniu. – Raczej spokojny – mruknął. Prawdę mówiąc, Aggie czuła się wyjątkowo niespokojnie, ale nie była pewna, czy nerwy, które ściskały jej żołądek, znikną po ślubie. – Trójnóg! – po olbrzymim pomieszczeniu rozniósł się echem głos Erica. Gdyby nie szalony fryz rockmena, Aggie pomyślałaby, że Eric przeniósł się z przeszłości. Miał na sobie czarny płaszcz w stylu retro, płowożółte spodnie i brązowe kozaki. W jednej ręce trzymał duży kapelusz i laskę. Na szyję założył dużą muchę, która opadała na dopasowaną niebieską koszulę. U jego boku stała drobna kobieta. Miała na sobie delikatną różową suknię, zebraną w tyle, z falbaniastymi rękawami obszytymi kokardkami i koronką. Stroju dopełniły operowe rękawiczki do łokcia i szkarłatne pasemka wplecione pomiędzy blond włosy. – Rebeka? – zdziwiła się Aggie. – Skąd wytrzasnęłaś tę sukienkę? – Z naszego ulubionego sklepu z kostiumami – odparła Rebeka. – Naprawdę przyłożyliśmy się do poszukiwań, żeby każdy dostał coś wyjątkowego. Wybrane kostiumy wysłaliśmy tu z całej Europy i Stanów. Ja i Eric mamy na sobie stroje z lat 20. XIX wieku, ale wybraliśmy też odzież z XV wieku. Najnowsze ubrania pochodzą z lat 30. XIX wieku. Kostiumy są z różnych epok, czyli bal nie będzie nawiązywał do konkretnego okresu, ale i tak będzie świetna zabawa. – Rebeka nie chce okresu. Czyż to nie cudowne? – powiedział Eric, czym zarobił sobie kuksańca w żebra od żony. – Żart z okresu? Jestem zaskoczony – powiedział Jace. – Inne żarty zostawiam na potem – zapewnił go Eric. – Myślałam, że pójdziecie w typowe Halloween. Wiecie, potwory czy zombie – powiedziała Aggie. Kiedy Eric i Rebeka błagali Jace’a, żeby pozwolił im zorganizować przyjęcie halloweenowe zamiast tradycyjnego
próbnego obiadu, Aggie spodziewała się czegoś bardziej w stylu… Halloween. – Początkowo myśleliśmy, że bierzecie ślub w ponurym starym zamku, ale tu jest wspaniale – powiedziała Rebeka, cały czas się kręcąc, kiedy spoglądała na wysoki sufit. – Jest tak pięknie i romantycznie, i bajkowo. Postanowiliśmy, że bal nawiązujący do dawnych okresów i epok będzie właściwszy i ciekawszy. – Przynajmniej nie postawiła na bal z tamponami – powiedział Eric, obrywając kolejny raz w żebra. Jace’owi spodobał się żart Erica. A może to wina długiego lotu. Śmiał się, aż musiał złapać się za brzuch, żeby powstrzymać rozbawienie. – Dasz już spokój? – spytała Rebeka męża. – Musisz o to pytać? – odparł. Uniosła brew. – Koniec z żartami o okresie. Uśmiechnął się. – Żaden problem, kochanie. Znajdę inny temat żartów. Rebeka uniosła wzrok, ale Aggie dostrzegła rozbawienie na jej twarzy; za chwilę będzie chichotała jak Jace. Poczucie humoru Aggie było bardziej wysublimowane niż żarty o pierdnięciach, ale z radością patrzyła na śmiejącego się Jace, nawet jeśli bawiły go żarty z tamponów. – Chcesz zobaczyć dekoracje? Naprawdę fajnie wyszły – powiedziała Rebeka. – Charity jest cudowna. – Musimy się z nią spotkać w sprawie jutrzejszej uroczystości – powiedziała Aggie – ale po drodze wstąpimy je obejrzeć. – Super – odparła Rebeka i z ekscytacją objęła Aggie. – Tak się cieszę twoim szczęściem, kochanie. I wiesz, że uwielbiam Jace’a prawie tak samo jak Erica. Aggie delikatnie poklepała Rebekę po plecach. Nie lubiła się przytulać. Mimo że czasami miała ochotę wyściskać Jace’a do ostatniej kropli, wolała unikać bliskiego kontaktu z innymi osobami. Trzymanie ludzi na dystans dobrze jej szło, dopóki Jace
Seymour nie wkroczył w jej życie. – Zamek jest idealny na złożenie przysięgi ślubnej – powiedziała Rebeka, zmuszając Jace’a do odwzajemnienia jej serdecznego uścisku. On też nie lubił okazywać uczuć, więc poklepał ją po plecach podobnie jak Aggie. Eric przybił z Jace’em żółwika, po czym przysunął żonę do siebie i odszedł z nią w drugim kierunku, sprawdzając na niej kilka nowych żartów. Przynajmniej tak sądziła Aggie, kiedy usłyszała jej głośny śmiech. – Chyba będziemy musieli iść na tę imprezę halloweenową – powiedział Jace. – Włożyli w nią wiele trudu. – Powinniśmy mieć kilka godzin między spotkaniem a balem kostiumowym. Jestem pewna, że znajdziemy czas na małą drzemkę. Będziesz mógł dojść do siebie po długim locie. Jesteś nieswój, odkąd przyjechaliśmy. – Właśnie drzemki potrzebuję – powiedział. – Hej! – wykrzyknęła mama Aggie w wejściu. – Ci ludzie muszą być cholerni dziani! Aggie skrzywiła się, odwróciła do matki i skinęła na nią. Chciała mieć matkę pod ręką, żeby w razie konieczności mogła uciszyć jej niewyparzony język. Mama pospieszyła do nich i wzięła Aggie pod jedno ramię, a Jace’a pod drugie. – Ile pieniędzy zarabiają gwiazdy rocka, Maynard? Jakim cudem stać cię na wynajęcie zamku? Przecież jesteś tylko basistą. – Mamo! – Dopisałeś Agathę do swojego konta? – spytała Jace’a. – Ja… yyy… Twarz Jace’a przybrała kolor pomidora. – Poprosiłam go, żeby tego nie robił, okej? – powiedziała Aggie. – Nie zadawaj takich pytań. – Dlaczego nie? Przecież należy do rodziny. – I pewnie tego żałuje. – Nic się nie stało – powiedział. – Nie mam problemu z dzieleniem się. Hm… zarabiam więcej niż ulotkarz, ale mniej niż Bill Gates.
Aggie uśmiechnęła się szeroko. Spodobało jej się, jak poradził sobie z jej matką. Właściwie miał do niej lepsze podejście niż ona. – Ale bliżej do Billa Gatesa niż do ulotkarza, zgadza się? – powiedziała jej matka, śmiejąc się histerycznie. Aggie zaczęła się zastanawiać, czy nie zajrzała do barku, kiedy rzekomo szukała papierosów przed wyjściem z domku. – Raczej do ulotkarza – odparł Jace. – No cóż… – powiedziała matka, pocierając nosem o ramię. – Jestem rozczarowana. Może następnym razem będziesz miała więcej szczęścia, Ag. – Nie będzie następnego razu. Jace jest mój na całe życie. Aggie przechyliła głowę i uśmiechnęła się do niego, stojąc przy swojej szczupłej matce, lecz Jace był zbyt zajęty czerwienieniem się, żeby przytaknąć. – No cóż, mam nadzieję, że nie będziesz musiała wracać do striptizu, żeby on mógł muzykować. Kiedyś umawiałam się z piosenkarzem – wyjaśniła Jace’owi. – No może „umawiałam się” to zbyt mocne określenie. Dałam się wpędzi w ciążę piosenkarzowi. Totalny był z niego nierób. Słyszałam, że nieróbstwo jest popularne w twoim zawodzie. – Pokazała znak cudzysłowu, wypowiadając ostatnie słowo. Miarka się przebrała. Zabiję ją. – Ojciec Aggie? – spytał Jace, nie zważając na potok zniewag. – Właśnie o tym nierobie mówiłam – powiedziała i rozejrzała się dookoła. – Gdzie jest kobieta, z którą się mamy spotkać? W Afryce? Czuję, że zaraz będę musiała znów zapalić. – No cóż, nie będziemy cię powstrzymywać – powiedziała Aggie. Organizatorka ich ślubu, Charity, pojawiła się na korytarzu po lewej stronie. – Tutaj jesteście! – powiedziała. – Bałam się, że źle państwo skręcą i wejdą do lochów. – Aggie czułaby się jak w domu – powiedziała mama i
zarechotała z własnego żartu. – Charity – powiedziała Aggie – to moja matka, Tabitha. – Miło panią poznać – odrzekła elegancka kobieta, która w ocenie Aggie była mniej więcej w tym samym wieku co jej mama. – Witamy na zamku Sudeley. Miała pani okazję zwiedzić ogrody i budynek? – Jeszcze nie. – Szczerze polecam – powiedziała Charity. – Państwo Sticks włożyli wiele wysiłku w przygotowanie próbnego obiadu weselnego. Zazwyczaj nie organizujemy balów kostiumowych z okazji Halloween, ale pański główny drużba jest bardzo przekonującym mężczyzną. I jakże przystojnym. – Zachichotała i dotknęła nagle rumianych policzków. – Eric? – spytała Aggie, zastanawiając się, czy Charity nie pomyliła go z innym drużbą Jace’a. – O tak – mruknęła Charity. – Jak marzenie. Aggie sądziła, że Eric jest przystojnym facetem, ale jego osobowość całkowicie przysłaniała fizycznie atrybuty, więc zazwyczaj zapomniała, jak dobrze wygląda… kiedy się nie odzywa. Co się praktycznie nigdy nie zdarzało. – I jaki jest entuzjastycznie do wszystkiego nastawiony – rozpływała się Charity. – A jego żona… Co za para! Wnieśli dużo energii do zamku, odkąd wczoraj przyjechali. Aggie najchętniej nazwałaby jego energię „okropną”, ale w końcu Charity nie musiała przez kilka miesięcy z nimi przebywać. Ich energia szybko zmęczyła Aggie, ale nigdy nie spotkała bardziej dopasowanej pary. No, może poza sobą i Jace’em. – Kaplica jest już prawie przygotowana. Jutro tylko doniesiemy kwiaty, żeby były świeże – powiedziała Charity. – Jakie kwiaty wybrałaś? – spytała mama, prostując się na krześle. – Czarne i czerwone róże – powiedziała Aggie. Mama zachichotała jak dziewczynka. – Powinnam była się domyślić. – Jak sądzę, wszyscy goście wchodzący w skład orszaku
ślubnego już przybyli. – Charity zerknęła na listę i oznaczyła dwa nazwiska na górze: Agatha Christine Martin i Jason Michael Seymour. Powoli przebiegła palcem wzdłuż listy, jakby przypominała sobie twarze lub cechy charakterystyczne każdej osoby. – Mają państwo, hm… interesujących przyjaciół. Interesujących? Jedną z druhen Aggie była znana gwiazda porno, a wszyscy drużbowie Jace’a to rockmeni. Domyślała się, że dla niektórych osób mogą być interesujący, ale dla Aggie i Jace’a byli po prostu przyjaciółmi. – Będą się dobrze zachowywać – obiecał Jace z niepewnym spojrzeniem. Aggie pomasowała mu plecy. Oczywiście, że będą, ale kto by się przejmował, jeśli ich goście troszkę pohałasują? Lubiła ich takich, jakimi byli. Wiedziała także, że nikt się nie naćpa i nie zdemoluje zamku. – Nie wierzę, że zaprosiłaś Starr Lancaster na swoje wesele – powiedziała mama, wyciągając szyję, żeby zerknąć na listę gości. – To nie ta gwiazda porno, z którą się zadawałaś? – No tak, gra w filmach, kiedy się nie rozbiera lub nie dominuje swoich niewolników – powiedziała Aggie. – Jest moją dobrą przyjaciółką. Znam ją od lat. Dlaczego miałabym jej nie zaprosić? – Eee… Jace wie o niej? – spytała mama. Aggie przygryzła wargę. Wciąż nie wyjawiła mu, jak intymna relacja łączyła ją kiedyś ze Starr. Nie sądziła, żeby to było ważne. A może bała się reakcji Jace’a? Charity odchrząknęła, czerwieniąc się intensywniej. – Starr jest kochana – powiedział Jace. – Nawet w połowie nie jest tak brutalna jak Aggie z biczem. – Teraz Jace oblał się rumieńcem. – No, to znaczy… Aggie zachichotała. Zastanawiała się, czy będzie czuł się niezręcznie, mówiąc w obecności gości, w tym Starr, słowa przysięgi. Nie kwestionował żadnej osoby, którą zaprosiła, ale umiał dobrze ukrywać swoje uczucia – poza skrępowaniem. Aggie
wiedziałaby, gdyby Jace był skrępowany obecnością Starr. Kiedy omawiali plany na ich skromne wesele, wspomniał, że Eric będzie jego głównym drużbą, sugerując, że Aggie powinna poprosić Rebekę na swoją druhnę honorową. Mimo że znały się tylko rok, nie czuła się niezręcznie, prosząc ją o to. Aby nie zranić uczuć reszty zespołu, Jace poprosił kumpli, żeby zostali jego drużbami. Z kolei Aggie poczuła się zobligowana, aby ich drugie połówki zostały druhnami. W ślubnym orszaku uczestniczył także Dave, brat Rebeki i główny dźwiękowiec Sinnersów, któremu łatwo było znaleźć parę. Wybranką została kuzynka Aggie, Beth. Beth z radością się zgodziła, ponieważ od czasu ślubu Seda nie mogła myśleć o nikim innym niż o Davie. Natomiast Trey został przydzielony do pary z mamą Aggie, ponieważ jego drugie połówki, Ethan i Reagan, nie mogły uczestniczyć w uroczystości. Był jeszcze Dare Mills, drugi po Ericu idol Jace’a. Ponieważ Dare nie wspominał nic o potencjalnej partnerce, Aggie poprosiła Starr, żeby została jego parą. Starr nie sprzeciwiła się, a nawet wpadła w zachwyt. No i Starr była jej najbliższą przyjaciółką poza kobietami Sinnersów. Nie powiedziała Jace’owi, jak bliską. Co się dzieje w lochu, zostaje w lochu. A seksualna relacja ze Starr nigdy nie wyszła poza mury lochu. Ani razu. Aggie podniosła wzrok i zdała sobie sprawę, że Charity wyjaśnia przebieg próby. Powinna jej słuchać, żeby nie zrobić z siebie idiotki. – To tyle teorii – powiedziała Charity. – Jesteście gotowi na próbę? Aggie skrzywiła się. Przez rozmyślania straciła więcej, niż się spodziewała. Właściwie wszystko jej umknęło. – Może pani jeszcze raz powtórzyć? – poprosiła. – Łatwiej będzie wszystko zrozumieć, kiedy znajdziemy się na miejscu – powiedziała Charity, wstając od biurka. – Proszę się nie przejmować. Do czasu ślubu wszystko będzie jasne. Organizatorka ślubów otworzyła drzwi matce Aggie,
mówiąc, że rzadko się zdarza, aby matka była druhną. – Cała Aggie – powiedziała mama. – Nikt jej nie zarzuci, że żyje według narzuconych norm. Czyżby w jej głosie usłyszała nutę dumy? Aggie była pewna, że się przesłyszała. – Zdenerwowana? – spytał Jace, kiedy wstał i podał jej rękę. – Trochę – przyznała. – Czym? – Wszystkim – powiedziała wymijająco. Nie mogła przecież powiedzieć: jeden z moich dłuższych związków był z kobietą, która będzie na naszym ślubie. I widziałeś ją nago. Może zaproszenie Starr było pomyłką. Aggie nie lubiła, gdy gryzło ją sumienie, lecz takie właśnie konsekwencje miało celowe ukrywanie prawdy przed Jace’em. – Ja też – przyznał. Trzymał ją za rękę, kiedy szli kilka kroków za Charity, rozmawiającą z zaciekawioną mamą Aggie. A przynajmniej trzymał ją za rękę, dopóki członkowie kapeli, Dare Mills i Dave Blake, nie wyszyli z sali balowej. Jak tylko głośna grupa mężczyzn zauważyła Jace’a, puścił rękę Aggie, jakby nagle zaraziła się trądem. – Wiesz – powiedziała – że jutro będziesz musiał powiedzieć mi kilka kłopotliwych słów w ich obecności. Dasz radę? Jace znów złapał jej rękę i uśmiechnął się krzywo. – Spoko. Mężczyźni byli mniej lub bardziej zirytowani przyjęciem zorganizowanym przez Erica. – Chyba nie oczekujesz, że wskoczymy w te ciuchy? – powiedział Sed niskim barytonem. – Radzę ci je założyć – odparł Eric. – Z tobą był największy problem. Wiesz, jak trudno znaleźć coś w twoim rozmiarze? W tamtych czasach byłbyś osobliwością i jako olbrzym występowałbyś w cyrku. – Jesteś wyższy ode mnie – zauważył Sed. – O dwa centymetry – odparł Eric. – Problem jest z twoimi
szerokimi barami. – To one doprowadzają kobiety do szaleństwa – powiedział Sed, puszczając oko. – Powiedziałabym, że to twój tyłeczek tak na nie działa – powiedziała mama Aggie. Nie ukrywała, że na niego zerka… z nadmiernym zainteresowaniem. Sed objął ją i przysunął do siebie, żeby nie mogła się ślinić na to, co miał z tyłu. – Moja żona robi się bardzo zazdrosna, kiedy seksowne mamuśki wpatrują się w mój tyłek – powiedział. Aggie zaśmiała się, bo jej matka potknęła się o własną stopę, gdy doszło do niej określenie „seksowna mamuśka”. Mężczyźni towarzyszyli im w drodze na zewnątrz budynku – nabijając się z siebie, jakby byli braćmi – i do kościoła. Druhny Aggie zebrały się na tyłach budynku, wokół grobu królowej Katarzyny. – Wiedzieliście, że jej trzecim mężem był król Henryk VIII, a czwartym Tomasz Seymour? – zastanawiała się na głos Myrna. – Czyli Aggie nie jest jedyną, która ma ochotę wyjść za mąż za kolesia o nazwisku Seymour – stwierdził Eric. – Jak umarła? – spytała Rebeka, a jej mąż natychmiast ją objął. – Katarzyna zmarła wskutek gorączki połogowej około tygodnia po urodzeniu córki, którą miała z Tomaszem. – Założę się, że Tomasz był zdruzgotany – powiedziała Rebeka. Charity uniosła ze zgorszeniem brew. – Tak zdruzgotany, że koił złamane serce u dam dworu. Już kilka miesięcy po śmierci Katarzyny zalecał się do księżniczki. – Potrafię to zrozumieć – powiedział Sed. – Nic nie koi złamanego serca tak, jak duża dawka seksu z nieznajomymi. – Znów zarobił od swojej widocznie ciężarnej żony szturchnięcie łokciem w brzuch. – Był ambitnym mężczyzną. Miał duży urok osobisty – powiedziała Charity. – I najwyraźniej przyciągał silne i wpływowe
kobiety. Wszystkie oczy zwrócił się na Jace’a i Aggie. Aggie się uśmiechnęła. Doskonale wiedziała, że jej mężczyznę pociągały silne kobiety. Trey walnął go w plecy. – Może jesteś spokrewniony z tym kolesiem – powiedział ze śmiechem. Jace przygryzł wargę, ale nic nie odpowiedział. – Czy Seymour ponownie się ożenił? – spytała Myrna. – Nie. – Charity pokręciła głową. – Został uznany winnym trzydziestu zarzutów zdrady stanu i ścięty zaledwie sześć miesięcy później. Oskarżono go o planowanie porwania swojego siostrzeńca, króla Edwarda, syna Jane Seymour. – Fajnych masz krewnych, Trójnogu – powiedział Eric. – Historia odmalowuje go raczej w złym świetle – powiedziała Charity – ale uważam, że kochał Katarzynę. Kochał ją, zanim wżeniła się w rodzinę królewską. – Raczej nie jestem z nim spokrewniony – powiedział Jace. – Nie miał synów, żeby przekazać nazwisko. – Ale miał z Katarzyną córkę – zauważyła Aggie. – Co się z nią stało? – Została pod opieką damy dworu swojej matki, ponieważ po śmierci Katarzyny jej ojciec powiedział, że nie chce mieć z nią nic wspólnego. Nie ma żadnych dokumentów z okresu dzieciństwa dziewczynki. Prawdopodobnie zmarła. – Żadnych dokumentów? – powiedziała Aggie. – Nawet aktu zgonu? Charity pokręciła głową. – Może jest praprapraprababką Jace’a – podsunął Eric. – Wtedy dzieci miałyby nazwisko po jej mężu, a nie Seymour – zauważyła Charity. – O ile wyszła za mąż. – Eric uniósł palec, żeby podkreślić wagę pomysłu, na który wpadł. – Może miała nieślubne dziecko. Charity skrzyżowała ręce na piersi. – Czysta spekulacja.
– W rzeczy samej – powiedział Eric – ale możliwe, że Jace jest potomkiem królowej Anglii. – Królowej z małżeństwa, nie krwi. – Nawet jest do niej podobny – powiedział Brian, przechylając głowę, żeby uważniej przyjrzeć się wyrzeźbionemu obliczu spoczywającej w wiecznym spokoju Katarzyny. – Jest całkiem uroczy – droczył się Eric i szturchnął Jace’a w ramię. – Zdecydowanie mój ulubiony księciunio. Jace drgnął, puścił rękę Aggie i ruszył w kierunku wyjścia. – Nie powinniśmy zacząć próby? – spytał. – Nie chcę tu dłużej być. Aggie wpatrywała się w niego, zdezorientowana tęsknotą i żalem na jego przystojnej twarzy. Czy chciałby znaleźć tu swoje korzenie, a może niepokoiło go coś innego?
Rozdział 7 Podczas próby Jace stał tam, gdzie mu kazano stać, i mówił to, co mu kazano mówić, jednocześnie słuchając licznych poleceń, które Charity tłumaczyła mu z profesjonalizmem i cierpliwością. Nie było łatwo stworzyć z dwunastu gości ślubnych zgraną grupę. Zwłaszcza, że Eric był w wyjątkowo dobrym nastroju. – Stań bliżej niej, Trójnogu – powiedział Eric, popychając Jace’a. – Nie jest trędowata. Jace zrobił krok bliżej Aggie. Z pewnością nie była trędowata, a nawet jeśli, zaryzykowałby zarażenie chorobą. – Bliżej – nalegał Eric. Jace i Aggie zrobili kolejny krok naprzód. Trzymali się za ręce i mimo że to był jedyny kontakt między ich ciałami, jej ciepło ociepliło jego pierś, a znajoma fala tęsknoty przelała się przez jego krocze. Miał przemożną ochotę, żeby zatopić się w niej i zapomnieć o dziwnym uczuciu straty, jakie ogarnęło go wcześniej przy grobie Katarzyny. Co prawda nie znał kobiety, ale gdy inni o niej mówili, poczuł, jakby wyszedł z ciała i odleciał, aby uniknąć bolesnej świadomości, że umarł ktoś, kogo kochał. Podobnie się czuł, kiedy dowiedział się o śmierci matki i swojej pierwszej miłości – Kary, a nawet wtedy, kiedy dowiedział się, że odszedł jego agresywny ojciec. Doświadczył bolesnych strat, ale ten przypadek był szczególnie niepojęty, ponieważ nigdy nie spotkał Katarzyny, umarła ponad pięćset lat temu. Eric cofnął się, żeby ocenić państwa młodych, i przesunął dłonią po podbródku, jakby podziwiał dzieło sztuki i dostrzegł w nim coś nietypowego. – Wciąż za dużo światła między wami – stwierdził. Chcąc oderwać się od swoich myśli, Jace oplótł ramiona wokół Aggie i przyciągnął ją do siebie, aż stykali się brzuchami i piersiami. – Wystarczająco blisko? – spytał Erica.
– Niezupełnie – szepnęła Aggie do ucha Jace’a. – Chcę poczuć twoją skórę na mojej. Twojego twardego fiuta we mnie. Wypełniającego mnie. Sprawiającego, że czuję się kompletna. Jace nie mógł się oprzeć, żeby nie otrzeć się rozpaloną twarzą o jej policzek, ponieważ to była jedyna dostępna naga skóra. Czuł, że musi zdjąć z niej golf, mimo że cudownie podkreślał jej piersi. Zacisnął palce na miękkim materiale na jej biodrach i walczył z chęcią rozebrania jej, żeby mogli być bliżej siebie. – Charity, co pani o tym sądzi? – spytał Eric. – Czy tak nie jest lepiej? Charity przycisnęła palce do czerwonych policzków. – No cóż, hm… nie jestem pewna… to odbiega od tradycji. – Ostatnie słowo szepnęła. – Oni zawsze odbiegają od tradycji – zapewnił ją Eric. Jace trzepnął go po ramieniu, a reszta gości wybuchła śmiechem. – Dobrze powiedziane – stwierdziła Charity. Dwie próby później wszyscy znali swoje role i mieli wrażenie, że ponowne ćwiczenie tego samego obraża ich inteligencję. Charity uznała wreszcie, że są gotowi i przeszli z kościoła do sali balowej, gdzie miał obyć się próbny obiad/bal kostiumowy, jak tylko wszyscy odbiorą kostiumy, które Eric i Rebeka od kilku tygodni dobierali do każdego indywidualnie. Jace nie miał nic przeciwko, że organizowali przyjęcie – sam nie wiedziałby, od czego zacząć – ale uważał, że przekroczyli granice, narzucając gościom, w co mają się ubrać. Rebeka skinęła na Aggie, żeby podeszła do stojącego w rogu sali wieszaka z sukniami balowymi. Po drugiej stronie pomieszczenia Eric kłócił się z Sedem o aksamitne bryczesy. Aggie cmoknęła Jace’a w policzek. – Mam ochotę jak najszybciej wrócić do domku. Muszę poczuć cię w sobie. Jace’a zalała fala gorąca. – Zbliża się drzemka – powiedział.
– Tak to postanowiłeś nazywać? Drzemka? – Musnęła dłonią przód jego spodni. – Chcę robić niegrzeczne rzeczy podczas twojej drzemki, Jace. Nie pozwól, żeby Eric rozproszył twoją uwagę jakimiś nonsensami. Jace zaśmiał się. Eric był ekspertem od nonsensownych zagrywek. – Pospieszę się, obiecuję. – Podszedł szybkim krokiem do Erica, który teraz kłócił się z Treyem i Brianem o koronkowe kołnierzyki i temu podobne bzdety. – Dlaczego zawsze mnie nie przypada najbardziej dziewczęcy kostium? – narzekał Brian. – Dwa lata temu Trey i Myrna zaplanowali, żeby przebrać mnie na królewicza z bajki, a teraz to? Nie założę peleryny. – Będzie ci w niej do twarzy – zapewnił Trey, kładąc pelerynę na ramionach Briana i wiążąc ją wokół szyi. – No widzisz, wygląda… – Nie dokończył. Prychnął, zanim zgięło go ze śmiechu. – No właśnie – powiedział Brian, szarpiąc za kokardę, żeby pozbyć się peleryny. – O tym mówię. – Przynajmniej nie jest z niebieskiego aksamitu – mruknął Sed, zerkając na swoje pedziowate bryczesy. – Kto zdrowy na umyśle założyłby to z własnej woli? – W tamtych czasach to był szczyt mody – powiedział Eric z zaskakującą powagą. Zerknął na Jace’a i mrugnął do niego, zanim wręczył mu duże, białe pudło z jego imieniem. Nie ma sensu się kłócić, nie w sytuacji, gdy wkrótce „zdrzemnie” się z Aggie. Z pudłem w ręku odwrócił się i w ostatniej chwili uniknął zderzenia z Dare’em. – To nie był twój pomysł, co? – spytał Dare, unosząc ciemną brew nad przenikliwym, zielonym okiem. – Nie, głosowałem za obiadem w stylu pirackim – zażartował Jace. – Wiesz, że gdybyśmy cię tak nie lubili, nie zgodzilibyśmy się na te idiotyzmy? Jace poczuł znajomą falę zażenowania, która ścisnęła mu
gardło. Nie miał pojęcia, jak zareagować na wyznanie Dare’a Millsa. – Yy… no tak… Dzięki. Eric przekonał mnie, że będzie świetna zabawa. Dare pokręcił głową, uśmiechając się. – No cóż, ma osobliwe poczucie humoru. – Wszystko w nim jest osobliwe – powiedział Dave Blake. Jace nie zauważył, że stał, bez wózka inwalidzkiego, za Dare’em. – Nie mam pojęcia, jakim cudem moja siostrzyczka zakochała się w nim. Jace nie miał ochoty przypominać Dave’owi, że jego siostrzyczka też była nieco osobliwa. – O co chodzi z tobą i tą gwiazdą porno? – spytał Dave Dare’a. Dare ściągnął ciemne brwi. – Gwiazdą porno? – Tak, z tą rudą, z którą jesteś w parze. To gwiazda porno. Striptizerka. Prostytutka? – Zerknął na Jace’a, żeby potwierdził jego słowa. Jace wzruszył ramionami i pokręcił głową. Nie wiedział, czy Starr była prostytutką. Była koleżanką Aggie, więc ją akceptował. – Nic między nami nie ma – powiedział Dare. – Choć chyba nie miałbym nic przeciwko, żeby dorwać ją w swoje ręce. – Sądziłem, że jesteś do tego przyzwyczajony – odparł ze śmiechem dźwiękowiec Sinnersów. – Mylisz mnie z moim młodszym bratem. Trójka zerknęła na Treya, który akurat dorwał swojego najlepszego kumpla, Briana. Założył mu nelsona, podczas gdy Eric usiłował włożyć mu białą pończochę. – Myślałem, że nauczył się tego od ciebie – powiedział Dave. – Nie, nie ode mnie – odparł Dare. – Jestem wcieleniem samokontroli. Jace wybuchnął śmiechem. Latem spędził cztery miesiące w trasie z gitarzystą i jego zespołem, Exodus End. Nie uważał, żeby
samokontrola była właściwym słowem do opisania relacji Dare’a z kobietami. A mówiąc o kobietach… wolał rozkoszować się chwilami ze swoją drugą połówką niż gadać z chłopakami. Klepnął Dare’a po ramieniu. – Potem pogadamy. – Do zobaczenia. A ja spróbuję zachować cnotę, mimo obecności gwiazdy porno, do której mnie przydzieliłeś. – Nie walcz ze sobą za bardzo – powiedział Jace. – Ta kobieta lubi wyzwania. – Mrugnął do Dare’a i stojącego obok niego Dave’a. Jace nie uszedł pięciu kroków, jak wspomniana gwiazda porno wzięła go w objęcia. – Cześć, cukiereczku – szepnęła mu do ucha Starr. – Gdzie zniknęła Aggie? Nie miałam okazji porozmawiać z nią, odkąd przyjechałam. – Chyba przebiera się na bal. – Jeśli potrzebujecie pomocy, dajcie mi znać. Jest jedyną kobietą, która wie, jak mnie zaspokoić. To zbrodnia, że marnuje się, biorąc ślub z mężczyzną. No dobrze, to było dziwne. Aggie wspominała, że ćwiczyły razem, ale Starr brzmiała, jakby między nimi było coś więcej. Pewnie źle ją zrozumiał. Aggie powiedziałaby mu coś tak ważnego. Prawda? – Przepraszam – powiedział. – Ale Aggie na mnie czeka. – Powiedz jej, że jestem do dyspozycji, jeśli mnie potrzebuje. Jace przechylił głowę, usiłując czytać między wierszami. Starr sprawiała wrażenie, jakby coś mu sugerowała, ale nie był pewien co. – Do czego miałaby cię potrzebować? – spytał. – Do zajęcia się tobą, oczywiście – odparła. – W twoje urodziny świetnie się bawiliśmy. Zapomniałeś? Doskonale pamiętał. Pamiętał też bezpodstawną zazdrość, którą czuł za każdym razem, gdy Starr dotykała Aggie. Może jednak zazdrość nie była bezpodstawna. – Muszę lecieć – powiedział.
Skarcił się w myślach, kiedy od niej odszedł. Aggie nie spotykała się z nikim, prawda? Zawsze szczerze opowiadała, co robi ze swoimi klientami, a on wierzył, że mówi prawdę. Ufał, że żaden z nich nie pociąga jej seksualnie. Że tylko jego pragnęła. Tylko jego kochała. Ale coś w zachowaniu Starr kazało mu się zastanowić, czy Aggie nie robiła z niego idioty. Kiedy doszedł do domku, wszystko się w nim gotowało. Trzasnął drzwiami i rzucił pudło z kostiumem na podłogę. Może i trwałby przy swojej wściekłości kilka sekund dłużej, gdyby Aggie nie oparła się o framugę sypialnianych drzwi, mając na sobie jedynie czarne satynowe majteczki i czerwoną pomadkę. Wkurzył się na pożądanie, które opanowało jego krocze. Wkurzył się na to, że jednocześnie wygląda cholernie seksownie i nieziemsko chłodno. Wkurzył się, że ma tak ogromną słabość do tej kobiety. Jej prowokujący uśmiech zniknął, gdy przypomniawszy sobie powód swojej złości, rzucił jej gniewne spojrzenie. – Co się stało? – spytała. – Dlaczego coś miałoby się stać? – Ty mi powiedz. Ostatnio, kiedy cię widziałam, byłeś szczęśliwy, a teraz najwyraźniej nie jesteś. – Okłamywałaś mnie? – spytał. Aggie spojrzała niewidzącym wzrokiem w dal. – W związku z czym? – Klientami. Szkoleniem. Cholera, w związku ze wszystkim! – Myślałam, że mamy tę rozmowę za sobą – powiedziała. – O czym? Że inni mężczyźni i kobiety, które oglądają twoje ciało, mogą się tobie poddawać? Że pozwalasz im, żeby cię wielbili? O to ci chodzi, Aggie? – O wszystko. Mówiłeś, że nie masz nic przeciwko, żebym dalej spotykała się z klientami. Pamiętasz? – No cóż, może jednak mam coś przeciwko. – Miał, jeśli coś przed nim ukrywa. Mógłby zaakceptować jej pracę, jeśli byłaby z nim szczera, ale jeżeli coś ukrywała, cokolwiek, nie potrafi być z nią, jeśli nie będzie tylko jego. – Byłoby to dla mnie trudne – powiedziała, przechodząc
przez pokój, żeby zmusić go do spojrzenia w jej oczy – ale dla ciebie, Jace, rzuciłabym wszystko. Oblizała wargi i rozluźniła uchwyt, lekko dotykając jego policzka. Strząsnął jej rękę. Nie chciał jej pieprzonej łagodności. Był zbyt wkurzony. Przycisnęła palce do jego piersi. – Jedna z rzeczy, które najbardziej w tobie kocham, to to, że nie oczekujesz, że będę kimś, kim nie jestem. Pozwalasz mi być szczerą wobec siebie. Jesteś czymś więcej niż dreszczykiem emocji, który mnie ogarnia, gdy zajmuję się klientami, Jace. Mogę z nich zrezygnować dla ciebie. Zrobię to, jeśli będę musiała. Ale z ciebie nigdy nie zrezygnuję. Nigdy. Wybór jest łatwy. Ty. Zawszę wybiorę ciebie. – Nie chcę, żebyś wybierała, Aggie. Chcę… – Czego właściwie chciał? Móc jasno wyrażać swoje uczucia, powiedzieć, co czuł w głębi serca, ale jak zawsze słowa go zawodziły, więc obrócił się do ściany, walcząc z ochotą, żeby walnąć w nią pięścią. – Czego chcesz? – spytała Aggie. Był niezwykle świadomy jej obecności; miał wrażenie, że ręka, którą położyła mu na plecach, pali jego skórę przez kurtkę. Aggie wiedziała, jak go przycisnąć. Zawsze go przyciskała. Doprowadzało go to do szaleństwa, ale, na Boga, kochał ją za to, że zmuszała go do stawienia czoła największym lękom. Za to że wiedział, że nie odejdzie od niego bez względu na to, z czym się zmagał. – Powiedz mi o Starr – poprosił. – Niczego nie pomijaj. Dłoń, która leżała na jego plecach, odsunęła się. – Starr? – szepnęła. – Skąd dowiedziałeś się o Starr? Jace poczuł, jakby podłoga pod jego stopami zniknęła. Ścisnęło go w żołądku i w sercu. Miał wrażenie, że zaczął spadać w piekielne czeluści. Zazwyczaj ulegał Aggie, ponieważ chciał, żeby była szczęśliwa. Lecz nie tym razem. Powinien był wcześniej zrozumieć, że pozwolenie jej na pracę dominy skończy się tym, że nawiąże z którymś z klientów osobiste relacje. Będzie uprawiała z
którymś z nich seks. Zakocha się w którymś z nich. Albo którejś z nich. Nie chciał się dowiedzieć tego dzień przed ślubem, ale powinien był przewidzieć, że prędzej czy później do tego dojdzie. – Jace – powiedziała Aggie – skąd się dowiedziałeś? Coś ci powiedziała? Głupia suka. Powiedziałam, że nie chcę, żebyś wiedział. Jace obrócił się i złapał ją za ramiona. Potrząsnął nią. – Odsyłam ją do domu. A ty nigdy więcej jej nie zobaczysz. Aggie zesztywniała i zmrużyła oczy. – Jeśli sądzisz, że możesz mi mówić, jak ma wyglądać moje życie… – Dałem ci wolą rękę, a ty nadużyłaś mojego zaufania, Aggie. Pozwoliłem ci zatrzymać twoich niewolników, pozwoliłem, żebyś zapraszała ich do naszego domu. Ale to za dużo. Nie pozwolę ci mnie zdradzać. – Sądzisz, że cię zdradzam? Miała go za kompletnego idiotę? – Dopiero co powiedziałaś, że nie chciałaś, żebym wiedział o twoim związku ze Starr, Aggie. – Moim zakończonym związku ze Starr. Zakończonym! Od lat nic mnie z nią nie łączy. Jak mogłeś pomyśleć, że… Nigdy bym nie… – Jej piękne niebieskie oczy zaszły łzami. – Jasie Seymourze! – Z całej siły stanęła na jego stopie. – Auu! – Zaskoczony jej niespodziewaną reakcją, puścił ją. Odwróciła się na pięcie, jej czarne włosy uniosły się w powietrzu i uciekła do sypialni. Wpatrywał się w nią, próbując zrozumieć to, co powiedziała. Zakończony związek ze Starr. No dobrze, z tym mógłby żyć. Źle ją zrozumiał. Ale dlaczego Aggie była wściekła i dlaczego ukrywała swój dawny związek? To nie miało sensu. Byli ze sobą zupełnie szczerzy i akceptowali się nawzajem. A przynajmniej tak sądził. Może wmówił sobie, że Aggie była z nim równie otwarta co on z nią. Przed dłuższą chwilę zastanawiał się nad tym, czego się dowiedział, a następnie poszedł do sypialni. Chciał poznać prawdę, bez względu na to, jak bardzo go przerażała.
Jak tylko stanął w drzwiach, Aggie rzuciła w niego kozakami. Złapał je i wpatrzył się w nią. – Ubierzesz mnie, a potem cię ukarzę – warknęła do niego. Miałby na to ochotę, ale nie, jeśli jej uderzenia będą motywowane złością. W końcu to ona nauczyła go tej różnicy. Pragnął jej kary, ale nie zaakceptuje znęcania się. – Dlaczego jesteś wkurzona? – spytał, upuszczając kozaki na podłogę i podchodząc do niej. Z otwartej walizki wyjęła kańczug i zamachnęła się. – Nie wyżywaj się na mnie – powiedział spokojnie. Rozluźniła uścisk, a narzędzie tortur z hukiem spadło na podłogę. Przykryła usta dłonią; oddychała nierówno, a w jej oczach lśniły łzy. Wtedy uświadomił sobie, że nie jest zła, ale zraniona. Czy to nie on powinien czuć się zraniony? Miała przed nim tajemnice. Nieważne, kto powinien czuć się zraniony. Nie wtedy, kiedy wyglądała na załamaną. Mimo że Jace znał ból – emocjonalny i fizyczny – i mógł wytrzymać wszystkie męczarnie, nie był w stanie znieść widoku cierpienia na jej twarzy. – Aggie, po prostu mi powiedz. Wciąż coś do niej czujesz? – Nie – powiedziała. Dłoń przy ustach wyciszyła jej pospieszną odpowiedź. Odsunęła ją i chwyciła go za ramię, mocno nim potrząsając. – Oczywiście, że nie. Tylko do ciebie coś czuję. – W takim razie dlaczego ukrywałaś przede mną swój związek ze Starr? – Ponieważ chciałam o nim zapomnieć. To nigdy nie powinno było się wydarzyć. Usiadła na skraju łóżka, kładąc pięty na oparciu. Przyciągnęła piersi do kolan i zakryła oczy dłońmi. Jace nawet z oddali widział, że cała się trzęsie. Aggie się nie trzęsła. Aggie nigdy nie traciła pewności siebie. Aggie była silna. Aggie była… Aggie była człowiekiem.
Jej oznaki słabości zaskoczyły go. I sprawiły, że jeszcze bardziej ją kochał. – Wiele rzeczy nigdy nie powinno było się wydarzyć – powiedział. Ostrożnie podszedł do łózka, nie wiedząc, czy chciała, żeby ją przytulił, ale czuł obezwładniającą potrzebę dotknięcia jej. Pogłaskał długi kosmyk czarnych, jedwabistych włosów, który spływał po jej nagim ramieniu. Objęła go w pasie i oparła czoło o jego tors. Zaczęła mówić do podłogi, ale przynajmniej mówiła: – Spotkałyśmy się, kiedy uczyłyśmy się u tej samej dominy, Pani Z. O tym już wiedział. Aggie powiedziała mu o Pani Z, kiedy spytał, skąd się wziął jej pseudonim, Pani V. Po ukończeniu szkolenia Pani Z nadała to imię Aggie, a swojej drugiej uczennicy, Starr, imię Pani X. Najwyraźniej Pani Y i Pani W nie brzmiały wystarczająco groźnie. Aggie roześmiała się, kiedy Jace przyznał, że jemu Pani W kojarzy się z waginą. – Starr i ja uczyłyśmy się razem, a jeśli klient miał wystarczająco dużo pieniędzy, pracowałyśmy razem. W Vegas cieszyłyśmy się dużym wzięciem. Jak wiesz, nazywano nas Fire i Ice. Starr została ognistą Fire ze względu na swoje płomiennorude włosy, a ja Ice, ponieważ zawsze byłam chłodna. – Wobec mnie nie jesteś chłodna – szepnął, gładząc jej włosy. Zerknęła na niego i lekko się uśmiechnęła. – Tylko dlatego, że rozpływam się z miłości do ciebie, Jasie Seymourze. Opanował chęć pocałowania jej, wiedząc, że jeśli by to zrobił, rozpaliłby namiętność i z rozmowy nici. A chciał posłuchać, co ma do powiedzenia. Musiał to usłyszeć. – Kiedy stałyście się kochankami? – ostatnie słowo pisnął, jakby znów przechodził mutację. Nie chciał być zazdrosny, ale myśl, że Aggie kochała kogoś innego, ściskała mu gardło i pierś. – Nie od razu – powiedziała – ale jak wiesz, dominacja wprawia mnie w nastrój, a rolą Fire było dotykanie mnie. Klienci płacili dużo, żeby obejrzeć dotykające się dominy, więc Pani Z nas
do tego zachęcała. Na początku tolerowałam jej dotyk, a potem zaczęłam go pragnąć. Pragnąć jej. I przyjaźń między nami zaczęła się zmieniać. – Zamilkła i spojrzała na Jace’a. – Chcesz poznasz szczegóły? Nie był pewien, czy chciał, ale musieli wyjaśnić sobie sprawę. – Mów dalej – powiedział cicho. – Przez miesiące zbierałam się na odwagę, żeby powiedzieć jej, co czuję. Nie byłam pewna, czy Starr naprawdę tego chciała, czy to było jedynie przedstawienie dla klientów. Ale kiedy wreszcie wyznałam jej wszystko, powiedziała, że czuje to samo, i… zaczęłyśmy uprawiać seks. – Rumieniec oblał jej policzki. – Dużo seksu. Nigdy wcześniej nie kochałam się z nikim, na kim by mi zależało. Byłam nienasycona. Jak z tobą. Jace poczuł coś ciężkiego i zimnego w żołądku. Chyba jednak nie chciał znać szczegółów. Musiał okazać to spojrzeniem, ponieważ Aggie ujęła w dłonie jego twarz. – Nie, nie jak z tobą – poprawiła się. – Ona nigdy nie zobaczy mojej duszy jak ty. Nigdy nie ufałam jej na tyle, żeby otworzyć się przed nią w pełni. – Aggie… – Mówiąc jej imię, miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi. – W porządku, kochanie. Ta historia nie ma szczęśliwego zakończenia. Zobaczył cierpienie w jej oczach i wiedział, że Starr złamała jej serce. – Kiedy nasze relacje stały się intymniejsze, Starr zaczęła śmielej mnie dotykać w obecności klientów. Całowała mnie. Wkładała palce… – Spojrzała na niego zdecydowanie, jakby chciała telepatycznie przekazać swoje myśli. – Czułam się wykorzystywana, jakby ta seksualna relacja nie była wyrazem naszej miłości, ale kolejnym sposobem na zarobienie pieniędzy. – Może po prostu tak się jej podobałaś, że nie mogła utrzymać z dala od ciebie rąk? – Znał to uczucie. Aggie pokręciła głową.
– Niestety nie o to chodziło. Pewnego wieczoru po sesji byłyśmy naprawdę napalone. Wyprowadziła klienta z lochu i zostałyśmy same. A przynajmniej tak myślałam. Więc zaciągnęła mnie na podłogę i zabawiała się ze mną. Leżę, czując na sobie jej usta, a w sobie jej palce i nagle, wśród swoich jęków, słyszę jakiś dźwięk. Otwieram oczy i widzę klienta, którego miało już nie być, zerkającego zza aksamitnej zasłony. W ręku trzyma fiuta i wali konia, oglądając nas. Nie dziwię się mu, pomyślał Jace, ale nie miał zamiaru się odzywać. – Idę do niego, wściekła jak diabli, a on mi mówi: „Zapłaciłem jej, żeby popatrzeć”. Zadrżała, ale nie odwróciła wzroku od Jace’a. – Mówił o Starr – wyjaśniła Aggie głosem przepełnionym złością i poczuciem zdrady. – Zapłacił Starr, żeby obejrzeć, jak uprawiamy seks. A ona nie tylko przyjęła od niego pieniądze, ale i nic mi nie powiedziała. Jace starał się znaleźć jakieś słowa, ale nie zdołał. – Nigdy nie zapomnę, co mi powiedziała na swoją obronę: „Czego oczekujesz od dziwki? Przestań udawać, że jesteś lepsza ode mnie, Ice. Jesteś taką samą dziwką jak ja”. – Przecież nie jesteście dziwkami – powiedział Jace. Aggie z drwiną wypuściła powietrze. – Ale jeśli by mi tego nie powiedziała, pewnie bym się nią stała. Więc mimo że złamała mi serce, uratowała mnie. Mimo że mnie zraniła, nie nienawidzę jej. Zawsze mnie wspierała, a ja ją. Dziwne, że nasza przyjaźń przetrwała nieudany związek. – Nie sądzę. Wiele razem przeszłyście. Aggie spuściła wzrok. – Masz rację. Ciężko jest znaleźć ludzi, którzy nie będą cię oceniać, jeśli wiodłeś takie życie jak my. Taki ktoś jak ja musi trwać przy tych, którzy interesują się, czy w ogóle żyjesz. – W takim razie trwaj przy mnie – szepnął i przyciągnął ją do piersi. – Trwaj przy mnie i nigdy mnie nie opuszczaj.
Rozdział 8 Aggie starała się wejść w rolę dominy, ale była zbyt wzruszona, żeby wziąć się w garść. Uśmiechnęła się, gdy Jace ukląkł przy jej stopach i wsunął jej stopę w jeden z kozaków. Powinna była mu powiedzieć o Starr znacznie wcześniej. Czuła, jakby posłała do piekła ostatniego demona, który ją prześladował, i mogła pokochać tego mężczyznę całym sercem. Była pewna, że nie zrozumie jej dziwnej relacji ze Starr, ale jak zawsze Jace zaskoczył ją swoją empatią, współczuciem i akceptacją. I właśnie ten facet był jej. Jace nasunął miękką skórę buta na jej nogę i pociągnął za sznurówki, zaczynając od pięty i pnąc się coraz wyżej. Aggie od zawsze uwielbiała mieć facetów u swoich stóp, ale nigdy by się nie spodziewała, ile radości da jej Jace, pomagając jej zakładać gorset i buty. W asystowaniu podczas przemiany z Aggie w Panią V było coś intymnego. Swoim niewolnikom nigdy nie pozwalała, żeby zobaczyli ją w takim stanie, ale Jace nie był jej niewolnikiem. Czasami był uległy, czasami przejmował kontrolę. Mógł się z nią czule kochać lub rżnąć, aż błagała o litość. Wciąż odkrywali siebie nawzajem. Aggie nigdy nie wiedziała, czego od niego oczekiwać i uwielbiała fakt, że żadne z nich nie trzymało się ustalonej roli. Ale role były dobre do zabawy, a to nie była dla niej zabawa. Tu chodziło o jej serce. Jej duszę. Jej życie. Jej miłość. Wreszcie zasznurował but na tylnej stronie jej uda i uśmiechnął się do niej. – Czy to cię zadowala, pani? – spytał, patrząc na nią równie ulegle jak tygrys w klatce. – Tak – szepnęła. Wszystko, co robił, ją zadowalało. Zanurzył twarz w jej kroczu. Chwycił jej czarne, satynowe majtki w zęby i pociągnął. Kiedy nie nakazała mu przerwać – ponieważ, szczerze mówiąc, nie chciała – zębami przygryzł jej ciało pod materiałem, powodując iskierki przyjemności i bólu w
zakończeniach nerwowych. Żar zalał pustkę między jej udami, która pulsowała teraz oczekiwaniem. Pociągnął za pasek majtek, ściągnął je i wsunął język w jej szczelinę. Droczył się z jej łechtaczką, na tyle, żeby ją pobudzić, i odchylił głowę, żeby spojrzeć na Aggie. Zobaczyła wyzwanie w jego oczach. Doskonale wiedziała, czego oczekiwał. – Czy pozwoliłam ci się wylizać? – spytała. – Jest moja – powiedział, chwytając jej pupę w obie ręce. – Mogę ją lizać, jeśli mam ochotę. – Chyba ktoś chce zostać ukarany – powiedziała, zmuszając się, żeby nie chwycić go za głowę i nie zachęcić do dalszego wylizywania. – Ty? – spytał. Uszczypnął jej wzgórek łonowy i zatopił zęby w pulsującym ciele. Kolana się pod nią ugięły. – Zdecydowanie ty – powiedziała bez tchu, usiłując znaleźć w sobie surowość, lecz jedyne, co znalazła, to słabość do mężczyzny u jej stóp. – Załóż drugi but. – Rozkaz brzmiał raczej jak prośba, więc raczej spodziewała się, że odmówi. Jace uwielbiał kary, jakie mu wymierzała, kiedy był niepokorny, ale sięgnął po kozaczek i ostrożnie uniósł jej stopę, żeby wsunęła ją do środka. Położyła ręce na jego głowie, aby zachować równowagę. Usiłowała zapanować nad drżeniem ud i mrowieniem w podbrzuszu, kiedy podciągnął but wzdłuż jej nogi i zaczął zawiązywać sznurówki. Drobne liźnięcia i pocałunki, którymi ją obdarzał, kiedy nurkował w jej kroczu, doprowadzały ją do szaleństwa, ale starała się nie okazywać, jak pragnie jego uwagi. Robił to, co mu kazała – zakładał jej buty – więc musiała jeszcze chwilę się wstrzymać. Zawiązał sznurówki na tylnej stronie jej uda i podniósł majtki, żeby zakryć spragnioną cipkę. Boże, jak go pragnęła. Czy pożądanie osłabnie z czasem? Nie, jeśli jej ciało ma cokolwiek do powiedzenia w tej kwestii. – Podobało mi się – szepnęła. Uśmiechnął się i wstał. Ujął jej nagie piersi i zaczął je
delikatnie masować. – Chcesz gorset? – spytał. – Lubię patrzeć, jak twoje cycki podskakują, kiedy mnie bijesz. – Czy pytałam, co ci się podoba? – spytała. Tym razem udało jej się zabrzmieć jak sroga Pani V, a Jace zadrżał. Wstała, odrzucając długie, czarne włosy. Obeszła Jace’a i ruszyła do otwartej walizki leżącej na komodzie. Pani V poczuła kolejne ukłucie emocji, kiedy coś w walizce przykuło jej uwagę. Pośród narzędzi tortur spoczywała znajoma podwiązka z białoniebieskiej koronki. Ta, którą miała założyć jutro, gdy Jace zostanie jej mężem. Uśmiechnęła się do siebie i delikatnie przesunęła po niej opuszkami palców. Nieco się różniła od jej skórzano-nylonowej garderoby, ale musiała – chciała – ją założyć. Wiedziała, ile dla Jace’a znaczyło bycie częścią Sinnersów, więc oczywiście z dumą założy ten dziewczyński element stroju, żeby podtrzymać tradycję kobiet Sinnersów. Każdy członek grupy ściągał tę samą podwiązkę z uda nowo poślubionej żony. Wiedziała, że Jace będzie również chciał to zrobić, żeby podkreślić swoją więź z zespołem. Odsunęła podwiązkę na bok, ponieważ nie chciała, żeby była świadkiem tego, co zaraz zrobi swojemu mężczyźnie. Czuła jego zainteresowane spojrzenie, gdy wybierała długą, drewnianą packę i kiścień z trzema rzemieniami. – Zdejmij koszulę – rozkazała cicho. Nawet nie spojrzała na niego i ukrywała uśmiech, słysząc szelest jego ubrań, gdy zastosował się do jej polecenia. Zawsze chciał być posłuszny i czasami bez słowa robił, co trzeba, ale czasami… stawiał się jak szalony. Uwielbiała fakt, że stanowił dla niej wyzwanie. Wątpiła, czy kiedykolwiek zakochałaby się w nim, gdyby był w stu procentach uległy. Odłożyła packę na komodę i podeszła do niego, strzelając z kiścienia przy swoim skórzanym bucie. Za każdym razem, gdy słyszał świst, dyszał z podekscytowania. Stanęła przed nim i przesunęła kołyszące się zakończenia kiścienia po jego płaskim brzuchu. – Czyli uważasz, że moja cipka jest twoja, co? – spytała
– O, tak. – Jest między moimi nogami. Nie sądzisz, że to ja powinnam decydować, do kogo należy? – Już wiem – odparł. – Jest moja. Zamachnęła się i kiścień uderzył w jego tors. Przygryzł dolną wargę, ale nie zadrżał ani nie wydał z siebie dźwięku. Po prostu wpatrywał się w nią rozmarzonymi czekoladowobrązowymi oczami. – Możesz jej dotknąć, tylko gdy ci pozwolę – powiedziała. – Czyli zawsze, kiedy chcę – odparł, unosząc wyzywająco brew. Była to prawda, lecz tylko dlatego, że zawsze go pragnęła. Zawsze. Dwa lata w jego ramionach, w jego łóżku, i wciąż go pragnęła. – A co zrobiłbyś, gdybym się nie zgodziła? – spytała strzelając z kiścienia przy jego brzuchu. – I tak byś wziął? – Nie, zadowalałbym cię, dopóki nie pomyślałabyś, że to twój pomysł i byś mi uległa. Uległa? Za jego bezczelność dwa razy uderzyła go kiścieniem po torsie. – Nigdy nikomu nie ulegam – powiedziała, wiedząc, że kłamie. – Ani tobie. Ani nikomu. Zaśmiał się. – Możesz twierdzić, że nigdy nie uległaś nikomu przede mną, tak samo jak ja nigdy nie uległem nikomu przed tobą, ale oboje wiemy, że pozwalam ci dominować, kiedy mi to odpowiada. – Próbuje mnie pan zdenerwować, panie Seymour – zauważyła. Znów się zaśmiał. – Tylko dlatego, że jeszcze nie uderzyłaś mnie wystarczająco mocno. Naprawiła swój błąd, aż cała jego pierś i brzuch były pokryte czerwonymi śladami, a jego rozporek prężył się od coraz większej erekcji. Kiedy cofnęła się, żeby wziąć oddech i pozwolić mu
napawać się bólem, wydał z siebie udręczony jęk. Nie dlatego, że chciał, aby przestała, ale dlatego, że dawała mu tylko połowę tego, czego naprawdę pragnął. Wolał dostawać ból w połączeniu z przyjemnością. – Proszę, pani – szepnął i potarł ręką krocze. Jego mięśnie brzucha napięły się z podekscytowania, a powieki zatrzepotały, kiedy poczuł pierwsze oznaki przyjemności. Ostrzegawczo uderzyła go w nadgarstek. – Nie dotykaj go, dopóki ci nie pozwolę. Kiedy rozpiął rozporek i gruby, twardy fiut wyskoczył z jego dżinsów, cipka Aggie się zacisnęła, a jej miednica mimowolnie przesunęła się w jego kierunku, co sprawiło, że spięła łopatki i uniosła piersi. Tak, pragnęła go, ale nie mogła mu tego jeszcze okazać. Przygryzł wargę i wpatrywał się w jej oczy, kiedy delikatnie owinął dłoń wokół swojego kutasa i zaczął przesuwać nią po całej jego długości. Przez zachwyt, który pojawił się na jego cudownej twarzy, Aggie niemal miała wyrzuty sumienia, że musi go ukarać za nieposłuszeństwo. Niemal. Odwróciła się do niego plecami – ponieważ na widok swojego mężczyzny, który się zadowalał, miękła i robiła się napalona – i podeszła do walizki po kolejne przyrządy. Najwyraźniej będzie musiała go związać i torturować, ale nie tak, jak się tego spodziewał. Nie protestował, kiedy zapięła skórzane kajdanki wokół jego nadgarstków, ani kiedy długimi pasami przywiązała jedną bransoletę do jednego słupka łóżka z baldachimem, a drugą do drugiego. Jego sztywny fiut unosił się nad materacem, a nagie plecy czekały na magię Aggie. – Czy poprosiłeś o pozwolenie, żeby się dotykać? – spytała przy jego uchu, muskając piersiami skórę jego pleców. Zwalczyła chęć, żeby otrzeć się o niego, ponieważ wtedy wiedziałby, jak bardzo go pragnęła, a przecież wciąż odgrywali swoje role. – Co z tym zrobisz? – spytał wyzywającym tonem. Facet
wiedział, jak ją rozpalić od stóp do głów. Lecz tym razem miała dla niego niespodziankę. Przesunęła się po jego plecach, pocierając sutkami skórę, i kucnęła. Zsunęła mu dżinsy do kolan, żeby odsłonić nagi tyłek. Wstrzymała oddech, kiedy zobaczyła idealną pupę. Dla czystej przyjemności pomasowała jego jędrne pośladki. Boże, uwielbiała tyłek tego faceta. Niemal nie chciała zadawać mu bólu. Niemal. Spiął się, kiedy pierwszy cios packą padł na jego pośladek. Celowo uderzyła go poniżej jego maksymalnego progu bólu. Dla kogoś, kto jest tak przyzwyczajony do bólu jak Jace, jej ciosy były raczej irytujące niż stymulujące. – Mocniej – błagał. – Chciałbyś, co? – Tak. Uśmiechnęła się szeroko. Czuła się źle, że go męczy. Znacznie gorzej niż kiedykolwiek, kiedy zadawała mu ból, którego pragnął. – To twoja kara, a więc nie uderzę cię mocniej. – Proszę. – Wiesz, uwielbiam, kiedy mnie błagasz, kochanie – powiedziała. I była pewna, że będzie ją często błagał, zanim z nim skończy. Wycisnęła lubrykant na palce i potarła nimi jego odbyt, żeby go nawilżyć. Jace kompletnie znieruchomiał. – Aggie, co robisz? – Co tylko zechcę – powiedziała. – Nie waż się wkładać mi niczego do dupy – ostrzegł, walcząc z więzami. Łóżko zakołysało się i zaskrzypiało, kiedy szarpnął rękami, ale więzy nie puściły. – Och, kochanie, oczywiście, że się odważę. Powinieneś wiedzieć, że nie wolno mnie prowokować. Włożyła palec wskazujący w otwór znajdujący się u podstawy zakrzywionego gumowego akcesorium. Miało tylko kilka centymetrów i było bardzo wąskie. Wątpiła, żeby był w
stanie poczuć coś więcej, niż to, co chciała, żeby poczuł. – Aggie! – krzyknął, kiedy wsunęła w niego stymulator prostaty. Najwyraźniej spodziewał się, że wetknie mu dwudziestocentymetrowego fallusa, ponieważ jego ciało odetchnęło z ulgą. Pozostał rozluźniony, dopóki nie zaczęła poruszać w nim przyrządem. Wtedy zadrżał. – Och – wydyszał. – Co robisz?… mmm… Nie przestawała go wewnętrznie stymulować, kiedy drugą ręką uderzyła go po nagim pośladku. Jej dłoń radośnie mrowiła za każdym razem, kiedy dotykała jego ciała. Gdy mimowolnie zaczął kołysać biodrami, przysunęła się bliżej jego pleców i zerknęła mu przez ramię, żeby sprawdzić jego poziom rozkoszy. Jego fiut był twardy jak granit, w ciemniejszym odcieniu czerwieni niż reszta skóry. Wijące się żyły biegły wzdłuż całej długości penisa, którego główka lśniła wilgocią. Tak intensywnie się z niego sączyło, aż preejakulat zaczął kapać. Nigdy wcześniej nie pragnęła tak mocno poczuć w sobie jego kutasa. Ale to ona miała kontrolę. Nie zniszczy tej iluzji… jeszcze nie. – Jeśli rozwiążę ci teraz ręce, dotkniesz się? – spytała. – Boże, tak – jęknął. – W takim razie jeszcze nie odrobiłeś lekcji. Potarła jego podbrzusze, rozkoszując się drżeniem fiuta, który ożywiał się za każdy razem, kiedy się do niego zbliżała. – Zastanawiam się, czy mogę cię doprowadzić do orgazmu, nie dotykając twojego kutasa – powiedziała, zwiększając prędkość, z jaką poruszała stymulatorem wewnątrz jego ciała. Krzyknął. Aggie wyciągnęła szyję, żeby na niego spojrzeć. Miał zaciśnięte powieki. Uśmiechnęła się diabelsko i uderzyła go po tyłku. Spiął się i jęknął. – Odrobiłem swoją lekcję – powiedział. – O Boże… Proszę, nie każ mi dochodzić w ten sposób. Nie dotknę się. Nawet nie chcę się dotknąć. – Kłamczuch.
– Chcę, żebyś ty mnie dotknęła – wydyszał. Mogła go odwiązać, ale wiedziała, że jeśli to zrobi, zacznie ją pieprzyć, jak tylko odzyska wolność. A wtedy to on miałby kontrolę. Nie była jeszcze gotowa oddać mu władzy. Wyciągnęła stymulator z jego ciała i wrzuciła do śmieci. Wiedziała, że byłby rozkojarzony, a chciała, żeby skupiał się tylko na niej. Jace zerknął przez ramię. – Co robisz? Wzruszyła ramionami, zdjęła majtki i mając na sobie jedynie kozaki do pół uda, usiadła na łóżku przed nim. – Przyszliśmy się zdrzemnąć, prawda? Zwinęła się na materacu, przytuliła do poduszki i zamknęła oczy. – Nie możesz mnie zostawić w takim stanie, Aggie – jęknął Jace. Otworzyła oczy i spojrzała na jego potężnego fiuta. – Naprawdę pragnę cię poczuć w sobie – przyznała. – Jace. – Słucham? – Ale nie chcę, żebyś mnie teraz pieprzył. – Że co? – Wciąż pragnę kontroli. – Więc go sobie weź – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Zrób, co chcesz, ale na miłość boską, Aggie, nie zostawiaj mnie w takim stanie. Aggie przewróciła się na plecy i rozsunęła nogi, przesuwając się po materacu, aż jej stopy zwisały z łóżka, a szczupłe biodra Jace’a znalazły się między jej udami. Sięgnęła po jego fiuta, a gdy tyko go dotknęła, nabrał powietrza przez zaciśnięte zęby. Pomasowała jego główką swoją łechtaczkę, wzdychając z rozkoszy. Lekko zadrżał, cofając się od niej, więc przesunęła się jeszcze bliżej skraju łóżka. – Tak bardzo chcę być teraz w tobie – powiedział, poruszając biodrami, aby skierować swojego fiuta w jej ciało.
Wsunęła jego główkę do swojej dziurki, a on drgnął, chcąc wejść głębiej. – Czekaj – powiedziała. Usiadła na skraju łóżka. Trzymała rękę na penisie, którego główka była w niej zanurzona. – Pozwól mi – powiedziała. – Na co? – Na kontrolę. Puściła imponującego kutasa i złapała biodra Jace’a, przysuwając go do siebie. Głębiej. Zaczął dyszeć przy jej włosach. Trzymając ręce na jego biodrach, wysunęła jego fiuta i wsunęła go głębiej. Zachęcała go do kołysania biodrami, potem znów go wysunęła i tak na zmianę. Pod wprawnym dotykiem jej dłoni kochał się z nią powoli i głęboko, czyli dokładnie tak, jak tego chciała. Oparła czoło o jego ramię i zamknęła oczy, aby móc się skoncentrować na jego grubym i twardym kutasie wewnątrz niej. Wypełniającym ją. Rozciągającym jej ciało. Pocierającym w idealny sposób. – Nie musisz mnie wiązać, żeby uzyskać taką kontrolę – szepnął. Nie chciała o tym dyskutować, po prostu chciała go czuć. Oparła jedną rękę na jego jędrnym tyłku i przycisnęła go, aby zachęcić do przechylenia bioder i wzięcia jej pod innym kątem. Do głębszej penetracji. O tak, Jace, właśnie tam. Jęcząc z przyjemności, musnęła twarzą jego nagi tors. Bliżej, coraz bliżej rozkoszy. – Aggie? Wygięła plecy w łuk, osiągając punkt krytyczny. Fale przyjemności przelały się przez nią. Przycisnęła go mocno do siebie i kołysała się z nim, zwiększając siłę swojego orgazmu, dopóki jej całe ciało nie zadrżało. Wycieńczona opadła na łóżko, wciąż drżąc od spełnienia. – Czy dotychczas źle to robiłem? – spytał Jace. Otworzyła oczy i uniosła głowę. Zobaczyła, że wciąż stoi między jej nogami, wciąż zanurzony w niej i wciąż związany.
– Oczywiście, że nie! – powiedziała. – Dlaczego tak pomyślałeś? Wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. Nigdy nie miała zamiaru ranić jego uczuć, bez względu na to, ile bólu zadawała jego ciału. Zmusiła swoje osłabione ciało, żeby usiadło, i objęła go. Starannie przemyślała słowa, których chciała użyć, ponieważ teraz łatwo było go zranić. A wiedziała, jak trudno mu pokazać jej słabość. – Nie powinnam była cię tak wykorzystywać – powiedziała. – Przepraszam. Rozluźnił się w jej uścisku, choć twardego fiuta wsunął głębiej. – Nie przepraszaj. Po prostu… kiedy się tak mną zajmujesz, zawsze mam ochotę zerżnąć cię do nieprzytomności, dopóki sam nie eksploduję. Nigdy nie sądziłem, że możesz potrzebować czegoś zupełnie innego. – Lubię, kiedy pieprzysz mnie do nieprzytomności – zapewniła go. – Po prostu… – Nie była pewna, jak mu to wytłumaczyć, samej nie okazując słabości. Mimo że ufała mu wystarczająco, aby pokazać swoją słabość, nienawidziła tego uczucia. – Bycie twoją żoną… – powiedziała. – Pewne oczekiwania… – Cholera, gada bez sensu. Jak mu to wyjaśnić, nie raniąc go? – Nie chcesz być moją żoną? Pacnęła go nie do końca żartobliwie. – Nigdy tak nie myśl, a już na pewno nie mów. – Nie rozumiem, co chcesz mi powiedzieć. Roześmiała się. Ruch pozwolił jej poczuć, jak głęboko jej kochanek był w niej zanurzony. – Wiem, że to głupie, ale słowo „żona”, działa na mnie jak płachta na byka. Mąż brzmi jak mężczyzna, a żona? Poza tym podczas ceremonii mówi się: „ogłaszam was mężem i żoną”. Żona zawsze jest na drugim miejscu. – Aggie, chyba przesadzasz. Nikt nie ma nic złego na myśli. – To dlaczego oczekuje się, że kobieta przyjmie nazwisko
mężczyzny? Dlaczego nie zaproponowałeś, że przyjmiesz moje? – Myślałem, że chcesz mieć dwa. – Bo chcę – powiedziała. – Ale ty nie będziesz miał dwóch. – Czyli słowo „żona” kojarzy ci się z uległością. Pokręciła głową. – Nie wiem. – Zdajesz sobie sprawę, że to dziwne obawy, biorąc pod uwagę, że przywiązałaś swojego przyszłego męża do łóżka, prawda? Zaśmiała się. – Wiem, że ty rozumiesz relacje między nami, ale co z innymi? Inni oczekują, że jako żona będę się zachowywała w określony sposób. Prychnął. – Od kiedy przejmujesz się oczekiwaniami innych osób? – Od nigdy. – Więc o co chodzi? – Nie wiem. Obiecałam sobie, że nigdy nie wezmę ślubu. Nigdy nie poddam się mężczyźnie. – Myślisz, że będziesz żałowała ślubu ze mną? – Nie. Nie, Jace! Nie będę żałowała. Po prostu chcę czuć, że wciąż mam kontrolę nad swoim życiem. – Wiesz, że nie stanę ci na drodze. Zawsze będę cię wspierał. Wtuliła się w niego. – Wiem. Walczę sama ze sobą. Ty jesteś idealny. Zaśmiał się przy jej włosach. – Daleko mi do ideału. – Jesteś idealny – szepnęła. – Tak bardzo cię kocham. Nie wiem, co zrobię, jeśli cię stracę. I może to ją naprawdę niepokoiło. Byli ze sobą tak złączeni, że nie była już tylko sobą. Częścią swojej tożsamości zawsze pozostanie kobietą Jace’a. Jego żoną. Fuj, znów to słowo. – Rozwiąż mnie, Aggie – powiedział. – Chcę ci coś pokazać. – Co takiego? – Mógłbym ci powiedzieć, ale wiesz, że nie jestem mistrzem
gadki. Pokażę ci. Zaciekawiona i podekscytowana tym, co mógłby jej pokazać, sięgnęła w kierunku jego lewego nadgarstka. Nie mogła go dosięgnąć i jednocześnie rozkoszować się jego fiutem w sobie, więc się odsunęła, zaskoczona tym, jaki wciąż był twardy, gdy wyszedł z jej ciała. Jace zamknął oczy i jęknął. – To będzie prawdziwy test mojej samokontroli, żeby cię nie zerżnąć ostro, jak tylko mnie uwolnisz. Uśmiechnęła się, myśląc, że aż tak bardzo by jej to nie przeszkadzało, ale nie dała po sobie poznać. Lubiła, kiedy walczył o kontrolę. Oboje mieli do pewnego stopnia obsesję na punkcie kontroli – on samokontroli, ona kontroli nad innymi osobami. Z tego powodu ich związek był zawsze ekscytujący i prowokacyjny. Takiego właśnie potrzebowali do zaspokojenia swoich potrzeb. Gdy jedna sprzączka kajdanek się otworzyła, Jace poruszał ramieniem, żeby odzyskać pełną sprawność, a Aggie zaczęła odpinać drugą bransoletę. Kiedy miał wolne ręce, spojrzała na niego w oczekiwaniu. Nie rzucił się na nią, jak się tego spodziewała, lecz po prostu wpatrywał się w nią, rozprostowując ręce. Jego wyrzeźbiona klata, idealne mięśnie i olbrzymi fiut przyciągały jej wzrok. Z chęcią dałaby mu się zerżnąć. – Chodź tu, żono – powiedział, wciąż stojąc przy łóżku. Otworzył szeroko ramiona i skinął na nią. Nie poruszyła się, jedynie uniosła brew. – Chyba nie wyraziłam się jasno, kiedy mówiłam, że nie lubię tego słowa. – Tylko dlatego, że kojarzy ci się z czymś złym. Ze służalczością – powiedział. – Pozwól, że pokażę ci, co ono oznacza dla mnie. Może dzięki temu zmienisz zdanie. – Wątpię – powiedziała i odrzuciła długie włosy na plecy, przechodząc obok niego. – Żona – szepnął, przyciągając ją ostrożnie do piersi. – Jedyna, którą trzymam w ramionach.
Jego serce waliło tak mocno, że czuła je przy swojej piersi. – Żona, jedyna, która posiada moje ciało i moje serce. Aggie zacisnęła wargi, żeby nie drżały. Tak rzadko mówił o swoich uczuciach, że kiedy to robił, z trudem wytrzymywała ogrom jego emocji. – Żona – powiedział i pogładził jej włosy. – Tylko jej włosy chcę pieścić, tylko w jej oczy chcę się wpatrywać, tylko jej usta chcę całować. Aggie podniosła wzrok i uśmiechnęła się lekko. Ujął jej twarz i przesunął kciukiem po drżących wargach. – Żona. Jej twarz to pierwsza rzecz, jaką chcę zobaczyć po przebudzeniu, i ostatnia, jaką chcę widzieć, zanim zasnę, żebym mógł spotkać ją w snach. – Jace – szepnęła. Do oczu napłynęły jej łzy. Nigdy wcześniej nie otworzył się tak bardzo. – Żona – powiedział, chwytając jej dłonie i unosząc do swoich ust. – Jej ręce dają mojemu ciału wszystko, czego potrzebuje. Ból i przyjemność. Położył ją na łóżku i dołączył do niej, obsypując pocałunkami jej piersi i brzuch. – Żona, właścicielka ciała, którego pożądam. – Przesunął się w dół i delikatnie rozsunął jej nogi. – Żona, która skrywa cudowne miejsce między udami. Jedyną cipkę, jaką będę smakował. Musnął ją ustami. Kłującym zarostem otarł się o jej delikatną skórę, miękkim językiem zebrał mokrą wydzielinę. Szybko poddała się przyjemności. – Jace – jęknęła, gdy pożądanie narosło. – Żona – powiedział – tylko ją chcę słyszeć, jak woła moje imię w ekstazie. Uniósł się nad nią i ręką wprowadził w nią gruby penis. – Żona, która przyjmuje mnie do swojego ciała, trzyma mnie w nim, zaślepia mnie rozkoszą. Przyciągnęła go bliżej. Wszedł na łóżko, ostrożnie, aby pozostać w niej zanurzonym, aż wreszcie znalazł wygodną pozycję nad nią.
Powoli zakołysał biodrami, wpatrując się w jej oczy, jakby posiadł ją w niezwykle intymny sposób. – Żona, którą kocham ponad wszystko i o którą będę się troszczył do śmierci. Moja żona. Moja jedyna miłość. Moja Aggie. Moja żona. W tej chwili naprawdę podobało jej się słowo żona. Nie mogła temu zaprzeczyć. Jak tylko zostanie jego żoną – jego i tylko jego – z dumą i miłością będzie nosiła ten tytuł. – To właśnie znaczy dla mnie żona, Aggie. Więc kiedy nazwę cię swoją żoną, wiedz, że dla mnie to słowo nie oznacza służalczości. Uosabia wszystkie cudowne rzeczy, którymi mnie obdarzasz. Rozumiesz? Skinęła w milczeniu; jej gardło było zbyt ściśnięte, żeby powiedzieć choć słowo. Przyciągnęła go do siebie. Energicznej zaczął poruszać biodrami, żeby znaleźć się głębiej. Wiedziała, ile czasu zajmowało mu osiągnięcie orgazmu, kiedy był czuły, ale nie miała nic przeciwko temu, żeby kochał się z nią powoli i delikatnie, tak długo jak potrzebował. Nie była to wada, ale w końcu ogarnie go frustracja, gdy nie będzie mógł poczuć spełnienia. – Dziękuję, że kochałeś się ze mną – szepnęła, jedną ręką chwytając jego jędrny tyłek, który się napinał i rozluźniał z każdym głębszym ruchem. Drugą ręką dotknęła jego miękkich włosów z tyłu głowy, jednocześnie pocierając policzkiem o kłujący zarost i rozkoszując się dotykiem jego ciała. – Nikt wcześniej nie sprawił, żebym się tak poczuła, Jace. Jutro z dumą nazwę cię swoimi mężem, z dumą zostanę twoją żoną. Podniósł głowę i spojrzał w jej oczy. Najwyraźniej zabrakło mu słów, ale w jego brązowych oczach widziała, jakie uczucia żywił do niej. Jego całe ciało było zlane potem, kiedy wreszcie zatracił się w niej. Chwycił jej ramiona, przycisnął czoło do szyi, ogrzewając ciepłym, poekscytowanym oddechem spoconą dolinę między jej
piersiami. Ich brzuchy się dotknęły, gdy w rozkoszy wygięła plecy w łuk, a jej cipka zacisnęła się wokół niego, gdy wstrząsnęły nim fale orgazmu. Drżąc opadł na nią i przyciągnął bliżej, usiłując złapać oddech. – Żono – usłyszała, jak szepce między oddechami. Uśmiechnęła się i objęła go mocno, wspominając to, co znaczyło dla niego to słowo. – Mężu – odpowiedziała, a to słowo znaczyło równie wiele. A jutro zostaną mężem i żoną w obecności ważnych dla nich osób. Czy ich rodzina i przyjaciele zobaczą, ile ten związek dla nich znaczy? Może zobaczą.
Rozdział 9 Serce Jace’a załomotało, gdy jego żona usiadła przy toaletce, zbierając swoje długie, czarne włosy w elegancki kok. Jeszcze nie złożyli oficjalnej przysięgi, ale w sercu Aggie była już jego żoną i wszystkim, co wiązało się z tym wzruszającym słowem. Uwielbiał to, jak wygląda w wysokich do ud kozakach i skórzanych gorsetach, ale na jej widok w eleganckiej sukni z szesnastego wieku, całkowicie stracił głowę. Może dlatego, że miała czym oddychać, a jej piersi walczyły o przestrzeń w wąskim staniku sukienki, tworząc nęcący rowek ponad linią dekoltu ciemnozielonej kreacji. Miał ochotę zanurzyć twarz – i fiuta – w tej słodkiej szczelinie między jej miękkimi piersiami. Był przyzwyczajony do jej talii podkreślonej przez gorsety, ale rozłożysta spódnica sprawiła, że talia wydawała się niezwykle wcięta, a biodra pełniejsze niż krągłe cycki. Miał nadzieję, że po południu wypełni ją wolnym i łagodnym seksem, ponieważ nie było mowy, żeby opanował się na widok jej kuszących piersi. Jeśli chodziło o jego strój… cóż, nie był nim zachwycony. Dopasowana ciemnozielona marynarka nie była tragiczna, ale bryczesy do kolan i buty z klamrą to już za wiele. Nieważne, ile razy Aggie trzepotała rzęsami w jego kierunku ani ile gróźb rzucała, nie miał zamiaru ich zakładać. Pojawi się w eleganckiej marynarce z szesnastego wieku, znoszonych, niebieskich dżinsach i butach motocyklowych, a jeśli ktoś będzie miał z tym problem, po prostu wcześniej wyjdzie z imprezy. Nie miał wielkiej ochoty tam iść, ale wiedział, że zraniłby Erica, gdyby olał bal, więc postanowił pójść. Jednak nie mógł obiecać, że zostanie. – Tylko ty będziesz tak ubrany – powiedziała Aggie, uśmiechając się do niego z lustra i kręcąc głową na jego pomieszany strój. Pomieszany strój? Do diabła, przecież epoki były pomieszane. Wiedział, że Eric i Rebeka lubili bawić się w
udawanie, ale on wolał trzymać się rzeczywistości. A teraz jego rzeczywistością był widok olśniewająco pięknej żony w sukni. Nie przejmował się, czy zrobi z siebie kompletnego idiotę, pokazując się jako pół baron, pół motocyklista. I tak nikt nie będzie na niego patrzeć. Nie, kiedy u jego boku stanie ta przepiękna kobieta. Tomaszu, szepnął głos w jego głowie. Jace drgnął. Drzwi do sypialni trzasnęły. Aggie zastygła ze szminką tuż przy ustach. – Przeciąg? – spytała. – Chyba tak – odparł Jace. – Słyszałaś, jak ktoś przed chwilą powiedział imię Tomasz? Aggie spojrzała w prawo. – Nie – powiedziała powoli. Spojrzała w lewo i przygryzła wargę. Wyglądała na zaniepokojoną. Jace nigdy nie widział innej Aggie niż pewnej siebie i bezlitosnej. Kiedyś był świadkiem, jak zaatakowała uzbrojonego bandytę. Skończyło się na tym, że Jace’a dwukrotnie postrzelono, a ona nie miała nawet zadrapania. Tej kobiety nie dało się przerazić. Jakby nie znała strachu. A przynajmniej tak do tej pory myślał. Nie podobało mu się drżenie jej ust, kiedy nakładała na nie jasnoróżową pomadkę, odcień, który go zaskoczył. – Ja też nie – powiedział i zaśmiał się, licząc, że nie wyczuje fałszywej nuty. – Po prostu się zgrywam. Nie boisz się, prawda? – Miał nadzieję, że mała prowokacja będzie lekarstwem na jej niepokój. – No wiesz, mamy Halloween – odparła. Drzwi sypialni znów zatrzeszczały. Z walącym sercem Jace odwrócił się w kierunku pustego przejścia. Nikogo nie zobaczył, lecz miał wrażenie, jakby ktoś ich obserwował. Coś chłodnego musnęło jego policzek. Zimny dreszcz przeszedł mu po plecach. – Ojej, niezły przeciąg – stwierdziła Aggie, pocierając ramiona. – Chyba już powinniśmy iść.
Wstała od toaletki i przez ułamek sekundy Jace zobaczył w lustrze odbicie jasnowłosej kobiety. Miała na sobie taką samą suknię jak Aggie, ale na tym kończyły się podobieństwa. Zamrugał i spojrzał w lustro. Była w nim tylko Aggie. Najwyraźniej coś mu się przywidziało. I przesłyszało. Chwycił rękę Aggie i zaciągnął ją do głównych drzwi. – Masz rację, lepiej się pospieszmy – powiedział. – Pewnie jesteśmy spóźnieni. Migoczące lampy rozświetlały ścieżkę, która prowadziła z domków na podwórze, oddzielające uroczo staroświeckie kwatery od zamku. Z ust Jace’a wychodziła para, gdy oddychał. – Strasznie zimno – powiedziała Aggie. – Pójdę po szal. Tak szybko mnie wyciągnąłeś z pokoju, że zostawiłam go na łóżku. – Przyniosę ci – zaproponował Jace, choć szczerze mówiąc, nie miał ochoty wracać do domku. Niepokoiło go to miejsce. I mimo że nie chciał tam iść, jeszcze bardziej nie chciał, aby Aggie poszła sama. – Nie bądź niedorzeczny. Po prostu zaczekaj na mnie – powiedziała i wróciła do domku. Rozległa przestrzeń między ich domkami a zamkiem była spowita ciemnością. Mgła powoli unosiła się znad ziemi, tworząc wijące się pasma. Jace spojrzał na zamek w oddali. Okna lśniły kuszącym ciepłem. Był podenerwowany. Chciał znaleźć się w zamku, w otoczeniu innych osób, a nie stać sam w ciemności. W innych okolicznościach wolałby samotność lub towarzystwo najbliższych, ale teraz pragnął zniknąć w tłumie. Kątem oka zauważył ruch. Rzadka mgła przesuwała się nad trawnikiem za domkami. Miała kształt człowieka i poruszała się w kierunku zamku. Ty tylko złudzenie optyczne, powiedział sobie. Tomaszu, kim ona jest? – szepnął głos za nim. Obrócił się. Jednak nie zobaczył nic poza kamiennym budynkiem. Tomaszu? – Koniec żartów, kto tu jest, do cholery? – zawołała Aggie w
domku. – To nie jest śmieszne, Eric. Gdzie jesteś? Chowasz się pod łóżkiem? Nagle domek wydał się Jace’owi całkiem przyjemnym miejscem. Ruszył do środka i zastał Aggie otwierającą szafę i przesuwającą wieszaki z ubraniami. – Co robisz? – spytał. – Jakiś debil chciał mnie przestraszyć – powiedziała i wskazała na lustro. Na szkle napisano różową szminką: „On jest mój”. – Aha – powiedział Jace, łapiąc Aggie za ramię i wyciągając ją z szafy. – Chodźmy. Już. Aggie chwyciła szal z łóżka i ponownie pozwoliła się mu wyciągnąć przez drzwi. Zamknął je, wziął ją za rękę i ruszył w kierunku zamku, jakby ziemia za nimi się zapadała, a on usiłował nie wpaść do piekielnych czeluści. – Co w ciebie wstąpiło? – spytała. – Wiadomość na lustrze cię nie przestraszyła? – Po prostu ktoś robi sobie żarty – powiedziała Aggie. – W domku nie było nikogo poza tobą. – To, że nikogo nie widziałeś, nie oznacza, że nikogo nie było. Racja. Ale ktoś – lub coś – tam było. Jace ją widział. Słyszał ją. Był pewien, że to jego dotyczyła wiadomość na lustrze. Ale jeśli Aggie się nie bała, on też nie. Nie. Nie on. W ogóle nie był przestraszony. Uśmiechnęła się do niego psotnie. – Wyglądasz na odrobinę przestraszonego – droczyła się. – Odrobinę? – Jeśli tak mówisz. Po prostu miejmy za sobą ten bal. – A potem wrócimy do domku i będziemy się zabawiać pod pościelą. Po zastanowieniu się, imprezowanie do rana było doskonałą perspektywą. Mimo że czas z Aggie pod pościelą był zawsze fenomenalny, tym razem wolał trzymać się z dala od domku. Weszli do zamku i udali się za głośną muzyką i głosami
dochodzącymi z sali balowej. Odźwierny wziął od Aggie szal i otworzył podwójne drzwi, które tłumiły dźwięk bardziej, niż Jace sobie zdawał z tego sprawę. W holu ustawiono długi stół szwedzki. Po drugiej stronie, na miękkim, wzorzystym dywanie, który wydzielał część jadalną, stały okrągłe stoliki, każdy z sześcioma krzesłami. Pozostała część sali była pokryta drewnianą posadzką, a DJ grał najgorszą muzykę klubową, jaką do tej pory słyszał Jace. Ale goście – głównie orszak ślubny i osoby, które zdołały wcześniej przyjechać – tańczyli. Choć wyglądali nieco dziwnie, skacząc i kołysząc się w rytm szybkiego tempa popowej piosenki w sukniach balowych i marynarkach z epoki. Może jednak powrót do domku nie byłby taki zły, pomyślał Jace. – Tutaj jesteście – powiedział Eric. – Myślałem, że zjadły was zombie. – Zaśmiał się upiornym śmiechem, co tylko rozdrażniło zirytowanego już Jace’a. – Świetnie wyglądasz w tej sukni – pisnęła Rebeka do Aggie. – Jak tylko ją zobaczyłam, wiedziałam, że będzie idealna. – Chwyciła obie dłonie Aggie, żeby podziwiać, jak spódnica faluje. Mama Aggie, Tabitha, podeszła, żeby uściskać córkę. – Ja bym nigdy tak dobrze nie wyglądała w tej sukni, kochanie. Zawsze miałaś najpiękniejszą cerę. Każdy centymetr jej ciała był piękny. I jego własny. Przepełniała go duma, kiedy stała obok niego. – Unikam słońca – powiedziała Aggie. – Ponieważ jesteś wampirem? – spytał Eric. Aggie pokazała białe zęby w uśmiechu. – Domyśliłeś się, Sticks. Jestem królową umarłych. – To by wyjaśniało jej okrucieństwo – powiedział Eric, dając Jace’owi kuksańca w żebra. Lecz Jace znał inną Aggie. Kochającą Aggie. Może tylko on dostrzegał w niej delikatność i bezbronność; nikomu innemu nie pozwalała ich zobaczyć. Jace ścisnął jej rękę. Mimo że rozmawiała z kobietami i pozornie nie zwracała na niego uwagi, też ścisnęła go mocniej. Aggie i Rebeka komplementowały sukienkę flapper Tabithy
– cokolwiek to znaczyło. Kiecka miała długie, lśniące paski, które przypominały Jace’owi spaghetti. Mm, spaghetti. Pychota. Jego żołądek zaburczał, zgadzając się z nim. – Co jest do jedzenia? – spytał Jace, puszczając rękę Aggie i klepiąc Erica po plecach, żeby poszli do stołu. – Rebeka stwierdziła, że powinniśmy skosztować brytyjskich specjałów popularnych w różnych epokach. Zerknął na żonę, żeby sprawdzić, czy na niego patrzy – wciąż zachwycała się sukienkami – i z niezadowoleniem skrzywił nos. – Aha – powiedział. – A niektóre rzeczy były naprawdę dziwne – szepnął półgębkiem Eric. – Na przykład cynaderki zapiekane w cieście. Wiesz, że cynaderki to nerki? Oni chyba nie zdawali sobie sprawy, że w nerkach powstaje mocz! Albo taka kaszanka? – Eric udał, że zaraz zwymiotuje. – Sądzę, że Brytyjczycy wciąż to jedzą – powiedział Jace. Kąciki ust Erica opadły. – Żartujesz?! Jace pokręcił głową. – Chyba najwyższy czas, aby szlachetny naród brytyjski poznał hot-dogi i jajecznicę. Jedzone osobno lub razem. Tym razem Jace miał odruch wymiotny. – Wiesz z czego robi się hot-dogi, prawda? – Ze słońca i szczęścia – odparł Eric. Przy stole spotkali Seda, który napełniał duży talerz. Najwyraźniej postanowił spróbować wszystkiego… razy trzy. – Jesteś głodny? – spytał Jace. – Mm, tak, ale to dla Jessiki – powiedział Sed, zerkając na swoją żonę, która siedziała niedaleko. Jessica była w zaawansowanej ciąży i przegryzała miętówki stojące w miseczce na środku stolika. Jace doszedł do wniosku, że kobieta, spodziewając się dziecka, jest jeszcze piękniejsza. Jessica promieniała szczęściem. Biła z niej energia. Zdecydowanie mu się podobało, kiedy kobieta nie była samymi kośćmi. Przez chwilę
zastanawiał się, jak Aggie wyglądałaby w ciąży z ich dzieckiem, ale przegonił tę myśl, jak tylko się pojawiła. Nie miał ochoty zostawać ojcem. Nie miał na kim się wzorować. I na pewno nie chciał spieprzyć psychiki dziecka tak, jak ojciec spieprzył jego. – Ile małych Lionheartów planujecie, tatuśku? – spytał Eric. – Tyle, na ile się zgodzi – powiedział Sed i uśmiechnął się szelmowsko. – Jestem winien naszemu gatunkowi przekazanie swoich doskonałych genów. Eric prychnął i spojrzał na Jace’a. – A ty gdzie masz swoje spodnie, Jace? Nie pasowały? Dopilnowałem, żeby były dość krótkie, co było znacznie łatwiejsze niż znalezienie historycznego stroju w rozmiarze L. Dwieście lat temu nie wyróżniałbyś się z tłumu, mały. Jace był zbyt przyzwyczajony do żartów o swoim wzroście, żeby zareagować. – Nie wiem, czy pasowały. Nie przymierzałem ich. Nie zamierzam ich założyć. – To tak było można? – warknął Sed, zerkając z lekceważeniem na spodnie do kolan. – To tutaj będzie wesele? – spytał Trey, dołączając do grupki Sinnersów. – Zaraz przebiję sobie bębenki. Co to za pieprzona muzyka? – To nazywasz muzyką? – spytał Sed, zerkając podejrzliwie w kierunku DJ-a. – Prawie się nabrałem na to gówno. – To gówno jest popularniejsze niż nasza muza – powiedział Eric. Sięgnął za Seda po talerz, ale Sed go przyblokował, jakby grali w koszykówkę jeden na jednego, a nie nakładali jedzenie. – Uwolnij mnie od cierpienia. – Trey chwycił nóż do masła, zazgrzytał zębami i skierował nóż do ucha. – Na twoim miejscu bym tego nie robił – powiedział Eric. – Twój mały móżdżek gdzieś się tam ukrywa. – Chwycił nadgarstek Treya i zaczęli odgrywać scenę walki. – Zrobię to – powiedział Trey, wzdrygając się, kiedy nóż osunął się i zahaczył o kolczyk w jego uchu. – Położę temu kres. Przerwę ten hałas.
– Jace, zabierz Millsowi nóż – polecił Eric – zanim zakrwawi kaszankę. Jace ścisnął nadgarstek Treya, wyjął z jego ręki nóż i odłożył tępe ostrze na stół. – Może powinieneś pogadać z DJ-em – zasugerował Jace. – Poproś go, żeby zagrał coś, co lubisz. – No, to byłoby sensowne rozwiązania – stwierdził Eric. – A DJ to akurat kobieta – zauważył Sed, nakładając kilka racuszków na zapełniony talerz Jessiki. – Ach, tak – powiedział Trey, prostując się z zainteresowaniem. – Reagan wie, że flirtujesz z każdą kobietą, z którą przebywasz dłużej niż sekundę? – spytał Eric. – Oczywiście, że wie. Nie jest ani głupia, ani ślepa – powiedział Trey. – Wie też, że niewinne flirtowanie do niczego nie prowadzi. – A przynajmniej do niczego, czego nie chcesz – powiedział z szerokim uśmiechem Jace. Eric puścił Treya, który poprawił swoją dopasowaną burgundową kamizelkę z brokatem i naciągnął koronkowe rękawy. Czy faceci w tamtych czasach naprawdę nosili takie wdzianka? Jakim cudem gatunek ludzki nie wyginął? Niemęskie ubrania chyba nie pobudzały produkcji testosteronu u ich przodków. Trey wygładził brew mokrym palcem i ruszył w kierunku ryku dochodzącego z olbrzymich głośników. – Nie wiem, dlaczego Reagan to toleruje – powiedział Eric, krzyżując ręce na piersi. – Gdybym zachowywał się tak w stosunku do innych kobiet, miałbym zakaz wjazdu do cipki Rebeki przez miesiąc. Jace się roześmiał. – Rebeka ci nie ufa? – Ufa – powiedział Eric. – Po prostu stawia wyraźne granice. – Aggie też – przyznał Jace. Ale podobnie jak Reagan wiedział, że jego kumplowi można ufać. Trey będzie dobrze się bawił z innymi kobietami, ale nie złamie łączącej ich więzi
emocjonalnej ani nie zdradzi. – Jess też stawia granice – dodał Sed, opierając pełen talerz o przedramię i biorąc drugi, żeby nałożyć desery. – Stawia granice? Jeśli będziesz ją tak żywił, zamknie swoje granice na amen – powiedział Eric. – Spoko, jest gościnna. – Sed się wyszczerzył. – A ostatnio jest tak napalona, że z trudem ją zadowalam. – Może powinieneś wynająć kogoś do pomocy – zażartował Eric. Sed uderzył go racuchem w czoło. Nieoczekiwanie w pomieszczeniu zaległa cisza. Mimo że Jace starał się nie słuchać muzyki, jej brak natychmiast dało się zauważyć. Z głośników rozległ się głos Treya. – Mam nadzieję, że umiecie tańczyć do Exodus End – powiedział. – Nie wytrzymam dłużej muzyki klubowej. Tłum na parkiecie zerknął na niego, kiedy znany wstęp do Bite rozniósł się po dużej sali. Najwyraźniej nikt nie wiedział, jak tańczyć do Exodus End, więc Trey wszedł na parkiet, żeby im pokazać. Jace poczuł czyjąś dłoń na lędźwiach. – Jest coś dobrego do jedzenia? – spytała Aggie. Spojrzał na nią i się uśmiechnął. – Nie mam pojęcia. Sed blokuje kolejkę. – Już prawie skończyłem. – Sed nałożył kolejny kawałek na drugi talerz. – Aha – powiedział Eric – tylko że dla nas nic nie zostanie. – Walnąłbym cię, ale nie mam wolnej ręki. – Z chęcią podejmę się tego zadania za ciebie – powiedziała Aggie. – Za pewną opłatą. Nie pracuję za darmo. – Wciąż cię kasuje, Jace? – zażartował Eric. – Od jutra już nie – powiedział. – Małżeństwo z Aggie jest korzystne finansowo. – W końcu basiści zarabiają trochę więcej niż ulotkarze – odparła Aggie.
– Tylko trochę – powiedział. Eric uniósł brew. – Kontrakt nie zapewnia ci równego podziału z zysków Sinnersów? – Zapewnia. – Jace wzruszył ramionami. Nie dbał o pieniądze. Miło było się utrzymywać z tego, co kochał robić, ale dałby radę bez całej tej kasy. Znał biedę, choć nie chciał znowu się zastanawiać, skąd weźmie na następny posiłek, ale przeżył to raz, więc poradziłby sobie i drugi. – To nasz żart – powiedziała Aggie. – Moja matka chciała wybadać go, ile zarabia. Sed prychnął. – Brzmi jak moja teściówka. – Myślałem, że ty i Jess zerwaliście z nią kontakt po tym, jak zachowała się na weselu – powiedział Eric. – No tak, ale postanowiła się kontrolować, jeśli będzie mogła widywać się z wnukiem. Nawet udaje jej się nie wkurzać Jessiki, więc na razie nie dostała zakazu wstępu na porodówkę. – Jessica wygląda na głodną – powiedziała Aggie. – I jeśli ktokolwiek ją wkurza, to ty. Sed wreszcie odszedł od stołu, pozwalając ciągnącej się kolejce na nałożenie jedzenia. – Jesteś cudowna – wyznał Jace Aggie. – To nic takiego. Sed myśli jak typowy facet. Łatwo go zmanipulować. – Pocałowała Jace’a w kącik ust. – Wciąż staram się wykombinować, jak podejść ciebie, żebyś robił to, co chcę. Pozostajesz dla mnie zagadką. – Trójnóg nie jest skomplikowany – powiedział Eric. – Po prostu zażartuj z jego niskiego wzrostu. Denerwuje się i zapomina o tym, że jest taki smętny i nie ma poczucia humoru. – Nie jest niski, jest idealny – powiedziała Aggie. – Może to ty jesteś nienaturalnie wysoki. Jace uniósł brwi, a kąciki ust mu zadrżały w triumfującym uśmiechu. – Eric jest zazdrosny, bo mam większego fiuta.
Eric wpatrywał się w niego z otwartymi ustami, najwyraźniej nie mogąc znaleźć riposty. – No tak – powiedział wreszcie. – Mój fiut nie jest mały. Jest idealny. Może po prostu twój jest nienaturalnie duży. Aggie i Jace wybuchli śmiechem. – I takiego go lubię – powiedziała Aggie, czule klepiąc Jace’a po tyłku. Eric wziął dwa talerze i jakby na zawołanie, Rebeka zjawiła się u jego boku, omijając kolejkę. – Hej – zaprotestowała Aggie. – Byliśmy tu pierwsi. – Eric zajął mi miejsce – powiedziała Rebeka. Czerwone pasemka wplecione w jej blond włosy idealnie pasowały do sukni balowej. – Czyżby? – powiedział Eric z rozbawieniem. – Tak. – A ty gdzie byłaś, panno Reb? – spytała Aggie. – Planowałaś kolejne żarty, żeby przestraszyć mnie i Jace’a? Jeśli zdziwienie na twarzach Erica i Rebeki było udawane, powinni zająć się aktorstwem zamiast muzyki. – O czym mówisz? – spytał Eric. – O wiadomości, którą napisałeś szminką na lustrze – powiedziała Aggie. – Bardzo dojrzałe, Eric. – Założyła ręce pod dużymi piersiami i spiorunowała go wzrokiem. Jace niemal zapomniał o dziwnych wydarzeniach, które zaszły przed balem. Wzdrygnął się, kiedy ponownie poczuł niepokój. – I co rzekomo napisałem? – spytał Eric, chichocząc, kiedy nakładał jedzenie na talerz. – Wychodź! Wychodź z cipki Aggie, Jace! Spóźnisz się na własny obiad próbny? – Dobrze wiesz, co napisałeś, dupku – mruknęła Aggie. – On jest mój – powiedział Jace. Wziął ciężki biały talerz z porcelany, kiedy Eric ruszył ze swoją żoną wzdłuż stołu. Eric odwrócił głowę i zerknął na Jace’a. – Chcesz nam o czymś powiedzieć, mały?
– Nie. – Łokciem szturchnął Erica w żebra. – Tak właśnie było napisane. – Z przyjemnością wziąłbym na siebie zasługę przestraszenia nieprzestraszalnych… – Istnieje takie słowo? – przerwała Rebeka mężowi. – Jeśli nie, powinno istnieć. – To nie ty? – spytała Aggie, opierając się o Jace’a, żeby spojrzeć na Erica. Jej jasnoniebieskie oczy błagały, żeby się przyznał do kłamstwa. – Nie. Czekaliśmy tu na was – odparł Eric. – Może jakaś fanka Jace’a przyjechała sabotować jego ślub. Choć tylko o jednej słyszałem. – A może zamek jest naprawdę nawiedzony. – Jace powiedział na głos to, co myślał. – Widziałeś ducha? – spytała podekscytowana Rebeka. – Słyszałam, że duch królowej nawiedza zamek i okolice. Przez cały wieczór miałam nadzieję, że ją zobaczę. – Widziałem… – Jace zmarszczył czoło, kiedy próbował zrozumieć, co widział na podwórzu. – Coś. – Naprawdę? – zapiszczała Aggie. – To tylko gra światła i mgły. – Jace wzruszył ramionami, starając się przekonać bardziej samego siebie niż zaciekawionych słuchaczy, że to, co widział, nie było duchem. Nie wierzył w takie rzeczy, prawda? – Buu! – krzyknął Eric i trącił Jace’a, nieudolnie próbując go przestraszyć. Za swoje wysiłki zarobił jedynie przydepnięcie stopy. – Na pewno nie napisałeś tamtej wiadomości na lustrze? – spytała Aggie. Eric pokręcił głową. – Może ci się przywidziało. – Też ją widziałem – powiedział Jace. – Czyli oboje macie halucynacje – stwierdził Eric, wzruszając ramionami. – Super! – odparła Rebeka. – Chcę to zobaczyć. Starliście ją? Aggie pokręciła głową.
– Później ci pokażemy. Znacznie później, pomyślał Jace. Może jak słońce wzejdzie i Halloween się skończy. Obiady próbne zazwyczaj trwały do rana, prawda? Na to przynajmniej liczył. Jace przygryzł wargę i wrócił do nakładania jedzenia na talerz, nie zwracając uwagi, co zje, kiedy usiądzie przy stoliku. Cała czwórka dosiadła się do Briana i Myrny. Para skończyła jeść, ale wciąż starali się przekonać swojego upartego synka do przełknięcia nieznanego mu jedzenia w miejscu, które miało dla niego ciekawsze atrakcje niż tata naśladujący samolot i krążący łyżką wokół jego ust. Sądząc po plamach na koszuli Briana, wyglądało na to, że Mal nie był fanem brytyjskiej strawy. – Nie smakuje mu – stwierdziła Myrna. – Jemu nic nie smakuje – powiedział Brian, zamykając oczy, kiedy Mal wypluł czerwoną maź. Buraczki? Brian odruchowo sięgnął po serwetkę i wytarł twarz z czerwonej brei. – Zjesz cokolwiek, Mal? – Nie! – odpowiedział Malcolm. – Jeśli zjesz obiad, dostaniesz deser. – Brian spróbował przekupstwa. – Nie! – Jesteś zmęczony?– spytała Myrna. – Nie! – Czego chcesz? – Dół! – Malcom starał się wyswobodzić z wysokiego krzesła, ale pasek między jego pulchnymi nóżkami uniemożliwiał ucieczkę. Brian podniósł wijące się dziecko z powrotem na siedzenie i poprawił tackę. – Dół, ploszę, tatusiu – powiedział Malcolm z najsłodszą miną i podniósł tłuściutkie rączki, raz po raz zamykając i otwierając dłonie. Brian był silniejszy. Jace nie miał wątpliwości, że sam natychmiast uległby prośbom dziecka.
– Może po prostu musi rozchodzić energię, która go rozpiera – zasugerowała Myrna. Młody musiał wysysać energię z mamy i taty, kiedy spali, i gromadził ją na własne potrzeby, bo dwójka rodziców wymieniła zmęczone uśmiechy. Tak właśnie było, zdecydował Jace. Nie będzie dobrym rodzicem. Potrzebował snu jak niczego innego. A z dzieckiem nie będzie mógł spać do południa. – Nie zejdziesz, dopóki nie zjesz kolacji – powiedział Brian do nadąsanego malca. – Tley! – krzyknął Malcom z głębi płuc. – Tley! Przywołany ojciec chrzestny pojawił się przy stoliku chwilę później. – Co robisz mojemu ulubionemu kumplowi? – Trey przesunął dłonią po nastroszonych czarnych włosach Malcolma. – Karmię go – powiedział Brian. – Kto będzie jadł, kiedy można imprezować? – Posłał psotny uśmiech chrześniakowi, który natychmiast go odwzajemnił. – Chcesz imprezować, Mal? – Tley! – zawołał Malcolm, sięgając po dyndający mankiet koszuli Treya i ściskając go. – Ploszę. Brian potarł czoło i pokręcił głową. – Poddaję się. Trey wyjął chrześniaka z wysokiego krzesła. Uwolniony z więzienia Malcolm natychmiast zauważył swoją ulubioną zabawkę do ciągnięcia – włosy Erica – i pochylił się, żeby chwycić długi, rudy kosmyk kusząco spoczywający na ramieniu wujka. Eric wstał, żeby nie zostać oskalpowanym, i poszedł za Treyem i Malcolmem, którzy ruszyli w kierunku parkietu. Po chwili udało mu się wyciągnąć włosy z uścisku Malcolma. – Twoi kumple mają zły wpływ na nasze dziecko – powiedziała Myrna do Briana. – Zwłaszcza Trey. – Jej psotny uśmiech mówił, że się droczyła, ale Brian oparł czoło o stół i otarł twarz obrusem. – Jesteśmy przeklęci – mruknął. – Przeklęci.
– Dużo mówi – zauważyła Aggie. – Dzieci są tak gadatliwe w wieku dziewięciu miesięcy? Myrna się rozpromieniła. – Zazwyczaj nie. Jego lekarz mówi, że nigdy nie spotkał tak zdolnego dziecka. – Przeklęci! – powtórzył Brian. Jace roześmiał się i spróbował czegoś, co miało być zapiekanymi cynaderkami. Danie było nieco słone, ale nie tak odrażające, jak się obawiał. – Jest tak śliczny, że powinno to być zabronione – powiedziała Aggie, patrząc, jak dziecko się śmieje i piszczy w ramionach Treya, który energicznie podrygiwał z malcem w rytm ryczącej z głośników Metalliki. Eric wrócił do stolika, pocierając głowę, z której, dzięki uporowi Malcolma, z pewnością ubyło kilka włosów. – Wasze dziecko mnie nienawidzi. Myrna pokręciła głową. – Uwielbia cię, Eric. Po prostu wie, że Trey jest jego sługusem, więc ciągnie go do niego. Brian podniósł głowę. Położył łokcie na stole i oparł podbródek o kłykcie. – Macie jakieś informacje z agencji adopcyjnej? – spytał Erica. – Wciąż jesteśmy na liście oczekujących – odparła Rebeka. – ale kiedy wrócimy, zgłosimy się jako rodzina zastępcza dla starszych dzieci. – Dzieci? – powiedział Brian, zaskoczony liczbą mnogą. – Stwierdziliśmy, że zaczniemy od dwójki czy trójki – odparł Eric, grzebiąc w swoim jedzeniu. – Agencjom trudno znaleźć dom dla rodzeństwa, ale my jesteśmy na to otwarci. – Jesteście pewni, że chcecie zacząć od gromadki? – spytała Myrna. – Wychowywanie dzieci potrafi nieźle wymęczyć. – Jesteśmy pewni – powiedzieli jednocześnie Rebeka i Eric. Jace zerknął na Aggie, która wpatrywała się gniewnie w swój talerz, i doszedł do wniosku, że nie chodziło o problem z wyborem
jedzenia. Złapał ją za rękę pod stołem i szepnął: – Co się stało? – Zastanawiam się, czy zmieniłeś zdanie o posiadaniu dzieci – powiedziała. Przy stole zapadła cisza, gdy cztery pary oczu nagle zaczęły się dookoła rozglądać. – Eee… – powiedział Jace. – Nie mam dobrego podejścia do dzieci. – Z własnym jest inaczej – powiedział Brian. – Albo adoptowanym jako własne – pospiesznie dodał Eric, kładąc opiekuńczo dłoń na plecach swojej żony. Tak, i wtedy byłby całkowicie odpowiedzialny za spieprzenie im życia. – Chcesz dzieci? – Jace spytał cicho Aggie. Wiercił się na krześle, nie będąc pewien, czy chce usłyszeć odpowiedź. – Tylko z tobą – odpowiedziała. – Uuu – wtrącił się Eric i ścisnął policzek Jace’a. – Chyba cię lubi, Trójnogu. Jace poczuł żar napływający do twarzy. Od lat starał się zapanować nad czerwieniem się, ale nic z tego nie wychodziło. – Mam nadzieję – odpowiedział. – Jutro wychodzi za mnie za mąż. Kiedy skończyli jeść, Eric wstał i stuknął łyżeczką o szklaneczkę whisky. Dzika muzyka ucichła i wszyscy spojrzeli na niego. – Toast! – zawołał Eric, a goście tańczący na parkiecie wrócili do swoich stolików po kieliszki. Aggie chwyciła pod stołem rękę Jace’a – pewnie jako wsparcie moralne. Nikt nie mógł przewidzieć, co wymyśli Eric. Jace posłał jej pocieszający uśmiech i zamarł, kiedy twarz, która nie należała do Aggie, odwzajemniła uśmiech. Twarz, którą rozpoznał jako dawno nieżyjącą królową Katarzynę Parr. Serce zaczęło mu walić w piersi; zamknął oczy i otworzył je ponownie, oddychając z ulgą, gdy zobaczył jasnoniebieskie oczy swojej narzeczonej. Może powinien podarować sobie dziś wódkę.
Chociaż i tak nic nie pił. – Dzięki, że przyszliście, zamiast odpoczywać po długim locie – zawołał Eric do gości. – Wiem, że urządzenie balu z okazji Halloween zamiast obiadu próbnego nie jest zgodne z tradycją, podobnie jak zapraszanie na to wydarzenie kogoś poza orszakiem ślubnym, ale mam przeczucie, że szczęśliwa para skończy jutrzejsze wesele, zanim napiję się wystarczająco dużo, żeby wygłosić ckliwy toast przed rodziną i przyjaciółmi. Na szczęście dziś jestem po czwartej whisky. – Kilkoma łykami opróżnił szklaneczkę i z hukiem postawił ją na stole. – Teraz już po piątej. – Wyznaniu towarzyszył gromki śmiech. – Mimo że ci dwoje nie przestrzegają tradycji… – Zerknął na Jace’a i Aggie. – Wiecie, małżeństwo należy konsumować po ślubie. Żart wywołał pokrzykiwania i gwizdy. – Możesz kontynuować – mruknął Jace. – … ale wreszcie zalegalizują swój związek. Kiedy wrócą do Stanów i załatwią prawdziwe świadectwo zawarcia związku małżeńskiego. Będziecie musieli powtarzać słowa przysięgi? Aggie skinęła głową. – Druga szansa na błąd. – Albo wręcz przeciwnie – odpowiedziała Aggie. Eric mrugnął do niej i odwrócił się do gości. – Wszyscy wiemy, że papier uprawni ją do połowy tego, co posiada Jace, ale jutro przede wszystkim będziemy świadkami tego, jak pan młody przybiera kolor żurawiny, wyznając swojej cudownej kobiecie, w obecności Boga i nas, że nigdy nie będzie jej wart. Jace już teraz przybrał kolor żurawiny. – Jest wart – powiedziała Aggie i ścisnęła rękę Jace’a pod stołem. – Wznieście kieliszki do toastu. Podniesiono kieliszki. – Za zdrowie szczęśliwej pary, Katarzyny i Tomasza. Niech wasza miłość przetrwa wieki. Jace znieruchomiał. Czy coś mu się przesłyszało?
Rebeka klepnęła męża po udzie. – To nie jest śmieszne, Eric. – Co nie jest śmieszne? – Przekręcanie imion – syknęła głośno przez zaciśnięte zęby. – Naprawdę powiedziałem coś źle? – Potarł twarz palcami. – Może powinienem zatrzymać się na czwartym drinku. Chciałem oczywiście powiedzieć: za Jace’a i Aggie. Niech jak najmniej się z nim męczy. Wielu gości roześmiało się, lecz nie Jace ani Aggie. Przekręcenie ich imion nie byłoby niczym wielkim, ale dlaczego wybrał akurat te konkretne imiona? Czy Eric zrobił to celowo? Wiedział, że umysł Jace’a płata figle? A może było inne wyjaśnienie? Jace wypił kieliszek szampana jak pozostali goście, ale nie mógł się uspokoić. – To Eric robi sobie z nas żarty – szepnęła mu do ucha Aggie. – Założę się o swój loch. Faktycznie wszystko na niego wskazywało, ale Jace miał wątpliwości. Z głośnika rozległ się głos Treya: – Chyba czas, żeby przyszli państwo Seymour pojawili się na parkiecie. Co o tym sądzicie? Entuzjastyczne oklaski poderwały Jace’a na nogi. Nienawidził tańczyć, ale uwielbiał być w ramionach Aggie, a taniec zaspokoi potrzebę bliskości. Może pod wpływem jej uścisku przestanie się trząść. Podał rękę Aggie, ale nie spojrzał na jej twarz. Chyba obawiał się, że zobaczy twarz innej kobiety. Nie był pewien, czy zniósłby to po raz trzeci. Czuł się jak tchórz – co nieczęsto mu się zdarzało – ale nie miał doświadczenia z tak dziwnymi i przerażającymi zdarzeniami. Nie wymyślił jeszcze sposobu na opanowanie emocji wywoływanych niecodziennymi wydarzeniami w zamku i jego okolicy. Ale Aggie dawała mu siłę. Miał nadzieję, że teraz też mu jej trochę przekaże. Aggie wzięła jego dłoń i pośród głośnych oklasków poszła za nim na parkiet.
– Dedykuję tę piosenkę wam – powiedział Trey. – I mojemu psu, Sparky’emu. Niech spoczywa w spokoju. Z głośników zaczęła się sączyć najbardziej znana ballada Sinnersów Goodbye Is Not Forever. Jace przyciągnął Aggie w ramiona, żeby nie myśleć o tym, że wszyscy na nich patrzą. Skupił się na dotyku jej ciała. Położył ręce na jej lędźwiach, a jej piersi musnęły jego pierś. Niestety spódnica była zbyt rozłożysta, żeby mógł przytulić ją tak blisko, jak chciał. Kiedy kołysali się w rytm muzyki, w jego głowie rozbrzmiał inny utwór, próbując przyciągnąć jego uwagę. Utwór, którego nigdy nie słyszał. Walc grany przez utalentowany kwartet smyczkowy. Czekałam, szepnął głos w jego głowie. – Co? – głośno szepnął Jace. Nagle ogarnął go chłód. Wzdrygnął się, lecz nie otworzył oczu. Wiedział, że się przesłyszał. Czy jeśli Aggie dowie się, że stracił rozum, zostawi go? Przyciągnął ją bliżej. – Co co? – spytała Aggie. – Nic – odparł, zanurzając twarz w jej szyi i wdychając jej zapach. Znany i kojący. Czekałam, a ty nigdy nie przyszedłeś, powiedział głos. Czy twoje słowa były kłamstwem, Tomaszu? Czy nigdy mnie nie kochałeś? Dlaczego odrzuciłeś naszą córkę? Dlaczego złamałeś obietnice? Jace odpowiedział jej głośno, ale nie był pewien, skąd pochodziły jego słowa. – Mój świat skończył się w dniu twojej śmierci, Katarzyno. Nie mogłem nikogo więcej pokochać. Nawet naszej córki. Aggie natychmiast znieruchomiała. – Kim jest Katarzyna? – spytała ostro. – I jaka córka? O czym ty, kurwa, mówisz, Jace? – Właściwie to nie ja to powiedziałem – przyznał. Choć wolałby, żeby było inaczej. Byłoby to mniej dziwne niż powiedzieć jej, że nawiedza go duch.
– Powiedziałeś – nalegała. – Wyjaśnij mi, co się dzieje. Przyciągnął ja do siebie, mając nadzieję, że ta bliskość położy kres dziwnym wydarzeniom. Przynajmniej teraz słyszał tylko przejmującą melodię Goodbye Is Not Forever. Może odbiło mu przez przedślubny stres, a kiedy będzie po wszystkim, przestanie słyszeć głosy i widzieć ducha Katarzyny Parr. – Po prostu tańcz ze mną – błagał. – Tylko tańcz. Zacieśniła uścisk i zaczęła się z nim kołysać. – Jace, wiem, że coś dziwnego się z tobą dzieje – szepnęła mu do ucha. – Cokolwiek to jest, możesz mi powiedzieć. Możesz mi zaufać. Ufał jej, ale nie miał zamiaru nic mówić. Co miałby powiedzieć? Słuchaj, kochanie, kompletnie postradałem zmysły. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko widzeniom intymnym w pokoju bez klamek. – Jace? Proszę, nie zamykaj się przede mną. Nie mógł się zmusić, żeby uspokoić ją słowami, więc pocałował ją, mając nadzieję, że dotyk jego ust przegoni jej strach. Poczuł dreszcz na plecach, gdy żyrandol nad ich głowami zatrzeszczał. Pogłębił pocałunek, licząc, że dzięki temu skupi całą swoją uwagę na Aggie i będzie mógł ignorować dziwne rzeczy, które się działy dookoła. Kiedy w domu koncentrował się tylko na niej, nie słyszał głosów, nie czuł zimna i nie widział przedmiotów żyjących własnym życiem. Aggie przegoniła demony jego przeszłości, więc z kilkoma prawdziwymi duchami też sobie poradzi. Jednak Aggie nie spodobała się jego technika uników. Odsunęła usta od jego warg i chwyciła jego twarz w obie dłonie. – Nie robimy już tego, pamiętasz? – powiedziała. – Czego? – warknął. – Nie całujemy się? – Nie, to będziemy robić często – odparła z uśmiechem. – Ale nie mamy przed sobą tajemnic. – Ty zachowałaś dla siebie informacje o Starr – przypomniał. Spuściła głowę i wbiła wzrok w jego tors. – To był błąd – powiedziała. – Mam nadzieję, że nie zrobisz
tego samego co ja. Kimkolwiek jest ta Katarzyna, powinieneś mi o niej powiedzieć. Raczej nie. Nie powinien. Nie wszystko. Ale nie chciał martwić Aggie, więc postanowił zacząć od półprawd. – To nie tak jak myślisz. Nie kocham Katarzyny, Aggie. Nigdy nie kochałem. Ponad nimi rozległo się głośne trzaśnięcie. Jace kątem oka zauważył spadający żyrandol i odepchnął Aggie z całych sił. Zatoczyła się do tyłu, bezwstydnie lądując na tyłku, gdy żyrandol roztrzaskał się między nimi o podłogę. Przerażona Aggie wpatrywała się przez ułamek sekundy w Jace’a. Po chwili wstała i wybiegła z sali pośród zaskoczonych szeptów gości, którzy widzieli, jak mało brakowało do tragedii. Jace ruszył za nią z łomoczącym sercem. – Nic jej się nie stało? – usłyszał wołającego za nim Erica, ale nie zatrzymał się, żeby odpowiedzieć. Nie mogę jej stracić. Nie znowu. Szukałem jej tak długo, nie mogąc odnaleźć do niej drogi. Jace zatrzymał się w długim korytarzu, rozglądając się w obu kierunkach za swoją kobietą. Zauważył rąbek eleganckiej, zielonej sukni balowej znikający za rogiem. Zimny wiatr owiał jego szyję, zachęcając do podjęcia poszukiwań. Muszę to wytłumaczyć. Muszę ją znowu zobaczyć, muszę jej powiedzieć. Za długo tułałem się samotnie. Potrzebuję jej po śmierci bardziej, niż potrzebowałem za życia. Nie pozwolę jej uciec. Jace przystanął. Skąd się brały te myśli? Przycisnął ręce do czaszki, starając się jej wyrzucić. – Zamknij się – warknął. Tomasz! Imię rozbrzmiewało w jego myślach. Jego nogi zaczęły się poruszać, prowadzić go korytarzem, gdzie widział skrawek jej sukni. Wyszedł do ogrodu, gdzie z ciemnego nieba spadały płatki śniegu, roztapiając się, jak tylko dotknęły ziemi. Jego oddech zmienił się w chmurę pary.
– Katarzyno? – zawołał. Zostaw ją! Usłyszał jej gniew w sobie i równie silnie go poczuł. W oddali zauważył ruch i jego serce zwolniło. Aggie stała w ogrodzie, obejmując się ramionami i usiłując powstrzymać szloch. – Aggie? – Podszedł bliżej. – W porządku? Pokręciła głową i poszła w głąb ogrodu. Uciekała od niego. Aggie nigdy nie powinna od niego uciekać. – Aggie, nie uciekaj. Muszę… – Przełknął ślinę i ruszył za nią. – Muszę ci coś powiedzieć. – Podbiegł, goniąc ją przez ogród w kierunku kaplicy. W kierunku grobu Katarzyny Parr. Nie był pewien, dlaczego szła w tamtą stronę, ale musiał ją powstrzymać, zanim wejdzie do środka. Po bliskim spotkaniu z żyrandolem zaczął wierzyć, że duchy mogą skrzywdzić człowieka. A na to nie mógł pozwolić. Kiedy wreszcie ją dogonił, chwycił ją od tyłu i objął w pasie, przyciskając jej plecy do swojego torsu. Chciał, żeby przeniknęła w jego ciało, gdzie byłaby bezpieczna. Chciał ją ochronić. Ogrzać. Nie protestowała. Jedynie wypuściła powietrze i oparła się o niego. – Dlaczego uciekałaś ode mnie? – spytała. – Nie od ciebie – powiedziała. – Po tym, jak spadł żyrandol, zobaczyłam kogoś… kogoś, kto nie był tobą, stał tam i patrzył na mnie. – Tomasz – domyślił się Jace. – Nie jesteś zaskoczony – powiedziała. – Dlaczego nie jesteś zaskoczony? – Sądzę, że to nie nim trzeba się przejmować. – Był pewien, że to Katarzyna trzaskała drzwiami i zrzucała lampy z sufitu. – Przeraził mnie. Wiesz, co się dzieje? Postradałam rozum? – Jeśli tak, to ja też – powiedział, przysuwając czoło do jej ramienia. – Aggie, chyba duch mnie nawiedza. – W takim razie jest nas dwoje – powiedziała Aggie. – Wiesz, co powinniśmy z tym zrobić? – Nie mam zielonego pojęcia.
Rozdział 10 Aggie rozmasowała zmarznięte palce. Myślała, że padnie trupem, kiedy zobaczyła nieznajomego stojącego w miejscu Jace’a na parkiecie. Uniknięcie zderzenia z żyrandolem było niczym w porównaniu z tamtym widokiem. – Myślisz, że powinniśmy wyjechać? – spytała. Nie chciała odwoływać ślubu, ale tu naprawdę działo się coś dziwnego i nie miała ochoty, żeby szalona, nieżyjąca królowa Anglii wzięła ją na cel. Jace westchnął i zacieśnił uścisk. Tak dobrze było ją przytulać. Była tak rzeczywista, namacalna… i w niczym nie przypominała ducha. Aggie wzdrygnęła się na myśl o tym, co zobaczyła w zamku. – Może musimy pomóc im się odnaleźć. Wtedy powinni nas zostawić samych. To chyba ja sprowadziłem tu Tomasza z Tower of London, a ona czekała na niego przez ten cały czas. Aggie pokręciła głową, zadowolona, że odzyskuje rozsądek. W sali balowej przeraziła się nie na żarty, ale teraz zaczęła wątpić, czy widziała Tomasza Seymoura. Po prostu coś się jej przywidziało. Tak, to miało większy sens. Ale Jace mówił o nich – dwóch duchach – jakby były prawdziwe. – No dobra, to już jest zbyt dziwne – powiedziała. – W ogóle nie wierzę w takie rzeczy. – Ja też nie, ale trudno zaprzeczyć, kiedy doświadczasz czegoś takiego. Aggie miała inne zdanie na ten temat. – Jeśli o mnie chodzi, nie mam żadnego problemu, żeby zaprzeczać – stwierdziła. – Też słyszałaś głosy? – Ścisnął jej dłoń, jakby usiłować wycisnąć zgodę z jej ust. – Nie, tylko widziałam. Ty je słyszysz? – Niestety. I to często. Nawet ją słyszałem. I czasem widzę. W tobie. Myślałem, że straciłem rozum.
Aggie zadrżała. – Może straciłeś. – Może. – W takim razie ja też. – Aggie obróciła się w ramionach Jace’a i wtuliła się w jego pierś. – Nie znam się na tych sprawach. Lekko się zaśmiał i musnął nosem jej szyję. – A kto się zna? – Może Łowcy Duchów. – Zawsze podejrzewałem, że to jakaś ściema. – Ja też. – Nie sądziłem, żeby one chciały nas skrzywdzić – powiedział, przyciągając ją bliżej. – A przynajmniej dopóki nie spadł żyrandol. Mógł cię zabić. – Nic mi nie jest – zapewniła go. – Chociaż nie mam ochoty na powtórkę. Może powinniśmy im to wybić z głowy. – A jak to zrobimy? Wzruszyła ramionami. – Nie mam pojęcia. Jak mówiłam, nie znam się na tych rzeczach. – Gdzie się podział jakiś zaklinacz dusz, kiedy go potrzeba? A może egzorcysta by się bardziej nadawał? Zaśmiała się i odsunęła, żeby móc mu spojrzeć w oczy w słabym świetle ogrodowych latarni. Śnieg zmienił się w szarą mżawkę. Aggie poczuła zimno przenikające przez jej skórę. Wcześniej, przez strach i napływ adrenaliny, nie reagowała na niską temperaturę. Znów wtuliła się w Jace’a, przekonując siebie, że po prostu chce znaleźć się bliżej jego ciepłego ciała, a nie że boi się rzeczy, w które nie wierzyła, i że w obecności Jace’a czuła się bezpiecznie. Wydawał się bardziej podatny na te cuda niż ona, więc spytała: – Kiedy po raz pierwszy usłyszałeś głosy? Znacznie łatwiej było mu rozmawiać, jakby to był jego problem, nie jej. – Kiedy wysiedliśmy z samochodu pięć miesięcy temu.
Aggie zesztywniała. – Słyszałeś ich podczas pierwszej wizyty? Dlatego wtedy tak dziwnie się zachowywałeś? – Tak. – I zgodziłeś się tu wrócić? Ja bym uciekła, gdzie pieprz rośnie. – Ciągnęło mnie do tego miejsca. Wciąż mnie ciągnie. – Czyli przez całe życie jesteś opętany duchem Tomasza Seymoura? Aggie poczuła ruch ramion Jace’a, kiedy wstrząsnął nim dreszcz. – Nie, wcześniej go nie spotkałem. Chyba wykorzystuje mnie jako swojego przewodnika. Nie może znaleźć tego miejsca, jeśli mnie tu nie ma. – Ale dlaczego ty? – Nie mam pojęcia. Nie mówi mi o swoich planach, ani nie tłumaczy, o co w tym chodzi. – Ją też widzisz? – Czasami – przyznał – kiedy patrzę na ciebie. I będę szczery: cholernie mnie to przeraża. – Wciąż uważam, że może dobrze byłoby wyjechać. Wygląda na to, że Tomasz cię nie nachodzi, kiedy nas tu nie ma, a nasze żyrandole w domu są nowe. – Nie uważasz, że powinniśmy spróbować im pomóc? Chcą być razem, ale nie mogą się dogadać. Aggie roześmiała się i uścisnęła Jace’a. – Kiedyś sami mieliśmy z tym problem. – Jesteście tu? – krzyknął Eric ze schodów przy bocznym wejściu. – Tak – odkrzyknął Jace. – Aggie żyje? Usunęliśmy diabelski żyrandol z parkietu. Możecie już wrócić. – Jesteśmy teraz zajęci – odpowiedział Jace. – Uprawiacie tam seks? – spytał. – Mogę popatrzeć? Od dawna nie widziałem nikogo poza sobą i Reb.
– Nie i nie – krzyknęła Aggie. – Cholera – mruknął i zawrócił. – Powinniście wracać do środka. Jest zimno. Aggie zakryła zimne uszy Jace dłońmi. – Prawie nie zauważyłam – szepnęła. – Boję się wracać na bal. Wszyscy pewnie myślą, że zwariowałam, gdy tak wybiegłam. – Po prostu uważają, że doznałaś szoku po tym, jak żyrandol usiłować cię zabić. – To chyba jest lepsze wytłumaczenie – powiedziała. – Przespacerujmy się po ogrodzie. Nie jestem gotowa stawić czoła pytaniom. Wpatrywał się w nią z niecodzienną intensywnością. Jeśli się nie myliła, miał zaszklone oczy. – Co się dzieje, kochanie? – spytała. – Kiedy żyrandol spadł, pomyślałem… – Przełknął ślinę. – Pomyślałem, że mogę cię stracić. – Dzień przed ślubem? – powiedziała Aggie. – Miałbyś szczęście. Odsunęła się od Jace’a i wzięła go za rękę. Teraz, kiedy nie była do niego przytulona, czuła zimno. Nie mogła uwierzyć, że męczył się z tym sam. A właściwie mogła. I nagle poczuła się jak kompletna idiotka przez to, że wcześniej się z nim tak okrutnie zabawiła. – Jace, muszę ci coś wyznać. I przeprosić. – Ścisnęła jego palce. – Przepraszam, że próbowałam cię przestraszyć. Gdybym wiedziała, że naprawdę słyszysz głosy i widzisz duchy, nie zrobiłabym tego. – Przestraszyć? Kiedy mnie przestraszyłaś? – spytał. – To ja napisałam tamtą wiadomość na lustrze. To miał być taki halloweenowy żart. Myślałam, że jutro będziemy się z niego śmiać, ale już nie uważam, żeby to było śmieszne. Jace cmoknął ją w usta. – Dzięki Bogu, że to ty. Zacząłem myśleć, że duchy mogą wyrządzać prawdziwe szkody. Może to zbieg okoliczności, że żyrandol spadł, kiedy powiedziałem, że nie kochałem Katarzyny.
– Może – powiedziała, ale wątpiła w to. – Ale musimy mieć pewność – powiedział, ciągnąc ją w kierunku kaplicy. – Gdzie idziemy? – Do środka. Odwiedzić grób Katarzyny. Aggie zatrzymała się w pół kroku. – O nie, nie ma mowy – powiedziała, energicznie kręcąc głową. – Nie wejdę tam w Halloween. – Dlaczego nie? Chyba nie wierzysz, że są tam prawdziwe duchy, co? – Może. Chciałabym powiedzieć, że wszystko da się wyjaśnić, ale jeśli mówią do ciebie i je widzisz… – Poklepała go po ramieniu. – Ujmę to tak: wolę wierzyć w duchy niż w to, że straciłeś rozum. – To dobrze, bo muszę rozprawić się z nimi – powiedział. – A teraz, gdy wiesz, co się ze mną dzieje i nie uważasz mnie za świra, czuję, że mogę stawić czoło problemowi. Chcę mu stawić czoło. Z tobą. To, co mówię, ma jakiś sens? Ścisnęła jego zimne palce i się uśmiechnęła. – Tak… i cieszę się, że tak myślisz. Nie była zachwycona, ale nie mogła odmówić mężczyźnie, który nieczęsto ją o cokolwiek prosił. Jace nie był typem człowieka, który angażuje się we wszystko całym sercem. Wyjątkiem był zespół i muzyka, jego kobieta, kotka i najwyraźniej przeżywający problemy związek pary, która nie żyje od prawie pięciuset lat. Więc Aggie stwierdziła, że nie ma innego wyboru, niż pójść za nim do grobu królowej Katarzyny. W Halloween. Jeśli kobieta jest zazdrosna, jej duch musi być na nią nieźle wkurzony.
Rozdział 11 Jace poszedł sam w stronę słabo oświetlonego grobu. Aggie została na korytarzu, ze strachem rozglądając się dookoła. Teraz, gdy Jace pogodził się z tym, co się działo, ich role się zamieniły. W ich związku często tak się działo, więc nie tracił czasu na zastanawianie się, dlaczego Aggie bała się czegoś, co raczej nie mogło jej skrzywdzić, a on nie był sparaliżowany strachem przez to, co mogło się wydarzyć. Widok żyrandola leżącego na podłodze, w miejscu, gdzie przed ułamkiem sekundy stała Aggie – i myśl, że może ją stracić – zmieniły jego perspektywę. Jace nie pozwoli parze zagubionych dusz zagrozić jego kobiecie i zniszczyć najpiękniejszy dzień jego życia. Postanowił położyć kres całemu temu nonsensowi. Przynajmniej tak sobie powtarzał, dopóki podmuch wiatru nie zgasił kilku świec w pobliżu grobu. Zastanawiał się, czy świece paliły się przy grobie codziennie, czy tylko z okazji Halloween. – Jace! – szepnęła Aggie. – Wracajmy na bal. Goście pewnie się martwią. – Najpierw ta dwójka musi obiecać, że zostawi nas w spokoju. – Nie mogą za nami polecieć do LA, prawda? – To by było mało prawdopodobne – powiedział, uśmiechając się do własnych butów – dopóki nie powiedziałaś im, gdzie nas znaleźć. – Nie zgadzam się być nawiedzaną przez całe życie – powiedziała Aggie. Ruszyła do grobu i chwyciła rękę Jace’a, ściskając ją tak mocno, że syknął z bólu. – Katarzyno, wiem, że tu jesteś. Wyjdź i porozmawiaj z nami. Nie będę z nią rozmawiała. Z twoją dziwką. Zaczekałeś chociaż, aż moje ciało ostygnie, zanim wziąłeś ją do łóżka, Tomaszu? Aggie rozglądała się dookoła z zaciekawieniem. Przygryzła
pełne wargi, ale nie wyglądała na zdenerwowaną. Czyli nie słyszała obelgi Katarzyny. Aggie nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Nawet jeśli musiałaby stawić czoło królowej albo duchowi królowej. – Bierzesz mnie za kogoś innego – powiedział Jace. – Nie jestem Tomaszem. – Rozmawiasz z nią teraz? – szepnęła Aggie. Jace skinął głową. – Nie słyszę jej. – Powiedziała, że nie chce z tobą rozmawiać. Myśli, że Tomasz spał z tobą po jej śmierci. Wiem, że z nią spałeś. Widziałam was w domku. No dobrze, duch obserwował ich seks… To było znacznie dziwniejsze niż wtedy, gdy ich kotka postanowiła zabawić się w podglądanie. – Co powiedziała? – spytała Aggie. – Yyy… Ona… No wiesz… – Jego policzki spłonęły zażenowaniem, a żar szybko objął uszy. – Widziała nas razem. Aggie uniosła brew. – Widziała nas razem? Kiedy? Jego policzki przybrały intensywniejszy odcień czerwieni. – W domku tego popołudnia? On jest mój! Głos Katarzyny wrzasnął w głowie Jace’a. Aggie zesztywniała. – No dobrze, to usłyszałam. – Ona myśli, że jestem Tomaszem. – Pewnie jesteś z nim jakoś związany – powiedziała Aggie. – Jest tu teraz? Jace zastygł i nasłuchiwał. Po raz pierwszy miał nadzieję, że usłyszy dziwne głosy w głowie. Jego terapeuta pewnie z przyjemnością zabrałby się do tej całej historii z duchami. Jeśli kiedykolwiek mu o tym powie. Od dawna nie był na terapii, od dawna nie czuł, że jej potrzebuje. Dziwne, że teraz o niej pomyślał. – Chyba już go nie ma. Odkąd poszedłem do ogrodu, nie czuję jego obecności. Wydaje mi się, że boi się stawić czoło
Katarzynie bardziej niż my. – Nie boję się jej. – Aggie chwyciła Jace’a za poły marynarki i przyciągnęła go do siebie, żeby zatopić się w głębokim, namiętnym pocałunku. Początkowo był zbyt zaskoczony, żeby ją odsunąć, a potem, kiedy jego żar narastał, nie chciał tego zrobić. Objął ją i przysunął bliżej, kiedy ich usta i języki się połączyły. W głowie Jace rozbrzmiewały coraz cichsze łkania, aż zupełnie umilkły. – Naprawdę zrobicie to przy grobie? – za ich plecami rozległ się aksamitny głos. – Sama lubię makabrę, ale to jest zbyt hardcore’owe nawet jak na ciebie, Ice. Jace zesztywniał. Celowo unikał Starr – Fire – odkąd Aggie powiedziała mu, że kiedyś były kochankami. Niestety z pomieszczenia prowadziło tylko jedno wyjście i na nieszczęście Starr stała w przejściu. Aggie odsunęła się od Jace’a. – Nie planowałam posunąć się tak daleko – powiedziała do Starr, a potem ściszyła głos do szeptu – ale próbujemy zezłościć zazdrosnego ducha, a to powinno w tym pomóc. – Nie chcę jej bardziej złościć – powiedział cicho Jace, mając nadzieję, że Starr go nie usłyszy. To że Aggie wiedziała, że był nawiedzany, to jedno, ale gdyby Starr się dowiedziała, to już zupełnie coś innego. – Chcę, żeby odzyskała spokój, nawet jeśli oznacza to pogodzenie jej z uganiającym się za spódniczkami zdrajcą, który zostawił własne dziecko i przedłożył ambicje nad rodzinę. Co mam zrobić? Głos Tomasza znów rozbrzmiał w głowie Jace’a. Gdybym cofnął czas, z przyjemnością położyłbym się w grobie u jej boku i umarł, żeby oszczędzić sobie ostatnich żałosnych miesięcy swojego życia. – Wrócił – szepnął Jace. – Znów go słyszę. Aggie puściła Jace’a i spojrzała na Starr. – Szukałaś mnie, a może przypadkiem podglądasz mnie i mojego narzeczonego w grobowcu? Starr szeroko się uśmiechnęła.
– Może nie powinnam była wam przeszkadzać. Wyglądało, że zaczyna się robić interesująco. – Nie masz pojęcia, jak bardzo – mruknęła Aggie. – Nie szukałam ciebie. Po prostu chciałam uniknąć tego durnego wielkoluda, który wciąż truje mi dupę o autograf, ale cieszę się, że cię znalazłam. Nie mam nikogo, z kim mogłabym pogadać. Jace prychnął. Eric był durnym wielkoludem, ale nie wierzył, że męczyłby Starr o autografy. Po chwili namysłu stwierdził, że jednak mógłby w to uwierzyć. – Myślałam, że podoba ci się Dare Mills – powiedziała Aggie. – O, tak. Niestety on tego nie odwzajemnia. – Starr podrapała się za uchem i spojrzała na Jace’a, zanim wróciła wzrokiem do Aggie. – Możemy pogadać? – Tym razem wbiła wzrok w Jace’a. – Same? – Wszystko, co chcesz powiedzieć, możesz mówić w obecności Jace’a – powiedziała Aggie. Starr pokręciła głową. – Nie chciałabyś, żeby to słyszał. Chcę pogadać o czymś, do czego istnienia się nie przyznajesz. – Mówisz o naszym zakończonym związku? – spytała wyzywająco Aggie. Starr uniosła wysoko brwi. – Hm, myślałam, że nie chcesz, żeby o tym wiedział. – Wskazała na Jace’a. – Powiedziałam mu, ponieważ ktoś ciągle robił aluzje, przez które Jace zaczął mieć wątpliwości co do relacji między nami. I ktoś wciąż mówi, że jeśli wtedy się nie dowiedział, tym razem będzie inaczej. Dlaczego to robisz, Starr? – Nie przeszkadza ci małżeństwo z lesbijką? – Starr skierowała pytanie do Jace’a. – Nie szufladkuję ludzi. Biorę ślub z Aggie i ze wszystkim, co się z nią łączy. Jej przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Starr pokręciła głową i przewróciła oczami.
– Czy to nie wzruszające? – Nie każ mi żałować, że cię zaprosiłam – powiedziała Aggie. – Starałam się trzymać kawałków starego życia, żebym nigdy nie zapomniała, skąd pochodzę, ale może czas zapomnieć o przeszłości. Jace wpatrywał się w Aggie z niedowierzaniem. Nie mówiła serio? Jej przeszłość stworzyła ją taką, jaką jest teraz. Kobietę, którą kochał. Czy zmieni się nie do poznania, jeśli o niej zapomni? Aggie zaśmiała się. – Oczywiście to oznaczałoby przyznanie racji mojej matce, co się nigdy nie stanie. Dlaczego tu naprawdę jesteś, Starr? – Po prostu przyszłam sprawdzić, co u ciebie. Jeśli chcesz z kimś pogadać o tym, jak on cię traktuje, zamieniam się w słuch. – Jak on mnie traktuje?! – Aggie odwróciła głowę w kierunku Starr. – Co to ma znaczyć? – Po prostu wiem, jak faceci traktują kobiety takie jak my. My – ty i ja – jesteśmy podobne, a mężczyźni postrzegają nas w określony sposób. Traktują nas też w określony sposób. Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię, Aggie. Jace nie widział wiele podobieństw między Aggie a Starr, więc nie był pewien, dlaczego Starr wrzucała je do tego samego worka. – O mój Boże, Starr – krzyknęła Aggie. – Chyba sobie, kurwa, żartujesz? Wiesz, że on nie traktuje mnie jak dziwki. Nigdy bym nie pozwoliła na coś takiego. Jesteś zazdrosna. Weź się wreszcie ogarnij. Szczęka Starr opadła i Jace przez chwilę myślał, że będzie musiał interweniować i przerwać pyskówkę, ale Starr się roześmiała. – Masz rację – powiedziała i pokręciła głową, wprawiając w kołysanie wiszące kolczyki. – Masz rację. Jestem zazdrosna. Przyznaję. I wcale nie o to, że Jace cię zdobył. Gdybym chciała, mogłabym cię mieć. Jestem zazdrosna, że znalazłaś kogoś, kto cię akceptuje tak jak on. Chryste, uratował ci dziś życie, Aggie. Podziękowałaś mu chociaż?
Aggie zerknęła na Jace’a, który nagle miał ochotę zapaść się pod ziemię. Nie musiała mu dziękować. Po prostu cieszył się, że nic jej się nie stało. – Dzięki, kochanie – powiedziała Aggie i złożyła raczej platoniczny pocałunek na jego policzku. – To nic takiego. – To nie było nic takiego – powiedziała Starr. – Nie mam nikogo, kto nadstawiłby za mnie karku w ten sposób. Jace pochylił głowę w jej stronę. – Ja bym nadstawił. – Bez problemu odepchnąłby obcą osobę, żeby uratować jej życie. Żaden problem. – Naprawdę? – pisnęła Starr. – Oczywiście, że tak – powiedziała Aggie. – Nie rozumiem, czym się ekscytujesz. – Wiesz, jak trudno znaleźć takiego faceta jak on, Ice? Aggie spojrzała na Jace’a. – Tak, wiem. I dlatego nie pozwolę, żeby cokolwiek nas poróżniło. Ani ty, ani nikt inny. Żywy czy umarły. Ruda jest wyjątkowo atrakcyjna – głos Tomasza nieoczekiwanie pojawił się w głowie Jace’a. Myślisz, że miałbym u niej szanse? – Gdzie można spotkać takiego faceta? – spytała Starr. – Może masz brata, Jace? Jace pokręcił głową, odpowiadając jednocześnie Tomaszowi i Starr. Otóż miał dla niej irytującego ducha, u którego miała szanse. – Wracajmy na przyjęcie – powiedziała Aggie. – Goście pewnie myślą, że się kłócimy. – W końcu zawsze wiedzą lepiej – powiedział Jace. Aggie się roześmiała. – No tak, większość z nich myśli, że wymknęliśmy się wcześniej, żeby spędzić czas na tańcu między prześcieradłami, a nie na parkiecie. Nie wspominając o tym, co Eric musiał im naopowiadać, kiedy nas zobaczył w ogrodzie.
Z przyjemnością zostałby z Aggie sam na sam i zatańczyłby z nią między prześcieradłami. Niestety, w zamku nie mogli być sami. A Jace zdecydowanie nie chciał, żeby Tomasz i Katarzyna krzyczeli w jego głowie, kiedy będzie jutro otwierał serce przed Aggie. Duchy muszą odejść, a on musiał je odprawić. – Wy dwie wracajcie – powiedział. – Przyjdę za minutę. Aggie zmarszczyła brwi. – Co się dzieje? Jace się zaśmiał. – Głosy w głowie. Starr spojrzała na niego dziwnie, ale Aggie pocałowała go delikatnie. – Nie każ nam długo czekać. Nie chcę, żeby ktokolwiek pomyślał, że zamordowałam cię i pochowałam w ogrodzie. Uśmiechnął się. – Oczywiście. Odprowadził je wzrokiem i po chwili przysiadł na występie grobu królowej Katarzyny. – Jesteś tam, Tomaszu? – powiedział do kamiennej podłogi. Jestem. – Idź za nią. Idź za Katarzyną. Nie wahaj się. Idź teraz. Ona mnie nie chce. – Czekała na ciebie pięćset lat. Pragnie cię. Kocha cię. Ale ją zraniłeś, więc musisz to naprawić. Nie chcesz spędzić wieczności samotnie, prawda? Jace poczuł w sercu głęboki żal. Nie wiedział, czy to był jego smutek, czy Tomasza. Wieczność samotnie? Kiedyś myślał, że samotne życie jest nie do zniesienia. Nie mógł wyobrazić sobie wieczności spędzonej samotnie. Gdybym wiedział, że zobaczę ją ponownie, nie szukałbym zapomnienia w ramionach innych kobiet. Kat była inna. Kat rozumiała mnie, widziała człowieka pod maską drania. Wiedziała, jaki byłem, i mnie kochała. – Mam taką kobietę – powiedział Jace.
Dbaj o nią. Jace skinął głową. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Przez chwilę milczał, zastanawiając się, czy jego starania będą wystarczające. Mimo że mieli przed sobą całe życie wypełnione miłością, nie był pewien, czy starczy mu czasu, żeby dać Aggie wszystko, na co zasługiwała. Ale jeśli będą mogli być ze sobą na zawsze – nawet po śmierci – wtedy może mu się uda. Może ona zdoła zrozumieć głębię jego oddania. Nie mógł sobie wyobrazić rozpaczy, którą Tomasz musiał przeżywać po śmierci Katarzyny; najpierw patrzył, jak ich dziecko w niej rośnie, widział, jak je trzyma w ramionach, kocha je, a kilka dni później patrzył na jej śmierć… zostawiła ich samych. Jace nie wiedział, czy podjąłby tę samą decyzję, co Tomasz – nie mogąc kochać dziecka, które razem stworzyli, zostawił je – czy może trwałby przy córce i troszczył się o ten mały kawałek Katarzyny, jaki został na ziemi. Jednak wiedział, że jeśli kiedykolwiek straci Aggie, jego serce równie dobrze będzie mogło się zatrzymać. – Jesteś, Tomaszu? – spytał Jace. Tak. – Stary, idź powiedz Katarzynie, co czujesz. Po prostu jej to powiedz. A jeśli mi nie przebaczy? – Przynajmniej się starałeś. Czy ty też powiesz swojej pani, co czujesz? – Jutro – obiecał Jace. – Kiedy wezmę z nią ślub. Złoży swoje serce u jej stóp i będzie się modlił, żeby go nie zdeptała.
Rozdział 12 Jace drgnął. Deszcz smagający okna brzmiał niczym cicha kołysanka, która utrudniała przebudzenie. Powoli otworzył oczy i zobaczył wbite w siebie niebieskookie spojrzenie. Wzdrygnął się, wydając jęk zaskoczenia. – Jestem aż tak przerażający z rana? – spytał Eric z kpiącym uśmiechem. – Dlaczego patrzysz na mnie w ten sposób? – Chciałem cię obudzić siłą myśli. Udało się? Jace walnął go poduszką w twarz. – Jesteś popieprzony, Sticks. – Wiadomo. – Chwycił poduszkę w obie ręce, wyprostował się, żeby nie nachylać się dłużej nad twarzą Jace’a, i wzruszył ramionami. – Dobrze spałeś? Jace przeciągnął się niemrawo i wyszczerzył zęby z zadowoleniem. – To dobrze – powiedział Eric. – Pomyślałem sobie, że chciałbyś wiedzieć, że twój ślub zaczyna się za dwadzieścia minut… ty-który-śpisz-jak-zabity. – Co?! Jace odrzucił pościel i wyskoczył z łóżka, rozglądając się po pokoju z dezorientacją połączoną z paniką. Eric miał na sobie smoking, a zegar na kominku jasno wskazywał, że nie żartował. Za kwadrans południe. – Gdzie Aggie? – Gdzieś z Rebeką i resztą kobiet. Wyobrażasz sobie, że nie pozwoliły mi popatrzeć, jak się ubierają? Jace ruszył do szafy i wyciągnął z niej pokrowiec ze smokingiem. Rzucił go na łóżko i szarpnął za zamek. – Jednak jesteś perwersem. Większość kobiet uważa, że to dziwne. – Po prostu nie wiedzą, co tracą. – Zwilżył palec i wygładził nim brew.
Jace pokręcił głową i się roześmiał. – Perwers zawsze będzie perwersem. Jego wypucowane buty wypadły z pokrowca, a on sięgnął po spodnie. Stwierdził, że nie ma czasu na prysznic. Dobrze, że wczoraj się umył, zanim poszedł spać. Bez Aggie, ale i bez duchów. – Swój pozna swego. Ale Rebeka obiecała mi, że później będą mógł popatrzeć, jak się rozbiera. – Masz szczęście, że spotkałeś taką kobietę. – To samo mogę powiedzieć o tobie i Aggie. Na każdego czeka gdzieś jego druga połówka. Jace wrzucił na siebie ubranie, zerkając co rusz na zegar. – Dlaczego nie obudziłeś mnie, kiedy wyszedłeś rano? – Budziłem. Kilka razy. Mówiłeś, że wstajesz. Aggie wysłała mnie, żebym sprawdził, co u ciebie, skoro jeszcze się nie zjawiłeś. Dobrze, że to zrobiła. Przespałbyś swój ślub. Jace nie pamiętał, żeby Eric go budził. Raczej późno się położył. Kiedy wrócił na bal – bez Tomasza przenikającego do jego myśli – goście robili sobie niewybredne żarty, że próbował zabić Aggie żyrandolem, ale stchórzył w ostatniej chwili. Jego przyjaciele mieli dziwne poczucie humoru. – Chyba nie mam czasu na kofeinę. – Jace założył smoking i usiadł na skraju łóżka, żeby zająć się skarpetami. – Nie, ale znajdź czas na umycie zębów. Nie chcesz chyba powalić Aggie oddechem smoka. Jace wsunął buty i pognał do łazienki. Starając się nie ochlapać moczem butów, kiedy mył zęby i przynosił ulgę pęcherzowi, powtarzał w myślach słowa przysięgi. Nie było mowy, żeby zapomniał, co ma powiedzieć. Wszyscy tam będą, ale stwierdził, że jeśli nie oderwie wzroku od Aggie, da radę. Choć i tak jego żołądek zaczął przypominać kolejkę górską. – Dasz radę – powiedział do swojego odbicia w lustrze, kiedy nakładał odrobinę żelu na rozjaśnione końcówki włosów, żeby je niedbale nastroszyć.
Przepłukał usta płynem i umył ręce. Przebiegł dłonią po szczęce i się skrzywił. Jego zarost był trochę dłuższy niż zazwyczaj, ale raczej nie miał czasu, żeby go przyciąć. Cholera, dlaczego nie obudził się wcześniej? Aggie będzie wściekła, jeśli się spóźni. I mimo że uwielbiał, jak go karała, nie chciał jej zawieść. Stwierdziwszy, że wygląda całkiem nieźle jak na dziesięć minut przygotowań, pospieszył do pokoju dziennego. Eric czekał na niego z dużym parasolem w ręku. Wydawało się, że kusi los, otwierając i zamykając go w domu. Eric zerknął w górę i zauważył schodzącego Jace’a. Zaciśnięte usta Erica zadrżały, kiedy oceniał strój przyjaciela. – Czyli na ślub wskoczysz w strój pingwina, ale wczoraj nie chciałeś założyć bryczesów. – Tak się nazywają tamte paskudne spodnie? Bryczesy? Serio? – Jace uśmiechnął się, a potem wybuchnął śmiechem, zadowolony, że coś pomogło mu się rozluźnić. Eric miał talent do poprawiania naturalnie posępnego nastroju Jace’a. Nie wiedział, co by z sobą począł, gdyby w jego życiu nie było tego wstrętnego dupka. – Tamte spodnie to poważna sprawa – krzyknął z oburzeniem Eric. – Ich wybór był historycznie uzasadniony. – Eric próbował zachować powagę, ale po chwili również skręcił się ze śmiechu. Po chwili otoczył ramieniem na plecy Jace’a i poklepał go po ramieniu. – Lepiej? – spytał. – Aha – powiedział Jace, ocierając łzy z oczu. – Gotowy wziąć ślub? – Pewnie. Eric otworzył parasol, a Jace drzwi. Lało. – Cholera, pada – mruknął Jace. – Deszcz w dniu ślubu przynosi szczęście – powiedział Eric. Próbował przepchnąć duży, otwarty parasol przez drzwi, ale były znacznie szersze niż drewniana framuga. – Jak na mój gust trochę za dużo tego szczęścia. – Jace skrzywił się na widok ciemnych chmur. Przynajmniej ślub nie
odbywał się na świeżym powietrzu. Pamiętał, jak przez deszcz skończył się ślub na plaży Seda i Jessiki. Zabawne, że młoda para ostatecznie nie była zdenerwowana. Na ich miejscu byłby nieźle wkurzony. Chrząkając z udawanego zmęczenia, Eric próbował bokiem przejść z parasolem przez drzwi. – Nie zmieścisz się bez względu na to, jak bardzo tego chcesz – zauważył Jace. – Ona też tak powiedziała – odpowiedział automatycznie Eric. – Może właśnie dlatego nie powinno się otwierać parasoli w domu. To nie ma nic wspólnego ze szczęściem, wszystko rozbija się o ich kształt. – Próbował przeciągnąć za rączkę, choć na niewiele się to zdało. – Cholera, spóźnię się, jeśli nie przestaniesz pajacować. – Zaczeka na ciebie – zapewnił go Eric, ale lekko złożył parasol, żeby zmieścił się w drzwiach. Jace był niemal nieświadomy otoczenia, kiedy z pospiechem ruszyli do pięknej kaplicy, gdzie miał powiedzieć swoją przysięgę. Jak ona szła? Zaczął nerwowo wykręcać dłonie, żeby przypomnieć sobie słowa, które powtarzał do bólu. Słowa, które wyrażały dokładnie to, co czuł do Aggie. Za cholerę nie mógł przypomnieć sobie choć jednego z nich. – Zdenerwowany? – spytał Eric, ściskając ramię Jace’a. – Nie pamiętam – powiedział ze smutkiem. – Nie pamiętasz, czy jesteś zdenerwowany? – Nie pamiętam, co chciałem powiedzieć. – I tak nikt nie zwraca na tę część uwagi – powiedział Eric. Zapewnienia Erica nieco uspokoiły Jace’a, choć wiedział, że on kłamie. Może chłopaki będą myśleć o sezonie futbolowym albo zastanawiać się, która z druhen jest najseksowniejsza, ale kobiety – a szczególnie jedna z nich – będą wsłuchiwały się w każde słowo. Doskonale o tym wiedział. – Spisałeś tekst przysięgi? – spytał Eric, spoglądając na niego, jakby został właśnie przyjęty na oddział intensywnej terapii bez szans na wyzdrowienie.
– Z tysiąc razy – powiedział Jace. – Więc po prostu przeczytaj. Aggie wie, że świrujesz w obecności tłumu i totalnie głupiejesz w romantycznych sytuacjach. Nie będzie jej przeszkadzało, że czytasz słowa przysięgi. Zrozumie. Jace potarł ręką zarost. – Podarłem wszystko. Nie chciałem, żeby znalazła. Eric prychnął. – Bardzo mądrze, stary. – Nie pomagasz, drużbo. – A miałem pomagać? Myślałem, że miałem tylko stać za tobą przy ołtarzu i złapać cię, jeśli zemdlejesz. Jace walnął go w ramię, a kiedy Eric zrobił unik, żeby nie dostać drugi raz, lodowata woda z parasola chlupnęła wprost na twarz Jace’a. Strużki spłynęły po jego szyi za kołnierz. Wzdrygnął się z zimna i przemknął obok czujnie spoglądającego Erica. Lekko otumaniony do tej pory, przynajmniej poczuł się nieco bardziej ożywiony. Był jednak zaskoczony, jak czujny jest Eric. Koleś wypił wczoraj tyle, że razem z Rebeką musieli go praktycznie zanieść do łóżka. – Jakim cudem nie masz dziś kaca? – spytał. – Myrna – odparł Eric. Jace uniósł brew. Co żona Briana miała z tym wspólnego? – Myrna? – Tak. Kazała mi zjeść swojego banana i wypić wszystkie jej soki. Zaskoczony Jace wpatrywał się w niego w osłupieniu. – Co? – Zawsze uważałem, że laska ma do mnie słabość. – Eric puścił oko. Jace się zaśmiał. – Jak one wszystkie. – A potem mruknął pod nosem: – W twojej wyobraźni. – Mów tak dalej, a nie złapię cię, kiedy zemdlejesz. Kilka osób stało przed kaplicą pod parasolami. Matka Aggie
byłą jedną z nich. Jak zawsze w jednej ręce miała zapalonego papierosa, ale w czarnej sukni druhny wyglądała całkiem elegancko. – Nie byłam pewna, czy przyjdziesz, Maynard – powiedziała, zaciągając się papierosem i wypuszczając podłużną chmurę dymu, kiedy na niego patrzyła. Przyzwyczaił się, że próbowała go oceniać, i wiedział, że wynikało to z troski o córkę. Po prostu kobieta miała dziwny sposób okazywania uczuć. – Wiedziałaś, że przyjdę – powiedział. Wrzuciła papierosa do kałuży i skinęła głową, unikając jego wzroku. Wyciągnął rękę i dotknął jej zimnego, nagiego ramienia. Spojrzała na niego i zamrugała, przeganiając łzy. – Dzięki tobie jest szczęśliwa – powiedziała cicho drżącym głosem. – Nigdy nie przestawaj jej uszczęśliwiać. – Obiecuję. Zanim zdołał odsunąć się od niej, zaczęła go obejmować. Jace normalnie się nie przytulał, ale w tym przypadku zrobił wyjątek. Otoczył szczupłą Tabithę ramionami i objął. Na początku delikatnie, a potem odrobinę mocniej, żeby wiedziała, że nie żartuje. Jej całe ciało drżało nie tylko z chłodu. – A niech cię, nie doprowadzaj mnie do płaczu – powiedziała, a potem odsunęła się i pacnęła go w pierś. – Ja się nie rozklejam. Spojrzała na niego – oczami niepokojąco podobnymi do oczu Aggie – a potem uszczypnęła go w policzek i poszła ku otwartym drzwiom kaplicy z parasolką w ręku. Czy właśnie zbliżył się z matką Aggie? Może wreszcie przestanie go nazywać Maynardem. Głowy obróciły się, gdy szedł w kierunku ołtarza. Wiedział, że powinien powitać gości i podziękować im za przelecenie tysięcy kilometrów, żeby uczestniczyć w jego ślubie, ale bał się, że jeśli skupi się na czymś innym niż na ambonie, to albo dostanie mdłości, albo Eric do końca życia będzie robił sobie z niego jaja, że zemdlał na własnym ślubie. Dlaczego nie mógł być pewien siebie jak reszta Sinnersów? Żaden z nich nie denerwował się na
swoim ślubie. A może denerwowali się, ale umieli to dobrze ukryć? – Miał pan wejść od tyłu – powiedział ktoś przy jego łokciu. – Naprawdę? – Tak bardzo kręciło mu się w głowie, że nie był pewien, kto do niego mówi i co kobieta miała na myśli przez „wejść od tyłu”. Brzmiało trochę perwersyjnie. – Dobrze się pan czuje, panie Seymour? Jest pan blady. Zerknął na kobietę i rozpoznał organizatorkę ślubu, Charity. Uśmiechnęła się do niego uprzejmie i wzięła go za rękę. Poczuł lodowate zimno, gdy objęła zmarzniętymi palcami jego ciepłą dłoń. – Zdenerwowany? – spytała. Przełknął ślinę i skinął głową. – Występuje pan przed tysiącami fanów, prawda? Ponownie skinął i wpatrywał się w kremową klapę jej żakietu. Zauważył, że miała w nią wpięty mały kwiat z rubinów, dzięki czemu mógł skoncentrować się na czymś innym niż ewolucje swojego żołądka. – Jak pan sobie z tym radzi? – Chowam się – powiedział, a jego usta zadrżały w lekkim uśmiechu. – Bo fani to obce osoby. A tu są przyjaciele. Denerwowałby się pan w ich obecności? – Raczej nie – przyznał. – I właśnie o to chodzi. To tylko grupa przyjaciół. Po prostu spotkanie jest nieco bardziej oficjalne niż zazwyczaj. – Pochyliła się i szepnęła: – Niektórzy mówią, że wyobrażenie sobie ludzi bez bielizny pomaga. – Wolę po prostu na nich nie patrzeć. – Jeśli to panu pomoże – powiedziała życzliwie. – Ale kiedy zabrzmi marsz weselny, ma pan patrzeć na pannę młodą. Proszę to obiecać. Na wspomnienie panny młodej Jace poczuł się słabo. – Jace? Nakazał sobie wziąć się w garść. – Obiecuję – powiedział cicho.
– Proszę nie zapomnieć. Skinął w milczeniu. Nie musiał długo stać przed gośćmi i się pocić. W ciągu kilku minut harfa zaczęła grać. Podniósł głowę i wbił wzrok w wejście, ale rozczarowany nie zobaczył tam Aggie. Dare Mills szedł w jego kierunku ze Starr u boku. Jace wziął głęboki wdech i patrzył na zbliżającą się parę, mając nadzieję, że Dare nie zauważy, jak wariuje z nerwów. Pragnął szacunku tego mężczyzny i miał wobec niego ogromny dług wdzięczności. Może dlatego był kompletnie zaskoczony, kiedy Dare walnął go mocno w ramię. – Głowa do góry, stary – powiedział z diabelskim uśmiechem. – Nie idziesz na egzekucję. Starr się roześmiała, a Dare wyswobodził się z jej uścisku, żeby mogli stanąć po przeciwległych stronach ołtarza. Reszta orszaku ślubnego wchodziła dwójkami. Każdy drużba wymierzył mu cios, kiedy przechodził obok. Brain walnął go w brzuch, Sed w kark, a Trey, z zalaną łzami Tabithą u boku, pociągnął go za nos. Jace był nieco zdezorientowany ich zachowaniem, dopóki nie nadeszła ostatnia para. Ericowi nie wystarczyłoby walnięcie go w ramę czy szturchnięcie w żebra: puścił rękę żony, żeby móc założyć Jace’owi nelsona, i potarł kościstymi kłykciami jego głowę. – Lepiej? – spytał, kiedy go uwolnił. – Co? – Wyglądałeś, jakbyś miał zaraz zemdleć. Lekki fizyczny ból skutecznie go rozluźnił. I trzymał na nogach. Czyli to Eric kazał chłopakom mu przywalić? Podziałało. Jace już nie miał wrażenia, że zaraz zemdleje. Musi zapamiętać, żeby potem podziękować Ericowi równą liczbą ciosów. Rozbrzmiały pierwsze dźwięki marszu weselnego i wszyscy wstali, żeby spojrzeć na pannę młodą. Z sercem walącym o żebra jak wiertarka udarowa i kolanami miękkimi jak z waty, Jace zapomniał o oddechu. A gdy ujrzał Aggie, oddychanie i tak nie było istotne. Nie widział nic poza nią, kiedy zrobiła krok w jego kierunku.
Z każdym kolejnym krokiem jego serce rosło, aż bał się, że się udusi. Nigdy w życiu nie widział niczego piękniejszego. Długie włosy miała misternie upięte wokół małej, lśniącej tiary. Podkręcone kosmyki otaczały jej twarz. Jej piękną, uśmiechniętą twarz. Och, Aggie. Jego Aggie. W jej spojrzeniu było tyle miłości, że czuł, jak to uczucie go przyciąga, aż wreszcie nie mógł się opanować i stopy same poniosły go ku niej. Kilkoro gości zaśmiało się z zachwytem, więc mimo mętliku w głowie zrozumiał, że robi coś niezgodnie z tradycją, ale czuł, że powinien się z nią spotkać w połowie drogi. Że powinien dotknąć jej policzka, kiedy stanęła przed nim. Że powinien zatopić się w jej błękitnych oczach. Że powinien wziąć wdech, zanim pochyli się i pocałuje jej delikatne usta. – Trójnogu! – usłyszał, jak Eric woła do niego z przedniej części kościoła. – Źle to robisz. Może. Ale czuł, że postępuje właściwe. Ona była tą właściwą. Od kiedy zobaczył ją tańczącą w Paradise Found w Vegas, była tą jedyną – jakby była stworzona tylko dla niego. I wiedział, że nigdy nie będzie czuł się dobrze, jeśli kiedykolwiek ją straci. Ich usta powoli się rozstały, kiedy się cofnął i otworzył oczy. Uśmiechnęła się i dotknęła jego policzka. – Zatraciłeś się na chwilę? – spytała. – Odnalazłem się – powiedział głosem ściśniętym od emocji. Lekko przechyliła głowę, promiennie się uśmiechając. – Chcesz teraz wziąć ze mną ślub? Skinął głową energicznie. Policzki bolały go od uśmiechu, który nie mógł wyrazić bezbrzeżnej radości, jaka w nim wybuchła. Wziął ją pod rękę i resztę drogi do ołtarza przemierzyli wspólnie. Był szczęśliwy, że to ona patrzy, gdzie idą, ponieważ nie mógł oderwać od niej oczu. Nieoczekiwanie przystanęła i pociągnęła go za łokieć, żeby zatrzymał się przy niej. Ktoś głośno odchrząknął, a Jace przeniósł wzrok z twarzy Aggie na księdza, który wpatrywał się w niego z uniesioną brwią. Jace oblizał wargi i spróbował przełknąć ślinę, bo
nagle zaschło mu w gardle. – Wygląda pięknie, prawda? – spytał ksiądz. – Tak – odparł Jace, nie mogąc się powstrzymać przed zerknięciem na nią. Wow. Nawet tandetne, pozłacane serce z plastiku u jej naszyjnika wyglądało idealnie. Wiedział, że to był jedyny przedmiot, jaki miała od ojca i cieszył się, że założyła go dziś, mimo że kontrastował z eleganckim materiałem jej białej sukni. – Myślisz, że jesteś w stanie zachować trzeźwość umysłu, żeby się z nią ożenić? – Boże, mam nadzieję, że tak – powiedział, wciąż wpatrując się w pannę młodą. Aggie cicho się zaśmiała, a rumieńce zabarwiły jej policzki, gdy wpatrywała się w bukiet czarnych róż, który trzymała na wysokości talii. Jace już nie był zdenerwowany. Ani zażenowany. Był dumny. Pewny siebie. Mógł stawić czoło najbardziej onieśmielającemu zadaniu – nawet mówieniu o uczuciach w obecności przyjaciół – dopóki Aggie stała u jego boku. – Połączcie dłonie i stańcie twarzą do siebie – poinstruował ksiądz. Aggie oddała bukiet Rebece, która rozłożyła jej długi tren, a następnie podała ręce Jace’owi. Wziął je w swoje, zauważając, że lekko drżały. Uniósł jej dłonie do swoich ust i czule pocałował, zanim opuścił głowę i przycisnął do swojego czoła. Kochał tę kobietę – wielbił ją – i nie interesowało go, kto go widział. Właściwie chciał, żeby wszyscy zobaczyli jego oddanie. Ksiądz ponownie odchrząknął i Jace niechętnie się wyprostował. Łzy napłynęły do oczu Aggie, kiedy posłała mu drżący uśmiech, który ścisnął jego duszą na myśl, że za długo poddawał się bólowi. – Dzięki tobie jestem znów szczęśliwy – powiedział. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Przygryzła wargę, muskając kciukami jego palce i wzbudzając dreszcz przyjemności. Nie mogąc zachować dystansu, skoro wyglądała na tak bezbronną i
zdenerwowaną, Jace puścił jej dłonie i przyciągnął ją w ramiona. Od razu lepiej, pomyślał, gdy rozluźniła się przy nim. Jego palce znalazły ozdobną wstążkę z tyłu sukienki. Przypominała mu sznurowanie w niektórych jej gorsetach, była tylko trochę delikatniejsza. Wieczorem na pewno znajdzie czas, żeby podziwiać jej suknię ślubną, kiedy zacznie ją rozbierać. – Nie lubi pan wykonywać poleceń, prawda, panie Seymour? – powiedział ksiądz. Jace nie miał wyrzutów sumienia, że nie przestrzegał protokołu, więc nawet nie przeprosił. – Nie ma ksiądz pojęcia, jak bardzo – odezwała się z końca orszaku Starr Lancaster. – To jedna z jego zalet – szepnęła Aggie i złożyła pocałunek na wrażliwym miejscu jego szyi. Niechętnie poluzował uścisk, żeby móc spojrzeć swojej pannie młodej w oczy i powstrzymać się przed nadmiernym podnieceniem w obecności Boga i wszystkich. – Czy mogę kontynuować uroczystość, czy też mam zaczekać, aż się poprzytulacie? Jest po prostu zazdrosny, pomyślał Jace, posyłając Aggie psotny uśmiech. – Nie powinien mu ojciec dawać wyboru – powiedział Eric. – Facet w jego położeniu wybierze macanki bez uroczystości. – Eric! – syknęła Rebeka ostrzegawczo i spiorunowała go wzrokiem. – Po prostu stwierdzam fakt – powiedział Eric. Jace zachichotał wraz z innymi gośćmi, ale obrócił się, żeby spojrzeć na księdza. – Proszę kontynuować. Zostawię większość przytulanek na później. Kiedy ksiądz spojrzał na swój egzemplarz Biblii, żeby prowadzić uroczystość, Jace opuścił dłonie i ścisnął tyłek Aggie. Pisnęła z zaskoczenia. – Powiedziałem, że większość – szepnął. – Wiesz, co robię niegrzecznym chłopcom? – szepnęła mu
Aggie do ucha. Też nie zwracała najmniejszej uwagi na oficjalną przemowę księdza. – Mhm – mruknął. Ze wszystkich sił starał się słuchać natchnionych słów księdza i nie pozwolić myślom wędrować do grzesznych rzeczy, które Aggie robiła niegrzecznym chłopcom. Jace był zatopiony w świecie potencjalnych kar, kiedy ksiądz powiedział: – Czy przygotowaliście tekst własnej przysięgi? Jace znieruchomiał. Jego serce natychmiast zaczęło dwa razy szybciej bić. Aggie spojrzała na niego wyczekująco, a on nie mógł przypomnieć sobie słów, które chciał jej powiedzieć. Ani jednego. Na szczęście dobrze go znała. Kiedy ksiądz niecierpliwie gładził boki Biblii, goście wiercili się na krzesłach, a orszak ślubny bawił się kciukami, Aggie cierpliwie czekała, aż Jace odzyska głos. Ksiądz odchrząknął. – Mógłbym… – Ciii… – Aggie uniemożliwiła księdzu kontynuowanie uroczystości. – Proszę zaczekać. Jace skoncentrował się na jej twarzy, pozwalając, żeby cała reszta zniknęła. Nie było to trudne; Aggie promieniowała mocniej niż słońce. Wszystko bladło przy niej. Kiedy wpatrywał się w nią, jego puls zwolnił, myśli się wyostrzyły i odnalazł spokój, który kiedyś znajdował jedynie po odpowiedniej dawce fizycznego bólu, wymazującego psychiczne cierpienie. Myślał, że nigdy nie pokona tego cierpienia. Ale pokonał. I musiał jej powiedzieć, ile to dla niego znaczyło – ile ona dla niego znaczyła. Wziął głęboki oddech i zmusił się, aby słowa wypłynęły z tego zranionego miejsca, którego nigdy nie pokazał nikomu prócz niej.
Rozdział 13 Aggie widziała, że Jace usiłuje wydobyć z siebie głos, i usiłowała zwalczyć obezwładniający instynkt opiekuńczy – ten, który jedynie Jace umiał w niej wyzwolić. Nawet chciała zwolnić go z tego obowiązku i nie kazać mu mówić tego, co miał jej powiedzieć w dniu ślubu. Ale jej mądrzejsza część wiedziała, że musiał to zrobić bardziej dla siebie niż dla niej. Nie mogła przestać myśleć o tym, jak wyszedł do niej, żeby spotkali się w połowie przejścia. Nie była pewna, czy te kilkanaście kroków, które zrobił w jej kierunku, miały dla niego takie samo znaczenie jak dla niej. Byli partnerami. Kochankami. Przyjaciółmi. Zawsze spotykali się pośrodku drogi. Dlatego gdy spojrzał na nią z absolutnym oddaniem, pocałował i dotknął jej pośrodku nawy, kompletnie się rozpłynęła. Jako domina była przyzwyczajona, że mężczyźni ją wielbią, ale w sercu i w myślach zawsze traktowała Jace’a jako równego sobie. Więc kiedy okazał całkowite oddanie w obecności setki świadków, ten gest wiele dla niej znaczył. Cholera, znaczył wszystko. Wciąż czuła ucisk w gardle. – Przez kilka miesięcy starałem się ująć w słowa to, co czuję – odezwał w się końcu. – Nigdy nie znalazłem idealnych słów, ale skończył mi się czas, żeby wymyślić coś lepszego, więc będziesz musiała mi wybaczyć, jeśli coś sknocę. Chciała szepnąć, że cokolwiek powie, będzie idealne, ale bała się mu przerwać, żeby nie zamilkł. – Przez całe życie ludzie widzą tylko część mnie – powiedział głośno i dobitnie. – Niektórzy widzą to, co chcą zobaczyć. Moja matka widziała jedynie te części mnie, które stały na drodze jej marzeniom. Mój ojciec patrzył na mnie i nie widział nic poza stratą, bólem i buntem. Moja pierwsza miłość, Kara… – Przełknął ślinę. – Kara widziała przygodę i beztroskę, widziała we mnie łobuza. Mówił o ludziach, których stracił, zanim stał się mężczyzną,
ale Aggie wiedziała, jak mocno go ukształtowali. Poprawka: ukształtowali kawałki Jace’a. Ale nie jego całego. Bo on był niewiarygodnie odporny i utalentowany, i współczujący, i kochający. I jej. Jace kontynuował: – Niektórzy widzą to, co pozwolę im zobaczyć. Moi trenerzy boksu widzą brutalność, która potrzebuje ujścia. Dominy widziały perwersję, która zniekształca moją percepcję bólu i przyjemności. Fani widzą muzykę, która we mnie płonie. Dla mojego zespołu jestem wciąż świeżakiem, który chce zostać zaakceptowany jako jeden z nich, i nic nie poradzę, że do dziś są moimi idolami. Dla mojego kota jestem żywicielem i dużą zabawką. Ale ty, Aggie… ty jesteś inna. Ty widzisz mnie całego. Te najlepsze i te najgorsze kawałki. Pracowałaś ciężko, żeby je złożyć niczym najbardziej frustrujące puzzle świata. Uśmiechnęła się. Dokładnie tak było na początku i jego spostrzeżenie ją zdumiało. – Nie sądziłem, że jestem wart zachodu. Byłem rozbity i pokonany. I nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Pokręciła głową i ścisnęła jego dłonie. Nigdy o nim tak nie myślała. Zagubiony. Zdezorientowany. Zraniony. Ale nie pokonany. – Pomimo murów, które wokół siebie zbudowałem, nalegałaś, żeby zaakceptować mnie takim, jakim jestem. I zrobiłaś to. Wiesz dlaczego? Nie ufając swojemu głosowi, pokręciła głową. – Ponieważ widziałaś wszystkie kawałki. Nawet te, których nie chciałem ci pokazać. Zobaczyłaś je i zaakceptowałaś. Złożyłaś mnie kawałek po kawałku, aż zrozumiałem, że brakuje tylko jednego elementu. Tego, który spaja pozostałe. Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, przygotowując się na bombę, którą miał na nią spuścić. Coś udawało mu się ukryć przed nią przez ten cały czas. Była pewna, że cokolwiek to jest, poradzi sobie. Po prostu wolałaby, żeby
wybrał lepsze miejsce, żeby powiedzieć jej o tym jedynym brakującym elemencie. Jace uśmiechnął się łagodnie i ścisnął jej dłonie. – Ty, Aggie. Ty jesteś tym elementem, który wszystko spaja. Brakującą częścią, która sprawia, że czuję się kompletny. Ty, Aggie. Drżącymi ustami nabrała powietrza. – Pewnie nigdy nie zrozumiem, co we mnie zobaczyłaś. Co nie pozwoliło ci poddać się, kiedy robiłem wszystko, żeby cię odepchnąć. – Kocham cię – szepnęła. – Dziękuję, że byłaś taka silna i uparta. Taka ostra i delikatna. Dziękuję ci za bycie sobą. Za to, że nigdy ze mnie nie zrezygnowałaś. Nigdy, powiedziała bezgłośnie. – Dziś złożę ci tylko jedną obietnicę, żono – powiedział. Kiedy nazwał ją żoną, poczuła moc tego słowa, ponieważ wczoraj tak wyraźnie wyjaśnił jej, co dla niego znaczyło. – Obiecuję zawsze cię kochać każdym kawałkiem siebie. Nie wiem, jak mógłbym kochać cię mniej. – Uniósł jej dłonie do ust i pocałował, ponownie wpatrując się głęboko w jej oczy z absolutnym oddaniem na twarzy. Naprawdę mogłaby się do tego przyzwyczaić. Ktoś zaczął klaskać. Entuzjazm dla słów Jace’a rozprzestrzenił się po całym kościele, a wszyscy goście głośno wyrażali swoje uznanie. Jace powoli odwrócił głowę, jakby zaskoczony, że nie są sami. I może dzięki temu otworzył się przed nią. Udając, że nie stoją w towarzystwie setki wpatrujących się w nich świadków. Zarumienił się i opuścił ręce, zerkając na nią z zakłopotaniem. – To było piękne – powiedziała. – Idealne. Ksiądz podniósł rękę i goście w końcu zamilkli. – Nie jestem pewna, co powinnam teraz powiedzieć – wyznała Aggie. – Wiedziałam, że trzeba było zacząć pierwszej. Jace przygryzł wargę i wbił oczy w rowek między jej
piersiami. Wsunęła palec pod jego podbródek i zmusiła go, żeby podniósł wzrok. Mogła jedynie wyobrazić sobie, jak trudno było mu otworzyć przed nią serce, ale jeszcze przez kilka minut będzie musiał zwalczać nieśmiałość, ponieważ miała mu do powiedzenia coś, co musiał usłyszeć. – Tworzymy interesującą parę – powiedziała. – Nieczuła suka i bezinteresowny, nierozumiany mężczyzna. Jace otworzył usta, żeby zaprotestować, ale przyłożyła palec do jego ust. – Teraz moja kolej. Lekko skinął na zgodę. – Takich facetów jak ty jadam na śniadanie i czyszczę zęby ich kośćmi – powiedziała Aggie. Kilka osób się zaśmiało. – A przynajmniej tak było, dopóki nie odkryłam, kim naprawdę jesteś. Byłeś inny, niż się spodziewałam. Odkryłeś we mnie coś, co myślałam, że straciłam. – Zacisnęła dłoń w pięść i przysunęła ją do piersi, przyciskając naszyjnik od ojca do ciała. – Moje serce. Myślałam, że go nie potrzebuję. Zawsze przysparzało mi bólu. Stawało na drodze ambicjom. Dobrze mi szło udawanie, że go nie mam. Że nie potrzebuję serca. Ani miłości. Ale wtedy ty się zjawiłeś. Wciąż się zastanawiam, jak ci się udało nie tylko przypomnieć mi, jak kochać, ale też jak potrzebować miłości. Pragnąć jej. Jak potrzebować i pragnąć ciebie. Powinnam być wkurzona, że wdarłeś się w moje życie i stałeś się centrum mojego wszechświata. Miałam plany, aspiracje, cele i w żadnym z nich nie było miejsca na mężczyznę. – Przepraszam – powiedział, a potem uśmiechnął się szeroko. – A właściwie nie. – Nie powinieneś przepraszać – powiedziała delikatniej. – Nigdy nie byłam szczęśliwsza, myląc się co do tego, co jest dla mnie najważniejsze. Ty i miłość, która nas łączy. Ona pomoże nam przetrwać wszystko. – Pogładziła zarost na jego szczęce, rozkoszując się ostrą szczeciną pod palcami. – Dziś złożyłeś mi jedną przysięgę, ale ja mam kilka dla ciebie. Ściągnął brwi.
– Obiecuję nigdy nie zmuszać cię do kupowania tamponów. – Roześmiał się. – Obiecuję, że nie uduszę cię we śnie za nieopuszczanie deski w toalecie. Obiecuję cię mocno przytulać, kiedy będziesz tego potrzebował, a jeszcze mocniej, kiedy będziesz myślał, że tego nie potrzebujesz. Obiecuję mówić ci, co myślę i czekać cierpliwie na twoją odpowiedź. Obiecuję wspierać cię w twojej karierze i pozwolić ci wspierać się w mojej. Będę twoją partnerką i twoją żoną do końca swojego życia, ale obiecuję cię wiecznie kochać. Zerknęła oczekująco w stronę księdza. Drgnął, jakby smagnęła go biczem, i odchrząknął. – Czy ty, Jasonie Michaelu Seymourze, bierzesz tę kobietę za żonę? – Tak – odparł bez wahania. – Czy ty, Agatho Christine Martin, bierzesz tego mężczyznę za męża? – Jasne, że tak – powiedziała, chcąc rozbawić Jace’a. Udało jej się. Ksiądz ponownie odchrząknął. – Obrączki. Eric wyjął obrączki z kieszeni i podał je księdzu, który powiedział coś, na co Aggie nie zwracała uwagi. Była zbyt zatopiona w brązowych oczach Jace’a, żeby być świadoma czegokolwiek poza nim samym. Jace wziął mniejszą złotą obrączkę i wsunął ją na palec serdeczny Aggie. – Przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności – powiedział. Aggie sięgnęła drżącymi rękami po obrączkę Jace’a i przesunęła przez kostkę jego palca. Pogładziła obrączkę, wcierając ją w jego ciało, żeby podkreślić fizyczny dowód ich wiecznej więzi. Była zaskoczona, jak wzruszył ją ten prosty gest nałożenia obrączki na jego palec. – Dzięki tej obrączce wiem, że Jace Seymour należy do mnie. Przyjmij ją jako znak mojej miłości i wierności.
Szczęśliwy uśmiech Jace’a przepełnił serce Aggie radością. – Ogłaszam was mężem i żoną – powiedział ksiądz. Jace, z oczami wilgotnymi od łez, przyciągnął ją do siebie i pocałował, jakby nigdy nie chciał przestawać. Aggie czuła, że namiętność i emocje toczą bój między sobą, ale jej zmysły były tak obezwładnione przez Jace’a – jej męża – że jedyne, co mogła zrobić, to przywrzeć do niego i poddać mu się. – Możesz pocałować pannę młodą – niepotrzebnie powiedział ksiądz i zatrzasnął Biblię. Goście zaczęli klaskać, a kiedy para młoda namiętnie pogłębiła pocałunek – wiwatować. Łzy szczęścia spłynęły z oczu Aggie i nawet nie próbowała powstrzymać ich napływu. Ona i Jace są teraz jednością. W jej sercu zawsze byli jednością, ale teraz zrozumiała znaczenie ślubów. Pozwalały parze i tym, którzy byli dla nich ważni, celebrować rzadką i cudowną miłość, którą dwoje ludzi znalazło w sobie. Cóż mogło być wspanialszego? Intensywny blask z ogromnego witraża nad ołtarzem rozświetlił twarz Aggie. Słońce zdołało się przebić przez chmury. Oklaski i okrzyki natychmiast ucichły, zastąpione zaskoczonymi szeptami. Aggie odsunęła się od Jace’a i obróciła głowę w stronę okna. Przed szybami pojawiła się przytulona para zjaw. Aggie się uśmiechnęła. Tomasz i Katarzyna odnaleźli się. Najwyższa pora. – Chyba się całują – powiedziała do Jace’a. – Pewnie wreszcie się dogadali. – Dzięki, że przyszliście na nasze wesele – zawołała Aggie do Katarzyny i Tomasza. Blaknąca postać Tomasza uniosła rękę w pożegnaniu i oboje się rozpłynęli. – Może miłość naprawdę jest wieczna – powiedziała Aggie, obracając się do Jace’a – i możemy wspólnie spędzić wieczność. – Mam nadzieję, kochanie – powiedział, ściskając jej dłoń i wpatrując się w jej oczy. – Ale najpierw czeka nas dużo życia. – I dużo miłości – powiedziała, ujmując jego przystojną twarz w dłonie i uśmiechając się, aż miała wrażenie, że jej policzki
eksplodują. – To jest najpiękniejsze.