Spis treści Karta tytułowa Karta redakcyjna Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23 Rozdział 24
Rozdział 25 Rozdział 26 Rozdział 27 Rozdział 28 Rozdział 29 Epilog Podziękowania Okładka
Tytuł oryginału: Moonlight on Nightingale Way Copyright © 2014 by Samantha Young All rights reserved including the right of reproduction in whole or in part in any form. This edition published by arrangement with NAL Signet, a member of Penguin Group (USA) LLC, a Penguin Random House Company. Copyright for the Polish Edition © 2016 by Burda Publishing Polska Sp. z o.o. 02-674 Warszawa, ul. Marynarska 15 Dział handlowy: tel. 22 360 38 41–42 faks 22 360 38 49 Sprzedaż wysyłkowa: Dział Obsługi Klienta, tel. 22 360 37 77 Redakcja: Joanna Zioło-Werstler Korekta: Marianna Chałupczak Projekt okładki: Steve Meditz Zdjęcia na okładce: zdjęcie Edynburga – Getty Images, zdjęcie pary – Getty Images, zdjęcie księżyca – Shutterstock Zdjęcie autorki: Mark Archibald Redakcja techniczna: Mariusz Teler ISBN: 978-83-8053-109-3 Skład i łamanie: Beata Rukat/Katka Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich. Skład wersji elektronicznej:
[email protected]
1
Wpatrywałam się z niedowierzaniem w jasnoróżowe stringi tanga suszące się na poręczy schodów przy podeście, który dzieliłam z nowym sąsiadem z naprzeciwka. Jeszcze go nie poznałam, jeśli nie liczyć ubiegłej nocy, gdy wysoki, ekstatyczny pisk wyrwał mnie ze skupienia nad pracą. Dziewczyna mojego nowego sąsiada wykonywała seksualną wokalizę. Głośno. Bardzo głośno. Nic nie mogłam zrobić, tylko czekać sfrustrowana, aż wreszcie skończą. Trwało to długo (muszę przyznać, że wykazali się dużym wigorem) i zrobiło się tak późno, że poszłam spać mimo mizernych postępów w redagowaniu zleconej mi książki. A teraz z majtek tego wyjca kapało na mój podest. Zbulwersowana myślą, że lśniąca czystością, zadbana klatka schodowa przed moim mieszkaniem zacznie wyglądać, jakby kręcono na niej Niepokornych, stałam nieruchomo, wpatrując się wybałuszonymi oczami w obsceniczny widok. Dopiero odgłos otwierania drzwi zmusił mnie do oderwania wzroku. W drzwiach stał, z telefonem przy uchu, bardzo wysoki mężczyzna. Zarejestrowałam szerokie barki, muskularne ramiona i czarny tatuaż pokrywający sporą część przedramienia. Rysunek, chyba celtycki, przedstawiał coś przypominającego miecz z półokręgiem nad rękojeścią. – Porozmawiaj z ojcem – powiedział mężczyzna, co skłoniło mnie do przeniesienia wzroku z tatuażu na jego twarz – ale cokolwiek zdecydujesz, jestem do dyspozycji. Przystrzyżone na jeża ciemne włosy i gęsty jednodniowy zarost uwydatniały i tak wyraziste rysy twarzy. Atletyczna budowa, świeży zarost… nie mój typ. Gustowałam w szczupłych, gładko ogolonych mężczyznach. Spojrzał na mnie i nieoczekiwanie poczułam się uwięziona przez jego wzrok. Zesztywniałam, policzki zaczęły mnie piec pod przenikliwym spojrzeniem. Nigdy nie widziałam tak niezwykłych oczu. Jasnych, czystych, niewiarygodnie pięknych fiołkowych, okolonych czarnymi rzęsami. Zmiękczały surowość jego rysów. Ocknęłam się, gdy przestał patrzeć mi w oczy i przesunął spojrzeniem po moim ciele. Po czym skinął mi krótko głową. Oburzyłam się, bo to było lekceważące. Dodatkowo zirytowana tym, że nie potrafiłam zapanować nad tym uczuciem, przygryzłam dolną wargę i spojrzałam na różowe stringi. Nie życzę sobie niczyjej bielizny na moim podeście. Na coś takiego nie zamierzam pozwolić. – Przepraszam – powiedziałam cicho, przenosząc wzrok na niego. Rozzłoszczona, chciałam przerwać mu rozmowę, ale dobre wychowanie powstrzymywało mnie przed zbyt obcesową reakcją. O dziwo, to jedno ciche słowo zwróciło jego uwagę. Nachmurzył się i rzucił do słuchawki: – Shannon, oddzwonię… Dobrze. Pa, kochanie. – Oderwał telefon od ucha i wsunął do kieszeni. – Czym mogę pani służyć? – Nazywam się Farquhar. Grace Farquhar. – Wyciągnęłam rękę, nie wiem dlaczego przedstawiając
się w taki sposób. – Jestem pana sąsiadką. Z ustami mocno zaciśniętymi zamknął dużą dłoń na mojej. Natychmiast pożałowałam swojego gestu, czując, jak dreszcz przebiega mi po kręgosłupie. – Miło mi panią poznać. – Uhm… – Oswobodziłam dłoń z jego uchwytu, starając się nie pokazać po sobie, jak bardzo jestem wytrącona z równowagi. – A pan jest…? – Nazywam się Logan James MacLeod. Żartował ze mnie? Zignorowałam to. – Panie MacLeod – siliłam się na przyjazny ton, ale kłujące mnie w oczy różowe stringi wiszące na poręczy podestu podsycały moją irytację – byłabym wdzięczna, gdyby pańska dziewczyna powstrzymała się od suszenia bielizny na klatce schodowej. – Pokazałam palcem na stringi, starając się nie okazywać zbytniego niesmaku. – Cholera… – mruknął pod nosem, spostrzegłszy majtki. – Logan! – rozległ się donośny kobiecy głos z jego mieszkania. – Może zjemy śniadanie w mieście? W ślad za głosem pojawiła się i jego właścicielka ubrana w męską koszulę rozpiętą aż po rozcięcie biustonosza, tak by dekolt, zresztą imponujący, był widoczny w całej okazałości. Ponętnie zaokrąglona, kobieca, nogi miała niezbyt długie, ale kształtne, zadbane i opalone, włosy ufarbowane na platynowy blond, oczy podkreślone sztucznymi rzęsami. Całkowite moje przeciwieństwo. Nic dziwnego, że na mój widok sąsiad ograniczył się do lekceważącego skinienia głową. – Co się dzieje? – spytała, mrugając jasnoniebieskimi oczami. – To ty suszysz tutaj stringi? – spytał z westchnieniem, a dziewczyna przytaknęła głową. – Powietrze tutaj wysuszy je szybciej niż w łazience. Pomyślałam, że tak będzie lepiej. Obserwowałam ich jak zahipnotyzowana. Mój sąsiad z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej rozzłoszczony, a jego dziewczyna kompletnie tego nie dostrzegała. – Odbiło ci? – Nie. – Skrzywiła się. – A tobie? – Poznaliśmy się wczoraj i już suszysz gacie przed moim mieszkaniem? – No i co z tego? Mój sąsiad skierował wzrok na mnie, jakby szukał pomocy. Odwzajemniłam mu się rozbawionym spojrzeniem. Odwrócił się do dziewczyny, która, jak się domyślałam, była jego kolejnym podbojem na jedną noc. – To, że to niezbyt sympatyczne i zdenerwowało moją sąsiadkę. – Pokazał kciukiem przez ramię na mnie. – Poza tym trochę za wcześnie na robienie sobie tutaj prania. Jak i na wspólne śniadanko. A teraz wybacz, spieszę się do swoich zajęć. Po tej wyrażonej wprost bezceremonialnej sugestii, że powinna się wynosić, dziewczyna złapała stringi i szybko wróciła do mieszkania, wypowiadając przy tym niecenzuralne słowa. Zanim wyłoniła się znowu, ubrana w obcisłą różową sukienkę, drobiąc na niebotycznych szpilkach, w moim sąsiedzie wyraźnie się zagotowało. Prawdę mówiąc, wyglądał tak groźnie, że przeszedł mnie dreszcz. – Pieprz się, sukinsynie! – rzuciła dziewczyna, schodząc po stopniach ze stukotem obcasów.
Zatrzymała się na chwilę, żeby posłać mi złe spojrzenie przez ramię. – I ty też, głupia snobko! Otworzyłam usta ze zdumienia i dopiero gdy dziewczyna znikła nam z oczu, zdołałam powiedzieć: – Cóż… urocza. – Raczej zaborcza. – Być może powinien pan staranniej dobierać partnerki na wieczór – podsunęłam mu uprzejmie. Nie uznał tego za pomocne. Tym razem gniewne spojrzenie było przeznaczone dla mnie. – Osądzasz mnie, wytwornisiu? – Wytwornisiu? – powtórzyłam i poczułam, że zaczynają mnie piec policzki. – Właśnie. – Obrzucił mnie wzrokiem, zanim dodał: – Słychać, że snobujemy się na wyższe sfery. – Nie jestem snobką! – zaprotestowałam. Nadepnął mi na odcisk i zatkało mnie z oburzenia. Wychowałam się w zamożnej dzielnicy Londynu, rzeczywiście miałam wymowę charakterystyczną dla angielskich klas wyższych, ale to go nie upoważniało do takiej wrogości. – W całym swoim życiu nie spotkałem nikogo bardziej się snobującego – oświadczył. – Nic podobnego. – Owszem. – Ma pan jakiś uraz do Anglików, panie MacLeod? – Nie uprzedzam się do nikogo, bo ja nie osądzam ludzi. – Położył nacisk na słowie „ja”, jakby uważał, że inaczej nie zrozumiem, co insynuuje. – Ani ja – odpowiedziałam spokojnie, chociaż powinnam zauważyć, że właśnie to zrobił w stosunku do mnie. I to przy pierwszym spotkaniu! – Tak? Więc nie osądziła mnie pani po tych stringach? Ani po tym, że należały do wyrwanej na jedną noc dziewczyny? Potępia mnie pani za przypadkowy seks czy za dobór partnerek, pani Farquhar? – Obrzucił wymownym spojrzeniem moją bluzkę z kokardą zawiązaną pod szyją i długie luźne spodnie z wysoką talią. – Ta nie miała dość klasy jak na pani gust? – N…nie rozumiem – powiedziałam zażenowana, bo nie lubię takich konfrontacji. – W takim razie wyjaśnię. Przyjazna sąsiadka przedstawiłaby się w momencie, gdy się wprowadziłem. Powitałaby życzliwie, zamiast pieklić się o jakieś stringi. Więc o co tak naprawdę chodzi? Nie jest pani nastawiona przyjaźnie czy słyszała coś o mnie i te głupie stringi były tylko pretekstem? – Nie mam pojęcia, o czym pan mówi. – Pokręciłam głową. – Po prostu nie życzę sobie oglądać majtek wiszących na podeście. – Krew zaczynała we mnie wrzeć, policzki paliły coraz bardziej, nie miałam innego wyjścia, jak odwrócić się i zamknąć za sobą drzwi na klucz, by uniknąć kłótni. Nie rozumiałam przyczyn jego niechęci i dlaczego drażni mnie tak, że nie potrafię sobie z tym poradzić. – Do widzenia pani, Grace… Grace Farquhar – wypowiedział z naciskiem. Omal nie trzasnęłam drzwiami. Oparłam się o nie i poczułam, że brakuje mi tchu. Jakbym właśnie wbiegła po schodach. Serce biło mi jak oszalałe. Moja klatka schodowa przestała być bezpiecznym miejscem. * Byłam wykończona.
Na dodatek tylko szczęśliwy traf sprawił, że gdy uniosłam nogę, aby przestąpić próg swoich drzwi, przytomnie dostrzegłam tuż za nimi plamę wymiocin. Gwałtownie cofnęłam nogę i skrzywiłam się z obrzydzeniem. Wbiłam gniewny wzrok w drzwi Logana MacLeoda. Ty obrzydliwa świnio! Nie dość, że mnie wykańczał, to teraz jeszcze przez niego byłam zmuszona patrzeć na zanieczyszczoną podłogę podestu. Minionej nocy słyszałam, jak ten obrzydliwy typ próbuje uciszyć głośno rechoczącą partnerkę. W ciągu dwóch tygodni, które upłynęły od naszego pierwszego spotkania, sprowadził trzy różne kobiety. Dziwkarz. Niekwestionowany dziwkarz. Po tym, jak wczoraj wieczorem uciszał poderwaną na jedną noc dziewczynę, przygotowałam się na nieuniknione odgłosy seksualnej gimnastyki. Ku mojemu zaskoczeniu zapanowała cisza i mogłam spokojnie pracować. Przeredagowałam trzy rozdziały romansu, nad którym ostatnio ślęczałam. O wpół do czwartej położyłam się wreszcie do łóżka, nastawiając budzik na wpół do dwunastej. O szóstej rano obudziło mnie głośne, wielokrotnie powtarzane „och, Boże!”. Jakby istniała konieczność porównywania akurat tego faceta do Boga. I bez tego jego poczucie własnej wartości było niezmierzone niczym ocean. Logan MacLeod był wyjątkowo aroganckim typem. Po kolejnej turze „ochbożów” byłam zupełnie rozbudzona i nie dałam rady zasnąć. W rezultacie wyglądałam jak zombi i omal nie wdepnęłam w ohydny prezent, który on lub jego towarzyszka zostawili przed moimi drzwiami. Cały ranek prowadziłam w myślach rozmowę z tym dupkiem o tym, że obudził mnie swoimi seksualnymi wyczynami, ale w końcu się uspokoiłam. Nienawidzę kłócić się z ludźmi. Terapeutka, z którą odbywałam sesje, gdy miałam dwadzieścia lat, powiedziała mi, że moja awersja do konfrontacji ma źródło w bezustannej potrzebie akceptacji w oczach innych. Przez lata szukałam jej u rodziców, bez skutku. Zatruło to moje relacje ze wszystkimi, z którymi wchodziłam w bliższe związki. Nie lubiłam być nielubiana, więc starałam się nie sprawiać nikomu przykrości. Próbowałam to przezwyciężyć w obawie, że może mnie to zniszczyć, i bardzo mi pomogła praca redaktorki. Byłam zobowiązana do szczerości wobec autorów i musiałam wypracować sposoby wyrażania konstruktywnej krytyki. Dyskusje z twórcami uodporniły mnie na cudzą ocenę, niemniej wciąż unikałam denerwowania ludzi, z którymi nie stykałam się na gruncie zawodowym. A już na pewno nie chciałam wkurzyć mojego sąsiada. Tyle że w tej chwili to ja byłam rozzłoszczona. Bardzo i na serio. No bo jak można zwymiotować pod czyimiś drzwiami i nie zadać sobie trudu, żeby posprzątać! Spojrzałam mściwie na drzwi mieszkania Logana MacLeoda. Nie chciałam mieć do czynienia z tym człowiekiem. Wyrażenie oburzenia niczego nie mogło zmienić. Nie byliśmy w żadnych relacjach i tak miało zostać. Logan MacLeod ma po sobie posprzątać i guzik mnie obchodzi, czy uzna mnie za najbardziej upierdliwą kobietę na świecie. Kipiałam złością. Przeskoczyłam ponad plamą wymiocin, zamknęłam drzwi na klucz, pomaszerowałam do jego drzwi i zabębniłam w nie. Cisza.
Nie czekałam. W obawie, że moja determinacja osłabnie, zabębniłam mocniej i kilka sekund później usłyszałam stłumione przekleństwo i odgłosy kroków. Otworzył drzwi z impetem i stanął w nich w całej okazałości. Zamrugałam oczami, na próżno usiłując zwalczyć uczucie gorąca. Miał na sobie tylko bokserki. Dawno nie widziałam takiego mężczyzny. Ani grama tłuszczu, same mięśnie i skóra. Mięśniak. Tak by orzekła moja przyjaciółka Chloe. Przesunął dłonią po ostrzyżonych krótko włosach, co miało ten dobry skutek, że przeniosłam wzrok z kaloryferka na brzuchu na jego zaspaną twarz. – Jest niedziela rano. – Rzucił mi złe spojrzenie. – Jeśli chce pani coś powiedzieć, to niech pani mówi. Gorąco, które czułam na policzkach, wzmogło się. Mimo to zdobyłam się na odwagę. – Doskonale wiem, że jest niedziela rano – zaczęłam cicho, po raz pierwszy w życiu żałując, że nie odziedziczyłam po matce zdolności mówienia autorytatywnym tonem. – Pracowałam do późnych godzin nocnych, a o świcie zostałam bezceremonialnie obudzona przeraźliwie głośnymi breweriami. Po czym omal nie weszłam w kałużę wymiocin, gdy zamierzałam wyjść z mieszkania. Mogę się tylko domyślać, że to pan sam lub pana zaśmiewająca się nieprzytomnie partnerka zostawiliście mi ten prezent. – Trzęsłam się cała i nie wiedziałam, czy z gniewu czy ze złości. Od dawna nikt mnie tak nie zdenerwował. – Cholera…! – Przeciągnął dłonią po zaspanej twarzy i zerknął przez moje ramię. – To… – skrzywił się – moja znajoma. Przewróciłam oczami, bo najwyraźniej nie pamiętał imienia poderwanej kobiety. – Miałem zamiar posprzątać. Przepraszam, zaraz to zrobię. Trochę ze mnie uszło powietrze. Stałam, gapiąc się na niego w milczeniu. Zamrugał sennie powiekami; wyglądał stanowczo zbyt dobrze jak na kogoś, kto dopiero się obudził. – Coś jeszcze? – Nie. Wystarczy, że pan posprząta. – Odwróciłam się i postawiłam nogę na pierwszym stopniu. Ale musiałam się zatrzymać, bo powiedział: – Nie musi pani być tak wrogo do mnie nastawiona. Mogłaby pani przestać się tak sadzić jak stara kwoka. Znowu ogarnęła mnie wściekłość. Spojrzałam na niego przez ramię, nie dowierzając, że naprawdę to usłyszałam. – Słucham? – Zwraca się pani do mnie protekcjonalnie. I te ściągnięte usteczka zamiast uśmiechu, ilekroć mnie pani mija na schodach. – Co takiego? – prychnęłam, lekko wzruszając ramionami, po czym odwróciłam głowę i zaczęłam schodzić na dół. Nie zamierzałam zaszczycić go odpowiedzią. – A już to pełne wyższości prychnięcie było cholernie wkurzające! – zawołał za mną. Zszokowana, zatrzymałam się w pół kroku. Bo nagle uświadomiłam sobie coś, co było jak na mnie niezwykłe. Zupełnie nie obawiałam się, że akurat ten osobnik uzna mnie za kogoś wyjątkowo nieprzyjemnego. Przeciwnie. Ogarnęło mnie uczucie triumfu, że denerwowałam go tak jak on mnie. Podniosłam wzrok i zobaczyłam go stojącego na podeście i spoglądającego na mnie ponuro. Wciąż czując gorąco na policzkach, odrzuciłam włosy do tyłu irytująco wyniosłym ruchem głowy.
– I dobrze – warknęłam.
2
Nie potrafiłam ukryć niesmaku – zresztą nawet nie chciałam – gdy Chloe stwierdziła: – Sądząc z opisu, jest seksowny. Mówiła o Loganie MacLeodzie. Przez dziesięć minut uskarżałam się na jego seksualne wybryki i referowałam jej, Aidanowi i jego narzeczonej Juno, co mi powiedział dzisiejszego ranka. Jakim cudem Chloe doszła do tej konkluzji, nie miałam pojęcia. – Proszę cię! – fuknęła na widok mojej miny. – W głębi duszy też tak uważasz. – Nie. Uważam, że jest okropny – zaprzeczyłam. – Jestem z ciebie dumny, że potrafisz mu się postawić – odezwał się Aidan, a siedząca obok na kanapie Juno przytuliła się mocniej do niego. Poznałam Aidana jedenaście lat temu, gdy zaczęliśmy studia na uniwersytecie w Edynburgu. Nikt lepiej od niego nie wiedział, jak trudno jest mi przeciwstawić się innym i dlaczego. Z Chloe przez pierwszy rok nauki dzieliłam pokój w akademiku. Przez cztery lata bardzo się zaprzyjaźniliśmy we troje. Chloe, może nieco rozgadana, zalotna, tryskająca energią, różniła się ode mnie i Aidana, a jednak rozumieliśmy się świetnie. Gdyby nie ona, Aidan nigdy nie nawiązałby znajomości z Juno. Juno ukończyła studia w Kanadzie, a w Edynburgu zgłębiała jakąś dziedzinę inżynierii – dla mnie czarna magia. Chloe poznała tę młodzieńczo nieśmiałą i piekielnie inteligentną Kanadyjkę podczas wieczoru, który spędzaliśmy w mieście, i w przypływie niezwykłej przenikliwości natychmiast doszła do wniosku, że jest dziewczyną dla Aidana. Przedstawiła ich sobie i była to miłość od pierwszego wejrzenia. Teraz, po pięciu latach znajomości, planowali ślub, gdy Juno skończy studia podyplomowe. Mieszkali w eleganckim apartamencie w Stockbridge, na który Aidan mógł sobie pozwolić, będąc profesjonalnym zawodnikiem rugby. Chloe również była zaręczona. Jej narzeczony Ed zajmował się projektami badawczymi mającymi ułatwić oszczędność energii i od pół roku przebywał w Szwecji, gdzie pracował nad jakąś nową technologią zapewniającą redukcję kosztów ogrzewania domów. Czuła się bez niego bardzo samotna, postanowiła więc zostać swatką. Moją swatką. Nie przeszkadzało mi to, w końcu nie miałam nikogo. Poza tym… to była Chloe. Dla niej, Aidana i Juno zrobiłabym wszystko. Popatrzyłam na moich przyjaciół, gdy tak siedzieliśmy w przyjemnie urządzonym mieszkaniu Aidana, i po raz kolejny pomyślałam: to moja rodzina. Znali mnie lepiej niż moi krewni, z którymi nie kontaktowałam się od siedmiu lat. – Dzięki – zwróciłam się do Aidana. – Też się cieszę, że mu się postawiłam. – Jeśli będzie ci sprawiał problemy, zwróć się do Aidana – doradziła mi Juno. – Już on sobie z nim poradzi. Aidan milczał, bo nie musiał potwierdzać tego, co było oczywiste. Był spokojnym człowiekiem, ale nie pozwoliłby żadnemu mężczyźnie znieważyć siebie ani nas. No i był duży, większy nawet od Logana. Nikt – wyjąwszy prawdziwych idiotów – nie chciałby z nim zadrzeć. Pomijając jedną, mocno
zakrapianą alkoholem noc na studiach, traktowałam go jak nadopiekuńczego starszego brata. Mój rodzony, Sebastian, nigdy nie zachowywał się wobec mnie opiekuńczo, wprost przeciwnie. Wyrzuciłam z głowy myśl o Sebastianie i uśmiechnęłam się do swoich przyjaciół. – Wszystko w porządku. Jestem tylko trochę zmęczona i podminowana. Jutro mam randkę, dobrze byłoby się wyspać, żeby nie przypominać zombi. – Randkę? – spytał Aidan. – Poznałam go na jodze. Chloe parsknęła z dezaprobatą. – Nie rozumiem, jak mogłaś zdecydować się na randkę z facetem, który przyszedł podglądać kobiety na zajęciach jogi. – Nie przyszedł podglądać, zastanawiał się, czy się zapisać. – Jasne – rzucił z uśmiechem Aidan. – Zawsze wszystkim przypisujecie najgorsze intencje. – Popatrzyłam na nich z oburzeniem. – A ty jak najlepsze, nawet jeśli trudno się tego doszukać – odcięła się Chloe. – Nie zawsze – mruknęłam, myśląc o swoim sąsiedzie. – A dokąd cię zabiera ten zboczeniec z jogi? – spytała Juno. Postanowiłam zignorować ich zaczepki. – Ma na imię Bryan, idziemy na kolację. – Nie wyglądasz na zachwyconą – zauważyła sarkastycznie Chloe. – Nie mogę się doczekać. Bryan sprawia wrażenie bardzo miłego. – I do tego jest bardzo przystojny, dodałam w myślach. – Miłego? – Juno uśmiechnęła się do mnie przepraszająco. – Nie, kochanie, to nie to. Powinnaś raczej pomyśleć na jego widok „łał!”. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Aidana, właśnie tak zareagowałam. – Ja podobnie – odwzajemnił jej się Aidan. – Dosyć tego. – Chloe zamachała rękami. – Żadnych czułostek i gruchania. Od pięciu tygodni nie uprawiałam seksu, a obecna tu panna Farquhar od trzech miesięcy. – Miło, że o tym głośno informujesz. – Zaczerwieniłam się. – To, że akurat z nikim nie sypiasz, nie znaczy, że masz się decydować na tego faceta – orzekła Juno. – Kto mówi o decydowaniu się? – Popatrzyłam na nich z niedowierzaniem. – Poza tym żadne z was go jeszcze nie widziało. – Nie ma takiej potrzeby. Tych pięciu facetów, z którymi ostatnio się spotykałaś, było rozczarowująco podobnych do siebie, brakowało im wyrazistej osobowości. Stale mierzysz poniżej swojej wartości. Dlatego nie wiń nas za to, że i tym razem jesteśmy sceptyczni. – A mówiąc „rozczarowująco podobnych”, Aidan ma na myśli, że oni zdecydowanie mierzą za wysoko, umawiając się z tobą – uściśliła Chloe. – Wcale nie. Poza tym wygląd to nie wszystko. Zresztą ja też nie przypominam Angeliny Jolie. Aidan prychnął i sięgnął po kubek, jakby uznał, że łyk kawy powstrzyma go przed powiedzeniem mi czegoś przykrego. Natomiast Chloe przeklęła pod nosem i rzuciła: – Chętnie zabiłabym twoją cholerną matkę! – To ustawmy się w kolejce – mruknęłam, popijając kawę. Unikałam jej wzroku. Nie miałam ochoty
rozpoczynać rozmowy na ten temat. – Joe, brat mojej przyjaciółki, zobaczył twoje zdjęcie na moim koncie na Facebooku. Uważa, że jesteś piękna – powiedziała Juno, uśmiechając się do mnie promiennie. – Niemożliwe. – Zaczerwieniłam się i poprawiłam niespokojnie na fotelu. – Ależ możliwe. Naprawdę tak powiedział. Poprosiłam Ally, by go wzięła ze sobą następnym razem, gdy przyjedzie do Szkocji, żeby mnie odwiedzić. – Nie wygłupiaj się! – żachnęłam się na ten pomysł. – Jest seksowny, ten Joe? – spytała natychmiast Chloe. – Oj tak… – Doceniam komplement, ale jeśli pozwolicie, nie zamierzam rezygnować z randki z Bryanem. Mogę iść na kompromis w wielu sprawach, ale nie zgodzę się na chłopaka, z którym dzieli mnie ocean. – A podest na klatce schodowej? – drażniła się ze mną Chloe. Skrzywiłam się na jej upór. – Logan MacLeod jest ostatnim mężczyzną na świecie, o którym myślałabym w tych kategoriach! Uniosła ironicznie brwi, spoglądając na mnie wymownie, a ja znowu się zaczerwieniłam, ponieważ zdałam sobie sprawę z tego, że prawie wykrzyczałam tę kwestię. – To się nazywa mieć ostatnie słowo. – Nie chodzi o żadne ostatnie słowo – upierałam się, a krew zaczęła mi szybciej krążyć w żyłach na samą myśl o moim sąsiedzie. – Logan MacLeod jest ordynarnym prostakiem, najprawdopodobniej zarażonym całą masą chorób wenerycznych. Poza tym nie jest w moim typie. Ani ja w jego. Powinniście widzieć te kobiety, które sprowadza. Epatujące seksem opalone blondynki z wielkimi biustami. Uważa mnie za sztywną snobkę, pewnie dlatego, że noszę spódnice zakrywające pośladki i nie rozpinam bluzek do pępka. Oczy Chloe robiły się coraz większe. Gdy skończyłam mówić, spojrzała na Aidana i Juno z udawanym zdziwieniem. – Powinnam zobaczyć tego faceta. – A to dlaczego? – warknęłam. – Bo musi być w nim coś intrygującego, skoro zdołał wzniecić w tobie takie coś. – Wykonała ostrożny gest ręką w moją stronę. – To znaczy co? – To. – Ponowiła gest. – Czyli co? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Jeszcze nie wiem. W każdym razie to jest… coś – dokończyła z naciskiem. * Czasami ludzie, którzy nie znali mnie dobrze, sugerowali, że mam nierealistyczne oczekiwania wobec mężczyzn, ponieważ redaguję powieści romantyczne. Ci, którzy mnie znali – naprawdę znali – wiedzieli, że to nieprawda. Owszem, rozglądałam się usilnie za kimś, z kim mogłabym spędzić resztę życia, ale nie czekałam na księcia z bajki. Chciałam tylko, aby był to ktoś wyrozumiały, opiekuńczy, z poczuciem humoru. Niepozbawiony wad, ale miły i dający się lubić.
Bryan nie był ani zabawny, ani miły. – No więc ta dziwka dostała rybkę, chociaż jej nie kupiła – dokończył, a nozdrza drżały mu z gniewu. Zamrugałam oczami, zastanawiając się, jakim cudem moja uwaga, że morszczuk, którego jadłam, jest przepyszny, sprowokowała go do mówienia o byłej dziewczynie. Po raz drugi zresztą. Do tej pory nasza konwersacja ograniczała się do jego wynurzeń na temat rozczarowujących randek, które odbył z dwiema dziewczynami. Miałam przed sobą drażliwego, małostkowego faceta. Znudzona, dolałam oliwy do ognia: – Przecież sam powiedziałeś, że wygrałeś ją dla niej w wesołym miasteczku. – Nie o to chodzi – odpowiedział i nachmurzył się. – Przecież nie odbiera się prezentów. – Przedziwny babski punkt widzenia. Przywołałam gestem dłoni przechodzącego kelnera. – Poproszę o rachunek. * Zniesmaczona nieudaną randką, chciałam czym prędzej zaszyć się w domu i obejrzeć końcówkę ulubionego konkursu śpiewaczego, który nagrałam w weekend. Wchodziłam szybko po schodach, gdy, ku mojemu przerażeniu, otworzyły się drzwi mieszkania mojego sąsiada. Pojawił się w nich i aż mnie zatkało na jego widok. Miał na sobie piękny czarny garnitur i czarną koszulę. Nie nosił krawata i ostatni guzik koszuli zostawił rozpięty, mimo to wyglądał bardzo elegancko. Do tej pory nie zauważyłam, że może wyglądać jak człowiek z klasą. Przyszło mi do głowy, że pracuje nocami, i zastanawiałam się, co robi. Zatrzymałam się na szczycie schodów, on również znieruchomiał, gdy mnie dostrzegł. Otworzył lekko usta, jakby go zdumiał mój widok. Podobnie jak on byłam ubrana na czarno. W sukienkę od Alexandra McQueena z układaną w fałdy spódnicą sięgającą kolan i głębokim, ale w granicach przyzwoitości, dekoltem w kształcie litery V. Sukienka pochodziła z dawnych czasów i cechowała ją wyrafinowana prostota. Uwielbiałam ją. Nieprzerwanie od jakichś dziesięciu lat. Tym razem moje miodowobrązowe włosy spływały na ramiona, lekki makijaż w przydymionych odcieniach różu ładnie podkreślał moją jasną cerę. Zaczerwieniłam się, gdy niezwykłe fiołkowe oczy spotkały się z moimi. – Wraca pani z randki? – spytał, jakby go to dziwiło. – Uhm – burknęłam niegrzecznie. – Jak widzę, niezbyt udanej. – Skąd to przypuszczenie? – Bo wraca pani do domu sama. Dziwnie łatwo czerwieniłam się w jego obecności. Wyminęłam go i zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu klucza. – Pewnie to pana zaszokuje, panie MacLeod, ale nie wszyscy idą do łóżka na pierwszej randce.
– Jakie to smutne… Odwróciłam się gwałtownie, sprowokowana sarkazmem w jego słowach, i zobaczyłam, że wpatruje się we mnie błyszczącymi oczami. – To się nazywa okazywanie szacunku kobiecie. – To się nazywa nie iść na całość. – Postawił nogę na schodach. – Może zrelaksowałaby się pani trochę, gdyby się z kimś przespała. Parsknęłam pogardliwie, starając się nie dopuścić do siebie myśli, że dopiekł mi tą uwagą. – Jestem całkowicie zrelaksowana. – Aha, właśnie takie sprawia pani wrażenie! – powiedział głośno z dołu. Jego doprowadzający do furii chichot rozbrzmiewał jeszcze, gdy jego głowa znikła mi z pola widzenia. Wepchnęłam klucz do zamka, otworzyłam drzwi i zatrzasnęłam je za sobą. Klucz poszybował przez hol. – Niech go cholera! Następnym razem do mnie będzie należało ostatnie słowo.
3
– Szlag by to trafił – mruknęłam pod nosem, usiłując wyjąć klucze z torebki i nie upuścić trzech toreb z zakupami. Czyjaś duża dłoń wyszarpnęła mi jedną z toreb; przestraszona gwałtownie odkręciłam głowę i natknęłam się na spojrzenie fiołkowych oczu. – Co to… Dwie pozostałe torby znalazły się w jego drugiej ręce. Jego poważna mina rozbawiła mnie. – Nie słyszałam, kiedy pan podszedł. – Jak na takiego postawnego mężczyznę poruszał się naprawdę cicho. Zamiast odpowiedzieć, wskazał gestem frontowe drzwi budynku. Dłonie mi lekko drżały, gdy wyjmowałam klucze i wybierałam właściwy. – Dalej poradzę sobie już sama. Dziękuję – powiedziałam, gdy weszliśmy do holu. Ponieważ ciągle milczał, patrząc na mnie z niewzruszonym wyrazem twarzy, i nie zamierzał oddać mi toreb, podeszłam do mieszkania znajdującego się na parterze i zapukałam do drzwi. Logan stanął za mną, wyraźnie zdezorientowany. Zanim zdążyłam wyjaśnić, drzwi się otworzyły i stanął w nich mój ulubiony sąsiad, pan Jenner, jak zwykle radosny i ożywiony. – Grace, jesteś. – Na twarzy starszego pana pojawił się uśmiech, który zblakł, gdy zerknął on ponad moim ramieniem. – Och, nie sama. – Panie Jenner, to pan Logan MacLeod. Dopiero się wprowadził. Uprzejmie zaoferował mi pomoc w niesieniu pańskich zakupów. Usłyszałam ciche chrząknięcie i nie wiedziałam, czy był to komentarz do moich dyplomatycznych wyjaśnień, czy do faktu, że zakupy nie były moje. – Och, to bardzo miłe. – Pan Jenner uśmiechnął się do Logana. – Proszę wejść, bardzo proszę. Logan spojrzał na mnie pytająco. – Robię panu Jennerowi zakupy co tydzień. Dalej już mogę je wnieść sama. – Wyciągnęłam ręce, chcąc odebrać od niego torby. – Ja to zrobię – oświadczył stanowczo, wyminął mnie i wszedł do mieszkania, a ja podążyłam za nim. Starszy pan owdowiał kilka lat temu, kilka miesięcy po moim wprowadzeniu się tutaj. Syn wynajął panią do sprzątania, ale za robienie zakupów zażądała więcej pieniędzy, więc zaproponowałam, że ja się tym zajmę. Zrobiłam to tym chętniej, że pan Jenner od początku był dla mnie bardzo miły. Obserwowałam Logana, jak idąc za gospodarzem do kuchni, rozgląda się po niewielkim, dobrze utrzymanym mieszkaniu. Zastanawiałam się, czy w ogóle poświęca uwagę temu, co do niego mówi pan Jenner. Tak się na tym skoncentrowałam, że nie słuchałam gawędzenia pana Jennera i kompletnie zaskoczyło mnie, gdy Logan powiedział: – Zaraz się tym zajmę.
– Czym? – spytałam, przystępując do rozpakowywania toreb postawionych na kuchennym blacie. Zaczęłam wkładać łatwo psujące się produkty do lodówki. – Zmywarka pana Jennera nie pracuje jak należy. Zerknę na nią. – Zna się pan na tym? – spytałam, znowu zaciekawiona, gdzie on pracuje. – Doktoryzowałem się z budowy zmywarek. W odpowiedzi przewróciłam tylko oczami. – To bardzo uprzejmie z pana strony – powiedział pan Jenner, najwyraźniej nieświadomy ukrytych podtekstów w relacji między mną a Loganem. – Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, zajmę się tym od razu – zaproponował Logan i zdjął kurtkę, gdy pan Jenner z wdzięcznością skinął głową. Nie zamierzałam siedzieć tam i patrzeć, jak mój sąsiad spełnia dobry uczynek. Jeszcze by to złagodziło moje rozdrażnienie. A tego bym nie chciała. To zaledwie jeden dobry uczynek przeciwko całej, wciąż wydłużającej się liście zastrzeżeń, jakie do niego miałam. – W takim razie ja już sobie pójdę. – Jeszcze raz bardzo ci dziękuję, Grace – starszy pan pożegnał się ze mną z uśmiechem. – Jesteś aniołem. Odwzajemniłam uśmiech, chociaż czułam się niepewnie pod zaciekawionym, przenikliwym spojrzeniem Logana. Pomachałam im obu dłonią i nie patrząc na nich, wyszłam z mieszkania pana Jennera. * Wszystkie te chwile zatracą się w czasie… jak łzy w deszczu. Wpatrywałam się w te słowa piętnasty raz, nie rozumiejąc, co mnie w nich niepokoi i dlaczego dźwięczą znajomo, ale nie mogłam się skoncentrować. Jak mogłam w ogóle myśleć, skoro U2 od dwóch godzin produkowało się na cały regulator w mieszkaniu mojego sąsiada. W przerwach między utworami rozbrzmiewały donośne śmiechy. Logan MacLeod zrobił imprezę. – Wszystkie te chwile zatracą się w czasie jak łzy w deszczu – powiedziałam na głos, postukując palcem w myszkę. – Wszystkie te chwile… wszystkie te chwile… wszystkie… Uch…! – Zazgrzytałam zębami, odsuwając się od komputera. Popatrzyłam gniewnie na ścianę łączącą nasze mieszkania. I pomyśleć, że zaczęłam mieć o nim trochę lepszą opinię, gdy zaoferował pomoc panu Jennerowi, jakby to było coś zupełnie naturalnego. Niedoczekanie. Niereformowalny prostak. * Zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam znowu odwiedzić psychoterapeuty, żeby pomógł mi się uporać z narastającą niechęcią do mojego sąsiada. Doszłam jednak do wniosku, że taniej wyjdzie zmiana godzin pracy. Będę redagować popołudniami i tyle.
Łatwiej powiedzieć, niż wykonać. Zdawałam sobie sprawę, że zmiana rytmu dnia i pory spania zajmie mi wiele dni, jeśli nie tygodni, ale nie widziałam innego rozwiązania, skoro miałam sąsiada z piekła rodem. Następnego dnia po podjęciu tej decyzji wstałam rano, by pozałatwiać swoje sprawy, wrócić wczesnym popołudniem i zasiąść nad maszynopisem, który zobowiązałam się przekazać autorce wieczorem. Była sobota, wolałabym spędzić ten dzień z Chloe i Juno, które wybrały się do St. Andrews, ale musiałam dokończyć pracę. Zmęczona i niewyspana, nie byłam w nastroju do rozmów z denerwującymi sąsiadami. Nie okazałam więc zachwytu na widok Janice, która pojawiła się na schodach, gdy zamykałam drzwi. Weszła na podest i, oszczędzając sobie powitalnych grzeczności, zapytała: – Słyszałaś już? Uzbroiłam się w cierpliwość, jakbym narzucała na siebie ciepłą pelerynę, by osłonić się przed lodem, którym od niej wiało. Janice mieszkała nade mną ze swoim narzeczonym Lukashem. Rzadko go widywałam i z nią na szczęście też niewiele miałam do czynienia. Pracowała w kancelarii adwokackiej, była humorzasta i… Cóż, nie ma lepszego określenia, ale niezła z niej była wiedźma. – O czym? – O twoim najbliższym sąsiedzie. – Pokazała na drzwi Logana, a jej oczy ziały furią. Czyli nie tylko mnie wkurzył. Dlaczego mnie to nie zdziwiło? – O tym, że siedział. – Słucham? – spytałam zaskoczona. Janice zbliżyła się do mnie, a ja powstrzymałam odruch, by się cofnąć. – Pan Jenner powiedział mi, że ten MacLeod wspomniał mu o tym, gdy naprawiał zmywarkę. Najwyraźniej ten kretyn założył, że i tak wszyscy wiemy. A ten drugi stary kretyn nie widzi w tym problemu. Wręcz się rozpływał nad tym, jak ten oprych mu pomógł. – Pan Jenner nie jest starym kretynem – powiedziałam, zaciskając pięści. – Nie to jest tutaj ważne – zbyła mnie Janice. – Nie przeraża cię, że mieszkasz drzwi w drzwi z kryminalistą? Natychmiast zadzwoniłam w tej sprawie do pana Carmichaela, ale zaczął mnie przekonywać, że to jego dobry znajomy i że mając go w pobliżu, możemy tylko czuć się bezpieczniej. Wyobrażasz sobie? Pan Carmichael był właścicielem kamienicy. Nigdy go nie spotkałam, ale umiejętnie zarządzał swoją własnością. Wszelkie usterki w budynku i naszych mieszkaniach były naprawiane szybko i sprawnie. – Może dobrze zdać się na jego osąd i rzeczywiście z kimś takim możemy czuć się bezpieczniej. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że będę bronić Logana MacLeoda. Delikatnie mówiąc, był sąsiadem trudnym do zniesienia, i musiałam przyznać, że kilka razy czułam się w jego obecności onieśmielona, ale żeby mnie przerażał? Co to, to nie. – Wszyscy jesteście idiotami – parsknęła Janice. – Zapominasz, że ja bronię takich jak on. Wiem dobrze, co to za rodzaj ludzi. Zacznę się rozglądać za innym mieszkaniem do wynajęcia. Wreszcie jakaś dobra wiadomość, pomyślałam i omal się nie uśmiechnęłam. – W porządku. Miłego dnia. – Wyminęłam Janice i zbiegłam po schodach, pozbawiając ją szansy na
dalszą ocenę naszych zdolności umysłowych. * Ledwie weszłam do supermarketu, gdy zadzwonił Aidan z pytaniem, czy miałabym ochotę na filiżankę kawy. Wiedziałam, że jeśli się zgodzę, odłożę na później wprowadzanie zmian w moim życiu, ale znalazłam usprawiedliwienie. Kawa dobrze mi zrobi, rozbudzi mnie i doda energii do pracy nad tekstem. Promienie nisko stojącego na niebie wiosennego słońca przyjemnie oświetlały kawiarniany ogródek. Przymknęłam powieki i dostrzegłam Aidana siedzącego przy jednym z małych metalowych stolików. Zamówił kawę i dla mnie. – Jesteś wielki. – Uśmiechnęłam się do niego, siadając naprzeciwko. Ujęłam w dłonie ciepłą filiżankę i upiłam łyk. – Wyglądasz na wykończoną – zauważył, przyglądając mi się zmrużonymi od słońca oczami. – Dzięki – burknęłam. – Znowu przez sąsiada? Pomyślałam o rewelacji, którą mi przekazała Janice, i zdecydowałam się nie wspominać o tym Aidanowi. Zaniepokoiłoby go to i mógłby zbyt pochopnie wyciągnąć wnioski. Ja sama… cóż, być może to właśnie ja, wiedząc, że mój sąsiad został skazany i osadzony w więzieniu, wyciągnęłam pochopnie wnioski wyłącznie na podstawie informacji, że pan Carmichael jest go całkowicie pewien. Ale przekonałam się, że z osądami lepiej się wstrzymać, dopóki nie pozna się faktów. Dotychczas byłam pewna tylko tego, że Logan MacLeod jest arogancki, hałaśliwy i irytujący. Na razie więc mogłam go osądzać tylko za to. – Chyba chce żyć na pełny regulator. – Co masz na myśli? – Że jest potwornie hałaśliwy. – Może nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo – odparł Aidan, wzruszając ramionami. – Po prostu mu powiedz. – Co będzie miało tylko taki skutek, że uzna mnie za trudną osobę. – Ciebie? Nie umiałabyś być trudną osobą. – Nie chcę o nim rozmawiać. Dlaczego tak was interesuje mój cholerny sąsiad? – Z powodu tego, jak na niego reagujesz. – Aidan roześmiał się. – No nie, tylko nie to. Odkąd Chloe przedstawiła cię Juno, uważasz ją za uosobienie spostrzegawczości. Zapewniam cię, że ona w wielu sprawach się myli. Właściwie zawsze. – Upiłam łyk kawy i zmieniłam temat: – Co u Calluma? Callum grał z Aidanem w jednej drużynie. Kilka lat temu spotykałam się z nim, dopóki oboje nie doszliśmy zgodnie do wniosku, że niewiele nas łączy i nie ma nudniejszej od nas pary. Zdecydowanie lepiej dla nas było zostać przyjaciółmi. Kilka miesięcy po naszym rozstaniu Callum zaczął się spotykać z Annie, dziennikarką relacjonującą głównie sporty uprawiane na świeżym powietrzu, bardzo towarzyską. Wciąż byli ze sobą i zaczęli planować ślub. Twarz Aidana wydłużyła się.
– Callum i Annie zerwali ze sobą. – Nie… – zaprotestowałam z niedowierzaniem. – Ale dlaczego…? – Może trudno będzie ci w to uwierzyć, ale w pewnym sensie Annie ma podobną do ciebie sytuację rodzinną. Tylko że ona wciąż w tym tkwi. Jej rodzice są dominujący i krytyczni, przejęli zupełnie kontrolę nad przygotowaniami do ślubu. Zaczęli też wywierać presję w sprawie dzieci, wcale nie tak łagodną, jak to robią inni rodzice. Okazało się, że są właścicielami domu, który zajmuje Annie, o czym Callum nie wiedział. Zagrozili, że jej go zabiorą, jeśli nie zajdzie w ciążę w pierwszym roku małżeństwa. Jakby posiadanie dzieci miało im udowodnić, że Callum myśli o Annie na serio, sam ślub to za mało. – O rany…! – szepnęłam przerażona. Większość ludzi uznałaby podobne postępowanie rodziców za niedorzeczne, być może powątpiewałaby, czy tacy rodzice w ogóle istnieją. Ja wiedziałam, że tak, bo miałam podobne doświadczenia. – Callum oczekiwał, że Annie się im postawi, ponieważ dyskutowali nad kwestią posiadania dzieci i zgodnie uznali, że chcą przez pierwszy rok małżeństwa nacieszyć się sobą. Nic go nie obchodziło, czy zabiorą dom, nie na nim mu zależało. Był gotowy rozpocząć samodzielne życie, ale Annie nie. Złościła się na niego, gdy wspominał, że powinna się przeciwstawić rodzinie. Miał już dość kłótni. Czuł się zapędzony do narożnika przez jej rodziców i zrozumiał, że będą się wtrącać do końca życia. – Okropność – powiedziałam cicho, współczując Callumowi. – Toksyczne rodziny. – Nie wszystkie rodziny są złe. – Nie – zgodziłam się z nim. – Zwłaszcza te, które sam stworzysz. – Słyszałem coś tym – zaśmiał się Aidan. – Podobno budowanie swojej rodziny to niegłupia sprawa. – Jeśli się wybierze odpowiedniej jakości materiał, może się udać. – Rozumiem, że w tej metaforze to ja jestem materiałem odpowiedniej jakości? Uśmiechnęłam się. Nie musiałam odpowiadać, dobrze wiedział, że tak jest. Pomyślałam o Annie. Żałowałam, że nie mogę pójść do niej i przekonać ją, o ile lepsze stałoby się jej życie, gdyby dała szansę Callumowi i uznała raczej jego za swoją rodzinę. Ulżyłoby jej. Naprawdę by jej ulżyło. * Dopiero około drugiej po południu weszłam na schody prowadzące do mojego mieszkania. Niosłam niewielką torbę z zakupami i byłam tak pochłonięta redagowaniem tekstu w myślach, że wzdrygnęłam się, gdy dobiegł mnie śmiech z na wpół otwartych drzwi Logana. Zatrzymałam się na widok wychodzącej razem z nim rudowłosej kobiety o drobnej, zapierającej dech w piersiach urodzie. Zupełnie nie była w jego typie. Przede wszystkim miała na sobie za dużo ubrania. Ona też przystanęła i rzuciła mi: – Cześć. Niegrzecznie byłoby nie odwzajemnić jej uśmiechu. – Cześć. – Ruszyłam do drzwi, ale znowu się zatrzymałam, bo dziewczyna powiedziała: – Jestem Shannon, młodsza siostra Logana. – Fiołkowe oczy patrzyły na mnie z życzliwym
rozbawieniem. Wyciągnęła rękę. – Grace – przedstawiłam się, ściskając jej dłoń. – Miło mi. – To ty jesteś najbliższą sąsiadką Logana… – Aha – potwierdził burknięciem, stając za nią. Przeniosłam wzrok na jego twarz i gdy zobaczyłam kwaśną minę, poczułam przypływ satysfakcji. Irytowałam go tak jak on mnie. Jedyne pocieszenie przy poziomie decybeli, które produkował. – Wcale nie jesteś taka, jak cię opisywał. – Shannon odwróciła głowę i uśmiechnęła się do brata, po czym znów spojrzała na mnie. Ciekawe, co też mógł o mnie nagadać, pomyślałam, widząc psotne iskierki w jej zadziwiająco pięknych oczach. – Spodziewam się, że nie – zgodziłam się. – Czym się zajmujesz, Grace? Logan jest menedżerem w Fire, nocnym klubie na Victoria Street. Znałam ten klub. Chloe kilka razy zaciągnęła mnie tam na tańce. Tylko dlaczego Shannon uznała, że warto mnie poinformować, gdzie Logan pracuje? W każdym razie wyjaśniło się, dlaczego był na nogach do późna. – Redaguję książki. Jestem wolnym strzelcem i… – Spojrzałam Loganowi prosto w oczy i dokończyłam z naciskiem: – Pracuję w domu. – Och, to wspaniale – rzuciła z entuzjazmem Shannon. Dlaczego, och, dlaczego, ta urocza, cudowna istota nie wprowadziła się naprzeciwko mnie zamiast jej gburowatego brata? – Mogłoby być. – Wzięłam głęboki oddech, nagle czując się znacznie odważniejsza w jej obecności, jakby miała mi służyć za bufor między mną a Loganem. – Zwykle pracuję do późna w nocy. Ale nie wczoraj. – Mój sąsiad zrobił władczą minę mającą mnie onieśmielić, ale nie dałam się zbić z pantałyku. – Było bardzo głośno, poza tym U2 o trzeciej nad ranem raczej nie zachwyca. Shannon zacisnęła usta i spojrzała na brata. Wytrzymał jej spojrzenie, nie odpowiadając ani słowem na moje oskarżenie. Shannon pokręciła głową, jakby go napominała. – Spróbuj uwzględniać potrzeby innych. – Weź na to grubą poprawkę – powiedział, krzyżując ramiona na piersi. – Ta oto pani Farquhar bez przerwy narzeka. – Logan! – rzuciła z wyraźnym wyrzutem. Nic dziwnego, że nabrałam więcej odwagi. – Narzekałam, owszem, na widok stringów tanga jednej z pańskich zdobyczy, suszących się na poręczy podestu i gdy inna pańska partnerka na jedną noc zwymiotowała przed moimi drzwiami. Jeszcze nie uskarżałam się na te niezliczone noce, podczas których nie mogłam pracować z powodu dochodzących z pańskiego mieszkania donośnych odgłosów uprawiania seksu. Shannon patrzyła na brata z niedowierzaniem. – Logan? Spojrzał na nią gniewnie, ale nie odezwał się. Nie musiał. Miał wypisane na twarzy: nikomu nie muszę się tłumaczyć. Niezręczną ciszę przerwał odgłos kroków na schodach i po chwili na podeście pojawiła się Janice. Przygotowałam się na to, co miało nastąpić.
– Cześć, Grace. – Pozdrowiła mnie kiwnięciem głowy, po czym zadarła podbródek z miną tak wyniosłą, że aż komiczną, i przeszła obok Logana i jego siostry, traktując ich jak powietrze. – Co to było? – spytała półgłosem Shannon, gdy kroki adwokatki ucichły. Przestąpiłam z nogi na nogę, bo nie wiedziałam, jak mam to powiedzieć. Nie lubię przekazywać ludziom nieprzyjemnych wiadomości. Nawet komuś takiemu jak mój uciążliwy sąsiad. – Boję się, że pan Jenner popełnił błąd, wspominając Janice o pobycie twojego brata w więzieniu. Pan Jennner jest uprzejmym, życzliwym człowiekiem i nie zdaje sobie sprawy z faktu, że ludzie tacy jak Janice… no cóż, nie są serdeczni. Logan zesztywniał, rysy twarzy mu się wyostrzyły, a Shannon pobladła. – Myśleliśmy, że wszyscy tutaj o tym wiedzą, a ty mówisz, że… dowiedzieli się dopiero teraz? Nie wiadomo dlaczego poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku. Z zupełnie niezrozumiałego dla mnie powodu zrobiło mi się przykro z powodu Logana. Kto by pomyślał…? – Ale to nie ma znaczenia – zapewniłam ich pospiesznie. – Wszyscy tutaj wiemy, jak nieprzyjemna potrafi być Janice. Nie martwiłabym się tym. Z resztą lokatorów nie powinno być kłopotu. – Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, co jeszcze mogłabym dodać. – Bardzo miło było cię poznać, Shannon. Odwróciłam się i podeszłam do drzwi. Przystanęłam przy nich i obejrzałam się przez ramię na Logana. Patrzył na mnie tak, że wstrzymałam oddech. Wyglądał na kogoś kompletnie rozbrojonego. Zdusiłam uczucie, które mnie ogarnęło pod wpływem jego reakcji, i rzuciłam, taką miałam nadzieję, dyplomatycznie: – Będę bardzo wdzięczna, jeśli spróbuje pan zachowywać się odrobinę ciszej. Kiwnął energicznie głową. – Hałas na imprezach mogę opanować. Natomiast to, jak głośno reaguje kobieta, będąc ze mną w łóżku, jest poza moją kontrolą. – Logan… – Shannon zareagowała na tę arogancką odpowiedź przesadnie zdegustowaną miną, za co jej brat obdarzył ją promiennym uśmiechem. Patrząc na niego, po raz drugi wstrzymałam oddech. Nigdy dotąd nie widziałam twarzy Logana MacLeoda rozjaśnionej szczerym, niezabarwionym ironią uśmiechem. Widok wart podziwiania. Nieoczekiwanie spojrzał na mnie i nasze oczy się spotkały. W popłochu spróbowałam odwrócić wzrok. Oddychaj, Grace, oddychaj! Wypuściłam powietrze ustami i zmusiłam się do skierowania spojrzenia w bok. Otworzyłam drzwi mieszkania i weszłam do środka. – Jak zwykle jestem panem oczarowana, panie MacLeod. – Żałowałam, że nie umiem się zdobyć na większą dozę sarkazmu. Zamknęłam szybko drzwi, nie dając mu okazji do powiedzenia czegoś, co znowu wytrąciłoby mnie z równowagi.
4
Tak, jak się spodziewałam, przeszłość Logana przestała być problemem, gdy Janice się wyprowadziła. Chyba wszyscy uwierzyli zapewnieniom pana Carmichaela, że Logan nie stanowi dla nas zagrożenia. Mimo niechęci do mojego sąsiada nie mogłam się powstrzymać od rozmyślań, jak wygląda życie byłego skazańca. Najwyraźniej stanął na nogi dzięki temu, że dostał pracę. Właścicielem Fire był pan Carmichael, więc to on mu ją zaoferował i zapewne uważał go za właściwą osobę na właściwym miejscu. Nie wszyscy mieli takie podejście, czego najlepszym przykładem była Janice. Logan mierzył się z tym problemem za każdym razem, gdy wypełniał jakiś kwestionariusz i musiał tłumaczyć się z kilkuletniej luki w życiu zawodowym. Czyli w pewnym sensie wciąż odbywał karę. Dobrze wiedziałam, jak to głęboko rani, gdy ludzie nie chcą widzieć więcej, niżby na to wskazywały pozory. Wbrew sobie nawet mu współczułam. Nigdy nie przyznałabym się do tego głośno, ale byłam piekielnie ciekawa, za co został skazany. Raczej za jakieś wykroczenie, inaczej pan Carmichael nie byłby go taki pewny. Może sądząc tak, wykazywałam się naiwnością, ale związany z nią błogostan pozostawania w nieświadomości bardzo mi odpowiadał. Logan, tak jak obiecał, trochę uciszył swoje zachowanie. W ciągu kilku następnych tygodni tylko raz z jego mieszkania dochodziły odgłosy uprawiania seksu i ani razu balowania czy ryczącej muzyki. Pozdrawialiśmy się grzecznie, wymijając się na klatce schodowej, chyba tylko dlatego, że ignorowanie się oznaczałoby skrajnie złe maniery. Życie wróciło w pewnym sensie do normalności, bo znowu mogłam pracować nocami. Natomiast prawie nie wyściubiałam nosa z domu. Po nieudanej randce z Bryanem, którą poprzedziły cztery nieudane randki z innymi mężczyznami, stałam się ostrożniejsza w akceptowaniu ewentualnych kandydatów, niemniej nudziłam się. Narzeczony Chloe był akurat w domu, Aidan trenował do upadłego. Dlatego gdy Chloe zadzwoniła z pytaniem, czy zgodziłabym się spotkać z jej kolegą z pracy, zgodziłam się. Ku mojemu zaskoczeniu John był przystojny, a jego wyraźne zdenerwowanie faktem spotkania ze mną było ujmujące. Jednakże pół godziny po tym, gdy zasiedliśmy do kolacji, zaczęłam się niepokoić tempem, w jakim pił wino. Wyraźnie potrzebował alkoholu jako wspomagacza i nie wiedział, kiedy przestać. Nadmiar procentów mu nie służył. Na początku jego ciemne oczy patrzyły na mnie ciepło, choć od czasu do czasu rzucał badawcze spojrzenia na boki, gdy gawędziliśmy, przeglądając kartę i zastanawiając się, co zjeść. Po trzecim kieliszku pojawiły się w nich nieprzyjemne kpiące błyski. – Widziałem twoje zdjęcia. Podniosłam wzrok znad talerza z makaronem, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
– Proszę? Jego uśmiech był niewyraźny z powodu wina. – Na Facebooku. Chloe mi pokazała. Od razu wydałaś mi się bardzo ładna. – Dziękuję. – Zaczerwieniłam się, słysząc komplement, ale zaraz zesztywniałam, gdy rzucił wymowne spojrzenie na mój biust. – Mogłabyś się ubierać trochę seksowniej… no… wiesz… Masz fantastyczną figurę, ale nie umiesz tego podkreślić. Miałam ochotę skrzywić się na taką bezceremonialność, ale się powstrzymałam. Zauważyłam jego prawie opróżniony kolejny kieliszek wina, żałując, że nie odważę się nic powiedzieć. Nie chciałam robić sceny w restauracji. Spojrzałam z lekką wymówką w jego nadmiernie błyszczące oczy. – Lubię swój styl ubierania. – Nie miałem zamiaru cię obrazić. – Uniósł dłonie w obronnym geście. – Chciałem tylko zasugerować, że nie byłabyś samotna, gdybyś ubierała się trochę lepiej. Omal nie zakrztusiłam się jedzeniem. – I mogłabyś rozpuścić włosy. Od razu wyglądałabyś fajniej. Z tą fryzurą sprawiasz wrażenie sztywniary. Zamknęłam oczy, jakby dzięki temu miał zniknąć, bo jego krytycyzm nieoczekiwanie przywołał wspomnienia… * W żołądku czułam nieprzyjemne łaskotanie, jakby miał mi się wywrócić na drugą stronę. Nigdy dotąd nie byłam tak zdenerwowana. Nie mogłam nic przełknąć przez cały dzień. Pierwszy raz miałam iść na szkolną potańcówkę. Stałam przed lustrem, poprawiając włosy i sukienkę. Zastanawiałam się, czy nie powinnam jednak upiąć włosów i włożyć czarnej sukienki zamiast fioletowej. – Dlaczego jakiś chłopak czeka przed drzwiami? Odwróciłam się gwałtownie, puls mi natychmiast przyspieszył na widok matki opartej o framugę drzwi mojego pokoju. Kołysała w dłoni kieliszek z czerwonym winem, patrząc na mnie z pochmurną miną. – Myślałam, że jesteś umówiona na kolację z panią Ferguson. – Widocznie źle myślałaś. – Nachmurzyła się bardziej. – Co ty przede mną ukrywasz? Dlaczego ubrałaś się w to coś ohydnie dziwacznego? – Zostałam zaproszona na szkolną potańcówkę. – Przez tego kurdupla? – Parsknęła pogardliwie. – Ma trądzik. – Skrzywiła się z niesmakiem. Zaczerwieniłam się i odwróciłam wzrok. – Ma na imię Michael. Lubię go. – Pochodzi z odpowiedniej rodziny? – Dlaczego pytasz? – spytałam przestraszona. Ojciec Michaela był dentystą, a mama aktorką grającą w operach mydlanych. Nie wiedziałam, czy matka uzna ich za „odpowiednią rodzinę”. – Dlatego! – rzuciła i westchnęła ciężko. – Muszę wiedzieć, czy pomimo trądziku ten chłopak jest wart czasu, który stracę na zniechęcenie cię do tej sukienki, bo wyglądasz w niej, jakbyś miała cztery uda, a nie dwa. –
Obrzuciła mnie podejrzliwym wzrokiem. – Przestrzegasz diety? – Pielęgniarka w szkole powiedziała, że jest niewłaściwa dla czternastolatki… – Skąd jakaś cholerna szkolna pielęgniarka zna twoje nawyki żywieniowe? – Bo… zemdlałam w szkole. – Jakie to melodramatyczne… – Matka przewróciła oczami z niesmakiem. Zacisnęłam palce na materiale sukienki. Byłam szczupła, ale wyraźnie nie dość zdaniem mojej matki, chudej jak modelka. – No? – warknęła. – Kim jest ten chłopak? – Jego matką jest Andrea Leeds. – Ta aktorka? – Matka przechyliła głowę, namyślając się. – Cóż, mogło być gorzej. Nie pójdziesz w tej sukience. – Odstawiła kieliszek na moje biurko i podeszła lekkim krokiem do garderoby. – Zobaczmy, w czym możesz wyglądać tak, jakbyś miała jakąś figurę… Chłopcy lubią dziewczęta, które wyglądają jak dziewczęta. Musisz podkreślić u siebie trochę kobiecości, inaczej nigdy nie będziesz wyglądać sexy. – Wpatrzyła się w moje ubrania. – Trzeba też coś zrobić z twoimi włosami. Wyglądasz jak dzieciak z ulicy. Obetniemy je w przyszłym tygodniu. – Ja… nie chciałabym ich obcinać. – Dotknęłam swoich długich włosów. Odwróciła gwałtownie głowę, ciemne oczy rozbłysły gniewnie. – Dopóki mieszkasz pod moim dachem, utrzymuję cię i nosisz moje nazwisko, masz robić, co ci każę. Zrozumiano? – Tak, mamo. – Przekleństwo posiadania dzieci – mruknęła pod nosem, wracając do przeglądania ubrań. – Nigdy nie miałabym dzieci, gdyby nie twój ojciec i jego chorobliwa potrzeba spłodzenia dziedzica fortuny. Żeby chociaż przez moment pomyślał, że to ja, nie on, będę musiała użerać się z tobą i znosić twoją tępotę…! Co to, to nie… – urwała, pogrążając się w rozmyślaniach. Łzy napłynęły mi do oczu, ale zdusiłam je, jak zwykle… * – Cholera! – jęknął John z frustracją i przeciągnął dłonią po włosach. – Gadam głupoty. W mojej głowie te słowa brzmią dobrze, a gdy je wypowiadam… fatalnie. – Nachylił się nad stołem, strącając przy tym łyżkę do deseru. Spadła z brzękiem na podłogę, ale tego nie zauważył. – Uważam, że jesteś wspaniała, Grace. Naprawdę tak uważam. Uśmiechnęłam się blado do podpitego mężczyzny, z którym odbywałam randkę. – W porządku. Skończmy jeść kolację. Na szczęście przez resztę wieczoru już mnie nie krytykował, chociaż mówił dużo, zupełnie niezainteresowany tym, co ja miałabym do powiedzenia. Słuchałam o jego pracy, rodzicach, fascynacji rugby. Jedyne pytanie, jakie mi zadał, brzmiało: – Jak to jest przyjaźnić się z Aidanem Ramage’em? – Wspaniale? – podsunęłam, nie wiedząc, co innego miałabym odpowiedzieć, słysząc taki uniżony, niemal nabożny ton. Jego podziw dla Aidana nie uratował randki. Doskonale rozumiałam, że rozmowa z nowo poznaną osobą może być trudna i że z powodu nerwów najmilszy pod słońcem człowiek potrafi zrobić z siebie
idiotę. Ale randka z kimś, kto nadużywa alkoholu i przypomina mi moją matkę… to nie dla mnie. – Pozwól, że odprowadzę cię do domu – zaproponował John, chwiejąc się lekko przed drzwiami restauracji, gdy z niej wyszliśmy. Umówiłam się z nim późno, zapadła już noc, nieba nie rozświetlał blask księżyca. Ale restauracja mieściła się na starym mieście, kilka przecznic od mojego mieszkania, a na ulicach wciąż było pełno ludzi. Spokojnie mogłam wrócić do domu sama, nawet wolałam. – Nie, dziękuję. – Nalegam. Mieszkasz w pobliżu uniwersytetu, prawda? – Odwrócił się i ruszył w tym kierunku. Nie pozostało mi nic innego, jak westchnąć i iść za nim. – Naprawdę nie musisz mnie odprowadzać. – Nie byłoby to grzecznie z mojej strony. Pełno tutaj dziwnych kreatur, sama widzisz. – Obdarzył mnie kolejnym pijackim uśmiechem. Z trudem powstrzymałam się, żeby nie przewrócić oczami. – Lubisz swoją pracę? – wystrzelił z pytaniem, wpychając dłonie do kieszeni spodni. Zaskoczona tym nagłym zainteresowaniem moją osobą zająknęłam się: – Co…? Tak, lubię. Odpowiada mi to, że sama wyznaczam sobie godziny pracy, no i to, że… nadaję książkom ostateczny kształt. Skrzywił się jak mały chłopiec. – Książki… Nie jest to nudne, tak cały czas? – Nie – ucięłam opryskliwie. – Twoi rodzice mieszkają w Anglii? – Tak. – Co robią? – Ojciec pracuje w mediach, matka zajmuje się domem. – O… to twój ojciec musi nieźle zarabiać… Zdziwiłbyś się, pomyślałam i mruknęłam coś w odpowiedzi. – Masz rodzeństwo? Zerknęłam na niego rozdrażniona, że nagle zdecydował się być taki dociekliwy. – Brata. A ty? – Bogu dzięki jestem jedynakiem. Co twój brat robi? – Pracuje u ojca. – To jak twój ojciec się nazywa? – No popatrz! – powiedziałam z nieco przesadnym ożywieniem. – Nie wiadomo kiedy doszliśmy. – Przystanęłam. – Czas się pożegnać. – Ależ nie. – Pokręcił głową, po czym uśmiechnął się do mnie tak, że zrobiło mi się nieprzyjemnie. – Pozwól, że odprowadzę cię do drzwi. Teraz ja pokręciłam głową, bo wiedziałam, czego mam się spodziewać, gdy staniemy przy drzwiach. – Myślę, że najwyższy czas się pożegnać. Odwrócił się na pięcie i zaczął iść Nightingale Way. Ulica była oświetlona rzadko rozmieszczonymi latarniami, dodatkowo zacieniały ją budynki. Na szczęście księżyc wyszedł zza chmur i jego światło
nieco rozjaśniało wilgotny bruk. Poszłam za Johnem, ale nie czułam się zbyt pewnie. – Pod którym numerem mieszkasz? – zawołał. – Jesteśmy na miejscu. – Przystanęłam przed niebieskimi drzwiami. – Dziękuję za miły wieczór. John podskoczył lekko i zawrócił, żeby do mnie dołączyć. – Mógłbym jeszcze wypić kawę. – Spojrzał na mnie z uśmiechem pełnym nadziei. – Muszę jeszcze dzisiaj popracować. – Odwzajemniłam mu się przepraszającym uśmiechem. – Daj spokój. – Przysunął się do mnie chwiejnie, a gdy zrobiłam krok w tył, poczułam pod plecami chłodną ścianę. – Zaproś mnie do siebie, Grace. Chcesz tego. Wsunął palec za kołnierz mojego lekkiego płaszcza, a ja w niekontrolowanym odruchu trzepnęłam go po dłoni. – Wchodzę do środka. Możesz już iść. Uniósł ręce w geście poddania się, po czym zrobił kolejny chwiejny krok, przybliżając się do mnie. Żołądek ścisnął mi się nieprzyjemnie, rozejrzałam się na boki. Skąpo oświetlona ulica była pusta. – John, naprawdę chciałabym już wejść do środka. Dobranoc. – Denerwujesz się – powiedział cicho. – Rozumiem to, Grace. Sam musiałem wypić parę kieliszków wina, żeby się rozluźnić, tak się denerwowałem naszym spotkaniem. Ale nie ma powodów, żeby się tak spinać. – Przeciągnął kciukiem po moim policzku, na co mimowolnie się wzdrygnęłam. – Jesteśmy dwojgiem dorosłych ludzi szukających towarzystwa. – Ja nie, poza tym jesteś pijany. Chciałabym już iść, czy mógłbyś się odsunąć? Zanim zdążył odpowiedzieć, drzwi się otworzyły. Wyszedł z nich postawny mężczyzna, a gdy je zamknął i odwrócił się, w świetle księżyca rozpoznałam twarz Logana. Zatrzymał się na mój widok, kiwnął mi głową, odkręcił się do nas plecami i odszedł. Był ubrany jak zwykle, gdy wychodził do pracy. Strach mnie ogarnął, otworzyłam usta, żeby na niego zawołać, ale zanim zdążyłam wydobyć głos, Logan znowu przystanął, odwrócił się, spojrzał oczami pozbawionymi wyrazu na mnie, potem na Johna. Jego twarz pozostała obojętna, mimo to wiedziałam, że właściwie rozpoznał sytuację. Wyjął klucz, wrócił do drzwi, otworzył je i powiedział: – Proszę, Grace. Ogarnęła mnie ulga, której nawet nie starałam się ukryć, tak jak nie potrafiłam opanować wyrazu paniki, gdy pomyślałam, że Logan odejdzie. Niemal przebiegłam obok niego, po czym obejrzałam się przez ramię. John zrobił krok w kierunku drzwi, Logan zablokował mu drogę, a ja patrzyłam zafascynowana, jak nie wypowiadając ani słowa, samym wyglądem odstrasza mojego namolnego adoratora. John przesunął lekko drżącą dłonią po włosach, uciekł wzrokiem przed spojrzeniem Logana, obrócił się na pięcie i ruszył nieco chwiejnym krokiem przed siebie. Logan wszedł do budynku i zamknął za sobą drzwi. Patrzyliśmy na siebie przez moment, zanim pokazał mi gestem, żebym weszła na schody. Poszłam przez hol, słysząc za sobą jego kroki. Odprowadził mnie do drzwi mieszkania i obserwował, jak gmeram w torebce w poszukiwaniu kluczy. Gdy wreszcie je wyjęłam, zadźwięczały słabo w mojej drżącej dłoni. Ciepła ręka Logana objęła moją, gdy wziął klucze i otworzył zamek. – Wszystko w porządku? – Tak, dziękuję. – Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. – Moje ostatnie randki przebiegają
tak, że czuję się, jakbym grała w Seksie w wielkim mieście. Nie wiedziałam, że tylu dziwnych mężczyzn jest w Edynburgu. – Nic na to nie odpowiedział, przestąpiłam niepewnie z nogi na nogę. – Jeszcze raz dziękuję. – Weszłam do mieszkania i wtedy usłyszałam swoje imię. – Tak…? Jego twarz nie była już pozbawiona wyrazu. Rysy miał napięte, w oczach odblask wzbierającej furii. Był zły. – Nigdy więcej nie pozwól, żeby odprowadzał cię do domu pijany mężczyzna. Jego gniew najwyraźniej wynikał z troski; byłam tak zaskoczona, że mogłam tylko skinąć głową. Patrzył na mnie wymownie, a ja na niego z osłupieniem. W końcu westchnął zniecierpliwiony. – Zamknij drzwi, Grace. Nie odejdę stąd, dopóki nie usłyszę, że przekręciłaś klucz w zamku. – Och… – Zaczerwieniłam się z powodu swojego idiotycznego zachowania i zamknęłam drzwi. Przekręciłam klucz w zamku i założyłam łańcuch. – Dobranoc – krzyknęłam. – Dobranoc, pani Farquhar – odpowiedział z nutą sarkastycznego rozbawienia w głosie. Jego kroki cichły na schodach. * Cudownie było czuć słońce na skórze. Fale biły o brzeg. Żadnych zmartwień, żadnych obowiązków, trwałam w czasie rozciągnięta na białym piasku. Życie było wspaniałe, fantastycznie przewidywalne w tym błogostanie. – Grace. Zacisnęłam powieki w obronie przed męskim głosem wdzierającym się w moje uszy. – Grace! – Głos zrobił się bardziej natarczywy. – Obudź się. Nagle znikło spowodowane słońcem rozleniwienie, wybudziłam się gwałtownie. Z trudem oddychając, mrugałam powiekami w pogrążonej w mroku sypialni, dopóki moje oczy nie przyzwyczaiły się do ciemności. Na moim łóżku siedział Logan. – Co, do… – wyszeptałam i sięgnęłam do wyłącznika nocnej lampki. To nie było złudzenie. Logan MacLeod siedział obok mnie i miał na sobie tylko znoszone dżinsy. Zmusiłam się, by spojrzeć mu w twarz. – Co tu robisz? Wpatrywał się we mnie fiołkowymi oczami; jego milcząca obecność przytłaczała mnie. Wstrzymałam oddech. Dół brzucha zafalował mi, poczułam ciepło między udami. – Logan? Przyłożył dłonie do moich bioder i nachylił się nade mną, aż nasze twarze zbliżyły się, a jego usta omal dotknęły moich. Skurcz pożądania zmienił jego twarz, wzięłam głęboki oddech, czując, jak moje ciało ożywa. Pragnął mnie. Wsunął dłoń pod mój kark i przyciągnął mnie do siebie. Poczułam jego usta na swoich, natychmiast wtuliłam się w niego, obejmując go mocno ramionami, palce przycisnęłam do mięśni wyczuwalnych pod gładką skórą. Jego pocałunek był głęboki, zaborczy, upajający. Logan jęknął, wibrujący dźwięk sprawił, że brodawki mi stwardniały, przeszedł mnie dreszcz. Moja reakcja pobudziła go, popchnął mnie na plecy i jednym ruchem zerwał kołdrę. Patrzyłam na niego z narastającym zachwytem, gdy ściągał mi szorty od piżamy, przesuwając je wzdłuż nóg. Położył się na mnie, podparty na łokciach, i zaglądając mi w oczy, rozsunął kolanem moje uda. Zacisnął dłonie na moich nadgarstkach, uniósł moje ręce i unieruchomił je po obu stronach głowy. Czułam między udami
poprzez dżinsy jego erekcję. – Grace – wyszeptał głosem ochrypłym z pożądania. – Logan – powiedziałam błagalnie. Jego prawa dłoń oswobodziła mój nadgarstek, aby rozpiąć suwak dżinsów. Opuścił je na tyle, aby uwolnić swoją nabrzmiałą męskość i natychmiast z powrotem przyszpilił mój nadgarstek do materaca. Zanim zdążyłam wziąć kolejny oddech, wsunął się we mnie. Krzyknęłam, czując niemal bolesną przyjemność. Rozchyliłam szerzej nogi, dając mu sygnał, by wszedł głębiej. Spełnił moje życzenie. Wycofał się, aby pchnąć mocniej. Jego biodra poruszały się w szybkim, gwałtownym rytmie, od którego topniałam. Nigdy dotąd nie kochałam się w ten sposób. Wydyszałam prośbę, Logan zwiększył intensywność i siłę pchnięć, twarz miał zmienioną od pożądania. Zagłówek uderzał o ścianę, gdy doprowadzał mnie do orgazmu. Gdy go osiągnęłam, wykrzyknęłam imię Logana tak głośno, że wszyscy lokatorzy musieli mnie słyszeć. Zanurzona w stanie błogiego niebytu po orgazmie ledwie poczułam, jak on znieruchomiał na chwilę, zanim jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Wydobył z siebie ochrypły jęk, moje wewnętrzne mięśnie zacisnęły się na nim. Odrzucił głowę do tyłu; patrzyłam na niego z zachwytem. W końcu opuścił głowę, fiołkowe oczy przeszyły mnie na wylot, na ustach błąkał się szyderczy uśmieszek. – Mówiłem ci, potrzebujesz tylko tego, żeby ktoś cię przeleciał. * Otworzyłam oczy. Nic nie widziałam i nie słyszałam niczego oprócz szumu krwi w uszach. Rzuciłam się na łóżku i wymacałam palcami wyłącznik lampki nocnej. Przyćmione światło rozjaśniło pokój, rozejrzałam się wokół. Byłam sama. Spocona i rozpalona z pożądania. Opadłam z powrotem na poduszkę. Policzki mi płonęły. Miałam erotyczny sen. O Loganie MacLeodzie. Jęknęłam ze zgrozy i upokorzenia. Zakryłam oczy ramieniem, jakbym w ten sposób mogła pozbyć się wspomnienia o tym majaku sennym. Nic z tego. Śniłam o uprawianiu miłości z tym prostackim, irytującym, gburowatym oprychem! Jak to możliwe? Nawet nie jest w moim typie! Nie. NIE! – Och, nie! – jęknęłam, bo przyszło mi do głowy coś jeszcze. Jak, do cholery, spojrzę mu teraz w twarz?
5
Najwyraźniej okres liczenia się z sąsiadami miał za sobą. Spojrzałam na swoją twarz w oprawionym w posrebrzaną ramę lustrze wiszącym w sypialni. Patrzyła na mnie osoba, której nie rozpoznawałam. Wyglądałam jak sto nieszczęść. Z jego powodu. Kilka godzin po tym, gdy ocknęłam się ze snu, do którego nie miałam zamiaru się przyznawać, obudziły mnie odgłosy dochodzące z sypialni mojego sąsiada. Głośnego seksu. Bardzo głośnego seksu. „TAK, OCH, TAK, WŁAŚNIE TAK, OJEJU, TAK, DOBRZE, OCH, LOGAN, OCH, LOGAN… OOOOOOCH!”. Amerykanka. Najwyraźniej rozszerzył pole badań porównawczych. Nie obchodziło mnie to, raczej zdumiało i doprowadziło do wściekłości, gdy następnej nocy Amerykanka powróciła i już zupełnie się nie wyspałam, bo ona i Logan zafundowali sobie trzy tury „OCH, TAK, WŁAŚNIE TAK”. A potem kolejnej nocy. Siedemdziesiąt dwie godziny prawie bez snu. Trudno, żeby się to na mnie nie odbiło. Jeśli ta cholerna Amerykanka znowu się pojawi, to ja… – To ty co, Grace? – spytałam, wykrzywiając usta do swojego odbicia w lustrze. – Nakrzyczysz na niego? Dosuniesz mu? Nawymyślasz? Jasne. Świetnie ci to szło do tej pory. Ale jeśli ona pojawi się po raz czwarty? Spuściłam wzrok niezdolna patrzeć dłużej na swoje potargane włosy i strój składający się ze spodni od dresu i bluzki z długimi rękawami. Byłam zbyt zmęczona, żeby zająć się prasowaniem i ubrać przyzwoicie. Czy Logan MacLeod w końcu się ustatkuje i zacznie spotykać tylko z jedną kobietą? Odwróciłam się i wyszłam z sypialni. Mój podły nastrój pogłębił się jeszcze. Przemaszerowałam przez mieszkanie, biorąc po drodze torebkę. Aby przetrwać dzień, zdecydowanie potrzebowałam czekolady i kawy. Zamykałam za sobą drzwi, gdy doszedł mnie odgłos otwieranych drzwi naprzeciwko. Barki zacisnęły mi się odruchowo. No nie… Dlaczego życie musi tak dawać w kość? Policzki zaczęły mnie palić na myśl, że mój sąsiad zobaczy mnie w takim stanie. Odwróciłam się powoli. Oczywiście gapił się na mnie, zamykając drzwi. – Grace. – Dzień dobry, panie MacLeod. – Uciekłam wzrokiem, przypominając sobie swój idiotyczny sen. – Dobrze się czujesz? Wyglądasz upiornie. I to wystarczyło.
To było jak kropla, która przepełniła czarę goryczy. Krew mnie zalała, gdy na niego patrzyłam: stał naprzeciwko mnie i wyglądał na całkiem wypoczętego mimo seksualnej gimnastyki, którą uprawiał wczesnym porankiem. – Wyglądam upiornie? – spytałam, podchodząc do niego energicznie. Zdziwił go ton mojego głosu. – I co? Nie masz bladego pojęcia, dlaczego wyglądam upiornie? – Nie, ale mam przeczucie, że zaraz zostanę o to obwiniony. Skrzyżował ramiona na piersi, wcale nie wyglądał na rozbawionego. – Zgadza się. – Wzmocniłam to potwierdzenie gwałtownym ruchem głowy. Niedostatek snu podsycał mój gniew, byłam bliska szału. – Bo to twoja wina! – Mój głos odbijał się echem od betonowych ścian klatki schodowej, ale nie dbałam o to. – Trzy doby! Trzy cholerne doby bez snu! – To nie mój problem i prawdę mówiąc, nie jestem w nastroju do znoszenia tej… histerii. Skierował się na schody, nie przejmując się mną dłużej. – Nie waż się odchodzić! Znieruchomiał. Po chwili odwrócił się z ironiczną miną. – Mam się bać? Na litość boską, Grace, to jakby motyl chciał mnie pobić. Wypuściłam ze złością powietrze, dodatkowo wściekła, że ma niezły ubaw, podczas gdy mnie tyle kosztowało zebranie się w sobie, aby mu się przeciwstawić. – Jak śmiesz! Przez trzy noce musiałam znosić odgłosy seksu z tą cholerną Amerykanką! Chcę tylko, żeby wreszcie zapanowały spokój i cisza! Muszę się wyspać, do jasnej cholery! Słowa wybrzmiały w pustej klatce schodowej, odbiły się echem od zimnych ścian, wprawiając mojego sąsiada w osłupienie. Po chwili ciszy, podczas której skarciłam się w myślach za to, że zapomniałam o dobrym wychowaniu, i ponownie zebrałam w sobie, aby stawić mu czoło, Logan odchrząknął i spytał: – Przykładasz szklankę do ściany? – Proszę? – Pokręciłam głową z niedowierzaniem. – Skąd wiesz, że pukałem Amerykankę? Jego tępota była zadziwiająca. – Ponieważ było słychać każde wypowiedziane przez nią słowo. – Uświadomiłam mu ten fakt, cedząc słowa przez zęby. – Raczej nie. Musiałaś nieźle wytężać słuch. – Porąbało cię! – Aż zawrzałam ze złości. – Niby dlaczego miałabym wytężać słuch? – Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Ty mi powiedz. – Zawsze z rozmysłem starasz się być taki wkurzający? – spytałam zjadliwie i teraz ja skrzyżowałam ramiona na piersi. Ku mojemu zdumieniu kąciki ust mu drgnęły, w oczach zatańczyły wesołe ogniki. – Zdaje się, że tylko ciebie tak irytuję. – Przechylił głowę na jedną stronę. – Zastanawiam się dlaczego. – Dlatego, że nie mogę się wyspać – odparłam, zwieszając głowę zmęczona jałowością tej dyskusji – i jest to wyłącznie twoja wina, ty cholerny, pokręcony dziwkarzu. – No, no… to do ciebie niepodobne. I bardzo niegrzeczne. Będę musiał porozmawiać o tym z właścicielem domu. Nie mogę pozwolić, żeby mnie w ten sposób obrażano.
Poderwałam gwałtownym ruchem głowę i zmierzyłam go gniewnym wzrokiem. – Przysięgam, że jeśli nie zaczniesz traktować tego serio, zrzucę cię ze schodów. – A teraz jeszcze groźby karalne. – Zacmokał językiem. – Tego już za dużo. – Dosyć tego! – wrzasnęłam. – Akurat teraz odzyskałeś poczucie humoru? – Przepraszam… – Cichy młodzieńczy głos przerwał naszą kłótnię. Kilka stopni poniżej naszego podestu stała młoda dziewczyna. Bardzo ładna, ciemnowłosa, o oliwkowej cerze. Była ubrana w szkolny mundurek, jej twarz wyraźnie pobladła, a gdy przełknęła ślinę, nabrałam pewności, że jest bardzo zdenerwowana. Spojrzałam na zegarek. O tej porze zdecydowanie powinna być w szkole. Zaniepokoiłam się i chciałam do niej podejść, ale zauważyłam, że wpatruje się w Logana z zachwytem i zarazem z obawą. – Jak możemy ci pomóc? Nie odpowiedziała, tylko weszła niepewnie kilka stopni wyżej, a gdy zobaczyłam wyraźniej jej twarz, wzięłam głęboki oddech. Spoza okularów patrzyły przepiękne oczy. Fiołkowe, okolone gęstymi czarnymi rzęsami. Przeniosłam spojrzenie na Logana. Gapił się na dziewczynę kompletnie ogłupiały. – Nazywam się… – urwała, oddech miała przyspieszony, płytki. – Jestem… Maia. – Oblizała wargi i zacisnęła dłonie na paskach plecaka. – Pan Logan MacLeod, prawda? Całkiem oszołomiony potwierdził ruchem głowy. – Ja chyba… ja jestem… pańską córką. Wzięłam kolejny głęboki oddech, nie spuszczając wzroku z Logana. Twarz mu się skurczyła. – Ja nie mam dzieci – powiedział niepewnie. Ponieważ w ciągu minuty nasza kłótnia została przerwana wiadomością zmieniającą życie Logana, nie od razu otrząsnęłam się z podszytego ciekawością zaskoczenia. Mimowolnie uczestniczyłam w prywatnej rozmowie, powinnam się wycofać. – Zostawiam was, żebyście mogli porozmawiać. Dłoń Logana nieoczekiwanie zacisnęła się na moim ramieniu, więc zatrzymałam się w pół kroku. – Grace, poczekaj… Praktycznie mnie uwięził, nie miałam wyboru, tylko kiwnęłam głową i spróbowałam się uspokoić w nadziei, że w końcu zwolni uchwyt. Nie zrobił tego. Maia sprawiała wrażenie, jakby miała za chwilę wybuchnąć płaczem. Mimo to wyprostowała się odważnie i spytała drżącym głosem: – Może powinniśmy wejść do mieszkania, żeby porozmawiać? Nie znałam jej, a jednak poczułam do niej sympatię. Być może było to spowodowane poczuciem wspólnoty z tą dziewczyną. – Sądzę, że to rozsądna sugestia – powiedziałam i poruszyłam ramieniem pod dłonią Logana, żeby ściągnąć na siebie jego uwagę. – Nie chcesz chyba, żeby wszyscy sąsiedzi zostali wtajemniczeni w twoje sprawy – dodałam, gdy wreszcie na mnie spojrzał. Wpatrywał się we mnie. Zrozumiałam, że jest w szoku. – Rusz się, Logan. Jeśli dalej będziemy tutaj stać, nie będę się czuła wyróżniona jako jedyna uczestnicząca w tym sąsiadka – zażartowałam, usiłując zmusić go do reakcji. Zamrugał oczami i kiwnął głową. Pociągnął mnie za sobą do drzwi swojego mieszkania, otworzył je i dosłownie wepchnął mnie do środka. Puścił moje ramię dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się w holu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że gestem zaprasza Maię. Weszła energicznie, wciąż starając się
wyglądać na pewną siebie. Prawdę mówiąc, niezbyt jej to wychodziło, ale i tak podziwiałam ją za to, że próbuje. Uśmiechnęłam się do niej zachęcająco. – Napijesz się herbaty? – zaproponowałam, nawet nie wiedząc, czy Logan ma herbatę. Odchrząknęła i oblizała nerwowo wargi. – Poproszę wodę. – Już daję – odpowiedział Logan. – A ty, Grace? – Poproszę kawę, jeśli masz. Mleko, łyżeczka cukru. Kiwnął głową i wykonał krótki gest ręką. – Pokój dzienny jest na wprost. Jego mieszkanie miało taki sam rozkład jak moje, czyli nasze sypialnie graniczyły przez ścianę. W salonie wciąż stały nierozpakowane kartonowe pudła, jedynym meblem była masywna czarna narożna kanapa, ściany pozostały gołe. – Wszystko będzie dobrze – zwróciłam się do Mai, która, coraz bardziej przerażona, rozglądała się po pokoju. – Jakoś sobie z tym poradzimy. – Uhm… Kim pani jest? Usiadłam na kanapie i czekałam, aż do mnie dołączy. Podeszła powoli, nie spuszczając ze mnie pięknych fiołkowych oczu. Oprawka okularów sprawiała wrażenie zbyt masywnej przy jej delikatnych rysach twarzy. Widziałam wyraźne podobieństwo do Shannon, siostry Logana. – Jestem Grace, sąsiadka Logana z naprzeciwka. – Myślałam, że jest pani jego dziewczyną – powiedziała i nachmurzyła się. – Skąd ten pomysł? – Uniosłam wymownie brwi. – Wydało mi się, że jesteście ze sobą blisko. Teraz ja się nachmurzyłam. – Proszę – powiedział Logan, wchodząc do pokoju z dwoma kubkami i szklanką wody. Podał szklankę Mai i uśmiechnął się do niej sympatycznie. Pomyślałam, że to miło z jego strony. Przed chwilą pojawiła się przed jego drzwiami i ogłosiła, że jest jego córką, a on mimo zaskoczenia i prawdopodobnie przerażenia starał się dodać jej odwagi. Wzięłam kawę. Skomplikowany był z niego palant. – Dziękuję – wymamrotałam. Usiadł naprzeciwko nas na wielkim pudle i upił łyk kawy. Zapanowała niezręczna cisza. Postanowiłam ją przerwać: – Maiu, kto jest twoją mamą? Logan zesztywniał, a Maia zwróciła się do niego, by odpowiedzieć: – Maryanne Lewis. Drgnął, a więc dobrze wiedział, o kim mowa. – No nie – powiedział z niedowierzaniem, kręcąc głową. – Maryanne… Zaszła w ciążę, ale oświadczyła mi, że nie zamierza jej utrzymać i nie mam nic do gadania w tej sprawie. Nigdy więcej jej nie widziałem. Wargi dziewczyny zaczęły drżeć, odruchowo ujęłam ją za rękę. – Ile masz lat, Maiu? – Piętnaście. Spojrzałam pytająco na mojego sąsiada, który pokiwał głową z niewesołą miną.
– To było prawie szesnaście lat temu. Mieliśmy po siedemnaście lat. – Zerwał się na równe nogi. – Cholera jasna!!! Maia przysunęła się do mnie przestraszona, objęłam ją ramieniem. – W porządku. To z powodu szoku. Logan wpatrzył się gniewnym wzrokiem w ścianę i zaczął powoli, głęboko oddychać, żeby się uspokoić. – Jak ona mogła mi to zrobić? Jak komukolwiek można coś takiego zrobić? – Powiedziała mi, że skłamała. – Maia odsunęła się delikatnie ode mnie, a Logan spojrzał na nią przenikliwie. – Mieszkałyśmy cały czas w Glasgow, ale dłużej już nie mogę być z mamą! Nie mogę! – powtórzyła z nagłą desperacją. – Zobaczyła cię w gazecie i dlatego mi o tobie powiedziała. Napisali, że trafiłeś do więzienia za pobicie chłopaka twojej siostry, bo on ją pobił i próbował zgwałcić. Wzięłam głośno głęboki oddech, aż Logan spojrzał na mnie. Gapiliśmy się na siebie, podczas gdy ja próbowałam to jakoś przyswoić. Ktoś chciał zgwałcić Shannon? Zaatakował ją? Przerażające. – Zachowałeś się jak bohater. Chroniłeś ją i zostałeś za to ukarany. Moja mama wielokrotnie mnie narażała i nikogo to nie obchodziło. Opiekowałbyś się mną lepiej niż ona. Logan natychmiast skierował uwagę na dziewczynę. – Co to znaczy? Jak cię narażała? Maia spuściła głowę i nerwowo splotła dłonie. – Mama jest uzależniona. Zamknęłam oczy. Z każdą chwilą robiło się coraz bardziej melodramatycznie. – Uzależniona od czego? – spytał cicho, ale jego głos brzmiał groźnie. – Od heroiny. – O mój Boże… – Zrobiło mi się niedobrze. – Nie mogę z nią dłużej mieszkać. – Łzy popłynęły po gładkich policzkach dziewczyny. Poczułam ucisk i chłód w sercu na widok wyrazu jej oczu. Pełnych rozpaczy u jakże młodej osoby. – Logan – wyszeptałam błagalnie, sama nie wiedząc, dlaczego go błagam i o co. Wyglądał jak człowiek schwytany w pułapkę. Był przerażony, dałabym głowę, że miał ochotę uciec. Nie wróżyło to nic dobrego, bo zwykle był pewny siebie i opanowany. – Co ja mogę? – warknął. – Przyznaję, że oczy… Że wyglądasz jak… – Shannon – podsunęłam mu, ale najwyraźniej nie uznał tego za przysługę, bo spojrzał na mnie gniewnie. – Twoja siostra? – spytała Maia i jej oczy rozbłysły ciekawością. Logan z nieartykułowanym dźwiękiem przesunął dłonią po włosach. – Nie wiem na pewno, czy jesteś moim dzieckiem. W samą porę powstrzymałam się od prychnięcia, mimo to rzucił mi złe spojrzenie, jakby wiedział, co sobie pomyślałam. – Co się dzieje? Jeszcze dwie minuty temu byłem… Maiu… nie możesz tutaj zostać. Musisz wrócić do domu, a ja porozmawiam z nią o tym wszystkim. – Proszę – powiedziała, wstając. – Nie chcę wracać. Nie po to się tutaj zjawiłam. Nie wiesz, jak u nas jest. Logan z bezradną miną patrzył na jej wystraszoną twarz. Cisza przedłużała się, aż stała się nie do
zniesienia. W końcu podniosłam się z kanapy. – Maiu, nie możesz zostać z Loganem, nie byłoby to właściwe i mogłoby ściągnąć na niego kłopoty. Musi odesłać cię do domu, zanim to wszystko się wyjaśni. Pochyliła głowę, ciemne włosy opadły falą na jej twarz. Oboje usłyszeliśmy szloch. Logan posłał mi spojrzenie mówiące „co ja, do cholery, mogę zrobić?”. Odpowiedziałam mu dodającym otuchy uśmiechem. – Pojedź z nami – powiedział. Nie. Tylko nie to. – Do Glasgow? – spytałam piskliwie. Nie ma mowy. Byłam wykończona. Nie będę się dodatkowo obciążać, patrząc, jak on i dziewczyna fundują sobie emocjonalną huśtawkę. – Tak. – Nie. Ja… – urwałam, gdy Maia spojrzała na mnie błagalnie oczami pełnymi łez. Oboje potrzebowali kogoś, kto będzie odgrywał rolę bufora. Bosko. – No dobrze. – Ujęłam jej dłoń i uścisnęłam ją. – Jadę z tobą. * Znacie sceny z westernów, gdy wiatr miota po pustej głównej ulicy małego miasta snopkiem siana? Przejmujący świst jest jedynym dźwiękiem, jaki wdziera się w uszy… W każdym razie taki obrazek pojawił się w mojej głowie, gdy Logan wiózł nas do Glasgow. Nie wiedziałam, że ma samochód, nie znam się na markach, więc nie mogłabym jej wymienić. Wyglądał na volkswagena, co najmniej pięcioletniego i nieużywanego. Logan poinformował mnie, gdy wyruszyliśmy, że podróż do domów komunalnych, w których mieszka Maia, potrwa około półtorej godziny, po czym na dwadzieścia minut zapanowało milczenie. Ktoś musiał je wreszcie przerwać, bo cisza stawała się nie do zniesienia. – Wiecie, że byłam tylko w centrum w Glasgow? Na zakupach przed Gwiazdką. A, i jeszcze w teatrze i w barze na drinka. Tyle jest atrakcji w centrum, że zapomina się o tym, jakie to duże miasto. Znowu cisza. – A wiecie, że to było kiedyś czwarte co do wielkości miasto w Europie? Coś to znaczyło, zważywszy na niewielkie terytorium Szkocji. Było największe zaraz po Londynie, Paryżu i Berlinie – rozwodziłam się. – W epoce wiktoriańskiej mówiono o nim, że to drugie najważniejsze miasto Imperium Brytyjskiego. W Szkocji jest oczywiście największe, a w Wielkiej Brytanii w tej chwili trzecie co do wielkości, nic więc dziwnego, że niewiele w nim zobaczyłam. Ale Londyn poznałam dość dobrze, bo tam dorastałam, pewnie mogłabym… – Grace – przerwał mi Logan, nie odwracając głowy i wpatrując się w drogę, mimo to przysięgłabym, że powstrzymuje uśmiech. – Glasgow jest duże. Wiemy o tym. Doszedł mnie zduszony chichot z tylnego siedzenia, ale wcale nie poczułam się zażenowana. Uśmiechnęłam się do siebie. Sprawiłam, że Maia się roześmiała. No może Logan to sprawił… Albo oboje, nie miało to znaczenia. Najważniejsze, że po wyjątkowo ciężkim poranku nieśmiała, zagubiona
dziewczyna potrafiła się śmiać. Odwróciłam się lekko na siedzeniu, żeby spojrzeć do tyłu, i napotkałam jej smutne oczy. – Dobrze ci idzie w szkole? Skinęła głową, potwierdzając moje przypuszczenia, że tak jest. Uśmiechnęłam się do niej zachęcająco. – Jakie przedmioty lubisz najbardziej? – Matematykę i fizykę. Mama tego nie rozumie, bo ona lubiła zajęcia plastyczne. – Ja też lubiłem te przedmioty – powiedział cicho Logan. – Byłem z nich dobry. Maia wpatrzyła się w tył jego głowy i dodała nieśmiało: – Mam szóstki. Zerknęłam na twarz Logana. Wyraźnie złagodniała. – To dobrze – mruknął. Znowu zapanowała niezręczna cisza. – Ja byłam kiepska z matmy i fizy. Miałam korepetytora. – Skrzywiłam się. – O rok tylko starszy ode mnie, potwornie się wywyższał. Nienawidziłam go. Nazywał się Lawrence Trevelyn. Kiedyś Sebastian pozwolił mu położyć rękę na moim udzie i obmacywać mnie. Czułam się sponiewierana, byłam przestraszona i długo nie pozwalałam mu zbliżać się do mnie. – Wstrząsnął mną dreszcz. – Grace… dobrze się czujesz? – spytał Logan, zerkając na mnie ze zmarszczonym czołem. Przez moment nie mogłam wydobyć z siebie słowa. – Grace? – Tak, w porządku. – Odpędziłam wspomnienia i odwróciłam się do Mai z uśmiechem: – Lubisz angielski? – Nie jestem w nim dobra. – Wzruszyła lekko ramionami. – Ale daję radę. – Studiowałam angielski, zajmuję się redagowaniem książek, więc gdybyś potrzebowała pomocy… – powiedziałam bez zastanowienia. Logan zerknął na mnie i zesztywniał, natomiast Maia przyjęła moją propozycję z wdzięcznością. – Naprawdę? To fantastycznie… Naprawdę byś mi pomogła? Kretynka wsadzająca nos w nie swoje sprawy. To ja. Logan dopiero ją zobaczył. Nie miał pojęcia, co będzie dalej, ale jego głupawa sąsiadeczka już się narzuca jego… być może jego dziecku. Miałam poczucie winy, ale nie pozostawało mi już nic innego, jak zapewnić: – Oczywiście. Dam ci mój numer telefonu, dzwoń, kiedy tylko będziesz chciała o coś zapytać. – Dobrze – powiedziała Maia, wzrok jej przygasł i spuściła oczy. Usiadłam prosto na siedzeniu i natknęłam się na zniecierpliwione spojrzenie Logana. Poczerwieniałam i umknęłam mu wzrokiem. Może lepiej jechać w milczeniu. Nie wiedziałam, czego powinniśmy się spodziewać. Panowała opinia, że Glasgow nie jest bezpiecznym miastem, ale pewnie tak było w każdej dużej aglomeracji. Miał lepsze i gorsze dzielnice, anonimowość sprzyjała przestępczości, ale na ogół wieści o zagrożeniach były przesadzone. Utwierdziłam się w tym przekonaniu, gdy wjechaliśmy do dzielnicy z domami komunalnymi, według mediów owianej złą sławą. Wciąż byłam nastawiona optymistycznie, gdy zajechaliśmy przed wysoki budynek, do którego
skierowała nas Maia. Najlepiej byłoby, gdybym mogła Maię zaszufladkować do kategorii „przewrażliwiona nastolatka”. Może jej matka nie była narkomanką? Może ta mała coś wyolbrzymiła rozczarowana wiadomością o ojcu, jak to czasem robią nastolatki w trudnym okresie dorastania? Instynkt podszepnął mi, że dziewczyna nie należy do tego rodzaju nastolatek. Chciałam, żeby to, co mówiła, okazało się nieprawdą. Ze względu na nią. I na Logana. Ściany budynku były upstrzone graffiti, ale w dzisiejszych czasach nie jest to niespotykany widok, więc uznałam, że trudno na tej podstawie wyciągać wnioski. Jednak gdy weszliśmy do środka, uderzył mnie w nozdrza fetor moczu i nieuprzątniętych śmieci, co zwarzyło mój dobry nastrój. Jego resztki prysły na pierwszym piętrze na widok ciężkiej żelaznej kraty przy drzwiach wejściowych do jednego z mieszkań. Co to było za miejsce, skoro zastosowano aż takie zabezpieczenia? – Chodź – ponaglił mnie Logan. – Po co to? – spytałam. Mięśnie zadrgały na szczęce Logana. – Albo mieszka tu jakiś kryminalista, albo z powodu bliskości parteru często się tu włamywano. – Nie jest to przyjemne miejsce… – Nie jest – potwierdził, śledząc coraz bardziej zaniepokojonym wzrokiem Maię wchodzącą po schodach na drugie piętro. Na trzecim piętrze skręciła w długi korytarz i mniej więcej pośrodku przystanęła przed drzwiami. – To tutaj – powiedziała, biorąc głęboki oddech. Nie było kraty, za to w dole, powyżej progu, widniały ślady wielokrotnych kopnięć. Nie tylko odciski czyichś butów z gumowaną podeszwą, ale głębokie pęknięcia i wybrzuszenia drewna. Powierzchnię drzwi pokrywały napisy w rodzaju: „narkomańska kurwa”, „lachociąg”, „szlaufa”, „penera”, „dziura publiczna”. Nie wszystkie te określenia były mi znane, ale sądząc po ponurej minie Logana nie znaczyły niczego przyjemnego. Maia z ociąganiem wyjęła klucz, otworzyła drzwi i wpuściła nas do mieszkania. Od razu poczułam smród. – Jasna cholera… – mruknął Logan, gdy wymieniliśmy spojrzenia jednakowo zbulwersowani. W powietrzu unosił się zastarzały odór niemytych ludzkich ciał, dymu papierosowego, moczu i wymiocin. – Próbuję sprzątać – zapewniła nas Maia ze łzami wstydu w oczach. – Naprawdę próbuję… Mnie też zakręciły się łzy ze współczucia i gniewu, gardło miałam ściśnięte, położyłam dłoń na jej ramieniu uspokajającym gestem, ale byłam w stanie na nią spojrzeć w obawie, że poniosą mnie emocje. – To ty? – rozległ się z głębi mieszkania skrzekliwy głos. W tym momencie Logan zrobił energiczny krok do przodu i położył Mai rękę na barku. Przy szczupłej nastolatce wyglądał jak olbrzym. Ja nie jestem zbyt wysoka, mam sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, a ona była o siedem, może dziewięć centymetrów niższa. Logan poprowadził ją w głąb mieszkania; poszłam za nimi, rozglądając się wokół. Wyblakły poplamiony dywan był tak bardzo wytarty na rogach, że odstawały od podłogi. Minęliśmy niewielką kuchnię ze starymi szafkami. Ściany były trwale zabrudzone, szafki też, ale nie było widać
nieumytych naczyń. Wyraźne świadectwo tego, że Maia się starała. W wąskim korytarzu o zapuszczonych, pomalowanych na żółto ścianach widniało dwoje otwartych drzwi. Za jednymi zobaczyłam wąski mały pokój, czysty, z plakatami na ścianach. Pewnie należał do Mai. Logan nachmurzył się jeszcze bardziej, gdy mijał drugie drzwi. Zerknęłam do środka i z trudem powstrzymałam okrzyk. Wychudzony nagi mężczyzna leżał rozciągnięty na łóżku. Na wykładzinie walały się puszki po piwie, niedopałki papierosów, śmieci przemieszane z ubraniami. W nogach łóżka stała komoda pamiętająca lepsze czasy, w stoliku nocnym brakowało szuflady, był pokryty popiołem i poznaczony nacięciami. Zrobiło mi się niedobrze na widok zalegających na nim igieł. W niewielkim pokoju dziennym zastaliśmy jeszcze bardziej przykry obrazek. Na skórzanej kanapie, która sprawiała wrażenie dość nowej, leżała wychudzona kobieta ubrana w brudny rozciągnięty podkoszulek i obcisłe dżinsy. Ciemne rzadkie włosy miała zebrane nieporządnie w koński ogon. Nie miała makijażu, a gdy rozchyliła usta, odsłoniła żółte, popsute zęby. – Mój Boże… – powiedział Logan i zamknął oczy. Maryanne Lewis najwyraźniej nie przypominała siebie sprzed lat. Oczywiście nie wiedziałam, jak kiedyś wyglądała, ale sądząc po delikatnych rysach twarzy, musiała być ładna. Teraz sprawiała wrażenie co najmniej piętnaście lat starszej od Logana; wysokie kości policzkowe sterczały na wychudzonej twarzy o poszarzałej, przesuszonej skórze. Miała wygląd chorej osoby. W pokoju stały butelki po wódce, puszki po piwie, brudne popielniczki, otwarte pudełka z resztkami jedzenia i zabrudzone talerze; znowu zobaczyłam igły. Fatalnie. Beznadziejnie. Maia niczego nie wyolbrzymiła, przeciwnie, dość powściągliwie przedstawiła swoją sytuację domową. – Kim ty, do cholery, jesteś? – spytała Maryanne, przyglądając się Loganowi spod na wpół przymkniętych powiek. Podniosła się chwiejnie z kanapy. – Kim wy, do diabła, jesteście? Maia cofnęła się o krok i niemal przywarła do mojego boku. Czułam się niezręcznie, oferując jej wsparcie w obecności matki. – Mamo, to mój tata. Logan zachował zimną krew, nie zareagował na te słowa. – Maryanne… – Zrobił krok w jej stronę, cofnęła się gwałtownie. Oczy miała szkliste, była pobudzona, nie przestawała się drapać po ręce, jej skórę pokrywał pot. Niewiele wiedziałam o narkomanach, ale odnosiłam wrażenie, że jest na głodzie. – Pieprzona sprawa – warknęła. – Po coś go tu przyprowadziła? – spytała Maię gniewnie i zbliżyła się do nas. Schowałam dziewczynę za siebie, a Logan natychmiast zasłonił nas obie. – Maryanne, kiedy ostatni raz brałaś? – Już dawno. Cholernie dawno. Kazałam tej gnojówie iść do Kellsa po działkę dla mnie i Doma. Gdzie się podziały moje pieprzone pieniądze? Co, ty cholerna gówniaro! – Licz się ze słowami – ostrzegł ją Logan.
Jego głos brzmiał groźnie, a Maia poruszyła się niespokojnie za moimi plecami. – Kto to jest Kells? – spytałam ją łagodnie. – Diler mamy – wyszeptała i wcisnęła mi coś do ręki. Spojrzałam na zwitek banknotów. – Logan… – powiedziałam bezradnie. Żołądek wywrócił mi się do góry nogami na myśl o matce posyłającej piętnastolatkę do dilera narkotyków. Odwrócił głowę, a ja podałam mu pieniądze. Wziął je ode mnie i po wyrazie jego twarzy zrozumiałam, że nie muszę mu niczego tłumaczyć. Skierował uwagę z powrotem na Maryanne. – Czy ona jest moja? – spytał. – Okłamałaś mnie? – Oddaj pieniądze! – zachrypiała. – Jest moja? – Forsa! Rzucił banknoty na podłogę i patrzył z niesmakiem, jak Maryanne opadła na kolana, żeby je pozbierać. Kiedy wstała, zaczęła go błagać: – Daj mi swój telefon. Swój muszę doładować. Daj mi telefon – powtórzyła. – Żebyś zadzwoniła do dilera? Nie ma mowy. Odpowiedz mi wreszcie. – Zrobił krok w jej stronę; zamrugała szklistymi oczami. – Czy Maia jest moją córką? – Daj mi swój telefon – powiedziała błagalnie, drapiąc się po głowie. – Proszę cię, proszę. Jestem w czarnej dupie. – Podeszła chwiejnie do stolika kawowego i sięgnęła po otwartą butelkę wódki. – Kells miał być wczoraj, tak mówił, ale się nie pokazał. Skurwysyn nie pokazał się! Kiedy Logan odwrócił się do nas, zaniepokojona ujrzałam jego ściągniętą, znękaną twarz. – Nie uzyskamy od niej żadnej sensownej odpowiedzi, gdy jest w takim stanie. – Spojrzał ponad moim ramieniem na Maię. – Nie wiem, co robić. Nie można cię tu zostawić, ale nie możesz też mieszkać ze mną, dopóki nie rozstrzygnie się sprawa ojcostwa. Jedyne wyjście to opieka społeczna. – Nie. – Maia odsunęła się ode mnie i cofnęła kilka kroków. – Słyszałam o tym różne opowieści. Jest jeszcze gorzej niż tutaj. Proszę, nie. Tu przynajmniej wiem, czego mogę się spodziewać. – Maiu, rodziny zastępcze nie są aż tak złe. Poza tym to mogłoby być tylko na jakiś czas – próbował jej wytłumaczyć Logan. – Nie! – Zakryła twarz dłońmi, ramiona jej zadrgały i zaczęła szlochać. Nie wiem, co mnie opętało. Być może sprawił to fakt, że Maia zaznała równie złego traktowania przez matkę jak ja, w dodatku w tragicznie odmiennym otoczeniu. Albo to, że maska obojętności i perfekcyjnego panowania nad sobą, jaką zwykle nosił Logan, opadła i zobaczyłam jego przerażenie. Albo może to, że jestem przyzwoitym człowiekiem i nie mogłam zostawić dziecka samemu sobie w takiej sytuacji. Albo to, że prawie nie spałam przez trzy doby i nie byłam w stanie myśleć logicznie. Może wszystko razem. – Mam propozycję… – Gdzie twój telefon? – przerwała mi Maryanne i nieoczekiwanie znalazła się między mną a Maią. Złapała córkę za nadgarstek i uderzyła ją w głowę, zanim Logan zdążył zareagować. Odciągnął ją i popchnął, bynajmniej nie delikatnie, na kanapę. – Nie waż się jej dotykać! – ostrzegł ją. – Gdzie twój telefon? – zaskrzeczała Maryanne. Maia otarła dłonią łzy z twarzy.
– Przecież ci mówiłam – powiedziała cicho. – Rozbiłaś go kilka tygodni temu. Uznałam, że czas się zbierać. – Wszystko wskazuje na to – zwróciłam się do Mai – że Logan jest twoim tatą, ale nie mamy stuprocentowej pewności. Chyba rozumiesz, jak by to wyglądało, gdyby dorosły mężczyzna zamieszkał z piętnastolatką nienależącą do jego rodziny. Będzie mi miło, jeśli zajmiesz mój pokój gościnny, dopóki sprawa ojcostwa nie zostanie rozstrzygnięta. – Spojrzałam na Logana, trzęsłam się cała, nie do końca rozumiejąc, co właściwie im proponuję i jaką część odpowiedzialności zamierzam wziąć na siebie. Logan powoli kiwnął głową. – To by mogło rozwiązać sprawę… ale co ze szkołą? – Możesz uzyskać od Maryanne pozwolenie na przeniesienie jej do szkoły w Edynburgu, zanim dostaniesz prawny tytuł do opieki. – Nawet nie zauważy, że zniknęłam – mruknęła Maia. Z sąsiedniego pokoju doszedł nas przeciągły jęk i widząc rozszerzone oczy dziewczyny, zaproponowałam: – Ustalimy szczegóły w samochodzie. Zdecydowanie powinniśmy stąd wyjść. Logan chyba też uznał, że tak będzie rozsądniej, bo nie dyskutując, poszedł za nami do wyjścia. Wszyscy troje udawaliśmy, że nie słyszymy dochodzących z pokoju dziennego odgłosów wymiotowania.
6
Cisza panująca w samochodzie była niezręczna, ale zrobiła się niemal bolesna, gdy stanęliśmy na naszym piętrze. Logan i Maia milczeli w drodze powrotnej, prawdopodobnie usiłując przeanalizować dotychczasowe wydarzenia, ja zaś milczałam, ponieważ usiłowałam zdusić rodzącą się panikę. – Maiu, wejdź do środka – powiedziałam, wręczając jej klucze. – Zamienię kilka słów z Loganem i zaraz dołączę do ciebie. Spoglądała to na mnie, to na niego, wyraźnie zaniepokojona. – Wejdź, wszystko będzie dobrze – zapewniłam. Skinęła z ociąganiem głową i włożyła klucz do zamka. Spojrzałam na Logana. Patrzył na mnie, jakbym była pędzącym naprzeciwko niego samochodem oślepiającym go długimi światłami. – Wejdźmy. – Pokazałam gestem na jego drzwi. Otworzył je bez słowa i wszedł ciężkim krokiem do środka. W pokoju dziennym przystanął, odwrócił się do mnie i ujął pod boki. – Co ja, do diabła, mam zrobić? – Logan… – Nie umiem się zajmować nastolatkami. – Logan… – Nie, Grace, nic nie rozumiesz. – Przełknął głośno ślinę, a ja osłupiałam, widząc, jak bardzo się boi. Do tej pory uważałam, że Logan MacLeod niczego ani nikogo się nie boi. Teraz jego bezbronność wyprowadzała mnie z równowagi. Nie podobało mi się to. Z jakiegoś absurdalnego powodu chciałam wierzyć, że poradzi sobie z tą sytuacją. Prawdopodobnie dlatego dałam się w nią wmanewrować. – Kilka lat temu może dałbym sobie z tym radę. – Odwrócił wzrok i przeciągnął dłonią po krótko ostrzyżonych włosach. – Ale teraz jestem już innym człowiekiem. Chyba wreszcie zrozumiałam. Logan MacLeod siedział w więzieniu. Jaki był przedtem? Jak bardzo go to zmieniło? – To musiało być trudne. Zostać ukaranym, być traktowanym jak kryminalista tylko za to, że się broniło swojej rodziny. – Przestań. – Patrzył na mnie surowo. – Nie rób tego co ona. – Pokazał na ścianę dzielącą nasze mieszkania. – Nie upiększaj tego. Chciał, żebym miała o nim złą opinię? Jaki to miało sens? Pamiętałam, jak się ciskał przy naszym pierwszym spotkaniu, i teraz znałam przyczynę. Myślał, że wiem o jego pobycie w więzieniu. Dlatego wyciągnął błędne wnioski i zezłościł się, że go osądzam i źle o nim myślę. A teraz zachowywał się tak, jakby mu zależało na tym, żebym o nim źle myślała. Zdezorientowana wzruszyłam ramionami. – Nie wiem, jak było naprawdę. Ale wiem, w jakiej sytuacji jest Maia, jestem też przekonana, że to twoja córka. Zasługuje na lepszy los. A w tej chwili tylko ty możesz jej go zapewnić. Zamknął oczy, zaciskając powieki, i usiadł ciężko w fotelu. Dopiero po dłuższej chwili podniósł na
mnie wzrok. – Mogę zadzwonić do rodziców i poprosić, żeby się nią zajęli. – Nie ma mowy! Drgnęłam zaskoczona, gdy Shannon wpadła do pokoju. Oczy błyszczały jej gniewem. Moje zaokrągliły się na widok towarzyszącego jej mężczyzny. Niemal zaczerwieniłam się jak nastolatka, taki był przystojny. Nikt nie powinien być aż tak przystojny, to niesprawiedliwe. Podobnie jak Logan miał jednodniowy zarost i tatuaże, ale wyglądał jak chodzący ideał męskiej urody. Facet z rodzaju tych, na widok których ludzie milkną, gdy się pojawia. Skinął mi głową na powitanie i stanął za wyglądającą niezwykle poważnie Shannon. Położył jej dłonie na ramionach i uścisnął je lekko, zapewniając ją w ten sposób, że może liczyć na jego wsparcie. – Shannon, co jest grane? – spytał Logan. – Jeśli moja obecność ci nie odpowiada, to po co dzwoniłeś, żeby mnie poinformować o swojej odnalezionej córce? Spojrzałam na Logana pytająco, a on westchnął. – Zatelefonowałem do niej, gdy zatrzymaliśmy się, żeby zatankować. Wzrok Shannon złagodniał, gdy spojrzałyśmy na siebie. – Cześć, Grace. Dziękuję, że z nimi byłaś. To – poklepała po ramieniu stojącego za nią supermodela – jest Cole, mój narzeczony. – Miło cię poznać – powiedział, wyciągając rękę. Zauważyłam skórzane bransoletki, zegarek lotniczy, duży srebrny sygnet na środkowym palcu. To był właśnie taki facet. Fantastyczny, o ciele ozdobionym tatuażami, do którego pasowała biżuteria. Wyciągnęłam rękę, starając się powściągnąć rumieniec, co mi się oczywiście nie udało. – Mnie również jest miło – powiedziałam nieśmiało i zerknęłam na Logana. Przyglądał mi się uważnie. – Wróćmy do meritum – rzuciła ostro Shannon i jej brat, ku mojej uldze, odwrócił ode mnie przenikliwe spojrzenie. – Po moim trupie odeślesz swoje dziecko do rodziców. Dobrze wiesz, że z tobą będzie jej lepiej. – Znowu jesteś przeciwko nim? – spytał Logan, wstając. – Nie dość, że poprosiłaś, abym to ja prowadził cię do ołtarza, teraz jeszcze twierdzisz, że jestem lepszym materiałem na rodzica niż oni… Myślałem, że mamy to za sobą. – Za sobą? – powtórzyła cicho Shannon, ale ton jej głosu sprawił, że zesztywniałam. Cole natychmiast ją przytulił. – Odwrócili się ode mnie, kiedy ich najbardziej potrzebowałam. Obwinili za to, co zaszło. Mogę być miła, żebyśmy dalej byli rodziną, ale nigdy im tego nie zapomnę. I ty też nie powinieneś. Naprawdę tego chcesz dla swojej córki? Nagle poczułam, że mam coś wspólnego z kolejną MacLeodówną. Nie wiedziałam, o co dokładnie chodzi, ale wystarczyło mi inteligencji, żeby dodać dwa do dwóch. Zdaje się, że rodzice obwiniali ją za to, iż ktoś na nią napadł. Jakkolwiek niedorzecznie to brzmiało, nikt nie rozumiał lepiej tego niż ja. Chciałam ją dotknąć i powiedzieć jej to. Miała szczęście. Wspierał ją ten fantastyczny Cole, a wyraz jego oczu mówił, że każdy, kto chciałby ją skrzywdzić, będzie miał z nim do czynienia. Serce mi się ścisnęło z zazdrości. Jednocześnie zrobiło mi się głupio i skarciłam się w duchu za to, że pozwalam sobie na takie niskie uczucia. Ktoś, kto
doświadczył tego, co ona, zasługuje na życie u boku porządnego człowieka. – Nie twierdzę, że są idealni – powiedział Logan, a jego głos tym razem brzmiał pojednawczo – ale jednak nas wychowali. Ja nie jestem na to gotowy. Próbuję wyprostować swoje życie, niedobry ze mnie materiał na ojca nastolatki. – Nie masz wyjścia, musisz się postarać – oświadczyła z uporem Shannon, zadzierając podbródek. – Łatwo udzielać takich pieprzonych rad. – Ej – rzucił ostrzegawczo Cole. – Przestań – odparował zupełnie niespeszony Logan. – Wparowaliście tu oboje i macie wspaniałe plany, żeby zrobić ze mnie ojca, a ja wam mówię, że się do tego nie nadaję. – Co się z tobą porobiło? – Shannon oderwała się od Cole’a i podeszła do brata. – Nie poznaję cię. – Nie przychodź do mnie i nie zaczynaj tego od nowa – powiedział jej cicho. – Doskonale zdawałaś sobie sprawę, że nic z tego, ale wolałaś o tym nie myśleć. Nawet nie mrugnęła powieką, stojąc przed górującym nad nią wściekłym bratem. Zaimponowała mi tym. – Pamiętasz, co mi powiedziałeś przez telefon? Że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent to twoja córka, że jest do mnie podobna, że to moja bratanica i straciliśmy piętnaście lat jej życia. Że mieszka z uzależnioną matką i prawdopodobnie wiele przeszła. – Dotknęła ramienia Logana. – Zasługuje na to, by dać jej szansę. Oboje na to zasługujecie. A my zasługujemy na to, aby wtrącać się w to, co się z nią stanie. Ona jest moją bratanicą. Logan szarpnął się niecierpliwie. – Nie słuchasz mnie. – Logan… Zanim pomyślałam, przerwałam jej: – Tu naprawdę chodzi o coś bardzo ważnego. Wszyscy troje spojrzeli na mnie z nadzieją, jakbym miała rozwiązać ich problem. Zrobiło mi się głupio, ale spróbowałam opanować zażenowanie. – Najważniejsze dla Mai jest to, żeby pozostała z ojcem. – Spojrzałam w niechętne oczy Logana. – Ona wybrała ciebie. Jeśli odwrócisz się od niej teraz, gdy cię potrzebuje… – Zamrugałam powiekami, odpędzając łzy, które napłynęły na wspomnienie tego, jak mnie odrzucono. – Wierz mi, nigdy się z tego nie otrząśnie. W pokoju zapanowała cisza. Nie wiedziałam, o czym myślą Shannon i Cole, ale wiedziałam, o czym myśli Logan. Czytałam to w jego oczach. Pytał mnie wzrokiem, czy ja tego doświadczyłam. I odniosłam wrażenie, że rzeczywiście go to obchodzi. Zaskoczyło mnie poczucie więzi, jakie się między nami zrodziło. Przez moment było tak, jakbyśmy stali naprzeciwko siebie zupełnie sami. Shannon odchrząknęła, a ja oprzytomniałam, gdy jej brat przeniósł na nią spojrzenie. Kiwnęła głową. Logan popatrzył na Cole’a, który również skinął głową. – Wiesz, że ona ma rację. – Aha. – Logan wziął głęboki oddech. – Wygląda na to, że wielkimi krokami nadchodzi zmiana stylu życia. – Rozejrzał się wokół. – Będę musiał coś zrobić z tym mieszkaniem, urządzić drugą sypialnię.
Cholera… Muszę też porozmawiać z Bradenem. Nie mogę dłużej pracować w takich godzinach. – Wiesz, że zawsze ci pomoże – zapewnił go Cole. – Tak. – Logan spojrzał na mnie. – Zaproponowałaś, żeby Maia zamieszkała u ciebie, zanim potwierdzę ojcostwo i wszystko prawnie uporządkuję, ale nie musisz czuć się do tego zobowiązana. Działaliśmy pod wpływem zaskoczenia i teraz nie mogę cię o to prosić. – Maia może mieszkać z nami – wtrąciła Shannon, wyraźnie podekscytowana tą możliwością. Jej narzeczony skinął potakująco głową i na jego ustach pojawił się delikatny czuły uśmiech, a ja zrozumiałam, że odstawiają mnie na boczny tor. No ale co ja wiedziałam o wychowywaniu nastolatki? W dodatku była w pakiecie z Loganem MacLeodem. Naprawdę chciałam zacieśniać więzi z moim sąsiadem? Nie. Naprawdę tego bym nie chciała. A potem zapatrzyłam się w ścianę, myśląc o dziewczynie, która za nią siedziała. – Zupełnie mi to nie przeszkadza – oznajmiłam, zanim zdążyłam się zastanowić. – Jeśli zostanie u mnie, będzie tuż obok ciebie i będziesz mógł ją widywać, kiedy zechcesz. Poza tym odnoszę wrażenie… – Wzruszyłam bezradnie ramionami. – Zabrzmi to trochę na wyrost, ale… – urwałam, nie bardzo wiedząc, jak im powiedzieć to, co czuję. Zrobił to za mnie Logan: – Maia znalazła wspólny język z Grace i najwyraźniej czuje się dobrze i bezpiecznie w jej towarzystwie. Jego oczy miały ciepły wyraz, nigdy tak na mnie nie patrzył, poczułam, że się czerwienię. – W takim razie Maia zostaje z Grace – powiedziała Shannon, pokrywając rozczarowanie uśmiechem. – Chciałabym ją jednak poznać. – Może jutro, kochanie – zaproponował Logan. – Dajmy jej czas, żeby się zaaklimatyzowała. Dziękuję, że przyjechałaś. – Przyciągnął do siebie siostrę i ją uściskał, a ona odwzajemniła mu się tym samym. – Teraz… właśnie teraz, gdy wiem, że to, co postanowiłeś, jest w danej chwili najlepsze dla Mai, wiem, że dasz radę. Wspierałeś mnie bardziej niż nasz ojciec. Dlatego mam tę pewność. Wiem, jaki jesteś. Przytulił ją mocniej, a mnie napłynęły do oczu łzy. Odpędziłam je szybko, ale Cole to zauważył. Uśmiechnął się do mnie szeroko. – No co? – warknęłam, czym zwróciłam na siebie uwagę Logana. – Jestem tak cholernie zmęczona, że reaguję zbyt emocjonalnie. Teraz uśmiechnęli się do mnie wszyscy troje, a ja przewróciłam oczami. Spojrzałam na nich ponownie dopiero wtedy, gdy się żegnali. Cole stał już przy drzwiach, gdy Shannon wyminęła mnie w drodze do wyjścia, ale zatrzymała się nagle i zawróciła. Zesztywniałam, lecz odprężyłam się, gdy tylko mnie objęła. – Dziękuję. – Nie ma za co. – Odwzajemniłam jej uścisk. Odsunęła się lekko, jej piękne oczy śmiały się i była w nich… nadzieja? – Na to właśnie czekał – wyszeptała i poszła, zanim zdążyłam spytać, o co jej chodzi. – Co ona powiedziała? – zaciekawił się Logan, ledwie drzwi zamknęły się za nią i Cole’em.
– Ponownie mi podziękowała – skłamałam, potrząsając głową. Nie wyglądał na przekonanego, ale nie drążył tematu. – Co teraz? – Chodźmy. – Pokazałam na drzwi. – Zrobię wam coś do jedzenia. Jak już wielokrotnie tego dnia wpatrywał się we mnie badawczo. – Dlaczego to robisz? Dla mnie czy dla Mai? Chyba z wyczerpania straciłam na chwilę zdolność racjonalnego myślenia i odsłoniłam się przed nim. – Byłam w podobnej sytuacji i dobrze wiem, przez co ona przechodzi. Nie miałam koło siebie rodzica, któremu by na mnie zależało. Doceniam to, że przynajmniej próbujesz nim być. Myślę, że chcę wam obojgu pomóc. – Nie odzywał się tak długo, że zaczęłam się czuć idiotycznie z powodu swojej otwartości. – Może chodźmy już… – Jesteś bardzo dobrą kobietą, Grace – przerwał mi, a jego głos brzmiał niemal uroczyście. – Nigdy nie zapomnę tego, co zrobiłaś. Nie wiedziałam, jak zareagować na te słowa, głównie ze względu na ton, jakim zostały wypowiedziane. Ale zrobiło mi się ciepło na sercu. – No… – uśmiechnęłam się zadziornie – może zmienisz zdanie o mnie, gdy spróbujesz mojej kuchni. * Maia stała w salonie przed regałami z książkami zajmującymi powierzchnię całej jednej ściany. Wyprostowana, nieruchoma, wyraźnie spięta, od razu wyczuliśmy, że coś jest nie tak. – Dobrze się czujesz, Maiu? – spytał zaniepokojony Logan. Odwróciła się do nas ze łzami w oczach. – Masz tyle książek. – Lubię czytać – odparłam zaskoczona. – Ale to cała biblioteka. To są twoje książki. – No tak… – I masz bardzo ładne meble. – Pokazała gestem na pokój. Rozejrzałam się po nim, próbując spojrzeć jej oczami. Byłam dumna ze swojego mieszkania nie tylko dlatego, że dobrze odzwierciedlało, kim jestem, ale także dlatego, że wypełniały je ładne rzeczy. Urządziłam je w stylu shabby chic, starając się, by było ładnie, ale i wygodnie. Dużo poduszek, narzuty, zasłony, książki, dzieła sztuki. – Wygląda jak z rozkładówki kolorowego magazynu – mruknął pod nosem Logan, też rozglądając się wokół. – Uznaję to za komplement – odparowałam sucho. – I jest czysto – dodała Maia i łzy znów wypełniły jej oczy. – Tak mieszkają ludzie. W otoczeniu książek, ładnych mebli i mają czysto. Dlaczego ona mi tego nie dała? Kocham ją – powiedziała płaczliwie – ona też powinna mnie kochać i mi to dać. Maia rozpłakała się na dobre, ale zanim zdążyłam do niej podejść, w sekundę był przy niej Logan.
Objął ją, a ja stałam, patrząc na nich i czując żal. Ale też nadzieję. Jeszcze dziesięć minut temu Logan MacLeod był wystraszonym perspektywą świeżego ojcostwa ekswięźniem, a teraz tulił Maię w ramionach, pocieszając ją. I nikt nie musiał mu podpowiadać, żeby to zrobił. Być może rzeczywiście było to dla niego całkiem naturalne. Może jego siostra miała rację. Chciałam, żeby tak było. Ze względu na Maię. * – Odpowiada ci to? – spytałam, zdejmując kapę z łóżka w pokoju gościnnym. – Bardzo tu przyjemnie – odpowiedziała Maia, która znowu wyglądała tak, jakby była w szoku. W pokoju gościnnym obok łóżka z drewna mahoniowego stały pasujące do niego meble z czarnymi i srebrnymi akcentami. Ściany zostały pomalowane na bladoliliowy kolor. Byłam dumna z tego pokoju gościnnego i pogratulowałam sobie w duchu, że zdążyłam go urządzić. Podczas posiłku panowała niezręczna atmosfera, ale niczego innego się nie spodziewałam. Potrzeba było czasu, żeby Maia i Logan przywykli do siebie. On wypytywał ją o szkołę i zainteresowania, ona znowu mówiła o matematyce, fizyce i chórze szkolnym, ale niechętnie i trzeba było wyciągać z niej informacje. Podejrzewałam, że dopiero teraz zaczęło do niej docierać, co się dzieje. Poza tym oboje byli wyczerpani, a Logan musiał przygotować się do pracy, więc wyszedł dość szybko. Wcześnie, bo około ósmej, Mai zaczęły kleić się powieki i zapędziłam ją do łóżka. Mieliśmy przed sobą trudny dzień, wszyscy powinniśmy odpocząć. Postawiła swój plecak na podłodze, a ja wręczyłam jej piżamę. – Pożyczam ci ją na razie, jutro musimy pójść na zakupy. Trzeba ci kupić kilka rzeczy, zanim… – urwałam, nie wiedząc, jak skończyć zdanie, żeby nie zabrzmiało zbyt gruboskórnie. – Zanim Logan nie potwierdzi swojego ojcostwa – dokończyła za mnie Maia. – W porządku. Nie jestem głupia, nie ma sensu, żebyście wydawali na mnie pieniądze, skoro mogłoby się okazać, że nie jestem jego córką. – Obie wiemy, że przy tych oczach i niesamowitym podobieństwie do jego siostry są małe szanse, że nie jesteś jego dzieckiem. Co nie znaczy, że możemy sobie pozwolić na ominięcie legalnej drogi. Musimy działać ostrożnie, na wypadek gdyby się okazało, że nie możesz z nim zostać. Dolna warga zaczęła jej drżeć, ale skinęła głową i usiadła ciężko na łóżku. – Dlaczego mi pomagasz, Grace? Nie jesteś z Loganem, a sądząc z pytań, które ci zadawał podczas kolacji, nawet nie znacie się zbyt dobrze. Westchnęłam i usiadłam obok niej. – Chcesz szczerej odpowiedzi? – Tylko taka się liczy. Uśmiechnęłam się, słysząc zdecydowany ton w jej głosie. – Dobrze. Zapamiętam. Prawda jest taka, że Logan wprowadził się tutaj kilka miesięcy temu i głównie się kłóciliśmy. Ale nie uważam go za złego człowieka. Właściwie jestem prawie przekonana, że jest odwrotnie. – Pomyślałam o tych wszystkich kobietach. No więc rzeczywiście „prawie”. – Ale robię to głównie ze względu na ciebie.
– Dlaczego? Przecież mnie nie znasz. – Bo byłam kiedyś w takiej sytuacji jak ty. Ponieważ moja biologiczna rodzina zawiodła mnie w niewybaczalny sposób, szukałam innej, która by mi ją zastąpiła. Wpatrywała się we mnie swoimi fiołkowymi oczami. – Ciebie też zraniono. – Tak. Ale udało mi się stworzyć nową rodzinę z moimi przyjaciółmi. Tego samego chciałabym dla ciebie. Zapadła cisza, tym razem przyjemna, bo Maia wsunęła swoją dłoń w moją.
7
– Nie muszę tego mieć. – Maia patrzyła na mnie bezradnie swoimi wielkimi fiołkowymi oczami, stojąc przed lustrem w przymierzalni. – Jest śliczna. – Pokazałam na sukienkę, którą mierzyła. Wyglądała bardzo dobrze, skontrastowana z jej podniszczonymi butami motocyklowymi. – Powinnyśmy ją kupić. – Poklepałam torebkę i przypomniałam jej: – Mam kartę kredytową Logana. – Nie chcę, żeby wpadł w złość, kiedy zobaczy, ile wydałam – powiedziała, wbijając wzrok w podłogę. Zrobienie jej śniadania i wyjście z nią na zakupy sprawiły mi tyle radości, że zapomniałam, jakie to wszystko musi być dla niej trudne i przerażające. To, że sama uruchomiła tę lawinę, nie znaczyło, iż nie czuje się oszołomiona i przestraszona rozwojem sytuacji. – Logan nie będzie zły. Wie, że potrzebujesz różnych rzeczy. Tak naprawdę niewiele kupiłyśmy. Tylko tyle, żebyś przynajmniej przez tydzień miała się w co ubrać. Skinęła powoli głową i w rezultacie nabyłyśmy sukienkę, dżinsy i kilka bluzek. Nie włożyła z powrotem szkolnego mundurka, lecz została w nowym ubraniu. Wyszłyśmy ze sklepu na Princes Street, po czym skierowałyśmy się na drogę biegnącą wzdłuż obrzeży Calton Hill, gdzie mogłam liczyć na odrobinę prywatności. O piątej rano obudził mnie gwizdek czajnika. W kuchni zastałam Maię przygotowującą sobie filiżankę herbaty. Przestępowała z nogi na nogę nienaturalnie pobudzona. Wczesna pora i jej przekrwione oczy powiedziały mi, że ma za sobą bezsenną noc. Uznałam, że najlepiej będzie pójść do miasta. Poprzedniego wieczoru przed wyjściem do pracy Logan dał mi swoją kartę kredytową, pomyślałam więc, że zakupy rozerwą Maię i odwrócą jej uwagę od wydarzeń, tak jak byłoby w wypadku większości nastolatek. Ale z nią sprawy miały się inaczej. W jej głowie wyraźnie kłębiły się myśli, założyłabym się, że gdyby wytężyć ucho, byłoby je słychać ponad dobiegającymi tu odgłosami dużego ruchu ulicznego. – Możesz ze mną porozmawiać o tym, co się działo w twoim domu – zachęciłam ją. – Oczywiście jeśli chcesz. Zrozumiem, jeśli nie jesteś na to gotowa. W każdym razie pamiętaj, że możesz. W milczeniu spoglądała na miasto, nie na mnie, i już myślałam, że się nie odezwie, lecz zaskoczyła mnie: – Może powiedziałabyś mi coś więcej o sobie. Olśniło mnie, że w jej oczach wygląda to tak, jakby została powierzona pieczy zwariowanej czy wręcz szalonej kobiety. Może nie aż tak, ale rozumiałam jej wątpliwości. Była zdecydowana wyplątać się z sytuacji, w jaką zabrnęła, żyjąc z matką, ale zdawała sobie sprawę z ryzyka. Na przykład związanego z mieszkaniem z kimś obcym. – W porządku. Co chciałabyś wiedzieć? – Jesteś redaktorką? – spytała, wreszcie kierując na mnie wzrok. – Czy to znaczy, że pracujesz w wydawnictwie?
– Nie. Jestem wolnym strzelcem. Na ogół zajmuję się przygotowaniem do druku książek wydawanych samodzielnie przez autorów beletrystyki, ale czasem przygotowuję też teksty naukowe. – Dobrze zarabiasz? Bo masz tyle ładnych rzeczy… Uśmiechnęłam się pod nosem na jej wścibstwo. – Zarabiam przyzwoicie. Większość tych rzeczy kupiłam, polując na okazje, niektóre są świadectwem mojego poprzedniego życia. – Co to znaczy? – spytała zaintrygowana, marszcząc czoło. Zwykle nie poruszałam tego tematu, ale tym razem wiedziałam, że muszę jej okazać zaufanie, jeśli chcę, aby i ona mnie zaufała. – Moi rodzice są bogaci. Zastanawiała się dłuższą chwilę. – Ale nie kontaktujesz się z nimi? – Nie. – Dlaczego? – Mogę spytać dlaczego? – poprawiłam ją, uśmiechając się ciepło. Zaczerwieniła się i powtórzyła, odwracając wzrok: – Mogę spytać dlaczego? – Nie bardzo lubię o tym mówić, bo… moi rodzice nie są zbyt miłymi ludźmi. – A… od kiedy się z nimi nie kontaktujesz? Spojrzałam na nią badawczo, chcąc zrozumieć, dlaczego tak mnie o to wypytuje. – Mniej więcej od siedmiu lat. Kiedy skończyłam studia w Edynburgu, wróciłam do Londynu, żeby spróbować stać się częścią rodziny, ale… Wystarczy, jeśli powiem, że wolałam wrócić do Edynburga, gdzie czułam się lepiej wśród przyjaciół niż we własnej rodzinie. Przez jakiś czas mieszkaliśmy we wspólnie wynajmowanym mieszkaniu, aż zaczęli się łączyć w pary. Do tego czasu zdobyłam grono stałych klientów i zaczęłam zarabiać wystarczająco dobrze, by stać mnie było na małe mieszkanie na Nightingale Way. Maia zatrzymała się w pół kroku i spojrzała na mnie, jakby nie dowierzała. – Czyli to jednak prawda – powiedziała dziwnym tonem. – Zorganizowałaś sobie życie poza rodziną. Udało ci się. Wreszcie do mnie dotarło. – Tak. Udało mi się. I tobie też się uda. Jej duże oczy wydały mi się jeszcze większe, rozbłysły, ale czaiła się w nich niepewność. – Co takiego… Czy mogę spytać, co takiego okropnego zrobiła twoja rodzina? Popatrzyłam na miasto, które uwielbiałam, i westchnęłam znużona. – Może innym razem o tym porozmawiamy. Ponieważ milczała, spojrzałam na nią badawczo, chcąc się przekonać, czy jej nie uraziłam. Uśmiechnęła się do mnie smutno ze zrozumieniem. * – Nie trwało to długo – powiedział Logan, przewieszając się nad poręczą schodów i obserwując, jak
wchodzimy. Podniosłam na niego wzrok i uśmiech zgasł na moich wargach. Wyglądał na kompletnie wykończonego. – Okazało się, że Maia nie przepada za zakupami. – Mrugnęłam do niej żartobliwie, gdy przystanęłyśmy na podeście obok Logana. Uniosłam torby z ubraniami. – Musiałam ją do nich zmuszać. Wyprostował się i oszacował wzrokiem torby, po czym spojrzał na Maię. – Kupiłaś wszystko, co ci potrzebne? Kiwnęła nieśmiało głową, a ja pomyślałam: my kupiłyśmy wszystko, co jej potrzebne. Ubrania, bieliznę, buty, przybory toaletowe. – Daj mi to, pomogę ci – powiedział Logan, sięgając po torby, które Maia niosła. Uśmiechnęłam się, patrząc, jak dziewczyna śledzi każdy jego ruch wyraźnie nim zafascynowana. Wpuściłam ich do mieszkania i zaprowadziłam do pokoju gościnnego. Rzuciłam torby z zakupami na łóżko, Logan poszedł za moim przykładem i rozejrzał się wokoło. – Przyjemnie tutaj. Podoba ci się, Maiu? – Tak, jest bardzo przyjemnie – zgodziła się. Pogrzebałam w torebce i wyciągnęłam jego kartę kredytową. – Proszę. – Podałam mu ją. Nasze oczy spotkały się i zobaczyłam, jak w kącikach jego warg pojawia się ten dobrze mi znany sarkastyczny uśmieszek. Roześmiałam się głośno. – Nie martw się. Okazałyśmy ci litość. Uśmieszek przerodził się w zmęczony uśmiech, a ja zignorowałam ciepło, które rozlało się w mojej piersi na ten widok. – Na to liczyłem. Jadłyście już lunch? Jeśli nie, może zabrałbym was do miasta? – Nie jadłyśmy, ale… mam sporo pracy, może poszedłbyś tylko z Maią? Znowu spojrzeliśmy sobie w oczy i to uczucie ciepła nasiliło się na widok błysku wdzięczności w jego wzroku. – Co ty na to, Maiu? – spytał. Kiwnęła głową, widać było, że próbuje trzymać nerwy na wodzy, tak jak wczoraj, gdy pierwszy raz stanęła przed Loganem na podeście prowadzącym do naszych mieszkań. Wczoraj…? Aż niewiarygodne, że to było zaledwie wczoraj, pomyślałam. – Na co miałabyś ochotę? – dopytywał się, wychodząc z nią z pokoju. – Na… cheeseburgera? – Takie jedzenie lubię, dziewczyno. Wiem, gdzie dają fajne burgery. – Bawcie się dobrze – rzuciłam za nimi. Maia pomachała mi ręką, a Logan uniósł podbródek w geście, który, jak rozumiałam, miał oznaczać pożegnanie w stylu macho. Gdy drzwi się zamknęły, przygryzłam dolną wargę. Co ja, do cholery jasnej, wyrabiam! * – Co ty, do cholery jasnej, wyrabiasz? – wrzasnął Aidan.
Skrzywiłam się i odsunęłam telefon od ucha. – Grace? Grace! – Jestem – burknęłam ze złością. – Przestań wrzeszczeć, bo mi bębenki popękają. – Krzyczałem na moją byłą współlokatorkę, która zachowuje się jak kompletny czub. Przepraszam. Jestem w szatni. Nieważne. Tak czy owak należało ci się. Czy możesz mi wyjaśnić, co cię, na litość boską, skłoniło do uznania za dobry pomysł przyjęcie do siebie obcej, niemającej gdzie mieszkać dziewczyny, która może, lub równie dobrze nie, okazać się córką twojego dokuczliwego sąsiada? Zdecydowałam, że zadzwonię do Aidana i powiem mu, w co się wplątałam, bo nie dałby mi żyć, gdyby sam to odkrył później. Teraz tego żałowałam. – Tak to przedstawiasz, że wygląda na jakieś szaleństwo. – Bo to jest szalone. – Po prostu potrzebują mojej pomocy. Aidan wypuścił demonstracyjnie powietrze. – Zamierzam sobie ich obejrzeć. Nie spodobał mi się ten pomysł. – Nie sądzę, żeby to było konieczne. Maia i tak jest przytłoczona tym wszystkim. – Przykro mi, że ta dziewczyna musi przez coś takiego przechodzić. Niesamowite, że chcesz się nią zajmować, ale mnie zależy na tobie. Wpadnę więc na chwilę, żeby ich poznać. Koniec, kropka. Uśmiechnęłam się do siebie. Nie było to takie złe, że ktoś dba o mnie. – Dobrze. Ale nie dostaniesz nic do jedzenia. Przez chwilę w słuchawce panowała cisza. – Przecież będę głodny… Parsknęłam śmiechem, wiedząc, że ma teraz nadąsaną minę małego chłopca. – Dobrze już, dobrze. Coś dla ciebie znajdę. * – Masz słabość do tego faceta? To dlatego? Zatrzymałam się w pół kroku, słysząc to pytanie, a gorąca blacha, którą właśnie wyjęłam z piecyka, zawisła w powietrzu. – Co takiego?! – Może postawiłabyś te kiełbaski na stole, zanim odpowiesz? – zasugerował z niepokojem Aidan. Dotrzymał słowa i pojawił się po treningu, więc podgrzałam kiełbaski w cieście i minisamosy na lunch. Nie spodziewałam się, że zaatakuje mnie pytaniem, na które nie umiałabym sobie sama odpowiedzieć. Odstawiłam gorącą tacę, zdjęłam ochronne kuchenne rękawice i odwróciłam się do Aidana plecami, żeby je odłożyć, ale tak naprawdę chciałam uniknąć jego wzroku. – To nie to. Pewnie wyda ci się to dziwne, ale wydaje mi się, że ja i Logan moglibyśmy zostać przyjaciółmi. – Na pewno tylko przyjaciółmi? Roześmiałam się i chyba zabrzmiało to nieszczerze.
– Tylko – potwierdziłam i odwróciłam się do niego. – Zresztą nie jestem w jego typie. – To nie jest odpowiedź na moje pytanie. – Nachylił się do mnie nad kuchenną ladą. – Nie chciałbym, żebyś się czuła nieszczęśliwa. – Nie będę. – Machnęłam ręką lekceważąco. – On też nie jest w moim typie. – Konsekwentnie ignorowałam wspomnienie erotycznego snu z nim w roli głównej i fakt, że ilekroć się do mnie uśmiechnął, czułam przyjemne ciepło w piersi. Wolałam się nie zagłębiać w analizowanie dlaczego i byłam absolutnie zdecydowana nie dopuszczać do siebie takich myśli. – Pomagam sąsiadowi, i tyle. Zresztą bardziej Mai niż jemu. Sądzę, że zrozumiesz, kiedy ją zobaczysz. Nałożyłam jedzenie na talerze i dopiero gdy usiadłam obok Aidana, spytał: – Co chciałaś przez to powiedzieć? – Przypomina mi mnie sprzed lat – wyjaśniłam z lekką melancholią. – W takim razie jest warta twoich wysiłków – odparł z uśmiechem Aidan. Odwzajemniłam mu się niepozbawionym wdzięczności uśmiechem i zaznajomiłam go nieco bardziej szczegółowo z sytuacją. Niedługo później usłyszeliśmy, że drzwi mojego mieszkania otwierają się i moich uszu doszedł śmiech Mai. Poczułam ulgę. Przyznaję, że martwiłam się, czy lunch się uda i czy ona i Logan zdołają przełamać sztywność we wzajemnym odnoszeniu się do siebie. Chyba się powiodło. – Zapytam Grace – powiedział Logan. – Na pewno mnie poprze. Rozbawił mnie widok miny Aidana i zawołałam: – W czym poprze? – Chodzi o muzykę z… – Logan urwał, wchodząc z Maią do kuchni. Spojrzał spod półprzymkniętych powiek na Aidana, a gdy zerknęłam na Maię, zobaczyłam, że ma dokładnie taki sam zaskoczony wyraz twarzy. – To mój przyjaciel, Aidan Ramage. – Rugbista – powiedział Logan, nie wiadomo dlaczego podejrzliwym tonem. – Rugbista? – powtórzyła nieśmiało Maia. – Aidan gra w drużynie Szkocji – wyjaśniłam jej. – To jeden z tych przyjaciół, o których ci mówiłam. Poznaliśmy się na pierwszym roku studiów. Aidan wstał i teraz on przyglądał się mojemu sąsiadowi i jego córce. – To Logan MacLeod i Maia – przedstawiłam ich. – Też MacLeod – dodał Logan. – Maia powiedziała mi, że tak ma na nazwisko. – Czyli… – zmarszczyłam czoło – widniejesz w akcie urodzenia. – Sprawdzę to jutro. Zamierzam pójść do urzędu stanu cywilnego na Princes Street. – Miło was poznać – wtrącił się Aidan. – Jak widzę, sytuacja jest co najmniej interesująca. Logan spojrzał na niego przeciągle, uważnie, niemal groźnie. – To rodzinne sprawy. Mój przyjaciel wzruszył tylko dobrodusznie ramionami, ani zastraszony, ani obrażony. – Grace jest w to zaangażowana, a ona jest moją rodziną – powiedział ostentacyjnie. Widziałam, że Logan zrozumiał, mimo to nie rozchmurzył się. Maia żuła dolną wargę, spoglądając na Aidana wielkimi oczami, jakby się bała, że za chwilę on to wszystko zakwestionuje. Uśmiechnął się do niej rozbrajająco i poczerwieniała po koniuszki włosów. Kochałam go właśnie za to, że był takim
wielkim, spostrzegawczym, wrażliwym facetem. – Wpadłem, żeby sprawdzić, czy u Grace wszystko w porządku – dodał i przeniósł spojrzenie z Mai na jej ojca. – Rozumiem, nie chciałem nikogo obrazić – zapewnił go Logan, wyraźnie już odprężony. – Wcale nie poczułem się obrażony – stwierdził mój przyjaciel z pogodnym uśmiechem. – Lunch się udał? – Postanowiłam zmienić temat, zanim unoszący się powietrzu testosteron mnie zadusi. – Dostałaś cheeseburgera? – Tak. A potem poszliśmy do Muzeum Narodowego na Chambers Street, ponieważ nigdy tam nie byłam. Uniosłam ironicznie brwi, patrząc na Logana. – Dobre jedzenie, wycieczka do muzeum… Usiłujesz komuś zaimponować? Kąciki ust mu drgnęły na tę moją prowokację. – Może doceniam kulturę i chciałem to okazać. – Aha. Nieustannie zaskakujesz – docięłam mu. – Jeszcze mnie nie znasz od tej strony. – Uśmiechnął się promiennie, niemal oślepiająco, i poczułam, jakbym dostała pięścią w żołądek, co pozbawiło mnie na chwilę oddechu. – Maiu, może pójdziemy do mnie, żeby Grace mogła porozmawiać ze swoim przyjacielem. – Ależ zostańcie – zachęcił ich Aidan. – Niedługo wychodzę. Maia natychmiast znalazła się przy kuchennym blacie i zaczęła się przyglądać przekąskom, których nie zdążyliśmy zjeść. – Poczęstuj się, kochanie – powiedziałam, na co Logan spytał: – Nie masz nic przeciwko temu, żebym ja też się poczęstował? Nie czekając na odpowiedź, przecisnął się obok mnie i zaczął szukać talerzy w szafkach. Wyciągnął dwa, podsunął jeden Mai i zaczęli sobie nakładać przekąski. Roześmiałam się. – Cheeseburger nie był dość pożywny? Logan rzucił mi wymowne spojrzenie pod tytułem „jestem mężczyzną”. Maia zachichotała i ugryzła kiełbaskę w cieście. Gdy uchwyciłam jej spojrzenie, wzruszyła ramionami. – No co, naprawdę jestem głodna. – To dlatego, że jesteś moją… – Logan urwał zmieszany. Milczeliśmy, doskonale wiedząc, co miał zamiar powiedzieć. – Hej, przestańcie grabić jedzenie! – odezwał się głośno Aidan, przerywając niezręczną ciszę. – Właśnie wróciłem z treningu. Umieram z głodu. Logan skorzystał z okazji i zaczął wypytywać Aidana o rugby. A mój przyjaciel odpowiadał chętnie, czym zdołał skłonić nawet Maię do zadania mu kilku pytań. Gdy odprowadziłam Aidana do holu, rzuciłam się na niego i go wyściskałam. Po raz kolejny przypomniał mi, dlaczego go uwielbiam. – Lubię cię z kościami – powiedziałam i uścisnęłam jeszcze raz. – Ja też cię lubię, Grace – odwzajemnił mi się wzruszony. Odsunęłam się od niego z ociąganiem i wreszcie mógł wyjść z mojego mieszkania. – Twój eks? Odwróciłam się zaskoczona pojawieniem się Logana w holu. Zaprzeczyłam ruchem głowy, bo w
zasadzie nie był. Jedno pójście do łóżka się nie liczy. – Nie. Jest jak rodzina. Zaręczył się z kobietą, która jest w nim nieprzytomnie zakochana. Logan miał taką minę, jakby się nad tym zastanawiał. W końcu wzruszył ramionami. – Fajny facet. Cieszę się, że jest ktoś, kto dba o ciebie. – Dziękuję – rzuciłam zdumiona tym komentarzem. – Czy… – Odchrząknął. – Czy mógłbym zasięgnąć twojej rady w jednej kwestii? – Proszę bardzo. – Shannon chciałaby się spotkać dzisiaj wieczorem z Maią, ale mam wątpliwości, czy to dobry pomysł. Ujęło mnie, że liczy się z uczuciami dziewczyny. Podeszłam do niego i poklepałam go po ramieniu. – Zaufaj swojemu instynktowi. – Uważam, że lepiej poczekać, aż sprawa mojego ojcostwa się wyjaśni. – Też tak sądzę. Kiwnął głową i powiedział: – Zadzwonię do niej. Poszłam z powrotem do kuchni, ale zatrzymał mnie, wypowiadając moje imię. Przystanęłam i spojrzałam przez ramię, unosząc pytająco brwi. – Dziękuję ci za wszystko. Po raz drugi wyraz wdzięczności w jego oczach ściął mnie z nóg. Nie mogłam już udawać, pociągał mnie i to tak, że byłam w stanie tylko wymamrotać jakieś „miło mi” i odejść pospiesznie, jakby zamierzał mnie gonić. Przymknęłam na chwilę oczy, modląc się w duchu, żeby słowa Aidana nie okazały się prorocze. Cała ta historia z Loganem i Maią… Czy skończy się tak, że będę cierpieć? W co ja się wplątałam?
8
Następnego ranka Logan stanął w moich drzwiach, trzymając w dłoniach kopertę z wkładką z folii bąbelkowej. Twarz miał ściągniętą niepokojem. Odsunęłam się, żeby go wpuścić. – Będzie dobrze – zapewniłam. Nie odpowiedział, był zbyt skoncentrowany na tym, jak zareaguje Maia. Weszliśmy oboje do kuchni, gdzie zaskoczył nas widok Mai siedzącej w nowej piżamie przy kuchennym stoliku. Jedną ręką podnosiła do ust łyżkę z płatkami śniadaniowymi, w drugiej trzymała wyjętą z mojej biblioteczki książkę, której lektura całkiem ją pochłonęła. A więc i to miałyśmy wspólne. Kiedy czytałam, świat przestawał dla mnie istnieć. Dzisiejszego ranka Maia weszła do kuchni z powieścią z gatunku dla młodych dorosłych i ograniczyła się do rzucenia mi „dzień dobry”, po czym wsadziła nos w książkę, ledwie zauważając, że podsuwam jej miseczkę płatków z mlekiem i sok pomarańczowy. – Maiu – powiedział Logan, a gdy nie zareagowała, spojrzał na mnie pytająco. – Czyta – oświadczyłam, jakby to wyjaśniało wszystko. Ponieważ dalej nie rozumiał, podeszłam do Mai i delikatnie wyjęłam jej książkę z rąk. Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. – Logan przyszedł. – Och! – Obróciła się na stołku i uśmiechnęła do niego. – Cześć. – Ciekawa książka? – spytał rozbawiony. Spojrzała na niego zaskoczona, o co pyta, ale szybko wróciła do rzeczywistości. – Bardzo. Pożyczyłam ją z biblioteki Grace. – Przepraszam, że przerwałem ci lekturę, kochanie. – Usiadł na stołku obok niej, a ja zajęłam się przygotowaniem kawy, żeby pomóc mu jakoś przez to przejść. – Dostałem zestaw do badań ojcostwa. Trzeba wziąć wymaz z wnętrza twojego policzka i wysłać, aby przeprowadzono test. Łyżka z brzękiem wylądowała w miseczce z płatkami. – Dobrze. Jak długo to potrwa…? To znaczy, jak długo czeka się na wynik? – Wyślę to dzisiaj. Wybrałem laboratorium, które obiecuje wynik po czterdziestu ośmiu godzinach, więc nie tak długo. Przyglądałam się jej uważnie, stawiając kawę przed Loganem. – Maiu, wszystko będzie dobrze – powiedziałam, a ona spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. – Powinnam najpierw umyć zęby. – Wzięła plastikowe opakowanie z zestawem do pobierania próbki, które podał jej Logan, i wyszła. Ledwie zniknęła za drzwiami, przełknął głośno łyk kawy. – Dzięki – mruknął, odstawiając kubek. – Co to było…? – Spojrzał na drzwi. – Wyglądała na przestraszoną, była gotowa wybuchnąć płaczem. O co chodzi? Myślałem, że tego chce. – Bo chce. – Usiadłam na stołku, który zwolniła Maia. – Logan, ona nie boi się tego, że jesteś jej
ojcem. Jest przerażona myślą, że możesz nim nie być. Zastanawiał się i powoli jego twarz łagodniała. – A ty? – spytałam. – Jak się z tym czujesz? – Co będzie, to będzie. – Wzruszył ramionami. – Uważaj – ostrzegłam go – gówniane machismo nie jest mile widziane w tym mieszkaniu. – Gówniane machismo? – Uniósł wymownie brew. – Dokładnie tak, jak słyszysz. Wyczuwam to na milę. Wpatrzył się w kubek z kawą, jakby w nim szukał odpowiedzi. – Miałem niezłą huśtawkę przez ostatnie lata, nauczyłem się z tym żyć. Z tym też sobie poradzę, chociaż oznacza całkowitą zmianę stylu życia. – Rzucił mi cierpkie spojrzenie. – Muszę skończyć z Amerykanką. Zignorowałam dziwaczne uczucie satysfakcji, które mnie ogarnęło po tej deklaracji. – Dlaczego? – To między nami nie było na serio, poza tym teraz powinienem skoncentrować się na Mai. – Fiołkowe oczy pociemniały. – Daj spokój, Grace, oboje dobrze wiemy, że ten test potwierdzi moje ojcostwo. Życie, jakie dotąd prowadziłem, odchodzi w przeszłość. Podejmę zobowiązanie wobec tej małej i mam zamiar traktować to serio. Jakim trzeba być dupkiem, żeby narazić swoje dziecko na karuzelę zmieniających się kobiet, a przecież tak było w moim życiu przez ostatnie miesiące. Co mogłam powiedzieć, żeby poczuł się lepiej? Dobrze wiedział, jaka jest prawda. Jego życie rzeczywiście miało się zmienić. Wstałam, żeby dolać mu kawy, i przechodząc obok niego, ścisnęłam jego ramię. – Nie jesteś złym człowiekiem, Loganie MacLeodzie. * Wszystkie te chwile zatracą się w czasie… jak łzy w deszczu. Wciąż niepokoiło mnie to zdanie. Przygryzłam wargę, zastanawiając się, dlaczego tak mnie męczy. Maia zwinęła się w kłębek na fotelu w pokoju gościnnym i całkowicie oddała lekturze, co umożliwiło mi skoncentrowanie się na pracy. Maszynopis powinien trafić z powrotem do autora za kilka dni, przeszłam już do ostatecznych poprawek i przeglądałam wyróżnione fragmenty tekstu, z których brzmienia wciąż nie byłam zadowolona. Odgłos otwierania drzwi do mojego mieszkania rozwiał stan skupienia. – To ja! – krzyknął Logan w progu. – Tutaj jestem! – odkrzyknęłam. Obrzuciłam wzrokiem sypialnię. Żadnej zapomnianej bielizny. Na szczęście, bo wkroczył natychmiast po moim okrzyku i przystanął za moimi plecami, opierając dłonie na krześle komputerowym. – Co słychać? – spytałam, skręcając szyję, by na niego spojrzeć. Zamiast odpowiedzieć, wpatrzył się w ekran komputera. – Wszystkie te chwile zatracą się w czasie… jak łzy w deszczu. Dlaczego wyróżniłaś to zdanie? Zamknęłam laptop.
– Bo coś mnie w nim niepokoi. – Wyguglałaś je? – Nie. Skąd ten pomysł? – obruszyłam się. – Bo to cytat z Łowcy androidów. Teraz i do mnie to dotarło. – O rany… rzeczywiście. – Popatrzyłam na Logana lekko rozdrażniona. – Ostatnia rzecz, jakiej mi trzeba, to nieprzyjemna rozmowa z autorem na temat popełnienia plagiatu. Uśmiechnął się pod nosem i cofnął, aby przysiąść na moim łóżku. Dałam sobie spokój z autorem i perspektywą przykrej wymiany zdań. Zawsze mogłam się łudzić, że to przypadek. – Jaki jest rezultat wizyty w urzędzie stanu cywilnego? – spytałam. Westchnął ciężko i sięgnął do kieszeni kurtki. Wyciągnął złożony arkusz papieru i mi go podał. Odpis z aktu urodzenia Mai. Rzuciłam okiem. – To potwierdza… Jesteś tu wymieniony jako ojciec dziecka. – Spojrzałam na niego z ożywieniem. – Zdajesz sobie sprawę, że dzięki temu masz prawny tytuł do opieki nad nią? – Naprawdę? – spytała niepewnie Maia, stając niespodzianie w drzwiach. – Tak – potwierdził Logan. – To dobrze, prawda? – Dobrze, kochanie. Zerknął na mnie, a ja zrozumiałam, że przyszedł pogadać o tym, ale nie zamierzał tego robić w jej obecności. Jak już się przekonałam, liczył się z jej uczuciami i teraz zapewne nie chciał, by odniosła wrażenie, że ma z tym jakiś problem. Klepnął dłońmi kolana i wstał energicznie. – Może spędzilibyśmy razem nieco czasu, zanim wyjdę do pracy? Poszli do kina czy coś. Pozwolilibyśmy Grace trochę popracować. Oczy Mai rozjaśniły się. – Chętnie, bardzo chętnie. – Pomachała mi ręką i popędziła włożyć buty i kurtkę. Logan ociągał się jednak z wyjściem i tylko patrzył na mnie, jakby szukał ratunku. – Będzie dobrze – zapewniłam. Kąciki ust mu drgnęły i powiedział: – Jeśli powtórzysz to wystarczająco wiele razy, może się sprawdzi. * Niewiele zrobiłam przez tych kilka godzin. Próbowałam się skoncentrować na pracy, ale natrętnie pojawiała mi się przed oczami twarz Logana odzwierciedlająca miotające nim uczucia. Usiłowałam podać mu pomocną dłoń, żeby wypłynął na spokojne wody, ale na nic się to zdawało. Moje uspokajające zapewnienia nie odnosiły rezultatu. Dźwięk dzwonka telefonu wyrwał mnie z rozmyślań. Dzwoniła Chloe. Żeby mnie zbesztać. Aidan wszystko jej zrelacjonował. – Czy ty kompletnie zwariowałaś? Jeszcze wczoraj zaprzeczyłabym. Dzisiaj… – Może i tak.
Chloe zacmokała ironicznie. – Mówiłam, że coś czujesz do tego faceta. Natychmiast przystąpiłam do kontrataku: – Daleko posunięte przypuszczenie. Ledwie go znam. Robię to dla Mai. – Którą też ledwie znasz. Muszę poznać tę Maię. – Nie! – rzuciłam z taką złością, jakby odezwała się we mnie niedźwiedzica gotowa bronić małych. Spróbowałam nadać głosowi łagodniejsze brzmienie, gdy wyjaśniałam: – Chciałabyś ją poznać, a to różnica. Nie mogę ci teraz na to pozwolić. Nie w tej chwili, kiedy życie tego dziecka zmienia się całkowicie. Nie będę jej dokładać przeżyć i przytłaczać obecnością mojej podejrzliwej, choć mającej jak najlepsze intencje przyszywanej rodziny. – Właśnie. Twojej rodziny. Mam obowiązek upewnić się, czy nie pakujesz się w tarapaty. – Aha. Podobnie jak Aidan… – Skoro o nim mowa… On poznał Maię. – Bo zostaliśmy zaskoczeni. Poza tym, bez urazy moja droga, Aidan wypowiada się bardziej dyplomatycznie niż ty. Chloe parsknęła wyniośle. – Udam, że to nie obraża moich uczuć. – Chloe… – Poszukałam właściwych słów. – Masz silną osobowość, Maia nie. I jest przerażona, a także… – Zrozumiałam – przerwała mi, westchnęła przesadnie i zapewniła: – Ale jeśli wyjdziesz z tego zraniona, polecą głowy. Roześmiałam się szczerze. – Ostrzegę wszystkich zainteresowanych. – Możesz sobie żartować, Grace, ale ja nie żartuję. Jak nikt inny, kogo znam, zasługujesz na szacunek i dobre traktowanie. Jeśli tylko będę mieć cień podejrzenia, że ci ludzie chcą cię wykorzystać, włączę się w to. – Myślisz, że pomagałabym im, gdyby należeli do takiego gatunku ludzi? – Zakładam, że nie, ale… – Chloe… – weszłam jej w słowo, żeby powstrzymać dalszą wymianę zdań. – Kocham cię. – Ja też cię kocham. – Znowu westchnęła. – Zadzwoń do mnie, gdy uznasz, że mogę bezpiecznie wkroczyć. Roześmiałam się. Byłam jej wdzięczna. – Dobrze. Rozłączyłyśmy się, ale ja wciąż wpatrywałam się w telefon, żałując, że nie potrafię skuteczniej przekonać swoich przyjaciół, iż wszystko w porządku i nie popełniam błędu, pomagając Mai i Loganowi. – Twoi przyjaciele się martwią? Drgnęłam zaskoczona i odwróciłam się. Maia stała w drzwiach mojej sypialni, wciąż w kurtce i butach. Logana nie było w pobliżu, zapewne wrócił do siebie przygotowywać się do pracy. – Maiu… – Przyłożyłam dłoń do piersi, by uspokoić serce. – Kochanie, to niegrzecznie podsłuchiwać. Wzruszyła wyzywająco ramionami.
– Usłyszałam swoje imię. – Jej pewność siebie znikła równie szybko, jak się pojawiła. – Twoi przyjaciele nie chcą mnie tutaj, prawda? Miałam przed sobą dziewczynę, której wystarczająco długo nikt koło siebie nie chciał. Dla niej to był poważny problem. Pokazałam gestem na krzesło, a ona podeszła, ociągając się. Usiadłam naprzeciwko niej na brzegu łóżka. Patrzyła na mnie smutno tymi swoimi fiołkowymi oczami, a ja nie pragnęłam niczego bardziej, jak odpędzić z nich smutek. – Moi przyjaciele troszczą się o mnie, tak jak ja próbuję troszczyć się o ciebie. Zrozumieją, dlaczego to robię, gdy cię poznają. – Ale ty przecież właściwie mnie nie znasz. – Fakt. – Uśmiechnęłam się zaskoczona jej bezpośredniością. – Ale czasem spotykamy ludzi, do których od razu czujemy sympatię. Wyczuwamy łączącą nas więź, chociaż nie potrafilibyśmy tego wytłumaczyć. – I tak jest z nami? – spytała z nadzieją, a oczy nagle jej rozbłysły. – Właśnie – potwierdziłam i serce mi się lekko ścisnęło na myśl, jak bardzo jest samotna. – Czułaś kiedyś taką więź z jakąś przyjaciółką… z przyjaciółmi? Do tej pory nie wspominałaś o nikim, za kim mogłabyś tęsknić. Zrobiła zrezygnowaną minę. – Przyjaciele chcą wiedzieć o tobie wszystko, a ja nie mogłam im opowiedzieć o Maryanne ani zaprosić ich do mieszkania. Łatwiej było obywać się bez przyjaciół niż musieć odpowiadać na trudne pytania. Na niewiele zresztą mi się to ukrywanie prawdy zdało, ci, którzy mieszkali w okolicy, znali Maryanne i rozpowiedzieli o niej. Mało kto chce się zadawać z córką narkomanki. Dopiero teraz zrozumiałam, jak dojmująca była jej samotność. Aż mnie dusiło z oburzenia. Miałam ochotę potrząsnąć jej nieszczęsną matką, żeby rozum jej wrócił. Byłam pełna podziwu dla Mai. Na nikogo nie mogła liczyć, nikt jej nie wspierał, i to od dawna, a jednak znalazła w sobie dość siły i odwagi, żeby spotkać się z Loganem. Miała piętnaście lat, a już była gotowa wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Ja w jej wieku nie miałam tyle odwagi. Ku swojemu zaskoczeniu poczułam łzy pod powiekami i dumę z niej. – Jesteś niezwykłą, wyjątkową osobą, Maiu MacLeod. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej. Nikomu. I nigdy więcej nie wstydź się i nie zamykaj przed nikim, kto chciałby cię poznać lepiej. Jesteś tego warta. Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami, po czym wybuchnęła płaczem. Podeszłam do niej, podniosłam ją z krzesła i objęłam, pozwalając się wypłakać na moim ramieniu. Musiałam nieźle ze sobą walczyć, żeby nie zacząć szlochać razem z nią. I wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że ta dziewczyna nie widomo kiedy zawojowała moje serce. I że moje życie również się zmieniło. Bo niezależnie od tego, jak ułoży jej się z Loganem, nie zerwę z nią kontaktu. Jeśli będzie tego potrzebowała, będę dla niej rodziną, tak jak Chloe i Aidan stali się nią dla mnie.
9
Logan stał w moim pokoju dziennym, trzymając w wysoko uniesionej ręce papier i wpatrując się intensywnie w Maię. – Jestem twoim ojcem – wygłosił poważnie kwestię, która przypieczętowywała definitywną zmianę w ich życiu. Było to następnego dnia po tym, gdy Maia wypłakała się na moim ramieniu. Właśnie zjadłyśmy śniadanie i zaparzyłam jej herbatę. Logan zapukał do moich drzwi i bez zbędnych wstępów przekazał nam wynik testu na ojcostwo. Filiżanka z herbatą drżała w ręce Mai, wyjęłam ją delikatnie z jej dłoni. – Co to dla mnie oznacza? – spytała; rumieniec zabarwił jej policzki, a oczy patrzyły wyczekująco. Logan nie dał jej czekać. – To, że moje ojcostwo zostało potwierdzone świadectwem urodzenia i testem, więc jestem w świetle prawa twoim ojcem. Zamierzam to wyegzekwować. Jeszcze dzisiaj pojadę do twojej matki i powiem jej, że przeprowadzasz się do mnie. Jeśli będzie chciała to przedyskutować, nic nie stoi na przeszkodzie. Jeśli będzie chciała o ciebie walczyć, będzie musiała liczyć się z tym, że pójdzie na noże. – Naprawdę? – spytała cicho, jakby nie dowierzała. – Trzymała cię ode mnie z daleka przez piętnaście lat – powiedział, a w jego oczach pojawił się wyraz determinacji. – O ile wiem, nie postępowała z tobą właściwie. Teraz moja kolej, żeby się tobą zająć. Nie mogę ci obiecać, że bardzo dobrze się z tego wywiążę, ale na pewno dołożę starań, żeby tak było i żeby następne piętnaście, trzydzieści, pięćdziesiąt lat okazało się dla ciebie lepsze niż minione piętnaście. Zamrugałam powiekami, odpędzając łzy, a Maia zsunęła się z krzesła i podeszła do Logana. Przez moment stała naprzeciwko niego, po czym objęła go w pasie i wtuliła twarz w jego klatkę piersiową. Sekundę później uniósł ręce i ją objął. Musiałam odwrócić wzrok, żeby nie zacząć pochlipywać jak głupia. – Grace… Uniosłam wzrok na dźwięk głosu Logana. Maia oderwała się od ojca i wyglądała na zażenowaną, co on zauważył. Objął ją ramieniem i przyciągnął do swojego boku. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało, z uwielbieniem, ale nie zauważył tego skoncentrowany na mnie. – Czy nie przeszkadzałoby ci, gdyby Maia została u ciebie jeszcze chwilę, zanim urządzę dla niej pokój? – Nic a nic – zapewniłam go natychmiast. – To dobrze. – Wypuścił powietrze przez wydęte wargi i zwrócił się do córki: – Muszę się skontaktować z twoją szkołą, żeby załatwić przeniesienie do szkoły tutaj. – Skinęła skwapliwie głową, a on kontynuował: – Potrzebujesz więcej ubrań. Jeśli Grace nie ma czasu, poproszę Shannon, żeby to załatwiła. Nie może się doczekać spotkania z tobą. – Uniósł rękę i pogłaskał Maię kciukiem po
policzku. Patrzył na nią lekko oszołomiony, z wielką czułością i pomyślałam, że chyba właśnie w tym momencie dotarło do niego ostatecznie, że ma córkę. Kiedy odezwał się znowu, głos miał niski ze wzruszenia. – Powinienem teraz zobaczyć się z twoją matką. – Pojadę z tobą – zaproponowałam, ponieważ uznałam, że niedobrze by było, gdyby po tym wszystkim, co przeszedł, musiał sam stawić temu czoło. – A co z Maią? – Mam piętnaście lat – wtrąciła. – Dam sobie radę sama przez kilka godzin. – A może spędzisz te kilka godzin z Shannon? Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł, skoro Maia do tej pory nie spotkała ciotki, ale zanim zdążyłam się odezwać, powiedziała: – Dobrze, chciałabym ją poznać. Przyjrzałam się jej badawczo, podejrzewając, że nie mówi szczerze, lecz wyglądało na to, że tak. Była wręcz radośnie podniecona. Jak dziecko w gwiazdkowy poranek. I chyba tak właśnie się czuła. Dostała w prezencie nową rodzinę. – Tutaj czy pojedziemy do Shannon i Cole’a? – spytał Logan. – No… – Przygryzła z namysłem dolną wargę. – Tutaj. Poproszę…? Była radośnie podniecona, ale jak się okazało, również niepewna i zdenerwowana. Logan najwyraźniej to wyczuł i zrozumiał, że woli zostać w znanym sobie otoczeniu, bo zdecydował: – Dobrze. W takim razie zaraz do niej zadzwonię. Tak też zrobił i słyszałyśmy, jak wyraźnie zastrzegł, żeby siostra przyszła sama. Innymi słowy, tym razem Cole nie był zaproszony. Shannon chyba się zgodziła, bo Logan kiwnął Mai głową i wkrótce się rozłączył. – Nie ma dzisiaj zajęć, więc zaraz przyjdzie. * Rzeczywiście nie musieliśmy długo czekać. Rozległ się dzwonek w moich drzwiach i Logan poszedł otworzyć siostrze. Wprowadził ją do pokoju dziennego. Jej fiołkowe oczy błyszczały, policzki miała zaróżowione, burza rudych włosów opadających falami i pozwijanych w pierścionki spływała swobodnie na ramiona. Przebiegła wzrokiem po pokoju i gdy dostrzegła Maię, podeszła do niej energicznym krokiem. Bez słowa wzięła ją w ramiona i uściskała. Zerknęłam na Logana, żeby zobaczyć, jak zareagował na tę chwytającą za serce scenę. Miał na twarzy jak zwykle maskę obojętnego spokoju. Zaczynało mnie to martwić. Shannon w końcu wypuściła Maię z objęć i odstąpiła o krok tylko po to, aby ująć głowę bratanicy w dłonie. A ta patrzyła na swoją świeżo odkrytą ciotkę, jakby miała przed sobą piękną magiczną postać z bajki. Prawdę mówiąc, oczy Shannon miały podobny wyraz. – Więc tak wyglądasz. Jesteś prawie dorosła i piękna. No, czyż ona nie jest śliczna? – przywołała znaną frazę i uśmiechnęła się do nas promiennie. Skinęłam głową, a Logan mruknął:
– Jest bardzo podobna do ciebie. – A gdy oczy córki zaokrągliły się z wrażenia na ten komplement, dodał z uśmieszkiem: – Z wyjątkiem włosów. Obie się roześmiały, co zabrzmiało podobnie, jakby śmiała się ta sama osoba. Gdy zdały sobie z tego sprawę, popatrzyły na siebie ze zdziwieniem i podekscytowaniem. Uznałam, że wszystko będzie dobrze, i przestałam się martwić tym, iż Maia zostanie sama z Shannon. – Powinniście chyba się zbierać – oświadczyła siostra Logana, pokazując ruchem głowy na drzwi. Logan podszedł, żeby je obie ucałować w policzek. Ja uściskałam Maię, uśmiechnęłam się do Shannon i pospieszyłam za Loganem, by dotrzymać mu towarzystwa w mogącej wiele zmienić podróży do Glasgow. * Podobnie jak ostatnio w samochodzie panowało milczenie. Ale teraz nie chciałam nic a tym robić. Przeciwnie, uważałam, że to dobrze dla Logana. W ciszy łatwiej mu było przemyśleć to, co się ostatnio wydarzyło. Milczałam więc, on również. Przez półtorej godziny. W końcu podjechaliśmy pod znajome bloki, Logan zaparkował, zgasił silnik i spojrzał na mnie. – Gotowy? – spytałam, niepewnie się uśmiechając. – Chciałbym, żeby ze mną walczyła. Nie musiał mi tego wyjaśniać. Wiedziałam, co ma na myśli, bo ja też wolałabym, żeby Maryanne walczyła o Maię. Logan chciał się nią zajmować. Bez względu na to, co się wydarzy. Ale oboje chcieliśmy, by Maryanne pokazała, że córka jest dla niej kimś ważnym. Moja matka nigdy o mnie nie walczyła. Przekonać się, że twoja matka cię nie kocha, jest jak powolne konanie. To na zawsze zostaje w tobie. Prześladuje cię, jakby zły duch wciąż zadawał ci szydercze pytanie: Skoro nawet twoja matka nie może cię pokochać, to czego wymagać od innych? Odpędzałam swojego złego ducha, czy jak go nazwać, każdego dnia. Na ogół skutecznie. Na ogół… Nie chciałam tego dla Mai. – Stawmy temu czoło – powiedział Logan i kiwnął krótko, energicznie głową. Miałam ściśnięty żołądek, gdy doszliśmy do drzwi mieszkania Maryanne. Ścisnął mi się jeszcze bardziej, gdy Logan zapukał zdecydowanie. Spojrzałam na jego poważną, surową twarz i nagle dotarło do mnie, że prawie go nie znam i nie mogę przewidzieć, jak zareaguje, kiedy nie będzie go hamować obecność Mai. Cholera… Pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że moja obecność go pohamuje. Nie minęło nawet pół minuty, gdy klucz obrócił się w zamku i drzwi się otworzyły. Stał w nich wychudzony wysoki mężczyzna w bezkształtnych i szarych ze starości spodenkach do biegania. Był nieogolony, ciemne przerzedzone włosy miał potargane, biło od niego zastarzałym potem. – Tak? – spytał, drapiąc się po zapadniętym brzuchu. – Czy zastałem Maryanne? – Głos Logana brzmiał uprzejmie. W odpowiedzi chudy mężczyzna odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając drzwi otwarte. Logan uznał to za zaproszenie i weszliśmy do środka. Tak jak poprzednim razem natychmiast uderzył mnie w nozdrza smród. Instynktownie przysunęłam się do Logana, gdy szliśmy wąskim korytarzem do
pokoju dziennego. Wychudzony mężczyzna opadł na fotel stojący naprzeciwko nas. Maryanne leżała na kanapie i oglądała telewizję. Spojrzała na nas oczami pozbawionymi wyrazu. – Pamiętasz nas? – spytał ponuro Logan. W jej oczach pojawił się błysk złości. – Czego znowu chcecie, do cholery? Przyjrzałam się jej uważniej. Nie wyglądała na tak roztrzęsioną jak ostatnim razem. Niewiele wiedziałam o działaniu substancji odurzających, więc nie miałam pojęcia, czy to znaczy, że jest na haju, czy nie. – Odebrałem test na ojcostwo. Maia jest moja – przypuścił atak Logan. – Gratuluję śledztwa – rzuciła sarkastycznie, a chudzielec się zaśmiał. Logan zignorował zaczepkę. – Mam też kopię aktu urodzenia. Umieściłaś mnie w nim jako ojca. Dałaś jej moje nazwisko. – No i co z tego? – Mam prawny tytuł do opieki. Zamierzam z niego skorzystać. Od dziś Maia mieszka ze mną. Na stałe. Chciałabyś coś w tej sprawie powiedzieć? Maryanne patrzyła na niego w milczeniu. – Zamierzasz mu na to pozwolić? – spytał wychudzony mężczyzna, patrząc na nią ponuro. – Co cię to obchodzi? – Ton Logana nie wróżył nic dobrego. Przysunęłam się do niego, bo awantura wisiała w powietrzu. – Nic a nic. – Chudzielec wzruszył ramionami, po czym zaśmiał się głupkowato. – Przyjemnie było sobie popatrzeć, to wszystko. Logan szarpnął się, ale byłam szybsza. Stanęłam przed nim i przycisnęłam mu dłonie do piersi. – Nie rób tego. Złapał mnie za nadgarstki i wpatrywał się gniewnie w mężczyznę. – Jeśli jej dotknąłeś, zabiję. – Człowieku… – Chudzielec wstał i cofnął się za fotel. – Mare, powiedz mu, że jej nie dotknąłem. Maryanne parsknęła pogardliwie. – Kto by chciał się zadawać z jakimś dzieciakiem, kiedy może mieć mnie? Logan był wciąż spięty. Przysunęłam się do niego jeszcze bliżej, co go zmusiło do przeniesienia wzroku na mnie. Zobaczyłam w jego oczach ból i frustrację, ale też bezsilność z powodu tego, co Maię dotąd tutaj spotykało. Zacisnęłam palce na jego koszuli i wyszeptałam: – Nie są tego warci. Zostaw ich. Zamrugał powiekami i wyczułam, że jest mniej spięty. Uwolnił moje nadgarstki i spojrzał ponad moim ramieniem na Maryanne. – Czy to znaczy, że nie będziesz o nią walczyć? – spytał. – A wygląda na to? – odwzajemniła się pytaniem i pokazała gestem na pokój. – Co ja tu miałabym robić z tą dziewczyną? Lepiej jej będzie u ciebie. Jak myślisz, dlaczego jej o tobie powiedziałam? Nie jestem jej do niczego potrzebna. Wykręciłam szyję, żeby na nią spojrzeć, i zaprzeczyłam: – Nie ma pani pojęcia, jak bardzo się pani myli. – Wynocha z mojego domu, paniusiu.
Logan zesztywniał znowu. – Dość tego, Maryanne. Jeśli będziesz chciała zobaczyć się z Maią, najpierw skontaktuj się ze mną. W odpowiedzi pogłośniła dźwięk w telewizorze. Logan patrzył na nią z niesmakiem. Zabrałam dłonie z jego piersi, ujęłam go za rękę i wyprowadziłam z mieszkania. Dopiero tuż przed wejściem do samochodu wypuściłam jego dłoń. * I znowu jechaliśmy w milczeniu. Po jakichś dwudziestu minutach Logan nieoczekiwanie zjechał z autostrady do znajdującej się przy niej stacji obsługi. Wyłączył silnik i siedział bez ruchu. Nie ponaglałam go, dałam mu czas. – Kto tym wszystkim kieruje? – zadał nieoczekiwanie pytanie i walnął otwartą dłonią w kierownicę. Jego pierś wznosiła się w szybkim, urywanym oddechu. Widziałam go już zdenerwowanego, zaniepokojonego, spiętego. Ale nigdy tak bardzo. Nie sądziłam, by tak zareagował tylko z powodu Maryanne, podejrzewałam, że chodziło o całą sytuację. Narastało to w nim od chwili, gdy otworzył list z wynikiem testu na ojcostwo. Może nawet od momentu, gdy Maia pojawiła się na podeście prowadzącym do naszych mieszkań. – Logan. – Dotknęłam jego ramienia, zmuszając go, aby na mnie spojrzał. – Cokolwiek zrobisz, nie może być dla Mai gorsze niż to, co jej zrobiła Maryanne. – Kilka lat temu nie widziałbym żadnego problemu – powiedział i oczy mu rozbłysły. – Ale nie teraz. Nie jestem już tym samym człowiekiem. Wyluzowanym facetem, który dałby radę wszystkiemu. – Wciąż to powtarzasz. W więzieniu było aż tak źle? Mięśnie na policzkach mu zadrgały, odwrócił głowę i zapatrzył się w przednią szybę. – Logan…? – nie ustępowałam. – To było… Po tym, co tam przeszedłem, jestem innym człowiekiem. – Na czym to polega? Westchnął ciężko. – Nie chcę o tym mówić. Minęło. – Nie minęło – sprzeciwiłam się z irytacją, której nie miałam zamiaru ukrywać. – W domu czeka na ciebie nastolatka. Tydzień temu powiedziałabym, dobra, niech będzie, i odpuściłabym, bo to nie moja sprawa, jakie destrukcyjne uczucia w tobie narastają. Ale nie jesteś już sam. Odwrócił głowę i spojrzał na mnie gniewnie. Napięłam się i czekałam. Ku mojemu zdziwieniu zaczął mówić. Jego głos brzmiał nisko, szorstko, jakby Logan z trudem wydobywał z siebie każde słowo. – Nie jestem kryminalistą, Grace. Dobrze wyczułam ból, który usiłował skryć, łzy zakręciły mi się pod powiekami. – Wiem. – Nie. Tylko ci się wydaje. – Potrząsnął głową i spojrzał w bok. – Nie miałem takich inklinacji jako dziecko ani nastolatek i z pewnością nie jako dorosły. Nie przebywałem wśród mężczyzn skłonnych do
przemocy. Ci tam… Są właśnie tacy. Większość nie zasługuje na miano mężczyzny. To szumowiny lubiące przemoc i uważające, że branie narkotyków i umiejętność posługiwania się nożem ich nobilituje. Oddychałem tą atmosferą przez dwa cholerne lata. Słuchałem ich ohydnych, beznadziejnych rozmów, planów, które snuli. Co zrobią, gdy wyjdą, którym facetom dołożą, jak się zemszczą, kogo wydymają, które kobiety skrzywdzą. I słuchałem też, jak planują siebie nawzajem krzywdzić. Bo to jest wojna, Grace. – Spojrzał na mnie, nozdrza mu drgały z gniewu wywołanego wspomnieniami. – Jeśli nie chcesz zostać ofiarą, musisz sprawić, by się ciebie bali. Dreszcz mnie przeszedł, gdy zobaczyłam, jak zmienia się wyraz jego oczu. – To znaczy? – To znaczy, że musisz znaleźć złoty środek. Chciałem uzyskać przedterminowe zwolnienie za dobre zachowanie, a jednocześnie nie mogłem pozwolić, żeby mnie poniżali. Każdego dnia ćwiczyłem na siłowni i szukałem poparcia u określonego rodzaju mężczyzn. – Jakich mężczyzn? – Kryminalistów ciężkiego kalibru. Którzy popełnili naprawdę ciężkie przestępstwa. Jednym z moich najbliższych przyjaciół, zresztą kontaktuję się z nim do dzisiaj, był facet skazany za morderstwo. Ma za sobą trzy wyroki, pierwszy w wieku czternastu lat. Tego rodzaju mężczyźni pojawili się w moim życiu. Jak to o mnie świadczy? Poczułam żal i współczucie dla niego. – Świadczy to o tym, co musiałeś robić, by przetrwać. – Mówisz tak, bo nie masz pojęcia, w czym tam uczestniczyłem. – Nie muszę tego wiedzieć. – Pokręciłam głową. – Chyba że sam będziesz chciał mi powiedzieć. To nie zmienia mojego zdania o tobie. – Położyłam mu dłoń na udzie. – To były dwa lata twojego życia. Koszmarne dwa lata. W ostatecznym rachunku to nie te dwa lata decydują o tym, kim jesteś. – Zapominasz, za co trafiłem do więzienia. – Zacisnął mocno dłonie na kierownicy. Wyczułam, że tę rundę wygrałam. – Może opowiedz mi o tym… – Pracowałem – zaczął natychmiast, jakby na to czekał. – Byłem wtedy mechanikiem samochodowym. Przyszła Shannon… zataczała się. – Popatrzył na mnie ze znękaną miną. – Gdybyś ją widziała… – Wstrząsnął nim dreszcz i Logan wbił spojrzenie w podłogę samochodu. – Bluzkę miała rozerwaną, twarz… szlag by to… twarz zakrwawioną, napuchniętą, jej ramię dziwacznie zwisało. – Podniósł wzrok i spojrzał mi w oczy. – Złapałem ją w objęcia i krzyknąłem, żeby ktoś wezwał pogotowie. Kiedy czekaliśmy, powiedziała mi, że zrobił to jej chłopak. Nigdy w życiu nie czułem takiej wściekłości. Chodziło o Shannon. – Błagał mnie wzrokiem o zrozumienie. – Moją młodszą siostrę. Najlepszą osobę, z jaką miałem do czynienia, dopóki nie poznałem ciebie. Bardzo wiele dla mnie znaczyła. Chciałem go zabić. Próbował ją zgwałcić, bił do nieprzytomności. Później dowiedziałem się, że już przedtem kilka razy ją uderzył. Myśl, że musiała z nim walczyć, zanim poszukała u mnie obrony… że nie było mnie tam… Urwał, emocje wzięły górę, czekałam spokojnie, aż je opanuje. – Myślałem tylko o jednym – kontynuował cicho – żeby go dopaść i odpłacić mu tym samym. – Odchrząknął, twarz mu stwardniała. – Prokurator mówił o żądzy mordu. Może miał rację, bo gdy go dopadłem, nie potrafiłem przestać. Dopiero mój przyjaciel, który za mną poszedł, oderwał mnie od
niego. – Spojrzał na mnie gniewnie. – Zapadł w śpiączkę. Jak to o mnie świadczy? Jakim jestem człowiekiem? Nadaję się na ojca? Chyba uważał, że odwrócę się od niego ze wstrętem. Uznam, że Maia powinna trzymać się od niego z daleka. Nie chciałam, żeby tak się odsłonił, pokazał, jaki jest bezbronny i że wstydzi się za siebie. Zapragnęłam mu jakoś pomóc. Opowiedziałam mu coś, o czym nie rozmawiałam dotąd z nikim, nawet z Aidanem. – Miałam piętnaście lat. Obudziłam się i w nocy i zobaczyłam koło siebie chłopaka. Dotykał mnie. Przy wtórze głośnych śmiechów zaczęłam z nim walczyć. Udało mi się uciec z łóżka i wtedy zobaczyłam, że to Sebastian, mój brat, z kilkoma pijanymi kumplami. Przyprowadził ich do mojego pokoju. Zrobił to celowo. Rodziców nie było w domu. Wbiłam wzrok w kolana, usiłując powstrzymać łzy. Nie zdawałam sobie sprawy, że to wspomnienie sprawi mi taki ból. – Uciekłam do łazienki, zamknęłam drzwi na klucz i wciąż słyszałam ich głośny śmiech. Znałam tego, który mnie dotykał. Był najlepszym przyjacielem mojego brata. Stał przy drzwiach łazienki i szydził ze mnie w ohydny sposób, dopóki zabawa nie znudziła się mojemu bratu i go nie odciągnął. Byłam przerażona. Logan patrzył na mnie z niedowierzaniem. – Sebastian stale mi robił takie rzeczy. Traktował to jak pewnego rodzaju grę. Oboje mieliśmy wtedy szczęście, że jego kumpel mnie nie zgwałcił. – Patrzyłam poważnie na Logana, mając nadzieję, że zrozumie, po co mu to opowiadam. – Życie nie jest czarno-białe. Nie wiem, czy to, co zrobiłeś, było złe. Prawo mówi, że tak. Wiem, że działałeś pod wpływem impulsu. Jeśli mam wybierać między tym, co robił Sebastian, a tym, co ty zrobiłeś, wybieram twój sposób postępowania. Tyle mogę powiedzieć. – Rany boskie, Grace – wydusił z siebie. – Umiem odróżnić dobro od zła. Wiem, że w gruncie rzeczy ty też. I wiem, że jesteś dobrym człowiekiem. Ty też to wiesz. – Otarłam niecierpliwym ruchem pojedynczą łzę. – I oboje wiemy, że zasługujesz na Maię. A ona na to, by mieć ciebie. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy nagle Logan przyciągnął mnie do siebie i objął. Jednym ramieniem mocno przyciskał moje plecy, drugim przytulił moją głowę do zagłębienia swojej szyi. Nie pozostało mi nic innego, jak również go objąć. Przeniknęło mnie ciepło jego dużego silnego ciała. Pozwoliłam sobie na to. Wolałabym, by ta chwila nie była tak wspaniała.
10
Wyszłam z mieszkania i w tym samym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że od dawna nie czułam się tak zrelaksowana. Miałam się spotkać na kawie z Aidanem, Juno i Chloe. Niezły wstęp do dnia pracy. Maia poszła do szkoły. Był to jej pierwszy dzień w nowej szkole. Na szczęście terminy ferii wielkanocnych w Edynburgu i Glasgow pokrywały się, więc nie straciła zajęć. Niestety zaczynała od drugiego półrocza. Na to jednak nie mieliśmy wpływu. Logan zabrał się energicznie do urządzania Mai i sobie nowego życia. Przeniósł ją do Muirhead High School, oddalonej o dwadzieścia minut spacerem przez park Meadows. Przyszedł rano, by ją zawieźć, ale nalegała, że wróci sama i w następne dni również sama pójdzie do szkoły. Logan miał nie najweselszą minę. Chyba wciąż nie oswoił się z myślą, że Maia ma piętnaście lat i jest przyzwyczajona do samodzielności. Próbowałam mu to uświadomić, ale ofuknął mnie i dosłownie sprowadził córkę po schodach do samochodu. W ostatnich dniach spędziłam z nim i Maią dużo czasu, mimo to wspomnienie bliskości, jaka wytworzyła się między mną a Loganem w samochodzie, wydawało mi się zupełnie nierealne. Miałam wrażenie, że on czuje dyskomfort z powodu tego wydarzenia. Być może dlatego, że odsłonił się przede mną, a być może dlatego, że ja odsłoniłam się przed nim. Mogłam zacząć to analizować, ale im dłużej bym to robiła, tym bardziej czułabym się zażenowana, że zdradziłam mu o sobie coś, czego nikt inny nie wiedział. Tego dla siebie nie chciałam. Skoro miał ochotę pozować na macho i uwierało go, że wypadł z roli, jego sprawa. Jeszcze nie oszalałam, żeby o tym bez przerwy rozmyślać. Zresztą Maia skutecznie odciągała moją uwagę od tego problemu. Jej zmieniające się nastroje oddziaływały także na mnie. Uczucie podekscytowania, radości i wyczekiwania ustępowało rozdrażnieniu i smutkowi, a wtedy zamykała się w pokoju i płakała. Na pewno po części powodem tego była burza hormonów, zwłaszcza że akurat miała okres, ale też w znacznej mierze przyczynił się do tego fakt odrzucenia przez matkę. Opowiedziała mi trochę o swoim życiu z Maryanne. Praktycznie wychowywała się sama. Podbierała matce pieniądze, by kupić sobie ubranie i jedzenie, samodzielnie też odbyła wizytę u optyka, gdy zorientowała się, że gorzej widzi. Zmiana sytuacji życiowej ożywiła te wspomnienia. Jej nastroje nie pozostawały bez wpływu na moje samopoczucie i w rezultacie byłam wyczerpana. Sprawiało mi radość, że ją poznałam i uczestniczę w nowym rozdziale jej życia, niemniej tęskniłam za normalnością. Za spotkaniami na kawie z przyjaciółmi i spokojną pracą. Miałam sporo zaległości do nadrobienia. Zamykałam drzwi na klucz, gdy sąsiednie się otworzyły i stanął w nich Logan. W czarnym podkoszulku z logo klubu nocnego, w którym pracował, i ciemnoniebieskich znoszonych dżinsach przyjemnie opinających jego biodra. Nigdy dotąd nie poświęcałam uwagi mężczyznom noszącym
dżinsy, ale w tym momencie dotarło do mnie, że niektórzy są do nich stworzeni. Logan zdecydowanie do nich należał. Znowu miał kilkudniowy zarost, co mi się podobało. Twarz miał lekko zmęczoną, ale wyglądał rewelacyjnie. Zwariowałam? Od kiedy był w moim typie? Spuściłam oczy, nie chcąc, by wyczytał z mojego wzroku, o czym myślę, i wrzuciłam klucze do torebki. – Cześć. – Wychodzisz? Podniosłam oczy, słysząc podniecenie w jego głosie. – Wszystko w porządku? – Przed godziną dostarczyli łóżko Mai. – To dobrze – skwitowałam, czując ukłucie żalu na myśl, że Maia wkrótce wyprowadzi się od mnie. – Ale… – Przeciągnął dłonią po włosach. – Chciałbym, żeby jej pokój… no wiesz… kolor ścian, meble i takie tam… żeby było po dziewczyńsku. Wyglądał na uroczo zmieszanego i lekko zdezorientowanego, że aż nie mogłam powstrzymać śmiechu. – Czy to ma być prośba o pomoc? – Poproszę Shannon, jeśli jesteś zajęta, tylko… Pomyślałem, że lepiej znasz Maię. Maia i Shannon spędziły ze sobą już trochę czasu i dogadywały się całkiem dobrze. W ostatni weekend Logan zabrał Maię do swoich krewnych, poznała Cole’a i część rodziny. Wróciła z zarumienionymi policzkami, rozgorączkowana i nie przestawała opowiadać o tym, jaka wspaniała jest Jo, siostra Cole’a, i jej mąż Cam, i ich córeczka Belle. Wywnioskowałam, że wszyscy odnosili się do niej życzliwie i przyjęli ją ciepło. Ujęło mnie to, bo chyba pierwszy raz w życiu doświadczyła czegoś takiego. Niemniej mimo podziwu i uwielbienia dla nich przylgnęła do mnie. Chciała, bym we wszystkim uczestniczyła, i była rozczarowana, gdy jej wytłumaczyłam, że powinna odwiedzić rodzinę beze mnie, wyłącznie z Loganem. Zresztą w ogóle starałam się, żeby przebywali ze sobą jak najczęściej, budując więź ojciec–córka, i widziałam, że Logan to docenia. Nie zmieniało to faktu, że większość czasu spędzała ze mną i przede mną się odsłoniła. To na moim ramieniu wypłakiwała się, gdy sytuacja zaczynała ją przerastać lub natłok emocji był zbyt duży. Tak więc prawdopodobnie znałam ją najlepiej. – Lubi zielony kolor. I nie jest zbyt, jak to powiedziałeś, „dziewczyńska”. Ma wyrobiony gust i wyczucie stylu. – W myślach westchnęłam ciężko na swoją głupotę, po czym rozgrzeszyłam się, że robię to dla Mai, nie dla niego, i powiedziałam: – Rzucę okiem na łóżko i wykonam krótki telefon, zanim będziesz gotowy do wyjścia. – Jesteś tego pewna? – Uniósł pytająco brwi. – Jestem. – Nakazałam mu machnięciem ręki wejść do środka i podążyłam za nim, wyciągając po drodze telefon z torebki. Połączyłam się z Chloe. Była niezadowolona. Nagle jej utyskiwania urwały się i po sekundzie w telefonie rozległ się głos Aidana: – Rób, co masz do zrobienia, Grace. Wynagrodzimy to sobie później. – Dzięki. – Uśmiechnęłam się do słuchawki wdzięczna za zrozumienie. – Wkrótce się do was odezwę.
Rozłączyłam się i weszłam do pokoju gościnnego Logana. Był tej samej wielkości co mój, pośrodku stało piękne proste białe łóżko z drewna z gołym materacem. – Co o tym myślisz? Spojrzałam przez ramię na Logana opartego o futrynę. – Jest urocze. Mam nadzieję, że kupiłeś folię malarską, by je przykryć na czas malowania. – Dodamy folię do listy zakupów. – Boję się, że to będzie długa lista – powiedziałam zgryźliwie, wychodząc za nim z mieszkania. Kiedy znaleźliśmy się na parterze, otworzyły się drzwi mieszkania pana Jennera i staruszek wyjrzał na zewnątrz. – Tak mi się wydawało, że słyszę twój głos, Grace – powitał mnie z uśmiechem i kiwnął głową Loganowi. – Dzień dobry panu – powiedzieliśmy jednocześnie ja i Logan. – Podobno w naszym budynku zamieszkał ktoś nowy. – Moja córka – oznajmił Logan, a gdy uśmiechnęłam się do niego, spytał: – A co? – Nic. – Przeniosłam spojrzenie na pana Jennera, wciąż się uśmiechając. Zdaje się, że Loganowi z coraz większą łatwością przychodziło wypowiadanie słowa „córka”. – Och, to wspaniale – rozpromienił się staruszek. – Miło mieć koło siebie rodzinę. A jeśli jej brak… – Uśmiechnął się do mnie przepraszająco. – Nadużywam twojej cierpliwości, Grace, ale pokończyły mi się różne rzeczy… – Ależ oczywiście. – Wyciągnęłam rękę. – Zrobił pan listę? Trzymał ją oczywiście w pogotowiu w dłoni i podał mi ją skwapliwie. Tym razem powstrzymałam się od uśmiechu. – Wrócimy dopiero za kilka godzin. Odpowiada to panu? – Naturalnie. Jesteś aniołem, Grace. Znowu się uśmiechnęłam, Logan powiedział do widzenia, drzwi za panem Jennerem zamknęły się i wyszliśmy z budynku. – Czy kiedykolwiek komuś czegoś odmówiłaś? – spytał Logan. Uniosłam wymownie brwi i spytałam ironicznie: – A gdybym to zrobiła, jakbyś teraz wyglądał? Zamrugał powiekami, po czym odrzucił głowę, śmiejąc się głośno. Zignorowałam budzące się we mnie uczucie pożądania. Ten facet śmiechem mógłby zbawić świat… * Wpatrywaliśmy się oboje w samochód. Cały bagażnik i tylne siedzenia zapchane rozmaitymi rzeczami. Nie tylko do pokoju Mai, ale i do całego mieszkania. Zamierzałam je jakoś ocieplić, bo na razie wyglądało surowo, jakby nikt w nim nie przebywał na stałe. Trzeba było je „udomowić”. – Myślisz, że kupiliśmy wszystko? – spytał z kwaśną miną. – Mam nadzieję, bo inaczej będziesz musiał pożegnać się z oszczędnościami. – Skoro o tym mowa. – Zatrzasnął pokrywę bagażnika i pokazał na pobliski sklep komputerowy. –
Czy Mai nie jest potrzebny laptop? Chociażby do szkoły? Wiem, że musi mieć telefon, a laptop? – Logan, nikomu w jej wieku to urządzenie nie jest absolutnie niezbędne. Kwestia jest tylko taka, czy możesz sobie pozwolić, by go kupić. – Wyraźnie zjeżył się na takie wścibskie pytanie, więc fuknęłam: – Sam mnie o to pytałeś, ja tylko odpowiadam… Maia ma za kilka miesięcy urodziny. Jeśli zamierzasz w ten sposób nadrobić swoją niezamierzoną piętnastoletnią nieobecność w jej życiu, laptop będzie jak najbardziej na miejscu. Ale nie każde urodziny musisz czcić aż takim prezentem – uspokoiłam go. Ponieważ minę miał wciąż niezdecydowaną, dodałam: – Maia jest szczęśliwa, że ma ciebie. Niepotrzebny jej laptop. Spojrzał na mnie z ukosa. – W porządku. – Na pewno? – Tak. – Potwierdził skinieniem głowy i odwrócił się, żeby spojrzeć na drugi koniec dużego outletu. – Masz może ochotę na lunch, zanim pójdziemy do supermarketu zrobić zakupy dla pana Jennera? Powinnam wrócić do domu. Miałam sporo pracy. – Chętnie. Szliśmy w kierunku restauracji. – A co do telefonu dla Mai… Mam jej po prostu jakiś kupić czy pozwolić, żeby sama wybrała? Uśmiechnęłam się. Próbował ukryć niepewność, ale wyraźnie brzmiała w jego głosie. – Zrób to, co uważasz za stosowne. Wydał gardłowy pomruk, który jeszcze kilka tygodni temu wprawiłby mnie w zakłopotanie. Teraz wywołał u mnie szeroki uśmiech. – Coś czuję, że się ze mnie nabijasz. – Moi? – Popatrzyłam na niego niewinnym wzrokiem. – Nigdy bym się nie odważyła. – Aha, skądże. – Otworzył drzwi restauracji i przytrzymał je dla mnie, nie spuszczając ze mnie wymownego spojrzenia. Udałam przerażoną. * Złożyliśmy zamówienie, kelnerka odeszła i zostaliśmy sami, siedząc naprzeciwko siebie. Nagle Logan zrobił się śmiertelnie poważny. – O co chodzi? – spytałam ostrożnie. – Nigdy nie mówisz o swojej rodzinie, jeśli nie liczyć historii z tym idiotą, który nie zasługuje na to, by go nazywać bratem. Wzruszyłam ramionami, ale czułam się niezbyt komfortowo z powodu jego badawczego spojrzenia. – Moi przyjaciele Aidan, Chloe i Juno są moją rodziną. – A twoi krewni? Rodzice? – Nie rozmawiam z nimi. – Dlaczego? – Przechylił głowę, wyrażając w ten sposób ciekawość. Skąd to nagłe zainteresowanie moją osobą? Dotąd odnosiłam wrażenie, że jak ognia unika
wszelkich osobistych tematów, próbując zbudować między nami mur po emocjonalnym wybuchu w samochodzie i pocieszających uściskach. – A dlaczego chcesz to wiedzieć? Upił łyk wody, odstawił szklankę na stół i oświadczył: – Jesteś moją przyjaciółką. – Tak? – spytałam zaskoczona. Uśmiechnął się do mnie leniwie i poczułam, że moje podbrzusze reaguje ciepłem. – Tak – potwierdził. Ignorując tę lubieżną reakcję, roześmiałam się. – Kto by pomyślał! – Na pewno nie ja. Uważałem cię za niezłą jędzę. – Ty też nie byłeś słodziutki, Loganie MacLeodzie – odcięłam się. Znowu się uśmiechnął, a mnie nagle uderzyło, że odkąd go poznałam, nie widziałam go śmiejącego się tyle razy co w ciągu ostatnich kilku dni. – Brakowało mi tego. – Czego? – Jak z irytacją wypowiadasz moje imię i nazwisko. Roześmiałam się szczerze. – Nie sądzę, że będzie ci tego brakować. Jestem pewna, że postarasz się to usłyszeć już niedługo. – Nie zmieniaj tematu. – Nie zmieniam! – Kto go zmienił? – Nie ja. Rzucił mi spod półprzymkniętych powiek spojrzenie mówiące „skończmy z tym”. – Dlaczego nie rozmawiasz z rodziną? Udając nonszalancję, przewróciłam oczami. – Matka jest zimną osobą, a ojca nic nie obchodzi. Nie podobało mi się mieszkanie z nimi w Londynie, więc ich zostawiłam i stworzyłam sobie rodzinę tutaj, w Edynburgu. To cała historia. Milczał dłuższą chwilę. Nie byłam pewna, czy zastanawia się nad tym, co powiedziałam, czy nad następnymi pytaniami. Zaskoczył mnie, mówiąc: – Dziękuję ci, Grace. – Za co? Roześmiał się z niedowierzaniem. – Za wszystko. I nieoczekiwanie przeszył mnie wzrokiem. Powietrze wokół nas tak zgęstniało, że nagle zabrakło mi tchu. Skóra zaczęła mnie piec, poczułam na karku mrowienie, które spłynęło na plecy i piersi. Jego oczy pociemniały. – Niestety – głos kelnerki, która niespodziewanie pojawiła się przy naszym stoliku, sprawił, że dosłownie podskoczyłam – skończyły się nam… Nie słuchałam, co mówi do Logana. Zastanawiałam się, co, do jasnej cholery, się wydarzyło. *
Ledwie kelnerka odeszła, zburzywszy, cokolwiek się zdarzyło między mną a Loganem, zaczął mnie pospiesznie wypytywać o pracę. Rozmawialiśmy o autorze, który próbował dokonać plagiatu Łowcy androidów, i w ogóle o tym, co robię, potem o Mai, unikając jakiegokolwiek osobistego tematu. Odbyliśmy szybką rundkę po supermarkecie, dostarczyliśmy zakupy panu Jennerowi, po czym Logan znikł w swoim mieszkaniu, żeby zająć się urządzaniem pokoju Mai, a ja zaszyłam się u siebie za biurkiem. Chyba z dziesięć razy czytałam ten sam rozdział. Nie wiem, kiedy Maia wróciła ze szkoły. Natychmiast dałam znać Loganowi. – Ale o co chodzi? – spytała, patrząc na nas stojących w pokoju dziennym. Kiedy weszła, rzuciła niedbale torbę, skierowała się do kuchni i pojawiła z powrotem w pokoju dziennym ze szklanką soku pomarańczowego w dłoni. Wyglądała bardzo elegancko w szkolnym uniformie składającym się z czarnego pulowera z tarczą szkoły naszytą na kieszeni na lewej piersi, czarnej bluzki, krawata w czarno-zielone paski, dopasowanych czarnych spodni i czarnych butów. – O to, jak było – rzucił niecierpliwie Logan. W odpowiedzi wzruszyła ramionami. – Wporzo. Przewróciłam oczami. – Powiedz nam coś więcej. Jak lekcje? Nauczyciele? Koledzy w klasie? – Chodzę na takie same zajęcia jak w Glasgow, dodatkowy przedmiot to media. Nauczyciele jak to nauczyciele. Ale wporzo. Chyba mam przyjaciółkę. Co jest na obiad? Zastanowiło mnie to jej pozorne zblazowanie. Z naszych rozmów wiedziałam, że znalezienie przyjaciół dużo dla niej znaczy. Dlaczego więc mówiła o tym, jakby to było nic wielkiego? – Wygląda na to, że wszystko dobrze – stwierdził Logan i spojrzał na mnie zadowolony. Nie miałam serca psuć mu nastroju, mówiąc, że przeciwnie, że wygląda to dość podejrzanie, więc tylko się uśmiechnęłam. – Jasne. – Maia znowu wzruszyła ramionami. – Co na obiad? – Od jutra pracuję na wcześniejszą zmianę, a więc mam wolny wieczór. Może… oczywiście, jeśli masz ochotę… uczcimy twój pierwszy dzień w szkole i zjemy w mieście. Shannon i Cole zapraszają nas razem z Camem i Jo do restauracji. Co ty na to? Oczy jej się rozjaśniły tak, jak miałam nadzieję, że się rozjaśnią, gdy będzie opowiadała o szkole. – Pewnie, że tak. Ty też idziesz, Grace? Niemal się zaczerwieniłam, wyobrażając sobie, jak Logan jęknął w duchu. Z pewnością miał mnie dość jak na jeden dzień. – Och, nie. Jesz dziś obiad z rodziną. – Ale ja chcę, żebyś poszła – nalegała Maia z zaciętym wyrazem twarzy, którego dotąd u niej nie widziałam. – Maiu – zaczęłam – to ma być… – Powinnaś pójść – wszedł mi w słowo Logan. – Powinnaś być z nami, żeby świętować. – Juhuu! – wykrzyknęła Maia i dla lepszego efektu klasnęła w dłonie, a twarz Logana rozjaśniła się na widok jej podekscytowania. – Będziemy gotowe. – Więc postanowione. – Roześmiał się. – Przyjdę po was o szóstej.
Ledwie drzwi zamknęły się za Loganem, zwróciłam się do Mai: – Po pierwsze, musisz przestań narzucać moje towarzystwo ojcu. Po drugie, co naprawdę wydarzyło się dzisiaj w szkole? – O Boże, to było wspaniałe! – Podeszła do mnie, a jej twarz wreszcie jaśniała. – Dwie dziewczyny zaczęły ze mną rozmawiać jeszcze przed pierwszą lekcją. Były bardzo miłe i okazało się, że lubimy tę samą muzykę, filmy, aktorów, no wszystko. One w ogóle nie przepadają za tymi idiotycznymi boysbandami, wyobrażasz sobie? Lubią prawdziwą muzykę, nawet chodzą na koncerty na żywo. Są fantastyczne! Ucieszyłam się, że poznała koleżanki, z którymi znalazła wspólny język, ale nie rozumiałam, dlaczego nie podzieliła się tym z Loganem. – Czemu nie powiedziałaś tego ojcu? Jej promienny uśmiech nieco przygasł. – Bo nie chcę, żeby mnie uważał za dziecinną osobę, która ekscytuje się byle czym. Żeby uznał mnie za męczącą. – Maiu… – Pokręciłam głową ze zdumieniem, że ma taki mętlik w głowie. – Logan na pewno chciałby to usłyszeć, wiedzieć, że jesteś szczęśliwa. I na pewno nie myśli, że to dziecinne i głupie. Nie musisz udawać kogoś innego, niż jesteś, żeby zaimponować ojcu. Jest z ciebie dumny, zwłaszcza gdy jesteś sobą. Przez chwilę przygryzała dolną wargę, a potem przechyliła głowę i spytała: – Naprawdę? – Tak. Obiecaj mi, że opowiesz mu o… – zawiesiłam głos. – Leigh i Layli – dokończyła. – Leigh i Layli – powtórzyłam. – Nietrudno będzie zapamiętać te imiona. * Maia nie przesadziła z zachwytem nad starszą siostrą Cole’a. Jo była jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie spotkałam, a mieszkałam w Londynie, gdzie widuje się wiele wyjątkowych kobiet. Z tego, co zobaczyłam, wywnioskowałam, że jest piękna nie tylko zewnętrznie. Natychmiast wyściskała Maię i zaczęła ją wypytywać o szkołę, okazując szczere zainteresowanie tym, co piętnastolatka miała do powiedzenia. Najpierw zostałam przedstawiona Camowi. O ile Shannon i Cole byli o kilka lat ode mnie młodsi, to mąż Jo musiał dobiegać czterdziestki. Co prawda nie wyglądał na swój wiek. W przeciwieństwie do Cole’a, który tatuażami i kilkudniowym zarostem dodawał pazura swojej klasycznej urodzie, Cam z natury odznaczał się surową męską urodą. Tatuaże i zarost tylko to podkreślały. – Wiele o tobie słyszałem od Shannon i Cole’a – powiedział, ściskając moją dłoń. – Nadałaś słowom „dobry sąsiad” nowe znaczenie. Podniosłaś poprzeczkę. – A ty mógłbyś wiele na ten temat powiedzieć – docięła mu jego żona, przytulając się do niego. Uśmiechnęła się do mnie i przez moment byłam oszołomiona. – Jestem Jo, siostra Cole’a. Uścisnęłyśmy sobie dłonie; musiałam unieść głowę. Była wysoka i nosiła dziesięciocentymetrowe szpilki. – Bardzo miło mi was poznać – powiedziałam nieco onieśmielona widokiem tak wspaniale
wyglądającej pary. Na szczęście Cole mnie uratował. – Miło cię znowu widzieć, Grace. Uścisnął mi dłoń, a ja się zaczerwieniłam. Skierował wzrok na Maię stojącą obok mnie. – Cześć, Maia. – Puścił do niej oko. Ona też się zaczerwieniła. Logan jęknął i spojrzał z wymówką na siostrę. – Musimy ci znaleźć innego narzeczonego. – To nie jego wina, że jest taki przystojny. – Shannon uśmiechnęła się z satysfakcją. Policzki Mai poróżowiały mocniej. – Na litość boską, przestań go wbijać w dumę. I tak ma rozdęte ego. – Cam dał żartobliwego kuksańca Cole’owi. – Mam dokładnie tak wielkie ego, jak potrzeba – odciął się Cole i odsunął krzesło dla Shannon. To samo zrobił Cam dla Jo, a Logan dla Mai. Zachowali się bardzo po dżentelmeńsku. I kto powiedział, że wszelka rycerskość wobec kobiet dawno znikła. Zanim zdążyłam odsunąć swoje, Logan obszedł Maię i zrobił to za mnie. Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam naprzeciwko Jo. – A gdzie jest Belle? – spytała Maia. Nie od razu skojarzyłam, że pyta o córkę Jo i Cama. – Są z nią nasi przyjaciele Hannah i Marco. Mają dwóch synów i córkę Sophię, która jest w wieku Belle. Obie są ze sobą zżyte, jakby były siostrami – wyjaśniła Jo. – Hannah jest najlepszą przyjaciółką Cole’a – zwrócił się do Mai Logan. – Uczy angielskiego w szkole średniej. – W mojej szkole? – Oczy Mai rozszerzyły się. – Nie – zaprzeczył Logan, kręcąc głową – pracuje gdzie indziej. – Na szczęście – wymamrotała pod nosem Maia i zaczerwieniła się, gdy wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. – Przepraszam. To tylko dlatego, że wolałabym nie spotykać żadnego z moich nauczycieli poza szkołą. – Hannah zawsze może ci pomóc w lekcjach – zaoferował Cole. – Lubi udzielać korepetycji. – Dziękuję, ale w angielskim pomaga mi Grace – powiedziała Maia i uśmiechnęła się do mnie, tym samym ściągając na mnie uwagę wszystkich. – Tak? Czym się zajmujesz, Grace? – spytał Cam. – Przygotowywaniem książek do druku jako wolny strzelec. Redaguję głównie powieści wydawane własnym sumptem, ale czasem również publikacje akademickie. – Naprawdę? – Jo nachyliła się nad stolikiem, wyglądała na szczerze zainteresowaną. – Nasza przyjaciółka jest pisarką i ostatnio myśli o wydaniu książek, które nie zainteresowały jej wydawcy. Właśnie szuka redaktora. Hura! Nagle zrobił się z tego biznesowy obiad, mogłam zdobyć nową klientkę. – W takim razie poproszę o przekazanie jej mojego numeru telefonu i adresu strony internetowej. Jak się nazywa? – Jocelyn. Pisze jako J.B. Carmichael. Otworzyłam usta ze zdumienia.
Jo parsknęła śmiechem i wkrótce stłumione śmiechy rozległy się przy całym naszym stoliku. Musiałam mieć niezłą minę. No ale biorąc pod uwagę, że w rankingu „Sunday Timesa” Jocelyn figurowała jako numer jeden na liście bestsellerów wydawniczych, byłam usprawiedliwiona. – Jesteście znajomymi J.B. Carmichael? – dopytywałam. – Déjà vu, prawda? – Cole uśmiechnął się łobuzersko do Shannon, a ona z niewiadomego powodu rzuciła w niego serwetką. – Tak – powiedziała Jo, ignorując ich, i dodała: – Czy mimo to dalej jesteś zdecydowana dać jej swój numer? – Zaraz, zaraz… – Spojrzałam na Logana. – Czy pani J.B. Carmichael jest żoną Bradena, właściciela naszego domu, a twojego szefa? – Aha. – I nie pomyślałeś, że powinieneś mi powiedzieć, że jego żona jest autorką bestsellerów? – No nie pomyślałem – odparł z błyskiem rozbawienia w oczach. – Przecież widziałeś jej mieszkanie – zaatakowała go w moim imieniu Maia. – Całe załadowane książkami. Także J.B. Carmichael. Trzeba było jej powiedzieć. Cole nie wiadomo dlaczego miał coraz bardziej rozbawioną minę. – Możemy przestać mówić o niej per J.B. Carmichael? – wtrącił Cam. – To dość dziwaczne. – Zgadzam się. – Jo kiwnęła głową i zwróciła się znowu do mnie: – Mogę dać Joss twój numer? Joss, powtórzyłam bezgłośnie. Joss. – Oczywiście – wydusiłam. – Jak najbardziej. Do licha… Istniała możliwość, że autorka bestsellerów zostanie moją klientką. To dopiero będzie wyglądało super na mojej stronie internetowej… – Nie ma jej z nami – oświadczył Logan. – Przeciwnie, jestem obecna – zaprzeczyłam. – Tylko trochę szczęśliwsza niż jeszcze dziesięć minut temu. Roześmiał się, ale powstrzymał od odpowiedzi, ponieważ zjawiła się kelnerka. Stanęła tuż przy nim, kokieteryjnie wysuwając jedno biodro i z uśmiechem patrząc mu w oczy. Odpowiedział jej szerokim uśmiechem. Żołądek ścisnął mi się nieprzyjemnie. – Co mogę podać państwu do picia? – spytała, wciąż patrząc Loganowi prosto w oczy. Była dokładnie w jego typie. Ładna blondynka o zaokrąglonych kształtach. – Woda dla wszystkich. – Coś jeszcze? – Jak myślicie? – spytał nas, nie odrywając od niej wzroku. Miałam ochotę go walnąć. Tak, żeby poczuł. – Podoba mi się pański tatuaż – powiedziała kelnerka. – Czy on coś znaczy? – Zdecydowanie tak. – Uśmiechnął się do niej uwodzicielsko. Shannon rzuciła mu spojrzenie pełne niesmaku, zanim zwróciła się do nas: – Butelka wina? Potwierdziliśmy, zgodnie kiwając głowami.
– Czerwone? – spytała Jo. Znowu pokiwaliśmy głowami. – Karafka domowego wina – zaordynował Logan. – Maiu? – spytał, odrywając wreszcie wzrok od młodej kobiety, żeby spojrzeć na córkę. Zmarszczył czoło, gdy spiorunowała go wzrokiem. – Co chcesz do picia? Zamiast mu odpowiedzieć, wsadziła nos w menu. Poszukał ratunku u mnie, a ja, unikając jego wzroku, popatrzyłam na Maię. Nie miałam żadnego prawa być zazdrosna o jego flirtowanie z inną kobietą ani powodu, by czuć się zraniona. Co innego Maia… nie musiało jej się podobać, że on nie rozumie, co ona czuje. Łatwo było sobie wyobrazić, że teraz chciała go mieć tylko dla siebie. – Kochanie, dietetyczna cola? – spytałam łagodnie, a gdy kiwnęła głową, rzuciłam kelnerce: – Dietetyczna cola – i energicznie otworzyłam kartę dań. Słyszałam, jak Logan potwierdza zamówienie, a ledwie kelnerka odeszła, poczułam na sobie jego palące spojrzenie. Ignorując je, zwróciłam się do Jo i Cama: – Logan nie powiedział mi, czym się zajmujecie. – Ja pracuję z moim wujkiem Mickiem. Jestem malarzem i dekoratorką – wyjaśniła Jo. Zdumiało mnie to, co oczywiście postarałam się ukryć. Zapewne często spotykała się z fałszywymi wyobrażeniami na swój temat. – Musi być ciekawie pracować z rodziną. – No tak, czasem. – Szturchnęła lekko męża. – Cam jest grafikiem. – O… Pracujesz dla kogoś czy na swój rachunek? – Jedno i drugie. Na pełen etat dla firmy marketingowej, ale współpracuję też z artystami. Wiedziałam, że Cole ma renomę jako tatuażysta, ponieważ był najbardziej cenionym artystą w INKarnate, studiu piercingu i tatuażu znanym w całym kraju. Byłam ciekawa, czy to Cam go zainspirował, i zapytałam ich o to. Od tej chwili obaj zabawiali mnie rozmową, od czasu do czasu brały w niej udział Jo i Shannon. Byłam świadoma obecności Mai, która siedziała obok mnie milcząca i zła, a także jej ojca, który sprawiał wrażenie zdezorientowanego. Byłam także świadoma tego, że muszę zacząć z powrotem panować nad swoim życiem. Bo wątpliwości Aidana, czy będę się czuła nieszczęśliwa, były już nieaktualne. Teraz nie była to kwestia „czy”, tylko „kiedy”.
11
– Dlaczego tak na mnie patrzycie? – spytała Maia, uśmiechając się niepewnie. Po powrocie ze szkoły zastała nas w moim pokoju dziennym. Czekaliśmy na nią. Od naszych zakupów minął tydzień, Logan miał dzień wolny i spędziliśmy go, aranżując ostatecznie wystrój pokoju Mai. Twarz Logana była wyprana z emocji. Powstrzymałam się od okazania mu dezaprobaty, zamiast tego posłałam jego córce promienny uśmiech. – Ojciec ma dla ciebie niespodziankę. Nie winiłam go za to, że nie okazuje entuzjazmu, bo już wiedziałam, że maska obojętności na jego twarzy to pozory i że w gruncie rzeczy jest w tej chwili kłębkiem nerwów. Chciał, żeby jego córka uznała pokój, który dla niej przygotował, za doskonały. – Jaką? – Uniosła brwi w wyrazie zdziwienia. – Chodź – rzucił. Położył ręce na jej ramionach, odwrócił ją i zakrył jej oczy swoimi dłońmi. Zaczął ją kierować do drzwi wyjściowych mojego mieszkania. Maia zachichotała, a ja zobaczyłam, że jego barki się rozluźniają. Roześmiałam się i poszłam za nimi. Maia potknęła się w progu i Logan musiał opuścić ręce, żeby ją podtrzymać. Obejrzała się na niego ze śmiechem i wtedy on wreszcie też się uśmiechnął. – Może zakryję ci oczy dopiero w naszym mieszkaniu. Nie uszło jej uwagi, że „w naszym” zostało wypowiedziane z naciskiem, i odwróciła się do mnie. – Wejdźmy – powiedziałam. Wyminęłam ich i otworzyłam drzwi do mieszkania Logana. Ledwie znaleźliśmy się w środku, znowu zakrył Mai oczy dłońmi i w rezultacie dotarcie do jej pokoju zabrało nam dwa razy więcej czasu niż normalnie. Wprowadził ją do środka i zanim odsłonił jej oczy, powiedział: – Mam nadzieję, że ci się spodoba, kochanie. Maia zamrugała powiekami i z narastającym zdumieniem rozglądała się po pokoju. Logan pomalował ściany na jasny spokojny zielony kolor. Pośrodku pokoju ustawił białe proste łóżko, udało nam się też znaleźć szafkę nocną, biurko i szafę utrzymane w tym samym stylu. W rogu stał uroczy wyściełany zielonym aksamitem fotel zapraszający do czytania. Od razu mnie urzekł i przysięgłam Loganowi, że Maia również będzie nim zachwycona. Wybrałam także pościel z białej bawełny, wykończoną lamówką w kolorach ciemnej zieleni i słomkowym. W nogach łóżka udrapowałam ciemnozieloną aksamitną narzutę, ułożyłam też na poduszce do spania kilka zielonych i słomkowych jaśków rozmaitej wielkości i kształtu. Na stoliku obok łóżka stała ładna złota lampka nocna z jedwabnym abażurem w kolorze słomkowym, kupiłam jej też perfumy i przybory do makijażu i ustawiłam je na biurku. Rozmawiając z nią o Leigh i Layli, poznałam nazwy jej ulubionych zespołów muzycznych. Wyszukaliśmy kilka plakatów z nimi, oprawiliśmy je i powiesiliśmy na ścianach. Nad łóżkiem zawiesiliśmy abstrakcyjny
obraz utrzymany w kolorystyce pokoju. Teraz wstrzymywaliśmy oddech, czekając na jej reakcję. Zdziwienie i zachwyt na jej twarzy nagle rozmyły się we łzach. Logan spojrzał na mnie z paniką w oczach. Uśmiechnęłam się uspokajająco, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Maia podeszła do niego powoli – wargi jej drżały, pierś wznosiła się od głębokich oddechów, najwyraźniej usiłowała opanować łzy – i rzuciła mu się w ramiona. Teraz i mnie łzy napłynęły do oczu, tak bardzo przypominała w tej chwili małą bezbronną dziewczynkę. Logan uściskał córkę i wciąż trzymając ją w swoich silnych ramionach, pocałował w czubek głowy. – Czy to znaczy, że pokój ci się podoba? – Bardzo. – Kiwnęła głową, nie odrywając twarzy od jego piersi. – Jest pięknie. – Naszych uszu doszła wypowiedziana stłumionym głosem pochwała. Maia pochlipała jeszcze trochę w pierś ojca, aż wreszcie odsunęła się od niego i otarła policzki. – Dziękuję. Na widok rozemocjonowanych oczu Logana serce zabiło mi żywiej. Ujął w dłonie jej twarz i niemal wyszeptał głosem zduszonym od nadmiaru uczuć: – Witaj w domu, kochanie. Nawet nie usiłowałam powstrzymać łez. I wcale nie byłam zawstydzona tym, że poddałam się wzruszeniu. – Chyba powinnam się spakować – powiedziała Maia, uśmiechając się do mnie niepewnie. – Oczywiście. Podeszła i mnie wyściskała, zanim wybiegła z mieszkania. A ja nagle znalazłam się w ramionach Logana. Pisnęłam lekko przestraszona, ale szybko się odprężyłam. Obejmując go w odpowiedzi, starałam się nie myśleć o tym, jakie ma ciepłe, silne ciało, i że czuję pod koniuszkami palców jego umięśnione plecy. I że podoba mi się jego zapach. Cholera jasna… Uścisk nie trwał długo. Logan wypuścił mnie z objęć, ale nie odsunął się. Ujął moją twarz w dłonie, tak jak Mai, i starł kciukiem ślady łez z mojego policzka. Poczułam się bezradna, gdy spojrzałam w jego piękne oczy. – Nie potrafię ci odpowiednio podziękować – powiedział ochryple. – Nie musisz mi dziękować – z trudem wydobyłam z siebie głos, starając się zwalczyć reakcję mojego ciała na jego bliskość. Czułam mrowienie. W miejscach, w których obecność Logana nie powinna go budzić. Przerodziło się w drżenie, gdy opuszczając dłonie, przesunął kciukami po mojej szyi i obojczykach. Dłonie zatrzymały się na mojej talii, rozchyliłam usta ze zdumienia, co natychmiast przyciągnęło jego wzrok. Wstrzymałam oddech. Wibrujący dźwięk przerwał tę chwilę intymności, zmieszana zamrugałam powiekami. Logan odstąpił o krok, nie patrzył mi już w oczy. – Mój telefon – wymamrotał, wyciągając go z kieszeni dżinsów. Lekko osłupiała i nie dowierzając temu, co zaszło, zaczęłam się wycofywać. – Ja lepiej… ehm… pójdę zobaczyć, co robi Maia. – Wyszłam pospiesznie, cały czas potrząsając głową.
Co to było, do cholery?! W ogóle ze mną nie flirtował, więc to nie mogło mieć seksualnego podtekstu. Co zresztą nie było dla mnie niespodzianką, bo przecież go nie pociągałam. Znowu potrząsnęłam głową i wpadłam jak bomba do swojego mieszkania. Nie życzyłam sobie takiej poufałości w jego wykonaniu! Tydzień temu widziałam w restauracji, jak flirtował z kelnerką. Przestał, owszem, gdy tylko zauważył, że Maia się dąsa, ale to nie zmieniało istoty rzeczy. Nie byłam w typie Logana MacLeoda. I nigdy nie będę. Ani on nie był w moim typie. Zdecydowanie nie. Padłam mu w objęcia, bo sytuacja była tak wzruszająca, że aż wymknęła się pod kontroli. Stało się, ale nigdy więcej. Muszę się od niego zdystansować. Ale nie od Mai. Potrafię to zrobić. I muszę to zrobić. Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym na razie głowy i poszłam do pokoju gościnnego. Maia pakowała się do walizki, którą jej zostawiłam. – Gotowa? – spytałam, a ona podniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się blado. – Kochanie, co się dzieje? Wzruszyła ramionami, po czym nieoczekiwanie znowu zaczęła płakać. – Będę za tobą tęsknić… Wzięłam ją w ramiona. – Nigdzie się nie wyprowadzam. Dalej mieszkam po sąsiedzku, w każdej chwili możesz do mnie przyjść. Nie podziałało, więc pozwoliłam jej się wypłakać na moim ramieniu. W końcu przestała i zabrała się z powrotem do pakowania. – Zrobiłam się ostatnio nerwowa – przyznała. – To zupełnie naturalne. Ale zobaczysz, ciebie i Logana czeka wiele wspaniałych chwil, gdy będziecie nadrabiać stracone lata. Tylko, Maiu – uśmiechnęłam się do niej łobuzersko – nie wykorzystuj tego zbytnio. Roześmiała się, uściskała mnie raz jeszcze, po czym odprowadziłam ją do drzwi. Logan czekał już na nią, stojąc w swoich. Podszedł do nas i wziął od niej walizkę. Jego mieszkanie było o kilka metrów od mojego, ale miałam wrażenie, jakby to były kilometry. Patrzyłam na nich, gdy przemierzali podest. Maia przystanęła, odwróciła się i uśmiechnęła do mnie przez łzy. Logan kiwnął mi głową, ja zamachałam mu krótko ręką i zamknęłam drzwi. Przysiadłam na podłodze w holu i nieco przygnębiona patrzyłam przed siebie. * Moje przygnębienie nie trwało jednak długo. Obawy, że nie zobaczę Mai (no dobrze, Logana też) rozproszyli oni sami. Szybko stało się jasne, że nie mają zamiaru zapomnieć o moim istnieniu. Dwa tygodnie później, na początku maja, stałam w swojej kuchni, mając poczucie, że robię coś, co stało się rutynową czynnością: jadłam późny obiad z Maią i Loganem.
Właściwie nie wiadomo kiedy w całkiem naturalny sposób wypracowaliśmy wszyscy troje pewien schemat. Po szkole Maia spędzała godzinę z Laylą i Leigh w domu jednej lub drugiej, a potem przychodziła do mnie. Odrabiała lekcje, w czym jej pomagałam w miarę możliwości, a w porze, gdy Logan kończył pracę, zaczynałam przygotowywać obiad. Jeśli byłam zbyt zajęta, by coś ugotować, zamawiałam jedzenie na wynos. – Co Layla powiedziała? – spytałam z niedowierzaniem, sądząc, że się przesłyszałam. – Podejrzewa, że pan Tatum, nauczyciel historii, ma romans z panią Rogers, od muzyki. Wymieniliśmy z Loganem zaniepokojone spojrzenia. Siedzieliśmy w kuchni i jedliśmy chińszczyznę. – Widziała cokolwiek, co by uprawdopodobniało te podejrzenia? – Tak. Zauważyła, że pani Rogers kręci na palcu ślubną obrączką, ilekroć rozmawia z panem Tatumem. – Co taka dziewczyna musi mieć w głowie, żeby na coś takiego zwracać uwagę? – spytał zdezorientowany Logan. – Sądzę, że w tej historii co innego jest najważniejsze. Layla nie powinna rozgłaszać plotek tylko dlatego, że ktoś obraca obrączką na palcu. – Ja nic nie mówiłam – broniła się Maia, wzruszając ramionami. – Ale może powinnaś powstrzymać Laylę, żeby nie opowiadała takich rzeczy. Maia popatrzyła na mnie zdziwiona. – Przecież chodzi o Laylę. Walec by po niej przejechał, a nie przestałaby mówić. Logan zakrztusił się kęsem chińszczyzny, a ja upiłam łyk wody, żeby się nie roześmiać. Wróciłam do rozmowy, gdy byłam pewna, że w moim głosie nie będzie słychać ani nuty rozbawienia. – Maiu, rozpowszechnianie plotek jest złe. – Wiem, nie będę tego robić – obiecała. – Możesz mi podać prażynki krewetkowe? – zwrócił się do mnie Logan. Przesunęłam je w jego stronę, nałożył sobie na porcję ryżu z kurczakiem i powiedział: – Odkryłem, kto podkrada pieniądze w pracy. – Tak? Pieniądze znikały z baru od około tygodnia, co doprowadzało go do szaleństwa. Wiedziałam, że rolę odgrywa tu nie tylko jego poczucie odpowiedzialności, ale i fakt, iż ma kryminalną przeszłość. Działo się to w miejscu jego pracy, Braden zaryzykował, powierzając mu stanowisko menedżera, i Logan nie chciał go zawieść. – Jedna z pracownic nocnego klubu zaczęła… – urwał i zerknął na Maię. Często mu się ostatnio zdarzało zastanawiać, co ma powiedzieć, gdy w pokoju znajdowała się jego piętnastoletnia córka. – Nawiązała znajomość z barmanem. Jak się okazało, jakimś sposobem odkryła, że siedziałem w więzieniu, i uznała to za znakomitą okazję, by podkradać pieniądze. Liczyła, że podejrzenie automatycznie padnie na mnie. Krew mi zawrzała w żyłach, sądząc po czerwonych policzkach Mai, ona też nie pozostała obojętna. – Jak odkryłeś, że to właśnie ona? – Na szczęście barman, z którym syp… nawiązała znajomość, zauważył u niej nagły przypływ gotówki. Nabrał podejrzeń i w końcu przyłapał ją ostatniej nocy, gdy zamykał bar. Myślała, że jej nie
widzi. – Suka! – rzuciła z furią Maia. Logan potwierdził jej opinię skinieniem głowy, a ja wzniosłam oczy ku niebu. – Maiu, nie używaj tego słowa. – Spojrzałam na Logana. – Niemniej trafne określenie. Zawiadomiliście policję? – Nie. Braden prawdopodobnie obawiał się, że ściągnie to na mnie kłopoty, więc dał jej wybór. Albo ona zwróci pieniądze, albo on powiadomi policję. Oczywiście zwróciła kasę. Maia nadąsana rozgrzebywała widelcem jedzenie na talerzu. – Ludzie są do niczego. – Niekoniecznie – zaoponował Logan. – Czasem popełniają błędy. Każdemu może się zdarzyć. Wyczuwając, że za chwilę Maia popadnie w ponury nastrój, rozmyślając nad nieuczciwym zachowaniem wobec ojca, zmieniłam temat: – Skoro mowa o popełnianiu błędów, to właśnie dziś mi się to przydarzyło. – Tak? – Podniosła na mnie zaciekawione spojrzenie. – Owszem. Zdecydowałam się posłuchać nagrań tego okropnego zespołu, który tak bardzo lubisz. Prychnęła z oburzeniem. – To znaczy którego? – Czarujące Parasole… Żywe Kije czy jakoś tak… – drażniłam się z nią. – Dobroczynne Strzelby! – powiedziała z przekąsem. – I nie mów, że są okropni. – Jakim cudem udało im się zaistnieć z taką nazwą? – zwróciłam się do Logana. – Jest kompletnie pozbawiona sensu. Wzruszył ramionami, kąciki ust mu drgnęły. – Dżizas, Grace, mówisz jak stary zgred. – Maia rzuciła mi wymowne spojrzenie mające wzmocnić jej słowa. – Nie wierzę, że to powiedziałaś. – Odwzajemniłam jej się takim samym spojrzeniem. – Pragnę ci uświadomić, że dwadzieścia osiem lat to nie tak dużo. – To trzynaście lat więcej, niż ja mam – odparowała z łobuzerskim uśmiechem. – O, to było podłe. Logan uśmiechał się tylko, nie próbował się włączyć. Maia nie zdążyła mi się odciąć, bo rozległ się dzwonek do drzwi. – Kto to może być? – zastanawiałam się. Tym kimś okazała się wysoka, długonoga blondynka o okrągłych kształtach. Nosiła obcisłe dżinsy, szpilki i sweter w szpic odsłaniający naprawdę dobry dekolt. Nie miała kurtki, nie była jej zresztą potrzebna, bo maj był bardzo ciepły. Jej jasnoniebieskie oczy zaokrągliły się ze zdziwienia na mój widok, brwi się uniosły. – Szukam Logana… Amerykanka, sądząc po wymowie. Poczułam nieprzyjemne ssanie w żołądku. Ta Amerykanka? – Proszę wejść – powiedziałam z wrodzoną sobie uprzejmością i odsunęłam się, wpuszczając ją do mieszkania.
Owiał mnie zapach silnych perfum, obcasy szpilek stukały po drewnianej podłodze. Zaprowadziłam ją do kuchni. Przystanęła w drzwiach, a Logan na jej widok rozchylił usta ze zdziwienia. Uśmiechnęła się do niego poufale. – Jakiś starszy gość na dole powiedział mi, że mogę cię tu zastać. – Uśmiech znikł, gdy spostrzegła Maię. Zerknęła niepewnie na mnie. Logan odłożył widelec na talerz i wstał ze stołka. – Mamy uprzejmych sąsiadów. – Po chwili niezręcznego milczenia, zaczął nas sobie przedstawiać: – Sharon, to Maia, moja córka, i Grace, moja znajoma. Dziewczyny, to Sharon. – Podszedł do niej, nachylił się i spytał cicho: – Co ty tu robisz? Włożyła rękę do dużej torebki i wyciągnęła z niej iPada. – Zostawiłeś go u mnie, gdy wpadłeś po południu. Pomyślałam, że może ci być potrzebny. – Cholera, przewaliłem do góry nogami całe biuro, żeby go znaleźć. Dzięki. – Odebrał go od niej. Zebrało mi się na mdłości. Cały czas spotykał się z Amerykanką, jednocześnie twierdząc, że jej nie widuje. Poczułam się… zdradzona. Nie łączyły mnie z Loganem tak bliskie relacje jak ich, ale… poczułam to, co poczułam. Nie sądzę, by można to kontrolować. – Tato, kto to jest? – spytała niezbyt grzecznie Maia. Uderzyło mnie, że pierwszy raz słyszę, jak zwraca się do niego „tato”. – To… – patrzył na nią lekko oszołomiony – jest… znajoma. – Jemy obiad. Przeszkadza nam. – Maiu – powiedział ostrzegawczo – nie bądź niegrzeczna. – To nie ja jestem niegrzeczna – wymamrotała pod nosem, odwróciła się na stołku i zaczęła grzebać widelcem w jedzeniu. Wpatrywała się w talerz z tak zaciętą miną, że mnie to zaniepokoiło. Logan będzie musiał zachować dużą ostrożność, wprowadzając kobietę do swojego życia. – Sharon… – Lepiej już pójdę – przerwała mu i posłała mi przepraszające spojrzenie. – Przykro mi, że wam przeszkodziłam. – Pocałowała Logana w policzek. – Miło było cię znowu zobaczyć. Odprowadził ją do drzwi, a moja frustracja narastała w rytm stukotu jej obcasów po mojej podłodze. Kiedy Logan wrócił, Maia zwróciła się do mnie: – Czy mogłabym już iść? Zerknęłam przez ramię na jej ojca, a on kiwnął niepewnie głową. – Oczywiście. – Uśmiechnęłam się do niej wyrozumiale i sprzątnęłam jej talerz. Wstała bez słowa i wyszła. – To nie powinno się zdarzyć. – Logan zażenowany potarł kark. Poczułam się niekomfortowo, że zamierza ze mną o tym rozmawiać, odwróciłam się więc do niego plecami i zaczęłam opróżniać talerze z resztek. – Powinieneś ostrożniej wprowadzać kobietę do swojego życia z Maią. To rada na przyszłość. – Ale to nie… ja i Sharon… my nie jesteśmy razem. Naprawdę z nią zerwałem. To dzisiaj było wypadkiem przy pracy. Nie skomentowałam tego.
– Spędziłem dwa lata w więzieniu, kiedy wyszedłem, zacząłem nadrabiać ten czas. Jeśli uprawiałaś seks regularnie, trudno ci to… W każdym razie, zadzwoniła do mnie, poszedłem do niej podczas przerwy na lunch… – Oszczędź mi szczegółów. – Spiorunowałam go spojrzeniem. – Jesteśmy znajomymi, ale nie aż tak bliskimi. – Usiłuję tylko powiedzieć, że to się zdarzyło i więcej nie powtórzy. Nie jest to nic poważnego. – A ona o tym wie? – spytałam, wkładając naczynia do zmywarki. – Ma wizę na sześć miesięcy. Oboje wiedzieliśmy, że to chwilowe. Czy mogłabyś się odwrócić? Trudno mi rozmawiać z twoimi plecami. Zebrałam się w sobie i odwróciłam się. Oparłam się o kuchenny blat, jakbym szukała w nim oparcia. – Chyba że ma nadzieję na oświadczyny pewnego szorstkiego Szkota. Popatrzył na mnie, jakbym była niespełna rozumu, na co roześmiałam się niespecjalnie wesoło. – Uważasz, że kobiety nie myślą w ten sposób? Wiele z nich ma romantyczne wyobrażenia i nawet jeśli dociera do nich, jak sytuacja naprawdę się przedstawia, zawsze zostaje margines na nadzieję. Co czyni z nas idiotki pragnące tego, aby rozpustny dziwkarz prowadzący klub nocny zamienił naszą czasową wizę na stałą. Myślał przez chwilę, w końcu rzucił krótkie: – Nie. – Tak. – W takim razie musi wiedzieć, że to definitywnie skończone. – Straszne. Skąd teraz wytrzaśniesz nowe wezwania na telefon. Wybuchnął śmiechem i wstał ze stołka. Nie przestając się śmiać, wziął swój talerz i umieścił go w zmywarce. Znalazł się stanowczo zbyt blisko mnie. – Dzięki za obiad – powiedział z uśmiechem. Patrzyłam za nim, gdy szedł do wyjścia, i pomyślałam, że czasami go nie cierpię. I samej siebie za to, że mnie tak złościł, co było wobec niego nie fair, bo nie ponosił żadnej odpowiedzialności za stan moich uczuć. – Aha, Grace – rzucił przez ramię – nie mów więcej, że jestem na telefon.
12
– Czy my się znamy? – spytała teatralnie Chloe, obrzucając mnie spojrzeniem od stóp do głów. – Przestań. – Westchnęłam i wśliznęłam się na wysoki stołek barowy obok niej. Zadzwoniłam do niej, gdy tylko Logan wyszedł, i poprosiłam o awaryjne, natychmiastowe spotkanie. Potrzebowałam drinka i obecności przyjaciółki. Ale nie potrzebowałam jej złośliwości. – Wiem, że byłam zajęta… – Urwałam. Trzeba przyznać, że nie spisywałam się ostatnio najlepiej jako przyjaciółka. – Właściwie to cię przepraszam. Chloe skrzywiła się lekko. – Nie musisz przepraszać, masz swoje życie. Tak tylko żartowałam. – Co mogę pani podać? – przerwał nam barman. Zgarbiłam się, oparłam łokieć o bar i podbródek na dłoni. – Proszę talisker i piwo imbirowe. Usłyszałam, jak siedząca obok mnie Chloe głęboko wciąga powietrze. – Whisky? No dobrze, komu mam urwać głowę? – Mnie. – Jęknęłam i przymknęłam oczy. – Jest beznadziejnie, Chloe. Zaczynam się zakochiwać w Loganie MacLeodzie, musisz mi to wyperswadować. – Wiedziałam! Otworzyłam oczy i popatrzyłam na nią gniewnie. – Nie pusz się tak. Uniosła wysoką szklankę do ust, żeby skryć uśmiech, i upiła łyk czegoś, co wyglądało na koktajl owocowy. – I nie uśmiechaj się. – Dobrze, ponuraczko. – Prychnęła lekceważąco. – Tylko mi najpierw wytłumacz, dlaczego mam cię odwodzić od zakochiwania się w Loganie MacLeodzie. Widziałam jego zdjęcie na Facebooku. Co mogę powiedzieć? Ciacho. Ściągnęłam brwi. Miał konto? Jakim cudem na nie weszła? Nie podobało mi się to. – Na Facebooku? – Dodałam Maię do grona znajomych po rozmowie, jaką odbyłam z nią przez telefon przedwczoraj, i… – Rozmawiałaś z Maią? – No tak. Dzwoniłam do ciebie, ale ona podniosła słuchawkę. Pogawędziłyśmy sobie trochę. Jest urocza. To było w stylu Chloe zaprzyjaźnić się z Maią zaledwie po jednej rozmowie. – Więc dodałaś ją do grona znajomych na Facebooku. Wiedząc, że jest trzynaście lat od ciebie młodsza. Chloe zrobiła minę.
– Zaprzyjaźniłam się z nią, żeby węszyć. I opłaciło się. – Ed powinien sobie znaleźć pracę bliżej domu – warknęłam. Zignorowała moją zaczepkę. – Maia umieściła selfie z Loganem. Wyprostowałam się ożywiona. Logan pozujący z córką, żeby zrobiła selfie. Poczułam ciepło w sercu. – Pokaż. Chloe z uśmiechem wyciągnęła telefon z torebki. Stukała w niego przez chwilę, zanim mi go podała. Pokazała mi profil Mai na Facebooku i rzeczywiście na zdjęciu widniała ona z Loganem. Urocze. Maia patrzyła z promiennym uśmiechem w kamerę, policzek w policzek z ojcem uśmiechającym się w niezamierzenie seksowny sposób. Przewinęłam komentarze i spochmurniałam. – Co te dzieciaki o nim wypisują… – Dzieciaki mają po piętnaście lat, a on jest seksowny. – To ojciec Mai, a nie… – Zamilkłam z otwartymi ustami. Podsunęłam Chloe telefon przed oczy i pokazałam jej jeden komentarz. – To niesłychane. Kto… na litość boską, to Layla! – Dawno nie byłam tak zdumiona. – Zdaje się, że muszę ograniczyć kontakty Mai z tą świntuszącą małą… ehm… dziewczyną. – Jak miło, Grace. Zabrzmiało nienawistnie. – Nie mogłabym nienawidzić piętnastolatki, nawet jeśli jest bardziej prostacka niż porno. – Można być bardziej prostackim niż porno? – Zależy od porno – wtrącił z łobuzerskim uśmiechem barman, stawiając przede mną whisky. – Rachunek? – Poproszę – odpowiedziałam automatycznie, bo myślałam o Loganie i Sharon. – Wracając do tematu – odezwała się Chloe. – Wcale nie chciałabym cię zniechęcać do tego faceta. Uważam, że jest jak najbardziej odpowiedni dla ciebie. – Skąd możesz to wiedzieć? Nawet go nie znasz. – Ale widzę, jak ożyłaś. Masz w sobie tyle ognia jak nigdy dotąd. W twoim życiu pojawili się nowi ludzie. Maia, którą uwielbiasz. Uznałam, że najwyższy czas powiedzieć jej o Amerykance. – Och, to nic nie znaczy. – Zbyła to machnięciem ręki, gdy tylko zakończyłam relację z wydarzeń dzisiejszego wieczoru. – Chyba nie słuchałaś – powiedziałam urażona jej lekceważącym tonem. – Nie jestem w jego typie. Ani trochę. A on nie jest w moim typie. Nie wiem, jak do tego doszło, że tak wpadłam. Wiem jedno, nigdy nie spojrzy na mnie inaczej jak na przyjaciółkę, a ja skończę ze złamanym sercem, jeśli czegoś z tym nie zrobię. – Czy wiesz, co właśnie powiedziałaś? – spytała Chloe, unosząc znacząco brwi. – On nie jest w twoim typie, a mimo to siedzimy tu i rozmawiamy o tym, że się w nim zakochałaś. Dlaczego więc zakładasz, że on nie potrafi odwzajemnić twoich uczuć? Potrząsnęłam głową sfrustrowana, że Chloe nie zniechęca mnie do Logana. – Flirtuje z kobietami, które uważa za atrakcyjne. Byłam tego świadkiem. Ze mną nigdy nie flirtuje. Nigdy – podkreśliłam. – I te wszystkie kobiety wyglądają tak samo. Są moim przeciwieństwem. Jeśli
nie chce znajomości na serio z kobietami, które są w jego typie, tym bardziej nie będzie chciał jej ze mną. Jest nastawiony na przyjemne pukanko na boku z kobietami, których nie zamierza przyprowadzić do domu, żeby je przedstawić córce. Ja nie jestem przygotowana na to, żeby być obiektem przyjemnego pukanka na boku. Chloe nachmurzyła się. – Co ty mi właściwie usiłujesz powiedzieć? – Że oczekuję od ciebie pomocy, by się od niego uwolnić. Do tej pory miałam same koszmarne randki, jedna bardziej nieudana od drugiej. Kilka z nich ty zaaranżowałaś. Proszę cię, abyś zastanowiła się głęboko i znalazła kandydata do randkowania tak fantastycznego, jakiego nigdy dotąd nikomu nie znalazłaś. Najwyższy czas, żebyś znowu wykazała się przenikliwością jak w wypadku Aidana i Juno. Nie miała szczęśliwej miny. – Ale… – Żadnego „ale”. Z Loganem mogę tylko zabrnąć w ślepy zaułek. Potrzebuję autostrady! – Dobrze. – Oczy jej rozbłysły z rozbawienia. – Znajdę ci kogoś na perfekcyjną randkę. – I tylko tego mi trzeba. – Stuknęłam szklanką z whisky o jej szklankę, bo poczułam się lepiej. * Kilka dni później Maia pomagała mi wkładać naczynia do zmywarki, a Logan siedział na stołku i popijał piwo. Właśnie skończyliśmy jeść obiad. Kolejny z wielu. – Jest piątek, może obejrzelibyśmy razem jakiś film? – Odrobiłaś lekcje? – W większości. Ale mogę dokończyć w sobotę, nie zostało mi dużo. Jeśli nie wierzysz, spytaj Grace. Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam, że patrzy na mnie pytająco. – Mówi prawdę. Kąciki ust mu drgnęły, przeniósł spojrzenie na córkę. – W takim razie możemy obejrzeć film. – Ty też, Grace. Tata kupił nowy fotel, jest bajeczny, ale odstąpię ci go. Roześmiałam się na tę deklarację. – Tylko żadnych romantycznych komedii czy innych babskich filmów, uprzejmie proszę – dodał Logan. – I nie jednoczcie się przeciwko mnie. – Będziemy głosować – powiedziała Maia – i obiecuję ci, że ja nie zagłosuję za. Poza tym to na ogół są bzdety opowiadające o dwojgu niedorozwojach, którzy nie potrafią się ze sobą komunikować. – Dobre komedie romantyczne nie są wcale takie złe – zaoponowałam, ale śmiać mi się chciało z jej recenzji całego gatunku. – Niestety dzisiaj nie mogę głosować, bo wychodzę wieczorem. – Jak to? – spytała wyraźnie rozczarowana Maia. – Mam plany. – No to je zmień. Roześmiałam się, a Logan wypowiedział jej imię ostrzegawczym tonem, potrząsając przy tym z dezaprobatą głową. – Może Grace chciałaby spędzić trochę czasu ze swoimi przyjaciółmi. Przypominam ci, że ich ma.
Maia prychnęła lekceważąco. – Dzięki. Faktycznie zapomniałam, że miała jakieś własne życie, zanim przejęliśmy nad nim kontrolę. Wymienili oboje łobuzerskie uśmiechy. – Bardzo śmieszne – skomentowałam z przekąsem. – I oboje jesteście w błędzie. – Co do czego? – Co do moich planów. Nie spotykam się z przyjaciółmi. – Poczułam znajome uczucie ssania w żołądku. Wiedziałam, że odpowiedzialne jest za nie zdenerwowanie dzisiejszą randką, ale i podekscytowanie myślą, że może dzisiaj wreszcie wyzwolę się z zauroczenia Loganem. – Mam randkę. W kuchni nagle zapanowała kompletna cisza. Maia patrzyła na mnie, jakbym powiedziała coś strasznego, na twarzy Logana pojawiła się charakterystyczna u niego maska obojętności. – Randkę? – upewniała się Maia, wypowiadając to słowo niemal z obrzydzeniem. Zaśmiałam się krótko. – Zgadza się. Czasem chodzę na randki. Chowam rogi i diabelskie kopyta i jakoś daję radę. – Z kim? – warknął Logan, a jego mina nie wyrażała już obojętności, raczej gniew. Zamrugałam oczami zaskoczona tonem jego głosu. Co to było? Pozwalał sobie odgrywać rolę opiekuńczego starszego brata? Czy moje życie naprawdę musiało wyglądać tak beznadziejnie? Zaliczył mnie do swojej rodziny? – Ze znajomym Chloe. Umówiła nas. Twierdzi, że jest fantastyczny. Był rozwiedziony, miał dwie córki i podobno po roku randkowania szukał kogoś na stałe. Chloe powiedziała mi, że gdy tylko o tym usłyszała, nabrała przekonania, że musi nas umówić. Uważała, że właśnie kogoś takiego mi potrzeba. Znowu poczułam ssanie w żołądku. – Randka w ciemno? – dopytywał Logan, wciąż nachmurzony. – Tak. – Bo ostatnie tak ci się udawały? Skrzywiłam się na wspomnienie, jak uratował mnie przed nachalnym adoratorem. – Byłeś świadkiem raptem jednej i już wyciągasz wnioski? Maia nieoczekiwanie pomaszerowała w kierunku drzwi. – Idę wybrać film – rzuciła przez ramię, zanim wyszła. – Maia! – krzyknęłam za nią zdziwiona jej reakcją, ale w odpowiedzi usłyszałam zatrzaskujące się drzwi do mieszkania. Zdezorientowana spojrzałam na Logana. – Mnie nie pytaj. – Wzruszył ramionami. – Wciąż nie ogarniam jej zmiennych nastrojów. Przygryzłam wargę w zamyśleniu i usiadłam na stołku. – Może uznała, że się od niej odwracam, skoro nie chcę z wami oglądać filmu… – Może. – Przykro mi, że ją rozczarowałam. Powinna jednak zrozumieć, że mam innych przyjaciół poza wami dwojgiem i że w żaden sposób jej to nie zagraża. – Porozmawiam z nią o tym – zapewnił mnie Logan. – Dziękuję. Westchnął i wstał ze stołka.
– To tak, jakby się miało kontakt z innym językiem i nikogo, kto by pomógł go zrozumieć. – Masz na myśli kontakt z nastolatką? – Uśmiechnęłam się do niego ze współczuciem. – Nie. Z kobietami w ogóle. – To dlatego, że jesteśmy inteligentniejsze od mężczyzn. Trudno wam, prostemu w obsłudze gatunkowi człowieka, za nami nadążyć. – Uśmiechnęłam się do niego anielsko. – Bardzo zabawne, Grace – rzucił ironicznie i odwrócił się, by odejść. Ale rozmyślił się. – Więc kim właściwie jest ten facet, z którym masz się spotkać? – Ma na imię Colin. Pracuje z Chloe w agencji nieruchomości. – Musi być niezłym palantem. Prychnęłam oburzona. – Ciekawe, jak doszedłeś do takiego wniosku, mając niewiele informacji… – Jedyny Colin, jakiego znałem, okazał się palantem. Poza tym agenci nieruchomości są tak samo ośliźli jak wszelkiej maści handlowcy. – Nie jest palantem. Ma dobrą pracę, jest rozwiedziony, ma dzieci. – To dopiero potwierdza, jakim jest palantem! – Odwrócił się do mnie gotowy dalej się kłócić. – Przeciwnie, wygląda na odpowiedzialnego i zdolnego do wchodzenia w związki. – Poczułam, że tracę cierpliwość, miałam dość jego nadopiekuńczości. – Naprawdę? Odpowiedzialny? To kto się opiekuje jego dziećmi, gdy on wychodzi na randkę z tobą? – Jak sądzę, jego żona. Rozwiódł się z nią. Nie zamordował jej. – Pewnie! Po co miałby to robić, skoro może mieć bezpłatną niańkę, podczas gdy posuwa piękne, godne pożądania kobiety! – Pokazał z gestem rozdrażnienia na mnie. Zaniemówiłam. Jego zachowanie było śmieszne, wręcz groteskowe, ale jednocześnie widać było, że jest na serio zły. Zesztywniałam, zdając sobie sprawę z tego, jak mnie traktuje. Zupełnie jak Shannon – protekcjonalnie i jak swoją własność. – Nie robi to na mnie wrażenia – warknęłam i wychodząc z kuchni, dodałam: – Zamknij za sobą drzwi. Muszę się wyszykować. * W mojej głowie rozległ się dzwonek alarmowy, gdy Colin zaproponował mi drinka, a nie kolację. Zignorowałam to, uznając, że postanowił wprowadzić luźniejszą atmosferę na pierwszej randce. Powinnam była posłuchać swojego wewnętrznego głosu. Nie zrobił na mnie złego wrażenia. Wysoki, ciemnowłosy, przystojny, wydawał się też czarujący, gdy wstał od baru, by się ze mną przywitać, uścisnął mi dłoń i pocałował w policzek. I pachniał przyjemnie. I nie mógł oderwać wzroku od mojego dekoltu. Wyglądał też stanowczo za młodo jak na rozwiedzionego ojca dwóch córek. Dlatego gdy usadowiłam się naprzeciwko niego w boksie z zamówionym kieliszkiem wina, natychmiast powiedziałam: – Chloe mówiła, że masz dwoje dzieci. Omal nie zakrztusił się łykiem piwa.
– Proszę? – Odkaszlnął w dłonie, oczy błyszczały mu wesołością. Niech tylko ją dorwę, zapłaci mi za to. – Rozwiedziony też pewnie nie jesteś? – spytałam z wymuszonym uśmiechem. Rozbawiony pokręcił przecząco głową. – Jakich jeszcze głupstw Chloe ci nagadała? – Proszę cię, potwierdź, że masz na imię Colin. – Rzeczywiście mam na imię Colin i pracuję z Chloe, ale nie mam dzieci i nigdy nie byłem żonaty. Jaką grę prowadzi moja przyjaciółka? – A ty masz na imię Grace, tak? – zażartował. Spojrzałam w ciepło patrzące brązowe oczy i kiwnęłam głową. Niezależnie od tego, w co grała Chloe, Colin był sympatyczny. – Nie wiem, dlaczego to wymyśliła. – Bo ma dziwaczne poczucie humoru. W każdym razie powiedziała mi, że jestem drugim kolegą z pracy, z którym cię umówiła. Wydało mi się, że zabrzmiało to, jakby chciał mi dać coś do zrozumienia, a jego spojrzenie nabrało znaczącego wyrazu, lecz zlekceważyłam to wrażenie, uznawszy, iż reaguję paranoicznie. – To duża agencja nieruchomości – zażartowałam. Roześmiał się i nachylił nad stolikiem. – To miejsce jest odrobinę tandetne. Może od razu przejdziemy do rzeczy i udamy się do mnie? Zamrugałam nerwowo. Trudno było źle odczytać wyraz jego oczu. Czyli jednak nie zareagowałam paranoicznie. – Proszę? – Mogę ci oczywiście postawić jeszcze jednego drinka, jeśli chcesz, ale pomyślałem, że szkoda marnować wieczór. Mam rację? Kilka miesięcy temu prawdopodobnie zdusiłabym uczucie wściekłości, zarumieniłabym się i zaczęła jąkać, usiłując jakoś wyplątać się z tej sytuacji. Szukałabym usprawiedliwień, jakbym to ja była winna temu nieporozumieniu. Zrobiłabym wszystko, byle uniknąć konfrontacji. Ale wpływowi Logana zawdzięczałam to, że przezwyciężyłam zastarzały lęk przed przeciwstawianiem się komukolwiek, postawiłam więc sprawę jasno: – Dajesz mi do zrozumienia, że wybrałeś się na tę randkę tylko po to, żeby się z kimś przespać? Wzruszył ramionami i kiwnął głową, jakby to było oczywiste. – Chloe wie, że lubię dobrą zabawę. Żadne tam na serio. Jestem pewien, że ci to powiedziała. Skrzywiłam się. Zabiję ją. – Nie powiedziała. – Czyli nici z przyjemnego pukanka? Nie pójdziesz do mnie? Jakoś zdołałam się powstrzymać, żeby nie chlusnąć mu winem w twarz. Szkoda mu było nawet pięciu minut na rozmowę, zanim zdecyduje, czy chce odbyć ze mną szybki numerek. W moim pojęciu nie różniło się to od masturbacji. Zgarnęłam żakiet i torebkę i uśmiechnęłam się do niego zdegustowana. – Nie, bo obawiam się, że oboje doznalibyśmy rozczarowania. – Wstałam i popatrzyłam na niego z błyskiem w oku. – Lubię tylko na ostro, więc muszę poznać mężczyznę na tyle, by mu zaufać, zanim
pójdę z nim do łóżka i pozwolę mu robić ze mną absolutnie wszystko, na co ma ochotę. Został w barze i patrzył za mną z półotwartymi ustami, a ja wyszłam, prowokacyjnie kołysząc biodrami. Roześmiałam się głośno, gdy owionęło mnie nocne powietrze. Obejrzałam się przez ramię na bar. Nie wiedziałam, co we mnie wstąpiło, ale podobało mi się to. Niemniej żądza zamordowania mojej przyjaciółki nie opuściła mnie. * Chwilowy przypływ triumfu na myśl o tym, że Colin mógł się poczuć, jakby ominęło go coś ekscytującego, trwał stanowczo zbyt krótko. Idąc do domu, zrozumiałam, że znalazłam się w punkcie wyjścia. To Chloe w swojej nieskończonej mądrości mi to zrobiła. Wreszcie zrozumiałam, o co jej chodziło. Chciała mi udowodnić, że ma rację, uważając Logana za najlepszego kandydata dla mnie (jak zwykle nie brała pod uwagę tego, co ja miałam na ten temat do powiedzenia), więc umówiła mnie na kolejną z góry skazaną na porażkę randkę. Na pewno udowodniła mi, że nie mogę liczyć na jej pomoc w kwestii znalezienia sensownego kandydata. Ledwie postawiłam nogę na naszym podeście, drzwi mieszkania Logana otworzyły się z impetem. Gapiłam się na niego, czekając, co powie. Milczał, wpatrując się we mnie gniewnie. Czyli wciąż był obrażony. – O co chodzi? – zapytałam i pewnym krokiem podeszłam do swoich drzwi. Moje obcasy robiły niezły hałas, odbijający się echem w klatce schodowej. Pewnie to go zaalarmowało. – Wcześnie wróciłaś – burknął, gdy wkładałam klucz do zamka. – Tak. – Dlaczego? Podskoczyłam, gdy jego głos rozległ się tuż przy moim uchu. Stał za moimi plecami. – Dlatego. Tato. Ze złością pchnęłam drzwi i zrobiłam krok, mając nadzieję, że „tato” da mu do myślenia i się odczepi. Nic bardziej mylnego. Przytrzymał przede mną drzwi, jakby wprowadzał mnie do środka. – Czy ci coś zrobił? – Gdzie jest Maia? – spytałam. – Śpi. Zamknąłem ją na klucz. – Świetnie – powiedziałam, odsuwając się od niego. – W razie pożaru nie będzie miała szansy na ucieczkę. – Może otworzyć drzwi od środka – zauważył przez zaciśnięte zęby, idąc za mną do kuchni. – Logan, nie jestem w nastroju. Wyjęłam z lodówki butelkę wina. Odebrał mi ją, prychnęłam rozdrażniona, patrząc, jak otwiera wino i nalewa je do kieliszka. Przesunął go po kuchennym blacie w moją stronę z impetem, aż dziw, że wino się nie rozlało. – Opowiadaj – nakazał.
Złapałam kieliszek i odsunęłam się dalej, żeby mi przypadkiem nie przeszkodził w pociągnięciu sporego łyka na uspokojenie. – Grace – rzucił ostrzegawczo. Odpowiedziałam złym spojrzeniem, odstawiłam kieliszek i zaczęłam rozpinać żakiet. Byłam w swoim domu. Pamiętałam o tym. – Być może tego nie rozumiesz, Logan – mówiłam, szarpiąc się nerwowo z guzikami – ale nie muszę ci zdawać relacji ze swojego życia. – Rzuciłam żakiet na stołek i wzięłam z powrotem kieliszek do ręki. Przedłużające się milczenie zmusiło mnie do spojrzenia na Logana. Wpatrywał się we mnie pociemniałymi oczami, nie byłam pewna powodu. – Logan? – To dla niego tak się ubrałaś? – spytał zdławionym głosem. Spuściłam wzrok na swoją sukienkę. Stanowiła świadectwo nadziei, jakie pokładałam w dzisiejszym wieczorze. Nie miałam nic bardziej seksownego w swojej garderobie i nosiłam ją tylko na specjalne okazje. Długa do pół łydki, z czarnej satyny, oblepiała mnie jak druga skóra. Miała cienkie ramiączka i dekolt w kształcie serca odsłaniający więcej niż ubrania, które zwykle nosiłam. W zasadzie był to przyzwoity dekolt, ale włożyłam biustonosz z push-upem, który wyeksponował moje piersi. Dla lepszego efektu upięłam wysoko włosy. Kobiety, które widywałam z Loganem, o wiele śmielej odsłaniały swoje wdzięki, mimo to pod jego spojrzeniem poczułam się obnażona. Zaczerwieniłam się i upiłam łyk wina. – Był tego wart? – Z błyskiem złości w oku pokazał gestem dłoni na moją sukienkę. Zagotowało się we mnie. – Nie ma się co czepiać sukienki. – Było dla niego oczywiste, na co może liczyć, gdy cię w niej zobaczył. Więc co się stało? A może rzeczywiście zaliczyliście szybki numerek? Wciągnęłam głęboko powietrze. – Wynoś się z mojej kuchni. Okrążył kuchenny blat i stanął przy mnie. – Nie wyjdę, dopóki mi nie powiesz, co ten bydlak ci zrobił. – Po raz setny ci powtarzam, że to nie twoja sprawa. – Mam zupełnie inne zdanie. Przysunął się jeszcze bliżej, celowo górował nade mną, by mnie zmusić do odpowiedzi. Uniosłam głowę, miałam nadzieję, że moje oczy ciskają w niego błyskawice. – Zachowujesz się niedorzecznie. Nie jestem twoją siostrą. Żachnął się, jakbym go uderzyła, był zdziwiony. Po minucie powiedział ochryple: – Wierz mi, mam pełną świadomość tego, że nie jesteś moją siostrą. A to co znowu? Ton jego głosu sprawił, że dreszcz mnie przeszedł. Poczułam, że piersi mi nabrzmiewają. Drżąc lekko, odsunęłam się od niego, zwiększając dystans między nami. – Chcę tylko wiedzieć, czy cię skrzywdził – powiedział Logan i tym razem w jego głosie nie było złości. – Nic mi nie zrobił. – Dopiłam wino i oparłam się o ścianę, nie wiedząc, jak poradzić sobie ze
zmieszaniem, które mnie opanowało. Napięcie między nami było niemal namacalne, zastanawiałam się, czy tylko ja wyczuwam w tym erotyczny podtekst, czy ta sytuacja nie jest wynikiem mojej seksualnej frustracji. Spojrzałam na niego spod rzęs. Odnosiłam wrażenie, że każdy mięsień jego ciała jest napięty. – Nic mi nie zrobił – powtórzyłam cicho. – Ale chciał tylko jednego. – I co mu powiedziałaś? – spytał, a mięśnie na policzku mu zagrały. – Że nie interesuje mnie przelotny seks, bo gdy idę do łóżka z mężczyzną, chcę, aby mógł robić wszystko, na co ma ochotę, i dlatego muszę go najpierw poznać i mu zaufać. – Tak powiedziałaś? – spytał beznamiętnie z twarzą nagle pozbawioną wyrazu. – Miało być ironicznie – odparłam, wzruszając ramionami, bo przestało mi się to wydawać dowcipne. – Jasne, jutro możesz się spodziewać od niego telefonu. Mówisz mu takie rzeczy, wkładasz taką sukienkę… – zawiesił wymownie głos znowu zły nie wiadomo na co. I jak zwykle jego gniew rozniecił mój. – Dlaczego zachowujesz się dzisiaj wobec mnie jak kompletny palant? – Naprawdę jesteś tak beznadziejnie ślepa?! – spytał z nieudawanym zdziwieniem, podnosząc głos. – Na to wygląda! – odpaliłam, też podnosząc głos. – Tak? No to może rozjaśnię ci choć trochę w głowie! – wrzasnął. Nie zdążyłam mrugnąć powieką, gdy przycisnął mnie całym ciałem do ściany. Ujął moje nadgarstki i unieruchomił mnie kompletnie. Miałam jego twarz o centymetry od swojej, oddychał głośno. – Każ mi wyjść, Grace – powiedział niskim głosem. Moja skóra ożyła. Całe moje ciało ożyło, praktycznie płonęłam. Piersi mi nabrzmiały, spętane sukienką, mrowienie, które czułam między udami, przeszło w pulsowanie. Wdychałam zapach Logana, mój oddech przyspieszył, gdy poczułam jego erekcję. Przyjemne ciepło rozlało się w dole mojego brzucha i zacisnęłam uda, czując, że robię się wilgotna. – Grace, każ mi wyjść – powtórzył, opuszczając jeszcze niżej głowę. – Nie – wyszeptałam i rozluźniłam się, na co odpowiedział pomrukiem, wtulając się we mnie. – Chcę, żebyś został. Wpatrywał się w moje oczy, jakby szukał w nich odpowiedzi na niezadane pytanie. – Przelecę cię, jeśli zostanę. Zareagowałam na tę bezpośredniość dreszczem podniecenia, oblizałam usta i rozsunęłam nogi, tak by mógł się między nie wpasować. Oczy mu się rozpłomieniły, wspięłam się na palce i musnęłam jego wargi. – Liczę na to.
13
Logan MacLeod umiał całować. Wargi miał gorące, jego język tańczył z moim. Kilkudniowy zarost drażnił moją skórę, gdy pogłębił pocałunek, przyciskając się silniej do mnie. Brodawki natychmiast mi stwardniały. Nikt dotąd tak mnie nie całował. Z taką żarłocznością. Jakby chciał mnie całą pochłonąć. Jęknęłam cichutko, gdy zostawił moje usta, żeby zająć się szyją, a potem nabrzmiałymi, osłoniętymi dekoltem piersiami. Wygięłam się w łuk, puścił moje nadgarstki i odsunął się, aby spojrzeć na moją zaróżowioną twarz. Ciało mnie paliło, moja skóra wydawała mi się za ciasna. Ciepło w dole brzucha wzmogło się pod jego rozpalonym pożądaniem spojrzeniem. Chyba nigdy nie czułam się tak pożądana. I chciałam, żeby mnie pożądał… – Logan – powiedziałam błagalnie. W jego oczach zobaczyłam, że schlebia mu moja prośba, a jego palce wśliznęły się pod ramiączka mojej sukienki. Z drażniącą powolnością, od której mój oddech przyspieszył jeszcze bardziej, zsuwał je, aż razem z nimi ściągnął górę sukienki, odsłaniając biustonosz, który również zsunął, uwalniając moje piersi. Nakrył je dłońmi i spojrzał mi prosto w oczy z tym swoim seksownym uśmieszkiem. Pochylił głowę, a ja krzyknęłam, gdy zamknął wargi na brodawce. Uniosłam ramiona, objęłam dłońmi jego kark i przyciągnęłam go do siebie mocniej. Jęknęłam i oparłam głowę o ścianę, gdy zaczął lizać i ssać moją pierś, a potem zajął się drugą. Chłonęłam go wszystkimi zmysłami – jego zapach, ciepło, siłę. Czułam się zupełnie zniewolona. Nigdy przedtem czegoś takiego nie doznałam. Jakbym miała wyskoczyć ze skóry, gdyby teraz się wycofał. Zaczęłam się o niego ocierać, jęknął z ustami na mojej piersi i poczułam rozkoszne wibracje. Przycisnął mocniej swoje silne ciało do mnie i uniósł głowę, żeby znowu pocałować mnie w usta. Tym razem pocałunek był gwałtowniejszy, wilgotniejszy, pełen niekontrolowanej pasji. Objęłam go mocno, wsunęłam palce w jego włosy, omiatałam jego język swoim, ssałam go, drażniłam, pogłębiliśmy pocałunek tak bardzo, że nie byłam już świadoma niczego poza Loganem. Chciałam więcej. Teraz. Natychmiast. Włożyłam dłonie pod jego podkoszulek. Nie odmówiłam sobie przyjemności podotykania mięśni jego brzucha, zanim wsunęłam ręce w dżinsy. Logan syknął i przerwał pocałunek. Unieruchomił moje palce próbujące objąć jego męskość. Wyciągnęłam dłoń i zaczęłam rozpinać suwak. – Chcę cię poczuć w sobie – zażądałam natarczywym szeptem. – Pragnę cię. Delikatnie odsunął moje ręce i włożył swoje pod moją sukienkę. Przesuwał powoli koniuszkami palców po wewnętrznej stronie moich ud i spytał, poruszając wargami tuż przy moich ustach: – Jesteś gotowa, Grace? Ugryzłam go w dolną wargę i potwierdziłam z westchnieniem:
– O tak, jestem. – Cholera – mruknął, wsuwając mi palce pod majtki. – Jesteś pełna niespodzianek. – Taak? – zająknęłam się, gdy włożył we mnie dwa palce. Naparłam na nie. Logan odchylił się, żeby patrzeć mi w oczy. – Nigdy bym nie pomyślał, że tak dla mnie zapłoniesz – powiedział, nie przestając mnie pieścić. Łapałam powietrze ustami, ledwie rozumiejąc, co do mnie mówi. Chwyciłam go za ramię, jakbym się bała, że przerwie. – Wykończysz mnie. – Powędrował ustami po mojej szczęce, skubnął płatek ucha i wyszeptał: – Nie przestanę, aż zobaczysz gwiazdy pod powiekami. Moja wagina pulsowała na jego palcach, zdusił pocałunkiem mój krótki okrzyk wywołany orgazmem. Drżąc przy jego ciele, nie przestawałam go całować, ssać jego język. Nagrodził mnie gardłowym pomrukiem i najbardziej gorącym, upajającym pocałunkiem, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam. Czułam jego ciepłe, lekko szorstkie dłonie prześlizgujące się po zewnętrznej stronie ud, gdy podnosił mi sukienkę. Ściągnął mi majtki; opadły na podłogę i odrzuciłam je kopnięciem, wciąż nie przerywając pocałunku. Delikatne pulsowanie między udami wzmogło się w oczekiwaniu na zaspokojenie napięcia, które znowu zaczęło we mnie narastać. Oboje sięgnęliśmy do jego dżinsów i opuściliśmy je razem z bokserkami. Opadły Loganowi do kostek, przerwał pocałunek i nieznacznie się cofnął. Zerknęłam na dół. Jego członek był duży. Nigdy nie miałam w sobie tak dużego. – Rany… – wydyszałam. Oczy Logana pociemniały. – Wszystko dla ciebie, skarbie – powiedział, rozsuwając mi nogi i wszedł we mnie. – Logan! – wykrzyknęłam, czując go w sobie gorącego i lekko pulsującego. Wypełnił mnie całkowicie, łapałam oddech, starając się rozluźnić i przystosować. Logan też oddychał ciężko, znieruchomiał, wyraźnie próbował odzyskać nad sobą kontrolę. Nie chciałam, by się kontrolował. Przycisnęłam do niego silniej biodra, uniósł mnie tak, że mogłam go opleść nogami. Umożliwiło mu to zanurzenie się we mnie głębiej. – Logan! – Wbiłam mu paznokcie w kark i odrzuciłam głowę do tyłu. Zrozumiał, że to zaproszenie, pochylił głowę i possał moją pierś, a ja zacisnęłam wewnętrzne mięśnie na jego pulsującej męskości, co wreszcie pozbawiło go kontroli. Przycisnął mnie do ściany, wchodził we mnie głęboko, długimi posunięciami, stopniowo skracając rytm i zwiększając gwałtowność ruchów. Uniósł głowę, nasze oczy spotkały się, jego ciemniały coraz bardziej, gdy wpatrywał się w moje, spełniając swoją erotyczną obietnicę doprowadzenia mnie na szczyt. – Grace… – wypowiedział z trudem, gardłowo. – Dochodzę… Poczułam jego kciuk na nabrzmiałej łechtaczce; jego gorąca, poruszająca się we mnie męskość i pocierający mnie kciuk wyzwoliły orgazm. Zadrżałam, moje wewnętrzne mięśnie zaczęły rytmicznie falować, Logan, wciąż wpatrzony w moje oczy, zacisnął zęby i stężał na sekundę, zanim jego biodrami
szarpnął orgazm. * W miarę jak opadała euforia wywołana orgazmem, odzyskiwałam jasność myślenia. Pierś Logana wznosiła się przy mojej, gdy próbował uspokoić oddech, czułam na sobie jego ciężar, czułam jego usta dotykające mojej szyi. Wdychałam jego zapach, obawiając się momentu, gdy się rozdzielimy. Kiedy odsunął się ode mnie, mogłam tylko spojrzeć w jego oczy, próbując wysondować, o czym myśli. Niczego z nich nie wyczytałam. Pozostawałam więc bez ruchu, wciąż obejmując go nogami. Pocałował mnie delikatnie i pieszczotliwie w usta, wargi mi zadrżały, gdy oswobodził się delikatnie z mojego uścisku i postawił na podłodze. – Bierzesz pigułki? – spytał cicho. Zmroziło mnie to niespodziewane pytanie. I wtedy do mnie dotarło. Pozwoliłam mu wejść we mnie bez zabezpieczenia. Jak mogłam być tak głupia? – Tak – wyszeptałam zgodnie z prawdą, tyle że nie to akurat było najważniejsze. Wydawało mi się, że się rozluźnił, słysząc moją odpowiedź. Nachylił się, żeby podciągnąć bokserki i dżinsy, a ja patrzyłam na niego. Zapiął suwak i postąpił krok w moją stronę. Co miał zamiar zrobić? Nie wiedziałam, co się między nami dzieje. Ku mojemu zdziwieniu ujął rąbek sukienki i powoli ją opuścił. Po czym podciągnął biustonosz i górę sukienki na miejsce. Nogi mi drżały, nie byłam w stanie zareagować, wciąż nie do końca wróciłam do rzeczywistości. Przeciągnął koniuszkami palców po moim policzku. – Sprawiłem ci ból? Pokręciłam przecząco głową, na co Logan wziął mnie za rękę i poprowadził do łazienki. – Umyj się, a potem musimy porozmawiać. Zamknęłam za sobą drzwi łazienki, skóra mnie paliła na wspomnienie seksu, gdy doprowadzałam się do porządku. Potem oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustrze na swoje zaróżowione policzki, błyszczące oczy, włosy, które wymknęły się z ciasnego upięcia. Co jest z tym Loganem? Zachowywał się czule, ale jednak dość dziwnie jak na kogoś, kto właśnie uprawiał bardziej niż satysfakcjonujący seks. Bo temu nie mógłby zaprzeczyć. Czułam, że miał silny orgazm. Tak silny jak mój. Policzki poróżowiały mi mocniej. Co miało znaczyć to „musimy porozmawiać”? Istniała prosta droga, żeby się tego dowiedzieć. Z uczuciem ssania w żołądku kopnięciem zrzuciłam szpilki w holu i starając się wyglądać na spokojną, weszłam do kuchni. Logan siedział na stołku przy blacie kuchennym, usiadłam obok niego. Odwrócił głowę, spojrzał na mnie i wyraz jego oczu powiedział mi wszystko, co chciałam wiedzieć. A raczej wszystko, czego nie chciałam wiedzieć. Ból odrzucenia był niespodziewanie silny.
Dosłownie palił mi pierś… Nie dało się tego porównać z niczym, czego doświadczyłam kiedykolwiek wcześniej. Logan spuścił oczy, wyglądał tak poważnie, że ból się wzmógł nie tylko w piersi, ale ściskał mnie za gardło, odnosiłam wrażenie, że mnie udusi. – To się nie może powtórzyć, Grace – potwierdził to, co już wyczytałam w jego oczach. Nigdy nie doznałam takiego poczucia utraty. Nie było tak silne jak wtedy, gdy odchodziłam od rodziny, bo ją opuściłam dobrowolnie. Logana nie chciałam stracić. To bolało, a ból wzmagała świadomość utraty czegoś jeszcze. Nadziei. Nawet nie zauważyłam kiedy, chociaż jestem bardzo racjonalna, zaczęłam pielęgnować marzenie o mnie i Loganie. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, wiedziałam, że na dłuższą metę nie jest to dla mnie dobre, ale jednak to marzenie rozjaśniało moje dni i napełniało mnie przyjemnym uczuciem wyczekiwania. Nie mogłam nic odpowiedzieć, tak bardzo ściśnięte miałam gardło. – Muszę się skoncentrować na Mai. Każdego dnia przypominam sobie, że straciłem piętnaście lat i nawet nie zacząłem jeszcze na dobre naprawiać zniszczeń, które poczyniła w jej psychice Maryanne. Muszę to nadrobić, Grace, a jedyny sposób to poświęcić jej całą moją uwagę. Zasługuje na to, żeby być najważniejsza. Nie mogę być teraz w związku. Nagłe zrozumienie tego, co on czuje, nie rozgrzało mnie tym razem. Przeciwnie, zmroziło. I zraniło. Upokorzyło. Głupia… Boże, jaka byłam głupia! Dlaczego ofiarowałam mu siebie, wiedząc od początku to, czego nie musiał mówić? Po co silił się na wymówkę pod tytułem „Maia”? Nie mógł być w związku – ze mną. – Grace… – piękne fiołkowe oczy błagały mnie o zrozumienie – nie powinienem z tobą… Działałem pod wpływem impulsu. Powinienem był się opanować. – Przeciągnął dłonią po włosach wyraźnie zniesmaczony tym, co się stało. – Muszę nauczyć się kontrolować, panować nad swoim życiem. Popatrz, do czego doprowadziło mnie działanie pod wpływem impulsu. Wylądowałem w więzieniu. Gniew odblokował moje struny głosowe. – Porównujesz seks ze mną do tego, na skutek czego wylądowałeś w więzieniu? – Oczywiście, że nie. – To dobrze. – Ześliznęłam się ze stołka, bo nagle zapragnęłam odsunąć się jak najdalej od niego. – Mogłabym się poczuć tym urażona. – Jesteś na mnie zła. – Westchnął. – Kurczę, Grace, nie miałem zamiaru… – Pieprzyć się ze mną? Dobra, zapamiętam. – Chciałam, żeby wyszedł, zanim upokorzę się jeszcze bardziej, wybuchając płaczem w jego obecności. – Idź już, Logan. – Nie bądź taka. – Wstał, rysy twarzy mu się zaostrzyły. – Proszę cię. Byłaś taka dobra dla Mai i dla mnie… wiesz, że jesteś ostatnią osobą, którą chciałbym skrzywdzić. Dobra, jestem palantem. – Uniósł ręce w geście poddania. – Nie powinienem był tego robić. Zależy mi na tobie i pociągasz mnie… oczywiście, że mnie pociągasz, i to bardzo, wystarczy na ciebie spojrzeć, ale… nie miałem zamiaru
przekraczać tej granicy i zepsuć tego, co jest między nami trojgiem. Przecież wiesz, jak Maia reaguje, gdy tylko wyczuje, że jakaś kobieta mogłaby pojawić się w moim życiu. Nie mogę, Grace. Proszę cię, zrozum. Nie miałam zamiaru dłużej słuchać wyjaśnień, dlaczego to on nie może, za bardzo mnie to raniło. A jednak masochistycznie chciałam zrozumieć. – Dlaczego więc to zrobiłeś? – spytałam, nie skrywając już tego, że mnie zranił. Dobrze chociaż, że gniew powstrzymał moje łzy. – Spokojnie mi się żyło z wiedzą, że nie odwzajemniasz moich uczuć, dlaczego musiałeś przekroczyć tę granicę? W jego oczach pojawił się wyraz skruchy i żalu. – Pozwoliłem, żeby zazdrość wzięła górę – przyznał szorstko. Prychnęłam z niedowierzaniem. – Jednym słowem sfrustrowało cię to, że inny chłopczyk dostanie zabawkę, którą ty nie masz szansy się pobawić? To chcesz mi powiedzieć? – Przestań! – uciął. – Nie ukazuj tego w gorszym świetle, niż jest. Nie miałem pojęcia, co do mnie czujesz. – Daj spokój, Logan. To mogłaby być prawda, gdybyśmy dopiero się poznali, ale trwa to już jakiś czas, odkąd nasze stosunki diametralnie się zmieniły. Mięśnie na policzku mu zagrały. – Podejrzewałem, że cię pociągam, i to wszystko. Nie sądziłem, że może być coś więcej. – Bo to przecież tylko ja, płytka i łatwa dziewczyna na jedną noc. Myślałam, że znasz mnie lepiej. – Wygląda na to, że nie – warknął, a oczy rozbłysły mu gniewem. – Ale skoro chcesz mnie obarczać pełną odpowiedzialnością za to, co się stało, zgoda, nie uchylam się. Jestem dupkiem. Źle mi z tym, że cię zraniłem. Jest mi przykro – dokończył niemal szeptem. Potrząsnęłam głową, odwróciłam się i objęłam w talii, broniąc się przed łzami, które zaczęły napływać. – Jestem idiotką, która zapomniała, że lubisz szybkie numerki bez zobowiązań. Szybki podryw i jeszcze szybciej do widzenia. – Chryste… – Skończmy z tym. Po prostu wyjdź. Nie ma sensu niczego dowodzić. Miałeś rację. Powinnam była cię przedtem poprosić, żebyś wyszedł. W każdym razie proszę cię teraz. Po chwili usłyszałam jego kroki. Opanowałam łzy i odwróciłam się. – Logan… On też się odwrócił i patrzył na mnie z nadzieją. – Nie chcę cię tutaj – powiedziałam, gasząc tę nadzieję. – Maia jest zawsze mile widziana i ze względu na nią będę się wobec ciebie zachowywać poprawnie, ale my… nasza przyjaźń to przeszłość. Zesztywniał, w jego oczach pojawił się wyraz niedowierzania. – Dobijasz mnie, skarbie. Łzy rozmyły mi spojrzenie. – Proszę… – Odwróciłam wzrok i starłam dłonią spływające po policzku krople. – Dobrze – powiedział cicho. Słyszałam, jak odchodzi, a gdy drzwi się za nim zamknęły, wybuchnęłam płaczem. Objęłam się
mocniej ramionami, jakbym mogła w ten sposób zdusić ból.
14
Zdarzają się w życiu chwile, które zmieniają nas bezpowrotnie. Czasem wspaniałe i dramatyczne, piękne lub tragiczne, ale zawsze intensywne. Czasem ledwie zauważalne, jak kroki kogoś przechodzącego za zamkniętymi drzwiami. Co sprawia, że nie wydają się znaczące. Czasem oddziaływanie jakiegoś wydarzenia jest głębokie, ale wiesz to tylko ty, a uwagi otoczenia to umyka. Wtedy dochodzi do głosu uczucie osamotnienia. To właśnie czułam następnego ranka, zasiadając przed komputerem. Po raz pierwszy w życiu zakochałam się. Bez wzajemności. Czułam się rozbita. Niekompletna. Jakbym oddała komuś część siebie, a w zamian nie otrzymała niczego, co by tę wyrwę zapełniło. Dojrzewałam w rodzinie, która nie otaczała mnie miłością, i w końcu świadomość tego zakorzeniła się we mnie głęboko. Moje kolejne daremne wysiłki, by zbliżyć się do moich bliskich, podkopywały moje poczucie pewności siebie i w rezultacie stałam się zamkniętą w sobie, niepewną, samotną nastolatką budującą wokół siebie mur w obawie przed zranieniem. Aidan i Chloe przez lata pomagali mi to przezwyciężyć. A teraz bez namysłu znowu ofiarowałam komuś część siebie. Czy naprawdę była to tylko jego wina? Kilka tygodni temu usłyszałam, że nie chce wchodzić w żaden związek, bo zamierza skoncentrować się na Mai. A jak wyglądało nasze pierwsze spotkanie? Przez jego łóżko przewinęło się więcej kobiet niż fanek przez garderobę zespołu rockowego. Zaczęłam się obawiać, że to ja zachowałam się egoistycznie i miałam łuski na oczach. Zanim zdążyłam pogrążyć się w rozpamiętywaniu swojego upadku, zadzwonił telefon. Otarłam łzy i odebrałam. – Słucham – powiedziałam zadowolona, że zabrzmiało to normalnie. – Czy rozmawiam z panią Grace Farquhar? – spytała kobieta mówiąca amerykańską angielszczyzną okraszoną szkockimi naleciałościami. – Tak, to ja – odparłam, mając nadzieję, że to nikt z telemarketingu. – Hej, z tej strony Joss Carmichael. Jo dała mi twój numer. Joss Carmichael…? Jak… – J.B. Carmichael? W słuchawce rozległ się krótki zmysłowy śmiech. – Wystarczy Joss. Zastanawiałam się, czy podjęłabyś się redakcji książki, którą zamierzam wydać własnym sumptem. Zastanawiała się? Żart? Ten telefon nie mógłby się zdarzyć w lepszym momencie. Zająć czymś sensownym umysł, tego właśnie mi było trzeba.
– Możemy o tym porozmawiać. – Świetnie. Przejrzałam twoją stronę, referencje są imponujące. Twoje stawki są rozsądne, masz solidne wykształcenie i stałą klientelę złożoną z ludzi mających już jakiś dorobek. Ściągnęłam kilka książek, które redagowałaś, i jestem pod wrażeniem. Poczerwieniałam mile połechtana tym komplementem. – Dziękuję. – Zasłużyłaś sobie. Niepokoi mnie tylko to, że głównie redagujesz romanse współczesne i historyczne. Moja książka to też romans, ale dystopijny i paranormalny. Zamierzony jako pierwszy z serii. Jest trochę mroczny i pokręcony. Jak moi – zażartowała. – Brzmi nieźle. – Roześmiałam się. – Czytam oczywiście inne gatunki i lubię dystopijne i paranormalne powieści. Ale to w pełni zrozumiałe, że chciałabyś pracować z kimś, kto już zajmował się taką tematyką. Przez chwilę w słuchawce panowała cisza. – Właściwie to nie ma znaczenia. Z przyjemnością będę z tobą współpracować, ale… Zależy mi na szczerej, nawet brutalnie szczerej opinii. Potrzebuję redaktora, który powie mi prawdę, bez owijania w bawełnę. Ty sprawiasz wrażenie bardzo miłej osoby… – Nie jestem miła – zapewniłam ją. – To znaczy jestem, ale umiem się zdobyć na konstruktywny krytycyzm, wierz mi. Odbyłam nawet kilka sesji terapeutycznych, które pomogły mi to osiągnąć… – Urwałam. Jak mogłam powiedzieć coś tak idiotycznego…! Na szczęście Joss wykazała się poczuciem humoru. – Aha – rzuciła rozbawiona. – W takim razie podejmijmy próbę współpracy. Uśmiechnęłam się do siebie, jakbym zobaczyła przysłowiowe światełko w tunelu. – Naprawdę? – Naprawdę – potwierdziła. – Kiedy mam ci wysłać maszynopis? – Pozwól, że spojrzę do kalendarza. – Ustaliłam z nią termin i dodałam: – Wyślę ci fakturę z połową sumy, drugą zapłacisz, gdy uznasz, że jesteś zadowolona z efektu mojej pracy. – Zgoda. Ale powinnyśmy się spotkać na kawie. Najlepiej w miarę szybko. Słyszałam o tobie same dobre rzeczy. J.B. Carmichael chce się ze mną umówić na kawę? – Oczywiście… – Odchrząknęłam. – Z przyjemnością. – Świetnie. Zadzwonię do ciebie. Rozłączyłyśmy się, a ja zgarbiłam się na krześle przed komputerem. Zawdzięczałam tę rozmowę Loganowi. Wstałam i wzdychając, poszłam do pokoju dziennego, gdzie na stoliku kawowym piętrzyły się zeszyty ćwiczeń Mai i powieści, które czytała. Pojawienie się Mai w moim życiu też zawdzięczałam Loganowi. „Źle mi z tym, że cię zraniłem. Jest mi przykro” – rozbrzmiało w mojej głowie. Wiedziałam, że było to szczere. Westchnęłam znowu i sięgnęłam po klucze. Nie tylko Logan MacLeod był odpowiedzialny za to, że złamał mi serce. Ja też się do tego przyłożyłam.
* Dziwnie było znaleźć się w pustym Fire. Sale oświetlonego przyćmionymi światłami klubu, którego właścicielem był mąż Joss, mieściły się na kilku poziomach, w każdej grano inny rodzaj muzyki. Główna, największa sala znajdowała się na środkowym poziomie. Wiedziałam, że tam też mieści się biuro Logana. Zadzwoniłam do drzwi i ochroniarz wpuścił mnie do środka. Logan czekał na mnie przy parkiecie do tańca. Wyglądał na zaskoczonego, ale i zadowolonego moim widokiem. Spojrzałam na ochroniarza, potem na pracowników, którzy uzupełniali zapasy alkoholu w barze. Logan zauważył to i zaproponował: – Wejdźmy do mojego biura. Przeszliśmy przez parkiet, wspięliśmy się na kilka schodków i doszliśmy do tylnej ściany pomieszczenia, gdzie ledwie widoczne z parkietu drzwi prowadziły do biura. Logan wprowadził mnie do środka. Zobaczyłam duże biurko zasłane papierami i stojący na nim komputer. Za biurkiem znajdowały się szafki na dokumenty. Żadnych osobistych akcentów, tylko gołe, pozbawione okien ściany. Stanowczo ktoś powinien mu zaaranżować biuro. – Wszystko w porządku? – spytał, przypominając mi, po co tutaj przyszłam. Przestałam w myślach urządzać jego biuro i wzięłam głęboki oddech, ignorując uczucie ssania w żołądku. – Chciałam cię przeprosić za swoje wczorajsze zachowanie. – Grace, nie musisz… – Nie, pozwól mi – przerwałam mu stanowczo. – Od momentu, gdy się poznaliśmy, nie udawałeś nikogo innego, niż jesteś. Poza tym jasno dałeś do zrozumienia, że stawiasz Maię na pierwszym miejscu. I tak być powinno. Jestem zadowolona, że uważasz ją za najważniejszą osobę. I rozumiem to. Jak również to, że czujesz się wobec niej winny za każdy dzień, gdy cię przy niej nie było. Rozumiem, że chcesz się na niej skupić, i wstyd mi, że zachowałam się samolubnie wczorajszego wieczoru. Oboje tam byliśmy i oboje decydowaliśmy o tym, co się stało. Nie tylko ty. Oparł się o biurko, jakby doznał dużej ulgi. – Dzięki. To wiele dla mnie znaczy. Odpowiedziałam na jego podziękowania kiwnięciem głowy. – Ale pozostaje faktem, że nie powinienem. – Już mówiłam, że oboje popełniliśmy błąd. W jego oczach pojawił się dziwny wyraz, jakby żachnął się na to, co powiedziałam, ale szybko spuścił wzrok i nie mogłam dłużej śledzić jego reakcji na moje słowa. Cisza, która zapanowała, była przytłaczająca. – Pójdę już – powiedziałam spragniona nagle świeżego powietrza. – Zostaniemy przyjaciółmi? – spytał. Skinęłam niechętnie głową i zmusiłam się do uśmiechu. – Ale będziemy się rzadziej widywać, ponieważ zdobyłam nową klientkę. Zadzwoniła do mnie dzisiaj Jocelyn Carmichael. Zanosi się na to, że będę bardzo zajęta. – Gratulacje. W pełni sobie na to zasłużyłaś. – Dzięki.
Patrzyliśmy na siebie, nie bardzo wiedząc, co dalej. Pomachałam mu niezręcznie dłonią i odwróciłam się, żeby wyjść. Trzymając rękę na klamce, poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Przystanęłam i natychmiast znalazłam się w jego ramionach. Trzymał mnie mocno, a ja pozwoliłam sobie na moment słabości. Z głową przytuloną do jego piersi wdychałam jego zapach. Gardło mi się zacisnęło, poczułam, że zaraz łzy napłyną mi do oczu. Oswobodziłam się z jego objęć i nie patrząc na niego, pospiesznie wyszłam z biura. * Wyczerpana wzięłam z rąk Aidana kubek z gorącą herbatą. Miałam nadzieję, że wreszcie się wypłakałam. Po wyjściu z biura Logana natychmiast pojechałam do mojego przyjaciela, modląc się w duchu, żeby nie był na treningu. Miałam szczęście. Ledwie otworzył drzwi, wybuchnęłam płaczem. Wciągnął mnie do środka i pośród moich szlochów wydobył ze mnie prawdę. To jemu pierwszemu przyznałam się, że zakochałam się w Loganie MacLeodzie. Teraz siedział obok mnie na kanapie i uśmiechał się pocieszająco. – Teraz cierpisz, ale to przejdzie, Grace. Zapewniam cię. – Nie mam takiej pewności. – Posłałam mu powątpiewające spojrzenie. – Skąd możesz to wiedzieć? Wziął głęboki oddech, jakby był zdenerwowany. – Bo kiedyś… byłem w tobie zakochany. O mało nie oblałam się herbatą. Wpatrywałam się w niego przez chwilę i musiałam mieć wyjątkowo tępą minę. – Jak to…? – wychrypiałam. Odchrząknęłam i zasypałam go pytaniami: – Jak to? Kiedy? Jakim cudem ja…? Aidan nachylił się i poklepał mnie uspokajająco po kolanie. – Kilka lat temu. Całe studia. Zrobiło mi się przykro na wspomnienie tej jedynej nocy, gdy spaliśmy ze sobą po pijaku. To było na trzecim roku. Chłopak mnie zostawił, Aidan mnie pocieszał i w rezultacie upiliśmy się tanim winem i wylądowaliśmy w łóżku. Następnego ranka postanowiliśmy udawać, że nam się to przyśniło. – Och, nie… – powiedziałam cicho, wyobrażając sobie, co on czuł. Dokładnie to co ja teraz! – Nie miałam pojęcia – mówiłam błagalnie, żeby mi uwierzył. – Zupełnie… Ja nigdy… ostatnia rzecz, której bym chciała, to żebyś cierpiał przeze mnie. Objął mnie, przytulił i pogłaskał po plecach. – Przecież wiem, zawsze wiedziałem, nawet wtedy. Ale wszystko się wyprostowało. Spotkałem Juno i moje uczucia do ciebie się zmieniły. Kocham cię, ale już inaczej, nie jestem w tobie zakochany. Usiłuję ci powiedzieć, że któregoś dnia też kogoś spotkasz i zapomnisz o Loganie. Skinęłam głową, potwierdzając, że rozumiem, ale wciąż analizowałam jego zaskakujące wyznanie. – Czy Chloe i Juno wiedzą o tym? – Tak. Juno wiedziała? W życiu bym nie zgadła. Nigdy nie okazała mi nawet cienia zazdrości, nigdy nie
odniosła się do mnie ze złością czy zniecierpliwieniem, których nie usprawiedliwiałaby sytuacja. Prychnęłam z niedowierzaniem. – Juno jest niezwykłą kobietą. Aidan roześmiał się. – Jakbym o tym nie wiedział. – Uściskał mnie. – Ktoś cię kiedyś pokocha, Grace, tak jak ty jego, i wtedy wszystko się zmieni. Po prostu otwórz się na taką możliwość. Na nową miłość. Odsunęłam się od niego i spojrzałam mu prosto w twarz. – Bardzo pan jest mądry i przebiegły, doktorze Aidanie. Naprawdę piękne dzięki za to, że sprzedałeś mi tę bombę akurat w tym momencie. – Myślałem, że ci to pomoże – powiedział z przewrotnym uśmiechem. Westchnęłam ciężko, kiwnęłam głową i poczułam, jak budzi się we mnie znajome uczucie. Nadzieja. – Tak, wiem. I wierz mi albo nie, ale pomogło. – Oparłam się o kanapę, wciąż czując ból w piersi. – Tylko… rany na moim sercu jeszcze się nie zabliźniły. * – Wreszcie – burknęłam, gdy Chloe odebrała. – Dzwonię do ciebie cały dzień. – Wiem – rzuciła ze zniecierpliwieniem moja przyjaciółka. – Jezu! Pracowałam. Daj pooddychać, dobrze? – Aidan był we mnie zakochany, a ty mi tego nie powiedziałaś. – W słuchawce zapadła cisza. – Chloe…? – Jak się o tym dowiedziałaś? – Powiedział mi o tym. – Z trudem opanowałam się, żeby nie rzucić telefonem o ścianę kuchni. – Dlaczego nie ty? – Bo mnie o to poprosił. – A jednak powinnaś była mi powiedzieć. – Jaki miałoby to sens? Nie odwzajemniałaś jego uczuć. – Nie, ale… Chloe, poszłam z nim do łóżka. – Wiem – stwierdziła cicho. – Byłam przy nim, pomagałam mu się po tym pozbierać. – Kurczę… – Opadłam ciężko na stołek. – Jestem okropna, ale żałuję, że mi o tym powiedział. Jak na dzisiaj to dla mnie zbyt wiele emocji. – A dlaczego ci o tym powiedział? Westchnęłam i dałam upust bólowi, wyrzucając z siebie pospiesznie słowa w słuchawkę i opowiadając jej o Loganie. – Grace, kochanie… Tak mi przykro. A co do Aidana, usiłował ci pomóc. No bo tylko pomyśl, siedem lat temu był kompletnie załamany z twojego powodu, a teraz szaleje za Juno. – To prawda. – Pociągnęłam nosem. – Rzeczywiście budzi to we mnie nadzieję. – I o to właśnie, jak sądzę, mu chodziło. Niemniej, licząc się z tym, że możesz chcieć mnie zamordować, ja widzę to inaczej. – To znaczy? – spytałam niepewnie.
– Nie rozpoznałaś, że Aidan kocha się w tobie, ponieważ niska samoocena i brak pewności siebie uniemożliwiały ci kontakty z płcią przeciwną. – Dzięki za dołującą psychoanalizę. – Zawsze do usług. Wracając do rzeczy… skoro nie potrafiłaś się zorientować, co Aidan do ciebie czuje, skąd można wiedzieć, czy zdajesz sobie sprawę ze stanu uczuć Logana. Jesteś pod tym względem ciemna jak tabaka w rogu. – Czy ty chcesz mi coś dać do zrozumienia? – Żebyś jeszcze nie skreślała Logana. Facet nie uprawia z tobą dzikiego seksu przy ścianie w kuchni tylko dlatego, że jesteś pod ręką. To znaczy… na pewno nie ktoś taki jak on. – Przyznał, że go pociągam, ale chętka na kogoś nie musi iść w parze z zakochaniem. – Masz rację. Ale jeśli już idą w parze, musi dojść do eksplozji i w rezultacie mamy… – zawiesiła głos dla lepszego efektu – na przykład dziki, namiętny, zaborczy seks przy kuchennej ścianie. Pochyliłam głowę i stuknęłam nią w kuchenny blat. – Co ty wyrabiasz? – A co ty wyrabiasz? – jęknęłam. – To już wolę Aidana z jego bombą pod tytułem „byłem w tobie zakochany”. Nie potrzeba mi rozniecania złudnych nadziei, gdy w grę wchodzi Logan MacLeod. – Ojojoj. Zakochana stajesz się zrzędliwa i melodramatyczna. Ponieważ Chloe nie mogła mnie widzieć, spojrzałam gniewnie w przestrzeń. – Masz wobec mnie dług za trzymanie wiedzy o uczuciach Aidana w sekrecie. Dam ci znać, kiedy wpadnę na pomysł, jak możesz to odrobić, ale na razie kończę tę rozmowę, zanim cię zamorduję. – A jak zamierzasz to zrobić przez telefon, jeśli łaska? – Siłą wyobraźni. – Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na blat. – Muszę zdobyć jakichś bardziej pesymistycznie nastawionych przyjaciół – powiedziałam do siebie. * W sobotni wieczór wpuściłam Maię do mieszkania. Uśmiechnęła się do mnie i obejrzała z uśmiechem na ojca stojącego w drzwiach wejściowych. Nie wyglądał, jakby czuł się swobodnie. – Dziękuję ci bardzo za przysługę – powiedział, nawiązując do tego, że Maia miała u mnie spędzić wieczór, ponieważ on musiał być w klubie na jakiejś ważnej imprezie z udziałem didżejów. – Proszę bardzo. Patrzyliśmy na siebie – ja zastanawiałam się, co by tu jeszcze powiedzieć, on prawdopodobnie, jak się wycofać, nie ciągnąc konwersacji. – Mam nadzieję, że wieczór się uda. – Dziękuję. Wam też… to znaczy… macie jakieś plany na dzisiejszy wieczór? – No pewnie – wtrąciła się Maia. – Grace zabiera mnie do studia tatuażu, a potem zamierzamy się nastukać na tym przyjęciu, o którym ona mówi od tygodnia. – Śmieszna jesteś. – Rzuciłam jej ostrzegawcze spojrzenie. – Wiem – odpowiedziała, unosząc brwi i robiąc zadowoloną z siebie minę. Skrywając uśmiech, zerknęłam na Logana, który patrzył na córkę z lekkim rozbawieniem. – Tylko upewnij się, czy Cole będzie robił tatuaż.
– Naprawdę? – Oczy jej się rozszerzyły. – Mówisz serio? Mogę sobie zrobić tatuaż? Przechylił głowę, jego spojrzenie wyrażało czułość. – Oczywiście… gdy skończysz pięćdziesiąt lat i wreszcie nabierzesz rozumu. – Ty masz tatuaż – rzuciła nachmurzona. Obie popatrzyłyśmy na miecz widniejący na jego przedramieniu, a on nie wiadomo dlaczego sposępniał. – To też sprawka Cole’a. – Widząc moje pytające spojrzenie, kiwnął mi energicznie głową. – Do zobaczenia. – Przeniósł wzrok na córkę. – Bądź grzeczna. Zamknęłam za nim drzwi i poszłyśmy z Maią do pokoju dziennego. – Dziwaczne to – wymamrotała do siebie. – Uhm – przytaknęłam, myśląc, że odnosi się do komentarza Logana na temat jego tatuażu. – Mam na myśli to, co się między wami dzieje. Powiedzieć, że odnosicie się do siebie sztywno, to mało, poza tym przestaliśmy jadać we troje. A wydawało mi się, że wszystko wygląda po dawnemu. Dlaczego przyjęłam takie założenie, znając Maię i wiedząc, że jest inteligentna i spostrzegawcza? Sama nie wiem. Typowe myślenie życzeniowe. – Nic się za tym nie kryje – zapewniłam ją i poszłam do kuchni, mając nadzieję, że na tym się skończy. Znowu myślenie życzeniowe. – Nie wierzę ci. – Takie twoje prawo – oświadczyłam i wskazałam miseczki z przekąskami, które przygotowałam. – Pomóż mi, proszę. Poszła za mną do pokoju dziennego i zaczęłyśmy ustawiać miseczki na stoliku kawowym. Nie było mowy o tatuażach ani narkotykach dzisiaj wieczorem, ale też nie miał być to zwyczajny wieczór. Shannon zaaranżowała babskie spotkanie i zaprosiła w moim imieniu Jo, Joss i kilka innych przyjaciółek. – Grace, powiedz mi tylko jedno… – Aha? – Czy u ciebie i taty wszystko w porządku? Spojrzałam na jej zaniepokojoną twarz, namyślając się nad odpowiedzią. Nie chciałam jej okłamać. Nie, u nas dwojga… nie wszystko było w porządku. Ale u mnie właściwie w porządku. U Logana też, więc… – Tak. Nie wyglądała na przekonaną, ale na szczęście nie drążyła tematu i pomogła mi rozstawiać resztę przekąsek. Pół godziny później rozległ się dzwonek domofonu, a potem patrzyłam z narastającym zaskoczeniem, jak mijają mnie w otwartych drzwiach mojego mieszkania atrakcyjne kobiety w różnym wieku. Kiedy już znalazłam się z nimi w pokoju dziennym, Shannon uśmiechnęła się do mnie promiennie. – Znasz już Jo. – Pokazała gestem na siostrę Cole’a i obie wymieniłyśmy uśmiechy. – Przede wszystkim chciałabym ci przedstawić Joss. Kobieta mojego wzrostu, z długimi ciemnoblond włosami i oczami w kształcie migdałów wysunęła
się z pokaźnej grupki gości. Miała ładną, przykuwającą wzrok twarz, a biustu pozazdrościłam jej natychmiast. Nie wyglądała na trzydzieści pięć lat. Zakładałam, że zdjęcia na okładkach jej książek zostały wyretuszowane. Ale ta matka trójki dzieci w rzeczywistości wyglądała równie wspaniale. – Miło cię wreszcie poznać, Grace – powiedziała swoim zmysłowym głosem i wyciągnęła dłoń. – Mnie również miło cię poznać. – Ujęłam jej dłoń. – Mówiłam już, że jestem twoją zagorzałą fanką? – Ma wszystkie pani książki – wtrąciła Maia. – Może je pani podpisze? – Czemu nie. – Joss uśmiechnęła się cierpko i cofnęła. – Kocham to – powiedziała z uśmiechem długonoga brunetka o ponętnych kształtach. Kolejna Amerykanka, sądząc po wymowie. – Jesteś jak gwiazda rocka dla książkowych świrów. – Zaczerwieniła się, jej niezwykłe oczy zaokrągliły się. – To nie miało zabrzmieć obraźliwie. – Podeszła do mnie i potrząsając moją ręką z entuzjazmem, przedstawiła się. – Jestem Olivia, dla znajomych Liv. Świr książkowy. Pracuję w bibliotece uniwersytetu w Edynburgu. Byłam nią z miejsca zafascynowana. Na pierwszy rzut oka wyglądała zwyczajnie, ale to wrażenie zmieniało się, gdy się uśmiechnęła. No i miała niesamowite oczy. Jasnobrązowe ze złocistymi punkcikami; przez to, że były bardzo jasne, wydawały się złote. To plus pełna, zaokrąglona sylwetka i burza ciemnych włosów opadających na ramiona sprawiły, że nagle poczułam się zwyczajna. – Miło cię poznać. – Jestem Ellie, szwagierka Joss. Uścisnęłam jej dłoń i musiałam unieść głowę, żeby na nią spojrzeć. Była równie wysoka jak Jo i bardzo atrakcyjna, miała subtelną, ponadczasową urodę, zrobiła na mnie wrażenie kobiety, którą określa się mianem „dziewczyny z sąsiedztwa”. – A ja jestem Hannah, siostra Ellie. Różniły się kolorem oczu, niemniej podobieństwo było wyraźne. Ellie, wysoka i smukła, mogłaby być modelką, podczas gdy Hannah, nieco od niej wyższa, była zdecydowanie bardziej krągła. Miała figurę, za jaką wszystkie kobiety świata wiele by dały. – Dużo o was słyszałam od Mai – powiedziałam. – Miło, że wreszcie was poznałam. Proszę – pokazałam na przekąski – częstujcie się. Co mogę zaproponować do picia? Pozbierałam zamówienia i poszłam do kuchni razem z Maią i Shannon, które zaoferowały mi pomoc. Kiedy wróciłyśmy, zastałyśmy resztę kobiet rozbawionych czymś. – Co jest takie zabawne? – spytała Shannon, sadowiąc się wśród nich. – Dostałam wiadomość od Nate’a – odparła Liv. – Mojego męża – wyjaśniła mi. – Zostawiłyśmy naszych facetów z dziećmi jakieś pół godziny temu, a ja już mam esemes. Wygląda na to, że Belle i January kłócą się o Sophię. – Odpisz, że to nie lalka i Nate powinien im to wyraźnie powiedzieć – oświadczyła Hannah. – Właśnie to mu napisałam. Można by pomyśleć, że skoro są tam Braden, Marco, Cole i Cam, to któryś z nich powinien umieć rozstrzygnąć spór między dwiema dziewczynkami. – Zwłaszcza Nate – prychnęła szyderczo Jo. – Mało śmieszne. – Liv posłała jej złe spojrzenie. – Czegoś nie rozumiem? – spytałam. – Nate był dziwkarzem – podsunęła usłużnie Hannah. – Oczywiście zanim związał się z Liv. – Mam nadzieję – rzuciłam, na co Joss parsknęła krótkim śmiechem.
– Może nie powinnyśmy używać słowa „dziwkarz” w obecności Mai – odezwała się Ellie, ściągając brwi z wyrazem troski. – Użyłyście go już dwukrotnie, więc obawiam się, że to pytanie jest zbyteczne – podsumowała Maia, wzruszając ramionami. – Czy już wam mówiłam, że uwielbiam swoją bratanicę? – spytała Shannon, uśmiechając się do nas promiennie. Oczywiście roześmiałyśmy się wszystkie. Poczułam ciepło w piersi, patrząc na pojaśniałe oczy Mai. Taka powinna być zawsze. Przebywanie z Loganem zmieniało ją, nabierała pewności siebie. Udowadniała, że jest inteligentnym, wesołym, słodkim dzieciakiem z poczuciem humoru, zdolnym oczarować towarzystwo. Obserwowałam ją, gdy siedziała wśród nas i nie przeszkadzało jej, że ma piętnaście, a my od dwudziestu sześciu do trzydziestu sześciu lat. Widać było, że dobrze się czuje i z przyjemnością słucha żartów dojrzałych kobiet o ich pracy, mężach i dzieciach. Doskonale rozumiałam dlaczego. Te kobiety nie tylko były ze sobą zaprzyjaźnione, ale praktycznie tworzyły rodzinę. Ciepło, którym emanowały, działało magnetycznie na takie osoby jak Maia i ja. Byłyśmy bezbronne. Stanowiłyśmy doskonałą ilustrację powiedzenia o ćmie lecącej do świecy. Zaczęłyśmy rozmawiać o filmach i wtedy Jo powiedziała: – Nie byłam w kinie od jakichś dwóch lat. To idiotyczne. – Rzeczywiście – zgodziła się Liv. – Nate i ja chodzimy na randki co dwa tygodnie, a raz w miesiącu jest to kino. Właśnie widzieliśmy ten nowy film o życiu byłego żołnierza piechoty morskiej. Film do kitu, ale co za uczta dla oczu, jakie ciacha. Nate musiał mi ocierać ślinę z podbródka. Joss skrzywiła się. – Takie to już w ogóle rzadko oglądam. Braden odmawia chodzenia na filmy, po których ma się wrażenie, że mężczyźni są ładniejsi od kobiet. – Braden nie ogląda takich filmów z tobą, ponieważ wywindował zaborczość na niesłychanie wysoki poziom – prowokowała ją Ellie. Joss przewróciła oczami. – Posłuchaj, skoro twojego brata uszczęśliwia udawanie, że żadnego mężczyzny nie uważam za atrakcyjniejszego od niego, nie będziemy wyprowadzać go z błędu. Ale przyznaję, że nie ma dla mnie nikogo bardziej seksownego niż on. – Uniosła palec i wykonała nim ostrzegawczy gest w naszym kierunku. – To, co powiedziałam, nie ma prawa wyjść poza ten pokój. Staram się trzymać go w ryzach. Ego pod kontrolą. – Zachowują się, jakby sami nie zwracali uwagi na inne kobiety – zżymała się Hannah. – Przysięgam wam, że słyszałam, jak Marco zawarczał pod nosem… nie przesadzam, zawarczał, gdy wymieniłam uśmiechy z przystojnym facetem, a on sam? Jak myślicie, ogląda powtarzane odcinki Mrocznego anioła, bo chce dokładniej śledzić fabułę? Szczerze wątpię. – Hej, Mroczny anioł to niesłusznie najbardziej niedoceniany serial wszech czasów – zaprotestowała Liv. – Z określonych powodów – argumentowała Hannah. – Wszyscy są tacy sami – wtrąciła Jo. – Cam ma nowego kolegę. Zdarzyło mi się wspomnieć, że jest przystojny, a mój mąż natychmiast poczuł potrzebę – zerknęła na Maię, po czym dokończyła, posyłając
nam znaczące spojrzenie – udowodnienia mi swojej wartości. – Masz na myśli seks – wypaliła Maia. Jo wydęła wargi. – Nie przepuścisz żadnej okazji, co? – Wierz mi, widziałam i słyszałam gorsze rzeczy. Dobry nastrój uleciał, zapadło milczenie. Maia poczerwieniała jak burak, już otwierałam usta, żeby zmienić temat, ale ubiegła mnie Jo. – Właściwie to wspomniałam o tym przystojnym facecie, ponieważ pomyślałam o tobie, Grace. Jesteś singielką, tak? On też nikogo nie ma. Mówiłam Camowi, że zabawnie byłoby, gdybym umówiła was na randkę. Bo widzisz, nigdy dotąd nie bawiłam się w swatkę. – Och! – Oczy Ellie rozbłysły. – Zrób to. Konieczne. A ty, Grace, będziesz nas mogła informować na bieżąco po każdej randce, jak sytuacja się rozwija. Będzie dobra zabawa. – Zapomniałaś już, jak jest na randkach? – spytała ironicznie Joss. – Ma nam opowiadać o tej traumie? – To była tylko taka propozycja. – Ellie zrobiła niezadowoloną minę. – Poza tym ty… spotykałaś się tylko z jednym mężczyzną. – No i wystarczy, wierz mi – odpaliła Joss i zwróciła się do mnie: – Możesz powiedzieć Jo, żeby wsadziła sobie w dupę tego swojego śliczniutkiego singla. Poprę cię. – To dopiero zabrzmiało szorstko. – Liv aż zakrztusiła się ze śmiechu. – Skierujcie swoje umysły na mniej śliskie tematy. – Shannon wskazała ruchem głowy na Maię. – Mamy tu młody chłonny umysł. Ale Maia tym razem nie zareagowała. Z jakiegoś powodu siedziała wpatrzona ponuro w stojącą przed nią szklankę. Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, co ją zdenerwowało. – Dziękuję, że o mnie pomyślałaś, Jo, ale w ciągu ostatnich kilku miesięcy odbyłam sześć niewiarygodnie koszmarnych randek i na razie mam dosyć. Może kiedy indziej. – Czyli nigdy. – Hannah roześmiała się. – Biedna Jo. Niedługo trwała twoja kariera swatki. – Wszystkie jesteście straszne małpy – powiedziała Jo, ale w jej głosie słychać było śmiech. – Grace, gdzie jest toaleta? Wskazałam jej drogę, po czym poszłam do kuchni przygotować kolejne drinki. Upłynęło może kilka sekund, gdy wkroczyła Shannon. Stanęła obok mnie i uśmiechnęła się. – Są wspaniałe, prawda? Skinęłam głową, bo zrozumiałam, że mówi o kobietach, które gościłam. – Tak, są cudowne. Chyba bardzo się kochają. – Bardzo – zgodziła się Shannon. – Myślałam, że Cole uczynił mnie najszczęśliwszą kobietą pod słońcem, zanim nie poznałam tej jego prawdziwej i przyszywanej rodziny i nie zrozumiałam, że to coś więcej. To jak cud. Mam na myśli jego i ich wszystkich. – Spojrzała na drzwi. – Są wszystkim, czym powinna być rodzina. Są jak klan. Pomyślałam o Loganie, o tym, jak często w naszych rozmowach przewijał się wątek jego rodziny i siostry. Wiedziałam, że rodzina nie wsparła Shannon, gdy tego najbardziej potrzebowała. Wywnioskowałam, że nie są zbyt zżyci. – Ty i Logan jesteście sobie bliscy, ale… tylko wy?
Shannon popatrzyła na mnie uważnie. – Moi rodzice i Amanda, moja siostra, są dość egoistyczni. Logan był ich ulubieńcem, mimo to nie podobało mu się, jak mnie traktują. Próbował mi to wynagrodzić, gdy dorastaliśmy. Zawsze brał moją stronę. Nie był szczęśliwy, gdy dowiedział się, jak się wobec mnie zachowywali, gdy siedział w więzieniu, ale chciał, byśmy byli rodziną. Próbowałam… On też. Ale ponieważ zareagowali na Maię tak, jak zareagowali, ma dość. Spochmurniałam, serce zabiło mi szybciej. – To znaczy jak zareagowali? – Logan ci nie mówił, że powiedział im o Mai kilka dni temu? – spytała Shannon ze zdziwieniem. Potrząsnęłam przecząco głową. – Chciał z tym zaczekać, aż wszystko zostanie potwierdzone i urządzą się. Odkładał rozmowę z rodzicami. – Prychnęła pogardliwie. – No i zrobili to, co zwykle. Krytyczni i osądzający, ponieważ Logan ich rozczarował. Poczułam, że z gniewu krew zaczyna mi pulsować w żyłach. – Czy Maia wie? – Nie. Logan uważa, że nie ma takiej potrzeby. Przestała o nich na razie pytać. Liczymy na to, że nie przypomni sobie w najbliższym czasie, i Logan zdoła ochłonąć. Chciałby jej to wyjaśnić w taki sposób, by poczuła się jak najmniej zraniona. Musi zrozumieć, że tu nie chodzi o nią, że po prostu nasi rodzice tacy są. Spojrzałam na swoje dłonie oparte o kuchenny blat i zobaczyłam, że mam palce wciśnięte w drewno. Poczułam się okropnie, że Logan musiał dawać sobie z tym radę samotnie. – Powinnam coś wyczuć – mruknęłam. – Trudno ci było, skoro go unikasz. Popatrzyłam na nią badawczo, a ona odwzajemniła mi się znaczącym spojrzeniem. – Powiedział mi, co się między wami wydarzyło. – Tak? – Uniosłam brwi, robiąc ironicznie zaskoczoną minę. – Przecież nie ze szczegółami. – Wzruszyła ramionami. – W końcu to mój brat. Musiał mi powiedzieć, bo nie dawałam mu spokoju. Zachowywał się wobec wszystkich, z wyjątkiem Mai, jak kretyn i dotąd go nękałam, aż wreszcie wyjaśnił mi, co jest tego przyczyną. Okazało się, że ty. – Uśmiechnęła się szeroko. – Jakbym sama o tym nie wiedziała i musiała go pytać. – Co chcesz przez to powiedzieć? Shannon nachyliła się lekko ku mnie z poważną miną. – Zanim cię poznał, rzadko się uśmiechał i… – Łzy napłynęły jej do oczu. – Nigdy nie słyszałam, żeby wybuchnął spontanicznym serdecznym śmiechem, jak zdarzało mu się to kiedyś. Więzienie zmieniło mojego brata. Gdybyś go znała przedtem. Był… kawalarzem, duszą towarzystwa, typowym bratem łatą. I ludzie chętnie się z nim przyjaźnili. Miał w sobie tę iskrę… no wiesz, co mam na myśli. – Otarła dłonią łzy. – Nie jest już taki. Nie ufa ludziom. Śmieje się rzadko, a pełną piersią wcale… to znaczy już nie… tak było… – Plątała się. – Odkąd ty i Maia pojawiłyście się w jego życiu, to się zmieniło. Zaczął nawet żartować. – Położyła rękę na mojej dłoni i ją uścisnęła. – Ostatnio znowu rzadko się śmieje. Zabrakło mi tchu w piersiach na myśl, co ona sugeruje. Nie chciałam, żeby powzięła fałszywe przekonanie.
– Shannon… – Polubiłam cię, Grace. I bardzo spodobała mi się możliwość, że ty i mój brat moglibyście być razem. – Uścisnęła mocniej moją dłoń. – Okaż mu trochę cierpliwości. Wiele przeszedł. Poczułam dla niej współczucie. Tym bardziej musiałam rozwiać jej złudzenia, żeby nie podsycała w sobie złudnych nadziei co do mnie i Logana. – Shannon, nie jestem w typie twojego brata. – Nieprawda – zaprzeczyła, potrząsając głową. – Poza tym jest teraz skoncentrowany na Mai. – Myślę, że używa tego jako wymówki. Litości…! Była uparta jak osioł. – Logan i ja… To nie wypali. Za bardzo się różnimy. Naprawdę sądzę, że lepiej będzie trzymać się od siebie z daleka. Zduszony dźwięk skierował moją uwagę na drzwi. Mignęła mi w przelocie czyjaś sylwetka i ciemne włosy. Maia? – Myślisz, że słyszała? – spytała zaniepokojona Shannon. – Do licha… – Westchnęłam ciężko. – Muszę z nią porozmawiać, żeby nie brała tego do siebie. * Kiedy drzwi zamknęły się za ostatnim moim gościem, oparłam się o nie i zaczęłam się zastanawiając, jak poprowadzić rozmowę z Maią. Siedziała cicho i sprawiała wrażenie nieobecnej. Moje nowe znajome szybko się zorientowały, że coś zaszło, i wkrótce pożegnały się z nami. Zebrałam się w sobie i poszłam stawić czoło Mai. Była w pokoju gościnnym, najwyraźniej postanowiła zostawić mnie samą z całym bałaganem w pokoju dziennym. – Tu jesteś – powiedziałam, opierając się o futrynę. Siedziała w milczeniu na łóżku, z dłońmi splecionymi na udach. – Maiu, musimy porozmawiać o tym, co podsłuchałaś. – O tym, że nienawidzisz taty? – warknęła. Na samą myśl, że ktoś mógłby tak sądzić, zrobiło mi się przykro. – Nie nienawidzę twojego ojca. – To o co chodzi? – To skomplikowane. I dotyczy wyłącznie mnie i twojego ojca. Zdecydowaliśmy ograniczyć kontakty przez jakiś czas, ale to nie zmienia mojego stosunku do ciebie. Rozumiesz to, prawda? Zawsze tu jestem dla ciebie. Wcale nie wyglądała na uszczęśliwioną, mimo to niechętnie skinęła głową. Rozluźniłabym się, gdybym choć przez sekundę wierzyła, że sprawa załatwiona. A gdy sztywno poinformowała mnie, że chciałaby teraz poczytać książkę, zrozumiałam, iż jest na mnie zła. Zostawiłam ją samą, mając nadzieję, że zły nastrój wkrótce jej przejdzie.
15
– Wracaj natychmiast! Poderwałam głowę znad laptopa i spojrzałam na ścianę pokoju. To wrzeszczał Logan. Tak głośno, że słychać było każde słowo. Włożyłam kapcie i kardigan, zamierzając przeprowadzić śledztwo, ale nie zdążyłam. Drzwi do mojego mieszkania zostały otwarte i zamknięte z impetem, a w holu rozległy się czyjeś szybkie kroki. – Maiu… Co się stało? – spytałam, patrząc ze zdumieniem na jej zapłakaną twarz. – Zostaję tutaj! Nienawidzę go! Wzięłam głęboki oddech. – Nigdy nie… – Nie dokończyłam, przerwał mi odgłos otwieranych i zatrzaskiwanych drzwi mieszkania. Znowu. Kroki Logana rozbrzmiewały w holu znacznie głośniej. Maia weszła głębiej do mojego pokoju dziennego. Kiedy jej ojciec stanął w drzwiach, miał oczy pociemniałe z gniewu. – Nie waż się więcej zmykać domu w ten sposób, a przede wszystkim nie waż się wplątywać w to Grace. – Logan… – powiedziałam zszokowana jego reakcją. – Co się wydarzyło, na litość boską? – Maia została przyłapana z chłopakiem w pustej klasie – wypalił wściekły. Oczy wyszły mi na wierzch. – Proszę cię, powiedz, że to nieporozumienie – zwróciłam się do niej. – My się tylko całowaliśmy – odparła wojowniczo, ocierając łzy. – Dyrektor twierdzi, że nie tylko! – Logan, może… – Co cię to obchodzi?! – wrzasnęła Maia. – Przestań udawać, że ci na mnie zależy! – Maia! – krzyknęłam, a ona zamrugała powiekami zaskoczona moim wybuchem. Nigdy dotąd nie użyłam wobec niej tak ostrego tonu, ale też nigdy dotąd nie posunęła się tak daleko. – Nie okazuj braku szacunku ojcu, wygadując takie nonsensy. Przeproś. Spojrzała na mnie dziwnie, jakby chciała mnie wybadać. – Trzymasz jego stronę? – spytała, pociągając nosem. – Maiu, obściskiwanie się z chłopakiem w pustej klasie w szkole jest niewłaściwe. Przecież to wiesz, bo jesteś inteligentną dziewczyną. Dlaczego więc zrobiłaś coś takiego? O co tutaj naprawdę chodzi? Podeszłam do niej bliżej. Wzruszyła ramionami już nie taka pewna siebie jak przed chwilą. – Layla mnie sprowokowała. Przeniosłam spojrzenie na Logana i z jego wzroku wyczytałam, że myśli to co ja. Skinęłam nieznacznie głową. – Może powinniśmy dopilnować, żebyś nie spędzała tak wiele czasu z Laylą – powiedział. – Tato! – jęknęła Maia niezbyt uszczęśliwiona perspektywą ograniczenia kontaktów.
– Widzę, że znowu jestem tatą. Dziesięć minut temu odmówiłaś mi prawa do tego miana, skoro nie interesowałem się tobą przez piętnaście lat. Powiedział to spokojnie, jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć, ale dobrze wiedziałam, że te słowa go zabolały. Nie potrafiłam ukryć rozczarowania, gdy na nią znowu spojrzałam. Maia skrzywiła się i spuściła głowę. – Nie mówiłam serio… – Podniosła wzrok na Logana, jej oczy miały błagalny wyraz. – Przepraszam. To było takie… żenujące. Dyrektor wcale nie musiał ci o tym mówić. Ale przepraszam, wcale tak nie uważam. – Nagle zrobiła przestraszoną minę, jakby bała się, że Logan ją odrzuci. – Chodź tutaj – powiedział, twarz mu złagodniała. Podeszła do niego powoli, a gdy znalazła się w zasięgu jego ramion, natychmiast ją objął i pocałował w czoło. Napięcie wyraźnie w niej opadło, bo odwzajemniła uścisk ojca. Wzruszyłam się, patrząc na nich, niemniej nie zapomniałam, co było powodem kłótni. – Przede wszystkim musimy porozmawiać o tym, kim jest ten chłopak, i upewnić się, że nigdy więcej nie postąpisz w ten sposób. Maia odsunęła się lekko od Logana. – Naprawdę musimy? – spytała, czerwieniąc się. – Czy przeszkadzałoby ci, gdybyśmy przedyskutowały to z Maią na osobności? – zwróciłam się do Logana. Nie przeszkadzało mu, przeciwnie, wyglądał, jakby mu ulżyło. – W porządku, ale… – Szarpnął lekko Maię za ramię, chcąc ją zmusić, by na niego spojrzała. – Niezależnie od tego, jak przebiegnie dyskusja, ja już mogę sformułować pewien wniosek. Albo nigdy więcej tak nie postąpisz, albo gdy już dorośniesz do tego, żeby chodzić na randki, przepędzę każdego chłopaka, który odważy się do ciebie uśmiechnąć. Zrozumiałaś? Spojrzała na niego rozszerzonymi źrenicami i szybko kiwnęła głową. – To dobrze – stwierdził z satysfakcją i wyszedł, zostawiając mi wytłumaczenie jej, o co mu naprawdę chodzi. – Powinnaś wiedzieć, że gdy zachowujesz się w ten sposób, chłopcy… – Grace, wiem o tym. Widziałam na naszej klatce schodowej w Glasgow dziewczynę o rok ode mnie młodszą uprawiającą seks ze starszym mężczyzną. Widziałam znacznie więcej. Zdaję sobie sprawę z tego, że ci faceci nie szanują dziewczyn. Zrobiłam to, bo dałam się sprowokować. I niezależnie od tego, co twierdzi dyrektor, my tylko się całowaliśmy… Ja… – Zaczerwieniła się mocniej. – Nie jestem gotowa na nic więcej. Poczułam taką ulgę, że aż usiadłam na kanapie. – Nie masz pojęcia, jaka jestem zadowolona, że to powiedziałaś. Przygryzła dolną wargę i po chwili spytała: – Ile miałaś lat, kiedy straciłaś dziewictwo? – Wciąż jestem dziewicą – oświadczyłam. – I radzę ci zachować to dla siebie po wsze czasy. – Jasne. Taka sama prawda jak to, że Święty Mikołaj istnieje – powiedziała, przewracając oczami. – Bo istnieje. I zajączek wielkanocny też. A dzieci przynosi bocian. Kiwnij głową, że mi wierzysz. Roześmiała się i skinęła głową. – No to sprawa załatwiona.
* – Nie sądzę, żeby to mi w czymś pomogło. – Uniosłam płyty DVD, pokazując je Chloe, która weszła do mojego pokoju dziennego z dwoma kieliszkami wina. – Słucham? – Zmarszczyła brwi. – Mam po dziurki w nosie twojego użalania się, jakie to masz złamane serce. Uważam, że to ci pomoże wreszcie wrócić do równowagi. – Złamane serce mam najwyżej od dwóch tygodni, ale dziękuję za zrozumienie i cierpliwość. – Rzuciłam filmy na stolik kawowy. – Pamiętnik, Bezsenność w Seattle, Miłość i inne używki… Niby jak ma to mi pomóc? We wszystkich tych filmach dwoje ludzi zakochuje się w sobie. Z wzajemnością. Ple-pleple. Już ich nienawidzę. – Ma to rozbudzić w tobie promyk nadziei. – Uśmiechnęła się z satysfakcją, widząc moją minę. – Te filmy są nie tylko o tym, że dwoje ludzi zakochuje się w sobie. One są o tym, że dwoje ludzi znajduje drogę do siebie mimo przeciwności. One są o walce o miłość i na koniec… voilà, są razem. Upiłam wielki łyk wina. – Chciałabym, żebyś wreszcie porzuciła pomysł kojarzenia mnie z Loganem. Naprawdę. – Nie ma takiej możliwości. – Na twoim miejscu zastanowiłabym się nad tym. – Bo co? – Bo cię zabiję, jeśli nie przestaniesz. – Phi!– Machnęła lekceważąco ręką. – Nie przestraszysz mnie. Rozprawiłabym się z tobą w minutę. Popatrzyłam na nią z przesadnym oburzeniem. – Chciałabym to zobaczyć. – Odsuń tylko stolik kawowy. – Proszę bardzo. – Wstałam i w tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. – Masz szczęście, to cię uratowało. – Jeszcze cała się trzęsę. Uśmiechnęłam się do niej i podeszłam do drzwi. Ku mojemu zdziwieniu stał za nimi Logan. – Widziałaś Maię? – spytał bez żadnych wstępów. Wyglądał na zaniepokojonego, twarz miał napiętą; serce zaczęło mi bić szybciej. – Nie, myślałam, że po szkole poszła do Layli. Dzwoniłeś do niej? – Nie odbiera telefonu. – Wobec tego ja spróbuję. – Wróciłam do pokoju dziennego. – Chloe, to jest Logan, Logan, moja przyjaciółka Chloe – przedstawiłam ich sobie szybko, szukając jednocześnie komórki w torebce. – Coś się stało? – spytała Chloe. – Mam nadzieję, że nie. – Wybrałam numer Mai i zostałam od razu przekierowana do poczty głosowej. Spojrzałam na Logana, który wyraźnie upadł na duchu na widok mojej miny. – Masz telefon do rodziców Layli? Zaprzeczył ruchem głowy. – Nie pomyślałem o tym – przyznał i przeciągnął dłonią po włosach. Widziałam, że zaczyna wpadać w panikę. – Chloe – zwróciłam się do swojej przyjaciółki obserwującej Logana z mieszaniną troski i
zaciekawienia – wejdź na swoje konto na Facebooku. – Po co? – Bo masz Maię wśród znajomych. Może coś tam zamieściła. – Jeśli wplątała się w coś, to nie będzie taka głupia, żeby to wszystkim pokazywać – skomentowała Chloe, ale sięgnęła do torebki po telefon. – Nawet inteligentne nastolatki czasem robią z siebie idiotki – powiedziałam. Chloe kiwnęła głową, co miało znaczyć „masz rację”, i zaczęła przesuwać palcem po wyświetlaczu, a ja i Logan wpatrywaliśmy się w nią niecierpliwie. Nagle jej oczy się zaokrągliły i spojrzała na nas, tym razem z taką miną, jakby chciała powiedzieć „oho-ho”. – No co? – spytał szorstko Logan. – Próbują się dostać do jakiegoś klubu przy Tollcross. – Jest czwartek – powiedziałam w osłupieniu, nie wierząc, że Maia mogłaby zrobić coś tak nieodpowiedzialnego. – Impreza dla studentów – wyjaśnił Logan. – Jak, do diabła, zamierza dostać się do klubu nocnego? Zabiję ją. – Ruszył do drzwi. – Idę z tobą – rzuciłam pospiesznie, biorąc do ręki klucze, i zwróciłam się do Chloe: – Przykro mi, musimy skrócić nasze spotkanie. Moja wyrozumiała przyjaciółka szybko zebrała swoje rzeczy, na dole powiedziałam jej „do widzenia” i ruszyłam szybkim krokiem, wypatrując Logana. Dogoniłam go przy uniwersytecie. – Logan… – zaczęłam, usiłując dotrzymać mu kroku. – Dlaczego tak się zachowuje? – spytał mnie gniewnie. – W domu jest zupełnie inaczej. Dogadujemy się, nie kłócimy. Co ona wyrabia, gdy jest poza domem? Całuje się z chłopakiem w klasie, wkrada do klubu nocnego, nie odbiera telefonu, chociaż wie, że będę się martwił. Wczoraj znowu zadzwonili do mnie ze szkoły. Opuściła dwie poranne lekcje. – Musi być jakiś powód. To do niej niepodobne. Ona lubi chodzić do szkoły i jest szczęśliwa, że ma ciebie, wiem to dobrze. – Więc dlaczego? – Może chodzi o matkę… – Wzruszyłam ramionami. – Nie wiemy dokładnie, przez co przeszła, z czym musiała sobie radzić. Może powinna pójść do szkolnego psychologa. – Nie chcę jej do niczego zmuszać… ale z tego klubu nocnego wyciągnę ją siłą. – Może spróbujmy zachowywać się racjonalnie i spokojnie, gdy ją znajdziemy? – zasugerowałam. – Spokojnie? Jest czwartek, dziewiąta wieczorem. Wydzwaniałem do niej przez dwie godziny i byłem o krok od skontaktowania się z policją, zanim zapukałem do twoich drzwi. – O której miała wrócić do domu? – Powiedziała, że zje obiad u Layli i najpóźniej o wpół do ósmej będzie z powrotem. – I czekałeś półtorej godziny, żeby przyjść z tym do mnie? Logan spojrzał na mnie ponuro. – Stosunki między nami są ostatnio napięte. Nie chciałem ci się narzucać. – Chodzi o Maię. Nie możesz myśleć w tych kategoriach, gdy chodzi o nią. – Jasne – mruknął z przekąsem. Zapanowało niezręczne milczenie, podkreślone ciszą niemal pustego parku, przez który właśnie
szliśmy. – Dobrze się czujesz? – spytał już bez cienia sarkazmu, a z autentyczną troską. – Maia mówiła mi, że idzie po szkole do Layli, a nie do ciebie, bo masz wizytę u lekarza. – Wszystko w porządku – zapewniłam go i zaczerwieniłam się. – Nie brzmi to przekonująco. Co się dzieje? – Nic. – Grace… – Logan… – Nie przestanę się dopytywać, dopóki nie znajdziemy Mai, a gdy się z nią rozprawię, znowu zacznę. Zmuszę cię, żebyś mi powiedziała – ostrzegł mnie tonem, który nie pozostawiał złudzeń, że mówi poważnie. Spojrzałam mu prosto w oczy i zobaczyłam w nich nieugiętość. Niech to cholera! – Nie jestem umówiona u lekarza. Po prostu idę do centrum medycznego. – W jakim celu? – spytał zniecierpliwiony. – Przebadać się, czy jestem zdrowa – wyznałam, nie patrząc na niego, bo wcale nie chciałam widzieć, jak zareaguje. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili milczenia. – Bo kochaliśmy się bez zabezpieczenia? Wydało mi się, że w jego głosie brzmi coś, czego nigdy dotąd u niego nie słyszałam – że go zraniłam. Nie pozostało mi nic innego, jak spojrzeć na niego i sprawdzić, jaki ma wyraz twarzy. Patrzył na mnie z niedowierzaniem. – Logan, sypiasz z wieloma kobietami. – Zabezpieczam się. – Ze mną tego nie zrobiłeś. – I tylko z tobą! Zacisnął dłonie w pięści i przyspieszył kroku. Ledwie za nim nadążyłam, serce zabiło mi szybciej na to wyznanie. – Nie wiem, co powiedzieć. Nie chciałam urazić twoich uczuć. – Urazić moich uczuć? – powtórzył ironicznie. – Nie uraziłaś, Grace, ale wreszcie wiem, co o mnie naprawdę myślisz. – Nie myślę źle. Ale faktem jest, że miałeś wiele kobiet, a ja byłam zdrowa. Nie możesz mnie winić za to, że chcę to sprawdzić! Potknęłam się, bo nieoczekiwanie przystanął. Pierś wznosiła mu się od przyspieszonego oddechu. – Według ciebie jestem nieodpowiedzialnym kurwiarzem. Naprawdę sądzisz, że nie zabezpieczam się i nie robię badań? Ostatnie zrobiłem sześć tygodni temu. Wszystko w porządku. Gdyby było inaczej, powiedziałbym ci o tym. – Tylko że potem była Amerykanka – przypomniałam mu cicho i nie potrafiłam ukryć bólu na myśl, że byli razem. – Kilka dni przede mną. Jego ucho musiało wychwycić nutę bólu, bo twarz mu złagodniała, a w oczach pojawił się błysk żalu. – Grace…
Wyciągnął rękę, by mnie dotknąć, ale odwróciłam się od niego i pomaszerowałam w kierunku Tollcross. – Zostawmy to, dobrze? – powiedziałam. – Powinniśmy się teraz martwić o Maię. Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie, a napięcie między nami stawało się coraz bardziej nieznośne. Kiedy dotarliśmy do klubu, zobaczyliśmy przed nim długą kolejkę młodych ludzi oczekujących na wejście. Zaczęliśmy szukać Mai. – Jest! – rzuciłam z ulgą, wypatrzywszy ją całkiem blisko wejścia. Oczy wyszły mi z orbit, gdy odwróciła się uśmiechnięta do Layli, żeby jej coś powiedzieć, i zobaczyłam, w co jest ubrana. Nie miała takiej sukienki. Za krótkiej, za obcisłej, nie do przyjęcia. – Co ty, do jasnej cholery, masz na sobie?! – warknął Logan, wymijając mnie. Najwyraźniej miał takie zdanie jak ja na temat sukienki. Policzki Mai poczerwieniały na nasz widok, ale wcale nie miała skruszonej miny. Logan wziął ją za rękę i szarpnięciem wyciągnął z kolejki. Nie opierała się, ale poskarżyła cicho: – Tato, robisz mi obciach. Logan przystanął i odwrócił się, po czym zmierzył gniewnym wzrokiem towarzyszące jej dwie dziewczyny. Wysoką, niezwykle atrakcyjną brunetkę i niską, ładną brunetkę o kobiecych kształtach. Zakładałam, że były to znane nam z opowiadań Leigh i Layla. – Wy dwie, podejdźcie tu – rozkazał Logan, wskazując palcem na nie, a następnie na chodnik u swoich stóp. Wysoka brunetka, Layla, sądząc z opisu Mai, podeszła do nas, kołysząc biodrami, a tuż za nią Leigh. Miała na sobie sukienkę w takim samym stylu co Maia, od razu więc stało się jasne, od kogo Maia ją pożyczyła. – To twój ojciec? – spytała Layla Maię, po czym uśmiechnęła się promiennie i otaksowała Logana powolnym spojrzeniem z wyraźnym seksualnym podtekstem. Logan spochmurniał jeszcze bardziej, widać było, że zaczyna się w nim gotować. Uznałam, że muszę wkroczyć do akcji. – Leigh, Layla, odprowadzimy was do domu. Layla rzuciła mi gniewne spojrzenie. – Pani jest Grace? – Tak. Domyślam się, że to ty wpadłaś na pomysł zabrania Mai do klubu nocnego? – No i co z tego? – Wzruszyła ramionami i przeniosła spojrzenie z powrotem na Logana. – Warto było, żeby zobaczyć ojca Mai. – Przestań – powiedziałam drwiąco, co spowodowało, że się zaczerwieniła. Prawdopodobnie nie osiągnęłabym tego skutku, gdybym na nią warknęła albo wręcz wrzasnęła. – Masz piętnaście lat, nie trzydzieści. W twoim wykonaniu to nieodpowiednie i śmieszne. – Grace… – wtrąciła ze zgrozą Maia. Nie za bardzo mnie to obeszło. Nie mogłam pozwolić, by Layla cieszyła się u Mai takim poważaniem. – Nie jestem pewna, Maiu, czy ona ma na ciebie dobry wpływ. – Nie jest pani jej mamą – rzuciła obcesowo Layla. – Wścibska, koścista, angielska jędza!
– Dość tego! – zareagował Logan. Podszedł do ochroniarza stojącego w drzwiach klubu. Powiedział coś do niego, tamten skinął głową, Logan wyciągnął telefon i za chwilę stanął obok nas znowu. – Taksówka po was dwie już jedzie – zwrócił się do Leigh i Layli – a ten osiłek przy drzwiach dopilnuje, żeby zawiozła was prosto do domu. Ty – pokazał palcem na Laylę, a ona cofnęła się o krok, lekko pobladła na widok wyrazu jego oczu – trzymaj się z dala od mojej córki. – Obszedł mnie i chwycił Maię za ramię. – Idziemy do domu. – Tato… – Nie prowokuj mnie, Maiu. Na szczęście posłuchała. Widać było, że jest wściekły, gdy prowadził ją przez park Meadows do domu, a ja szłam za nimi, starając się nadążyć. – Taka właśnie chcesz być? – zadał jej nagle pytanie głosem pełnym niedowierzania. – Nieodpowiedzialna? Dziecinna? Niedojrzała? Jak mogłaś zrobić coś takiego? Zamartwiałem się na śmierć. – Wiedziałam, że mi nie pozwolisz, jeśli zapytam – odparła cicho. – Dobrze wiedziałaś. Masz piętnaście lat. Do klubu mają wstęp osoby, które ukończyły osiemnaście. Nie wspominając już o tym, że ten jest pośledniego gatunku. – Chciałam tylko spędzić czas z przyjaciółkami. – Bardzo ciekawe przyjaciółki! – prychnął z niesmakiem. – Słyszałaś, jak się odezwała do Grace? Podobało ci się to po wszystkim, co Grace dla nas zrobiła? Że ktoś ją obraża? Maia nagle wyszarpnęła ramię z jego uścisku, policzki poczerwieniały jej ze złości. – Grace nie dba o to. Nie jest już naszą przyjaciółką. Poczułam się, jakbym dostała cios pięścią w splot słoneczny. – A to co znowu ma znaczyć? Oczy wypełniły jej się łzami. Przystanęła, my również. – Chciałam tylko, żeby wszystko było jak dawniej. Kiedy byliśmy we troje. – I dlatego tak się zachowujesz? – spytał zupełnie ogłupiały Logan. – A nie jest to jedyny sposób, żebyście przebywali razem w jednym miejscu w tym samym czasie? – oświadczyła, wzruszając ramionami. – Przedtem… – Znowu wzruszyła ramionami. – No… byliśmy jak rodzina. – Nic nie rozumiem. – Logan podrapał się po jednodniowym zaroście, najwyraźniej zdezorientowany. – To ja i ty nie jesteśmy rodziną? Wargi Mai zaczęły drżeć, widziałam wyraźnie, że jest bliska szlochu. – Jesteśmy, oczywiście, że tak. – Właśnie. Jako głowa rodziny daję ci szlaban na dwa tygodnie. – Zaczął znowu iść. – Ale, tato… – Maia ruszyła szybko za nim. – Żadne „ale, tato”. Wytniesz jeszcze raz taki numer, a będzie cały miesiąc. Szłam za nimi, słuchając, jak Maia usiłuje przekonać Logana, żeby zmniejszył jej karę. Serce biło mi szybko, bo wreszcie zaczęłam wszystko składać w całość. Loganowi to umknęło, mnie nie. Mai nie dlatego nie podobało się, że ojciec flirtuje z innymi kobietami, bo wolałaby, aby to na niej skupił całą uwagę. Przypomniałam sobie, jak się zezłościła, gdy obwieściłam, że idę na randkę. Albo jak
wpadła w ponury nastrój, gdy podsłuchała moją rozmowę z Shannon. Mai MacLeod nie podobało się, że jej ojciec flirtuje z innymi kobietami, ponieważ wybrała mu już kobietę, z którą chciałaby, żeby dzielił życie. Mnie. Bawiła się w swatkę. Rany boskie!
16
Następnego dnia po wyprawie Mai do klubu nocnego, przedsięwziętej, aby sprowadzić nas oboje z Loganem w jedno miejsce i zrobić z nas parę – wciąż nie wiedziałam, jak mam o tym porozmawiać z jej ojcem – siedziałam w swoim mieszkaniu nad laptopem i przeglądałam po raz ostatni maszynopis przed odesłaniem go autorowi. W pewnym momencie otworzyłam przeglądarkę internetową. Natychmiast wyskoczyła mi przed oczy zajawka artykułu: DANIELLE BENTLEY WALCZY Z RAKIEM? Żołądek podszedł mi do gardła i kliknęłam na tytuł. W górnym rogu tekstu otworzyło się zdjęcie Danielle i Gabriela Bentleyów. W wieczorowych ubraniach świadczących o tym, że zostali uchwyceni podczas jakiejś gali. Gabriel jak zwykle z poważnym wyrazem przystojnej, bardzo męskiej twarzy. Miał więcej siwych włosów, gładko zaczesane do tyłu odsłaniały głębiej zakola na skroniach, było w nich więcej siwizny, a wokół ust i w kącikach oczu więcej zmarszczek, niż zapamiętałam. Ale jak zwykle nieskazitelnie ubrany, w smokingu szytym na miarę przez pierwszorzędnego krawca. Na widok moich rodziców zalało mnie dojmujące uczucie opuszczenia i odrzucenia przemieszane z gniewem. I jednocześnie ogarnęło mnie poczucie klęski. Byłam szczerze przekonana, że nie mają już nade mną takiej władzy jak kiedyś. A na pewno nie tak dużą. Tymczasem wystarczyło, by wzmianka o nich pojawiła się na ekranie mojego komputera, a znowu poczułam się jak mała dziewczynka, wiecznie przez nich odrzucana. Przebiegłam wzrokiem po wiadomości. Według uzyskanych przez nas informacji u żony Gabriela Bentleya, światowego potentata w dziedzinie mediów, zamieszkałego w Londynie, zdiagnozowano raka piersi. Rzecznik rodziny nie potwierdza tej wiadomości, ale też jej nie zaprzecza. Dobrze wiedziałam, co o tym myśleć. Moja matka była chora, ale nie życzyła sobie, żeby ktokolwiek o tym wiedział, bo znaczyło to dla niej tyle, że w oczach świata przestała być doskonała. Z tego samego pewnego źródła pochodzi wiadomość, że córka Bentleyów, Gracelyn, która przestała utrzymywać z nimi kontakty, nie wróciła na łono rodziny, aby wspierać matkę. Pogłoski o tym, jakoby Gracelyn Bentley zerwała kontakty z rodziną, krążyły od dawna, teraz jednak jej nieobecność wydaje się na tyle znacząca, by uznać je za prawdziwe, niezależnie od wysiłków ukrycia stanu rzeczy przez Bentleyów. Mimo szoku dowlokłam się do łazienki. Czułam wzbierające wymioty, uniosłam klapę sedesu, ale nic się nie wydarzyło, mimo że żołądek wciąż podchodził mi do gardła. Zimny pot pokrył mi skórę, osunęłam się po ścianie w łazience, usiadłam na podłodze i przyciągnęłam kolana do piersi. Nie mogłam opanować drżenia. Muszę je opanować. Przestań się wreszcie trząść!
Moja matka ma raka. Może umrzeć…? Teraz dopiero prasa zainteresuje się, gdzie podziała się jedyna córka Bentleyów. Początkowo moje zniknięcie narobiło trochę szumu – prawdopodobnie pracownicy domowi nie umieli trzymać języka za zębami – ale wkrótce sprawa przycichła. Dziennikarze zajęli się dziećmi angielskiej gwiazdy rocka, gwarantującymi znacznie bardziej skandaliczne i pikantne newsy niż spokojna, pilna uczennica o przestraszonych sarnich oczach, niezwracająca na siebie uwagi. Bo tak właśnie zostałam opisana w jednej z gazet. Nie nazywałam się już Gracelyn Bentley, zmieniłam prawnie imię i nazwisko na Grace Farquhar. Niemniej dziennikarze namierzą mnie, jeśli uznają, że moja osoba stała się godna zainteresowania. Dreszcz mnie przeszedł na samą myśl o tym. Ale nie znajdą dziewczyny o przestraszonych sarnich oczach. Ciężko pracowałam na to, żeby stać się kimś innym niż tamta zagubiona młoda kobieta, manipulowana i odrzucana przez rodzinę, traktowana z okrucieństwem. Jeśli mieliby szukać Gracelyn, szukaliby widma, kogoś, kto nie istnieje. Na pewno? Zacisnęłam mocno powieki, ale łzy i tak wypłynęły. Szloch wzbierał mi w gardle i już nie zdołałam go powstrzymać, nie potrafiłam dłużej się kontrolować. Moja matka prawdopodobnie miała raka, a mój ojciec nie zadał sobie trudu, żeby mnie o tym poinformować. Wiedział, gdzie jestem, wiedział, że przyjęłam panieńskie nazwisko jego matki. Babcia umarła, gdy miałam osiem lat, ale jedyne radosne wspomnienia, jakie mam z dzieciństwa, wiążą się z nią. To ona była dla mnie prawdziwą rodziną. Miałam nadzieję któregoś dnia stać się taka jak moja babcia. Moja matka miała raka. Nie mogłam do niej pójść, bo mnie o to nie poprosili. Nie potrzebowali mnie tam. Ale przerażająca, potworna prawda była taka, że… nie wiedziałam, czy chciałabym do niej pójść. Nagle wszystkie te okropne rzeczy, które mi mówiła, odżyły w pamięci… Proszę bardzo, jedz dalej to ciasto, skoro masz ochotę być jeszcze grubsza, niż jesteś. Szóstka z historii? Dlaczego miałoby mnie obchodzić, że potrafisz zapamiętać fakty o zgrai dawno nieżyjących ludzi. Tylko mi nie mów, że straciłaś dziewictwo. On musiałby być naprawdę zdesperowany. Jeśli nie przestaniesz opowiadać bzdur o Sebastianie, poślę cię do szkoły z internatem. Żaden z jego przyjaciół nie jest w aż takiej potrzebie, żeby musiał się zmuszać do zadawania z tobą. I to najokropniejsze, najczęściej powtarzane: Robię to dla twojego dobra, Gracelyn. Mierzysz za wysoko. Niemożliwe, abyś naprawdę wierzyła w to, że możesz mieć to co ja. Musisz trochę obniżyć poprzeczkę. Otarłam łzy i powoli wstałam z podłogi. Nie pozwolę, żeby znowu mi to robili. Sięgnęłam po telefon, żeby wybrać numer Aidana. Ale nie zrobiłam tego. Nie był tym człowiekiem, przed którym chciałam otworzyć serce. To nie w jego ramionach pragnęłam się znaleźć. Zaczęłam znowu płakać. Jedyny mężczyzna, który mógłby mnie pocieszyć, był na wyciągnięcie ręki… Ale nie mogłam do niego pójść.
* Patrząc na tłum ludzi, których nie znałam, zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam, przychodząc na przyjęcie u Carmichaelów. Joss zaprosiła mnie podczas babskiego wieczoru u mnie i wtedy wydało mi się to ekscytującym pomysłem. Okazją były sześćdziesiąte piąte urodziny Clarka Nicholsa, przybranego ojca Ellie. Braden nie był spokrewniony ani z Elodie, matką Ellie, ani z Clarkiem, jej mężem, ale oboje byli dla niego jak rodzeni rodzice i dlatego właśnie on wydawał to przyjęcie. Jakimś cudem udało mi się pozbierać po wiadomości, która dotarła do mnie po południu, i wyszykować na imprezę w dużym, eleganckim domu Carmichaelów przy Dublin Street. Zresztą uznałam wyjście do nich za szansę na odwrócenie uwagi od swoich problemów. Ale teraz, przedstawiana tym wszystkim ludziom, których Joss kochała, czułam, że wiadomość o chorobie matki wkrada się w moje myśli, jakby miotana wiatrem zasłona wciąż przepuszczała światło do pokoju, podczas gdy ja potrzebowałam całkowitego zaciemnienia. Zostałam przedstawiona Elodie i Clarkowi, parze uroczych, ciepłych starszych państwa, których błyskotliwe, sarkastyczne riposty rozbawiły mnie. Poznałam również Declana, ich syna, a brata Hannah, i jego nieśmiałą żonę Penny. Byłam pod wrażeniem mężów moich nowych znajomych. Znałam już Cole’a, który zresztą jako jedyny nie był obecny, ponieważ miał grypę i oboje z Shannon zostali w domu, i Cama. Na jego widok zdążyłam się już zaczerwienić, był oczywiście z Jo. Co do reszty… cóż, byłam nimi oczarowana… Najpierw zostałam przedstawiona Nate’owi, mężowi Liv. Miałam nadzieję, że tylko lekko się zaczerwieniłam i twarz mi nie płonie cała. Tak jak Cam zbliżał się do czterdziestki i nie wyglądał na swoje lata. Ale nie cechowała go surowa męska uroda. Z ciemnymi gęstymi włosami, smagłą cerą, błyszczącymi czarnymi oczami i seksownymi dołeczkami w policzkach mógłby być hollywoodzkim gwiazdorem. Potem był Marco, mąż Hannah. Określenie „wysoki” nie oddawało w pełni jego wzrostu, a „muskularny” rzeźby ciała. „Uderzająco przystojny” to był w odniesieniu do niego eufemizm. Wiedziałam od Hannah, że był Amerykaninem w połowie włoskiego, w połowie afroamerykańskiego pochodzenia. Mogę tylko powiedzieć, że byłam więcej niż oszołomiona, ściskając jego dłoń. Jedynie na widok Adama, męża Ellie, nie zareagowałam jak nieśmiała pensjonarka. Należał do tego rodzaju mężczyzn, którzy wydają się coraz bardziej przystojni, w miarę jak ich się poznaje. Był ciepłym człowiekiem i miał charyzmę, łatwo było ulec jego urokowi. Niemal natychmiast poczułam się komfortowo w jego towarzystwie. A potem poznałam jego najlepszego przyjaciela – właściciela domu, w którym mieszkałam, szefa Logana i męża Joss. Bradena Carmichaela. – Słyszałem o tobie wiele dobrego, Grace – powiedział, ujmując moją dłoń. Patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem, a gdy z lekko uniesioną głową spojrzałam w jego jasnoniebieskie oczy, przeszedł mnie dreszcz. Był po czterdziestce i wiek mu służył. Zawsze mnie denerwowało, że tak wielu mężczyznom dojrzałość służy, a Bradenowi Carmichaelowi wyjątkowo. W ciemnych włosach srebrzyły się siwe, co tylko przydawało mu wytworności. Nie miał, tak jak Nate,
perfekcyjnie regularnych rysów, a mimo to jego twarz przyciągała uwagę i była ujmująca. Mało tego, biła od niego aura władzy i pewności siebie, nie było wątpliwości co do jego silnej woli i autorytetu. Spośród wszystkich wspaniałych mężczyzn, których tu poznałam, mąż Joss był moim zdaniem najbardziej pociągający. Był też najbardziej onieśmielającym mężczyzną, jakiego spotkałam, a przecież mieszkałam drzwi w drzwi z Loganem MacLeodem. Byłam zadowolona, że Logan został z Maią i nie przyszedł na przyjęcie. Obecność ich dwóch w jednym miejscu stwarzała zbyt silne napięcie. Ale nie wątpiłam, że są przyjaciółmi. Było między nimi pewne podobieństwo, co stawało się dla mnie coraz bardziej oczywiste w miarę rozmowy z Bradenem i Joss. – Maia zmienia się na korzyść i jak słyszałem, duża w tym twoja zasługa – powiedział Braden. Podeszła do nas Joss i gdy stanęła obok męża, on natychmiast, bardzo naturalnym gestem, objął ją ramieniem. – To Logan ułatwił jej wejście w nowe życie, ja tylko… – Wzruszyłam ramionami. – Jestem w pobliżu. – Jesteś zbyt skromna – wtrąciła Joss. – Ilekroć przebywam z Shannon i Maią, ta dziewczyna mówi tylko o tobie i Loganie. W jej oczach pojawił się błysk, jakby rozbawienie, a mnie przemknęła przez głowę myśl, czy przypadkiem nie zauważyła, że Maia chce ze mnie i ojca zrobić parę. – Cóż, wiem tylko, że istnieje na świecie wyjątkowy gatunek ludzi, którzy potrafią wziąć pod swoje skrzydła nie swoje dzieci – podsumował Braden. Ominął mnie wzrokiem, a ja powiodłam za jego spojrzeniem, by zobaczyć, na kogo je skierował. Na Elodie. Joss ujęła dłoń męża i musnęła ustami jego palce, a on przytulił ją mocniej i spojrzał na nią, zanim znowu skupił uwagę na mnie. – Logan to dobry przyjaciel. Pojawienie się Mai było dla niego wielkim szokiem, jestem ci bardzo wdzięczny za to, co dla nich zrobiłaś. Gdybyś kiedyś czegokolwiek potrzebowała, daj mi koniecznie znać, Grace. Poczułam się, jakby Święty Mikołaj przyniósł mi ich w prezencie. Zaczerwieniłam się i wybąkałam słowa podziękowania. – Wiem, co mógłbyś zrobić. – Ellie stanęła tuż przy mnie i wtrąciła się do rozmowy. Uśmiechnęłam się na widok łobuzerskiego błysku w jej oczach. No proszę. Ona i Braden mieli takie same jasnoniebieskie tęczówki. – Co takiego? – spytał Braden, patrząc z czułością na siostrę. Ellie objęła mnie ramieniem. – Czy wiecie, że ta oto piękna kobieta jest samotna? Joss prychnęła na widok mojej zażenowanej miny, a Braden spytał sucho: – Czy to stwierdzenie ma jakiś cel poza wprawieniem Grace w zakłopotanie? – James Llewellyn-Jones – wyszeptała konspiracyjnie Ellie. – Mój prawnik? – Braden zmarszczył brwi. Ellie skinęła głową. – Wygląda fantastycznie, zrobił karierę, jest samotny i jest tu z nami. Czas ich sobie przedstawić. – Nie – zaprotestowałam, serce zabiło mi żywiej ze zdenerwowania – to naprawdę zbędne.
– Właśnie. Nie powinnaś. – Joss spojrzała na Ellie wymownie, jakby chciała jej coś przekazać wzrokiem. Co? Nie miałam pojęcia. Ellie też najwyraźniej nie, bo wyglądała na uroczo zmieszaną. – Co się tutaj dzieje? – spytała z uśmiechem Jo, dołączając do nas. – Pomyślałam, że Braden mógłby przedstawić Grace Jamesa, swojego prawnika. – Raczej nie – powiedziała zdecydowanym tonem Jo, patrząc z wyrzutem na Ellie. – Czegoś nie wiem? – dopytywał się Braden. – Skąd – zapewniła go niewinnym głosem Joss. – Po prostu twoja siostra ma głupie pomysły. – To wiemy, odkąd zdecydowała się wyjść za Adama. – Słyszałem – rzucił Adam, który zdążył przyłączyć się do naszej grupki. – Mogę tylko odpowiedzieć stwierdzeniem, że twoja żona miała głupsze pomysły, decydując się urodzić ci dzieci. Trzykrotnie! – Hej, nasze dzieci odziedziczyły większość cech po mnie, więc niepotrzebnie się o nie martwisz – odbiła piłeczkę Joss. – Pudło. Co do Beth zgoda, ale Luke nie. Ten dzieciak ma wszystko po swoim ojcu, to się rzuca w oczy. Świat powinien mieć się przed nim na baczności. Lepiej uważaj na nasze najmłodsze, Ellie – dodał przesadnie złowróżbnym tonem. – Też się niepotrzebnie martwisz. Dobrze ją wychowam, będzie taka jak ja – zapewniła z uśmiechem Ellie. – Masz rację, świat powinien mieć się na baczności – powiedział Adamowi Braden. * Ellie na szczęście przestała mnie nękać pomysłem swatania i przeszłyśmy w poprzek pokoju, by nalać sobie szampana, bo mój kieliszek był już pusty. W następnych dwudziestu minutach zostałam przedstawiona tak dużej liczbie ludzi, że nie byłam w stanie zapamiętać imion ani nazwisk, zresztą w głowie huczało mi od nowo poznanego klanu Carmichaelów i spółki. Ellie nie wspomniała już ani razu o prawniku, więc zakładałam, że Jo albo Joss jej to wyperswadowały, nie wiadomo dlaczego tak pewne swego w tej kwestii. Był to więc czysty przypadek, że sięgnęłam po ostatnie vol-au-vent w tej samej chwili co on. – Och, przepraszam – rozległ się męski głos, a gdy przeniosłam wzrok z dłoni sięgającej po kąsek, na który i ja miałam ochotę, na twarz, natknęłam się na spojrzenie pięknych szarych oczu. – Nalegam, żeby go pani wzięła – dodał z lekkim uśmiechem właściciel głosu. – W takim razie ja również nalegam – powiedziałam, nie zamierzając rezygnować. Roześmiał się i przyglądał mi się, gdy wzięłam pasztecik i ugryzłam kawałek. – Mam na imię James – przedstawił się. Przełknęłam smakowity kęs vol-au-vent i zamrugałam oczami. – Ale nie Llewellyn-Jones? – Jestem sławny? – Uniósł brwi. Uśmiechnęłam się blado i poszukałam wzrokiem Ellie, przekonana, że to ona go na mnie nasłała. Tymczasem zamiast zadowolonej z siebie miny, miała nieszczęśliwą. Przeniosła wzrok na Jo, która kręciła głową rozżalona z jakiegoś powodu.
O co, do cholery, chodzi? – Czy coś się dzieje? – spytał James, zerkając przez ramię w ślad za moim spojrzeniem. – Nic a nic. Braden wspomniał o tobie. Dlatego wiem, kim jesteś. – Mam nadzieję, że mówił o mnie same pozytywne rzeczy. Nie wiadomo dlaczego nagle poczułam się niezręcznie, jakbyśmy oboje znaleźli się pod wielką lupą. Dołożyłam starań, aby nic nie było po mnie widać. – Było coś o unikaniu podatków i terroryzmie, ale poza tym… – A ja mogę spytać o twoje imię? – Uśmiechnął się do mnie. – Grace. – Wyciągnęłam rękę. – Miło mi cię poznać. – Ledwie ujął moją dłoń, poczułam charakterystyczne mrowienie na karku. Obejrzałam się instynktownie. W drzwiach pokoju stał Logan i przeszywał mnie wzrokiem. Wstrzymałam na moment oddech, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały. A potem, jakby nigdy nic, kiwnął mi nieznacznie głową w ten swój arogancki sposób i odwrócił oczy. Śledziłam go wzrokiem, gdy podchodził do Bradena. Nie ja jedna, kilka kobiet również. Nieźle wyglądał w spodniach od garnituru i czarnej koszuli rozpiętej pod szyją. Podwinięte rękawy odsłaniały tatuaż. – Znasz Logana? – spytał James, odwracając moją uwagę od niego. Tak mi się wydawało, pomyślałam. – Niezbyt dobrze. – Sięgnęłam po kieliszek z szampanem i nagle wróciły niepokojące myśli. – Czym się zajmujesz, Grace? Próbowałam zaangażować się w rozmowę, mając nadzieję, że na chwilę skieruję myśli na inne tory, ale było za późno. Czułam ucisk w piersi, bo nie potrafiłam uwolnić się od matki, ojca, Sebastiana, Logana. Ucisk wzmógł się, gdy w zasięgu mojego wzroku, za plecami Jamesa, pojawił się Logan i flirtował z ładną blondynka, której imienia nie pamiętałam. Spuściłam wzrok, udając, że śmieję się z czegoś, co powiedział James, chociaż ledwie do mnie docierały jego słowa. Właściwie nie bardzo rozumiałam, o czym on mówi, w uszach mi szumiało, czułam się, jakbym obserwowała siebie biorącą udział w tej rozmowie. Nie wiedziałam, dlaczego zdołałam ciągnąć to tak długo, ale w końcu w pokoju zrobiło się za gorąco, za głośno, za… wszystko jedno co. – Muszę cię na chwilę przeprosić – przerwałam Jamesowi. Odwróciłam się i odeszłam, przeciskając się przez zatłoczony pokój. W holu również było mnóstwo ludzi, ale gdy zerknęłam na schody, zobaczyłam, że na górze jest cicho i ciemno. Wiedziałam, że to wdzieranie się w prywatną przestrzeń, ale przynajmniej na chwilę musiałam znaleźć się w spokojnym miejscu. Na początku przyjęcia Joss powiedziała, że dzieci jej i Bradena, Olivii i Nate’a, a także Jo i Cama są pod opieką ojca Olivii Micka i jego żony Dee. Wszyscy żartowali sobie dobrodusznie, że ci dwoje wykazali się niesamowitą odwagą, biorąc sobie na głowę sześcioro dzieciaków. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi, gdy wchodziłam po schodach. Blask księżyca wlewał się przez duże frontowe okno na pierwszym piętrze, oświetlając mi drogę. Weszłam od razu do pierwszego pokoju. Zostawiłam drzwi uchylone, żeby wpuścić do środka nieco światła, i moje oczy zaczęły rozpoznawać niewyraźne kształty.
Znalazłam się w pokoju dziecinnym najmłodszej latorośli Joss i Bradena, którą nazwali Ellie. Miała dopiero rok. Podeszłam cicho do łóżeczka i dostrzegłam na stojącym obok stoliku lampkę. Gdy ją zapaliłam, po ścianach pokoju zaczęły tańczyć jasnoniebieskie gwiazdy. W kącie w pobliżu okna zauważyłam duży, wyglądający na wygodny fotel i usiadłam na nim, żeby złapać oddech. Zapatrzyłam się na krążące po ścianach gwiazdy i nagle poczułam się jak kot usiłujący schwycić pazurami wiązkę światła. Dlaczego sobie to robiłam? Dlaczego wciąż pozwalałam im, żeby mnie ranili? Wstrzymałam oddech, gdy usłyszałam skrzypienie deski podłogi. Ktoś powoli uchylił szerzej drzwi i stanął w nich wysoki mężczyzna. Kiedy światło padło na jego twarz, zesztywniałam. – Grace? – powiedział Logan, wchodząc do środka, i zamknął za sobą drzwi. – Dobrze się czujesz? – Tak – wyszeptałam. Podszedł do mnie; poczułam, że mam napięte mięśnie. – Nie sądzę. Obserwowałem cię tam na dole. Coś musiało się wydarzyć. Stanął o dwa metry przede mną, uniosłam głowę i spojrzałam na niego. – To nie ma znaczenia. – Oczywiście, że ma! – rzucił zniecierpliwiony i podszedł jeszcze bliżej. – Powiedz mi, o co chodzi. – Gdzie jest Maia? – zmieniłam temat. – U Shannon i Cole’a. Przestań się wykręcać. – Nie nazywam się Grace Farquhar – wypaliłam. W przyćmionym świetle zobaczyłam, że zmarszczył czoło. – Co jest grane, do cholery? – To znaczy Grace tak, ale moje pełne imię brzmi Gracelyn. Gracelyn Bentley. Tylko Aidan, Chloe i Juno wiedzą. Teraz także ty. – Grace, nie rozumiem. – W jego głosie słychać było wyraźnie troskę. – Słyszałeś o Gabrielu Bentleyu? – Tym magnacie medialnym? – Tak. – Nie wiedziałam, dlaczego mu o tym mówię. Być może rzeczywiście jestem masochistką, która prosi się o karę. Zwierzać się mężczyźnie, szukać u niego pocieszenia, liczyć na czułość, chociaż wiedziałam, że będzie udawana… – To mój ojciec. – Rany – powiedział ochryple i zrobił kolejny krok w moją stronę. – Co ty mówisz…? – Stale zapracowany, zawsze zajęty, nigdy nie miał czasu dla mnie, choć dla Sebastiana tak. Przygotowywał go do przejęcia biznesu w przyszłości. Pod tym względem był staroświecki. Zakładał, że na nic zdam się w branży, więc nie zawracał sobie mną głowy. – Roześmiałam się krótko, gorzko. – Szkoda, że matka też mnie tak traktowała. Odrzucała mnie, jednocześnie raniąc bezustannym krytycyzmem. Nie nosiłam rozmiaru zero. Nie byłam dość ładna, seksowna, dowcipna, efektowna, nie ubierałam się wystarczająco modnie. Za to byłam nudna i żałosna. Lepiej by było, gdybym nigdy się nie urodziła. – Przypomniałam sobie dzień, w którym to od niej usłyszałam, i poczułam, że brakuje mi tchu. – Nigdy nie byłam dość dobra. A najgorsze jest to… że wciąż mnie to cholernie boli. – Głos mi się załamał na ostatnim słowie i łzy spłynęły po policzkach. Logan przykucnął przede mną, jedną rękę położył mi na kolanie, drugą ujął moją twarz i wpatrzył się we mnie ze szczerą troską. Pokręciłam głową, niezdolna powstrzymać łez ani pogodzić się z przeświadczeniem, że cofnęłam
się w czasie, znowu mam dwadzieścia jeden lat i cały świat mi się właśnie zawalił. – Przepraszam… ja tylko… – szlochałam – przepraszam… Przyciągnął mnie do siebie, schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi i wypłakiwałam ból, który ściskał mi pierś. Ciepła dłoń Logana głaskała mój kark. – Przestraszyłaś mnie, skarbie – powiedział ochryple. – Powiedz, co się dzieje. Proszę cię, pozwól mi sobie pomóc. Znowu potrząsnęłam głową i chciałam się od niego odsunąć, ale mnie nie puścił. – Nie możesz mi pomóc. – Zaufaj mi. – Ujął moją twarz w swoje dłonie i kciukami starł łzy z moich policzków. Odniosłam wrażenie, że utonęłam w jego spojrzeniu. – O moich rodzicach pisano dzisiaj w gazetach. Nie potwierdzono tego oficjalnie, ale z wiarygodnych źródeł wiadomo, że matka ma raka piersi. Walczy z nowotworem. – Cholera. Nie powiedzieli ci…? – Jego oczy wypełniły się współczuciem. – Nie powiedzieli – potwierdziłam. – Nie potrzebują mojej obecności. Ale chcesz znać prawdę? Skinął poważnie głową. – Nie wiem, czy chciałabym przy niej być. Przez całe życie wmawiała mi, że jestem nic niewarta. Z jednej strony obojętność ojca, z drugiej jej okrucieństwo… Jako nastolatka byłam niestabilna emocjonalnie i zupełnie zagubiona. Kiedy zaczęłam studiować na uniwersytecie, Aidan poradził mi, żebym z kimś o tym porozmawiała… najlepiej z psychoterapeutą. Tak zrobiłam i naprawdę mi to pomogło. Dlatego myślałam, że gdy wrócę do domu, będę sobie radzić lepiej. Ale popełniłam błąd, bo po obronie pojechałam tam ze swoim chłopakiem. Poznaliśmy się na ostatnim roku, wydawało mi się, że jestem w nim szaleńczo zakochana. Miałam pójść na spotkanie z przyjaciółką ze szkoły, a on miał na mnie czekać w domu. Ale przyjaciółka odwołała spotkanie, wróciłam wcześniej… – Jasna dupa. – Odniosłam wrażenie, że Logan rozumie mój ból. – To było takie trywialne. – Otarłam policzek i uśmiechnęłam się do niego z goryczą. – Matka, która przespała się z chłopakiem córki. Potem oznajmiła, że wyświadczyła mi przysługę. Że nie wytrwałby przy mnie długo, bo nie byłam dla niego dość dobra. Dzięki niej nie będę miała złamanego serca, bo uchroniła mnie przed głębszym zaangażowaniem się w ten związek. Rozwścieczyło mnie to tak, że powiedziałam o wszystkim ojcu. Logan zesztywniał. – Tak. Miałam ochotę się zemścić. Chciałam zrujnować matce życie, odebrać jej wszystko. Ale ojca to nie obeszło ani trochę. – Potrząsnęłam głową, łzy znów napłynęły. – Od lat oboje romansowali na lewo i na prawo. Sebastian mi to uświadomił. Przy okazji we właściwy sobie sarkastyczny sposób poradził mi, żebym przestała robić z siebie idiotkę i zeszła z obłoków na ziemię. Jesteś za miękka, dorośnij, przestań być taką niezgułą… Znienawidziłam ich. Nie podobało mi się to. Ani to, jak się przez nich czułam i że chciałam ich ranić za to, że oni ranili mnie. Nie chciałam być taka jak oni. – Dlatego odeszłaś. – Zostawiłam to wszystko za sobą. Ich wszystkich, ich pieniądze i nazwisko. Wróciłam do Edynburga, do Aidana i kilkorga innych przyjaciół. Myślałam, że się uwolniłam od rodziny. Okazuje się, że nie. – Roześmiałam się głucho, z niedowierzaniem. – Jakie to pokręcone, że nie mam ochoty odwiedzić mojej być może umierającej matki, a jednocześnie chciałabym, żeby mnie wezwała.
– Nie ma w tym nic dziwnego. – Logan przytulił mnie. – Nic a nic. Objęłam go niemal kurczowo, stare rany otworzyły się i łzy znowu zaczęły same płynąć. – Dlaczego oni mnie nie kochają? – wyszeptałam w jego szyję. Poczułam, jak przez pierś Logana przechodzi dreszcz, a jego ramiona obejmują mnie mocniej. Wsunął palce w moje włosy i pociągnął za nie lekko, odchylając moją głowę, żeby móc popatrzeć mi w twarz. Serce mi zabiło, gdy spojrzałam w jego błyszczące oczy. Miały gniewny, a zarazem czuły i bezradny wyraz. Przestałam płakać. Świat wokół zniknął. Logan spojrzał na moje usta, delikatnie i powoli przyciągnął moją głowę do swojej i dotknął swoimi wargami moich. Pocałunek zaczął się niewinnie, subtelny i czuły miał mnie tylko pocieszyć. Ale ja potrzebowałam czegoś więcej, chciałam zagłuszyć ból, poruszyłam więc agresywniej wargami. Co natychmiast nas oboje rozpaliło. Nasze języki się spotkały, przylgnęliśmy do siebie mocniej, niemal desperacko, jeszcze chwila, a popchnęłabym go na podłogę. I wtedy w moim mózgu rozległy się słowa wypowiadane często przez matkę. Natychmiast do mojej świadomości przedarła się prawda, że przecież mnie odrzucił, gdy tylko skończyliśmy uprawialiśmy seks. Zaczynałam go nienawidzić. Wstałam gwałtownie, oswobadzając się z jego objęć. Gdyby nie przeniósł ciężaru ciała na kolana, straciłby równowagę i upadł na plecy. Patrząc w jego pytające oczy, zrozumiałam, że to nie jego nienawidzę, lecz siebie samej. To ja go sprowokowałam, żeby współczucie przerodziło się w coś więcej, czego on wcale nie pragnął. – Nikogo nigdy nie chciałabym prosić o taki rodzaj współczucia. – Grace, to nie miało nic wspólnego ze współczuciem. To… – Była pomyłka – dokończyłam za niego. – Masz rację. Jedna wielka pomyłka. Otworzyłam serce przed kimś, kto nie może mnie kochać. Zależy ci na mnie, przejmujesz się mną, wiem. Ale mnie nie kochasz. A ja tego potrzebuję. – Usta zaczęły mi drżeć, ale tym razem nie pozwoliłam łzom popłynąć. – Możesz wezwać taksówkę? – Odwiozę cię do domu. Posłałam mu takie spojrzenie, że aż zacisnął zęby. – Akurat teraz nie jest mi potrzebna twoja obecność. Wyciągnął ramiona, ale odsunęłam się i ręce opadły mu bezwładnie wzdłuż ciała. – Nie zostawię cię samej w takim stanie. – Dam sobie radę. Wezwij tylko taksówkę. Zostałam na górze, czekając, aż zrobi to, o co go poprosiłam. Kilka minut później wszedł znowu do pokoju, aby mnie poinformować, że taksówka zaraz będzie. – Zechcesz powiedzieć Joss, że źle się poczułam? Skinął głową, przyglądając mi się uważnie. Nasunęłam włosy na twarz, mając nadzieję, że trochę ją zakryją, i zeszłam szybko po schodach. Wymijałam ludzi w holu, nie patrząc na nich, i szybko znalazłam się za drzwiami. Logan mnie nie odstępował. – Nie powinnaś zostać sama – powiedział, idąc za mną po chodniku w kierunku taksówki, która
właśnie podjeżdżała. Spojrzałam na niego przez ramię, wyglądał na przedziwnie zagubionego. – Nie będę sama, jadę do Aidana. – Aidana? – Jego twarz nagle spochmurniała. Nic nie odpowiedziałam, otworzyłam drzwi taksówki i dosłownie zanurkowałam do środka. – Raeburn Place – rzuciłam pospiesznie i poczułam ulgę, gdy taksówkarz ruszył. Minęliśmy stojącego na chodniku Logana, a gdy nasze oczy się spotkały, zobaczyłam w jego złość i troskę, po ruchu warg zaś zorientowałam się, że wypowiada moje imię. Odwróciłam wzrok i oparłam się plecami o siedzenie. – Dobrze się pani czuje? – spytał taksówkarz. Musiałam wyglądać okropnie z opuchniętą błyszczącą twarzą i czerwonymi oczami. Zamknęłam je więc, zanim odpowiedziałam: – Zaraz poczuję się lepiej. Bo niezależnie od tego, że ten dzień był beznadziejny i bolesny, paradoksalnie, gdy przypomniałam sobie o tym, iż Logan mnie odrzucił, poczułam przypływ siły i odwagi. Powinnam pamiętać, że go nie potrzebuję. Było mi dobrze, zanim wkroczył w moje życie. I nie potrzebuję swojej biologicznej rodziny. Bez nich przez ostatnich kilka lat żyło mi się zdecydowanie lepiej. Powinnam sobie o tym często przypominać. Otworzyłam oczy i pomyślałam o trojgu ludziach, którzy zawsze potrafili mi w tym pomóc. Stopniowo odzyskiwałam spokój, im bliżej mieszkania Aidana i Juno byłam, tym bardziej. Wsunęłam rękę do torebki, wyjęłam telefon i wybrałam numer Chloe. – Co słychać, ślicznotko? – przywitała mnie radośnie. – Możesz się ze mną spotkać u Aidana? W słuchawce zapadła na moment cisza. – Co się dzieje? Masz taki głos, jakbyś płakała. – Możesz się ze mną spotkać? – Dlaczego? Co się dzieje? Przycisnęłam czoło do chłodnej szyby, patrząc na mijane domy. – Naprawdę cię potrzebuję. Potrzebuję całej mojej rodziny. – Jestem za dziesięć minut.
17
Jedynym sposobem na uniknięcie kontaktu z Loganem było nocowanie u Chloe. Wpadałam do domu, żeby wziąć prysznic i przebrać się, gdy on był w pracy, po czym wracałam do Chloe. Na wyświetlaczu telefonu pojawiła się informacja o pięciu nieodebranych od niego połączeniach i jedna o wiadomości, którą zostawił w poczcie głosowej. Nie miałam zamiaru jej odsłuchać. Mai, gdy zadzwoniła, sprzedałam bajeczkę o kłótni Chloe z Edem, dlatego muszę pobyć trochę z moją przyjaciółką. Czułam się okropnie, kłamiąc i wiedząc, że Maia zdaje sobie z tego sprawę. Próbowałam jej zrekompensować moją nieobecność, rozmawiając z nią bez końca przez telefon i wysłuchując jej planów na nadchodzące wakacje. Naprawdę myślałam, że uda mi się wywinąć nieudolnym kłamstwem? Jestem beznadziejnie naiwna. – Ty i tata pokłóciliście się na serio, prawda? – Maia zadała mi nieoczekiwanie to pytanie, gdy miałam spędzić trzecią noc u Chloe. Czułam się wystarczająco winna, że ją okłamałam, więc dłużej już w to nie brnęłam. – W ogóle nie o to chodzi. – Co takiego zrobił? Jestem pewna, że nie miał złych intencji. – Maiu, tu naprawdę nie chodzi o sprzeczkę z twoim ojcem. Po prostu… przeżywam trudne chwile i… i Chloe wspiera mnie tak jak ciebie ojciec. Dobrze mieć ją teraz w pobliżu. – I tego Aidana? – spytała tak podejrzliwym tonem, że roześmiałam się na głos. – Tak, i tego Aidana. To tylko przyjaciel. Mój najlepszy przyjaciel. Poza tym jest zaręczony. – Skoro tak mówisz… Znowu się roześmiałam. – Przysięgam. W słuchawce zapadła cisza i gdy padło następne pytanie, zrozumiałam, że Maia zbierała się na odwagę. – Czy ty nie lubisz taty? Przeciwnie, lubię go za bardzo. – To nie jest takie proste, Maiu. Kocham cię, ale nie mogę z tobą rozmawiać o takich sprawach. To dotyczy tylko mnie i twojego ojca. – Ponieważ znowu zapadła cisza, przygryzłam wargę, zastanawiając się, czy jej nie zraniłam. – Maiu, proszę cię, zrozum, że… – Powiedziałaś, że mnie kochasz? – niemal wyszeptała, a mnie się serce ścisnęło. – Tak. Trudno cię nie kochać. To nawet irytujące, jak bardzo dajesz się kochać i uwielbiać. Mruknęła coś pod nosem i znowu zapadła cisza. A potem przerwała ją wyznaniem: – Ja też cię kocham, Grace. Uśmiechnęłam się do siebie i natychmiast poczułam źle z tym, że unikając Logana, nie widuję się z nią.
– Wiesz co? Jutro będę w domu. Wpadnij na obiad. – Tylko ja, jak się domyślam? – spytała z przekąsem. Przypomniałam sobie te wszystkie tygodnie, kiedy jadaliśmy obiad we trójkę, i poczułam ukłucie żalu. – Tak będzie najlepiej. Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, głównie o tym, że Layla nie odzywa się do niej, po tym jak nazwała ją plotkarą, i że biedna Leigh znalazła się między młotem a kowadłem. Słuchając, jak papla, znowu błędnie założyłam, że zakończyłyśmy temat Logana. Tymczasem ostatnie zdanie wypowiedziane przez Maię, zanim odłożyła słuchawkę, brzmiało: – Doprowadzę do tego, że znowu zaczniesz go lubić. * Następnego popołudnia podrzuciłam panu Jennerowi zakupy i kierowałam się do swojego mieszkania, gdy na schodach pojawił się Logan. Wyraźnie się spieszył, ale na mój widok przystanął. Po czym z nic niewyrażająca miną skinął mi głową i mnie minął. W stosunkach między nami panowało napięcie, ale tego typu zachowanie niekoniecznie mi się podobało. – Dobrze się czujesz? – zawołałam za nim. Znowu przystanął i spojrzał na mnie przez ramię. – Dzwonili ze szkoły. Maia ma kłopoty. Troska o nią przeważyła, przestało się liczyć, że będę się czuła niezręcznie w jego towarzystwie. – Co to znaczy? – spytałam, schodząc niżej. – Idziesz ze mną? – Zrobił zdziwioną minę. – Chodzi o Maię. Kiwnął głową i gdy wyszliśmy, zaczął mi wyjaśniać sytuację. – Nauczyciel historii został posądzony o to, że ma romans z jedną z zamężnych koleżanek. W szkole aż huczy od plotek, uważają, że to Maia zaczęła je rozpuszczać. Poczułam gniew i niedowierzanie. – Oboje dobrze wiemy, kto za tym stoi. – Nasze oczy się spotkały i wypowiedzieliśmy jednogłośnie: – Layla. Resztę drogi milczeliśmy. Cisza była bardzo niezręczna i pełna napięcia. Wiedziałam, że w Loganie aż się gotuje, bo ktoś przypisał Mai coś złego, za co nie była odpowiedzialna, i zastanawiałam się, jak powściągnąć jego gniew, żeby jeszcze bardziej nie zaszkodził Mai. Pan Bruce, dyrektor szkoły, zabronił mi wstępu do swojego gabinetu, gdy dowiedział się, że nie jestem spokrewniona z Maią. Ustąpił jednak, gdy Logan wyjaśnił mu moją rolę, patrząc na niego w ten swój onieśmielający sposób, który najwyraźniej bardzo pomagał mu w osiągnięciu tego, co chciał. Gdy weszliśmy do środka, zobaczyliśmy bladą, przestraszoną Maię i spotulniałą Laylę. Naprzeciwko dziewcząt siedziała rudowłosa kobieta zbliżająca się do czterdziestki i mężczyzna mniej więcej w moim wieku. Spojrzeliśmy na siebie i w jego oczach pojawił się błysk zainteresowania, a ponura twarz rozjaśniła się, gdy obrzucił mnie wzrokiem. – Rodzice Layli musieli zostać w pracy – wyjaśnił pan Bruce, zamykając za nami drzwi gabinetu.
Podszedł do biurka i usiadł za nim, pokazując nam gestem, byśmy zajęli pozostałe wolne krzesła. – Przystąpimy więc do rzeczy bez nich. Panie Tatum, pani Rogers, to pan MacLeod, ojciec Mai, i pani Farquhar, jego… – odchrząknął – znajoma. Poprosiłem państwa tutaj z powodu krążących plotek na temat tego, jakoby pani Rogers i pan Tatum nawiązali romans na terenie szkoły. Wiemy, że odpowiedzialna za to jest jedna z uczennic. Layla twierdzi, że winna jest Maia, a Maia, jak się państwo zapewne domyślają, że to sprawka Layli. Niektórzy rodzice wyrazili zaniepokojenie tą sytuacją, jestem więc zmuszony nie tylko zażądać przeprosin, ale także zawiesić winne, czy winną, w prawach ucznia. Albo dziś ustalimy prawdę, albo zawieszę obie uczennice. Czy wyraziłem się jasno? Spojrzałam na Maię, siedziała wpatrzona w swoje stopy z taką miną, jakby chciała zapaść się pod ziemię. Layla natomiast ze znudzeniem oglądała swoje paznokcie. Przeniosłam wzrok na oboje nauczycieli. Pani Rogers była atrakcyjną kobietą, pan Tatum wyjątkowo atrakcyjnym mężczyzną. Dla mnie było oczywiste, dlaczego tak płytka dziewczyna jak Layla wybrała ich na ofiary plotki. Znów mimowolnie spotkałam się wzrokiem z panem Tatumem i zwróciłam się do niego: – Jestem przyjaciółką rodziny i znam Maię dobrze. Kilka tygodni temu, jedząc ze mną obiad, wspomniała, że zdaniem Layli coś się dzieje między panią Rogers a panem. Spytałam ją, czy sądzi, że to prawda. Odpowiedziała, że jej zdaniem to nonsens, ale Layla się nudzi i dlatego wymyśla niestworzone scenariusze. Poprosiłam Maię, żeby nie rozpowszechniała plotek, co mi obiecała. Ja jej wierzę. Pan Tatum z powagą skinął głową. – Mnie też się wydaje, że można jej wierzyć. – Przeniósł spojrzenie na pana Bruce’a. – Layla zachowywała się w stosunku do mnie nieodpowiednio, udzieliłem jej ostrzeżenia. Sporządziłem na ten temat notatkę do wiadomości zarządu szkoły. – Zachowanie Mai ostatnio pozostawiało wiele do życzenia – wtrąciła pani Rogers. – Niemniej znowu się poprawiło – bronił jej nauczyciel historii. – Poza tym zaobserwowałem podczas moich lekcji, że dziewczęta są skonfliktowane. – Uwziął się pan na mnie. – Layla spojrzała na niego ze złością. – Spokój – powiedział groźnie pan Bruce. – Laylo, czy to ty zaczęłaś rozpowszechniać tę plotkę? Jeśli się przyznasz, skrócę ci okres zawieszenia. – Layla, błagam cię – odezwała się nieoczekiwanie Maia – powiedz prawdę. – Zrobiła się z ciebie nudna pinda. – Nie mów do niej w ten sposób – zareagował natychmiast Logan, a Layla aż zamrugała oczami, tak groźnie zabrzmiał jego głos. Logan wpatrywał się w nią przenikliwie, groźnie, wyglądało na to, że ktoś wreszcie przedarł się przez jej arogancję. Policzki poczerwieniały jej lekko, przygryzła wargę i wbiła wzrok w swoje buty. – Laylo? – nalegał dyrektor. Ponieważ milczała uparcie, westchnął. – W takim razie nie mam wyboru, muszę ukarać obie. Położyłam dłoń na ramieniu Logana, uprzedzając jego reakcję. Zacisnęłam rękę, dając mu do zrozumienia, że ma siedzieć cicho. – Być może udałoby się znaleźć inne rozwiązanie, bardziej sprawiedliwe w tej sytuacji. – Sprawiedliwe? – warknęła pani Rogers. – Musiałam tłumaczyć mężowi, że to nonsens. – Wiem, że to nie sprawka Mai, więc nie ona powinna być ukarana – przekonywałam. – Niedobrze
by się stało, gdyby kara zawieszenia zepsuła jej opinię. – Co wobec tego pani sugeruje? – spytał pan Tatum, wyraźnie chętny do współpracy. – Niedługo koniec roku. Może jest jakaś impreza, przy której mogłyby pracować jako wolontariuszki. Zapadła cisza, jakby namyślali się nad moją propozycją. W końcu pan Tatum zwrócił się do dyrektora: – Trwają przygotowania do zakończenia roku szkolnego, ale miałbym coś innego na uwadze. – Tak? – rzuciła pani Rogers wyraźnie zniecierpliwiona, jakby denerwowało ją, że kolega w ogóle zastanawia się nad moją sugestią. – W następnym semestrze będę prowadził zbiórkę funduszy na listopadowe obchody Armistice Day. Zawsze jest to dla mnie stresujące przy normalnej pracy w szkole, więc… niech te dwie panny zrobią to za mnie. – Ale… Pan Tatum uniósł rękę, powstrzymując protesty pani Rogers. – Jeśli to zawalą, kara zawieszenia pozostaje w mocy. – Co wy na to? – spytałam, przenosząc wzrok z jednej dziewczyny na drugą. Maia skinęła ponuro głową, a Layla wypaliła gniewnie: – A jak pani myśli, co my możemy na to? – Uważaj, jak się zachowujesz, Laylo – ostrzegł ją pan Bruce. – Jeśli pani Rogers wyrazi zgodę, dostaniecie taką karę. Wszyscy jak jeden mąż skupiliśmy wzrok na nauczycielce. Odpowiedziała gniewnym spojrzeniem, ale ostatecznie skinęła głową na zgodę. Logan uścisnął dłoń dyrektora, a potem nauczycieli, dziękując im. Maia podeszła do mnie i wzięła mnie za rękę. – Zawsze pomagasz mi wydostać się z opałów – szepnęła. – Zrobię dla ciebie wszystko. – Wszystko? – spytała bezczelnie, pokazując ruchem głowy na ojca. – Prawie wszystko – uściśliłam. Wyszłyśmy z biura, a za nami Logan i pan Tatum. Nauczyciel wyciągnął do mnie rękę. – Miło było panią poznać. Nasze oczy znowu się spotkały, poczułam do niego lekki pociąg. – Mnie również było miło. Dziękuję, że mnie pan poparł. – Nie wierzę, że Maia miała z tym coś wspólnego. – Uroczo, panie T. – warknęła Layla, wymijając nas, i odeszła, przemierzając szybko korytarz na swoich długich nogach. – Rozumiem, że nie jesteśmy już przyjaciółkami! – zawołała za nią Maia z ironią w głosie. Logan położył dłoń na jej ramieniu. – Nigdy nie była dla ciebie dobrą przyjaciółką, Maiu. – Czy miałaby pani dla mnie chwilę? – spytał nieoczekiwanie pan Tatum. Poczułam na sobie dwie pary wpatrujących się we mnie oczu. – Tak, oczywiście – odpowiedziałam. Maia patrzyła niezadowolona, a Logan miał ten swój obojętny,
wyprany z wszelkich uczuć wyraz twarzy. – Dogonię was. Logan musiał dosłownie odciągnąć Maię. Gdy tylko się oddalili, rzuciłam panu Tatumowi pytające spojrzenie. Uśmiechnął się w czarujący chłopięcy sposób i skłamałabym, mówiąc, że mi się to nie spodobało. Wyglądał zupełnie inaczej niż Logan i to też mi się podobało. – Maia do dobre dziecko. Odniosłem wrażenie, że wiele przeszła. Dużo mówi o ojcu i o pani. – Jest niezwykła – przyznałam z lekkim uśmiechem. – To samo sądzi o pani. To od niej wiem, że ma pani na imię Grace i jest redaktorką. Roześmiałam się szczerze. – I co jeszcze panu powiedziała? – Podobno robi pani znakomitą pizzę. – Owszem – potwierdziłam z przesadną dumą. Teraz on się roześmiał. – Zapomniała wspomnieć, że jest pani skromna. – Odchrząknął i zrobił chwilę przerwy. – Być może przedwcześnie o tym mówić, ale napisałem powieść historyczną i mam zamiar wysłać ją do kilku wydawnictw. Zastanawiam się, czy nie mógłbym poprosić pani przedtem o redakcję. Nawet nie starałam się ukryć zaskoczenia. Nie wiedziałam, dlaczego mnie zatrzymał i o czym chciał ze mną rozmawiać, jednakże akurat ten powód nie przyszedłby mi do głowy. – Teraz jestem bardzo zajęta, ale może da mi pan swój adres mejlowy, a prześlę panu namiary na kilku dobrych redaktorów. Miał zawiedzioną minę, mimo to skinął głową. – Jasne, rozumiem. Dziękuję. Czy mogę pani podać swój numer telefonu? – Oczywiście. – Wsunęłam dłoń do torebki w poszukiwaniu telefonu. – I dziękuję raz jeszcze, że pomógł mi pan rozwiązać problem z Maią, panie Tatum. – Patrick – poprawił mnie z uśmiechem, który można by uznać za uwodzicielski. Podał mi numer swojego telefonu, ledwie wyjęłam komórkę z torebki. – Zadzwoń do mnie, będę wiedział, że to ty, gdy później do mnie zatelefonujesz. Zrobiłam to, a on uśmiechnął się do mnie łobuzersko. – Wiesz, że to była trywialna zagrywka, aby zdobyć twój numer? – Co…? – Rozchyliłam usta ze zdziwienia. – Nawet wzmianka o książce? – Nie, to akurat prawda. Ale skoro nie mogę poznać cię bliżej przy okazji redagowania mojej książki, bardzo chciałbym to zrobić na przykład przy kawie lub nie tylko. – Uśmiechnął się szeroko na widok mojej zaskoczonej miny. – Pomyśl o tym ciepło, proszę cię. – Zerknął na zegarek i westchnął. – Muszę już iść, dzisiaj przypada moja kolej pilnowania siedzących w kozie. – Cały czas uśmiechając się do mnie uwodzicielsko, zaczął się wycofywać. – Czekam na twój telefon, Grace. Po doświadczeniach ostatnich dni przyjemnie było wiedzieć, że ktoś uważa mnie za atrakcyjną. Pomachałam mu komórką, wrzuciłam ją do torebki i uśmiechnięta od ucha do ucha poszłam korytarzem do wyjścia. Całe radosne podekscytowanie wyparowało ze mnie natychmiast, gdy w parku Meadows zobaczyłam Maię i Logana. Byłoby to wręcz śmieszne, gdyby nie niezręczna cisza, w jakiej mnie obserwowali, kiedy do nich podchodziłam. Wiedziałam, że Maię zżera ciekawość, o czym rozmawiał ze mną nauczyciel.
– Nie poszedłeś do pracy? – natychmiast zaatakowałam Logana, żeby nie dopuścić do niepożądanego dla mnie rozwoju konwersacji. – Zaczynam wieczorem. – Chcesz, żeby Maia do mnie przyszła? – Nie. – To kto się nią zajmie? – Nikt nie musi się mną zajmować – fuknęła. – Shannon – odpowiedział Logan. – Co u niej? – W porządku. Powiało lodem. Miałam uczucie déjà vu. Tyle że tym razem skąpe, burkliwe odpowiedzi Logana wydały mi się jeszcze bardziej odpychające. Pomyślałam o Patricku, na którym wyraźnie zrobiłam wrażenie. Może Aidan miał rację. Może naprawdę jest nadzieja… Kiedy wróciliśmy na Nightingale Way, Maia poszła do mnie, a Logan do siebie. – Czego chciał pan Tatum? – spytała. – Robisz się wścibska – odpowiedziałam z kwaśną miną. – No więc? – Maia! – Tata jest przybity. Prychnęłam lekceważąco. – Nie z tego powodu, wierz mi. – Wiesz co? Jak na inteligentną kobietę potrafisz być zadziwiająco nierozgarnięta. – Uważaj – rzuciłam ostrzegawczo. Teraz ona zrobiła kwaśną minę. – Nie możesz się spotykać z moim nauczycielem historii. – Jeśli już musisz wiedzieć, to pan Tatum poprosił mnie o przysługę. – Usiadłam na fotelu i popatrzyłam w jej zirytowane błyszczące oczy. Opanowałam się, żeby mówić spokojnie i uprzejmie. – Ale gdyby poprosił o spotkanie… on czy ktoś inny, to nie ma akurat znaczenia, wyłącznie do mnie należałaby decyzja, czy się zgodzę. Nie jestem nierozgarnięta. Widzę, że usiłujesz doprowadzić do tego, by między mną a twoim ojcem coś się wydarzyło, ale to nierealne. Przykro mi. Łzy napłynęły jej do oczu, a mnie przepełniło poczucie winy. – Maiu… Wstałam, ale odwróciła się na pięcie i wyszła. Usłyszałam, jak zamykają się za nią drzwi mieszkania Logana. Gorzko żałowałam tego, że moje życie tak się skomplikowało i że tak bardzo zależy mi na pewnej piętnastoletniej dziewczynie i jej wkurzającym ojcu.
18
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, w końcu poddałam się, wstałam z łóżka i usiadłam do pracy. Około czwartej nad ranem siedziałam w pokoju dziennym z nogami wyciągniętymi na kanapie, na kolanach trzymałam laptopa. Przeglądałam maszynopis Joss. To się nazywało wiedzieć, jak napisać dobrą książkę! Przy takiej autorce moja praca była czystą przyjemnością – miałam okazję przeczytać wspaniałą powieść, a świadomość, że dzięki moim sugestiom i drobnym poprawkom może być jeszcze lepsza, dawała mi sporo satysfakcji. Pracowałam właśnie nad sceną, w której czytelnik miał okazję zgłębić psychikę wykreowanej przez Joss bohaterki, trzeba przyznać, że fascynującej. Zaczęłam kombinować, czy ta scena nie powinna się pojawić wcześniej w narracji, by czytelnik szybciej wszedł w jej świat, gdy… ŁUP! ŁUP! ŁUP! Podskoczyłam na kanapie, laptop omal nie ześliznął mi się z kolan na podłogę. Ktoś dobijał się do moich drzwi. Wstałam zaniepokojona, odłożyłam na bok komputer i poszłam do holu. Zakradłam się do drzwi wejściowych i zerknęłam ostrożnie przez wizjer. Serce zabiło mi gwałtowniej. Przekręciłam klucz w zamku, w progu stała Maia. Była w piżamie, potargana i bardzo blada. – Co się dzieje? Dobrze się czujesz? – Tata ma koszmar senny – powiedziała, potrząsając gwałtownie głową. – Koszmar senny? – powtórzyłam z niepokojem. – Rzuca się na łóżku, cały spocony. Boję się. – Daj mi sekundę. – Serce wciąż biło mi przyspieszonym rytmem. Wzięłam klucze, włożyłam kapcie i weszłam z Maią do mieszkania Logana. – Czy to się często zdarza? – spytałam szeptem. – To nie pierwszy raz. – Patrzyła na mnie rozszerzonymi oczami. – W ostatnim tygodniu powtórzyło się kilkakrotnie. Boję się go obudzić, bo widziałam film o mężczyźnie, który miał koszmary i we śnie, no… zachowywał się brutalnie. Ale dzisiaj jest wyjątkowo źle i trwa to już za długo. Mój wzrok automatycznie powędrował w kierunku sypialni Logana. – Wracaj do łóżka, skarbie. Sprawdzę, co się dzieje. Napięte ciało Mai rozluźniło się, westchnęła z ulgą, uściskała mnie i umknęła do siebie, a ja, pełna złych przeczuć, zaczęłam iść do pokoju Logana. Przyspieszyłam kroku, gdy usłyszałam przeraźliwy jęk. Otworzyłam drzwi i w świetle padającym z holu rozróżniłam zarysy mebli. Logan leżał zwinięty w kłębek w zmiętej pościeli, jakby nie miał do dyspozycji dużego łóżka, tylko ciasny kąt. Pozycja jego ciała świadczyła o tym, że chce się chronić za wszelką cenę, a ja poczułam ból w piersiach na widok jego bezbronności. Szarpnął się gwałtownie, przez twarz przebiegł mu skurcz i znowu jęknął. Zapaliłam lampkę nocną stojącą na stoliku przy łóżku. Oświetliła zroszoną potem twarz i mokry podkoszulek. Bałam się go
obudzić, bo nie wiedziałam, jak zareaguje, ale nie mogłam znieść tego widoku. – Logan. – Położyłam dłoń na jego barku. – Logan – powtórzyłam głośniej i potrząsnęłam nim. Skrzywił się, ale nie obudził. – Logan – powiedziałam, nachylając się do jego ucha – masz koszmar senny. Kochanie, obudź się. Potrząsnęłam nim mocniej i odskoczyłam, gdy szarpnął się gwałtownie. Fiołkowe oczy otworzyły się, zamrugał powiekami i popatrzył na mnie nierozumiejącym, zszokowanym wzrokiem. Pierś wznosiła mu się od szybkiego oddechu. – Miałeś koszmar senny – wyjaśniłam łagodnie. – Jezu – wyszeptał i przeciągnął dłonią po wilgotnych włosach. Nagle wyraz jego twarzy zmienił się. – Maia? – W porządku – uspokoiłam go. – Martwiła się, więc mnie tu ściągnęła. – Cholera… – Opadł na poduszki, zacisnął palce na włosach. – Cholera. – Przyniosę ci wody. Siedział oparty o zagłówek łóżka, gdy wróciłam do sypialni. Zdjął podkoszulek, ale wyglądał na tak wyczerpanego, że odwróciło to moją uwagę od jego pięknie wyrzeźbionych mięśni. No prawie… – Dzięki – powiedział, biorąc wodę. Napięcie w naszych stosunkach, ich sztuczność i niezręczność sprawiły, że miałam ochotę skończyć z nim raz na zawsze. Wyjść i nie oglądać się za siebie. Ale jednocześnie czułam chorobliwą troskę o niego. I to zwyciężyło. – Przesuń się – powiedziałam. Popatrzyliśmy na siebie i wstrzymałam oddech, bo nie chciałam, żeby odrzucił moją ofertę przyjaźni. Nie odrzucił. Przesunął się, a ja usadowiłam się obok, wyciągając nogi na łóżku. – Od jak dawna masz koszmary? Milczał dość długo i już miałam zamiar go ponaglić, gdy odpowiedział: – Odkąd wyszedłem. – Logan. – Zrobiło mi się go żal. Nasze oczy się spotkały i zobaczyłam zaciętość na jego twarzy. – Wszystko ze mną w porządku, Grace. – Nieprawda. – Po prostu zdarzają mi się. Jakiś czas miałem spokój, dopiero ostatnio… – Co ci się śni? Uśmiechnął się z goryczą, oczy miał poważne. – Oczywiście więzienie. – A konkretnie? – nie ustępowałam. – Nie chcę o tym rozmawiać. – Nie wyjdę, dopóki o tym nie porozmawiamy. Westchnął ciężko. – A właściwie dlaczego tutaj jesteś? Spojrzałam na niego oburzona. – Ponieważ mimo wszystko nie jesteś mi obojętny. Nie podoba mi się, że nękają cię koszmary, i
uważam, że rozmowa o nich mogłaby ci pomóc. – Doceniam to, naprawdę – twarz mu złagodniała – ale nie sądzę, by tak łatwo można było coś z tym zrobić. – Przynajmniej spróbuj. – Jestem w ciasnym ciemnym pokoju – z jego ust nieoczekiwanie popłynęły słowa – nie ma miejsca, żeby rozprostować kości. Muszę się zwinąć w kłębek, by się zmieścić. Za to – w jego głosie pojawiła się nuta gorzkiej ironii – jest dość miejsca na nogi wymierzające mi kopniaki, ręce dźgające mnie nożami, twarze… – Spuścił wzrok, mięśnie twarzy zadrgały. – Twarze… – ponagliłam go. Spojrzał na mnie oczami błyszczącymi z rozgorączkowania. – Nie przeciwstawiłem się czemuś okropnemu. Tyle było bólu w jego głosie, że nie mogłam tego znieść. Ujęłam go za rękę i splotłam jego palce ze swoimi. Jego dłoń zacisnęła się na mojej. – Chodzi konkretnie o coś – domyśliłam się. – Właśnie to cię prześladuje. Wpatrywał się ponuro w ścianę. Po chwili, która wydała mi się długa jak wieczność, zaczął mówić: – Siedział tam młody chłopak. Dziewiętnastolatek. Buńczuczny, głupi dzieciak. Ale nie był zły. Łatwo to wyczuć. Z tych, którzy są rzeczywiście niebezpieczni, zło wręcz emanuje. To coś nieuchwytnego, co trudno nazwać słowami, ale człowieka przechodzi zimny dreszcz w ich obecności, otacza ich jakaś mroczna, gęsta aura. Ten dzieciak tylko szarżował. Został skazany za włamanie z bronią w ręku. Nadrabiał miną, usiłując przekonać wszystkich, że jego miejsce jest wśród nich, a tak naprawdę był przerażony. Wyczuwali ten strach. Rekiny zawsze wyczują krew. Zrozumiałam, do czego zmierza, i zrobiło mi się niedobrze. – Jak się nazywał? – Danny Little – powiedział głucho. – Wojował z każdym, kto go nazwał dzieciakiem. Mówiłem, żeby dał spokój, przestał cwaniakować, bo tylko rozwścieczy tych facetów. – Zaprzyjaźniłeś się z nim? – Raczej on uznał mnie za swojego przyjaciela. Opowiedział mi o sobie. O matce i młodszej siostrze, jak próbował się nimi opiekować, zapewnić im lepsze życie, gdy ojciec od nich odszedł. Banalnie tragiczna historia życia chłopaka, który był jeszcze dzieckiem. Powinienem go chronić… Łzy napłynęły mi do oczu, tyle bólu było w jego głosie. – Logan… – powiedziałam niemal błagalnie. Odwrócił się do mnie, na twarzy miał wypisane poczucie winy. – Wiedziałem, że go osaczają, ale nie zrobiłem nic, żeby zapobiec nieszczęściu. Dopadli go… Cały czas grozili mu gwałtem. Tłumaczyłem mu, że to taktyka zastraszania, ale nękali go bez przerwy i w końcu zaatakowali. Nie zgwałcili go, ale obiecali, że zrobią to następnym razem. Mówiłem mu, że ma być silny, że blefują, bawią się nim… ale tylko tyle. Nie zrobiłem nic więcej. Poczułam falę mdłości i broniąc się przed nią, zacisnęłam mocniej palce na jego dłoni. – Zabił się kilka dni później. Ukradł komuś nóż własnej roboty i w celi pociął sobie nadgarstki. – Okropność – wyszeptałam ze ściśniętym gardłem. – Mogłem coś zrobić. – Zacisnął boleśnie palce na mojej dłoni. – Mogłem… – Nie jesteś winien tego, co się z nim stało.
– Te słowa nic nie znaczą. Powiedz to jego rodzinie. Wyobraź sobie, że byłby twoim synem… Te słowa nic by dla ciebie nie znaczyły. Nic nie mogłam na to odpowiedzieć, bo wiedziałam, że ma rację. – Bierzesz na siebie zbyt dużą odpowiedzialność. – Pogłaskałam kciukiem grzbiet jego dłoni. – Widzisz wszędzie tylko to, co złe, a jest tyle dobrego. Spojrzał mi w oczy, a potem zaczął błądzić wzrokiem po mojej twarzy. Zatrzymał spojrzenie na ustach, jakby pieścił je wzrokiem, i znowu popatrzył mi w oczy. Jego twarz miała tak czuły wyraz, że wstrzymałam oddech. – Czasem aż trudno uwierzyć, że jesteś prawdziwa. Odniosłam wrażenie, że wkraczamy na grząski teren. Oswobodziłam rękę i cofnęłam się. W jego wzroku pojawiło się napięcie. – Jestem samolubnym palantem – powiedział, a gdy pokręciłam głową, powtórzył z naciskiem dużo niższym głosem: – Jestem samolubnym palantem. Chciałbym się w tobie zanurzyć i nie wiem, czy zdołam się powstrzymać, żeby tego nie spróbować zrobić. Znowu wstrzymałam oddech, nagłe mrowienie w intymnych partiach ciała było zbyt silne, bym mogła udawać, że tego nie poczułam. Ale nie zamierzałam mu ulec. Wyprostowałam się, gotowa uciec. – Mówiłam ci, że nie interesuje mnie przypadkowy seks. Logan też się wyprostował. – Grace, to, co do ciebie czuję, nie ma nic wspólnego z przypadkowym seksem. Całe współczucie, jakie do niego miałam, rozpłynęło się w przypływie złości. – W ciekawy sposób to okazałeś. – To nie fair. – Słucham? – rzuciłam zaskoczona. – Wyszedłem z więzienia i spotkałem cudownych ludzi gotowych mi pomóc – powiedział z taką miną, jakby właśnie dokonał wielkiego odkrycia. – Mało tego. Dostałem od losu Maię. To nieważne, jaka była jako dziecko… Ale teraz jest dowcipna, inteligentna, słodka, piękna. Moja dziewczynka, która miała dość woli i determinacji, aby w ciągu kilku tygodni ułożyć sobie życie u mojego boku. Napełnia mnie to dumą. – I jak rozumiem, uważasz, że na to nie zasługujesz. – Nie uważam, ja to wiem! Ale jakoś mogłem znieść te wszystkie dary, bo jest coś, czego nie mogę mieć i to mi zapewnia pewną równowagę. – O czym ty mówisz? – spytałam z bijącym sercem. – O tobie. Słowo padło, ale nie byłam pewna, czy się nie przesłyszałam. – O kim? – Tamtego dnia, gdy powiedziałaś przy Shannon, że nie ma dla ciebie znaczenia, czy siedziałem w więzieniu… Nie potępiłaś mnie z góry za moją przeszłość. – Patrzył na mnie żarliwie. – Pragnąłem cię już wtedy, ale nie wyglądało na to, że odwzajemniasz moje uczucia. Nie patrzyłaś na mnie jak kobieta, która pragnie mężczyzny. Byłem pewien, że mój widok cię drażni. I to miało dla mnie sens, bo nie zasługuję na kogoś takiego jak ty. A potem okazało się, że cię pociągam, tak jak ty mnie. Wyparłem to. Nie chodziło tylko o Maię. Uznałem, że ty i Maia to za dużo… o wiele za dużo, niż na to zasługuję.
– Czyli co to miało być? Rodzaj samobiczowania się? – Odwróciłam od niego wzrok. – Zraniłeś mnie i upokorzyłeś, bo chciałeś zranić i upokorzyć siebie? To chcesz mi wyjaśnić? – Brzmi do dupy, kiedy o tym mówisz. – Bo to jest beznadziejne. – Spuściłam nogi z łóżka i wbiłam wzrok w ścianę naprzeciwko. – Powinieneś koniecznie z kimś porozmawiać, Logan. – Masz na myśli psychoterapeutę? – spytał z niedowierzaniem. – Tak. Chodziłam kiedyś na terapię. Pomogło. – Niełatwo mi mówić o sobie. – Ale ze mną rozmawiasz. – Spojrzałam na niego przez ramię. – Bo to jesteś ty, Grace. – Uśmiechnął się do mnie smutno. – Tylko z tobą potrafię tak rozmawiać. Łzy napłynęły mi do oczu, odwróciłam głowę. Materac na łóżku ugiął się i poczułam na plecach ciepło bijące od jego ciała. Zadrżałam, gdy odgarnął mi włosy i jego oddech owionął moją szyję. Drugą ręką objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. – Nie chcę z tym dłużej walczyć. Jestem cholernie zmęczony walką z samym sobą. Pocałował mnie w kark, a ja mocno zacisnęłam powieki. On może był zmęczony, ale ja nie. Zbyt mocno mnie zranił. Podobnie jak moja rodzina. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak daleko to zaszło i jak bardzo jestem na niego wściekła. – Porozmawiam z Maią – szepnął mi do ucha. – Potrafię ją przekonać, że zawsze będzie dla mnie ważna. – Maia chce, żebyśmy byli razem – powiedziałam beznamiętnie. – Od początku usiłowała nas skojarzyć. – Poczułam, że zesztywniał. – Żartujesz? – Nie. Zorientowałam się tego wieczoru, gdy zabraliśmy ją sprzed klubu nocnego. Potwierdziła, że o to jej chodziło. Przycisnął czoło do mojego ramienia. – Czyli powodem koszmarnych dąsów z powodu innych kobiet było to, że nie były tobą? W jego głosie zabrzmiały nuty rozbawienia; byłam zła na siebie, że moje ciało na to reaguje. – Tak. Roześmiał się, przyciągnął mnie mocniej do siebie i wsunął palce pod rąbek mojej koszulki. – Moja córeczka ma dobry gust. Wyszarpnęłam się z jego ramion i wstałam z łóżka. Odwróciłam się i popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. – I co? Myślisz, że to tak, po prostu? Powiesz, że mnie chcesz, a ja natychmiast przylecę? – To nie tak… – Nachmurzył się. – Próbuję stawiać sprawę uczciwie. – Odrzuciłeś mnie – powiedziałam cicho, czując na nowo ból z powodu odtrącenia. – I to w takim momencie, gdy odsłoniłam się przed tobą i byłam bezbronna. Wiem dobrze, że teraz czujesz się winny. Nie powinieneś. Ale z tego – pokazałam gestem na nas oboje – nic nie będzie. Upokorzyłeś mnie. Odrzucił kołdrę i wstał, a ja cofnęłam się, gdy do mnie podchodził. Dotknęłam plecami ściany,
Logan przyłożył do niej dłonie po obu stronach mojej głowy. Oddychał szybko, nierówno. – Nie chciałem cię zranić, skarbie – zapewnił mnie, a w jego głosie brzmiała szczerość. – Uważałem, że w ten sposób cię chronię. – Przed czym? – Przed związaniem się z kimś takim jak ja. Odwróciłam głowę, żeby nie patrzeć w jego oczy pełne bólu i żalu. Zawsze mnie to chwytało za serce. I zawsze odczuwałam potrzebę, by go pocieszyć. Bałam się, że i teraz nie oparłabym się jej. – Czy wiesz, że jesteś piękna? – wyszeptał, przytulając swój policzek do mojego, kilkudniowy zarost drażnił moją skórę, poczułam dreszcz rozkoszy. – I nie mam na myśli tylko twojego wyglądu. – Jego dłoń ześliznęła się na moją talię, po czym przesunęła wyżej, kciuk pieścił dół moich piersi. Brodawki mi stwardniały; ciało mnie zdradziło. Logan odchylił głowę i uniósł palcami mój podbródek, zmuszając mnie, żebym na niego spojrzała. Wzięłam głęboki oddech, gdy zobaczyłam jego rozpalone pożądaniem oczy. – Jesteś najszlachetniejszą, najbardziej zadziwiającą i empatyczną osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Jesteś olśniewająca i masz tyle klasy, że trudno ci się oprzeć. Pragnę cię, Grace. Od pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem, gdy wściekałaś się na mnie za te głupie stringi. – Znowu zbliżył głowę, jego usta prawie dotykały moich. – Logan… – Potrząsnęłam głową. – Ja… nie mogę. Nie ufam ci. Zacisnął powieki, skurcz bólu zmienił mu twarz. – Nie mów tak. Omal nie jęknęłam w odpowiedzi na tę pełną udręki prośbę. – Nic na to nie poradzę. Otworzył oczy i nagle znikł z nich wyraz paniki, a pojawiła się determinacja. – Wyprostuję to. – Logan, proszę… daj spokój. Patrzyliśmy sobie w oczy, emocje gęstniały, podniecenie narastało. Jego dłoń ześliznęła się na moją talię i zacisnęła na niej. Musnął ustami moje i wargi zaczęły mi drżeć. W końcu wypowiedział jedno słowo, po którym dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa: – Nigdy.
19
Nie miałam wątpliwości, że w oczach Logana zobaczyłam determinację. Upewniłam się co do tego, gdy spojrzałam na niego, będąc już jedną nogą w swoim mieszkaniu. Wychodziłam od niego pospiesznie, mimo to poszedł za mną. Stał w otwartych drzwiach i nic nie mówił. Nie musiał. Jego oczy wyrażały wszystko. Logan MacLeod mnie pragnął. Logan MacLeod był zdeterminowany, by mnie zdobyć. Energicznie zamknęłam za sobą drzwi, mając nadzieję, że tym samym odetnę się od Logana. Ale nie mogłam wyrzucić z głowy widoku jego twarzy. I poniekąd byłam zachwycona. Nie było co udawać, że nie. W końcu jestem tylko człowiekiem, a nie ma nic bardziej ludzkiego niż uczucie triumfu. Mężczyzna, w którym się zakochałam, powiedział mi, że od początku mnie pożądał. Szkoda tylko, że uczucie triumfu szybko stłumił strach. Tyle razy w przeszłości zdarzało się, że byłam gotowa opuścić moją rodzinę, ale wtedy ojciec, normalnie wobec mnie zupełnie obojętny, nagle interesował się mną. Zmanipulowana wracałam na łono rodziny. Czasami zastanawiałam się, czy jedynym powodem, że trzymałam się od nich z daleka, nie było to, że mój ojciec przestał się czegokolwiek po mnie spodziewać, tak jak ja przestałam się czegokolwiek spodziewać po nim i reszcie rodziny. Nie chciałam, żeby powtórzyło się to z Loganem, bo byłoby kolejnym dowodem mojej słabości. Zranił mnie, i to bardzo. Nawet nie podejrzewałam, że to możliwe, by ktokolwiek ugodził mnie tak mocno. Nie mogę rzucić mu się w ramiona tylko dlatego, że okazał mi zainteresowanie. Twierdził, że mnie pragnie, ale nie mogłam mieć pewności, czy nie jest to tylko środek na uśmierzenie jego lęków. Byłam przy nim i pomogłam mu w trudnym momencie jego życia. Być może mylił wdzięczność z innym uczuciem i gdy w końcu przekona się, że jednak nie jestem w jego typie, zostanę już nie ze złamanym, ale z roztrzaskanym na kawałki sercem. Rozważałam też, czy nie dawało o sobie znać moje poczucie braku bezpieczeństwa. Może to, co do mnie czuł, było prawdziwe? Tyle że nie mogłam mieć co do tego pewności. – Umów się z nauczycielem historii – poradził mi Aidan, kiedy skończyłam relacjonować nagły zwrot akcji w zawiłej historii losów Logana i Grace. – Kompletnie zgłupiałaś?! Zaakceptuj to! Pozwól temu wspaniałemu facetowi rzucić cię na łóżko i zabawiać z tobą niegrzecznie milion razy na milion sposobów – przekonywała mnie Chloe, zdecydowana grać w drużynie Logana. – Zrób to, co cię uszczęśliwi – powiedziała Juno, co było słodkie, ale niezbyt użyteczne. Ponieważ rady moich przyjaciół na niewiele się zdały, postanowiłam nie myśleć o całej sprawie, w czym miało mi pomóc spotkanie z Shannon, Jo i Joss. Umówiłam się z nimi na kawę następnego popołudnia. Shannon przyszła poplamiona farbami, prosto z Edinburgh College of Art, gdzie
studiowała, a Jo miała akurat dzień wolny w firmie wujka Micka. Joss jako pisarka sama wyznaczała sobie czas pracy, a Elodie zgodziła się popilnować małej Ellie. Spotkałam się z nimi w Black Medicine, modnej kawiarni w starej części miasta, i kiedy spojrzałam na ich zatroskane twarze, pożałowałam, że nie wypada mi uciec. Było zupełnie jasne, że rozmowa z nimi nie pomoże mi podjąć próby zignorowania Logana. – Chciałyśmy sprawdzić, co się z tobą dzieje – zaczęła Shannon. – Joss powiedziała nam po przyjęciu, że wyszłaś w pośpiechu, nie żegnając się, a Logan był bardzo zdenerwowany. Zresztą dzwonił do mnie. – Posłała mi znaczące spojrzenie. Przyjrzałam się ich twarzom. I już wiedziałam. Logan poprosił je o wsparcie. Pacan. – O dobry Boże! – Uniosłam głowę i popatrzyłam w górę, jakbym zanosiła modły do bezlitosnego bóstwa. – Dlaczego ja? Joss prychnęła z wyższością. – No właśnie. Czyż nie jest to potworne, gdy fantastyczny, dziko atrakcyjny, lojalny Szkot zakochuje się w nas? – Ten sarkazm jest nie na miejscu. – Posłałam jej groźne spojrzenie. – To nie miało zabrzmieć sarkastycznie. – Uśmiechnęła się do mnie. – Zdarzały się momenty, gdy żałowałam, że Braden nie chce odpuścić. Jo popatrzyła na nas obie wymownie. – Bo tak samo jak teraz Grace wypierałaś to. Sekretnie go pragnęłaś. Jest na to dowód. – Pokazała na obrączkę Joss. Przyszła kolej posłać Jo gniewne spojrzenie. – Niczego nie wypieram. Jestem w pełni świadoma swoich uczuć wobec Logana i tego, że te uczucia podeptał. Całkiem niedawno. Być może nie zamierzam dopuścić, by zdarzyło się to ponownie. – Grace. – Shannon położyła mi dłoń na ramieniu. – Znam swojego brata. Nie popełni ponownie tego samego błędu. Nie zrani cię po raz drugi. – Chciałam tylko napić się kawy – powiedziałam, patrząc na nią błagalnie. – No to masz tę swoją kawę połączoną z kazaniem – rzuciła zgryźliwie Joss. – Macie szczęście, że boję się konfrontacji i odrzucenia przez osoby, na których mi zależy. Joss popatrzyła na mnie z udawanym namysłem, po czym zwróciła się do Jo: – Czy tobie też zabrzmiało to lekko konfrontacyjnie? Jo z komiczną powagą skinęła głową. – Z całą pewnością dostrzegłam błysk agresji w jej oczach. – Ale jeśli chodzi o Logana, nie masz oporów przed konfrontacją… – Shannon uśmiechnęła się złośliwie. – Nie ma to jak w domu – powiedziałam, zamykając oczy w obronie przed ich docinkami. – Zawsze myślałam, że ta fraza idzie w parze z ciepłymi kapciami – skomentowała Joss. Otworzyłam powieki i warknęłam: – Nie należy zaprzyjaźniać się z inteligentnymi kobietami. Są przerażające. – To było konfrontacyjne. Już wcale nie lekko. – Jo zwróciła się z powagą do Joss.
Zerwałam się z krzesła. – Skoro mam przez godzinę wysłuchiwać czegoś takiego, muszę koniecznie zamówić wzmocnioną kawę. * Wracałam do domu, a w głowie rozbrzmiewały mi głosy: Logan jest lojalny do bólu. Zawsze będzie stał przy tobie. Braden ufa Loganowi. Zaręczam ci, że to wiele znaczy. Nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego jak wtedy, gdy poznał ciebie. Wiem, kiedy z nim walczysz, bo robi się ponury i warczy na wszystkich. Masz wpływ na jego nastrój. Tak właśnie jest, gdy mężczyzna cię kocha. Daj mu szansę. Ostatni raz. Maia cię uwielbia. To chyba też w tym wszystkim się liczy. Przemyśl to, Grace. Naprawdę powinnaś to przemyśleć. Kiedy przyszła pora się pożegnać, Joss spojrzała w moje oczy osaczonej sarny i orzekła ponuro: – Mówiłam, że powinnyśmy działać subtelniej. Grace wygląda, jakby miała zwymiotować. – Ellie twierdziła, że to zadziała. – Shannon zerknęła na mnie nerwowo. – A właściwie dlaczego posłuchałyśmy Ellie? – zastanowiła się Jo. – Bo jest najlepsza w te sentymentalne, miłosne klocki – oświadczyła Joss. – Ale tutaj lepsza byłaby odwrócona psychologia. – Wystarczy. – Złapałam torebkę. – Nie mam zamiaru być obiektem treningu przyszłych swatek. Doceniam wasze zaangażowanie i szczerą troskę, niezależnie od tego w jak przedziwny sposób się objawiła, ale rzeczywiście trochę mnie mdli i rozbolała mnie głowa. Idę do domu. Wypowiedziały skruszonymi, przepraszającymi głosami słowa pożegnania, a ja z ulgą wyszłam z kawiarni. Niemniej zrobiły swoje. Nabiły mi głowę zaletami Logana, podkreślając, że właśnie dlatego się w nim zakochałam. Zależało mi na znajomości z nimi, ale byłam na nie zła za to, że skomplikowały mi życie. * Przykro to przyznać, ale gdy Maia stanęła w moich drzwiach tego wieczoru, przez chwilę chciałam, żeby sobie poszła. W skrytości ducha zastanawiałam się bowiem, czy ona też zasiliła szeregi drużyny Logana. Przyglądałam się jej podejrzliwie. – Mam wejść? – Czy mogę wejść? – poprawiłam ją automatycznie i odsunęłam się. Uśmiechnęła się do mnie promiennie i wkroczyła energicznie do środka. Poszłam za nią, spięta i wyczekująca. – Nudzi mi się – oświadczyła, odwracając się do mnie ze skrzywioną twarzą. – Szkoła się skończyła,
nie mam lekcji do odrabiania, tata pracuje po godzinach. Zrób coś, Grace. – Nadąsała się komicznie. Rozluźniłam się. Naprawdę mi ulżyło. Maia zachowywała się jak zwykle. Byłam jej za to wdzięczna. – Czego byś ode mnie oczekiwała? Wypuściła głośno powietrze ustami i rozejrzała się z namysłem po pokoju. Na widok kolekcji płyt DVD oczy jej zabłysły. – Chodźmy do kina. Pomyślałam o tym, co zaplanowałam zrobić, a potem o tym, jak trudno mi pracować, gdy mam głowę zajętą myślami o mieszkającym naprzeciwko mężczyźnie. Rozrywka dobrze mi zrobi. – Zgoda. Masz jakiś konkretny film na uwadze? – Grają nowy film akcji z Nickiem McGuire’em. Nick McGuire był wschodzącą gwiazdą hollywoodzkich filmów akcji, do tego nieprzyzwoicie przystojnym. Wiedziałam dobrze, dlaczego Maia chce obejrzeć ten film. Nie z powodu zapierających dech w piersi sekwencji pościgów samochodowych. Przewróciłam wymownie oczami. – Niech będzie. Zdecydowałyśmy, że przejdziemy się pieszo na Morningside, gdzie znajdował się kinoteatr w stylu art déco, który obie uwielbiałyśmy. Mogłyśmy kupić bilety na zwyczajne miejsca albo na fotele czy kanapę. Na miejscu zdecydowałyśmy się na skórzaną kanapę. – Muszę do toalety – oznajmiła Maia, gdy zasiadłyśmy na małej kanapie. – Zaraz wracam. – Kup popcorn. – Wręczyłam jej kilka monet, a ona kiwnęła głową i znikła. Reklamy dobiegały końca, a jej wciąż nie było. Zdarzały się w kinach koszmarnie długie kolejki po przekąski, ale to jednak trwało zbyt długo i zaczęłam się martwić. Pochyliłam się, żeby wyciągnąć telefon z torebki, gdy skórzane pokrycie zachrzęściło, a siedzenie ugięło się pod czyimś ciężarem. Stanowczo zbyt dużym jak na szczupłą piętnastolatkę. Wyprostowałam się gwałtownie, a światło padające z ekranu oświetliło twarz Logana. Na niewielkiej kanapie nasze ciała musiały się stykać ze sobą. – Co ty tu robisz? – wysyczałam gorączkowym szeptem, a serce zaczęło mi bić szybciej. – Maia zdecydowała, że właściwie nie chce oglądać tego filmu – odpowiedział z błyskiem w oczach. Zamorduję ją. – Wstrętna zdrajczyni. Wzruszył ramionami. Coraz bardziej czułam ciepło jego ciała i zapach jego wody kolońskiej. – W tym wypadku jest po mojej stronie. – Wygląda na to, że nie ona jedna. – Spojrzałam na niego oskarżycielsko. Czyżbym zobaczyła skruchę w jego oczach? – Przepraszam, że nasłałem dziewczyny. One też cię przepraszają. To było za bardzo z grubej rury. – Tak? A to z Maią jak nazwiesz? – Koniecznością. To jedno słowo wypowiedziane głębokim, zmysłowym głosem przyprawiło mnie o gęsią skórkę. Stanowczo nie podobało mi się, że tak łatwo wywołuje u mnie taką reakcję. Do diabła z moim ciałem! – Nie grasz fair. Uśmiechnął się do mnie powoli, uwodzicielsko. – Zdecydowanie nie.
Ktoś za nami próbował nas uciszyć, więc wbiłam wzrok w ekran. Film już się zaczął, lecz nawet tego nie zauważyłam. Zresztą do końca miałam rozproszoną uwagę. Gdyby ktoś mnie zapytał, co sądzę o filmie, nie wiedziałabym, co powiedzieć. Zamiast na fikcyjnej fabule byłam skoncentrowana na prawdziwym mężczyźnie siedzącym obok mnie. W półmroku kinowej sali nasze wzajemne przyciąganie stało się dla mnie oczywiste jak nigdy dotąd. Musiałam oddać Loganowi sprawiedliwość – nie próbował mnie uwodzić dotykiem. Pozwolił, by działała sama jego obecność. Moje zmysły wyostrzyły się. Moje ciało reagowało na ciepło jego ciała, skóra paliła mnie przez cały film. Jego udo dotykało mojego i byłam boleśnie świadoma tego kontaktu. Wydawało mi się, że nacisk na moje udo narasta, rozlewa się, jakby niewidzialne palce błądziły po moim ciele. Podczas cichych scen słyszałam, jak Logan wdycha i wydycha powietrze. Zapach jego wody kolońskiej wdzierał się w moją przestrzeń, budził wspomnienia tamtej nocy, gdy kochaliśmy się szaleńczo przy ścianie w mojej kuchni. To było najgorsze. Bo przypomniałam sobie, jak to było czuć go w sobie. Zacisnęłam nogi, usiłując zignorować przypływ podniecenia. Nie dało się. Zrobiło się jeszcze gorzej, gdy Nick McGuire zaczął grę wstępną ze swoją piękną asystentką. Film nie został zakwalifikowany jako dla dorosłych, więc nie doszło do gorętszej sceny, ale ubrania zostały zdjęte i oglądaliśmy piękną parę w ładnej bieliźnie ocierającą się o siebie. Leżąca na kolanie dłoń Logana zacisnęła się w pięść i miałam nieodparte wrażenie, że wiem, co mu chodzi po głowie. Pilnował się, żeby mnie nie dotknąć? Wstrzymałam oddech. Ledwie film się skończył, zerwałam się jak oparzona i mamrocząc słowa przeprosin, przeciskałam się między ludźmi, potykałam o ich nogi i rozrzucone na podłodze rzeczy. Na zewnątrz zaczęłam łapczywie wdychać świeże chłodne nocne powietrze. Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą Logana. Zaniemówiłam. – Pozwól, że cię odprowadzę do domu. Szliśmy w tym samym kierunku, uznałam więc, że byłoby dziecinne nie zgodzić się. Jakiś czas trwało pełne napięcia milczenie, w końcu powiedział: – Mogłaś wyjść. Miał rację. W każdej chwili mogłam wstać i wyjść. – Widocznie jestem masochistką. Aż prychnął. – Rozumiem, że miało mnie to obrazić. – Logan… – westchnęłam – po prostu nie rozmawiajmy. – Ja też bym wolał nie. Akurat teraz wolałbym całować twoje cudownie słodkie usta. Zaczerwieniłam się i spojrzałam na niego, otwierając szeroko oczy. – Nie powinieneś do mnie tak mówić. – Rozejrzałam się dyskretnie, czy nikt nie jest świadkiem tego, jak on ze mną flirtuje. – Skarbie. – Przestań mówić do mnie „skarbie”, a najlepiej w ogóle skończ z tym. – Dobra, skończę z tym, jeśli mi powiesz, że nie czułaś mnie w sobie w kinie. Powiedz mi, że gdy ja stwardniałem, tylko siedząc koło ciebie i wdychając twój zapach, ty nie czułaś mnie w sobie. Powiedz,
że nie myślałaś o tym, jak się z tobą kochałem. Bo ja nie mogę przestać o tym myśleć. Chcę się z tobą kochać i chcę cię kochać. – Idąc koło mnie, przysunął się bliżej, podczas gdy ja przyspieszyłam kroku, by uciec przed jego słowami wzmagającymi bicie mojego serca. – I chcę ci to powtarzać przez resztę życia. Przyspieszyłam jeszcze bardziej, oddychałam z trudem, ale uparcie szłam dalej. Aż zostałam zatrzymana. Zamrugałam powiekami zaskoczona nagłym szarpnięciem i znalazłam się we wnęce między dwoma butikami. Logan górował nade mną, przyciskał mnie do chłodnej ściany z cegły. – Powiedz mi. Otworzyłam usta, żeby zaprzeczyć, ale nie mogłam. Miażdżył mi wargi w pełnym złości i desperacji pocałunku, od którego aż podwinęłam palce u stóp. Nienawidziłam tego, że jego świeży zarost tak bardzo mnie podniecał. Nienawidziłam swoich piersi nabrzmiewających z pożądania, napierających na jego klatkę, jakbym go błagała o dotyk. Nienawidziłam mojej rozpalającej się skóry i pulsującego gorąca między udami. I tego, że odwzajemniłam jego pocałunek z równą desperacją. Jego męskość wbijająca się w mój brzuch, kciuk przesuwający po mojej piersi wywołały u mnie gwałtowne pożądanie. W efekcie niespodziewanie otrzeźwiałam. Odepchnęłam delikatnie Logana, a on natychmiast mnie puścił. Oddychał szybko, ciężko, a jego oczy błyszczały triumfalnie, gdy na mnie patrzył. Prychnęłam, wzruszając ramionami, przesunęłam się na bok i umknęłam na chodnik, gdzie mogłam się poczuć bezpieczniej. Dołączył do mnie; wiedziałam, o co chce zapytać. – Tak, pociągamy się nawzajem – powiedziałam cicho, czując się bezbronna wobec niego i jednocześnie dziwnie samotna. – Ale to nic nie znaczy. – Nieprawda, znaczy – zaprzeczył, a w jego głosie brzmiały upór i nuta buńczuczności. – Sama to przyznałaś, skarbie. Mówiąc, że nie rozpalasz się przy każdym… Nie zaprzeczysz temu, że rozpalasz się zawsze, gdy cię dotknę. – W tej chwili naprawdę cię nie lubię. – Nie szkodzi – odparował z uśmiechem. – Ważne, że mnie kochasz, reszta się nie liczy. – Arogancki jesteś! Zawsze taki byłeś? – Nie myl arogancji z pewnością siebie. Zrobiłam ironiczną minę i ruszyłam z demonstracyjnym pośpiechem naprzód, mamrocząc pod nosem rozdrażniona tym, że z łatwością mnie dogania. Nie pozbyłam się go, towarzyszył mi całą drogę do domu, a gdy włożyłam klucz do zamka, poczułam jego pierś na swoich plecach i usta tuż przy uchu. – Nie mogę się doczekać na powtórkę najlepszego seksu, jaki miałem w życiu. To wyznanie odebrało mi oddech, ciało domagało się, bym uległa. Przekręciłam klucz i zmusiłam się, by wejść do środka. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, nie odwracając się, żeby nie mógł zobaczyć w moich oczach, jak bardzo go pragnę.
20
– Właściwie to powinnaś dać mi klucze. Popatrzyłam z wyrzutem na Maię, gdy następnego ranka stanęła w moich drzwiach. – Dać klucze zdrajcy? Uśmiechnęła się zażenowana. – Nie możesz mnie winić za to, że umożliwiłam człowiekowi randkę. – Właśnie, że mogę. Przewróciła oczami, zignorowała moją rozgniewaną minę i przeszła obok mnie. – Masz jakieś płatki? Nam się skończyły. – Mam zamiar zrobić sobie jajecznicę. Mogę cię poczęstować, jeśli chcesz – rzuciłam sucho, zamknęłam drzwi i poszłam za nią do kuchni. Odwróciła głowę, stojąc przy otwartych drzwiach lodówki. – Mówiłaś coś o jajecznicy? – Ja ją zrobię. Ty też chcesz? – Nie będziesz się chyba na mnie bez końca złościć? – Jestem na ciebie porządnie zła… ale nie na tyle, żeby cię zostawić bez śniadania. – W takim razie nie jesteś jeszcze na mnie wściekła. – Wspięła się na kuchenny stołek. – Wyglądasz na zmęczoną. Wyglądałam jak upiór. Prawie nie spałam. Znowu! Wymęczona zasnęłam wreszcie o piątej nad ranem, a Maia zaczęła bębnić w moje drzwi cztery godziny później. – Jest sobotni ranek. Nie mogłabyś jeszcze spać jak wszystkie nastolatki w tym kraju? Przygryzła dolną wargę, znikła zawadiackość, którą przejęła od swojego kochanego tatusia. – Nie mogłam spać. Martwiłam się o ciebie. Natychmiast przestałam udawać, że jestem na nią zła. – Maiu, nie ma potrzeby, żebyś się o mnie martwiła. Potrafię o siebie zadbać. – Naprawdę? – Co ma znaczyć to pytanie? – Wspięłam się na stołek obok niej. Spojrzała na mnie fiołkowymi oczami i nagle stwierdziłam, że chociaż są bardzo podobne do oczu jej ojca, to jednak różnią się od nich. Czaił się w nich mrok, nie było surowości wyraźnej we wzroku Logana. Ta surowość wprawdzie znikała, gdy ktoś sprawił, że zaczynał śmiać się szczerze. Odpędziłam myśl, że zdarzało się to rzadko, ale w mojej obecności trochę częściej. Maia westchnęła ciężko, a taka reakcja kompletnie nie przystawała do jej wieku. – Wiem, że zależy ci na tacie, ale nie wiem, dlaczego tak mu to utrudniasz. – Bo nie wiesz wszystkiego. – Nie chciałam jej mówić, że mnie zranił. Nie chciałam, żeby kiedykolwiek źle o nim myślała. – Nie jestem głupia, nie wyobrażam sobie, że on jest doskonały. Ale jeśli uraził twoje uczucia, na
pewno bardzo tego żałuje. – Maiu… – Zakryłam twarz dłońmi, bo nagle zachciało mi się płakać. – Są sprawy, o których nie mogę z tobą rozmawiać. Na dłuższą chwilę zapadła cisza i już zaczęłam się obawiać, że ją zraniłam. – Grace… Napięcie w głosie Mai sprawiło, że uniosłam głowę i spojrzałam na nią. Mroczny wyraz na dobre zagościł w jej oczach, przyćmił jasność fiołkowych tęczówek. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. – Pamiętasz, jak pierwszy raz tu przyszłam i zapytałaś mnie, przez co przeszłam? Zwykle widywaliśmy z Loganem Maię zabawną, sarkastyczną i ciepłą. Ale bywały dni, gdy rozmyślała ponuro w osobnym pokoju albo płakała z niewiadomego powodu. Przypisywałam to okresowi dojrzewania i zmianie, jaka dokonała się w jej życiu. I oczywiście temu, że matka ją porzuciła. Czekałam, aż się przede mną otworzy. Teraz nie byłam jednak pewna, czy zniosę prawdę. – Wiem, że martwiłaś się tym, co się działo, gdy mieszkałam z mamą. Skinęłam głową, poczułam ucisk w gardle na myśl o tym, co usłyszę. Maia patrzyła prosto w moją twarz, a jej oczy błyszczały od emocji. – Nie było dobrze. Jednak nie aż tak źle, jak sobie to wyobrażasz. Głównie chodzi o to, że się mną nie interesowała. Ale miałam mamę, a kiedy jest się małym dzieckiem, kocha się matkę niezależnie od tego, jaka jest. Znowu skinęłam głową. Dobrze pamiętałam, jaką bezwarunkową miłością darzyłam swoją matkę. I jak dzień po dniu niszczyła to uczucie, aż zostało mi tylko wyobrażenie matczynej miłości, którego czepiałam się jak ostatniej deski ratunku. – Zamykała mnie w moim pokoju na całe godziny, kiedy miała u siebie faceta. – Jej oczy nabrały zaszczutego wyrazu, ujęłam jej dłoń i już jej nie puściłam. – Do moich uszu docierały odgłosy seksu, a potem Maryanne wychodziła i wracała, po dłuższym lub krótszym czasie, pijana albo naćpana. Zapominała o moim istnieniu. Mogłam walić w drzwi, gdy chciało mi się do toalety albo czułam głód, ale jej nie było lub nie słyszała. – Łzy spłynęły po jej policzkach, a mnie zapiekło pod powiekami. – Potem robiłam jej wymówki, a ona, czując się winna, zabierała mnie na lunch albo coś mi kupowała. Siedziała ze mną, sprawiała, że znowu zaczynałam się śmiać i znowu kochałam ją bezgranicznie. – Otarła nerwowo łzy. – I tak to się powtarzało. – Maiu… – Ścisnęłam jej dłoń, bo co miałam powiedzieć? Dobrze wiedziałam, że słowa nie pomagają na tak głębokie rany. – Zadawała się z jakimiś wykolejonymi mężczyznami. Traktowali ją źle. Odnosili się do niej, jakby była nikim, niektórzy ją bili. Właściwie to chroniła mnie przed tym. Dlatego zamykała mnie na klucz w pokoju, żeby nie wiedzieli o moim istnieniu i nie mogli się do mnie dobrać. Ale uszu nie mogła mi zatkać. Słyszałam wszystko. Także to, jak czasami płakała z bólu… – Zamilkła, jakby przeżywała to raz jeszcze. Patrzyłam na nią, usiłując zdusić wzbierający we mnie gniew. Chciałabym ukarać jej matkę za to, co jej zrobiła. Zamknęłam oczy w obronie przed łzami, bo zdałam sobie sprawę, że ta zadra będzie w niej tkwiła
do końca życia. Zawsze, gdy pomyśli o matce, będzie się czuła jak odrzucone, zaniedbywane dziecko, nie dość kochane. – Grace… Poczułam, jak ściska moją dłoń, otworzyłam oczy i zobaczyłam, że łzy znów napłynęły jej do oczu na widok mojego zdenerwowania. – Grace… – powtórzyła i zaszlochała krótko. Wstałam, ściągnęłam ją ze stołka i objęłam mocno, pozwalając jej wypłakać się w moich ramionach. Łzy zmoczyły mi szlafrok, ale w końcu przestały płynąć. Otarła policzki, wbiła wzrok w podłogę, jej ciemne gęste rzęsy połyskiwały od wilgoci. Odetchnęła niepewnie i potrząsając głową, powiedziała: – Nie powiedziałam tego, żeby cię zdenerwować. Chciałam tylko wytłumaczyć, dlaczego muszę być z ojcem. Wsunęłam jej palce pod podbródek i delikatnie uniosłam głowę, żeby popatrzeć jej w oczy. – Powiedz mi. W jej oczach pojawił się nieoczekiwanie wyraz determinacji, co przypomniało mi jej ojca. – To nie jest tak, że postanowiłam opuścić Maryanne. Ona przestała mnie chronić. Przestała udawać, że mnie kocha. Ten facet… który był z nią w mieszkaniu… – Tak? – ponagliłam ją, a strach ścisnął mi żołądek. – To Dom, jej facet. Jest z nią już jakiś czas. Próbował… dotykać mnie, gdy wyszła. Drgnęłam, krew się we mnie zagotowała. – Nie, nie zrobił tego – zapewniła mnie pospiesznie. – Nie pozwoliłam mu. Ale Maryanne nie uwierzyła mi, gdy jej powiedziałam. Wtedy pękłam. Miałam dość udawania, że się kochamy. Że nie nienawidzę jej za to, co mi robi. Że się jej nie wstydzę. W oczach Mai widziałam mieszaninę gniewu i poczucia winy. Jakbym widziała swoje lustrzane odbicie. Wciąż uczyłyśmy się, jak radzić sobie z mieszanymi uczuciami i spustoszeniami w psychice, które zafundowali nam rodzice. Raczej umrę, niż dopuszczę do tego, by pomyślała, że jej nie kocham. – Kiedy Maryanne powiedziała, że Logan jest moim ojcem, zabrałam gazetę z artykułem i ją schowałam. Dzień po tym, gdy mnie spoliczkowała, twierdząc, że wymyśliłam sobie historię z Domem, zaczęłam szukać ojca. Wyguglałam go w komputerze w szkole. Znalazłam informacje o klubie nocnym i że tam pracuje. Poszłam do Fire i zagadnęłam jednego z ochroniarzy. Powiedziałam, że jestem z rodziny, że ktoś umarł i ojciec powinien się o tym dowiedzieć. To on podał mi adres. Uniosłam brwi z niedowierzaniem. – Powiedziałaś ojcu? – Tak. – Uśmiechnęła się lekko. – Tata jest zadowolony, że go znalazłam, ale facet nie powinien podawać nieznajomej osobie adresu. Zmył mu głowę. – Wyobrażam sobie. – Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać po tacie. Miałam tylko nadzieję, że będzie lepiej niż u mamy. Bałam się, Grace, naprawdę bardzo się bałam. – Wiem – zapewniłam ją cicho, wciąż czując złość, że musiała przez to przechodzić. – Ale już nie. – Oczy jej się rozjaśniły. – Tata sprawił, że czuję się bezpieczna. A nawet czuję się tak, jakbyśmy mieszkali ze sobą od zawsze. Na to nie liczyłam. To prawdziwy cud. – Roześmiała się z
zażenowaniem. – Strasznie to wszystko zabrzmiało łzawo i sentymentalnie. – Niekoniecznie. – Ty odgrywasz w tym olbrzymią rolę. Też dałaś mi dom. Z oczu znowu popłynęły mi łzy. Grace Farquhar, jesteś jak fontanna… – Chciałabym, żebyś była z tatą, bo chciałabym, żebyśmy się stali rodziną. Nigdy jej nie miałam. Ale chciałabym też, żebyś była szczęśliwa. Widziałaś, co się tutaj dzieje, wiesz, że tata jest dobrym człowiekiem i naprawdę mu na tobie zależy. Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz dać mu szansy. Patrzyłam na Maię, a jej nadzieja ciążyła mi na sercu jak kamień. – Maiu, zrobiłabym dla ciebie wszystko oprócz tego. Jeśli jakoś układało się nam z twoim ojcem to dlatego, że mu ufałam. Gdybym spełniła twoją prośbę, ryzykowałabym, że wszystko się zawali tylko dlatego, że wygląda to dobrze tylko w teorii. Uśmiechnęła się tak, że aż zabrakło mi tchu. – Grace, jak chcesz znowu zaufać ojcu, jeśli nie dasz mu szansy, by odzyskał twoje zaufanie? I to jedno zdanie wystarczyło, żebym poczuła dwa sprzeczne uczucia: przegranej i ulgi. * Maia spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do niewielkiej torby i czekała, aż przyjedzie po nią Shannon. Byłam trochę skrępowana tym, że ingerowały w moje osobiste sprawy, ale na nic zdało się przekonywanie Mai, że nie potrzebuję prywatności, którą na siłę chce mi zapewnić, i nic się nie wydarzy między mną a jej ojcem. Radośnie podekscytowana Shannon również nie dała sobie niczego wyperswadować. Zostawiły mnie w mieszkaniu Logana i nie mogąc usiedzieć na miejscu, krążyłam po jego pokoju dziennym, czekając, aż wróci z pracy. Ssanie w żołądku towarzyszyło mi przez cały czas i kilkakrotnie skierowałam się ku wyjściu gotowa się poddać, zanim w ogóle spróbuję. W pewnym momencie, przechadzając się po pokoju w tę i z powrotem, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo się zmienił od chwili, gdy pierwszy raz się w nim znalazłam. Wtedy zastałam tu nierozpakowane pudła, z mebli tylko pokrytą czarną skórą narożną kanapę. I oczywiście telewizor zawieszony na ścianie naprzeciwko niej. Teraz stał tu fotel z podnóżkiem, na którego kupienie nalegała Maia. Był duży, pokryty pluszem, spokojnie mieściłyśmy się w nim obie. Nad kanapą wisiało oprawione w srebrzystą ramę lustro, które wypatrzyłam podczas szukania mebli do pokoju Mai. Ściana przy drzwiach została udekorowana fotografiami wybranymi przez Maię. Dwie Logana i Shannon, gdy byli młodsi, jedna Shannon i Cole’a, selfie, które Maia zrobiła sobie i ojcu… i jeszcze jedna, na widok której poczułam ucisk w piersiach. Byłam na niej ja i oni, zostaliśmy sfotografowani podczas obiadu, który jedliśmy z Jo, Camem, Shannon i Cole’em. Shannon kazała nam się ścieśnić i zrobiła je telefonem. Teraz wisiało na ścianie w pokoju dziennym Logana. Wiedziałam, że to inicjatywa Mai, jednak… Fotografie plus luksusowe zasłony w kremowym kolorze z granatowym obrzeżeniem ociepliły wnętrze. Dokupiłam kilka pasujących do nich kolorystycznie poduszek, które ozdabiały teraz kanapę.
Pośrodku pokoju stał na dywanie niski stolik kawowy. Był to zupełnie inny pokój. Pełen domowego ciepła. Urządził go ze względu na Maię. Jak zwykle zrobiło mi się ciepło na sercu na tę myśl. Drzwi wejściowe otworzyły się, a ze mnie wyparowało rozczulenie. Spięłam się. – Maia? Masz dzisiaj ochotę na chińszczyznę? Jego niski głęboki głos wypełnił całe mieszkanie. – Maiu? – powtórzył, kierując się do pokoju dziennego. Na mój widok przystanął w drzwiach. Wzruszyłam nerwowo ramionami, uśmiechnęłam się również nerwowo, poczułam windę w żołądku, jakbym miała zaraz zemdleć. – Nocuje u Shannon. Logan uniósł brwi pytająco i wszedł do pokoju. – Z jakiegoś szczególnego powodu? – Postanowiła zapewnić nam trochę prywatności, żebyśmy mogli swobodnie porozmawiać. Kąciki ust drgnęły mu lekko. – Czy to opromieni mój wieczór, Grace? Przewróciłam oczami, komentując w ten sposób żartobliwy ton jego głosu. – Powiedziałam „porozmawiać”, Logan. Wskazał na fotel, sam usiadł na kanapie. – W takim razie rozmawiajmy. – Ale może jesteś zmęczony po pracy? – spytałam, mając nadzieję, że się wywinę. Miało to taki skutek, że potrząsnął przecząco głową, a w jego oczach zapaliły się iskierki wesołości. – Jestem fantastycznie pobudzony. Znowu przewróciłam oczami na tę erotyczną aluzję. – Miło mi, że widzę cię w dobrej formie. – Jeszcze nic nie zobaczyłaś, skarbie. – Teraz jesteś sprośny. Nachylił się do mnie, praktycznie rozbierając mnie wzrokiem. – Jeszcze mnie takim nie widziałaś – powiedział powoli. Dreszcz mnie przeszedł, zacisnęłam uda. – Możemy porozmawiać serio? – Ja mówiłem serio. – Logan. – Grace. Prychnęłam rozdrażniona i wstałam. – Próbuję ci coś powiedzieć. – Nie próbuj, powiedz. Skrzyżowałam ramiona na piersiach i spojrzałam na niego gniewnie.
– Już nie jestem taka pewna, czy chcę. Twarz mu się zmieniła, znikł rozbawiony, uwodzicielski wyraz. – Powiedz mi. Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powoli powietrze. Patrzyłam mu prosto w oczy, mając nadzieję, że to, co powiem, nie wywoła tarć między nami. – Rozmawiałam dzisiaj z Maią. – Wszystko u niej w porządku? Uśmiechnęłam się ujęta tym wyrazem troski o córkę. – Tak. Była bardzo przekonująca. – Powinienem jej podwyższyć kieszonkowe? – spytał z błyskiem w oku. – Może… – Roześmiałam się krótko i wbiłam wzrok w swoje stopy. – Grace? Podniosłam wzrok, a kiedy znowu spojrzałam mu w oczy, przeszedł mnie dreszcz na widok nieskrywanego pożądania, jakie w nich zobaczyłam. Przywołałam się do porządku. Jeśli nie zachowam ostrożności, uzależnię się od tego widoku. – Wciąż ci do końca nie ufam. Skinął ostrożnie, z wahaniem głową, jakby obawiał się mnie spłoszyć. – Ale Maia uznała, że nigdy nie odzyskasz mojego zaufania, jeśli nie dam ci szansy. – To dopiero sprytna dziewczyna. – Owszem – Uśmiechnęłam się. – Nie chcę, żeby w jakikolwiek sposób została przez nas zraniona, więc bardzo cię proszę, przemyśl to, co powiem. Zapomnij o tym, że to ja byłam przy tobie, gdy w twoim życiu zaszła wielka zmiana. Nie bierz też pod uwagę tego, jak bardzo blisko jestem z Maią. Chcę, żebyś pomyślał o mnie, i tylko o mnie, i o tym, czy to na pewno mnie pragniesz. – Czułam się kompletnie obnażona, mówiąc te słowa. I zupełnie bezbronna. – Zgoda? – Dobrze rozpoznaję sytuację. Niczego nie mylę. Dlaczego coś takiego przyszło ci do głowy? – Popatrz na mnie! – wypaliłam ze złością. – Mieszkam tu. Widziałam kobiety, które przewijały się przez twoje mieszkanie. Stanowiły pod każdym względem moje przeciwieństwo. Zerwał się na równe nogi. Zaskoczona tym, cofnęłam się mimowolnie. – Tak. Chcesz wiedzieć dlaczego? Bo nie chciałem związku na poważnie, więc sypiałem z kobietami, których nie mógłbym traktować poważnie. Nie chciałem żadnych komplikacji. – Zrobił krok w moją stronę, a ja zmusiłam się, żeby pozostać na miejscu. – Chcesz znać prawdę? Przez ostatnie półtora roku poznałem kilka kobiet, przy których zaiskrzyło… Wycofałem się. Nie wziąłem numeru telefonu, nie spałem z nimi. Bo nie chciałem związku. Niczego rzeczywistego. Szukałem zapomnienia. Na widok wyrazu bólu w jego oczach zrobiłam krok do przodu. – Logan… – Ale z tobą… – potrząsnął głową – jest inaczej. Nawet gdybym chciał, nie potrafię od ciebie uciec. Jesteś rzeczywistością i zapomnieniem. W pakiecie z irytująco logiczną, zawsze postępującą jak należy, mającą klasę, niezwykłą pięknością. Wstrzymałam oddech, słysząc te słowa. – Czy to jest odpowiedź na twoje pytanie i wątpliwości? Powoli skinęłam głową.
– Więc zaczynamy? – spytał, podchodząc do mnie powoli. Spanikowałam i cofnęłam się. – Chcę spróbować, ale nie w tym tempie, potrzebujemy… Ach! – krzyknęłam, gdy nieoczekiwanie mnie uniósł i przerzucił sobie przez ramię. – Co ty wyrabiasz?! – Mój głos ugrzązł w jego plecach, a moje włosy opadły na jego pośladki. – To była rzeczywistość. Pora na zapomnienie, skarbie. – Żadnego seksu! Mieliśmy rozmawiać. Pogłaskał mnie po pupie. – Chcę być w tobie. Nagle znalazłam się w powietrzu i wylądowałam z głuchym odgłosem na materacu. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, dysząca, rozczochrana i podniecona. – A ty chcesz mnie w sobie. Powoli rozpinał pasek u spodni, a ja siedziałam na jego łóżku, patrząc w jego rozpalone oczy, zaróżowiona z pożądania. – Jesteś strasznie pewny siebie – powiedziałam cicho. – Zdejmij sweter – zażądał. Skrzyżowałam ramiona na piersiach i rzuciłam z oburzeniem: – Nie. – Zdejmij sweter, skarbie – powtórzył, uśmiechając się szeroko. – Nie słucham rozkazów. – W łóżku będziesz. Oczy mi się rozszerzyły ze zdziwienia, serce zabiło mi mocno. – Masz upodobanie do takich rzeczy? Bicze i dominacja? – Bicze? Nie. Przywiązywanie do łóżka, gdy zdecydujesz się mi zaufać i pozwolisz robić ze swoim ciałem to, co chcę, tak. Dyscyplina? Nie. Erotyczne klapsy? Tak. Rozpinanie na krzyżu? Zbyt dramatyczne jak na mój gust. Odgrywanie seksualnych fantazji? Jak najbardziej. Kochanie się z tobą we wszystkich możliwych wymyślonych przez człowieka pozycjach? Tak, tak i jeszcze raz tak! Trochę mnie zatkało. – Zdaje się, że usiłujesz mnie oswoić ze swoją niezwykłą seksualną otwartością. Nie wydaje mi się, żebym się przyzwyczaiła. – Podoba ci się to, inaczej już byś uciekła. – Rozpiął koszulę i odrzucił ją na bok. Popatrzyłam na pięknie wyrzeźbioną klatkę piersiową i silne ramiona. – Zdejmij ten sweter, zanim go na tobie porwę. Zabrzmiało humorystycznie, ale nie wątpiłam, że jest zdolny spełnić groźbę. W sypialni najwyraźniej odgrywał rolę samca alfa. W redagowanych przeze mnie powieściach występowali oczywiście tacy bohaterowie, nawet ich lubiłam, ale nie przyszło mi do głowy, że kiedykolwiek polubię kogoś takiego w rzeczywistym świecie. Niemniej była w tym jakaś równowaga. Poza sypialnią nie odnosił się do mnie jak typowy samiec alfa, a w sypialni… Odkryłam, że nie jest to przerażające, przeciwnie, wydało mi się seksowne. Ujęłam dół swetra w dłonie i ściągnęłam go przez głowę. Rzuciłam gdzieś na podłogę i rozciągnęłam się na łóżku. Na co Logan ukląkł po obu stronach moich bioder i przesunął dłońmi w górę od mojej talii do biustu. Nakrył piersi dłońmi, a ja wygięłam się w łuk, napierając na jego dłonie. Pocałował mnie, mocno, głęboko, rozpinając wprawnie biustonosz. Kiedy się całowaliśmy,
poznawałam dłońmi każdy centymetr jego umięśnionej klatki piersiowej i niechętnie przestałam, gdy popchnął mnie delikatnie na łóżko i zsunął ramiączka stanika. Przeniósł wzrok z mojej twarzy na piersi, pod jego pełnym pożądania wzrokiem nabrzmiały, brodawki zaczęły twardnieć. Nie miałam tak imponującego biustu jak jego poprzednie partnerki, ale to, co zobaczyłam w jego wzroku, sprawiło, że przestałam się tym przejmować. Miał to wypisane na twarzy: podobam mu się taka, jaka jestem. Czułam znajome pulsowanie i wiedziałam, że gdy wsunie dłoń między moje uda, przekona się, że jestem wilgotna i gotowa, by go przyjąć. Dotykał mnie, znowu nakrył dłońmi moje piersi, ugniatał je delikatnie, jednocześnie kciukami drażniąc brodawki. Z rozmysłem rozniecał moje pożądanie, jakby nigdy nie zamierzał go zaspokoić. Był skoncentrowany na pieszczeniu mnie, a ja na odbieraniu jego pieszczot. Oddychał coraz głośniej, czułam przez dżinsy, że jest nabrzmiały. Z rozbawieniem pomyślałam, że może eksplodować przede mną. Wyczytał tę myśl w moich oczach i w jego wzroku pojawił się wyraz czułości i zdecydowania. Westchnęłam lekko, gdy musnął wargami moją prawą, a potem lewą pierś. Pieścił je na przemian, niemal motylimi muśnięciami ust i oddechem, jakby czekał, aż zacznę go błagać. Ale choć wbiłam mu palce w ramiona, trzymałam się, dopóki nie wymknął mi się cichy jęk, co skłoniło go do bardziej zdecydowanych działań. Otoczył wargami brodawkę piersi, pieścił ją szybkimi ruchami języka, a potem possał. Dół mojego brzucha zafalował, z cichym okrzykiem odrzuciłam głowę do tyłu. Obdarzył szczodrze uwagą obie piersi, aż nabrzmiały, czym doprowadził mnie niemal do szaleństwa. Zaczęłam pomrukiwać błagalnie, odsunął się ode mnie i zszedł z łóżka. Stał nade mną i wyglądał jak uosobienie pogańskiego bożka seksu. Jego pociemniałe, głodne mojego ciała oczy miały nade mną całkowitą władzę. – Jesteś wilgotna? Rozchyliłam wargi ze zdumienia, nieprzygotowana na tak otwarte pytanie. Poczułam, że się czerwienię. – Powiedz mi, że zwilgotniałaś dla mnie, Grace. – Jestem wilgotna… – wyszeptałam, czerwieniejąc mocniej. Z zaciśniętymi szczękami, wyraźnie usiłując panować nad sobą, pochylił się i rozpiął mi spodnie. Wsunął palce pod pasek i majtki i pociągnął je w dół. Uniosłam biodra i ściągnął mi spodnie i bieliznę jednym ruchem, przesuwając dłońmi po moich udach i łydkach. Rozsunął mi nogi i jego dłonie prześliznęły się w górę, na wewnętrzną stronę moich ud. Przykląkł na łóżku i uniósł moje biodra, jego dwa palce wśliznęły się we mnie. Rozchyliłam szerzej nogi, biorąc głęboki oddech. Wysunął powoli palce, prawie do końca, naparłam biodrami, dając znak, aby włożył je znowu. – Logan… – jęknęłam, poruszając biodrami – pragnę cię. Palce wycofały się, otworzyłam oczy i zobaczyłam, że wstaje z łóżka. Twarz miał napiętą od wysiłku zachowania kontroli. Wyjął z kieszeni dżinsów prezerwatywę, po czym zdjął je razem z bokserkami. Patrzyłam na niego, rozpalona do czerwoności, wewnętrzna strona ud mi drżała, oddech jeszcze przyspieszył, gdy obserwowałam, jak rozwija prezerwatywę na nabrzmiałym dużym członku. Moje nogi same się rozchyliły, gdy opuścił się na moje ciało, jego męskość napierała na dół mojego
brzucha, pierś ocierała się o moje piersi. Pocałował mnie i błądził koniuszkami palców po zewnętrznej stronie moich ud, czekałam rozgrzana do granic wytrzymałości. Szarpnęłam biodrami, gdy dotknął kciukiem wzgórka łechtaczki, odpowiedział na to zaborczym, gardłowym mruknięciem. Nie przestając mnie pieścić, zaczął mnie całować; pocałunki były głębokie, mokre, przyprawiające o zawrót głowy. Dotykałam go, gładziłam jego ramiona, klatkę piersiową, biodra, drażniłam brodawki, aż w końcu jego też przeszedł dreszcz i zaczął mocniej mnie pieścić. Znowu wsunął we mnie dwa palce, przerwałam pocałunek, jęknęłam i wygięłam się w łuk. – Jesteś obłędnie seksowna. – Obsypywał szybkimi pocałunkami moją szyję i szczękę, nie przestając mnie pieścić palcami. – Zamierzam sprawić, skarbie, że będziesz moja. Całkiem. – Nasze oczy się spotkały, czytałam w jego obietnicę seksualnej rozkoszy. – Żadnych granic, Grace, nie ze mną. Zamierzam poczynać sobie z tobą tak, jakby jutro świat miał się skończyć, i wiem, że mi na to pozwolisz. Moje wewnętrzne mięśnie zacisnęły się na jego palcach, a jego oczy pociemniały jeszcze bardziej. Musnął wargami moje usta i powiedział niskim, głębokim głosem: – Ale dzisiaj będę się z tobą tylko czule kochać. Łzy napłynęły mi do oczu, jego słowa zabrzmiały tak żarliwie i poważnie, jakby składał mi przysięgę. Obiecującą coś więcej niż tylko wspaniały seks. Objęłam go i błądząc dłońmi po gładkiej ciepłej skórze, wyszeptałam: – Wejdź we mnie, Logan. – A mój głos zdradzał więcej, niżbym chciała. Doskonale to rozpoznał, w jego oczach pojawił się błysk triumfu. Wysunął ze mnie palce, objął dłońmi moje nadgarstki, uniósł moje ręce i unieruchomił je po obu stronach mojej głowy. Patrząc mi głęboko w oczy, podciągnął się, czułam jego gorącą, nabrzmiałą męskość prześlizgującą się po moim podbrzuszu, a potem uczucie nacisku, gdy wsuwał się we mnie. Wszedł głęboko, puścił moje nadgarstki i splótł palce z moimi. Wycofał się lekko i poruszał się we mnie delikatnie, wykonywał okrężne ruchy biodrami, budując napięcie, nieruchomiał na sekundy. – Szybciej – zażądałam błagalnie. – Uprawiamy miłość, Grace – przypomniał mi z lekkim uśmiechem. – To uprawiajmy ją szybciej – wydyszałam – chociaż trochę szybciej. Uniosłam biodra, napierając na niego, i jęknęłam głośno z rozkoszy, gdy pchnął mocniej. Widziałam, jak zaciska zęby i jak napinają mu się mięśnie na twarzy, gdy zaczął wchodzić we mnie głębiej, wciąż utrzymując powolny, słodko-dręczący rytm poruszeń. Puścił moje dłonie, podłożył ręce pod moje pośladki i uniósł moje biodra pod takim kątem, by móc wejść we mnie jeszcze głębiej. Wypełnił mnie, zacisnęłam dłonie na jego biodrach. Patrzyliśmy sobie w oczy, poczucie intymności narastało coraz bardziej, ogarniało nas. Podniecenie, intensywne, coraz intensywniejsze, moje ciało napięte w oczekiwaniu, poczułam, jak jego palce wbijają się w moje pośladki, biodra zaczynają się poruszać coraz szybszym rytmem, jakbyśmy oboje nie mogli już dłużej czekać na to, czego pragnęliśmy. Jeszcze jedno pchnięcie… – Logan… Oooch… Takiego orgazmu nigdy dotąd nie przeżyłam. Moja wagina wciąż falowała, gdy patrzyłam, jak on tężeje i odrzuca głowę, oczy ma zamglone od zbliżającego się szczytowania. Zacisnął dłonie na moich pośladkach niemal boleśnie, gdy orgazm szarpnął jego biodrami.
Jego pierś wznosiła się gwałtownie, gdy próbował odzyskać oddech. Niezwykłe fiołkowe oczy wpatrywały się w moją twarz, gdy leżałam pod nim rozluźniona, niemal omdlała. – Ufasz mi? – wydyszał. Uśmiechnęłam się leniwie na tę naiwną próbę odbudowania zaufania. – Nie zadawaj mi poważnych pytań w postorgiastycznym stanie upojenia. Oparł się na łokciach i ujął moją twarz w swoje dłonie. Moje wargi zadrgały muśnięte lekkim pocałunkiem. – Jak myślisz, ile orgazmów trzeba, żebyś zaczęła mi ufać? – No… – roześmiałam się – nie jestem pewna, czy orgazmami uzyskuje się zaufanie. Uzależnienie, to i owszem. – Uzależnienie? – Uniósł brwi, wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. – Najpierw to, potem zaufanie? Już otwierałam usta, żeby wykazać kompletny brak logiki w jego rozumowaniu, ale przyszła mi do głowy inna myśl. – Dlaczego miałabym przeciwko temu protestować? – Rozrzuciłam w geście poddania ramiona i nogi. – Graj orgazmami, jeśli uważasz, że to zadziała. Jego potężne ciało zatrzęsło się tuż przy moim od śmiechu.
21
Dwa orgazmy później leżałam na kanapie Logana, już po prysznicu, nawiasem mówiąc, miejscu ostatniego orgazmu, i jadłam zamówioną przez niego chińszczyznę. On usadowił się na przeciwnym końcu kanapy, nogi mieliśmy splecione. Wyglądał na zadowolonego i odprężonego, co odnotowałam z satysfakcją. – Smakuje ci jedzenie? – spytałam z kąśliwym uśmieszkiem, widząc, jak pakuje do ust pokaźną porcję smażonego ryżu. – Nieźle się z czyjegoś powodu spracowałem – odciął się z błyskiem rozbawienia w oczach. – Umieram z głodu. – Nie przypominam sobie, żebym to ja nalegała. Uniósł brwi. – Szybciej, Logan, szybciej… Zaczerwieniłam się i kopnęłam go, na co tylko roześmiał się pogodnie. – Jesteś świntuch – burknęłam, czując, jak palą mnie policzki. – Na to się akurat nie uskarżaj, skarbie. Przyglądałam mu się, świadoma ciepła, które rozlewało się we mnie. Nigdy dotąd nie widziałam go tak zrelaksowanego i zadowolonego. Ja to sprawiłam? Przyjemnie byłoby wiedzieć, że jestem zdolna wpływać na jego nastrój, tak jak on na mój. – O czym tak intensywnie myślisz? – spytał poważnie. – O tym, jakim cudem tak łatwo uległam – wykręciłam się, nie chcąc ujawniać prawdziwych myśli. W jego spojrzeniu znowu zatańczyły wesołe ogniki. – Rzeczywiście szybko poszło. Nie miałaś serca do walki. Przewróciłam oczami. – Wiesz, że unikam konfrontacji, do czego prowadziłoby opieranie się tobie. Nie chciało mi się walczyć, łatwiej mi przyszło dać sobie spokój i poddać się. – Sprawiasz, że czuję się niezwykle pociągający. – Och, jesteś w porządku – zapewniłam go i teraz w moich oczach zatańczyły wesołe ogniki. – Tylko? – Opuścił talerz na kolana, jakby chciał mi w pełni zademonstrować swoją seksualną atrakcyjność. – Chyba muszę ci przypomnieć o trzech orgazmach… – Liczysz mi orgazmy? Naprawdę, Logan… – fuknęłam. – Udawaj, co chcesz. Oboje wiemy, że doprowadziłem cię do stanu totalnej błogości. – Masz nieźle rozdęte ego, kotku. – Roześmiałam się. – Muszę się pilnować, żeby go za bardzo nie dopieszczać. Rzucił mi zabójczo ostrzegawcze spojrzenie. – Mam nadzieję, że to dotyczy wyłącznie mojego ego, a nie żadnych części mojego ciała. – Czy ja wiem – powiedziałam z zastanowieniem. – Są jakieś inne warte pieszczenia?
– No, zwłaszcza jedna, która nie tak dawno była w tobie. Znowu poczułam gorąco na policzkach, ale powoli zaczynałam się przyzwyczajać do jego bezpośredniości. – A ta… – Miało zabrzmieć nonszalancko, ale zdradziły mnie zmysłowe nuty w głosie. – No, tę akurat lubię pieścić. Oczy mu się rozjaśniły, najwyraźniej podobał mu się ton rozmowy; uśmiechnęłam się do niego z satysfakcją. Nie było to dla mnie dobre – to przemożne uczucie zadowolenia, które mnie ogarniało, ilekroć udało mi się sprawić, że poczuł się szczęśliwy. Natychmiast dopadła mnie panika. Jakby to wyczuł, objął dłonią kostkę mojej nogi i lekko ją uścisnął. – Będzie dobrze, Grace. Nawet wspaniale. Kiwnęłam głową, jego dotyk zmniejszył napięcie, które tak szybko się pojawiło. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, a jego kciuk zakreślał kółeczka na mojej skórze. W końcu uznał, że dostatecznie rozproszył moje obawy, i zaczął znów jeść. – Czyli Maia jest u Shannon? – powiedział. Pomyślałam o tych dwóch zadziwiających swatkach. – Owszem. Nieźle się sprawiłeś, zaprzęgając wszystkie kobiety w twoim otoczeniu do odgrywania roli swatek. – Wierz mi, wcale nie musiałem się starać. Najwyraźniej miały cię na oku od momentu, gdy Shannon im powiedziała, że ona tego chce. – Posłał mi żartobliwe spojrzenie. Roześmiałam się serdecznie. – No to musi ci stać kością w gardle, że tańczysz, jak ci zagra. – To nie tak. – Pokręcił głową. – Jestem naprawdę zadowolony, że ona cię lubi. Shannon to w tej chwili moja jedyna rodzina, więc chciałbym, żebyście się dogadywały. Na wzmiankę o jego rodzinie krew zaczęła się we mnie gotować. – Twoi rodzice dalej są przeciwni obecności Mai w twoim życiu? – Gorzej. – Przeniósł wzrok na fotografie wiszące na ścianie. – Moim rodzicom zajęło całe wieki zrozumienie, że Shannon nie popełniła pomyłki, zaręczając się z Cole’em. Równie długo trwało, zanim wybaczyli jej to, że siedziałem w więzieniu, chociaż to nie była jej wina. A teraz potrzebowali tygodni, by dojść do wniosku, że może to nie jest ani moja, ani Mai wina, że dotąd nie wiedziałem o jej istnieniu. Oświadczyli, że chcą ją poznać. – A ty czego chcesz? – Powiedzieć im, żeby się odczepili – wypalił, odstawiając talerz z brzękiem na stolik kawowy. Najwyraźniej stracił apetyt. – Nigdy nie byli dobrymi rodzicami, milion razy wkurzałem się na nich za to, jak traktowali Shannon. A teraz robią to mojemu dziecku. Dzieciakowi, który tyle przeszedł i którego uczucia były zbyt mocno niszczone przez matkę, żeby z nimi pogrywać. Wiedzieli o tym, a mimo to odrzucili ją. Nie chcieli być dla niej dziadkami. Nagle uznali, że są na to gotowi, i co? Mam im dać prawo ot tak wkroczyć w jej życie? Też odstawiłam talerz, żeby się do niego przysunąć. Położyłam mu dłoń na udzie, co sprawiło, że przeniósł na mnie wzrok. Nasze oczy się spotkały i jak zwykle moje ciało ożyło przyjemnie pod jego
spojrzeniem. – Rozumiem, że jesteś na nich zły, i prawdę mówiąc, ja też. Wolałabym, żeby nie wkraczali w życie Mai. Ale decyzja nie należy do mnie i być może nie do ciebie… Masz do czynienia z mądrą dziewczyną, którą ominęło już zbyt wiele. Może powinieneś dać jej prawo wyboru. Postawić uczciwie sprawę, powiedzieć jej o tym, jaki mają do niej stosunek i że mogą ją zranić. I pozostawić jej decyzję. Wpatrywał się we mnie przez chwilę, po czym nachylił się i delikatnie mnie pocałował. Moje wargi ożyły, rozchyliły się, przyjmując czuły pocałunek. Gdy go przerwał, ujął moją twarz w dłonie i przeciągnął kciukiem po mojej dolnej wardze. – Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Wstrzymałam oddech, słysząc to wyznanie, i ogarnęło mnie uczucie szczęścia. I znowu natychmiast dopadła mnie panika. Logan wkradał się do mojej głowy i serca, władał moim ciałem. Co będzie, jeśli odejdzie? Nagle przyciągnął mnie szarpnięciem do siebie, przyłożyłam mu dłonie do piersi, broniąc się. Patrzyłam z lekkim przestrachem na jego twarz, tak blisko mojej. – Jestem tutaj – powiedział niskim głosem. – Zrobię absolutnie wszystko, żebyś zaczęła mi ufać, tak żebym nigdy więcej nie zobaczył tego strachu w twoich oczach. Zamknęłam powieki, słysząc tę cudowną obietnicę, i oparłam czoło o jego brodę. – Ja też będę się starać. Ale trzeba na to czasu. – Dla ciebie mam go nieskończenie dużo, Grace. * Wspaniale było czuć słońce na skórze. Fale rozbijały się o wybrzeże, nie miałam żadnych zmartwień, terminów, nic, tylko nagrzany biały piasek. Życie było łatwe, wspaniale przewidywalne w tym błogostanie. – Grace. Zacisnęłam powieki w obronie przed męskim głosem rozbrzmiewającym w moich uszach. – Grace – powtórzył głos nalegająco – obudź się. Nagle słońce znikło gdzieś z boku, przebudziłam się gwałtownie. Oddychając ciężko, wpatrywałam się w ciemność sypialni, a w miarę jak oczy przyzwyczajały się do ciemności, serce biło mi coraz mocniej. Logan siedział na moim łóżku. – Co…? – wyszeptałam z troską i nachyliłam się, aby zapalić lampkę nocną. Zobaczyłam, że Logan ma na sobie tylko parę zniszczonych dżinsów. Zmusiłam się, żeby spojrzeć mu w twarz. – Co się dzieje? Coś się stało? W fiołkowych oczach widziałam pożądanie, sama jego obecność wywierała na mnie przemożny wpływ. Wstrzymałam oddech. Mięśnie brzucha napięły się, gdy poczułam mrowienie między udami. – Logan? Przyłożył obie dłonie do materaca tuż przy moich biodrach i nachylił się, zbliżając twarz tak bardzo, że nasze usta omal się dotykały. Skurcz pożądania przebiegł mu przez twarz, wciągnęłam głośno powietrze, czując, jak moje ciało też zaczyna płonąć.
Pragnął mnie. Wsunął dłoń pod mój kark i przyciągnął moją głowę. Pod dotykiem jego ust natychmiast ulegle objęłam go ramionami, wcisnęłam palce w gładką ciepłą skórę na umięśnionych plecach. Całował mnie mocno, zaborczo, niemal jakby chciał mnie ukarać, a ja poddałam się temu. Logan jęknął, wibracje sprawiły, że zadrżałam, piersi mi stwardniały. Moja reakcja obudziła w nim coś, pchnął mnie ostro na plecy i zdarł ze mnie kołdrę. Patrzyłam na niego z podnieceniem i zachwytem, gdy ściągał mi spodnie od piżamy. Nasunął się na mnie, kolanem rozdzielając mi uda i wpatrując się w moje oczy. Ujął moje ręce w nadgarstkach i unieruchomił je po obu stronach mojej głowy. Czułam między udami wybrzuszony szorstki materiał dżinsów. – Grace – wypowiedział ochrypłym, pełnym pożądania szeptem. – Logan – powiedziałam błagalnie. Jego lewa ręka puściła mój nadgarstek, zaczął rozpinać suwak spodni. Ściągnął je na tyle, aby uwolnić swoją męskość, i znowu przyszpilił mnie do łóżka. Nagle nie leżałam już pod nim. Stałam w przeciwległym kącie sypialni, obserwując, jak nasuwa się ciałem na kobietę. Na mnie? Doświadczałam opuszczenia swojego ciała? Zagłówek łóżka uderzył o ścianę, gdy Logan silnymi, szybkimi pchnięciami doprowadzał mnie do orgazmu. – Tak, och, tak, och, Logan – wykrzyknęła kobieta i rozpoznałam ten głos. To nie ze mną był. Mdłości. Przerażenie. Nie!!! * – Nie! – krzyknęłam, ponosząc gwałtownie głowę z poduszki. Koszmar senny. To był tylko koszmar. – Grace… Materac obok mnie ugiął się i nagle w pokoju rozbłysło światło. Sekundę później Logan pochylał się nade mną, patrząc na mnie z troską. Wybuchnęłam płaczem. – Jezu – wymamrotał, podniósł mnie do pozycji siedzącej i objął. – Co się dzieje? – spytał, chowając moją głowę pod swoim podbródkiem. Potrząsnęłam głową, próbując opanować łzy. Nie chciałam mu mówić. Ten sen jawnie świadczył o mojej niepewności; nie byłam pewna ani naszej znajomości, ani jego samego na tyle, aby wierzyć, że gdy mu powiem, nie ucieknie. – Ej, ja ci powiedziałem o swoim koszmarze. – Jego głos brzmiał cicho, łagodnie, a jednak stanowczo. – Zaufałem ci. Zaufaj i ty mnie, Grace. Proszę cię. Nie chcę, żebyś płakała. – Objął mnie mocniej. – Nie chcę cię stracić. Odwróciłam głowę opartą o jego pierś na bok, tak bym mogła mówić. – Wystraszę cię. – Nie uciekłaś ode mnie, a niełatwo było słuchać tego, co powiedziałem. Zdałam sobie sprawę z tego, że nie było porównania między tym, co nas nękało we śnie. U mnie
niesmaczna, raniąca rodzinna trauma, u niego śmierć i wina. Poczułam się głupia i małostkowa. – Nie. Uznasz mnie za idiotkę. – Po prostu mi powiedz. Wzięłam głęboki oddech, czując ssanie w żołądku. – Miałam już ten sen o tobie, zanim cokolwiek między nami się zdarzyło. Nawet zanim zostaliśmy przyjaciółmi. – Policzki zaczęły mnie palić. – To był erotyczny sen. – Naprawdę? – spytał zadowolony. – Wyobraź sobie, że wtedy mnie to cholernie zdenerwowało. – Pociągnęłam nosem. – Nie wątpię. – Odchrząknął. – Dziwię się, że potem mogłaś spojrzeć mi w oczy – dodał przekornie. – Nie było łatwo. Jego duże ciało zatrzęsło się od śmiechu. – No dobrze, a dzisiejszy sen? Zesztywniałam, na co zareagował, przytulając mnie mocniej. – Zaczynał się tak samo, ale… gdy już miałeś… – urwałam. – Co miałem? – Wejść we mnie – wymamrotałam. Nie potrafiłam otwarcie rozmawiać o seksie bez uczucia lekkiego zażenowania. – Nagle znalazłam się w przeciwnym kącie sypialni i stałam się obserwatorem. Z początku myślałam, że doświadczam opuszczenia swojego ciała, ale potem ta kobieta krzyknęła i… i zrozumiałam, kim ona jest. Poczułam, że teraz on zesztywniał. – I kim była? Pokiwałam głową, zrobiło mi się niedobrze. – Moją matką. – Rany boskie! – jęknął. Odsunęłam się od niego, żeby mu spojrzeć w oczy. – Przecież wiem, że nie zrobiłbyś mi czegoś takiego. Nie dlatego płakałam. Ujął moją twarz w dłonie, pociemniałe oczy wpatrywały się we mnie czule. – Więc dlaczego? – Bo w końcu wydawało mi się, że mam szansę być wreszcie naprawdę szczęśliwa… że uwolniłam się od nich, ale te ostatnie tygodnie… – Łzy znowu spłynęły mi po policzkach. – Ona ma raka. Nie poinformowała mnie o tym. Ojciec też nie. To się zawsze odbywało według schematu… To znaczy, gdy mnie zraniła, decydowałam się zrobić coś buntowniczego. Na przykład rzucić szkołę. Wtedy nieoczekiwanie ojciec przerywał podróż biznesową, wracał samolotem do domu tylko po to, żeby mi powiedzieć, że będzie dumny ze mnie, jeśli skończę rok szkolny jako prymuska. To zawsze działało. Manipulował mną. Zaczynałam wierzyć, że coś dla niego znaczę. To się powtarzało, gdy znowu mnie zraniła i postanowiłam nie podejmować studiów na prestiżowym uniwersytecie. I ojciec był w domu, przywiózł mi prezent, miło ze mną rozmawiał i zaplanowaliśmy dla mnie Oksford. Po czym znowu mnie zraniła i ostatecznie zdecydowałam się na Edynburg. Tym razem ojciec nie naciskał, bo uznał, że to wystarczająco dobry wybór. Kiedy przespała się z moim chłopakiem, próbował ponownie mną manipulować. Ale tym razem za bardzo mnie to dotknęło. Miałam ich dość. Odeszłam, a on po prostu przyjął to do wiadomości. – Spojrzałam na Logana, szukając zrozumienia. – Jak mógł to ot tak
zaakceptować? Nigdy nie szukał ze mną kontaktu. Nie interesował się tym, gdzie się podziewam. A teraz matka ma raka, a oni… nie zależy im na mojej obecności. – A czy ty chciałabyś z nimi być? – Chciałabym, żeby oni chcieli – wyjaśniłam nieco pokrętnie, zawstydzona, że wciąż mają nade mną taką władzę. – Myślałam, że jestem ponad to. Dlatego tak mnie to wyprowadza z równowagi. Jestem wściekła na nich, ale i na siebie. Nie jestem już dzieckiem, nie powinnam tak reagować. – Wiek nie ma tu znaczenia. Rodzice mają nad nami większą władzę niż ktokolwiek inny. – Przyciągnął mnie do siebie. – Oni nie zasługują na ciebie. – Pocałował mnie czule w usta. – Może powinnaś znowu o tym porozmawiać z terapeutą? Spojrzałam w jego piękne fiołkowe zatroskane oczy i uśmiechnęłam się przez łzy. – Rozmawiam z tobą. – Przypomniałam sobie, że nie tak dawno odpowiedział mi podobnie, gdy udzieliłam mu takiej samej rady. – I zawsze możesz to zrobić – zapewnił z powagą.
22
Wpatrywało się we mnie sześć par oczu, w których ciekawość mieszała się z satysfakcją i życzliwą lekką kpiną. Chloe, Shannon, Joss, Jo, Hannah i Olivia otoczyły mnie wianuszkiem w moim pokoju dziennym. Obdzwoniłam je dwa dni po tym, gdy zdecydowałam się dać Loganowi drugą szansę. Chciałam, żebyśmy się spotkały z konkretnego powodu. Ale nie tego, jakiego się spodziewały. Nie zanosiło się na babskie plotki. – Dziękuję, że przyszłyście. Zaprosiłam was, ponieważ… – Chcesz nam podziękować, że wepchnęłyśmy cię w ramiona Logana – wpadła mi w słowo Shannon, uśmiechając się promiennie. – Cała przyjemność po naszej stronie. – Nie – zaprzeczyłam, uśmiechając się wyrozumiale. – Jesteście tu pomimo tej akcji. – Trafiony, zatopiony – skomentowała ironicznie Joss. – Chodzi o szesnaste urodziny Mai. Logan uważa, że lepiej będzie, jeśli ja je zorganizuję… – A ty oczywiście się zgodziłaś – wtrąciła Chloe – bo go… koooochasz! Dziewczyny uciszyły ją syknięciami, a ja demonstracyjnie wzniosłam oczy ku niebu. – Pomyślałam, że może zechciałybyście mi pomóc. – Jasne! – wykrzyknęła Shannon, kiwając entuzjastycznie głową, a reszta wyraziła swoje poparcie uśmiechami. – No dobrze, wiemy już, że wszystkie ręce na pokład, żeby Maia miała najwspanialsze szesnaste urodziny, możesz na nas liczyć, ale zanim do tego przystąpimy, powiedz nam coś o sobie i Loganie – poprosiła Olivia. – Tylko nie za dużo szczegółów. – Shannon się skrzywiła. – To jest jednak mój brat, a poza tym, sądząc po minie Grace, wszystko jasne. Spojrzałam na ich twarze, na wszystkich wypisana była ciekawość, poddałam się więc, ale nie odmówiłam sobie komentarza w postaci przeciągłego, pełnego znużenia westchnienia. – Zgodziłam się dać Loganowi szansę, by odzyskał moje zaufanie, ale to dopiero dwa dni, wciąż nad tym pracujemy. – A seks? – nie ustępowała Chloe. – Było tak dobrze jak za pierwszym razem? Chociaż wydaje mi się, że w jego wypadku może być dobrze za każdym razem. Shannon zachichotała nerwowo. – Nie jest w tym dobry… – Zawiesiłam głos, patrząc po ich wydłużonych nagle twarzach i dla lepszego efektu pokiwałam głową. – Jest w tym rewelacyjny i to wszystko, co powinnyście wiedzieć. – Naprawdę, dla niektórych z nas to i tak za dużo – wymamrotała pod nosem Shannon. – A dla innych za mało – oświadczyła zupełnie niespeszona Chloe, unosząc znacząco brwi. – Najlepszy seks, jaki kiedykolwiek miałaś, co? – powiedziała Joss i wydało mi się, że w jej oczach zobaczyłam błysk zrozumienia i współczucia. – Wyglądasz na nieźle zerżniętą.
– Dosłownie – zgodziła się Ellie. Roześmiały się wszystkie, a ja spróbowałam zdusić ogarniającą mnie panikę. – Zmieńmy temat, zanim będę musiała wyjaśnić mojemu bratu, że to z naszego powodu Grace wycofała się ze związku. – Shannon podsunęła mi filiżankę z herbatą. – Wypij na uspokojenie i przejdźmy do planowania urodzin Mai. Upiłam łyk, tak jak zasugerowała, i skupiłam się na przyjęciu urodzinowym. – Są wakacje, właściwie nie wiem, z kim Maia naprawdę się przyjaźni po tej historii z rzekomym romansem nauczycieli, więc trudno by mi było zaprosić jej szkolnych kolegów. Poza tym uważam, że byłaby bardziej zadowolona, gdyby uroczystość odbyła się w gronie rodzinnym. Wiem, że szesnastka to wydarzenie, ale to był dla niej trudny rok i może najlepiej otoczyć ją kochającymi ludźmi. – Zgadzam się – poparła mnie Shannon. – Na osiemnaste urodziny zaprosi, kogo zechce. – No właśnie. – Otworzyłam notes. – Skoro wszystkie chcecie się zaangażować, to powiem wam, że Maia chętnie zobaczyłaby was razem z dziećmi. Nigdy przedtem nie uczestniczyła w dużym przyjęciu rodzinnym i sądzę, że bardzo jej się to spodoba. – Jesteśmy absolutnie za tym – powiedziała Jo, której oczy błyszczały dobrocią. – Przyjdziemy wszyscy. – Razem z hipernadaktywnymi dzieciakami – dodała Olivia. – Uhum – chrząknęła ostrzegawczo Hannah – pamiętajcie, że same się o to prosiłyście. – Wiecie co? Braden zapewne się zgodzi, byśmy zajęli dolny poziom Fire – zaproponowała Ellie. – Zawsze jest D’Alessandro – wtrąciła Hannah. – To restauracja wujka Marca. Odda nam tylne pomieszczenie na prywatny użytek i zapewni jedzenie. – Tak? – Byłam przyjemnie zaskoczona. – Maia uwielbia ich jedzenie. Dla niej to będzie fantastyczne. – Poproszę Marca, żeby zadzwonił do niego jeszcze dziś wieczorem. Kiedy to wypada? Powiedziałam jej, że za dwa tygodnie. – A co z dekoracjami? Maia nie jest słodką dziewczynką, ale wypadałoby coś zrobić. – Powinny być metaliczne – podsunęła Joss. – Jako niezbyt słodka dziewczynka zaręczam ci, że w kolorze srebra, złota czy brązu będą okej. – Dobrze. – Kiwnęłam głową i zapisałam w notesie. – Ale niech to jednak będą dekoracje odpowiednie na szesnastkę – zatroszczyła się Shannon. – No tak. Co z muzyką? – Didżej? – zaproponowała Olivia. Zastanawiałam się przez chwilę. – Myślicie, że możemy mu zasugerować, że ma grać alternatywnego rocka? – Zapomnij o didżeju. – Chloe zbyła ten pomysł machnięciem ręki. – Głośniki, iDock i iPhone z jej ulubionymi nagraniami będą lepsze. Odfajkowałam więc na liście także muzykę. – O niczym nie zapomniałyśmy? – spytałam, przeglądając ją. – A może pomyślimy o projektorze? – spytała nagle Ellie. – Można by powiesić ekran na tylnej ścianie i wyświetlać fotografie Mai z nami. Porobimy w sekrecie zdjęcia przez najbliższe dwa tygodnie. Mogłybyśmy wypożyczyć naprawdę duży ekran. Co wy na to?
Spodobał nam się ten pomysł, więc dodałam do listy: wypożyczyć projektor. Kiedy tak siedziałyśmy, gawędząc, śmiejąc się i rzucając nowe pomysły, czasem poruszając zupełnie inne tematy, zrelaksowałam się, bo zobaczyłam, że zależy im tak jak mnie, żeby Maia miała naprawdę wspaniałe szesnaste urodziny. Dyskutowałyśmy, czy wynajęcie mima albo iluzjonisty to nie byłaby już przesada, gdy pojawił się Logan. – Dzień dobry paniom – powiedział i przeciągnął dłonią po plecach Shannon, przechodząc obok niej. – Gdzie jest Maia? – spytałam natychmiast, bo przecież miał trzymać ją od nas z daleka. Pochylił się, pocałował mnie lekko w usta, po czym usiadł na oparciu fotela, który zajmowałam. – Zostawiłem ją w holu studia tatuażu. Cole powiedział jej, że może spędzić dzień, studiując sztukę tatuażu. – Och, zapomniałam o tym powiedzieć – wtrąciła Shannon. – Powinna spędzać dzień w studiu tatuażu? – wyraziłam wątpliwość, robiąc niechętną minę. – Dlaczego nie? – Hannah wzruszyła ramionami. – Tylko zażywają crack i tatuują niemowlęta. – Jak widzę, macie wspólne upodobanie do sarkazmu – zauważyłam z przekąsem. Shannon roześmiała się niefrasobliwie. – Nic jej nie będzie, Grace. Jest z Cole’em. Wierz mi, mało kto jest tak odpowiedzialny jak on. – Myślisz, że zostawiłbym ją tam, gdyby było inaczej? – Logan potarł uspokajająco moje ramię. – Nie, oczywiście, że nie – zgodziłam się. – Jestem trochę podminowana, tyle się dzieje. – Jak plany? Zaczęłam mu relacjonować, co dotąd ustaliłyśmy, a dziewczyny wpadały mi w słowo, opowiadając o swoich pomysłach. W miarę jak mówiłyśmy, oczy jaśniały mu coraz bardziej. – Zapowiada się fantastycznie – ocenił, gdy skończyłyśmy. Zerknął do notesu na listę gości i zmarszczył czoło. – Nie zapomnij dodać moich rodziców i Amandy. – Co? – warknęła Shannon. Logan posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. – Też nie jestem z tego powodu szczęśliwy, ale Maia chce ich poznać, a oni ją. – Ojej, chcą ją wreszcie poznać! Ale to nie od nich zależy! – Nie, to zależy od Mai. Dałem jej wybór. – Ciekawe czyj był ten znakomity pomysł? – To znaczy… – odchrząknęłam – mój. Shannon westchnęła ciężko. – Wiem, że chciałaś dobrze, ale nie wiesz, jacy są nasi rodzice. – Domyślam się. I też się boję tego spotkania, ale Maia jest już dość dorosła, by mogła podejmować takie decyzje sama. – Wyjaśniłem jej, jaka jest sytuacja. Powiedziałem, jacy są i czego może się po nich spodziewać. Mimo to chce ich poznać i nie możemy jej tego zabronić. Shannon z miną wyrażającą powątpiewanie pokręciła głową i spuściła oczy. – Popełniliście błąd. W pokoju zapadła niezręczna, pełna napięcia cisza, dziewczyny patrzyły po sobie, szukając jedna u drugiej rady, co robić. Jo ujęła dłoń Shannon i ścisnęła ją.
– Myślę, że wszystko już omówiłyśmy. Chodźmy. Poszukamy urodzinowego prezentu dla Mai. Shannon kiwnęła głową i wstała, a w ślad za nią cała reszta. Przyjemny nastrój został kompletnie zrujnowany. Zerknęłam na Logana, który obserwował siostrę. Wyczuł, że na niego patrzę, i mruknął: – Zaraz wracam. – Po czym wstał i wyszedł razem z moimi gośćmi rzucającymi mi na pożegnanie uśmiechy. Czekałam niecierpliwie na jego powrót zmartwiona reakcją Shannon, zbyt gwałtowną, by nie wróżyła kłopotów, a także ewentualną reakcją Mai na spotkanie z dziadkami. Minęło dobrych kilka minut i w końcu zdecydowałam, że wypełnię czas sprzątaniem filiżanek po herbacie i talerzyków z ciastem. Byłam w kuchni, wkładałam naczynia do zmywarki, a chińską porcelanę do zlewu, żeby umyć ją ręcznie, gdy usłyszałam jego kroki. Wtuliłam się w niego, gdy do mnie podszedł, i poczułam jego ciało na swoich plecach. Objął mnie i oparł podbródek na moim ramieniu. – Z nią w porządku? – Będzie dobrze. – Pocałował mnie w szyję. – Porozmawiamy o tym później. – Jego wargi powędrowały wzdłuż szyi do mojego ucha. – Teraz zapomnimy o wszystkim poza nami. Moja skóra zaczęła ożywać w odpowiedzi na znajome zmysłowe tony w jego głosie. – Teraz? – Teraz. – Zsunął dłonie na moje biodra i przycisnął je mocniej do siebie, bym poczuła, że ma erekcję. – Ostatnio musieliśmy zachowywać się cicho ze względu na Maię. Ale zostaliśmy sami i proszę cię, żebyś była… bardzo, ale to bardzo głośna. – Głośna? – powtórzyłam zduszonym głosem. – Głośna. – Przesunął dłonie w dół aż do rąbka mojej sukienki. – Lubię lato i taki łatwy dostęp. Mój śmiech urwał się, gdy wsunął mi dłoń pod sukienkę, a potem w majtki. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, gładził mnie palcami, zanim wsunął je we mnie. Pieścił mnie, aż zaczęłam szybko i głośno oddychać i wyszeptałam jego imię. – Chciałbym to usłyszeć głośniej – powiedział, a w miarę jak wzrastało jego podniecenie, jego oddech też przyspieszył. Wyjął palce i ściągnął ze mnie majtki. Opadły na podłogę, wyszłam z nich i spytałam: – Moja sypialnia? – Tutaj. Dodamy do wspomnień. Te słowa, ciepło bijące od jego ciała, trzask rozpinanego suwaka dżinsów… wszystko to sprawiło, że przeszedł mnie dreszcz pożądania i zacisnęłam palce na kuchennym blacie w oczekiwaniu. – Rozsuń nogi, skarbie – zażądał. O rany… Jęknęłam i zrobiłam, co mi kazał. Przesunął koniuszkami palców po moich udach, wywołując gęsią skórkę i przyjemne drżenie. Najpierw pieścił moje biodra, potem pośladki. – Lubię tę pupę. Drgnęłam zszokowana delikatną pieszczotą w miejscu, którego nikt dotąd nie dotykał. Logan pocałował mnie w szczękę koło ucha. – Kiedyś… – wyszeptał niskim głosem seksualną obietnicę.
Wywołała u mnie niepokój i podekscytowanie. Logan, wyczuwszy to, jęknął głośno. Jego nabrzmiały, gorący członek przesuwał się po mojej pupie, podniecając mnie. Jego dłonie wyśliznęły się spod sukienki, zaczął wyłuskiwać palcami guziki na piersi, bawił się tym, a jego podniecenie wyraźnie wzrastało. – Logan – powiedziałam błagalnie, czując powiew powietrza na piersi. Włożył dłonie pod biustonosz, ujął między kciuk i palce brodawki i poszczypywał je delikatnie. Krzyknęłam, czując narastanie gorąca w intymnych partiach ciała. – Proszę… – Chciałam, żeby wreszcie mnie posiadł. Żeby przestał mnie torturować. – Pragnę cię. Przestał się kontrolować. Wszedł we mnie gwałtownie, a ja chętnie przyjęłam tę głęboką penetrację i nachyliłam się lekko, koncentrując się na niesamowitym doznaniu, że wypełnia mnie tak ściśle. Wycofał się kilka centymetrów i pchnął znowu, a ja zacisnęłam dłonie mocniej na kuchennym blacie, by utrzymać równowagę. Kuchnię wypełniły nasze głośne oddechy, jęki, postękiwania, odgłos uderzania wilgotnych ciał o siebie. Jakby tego było mu mało, ujął dłońmi moje biodra i przyciągnął je mocniej, a gdy powieliłam gwałtowny, ostry rytm jego poruszeń, jęknął z aprobatą i zaczął znowu ugniatać moje piersi i poszczypywać brodawki. Dyszałam coraz głośniej, ale to mu nie wystarczyło. – Głośniej, Grace – przypomniał, czego oczekuje. Uwolniłam wszystkie powstrzymywane jęki i krzyki, a on konsekwentnie prowadził mnie do orgazmu. – Logan! – wykrzyknęłam, eksplodując jak nigdy dotąd, moje wewnętrzne mięśnie zaciskały się, falując, na jego męskości. Doszedł z głębokim, niskim jękiem, z ustami przyciśniętymi do moich barków, z dłońmi zaciśniętymi na moich biodrach. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Przed osunięciem się na podłogę chronił mnie kuchenny blat i stojący za mną mężczyzna, wciąż zanurzony we mnie. – Było wystarczająco głośno? – wydyszałam w końcu, czując się kompletnie zaspokojona. Poczułam na skórze pleców, jak jego usta rozchylają się w uśmiechu. Ujął mój podbródek i odwrócił mi głowę, żeby spojrzeć mi w oczy. Jego wciąż były głodne. – Niekoniecznie. Ale mamy całe popołudnie, żeby wzbić się pod niebo. – Jesteś nienasycony – powiedziałam i dreszcz mnie przeszedł na samą myśl o tym. Kiwnął głową i potarł nosem mój nos. – Nie mogę się tobą nasycić. – Chyba nie mnie o to winisz – drażniłam się z nim. – Jesteś taki… jurny. Jego ciało zatrzęsło się od śmiechu, co wywołało przyjemne tarcie w mojej waginie. – Nie byłem, dopóki ty się nie pojawiłaś. Parsknęłam ironicznie. – Akurat. Już ci wierzę. – Uwierz mi – powiedział nagle poważnie. Przeszedł mnie dreszcz, tym razem ekscytacji. Nigdy bym nie pomyślała, że będzie żywił do mnie takie uczucia. Odwróciłam głowę, unikając jego wzroku, bo nie wiedziałam, jak zareagować. Oparł dłonie na kuchennym blacie obok moich i w ten sposób mnie uwięził. Przesunęłam wzrokiem po jego przedramionach i zakreślając kółeczka na tatuażu, powiedziałam: – Nie zdradziłeś mi, co on znaczy…
Oparł podbródek na moim ramieniu. – Zawdzięczam go Cole’owi. Poprosiłem go o zrobienie tatuażu, a on z kolei poprosił, żebym mu zaufał i sam wybierze dla mnie odpowiedni. – Westchnął ciężko. – To celtycki symbol sprawiedliwości. – Wierzy, że postąpiłeś właściwie, broniąc Shannon – podsumowałam, uśmiechając się do siebie. – Zapewne – burknął. – On tak. – Chce, żebyś się z tym pogodził. – Ucałowałam koniec palca i przyłożyłam go do tatuażu. – Wiedziałam, że go polubię. – Byłem na niego zły, gdy go zrobił. – A teraz? – Robię, co mogę, żeby do mnie pasował. Odwróciłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy. – Nie musisz. Już pasuje. W odpowiedzi pocałował mnie czule jak nikt dotąd.
23
– Zapisałam się na wakacyjne zajęcia w bibliotece i na pływanie w Meadowbank Swim Center – oznajmiła Maia. Minął zaledwie jeden dzień od spotkania, na którym planowałyśmy, jak zorganizować jej szesnaste urodziny, i miałam nieodparte wrażenie, że wszystko dzieje się zbyt szybko. Czułam się, jakby zalewała mnie fala radości, której usiłowałam się nie poddać, a Maia i Logan robili, co mogli, aby mnie zatopiła. Najwyraźniej nie zamierzali brać pod uwagę moich głośno wyrażanych protestów i sugestii, żeby zwolnić ze względu na mnie i Maię. Ani ona, ani Logan nie chcieli tego. Akurat siedzieli w mojej kuchni i nakładali sobie makaron, który przyrządziłam. Tak jakbyśmy znowu znaleźli się w tym samym punkcie co kilka tygodni temu, tyle że ilekroć skierowałam wzrok na Logana, odwzajemniał mi się gorącym spojrzeniem. W ciągu ostatnich siedemdziesięciu dwóch godzin przyprawił mnie o rumieniec więcej razy, niż to się zdarzyło w żenujących dla mnie momentach całego mojego dzieciństwa. – Pływanie? – spytał Logan. – Lubiłam pływać, kiedy byłam mała, poza tym potrzebuję ruchu. – W takim razie to dobry pomysł. – A biblioteka? – spytałam z uśmiechem. – Mają fajny program naukowy. – Wzruszyła ramionami i dodała nieśmiało: – Może znajdę tam jakichś przyjaciół. No wiesz… tym razem fajniejszych. – Najlepsza wiadomość dzisiejszego dnia – powiedział Logan. Maia spuściła wzrok na talerz, uśmiechając się z satysfakcją. Wyglądało na to, że zaraziła się ode mnie wpadaniem w stan euforii, kiedy Logan MacLeod był z którejś z nas zadowolony. – Poza tym będę miała zajęcie na lato – dodała. – Skoro o tym mowa, Joss przysłała mi kolejny maszynopis. Dopiero co odesłałam jej poprzedni. – Pokręciłam głową, wciąż nią zachwycona. – Jakim cudem ta kobieta potrafi pisać tak szybko, mając troje małych dzieci…? – Tylko nie stawiaj jej na piedestale – zaoponował Logan. – Byłem u nich, kiedy pisała, i wiem, że to dzięki Bradenowi. Każdego dnia zapewnia jej kilka godzin spokoju, zajmując czymś dzieci. Westchnęłam na myśl o Bradenie Carmichaelu. – Nigdy nie widziałam, żeby mężczyzna tak kochał kobietę. Logan odchrząknął głośno. Podniosłam na niego wzrok i zobaczyłam, że wpatruje się we mnie intensywnie. – Jego też nie musisz stawiać na piedestale. Usiłowałam powstrzymać się od śmiechu, co okazało się trudne, gdy zobaczyłam, że Maia patrzy na ojca łobuzersko. – Rozumiem, dlaczego on się podoba Grace. To znaczy jest odrobinę za stary, no i w ogóle, ale
jednak ma prezencję. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. – Odrobinę za stary? Maiu, on ma dopiero czterdzieści kilka lat. – Jak dla mnie to dużo. – Zmienisz zdanie, gdy osiągniesz mój wiek i okaże się, że czterdziestka za rogiem. – Masz tylko dwadzieścia osiem lat, Grace. – Kilka tygodni temu twierdziłaś, że jestem stara. – No tak. Ale są różne stopnie bycia starym. Jestem pewna, że tata by cię nie chciał, gdybyś była w wieku Bradena. – Mylisz się – zaprotestował Logan, nawijając makaron na widelec. – Chciałbym ją taką, jaka by była. Wypowiedział to niby od niechcenia, zanim włożył jedzenie do ust. Tyle że nie były to słowa, które nic nie znaczyły, a zwłaszcza to, co nimi sugerował. Rozchyliłam wargi ze zdumienia, nagle zaczęłam oddychać z trudem. I teraz ja wpatrywałam się w niego intensywnie. Wyczuł to, bo podniósł na mnie wzrok, po czym przeniósł go na Maię. – No co? – spytał. Maia zacisnęła usta, robiąc minę mającą stanowić bezgłośny komentarz do jego nieświadomości wagi słów, które przed chwilą wypowiedział. Przechyliła głowę i uśmiechnęła się do niego niemal pobłażliwie. – Jesteś czarujący, tato. Na co ja wybuchnęłam śmiechem, a jej ojciec ze zdumioną miną przenosił wzrok ze mnie na nią i z powrotem. – Nie wiesz, co się dzieje? – Maia odchyliła się na stołku i teraz ona spoglądała to na mnie, to na Logana. – Właśnie to. – Pokręciła głową z miną wyrażającą rozbawienie i niedowierzanie, jakby była już całkiem dorosła. – To znaczy co? Wzruszyła ramionami i zabrała się z powrotem do jedzenia. – Po prostu jestem szczęśliwa. Uczucie paniki ścisnęło mi pierś. Logan wpatrywał się w córkę jak urzeczony. W jego oczach zobaczyłam wdzięczność i coś, co mnie mocno zaniepokoiło – determinację. Jego determinacja przeciwko mojemu czarnowidztwu. Co zwycięży? Całe swoje życie czegoś się obawiałam, o coś się martwiłam. Teraz tak bardzo, że nawet świadomość jego wewnętrznej siły i zdecydowania nie mogła tego przezwyciężyć. Martwiłam się o Maię. Logan i ja mogliśmy schrzanić to, co się między nami zaczęło, a wtedy uczucia Mai zostałyby po raz kolejny zdruzgotane. * Byliśmy częścią nierozpoznawalnego tłumu śmiejących się, rozmawiających ze sobą, z rzadka wpadających na nas ludzi. Princes Street zawsze była zatłoczona, a w letni ciepły dzień dodatkowo
zapełniali ją turyści i ci, którzy przyjechali do Edynburga na zakupy. Potem rozpraszali się po parkach, by nasycić się słońcem, albo przeciwnie, skryć przed nim w cieniu zamku. Czułam się dobrze na ulicach tego miasta. W przeciwieństwie do Londynu miałam wrażenie, że jestem u siebie. Edynburg wystarczająco zapewniał poczucie anonimowości, a jednocześnie wszystko tu było znajome. Nie zwracałam na siebie niczyjej uwagi, nie różniłam się od mieszkańców, pasowałam tu, jakbym się urodziła w tym mieście. Nie do końca czułam się dzisiaj komfortowo, idąc z Loganem, który trzymał mnie za rękę. On nie był anonimowy. Ściągał na siebie uwagę, nawet jeśli nie miał takiego zamiaru. Szłam obok mężczyzny, który demonstrował, że należę do niego, w pełni świadoma spojrzeń, które przyciągał. W większości młodych kobiet. Niektóre zerkały na mnie i czytałam w ich wzroku wyraźne pytanie: dlaczego on z nią jest? – Czyli idziemy do Topshopu. Po co? – spytał, gdy zbliżyliśmy się już do znajdującego się na rogu Princes Street sklepu. – Bo wciąż nie mam prezentu urodzinowego dla Mai. – Zaproponowałem ci, że laptop może być od nas obojga. – Ścisnął moją dłoń. – A ja zaproponowałam, że zwrócę ci część pieniędzy, na co kazałeś mi się odczepić. – Miałem dobry powód. Przystanęłam nagle i odwróciłam się, żeby mu spojrzeć w twarz. – Laptop to wspaniały prezent i powinien być wyłącznie od ciebie. Zamierzam jej kupić kilka fajnych rzeczy w niedziewczyńskim stylu, a ty musisz to znieść, skoro się uparłeś, by mi towarzyszyć. Nie wypuszczając mojej ręki, założył mi ją na plecy i przyciągnął mnie do siebie. Posłał mi to swoje seksowne spojrzenie spod na wpół przymkniętych powiek. – Nie dziw się, że łapię każdą chwilę między przygotowaniami do przyjęcia, okupowaniem cię przez Maię niechodzącą akurat do szkoły i ślęczeniem nad kilkoma naraz maszynopisami. Nawet jeśli ceną za bycie z tobą są zakupy. – Widujesz mnie – powiedziałam znacząco, a ciepło na policzkach przypomniało mi, ile razy to „widywanie się” zdarzyło się w ubiegłym tygodniu. – Pracujesz chyba na jakiś rekord. Kąciki ust mu drgnęły z rozbawienia. – Niezależnie od tego, jak to jest fantastyczne, skarbie, czasem chcę spędzić z tobą czas nie na seksie. – Co za niespodzianka – zakpiłam. Posłał mi sarkastyczne spojrzenie i weszliśmy do sklepu. – No to kupuj. Żachnęłam się na rozkazujący ton i zaczęłam rozglądać. W końcu widząc jego wzrastające znudzenie, zaczęłam szukać intensywniej i zdecydowałam się na kilka podkoszulków z ironicznymi sloganami w stylu Mai, parę dopasowanych dżinsów, kilka drobiazgów modnej biżuterii i torebkę. – Rozpuszczasz ją – marudził Logan, stojąc ze mną w kolejce do kasy. – Nie zaszkodzi jej, gdy się ją odrobinę porozpuszcza. I proszę, kto to mówi? Pan od laptopa. Niespodziewanie mnie pocałował. Nie było to zwykłe muśnięcie wargami, tylko głęboki, mokry, zmysłowy pocałunek z użyciem języka. – A to co znowu? – spytałam cicho, w pełni świadoma świdrujących spojrzeń sprzedawcy i innych
klientów. Nic mi nie odpowiedział, ale wyraz jego twarzy… oczu… to, co mówiły, było tak wyraziste, że odwróciłam wzrok. Chciałam, bardzo chciałam wierzyć temu, co miał wypisane na twarzy i w oczach, ale wciąż się tego bałam. Dziewczyna nabijająca na kasę prezenty dla Mai patrzyła na mnie, nie kryjąc zazdrości. Pod jej taksującym spojrzeniem spuściłam oczy na torebkę. Znowu to samo. Dlaczego on z nią jest? Nastrój mi się zepsuł, cała radość z kupowania Mai prezentów powoli wyparowała, gdy szliśmy z powrotem Princes Street. – Zjedzmy coś – rzucił Logan, a ja skinęłam z roztargnieniem głową. – Na co masz ochotę? – Wszystko jedno. Wziął taksówkę i gdy do niej wsiedliśmy, podał taksówkarzowi nasz domowy adres. Spojrzałam na niego pytająco, na co wzruszył ramionami. – Może w domu się zrelaksujesz. Cały czas byłaś spięta. Rozchyliłam usta ze zdziwienia. Nie spodziewałam się po nim takiej spostrzegawczości. – Nic podobnego – skłamałam. – Nie kłam – zaprotestował i nachmurzył się. – Ale to naprawdę nic takiego – zapewniłam go. – Głupia dziecinada. Daje znać o sobie moja niepewność. Pracuję nad tym, ale nie pomoże mi zamknięcie się w domu. – Powiedz mi, co się znowu zaczęło roić w tej twojej głowie. Zerknęłam na taksówkarza, ale nie sprawiał wrażenia, by zwracał na nas uwagę. – Ale to głupie. – To już wiem. Od ciebie. Niecierpliwość w jego głosie ostrzegła mnie, żebym nie przeciągała struny. Wypaliłam więc: – Bo gdy chodzimy razem, czuję się tak, jakby ludzie, patrząc na nas, zastanawiali się, dlaczego, do diabła, ze mną jesteś. Wpatrywał się we mnie zszokowany. – Cholera – burknął w końcu. – Twoja matka naprawdę nieźle się postarała… – Powiedziałam ci, że pracuję nad tym… – Skrzywiłam się na wspomnienie deprecjonujących uwag pod swoim adresem. – Zmieniłem zdanie – zwrócił się głośno do taksówkarza. – Caffeine Drip. – Uwielbiam to miejsce – mruknęłam. – Wiem. – Ujął moją dłoń zdecydowanie, niemal władczo. – Gdy już się tam znajdziemy, myśl tylko o jednym. – Nachylił się do mnie, jego wargi zbliżyły się do mojego ucha. – Kiedy idę z tobą, trzymając cię za rękę, jestem cholernie dumny, że mam taką kobietę jak ty. Zapiekło mnie w oczach i nosie. – Lubię cię, Loganie MacLeodzie. Uśmiechnął się leniwie, seksownie. – Grace Farquhar, ty mnie więcej niż lubisz.
Zacmokałam językiem o zęby. – Twoja buńczuczna pewność siebie staje się dla ciebie samego niebezpieczna. – Wiesz, co myślę? – Jego gorący szept rozległ się tuż przy moim uchu. – Że więcej niż lubisz tę moją… buńczuczność. Zaczerwieniłam się i chciałam go odepchnąć, ale przyciągnął mnie do swojej piersi i mogłam poczuć, jak trzęsie się ze śmiechu.
24
– Wygląda na to, że jest tłoczno – zauważyła Maia, gdy tydzień później udaliśmy się do D’Alessandro. – Jest sobota, ale to nic. Zarezerwowałam stolik kilka tygodni temu – skłamałam. Logan i ja zwabiliśmy ją do restauracji pod pretekstem uczczenia urodzin we troje. – Panie pierwsze – powiedział Logan, otwierając przed nami drzwi. Maia włożyła jeden z podkoszulków, który jej kupiłam, i dopasowane dżinsy. Udało mi się ją namówić na biżuterię i wysokie obcasy, żeby trochę uatrakcyjnić strój. Uparłam się również, że zrobię jej fale na włosach. Wyglądała pięknie i zupełnie niczego się nie domyślała. Co do mnie, podekscytowana jak dziecko nie mogłam się doczekać jej reakcji. – Grace, Logan – odezwał się zza kontuaru Gio, wuj Marca. Najwyraźniej czekał, żeby powitać nas osobiście. Kilka dni temu spotkałam się z nim i Gabby, jego żoną, żeby przekazać im dekoracje i omówić plan przyjęcia. Okazali się bardzo hojni, bo wynajęli nam tylne pomieszczenie restauracji za śmiesznie niską cenę. – A ty musisz być Maia? – Wyciągnął do niej rękę. Uścisnęła ją, trochę zdziwiona i zarazem rozbawiona atencją okazaną jej przez restauratora. – Chodźcie, chodźcie, pokażę wam wasz stolik. – W jego oczach pojawił się łobuzerski błysk. Poprowadził nas przez główną salę do wąskiego korytarza, który otworzył się na drugą salę. – Niespodzianka! Maia stanęła jak wryta, patrząc na krzyczących naszych znajomych i swoją nową rodzinę. Wszystkie moje świeżo upieczone przyjaciółki przyszły ze swoimi partnerami i dziećmi, tak jak obiecały. Byli też rodzice Ellie, a także Mick, ojciec Olivii i szef Jo, z Dee, swoją żoną. Dzieciaki dosłownie podskakiwały z podniecenia, gdy Maia rozglądała się w oszołomieniu po sali. Serpentyny zwisały z sufitu we wszystkich możliwych miejscach. Duży srebrzysty banner z napisem „Szczęśliwej szesnastki, Maiu!” zajmował tylną ścianę. W części sali znajdowały się stoły, na jednym stały przekąski w dużej obfitości, na drugim piętrzyły się pudła z prezentami. Tak jak zaplanowałyśmy, wypożyczyłyśmy projektor i teraz na przylegającej do bannera ścianie trwał pokaz slajdów z Maią w roli głównej. Mieliśmy w pogotowiu kilka filmów studia Pixar, żeby później zająć nimi młodsze dzieci. Przed ekranem ustawiliśmy krzesła i pufy. – O mój Boże… – wyszeptała Maia. Logan objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, skarbie. Popatrzyła na niego pełnymi zachwytu oczami, w których zaczynały wzbierać łzy. – Tato… – Grace i dziewczyny to dla ciebie przygotowały – powiedział, całując ją w czoło.
– Ale pomysł był twojego taty – uściśliłam. – Nie wiem, co powiedzieć. Zanim zdążyliśmy się odezwać, od reszty gości oderwała się starsza para i kobieta mniej więcej w moim wieku, o ciemnych włosach i pięknej twarzy, podobna do Shannon. Od razu zorientowałam się, kim są. – Maiu. – Logan położył córce dłoń na plecach i pokierował ją do nich. – To moi rodzice i Amanda, moja siostra. Aby im nie przeszkadzać, prześliznęłam się obok i weszłam za Gio do środka, starając się nie martwić o Maię. – To wszystko wygląda fantastycznie – zwróciłam się do Gio. – Raz jeszcze dziękuję. – Niepotrzebnie. Jesteśmy szczęśliwi, mogąc was gościć. Marco opowiedział nam o Mai i Loganie. Trudna sytuacja, ale dobrze sobie radzi. Patrzyłam za nim, gdy szedł w stronę Marca i Hannah, i zastanawiałam się, czy Logan zdaje sobie sprawę z tego, jak wielu ludzi go podziwia. Nie zdążyłam poświęcić tej kwestii większej uwagi, gdyż podeszła do mnie Shannon. Czoło miała zmarszczone, twarz zatroskaną. – Restauracja wygląda fantastycznie. – Powiedziała z nachmurzoną miną – zażartowałam. – Zamienili ze mną i Cole’em zaledwie dwa słowa. – Pokazała ruchem podbródka gdzieś ponad moim ramieniem. – Dlaczego? Myślałam, że między wami już wszystko się wyprostowało. Shannon westchnęła. – Kilka miesięcy temu poprosiłam Logana, żeby poprowadził mnie do ślubu, na co on uznał, że powinnam porozmawiać o tym z ojcem. No i rodzice oczywiście się obrazili. A potem ta sprawa z Maią. Aż syknęłam, usłyszawszy tę rewelację. – No… to tak, jakbyś walnęła ojca obuchem w głowę. – Wiem – zgodziła się i lekko pobladła. – Nie myśl, że nie biłam się z myślami. Ale chcę oprzeć moje życie z Cole’em na uczciwości. Ojciec tak naprawdę nie do końca wierzy w nasz związek, a we mnie też nigdy nie wierzył, więc czy to nie byłoby hipokryzją, gdyby poprowadził mnie do ołtarza? – Dlatego poprosiłaś Logana? Cóż, sądzę, że to było odważne. – Dziękuję, Grace. – Uśmiechnęła się słabo. – Niektórzy ludzie w szkole uznali, że jestem beznadziejna, kiedy im o tym powiedziałam. – Bo nie wiedzą, przez co przeszłaś i że rodzice nie wspierali cię, gdy ich najbardziej potrzebowałaś. Nie mogą cię osądzać. Zresztą nikt nie powinien. Znalazłaś się w trudnej sytuacji i musisz podjąć decyzję, która nie kłóci się z twoimi przekonaniami. Kiwnęła głową, minę miała ponurą, gdy znowu zerknęła ponad moim ramieniem. – Nie chciałabym, żeby ją zranili. Mają ten uroczy zwyczaj zachowywać się jak wspaniali rodzice, po czym odrzucać cię, gdy tylko odrobinę ich rozczarujesz. Pojawił się Cole, objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Była przy nim taka krucha i drobna, że sprawiał wrażenie rycerza, który ma ją ochraniać. – Wszystko w porządku, tartletko?
Skinęła głową i ścisnęła jego rękę. – Jak zwykle sama się nakręcam. – Oczy jej się lekko rozszerzyły. – Idą tutaj. – Mamy zostawić Grace jej losowi czy powinniśmy trwać przy niej? – spytał dramatycznym szeptem. Udało mu się ją rozbawić. – Nie mogłabym sobie darować, gdybym teraz rzuciła im Grace na pożarcie. – A Grace już nigdy w życiu by się do ciebie nie odezwała – mruknęłam pod nosem, sztywniejąc na widok Logana i Mai zbliżających się do nas z resztą MacLeodów. Na szczęście Maia uśmiechała się, a jej dziadkowie wyglądali na autentycznie uszczęśliwionych jej towarzystwem. Logan podszedł do nas pierwszy. Pocałował Shannon w policzek, kiwnął głową Cole’owi, po czym objął mnie ramieniem. Przyjrzałam się uważnie Mai. Sprawiała wrażenie trochę przytłoczonej sytuacją. Wyciągnęłam do niej rękę, a ona natychmiast ją złapała i przylgnęła do mojego boku. Rodzice Logana i jego siostra przyglądali się temu z wyraźnym zainteresowaniem podszytym podejrzliwością. Zebrałam się w sobie. – To Grace, moja dziewczyna – przedstawił mnie Logan. Szybko opanowałam zaskoczenie. Bo to zaskoczenie usłyszeć, że jest się określaną w taki sposób, ale… bardzo przyjemne, uznałam. Podobało mi się, jak to zabrzmiało. Logan rzeczywiście sporo zrobił przez ostatni tydzień, żeby przepędzić moje demony i zwalczyć zahamowania. Niewiele znalazłoby się kobiet, które czułyby się tak pożądane jak ja ostatnio. – Miło państwa poznać – wypowiedziałam grzecznościową formułkę i wyciągnęłam rękę do drobnej kobiety o rudych włosach i fiołkowych oczach. Matka Logana wyglądała wciąż młodo i niezwykle atrakcyjnie, na dobrą sprawę mogłaby uchodzić za siostrę Shannon. Amanda odziedziczyła urodę po ojcu, podobnie jak on miała ciemne oczy i włosy, choć jego czuprynę czas przyprószył siwizną. – Czym się zajmujesz, Grace? – spytał mnie, ledwie zdążył uścisnąć moją dłoń, a ton pytania był niemal napastliwy, jakby prowadził śledztwo. Logan zesztywniał. – Grace jest wolnym strzelcem, redaguje książki – wyręczyła mnie Maia. – Jest naprawdę dobra w tym, co robi. Jej klientkami są autorki bestsellerów. Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością. – Nie jest aż tak fantastycznie – skomentowałam skromnie. – Sugerujesz, że książki nie są fantastyczne? – spytała z udawaną zgrozą. – No to wpadłaś na całego – zażartował Cole. Spojrzałam na niego, odwzajemnił mi się szczerym, nieskrępowanym uśmiechem. – Dzięki za komentarz, panie Walker. – Do usług. – Od jak dawna się spotykacie? – Amanda wysunęła się spoza rodziców. W przeciwieństwie do ojca sprawiała wrażenie po prostu zaciekawionej.
– Od pewnego czasu – odpowiedział wymijająco Logan. – I zanim spytasz, to jest na poważnie. Natomiast na tym przyjęciu powaga nie obowiązuje. Bohaterka wieczoru powinna powitać gości – oświadczył i poprowadził nas do reszty zebranych, w ten dyplomatyczny sposób dając rodzicom i siostrze do zrozumienia, że chociaż zgodził się, aby poznali Maię, nie widzi powodu, by wypytywali o nasze życie. – Potrafisz być wspaniały – szepnęłam mu do ucha. – Dopiero teraz to odkryłaś? Dałam mu żartobliwego kuksańca, na co ze śmiechem przytulił mnie mocniej. A potem obserwowaliśmy z narastającym zadowoleniem, jak Maia jest hołubiona przez Carmichaelów, Walkerów, MacCabe’ów, Sawyerów i całą resztę klanu. Dzieci zabiegały o jej uwagę, dorośli obdarzali ją uściskami i całusami. – Zagłaskacie ją na śmierć – powiedziała wysoka dziewczynka o falujących blond włosach i oczach w kształcie migdałów, nachylając się opiekuńczo nad Maią. Beth Carmichael miała jedenaście lat, po ojcu odziedziczyła wysoki wzrost i niebieski kolor oczu, po matce ich kształt i włosy. Była niezwykle pięknym dzieckiem, czego nie psuła nawet nonszalancka mina, dość zabawna u dziewczynki. Maia poznała ją, gdy zaoferowała się popilnować dzieci Joss i Bradena. Ich najstarsza latorośl, jak powiedziała Maia, zaadoptowała ją. – No dobrze, wystarczy. Dajcie jej pooddychać. – Beth zatoczyła ręką półokrąg, pokazując na nas wszystkich. – A przede wszystkim dajcie jej wreszcie zobaczyć prezenty. – Uśmiechnęła się promiennie, odstąpiła krok i kiwnęła do Mai zachęcająco głową. Parsknęłam, Maia zaś uśmiechnęła się dyskretnie i powiedziała: – Chyba powinnaś przewartościować swoje priorytety, Beth. Oddychanie jest jednak ważniejsze. Rozległy się pojedyncze śmiechy, a Beth się skrzywiła. – Ja tylko… Na urodzinach najważniejsze są prezenty. Joss trzymająca w ramionach Ellie, swoje najmłodsze dziecko, posłała spojrzenie mężowi. – Czego ty uczysz nasze dzieci? Luke, ich ośmioletni syn, skrzyżował ramiona na piersi i popatrzył wyzywająco na siostrę. – Nieprawda. Najważniejsze jest jedzenie. – Czego ty uczysz nasze dzieci? – zrewanżował się żonie Braden. Logan przycisnął czoło do mojego i zachichotał. – Czy możemy coś zrobić – odezwała się Maia – żeby… no… wszyscy nie patrzyli tak na mnie? – Dlaczego? – Beth to wyraźnie rozbawiło. – To twoje urodziny i tobie należy się cała uwaga. To jest właśnie, po prezentach i jedzeniu, najlepsze w urodzinach. – Niemożliwe, że jesteś moim dzieckiem – roześmiała się Joss. – Nie uciekniesz od tego, matko – odcięła się Beth, biorąc się pod boki. Roześmieliśmy się wszyscy, najgłośniej Braden. Joss uśmiechnęła się do córki, a potem zrobiła przesadnie zgorszoną minę, na co Beth pokazała jej język, po czym też się do niej uśmiechnęła. – Pamiętaj, że ty też od tego nie uciekniesz – odwzajemniła się córce Joss. – Jestem młodsza, mam szansę – kontynuowała Beth. – Spróbuj, dziecko, a pobiegnę za tobą. – Joss puściła oko do córki, a ta uśmiechnęła się do niej radośnie, po czym znów spojrzała na wciąż oszołomioną Maię.
Zazdrościłam Joss i Beth docinków, które wymieniły. Nawet nie próbowałam sobie wyobrazić, jakby wyglądałoby moje dorastanie przy matce, która nie tylko by mnie kochała, ale i traktowała jak przyjaciółkę. – Prezenty – podjęła nagle decyzję Maia, najwyraźniej pod wpływem uporczywego wzroku Beth. – Juhuu! – Beth klasnęła w dłonie i podbiegła do stołu zastawionego pudełkami. – Otwórz najpierw mój! Proszę, proszę, proszę! Braden złapał spojrzenie Logana. – Ona uwielbia robić prezenty – wyjaśnił. – W takim razie dobrze schowaj karty kredytowe. – Śpię z nimi. – I z jednym okiem otwartym – wtrąciła Joss, zanim podeszła do tłoczących się przy stole z prezentami. – Hej, czy coś nas ominęło? Wywinęłam się z uścisku Logana i z radością spojrzałam na Aidana, Juno i Chloe zmierzających do nas z prezentami. – Zdążyliście w samą porę. – Długo się nie widzieliśmy – zauważył Aidan i uścisnął mnie mocno. Po czym odsunął się i spojrzał na mnie pytająco. – Wszystko dobrze? – Oczywiście. – Popchnęłam go lekko. – Nie wygłupiaj się. Po prostu byłam zajęta. – Aha, widzę – powiedział, rzucając wymowne spojrzenie ponad moim ramieniem. – Uściskaj i mnie – wtrąciła się Juno. Zrobiłam to, a potem objęłam Chloe i wtedy pojawił się przy nas Logan. Chloe, jak to Chloe, natychmiast go wyściskała, nie przejmując się tym, czy sobie tego życzy, czy nie. Logan przywitał się uściskiem dłoni z Juno, a potem z Aidanem, przy czym obaj przyglądali się sobie podejrzliwie. Pogratulowałam sobie w myślach, że nie powiedziałam Loganowi o dawnym zadurzeniu Aidana. – Widzę – zaczął Aidan, a ja zesztywniałam na widok złośliwego błysku w jego oczach – że jednak nie wybrałaś nauczyciela historii. Logan spojrzał na mnie oburzony. – Nie wiedziałem, że brałaś pod uwagę nauczyciela historii. – Nie brałam – zapewniłam go szybko i posłałam Aidanowi ostrzegawcze spojrzenie. Stał, uśmiechając się pod nosem, dopóki Juno nie dała mu kuksańca w ramię. – Możesz na słowo, Aidan? – spytałam, a na mój głos nałożył się głos Logana, pytającego: – Możesz na słowo, Grace? – Daj mi minutę na rozmowę z Aidanem. Nie czekając na odpowiedź, złapałam Aidana za podkoszulek i zaciągnęłam do korytarza. No może bez przesady z tym „zaciągnęłam”, bo w wypadku Aidana było to niewykonalne. – Co ty wyrabiasz? – wysyczałam. – Nic. – Wzruszył ramionami. – Nie mam zaufania do tego faceta. Niech wie, że masz wybór. – Nie mam – oświadczyłam cicho, ale dobitnie. – Nauczyciel historii nie wchodzi w rachubę. – Coś innego mówiłaś kilka tygodni temu.
– Kilka tygodni temu czułam się zraniona. Logan próbuje się zrehabilitować. Ludzie zasługują na drugą szansę. Pokiwał głową, widziałam, że martwi się o mnie. – To prawda. Tylko że ty masz tendencję do dawania setnej szansy. – Wiem, co masz na myśli, ale tym razem… Logan nie jest jak moi rodzice i Sebastian. Nie zraniłby mnie celowo. – Celowo czy nie, możesz zostać zraniona. – Tak. Przez każdego – powiedziałam, bo nagle to zrozumiałam. – Przez nauczyciela historii, gdybym dała mu szansę. Nawet przez ciebie… – On nie jest taki jak twoi inni faceci – stwierdził Aidan. Nie wytrzymałam i roześmiałam się. – Rzeczywiście nie jest. I nigdy do tych facetów nie czułam tego co do niego. Powoli barki mojego przyjaciela rozluźniły się i spojrzał na mnie ciepło. – Czyli nie wściubiaj swojego długiego nosa w moje sprawy? – To nie tak. Jesteś moją rodziną. Nie spodobałoby mi się, gdyby przestało ci na mnie zależeć. Ale to powinniśmy z Loganem rozwiązać sami, bez żadnych nacisków z twojej strony. – Zrozumiałem. Wróciliśmy lekkim krokiem do sali restauracyjnej, gdzie natychmiast zostałam złapana za rękę i zaprowadzona do stołu, przy którym Maia rozpakowywała prezenty. – Kiedy to się skończy, musimy porozmawiać – zapowiedział Logan. – Nie ma o czym. – Chciałam mu to wyjaśnić, ale nie słuchał, bo skupił się na Mai. Ja też patrzyłam z radością, jak otwiera prezent za prezentem. Dostała książki, kupony prezentowe, kosmetyki do makijażu, czekoladę i tego typu podarunki. Rozpieścili ją do granic możliwości. – Tato, czy ty to widziałeś? – Podbiegła do Logana, gdy już wszystkim podziękowała. Zostawiła przy prezentach Beth, która zajęła się ich porządkowaniem. Zagoniła brata do składania papierów, w które były zapakowane, a sama układała wszystko w schludne stosiki. – Widziałem, widziałem. – Uśmiechnął się do niej, a w kącikach jego oczu pojawiły się drobne zmarszczki. – I to, że dobrze się bawisz. Maia rozejrzała się wokół. – Tyle prezentów… i nigdy nie miałam przyjęcia. – Oczy błyszczały jej z podniecenia, gdy zwróciła się do mnie: – Dostałam osiemdziesiąt funtów w bonach na książki. – To miło. Możemy pójść jutro je zrealizować, jeśli chcesz. Kiwnęła głową, wyglądała na oszołomioną. – Wszystko w porządku, kochanie? – spytał ją Logan. – Nie wiem, co mam teraz robić. – Mam coś dla ciebie – powiedział, wyciągnął pudło zza stołu i postawił je na nim. – Jak to? Jeszcze jeden prezent? – spytała zdziwiona. – Ode mnie. Otwórz go. – Jest jeszcze jeden! – krzyknęła Beth na całe gardło i wszyscy spojrzeli na nas. – Wielgutaśny! – wykrzyknęła Belle, córka Jo i Cama, i podbiegła do nas rozgorączkowana. Beth otaksowała duże opakowanie, po czym przyjrzała się Belle i przeniosła wzrok na Jo, z miną
wypisz, wymaluj jak u Joss, jakby chciała jej powiedzieć: czego ty uczysz swoje dziecko? Musiałam otrzeć łzy z kącików oczu. Dawno tak serdecznie się nie śmiałam. – Ma prawo przekręcać słowa – zwróciła się Jo do Beth, po czym odwróciła się do Joss i wypowiedziała bezgłośnie: przemądrzalec. Joss tylko uśmiechnęła się niefrasobliwie. – Co to jest? – spytała Maia, a ja natychmiast spojrzałam na nią. Nie chciałam przegapić jej reakcji. – Otwórz i zobacz. Maia ostrożnie zdjęła papier i odwróciła pudło tak, by przeczytać widniejący na nim napis. Zaniemówiła. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, kochanie – powiedział czule Logan, na co jego córka wybuchnęła płaczem. Przeniósł na mnie spłoszone spojrzenie. Zamachałam rękami i wyartykułowałam bezgłośnie: to dobre łzy. Logan wyszedł zza stołu i objął córkę. – Czas na tort! – ogłosiła Ellie, opanowując sytuację, jak przystało na doświadczoną matkę. Przyciągnęła skutecznie uwagę dzieci, odwracając ją od Mai i tym samym dając jej czas na dojście do siebie. – Chodźcie, dzieci. Idziemy przynieść tort dla Mai. Poszły za nią, paplając wesoło, a ja podziwiałam jej zdolność do ogarnięcia całej gromadki i prowadzenia wielowątkowej rozmowy. Podeszłam do Mai i Logana, a on przyciągnął mnie do siebie. Maia też mnie objęła i staliśmy tak we troje w ciasnym uścisku. – Zaraz się przez was rozpłaczę – powiedziałam głosem zdławionym przez emocje. – Świetnie. Dzięki temu będę się czuła mniej idiotycznie – chlipnęła Maia. Odsunęliśmy się od niej nieznacznie i ujęłam w dłonie jej spłakaną twarz. – Nie ma powodu, żebyś się czuła idiotycznie. Jesteś słodka. Otarła łzy i spojrzała na ojca tak, jakby był bohaterem wszech czasów. – Dziękuję za laptopa, tato. Oczy mu się zaszkliły, był w stanie tylko kiwnąć głową. Zacisnęłam palce na jego podkoszulku i siłą powstrzymałam się, by nie zacząć płakać na widok jego wzruszenia. – Maiu, może pokazałabyś Beth swój nowy laptop? – zasugerowałam, żeby dać Loganowi chwilę na opanowanie emocji. Maia chyba to zrozumiała, bo odeszła bez słowa. Wzięłam jej ojca za rękę i zaprowadziłam do biura Gio. – Już w porządku? Zamiast mi odpowiedzieć, wziął mnie w ramiona i przytulił mocno. Staliśmy tak przez moment w milczeniu. – Jesteś moja – wyszeptał nieoczekiwanie. – Co? – spytałam, sztywniejąc. Odsunął się ode mnie i ujął moją twarz w dłonie. – Rozważałaś spotykanie się z nauczycielem historii? Zaskoczona takim zwrotem konwersacji, pokręciłam przecząco głową.
– Aidan się wygłupił. – Rozważałaś? – Logan… – Jesteś moja – powiedział, tym razem głośno, żarliwie. – A ja jestem twój. Nigdy nie pozwolę, by ktoś lub coś to zepsuło. Dreszcz mnie przeszedł na te zaborcze słowa i przylgnęłam do niego bardziej. – Nie chcę nikogo prócz ciebie. Zamknął oczy, jakby ogarnęło go uczucie ulgi, i oparł swoje czoło o moje. Cisza nas otuliła, co tylko wzmogło uczucie bliskości i więzi, przypieczętowało obietnicę, którą złożyliśmy sobie wzajemnie bez słów.
25
To był jeden z tych idealnych poranków. Nie za gorąco, ale słońce wlewało się do mieszkania. Obudziłam się w łóżku swojego chłopaka po nocy wypełnionej czułą miłością. Zjadłam śniadanie w towarzystwie jego i Mai, po czym ona wyszła do biblioteki na zajęcia, a Logan do pracy. Wróciłam do swojego mieszkania, maszynopisu Joss i reszty croissantów, które kupiłam wczoraj w swojej ulubionej piekarni. Po raz pierwszy w życiu wolna od lęków, obaw o… właściwie o wszystko. Zwyczajnie cieszyłam się pracą i życiem. Powinnam wiedzieć, że diabli to wezmą, bo jest zbyt pięknie. Pukanie do drzwi to był pierwszy sygnał. Mężczyzna, który stanął w progu, może nie był diabłem, ale… – Tato… – powitałam go cicho, przejęta poczuciem nierealności, widząc go na czystym, ale małym podeście przed moim mieszkaniem. Gabriel Bentley. W świeżej białej koszuli – prawdopodobnie od jakiegoś wielkiego projektanta – lekkiej skórzanej marynarce i ciemnych spodniach. Schludny i nieskazitelny od gładko zaczesanych włosów po lśniące włoskie buty. Dobrze wiedziałam, że ten wygląd to tylko pozory. – Czego chcesz? – spytałam szorstko, zaciskając palce na framudze. – Mogę wejść? Nie czekając na odpowiedź, przecisnął się obok mnie. W gardle zaczęło mnie dusić, z uczuciem lekkiej paniki zamknęłam drzwi i poszłam za nim do pokoju dziennego. Stał, rozglądając się po wnętrzu. – Czego chcesz? – powtórzyłam. Skomentował agresywny ton mojego pytania westchnieniem. – Twoja matka jest chora. Ma raka piersi. Gdy usłyszałam te słowa wypowiedziane na głos, jej choroba nagle stała się bardziej rzeczywista. – Wiem. Czytałam o tym. Ojciec szarpnął głową, jakbym wymierzyła mu policzek. – I nawet nie przyszło ci do głowy, żeby ją odwiedzić? Zwalczyłam nagłe poczucie winy. – Kiedy z nią ostatni raz rozmawiałam, powiedziała, że nie chce mnie nigdy więcej widzieć. – Bo doniosłaś mi o jej kochanku – przypomniał szyderczo. Z osłupieniem pokręciłam głową. – Po pierwsze, nie był jej kochankiem, tylko moim chłopakiem. Po drugie, czy ty słyszysz, co mówisz? Nigdy nie byłam w stanie zrozumieć waszego wzajemnego braku szacunku dla siebie i waszego małżeństwa.
– Jest na odwrót. Żywię szczere uczucie szacunku dla twojej matki. – Posmutniał i przysiadł na poręczy kanapy. – Żałuję, że nie odziedziczyłaś po niej realistycznego spojrzenia na życie. Zbyt łatwo cię zranić, Gracelyn. Ciężko na to patrzeć. – Moje imię brzmi po prostu Grace – przypomniałam mu chłodno. – Grace – powtórzył i skinął głową. – Dlaczego się tu zjawiłeś? Po smutnej minie nie zostało śladu, zastąpił ją zwykły dla niego wyraz nieugiętej determinacji. – Aby cię przekonać do powrotu do domu. Media zaczynają się interesować twoją nieobecnością teraz, gdy powinnaś trwać u boku matki. – Oczywiście jak zwykle chodzi o pozory. Miał czelność zrobić urażoną minę. – Stoję na czele medialnego imperium. Wizerunek jest dla mnie wszystkim. Ale nie tylko dlatego cię potrzebuję. Ona jest chora, a ja nie wiem, co robić. Nie mogłam dłużej udawać, że mimo wszystko mu nie współczuję ani że nie mam poczucia winy. – Czy ona umiera? – Walczy. Ale to trudna walka. Sebastian przejął część moich obowiązków, żebym mógł się skoncentrować na zapewnieniu twojej matce jak najefektywniejszego leczenia. Podeszłam do niego, niezdolna dłużej ustać na nogach, i usiadłam w fotelu naprzeciwko. Znalazłam w sobie odwagę, by zadać mu to pytanie, chociaż nie byłam pewna, czy chcę usłyszeć odpowiedź. – Czy pytała o mnie? – Ojciec w milczeniu spuścił wzrok. – Czyli nie. – Zamknęłam oczy, zwalczając ból. Znowu mnie odrzuciła. Jak zwykle. – Ja cię o to proszę – powiedział z naciskiem, patrząc mi prosto w oczy z przypochlebnym uśmiechem, którym mnie obdarzał, gdy chciał, żebym zrobiła coś po jego myśli. – Brakowało mi ciebie. Przyglądałam mu się podejrzliwie. – Nigdy bym się nie domyśliła, gdyby nie te rozliczne mejle i telefony w ostatnich siedmiu latach. Nachmurzył się, wyraźnie niezadowolony, że nie okazałam się uległa. – Brak kontaktu obciąża obie strony. – Niezupełnie. Zostałam zdradzona przez matkę, a ty i Sebastian zbyliście mnie, jakbym była dzieckiem, które jeszcze nie dorosło do zrozumienia, jak funkcjonuje ten świat… Tak jakby zdrada była nieodłączną częścią życia. Nie jest. Teraz wiem to na pewno. Mam wokół siebie ludzi, którym na mnie zależy i którzy nigdy nie zdradziliby mnie w taki sposób jak ona. Jak wy wszyscy. Ojciec przekrzywił głowę na jedno ramię z miną pełną namysłu. – Czy mówisz o mężczyźnie, który jest twoim sąsiadem? O Loganie MacLeodzie, byłym więźniu i jego niedawno objawionej córce? Wyprostowałam się gwałtownie, panika znowu zaczęła mnie ogarniać. – Przeprowadziłeś śledztwo? – Oczywiście, że tak. Jesteś moją córką. Nie zamierzałem ci pozwolić poruszać się tak całkiem samodzielnie po świecie. Potrzebowałaś odpoczynku od rodziny, uszanowałem to, ale obserwowałem cię dyskretnie. Wiem o tym zawodniku grającym w rugby, Aidanie Ramage’u, i jego narzeczonej. Ma na imię Juno i jest Kanadyjką, zgadza się? Również o twojej najlepszej przyjaciółce Chloe. Wiem, że
latem co roku spędzacie wszyscy weekend na wyspie Skye, a zimą w Paryżu. Znam cię, Grace. – To, że coś wiesz, nie znaczy, że mnie znasz. Bo nie znał. Ale wytrącił mnie z równowagi wiadomością, że śledził moje życie. Ze względu na mnie czy siebie – wszystko jedno. Mój ojciec nie opuścił mnie całkiem. Nie wiedziałam, jak to rozegrać. – Znam cię na tyle, by wiedzieć, że dasz się nabrać byłemu więźniowi. – Stanął nade mną już nie martwiący się o córkę ojciec, ale onieśmielający biznesmen. – Na tyle, by wiedzieć, że nie potrafisz znieść zdrady. Jak mówisz, z tego powodu opuściłaś rodzinę. I odmawiasz powrotu z powodu owego Logana i jego córki. Dlatego sądzę, że to ważne, byś się dowiedziała, że on tobą manipuluje. Nie jest taki, jakim ci się przedstawia. – Dość tego! – Zerwałam się na równe nogi, bo ogarnął mnie gniew. Ojciec cofnął się zszokowany tonem, jakim się do niego zwróciłam. Mylił się, twierdząc, że mnie zna. Mogłam do niego mówić tak, jak chciałam, ponieważ przestałam się obawiać, że za karę odwróci się ode mnie. – Nic nie wiesz o Loganie. – Tak? A ty wiesz? Znowu się do mnie zbliżył zaczerwieniony z gniewu. – To może go spytasz o tę blond Amerykankę, z którą sypia? Spytaj go, po co przyszła do klubu, w którym on pracuje. Dwukrotnie. W tym tygodniu – podkreślił. To było jak cios w splot słoneczny. Pozbawiło mnie tchu. Skąd ojciec miałby wiedzieć o Amerykance, gdyby to nie była prawda? Nie, musi być jakieś sensowne wyjaśnienie… – Wyjdź – powiedziałam i skuliłam się na kanapie. – Dobrze. – W jego głosie brzmiało współczucie, szczere lub udawane. – Ale gdy przejrzysz na oczy, znajdziesz mnie w hotelu Balmoral. Zostanę tam, dopóki nie zgodzisz się wrócić ze mną do domu. * Powiedzieć, że ojciec zniweczył uczucie szczęścia, które krótko dane mi było odczuwać, to mało. Zupełnie jakby moja rodzina miała radar nastawiony na wyłapanie u mnie tego stanu! Och, patrzcie! Grace jest szczęśliwa. Zatrujmy jej życie! Prawie nie ruszyłam się z kanapy przez resztę dnia, w kółko rozmyślając o tym, co powiedział ojciec. Zdezorientowanie, poczucie winy, smutek… stanowczo za wiele emocji. Musiałam porozmawiać z Loganem. Tego popołudnia jak zwykle mieli się zjawić oboje u mnie. Maia po zajęciach w bibliotece zaplanowała wizytę u koleżanki, skąd Logan miał ją odebrać po pracy. Co oznaczało, że przez całe godziny będę się zamartwiać tym, co usłyszałam. Ledwie weszli do mieszkania, poprosiłam Maię: – Czy możesz nas zostawić na chwilkę samych, kochanie?
Spojrzała na mnie uważnie i na jej twarzy pojawiła się troska. Ale nic nie mówiąc, skinęła głową. – Pójdę do nas. – Grace, co się stało? – spytał Logan, gdy tylko wyszła z pokoju. Odczekałam, aż drzwi się zamkną za Maią, i wstałam z kanapy. – Odwiedził mnie dziś ojciec. – Co? – Logan podszedł i wziął mnie w ramiona. – Wszystko w porządku? – Nie. Chce, żebym wróciła do domu. Żeby wesprzeć matkę. Jest poważnie chora. – Rak piersi, tak? – Tak. – Cholera. – Przytulił mnie mocniej, czułam nacisk jego ramion. – Oczywiście odmówiłaś. Brak mu piątej klepki, jeśli naprawdę liczy na to, że z nim pojedziesz. Oswobodziłam się z jego uścisku i odwróciłam od niego. – Postąpił jak zwykle. Usiłował mnie zmanipulować. – Spojrzałam na niego przez ramię, był wyraźnie zaniepokojony tym, że go odrzuciłam. – Powiedział mi, że widziałeś się z tą Amerykanką. Sharon, tak jej na imię? Podobno w tym tygodniu odwiedziła klub dwukrotnie. Ciekawe, jak ojciec dowiedział się o jej istnieniu. – Zobaczyłam, że Logan pobladł, żołądek ścisnął mi się nieprzyjemnie. – Odwiedziła cię? – nalegałam. – To nie jest tak, jak myślisz. Widziałem się z nią raz w tym tygodniu, jeśli była kiedy indziej, nic o tym nie wiem. Nie mówiłem ci o tym, żeby cię nie denerwować czymś, co nic nie znaczy. Przyszła sprawdzić, czy nie będę chciał się z nią pożegnać, zanim wyjedzie. Powiedziałem jej o tobie i wyszła. To wszystko. Serce biło mi mocno na wspomnienie kobiety, która była z nim tak blisko. Mogłabym przysiąc, że w uszach rozbrzmiał mi jej głos wykrzykujący jego imię. Zacisnęłam zęby. – Jeśli to nie było ważne, spokojnie mogłeś mi o tym powiedzieć. – Żebyś się denerwowała bez powodu? Dopiero zaczęłaś mi ufać. Nie chcę tego schrzanić. – Tak na przyszłość, Logan. Wolę coś takiego usłyszeć od ciebie niż od kogoś innego. Zwłaszcza od mojego ojca! – Właśnie tego on chce! – wrzasnął nagle Logan, wymachując rękami. – Rozpieprzyć to, żeby móc cię zmanipulować i żebyś wróciła z nim do domu! – To akurat prawda – przyznałam. Usiadłam na kanapie i spojrzałam na niego wojowniczo. – Nigdy więcej nie ukrywaj przede mną takich rzeczy. – Obiecuję. – Podszedł do kanapy, ujął mnie za biodra i przyciągnął do siebie. – Powiedz ojcu, żeby wracał do domu, zanim zdąży bardziej narozrabiać. Serce biło mi teraz jak młotem. – Nie jestem pewna, czy mogę. – Jak to? – Popatrzył na mnie z niedowierzaniem. – Wiesz, że mam poczucie winy z powodu choroby matki. To, że tak czuję, ma znaczenie. Muszę się z tym uporać i jeśli będzie mi potrzebna do tego rozmowa z ojcem, odbędę ją. – Wiesz, skąd się bierze to poczucie winy i co znaczy? Że nie jesteś bezduszną suką wobec kobiety, która była nią dla ciebie. Tyle i tylko tyle. Nie pozwól, żeby znowu cię wciągnęli do swojego chorego świata.
– Próbuję do tego nie dopuścić. Panikuję na samą myśl o tym – przyznałam. – Tylko… jakim człowiekiem się stanę, jeśli nie odwiedzę być może umierającej matki? – Co cię martwi? To, co ludzie pomyślą? Czy to, co my o tobie pomyślimy? Czy ty sama o sobie? Bo prawda jest taka, że liczy się tylko to, co myślimy sami o sobie i co o nas myślą ludzie, na których nam zależy. * Wiedziałam, że Logan ma rację, a na myśl, że klan Bentleyów znowu wkroczy w moje życie, oddech mi przyspieszał ze zdenerwowania, lecz wiedziałam, że nie jest obiektywny. Nie mógł mi udzielić bezstronnej rady, bo miał w tym własny interes. Spodziewałam się, że Aidan też nie będzie obiektywny, mimo to zadzwoniłam do niego. Po obiedzie Logan i Maia zasiedli do filmu w moim pokoju dziennym, a ja wymknęłam się do sypialni. Chciałam porozmawiać ze starym przyjacielem, który wspierał mnie wtedy, gdy moja rodzina mnie zdradziła i nie interesowała się moim losem. Okazało się, że zareagował znacznie mniej impulsywnie niż Logan. – Co za gówno! – skomentował, gdy skończyłam opowiadać o wizycie ojca. – I co mi radzisz? – Nie mogę ci powiedzieć, co masz robić. Oderwałam na sekundę telefon od ucha i spojrzałam na niego z niedowierzaniem, jakby widok aparatu miał mi zastąpić twarz Aidana. – Rzecz w tym, że właśnie masz mi powiedzieć, co robić! – rzuciłam ze złością. – Nie. Tę decyzję możesz podjąć tylko ty. I nikt inny za ciebie. Ja cię mogę tylko zapewnić, że żadne z nas nie będzie cię osądzać, cokolwiek postanowisz. Po prostu zrób to, co uważasz. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, zanim się rozłączyłam, ciągle niezdecydowana, co powinnam zrobić. Miałam zamiar wstać z łóżka i dołączyć do Mai i Logana, gdy ten stanął w drzwiach. – Dobrze się czujesz? – spytał ostrożnie. – Tak. Dzwoniłam do Aidana, pytałam go o radę. Chyba nie powinnam była tego mówić. Logan zmarszczył brwi. – Czyli potrzebujesz jej od niego, nie ode mnie. – To nie tak. – Nie? Mam być zachwycony, że biegniesz do kochanego Aidana po radę, ilekroć masz jakiś problem? Czy powinienem się przygotować, że tak już będzie zawsze? Otworzyłam szeroko oczy. – Skąd ci się to wzięło? Dobrze wiesz, że Aidan jest moim najbliższym przyjacielem. – I dlatego odstawiasz mnie na boczny tor i szukasz pomocy u niego. – Nie odstawiam cię na boczny tor. – Zerwałam się z łóżka i podeszłam do niego. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo obeszła go wiadomość o przyjeździe mojego ojca. – Zwróciłam się do Aidana, ponieważ on patrzy na to bardziej racjonalnie. Może zapomnieć o łączącej nas przyjaźni i udzielić mi obiektywnej rady. – Bo nie walczy o ciebie. – Przeciągnął dłonią po twarzy, która nagle przybrała znużony wyraz. – Tak
się właśnie czuję… jakbym bezustannie walczył o ciebie. Zrobiło mi się przykro na widok znękanego wyrazu jego oczu. – Po prostu muszę to przemyśleć. A nawet jeśli pojadę do Londynu, to przecież wiesz, że tylko na chwilę. To nie znaczy, że z nami koniec. – To znaczy, że zaprzepaścisz wszystko, do czego doszłaś, uciekając z ich chorego świata. Są toksyczni. Zranią cię znowu, a ja nie będę mógł nic zrobić, żeby to odwrócić. Nie pozwolę, żeby do tego doszło. Nie pozwolę ci na to, Grace. Wzięłam go za rękę, mając nadzieję, że tym gestem złagodzę słowa, które zaraz wypowiem. – Jakąkolwiek decyzję podejmę, należy ona do mnie, nie do ciebie. Wyszarpnął dłoń. – Widzisz? To jest właśnie różnica między mną a tobą. Myślałem, że ponieważ cię kocham, będziemy dyskutować o takich sprawach razem, bo… oddziałują na nas oboje. Zdziwienie, zachwyt, radość, panika, euforia, strach, podekscytowanie, obawa… Ogarnęły mnie sprzeczne uczucia, gdy usłyszałam te dwa słowa wypowiedziane przez jego cudowne usta. To wszystko, co czułam, zdławiło te słowa, stałam w milczeniu. A on czekał na odpowiedź. I to na tę jedyną, którą chciał usłyszeć. – No dobrze, Grace – rzucił i zniknął za drzwiami, zanim zdołałam się odezwać.
26
Kocham cię. Kocham cię. Kocham. Cię. Co takiego trudnego jest w tych dwóch słowach? Nic! Wielokrotnie mówiłam je innym ludziom. A jednak wypowiedziane przez niego nabrały wagi. Jakby niespodzianie ich znaczenie zwielokrotniło się, jakby na każdą literę kładł się cień. Byłam diabelnie wystraszona możliwością odwzajemnienia jego wyznania. * Tej nocy leżałam na łóżku i za każdym razem, gdy decydowałam się podnieść, wpaść do niego w środku nocy i wykrzyczeć mu te dwa słowa, powstrzymywał mnie strach. Ale w końcu nastał dzień i te słowa przesączały się powoli do mojej podświadomości, wracał zdrowy rozsądek i przepędzał moje strachy. Kiedy wróciłam z zakupami pana Jennera, byłam zdecydowana wyjść z domu, żeby poszukać Logana. Pierwszy wypowiedział te dwa magiczne słowa. Odsłonił się przede mną. Zdecydował się na ten krok, nie czekając, aż go spytam. A przecież na pewno tak jak ja bał się, że może zostać odrzucony. Albo że wypowie je i wszystko pójdzie nie tak. Skoro on zdobył się na odwagę, ja też mogę. Bo przecież go kocham. I czułam, że kocham go od zawsze. * Rzuciłam swoje zakupy na blat w kuchni i wyszłam z mieszkania, spiesząc do wyjścia z budynku, gdy rozległo się głośne: – Grace! Naprzeciw mnie wbiegała po schodach Maia, wyraźnie wzburzona, źrenice miała rozszerzone w panice. Zanim zrobiłam dwa kroki, była już na naszym podeście. – Co się stało? – Tata – wydyszała, próbując odzyskać oddech. – Shannon dzwoniła, do ciebie też próbowała. Jej eks wrócił. Ten, który ją pobił. Tata wyszedł, nic nikomu nie mówiąc. Teraz naprawdę musiałam znaleźć Logana, wszystko inne przestało być ważne. Wygrzebałam z
torebki telefon, który niebacznie wyciszyłam. Ponad dziesięć nieodebranych połączeń od Shannon. Wybrałam numer Logana. – Odbierz… odbierz – mamrotałam, ale nadzieja szybko zgasła, gdy odezwała się poczta głosowa. – Och, nie – warknęłam i wybrałam numer Shannon. – Grace, chwała Bogu to ty. Widziałaś Logana? – spytała bez zbędnych wstępów, w jej głosie brzmiało przerażenie. – Właśnie sprawdzamy w mieszkaniu – powiedziałam i pokazałam głową na drzwi, a Maia natychmiast otworzyła kluczem zamek. Weszłam za nią do środka. – Shannon, co się dzieje? – Mój eks – wyjaśniła cicho i głos jej zadrżał – Ollie skontaktował się ze mną. Wyszedł z więzienia, jest w Edynburgu, chce się ze mną zobaczyć. – To jakiś ponury żart? – spytałam. – Nie ma taty – poinformowała mnie Maia, kręcąc głową. – Nie ma go – powtórzyła Shannon, bo najwyraźniej usłyszała. – Sprawdzałaś w klubie? – Byłam tam. Boże, Grace, przecież bym mu o tym nie powiedziała, samo wyszło. Odwołano mi dzisiaj zajęcia, a gdy to się zdarza, czasem idę do Logana i jemy razem lunch. Zanim wyszłam, dali mi w kancelarii list, który przyszedł na adres szkoły. Otworzyłam go dopiero w biurze Logana. Kiedy zobaczył, jak zareagowałam, wyrwał mi go z ręki. Nie spodziewałam się… A potem wyszedł i już nie odbierał telefonu. A jeśli on coś zrobi…? Nie przeżyję, jeśli wszystko się powtórzy. – Zaczęła płakać i usłyszałam jakieś chrobotanie w telefonie. – Grace? – rozległ się głos Cole’a. – Bardziej niż ktokolwiek inny miałbym chęć zamordować faceta za to, że się z nią skontaktował, ale nie warto. Masz jakiś pomysł, gdzie może być Logan? Oddychałam głęboko, równo, nie pozwalając, żeby ogarnęła mnie panika. – Może być wszędzie, ale… on zna parę osób i być może próbuje z ich pomocą namierzyć Olliego. Jedyne, co możemy zrobić, to dotrzeć do niego pierwsi. – Na to raczej za późno. Nie ma go już od kilku godzin. – Och, nie, nie sugeruj tego… Co z Shannon? Daje jakoś radę? – Nie boi się, że historia z nią się powtórzy. Ona boi się o Logana. Sam nie wiem… Przestałam go słuchać, bo doszedł mnie odgłos otwieranych drzwi. Obie z Maią odwróciłyśmy się i ogarnęło nas uczucie ulgi na widok Logana, mimo że nie wyglądał najlepiej. – Cole, on jest tutaj – rzuciłam do słuchawki, przerywając mu. – Logan wrócił do domu. – Co za ulga. Co z nim? Zrobił coś? – Tato?! – wykrzyknęła Maia i podbiegła do niego. Przytulił ją i zamknął oczy. Napięte rysy jego twarzy złagodził wyraz miłości. I już wiedziałam. – Nie, Cole. Nic nie zrobił. – Bo nie ryzykowałby, że zniszczy swoje życie z Maią. – To dobrze. Zabieram Shannon i przyjeżdżam do was. Musimy pogadać. Zgodziłam się z nim i rozłączyłam. Przez chwilę stałam nieruchomo, patrząc na ojca i córkę. Uczucie ulgi po nagłym strachu i odpływ adrenaliny spowodowały, że ogarnęło mnie zmęczenie. Poczułam się wyczerpana. Wszystkim. Maia w końcu oderwała się od ojca, a on ujął w dłonie jej twarz i otarł łzy.
– Wszystko w porządku – zapewnił ją. – Shannon myślała, że poszedłeś do tego bandyty. Z zaciśniętymi zębami pokręcił przecząco głową. Zrozumiałam, że wiele go kosztowało zwalczenie tej pokusy. – Chciałabym zabrać ojca do siebie na chwilę – zwróciłam się do Mai. – Nie masz nic przeciwko temu? Zasępiła się, ale kiwnęła głową na zgodę. – Grace – zaprotestował Logan, unosząc dłoń, a jego twarz przybrała ten okropny obojętny wyraz – nie teraz. Uraziło mnie to, ale rzuciłam mu stanowcze spojrzenie. – Owszem, właśnie teraz. Przeszedł obok, nawet na mnie nie patrząc, udał się do swojej sypialni i zamknął za sobą drzwi. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy spojrzałam na zamknięte drzwi. Wiedziałam, co robi. Odtrącał mnie, bo myślał, że ja go odtrąciłam. – Grace? – Maia dotknęła mojej dłoni, patrząc na mnie z troską. Co miałam zrobić? Wyjść, unikając konfrontacji? Pozwolić rosnąć urazie, tak jak on to zrobił? Siedział tam, prawdopodobnie katując się wspomnieniem czasu, który spędził w więzieniu przez bydlaka, który zaatakował Shannon. To chyba było ważniejsze niż moje zranione uczucia. Wyjęłam klucze z torebki i wcisnęłam je Mai do ręki. – Idź do mnie, kochanie. Uśmiechnęła się do mnie przez łzy, zanim wyszła. Wyprostowałam się, traktując ten gest jako przygotowanie do bitwy, którą zaraz stoczę, energicznym krokiem podeszłam do zamkniętych drzwi i otworzyłam je z rozmachem. Siedział na łóżku, łokcie podparł na kolanach, dłonie miał ciasno splecione. Podniósł na mnie wzrok, oczy mu niebezpiecznie zabłysły. – Idź do domu, Grace. – Nie. – Zatrzasnęłam za sobą drzwi i skrzyżowałam ramiona na piersiach. – Nigdy się ciebie nie bałam, to i teraz nie będę. Nigdzie się nie wybieram. – Tak? – spytał szyderczo. – Robię się dla ciebie interesujący tylko w momentach, gdy występuję w roli poharatanego ekswięźnia? Najpierw to była Maia, teraz zjawił się były chłopak Shannon i proszę, jesteś znowu przy mnie, cała zatroskana. Zamurowało mnie. – Zamierzam puścić mimo uszu tę sarkastyczną przemowę, ponieważ masz za sobą rzeczywiście ciężki dzień. – Po części dzięki tobie. – Przestań. Przez całą noc robiłam sobie wymówki, że stałam jak idiotka, gdy powiedziałeś, że mnie kochasz. Wychodziłam właśnie, żeby się z tobą zobaczyć, kiedy Maia wbiegła po schodach przerażona wieścią o pojawieniu się Olliego.
Potrząsnął gwałtownie głową i wbił wzrok w podłogę. – Ty przestań. Nie chcę tego słuchać. Wyparowało ze mnie współczucie i troska, krew zawrzała mi w żyłach z gniewu. – Nie waż się – powiedziałam cicho, ale takim tonem, że podniósł na mnie oczy. – Nie zgrywaj odrzuconego, bo nie wypowiedziałam dwóch słów. Doskonale wiesz, co do ciebie czuję. Zorientowałeś się, że jestem w tobie zakochana, po mojej reakcji, gdy poszedłeś sobie, przeleciawszy mnie przy kuchennej ścianie. – Pierś mi się wznosiła w przyspieszonym oddechu. Z jego oczu znikł wyraz pustki. – Nigdy mi tego nie zapomnisz? – Przeciwnie! – wrzasnęłam, bo wolałam to, niż zacząć płakać. – I powiem ci dlaczego. Bo cię kocham. – I nagle mi ulżyło. Wreszcie wypowiedziałam te słowa. – Niezależnie od tego, że czuję się tym potwornie wystraszona, kocham cię bardziej niż kogokolwiek w życiu. Nie odrzuciłam cię, Logan. Po prostu powinieneś dać mi chwilę. Potrzebowałam tego. Ale ty – pokazałam na niego gestem ręki i jednak poczułam wilgoć na policzkach – właśnie teraz zamykasz się przede mną, i to dopiero mnie przeraża. – Bo myślisz, że poprzednio mi nie wyszło, więc teraz polecę dokończyć to, co zacząłem z Olliem? – Oczy mu płonęły gniewnie, a jednocześnie widziałam, że się pogubił. – Nie. – Pokręciłam stanowczo głową. – Za bardzo kochasz Maię, żeby zrobić coś, co zagroziłoby waszym relacjom. Nie zniszczyłbyś tego. Jego naprężone barki rozluźniły się, spojrzał na mnie szeroko otwartymi z zaskoczenia oczami. Wyglądał jak mały zagubiony chłopiec i znowu poczułam wilgoć na policzkach. – Tak myślałaś? – spytał ochryple. – Ja to wiedziałam. Nagle znalazł się przy mnie, wziął mnie w ramiona i pocałował mocno, niemal desperacko. Kiedy się odsunął, ujął moją głowę w swoje dłonie i patrzył mi w oczy z ogniem, który tak uwielbiałam. – Tak bardzo cię kocham. Nie zostawiaj mnie, Grace. Tylko mnie nie zostawiaj. Pokręciłam głową, wargi mi drżały, z oczu spływały łzy. – Nie zrobię tego. Kocham cię. Jesteś moją rodziną. Nie odejdę – obiecałam i wiedziałam, że tak będzie. – Chcę być tutaj, z tobą. Schowałam twarz w jego piersi, syciłam się nim. – Mały włos, a bym przegrał – wyznał. – Byłem w kiepskim nastroju po naszej sprzeczce, do tego ten list… Ten sukinsyn miał czelność się z nią skontaktować… Chodziłem w kółko, musiałem chodzić i wciąż na nowo sobie przypominać, co mam do stracenia. Tyle jej zabrał… Mnie zabrał dwa lata życia i nie tylko. Nie zasługuje na to, żeby chodzić po ulicach tego miasta. – Wiem – powiedziałam, zaciskając palce na jego podkoszulku. – Ale nic więcej nie może wam zrobić. Masz swoje życie. Masz córkę, która cię uwielbia, i dziewczynę gotową zrobić dla was dwojga wszystko. – Poczułam po tych słowach, że jego ramiona zaciskają się mocniej. – I masz Shannon. – Roześmiałam się cicho. – Mój Boże, twoja siostra jest szczęśliwsza, niż większość ludzi może marzyć. Ma swoją szkołę, ciebie i Cole’a. Ollie jej tego nie zabierze. – Masz rację. – Odsunął się ode mnie, żeby mi spojrzeć w oczy. – Żałuję, że na samą myśl o nim mam zamęt w głowie.
Dotknęłam jego policzka i przesunęłam kciukiem po jednodniowym zaroście. – Odkryłam, że pewne doświadczenia wrastają w naszą psychikę i być może nigdy nie uda się nam od nich uwolnić. – Uśmiechnęłam się do niego smutno i wiedział, że nie mówię tylko o jego demonach. – Kiedyś myślałam, że to możliwe, dzisiaj wiem, że jesteśmy skazani na bezustanną walkę z nimi. Ale wiem też, że przez całe tygodnie, nawet lata, może być dobrze. Poza tym nie jesteśmy sami. Jestem przy tobie, żeby cię wspierać, a ty mnie, i o co więcej możemy prosić. Jego palce wbiły się w moją talię tak mocno, że groziło mi to siniakami. – Czy to znaczy, że nie pojedziesz do Londynu? – Nie, ale… – westchnęłam ciężko – muszę porozmawiać z ojcem. Nie wyglądał na uszczęśliwionego tą perspektywą, ale powiedział tylko: – Uważaj na niego. – Jak zwykle. Pocałował mnie delikatnie, ale szybko przeszliśmy do żarłocznych pocałunków. Przeszkodził nam dzwonek do drzwi, który rozbrzmiał na sekundy przedtem, zanim się otworzyły. – Logan! – rozbrzmiał głos Shannon. Oderwaliśmy się od siebie. – Wieczorem – złożył mi obietnicę. Dreszcz mnie przeszedł. – Będę mogła być głośno? Zobaczyłam błysk w jego oczach. – Przyjdę do ciebie, gdy Maia zaśnie. – Logan! – W głosie Shannon zabrzmiała histeryczna nuta. – Lepiej wyjdźmy stąd. Stali oboje w pokoju dziennym; Cole posłał nam porozumiewawcze spojrzenie. Przewróciłam oczami, a on uśmiechnął się do mnie ciepło, promiennie. Shannon rzuciła się do brata tak jak przedtem Maia. Objął ją i uściskał, szepcząc uspokajające słowa. Odsunęła się w końcu od niego i otarła łzy. – Napędziłeś mi niezłego stracha. – Wymierzyła mu kuksańca w pierś i wróciła do Cole’a, żeby przytulić się do niego. – Łaziłem w kółko, musiałem się z tym uporać. Przepraszam, że się niepokoiłaś. – Dobra, przystąpmy do rzeczy – odezwał się Cole. – Facet chce się spotkać z Shannon, żeby ją przeprosić, przynajmniej tak napisał w liście. Trzeba mu na to pozwolić. – Całkiem was pogięło?! – wrzasnęłam na całe gardło, zanim Logan zdążył się odezwać. Wszyscy troje spojrzeli na mnie zszokowani. – No? – sapnęłam, krzyżując ramiona na piersi. – Nieźle jak na taką spokojną osobę – zwrócił się Cole do Logana, unosząc wymownie brwi. Logan uśmiechnął się pod nosem łobuzersko. – Wierz mi, ona umie krzyknąć we właściwym czasie. Cole parsknął śmiechem, Shannon zachichotała. – Możemy wrócić do tematu? – Spojrzałam na Cole’a. – Niemożliwe, żebyś na serio uważał za dobry pomysł postawienie Shannon w takiej sytuacji. – Potrafię mówić za siebie – powiedziała Shannon, ale nie zabrzmiało to obcesowo. – Nie chcę się z nim spotkać ani słuchać jego przeprosin. Nie mam zamiaru się rozliczać z tego, co było. To jego
problem i nie przerzuci go na mnie. Nie ma mowy – dodała z naciskiem. – Niemniej Cole uważa, że ignorowanie go nic nie da. – Zgadzam się – wtrącił Logan. Cole uniósł dłoń, jakby chciał uprzedzić mój następny wybuch. – Zamierzamy udawać, że Shannon chce się z nim spotkać. Gdzieś w publicznym miejscu, ale na otwartej przestrzeni, na przykład w parku Meadows. Zamiast niej zjawię się ja z Bradenem, Camem, Nate’em i Adamem. – A ja? – spytał Logan, zaciskając zęby. – Nie – zaprotestowała Shannon, kręcąc głową. – Chłopaki zamierzają go tylko przestraszyć. Żadnej przemocy… tylko ostrzeżenie. Logan, on ci zabrał dwa lata życia. Nie możesz być pewien swojej reakcji na jego widok. – Idę – oświadczył stanowczo. – Chcę spojrzeć temu bydlakowi w twarz i chcę, żeby wiedział, że tu jestem. Nic mu nie zrobię, ale… – Ale tego nie wiesz – weszła mu w słowo siostra. – Spójrz na to – warknął, wskazując na laptopa stojącego na stoliku kawowym. – Należy do mojej córki, która akurat jest w sąsiednim mieszkaniu i czeka na mnie, tak jak czekała całe życie. A na to – złapał mnie za rękę i przyłożył ją sobie do piersi – ja czekałem całe moje życie. Nie narażę tego z powodu jednego oślizłego sukinsyna. Ale muszę mu spojrzeć prosto w oczy, niech wie, że mnie nie zniszczył. Wargi Shannon drżały, ale w jej oczach rozbłysło to samo światło, które ostatnio często widywałam w oczach Logana. Kiwnęła głową, po czym przycisnęła dłoń do ust, usiłując zdusić szloch. – Shannon? – spytał ostrożnie Logan, podchodząc do niej. – Z tobą… w porządku – wydusiła, szlochając – w porządku… Wyraz zrozumienia pojawił się na twarzy Logana i zanim Cole zdążył zareagować, objął siostrę i tulił ją, gdy płakała. Spojrzałam na Cole’a zmieszana. Podszedł do mnie, bez słowa położył mi dłoń na ramieniu i delikatnie pokierował mną do wyjścia. – O co chodzi? – spytałam, gdy tylko znaleźliśmy się na podeście schodów. Oczy Cole’a błyszczały od emocji, gdy mi wyjaśniał lekko ochrypłym głosem: – Nie masz pojęcia, jak bardzo jej ciążyło poczucie winy z powodu tego, co się działo z Loganem. Na darmo jej w kółko powtarzał, że to nie jej wina, bo tylko on sam jest odpowiedzialny za swoje czyny, nie pomagało. – Uśmiechnął się do mnie, w jego wzroku zobaczyłam miłość do niej i ulgę. – Chyba wreszcie sobie odpuściła. Drzwi od mojego mieszkania otworzyły się i stanęła w nich Maia. – Czy wszystko w porządku? Słyszałam, że ktoś krzyczał… – To Grace. – Cole dał mi lekkiego, żartobliwego kuksańca. – Nie sposób zamknąć jej buzi. – Uroczy jesteś – skomentowałam, robiąc minę. – Dziękuję ci – odpowiedział i uśmiechnął się promiennie do Mai. Zaczerwieniła się, na co on uśmiechnął się jeszcze promienniej. Teraz ja wymierzyłam mu kuksańca za dokuczanie jej. – Dorośnij.
– Nigdy – rzucił, kręcąc głową, po czym pokazał na drzwi mieszkania Logana. – Ile czasu im damy? – Komu? Co tam się dzieje? – dopytywała się Maia. – Chodzi o Shannon i Logana – wyjaśniłam, kierując się do siebie. – Chodźmy, napijemy się herbaty. – Spojrzałam na zamknięte drzwi i poczułam, że kiełkuje we mnie coś, czego nie czułam od dawna. Poczucie szczęścia. Do pełni było jeszcze daleko, ale osiągnięcie tego stanu nie wydawało się już tak nierealne jak dotąd. Uśmiechnęłam się do Mai i Cole’a. – Dołączą do nas, gdy będą gotowi.
27
Dobrze wybrałam moment na konfrontację z ojcem. Postanowiłam, że spotkam się z nim w tym samym czasie, co chłopaki z Olliem. To był mój sposób na oderwanie myśli. Zamiast chodzić z kąta w kąt, czekając na powrót Logana, i powtarzać sobie, że nie ma się czym zamartwiać, bo na pewno wszystko jest w porządku, musiałam skoncentrować się na batalii z ojcem. Maia, która wiedziała o wizycie mojego ojca, a także o zamiarach Logana i przyszywanych wujków, zapewniła mnie, że z przyjemnością dotrzyma towarzystwa Shannon. Pozornie mogło to wyglądać źle, że mieszamy ją w trudne sprawy dorosłych, ale była inteligentna, widziała różne rzeczy i gorzej byłoby skazać ją na domysły i niepewność, niż powiedzieć prawdę. Bo to przecież była Maia. Dojrzała ponad swój wiek, niezależnie od tego, jak bardzo żałowałam, że spowodowały to takie a nie inne doświadczenia w jej życiu. Poza tym trudno było sobie wyobrazić kogoś, kto skuteczniej pocieszyłby Shannon. Zostawiłam Maię z ciotką w jej mieszkaniu i wsiadłam do taksówki. Zawiozła mnie na podjazd przed hotelem Balmoral; widok dużego budynku przytłoczył mnie i zezłościł. Recepcjonista zadzwonił do pokoju ojca, po czym przydzielono mi boja hotelowego, żeby zaprowadził mnie do oczywiście najlepszego w całym hotelu apartamentu królewskiego. Zostałam wprowadzona do przedsionka i boj zniknął. – Halo! – powiedziałam głośno. – O, jesteś. Przyjdź tutaj. Kierując się jego głosem, weszłam do dużego salonu. Hotel Balmoral był stary, utrzymany w pompatycznym wiktoriańskim stylu, miał przestronne pokoje z wysoko sklepionymi sufitami. W centralnym punkcie salonu mieścił się przepiękny kominek, w którym ojciec kazał rozpalić, mimo że na zewnątrz było ciepło. Do tej pory było mi wystarczająco gorąco ze zdenerwowania, teraz omal się nie roztopiłam. – Usiądź. – Wskazał na fotel naprzeciwko tego, który sam zajmował. Widać było, że to antyk, podejrzewałam, że pochodząca z dziewiętnastego wieku replika stylu Ludwika XV, strach było siadać. Cóż, Gabriel Bentley zawsze musiał mieć to, co najlepsze. Uśmiechnął się do mnie, gdy usiadłam, a sądząc po jego minie, był pewien, że z nim pojadę. – Mogę ci zaproponować coś do picia? – Dziękuję. – Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze. – Przyszłam, żeby ci powiedzieć, że możesz wracać do Londynu. Beze mnie. Uśmiech znikł z jego twarzy, brązowe oczy pociemniały tak, że wydawały się prawie czarne. – Nie mówisz tego poważnie. – Całkiem poważnie.
– Na litość boską, twoja matka ma raka piersi! Skrzywiłam się, znowu słysząc te słowa. – Tak i dlatego musiałam odpowiedzieć sobie na pytanie, z czym trudniej mi będzie żyć. Z uczuciem winy, że się z nią nie zobaczyłam, czy jadem, którym ona mnie znów zatruje, kiedy pozwolę, by wkroczyła ponownie w moje życie. Kiedy wam wszystkim pozwolę znowu w nie wkroczyć. – Co za melodramat – rzucił nachmurzony. – Nie, Gabrielu. – Zamrugał oczami, ale ja z premedytacją użyłam jego imienia, aby podkreślić to, co chciałam powiedzieć. – Przestaliście być moją rodziną. Tak naprawdę wiele lat temu… jeśli w ogóle nią byliście. – Błądzić jest rzeczą ludzką, wybaczać boską – zacytował pompatycznie. – Rzeczywiście. – Wstałam. Dopuściłam do siebie gniew, urazę, żal z powodu odrzucenia i po raz pierwszy skierowałam te uczucia do człowieka, który na to zasługiwał, a nie do siebie samej. – Co miałabym wybaczyć? Że kompletnie mnie zaniedbywałeś? Że nigdy cię nie było w domu, więc nie widziałeś, jak ona mnie traktuje? Jak mnie bezustannie krytykuje i obraża? Jak odpycha mnie od siebie od momentu, gdy zaczęłam chodzić? Mogę to wybaczyć. Ale nie ze względu na ciebie, tylko na siebie. Dla mojego spokoju i bezpieczeństwa. – Twoja matka usiłowała cię przygotować do życia we współczesnym świecie. Jest realistką! – Jest kąśliwą, pełną okrucieństwa jędzą! – wykrzyknęłam. – Fakt, że ma raka, tego nie zmienia. Choroba nie przekreśla automatycznie win, które się popełniło. Moja matka nie jest realistką. Jest kobietą, która pewnego dnia doświadczyła bolesnego przebudzenia, bo zdała sobie sprawę, że mąż nie kocha jej tak jak ona jego. Zaczęła prowadzić swoistą grę, zamiast uciec od ciebie jak najdalej. Bo dla ciebie była kimś marginalnym, pieniądze liczyły się dla ciebie bardziej niż jej szczęście. A skoro nie mogła być naprawdę szczęśliwa, to ja też nie. Na mnie wylewała całą swoją gorycz. Sprawiałeś, że czuła się niekochana, więc ona sprawiała, że ja czułam się niekochana. – Uderzyłam się otwartą dłonią w pierś, ojciec patrzył na mnie z przerażeniem. – Na mnie skrupiały się wszystkie impertynencje, obelgi, nielojalność. To wszystko, czego ci nie okazywała, a co było przeznaczone dla ciebie. – Gracelyn… – Grace – powiedziałam twardo i wyprostowała ramiona, przełykając łzy. – Mam dość zastanawiania się, co mogłabym zrobić, żeby mnie pokochała. To nie moja wina, to ona nie jest zdolna mnie kochać. Wreszcie to wiem. – Kiwnęłam głową, jakbym chciała samej sobie to potwierdzić. Bo co z tego, że wiedziałam, skoro wciąż nie byłam o tym przekonana. Pozostawało mi tylko wierzyć, że któregoś dnia te słowa staną się prawdziwe. – Nie dam się jej znowu skrzywdzić. Ani jej pokręconemu synalkowi, który nasłał na mnie swoich kolegów, bo uważał, że gwałt może być zabawny. – O czym ty mówisz? – spytał ojciec, wstając. – O tym, że kiedy byłam jeszcze nastolatką, twój najdroższy, wspaniały syn wprowadził swoich pijanych kumpli do mojej sypialni, bo tak mu się spodobało. Na szczęście cudem udało mi się im uciec. – Nieprawda. – Pokręcił głową. – Sebastian nigdy by… – Sebastian jest męską wersją twojej żony – weszłam mu w słowo. – Wierz mi, zrobił to. Czerpał wzory od Danielle, jak mnie traktować, a ona zachęcała go do tego. – Sugerujesz, że to wszystko działo się pod moim dachem bez mojej wiedzy? – Popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
– Przestań udawać, że ci zależy – powiedziałam szyderczo. – Na to już stanowczo za późno. – Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz. – Wzruszył ramionami. – Wydawałoby się, że miałaś wszystko. Naprawdę nie wiem, czego ty ode mnie chcesz. Umiał zagrać smutek i poczucie krzywdy… Jego tajna broń, jeden ze sposobów na udaną manipulację. Ale nie zadziałało. Nie tym razem. – Chciałabym, żebyś wrócił do Londynu, do domu. Patrzył na mnie, jakby mnie nie poznawał. No i dobrze. Nie marzyłam o tym, żeby być tą osobą co dawniej. – Naprawdę byłabyś zdolna to zignorować? Fakt, że twoja matka ma raka? – Nie ignoruję takich rzeczy. Fakt, że ktoś toczy taką walkę, napełnia mnie smutkiem, chociaż jeśli o nią chodzi, to uczucie jest wymuszone. – Podeszłam do drzwi, ale zatrzymałam się przy nich i spojrzałam na niego. – Żeby to zakończyć… jeśli Danielle wyrazi życzenie, że chce mnie widzieć, przyjadę. Ale tylko z wizytą, nie zostanę, aby ją pielęgnować czy wspierać, bo oboje dobrze wiemy, że niepotrzebna jej moja dobroć. To jest pożegnanie, Gabrielu. Odwrócił wzrok, zacisnął zęby, mięśnie na policzkach mu zadrgały, najwyraźniej dotarło do niego, że tym razem nie wygrał. Nie będzie pojednania i scementowania rodziny, nie będzie mógł pokazać światu i partnerom biznesowym, że wszystko w porządku – w życiu prywatnym i w jego imperium. – Nie poprosi o mój przyjazd. I właściwie powinnam być za to wdzięczna. Jej obecność w moim życiu była toksyczna jak jad węża. Wciąż walczę z tym, czym mnie zatruła podczas ostatniego pobytu w domu. Kolejne ukąszenie mogłoby się okazać śmiertelne. I tak podsumowałam swoje relacje z kobietą, która mnie urodziła. Wyszłam z hotelowego pokoju z ciężkim sercem, ale i ze świadomością, że wreszcie będą mogła żyć normalnie.
28
Chciałabym powiedzieć, że po spotkaniu z ojcem wróciłam do mieszkania Shannon w pełni opanowana, silna i po angielsku zdystansowana. Prawda była taka, że miotana emocjami, wybuchnęłam płaczem, ledwie Shannon otworzyła drzwi, po czym przez dziesięć minut przechodziłam z jej objęć w objęcia Mai. W końcu uspokoiłam się na tyle, że byłam zdolna opowiedzieć im przebieg rozmowy. Gdy skończyłam, patrzyły na mnie z podziwem. – Któregoś dnia, gdy dorosnę i będę w stanie to przetrwać, też okażę tyle odwagi co ty, żeby stanąć do konfrontacji z moją mamą – zadeklarowała Maia. Na co zaczęłam znowu płakać. – Ojej… – powiedziała Shannon na widok kolejnego wodospadu łez zalewających jej pokój. – Zaparzę herbaty… Wyszła, a ja otarłam łzy i postarałam się skoncentrować na czymś innym. – Jakieś wieści od Logana? – Nic. – Maia potrząsnęła głową. – Muszę przyznać, że zaczynam się martwić. Ssanie w żołądku, które czułam od dwóch dni, wzmogło się. Siedziałyśmy przez minutę czy dwie w milczeniu. – Powinni już wrócić – zauważyłam w końcu. – Właśnie – zgodziła się ze mną Shannon, wchodząc do pokoju z filiżankami herbaty. Wzięłam z jej rąk ciepłe naczynie, uśmiechając się z wdzięcznością. – Wysłałam wiadomość Cole’owi, ale nie odpisał. Wszyscy martwimy się o to, jak Logan zareaguje, ale przecież wiecie, że Cole jest trenerem sztuk walki. – Nie… – Otworzyłam szeroko oczy. – Nikt nie był łaskaw udzielić mi tej istotnej informacji. Czy myślisz, że mógłby… – Obiecał mi, że nie – odparła Shannon, wzruszając ramionami. – Ale jest potwornie nadopiekuńczy. Wie o wszystkim, co Ollie mi robił. – Przeciągnęła dłonią po włosach, rude kędziorki, sprężynując, uparcie zwinęły się znowu. – Nie powinnam była się na to zgodzić… Jakby na zamówienie drzwi się otworzyły. Zerwała się na równe nogi, gdy Cole i Logan weszli do pokoju. Otaczała ich jakaś ciężka, nieprzyjazna aura. – Co się stało? – spytała Maia, również wstając. – Zrozumiał, co trzeba – powiedział Logan, posępny i zły. – Obyło się bez użycia siły. Chociaż musiałem tego oto tutaj trzymać cały czas na dystans. – Pokazał kciukiem przez ramię na Cole’a. Cole wyglądał, jakby miał wybuchnąć. Shannon podeszła ostrożnie do narzeczonego i wyszeptała jego imię. Logan spojrzał na mnie, po czym na Maię. – Zostawmy ich samych. Zebrałam swoje rzeczy, Maia uścisnęła na pożegnanie wyraźnie rozkojarzoną Shannon, a ja, mijając
ją, dotknęłam jej ramienia. Nie było potrzeby żegnać się z Cole’em, i tak by nie zauważył. Wpatrywał się w Shannon i założyłabym się, że wiem, jak zamierza rozładować nagromadzoną energię. Zaczerwieniłam się na tę myśl i ujęłam dłoń Logana. – Wszystko dobrze? – spytałam, gdy tylko wyszliśmy. – Tak – zapewnił. – Opowiem, gdy wrócimy do domu. A u ciebie? – Była wspaniała – rzuciła Maia, prowadząc nas do wyjścia z budynku. – Ale pozwolę jej to samej opowiedzieć. – Maia z tobą była? – spytał nachmurzony. – Nie – odpowiedziała. – Ale żałuję, że z nią nie poszłam. * Tego wieczoru nikt nie miał ochoty na gotowanie, więc w drodze powrotnej kupiliśmy paluszki rybne i frytki. Umościliśmy się w pokoju dziennym Logana i jedząc, opowiadaliśmy sobie, co się wydarzyło. – Szkoda, że nie mogłyście widzieć jego twarzy – powiedział Logan z błyskiem triumfu w oczach – gdy zobaczył podchodzących do niego sześciu facetów. Dopiero po chwili zauważył, że jestem wśród nich. Ale było za późno na ucieczkę. – Czy byli w parku jacyś inni ludzie i obserwowali was? – spytała podekscytowana Maia. – Tak – potwierdził – mieliśmy całkiem niezłą publikę. – No, was sześciu to niezły widok – zauważyłam, uśmiechając się na myśl o tym. Logan włożył do ust frytkę, przeżuł ją i przełknął, zanim znowu się odezwał. – Pierwsze, co usłyszeliśmy, gdy Ollie otworzył usta, to pytanie, gdzie jest Shannon. Cole o mało do niego nie doskoczył, na szczęście ja też jestem szybki. Ale musiałem go cały czas przytrzymywać. – No dobrze, a co potem powiedział? – Że chce przeprosić, że jest teraz innym człowiekiem i takie tam. – I co wy na to? – Oznajmiłem mu, że Shannon nie chce słuchać jego przeprosin. Ma nowe życie, rodzinę i narzeczonego. W tym momencie Cole rzucił parę dosadnych określeń. Potem mogłem kontynuować, że Shannon nie życzy sobie nigdy więcej go widzieć, a jeśli będzie się próbował z nią skontaktować, wezwie policję. – Uśmiechnął się zjadliwie. – Wtedy wystąpił Braden, powtórzył, że Shannon ma rodzinę gotową ją chronić, i poradził mu, że najlepiej zrobi, jeśli wróci do Glasgow. – I to wszystko? – spytała Maia wyraźnie rozczarowana, że pięści nie poszły w ruch. – Nie chodzi o to, co Braden powiedział – wyjaśnił jej Logan z szerokim uśmiechem – ale jak to powiedział. Wymieniłam z nim porozumiewawczy uśmiech. – Właściwy człowiek na właściwym miejscu – skomentowałam, a Logan puścił do mnie oko, najwyraźniej się w tym zgadzając. – No dobra, jeśli w efekcie ten facet odpieprzy się od cioci Shannon, to tylko to się liczy. – Maia wzruszyła ramionami i wpakowała sobie do ust duży kawałek ryby. – Nie mów „odpieprzy” – pouczyłam ją. – Odchrzani? – zasugerowała z pełnymi ustami.
– Przełknij, zanim coś powiesz. – Zrobiłam zdegustowaną minę. Przełknęła i wytrzeszczyła demonstracyjnie oczy na Logana. – Strasznie jest dzisiaj władcza. – Taki dzień – odcięłam się, wzruszając ramionami. – Wciąż nie wiem, jak ci poszło z ojcem – powiedział Logan. – Później ci opowiem – obiecałam, patrząc na niego wymownie. Oczy mu się rozszerzyły na tę aluzję, spuścił wzrok, zanim Maia zdążyła to zauważyć. – Jakiś film? – zwrócił się do niej. – Jasne. – Odstawiła talerz na stolik do kawy i podeszła do szafki z płytami. – To chyba moment dobry jak każdy inny, żebyście się dowiedzieli. Umówiłam się z chłopakiem na następną sobotę. Jej ojciec zakrztusił się frytką. * – Chłopak poznany podczas zajęć na basenie? – Logan stał w drzwiach mojej sypialni z rękami skrzyżowanymi na piersiach. – A ja mam się tak po prostu zgodzić? Siedziałam na brzegu łóżka w seksownej niebieskiej koszulce nocnej, a to były jego pierwsze słowa, gdy się u mnie zjawił. Omal nie wybuchnęłam śmiechem. – Więc? – ponaglił mnie. – Ona ma szesnaście lat, Logan. On też. To nie jest koniec świata. Pomyśl, że mógłby mieć dziewiętnaście i jeździć motocyklem. – Muszę go poznać. – To twoje ojcowskie prawo. Tylko nie wystrasz go, żeby nie uciekł. – Myślałem, że taka moja rola. – Spojrzał na mnie wzburzony. Tym razem nie wytrzymałam i roześmiałam się. – Coś w rodzaju delikatnego ostrzeżenia jest akceptowalne, ale nie zastraszenie. Milczał przez chwilę, zastanawiając się, po czym westchnął melancholijnie. – Jesteś pewna, że to nie za wcześnie? – Jest bardziej dojrzała niż większość dziewcząt w jej wieku i zachowuje się odpowiedzialnie. – Może powinnaś z nią porozmawiać o seksie, no wiesz… zniechęcić ją. Wstałam i wygładziłam dłońmi krótką koszulkę. – Jeśli ktokolwiek z nas miałby mówić coś o seksie, to ty. A to – pokazałam gestem na koszulkę – miało wywołać całkiem inną reakcję. Niech sprawdzę… – Zerknęłam przez ramię na swoje plecy i skubnęłam materiał w miejscu, gdzie zakrywał pośladki. – Wygląda na to, że podkreśla, co trzeba, i nie sądzę, że to coś złego. Mogłoby… – Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że Logan cicho podchodzi do mnie. Na widok wyrazu jego oczu przeszedł mnie dreszcz. – Czy to znaczy, że ci się podoba? W odpowiedzi ściągnął ze mnie koszulkę i rzucił bezceremonialnie na krzesło, po czym wziął mnie nagą w ramiona i nie ułożył delikatnie na łóżku, tylko popchnął na nie. Patrzyłam na niego, gdy w ekspresowym tempie zrzucał z siebie ubranie, i czułam coraz większe podniecenie. Nagle był nade mną, podparty na łokciach, i całował mnie tak, jakby nie miało być jutra. Objęłam go w talii, pocałunek stał się bardziej namiętny. Na mój brzuch napierała jego gorąca nabrzmiała
męskość. Jęknął i obsypał pocałunkami mój policzek, żuchwę, szyję. Wędrował po moim ciele żarłocznymi ustami, a ja pieściłam jego umięśnione plecy, przesuwając je coraz wyżej w miarę, jak on się zniżał. Kiedy otoczył wargami moją lewą brodawkę, przycisnęłam do niego biodra i wypowiadając „o mój Boże”, objęłam go nogami, domagając się ściślejszego kontaktu. Wygięłam plecy w łuk, gdy pieścił brodawkę językiem, a potem ssał ją mocno. – Logan – ponagliłam go, czując silne pulsowanie między udami. Jęknął znowu i nie przestał mnie pieścić, napięcie w dole mojego brzucha narastało. – Logan… – wydyszałam i ujęłam w dłonie jego głowę. – Chcę więcej. Zsunął się w dół po moim ciele, jego dłonie nakryły moje piersi, ocierały się o nie, ugniatały je, usta znaczyły wilgotnymi pocałunkami mój brzuch. Drżałam pod dotykiem jego języka pieszczącego mój brzuch, przesuwającego się coraz niżej. W oczekiwaniu na to, co nastąpi, opuściłam nogi. Całował delikatnie skórę w moich pachwinach, z premedytacją omijając łechtaczkę. Wsunął we mnie dwa palce. Jęknęłam, Logan wpatrywał się w moje oczy, podczas gdy jego pociemniały z pożądania. Wycofał palce i zagłębił je z powrotem. Zaczęłam poruszać biodrami, dopasowując się do rytmu. Zagryzłam wargi, czując zbliżający się orgazm. – Nie powstrzymuj się, Grace, chcę cię słyszeć. Wyjął palce i zanim zdążyłam się poskarżyć, rozsunął moje wargi sromowe, objął ustami łechtaczkę, muskał ją językiem, naciskał, aż w końcu zaczął ssać. Spełniając prośbę, wykrzyknęłam zdyszana jego imię, czując, że jestem sekundy od spełnienia. – Logan! Och, Boże! Tak. Tak! – wykrzyczałam, a powieki mi drgały, gdy zamknęłam oczy. Orgazm przelewał się przeze mnie falami, moja wagina pulsowała pod dotykiem jego ust. Poczułam, że przesuwa się w górę po moim ciele, otworzyłam oczy i zobaczyłam, że wpatruje się we mnie podparty na dłoniach. Jego oczy pełne były seksualnej obietnicy i pożądania i… nie tylko tego. – Mój Boże, kocham cię – wypowiedział głosem tak zduszonym, że ledwie usłyszałam te słowa. Wykrzesałam z siebie tyle energii, żeby unieść omdlałe ramię i pogładzić go po policzku. – Ja kocham cię tak samo mocno. – Niemożliwe, skarbie – zaprzeczył, potrząsając głową. – Czy to jakieś zawody? – Uśmiechnęłam się. – Racja. – Wsunął nabrzmiałą męskość między moje nogi, aż zadrżałam. – Żaden mężczyzna na świecie nie kocha kobiety tak jak ja ciebie. Nie sądziłem, że jestem zdolny do takich uczuć. Nie sądziłem, że taka miłość w ogóle istnieje. I że ja na nią zasługuję. – Bo zaraz zacznę płakać – powiedziałam cicho – a chcę wreszcie przestać płakać. Kocham cię równie mocno. Nie zapominaj o tym. Kiwnął głową i przesunął ustami po moich w delikatnym pocałunku. – Ufasz mi? – Tak – odparłam bez wahania. – Całkowicie. – Ale wciąż bierzesz pigułki? – Skubnął moją dolną wargę, zanim uniósł głowę, żeby patrząc mi w oczy, czekać na odpowiedź. Zdezorientowana skinęłam głową.
– I ufasz mi? – Powiedziałam już, że tak. Złożył na moich ustach wilgotny, głęboki pocałunek i wszedł we mnie. Jęknął z przyjemności, po raz pierwszy był we mnie bez zabezpieczenia, oczy pociemniały mu jeszcze bardziej, zacisnęłam na nim swoje wewnętrzne mięśnie. Wycofał się niemal na całą długość i wsunął z powrotem. Jego pchnięcia były długie, powolne. I znowu mnie rozpaliły. Patrzyliśmy sobie w oczy, gdy poruszał się we mnie w ten sposób, miałam przemożne uczucie wzajemnej bliskości i miłości. I to wzmogło moje podniecenie bardziej niż cokolwiek innego, nawet nie zarejestrowałam, kiedy przyszedł kolejny orgazm. Logan nie przestawał się we mnie poruszać, mięśnie całego ciała miał napięte, starał się jak najdłużej opóźnić swój orgazm. Gdy dotknął mojej łechtaczki, zrozumiałam dlaczego. Chciał, żebym znowu doszła. W zaciszu mojej sypialni Logan MacLeod szeptał mi lubieżne słowa opisujące, co ze mną robi, by osiągnąć cel. Gdy zażądał, żebym znowu szczytowała, razem z nim, moje wewnętrzne mięśnie zacisnęły się na jego męskości. Jego usta rozchyliły się, ciało znieruchomiało na ułamek sekundy i z głębokim jękiem, który napełnił mnie satysfakcją, szarpnął biodrami w naszym jednoczesnym orgazmie.
29 Osiem miesięcy później Bębnienie do drzwi powoli przedzierało się do mojej świadomości, wydobywając mnie z przyjemnego snu. Nie otwierałam oczu, broniąc się przed wyrwaniem ze stanu błogości. – Tato! Grace! Ciężkie ramię leżące na mojej talii poruszyło się, tuż przy moim uchu rozbrzmiał jęk. – Tato! – Maia…? – zapytał sennie Logan z nutą zdziwienia w głosie. – Drzwi – wymamrotałam. – Obudźcie się! Dzisiaj jest wesele! – Gdy kończyła zdanie, słychać było jej rozbawienie. – Cholera! Ramię zsunęło się z mojej talii, zaczęłam macać ręką, nie otwierając oczu, by je złapać. Wtuliłam się w jego ciało, leżeliśmy na łyżeczkę, i zaprotestowałam: – Nie. – Obudźcie się! – Wstajemy, Maiu! – odkrzyknął Logan. – Niosę wam kawę. Wyglądacie przyzwoicie? Logan podparł się na łokciu, odsunął mi włosy z twarzy i szepnął: – Jak to jest z naszą przyzwoitością? – Ja jestem przyzwoita. Ty zdecydowanie nie – zdiagnozowałam sennie. – Za dziesięć sekund wchodzę! – Cholera! – Otworzyłam oczy i natychmiast je zmrużyłam w obronie przed światłem. – Czuję się, jakbym spała trzy godziny. – Bo tak jest. Odwróciłam się i usiadłam. Logan wciągał pospiesznie dżinsy. Rzucił we mnie podkoszulkiem. Aha, no tak. Byłam naga. Dopiero gdy chciałam go włożyć, zauważyłam, że na nadgarstku mam wciąż zawiązany krawat Logana. – Kurczę… – Szarpnęłam za niego impulsywnie, nie chcąc, by Maia go zauważyła. Logan roześmiał się, usiadł na łóżku i ujął mnie za ręce. – Daj nam jeszcze kilka sekund – krzyknął do córki. – Uch… To mi mówi więcej, niżbym chciała wiedzieć. – Zdejmij to! – ponagliłam Logana szeptem, gdy próbował go rozsupłać. Zatrząsł się ze śmiechu. – Gdzie drugi? Uniosłam rękę i zmarszczyłam czoło, namyślając się. – Musiałeś go zdjąć. – Zerknęłam podejrzliwie na drzwi. – Sądziłam, że Maia nocowała u Shannon… Na myśl, że słyszała, co się działo w sypialni, poczułam potworne zażenowanie. Kilka miesięcy temu
zrezygnowałam ze swojego mieszkania i przeprowadziłam się do Logana. Staraliśmy się być kreatywni w seksie, od czasu do czasu kochaliśmy się cudownie, nieskrępowanie głośno, gdy Mai nie było w domu. Gdy była, Logan uwielbiał patrzeć, jak przygryzam dolną wargę, powstrzymując się od okrzyków rozkoszy. – Nocowała – uspokoił mnie i wreszcie udało mu się odwiązać krawat. Natychmiast naciągnęłam podkoszulek. – Wchodzę, zanim kawa wystygnie. – No to wchodź – powiedział Logan, bo ja byłam już w podkoszulku, a krawaty pochowane. Na widok Mai z dwoma kubkami kawy otworzyłam usta. Była ubrana w strój druhny. – Pięknie wyglądasz – skomplementowałam ją. – No tylko nie wylej na mnie potoku łez – docięła mi z uśmiechem. – Grace ma rację. – Logan wziął od niej kawę i pocałował ją w policzek. – Wyglądasz wspaniale, kochanie. Zaczerwieniła się i wygładziła dłońmi bladoróżową sukienkę. Odcień różu był tak subtelny, że wyglądał na perłowy. Sukienka miała krótkie rękawy, tak zwane skrzydełka, dekolt w kształcie serca i lekko rozszerzaną spódnicę sięgającą kolan. Stroju dopełniały perłowe buty na platformach z odkrytymi palcami. Wysoko upięty kok ozdabiały perełki i cyrkonie. – Wyglądasz bardzo dorośle – zauważyłam. – Myślisz, że Charliemu się to spodoba? – spytała z nieśmiałym uśmiechem. Logan wymamrotał coś pod nosem na wspomnienie chłopaka, z którym Maia spotykała się od ośmiu miesięcy. Kompletnie nie rozumiałam, co go niepokoi. Charlie był zaprzeczeniem tego, co się określa mianem „niegrzecznego chłopaka”. – Jestem pewna, że tak. Ale co ty tu robisz? Nie powinnaś być u Shannon? – Fryzjerka i makijażystka zajęły się mną pierwszą, więc pomyślałam, że wsiądę do taksówki i wpadnę do domu zobaczyć, czy już wstaliście. Dobrze zrobiłam, bo inaczej zaspalibyście. – Nie pozostaje mi nic innego, jak wziąć prysznic. – Logan odstawił pusty kubek na nocną szafkę i wyszedł pospiesznie z sypialni. – Denerwuje się, że ma poprowadzić Shannon do ołtarza? – spytała Maia. – Nie. Czuje się zaszczycony. * Kilka godzin później patrzyłam, jak przepełniony dumą prowadzi siostrę do ołtarza. Wciąż uważałam, że była to odważna decyzja Shannon, by poprosić o to Logana, a nie ojca, dlatego byłam zadowolona, że jej rodzice jednak przyszli. Najwyraźniej ojciec przemyślał sprawę i zrozumiał, dlaczego tak ważne dla Shannon było, aby to brat oddał jej tę przysługę. Prawdę mówiąc, byli tu także z powodu Mai. Nie zaskoczyło mnie to, że odnosiła się do nich z pewną rezerwą. Wiedziała, jacy są i do czego są zdolni, a w życiu dobrze już poznała, co to znaczy mieć do czynienia z kimś, kto cię na przemian akceptuje i odrzuca. Ale trzeba było przyznać, że się nie zrażali.
Shannon miała tylko druhenkę sypiącą kwiaty, którą była Belle, siostrzenica Cole’a, i dwie druhny, Maię i główną druhnę, swoją przyjaciółkę Rae. Poznałam ją w studiu tatuażu, bardzo przystojna, miała oczywiście tatuaże i jeździła na motocyklu. Nie wiadomo jakim cudem zdołała sprawić, że sukienka druhny wyglądała na niej punkowo. Być może z powodu motocyklowych butów, które Shannon pozwoliła jej włożyć. Zarówno Shannon, jak Cole sami napisali swoje ślubne przysięgi, więc gdy skończyli je wypowiadać, miałam rozmazany tusz pod oczami. Ale nie ja jedna się wzruszyłam, Ellie, Jo i Hannah również przykładały chusteczki do twarzy. Olivia i Joss miały suche oczy, a ich promienne uśmiechy rozświetlały cały kościół. Nigdy przedtem nie znałam ludzi takich jak oni, rozmyślałam, patrząc po zgromadzonych tu mężczyznach i kobietach, którzy pozwolili Shannon i Loganowi wejść w ich życie i równie łatwo zaakceptowali mnie i Maię. – Potrzebujesz większej chusteczki? – szepnął siedzący obok mnie Aidan. Juno dała mu kuksańca z bok, a Chloe podała mi chusteczkę higieniczną. Przewróciłam oczami na te ich łagodne docinki, zadowolona, że są tu ze mną. Cała moja rodzina w jednym miejscu. * – Dobra, olejmy to i zjeżdżajmy stąd – ogłosiła Shannon, podchodząc do nas i ciągnąc Cole’a za rękę. Na przyjęciu było tłoczno, ponieważ zaprosili wielu gości, ale my, czyli rodzina i najbliżsi przyjaciele, zsunęliśmy dwa stoły i siedzieliśmy przy nich, rozmawiając i relaksując się przy drinkach, gdy oficjalny obiad dobiegł końca. Wszyscy patrzyliśmy na Shannon z rozbawieniem. Jej biała suknia – dopasowana do figury, sięgająca połowy łydek kreacja w stylu lat czterdziestych – wciąż wyglądała nienagannie. Podobnie jak buty od Kurta Geigera na dwunastocentymetrowych obcasach. Ale policzki miała zarumienione, włosy swobodnie spływały na ramiona, uwolnione ze szpilek, którymi upięła je fryzjerka. Wyglądała bosko. – Mówię serio. – Kiwnęła energicznie głową. – Musimy stąd wyjść. Policzki mnie bolą od całusów, stopy od butów i mam dość zagadywania ludzi, z którymi rzadko rozmawiam, i nie mogę porozmawiać z tymi, z którymi bym chciała. – Pokazała gestem na nas. – Próbowałem ją przekonać, że tak to będzie wyglądało – powiedział Cole, obejmując ją w talii i przyciągając do siebie. – Chodźmy do Walk albo gdzieś – wymieniła nazwę pubu na Leith Walk, który Cole lubił. – Nic z tego. – Mąż pocałował ją w policzek. – Utknęliśmy tutaj. – Co nie znaczy, że musisz chodzić w kółko od jednego gościa do drugiego – powiedziałam, podsuwając jej puste krzesło. – Usiądź z nami. Jeśli ktoś chce z tobą porozmawiać, niech podejdzie do ciebie. Zdjęła ślubne szpilki i podeszła do nas boso. Logan podsunął drugie krzesło Cole’owi, któremu nie pozostało nic innego, jak poddać się i dołączyć do nas.
– A co mi tam – mruknął do siebie – w końcu to moje wesele. – Powinniśmy byli zrobić to samo podczas naszego wesela. – Joss zwróciła się do Bradena. Jej mąż kołysał delikatnie w ramionach ich najmłodszą córeczkę Ellie chłonącą wzrokiem wszystko dokoła. Shannon i Cole z rozmysłem zaczęli wesele wcześnie, by mogły w nim uczestniczyć wszystkie dzieci. – Być może – odpowiedział Braden – ale sprawiło mi dużo radości patrzeć, jaka to dla ciebie tortura. – Jesteś niezwykle romantyczny – skomentowała z przekąsem Joss. Mrugnął do niej, a ona przewróciła oczami. – Wszyscy powinni brać przykład z nas – odezwała się Hannah. – Marco i ja zaprosiliśmy tylko was i było fantastycznie. – Och, nie – zaprotestowała Ellie. – Uwielbiam wesela. – Wiemy – odpowiedziały jednocześnie Joss, Jo, Liv i Hannah. Ellie spojrzała na nie oburzona, Adam objął ją i przytulił. – Nie zwracaj na nie uwagi, kochanie. – Tobie bardzo się to podoba, że ja lubię duże wesela, prawda? – spytała, robiąc do niego wielkie niewinne oczy. Jak potrafiła wciąż stosować tę sztuczkę i wyglądać przy tym zachwycająco, mimo że była dobrze po trzydziestce, pozostawało jej tajemnicą. – Oczywiście – przyznał jej mąż z kamienną twarzą. Braden zepsuł im to, chrząkając głośno z niedowierzaniem. – Grace i ja zorganizujemy to raczej kameralnie – ogłosił nieoczekiwanie Logan i przy stole zapadła cisza. Zesztywniałam i poczułam, że Chloe ściska mnie za kolano. Maię aż zatkało. – Pobieracie się? – spytała. – W stosownym czasie – odparł Logan zmieszany tym, że wzbudził zainteresowanie wszystkich. – Ale oświadczyłeś się już? – Shannon nachyliła się ku niemu, a jej oczy błyszczały z ekscytacji. – Zrobię to w stosownym czasie. – Spojrzał na mnie, szukając pomocy. Ale ja mogłam tylko patrzeć na niego, bo byłam w szoku. Nigdy nie wspomniał o małżeństwie. – Dlaczego Grace ma taką minę, jakby to usłyszała po raz pierwszy? – spytała wyraźnie rozbawiona Olivia. – Bo tak jest – zapewniła ją Chloe bez wahania. Doskonale wiedziała, że gdyby było inaczej, jej pierwszej bym o tym powiedziała. – No nie, Logan – napadła na niego Jo. – Nie możesz ogłaszać czegoś takiego, nie porozmawiawszy najpierw z przyszłą panną młodą. – Kiepska forma, stary – skomentował Nate, kiwając głową. – No… – Logan popatrzył po wszystkich, a gdy dotarło do niego, że to poszło nie tak, spojrzał na mnie. – Cholera… – Loganie MacLeodzie, tu są dzieci – skarciła go niczym chłopca Elodie. – Przepraszam – odparł natychmiast ze skruchą, niemal nieśmiało. Roześmiałam się. Nikt na świecie nie mógł zastraszyć Logana, a jednak Elodie potrafiła sprawić, że
czuł się jak nastolatek, który zachował się niestosownie. Mój śmiech sprawił, że spojrzał na mnie i nasze oczy się spotkały. Pytał mnie wzrokiem, czy wszystko w porządku. – Lepiej postaraj się, żeby to były zarąbiste oświadczyny – powiedziałam. Rozległy się śmiechy i parsknięcia, a spojrzenie Logana, z którego wyczytałam obietnicę, przenikało mnie do głębi. – Hej, nie kradnijcie mi wesela – zażartowała Shannon. To wyrwało mnie i Logana z transu, objęłam ją ramieniem i uściskałam w ramach przeprosin. Śmiejąc się, zbyła mnie machnięciem ręki, najwyraźniej podekscytowana perspektywą zyskania bratowej. Rozmowa wkrótce zeszła na inne tory, Maia okrążyła stół, a gdy znalazła się przy mnie, spojrzała mi w twarz. Przez moment patrzyłyśmy na siebie i nic nie musiała mówić, wiedziałam, co czuje. Dotknęłam jej policzka, oczy jej się zaszkliły. I moje w tym samym momencie też. Ponieważ nagle zrozumiałyśmy. Ona i ja – miałyśmy Logana i siebie. A to znaczyło, że wreszcie z naszą trójką wszystko w porządku. Poczułam na sobie spojrzenie Logana, przyglądał się nam intensywnie, jakby wiedział, co się między nami dwiema zdarzyło. Z ruchu jego ust wyczytałam: „kocham cię”. Odpowiedziałam mu tym samym i do końca życia będę pamiętać ten moment – moment, gdy ogarnęło mnie poczucie absolutnego spokoju i zadowolenia, że dzieje się rzecz właściwa. Miałam rodzinę.
Epilog Cztery dni później we Włoszech
Shannon – To miło ze strony Joss i Bradena, że znowu udostępnili nam swoją willę – powiedział Cole, gdy pływaliśmy razem w basenie. Wiosna nad jeziorem Como przypominała mniej więcej wczesne angielskie lato, ale dzisiejszy dzień był wyjątkowo ciepły i korzystaliśmy z tego. Wynurzyłam się tuż obok niego, oplotłam nogami jego biodra, ramiona zarzuciłam mu na szyję. – Tak się cieszę, że tu jesteśmy. Nie można było wyobrazić sobie lepszego miejsca na nasz miesiąc miodowy. Cole ugniatał moje pośladki, zadrżałam, gdy spojrzał na mnie spod na pół przymkniętych powiek. – Ja też. Mam bardzo przyjemne wspomnienia związane z tym basenem. – Jest środek dnia – zaprotestowałam ze śmiechem. – Pozwoliłam ci wtedy na to, bo było ciemno. – Czy to znaczy, że dzisiaj wieczorem pozwolisz mi to powtórzyć? – Najpierw będziesz musiał mnie upić – zażartowałam, przesuwając dłońmi po jego bicepsach – szkarado… Cole zatrząsł się ze śmiechu. – Wiem, że to będzie dla ciebie wyzwanie, tartletko, ale poświęć się dla mnie. – No dobrze. – Roześmiałam się, a on pokrył moją twarz pocałunkami i przesunął dłońmi po moim ciele. – Za dużo ubrania – rzucił zrzędliwie. – Mam na sobie tylko bikini. – Właśnie. Za dużo ubrania. Roześmiałam się znów i przytuliłam do niego mocniej, woda wdzierała się między nasze ciała. – Powinniśmy tutaj wracać w każdą rocznicę ślubu – powiedziałam. Przesunął ramieniem po moich plecach, przyciągając mnie do swojej piersi, nasze usta były blisko siebie. Spojrzałam w jego piękne zielone oczy i jak zwykle poczułam zadowolenie i pewność, że znalazłam w mężczyznę, z którym tworzyłam rodzinę i który był moim przyjacielem. – Myślę, że to doskonały pomysł – zgodził się cicho, muskając ustami moje wargi. – A gdy nasze dzieci podrosną, też powinniśmy je tu przywieźć. – Ile chciałbyś mieć? – Nie ma to dla mnie znaczenia. – Wzruszył ramionami. – Będę szczęśliwy z jednego tak jak z pięciorga, obojętne, czy będą to dziewczynki, czy chłopcy. Byle odziedziczyły coś po tobie i po mnie. – Czy ty musisz być taki doskonały, Cole’u Walkerze? – To część mojego uroku, pani Walker.
Zarumieniłam się, moje ciało ożyło, jak zawsze, gdy zwracał się do mnie w ten sposób. Nie wiedziałam, dlaczego tak mnie to podnieca, ale nic na to nie mogłam poradzić i czasem żałowałam, że mu to wyznałam. Spojrzałam na niego z wyrzutem. – Obiecałeś, że nie będziesz tego wykorzystywał. – Poruszyłam się, ocierając o niego, gdy objął dłońmi moje pośladki, przyciągając moje biodra do swoich. Uśmiechnął się przewrotnie. – Ale jesteś tak cholernie pociągająca. Zamknęłam oczy i skoncentrowałam się z całej siły na ignorowaniu reakcji mojego ciała. Nie ma mowy, żebyśmy kochali się w biały dzień w basenie! – Chcę mieć troje dzieci! – wykrzyknęłam, mając nadzieję, że rozproszę atmosferę seksualnego napięcia. Podziałało. Cole znieruchomiał i przestał torturować moje ciało. – Troje? – Uhm… – Otworzyłam powieki i spojrzałam prosto w jego oczy. – Obojętne, chłopcy czy dziewczynki. Chociaż… chciałabym jednego chłopczyka z zielonymi oczami i rudoblond włosami. Uśmiechnął się, niemal nieśmiało i bardzo chłopięco. – Tak? W takim razie, kiedy zaczniemy go robić? – Za kilka lat. Na razie chciałabym jeszcze mieć cię tylko dla siebie. – Więc za kilka lat – powtórzył, patrząc na mnie czule, z miłością. – To będą prześliczne dzieci. Skinęłam głową i uścisnęłam go. – I mądre. – Dobre. – Utalentowane. – Naprawdę się kochamy, co? – przerwał tę litanię. Pokręciłam przecząco głową. Nie, to ja cię naprawdę kocham, pomyślałam. Jakby czytał w moich myślach, przysunął się do mnie i pocałował namiętnie, zrewidowałam swoje zastrzeżenia co do kochania się w biały dzień.
W tym samym czasie w Edynburgu
Hannah Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio w domu rodziców panował spokój. Ale mamie i tacie musiało to odpowiadać, skoro godzili się na taki chaos. Zresztą znałam mamę dobrze i wiedziałam, że gdyby jej to przeszkadzało, kazałaby się nam wynosić. – Tato, mogę iść na górę zagrać na komputerze z Willem? – spytał Dylan, patrząc na ojca prosząco, ledwie znaleźliśmy się w holu. Wystarczyło, że drzwi frontowe się za nami zamknęły, a już mój bratanek Will chciał zaciągnąć mojego pasierba na górę.
Marco spojrzał na Dylana, to samo zrobił nasz syn Jarrod, który uniósł rączkę w daremnym wysiłku dosięgnięcia brata. Dylan ułatwił mu to, wyciągając rękę do tyłu i ściskając jego dłoń. – Tylko chwilę – zgodził się Marco. – Babcia Elodie przygotowała lunch, masz usiąść z całą rodziną do jedzenia. – To dotyczy również ciebie – powiedział Adam, mój szwagier, wychodząc z pokoju dziennego do holu. Will, jego młodszy o kilka lat od Dylana syn, uśmiechnął się do niego. – Dobrze. W miarę jak dorastał, stawało się coraz bardziej widoczne, że odziedziczył po mojej siostrze ugodową naturę. Dylan kiwnął głową na znak, że zrozumiał, i poszedł za Willem na górę. – Czyżby doszły mnie czyjeś głosy? – Mama stanęła obok Adama, trzymając w ramionach pięcioletniego Bradena. Podeszłam do niej, pocałowałam ją w policzek i przejęłam Bradena. – Co tam słychać, chłopaku? – spytałam go. – W porządku – odpowiedział, żując kawałek bułki, którą zapewne dała mu mama. – Jestem głodny. Jarrod wydał z siebie uroczy mruczący dźwięk i zaczął odpychać tatę, dając znak, że chce do Bradena. Gdy to nie odniosło skutku, wybuchnął głośnym płaczem. Z niewiadomego powodu mój syn ze wszystkich naszych kuzynów najbardziej lubił Braya. Na nieszczęście pięciolatek zbyt wiele rzeczy uważał za interesujące, by zwracać uwagę na dwulatka. – Ojoj – powiedziała z uśmiechem mama. – Wsadźcie Jarroda do kojca w pokoju dziennym. – Gdzie jest Will? – spytał Braden. – Na górze. – Postaw mnie – zażądał, a gdy tylko znalazł się na podłodze, pobiegł najszybciej jak mógł na górę. – Hannah, kochanie. – Ojciec wstał z krzesła, aby mnie uściskać i ucałować. – Co u ciebie? – W porządku, tato. Stresuję się szkołą. Nic nowego. – Uśmiechnęłam się do niego. – Nauczanie – rzucił filozoficznie i wziął na ręce Jarroda. Jako nauczyciel uniwersytecki wiedział wszystko o blaskach i cieniach tego zawodu. – Marco. – Skinął głową mojemu mężowi, po czym przesunął po nas wzrokiem i zmarszczył czoło. – A gdzie Dylan i Sophia? – Dylan jest na górze z Willem, a Sophia… – zobaczyłam Ellie wchodzącą do pokoju z moją córką w ramionach – pobiegła prosto do kuchni. Sophia uwielbiała ciocię Ellie i miała jakiś wewnętrzny radar pozwalający bezbłędnie ją zlokalizować. Moja siostra podeszła do mnie i pocałowała mnie w policzek, a Sophia wtuliła się w jej pierś, wysyłając tym samym wyraźny komunikat: nie dam się stąd zabrać. Moje oczy śmiały się do Ellie. – Jak się masz? – Dobrze – odpowiedziała mi z uśmiechem. – Zarezerwowaliśmy dzisiaj rano rodzinne wakacje. – Dokąd jedziecie? – Do Disney Worldu – wyręczył ją Adam, stając tuż za nią. Minę miał taką, jakby zęby go bolały na samą myśl o tym. – Na Florydę. – Będzie fantastycznie – dodała Ellie.
– Fantastycznie… – zamruczał Adam, robiąc przesadnie przerażoną minę. Marco parsknął rozbawiony i natychmiast spróbował to zatuszować kaszlem, ale oczywiście nikogo nie oszukał. Ellie posłała mu krzywe spojrzenie. – Czy to z powodu mojego męża, który robi miny za moimi plecami? – Skądże znowu – zapewnił ją śmiertelnie poważnie Marco. – Jakoś ci nie wierzę. – Zerknęła przez ramię na męża. – Będziesz się dobrze bawił w królestwie magii, Adamie Sutherlandzie, dyskusja skończona. Popatrzył na nas, na żonę i znowu na nas. – Dzieci to kochają, tylko to się liczy. Nawet jeśli ja uważam, że Bray jest za mały na taką wyprawę. – No to pojedziemy drugi raz, gdy podrośnie. – Ellie wzruszyła ramionami. – Muszę się napić – stwierdził pobladły Adam. – Przyniosę ci coś – zaproponowała pospiesznie mama. – Z alkoholem? – Uwielbiam cię, Elodie. Zbyła to śmiechem. – Dostaniesz lagera. Ty też chcesz, Clark? – Poproszę, kochanie. – Przepraszam, muszę do toalety – powiedziałam i wyminęłam Ellie, a przechodząc obok niej, pogłaskałam Sophię po główce. Już miałam wyjść z toalety mieszczącej się na piętrze, nawet otworzyłam drzwi, gdy przede mną pojawił się Marco. Położył dłoń na mojej talii i delikatnie popchnął mnie z powrotem do środka, po czym zamknął za sobą drzwi i zablokował zamek. – O co chodzi? – spytałam zaskoczona, a on zamiast odpowiedzieć, przesunął dłonie na moje biodra i przyciągnął mnie do siebie. Przyłożyłam mu dłonie do piersi i spojrzałam w jego piękne oczy. – Skarbie, o co chodzi? – powtórzyłam zaniepokojona niepewnym wyrazem jego oczu. – Jesteś rozczarowana? – Czym? – No… z powodu tej rozmowy o Disney Worldzie. W tym momencie zrozumiałam. Potrząsnęłam głową. – Nie jestem. Mieliśmy oboje pracę, ale jako młodej parze mieszkającej w centrum Edynburga w domu z czterema sypialniami nie było nam łatwo finansowo. Fakt, mieliśmy więcej szczęścia niż inne młode pary, ponieważ mój przyszywany starszy brat Braden zdecydował razem z Ellie, że kupi mi fantastyczne mieszkanie w New Town. Kiedy je sprzedałam, mogłam wpłacić pokaźną zaliczkę na nowy dom, niemniej wciąż mieliśmy kredyt do spłacenia i trójkę dzieci do ubrania i wyżywienia. Kosztowne wakacje w Ameryce nie wchodziły w rachubę. – Znajdziemy jakieś last minute i zabierzemy dzieci do Hiszpanii czy gdzieś – powiedziałam. – A jeśli nic z tego nie wyjdzie, obwieziemy je po kraju. Marco kiwnął głową, ale minę miał wciąż niepewną. – Nie chciałbym, żeby ciebie i dzieci coś omijało. – To znaczy co? – Przycisnęłam się do niego. – Piękny dom, mąż, który mnie kocha, dzieci mają ojca, który je uwielbia. Więc czego nam brakuje?
– Naprawdę tak myślisz? – spytał niskim głosem. – Jesteś tego pewna? Przesunęłam dłonie na jego kark, przyciągnęłam jego głowę do swojej i zaczęłam muskać drażniąco ustami jego wargi, przesuwając dolną wargą po jego górnej i górną po jego dolnej. Marco jęknął, jego dłonie zacisnęły się na moich biodrach, czułam na brzuchu, jak zareagował na tę drobną pieszczotę. Moja skóra rozpaliła się od szybciej płynącej w żyłach krwi, pocałowałam go na serio, uwielbiałam to, że łatwo się podniecał. Nasze pocałunki stały się bardziej namiętne, dłonie zaczęły błądzić, ciała szukać jak największej bliskości. Głos mojej matki zwołującej wszystkich na lunch wyrwał nas z oszołomienia, rozdzieliliśmy się niechętnie. Marco po raz ostatni dłońmi popieścił moje piersi, zanim opuścił je w bezpieczniejsze dla niego okolice talii. – Jak rozumiem, chciałaś potwierdzić, że naprawdę tak myślisz – zauważył rozbawiony. – Skarbie – uśmiechnęłam się do niego – z tobą każdy dzień jest jak wakacje. Popatrzył na mnie z czułością. – Gdzie się podziali Hannah i Marco? – dobiegło nas głośne pytanie mamy. – Nie wiem – odpowiedział z ożywieniem Will. Oczy mi się rozszerzyły. – Wyśliznę się pierwsza, żebyś… – Pokazałam na jego męskość. – Moja wina, że wybrałem gorącą żonę – powiedział, przymykając oczy. Roześmiałam się i przecisnęłam obok niego, gdy odsunął się od drzwi, żeby zrobić mi przejście. – Powiem, że będziesz za minutę – rzuciłam, stojąc w otwartych drzwiach, i dodałam złośliwie: – Wyobraź sobie wujka Gio. Nagiego. Marco zaklął pod nosem i cisnął we mnie ręcznikiem, a ja ze śmiechem zatrzasnęłam drzwi łazienki. – Założę się, że to zadziała! – krzyknęłam, schodząc po schodach. – Hannah – powiedział Dylan, gdy weszłam do jadalni, i poklepał siedzisko krzesła stojącego obok niego. Jak zwykle poczułam przypływ emocji, idąc do mojego pasierba. Dylan uwielbiał swojego tatę i oczywiście mamę, ale przyjemna była świadomość, że zyskałam jego miłość i to właśnie przy mnie chciał siedzieć podczas posiłków. Ledwie zajęłam miejsce, Sophia zdecydowała, że już za długo nie była przy mnie, i wdrapała się na moje kolana. Nie zdawała sobie sprawy, że mając cztery lata, nie jest już taka malutka jak dawniej, ale nie miałam jej tego za złe. Mama ostrzegła mnie, że ani się spostrzegę, gdy moja dziewczynka uzna za obciach pokazywanie się w moim towarzystwie, a co dopiero siadanie mi na kolanach, więc byłam zdecydowana cieszyć się tym, co jest teraz. Poczułam mrowienie na karku i wiedziałam, że mój mąż wszedł do jadalni. Obejrzałam się przez ramię. Marco niósł Jarroda, za nimi szedł Adam, który trzymał za rękę Braya. Marco usiadł obok mnie i rzucił mi spojrzenie, które zapowiadało, że rozprawi się ze mną później za to, co mu zrobiłam na górze. Jarrod wyciągnął rączkę, bo chciał złapać pukiel włosów Sophii, ułatwiła mu to, pochylając głowę, za co została nagrodzona radosnym dziecięcym śmiechem. – Wreszcie wszyscy gotowi, możemy zacząć jeść? – spytała mama.
Rozejrzałam się po mojej rodzinie siedzącej wokół stołu. Czułam się dziwnie podekscytowana. Gdy spojrzałam na Marca, zobaczyłam, że przygląda mi się uważnie. Nic nowego. To, co czułam, zawsze było dla niego ważne, najważniejsze, i zawsze dawał mi to odczuć. Przypomniało mi się, o co mnie spytał w łazience. – Jestem na sto procent pewna – szepnęłam, a mój mąż ścisnął mnie za kolano pod stołem.
Olivia W domu było cicho. Podejrzanie cicho. Siedziałam wygodnie w wielkim fotelu w naszym mniejszym, a więc przytulniejszym pokoju dziennym i czytałam książkę jednej z autorek, z którymi współpracowała Grace. Akurat ten fragment opisywał gorący seks między dwójką bohaterów, policzki mnie piekły, zerknęłam na mojego cudownego męża, który rozciągnięty na kanapie czytał powieść graficzną. Nigdy nie przestał być dużym dzieckiem. Miałam zamiar rzucić się na niego, ale otrzeźwiła mnie myśl, że któraś z córek mogłaby wejść i nas zobaczyć. Właśnie w tym momencie zorientowałam się, że w domu jest stanowczo za cicho. – Gdzie są dziewczynki? – spytałam Nate’a. Odwrócił głowę na grubej poduszce i zerknął na mnie spoza okularów, które zaczął niedawno nosić. Nienawidził ich. Ja uważałam, że wygląda w nich uroczo, a on oczywiście z tego powodu ich nienawidził. – No chyba oglądają film w drugim pokoju. – Zawsze przy tym piszczą, podśpiewują albo tańczą. – Wstałam z fotela i odłożyłam książkę. – Wracam za chwilę. – Skarbie, zrób mi kawy, skoro już wstałaś. – Twój spokój ducha jest imponujący. – Przewróciłam oczami i wyszłam. W drugim pokoju dziennym zatrzymałam się w pół kroku i wzięłam głęboki oddech. Na wielkim ekranie telewizora, który Nate zamontował nad kominkiem na ścianie, leciało DVD z naszego wesela. Lily i January siedziały na kanapie cichutko jak myszki i oglądały tatusia i mamusię podczas pierwszego tańca. Też wpatrzyłam się w ekran. Nate mnie obejmował, trzymając blisko siebie, i patrzył mi w oczy tak, jakby cały świat poza nami zniknął. Dziewczynki najwyraźniej były tym obrazem urzeczone, jakby oglądały film Disneya o księżniczce. Poczułam ciepło jego ciała na plecach, a sekundę później jego ramiona w talii. Mój mąż przyciągnął mnie do swojej muskularnej piersi, oparłam się o niego, nakrywając jego ramiona swoimi. Potarł nosem moją szyję i wyszeptał mi do ucha: – Wybrały niezły film. – Nie oglądałam tego od wieków – odparłam również szeptem. Lily usłyszała nas i odwróciła się. Zrobiła skruszoną minę. – No bo właśnie to znalazłyśmy. January spojrzała na nas przez ramię.
– Mamusiu, masz taką śliczną sukienkę. – Wciąż ją masz? – spytała Lily i oczy jej rozbłysły na myśl, że mogłaby ją włożyć. – Mam i pokażę ją wam, pod warunkiem że będziecie się z nią obchodzić ostrożnie, dobrze? Obie skinęły z powagą głowami, moje dwa aniołki. – Tato, ty tutaj nosisz kilt! – Lily zachichotała. – Noszę kilt – potwierdził i przesunął mnie do przodu, jakbym była kukiełką, na co obie zachichotały głośniej. – Podobało ci się to? Mój mąż uścisnął mnie. – Czy mnie się to podobało? Pokręciłam przecząco głową. – Marudziłeś cały dzień. Lily zatrzymała film i odwróciła się na kanapie twarzą do nas. January jak zwykle zrobiła to samo co starsza siostra. – Co byś wolał nosić? Kilt czy pieluchomajtki? – spytała Lily i uśmiechnęła się, jakby uważała, że zadała najzabawniejsze pytanie na świecie. Zatrzęsłam się od skrywanego śmiechu, zastanawiając się, czy Nate nie żałuje w tej chwili, że zaznajomił dzieci z naszą konwersacją pod hasłem „a co byś wolał”. – Hmm… – udał, że się namyśla. – Myślę, że wolałbym kilt. – Dlaczego? – Bo jest cieplejszy i mniej upokarzający. Lily znów zachichotała, a Jan zmarszczyła nosek. – Co znaczy upok… upokrzający? – Upokarzający – poprawiła ją Lily. – To znaczy zawstydzający. Moja mała kochana mądrala. – Och… – Jan roześmiała się, dołeczki, które odziedziczyła po tatusiu, pokazały się na policzkach. – No tak, w pieluchomajtkach wyglądałbyś głupio, tatusiu. – Mamo, a co byś wolała, być żoną taty czy tego pana z reklamy płynu do naczyń? – spytała Lily, uśmiechając się łobuzersko. Popatrzyłam na nią wymownie. Mój wzrok mówił: moje dziecko mnie wydało! Nate odwrócił mnie twarzą do siebie. – A to ciekawostka – zażartował. – Jest bardzo przystojny – odpowiedziałam, wzruszając nonszalancko ramionami. – No? – ponaglił mnie, unosząc brwi. – Ja czy ten facet od mycia naczyń? Teraz ja zaczęłam udawać, że się namyślam. – On zmywa naczynia… – Mamy zmywarkę. – Poza tym doprowadza do porządku kuchenne blaty. – Ej, ej! Zawarliśmy umowę. Ja ci daję dwie ślicznotki, ty sprzątasz kuchnię. – To bardzo korzystna umowa, mamo – wtrąciła rozbawiona Lily. Zrobiłam minę do Nate’a, którego ta uwaga sprowokowała do parsknięcia śmiechem.
– Trafiony, zatopiony. – Nic podobnego. To ja wykonałam pracę, dostarczając na świat te dwie ślicznotki. Więc to nie ma żadnego sensu. Tym, kto powinien sprzątać kuchenne blaty, jesteś ty. – Mamo, a co byś wolała… – Nie, teraz moja kolej. – Pochyliłam się na tyle, na ile nie ograniczały mnie ramiona Nate’a, i potarłam nosem najpierw nosek Lily, potem Jan, na co obie, chichocząc, zamachały rękami. – Wolałybyście żyć w plątaninie tajemniczych miejskich kanałów z baśniowymi zwierzętami i pięknymi elfami czy w zielonym spokojnym lesie z grupką ślicznych księżniczek i czarujących książąt? Moje córki spojrzały po sobie, jakby szukały u siebie wzajemnie pomocy, po czym odwróciły się do mnie i zgodnym chórem oświadczyły: – Kanały! – Właściwa odpowiedź – skomentowałam, kiwając z uznaniem głową. – To było trudne – powiedział Nate. – Mnie by było bardzo ciężko udzielić odpowiedzi. – Położył dłoń na sercu w dramatycznym geście. – Żyć w brudnych kanałach z uroczymi dziwadłami czy przemierzać piękny las w towarzystwie wspaniałej księżniczki… Trudny wybór, naprawdę trudny. – Tato! – Roześmiały się obie, coraz bardziej rozbawione. – Masz szczęście, że wyglądasz w tych okularach uroczo. – Przytuliłam się do niego i roześmiałam, gdy skrzywił się na słowo „uroczo”. – Bo mogłabym się obrazić za tę sugestię co do wspaniałej księżniczki. – Nie wytrzymałem – szepnął. – Była nudna jak zmywarka i wciąż zasypiała. – Śpiąca Królewna! – wykrzyknęła Jan, która wyraźnie usłyszała coś z tego, co mówił Nate. – Możemy ją obejrzeć? – Jasne! – zgodziła się Lily i popędziła do szafki z kasetami. Nate popatrzył na nasze córki i parsknął pogardliwie. – Nasze weselne DVD przegrało ze Śpiącą Królewną. Wyciągnęłam go z pokoju i gdy tylko znaleźliśmy się w drzwiach, wtuliłam się w niego prowokująco. A gdy byłam pewna, że dziewczynki już nic nie usłyszą, szepnęłam mu: – Może mimo wszystko jest coś na rzeczy z tą Śpiącą Królewną… Jego dłonie przyciągnęły moje biodra, oczy rozbłysły zmysłowo spod na wpół przymkniętych powiek. – Co ci chodzi po głowie? – Seksualna fantazja. Na dzisiejszą noc. – Musnęłam wargami jego usta. – Daję ci wybór. Mam odgrywać baśniową damę w opałach czy też pójdziemy w klimaty rodem z science fiction? – Nigdy się nie zmieniaj – wyszeptał niskim, zmysłowym głosem. – Jesteś doskonała taka, jaka jesteś. – O czym rozmawiacie? – zawołała Lily. – Wasz tata przypomina mi, dlaczego się ze mną ożenił – odkrzyknęłam, a on uśmiechnął się i te jego urokliwe dołeczki pokazały się znowu, tak jak mniej więcej trzydzieści razy każdego dnia.
Johanna
– Belle uwielbia tu być. – Przytuliłam się do Cama, lekki wiatr od morza przyprawił mnie o gęsią skórkę. – Powinnam była wziąć sweter. Cam rozpiął swój i owinął mnie nim na tyle, na ile się dało. – Musimy dołożyć starań, żeby przyjeżdżać tu częściej. Kiwnęłam głową, obserwując Belle bawiącą się z Sarą, córką naszych przyjaciół, Lyn i Peetiego. Helena, matka Lyn i Cama, udawała, że goni obie dziewczynki, ich śmiechy mieszały się z ostrymi pokrzykiwaniami mew krążących nad naszymi głowami. Ja też lubiłam przyjeżdżać do Longniddry, rodzinnego miasta Cama. Uwielbiałam pobliską plażę i to, że Belle tak bardzo kochała swoich dziadków. Byłam szczęśliwa, że moja córka miała takie życie, o jakim ja marzyłam, gdy byłam dzieckiem. – Cole i Shannon na pewno cieszą się teraz słońcem – zauważył z uśmiechem Cam. Belle pisnęła, wymykając się spoza zasięgu ramion Heleny tylko po to, żeby wpaść na swojego dziadka Andersona. Roześmiał się i uniósł ją, Belle śmiała się głośno, radośnie, gdy okręcił się z nią w powietrzu, zanim postawił ją z powrotem na piasku. Sara zażądała, by z nią również ktoś tak zrobił, co też Peetie wykonał, a Lyn i dziadkowie przyglądali się im. Śledziłam wzrokiem Belle, która odbiegła od nich nieco. Zatrzymała się jak wryta przy małym chłopcu z rudoblond czupryną, który wpatrywał się z zachwytem i zdumieniem w morze. Przypomniało mi to dzień, gdy zawiozłam autobusem Cole’a do Balloch, żeby mógł zobaczyć po raz pierwszy jezioro. Miał sześć lat, ja czternaście. – Wciąż trudno mi uwierzyć, że mój mały braciszek się ożenił. – On ma dwadzieścia siedem lat, Jo – przypomniał mi łagodnie Cam. – Zawsze będzie dla mnie mały – powiedziałam cicho, czując lekkie wzruszenie. – Zobaczysz, że z tobą będzie tak samo. Belle zawsze będzie miała dla ciebie sześć lat. – Skarbie, co się dzieje? – Odchylił głowę, żeby na spojrzeć mi w twarz. – To głupie. – Potrząsnęłam głową, odpędzając łzy. – Po prostu tak to odczuwam… Odkąd mam wszystko, o czym marzyłam, czas zaczął pędzić. Ani się obejrzymy, a Belle pójdzie do liceum. Uwielbiam być mamą. Nie chcę, żeby to się skończyło. – To się nigdy nie kończy, Jo. – Wiem, ale popatrz na Cole’a. Niby się nie kończy, a on nie potrzebuje nas już tak bardzo jak kiedyś. Cam milczał przez chwilę, jak sądziłam, zdziwiony moim nagłym przypływem smutku. Tymczasem zaskoczył mnie. – Czy… chcesz mieć drugie dziecko? Zesztywniałam przytulona do jego piersi. Nie śmiałam mu spojrzeć w oczy w obawie, że się zdradzę. – W tym roku kończysz czterdzieści lat. – A ty dopiero trzydzieści pięć. Wciąż jest jeszcze na to czas… oczywiście jeśli właśnie tego chcesz. Nadzieja zaczęła we mnie kiełkować, uniosłam głowę, żeby na niego patrzeć. Przez miesiące mnie to nurtowało, ale Cam nigdy nie poczynił najlżejszej aluzji, że chciałby mieć jeszcze jedno dziecko. Oczywiście oznaczało to finansowe wyzwanie. Być może zmianę miejsca zamieszkania. Ale ja naprawdę tego chciałam. Żeby Belle mogła być dla kogoś starszą siostrą, tak jak ja nią byłam, żeby jej
młodszy braciszek czy siostrzyczka podziwiali ją tak jak Cole mnie. – Pytanie brzmi, czy ty też chcesz mieć drugie dziecko? – spytałam. – Tak, chcę. – Cam patrzył mi w oczy, na jego ustach błąkał się lekki uśmieszek. – Ale nie myślałem, że ty też, ponieważ zwykle mówisz mi o tym, czego pragniesz. – Uśmiechnął się szeroko na widok radosnego podniecenia w moich oczach. – Naprawdę pragnę drugiego dziecka – wyszeptałam. – Bardzo. – W takim razie zaczynamy próbować. – Już? Tak po prostu? Żadnej dyskusji? – Łatwo nie będzie. – Zapatrzył się przed siebie. Belle i Sara podskakiwały w oddali rytmicznie, trzymając się za ręce. – Ale warto. Objęłam go ramionami i przytuliłam się do niego mocniej. – Kocham cię. – Ja też cię kocham. To był długi, powolny, słodki pocałunek. Włożyłam w niego całą swoją miłość i wdzięczność dla niego. Mimo upływu lat mój mąż Cameron MacCabe wciąż potrafił sprawić, że czułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Łzy zawisły na moich rzęsach, a gdy przestaliśmy się całować, spłynęły mi po policzkach. Cam starł je ruchem kciuka. – To ze szczęścia? – Szalonego. Roześmiał się i uścisnął mnie. – Będzie niezła zabawa. – Gdy dodamy do klanu następne dziecko? – Zachichotałam, pociągając nosem. – To też… ale miałem na myśli bezustanny intensywny seks. Mój śmiech poniósł się po plaży, Cam złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku rodziny. Belle obejrzała się, jasne włosy wiatr zawiewał na jej roześmianą twarz, gdy puściła się biegiem do nas.
Ellie Oparta o futrynę w drzwiach kuchni mojej matki, obserwowałam w milczeniu Adama, stojącego samotnie przy zlewie i myjącego filiżanki i kubki, których nie można myć w zmywarce. Nie po raz pierwszy w życiu podziękowałam losowi, że wyszłam za faceta, który nie uważał prac kuchennych za ujmę dla mężczyzny. – Czuję na plecach twój wzrok – powiedział z rozbawieniem w głosie. Uśmiechnęłam się do jego pleców i weszłam do środka. – Hannah i Marco zaraz wychodzą. – My też powinniśmy się zbierać do domu. Jarrod chyba doszczętnie zmęczył Braya. Stanęłam tuż za nim, objęłam go ramionami, krzyżując je na jego piersi, i przytuliłam policzek do jego pleców. – Tak sobie myślałam…
– Hmm… to nie wróży nic dobrego. – Mówię poważnie. Adam prychnął. – Ja też. Przewróciłam oczami, chociaż nie mógł mnie widzieć. – Spodoba ci się to, co wymyśliłam. Wierz mi. Przestał wycierać kubek i odwrócił się. Musiałam przenieść ramiona na jego plecy, bo przyciągnął mnie do siebie. W ciemnych oczach zobaczyłam przelotny błysk zawodu, a może rozgoryczenia. Nie pierwszy raz to dostrzegłam w ciągu ostatnich kilku tygodni i zaczęło mnie to niepokoić. Dopiero gdy wykupiliśmy wakacje dla nas i dzieci w bajkowym Disney Worldzie, przyszło mi do głowy, jaka może być tego przyczyna. – Zaniedbywałam cię ostatnio – powiedziałam cicho, odgarniając mu włosy z czoła. Wokół jego oczu pojawiło się kilka nowych zmarszczek, ale tylko przydały mu męskiego wyglądu i atrakcyjności. Cholerni faceci! Dlaczego wielu z nich wiek służy, podczas gdy kobiety muszą wychodzić ze skóry, żeby wyglądać młodo? – Ellie? Potrząsnęłam głową i skupiłam się na meritum. – Ja cały czas zawalona papierami, a w wolnym czasie zajmująca się dziećmi, ty też wiecznie zajęty. Nie mamy czasu dla siebie. Przytaknął głową, odniosłam wrażenie, że odczuł ulgę, i ogarnęło mnie poczucie winy. – Myślałeś, że tego nie zauważam? – Jak powiedziałaś, jesteśmy zajęci. – Wzruszył ramionami. – Adamie, zdaję sobie sprawę z tego, że nie byliśmy na randce od miesięcy i że od miesięcy nie mieliśmy okazji na nic innego tylko szybkie numerki. – Wtuliłam się w niego. – Powinieneś mi mówić, kiedy czujesz się nieszczęśliwy. – Els – przygarnął mnie mocniej – nie jestem nieszczęśliwy. Po prostu tęsknię za tobą. Nie chciałbym tak jak moi rodzice ignorować własnych dzieci, ale miło byłoby spędzić czasem trochę czasu z żoną. – Albo z mężem. – Uśmiechnęłam się. – Poprosiłam mamę i tatę, żeby dzieci zanocowały tu dzisiaj. Wpadniemy do domu, przywieziemy im to, co trzeba, a potem ty i ja możemy robić, co nam się żywnie podoba. – Żartujesz? – Uniósł brwi. – Bo jeśli tak, to okrutne. – Nie żartuję. – Roześmiałam się. – Tylko ja i ty. Kochanie. Pocałował mnie – to był słodki pocałunek będący zapowiedzią czegoś więcej, a potem wyszeptał tuż przy moich ustach: – Zostawimy rzeczy dzieciaków i wracamy do domu, gdzie będę się z tobą kochał, jak mi tylko przyjdzie do głowy i ile razy mi wyjdzie, a ty będziesz krzyczeć tak głośno, jak ci się podoba. Poczułam ciepło między udami, aż zabrakło mi tchu, kiwnęłam więc głową, nic nie mówiąc. Adamowi oczy zapłonęły. – Chodźmy. Uśmiechnęłam się, kiwnęłam jeszcze raz głową i zapowiedziałam:
– Mam jeszcze inny prezent dla ciebie. – Proszę cię, powiedz, że to przezroczysta bielizna. Ze śmiechem zaprzeczyłam ruchem głowy. – Coś lepszego. Zrobił sceptyczną minę, jakby nie wierzył, że może być coś lepszego niż przezroczysta bielizna. – Pojedziemy latem do Disney Worldu z chłopcami i będziesz się z nimi świetnie bawił. – Bo niezależnie od jego utyskiwań na uciążliwości tak spędzanych wakacji, wiedziałam, że uwielbia przebywać z synami. Prawdziwym obiektem jego zmartwienia było to, że nie będziemy mieć ani chwili samotności. – A zaraz potem oboje zatrzymamy się w willi Joss i Bradena nad jeziorem Como. Na cztery noce. Zgodzili się na to, a mama i Clark zaopiekują się chłopcami. Adam wpatrywał się w moją twarz z niedowierzaniem. Gdy wreszcie dotarło do niego, że mówię serio, pocałował mnie. Zupełnie inaczej niż poprzednio. Musieliśmy uspokoić oddechy, gdy w końcu przerwał pocałunek. – Kocham cię do nieprzytomności – powiedział ochrypłym głosem. – Trudno mnie nie kochać, słoneczko – zripostowałam trochę złośliwie. – Rzeczywiście nie żartowałaś. – Pociągnął mnie w stronę drzwi. – Dom, rzeczy dzieciaków, z powrotem tu, dom i wreszcie pieprzymy się jak napalone nastolatki. Tego nie musiał mi powtarzać.
Joss – Mamo, piszesz? Moje palce zastygły nad klawiaturą laptopa na dźwięk rozlegającego się za moimi plecami głosu najstarszego dziecka. – A to nie jest pokój, w którym zawsze piszę? – spytałam retorycznie. – Nie wyglądało na to, że pracujesz. Obróciłam się razem z krzesłem. Beth stała oparta o futrynę drzwi gabinetu. – Czy zamknięte drzwi i odgłos stukania w klawiaturę niczego nie sugerują? Moja jedenastoletnia córka zrobiła minę wypisz, wymaluj jak moja. – Tata zajmuje się Ellie, Luke gra na komputerze, nudzę się. – Myślałam, że czytasz. – Książka mnie znudziła, poza tym… jest sobota, jeśli nie zauważyłaś. – Ujęła się pod boki i popatrzyła na mnie z wyrzutem. Jakby mnie tym spojrzeniem ukłuła w pierś, poczułam lekki ból. Starałam się dzielić w miarę rozsądnie czas poświęcany twórczości, dzieciom i Bradenowi, ale najwyraźniej nie zawsze mi się to udawało. – Idź do Luke’a, odciągnij go od komputera i dopilnuj, żeby był gotowy do wyjścia, a ja zobaczę, co z ojcem. Pójdziemy gdzieś na lunch, potem do kina. Zgoda? – Muszę to sobie zapamiętać, jak być dobrym rodzicem, mamo. Uniosła brwi z miną godną starej belferki, naprawdę nie miałam pojęcia, gdzie mogła to podłapać.
W odpowiedzi też uniosłam brwi i rzuciłam jej wymowne spojrzenie. – W porządku, mądralo. Zrozumiałam. Uśmiechnęła się triumfalnie i popędziła do brata. Zapisałam dokument i wyłączyłam komputer. Moja córka stawała się zbyt przemądrzała, co wcale nie musiało być dla niej dobre. Trudno jednak powściągać taką cechę, jeśli dziecko ma mamusię taką jak ja i tatusia takiego jak Braden. Znalazłam swojego męża w pokoju dziennym. Przystanęłam w drzwiach, by patrzeć na niego przez chwilę. Leżał rozciągnięty na kanapie. Wciąż miał atrakcyjne, zadbane ciało. Mała Ellie spoczywała na jego piersi. Spali oboje. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i zaczęłam robić zdjęcia. – Co robisz? – odezwał się sennie. – Wrzucam fotkę z tobą i Ellie na Instagrama. Moim czytelnikom na pewno to się spodoba. – Co? – spytał, wyglądając na znacznie bardziej rozbudzonego. – Jakbyś nie wiedział, skarbie. To tak, jakby ich ulubiony bohater moich książek znalazł się w realnym życiu. – Udostępniasz moje zdjęcia swoim czytelniczkom? – Muszę mieć z ciebie jakąś korzyść. Sprawiasz, że więcej osób śledzi mój profil. Na przykład teraz. Masz już dwadzieścia lajków. – Uśmiechnęłam się do niego, unosząc telefon. – Zapłacisz mi za to. Moje ciało obudziło się na samą myśl o tym. – A jak konkretnie? – Coś wymyślę – zapewnił mnie z łobuzerskim, uroczym uśmiechem. – Spodoba mi się? – Flirtujesz ze mną w obecności śpiącego dziecka? Podeszłam do nich obojga. – Skoro śpi, to nie słyszy – wyszeptałam i zgięłam się wpół, żeby pogłaskać małą po jedwabistych włoskach. – Myślałem, że piszesz. Przeniosłam spojrzenie z Ellie na Bradena i jak zwykle utonęłam w jego jasnoniebieskich oczach. – Beth mnie potrzebuje, chociaż nie ujęła tego tak bezpośrednio. – To oczywiste. – Uśmiechnął się do mnie czule. – Jest taka sama jak jej mama, za nic nie przyznałaby się do czegoś takiego otwarcie. Zawsze musi opakować swoje uczucia w sarkazm. – Co czyni twoje życie zabawnym – odcięłam się. – Na nic innego bym się nie zamienił, skarbie. Nachyliłam się i pocałowałam go. Miało być delikatnie i lekko, jak zwykle nie wyszło i pocałunek szybko się pogłębił. – Ble…! – powiedziała z obrzydzeniem Beth i oderwaliśmy się od siebie. – Wystarczająco fatalnie, że robicie to na moich oczach, a co dopiero na oczach Ellie! Mała, słysząc jej podniesiony głos, poruszyła się niespokojnie na piersi Bradena i zakwiliła w proteście, że się ją budzi. – Beth, twoja siostra spała – rzuciłam karcąco.
Natychmiast zrobiła skruszoną minę i podeszła na palcach, jakby chciała w ten sposób zrekompensować małej to, że ją obudziła. Uklękła przy moim boku i przyłożyła dłoń do plecków Ellie. – Już dobrze, malutka – powiedziała pieszczotliwie. – Wychodzimy. Chcesz pójść z nami? Mała Ellie, jeszcze senna, wyciągnęła rączkę do siostry, a Beth wzięła ją w ramiona i bez wysiłku wstała. – Pójdę ją przebrać. – Dziękuję, moje dziecko – rzuciłam i pociągnęłam ją za dół koszulki. Ledwie znikły za drzwiami, Braden usiadł i przygładził dłonią potargane włosy. – Wychodzimy? Kiwnęłam głową, usiadłam mu na kolanach i znowu potargałam włosy. – Beth się nudzi. Objął mnie w talii i zaproponował z niekoniecznie zachwyconą miną: – Może sam wyjdę z dziećmi, zostaniesz i będziesz mogła pisać dalej. – Nie. – Pocałowałam go znowu. – Beth miała rację. Powinnam spędzać więcej czasu z tobą i z nimi. A zwłaszcza chciałabym spędzić więcej czasu z tobą… – Dzisiejszej nocy? – Przesunął kusząco ustami po moich wargach. – Każdej nocy – wyszeptałam i pocałowaliśmy się namiętnie. – Ble…! Tym razem to był Luke. Stał w drzwiach z rękami skrzyżowanymi na piersiach. – Jakiś problem? – Uniosłam brwi, patrząc na ośmioletniego syna. – Tak – oświadczył kategorycznie, jakby uważał, że to oczywiste. – Nie powinniście tego robić na oczach dzieci. Beth tak uważa. Powiedziała, że taka jest reguła. Braden odchrząknął wymownie. – Synu, w tym domu reguły ustalają wyłącznie rodzice. Jasne? Luke skinął posłusznie głową, ale sądząc po minie, nie był przekonany. – Może trzeba ustanowić taką regułę… W jego głosie wyraźnie brzmiała nadzieja; z trudem powstrzymałam się od śmiechu. – Wierz mi, chłopie, to ostatnia rzecz, która zostanie zakazana w tym domu – zapewnił go Braden i jakby chciał to podkreślić, objął mocniej moje biodra. – Ale istnieje jakaś szansa? Odwróciłam głowę i wtuliłam twarz w szyję męża, żeby mój syn nie zauważył, jak się uśmiecham. – Nie. Zero szansy. – Kiedy skończę osiemnaście lat, ja też będę mógł ustanawiać reguły? Braden oczywiście wiedział, do czego to zmierza, i roześmiał się szczerze. – Synu, kiedy to nastąpi, reguła zabraniająca całowania dziewcząt będzie ostatnią, do jakiej chciałbyś się stosować. – Może. Ale na pewno zostanie ustanowione, że nie wolno całować mamy. Po tym oświadczeniu wypowiedzianym z przekonaniem Luke wyszedł i zaczął nawoływać siostrę. Prawdopodobnie zamierzał się na nas poskarżyć. – Osaczają nas – wymamrotałam złowieszczą przepowiednię, patrząc na drzwi, za którymi znikł nasz syn.
– Pozwól im próbować. – Delikatnie odkręcił mi głowę i pocałował mnie znowu. Gdy przestał, odchylił się, oczy miał rozbawione. – Widzisz? Nie mają szans. Odpowiedziałam mu uśmiechem, udzielił mi się jego dobry humor. Więź, która nas łączyła, sprawiała, że byliśmy w stanie przetrwać absolutnie wszystko. I miałam pewność, że zawsze tak będzie. – Poradzimy sobie. – Oczywiście – zgodził się ze mną mój mąż i znowu mnie pocałował. Luke pojawił się ponownie w drzwiach i jego głośne, przeciągłe „bleee…” zmieszało się z naszym śmiechem.
Grace – Mógłbyś być milszy dla Charliego – szepnęłam Loganowi do ucha, gdy trzymając się za ręce, zmierzaliśmy na stadion oglądać mecz rugby. Maia z Charliem szli przed nami, dłonie mieli ciasno splecione i śmiejąc się, gawędzili z Chloe i Edem. – Byłem miły – zaprotestował ponuro Logan. – Prawie w ogóle się do niego nie odzywałeś, gdy jechaliśmy taksówką. – A o czym miałbym z nim rozmawiać? Do głowy przychodzą mi wyłącznie groźby. – Podczas wesela zachowywał się bez zarzutu. Zresztą zawsze zachowuje się wobec niej jak dżentelmen. Charlie, jakby wyczuł, że o nim rozmawiamy, zerknął na nas przez ramię i pobladł. Wysoki, bardzo szczupły, miał dużo chłopięcego wdzięku. Był inteligentny i zabawny. Wyglądał bardzo stylowo, okulary w grubych czarnych oprawkach dodawały wdzięku jego podłużnej twarzy, był ubrany w białą koszulę, czarną kamizelkę i czarne dopasowane spodnie ze zwężanymi nogawkami i łańcuchem w rockowym stylu na biodrze. – Mogłeś go spytać o zespół. Maia mówiła, że mają zaplanowany występ. – Zespół. – Logan potrząsnął głową. – Z grzecznego chłopczyka awansował na chłopczyka z orkiestry. – Myślałam, że już się z tym uporałeś. – Nie, bo im dłużej się ze sobą zadają, tym mocniej ona się w nim zakochuje i ten mały skunks ma coraz większe szanse, żeby dopaść moją dziewczynkę. – Stanowczo powinieneś dać jej dorosnąć i ufać na tyle, by wiedzieć, że zachowa się odpowiedzialnie. – Uścisnęłam jego dłoń. Nie pomogło. – Czy wiesz coś, czego ja nie wiem? – spytał, gwałtownie odwracając do mnie głowę. – To znaczy, że to już się stało? – O mój Boże… – Westchnęłam ciężko. – Ojcostwo pada ci na mózg. Porozmawiajmy o czym innym. – Na przykład? – Czy ja wiem… może… – Przyspieszcie się, ślamazary! – krzyknęła Chloe.
Przewróciłam oczami, ale rzeczywiście przyspieszyliśmy i zrównaliśmy się z nimi tuż przed wejściem do miejsc w pierwszym rzędzie. Juno już na nas czekała. – Cześć – przywitałam się i uściskałam ją. – Ja się masz? – Dobrze – odpowiedziała mi z uśmiechem. – Podekscytowana przed grą. – Komu kibicujesz, Grace? – drażnił się ze mną Ed. Grała Szkocja przeciwko Anglii. – Bardzo śmieszne – skomentowałam, robiąc zdegustowaną minę. – Nie, na serio. – Oczywiście Aidanowi – burknęłam, zajmując miejsce między Loganem a Juno. – Czyli Szkocji. – Tylko się upewniałem. – Chloe, proszę cię, walnij swojego męża w moim zastępstwie. – Au…! – Dziękuję. – Odchyliłam się na siedzeniu i spojrzałam na nią z uśmiechem. Puściła do mnie oko, ignorując wyrażające oburzenie pomrukiwania Eda. – Aidan zwarty i gotowy? – Logan zapytał Juno. – Jak zwykle. – Stadion jest wypełniony – zauważył Charlie. Maia usadziła go obok siebie, a sama zajęła miejsce przy ojcu. Sprytna dziewczyna. – Rzeczywiście – odpowiedział ku mojemu zdumieniu Logan, po czym zdziwił mnie jeszcze bardziej, pytając: – Jesteś fanem rugby, Charlie? Zarówno on, jak Maia wyglądali na równie zaskoczonych co ja. Charlie pozbierał się dopiero po sekundzie. – Nie za wielkim, proszę pana. – Ani ja. Ale wszystko się zmienia, gdy ma się komu kibicować. – Och, zdecydowanie – zgodził się pospiesznie chłopak. – Aidan jest fantastyczny. – To ja jestem fantastyczny – oświadczył Logan, przypatrując się Charliemu, który z trudem przełknął ślinę. – Tak, oczywiście, proszę pana. – Prawie stanąłeś na wysokości zadania – przygryzłam swojemu ukochanemu. – I skutecznie to zaprzepaściłeś. Uśmiechnął się do mnie bez cienia skruchy. – Czy ktoś przyniósł ze sobą coś do jedzenia? – spytała Chloe. – Nie. – Do picia? – Nie. Chloe popatrzyła na nas z niesmakiem. – No wiecie! – Może idź i przynieś nam to, co zwykle – zaproponowała Juno. – Jest jeszcze trochę czasu. Chloe wyciągnęła z torebki portmonetkę. – Chcesz coś do picia? – spytał Logan, trącając mnie barkiem. Przygryzłam wargę.
– Może wodę. – Nie chcesz piwa albo wina? Pokręciłam przecząco głową, na co Juno się obruszyła. – Zawsze salutowaliśmy Aidanowi piwem, gdy wyszedł na boisko – powiedziała. – Wiem. Ale dzisiaj nie mam ochoty na piwo. – A co? – burknęła. – Jesteś w ciąży? Zaczerwieniłam się tak mocno, że twarz zaczęła mnie palić. – O mój Boże, naprawdę jesteś w ciąży! – Co!!! – wrzasnęła Maia. Logan w milczeniu patrzył na mnie zszokowany. – Co się dzieje? – usłyszałam głos Chloe. – Co mnie ominęło? – Grace jest w ciąży! – krzyknęła Maia i przynajmniej ona sprawiała wrażenie uszczęśliwionej. – Logan? – Ujęłam go za rękę. – Dobrze się czujesz? – Jesteś w ciąży? – spytał zduszonym głosem. – W prawdziwej ciąży? Zachichotałam nerwowo. – A jest jakaś nieprawdziwa? – No, może być urojona. – Juno puściła do mnie oko, a do Logana uśmiechnęła się złośliwie. – Naprawdę jesteś w ciąży czy dopiero myślisz, że jesteś w ciąży? – spytał Logan, ignorując wszystkich wokół. – Na sto procent w ciąży. Drgnęłam zaskoczona, bo złapał mnie w objęcia i zerwał się na równe nogi, unosząc mnie. Wtuliłam się w niego, trzymał mnie mocno, twarz schował w zagłębieniu mojej szyi. W końcu postawił mnie na ziemi i ujął moją twarz w dłonie. – Z tego wnioskuję, że jesteś szczęśliwy… – Łzy zakręciły mi się w oczach. – Mało powiedziane, skarbie – zapewnił mnie cicho. – Ja też chcę! – zażądała Maia i przytuliła się do nas w ciasnym przejściu między rzędami. Roześmiałam się, a Logan objął nas obie, uśmiechając się jak mały chłopiec. – No, posuńcie się, ludzie! – fuknęła Chloe, wciskając się pod jego ramię. – Dopuśćcie najlepszą przyjaciółkę. – Akurat z tobą to nie ma nic wspólnego – drażnił się z nią Logan, gdy się do mnie przytulała. – Mój biedaku. – Pokiwała głową, przywołując wyraz współczucia na twarzy. – Za wolno to wszystko do ciebie dociera. Najlepsza przyjaciółka, a w tym wypadku moi – przyłożyła dłoń do piersi – bierze udział absolutnie we wszystkim poza seksem. – Zepsułaś nastrój. – Skrzywiła się Maia. – Zdecydowanie – burknął Logan. Chloe zadarła nos. – Nie przyjmuję do wiadomości waszego negatywnego stosunku do mnie. Zamierzam teraz pójść po wodę dla mojej pięknej, promieniującej szczęściem przyjaciółki. Gdy tylko cię dzisiaj zobaczyłam, zauważyłam, że otacza cię inna aura. – Akurat. – Pokiwałam głową. – Jasne. Wyśliznęła się z naszego kręgu, złapała Eda za rękę i pociągnęła za sobą na schody, żeby przynieść
nam napoje. Wyściskałam jeszcze Juno, uścisnęłam Charliego i usiadłam z powrotem na swoim miejscu. Logan natychmiast objął mnie ramieniem. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, wszyscy przejęci tą wiadomością i podniosłym momentem. – To najlepszy mecz rugby w moim życiu – odezwał się wreszcie Logan. – Nic nie może zepsuć tej chwili – dodała Maia. – Nawet jeśli Anglia złoi skórę Szkocji? – droczyła się Juno. – Nawet Charlie – oświadczył z naciskiem Logan. – Łał, dziękuję panu… – powiedział Charlie, robiąc zadowoloną minę. Wybuchnęłam śmiechem, spontanicznym i szczerym, płynącym z głębi brzucha, i zaraziłam nim Logana, Maię, Charliego i Juno.
Podziękowania
Pisanie epilogu tej serii dostarczyło mi wielu silnych emocji. Zżyłam się z jej bohaterami niemal jak z rodziną, pożegnanie z nimi napełniło mnie łagodnym smutkiem. Tworzenie tych powieści było dla mnie niczym długa podróż, miałam jednak szczęście, że towarzyszyło mi w niej wielu wspaniałych ludzi. Przede wszystkim dziękuję mojej agentce Lauren Abramo. Uwierzyłaś w tę serię od początku i ciężko razem ze mną nad nią pracowałaś, od pierwszego dnia jej kreowania udzielając mi wsparcia i zachęty. Dziękuję ci za to, co dla mnie zrobiłaś, już nie mogę się doczekać tego, co przed nami. Mojej redaktorce Kerry Donovan chcę powiedzieć: doskonale pamiętam dzień, w którym otrzymałam od ciebie pierwszego mejla. To ty sprawiłaś, że marzenie stało się rzeczywistością. Dziękuję ci, że pokochałaś moje bohaterki prawie tak jak ja i dodałaś szlifu każdej z tych powieści z wielką korzyścią dla nich. To wielka przyjemność pracować z tobą. Ogromnie dziękuję Erin Galloway i całemu zespołowi New American Library za ciężką pracę w przygotowaniu serii. Jesteście niewiarygodni. Ponadto dziękuję Annie Boatman z Piatkusa za to, że uwierzyła we mnie i w tę serię. Wiele to dla mnie znaczy. A także Clarze Diaz, również z Piatkusa, za wysiłki, aby te książki trafiły do rąk czytelników. Przez kilka ostatnich lat, gdy tworzyłam te powieści, ciągle doznawałam wzruszeń. Zyskałam nowych przyjaciół w czytelnikach i blogerach. Dziękuję wszystkim z założonego przeze mnie Clubu 39 (na mojej oficjalnej stronie) i każdemu, kto kiedykolwiek wysłał do mnie wiadomość mejlową, każdemu, kto zamieścił post na Tweeterze, czy skontaktował się ze mną w mediach społecznościowych, by wyrazić uznanie dla mojej pracy. Każdy taki sygnał sprawił mi wiele radości. I wreszcie dziękuję mojej rodzinie i przyjaciołom, za bezustanne przypominanie mi, co jest ważne w życiu. Każdy z was w taki czy inny sposób miał wpływ na powstanie tych powieści. Wasze poczucie humoru, wielkie serca, toczone przez was walki, siła i zrozumienie, które potraficie okazać, niezmiennie mnie poruszają i znalazło to odbicie na kartach opowiadanych przeze mnie historii.