Philippa Carr (Victoria Holt) Bal u Świętego Brunona (The Miracle at St Bruno’s) PrzełoŜyła BoŜena KrzyŜanowska Prolog Wczesnym rankiem w dzień BoŜego...
4 downloads
4 Views
2MB Size
Philippa Carr (Victoria Holt)
Bal u Świętego Brunona (The Miracle at St Bruno’s) PrzełoŜyła BoŜena KrzyŜanowska
Prolog Wczesnym rankiem w dzień BoŜego Narodzenia tysiąc pięćset dwudziestego drugiego roku opat Świętego Brunona rozsunął zasłony oddzielające kaplicę Najświętszej Marii Panny od reszty kościoła, a tam, w Ŝłóbku, zamiast umieszczonej poprzedniego wieczoru pięknie wyrzeźbionej przez brata Thomasa drewnianej figurki Jezuska, leŜało Ŝywe dziecko. PrzełoŜony opactwa, człowiek w podeszłym wieku, natychmiast uznał, Ŝe migotliwy blask płonących na ołtarzu świec płata figle jego coraz słabszym oczom. Przeniósł więc wzrok na nieruchome postaci Józefa, Marii i Trzech Króli, a potem na ustawioną wysoko nad ołtarzem statuetkę Matki Boskiej. Ponownie zajrzał do Ŝłóbka, spodziewając się, iŜ zobaczy w nim drewnianą figurkę. Jednak nadal leŜało tam niemowlę. Biegiem wypadł z kaplicy. Musi mieć świadków. W kruŜgankach natknął się na brata Valeriana. – Mój synu – oświadczył opat drŜącym ze wzruszenia głosem. – Miałem widzenie. Wprowadził brata Valeriana do kaplicy i razem wpatrywali się w leŜącą w Ŝłóbku dziecinę. – To cud – oznajmił brat Valerian. Wokół Ŝłóbka utworzył się krąg odzianych w czerń postaci – brat Thomas z drewutni, brat Clement z piekarni, bracia Arnold i Eugene z browaru, brat Valerian, któremu największą radość sprawiało przebywanie w skryptorium, gdzie mozolił się nad swym manuskryptem, oraz brat Ambrose, który zajmował się uprawianiem ogrodu. Opat bacznie im się przyjrzał. Wszyscy byli tak zdumieni i onieśmieleni, Ŝe odebrało im mowę, jedynie brat Ambrose zawołał głosem pełnym podniecenia: – I oto zesłano nam dziecinę! Lśnienie jego oczu zdradzało silne emocje. Był bardzo młodym mnichem – miał zaledwie dwadzieścia dwa lata, i to on przysparzał opatowi najwięcej obaw. Starzec często zastanawiał się, czy Ambrose powinien zostać w zgromadzeniu, chociaŜ niekiedy wydawało się, Ŝe to właśnie ów młodzieniec traktuje ideę Ŝycia zakonnego bardziej Ŝarliwie niŜ jego współtowarzysze. Ostatnimi czasy opat doszedł do wniosku, Ŝe brat Ambrose równie dobrze moŜe okazać się świętym, jak i grzesznikiem; niezaleŜnie od tego, kto zgłosi się po jego duszę – Bóg czy szatan –
brat Ambrose zostanie jego najbardziej oddanym uczniem. – Musimy zająć się tym dzieckiem – oświadczył brat Ambrose Ŝarliwie. – Czy to moŜliwe, Ŝe zesłano je, by z nami zostało? – zapytał łagodny i bezpośredni brat Clement. – Skąd ono się tu wzięło? – zastanawiał się bywały w świecie brat Eugene. – To cud – zripostował brat Ambrose. – Czy moŜna kwestionować cuda? Tak w istocie wyglądał cud w opactwie Świętego Brunona. Wkrótce wieść o tym wydarzeniu rozniosła się po całej okolicy i ze wszystkich stron zaczęli przyjeŜdŜać ludzie, pragnąc odwiedzić miejsce najwyraźniej cieszące się boŜym błogosławieństwem. Jak niegdyś Trzej Królowie, tak teraz mieszkańcy okolic przywozili dziecięciu podarunki, a ludzie starzy – bogaci męŜowie i niewiasty – pisząc testamenty, nie zapominali o Świętym Brunonie. Dzięki temu po jakimś czasie uprzednio wyraźnie podupadający klasztor – co stanowiło wieczny powód zmartwień opata – stał się jednym z najbogatszych w południowej Anglii.
Drogocenna Madonna Urodziłam się we wrześniu tysiąc pięćset dwudziestego trzeciego roku, dziewięć miesięcy po owym boŜonarodzeniowym poranku, kiedy to mnisi znaleźli w Ŝłóbku Dziecinę. Moje pojawienie się na świecie było następnym cudem, tak przynajmniej zwykł mawiać ojciec. W owym czasie nie był juŜ człowiekiem młodym – przekroczył właśnie czterdziestkę. Niedawno oŜenił się z moją matką, kobietą młodszą od siebie o ponad dwadzieścia lat. Jego pierwsza Ŝona kilkakrotnie poroniła, a potem zmarła w połogu, wydawszy na świat martwego syna, nic więc dziwnego, Ŝe gdy ojciec w końcu doczekał się dziecka, uznał jego pojawienie się za cud. Nietrudno sobie wyobrazić radość, jaka zapanowała w całym domostwie. Opowiadała mi o tym Keziah, która pełniła funkcję mojej opiekunki i mentorki. – Co to było! – mówiła. – Prawdziwe święto. Większych uroczystości nie zorganizowano by nawet z okazji ślubu. W całym domu pachniało dziczyzną i pieczonym prosięciem. Jedne ciasteczka zaprawiono wrotyczem pospolitym, inne szafranem, nie brakowało teŜ miodu pitnego do przepłukania gardeł, jeśli tylko ktoś zechciał o niego poprosić. Ze wszystkich stron schodzili się Ŝebracy. Dla nich był to czas obfitości! Biedacy! Wędrowali do Świętego Brunona, by schronić się tam na noc, coś przekąsić i otrzymać błogosławieństwo, a potem przychodzili do nas na wrotycz pospolity i szafran. A wszystko to robiono ze względu na ciebie. – I Dzieciątko – przypomniałam jej, jako Ŝe bardzo szybko zdałam sobie sprawę ze znaczenia cudu u Świętego Brunona. – I Dzieciątko – zgodziła się, a ilekroć o nim mówiła, jej twarz rozjaśniał dziwny uśmiech, który sprawiał, Ŝe stawała się piękna. Moja matka z ogromną przyjemnością zajmowała się ogrodem, dlatego nadała mi imię Damask, od róŜy damasceńskiej, którą w tymŜe roku doktor Linacre, lekarz króla, sprowadził do Anglii. Z czasem nabierałam coraz większego poczucia własnej wartości, poniewaŜ mamie nie udało się urodzić ojcu więcej dzieci. W ciągu następnych pięciu lat trzykrotnie poroniła. Byłam zatem rozpieszczana, otaczano mnie miłością i nieustanną troską. Mój ojciec był dobrym i łagodnym człowiekiem; codziennie dojeŜdŜał do biura w Londynie. KaŜdego ranka przy naszym nabrzeŜu odwiązywano łódź i ubrany w ciemnoniebieską liberię słuŜący wiózł ojca w dół rzeki. Czasami matka, trzymając mnie na rękach, wychodziła, by go poŜegnać. Namawiała mnie wówczas, Ŝebym
mu machała, a ojciec patrzył na mnie z miłością, póki nie zniknęłyśmy mu z pola widzenia. Wielki, ozdobiony szczytami dom o drewnianej konstrukcji wybudowany został przez mojego dziadka. Był to obszerny i wygodny budynek, wyposaŜony w salę paradną, liczne komnaty i sypialnie, salon zimowy oraz trzy klatki schodowe. We wschodnim skrzydle kamienna spirala prowadziła na poddasze, do pomieszczeń zajmowanych przez słuŜbę. Mieliśmy równieŜ spiŜarnię, pralnię, piekarnię i stajnie. Mój ojciec był właścicielem rozległych gruntów, które uprawiali chłopi mieszkający na terenie posiadłości; nie brakowało teŜ zwierząt – koni, krów i świń. Nasza ziemia graniczyła z terenem naleŜącym do opactwa Świętego Brunona, a ojciec przyjaźnił się z kilkoma braciszkami zakonnymi, jako Ŝe swego czasu sam miał zamiar zostać mnichem. Między domem a rzeką znajdował się ogród, którym z ogromnym namaszczeniem zajmowała się matka. Przez znaczną część roku kwitły w nim kwiaty – irysy, lilie tygrysie, lawenda, rozmaryn, lewkonie i oczywiście róŜe, a wśród nich najbardziej ulubiona róŜa damasceńska. Równie piękne były trawniki, które dzięki bliskiemu sąsiedztwu rzeki zawsze przykuwały wzrok wspaniałą zielenią. Ponadto zarówno matka, jak i ojciec uwielbiali zwierzęta, mieliśmy więc psy i pawie. Często śmialiśmy się z kroczących dumnie ptaków, pyszniących się pięknymi ogonami i ich duŜo skromniejszych partnerek, które wędrowały szeregiem za swoimi zarozumiałymi panami i władcami. Jedno z moich najwcześniejszych wspomnień dotyczy karmienia pawi tak uwielbianym przez nie groszkiem. Zawsze bardzo lubiłam siadywać na kamiennym murku i patrzeć na rzekę. Spoglądając na nią teraz, dostrzegam ciszę i spokój, jakich nie udało mi się znaleźć w Ŝadnym innym znanym miejscu. W owych dniach spędzonych w szczęśliwym domostwie zdawałam sobie sprawę z cudownego poczucia bezpieczeństwa, nawet jeśli wówczas go nie doceniałam. Nie byłam na tyle mądra, traktowałam to jako coś całkiem zwyczajnego. Dość szybko jednak zostałam wyrwana z błogiego dzieciństwa. Pamiętam dzień, kiedy miałam cztery latka. Uwielbiałam obserwować łodzie sunące po rzece, a poniewaŜ rodzice nie potrafili odmówić sobie przyjemności, jaką było spełnianie moich zachcianek, ojciec częstokroć zabierał mnie nad brzeg rzeki – nie wolno mi było chodzić tam bez opieki, gdyŜ obawiali się, Ŝe ich ukochanej jedynaczce moŜe przytrafić się coś złego. Stawałam na niskim kamiennym murku, a ojciec na nim siadał, obejmował mnie mocno ramieniem i pokazywał
przepływające obok łodzie. Czasami mawiał: „Ta naleŜy do mojego pana, lorda Norfolka". Albo: „To barka księcia Suffolka". Znał tych ludzi, poniewaŜ prowadząc swoją działalność, czasami miewał z nimi do czynienia. Tego lata, gdy z ogromnej barki płynącej w górę rzeki dobiegły dźwięki muzyki, ojciec mocniej objął mnie ramieniem. Ktoś grał na lutni, słychać było równieŜ czyjś śpiew. – Damask – szepnął ojciec, jakby obawiał się, Ŝe ktoś moŜe go podsłuchać. – To barka królewska. Była ładna – znacznie okazalsza niŜ wszystkie, które widywałam dotychczas. Powiewały na niej jedwabne flagi; pomalowana została na wesołe kolory. Zobaczyłam w niej ludzi. Promienie słońca odbijały się od zdobiących ich kubraki klejnotów. Myślałam, Ŝe ojciec ma zamiar wziąć mnie na ręce i wrócić do domu. – O nie! – zaprotestowałam. Wydawało mi się, Ŝe mnie nie słyszy, wyczułam jednak wahanie i odniosłam wraŜenie, Ŝe nie jest tak mocny i mądry, jak dotychczas mi się wydawało. Choć byłam bardzo mała, zdałam sobie sprawę, Ŝe się boi. Wstał i objął mnie jeszcze mocniej. Barka była juŜ bardzo blisko. Dobiegała z niej głośna muzyka, usłyszałam śmiech, a potem dostrzegłam tęgiego człowieka o rudozlocistej brodzie i okrągłej twarzy. Na głowie miał lśniący od klejnotów beret; drogimi kamieniami mienił się takŜe jego kaftan. Towarzyszył mu męŜczyzna w czerwonej todze. Wielkolud i człowiek w czerwieni stali bardzo blisko siebie. Ojciec zdjął kapelusz i stał z odkrytą głową. Szepnął: – Ukłoń się, Damask. Właściwie wcale nie musiał mi tego mówić. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe stoję przed obliczem kogoś, kto bardzo przypomina Boga. Moje dygnięcie najwyraźniej się spodobało, gdyŜ wielkolud wybuchnął radosnym śmiechem i pomachał mi lśniącą dłonią. Barka przepłynęła obok nas. Ojciec zaczął nieco spokojniej oddychać, lecz nadal mocno mnie obejmował i patrzył w ślad za oddalającą się łodzią. – Ojcze! – zawołałam. – Kto to był? – Moje dziecko – odparł – właśnie widziałaś króla i kardynała. Udzieliło mi się jego podniecenie. Chciałam wiedzieć coś więcej o postawnym męŜczyźnie. A więc to był król! Słyszałam o nim; ludzie wymawiali jego imię przyciszonym głosem. Uwielbiali go; czcili, jakby był samym Panem Bogiem. Lecz przede wszystkim się go bali.
Jak zdąŜyłam zauwaŜyć, rozmawiając o nim, moi rodzice stawali się nieufni, lecz to spotkanie całkiem zaskoczyło mojego ojca. Szybko zdałam sobie z tego sprawę. – Dokąd płyną? – zapytałam. – Do Hampton. Widziałaś dwór w Hampton, kochanie. Piękny dwór w Hampton! Tak, widziałam go. Był okazały i imponujący, wspanialszy niŜ dom mojego ojca. – Kto tam mieszka, ojcze? – Król. – AleŜ król ma swoją siedzibę w Greenwich. Pokazywałeś mi jego pałac. – Król ma wiele domów, a teraz moŜe się poszczycić równieŜ rezydencją w Hampton. Dostał ją od kardynała. – Dlaczego, ojcze? Dlaczego kardynał dał królowi dwór w Hampton? – PoniewaŜ został do tego zmuszony. – Król... ukradł mu ten dom? – Ciii... dziecinko. To, co mówisz, jest zdradą stanu. Zastanawiałam się, co to jest „zdrada stanu". Zapamiętałam te słowa, lecz wówczas nie zapytałam o nie, bo bardziej interesowało mnie, czemu król odebrał kardynałowi jego piękny pałac. Jednak ojciec nic więcej nie chciał juŜ na ten temat mówić. – Kardynał na pewno wolałby go nie stracić – powiedziałam. – Masz za mądrą głowę jak na swój wiek – oświadczył ojciec z czułością. Był z tego dumny. Chciał, Ŝebym była mądra. To właśnie dlatego od najmłodszych lat miałam nauczyciela. Znałam juŜ kilka liter i potrafiłam przeczytać proste wyrazy. JuŜ wówczas trawił mnie głód wiedzy – a ojciec bardzo się z tego cieszył, wręcz zachęcał mnie do pracy, toteŜ przypuszczam, Ŝe musiałam być nad wiek rozwinięta. – Ale na pewno było mu smutno, Ŝe go traci – upierałam się. – Ty, ojcze, teŜ jesteś smutny. Wcale ci się nie podoba, Ŝe kardynał stracił swój dom. – Absolutnie nie wolno ci mówić takich rzeczy, najdroŜsza – rzekł. – Jeśli król jest szczęśliwy, ja teŜ jestem zadowolony. To obowiązek kaŜdego wiernego poddanego. RównieŜ twój... – I kardynała – dodałam – jako Ŝe on takŜe jest wiernym poddanym króla. – Jesteś bardzo mądrą dziewczynką – wyznał z dumą. – Śmiej się, ojcze – mówiłam. – Śmiej się. Spraw, by radość widać było na twoich ustach i w twoich oczach. To tylko kardynał stracił dom. Nie my.
Spojrzał na mnie, jakbym powiedziała coś bardzo dziwnego, a potem przemówił do mnie, jak do osoby dorosłej i mądrej, niczym brat John od Świętego Brunona czasami przychodzący w odwiedziny do mojego ojca. – Kochanie – oświadczył. – Nikt na tym świecie nie jest całkiem sam. Tragedia jednego człowieka moŜe stać się tragedią wszystkich. Nie zrozumiałam tych słów. Nie wiedziałam, czym jest tragedia, przeto w milczeniu zastanawiałam się, o co ojcu chodzi. Jednak gdy nieco później przypomniałam sobie owe słowa wypowiedziane nad rzeką, doszłam do wniosku, Ŝe były prorocze. Potem ojciec odwrócił moją uwagę. – Spójrz na tę piękną tojeść! Zerwiemy ją dla mamy? – O tak! – zawołałam. Zawsze lubiłam zrywać kwiaty, a mama niezmiennie cieszyła się z tego, co dla niej zebrałam. Zrobiłam więc bukiet z gałązek fioletowej tojeści oraz innych kwiatów i zapomniałam o smutku, jaki ogarnął ojca na widok króla i kardynała płynących królewską barką. Kiedy miałam pięć lat, w naszym domu pojawili się Kate i Rupert. To było okropne lato. Dotarła do nas wiadomość, Ŝe w całej Europie szaleje zaraza i Ŝe we Francji oraz Niemczech zmarły na nią tysiące ludzi. Panował potworny upał, a zapach kwiatów z ogrodu nie był w stanie pokonać smrodu dochodzącego znad rzeki. O wszystkim dowiedziałam się od Keziah. Przekonałam się, Ŝe od niej jestem w stanie wyciągnąć duŜo więcej informacji niŜ od rodziców, którzy zawsze trochę się bali i zachowywali ogromną ostroŜność, gdy znajdowałam się w zasięgu głosu, aczkolwiek byli niezmiernie dumni z faktu, iŜ jestem taka mądra. Będąc w Chepe, Keziah dowiedziała się, Ŝe kilka kramów zabito deskami, bo ich właściciele padli ofiarą potwornych potów i wysokiej gorączki. Keziah nazywała tę chorobę „strasznymi potami", a ilekroć o niej mówiła, przewracała oczyma. Zaraza ponoć zabrała z tego świata tysiące ludzi. Keziah poszła do lasu, by spotkać się z matką Salter. Była to osoba, której wszyscy bardzo się bali; powiadano, Ŝe kobieta ta zna zaklęcia na kaŜdą dolegliwość. Keziah Ŝyła z nią w bardzo dobrych stosunkach. Zawsze dumnie odrzucała do tyłu gęste, jasne kędzierzawe włosy, z radości przymruŜała oczy, a na jej twarzy pojawiał się zarozumiały uśmieszek, gdy opowiadała o matce Salter. – To moja babcia – wyznała mi pewnego razu w zaufaniu.
– Czy to znaczy, Ŝe jesteś czarownicą, Keziah? – zapytałam. – Niektórzy ludzie rzeczywiście tak mnie nazywają, dziecinko. – Potem zgięła palce, wystawiła paznokcie i machnęła nimi w moją stronę. – Więc lepiej bądź grzeczna, bo inaczej moŜe być źle. – Pisnęłam z radości i udałam, Ŝe się boję. Zawsze wesoła, obdarzona czasami przebiegłym, a kiedy indziej ciepłym i pełnym miłości uśmiechem Keziah była dla mnie najbardziej ekscytującą osobą spośród wszystkich domowników. To ona pierwsza opowiedziała mi o cudzie i pewnego dnia, gdy byłyśmy na spacerze, obiecała, Ŝe jeśli będę grzeczna, pokaŜe mi Dzieciątko. Podeszłyśmy do muru, który odgradzał naszą ziemię od opactwa. Keziah podniosła mnie. – Siedź spokojnie – rozkazała. – Nie waŜ się nawet drgnąć. Potem sama teŜ się wdrapała i usiadła obok mnie. – To jego ulubione miejsce – oświadczyła. – MoŜe uda ci się go dziś zobaczyć. Miała rację. Udało się. Przeszedł po trawie i spojrzał na nas. Siedziałyśmy na murze niczym kury na grzędzie. Był zdumiewająco piękny, chociaŜ wówczas wcale nie zwróciłam na to uwagi. Wiedziałam jedynie, Ŝe nie mogę oderwać od niego wzroku. Miał bladą twarz, zdumiewająco błękitne oczy, jakich nigdy nie widziałam, i jasne loki. Był duŜo wyŜszy ode mnie, na dodatek pomimo młodego wieku otaczała go jakaś dziwna aura wyŜszości, co bardzo mnie onieśmieliło. – Wcale nie wygląda na świętego – szepnęła Keziah – ale na razie jest zbyt młody, by było to widać. – Kim jesteś? – zapytał chłodno, patrząc mi prosto w oczy. – Nazywam się Damask Farland – oznajmiłam. – Mieszkam w tym wielkim domu. – Nie masz prawa tu być – oświadczyło Dzieciątko. – Mylisz się, kochanie, nikt nam tego nie zabroni – odparła Keziah. – Ta ziemia naleŜy do opactwa – zripostował chłopiec. Keziah roześmiała się. – Ale nie to miejsce, w którym jesteśmy. Siedzimy na murze. Chłopiec podniósł kamień i obejrzał się za siebie, pragnąc sprawdzić, czy ktoś nie widzi, Ŝe w nas rzuca. – O, nie będzie taki niegodziwy! – zawołała Keziah. – PrzecieŜ jest święty, prawda? ChociaŜ jego świętość ujawni się dopiero wtedy, gdy będzie nieco starszy. Wiesz, Dammy, niektórzy święci byli bardzo nieznośnymi chłopcami. MoŜna się o
tym dowiedzieć z niektórych przypowieści. Dopiero potem nad ich głowami pojawiły się aureole. – Ale ten urodził się juŜ jako święty, Keziah – szepnęłam. – To wy jesteście niegodziwe! – zawołał chłopiec. W tym momencie pojawił się jeden z zakonników. – Brunonie! – zawołał, a potem dostrzegł i nas. ZauwaŜyłam, Ŝe Keziah dość dziwnie się do niego uśmiecha. PrzecieŜ w końcu miałyśmy do czynienia z mnichem, a sądząc po jego habicie, nie był to wcale jeden z braciszków zakonnych, którzy od czasu do czasu opuszczali klasztor i obracali się w świecie. – Co tu robicie?! – zawołał, a ja myślałam, Ŝe Keziah zeskoczy z muru, ściągnie mnie na dół i ucieknie, gdyŜ mnich był wyraźnie zaszokowany naszym widokiem. – Przyglądamy się Dzieciątku – wyjaśniła Keziah. – Jest bardzo ładne. Mnich był wyraźnie oburzony naszą niegodziwością. – To tylko ja i moja dziecinka – dorzuciła Keziah z całkowitą swobodą, która sprawiała, iŜ wszystko wydawało się mniej powaŜne, niŜ mniemali inni ludzie. – Chciał rzucić w nas kamieniem. – Tak nie wolno, Brunonie – oświadczył zakonnik. Chłopiec uniósł głowę i odparł: – Nie powinno ich tu być, bracie Ambrose. – Ale nie wolno w nikogo rzucać kamieniami. PrzecieŜ brat Valerian uczy cię, Ŝe naleŜy kochać wszystkich ludzi. – Oprócz grzeszników – odparł chłopiec. Poczułam się bardzo podle. Byłam grzesznicą. Tak przynajmniej powiedziało Dzieciątko. Przyszedł mi na myśl maleńki Jezusek, który w BoŜe Narodzenie leŜał w Ŝłóbku. Musiał być całkiem inny. Mama mówiła, Ŝe był bardzo skromny i próbował pomagać grzesznikom. Nie wierzyłam, by kiedykolwiek rzucał w nich kamieniami. – Świetnie wyglądasz, bracie Ambrose – zagaiła Keziah. Powiedziała to tak, jakby rozmawiała z Tomem Skillenem, jednym z naszych ogrodników, z którym bardzo często się przekomarzała. Na końcu jej zdania wychwyciłam jakąś dziwną nutkę, jeszcze nie śmiech, raczej delikatne załamanie głosu, które zdradzało, iŜ Keziah wcale nie ma zamiaru uznać tej sytuacji za powaŜną. Dzieciątko bacznie nas obserwowało, lecz co dziwne, całą uwagę skupiłam na
Keziah i zakonniku. Jak słyszałam, chłopiec w przyszłości mógł zostać prorokiem, lecz w tym momencie był jedynie dzieckiem, aczkolwiek dość niezwykłym. Pogodziłam się z faktem, Ŝe został znaleziony w Ŝłóbku w boŜonarodzeniowej szopce, tak samo jak przyjmowałam do wiadomości opowiadane mi przez Keziah historie o czarownicach i wróŜkach. Jednak duŜo bardziej interesowali mnie ludzie dorośli, poniewaŜ odniosłam wraŜenie, iŜ coś przede mną ukrywają, a chęć odkrycia ich tajemnicy stanowiła dla mnie wyzwanie, któremu nie potrafiłam się oprzeć. Od czasu do czasu widywaliśmy wędrujących polnymi drogami braciszków zakonnych, lecz nie mnichów stale przebywających za klauzurą. Słyszałam, Ŝe w ostatnich latach opactwo Świętego Brunona stało się sławne i podobno z tego właśnie powodu liczba braci znacznie wzrosła. Czasami odwiedzali Londyn, bo ktoś musiał sprzedawać produkty wytworzone na terenie klasztoru i przedyskutować pewne sprawy; zawsze jednak chodzili parami. Bogaci ludzie wysyłali synów do opactwa, by pobierali u mnichów nauki. MęŜczyźni poszukujący pracy często znajdowali ją na ziemi naleŜącej do klasztoru lub w tamtejszym młynie, piekarni czy browarze. Bez przerwy wrzało tam jak w ulu. U Świętego Brunona przebywali nie tylko bracia zakonni, lecz równieŜ Ŝebracy i biedni podróŜni, którzy zawsze mogli liczyć na strawę oraz dach nad głową, gdyŜ jedna z reguł zakonu głosiła, Ŝe nie moŜna odesłać z pustymi rękoma Ŝadnego człowieka w potrzebie. Choć widywałam braciszków wędrujących parami po polnych drogach, zazwyczaj podąŜali oni przed siebie w milczeniu, nie zwracając uwagi na sprawy doczesne. Nigdy dotąd nie byłam świadkiem rozmowy mnicha z kobietą. Nie znałam wówczas zbyt dobrze charakteru Keziah. Pomimo wyjątkowo młodego wieku byłam niezwykle ciekawską osóbką, a w tym momencie zaskakiwał mnie wyzywający sposób bycia oraz Ŝartobliwy brak szacunku, widoczne w stosunku mojej opiekunki do brata Ambrose'a. Nie rozumiałam równieŜ, czemu zakonnik nie próbuje przywołać jej do porządku. Powiedział jedynie: – Nie powinnyście patrzeć na to, co nie jest przeznaczone dla waszych oczu. Po czym zdecydowanie wziął Dzieciątko za rękę i oddalił się z nim. Miałam nadzieję, Ŝe chłopczyk obejrzy się za siebie, lecz on tego nie zrobił. Kiedy odeszli, Keziah zeskoczyła z murku i pomogła mi z niego zejść. Trajkotałam podniecona naszą przygodą. – On ma na imię Brunon.
– Tak nazwano go na cześć załoŜyciela opactwa. – Skąd mnisi wiedzieli, Ŝe powinien nosić takie właśnie imię? – Po prostu mu je nadali, i jest wyjątkowo trafne. – Czy ten chłopczyk jest świętym Brunonem? – Jeszcze nie, dopiero nim będzie. – Wydaje mi się, Ŝe wcale nie przypadłyśmy mu do gustu. Keziah nic nie odparła. Wyglądało na to, Ŝe myśli o czymś innym. Miałyśmy właśnie wejść do domu, gdy powiedziała: – To była wspaniała przygoda, prawda? Lecz zachowajmy ją dla siebie, Dammy. Nie powiemy o tym nikomu, dobrze? – Dlaczego? – Och, po prostu lepiej tego nie róbmy. Obiecaj. Obiecałam. * Czasami przychodzili do nas dwaj braciszkowie zakonni, John i James. Odwiedzali mojego ojca, który dawno, dawno temu przez jakiś czas przebywał w opactwie Świętego Brunona. – Miałem zamiar zostać mnichem – powiedział mi pewnego razu – dlatego przez dwa lata tam mieszkałem. Potem opuściłem klasztor. – Byłbyś lepszym zakonnikiem niŜ bracia John i James. – Nie powinnaś tak mówić, kochanie. – Ale kazałeś mi zawsze mówić prawdę. Brat John jest stary i bardzo sapie, to znaczy, Ŝe ma kiepskie płuca, tak przynajmniej twierdzi Keziah. Przydałyby mu się zioła matki Salter. Z kolei brat James zawsze wygląda na poirytowanego. Dlaczego nie zostałeś mnichem? – PoniewaŜ pociągało mnie normalne Ŝycie. Chciałem mieć dom, Ŝonę i córeczkę. – Taką jak ja! – zawołałam triumfalnie. Uznałam to za wystarczający powód do opuszczenia opactwa. – Zakonnicy nie mogą mieć córeczek – ciągnęłam. – Mają za to Dzieciątko. – Tak, ale ono pojawiło się dzięki cudowi. Później uznałam, Ŝe mojemu tacie musiało być wyjątkowo cięŜko, gdyŜ moim zdaniem marzył o zakonnym Ŝyciu, odosobnieniu, zdobywaniu wiedzy i kontemplacji. Równocześnie jednak chciał mieć liczną rodzinę – oddanych synów i piękne córki. Przez tyle lat czekał na potomka, tymczasem jego Ŝyczenie się nie spełniało – aŜ do moich narodzin.
Zawsze lubiłam być w pobliŜu, gdy nasz dom odwiedzali braciszkowie John i James. Tracące stęchlizną habity powodowały, Ŝe obaj mnisi byli odpychający, niemniej nie przestawali mnie fascynować. Czasami na widok smutnej twarzy brata Jamesa i bladego oblicza brata Johna odczuwałam dziwne dławienie w gardle, a kiedy słyszałam, Ŝe mówią do mojego ojca „bracie", byłam dziwnie poruszona. Pewnego dnia bawiłam się z psami w ogrodzie. Nagle poczułam, Ŝe jestem bardzo zmęczona, więc wdrapałam się tacie na kolana i jak to często zdarza się dzieciom, błyskawicznie zasnęłam. Kiedy się obudziłam, w ogrodzie byli bracia John i James. Siedzieli na ławce obok mojego ojca i rozmawiali z nim, więc po prostu leŜałam z zamkniętymi oczyma i słuchałam. Mówili o opactwie. – Czasami ogarniają mnie dziwne refleksje, Williamie – zwrócił się brat John do mojego taty. – Od cudu opactwo bardzo się zmieniło. Otuchy dodaje nam jedynie rozmowa, dlatego dobrze, Ŝe moŜemy swobodnie z tobą przedyskutować te sprawy, bo moŜemy, prawda, Jamesie, jak z nikim innym spoza klasztornych murów? – To prawda – potwierdził James. – Smutno nam było – ciągnął brat John – gdy postanowiłeś nas opuścić. Lecz kto wie, moŜe postąpiłeś mądrze. Całkiem nieźle ułoŜyłeś sobie Ŝycie. Czy znalazłeś upragniony spokój? Masz dobrą Ŝonę. Wspaniałe dziecko. – Jestem zadowolony i chciałbym, Ŝeby wszystko zostało tak, jak jest. – Nic nie stoi w miejscu, Williamie. – Poza tym czasy się zmieniają – przyznał smutno ojciec. – Co wcale mi się nie podoba. – Król ma bardzo duŜe wymagania. Dla własnej przyjemności jest w stanie zrobić wszystko, nie zwaŜając na konsekwencje. Tymczasem królowa musi cierpieć z powodu owej damy, która przybyła z Hever, by zakłócić panujący spokój. – Jaka ona jest, Johnie? Jak długo zdoła panować nad sercem i myślami króla? Przez chwilę milczeli. – Ktoś mógłby powiedzieć – mówił brat John – Ŝe po pojawieniu się Dzieciątka powinniśmy być pełni nadziei. Tymczasem wcale tak nie jest. Pamiętam pewien dzień. Był czerwiec, jakieś sześć miesięcy przed cudem. Z nieba lał się Ŝar, a ja wyszedłem do ogrodu, mając nadzieję, iŜ poczuję chłodny powiew znad rzeki. Dręczył mnie powaŜny niepokój, Williamie. Byliśmy bardzo biedni. Rok wcześniej nasze zbiory w ogóle się nie udały. Musieliśmy kupować zboŜe. Wśród nas szerzyły się choroby, nie mieliśmy pieniędzy. Mogło się wydawać, Ŝe opactwo Świętego
Brunona po raz pierwszy od dwustu lat zaczyna chylić się ku upadkowi. Wyglądało na to, Ŝe wkrótce będziemy głodować. Tego dnia w ogrodzie powiedziałem sobie: „Tylko cud moŜe nas uratować". Nie jestem pewien, czy modliłem się o tenŜe cud. Jestem przekonany, Ŝe go wymusiłem. Nie prosiłem w pokorze, jak robi się to podczas modlitwy. Nie powiedziałem: „Matko Przenajświętsza, jeśli Twoją wolą jest, by nasz klasztor przetrwał, uratuj nas". W głębi duszy byłem zły, nie miałem nastroju do modlitwy. Teraz wydaje mi się, Ŝe postąpiłem zbyt śmiało i arogancko. ZaŜądałem cudu. Gdy rzeczywiście się zdarzył, przypomniałem sobie ów dzień. – NiezaleŜnie od wszystkiego, twoje słowa najwyraźniej zostały wzięte pod uwagę. W ciągu kilku lat klasztor znacznie się wzbogacił. Teraz nie musicie się obawiać, Ŝe Święty Brunon popadnie w ruinę. Nigdy w historii opactwa nie powodziło się wam równie dobrze jak teraz. – To prawda, jednak coś mnie dręczy. Zmieniliśmy się, Williamie. Staliśmy się bardziej światowi, prawda, bracie Jamesie? James burknął na zgodę. – Robicie duŜo dobrego – przypomniał im ojciec. – Prowadzicie niezwykle poŜyteczny Ŝywot. MoŜe bardziej godne pochwały jest właśnie niesienie pomocy ludziom, zamiast dotychczasowego zamykania się za murami i poświęcania Ŝycia medytacjom oraz modlitwie. – Tak właśnie myślałem. Jednak trudno nie dostrzec pewnej zmiany. Wszyscy szaleją na punkcie Dzieciątka. – Jestem w stanie to zrozumieć – przyznał ojciec, muskając wargami moje włosy. Przytuliłam się mocniej, potem jednak przypomniałam sobie, iŜ nie chcę, by wiedzieli, Ŝe ich słucham. Nie rozumiałam wielu spraw, o których mówili, ale podobała mi się melodia ich wznoszących się i opadających głosów, a od czasu do czasu coś udawało mi się wychwycić. – Rywalizują ze sobą, zabiegając o względy chłopca. Brat Arnold jest zazdrosny o brata Clementa, gdyŜ chłopak częściej przebywa w piekarni niŜ w browarze. OskarŜa go o przekupywanie malca ciasteczkami. Prawie w ogóle nie przestrzega się teraz reguły milczenia. Słyszałem, jak mnisi rozmawiali szeptem, i jestem święcie przekonany, Ŝe mówili o chłopcu. Bawią się z nim. To dość dziwne zachowanie jak na męŜczyzn, którzy zdecydowali się na Ŝycie w klasztorze. – To w ogóle dość dziwna sytuacja – mnisi wychowujący dziecko! – MoŜe powinniśmy oddać Brunona jakiejś kobiecie? Czy twoja dobrotliwa Ŝona nie wzięłaby go i nie wychowała w tym domu?
Miałam zamiar zgłosić sprzeciw, lecz w porę się powstrzymałam. Nie chciałam tu tego chłopca. To był mój dom – to ja znajdowałam się w centrum uwagi. JeŜeli się tu zjawi, ludzie zaczną zajmować się nim, zamiast mną. – UwaŜam, Ŝe powinien zostać w opactwie – odparł ojciec. – W końcu to tam został posłany. – Masz rację. Niemniej chcemy ci powiedzieć o naszych złych przeczuciach. W opactwie panuje niezadowolenie. Wcześniej nigdy tego nie było. Otoczyliśmy się ziemskimi dobrami, tym samym tracąc spokój ducha. Clement i Arnold, jak powiedziałem, rywalizują ze sobą. Brat Ambrose jest niespokojny. Rozmawiał o tym z Jamesem. Wygląda na to, Ŝe nie moŜe oprzeć się pokusie. Powiada, iŜ bez przerwy ma do czynienia z szatanem, a ciało bierze górę nad duszą... Umartwia się, lecz na próŜno. Bez przerwy łamie regułę milczenia. Czasami myślę, Ŝe powinien pójść w świat. Jedyne pocieszenie znajduje w Dzieciątku, które kocha brata Ambrose'a jak nikogo innego. – Pojawienie się tego dziecka jest błogosławieństwem dla was wszystkich. To całkiem jasne. Opactwo zostało załoŜone trzysta lat temu przez Brunona, który został świętym; teraz pojawił się w nim następny Brunon i klasztor przeŜywa okres rozkwitu, jaki dotychczas nie zdarzył się w jego historii. Mały Brunon uwolnił was od wszelkich obaw, a z tego co mówisz, stanowi duŜą pociechę dla Ambrose'a. – Z drugiej jednak strony chłopiec jest bardzo dziecinny. Wczoraj brat Valerian przyłapał go, jak pałaszował ukradzione z kuchni ciepłe ciasteczka. Brat Valerian był zaszokowany. Święte Dzieciątko przyłapane na kradzieŜy! Potem Clement tłumaczył, Ŝe dał chłopcu ciasteczka, choć Valerian złapał go niemal na gorącym uczynku. Jak widzisz... – Niewinna psota – uznał mój ojciec. – KradzieŜ i kłamstwo uwaŜasz za niewinną psotę? – Niemniej to kłamstwo świadczy o dobrym sercu Clementa. – Nigdy wcześniej nie skłamał. Robi się coraz, grubszy. Za duŜo je. Jestem przekonany, Ŝe razem z chłopcem podjadają w piekarni. Z kolei w piwniczce Arnold i Eugene wciąŜ próbują piwa. Widziałem, jak wychodzili stamtąd zarumienieni i dziwnie rozradowani. Poklepywali się nawzajem po plecach, zapominając, iŜ jedna z naszych reguł zabrania kontaktu fizycznego. Zmieniamy się, zmieniamy, Williamie. Staliśmy się bogaci i nie stronimy od przyjemności. Nie do takich celów zostaliśmy przeznaczeni. – W obecnych czasach dobrze być bogatym. Czy to prawda, Ŝe niektóre klasztory zlikwidowano w celu załoŜenia królewskich uczelni w Eton i Cambridge?
– Owszem, prawdą jest równieŜ pogłoska o łączeniu się mniejszych klasztorów w większe – przyznał brat James. – W takim razie dobrze, Ŝe Święty Brunon stał się jednym z najpotęŜniejszych opactw. – MoŜe tak. Lecz Ŝyjemy w niespokojnych czasach, a król ma pozbawionych skrupułów ministrów. – Ciii – powiedział ojciec. – Lepiej nie mówić takich rzeczy. – Odezwał się prawnik – rzekł brat John. – Niemniej jestem niespokojny – duŜo bardziej niŜ tego dnia, kiedy prosiłem o cud. Króla dręczą potworne wyrzuty sumienia, które teraz wyraźnie dają o sobie znać; zwłaszcza Ŝe chce odsunąć od siebie starzejącą się Ŝonę i wziąć do łoŜa kobietę, którą niektórzy nazywają czarownicą i syreną. – Nie dostanie rozwodu – zareplikował ojciec. – Dotychczasowa królowa nadal będzie królową, a owa dama na zawsze zostanie tym, kim jest, czyli konkubiną. – Modlę się, by tak było – przyznał brat James. – A słyszałeś – ciągnął ojciec – Ŝe ta kobieta właśnie jest chora na śmiertelne poty i Ŝe jej Ŝyciu zagraŜa powaŜne niebezpieczeństwo, a król niemal odchodzi od zmysłów, obawiając się, iŜ dama jego serca moŜe umrzeć? – Gdyby rzeczywiście tak się stało, wielu dobrych ludzi uniknęłoby powaŜnych kłopotów. – Ale nie będziecie modlić się o taki „cud", braciszkowie? – Nigdy więcej nie poproszę o cud – wyznał brat John. Potem zaczęli rozmawiać o sprawach, których nie rozumiałam, toteŜ zapadłam w drzemkę. Obudził mnie głos matki. – Nadeszła zła wiadomość, Williamie – oświadczyła. – Moja kuzynka, Mary, i jej mąŜ umarli na śmiertelne poty. To tragiczne. – Moja droga Dulce – odparł ojciec – to rzeczywiście okropna wiadomość. Kiedy to się stało? – Mniej więcej trzy tygodnie temu. Najpierw zmarła Mary, a kilka dni później jej mąŜ. – A co z dziećmi? – Na szczęście moja siostra cioteczna odesłała je do dawnej słuŜącej, która wyszła za mąŜ i zamieszkała wiele kilometrów stamtąd. To właśnie ona przysłała do mnie posłańca z wiadomością. Chce wiedzieć, co dalej z Rupertem i Katherine. – Na Boga – zawołał ojciec – co do tego nie ma Ŝadnych wątpliwości! Muszą zamieszkać u nas!
Tak oto w naszym domu pojawili się Kate i Rupert. Wszystko się zmieniło. MoŜna było odnieść wraŜenie, Ŝe w naszym domostwie aŜ roi się od dzieci. Ja byłam najmłodsza, Kate miała o dwa lata więcej ode mnie, a Rupert cztery. Początkowo czułam się uraŜona. Potem zrozumiałam, Ŝe od przyjazdu moich kuzynów Ŝycie stało się duŜo bardziej podniecające, choć nie tak spokojne jak dotychczas. Kate odznaczała się nadzwyczajną urodą nawet wtedy, gdy była jeszcze okrąglutka. Miała rudawe włosy, zielone oczy i kremową cerę z mnóstwem piegów na nosie. Nawet jako siedmiolatka nie przestawała myśleć o swojej urodzie i zamartwiała się piegami. Jej matka miała taką samą jasną karnację, w związku z czym uŜywała płynu przeciw piegom, a Kate go podkradała. Teraz nie mogła tego robić. Na pewnych sprawach znała się duŜo lepiej niŜ ja – była bystra i przebiegła, lecz chociaŜ miała nade mną dwuletnią przewagę, górowałam nad nią w grece, łacinie i angielskim, których – za sprawą ojca – uczyłam się od trzeciego roku Ŝycia. Rupert był cichszy niŜ Kate. Momentami mogło się wydawać, Ŝe to ona jest starsza, lecz mój kuzyn był znacznie wyŜszy i smuklejszy, miał ten sam kolor włosów co siostra, lecz brakowało mu zielonych oczu Kate – oczy Ruperta byty wyblakłe – czasami szare, kiedy indziej jasnoniebieskie. W moim przekonaniu miały kolor wody, gdyŜ jak woda odbijały inne barwy. Bardzo starał się zadowolić moich rodziców. Był wyjątkowo skromny. NaleŜał do tych osób, których obecności nikt nie zauwaŜa. Ojciec początkowo chciał, Ŝeby w przyszłości Rupert został prawnikiem, wówczas po opuszczeniu Oksfordu na pewno znalazłoby się dla niego miejsce w Inns of Chancery*, gdzie równieŜ pracował mój tata, lecz Rupert był zakochany w ziemi. Uwielbiał przebywać wśród pól, gdzie kosił i uprzątał siano. W takich chwilach sprawiał wraŜenie najszczęśliwszego człowieka pod słońcem. Moi rodzice byli dla nich bardzo mili. Domyślali się, jak smutno musi być dzieciom, które straciły ojca i matkę, dlatego nieustannie powtarzali, Ŝe bardzo się cieszą z pobytu Ruperta i Kate w naszym domu. W ogromnej tajemnicy powiedziano mi, Ŝe muszę traktować swoich kuzynów, jakby byli moim rodzeństwem, i nie wolno mi zapominać, Ŝe mam więcej szczęścia niŜ oni, poniewaŜ moi kochani rodzice Ŝyją, podczas gdy ich zmarli. Oczywiście Kate przebywała ze mną znacznie częściej niŜ Rupert, który po skończonych lekcjach uwielbiał włóczyć się po polach i rozmawiać z pasterzami oraz ludźmi pracującymi na roli. W tym czasie Kate skupiała całą swoją uwagę na
mnie. Zawsze w jakiś sposób zaraz po wyjściu z klasy udawało jej się wyrównać rachunki i zlikwidować moją przewagę wypracowaną dzięki pilnej nauce. Oświadczyła mi, Ŝe nie nadąŜamy za modą. Jej rodzice byli inni. Ojciec często bywał na królewskim dworze. Twierdziła – choć jak się później okazało, była w błędzie – Ŝe Rupert, gdy dorośnie, będzie miał wspaniałą posiadłość, a na razie w jego imieniu zajmuje się nią mój ojciec, który jako prawnik ma ku temu odpowiednie kwalifikacje. – Prawdę mówiąc, oddajemy mu przysługę, pozwalając, by zajmował się naszymi sprawami. To było typowe dla Kate. WyraŜając zgodę, wyświadczała przysługę. – Wtedy Rupert będzie mógł uprawiać własne zboŜe – skomentowałam. * Inns of Chancery – londyńskie budynki, w których mieszczą się towarzystwa prawnicze (przyp. tłum.). Kate powiedziała mi równieŜ, jakie ma plany dotyczące własnej osoby. Oczywiście wyjdzie za mąŜ. Jej małŜonkiem zostanie człowiek mający przynajmniej tytuł księcia. Będzie miała rezydencję w Londynie. Marzyła takŜe o wiejskiej posiadłości, lecz przede wszystkim chciała mieszkać w stolicy i bywać na dworze. Londyn jest zabawny. Czemu nie jeździmy tam częściej? PrzecieŜ mieszkamy tak blisko. Wystarczy wsiąść do łodzi i kawałek przepłynąć. My rzeczywiście bywaliśmy tam niezwykle rzadko. Tymczasem rodzice Kate zabrali ją kiedyś na ingres kardynała w Westminsterze. Co to był za widok! Kate miała umiejętności aktorskie. Wzięła moją czerwoną pelerynę, owinęła się nią, a potem chwyciła pomarańczę i trzymając ją przed nosem, paradowała przede mną dumnym krokiem. – „Jestem wielkim kardynałem!" – zawołała. – „Przyjacielem króla". On tak właśnie chodzi, Damask. Powinnaś go zobaczyć. Otacza go ogromnie duŜo słuŜących. Ponoć kardynał ma liczniejszy dwór niŜ król. Byli tam męŜczyźni niosący krzyŜe, nie brakowało równieŜ mistrzów ceremonii, a sam milord paradował w karmazynowym stroju. Ta twoja pelerynka jest trochę za ciemna. Kardynał ozdobił swój strój kołnierzem z soboli, natomiast pomarańcza miała go uchronić przez zapachami dochodzącymi z tłumu. ChociaŜ ty tego nie zrozumiesz. Nigdy nie zetknęłaś się z niczym takim. Jesteś po prostu za mała. Nie wytrzymałam. Kate mogła oglądać kardynała z pomarańczą, lecz ja za to widziałam go u boku króla. Na wspomnienie króla zielone oczy Kate błysnęły i od tego czasu darzyła mnie
odrobinę większym szacunkiem. Jednak od początku byłyśmy rywalkami. Zawsze górowałam nad nią wiedzą, zwłaszcza Ŝe nigdy nie przywiązywała Ŝadnej wagi do wiadomości, które przekazywał nam nasz nauczyciel. Usiłowała mi jednak dowieść, Ŝe jest sprytniejsza i bardziej bywała w świecie. Keziah od początkują podziwiała. – Ojej! – wolała zazwyczaj. – MęŜczyźni będą kręcić się wokół niej jako pszczoły wokół kapryfolium. A to w mniemaniu Keziah było szczytem marzeń kaŜdej kobiety. Gdy Kate u nas zamieszkała, miała niemal osiem lat, sprawiała jednak wraŜenie jedenastolatki – tak przynajmniej twierdziła Keziah – a w wieku jedenastu lat pewne osoby wiedzą juŜ to czy tamto. Byłam odrobinę zazdrosna o wraŜenie, jakie Kate wywierała na moją opiekunkę, chociaŜ nadal pozostawałam jej ukochaną dziecinką i ilekroć stawało się to konieczne, broniła mnie przed zachwycającą Kate. Lecz po pojawieniu się mojej kuzynki wszystkie dotychczasowe drobne przyjemności znacznie straciły na uroku. Baraszkowanie z psami, karmienie pawi, zrywanie dzikich kwiatów dla mojej matki, a takŜe sprawdzanie, ile rodzajów z nich uda mi się znaleźć i nazwać – wszystko to nagle stało się dziecinadą. Kate uwielbiała się przebierać, udawać kogoś innego, wspinać się na drzewa i rzucać orzechami w przechodzących pod nimi ludzi; lubiła teŜ owijać się prześcieradłem i straszyć słuŜące. Pewnego razu, ukrywszy się w piwniczce, tak bardzo napędziła strachu jednej z nich, Ŝe biedna dziewczyna spadła za schodów i skręciła sobie nogę w kostce. Kate wymusiła na mnie przysięgę, Ŝe nikomu nie powiem, iŜ to ona była owym duchem, i od tego czasu nasi słuŜący byli przekonani, Ŝe w piwniczce straszy. Kate zawsze stwarzała wokół siebie atmosferę dramatyzmu. Przez dziurkę od klucza podsłuchiwała rozmowy, a potem powtarzała swoją znacznie barwniejszą wersję. Zadręczała naszego nauczyciela, a ilekroć odwrócił się plecami, pokazywała mu język. – Jesteś równie niegodziwa jak ja, Damask – mawiała – poniewaŜ śmiejesz się z moich kawałów. Jeśli ja pójdę do piekła, ty podąŜysz tam za mną. To była okropna myśl. Lecz ojciec nauczył mnie logicznego myślenia, dlatego uparcie twierdziłam, Ŝe śmianie się z niegodziwego figla to nie to samo, co spłatanie go. Kate jednak zapewniała mnie, Ŝe między jednym a drugim nie ma Ŝadnej róŜnicy. Powiedziałam, Ŝe zapytam ojca. Na co moja kuzynka oświadczyła, Ŝe jeśli to zrobię, wymyśli jakąś potworną niegodziwość i całą winę zwali na mnie,
a wtedy ojciec po prostu wyrzuci mnie z domu. – Nigdy nie zrobiłby czegoś takiego – oświadczyłam. – Zęby mnie mieć, zrezygnował z noszenia habitu. Kate odniosła się do tych słów z całkowitą pogardą. – Zaczekaj, aŜ mu powiem. – AleŜ ja niczego nie zrobiłam! – zaprotestowałam ze łzami w oczach. – Całą sprawę przedstawię w taki sposób, jakbyś coś zrobiła. – Pójdziesz za to do piekła. – I tak mnie to czeka, jak sama powiedziałaś. Więc co mi szkodzi odrobinę więcej niegodziwości? Najczęściej rzeczywiście wymuszała na mnie całkowite posłuszeństwo. Kiedy chciała mnie ukarać, pozbawiała mnie swojego ekscytującego towarzystwa. Szybko odkryła, Ŝe jest to niezwykle skuteczny sposób. Cieszyła się, iŜ jest dla mnie taka waŜna. – Prawdę mówiąc – mawiała z dumą – jesteś jeszcze strasznym dzieckiem. śałowałam, Ŝe Rupert tak rzadko nam towarzyszy, ale byłyśmy dla niego za smarkate. Zawsze zachowywał się miło i bardzo uprzejmie, lecz z oczywistych względów nie chciał zbyt często ze mną przebywać. Najlepiej zapamiętałam pewną scenę, która rozegrała się w zimie, w okresie kiedy owce miały młode. Rupert przyniósł maleńkie jagnię i przez cały wieczór je karmił. Był niezwykle czuły, a ja pomyślałam, Ŝe jest taki dobry. Gdyby tylko mi pozwolił, mogłabym go pokochać. Pewnego razu ojciec wziął mnie nad brzeg rzeki, jak robił to przed przybyciem kuzynów. Usiadł na murku, objął mnie i razem obserwowaliśmy przepływające barki. – Nasz dom bardzo się zmienił, prawda, Damask? – zapytał. Wiedziałam, o co mu chodzi, więc jedynie przytaknęłam. – Jesteś szczęśliwa jak dawniej? Nie byłam pewna, dlatego delikatnie mnie uścisnął. – Tak jest dla ciebie duŜo lepiej – stwierdził. – Dzieci nie powinny dorastać w samotności. Przypomniałam mu tamten moment, kiedy obok nas przepływała barka z królem i kardynałem na pokładzie. – Nie widzieliśmy go więcej – powiedziałam. – I juŜ go nie zobaczymy – wyznał ojciec. – Kate widziała go w czerwonej todze i futrzanym kołnierzu, z pomarańczą w dłoni.
– Minął juŜ okres jego chwały. Biedny człowiek – westchnął cicho ojciec. – Co to jest „chwała"? – zapytałam. A mój ojciec odparł: – To coś, czego kardynał miał dotychczas w nadmiarze, lecz z czym musiał się poŜegnać. Biedny, nieszczęsny człowiek. Czeka go niechybny upadek. Nie mogłam uwierzyć, iŜ potęŜny kardynał jest biednym, nieszczęsnym człowiekiem. Miałam zamiar poprosić ojca o wyjaśnienie, lecz tego nie zrobiłam. Zapytałam natomiast Kate. Na tym polegała najwaŜniejsza zmiana w naszym domu. To Kate stała się dla mnie autorytetem. Przestałam prosić ojca o wyjaśnienie tego, czego nie rozumiałam. Gdy zmarł kardynał, Kate i Rupert byli juŜ u nas od dwóch lat. Wydawało mi się, Ŝe mieszkają z nami od zawsze. Byłam wówczas siedmiolatka, a dzięki naukom pobieranym u Kate znacznie wydoroślałam. Dziewięcioletnia i jeszcze pulchniej sza Kate sprawiała wraŜenie przynajmniej o trzy lata starszej, a dwunastoletnie dziewczęta zaczyna się traktować jako kandydatki na przyszłe Ŝony. Przez cały czas bardzo przykładałam się do nauki. Mój nauczyciel powiedział ojcu, Ŝe za kilka lat zostanę prawdziwą erudytką. Porównał mnie do córek przyjaciela ojca, sir Thomasa More'a, dziewcząt cieszących się sławą wyjątkowo mądrych osóbek. Potrzebowałam zapewnień, Ŝe w czymś jestem lepsza od dominującej nade mną Kate, która śmiała się z łaciny i greki. – Czy dzięki nim masz szansę zostać księŜną? Wszystkie te twoje dowcipne uwagi i powiedzonka! W końcu jedynie powtarzasz coś, co ktoś juŜ wcześniej powiedział. Cudownie prezentowała się w siodle. Zawsze poprawiał mi się humor, gdy widziałam ją na koniu w zielonym stroju do jazdy konnej i kapelusiku z zielonym piórkiem. Było to równie wspaniałe przeŜycie, jak pierwsze wołanie kukułki lub widok zroszonych dzwonków pod drzewem. Sądzę, Ŝe inni odczuwali to samo; zawsze odwracali się na jej widok, ale moja kuzynka lekcewaŜyła te spojrzenia. Jednak widząc jej uniesioną głowę i tajemniczy uśmiech na ustach, wiedziałam, Ŝe Kate doskonale zdaje sobie sprawę, jaki wywołuje efekt, i bardzo się z tego cieszy. Uwielbiała tańczyć. Robiła to z naturalnym wdziękiem, sprawiając ogromną przyjemność naszemu nauczycielowi tańca. Grała takŜe na lutni. Miała swój własny, dziwny, wrodzony styl, który jakimś cudem wywierał duŜo lepsze wraŜenie niŜ moje wierne wykonania poszczególnych utworów. Zawsze potrafiła znaleźć się
w centrum uwagi, czy było to BoŜe Narodzenie i dekorowaliśmy salę paradną gałązkami bluszczu i ostrokrzewu, czy teŜ gdy pierwszego maja obserwowaliśmy, jak mieszkańcy miasteczka kręcą się wokół gaiku. Kiedy w naszym domu pojawili się tancerze przedstawiający przygody Robin Hooda, Kate natychmiast się do nich przyłączyła. Myślałam, Ŝe moi rodzice udzielą jej z tego powodu nagany, lecz oczarowała ich w takim samym stopniu jak wszystkich innych i wkrótce cała widownia biła jej brawa. Lubiła przebierać się za Robin Hooda, wówczas ja musiałam być Marian. Zawsze dostawałam gorszą rolę. SłuŜba śmiała się i potrząsała głową nad panienką Kate, a Keziah zazwyczaj mawiała z gardłowym śmiechem: – Zaczekajcie, tylko zaczekajcie, aŜ panienka Kate stanie się kobietą. Miałam teraz więcej swobody niŜ przed pojawieniem się Kate. Widocznie rodzice zdali sobie sprawę, Ŝe nie mogą rozpieszczać mnie bez końca. Czasami, kiedy Kate oczarowywała wszystkich, przechwytywałam spojrzenie ojca, który uśmiechał się do mnie, a ja czułam się tak, jakby mi mówił, Ŝe wciąŜ jestem i zawsze będę jego ukochaną córeczką i nikt nie zmieni tego faktu, nawet ktoś niewiarygodnie piękny i ekscytujący. Kate wiedziała, Ŝe kardynał nie Ŝyje, i podała mi swoją wersję wydarzeń. – Wszystko dlatego, Ŝe król zakochał się w Annie Boleyn. Bardzo chce ją zdobyć, ona jednak powiada: „Nie, nie zostanę twoją nałoŜnicą, a Ŝoną być nie mogę". Co świadczy o tym, Ŝe jest bardzo mądra. Kate wyrzuciła ręce do góry, jakby opędzała się przed natrętnym kochankiem. Odgrywała Annę Boleyn. Wiedziałam, Ŝe w tym momencie zaczyna się zastanawiać, czy w przyszłości powinna poprzestać na księciu. Dlaczego jej męŜem nie mógłby zostać sam król? – A co z królową? – zapytałam. Kate skrzywiła się. – Jest stara i dawno przestała być piękna. Na dodatek nie moŜe dać królowi syna. – Dlaczego? – Dlaczego co, idiotko? Dlaczego przestała być piękna? PoniewaŜ jest stara, a starość to okropna rzecz. A czemu nie moŜe dać królowi syna? Tego nie mogę ci wyjaśnić. Jesteś za mała, by to zrozumieć. Było to ulubione wyjaśnienie Kate. Ilekroć czegoś nie wiedziała, mówiła, Ŝe jestem za mała. Zwróciłam jej na to uwagę, lecz w efekcie zaczęła uŜywać tego wybiegu jeszcze częściej.
– Kardynał próbował powstrzymać króla – ciągnęła. – Głupiec! Dlatego... musiał umrzeć. – Król go zabił? – W pewnym sensie tak. Stary brat John powiedział twojemu ojcu, Ŝe kardynał zmarł, gdyŜ pękło mu serce. – To okropne! Przypomniałam sobie ów dzień, kiedy widziałam ich razem w barce. Stali obok siebie i śmiali się. – Nie powinien draŜnić króla. Był głupi, więc pękło mu serce. Król chce się rozwieść z królową, bo wtedy będzie mógł oŜenić się z Anną Boleyn. Tym sposobem mogliby mieć syna, który, gdy nadejdzie czas, zostanie królem. To bardzo proste. Oświadczyłam, Ŝe moim zdaniem to wcale nie jest takie proste. – To dlatego, Ŝe jesteś za mała, by wszystko zrozumieć. Zdawałam sobie jednak sprawę z czegoś, czego Kate w ogóle nie zauwaŜyła – Ŝe po śmierci kardynała w naszym domu zapanował całkiem inny nastrój. MoŜna było odnieść wraŜenie, iŜ spowija nas jakiś dziwny mrok. Ojciec często wyglądał na smutnego, a kiedy coś do niego mówiłam, uśmiechał się i przytulał mnie do siebie jak za dawnych czasów, czułam jednak, Ŝe jego wesołość jest wymuszona. Przez cały czas zachowywał czujność. Kiedy siedzieliśmy przy posiłku, widziałam, Ŝe nasłuchuje, jakby spodziewał się przyjazdu jakiegoś niemile widzianego posłańca. Często odwiedzali nas znajomi ojca i wówczas zasiadali z nami do stołu. Ojciec miał wielu przyjaciół, zarówno w sądównictwie, jak i na dworze. Podczas owych wizyt przy stole toczyła się oŜywiona rozmowa o polityce, zwłaszcza gdy goście wypili nieco więcej wina. Najczęstszym tematem wszelkich konwersacji była „prywatna sprawa króla". ZauwaŜyłam, jak błyszczały oczy Kate, ilekroć o tym mówiono. Przy jakiejś okazji mój ojciec powiedział: „Pamiętaj, przyjacielu, to prywatna sprawa króla, dlatego nie mamy prawa dyskutować na ten temat ani wyraŜać jakichkolwiek opinii". Natychmiast wszyscy się zreflektowali. ZauwaŜyłam, Ŝe niemal oglądają się przez ramię, jednocześnie zdecydowanie potwierdzając, iŜ rzeczywiście jest to prywatna sprawa króla i Ŝaden z jego poddanych nie ma prawa kwestionować decyzji swojego władcy. Tak, to było bardzo niepokojące. Lecz chyba najbardziej zaniepokojeni byli brat John i brat James. Często
przychodzili i rozmawiali z moim ojcem. Byłam teraz za duŜa, by skulić się na jego kolanach i słuchać. Kate nie bardzo się nimi interesowała. Pełna obrzydzenia marszczyła swój mały nosek i mówiła: – Mnisi to głupi starzy męŜczyźni, którzy mieszkają w klasztorze i godzinami modlą się na klęczkach. Muszą mieć bardzo obolałe kolana. Mnie wystarczy msza. śyją o chlebie i wodzie i zawsze powtarzają Bogu, Ŝe są potwornymi grzesznikami – jakby o tym nie wiedział bez ich gadania! Noszą włosiennice. Uff! Uwielbiam jedwab, satynę i złotogłów. Gdy dorosnę, zawsze będę nosić szaty ze złotogłowia. Jak sądzisz, a moŜe powinnam się zdecydować na materiał przetykany srebrną nitką? Nie wiedziałam zatem, o czym opowiadają ojcu brat John i brat James, chociaŜ przypuszczałam, Ŝe ich rozmowy pełne są złych przeczuć, dlatego udzielił mi się ich niepokój. Jednak nie na długo, gdyŜ Kate szybko go rozwiała. Jej zdaniem Ŝycie powinno być jednym pasmem przyjemności, a ja byłam skazana na to samo, poniewaŜ wszystko musiałam z nią dzielić. Właśnie czegoś się dowiedziała. Oznajmiła mi, Ŝe Jim, nasz stajenny, mieszkający w chacie na terenie posiadłości, kochający mąŜ i ojciec sześciorga dzieci, wykradł się do lasu na spotkanie z Bess, jedną z naszych pokojówek. Kate widziała ich leŜących razem w orlicy. Zapytałam ją, co ma zamiar zrobić z tą informacją. Powie mojemu ojcu czy Ŝonie Jima? PrzymruŜyła oczy. – Nie powiem nikomu, oprócz ciebie... a ty w ogóle się nie liczysz. Zapamiętam to i wykorzystam, gdy będę miała na to ochotę. Potem wybuchnęła śmiechem. Lubiła mieć nad wszystkimi władzę. Chciała nami rządzić niczym lalkarz, który zaprezentował swoje umiejętności, gdy pojawił się z aktorami w czasie BoŜego Narodzenia. Potem zaczęła interesować się Chłopcem. Pewnego dnia przyszła do mnie do sadu, gdzie pod ulubionym drzewem odrabiałam ćwiczenia z łaciny. Był piękny dzień, doszłam więc do wniosku, Ŝe łatwiej będzie mi się pracowało na świeŜym powietrzu. – OdłóŜ tę głupią starą ksiąŜkę – rozkazała Kate. – Ona wcale nie jest głupia, Kate. Prawdę mówiąc, to ćwiczenie sprawia mi pewne trudności. Muszę się skoncentrować. – Przestań opowiadać bzdury! – krzyknęła Kate. – Chcę ci coś pokazać. – Co takiego?
– Po pierwsze – oświadczyła moja kuzynka – musisz złoŜyć uroczystą przysięgę, Ŝe nikomu o tym nie powiesz. – Przysięgam. – Podnieś rękę i przysięgnij na wszystkich świętych oraz Najświętszą Marię Pannę. – Och, Kate, to brzmi jak bluźnierstwo! – Przysięgnij, bo inaczej niczego się nie dowiesz! ZłoŜyłam więc wymaganą przysięgę. – A teraz chodź – rozkazała. Ruszyłam za nią. Opuściłyśmy sad i po jakimś czasie dotarłyśmy na skraj naszej posiadłości, w miejsce gdzie poplątany bluszcz obrósł niektóre fragmenty kamiennego muru oddzielającego naszą ziemię od opactwa. Kate odciągnęła gałązki na bok, a wtedy ku swojemu zdumieniu zobaczyłam drzwi. – ZauwaŜyłam, Ŝe bluszcz wygląda tu tak, jakby go ktoś ruszał, więc zajrzałam, Ŝeby sprawdzić, co się pod nim ukrywa – mówiła ze śmiechem. – Tak oto znalazłam przejście. Trudno otworzyć te drzwi, trzeba je mocno pchnąć. Chodź. PomóŜ mi. Wykonałam jej polecenie. Drzwi skrzypliwie zaprotestowały, a potem ustąpiły. Kate przeszła przez nie na teren naleŜący do opactwa. Ja nadal stałam po naszej stronie. – Nie moŜemy tam wejść. To byłoby zwyczajne wtargnięcie na cudzy teren. Zaczęła się ze mnie śmiać. – Oczywiście wiedziałam, Ŝe okaŜesz się tchórzem. Nie rozumiem, po co w ogóle zawracam sobie tobą głowę, Damask Farland. Lecz ja juŜ poszłam w jej ślady, a gdy to zrobiłam, bluszcz opadł na swoje miejsce, z powrotem ukrywając drzwi. Rozejrzałam się dookoła, spodziewając się, Ŝe ziemia naleŜąca do opactwa będzie róŜnić się od reszty. Jednak trawa była tu tak samo cudownie zielona, a drzewa właśnie miały zamiar okryć się liśćmi. Trudno byłoby odgadnąć, Ŝe znajdujemy się na poświęconej ziemi. – Chodź! – zawołała Kate, chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Niechętnie ruszyłam po trawie. Wędrowałyśmy wśród drzew. Nagle zatrzymała się, poniewaŜ naszym oczom ukazały się szare mury opactwa. – Lepiej nie podchodźmy za blisko. Mogliby nas zobaczyć i odkryć nasze przejście. Wcale nie chcę, Ŝeby zamurowali te drzwi, bo mam zamiar przychodzić tutaj, ilekroć przyjdzie mi na to ochota. Cofnęłyśmy się między krzaki i usiadłyśmy na trawie. Kate wpatrywała się we
mnie z natęŜeniem, doskonale wiedząc, Ŝe marzę o tym, by wrócić, poniewaŜ nienawidziłam przebywać tam, gdzie nie powinno mnie być. – Ciekawa jestem, co powiedzieliby stary John i James, gdyby nas tu znaleźli? – zagaiła Kate. Przestraszył nas głos, który dobiegł zza naszych pleców. – Zabraliby was do lochu, powiesili za nadgarstki i zostawili, dopóki nie odpadłyby wam ręce, a wy nie upadłybyście na ziemię... martwe. Odwróciłyśmy się. Za nami stał Chłopiec. – Co ty tu robisz? – zapytała Kate. Nie poderwała się na równe nogi jak ja. Nadal siedziała i spokojnie spoglądała na niego w górę. – Mnie o to pytasz? – zapytał Chłopiec wyniosłe. – Moim zdaniem to śmieszne. – Nie powinieneś podkradać się do ludzi – orzekła Kate. – Mogłyśmy się przestraszyć. – Głównie dlatego, Ŝe znajdujecie się w miejscu, w którym nie powinno was być. – Kto tak powiedział? Drzwi opactwa zawsze powinny stać otworem. – Przed potrzebującymi – oświadczył Chłopiec. – Jesteście w potrzebie? – Ja zawsze czegoś potrzebuję... Jakiejś odmiany... Czegoś ekscytującego. Zycie jest takie nudne. Zawrzałam z oburzenia, bo uznałam, Ŝe to z jej strony ogromna niewdzięczność. Byłam uraŜona, iŜ tak określa Ŝycie w naszym domostwie. – Moi rodzice są dla ciebie bardzo dobrzy – zauwaŜyłam. – Gdyby cię nie wzięli... Rozległ się szyderczy śmiech Kate. – Mój brat i ja wcale nie jesteśmy Ŝebrakami. Twój ojciec otrzymuje doskonałe wynagrodzenie za to, Ŝe zajmuje się naszą posiadłością. Poza tym w pewnym sensie jest naszym kuzynem. Chłopiec oderwał wzrok od Kate i spojrzał na mnie. Ogarnęła mnie ogromna radość. Przypomniałam sobie, Ŝe podczas świąt BoŜego Narodzenia aniołowie umieścili go w Ŝłóbku i czekała go wspaniała przyszłość. Otaczała go jakaś dziwna aura i choć miałam zaledwie dziewięć lat, doskonale to wyczuwałam. Był niezwykle wyniosły, wyraźnie zdawał sobie sprawę, Ŝe róŜni się od innych ludzi. Odznaczał się jakąś wysublimowaną formą arogancji podobnie jak Kate, lecz w jej wypadku był to wynik nadzwyczajnej urody i niezwykłej energii. Przepełniały mnie obawy, zdawałam jednak sobie sprawę, Ŝe dzięki Kate, która znalazła drzwi w
murze, miałam szansę zobaczyć Chłopca z tak bliska. Sprawiał wraŜenie duŜo starszego ode mnie, chociaŜ między nami nie było nawet roku róŜnicy. Był wyŜszy od Kate i na pewno zdołałby ją pokonać. Kate wyrzuciła z siebie mnóstwo pytań. Chciała wiedzieć, jak czuje się w roli Dzieciątka. Czy pamięta, jak było w niebie, poniewaŜ stamtąd przybył, prawda? Jak wygląda Bóg? Co moŜe nam powiedzieć o aniołach? Czy naprawdę są takie dobre, jak mówią ludzie? To musi być potwornie nudne. Przyjrzał się jej uwaŜnie z pewnego rodzaju rozbawieniem i wyrozumiałością. – Nie mogę rozmawiać z tobą na ten temat – odparł chłodno. – Dlaczego? Święci powinni móc robić wszystko. Inaczej Ŝycie świętego nie róŜniłoby się od kaŜdego innego Ŝywota. Naprawdę była nim oczarowana, chociaŜ udawała, Ŝe tak nie jest. Poza tym widocznie doskonale zdawała sobie sprawę, iŜ nie moŜe mu dokuczać ani dręczyć go tak jak mnie. Był na to zbyt powaŜny, choć w jego oczach dostrzegłam dziwny błysk, którego nie mogłam zrozumieć. Przypomniałam sobie podsłuchaną opowieść o tym, jak wykradał ciasteczka z kuchni. – Czy tak jak wszyscy bierzesz lekcje? – zapytałam. Odparł, Ŝe uczy się greki i łaciny. Z radością oświadczyłam mu, Ŝe zgłębiam te języki pod kierunkiem pana Bruntona, i pochwaliłam się, na jakim jestem etapie. – Nie pokonałyśmy drzwi w murze, by rozmawiać o nauce – poskarŜyła się Kate. Wstała i zrobiła koziołka na trawie – była w tym wyjątkowo biegła, gdyŜ często wykonywała to ćwiczenie, jakkolwiek Keziah uwaŜała, Ŝe takie zachowanie nie przystoi dziewczynce. Wiedziałam jednak, czemu Kate robi to właśnie teraz – chciała zwrócić na siebie uwagę Chłopca. Oboje przez chwilę patrzyliśmy na fikającą Kate. Nagle zatrzymała się i zaproponowała Chłopcu, by się do niej przyłączył. – Nie powinienem – odparł. – No proszę! – roześmiała się Kate triumfalnie. – CzyŜbyś nie umiał tego robić? – Umiem. Wszystko umiem robić. – Udowodnij mi to! Przez chwilę wyglądało na to, Ŝe Chłopiec nie wie, co począć, potem jednak z prawdziwym zdumieniem obserwowałam, jak nieznośna Kate i święte Dzieciątko wykonują fikołki na trawie. – Chodź, Damask! – rozkazała.
Przyłączyłam się do nich. To było pamiętne popołudnie. Gdy Kate udowodniła, Ŝe potrafi robić koziołki szybciej i lepiej od nas, oświadczyła, iŜ wystarczy. Wówczas usiedliśmy na trawie i zaczęliśmy rozmawiać. Dowiedziałyśmy się kilku rzeczy na temat Chłopca, który nosił takie samo imię jak załoŜyciel opactwa. Brunon nigdy nie rozmawiał z innymi dziećmi. Brał lekcje u brata Valeriana, a o roślinach i ziołach uczył się od brata Ambrose'a. Często przebywał równieŜ u opata, który mieszkał w oddzielnym domu. PrzełoŜony klasztoru miał kompletnie głuchego słuŜącego, wysokiego niczym wielkolud i mocnego jak koń. – Musisz czuć się tu bardzo samotny – zauwaŜyłam. – PrzecieŜ mam mnichów. Są niczym bracia. Dlatego nie jestem przez cały czas sam. – Posłuchaj – powiedziała Kate zwykłym sobie rozkazującym tonem. – Pojawimy się tu ponownie. Nie mów nikomu o ukrytym przejściu. Spotkamy się znów we trójkę. To będzie nasza tajemnica. Tak teŜ zrobiliśmy. KaŜdego popołudnia, ilekroć tylko udało nam się wyrwać, przechodziłyśmy przez sekretne drzwi i bardzo często przyłączał się do nas Brunon. Było w tym coś dziwnego, poniewaŜ czasami zapominałyśmy, Ŝe pojawił się w boŜonarodzeniowym Ŝłóbku i traktowałyśmy go jak zwyczajnego chłopca, czasami wręcz bawiliśmy się razem – najczęściej były to hałaśliwe zabawy ruchowe, w których prym wiodła Kate. Lecz Brunon lubił takŜe wszelkiego rodzaju zgadywanki, a wtedy to ja miałam pole do popisu. Rywalizowałam z nim we wszelkich rozrywkach umysłowych, a gdy potrzebny był wysiłek fizyczny, Brunon musiał zmierzyć się z Kate. Zawsze jednak z taką samą determinacją starał się pokonać nas obie – był bystrzejszy ode mnie i prezentował tęŜyznę fizyczną, której Kate nie była w stanie dorównać. Oczywiście powiedziałabym, Ŝe tego właśnie naleŜało spodziewać się po świętym. Rupert, choć nie miał jeszcze piętnastu lat, coraz częściej pracował w polu. Potrafił z ogromną znajomością rzeczy rozmawiać z moim ojcem na temat zwierząt hodowlanych i roślin uprawnych. Uwielbiał wszystkie młode zwierzątka i chętnie dzielił się swoją radością z innymi ludźmi, zwłaszcza ze mną. Pewnego dnia zabrał mnie ze sobą, Ŝebym zobaczyła jednodniowego źrebaczka. Zwrócił moją uwagę na wyjątkową grację maleństwa. Zwierzęta znały Ruperta i natychmiast się z nim zaprzyjaźniały. Miał
jakiś nadzwyczajny dar. Był w stanie ostrzyc owcę z większą wprawą niŜ postrzygacz i zawsze wiedział, kiedy naleŜy zacząć Ŝąć zboŜe. Potrafił przewidzieć pogodę i z przynajmniej jednodniowym wyprzedzeniem zapowiedzieć nadchodzący deszcz. Mój ojciec mawiał, Ŝe Rupert jest prawdziwym człowiekiem roli. Uwielbialiśmy okres sianokosów. Wówczas wszyscy szliśmy w pole, nawet niechętna temu Kate. Potem jednak zaczynała się cieszyć, zwłaszcza gdy obwoŜono po polach domowe piwo lub gdy pozwolono nam jeździć na wozie z sianem. Jednak najlepsze były Ŝniwa. Gdy związano juŜ snopki i poustawiano kopy, a biedacy zakończyli zbieranie pokłosia, organizowano wesołą Ŝniwną kolację. Przez cały dzień z kuchni dochodziły zapachy piekącej się gęsi i ciast. Matka zapełniała dom kwiatami i wszędzie moŜna było wyczuć ogromne podniecenie. Kate i ja rozwieszałyśmy miniaturowe snopki, które miały przynosić szczęście przez cały rok, aŜ do następnych Ŝniw. Potem zaczynały się tańce. Kate chętnie zrobiłaby to po swojemu, lecz ojciec zawsze wolał, by Rupert wyprowadził mnie na środek i w ten sposób rozpoczął Ŝniwny bal. W owym czasie niemal wszystkie rozmowy kręciły się wokół małŜeństwa króla z Anną Boleyn. Henryk pozbył się królowej Katarzyny, która schroniła się w Ampthill. Brunon potrafił powiedzieć nam znacznie więcej, niŜ byłyśmy w stanie dowiedzieć się z innych źródeł, gdyŜ odwiedzający klasztor bracia zakonni znosili za wszystkich stron mnóstwo wiadomości. Pewnego dnia siedzieliśmy na trawie, korzystając ze schronienia przed ludzkim wzrokiem, jakie dawały nam krzaki, i gawędziliśmy o biednej smutnej królowej. Brunon i Kate ponownie nie zgadzali się ze sobą. – Królowa Katarzyna jest święta – oświadczy! Brunon i zaczął opisywać jej cierpienia. Lubiłam obserwować go, gdy mówił. Jego twarz wydawała mi się taka piękna – miał niezwykle wyrazisty profil, dumny, a jednocześnie w jakiś sposób niewinny. Jego kędzierzawe włosy zawsze przywodziły mi na myśl obrazy przedstawiające greckich herosów. Brunon był wysoki i smukły. Teraz jestem święcie przekonana, iŜ w owym czasie główną atrakcję stanowiło dla mnie swego rodzaju połączenie świętości i pogaństwa oraz to, jak z kłótliwego chłopca nagle potrafił przeobrazić się w człowieka wyniosłego, spoglądającego na mnie i na Kate z wyŜyn, jakich Ŝadna z nas nigdy nie miała szansy osiągnąć. Jestem przekonana, Ŝe Kate równieŜ to czuła, aczkolwiek za nic w świecie nie chciała się do tego przyznać i zawsze z tym walczyła. Przebywanie z Brunonem w niczym nie przypominało czasu
spędzanego w towarzystwie Ruperta. Mój kuzyn był w stosunku do mnie niezwykle delikatny i ostroŜny. Czasami odnosiłam wręcz wraŜenie, Ŝe traktuje mnie jak jedno ze swoich maleńkich źrebiąt czy jagniąt. Zawsze chciałam być uwielbiana, lecz w obecności Brunona ogarniała mnie dziwna radość, która nie zdarzała mi się przy innych ludziach. Wiedziałam, Ŝe Kate czuje to samo, bo nigdy nie przepuszczała moŜliwości, by zdobyć nad nim przewagę, jakby koniecznie musiała przekonać samą siebie – a przy okazji i nas – o swojej wyŜszości. Teraz, poniewaŜ Brunon z taką Ŝyczliwością wyraŜał się o królowej Katarzynie, Kate oświadczyła, iŜ Ŝona króla jest stara i nieładna. Powiadano, Ŝe nie ma juŜ prawa być królową i Ŝe prezentująca piękne stroje oraz francuskie maniery Anna Boleyn jest równie fascynująca jak syrena. – Bo rzeczywiście jest to syrena, która swym śpiewem sprowadziła króla na drogę hańby – przyznał Brunon. Kate nie lubiła metafor, a legendy i mity uwaŜała za nudne. Ilekroć była mowa o Annie Boleyn, oczy Kate wyraźnie nabierały blasku, a ja wiedziałam, iŜ moja kuzynka wczuwa się w rolę ukochanej króla. Kate nie posiadałaby się z radości, gdyby uwaga wszystkich zwrócona była właśnie na nią! Rozkoszowałaby się powszechnym podziwem i zazdrością. Cieszyłyby ją klejnoty i pochlebstwa, a jednym beztroskim machnięciem ręki pozbywałaby się wszelkich wrogów. – Tymczasem prawdziwa królowa – ciągnął Brunon – gani swoje damy dworu, gdy przeklinają Annę Boleyn. „Módlcie się za nią" – mawia. – „Współczujcie jej, poniewaŜ juŜ wkrótce bardzo będzie potrzebowała waszych modlitw". – Ona nie będzie potrzebowała niczyich modlitw! – zawołała Kate. – W rzeczywistości to ona jest królową, chociaŜ wiele osób się z tym nie zgadza. – Jak moŜe być królową, skoro jedną juŜ mamy? – Twoje słowa są zdradą stanu, święta Dziecino – oświadczyła Kate szyderczo. – UwaŜaj, Ŝebym nie złoŜyła na ciebie donosu. – A zrobiłabyś to? – zapytał ostroŜnie Brunon. Uśmiechnęła się przebiegle. – Nie wierzysz, Ŝe byłabym do tego zdolna? No cóŜ, nie odpowiem na to. Wolę pozostawić cię w niepewności. – Skoro nie moŜemy do końca ci ufać, nie powinniśmy rozmawiać z tobą na te tematy – wtrąciłam nieśmiało. – Trzymaj język za zębami, głuptasku. – W taki właśnie sposób zwracała się do mnie, gdy była na mnie zła, a Brunona nazywała w takich wypadkach świętą Dzieciną. Te określenia świadczyły o jej rozdraŜnieniu lub chęci zadrwienia z
któregoś nas. – I tak niczego przede mną nie ukryjesz. – Nie chcemy, Ŝebyś na nas donosiła – oświadczyłam. – On jest bezpieczny – powiedziała, wskazując palcem na Brunona. – Gdyby ktoś próbował go skrzywdzić, cała okolica stanęłaby pod bronią. Poza tym wystarczyłoby, by dokonał cudu. – Nie zapominaj o rzezi niewiniątek – zasugerowałam. – To zwykła dziecinada – rzekł Brunon wyniośle. – Poza tym, jeśli Kate chce złoŜyć donos, pozwól jej to zrobić. I tak nie puszczą jej wolno, poniewaŜ ona takŜe z nami rozmawiała. Bardzo rzadko uwalniają informatorów. Kate milczała, tymczasem on ciągnął: – Królowa spędza całe dnie na modlitwie i wyszywaniu. Ku chwale Boga haftuje dla kościoła wspaniały obrus. – MoŜecie lubić świętych – oznajmiła Kate – a ja ich po prostu nie znoszę. Wszyscy są starzy i brzydcy, dlatego są świętymi. – To nieprawda – odparowałam. – Nie próbuj udawać mądrej, głuptasku. Była jednak uraŜona, dlatego oświadczyła, Ŝe musimy wracać, gdyŜ mogą zacząć nas szukać. Co by było, gdyby znaleźli? Odkryliby wówczas zamaskowane przejście, skończyłby się sekret i nie moglibyśmy kontynuować spotkań. Ta myśl przeraŜała nas wszystkich. * W maju wydano publiczne oświadczenie, Ŝe odbędzie się koronacja. Królowa Anna Boleyn miała wyruszyć z Greenwich do Tower, a po krótkim pobycie w twierdzy udać się do Westminsteru. Zapowiadało się wspaniałe widowisko. Kate była niezadowolona, Ŝe nie wybieramy się na tę imprezę. To koronacja – wydarzenie waŜniejsze niŜ ślub – mówiła. Na ulicach i brzegach rzeki zbiorą się tłumy ludzi pragnących zobaczyć przejazd nowej królowej. Choć zdaniem niektórych równie dobrze mógłby to być pogrzeb! Zwróciłam jej uwagę, Ŝe z powodu tej koronacji rzeczywiście odbyło się kilka pogrzebów. – To nie ma Ŝadnego znaczenia. Chcę zobaczyć koronację. – Mój ojciec sobie tego nie Ŝyczy – przypomniałam. PrzymruŜyła oczy. – Nieuczestniczenie w koronacji wybranej przez króla królowej jest zdradą stanu. Zdrada stanu! Ludzie coraz bardziej bali się tych słów.
W ów śliczny majowy dzień, kiedy Anna Boleyn wyruszała w pierwszy etap swej koronacyjnej podróŜy, Kate przyszła do sadu, w którym siedziałam pod swoim ulubionym drzewem i czytałam. W jej oczach lśniło podniecenie. – Wstawaj! – rozkazała. – I chodź ze mną. – Dlaczego? – zapytałam. – NiewaŜne dlaczego. Po prostu chodź. Jak zwykle ruszyłam za nią. Poprowadziła mnie okręŜną drogą przez sad aŜ na brzeg rzeki, gdzie stała barka, a w niej siedział Tom Skillen. Wyglądał na dziwnie zmieszanego. – Tom zawiezie nas do Greenwich – oznajmiła Kate. – CzyŜby mój ojciec dał ci pozwolenie? Tom miał zamiar coś powiedzieć, lecz Kate uciszyła go i oświadczyła: – Nie ma powodu do obaw. Wszystko jest w naleŜytym porządku. Nikt nie radzi sobie z łodzią lepiej niŜ Tom. Wepchnęła mnie na pokład, a Tom się do mnie uśmiechnął, choć wciąŜ był wyraźnie zmieszany. Zakładałam, Ŝe wszystko jest w porządku, poniewaŜ Tom nie miał prawa nigdzie nas zabierać bez zgody taty. Szybko ruszył z nami w dół rzeki i juŜ wkrótce poznałam powód podniecenia Kate. Płynęliśmy w stronę Greenwich. Na Tamizie było coraz więcej róŜnych łodzi. Gdy zobaczyłam ogromny ruch, poczułam, Ŝe udziela mi się podniecenie Kate. Widziałam reprezentacyjną barkę londyńskiego City z burmistrzem w czerwonej todze i z cięŜkim złotym łańcuchem na szyi, a takŜe przedstawicieli rozmaitych warsztatów i gildii. W powietrzu rozbrzmiewały dźwięki muzyki, a z mniejszych łódek dobiegał śmiech i paplanina. Z oddali dochodziły odgłosy armatnich salw. – Wkrótce pojawi się królowa – szepnęła Kate. – To dopiero początek uroczystości koronacyjnych. – Naprawdę ją zobaczymy? – Po to tu jesteśmy – odparła Kate z przesadną cierpliwością. Rzeczywiście zobaczyłyśmy ją. Dzięki ogromnej wprawie Toma w posługiwaniu się wiosłami udało nam się podpłynąć w pobliŜe samego pałacu, wskutek czego widziałyśmy, jak nowa królowa w otoczeniu pięknych dziewcząt wsiada do swojej barki. Anna Boleyn odziana w suknię ze złotogłowiu była wyjątkowo atrakcyjna. Co prawda nie mogła poszczycić się wspaniałą urodą, jednak nigdy wcześniej nie widziałam tak eleganckiej kobiety, a jej ogromne ciemne oczy błyszczały tak samo jak zdobiące ją klejnoty. Kate nie mogła oderwać od niej wzroku.
– Powiadają, Ŝe jest czarownicą – szepnęła. – MoŜe to prawda – odparłam. – To najbardziej fascynująca kobieta, jaką kiedykolwiek widziałam! Gdybym była na jej miejscu... Kate uniosła wysoko głowę. Wyobraziła sobie, Ŝe to ona płynie barką w stronę Tower, do czekającego na nią króla. Łódź królowej przepłynęła obok, a jakaś usuwająca się barka staranowała nas. W powietrze wzbiła się fontanna wody i zmoczyła mnie od stóp do głów. Kate wybuchnęła perlistym śmiechem. – Lepiej wracajmy do domu – powiedział wyraźnie zdenerwowany Tom. – Nie zgadzam się! – krzyknęła Kate. – Barka królowej juŜ odpłynęła. – Powiem, kiedy będziemy mogli ruszyć – zripostowała Kate. Byłam zdumiona, Ŝe Tom jest taki potulny. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło. Lecz Kate nagle zdała sobie sprawę, Ŝe po odpłynięciu królowej zrobiło się nudno, więc oświadczyła: – Dobrze, wracamy. Choć było ciepło, trzęsłam się z zimna. – Mogłyśmy zobaczyć przepływającą barkę z naszego nabrzeŜa – powiedziałam. – Nie widziałybyśmy królowej z tak bliska – odparła Kate. – A mnie zaleŜało na tym, Ŝeby dobrze jej się przyjrzeć. – Dziwi mnie, Ŝe otrzymałyśmy na to pozwolenie – przyznałam. – To ja udzieliłam nam pozwolenia. – Moi rodzice nie wiedzą, Ŝe jesteśmy na rzece? Tom wyglądał na zaniepokojonego. – Kto w takim razie pozwolił Tomowi zabrać nas do łodzi w taki dzień? – Ja – odparła Kate, jednocześnie patrząc na Toma. Byłam zdumiona, Ŝe ma nad nim taką władzę. Zobaczono nas, gdy wysiadałyśmy na brzeg. Mama wybiegła z domu, a widząc moje przemoczone ubranie, narobiła mnóstwo szumu. „Mam dreszcze! Gdzie byłam? Na rzece! Właśnie dzisiaj? O czym Tom myślał?!" Tom podrapał się po głowie. – No cóŜ, proszę pani – wyznał. – Myślałem, Ŝe... Matka nie odezwała się ani słowem, wysłała mnie tylko do sypialni z instrukcją,
Ŝe mam zdjąć mokre ubranie i wypić grzane mleko z winem i korzeniami. Kate przyszła mi powiedzieć, Ŝe rodzice przepytują Toma. Wyznał, Ŝe młode damy bardzo chciały popłynąć, a on nie widział w tym nic złego. – Nie powiedziałaś im, Ŝe zmusiłaś Toma, by to zrobił? – A więc wiesz, Ŝe go do tego zmusiłam. – Nie rozumiem, czemu nas zabrał. Wcale nie miał na to ochoty. – Masz rację, Damask. Nie miał. Jednak nie śmiał mi się sprzeciwić. – Mówisz, jakby był twoim słuŜącym. – To by mi bardzo odpowiadało... Chciałabym mieć władzę nad ludźmi. Gdybym na przykład była królem lub królową, wszyscy baliby się mnie urazić. – To znaczy, Ŝe masz niemiły charakter. – A kto chce mieć miły charakter? Czy dzięki niemu moŜna manipulować ludźmi? Czy ktokolwiek boi się miłego człowieka? – Czemu chcesz, Ŝeby ludzie się ciebie bali? – Bo dzięki temu zrobią wszystko, co im kaŜę. – Jak biedny Tom? – Właśnie, jak Tom. – Zawahała się, lecz widocznie bardzo zaleŜało jej na tym, Ŝebym wiedziała o jej pomysłowości, dlatego w końcu wybuchnęła. – Kiedyś słyszałam, jak nad ranem wychodził z pokoju Keziah. Woli, aby nikt o tym nie wiedział, prawda? Keziah równieŜ. Jeśli zaleŜy im na tym, Ŝebym trzymała język za zębami, muszą wykonywać moje polecenia. Spojrzałam na nią zdumiona. – Nie wierzę w to – oświadczyłam. – śe ze sobą sypiają czy Ŝe ich na tym nakryłam? – Ani w jedno, ani w drugie. – Nie widzisz świata poza swoją greką i łaciną. Tylko to cię interesuje. Nic nie wiesz o boŜym świecie. Kompletnie nic. Powiem ci coś więcej. Zobaczymy koronację. Z okna biura prawniczego twojego ojca. – Ojciec nie chce, Ŝebyśmy oglądały tę uroczystość. – AleŜ chce, i nawet mogę powiedzieć ci dlaczego. Zmusiłam go do tego. – Nie wmówisz mi, Ŝe takŜe on się ciebie boi. – Jeśli o to chodzi, rzeczywiście nie ma odwagi mi się przeciwstawić. Widzisz, powiedziałam mu: „Dlaczego nie chce nam wuj pozwolić, Ŝebyśmy zobaczyły procesję koronacyjną? CzyŜby nie wierzył wuj, Ŝe Anna Boleyn jest prawdziwą królową?" To było bardzo niewinne pytanie. Nikt nie zdołałby dopatrzyć się w nim niczego złego. Lecz twój ojciec zbladł, bo w pobliŜu kręciła się słuŜba. Teraz nie
będzie miał odwagi zostawić nas w domu, ktoś bowiem mógłby powiedzieć, Ŝe sędzia Farland nie pozwolił swojej rodzinie obejrzeć koronacji, ludzie uznaliby go za zdrajcę, a wtedy... – Jesteś podia, Kate. – JeŜeli człowiek chce postawić na swoim – oświadczyła Kate – wystarczy, jeśli doprowadzi do tego, Ŝe ludzie będą się bali mu odmówić. Miała rację. Rzeczywiście zobaczyłyśmy przechodzącą przez miasto procesję. Ojciec usadowił nas i matkę w oknie swojego biura. Spoglądałyśmy w dół na ulicę, która na tę okazję została wysypana Ŝwirem, jak wszystkie inne drogi prowadzące z Tower do Tempie Bar. Pragnąc uchronić ludzi przed końmi, poustawiano poręcze. Dom mojego ojca znajdował się przy Gracechurch Street. Z jego okien roztaczał się tak dobry widok, Ŝe doskonałe widać było dekoracje z karmazynu, aksamitu i złotogłowia. CóŜ to była za uroczystość! Przybyło mnóstwo szlachty. Pojawił się nawet ambasador Francji ze swoją świtą w błękitnych aksamitnych liberiach. Nie zabrakło równieŜ biskupów. Po raz pierwszy zobaczyłam wówczas Cranmera, arcybiskupa Canterbury – sprawiał wraŜenie człowieka bardzo surowego i powaŜnego. W uroczystości brali teŜ udział ksiąŜęta i hrabiowie, najwyŜsi przedstawiciele państwa i Kościoła oraz osoba, na której skupiała się cała uwaga – nowa królowa. LeŜała w lektyce wyłoŜonej złotogłowem przetykanym srebrną nitką. Lektykę dźwigały dwa rumaki prowadzone przez lokajów królowej. Wszyscy patrzyli jedynie na Annę Boleyn, która wyglądała naprawdę cudownie. Jej długie ciemne włosy wypływały spod wysadzanego rubinami czepka i okrywały ramiona niczym jedwabna pelerynka. Suknia i opończa królowej wykonane zostały ze srebrzystej tkaniny obszytej gronostajami. LeŜąc w lektyce, rzeczywiście wyglądała jak władczyni, zwłaszcza Ŝe czterech postawnych męŜczyzn niosło nad nią baldachim ze złotogłowia. Nigdy jej nie zapomnę; sądzę, Ŝe Kate równieŜ. Patrzyła na nią oszołomiona, a ja byłam pewna, Ŝe ponosi ją wyobraźnia i Ŝe to ona jest młodą kobietą wiezioną w lektyce do opactwa na koronację; kobietą, którą król postanowił uhonorować, chociaŜ by ją zdobyć, musiał wiele osób wysłać na śmierć. Na ulicy zobaczyć moŜna było równieŜ Ŝywe obrazy ukazujące przeszłość. Poustawiano je obok fontanny, z której tego dnia zamiast wody płynęło wino. ZauwaŜyłam, Ŝe kiedy królowa przejechała, Kate przestała się czymkolwiek interesować. Potem przyłączyli się do nas współpracownicy mojego ojca. Razem zjedliśmy
przekąskę. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam dwudziestokilkuletniego Simona Casemana. – Damask – powiedział ojciec. – To Simon Caseman, człowiek, który wkrótce wprowadzi się do naszego domu. Zdobywa wiedzę, bo w przyszłości pragnie zostać prawnikiem, i przez jakiś czas będzie z nami mieszkał. JuŜ wcześniej przebywał u nas pewien młody człowiek, lecz nie wywarł na mnie zbyt wielkiego wraŜenia, właściwie prawie w ogóle nie dostrzegałam jego obecności. Mieszkał u nas przez mniej więcej trzy lata, tak przynajmniej mi się wydawało. Byłam wtedy duŜo młodsza. Nikogo nie dziwiło, Ŝe ludzie tacy jak mój ojciec dają swoim uczniom dach nad głową. Gdy Simon Caseman złoŜył ukłon, do przodu wysunęła się Kate. Mojej kuzynce zawsze bardzo zaleŜało na tym, by wywrzeć na ludziach wraŜenie. ZauwaŜyłam, Ŝe tym razem jej się to udało. Nie miałam całkowitej pewności, co myśleć o Simonie Casemanie. Wiedziałam tylko, Ŝe bardzo róŜni się od owego młodego człowieka, którego nazwiska nie potrafiłam sobie przypomnieć i który nawet będąc naszym domownikiem, jakimś cudem w ogóle nie utkwił mi w pamięci. Simon Caseman zapytał Kate, co sądzi o procesji, a ona wyraziła swoje zadowolenie. ZauwaŜyłam, Ŝe ojciec wygląda na smutnego, dlatego nie przyłączyłam się do jej ekstatycznych zachwytów, choć na równi z Kate byłam zadowolona ze wspaniałej gali. Musieliśmy zaczekać, aŜ tłum nieco się przerzedzi, i dopiero wówczas udało nam się utorować sobie drogę na nabrzeŜe, do naszej barki. Ojciec przez cały czas milczał i był dziwnie smutny. Gdy dotarliśmy do domu, powiedziałam do Kate: – Ciekawa jestem, o czym myślała królowa, leŜąc w lektyce. – O czym miałaby myśleć – odparła zdumiona Kate – jeśli nie o koronie i zdobytej właśnie władzy? * We wrześniu tegoŜ roku zapanowało ogromne podniecenie, albowiem nowa królowa wkrótce miała wydać na świat dziecko. Wszyscy spodziewali się, Ŝe urodzi chłopca. Król próbował przekonać swych poddanych, iŜ to właśnie z tego powodu zmienił Ŝonę. W końcu królowa Katarzyna urodziła mu jedynie lady Marię. – Będzie wielka radość – przyznał ojciec, gdy pewnego razu zabrał mnie na jeden z naszych spacerów wzdłuŜ brzegu rzeki. – Lecz jeśli królowa zawiedzie... – Nie zawiedzie, ojcze. Da królowi syna, a wówczas będziemy tańczyć i
świętować. Przybędą aktorzy, a w całym kraju rozlegnie się bicie dzwonów i salwy armatnie. – Drogie dziecko – wyznał – módlmy się, by tak było. Byłam wzruszona, Ŝe ojciec, który przez cały czas sympatyzował z biedną królową Katarzyną, teraz współczuje królowej Annie Boleyn. – Biedaczka. – Z jej powodu ucierpiało wiele osób, ojcze – przypomniałam. – Zaiste – przyznał ze smutkiem. – Z jej powodu spadło wiele głów. Kto wie, czy wkrótce i ona nie znajdzie się w takiej samej sytuacji? – AleŜ król bardzo kocha Annę Boleyn. – Tym samym uczuciem darzył takŜe wielu innych ludzi, dziecinko, i co się z nimi stało, gdy przestali wzbudzać jego miłość? Wielu z nich spoczywa dziś w mogiłach. Gdy nadejdzie mój czas, chciałbym zostać pochowany na cmentarzu klasztornym. Rozmawiałem na ten temat z bratem Johnem. Jego zdaniem da się to załatwić. – Ojcze, zabraniam ci mówić o śmierci! I pomyśleć, Ŝe wszystko się zaczęło od rozmowy o urodzinach! Uśmiechnął się smutno. – Jedno z drugim się wiąŜe, dziecinko. Wszyscy się rodzimy i wszyscy kiedyś będziemy musieli umrzeć. Kilka dni później królowi urodziło się dziecko. Podobno nasz władca był gorzko zawiedziony, bo niemowlę, jakkolwiek całkiem zdrowe, okazało się dziewczynką. Podczas uroczystych chrzcin dano jej na imię ElŜbieta. – Następny – powiedział ktoś – musi być chłopiec. * Nadeszło BoŜe Narodzenie i związane z nim uroczystości: aktorzy, kolędy, obŜarstwo i dekorowanie domu ostrokrzewem oraz bluszczem. WciąŜ rosłysmy, a gdy nadeszła wiosna, po raz pierwszy usłyszałam o Elizabeth Barton. Wszyscy o niej mówili; nazywano ją Świętą Dziewicą z Kent. Przepowiedziała, Ŝe jeŜeli król odsunie od siebie królową Katarzynę i zwiąŜe się z Anną Boleyn, wkrótce umrze. Teraz, kiedy Henryk to zrobił, wielu ludzi Ŝywiło przekonanie, iŜ jego dni są policzone. Brat John i brat James przyszli zobaczyć się z moim ojcem, a potem wszyscy trzej spacerowali po ogrodzie zatopieni w burzliwej dyskusji, bo myśleli, Ŝe Święta Dziewica zdołała przekonać króla, iŜ popełnił błąd. To mógłby być znak z nieba –
wyznał brat John. Nie wiem, co czuł mój ojciec, gdyŜ nigdy nie rozmawiał ze mną na te tematy. Teraz zdaję sobie sprawę, Ŝe po prostu się bał. PrzecieŜ w swej świętej naiwności mogłam powiedzieć coś, co obciąŜyłoby nie tylko jego, lecz takŜe mnie, a zdarzało się, Ŝe i młodych ludzi uznawano za zdrajców. Teraz juŜ wiem, Ŝe król po prostu uległ poŜądaniu do kobiety, która go fascynowała, a jednocześnie był znuŜony królową, która dawno temu przestała mu się juŜ podobać. Poszedł za głosem serca, lecz potwornie bał się gniewu boŜego. Dlatego usiłował przekonać samego siebie, Ŝe miał rację. Bardzo chciał uwierzyć w to, co tak często powtarzał, Ŝe wcale nie powodują nim uczucia, lecz sumienie. Uporczywie przypominał, iŜ królowa Katarzyna wcześniej wzięła ślub z jego bratem, Arturem. Henryk nie uznawał jej za swoją prawowitą Ŝonę, gdyŜ – jak twierdził – jej poprzednie małŜeństwo zostało skonsumowane, chociaŜ królowa zaklinała się, Ŝe to nieprawda. Zdaniem króla, Bóg był niezadowolony z takiego stanu rzeczy i dlatego odmówił jego małŜeństwu z Katarzyną błogosławieństwa w postaci dzieci – z wyjątkiem jednej dziewczynki, lady Marii. Henryk chciał się rozwieść z Katarzyną nie dlatego, Ŝe pragnął Anny Boleyn. UwaŜał, Ŝe jego obowiązkiem jest zapewnienie Anglii następcy tronu. Nowa królowa urodziła córkę, tym samym dowodząc swej płodności. Następne dziecko będzie synem. Tak utrzymywał król i Ŝadne logiczne argumenty nie były w stanie go przekonać. Tego wszystkiego dowiedziałam się pózniej, a w owym czasie całkiem zapomniałam o wcześniejszym poczuciu niepewności i strachu przed tym, co przyniosą nadchodzące godziny. Moja matka równieŜ przestała o tym myśleć. Była zgodną, uległą kobietą, która być moŜe ze względu na ogromną róŜnicę wieku całkowicie zdała się na męŜa i rzadko miała na jakiś temat własne zdanie, natomiast chętnie zajmowała się domem, a nasi słuŜący bardzo ją lubili. Coraz powszechniej uwaŜano ją za najlepszą ogrodniczkę w południowej Anglii. Zawsze była niezwykle podniecona, gdy do naszego kraju sprowadzono jakąś nową roślinę. W tym właśnie okresie przywieziono róŜe piŜmowe, więc mama posadziła je obok róŜ damasceńskich. Z wyspy Zante ściągnięto korynckie winogrona, dlatego zaszczepiła winorośl. To wszystko dawało jej mnóstwo radości. Jak zdąŜyłam zauwaŜyć, matka naleŜała do kobiet wierzących, Ŝe gdy przymknie się oczy na rzeczy niemiłe, w ogóle przestaną one istnieć. Kochałam ją, a ona nie widziała poza mną świata, nigdy jednak nie była mi tak bliska jak ojciec. Największą przyjemność sprawiało mi przebywanie z nim, spacerowanie brzegiem rzeki lub przemierzanie sadu, zwłaszcza Ŝe w miarę jak dorastałam, mogliśmy
sobie pozwolić na coraz powaŜniejsze rozmowy, co jak sądzę, bardzo go cieszyło. Gdy wszyscy wokół zaczęli mówić o Elizabeth Barton, dowiedziałam się o tym właśnie od ojca. Pamiętam, Ŝe w dniu, w którym została stracona, ojciec wziął mnie za rękę i powędrowaliśmy nad rzekę. Bardzo lubił to miejsce, poniewaŜ był tu ogromny trawnik, dzięki czemu mogliśmy rozmawiać, mając pewność, Ŝe nikt nas nie podsłuchuje, co mogło się zdarzyć w sadzie lub między drzewami orzechowymi. Powiedział mi, Ŝe Święta Dziewica była słuŜącą człowieka naleŜącego do świty biskupa Warhama. Chorowała na epilepsję i dręczyły ją ciągłe ataki, po których wpadała w trans i mówiła dziwne rzeczy. – Być moŜe biedaczka została po prostu wykorzystana – powiedział. – MoŜe w jej słowach było trochę prawdy. Lecz jak wiesz, Damask, wypowiadała się przeciw królowi. WróŜyła mu śmierć, jeŜeli odsunie od siebie królową Katarzynę. – Co właśnie zrobił, ojcze. – I wziął w to miejsce Annę Boleyn. – Dlaczego nie moŜemy o tym zapomnieć? – zapytałam. – Jeśli król zgrzeszył, to on będzie musiał za to odpokutować. Ojciec uśmiechnął się. – Czy pamiętasz, dziecinko, jak niegdyś oglądaliśmy wielkiego kardynała płynącego z królem? – Nigdy tego nie zapomnę. Sądzę, Ŝe to właśnie wtedy zaczęłam dostrzegać pewne rzeczy. – Coś ci wtedy powiedziałem? Pamiętasz moje słowa? – Mówiłeś, Ŝe nie jesteśmy sami, dlatego nieszczęście jednego z nas staje się nieszczęściem wszystkich. – Jesteś wyjątkowo mądrym dzieckiem! Och, Damask, z ogromną przyjemnością będę obserwował cię jako kobietę... JeŜeli doŜyję tej chwili. – Proszę, nie mów tak. Na pewno będziesz obserwował mnie, gdy będę dorosła. JuŜ prawie jestem. Poza tym nigdy się nie rozstaniemy. – Pewnego dnia wyjdziesz za mąŜ. – Czy sądzisz, Ŝe opuszczę wtedy swojego ojca? Kandydat, który będzie chciał, Ŝebym się z tobą rozstała, nie zyska mojej przychylności. Roześmiał się. – Ten dom i wszystko co mam, będzie kiedyś naleŜało do ciebie i twoich dzieci. – Ale pozostanie twoim jeszcze przez wiele, wiele długich lat – upierałam się. – Damask, nie zapominaj o jednym: Ŝyjemy w trudnych czasach. Król zmęczył
się jedną Ŝoną i chciał mieć następną. Jest to powód do zmartwienia, Damask. Chcę, Ŝebyś była przygotowana na wszystko. – Ścisnął mi dłoń. – Wykazujesz taką mądrość, Ŝe nie zwaŜając na twój młody wiek, rozmawiam z tobą, jakbym prowadził dyskurs z bratem Johnem lub bratem Jamesem. Zapominam, Ŝe jesteś jeszcze dzieckiem. – Wystarczy, Ŝe Kate ciągle mi o tym przypomina. – Ach, Kate. Nie jest taka mądra jak ty. Z drugiej strony trudno liczyć na to, Ŝe w jednym domostwie spotka się dwie tak mądre osoby. – Jesteś czułym ojcem – wyznałam. – Przyznaję – odparł. Potem ciągnął: – Dziś mają zabrać Dziewicę z Kent do Tyburn. Tam zostanie stracona. – Za przepowiednię? – Za przepowiadanie tego, czego król wcale nie chce słyszeć. – ZadrŜał, ciągnął jednak dalej: – Koniec rozmowy o śmierci. Chodźmy sprawdzić, jak mają się piŜmowe róŜe matki. Dziewica z Kent nie Ŝyła. Na szafocie przyznała się do winy. – Jestem wiejską dziewczyną, nie mam Ŝadnego wykształcenia – oświadczyła. – Dałam się zwieść pochwałom uczonych męŜów. Skłonili mnie do głoszenia rewelacji, które im odpowiadały. Uczonymi męŜami, którzy ją popierali, byli sir Thomas Morę i biskup Fisher. Ze względu na młody wiek raczej dość niejasno i jedynie od czasu do czasu zdawałam sobie sprawę z rosnącego wokół mnie napięcia. W owym czasie nie mogłam się pogodzić z faktem, Ŝe to, co dzieje się na zewnątrz, ma dla nas tak ogromne znaczenie. W ciągu kilku miesięcy po koronacji nowej królowej, mój ojciec wyraźnie się postarzał. Często płynął w górę rzeki, do Chelsea, i odwiedzał sir Thomasa More'a, człowieka, który cieszył się ogromną popularnością. Nim zrzekł się urzędu, był lordem kanclerzem i zastąpił na tym stanowisku wielkiego kardynała. Mój ojciec miał duŜo wspólnego z sir Thomasem, gdyŜ ich Ŝycie przebiegało w bardzo podobny sposób. Obaj byli prawnikami; obaj przez jakiś czas myśleli o wstąpieniu do klasztoru, lecz wybrali rodzinę. Sir Thomas miał dom tylko nieznacznie róŜniący się od naszego, aczkolwiek liczba jego krewnych znacznie się rozrosła, a w jego domostwie znalazło się miejsce dla zamęŜnych córek i ich rodzin. Niegdyś była to niezwykle radosna rezydencja. Sir Thomas, wyjątkowo uczony mąŜ i człowiek niezwykłej prawości, lubił Ŝarty. Teraz
wszystko się zmieniło. MoŜna było odnieść wraŜenie, iŜ wszyscy czekają, Ŝe zdarzy się coś okropnego, dlatego do naszego domu takŜe wtargnęły złe przeczucia. Starałam się o tym nie myśleć. Kate najprawdopodobniej w ogóle nie zdawała sobie z tego sprawy. Potrafiła wdać się z Keziah w potworną awanturę o to, czy sukienka została wyprana lub gdzie podziała się jej ulubiona wstąŜka. Te sprawy były dla niej duŜo waŜniejsze niŜ wszystko inne. Miała bardzo silny charakter, a ja przyzwyczaiłam się do podąŜania w jej siady, toteŜ zaczęłam czuć jak ona. Odkryłam, Ŝe ja równieŜ mam pewne skłonności do ignorowania rzeczy nieprzyjemnych (niewątpliwie odziedziczyłam to po matce), próbowałam więc nie zwracać uwagi na coraz większe napięcie i wmawiałam w siebie, Ŝe go nie ma. W tym czasie zamieszkał u nas Simon Caseman. Ojciec powiedział, Ŝe to wyjątkowo mądry młody człowiek i ma szansę odnieść sukces. Wykazywał ogromne zdolności w dziedzinie prawa, poza tym za wszelką cenę starał się przypodobać wszystkim domownikom. Zawsze z wielkim szacunkiem odnosił się do mojego ojca. Podczas posiłków mawiał pokornie: „Jak pan sądzi, sir...?", po czym zaczynał omawiać jakąś sprawę prawniczą niezrozumiałą dla reszty stołowników. Przedstawiał swój pogląd, lecz jeśli ojciec się z nim nie zgadzał, natychmiast przepraszał i mówił, Ŝe właśnie miał co do tego pewne wątpliwości. Ojciec zazwyczaj trochę go łajał i tłumaczył, Ŝe wcale nie muszą się zgadzać; kaŜdy człowiek powinien mieć własne zdanie. Widziałam, Ŝe ojciec jest bardzo zadowolony z Simona. „Jest najmądrzejszy z wszystkich młodych ludzi, jakich kiedykolwiek szkoliłem" – mawiał. Potem Simon zaczął pomagać matce. Szybko nauczył się nazw kwiatów oraz jak naleŜy o nie dbać. Mama teŜ była z niego bardzo zadowolona. Często widywało się go, jak niósł za nią koszyk, gdy chodziła po ogrodzie i ścinała kwiaty. Często przyłapywałam go na tym, Ŝe bacznie mi się przygląda; próbował nawet wypytywać mnie, co lubię. Starał się dyskutować ze mną o greckich filozofach, poniewaŜ miałam reputację erudytki. Zawdzięczałam to przede wszystkim faktowi, iŜ uczyłam się lepiej niŜ Kate czy Rupert, choć nie sądzę, Ŝebym rzeczywiście osiągnęła jakiś wyjątkowo wysoki poziom. Rozmawiał ze mną równieŜ o koniach, gdyŜ uwielbiałam jazdę konną. Z Rupertem potrafił stosunkowo swobodnie dyskutować o prowadzeniu gospodarstwa i hodowli zwierząt, a Kate traktował z mieszaniną szacunku i śmiałości, której oczekiwała od większości męŜczyzn. Prawdę mówiąc, dokładał wszelkich starań, by nie powodować Ŝadnych kłopotów i stać się jednym z mile widzianych domowników. Powoli mijały długie
letnie dni. Urządziliśmy zabawę pierwszomajową, jeździliśmy konno, a po długiej nocy świętojańskiej obejrzeliśmy wschodzące słońce. Czas wypełniały nam pikniki, zbieranie siana, Ŝęcie zboŜa, a podczas Ŝniw powiesiliśmy snopki na ścianach kuchni, by zostały tam do następnego roku. Potem trzeba było zebrać owoce oraz orzechy i złoŜyć je na przechowanie. Kiedy wieczory stały się nieco krótsze, bawiliśmy się przy ognisku. Szukaliśmy skarbów w pobliŜu domu, a czasami rozwiązywaliśmy zagadki, w których zazwyczaj zwycięŜałam, ku ogromnemu rozgoryczeniu Kate. TegoŜ lata udało mi się zobaczyć drogocenną Madonnę. Właściwie nie miałyśmy prawa jej oglądać i jestem pewna, Ŝe Brunon nigdy nie zabrałby nas do kaplicy, gdyby nie zmusiła go Kate. Pewnego dnia przeszłyśmy przez ukryte drzwi, a Brunon juŜ na nas czekał. Jestem przekonana, Ŝe tak samo jak my z ogromną niecierpliwością wypatrywał naszych spotkań. Gdyby wiedziano, Ŝe dostajemy się na teren opactwa i bawimy się z Brunonem, na pewno rozległyby się głośne protesty. Dzięki tej świadomości owe spotkania były jeszcze bardziej podniecające. Obie byłyśmy zafascynowane Brunonem, poniewaŜ nie mogłyśmy zapomnieć o jego tajemniczych narodzinach. Z tegoŜ właśnie powodu darzyłam go ogromnym szacunkiem. Kate równieŜ. Jestem przekonana, Ŝe nie przyznałaby się do tego i Ŝe oszukiwała samą siebie, bez przerwy próbując wciągnąć go w jakąś psotę. Pewnego razu powiedziała mi, Ŝe doskonale wie, co czuł diabeł, namawiając Jezusa, by rzucił się w przepaść i udowodnił swoją boskość, bo zawsze marzy, by zmusić Brunona do czegoś takiego. „Widocznie mam w sobie coś z diabła" – wyznała, a ja zapewniłam ją, iŜ w tej sprawie całkowicie się z nią zgadzam. LeŜeliśmy na trawie, a Kate jak zwykle opowiadała o koronacji i spowitej w złoto królowej. – Cała jej suknia mieniła się klejnotami. Na pewno nigdy w Ŝyciu czegoś takiego nie widziałeś – powiedziała do Brunona. – Jesteś w błędzie – odparł. – Widziałem kamienie wspanialsze niŜ te, które ona ma. – Nie ma wspanialszych. W końcu to były klejnoty królewskie. – Ale ja widziałem święte klejnoty – oświadczył Brunon. – Święte klejnoty?! Nie ma niczego takiego. Kosztowności są symbolem ziemskiego przepychu. Jak mogą być święte? Jak moŜna się do nich modlić? – Są święte, jeśli zdobią Madonnę – powiedział Brunon. – Madonny nie mają klejnotów.
– Mają. Tak przynajmniej jest w wypadku naszej. Ma klejnoty wspanialsze niŜ król. – Nie wierzę. Brunon zerwał źdźbło trawy i w całkiem ziemski sposób zaczął je przeŜuwać. Milczał, a nic bardziej nie doprowadzało Kate do szału niŜ tego rodzaju milczenie. – No więc? – dopytywała się. – Kłamiesz, prawda? Jedynie zmyśliłeś sobie historyjkę o jakiejś głupiej starej Madonnie. Mówiąc to, Kate obejrzała się przez ramię, poniewaŜ była bardzo przesądna. Zastanawiała się, czy aby nie posunęła się nieco za daleko, określając Madonnę jako głupią i starą. – Wcale nie – odparł Brunon. – Chciałbym móc ci ją pokazać. Jesteś w stanie uwierzyć tylko w to, co uda ci się zobaczyć na własne oczy. – W takim razie pokaŜ nam ją! – zawołała Kate. – Nie mogę. Jest w świętej kaplicy. – Wszystko da się zrobić – uznała Kate. – Drogocenna Madonna znajduje się w świętej kaplicy i dostęp do niej mają tylko ci zakonnicy, którzy przebywają za klauzurą. – W takim razie, jakim cudem ty ją widziałeś? – Zabrano mnie tam. Pobłogosławiłem ją, a ona pobłogosławiła mnie. – No tak – westchnęła Kate. – Zapomniałam, Ŝe jesteś świętym Dzieciątkiem. – Brat Valerian zawsze nosi przy sobie klucz zawieszony na łańcuchu, który zastępuje mu pasek. – MoŜesz mu go wykraść podczas snu. PrzecieŜ często śpi, gdy odrabiasz lekcje. Opowiadałeś nam o tym. – Nie mogę tego zrobić. – Brak ci odwagi? UwaŜasz się za świętą Dziecinę, a boisz się starego mnicha! Czemu nie dokonujesz Ŝadnych cudów? JeŜeli naprawdę jesteś święty, powinieneś wziąć ten klucz, o tak. – Nigdy nie mówiłem, Ŝe potrafię czynić cuda. – Ale tego właśnie wszyscy się po tobie spodziewają. Jak śmiałeś pojawić się w czasie BoŜego Narodzenia w Ŝłóbku, skoro wcale nie jesteś świętym Dzieciątkiem? To świętokradztwo! Powinni wyrzucić cię z opactwa. Jesteś zwykłym oszustem! Wiedziałam, Ŝe Brunon nie jest w stanie znieść jednej rzeczy – powątpiewania w jego świętość. Powoli zaczynałam zdawać sobie sprawę, jak bardzo zaleŜy mu na tym, by udowodnić, Ŝe jest istotą wyŜszą. Na jego twarzy pojawiła się wściekłość. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak bardzo wytrąconego z
równowagi. – Nieprawda! – zawołał. – Nie waŜ się tak mówić! Kate, która nie potrafiła wkuć na pamięć paru linijek wiersza, nie umiała dodać do siebie kilku liczb lub nauczyć się form łacińskiego czasownika, była prawdziwą znawczynią ludzkiej natury. W mgnieniu oka dostrzegała słabostki innych i doskonale wiedziała, jak je wykorzystać. Koniecznie chciała zobaczyć drogocenną Madonnę i zaczęła pracować nad tym, by dopiąć celu. Zajęło jej to kilka dni. W tym czasie tak świetnie grała na obawach Brunona, powtarzając, Ŝe prawdopodobnie niczym nie róŜni się od innych chłopców, iŜ w końcu nakłoniła go, by ukradł klucz. z paska brata Valeriana. Dałam się wciągnąć w tę przygodę i tak samo jak Kate bardzo chciałam zobaczyć Madonnę. Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy weszliśmy do zimnego szarego budynku. Wydawało mi się, Ŝe w kaŜdej chwili moŜemy paść trupem za wtargnięcie na uświęcony teren. Jednak przez cały czas szłam popychana do przodu nie tyle chęcią zobaczenia Madonny, co pragnieniem, by dzielić chwilę triumfu – z Kate, poniewaŜ zdołała postawić na swoim, i Brunonem, który dowiódł, Ŝe jest w stanie pokonać zakaz dotyczący zwykłych śmiertelników. Bo któŜ – oprócz niego – odwaŜyłby się wprowadzić za klauzurę osoby z zewnątrz? Wszedł pierwszy, a gdy upewnił się, Ŝe droga jest wolna, kiwnął na Kate i na mnie, Ŝebyśmy do niego dołączyły. Przemknęliśmy przez zawilgocone szare kruŜganki i wąski, wyłoŜony kamiennymi płytami korytarz, a potem ruszyliśmy spiralnymi schodami w górę. Panowała tam jakaś niesamowita atmosfera i bardzo dziwny spokój. Kate później stwierdziła, Ŝe czuła się tam, jakby obcowała z umarłymi. Brunon był bardzo blady, przez cały czas mocno zaciskał wargi, mimo to wiedziałam, Ŝe nic go nie odstraszy. Kate równieŜ. Miała rozszerzone źrenice i chyba po raz pierwszy w Ŝyciu była cicha i onieśmielona. Nim weszliśmy na teren klasztoru, brałam pod uwagę moŜliwość, Ŝe zostaniemy nakryci, i zdawałam sobie sprawę, jak bardzo z tego powodu będzie zrozpaczony mój ojciec. Teraz jednak całkiem o tym zapomniałam. Byłam tak samo podniecona jak Kate i na równi z nią beztrosko łamałam wszelkie zakazy. To było bardzo dziwne uczucie. Miałam całkowitą świadomość, iŜ postępuję niewłaściwie, mimo to nie byłam w stanie się temu oprzeć. Miałam wraŜenie, Ŝe minęły wieki, nim dotarliśmy do kaplicy i Brunon wsunął ukradziony klucz do zamka. Drzwi otworzyły się z tak głośnym skrzypnięciem, Ŝe wydawało się, iŜ ten dźwięk musieli słyszeć mnisi nawet w najbardziej odległych
celach. Potem znaleźliśmy się w kaplicy. Skradaliśmy się po kamiennych płytach, przechodząc obok ławek. KaŜdej z nich pilnował kamienny anioł z ognistym mieczem. W kaplicy panowała niczym niezmącona cisza. Przez przybrudzone szybki okienne wpadało niebieskawe światło, a wielkie kamienne przypory tchnęły chłodem. Podeszłyśmy za Brunonem do ołtarza, na którym leŜał wspaniały obrus przetykany złotą i srebrną nitką. Widoczne na nim ornamenty wykonane zostały ze złota, srebra i drogich kamieni. Spoglądałyśmy na nie zdumione. Potem Brunon odsunął cięŜką zasłonę ozdobioną złotym haftem. Znajdowaliśmy się w najświętszym z miejsc, a przed sobą mieliśmy Madonnę. Kate zdumiona wstrzymała dech, poniewaŜ Najświętsza Maria Panna była wyjątkowo piękna. Wyrzeźbiona została z marmuru, z jej ramion opadała pelerynka z prawdziwej koronki, spod której wystawała powłóczysta szata z jakiegoś grubego haftowanego materiału. Owa szata połyskiwała najwspanialszymi klejnotami, jakie moŜna sobie wyobrazić. Byłyśmy olśnione. Widziałam rubiny, szmaragdy, brylanty i perły. Pamiętam, Ŝe przemknęło mi przez myśl, jak bardzo to wszystko musi być cięŜkie. Na pięknie wyrzeźbionych dłoniach Madonny lśniły wspaniałe pierścienie. W bransoletkach zdobiących jej nadgarstki widać było brylanty, szafiry i perły, ale najbardziej olśniewająca była korona. W samym środku połyskiwał gigantyczny brylant, a dookoła mieniły się róŜnokolorowe drogie kamienie. Przyszło mi na myśl, Ŝe Kate będzie musiała przyznać, iŜ Madonna jest bogatsza i piękniej się mieni niŜ nowa królowa w drodze na koronację. Kate z zachwytu zacisnęła dłonie. Nigdy w Ŝyciu nie widziała takich klejnotów. Chciała dotknąć wysadzanej drogimi kamieniami szaty, lecz Brunon jej na to nie pozwolił. – Ani się waŜ! Padłabyś trupem! – powiedział. I nawet Kate się wycofała. Dowiódłszy swego, Brunon koniecznie chciał wyprowadzić nas z kaplicy. Sądzę, Ŝe wszystkim nam bardzo na tym zaleŜało, chociaŜ trudno było oderwać wzrok od lśniącej marmurowej postaci. Wycofaliśmy się na paluszkach, a Brunon, przekręciwszy klucz w zamku, poczuł ogromną ulgę. Po pobycie w świętej kaplicy wędrówka przez kamienne korytarze była jednym wielkim rozczarowaniem. Gdybyśmy teraz zostali przyłapani, dostalibyśmy reprymendę, lecz Ŝadne z nas nie wspomniałoby, Ŝe
widzieliśmy Madonnę. Gdzieś w głębi duszy zdawaliśmy sobie sprawę, Ŝe to, iŜ ją zobaczyliśmy, było większym świętokradztwem niŜ wtargnięcie na teren klasztoru. Wyszliśmy na otwartą przestrzeń i popędziliśmy w nasze sekretne miejsce. Brunon rzucił się na ziemię i ukrył twarz. Był roztrzęsiony własnym postępkiem. Kate milczała. Prawdopodobnie wyobraŜała sobie, Ŝe to ona ma na głowie koronę wysadzaną drogimi kamieniami. Po powrocie do domu była dziwnie cicha.
Morderstwo w opactwie W nasze Ŝycie wtargnęły wydarzenia rozgrywające się na zewnątrz, zakłócając błogi spokój, który dotychczas panował w całym domostwie. Nawet moja matka nie mogła przed nimi uciec. Ojciec powiedział, Ŝe zachwiane zostały podstawy, na jakich dotychczas opierał się Kościół. Brat John i brat James siadywali z nim w ogrodzie i szeptem prowadzili długie powaŜne dysputy. Tata nadal często ze mną rozmawiał. Chciał, Ŝebym wiedziała, co się dzieje, dlatego teŜ często mi powtarzał: „Nie jesteś beztroską dziewczynką, Damask. W niczym nie przypominasz Kate, którą interesują jedynie wstąŜki i falbanki. śyjemy w niebezpiecznych czasach". Wiedziałam, jaka tragedia spotkała naszych sąsiadów, państwa More'ów. Sir Thomas zdecydowanie odmówił złoŜenia przysięgi na akt supremacji, przyznający królowi tytuł głowy Kościoła, uniewaŜniający jego dotychczasowe małŜeństwo z Katarzyną Aragońską i jednocześnie uznający, iŜ jedynymi prawdziwymi następcami Henryka mogą być jego dzieci urodzone ze związku z Anną Boleyn. – Niepokoję się o sir Thomasa, Damask – wyznał ojciec. – To wyjątkowo odwaŜny człowiek i będzie obstawał przy swoich pryncypiach, niezaleŜnie od ewentualnych konsekwencji. Jak wiesz, zabrano go do Tower i wwieziono tam przez Bramę Zdrajców. Obawiam się, iŜ moŜemy go juŜ więcej nie zobaczyć. Na twarzy ojca widać było ogromny smutek i strach. – W jego domostwie zapanował potworny smutek, Damask – ciągnął – a sama dobrze wiesz, jak wesoło niegdyś tam bywało. Biedna pani Alice jest całkiem zdezorientowana i bardzo zła. Niczego nie rozumie. Bez przerwy powtarza: „Dlaczego Thomas jest taki uparty? Powiedziałam mu, Ŝe jest głupcem". Biedna Alice, nigdy nie rozumiała swego błyskotliwego świątobliwego męŜa. Nie naleŜy równieŜ zapominać o Meg... Och, Damask, serce mi się kraje na jej widok. Zawsze była jego ukochaną córką i Ŝadna z pozostałych dziewcząt nie jest mu tak bliska jak ona. Teraz bardziej przypomina biedne, zagubione dziecko. Dzięki Bogu, Ŝe Will Roper jest tak dobrym męŜem i potrafi dodać jej otuchy. – Byłoby zupełnie inaczej, ojcze, gdyby sir Thomas podpisał akt supremacji. – Podpisanie aktu supremacji oznaczałoby dla niego zdradę wobec Boga. Dobrze słuŜył królowi, kiedyś jednak oświadczył: „Owszem, Williamie, jestem sługą króla, lecz przede wszystkim Boga". – Z tego właśnie powodu teraz cierpi cała jego rodzina.
– Zrozumiesz to, gdy nieco podrośniesz, Damask. Och, jak ja bym chciał, Ŝebyś była trochę starsza. śebyś była w wieku Meg. Wtedy nie rozumiałam, skąd takie Ŝyczenie. Pamiętam dzień, kiedy został stracony biskup Fisher. W jakiś czas później w okrutny sposób pozbawiono Ŝycia mnichów z Charterhouse. Zawleczono ich na miejsce egzekucji, powieszono, a potem jeszcze Ŝywych odcięto od sznura, by poćwiartować. Tego dnia brat John i brat James przyszli spotkać się z ojcem. Usłyszałam pytanie brata Johna: „Co się z nami stanie, Williamie? Co się z nami stanie?" Brunon powiedział nam, Ŝe w opactwie nieustannie wznoszone są modły za biskupa Fishera, za mnichów z Charterhouse i sir Thomasa More'a. Brat Valerian podobno powiedział, Ŝe to, co im się przydarzyło, moŜe spotkać takŜe innych i bardzo duŜo zaleŜy od tego, w jaki sposób król potraktuje Thomasa More'a. Był to człowiek cieszący się powszechnym szacunkiem. JeŜeli król skaŜe go na śmierć, spowoduje niezadowolenie wśród ludzi. Ktoś stwierdził, Ŝe Henryk nie odwaŜy się tego zrobić, niemniej krół był zdolny do wszystkiego. Nie cierpiał wysłuchiwać niczyich uwag i oznajmił, Ŝe kaŜdy, kto nie zgodzi się na jego supremację, zostanie uznany za zdrajcę, nawet jeśli poprzednio pełnił funkcję kanclerza lub był osobistym przyjacielem króla. KaŜdy, kto sprzeciwił się Henrykowi, stawał się jego wrogiem i mógł być pewien, Ŝe nie zdoła uniknąć królewskiego gniewu. Nadszedł okropny dzień, kiedy sir Thomas wyszedł z budynku sądu w procesji, w której niesiono zwrócony w jego stronę topór. O wszystkim dowiedzieliśmy się od ludzi, którzy byli świadkami tego wydarzenia. Biedna Meg podbiegła do ojca, zarzuciła mu ręce na szyję, a potem upadła na ziemię zemdlona. – Nigdy tego nie zrobią – oznajmił ojciec. – Król nie moŜe zgładzić człowieka, którego niegdyś, jak sam powiadał, szczerze kochał. Nie moŜe zamordować świętego. Lecz król nie dopuścił do tego, by ktokolwiek mu się przeciwstawił. Często myślałam o nim i przypominałam sobie, jak w barce śmiał się w towarzystwie kardynała – człowieka, który jak powiadano, zmarł z powodu królewskiej niełaski. Nikt nie miał prawa powodować niezadowolenia króla. W końcu nastał dzień Ŝałoby. Bicie dzwonu obwieściło śmierć sir Thomasa, a jego głowę zatknięto na palu na London Bridge, skąd wykradła ją Meg. Ojciec zamknął się w swoim pokoju. Wiedziałam, Ŝe tego dnia wiele godzin spędził na klęczkach, nie sądzę jednak, by modlił się za siebie.
Znowu przeprowadził ze mną powaŜną rozmowę. Wziął mnie pod ramię i poprowadził wśród tojeści oraz wysokich traw rosnących na brzegu rzeki, gdzie mogliśmy swobodnie porozmawiać, nie obawiając się, Ŝe ktoś nas podsłucha. – Masz niemal dwanaście lat, Damask – oświadczył, po czym powtórzył: – Wolałbym, Ŝebyś była starsza. – Dlaczego, ojcze? – zapytałam. – Czy dzięki temu łatwiej by mi było wszystko zrozumieć? – Jesteś wyjątkowo mądra jak na swój wiek, dziecinko. Lecz gdybyś miała piętnaście lub szesnaście lat, mogłabyś wyjść za mąŜ, a wtedy wiedziałbym, Ŝe jest ktoś, kto się o ciebie zatroszczy. – Po co mi mąŜ, skoro mam najlepszego na świecie ojca? I mamę? – Dopóki Ŝyjemy, dopóty będziemy się o ciebie troszczyć – wyznał Ŝarliwie. – Lecz na wypadek jakiegoś nieszczęścia... – Ojcze! – Gdyby nas zabrakło... – ciągnął. – Gdyby mnie zabrakło... – PrzecieŜ nigdzie się nie wybierasz! – W obecnych czasach, Damask, nikt nie jest pewien, kiedy przyjdzie kolej na niego. Kto kilka lat temu uwierzyłby, Ŝe sir Thomas zostanie stracony? – Ojcze, chyba nikt nie ma zamiaru prosić cię o podpisanie aktu supremacji? – Kto to moŜe wiedzieć? Uczepiłam się kurczowo jego ramienia. – śyjemy w niebezpiecznych czasach – powiedział uspokajająco. – MoŜe się zdarzyć, Ŝe będziemy zmuszeni zrobić coś sprzecznego z naszym sumieniem. A wówczas... – Och, aleŜ to byłoby okrutne. – śyjemy w okrutnych czasach, dziecinko. – Ojcze – szepnęłam – czy twoim zdaniem królowa nie jest prawdziwą królową? – Lepiej nie wypowiadać takich słów. – W takim razie nie udzielaj odpowiedzi na to pytanie. Kiedy myślę o niej... leŜącej w lektyce, uśmiechniętej, dumnej, zadowolonej z przepychu i zorganizowanej na jej cześć ceremonii... Och, ojcze, jak sądzisz, czy Anna Boleyn choć przez chwilę pomyślała o krwi, która popłynęła, by ona mogła zostać królową...? O ludziach w rodzaju sir Thomasa, mnichach... – Lepiej nic nie mów, dziecko. Sir Thomas serdecznie jej współczuł. Przez nią potoczyły się ludzkie głowy. Kto wie, jak długo uda jej się zachować swoją?
– Kate słyszała, Ŝe król zaczyna być nią zmęczony. Jest zły, iŜ nie dała mu syna... tylko księŜniczkę ElŜbietę... i ponoć juŜ rozgląda się za następną Ŝoną. – Damask, powiedz Kate, Ŝeby trzymała język za zębami. To lekkomyślna dziewczyna. Trochę jestem o nią niespokojny, choć jednocześnie odnoszę dziwne wraŜenie, Ŝe ma wyjątkowo rozwinięty instynkt samozachowawczy. Bardziej boję się o ciebie, kochana córeczko. Wolałbym, Ŝebyś była starsza i wyszła za mąŜ. Co sądzisz o Rupercie? – Rupercie? Myślisz, Ŝe mógłby zostać moim męŜem? Nie zastanawiałam się nad tym. – Owszem, moje dziecko, to dobry chłopiec. Powściągliwy, pogodny, pracowity. Prawdę mówiąc, jest biedny jak mysz kościelna, lecz naleŜy do naszej rodziny i bardzo chciałbym, Ŝeby to on w przyszłości zajął się naszą posiadłością. NajwaŜniejsza jednak byłaby świadomość, iŜ oddałem cię w dobre ręce. – Och, ojcze, nie zastanawiałam się... nad małŜeństwem. – PoniewaŜ masz juŜ dwanaście lat, myślę, Ŝe powinnaś rozwaŜyć tę niezmiernie waŜną sprawę. MoŜe byłoby to moŜliwe za cztery lata. Cztery lata! To bardzo długi okres. – Mówisz, jakbym była cięŜarem, którego chętnie byś się pozbył. – Drogie dziecko, wiesz, Ŝe jesteś całym moim Ŝyciem. – Wiem, powiedziałam to całkiem niepotrzebnie. Ojcze, czy tak bardzo boisz się o swój los, Ŝe chcesz, bym miała innego opiekuna? Przez chwilę milczał i wpatrywał się w nurt rzeki, a ja wiedziałam, Ŝe myśli o pogrąŜonym w Ŝałobie domu w Chelsea. Nigdy wcześniej tak wyraźnie nie zdawałam sobie sprawy, jak niepewny jest nasz los. Wspaniałe słoneczne lato wydawało się ciągnąć bez końca. Ilekroć w naszym domu pojawiali się goście – a zdarzało się to bardzo często, bo nigdy nie odsyłaliśmy od drzwi znuŜonych podróŜnych, ani bogatych, ani biednych – zawsze znajdowało się dla nich miejsce przy stole. Jeśli przybywali prosto z dworu, Kate próbowała odciągnąć ich na bok, z dala od mojego ojca, mówiąc na przykład, Ŝe chce im pokazać ogród, pawie lub psy, choć w rzeczywistości chodziło jej tylko o to, by poznać najświeŜsze plotki. Dzięki temu dowiedziałyśmy się, iŜ król rzeczywiście jest znudzony królową, Ŝe się kłócą i Ŝe Anna jest bardzo lekkomyślna, w związku z czym nie okazuje Jego Królewskiej Mości naleŜytego szacunku. Dotarła do nas takŜe wieść, Ŝe królowi wpadła w oko przebiegła, lecz niezbyt piękna dama dworu królowej. Jane Seymour
była potulna i uległa, lecz pochodziła z wyjątkowo ambitnej rodziny, która uwaŜała, Ŝe skoro król odsunął od siebie hiszpańską księŜniczkę i ciotkę wielkiego cesarza Karola, Katarzynę Aragońską, równie dobrze moŜe w taki sam sposób potraktować córkę swego uniŜonego sługi, Thomasa Boleyna. Usłyszałyśmy, Ŝe gdyby Anna urodziła syna, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Lecz nowa królowa, tak samo jak Katarzyna, nie zdołała dać królowi męskiego potomka, natomiast krąŜyły pogłoski, Ŝe Jane juŜ jest z królem w ciąŜy. Kate często wyciągała się w wysokiej trawie i bez końca opowiadała o tym, co dzieje się na dworze. Przestała widzieć siebie jako królową Annę. Teraz była Jane Seymour, chociaŜ rola potulnej dworki podporządkowanej ambitnym braciom nie odpowiadała Kate tak bardzo, jak wcielanie się w postać dumnej Anny Boleyn. Moja kuzynka właściwie gardziła Jane. – Jak długo zdoła przetrwać? – dopytywała się Kate niemal ze złością. Czasami przez sekretne drzwi wkradałyśmy się na teren opactwa i rozmawiałyśmy o drogocennej Madonnie. Kate nie potrafiła pogodzić się z myślą, Ŝe tak wspaniałe klejnoty oglądają tylko mnisi. IleŜ ona by dała za to, by móc je nosić! Jej stosunek do Brunona bardzo się zmienił, mój równieŜ. Nie mogłam się doczekać naszych ukradkowych wizyt. Uwielbiałam obserwować jego twarz, gdy mówił, i zawsze tak usiłowałam pokierować rozmową, by wykroczyła poza zasięg moŜliwości Kate. Dzięki temu czułam, iŜ jestem mu bliska. Lubił ze mną rozmawiać, lecz patrzył głównie na Kate. Prawdę mówiąc, w obecności „mojej kuzynki rzadko kierował wzrok na mnie. Tyranizowała go, miała skłonności do rozkazywania, a to draŜniło i złościło Brunona, a zarazem w jakiś sposób zwiększało jego zainteresowanie nią. Raz czy dwa zrobiła niewyraźną aluzję do faktu, Ŝe wprowadził nas na teren klasztoru i pokazał nam Madonnę. – Ale to tobie najbardziej zaleŜało, by tam pójść – przypomniałam, bo zawsze stawałam po stronie Brunona, a przeciwko Kate. – Tak – odparła – lecz to on nas tam zabrał. – Z radością wskazała palcem na niego. – To on popełnił największy grzech. Bezlitośnie zadrwiła z Brunona jako świętego Dzieciątka, po czym uciekła. Słyszałam, Ŝe wybuchnęła śmiechem, a wówczas Brunon zaczął ją gonić. Gdy ją złapał, oboje przewrócili się na trawę, a on udawał, Ŝe ma zamiar wyrządzić jej krzywdę. Podjudzała go, jakby chciała, Ŝeby naprawdę to zrobił, by mieć nowy powód do drwiny. W tego typu igraszkach zawsze zostawałam nieco w tyle, mogłam jedynie patrzeć, jakkolwiek zdawałam sobie sprawę z podniecenia, jakie
ich ogarniało, gdy prowadzili owe raczej dość obcesowe zabawy. Tego lata nieco wydoroślałam, przestałam być dzieckiem. Widziałam, Ŝe Kate ma u Keziah specjalne przywileje wynikające z faktu, iŜ moja opiekunka często w nocy wpuszcza do swojego pokoju Toma Skillena i innych panów. Jeśli chodzi o stosunek do męŜczyzn, Keziah w pewnym stopniu przypominała Kate. Obie bardzo zmieniały się w ich obecności; lecz Keziah była wobec nich łagodna i ustępliwa, natomiast Kate arogancka i wymagająca. ZauwaŜyłam, Ŝe męŜczyźni natychmiast zwracają na nie uwagę, a one na nich. Kate czasami dopuszczała mnie do swoich tajemnic. – Pora, Ŝebyś nieco dorosła, Damask. Pewnej nocy przyszła do mojego pokoju. – Wstawaj. Chcę ci coś pokazać – rozkazała. Zmusiła mnie, Ŝebym razem z nią powędrowała spiralnymi schodami do części zamieszkanej przez słuŜbę. Gdy znalazłyśmy się pod drzwiami Keziah, usłyszałam szepty. Kate zajrzała przez dziurkę od klucza i mnie równieŜ kazała to zrobić. Zobaczyłam Keziah leŜącą w łóŜku z jednym ze stajennych. Kate wyjęła klucz i zamknęła drzwi, po czym na paluszkach zeszłyśmy na półpiętro. Moja kuzynka dusiła się ze śmiechu. – Zaczekaj, aŜ ten facet będzie chciał wyjść i zorientuje się, Ŝe jest zamknięty! – zawołała. – Lepiej otwórz te drzwi – zasugerowałam. – Dlaczego? – spytała. – Wtedy nie będą wiedzieli, Ŝe ich widziałam. Kate uwaŜała to za wspaniały Ŝart, ja jednak martwiłam się o Keziah, bo bardzo ją lubiłam i w jakiś sposób zdawałam sobie sprawę, iŜ owe przygody z męŜczyznami są jej bardzo potrzebne do szczęścia i bez nich nie byłaby tą samą osobą. Okazało się, Ŝe tej nocy był u niej Walt Freeman. TuŜ po świcie wyskoczył przez okno, przy okazji łamiąc sobie nogę. Keziah nie mogła wydostać się tą samą drogą, a jak miała wyjść z pokoju, skoro jej drzwi były zamknięte? Walt opowiadał potem historyjkę, Ŝe wczesnym rankiem usłyszał rabusiów, a próbując ich złapać, potknął się o korzenie. Kate zmusiła mnie, Ŝebym poszła razem z nią wypuścić szalejącą ze strachu Keziah. – A więc to ty, bezczelna dziewczyno! – zawołała moja opiekunka. – Podkradłyśmy się w nocy i zobaczyłyśmy cię w łóŜku z Waltem – oświadczyła Kate. Keziah zerknęła na mnie i oblała się pąsem. Było mi przykro, Ŝe Kate
zdemaskowała ją przede mną. – Jesteś naprawdę bardzo rozwiązłą kobietą, Keziah – oświadczyła Kate, trzęsąc się ze śmiechu. – MoŜna nią być na kilka sposobów – odparła Keziah znacząco, co wywołało u Kate jeszcze głośniejszy wybuch śmiechu. Gdy zostałyśmy same, Keziah wyjaśniła mi wszystko. – Widzisz, Dammy, moje serce zawsze było przepełnione miłością – wyznała. – Wszystko wyglądałoby inaczej, gdybym była męŜatką. Marzę o tym, Ŝeby mieć męŜa i duŜo dzieci, ale takich jak ty, nie jak panienka Kate. – Czy to znaczy, Keziah, Ŝe kochasz wielu męŜczyzn? – zapytałam ją. – No cóŜ, moja kaczuszko, problem polega na tym, Ŝe kocham ich wszystkich i Ŝadnemu z nich nie potrafię powiedzieć „nie". Tak to juŜ jest. Tylko niech to będzie nasz mały sekret, dobrze? Nikomu o tym nie powiesz? – Kezzie – wyznałam – sądzę, Ŝe wszyscy o tym wiedzą. W piękny majowy dzień dowiedzieliśmy się o aresztowaniu królowej. Byliśmy wstrząśnięci, chociaŜ spodziewaliśmy się, Ŝe coś takiego moŜe się zdarzyć. Od dawna krąŜyło mnóstwo pogłosek o niezadowoleniu króla z Anny Boleyn. Sugerowano, iŜ jest czarownicą, która podstępem zmusiła go do małŜeństwa. Był zmęczony jej czarami. Chciał mieć dobrą cichą Ŝonę, która dałaby mu synów. Spodobała mu się Jane Seymour, a jej bracia juŜ przygotowywali ją do roli królowej. To wszystko docierało do nas jedynie w postaci pogłosek, dopiero w maju dowiedzieliśmy się, Ŝe jest w nich mnóstwo prawdy. Król i królowa wyruszyli razem na turniej, potem nagle król opuścił Ŝonę. Następnego dnia królowa została aresztowana i wysłana do Tower – ten sam los spotkał jej rzekomych kochanków. Jeden z nich, Mark Smeaton, był biednym muzykiem. Nikt nie wierzył, by wyniosła królowa mogła darzyć względami kogoś takiego jak on. Co gorsza, równieŜ jeden z jej braci został oskarŜony o utrzymywanie z nią intymnych stosunków. Mój ojciec nigdy nie uwaŜał Anny Boleyn za prawdziwą królową, lecz teraz serdecznie jej współczuł. Sądzę, Ŝe wielu innych ludzi czuło dokładnie to samo. Kate tak dobrze potrafiła wczuć się w rolę fascynującej królowej, Ŝe przeŜywała wszystko niemal jak osobistą tragedię. Niecałe trzy lata temu Anna triumfalnie jechała przez miasto, a teraz znajdowała się w ponurym lochu w Tower. Ta wieść podziałała na nas wszystkich bardzo przygnębiająco. Keziah serdecznie współczuła królowej.
– Ojej! – zawodziła. – Biedaczka! Co się z nią teraz stanie? Dumna głowa Anny potoczy się po trawie, a wszystko tylko dlatego, Ŝe lubiła męŜczyzn. – A zatem wierzysz, Ŝe jest winna, Keziah? – zapytałam. – Winna?! – zawołała Keziah z błyskiem w oku. – CzyŜ winą jest niesienie pociechy potrzebującym? Od owej nocy, kiedy Kate zamknęła ją z kochankiem, Keziah była wobec mnie całkiem szczera. Przestałam juŜ być dzieckiem. Oświadczyła, Ŝe kiedyś muszę nauczyć się Ŝycia, a im wcześniej to zrobię, tym lepiej. Zycie – w mniemaniu Keziah – ograniczało się do stosunków łączących męŜczyzn i kobiety. – MęŜczyźni! Jej oczy błysnęły ze złości, choć rzadko denerwowała się na męŜczyzn. Uwielbiała ich, Ŝartowała z nimi, niosła im pocieszenie, uspokajała, zadowalała, i kochała wszystkich niezaleŜnie od tego, czy byli szorstcy czy delikatni, ulegli czy wymagający. Jednak denerwowało ją, Ŝe to, co oni mogą robić bezkarnie, w wypadku niewiast uwaŜane jest za przestępstwo. Jej zdaniem, dopóty mogli robić, co im się podoba, dopóki ich partnerki nie ponosiły kary za swoje postępowanie. Lecz gdy ktoś piętnował kobietę za robienie z męŜczyzną tego, co powszechnie uznawane było za całkiem naturalne, Keziah wpadała w złość, tak jak teraz. – Król – oświadczyła – ma prawo do rozrywki i beztroskich igraszek. Lecz jeśli biedna królowa pragnie tego samego, no cóŜ, czemu jej tego zabraniać? – Ona ma być matką następcy tronu, a przyszły król musi być synem obecnego władcy. – Zaiste. AleŜ panienka jest mądra! Bardzo się cieszę, Ŝe dorastasz. Teraz moŜemy sobie miło pogawędzić, Damask. Ale nie bądź zbyt surowa dla królowej. – Czy to, co o niej myślę, ma jakieś znaczenie? Liczy się tylko to, co sądzi o niej król, a on postanowił ją napiętnować, gdyŜ zaleŜy mu na pannie Seymour. Keziah dotknęła palcem warg. – I o to chodzi, panienko. Wpadła mu w oko bladolica piękność, dlatego król pragnie odmiany. MęŜczyźni lubią urozmaicenie. Zdarzają się jednak tacy, którzy pozostają wierni. Powiem ci coś, panienko Damask, bardzo duŜo wiem o męŜczyznach, lecz wciąŜ dowiaduję się czegoś nowego. Swoją wiedzę zaczęłam zdobywać, gdy byłam młodsza od ciebie i spotkałam swojego pierwszego. Był to przystojny dŜentelmen, który przyjechał na koniu do lasu, gdzie mieszkałam z babcią, i powiedział mi: „Spotkaj się ze mną opodal chatki". Miał na myśli chatkę babci. „Będę miał dla ciebie gościniec." Zgodziłam się, a naszym łoŜem była orlica, która okazała się równie dobra, jak puchowy materac. Pamiętam, Ŝe
wróciłam o zmierzchu. Powietrze przesycone było zapachami wiosny. Babcia jak zwykle siedziała przy palenisku, na którym coś gotowało się w garnku, a gdy weszłam, jej czarny kot, którego zawsze uwaŜała za mądrzejszego od wielu ludzi, miauknął i otarł się o moje nogi. „Co tam masz, Keziah?" – zapytała, a ja odparłam: „Gościniec". Został wykonany z marcepanu i ozdobiony błękitnymi wstąŜeczkami. „Och – powiedziała – a więc otrzymałaś gościniec, a straciłaś cnotę". Bałam się, byłam młodsza niŜ ty. Lecz babcia mówiła: „No cóŜ, nigdy nie jest za wcześnie na poznanie praw rządzących światem, a ty i tak nie będziesz umiała oprzeć się Ŝadnemu męŜczyźnie ani Ŝaden męŜczyzna tobie, więc zaiste nie ma znaczenia, czy pierwszego kochanka wzięłaś sobie teraz, czy zrobiłabyś to za dwa lata". Miły dŜentelmen wrócił i wtedy spróbowaliśmy zrobić to pod Ŝywopłotem, a później w puchowym łóŜku. Za kaŜdym razem było nam coraz lepiej. Po jakimś czasie zniknął i było mi bardzo smutno, na szczęście wkrótce pojawił się następny... i tak to juŜ było. – Keziah – zapytałam – czy nie jesteś trochę rozwiązła? – No cóŜ, kochanie, zawsze robiłam to w tajemnicy. Nigdy zbytnio się z tym nie afiszowałam i dokładałam wszelkich starań, Ŝeby nie wpływało to na stosunki między nami. O rany, aleŜ się rozgadałam! A wszystko z powodu króla i królowej. DuŜo myślałam o przebywającej w ponurym więzieniu Annie Boleyn. ZadrŜałam, gdy płynąc w górę rzeki, mijaliśmy posępną szarą fortecę. Gdy przepływaliśmy obok domu More'ów, odwróciłam wzrok. Ich rezydencja opustoszała. Przypomniałam sobie, jak wyglądała niegdyś, gdy po trawnikach przechadzały się dumne pawie i niemal zawsze moŜna było zobaczyć spacerujących członków rodziny, zatopionych w powaŜnej dyspucie lub śmiejących się z jakiegoś Ŝartu. W końcu nastał dzień, kiedy królowa opuściła więzienie i powędrowała na Tower Hill, gdzie kat odciął jej głowę mieczem specjalnie przywiezionym w tym celu z Francji. Potem zagrzmiały armaty. Na ten sygnał król wyjechał do Wolf Hall, by wziąć ślub z Jane Seymour. Przypomniałam sobie dumną i triumfującą Annę Boleyn, która leŜała w lektyce. To, co ją spotkało, było tragiczne, a w głowie dźwięczał mi komentarz ojca uwaŜającego, Ŝe tragedia jednej osoby moŜe stać się tragedią wszystkich ludzi. Posiłki przebiegały teraz nieomal w całkowitym milczeniu. Goście, którzy nas odwiedzali i jedli przy naszym stole, nie rozmawiali juŜ tak swobodnie jak dawniej. Wiedzieliśmy, Ŝe nowa królowa spodziewa się dziecka, a potem pewnego dnia rozległy się salwy armatnie. Zapanowała powszechna radość, albowiem Jane
Seymour dała królowi to, czego najbardziej pragnął – syna. Ów dar przypłaciła Ŝyciem, lecz w tym momencie liczyło się tylko to, Ŝe król ma następcę tronu. Wszyscy mieli pić za zdrowie księcia, a my posłusznie wykonaliśmy ten rozkaz. Biedny osierocony następca tronu, Edward! Niewątpliwie teraz to on zajmował pokój dziecinny – po Marii, córce królowej Katarzyny, która była juŜ młodą dwudziestojednoletnią kobietą, i mającej cztery latka ElŜbiecie, córce Anny Boleyn. Wszyscy przypuszczaliśmy, Ŝe król wkrótce zacznie szukać nowej Ŝony. Biedne królowe – Katarzyna, Anna i Jane! Na kogo teraz przyjdzie kolej? * Następna wiadomość, która do nas dotarła, wcale nie dotyczyła kolejnej królowej. Keziah Ŝartowała na ten temat z Tomem Skillenem. – O rany! Wygląda na to, Ŝe mnisi i zakonnice to teŜ ludzie. – CzyŜbyś spodziewała się po nich czegoś innego? – zapytał Tom i oboje wybuchnęli śmiechem. Pozostali domownicy potraktowali sprawę duŜo powaŜniej. Ojciec zrobił się wyjątkowo ponury. Wyglądało na to, Ŝe pojawiło się kilka skarg na zakonnice i zakonników z róŜnych klasztorów męskich i Ŝeńskich w całym kraju. Dały one początek ogromnemu skandalowi. Dowiedziałam się o nim od Kate. – Przyłapano mnicha w łóŜku z kobietą – oświadczyła. – Okazało się, Ŝe przez wiele miesięcy był szantaŜowany. Jeden z opatów miał dwóch synów i dołoŜył wszelkich starań, Ŝeby obaj dostali dobre prebendy. – Ale przecieŜ mnisi nie opuszczają terenu klasztoru. Jak mogli robić takie rzeczy? Kate roześmiała się. – Och, krąŜą na ten temat róŜne historie. Ludzie powiadają, Ŝe podziemny tunel łączy klasztor Ŝeński z męskim i Ŝe zakonnice oraz mnisi urządzają sobie orgie. Podobno gdzieś istnieje cmentarz, na którym grzebie się dzieci zakonnic, choć czasami udaje się wyprowadzić je z klasztoru. – To bzdury – upierałam się. – MoŜe być w tym odrobina prawdy – pozostała przy swoim Kate. – Dlaczego zakonnicy i mniszki tak nagle mieliby ulec demoralizacji? – Byli tacy od dawna, lecz dopiero teraz cała sprawa wyszła na jaw. Kate nie mogła się doczekać spotkania z Brunonem. Chciała się z nim podraŜnić, dzieląc się świeŜo zdobytymi informacjami.
– Wygląda na to, Ŝe Ŝycie w klasztorach wcale nie jest takie świątobliwe – zagaiła, kładąc się w trawie i machając nogami w powietrzu. Brunon obserwował ją z dziwnym wyrazem twarzy, który widywałam juŜ wcześniej, lecz nigdy nie byłam w stanie go zrozumieć. – To spisek! – rzekł stanowczo. – Spisek mający na celu zdyskredytowanie wiary. – Ale wiara nie powinna dać się zdyskredytować. – MoŜna opowiadać róŜne kłamstwa. – Czy wszystkie te historie są kłamstwami? Jak to moŜliwe? – Prawdopodobnie są równieŜ i winni. – A więc przyznajesz! – Przyznaję, Ŝe kilka z tych historii moŜe kryć w sobie ziarnko prawdy, tylko dlaczego przez jednego czy dwóch grzeszników skompromitowane mają być wszystkie klasztory? – Ludzie, którzy udają świętych, w rzeczywistości rzadko nimi są. KaŜdy ma coś na sumieniu. Pomyśl o sobie, święta Dziecino. Kto wprowadził nas na teren klasztoru, Ŝebyśmy mogły zobaczyć Madonnę? – Nie jesteś wobec niego w porządku, Kate – zauwaŜyłam. – Małe dzieci mogą się odzywać tylko wtedy, gdy się je o to prosi. – Nie jestem małym dzieckiem – stwierdziłam kategorycznie. – Nic nie wiesz, więc siedź cicho. ZauwaŜyłam, Ŝe Brunon jest bardzo niespokojny, więc przypuszczałam, Ŝe udzieliło mu się napięcie zakonników z opactwa. Wiedziałam o tym od ojca. Był wyjątkowo nieszczęśliwy. – Zycie nie szczędzi nam przykrości – wyznał ze smutkiem. – Nie wiadomo, kiedy i z której strony spodziewać się następnego ciosu. – A wszystko zaczęło się od tego, Ŝe król postanowił zmienić Ŝonę – zauwaŜyłam. – Wcześniej Ŝycie wydawało się takie spokojne. – MoŜe to prawda – przyznał ojciec – chociaŜ trudno wykluczyć, Ŝe byłaś zbyt mała, by dostrzegać jakiekolwiek problemy. Niektórzy ludzie nigdy ich nie zauwaŜają. Jestem święcie przekonany, Ŝe twoja matka nie zdaje sobie sprawy, iŜ wiszą nad nami ciemne chmury. – Za bardzo przejmuje się tym, czy na jej róŜach nie pojawiła się przypadkiem rdza zboŜowa. – To bardzo dobrze – przyznał ojciec z czułym uśmiechem na ustach. Przyszło mi na myśl, Ŝe jest wyjątkowo dobrym człowiekiem i prawdziwą
przyjemność sprawia mu spokojne Ŝycie na łonie rodziny, pływanie łódką do pracy w górę rzeki, załatwianie swoich spraw, a potem wracanie do domu i wysłuchiwanie naszych opowieści. Z pewnością byliśmy szczęśliwą rodziną. Co prawda często sprzeczałam się z Kate, zbyt rzadko widywałam Ruperta, a Simon Caseman, choć tak łatwo zdołał się przystosować i dokładał wszelkich starań, by zadowolić wszystkich, nie potrafił skłonić mnie do tego, Ŝebym go polubiła. Matka czasami denerwowała mnie całkowitym oddaniem ogrodowi, jakby nic poza nim nie miało Ŝadnego znaczenia. Jednak w moim przekonaniu najwaŜniejszy był ojciec, wokół niego kręcił się cały mój świat, dlatego zawsze doskonale wyczuwałam jego nastroje, a kaŜdy opanowujący go niepokój udzielał się takŜe mnie. Nic więc dziwnego, Ŝe w tym czasie bardzo się martwiłam. Lubiłam słuŜbę i niektórych z naszych sąsiadów. Moja matka była doskonałą panią domu i zawsze pilnowała, by wszyscy znajdujący się w potrzebie ludzie mieli co włoŜyć do garnka. śaden z Ŝebraków nie odchodził z pustymi rękoma. Nasz dom znany był z hojności. Mógłby stanowić wysepkę szczęścia, gdyby nie rozlegające się dookoła groźne pomruki i fakt, Ŝe sir Thomas Morę został ścięty, a jego dom świecił teraz pustkami. Takich znaków nie mogła zlekcewaŜyć nawet moja matka. Rzeczywiście pewnego razu nadmieniła, Ŝe sir Thomas raczej powinien myśleć o rodzinie, a nie o swoich zasadach. Gdyby tak zrobił, podpisałby akt supremacji i wszystko byłoby dobrze. Potem nad opactwem zawisło ogromne niebezpieczeństwo. Dowiedziałam się o tym od ojca. Szybko stałam się jego powiernicą w tych sprawach. Od czasu do czasu poruszał pewne tematy w rozmowie z Rupertem i Simonem, jestem jednak święcie przekonana, Ŝe swoimi najskrytszymi myślami dzielił się tylko ze mną. Kiedy wędrowaliśmy brzegiem rzeki, powiedział: – Obawiam się o opactwo. Od cudu bardzo się wzbogaciło. Podejrzewam, Ŝe Thomas Cromwell spogląda na nie z ogromnym poŜądaniem. – Co moŜe się stać ze Świętym Brunonem? – A co stało się z innymi? Wiesz, Ŝe niektóre z mniejszych klasztorów i opactw zostały juŜ przejęte. – Podobno mieszkający w nich mnisi oddawali się rozpuście. – Podobno... podobno... – Ojciec ze znuŜeniem przetarł dłońmi oczy. – Łatwo moŜna rozpowszechnić tego typu historie, Damask. Nietrudno znaleźć ludzi, którzy gotowi są świadczyć przeciw innym – zwłaszcza gdy czeka ich za to jakaś nagroda. – Simon Caseman mówił, Ŝe rozwiązano tylko te klasztory, w których dopuszczano się niecnych czynów.
– Och, Damask, Ŝyjemy w smutnych czasach. Pomyśl o wszystkich tych latach, kiedy klasztory przeŜywały okres najwspanialszego rozkwitu. Mnisi zrobili tyle dobrego dla kraju. Zajmowali się chorymi. Dawali pracę ludziom, wychowywali ich w wierze chrześcijańskiej. Lecz teraz to król jest głową Kościoła, człowiek, który się z tym nie zgadza, moŜe stracić Ŝycie, a Cromwell, rozwiązując klasztory i przekazując ich majątek na rzecz państwa, coraz bardziej wzbogaca króla. Tymczasem od cudu Święty Brunon stał się jednym z najzasobniejszych opactw w naszym kraju. DrŜę ze strachu. Brat John mówi mi, Ŝe opat nie wstaje z łóŜka. To bardzo chory człowiek i równie strachliwy. Brat John obawia się, Ŝe przełoŜony klasztoru moŜe nie przeŜyć utraty Świętego Brunona, a ja podzielam jego zdanie. – Och, ojcze, miejmy nadzieję, Ŝe ludzie króla nie pojawią się w naszym opactwie. – MoŜemy się o to modlić, ale to byłby cud. – JuŜ raz coś takiego się stało – przypomniałam. Ojciec pochylił głowę. Próbowałam go pocieszyć i przypuszczam, Ŝe do pewnego stopnia mi się udało. Jednak to były wyjątkowo niespokojne dni. Matka zleciła mi zaniesienie koszyka z chlebem i rybami do babci Garnet, kobiety przykutej do łóŜka, mieszkającej w maleńkiej jednoizbowej chatce. Babcia Garnet była całkowicie zdana na to, co dostawała z naszego domu. Podczas epidemii śmiertelnych potów straciła męŜa i sześcioro dzieci, lecz wyglądało na to, Ŝe jej samej nic nie jest w stanie pokonać. Wszyscy – łącznie z nią samą – zapomnieli, ile ma lat, jednak była naprawdę w bardzo podeszłym wieku. Moja matka zazwyczaj wysyłała do niej jedną ze słuŜących, bo od czasu do czasu trzeba było posprzątać podłogę usłaną ziołami i maściami. Jedno z moich zadań polegało na pilnowaniu, by spiŜarnia babci Gamet nigdy nie była pusta. Tym razem wraz ze mną wybrała się Keziah. Moja opiekunka znała mnóstwo opowieści na temat niecnych sprawek mnichów i zakonnic. Prawdę mówiąc, wszyscy rozmawiali teraz tylko o tym. Czasami odnosiłam wraŜenie, Ŝe kaŜdego dnia pojawia się nowa, bardziej szokująca historia. Odwiedziłyśmy babcię Garnet i po raz kolejny usłyszałyśmy, jak grzebała wszystkie swoje dzieci. Kiedy wracałyśmy, najpierw usłyszałyśmy zbliŜający się stukot końskich kopyt, a potem zobaczyłyśmy grupkę składającą się z czterech męŜczyzn. Na ich czele jechał człowiek na ogromnym czarnym koniu.
Przywołał nas. – Hej! – krzyknął. – PokaŜcie nam najkrótszą drogę do opactwa Świętego Brunona. Był arogancki, niemal bezczelny, wyglądało jednak na to, Ŝe Keziah w ogóle tego nie dostrzega. – EjŜe, panie! – odkrzyknęła, kłaniając się. – Jesteście prawie u celu. ZauwaŜyłam, Ŝe męŜczyzna bacznie przygląda się Keziah. Po chwili przestał mocno zaciskać usta, a jego małe czarne oczka niemal całkowicie zniknęły, ukryte pod powiekami. ZbliŜył się do nas. Zerknął na mnie, po czym zwrócił wzrok na Keziah. – Kim jesteś? – zapytał. – SłuŜę w tym duŜym domu, a to moja panienka. MęŜczyzna kiwnął głową, wychylił się w siodle do przodu i chwyciwszy palcami ucho Keziah, przyciągnął ją do siebie. Krzyknęła z bólu, a jego towarzysze wybuchnęli śmiechem. – Jak się nazywasz? – zapytał. – Keziah, sir, a ta młoda dama to... – Idę o zakład, Ŝe niezła z ciebie kobitka, Keziah – powiedział. – Kiedyś to sprawdzimy. – Potem ją puścił i ciągnął: – Jesteśmy prawie u celu, tak? Tą drogą? Kiedy odjechali, spojrzałam na Keziah. Miała czerwone ucho. – Ale kawał chłopa, nie sądzisz, panienko? – zapytała Keziah ze śmiechem. – To bestia – oświadczyłam porywczo. WciąŜ drŜałam, bo w tym człowieku naprawdę było coś z bestii i to mnie przeraŜało. Lecz na Keziah owo bestialstwo wywarło całkiem odwrotny skutek. Napotkany męŜczyzna najwyraźniej się jej spodobał. W głosie Keziah słyszałam dobrze sobie znaną nutkę. – Sprawił ci ból! – zawołałam z oburzeniem. – Och, on tylko Ŝartował – odparła uszczęśliwiona Keziah. Później dowiedziałam się, Ŝe był to Rolf Weaver, przywódca bandy, która przybyła, by oszacować skarby opactwa. Mój ojciec pogrąŜył się w rozpaczy. – U Świętego Brunona pojawili się ludzie Cromwella – powiedział. – To zabije opata. Wiedzieliśmy, Ŝe jest to początek końca klasztoru. Jego świętość natychmiast została zbrukana. Ludzie Weavera wypełnili krzykami kruŜganki i wyruszyli na podbój piwnic, więc często byli pijani. Zapraszali dziewczęta i zmuszali je, by
kochały się z nimi na pryczach mnichów, tym samym profanując i bezczeszcząc cele. Dziewczęta tłumaczyły, Ŝe nie mają odwagi przeciwstawić się ludziom Cromwella, a ja wiedziałam, iŜ wkrótce dołączy do nich równieŜ Keziah. Ilekroć wyobraŜałam sobie ją i Rolfa Weavera, robiło mi się niedobrze. Gdy brat John przyszedł na spotkanie z moim ojcem, powiedział, Ŝe pod wpływem tego ciosu opat dostał ataku i nie moŜe ruszyć się z łóŜka. – Obawiam się, Ŝe jego koniec jest juŜ bliski – wyznał ojciec. – To go zabije. Na następny dzień nie pojawił się u nas ani brat John, ani brat James, więc ojciec udał się do opactwa, by się z nimi zobaczyć. Nie wpuszczono go, a jeden z ludzi Rolfa Weavera koniecznie chciał wiedzieć, w jakiej sprawie ojciec przyszedł. Gdy ojciec odparł, Ŝe chciał się spotkać z dwoma braćmi zakonnymi, usłyszał, iŜ nikomu nie wolno wchodzić na teren opactwa ani z niego wychodzić. – Jak czuje się opat? – zapytał ojciec. – Słyszałem, Ŝe jest bardzo chory. – Owszem, chory ze strachu – brzmiała odpowiedź. – Jest przeraŜony, poniewaŜ został zdemaskowany. To wszystko. – Opat wiódł bardzo świątobliwy Ŝywot – odparł mój ojciec z oburzeniem. – Tylko tak się panu wydaje – usłyszał. – Proszę zaczekać, aŜ dowie się pan, co udało się nam odkryć. – Moim zdaniem kaŜde oskarŜenie przeciwko niemu będzie fałszywe. – W takim razie niech pan lepiej uwaŜa. Ludzie króla nie lubią osób, które za bardzo przyjaźnią się z mnichami. Mój ojciec nic nie mógł zrobić, więc odszedł. Był tak załamany, jak po egzekucji sir Thomasa More"a. Tej nocy Kate i ja widziałyśmy, jak Keziah wraca do domu chwiejnym krokiem. Przypuszczałam, Ŝe była w opactwie. Kate pociągnęła nosem. – Piłaś, Keziah – stwierdziła oskarŜycielsko. – Och, Kezzie – powiedziałam głosem pełnym wyrzutu. – Byłaś z tym człowiekiem. Keziah przytaknęła. Nigdy wcześniej nie widziałam jej nietrzeźwej, chociaŜ lubiła piwo i często je pijała. Musiała dostać coś mocniejszego, inaczej nie doprowadziłaby się do takiego stanu. Oczy Kate lśniły z podniecenia. Potrząsnęła Keziah. – Powiedz nam, co się stało! – rozkazała. – Znowu robiłaś swoje sztuczki. Keziah zaczęła się śmiać. – I to jakie – mruknęła. – Nie do wiary! Nigdy w Ŝyciu...
– To był Rolf Weaver, prawda? Keziah wciąŜ przytakiwała. – Przysłał po mnie. „Przyprowadźcie mi Keziah", powiedział. Więc musiałam iść. – I zrobiłaś to z wielką ochotą – uznała Kate. – Mów dalej. – Czekał na mnie i... – Ponownie zaczęła się śmiać. – PrzecieŜ to dla ciebie nic nowego – zauwaŜyła Kate. – Więc czemu jesteś w takim stanie? Lecz najwyraźniej było to dla Keziah coś nowego. Przez cały czas jedynie przytakiwała i śmiała się. PołoŜyłyśmy ją do łóŜka. Na jej pulchnym, białym, delikatnym ciele zauwaŜyłyśmy siniaki. ZadrŜałam, lecz Kate była podniecona. Przed bramą opactwa wzniesiono szubienicę. Zawisło na niej ciało mnicha. Fruwający na wietrze habit sprawiał, Ŝe zakonnik wyglądał jak wielka czarna wrona. Jego przestępstwo polegało na tym, Ŝe próbował wywieźć część skarbów opactwa do jubilera w Londynie. Niewątpliwie dobrze zaplanował ucieczkę, lecz ludzie Weavera zdołali go złapać. Była to nauczka dla wszystkich, którzy próbowali zlekcewaŜyć ich autorytet i mieli zamiar zawłaszczyć skarby kościelne, naleŜące obecnie do króla. To było straszne. Nikt z nas nie poszedł pod bramę opactwa. Wszyscy siedzieliśmy w domu, obawiając się wyjść na zewnątrz. Nigdy wcześniej nie wydarzyło się nic równie okropnego. Odnosiliśmy wraŜenie, Ŝe nasz świat legł w gruzach. Pomimo zmiennych kolei losu, od bardzo dawna opactwo stanowiło stały punkt odniesienia, było silne i niewzruszone. Teraz nagle rozpadało się na naszych oczach. Często myślałam o Brunonie i zastanawiałam się, co się z nim stało. Musiał patrzeć na ordynarnych męŜczyzn rozpierających się przy stole w refektarzu, gdzie swego czasu siadywali mnisi przestrzegający reguły milczenia. Widział, jak w towarzystwie krzykliwych dziewcząt wdzierają się do cel i bezczeszczą święte miejsca. Przypomniałam sobie dzień, kiedy po długich naleganiach Kate zabrał nas do klasztornej kaplicy i pokazał drogocenną Madonnę. Wstrzymałam dech. Ci męŜczyźni na pewno ją znajdą, a wówczas zabiorą wszystkie kamienie szlachetne. Cicha kaplica zostanie sprofanowana. Modliłam się za Brunona, natomiast ojciec wznosił błagania, by nic złego nie przydarzyło się opatowi, a opactwo ocalało – chociaŜ zaiste była to płonna
nadzieja, skoro ludzie Cromwella zabrali się za spis inwentarza. Ani na chwilę nie przestawałam myśleć o Brunonie. MoŜe zresztą robiłam to od dnia, kiedy po raz pierwszy przeszłyśmy przez ukryte drzwi? Pomijając wszystko inne – był dumny. Święte Dzieciątko. Czasami zastanawiałam się, jak by to było, gdybym zamiast urodzić się w normalny sposób, została znaleziona w Ŝłóbku w jakimś świętym miejscu. Podczas gdy wszyscy mówili o opactwie, Kate i ja rozmawiałyśmy o Brunonie. – Powinnyśmy spróbować się z nim zobaczyć – zaproponowała. – Mogłybyśmy skorzystać z ukrytych drzwi. Wyobraziłam sobie grubiańskich męŜczyzn snujących się po opactwie. – Teraz to niebezpieczne – odparłam. Kate natychmiast mnie zrozumiała. Pewnie przyszło jej na myśl, Ŝe moŜe zostać chwycona przez jednego z nich i na siłę wciągnięta do celi, gdyŜ mnóstwo dziewcząt mówiło, Ŝe zostały wzięte przemocą. To byłoby sprzeczne z naturą Kate. Mojej kuzynce bardziej zaleŜało na wzbudzaniu podziwu, niŜ osiągnięciu fizycznego zadowolenia. Później odkryłam, iŜ naleŜy do tych kobiet, które pragną, by bez przerwy zabiegano o ich względy, lecz rzadko zdobywano. Nie wracała juŜ więcej do pomysłu, Ŝebyśmy skorzystały z tajemnych drzwi. Często jednak mówiła o Brunonie, a ilekroć to robiła, wyczuwałam, Ŝe Brunon jest dla niej niemal tak samo waŜny jak dla mnie. – Na pewno zdarzy się jakiś cud – oświadczyła. – Zobaczysz. PrzecieŜ Brunon po to właśnie tam jest. W tym celu został zesłany. Aniołowie połoŜyli go w Ŝłóbku z myślą o tej chwili. Sama się przekonasz. Wypowiedziała na głos to, o czym myślał kaŜdy z nas. Wszyscy spodziewaliśmy się, iŜ święta Dziecina dokona cudu. Atmosfera była pełna napięcia. W końcu nadszedł moment kulminacyjny. Lecz nie stało się to, na co wszyscy czekali. Minęła juŜ północ, gdy Kate przyszła do mojej komnaty. W błękitnym szlafroku i z długimi ciemnymi włosami spływającymi na ramiona wyglądała wyjątkowo pięknie. – Obudź się – powiedziała. Wcale nie spałam. Nie wiem, ale chyba miałam jakieś przeczucie, bo w ogóle nie mogłam zasnąć. Zupełnie jakbym zdawała sobie sprawę, Ŝe zbliŜa się kres pewnej epoki.
– Keziah zniknęła – powiedziała. – Nie ma jej u siebie. Usiadłam na łóŜku. – Pewnie zabawia się z którymś ze swoich kochanków. – Owszem, na pewno jest z jakimś męŜczyzną. Lecz idę o zakład, Ŝe tym razem poszła do opactwa. – Masz na myśli tego człowieka!? CzyŜby znowu po nią przysłał? – Tylko na to czekała. To... okropne. – Keziah zawsze taka była. – Tak, wiem. Wystarczy, Ŝeby męŜczyzna kiwnął palcem, a ona juŜ za nim leci. Dziwi mnie, Ŝe twój ojciec pozwala jej mieszkać w waszym domu. – Sądzę, Ŝe on o niczym nie wie. – Chodzi z głową w chmurach. Pewnego dnia ją straci, jeŜeli nie będzie bardziej uwaŜał. – Kate, nie waŜ się opowiadać takich rzeczy! – Jedynie mówię, co czuję. Wszystko tak bardzo się zmieniło. Pamiętasz, jak wybrałyśmy się, by zobaczyć królową Annę? Wówczas świat wyglądał całkiem inaczej. Potem zaszło tyle zmian. – Nie, one juŜ wtedy zachodziły. Od dawna wszystko się zmieniało, tylko teraz tragedia bardzo się zbliŜyła... jest zaledwie o krok od nas. Kate siedziała na brzegu mojego łóŜka z rękami kurczowo zaciśniętymi na kolanach. Wyglądała na bardzo zamyśloną. Nie o taką rozrywkę jej chodziło. Marzyła o balach i radości, chciała nosić piękne ubiory i klejnoty. Wiedzieć, Ŝe podoba się męŜczyznom. – Nadszedł czas, Ŝeby twój ojciec poszukał dla mnie męŜa – uznała. – Tymczasem on myśli jedynie o tym, co dzieje się w opactwie. – Wszyscy o tym myślimy. – Od tak dawna nie widziałyśmy Brunona – zauwaŜyła Kate. – Ciekawa jestem... Nigdy w Ŝyciu nie widziałam, by tak bardzo się o kogoś martwiła. – Porozmawiajmy o czymś miłym – powiedziała. – Zapomnijmy o Weaverze, jego ludziach i opactwie. – Nie uda nam się to, a przynajmniej nie na długo – oświadczyłam – bo klasztor jest wpisany w nasze Ŝycie i wszystko, co tam się dzieje, dotyczy takŜe nas. Jednak Kate koniecznie chciała uciąć sobie miłą pogawędkę. Na przykład o swoim małŜeństwie. Z bogatym księciem lub hrabią, który zabierze ją na dwór i będzie szalał na jej punkcie. Lecz w to co mówiła, wkładała tylko połowę serca i
chociaŜ opowiadała o czekającej ją świetlanej przyszłości, wiedziałam, Ŝe myśli o Brunonie. Czy było to swego rodzaju przeczucie? Keziah wróciła o piątej. Kate zauwaŜyła ją przechodzącą chwiejnym krokiem przez dziedziniec i przyprowadziła do mojej komnaty. Moja opiekunka gdzieś zgubiła buty i pończochy, miała zakrwawione stopy, podartą suknię, a na ramieniu zauwaŜyłam ogromnego siniaka. Zachowywała się jak człowiek pijany, choć w jej oddechu nie wyczułam alkoholu. – Co się stało?! – zawołałam. – Zachowuje się jak obłąkana – stwierdziła Kate. – Coś musiało jej się przydarzyć. Keziah spojrzała na mnie i wyciągnęła rękę. Ujęłam ją. DrŜała. – Keziah – szepnęłam – co się stało? Jesteś ranna. – Panienko Damask – odparła. – Jestem grzesznicą. Pójdę do piekła. – Otrząśnij się, Keziah – prosiłam. – Co się stało? Czemu jesteś w takim stanie? – Przyszłaś z opactwa, Keziah – stwierdziła Kate. – Nie próbuj temu zaprzeczyć. Keziah potrząsnęła głową. – Nie, nie z opactwa – wyznała. – Zgrzeszyłam... cięŜko zgrzeszyłam. Powiedziałam coś, co na zawsze powinno zostać tutaj. – Uderzyła się w piersi z taką siłą, Ŝe mogła wyrządzić sobie jakąś krzywdę. – Na litość boską, Keziah – błagałam. – Co zrobiłaś? – Powiedziałam im. Powiedziałam mu o wszystkim i teraz cały świat będzie wiedział to, co powinno zostać świętą tajemnicą. Co oni teraz zrobią, panienko Damask? Co teraz zrobią, skoro znają juŜ prawdę? – Jaką prawdę? – zapytała Kate. – Powiedz nam, i to szybko. Keziah spojrzała na sufit i wybuchnęła gorzkim szlochem. Czułam się tak, jakbym nagle znalazła się w jakimś koszmarnym śnie. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe stało się coś złego. Nigdy wcześniej nie widziałam, by zawsze beztroska zmysłowa Keziah znajdowała się w takim stanie. Gdyby była młodą niewinną dziewczyną, pomyślałabym, Ŝe została zgwałcona przez jakieś bestie, które wtargnęły do opactwa, lecz Keziah od dawna nie była dziewicą. NaleŜała do tych kobiet, które nawet gwałt uznałyby za całkiem miłe przeŜycie. Wszystko było naprawdę smutne – potwornie smutne. Keziah przeŜywała istne katusze.
– Powiedz nam, co się stało Kezzie – zaproponowałam łagodnie. – To ci pomoŜe. Zacznij od początku i opowiedz wszystko po kolei. Odwróciła się do mnie, a ja otoczyłam ją ramieniem. Skrzywiła się z bólu. Jej bujne, lecz w tym momencie sflaczałe ciało drŜało. – Powiedziałam... – bełkotała – powiedziałam to, czego nigdy nie powinnam mówić. Zrobiłam coś okropnego. Dziwię się, Ŝe nie zgłosił się po mnie sam diabeł. – Zacznij od początku – rozkazała Kate. – Opowiedz nam wszystko. Na razie gadasz od rzeczy. – Gdy nam to powiesz, Kezzie, poczujesz się lepiej – oświadczyłam. – Nie wierzę, by to było takie okropne, jak myślisz. – To jest potworne, panienko Damask. ZasłuŜyłam na wieczne potępienie. Pójdę do piekła... – Znów to samo – warknęła zniecierpliwiona Kate. – Co się stało? Ten człowiek przysłał po ciebie, a ty chętnie do niego poszłaś. Prawdę mówiąc, nie mogłaś się doczekać, kiedy tam dotrzesz. Tyle wiemy. – Och, wszystko zaczęło się znacznie wcześniej, panienko Kate. Dawno temu. Kiedy znalazłam drzwi w murze. To był początek. Drzwi w murze! Obie z Kate wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia. – Były ukryte pod bluszczem. Nikt nie przypuszczał, Ŝe tam moŜe być jakieś przejście. Odkryłam je... i przeszłam na drugą stronę. Znalazłam się na zakazanym terenie. Powinnam wiedzieć, Ŝe w tym momencie zostałam przeklęta. – Nie opowiadaj bzdur – zganiła ją ostro Kate. – Nie powinno tam być Ŝadnego przejścia, wtedy byś go nie znalazła. Nie moŜesz się obwiniać o otwarcie drzwi i przejście na drugą stronę. To całkiem naturalna reakcja. – Ale na tym nie koniec, panienko. Wtedy właśnie go zobaczyłam... zrzucił mnisi habit, a bez niego wcale nie wyglądał na zakonnika... sprawiał wraŜenie męŜczyzny, zwykłego męŜczyzny. Zajmował się ziołami, coś zrywał. Był wspaniale zbudowany. Przez chwilę go obserwowałam, a potem zawołałam. Kiedy mnie zobaczył, przestraszył się. Kazał mi się natychmiast wynosić. Myślał, Ŝe to diabeł próbuje zwieść go na manowce. W pewnym sensie była to prawda. Diabeł kusił nas oboje. – Mów dalej – nakazała Kate z podnieceniem, a ja doznałam olśnienia, poniewaŜ powoli zaczynałam zdawać sobie sprawę, do czego to wszystko zmierza. Dokładnie wyobraŜałam sobie tę scenę. Pracującego w ogrodzie brata Ambrose'a i uwodzicielską Keziah obdarzoną niezwykłą, rzucającą się w oczy zmysłowością, która była jej nieodłączną cechą i która okazała się przyczyną jej
zguby. – Przez chwilę obserwowałam go przy pracy, a potem powiedziałam mu, Ŝe szkoda, by tak wspaniały męŜczyzna się marnował. Odparł jedynie: „Zgiń, przepadnij, maro piekielna". Lecz ja byłam niegodziwa, poza tym wiedziałam, Ŝe wystarczy tylko trochę poczekać. Tego dnia zostawiłam go, ale po jakimś czasie wróciłam. Zorientowałam się, Ŝe na mnie czekał. Ja równieŜ nie byłam w stanie myśleć o Ŝadnym innym męŜczyźnie, tylko o nim, i doskonale wiedziałam, co się stanie. Więc połoŜyliśmy się w wysokiej trawie i zrobiliśmy to, co jest całkiem naturalne dla większości męŜczyzn, lecz fakt, iŜ on był mnichem, dodawał temu jeszcze więcej uroku. Wróciłam, lecz on był w swojej celi i biczował się lub klęczał przed krzyŜem i błagał o oczyszczenie czy coś w tym rodzaju. Tak przynajmniej mi mówił, ale go nie słuchałam. Wiedziałam, Ŝe kiedyś się pojawi i Ŝe pragnie tego tak samo jak ja. Tak teŜ się stało. Potem jednak okazało się, Ŝe jestem brzemienna. Wiem, Ŝe to zdarza się kobietom, lecz w moim wypadku było całkiem inaczej. Nosiłam pod sercem dziecko mnicha. – Idę o zakład, Ŝe to nie było pierwszy raz – powiedziała Kate, a jej oczy błyszczały z podniecenia. – Owszem, pierwszy – chociaŜ później rzeczywiście zdarzyło mi się to kilka razy, lecz wtedy moja babcia pomogła mi się uporać z kłopotem. Gdyby coś takiego przytrafiło mi się wcześniej, być moŜe postąpiłabym inaczej. Takim oto sposobem zaszłam w ciąŜę... z mnichem. Byłam przeraŜona. Dlatego nic nie powiedziałam... ani jemu, ani nikomu innemu. W szóstym miesiącu zaczął rosnąć mi brzuch, więc powędrowałam do babci, do lasu. To mądra kobieta. Liczyłam, Ŝe będzie wiedziała, co zrobić. „Za długo zwlekałaś, Kez! – oświadczyła. – Powinnaś przyjść do mnie trzy miesiące temu. Teraz byłoby zbyt niebezpiecznie. Będziesz musiała urodzić to dziecko." Wyznałam jej, Ŝe ojcem jest mnich, wtedy wybuchnęła śmiechem. Śmiała się tak długo i głośno, Ŝe poczułam się lepiej. „Wróć do domu – powiedziała – i włóŜ swoje najobszerniejsze halki. Powiedz, Ŝe twoja ciotka z Black Heath jest chora i chce mieć cię przy sobie. Musisz do niej jechać, bo inaczej rzuci na ciebie klątwę." Zrobiłam, jak mi kazała, i wyjechałam z kilkoma rzeczami w sakwie przytroczonej do siodła. W dalszą podróŜ miałam się wybrać z grupą zorganizowaną przez moją babcię. W rzeczywistości jednak zostałam u niej i przez cały czas nie wychodziłam z chaty, Ŝeby nikt mnie nie zobaczył. Zaczęła układać plan, co powinnyśmy zrobić z dzieckiem, gdy się urodzi. Posłała po Ambrose'a. Przyszedł do jej chatki, chociaŜ w tym celu musiał złamać śluby, gdyŜ przebywał za klauzurą. Dziecko miało się urodzić w okresie BoŜego
Narodzenia. Początkowo Ambrose nie chciał przystać najej pomysł, lecz moja babcia posiadała cudowną moc. UwaŜał ją za biesa w halkach, poniewaŜ w tym czasie juŜ wierzył, Ŝe zaprzedał duszę diabłu. Kusiła go. „PrzecieŜ to będzie twoje dziecko – powtarzała. – Owoc zrodzony z twojego nasienia. Czasami będziesz chciał je widywać, patrzeć, jak rośnie." Gdy urodził się chłopiec – co nastąpiło tuŜ przed BoŜym Narodzeniem – babcia dopracowała swój plan. Siedząc przy ogniu, kołysała się i rozmawiała z kotem. Dziecko trzeba włoŜyć do Ŝłóbka, Ŝeby uznali je za świętą Dziecinę. Babcia powiedziała mi, Ŝe wychowają go w klasztorze i moŜe pewnego dnia mój synek zostanie opatem. Mnisi dadzą mu wykształcenie, dzięki czemu nie będzie nieślubnym dzieckiem dziewki słuŜebnej. Tak wyglądał plan. W wigilię BoŜego Narodzenia wniosłam dziecko przez sekretne drzwi, a Ambrose umieścił je w Ŝłóbku... Obie z Kate nie mogłyśmy otrząsnąć się ze zdumienia. Nie chciałyśmy w to uwierzyć. Brunon – święte Dzieciątko, którego pojawienie się uznane zostało za cud i dzięki któremu podupadłe opactwo rozkwitło na nowo – był synem mnicha i słuŜącej! Choć jednak głośno zaprotestowałyśmy przeciw tej fantastycznej historii, powoli zaczynałyśmy zdawać sobie sprawę, Ŝe to prawda. – Ty nikczemna rozpustnico! – krzyknęła Kate. – Przez cały czas oszukiwałaś i nas... i cały świat. Najwyraźniej miała zamiar uderzyć Keziah. Była potwornie zła. Wiedziałam, Ŝe nie moŜe znieść myśli o zmianie statusu Brunona. WciąŜ z niego szydziła, jednak bardzo chciała, by naprawdę róŜnił się od nas wszystkich. Keziah zaczęła szlochać. – Ale teraz nie oszukuję – wyznała. – To najpodlejsza rzecz na świecie. Teraz wszyscy juŜ o tym wiedzą. – Keziah! – zawołałam. – Powiedziałaś to temu... męŜczyźnie?! Przepełniona Ŝalem kiwała się do przodu i do tyłu. – Nic nie mogłam na to poradzić, panienko. Przysłał po mnie. Miałam przyjść do gospody – tej przy opactwie. Zabrał mnie do pokoju, po czym kazał mi się rozebrać i połoŜyć na łóŜku. Zrobiłam to i czekałam na niego, poniewaŜ myślałam... – Wiemy, co myślałaś, ladacznico! – krzyknęła Kate. – Ale wcale nie chodziło mu o to – ciągnęła Keziah. – Przyszedł, pochylił się nade mną i przez chwilę dość obcesowo mnie pieścił, a potem powiedział: „Nie jesteś juŜ młodą dziwką, Keziah, ale wciąŜ lubisz to robić, prawda?" Roześmiał się, a ja uznałam, Ŝe to po prostu nieco inna gra miłosna, lecz on wziął sznur i
przywiązał mi ręce i nogi do łóŜka. Broniłam się, ale tylko trochę. – Myślałaś, Ŝe to będzie jakiś nowy rodzaj tego, co nazywasz... grą miłosną? – zapytała Kate. – Tak, panienko... dopóki nie zobaczyłam bicza. Wówczas krzyknęłam, lecz on uderzył mnie w twarz i powiedział: „Nie Ŝyczę sobie Ŝadnego hałasu, dziwko". Zapytałam, czego ode mnie chce. Powiedziałam, Ŝe nie mogę dać mu więcej, niŜ juŜ otrzymał, i co moŜe sobie wziąć. „Owszem moŜesz, Keziah – stwierdził. – Masz coś, na czym bardzo mi zaleŜy, i dasz mi to, nawet gdybym musiał cię w tym celu zabić." Byłam przeraŜona, panienko, zbyt przeraŜona, by krzyczeć, bo wyglądał jak potwór. Pochylił się nade mną triumfalnie, jak zazwyczaj robi to męŜczyzna, gdy patrzy na nagą kobietę, lecz takiego rodzaju triumfu nigdy wcześniej nie widziałam. Potem oświadczył: „Na pewno miałaś do czynienia z mnichami. Nie wmówisz mi, Ŝe kobieta taka jak ty nigdy nie zabawiała się za tymi szarymi murami. Sypiałaś ze stajennymi, ogrodnikami i podróŜnymi, którzy tędy przejeŜdŜali. Lecz pragnęłaś małej odmiany, prawda?" PoniewaŜ miałam na sumieniu cięŜki grzech, zaczęłam się trząść. Gdy to zobaczył, wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem. „Powiesz mi, Keziah? – zapytał. – Powiesz mi, co robiłaś na ołtarzu i w świętych kaplicach." Zawołałam: „To nie było tam. To wcale nie było tam. Nie byliśmy aŜ tak grzeszni". A on zapytał: „Gdzie w takim razie grzeszyłaś, Keziah?" Zacisnęłam usta i nie odezwałam się. Wówczas smagnął mnie batem, panienko. Krzyknęłam, a on oświadczył: „MoŜesz krzyczeć, ile dusza zapragnie, Keziah. Wszyscy są tu przyzwyczajeni do krzyków i nie odwaŜą się na skargi. To jedynie był początek". Poczułam spływającą po moich udach ciepłą krew, potem zaczął mnie pieścić w ten swój obcesowy sposób. Chwycił zębami moje ucho i ugryzł je. Powiedział: „Keziah, jeśli nie zaczniesz mówić, zostawię na twoim ciele takie ślady, Ŝe Ŝaden normalny człowiek nie będzie chciał się z tobą kochać. Tak okaleczę ci twarz, Ŝe męŜczyźni na twój widok będą dostawali dreszczy. Ty wciąŜ będziesz ich chciała, lecz oni przestaną cię poŜądać. Trudno ci będzie zaprezentować swoje wdzięki, tak jak to zrobiłaś, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy". DrŜałam i powtarzałam sobie: „Absolutnie nie wolno ci nic mówić. Absolutnie nie wolno ci nic mówić". Więc nic nie mówiłam, a on pochylił się nade mną i szepnął: „Spróbuję ci przypomnieć, jak bardzo to lubisz". Potem pokochał się ze mną w ten gwałtowny sposób, który sprawia więcej bólu niŜ przyjemności. Och, panienko, co ja zrobiłam? – Chyba nie powiedziałaś o niczym tej potwornej bestii! – zawołała Kate. Keziah przytaknęła.
– Miał bat. WciąŜ powtarzał, co mi zrobi, więc w końcu krzyknęłam: „Powiem... powiem wszystko..." Wyznałam mu, jak kusiłam Ambrose'a i w jaki sposób moja babcia przekonała go, by włoŜył dziecko do Ŝłóbka, dzięki czemu uznane zostało za święte... Mój dręczyciel jedynie na mnie patrzył. Nigdy nie widziałam takiej zmiany na twarzy męŜczyzny. W końcu zaczął się śmiać, zupełnie jakby oszalał. Potem rozwiązał sznury. Powiedział: „Wkrótce wyzdrowiejesz, Keziah. Będzie ci lepiej niŜ dotychczas. Świetnie się spisałaś, a ja odwaliłem kawał dobrej roboty". Ubrałam się, lecz nie mogłam znaleźć butów... Chwiejnym krokiem wyszłam z gospody i wróciłam do domu. Teraz jest juŜ po wszystkim. Tajemnica wyszła na jaw. Miała rację. Tajemnica wyszła na jaw. Tak oto całkiem niespodziewanie dowiedziałam się o dzikich namiętnościach miotających ludźmi. Kilka następnych dni utkwiło w mojej pamięci jako najbardziej przeraŜający okres w Ŝyciu. Później zdarzały mi się bardziej zatrwaŜające chwile, z pewnością zetknęłam się z większymi cierpieniami, lecz w owym czasie potworny szok i przeraŜenie sprawiły, Ŝe przestałam być dzieckiem. Odnosiłam wraŜenie, Ŝe począwszy od dnia, kiedy wraz z ojcem stałam na brzegu rzeki i widziałam przepływającego króla oraz kardynała, przez cały czas powoli, acz zdecydowanie zmierzałam do tegoŜ właśnie punktu kulminacyjnego. Śmierć i zniszczenie rozpanoszyły się wokół mnie niczym chwasty w zaniedbanym ogrodzie. Na dodatek w tamtych dniach byłam świadkiem morderstwa, a tego rodzaju doświadczenie pozostaje w pamięci na całe Ŝycie. Wcześniej słyszałam dzwony obwieszczające śmierć królowej Anny oraz sir Thomasa More'a i potraktowałam te wydarzenia z naleŜytą powagą, lecz to było coś innego. Przez cały ranek czekałyśmy z Kate, kiedy wszyscy poznają opowieść Keziah. Zdawałyśmy sobie sprawę, Ŝe nastąpi to bardzo szybko, lecz kaŜda z nas była zbyt roztrzęsiona, by z kimkolwiek rozmawiać na ten temat. Nawet niechętnie wspominałyśmy o tym między sobą, a jeśli juŜ poruszałyśmy tę sprawę, mówiłyśmy szeptem. Zastanawiałam się, czy Brunon juŜ o tym wie. Nie mogłam pogodzić się z myślą, iŜ będzie musiał poznać prawdę. Zdawałam sobie sprawę, jak bardzo zaleŜy mu na tym, by być świętym Dzieciątkiem. Koniecznie musiałam zobaczyć się z Brunonem. Zdumiewała mnie siła własnych uczuć. Nie obchodziło mnie, na jakie niebezpieczeństwo się naraŜam. Po
prostu chciałam mu powiedzieć, Ŝe w niczym mi nie przeszkadza, iŜ jest synem Keziah i mnicha. Prawdę mówiąc, odczułam pewną ulgę, chociaŜ wiedziałam, jakie to nieszczęście dla opactwa. Musiałam go zobaczyć. Wyszłam z domu i pobiegłam do sekretnych drzwi. Odsunęłam bluszcz i juŜ po chwili znajdowałam się na terenie opactwa. Serce waliło mi tak mocno, Ŝe aŜ się dusiłam. Nie śmiałam się zatrzymać, by pomyśleć, co się ze mną stanie, jeśli ktoś mnie przyłapie. Dotarłam do miejsca, gdzie zazwyczaj spotykałyśmy się z Brunonem, i schowałam się w krzakach, z których często korzystałyśmy z Kate. Miałam raczej dość absurdalną nadzieję, Ŝe Brunon tam przyjdzie. To właśnie wtedy zobaczyłam ową przeraŜającą scenę. Czekałam niemal pół godziny, lecz kiedy w końcu pojawił się tam Brunon, nie był sam. Towarzyszył mu brat Ambrose. Pamiętałam go dzięki owej przygodzie, kiedy Keziah posadziła mnie na murze i – ku mojej ogromnej konsternacji – przekomarzała się z mnichem. Gdy zobaczyłam Brunona, nie miałam najmniejszych wątpliwości, Ŝe juŜ o wszystkim wie. Na jego twarzy widać było zagubienie. Ambrose coś próbował mu wytłumaczyć. Widocznie przyszli tutaj, gdyŜ było to jedyne nie uprawiane miejsce na terenie opactwa i rzadko ktoś się tu pojawiał. – Niczego nie rozumiesz – mówił Ambrose, a ja bardzo dobrze słyszałam jego słowa. – ZaleŜało mi, by móc cię pilnować. Chciałem mieć wpływ na twoje wychowanie. Popełniłem błąd. Postąpiłem wyjątkowo niegodziwie. W pewnym sensie dopuściłem się bluźniersrwa... lecz zrobiłem to, poniewaŜ nie mogłem znieść myśli, Ŝe będę musiał się z tobą rozstać. Wzruszyło mnie słyszalne w jego głosie cierpienie. Doskonale rozumiałam dręczące go potworne wyrzuty sumienia i nieustanne obawy. Bez trudu mogłam sobie wyobrazić, jak umartwia się w swojej celi niczym grzesznik, który swym postępowaniem zamknął przed sobą bramy raju. Tak właśnie musiał czuć się Adam po zjedzeniu zakazanego owocu. Serdecznie współczułam bratu Ambrose'owi. Przypomniałam sobie, Ŝe mój ojciec opuścił opactwo, bo zaleŜało mu na rodzinie. Najwyraźniej Ambrose powinien zrobić to samo. On jednak chciał mieć to co najlepsze z obu światów – mnisią celę i syna. Doskonale to rozumiałam i bardzo chciałam, by Brunon powiedział, Ŝe on takŜe to rozumie. Lecz Brunon milczał. – JuŜ przynajmniej milion razy odpokutowałem za swój grzech – ciągnął brat Ambrose. – Ale obserwowanie ciebie zawsze sprawiało mi ogromną przyjemność. Czy nie wyczuwałeś szczególnej czułości z mojej strony? Nie domyślałeś się, Ŝe jesteś moim synem? Byłem zazdrosny o Clementa, o godziny, które spędzałeś z
Valerianem. To ja chciałem uczyć cię greki i łaciny, marzyłem, by piec dla ciebie smakołyki. Tymczasem mogłem jedynie opowiadać ci o tajemnicach ziół, zapoznawać z ich leczniczymi i trucicielskimi właściwościami. Zazdrościłem wszystkim pozostałym czasu, który z tobą spędzali. Oni teŜ cię kochali, na swój sposób... ale to ja byłem twoim ojcem. Tak bardzo chciałbym, Ŝebyś przynajmniej raz... nazwał mnie tatą. Brunon nadal milczał. Oczami duszy widziałam tę sytuację – wzrastające dziecko, zaniepokojonego ojca, jego miłość, zadowolenie i potworne wyrzuty sumienia. Rozumiałam radość i cierpienie mnicha, dlatego miałam ochotę zawołać: „Brunonie, powiedz mu kilka miłych słów. Zapewnij, Ŝe z przyjemnością będziesz mówił do niego ojcze". Brunon nadal milczał jak zaklęty. Potem nagle scena się zmieniła i usłyszałam donośny szorstki głos: – A więc tu jesteście! Papcio i synalek! Po czym, ku mojemu przeraŜeniu, pojawił się Rolf Weaver. Skuliłam się w krzakach. Pomyślałam o nagiej Keziah przywiązanej sznurem do łóŜka i modliłam się, by nikt mnie nie wypatrzył. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co by się ze mną stało, gdyby mnie dostrzeŜono. Brutalny i ordynarny męŜczyzna, którego postępowania w ogóle nie potrafiłam zrozumieć, wyglądał przeraŜająco. Miał na sobie rozpięty do pasa kubrak, spod którego widać było zarośniętą czarnymi włosami pierś; całości dopełniała czerwonawa twarz i długie ciemne włosy, wyrastające tuŜ nad niskim czołem. Był istnym wcieleniem bestii. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe jest w stanie popełnić kaŜdą okropność. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego Keziah uwaŜa go za atrakcyjnego, mimo Ŝe tak źle ją traktował. Lecz Kate wyjaśniła mi, Ŝe kobiety w rodzaju Keziah znajdują swoistą przyjemność w pewnego rodzaju okrucieństwie. Przypomniałam sobie, co moja opiekunka mówiła o jego obcesowych pieszczotach. ZauwaŜyłam, Ŝe gdy Keziah o tym opowiadała, Kate krzywiła usta z obrzydzeniem. Okazuje się, Ŝe Kate wiedziała bardzo duŜo rzeczy, o których ja nie miałam nawet bladego pojęcia. Chciałabym, Ŝeby teraz była ze mną. Dodałaby mi otuchy, zwłaszcza Ŝe zaczęłam się zastanawiać, skąd wzięłam odwagę, by przyjść tu w pojedynkę. Na szczęście w tym momencie nikt się mną nie interesował. Rolf Weaver miał przed sobą dwie osoby, które mógł dręczyć, i to na nich całkowicie skupił uwagę. – No więc – zawołał – jak się czujesz, wiedząc, Ŝe jesteś synem rozpustnego mnicha i wiejskiej ladacznicy?! Wpatrywałam się w twarz Brunona. Była biała niczym marmurowe lico
drogocennej Madonny. Nie odezwał się. Ambrose zrobił krok w stronę Rolfa Weavera. – UwaŜaj, mnichu! – krzyknął Weaver. – Klnę się na Boga, Ŝe obedrę cię Ŝywcem ze skóry, jeśli odwaŜysz się podnieść na mnie rękę. Nie wystarczy, Ŝe okłamałeś swojego opata, Ŝe zbezcześciłeś klasztor i popełniłeś grzech śmiertelny? Masz jeszcze czelność grozić człowiekowi króla? – Roześmiał się. – Muszę przyznać, Ŝe to zmysłowa kobieta. Na dodatek bardzo chętna. Na Boga, wystarczy raz na nią spojrzeć i juŜ się wie, Ŝe z przyjemnością pójdzie z człowiekiem do łóŜka. To twoja matka, chłopcze. Chętnie zobaczyłbym, jak baraszkują w trawie! Tak właśnie się począłeś. Nie wątpię, Ŝe świątobliwy mnich i jego puszczalska panienka musieli przeŜyć prawdziwy szok kiedy się zorientowali, Ŝe jesteś w drodze. Wyrzucił z siebie kilka słów, których w ogóle nie zrozumiałam. Wiedziałam jedynie, Ŝe najchętniej zatkałabym uszy i wzięła nogi za pas. Nie mogłam się jednak ruszyć, bo wówczas zdradziłabym swoją obecność, choć co dziwne, przede wszystkim obawiałam się, co by było, gdyby Brunon wiedział, Ŝe jestem świadkiem jego wstydu. W duŜo mniejszym stopniu przeraŜało mnie to, co mógłby mi zrobić Rolf Weaver. I wtedy to się stało. Brat Ambrose rzucił się na Rolfa Weavera, chwycił go za gardło i obaj zaczęli tarzać się po ziemi. Brunon stał, jakby nie był w stanie wykonać najlŜejszego ruchu, i jedynie na nich patrzył. Widziałam, Ŝe brat Ambrose usiadł na Rolfie Weaverze i wciąŜ trzymając go za gardło, kilkakrotnie uderzył jego głową o ziemię. Patrzyłam przeraŜona. Widziałam purpurową twarz Rolfa Weavera, słyszałam, jak z trudem łapie powietrze. Potem nagle zapadła cisza. Brat Ambrose wstał, wziął Brunona za rękę i powoli odeszli w stronę zabudowań klasztornych. Jeszcze przez sekundę lub dwie ukrywałam się w krzakach, a potem ruszyłam biegiem w drogę powrotną, starając się jak najszerszym łukiem okrąŜyć męŜczyznę nieruchomo leŜącego na trawie. Następnego dnia o zachodzie słońca przy bramie opactwa zawisło na szubienicy ciało brata Ambrose'a. Ojciec zabronił matce, mnie i Kate zbliŜać się do tego miejsca. Był potwornie zrozpaczony, bo w tym samym czasie zmarł opat. – śyjemy w okropnych czasach, moje dziecko – rzekł.
W domu zapanowała niemal całkowita cisza, bo nawet jeśli rozmawialiśmy, robiliśmy to szeptem. Wszyscy czekaliśmy, co jeszcze moŜe się zdarzyć. Ojciec stwierdził, Ŝe z jednego bardzo się cieszy. Jego przyjaciel, sir Thomas Morę, nie musiał przeŜywać przeraŜających wydarzeń, których główną przyczyną było dąŜenie króla do zaspokojenia swoich zachcianek bez zwaŜania na ewentualne konsekwencje. Cieszyłam się, Ŝe ojciec powiedział to tylko mnie, i przeraŜona błagałam, by nie dzielił się tą refleksją z nikim innym. Uspokoił mnie, obiecał, Ŝe będzie uwaŜał – na tyle, na ile to tylko moŜliwe w tych niebezpiecznych czasach. Teraz juŜ oficjalnie opactwo naleŜało do króla. Ze względu na haniebne czyny, które jak powiedziano, popełniono na terenie klasztoru, członkowie zakonu nie dostaną Ŝadnych odszkodowań. Opat, który miał szansę na biskupstwo, gdyby nie ujawniono tego skandalu, na szczęście dla samego siebie zmarł. Przypuszczałam, Ŝe musiał to być dla niego najboleśniejszy cios, jaki mu zadano. Nie dziwota, iŜ pękło mu serce, gdy się dowiedział, Ŝe został oszukany przez jednego ze swoich mnichów, który ośmielił się zbezcześcić Ŝłóbek, kładąc do niego swoje nieślubne dziecko; lecz chyba jeszcze większym ciosem była dlań utrata opactwa. W tamtych dniach do naszych uszu docierały męskie głosy, które towarzyszyły ładowaniu skarbów na końskie grzbiety i wywoŜeniu ich. Część bogactw zginęła juŜ wcześniej wyniesiona przez złodziei. W nocy ukradli piękne ornaty, poniewaŜ przetykane były złotą i srebrną nitką. Gdyby zostali przyłapani na gorącym uczynku, od razu by ich powieszono, lecz wcale się tym nie przejmowali. Mieli zbyt duŜo do zyskania. Wiele manuskryptów, w tym równieŜ prace brata Valeriana, złoŜono przed opactwem na stosie i spalono. Ogromną wartość miał równieŜ ołów, którym pokryte były dachy, dlatego zdarto go na rozkaz człowieka, który przejął obowiązki Rolfa Weavera. Mnisi zostali wyrzuceni na bruk i zdani tylko na siebie, choć byli całkiem nieprzystosowani do Ŝycia w normalnym świecie. Gdy brat John i brat James przyszli poŜegnać się z moim ojcem, natychmiast otrzymali propozycję zamieszkania u nas. Odmówili. – Jeśli na to przystaniemy – wyjaśnili – moŜemy narazić cię na ogromne niebezpieczeństwo, poza tym jako braciszkowie zakonni nie jesteśmy tak nieporadni jak reszta. Bywaliśmy trochę w świecie i załatwialiśmy dla opactwa róŜne sprawy. Znamy w Londynie handlarza wełną, który moŜe dać nam pracę. Widząc ich nieugiętą postawę, ojciec uparł się, by przynajmniej przyjęli od
niego sporą sakiewkę na drogę. Jeszcze tego samego dnia byłam w gabinecie ojca i rozmawiałam z nim o okropnym nieszczęściu, jakie spotkało Świętego Brunona, gdy przyłączył się do nas Simon Caseman. Ojciec właśnie mówił, Ŝe bardzo chciał, by obaj braciszkowie zostali, kiedy zobaczyliśmy dwóch wędrujących przez trawnik mnichów. Ojciec natychmiast popędził im na spotkanie, a Simon Caseman i ja ruszyliśmy w ślad za nim. Zakonnicy przedstawili się ojcu jako brat Clement i brat Eugene, po czym powiedzieli, Ŝe jeden z nich pracował w klasztornej piekarni, a drugi w browarze. Byli skonsternowani i nie mieli dokąd pójść. Najwyraźniej nic nie wiedzieli o Ŝyciu. Wyprawienie ich w świat przypominałoby wysłanie dwóch owieczek między wilki. Ojciec natychmiast zaproponował im pracę w kuchni i browarze. Powiedział, Ŝe jeśli załoŜą barchanowe kubraki i grube rajstopy, będą wyglądać dokładnie tak samo jak reszta słuŜby, chociaŜ dobrze by było, gdyby nie wspominali, skąd przyszli. Simon Caseman był przeraŜony. Przestrzegał ojca, Ŝe przyjęcie wyrzuconych mnichów moŜe zostać uznane za zdradę króla. Ojciec zdawał sobie z tego sprawę, utrzymywał jednak, Ŝe nie jest w stanie odesłać tych ludzi. Byłam pewna, Ŝe przyjąłby wszystkich zakonników, tak jak próbował przyjąć Johna i Jamesa, na szczęście juŜ wcześniej rozpierzchli się na wszystkie strony. Jeszcze tego samego dnia pojawił się Brunon. Spacerowałam z ojcem po ogrodzie, rozmawiając o okropnym wydarzeniu i co ono oznacza dla męŜczyzn, którzy znaczną część Ŝycia spędzili za klauzurą, a teraz nagle zostali bez środków do Ŝycia i dachu nad głową. – MoŜe ktoś jeszcze przyłączy się do Clementa i Eugene'a – mówił ojciec. W tym momencie zobaczyliśmy Brunona. – Witaj, Brunonie! – zawołałam. – Tak się cieszę, Ŝe cię widzę. Przez cały czas o tobie myślałam. Ojciec wyglądał na zaskoczonego, wręcz zaszokowanego. Zdałam sobie sprawę, Ŝe nie zna Brunona. – Ojcze – powiedziałam – to właśnie on został znaleziony w Ŝłóbku w owo pamiętne BoŜe Narodzenie. – Biedny chłopczyna! – zawołał ojciec. – Gdzie ty się teraz podziejesz? – Muszę znaleźć sobie jakąś kryjówkę – odparł – przynajmniej do czasu, kiedy nie będzie mi juŜ potrzebna.
Uznałam, Ŝe to dość dziwna odpowiedź, lecz wszystko, co robił Brunon, było raczej niezwykłe. – JuŜ ją znalazłeś – stwierdził ojciec. – Zostaniesz u nas. – Dziękuję – odparł Brunon. – Postaram się, by pan nigdy nie Ŝałował tego dnia. Gdy zaprowadziliśmy Brunona do domu, byłam szczęśliwsza niŜ kiedykolwiek wcześniej. Dostał własny pokój. Powiedziałam ojcu, Ŝe nie moŜemy pozwolić, by święte Dzieciątko sypiało ze słuŜbą, a kiedy zostaliśmy sami, wyjaśniłam swoją znajomość z Brunonem i opowiedziałam o ukrytych drzwiach. – Postąpiłaś źle – oświadczył ojciec – lecz moŜe był w tym jakiś cel. Damask, ten chłopiec wciąŜ wierzy w swoje boskie pochodzenie. Miał rację. Nikt nie mógł traktować Brunona jak słuŜącego. Ojciec powiedział wszystkim domownikom, Ŝe nowy członek rodziny jest synem przyjaciół. Miał brać z nami lekcje. Brunon zaakceptował taki stan rzeczy. Nie stracił ani odrobiny arogancji, którą obie z Kate tak bardzo podziwiałyśmy i która jednocześnie tak bardzo ją draŜniła. Upierał się, Ŝe poddana torturom Keziah skłamała, Ambrose równieŜ. Powiedział, Ŝe wszystko przewidział. Była to część boskiego planu, który pewnego dnia wszyscy poznamy. Choć byłam święcie przekonana, Ŝe Brunon tak mówi, bo nie chce przyjąć do wiadomości prawdy, gdy przebywałam z nim, niemal mu wierzyłam. Ludzie króla wyjechali, a poniewaŜ zabrali ze sobą ołów, którym pokryty był dach kościoła, w klasztorze zaczęły się gnieździć sowy i szczury. Na rozkaz mojego ojca usunięto z szubienic gnijące ciała i pochowano je z naleŜytym szacunkiem. Potem przez kilka tygodni drŜeliśmy ze strachu, Ŝe ten postępek uznany zostanie za zdradę, a jednocześnie czekaliśmy, aŜ pojawi się ktoś, kto przejmie opactwo i naleŜącą do niego ziemię. Jednak nikt nie przyjeŜdŜał. Opactwo stało niczym szkielet gigantycznego potwora, przypominając nam o świecie, który przepadł na zawsze.
Lord Remus Wszędzie następowały zmiany. Niebezpiecznie było wyjść po zmierzchu, bo na polnych droŜynach i w lasach grasowały bandy rabusiów, którzy nawet dla niewielkiej ilości pieniędzy bez wahania napadali, a czasami wręcz zabijali. W przeszłości Ŝebracy i włóczędzy mieli pewność, Ŝe w opactwie dostaną jakiś posiłek, a w razie potrzeby dach nad głową. Teraz nie mogli juŜ na to liczyć. Do Ŝebraków dołączyli zakonnicy, których pozbawiono moŜliwości Ŝycia w jedyny znany im sposób. Musieli więc chodzić po prośbie lub głodować. Co prawda niektórzy z nich mogli pracować, lecz niewielu ludzi chciało przyjąć ich pod swój dach, tak jak zrobił to mój ojciec, gdyŜ Simon Caseman miał rację mówiąc, Ŝe takie posunięcie mogło być uznane za zdradę. Brat Clement łatwo się przystosował i nikt by nie zgadł, Ŝe większą część Ŝycia spędził w klasztorze. Czasami przy pracy śpiewał wspaniałym barytonem jakąś piosenkę i nigdy nie jedliśmy równie wspaniałych bochenków chleba ani białych bułeczek jak te, które wychodziły z jego pieca. W takim samym stopniu zadowolony był pracujący w browarze brat Eugene. Robił dŜin, a takŜe wino z tarniny, mlecza i czarnego bzu, poza tym wciąŜ eksperymentował z jagodami, pragnąc udoskonalić swoje piwo. Gdy obaj zorientowali się, Ŝe w naszym domu zamieszkał takŜe Brunon, nie potrafili ukryć ogromnego zadowolenia. Wiedziałam, Ŝe nie uda się zachować jego toŜsamości w tajemnicy. Kiedy Clement i Eugene byli razem, szeptem wspominali dawne czasy, a ilekroć padło imię Ambrose'a, pośpiesznie kreślili na piersi znak krzyŜa. Nie wiem, co bardziej ich szokowało – czy świadomość, Ŝe ich współtowarzysz zgrzeszył, mając dziecko, a potem umieszczając je w Ŝłóbku, by w ten sposób sprawić cud, czy teŜ jego okrutna śmierć. Natomiast jeśli chodzi a domowników, wszyscy najwyraźniej skuliliśmy się pod wpływem ciosu, który całkowicie nas ogłuszył. Ojciec był zrezygnowany, jakby na coś czekał. Wiedziałam, Ŝe wiele godzin spędza na klęczkach, modląc się. Często chadzał do naszej niewielkiej kaplicy, znajdującej się w zachodnim skrzydle domu, i przebywał tam nieraz nawet kilka godzin. Miałam wraŜenie, Ŝe przygotowuje się na jakąś cięŜką przeprawę. Matka pracowała gorączkowo w ogrodzie, a na jej zazwyczaj spokojnej twarzy nierzadko malowało się zdumienie. Coraz bardziej polegała na Simonie, który jeśli tylko miał czas, nosił za nią koszyk i pomagał zajmować się sadzonkami. Nawet Kate dziwnie ucichła. Nadal była
złakniona wielkich wraŜeń, lecz nie takich, z jakimi ostatnio mieliśmy do czynienia. Najmniej wszystkim przejmował się Rupert. Nadal spokojnie zajmował się ziemią, jakby nic się nie wydarzyło. Największe obawy wzbudzał we mnie Brunon. Jego oczy płonęły złością, ilekroć Kate lub ja wspomniałyśmy, Ŝe to brat Ambrose umieścił go w Ŝłóbku. Bez przerwy gorączkowo powtarzał, Ŝe powiedziano wiele kłamstw i Ŝe pewnego dnia nam to udowodni. Kate szybciej niŜ ja otrząsnęła się po przeŜytym szoku, a poniewaŜ Brunon zamieszkał w naszym domu, bez przerwy wypatrywała za nim oczy. Czasami bywaliśmy tylko we trójkę, jak niegdyś, i wówczas wszystko było jak za dawnych czasów, kiedy opactwo jeszcze istniało, a my bezprawnie wkradałyśmy się na jego teren. Kate często draŜniła się z Brunonem. Jeśli rzeczywiście pochodzi z nieba – pytała – czemu nie wezwał wszystkich mocy niebieskich przeciwko ludziom Cromwella? W jego oczach pojawiał się błysk wściekłości, mimo to Kate zawsze potrafiła wzbudzić w nim uczucia, którymi z całą pewnością nie darzył nikogo oprócz niej. Uparcie twierdził, Ŝe słuŜąca i mnich kłamali. A ja, jak juŜ wspomniałam, przebywając w jego towarzystwie, wierzyłam w te zapewnienia. Rupert miał juŜ dwadzieścia lat. Powinien zająć się własną ziemią, okazało się jednak, Ŝe jej nie ma. Kiedy jego rodzice umarli, naleŜąca do nich posiadłość została sprzedana, a zdobyte w ten sposób pieniądze poszły na spłatę zaciągniętych przez nich długów. Resztę ojciec odłoŜył i postanowił przekazać Rupertowi, gdy osiągnie odpowiedni wiek, chociaŜ nigdy nie informował moich kuzynów, jak wyglądają ich sprawy majątkowe, nie chcąc, by myśleli, Ŝe Ŝyją na naszej łasce. Rupert powiedział mi o tym osobiście, gdy pewnego dnia przyszedł do mnie do sadu. Siedziałam w ulubionym miejscu pod leszczyną, czytając ksiąŜkę, kiedy się pojawił i połoŜył obok mnie. Wziął do ręki orzech i bezmyślnie rzucił go przed siebie, a potem zaczął do mnie mówić. Nagle zdałam sobie sprawę, Ŝe właśnie mi się oświadczył. – Wuj jest najlepszym na świecie człowiekiem – zaczął i z pewnością udało mu się wybrać dobry początek, bo sprawił mi ogromną przyjemność. Chętnie się z nim zgodziłam. – Czasami – odparłam – boję się, Ŝe jest za dobry. Rupert zaczął się zastanawiać, czy moŜna być za dobrym.
A ja odparłam, Ŝe tak, jeśli człowiek przez wzgląd na innych sam naraŜa się na niebezpieczeństwo. Ojciec przyjął mnichów, choć trudno taki postępek uznać za mądry. Taki sam był sir Thomas Morę. CzyŜby o nim zapomniał? Miał zbyt dobre serce i co się z nim stało? Przypłacił to głową, a szczęśliwe niegdyś domostwo przestało istnieć. – Czasami Ŝycie potrafi być okrutne, Damask – stwierdził Rupert. – Dlatego dobrze mieć kogoś u swego boku. Zgodziłam się. – Myślałem – ciągnął – Ŝe pewnego dnia stąd wyjadę i zajmę się swoją posiadłością, dowiedziałem się jednak, Ŝe nie mam ani kawałka ziemi. Twój ojciec nie chciał, Ŝebyśmy wiedzieli, iŜ jesteśmy nędzarzami, dlatego nie powiedział nam, Ŝe nasza ziemia po śmierci rodziców została przejęta przez wierzycieli. Tak więc, Damask, nie mam nic. – Ale masz nas. Tu jest twój dom. – Chciałbym, Ŝeby tak zostało. – Ojciec często powtarza, Ŝe nikt nigdy nie troszczył się o naszą ziemię tak dobrze jak ty. Ludzie chętnie dla ciebie pracują. – Kocham rolę, Damask. Wiem, Ŝe twój ojciec pragnie, bym został tu na zawsze. – A zostaniesz? – To zaleŜy. – Od czego? – zapytałam. – Od ciebie. Pewnego dnia ta ziemia będzie naleŜała do ciebie... do ciebie i twojego męŜa. Wtedy nie będziesz mnie tu chciała. – To bzdura, Rupercie. Zawsze będę chciała mieć przy sobie ciebie i Kate. Jesteście dla mnie niczym brat i siostra. – Niewątpliwie Kate wyjdzie za mąŜ. – Ty teŜ się oŜenisz, Rupercie. I sprowadzisz tu Ŝonę. Czemu nie? Dom jest wystarczająco duŜy, poza tym zawsze moŜemy go rozbudować. Mamy mnóstwo ziemi. Wyglądasz na smutnego. – To miejsce stało się moim drugim domem – wyznał. – Kocham tę ziemię, kocham zwierzęta. Poza tym wuj zastąpił mi ojca. – A ja stałam się drugą siostrą. Och, nie zniosłabym, gdyby to wszystko miało się rozpaść... jak opactwo. Podniósł następny orzech i tak jak poprzednio, rzucił nim przed siebie. – Twój ojciec ma nadzieję – wyznał – Ŝe się pobierzemy.
– MałŜeństwa nie zawiera się tylko dlatego, Ŝe byłoby to bardzo dogodne – odparłam ostro. – Och, nie, nie – powiedział Rupert szybko. Czułam się trochę uraŜona. W pewnym sensie były to oświadczyny, pierwsze w moim Ŝyciu oświadczyny, tymczasem propozycję tę przedstawiono mi jako najlepsze rozwiązanie dotyczące przyszłości ziemi naleŜącej do mojego ojca. Mruknęłam, Ŝe muszę dokończyć ćwiczenie z łaciny, więc Rupert z delikatnym rumieńcem na twarzy wstał i odszedł. Zaczęłam myśleć o małŜeństwie z Rupertem i dorastających w tym domu dzieciach. Chciałabym mieć liczną rodzinę. Zarumieniłam się, gdyŜ w roli ojca moich dzieci wyobraziłam sobie kogoś innego, nie Ruperta. Powędrowałam do swojego pokoju. Usiadłam we wnęce okiennej i zaczęłam wyglądać przez zasłonięte koronką okno. Zobaczyłam Kate spacerującą z Brunonem. Byli zatopieni w jakiejś powaŜnej rozmowie. Zrobiło mi się przykro, bo Brunon nigdy nie dyskutował ze mną w taki sposób. Prawdę mówiąc, z nikim tak nie rozmawiał – poza Kate. Kiedy Keziah dowiedziała się, Ŝe Ambrose'a powieszono na szubienicy ustawionej przed bramą opactwa, poszła tam i nie mogła oderwać od niego wzroku. Trudno było ją stamtąd zabrać. Jedna ze słuŜących przyprowadziła ją do domu, lecz Keziah wróciła i przez całą pierwszą noc czuwała przy szubienicy. Nazajutrz Jennet – jedna z naszych pokojówek – przyprowadziła Keziah z powrotem do domu, twierdząc, Ŝe moja opiekunka sprawia wraŜenie szalonej i dziwnie się zachowuje. Poszłam do niej. Rzeczywiście nie była sobą. PołoŜyłam ją do łóŜka i kazałam w nim zostać. LeŜała przez tydzień. Rany na jej udach wyraźnie się rozogniły, a poniewaŜ nie wiedziałam, jak sobie z nimi poradzić, powędrowałam do lasu, do matki Salter, i poprosiłam o radę. Była zadowolona, Ŝe doglądam Keziah. Dala mi jakieś mikstury do smarowania jątrzących się ran i mieszankę ziołową, którą Keziah miała pić. Osobiście pielęgnowałam swoją opiekunkę. Przynajmniej miałam czym się zająć w owym dziwnym czasie. Sądzę, Ŝe problem Keziah częściowo polegał na tym, iŜ nie była w stanie spojrzeć ludziom w oczy. Ambrose nie Ŝył, a ona została sama. Jako sprawczyni nikczemnego kawału, bała się stawić czoło całemu światu. Czasami, gdy siedziałam przy jej łóŜku, mówiła coś bez ładu i składu. Opowiadała, w jaki sposób kusiła Ambrose'a. UwaŜała się za winną i niegodziwą. – Och, Damask – prosiła – nie myśl o mnie źle. To było dla mnie coś równie naturalnego jak oddychanie i nic nie mogło mnie powstrzymać. Czasami tak
właśnie dzieje się z niektórymi kobietami. Choć z tobą moŜe będzie inaczej... z panienką Kate równieŜ. MęŜczyźni powinni wystrzegać się panienki Kate. To z wierzchu ogień, a pod spodem lód. Takie kobiety są najniebezpieczniejsze. Lecz ty, Damask, będziesz dobrą i wierną Ŝoną, i to jest najlepsze wyjście. Potem mówiła o Brunonie. – Nawet nie chce na mnie patrzeć, Damask, a gdy juŜ to robi, w jego oczach widać pogardę. Nigdy mi nie wybaczy, Ŝe jestem jego matką. To wielki marzyciel. Uwierzył, Ŝe zesłały go niebiosa. Myślał, iŜ jest świętą Dzieciną, a potem nagle dowiedział się, Ŝe zrodził się z grzechu popełnionego przez rozwiązłą dziewkę słuŜebną i mnicha, który złamał śluby. Błagałam ją, by leŜała spokojnie. Przeszłość to przeszłość, pora zacząć myśleć o przyszłości. – Ojej – powiedziała, uśmiechając się do mnie jak za dawnych czasów. – Mówisz zupełnie jak twój ojciec. – Nie ma człowieka, którego bardziej chciałabym naśladować – zapewniłam ją. Dodawałam jej otuchy, opatrywałam jej rany i smarowałam je maściami, które dostałam od matki Salter. Obowiązki Keziah poprzydzielałam innym słuŜącym, by mogła odpoczywać w samotności, póki nie nabierze sił, by stawić czoło całemu światu. Często siadywała w oknie, licząc na to, Ŝe uda się jej zobaczyć Brunona. Moim zdaniem zdawał sobie sprawę, Ŝe matka go obserwuje, lecz nigdy nawet nie zerknął w jej okno. Pewnego razu powiedziałam mu: – Keziah wypatruje za tobą oczy. Gdybyś spojrzał w jej okno i uśmiechnął się, poczułaby się znacznie lepiej. Spojrzał na mnie chłodno. – To podła kobieta – oświadczył. – Jest twoją matką – przypomniałam mu. – Nie wierzę w to. Miał ponurą twarz i zimny wzrok. Zorientowałam się, Ŝe Brunon nie przyjmuje tego do wiadomości. Brakowało mu odwagi, by stawić czoła prawdzie. Tak długo Ŝył w przeświadczeniu, iŜ nie jest zwyczajnym człowiekiem, Ŝe nie zwaŜał na prawdziwą wersję wydarzeń. – Musisz spojrzeć prawdzie w oczy, Brunonie – powiedziałam łagodnie. – Prawdzie?! Masz na myśli słowa wypowiedziane przez niegodziwego mnicha
i rozwiązłą słuŜącą? Nie przyznałam się, Ŝe słyszałam, jak Ambrose rozmawiał z nim tuŜ przed zamordowaniem Rolfa Weavera. – To kłamstwo! – oświadczył Brunon niemal histerycznie. – Kłamstwo, kłamstwo, i jeszcze raz kłamstwo. Doszłam do wniosku, Ŝe Brunon w jakiś sposób przypomina Keziah. Ona nie była w stanie stawić czoła światu, a on prawdzie. * Jak szybko człowiek przyzwyczaja się do zmian! Minął zaledwie miesiąc od chwili, kiedy ostatnie konie wyjechały, unosząc na grzbiecie skarby z klasztoru, a my zdąŜyliśmy się juŜ dostosować do nowego trybu Ŝycia. Drzewa okryły się liśćmi, zazieleniła się orlica, krzewy puściły nowe pędy. Tego roku róŜe kwitły jak nigdy wcześniej, a moja matka większość czasu spędzała w ogrodzie. Brunon pomógł jej załoŜyć ogród z ziołami, bo Ambrose sporo go o nich nauczył. Matka była bardzo zadowolona. Brunon pracował z nią w milczeniu, z czego chyba nawet nie zdawała sobie sprawy. Klasztorny ogród zaczął zarastać zielskiem; nikt nie ingerował; nie wiadomo było, jak potraktowane zostałoby jakiekolwiek działanie. KaŜdego dnia czekaliśmy, Ŝe coś się wydarzy, wyglądało jednak na to, iŜ całkowicie zapomniano o Świętym Brunonie. Pod koniec kaŜdego dnia przy naszej bramie pojawiało się kilku Ŝebraków, dlatego na rozkaz ojca w ogrodzie ustawiono stół i ławy, by kaŜdy potrzebujący mógł spokojnie wypić kwartę piwa i zjeść tyle ciasta, ile zdoła. Pewnego dnia siedziałam w róŜanym ogrodzie matki – było to urocze miejsce otoczone murem biegnącym aŜ do kutej Ŝelaznej bramy. Powiedziałam sobie: „Taka sytuacja nie będzie trwać wiecznie. To tylko cisza przed burzą. Wkrótce coś się wydarzy". Keziah nie moŜe wciąŜ przebywać w swojej sypialni, będzie musiała zacząć coś robić. Ojciec wróci do normalnego Ŝycia i nie będzie spędzał tyle czasu na samotnej modlitwie. Ktoś przejmie opactwo. Słyszałam, Ŝe król daje ziemie klasztorne ludziom, którzy w jakiś sposób zasłuŜyli sobie na jego przychylność. Tak, obecna sytuacja musi się zmienić. Gdy snułam owe rozwaŜania, nagle zaskrzypiała brama i w ogrodzie pojawili się Brunon i Kate. Trzymali się za ręce. Byli zatopieni w jakiejś powaŜnej rozmowie. Potem mnie zauwaŜyli. – O, Damask! – krzyknęła Kate wyraźnie zaskoczona. ZauwaŜyłam, Ŝe jej oczy lśnią, a na twarzy widać jakąś dziwną łagodność. Zrobiło mi się smutno, bo przy Kate Brunon był całkiem inny niŜ w towarzystwie
reszty ludzi. Czułam, Ŝe zostałam wyłączona z magicznego kręgu, do którego bardzo chciałam naleŜeć. – RóŜe są w tym roku wyjątkowo piękne – zagaiłam. Wyczułam, Ŝe chcą odejść lub w jakiś sposób się mnie pozbyć. Jednak nie ustępowałam. – Usiądźcie – zaproponowałam. – Tu jest bardzo miło. Ku mojemu zaskoczeniu zgodzili się. Brunon usiadł między nami dwiema. – Jest tak – mówiłam – jak za dawnych czasów, gdy spotykaliśmy się na terenie opactwa. – Tu jest całkiem inaczej – zripostowała Kate. – Znajdujemy się w róŜanym ogrodzie mojej ciotki, a nie na ziemi naleŜącej do klasztoru. – Miałam na myśli fakt, Ŝe znowu jesteśmy we trójkę. – To dawne czasy – wyznał Brunon. Bardzo zaleŜało mi na powrocie do tamtych dni, kiedy stanowiliśmy trio, a ja byłam jego częścią składową. – Nigdy nie zapomnę tego dnia – ciągnęłam – kiedy w trójkę weszliśmy na teren klasztoru, a ty pokazałeś nam drogocenną Madonnę. Na policzkach Brunona pojawił się delikatny rumieniec. Kate dziwnie ucichła. Przypuszczałam, Ŝe oboje, tak samo jak ja, przypomnieli sobie chwilę, kiedy ogromne, wzmacniane Ŝelaznymi okuciami drzwi otworzyły się z głośnym skrzypieniem, które mogłoby obudzić nawet umarłego. WciąŜ pamiętałam wilgoć unoszącą się z wielkich kamiennych płyt, nie zapomniałam równieŜ otaczającej nas ze wszystkich stron niczym nie zmąconej ciszy. – Często się zastanawiam – przyznałam – co stało się z Madonną. Ci ludzie musieli ją zabrać i przekazać wszystkie klejnoty królowi. – Nie wzięli jej – oświadczył Brunon. – Zdarzył się cud. Obie odwróciłyśmy się w jego stronę, a ja wiedziałam, Ŝe z nikim nie rozmawiał wcześniej o drogocennej Madonnie, nawet z Kate. – Co się stało? – Kiedy ludzie Cromwella weszli do kaplicy, Madonny nie było. – Gdzie się podziała? – zapytała Kate. – Nikt tego nie wie. Po prostu zniknęła. Ktoś uznał, Ŝe wróciła do nieba, nie chcąc, by dopadli ją rabusie. – Nikt nie wmówi mi czegoś takiego – powiedziała stanowczo Kate. – Przestałam juŜ wierzyć w cuda. Brunon poderwał się zarumieniony i zły. Kate złapała go za rękę, lecz on ją
odepchnął, po czym wybiegł z róŜanego ogrodu. Kate ruszyła za nim. Kiedy zostałam sama, zdałam sobie sprawę, Ŝe nigdy nie będę tak bliska Brunonowi jak Kate, i zrobiło mi się z tego powodu bardzo smutno. WciąŜ jeszcze siedziałam w róŜanym ogrodzie, gdy pojawił się w nim Simon Caseman. Myślałam, Ŝe szuka mojej matki, więc powiedziałam mu, Ŝe znajdzie ją przy ziołach. – Szukałem ciebie, Damask – oświadczył i usiadł obok mnie. Wpatrywał się we mnie z takim natęŜeniem, Ŝe pod wpływem jego wzroku poczułam ogromne zaŜenowanie, które dołączyło się do zmartwienia po ostatnim spotkaniu z Brunonem i Kate. – Jesteś wyjątkowo piękna – ciągnął. – Nie wierzę. – Na dodatek skromna. – To nie ma nic wspólnego ze skromnością – odparłam. – Gdybym uwaŜała się za piękną, nie wahałabym się do tego przyznać, bo nie moŜna wykorzystywać niezwykłej urody, która jest tylko darem boŜym, a nie efektem cięŜkiej pracy. – I mądra – dodał. – Muszę się przyznać, iŜ przy tobie czuję się trochę onieśmielony. Sędzia Farland bez przerwy opowiada o twojej erudycji. – Potraktuj to jako przejaw rodzicielskiej dumy. Ojciec zawsze w swojej gąsce widzi łabędzia. – Jestem tego samego zdania co twój tata. – W takim razie muszę uznać, Ŝe postradałeś umiejętność właściwego oceniania. Zaczynam Ŝywić pewne obawy o twoje wystąpienia w sądzie. – Rozmowa z tobą, Damask, jest ogromną przyjemnością. – Widać łatwo cię zadowolić. – Jeśli pozwolisz, chciałbym zapytać cię o jedną rzecz. – Pozwalam. – Nie jesteś juŜ dzieckiem. Czy kiedykolwiek myślałaś o małŜeństwie? – To chyba całkiem naturalne, Ŝe wszystkie dziewczęta myślą o małŜeństwie. – Człowiek, któremu oddasz rękę, dostąpi podwójnego zaszczytu. Będzie miał piękną, a jednocześnie mądrą Ŝonę. Czego więcej moŜe pragnąć męŜczyzna? Będzie najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. – Nie mam wątpliwości, Ŝe temu, kto poprosi mnie o rękę, równie dobrze moŜe zaleŜeć na moim majątku. – Moja droga Damask, zaręczam ci, Ŝe ten ktoś będzie zbyt oszołomiony twoim
urokiem, by w ogóle myśleć o tego typu sprawach. – Lub tak oszołomiony moim majątkiem, Ŝe nawet nie pomyśli o mojej urodzie i erudycji, nie sądzisz? – Wszystko będzie zaleŜało od męŜczyzny. Gdyby rzeczywiście tak było, zasługiwałby na... – Na co? Powieszenie, odcięcie głowy i ćwiartowanie Ŝywcem? – Na coś znacznie gorszego. Odmowę. – Nie zdawałam sobie sprawy, iŜ potrafisz prowadzić tak czarujące rozmowy. – Jeśli to prawda, zawdzięczam to jedynie twojej inspiracji. – Ciekawe czemu? – Naprawdę tego nie wiesz? Taka mądra osóbka musi być świadoma moich zamiarów. – W stosunku do mnie? – A do kogo innego? – Panie Caseman, czyŜby to były oświadczyny? – Tak. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem, gdybym mógł pójść do twojego ojca i powiedzieć mu, Ŝe zgodziłaś się zostać moją Ŝoną. – W takim razie obawiam się, Ŝe nie mogę sprawić ci tej przyjemności. Wstałam. Serce waliło mi w piersiach, poniewaŜ potwornie się bałam. Nie wiadomo dlaczego nagle ogarnęła mnie przemoŜna chęć ucieczki. Znajdowałam się w spokojnym róŜanym ogrodzie mojej matki z męŜczyzną, który był naszym domownikiem, przyjaźnił się z moim ojcem i cieszył się jego ogromnym szacunkiem, mimo to poczułam do niego dziwną odrazę. Simon Caseman równieŜ się podniósł i stanął obok mnie. Nie był wysokim męŜczyzną – przewyŜszał mnie zaledwie o pięć centymetrów, a jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej. Miał ciepłe, bystre złocistobrązowe oczy i rudawe włosy, a dzięki pokrywającym jego twarz zmarszczkom z bliska w jakiś sposób przypominał lisa. W tym momencie po prostu się go bałam. Odwróciłam się, pragnąc odejść, lecz złapał mnie za ramię. Ściskając je mocno, powiedział: – O czym myślisz, Damask? O małŜeństwie z kimś innym? Byłam zła, Ŝe na moich policzkach pojawiły się rumieńce. – W ogóle nie myślę o małŜeństwie – odparłam. – Chyba nie masz zamiaru wstąpić do zakonu? – Delikatnie skrzywił usta. – To byłby głupi pomysł... zwłaszcza w obecnych czasach, kiedy tak duŜo klasztorów idzie w ślady naszego opactwa.
Uwolniłam ramię i powiedziałam chłodno: – Jestem jeszcze za młoda, by zastanawiać się nad małŜeństwem. Delikatnie musnął ręką przód mojej sukni. – CzyŜby, Damask? Jesteś juŜ kobietą. UwaŜam, Ŝe nie powinnaś odwlekać w czasie przyjemności dostępnych kaŜdej kobiecie. Proszę, nie odrzucaj bezmyślnie mojej propozycji. Jestem święcie przekonany, Ŝe twój ojciec nie miałby nic przeciwko naszemu związkowi. Wiem, Ŝe zaleŜy mu na tym, by zobaczyć cię pod opieką kogoś, komu moŜe zaufać. W końcu Ŝyjemy w trudnych czasach. – Wybór naleŜy do mnie – oświadczyłam. Po czym opuściłam ogród róŜany. Byłam potwornie roztrzęsiona. Nie miałam jeszcze siedemnastu lat, a juŜ dwukrotnie proszono mnie o rękę, podczas gdy starszej ode mnie o dwa lata pięknej Kate nikt jeszcze się nie oświadczył. Czy aby na pewno? Z drugiej jednak strony, kto miałby złoŜyć jej taką propozycję? To dziwne, Ŝe pomyślałam o Kate w taki właśnie sposób, zwłaszcza Ŝe mniej więcej w tydzień po owej scenie, która rozegrała się w róŜanym ogrodzie, w naszym domu pojawił się lord Remus. Wiedzieliśmy, Ŝe przyjedzie, gdyŜ ojciec załatwiał dla niego jakieś sprawy. Był to bardzo bogaty i wpływowy szlachcic, dlatego matka nadała jego wizycie oprawę godną wspaniałej uroczystości. Przez cały dzień Clement cięŜko pracował w piekarni. Piekł placki z wyszukanymi kruszonkami, a jedno z ciast ozdobił herbem Remusa. Clement bardzo się z tego cieszył, poniewaŜ pracując w klasztornej kuchni, nie mógł pozwolić sobie na takie głupstwa. Matka była w swoim Ŝywiole, bo istniało coś, co lubiła bardziej niŜ pracę w ogrodzie. Było to przygotowywanie domu na przyjazd gości. Wtedy nabierała pewności siebie. Bez wątpienia chciałaby, Ŝebyśmy częściej podejmowali innych ludzi. Razem z Kate z okna jej komnaty obserwowałyśmy przyjazd gościa. Lord Remus bardzo nas zawiódł, gdyŜ był gruby i chodził o lasce. Gdy szedł znad brzegu rzeki, pokonując trawnik, cięŜko sapał. Miał jednak na sobie wspaniały ubiór i wyraźnie było widać, Ŝe jest kimś bardzo waŜnym. Ojciec wprowadził go do sali paradnej, gdzie czekaliśmy, by powitać gościa: pierwsza w szeregu stała matka – lord Remus był dla niej bardzo łaskawy – dalej ja, jako córka pana domu, oraz pozostali, Rupert, Kate, Simon i Brunon. (Byłam zadowolona, Ŝe jego równieŜ włączono). Ojciec powiedział, Ŝe stanowimy jego
rodzinę. Kate wykonała piękny ukłon, który ćwiczyła przez cały dzień. Długie włosy spięła złotym tiulem i wyglądała naprawdę pięknie. Tak samo najwyraźniej pomyślał lord Remus, poniewaŜ nie mógł oderwać od niej wzroku, z czego Kate doskonale zdawała sobie sprawę. Na cześć naszego dostojnego gościa wydany został prawdziwy bankiet. Na stole pojawiły się ryby – kleń i brzana – przyrządzone w ziołach wyhodowanych przez moją matkę. Ku jej ogromnemu zadowoleniu, lord Remus pogratulował jej kucharza. Potem podano prosię, wołowinę i baraninę, a następnie słodką galaretę sporządzoną osobiście przez matkę. Nie brakowało równieŜ ogromnej ilości wina. Oczy matki błyszczały z zadowolenia, doszłam więc do wniosku, Ŝe bardzo łatwo ją uszczęśliwić. AŜ trudno było uwierzyć, iŜ jeszcze tak niedawno Ŝyliśmy w panicznym strachu, co moŜe nastąpić. Ja jednak wciąŜ miałam przed oczyma brata Ambrose'a wiszącego na szubienicy przed bramą opactwa. Siedząca naprzeciwko lorda Remusa Kate zapytała go, kiedy po raz ostatni był na dworze, a on odparł, Ŝe niecały tydzień temu. Opowiedział nam o panującej tam atmosferze i niezadowoleniu króla z obecnego stanu rzeczy. Henryk bardzo łatwo wybuchał złością, zwłaszcza gdy wywołał ją któryś z nieostroŜnych dworzan. – Idę o zakład, milordzie, Ŝe jest pan istnym ucieleśnieniem taktu – zwróciła się do niego Kate. – Moja droga młoda damo, bardzo zaleŜy mi na zachowaniu głowy na karku, gdyŜ uwaŜam, Ŝe tam jest jej miejsce. Kate przez chwilę się śmiała, a ja zauwaŜyłam skierowane w jej stronę karcące spojrzenie matki. Doszłam do wniosku, Ŝe Kate czeka reprymenda za zbytnią śmiałość, lecz tym razem uszło jej to na sucho, bo lord Remus najwyraźniej nie miał co do jej zachowania Ŝadnych zastrzeŜeń. Nasz gość wypił sporo wina z czarnego bzu, które jak przyznała matka, w tym roku było wyjątkowo dobre, i stał się niezwykle rozmowny. – Królowi potrzebna jest połowica – oświadczył. – Bez Ŝony jest po prostu nieszczęśliwy. Musi ją mieć. Kate znowu się roześmiała, a reszta z nas się uśmiechnęła. Sądzę, Ŝe rodzice z niepokojem pomyśleli o naszych słuŜących. – Tym razem – wyjaśnił lord Remus – Henryk szuka księŜniczki z kontynentu, lecz większość niewiast wcale nie pali się do tego zaszczytu. – Zerknął na Kate. – Tak samo jak ja, młoda damo, boją się o swoje głowy. Biorąc pod uwagę to, co spotkało nieszczęsną Annę Boleyn, a nawet królową Katarzynę, ich niechęć jest
całkiem zrozumiała. – Myślę, Ŝe ta sytuacja w jakiś sposób przypomina baśń z tysiąca i jednej nocy – zauwaŜyła Kate. – MoŜe gdyby królowi udało się znaleźć królową, która potrafiłaby go ciągle bawić, miałaby szansę Ŝyć długo i szczęśliwie. – Na tym właśnie polega problem, z którym będzie musiała zmierzyć się nowa dama jego serca – odparł lord Remus. – Słyszałem, Ŝe królowi wpadła w oko siostra księcia Kliwii. Mistrz Holbein namalował jej piękny portret i król twierdzi, Ŝe juŜ jest w niej zakochany. – To znaczy, Ŝe decyzja została podjęta. – Tak przynajmniej mówi się na dworze. Cromwellowi bardzo zaleŜy na sfinalizowaniu tego małŜeństwa. Co prawda nigdy nie lubiłem tego człowieka – to wyjątkowy prostak – lecz król uwaŜa go za mądrego. Powiada się, iŜ będzie to związek bardzo korzystny pod względem politycznym. Gotów jestem dać głowę, Ŝe juŜ wkrótce zobaczymy następną koronację. – Ta kobieta zostanie czwartą Ŝoną króla – zauwaŜyła Kate. – Bardzo chciałabym ją zobaczyć. Podejrzewam, Ŝe musi być piękna. – KsięŜniczki rzadko bywają naprawdę ładne – kontynuował lord Remus. – UwaŜam natomiast, Ŝe dziewczęta, które nie mogą się poszczycić królewskim pochodzeniem, często nadrabiają ten brak urodą. – Uśmiechnął się do Kate i wpatrzył się w nią nieco zaczerwienionymi oczyma. Nasze wino z czarnego bzu w tym roku było wyjątkowo mocne. Inaczej lord Remus nie wypowiadałby się tak swobodnie. Odniosłam wraŜenie, Ŝe gdy posiłek dobiegł końca, ojciec odczuł ogromną ulgę. Matka wprowadziła lorda Remusa do salonu, gdzie śpiewała mu miłe piosenki, które oklaskiwał z prawdziwą przyjemnością. Potem wystąpiła Kate. Śpiewając przy lutni piosenkę miłosną, moja kuzynka co jakiś czas unosiła wzrok i uśmiechała się do lorda Remusa. Jej długie włosy wymknęły się spod złotego tiulu i opadły na ramiona. Udawała, Ŝe odrzuca je niecierpliwie do tyłu, lecz znałam ją wystarczająco dobrze, by wiedzieć, Ŝe tym sposobem stara się zwrócić uwagę. Gdy wizyta lorda Remusa dobiegła końca, wszyscy odprowadziliśmy go na nabrzeŜe i obserwowaliśmy, jak jego barka odpływa w górę rzeki. ZauwaŜyłam, Ŝe Kate się uśmiecha, jakby spłatała komuś figla. * Tej nocy przyszła do mojego pokoju. Musiała z kimś porozmawiać, a niezmiennie w tym celu wybierała mnie.
Wyciągnęła się na moim łóŜku. Zawsze to robiła, mnie pozostawało jedynie siedzenie we wnęce okiennej. – No więc – zaczęła – co sądzisz o milordzie? – śe za duŜo je, za duŜo pije, zbyt często śmieje się z własnych kawałów, jednocześnie lekcewaŜąc Ŝarty opowiadane przez innych ludzi. – Znam wiele osób, które moŜna opisać dokładnie tymi samymi słowami. – Co oznacza, Ŝe milord jest podobny do wielu innych i Ŝe nie moŜna powiedzieć o nim nic nowego. – Nie naleŜy jednak zapominać, Ŝe jest bogaty. Ma ogromną posiadłość i często bywa na dworze. – Dlatego stanowi smakowity kąsek dla młodych intrygantek. – Nie brak ci rozsądku, moje dziecko. – Nie nazywaj mnie dzieckiem. Proszono mnie juŜ o rękę, czym ty nie moŜesz się poszczycić. PrzymruŜyła oczy. – Caseman? Przytaknęłam. – Jemu wcale nie zaleŜy na tobie, Damask, lecz... na twojej ziemi, tym domu i wszystkim, co kiedyś odziedziczysz po ojcu. – To właśnie dałam mu do zrozumienia. – To znaczy, Ŝe wcale nie jesteś taka głupia. – I przestałam być juŜ dzieckiem, skoro wraz ze swoim majątkiem uwaŜana jestem za dobrą kandydatkę na Ŝonę. – Szczęściara z ciebie, Damask! A co przemawia za mną? Co, oprócz urody i wdzięku? – Które najwyraźniej działają. Nawet dŜentelmen często bywający na dworze i dysponujący ogromną posiadłością dał się na nie złapać. – A więc uwaŜasz, Ŝe był pod wraŜeniem? – Bez wątpienia. Lecz czy nie sądzisz, Ŝe niepotrzebnie się wysilasz? – AleŜ potrzebnie. Jutro moŜe uczynić mnie panią swego zamku i myślę, Ŝe bardzo pragnąłby to zrobić. Miał dotychczas dwie Ŝony i obie pochował. – Na Boga! – zawołałam. – To znaczy, Ŝe był Ŝonaty niemal tyle razy co król. Poza tym, Kate, to starzec. – A ja jestem młodą dziewczyną bez majątku. Z pewnością twój ojciec da mi jakiś posag, ale to będzie nic w porównaniu z tym, co wniesie męŜowi w wianie ukochana córeczka sędziego Farlanda, Damask.
– Wołałabym, Ŝebyśmy nie rozmawiały o małŜeństwie. To smutny temat. – Dlaczego? Nie odpowiedziałam. Pomyślałam o masce lisa, którą dostrzegłam na twarzy Simona Casemana, i o planach Kate pragnącej skłonić lorda Remusa do małŜeństwa tylko dlatego, Ŝe mógł się poszczycić wspaniałym tytułem, duŜą posiadłością i często bywał na dworze. – MałŜeństwo – wyjaśniłam – powinni zawierać ludzie, którzy się kochają, nie zwaŜając na dobra i tytuły. – Oto słowa mojej romantycznej kuzyneczki – skwitowała Kate. – Kto powiedział, Ŝe dorosłaś? Nadal jesteś dzieckiem. Nie przestałaś być marzycielką. Bardzo często się zdarza, Ŝe brakuje nam odwagi, by poślubić tych, których kochamy. Więc cieszmy się. Radujmy się z tego, co mamy. Przestała się ze mną przekomarzać, jedynie wpatrzyła się w dal. Wówczas tego jeszcze nie rozumiałam. W Keziah nastąpiła gwałtowna zmiana. Otrząsnęła się ze stanu, który przypominał trans, i nagle zaczęła wykonywać wszystkie swoje dotychczasowe obowiązki. Raz lub dwa nawet słyszałam, jak nuci coś pod nosem. Straciła trochę na wadze. Często widywałam, jak z utęsknieniem spogląda na Brunona, lecz on, nawet jeśli to dostrzegał, w ogóle nie zwracał na nią uwagi. Całkowicie lekcewaŜył Keziah. Próbowałam go namówić, by zmienił postępowanie. UwaŜałam, Ŝe jest wobec niej okrutny. Lecz w takich chwilach w jego oczach pojawiała się złość, a prawdę mówiąc, gdy odnosił się do mnie z chłodem, byłam bardzo nieszczęśliwa, dlatego zaczęłam unikać tego tematu. On takŜe trochę się zmienił od dnia, kiedy powiedział nam o zniknięciu drogocennej Madonny. Jedna ze słuŜących wyznała, Ŝe poprosiła go, by jej dotknął, a on się zgodził. W efekcie zniknął ostry reumatyzm nóg, na który cierpiała. Wszyscy wiedzieli, kim jest Brunon, a legenda o jego boskim pochodzeniu wciąŜ Ŝyła. Sądzę, Ŝe duŜo na ten temat mówił Clement z piekarni. Czasami zastanawiałam się, czy ten człowiek był niegdyś w stanie przestrzegać reguły milczenia. Wszyscy domownicy zaczęli Ŝywić przekonanie, Ŝe poddani torturom Keziah i mnich kłamali. To bardzo odpowiadało Brunonowi. Ojciec oświadczył, Ŝe daje mu trochę czasu na przyzwyczajenie się do nowych warunków, a potem spróbuje porozmawiać z nim na temat wyboru przyszłej kariery. Brunon miał bardzo dobre wykształcenie – prawdę mówiąc, był erudytą. Mógłby zrobić karierę w Kościele lub sądownictwie. Wiedziałam, Ŝe ojciec marzy
o tym, by Brunon poszedł na jeden z uniwersytetów. Lecz na razie nasz gość z nikim nie rozmawiał o swojej przyszłości. Wyglądało na to, Ŝe interesuje go jedynie towarzystwo Kate i moje. Z drugiej jednak strony nie mogłam całkowicie zignorować jego stosunku do Keziah. – Mógłbyś być dla niej milszy – zaprotestowałam. – Porozmawiaj z nią. – Dlaczego miałbym to robić? – zapytał. – PoniewaŜ jest twoją matką i z ogromnym utęsknieniem czeka na twój uśmiech. – Ta kobieta napawa mnie obrzydzeniem, poza tym na pewno nie jest moją matką. – Jesteś dla niej okrutny, Brunonie. – MoŜe – odparł. – Jednak nie wierzę, by była moją matką. Biedny Brunon. Trudno mu było pogodzić się z tą myślą. Przez całe Ŝycie wierzył, Ŝe jest istotą wyŜszą, która w cudowny sposób pojawiła się na ziemi, a potem nagle dowiedział się, iŜ jest synem słuŜącej. Jednak miał w sobie równieŜ pewną dozę okrucieństwa. W tym czasie zaczynałam tę jego cechę dostrzegać i było to dla mnie równie wyraźne, jak maska lisa na twarzy Simona Casemana. Próbowałam porozmawiać z nim o przyszłości, lecz nie chciał dyskutować ze mną na ten temat. Bardzo często przebywał z Kate, myślałam więc, Ŝe moŜe jej zdradza swoje zamiary. Kiedy lord Remus złoŜył nam następną wizytę, Kate oświadczyła, Ŝe wcale jej to nie dziwi. Powiedziała, Ŝe się tego spodziewała. Szlachetny gość ponownie zjadł z nami obiad i przekazał nam najnowsze wieści z dworu. Było niemal pewne, Ŝe małŜeństwo z Anną Kliwijską dojdzie do skutku. Król miał wspaniały humor. Chodził po pokoju dziecinnym z małym księciem Edwardem na rękach i wyglądał na bardzo zadowolonego. Edward był nieco chorowity, lecz jego opiekunka, pani Penn, strzegła go jak oka w głowie i nie pozwalała, by dmuchnął nań choćby najlŜejszy wietrzyk. Król nie był w tak dobrym nastroju od dnia ślubu z Anną Boleyn. Niemniej lord Remus nie przyjechał, by opowiadać nam o królu ani dworze. Chodziło mu o Kate. Kiedy wyjechał, przyszła do mojej sypialni i ze śmiechem połoŜyła się na łóŜku. – Wygląda na to, Ŝe jego lordowska mość dał się złapać na haczyk – oświadczyła. – Wkrótce trzeba będzie go wyciągnąć. Miała rację. Tydzień później lord Remus oficjalnie poprosił ojca o rękę
panienki Kate. Jak mi powiedziała, ojciec posłał po nią i oznajmił, Ŝe lord Remus proponuje jej małŜeństwo. Nie przypuszczał, Ŝe Kate weźmie tę propozycję pod uwagę, i zaznaczył, Ŝe wcale nie ma zamiaru jej do tego zmuszać. – Zmuszać?! – zawołała, opowiadając mi o wszystkim. – Jakby nie o to właśnie mi chodziło! Tylko pomyśl, Damask, wizyty na dworze. Znajdę się w samym centrum. Będę tańczyć w Hampton i Greenwich. Będę jeździć konno w Windsorze. Kto wie, moŜe król spojrzy w moją stronę. Będę miała mnóstwo klejnotów, wspaniałych sukni i słuŜących. – By to wszystko zyskać, wystarczy wyjść za mąŜ za lorda Remusa. – Stać mnie na to, Damask. – Nie kochasz go, Kate. – Lecz uwielbiam wszystko to, co moŜe mi zaoferować. – Jesteś wyrachowana. – Jeśli roztropność uwaŜasz za wyrachowanie, owszem, jestem wyrachowana. – Naprawdę masz zamiar wyjść za mąŜ za tego starca? – Zobaczysz, Damask. Kate była zaręczona. Nosiła na palcu ogromny szmaragd, a na szyi drugi. Zaskakiwała nas swoimi zmiennymi nastrojami. Raz była nienaturalnie wesoła, a w chwilę później popadała w melancholię. Czasami sugerowała, Ŝe nie wyjdzie za mąŜ, a kiedy indziej śmiała się z tego pomysłu. Pewnego dnia poszłam do jej pokoju. LeŜała na łóŜku i bezmyślnie wpatrywała się w sufit. – Kate – zwróciłam się do niej – nie jesteś szczęśliwa. Bacznie przyjrzała się ogromnemu szmaragdowi na swoim palcu. – Zobacz, Damask, jak on lśni. A to zaledwie początek. – Ale szczęścia nie znajduje się w blasku szmaragdów, Kate. – Doprawdy? W takim razie gdzie go szukać? – W oczach kochanej i kochającej nas osoby. Odrzuciła do tyłu głowę i wybuchnęła głośnym śmiechem. Wiedziałam jednak, Ŝe jest bliska łez. Byłam na nią zła. Dlaczego ona to robi? Nie mogłam pogodzić się z myślą, Ŝe Kate wyjdzie za starego człowieka, a poniewaŜ słuchałam gadaniny Keziah, często stawały mi przed oczyma róŜne obrazy. – MoŜe to nie ma dla ciebie Ŝadnego znaczenia – powiedziałam ze złością. –
Widocznie nie jesteś zdolna do miłości. – Jak śmiesz mówić takie rzeczy! – Śmiem – odparłam – poniewaŜ jesteś gotowa sprzedać się za garść szmaragdów. Znowu się roześmiała. – A takŜe rubinów – dodała – szafirów, brylantów i moŜliwość bywania na dworze. – To napawa mnie obrzydzeniem. – Cnotliwa Damask. Ty nie musisz się sprzedawać, o wyborze męŜa zadecyduje twój majątek. Lecz jej uśmiech był wymuszony, wręcz gorzki. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe nie jest tak zadowolona, jak udaje. Ślub Kate miał się odbyć dwa miesiące po pierwszej wizycie lorda Remusa. Całą uroczystość postanowiono zorganizować w naszym domu. Clement i jego pomocnicy przez kilka dni pracowali w pocie czoła. W noc poprzedzającą wesele wydarzyła się niepokojąca rzecz. Poszłam do sypialni Kate, bo bardzo chciałam z nią porozmawiać. Nie było jej. PoniewaŜ całe domostwo udało się juŜ na spoczynek, usiadłam, by na nią zaczekać, lecz bardzo długo nie wracała. Bałam się, Ŝe uciekła, i zastanawiałam się, czy nie postawić całego domu na nogi, lecz coś w głębi duszy podpowiedziało mi, by tego nie robić. Pojawiła się dopiero koło czwartej nad ranem. Miała rozczochrane włosy. – Damask! – zawołała. – Co ty tu robisz? – Przyszłam o północy, gdy wszyscy poszli spać. Chciałam z tobą porozmawiać. Bardzo się o ciebie niepokoiłam, tymczasem ciebie nie było. Zastanawiałam się, czy nie obudzić całego domu. – Mam nadzieję, Ŝe nikomu nie powiedziałaś o mojej nieobecności. Potrząsnęłam głową. – Nie. Nie mogłam uwierzyć, Ŝe uciekłaś w noc poprzedzającą ślub z milordem. A jeśli nawet tak, uznałam, Ŝe ta sprawa moŜe zaczekać do rana. Kate, gdzie byłaś? – Zadajesz za duŜo pytań. – Kate, byłaś z kochankiem. – I co ty na to? – Jutro bierzesz ślub. – Lecz dziś jestem jeszcze osobą wolną. Więc wtrącaj się do woli, kuzyneczko, poniewaŜ dziś moŜesz to robić po raz ostatni.
– Jutro masz złoŜyć przysięgę małŜeńską! Kate śmiała się tak bardzo, Ŝe zakrawało to na histerię. – AleŜ z ciebie mądrala! Rupert i Simon prosili cię o rękę, dlatego wydaje ci się, Ŝe znasz się na rzeczy. Lecz jest ktoś, o kim nie wspomniałaś. Brunon. Co z Brunonem? – Co... z Brunonem? – zapytałam powoli. – Nie znasz Brunona – odparła. – Kto go zna? Pomyśl o nim. Święta Dziecina, która po latach odkryła, Ŝe jest owocem grzesznego związku między zbłąkanym mnichem i dziewką słuŜebną, która nie prowadziła zbyt cnotliwego Ŝycia. Został poczęty w trawie na terenie opactwa... gdzieś pod krzakiem. O tak, na pewno byli wystarczająco dyskretni, by się ukryć. – Kate – zapytałam – co się z tobą dzieje? – Nie wiesz, Damask? – zapytała. – Wygląda na to, Ŝe jednak o bardzo wielu rzeczach nie masz bladego pojęcia. – Wiem, Ŝe nie kochasz męŜczyzny, za którego wychodzisz za mąŜ. Sprzedajesz się za szmaragdy i moŜliwość bywania na dworze. – Jesteś taka Ŝałosna. W dodatku przychodzi ci to niezmiernie łatwo! Oczywiście ty moŜesz twierdzić, Ŝe liczy się tylko miłość, zwłaszcza Ŝe w ten sposób nic nie tracisz. – Gdzie byłaś? Czy postępujesz uczciwie w stosunku do lorda Remusa? – Nie mam zamiaru zaspokajać twojej ciekawości. Sądzę, Ŝe jesteś o mnie zazdrosna, Damask. Dokonałam wyboru. Moim zdaniem mądrego. Jutro wychodzę za mąŜ za lorda Remusa i zrobię wszystko, czego się ode mnie oczekuje. Wróciłam do swojej komnaty, lecz nie mogłam zasnąć. Wydawało mi się, Ŝe rozumiem Kate. Lecz czy ktoś jest w stanie zrozumieć drugiego człowieka? Nazajutrz w kaplicy w naszym domu odbył się ślub. Lord Remus został wprowadzony przez dwóch młodych męŜczyzn, których wybrał spośród swojej świty. KaŜdy z nich miał na ramieniu zwyczajowy stroik z zielonej gałązki janowca. Kate wyglądała przepięknie. Szwaczki przez kilka tygodni pracowały nad jej suknią z brokatu i materiału przetykanego srebrną nitką. Rozpuszczone włosy opadały na plecy. Gdy w procesji wchodziliśmy do kaplicy, Rupert niósł przed nią srebrny puchar weselny, a ja wędrowałam za nią jako druhna. Wszyscy domownicy szli w takt rzewnej melodii granej przez minstreli, a kilka pokojówek niosło tort weselny. Gdy ceremonia dobiegła końca, a puchar weselny obiegł wszystkie ręce, stojący obok mnie Simon Caseman szepnął:
– Teraz twoja kolej. Wśród uczestników uroczystości był teŜ Brunon. Zachowywał się bardzo wyniośle, a w dzień po ślubie Kate zniknął tak samo tajemniczo, jak niegdyś się pojawił. – Zawsze wiedziałem – oznajmił Clement – Ŝe Brunon nie jest zwyczajnym człowiekiem.
Narodziny dziecka Brunon zniknął bez śladu. W sąsiedztwie krąŜyły pogłoski, Ŝe istotnie był świętym Dzieciątkiem i Ŝe poddany torturom Ambrose kłamał, dlatego za bluźnierstwo musiał ponieść śmierć. Jeśli chodzi o Keziah, równieŜ istniał dowód, Ŝe ją torturowano. Rany na jej udach nie chciały się goić, a od owego „wyznania" wyraźnie pomieszało jej się w głowie. Ludzie zawsze chętnie wierzą w rzeczy niezwykłe. Clement nie przestawał opowiadać o cudzie i o tym, jak opactwo zmieniło się po tym wydarzeniu. Utrzymywał równieŜ, Ŝe Brunon posiadł zdolność leczenia chorych. Nawet mój ojciec częściowo wierzył w te plotki. – Jeśli tak – powiedziałam – czemu Brunon nie zdołał uratować opactwa? – Na myśl przychodzi mi tylko jedno wyjaśnienie – Ŝe został przeznaczony do jakiegoś wyŜszego celu – odparł ojciec. Chciałabym teŜ tak sądzić. Lecz bardziej zaleŜało mi na tym, Ŝeby wrócił. Nie potrafiłam zrozumieć swoich uczuć do niego. Bez przerwy o nim myślałam. Przypominałam sobie nasze rozmowy, kiedy przebywał jeszcze w opactwie, a ja cieszyłam się, ilekroć udało mi się choćby na chwilę zwrócić na siebie jego uwagę. Uwielbiałam go. Przypomniałam sobie niektóre aluzje Kate. Pewnego razu powiedziała, Ŝe dla kaŜdej z nas Brunon jest waŜniejszy niŜ ktokolwiek inny na świecie. Jeśli o mnie chodzi – miała rację, aczkolwiek byłam święcie przekonana, Ŝe dla niej duŜo bardziej liczy się blichtr wielkiego świata. Co dziwniejsze, po zniknięciu Brunona Keziah poczuła się znacznie lepiej. Swobodnie obracała się wśród słuŜby, która najwyraźniej bała się zapytać o dziwną historię dziecka włoŜonego do Ŝłóbka, więc nikt o tym nie wspominał. Okazało się jednak, Ŝe istnieje całkiem inny powód zmiany, jaka dokonała się w Keziah. Pewnego razu zostawiła robienie masła i przyszła do mojej komnaty. Byłam zdumiona, widząc ją o tak wczesnej porze, ona jednak powiedziała: – Przyszło mi na myśl, panienko, Ŝe powinnam z tobą porozmawiać. – O co chodzi? – zapytałam. Uśmiechnęła się i szepnęła: – Jestem w ciąŜy, panienko. – Nie, Keziah!
– Naprawdę. Wiem o tym od miesiąca lub nawet trochę dłuŜej i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Zawsze tak było. – To źle. Nie powinnaś być szczęśliwa. Nie jesteś zamęŜna. Jakie masz prawo wydać to dziecko na świat? – Prawo, jakie ma kaŜda kobieta, panienko. Nie mogę się juŜ doczekać, kiedy będę mogła wziąć maleństwo na ręce. Zawsze bardzo chciałam mieć dziecko, jednak za kaŜdym razem jakiś wewnętrzny głos mówił mi: „Nie, nie moŜesz urodzić nieślubnego dziecka, Keziah. Idź do swojej babci". – Powinnaś pomyśleć o tym wcześniej. – Pewnego dnia sama to zrozumiesz. Nie da się myśleć o tym wcześniej. Chwila zastanowienia przychodzi dopiero po wszystkim. Trzykrotnie byłam u babci w lesie. Dwa razy zrobiła to, co konieczne, choć wcale tego nie chciałam. Z wyjątkiem pierwszego razu. – Skrzywiła się, jakby sama nie wierzyła, Ŝe miała dziecko z Ambrose'em. – Tym razem nie pójdę do niej. Pragnę tego maleństwa. To moŜe być moja ostatnia szansa, bo powoli zbliŜam się do wieku, kiedy kobieta nie moŜe juŜ mieć dzieci. Ten brzdąc będzie dla mnie tym, czego nigdy wcześniej nie miałam. – Kto jest ojcem tego dziecka? – Och, tym razem to jest całkiem jasne, panienko. To był on. To musiał być on. Nie mam nawet cienia wątpliwości. To będzie dziecko Rolfa Weavera. – Keziah! Dziecko tego człowieka! Tego... mordercy! – Nie, panienko, morderstwa dokonał mnich. Mój Rolf jedynie padł ofiarą. Byłam przeraŜona, Patrzyłam na rosnący brzuch Keziah. Nasienie tego człowieka! Byłam przeraŜona. – Nie, Keziah! – oświadczyłam. – W tym wypadku pozbycie się go jest jak najbardziej uzasadnione. Musisz iść do swojej babci. – Cicho, panienko – szepnęła Keziah. – Chcesz zamordować moje maleństwo? Pragnę go jak nigdy wcześniej... choć wszystkie opłakuję. Ilekroć patrzyłam na tego chłopca, serce mi się do niego rwało, ale on mnie odtrącił. Gdy jednak zorientowałam się, Ŝe noszę pod sercem następne, zrobiło mi się lŜej. Urodzę tę dziecinę. Sprawiała wraŜenie wniebowziętej i w ogóle mnie nie słuchała. Nie mogłam zapomnieć człowieka z niskim czołem. Nie byłam w stanie wyrzucić z pamięci tego, co zrobił Keziah i w jaki sposób zmienił nasze Ŝycie. Kiedy leŜał bez ducha na trawie, myślałam, Ŝe jest juŜ po nim. Prawdziwym szokiem była dla mnie świadomość, Ŝe przedłuŜył swoje Ŝycie – dzięki Keziah.
Bardzo tęskniłam za Kate. śycie stało się nudne jak nigdy wcześniej. Czasami wychwytywałam czujne spojrzenia Simona. Prawdopodobnie wierzył, iŜ zdoła zmusić mnie do zmiany zdania. – Dorastasz, Damask – stwierdziła matka. – Czas, Ŝebyś wyszła za mąŜ. I ojciec, i ja bylibyśmy niezmiernie zadowoleni, widząc wnuki. Teraz, kiedy Kate się juŜ ustatkowała, pora na ciebie. Ojciec zbyt dobrze znał moje myśli, by ponownie wspomnieć o małŜeństwie. Miałam do wyboru dwóch kandydatów – Ruperta i Simona. Wiedziałam, Ŝe niezaleŜnie od tego, którego z nich wybiorę, rodzice nie będą mieli Ŝadnych zastrzeŜeń, aczkolwiek z pewnością woleliby Ruperta, poniewaŜ był krewnym. Ani jeden, ani drugi nie miał mi nic do zaoferowania. Rupert doskonale radził sobie z ziemią, a Simon stopniowo zdobywał opinię doskonałego prawnika. Obaj skorzystaliby na bogactwie, które wniosłabym im w wianie. MoŜe właśnie dlatego wciąŜ się wahałam. Chciałam zostać wybrana ze względu na to, co sobą reprezentuję, jak Kate. – Jestem jeszcze za młoda – powiedziałam matce. – Ja wyszłam za twojego ojca, mając szesnaście lat – przypomniała mi. – Byłam jeszcze uczennicą. Nigdy jednak nie Ŝałowałam tego kroku. – Nic dziwnego, w końcu wyszłaś za mąŜ za tatę. – Zawsze go ubóstwiałaś – mówiła, obcinając łodyŜkę róŜy. Ilekroć ze mną rozmawiała, odnosiłam wraŜenie, Ŝe połowę jej uwagi pochłaniają kwiaty, które właśnie sadzi, ścina lub układa. Przyjechała do nas Kate, była pełna entuzjazmu i radosnego podniecenia. MałŜeństwo wyraźnie jej słuŜyło. Rozkochany Remus nie mógł oderwać od niej wzroku. ZauwaŜyłam, Ŝe stała się jeszcze atrakcyjniejsza. Była wspaniale ubrana. Miała na sobie adamaszkową suknię, spod której wystawała aksamitna spódnica, na nogach aksamitne buty ze sprzączkami z granatu, a na szyi błyszczące kamienie szlachetne. Była na dworze. Widziała króla. To wyjątkowy męŜczyzna – otyły, władczy i przeraŜający. Wykrzykuje swoje Ŝyczenia, a dworzanie bez chwili wahania je spełniają. Bardzo łatwo wpada w złość, zwłaszcza gdy boli go noga. Cały mieni się klejnotami i jest bardzo królewski. Uśmiechnął się do Kate, poklepał ją po ręce. Prawdę mówiąc, gdyby nie szalał na punkcie młodej i oszałamiającej bratanicy lorda Norfolka, kto wie, co mogłoby się zdarzyć? Kate trochę Ŝałowała, ale nie za bardzo. Wszyscy wiedzieli, Ŝe zwrócenie na siebie uwagi króla mogło wiązać się z ogromnym ryzykiem. Poklepanie po dłoni i uśmiech uznania zawsze były bardzo
mile widziane... i duŜo bezpieczniejsze. Opowiadała o tym wszystkim z przyjemnością i ogromnym podnieceniem. Anna Kliwijska w ogóle nie przypadła królowi do gustu, w związku z tym istnieje ogromne prawdopodobieństwo, Ŝe Cromwell za zaaranŜowanie tego małŜeństwa będzie musiał zapłacić głową. Szeptano teŜ, iŜ Henryk równieŜ nie spodobał się księŜniczce. Podobno podczas nocy poślubnej małŜeństwo nie zostało skonsumowane, ponadto król jest wściekły na Hansa Holbeina za namalowanie pochlebnego portretu nieładnej kobiecie, która w innej sytuacji na pewno nie wpadłaby królowi w oko. Nie naleŜało takŜe zapominać o Katarzynie Howard, która zerkała w stronę króla z dziwną mieszaniną szacunku – „Och, czy to moŜliwe, by Wasza Królewska Mość rzeczywiście patrzył w moją stronę" – i obietnicy seksualnego zaspokojenia. Młoda dworka miała tajemnicze oczy i dość swobodny sposób bycia. Podobno Norfolk jest zadowolony. Jego siostrzenica, Anna Boleyn, szybko zaczęła Ŝałować, Ŝe zaŜądała korony. Lecz król od tego czasu znacznie się postarzał, na dodatek wciąŜ dokucza mu noga, a poniewaŜ Katarzyna jest młoda i uległa, istnieje szansa, iŜ zdoła na dłuŜej zainteresować króla. A gdyby dała mu syna – kto wie? – mógłby być bardzo zadowolony. ChociaŜ nie jest to wcale takie waŜne, skoro w królewskim pokoju dziecinnym urzęduje ksiąŜę Edward. Potem Kate opowiedziała o tym, jak okazały jest Windsor, zrelacjonowała polowanie w Wielkim Parku, wspomniała teŜ o balu w Greenwich i bankiecie w Hampton. – Czy pamiętasz, Damask, jak często mijając Hampton, rozmawiałyśmy o wielkim pałacu? – Oczywiście – odparłam. – Nigdy nie zapomnę kardynała przepływającego z królem opodal naszego nabrzeŜa. Kate miała dla nas jeszcze jedną wiadomość – spodziewała się dziecka. Lord Remus był zadowolony. Nie przypuszczał, Ŝe to jeszcze moŜliwe, ale jego piękna i mądra Kate była zdolna do wszystkiego. Nie odrywał od niej oczu, zachwycał się jej wdziękiem i urodą. Kate rozkoszowała się tym. Śmiała się i radośnie flirtowała ze swoim męŜem. Tylko w rozmowie ze mną zdobyła się na szczerość. Oznajmiła, Ŝe chce zobaczyć swoją dawną komnatę. Poszłam tam razem z nią. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, zamknęła drzwi i zapytała: – Damask, widziałaś go? Wrócił? Nie musiałam pytać, o kogo jej chodzi.
– Nie – odparłam. – Odszedł, bo wyszłam za mąŜ. Powiedział mi, Ŝe wyjedzie stąd i nie wróci, póki nie będzie gotowy. Co on miał na myśli, Damask? – Znałaś go duŜo lepiej niŜ ja. – Tak, to prawda. Sądzę, Ŝe na swój sposób mnie kochał. – Zerknęła na mnie złośliwie. – Jesteś zazdrosna, Damask. Zawsze o nim marzyłaś, prawda? Nie zaprzeczaj. Rozumiem, taki juŜ był. Bardzo róŜnił się od innych ludzi. Nigdy nie miało się pewności, czy jest świętym czy diabłem. – Nigdy tak o nim nie myślałam. – Nie, ty uwaŜałaś go za świętego, prawda? Wcale nie kryłaś swego uwielbienia. Nie stanowiłaś dla niego takiego wyzwania jak ja. O moje uczucia musiał walczyć. Jeśli chodzi o ciebie, z góry był pewien zwycięstwa. Dlatego kochał właśnie mnie, tylko nie spełniał moich wymagań. – ZaleŜało ci na bogactwie. Doskonale o tym wiem. – Tylko popatrz, jak uszczęśliwiłam swojego męŜa. Dam mu dziecko. Nie przypuszczał, Ŝe będzie je miał. W takim wieku. Jest niezmiernie dumny. Na Boga, jak on się pyszni! UwaŜa mnie za chodzący ideał, jestem dlań takim samym cudem, jak Brunon byl dla mnichów z opactwa. Bardzo odpowiada mi taka rola. Dlatego doskonale rozumiem Brunona. Współczuję mu. Zdaję sobie sprawę, Ŝe przeŜył gorzki zawód. – Lecz nie kochałaś go wystarczająco mocno, by wyjść za niego za mąŜ. Uśmiechnęła się smutno. – Wyobraź sobie mnie jako Ŝonę biedaka... choć nie wiem, czy ci się to uda. Zgodziłam się, Ŝe to niemoŜliwe. – Ale nie jesteś szczęśliwa – stwierdziłam. – Zawsze jestem szczęśliwa, gdy mam to, czego pragnę – zripostowała. Keziah była coraz dziwniejsza. Rozmawiałam o niej z ojcem. – Biedna kobieta – powiedział. – Płaci za swoje grzechy. Zawsze wzruszało mnie podejście mojego ojca, poniewaŜ nigdy nie spotkałam nikogo równie dobrego jak on, a jednocześnie tak bardzo współczującego grzesznikom. Pewnego dnia jedna ze słuŜących przyszła mi powiedzieć, Ŝe Keziah zniknęła. Tej nocy nie spała w swoim łóŜku. Zastanawiałam się, czy znalazła sobie następnego kochanka, uznałam jednak, Ŝe to raczej niemoŜliwe, poniewaŜ do porodu został jej mniej więcej miesiąc. Trochę się przestraszyłam, na szczęście jakiś instynkt kazał mi pójść do lasu, do chaty czarownicy.
Rzeczywiście Keziah tam była. Matka Salter zaprosiła mnie do środka. Poczułam dreszcz strachu, który zawsze towarzyszył mi w tym domu. Była to maleńka chatka z jednym pomieszczeniem, w którym znajdowały się krótkie spiralne schody prowadzące do pokoiku na piętrze. Izba na dole była potwornie przeładowana; na ścianach widniały znaki kabalistyczne, poza tym wszędzie stały butelki, w których matka Salter trzymała swoje mikstury. Na półkach poukładane były słoiki z maściami, a pod powałą zawsze wisiały wiązki ziół i czegoś bliŜej nieokreślonego. Wydawało mi się, Ŝe w tym pomieszczeniu niezmiennie płonie ogień, nad którym zawsze wisi na łańcuchu ogromny okopcony garnek. Po obu stronach paleniska znajdowały się miejsca do siedzenia i ilekroć widywałam matkę Salter, zawsze zajmowała jedno z nich. By wejść do tego domu, trzeba było mieć bardzo duŜo odwagi. Chorzy robili to, licząc na powrót do zdrowia. Innymi gośćmi bywali ludzie pragnący dostać od zielarki eliksir miłości. Natomiast jeśli o mnie chodzi, tak bardzo niepokoiłam się o Keziah, Ŝe bez wahania przekroczyłam próg. Matka Salter wskazała mi jedno z miejsc do siedzenia obok paleniska i uśmiechnęła się do mnie. Mimo bardzo zaawansowanego wieku miała młodzieńcze i pełne Ŝycia oczy. Były maleńkie, ciemne, otoczone ogromną ilością zmarszczek, przebiegłe i mądre. – Jestem niespokojna o Keziah – wyznałam. Pokazała palcem na powałę. Poczułam wyraźną ulgę. – To znaczy, Ŝe jest u pani. Uśmiechnęła się i przytaknęła. – Wkrótce urodzi – oświadczyła. – Tak szybko? – Choć jest na to nieco za wcześnie, mała pcha się juŜ na świat. – To będzie dziewczynka? Matka Salter nie odpowiedziała. Wiedziała takie rzeczy i często prawidłowo przepowiadała płeć dziecka. – A co z Keziah? Matka Salter potrząsnęła głową. – Jej czas dobiega końca – wyznała. – Na pewno moŜe ją pani uratować. – To niemoŜliwe, jeśli czyjś czas dobiega końca. – Nie wierzę! – zawołałam. – Musi pani coś zrobić.
Uśmiechnęła się do mnie, lecz nie był to miły widok. Odsłoniła poczerniałe zęby, a na jej twarzy dostrzegłam coś wrogiego. Potem wstała i kiwnęła na mnie palcem, po czym ruszyła w górę po spiralnych schodach. Poszłam za nią. Znalazłam się w maleńkim pomieszczeniu z zasłoniętym koronką okienkiem. Mimo półmroku poznałam leŜącą na pryczy postać. – Keziah! – zawołałam i uklękłam obok niej. – Moja dziecinka – szepnęła. – Dammy. – Tak, to ja, Kezzie. Przestraszyłaś mnie. Nie wiedziałam, co się z tobą dzieje. – Na tym świecie juŜ nic mi się nie stanie, dziecinko. – Głupio gadasz – odparłam ostro. – Wszystko będzie w porządku, gdy tylko... gdy tylko urodzisz dziecko. – On mnie zabije – wyznała. – Taki juŜ był. Co za wspaniały męŜczyzna! Mimo to teraz jedzą go robaki. Wkrótce do niego dołączę. – Nie mów tak! – zawołałam z oburzeniem. Matka Salter zarechotała. Stała niczym sęp i obserwowała nas. – Keziah – błagałam – wróć do nas. Będę się tobą zajmować. Zaopiekuję się dzieckiem. Keziah chwyciła mnie za rękę. Miała gorącą, niemal rozpaloną dłoń. – Zaopiekujesz się dzieckiem, Dammy? Zajmiesz się moją sierotką? Obiecaj mi. – Obiecuję, Keziah, razem zatroszczymy się o twoje dziecko. – Zostanie wychowana jak młoda dama. Będzie siedzieć przy stole w miejscu, gdzie zazwyczaj siadywałaś z panienką Kate i paniczem Rupertem. Chciałabym to zobaczyć. Chcę, Ŝeby uczyła się z ksiąŜek, tak jak mój syn. ChociaŜ on nawet nie spojrzał w moją stronę. Nie chciał uwierzyć, Ŝe jestem jego matką. Nie chciał mnie uznać. Marzę o tym, Ŝeby mała otrzymała wykształcenie, by była damą. W myślach nazywam ją Honey. Pamiętam dobrze chwilę, kiedy to się stało. Nigdy wcześniej nikt nie pieścił mnie w taki sposób, a w tym czasie przez okno wpadał zapach kapryfolium. Wtedy właśnie poczęte zostało moje dziecko. Kapryfolium, słodkie i kurczowo chwytające się wszystkiego kapryfolium. Dlatego nazywam ją Honey*. W tym momencie zdałam sobie sprawę, Ŝe Keziah jest częścią mojego Ŝycia i jeśli odejdzie, juŜ zawsze będzie mi czegoś brakowało. Być moŜe w dzieciństwie to właśnie Keziah – po ojcu – była najbliŜszą mi osobą, bo z matką nigdy nie udało mi się nawiązać bliŜszego kontaktu. Teraz moja opiekunka umierała. Kropelki potu lśniły na delikatnych włoskach
rosnących nad jej górną wargą, a rumieńce na policzkach zamieniły się w sieć cieniutkich czerwonych Ŝyłek. Coś z niej uszło wraz z radością i chęcią Ŝycia. Przestała je kochać, a to mogło oznaczać tylko jedno – Ŝe szykuje się na śmierć. – Wyzdrowiejesz, Keziah – nie ustępowałam. – Musisz. Co ja bez ciebie pocznę? – Poradzisz sobie – odparła. – JuŜ od dawna mnie nie potrzebujesz. – Ale to dziecko będzie cię potrzebować – przekonywałam. – Twoja maleńka Honey. Kurczowo chwyciła mnie za rękę. Jej dłoń była gorąca i sucha. – Zrobisz to, panienko Damask. Weźmiesz ją. Będziesz się nią opiekować, jakby była twoją młodszą siostrzyczką. Obiecaj mi, Damask. – Obiecuję – powiedziałam. Nagle pojawił się kot Wrekin. Przycisnął się do moich nóg i zaczął mruczeć. Matka Salter przytaknęła. – Przyrzeknij – rzekła. – Przyrzeknij, dziewczyno. Twoim świadkiem będzie Wrekin. W milczeniu przeniosłam wzrok z wrogiej twarzy kobiety, którą nazywaliśmy czarownicą, na dziwnie odmienione oblicze * K a p r y f o l i u m to po angielsku honeysuckle, stąd imię dziecka – Honey (przyp. tłum.). Keziah. Czułam, Ŝe to niezwykle uroczysty moment. Miałam przysiąc, Ŝe zajmę się dzieckiem dziewki słuŜebnej i męŜczyzny, którego śmierć widziałam i którego od początku uwaŜałam za dzikie zwierzę. Właściwie za kogoś gorszego, gdyŜ zwierzęta mordują ze strachu lub by zdobyć poŜywienie. Tymczasem jemu ogromną przyjemność sprawiało dręczenie innych. Pochyliłam się nad nią, by ją pocałować. W końcu to nie strach przed matką Salter, lecz miłość do Keziah kazała mi powiedzieć: – Przyrzekam. To była dziwna scena. Umierająca Keziah i stojąca obok stara kobieta nie okazująca ani cienia Ŝalu. – Jeśli dotrzymasz słowa – powiedziała – zasłuŜysz na błogosławieństwo. Lecz jeŜeli się wycofasz, zostaniesz przeklęta. Keziah poruszyła się niespokojnie na łóŜku. Załkała. – Idź juŜ – powiedziała matka Salter. – Dowiesz się, gdy nadejdzie czas. Wyszłam z chatki i przez całą drogę do domu biegłam.
Wiedziałam, Ŝe o swojej obietnicy muszę powiedzieć ojcu. Gdybym spróbowała porozmawiać na ten temat z matką, odparłaby: „Oczywiście, córeczka Keziah moŜe zamieszkać u nas i wychować się wśród słuŜby". Potem na pewno o wszystkim by zapomniała, a dziecko zostałoby jednym z domowników. W pomieszczeniach dla słuŜby nie brakowało dzieci, poniewaŜ jedna czy druga z pokojówek zaszła w ciąŜę, a ojciec nigdy nie wyrzucał samotnych matek. Lecz to było coś innego. Przyrzekłam, Ŝe dziecko Keziah zostanie wychowane w domu i otrzyma wykształcenie. Wiedziałam, Ŝe muszę dotrzymać słowa. Opowiedziałam ojcu, co się stało. – Keziah była dla mnie drugą matką – oświadczyłam. Ojciec czule ścisnął moją dłoń. Wiedział, Ŝe moja rodzona matka, chociaŜ zawsze bardzo dbała o moje potrzeby, czasami bywała trochę roztargniona, zwłaszcza gdy zajmowała się ogrodem. – A to jest dziecko Keziah – ciągnęłam. – Wiem, Ŝe to tylko słuŜąca, lecz dziecko, którego się spodziewa, będzie braciszkiem lub siostrzyczką Brunona... jeśli opowieść Keziah jest prawdziwa. Ojciec milczał, a na jego twarzy pojawił się ból. Rzadko wspominaliśmy wydarzenia, które rozegrały się w opactwie, a zniknięcie Brunona wszystkich bardzo martwiło. Ojciec zaczynał wierzyć w fałszywość zeznań i w to, Ŝe Brunon rzeczywiście był mesjaszem lub przynajmniej prorokiem. – Dałam słowo, ojcze. Muszę go dotrzymać. – Masz rację – odparł. – NaleŜy dotrzymywać danego słowa. Lecz pozwól Keziah przynieść dziecko do domu i zajmować się nim. Dlaczego sama nie miałaby tego robić? – PoniewaŜ to niemoŜliwe. To dlatego zmusiły mnie do złoŜenia przysięgi. Keziah... i matka Salter są przekonane... Ŝe Keziah umrze. – Jeśli rzeczywiście tak się stanie – rzekł ojciec – zabierzesz dziecko do domu. – I będzie mogło wychowywać się wśród nas? – Obiecałaś, więc teraz musisz się z tego wywiązać. – Och, ojcze, jesteś taki dobry. – Nie oceniaj mnie zbyt wysoko, Damask. – Ale ja naprawdę tak myślę i nigdy nie zmienię zdania. Wiem, Ŝe jesteś dobry – duŜo lepszy niŜ ci, którzy uwaŜani są za świętych. – Nie, nie, absolutnie nie wolno ci mówić takich rzeczy. Nie potrafisz zaglądać w głąb ludzkich serc, Damask, a nie mogąc tego zrobić, nie powinnaś nikogo oceniać. Chodźmy jednak nad rzekę, tam będziemy mogli spokojnie porozmawiać.
Nie tęsknisz za Kate? – Tęsknię, ojcze, za Keziah równieŜ. Odnoszę wraŜenie, Ŝe wszystko się zmieniło. Zrobiło się bardzo cicho. – Istnieje coś takiego jak cisza przed burzą. ZauwaŜyłaś to? Zawsze musimy być przygotowani na to, co moŜe się zdarzyć. Kto kilka lat temu by uwierzył, Ŝe w miejscu kwitnącego opactwa będą stały ruiny. Jednak przez jakiś czas wszystko na to wskazywało, tylko my nie chcieliśmy tego dostrzec. – Lecz teraz nie ma juŜ opactwa, a król znalazł sobie nową Ŝonę. Kate powiedziała, Ŝe Henryk nie spuszcza oczu z dziewczyny o nazwisku Katarzyna Howard. – Módlmy się, Damask, by w tym małŜeństwie wszystko dobrze się ułoŜyło, bo widzieliśmy juŜ, jakie tragedie potrafią ściągnąć na poddanych małŜeństwa króla. – Wszystko zaczęło się od zerwania z Rzymem. Bez wątpienia było to jedno z najwaŜniejszych wydarzeń, jakie kiedykolwiek nastąpiły w naszym kraju. – TeŜ tak sądzę, moje dziecko. WciąŜ odczuwamy tego skutki i na pewno jeszcze długo będziemy mieć z nimi do czynienia. Skoro obiecałaś przynieść do domu dziecko Keziah, ciekaw jestem, kiedy dorobisz się własnego. – Ojcze, czyŜbyś chciał szybko wydać mnie za mąŜ? – Byłbym niezmiernie zadowolony, Damask, gdybym przed śmiercią mógł zobaczyć cię u boku dobrego męŜa – człowieka, któremu mógłbym zaufać – który by się tobą zajął i z którym mogłabyś mieć dzieci. Marzyłem o synach i córkach, lecz Bóg dał mi tylko ciebie. I jak dobrze wiesz, jesteś dla mnie cenniejsza niŜ wszystkie skarby świata. Czemu jednak nie miałbym zobaczyć w swoim domu mnóstwa dzieci – dzieci, którymi obdarzysz mnie na starość, Damask? – Czuję się tak, jakbym bezzwłocznie musiała wyjść za mąŜ, by cię zadowolić. – Bardzo chcę mieć wnuczęta, lecz jeszcze bardziej zaleŜy mi na twoim szczęściu, dlatego takie rozwiązanie nie wchodzi w rachubę. Bardzo chciałbym, Ŝebyś wyszła za mąŜ, lecz by mnie zadowolić, musisz być szczęśliwą Ŝoną i matką. Delikatnie uścisnęłam jego ramię. Jestem pewna, Ŝe gdyby w tym momencie Rupert ponowił swe oświadczyny, przyjęłabym je, poniewaŜ najbardziej zaleŜało mi na tym, by sprawić przyjemność swojemu drogiemu, kochanemu ojcu. Jedna ze słuŜących przyniosła mi wiadomość, Ŝe matka Salter chce się ze mną zobaczyć. Gdy dotarłam na miejsce, staruszka jak zwykle zajmowała jedno z miejsc przy palenisku. Wrekin kręcił się u jej stóp, a na ogniu coś kipiało w okopconym
kociołku. Wstała i poprowadziła mnie po spiralnych schodach. Na łóŜku leŜało ciało przykryte prześcieradłem, na którym znajdowała się gałązka rozmarynu. Wstrzymałam dech, a matka Salter przytaknęła. – Stało się tak, jak powiedziałam – mruknęła. – Biedna Keziah! Mój głos drŜał. Starucha połoŜyła rękę na moim ramieniu. Miała kościste palce, a jej paznokcie przypominały szpony. – A co z dzieckiem? – zapytałam. Zeszłyśmy na dół. W kącie stało łóŜeczko, którego wcześniej nie zauwaŜyłam, a w nim leŜało Ŝywe dziecko. Patrzyłam zdumiona, tymczasem matka Salter delikatnie pchnęła mnie w stronę maleństwa. – Weź ją na ręce – powiedziała. – Jest twoja. – Dziewczyneczka – szepnęłam. – Nie mówiłam ci? Podniosłam dziecko. Nie miało pieluszki, owinięte było jedynie w szal. Na widok róŜowej pomarszczonej twarzyczki i całkowitej bezradności niemowlęcia moje serce wezbrało współczuciem, niemal miłością. Wiedźma odebrała mi dziecko. – Jeszcze nie teraz – oświadczyła. – Jeszcze nie teraz. Na razie sama się nią zajmę. Gdy nadejdzie odpowiedni czas, będzie twoja. – WłoŜyła dziecko z powrotem do łóŜeczka i odwróciła się do mnie. Wbiła szpony w moje ramię. – Nie zapominaj o swojej obietnicy. Potrząsnęłam głową. Potem złapałam się na tym, Ŝe szlocham. Nie byłam pewna, z jakiego powodu – nad zmarłą Keziah czy nowo urodzonym dzieckiem. – Była zbyt młoda, aby umierać – powiedziałam. – Lecz nadszedł jej czas. – Za wcześnie. – Miała dobre Ŝycie. Uwielbiała się bawić. Nigdy nie potrafiła oprzeć się Ŝadnemu męŜczyźnie. Tak musiało być. Oni stanowili całe jej Ŝycie. W gwiazdach zostało zapisane, Ŝe równieŜ oni przyczynią się do jej śmierci. – Nie cierpiałam tego człowieka – ojca jej dziecka. – Rozumiem, młoda damo – wyznała. – Lecz nikt nie ma całkowitej pewności, kto jest jego ojcem. – Ja mam – odparłam. – Owszem. Lecz Keziah nigdy tego nie wiedziała, jej matka nie miała
pewności. Moja córka była taka sama jak Keziah. Zadna z nich nie potrafiła oprzeć się męŜczyźnie i obie umarły przy porodzie. Jesteś wspaniałą damą i Honey równieŜ wychowasz na damę. – Ścisnęła moje ramię. – Zrobisz to, prawda? Nie ośmielisz się postąpić inaczej. Pamiętaj, dałaś słowo. Jeśli go nie dotrzymasz, młoda damo, przez całe Ŝycie będzie cię prześladować klątwa nieŜyjącej Keziah, a co gorsza, takŜe matki Salter. – Dotrzymam obietnicy. Naprawdę mam taki zamiar. Bardzo chcę zaopiekować się Honey. Ojciec powiedział, Ŝe mogę wychować ją jak własne dziecko. – Musisz tego chcieć. Lecz jeszcze nie teraz. Na razie jest za mała. Zatrzymam ją, aŜ nadejdzie odpowiednia chwila. Wówczas będzie naleŜała do ciebie. Przyniosła gałązkę rozmarynu i wcisnęła mi ją do ręki. – Pamiętaj – powiedziała. Opuściłam chatę czarownicy, opłakując Keziah i przypominając sobie mnóstwo scen ze swojego dzieciństwa. Jednocześnie nie przestawałam myśleć o Honey i o tym, jaka będę szczęśliwa, mogąc się nią zajmować. Zaczęłam tęsknić za własnymi dziećmi. Przyszło mi na myśl, Ŝe moŜe ojciec miał rację, mówiąc, iŜ powinnam wyjść za mąŜ.
W cieniu topora Jeden ze słuŜących lorda Remusa przywiózł od Kate list z kategorycznym Ŝądaniem. Siedzieliśmy przy kolacji w sali paradnej, gdzie zazwyczaj jadaliśmy wszystkie posiłki. Przy długim stole zawsze znajdowały się dodatkowe nakrycia dla ewentualnych podróŜnych, którzy mogli zatrzymać się w naszym domu. Rzeczywiście, często ktoś znuŜony i z obtartymi stopami korzystał z tej moŜliwości, gdyŜ powszechnie wiedziano o Ŝyczliwości sędziego Farlanda, który nigdy nikogo nie odsyłał spod drzwi. Rozmowa przy stole przewaŜnie była interesująca, poniewaŜ jak mawiał mój ojciec, wysłuchiwanie nowin działa bardzo stymulujące W kuchni niezmiennie wisiały połcie solonej wieprzowiny, a Clement zawsze miał do zaoferowania kilka świeŜych placków. Oprócz ogrodu domenę matki tradycyjnie stanowiła spiŜarnia i kuchnia. Prawdę mówiąc, jedno słuŜyło drugiemu. Matka suszyła więc zioła i mieszała je, eksperymentowała z nimi, a rezultaty, jakie w ten sposób osiągała, sprawiały jej taką samą przyjemność, jak pielęgnowanie nowych odmian róŜ. O szóstej wieczorem jedliśmy kolację. Był początek lata, zostawiliśmy więc szeroko otwarte drzwi. Kiedy zasiedliśmy do stołu, wszedł jeden ze słuŜących i oznajmił, Ŝe przy bramie stoi człowiek, który chce się widzieć z sędzią Farlandem. Ojciec natychmiast wstał i wyszedł. Wrócił z męŜczyzną, którego ubranie mogło świadczyć o tym, Ŝe jest księdzem. Ojciec sprawiał wraŜenie zadowolonego. Zawsze lubił przyjmować gości, lecz jednych podejmował chętniej niŜ innych. Ten nazywał się Amos Carmen i jak się okazało niegdyś dobrze znał ojca, a ponowne spotkanie sprawiło obu panom ogromną przyjemność. Przybysz nie zajął Ŝadnego z miejsc przeznaczonych dla podróŜnych, lecz nakryto dla niego obok ojca, Ŝeby mogli porozmawiać. Swego czasu obaj przebywali u Świętego Brunona i myśleli o złoŜeniu ślubów zakonnych. Potem Amos został księdzem, a ojciec postanowił załoŜyć rodzinę. Kiedy gość zaczął mówić o zmianach w Kościele, zauwaŜyłam, Ŝe ojciec niespokojnie się poruszył. ChociaŜ osobom siedzącym przy stole moŜna było zaufać, nie naleŜało zapominać o słuŜących, zwłaszcza Ŝe w owych dniach łatwo było się zdradzić. JeŜeli słowem lub czynem dało się do zrozumienia, iŜ nie uznaje się króla za głowę Kościoła, moŜna było przypłacić to Ŝyciem. Gdy ojciec zmienił temat rozmowy, przybysz najwyraźniej zorientował się, o co chodzi, gdyŜ natychmiast podjął nowy wątek i zaczęliśmy dyskutować o wykorzystaniu ziół.
Amos pochwalił matkę za ich dobór do podanych placków. Byłam zdumiona, widząc oŜywienie matki. Zazwyczaj jej twarz rozjaśniała się, gdy gościliśmy ogrodników. – To zdumiewające – powiedziała – jak niewielki uŜytek robi się z kwiatów i ziół, które rosną na naszych łąkach. PrzecieŜ kaŜdy moŜe z nich skorzystać, poza tym są wyjątkowo smaczne. A pierwiosnki i nagietki stanowią wspaniałe przybranie ciast i ciasteczek. – Widzę, madame – odparł Amos z uśmiechem – Ŝe jest pani prawdziwą mistrzynią sztuki kulinarnej. Mama uśmiechnęła się, ukazując dołeczki. Zawsze była bardziej podatna na pochlebstwa dotyczące kwiatów i sposobu prowadzenia domostwa niŜ własnego wyglądu, choć wciąŜ mogła się poszczycić wspaniałą urodą. – To najlepsza gospodyni w Anglii – wyznał ojciec. – Jestem gotów stawić czoło kaŜdemu, kto się z tym nie zgadza. Kiedy Damask jest przeziębiona i w Ŝaden sposób nie moŜna tego pokonać, matka daje jej wyciąg z jaskrów. Po wypiciu określonej porcji następuje atak kichania, po którym dziewczyna błyskawicznie wraca do zdrowia. Kiedyś z kolei porobiły mi się pęcherze na stopach, a moja Ŝona wyleczyła je... równieŜ za pomocą jaskrów, prawda? – Rzeczywiście – przyznała matka. – O tak, bardzo duŜo moŜna powiedzieć o działaniu korzeni i kwiatów. Tak więc prowadziliśmy dysputę o ziołach, które są w stanie złagodzić ból lub sprawić przyjemność podniebieniu. W trakcie tej rozmowy dowiedzieliśmy się, Ŝe przyszły listy od Kate. Jak wspaniale prezentowali się jej słuŜący ubrani w jasne liberie! W porównaniu z nimi nasi ludzie wyglądali bardzo skromnie. Jeden z listów mojej kuzynki zaadresowany był do ojca i matki, a drugi do mnie. Uznaliśmy, Ŝe czytanie ich przy stole nie świadczyłoby o zbytniej uprzejmości w stosunku do gościa. Była to dla mnie prawdziwa próba, poniewaŜ umierałam z ciekawości, o czym pisze Kate. Posłańca zaprowadzono do kuchni, by się pokrzepił, chociaŜ ojciec Ŝartobliwie stwierdził, Ŝe naleŜałoby się zastanowić, czy tak wspaniale prezentujący się dŜentelmen nie powinien zająć najwaŜniejszego miejsca przy stole. Dalsza rozmowa toczyła się wokół egzotycznych roślin i warzyw, które w przekonaniu mojej matki, wkrótce powinny pojawić się w naszym kraju. Matka przyznała się, Ŝe tak samo jak królowa Katarzyna, często tęskni za sałatką, lecz w przeciwieństwie do naszej władczyni nie moŜe pozwolić sobie na przywiezienie
potrzebnych do tego składników z Flandrii lub Holandii. – Zdaje mi się – wyznał Amos Carmen – Ŝe istnieją plany przeniesienia na nasz grunt flandryjskiego chmielu. – To prawda! – zawołała matka. – Bardzo chciałabym, Ŝeby sprowadzano do Anglii coraz więcej takich roślin. Istnieje mnóstwo jadalnych korzeni, jak na przykład marchew i rzepa. To śmieszne, Ŝe nie moŜemy ich tutaj uprawiać. A powinniśmy. Czy pamiętasz naszego gościa z Flandrii? – zwróciła się do męŜa. Ojciec oświadczył, Ŝe doskonale go pamięta. – Powiedział nam – moŜe to równieŜ utkwiło ci w pamięci – Ŝe planuje się ściągnięcie owych jadalnych korzeni do naszego kraju. Będą u nas bardzo dobrze rosły, więc czemu nie mielibyśmy sami ich uprawiać? Tak bardzo chciałabym zrobić z nich sałatkę i zanieść ją królowej... Urwała, przypomniawszy sobie, iŜ królowa Katarzyna, która z Niderlandów sprowadzała składniki do sałatek, juŜ nie Ŝyje. Wszyscy zamilkliśmy, a ja przypomniałam sobie, Ŝe król i Anna Boleyn „na znak Ŝałoby" przywdziali Ŝółte szaty i w dniu śmierci królowej tańczyli. Teraz Anna teŜ juŜ nie Ŝyła, zmarła równieŜ Jane, a po kraju krąŜyły pogłoski, Ŝe król jest bardzo niezadowolony z nowej królowej. MoŜna było odnieść wraŜenie, Ŝe niezaleŜnie od tego, na jaki temat się rozmawia, wcześniej czy później i tak poruszy się sprawy, które nikomu nie dają spokoju. Ja jednak bardzo chciałam wyjść i przeczytać list Kate. Napisałam do Twoich rodziców, Ŝeby nie próbowali powstrzymywać Cię przed przyjazdem do mnie. Potrzebuję Twojego towarzystwa. Nie ma bardziej niemiłego, upokarzającego i nudnego stanu niŜ ciąŜa, którą oŜywiają jedynie sporadyczne napady złości. Klnę się na wszystko, Ŝe juŜ nigdy więcej mi się to nie zdarzy. Chcę, Ŝebyś przyjechała i została u mnie. Remus się zgadza. Prawdę mówiąc, nie moŜe się Ciebie doczekać. Jest tak zadowolony, iŜ będzie miał potomka, tak dumny z siebie (dziecko w jego wieku!), Ŝe cierpliwie znosi wszelkie moje złe humory. Dość długo zastanawiałam się, jak mogę zapobiec nudzie i nieszczęściu, aŜ w końcu wpadło mi do głowy, Ŝe jedynym rozwiązaniem jest ściągnięcie Damask. Przyjedź bezzwłocznie. Chcę, Ŝebyś została aŜ do urodzenia się dziecka. To zaledwie kilka tygodni. Nie przyjmę Ŝadnych wymówek. JeŜeli nie przyjedziesz, nigdy Ci tego nie wybaczę.
W moim pokoju pojawił się ojciec. Trzymał w ręce list od Kate. – Idę o zakład – zaczął – Ŝe juŜ wiesz, o co chodzi. – Biedna Kate – wyznałam. – Sądzę, Ŝe nie została stworzona do tego, by być w ciąŜy. – Moje drogie dziecko, kaŜda kobieta została do tego stworzona. – KaŜda kobieta, z wyjątkiem Kate – poprawiłam. – Jak sądzisz, powinnam się do niej wybrać? – Wszystko zaleŜy od ciebie. – To znaczy, Ŝe mam twoje przyzwolenie? Przytaknął. Przyjrzał mi się z zamyśleniem, w jakiś dziwnie czuły sposób. Później zastanawiałam się, czy miał jakieś przeczucie. – Wcale nie chce mi się wyjeŜdŜać – powiedziałam. – KaŜdy młody ptak musi w odpowiednim czasie opuścić swoje gniazdo. – To nie potrwa długo – zapewniłam go. Na następny dzień Amos Carmen wyjechał, a ja zajęłam się przygotowaniami. Po raz pierwszy w Ŝyciu miałam wyjechać z domu. Z lekką drwiną przejrzałam swoją garderobę. Przypuszczałam, Ŝe w rezydencji Kate będę prezentować się bardzo skromnie. Plan przewidywał, Ŝe popłyniemy barką mniej więcej piętnaście kilometrów w górę rzeki. Tam będą czekać ludzie Remusa. Miałam zabrać ze sobą dwie pokojówki, a łodzią miał kierować Tom Skillen. Po przepakowaniu bagaŜu na muły i konie czekała nas jeszcze droga do zamku Remusa. Bardzo chciałam ponownie zobaczyć Kate. To prawda, Ŝe bez niej i bez Keziah – takiej jaka bywała w dawnych czasach – Ŝycie stało się nieco bezbarwne. Lecz w głębi duszy najbardziej brakowało mi Brunona. Często zastanawiałam się czemu. Był gdzieś daleko. Przypuszczałam, Ŝe bardzo rzadko przypomina sobie o moim istnieniu. Ja jednak darzyłam go nie mniejszym uczuciem niŜ Kate. Jej bardziej zaleŜało na towarzystwie Brunona, u mnie natomiast mógł liczyć na większy szacunek. Kate Ŝądała, tymczasem ja cieszyłam się, gdy coś szło po mojej myśli. Ja zadowalałam się okruchami spadającymi z pańskiego stołu, a Kate przy nim siadała i raczyła się podanym posiłkiem. Na dzień przed moim wyjazdem wrócił do nas Amos Carmen. Natknęłam się na niego, gdy rozmawiał z ojcem. Stali przy kamiennym murze w pobliŜu rzeki, zatopieni w jakiejś powaŜnej dyskusji. – Ach! – powiedział ojciec. – A oto i Damask. Chodź, córeczko. Spojrzawszy na jednego, a potem na drugiego uznałam, Ŝe coś knują, więc
zaniepokojona zapytałam: – Czy coś się stało? – MoŜna jej ufać – rzekł mój ojciec. – Ojcze! – zawołałam. – Dlaczego tak mówisz? – Moje dziecko – odparł – Ŝyjemy w niebezpiecznych czasach. Dziś wieczorem mój przyjaciel wyruszy w dalszą drogę. Gdy będziesz u lorda Remusa, lepiej nie wspominaj, Ŝe mieliśmy takiego gościa. – Dobrze, ojcze – odparłam. Obaj spokojnie się uśmiechnęli, a ja tak bardzo byłam podniecona perspektywą wyjazdu do Kate, Ŝe w ogóle się nie zastanawiałam nad znaczeniem tych słów. Nazajutrz wyruszyłam w drogę. Ojciec i matka wraz z Rupertem i Simonem Casemanem stali na brzegu i machali mi na poŜegnanie. Matka prosiła, Ŝebym dała jej znać, w jaki sposób ogrodnicy Remusa radzą sobie z mszycami i jakie zioła uprawiają. Miałam równieŜ zapytać o przepisy, których nie znała. Ojciec mocno mnie przytulił. Chciał, Ŝebym szybko wracała, pamiętała, iŜ dom Kate nie jest moim domem, i uwaŜała, co mówię. Rupert prosił o szybki powrót do domu, a Simon Caseman patrzył na mnie z dziwnym blaskiem w oczach, jakby po części był na mnie zły, a po części rozbawiony. Jednocześnie dawał mi do zrozumienia, Ŝe bardzo zaleŜy mu na tym, bym została jego Ŝoną. Pomachałam im z barki i po cichu pomodliłam się, Ŝeby do mojego powrotu wszyscy pozostali w zdrowiu. Tom Skillen się zmienił. Odkąd stracił Keziah, był bardzo markotny, mimo to z ogromną wprawą wyprowadził barkę na środek rzeki. Minęliśmy kilka łodzi, a ja skracałam sobie czas, pytając Toma, czy wie, do kogo one naleŜą. Kiedy przepływaliśmy obok Hampton – okazałej rezydencji, która z tygodnia na tydzień stawała się coraz wspanialsza – jak zwykle przypomniałam sobie króla płynącego w dół rzeki z kardynałem u boku. Potem zaczęłam się zastanawiać, jak miło by było z całą rodziną popłynąć barką wiele kilometrów stąd, w głąb kraju, tam gdzie w moim przekonaniu mieszkali ludzie wolni od wszelkich prześladujących nas kłopotów. Wyobraziłam sobie spokojny dom, dokładnie taki sam jak nasz, lecz nazbyt odległy od Londynu, by mogły nas tam spotkać jakieś nieszczęścia. Jak odległy? Zresztą, czy w jakimkolwiek zakątku naszego kraju ludzie są bezpieczni? Przypomniałam sobie, Ŝe mieszkańcy Lincolnshire i Yorkshire
zbuntowali się przeciwko wprowadzonym przez króla i Thomasa Cromwella reformom w Kościele. Co się stało z tymi ludźmi? ZadrŜałam. Przypomniały mi się ciała mnicha i brata Ambrose'a wiszące na szubienicach przed bramą opactwa. Nigdzie nie było bezpiecznie. Mogliśmy się jedynie modlić, by nie spotkało nas jakieś nieszczęście. Czy mieszkańcy Yorkshire i Lincolnshire, wyruszając na Pielgrzymkę Łaski, przypuszczali, Ŝe wielu z nich zawiśnie na szubienicy? Wszędzie szerzyły się śmierć i zniszczenie. Gorąco się modliłam, by nigdy nie dotarły do stojącego nad rzeką domu, w którym mieszkali moi rodzice. Lecz ojciec często mawiał: „śyjemy w okrutnych czasach, a nieszczęście, które spotyka jedną osobę, dotyczy nas wszystkich". Wszyscy braliśmy w tym udział. Śmierć mogła wskazać palcem na kaŜdego z nas. Czy taka sama atmosfera panowała za czasów poprzedniego króla? Ten surowy i bardzo skąpy człowiek nigdy nie cieszył się taką miłością poddanych jak obecny król. Nie kierował się uczuciami. Jako wnuk Owena Tudora i królowej Katarzyny, wdowy po Henryku V, miał raczej dość wątpliwe prawo do tronu – niektórzy powiadali nawet, Ŝe do małŜeństwa między królową i Tudorem w rzeczywistości nigdy nie doszło. Pragnąc wzmocnić swoją pozycję, poślubił ElŜbietę, najstarszą córkę Edwarda IV – w ten sposób za jednym pociągnięciem wzmocnił królewski ród i połączył domy Yorków i Lancasterów. Był to mądry i przebiegły król, który nie zyskał sobie sympatii poddanych, zdołał jednak uczynić z Anglii bogaty kraj. Niewątpliwie w jego czasach równieŜ istniały pewne niebezpieczeństwa, nigdy jednak na ludzi nie czekało tyle pułapek jak teraz. Dotychczas nie mieliśmy na tronie tak upartego męŜczyzny, któremu zaleŜało jedynie na natychmiastowym spełnieniu kaŜdej zachcianki i spokojnym sumieniu. Lecz dość tych obaw. Będę myśleć o Kate i jej małŜeństwie oraz swoim własnym, którego prawdopodobnie nie mogę juŜ dłuŜej odwlekać. Miałam do wyboru Ruperta i Simona, wiedziałam jednak, Ŝe Simon mi nie odpowiada. Choć był bardzo dobrym człowiekiem – ojciec mawiał, Ŝe Simon jest doskonałym prawnikiem i stanowi cenny nabytek w biurze prawniczym oraz w domu – uwaŜałam, Ŝe jest odpychający. Będę musiała zdecydować się na miłego i Ŝyczliwego Ruperta, zwłaszcza Ŝe bardzo go lubię. Choć jego łagodność sprawiała, Ŝe nic do niego nie czułam. Podejrzewam, Ŝe jak wszystkie dziewczęta, marzyłam po prostu o mocnym męŜczyźnie. Potem pomyślałam o Brunonie. Właściwie nikt go nie znał. Nikomu nie udało się do niego zbliŜyć. Lecz od momentu kiedy usłyszałam historię dziecka, które w BoŜe Narodzenie znalezione zostało w Ŝłóbku, był dla mnie ideałem. I mnie, i Kate
pociągała jego odmienność. Wierzyłyśmy, iŜ Brunon jest istotą wyŜszą, i kaŜda z nas na swój sposób go kochała. To właśnie dlatego myśl o małŜeństwie z Rupertem nie wzbudzała we mnie zbytniego entuzjazmu. Powodem takiego stanu rzeczy było ukryte gdzieś w głębi serca dziwne, pełne egzaltacji uczucie do Brunona. Dwie słuŜące, Alice i Jennet, śmiały się beztrosko. Były niezwykle podniecone od chwili, kiedy dowiedziały się, Ŝe będą mi towarzyszyć podczas tej wyprawy. Święcie wierzyły, iŜ Ŝycie w domu Kate będzie duŜo ciekawsze niŜ w naszym. Na rzece miło spędziliśmy czas, a o wyznaczonej porze dotarliśmy do miejsca, gdzie mieliśmy wysiąść na brzeg. Czekali tam juŜ słuŜący w charakterystycznych liberiach Remusa. Umocowali nasze bagaŜe na grzbietach mułów. PoŜegnałyśmy się z Tomem Skillenem. Dalej wyruszyliśmy niewielką grupką, a po dwóch godzinach jazdy dotarliśmy do zamku Remusa. Był duŜo starszy niŜ nasza rezydencja, którą wybudował mój dziadek. Mocne, szare, wzniesione z granitu mury jedynie potwierdzały fakt, Ŝe stoją tu juŜ od dwustu lat i bez wątpienia przetrwają następne pięćset. Słońce lśniło na ścianach, odbijając się od drobnych okruchów krzemienia, błyszczących niczym róŜowe diamenciki. Gdy jechaliśmy przez zwodzony most przerzucony nad fosą, spojrzałam w górę na machikuly warowni. Potem minęliśmy bramę ze spuszczaną kratą i znaleźliśmy się na dziedzińcu, na którym tryskała fontanna. Gdy rozległ się stukot końskich kopyt, usłyszałam głos Kate. – Damask! Spojrzałam w górę i zobaczyłam ją w oknie. – A więc w końcu jesteś! – zawołała. – Przyjdź prosto do mnie. Proszę natychmiast przyprowadzić pannę Farland do mojej komnaty! – rozkazała. Stajenny zabrał mojego konia, a na dziedziniec wyszła słuŜąca, która wprowadziła mnie do zamku. Powiedziałam, Ŝe najpierw chcę iść do swojej komnaty, by umyć się po podróŜy. Poprowadziła mnie więc przez salę paradną, a potem kamiennymi schodami w górę do pomieszczenia, którego okna wychodziły na dziedziniec. Przypuszczałam, Ŝe znajduje się ono tuŜ obok komnaty Kate. Poprosiłam o przyniesienie mi wody i pokojówka pobiegła spełnić moje Ŝyczenie. Wkrótce przekonałam się, Ŝe Kate jest bardzo apodyktyczną panią domu. Przyszła do mojej komnaty. – Powiedziałam im, Ŝe bezzwłocznie mają przyprowadzić cię do mnie! – zawołała. – Powinni mnie posłuchać. – Chciałam najpierw zmyć z siebie kurz z przebytych dróg.
– Och, Damask, ani trochę się nie zmieniłaś. Jak to dobrze, Ŝe tu jesteś! Jak podoba ci się zamek Remusa? – Jest wspaniały – wyznałam. Skrzywiła się. – To właśnie o tym zawsze marzyłaś, prawda? O zamku, moŜliwości bywania na dworze i ciągłym podróŜowaniu między jednym a drugim. – Jak myślisz, ile podróŜuję? Popatrz na mnie! Spojrzałam na nią i roześmiałam się. Zobaczyłam elegancką Kate z niezadowoloną miną i zniekształconym ciałem. Tego faktu nie była w stanie ukryć nawet satynowa suknia obszyta gronostajem. – Za to wkrótce zostaniesz matką! – zawołałam. – Mogłabym urodzić choćby jutro – zrzędziła Kate. – Boję się porodu, jednak chciałabym mieć to juŜ za sobą. Na szczęście teraz jesteś ze mną i bardzo się z tego cieszę. Masz wodę, więc jak najszybciej zmyj z siebie ten pył. Czy to twoja suknia podróŜna? Moja biedna Damask, musimy coś z tym zrobić. – Słowo daję, wasza lordowska mość wygląda wyjątkowo okazale. – Wcale nie musisz dawać słowa – powiedziała Kate. – Doskonale zdaję sobie sprawę, jak wyglądam. Byłam chora, Damask, potwornie chora. Wolałabym wyskoczyć przez to okno, niŜ ponownie przeŜywać to samo. Tymczasem najgorsze przede mną. – PrzecieŜ kaŜdego dnia kobiety rodzą dzieci, Kate. – Ale nie ja. Nie będzie Ŝadnego następnego dnia. – A jak się miewa milord? – Pojechał na dwór. Przez to jest mi jeszcze trudniej. Powiadają, Ŝe król jest w podłym nastroju i bardzo łatwo ściągnąć na siebie jego gniew. W tym momencie nikt nie jest pewien jutra. – CzyŜ w takim razie nie powinnaś się cieszyć, Ŝe nic ci nie grozi? – WciąŜ ta sama stara Damask, zawsze we wszystkim potrafisz dopatrzyć się czegoś dobrego. Cieszę się, Ŝe tu jesteś. Z całą pewnością nadal była tą samą starą Kate. Pytała, co dzieje się w domu, a kiedy rozmawiałyśmy o Keziah, trochę posmutniała. – A więc to jest dziecko tego męŜczyzny – powiedziała. Ciekawa jestem, co z niego wyrośnie. Poczęte w taki sposób. Urodzone z takich rodziców. – PołoŜyła dłonie na swoim brzuchu i uśmiechnęła się. Kate była spragniona mojego towarzystwa. Chciała o tylu rzeczach porozmawiać. Gdybym nie przyjechała, nigdy więcej by się do mnie nie odezwała.
Kiedy powiedziałam, Ŝe chcę rozpakować swoje bagaŜe, oświadczyła, iŜ wcale nie muszę tego robić – zrobi to słuŜąca. Jednak chciałam zająć się tym osobiście, więc rozładowałam kufry i pokazałam Kate maleńki srebrzysty kaftanik dla jej dziecka, uszyty z jedwabiu pochodzącego od hodowanych przez moją matkę jedwabników. Kate potraktowała go z całkowitą obojętnością, bardziej przypadła jej do gustu przywieziona przeze mnie maleńka urocza bransoletka, którą rodzice włoŜyli mi na rękę, gdy się urodziłam. – Kiedy dziecko nie będzie mogło jej juŜ nosić, koniecznie musisz mi ją oddać. – śebyś mogła włoŜyć ją na rączkę swojego dziecka? Powiedz mi, Damask, kiedy to nastąpi? Mimo postanowienia, Ŝe nie będę zdradzać swoich uczuć, delikatnie się zarumieniłam. – Nie mam pojęcia – odparłam sucho. – Lepiej wyjdź za Ruperta, Damask. Będzie dobrym i miłym męŜem – to człowiek odpowiedni dla ciebie. Zadba o Ŝonę i nigdy nie spojrzy na inną kobietę. Jest młody – nie to co mój Remus. I chociaŜ nie ma złamanego pensa, twój majątek wystarczy dla was obojga. – Dziękuję, Ŝe tak dokładnie zaplanowałaś moją przyszłość. – Biedna Damask! Och, powiedz szczerze. Pragniesz Brunona. Oszalałaś, Damask? On nigdy nie będzie dla ciebie odpowiednim męŜem. – Wygląda na to, Ŝe dla ciebie równieŜ. – Czasami Ŝałuję, Ŝe z nim nie uciekłam. – Uciekłaś? – zapytałam. – Dokąd? – Och, tak mi się tylko wyrwało – odparła. Potem objęła mnie i powiedziała: – Teraz, gdy juŜ przyjechałaś, przynajmniej wiem, Ŝe Ŝyję. To miejsce doprowadza mnie do szaleństwa. Zupełnie inaczej było na dworze. Tam jest cudownie, Damask, ale ty z pewnością tego nie zrozumiesz. – Wiem, Ŝe twoim zdaniem jestem zacofaną wiejską dziewczyną – chociaŜ pragnę zwrócić ci uwagę, Ŝe mieszkam bliŜej Londynu niŜ ty – niemniej z pewnością potrafię sobie wyobrazić, jak podniecające musi być Ŝycie w ciągłym strachu, czy nie wypowiedziało się jakiejś uwagi lub nie zrobiło czegoś, za co moŜna trafić do Tower, gdzie część ludzi przebywa latami, a część – co bardziej ekscytujące – czeka, czy zostanie uwolniona, czy teŜ będzie musiała połoŜyć głowę pod topór. Kate wybuchnęła śmiechem. – Dobrze mieć cię przy sobie. Niech Bóg cię błogosławi, Damask, za to, Ŝe
przyjechałaś. – Dziękuję, sądzę, Ŝe milsze twoje błogosławieństwo niŜ klątwa, której mogłam się spodziewać, gdybym została w domu. Czułam, Ŝe poprawia mi się nastrój. Podejrzewam, Ŝe w jakiś sposób naleŜałyśmy do siebie i chociaŜ w ogóle nie pochwalałam postępowania Kate, a ona mną gardziła, chociaŜ bez przerwy się sprzeczałyśmy, przy niej czułam, Ŝe Ŝyję. Dzięki wspólnemu dzieciństwu wydawało mi się, Ŝe jesteśmy nierozłączne. Tego wieczoru zjadłyśmy kolację w jej komnacie. Kate miała tam mały stolik, przy którym często spoŜywała posiłki. – Podejrzewam, Ŝe gdy twój mąŜ jest na zamku, jadacie tutaj obiady i kolacje – powiedziałam. Kate ponownie wybuchnęła śmiechem, a w jej oczach pojawiła się pogarda. – Nie znasz Remusa. Jak sądzisz, o czym byśmy rozmawiali? Poza tym on głuchnie. Gdybym miała znosić go samego, chyba rzuciłabym w niego talerzem. Nie, kiedy tu jest, jadamy w wielkim stylu. Korzystamy wtedy z sali paradnej, którą po drodze zdąŜyłaś juŜ pewnie zauwaŜyć – a moŜe w ogóle nie zwróciłaś na nią uwagi? Wiszą tam wszystkie pamiątki Remusa z poprzednich wojen – halabardy, miecze i zbroje – a my patrzymy na nie, gdy jemy. Ja siedzę na jednym końcu długiego stołu, a mój mąŜ – dzięki Bogu – na drugim. Rozmowa czasami bywa oŜywiona, kiedy indziej nudna, wszystko zaleŜy od gości. Nierzadko przyjmujemy ludzi z dworu – wówczas bywa bardzo wesoło. Niestety częściej towarzystwa dotrzymują nam nudni właściciele ziemscy, którzy bez końca potrafią rozprawiać o uprawianiu ziemi i soleniu wieprzowiny. W takich chwilach czasami mam ochotę krzyczeć. – Jestem pewna, Ŝe lord Remus uwaŜa cię za bardzo zapobiegliwą panią domu. – No cóŜ, przynajmniej dam mu dziecko. – Za które gotów jest zapłacić kaŜdą cenę. Poza tym – bacznie jej się przyjrzałam – jesteś całkiem ładna, nawet w obecnym stanie. I bez wątpienia przywróciłaś mu młodość, udowadniając, Ŝe wcale nie jest za stary, by płodzić dzieci. – Powiedziałam, Ŝe urodzę mu dziecko – rzuciła szybko. – Nie mówiłam, Ŝe to on je spłodził. – Och, Kate! – zawołałam. – Co to ma znaczyć? – Ojej! Za duŜo gadam, ale ty w ogóle się nie liczysz. Po prostu lubię mówić ci prawdę, Damask. – A więc... oszukałaś Remusa. To nie jego dziecko. Jak zatem moŜesz udawać,
Ŝe to on jest ojcem?! – Jeszcze zbyt mało wiesz o męŜczyznach, Damask. Łatwo przekonać ich, Ŝe mogą zrobić wszystko, na co mają ochotę. Remus jest niezmiernie dumny, Ŝe zostanie ojcem, w związku z tym przymyka oko na fakt, iŜ moŜe być rogaczem. – Kate, jesteś tak samo bezwstydna jak zawsze. – Nawet bardziej – zadrwiła. – Chyba nie oczekiwałaś, Ŝe się poprawię w miarę nabywania coraz większego doświadczenia. – Nie wierzę. – Bardzo się cieszę – wyznała Kate, krzywiąc twarz. – To znaczy, Ŝe moja niedyskrecja juŜ poszła w niepamięć. – Masz przed sobą najwspanialsze przeŜycie, jakie moŜe zdarzyć się kobiecie, tymczasem mazgaisz się z tego powodu. – Przez dwa miesiące Ŝyłam w samotności – wyjątek stanowili pojawiający się tu goście. Musiałam znosić umizgi Remusa. Na dodatek oczekiwano ode mnie, Ŝe będę zachowywać się jak kobieta, która nie moŜe doczekać się dziecka. – W głębi duszy naprawdę nie moŜesz się go doczekać. – Nie sądzę, Ŝeby odpowiadała mi rola matki, Damask. Nie, wolę tańczyć. Chcę polować z ludźmi, którzy towarzyszą królowi. Marzę o powrocie na dwór. Ostatnio byliśmy w Windsorze, tańczyliśmy, prowadziliśmy dysputy, oglądaliśmy występy aktorów i sztuki teatralne, zorganizowano równieŜ bal. To jest Ŝycie! Wtedy przynajmniej byłam w stanie zapomnieć. – O czym, Kate? – Och! – zawołała. – Znowu za duŜo gadam. Przy zamku Remusa był piękny ogród. Spodobałby się mojej matce. Usiłowałam zapamiętać szczegóły, by po powrocie do domu o wszystkim jej opowiedzieć. Najbardziej przypadło mi do gustu jedno miejsce – fragment ze stawem, wokół którego biegła alejka obsadzona drzewami o poplątanych gałęziach tworzących coś na kształt dachu. PoniewaŜ było właśnie lato, drzewa rosnące przy alei obsypane były gęstymi zielonymi liśćmi. Często siadywałyśmy z Kate przy stawie i prowadziłyśmy długie rozmowy. Byłam zadowolona, Ŝe od mojego przyjazdu tak bardzo się zmieniła. Z jej ust zniknęły zmarszczki niezadowolenia, poza tym bez przerwy się śmiała – prawdę mówiąc, często ze mnie, lecz z rozczuleniem, do którego od dawna przywykłam. To właśnie przy owym stawie pewnego dnia zaczęłyśmy rozmawiać o Brunonie.
– Ciekawa jestem, dokąd powędrował – zastanawiała się. – Czy wierzysz, Ŝe zniknął w obłoku i wrócił do nieba? A moŜe pojechał do Londynu, by dorobić się majątku? – Naprawdę zniknął – oświadczyłam. – W BoŜe Narodzenie znaleziono go w Ŝłóbku, a Keziah po spotkaniu Rolfa Weavera mogła postradać zmysły i złoŜyć fałszywe zeznanie. – Po co miałby się pojawić? – Dzięki niemu Święty Brunon znacznie się wzbogacił. – Lecz co się stało, gdy pojawili się ludzie Cromwella? Czemu wówczas Brunon nie dokonał jakiegoś cudu? – MoŜe tak akurat miało być, moŜe chodziło o to, by zrobili to, co zrobili. – W takim razie jaki sens miało posłanie świętego Dzieciątka tylko po to, by opactwo na kilka lat rozkwitło, a potem jego bogactwa zasiliły królewski skarbiec? A co z zeznaniami Keziah i mnicha? Twoja opiekunka nigdy nie zdołałaby wymyślić takiej historii. Zresztą, po co miałaby to robić? – MoŜe działała za podszeptem szatana. – Byłaś w lesie u tej wiedźmy. – Tak, ze względu na Honey. – Jesteś głupia, Damask. Powiedziałaś mi, Ŝe obiecałaś zająć się dzieckiem. W dodatku twój ojciec się na to zgodził. Stanowicie parę niesamowitych dziwaków. Córka tej bestii i rozwiązłej dziewki słuŜebnej ma zostać wychowana, jakby była twoją siostrą! Jak myślisz, co z tego wyniknie? – Kochałam Keziah – wyznałam. – Była dla mnie niczym matka, a jej córeczka moŜe być siostrą Brunona. CzyŜbyś o tym zapomniała? – Jeśli opowieść Keziah jest prawdziwa, będą rodzeństwem przyrodnim, prawda? – A zatem coś ich łączy. – Jakie to do ciebie podobne, Damask. Interpretujesz wydarzenia, jak ci pasuje. W jednej chwili uwaŜasz, Ŝe Brunon był święty i został zabrany prosto do nieba, a w chwilę później uzasadniasz przyjęcie dziecka faktem, Ŝe moŜe to być siostra przyrodnia Brunona. Jesteś nielogiczna. Masz mętlik w głowie. Byłoby znacznie prościej, gdyby powodowały tobą tak nieskomplikowane motywy jak mną. – Chcesz, Ŝebym starała się dostać od Ŝycia to, co chcę, a kazała za to płacić innym? – To całkiem niezły układ, zwłaszcza dla osoby biorącej. – To nigdy nie jest dobry układ, nawet jeśli działa.
– W moim wypadku działa – oświadczyła Kate niepewnie. NiezaleŜnie od jakiego tematu zaczynała się nasza rozmowa, zawsze w jakiś sposób docierałyśmy do Brunona. Wówczas Kate dziwnie łagodniała. Często wspominała drobne wydarzenia z tamtych dni, kiedy przechodziłyśmy przez zarośnięte bluszczem drzwi, a Brunon juŜ na nas czekał. W takich chwilach chyba wierzyła, iŜ Brunon wcale nie jest zwyczajnym człowiekiem. – Jak sądzisz, Kate, czy kiedyś poznamy całą prawdę na temat Brunona? – zapytałam. – Kto zna całą prawdę o drugim człowieku? – odparła. Wysłałam przez posłańca list do ojca, pragnąc dać mu znać, Ŝe bezpiecznie dotarłam na miejsce. Zapewniłam, iŜ wkrótce po narodzinach dziecka wrócę do domu, chociaŜ zdawałam sobie sprawę, Ŝe Kate nie będzie chciała mnie puścić. Najprawdopodobniej wyobraŜała sobie mnie w roli swojej damy do towarzystwa. Pewnego razu powiedziała, Ŝe mnie potrzebuje. – A skoro nie odpowiada ci Rupert, mogę poszukać ci innego męŜa – dodała. – Ojciec na pewno niecierpliwie czeka na mój powrót do domu. – Jestem pewna, Ŝe bardziej mu zaleŜy na tym, Ŝebyś wyszła za mąŜ. PoniewaŜ dziecko mogło się urodzić w kaŜdej chwili, obie wypatrywałyśmy pierwszych znaków, a nasza rozmowa często dotyczyła bliskiego rozwiązania. Przejrzałam wyprawkę przygotowaną dla dziecka i obie z Kate zastanawiałyśmy się, które spośród imion chłopców i dziewczynek mogą być odpowiednie dla niemowlęcia. Kate uwielbiała opowiadać o dworze i sprawach króla. Dzięki ostatniemu pobytowi w Windsorze uwaŜała się za osobę naprawdę bardzo dobrze zorientowaną w tych sprawach – zwłaszcza w porównaniu z siedzącą w domu kuzynką. Niezwykle ciekawym tematem było małŜeństwo króla, gdyŜ wszyscy wiedzieliśmy, Ŝe jest bardzo niezadowolony ze swojej nowej Ŝony. – To najbardziej nieszczęśliwa historia miłosna – zaczęła Kate, gdy usiadłyśmy w ogrodzie przy stawie. Szyłam maleńki kaftanik dla niemowlęcia. Kate wolała całkowitą bezczynność, złoŜyła więc ręce na kolanach i bacznie mi się przyglądała. – Tak, biedna Anna Kliwijska była najbardziej nieodpowiednią kandydatką na Ŝonę. Królowi nigdy by nie przyszedł na myśl taki oŜenek, gdyby nie angielska polityka wobec państw z kontynentu. Błagałam, aby powiedziała mi coś więcej. Słyszałam pewne pogłoski, jednak
chciałam wysłuchać dokładniejszej wersji Kate. Dotychczas miałam jedynie do czynienia z niewyraźnymi aluzjami robionymi przy naszym stole. – Król zawsze nienawidził cesarza Karola i króla Francji – wyjaśniła Kate – a myśl, Ŝe mogliby połączyć siły, po prostu go przeraŜała. Podobno Henryk był święcie przekonany, iŜ obaj knuli przeciw niemu jakiś spisek, zaleŜało mu więc na tym, by mieć na kontynencie sprzymierzeńców. Cromwell chciał, by owym sprzymierzeńcem został ksiąŜę Kliwii, a co mogło trwalej przypieczętować ten sojusz niŜ ślub z siostrą księcia? – Czy sama zainteresowana wyraziła zgodę? – zapytałam. – Wiedziała, co przydarzyło się królowej Katarzynie i królowej Annie? – Z pewnością wie o tym cały świat! Na pewno informacje na ten temat obiegły całą Europę. Jestem przekonana, Ŝe Ŝadna inna sprawa nie doczekała się takiego rozgłosu. Osobiste problemy króla niewątpliwie stały się największym światowym skandalem. śadna z niewiast nie wyraŜała zbytniej ochoty. W pewnym momencie brano pod uwagę wdowę – Marie de Guise. Ponoć jest wyjątkowo urodziwa. Tak przynajmniej powiadają ci, którzy ją znają. Spodobała się królowi, ale mu odmówiła i zdecydowała się na władcę Szkocji. Henryk chyba nigdy nie wybaczy tego Szkotom. Lecz teraz jest zły na Cromwella, poniewaŜ Anna Kliwijska nie spełnia królewskich oczekiwań. Remus czytał relację, którą na jej temat przysłali Cromwellowi jego ludzie. Porównywali ją do lśniącego słońca, podczas gdy wszystkie inne damy przypominały zaledwie srebrne księŜyce. Twierdzili, Ŝe przewyŜsza je wszystkie urodą. Mistrz Holbein namalował Annie portret, lecz zapomniał uwiecznić na nim dzioby po ospie, które bardzo szpecą jej twarz. Podobno, gdy król ją zobaczył, był przeraŜony i pełen obrzydzenia. Oczywiście wściekł się na ludzi, którzy mu ją przywieźli. – Biedna królowa! – Nie zna ani słowa po angielsku, więc nie wie, co o niej mówią. – Musiała jednak wyczuć chłodne przyjęcie. – śal mi było króla. Zastanawiałam się, czy porównuje ją z poprzednią Anną. Pamiętasz ją, Damask? Jak fascynująco wyglądała w lektyce? Czy widziałaś kiedykolwiek kogoś takiego jak ona? Była taka elegancka... atrakcyjna... jak przystało na prawdziwą królową. Nigdy jej nie zapomnę. – Ani dnia, kiedy za pomocą szantaŜu zmusiłaś biednego Toma Skillena, by zawiózł nas w górę rzeki w czasie jej przejazdu. – Powinnaś być mi za to wdzięczna. Gdyby nie moja przebiegłość, nie zobaczyłabyś królowej Anny Boleyn. Nie, nigdy jej nie zapomnę. Była niezwykła.
Jak król mógł się pozbyć Anny dla Jane Seymour?! Nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć. Jane była taka pospolita, taka nudna... w porównaniu z Anną. – MoŜe męŜczyźni czasami mają dość niezwykłych kobiet i marzą o odrobinie spokoju. Na te słowa Kate wybuchnęła śmiechem. – Jego Królewska Mość? Nigdy! No cóŜ, gdyby przeŜyła, szybko by się nią znudził, więc moŜe lepiej, Ŝe biedaczka zmarła. Gdy zobaczyłam nową królową w Shooters Hill, gdzie wraz z królem wyjechaliśmy jej na spotkanie, byłam potwornie zdumiona. Uparłam się, Ŝeby Remus zabrał mnie ze sobą, chociaŜ uwaŜał, Ŝe na tym etapie ciąŜy nie powinnam jeździć konno. Nie ustąpiłam i udało mi sieją zobaczyć. Damask, aŜ Ŝal było na nią patrzeć! Jest taka nieładna! Ma ziemistą cerę i dziwnie się ubiera! Nawet gdyby bardzo się postarano, nie mogłaby gorzej wyglądać. Towarzyszyło jej około dwunastu dam – wszystkie równie brzydkie jak ona. Flamandki są po prostu grube i nie mają klasy. Bardzo róŜnią się od Francuzek. Anna Boleyn hołdowała wszystkiemu co francuskie, prawda? Pamiętasz, jak trzymała głowę? A król!? Wyglądał imponująco! ChociaŜ szeptem muszę ci wyznać, Ŝe nie zostało juŜ ani śladu po złocistej cerze, z której niegdyś słynął. Teraz ma czerwoną twarz, jest tłusty, jego oczy coraz bardziej przypominają wąskie szpareczki, usta równieŜ... a kiedy marszczy czoło, staje się przeraŜający. Tego dnia miał na sobie długi płaszcz – purpurowy aksamit haftowany złotą nitką i obszyty złotą koronką. Rękawy ozdobione były złotogłowem, a guziki wykonane zostały z diamentów, rubinów i pereł. Na głowę włoŜył lśniącą czapeczkę. Tymczasem nowa królowa załoŜyła suknię ze złotogłowia o wypukłej fakturze, a na głowie miała czepek i kapturek. Duńska moda jest wyjątkowo paskudna! Najbardziej niesamowite było ich spotkanie. Ludzie wiwatowali, więc król nie mógł okazać swych uczuć, lecz ci, którzy znajdowali się blisko niego, widzieli, iŜ kipi ze złości. Ponoć ludzie odpowiedzialni za ściągnięcie Anny Kliwijskiej do Anglii zaczęli trząść się ze strachu i do dziś drŜą. – Na pewno myślisz o Cromwellu. – Oczywiście. Ma wielu wrogów, którzy bez wątpienia będą zadowoleni, gdy przytrafi mu się to samo, co spotkało innych. – Jest zbyt potęŜny, by ucierpieć tylko dlatego, Ŝe królowi nie przypadła do gustu jedna kobieta. – Wielu potęŜnych ludzi spotkał smutny los. Podobno król nigdy nie lubił Cromwella. Nie okazywał mu ani krztyny szacunku. Całkiem inaczej rzecz się miała z kardynałem, tymczasem spójrz, co się z nim stało.
– SłuŜenie moŜnym tego świata to niebezpieczne zajęcie. – Nie jesteś pierwszą osobą, która zwraca na to uwagę – odparła Kate z lekko drwiącym uśmiechem na ustach. – Czy wiesz, Ŝe gdy król zobaczył Annę po raz pierwszy, zawołał ze złością: „Komu moŜe zaufać męŜczyzna? Słowo daję, Ŝe nie widzę w niej Ŝadnych zalet, które sugerował obraz i raport. Nie kocham jej". – CzyŜby oczekiwał, Ŝe pokocha ją po tak krótkim spotkaniu? – Chodziło mu o to, Ŝe jej nie poŜąda. Od bardzo dawna nie miał Ŝony, więc jego słowa zabrzmiały złowieszczo. Prawdę mówiąc, jestem święcie przekonana, Ŝe juŜ wcześniej spodobała mu się Katarzyna Howard, a jeśli tak, Anna Kliwijska mogła mu się wydać tym bardziej odpychająca. Remus wyznał mi, Ŝe król wezwał Cromwella i kazał mu wymyślić sposób na uwolnienie się od tej „wspaniałej flandryjskiej kobyły". Biedny Cromwell nie wie, co począć. Lecz czy właściwie powinnyśmy mówić o nim „biedny Cromwell"? W głębi duszy sądzę, Ŝe nie. MoŜe naleŜałoby się cieszyć, bo teraz sam znalazł się w niebezpieczeństwie, które dotychczas ściągał na innych. Kiedy pomyślę o ludziach, którzy przyjechali do Świętego Brunona... – AleŜ on jedynie wykonywał rozkazy króla. – Och, wcale na tym nie poprzestawał. Nienawidzi mnichów. Gdyby nie Cromwell, być moŜe Brunon nadal przebywałby w opactwie, a ty i ja wymykałybyśmy się przez ukryte drzwi, by zamienić z nim kilka słów. Lecz wszystko przepadło. Całkowicie i nieodwracalnie. Teraz to Cromwell musi znieść gniew swojego monarchy. – śal mi kaŜdego, kto znajduje się w takiej sytuacji. – CzyŜbyś juŜ zapomniała? Nie pamiętasz bezwładnego ciała mnicha wiszącego na szubienicy? Na jego widok przenikały mnie dreszcze. A brat Ambrose... – Proszę, nie mów o tym, Kate. Chciałabym zapomnieć. – I tym się właśnie róŜnimy. Ja wolę pamiętać i mówić: „Kolej na pana, panie Cromwell". – Czy naprawdę do tego doszło? PrzecieŜ otrzymał tak wspaniały tytuł, nieprawdaŜ? – O tak, hrabia Essex i Wielki Lord Szambelan. Remus mówi, Ŝe król nadał mu trzydzieści majątków. No cóŜ, przypuszczam, Ŝe Cromwell zasłuŜył sobie na nie, zwaŜywszy na to, jak dzięki niemu wzbogacił się król. Tak rzeczy miały się w kwietniu. Teraz mamy czerwiec. Letnie niebo ciemnieje dla Cromwella, a wszystko za przyczyną jednego nieszczęsnego małŜeństwa. – AleŜ masz wiadomości!
– O tych sprawach rozmawia się na dworze, a czasem i tutaj, gdy przyjeŜdŜają osoby często przebywające u boku króla. – I ty uwaŜasz to za nudne? – Nie miałam na myśli tych właśnie rozmów. Ani owych ludzi. Nudzą mnie właściciele ziemscy. Chciałabym być na dworze, a nie jedynie wysłuchiwać opowieści o tym, co się tam dzieje. Na dodatek tylko wtedy, gdy dobre wiatry przywieją nam miłych gości. – A co z Cromwellem, Kate? Co mówią o tym człowieku? – śe małŜeństwo z Anną Kliwijską od początku było błędem. Król kocha jedynie atrakcyjne kobiety, tymczasem ściągnięto dla niego „flandryjską kobyłę". Cromwell upierał się, Ŝe to małŜeństwo jest konieczne, dlatego król wbrew własnej woli poślubił Annę Kliwijską, oświadczył jednak, iŜ nie ma zamiaru konsumować tego małŜeństwa. – Kate zaczęła się śmiać. – Wyobraź sobie! Poszedł do wspólnej sypialni, nie mając zamiaru posunąć się ani kroku dalej. – śal mi jej – wyznałam. – Podobno była potwornie przeraŜona. Bała się go, chciała, Ŝeby ją odesłał, poniewaŜ mógł spreparować przeciw niej jakieś oskarŜenie. W dodatku cesarz Karol i król Franciszek pokłócili się. I chociaŜ król powinien się z tego cieszyć, usłyszawszy tę nowinę, był wściekły, gdyŜ okazało się, Ŝe zupełnie niepotrzebnie się Ŝenił. Teraz nie zaleŜało mu juŜ na poparciu państw niemieckich. Jego dwaj odwieczni wrogowie zaczęli ziać do siebie nienawiścią, a poniewaŜ ten stan się utrzymuje, król nie ma się o co martwić. ZaŜądał od Cromwella, by go uwolnił, lecz Cromwell nie wie, w którą stronę się obrócić. Ten niezwykle przebiegły człowiek wpadł we własne sidła. – Zastanawiam się, czemu ludziom zaleŜy na tym, by znaleźć się na dworze. Spójrz, jaki idealny spokój panuje w tym ogrodzie! O ile milszym zajęciem jest obserwowanie lilii kwitnących na stawie i pszczół uwijających się w lawendzie. Po co przejmować się sprawami króla? – W ten sposób moŜna bardzo duŜo osiągnąć – stwierdziła Kate. – Lecz czy warto ryzykować głową? – Damask, jesteś kompletnie pozbawiona ambicji. Nic nie wiesz o Ŝyciu. – A jednak Ŝyję i nadal mam zamiar to robić. To ty dostrzegasz jakieś zalety w igraniu ze śmiercią. – Wolę tydzień wesołego Ŝycia niŜ dwadzieścia lat nudów. Jestem pewna, Ŝe moja postawa jest lepsza od twojej. – Gdy jako staruszki będziemy wspominać obecne czasy, moŜe zdołamy
rozstrzygnąć, czyje podejście było lepsze. Zamilkłyśmy na chwilę. Potem Kate oświadczyła, Ŝe chyba urodzi dziecko wcześniej, niŜ przypuszczała. – Musimy ściągnąć tu twojego męŜa – powiedziałam. Lecz ona potrząsnęła głową. – Absolutnie nie. Nie chcę, Ŝeby nam przeszkadzał. Była nieugięta. Zaczęłam się bać. Kate opanowało jakieś dziwne rozgorączkowanie. Bez przerwy myślałam o Keziah leŜącej w chacie matki Salter z gałązką rozmarynu na prześcieradle. Na zamku pojawił się lord Remus. Kate była zawiedziona, Ŝe wrócił tak wcześnie, on jednak oznajmił, iŜ chce być obecny przy narodzinach swojego dziecka. Nie miałam wątpliwości, Ŝe ubóstwia Kate. Dziwiło mnie to, poniewaŜ nie zawsze dobrze się do niego odnosiła. Cierpliwie znosił jej napady złości, jakby była ukochanym dzieckiem, które wszystko robi z wyjątkowym wdziękiem. Na szczęście Kate zainteresowała się tym, co lord Remus miał nam do opowiedzenia. Uparła się, Ŝe nie ma nastroju na przyjmowanie gości, dlatego tak jak uprzednio zabierałyśmy nasze posiłki do jej pokoju. RóŜnica polegała na tym, Ŝe teraz często jadał z nami lord Remus. Kate wolałaby, Ŝeby go nie było, lecz kiedy opowiadał o tym, co dzieje się na dworze, oŜywiała się i była wyraźnie zainteresowana. Dzięki pozycji zajmowanej na królewskim dworze lord Remus bardzo duŜo wiedział i chociaŜ wyobraŜałam sobie, iŜ jest istnym ucieleśnieniem dyskrecji, Kate potrafiła wyciągnąć z niego wszystko. Chciała poznać prawdę o Cromwellu i rzeczywiście jej się to udało. – Ten człowiek umiera ze strachu – wyznał lord Remus. – Zaaresztowano go w Westminsterze. Zdaniem obecnego tam lorda Southamptona, Cromwell był kompletnie zaskoczony. Przyszedł na posiedzenie rady, lecz gdy tylko pojawił się na sali, kapitan straŜy wystąpił do przodu ze słowami: „Thomasie Cromwellu, hrabio Essex, w imieniu króla aresztuję pana pod zarzutem zdrady stanu". Southampton powiada, iŜ nigdy nie widział człowieka tak zdumionego i przeraŜonego. – IleŜ to razy – zawołała Kate – Cromwell kazał aresztować ludzi, którzy byli bardziej niewinni niŜ on!? – UwaŜaj, Kate. – Co za bzdura! – zripostowała. – Czy sądzisz, Ŝe Damask złoŜy na mnie
donos? Poza tym, o czym miałaby donieść? – Moja droga, trzeba trzymać język za zębami. Nie wiadomo, kto moŜe nas podsłuchiwać lub jak zostaną przekręcone nasze słowa. W obecnych czasach nie moŜna ufać nawet słuŜącym. – Powiedz nam coś więcej – rozkazała Kate. – Cromwell dostał ataku histerii. Rzucił na ziemię czepek. Wezwał członków rady, by go wsparli. Wmawiał im, iŜ nie jest zdrajcą. Lecz wszyscy bez wyjątku byli przeciw niemu. Zawsze nienawidzili tego człowieka. Trafił prosto do Tower i nim dzień dobiegł końca, ludzie króla splądrowali rezydencje Cromwella. Podobno w okresie sprawowania władzy zdołał zgromadzić ogromną ilość skarbów, dzięki czemu po jego aresztowaniu król znacznie powiększył swój majątek. – Cromwell teraz zakosztuje tego, co z taką ogromną radością serwował innym. Pamiętam, co działo się w opactwie. Te obładowane konie! Zabrali wszystkie skarby Świętego Brunona. Lord Remus ponownie zaczął błagać Ŝonę, by uwaŜała, i tym razem rzeczywiście zamilkła. Wiedziałam, Ŝe myśli o Brunonie i o tym, ile przecierpiał. – Jak to moŜliwe – zapytałam lorda Remusa – by człowiek, który pracował dla króla, tak nagle stał się zdrajcą? CzyŜ jego powodzenie nie było w jakiś sposób powiązane z losem króla? CzyŜby uznano go za zdrajcę tylko dlatego, Ŝe dwaj ksiąŜęta Europy zostali wrogami, choć uprzednio byli przyjaciółmi? Lord Remus spojrzał na mnie łagodnie. Był bardzo miły i wkrótce zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi. Prawdopodobnie odpowiadało mu to, Ŝe traktuję go z szacunkiem naleŜnym jego wiekowi i pozycji, w kaŜdym razie było mi przykro, Ŝe Kate tak źle się do niego odnosi. – Widzisz, Damask – odparł – względy króla są czymś w rodzaju uśmiechu losu, a kaŜdy z nas przez całe Ŝycie czeka właśnie na coś takiego. Nie brak osób, które uwaŜają, Ŝe Thomas Cromwell miał wyjątkowe szczęście... przynajmniej aŜ do teraz. Powiedzą ci, Ŝe Cromwell wzniósł się z nizin na szczyty. W tym względzie przypomina swego mistrza, Wolseya. Powiadają, Ŝe ojciec Cromwella był kowalem, folusznikiem i postrzygaczem, ja jednak słyszałem, Ŝe miał niewielki majątek, w skład którego wchodził zajazd i browar. Cromwell moŜe się poszczycić ogromnymi zdolnościami. Jest przebiegły i sprytny, lecz brak mu ogłady, która pomogłaby mu na dworze. Niemniej doskonale nadawał się do wykonywania roboty zleconej mu przez króla. Mimo to wcale nie był lubiany. Król nigdy nie pałał do niego sympatią, jaką darzył kardynała. Wykorzystywał więc Cromwella, jednocześnie nim gardząc. Wygląda na to, Ŝe teraz ten człowiek ma niewielkie
szanse. – Zastanawiam się, czemu ludzie w ogóle chcą słuŜyć królowi. Lordowi Remusowi ze strachu zaokrągliły się oczy. – KaŜdy z nas traktuje słuŜbę dla Jego Królewskiej Mości jako obowiązek i przyjemność – powiedział głośno. – Dlatego nie naleŜy okazywać współczucia tym, którzy go zdradzają. Zapytałam, o co oskarŜono Cromwella. O sprowadzenie Ŝony, która nie przypadła królowi do gustu? Czy gdyby ściągnął kobietę niezwykłej urody, mógłby nadal Ŝyć spokojnie w jednej ze swoich wielu posiadłości? – Jest oskarŜony o konszachty z Niemcami. Zawiódł, jeśli chodzi o politykę zagraniczną, bo przymierze zawarte z księciem kliwijskim stało się niewygodne dla króla, który obecnie pragnie zawrzeć traktat z cesarzem Karolem. Polityka Cromwella nie przyniosła Anglii niczego dobrego, na dodatek narzuciła królowi Ŝonę, której chce się pozbyć. – Lecz wszystko mogło się potoczyć zupełnie inaczej. Lord Remus pochylił się w moją stronę i powiedział: – Niewiele osób współczuje temu człowiekowi. Jego postępowanie nie przysporzyło mu miłości bliźnich. Mnóstwo ludzi nie uroni ani jednej łzy, gdy potoczy się jego głowa – a z pewnością tak właśnie się stanie. Pomyślałam wtedy o swoim ojcu i jego słowach, Ŝe tragedia jednego człowieka jest tragedią wszystkich ludzi, i ogarnął mnie ogromny niepokój. Wszyscy odczuliśmy ogromną ulgę, gdy Kate poczuła bóle i zaczął się poród. Remus i ja siedzieliśmy przed jej sypialnią pełni współczucia i staraliśmy się nawzajem dodawać sobie otuchy. Lord był bardzo niespokojny, więc próbowałam podnieść go na duchu. Wyznał mi, ile znaczy dla niego Kate, jak bardzo po ślubie zmieniło się jego Ŝycie i jaka jest cudowna. Gdy przebywała na dworze, wciąŜ się bał, Ŝe król moŜe zacząć zbyt często zerkać w jej stronę, dlatego byl niezmiernie wdzięczny bratanicy Norfolka, Katarzynie Howard, która jego zdaniem, urodą znacznie ustępowała Kate (czy ktoś był w stanie jej dorównać?), mogła się jednak poszczycić wyjątkowo uwodzicielskim spojrzeniem, które tak oczarowało króla, Ŝe świata poza nią nie widział. Wszystko wskazywało na to, Ŝe gdy tylko Henryk uwolni się od wstrętnej Ŝony, będzie chciał poślubić Katarzynę Howard. Byłaby piątą królową. ZadrŜałam, a on powiedział cicho: – Właściwie naleŜałoby współczuć temu biednemu dziecku. Jest bardzo młoda i z niczego nie zdaje sobie sprawy. Mam nadzieję, Ŝe jeŜeli zostanie koronowana, los
nie obejdzie się z nią tak okrutnie, jak z jej poprzedniczkami. Oczywiście, mówiąc o losie, miał na myśli postępki króla. Próbowałam skłonić go do rozmowy na ten temat, by nie myślał o Kate, lecz nawet w takiej chwili ani na moment nie zapominał o niebezpieczeństwie, na jakie naraŜa się człowiek, który zbyt duŜo mówi. Potem usłyszeliśmy krzyk dziecka, choć wcale nie spodziewaliśmy się, Ŝe nastąpi to tak szybko. Wpadliśmy do komnaty i zobaczyliśmy wspaniałego zdrowego chłopca. Kate leŜała na plecach – była wyczerpana, blada i piękna w jakiś nowy sposób – eteryczna, a zarazem triumfująca. Akuszerka roześmiała się. – Dorobił się pan wspaniałego chłopca, milordzie. Ma mocne płuca! Zobaczyłam, jak policzki Remusa okrywają się pąsem. Wątpię, by kiedykolwiek wcześniej był tak dumny z siebie. – A jak czuje się jej lordowska mość? – Rzadko zdarza mi się odbierać tak łatwy poród, milordzie. Podszedł do łóŜka, stanął przy nim i spojrzał na Kate, a na jego twarzy odmalowało się uwielbienie. Moja kuzynka była zbyt zmęczona, by się odezwać. Jednak dostrzegła mnie kątem oka i wymówiła moje imię. – Gratuluję, Kate – powiedziałam. – Masz wspaniałego chłopca. Zobaczyłam, Ŝe się uśmiechnęła. Był to uśmiech triumfu. Maleństwo otrzymało imię Carey na cześć wielu męskich członków rodziny Remusa. Kate udawała, Ŝe nic do dziecka nie czuje, ja jednak wcale w to nie wierzyłam. Moja kuzynka odmówiła karmienia go, pojawiła się więc mamka – pulchna rózowolica dziewoja, która miała wystarczająco duŜo mleka, by wykarmić nim swoje dziecko i Careya. Miała na imię Betsy, a ja powiedziałam Kate, Ŝe to wstyd, by wiejska dziewczyna, będąca jedynie mamką, okazywała małemu więcej miłości niŜ jego własna matka. – Na razie jest dla mnie za mały – wytłumaczyła Kate. – Zacznę się nim interesować, gdy nieco podrośnie. – I to ma być instynkt macierzyński?! – zadrwiłam. – Instynkt macierzyński jest dla takich kobiet jak ty – zripostowała Kate. – Dla kobiet, które marzą jedynie o karmieniu i przewijaniu niemowląt. Pokochałam tego brzdąca. Ilekroć było to moŜliwe, zajmowałam się nim i
chociaŜ był bardzo mały, wydawało mi się, Ŝe mnie rozpoznaje. Kiedy płakał, huśtałam go w kołysce i zawsze udawało mi się go uspokoić. W takich chwilach lord Remus często się do mnie uśmiechał. – Powinnaś zostać matką, Damask – mówił. Wiedziałam, Ŝe ma rację. Przy małym Careyu zaczęłam marzyć o własnym dziecku. Przyszło mi na myśl, Ŝe chętnie zabrałabym chłopca ze sobą do domu, poniewaŜ jak oświadczyłam Kate, nadszedł czas powrotu. Stanowczo zaprotestowała. Dlaczego nieustannie mówię o powrocie do domu? CzyŜbym nie była zadowolona z pobytu u niej? Czego mi jeszcze trzeba? Wystarczy, Ŝe powiem, a ona natychmiast mi to ściągnie. Wyjaśniłam, Ŝe chcę wrócić do ojca. Na pewno bardzo za mną tęskni. Poza tym przypomniałam Kate, iŜ przyjechałam do niej tylko na czas do narodzin dziecka. – Malec będzie za tobą tęsknił – oświadczyła Kate przebiegle. – Jak zdołamy go uspokoić, gdy ciebie tu nie będzie i nie pobujasz go w kołysce? – Carey wolałby, Ŝeby zrobiła to jego własna matka. – Nieprawda. On woli ciebie, co świadczy o tym, Ŝe jest wyjątkowo mądry. Bardziej potrzebuje ciebie niŜ mnie. – Jesteś bardzo dziwną kobietą, Kate – wyznałam. – Wolałabyś, Ŝebym była pospolita? – Nie. Jednak mogłabyś normalniej odnosić się do dziecka. – PrzecieŜ niczego mu nie brakuje. – Potrzebuje pieszczot i świadomości, Ŝe jest kochany. – Ten chłopiec w przyszłości zostanie właścicielem całej tej ziemi. MoŜna go więc uznać za wyjątkowo szczęśliwe dziecko. Poza tym wkrótce nieco podrośnie, a gdy zobaczy swoją wspaniałą posiadłość, przestanie potrzebować pieszczot i nieustannego gruchania. – Musiałby być bardzo podobny do matki. – Co wcale nie byłoby takie złe – uznała Kate. Tak więc nadal czas upływał nam na przekomarzaniu się i cieszeniu swoim towarzystwem. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe Kate wykorzystuje kaŜdy pretekst, by mnie zatrzymać, i cieszyłam się, Ŝe to robi. Z drugiej jednak strony często myślałam o ojcu i gdyby nie chodziło mi o niego, z przyjemnością zostałabym dłuŜej. Przypuszczałam, Ŝe bardzo za mną tęskni. PoniewaŜ Kate miała juŜ syna, liczyłam na to, Ŝe ojciec przyśle ponaglający list, lecz on jedynie opisywał sprawy domowe i wcale nie domagał się mojego powrotu. Czułam się z tego powodu trochę uraŜona, co było potworną głupotą.
Powinnam się domyślić, iŜ coś się za tym kryje. Mały Carey miał miesiąc. Matka napisała, Ŝe słyszała o sprowadzeniu do kraju i zasadzeniu w Kent drzewka owocowego rodzącego wiśnie. MoŜe udałoby mi się dowiedzieć, czy to prawda. Powiedziano jej równieŜ, Ŝe ogrodnik króla z całkiem niezłym skutkiem hoduje w królewskich ogrodach morele. Mama koniecznie chciała wiedzieć wszystko na ten temat. MoŜe jacyś ludzie odwiedzający zamek Remusa będą w stanie opowiedzieć mi więcej o tych niezwykle ciekawych sprawach. Jednak ludzie przyjeŜdŜający z dworu wcale nie mówili o morelach. Wszyscy zachowywali się bardzo tajemniczo. Podczas rozmowy ściszali głosy, choć nie potrafili odmówić sobie przyjemności dyskutowania o sprawach króla. Henryk koniecznie chciał się pozbyć Anny Kliwijskiej. Cromwell, który zaaranŜował to małŜeństwo, miał je rozwiązać. Często wyobraŜałam sobie tego człowieka w Tower – jego los bardzo przypominał to, co przydarzyło się wielkiemu kardynałowi. Cromwellowi brakowało jednak dostojeństwa. Król uwielbiał kardynała, który zmarł, nim zdąŜono wtrącić go do Tower i wydać nań wyrok śmierci. Bardzo współczułam obu nieszczęśnikom – nawet Cromwellowi, i choć wyjątkowo często wspominałam okropny okres, kiedy bezczeszczono opactwa, uŜywano przemocy i nasz kraj dotknął ogrom nieszczęść, szczerze współczułam człowiekowi, który wspiął się tak wysoko tylko po to, by popaść w niełaskę. Słyszałam, Ŝe zmuszono Cromwella do ujawnienia rozmowy, jaką odbył z królem w poranek następujący po nocy poślubnej. Podczas krótkiej wymiany zdań król całkiem jasno dał do zrozumienia, iŜ małŜeństwo nie zostało skonsumowane. – Cromwell przyznał – zdradził jeden z naszych gości – Ŝe Anna Kliwijska w ogóle nie przypadła królowi do gustu i nic nie jest w stanie skłonić go do stosunku cielesnego. Jeśli przekraczając naszą granicę była dziewicą, Cromwell zapewnił wszystkich, iŜ król zostawił ją dokładnie w takim samym stanie, chociaŜ Henryk powaŜnie wątpił, czy w chwili przyjazdu posiadała ów klejnot. Teraz parlament ma uchwalić ustawę uniewaŜniającą małŜeństwo, a podstawą rozwodu ma być fakt, Ŝe nie zostało ono skonsumowane. – Trzeba przyznać, Ŝe Ŝony króla to wyjątkowo nieszczęśliwe kobiety – powiedziałam. – Nie sądzę, by zgodziła się z tym dama, która wkrótce zostanie naszą piątą królową. – Biedna dziewczyna. Podobno jest bardzo młoda.
– Tak, król nie spuszcza z niej wzroku. – MoŜe gdy Henryk się z nią oŜeni, nieco złagodnieje i wybaczy Cromwellowi. – Ten człowiek ma zbyt wielu wrogów. Jego los jest juŜ przesądzony. Król nigdy go nie lubił. ZadrŜałam. * Nigdy nie zapomnę tego lipca. W ogrodzie przy stawie unosił się zapach róŜ, a poplątane gałęzie drzew rosnących przy alei pokryte były gęstym listowiem. Zazwyczaj wynosiłam niemowlę w wiklinowym koszyku, który ustawiałam u swych stóp i szyłam jakiś kaftanik. Często przyłączała się do mnie Kate. Planowała następną wyprawę na dwór. – Podobno Katarzyna Howard jest juŜ Ŝoną króla. Zastanawiam się, jak długo nią będzie. – Biedna dziewczyna – mruknęłam. – Przynajmniej będzie królową, nawet gdyby jej małŜeństwo miało krótko trwać. Słyszałam, Ŝe swego czasu była raczej dość beztroską domowniczką księŜnej Norfolk. – Król na pewno nie chciałby mieć ponurej Ŝony. – Chętnie się uśmiechała i była bardzo kokieteryjna. – Lepiej się uśmiechać, niŜ marszczyć czoło. Sama mogłabyś częściej o tym pamiętać. Roześmiała się. – WciąŜ bawisz się w moją mentorkę! – mruknęła. – Wygląda na to, Ŝe zawsze wiesz, co jest dla mnie najlepsze. Dlaczego sądzisz, iŜ jesteś mądrzejsza ode mnie? – PoniewaŜ dołoŜyłam wszelkich starań, by tak było. – I dzięki temu teraz jesteś taka mądra! Kontynuuj, Damask. A ja będę siedzieć z załoŜonymi rękoma i słuchać twojego kazania. Przez chwilę milczałyśmy. W ogrodzie słychać było jedynie brzęczenie pszczół w lawendzie. Potem powiedziała: – Zastanawiam się, jak to jest, gdy człowiek umiera... i opuszcza ten świat. Spojrzałam na nią zdumiona, a ona ciągnęła: – Jak czuła się królowa Anna, gdy została uwięziona w Tower i zdawała sobie sprawę, Ŝe jej koniec jest juŜ bliski. Od jej śmierci minęły cztery lata, Damask. Rozstała się z Ŝyciem w maju, w niezwykle pięknym miesiącu, kiedy cała przyroda ponownie budzi się do Ŝycia... tymczasem ona wtedy właśnie umarła. Teraz męŜczyzna, który nigdy nie był jej przyjacielem, równieŜ czeka na śmierć. Anna
była dzielna. Podobno – jak zwykle elegancko ubrana – spokojnie szła na śmierć. Z pogardą odnosiła się do swojego przeznaczenia. Ja teŜ bym tak zrobiła. Pomyśl o królu, Damask. Usłyszał dobiegającą z Tower salwę oznaczającą śmierć Anny. Podobno powiedział: „Stało się. Spuszczajcie ogary i ruszajmy w drogę". Po czym pojechał do Wolf Hall, gdzie czekała juŜ na niego Jane Seymour. Sama teŜ niezbyt długo cieszyła się koroną. – Biedaczka – stwierdziłam. – Lecz przynajmniej umarła w swoim łóŜku, a nie na szafocie. – MoŜe lepiej, Ŝe w taki sposób rozstała się z Ŝyciem, gdyŜ inaczej mogła ją spotkać znacznie gorsza śmierć. – Śmierć zawsze pozostaje śmiercią – oświadczyła Kate. – Obojętnie, gdzie się ją spotka. Lecz nie wszyscy umierają tak jak Anna. WyobraŜam sobie, Ŝe po drodze wysoko trzymała głowę, a potem spokojnie połoŜyła ją na pieńku i czekała na opuszczenie katowskiego miecza. Sprawa Cromwella wygląda zupełnie inaczej. Podobno blaga o darowanie mu Ŝycia. Mówi wszystko, co król kaŜe mu powiedzieć. Oświadcza, Ŝe król zwierzył mu się po nocy poślubnej... a robi to, poniewaŜ tego właśnie Ŝyczy sobie Henryk. Błaga o litość. – Ma na nią szansę? – Czy król kiedykolwiek okazywał miłosierdzie? – Ciekawe – zastanawiałam się. Rozmowę w ogrodzie przerwało przybycie gościa. Był to człowiek często przebywający na dworze, dlatego Kate wyszła, by się z nim przywitać. Tego dnia jedliśmy obiad w sali paradnej. Kate była bardzo oŜywiona, a ja doszłam do wniosku, Ŝe urodzenie dziecka nawet w najmniejszym stopniu nie umniejszyło jej urody. Lord Remus nie był w stanie oderwać od niej oczu, a ja nie mogłam się nadziwić, Ŝe potrafiła zaskarbić sobie takie oddanie, nie czyniąc w tym kierunku nawet najmniejszego wysiłku. Zgodnie z Ŝyczeniem Kate rozmowa toczyła się wokół dworu. Przede wszystkim dyskutowano o upadku Cromwella i zauroczeniu króla Katarzyną Howard. – Anna Kliwijska pędzi teraz spokojny Ŝywot w pałacu w Richmond – powiedział nasz gość. – Ci, którzy ją widzieli, powiadają, Ŝe otaczają cudowny spokój. Sprawiła sobie mnóstwo najmodniejszych sukni. Ponoć spaceruje po ogrodach i uprzejmie odnosi się do kaŜdego, kto się do niej zbliŜy. Przeszła cięŜką próbę. Podobno była potwornie przeraŜona, gdy okazało się, Ŝe król jej nie chce. Bała się, Ŝe będzie musiała dać głowę pod topór, tak samo jak Anna Boleyn.
– Co za miłosierne rozwiązanie. – Nie moŜna beztrosko skazywać na śmierć osób, które mają w Europie wpływowych przyjaciół. Thomas Boleyn był Anglikiem, a nie potęŜnym monarchą. Dlatego Anna przypłaciła to głową. – AŜ dziw, Ŝe mi lady Anna moŜe rozkoszować się wolnością – powiedziałam. – Doskonale rozumiem, jak się czuje. Jest wolna... i w końcu moŜe spokojnie spać! A wszystko dzięki łasce króla. – Król okazał równieŜ litość w przypadku Cromwella – brzmiała odpowiedź. – Zgodził się na topór zamiast szubienicy. Jako człowiek niskiego urodzenia powinien zawisnąć, lecz jego błagania o litość wzruszyły Henryka, dlatego przyznał mu prawo do pieńka. – A więc Cromwell juŜ nie Ŝyje. Tego wieczoru nie śmiałam się i nie brałam udziału w powszechnej wesołości, choć w sali paradnej pojawili się aktorzy, a potem na cześć naszych gości zorganizowano tańce. Myślałam o niebywałej radości Anny Kliwijskiej, litości okazanej Thomasowi Cromwellowi – topór zamiast stryczka – i o młodej dziewczynie beztrosko naraŜającej się na niebezpieczeństwo tylko po to, by zostać piątą Ŝoną króla. Tego wieczoru Kate przyszła do mojej komnaty. – Za duŜo myślisz, Damask – powiedziała. Doskonale wiedziała, co mnie gnębi, choć jej tego nie mówiłam. – Czy nie sądzisz, Ŝe skoro Ŝyjemy w świecie, w którym nikt nie moŜe być pewny dnia ani godziny, powinniśmy duŜo bardziej cenić sobie kaŜdą chwilę? Przyszło mi na myśl, Ŝe moŜe ma rację. Kilka dni później w Remus pojawił się Rupert. Po wyjeździe naszych gości z dworu na zamku ponownie zapanowała cisza. Postanowiłam zabrać Careya do ogrodu róŜanego, usiąść tam i uszyć coś, jednocześnie ciesząc się spokojem tego miejsca. Gdy poszłam do pokoju dziecinnego, zastałam zapłakaną Betsy. Dobrze nakarmiony Carey spał. Gdy zapytałam jego mamkę, co się stało, powiedziała mi, Ŝe pan jej siostry, bardzo dobry człowiek, wczoraj został wsadzony na wóz, którym przewozi się zbrodniarzy na szafot, i zabrany do Smithfield, gdzie odczytano mu wyrok śmieci przez powieszenie i ćwiartowanie. Był to wyjątkowo przeraŜający i barbarzyński obyczaj. Polegał na tym, Ŝe skazanego na śmierć człowieka wieszano, a potem jeszcze Ŝywego odcinano ze sznura, by wypruć mu wnętrzności i Ŝywcem go
poćwiartować. Ilekroć o tym słyszałam, robiło mi się niedobrze. Próbując pocieszyć Betsy, zapytałam ją, o co został oskarŜony pracodawca jej siostry. – Nie ma całkowitej pewności – wyznała. – Przypuszczalnie chodzi o to, Ŝe wypowiadał się przeciw królowi i nowemu prawu. Skoro nie ma całkowitej pewności, widocznie nie przeprowadzono Ŝadnego procesu. Co się stało z naszą ojczyzną, Ŝe od momentu kiedy król zerwał z Kościołem, nawet nisko urodzeni ludzie muszą uwaŜać na to, co mówią? W Ŝaden sposób nie potrafiłam dodać Betsy otuchy, zabrałam więc dziecko i wyszłam z nim do ogrodu róŜanego. Po jakimś czasie przyłączyła się do nas Kate. Ona równieŜ była w ponurym nastroju – wiedziała juŜ o tragedii. – Wraz z trzema innymi zdrajcami został powieszony, a potem Ŝywcem poćwiartowany – mówiła – a następną trójkę spalono na stosie za herezję. Dziwna sprawa. Ci, których powieszono, a potem Ŝywcem poćwiartowano, uznani zostali za zdrajców, poniewaŜ przychylnie wyraŜali się o papieŜu. Ci, których spalono za herezję, interesowali się nową religią i wypowiadali się przeciw papieŜowi. Tak więc o tej samej godzinie i w tym samym miejscu straceni zostali zarówno ludzie, którzy opowiadali się za papieŜem, jak i jego przeciwnicy. – Bardzo łatwo moŜna to wytłumaczyć – oświadczyłam. – Król wyraźnie powiedział, Ŝe wprowadza tylko jedną zmianę. Religia pozostaje ta sama – nadal jest nią wiara katolicka – lecz zamiast papieŜa głową Kościoła w Anglii zostaje Anglik, to znaczy król. KaŜdy, kto uznaje papieŜa za głowę Kościoła, jest zdrajcą. Natomiast poznawanie i praktykowanie nowej doktryny ustanowionej przez Marcina Lutra uchodzi za herezję. Zdrajcy nie mogący poszczycić się szlacheckim pochodzeniem, są wieszani i Ŝywcem ćwiartowani. Heretyków pali się na stosie. Tak wygląda obecna sytuacja w naszym kraju. – Wszyscy męŜowie i niewiasty powinni bardzo uwaŜać, co mówią, i nie zajmować się tego typu rzeczami. – Zdaniem mojego ojca Luter powiedział: „To, czego Ŝąda król Anglii, Anglicy muszą traktować jak dogmat, którego złamanie oznacza śmierć!" – Skąd moŜemy wiedzieć – zastanawiała się Kate powaŜnie – czy w tym właśnie momencie nie dopuszczamy się zdrady stanu? – Miejmy nadzieję, Ŝe słyszą nas jedynie ptaki i robactwo. – Lepiej było, gdy obowiązywało stare prawo. Teraz nie wiadomo, kiedy mówi się coś złego, a kiedy nie. – Dlatego bardzo trzeba uwaŜać, komu mówi się coś, co moŜe zostać uznane za zdradę. Jestem gotowa przysiąc, Ŝe pracodawca siostry Betsy wcale nie Ŝyczył źle
królowi. Równie dobrze moŜemy zostać oskarŜone o zdradę tylko dlatego, Ŝe rozmawiamy o tym właśnie człowieku. MoŜe Betsy, roniąc z jego powodu łzę, równieŜ dopuściła się zdrady. To przeraŜająca myśl. – Porozmawiajmy o czymś innym. PokaŜę ci szafirową bransoletkę, którą dostałam od Remusa. Mój mąŜ jest nieprawdopodobnie dumny z syna. Mówi, Ŝe boi się do tego przyznawać, gdyŜ król czasami bywa zazdrosny o męŜczyzn, którzy mają zdrowych synów. – Czy to moŜliwe, aby fakt, Ŝe ma się zdrowego syna, był zdradą?! KsiąŜę Edward jest bardzo chorowity, tak przynajmniej słyszałam. – Jakie to dziwne, Ŝe mój Carey jest takim krzepkim brzdącem, podczas gdy otoczony troskliwą opieką i królewskimi luksusami Edward ma słabe zdrowie. – Czy rozmowa o następcy tronu moŜe być zdradą? – Na kaŜdym kroku czai się zdrada, zawsze gotowa pochwycić kogoś w swoje sidła. Czy mówiąc o wstąŜce, mogę dopuścić się zdrady? Przypuśćmy, Ŝe mam wstąŜki w ładniejszym kolorze niŜ królowa Katarzyna Howard. Czy jeśli to powiem, mogę zostać uznana za zdrajczynię? Wygląda na to, Damask, Ŝe powinnyśmy trzymać język za zębami i wszelkie rozmowy ograniczyć do stwierdzeń, iŜ świeci słońce lub pada deszcz. Albo jak twoja matka porównywać zalety dwóch gatunków róŜ. To byłoby bezpieczne. Lecz jak często ci mówiłam, wbrew wszelkim zasadom wolę być na dworze i ryzykować Ŝycie, niŜ umierać tu z nudów. Jednak myśl o zdradzie sprawiła, Ŝe obie spowaŜniałyśmy i Ŝadna z nas nie miała nastroju do Ŝartów. Nazajutrz pojawił się Rupert. Gdy tylko wraz ze słuŜącym wjechał na dziedziniec, wiedziałam, Ŝe przywiózł jakąś złą wiadomość. Wybiegłam mu naprzeciw i objęłam go. – Damask, och, moja droga Damask... – powiedział. – Czy coś stało się z ojcem? – zapytałam. – Czy chodzi o ojca? Przytaknął, a ja zobaczyłam, Ŝe stara się ukryć smutek. – Pospiesz się! – zawołałam. – Powiedz mi szybko, o co chodzi! – Wczoraj zabrano go do Tower. Patrzyłam na niego przeraŜona. Nie mogłam uwierzyć. – To nieprawda! – krzyknęłam. – To nie moŜe być prawda. Czemu? Co on zrobił? Mówiąc to, przypomniałam sobie naszą ostatnią rozmowę z Kate. JakŜe łatwo było zyskać miano zdrajcy. Czym mógł sobie zasłuŜyć na Tower człowiek, który
nigdy w Ŝyciu nie wyrządził nikomu Ŝadnej krzywdy? – Muszę z tobą porozmawiać – powiedział powaŜnie Rupert. – Gdzie jest Kate? Gdzie lord Remus? Lord Remus był na polowaniu, a Kate, usłyszawszy, Ŝe ktoś przyjechał, niemal natychmiast pojawiła się na dziedzińcu. – O, Rupert! – ucieszyła się. – Witaj, braciszku. – Potem zobaczyła jego twarz. – Złe wiadomości? – spytała, patrząc to na jedno, to na drugie z nas. – Ojciec został zabrany do Tower – wyjaśniłam. Zbladła. Jej wielkie oczy pełne były bólu. Rzadko widywałam swoją kuzynkę tak bardzo poruszoną. Odwróciła się do mnie z drŜącymi wargami i wyciągnęła rękę. Chwyciłam się jej kurczowo, a Kate ścisnęła moją dłoń. W ten sposób dała mi do zrozumienia, Ŝe zdaje sobie sprawę z mojego cierpienia i Ŝe jest moją siostrą. – Proszę, wejdźmy do środka – zwróciła się do mnie Kate. – Nie stójmy tu. Ujęła mnie pod ramię i wprowadziła do sali paradnej. – Tu nie moŜemy rozmawiać – ostrzegła Kate, po czym wepchnęła nas do niewielkiej bocznej komnaty. Tu poprosiła Ruperta i mnie, Ŝebyśmy usiedli. – Proszę, teraz opowiedz nam wszystko. – Wszystko stało się wczoraj podczas obiadu. W naszym domu pojawili się ludzie króla i w jego imieniu zaaresztowali wuja. – Pod jakim zarzutem?! – zawołałam. – Zdrady – odparł Rupert. – To nie moŜe być prawda. Rupert spojrzał na mnie ze smutkiem. – Zabrali równieŜ Amosa Carmena. Znali jego kryjówkę. Poszli prosto do niej, jakby ktoś go zdradził. – Ten człowiek przebywał w naszym domu? – zapytałam. Rupert przytaknął. – Po twoim wyjeździe Amos wrócił. Szukano go, gdyŜ głosił, Ŝe prawdziwą głową Kościoła jest papieŜ, poza tym odmówił podpisania aktu supremacji, choć musiał to zrobić kaŜdy ksiądz. Miał zamiar uciec do Hiszpanii, bo tu nie było dla niego Ŝadnej nadziei, przynajmniej póki Ŝyje król. Twój ojciec mu pomagał. Ukryłam twarz w dłoniach. Jak mógł być taki głupi?! Sam ściągnął na siebie niebezpieczeństwo. Tego właśnie zawsze się obawiałam. Spotkało nas to, co od dawna nam groziło. Pierwsza odezwała się Kate: – Co moŜemy zrobić, by go uratować?
Rupert potrząsnął głową. – Musi być jakiś sposób! – zawołałam. – Co oni mu zrobią? To samo... co zrobili innym? – To moŜe być topór – powiedział Rupert, jakby próbował dodać mi otuchy. – W końcu jest człowiekiem szlachetnie urodzonym. Topór! Głowa mojego wspaniałego, kochanego taty miałaby pójść pod topór? Czy to moŜliwe, by kat jednym machnięciem ręki połoŜył kres Ŝyciu człowieka, który był ucieleśnieniem dobroci? Dlaczego w ogóle zdarzają się takie rzeczy? Czy ci ludzie nie wiedzą, czym jest miłość do ojca? – To okropny szok dla Damask – powiedziała łagodnie Kate. – Musimy się nią zająć, Rupercie. – Po to tu jestem – odparł. – Muszę zobaczyć się z ojcem – stwierdziłam. – Nie wpuszczą cię do niego – przypomniał mi Rupert. – Poza tym chciał, Ŝebyś została z. Kate. – Mam zostać tutaj... gdy on jest tam!? Nic z tego. Natychmiast wracam do domu. Znajdę jakiś sposób, by się z nim zobaczyć. Coś zrobię. Nie będę stać z boku, nie pozwolę, by go zamordowano. – Damask... to potworny cios. Być moŜe zbyt szybko, zbyt bezpośrednio przekazałem ci tę wiadomość. Tu, z dala od domu, jesteś przynajmniej bezpieczna. Ojciec nie chciał, Ŝebyś przyjeŜdŜała, gdy ukrywał Amosa. ZaleŜało mu na tym, by nikt z nas nie był w to zamieszany. Nieprzerwanie powtarzał, Ŝe on i tylko on jest odpowiedzialny za udzielenie schronienia Amosowi. Zresztą wcale nie ukrył go w domu. Pamiętasz tę chatkę w sadzie? Wuj tam właśnie ulokował swojego przyjaciela i osobiście zanosił mu jedzenie. Nikt nigdy nie wchodził tam na strych. Na dole przechowywane były jedynie narzędzia ogrodnicze, pamiętasz? Wydawało się, Ŝe Amos jest tam całkiem bezpieczny. Twój powrót byłby czystym szaleństwem. Nie wiemy, co jeszcze moŜe się zdarzyć. – Przyszli, gdy jedliście obiad? Rupert przytaknął. – Jak... zachował się ojciec? – Całkiem spokojnie, jakby się tego spodziewał. Oświadczył: „Poza mną nikt o tym nie wiedział". Potem zabrali Amosa. Obaj zostali odtransportowani do Tower. – Co moŜemy zrobić, Rupercie? Rupert potrząsnął głową. Czy w ogóle było coś do zrobienia? Czy ktokolwiek mógł coś zrobić? Król wymagał ślepego posłuszeństwa. Amos złamał królewskie
prawo, a ojciec mu w tym pomógł. Kate zachowywała się zdumiewająco łagodnie. – Zaprowadzę cię do twojej komnaty, Damask – zwróciła się do mnie. – PołoŜysz się. Przyniosę ci grzane mleko z winem i korzeniami, Ŝebyś mogła się uspokoić. Prześpisz się, a potem łatwiej będzie ci znieść ten cios. – Sądzisz, Ŝe będę spała, gdy ojciec jest uwięziony w Tower? Myślisz, Ŝe mam ochotę na grzane mleko z winem i korzeniami? Wracam do domu. Muszę sprawdzić, co mogę zrobić... – To zły pomysł, Damask – powiedział Rupert. – Jeśli się boisz, moŜesz tu zostać – oświadczyłam, co było bardzo niemile z mojej strony. – Nie mam zamiaru ukrywać się za plecami lorda Remusa. Jadę do domu sprawdzić, co da się zrobić. – Nic nie da się zrobić, Damask. – Nic? Skąd to wiesz? Co próbowałeś zdziałać? Natychmiast wracam. – Jeśli ty jedziesz, ja wyruszam z tobą – oznajmił Rupert. – Powinieneś tu zostać, Rupercie. – Gdzie ty, tam ja – odparł. – Nie zgodzę się, Ŝebyś się dla mnie naraŜał. Lecz ja tu nie zostanę. Wracam do domu. MoŜe uda mi się coś zrobić. Rupert potrząsnął głową. Jednak całkiem niespodziewanie Kate wzięła moją stronę. – Jeśli chce wracać, musimy jej na to pozwolić – oświadczyła. – Ale to niebezpieczne – zaprotestował Rupert. – Kto wie, co moŜe się teraz zdarzyć? – Jak czuje się matka? – Jest ogłuszona tym ciosem. Rozumiałam, jak się moŜe teraz czuć – zaskoczona i wyrwana ze świata, w którym Ŝyła. Dotychczas nie była w stanie wyobrazić sobie większej tragedii niŜ rdza zboŜowa na róŜach. – Co do tej pory zostało zrobione? – zapytałam. – A co mogliśmy zrobić? – odparł Rupert. – Wuj został zabrany wczoraj. Zawieziono go do Tower. Zgodzono się, by towarzyszył mu słuŜący. Popłynął więc Tom Skillen. Po jakimś czasie wrócił po koc i trochę jedzenia. Pozwolono mu zawieźć to wszystko twojemu ojcu. To znaczy, Ŝe wcale nie jest traktowany tak źle jak inni. – Od czego moŜemy zacząć? – Byłam zdecydowana działać.
– Musimy odłoŜyć wyjazd do jutra – oświadczył Rupert. – Dzisiaj jest juŜ za późno. – Mądre słowa – przyznała Kate. – Pojedziecie jutro. Rupert powinien odpocząć. Przebył szmat drogi. Milczałam, patrząc przed siebie i wyobraŜając sobie tę scenę. Ojca spokojnie przyjmującego do wiadomości, Ŝe przyjechali go zabrać, a potem siedzącego w barce przepływającej przez Bramę Zdrajców i dziękującego Bogu, Ŝe Damask nie było w domu, gdy udzielał schronienia Amosowi. Na pewno powtarzał sobie: „Damask jest bezpieczna". Zupełnie jakbym była w stanie to docenić, gdy nad jego głową wisiał katowski topór. Czemu wyjechałam? Dlaczego mnie tam nie było? Wmawiałam sobie, Ŝe na pewno bym coś zrobiła. Nigdy nie pozwoliłabym go zabrać. Wyobraziłam go sobie w ponurych lochach Tower. Tylu ludzi zamieniło wygodne łóŜka na prycze połoŜone na zimnej kamiennej podłodze... i czekało na śmierć. Nie, nie moŜe do tego dojść. Absolutnie. Musi istnieć jakiś sposób. Kate zaprowadziła mnie do mojej komnaty. Przed wyjazdem musiałam jakoś przetrwać noc. Nie mogłam się doczekać, kiedy wyruszę w drogę powrotną do domu. Remus wrócił z polowania uśmiechnięty i w doskonałym humorze. Gdy usłyszał nowinę, zdumiewająco się zmienił – jego skóra stała się jasnozółta, a szczęka sama się poruszała. Miałam przed oczyma uosobienie strachu. W tych czasach nikt nie chciał mieć Ŝadnych powiązań ze zdrajcą. Szybko się otrząsnął, bo przecieŜ znajdował się daleko od mojego ojca. Jedynie oŜenił się z kuzynką jego Ŝony. Na pewno nie da się tego faktu zinterpretować jako zdrady. Tak czy inaczej w owym czasie nie było jeszcze mowy o zdradzie sędziego Farlanda. Był bogatym człowiekiem i szanowanym prawnikiem, który dobrze słuŜył wielu bliskim przyjaciołom króla. Remus doszedł do wniosku, Ŝe jest bezpieczny. Przestał się bać, jednak był wyraźnie zadowolony, Ŝe postanowiłam opuścić zamek. O świcie byłam na nogach, gotowa do wyjazdu. Wzruszyła mnie troskliwość Kate. Nigdy wcześniej tak wyraźnie nie okazywała mi uczuć. Głęboko poruszona szepnęła mi do ucha: – Rupert się tobą zajmie. Słuchaj go. Zarzuciła mi ręce na szyję i przez chwilę mocno się do mnie przytulała. Potem stała w bramie i patrzyła na nasz odjazd.
Kiedy płynęliśmy w dół rzeki, robiło się coraz jaśniej, lecz prawie nie dostrzegałam mijanego przez nas krajobrazu. Myślałam o ojcu. Przed moimi oczyma przesuwały się róŜne obrazy. Przypomniałam sobie, jak stał przy murku i trzymając rękę na moim ramieniu, obserwował przepływające barki. Słyszałam, jak mówił, Ŝe tragedia kardynała jest tragedią wszystkich nas. JakŜe prorocze były to słowa – upadek kardynała nastąpił w momencie, gdy król zerwał z Rzymem, a echa owego rozłamu wciąŜ przetaczały się przez kraj i z tego samego powodu mój ojciec znalazł się właśnie w zawilgoconym i ponurym więzieniu, czekając na śmierć. Nie mogłam uwierzyć. PogrąŜyłam się w rozpaczy, która powoli przeradzała się w gniew. Byłam w takim nastroju, Ŝe najchętniej poszłabym do samego króla i powiedziała mu, iŜ okrucieństwem i niegodziwością jest krzywdzenie dobrego człowieka, który nic nie zrobił, jedynie starał się postępować tak, jak nakazywało mu sumienie. Na brzegu zobaczyłam wieŜe Hampton Court. Gdy mijaliśmy pałac, zadrŜałam. Nie wiadomo czemu nagle sobie przypomniałam, Ŝe wciąŜ trwają tu jakieś prace. Kiedy przepływaliśmy tędy po raz ostatni, ojciec nadmienił, Ŝe na jednym z dziedzińców powstał ogromny piękny zegar, a splecione inicjały króla i Jane Seymour, dotychczas znajdujące się w sali paradnej, przestały być aktualne, poniewaŜ mieliśmy następną królową, a wszyscy mówili juŜ o kolejnej. WieŜe, które uprzednio wydawały mi się czarujące, tym razem sprawiały wraŜenie groźnych. Ze zniecierpliwieniem pomyślałam, Ŝe Tom Skillen wiosłuje dziwnie wolno. Nie miałam racji. Biedny Tom. On równieŜ bardzo się zmienił i nie był juŜ owym beztroskim młodym męŜczyzną, który nocami wkradał się do sypialni Keziah. Dopłynęliśmy. Barka została przycumowana, a ja wysiadłam z niej i ruszyłam biegiem przez trawnik do sali paradnej, gdzie znalazłam matkę. Rzuciłam się jej w ramiona. Przez chwilę tylko powtarzała moje imię. Potem powiedziała: – Nie powinnaś tu przyjeŜdŜać. Ojciec chciał, Ŝebyś została u Kate. – Ale jestem tutaj, mamusiu – odparłam. – Nikt nie był w stanie powstrzymać mnie od powrotu. Pojawił się Simon Caseman. Stanął w pewnej odległości, a na jego twarzy malowało się zmartwienie. Sprawiał wraŜenie człowieka silnego i zdecydowanego, dlatego uznałam, Ŝe mogę liczyć na jego pomoc. – Na pewno jest coś, co moŜemy zrobić – stwierdziłam. Ujął mnie za ręce i pocałował je. – Nie traćmy nadziei – rzekł.
– Czy istnieje jakiś sposób, by dotrzeć do taty? – zapytałam. – Właśnie próbuję się tego dowiedzieć. MoŜe załatwię ci spotkanie. Byłam tak wdzięczna, Ŝe ciepło uścisnęłam jego ramię. – MoŜesz być pewna, Ŝe zrobię wszystko, co w mojej mocy – zapewnił mnie. – Och, dziękuję. Najmocniej dziękuję. – Kochana córeczko – powiedziała zapłakana matka. – Musisz być bardzo zmęczona po podróŜy. Pozwól, Ŝe coś ci przyniosę. Słyszałam, Ŝe wywar z kurzyśladu podnosi na duchu, gdy człowiek jest pogrąŜony w rozpaczy. – Och, mamusiu – odparłam – nic nie zdoła podnieść mnie na duchu, chyba Ŝe zobaczę ojca wchodzącego przez te drzwi. Simon odepchnął na bok Ruperta. Rupert wykonał swoje zadanie, to znaczy przywiózł mnie do domu, i teraz jedynie patrzył na mnie smutnymi oczyma, które zapewniały mnie, Ŝe doskonale rozumie mój ból i chętnie zniósłby go za mnie. Był bardzo dobrym człowiekiem. Przypominał mojego ojca. – Co moŜemy zrobić? – zapytałam Simona, bo wydawał mi się jedyną w tym kręgu osobą zdolną do działania. – Wybieram się do jednego ze straŜników więziennych – oznajmił. – Znam go dość dobrze. Niegdyś mu pomogłem i jest mi winien przysługę. MoŜe zdoła wpuścić nas do Tower, Ŝebyś mogła zobaczyć się z ojcem. – Oby tak było. Simon ścisnął mi ramię. – MoŜesz być pewna, Ŝe zrobię wszystko – dodał – a jeśli moje próby nie przyniosą skutku, nie będzie to moja wina. – Kiedy? – zapytałam. – Zostań z matką. Pociesz ją. Idź z nią do ogrodu, zachowuj się, jakby to był całkiem normalny dzień i nic się nie stało. Spróbuj, proszę. Tak będzie najlepiej. A ja poproszę Toma, by zawiózł mnie do pewnej tawerny. MoŜe czegoś się tam dowiem. Postaram się znaleźć swojego przyjaciela, straŜnika, i spróbuję go przekonać, Ŝeby umoŜliwił ci spotkanie z ojcem. – Dziękuję – szepnęłam. – Dobrze wiesz – powiedział cicho – Ŝe z ogromną przyjemnością spełnię twoje Ŝyczenie. Byłam mu tak wdzięczna, iŜ wstydziłam się swojej wcześniejszej niechęci do niego. Wiedziałam, Ŝe Rupert jest dobry i miły, jednak pogodził się z nieszczęściem. Simon wyraŜał gotowość do podjęcia walki.
– Zacznijmy od kurzyśladu – rzekła matka. – Wypij go – poradził Simon. – Dobrze ci to zrobi, a twoja matka przynajmniej będzie miała się czym zająć. Potem spróbuj się trochę przespać. Gdy wstaniesz, idźcie z matką do ogrodu. Weź koszyk na kwiaty i pościnajcie róŜe. MoŜesz być pewna, Ŝe wkrótce przyjadę z wiadomością. Postaraj się do mojego powrotu spędzić czas najlepiej, jak moŜesz. Uznałam, Ŝe Simon doskonale rozumie mój smutek, dlatego potraktowałam go jeszcze serdeczniej. Potem pozwoliłam, by matka zabrała mnie do swojej komnaty, gdzie przyrządziła mi napar z kurzyśladu i kilku innych składników. Kazała mi się połoŜyć i usiadła obok mojego łóŜka. Opowiedziała mi o okropnym dniu, kiedy jak zwykle jedli obiad, na który podano doskonale przyrządzoną przez Clementa baraninę. To właśnie wtedy pojawili się ludzie króla. Wyobraziłam sobie tę scenę. Jakbym tam była, wdychała zapach mięsa doprawionego ziołami matki, czuła potworny strach, dławienie w Ŝołądku i suchość w gardle. Widziałam kochaną twarz ojca – spokojną i zrezygnowaną. Zachowywał się tak, jakby od dawna na to czekał. Poszedł z nimi w milczeniu, a potem nieruchomo siedział w barce, kiedy wiosła zanurzały się wodzie i gdy przepływali przez Bramę Zdrajców. Spałam kilka godzin. MoŜe dzięki kurzyśladowi i innym ziołom, które dała mi matka. Najprawdopodobniej uznała, iŜ sen jest jedynym sposobem, by zapomnieć o smutku. Ku mojej ogromnej radości udało się zorganizować spotkanie. Simon przyszedł do mojej komnaty i poprosił, Ŝebym go wpuściła. Stanął na środku i uśmiechnął się do mnie, a w słabym, pełnym cieni świetle, które dochodziło przez okna witraŜowe, ponownie zobaczyłam lisią maskę. Zawstydziłam się, poniewaŜ wiedziałam, Ŝe bardzo duŜo dla mnie zrobił. – Jutro zawiozę cię do ojca – oznajmił. Odczułam ogromną ulgę. Byłam niemal szczęśliwa. Nie przeszkadzała mi nawet świadomość, Ŝe zostanę wprowadzona do celi ukradkiem i Ŝe nasze spotkanie będzie bardzo krótkie. Miałam nadzieję, Ŝe tym sposobem zdołam coś osiągnąć. – Jak mam ci dziękować? – zapytałam. – PrzecieŜ wiesz – powiedział – Ŝe dla ciebie gotów jestem zrobić wszystko, co w mojej mocy. – Jestem ci niezmiernie wdzięczna – odparłam.
Skłonił głowę, wziął mnie za rękę i uniósł ją do ust. Potem wyszedł. Nie bardzo wiem, jak udało mi się przeŜyć resztę tego dnia i noc. Nazajutrz włoŜyłam na siebie kubrak i rajtuzy naleŜące do Ruperta. Jednak długie włosy zdradzały, iŜ jestem kobietą. Bez chwili wahania chwyciłam je w dłoń i obcięłam. Były bardzo gęste, a po obcięciu opadały mi niemal na ramiona. Po włoŜeniu czapeczki mogłam ujść za chłopca. Zobaczywszy mnie, Simon bardzo się zdziwił. – Twoje piękne włosy! – zawołał. – Niewątpliwie odrosną. Z długimi wcale nie wyglądałam na chłopca, więc musiałam je obciąć. Przytaknął. – Wkrótce będziesz miała siedemnaście lat, Damask, a wyglądasz na dwunastoletniego chłopca. – Tym lepiej – odparłam. – Uznałeś, Ŝe powinnam załoŜyć kubrak i rajtuzy, widocznie twoim zdaniem mam duŜo większą szansę na zobaczenie się z ojcem, jeśli będę udawać chłopca. – Poświęciłaś więc swoje piękne włosy w zamian za kilka krótkich chwil spędzonych z tatą. – Poświęciłabym nawet Ŝycie – wyznałam. – Zawsze cię podziwiałem i mam nadzieję, Ŝe dość wyraźnie dawałem ci to do zrozumienia. Nigdy jednak mój podziw nie był tak ogromny jak w tej chwili. Ruszyliśmy razem w dół rzeki. Na zawsze pozostanie w mojej pamięci widok wznoszącej się przed nami szarej fortecy. Zastanawiałam się, ile osób spoglądało na nią, wiedząc, Ŝe gdzieś za tymi murami przebywa ukochana osoba. DuŜo słyszałam o Tower – lochach, z których nie ma ucieczki, i ponurych miejscach tortur. Wielokrotnie widziałam potęŜne obwarowania, znałam teŜ nazwy poszczególnych wieŜ – White Tower, Salt Tower, Bowyer Tower i Constable Tower. W Bloody Tower nie tak dawno podczas snu zamordowani zostali dwaj mali synowie króla Edwarda IV, a ich ciała podobno pogrzebano pod sekretnymi schodami tejŜe fortecy. Widziałam kościół Świętego Piotra w Okowach i Tower Green, trawnik, na którym cztery lata temu została stracona królowa Anna Boleyn, jej brat i męŜczyźni uznani za jej kochanków. Teraz mój kochany ojciec mógł dołączyć do grupy męczenników. Gdy wiosłowaliśmy w dół rzeki, powoli zaczynało się ściemniać. Simon powiedział, Ŝe to najlepsza pora na to, by dostać się do środka. W Lantern Turret widać było światła. Zapalano je o zmierzchu i zostawiano na całą noc, by stanowiły
znak dla przepływających łodzi. Nad rzeką unosił się zapach wilgoci i zgnilizny. ZbliŜaliśmy się do kamiennych murów. W końcu dotarliśmy do celu. Barka została przywiązana do palika, a Simon pomógł mi z niej wysiąść. Z cienia wynurzył się jego przyjaciel – straŜnik. – Zaczekam tutaj – rzekł Simon. – UwaŜaj na stopnie, młodzieńcze – ostrzegł mnie straŜnik. Zastanawiałam się, czy rzeczywiście uznaje mnie za chłopca, czy teŜ wie, kim naprawdę jestem. Serce biło mi w piersi jak szalone. Lecz nie ze strachu. Myślałam tylko o jednym – Ŝe za chwilę zobaczę się z ojcem. StraŜnik wsunął mi do ręki latarnię. – Weź ją i nic nie mów. Kamień był wilgotny i śliski. Musiałam bardzo uwaŜać, gdzie stawiam stopy. Wędrowaliśmy ciemnym korytarzem, aŜ dotarliśmy do cięŜkich drzwi z Ŝelaznymi okuciami. StraŜnik wykorzystał jeden z wielu posiadanych kluczy. Przy otwieraniu drzwi niemiło zaskrzypiały. StraŜnik dokładnie zamknął je za nami. – Trzymaj się blisko mnie – powiedział. Wykonałam jego polecenie. Wspięliśmy się po spiralnych schodach i znaleźliśmy się w wykładanym kamiennymi płytami korytarzu. Panował w nim przenikliwy ziąb. Gdzieniegdzie płonęła latarnia. StraŜnik zatrzymał się przed grubymi drzwiami. Wybrał odpowiedni klucz i otworzył je. Przez moment prawie nic nie widziałam, po czym krzyknęłam z radości, poniewaŜ zobaczyłam ojca. Odstawiłam latarnię i przytuliłam się do niego. – Damask – szepnął. – O BoŜe, ja chyba śnię. – Nie, ojcze. Myślałeś, Ŝe nie przyjdę? – Uścisnęłam jego dłoń i pocałowałam ją gwałtownie. StraŜnik cofnął się za drzwi i stanął na korytarzu. Ojciec i ja byliśmy sami. – Och, Damask – powiedział łamiącym się głosem. – Nie powinnaś tu przychodzić. Wiedziałam, Ŝe cieszy się tak samo jak ja, niemniej górę brał strach o mnie. Przytuliłam policzek do jego ręki. – Czy sądzisz, Ŝe mogłabym nie przyjść? PrzecieŜ wiesz, Ŝe zrobiłabym wszystko... dosłownie wszystko... – Moja kochana dziecinka – rzekł. – Pozwól, Ŝe ci się przyjrzę. – Ujął moją twarz w dłonie i szepnął: – Twoje włosy. – Obcięłam je – wyznałam. – Mogłam przedostać się tu tylko jako chłopak.
Przytulił mnie do siebie. – NajdroŜsze dziecko. Tak duŜo chciałbym ci powiedzieć, a tak mało mamy czasu. Bez przerwy myślę o tobie i matce. Będziesz musiała się nią zająć. – PrzecieŜ do nas wrócisz – zaprotestowałam energicznie. – Gdybym nie... – Nie, nie mów tak. Wrócisz. Nie biorę pod uwagę Ŝadnej innej moŜliwości. Znajdziemy jakiś sposób. PrzecieŜ nie zrobiłeś nic złego! Przez całe Ŝycie czyniłeś jedynie dobro... – To, co naszym zdaniem jest słuszne, w oczach innych uchodzi za błąd. Na tym polega cały problem, Damask. – Ten człowiek... nie miał prawa się u ciebie pojawić... Nie miał prawa prosić, Ŝebyś go ukrył. – On wcale nie prosił. Sam mu to zaproponowałem. Wolałabyś, Ŝebym odesłał przyjaciela spod drzwi? Nie rozmawiajmy o przeszłości. Bardziej interesuje mnie przyszłość. Bez przerwy o tobie myślę, najdroŜsze dziecko. To dodaje mi otuchy. Czy pamiętasz nasze rozmowy... spacery?... – Och, ojcze, czemu tak się stało? – Musimy pogodzić się z tym, co zsyła na nas Bóg. – Bóg!? Co ma z tym wspólnego Bóg? Dlaczego nikczemni mordercy spokojnie Ŝyją, a święci idą na śmierć? Dlaczego są tacy, którzy tańczą w swoich zamkach... za kaŜdym razem z inną Ŝoną... – Szzz... Co to za gadanie!? Błagam, Damask, uwaŜaj. Chcesz sprawić mi przyjemność? Chcesz, Ŝebym był szczęśliwy? – Och, ojcze, przecieŜ wiesz. – W takim razie posłuchaj. Wróć do domu i pociesz matkę. Opiekuj się nią. Gdy nadejdzie czas, wyjdź za mąŜ i załóŜ rodzinę. To będzie dla mnie największa radość. Gdy będziesz miała dzieci, przestaniesz opłakiwać ojca. Zrozumiesz, Ŝe na tym właśnie polega główna zasada Ŝycia – starzy odchodzą, by zrobić miejsce młodym. – Zabierzemy cię z powrotem do domu, ojcze. Pogłaskał mnie po włosach. – Znajdziemy jakiś sposób. Musimy. Czy sądzisz, Ŝe zdołam Ŝyć bez ciebie? Zawsze przy mnie byłeś, przez całe Ŝycie mogłam na ciebie liczyć. AŜ do dziś nie przypuszczałam, Ŝe nadejdzie taki czas, kiedy ciebie... przy mnie... nie będzie. – Kochanie – powiedział. – Sprawiasz ból i sobie... i mnie. – W takim razie zastanówmy się, jak cię stąd wyciągnąć. MoŜe zamienisz się ze
mną odzieŜą...? Ty wyjdziesz, a ja tu zostanę. Roześmiał się czule. – Moja droga, czy twoim zdaniem wyglądam na chłopca? Sądzisz, Ŝe moŜna cię pomylić ze starym człowiekiem? UwaŜasz, Ŝe zostawiłbym tu osobę, która jest mi droŜsza nad Ŝycie? Opowiadasz głupoty, dziecinko, lecz twoje słowa sprawiają mi przyjemność. Naprawdę łączy nas wyjątkowa miłość. W drzwiach pojawił się straŜnik. – Będziesz musiał juŜ iść, młodzieńcze. Nie moŜesz tu dłuŜej zostać, to byłoby bardzo niebezpieczne. – Nie! – krzyknęłam i przywarłam do ojca. Delikatnie odsunął mnie od siebie. – Idź, Damask – powiedział. – Póki Ŝyję, nie zapomnę o twojej wizycie ani o tym, Ŝe ceną za tę krótką chwilę były twoje piękne włosy. – CóŜ znaczą włosy wobec miłości do ciebie? – Moje dziecko, będę o tym pamiętał. – Potem przyciągnął mnie do siebie i mocno przycisnął do piersi. – Nie zapominaj o ostroŜności, Damask. UwaŜaj, co mówisz. Pamiętaj, Ŝe grozi ci niebezpieczeństwo. Ktoś, kto mnie zdradził, moŜe równieŜ zdradzić ciebie. Nie zniósłbym tego. Jeśli będę wiedział, Ŝe nic ci nie grozi i Ŝe matka jest bezpieczna... będę zadowolony. UwaŜaj, dbaj o siebie, Ŝyj w spokoju... To najwspanialsza rzecz, jaką moŜesz dla mnie zrobić. – Chodź juŜ – zrzędził straŜnik. Objęliśmy się po raz ostatni, a potem znowu stałam w zawilgoconym korytarzu, za cięŜkimi drzwiami celi ojca. Nie pamiętam drogi powrotnej na barkę. Jedynie w którymś momencie kątem oka dostrzegłam szczura, który drobnym kroczkiem przebiegi nam drogę. Potem Tom Skillen pomógł mi wsiąść do łodzi. Kiedy płynęliśmy po ciemnej rzece, prowadzeni przez światła z Lantern Turret, bez przerwy przychodziły mi na myśl słowa ojca: „Ktoś mnie zdradził". JuŜ nigdy więcej nie zobaczyłam ojca. Zabrano go na Tower Hill i stracono. W dniu, w którym poniósł śmierć, matka za namową Simona Casemana podała mi wywar z maku. O wszystkim dowiedziałam się dopiero po fakcie. Zapadłam w głęboki sen, z którego obudziłam się juŜ jako sierota. Wstałam z łóŜka z cięŜkimi powiekami i jeszcze cięŜszym sercem. Zeszłam schodami w dół i znalazłam matkę w jej komnacie. Siedziała z rękami na kolanach i patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem.
Wiedziałam, Ŝe została wdową, a ja straciłam najdroŜszego i najlepszego z ojców. Przez kilka następnych dni chodziłam kompletnie oszołomiona. Nie słyszałam, co mówią do mnie ludzie. Rupert próbował mnie pocieszyć, Simon Caseman równieŜ. – JuŜ zawsze będę się tobą opiekował – oświadczył Rupert, a ja dopiero później zdałam sobie sprawę, Ŝe prosił mnie o rękę. Simon Caseman był bardziej stanowczy. Nie zapomniałam, Ŝe to on zorganizował mi spotkanie z ojcem. Widział jego egzekucję, Amosa Carmena równieŜ, i potem mi o wszystkim opowiedział. – Byłabyś dumna ze swojego ojca, Damask. Szedł na śmierć całkiem spokojnie, bez cienia strachu. PołoŜył głowę na pniu z rezygnacją, którą podziwiali wszyscy zgromadzeni, ale nie będę juŜ o tym mówić. Lepiej dać temu spokój. Milczałam; wzbierał we mnie Ŝal. Nie uroniłam ani jednej łzy. Matka powiedziała, Ŝe lepiej by było, gdybym się wypłakała. – Do ostatniej chwili nie przestawał o tobie myśleć – wyznał Simon. – Rozmawiałem z nim. Bardzo się o ciebie martwił... o ciebie i twoją matkę. Marzył, Ŝebyś znalazła się pod opieką silnego męŜczyzny. Bardzo tego pragnął, Damask. Jestem tu, by się tobą zająć. Potrzebujesz mocnego ramienia, na którym mogłabyś się wesprzeć. Potrzebujesz miłości, którą moŜe ci dać jedynie mąŜ. Nie odkładaj decyzji na później. Takie było jego Ŝyczenie, poza tym nie zapominaj, Ŝe zostałaś sama w niebezpiecznym świecie. Gdy męŜczyzna jest oskarŜony o zdradę, nie wiadomo, co moŜe spotkać jego rodzinę. Jestem ci potrzebny, Damask, bo ktoś musi się tobą zająć, a ja potrzebuję ciebie, gdyŜ cię kocham. Spojrzałam na niego i nagle odŜyła stara odraza. Wydawało mi się, Ŝe zobaczyłam maskę lisa, więc się odsunęłam. Niewątpliwie moja twarz zdradziła miotające mną uczucia. – Nie wyjdę za mąŜ z tak przyziemnych powodów – oświadczyłam – chociaŜ jestem ci wdzięczna, Simonie, za to, co dla mnie zrobiłeś w cięŜkich chwilach. Nie mogę jednak zostać twoją Ŝoną, poniewaŜ cię nie kocham, a nie wezmę ślubu z kimś, kogo nie darzę ogromną miłością. Odwrócił się i odszedł. Zapomniałam o nim. Byłam w stanie myśleć jedynie o poniesionej właśnie stracie. Dwa dni po egzekucji wydarzyła się dziwna rzecz. PoniewaŜ nie chciano mnie
zasmucać, nie powiedziano mi, Ŝe głowa mojego ojca zatknięta została na kiju na London Bridge. Sędzia Farland cieszył się w Londynie sporą popularnością, dlatego miało to być ostrzeŜenie dla wszystkich ludzi, którzy mieliby ochotę złamać rozkazy króla. Często na tymŜe moście zatykano głowy zdrajców, dlatego znajdowały się tam i inne szczątki. Świadomość, Ŝe wśród nich jest głowa ojca, byłaby dla mnie nie do zniesienia. Przypomniałam sobie, Ŝe pięć lat temu, gdy ścięto naszego sąsiada, sir Thomasa More'a, równieŜ jego głowę wystawiono w tym samym miejscu. Po jakimś czasie jednak zniknęła. KrąŜyły pogłoski, Ŝe to jego córka, Margaret Roper, zakradła się w nocy i zabrała głowę ojca, by nie tkwiła na oczach wszystkich i by moŜna było sprawić jej naleŜyty pochówek. Gdybym wiedziała, Ŝe identycznie postąpiono ze szczątkami mojego ojca, zaplanowałabym to samo, co zrobiła Margaret. Poprosiłabym o pomoc Simona Casemana. Jeden ze słuŜących przyniósł nam wiadomość, Ŝe głowy ojca nie ma juŜ na moście. Zniknęła. Widział to na własne oczy. Jeden z przewoźników opowiadał mu o konsternacji, jaka zapanowała, gdy o świcie zauwaŜono, Ŝe kij, na którym była zatknięta, leŜy na moście, a głowa gdzieś przepadła. Wszyscy przypomnieli sobie sprawę sir Thomasa More'a, człowieka, którego dobroć wciąŜ Ŝyła we wspomnieniach ludzi i którego wiele osób uwaŜało za świętego. Miał ukochaną córkę, która podobno zabrała jego głowę. Mój ojciec równieŜ miał ukochaną córkę. śałowałam, Ŝe nie zrobiłam tego co Margaret. Smutno mi było, iŜ nie zakradłam się w nocy i nie usunęłam szczątków ojca, by sprawić im naleŜyty pogrzeb. Lecz tajemnica pozostała. Głowa ojca zniknęła. Czas ciągnął się bez końca. Nie mogłam uwierzyć, Ŝe od okropnego momentu, kiedy matka zrobiła mi wywar z maku i przespałam śmierć ojca, upłynęły zaledwie cztery dni. Powinnam tam być, choć z pewnością wolałby, Ŝebym w tej ponurej godzinie o niczym nie wiedziała. Na pewno pochwaliłby postępowanie matki. Potrafiłam myśleć jedynie o poniesionej stracie. Wspominałam wspólnie spędzone chwile. Wszystko w domu mi go przypominało. Te same myśli towarzyszyły mi w ogrodzie. Powędrowałam nad rzekę, usiadłam na murku i obserwując płynące po rzece łodzie, jak zwykle wróciłam
myślami do dnia, kiedy przepływał tędy król w towarzystwie kardynała. Zostałam nad rzeką aŜ do zmierzchu. W końcu matka wyszła z domu i powiedziała: – Jeśli dalej tak będziesz postępować, w końcu się rozchorujesz. Wróciłam do domu, lecz nie mogłam w nim wytrzymać, więc ponownie wyszłam do ogrodu i obserwowałam pojawiające się na niebie pierwsze gwiazdy. Nagle usłyszałam, Ŝe ktoś cicho wymawia moje imię. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam podchodzącego do mnie Ruperta. – Och, Rupercie – wyznałam – mam wraŜenie, Ŝe nikt z nas juŜ nigdy nie zdoła zaznać szczęścia. – śaden ból nie trwa wiecznie – powiedział łagodnie. – Z czasem straci na sile i w przyszłości zdarzą ci się momenty, kiedy nie będziesz o nim pamiętać. – Nigdy – rzekłam Ŝarliwie. – Jesteś bardzo młoda, a ojciec duŜo dla ciebie znaczył. Lecz inni ludzie teŜ mogą stać ci się bliscy. Mam na myśli twojego męŜa... dzieci... Niecierpliwie potrząsnęłam głową, a on ciągnął: – Chcę ci coś powiedzieć. Myślałam, Ŝe ma zamiar ponownie zaproponować mi małŜeństwo, dlatego chciałam go zostawić i iść do domu, lecz następne słowa Ruperta kompletnie mnie zaskoczyły. – Mam jego głowę, Damask. – Co takiego? – Wiedziałem, Ŝe nie chciałabyś, by tam tkwiła. Więc gdy było ciemno, wziąłem Toma Skillena. To człowiek, któremu moŜna zaufać. Czekał w łodzi, a ja w tym czasie zdjąłem kij... i zabrałem głowę... Zrobiłem to dla ciebie. Odwróciłam się w jego stronę, a on przytulił mnie do siebie. – Och, Rupercie – powiedziałam wreszcie. – Gdyby cię złapali... – Nie złapali mnie, Damask. – Aie mogli. NaraŜałeś się na ogromne niebezpieczeństwo. – Damask – wyznał. – Chcę, Ŝebyś wiedziała, Ŝe dla ciebie poniósłbym kaŜde ryzyko. Po chwili milczenia spytałam: – Gdzie ona jest? – W pudełku... ukryta. Wiedziałem, Ŝe będziesz chciała pogrzebać ją, jak naleŜy. Przytaknęłam.
– Niegdyś ojciec powiedział mi, Ŝe chciałby zostać pochowany na klasztornym cmentarzu. – W takim razie moŜemy tam złoŜyć jego głowę, Damask. – Naprawdę? – Czemu nie? To teraz opustoszałe miejsce. – Rupercie! Nikt oprócz nas nie moŜe o tym wiedzieć. Tylko ty i ja będziemy uczestnikami pogrzebu. – Masz rację, tak będzie najlepiej. – Rupercie, myśl, Ŝe jego głowa nie tkwi juŜ na moście, dodaje mi otuchy... Ludzie nie mogą na nią patrzeć... szydzić. – Z dobroci nie da się szydzić. Wzięłam go za rękę i ścisnęłam ją. – Kiedy go pochowamy, Rupercie? – Dziś w nocy – oświadczył. – Gdy cały dom pójdzie spać, wybierzemy się na cmentarz klasztorny i złoŜymy szczątki twojego ojca na wieczny spoczynek. Przeszliśmy przez ukryte pod bluszczem drzwi. W słabym blasku rzucanym przez sierp księŜyca wyglądały niesamowicie. Rupert przyniósł latarnię i łopatę. – Nie bój się – uspokoił mnie Rupert. – Nikogo tu nie ma. – Jedynie duchy mnichów, którzy umarli w biedzie, poniewaŜ ich stąd wygnano. – Nie wyrządzą nam krzywdy. Gdy dotarliśmy na cmentarz klasztorny, stanęłam z latarnią w ręce, a Rupert wykopał grób. Trzymałam pudło, które zawierało cenną relikwię. Potem pomodliliśmy się we dwójkę i błagaliśmy niebiosa o błogosławieństwo dla wspaniałego i dobrego człowieka. Nigdy nie zapomnę dźwięku wydawanego przez grudki ziemi upadające na pudło. Słysząc to poczułam, Ŝe do oczu napływają mi łzy. Wydaje mi się, Ŝe od tego momentu powoli zaczęłam odzyskiwać równowagę. Codziennie chadzałam na cmentarz klasztorny. Na grobie posadziłam rozmaryn. Często klękałam i jak dawniej prowadziłam z ojcem długie rozmowy. Prosiłam go o odwagę potrzebną do dalszego Ŝycia.
Ojczym Tydzień po pochówku pojawiła się Kate i oświadczyła, Ŝe chce zabrać mnie z powrotem do zamku Remusa. Odparłam, Ŝe zostanę tutaj, poniewaŜ muszę odwiedzać miejsce, gdzie spoczywają szczątki mojego ojca. Jednak Kate nie dawała za wygraną. – Wracasz ze mną – oświadczyła. – Carey bardzo za tobą tęskni. Betsy skarŜy się, Ŝe od twojego wyjazdu nie przespała spokojnie ani jednej nocy. W końcu Kate zdołała mnie przekonać i razem wyruszyłyśmy w drogę. Wmawiała mi, Ŝe maleńki Carey bardzo się cieszy z mojego przyjazdu, lecz ja odparłam, Ŝe jest na to jeszcze za mały. Z drugiej jednak strony obecność niemowlęcia rzeczywiście dodawała mi otuchy. Moja kuzynka zadawała sobie mnóstwo trudu, by sprawić mi przyjemność. Próbowała zainteresować mnie sukniami, które kazała sobie uszyć. Pokazywała mi klejnoty otrzymane od Remusa. Wkrótce miała zamiar wybrać się do Londynu, choć bez przerwy utyskiwała, Ŝe na dworze zrobiło się nudno. – Król – wyjaśniła – jest wyjątkowo kontent ze swojej nowej Ŝony i uŜywa wszelkich moŜliwych wymówek, by przebywać z nią sam na sam. Dzięki temu dworzanie mogą być spokojniejsi, lecz jednocześnie mają duŜo mniej rozrywki. Henryk jest w dobrym nastroju, z wyjątkiem chwil, kiedy dokucza mu wrzód na nodze, ale królowa potrafi pocieszyć swojego męŜa. Jest młoda i niezwykle atrakcyjna, słyszałam jednak, iŜ ma juŜ pewne doświadczenie w zabawianiu męŜczyzn, nabyte jeszcze przed ślubem. Ja jednak nie mogłam znieść rozmów o królu. UwaŜałam, Ŝe jest mordercą mojego ojca, i serdecznie go nienawidziłam. Gdyby ktoś się o tym dowiedział, ani chybi trafiłabym do Tower i kto wie, czy moja głowa nie zostałaby zatknięta na London Bridge. Sporo mówiło się teraz o nowym prawie dotyczącym heretyków. Za odstępcę od wiary uchodził kaŜdy, kto nie uznawał króla za głowę Kościoła, niezaleŜnie od tego, czy był papistą, czy teŜ antypapistą. – To wyjątkowo prosta zasada – oświadczyła Kate. – Król zawsze postępuje słusznie. KaŜde jego słowo stanowi prawo i ten, kto mu się sprzeciwia, jest zdrajcą. To wszystko, o czym naleŜy pamiętać. Mimo to miałam całkowitą pewność, Ŝe nigdy w naszej historii nie było okresu,
w którym na normalnego człowieka czyhało tyle niebezpieczeństw. W zamku Remusa moŜna było odnieść wraŜenie, Ŝe Ŝyjemy z dala od całego świata. Naprawdę kochałam niemowlę i powoli zaczynałam wierzyć, Ŝe Carey równieŜ darzy mnie jakimś specjalnym uczuciem. Bardzo często głośno płakał, lecz gdy wzięłam go na ręce, wypogadzał się, a na jego twarzyczce pojawiało się coś, co przypominało uśmiech. Kate w dość dziwny sposób okazywała swoją miłość do dziecka. Zostawiała Careya niańkom, ale poniewaŜ go uwielbiałam i zazwyczaj starałam się mieć malca przy sobie, widywała synka częściej niŜ przed moim przyjazdem. Chrzciny zorganizowane zostały w zamkowej kaplicy i miały niezwykle uroczysty charakter. Przybyło wiele osób z dworu, dzięki czemu poznałam ksiąŜąt i hrabiów, o których dotychczas jedynie słyszałam. Ich rozmowy najczęściej obracały się wokół króla i nowej królowej. Zdumiewało mnie, Ŝe ludzie nie potrafią się powstrzymać od dyskutowania na pewne tematy pomimo świadomości, Ŝe są one wyjątkowo niebezpieczne. Goście Kate przypominali ćmy fruwające wokół świeczki. Wyglądało na to, Ŝe królowa ma ogromny urok osobisty, który w jakiś sposób zniewala króla. Wcale nie była piękna, brakowało jej elegancji królowej Anny Boleyn, mimo to Katarzyna Howard zadowalała króla jak Ŝadna z jego dotychczasowych Ŝon – z wyjątkiem Anny Boleyn przed ślubem. Przypuszczałam, Ŝe nowa królowa musiała mieć sporo zalet. Była czuła, zmysłowa i miała łagodne usposobienie – prezentowała zatem te cnoty, których potrzebuje starszy męŜczyzna, by odzyskać młodość, i mogło się wydawać, Ŝe taki właśnie wpływ miała na króla Henryka. Poprzednia królowa, Anna Kliwijska, spokojnie Ŝyła w pałacu Richmond, mówiła, Ŝe jest „siostrą króla" i na pewno gratulowała sobie szczęśliwego wyjścia z opresji. W Yorkshire wybuchło powstanie – mieszkańcy tamtych okolic nie chcieli uznać króla za głowę Kościoła – szybko jednak je stłumiono i krwawo rozprawiono się z rebeliantami. Oczywiście chodziło o to, by poddani wiedzieli, co czeka tych, którzy przeciwstawią się swemu władcy. PoniewaŜ jednak król znalazł Ŝonę, która go zadowalała, nie miał zamiaru jej zmieniać, Ŝycie stało się duŜo spokojniejsze. Od śmierci mojego ojca minęło sześć tygodni. Pewnego dnia lord Remus przyszedł do ogrodu nad stawem, gdzie siedziałam z dzieckiem w koszyczku. – Mam dla ciebie smutną wiadomość, Damask – oświadczył. PrzeraŜona poczułam gwałtowne bicie serce. Zastanawiałam się, co jeszcze
moŜe mnie spotkać. Lord Remus zmarszczył czoło. Najwyraźniej nie wiedział, jak zacząć. – Damask – powiedział. – Na pewno wiesz, Ŝe czasami dobra naleŜące do człowieka uznanego za zdrajcę ulegają konfiskacie. Przejmuje je król, który moŜe zatrzymać je dla siebie lub przekazać komuś, kto jego zdaniem na nie zasługuje. – Czy to znaczy – spytałam – Ŝe Henryk nie tylko pozbawił mojego ojca głowy, lecz jeszcze na dodatek przejął jego posiadłość? – Na to wygląda, Damask. – Czyli... zostałam bez dachu nad głową. – Nie jest aŜ tak źle. Okazano pewną pobłaŜliwość. – W głosie lorda Remusa pobrzmiewała pewna doza cynizmu, z którego prawdopodobnie nawet nie zdawał sobie sprawy. – Majatek twojego ojca nie jest aŜ tak duŜy, by stanowić dla króla wielką pokusę. – Proszę, powiedz mi, co się stało. Lord Remus zawahał się. Odkaszlnął. – To dość delikatna sprawa – zaznaczył – proszono mnie jednak, Ŝebym ci to przekazał, więc muszę to zrobić. Nadal moŜesz mieszkać w domu swojego ojca. Simon Caseman postawił sprawę jasno. Zawsze znajdzie się tam dla ciebie miejsce. – Simon Caseman?! – zawołałam. – Co on ma z tym wspólnego? – Król postanowił przekazać mu posiadłość, która niegdyś naleŜała do twojego ojca. – Dlaczego? – Simon mieszkał z waszą rodziną. Był prawą ręką twojego ojca. – Lecz... jeśli postanowiono odebrać cały majątek bezpośrednim spadkobiercom, to znaczy matce i mnie, dlaczego nie przekazano go Rupertowi? Lord Remus sprawiał wraŜenie niespokojnego. – Droga Damask, oddanie posiadłości krewnym trudno byłoby uznać za konfiskatę. Król pragnie odwdzięczyć się Simonowi Casemanowi i postanowił zrobić to w taki właśnie sposób. – Dlaczego król miałby odwdzięczać się Simonowi Casemanowi? PrzecieŜ ten człowiek pracował z moim ojcem. UwaŜam, Ŝe raczej powinien być podejrzany, zwłaszcza iŜ mieszkał w domu, w którym popełniono przestępstwo. – Prowadzono w tej sprawie dochodzenie. Simon Caseman oświadczył, Ŝe pragnie poślubić... – Nie! – krzyknęłam. – Tylko nie to! Lord Remus kontynuował, jakbym w ogóle się nie odezwała.
– Pragnie poślubić twoją matkę. Jest to doskonałe wyjście z sytuacji. Ani ty, ani twoja matka nie zostaniecie bez dachu nad głową, chociaŜ król zgodnie z prawem pozbawił majątku zarówno twojego ojca, jak i jego sukcesorów. Patrzyłam na niego zdumiona. – Moja matka ma zamiar wyjść za mąŜ za Simona Casemana? – Oczywiście nie od razu... lecz dopiero za jakiś czas. Wydaje mi się, Ŝe to naprawdę najlepsze rozwiązanie. Nie mogłam w to uwierzyć. To była niewiarygodna historia. Matka zgodziła się poślubić męŜczyznę, który jeszcze niedawno błagał o moją rękę. Uznałam, Ŝe to jakiś koszmar, potem jednak doznałam nagłego olśnienia. Zobaczyłam twarz Simona – tak dobrze mi znaną maskę lisa – i usłyszałam głos ojca: „Ktoś w tym domu mnie zdradził". Kate jak burza wpadła do mojej komnaty. – Zastanawiałam się, gdzie jesteś. Nie rozumiem, czemu nie zeszłaś na dół. O co chodzi? – Właśnie dowiedziałam się – wyznałam – Ŝe mój dom naleŜy teraz do Simona Casemana. – Remus mi juŜ o tym powiedział – oświadczyła. – Och, Kate, zdajesz sobie sprawę, co to oznacza? śe to sprawka Simona. Król pragnie mu się odwdzięczyć. Za co? Za złoŜenie donosu na ojca i Amosa Carmena? Kate patrzyła na mnie z niedowierzaniem. – Nie wolno ci tak myśleć. – Coś w głębi duszy mówi mi, Ŝe to moŜe być prawda. – To by oznaczało, Ŝe Caseman jest mordercą twojego ojca. – Gdybym była tego pewna, osobiście bym go zabiła. – Nie, Damask, to niemoŜliwe. – Wszystko do siebie pasuje, Kate. Prosił mnie o rękę. Robił to nawet kilkakrotnie. Czy zrobił to z miłości? Nie, pragnął jedynie mojego dziedzictwa. – Rzeczywiście, lecz nie moŜna uznać człowieka za mordercę tylko dlatego, Ŝe chce się dobrze oŜenić. – Odmówiłam, a on wykorzystał pierwszą nadarzającą się sposobność i zdradził ojca. – Skąd to wiesz? – PoniewaŜ ojca wydał któryś z domowników, a kto mógł to zrobić, jeśli nie Simon Caseman?
– Zbyt pochopnie wyciągasz wnioski. – Nie zapominaj, Ŝe teraz Simon będzie właścicielem posiadłości mojego ojca. O to zawsze mu chodziło. Dlatego prosił mnie o rękę. Och, jego twarz często przypominała mi maskę lisa. – Maskę lisa? O czym ty mówisz? – Dostrzegłam to kilka razy. Najłatwiej ją zobaczyć, gdy ma twarz ukrytą w cieniu. Wówczas jego oczy stają się brązowe niczym oczy lisa. Jest po prostu chytrym lisem, który podkrada się do kurnika. – Dobrze się czujesz, Damask? Widocznie to był dla ciebie zbyt wielki cios. – I postradałam zmysły?! – zawołałam. – To właśnie miałaś na myśli. A wiesz, Ŝe moja matka wychodzi za niego za mąŜ? – Remus powiedział mi równieŜ i to. – Natychmiast tam wracam – oświadczyłam. Kiedy dotarłam na miejsce, dom wydał mi się wyjątkowo cichy. Nie spodziewano się mnie, więc nikt nie wyszedł mi na powitanie. Odniosłam wraŜenie, Ŝe wszystko wygląda zupełnie inaczej, i naprawdę tak było. Poprzednio całe domostwo pogrąŜone było w Ŝałobie. Teraz miało nowego pana. Znalazłam matkę w spiŜarni. Gdy mnie zobaczyła, na jej policzkach pojawiły się rumieńce tak czerwone, jak najczerwieńsze spośród jej róŜ. Domyśliła się, Ŝe wiem, co zamierza zrobić. Byłam zadowolona, Ŝe przynajmniej potrafi okazać wstyd. – Słyszałam juŜ o wszystkim, madame – oświadczyłam. Przytaknęła i usiadła na krześle. Machnęła ręką niczym wachlarzem. Teraz dla odmiany była potwornie blada i zdawałam sobie sprawę, Ŝe lada chwila zemdleje. Bardzo często stosowała tę metodę, by wybrnąć z trudnej sytuacji. Zapomniałam, Ŝe jest moją matką. W tym momencie serdecznie jej nienawidziłam, to samo czułam do Simona Casemana. Ponadto powrót do domu przypomniał mi o ogromnej stracie, jaką była dla mnie śmierć ojca. – Masz zamiar – ciągnęłam – skończyć opłakiwać zamordowanego męŜa i włoŜyć suknię ślubną dla następnego. – Damask – poprosiła – postaraj się mnie zrozumieć. – AŜ za dobrze cię rozumiem – oświadczyłam. Bezradnie machnęła rękoma. – Zostałybyśmy bez dachu nad głową. Uznałam, Ŝe to jedyne rozwiązanie. – Myślisz, Ŝe zaleŜy mu na tobie?
– Zrozum, Damask, Simon jest teraz właścicielem całej naszej posiadłości. Pragnąc znaleźć wyjście z sytuacji, zaproponował mi... – Chyba bierzesz mnie za kompletną idiotkę. Doskonale wiem, dlaczego ten człowiek chce się z tobą oŜenić. Nie mogę uwierzyć, Ŝe mój cudowny ojciec poślubił kobietę, która niemal natychmiast po jego śmierci całkiem o nim zapomniała, wybaczyła jego mordercy i juŜ myśli o ponownym ślubie. – Nie będziemy organizować hucznej uroczystości, Damask. Zdecydowaliśmy się na ciche wesele. Roześmiałam się z pogardą. Nigdy nie widziała świata poza swoim ogrodem oraz ziołami i myślała tylko o tym, by potrawy były bardziej lekkostrawne. Nagle zrobiło mi się jej Ŝal – w rzeczywistości była jedynie biedną bezradną kobietą, która nigdy w Ŝyciu nie podjęła Ŝadnej samodzielnej decyzji. – Simon Caseman – warknęłam. – Jak moŜesz brać go pod uwagę... po małŜeństwie z moim ojcem? – Twój ojciec nie Ŝyje. Odwróciłam się, by nie pokazać, co czuję. – Och, Damask – ciągnęła. – Wiem, Ŝe byliście sobie bardzo bliscy. Ojciec bardziej troszczył się o ciebie niŜ o mnie. Dla niego zawsze istniała tylko Damask... – Był najlepszym męŜem i ojcem – powiedziałam Ŝarliwie. – Wiem, Ŝe był dobrym człowiekiem. – Niemniej postanowiłaś zastąpić go awanturnikiem. – Sądzę, Damask, Ŝe nie zdajesz sobie sprawy z tego, co się stało. Posiadłość twojego ojca została skonfiskowana. – I przekazano ją Simonowi Casemanowi. Jak sądzisz dlaczego? Dlaczego? – PoniewaŜ był prawą ręką ojca. Pracowali razem. Mieszkał tutaj. Poza tym chce się ze mną oŜenić. Dzięki temu wszystko będzie wyglądać jak dawniej. – Jak dawniej?! Gdy ojciec nie Ŝyje?! Na Boga, chciałabym, Ŝeby wszystko było jak dawniej. Myślisz, Ŝe przy nowym właścicielu wszystko pozostanie takie samo? Mamo, wiem, Ŝe córka nie powinna mówić czegoś takiego, lecz ja to zrobię. Jesteś po prostu głupia. – Sądzę, Ŝe przemawia przez ciebie Ŝal, dlatego nie wiesz, co mówisz. – Wiem, Ŝe Simon Caseman pojawił się w naszym domu z wyraźną chęcią przejęcia go na własność. Czy wiesz, Ŝe prosił mnie o rękę. Na dodatek robił to wielokrotnie? Taki był oddany. Taki rycerski! Chciał zdobyć tę posiadłość, Ŝeniąc się ze mną. Nie przypadł mi do gustu. Powiedziałam: „Nie, nigdy nie wyjdę za ciebie za mąŜ". Więc zarzucił wędkę gdzie indziej. Kogo miał jeszcze do
dyspozycji? Ciebie. Lecz ty miałaś męŜa. Wystarczyło się go pozbyć i wziąć ślub z mieszkającą w tym domu wdową. – Damask! Damask, o czym ty mówisz? – Próbuję ci wytłumaczyć, Ŝe naleŜy bardzo podejrzliwie traktować męŜczyznę, który prosi o rękę córki, a spotkawszy się z odmową, przenosi uczucia na jej matkę i pragnąc dostać to, czego pragnie, postanawia wziąć ją za Ŝonę. – UwaŜaj, moje dziecko. Nie mów tak. To jakiś szalony, wręcz niedorzeczny pomysł. MoŜe jednak ściągnąć na twoją głowę nieszczęście. – PoniewaŜ wypowiadam się przeciw człowiekowi króla, czyŜ nie tak? Jestem w stanie przysiąc, Ŝe mam rację. – Wszyscy mądrzy poddani są ludźmi króla. Powinnaś to wiedzieć. – Czy to oznacza, Ŝe mój ojciec był niemądry? Ilekroć o nim mówiłam, słowa stawały mi kością w gardle. Moje emocje dały matce przewagę. Podeszła i połoŜyła dłoń na moim ramieniu. – Posłuchaj, Damask – rzekła. – Spotkało nas okropne nieszczęście. Twój ojciec w domku w sadzie ukrył księdza. Robiąc to, połoŜył na jednej szali swoje Ŝycie, naszą posiadłość i naszą przyszłość. Wiem, Ŝe był świątobliwym człowiekiem, lecz nawet świętych trudno jest uznać za mądrych, gdy naraŜają siebie i członków rodziny. Co się z nami stanie, Damask, jeśli nie zgodzę się na małŜeństwo? Zostaniemy Ŝebraczkami lub będziemy Ŝyć na łasce krewnych. Podejrzewam, Ŝe Remus by nam pomógł. Lecz jeśli wyjdę za mąŜ za Simona, będziemy mogły nadal tu mieszkać. Wszystko zostanie po staremu... – To niemoŜliwe – odparłam. – Ojciec nie Ŝyje. – Moje dziecko, musisz po prostu przestać o tym myśleć. Niektórzy odchodzą w taki sposób. Skąd mamy wiedzieć, co przyniesie nam jutro? Myślałam o naszym domu i wszystkim, co się w nim znajduje. Wzięłam pod uwagę równieŜ ciebie, a Simon będzie dobrym męŜem. – Jesteś od niego starsza – zauwaŜyłam. – To nie ma Ŝadnego znaczenia. – A ja mam tu zostać i patrzeć, jak ten człowiek zajmuje miejsce mojego ojca? – Przyzwyczaisz się. Simon jest dobrym prawnikiem. Odnosi sukcesy i na pewno daleko zajdzie. Poprosił mnie o rękę, a ja się zgodziłam. – Pragniesz tego małŜeństwa – zauwaŜyłam. – Kiedy o nim mówisz, z radości aŜ błyszczą ci oczy. – Nigdy nie marzyłam o samotności. Simon obiecał się mną zająć. Istnieją kobiety, które nie potrafią Ŝyć bez męŜczyzny, a ja do nich naleŜę. Bardzo dobrze
rozumiemy się z Simonem. Twój ojciec i ja niewiele mieliśmy wspólnego. Zawsze tkwił zagrzebany po uszy w ksiąŜkach lub próbował czegoś cię nauczyć. Nigdy go nie rozumiałam, gdy cytował jakieś łacińskie lub greckie powiedzenia. – Usprawiedliwiasz się – powiedziałam. – Nie moŜesz się doczekać ślubu. Widzę to. Jesteś starsza od niego przynajmniej o dziesięć lat, a on Ŝeni się z tobą, by dostać naszą posiadłość! – Nasza posiadłość i beze mnie naleŜy juŜ do niego. – Ale jemu zaleŜy na zachowaniu jej w dotychczasowym stanie. Potrzebuje kobiety, która zajmowałaby się całym domostwem i robiłaby to tak jak ty. Poza tym nie chce, by mówiono, Ŝe wyrzucił z domu rodzinę i kazał jej Ŝebrać. Tym sposobem będzie miał nad nami władzę. Czy ty tego nie widzisz? – Tylko tak ci się wydaje, Damask. – A kto złoŜył donos na ojca? – zapytałam. – Mogło to zrobić mnóstwo ludzi. – SłuŜący, którzy w ten sposób stracili dobrego pana? – zapytałam. – Nie, ale kaŜdy inny człowiek. – Jego Ŝona – zapytałam – która chciała mieć w łóŜku młodszego męŜczyznę? – Damask! Natychmiast poŜałowałam własnych słów. – Och, mamo – powiedziałam – to okropne. Ojciec nie Ŝyje. Nigdy więcej nie zobaczę jego ukochanej twarzy, nie usłyszę jego głosu... Ukryłam twarz w dłoniach, a matka wzięła mnie w ramiona. – Moje dziecko – szepnęła. – Moja dziecinko. Rozumiem. Jesteś zrozpaczona. Ty i ojciec stanowiliście jedność. Ja od dawna przywykłam do tego, Ŝe nie dopuszczacie mnie do swojego kręgu. Nigdy nie miałaś dla mnie zbyt duŜo czasu, prawda? Rozumiem. Spróbuj się z tym pogodzić, córeczko. Postaraj się zrozumieć, Ŝe musimy jakoś dalej Ŝyć, a to jest pewien sposób. Nadmiar emocji spowodował, Ŝe poczułam się osłabiona i wyczerpana. Pozwoliłam odprowadzić się do swojej komnaty i połoŜyć do łóŜka. Mama przyniosła mi jakiś wywar z ziół. Powiedziała, Ŝe właśnie go wymyśliła. Był sporządzony z kurzyśladu, po którym miałam poczuć się szczęśliwa, i tymianku, przyciągającego podobno miłe sny. Na mojej poduszce znalazła się gałązka jesionu, zdaniem matki odpędzająca złe duchy odpowiedzialne za przykre myśli. Pozwoliłam się uspokoić i wyczerpana zasnęłam. Po przebudzeniu byłam wyjątkowo wypoczęta. Pomyślałam o matce, bezradnej
niczym miotane przez wichurę krzewy, pokonanej przez okoliczności, które znacznie ją przerastały. Nie mogłam jej winić. Znałam dobrze jej charakter. Była dobrą gospodynią, chciała Ŝyć w spokoju. Nie potrafiła znaleźć z ojcem wspólnego języka, bo nie nauczono jej niczego poza czytaniem i pisaniem. Nigdy nie była w stanie nadąŜyć za jego rozumowaniem. Ojciec koniecznie chciał dać mi wykształcenie i często powtarzał, Ŝe wiedza wcale nie polega na zbieraniu owoców i kwiatów wyhodowanych przez innych ludzi – chodziło mu o powtarzanie wypowiedzianych juŜ myśli i popisywanie się erudycją – jej celem powinno być dorobienie się własnych kwiatów i owoców. Nie mogłam winić matki. Miała rację. Teraz muszę radzić sobie sama. Powinnam przygotować jakiś plan, poniewaŜ trudno było mi uwierzyć, Ŝe nadal będę mogła Ŝyć pod tym dachem i patrzeć na człowieka zajmującego miejsce ojca. Popełniłam błąd, zdradzając swoje podejrzenia, poniewaŜ w istocie były to jedynie moje domysły. Czy Simon naprawdę wydał mojego ojca? A moŜe jedynie był sępem czyhającym na jego śmierć. Muszę być w porządku. Co mam przeciwko Simonowi? Poprosił mnie o rękę, a ja dałam mu kosza. Mój ojciec został zamordowany, a jego posiadłość przekazano Casemanowi. Dlaczego? Muszę być rozsądna. Muszę logicznie myśleć. Czy to moŜliwe, Ŝe w taki właśnie sposób został nagrodzony za zdradę. Nie miałam pewności, w związku z tym nie wolno mi było go oskarŜać. Postanowiłam, Ŝe wszystkiego się dowiem, a tymczasem będę musiała Ŝyć na jego łasce. Bałam się spotkania z Simonem, jednak nie mogłam unikać go w nieskończoność. Wyszłam ze swojej komnaty i znalazłam Casemana w sali paradnej. Obserwował, jak schodzę po schodach. – Witamy w domu, Damask – powiedział. Patrzyłam na niego bez wyrazu. – Cieszę się, Ŝe wróciłaś – ciągnął. – Pewnie mam ci pogratulować czekającego cię małŜeństwa. – Nie, wcale na to nie czekam. Wiem, Ŝe źle przyjęłaś tę wiadomość. – Ojciec nie zdąŜył jeszcze dobrze ostygnąć w grobie. – Droga Damask, widzę, Ŝe udzielił ci się nastrój często czytanych przez ciebie greckich tragedii. Posłuchaj. Wolałbym, Ŝebyś nie przyniosła mi wstydu. Trzymaj język za zębami, dobrze? Bardzo łatwo moŜesz popaść w tarapaty. Mam zamiar się tobą zająć. W końcu będę twoim ojczymem. Roześmiałam się.
– To nie jest dokładnie ta funkcja, którą początkowo miałeś zamiar pełnić. – Sądzę, Ŝe doskonale wiedziałaś, co do ciebie czuję. – I owe uczucia bez trudu przeniosłeś na moją matkę. – Ani twoja matka, ani ja nie jesteśmy młodymi romantycznymi ludźmi. – Wydaje mi się, Ŝe jest trochę od ciebie starsza. – NieduŜo. – No proszę! Prawdopodobnie nawet gdyby miała o trzydzieści lat więcej niŜ ty, nie stanowiłoby to dla ciebie Ŝadnej przeszkody. – Moja biedna Damask! – Na razie nie jestem twoją własnością. – Jestem szczerze oddany tobie i twojej matce – zaznaczył. – Otrzymałem tę posiadłość w darze. Nie chciałem wam jej odebrać. Dlatego małŜeństwo wydawało mi się najlepszym rozwiązaniem. – Mogłeś nam ją oddać. – Sądzę, Ŝe to byłoby niemoŜliwe. Robię to, co moim zdaniem jest najlepsze dla nas wszystkich. – A co by było, gdybym zgodziła się wyjść za ciebie za mąŜ? Dostrzegłam w jego oczach błysk. Przez moment lepiej niŜ kiedykolwiek było widać na jego twarzy maskę lisa. – Wiesz, co do ciebie czuję. – ZbliŜył się do mnie o krok. Powstrzymałam go. – Nie zapominaj, Ŝe jesteś zaręczony – powiedziałam ostro, mierząc go spokojnym spojrzeniem. – Powiedz mi, kto zdradził mojego ojca? – zapytałam. Zacisnął pięści. – Sam chciałbym to wiedzieć – odparł. – Ktoś go zdradził – wyjaśniłam. – Nigdy tego nie zapomnę. Nie spocznę, póki się nie dowiem, kto to był. Wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałam na nią. – Chcę zawrzeć z tobą układ – oświadczył. – Oboje spróbujemy znaleźć osobę, która ściągnęła na to domostwo nieszczęście, a najlepszego na świecie człowieka posłała na śmierć. Łzy napłynęły mi do oczu, tymczasem Simon patrzył na mnie z taką czułością, Ŝe przez chwilę wstydziłam się własnych podejrzeń. Odwróciłam się i uciekłam z powrotem do swojej komnaty. Nie byłam w stanie zejść na dół na posiłek. Matka przysłała mi kurze udko i kromkę uwielbianego przeze mnie chrupiącego chleba. Nie mogłam niczego wziąć do ust, a kiedy w
końcu zasnęłam – matka chyba zaprawiła moje wino którymś ze swoich ziół – śnił mi się Simon Caseman. Miał twarz lisa i we śnie ani przez chwilę nie wątpiłam, Ŝe to zły człowiek. Trwałam w niepewności. Matka i Simon byli dla mnie mili. Ona dawała mi napary z ziół i kazała przygotowywać wszystko, co niegdyś lubiłam. Simon był wyrozumiały i nigdy sie nie narzucał, jedynie czasami dziwnie mi się przyglądał, a ilekroć napotykałam jego wzrok, spoglądał czule, jakby juŜ teraz uwaŜał mnie za swoją uwielbianą córkę. Nie mogłam tego znieść. Zaplanowali cichy ślub, gdyŜ od śmierci ojca upłynęło bardzo niewiele czasu, niemniej wszyscy domownicy zaakceptowali juŜ Simona Casemana jako nowego pana. Ja nie mogłam się do tego zmusić. Doszłam do wniosku, Ŝe tak dłuŜej być nie moŜe. Wiedziałam, Ŝe wkrótce będę musiała podjąć jakąś decyzję, lecz w owym czasie byłam w stanie tak ogromnego oszołomienia, Ŝe pozwalałam, by czas przeciekał mi między palcami. LeŜałam więc apatycznie na łóŜku, mając nadzieję, Ŝe stopniowo mój smutek zmaleje, a ja zdołam wymyślić, co dalej ze sobą zrobić. Czasami myślałam o wyjeździe do Kate. Nie miałam jednak zamiaru Ŝyć na łasce lorda Remusa. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe od aresztowania mojego ojca mąŜ Kate czuje się w mojej obecności trochę nieswojo. ChociaŜ gdybym chciała się tam wybrać, Kate na pewno zdołałaby pokonać jego niepokój. Lecz było jeszcze coś, co trzymało mnie na miejscu. Co wieczór o zmierzchu przechodziłam przez ukryte pod bluszczem drzwi i wędrowałam na cmentarz klasztorny. Zasadzony przeze mnie rozmaryn pięknie się juŜ rozrósł. Często dochodziłam do wniosku, Ŝe dawniej bardzo bym się bała, gdybym musiała wieczorem wejść na teren opactwa – opustoszałego i pełnego duchów – by dotrzeć na groby mnichów. PoniewaŜ jednak spoczywały tu szczątki ojca, obcy był mi strach, ponadto nabrałam przekonania, Ŝe umarli w jakiś sposób chronią tych, których niegdyś kochali; wręcz czułam, Ŝe jestem pilnowana przez tatę. śyłam tylko po to, by chodzić na jego grób, a ilekroć znajdowałam się na terenie opactwa, przypominałam sobie dni, kiedy Kate i ja wkradałyśmy się przez sekretne drzwi, by spotkać się z Brunonem. Często o nim myślałam i bardzo chciałam ponownie go zobaczyć. Zastanawiałam się nad tym, co właściwie czuję do Brunona. Starałam się nie myśleć o swojej obecnej przykrej sytuacji. Porównywałam uczucia, które we mnie
wzbudzał, z miłością do ojca. Doszłam do wniosku, Ŝe tatę znałam tak dobrze, jak tylko moŜna znać drugiego człowieka. Wiedziałam, jakie są jego przekonania, poniewaŜ nigdy ich przede mną nie krył. Jeszcze nim się odezwał, potrafiłam przewidzieć, jaką będzie miał opinię na dany temat. Po jego śmierci poczułam się tak, jakby wraz z nim przepadła część mnie samej. Jak więc wygląda sprawa z Brunonem? Co o nim wiedziałam? Bardzo niewiele. Właściwie nigdy go nie rozumiałam. Odnosiłam wraŜenie, Ŝe Brunon otoczył się jakimś murem. Nigdy nie było wiadomo, co myśli. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe przez wszystkie minione lata uwaŜał się za istotę wyŜszą, zesłaną przez niebiosa w jakimś konkretnym celu, poczytywał się za świętego, a to z pewnością w jakiś sposób odbiło się na jego charakterze. Jaki wpływ miały na niego zeznania Keziah i Ambrose'a oraz brutalny sposób, w jaki zlikwidowano opactwo Świętego Brunona? Nic nie dawał po sobie poznać, jedynie zdecydowanie zaprzeczał słowom osób, które twierdziły, Ŝe są jego rodzicami. Zawsze był bardzo powściągliwy. Nigdy przed nikim całkiem się nie odsłonił. Czasami sprawiał wraŜenie, jakby niewiele miał wspólnego z innymi ludźmi, niemniej jego arogancja i frustracja były zdecydowanie ziemskiego autoramentu. Przypomniała mi się opowieść brata Johna o tym, jak Dzieciątko przyłapane zostało na kradzieŜy ciastek z kuchni i kłamstwie. W tym czasie byłam potwornie zagubiona i zdezorientowana. Rupert teŜ nie potrafił się zdecydować. Nie wiedział, co czeka go w niedalekiej przyszłości. Kochał ziemię. Widywałam go powracającego z pól, naleŜących niegdyś do mojego ojca, w niezwykłym oŜywieniu, poniewaŜ chłopom udało się zebrać zbiory przed nadejściem burzy. Wieśniacy bardzo go lubili. Był dla nich dobry, poza tym znał się na wszystkim, co kazał im robić. Potrafił wziąć do ręki cep i wraz z nimi młócić zboŜe w stodole. Widziałam teŜ, jak przesiewał ziarno, potrząsając na wietrze płaskim, mającym kształt wachlarza koszykiem. Najbardziej jednak utkwił mi w pamięci obraz Ruperta brodzącego w zimie po śniegu, by uratować młode jagnięta. Potem pielęgnował je i karmił. Siał i zbierał, gromadził zapasy potrzebne w naszym domostwie, a nadwyŜki sprzedawał. Na tym polegały jego zajęcia i nie potrafił wyobrazić sobie innych. Pewnego razu, wracając z wizyty na cmentarzu klasztornym, usłyszałam, Ŝe ktoś mnie woła. Był to Rupert. – Damask! – zawołał, doganiając mnie. – Nie powinnaś wychodzić z domu o tej porze. – Będę to robić, ilekroć przyjdzie mi ochota – odparłam ze zniecierpliwieniem. – To niebezpieczne, Damask. Kręci się tu mnóstwo bandytów.
– Nie boję się ich. – Ale to naprawdę niebezpieczne. Odwróciłam się niecierpliwie, on jednak powiedział: – Nie odchodź, Damask. Chciałbym z tobą porozmawiać. – W takim razie mów – zasugerowałam. – Często myślę o przyszłości. Co się z nami stanie? – Poczekamy, zobaczymy. – Nic nie jest takie jak dawniej. Mamy teraz nowego gospodarza. – Na razie dokonał jedynie niewielkich zmian, choć niewątpliwie po ślubie nic go juŜ nie powstrzyma. – Co wtedy, Damask? Przez wiele lat pracowałem dla twojego ojca. Obiecywał mi, Ŝe pewnego dnia część uprawianej przeze mnie ziemi będzie naleŜała do mnie. Oczywiście przez cały czas miał nadzieję, Ŝe w końcu się pobierzemy. Było to jego poboŜne Ŝyczenie. – Wiedział jednak – zaznaczyłam szybko – Ŝe o małŜeństwie mogą zadecydować tylko dwie osoby: ludzie, którzy w przyszłości mieliby zostać męŜem i Ŝoną. Ojciec jako pierwszy by powiedział, Ŝe oboje musimy zgadzać się na to całym sercem. – A ty nic do mnie nie czujesz, dlatego nie chcesz wyjść za mnie za mąŜ. – Nie potrafię myśleć o małŜeństwie. W ogóle się nad tym nie zastanawiam. – Coś ci powiem. Lord Remus ma kilka niewielkich folwarków. Kate obiecuje mi, Ŝe skłoni go, by dał mi na własność jeden z nich. – W takim razie nie musisz martwić się o swoją przyszłość. – Gdybyś się zgodziła, mogłabyś osiąść tam razem ze mną. Potrząsnęłam głową. Westchnął, nie dawał jednak za wygraną. – Twój ojciec byłby z tego bardzo zadowolony. – Lecz bardziej zaleŜało mu na moim szczęściu – zauwaŜyłam. – Dałbym ci tyle szczęścia, ile tylko moŜliwe po stracie tak wspaniałego ojca. śyłbym tylko dla ciebie. Zajmowałbym się tobą, ubóstwiałbym cię. – Wiem – odparłam. – Wyjdź za mnie, Damask. Wyjedźmy stąd. Byłabyś bezpieczniejsza niŜ teraz, poniewaŜ krewni człowieka oskarŜonego o zdradę traktowani są z ogromną podejrzliwością. Wystarczy jedno nieostroŜne słowo... nawet spojrzenie. Gdybyś została moją Ŝoną, zapomniano by, Ŝe jesteś córką swojego ojca. Spojrzałam na niego ze złością. – Czy sądzisz, Ŝe mi na tym zaleŜy? Jestem bardziej dumna z tego
pokrewieństwa niŜ z wszystkiego innego. Odwróciłam się i biegiem ruszyłam do swojej komnaty. Zamknęłam się w niej i rozpłakałam. Były to łzy smutku i złości. Czy kiedykolwiek zdołam się pogodzić ze śmiercią ojca? Jak Rupert śmiał myśleć, Ŝe będę chciała ukryć, czyją jestem córką. Potem zaczęłam myśleć o Rupercie. Był dobry i miły, na pewno nie chciał sprawić mi bólu. Podeszłam do okna i spojrzałam w stronę opactwa. W oddali majaczyła szara wieŜa. Pomyślałam o cmentarzu klasztornym – przypomniałam sobie, jak upiornie wygląda, gdy nikły blask księŜyca lśni na kamiennych nagrobkach, pod którymi spoczywają mnisi. Ludzie zaczęli mówić, Ŝe w opactwie straszy. Jeden z wieśniaków wracał z Ŝoną o zmierzchu do domu. Widzieli zakonnika wychodzącego z opactwa. Przeszedł przez ścianę i na chwilę się zatrzymał. Para chłopów była tak przeraŜona, Ŝe uciekła. To całkiem naturalne – brzmiał werdykt ogółu. Niedawne wydarzenia pociągnęły za sobą śmiertelne ofiary wśród mnichów. Dwóch z nich zawisło na szubienicach ustawionych przy bramie opactwa. Jeden miał zamiar uciec do Londynu z częścią skarbów opactwa, jednak złapano go i powieszono. Drugim był brat Ambrose, który zamordował Rolfa Weavera. Nie moŜna równieŜ zapominać o opacie, któremu z rozpaczy pękło serce. CzyŜ jest w tym coś dziwnego, Ŝe po śmierci nie mogą spokojnie spoczywać w grobach, i dlatego nawiedzają miejsce, gdzie Ŝyli i cierpieli? Ludzie bali się po zmierzchu zbliŜać do opactwa. Nawet w ciągu dnia woleli mieć towarzystwo. Co dziwne, te opowieści nie wywarły na mnie Ŝadnego wraŜenia. Nie czułam strachu i nadal odwiedzałam grób ojca. Moja matka została Ŝoną Simona Casemana. Po ślubie zauwaŜyłam, Ŝe w naszym domostwie zaczynają następować pewne zmiany. Początkowo były bardzo subtelne, lecz dostrzegalne. SłuŜącym dano do zrozumienia, Ŝe teraz będą obowiązywać inne reguły. Simon nie miał zamiaru być tak łagodnym panem jak mój ojciec. Przechadzał się po domu dumnym krokiem, a słuŜba, zwracając się do niego, miała obowiązek mówić „sir". MęŜczyźni musieli kłaniać mu się w pas, a pokojówki grzecznie dygać. Bardzo skrupulatnie sprawdzał kaŜdy rachunek. Zwolnił kilku słuŜących, uwaŜając, Ŝe są niepotrzebni. śebracy nie mogli juŜ teraz liczyć najedzenie i wino. Simon nie Ŝyczył sobie, by podróŜni traktowali jego
domostwo jak przydroŜną gospodę. Od śmierci ojca ludzie bali się do nas zaglądać. Wiedzieli, Ŝe był oskarŜony o zdradę, dlatego omijali dom z daleka. Lecz teraz, na wieść o nowym właścicielu prawdopodobnie chętnie by wrócili, więc Simon Caseman wydał rozkaz, by ich do tego nie zachęcano. ZauwaŜyłam, Ŝe matka stała się nieco nerwowa. Bardzo zaleŜało jej na tym, by zadowolić małŜonka. Zgadzała się ze wszystkim, co mówił. Odczuwałam obrzydzenie i złość widząc, iŜ niemal go adoruje, zwłaszcza Ŝe moim zdaniem nigdy nie doceniała ojca. Zaczynałam coraz wyraźniej dostrzegać tego typu drobiazgi, co jak sądzę, świadczyło o tym, iŜ powoli godzę się z poniesioną stratą. Pewnego dnia na kutej Ŝelaznej bramie zobaczyłam nowy napis. Głosił on, Ŝe jest to „Dwór Casemana". Uprzednio nasza rezydencja nie miała nazwy. Po prostu nazywano ją domem sędziego Farlanda. Zobaczywszy ten napis, poczułam złość i niemal fizyczny ból. Simon był teraz panem. ZaleŜało mu, Ŝeby kaŜdy o tym wiedział. Robił wszystko, by nam uświadomić, iŜ Ŝyjemy na jego łasce. Matka musiała rozliczać się z kosztów prowadzenia domu – przy ojcu nigdy tego nie robiła. Była wspaniałą i zapobiegliwą gospodynią, zauwaŜyłam jednak, Ŝe w kaŜdy piątek jest wyraźnie zdenerwowana – był to dzień, kiedy musiała przedstawić swoje sprawozdanie. Zmieniła się teŜ pozycja Ruperta. Nie był juŜ traktowany jak członek rodziny – uwaŜano go za jednego z waŜniejszych pracowników, nie miał jednak prawa samodzielnie podejmować Ŝadnej decyzji. Tylko ja jedna nie podlegałam Ŝadnym rygorom. JeśTi nie miałam ochoty, nie schodziłam na wspólny posiłek i nikt nie zwracał mi o to uwagi. Nie wymagano ode mnie, Ŝebym cokolwiek robiła. Natomiast często łapałam się na tym, Ŝe Simon dziwnie mi się przygląda. Byłam w stosunku do niego bardzo podejrzliwa, nie lubiłam go. Nieustannie szukałam na jego twarzy śladów maski lisa i odnosiłam wraŜenie, Ŝe coraz lepiej ją widać. Jego spojrzenie stawało się surowsze, a oczy nabierały intensywnego brązu. Nie ufałam mu, nienawidziłam go, denerwowały mnie teŜ wprowadzane w domu zmiany, poniewaŜ to właśnie one sprawiały, Ŝe coraz częściej wspominałam dawne dni i kochanego ojca. Niecałe dwa miesiące po ślubie matka oświadczyła, Ŝe jest brzemienna. Byłam przeraŜona, chociaŜ w końcu to całkiem naturalna rzecz. Miała dopiero trzydzieści sześć lat i była wystarczająco młoda, by urodzić dziecko. Jednak fakt, Ŝe tak szybko zaszła w ciąŜę, w jakiś sposób urągał mojemu ojcu, dlatego napawało mnie to obrzydzeniem. Jak ona się zmieniła! Czasami odnosiłam wraŜenie, Ŝe celowo
niemądrze się uśmiecha i udaje głupią, jakby usiłowała grać rolę młodej męŜatki mającej urodzić pierwsze dziecko. Simon Caseman był bardzo zadowolony. Najwyraźniej uwaŜał to za swoje osobiste zwycięstwo. Wiedział, Ŝe ojcu bardzo ŜaleŜało na licznej rodzinie, mimo to doczekał się tylko jednej córki. Tymczasem jemu wystarczyły dwa miesiące, by dać dowód swej męskości. Teraz juŜ wiedziałam, Ŝe koniecznie muszę się stąd wyrwać, postanowiłam więc, Ŝe napiszę do Kate i zapytam, czy mogę zatrzymać się u niej na jakiś czas. Pewnego dnia Simon dopadł mnie w ogrodzie. – Dlaczego tak rzadko cię widuję, Damask? – zapytał. – Odnoszę dziwne wraŜenie, Ŝe mnie unikasz. – MoŜesz myśleć, co chcesz – odparłam. – CzyŜbym cię uraził? – Tak, i to na wiele sposobów – wyznałam. – Przykro mi. – Nie sprawiasz wraŜenia człowieka, który czegokolwiek Ŝałuje. – Damask, musisz pogodzić się z obecnym stanem rzeczy, nawet jeśli ci to nie odpowiada. Wiesz, Ŝe zawsze bardzo cię lubiłem. – Wiem, Ŝe prosiłeś mnie o rękę. – I dlatego jest ci przykro, Ŝe oŜeniłem się z inną. – Tak, ale tylko dlatego, iŜ jest mi jej Ŝal. – Twoja matka sprawia wraŜenie zadowolonej. – Widocznie łatwo ją zadowolić. – Śmiem twierdzić, Ŝe nigdy nie była tak szczęśliwa jak teraz. – Jesteś zbyt pewny siebie. – Miło się z tobą rozmawia. – Dla mnie to wcale nie jest takie miłe – zripostowałam. – Przykro mi, Ŝe mam to, co powinno naleŜeć do ciebie. – Kłamiesz. Jesteś niezmiernie szczęśliwy, Ŝe dostałeś to, czego zawsze pragnąłeś. – Lecz nie mam wszystkiego, czego pragnąłem. – Naprawdę? Masz spory dom, urodzajną ziemię. Poza tym dobry mąŜ nie powinien mówić takich rzeczy. – Podobno chcesz wyjechać do kuzynki. – Chyba nie masz zamiaru mi tego zabronić. – GdzieŜbym śmiał.
– Cieszę się, poniewaŜ byłoby to całkiem bezuŜyteczne. – Zostańmy przyjaciółmi, Damask – oświadczył. – Chcę ci powiedzieć, Ŝe moŜesz tu zostać tak długo, jak chcesz. – To niezwykle szlachetny gest, zwłaszcza Ŝe pozwalasz mi zostać we własnym domu, na dodatek w roli gościa. – Wiesz, Ŝe teraz cała posiadłość naleŜy do mnie. – Wiem, Ŝe ją sobie przywłaszczyłeś. – Otrzymałem ją. – Dlaczego właśnie ty? MoŜesz mi to wyjaśnić? Od dawna się nad tym zastanawiam. – Łatwo się domyślić. PoniewaŜ byłem w stanie sobie z nią poradzić. Od kilku lat tu mieszkałem. Wyraziłem chęć poślubienia wdowy po poprzednim właścicielu, dzięki czemu oszczędziłem rodzinie wielu kłopotów. To było najlepsze rozwiązanie. – Owszem, ale tylko dla ciebie. Odwróciłam się i odeszłam. Rupert poprosił mnie, Ŝebym poszła z nim do sadu. Swego czasu było to moje ulubione miejsce, lecz teraz wywoływało jedynie bolesne wspomnienia, poniewaŜ to tutaj właśnie znajdowała się chata, w której ojciec ukrywał Amosa Carmena. Wziął mnie pod ramię. – Damask – zagaił. – Muszę z tobą powaŜnie porozmawiać. – Słucham cię, Rupercie. – WyjeŜdŜam. Lord Remus oddał mi do dyspozycji jeden ze swoich folwarków. Na razie przez jakiś czas po prostu będę się nim zajmował, a potem dostanę go na własność. Zawdzięczam to Kate. – Jej małŜeństwo jest wielkim błogosławieństwem nie tylko dla niej, lecz równieŜ dla ciebie. – Damask, stajesz się zgorzkniała. – Niewątpliwie wszyscy zmieniamy się pod wpływem okoliczności. – Mimo to Ŝycie nadal oferuje nam mnóstwo dobrych rzeczy. – Jakoś trudno mi to zauwaŜyć. – No cóŜ, Ŝyjemy w cięŜkich czasach, ale to nie będzie trwać wiecznie. Świat, który znamy, przeminął. Pora zacząć budować nowe Ŝycie. – Ty moŜesz to zrobić na swoim folwarku. Wyjedziesz stąd i zapomnisz o nas. – Nigdy o tobie nie zapomnę. Lecz znajdę się w innym otoczeniu. Wiem, Ŝe
obecne problemy wkrótce staną się jedynie przeszłością. – Łatwo ci to powiedzieć. – Kochałem twojego ojca, Damask, ciebie równieŜ kocham. – Ja byłam jego córką. Sądzisz, Ŝe moŜna porównywać twoją miłość z moją? – Niemniej jest to miłość. Ujęłam jego rękę i uścisnęłam ją. – Nigdy nie zapomnę, ile ryzykowałeś, przynosząc mi jego głowę – zapewniłam. Po moich policzkach popłynęły łzy, a Rupert przyciągnął mnie do siebie i delikatnie pocałował. Nagle zrozumiałam, Ŝe przy Rupercie być moŜe nie zaznałabym wielkiej namiętności, lecz z pewnością znalazłabym spokój. Mogłabym opuścić ten domu. Byłabym duŜo szczęśliwsza, gdybym nie musiała oglądać matki u boku Simona Casemana. Opuścić swój dom... Nigdy o tym nie myślałam. Marzyłam, Ŝe się w nim zestarzeję, wyobraŜałam sobie, Ŝe moje dzieci będą bawić się w ogrodzie, jak niegdyś ja to robiłam, chciałam, by mój ojciec cieszył się wnukami. Jednak ta wizja nigdy się nie urzeczywistni. Natomiast Rupert proponował mi wyjście z sytuacji. Tłumaczył, Ŝe zawsze będę opłakiwać ojca, niemniej mogę zacząć nowe Ŝycie. – Folwark ów znajduje się niedaleko stąd – wyjaśnił. – LeŜy między tą ziemią a posiadłością Remusa – opodal Hampton. Będę mieszkał blisko ciebie i Kate. Jeśli nie zechcesz ze mną pojechać... będziemy mogli często się widywać. Mam nadzieję, Ŝe podejmiesz odpowiednią decyzję, Damask, i Ŝe pozwolisz, bym się tobą zaopiekował. – Rupercie – odparłam z uczuciem. – Jesteś wyjątkowo dobrym człowiekiem. Bardzo chciałabym kochać cię tak, jak powinno się kochać męŜa. – Na wszystko przyjdzie czas, Damask. Potrząsnęłam głową. – A jeśli nie? To byłoby z mojej strony oszustwo, Rupercie. – Nie byłabyś w stanie nikogo oszukać. – MoŜe po prostu mnie nie znasz. Czasami odnoszę wraŜenie, Ŝe sama niewiele wiem o sobie. Wyjechać stąd... Och, Rupercie, nigdy nie brałam tego pod uwagę. Poza tym często odwiedzam grób ojca. – Wiem, choć nie jestem zachwycony, Ŝe sama chodzisz na teren opactwa. – Boisz się, Ŝe moŜe się tam czaić jakiś bies? – Potwornie się boję, Ŝe mogą się tam czaić jacyś zdesperowani męŜczyźni. – Mnisi, którzy wrócili na stare śmieci, czy duchy zamordowanych ludzi? – Niepokoi mnie, Ŝe w ogóle tam chodzisz. Damask, moŜemy wykopać prochy
twojego ojca i zabrać je ze sobą. Nic nie stoi na przeszkodzie, Ŝebyśmy w naszym nowym domu stworzyli sanktuarium, wówczas zawsze miałabyś w pobliŜu owe cenne szczątki. Moglibyśmy nawet wznieść ku jego czci kapliczkę. – Och, Rupercie! – zawołałam. – Rozumiesz mnie jak nikt inny... oprócz ojca. – W takim razie wyjedź ze mną, Damask. Opuść dom, który juŜ do ciebie nie naleŜy, i wyrwij się z niemiłej dla siebie sytuacji. Wyglądało na to, Ŝe rzeczywiście nie mam innego wyjścia. Lecz wciąŜ się wahałam. To nie o tym zawsze marzyłam. Czy w Ŝyciu zawsze trzeba iść na kompromis? Przypomniałam sobie Kate, która wyszła za mąŜ za lorda Remusa ze względu na to, co mógł jej dać. Czy mam zrobić to samo i wyjść za Ruperta? Lord Remus ofiarował Kate klejnoty, bogactwo i miejsce na dworze, a ja szczerze gardziłam jej wyrachowaniem. Lecz czyŜ nie postąpię podobnie, jeśli poślubię Ruperta, poniewaŜ tylko w ten sposób mogę wyrwać się z sytuacji, która powoli staje się nie do zniesienia? – Jestem w rozterce – przyznałam. – Nie wiem, jak powinnam postąpić. Spróbuj zdobyć się na cierpliwość, Rupercie. Delikatnie uścisnął moją dłoń. Wyczułam jego radość. Wiedziałam, Ŝe będzie cierpliwie czekał. – Ale zastanów się nad tym – zasugerował. – Nie chcę, Ŝebyś robiła coś, co jest ci wstrętne. Lecz nie zapominaj, Ŝe ojciec sobie tego Ŝyczył. Naprawdę o tym pamiętałam i ta świadomość bardzo ciąŜyła mi na duszy. Tej nocy, leŜąc w swojej komnacie, doszłam do wniosku, Ŝe chyba wyjdę za mąŜ za Ruperta. Jednocześnie bardzo się wstydziłam, gdyŜ swego czasu byłam święcie przekonana, Ŝe Rupert chce się ze mną oŜenić ze względu na bogactwo, które wniosłabym mu w wianie. Teraz nie miałam nic, a on nadal się upierał, Ŝebym została jego Ŝoną. Źle go oceniłam. Zaczęłam myśleć o nim z ogromną czułością. Mimo to nie mogłam się zdecydować. Siedziałam w róŜanym ogrodzie matki, zastanawiając się nad swoją przyszłością, kiedy przyszedł Simon Caseman. Usiadł obok mnie. – Na Boga – powiedział – z tymi odrastającymi włosami wyglądasz duŜo piękniej, niŜ gdy sięgały ci do pasa. – To i tak nie ma Ŝadnego znaczenia, poniewaŜ nigdy nie odznaczałam się wyjątkową urodą.
– Twój cięty język zawsze mnie bawił. – Cieszę się, Ŝe tak łatwo cię rozśmieszyć. Musi ci być z tym wyjątkowo dobrze w naszym ponurym świecie. – Och, daj spokój. Czy nie sądzisz, Ŝe trochę zbyt czarno oceniasz obecną sytuację? – Biorąc pod uwagę, ile nieszczęść spotkało mnie w ciągu ostatniego roku, na pewno nie. – Byłbym zadowolony, gdybyś była szczęśliwa. – Jedyną rzeczą, która mogłaby mnie uszczęśliwić, byłby widok ojca wchodzącego do tego ogrodu i świadomość, Ŝe jest szczęśliwy i nie zagraŜa mu... Ŝaden zdrajca. – Wszystkim nam zagraŜają zdrajcy, Damask. Musimy pamiętać, Ŝe Ŝyjemy na krawędzi wulkanu, który w kaŜdym momencie moŜe wybuchnąć i nas zniszczyć. Człowiek mądry bierze, co się da, i dokłada wszelkich starań, by cieszyć się, póki moŜe. – Widzę, Ŝe trzymasz się swojej filozofii. Cieszysz się tym, co wziąłeś. – Jeszcze chętniej dzieliłbym to razem z tobą. Przysunął się do mnie, a ja, przeraŜona, cofnęłam się. – AleŜ z ciebie głuptasek, Damask – powiedział. – Uczyniłbym cię panią tego domu. – To właśnie miał zamiar zrobić mój ojciec. Z czasem wszystko miało naleŜeć do mnie. – Owszem, chciał, Ŝebyś przejęła po nim to wszystko. Byłaś wyjątkowo głupia. Kiedyś zrozumiesz jak bardzo. Pewnego dnia zostanę niezwykle bogatym człowiekiem, Damask. – Masz zamiar wejść w posiadanie większej ilości ziemi? Udał, Ŝe nie rozumie mojego pytania. Ciągnął, jakby mówił sam do siebie: – Opactwo coraz bardziej popada w ruinę. To marnotrawstwo. Wyobraź sobie, ile moŜna tam zrobić. Ziemia jest wyjątkowo urodzajna. Nie powinna w nieskończoność leŜeć odłogiem. Na pewno zostanie komuś przekazana, komuś, kto będzie ją uprawiał i być moŜe wybuduje piękną rezydencję. Jest tam dość budulca, by wznieść wspaniały zamek. – Zamek Casemana! – szydziłam. – To brzmi jeszcze lepiej niŜ dwór Casemana. – Miewasz całkiem niezłe pomysły, Damask. Zamek Casemana!
– Jesteś wyjątkowo ambitnym człowiekiem. Nie wystarczy ci dwór, musisz mieć równieŜ i zamek. – Moje ambicje są rzeczywiście wielkie, Damask. – Ale to wcale nie znaczy, Ŝe uda ci się je wszystkie zaspokoić. Spojrzał na mnie błyszczącymi oczyma. – O tym będziemy mogli przekonać się dopiero na końcu drogi – odparł. Nagle zaczęłam się go bać. Doszłam do wniosku, Ŝe muszę wyjechać. Tutaj robiło się niebezpiecznie. Poślubię Ruperta. To jedyne wyjście z sytuacji. Z drugiej jednak strony, jak moŜna wyjść za mąŜ, licząc tylko na bezpieczeństwo, spokój i zapomnienie? To by znaczyło, Ŝe jestem równie wyrachowana jak Kate. – Otrzymałeś ten dom za przysługę, którą wyświadczyłeś jakiejś niezwykle wpływowej osobie – rzekłam. – Niewątpliwie starasz się znaleźć sposób, by zrobić coś, za co nagrodą byłoby opactwo i klasztorna ziemia. Spojrzał na mnie i roześmiał się. Wypowiedziałam na głos pomysł rodzący się w jego głowie. Wstałam. – Jesteś bardzo ambitnym człowiekiem – powtórzyłam. – Ambitni ludzie często otrzymują to, czego pragną. – Nikt jednak nie zdoła zdobyć tego, co jest nie do zdobycia – rzuciłam przez ramię i odeszłam. W nocy naszła mnie ogromna ochota, by odwiedzić grób ojca. Odczekałam, aŜ wszyscy domownicy ułoŜą się do snu, po czym cichaczem wykradłam się z domu. W zimnym bladym świetle księŜyca wszystko wyglądało wyjątkowo pięknie – był to rozmazany i tajemniczy świat. Prześlizgnęłam się przez ukryte pod bluszczem drzwi, a znalazłszy się na terenie opactwa, szybko przebrnęłam przez trawę i zatrzymałam się, by spojrzeć na szare mury klasztoru. Nagle przestraszyło mnie pohukiwanie sowy, spojrzałam więc w górę na częściowo rozebrany dach i wyobraziłam sobie, Ŝe zabytkowe opactwo przechodzi na własność Simona Casemana. Dotarłam na cmentarz klasztorny, przeszłam między kamiennymi nagrobkami, uklękłam przy grobie, w którym spoczywały szczątki mojego ojca, i zobaczyłam kwitnący rozmaryn. Urwałam niewielką gałązkę i wsunęłam ją do kieszeni. – Wcale nie potrzebuję tego rozmarynu, by cię pamiętać, ojcze – mruknęłam. – Daj mi odwagę, Ŝebym umiała bez ciebie Ŝyć. Powiedz, co powinnam zrobić. Obejrzałam się za siebie niemal pewna, Ŝe ojciec jest tuŜ obok.
Nie mogłam dłuŜej mieszkać w domu naleŜącym do człowieka, do którego nie miałam ani odrobiny zaufania, a Kate byłaby zadowolona, gdybym się u niej zjawiła. Byłam jednak pewna, Ŝe będzie próbowała znaleźć mi męŜa, a ja wcale nie miałam na to ochoty. Gdyby mi o to chodziło, wyszłabym za Ruperta, którego bardzo lubiłam i któremu ufałam. Potem pobiegłam myślami do Brunona i ponownie zaczęłam się zastanawiać, czy to moŜliwe, by zeznanie Keziah zostało wymuszone, a ona później po prostu nie miała odwagi mu zaprzeczyć. Wyobraziłam sobie swoją opiekunkę przywiązaną do łóŜka i pochylającego się nad nią oprawcę. Czy wykrzyczała słowa, które jedynie włoŜył jej w usta? MoŜe mnich potwierdził jej opowieść, poniewaŜ równieŜ nie mógł znieść tortur? Skąd moŜna wiedzieć, jak wygląda prawda, skoro obojgu groŜono prawdziwymi męczarniami? Ilu ludzi w tym momencie dręczono w ponurej szarej fortecy nad rzeką? Ilu torturowano, miaŜdŜąc kciuk, ilu łamano kołem, ilu musiało zawrzeć bliŜszą znajomość z „Ŝelazną dziewicą", owym okropnym narzędziem tortur, mającym kształt kobiety i pokrytym od wewnątrz Ŝelaznymi kolcami? Gdy wciskano męŜczyzn w „jej objęcia", gwoździe zagłębiały się w ciele, przebijając serce i płuca. To były okrutne czasy. Pod jednym względem Simon Caseman miał rację. Powinniśmy się cieszyć, póki moŜemy i mamy z czego. Doszłam do wniosku, Ŝe duch ojca dodał mi otuchy. Wstałam z klęczek i przepełniona wyjątkowym spokojem opuściłam cmentarz klasztorny. Nie czułam ani cienia strachu, co za kaŜdym razem bardzo mnie zastanawiało. Dotarłam na skraj cmentarza. Gdy w zasięgu mojego wzroku pojawiły się zabudowania klasztorne, zobaczyłam sunącą po trawie postać zakonnika. Czy to duch jakiegoś zbłąkanego mnicha, który nie mogąc znaleźć spokoju, wstał z grobu i wrócił na miejsce tragedii? Zamarłam w bezruchu. Dziwne, ale właściwie prawie wcale się nie bałam. Wiele lat temu Kate uwielbiała raczyć mnie makabrycznymi powiastkami o duchach, które opuszczały groby, by straszyć swoich krzywdzicieli. Często leŜałam więc w łóŜku, trzęsąc się ze strachu. Czasami błagałam ją, by nie opowiadała mi takich historii, zwłaszcza wieczorami, lecz skutek był taki, Ŝe robiła to jeszcze częściej. Jednak w tym momencie byłam zdumiona swoim wewnętrznym spokojem. Zdecydowanie ciekawość brała górę nad strachem. Zjawa podeszła do zabudowań. Spodziewałam się, Ŝe przejdzie przez ścianę, lecz ona po prostu otworzyła drzwi i weszła na teren klasztoru. Wokół panowała całkowita cisza. Potem ponownie usłyszałam pohukiwanie
sowy. Coś kazało mi podejść do drzwi, przez które przeszedł mnich. Działając pod wpływem impulsu, pchnęłam je – otworzyły się bez trudu. Spoza nich wionęło chłodem. Niewiele brakowało, a weszłabym do środka, lecz z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu włosy stanęły mi dęba i zaczęłam się potwornie bać. W tym momencie byłam święcie przekonana, Ŝe duch ojca, chroniący mnie na terenie cmentarza klasztornego, nie jest w stanie pójść między szare mury. Ogarnęła mnie przemoŜna chęć ucieczki. Ile sił w nogach przebiegłam trawę i przeszłam przez ukryte drzwi. Dopiero wtedy się uspokoiłam. Spokojnie wróciłam do domu. Zgadzałam się z opinią wieśniaka, jego Ŝony i wielu innych osób, które powiadały, Ŝe widziały kręcącą się w pobliŜu tajemniczą postać. Opactwo rzeczywiście było nawiedzane przez duchy. Matka wyraźnie się zaokrągliła i z prawdziwą przyjemnością przygotowywała się na przyjście dziecka na świat. Udekorowała naleŜącą niegdyś do mnie kołyskę, która leŜała bezczynnie przez osiemnaście lat. Wyszorowała ją, wypolerowała i często bujała z wyrazem rozmarzenia na twarzy, jakby wyobraŜała sobie, Ŝe leŜy w niej niemowlę. Rzadko docierały do nas wiadomości o tym, co dzieje się na dworze, poniewaŜ teraz nikt nas nie odwiedzał. Kate równieŜ milczała. Prawdę mówiąc, nigdy nie lubiła pisać listów. Właściwie pióro brała do ręki tylko wtedy, gdy działo się coś złego lub na czymś bardzo jej zaleŜało. Chętnie bym do niej napisała, lecz nie chciałam opowiadać o tym, co dzieje się w dworze Casemana. Podobno król był bardzo szczęśliwy, a królowa nie odstępowała go ani na krok. Była wesoła i miała łagodne usposobienie. Powiadano, Ŝe wystarczy poprosić ją o łaskę, a natychmiast jej udziela. Nie zapominała równieŜ o starych przyjaciołach. Miała dobre serce i dokładała wszelkich starań, by król pogodził się z córką jej kuzynki, Anny Boleyn – ElŜbietą. Nie miałam wątpliwości, Ŝe Kate zna mnóstwo szczegółów z Ŝycia dworskiego, niemniej moja kuzynka była daleko, a król w końcu zaznał trochę szczęścia u boku Ŝony, tak więc nasza czujność została uśpiona. Dopiero stracenie księŜnej Salisbury przypomniało nam, Ŝe wszystko jeszcze moŜe się zdarzyć. Nie przeprowadzono w jej sprawie sprawiedliwego procesu, była jedynie podejrzana o sprzyjanie powstańcom z północy – przynajmniej mówiono,
Ŝe na tym właśnie polega jej przestępstwo. Jednak prawdziwym powodem był fakt, Ŝe w jej Ŝyłach płynęła królewska krew. Była wnuczką Jerzego Plantageneta, księcia Clarence'a, brata Edwarda IV, a zatem miała większe prawa do tronu niŜ Tudorowie, których roszczenia zawsze były bardzo wątpliwe. Stanowiła swego rodzaju zagroŜenie, dlatego wykorzystano pierwszą okazję, by pozbyć się ewentualnej konkurentki. Starsza, niemal siedemdziesięcioletnia pani w zimnym więziennym lochu cierpiała potworne katusze, dlatego młoda królowa, powodowana szczerym współczuciem, przeszmuglowała dla księŜnej ciepłe ubranie, pragnąc zapewnić jej przynajmniej odrobinę komfortu. Lecz nic nie mogło uratować staruszki. Musiała popłynąć królewska krew, by na tronie nadal mógł bezpiecznie zasiadać nasz król – tyran. Dobrze pamiętam dzień jej śmierci. To był maj. Dlaczego tak wielu ludzi musi opuszczać ten świat, gdy jest na nim najpiękniej? KsięŜna podeszła do pieńka, lecz odmówiła połoŜenia na nim głowy, poniewaŜ jak oświadczyła obserwującym egzekucję tłumom, nie jest zdrajczynią i jeśli kat chce wykonać swą powinność, musi zrobić to siłą. Podobno przyciągnięto głowę starszej pani za włosy do pieńka, a potem dosłownie ją zaszlachtowano, bo topór kilkakrotnie opadł na jej ramiona i plecy, nim kat zdołał zrobić to, co do niego naleŜało. Byłam bardzo zadowolona, Ŝe tego nie widziałam. Kilka dni później dowiedziałam się, Ŝe opactwo ma nowego właściciela. Matka uzyskała tę wiadomość od jednej ze słuŜących, która podczas karmienia pawi dowiedziała się o tym od przewoźnika, przez chwilę cumującego przy naszym nabrzeŜu. Mama powiedziała nam o tym podczas obiadu. Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy Simona Casemana. – To kłamstwo! – krzyknął, po raz pierwszy tracąc panowanie nad sobą. – Naprawdę? – zapytała, jak zwykle uległa i gotowa do zgody. – Skąd masz tę wiadomość? – zapytał. Powiedziała mu. – To nieprawda – oświadczył. Do niedawna wyobraŜał sobie, Ŝe to on zostanie właścicielem klasztornej ziemi. Wyglądało jednak na to, Ŝe owa wiadomość była prawdziwa. Niecały tydzień później pojawili się robotnicy, którzy z powrotem pokryli dach ołowiem. Simon poszedł z nimi porozmawiać, a gdy wrócił, był blady ze złości. Ludzie ci otrzymali instrukcję, Ŝe mają naprawić dach. Inni porządkowali teren.
Nie wiedzieli, kto jest właścicielem opactwa. Mieli jedynie przygotować klasztor do zamieszkania.
Właściciel opactwa Był czerwiec i zrobiło się gorąco. Nigdy wcześniej nie widziałam, by tyle pszczół uwijało się w koniczynie. Kurzyślad tworzył czerwone obwódki wokół naszych łanów zbóŜ. Nad rzeką zakwitły ogromne ilości pokrzyw. Matka z pewnością wkrótce zacznie je zbierać, by potem przyrządzać z nich lekarstwa. W moim przekonaniu była szczęśliwa. Zdumiewało mnie, Ŝe tak szybko zdołała otrząsnąć się po tragedii, jaką była śmierć ojca. MoŜe przyczynił się do tego jej błogosławiony stan. Niemniej pozostawało faktem, Ŝe w ogóle nie znałam jej myśli i Ŝe nigdy nie byłyśmy sobie szczególnie bliskie. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe wkrótce zaczną się sianokosy i Ŝe jest to ostatni rok, kiedy Rupert będzie nadzorował prace polowe na terenie naszej posiadłości. Po Ŝniwach miał nas opuścić i musiałam podjąć decyzję, czy jadę z nim czy nie. Nasi chłopi byli pełni obaw – ufali Rupertowi, polegali na nim. Czasami zastanawiałam się, co stanowi lepszy bodziec do wydajniejszej pracy – strach czy miłość. Potem przypomniałam sobie, jak wyglądały sianokosy w dawnych dobrych czasach, nim król zerwał z Rzymem, kiedy to sprawy państwa jeszcze nie zakłócały Ŝycia w naszym domostwie. Zazwyczaj wszyscy szliśmy w pole i naszym największym zmartwieniem było to, czy zdąŜymy przed deszczem zwieźć wszystkie plony z pól. Przyłączał się do nas nawet sam ojciec – razem z matką przynosił pracującym w polu ludziom coś do jedzenia, by niepotrzebnie nie tracili czasu. Właściwie byłam prawie zdecydowana na wyjazd z Rupertem, gdyŜ stało się dla mnie całkiem jasne, Ŝe nie mogę juŜ dłuŜej przebywać w domu Simona Casemana. Kate przysłała mi list, w którym bardzo nalegała, Ŝebym przyjechała do zamku Remusa, a ja uznałam, Ŝe moŜe rzeczywiście powinnam się do niej wybrać, by przedyskutować swoją przyszłość. Na pewno będzie mi radziła, Ŝebym wyszła za mąŜ. Kate najwyraźniej sądziła, iŜ z czasem uznam to za rozsądne rozwiązanie. Niegdyś miała zamiar znaleźć mi męŜa. Teraz na pewno by się jej to nie udało, gdyŜ byłam panną bez posagu. Zresztą wcale się tym nie przejmowałam. Zapadał zmierzch – kończył się piękny letni dzień. Wieczór był cichy i spokojny, ustał nawet delikatny wietrzyk, który w ciągu dnia umilał nam Ŝycie. Gdy siedziałam przy oknie, pojawiła się jedna z moich słuŜących. Spojrzała na mnie i oznajmiła: – Mam dla panienki wiadomość. Jakiś dŜentelmen prosi panienkę na słówko.
– Jaki dŜentelmen? – Nie przedstawił się, panienko. Prosił jedynie, by przekazać, Ŝe będzie czekał przy ukrytych pod bluszczem drzwiach. Utrzymywał, Ŝe domyśli się panienka, o kogo chodzi. Ledwo zdołałam ukryć podniecenie. To mógł być tylko Brunon. Kto poza nim wie o sekretnym przejściu? – Dziękuję, Jennet – odparłam tak spokojnie, jak tylko mogłam, a gdy odeszła, pobiegłam do swojej komnaty, przebrałam się i zmieniłam uczesanie na nieco modniejsze. Zarzuciłam pelerynę i bez zwłoki ruszyłam w stronę drzwi w murze. Brunon juŜ tam był. W jego oczach lśnił jakiś dziwny triumf, który uznałam za radość z faktu, Ŝe przyszłam. Brunon ujął moje dłonie i pocałował je. Odniosłam wraŜenie, Ŝe bardzo się zmienił. – A więc wróciłeś! – zawołałam. – Cieszysz się? – Wcale nie muszę ci tego mówić, doskonale o tym wiesz. – Rzeczywiście wiedziałem, Ŝe ucieszysz się na mój widok. Damask, zmieniłaś się. Jesteś szczęśliwa? – Tak – odparłam. Była to prawda, bo w tym momencie rozpierała mnie radość z powodu jego powrotu. – Co się stało? Gdzie byłeś? Czemu opuściłeś nas w taki tajemniczy sposób? – Musiałem – rzekł. – Opuścić nas... bez słowa wyjaśnienia? – Tak – potwierdził. – A ty w tym czasie straciłaś ojca. – To było okropne, Brunonie. – Wiem, ale juŜ wróciłem. Mam zamiar rozwiać twój smutek. Teraz znowu będziesz szczęśliwa, choćby tylko dlatego, Ŝe tu jestem. Trzymał pewnie moją dłoń, drugą otworzył drzwi i weszliśmy na teren opactwa. Cofnęłam się. – Ta ziemia teraz do kogoś naleŜy, Brunonie. – Wiem. – Nie powinniśmy tu wchodzić. – Robiłaś to juŜ wielokrotnie. – To prawda. – A teraz jesteś przecieŜ ze mną. Mnisi zawsze wierzyli, Ŝe kiedyś zostanę ich opatem. – Oboje przeŜyliśmy potworne tragedie.
– MoŜe było to konieczne. KaŜdy musi przejść okres próby. – Mam do ciebie tyle pytań. Gdzie byłeś? Czy wróciłeś juŜ na stałe? Gdzie teraz mieszkasz? U nas wszystko się zmieniło. Dom naleŜy do Simona Casemana. Odwrócił się do mnie z uśmiechem na ustach i delikatnie dotknął mojej twarzy. – Wiem, Damask. Wiem o wszystkim. – Czy wiesz równieŜ, kto jest właścicielem opactwa? – Tak – odparł. – To równieŜ wiem. – Idę o zakład, Ŝe jakiś bogaty szlachcic. To moŜe będzie trochę dziwnie wyglądało, ale lepsze takie rozwiązanie, niŜ gdyby wszystko nadal miało popadać w ruinę. – Tak, jest to lepsze rozwiązanie – przyznał Brunon. – Gdzie idziemy? – Do klasztoru. – Powiadają, Ŝe jest to miejsce nawiedzane przez duchy. Ludzie widzieli tam tajemniczą postać... mnicha. Sama teŜ ją kiedyś zauwaŜyłam. – Ty, Damask? – Tak. Gdy odwiedzałam grób ojca. Powiedziałam Brunonowi o tym, Ŝe Rupert wykradł głowę mojego ojca i we dwójkę pochowaliśmy ją tutaj. – Nie jesteś przypadkiem zaręczona z Rupertem? – zapytał szybko. – Nie, lecz moŜe wkrótce będę. – Nie kochasz Ruperta. – Owszem, kocham go. – Tak jak kocha się męŜa? – Nie, sądzę jednak, Ŝe potrzebujemy się nawzajem. – Nie boisz się wchodzić ze mną na teren klasztoru? – Zawahałam się, a on ciągnął: – Pamiętasz, jak bywaliśmy tu z Kate? – Potwornie się wtedy bałam. – Bo wiedziałaś, Ŝe nie powinnaś tego robić. Nie miałaś prawa widzieć świętej kaplicy ani oglądać drogocennej Madonny. Teraz rzeźba zniknęła, a kaplica stoi pusta. – Będę bała się tam wejść, Brunonie. Chwycił mnie za ramię. – Chyba nie sądzisz, Ŝe przy mnie moŜe spotkać cię coś złego? Nie odpowiedziałam, poniewaŜ coraz bardziej zbliŜaliśmy się do szarych murów klasztoru.
Nagle Brunon odwrócił się, a światło księŜyca rozjaśniło jego surową twarz. – Damask – zapytał – czy wierzysz, Ŝe jestem inny niŜ normalni ludzie? – AleŜ... Wydawało mi się, Ŝe słyszę słowa Keziah: „WciąŜ mi groził, więc w końcu wyjawiłam mu to, czego nigdy nie powinnam mówić... Miałam dziecko z mnichem..." – Chcę znać prawdę – ciągnął. – Bardzo zaleŜy mi na tym, Ŝebyś w to wierzyła. Powiedziano mnóstwo kłamstw. Ludzie poddawani torturom często mówią nieprawdę. Ta kobieta, Keziah, coś sobie zmyśliła. Mnich równieŜ. Świat jest pełen kłamstwa, lecz nie moŜna zbytnio winić kłamców, jeśli opowiadają takie rzeczy pod presją. Widocznie nie nauczyli się panować nad swoim ciałem. Pod wpływem tortur wielu wspaniałych ludzi, którzy dotychczas mówili tylko prawdę, zaczyna kłamać. Przyszedłem na świat... inaczej niŜ wszyscy. Wiem to, Damask. I jeśli masz ze mną zostać, ty teŜ musisz być o tym przekonana. Musisz w to wierzyć i ufać mi. Wyglądał dość dziwnie, w słabym świetle księŜyca w jakiś sposób przypominał boga – bardzo róŜnił się od innych ludzi. Zdałam sobie wtedy sprawę, Ŝe go kocham, dlatego powiedziałam potulnie, tak jak moja matka powiedziałaby do Simona Casemana: – Ufam ci, Brunonie. – A więc nie boisz się wejść ze mną na teren klasztoru? – Z tobą nie. Otworzył drzwi, w których zniknęła ongiś tajemnicza postać mnicha, i w milczeniu weszliśmy do środka. Po ciepłym powietrzu na zewnątrz owionęła mnie fala chłodu, unoszącego się spod podeszew moich butów, z kamiennej podłogi. ZadrŜałam. – Nie masz się czego bać, jestem przy tobie – zapewnił mnie Brunon. Przypomniałam sobie jednak, jak Keziah wróciła po owej okropnej nocy spędzonej w gospodzie z Rolfem Weaverem i chociaŜ bardzo chciałam spełnić Ŝyczenie Brunona i mu zaufać, w głębi duszy nie wierzyłam, by moja piastunka zdołała wymyślić całą tę historię. Teraz jednak byłam z Brunonem, dlatego czułam się bardzo szczęśliwa, co nie zdarzyło mi się od śmierci ojca. Ponadto odnosiłam wraŜenie, Ŝe przyprowadził mnie tu tej nocy, poniewaŜ ma mi coś niezwykle waŜnego do oznajmienia. Znalazł latarnię, zapalił ją, a potem powiedział, Ŝe chce mnie zaprowadzić do domu opata. To była dziwna i niesamowita wędrówka. Przez cały czas
spodziewałam się, Ŝe będziemy musieli stawić czoło duchowi mnicha. Brunon zaprowadził mnie do sali paradnej, gdzie zwrócił mi uwagę na sklepienie kolebkowe, a potem pokazał liczne pokoje, w których mieszkał opat. Widać tu było działalność robotników budowlanych i to, Ŝe budynek jest właśnie w trakcie przekształcania we wspaniałą rezydencję. Gdy opuściliśmy dom opata, Brunon pokazał mi refektarz – długi, wzniesiony z kamienia budynek z mocnymi przyporami i poprzecinanym dębowymi krokwiami stropem. To tutaj mnisi przez dwa stulecia zasiadali do posiłków. Doszłam do wniosku, Ŝe juŜ wkrótce zamieszka tu człowiek, który otrzymał opactwo, dlatego Brunon wykorzystuje ostatnią szansę, by wszystko obejrzeć. Oprowadził mnie po kruŜgankach, pokazał cele mnichów i piekarnię, swego czasu stanowiącą domenę brata Clementa. Przyznałam się Brunonowi, Ŝe swego czasu słyszałam o wykradaniu przez niego ciepłych ciasteczek prosto z pieca. – Chętnie opowiadają o mnie tego typu historie – przyznał Brunon. Tej nocy pokazał mi bardzo duŜo. Nigdy wcześniej tyle nie widziałam. Zastanawiałam się, czemu to robi, lecz domyśliłam się tego dopiero po jakimś czasie. Zobaczyłam rozmównicę mnichów, szpital, kuchnię, kruŜganki i jadalnię. Wszystko przy blasku latarni i księŜyca. – Widzisz – powiedział Brunon – to dość specyficzny świat, świat, który jakiś czas temu legł w gruzach. Dlaczego nie miałby się odrodzić? – Ciekawe, co zrobi z tym wszystkim człowiek, któremu przekazano ten klasztor? – zapytałam. – Zapewne dom opata przekształci we wspaniałą rezydencję, ale tu jest duŜo innych zabudowań. – Tak, duŜo, bardzo duŜo. A pod ziemią ciągnie się labirynt korytarzy i lochów. Są jednak niebezpieczne i nie powinno się tam wchodzić. Potem zaprowadził mnie do kościoła. ChociaŜ wykradziono stąd wszystkie cenne ozdoby, a ze względu na złote i srebrne nici złodzieje wynieśli takŜe ornaty, sama budowla prawie w ogóle nie była zniszczona. Spojrzałam w górę, na wysokie sklepienie podtrzymywane przez masywne kamienne przypory. Brudne witraŜe były właściwie nietknięte. Przedstawiały Drogę KrzyŜową. Tajemnicze światło księŜyca rzucało niesamowite niebieskie i czerwone błyski na poszczególne sceny. Brunon podprowadził mnie do zasłony, która wisiała na prawo od ołtarza, i odciągnął ją na bok. Mieliśmy przed sobą maleńką kapliczkę, a ja jakimś cudem wyczułam, Ŝe jest to sławna kaplica Najświętszej Marii Panny, gdzie osiemnaście lat temu brat Thomas ustawił szopkę, a nazajutrz, w świąteczny poranek opat znalazł w Ŝłóbku Ŝywe dziecko.
Trzymając mnie mocno za rękę, Brunon wciągnął mnie do kaplicy. – To tu właśnie zostałem znaleziony – oświadczył. – Przyprowadziłem cię w to miejsce, poniewaŜ chcę ci coś powiedzieć. Wybrałem cię, Ŝebyś dzieliła ze mną Ŝycie. – Brunonie! – zwołałam. – CzyŜbyś prosił mnie o rękę? – Tak. – To znaczy, Ŝe mnie kochasz?! Naprawdę kochasz właśnie mnie? – Tak, ty równieŜ darzysz mnie miłością – odparł. – Och, Brunonie... nie wiem. Nigdy nie przypuszczałam, Ŝe kochasz mnie wystarczająco mocno, by to zrobić. – A co by było, gdybym zaproponował ci Ŝycie w ubóstwie? – Myślisz, Ŝe będę zwracać na to uwagę? – Jednak wychowałaś się w bogatej rodzinie. To prawda, Ŝe teraz straciłaś swoje dziedzictwo, ale przecieŜ moŜesz dobrze wyjść za mąŜ. Rupert na pewno zdołałby zapewnić ci całkiem przyzwoite Ŝycie. – Czy sądzisz, Ŝe mam zamiar wyjść za mąŜ tylko dlatego, Ŝe ktoś moŜe zapewnić mi całkiem przyzwoite Ŝycie? – Powinnaś jednak wziąć to pod uwagę. Czy jesteś w stanie prowadzić pustelnicze Ŝycie w jaskini lub szałasie? Zdołasz znieść zimowe chłody, wędrować po kraju i czasami mieć nad głową niebo zamiast dachu? – Z człowiekiem, którego kocham, jestem gotowa pójść wszędzie. – A kochasz właśnie mnie, Damask. Zawsze mnie kochałaś. – Tak – zgodziłam się, poniewaŜ to była prawda. Rzeczywiście zawsze go kochałam i nigdy nie potrafiłam oprzeć się tej miłości, a działo się tak dlatego, Ŝe przez cały czas w moich oczach Brunon róŜnił się od innych ludzi. – Czy w takim razie pójdziesz ze mną... niezaleŜnie od tego, jakie trudy będziesz musiała znieść? – Tak – powiedziałam. – Pójdę z tobą. Wtedy wziął mnie w objęcia i namiętnie pocałował. – Zgadzasz się kochać mnie, być mi posłuszna i rodzić mi dzieci? – Z przyjemnością! – zawołałam. – Wiedziałaś, Ŝe jestem ci przeznaczony? – Tak, ale wydawało mi się, Ŝe w ogóle nie zwracasz na mnie uwagi. – Myślałaś, Ŝe wolę Kate – stwierdził. – AleŜ z ciebie głuptasek, Damask. – Tak, myślałam, Ŝe wolisz Kate. Ona jest taka urocza, taka piękna... a ja...
– A ty jesteś moją wybranką – oświadczył. – Czuję się, jakbym śniła. – Ale to szczęśliwy sen, Damask? – Tak – odparłam. – Choć myślałam, Ŝe juŜ nigdy mi się to nie zdarzy. – W takim razie złóŜmy sobie przysięgę. Zróbmy to tutaj. W tej kaplicy, w której niegdyś mnie znaleziono. To bardzo odpowiednie miejsce. Tak sobie to wyobraŜam. Damask, zastanów się. Czeka cię cięŜkie Ŝycie. Jesteś w stanie stawić mu czoło... przez wzgląd na miłość? – Z przyjemnością – potwierdziłam powaŜnie. – Cieszę się, Ŝe ty równieŜ nie masz mi nic do zaoferowania. Dzięki temu mogę ci pokazać, jak bardzo cię kocham. Ponownie delikatnie dotknął mojej twarzy. – Sprawiasz mi przyjemność, Damask – wyznał. – Ogromną. ZłóŜmy sobie zatem przysięgę małŜeńską przed tym ołtarzem. Przyrzeknij mi, Damask, Ŝe będziesz mnie kochać, a ja dam ci obietnicę, iŜ będę cię miłował. – Przyrzekam – powiedziałam. Opuściliśmy kaplicę, a gdy ponownie znaleźliśmy się na zewnątrz, owiało nas świeŜe nocne powietrze. Przeszliśmy po trawie i dotarliśmy w miejsce, gdzie siadywaliśmy, będąc jeszcze dziećmi. – To nasza noc poślubna – stwierdził. – Ale przecieŜ nie było uroczystej ceremonii. – Dając mi słowo w kaplicy, sprawiłaś, Ŝe staliśmy się jedną osobą. – Brunonie – wyznałam – zawsze róŜniłeś się od innych ludzi. To właśnie dlatego cię kocham, lecz jeśli mamy zostać małŜeństwem, będę musiała powiedzieć o tym mojej matce. Trzeba będzie wyprawić wesele... – Przyjdzie na to czas. Teraz naleŜysz do mnie. PrzecieŜ mi ufasz i wierzysz we mnie. Musi tak być, bo inaczej nie byłabyś moją wybranką, a ja nie naleŜałbym do ciebie. Powiedziałaś, iŜ kochasz mnie wystarczająco mocno, by zrezygnować ze wszystkiego – nawet Ŝycia w luksusie, nie wiesz jednak, czym jest cięŜkie Ŝycie. Jesteś pewna, Damask? Jeszcze moŜesz się wycofać. – Jestem pewna. Będę dla ciebie gotować, zajmować się tobą... – I będziesz we mnie wierzyć – dodał. – Spełnię wszystkie twoje oczekiwania – obiecałam. – Będę szczęśliwsza z tobą w chacie niŜ z kimś innym w zamku. – Tak powinno być. Musisz mi ufać, wierzyć we mnie, zajmować się mną i robić wszystko, co ci kaŜę.
– Będę, i zrobię to z całego serca. – To nasza noc poślubna – powtórzył. Rozumiałam, o co mu chodzi, i cofnęłam się. Byłam dziewicą. Od dzieciństwa wpajano mi, iŜ w takim właśnie stanie powinnam pozostać aŜ do ślubu – ale jego zdaniem to był ślub i absolutnie nie mogłam oczekiwać, Ŝe Ŝycie u boku Brunona będzie takie samo jak z kaŜdym innym męŜczyzną. – Myślisz, Ŝe mam zamiar cię uwieść i zostawić – powiedział ze smutkiem. – A więc jednak we mnie wątpisz. – Nie. – AleŜ tak. Wahasz się. Myślałem, Ŝe jesteś odwaŜna. Uwierzyłem ci, gdy mówiłaś, Ŝe mi ufasz. MoŜe się myliłem. Chyba powinnaś wrócić do domu. Lepiej będzie, jeśli się rozstaniemy. Pocałował mnie z takim uczuciem, o jakim nawet nie marzyłam. – Brunonie – westchnęłam. – Dziś w nocy jesteś całkiem inny. Co się stało? – Dziś w nocy jestem twoim kochankiem – odparł. – Nic nie wiem o miłości... o tym rodzaju miłości. Zrobię wszystko, o co poprosisz, ale... – Miłość przypomina brylant z korony Madonny. Pamiętasz go, Damask? Połyskiwał, lśnił, mienił się wszystkimi kolorami tęczy – czerwienią, błękitem, Ŝółcią – mimo to ani na chwilę nie przestawał być tym samym brylantem. Gdy to mówił, jego ręce wędrowały po moim ciele, a ja czułam się jakoś dziwnie. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe Brunon ma nade mną sporą władzę, nie byłam jednak pewna, czy kocham go tak, jak kochałabym jakiegoś innego męŜczyznę. Do ojca i Ruperta czułam coś całkiem innego. RównieŜ Brunon traktował mnie inaczej niŜ Rupert. Próbował mnie sobie podporządkować, a ja w głębi duszy chciałam, by to zrobił. W tym momencie byłam skłonna uwierzyć, Ŝe mój wybranek róŜni się od innych męŜczyzn. Choć moŜe kaŜda dziewczyna tak właśnie myśli o swoim ukochanym. Wcale nie uwaŜałam, iŜ jest chodzącym ideałem, jednak tym razem wydawało mi się, Ŝe ma w sobie coś boskiego i Ŝe muszę mu ulec, nie zwaŜając na ewentualne konsekwencje. Moja wola osłabła. Byłam gotowa odrzucić na bok wszystko, czego mnie nauczono, zrezygnować z cnoty, którą powinnam oddać tylko męŜowi. Lecz Brunon właściwie był moim męŜem. Przekonałam samą siebie. Brunon juŜ o tym wiedział. Usłyszałam jego niski triumfalny śmiech.
– Och, Damask! – zawołał. – Jesteś dla mnie stworzona. Kochasz mnie, prawda? Bezgranicznie, całkowicie. Jesteś gotowa mi się oddać? Usłyszałam własną odpowiedź: – Tak, Brunonie. Jestem gotowa. Była to więc moja noc poślubna. Na łoŜu z orlicy stopiliśmy się w jedność. Wiedziałam, Ŝe juŜ nic nigdy nie będzie takie samo, lecz nawet w chwilach namiętności nie mogłam pozbyć się wraŜenia, Ŝe biorę udział w jakiejś uroczystej ofierze. Nazajutrz wczesnym rankiem wślizgnęłam się do domu rozczochrana i zdezorientowana. Wróciliśmy objęci, a Brunon machał mi na poŜegnanie, póki nie zniknęłam wewnątrz domu. Po tym, co właśnie przeŜyłam, znajdowałam się w stanie dziwnej radości, a jednocześnie zdumienia, nie mogłam myśleć o niczym innym. Zycie stało się dla mnie wspaniałą przygodą. Dopisało mi niewiarygodne szczęście i w tym momencie nie chciałam oglądać się wstecz ani patrzeć przed siebie. Pragnęłam jedynie upajać się tym, co zaszło, odtwarzać w pamięci wypowiadane szeptem słowa, porywy namiętności i chwile całkowitego zespolenia. Brunon wydawał mi się bogiem. WraŜenie, iŜ dysponuje jakąś nadzwyczajną siłą, uległo zwielokrotnieniu. Pomyślałam, Ŝe jest jedyny w swoim rodzaju i Ŝe kocha właśnie mnie. NaleŜę do niego, a on jest juŜ mój na zawsze. Minęłam salę paradną i właśnie zbliŜałam się do schodów, gdy nagle dostrzegłam ruch. Na podeście pojawiła się jakaś postać. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Simona Casemana. W nikłym świetle jego twarz była kredowobiała. Wyraźnie zobaczyłam maskę lisa, zwłaszcza gdy przymruŜył oczy. – A więc – powiedział cicho, lecz jadowicie – wykradasz się nocami jak wszystkie dziwki. – Wysunął rękę do przodu. Myślałam, Ŝe ma zamiar mnie uderzyć, lecz on jedynie zdjął z mojego ramienia zeschły liść. – Mogłaś wybrać sobie wygodniejsze łoŜe – dodał. Próbowałam go obejść, ale zastąpił mi drogę. – Jestem twoim opiekunem, ojczymem. Chcę, Ŝebyś mi wyjaśniła swoje nieodpowiednie zachowanie. – A co powiesz, jeśli wcale nie będę się tłumaczyć? – Myślisz, Ŝe na to pozwolę? Sądzisz, Ŝe uda ci się mnie oszukać? Zdradziłaś się. Doskonale wiem, co robiłaś. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.
– To moja sprawa. – I myślisz, Ŝe w przyszłości będę Ŝywił i przyodziewał twoje nieślubne dzieci? Nagle ogarnęła mnie taka złość, Ŝe podniosłam rękę, by go uderzyć. Złapał moje ramię, nim zdołałam to zrobić, i przysunął swoją twarz do mojej. – Ty dziwko! – krzyknął. – Ty... – Masz zamiar obudzić wszystkich w domu? – Właściwie powinienem to zrobić, wtedy by się dowiedzieli, kim naprawdę jesteś. Suką! Ladacznicą! Kobietą oddającą się kaŜdemu męŜczyźnie! – Tobie jakimś cudem zdołałam się oprzeć. – Na Boga! – krzyknął. – JuŜ ja cię nauczę! Zobaczyłam w jego oczach poŜądanie i to mnie przestraszyło. – Jeśli mnie nie puścisz – oświadczyłam – obudzę wszystkich domowników. Dobrze będzie, jeśli moja matka się dowie, za kogo wyszła za mąŜ. – Masz na myśli męŜczyznę, który wykonuje swoje obowiązki w stosunku do jej córki? – zapytał, zauwaŜyłam jednak, Ŝe udało mi się go przestraszyć. Znał mój ostry język i bał się go. Cofnął się o kilka kroków. – Jestem twoim ojczymem – zaznaczył. – Ponoszę za ciebie odpowiedzialność. Mam obowiązek się tobą zajmować. – Tak samo jak zająłeś się wszystkim innym, co naleŜało do mojego ojca? – Ty niewdzięczna dziwko! Gdzie byś teraz była, gdybym nie pozwolił ci tu zostać? Gdybym się tu nie pojawił. Słowa same wyrwały mi się z ust: – MoŜe mój ojciec wciąŜ by Ŝył. Kompletnie go zaskoczyłam. To prawda – pomyślałam. To na pewno on zdradził ojca. Poczułam do niego wstręt. Simon miał zamiar coś powiedzieć, ale zmienił zdanie. Najwidoczniej postanowił udawać, iŜ nie rozumie znaczenia moich słów. Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie w milczeniu. Byłam pewna, Ŝe na mojej twarzy widać, o co go podejrzewam. Z kolei w jego oczach nienawiść mieszała się z poŜądaniem. – Próbowałem zastąpić ci ojca – rzekł. – Gdy nie zgodziłam się zostać twoją Ŝoną! – Bardzo cię lubiłem, Damask. – A jeszcze bardziej mój majątek, który i tak teraz naleŜy do ciebie, choć powinien być mój.
– Dostałem go, gdy twój ojciec... go zaprzepaścił. Powinnaś być szczęśliwa, Ŝe ta posiadłość trafiła w moje ręce, a nie kogoś obcego. Pomyśl, co by się stało z tobą i twoją matką, gdyby mnie tutaj nie było i gdybym się wami nie zajął. – Bardziej mnie interesuje, co by się stało, gdyby ojciec nigdy nie zatrudnił cię w swoim biurze i gdyby nie dał ci dachu nad głową. – Straciłabyś dobrego przyjaciela. – Pozwól, Ŝe sama zadecyduję, kto jest moim przyjacielem. – Jesteś nikczemną niewdzięcznicą. – Wyraźnie otrząsnął się z zaskoczenia po moim zawoalowanym oskarŜeniu. – Dobry BoŜe! – krzyknął. – Darzę cię ojcowskimi uczuciami. Bardzo wysoko cię ceniłem i szanowałem, tymczasem przekonałem się, Ŝe jesteśjedynie ladacznicą oddającą cnotę, byle tylko móc pobaraszkować na trawie w czasie, kiedy wszyscy przyzwoici ludzie smacznie śpią. W porywie nagłej złości uderzyłam go w twarz i tym razem nie zdołał mi w tym przeszkodzić. Nienawidziłam go nie dlatego, Ŝe jego okrutne słowa i chytre aluzje szargały moje najświeŜsze wspomnienia. Prawdę mówiąc, bardziej niŜ kiedykolwiek byłam przekonana, Ŝe to on zdradził ojca. Gdybym miała całkowitą pewność, byłabym w stanie go zabić. Moje uderzenie było tak silne, Ŝe Simon zatoczył się na poręcz, a potem spadł stopień lub dwa w dół. Słyszałam, jak jęknął, ruszyłam jednak pędem w górę, do swojej komnaty. Usiadłam na krześle i obserwowałam wschodzące słońce. Odtwarzałam minioną noc – zespolenie z ukochanym męŜczyzną i spotkanie z człowiekiem, którego nienawidziłam. Sacrum i profanum – pomyślałam. Siedząc, śniłam na jawie. Przyszło mi na myśl, Ŝe obu łączy wspólna cecha! Uwielbiają mieć władzę. Zdrzemnęłam się chwilę, a wówczas mi się przyśnili. LeŜałam z Brunonem w trawie. Pochylił się nade mną, a wtedy jego twarz nagle zamieniła się w oblicze Simona Casemana. Miłość i poŜądanie – tak bliskie, a jednak tak dalekie. Nastał świt. Zaczynał się nowy dzień. Ogarnęło mnie podniecenie, zastanawiałam się, co przyniesie przyszłość. Rano przyszła do mnie matka. – Twój ojczym skręcił nogę w kostce – oznajmiła. – Spadł w nocy ze schodów. – Jak on to zrobił? – zapytałam. – Poślizgnął się. Nie będzie dziś wychodził ze swojej komnaty. Prawdę
mówiąc, kazałam mu odpocząć. Nabrała pewności siebie. Przynajmniej raz to ona wydawała polecenia. Podejrzewałam jednak, Ŝe Simon postanowił zostać w swojej komnacie, bo nie chciał się ze mną spotkać. – Muszę dopilnować, by przykładano mu okłady – powiedziała. – Nic nie przynosi takiej ulgi w przypadku skręconej kostki jak okłady. Na zmianę zimne i ciepłe. Och, dzięki Bogu, Ŝe mam juŜ gotowy napar z rumianku. To złagodzi ból. Sądzę równieŜ, Ŝe powinnam dać mu trochę wywaru z maku. Sen jest dobry na wszystko. – Ten człowiek jedynie skręcił nogę w kostce, mamusiu – zauwaŜyłam. – Troszczysz się o niego, jakby padł ofiarą zarazy. – Nie mów takich rzeczy – zbeształa mnie, oglądając się przez ramię. Zastanawiałam się, jakim cudem ten człowiek potrafił dać matce szczęście, choć nie udało się to mojemu świątobliwemu ojcu. Chciałam zostać sama i pomarzyć o swojej przyszłości. Co dalej? – zastanawiałam się. Czy ponownie zobaczę go dziś w nocy? Czy przyśle po mnie posłańca? Dzień ciągnął się bez końca i bardzo mnie to draŜniło. Ilekroć słyszałam kroki na schodach, miałam nadzieję, Ŝe zaraz w mojej komnacie pojawi się któraś z pokojówek i powie mi, iŜ Brunon na mnie czeka. Tego popołudnia zjawiła się u mnie matka. Byłam potwornie zawiedziona. Słysząc jej kroki na schodach, myślałam, Ŝe to któraś ze słuŜebnych z wiadomością od Brunona. Moja matka wyglądała na podekscytowaną. – W opactwie pojawili się jacyś ludzie. Och, kochanie, twój ojczym nie będzie z tego zadowolony. Przez cały czas Ŝywił nadzieję, Ŝe nic z tego nie wyjdzie. Ja z kolei liczę, iŜ będą dobrymi sąsiadami. Miło mieć sympatycznych sąsiadów. Ciekawa jestem, czy pani tego domu będzie zajmować się ogrodem. Tam jest tak duŜo ziemi. Z pewnością wszystko by na niej dobrze rosło. – A co będzie, jeśli sąsiadka zostanie twoją rywalką, mamusiu? – zapytałam. – Co się stanie, jeŜeli wyhoduje róŜe piękniejsze od twoich? – Zawsze chętnie dowiaduję się, co jeszcze moŜna poprawić. Ciekawa jestem, co zrobią. Jest tam tyle bezuŜytecznych budynków. Podejrzewam, Ŝe je rozbiorą i przebudują. Przynajmniej takie plany miał twój ojczym. – Teraz będzie musiał z nich zrezygnować, a nas czeka wysłuchiwanie skarg nie tylko na zwichniętą kostkę. – Czemu nie potrafisz okazać mu choćby odrobiny wdzięczności, Damask? Nie
wiem, co ci się ostatnio stało. Potem dalej opowiadała o opactwie. Była wyraźnie zawiedziona moim udawanym brakiem zainteresowania. Czekałam na wiadomość od Brunona. Chciałam zadać mu tyle pytań. Poza tym zaczęłam się potwornie bać. Co będzie, jeśli juŜ nigdy go nie zobaczę? Miałam wraŜenie, Ŝe nasza przysięga, a nawet stosunek cielesny były swego rodzaju rytuałem. Czułam się tak, jakby przez cały czas Brunon próbował mi udowodnić, Ŝe nie jest zwyczajnym człowiekiem. Nawet gdy mówił o miłości, robił to w jakiś dziwny sposób. Przyszło mi wówczas na myśl, iŜ sam koniecznie chce uwierzyć, Ŝe jest istotą wyŜszą. Wiedziałam, Ŝe jest wyjątkowo dumny. Twierdzenie Keziah, Ŝe jest jej synem, tak bardzo go upokarzało, iŜ nie potrafił się z tym pogodzić. Próbowałam przypisać jego postępowaniu ludzkie motywy. Choć moŜe rzeczywiście miał w sobie coś boskiego? W jednej chwili odczuwałam ogromną radość, w drugiej byłam pełna obaw. Nie wychodziłam ze swojego pokoju. Nie chciałam zetknąć się ani z Rupertem, ani z ojczymem. Paplanina matki potwornie mnie irytowała. Marzyłam jedynie o tym, by przyszedł do mnie Brunon. Minęły trzy dni od owej nocy, kiedy oboje z Brunonem wymieniliśmy przysięgi. Przez cały czas Simon Caseman nie ruszał się ze swojej komnaty i leczył kostkę, choć podejrzewałam, iŜ w istocie nic takiego mu się nie stało i tylko udaje. Siedziałam u siebie, kiedy przyszła jedna z pokojówek i oznajmiła mi, Ŝe w zimowym salonie czeka na mnie gość. Zabawiająca go matka prosiła, Ŝebym się do nich przyłączyła. Nie byłam przygotowana na to, co mnie czekało. Gdy dotarłam do salonu, w drzwiach spotkałam się z matką. Była potwornie zakłopotana. – Odwiedził nas nowy właściciel opactwa – wyjąkała. Weszłam do środka. Brunon wstał z krzesła, by się ze mną przywitać. Wydarzenia przybrały tak dziwny obrót, Ŝe byłam w stanie uwierzyć we wszystko, nawet najdzikszą fantazję. Wychowany przez mnichów, opuszczony i biedny Brunon, który jeszcze kilka dni temu prosił mnie, Ŝebym dzieliła z nim trudy Ŝycia, okazał się właścicielem opactwa! Początkowo myślałam, Ŝe to jakiś Ŝart. Jak to moŜliwe? Coś takiego właśnie powiedziałam, stojąc przed nim w zimowym salonie. W
odpowiedzi najpierw się uśmiechnął. – CzyŜbyś we mnie wątpiła, Damask? – zapytał z wyrzutem. Wiedziałam, Ŝe chodzi mu o wątpliwości dotyczące jego wyjątkowych moŜliwości i szczególnej mocy. Na szczęście górę wzięła wrodzona uprzejmość mojej matki i jej dobre maniery. Zadzwoniła po wino z czarnego bzu. Popijając je, wysłuchałyśmy opowieści Brunona o tym, jak mu się poszczęściło, kiedy wyjechał do Francji, by załatwić sprawy króla. Tak dobrze wywiązał się ze swojego zadania, Ŝe potem mógł sobie pozwolić na kupno opactwa. W ustach kaŜdego innego człowieka ta historia wydawałaby się niewiarygodna, ale obecność Brunona, jego pewność siebie i owa tak charakterystyczna dla niego dziwna aura sprawiły, Ŝe uwierzyłyśmy w jego opowieść. Widziałam, Ŝe matka w ogóle w to nie wątpi. – Co zrobisz z ziemią i budynkami, które niegdyś naleŜały do opactwa? – spytała. – Mam pewne plany – odparł, uśmiechając się. – A ogród? – Owszem, będzie równieŜ ogród. – Masz zamiar mieszkać tam sam? – Chcę się oŜenić. Jest to jeden z powodów mojej dzisiejszej wizyty. Uśmiechnął się do mnie, a ja poczułam drŜenie serca. W tym momencie opuścił mnie cały dotychczasowy smutek. – Przybyłem, by poprosić panią o rękę Damask. – To wszystko jest takie... niespodziewane. Muszę naradzić się z męŜem. – To zbyteczne – wtrąciłam. – Brunon i ja juŜ wcześniej postanowiliśmy się pobrać. – W... wiedziałaś...? – wydukała matka. – Wiedziałam, Ŝe mi się oświadczy, i postanowiłam przyjąć jego propozycję. Wyciągnęłam rękę, a Brunon ją ujął. Mogło się wydawać, Ŝe ten gest ma znaczenie symbolu. Potem dostrzegłam w jego oczach dumę. Trzymał wysoko głowę. Był wyraźnie zadowolony, Ŝe udało mu się wywrzeć na nas takie wraŜenie. Dlaczego nie powiedział mi owej pamiętnej nocy, Ŝe to on jest nowym właścicielem opactwa? Widocznie chciał mieć pewność, Ŝe nie wyjdę za niego ze względu na posiadany przez niego majątek. Była to duma – ludzka duma. Cieszyłam się z tego. Jego samozadowolenie przypominało mi pawie zarozumiale kroczące po
trawniku. Na pewno w takim podejściu do sprawy nie ma nic boskiego – pomyślałam z czułością. Zachowywał się jak typowy człowiek, a ja bardzo się z tego cieszyłam. Chciałam, by był zwykłym śmiertelnikiem. Wcale nie marzyłam o świętym ani cudotwórcy. Miałam zamiar go tego nauczyć. ZaleŜało mi na męŜu. którego będę mogła kochać i zadowalać, pozbawionym nadzwyczajnej mocy człowieku, który będzie mnie potrzebował. Tak duŜo będziemy musieli się nauczyć, tyle sobie wyjaśnić, niemniej w tym momencie w zimowym salonie byłam szczęśliwa, choć myślałam, Ŝe juŜ nigdy mi się to nie zdarzy. Wszyscy rozmawiali tylko o tym. Właścicielem opactwa okazał się Brunon – dziecko znalezione w boŜonarodzeniowym Ŝłóbku. Mnóstwo ludzi uznało to za następny cud. Nigdy nie uwierzyli Keziah. Za pomocą tortur zmuszono ją do złoŜenia fałszywych zeznań. Co prawda trudno było zrozumieć, czemu opactwo zostało zlikwidowane, lecz boskie cele często owiane są tajemnicą. Teraz cały świat to zobaczy. Brunon, człowiek od początku najwyraźniej przeznaczony do tego, by kierować opactwem, wrócił i wszystko wydawało się całkiem naturalne, jak to często bywa w wypadku cudów. Brunon był wyjątkowo beztroski. Nie znałam go od tej strony. Dawniej nigdy nie zachowywał się tak jak teraz. Miał plany. Z kamieni uzyskanych z rozbiórki niektórych zabudowań chciał wznieść wspaniałą rezydencję. Niczym Feniks z popiołów, na miejscu dawnego opactwa miało powstać nowe. Były to najwspanialsze miesiące mojego Ŝycia. Brunon chciał, Ŝeby ślub odbył się natychmiast. To bardzo zaszokowało moją matkę. Taką uroczystość trzeba odpowiednio przygotować. A co z moim posagiem? Z formalnościami koniecznymi, gdy związek małŜeński zawierają ludzie z wyŜszych sfer? – Nie chcę posagu – odparł Brunon. – ZaleŜy mi tylko na Damask. Simon Caseman zareagował na tę wiadomość dokładnie tak, jak przypuszczałam. Był potwornie zły. Stracił opactwo, o którym w głębi serca marzył. Początkowo nie mógł w ogóle uwierzyć, Ŝe przypadło ono Brunonowi, nie mającemu ani pensa przybłędzie, nieślubnemu dziecku dziewki słuŜebnej i mnicha. – To głupi Ŝart – oświadczył. – Jeszcze się przekonamy, Ŝe on oszukuje. Czy to
moŜliwe? – Zdaniem wielu osób – powiedziała nieśmiało matka – jeśli chodzi o Brunona, wszystko jest moŜliwe. – To oszustwo! – upierał się Simon. Gdy się juŜ z tym w końcu pogodził, milczał jak zaklęty. Kiedy się dowiedział, Ŝe wychodzę za mąŜ za Brunona, nie odezwał się ani słowem, wiedziałam jednak, Ŝe jest tym bardzo poruszony, i gdybym nie Ŝyła w stanie ciągłego uniesienia, zaczęłabym się bać, poniewaŜ doskonale wiedziałam, Ŝe to niebezpieczny człowiek. Rupert był zdezorientowany. – To wydaje się całkiem niewiarygodne, Damask – zauwaŜył. Powtórzyłam mu opowieść Brunona o tym, jak poszczęściło mu się w Londynie i jak zdołał zadowolić króla. – To niemoŜliwe – upierał się Rupert. – Nie da się tak duŜo osiągnąć w tak krótkim czasie. Nawet Thomas Wolsey, który w fenomenalny sposób zdołał wznieść się nad innych, nie mógł się poszczycić takim sukcesem. – Brunon bardzo róŜni się od zwykłych ludzi. – Nie podoba mi się to, Damask. Za bardzo trąci czarami. – O nie, Rupercie! Musimy po prostu pogodzić się z faktem, Ŝe Brunon jest całkiem inny. – Damask, jesteśnaprawdę szczęśliwa? – Tak, choć od śmierci ojca nie wierzyłam, Ŝe jest to w ogóle moŜliwe. Rupert nie odezwał się ani słowem. Wiedziałam, Ŝe jest zrozpaczony. Rozwiało się jego marzenie, Ŝe pewnego dnia się pobierzemy, lecz na tym nie koniec. Miał taką naturę, Ŝe chociaŜ jego płany na przyszłość legły w gruzach, nie przestawał Ŝywić pewnych obaw co do mojego wyboru. Natychmiast po zakończeniu Ŝniw miał wyjechać do Remusa. Przypuszczałam, Ŝe potem nasze spotkania będą bardzo rzadkie. Zawsze zastanawiało mnie to, Ŝe gdy coś stanie się faktem dokonanym – nawet jeśli początki owiane były tajemnicą – ludzie bardzo szybko się do tego przyzwyczajają i przestają traktować to jako coś niezwykłego. Tak samo było w wypadku powrotu Brunona i wykupienia przez niego opactwa. Brunon przybrał nazwisko Kingsman. Nigdy wcześniej nie przyszło mi na myśl, Ŝe w ogóle nie ma nazwiska. Prawdopodobnie powinien nazywać się tak jak Keziah, lecz się na to nie zgodził. Wyjaśnił mi, czemu dokonał takiego wyboru.
Kiedy wyjechał do Francji w sprawach króla, Henryk był z niego tak zadowolony, Ŝe przyjął go na audiencji i zapytał, jak się nazywa. Brunon odparł, Ŝe nie zna rodziców i Ŝe dotychczas nazwisko nie było mu potrzebne. Postanowił zacząć przedstawiać się jako Kingsman – człowiek króla. Henrykowi bardzo się to spodobało, stał się jeszcze bardziej łaskawy i właśnie dzięki temu Brunon mógł kupić opactwo. – Tak wielu rzeczy pragnę się dowiedzieć – powiedziałam. – Na wszystko przyjdzie czas – odparł Brunon. Bardzo chciał pokazać mi opactwo – „mój nowy dom", jak to określał – dlatego sporo wędrowaliśmy razem po terenie posiadłości. – Jest tu tak duŜo budulca – zauwaŜył Brunon – Ŝe moŜemy wznieść piękną rezydencję, jaką tylko będziesz chciała. – Czy to nie będzie zbyt kosztowne przedsięwzięcie? – Jednej rzeczy będziesz musiała się nauczyć, Damask. Nigdy nie oceniaj mnie według miary, jaką przykłada się do zwyczajnych ludzi. – Mówisz tak, jakbyś był niezmiernie bogaty. Ścisnął mi rękę. – DuŜo tajemnic odsłoni się przed tobą. – Teraz z kolei przemawiasz niczym prorok. Uśmiechnął się, a na jego twarzy pojawiła się duma. Oświadczył, Ŝe zostawimy wieŜę kościelną, poniewaŜ jest wyjątkowo piękna i pochodzi z czasów Normanów. Nie będziemy teŜ rozbierać kaplicy Najświętszej Marii Panny, gdyŜ domostwo tych rozmiarów będzie potrzebowało jakiejś kaplicy. Natomiast przerobiona zostanie jadalnia, szpital i kuchnia. W celach, w których mieszkali mnisi, i refektarzu z czasem zamieszka słuŜba. Brunon miał wspaniałe plany. W ciągu kilku najbliŜszych miesięcy nastąpią ogromne zmiany. Powinnam pomóc mu w planowaniu przebudowy naszego domu. – W końcu wychodzisz za mąŜ za bogatego człowieka, Damask – powiedział. – Choć wierzyłaś, Ŝe poślubisz biedaka, prawda? – Czemu od razu mi tego nie powiedziałeś? Dlaczego postanowiłeś mnie przetestować? – Musiałem mieć pewność, Ŝe chcesz wyjść za mnie... nie za moje pieniądze. – Choć tak duŜo wiesz, nie miałeś co do tego pewności?! – Prawdę mówiąc, nigdy w ciebie nie wątpiłem. Wiedziałem... poniewaŜ tego typu rzeczy nie są dla mnie tajemnicą. Chciałem jednak usłyszeć, jak to mówisz. Chciałem równieŜ, Ŝebyś poznała samą siebie.
– Nikt nie zna mnie lepiej, Brunonie. – MoŜe ja. Uśmiechnął się tajemniczo. Uparłam się, by dokładnie mi opowiedział, w jaki sposób wszedł w posiadanie takiej fortuny. Zawahał się, lecz w końcu zdradził mi swoją tajemnicę, choć historia ta, jak zauwaŜył Rupert, brzmiała całkiem niewiarygodnie. Kiedy Rolf Weaver pojawił się w opactwie w celu sporządzenia spisu znajdujących się tu skarbów i przekazania ich królowi. mnisi zdąŜyli ukryć część klejnotów w podziemnych korytarzach i lochach. Opat umarł, a z powodu skandalu wywołanego przez Keziah i Ambrose'a wiadomo było, Ŝe zakonnicy nie dostaną Ŝadnych odszkodowań, zostaną wypędzeni z klasztoru i w jakiś sposób będą musieli radzić sobie sami. W związku z tym brat Valerian dal kaŜdemu z nich kilka klejnotów, by mieli od czego zacząć i nie musieli przymierać głodem ani cierpieć upokorzenia, jakim jest Ŝebranie. Gdyby ich na tym przyłapano, kaŜdego, kto miał drogie kamienie, czekałaby niechybna śmierć, jednak rozpaczliwa sytuacja zmusiła ich do podjęcia ryzyka. Brunon zamieszkał w naszym domu. Przez cały czas nosił przy sobie ukryte klejnoty, potem opuścił nas i udał się do Londynu. Podejrzewał, Ŝe brat Valerian dał mu kamienie o szczególnej wartości. Wiedział równieŜ, Ŝe kilku mnichów przyłapano na sprzedaŜy klejnotów pochodzących z opactw i klasztorów, za co skazano ich na śmierć, dlatego, pragnąc przeczekać jakiś czas i opóźnić sprzedaŜ, przybył do naszego domu. Potem udało mu się pozbyć najmniejszego z posiadanych klejnotów. Zdobył w ten sposób tyle pieniędzy, Ŝe mógł wyjechać za granicę. Postanowił udać się do Francji, Włoch lub Niderlandów i tam sprzedać resztę kamieni. Podczas pobytu w Londynie poznał jednego z najwaŜniejszych ministrów króla, człowieka, który wiedział, kim jest Brunon, i wierzył, iŜ wyznania Keziah i Ambrose'a zostały wymuszone podczas tortur. Zaprzyjaźnili się. Usłyszawszy, Ŝe Brunon wybiera się za granicę, męŜczyzna ów zaproponował, by Brunon zabrał ze sobą wiadomość dla jednego z ministrów cesarza Karola. Brunon wywiązał się z tego zadania tak dobrze, Ŝe przedstawiono go królowi, a król nie tylko go przyjął, lecz równieŜ osobiście podziękował za oddaną przysługę. Henryk jest teraz bardzo stary i cierpi z powodu wrzodu na nodze, dlatego zaczął zdobywać wiedzę i stał się erudytą, nic więc dziwnego, Ŝe Brunon przypadł mu do
gustu. Przeprowadzili nawet miłą dyskusję na tematy teologiczne, a poniewaŜ Brunon dobrze znał napisaną przez króla ksiąŜkę, dzięki której zyskał on tytuł Obrońcy Wiary, Henryk uznał ich rozmowę za szczególnie miłą. Brunon korzystnie sprzedał pozostałe klejnoty i zaczął Ŝyć jak człowiek bogaty, nikt nie był więc zbytnio zdziwiony, gdy oświadczył, Ŝe ma zamiar kupić jakąś posiadłość i Ŝe bardzo odpowiadałoby mu tutejsze opactwo. Święty Brunon nie miał jeszcze właściciela i mógł nabyć go kaŜdy, kto był w stanie odpowiednio zapłacić. – Tak oto się tu znalazłem – dokończył – a rezydencja, która powstanie na gruntach opactwa, będzie domem moim, twoim i naszych dzieci. Była to nieco dziwna historia i gdyby chodziło o kogoś innego – nie Brunona – trudno byłoby w nią uwierzyć, lecz gdy ją usłyszałam, byłam gotowa pogodzić się z faktem, Ŝe jeśli o niego chodzi, wszystko jest moŜliwe, poniewaŜ bardzo róŜni się od zwykłych śmiertelników. Zapanowało podniecenie związane z przygotowaniami do ślubu. Matka zapominała o boŜym świecie i starała się zrobić wszystko, co konieczne. Cieszyła się, Ŝe będę mieszkać w pobliŜu, była teŜ zadowolona, Ŝe mam wyjść za mąŜ za człowieka bogatego – a wszystko na to wskazywało. W głębi duszy martwiła się jednak moim posagiem. Clement postanowił przejść samego siebie. On i Eugene rozmawiali juŜ z Brunonem. Bezpośrednio po zakończeniu uroczystości ślubnych mieli przenieść się do opactwa. Potrzebowaliśmy mistrzów zarówno w kuchni, jak i w browarze, a któŜ znał opactwo lepiej niŜ oni? Obaj bardzo się cieszyli, Ŝe będą mogli tam wrócić. Clement naleŜał do ludzi, którzy wszędzie są w stanie się zaaklimatyzować, lecz Eugene'owi dokuczała ciągła nostalgia. Chcieli wrócić i słuŜyć swojemu młodemu panu. Podsłuchałam, jak rozmawiali na ten temat. – To cud – szepnął Eugene. – A czego się po nim spodziewałeś, jeśli nie cudów? – odparł Clement. Na nasz ślub przyjechała równieŜ Kate wraz z lordem Remusem. Zatrzymali się w dworze Casemana. W dniu przyjazdu Kate przyszła do mojej komnaty. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, jak za dawnych czasów wyciągnęła się na moim łóŜku, a ja usiadłam we wnęce okiennej. – To niesłychane, Damask! – zawołała. – Wychodzisz za Brunona! Nie mogę w
to uwierzyć. – Dlaczego? Przyjechałaś na ślub, a dziwi cię, Ŝe jest jakiś pan młody? – śe to on jest panem młodym – wyjaśniła. – Tylko pomyśl. Jest bogaty. Czy dorównuje pod tym względem Remusowi? Kupił opactwo! Jak to moŜliwe? – Wiesz, Ŝe Brunon nie jest zwyczajnym człowiekiem. Jeśli czegoś chce, po prostu sobie to bierze. – Nie zawsze – zaprzeczyła. – Musisz przyznać, Ŝe ma opactwo. Zawsze chciał je mieć. Dawniej wierzył, iŜ zostanie opatem. Teraz jest właścicielem klasztoru. – Jak on zdołał go kupić? Musiał otrzymać go w darze. Niektórzy dostają opactwa za wyświadczenie królowi jakiejś przysługi. Co takiego mógł zrobić Brunon? – Był ze specjalną misją we Francji. – Co Brunon moŜe wiedzieć o specjalnych misjach? – Nie znasz go. – Ja nie znam Brunona?! Wiem o nim więcej, niŜ ty kiedykolwiek zdołasz się dowiedzieć. – To jedynie twoje poboŜne Ŝyczenie. – Czasami potrafisz być straszną prostaczką, Damask. – A ty jesteś potwornie przemądrzała. Wszystko było jak za dawnych czasów. Lecz Kate dość dziwnie się zachowywała. Nie podobało jej się, Ŝe wychodzę za mąŜ. Zabrałam ją na zwiedzanie opactwa. Powędrowałyśmy w miejsce, gdzie zazwyczaj bawiłyśmy się z Brunonem. Mój narzeczony przyłączył się do nas. – Wszyscy troje – oświadczyła Kate – jesteśmy teraz dorosłymi ludźmi. Tak duŜo wydarzyło się od czasów, kiedy bawiliśmy się tu jako dzieci. – Ty zostałaś lady Remus – stwierdził Brunon. – I mam syna – dodała. – A ty jesteś właścicielem tego wspaniałego opactwa. – Dziwi cię to, prawda? – Bardzo. – Damask była mniej zaskoczona. – Inaczej, Brunonie – odparłam. – Moje zdumienie nie miało granic. On jednak ciągnął: – Damask nie przywiązuje takiej wagi do bogactwa jak ty, Kate. Co teraz sądzisz o biednym chłopcu, który znalazł schronienie w waszym domu? – Myślę – oświadczyła Kate – Ŝe był chytry. Wygląda na to, Ŝe miał klejnoty,
które zapewniły mu bogactwo. Nie powinien trzymać tego w tajemnicy. Oboje patrzyli na siebie z ogromnym napięciem. W końcu powiedziałam: – To juŜ przeszłość. Brunon odwrócił się do mnie. – W tym miejscu, Damask, zaczyna się nasza przyszłość. Twoja i moja. We dwójkę wzniesiemy najwspanialszy dom, jaki kiedykolwiek widziano, i w porównaniu z nim zblednie nawet zamek Remusa. – Nie lubię takich porównań – wyznałam. – PokaŜmy Kate, co mamy zamiar wybudować na miejscu, gdzie stał dom opata. Był zadowolony. Kiedy pokazywał Kate swoje królestwo, ponownie dostrzegłam w jego oczach niepohamowaną dumę. Bardzo szybko wzięliśmy ślub. Była to ceremonia nieco mniej okazała niŜ wesele Kate. Miałam suknię ślubną uszytą przez szwaczki nadzorowane przez moją matkę i wspaniały tort – trzeba przyznać, Ŝe Clement przeszedł samego siebie. Z kolei Eugene bardzo się napracował, by zawartość ślubnego pucharu moŜna było porównać z tym, co pija się na królewskich ceremoniach. W sali paradnej odbyły się tańce i hulanki, potem goście odprowadzili nas do opactwa i zostawili w naszym nowym domu.
śona i matka Następnego ranka po przebudzeniu się w sypialni, która niegdyś naleŜała do opata, czułam się bardzo dziwnie, wręcz cudownie. Patrząc na łukowate sklepienie, usiłowałam spokojnie przemyśleć wszystko, co mi się zdarzyło w ciągu kilku ostatnich tygodni. Z pewnością rzeczywistość przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Gdy Brunon się obudził, zapytałam go: – CzyŜ wszystko, co mi się przydarzyło, nie świadczy o tym, jak cudowne potrafi być Ŝycie? Szybko zorientowałam się, Ŝe mój mąŜ lubi słyszeć takie właśnie rzeczy. Nie mogłam zapomnieć, Ŝe utrzymywał swoją zamoŜność w całkowitej tajemnicy, poniewaŜ bardzo zaleŜało mu na tym, Ŝebym wyszła za niego za mąŜ ze względu na niego samego, a nie jego pieniądze. Na myśl o tym zalewała mnie fala czułości. Doskonale rozumiałam Brunona. Wierzył, iŜ nie jest zwyczajnym człowiekiem, lecz istotą wyŜszą, więc za nic na świecie nie mógł pogodzić się z prawdą i potrzebował stałych zapewnień, Ŝe jest kimś wyjątkowym. Zasługiwał na nie. Zaspokajałam więc jego pragnienia, ufając, Ŝe Brunon z czasem będzie w stanie uwierzyć, iŜ jego pochodzenie w niczym nie umniejsza mojej miłości. Miałam zamiar przekonać go, Ŝe duŜo większym powodem do dumy jest osiągnięcie przez zwyczajnego człowieka tego, do czego udało mu się dojść, niŜ przypisywanie owego sukcesu działaniom jakiejś nadzwyczajnej siły. Lecz ta sprawa na razie musiała trochę zaczekać. Rozmawialiśmy o moim szczęściu, a Brunon obiecał mi więcej wspaniałych przeŜyć. Bardzo chciał oprowadzić mnie po opactwie, wyjaśnić, co ma zamiar odbudować, i wysłuchać moich uwag. Zapewnił, Ŝe wspólnie będziemy wznosić nasz dom. Tego ranka zauwaŜyłam, Ŝe zatrudnił słuŜbę, lecz wszyscy z wyjątkiem kilku osób, w jakiś dziwny sposób przypominali Clementa i Eugene'a. W końcu doszłam do wniosku, Ŝe znajduję się na terenie dawnego klasztoru, więc moŜe dlatego odnajduję w kaŜdym coś z mnicha. – Są dziwnie podobni do Clementa i Eugene'a – oświadczyłam Brunonowi. – Bo niegdyś byli zakonnikami. Kiedy ich wyrzucono, czuli się zagubieni i zdezorientowani. Teraz usłyszeli, Ŝe opactwo zostało wykupione. Gdy dowiedzieli się, przez kogo wrócili. Chcą tu pracować.
Byłam trochę zaniepokojona. – Powinni jednak pamiętać, Ŝe to juŜ nie jest klasztor. – Doskonale wiedzą, Ŝe król rozwiązał zakony. – Czy to mądre posunięcie? Roześmiał się. – W tych sprawach musisz zdać się na mnie. Jesteśmy właścicielami ogromnej posiadłości, w której potrzeba wielu rąk do pracy. Ci ludzie doskonale znają opactwo. Błagali mnie, Ŝebym ich zatrudnił. Spędzili tu większość Ŝycia, dlatego nie mogłem im odmówić. Poza tym dla mnie gotowi są zrobić wszystko. – Rozumiem, ale... – Zapewniam cię, Damask, Ŝe pod rządami opata było tu całkiem inaczej. – Sądzę, Brunonie – odparłam – Ŝe kaŜde działanie powinniśmy podejmować z ogromną ostroŜnością. Dotyczy to wszystkich obywateli naszego kraju. Skąd moŜemy wiedzieć, jakie obecnie obowiązuje prawo? Wtedy odwrócił się do mnie z rozpromienioną twarzą. – To będzie nasz maleńki świat, Damask. Wszelkie obawy zostaw mnie. Sprawiał wraŜenie tak silnego, przystojnego, boskiego i opanowanego, Ŝe postanowiłam przestać się martwić. Próbowałam trzymać się tej decyzji nawet wtedy, gdy Brunon zabrał mnie do skryptorium, gdzie natknęłam się na następnego obcego człowieka. RównieŜ i on wyglądał na mnicha. Miał skórę przejrzystą jak pergamin, czujne, lecz spokojne, otoczone ogromną ilością zmarszczek oczy, wyraziste kości policzkowe, zapadnięte policzki i wąskie usta. Wszystko to sugerowało, Ŝe ma wielką wiedzę i jest typowym stoikiem. Nim Brunon zdradził, Ŝe jest to Valerian, wiedziałam, iŜ mam do czynienia z następnym zakonnikiem z opactwa. – Wandale nie zdołali zniszczyć wszystkich starych manuskryptów – wyjaśnił Brunon. – Valerian zdąŜył część z nich ukryć. Teraz wrócił, by wydobyć je na światło dzienne, uporządkować i zająć się naszą biblioteką. Tak, pierwszy ranek wzbudził we mnie powaŜny niepokój. Choć zapomniałam o nim podczas zwiedzania opactwa. Poszliśmy obejrzeć kościół. Jak wiele innych Domów BoŜych, został wzniesiony na planie krzyŜa i sprawiał imponujące wraŜenie, zwłaszcza Ŝe odległość od podłogi do najwyŜszego punktu sklepienia wynosiła około piętnastu metrów. Stojąc w nim, wyobraŜałam sobie, Ŝe słyszę pieśni mnichów. Odgłosy moich kroków odbijały się echem, gdy wędrowałam po kamiennych płytach, by przyjrzeć się pięciu ołtarzom, z których kaŜdy poświęcony był innemu świętemu.
Środkowy przeznaczono dla Brunona, który – idąc w ślady swojego imiennika, twórcy zakonu Kartuzów – załoŜył to opactwo. Za parawanem znajdowało się sanktuarium, w którym mógł znaleźć schronienie kaŜdy człowiek cierpiący prześladowania. – Jak moŜna z rozmysłem zburzyć tak wspaniałą świątynię? – zapytałam. Brunon uśmiechnął się do mnie. – Doskonale się rozumiemy – oświadczył. – A zatem kościół zostaje. Potem wyszliśmy na zewnątrz i oglądaliśmy budynki, które trzeba będzie rozebrać, by wybudować naszą rezydencję. – Czeka nas wspaniała i porywająca praca – wyznał Brunon. – Na dodatek, niczym ptaki budujące gniazdo, będziemy robić to razem. – Gniazdo?! – zawołał Brunon i wybuchnął śmiechem. – Chcesz gigantyczną budowlę porównywać do zlepku słomy i błota? – Gniazdo jest schronieniem ptaków, a to będzie nasz dom – powiedziałam z oburzeniem. Roześmiał się i pocałował mnie, a ja z radością doszłam do wniosku, Ŝe zachowujemy się jak kaŜde normalne młode małŜeństwo – jesteśmy w sobie zakochani i snujemy plany na przyszłość. Brunon pokazał mi budynek, w którym niegdyś mieszkali mnisi, a potem refektarz. Stał tam długi stół i ławy, a na kaŜdym końcu ogromnej sali znajdowały się spiralne kamienne schody prowadzące do licznych cel. W drzwi do maleńkich identycznych klitek wstawiono kraty, przez które moŜna było zajrzeć do środka. Na podłogach stały prycze, a na ścianach wisiały krucyfiksy. KaŜdy złodziej natychmiast uznałby, Ŝe nie ma tu nic do zabrania. – Nasza rezydencja będzie znacznie odbiegać od obecnej mody. Musimy spróbować naśladować styl normański – oświadczył Brunon. – Koniecznie, zwłaszcza Ŝe będziemy uŜywać dawnego budulca, poza tym niektóre z tych pomieszczeń są zbyt piękne, by je zmieniać. Zgodził się. Nie miał zamiaru przebudowywać skryptorium. Z kolei w piekarni i browarze nic nie dało się zmienić. Na razie mieliśmy bardzo niewielu słuŜących, z pewnością będziemy musieli jeszcze kogoś zatrudnić. Tym bardziej Ŝe Brunon chciał w przyszłości ciągnąć zyski z folwarku i młyna. – W dawnych czasach – wyznał – w pomieszczeniach dla gości aŜ roiło się od przejezdnych. Nie chcę, by znuŜeni drogą podróŜni byli odsyłani z kwitkiem, więc moŜe z czasem opactwo Świętego Brunona stanie się takim sanktuarium jak niegdyś.
– A ty będziesz pełnił w nim funkcję opata. Co w takim razie ze mną? PrzecieŜ opaci nie mogą mieć Ŝon. – Zrobię wszystko po swojemu. – Nie wątpię – odparłam beztrosko. Powędrowaliśmy nad stawy rybne. Były to trzy zbiorniki wodne – woda z pierwszego wpływała do drugiego, a z drugiego do trzeciego. – Niegdyś pływało w nich tyle ryb, Ŝe moŜna było nakarmić nimi wszystkich stałych mieszkańców opactwa i zawsze zostawało jeszcze coś na sprzedaŜ – wyjaśnił mi Brunon. – Mam nadzieję, Ŝe teraz będzie tak samo. – To znaczy, Ŝe chcesz przywrócić dawny stan. – Pragnę stworzyć własny świat i nikt mi tego nie zabroni. – Lecz w obecnych czasach trzeba zachować daleko idącą ostroŜność. – Przestań nudzić – powiedział z lekkim rozdraŜnieniem. – Przy mnie jesteś bezpieczna. – Wiem, Brunonie. Nie boję się niczego. Lecz w głębi duszy odczuwałam pewien niepokój. Opowiedziałam mu o tym, jak razem z Rupertem pochowaliśmy głowę ojca. – Szkoda, Ŝe to nie ja ci ją przyniosłem. – To było ryzykowne – wyznałam. – Cieszę się, Ŝe nie przyłapano Ruperta na gorącym uczynku. – On cię kocha – stwierdził Brunon. – Tak. – Niemniej byłaś gotowa wieść u mego boku cięŜki Ŝywot, nie wiedząc, Ŝe czeka cię bogactwo! – To nie miało Ŝadnego znaczenia, Brunonie – zapewniłam go. – śadnego. PrzeŜywaliśmy bardzo dziwny okres. Mieliśmy mnóstwo roboty, wiele spraw do omówienia i problemów do rozwiązania. W tym czasie w ogóle nie opuszczaliśmy naszego maleńkiego świata. Dopóki miałam przy sobie Brunona, dopóty byłam szczęśliwa. Bardzo chciałam prowadzić własny dom. Czy powinnam urządzić sobie taką spiŜarnię, jaką miała moja matka, załoŜyć równie wspaniały ogród? Wolałam jednak być z Brunonem i słuchać o jego nowych planach. Często rozmawialiśmy teŜ o naszych dzieciach. Dowiedziałam się, Ŝe Brunon koniecznie chce mieć syna. Byliśmy sobie równie bliscy w ciągu dnia, jak i w nocy. Dzielący nas dystans
odczuwałam jedynie w chwilach, kiedy dostrzegałam w jego oczach fanatyczny błysk. Czasami wydawało mi się, Ŝe wyczuwa moje wątpliwości, był jednak zdecydowany je rozwiać i zmusić mnie, Ŝebym zaakceptowała wszystkie jego Ŝyczenia. Bardzo mnie to niepokoiło, poniewaŜ doskonale zdawałam sobie sprawę, Ŝe nikt nie zdoła na mnie wymóc, bym pogodziła się z tym, w co nie wierzę. Jednak ta sprawa na razie musiała zaczekać. Byliśmy szczęśliwi, poznając się nawzajem. Łączyła nas namiętność, miłosne uniesienie, które nocami dzieliliśmy pod kolebkowym sklepieniem domu opata. Mieliśmy teŜ wspaniałe plany – tworzyliśmy dom. Tydzień po moim ślubie, gdy powoli zaczynałam przyzwyczajać się do swojego nowego domostwa i po przebudzeniu nie odczuwałam juŜ dotychczasowego zdumienia, nie musiałam równieŜ powtarzać sobie, Ŝe to wszystko dzieje się naprawdę, z dworu Casemana przysłano do nas posłańca z wieścią, Ŝe matka rodzi i prosi, Ŝebym przyszła. Szybko przywdziałam pelerynę i podąŜyłam do mojego dawnego domu. Zastanawiałam się, czy chciałaby się ze mną widzieć, gdyby wszystko szło jak naleŜy. Biedna mama – pomyślałam. Nigdy nie rozumiała mojego kochanego ojca i nim zdąŜył ostygnąć w grobie, ponownie wyszła za mąŜ. Kiedy do niej szłam, powróciły wspomnienia z dzieciństwa: przypomniałam sobie czułość, jaką mnie otaczała; odtwarzałam tamte dni, kiedy zbierałam dla niej dzikie kwiaty, a ona pokazywała mi, jak je układać; odŜyło podniecenie, gdy do kraju sprowadzono nowy rodzaj róŜ. Teraz wszystkie te chwile miały dla mnie dziwny urok. Dotarłam do bramy, na której widniały krzykliwe mosięŜne litery oznajmiające, Ŝe jest to „Dwór Casemana". Pokonałam trawnik, po którym dumnym krokiem spacerował okazały paw, prowadząc za sobą stado pawic. Ze wzruszeniem przypomniałam sobie czasy, kiedy karmiłam ptaki groszkiem, a ojciec ze śmiechem obserwował mnie i pytał, czy nie uwaŜam, Ŝe paw to wyjątkowo głupie stworzenie i czy nie jest on klasycznym przykładem nadmiernej dumy z darów otrzymanych od Boga? Gdy weszłam do hallu, wyczułam pełne zaciekawienia spojrzenia słuŜących. Domyślałam się, jakie plotki muszą krąŜyć na temat tego, co dzieje się w opactwie, i doszłam ponownie do wniosku, Ŝe powinniśmy zachować większą ostroŜność. – Jak czuje się matka? – zapytałam. – To trudny poród, proszę pani – odparła jedna z pokojówek, dygając. Pobiegłam schodami w górę. Gdy dotarłam do galeryjki, z jednej z komnat wyszedł Simon Caseman.
– A więc przyszłaś – powiedział. – Oczywiście. Co słychać? – Twoja matka urodziła chłopca, ale to jeszcze nie koniec. – To znaczy... Ŝe nie wszystko idzie tak jak powinno? – Chyba będzie jeszcze następne dziecko. Pierwsze jest zdrowe. Na pewno przeŜyje. – Miałam na myśli matkę. – To dla niej cięŜkie przejście. Ostatni okres nie naleŜał do najspokojniejszych. – Spojrzał na mnie z wyrzutem. – Bardzo się martwiła twoim dziwnym małŜeństwem. – Niepotrzebnie. Choć rozumiem jej obawy. Kiedy powiedziała mi o swoim małŜeństwie, teŜ bardzo się tym przejęłam. Słysząc wołanie akuszerki, weszliśmy do komnaty, w której leŜała moja matka. – Ma pan dwóch synów – oznajmiła kobieta. – I nawet pod karą śmierci nie potrafiłabym ich odróŜnić. – Dwóch! – krzyknął Simon, a ja wyczułam jego radość. – Co z matką? – zapytałam. – Nie było jej lekko, ale wyliŜe się z tego. Mimo wyczerpania otworzyła oczy i zawołała: „Chłopiec!". O tym biedaczka marzyła. Powiedziałam jej: „W pani sytuacji, milady, jeden by nie wystarczył. Ma pani dwóch synów i muszę przyznać, Ŝe nigdy w Ŝyciu nie widziałam tak wspaniałych bliźniaków. AŜ dziw, Ŝe ich przyjście na świat wywołało tak niewiele kłopotów". – Mogę zobaczyć się z matką? – zapytałam. – Niech panią Bóg błogosławi, ona tylko na to czeka. Przez cały czas prosiła, by przyprowadzić do niej Damask. Weszłam do komnaty. Matka leŜała wsparta na poduszkach. Miała rozczochrane włosy, a na jej twarzy widniał triumfalny kobiecy uśmiech. – Mamusiu – zawołałam, klękając obok łóŜka – urodziłaś dwóch zdrowych chłopców! Przytaknęła i uśmiechnęła się. – Powinnaś teraz odpocząć – zauwaŜyłam. Ponownie się uśmiechnęła, potem jednak wyraz jej twarzy uległ gwałtownej zmianie. – Damask, jesteś szczęśliwa? – Tak, mamusiu. Przez jej twarz przemknął jakiś cień.
– To wszystko jest bardzo dziwne. Nigdy w Ŝyciu nie widziałam niczego takiego. Twój ojciec byłby zrozpaczony. – Tata jest juŜ w niebie, mamusiu – odparłam. – I wierzę, Ŝe cieszy się z mojego małŜeństwa. – Ale twój ojczym bardzo się niepokoi. Obawia się rozwoju sytuacji. – Powiedz mu, Ŝeby zajął się swoimi sprawami, mamo. – ZauwaŜyłam jednak, Ŝe zrobiło jej się przykro, dlatego szybko dodałam: – Powinnaś się cieszyć, Ŝe masz dwóch synów, o których będziesz musiała się troszczyć. Choć z pewnością znacznie ucierpi na tym ogród. Uśmiechnęła się. Tego właśnie chciała – miłej błahej rozmowy. Jeśli coś ją martwiło, wolała o tym nie myśleć. Przy drzwiach czekał na mnie Simon Caseman. – Chciałbym z tobą porozmawiać, nim wyjdziesz, Damask. Poszłam z nim do komnaty, która niegdyś była gabinetem mojego ojca. Często siadywaliśmy tutaj, by wyglądać przez okno na trawnik i rzekę. Rozmawialiśmy na róŜne tematy. Poczułam tęsknotę za dawnymi czasami i bardzo chciałam ponownie uciąć sobie z nim pogawędkę. Podyskutowałabym z ojcem na temat swoich złych przeczuć; moŜe nawet Brunona. – Chcę wiedzieć, co się dzieje w opactwie – oświadczył Simon Caseman. – Docierają do mnie dziwne pogłoski. – Jakie pogłoski? – Miałam nadzieję, Ŝe mój głos nie zdradził potwornego przeraŜenia. – śe wróciła tam część mnichów. – Owszem, zatrudniliśmy Clementa i Eugene'a – odparłam ostroŜnie – którzy wcześniej pracowali dla mojego ojca w tym domu. – To zakonnicy! – powiedział, mruŜąc oczy. – Ale jest tam wielu innych. Wszyscy niegdyś byli mnichami. – Mamy ogromną posiadłość – zauwaŜyłam. – NaleŜy do niej folwark, który oczywiście powinien przynosić zyski. Jeśli rzeczywiście jest u nas jakiś mnich, a moŜe nawet dwóch, to dlatego, Ŝe wielu z nich po prostu szuka pracy. – Mam nadzieję – oświadczył – Ŝe nie dałaś się wciągnąć w nic, co jest sprzeczne z prawem. – Nie rozumiem. – Opactwo Świętego Brunona zostało zlikwidowane. Restytuowanie go to głupota, nawet jeśli uŜywa się w tym celu nazwiska Kingsman.
– Wiele opactw przekształcono w rezydencje, gdyŜ król i jego ministrowie oddali dawne klasztory w ręce ludzi świeckich. Zakładam, Ŝe nie masz nic przeciwko temu? – Pod warunkiem Ŝe nowi gospodarze nie łamią prawa. W tym momencie byłam pewna, Ŝe to on zdradził ojca, dlatego szczerze go nienawidziłam. Celowo go dręczyłam. – Właściciele opactw takich jak nasze muszą wykorzystać wszystko, co mają do dyspozycji. Nie miałam pojęcia, Ŝe jest to tak ogromna posiadłość, nie wiedziałam teŜ, co wchodzi w jej skład. Mamy folwark, młyn i stawy z setkami ryb. Opactwo to ogromny majątek. Wszystko trzeba odpowiednio zagospodarować. Dostrzegłam w jego oczach błysk zazdrości. Zacisnął wargi. – UwaŜaj, Damask. Moim zdaniem, to wszystko jest bardzo dziwne. Boję się, Ŝe grozi ci wielkie niebezpieczeństwo. – Ty się boisz?! Chyba raczej masz nadzieję. – Nie rozumiem. – Chciałeś przyłączyć opactwo do swojej posiadłości. Sam mi to powiedziałeś. Ale trochę się spóźniłeś. Święty Brunon naleŜy do nas. – Źle mnie zrozumiałaś. CzyŜbyś zapomniała, Ŝe zawsze byłem dla ciebie dobry? Pozwoliłem ci zamieszkać w swoim domu. – Ja juŜ wcześniej w nim mieszkałam. – Celowo starasz się mnie dręczyć. Zawsze to robiłaś. Zrezygnuj z tej zabawy, Damask. Lepiej by było, gdybyśmy zostali przyjaciółmi... – Nie rozumiem, o co ci chodzi. – Prosiłem cię o rękę. – A potem szybko znalazłeś pocieszenie w ramionach mojej matki. – Zrobiłem to, Ŝebyście miały dach nad głową. – Kto by pomyślał, Ŝe tak bardzo troszczysz się o innych? – Nie draŜnij się ze mną. Jeśli to prawda, Ŝe razem z męŜem gromadzicie wokół siebie mnichów, powinniście uwaŜać. Wiem, iŜ zatrudniliście u siebie nie tylko Clementa i Eugene'a. – Nie zapominaj, Ŝe tych dwóch uprzednio pracowało w tym domu. OskarŜasz mnie o to, Ŝe daję schronienie mnichom, a co z tobą? CzyŜ obaj wcześniej nie pracowali dla ciebie? UwaŜaj, bo moŜe się okazać, iŜ jesteś winien tego, o co mnie oskarŜasz. Mój mąŜ ma na dworze dobrych przyjaciół. Nawet został przyjęty przez samego króla. Po tych słowach ukłoniłam się i wyszłam. Wiedziałam, Ŝe Simon patrzy za
mną, a w jego oczach widać tak dobrze mi znaną mieszaninę złości i poŜądania. Nigdy mi nie wybaczy, Ŝe odrzuciłam jego oświadczyny i wyszłam za mąŜ za Brunona, tak samo, jak nigdy nie wybaczy Brunonowi, iŜ został właścicielem opactwa, którego on sam poŜądał. W uszach dźwięczały mi jego słowa: – UwaŜaj. Nie konsultując się z Brunonem, przyjęłam dwie słuŜące. Były siostrami dwóch pokojówek z dworu Casemana. Obie chciały pracować u mojej matki, lecz kiedy poprosiłam, by przyszły do opactwa, chętnie się zgodziły. Wyjaśniłam Brunonowi, Ŝe dzięki temu nasze domostwo będzie sprawiało wraŜenie normalniejszego. To go rozbawiło. Kilka tygodni później jedna z nich – Mary – przyszła do mnie z posłaniem. Była w lesie u matki Salter. Trochę się rumieniła, zgadłam więc, Ŝe wybrała się do czarownicy po eliksir miłości. Matka Salter powiedziała, Ŝe koniecznie chce się ze mną zobaczyć. Jeszcze tego ranka wybrałam się do chaty w lesie. Jak zwykle płonął w niej ogień, a w czarnym okopconym kociołku coś kipiało. Czarny kot wskoczył na siedzenie obok staruchy i obserwował mnie Ŝółtymi oczyma. – Siadaj – powiedziała matka Salter. Zajęłam miejsce naprzeciwko niej. Zamieszała to, co było w garnku, i powiedziała: – Nadszedł czas, moja pani, Ŝebyś dotrzymała obietnicy. Masz teraz piękny dom. Mieszkasz w opactwie. Pora, Ŝebyś zabrała do siebie dziecko. Wstała i odsunęła kotarę – na pryczy leŜała śpiąca córeczka Keziah i Rolfa Weavera, dziewczynka, którą obiecałam się zająć. Obliczyłam, Ŝe musi mieć bez mała dwa latka. Od czasu złoŜenia owej obietnicy wydarzyło się tyle rzeczy, Ŝe całkiem o niej zapomniałam. Ogarnął mnie niepokój. Gdy obiecywałam wziąć to dziecko, Ŝył jeszcze mój ojciec; na dodatek zgodził się, by zamieszkało w naszym domu. Matka Salter wyczuła moje wahanie. – Nie moŜna wycofać się z przysięgi złoŜonej umierającej kobiecie – oświadczyła. – Od tamtego czasu zaszło tyle zmian. – Lecz obietnica pozostaje obietnicą. Dziewczynka obudziła się. Była śliczna. Miała czarne włosy i
ciemnoniebieskie, niemal fioletowe oczy otoczone gęstymi ciemnymi rzęsami. – Zabierz ją – rozkazała matka Salter. Honey uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rączki. Kiedy wzięłam ją na ręce, objęła mnie mocno, tak jak kazała jej matka Salter. – Honey, dziecinko – oświadczyła czarownica – to twoja mama. Dziecko ze zdumieniem przyjrzało się mojej twarzy. Dawno nie widziałam tak ślicznego maleństwa. – Pamiętaj o przysiędze – powiedziała matka Salter. – Biada tym, którzy nie dotrzymują obietnic danych zmarłym. Zabrałam Honey i przyprowadziłam ją do opactwa. – Co to za dziecko? – zapytał Brunon. – Zamieszka z nami – odparłam. – Wychowamy ją jak własną córkę. – Na Boga! – zawołał. – Robisz dziwne rzeczy, Damask. Dlaczego sprowadzasz do naszego domu cudze dziecko? Mam nadzieję, Ŝe wkrótce będziesz miała własne. – Jakiś czas temu przyrzekłam, Ŝe się nią zajmę. Wówczas było to łatwe, poniewaŜ Ŝył mój ojciec. Powiedziałam mu o złoŜonej obietnicy, a on uznał, Ŝe muszę jej dotrzymać. – Po co miałabyś dotrzymywać tak niedorzecznej obietnicy? – Dałam ją umierającej kobiecie. Wzruszył ramionami. – W takim razie niech zajmie się nią któraś ze słuŜących. – Obiecałam, Ŝe będę traktować Honey jak własne dziecko. – Komu złoŜyłaś taką obietnicę? – Umierającej Keziah, Brunonie – odparłam. – Keziah!? – Jego twarz pociemniała ze złości. – Keziah. – Wymówił to imię z potwornym obrzydzeniem. – Dziecko tej kobiety?! Tutaj?! Och, Brunonie – pomyślałam – czyŜ sam nie jesteś dzieckiem tejŜe kobiety? Lecz, oczywiście, to właśnie dlatego był taki zły. – Posłuchaj – powiedziałam. – Keziah na łoŜu śmierci prosiła mnie, Ŝebym zajęła się jej dzieckiem. Zgodziłam się. Nie mam zamiaru cofnąć danego słowa. – A jeśli nie przyjmę tego dziecka pod swój dach? – Nie będziesz tak okrutny. – Jeszcze mnie nie znasz, Damask. Spojrzałam na niego. Nigdy wcześniej tak nie wyglądał. Złość zniekształciła mu twarz. Czułam się tak, jakby figlarny chłopiec, który zawsze bardzo mi się podobał, nagle załoŜył maskę. Brunon, owładnięty nienawiścią do córeczki Keziah, wcale
nie przypadł mi do gustu. Zazwyczaj gdy coś mnie przeraŜało, puszczałam w ruch swój cięty język. – Wygląda na to, Ŝe czeka mnie odkrycie mniej miłych cech twojego charakteru! – zawołałam. – Odniesiesz to dziecko tam, skąd je wzięłaś – rozkazał. – Honey zostanie tutaj. – Tutaj?! W moim opactwie?! – Jej miejsce jest u mego boku. Jeśli tu jest mój dom, ona równieŜ będzie w nim mieszkać. – Natychmiast odnieś ją z powrotem. – Do lasu, do chaty jej prababki – matki Salter? O BoŜe – pomyślałam – ta kobieta równie dobrze moŜe być twoją prababką. śałowałam, Ŝe nie mogę powiedzieć tego na głos. Śliczna mała Honey była siostrą przyrodnią Brunona, dlatego nie miał zamiaru tolerować jej w swoim domu. Gdzie podziała się jego bosko.ść, którą poprzednio tak bardzo podziwiałam? Wjej miejsce pojawiła się wstrętna, typowo ludzka cecha – duma! Wyczuwałam równieŜ strach. W tym momencie poznałam Brunona duŜo lepiej niŜ dotychczas i zrozumiałam, Ŝe się boi. Byłam święcie przekonana, Ŝe potrafię kochać go nie tylko wtedy, gdy jest silny, lecz takŜe w chwilach słabości, jednak teraz moje uczucia do niego uległy zasadniczej zmianie. Zniknęło dotychczasowe uwielbienie, a w jego miejsce pojawiła się głęboka macierzyńska czułość. Chciałam wziąć go w ramiona i powiedzieć: „Spróbujmy być szczęśliwi. Przestań na siłę udowadniać swoją wyŜszość. PrzecieŜ mamy siebie nawzajem, i co najdziwniejsze, jesteśmy właścicielami tego cudownego opactwa!" (W tym momencie ogarnął mnie niepokój, gdyŜ nagle zdałam sobie sprawę, Ŝe nie całkiem wierzę w nazbyt gładkie wyjaśnienia Brunona dotyczące kupna posiadłości). „Czeka nas wspaniała przyszłość. Z czasem opactwo zamieni się w sanktuarium dla nas samych, a takŜe wszystkich ludzi będących w potrzebie. Wychowamy tu nasze dzieci i dołoŜymy wszelkich starań, by Honey była naszą najstarszą pociechą." – Myślałem, Ŝe w kaŜdy moŜliwy sposób będziesz starała się sprawiać mi przyjemność – oświadczył. – Wiesz, jak bardzo zaleŜy mi na tym, by cię zadowolić. – Naprawdę? Tak krótko jesteśmy małŜeństwem, a ty juŜ mi się sprzeciwiasz. – PoniewaŜ złoŜyłam obietnicę... dałam słowo umierającej kobiecie. Oboje musimy dopilnować, Ŝebym dotrzymała tej przysięgi.
– Oddaj to dziecko kobiecie, która je dotychczas wychowywała. – Masz na myśli prababkę Honey, matkę Salter? Kazała mi się zająć tym dzieckiem, w przeciwnym wypadku zagroziła klątwą. Jednak to nie ze strachu chcę się zaopiekować małą – dałam słowo i mam zamiar go dotrzymać. Przez chwile milczał. Potem powiedział: – Moim zdaniem zbyt pochopnie złoŜyłaś tę obietnicę. Postąpiłaś bardzo niemądrze. Trzymaj to dziecko z dala ode mnie. Nie chcę go widzieć. Odwrócił się, a mnie zrobiło się bardzo smutno. Byłam nieszczęśliwa. śałowałam, Ŝe nie potrafię być tak zgodna i bezkrytyczna jak moja matka. Nie zdołałam jednak powstrzymać własnych myśli. Wiedziałam, Ŝe Brunon boi się czarownicy z lasu. Powstała między nami przepaść. Wiedziałam, Ŝe juŜ nigdy nic nie będzie tak jak dotychczas. Brunon zdawał sobie sprawę, Ŝe na chwilę zdjął z twarzy maskę i pokazał prawdziwe oblicze, a wszystko za sprawą małego dziecka. Honey zmusiła go, by ujawnił swoją mściwość i – co gorsza – strach. Nic więc dziwnego, Ŝe po tej rozmowie relacje między nami uległy całkowitej zmianie. Znacznie rzadziej przebywaliśmy ze sobą. Dziecko pochłaniało mi mnóstwo czasu. Honey była inteligentna, Ŝywa i figlarna, poza tym wciąŜ nie mogłam się nadziwić jej niewiarygodnej urodzie. Wyraźnie wyczuwała niechęć Brunona, choć widywali się tylko sporadycznie. Byłam pewna, Ŝe uwaŜa go za swego rodzaju ludojada. Dreptała za mną krok w krok, więc nie było mi łatwo się od niej uwolnić. Wyczuwałam, Ŝe jest trochę niespokojna, ilekroć mnie przy niej nie ma, poniewaŜ na mój widok w jej oczach pojawiała się ulga i radość, co było bardzo ujmujące. Oczywiście pojawienie się dziecka zmieniło charakter naszego domostwa. Poprzednio naleŜało je uznać za dość niezwykłe, teraz w znacznym stopniu znormalniało. Brunon zasięgał mojej opinii w sprawie budynku, który właśnie wznoszono, i zachowywał się, jakby nic między nami nie zaszło. Doszłam do wniosku, Ŝe z czasem będzie musiał coraz częściej widywać Honey, w związku z tym nie starałam się ukrywać jej przed nim. Wyglądało na to, Ŝe Brunon zaczyna powoli godzić się z istniejącym stanem rzeczy i obecność dziecka przestaje mu przeszkadzać. Cieszyłam się, chociaŜ wciąŜ wyraźnie było widać istniejący między nimi antagonizm. U Brunona przejawiał się on udawaną obojętnością, natomiast Honey była zbyt mała, by skrywać swoje uczucia, więc uciekała przed nim i ilekroć znajdował się w pobliŜu, trzymała się mojej spódnicy.
Z tego powodu sytuacja była dość niepewna. To jednak nie zmieniało faktu, Ŝe z dnia na dzień coraz większą miłością darzyłam swoją przybraną córeczkę. Kochałam równieŜ Brunona, lecz nieco inaczej. Przyłapałam się na tym, Ŝe do moich uczuć wkradło się sporo Ŝalu. Matka dała mi znać, Ŝe wkrótce odbędą się chrzciny bliźniaków. Kate zapowiedziała przyjazd. Postanowiła zostawić Careya pod opieką mamek, a Remus nie mógł oderwać się od swoich spraw. Oczywiście moja kuzynka postanowiła zatrzymać się w dworze Casemana, lecz najpierw chciała odwiedzić opactwo, by zobaczyć, jak radzi sobie świeŜo upieczona małŜonka. Bezpośrednio po przyjeździe pojawiła się w opactwie. We wspaniałej aksamitnej sukni wyglądała tak elegancko jak zawsze. Październikowy wietrzyk zarumienił jej policzki i uwolnił kosmyki włosów schowane pod czepkiem. Weszła do sali paradnej domu opata i rozejrzała się dookoła. Stałam właśnie na półpiętrze i zauwaŜyłam ją kilka sekund wcześniej niŜ ona mnie. – Kate! – zawołałam. – Wyglądasz piękniej niŜ zazwyczaj! Skrzywiła się. – Myślałam, Ŝe umrę z nudów. Nawet na dworze nie dzieje się teraz nic ciekawego. Mam ci mnóstwo do opowiedzenia, Damask. Lecz wcześniej chciałabym się dowiedzieć wielu rzeczy. Rozejrzała się po sali paradnej, zlustrowała piękny drewniany sufit, wspaniałe rzeźbione łuki i ozdobne krokwie. – A więc tak wygląda teraz stary dom opata. Jest bardzo ładny. Idę o zakład, Ŝe wygrałby w porównaniu z zamkiem Remusa. Choć właściwie to dziwne, Damask. Nie mogę w to uwierzyć. – Złapała mnie za rękę i spojrzała na mój pierścionek. – Dlaczego ty, Damask?! Właśnie ty?! – Co cię tak zaskakuje? – Wasze małŜeństwo i cała reszta... Oczywiście Brunon musiał wybrać jedną z nas. Ja juŜ wcześniej wyszłam za mąŜ za Remusa, toteŜ zostałaś mu tylko ty. Ale ta rezydencja... Jakim cudem udało mu się ją kupić? PrzecieŜ był biedny. W jaki sposób opactwo trafiło w jego ręce? – To był cud – wyjaśniłam. Oczy Kate zaokrągliły się. Przyjrzała mi się badawczo. – Następny? – zapytała. – NiemoŜliwe! JuŜ co do pierwszego miałyśmy spore wątpliwości. Wiesz, Damask, chyba przestałam wierzyć w cuda. – Zawsze wykazywałaś brak szacunku. Spojrzała na rzeźbione łuki.
– Podoba mi się. I pomyśleć, Ŝe tu mieszkasz. Czemu do mnie nie napisałaś, Ŝeby mi opowiedzieć o zachodzących zmianach? – Nie miałam czasu. – No cóŜ, w takim razie teraz chcę usłyszeć wszystko. Stare opactwo jest teraz twoim domem. Ludzie powiadają, Ŝe zaczyna się upodabniać do tego, czym było niegdyś. Słyszałaś o tym, Damask? – Wiem, Ŝe krąŜą pewne plotki. – Nie przejmuj się nimi. Usiądźmy i porozmawiajmy. Mamy spore zaległości. Poprowadziłam ją wspaniałymi schodami z pięknie rzeźbioną balustradą do słonecznego salonu, w którym przed chwilą szyłam sukieneczkę dla Honey. ChociaŜ był juŜ październik, jasne promienie popołudniowego słońca wpadały do długiej komnaty. Podprowadziłam Kate do okna, przy którym siedziałam. – Zjesz coś, Kate? – zapytałam. – W spiŜarni twojej matki znalazłam wszystko, czego potrzebowałam. Jak ona jest dumna ze swoich bliźniaków. Gdzie twój mąŜ? – W ciągu dnia jest bardzo zajęty. Nie brak tu roboty. W dawnych czasach wcale nie znałyśmy opactwa, Kate. Byłam zdumiona, gdy zdałam sobie sprawę, jak duŜo jest tu ziemi. Będziemy musieli się cięŜko napracować, by doprowadzić wszystko do dawnego stanu... Bacznie mi się przyjrzała. – Ale nie macie zamiaru wskrzeszać opactwa, prawda? – Oczywiście, nie będzie tu juŜ klasztoru Świętego Brunona. Lecz jest farma i młyn, trzeba równieŜ przygotować ziemię pod przyszłoroczne uprawy. – Nie przerywałam potoku słów, obawiając się, jakie pytanie moŜe mi jeszcze zadać. Ciągnęłam więc: – Trzeba będzie skosić siano i porobić kopki, zasiać zboŜe, zająć się zwierzętami... – Proszę, nie wyliczaj mi wszystkich prac, poniewaŜ nie przyszłam tutaj po to, by tego słuchać. – Musisz jednak zrozumieć, Ŝe jest tu mnóstwo roboty... będziemy teŜ potrzebowali wielu ludzi, jeśli to miejsce ma kiedyś dobrze prosperować. – A co z Brunonem? Gdzie on jest? – Sądzę, Ŝe gdzieś na terenie opactwa. MoŜe pilnuje spraw związanych z uprawą ziemi lub pracą młyna, choć najprawdopodobniej zaszył się z Valerianem w skryptorium. – Co powiedział na wieść o moim przyjeździe? – Prawie nic.
– Nie bądź nieznośna, Damask. Jakie ta informacja wywarła na nim wraŜenie? – Jesteś zarozumiała! Myślisz, Ŝe twój przyjazd to takie waŜne wydarzenie? – UwaŜam, Ŝe zasługuje przynajmniej na jakiś komentarz. – Brunon niechętnie zdradza swoje myśli. Dała za wygraną. Zapytałam, jak miewa się Carey. Czy urósł? – To chyba całkiem naturalne, Ŝe pociechy rosną. Carey w niczym nie róŜni się od innych dzieci. – Bardzo chciałabym go zobaczyć. – Zobaczysz. Kiedyś go tu przywiozę. – Przyjrzała mi się badawczo. – Zadajemy sobie wyjątkowo banalne pytania! Ty teŜ masz dziecko – córeczkę Keziah! – Zmierzyła mnie od stóp do głów. – Czy to było mądre posunięcie? – Dałam słowo, Ŝe się nią zajmę. – A Damask zawsze dotrzymuje przyrzeczeń. Co na to Brunon? Jak on do tego podchodzi? W końcu oŜenił się zaledwie kilku tygodni temu – a tu juŜ ma dziecko! – Pogodził się z faktem, Ŝe muszę dotrzymać obietnicy. Kocham Honey. – To oczywiste. Wieczna matka! Cała Damask. Jesteś szczęśliwa? – Tak. – Zawsze ubóstwiałaś Brunona... i wyraźnie było to widać. Z drugiej jednak strony, wziąwszy pod uwagę twoją wrodzoną szczerość, nie ma się czemu dziwić. Nigdy nie potrafiłaś ukrywać własnych uczuć, prawda? Unikałam jej wzroku. – Moim zdaniem nie byłaś mu obojętna. – Lecz to ty zgarnęłaś nagrodę. Jesteś bardzo sprytna, Damask. – To nie ma nic wspólnego ze sprytem. Tak po prostu potoczyły się koleje losu. – Próbujesz mi wmówić, Ŝe najzwyczajniej pod słońcem wrócił i poprosił cię o rękę? – Tak. – I powiedział: „Składam u twych stóp wspaniałe opactwo. Będziesz miała ogromny majątek i klejnoty..." Wybuchnęłam śmiechem. – Zawsze interesowało cię jedynie bogactwo, Kate. Kiedy byłyśmy małe, niezmiennie powtarzałaś, Ŝe wyjdziesz za mąŜ za księcia. Ku mojemu ogromnemu zdumieniu zadowoliłaś się baronem. – W Ŝyciu naleŜy wykorzystywać kaŜdą nadarzającą się okazję, o ile jest wystarczająco dobra. JeŜeli się ją przepuści, moŜe więcej się nie powtórzyć. Przez
dom twojego ojca nie przewijało się zbyt wielu szlachetnie urodzonych gości, pamiętasz? Remus wydawał się wyjątkiem, dlatego zwróciłam na niego uwagę. – Czy nadal świata poza tobą nie widzi? – Owszem – odparła Kate. – I oczywiście jest dozgonnie wdzięczny za to, Ŝe dałam mu syna. Wolę jednak porozmawiać o tobie... o tobie, Damask. Tak duŜo się tu wydarzyło – znacznie więcej niŜ w moim Ŝyciu. Twoja matka urodziła bliźniaki, a ty zawarłaś niecodzienne małŜeństwo i stałaś się panią wspaniałego majątku. To dla mnie duŜo ciekawsze. – PrzecieŜ wiesz, jak do tego doszło. Byłaś na ślubie i juŜ wtedy dokładnie obejrzałaś wszystko. To nudne, ale jeszcze raz ci powtórzę. Brunon wrócił i poprosił mnie o rękę. W tym czasie duŜo mówiło się o nowym właścicielu opactwa. Nikt jednak nie wiedział, kto nim jest. Zgodziłam się wyjść za mąŜ za Brunona – dopiero potem wyjawił mi prawdę i opowiedział, w jaki sposób kupił opactwo. – To nieprawdopodobna historia, a ja nigdy do końca nie wierzę w nieprawdopodobne historie. – UwaŜasz, Ŝe kłamię, Kate? – Nie ty, Damask. Musisz jednak przyznać, Ŝe to bardzo dziwne. Najpierw poprosił cię o rękę, a dopiero potem ujawnił, Ŝe będziesz mieszkać w opactwie? Co za tajemniczy narzeczony! Idę o zakład, Ŝe przyrzekłaś dzielić z nim Ŝycie w ubóstwie. – Myślałam, Ŝe tak właśnie będzie ono wyglądało. Przytaknęła. – Brunon jest bardzo dumnym człowiekiem. – Jego duma jest całkiem uzasadniona. – I nie ma nic wspólnego z pychą – jednym z siedmiu grzechów głównych, o których niegdyś mnie uczono. – Daj spokój, Kate, próbujesz od razu wszystko poddać cenzurze. Brunon po prostu ma wrodzoną godność. – Nie to miałam na myśli. – Zrobiła powaŜną minę, a potem wzruszyła ramionami. – PokaŜ mi opactwo, Damask – poprosiła. – Bardzo chciałabym je zobaczyć. Najpierw dom. Ten słoneczny salon jest naprawdę piękny. Po powrocie do swojego ponurego starego zamku będę sobie wyobraŜać ciebie siedzącą w tej właśnie komnacie. – CzyŜby nagle twoje domostwo stało się ponure? Wydawało mi się, Ŝe jesteś bardzo dumna z okazałego starego zamczyska.
– To tylko zamek. Rodzina Remusa mieszka w nim od czasów króla Edwarda I. Jak moŜna porównać go z opactwem? – Zawsze myślałam, Ŝe takie porównanie wypadnie na korzyść zamku Remusa. – Damask, nie wracaj do swoich dawnych sztuczek. Nie wypominaj mi tego, co mam. Zawsze lubiłaś prawić kazania. Co sądzisz o nowej religii? Czy wiesz, Ŝe interesuje się nią coraz więcej ludzi? Oczywiście prawo całkowicie tego zabrania, lecz moŜe właśnie dlatego to tak bardzo wszystkich frapuje. Moim zdaniem, religia reformowana jest bardziej przystępna. Wyobraź sobie mszę po angielsku! Wierni bez trudu mogliby wszystko zrozumieć, co naleŜy uznać za plus, choć jednocześnie naboŜeństwo straciłoby sporo na dostojeństwie. Człowiek zawsze jest pod większym wraŜeniem, jeśli nie wie zbyt dokładnie, o co chodzi. – WciąŜ tak samo jak dawniej niekonsekwentnie przeskakujesz z tematu na temat. Co religia ma wspólnego z architekturą? – Wydaje mi się, Ŝe na tym świecie wszystko w jakiś sposób się ze sobą wiąŜe. Daj spokój! Jesteś taka zamyślona. CzyŜbym wyraziła jakąś głęboką myśl? MoŜe staję się inteligentna. Ty i Brunon byliście tacy mądrzy, prawda? Potrafiliście doprowadzić mnie do szału, gdy przyjmowaliście wyniosłą postawę i prowadziliście dyskusję na jakiś temat, który przekraczał moje moŜliwości. Zawsze jednak potrafiłam was pokonać. Nie zmieniłam się, Damask, i sądzę, Ŝe wy obydwoje teŜ jesteście tacy sami jak dawniej. – Dlaczego któreś z nas miałoby pokonywać pozostałą dwójkę? – MoŜe dlatego, Ŝe niektórzy z nas mają to, czego pragną inni. NiewaŜne. Gdzie jest Brunon? Gdyby był dobrze wychowany, przyszedłby, Ŝeby się ze mną przywitać. – Chyba zapomniałaś, Ŝe twoja wizyta jest raczej dość niespodziewana. – PrzecieŜ wiedział, Ŝe przyjeŜdŜam do dworu Casemana, prawda? – I twoim zdaniem powinien czekać, licząc na to, Ŝe się pojawisz? Potrząsnęła głową. – Nie, od Brunona nie moŜna oczekiwać niczego takiego. Chodź, pokaŜ mi swój piękny dom. Wyprowadziłam ją ze słonecznego salonu i pokazałam maleńki salonik. – Jest czarujący! – zawołała. Spojrzała na sufit z rzeźbionym drewnianym Ŝebrowaniem, sztukateriami i ozdobnymi fryzami. – To wcale nie jest takie stare – stwierdziła. – Odpowiada współczesnej modzie. Najwyraźniej stary opat kazał odnowić to pomieszczenie po pierwszym cudzie, gdy opactwo stało się bogate. Czyli jest ono takie piękne dzięki Brunonowi. To zdumiewające, jak duŜo Brunon
zdołał zrobić dla ludzi. Prowadziłam ją z komnaty do komnaty. Podobało jej się wszystko, co widziała, wyczuwałam jednak, Ŝe w jej zachwycie jest coś z zazdrości. Szczególnie przypadła jej do serca galeryjka. Co prawda ściany były gołe, bo wszystkie arrasy i cenne ornamenty zostały zerwane przez Rolfa Weavera i jego ludzi, na szczęście nie zdołali zniszczyć wnęk okiennych ani wychodzącego na kruŜganki i dawne kwatery mnichów uroczego okna wykuszowego. Na końcu galeryjki znajdowała się niewielka kaplica, a prowadzące do niej drzwi z obu stron ozdobione zostały podobiznami Świętego Brunona. – Jak widzę, mnisi całkiem nieźle tu sobie Ŝyli – powiedziała Kate z uśmiechem. – Powinnaś być szczęśliwa, Ŝe to właśnie ciebie Brunon ściągnął do tego pięknego domu. Kiedy wędrowałyśmy po opactwie, ani na chwilę nie przestała wydawać okrzyków podziwu, a ja zdawałam sobie sprawę, Ŝe miejsce, które w dzieciństwie całkowicie zdominowało naszą wyobraźnię, wcale nie przestało jej fascynować, dlatego mi zazdrościła. W budynku, w którym niegdyś mieszkali mnisi, podąŜyła schodami na piętro, otworzyła drzwi jednej z cel, weszła do środka i rozejrzała się dookoła. – Jak tu cicho! – zawołała. – Jak zimno! Jak ponuro! Zaczęła mówić o tłumionych emocjach, które tu przeŜywano. – Spójrz na tę pryczę! – zawołała. – Wyobraź sobie, o czym myśleli męŜczyźni, którzy na niej spali. Byli całkowicie odizolowali się od świata, jednak często w środku nocy tęsknili za tym, z czego zrezygnowali. Pomyśl, Damask, postanowili odciąć się od wszelkich pokus, od prawdziwego Ŝycia. Klasztory to bardzo dziwne miejsca. – Wyjrzała przez jedno z okienek przypominających szparę. – Na pewno w nocy będą cię straszyć, Damask. Kto wie, moŜe spotkasz krąŜące po kruŜgankach duchy mnichów? Jak sądzisz, czy ludzie, którzy tu mieszkali i cierpieli, mogą wracać na miejsce swojej tragedii? Zastanów się, ile nieszczęść musiało się tu wydarzyć! Była zazdrosna. Pragnęła być właścicielką opactwa, a ja doskonale ją rozumiałam – zawsze starała się dostać to, co chciała. Niemal Ŝałowałam, Ŝe pokazałam jej wszystko. Kryło się tu ogromne bogactwo. Jeśli odpowiednio się je wykorzysta, z czasem opactwo zacznie przynosić znaczne dochody, a czyŜ nie o tym właśnie marzyła Kate? W głębi duszy wiedziałam, Ŝe darzy Brunona wyjątkowym uczuciem. Ten powściągliwy chłopiec zdominował nasze dzieciństwo. Dzięki tajemniczemu pochodzeniu zawsze trzymał się na
uboczu, dzięki czemu posiadł jakąś trudną do określenia cechę, coś w rodzaju boskości, chociaŜ Ŝadna z nas nigdy nie miała całkowitej pewności, czy w ów boŜonarodzeniowy poranek naprawdę wydarzył się cud. Bardzo dobrze rozumiałam światową Kate, co jednak nie umniejszało mojej miłości do niej. Znałam jej zalety i wady – i jedne, i drugie były wspaniałe. Rywalizowałyśmy o Brunona. Zawsze o tym wiedziałam, nawet wówczas gdy jako dzieci bawiliśmy się na trawie zakazanego dla nas terytorium. Co teraz czuła? Wiedziałam, Ŝe porównuje opactwo z zamkiem Remusa. Czy porównuje równieŜ naszych męŜów? W skryptorium w końcu Brunon i Kate stanęli twarzą w twarz. Kate przypominała kwiat skąpany w promieniach słońca, które właśnie wychyliło się po deszczu. Miała błyszczące oczy i lśniące policzki, które przywodziły mi na myśl róŜe damasceńskie mojej matki, czułam się więc jak wiejska dziewucha postawiona obok pięknej dworki. – Podziwiałyśmy twoje opactwo – powiedziała. On równieŜ się zmienił. Zobaczyłam w jego oczach błysk. Był dumny ze swojego opactwa – ale na tym nie koniec, odczuwał teŜ ogromną satysfakcję, Ŝe moŜe wreszcie pokazać Kate, co naprawdę posiada. – I co o nim sądzisz? – śe jest wspaniałe. Widzę, Ŝe zostałeś właścicielem ziemskim! I to jakim. Kto by pomyślał, Ŝe coś takiego jest w ogóle moŜliwe? To zakrawa na cud. – Bo to jest cud – przyznał. – A co u ciebie, Kate? Wszystko w porządku? – Tak, Brunonie. Prawie nie zwracał na mnie uwagi. Prawdę mówiąc, od pojawienia się Honey jego stosunek do mnie uległ zmianie. Kate jak zwykle zdominowała scenę. Bardzo dokładnie przypomniałam sobie, jak wykonywała fikołki, pragnąc odwrócić ode mnie uwagę Brunona. Teraz robiła to samo. Przykuwała jego wzrok, promieniując wspaniałą urodą, zupełnie jakby mówiła: „Porównaj mnie z nieładną małą Damask". – A więc przybyłaś do nas z wizytą... – Przyjechałam na chrzciny dzieci Casemana, chciałam teŜ zobaczyć się z Damask i tobą... – Ostatnie słowo wymówiła ze szczególnym naciskiem. – I zastałaś wielkie zmiany? – Ogromne, zwłaszcza w samym opactwie! Cała okolica nie mówi o niczym innym. – Przyjechałaś więc, by osobiście się o tym przekonać. I co zastałaś?
– WłoŜyłeś w to duŜo pracy. Jest tu znacznie ładniej, niŜ myślałam. Nie odrywała od niego wzroku, ściągając na siebie uwagę. Znałam ją dobrze. Nie miała Ŝadnych skrupułów. Jak on na to reagował? Czy wracał do wspomnień? – Nie zabrałam ze sobą swojego synka – powiedziała. – Lecz pewnego dnia przywiozę Careya, by ci go pokazać. – Bardzo chciałbym go zobaczyć – odparł. – Wybierzemy odpowiedni czas – wtrąciłam – kiedy Brunon będzie miał mniej roboty. – Wpadnę jutro – oznajmiła Kate. – Chyba nie zostanę tu zbyt długo, a o tak wielu rzeczach chciałabym jeszcze porozmawiać. Pragnę dowiedzieć się, jak wyglądają twoje plany dotyczące tego wspaniałego miejsca. Damask wszystko mi pokazała. Nie miałam pojęcia, Ŝe jest tu tak duŜo zabudowań. Z dawnych czasów pamiętam wysokie szare mury i oczywiście to, co ukazywało się oczom po przejściu przez ukryte pod bluszczem drzwi. Mój mąŜ wpatrywał się w nią z natęŜeniem. Byłam ciekawa, o czym myśli. Wróciliśmy do domu opata. Przez cały czas Brunon powaŜnie rozmawiał z Kate o swoich wielkich planach w stosunku do opactwa. – W promieniu wielu kilometrów nie będzie bogatszej posiadłości – wyznał z dumą. – Gdy juŜ wszystko zacznie funkcjonować i folwark ruszy pełną parą... zobaczysz. – O tak – przyznała Kate. – Na pewno zobaczę. I zamknięta w swoim zamku będę ci bardzo zazdrościć. * Następnego dnia w kaplicy w dworze Casemana odbył się chrzest bliźniaków. Nigdy nie widziałam, by moja matka była tak szczęśliwa. Simon Caseman zachowywał się jak na dumnego ojca przystało. Chłopcy otrzymali imiona: Peter i Paul. Paul przez cały czas głośno płakał, co wyraźnie cieszyło moją matkę, gdyŜ uznała to za dowód męskiej krzepy. W tym samym czasie Peter potulnie pokazywał, Ŝe jest grzecznym dzieckiem. Nazajutrz Kate ponownie odwiedziła opactwo. Powędrowałyśmy do słonecznego salonu i oddałyśmy się jej ulubionemu zajęciu – plotkowaniu. Mogło się wydawać, Ŝe Remus dzięki młodej Ŝonie i małemu synkowi znacznie odmłodniał. Najwyraźniej Kate wcale nie była z tego powodu zbyt zadowolona, co mnie zaszokowało. Zaczęła się ze mnie śmiać. – Bogate wdowy – wyjaśniła – są takie atrakcyjne. – CzyŜbyś chciała zostać jedną z nich?
– Ciii... Nie mów tak, bo gdyby Remus zmarł po wypiciu zbyt duŜej ilości naparu z maku, zaczęto by podejrzewać, Ŝe to moja sprawka. – Nie opowiadaj takich rzeczy nawet w Ŝartach. – WciąŜ ta sama, stara, bojąca się własnego cienia Damask. Nadal oglądasz się przez ramię, czy ktoś nie podsłuchuje. – JuŜ raz w Ŝyciu bardzo ucierpiałam przez donosicieli. PołoŜyła dłoń na mojej ręce. – Moja biedna Damask. Doskonale o tym wiem. Złamane zostało twoje kochane wierne serce. Cieszę się, Ŝe zdołałaś je uleczyć. Teraz jesteś taka szczęśliwa... Przykro mi, Ŝe przypomniałam tamte czasy. Poza tym wcale nie sugerowałam, Ŝe chętnie pozbyłabym się Remusa. Jest dobrym męŜem, a czasami lepiej mieć u swego boku starzejącego się męŜczyznę niŜ młodzika. Biedny Remus jest taki wdzięczny. Podejrzewam, Ŝe gdybym miała ochotę na jakąś niewielką przygodę, wcale nie poczułby się zbytnio uraŜony. – Mam nadzieję, Ŝe nie przeŜywasz właśnie... jakiejś „niewielkiej przygody", jak to określasz. – Tę sprawę chętnie zostawię twoim domysłom. Prawdę mówiąc, nie rozumiem, dlaczego ty miałabyś mnie oceniać, jeŜeli Remus byłby gotów przymknąć na to oko. A skoro juŜ mowa o krnąbrnych Ŝonach, muszę opowiedzieć ci o ostatnim skandalu na dworze. Chodzi o królową. Interesuje cię to? – Zamieniam się w słuch. – Obawiam się, Ŝe nasza Kasia moŜe mieć powaŜne kłopoty. Ze wszystkich stron otaczają ją okrutni męŜowie i niewiasty, z którymi biedaczka nie jest w stanie sobie poradzić. – PrzecieŜ jej małŜeństwo jest bardzo szczęśliwe. – Było. To naprawdę dziwny widok – Jego Królewska Mość w roli męŜa siedzącego pod pantoflem Ŝony. Kasia jest taką czarującą istotą. ChociaŜ nie moŜe się poszczycić urodą ani elegancją swojej kuzynki, Anny Boleyn. Pamiętasz ten dzień, kiedy widziałyśmy Annę leŜącą w lektyce? – Wtedy gdy tak bezwstydnie zaszantaŜowałaś Toma Skillena, by nas tam zabrał? Wybuchnęła głośnym śmiechem, a w jej oczach pojawił się figlarny błysk. – Świetnie się spisał. Keziah była naprawdę niesamowitą kobietą! Szkoda, Ŝe umarła! Z pewnością do końca Ŝycia robiłaby to samo – warto byłoby spisać jej przygody. Znam ten rodzaj niewiast. Ale wróćmy do biednej Kasi Howard. W pewnym sensie przypomina Keziah. NaleŜy do tych kobiet, które nie potrafią
odmówić Ŝadnemu męŜczyźnie, i wygląda na to, Ŝe ma za sobą dość bogatą przeszłość. – Powiedz mi, co się stało. O niczym nie słyszałam. – Wkrótce usłyszysz, poniewaŜ jestem święcie przekonana, Ŝe teraz przeciw królowej wystąpią wszyscy jej wrogowie. – Biedne dziecko – mruknęłam. – To przecieŜ bardzo młodziutka osoba. – Jest tylko trochę starsza od ciebie i nieco młodsza ode mnie, zgadzam się więc, Ŝe to zbył młody wiek, by rozstawać się z Ŝyciem. – Mam nadzieje, Ŝe do tego nie dojdzie. – Jeśli wszystkie pogłoski znajdą potwierdzenie, moŜe powędrować na Tower Hill, tak samo jak sześć lat temu jej fascynująca kuzynka. – Czy to moŜliwe, by król w tak krótkim czasie miał aŜ tyle Ŝon? – Ale to prawda. Przebiegła Jane zajęła miejsce Anny, która nieco wcześniej zastąpiła Katarzynę Aragońską. Ich małŜeństwo trwało dwadzieścia lat i przez cały ten czas Henryk miał tylko ją. Nie zapominaj teŜ o Annie Kliwijskiej, która w ogóle nie przypadła królowi do gustu. Jej jednej dopisało szczęście. Teraz mieszka w Richmond i podejrzewam, iŜ cieszy się Ŝyciem. Po niej pojawiła się Kasia Howard. – Przy której król jest bardzo szczęśliwy... – Przy której król był bardzo szczęśliwy. Biedna Katarzyna, krąŜą pogłoski, Ŝe rozwiązłe Ŝycie zaczęła prowadzić juŜ w domu babki, gdzie dzieliła sypialnię z innymi dziewczętami – część z nich wcale nie mogła się poszczycić szlachecką krwią i niewiele się róŜniła od dziewek słuŜebnych – i Ŝe straciła cnotę, mając trzynaście lat. Pozbawione skrupułów kobiety uznały upadek moralny szlachetnie urodzonej młodziutkiej dziewczyny za wspaniałą zabawę. Ponoć w owym czasie młoda Katarzyna związana była z jakimś muzykiem, a to był jedynie początek. Potem zawarła coś w rodzaju małŜeństwa z młodym męŜczyzną o nazwisku Francis Dereham. W związku z tym, wychodząc za mąŜ za króla, wcale nie była dziewicą, choć z pewnością twierdziła, Ŝe nią jest. – Jej babką jest księŜna Norfolk? – Tak, lecz nie troszczyła się zbytnio o swoją fascynującą wnuczkę. Biedna Katarzyna! Nikt nie zwracał uwagi na córkę młodszego syna, dopóki nie wpadła w oko królowi. Potem nagle Norfolk zaczął doceniać swoją bratanicę, tak samo jak poprzednio siostrzenicę, Annę Boleyn. Lecz chyba pamiętasz, Ŝe ją opuścił, gdy potrzebowała wsparcia. Idę o zakład, Ŝe milord zastanawia się juŜ, w jaki sposób wycofać poparcie dla Katarzyny. – Czy naprawdę królowej grozi jakieś niebezpieczeństwo?
– To mała idiotka, Damask. Będąc na jej miejscu, zupełnie inaczej bym wszystko rozegrała! – Królowa Anna równieŜ nie zdołała odpowiednio wszystkiego rozegrać, więc w końcu wyprowadzono ją na Tower Hill, gdzie dała głowę katu. – To prawda – przyznała Kate. – Lecz tym razem jest zupełnie inaczej. Anna nie zdołała urodzić syna, choć królowi bardzo na tym zaleŜało. W tym momencie pomyślałam o Brunonie. Wiedziałam, Ŝe on równieŜ bardzo chce mieć chłopca. Na szczęście – pomyślałam z ironią – jeśli mu go nie urodzę, nie będzie mógł pozbawić mnie głowy. – Ponadto był zakochany w Jane Seymour – ciągnęła Kate. – To właśnie dlatego stracono Annę – z powodu okoliczności, na które nie miała Ŝadnego wpływu. Sprawa Katarzyny Howard wygląda nieco inaczej. Jak mówią, prowadziła rozwiązły tryb Ŝycia, miała wielu kochanków, i wiedziało o tym kilka pozbawionych skrupułów osób, które mieszkały w zamku jej babki. Podobno część z nich otrzymała miejsce na dworze, poniewaŜ zaŜądały tego, posługując się zawoalowaną groźbą, i królowa była zmuszona wyświadczyć im przysługę. – Czy te opowieści dotarły do uszu króla? Słyszałam, Ŝe Henryk bardzo ją kocha, a jeśli tak, moŜe wybaczy jej to, co robiła przed ślubem. – śyjesz w okropnym zaścianku, Damask. Nie wiesz, co się dzieje. Nie zdajesz sobie sprawy, Ŝe w całym kraju narasta konflikt religijny? CzyŜbyś nigdy nie słyszała o Marcinie Lutrze? – Owszem, słyszałam – odparłam zdecydowanie. – Podejrzewam, Ŝe w ciągu tygodnia przeprowadziłam z ojcem więcej dyskusji na tematy teologiczne niŜ ty przez całe Ŝycie. Rozmawiam o tych sprawach równieŜ z Brunonem. – Wiem, na czym polegają twoje dyskusje. Zastanawiasz się, co jest słuszne, a co błędne. Nie o to mi chodzi. Za tą sprawą kryje się polityka. W kraju powstają dwa stronnictwa – tych, którzy bronią Kościoła katolickiego, i tych, którzy chcą go zreformować. Słyszałaś, Ŝe Anna Boleyn bardzo interesowała się wszelkimi nowinkami? Dlatego stanęli przeciw niej katolicy. Nie wiadomo, jaką rolę odegrali w doprowadzeniu do jej upadku, lecz moŜesz mi uwierzyć, Ŝe na pewno maczali w tym palce. Z kolei Kasia w ogóle nie interesuje się religią. Po prostu pragnie być szczęśliwa i umilać Ŝycie królowi. Jednak za jej plecami stoi rodzina Norfolków – jej wuj jest przywódcą katolików. W związku z tym zwolennikom reformacji zaleŜy na doprowadzeniu do jej upadku. Tymczasem królowa w ogóle nie zajmuje się polityką, nawet po amatorsku. Nie rozumie zatem, o co w tym wszystkim chodzi. Dlatego będą grzebać w jej przeszłości. Odkryją, Ŝe była związana z
kilkoma męŜczyznami i prawdopodobnie została Ŝoną jednego z nich. Lada chwila na dworze moŜe dojść do przeraŜających wydarzeń. MoŜesz mi wierzyć, Damask. – Musimy się za nią modlić. – Nie zapominaj, Ŝe reformatorzy modlą się o jej upadek. Wiele próśb wznoszą katolicy! Nie ustępują im w tym zwolennicy reform! A wszystkie owe błagania kierowane są do tego samego Boga. Czy istnieje moŜliwość, by wszystkie zostały wysłuchane, Damask? – Będę się modlić za królową – oświadczyłam – a nie o taką czy inną formę religii. Katarzyna jest naszą rówieśnicą, Kate. To tragiczne. Czy będzie musiała dać głowę? – Stronnictwo reformatorskie przeŜywa chwile grozy. Obawia się, Ŝe do tego nie dojdzie, poniewaŜ król świata poza nią nie widzi. – Jeśli to prawda, nigdy jej nie opuści. – Podobno takie właśnie przekonanie Ŝywi sama Katarzyna, ale ma przeciwko sobie tęgie głowy. Słyszałam, Ŝe przepytywał ją arcybiskup Cranmer. Wydaje mi się, Ŝe trudno zaliczyć go do jej przyjaciół. Po tej rozmowie bez przerwy myślałam o biednej królowej. WyobraŜałam sobie, jakie musi przeŜywać katusze, ilekroć przypomni sobie los kuzynki, Anny Boleyn, zwłaszcza Ŝe brakuje jej rozsądku i mądrości poprzedniczki. Biedna niewykształcona Kasia Howard. Miała pecha, Ŝe wpadła królowi w oko. Potem jednak przestałam o niej myśleć, poniewaŜ spotkało mnie coś cudownego. Nim Kate wyruszyła w drogę powrotną do zamku Remusa, zorientowałam się, Ŝe jestem brzemienna. Gdy powiedziałam o tym Brunonowi, bardzo się ucieszył. Zapomniał o nieporozumieniu związanym z pojawieniem się Honey. Pragnął tego dziecka – koniecznie chciał mieć syna. Z prawdziwą radością doszłam do wniosku, Ŝe wykazywana przez niego ojcowska duma jest typowo ludzką cechą. Chętnie rozmawialiśmy o spodziewanym potomku. W tym czasie udało mi się włączyć do naszego maleńkiego kręgu Honey. Brunon rzadko się do niej odzywał i okazywał jej całkowitą obojętność, lecz przynajmniej mała mogła z nami przebywać. Pogodziła się z tym, a poniewaŜ Brunon ją ignorował, traktowała go tak samo. Cieszyłam się jednak, Ŝe juŜ się go nie boi i Ŝe na jego widok nie próbuje ukrywać się w fałdach mojej spódnicy. Zatrudniliśmy więcej ludzi. Parę tygodni po wyjeździe Kate w opactwie pojawiło się kilku męŜczyzn, którzy zaproponowali swoje usługi, poniewaŜ
wiedzieli, Ŝe czeka nas mnóstwo pracy. Przyjęłam teŜ nowe słuŜące. Miałam teraz nawet gospodynię, panią Crimp, która ku mojej radości bardzo polubiła Honey. Podejrzewałam, Ŝe niektórzy z męŜczyzn, którzy pojawiali się u nas w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia, doskonale znali opactwo i pracowali w nim juŜ wcześniej. Prawdopodobnie w przeszłości byli braćmi zakonnymi. Przyjmując ich, naraŜaliśmy się na niebezpieczeństwo, ale w obecności Brunona czułam się bezpiecznie. Poza tym bez przerwy myślałam o dziecku i nie mogłam się go doczekać. Kochałam Honey i bardzo się o nią troszczyłam, wiedziałam jednak, Ŝe nic nie dorówna uczuciom, którymi będę darzyć własną pociechę. śyłam w swoim maleńkim światku. Nie interesowały mnie zbytnio nowiny dochodzące z dworu. W Tower przesłuchiwano męŜczyzn, którzy w przeszłości byli kochankami królowej. Czasami, gdy płynęłam po rzece, spoglądałam na szare mury i przed oczyma stawały mi krwawe sceny rozgrywające się w salach tortur. Jeszcze jakiś czas temu z pewnością zatrzymałabym się przy nich nieco dłuŜej, wracając pamięcią do pobytu ojca w tym okropnym miejscu. Lecz radość z powodu oczekiwanego dziecka brała górę nad wszystkimi innymi uczuciami. Często powtarzałam sobie: „PrzecieŜ król ją kocha. Wcale nie chce się pozbyć swojej Kasi. Nie pozwoli jej umrzeć". Udostępniliśmy podróŜnym jeden z funkcjonujących dawniej domów gościnnych, więc przez opactwo zaczęli przewijać się róŜni ludzie. To od nich dowiedzieliśmy się, jak bardzo cierpiał król, gdy dowiedział się o przeszłości Ŝony. Był zrozpaczony, bo tuŜ przed wysłuchaniem owej historii powiedział swojemu spowiednikowi, biskupowi Lincolnowi, Ŝe ku swej ogromnej radości w końcu odkrył małŜeńskie rozkosze i pragnie, by biskup zorganizował modły dziękczynne. Henryk pragnął wyrazić Bogu wdzięczność za to, Ŝe w końcu obdarzył go kochającą i cnotliwą królową. Doszły nas takŜe słuchy, Ŝe gdy postawiono królowej konkretne zarzuty, dostała szału, a wiedząc, Ŝe król modli się właśnie w małej kaplicy na końcu długiej galerii w Hampton Court, z histerycznym krzykiem ruszyła biegiem w tamtą stronę. Osoby, które miały jej pilnować, siłą zaprowadziły ją z powrotem do komnat. Wszyscy wyczuwali zbliŜające się nieszczęście. Król mógł zrobić dosłownie wszystko. Miał do czynienia z dwoma stronnictwami – papistów i antypapistów – na dodatek w jego oczach członkowie obu frakcji mogli być zdrajcami, poniewaŜ wszyscy ludzie nie akceptujący stworzonej przez niego religii byli wrogami, których naleŜało karać śmiercią. Postawił sprawę jasno – zmieniła się tylko głowa
Kościoła i miejsce papieŜa zajął król. Henryk nienawidził papieŜa w takim samym stopniu jak Marcina Lutra. Lecz ja myślałam tylko o dziecku. Nie zwracałam uwagi na fakt, Ŝe atmosfera w opactwie zmienia się dosłownie z dnia na dzień, i od momentu kiedy zaszłam w ciąŜę, jestem traktowana z niezwykłym respektem, który dotychczas okazywano tylko Brunonowi. Matka, usłyszawszy, Ŝe jestem brzemienna, nie posiadała się z radości. Pojawiła się w opactwie z ziołami i niektórymi ze swoich naparów. Odwiedzałam ją, by porozmawiać, jak zazwyczaj robią to kobiety. W tym okresie stałyśmy się sobie bliŜsze niŜ kiedykolwiek wcześniej. Uwielbiałam bliźniaków – Petera i Paula – dwóch zgrabnych krzepkich chłopców. Matka dosłownie szalała na ich punkcie i nie spuszczała ich z oka. Zdołali nawet oderwać ją od ogrodu. Bez przerwy rozprawiała o ich usposobieniu, inteligencji i urodzie. Nie chciała wsadzać ich w pieluszki, poniewaŜ energicznie przeciw temu protestowali, a ona lubiła, gdy machali małymi noŜynami. Nasze pogawędki zaczęły sprawiać mi przyjemność. Matka miała dla mnie mnóstwo dobrych rad. Akuszerkę, która przyjmowała bliźniaki, uwaŜano za najlepszą w okolicy, dlatego ja równieŜ miałam skorzystać z jej usług, a przynajmniej matka bardzo na to nalegała. Przygotowywała wyprawkę dla mojego dziecka, choć niewątpliwie wolałaby uszyć coś dla swych uwielbianych bliźniaków. Często do niej zachodziłam, poniewaŜ przestałyśmy być matką i córką, a stałyśmy się dwiema kobietami, które rozmawiają o tym, co najbardziej leŜy im na sercu. Przyznała się, Ŝe chciałaby mieć więcej dzieci, lecz nawet jeśli jej się to nie uda, niezmiernie będzie się cieszyć z dwóch zdrowych chłopców. Pewnego dnia ogarnęło mnie jednak przeraŜenie. Siedząc w komnacie, w której matka zazwyczaj coś szyła, pod kaftanikiem, którym właśnie się zajmowała, znalazłam ksiąŜkę. Matka zasadniczo nie lubiła czytać, w związku z tym byłam bardzo zdumiona, a moje zdziwienie jeszcze bardziej wzrosło, gdy wzięłam broszurkę do ręki. Otworzyłam ją i przejrzałam, a robiąc to poczułam przyspieszone bicie serca. Była to rozprawa w prosty sposób przedstawiająca nową religię. Kiedy w komnacie pojawiła się matka, szybko zamknęłam ksiąŜkę, lecz nie mogłam przestać o niej myśleć. W końcu zapytałam: – Mamusiu, co to za ksiąŜka? – Jest potwornie nudna – odparła, krzywiąc usta – staram się jednak przez nią
przebrnąć, by sprawić przyjemność twojemu ojczymowi. – Chciał, Ŝebyś ją przeczytała? – Wręcz bardzo nalegał. – Mamusiu, sądzę, Ŝe nie powinnaś zostawiać jej w miejscu, gdzie kaŜdy moŜe wziąć ją do ręki. – Dlaczego? To tylko ksiąŜka. – Chodzi o jej treść. Ta ksiąŜka świadczy o zainteresowaniu religią reformowaną. – Tak? – zapytała. – Jeśli chcesz sprawić mi przyjemność, spróbuj być bardziej ostroŜna. Poklepała mnie po dłoni. – Jesteś podobna do ojca – stwierdziła. – Widzisz problemy tam, gdzie ich nie ma. Spójrz, to juŜ jest za ciasne na Paula. Nigdy nie mogę się nadziwić, Ŝe dzieci tak szybko rosną! To znaczy, Ŝe Simon Caseman interesuje się religią reformowaną – pomyślałam. Przypomniało mi się opactwo, gdzie ku mojemu przeraŜeniu stopniowo, powoli, lecz nieuchronnie wracały dawne obyczaje. Przyszło mi na myśl, Ŝe łatwo moŜna uznać Simona Casemana i Brunona za zdrajców. Pierwszego za posiadanie w domu zakazanej ksiąŜki, a drugiego za sprowadzanie mnichów do niedawno nabytego opactwa. Jeszcze jakiś czas temu szybko poszłabym do domu i omówiła tę sprawę z Brunonem. Mogłabym nawet posunąć się do tego, by ostrzec Simona Casemana, lecz ku własnemu zdziwieniu uznałam te sprawy za mało istotne, gdyŜ w tym właśnie momencie poczułam pierwsze ruchy dziecka i zapomniałam o boŜym świecie. Tak samo jak matka Ŝyłam w maleńkim kręgu, w którym liczył się jedynie cud Ŝycia. MoŜe tak zachowują się wszystkie brzemienne niewiasty. ZbliŜało się BoŜe Narodzenie, więc udekorowałam komnatę Honey ostrokrzewem i bluszczem, przy okazji opowiadając jej o narodzinach Jezusa. W okresie poprzedzającym święta duŜo się mówiło o sprawach króla. Wspomniała o nich nawet moja matka. Wszyscy bardzo współczuli królowej, która od chwili kiedy przedstawiono jej zarzuty, cierpiała na histerię. Zdaniem niektórych świadczyło to ojej winie. – Nawet jeśli biedaczka miała kochanka – powiedziałam matce, gdy
siedziałyśmy nad szyciem – czy to coś złego? – Jak moŜna robić to bez ślubu?! – zawołała matka przeraŜona. – Wierzyła, Ŝe jest Ŝoną Derehama. – W takim razie zasługuje na śmierć, poniewaŜ wyszła za mąŜ za króla. – Zycie wyjątkowo okrutnie obchodzi się z kobietami – oświadczyłam. Matka wydęła usta. – Nie z tymi, które są dobrymi Ŝonami. – Biedna Kasia Howard! Jest za młoda, by rozstawać się z Ŝyciem. Lecz matka wcale nie przejmowała się losem młodziutkiej dziewczyny. Doszłam do wniosku, Ŝe w świecie, w którym śmierć jest chlebem powszednim, Ŝycie nie ma naprawdę zbyt duŜej wartości. Przed BoŜym Narodzeniem stracono Francisa Derehama i Thomasa Culpepera. Culpeperowi ścięto głowę, lecz Dereham nie mógł się poszczycić szlachetnym urodzeniem, został więc powieszony, a potem poćwiartowany, jak kaŜdy zdrajca. Nie mogłam przestać o nich myśleć – moim zdaniem jedyne przestępstwo tych biednych młodych męŜczyzn polegało na tym, Ŝe kochali królową. Po ich śmierci myśleliśmy, Ŝe na tym koniec. Przekonani o miłości króla do Katarzyny Howard, liczyliśmy na to, iŜ jej wybaczy. Niestety stało się inaczej. Królowa miała zbyt wielu wrogów. PoniewaŜ pochodziła z rodziny Howardów, była katoliczką, a wielu ministrów nie Ŝyczyło sobie, by jakikolwiek katolik miał wpływ na króla. Los królowej został przypieczętowany, gdy ministrowie Henryka bez jego wiedzy przekazali za granicę informacje na temat złego prowadzenia się Katarzyny. Potem w grę wchodził juŜ honor króla, który pragnąc zachować godność, nie mógł jej wybaczyć. Franciszek I wysłał wyrazy współczucia. Był zaszokowany „ogromnymi nieprzyjemnościami i kłopotami, w jakie ostatnio popadł jego drogi brat za sprawą niestosownego zachowania kobiety, którą do niedawna określano mianem królowej". Zrozpaczony, zraniony i upokorzony król zawrzał chęcią zemsty, dlatego nie próbował nawet ratować Katarzyny. W ponury lutowy dzionek Ŝona króla powędrowała na Tower Hill, gdzie sześć lat temu podobny los spotkał jej kuzynkę, Annę Boleyn. Tego dnia w całym kraju zapanowała cisza. W krótkim czasie mieliśmy pięć królowych – z dwiema król się rozwiódł, jedna zmarła podczas porodu (kto wie, jaki spotkałby ją los, gdyby przeŜyła?), a następne dwie zostały ścięte!
Ludzie doszli do wniosku, Ŝe na tronie siedzi potwór. Gdy pojawiał się podczas uroczystości publicznych, zamiast przystojnego zlocistowłosego chłopca, który trzydzieści lat wcześniej był zakochany po uszy w swej hiszpańskiej małŜonce, widzieli otyłego męŜczyznę o szpetnej fioletowej twarzy, zaciśniętych ustach, oczach przypominających szparki, z ropiejącym wrzodem na nodze. Opuszczali wówczas wzrok, mimo to nie śmieli wznieść innego okrzyku niŜ: „Niech Ŝyje król!" Przypominali sobie, Ŝe niezaleŜnie od wszystkiego, Henryk nadal jest ich władcą. Moje dziecko miało się urodzić w czerwcu. Im większy miałam brzuch, tym bardziej się niecierpliwiłam. Jeden z naszych ludzi, męŜczyzna, który w przeszłości najprawdopodobniej pomagał bratu Ambrose'owi, załoŜył mi na tyłach domu opata niewielki ogródek. Matka chętnie udzielała mi rad i przysyłała sadzonki. Bardzo polubiłam to zajęcie. Siadywałam więc w ogródku z igłą w ręce i obserwowałam bawiącą się Honey. Miała ponad dwa latka i była bardzo ruchliwym dzieckiem. Powiedziałam jej, Ŝe wkrótce będzie miała towarzystwo. Od tego czasu codziennie dopytywała się, jak długo jeszcze ma na nie czekać. Matka przy kaŜdym spotkaniu zasypywała mnie radami. Stała się częstym gościem w opactwie. Zastanawiałam się, czy domyśla się, Ŝe niektórzy spośród naszych ludzi byli niegdyś mnichami, i czy wspomni o tym Simonowi. Przypomniałam sobie ksiąŜkę, którą niegdyś widziałam w komnacie matki. Jeśli Simon interesuje się nową religią, łatwo moŜe wyrządzić nam krzywdę. Poza tym wciąŜ nie mógł mi wybaczyć, Ŝe odrzuciłam jego oświadczyny i razem z Brunonem zamieszkałam w opactwie. Jednak i on łamał królewskie prawo, więc musiał bardzo uwaŜać. Matka nie zauwaŜyła niczego dziwnego. Jej jedyne komentarze dotyczyły kształtu mojego brzucha, poza tym wciąŜ powtarzała, Ŝe gdy tylko poczuję pierwsze skurcze, mam natychmiast dać znać do dworu Casemana, wówczas ona pośle po akuszerkę i przyjdzie do mnie. Ta wersja miała wejść w Ŝycie jedynie wówczas, gdyby okazało się, Ŝe błędnie obliczyłyśmy termin, poniewaŜ akuszerka miała zamieszkać w opactwie kilka dni przed tym wydarzeniem. W kwietniu – dwa miesiące przed spodziewanymi narodzinami dziecka – zauwaŜyłam, Ŝe Brunon bardzo się zmienił. Często bywał roztargniony. Czasami w ogóle mi nie odpowiadał na pytania. – Brunonie – powiedziałam. – Odbudowa opactwa musi pochłaniać ogromne
sumy. CzyŜbyś niepokoił się o związane z tym wydatki? Spojrzał na mnie zdumiony. – Skąd wziął ci się taki pomysł? – Sprawiasz wraŜenie bardzo niespokojnego. Zmarszczył brwi. – MoŜe martwię się o ciebie. – O mnie? AleŜ ja bardzo dobrze się czuję. – CiąŜa to trudny okres. – Nie bój się. Wszystko będzie w porządku. – Uspokoję się, gdy będę miał juŜ syna. – Nie podoba mi się, Ŝe wciąŜ mówisz o synu. A jeśli urodzi nam się córka? – Moje pierwsze dziecko musi być synem – oświadczył, a na jego twarzy pojawiło się to, co dawno temu uznałam za „minę wieszcza". – Zobaczysz, Ŝe tak będzie – ciągnął z całkowitą pewnością siebie. Na chwilę zdołał mnie przekonać, Ŝe posiada jakąś specjalną moc. Uśmiechnęłam się zadowolona. Tak samo będę kochać i syna, i córkę, lecz jeśli Brunonowi tak bardzo zaleŜy na tym, by to był syn, niech tak będzie. – Cieszę się, Ŝe nie masz problemów z pieniędzmi. Musisz być niezmiernie bogaty. Wiem, Ŝe na razie opactwo nie przynosi zbyt wielkich zysków. – Błagam cię, Damask, zostaw te sprawy mnie. – W takim razie nie będę się tym kłopotać. Choć moŜe powinieneś z dalszą odbudową zaczekać, aŜ folwark i młyn zaczną przynosić zyski. Roześmiał się, a w jego oczach pojawił się fanatyczny błysk. – Spróbuj uwierzyć, Ŝe jestem w stanie zrealizować wszystkie zamierzenia. Podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło. – Twoje jedyne zadanie, Damask, to urodzenie mi syna. – Ja teŜ nie mogę się tego doczekać – zapewniłam go. Kilka dni później, obudziwszy się w środku nocy, zauwaŜyłam, Ŝe jestem w łóŜku sama. PoniewaŜ było juŜ po północy, zastanawiałam się, czy Brunon poszedł do skryptorium. Często rozmawiał tam z Valerianem, myślałam więc, Ŝe sprawdzają wydatki. W głębi duszy dręczyła mnie uporczywa myśl, Ŝe jest niespokojny o pieniądze. Wstałam z łóŜka i powędrowałam na paluszkach do komnaty Honey. Spokojnie spała. Po powrocie do sypialni, którą dzieliłam z Brunonem, podeszłam do okna i wyjrzałam na zewnątrz. W skryptorium było ciemno, a zatem Brunon musiał być
gdzie indziej. Usiadłam we wnęce okiennej i spojrzałam na kruŜganki, szare mury i wszystkie widoczne stąd zabudowania. Zastanawiałam się, czy stary opat, nie mogąc zasnąć, siadywał w tym oknie i spoglądał na swoje królestwo. Widać stąd było wysoką wieŜę klasztornego kościoła, a za nią majaczył pierwszy z trzech stawów rybnych. Srebrne światło księŜyca odbijało się od powierzchni wody. Czując ruch dziecka, uspokajająco połoŜyłam dłoń na brzuchu. – JuŜ niedługo, moje maleństwo – mruknęłam. – Wierz mi, Ŝe nie było dotąd dziecka, którego wypatrywano by z taką radością. Marzyłam o tej dziecinie, choć wcale nie uwaŜałam, Ŝe musi to być chłopiec. Wiedziałam jednak, jak bardzo zaleŜy na tym Brunonowi i pozostałym mieszkańcom opactwa. Wszyscy z ogromnym szacunkiem i respektem oczekiwali na poród. Doskonale rozumiałam, jak czuła się królowa Anna Boleyn, będąc w ciąŜy. Wiedziała, Ŝe musi wydać na świat chłopca. Zastanawiałam się, jak powitała pojawienie się lady ElŜbiety. I późniejsze narodziny martwego chłopca. Potem nagle ocknęłam się z zadumy, gdyŜ w jasnym świetle księŜyca zobaczyłam sunącą po murawie postać. ZauwaŜywszy habit, jaki niegdyś nosili mnisi od Świętego Brunona, oraz osłaniający głowę kaptur, uznałam, Ŝe to duch. Duch, którego widziałam, odwiedzając grób ojca. Wstałam i połoŜyłam dłonie na brzuchu, jakbym próbowała uspokoić dziecko. Zjawa zbliŜała się od strony podziemnych korytarzy i wyraźnie kierowała się do skryptorium. Nagle odwróciła głowę, by zerknąć na budynek, w którym niegdyś mieszkali mnisi. Przy tym ruchu kaptur zsunął się jej na ramiona, a ja zobaczyłam, Ŝe to Brunon. Szybko z powrotem nakrył głowę i ruszył w stronę skryptorium. Potem błysnęło tam światło latarni. Postanowiłam wrócić do łóŜka. Byłam zdumiona. Nie dziwiło mnie, Ŝe poszedł w nocy do skryptorium – coś mogło przyjść mu do głowy. Lecz niecodzienny wydawał mi się kierunek, z którego przyszedł, nie mogłam teŜ zrozumieć tajemniczego stroju mnicha. Nabrałam pewności, Ŝe duchem, który ponoć nawiedzał opactwo, był Brunon. Wróciłam do łóŜka, połoŜyłam się i nie przestawałam rozmyślać. Widocznie w końcu zasnęłam, poniewaŜ gdy się obudziłam, był ranek i Brunon leŜał obok mnie. Postanowiłam, Ŝe nic mu nie powiem na ten temat. Moja decyzja wyraźnie wskazywała na zmianę istniejących między nami stosunków.
Mniej więcej tydzień po tym wydarzeniu Brunon przyszedł do salonu, w którym czytałam Honey ksiąŜkę, i oświadczył, Ŝe chce mi coś powiedzieć. – Damask – zaczął – muszę wyjechać na jakiś czas. – Wyjechać?! – zawołałam. – Dokąd? – Na kontynent. – Po co? Na jego twarzy pojawiła się lekka irytacja. – W interesach. – Czy to ma coś wspólnego z opactwem? – Zdajesz sobie chyba sprawę – wyjaśniał z ogromną cierpliwością – Ŝe odbudowa opactwa szybko posuwa się do przodu. – ZauwaŜyłam – odparłam – Ŝe z kaŜdym dniem coraz bardziej przypomina ono dawny klasztor. – Co ty moŜesz wiedzieć o dawnym klasztorze, Damask? Nigdy tu nie byłaś. Widziałaś wszystko jedynie z zewnątrz. – Dałeś tu pracę kilku byłym mnichom – stwierdziłam – którzy traktują cię jak opata. – UwaŜają mnie za swojego pana, poniewaŜ nim jestem. Wykonują swoje zadania na równi z innymi robotnikami. – RóŜnica polega na tym, Ŝe oni pracowali tu juŜ wcześniej. Uprawiali rolę, piekli chleb i łowili ryby... przez cały czas Ŝyjąc w odosobnieniu. Czym się róŜni ich dawne zajęcie od obecnego? – Wszystkim – odparł Brunon z lekkim westchnieniem. – Wówczas obowiązywała tu reguła zakonna, o której nie masz bladego pojęcia. Teraz jest to świecka rezydencja. Tak się składa, Ŝe wygląda jak klasztor, poniewaŜ niegdyś rzeczywiście nim była. Błagam, nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. – Zawsze mówiłam to, co myślę, i nadal mam zamiar tak robić. – Zaczynała mnie ogarniać złość, obawiałam się jednak, Ŝe to moŜe zaszkodzić dziecku, dokończyłam więc potulnie: – Mówiłeś, Ŝe wyjeŜdŜasz za granicę. – Tak, ale nie wiem, jak długo to potrwa. Prawdopodobnie kilka tygodni lub nieco dłuŜej. – Dokąd jedziesz, Brunonie? – Do Francji... moŜe do Niderlandów. Nie masz się czego obawiać. Zatroszczą się tu o ciebie. – Nie boję się o siebie – rzekłam. – Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Po co
jedziesz? – Mam pewne sprawy do załatwienia. – Czy są to sprawy związane z opactwem? Był wyraźnie zniecierpliwiony moją dociekliwością. – Droga Damask, przebudowa opactwa to kosztowne przedsięwzięcie. Jeśli mamy nadal to robić, powinniśmy się postarać, by zaczęło przynosić zyski. Na kontynencie jada się pewne bardzo smaczne korzenie. Chciałbym się z nimi zapoznać. Mam na myśli marchew i rzepę, których na razie nie uprawia się w naszym kraju. Chcę dowiedzieć się o nich wszystkiego i moŜe przywieźć je ze sobą. Chmiel, z którego robi się piwo, rośnie przede wszystkim w Holandii. By zapoznać się z tymi roślinami, muszę tam pojechać i osobiście wszystko zobaczyć. To było rozsądne wyjaśnienie, jednak przypomniałam sobie jego nocną eskapadę i zastanawiałam się, czemu włoŜył wówczas mnisi habit. Wyraźnie chodziło mu o to, by uchodzić za ducha, a to oznaczało, Ŝe nie chciał, by go ktoś zobaczył i rozpoznał. Bardziej zaleŜało mu na tym, by napędzić wszystkim strachu. Tkwiła w tym jakaś tajemnica. Gdyby nie to, Ŝe była przy mnie Honey, prawdopodobnie nie zdołałabym opanować ciekawości i poprosiłabym o wyjaśnienie. Lecz ta sprawa na razie musiała zaczekać. Później ponownie zaczęłam się nad tym zastanawiać. Doszłam do wniosku, Ŝe im więcej wiem o Brunonie, tym mniej go znam. Czasami wydawał mi się kimś całkiem obcym. Poza tym tak wyraźnie oburzała go moja ciekawość, Ŝe relacja między nami ulegała szybkiej zmianie. Kilka dni później wyjechał. Pewnego dnia podczas nieobecności Brunona do opactwa przyjechał Rupert. Zawołałam stajennego, Ŝeby zabrał konia, a potem poprowadziłam gościa do słonecznego salonu i kazałam przynieść wina. Kiedy pojawiła się Honey, Rupert wziął ją na ręce i posadził sobie na kolanach. Natychmiast się ze sobą zaprzyjaźnili. – Czy u ciebie wszystko w porządku? – zapytał wyraźnie zmartwiony. Odparłam, Ŝe czuję się całkiem dobrze. ZauwaŜyłam, Ŝe zasmakowało mu wino Eugene"a. Wyjaśniłam więc, Ŝe Eugene zrezygnował z pracy na dworze Casemana i przeszedł do nas. – Wygląda na to, Ŝe na dawnych gruzach powstaje nowe opactwo – skomentował. – Nieprawda – zaprzeczyłam szybko. – Jest to zwyczajna prywatna rezydencja. Mamy do dyspozycji mnóstwo zabudowań i ogromny areał, który trzeba jakoś
wykorzystać. Prawdę mówiąc, bardzo nam zaleŜy, by ziemia zaczęła przynosić jakiś dochód. Rupert zapytał, czy przed wyjazdem mógłby zobaczyć nasze pola uprawne. Obiecałam, Ŝe mu je pokaŜę. Na pytanie, jak mu się wiedzie, odparł, Ŝe jest bardzo zadowolony ze swojej ziemi. Ma przytulny, acz niewielki dworek, który otrzymał w darze od Ŝyczliwego szwagra, choć najprawdopodobniej zawdzięcza to naleganiom Kate. – Oczywiście moja rezydencja nie jest tak okazała jak zamek Remusa czy opactwo Świętego Brunona, ale w zupełności mi wystarcza. Spojrzał na mnie z utęsknieniem. – Rupercie, powinieneś się oŜenić – oświadczyłam. – Nie mam na to ochoty – odparł. – Masz dobrych słuŜących? – Tak. – W takim razie moŜesz nie odczuwać takiej potrzeby, ale na pewno przydałyby ci się dzieci. Nie wątpię, Ŝe byłbyś wspaniałym ojcem... i dobrym męŜem. – Myślę – powiedział, patrząc na mnie spokojnie – Ŝe juŜ do końca Ŝycia zostanę kawalerem. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Wiedziałam, o co mu chodzi – poniewaŜ nie zgodziłam się wyjść za niego za mąŜ, nie chciał nikogo innego. Doszłam do wniosku, Ŝe to się jeszcze zmieni. Gdy Rupert będzie nieco starszy, na pewno się oŜeni. Chciałam, by to zrobił, bo bardzo go lubiłam i uwaŜałam, Ŝe powinien zaznać radości, jaką jest posiadanie dzieci. Kiedy zjadł upieczone przez Clementa ciasto z wrotyczu, dosiadłam swojego rumaka i we dwójkę objechaliśmy pola uprawne. Rupert bacznie im się przyglądał. Oświadczył, Ŝe ziemia naleŜąca do opactwa jest bardzo dobra. Jego zdaniem, w ciągu kilku lat nasz folwark powinien zacząć przynosić całkiem niezłe dochody. Powiedziałam mu, Ŝe Brunon wybrał się na kontynent, by zapoznać się z uprawą korzeni jadalnych, które warto byłoby sprowadzić do Anglii. Rupert słyszał juŜ coś o nich i teŜ miał zamiar zasadzić je u siebie. Anglicy powoli zaczynali doceniać od lat cieszące się na kontynencie duŜą popularnością potrawy, noszące nazwę „sałatek". Królowa Katarzyna Aragońska miała do nich ogromną słabość, lecz składniki zawsze musiała sprowadzać z Holandii. Teraz będziemy mogli uprawiać warzywa u siebie i gdyby następna królowa lubiła sałatki, mogłaby skorzystać z tego, co urosło w angielskich ogrodach. Kiedy nikt nie mógł nas podsłuchać, Rupert zbliŜył do mnie swojego konia i
powiedział szeptem: – Boję się o ciebie, Damask. – Czemu? – zapytałam. – Zaniepokoiły mnie słowa Simona Casemana. – Nigdy zbytnio nie ufałam temu człowiekowi. Co on takiego powiedział? – Stwierdził, Ŝe twój mąŜ zachowuje się jak opat, a to, co się u was obecnie dzieje, bardzo przypomina dawne czasy. – O co mu chodziło? – Chyba o to, Ŝe na teren dawnego klasztoru wróciło kilku mnichów. – Pracują na roli, w młynie i w domu. – To moŜe być niebezpieczne, Damask. – Nie robimy niczego niezgodnego z prawem. – Co do ciebie jestem tego całkowicie pewien, lecz w okolicy krąŜy mnóstwo plotek. Ludzie wiedzą, Ŝe mnisi pracują jak niegdyś na swojej ziemi. – Ale nie robimy nic złego – obstawałam przy swoim. – Problem polega na tym, Ŝe nie wystarczy przestrzegać królewskiego prawa, trzeba jeszcze stwarzać pozory, Ŝe tak właśnie się postępuje. Niepokoi mnie, Ŝe usłyszałem o tym z ust Simona Casemana. – Jest zły, poniewaŜ sam miał chrapkę na opactwo. – Damask, gdybym kiedykolwiek był ci potrzebny, wiesz, gdzie mnie szukać. – Dziękuję, Rupercie. Zawsze byłeś dla mnie bardzo dobry. Po jego wyjeździe nadal o nim myślałam. Zycie byłoby znacznie prostsze, gdybym była w stanie pokochać jego zamiast Brunona. Lecz miłość prawie nigdy nie kieruje się mądrością. Wmawiałam sobie, Ŝe niczego nie Ŝałuję. Niemniej prawdziwą przyjemność sprawiała mi świadomość, Ŝe Rupert nadal jest moim wiernym przyjacielem. Nadszedł czerwiec. Jakiś czas temu Brunon wrócił z kontynentu. Niewiele miał mi do powiedzenia na temat wyprawy, a ja nie interesowałam się tym zbytnio, bo zbliŜały się narodziny dziecka. Matka odwiedzała mnie niemal kaŜdego dnia. Uznawszy, Ŝe moje zdrowie nie budzi Ŝadnych obaw, całą uwagę skierowała na stan naszego ogródka, uprawianego przez Jamesa, który mógł mieć około trzydziestki. Nigdy nie pytałam, czy był mnichem, czy jedynie braciszkiem zakonnym. Doszłam do wniosku, Ŝe lepiej tego nie wiedzieć. W kaŜdym razie doskonale znał się na roślinach i moje róŜe mogły rywalizować z kwiatami matki.
Usiadłyśmy w ogrodzie i rozmawiałyśmy o niemowlętach. Mama wspominała ciekawsze wydarzania z mojego wczesnego dzieciństwa, lecz przede wszystkim rozprawiała o Paulu i Peterze. Snując swoje opowieści, przez cały czas miała zajęte ręce, bo wykonywała szal dla mojego dziecka. Ku własnemu zaskoczeniu doszłam do wniosku, Ŝe obecnie jest duŜo szczęśliwsza niŜ dawniej. Nie byłam w stanie pojąć, Ŝe moŜe uwaŜać Simona Casemana za lepszego męŜa niŜ mój ojciec, tak jednak wyglądała prawda. Powiedziała mi, Ŝe widziała się z akuszerką, która zapewniła ją, iŜ spodziewa się u mnie całkiem normalnego porodu. Miałam po nią posłać, gdy tylko zaczną się pierwsze bóle. Poczułam nagły przypływ miłości. – Nie przypuszczałam, Ŝe tak bardzo będziesz się o mnie troszczyć – wyznałam. – No wiesz! – odparła z rumieńcem na twarzy. – CzyŜ nie jesteś moim dzieckiem? Ze zdumieniem doszłam do wniosku, Ŝe to, co było dla mnie wielką tragedią, dla matki w jakiś sposób stanowiło ucieczkę. Uznałam, Ŝe Ŝycie jest bardzo dziwne i nie ma w nim rzeczy ani całkiem złych, ani całkiem dobrych. Kilka dni później zaczęły się bóle, lecz dzięki staraniom matki akuszerka przebywała juŜ na terenie opactwa. Poród nie trwał zbyt długo, a świadomość, Ŝe wkrótce będę mogła trzymać w ramionach własne dziecko, pozwalała mi przezwycięŜyć ból. Była to cięŜka przeprawa, ale tak pragnęłam niemowlęcia, Ŝe byłam gotowa znieść wszystko. W tym momencie rozumiałam męczenników bez protestów poddających się torturom i czekających na śmierć. Gdy było juŜ po wszystkim, usłyszałam krzyk dziecka. W tym momencie serce mocniej zabiło mi w piersi. Zobaczyłam matkę, akuszerkę i Brunona. – Co z moją dzieciną...? – zaczęłam. Matka uśmiechnęła się. – Urodziłaś pięknego i zdrowego bobasa. Wyciągnęłam ręce. – Zaczekaj chwilę, Damask. Zaraz zobaczysz swoją śliczną małą córeczkę. A więc mam dziewczynkę! Łzy napłynęły mi do oczu. Ogarnęła mnie całkowita pewność, Ŝe przez cały czas chciałam mieć właśnie dziewczynkę. Zerknęłam na Brunona. Nie odezwał się ani słowem. Na pewno będzie chciał zobaczyć córkę.
Ale oto i dziecko. PołoŜyli mi je w ramiona, a ja pomyślałam: „To najszczęśliwsza chwila w moim Ŝyciu". Wiedziałam, Ŝe Brunon koniecznie chciał mieć chłopca, nie przyszło mi jednak na myśl, iŜ będzie tak bardzo zawiedziony. Prawie nie spojrzał na dziecko. Z kolei ja nie odrywałam od niego wzroku. Przez kilka pierwszych nocy budził mnie koszmarny sen, a wówczas zrywałam się z łóŜka i wołałam opiekunkę. – Moje dziecko! Gdzie jest moje dziecko? Musiano mnie zapewniać, Ŝe mała śpi spokojnie w swoim łóŜeczku. Chrzciny były bardzo skromne – na pewno duŜo uroczyściej wyglądałyby, gdybym urodziła chłopca. Brunon prawie w ogóle nie interesował się naszą córeczką. Nadal przeŜywał potworny zawód związany z płcią dziecka. Pomyślałam: „Zrekompensuję ci obojętność ojca, dziecino. Będę cię kochać za nas oboje, niczego nie będzie ci brakowało". Mała na chrzcie otrzymała imię Catharine – była to nieco zmodyfikowana wersja imienia Kate i dwóch królowych. Ja nazywałam ją po prostu swoją małą Cat. Była brzydkim dzieckiem, tak przynajmniej twierdziła akuszerka, lecz na pocieszenie szepnęła, Ŝe brzydkie dzieci z czasem ładnieją. Uwierzyłam w to, poniewaŜ moja mała Cat z dnia na dzień robiła się coraz ładniejsza.
Koniec epoki W ciągu następnego roku zaszły ogromne zmiany. Po raz pierwszy na terenie naszej posiadłości zebraliśmy plony. Wszędzie dookoła wrzała praca. Ze stodół dochodziły odgłosy młócenia. W listopadzie trzeba było zabić kilka zwierząt i zasolić mięso, by w zimie nie zabrakło jedzenia. Jednak ja tylko częściowo zdawałam sobie z tego sprawę, poniewaŜ przez cały czas myślałam jedynie o dziecku. JeŜeli Cat kichnęła, natychmiast posyłałam po swoją matkę. Pojawiała się ze swoimi miksturami i maściami, po czym ze śmiechem uspokajała mnie, Ŝe gdy byłam mała, zachowywała się dokładnie tak samo. – Wszystkie tego typu obawy są czymś całkiem normalnym przy pierwszym dziecku – zapewniała mnie. – Zaczekaj na drugie. Przy nim będziesz duŜo spokojniejsza. Catharine rosła jak na droŜdŜach. Była radością mojego Ŝycia. Nie mogłam się nadziwić jej maleńkim rączkom i nóŜkom. Miała błękitne, wiecznie zdumione oczka, a kiedy po raz pierwszy się do mnie uśmiechnęła, moje serce wypełniła fala miłości. Nie Ŝałowałam niczego, co zdarzyło się w przeszłości, poniewaŜ to dzięki temu miałam dziecko. Jednak powoli w mój maleńki raj, który dzieliłam ze swoją dzieciną, zaczęły wdzierać się wydarzenia z zewnątrz. Pewnego dnia nadszedł list od Kate. Wybieram się do Ciebie w odwiedziny. Muszę zobaczyć swoją... kim ona właściwie jest? Chyba swego rodzaju kuzynką. Uśmiechnęłam się. Uznałam, Ŝe Kate nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała zastanawiać się, jaki stopień pokrewieństwa wiąŜe ją z moim dzieckiem. Twoim zdaniem, to najcudowniejsze dziecko na świecie, lecz opinia matki rzadko bywa miarodajna. Muszę przeto przyjechać i osobiście zobaczyć ten okaz wszelkich cnót. Remus wybiera się do Szkocji w sprawach króla. Dlaczego nie miałabym w czasie jego nieobecności odwiedzić opactwa Świętego Brunona? Cieszyłam się, Ŝe ponownie zobaczę Kate, lecz jednocześnie trochę się niepokoiłam, poniewaŜ była wnikliwym obserwatorem i bardzo interesowała się relacją między mną a Brunonem, tymczasem od przyjścia na świat Catharine wcale
nie staliśmy się sobie bliŜsi. Nie przestawałam jednak być zadowolona ze swojego dziecka. Kate przyjechała jak zwykle piękna i pełna energii. – Jak to dobrze, Ŝe nie mieszkamy daleko od siebie – oznajmiła. – Co by było, gdybym wyszła za mąŜ za jakiegoś szkockiego lorda?! Wcale nie byłoby nam tak łatwo się spotykać. – Przyjrzała mi się. – Damask! Matko Przenajświętsza! Do twarzy ci z macierzyństwem. Zaokrągliłaś się. Wyglądasz jak prawdziwa matrona. Nie, właściwie nie, ale naprawdę się zmieniłaś. A gdzieŜ jest niedościgniony ideał, który otrzymał moje imię? – Nazywam ją małą Cat – wyznałam z uczuciem. Przez chwilę podziwiała dziecko. – Tak, to rzeczywiście prawdziwa piękność. No cóŜ, Cat, co sądzisz o kuzynce Kate? Maleństwo obdarzyło Kate uroczym uśmiechem, pochyliła się więc i pocałowała małą. – No widzisz, złotko – powiedziała – na pewno zostaniemy dobrymi przyjaciółkami. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe nie tyle interesuje ją dziecko, co układy między mną a Brunonem. Opowiedziała mi sporo o Remusie. Traktowała go protekcjonalnie i z pewną dozą tolerancji, choć niewątpliwie była wdzięczna za luksus, który jej zapewnił. Razem z nią przyjechał Carey – śliczny, niemal dwuletni chlopczyna, dociekliwy, figlarny i podobny do Kate. Zainteresował się małą Cat, często więc stal przy jej łóŜeczku i wpatrywał się w nią. MoŜna było odnieść wraŜenie, Ŝe mała teŜ go lubi. Pozostawała jeszcze Honey, której od urodzenia dziecka starałam się nie zaniedbywać. ZaleŜało mi na tym, Ŝeby obie dziewczynki wychowały się jak siostry, sądzę jednak, Ŝe niezaleŜnie od wszystkiego musiała być trochę zazdrosna, poniewaŜ mimo usilnych starań, nie byłam w stanie całkowicie ukryć swego zaabsorbowania własnym dzieckiem. Osobiście kąpałam i karmiłam Catharine, lecz pilnowałam, by Honey mi pomagała. – To jedynie maleńki bobasek, Honey – mawiałam. – Mnóstwo czasu upłynie, nim będzie taką duŜą dziewczynką jak ty. Wiele musi się nauczyć. To ją trochę uspokajało. – To twoja młodsza siostrzyczka – wyjaśniałam, jednocześnie myśląc, Ŝe jeŜeli opowieść Keziah była prawdziwa, w rzeczywistości Honey jest ciotką mojego
dziecka. Teraz jednak była z nami Kate i co całkiem naturalne, Ŝycie trochę się zmieniło. Interesowało ją wszystko w opactwie. Obserwowała to z pewną dozą zazdrości. Wiedziałam, Ŝe wyobraŜa sobie siebie na moim miejscu. Ilekroć przyłączał się do nas Brunon, uświadamiałam sobie uczucia, jakimi darzy go Kate. On sam o wiele lepiej się maskował, zdawałam sobie jednak sprawę, Ŝe moja kuzynka wcale nie jest mu całkiem obojętna. Oczywiście Kate wiedziała, co dzieje się na dworze, i uwielbiała wykazywać swoją wyŜszość pod tym względem. Król rozglądał się za nową Ŝoną. – Biedny człowiek, ma potwornego pecha, jeśli chodzi o Ŝony! Niestety teraz Ŝadna z niewiast nie marzy zbytnio o tym wielkim zaszczycie. Dziewczęta drŜą, gdy król na chwilę zatrzyma na nich wzrok. Wręcz gotowe są uŜyć sparafrazowanego powiedzonka Anny Boleyn: „Nie, nie mogę zostać Ŝoną Waszej Wysokości. Wolę być kochanką". – Współczuję kobiecie, na którą padnie wybór króla – wyznałam. – MoŜesz być pewna, Ŝe tym razem będzie to wdowa. Nowa ustawa przeraŜa niezamęŜne dziewczęta. Gdyby jakowaś panna wyszła za mąŜ za króla i okazało się, Ŝe nie jest dziewicą, oskarŜono by ją o zdradę stanu. Rodzice ze strachem wysyłają swoje córki na dwór. – MoŜe Henryk w ogóle się nie oŜeni. W końcu nie jest juŜ młody. – Ma prawie pięćdziesiąt łat i sporą nadwagę. Dokucza mu naprawdę ohydny wrzód na nodze, lecz to nie zmienia faktu, Ŝe wciąŜ jest królem i dworzanie czekają na kaŜdy jego uśmiech, a ilekroć zmarszczy czoło, rzucają się do ucieczki. Dzięki temu nadal pozostaje ogromnie atrakcyjny. – CzyŜby władza była waŜniejsza niŜ uroda i młodość? – zapytałam. – Zapewniam cię, iŜ władza stanowi najwaŜniejszy element męskiego uroku. Nigdy nie pokochałabym pastucha, nawet gdyby był najprzystojniejszym męŜczyzną na świecie, lecz bez trudu zdołałabym obdarzyć uczuciem starzejącego się króla. – Stałaś się wyjątkowo cyniczna! – Wcale nie. Zawsze taka byłam. – No cóŜ, proszę, nie zerkaj na króla, bo – choć moŜe wyda ci się to nieco dziwne – przez dzień lub dwa byłoby mi smutno, gdyby pozbawiono cię głowy. – Zawsze pewnie trzymała się na karku i chcę, by nadal tam pozostała. Kochana kuzyneczko, jak miło znów cię widzieć! Nie zapominaj, Ŝe jestem Ŝoną Remusa i
dopóki nie zginie w Szkocji, co wcale nie jest takie wykluczone, bo walczy tam za króla, a bitwy bywają wyjątkowo zaciekłe, nie mogę ponownie wyjść za mąŜ. – Och, Kate, nie mów tak! – WciąŜ ta sama sentymentalna Damask! Nie martw się o mnie. Gdybym została wdową, na pewno bym sobie poradziła. – Nie miałam pojęcia, Ŝe lord Remus wyjechał do Szkocji, by walczyć. – Młoda matka nie widzi niczego poza swoim gniazdkiem. Nie wiedziałaś, Ŝe nasz król, wysławszy Ŝonę pod katowski topór, skierował uwagę – przynajmniej czasowo – na inne sprawy? Chce zostać królem Szkocji, dlatego Remus w towarzystwie Jego Wysokości księcia Norfolka pomaszerował za granicę. Słyszałam, Ŝe Szkoci zostali całkiem rozgromieni i Jego Królewska Mość Henryk ma zamiar przyłączyć się do swoich wojsk. Jak widzisz, Remus znajduje się w doborowym towarzystwie: Jego Wysokości, księcia Norfolka – wuja dwóch królowych – oraz samego króla. Ja teŜ nie mogę się skarŜyć, droga Damask, poniewaŜ nic nie sprawia mi takiej radości, jak prowadzenie z tobą dyskursów. Tak więc rozmawiałyśmy o sprawach dworu, wspominałyśmy przeszłość i odtwarzałyśmy przygody z dzieciństwa, co jest całkiem normalne u osób, które razem dorastały. Moja kuzynka z prawdziwą radością zostawiała Careya z dziećmi, a ja podczas jej pobytu duŜo rzadziej niŜ dotychczas widywałam swoją córeczkę. Towarzystwo Kate sprawiało mi ogromną przyjemność, niemniej wciąŜ musiałam się upewniać, czy mojemu dziecku nie grozi Ŝadne niebezpieczeństwo. Kate mogła się ze mnie śmiać, tak samo jak matka, ale nic nie mogłam na to poradzić. Moje dziecko było mi droŜsze niŜ wszystko inne na świecie. Obiady jadałyśmy o jedenastej przed południem, a kolację o szóstej wieczorem. Posiłki podawano w sali paradnej, gdzie wszyscy razem zasiadaliśmy do stołu. To oznaczało, Ŝe nie moŜemy prowadzić zbyt intymnych rozmów. Siedziałam po jednej stronie Brunona, a Kate po drugiej i często dostrzegałam w jej oczach figlarny błysk, którego nie byłam w stanie zrozumieć. Nie mogłam się zorientować, co do siebie czują. Kate zachowywała się beztrosko i Ŝartobliwie. Mój mąŜ zazwyczaj milczał, dostrzegałam jednak, Ŝe inaczej zachowuje się w jej obecności. Podczas pobytu Kate Clement przechodził samego siebie. Serwował ogromne kawały wołowiny i soczystej baraniny, nie brakowało wspaniałych placków, które niejednokrotnie na cześć Kate dekorował jej herbem. Czasami na stole pojawiał się teŜ bekon, ptactwo, masło i mnóstwo sera. Z kolei Brunonowi bardzo zaleŜało, Ŝebyśmy spróbowały sprowadzonej ostatnio marchwi i rzepy, które szybko
zyskiwały na popularności. Często rozmawialiśmy o pracy na roli oraz ludziach, którzy łowili ryby i przygotowywali je na nasz stół lub do sprzedaŜy. Kate uwaŜnie wszystkiego słuchała, a od czasu do czasu przekomarzała się ze mną lub z Brunonem. Dzieci były zbyt małe, by się do nas przyłączyć. Czasami, gdy przebywałam w pokoiku dziecinnym, Kate wędrowała po całym opactwie. Pewnego razu po powrocie powiedziała: – Damask, co tu się dzieje? To miejsce coraz bardziej upodabnia się do klasztoru, a Brunon zachowuje się jak król. Wątpię, czy istnieje w Anglii druga tego typu społeczność. Co ty właściwie wiesz o Brunonie? – Nie rozumiem, o co ci chodzi, Kate. – Powinnaś go znać. W końcu jest twoim męŜem. – Znam go. – Mówiąc to, wiedziałam, Ŝe kłamię. – Jak on się spisuje... jako mąŜ? – Jest bardzo zajęty. Nie brak tu roboty. – Damask, chodzi mi o to, czy jest uczuciowy i miły? Czy namiętnie cię kocha? – Zadajesz wyjątkowo duŜo pytań. – Po prostu chcę to wiedzieć, Damask. Pragnął mieć syna, prawda? Jak się zachowywał, gdy okazało się, Ŝe ma córkę? Roześmiała się niemal triumfalnie, a ja w tym momencie jej nienawidziłam, gdyŜ wyraźnie była zadowolona, Ŝe urodziłam Catharine zamiast syna, o którym marzył Brunon. – Czy chciał mieć syna? Tak, bardzo mu na tym zaleŜało. JakiŜ męŜczyzna o tym nie marzy? Był więc trochę zawiedziony. – Tylko trochę? Zazwyczaj rodzice cieszą się z tego, co mają, z wyjątkiem króla... i tych, którzy uwaŜają się za władców. Biedna Anna Boleyn! Przypłaciła głową to, Ŝe nie mogła dać królowi syna. – Została stracona, poniewaŜ królowi spodobała się inna kobieta. – Gdyby Anna urodziła chłopca, Henryk nigdy by się jej nie pozbył. Przebiegła mała Jane i jej ambitny wuj musieliby zgodzić się na to, by została nałoŜnicą, a nie Ŝoną. To niezła nauczka, prawda? Niebezpiecznie zadawać się z królami. Potem wróciła do dawnych czasów, kiedy poznałyśmy Brunona i spotykaliśmy się we trójkę na terenie opactwa. – Wszystko, co nam się przydarza, wywiera na nas jakiś wpływ – mówiła. – To,
kim jesteśmy dzisiaj, wynika z tego, co przydarzyło się nam w przeszłości. Wszyscy troje zaczęliśmy wtedy tkać określony wzór. Będziemy to robić do końca Ŝycia. – Masz na myśli Brunona, siebie i mnie? – Doskonale wiesz, Ŝe o to właśnie mi chodzi. Zawsze w jakiś sposób będziemy ze sobą związani. Przypominamy owoce... właściwie pączki stopniowo przekształcające się w owoce... Gdy przyjdzie na nas czas, po kolei zaczniemy spadać z drzewa. Lecz nim to nastąpi, zawsze będziemy znajdować się na tej samej gałęzi. Pamiętaj o tym, Damask. Przypomniałam sobie te słowa po jej wyjeździe i zastanawiałam się, co ona i Brunon powiedzieli sobie nawzajem, gdy mnie przy nich nie było. Nie wiedziałam, co między nimi zaszło. Na szczęście to wszystko wydawało się nie mieć zbyt wielkiego znaczenia. Byłam zbyt zaabsorbowana swoim dzieckiem. W grudniu król wyprawił się do Szkocji i pokonał Szkotów w Solway Moss. Nie rozmawialiśmy zbyt często o wojnie. Szkocja znajdowała się bardzo daleko od nas, lecz za zasługi dla korony król ofiarował Remusowi posiadłość na pograniczu, w związku z czym mąŜ Kate został tam jeszcze na kilka miesięcy, a ona sama ponownie przyjechała nas odwiedzić. Wiedziałam, Ŝe opuszczała nas bardzo niechętnie. Opactwo wciąŜ ją fascynowało w takim samym stopniu jak wówczas, gdy byłyśmy dziećmi. Często spacerowała sama. Byłam przekonana, Ŝe odwiedza miejsce naszych dawnych spotkań. Uparcie jednak twierdziła, Ŝe wcale nie jest sentymentalna, jedynie bawi ją wspominanie dawnych czasów w uroczym zakątku opactwa. Raz czy dwa widziałam ją z Brunonem. Byłam ciekawa, czy mój mąŜ opowiada jej o swoich planach i czy ona z kolei ostrzega go przed zbytnim upodabnianiem posiadłości do tego, czym niegdyś była. Moja kuzynka oświadczyła mi, Ŝe stałam się typową kurą domową i stuprocentową matką, a kiedy chce porozmawiać ze mną na jakiś powaŜny temat, moje myśli nie wykraczają poza próg pokoju dziecinnego. ZauwaŜyłam, Ŝe w jej pojęciu „powaŜna rozmowa" to zwykłe plotkowanie. Przyznała mi rację, dodała jednak, Ŝe plotka leŜy u podstaw wszystkich najciekawszych wydarzeń. Teraz powinnam to juŜ wiedzieć. Ponownie nadszedł czerwiec – pierwsze urodziny Catharine. Clement upiekł dla niej ciasto i urządziliśmy w pokoiku dziecinnym niewielką ceremonię.
Podejrzewam, Ŝe Carey i Honey mieli więcej radości niŜ Catharine, była jednak bardzo pogodnym brzdącem, a gdy obserwowała pozostałe dzieci, co chwilę jej oczka robiły się okrągłe ze zdumienia. Kate odmówiła przyjścia na tę uroczystość, Brunon równieŜ. Byłam na nich zła z tego powodu, lecz moja kuzynka jedynie lekcewaŜąco wzruszyła ramionami. Tak więc w uroczystości wzięłam udział tylko ja i niańki. Potem przyłączyli się do nas Clement i Eugene, którzy wprost uwielbiali dzieci i ku zdumieniu malców, świetnie się bawili. Clement niczym pies chodził na czworakach, dźwigając brzdące na plecach i udając, Ŝe szczeka. Śmiałam się na ich widok. Kate, jak zwykle była istną skarbnicą dworskich plotek, zwłaszcza Ŝe król znalazł sobie nową Ŝonę. – Biedaczka! – zawołała Kate. – Podobno się waha. Ma słabość do Thomasa Seymoura. A swoją drogą, co to za męŜczyzna! Wuj młodego księcia Edwarda... uroczy człowiek. Lecz król wybrał właśnie ją i czarujący sir Thomas musi się wycofać, a lady Katarzyna Latimer – następna Kasia! Widać Henryk kocha Kasie, szkoda, Ŝe tak krótko – choć nie ma na to zbytniej ochoty, nic nie moŜe zrobić, gdy król wskazuje palcem na nią i mówi: „Teraz twoja kolej". Kate miała rację, poniewaŜ kilka tygodni później Henryk oŜenił się z Katarzyną Parr. W sierpniu okazało się, Ŝe ponownie jestem w ciąŜy. Brunon był zadowolony. Nie zdołałam za pierwszym razem urodzić mu chłopca, udowodniłam jednak, Ŝe jestem płodna, istniała zatem szansa, Ŝe tym razem zaspokoję jego oczekiwania. Myśl o następnym dziecku niezmiernie mnie cieszyła i ponownie ogarnął mnie stan euforii. Prawie na nic nie zwracałam uwagi. Znów prowadziłam z matką długie rozmowy o dzieciach; wyjęłam maleńkie ubranka, które nosiła Catharine, będąc niemowlęciem. Myślałam niemal wyłącznie o dziecku. Znów zbliŜało się BoŜe Narodzenie. Uprzedziłam juŜ obie dziewczynki, Ŝe za jakiś czas w ich pokoju dziecinnym pojawi się braciszek lub siostrzyczka. Odniosłam wraŜenie, Ŝe tym razem Honey wcale nie była tym zachwycona. Po jakiejś chwili powiedziała: – Nie chcę dzidziusia. Nie potrzebuję Cat. Chcę, Ŝeby była tylko Honey... tak jak dawniej. Zawsze bałam się zazdrości i starałam się jej zapobiegać. Próbowałam więcej zajmować się Honey, by jej udowodnić, Ŝe nie odczuje Ŝadnej róŜnicy.
Zapytała, kogo bardziej kocham, ją, Catharine czy maleństwo, które się pojawi. Odparłam, Ŝe wszystkie dzieci kocham tak samo. – Kłamiesz! – krzyknęła. – To nieprawda! Byłam bardzo zaniepokojona. Oczywiście miała rację. Uwielbiałam ją, lecz nic nie mogłam poradzić na to, Ŝe bardziej kocham własne dziecko. Na następny dzień Honey przepadła. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia, oskarŜałam samą siebie o okazanie jej, Ŝe nie jest dla mnie tak waŜna jak dawniej. Wiedziałam, Ŝe szybko muszę ją odnaleźć. Lecz to nie było takie proste. Przeszukałam cały dom, potem poszłam do Clementa. Honey zawsze była jego ulubienicą, liczyłam więc, Ŝe moŜe on zna jakąś jej sekretną kryjówkę. Bardzo się zmartwił. Od razu pomyślał o stawach rybnych. Zdjął obszerny biały fartuch i z rękami wciąŜ ubrudzonymi mąką najszybciej jak mógł, ruszył nad wodę. Na szczęście byli tam dwaj rybacy. Oświadczyli, Ŝe od rana łowią ryby i gdyby pojawiło się tam dziecko, na pewno by je zobaczyli. Poczuliśmy ogromną ulgę. Potem przyłączył się do nas Eugene i opiekunki do dzieci. Clement uznał, Ŝe lepiej będzie, jeśli się rozdzielimy i utworzymy dwie lub trzy grupy poszukiwawcze. Tak teŜ zrobiliśmy. Chodziłam wszędzie z jedną z młodych nianiek, czternastoletnią dziewczyną o imieniu Luce. Nagle przypomniałam sobie o podziemnych korytarzach. Nigdy w nich nie byłam. Część z nich została zasypana, poza tym Brunon uwaŜał, Ŝe są niebezpieczne, dlatego nie Ŝyczył sobie, by ktokolwiek próbował się w nie zapuszczać. Gdy był chłopcem, osunęła się tam ziemia, grzebiąc Ŝywcem jednego z mnichów. Myślałam o tym, biegnąc w stronę podziemi. Przypuszczałam, Ŝe Honey jest bardzo nieszczęśliwa, poniewaŜ sądzi, iŜ moja córeczka zepchnęła ją na dalszy plan, dlatego uciekła lub schowała się w jakimś zakazanym miejscu. Powtarzałam jej, Ŝeby trzymała się z daleka od lochów i stawów rybnych, wiedziałam jednak, Ŝe gdy dzieci chcą zwrócić na siebie uwagę lub są nieszczęśliwe z jakiegoś wydumanego powodu, przede wszystkim robią to, czego im nie wolno. By dotrzeć do podziemnego labiryntu, musiałam zejść po kamiennych schodach. Luce stanęła na górnym podeście – była zbyt przeraŜona, by ruszyć w dół, ja jednak zbyt niepokoiłam się o Honey, by myśleć o strachu. Schodząc, wołałam jej imię. PoniewaŜ na zewnątrz świeciło słońce, w podziemiach przez chwilę nic nie widziałam. Potem z mroku wyłoniła się jakaś ciemna postać. Poczułam, Ŝe po kręgosłupie przebiega mi dreszcz. Zrobiłam krok
do przodu... na chwilę moja noga zawisła w próŜni, po czym upadłam w dół o dwa lub trzy stopnie i wylądowałam na wilgotnej ziemi. Ciemna postać pochyliła się nade mną. Krzyknęłam. – Damask! – powiedział czyjś głos. Nade mną stał Brunon, a ja wyraźnie wyczułam jego złość. – Co ty tu robisz? – S... spadłam. – Widzę. Schodziłaś po ciemku! Po co? – Honey zginęła – wyznałam. Pomógł mi wstać. DrŜałam jak liść. – Dobrze się czujesz? – zapytał. W jego głosie słychać było niepokój, a ja pomyślałam z urazą, Ŝe wcale nie chodzi mu o mnie, lecz o dziecko, które noszę pod sercem. – Tak, wszystko w porządku – odparłam drŜącym głosem. – MoŜe widziałeś Honey. Gdzieś przepadła. Był zniecierpliwiony. – Prosiłem cię, Ŝebyś nie schodziła do podziemi. – Nigdy wcześniej tu nie byłam. Zrobiłam to, poniewaŜ mała mogła zejść na dół. – Nie ma jej tutaj. Na pewno bym ją zauwaŜył. Wziął mnie pod rękę i razem wspięliśmy się po schodach. Kiedy dotarliśmy na powierzchnię, Brunon bacznie mi się przyjrzał. – Nigdy więcej tam nie schodź – powiedział. – To niebezpieczne. – A co z tobą, Brunonie? – zapytałam. – Znam te korytarze. Przemierzałem je jeszcze jako chłopiec. Wiem, czego naleŜy unikać i na co uwaŜać. Byłam zbyt zmartwiona zniknięciem Honey, by podawać jego słowa w wątpliwość, dopiero później zaczęłam się nad tym zastanawiać. Brunon po chwili mnie zostawił, więc razem z Luce wróciłam do domu. Nikomu nie udało się znaleźć Honey. Zaczęłam szaleć z rozpaczy, gdy pojawił się chłopiec mieszkający w szałasach pasterzy i przyniósł mi wiadomość, Ŝe Honey jest u matki Salter. Czy mogę jak najszybciej zabrać ją do domu? Bez chwili zwłoki poszłam do lasu. Jak zwykle płonął ogień, a nad nim wisiał okopcony sadzą kociołek. Po jednej stronie paleniska siedziała matka Salter – odniosłam wraŜenie, Ŝe od naszego pierwszego spotkania w ogóle się nie zmieniła – naprzeciw miejsce zajmowała
Honey. Miała brudną buźkę i zaplamioną sukieneczkę. Krzyknęłam z radości i podbiegłam do niej. Miałam zamiar ją objąć, ale się odsunęła. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe matka Salter bacznie nas obserwuje. – Honey! – zawołałam. – Gdzie byłaś? Tak się o ciebie martwiłam! – Myślałaś, Ŝe mnie straciłaś? – Och, Honey. Bałam się, Ŝe przydarzyło ci się coś złego. – I tak byś się tym nie przejęła. Masz Catty, a wkrótce pojawi się następny dzidziuś. – Ale to wcale nie oznacza, Honey – powiedziałam – Ŝe zniosłabym rozstanie z tobą. WciąŜ była na mnie zła. – Zniosłabyś – oświadczyła. – I tak wolisz Catty. – Honey, kocham was obie. – To dziecko uwaŜa, Ŝe jest inaczej – wtrąciła matka Salter zachrypniętym głosem. – Bardzo się myli. Szalałam z rozpaczy. – W takim razie moŜesz ją zabrać. Dobrze by było, gdybyś ją kochała. – Chodź, Honey – zaproponowałam. – PrzecieŜ chcesz wrócić do domu, prawda? Chyba nie masz zamiaru tu zostać? Rozejrzała się po pomieszczeniu. ZauwaŜyłam, Ŝe jest wyraźnie zafascynowana tym, co widzi. – Wrekin mnie lubi. – Spot i Pudding teŜ cię uwielbiają – przypomniałam, wymieniając dwa spośród naszych psów. Przytaknęła zadowolona. Wzięłam ją za rączkę. Tym razem Honey się nie opierała. Nadal rozglądała się po izbie, a poniewaŜ nie nauczyła się jeszcze ukrywać uczuć, zorientowałam się, Ŝe porównuje je z wygodnym pokojem dziecinnym w opactwie. Chciała wrócić do domu, lecz nie mogła dopuścić do tego, Ŝebym odniosła zbyt łatwe zwycięstwo. Doskonale znałam Honey. Była zaborczą, zazdrosną istotką. Przez jakiś czas miała mnie tylko dla siebie i teraz niechętnie się mną dzieliła. – Tak samo zachowują się wszystkie starsze dzieci – wyjaśniłam matce Salter. – Dbaj o nią – odparła. – Po prostu o nią dbaj. – Zawsze to robiłam. – Postaraj się tego nie zmieniać. – Nie musi mi pani grozić. Kocham Honey. To całkiem naturalny rodzaj
zazdrości. Jak ona się tu dostała? – Mam oko na to dziecko. Uciekła i zabłądziła w lesie. Wiedziałam o tym, dlatego posłałam po nią chłopca, który ją do mnie przyprowadził. Oczy wiedźmy zasnute były mgłą, a na jej ustach błąkał się uśmiech, ale spoglądała na mnie chłodnym wzrokiem. – Jeśli czegoś będzie jej brakowało, na pewno się o tym dowiem – ciągnęła. – W takim razie na pewno pani się zorientuje, Ŝe o nią dbam. – Zabierz ją z powrotem. Jest zmęczona. Gdyby coś się działo, będzie wiedziała, jak do mnie dotrzeć. – Dopóki jestem tutaj i mogę się nią zająć, nie będzie musiała pani szukać. Gdy opuściłyśmy chatę czarownicy, mocno chwyciłam Honey za rączkę. – Nigdy, nigdy więcej nie uciekaj – powiedziałam. – Nie zrobię tego, jeŜeli będziesz kochać mnie... bardziej niŜ Catty i bardziej niŜ to maleństwo, które się pojawi. – Nie mogę cię juŜ bardziej kochać, Honey. – Nie chcę następnego dzidziusia. Powiedziałam babci Salter, Ŝe go nie chcę. – Ale wtedy przynajmniej będzie was trójka. To lepsze niŜ dotychczasowa dwójka. – Nie – oświadczyła zdecydowanie. – Najlepiej, jeśli jest tylko jedno dziecko. Zabrałam ją do domu, zmyłam z niej warstwę brudu, uraczyłam mlekiem i ogromną pajdą świeŜego chleba, który upiekł dla niej Clement, przyozdabiając wierzch wielką literą „H". To ją ucieszyło i uszczęśliwiło. Kiedy jednak poszła do łóŜka, chwyciły mnie potworne boleści i jeszcze tej nocy poroniłam. Matka usłyszawszy, co się stało, natychmiast przybyła do opactwa w towarzystwie akuszerki. – To miał być chłopczyk – stwierdziła owa kobieta. Nie całkiem jej wierzyłam, bo naleŜała do tych ponurych niewiast, które wręcz lubują się w tragediach. Wiedziała, Ŝe chcieliśmy mieć chłopca. Jej zdaniem miałam mnóstwo szczęścia, Ŝe w ogóle przeŜyłam, powiedziała jednak, Ŝe zawdzięczam to jej wyjątkowym umiejętnościom. Przez tydzień nie mogłam się ruszyć z łóŜka, miałam więc trochę czasu, by pewne rzeczy przemyśleć. Nie mogłam zapomnieć twarzy Brunona, gdy dowiedział się, co się stało. Stracił ukochane dziecko! Z pewnością sam król nie wyglądał bardziej przeraŜająco, stojąc nad łóŜkiem biednej królowej. Wydawało mi się nawet, Ŝe
dostrzegam na twarzy swojego męŜa nienawiść. Myślałam sporo o Brunonie. Przypomniałam sobie noc, kiedy widziałam go ze swojego okna. Wychodził wówczas z podziemnych korytarzy. Dlaczego byl w nich, gdy szukałam tam Honey? JeŜeli istniało niebezpieczeństwo, Ŝe w kaŜdej chwili moŜe się osunąć ziemia, groziło ono takŜe Brunonowi, nie tylko nam. W kwietniu następnego roku zorientowałam się, Ŝe ponownie jestem brzemienna. Na wieść o tym Brunon tak się zmienił, Ŝe aŜ trudno było w to uwierzyć. Bardzo chciał mieć dzieci, jednak gdy się rodziły, stawał się wobec nich całkiem obojętny. Tak przynajmniej było w wypadku Catharine. Honey nigdy nie lubił. Jak zachowa się mój mąŜ, jeśli urodzę mu chłopca? Czy będzie próbował mi go odebrać? Bardzo mnie to niepokoiło. Co właściwie wiedziałam o człowieku, którego poślubiłam? Czy kiedykolwiek go znałam? Jego charakter ukształtował się w czasie, kiedy przebywał w opactwie jako dziecko w jakimś celu zesłane przez niebiosa. Potem nagle poznał prawdę. Teraz odnosiłam wraŜenie, iŜ przez resztę Ŝycia będzie próbował udowadniać swe boskie pochodzenie. Wydawało mi się, Ŝe go rozumiem, dlatego odczuwałam w stosunku do niego ogromną czułość. Zaczynałam jednak zdawać sobie sprawę, Ŝe moglibyśmy być bardzo szczęśliwi. Odbudowa naszego małego świata była wspaniałym przedsięwzięciem. Zapewnialiśmy pracę wielu ludziom i w najbliŜszym sąsiedztwie ponownie zapanował dobrobyt. Mieszkańcy okolic spoglądali na opactwo niemal z takim samym szacunkiem jak niegdyś. Moglibyśmy prowadzić szczęśliwy i wielce poŜyteczny Ŝywot, gdyby Brunon nie starał się za wszelką cenę udowodnić, Ŝe jest istotą wyŜszą. Będąc w ciąŜy widywałam go dość rzadko. Pracował jak szalony. PoniewaŜ pragnął przebudować dom opata, przeprowadziliśmy się do budynku, w którym mieścił się refektarz. Zgodnie z projektem Brunona nasza nowa rezydencja miała przypominać zamek. W dawnych celach mnichów panowała jakaś niesamowita atmosfera. PoniewaŜ nie było tam pomieszczenia wystarczająco duŜego, Ŝebyśmy mogli zajmować je wspólnie, mieliśmy osobne sypialnie. Honey i Catharine zajmowały jedną z klitek – Bóg mi świadkiem, kaŜda z dziewczynek mogła mieć oddzielny pokój, nie chciałam jednak, Ŝeby się bały. Sama czasami słyszałam w nocy ukradkowe kroki, jakby ktoś wędrował krętymi schodami w górę, kilkakrotnie wydawało mi się nawet, Ŝe widzę niewyraźną sylwetkę. Oczywiście odpowiedzialna była za to moja
bujna wyobraźnia, niemniej często leŜałam w nocy, nie mogąc zasnąć, i myślałam o zakonnikach, którzy mieszkali tutaj w ciągu minionych dwustu lat. Zastanawiałam się, o czym myśleli, leŜąc nocami w swoim celach. Stałam się dziwaczką, co czasami zdarza się brzemiennym kobietom, i zastanawiałam się, czy umierający ludzie zostawiają jakąś cząsteczkę siebie dla tych, którzy po nich nastąpią. Częściej niŜ uprzednio myślałam o tym okropnym okresie, kiedy do opactwa przybył Rolf Weaver i jego ludzie. Doskonale rozumiałam strach i przeraŜenie mnichów. Czasami wstawałam w nocy i przez kraty w drzwiach patrzyłam na dziewczynki, pragnąc się upewnić, czy są bezpieczne. Nie mogłam się doczekać chwili, kiedy w końcu wprowadzimy się z powrotem do ukończonego domu. Lecz ciąŜa sprawiała, Ŝe cały świat przestawał się dla mnie liczyć. NaleŜałam do kobiet, dla których najwaŜniejsza jest rola matki. Nawet Brunona darzyłam macierzyńskim uczuciem. Gdyby nie to, moŜe bardziej zdawałabym sobie sprawę z tego, co się dzieje wokół mnie. Na dworze Casemana zaszły spore zmiany. Nie odwiedzałam zbyt często swego dawnego domu, bo nie chciałam widywać Simona Casemana, lecz matka wcale nie naleŜała do osób dyskretnych, więc często uzyskiwałam od niej okruchy informacji. Przyznała się, Ŝe sprzedano niektóre ornamenty zdobiące dotychczas kaplicę, a pewnego razu nawet jej się wyrwało, Ŝe w tejŜe kaplicy w sekretnym miejscu trzymają Biblię w tłumaczeniu Tyndale'a. Simon Caseman wyraźnie interesował się religią reformowaną, naraŜając się tym samym na ogromne niebezpieczeństwo. Pod tym względem dorównywał Brunonowi, który ściągał mnichów do opactwa. Często prowadziłam sama ze sobą dysputy, które zastępowały mi dawne rozmowy z ojcem. Czy to waŜne, w jaki sposób człowiek oddaje Bogu cześć, skoro przestrzega zasad chrześcijaństwa, które moim zdaniem ograniczały się do prostego przykazania, by kochać bliźniego swego? To było dziwne lato. Ciągnące się bez końca dni pełne były głosów pracujących ludzi. Coraz rzadziej widywałam Brunona. Przyszło mi nawet na myśl, Ŝe w czasie kiedy robotnicy murują ściany naszego pretensjonalnego zamku, mój mąŜ równie szybko wznosi między nami mur, który powoli zaczyna całkiem odgradzać nas od siebie. Od czasu do czasu docierały do mnie wiadomości z zewnątrz. Parlament nadał Henrykowi tytuł króla Anglii, Francji, Irlandii, Obrońcy Wiary oraz głowy Kościoła angielskiego i irlandzkiego. To, Ŝe nasz władca zaczął myśleć o wojnie i Ŝe przeniósł ją na teren Francji, nie miało dla mnie właściwie Ŝadnego znaczenia.
Spora radość zapanowała, gdy pewnego dnia we wrześniu dotarła do nas wiadomość, iŜ zdobył Boulogne i pomimo choroby wmaszerował do miasta na czele swoich wojsk. W kościołach w całym kraju odmawiano modlitwy, a arcybiskup Cranmer, który skłaniał się w stronę protestantyzmu, wyjaśnił królowi, Ŝe ludzie, modląc się po angielsku, lepiej będą rozumieć, o co proszą Boga, w związku z czym ich błagania będą bardziej Ŝarliwe. Prości ludzie, jakkolwiek Ŝyczą królowi wszystkiego co najlepsze, nie wiedzą, o co się modlą, jeśli robią to po łacinie. Król dał się przekonać i pozwolił arcybiskupowi ułoŜyć kilka modlitw po angielsku. Potem odmawiano je we wszystkich kościołach. Domyślałam się, jaka radość panuje we dworze Casemana. U nas było wręcz przeciwnie. Nawet Clement chodził ponury. Gdybym nie była tak zaabsorbowana dziećmi, moŜe bardziej zdawałabym sobie sprawę z narastającego w kraju konfliktu, zwłaszcza Ŝe tak wyraźnie widać to było na przykładzie naszych obu domostw. Potem dowiedzieliśmy się, Ŝe delfin Francji wystawił przeciw Henrykowi potęŜną armię, która odbiła Boulogne i zmusiła naszego króla oraz jego wojsko do wycofania się na dawne angielskie tereny w pobliŜu Calais, tak więc wojna okazała się niepotrzebna. – Byłoby całkiem inaczej – oznajmił Clement – gdyby Cranmer nie próbował wprowadzić u nas reformacji. Najwyraźniej Bóg nie jest z tego zadowolony. Przed laty ojciec przedyskutowałby ze mną zachodzące zmiany. RozwaŜylibyśmy wszystkie zalety starego i nowego Kościoła. Z pewnością zignorowalibyśmy obowiązujące prawo i trzymalibyśmy w domu Biblię Tyndale'a. Wiedziałam, Ŝe na dworze Casemana mają jeden egzemplarz. Miałam nadzieję, Ŝe nikt go nie znajdzie, poniewaŜ coś takiego ściągnęłoby na głowę mojej matki i bliźniaków ogromne nieszczęście. O Simona Casemana w ogóle się nie martwiłam. Gdy zbliŜał się czas porodu, zaczęłam się źle czuć. Listopad był wyjątkowo ponury i smutny, poza tym wcale nie czekałam na BoŜe Narodzenie, zwłaszcza Ŝe święta mieliśmy spędzić w mnisich celach. Obserwowałam, jakim zmianom ulega dom opata, i wydawało mi się, Ŝe z dnia na dzień coraz bardziej przypomina zamek Remusa – choć jest duŜo bardziej okazały. Potem, dwa miesiące przed terminem, urodziłam martwego chłopca. O wszystkim dowiedziałam się dopiero tydzień później, poniewaŜ sama długo walczyłam ze śmiercią. Brunon napisał do Kate list z prośbą, by się mną zajęła. Lord Remus przebywał
razem z wojskiem w Calais, broniąc miasta przed Francuzami. Moja kuzynka przyjechała niemal natychmiast. Była zaszokowana moim widokiem. – Ojej, ale się zmieniłaś, Damask! – zawołała. – Wyszczuplałaś i zaostrzyły ci się rysy twarzy. Wydoroślałaś. Wyglądasz, jakbyś przeŜyła wstrząs, który całkowicie zmienił dawną, dobrze mi znaną Damask. – Straciłam dwoje dzieci – wyjaśniłam. – Mnóstwo kobiet traci dzieci – odparła. – MoŜe wszystkie się zmieniają. – Jeśli są podobne do ciebie. Jesteś wieczną matką, Damask. ZauwaŜyłaś, jak bardzo wszyscy się od siebie róŜnimy i Ŝe kaŜde z nas ma całkiem inny charakter? – Masz na myśli wszystkich ludzi? – Chodzi mi o nas... o naszą czwórkę... gałąź, o której ci wcześniej mówiłam. Było nas czworo... ty, ja, Rupert i Brunon. – Brunon nigdy nie był jednym z nas. – AleŜ był. Nie mieszkał pod tym samym dachem co my, niemniej stanowił część składową naszego kwartetu. Ty jesteś wieczną matką, ja rozpustnicą, Rupert chodzącą dobrocią. Urwała. – A Brunon? – Brunon to niezgłębiona tajemnica. Co właściwie o nim wiesz? Jestem niezmiernie ciekawa. – Czasami odnoszę wraŜenie, Ŝe coraz słabiej go znam. – Tak właśnie bywa z tajemnicami. Im głębiej wchodzimy w labirynt, tym bardziej się w nim gubimy. Nie powinnaś iść śladem tej tajemnicy. Zbyt mocno wszystko przeŜywasz. NaleŜało wyjść za mąŜ za Ruperta. Zawsze ci to mówiłam. – Skąd moŜesz wiedzieć, co powinnam zrobić? – Bo w pewnym sprawach jestem mądrzejsza od ciebie, Damask. Nie mam twojej wiedzy, jeśli chodzi o grekę i łacinę, lecz sporo wiem o innych, duŜo waŜniejszych sprawach. Bardzo chorowałaś. Gdy się o tym dowiedziałam, byłam przeraŜona jak nigdy wcześniej. Proszę! Co o tym sądzisz? – Droga Kate... – Nie. Wcale nie jestem drogą Kate. Jestem kobietą podstępną, o czym doskonale wiesz. Nic się nie zmieniło. Mam przywrócić ci zdrowie... nie za pomocą mikstur ani naparów. Te metody zostawiam twojej matce. Ja będę zabawiać cię ciągłą rozmową. Powiedz, czy Brunon cię kocha?
– Jego miłość bardzo róŜni się od miłości innych ludzi. – Brunon namiętną miłością darzy tylko siebie samego. ZŜera go niepohamowana duma. W związku z tym wybuduje okazały zamek i będzie miał syna, który kiedyś pójdzie w jego ślady. Stanie się panem tego niewielkiego świata. Wskrzesi opactwo. – To byłaby zdrada stanu. – Królowie nie Ŝyją wiecznie. Lecz nasza rozmowa staje się niebezpieczna. A skoro rozmawiamy juŜ o królu, Remus przed wyjazdem do Calais został przyjęty przez królową. – Powiedz mi coś o niej. – To miła i opanowana dama, chociaŜ urodą znacznie ustępuje Angielkom, które poprzednio wpadły królowi w oko. Jest doskonałą pielęgniarką. Słyszałam, Ŝe nikt nie potrafi tak jak ona opatrzyć chorej nogi Henryka. Lecz królowa interesuje się reformacją. – Jak sądzisz, Kate, ilu ludzi interesuje doktryna Lutra? – Z kaŜdym dniem jest ich coraz więcej. W kaŜdym razie z tego właśnie powodu szóstej Ŝonie króla grozi katowski miecz. – Mimo Ŝe tak dobrze go pielęgnuje? – Chyba tylko to moŜe ją uratować. Przeciwko niej wystąpił biskup Gardiner. Słyszałaś o Annę Askew? Oczywiście. Była to kobieta, która publicznie przyznała się do tego, Ŝe jest zwolenniczką religii reformowanej, za co została uwięziona w Tower. Łamano ją kołem, a potem spalono na stosie. – Kiedy Annę Askew przebywała w więzieniu – ciągnęła Kate – królowa posłała jej jedzenie i ciepłą odzieŜ. – To był jedynie akt miłosierdzia – stwierdziłam. – Lecz ludzie trzymający się starej wiary potraktowali to jako zdradę stanu. Powiada się, Ŝe Ŝona króla w kaŜdej chwili moŜe stracić głowę. ZadrŜałam. – Królowe bez przerwy ocierają się o śmierć – powiedziałam. – Wszyscy bez przerwy ocieramy się o śmierć – odparła Kate. Po jakimś czasie Kate nas opuściła. Byłam zdumiona, gdy posłaniec przyniósł mi od niej list, w którym napisała, Ŝe spodziewa się dziecka. Remus nie posiada się z radości – pisała. – Ja nie jestem tak zadowolona jak on.
Z przykrością myślę o długich uciąŜliwych miesiącach i bolesnym, upokarzającym zakończeniu. Bardzo Ŝałuję, Ŝe nie moŜna inaczej zdobyć dzieci. CzyŜ nie bardziej dostojnie by było, gdyby kaŜdy mógł je sobie kupić – tak jak kupuje się zamek czy rezydencję – wcześniej dokonawszy odpowiedniego wyboru ? Z pewnością byłby to bardziej cywilizowany sposób. Przyznaję, Ŝe byłam zazdrosna. Z potwornym Ŝalem myślałam o swoim zmarłym synku i o tym, jak bardzo go pragnęłam. Tymczasem Kate będzie miała następne dziecko, choć nigdy nie zaleŜało jej na macierzyństwie. Przez kilka następnych miesięcy całkowicie poświęciłam się dziewczynkom. Starałam się nie opłakiwać straconego maleństwa. Obserwowałam rosnące mury zamku i nie mogłam się nadziwić, Ŝe Brunon dysponuje bogactwem pozwalającym na wznoszenie tak okazałej budowli. Gdy go o to zapytałam, był bardzo niezadowolony. Jego stosunek do mnie bardzo się zmienił. Wcale nie krył rozczarowania spowodowanego stratą syna. Nie mogłam przestać myśleć o biednej Annie Boleyn, której równieŜ nie udało się urodzić chłopca. W pewnym momencie przypomniałam sobie, Ŝe Kate określiła Brunona mianem króla. Gdzie podział się namiętny młodzieniec, który niegdyś zabiegał o moje względy? Czasami odnosiłam wraŜenie, Ŝe była to rola, którą odegrał w jakimś określonym celu. Cel! AleŜ oczywiście. Wszystkiemu, co się zdarzyło od jego powrotu, przyświecał jakiś cel. Moja matka była teraz u nas częstym gościem – nie chciałam odwiedzać dworu Casemana, więc ona musiała przychodzić do mnie. – Twój ojczym jest zachwycony budowlą, którą wznosicie. WciąŜ powtarza, Ŝe Brunon musi być niezwykle bogatym człowiekiem. – To nieprawda – oświadczyłam szybko. – Jedynie kupił opactwo. Nie brak tu budulca. Pozyskujemy kamień, rozbierając kwatery braciszków zakonnych, dzięki czemu nie ponosimy tak wysokich kosztów. – Zdaniem twojego ojczyma, na terenie całego kraju powstaje ruch, mający na celu restytuowanie przynajmniej niektórych klasztorów. Podobno gdzieniegdzie mnisi mieszkają razem jak niegdyś. Twój ojczym uwaŜa, Ŝe to bardzo niebezpieczne. – Obecnie prawie wszystko jest niebezpieczne, mamusiu. Interesowanie się nową doktryną równieŜ. – Czemu ludzie nie mają dość rozsądku, by myśleć jedynie o swojej rodzinie? –
spytała poirytowana. Zgodziłam się z nią. Często przyprowadzała ze sobą bliźniaków i wszystkie dzieci bawiły się razem, a my w tym czasie obserwowałyśmy je z dumą i śmiałyśmy się z ich błazeństw. Teraz wiedziałam juŜ, co Kate miała na myśli. Moją matkę i mnie łączyło ogromne podobieństwo – uŜywając określenia Kate, obie byłyśmy „wiecznymi matkami". Po jakimś czasie Kate urodziła syna. Napisała: „Jest zdrowym krzepkim chłopcem. Remus puszy się jak paw". Gdy powiedziałam o tym Brunonowi, zauwaŜyłam na jego jasnej skórze delikatny rumieniec. – Ma syna! – powiedział z wyraźnym wyrzutem. – To znaczy, Ŝe niektóre kobiety rodzą jednak chłopców. – To moja wina – zawołałam – Ŝe dziecko urodziło się martwe!? Myślisz, Ŝe się z tego cieszę? – Zachowujesz się jak histeryczka – oświadczył chłodno. Zazdrościłam Kate i w głębi serca Ŝywiłam potworną urazę, gdyŜ mój chłopczyk zmarł, a Kate miała syna, choć nigdy nie była dobrą matką. Zaprosiła mnie na chrzciny. Weź dzieci – napisała. – Carey bez przerwy dręczy mnie, śebym ściągnęła Honey i Catharine. Obmyśla wszelkie moŜliwe sposoby draŜnienia się z nimi. Brunon nawet nie próbował mnie powstrzymać, więc razem z obiema dziewczynkami wybrałam się do zamku Remusa. Synek Kate dostał na imię Nicholas. – Na cześć świętego – wyjaśniła. Po jakimś czasie moja kuzynka zaczęła wołać na niego zdrobniale – Colas. Nim wróciłam do opactwa, dotarła do nas wiadomość, Ŝe król nie Ŝyje. To dziwne, lecz bardzo mocno na to zareagowałam. Odkąd sięgałam pamięcią, naszym krajem rządził Henryk. Moje myśli bez przerwy wracały do tego dnia, kiedy ojciec, obejmując mnie, siedział na murku i razem obserwowaliśmy przepływających obok króla i kardynała. W owym czasie król był jeszcze złocistowłosym młodym męŜczyzną, a nie potworem. Z nieŜyjącym od dawna kardynałem płynął w dół rzeki do Hampton. Potem wysłał na śmierć dwie Ŝony i unieszczęśliwił przynajmniej dwie następne. Teraz sam nie Ŝył. Wracając do opactwa, spotkałam kondukt Ŝałobny podąŜający z Westminsteru
do Windsoru. Ogromne wraŜenie zrobił na mnie karawan z osiemdziesięcioma pochodniami, z których kaŜda miała długość sześćdziesięciu centymetrów, złocistymi flagami świętych i baldachimem ze srebrzystego materiału obszytego frędzlami z czarnego i złotego jedwabiu. Dobiegała końca pewna epoka. Zastanawiałam się, co przyniesie przyszłość. Przypomniałam sobie ojca, którego zabrano z cichego domu i wtrącono do zimnych lochów Tower. Miałam wraŜenie, Ŝe słyszę krzyki ludzi, którzy przez tegoŜ właśnie króla skazani zostali na stos lub jeszcze gorszą śmierć, jaką było powieszenie i cwiartowanie. Bardzo długo rządził nami tyran. Powinniśmy więc mieć nadzieję na lepszą przyszłość. Na tronie zasiadł nowy król – Edward. Miał zaledwie dziesięć lat, był zatem zbyt młody, by sprawować władzę. W jego imieniu robiła to para wpływowych i ambitnych wujów króla. Gdy dotarłam do opactwa, odniosłam wraŜenie, Ŝe mury mojego domu groźnie wznoszą się nade mną. Nie potrafiłam uwierzyć w lepszą przyszłość.
Spokojne lata W opactwie zapanowała konsternacja. Jeden z rybaków, James, pojechał do Londynu, by sprzedać nadwyŜkę solonych ryb. Po powrocie oświadczył, Ŝe widział, jak wynoszono z kościołów obrazy i palono je na ulicach. Przyłączywszy się do tłumu zgromadzonego w Chepe, usłyszał złowieszcze słowa: – To koniec papistów. Niebawem zawisną przed kościołami. Nowy król Ŝywo interesował się religią reformowaną, a najbliŜsze otoczenie podzielało jego poglądy lub wręcz je kształtowało. W królewskiej kaplicy modlono się po angielsku, a fakt posiadania Biblii przetłumaczonej na język angielski przestał uchodzić za przestępstwo. Pewnego dnia matka odwiedziła mnie z pierwszymi wiosennymi kwiatami ze swojego ogrodu. – Król zmarł. Niech spoczywa w pokoju – zaczęła. – Wygląda na to, Ŝe teraz czeka nas wspaniały okres. Wiedziałam, Ŝe jedynie powtarza zasłyszane słowa. Przypuszczałam, iŜ Simon Caseman naleŜy do ludzi bardzo zadowolonych z takiego obrotu sprawy. Jednak trochę się zaniepokoiłam. Mój mąŜ powinien bardziej uwaŜać. Jeśli górę zaczyna brać nowa religia, ludziom będącym u władzy moŜe się nie spodobać społeczność, jaką próbuje stworzyć Brunon, mimo zachowywania pozorów, Ŝe jest jedynie właścicielem ogromnej posiadłości. Z pewnością to, co robił, mogło wzbudzać pewne podejrzenia. PoniewaŜ król był zbyt młody, by rządzić, funkcję protektora pełnił jego wuj, ksiąŜę Hertford. Natychmiast otrzymał tytuł księcia Somerset i stał się najbardziej wpływowym człowiekiem w kraju. Był ambitny i z przyjemnością kontynuował wojnę, którą prowadził zmarły niedawno król, więc niecałe sześć miesięcy po śmierci Henryka VIII Somerset wyruszył do Szkocji. Wraz z nim wyjechał Remus, który wziął nawet udział w sławnej bitwie pod Pinkie Cleugh, uznanej za cięŜko okupione zwycięstwo lorda protektora. Wszystkie dotychczasowe wojny wydawały się zbyt odległe, by się nimi przejmować, ta jednak wywarła piętno na naszej rodzinie, bo pod Pinkie zginął Remus. Kate napisała o śmierci swego drogiego dzielnego Remusa, lecz opłakiwanie zmarłego męŜa lub udawanie po nim Ŝalu nie leŜało w jej naturze. Była teraz bogatą wdową, sądziłam więc, Ŝe nie będzie zbyt długo narzekać.
W tym czasie ukończony został nasz zamek. Określałam go mianem „zamku" – chociaŜ wciąŜ nazywano go opactwem Świętego Brunona – poniewaŜ dzięki szarym kamiennym murom i gotyckiemu stylowi miał typowo średniowieczny charakter. W miejsce domu opata powstała okazała budowla. Jej podstawę stanowił kwadrat, a dzięki okrągłym wieŜyczkom na czterech rogach bardzo przypominała zamek Remusa. Dodatkowe dwie wieŜyczki oskrzydlające bramę miały charakterystyczne dla budowli normańskich otwory, przez które wypuszczano niegdyś strzały – w naszych czasach był to swego rodzaju anachronizm, lecz Brunon utrzymywał, Ŝe skoro wykorzystujemy stary kamień, którego uŜywano dwieście lat temu do budowy opactwa, musimy spoŜytkować go zgodnie z ówczesnymi zamierzeniami. Niektóre z zabudowań gospodarczych trzeba będzie wznieść w nieco nowocześniejszym stylu, lecz na razie się nimi nie przejmował. Gzymsy wykończone zostały blankami, dzięki czemu ogromny i imponujący zamek sprawiał wraŜenie fortecy. ChociaŜ z zewnątrz przypominał średniowieczną warownię, wnętrze było luksusowe i eleganckie. WyobraŜałam sobie, Ŝe tak właśnie wygląda dwór w Hampton od środka. Wszystkie wieŜe miały cztery poziomy, a na kaŜdym poziomie znajdowała się sześciokątna komnata. KaŜda z wieŜ stanowiła oddzielną całość, w której moŜna było mieszkać z dala od reszty domowników. Mój mąŜ zajął jedną z nich i spędzał w niej mnóstwo czasu. NajwyŜsza komnata była jego sypialnią, dlatego od wprowadzenia się tam bardzo rzadko go widywałam. Brunon zostawił niektóre ze starych komnat, lecz dobudował tak duŜo nowych, Ŝe gubiliśmy się w naszym nowym domu. Była w nim wspaniała sala paradna. Jej ściany zdobiły piękne arrasy, które po długich poszukiwaniach Brunon zdołał znaleźć dopiero we Flandrii. Na jednym końcu sali wzniesione zostało podium, na którym umieszczono niewielki stolik przeznaczony dla pana domu i jego honorowych gości. Reszta domowników miała jadać przy ogromnym stole. Kiedy to wszystko zobaczyłam, nie mogłam zrozumieć, czemu Brunon tak to urządził. Czasami wydawało mi się, Ŝe chce Ŝyć jak moŜnowładca, a kiedy indziej zastanawiałam się, czy przypadkiem nie próbuje wrócić do dawnych klasztornych obyczajów. Kiedy wprowadzaliśmy się do zamku, wydał wspaniałe przyjęcie, na które zaprosił Kate, Simona Casemana z moją matką oraz wielu sąsiadów. Na tę uroczystość sala paradna została udekorowana liśćmi i kwiatami pochodzącymi z naszego ogrodu.
Stałam obok Brunona i przyjmowałam gości. Rzadko bywał tak podekscytowany, jak przy tej okazji. Usiadłam na podwyŜszeniu po jego prawej stronie, a Kate po lewej. Wraz z nami byli równieŜ Simon Caseman i moja matka. Brunon kazał mi zaprosić kilku bogatych ludzi, znających niegdyś mojego ojca. Zrobiłam to. Przybyli wszyscy, pragnąc sprawdzić prawdziwość krąŜących po okolicy plotek. Wyprawiliśmy wspaniałą ucztę, a Clement przeszedł samego siebie. Dawno nie widziałam tak wielu ciast i ciasteczek, nie jadłam tak wspaniałej baraniny i wołowiny. Były prosięta i głowy dzików oraz wszelkiego rodzaju ryby. Matka nie mogła się nadziwić, kosztowała więc wszystkiego i starała się zgadnąć, jakich uŜyto przypraw. Potem rozpoczęły się tańce. Brunon wraz ze mną otworzył bal, a potem moim partnerem został Simon Caseman. – Nie miałem pojęcia – oświadczył – Ŝe wyszłaś za mąŜ za tak bogatego człowieka. W porównaniu z nim jestem właściwie nędzarzem. – Jeśli cię to draŜni, zrezygnuj z wszelkich porównań. Brunon tańczył z Kate, a ja zastanawiałam się, o czym rozmawiają. Podczas balu zdarzyło się coś dziwnego. Całkiem niespodziewanie wśród gości pojawiła się ubrana na czarno postać – stara kobieta w długiej pelerynie. Jej twarz całkowicie zakrywał obszerny kaptur. Wszyscy zebrani odsunęli się od niej i patrzyli przeraŜeni, poniewaŜ – na równi ze mną – byli przekonani, Ŝe starucha jest zwiastunem jakiegoś nieszczęścia. W końcu zbliŜył się do niej Brunon. – Nie dostałam zaproszenia – powiedziała z chrypliwym chichotem. – Wiem – odparł Brunon. – Powinieneś mi je przysłać, synu – brzmiała odpowiedź. W tym momencie zorientowałam się, Ŝe to matka Salter, podeszłam więc do niej i powiedziałam: – Serdecznie witamy. Czy mogę zaproponować pani jakąś przekąskę? Uśmiechnęła się do mnie, pokazując poŜółkłe kły. Ma prawo tu być – pomyślałam – w końcu jest prababką Brunona i Honey. – Przyszłam udzielić temu domowi błogosławieństwa lub rzucić nań klątwę. – Nie moŜe pani rzucić klątwy – zauwaŜyłam. Roześmiała się. Potem uniosła ręce i coś zaczęła mamrotać. – Błogosławieństwo albo klątwa – powiedziała. – Wkrótce sami się
przekonacie. Zawołałam, by podano jej wino, bo nagle ogarnęło mnie dziwne przeczucie zbliŜającego się nieszczęścia. Nagle sobie przypomniałam, Ŝe wkrótce po zagubieniu się Honey w lesie straciłam dziecko. Wiedźma wypiła wino, a potem pokonała całą długość izby paradnej. Goście schodzili jej z drogi. Gdy dotarła do drzwi, powtórzyła: – Błogosławieństwo albo klątwa. Sami się przekonacie. – Po czym wyszła. Zapadła całkowita cisza, a potem nagle wszyscy jednocześnie zaczęli mówić. Uznali, Ŝe było to swego rodzaju widowisko. Mieli właśnie do czynienia z aktorem przebranym za czarownicę. Lecz kilka osób rozpoznało matkę Salter, wiedźmę z lasu. Kilka miesięcy po wspaniałym balu Honey się przeziębiła. Właściwie nie było to nic powaŜnego, lecz zawsze bardzo się niepokoiłam, gdy dzieci źle się czuły. Pokój dziecinny znajdował się tuŜ obok komnaty, która miała być sypialnią moją i Brunona. Niestety spędzałam w niej noce sama, poniewaŜ mój mąŜ częściej przebywał w swojej wieŜy. Honey dokuczał uporczywy kaszel, który często ją budził. TuŜ obok jej łóŜeczka trzymałam buteleczkę, w której znajdowała się przyrządzona przez moją matkę niezwykle skuteczna mieszanka ziołowa, i ilekroć Honey zaczynała kaszleć, podawałam jej lekarstwo. W ową zimną styczniową noc znowu zaczęła pokasływać. Wstałam z łóŜka i powędrowałam do pokoju dziecinnego. Catharine spokojnie spała. Honey była juŜ tak duŜa, Ŝe miała własną pryczę. Gdy stanęłam w drzwiach, spojrzała na mnie z ogromną miłością. Dałam jej miksturę, poprawiłam poduszki, połoŜyłam się obok i otoczyłam małą ramieniem. LeŜała senna i szczęśliwa. Myślę, Ŝe w pewnym sensie była zadowolona z przeziębienia, gdyŜ dzięki niemu skupiałam na niej całą swoją uwagę. – Cat śpi – szepnęła zadowolona. – Nie budźmy jej. Tak jest bardzo miło. Przytuliła się do mnie. Bacznie jej się przyjrzałam. Wspaniałe rzęsy tworzyły czarujące półkola na tle jasnej skóry. Gęste ciemne włosy opadały na ramiona. Wyrośnie na prawdziwą piękność. Catharine była Ŝywa, beztroska i niefrasobliwa, Honey uczuciowa i pamiętliwa. Jeśli coś wzbudziło jej niezadowolenie, potrafiła boczyć się nawet przez kilka dni, podczas gdy Catharine wybuchała potworną złością, lecz w chwilę później o wszystkim zapominała. Bardzo się od siebie róŜniły. Catharine była ładnym dzieckiem o jasnych złocistych rzęsach oraz
brązowych włosach z jaśniejszymi pasemkami i śniadej cerze. Miała wiele uroku, miły charakter i niewiele wymagań. Honey odznaczała się wyjątkową urodą. WciąŜ pilnowała, Ŝebym przez przypadek nie okazała Catharine więcej czułości niŜ jej. Świata poza mną nie widziała. Jeśli coś jej się udało, natychmiast przybiegała się tym pochwalić, często przynosiła mi kwiaty – przewaŜnie z naszego ogrodu. Bez przerwy bacznie mnie obserwowała, przypominając, Ŝe jest moją córką i Ŝe pojawiła się przed Catharine. Bardzo chciałam wierzyć, Ŝe z tego wyrośnie. WciąŜ była małym dzieckiem. Z drugiej jednak strony miała siedem lat – a podobno w tym wieku kształtuje się charakter. Pamiętając maksymę mojego ojca, Ŝe dziecko nigdy nie jest zbyt małe na naukę, zaczęłam dawać obu dziewczynkom lekcje, gdy Honey skończyła cztery latka. Młodzi ludzie – mawiał ojciec – powinni jak najwcześniej opanować umiejętność czytania, bo dzięki temu cały świat stoi przed nimi otworem. Zgadzałam się z tym, dlatego zaleŜało mi, by dziewczynki zostały erudytkami, a gdyby okazało się, Ŝe nie mają ku temu zdolności, chciałam, by przynajmniej zdobyły gruntowną wiedzę. W przyszłości miałam zamiar odesłać je na naukę do Valeriana. JuŜ rozmawiałam z nim na ten temat. Spodobał mu się ten pomysł. Valerian był bardzo dobrym nauczycielem. Myśląc o tym wszystkim, szeptem prowadziłam z Honey błahą rozmowę, aŜ w końcu zamilkła, a po chwili zasnęła. Delikatnie wstałam i wróciłam do swojej komnaty. PoniewaŜ była piękna księŜycowa noc, nie przestając myśleć o dzieciach, podeszłam do okna i wyjrzałam na zewnątrz. WciąŜ nie mogłam się nadziwić ogromnej liczbie zabudowań klasztornych ani przyzwyczaić do tego, Ŝe mieszkam w takim miejscu. Zaczęłam zastanawiać się nad dziwnymi kolejami losu mojego męŜa, ale nie potrafiłam jednoznacznie określić swoich uczuć do niego. Podejrzewałam, Ŝe wcale nie chcę wyraźnie ich sprecyzować, poniewaŜ nie wiem, do jakiego dojdę wniosku. Brunon był dla mnie człowiekiem obcym i to pod wieloma względami. Łączył nas jedynie pociąg fizyczny. WciąŜ było nam dobrze w łóŜku. MoŜe działo się tak z racji naszego młodego wieku i potrzeby takiego właśnie kontaktu. Natomiast w ogóle nie znałam jego myśli. Zastanawiałam się, czy on to samo mógłby powiedzieć o mnie – zresztą, czy w ogóle rozwaŜa tego typu sprawy? Bardzo go zawiodłam, gdyŜ nie urodziłam mu syna. Choć nadal mieliśmy nadzieję, Ŝe mi się to jeszcze uda. Potem nagłe moje myśli pobiegły do Ruperta i czułości, jaką okazywał mi przy kaŜdym spotkaniu. Musiałam przyznać, Ŝe tego właśnie bardzo brakowało mi u Brunona. Czy mój mąŜ kiedykolwiek był czuły?
Ja okazywałam mu tkliwość, gdy tylko wydawało mi się, Ŝe jestem mu potrzebna; a zdarzało się to bardzo często. Do czego mnie potrzebował? Chciał mi czegoś dowieść. Niezbyt pewna, co jeszcze mogę odkryć, zaczęłam myśleć o czymś innym. I właśnie wtedy w blasku księŜyca dostrzegłam znajomą postać. Brunon ponownie wyłonił się z podziemi. Obserwowałam, jak idzie w stronę wieŜy, a potem do niej wchodzi. Po jakimś czasie w jego oknie błysnęło światło latarni. Po raz drugi byłam świadkiem, jak wychodzi nocą z podziemnych korytarzy. Zastanawiałam się, czemu to robi. W końcu doszłam do wniosku, Ŝe mój mąŜ nie Ŝyczy sobie, by ktoś o tym wiedział. Wróciłam do łóŜka. Byłam ciekawa, czy do mnie przyjdzie. Nie pojawił się. Rano oświadczył, Ŝe ponownie musi jechać na kontynent. Tym razem miał zamiar kupić następne arrasy do naszych komnat. Później przypomniałam sobie, Ŝe gdy poprzednio widziałam go wychodzącego z podziemi, równieŜ zapowiadało to wyjazd za granicę. Zastanawiałam się, czy to ma jakieś znaczenie. Niestety czułam, iŜ nie mogę go o to zapytać. Matka przyszła w odwiedziny z koszykiem pełnym mikstur i maści. – Kochanie – zawołała – miej oko na dzieci! Jeden z naszych ludzi po powrocie z miasta wyznał, Ŝe widział w Chepe umierającego człowieka. Następnego zauwaŜył na barkach przy nabrzeŜu tuŜ obok Westminsteru. Wracają śmiertelne poty. Byłam przeraŜona. Zaaplikowałam dziewczynkom medykamenty mojej matki i zabroniłam wychodzić z domu, nie miałam jednak pewności, czy wcześniej ktoś nie zdąŜył juŜ przywlec zarazy do opactwa. Honey, wyczuwając mój strach, okazała niewiarygodną radość; trzymała się mnie kurczowo, jakby obawiała się, Ŝe mogę zniknąć. Catharine odniosła się do moich działań zapobiegawczych z całkowitą pogardą i gdy tylko mogła, próbowała się wyślizgnąć. Kiedy ją beształam, okazywała skruchę, widziałam jednak, Ŝe niemal natychmiast zapominała o ostrzeŜeniu. Z pomocą przyszła Kate. Słyszałam, Ŝe w Londynie szaleją śmiertełne poty. Bardzo się o Was niepokoję, gdyŜ znajdujecie się zbyt blisko centrum zarazy. Musisz zabrać dziewczynki i przyjechać do zamku Remusa. Tu będziecie całkiem bezpieczne.
Zadowolona przygotowałam wszystko do wyjazdu. Wdowieństwo wyraźnie słuŜyło Kate. Była bogata i chociaŜ dotychczas nikt jej się nie oświadczył – bo zbyt mało czasu upłynęło od śmierci męŜa – kręciła się wokół niej gromadka chętnych. Nie musieli długo czekać, gdyŜ szybkie małŜeństwo Henryka z Jane Seymour, nim ciało Anny Boleyn zdąŜyło ostygnąć w grobie, dało początek nowej modzie. Lord Remus nigdy nie był zbyt wymagającym męŜem i zawsze chętnie ulegał kaprysom Ŝony, teraz jednak Kate była panią i panem domu w jednej osobie, i wyraźnie sprawiało jej to ogromną przyjemność. Nosiła aksamitne i jedwabne suknie, które miały wyjątkowo bufiaste i ozdobne rękawy. Nigdy wcześniej takich nie widziałam. – Nic nie wiesz o obowiązującej na dworze modzie – stwierdziła z pogardą. Po śmierci Remusa tytuł lordowski przypadł w udziale Careyowi. Był bardzo waŜnym młodym dŜentelmenem. Ktoś powiedział mu, Ŝe musi zaopiekować się matką – przypuszczam, Ŝe było to raczej ironiczne stwierdzenie, gdyŜ Ŝadna kobieta nie potrafiła tak dobrze zatroszczyć się o siebie jak Kate – lecz Carey potraktował te słowa śmiertelnie powaŜnie. Potrafił jeździć konno i uczył się strzelać z łuku. Miał teŜ sokoła, z którym próbował polować. Ilekroć widziałam Careya, wydawał mi się coraz większy. Był o kilka miesięcy młodszy od Honey, a o dwa lata starszy od Catharine, zauwaŜyłam jednak, Ŝe na własnym terenie jest zdecydowanym prowodyrem. Catharine bez przerwy się z nim kłóciła, lecz Carey i Honey byli dobrymi przyjaciółmi. Przypuszczałam, Ŝe Honey okazuje mu swoją sympatię ze względu na jego nieustanną walkę z Catharine. Kate zaczynała snuć plany na przyszłość. Po śmierci króla Henryka dwór właściwie przestał istnieć. CzyŜ jedenastoletni chłopiec moŜe skupiać wokół siebie interesujących ludzi? Oczywiście prawdziwym królem był lord protektor, Somerset, a jego brat, lord admirał Thomas Seymour, prawdopodobnie nieco mu zazdrościł. – Tom Seymour wiąŜe nadzieje z lady ElŜbietą – wyjaśniła mi Kate. – Sama zobaczysz, do czego to jeszcze doprowadzi. – ElŜbieta nigdy nie zostanie królową Anglii – powiedziałam. – Pierwszeństwo ma Maria, poza tym obie uwaŜa się za córki z nieprawego łoŜa. – Biedny Edward jest bardzo chorowitym dzieckiem. Trudno uwierzyć, by
kiedykolwiek udało mu się spłodzić dzieci. – Śmiem twierdzić, Ŝe bardzo szybko go oŜenią. – Uwielbia swoją kuzynkę, Jane Grey. Sądzę, Ŝe chętnie by ją poślubił. – To byłoby doskonałe małŜeństwo, bo przecieŜ ona sama teŜ ma pewne prawo do tronu. – A czy nie przyszło ci na myśl, Damask, Ŝe wówczas rządziłaby nami para protestantów? Wiesz, co by to oznaczało dla kraju? Wolałabym widzieć w roli władcy kogoś o bardziej radosnym usposobieniu. Z tego co słyszałam, Jane jest bardzo afektowaną dziewczyną. Podejrzewam, Ŝe ma taki charakter jak ty. Doskonale zna łacinę i grekę. Jednym słowem to erudytka. W zamku Remusa zawsze miło upływał czas, a tym razem to miejsce stało się dla mnie swego rodzaju oazą. Nie prześladowały nas tu Ŝadne problemy, poza tym zdałam sobie sprawę, Ŝe z prawdziwą ulgą opuściłam na jakiś czas opactwo. Kate była zła, bo na znak Ŝałoby nie mogła ruszać się z domu, planowała więc przyjęcia, które urządzi w zamku, gdy wymagany okres dobiegnie końca. Tymczasem paradowała w aksamitnych sukniach, choć podziwiać mogłam ją tylko ja i jakiś przypadkowy gość. Najczęściej zabijała czas, prowadząc ze mną długie rozmowy. Chętnie odwoływała się do przeszłości i wspominała wydarzenia z naszego dzieciństwa. Robiła to z większą przyjemnością, niŜ przypuszczałam. Oczywiście doskonale wszystko to pamiętałam, z drugiej jednak strony zawsze miałam bardziej refleksyjną naturę niŜ ona. Dlatego ogromnym zaskoczeniem był dla mnie fakt, Ŝe w jej pamięci utkwiły drobiazgi, które wydawały się zbyt nieistotne, by mogły coś dla niej znaczyć. Zawsze szczerze przyznawała, iŜ ma zamiar wziąć od Ŝycia, co się da. – I musisz przyznać, Damask, Ŝe w znacznej mierze mi się to udało. Zycie obeszło się ze mną znacznie lepiej niŜ z tobą, choć jesteś lepsza ode mnie. Kochałaś ojca, dlatego bardzo cierpiałaś, gdy go straciłaś. Myślałaś, Ŝe nie wiem, jaka jesteś nieszczęśliwa, lecz ja w pełni zdawałam sobie z tego sprawę, Damask. Jednak współczując ci, uwaŜałam, Ŝe tylko człowiek głupi kocha kogoś innego tak, by po jego stracie przeŜywać prawdziwą tragedię. Nigdy nikogo nie będę darzyć taką miłością... poza własną osobą. – Miłość sprawia równieŜ wiele radości, Kate – zauwaŜyłam. – U boku ojca spędziłam mnóstwo szczęśliwych chwil. Za nic w świecie nie chciałabym ich stracić. – Im większe szczęście, tym głębszy smutek. Ludzie lubią, gdy się płaci za
chwile radości. – A co z tobą? – Mam na to zbyt duŜo oleju w głowie – zripostowala Kate. – Jestem samowystarczalna. Doprowadziłam do tego, Ŝe mogę całkowicie polegać na sobie. – Nigdy nie kochałaś? – Owszem, ale na swój sposób. Lubię ciebie, Careya i małego Colasa. Stanowicie moją rodzinę i jestem szczęśliwa, Ŝe mam was blisko siebie. Lecz całkowite i bezgraniczne oddanie? To nie dla mnie. Rozmawiałyśmy o Brunonie oraz o tym, czego dokonał i co jeszcze ma zamiar zrobić w opactwie. – Brunon jest fanatykiem – wyznała. – Tego typu ludzie zazwyczaj kończą na stosie. – Nie mów tak, Kate – błagałam. – Dlaczego? Wiesz, Ŝe to prawda. Jest najdziwniejszym męŜczyzną, jakiego kiedykolwiek znałam. Czasami wydaje mi się, Ŝe naprawdę został zesłany przez niebiosa w jakimś określonym celu. Co ty na to, Damask? – Sama nie wiem. MoŜe kiedyś rzeczywiście tak mi się wydawało. – Lecz teraz juŜ w to nie wierzysz? Milczałam. – Widzę, Ŝe nie – powiedziała oskarŜycielskim tonem. – Tymczasem on jest o tym święcie przekonany, Damask. Nie dopuszcza do siebie myśli, Ŝe moŜe być inaczej. – Dlaczego? Gdyby udało się dowieść... – Nic z tego. On musi w to wierzyć. Dobrze znam twojego męŜa, Damask. – Mówiłaś mi to juŜ wcześniej. – Rozumiem go lepiej niŜ ty. Mamy dość podobne charaktery. Ty jesteś zbyt normalna, Damask. Naprawdę. – Zawsze wydawało ci się, Ŝe wszystko wiesz. – Nie wszystko, lecz duŜo. Musiał potwornie cierpieć, gdy Keziah i mnich zdradzili swój sekret! Tak, wtedy było mi go bardzo Ŝal, zwłaszcza Ŝe doskonale go rozumiałam. – Nigdy o tym nie rozmawiamy – przyznałam. – To dość oczywiste. Po prostu brak ci odwagi. Nie mów mu o tym. Chyba widzisz, Damask, co Brunon usiłuje zrobić. Udowodnić sobie swoje boskie pochodzenie. Ja chyba postępowałabym tak samo. Na szczęście nie muszę. Jestem piękna i poŜądana. Sama widziałaś, jak złapałam Remusa. W taki sam sposób
mogłam zdobyć kaŜdego męŜczyznę, jaki przypadłby mi do gustu. Wiem, Ŝe to moŜliwe, oni teŜ są tego świadomi, więc nie ma potrzeby tego udowadniać. Lecz Brunon musi dowieść, Ŝe jest istotą wyŜszą. I to właśnie robi. Jak mu to idzie? Czy zwyczajny, pozbawiony wszystkiego i wyrwany ze swojego świata człowiek moŜe nagle stać się niezwykle bogaty i zdziałać tyle, ile zdziałał Brunon? Nie jestem pewna, czy Remus mógłby sobie pozwolić na tak ogromne wydatki. – Czasami mnie to martwi. – Nie wątpię. – To wszystko jest takie nierealne. Bardziej przypomina sen. Nim wyszłam za mąŜ za Brunona, wszystko miało jakieś uzasadnienie. Teraz często odnoszę wraŜenie, Ŝe poruszam się w całkowitej ciemności. – Podejrzewam, Damask, Ŝe jeszcze długo będziesz to robić. MoŜe to i lepiej. Ciemność stanowi swego rodzaju schronienie. Kto wie, co zobaczyłabyś w oślepiającym świetle prawdy? – Zawsze wolałam prawdę. – MoŜe nie mówiłabyś tak, gdybyś ją znała. Przeprowadziłyśmy z Kate wiele takich rozmów i często po ich zakończeniu dochodziłam do wniosku, Ŝe moja kuzynka coś wie, lecz zachowuje to dla siebie. Owe dysputy działały pobudzająco i na mnie, i na nią. Lubiłam teŜ obserwować bawiące się dzieci. Wymyślałam dla nich róŜne zabawy; raz zorganizowałam nawet przyjęcie dla nich i dzieci z sąsiedztwa. Wykonywaliśmy tańce ludowe i bawiliśmy się w zgadywanki. Wszyscy miło spędzili czas. Kate nigdy się do nas nie przyłączała, choć czasami przyglądała się naszym poczynaniom. Matka napisała, Ŝe bliźniaki wspaniale rosną, a epidemia śmiertelnych potów powoli słabnie. Nadal jednak zostawałam u swojej kuzynki. Kate zaprosiła gości. Z ogromną przyjemnością obserwowałyśmy z wieŜyczki, jak przejeŜdŜają pod Ŝelazną kratą i pojawiają się na dziedzińcu. Podczas interesujących rozmów przy posiłku dowiedziałyśmy się, Ŝe królowa wdowa, Katarzyna Parr, wyszła za mąŜ za Thomasa Seymoura, którego od dawna kochała. Kate była zdumiona. – Oczywiście chciał poślubić księŜniczkę ElŜbietę, lecz to było zbyt niebezpieczne, dlatego oŜenił się z królową Katarzyną. Wolał wdowę po królu niŜ księŜniczkę, której wydaje się, Ŝe ma jakieś prawo do tronu! W końcu to córka Anny Boleyn.
Kate na chwilę popadła w zadumę, przypominając sobie błyskotliwą elegancką kobietę, którą niegdyś tak podziwiała. Śmiała się ze skandalu związanego z domem królowej wdowy. Katarzyna Parr zamieszkała ze swoim męŜem, lecz nadal opiekowała się młodą ElŜbietą, toteŜ po całym kraju krąŜyły pogłoski o dość dziwnym związku między księŜniczką a Seymourem. Do opactwa wróciłam w dniu, w którym królowa wdowa zmarła podczas porodu. Następne lata były wyjątkowo spokojne. Co prawda zachodziły pewne zmiany, lecz wprowadzano je tak wolno, Ŝe ledwo je zauwaŜałam. Zatrudnialiśmy na terenie opactwa coraz więcej ludzi, poniewaŜ na folwarku zawsze brakowało rąk do pracy. Wzniesiono kilka nowych budynków. Nasza rezydencja nieustannie była rozbudowywana, bo Brunon nigdy nie byl z niej zadowolony. W wielu komnatach wisiały arrasy. Od czasu do czasu mój mąŜ wyjeŜdŜał za granicę i wracał z istnymi skarbami. Honey miała jedenaście lat i nie straciła nic ze swej wspaniałej urody. Ponad dwa lata młodsza od niej Catharine była Ŝywsza i bardziej niezaleŜna. Obie wykazywały mądrość i inteligencję, miałam więc powód do dumy. Teraz uczył je Valerian, do którego codziennie chodziły na lekcje do skryptorium. Rozpaczałam, Ŝe nie mam następnego dziecka. Moja matka, która sporo wiedziała o tych sprawach, uznała, Ŝe chyba za bardzo pragnę ponownie zajść w ciąŜę. Przyrządzała mi róŜne napary, lecz bez skutku. Czasami wydawało mi się, Ŝe matka Salter rzeczywiście rzuciła na mnie klątwę, obawiając się, iŜ nie będę naleŜycie zajmować się Honey. Często odwiedzałam Kate, ona równieŜ od czasu do czasu przyjeŜdŜała do opactwa. Nie wzięła ślubu. Dwukrotnie była zaręczona, w końcu jednak zrezygnowała z ponownego zamąŜpójścia. Oświadczyła, Ŝe bardzo ceni sobie wolność, a poniewaŜ jest bogata, nie musi wychodzić za mąŜ dla majątku. Dzieci z niecierpliwością wypatrywały tych spotkań. Catharine i Carey bardzo często się kłócili, a Honey trzymała się z boku. Natomiast wszyscy troje zgodnie ignorowali Colasa i pozwalali mu się ze sobą bawić tylko wtedy, gdy potrzebowali kogoś, kto odegrałby poślednią rolę – taki jest los najmłodszych. Czasami odwiedzali nas bliźniacy, matka wolała jednak, Ŝebym przyprowadzała dziewczynki do dworu Casemana. Przy kilku okazjach próbowała rozmawiać ze mną o religii reformowanej. Chciała, Ŝebym się nią zainteresowała. Zapytałam czemu.
– Och, wszystko jest w ksiąŜkach – odparła. Uśmiechnęłam się do niej. Dla matki obie wiary były równie dobre, jednak naleŜała do kobiet w kaŜdej sprawie gotowych pójść w ślady męŜa. Chwilami mogło się wydawać, Ŝe Ŝyjemy w całkiem innej epoce. Młody król bardzo róŜnił się od ojca. Czasy się zmieniały. Interesowanie się naukami Lutra przestało być niebezpieczne. Edward był ich zwolennikiem, tak samo jak otaczający go ludzie. KsięŜniczka Maria – następna osoba w kolejce do tronu – byłaby inną władczynią, gdyŜ pozostała Ŝarliwą katoliczką, ale na objęcie rządów miałaby szansę tylko wtedy, gdyby młody król zmarł, nie zostawiając następcy. To prawda, Ŝe nasz władca był chorowity, ale na pewno szybko go oŜenią. Zdaniem Kate, zdecydował się juŜ na lady Jane Grey. Ten wybór gorąco popierali wszyscy zwolennicy religii reformowanej. W ciągu owych spokojnych lat czasami docierały do nas róŜne pogłoski, lecz nie miały teraz takiego znaczenia jak za Ŝycia króla Henryka. Lord admirał Thomas Seymour został ścięty. W jakiś czas po nim na szafot powędrował jego brat, Somerset. Polityka! – pomyślałam. Byli wyjątkowo niebezpiecznymi i przebiegłymi ludźmi, lecz człowiek cieszący się królewską łaską z dnia na dzień moŜe stracić wpływy i przypłacić to głową. Jednak w tym czasie wszystkie te sprawy wydawały się mało istotne. Po śmierci braci Seymourów władzę przejął ksiąŜę Northumberland i wkrótce oŜenił swojego syna, lorda Guildforda Dudleya, z Jane Grey. – Robi to w określonym celu – stwierdziła Kate podczas moich odwiedzin. – Jeśli król umrze, Northumberland zrobi wszystko, by na tronie zasiadła Jane Grey, poniewaŜ dzięki temu Guildford Dudley, syn Northumberlanda, zostałby królem lub w najgorszym wypadku męŜem królowej. – A co z księŜniczką Marią? Myślisz, Ŝe będzie spokojnie stała z boku i patrzyła, jak Jane Grey zostaje królową Anglii? – Miejmy nadzieję, Ŝe król będzie długo Ŝył, bo jeśli jego zabraknie, w Anglii moŜe wybuchnąć wojna. – Wojna między zwolennikami Jane a stronnikami Marii oznaczałaby wojnę między wyznawcami starej i nowej wiary. – W takim razie powinnyśmy modlić się o zdrowie króla, bo jednocześnie byłaby to modlitwa o pokój – powiedziała Kate. Nie wiedziałam, Ŝe okres spokoju dobiega końca.
Opactwo rozkwitało. Dawne zabudowania klasztorne zostały zajęte przez pracowników, a w samym środku wznosiła się przypominająca zamek rezydencja wciąŜ nazywana opactwem Świętego Brunona. Zaopatrywaliśmy całą okolicę w zboŜe. Nasza wełna osiągała wysokie ceny. Liczba zwierząt znacznie przekraczała nasze potrzeby, toteŜ część z nich zabijano, mięso solono i sprzedawano. Doszłam do wniosku, Ŝe przynajmniej dwudziestu naszych obecnych pracowników w przeszłości przebywało w opactwie – część z nich była mnichami, reszta braćmi zakonnymi. Nic więc dziwnego, Ŝe trzymali się razem i kultywowali dawne obyczaje. Nocami korzystali z naszego kościoła. Często, gdy całe domostwo udawało się na spoczynek, widywałam przez okno, jak wędrują w tamtą stronę. Byłam przekonana, Ŝe uczestniczą w mszy świętej – jak za czasów dawnego opata. Rupert powoli powiększał swój majątek, a gdy czasami się u nas pojawiał, Brunon z przyjemnością oprowadzał go po całej posiadłości. Mojemu kuzynowi obca była zazdrość, więc wszystko podziwiał i z całego serca się cieszył, widząc taki rozkwit. Pewnego dnia przyjechał, gdy Brunon był na kontynencie. Gdy zobaczyłam swego kuzyna, od razu wiedziałam, Ŝe stało się coś złego. Pomyślałam: „Przyjechał powiedzieć mi, Ŝe się Ŝeni". Byłam zdumiona, czując z tego powodu przygnębienie. Nie chodziło wcale o to, Ŝe zachowywałam się w stosunku do niego jak przysłowiowy pies ogrodnika. Po prostu zaczęłam go uwaŜać za kogoś bardzo bliskiego i nagle zdałam sobie sprawę, jak bardzo cenię jego oddanie. Czasami w trudnych chwilach zaczynałam o nim myśleć. Wiedziałam, Ŝe jest niedaleko, zawsze mogę na niego liczyć i niezmiennie cieszy się na mój widok. Jeśli się oŜeni, nadal będzie moim sąsiadem – wiedziałam jednak, Ŝe sytuacja ulegnie całkowitej zmianie. Często wmawiałam sobie, Ŝe będę bardzo zadowolona, jeśli Rupert znajdzie sobie Ŝonę i dorobi się potomstwa. Sama najlepiej czułam się wtedy, gdy w opactwie roiło się od dzieci – gdy przebywały tu moje córeczki, synkowie Kate i bliźniaki matki. Uwielbiałam ich hałaśliwe zabawy i często sama się do nich przyłączałam. Kate obserwowała mnie z cynicznym uśmiechem na ustach, niemniej były to najszczęśliwsze chwile mojego Ŝycia... Musiałam jednak w końcu przyznać, Ŝe moje małŜeństwo wcale nie jest tym, o czym marzyłam. Rozejrzawszy się dookoła, zaczęłam nas porównywać z innymi parami – Kate i Remusem, moimi rodzicami, moją matką i Simonem Casemanem. Byłam przekonana, Ŝe najszczęśliwszą ze znanych mi Ŝon jest moja matka.
Niemniej dzięki Brunonowi miałam Catharine. Zabrałam Ruperta do salonu zimowego i kazałam słuŜbie przynieść wino i ciasta. Na szczęście Clement zawsze miał jakiś świeŜy wypiek. – Widzę, Ŝe masz dla mnie jakieś wiadomości – powiedziałam. Przyjrzał mi się powaŜnie. – Damask – powiedział – w jakim stopniu zdajesz sobie sprawę z tego, co się dzieje? – W opactwie? – W opactwie i w całym kraju. – No cóŜ, jeśli chodzi o opactwo, ciągle coś wytwarzamy i wygląda na to, Ŝe całkiem nieźle prosperujemy. Natomiast jeŜeli chodzi o sprawy kraju, Kate na bieŜąco informuje mnie o wszystkim, poza tym krąŜy mnóstwo plotek. PodróŜni bez przerwy zwoŜą róŜne wiadomości. Ostatnio słyszałam, Ŝe król był bardzo chory na ospę i odrę, a choć w końcu wyzdrowiał, nadal dręczą go suchoty. – Nie wiadomo, czy zdoła przeŜyć najbliŜszy rok. – Wtedy będziemy mieli nową królową. Bo tym razem to będzie królowa, prawda? Królowa Maria, jak sądzę. – Gdy monarcha umiera w tak młodym wieku, Ŝe nie moŜe zostawić następców, zawsze naleŜy liczyć się z niebezpieczeństwem. – Czy właśnie dlatego jesteś taki zmartwiony, Rupercie? – Nie, martwię się o ciebie – odparł. Uciekłam wzrokiem. Nie chciałam słyszeć zapewnień o jego oddaniu, z którego doskonale zdawałam sobie sprawę. To byłoby zbyt Ŝenujące dla nas obojga. Chyba w tym właśnie momencie zdałam sobie sprawę, Ŝe kocham Ruperta. Och, nie była to moŜe szalona, porywająca namiętność. W niczym nie przypominała tego, co niegdyś czułam i co wciąŜ potrafiłam czuć do swojego męŜa. Rupert nie był tak przystojny jak Brunon, nie otaczała go atmosfera tajemniczości. Był po prostu dobrym człowiekiem, więc kochałam go nieco inaczej. Czasami porównywałam miłość do rozciętego na dwie połówki owocu – w jednej części znajdowała się namiętność i ciągłe podniecenie, a w drugiej wierność i poczucie bezpieczeństwa. Marzyłam o obu. Moje myśli gnały do przodu, dlatego chciałam wiedzieć, co tak bardzo niepokoi Ruperta. – W sąsiedztwie krąŜą plotki na temat twojego domostwa – wyznał Rupert. – Ty pewnie nawet o nich nie wiesz, ale zazwyczaj zainteresowani dowiadują się o wszystkim ostatni. Ludzie jednak ciągle szepczą, a pewne osoby nie spuszczają z
oka opactwa Świętego Brunona. Dzieje się tu coś bardzo tajemniczego. – CięŜko pracujemy, dzięki czemu osiągamy niezłe zyski. – Chcę, Ŝebyś była ostroŜna, Damask. Gdyby groziło ci jakieś niebezpieczeństwo, natychmiast stąd uciekaj. Zabieraj dziewczęta i przyjeŜdŜaj do mnie. Jeśli będzie to konieczne, mogę cię nawet ukryć. – CzyŜby dzieci były w niebezpieczeństwie? – Jeśli nad domem gromadzą się ciemne chmury, rzucają cień na wszystkich jego mieszkańców. – CóŜ to za niespodziewane zagroŜenie? – Ono wcale nie jest takie niespodziewane, Damask, to niebezpieczeństwo grozi wam od bardzo dawna. JuŜ po powrocie Brunona i przejęciu przez niego opactwa mówiono, Ŝe to miejsce jest tylko odrobinę zreformowanym klasztorem... Wiadomo, Ŝe wróciło tu wielu zakonników. Porozmawiaj z Brunonem. Prawo nie zezwala na organizowanie Ŝadnych zgromadzeń... odprawianie prywatnych naboŜeństw... powrót do dawnych praktyk zakonnych. Tymczasem ludzie powiadają, Ŝe w opactwie to właśnie się robi. – Król jest chory, prawda? – zapytałam. – Podobno lady Maria po objęciu tronu ma zamiar przywrócić klasztory. – To jej się nie uda, choć z pewnością nie będzie przeszkadzała tym, którzy zechcą przestrzegać dawnych praktyk klasztornych. Pamiętaj jednak, Damask, Ŝe Maria na razie nie jest królową, a gdzieniegdzie powiada się, iŜ nigdy nią nie będzie. – Jest następczynią tronu. – Naprawdę? CzyŜbyś zapomniała, Ŝe małŜeństwo jej matki z królem zostało uniewaŜnione? A jeśli tak, naleŜy uznać Marię za nieślubne dziecko. – Król wciąŜ Ŝyje, nie powinniśmy więc rozmawiać o jego śmierci. Nie sądzisz, Ŝe mogłoby to zostać uznane za zdradę stanu? – Wcale nie Ŝyczymy mu źle. Chcemy, by Ŝył jak najdłuŜej. Musimy jednak poruszyć pewne tematy, poniewaŜ moŜesz znaleźć się w ogromnym niebezpieczeństwie. Lord Northumberland oŜenił swojego syna z lady Jane Grey. Jak myślisz, po co to zrobił? Edward popiera reformację, lady Jane równieŜ. Jeśli Jane Grey zostanie królową, a lord Guildford Dudley będzie księciem małŜonkiem, górę weźmie religia reformowana, a ludzie podejrzewani o papizm i prowadzenie klasztornego Ŝycia staną się wrogami państwa. – Rupercie, cieszę się, Ŝe się o nas martwisz. – Nie masz się z czego cieszyć, poniewaŜ to całkiem ode mnie niezaleŜne.
– Jak to moŜliwe? Kto zgodzi się na to, by lady Jane została królową? Czy ktoś teraz uwierzy, Ŝe małŜeństwo Henryka z Katarzyną Aragońską było niewaŜne? Doskonale wiemy, Ŝe uznano je za takie, by król mógł poślubić Annę Boleyn, z tego samego zresztą powodu zerwał z Kościołem, co dało początek wszelkim kłopotom. – Nie zapominaj o potęŜnym ojcu Guildforda Dudleya. Northumberland w obronie praw swojej synowej jest w stanie wystawić całą armię. – Ale moŜe mu się nie udać, gdyŜ w rzeczywistości bezsprzeczne prawo do tronu ma Maria. – CzymŜe jest bezsprzeczne prawo wobec armii? Jak sądzisz, kto jest dzisiaj najpotęŜniejszym człowiekiem w naszym kraju? Nie król. To jedynie dziecko w rękach Northumberlanda, a jeśli temu ostatniemu uda się posadzić na tronie Jane Grey, zapewniam cię, Ŝe niebezpieczeństwo, jakic obecnie ci grozi, wcale się nie zmniejszy. Bardziej jednak chodzi mi o chwilę obecną. W twoim najbliŜszym otoczeniu, Damask, znajdują się wrogowie opactwa Świętego Brunona. – Sądzę, Ŝe masz na myśli męŜa mojej matki. – To ambitny człowiek. Choć nie pochodzi z wyŜszych sfer, udało mu się przejąć dom twojego ojca. Wyrządził ci ogromną krzywdę, a krzywdziciele bardzo często Ŝywią głęboką urazę do swoich ofiar. – Myślisz, Ŝe chciałby się na mnie zemścić? CzyŜbyś wierzył, Rupercie, Ŝe to on zdradził mojego ojca? – To całkiem moŜliwe. Zbyt duŜo na tym skorzystał. To samo mógłby osiągnąć dzięki małŜeństwu z tobą, ty jednak całkiem wyraźnie mu powiedziałaś, Ŝe takie rozwiązanie nie wchodzi w rachubę. – Widzę, Ŝe bardzo duŜo wiesz, Rupercie. – Interesuje mnie wszystko, co się z tobą wiąŜe. – Co mogę zrobić? – OstrzeŜ swojego męŜa. Błagaj go, by nie pozwalał dawnym mnichom i braciom zakonnym na Ŝadne zgromadzenia. Najlepiej by było, gdyby ich stąd odesłał. – Dokąd? – Mógłby ich rozdzielić. MoŜe przyjąłbym u siebie jednego lub dwóch. Kate mogłaby zatrudnić kilku następnych. KaŜde rozwiązanie byłoby lepsze, niŜ dawanie w opactwie Świętego Brunona schronienia sporej grupce męŜczyzn, którzy niegdyś byli zakonnikami. – Porozmawiam z nim, gdy tylko wróci, Rupercie.
Nadal się denerwował, lecz moje słowa trochę go uspokoiły. Posłałam po dziewczynki. Byłam z nich taka dumna. Honey miała teraz trzynaście lat, wyrosła na prawdziwą piękność i przestała być tak okropnie zazdrosna o Catharine. Z kolei Catharine była moją małą córeczką i kochałam ją jak nikogo, poza swoim ojcem. O uczuciach do Brunona starałam się nie myśleć – teraz uwaŜałam, Ŝe była to irracjonalna fascynacja. Mogła się przerodzić w wielką miłość, moŜe nawet większą niŜ wszystko inne, lecz juŜ dawno temu zdałam sobie sprawę, Ŝe tak się nie stało. Dziewczęta uwielbiały Ruperta i bardzo chętnie odwiedzały jego folwark. To właśnie Rupert nauczył je jazdy konnej, poza tym przy nim miały większą swobodę niŜ we własnym domu. Moje córeczki doskonale wyczuwały całkowitą obojętność Brunona wobec Catharine i niechęć do Honey. Pogodziły się z tym i poniewaŜ były dziećmi, nie próbowały niczego zmienić. Czasami jednak odnosiłam wraŜenie, Ŝe w związku z tym obdarzyły Ruperta częścią miłości, którą kaŜde dziecko czuje do swojego taty. Mój kuzyn był więc dla nich kimś pośrednim między ojcem a ulubionym wujkiem. Natychmiast zarzuciły go pytaniami o jego zwierzęta, zwłaszcza o te, którym same nadały imiona. Wychodząc, wziął je w objęcia, a jego oczy błagały, Ŝebym nie zapominała o naszej rozmowie i groŜącym nam niebezpieczeństwie. Brunon wrócił w dobrym nastroju. Zawsze po podróŜy na kontynent był rozradowany. – Wszystko dobrze poszło, prawda? – zapytałam. Zapewnił mnie, Ŝe tak. – Co tym razem przywiozłeś do domu? Coś nowego? Matka zawsze wypytuje mnie, jakie nowe kwiaty i warzywa uprawia się w innych krajach. Oświadczył, Ŝe przywiózł piękny arras, który zawiśnie w sali paradnej. Gdy tego wieczoru byliśmy sami w sypialni, powiedziałam mu o wizycie Ruperta i jego ostrzeŜeniu. – Znowu Rupert! – zawołał Brunon zjadliwie. – O co mu właściwie chodzi? – Po prostu się martwi. Grozi nam niebezpieczeństwo. Ja teŜ je wyczuwam. Spojrzał na mnie ze zniecierpliwieniem. – PrzecieŜ ci mówiłem, Ŝe moŜesz mi zaufać. Najwyraźniej jednak nie wierzysz, iŜ potrafię zajmować się swoimi sprawami. – Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Potem odwrócił się do mnie. – Wszystko to – powiedział – naleŜy do
mnie. Odbudowałem opactwo z gruzów, to dzięki mnie powstało z popiołów niczym Feniks. Dokonałem tego sam, a ty nie wierzysz, Ŝe potrafię zajmować się swoimi sprawami! – Ani przez chwilę nie wątpiłam w twoje moŜliwości, często jednak bywa tak, Ŝe pewni ludzie szybciej niŜ inni dostrzegają niebezpieczeństwo. Zbierają się nad nami ciemne chmury. – O czym ty mówisz? – Na terenie opactwa przebywa wielu mnichów i braci zakonnych. śyją prawie tak samo jak wówczas, gdy przebywali w klasztorze. – No to co? – Sąsiedzi to widzą. Wybuchnął śmiechem. – Zawsze starałaś się ściągnąć mnie na ziemię. Nigdy nie odpowiadało ci, Ŝe nie jestem zwyczajnym człowiekiem. Teraz chyba juŜ rozumiesz, Ŝe jestem inny. Na Boga, czy sądzisz, Ŝe inaczej zdołałbym tyle zdziałać? Nie tylko przejąć to miejsce, lecz równieŜ doprowadzić je do obecnego stanu? śe mógłbym to zrobić, nie dysponując jakąś nadnaturalną mocą? – Rzeczywiście to wszystko jest bardzo tajemnicze – przyznałam. – Tajemnicze?! Tylko tyle masz do powiedzenia na ten temat? – W jaki sposób wszedłeś w posiadanie opactwa, Brunonie? – JuŜ ci mówiłem. – Ale... – Ale mi nie wierzysz. Zawsze podawałaś w wątpliwość wszystko, co mówiłem. Nie powinienem się z tobą Ŝenić. Naprawdę mnie przeraŜał. Przyszło mi na myśl, Ŝe mój mąŜ zachowuje się jak szaleniec, a ja zawsze bałam się ludzi obłąkanych. – To znaczy, Ŝe jednak popełniłeś w Ŝyciu jakiś błąd! – zawołałam. – Twój sąd był mylny. Wybrałeś mnie, choć nie naleŜało tego robić. Odwrócił się gwałtownie w moją stronę. Siedziałam na łóŜku. Chwycił mnie za ramię. Poczułam ból, lecz nie krzyknęłam, jedynie spokojnie patrzyłam w jego gorejące oczy fanatyka. – A więc jednak był to błąd, prawda? – spytałam. – Niekoniecznie. Wtedy wcale się nie myliłem, gdyŜ wówczas mi ufałaś. – Tak, rzeczywiście ci ufałam. Wierzyłam, Ŝe czeka nas wspaniałe Ŝycie. Niestety od początku mnie okłamywałeś. Powiedziałeś, Ŝe jesteś biednym i skromnym człowiekiem.
– Skromnym... Czy ja kiedykolwiek byłem skromnym człowiekiem? – Masz rację. Nigdy. Lecz test, któremu mnie poddałeś, był przejawem twojej arogancji. Nie zabiegałeś o moje względy, jak zrobiłby to kaŜdy inny męŜczyzna. Musiałeś udawać biednego, gdyŜ inaczej nie miałbyś pewności, czy nie wyjdę za ciebie za mąŜ ze względu na twoje bogactwo. Puścił moje ramię i niecierpliwie machnął ręką. – Zachowujesz się jak histeryczka. Rupert najwyraźniej zdołał cię przestraszyć. Szkoda, Ŝe we mnie nie wierzysz, za to zawsze jesteś gotowa zaufać jego słowom. – Ufam mu, poniewaŜ przemawia przez niego rozsądek. Władzę sprawują ludzie popierający reformację. Król jest protestantem. Northumberland teŜ, a to oni obaj rządzą krajem. CzyŜbyś nie wiedział, jaki los moŜe spotkać tych, którzy nie podporządkowują się doktrynom głoszonym przez przywódców? – Myślisz, Ŝe mam zamiar podporządkowywać się ludziom z zewnątrz? – UwaŜaj, co mówisz, Brunonie. Ktoś moŜe usłyszeć twoje słowa i złoŜyć na ciebie donos. Jeśli o mnie chodzi, doskonale wiem, Ŝe nie podporządkujesz się nikomu ani niczemu, poniewaŜ jedynym motywem, który popycha cię do działania, jest twoja duma i chęć udowodnienia całemu światu, Ŝe nie jesteś zwyczajnym człowiekiem. – A jestem zwyczajny? CzyŜbyś zapomniała, skąd się wziąłem? Przypomniała mi się pamiętna noc sprzed wielu, wielu lat i zachowanie przeraŜonej Keziah, która zdała sobie sprawę, Ŝe zdradziła to, co na zawsze powinno zostać tajemnicą. Na myśl przyszedł mi równieŜ brat Ambrose spacerujący w towarzystwie Brunona i szydzący z nich Rolf Weaver. Oczywiście Brunon doskonale o tym wiedział. Widział, jak jego ojciec zabija szydzącego z nich człowieka. Znał prawdę, jedynie przymknął na nią oczy, gdyŜ za nic w świecie nie chciał uwierzyć, Ŝe Keziah i Ambrose są jego rodzicami. Wolał nie przyjmować tego do wiadomości, gdyŜ wówczas wykreowany przez niego własny wizerunek ległby w gruzach. To czyste szaleństwo – pomyślałam. – Nie zapomniałam – rzekłam. – Dobrze by było, gdybyś zawsze o tym pamiętała. Stał obok mojego łóŜka wysoki i wyprostowany, a jego blada, jasna niczym marmur twarz stanowiła jaskrawy kontrast ze zdumiewająco fiołkowymi oczyma, tak bardzo podobnymi do oczu Honey. Jest piękny jak bóg – pomyślałam. Ogarnęła mnie tak ogromna czułość, Ŝe nie miałam serca mu powiedzieć: „Brunonie, kurczowo trzymasz się kłamstwa, poniewaŜ boisz się stawić czoło prawdzie". W tym momencie zaczął mówić:
– Wróciłem... wróciłem do opactwa, prawda? Było stracone, lecz ja je odzyskałem. W jaki sposób to zrobiłem? – No właśnie. Brunonie, proszę, powiedz mi prawdę. W jaki sposób to zrobiłeś? – To był cud. Drugi cud w opactwie Świętego Brunona. Odwróciłam się znuŜona. Nie moŜna było rozsądnie z nim porozmawiać.
Nowe panowanie Tak duŜo wydarzyło się w owym doniosłym roku tysiąc pięćset pięćdziesiątym trzecim. Za trzy miesiące miałam ukończyć trzydzieści lat. Trzydzieści lat! Choć wcale nie byłam stara, widziałam wydarzenia, które zakłóciły spokój nie tylko w moim domu, lecz równieŜ w całym kraju, zaznałam bezbrzeŜnego smutku i odrobiny szczęścia. W tym właśnie okresie doszłam do wniosku, Ŝe popełniłam jeden z największych błędów, jakie mogą przytrafić się kobiecie – wyszłam za męŜczyznę, który nigdy nie zdoła spełnić moich marzeń. Miałam dwie córki – własną Catharine i adoptowaną Honey. Ubóstwiałam je, a ilekroć przypominałam sobie ostrzeŜenie Ruperta o groŜącym nam niebezpieczeństwie, myślałam tylko o swoich dzieciach, nie o sobie ani o tym, co moŜe spotkać mojego męŜa lub opactwo. Wszyscy mówili o zaostrzającym się konflikcie religijnym. Nawet moja matka czasami poruszała ten temat. Kiedy ją odwiedzałam – choć nie robiłam tego tak często, jak bym chciała, bo zawsze bałam się ewentualnego spotkania z jej męŜem – lub gdy ona przychodziła do mnie, przewaŜnie rozmawiałyśmy o bliźniakach i ich psotach, które najwyraźniej sprawiały jej ogromną przyjemność, a takŜe ogrodzie, spiŜarni i lekarstwach z ziół. Bardzo rzadko wspominała o religii reformowanej. – Powinnaś zapoznać się z nową doktryną, Damask – zachęcała mnie kiedyś. – Są to poglądy popierane przez króla i dobrze by było, gdybyśmy wszyscy poszli za jego przykładem. – Mamusiu – odparłam – trudno jednoznacznie stwierdzić, Ŝe to jest słuszne, a tamto błędne, poniewaŜ duŜo dobrego moŜna powiedzieć o obu tych religiach. – Bzdura – zaprotestowała matka energicznie. – To, co słuszne, nie moŜe być błędne, i na odwrót. Racja moŜe być tylko po jednej stronie. Spróbuj mi uwierzyć, Ŝe słuszność jest po stronie religii reformowanej. – Wiesz to od swojego męŜa? – Rzeczywiście, dokładnie badał te sprawy. – Inni teŜ to robili. Po kaŜdej stronie są mądrzy ludzie. Na pewno o tym wiesz. – Ci ludzie mogą się mylić, a twój ojczym poświęcił na to mnóstwo czasu. Uśmiechnęłam się do niej pobłaŜliwie. Nie próbowałam jej niczego wyjaśniać. Lecz fakt, Ŝe coś na ten temat wiedziała, jednoznacznie dowodził, jak zdecydowane muszą być poglądy mieszkańców mojego dawnego domu.
W czerwcową noc przy blasku księŜyca siedziałam w oknie, rozmyślając nad tym, co powiedział Rupert na temat groŜącego nam niebezpieczeństwa, i zastanawiając się, czy Brunon przyjdzie do mnie w nocy. Nagle zobaczyłam sunące w stronę kościoła ciemne postacie. Wiedziałam, co to oznacza. Szli na mszę. Mój mąŜ na pewno teŜ weźmie w niej udział. ZadrŜałam. Zdawali sobie sprawę, Ŝe naraŜają się na ogromne niebezpieczeństwo, ale nie przestawali tego robić. Widocznie wierzyli, Ŝe posiadający nadzwyczajną moc Brunon zdoła ich ocalić przed ewentualnym nieszczęściem. Doszłam do wniosku, Ŝe niektórzy z byłych mnichów to ludzie prości. Nawet Clement był przekonany, Ŝe w relacji Keziah i Ambrose'a nie było ani cienia prawdy. Brunon potrafił przekonać ludzi, nawet jeśli to, co głosił, zaprzeczało faktom. Jedyną osobą odporną na jego argumentację byłam ja. Clement z prawdziwą przyjemnością pracował w piekarni. Wykonując swoje zajęcia, śpiewał łacińskie pieśni. Zachowywał się, jakby nigdy nie opuszczał opactwa. Postacie zniknęły w kościele, a ja jeszcze przez jakiś czas siedziałam, zastanawiając się, co to wszystko znaczy. Nagle dostrzegłam następną sylwetkę. Tym razem nie był to Ŝaden z mnichów. Wpatrywałam się w nią z natęŜeniem, gdyŜ męŜczyzna, który zbliŜał się do kościoła, przypominał Simona Casemana. Działając pod wpływem impulsu, zarzuciłam pelerynę na nocną koszulę i pobiegłam schodami w dół. Pokonałam trawnik, minęłam budynek, w którym niegdyś mieszkali mnisi, i znalazłam się na werandzie kościoła. Tajemnicza postać nadal posuwała się do przodu. Nie myliłam się. Rzeczywiście był to Simon Caseman. – Co ty tu robisz? – zapytałam. – Nie mam zamiaru ci wyjaśniać. – W jego oczach widać było podniecenie. Nigdy wcześniej na jego twarzy tak wyraźnie nie było widać maski lisa. – Wtargnąłeś na cudzy teren! – W dobrej sprawie. – Nie miałeś prawa tego robić. – Owszem, miałem. – W czyim imieniu to robisz? – W imieniu króla. – UŜywasz pięknych słów. – Mówię prawdę. Co się tu dzieje? To miejsce znowu jest klasztorem. Choć go
rozwiązano, wszystko wróciło do dawnego stanu. – Nie słyszałeś o tym, Ŝe wiele klasztorów wraz z naleŜącą do nich ziemią król przekazał róŜnym ludziom? – Doskonale o tym wiem. W wielu wypadkach takie przekazanie następowało z jakiegoś konkretnego powodu. – Tak, ale ten powód jest sprawą osoby przekazującej i człowieka obdarowanego. – Zgoda, lecz tutaj łamie się królewskie prawo. – Nieprawda. – Prawda, poniewaŜ to, co król rozwiązał, w zakamuflowany sposób zostało przywrócone do Ŝycia. – Mamy wielu pracowników, Simonie. – A wśród nich nie brak zakonników. Niegdyś zostali stąd wygnani, a teraz łamią obowiązujące w naszej ojczyźnie prawo. – Co tu się dzieje? – zapytał ktoś chłodnym, szorstkim i władczym głosem. Na werandzie pojawił się Brunon. Z wnętrza kościoła dobiegał śpiew. – Właśnie to – odparł Simon Caseman. – Byłem świadkiem praktyk, za które ludzie wysyłani są na szubienicę. MoŜecie być pewni, Ŝe wywiąŜę się ze swojego obowiązku. – Twoim jedynym obowiązkiem jest powrót do domu, chociaŜ nie zasługujesz na to, co dano ci jedynie przez pomyłkę. – Nie mów o pomyłkach. Co tu się dzieje? Jak to moŜliwe, Ŝe zdołałeś odbudować całe opactwo? Myślisz, Ŝe nie wiem? Wydaje ci się, Ŝe zdołasz zamydlić mi oczy opowieścią o cudach? TeŜ mi cuda! Prawdę mówiąc, doskonale wiem, skąd pochodzi wasze bogactwo. Zobaczyłam, Ŝe Brunon zbladł. Był wyraźnie zaniepokojony. – Tak! – krzyknął Simon Caseman. – Wiem, skąd pieniądze, za które odbudowałeś opactwo i utrzymujesz mnichów oraz braci zakonnych. Dostałeś je od wrogów Anglii. Z Hiszpanii i Rzymu. – Kłamiesz! – krzyknął Brunon. – Jeśli tak, to skąd je wziąłeś? Odpowiedz, Brunonie Kingsmanie. Święty Brunonie... proszę, odpowiedz. Skąd wziąłeś pieniądze na odbudowę opactwa, hm? Na uruchomienie tego wszystkiego? Nie próbuj mi wmawiać, Ŝe tak ogromne zyski czerpiesz z folwarku. I tak ci nie uwierzę. Odbudowa musiała pochłonąć mnóstwo pieniędzy, a ja cię pytam, skąd je wziąłeś? Słucham. Śpiewy dochodzące z kościoła ustały. Dostrzegłam postacie męŜczyzn
zbierających się w pobliŜu werandy. – Jeśli chcesz, moŜesz kłamać! – zawołał Simon Caseman, a na jego twarzy malowała się złość. – Nie oszukasz mnie. Wiem. Zawsze to wiedziałem. Dostajesz pieniądze z Hiszpanii i Rzymu. Otrzymujesz je od wrogów naszego kraju. Ludzi, którzy chcą przywrócić papieŜowi tytuł głowy Kościoła, choć jest to niezgodne z prawem obowiązującym w naszym kraju. – Kłamiesz! – zawołał Brunon. – W takim razie skąd? Skąd wziąłeś pieniądze na budowę? He na to wydałeś? Kto posiada takie fundusze... poza Jego Królewską Mością i najbogatszymi rodzinami w naszym kraju? Powiedz nam to, Brunonie. Święty Brunonie... cudotwórco, słuchamy! CzyŜby te pieniądze pochodziły z nieba? CzyŜby niebiosa napełniły twoje kufry? – Tak – odparł Brunon powaŜnie. Simon Caseman wybuchnął śmiechem. – Nazywasz Hiszpanię niebem? Moim zdaniem jest to zdrada stanu. Na wspomnienie tego przeraŜającego słowa na werandzie rozległy się syki. – Wynoś się stąd! – powiedział Brunon. – Nie jesteś tu potrzebny. – Rzeczywiście. Nie przyłapiesz mnie na łamaniu prawa obowiązującego w tym kraju. Próbujecie wskrzeszać dawne klasztory. Wiem, co się święci. Twoje pieniądze pochodzą z Rzymu i Hiszpanii... tam masz swoich zwierzchników. Nie myśl, Ŝe pozwolę ci na kontynuowanie tych praktyk. Brunon wrócił do kościoła, ja cofnęłam się w cień, a Simon Caseman przeszedł obok mnie. Nigdy nie widziałam na jego twarzy większej determinacji. Jutro złoŜy na nas donos – uznałam. MoŜliwe, Ŝe następny wieczór Brunon spędzi juŜ w Tower. Potem pomyślałam o dziewczętach – zastanawiałam się, co się z nimi stanie. Pobiegłam za Simonem Casemanem. Usłyszał moje kroki i niespiesznie się odwrócił. – O co chodzi? – zapytał. – Co masz zamiar zrobić? – Spełnić swój obowiązek. – Podejrzewam, Ŝe nie będzie to twój pierwszy donos. Udał, Ŝe mnie nie rozumie. – MoŜe. Jestem raczej dość sumiennym człowiekiem. – Zwłaszcza jeśli duŜo moŜesz na tym zyskać. – Zyskać? Co ja mogę na tym zyskać?
– Zemścisz się. – Dramatyzujesz, droga Damask. – Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, a ja przypomniałam sobie, Ŝe pod peleryną mam jedynie koszulę nocną. Byłam przeraŜona, a to sprawiło, Ŝe chyba postąpiłam dość nierozwaŜnie. – Czy zemsta sprawia ci taką samą przyjemność, jak zdobycie wspaniałego domu, którego nie miałeś szansy przejąć, póki Ŝył mój ojciec? – Co to wszystko ma wspólnego z tym, co się tutaj dzieje? – Dostrzegam pewne podobieństwo sytuacji. JuŜ raz wypełniłeś swój obowiązek, prawda? Milczał, wyraźnie zaskoczony, a ja w tym momencie byłam pewna, Ŝe stoję twarzą w twarz z mordercą mojego ojca, poniewaŜ jego zdradę uwaŜałam za morderstwo. – Wiem – oświadczyłam – Ŝe doniosłeś na mojego ojca. Ty niewdzięczny draniu! Ty morderco! – Czy zdajesz sobie sprawę, Ŝe rozmawiasz z człowiekiem, od którego zaleŜy twoje Ŝycie? – Straciłabym szacunek do siebie, gdybym nie była szczera. – Jesteś podŜegaczką, Damask. Zawsze nią byłaś. AleŜ z ciebie lekkomyślna idiotka! Mogłaś mieć wszystko. Lecz wybrałaś jego... Czy to człowiek, czy jakieś bóstwo? Wkrótce się przekonamy. Powinien ładnie wyglądać na szubienicy. – Widzę, Ŝe postanowiłeś donieść na niego, tak samo jak zrobiłeś z moim ojcem. – Twoim ojcem? – Nie próbuj mnie nadal oszukiwać, Simonie. Ojciec przyjął cię pod swój dach. Nie miałeś ani pensa. Powodowała tobą zazdrość i chciwość. Byłeś egoistą, niegodziwcem, niewdzięcznikiem, człowiekiem pozbawionym jakichkolwiek zasad. – Widzę, Ŝe rzeczywiście mam sporo na sumieniu. – Przynajmniej raz powiedziałeś prawdę. Wysłałeś mojego ojca na śmierć, Simonie. Chciałeś przejąć jego majątek. – Przyznaję, Ŝe pragnąłem jego córki. I faktem jest, Ŝe nadal jej pragnę, choć rzuca na mnie gromy i bez przerwy wrzeszczy. – Jak śmiesz! – UwaŜaj, moja nierozwaŜna ślicznotko. Rozmawiasz z męŜczyzną, który przed końcem jutrzejszego dnia moŜe kazać wywieźć was wszystkich do Tower, a tymczasem masz czelność go przeklinać.
– Będę cię przeklinać nawet na łoŜu śmierci. Wiesz, czym jest miłość do ojca? – Nie znałem swojego taty, więc to uczucie jest mi całkiem obce. – A ja kochałam swojego. Nawet bardzo. Widziałam go w lochach Tower. Zabrano go stamtąd, poprowadzono na miejsce egzekucji i oddano w ręce kata. To przez ciebie poniósł śmierć, Simonie. Czy sądzisz, Ŝe kiedykolwiek ci to wybaczę? – Twój ojciec był głupcem. Nie powinien ukrywać księdza. Wiedział, Ŝe łamie prawo. Ludzie, którzy lekcewaŜą obowiązujące przepisy, muszą liczyć się z gwałtowną i okrutną śmiercią. Ukrywanie księdza, restytuowanie klasztoru, który został rozwiązany... to czyny sprzeczne z królewskim prawem i jedyną karą za nie jest śmierć. Powinnaś o tym pamiętać, rzucając gromy – nawet jeśli robisz to z ogromnym wdziękiem – na człowieka, który moŜe zrobić dla ciebie duŜo dobrego lub złego – co wolisz. – Nie wystarcza ci, Ŝe posłałeś na śmierć mojego ojca, chcesz wymordować nas wszystkich? Marzysz o opactwie, prawda? Czy to jest twoja cena? – Nie bądź głupia, Damask. Nie mam zamiaru cię skrzywdzić. W końcu jesteś moją pasierbicą. – I bardzo się tego wstydzę. – Choć jesteś krnąbrna i nieuprzejma, nadal Ŝywię do ciebie pewne uczucia. – Czy ty w Ŝyciu kogokolwiek lubiłeś? – Owszem, ciebie. – CzyŜbyś sugerował, Ŝe chciałeś się ze mną oŜenić z jakiegoś innego powodu, a nie dlatego, Ŝe byłam spadkobierczynią ojca? – Teraz nie jesteś spadkobierczynią ojca, Damask. Grozi ci ogromne niebezpieczeństwo. Jutro pojawią się tu ludzie króla. Nie było cię, gdy brali twojego ojca. Tym razem przyjdą po twojego męŜa, chyba Ŝe... – Chyba Ŝe co? – Wiesz, Ŝe zrobiłbym dla ciebie wszystko, Damask. – W takim razie idź i się powieś. Roześmiał się. – Prosisz o zbyt wiele. Gdybym był martwy, nie mógłbym cieszyć się twoim towarzystwem! Nie, Damask, jeśli chcesz nadal Ŝyć w komforcie, jaki zapewniają ci hiszpańskie pieniądze... musisz być dla mnie milsza. – Nie rozumiem, o co ci chodzi. ZbliŜył się do mnie o krok. – Sądzę, Ŝe bardzo dobrze rozumiesz. Jeśli przyjdziesz do mnie i wykaŜesz bardziej przyjazne nastawienie, moŜe zapomnę o tym, co widziałem tutaj dziś w
nocy. – Poproszę matkę o radę – oświadczyłam uszczypliwie. – Och, Damask, chyba nie naleŜysz do ludzi zbyt mądrych. Inaczej twój ojciec wciąŜ by Ŝył. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę domu. – Daję ci dwadzieścia cztery godziny! – zawołał za mną. – Zastanów się. Mogłaś ocalić ojca. Teraz nadszedł czas, by uratować rodzinę. W tym momencie Brunon wyszedł z kościoła, a za jego plecami pojawiło się kilku mnichów. Simon Caseman ruszył przed siebie, a ja rozdygotana pobiegłam do domu. Brunon nie pojawił się u mnie tej nocy. Znaczną jej część spędziłam siedząc we wnęce okiennej i czekając na jego powrót. Chciałam zapytać, czy rzeczywiście dostaje pieniądze z Hiszpanii lub Rzymu. Doszłam do wniosku, Ŝe jest to jedyne wyjaśnienie. Zastanawiałam się, czemu wcześniej nie przyszło mi to do głowy. Tak, to było bardzo logiczne. Otrzymał fundusze na odbudowę opactwa i zachowanie pewnych pozorów. WciąŜ dźwięczały mi w uszach słowa mojego ojczyma. Powiedział, Ŝe jestem odpowiedzialna za śmierć ojca. Gdybym wyszła za mąŜ za Simona, nie złoŜyłby donosu, bo dzięki mnie osiągnąłby swój cel, jakim był nasz dom. Jednak nie poślubiłam go, w związku z tym ojciec musiał umrzeć. Teraz Simon złoŜył mi następną propozycję. Jeśli do niego przyjdę – a wiedziałam, co przez to rozumie – zapewnię sobie jego milczenie. ZadrŜałam na tę myśl. Doszłam do wniosku, Ŝe przynajmniej przez najbliŜsze dwadzieścia cztery godziny jesteśmy bezpieczni. Dlaczego Brunon nie przychodzi, Ŝeby mnie uspokoić? Jakie to dla niego typowe. Nie dopuszczał mnie do swoich spraw, a postępował tak dlatego, Ŝe mu nie ufałam. Rano powędrowałam do wieŜy, w której znajdowały się jego prywatne pokoje. Siedział pochylony nad jakimiś obliczeniami. – Brunonie! – zawołałam. – Nie masz mi nic do powiedzenia? Wyglądał na zdziwionego. – CzyŜbyś zapomniał o scenie, która rozegrała się dziś w nocy? – Nie warto zwracać uwagi na twojego ojczyma. – To człowiek odpowiedzialny za śmierć mojego ojca – zripostowałam. – Teraz
grozi, Ŝe doniesie na nas. Wszystko zaleŜy od ciebie. – Myślisz, Ŝe dopnie swego? – Z moim ojcem mu się udało. – Twój ojciec głupio postępował. – Ale nie aŜ tak głupio jak ty. RaŜąco łamiesz prawo. On przynajmniej się z tym krył. Brunon uśmiechnął się i uniósł głowę. Wyglądał tak pięknie, Ŝe chciało mi się płakać, poniewaŜ nic się między nami nie układało. – Nie masz się czego bać. – Nie mam się czego bać? Ten człowiek jest naszym wrogiem, dziś w nocy widział u nas dziwne rzeczy i grozi, Ŝe złoŜy na ciebie donos! – Nic nam nie zrobi. – Skąd masz taką pewność? – Po prostu to wiem. – Powiedział, Ŝe na ciebie doniesie. – Wierzysz wszystkim, oprócz mnie. Poza tym dajesz mi do zrozumienia, Ŝe nie jestem w stanie obronić tego, co sam stworzyłem. – Za hiszpańskie złoto? – zapytałam. – A więc jednak mu wierzysz. – Bo jest to logiczne wyjaśnienie. Skąd wziąłbyś tak duŜo pieniędzy? W jego oczach pojawił się wewnętrzny ogień. – Zapytał, czy to niebiosa napełniły moje kufry. Odpowiedź brzmi „tak". To był cud. W tym właśnie celu pojawiłem się w Ŝłóbku w boŜonarodzeniowy ranek. MęŜowie i niewiasty opowiadają na mój temat mnóstwo kalumnii. A ty – choć jesteś moją wybranką – wierzysz im, zamiast mnie. Jednak w tej sprawie mogę ci przysiąc. Pieniądze, za które odbudowałem opactwo, wcale nie pochodzą z Hiszpanii. Dostałem je z nieba. Jeśli uznasz to za cud, wcale nie będę temu zaprzeczał. Zapewniam cię równieŜ, iŜ ten człowiek nic mi nie zrobi, lecz ty i tak mi nie wierzysz. – Skoro przysięgasz, Ŝe nie dostajesz pieniędzy od Hiszpanów... – Nie proszę cię, Ŝebyś mi uwierzyła, jedynie mówię, Ŝe ten człowiek nas nie zdradzi. MoŜe kiedyś nadejdzie czas, Ŝe we mnie uwierzysz. Po tych słowach wyszedł. Wykonanie wyroku zostało odroczone o dwadzieścia cztery godziny. Znałam Simona Casemana wystarczająco dobrze, by wiedzieć, Ŝe spełni swoją groźbę. Był
zachłannym i mściwym człowiekiem. Na pewno nie wierzył, Ŝe przystanę na jego niemoralną propozycję. Przyjemność sprawiało mu dręczenie mnie i pokazywanie, iŜ w jego rękach spoczywa los mój i mojej rodziny. Poza tym chciał mieć nie tylko mnie, zaleŜało mu równieŜ na opactwie, i to ono stanowiło główny cel. Nie miałam po co odwoływać się do rozsądku Brunona, zwłaszcza Ŝe nie bardzo wiedziałam, co mogłoby go uratować. Byłam przekonana, Ŝe Simon Caseman nie tylko widział na własne oczy, co dzieje się w opactwie, lecz równieŜ ma na to świadków. Przyszło mi na myśl, Ŝe mogę zabrać dziewczęta i wyjechać do Kate. Czy zdołam je w ten sposób uratować? Czy jedynie wciągnę w to wszystko Kate? Pod wpływem ogromnego napięcia popadłam w odrętwienie. Czułam, Ŝe mogę jedynie czekać na to, co się stanie. Próbowałam robić to co zwykle, dlatego jak kaŜdego ranka powędrowałam do piekarni, by naradzić się z Clementem, co będziemy tego dnia jedli. Poprzedniej nocy był w kościele. Byłam zdumiona, poniewaŜ wcale nie wyglądał na zaniepokojonego. – Jak sądzisz, Clemencie – spytałam – co się z nami stanie? – Nic nam nie grozi – odparł zadowolony. – Myślisz, Ŝe to były jedynie czcze groźby? Clement wzniósł oczy do nieba. – Brunon uchroni nas przed złem. – W jaki sposób? – Zawsze czynił cuda. Zdumiał mnie dobry nastrój Clementa. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, Ŝe mogą zaciągnąć go na miejsce egzekucji, powiesić, Ŝywcem odciąć ze sznura, a potem w okrutny sposób torturować. Czy nie słyszał o mnichach z Charterhouse? Ich jedyne przewinienie polegało na tym, Ŝe nie uznawali króla za głowę Kościoła. Tymczasem jego postępowanie moŜna było uznać za zdradę! – Słyszałeś, Clemencie, słowa tego człowieka. Byłeś tam. – Tak. Lecz potem odbyliśmy z Brunonem długą rozmowę. Powiedział nam, Ŝe nie mamy się czego bać. – W jaki sposób ma zamiar nas uchronić? – Nie wiem, wszystko zaleŜy od niego i Boga. Święcie wierzą w boskie pochodzenie mojego męŜa – pomyślałam. Jutro czeka ich okrutne przebudzenie. Nie mogłam znieść myśli o torturach, jakim poddany zostanie miły, prostoduszny Clement, człowiek, który nosił moje dzieci na barana i ukradkiem
dawał im wyjęte prosto z pieca smakołyki. – Clemencie – oświadczyłam – moŜesz uciec. WciąŜ jeszcze jest na to czas. Spojrzał na mnie ze zdumieniem. – Tu jest całe moje Ŝycie – odparł. Potem uśmiechnął się do mnie ze współczuciem. – Brak pani wiary. Proszę się nie bać. Wszystko będzie dobrze. Jak bardzo dawni mnisi wierzyli w Brunona! W ciągu tego dnia zdałam sobie sprawę z procesu, jaki zachodził przez kilka ostatnich lat. Brunon nie tylko przywrócił do Ŝycia opactwo, zdołał równieŜ odbudować własny wizerunek, zniszczony przez pojawienie się Rolfa Weavera. Ten dzień właściwie niczym nie róŜnił się od innych. Wyglądało na to, Ŝe nikt oprócz mnie nie zdaje sobie sprawy z groŜącego nam niebezpieczeństwa. Po południu odwiedziła mnie matka. Byłam ciekawa, czy Simon Caseman powiedział jej o wszystkim i w związku z tym przyszła mnie ostrzec. Choć z pewnością nie mógł się jej przyznać, jaką złoŜył mi propozycję. Jak zwykle przyniosła koszyk pełen smakołyków – było w nim młode wino, marcepan i upieczone przez nią ciasto z wrotyczem pospolitym. Pocałowała mnie i powiedziała, Ŝe kiepsko wyglądam. Zaniepokojona zmierzyła mnie od stóp do głów. Zdawałam sobie sprawę, iŜ przy kaŜdym naszym spotkaniu zastanawia się, czy jestem w ciąŜy czy nie. Szybko zorientowałam się, Ŝe nic nie wie o odkryciu swojego męŜa, poniewaŜ była zbyt szczerą istotą, by udało jej się to ukryć. Zaczęła mi opowiadać o zaletach religii reformowanej. – Weź równieŜ pod uwagę, Damask – dodała – iŜ jej zwolennikiem jest sam król. Biedny chłopczyna, podobno cięŜko choruje. Słyszałam, Ŝe nie udało mu się odzyskać sił po przebytej ospie. Ludzie powiadają, Ŝe będzie miał szczęście, jeśli w ogóle się z tego wyliŜe – wyznała w zaufaniu. – Prawdopodobnie nie zostało mu juŜ zbyt wiele czasu. – Mamusiu – spytałam – czy wiesz, Ŝe w razie śmierci króla – oby Ŝył wiecznie – królową moŜe zostać lady Maria? A to oznaczałoby powrót pod zwierzchnictwo Rzymu. – To niemoŜliwe! – zawołała matka, blednąc na tę myśl. – To wcale nie jest takie wykluczone, mamusiu. MoŜe w związku z tym powinniśmy być nieco ostroŜniejsi w wyraŜaniu poglądów, przynajmniej dopóty, dopóki w tej sprawie nie będzie całkowitej pewności? – Jak moŜna, Damask, wyprzeć się prawdziwej wiary? – Tylko która z nich jest prawdziwa? Czemu nie moŜemy przyjąć do
wiadomości prostych zasad głoszonych przez Chrystusa? Dlaczego to takie waŜne, czy modlimy się w taki czy inny sposób? – Nie jestem pewna, Damask, lecz wydaje mi się, Ŝe to, co mówisz, jest zdradą. – Dziś moŜe uchodzić za zdradę, mamusiu, a jutro za dowód lojalności. Nagle zaczęłam się o nią bać. Była taka ograniczona. Wiara wcale nie miała dla niej tak istotnego znaczenia, liczył się tylko mąŜ. Była gotowa zgodzić się z kaŜdym jego stwierdzeniem. UwaŜała się za zwolenniczkę nowej wiary, lecz robiła to za namową Simona. Mogła za to umrzeć wraz z prawdziwymi zwolennikami reformacji. Objęłam ją. – Kochanie, jesteś dzisiaj taka czuła. – Skąd mam wiedzieć, czy jutro równieŜ będę mogła sobie na to pozwolić? – Mój BoŜe, skąd ten ponury nastrój? Co ci dolega, Damask? CzyŜbyś była chora? Przyślę ci trochę piwa zaprawionego wyciągiem z tymianku. Dzięki niemu będziesz miała mile sny, a jutro obudzisz się szczęśliwa. Jutro? – pomyślałam. Kto wie, co przyniesie jutro? Jednak za nic w świecie nie chciałam niepokoić matki. Była taka szczęśliwa. Po co to zmieniać? Ojciec powiedział kiedyś, Ŝe w obecnych czasach nie powinno się myśleć o jutrze. NaleŜy cieszyć się kaŜdą godziną i czerpać z niej tyle przyjemności, ile to tylko moŜliwe. Pod Ŝadnym pozorem nie mogłam podzielić się z nią swoimi obawami. Jak miałam jej powiedzieć, Ŝe człowiek, za którego wyszła za mąŜ, którego kocha do szaleństwa i którego traktuje jak proroka, chce ściągnąć na nasz dom nieszczęście, a nie zrobi tego tylko wówczas, gdy zgodzę się zostać jego kochanką? Dzień wydawał się ciągnąć bez końca. Nie byłam w stanie niczym się zająć. Poszłam do skryptorium, by przysłuchać się lekcji dziewcząt. Zastanawiałam się, co się z nimi stanie? Tak samo jak mój ojciec chciałam, by miały juŜ męŜów i mieszkały daleko stąd, gdzieś gdzie nie ma problemów wynikających z niezgodności ludzkich sądów. Podczas kolacji całą rodziną siedzieliśmy na podwyŜszeniu, a reszta domowników usadowiła się nieco niŜej, przy długim stole. Ilekroć z zewnątrz dochodził jakiś dźwięk, w stronę drzwi biegły ukradkowe spojrzenia. Wiedziałam, Ŝe część stołowników jest trochę niespokojna, a niektórzy wręcz drŜą, jednak trudno było dostrzec wyraźne oznaki strachu. Na Brunonie skupiały się ufne i spokojne spojrzenia. Właśnie mieliśmy wstawać od stołu, gdy przybył posłaniec. Nigdy nie zapomnę potwornej ciszy, jaka zaległa w sali paradnej. Wstałam i
ujęłam dłoń siedzącej obok mnie Catharine. SpójrŜała na mnie zdumiona. Pomyślałam: „O BoŜe, nadeszło. Co się z nami teraz stanie?" Brunon równieŜ podniósł się z krzesła, lecz nie okazywał ani śladu niepokoju. Spokojnie przywitał się z posłańcem. – Witamy – powiedział. – Przynoszę złe wieści – oświadczył goniec. – Król nie Ŝyje. Wyczułam gwałtowny spadek napięcia, jakby wszyscy zgromadzeni wydali długie westchnienie ulgi. Król nie Ŝyje. Kto wie, co teraz nastąpi? Największe prawo do tronu ma lady Maria, a to oznacza ratunek dla opactwa. Zobaczyłam na twarzy Brunona uśmiech zadowolenia. Dostrzegłam równieŜ zdumienie mnichów, którzy w nocy byli z nim w kościele. Obiecał im cud – poniewaŜ tylko cud mógł uratować opactwo przed zdradą Simona Casemana. I oto tenŜe cud właśnie się zdarzył. Śmierć króla oznaczała koniec protestantyzmu. Teraz na tronie zasiądzie katolicka księŜniczka. Brunon przechwycił moje spojrzenie. ZauwaŜyłam w jego oczach triumf i niewiarygodną dumę. Doszłam do wniosku, Ŝe nie ma na świecie drugiego tak dumnego człowieka. Natychmiast przyszło mi do głowy, Ŝe od początku wiedział o nadchodzącej śmierci króla. Wiedział, Ŝe nawet jeśli Simon Caseman zdoła złoŜyć donos, sprawa będzie się ciągnąć miesiącami. Zrobił więc wszystko, by posłaniec przyniósł tę wiadomość w czasie, kiedy wywrze ona największy efekt. Coraz lepiej poznawałam człowieka, za którego wyszłam za mąŜ. Wszyscy zastanawiali się, co będzie dalej. Gdy usłyszałam, Ŝe dopiero dwa dni po śmierci Edwarda podano ten fakt do publicznej wiadomości, byłam pewna, iŜ Brunon wiedział o tym wcześniej, dlatego zlekcewaŜył groźby Simona Casemana i postanowił zaimponować swoim zwolennikom kolejnym „cudem". Powoli zaczynałam dostrzegać w Brunonie tak niemiłe cechy, jakbym go nienawidziła. Z mniejszym zadowoleniem mój mąŜ przyjął wiadomość, Ŝe ksiąŜę Northumberland zdołał przekonać króla, by odsunął od tronu swoje siostry, Marię i ElŜbietę, bo obie pochodzą z nieprawego łoŜa, a za swoją prawowitą następczynię uznał kuzynkę, lady Jane Grey. Niemniej Maria miała zbyt duŜe poparcie, by naród bez szemrania zgodził się na jej odsunięcie, w związku z czym zwolennicy katolicyzmu natychmiast zaczęli skupiać się u jej boku i cały kraj podzielił się na
dwa obozy. Ów podział często widać było nawet wśród członków jednej rodziny. Ja jednak cieszyłam się, Ŝe mamy chwilę wytchnienia. Sprawy kraju były duŜo waŜniejsze niŜ problem jednego opactwa, poza tym nikt nie zechce aresztować ludzi, którzy w chwili objęcia tronu przez Marię uznani by zostali za prawowiernych i lojalnych poddanych, a ich wrogowie za zdrajców. W kraju zapanowało ogromne podniecenie. Matka przyszła do opactwa roztrzęsiona i przeraŜona. Simon pojechał do Northumberlanda, by poprzeć Jane Grey, którą moja mama uwaŜała za prawdziwą królową. Rozumiałam postępowanie Simona. Dla niego liczyło się tylko to, by Jane Grey została królową Anglii, gdyŜ dzięki temu nadal obowiązywałaby religia reformowana. Posunął się za daleko, by teraz się wycofać. Podejrzewałam go o oportunizm, jednak nie miałam Ŝadnej pewności, Ŝe był to jedyny motyw. Opowiedział się po stronie reformacji, gdy wcale nie było to bezpieczne, z drugiej jednak strony czasami nawet najpodlejsi ludzie miewają zdecydowane poglądy, jeśli chodzi o religię. – Królowa Jane jest wspaniałą kobietą – stwierdziła matka. – Dotychczas prowadziła bardzo świątobliwy Ŝywot. – Sądzę, Ŝe to samo moŜna powiedzieć o osobie, którą niektórzy nazywają królową Marią. – Ona wcale nie jest królową! MałŜeństwo, z którego pochodzi, było niewaŜne! – zawołała matka. – CzyŜ jej matka nie była wcześniej Ŝoną Artura, brata króla Henryka? – Wiele osób stoi po stronie Marii – zauwaŜyłam. – To papiści – odparła matka z goryczą. – To dziwne, mamusiu – powiedziałam – lecz wielu Anglików, niezaleŜnie od wyznawanej przez siebie religii, ma zamiar poprzeć osobę, którą określają mianem prawdziwej królowej. Wierzę, Ŝe tak będzie. Maria ma największe prawo do tronu, następna w kolejce jest ElŜbieta. – To dzieci z nieprawego łoŜa! – zawołała matka, niemal we łzach. Wyraźnie bała się, iŜ królowa Jane nie zdoła utrzymać się na tronie. – Daj spokój, mamusiu, nie komplikujmy wszystkiego. Poza tym źle by było, gdyby ktoś usłyszał, jak określasz kobietę, która wkrótce moŜe zostać naszą królową. – Nigdy nią nie będzie – upierała się matka. Na następny dzień przyszła mi powiedzieć, Ŝe obcięto uszy synowi właściciela
składu win, gdyŜ oświadczył w Chepe, Ŝe królowa Jane nie jest prawdziwą królową, i głośno opowiedział się po stronie Marii. – Widzisz – rzekła matka zdecydowanie – co się dzieje z ludźmi, którzy zaprzeczają prawdzie? KrąŜyło mnóstwo pogłosek. Słyszeliśmy, Ŝe Jane waha się, czy przyjąć koronę. Była niewiele starsza od Honey – miała zaledwie szesnaście lat – a do sięgnięcia po władzę zmuszali ją ambitni męŜczyźni. Współczułam biednej Jane, zwłaszcza Ŝe poparcie dla księŜniczki Marii z dnia na dzień rosło. W końcu była córką króla Henryka VIII, a Jane jedynie wnuczką jego siostry. W Londynie ludzie szeptem wymieniali poglądy, bojąc się wyrazić na głos jakąkolwiek opinię, czułam jednak, Ŝe większość Anglików jest przeciwna królowej Jane, w znacznej mierze dlatego, Ŝe powszechnie nienawidzono jej teścia, Northumberlanda, i nikt nie miał zamiaru zgodzić się na jego władzę. Ale głównym powodem była świadomość, Ŝe Maria jest prawdziwą następczynią tronu. Nie moŜna było równieŜ pominąć podziału na protestantów i katolików, lecz religia reformowana była tak młoda, Ŝe jeszcze nie zdąŜyła zakorzenić się na dobre w ludzkich umysłach. Maria uciekła do Norfolku i znalazła tam tysiące ludzi popierających jej sprawę. W Norwich ogłoszono, Ŝe jest królową. Przekroczyła granicę w Suffolku i zatknęła swój sztandar na zamku Framlingham. Codziennie czekaliśmy na wiadomości. Gdy biskup Londynu, Ridley, opowiedział się po stronie królowej Jane, moja matka nie kryła zadowolenia. – Wszystko będzie dobrze – stwierdziła. – Ona jest taką słodką dobrą dziewczyną! Lecz kilka dni później ksiąŜęta Pembroke i Arundel ogłosili w PauFs Cross, Ŝe prawdziwą królową Anglii jest Maria, a wówczas zdaliśmy sobie sprawę, iŜ dziewięciodniowe panowanie Jane Grey dobiegło końca. Nieszczęsna dziewczyna nie miała szans w walce ze słuszną sprawą. To Maria była prawdziwą władczynią Anglii. Biedna nieszczęsna Jane przegrała. Poszłam zobaczyć się z matką, przypuszczając, Ŝe moŜe być bardzo niespokojna. – Co się stało?! – zawołała, oszalała ze strachu. – Czy ci ludzie w ogóle nie mysią? Po stronie królowej opowiedział się biskup Londynu. Kto moŜe kwestionować jego zdanie? – Wiele osób – odparłam zaniepokojona. – Będziesz musiała zachować teraz daleko idącą ostroŜność. Nie rozmawiaj na te tematy ze słuŜbą. Bóg jeden raczy
wiedzieć, co moŜe się zdarzyć. – Potem zdałam sobie sprawę, Ŝe moja rodzina moŜe teraz czuć się bezpiecznie, natomiast matce i jej dzieciom grozi powaŜne niebezpieczeństwo. Wzięłam ksiąŜki, które kazał jej przeczytać Simon, i starannie je ukryłam. – Nie powinnaś ich tu trzymać. Teraz w Anglii będą obowiązywać najbardziej surowe katolickie zasady. Przez jakiś czas spróbuj nie zwracać na siebie uwagi. MoŜe ludzie zapomną, Ŝe byłaś zwolenniczką królowej Jane. Słysząc o losie tej młodziutkiej dziewczyny, trudno było zachować całkowitą obojętność. KaŜdy musiał opowiedzieć się po jednej lub po drugiej stronie. Innej moŜliwości nie było. Współczułam szesnastolatce, która tak niechętnie została królową, doskonale zdając sobie sprawę, Ŝe nie ma prawa do tego tytułu. Miałam nadzieję, Ŝe uzyska wybaczenie i nie będzie musiała cierpieć za ambicje innych. Z drugiej jednak strony bardzo się cieszyłam, Ŝe mój dom zdołał ocaleć. Owa smutna historia skończyła się bardzo tragicznie. Dziewięć dni po wstąpieniu Jane na tron królową Anglii została Maria. Kilka dni wcześniej Simon Caseman wrócił cichcem do domu i utrzymywał, Ŝe wyjeŜdŜał jedynie w sprawach słuŜbowych, wcale nie był w Londynie i nie popierał królowej Jane. Wraz z innymi gotów był wznosić okrzyki: „Niech Ŝyje królowa Maria!". Dobrze, Ŝe miał choć tyle zdrowego rozsądku. Liczyłam na to, Ŝe owej roztropności wystarczy mu na dłuŜej. Szybko stało się jasne, iŜ dobiegły końca spokojne lata panowania Edwarda. Nim miesiąc dobiegł końca, lady Jane i jej mąŜ, lord Guildford Dudley, zostali uwięzieni w Tower. Kate przyjechała do opactwa, przywoŜąc ze sobą Careya i Colasa. Jak zwykle była podniecona wielkimi wydarzeniami. Chciała, Ŝebyśmy pojechali do Wanstead, skąd nowa królowa miała rozpocząć uroczysty wjazd do stolicy. Dzieci zdecydowanie poparły propozycję mojej kuzynki. Z przyjemnością skorzystałam z szansy, by wyrwać się z opactwa, dlatego wyjechaliśmy sporą gromadką – oprócz mnie i Kate było dwóch słuŜących, którzy mieli dbać o nasze bezpieczeństwo, a takŜe Careya, Honey, Catharine i Colasa. Kate była podekscytowana, bo w Wanstead księŜniczka ElŜbieta miala spotkać się z siostrą i towarzyszyć jej w drodze do Londynu. Rzeczywiście panowała powszechna radość i podniecenie. AŜ trudno było mi uwierzyć, Ŝe jeszcze nie tak dawno nasz los wisiał na włosku. Jednak nie przestawałam myśleć o matce i
dworze Casemana. Najwyraźniej nie ziściły się nadzieje jej męŜa, a przez jego zainteresowanie luteranizmem wszyscy mieszkańcy domu mogli znaleźć się w takim samym niebezpieczeństwie, jakie jeszcze nie tak dawno groziło mojej rodzinie. Trudno było nie zauwaŜyć pełnych podziwu spojrzeń biegnących w stronę obu moich dziewcząt. Oczywiście najwięcej uwagi zwracała na siebie Kate, która do niezrównanego uroku dodała teraz opanowanie i Ŝyciowe doświadczenie, co jedynie potęgowało jej atrakcyjność. Lecz Honey była naprawdę piękna – w jakiś sposób przewyŜszała w tym względzie nawet Kate. Oczywiście wciąŜ była dzieckiem, lecz wszystko wskazywało na to, Ŝe lada chwila stanie się kobietą, a w swoim rdzawym aksamitnym stroju do jazdy konnej i zawadiackim małym kapelusiku z piórkiem była jedną z najurodziwszych istot, jakie kiedykolwiek widziałam. Z kolei Catharine w niemal identycznym, lecz zielonym kapelusiku, promieniowała radością Ŝycia – w przeciwieństwie do zamyślonej, milczącej Honey – a braki w urodzie nadrabiała nieprzeciętną osobowością. Carey – niezwykle przystojny młodzian – mógł się poszczycić urodą Kate, poza tym był zdumiewająco podobny do moich dziewcząt. Natomiast najmłodszy w tej gromadce, ośmioletni Colas, wyraźnie cieszył się kaŜdą chwilą. Cała czwórka wyglądała jak rodzeństwo. Catharine i Carey wciąŜ się kłócili i raz czy dwa musiałyśmy ich zganić, przypominając Careyowi, Ŝe do damy nie naleŜy zwracać się w taki sposób, i prosząc Catharine, Ŝeby go nie prowokowała. W Wanstead byliśmy świadkami spotkania królowej z siostrą ElŜbietą. To historyczny moment – pomyślałam – spotkanie córek Katarzyny Aragońskiej i Anny Boleyn. Słowo daję, ludzie w mniejszym stopniu zwracali uwagę na królową, a z większym zainteresowaniem przyglądali się księŜniczce ElŜbiecie. Ta rudowłosa młoda dwudziestoletnia kobieta w jakiś sposób przypominała moją Catharine. Braki w urodzie rekompensowała radością Ŝycia i osobistym urokiem, dzięki którym bardzo się róŜniła od milczącej królowej. Maria spowita była w fioletowy aksamit, który odwracał uwagę od jej zaawansowanego wieku, w końcu miała trzydzieści siedem lat. Lecz wiwaty tłumów były szczere, a jeszcze bardziej przybrały na sile, gdy siostry się pocałowały. Obie córki Henryka opuściły Wanstead i ruszyły w stronę Londynu. Otoczone zewsząd ciŜbą przyłączyłyśmy się do naszych słuŜących, którzy pomogli nam przedrzeć się przez tłum. Zmusiłam dziewczęta, by jechały obok mnie, aŜ w końcu
minęliśmy Aldgate i znaleźliśmy się w Londynie. Rozgorączkowanym młodym ludziom ani na moment nie zamykały się usta. Z radością podziwialiśmy wiszące w oknach serpentyny, liczne grupki dzieci śpiewających pieśni na cześć nowej królowej i przewijających się w tłumie odzianych w paradne stroje przedstawicieli wszystkich moŜliwych gildii. Przebyliśmy całą drogę do Tower. Po zatłoczonej rzece sunęły wspaniałe łodzie, a ze wszystkich stron dobiegały odgłosy armatnich salw. Zastanawiałam się, czy w którymś z okien Tower stoi królowa dziewięciu dni i czy widząc panującą radość, zastanawia się nad własnym losem. W jednej sprawie nie było Ŝadnej wątpliwości – Londyn witał kolejną królową i początek nowych rządów. Nagle Catharine powiedziała: – Jaka szkoda, Ŝe nie ma z nami Petera i Paula. Na pewno spodobałaby im się ta procesja. ZadrŜałam, niezbyt pewna, jak moja matka przyjmie wiadomość o aklamacji nowej królowej i niepewnym losie Jane Grey. Przez jakiś czas Kate przebywała w opactwie. WciąŜ opowiadała o zmieniającym się świecie. Za Ŝycia poprzedniego władcy łaskami cieszyła się religia reformowana. Teraz nastąpił powrót do katolicyzmu i osoby, które zajmowały wysokie stanowiska na dworze Edwarda, popadły w niełaskę. Ludzie bali się cokolwiek mówić. Wszyscy juŜ wiedzieli, jak łatwo moŜna się narazić, a nikt nie miał wątpliwości, Ŝe po starciu między dwiema królowymi prezentującymi dwie róŜne religie, musi popłynąć krew. Edward został pochowany w Westminsterze, a królowa kazała w swojej prywatnej kaplicy odprawić uroczystą mszę z zachowaniem obrządku i rytuału obowiązującego w Kościele rzymskokatolickim. Kilka dni później stracono księcia Northumberlanda. Kate została na koronację, która odbyła się w październiku. Widziałyśmy królową wiezioną w lektyce pokrytej srebrzystym materiałem i ciągniętej przez sześć białych rumaków. Maria miała na sobie obszytą gronostajami suknię z błękitnego aksamitu, a na głowę włoŜyła czepek ze złotej siateczki, wysadzany perłami i drogimi kamieniami. Zerknęłam na swoją kuzynkę. Ciekawe, czy pamięta królową, którą widziałyśmy wiele lat temu, gdy Tom Skillen, ulegając szantaŜowi Kate, zawiózł nas do Greenwich. Elegancka promienna Anna bardzo róŜniła się od tej zmęczonej
starzejącej się niewiasty. Kate szepnęła, Ŝe ozdobiony drogimi kamieniami czepek musi być chyba bardzo cięŜki. Rzeczywiście, biedna królowa wyglądała tak, jakby bolała ją głowa. Otwartym rydwanem, ozdobionym karmazynowym aksamitem, jechała córka drugiej królowej, ElŜbieta, i jej macocha, Anna Kliwijska – jedyna Ŝyjąca Ŝona Henryka VIII. To było wspaniałe widowisko, jednak wszyscy zastanawiali się, co nas teraz czeka. * Doskonale wiedziałam, Ŝe nowe panowanie przyniesie ogromne zmiany, jednak dla opactwa oznaczało ono ratunek. Cieszyłam się, Ŝe Simon Caseman trzyma język za zębami. Najwyraźniej zmądrzał, dlatego krąŜył po swojej posiadłości, nie potępiając ani nie chwaląc nowej królowej. Starał się teŜ nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Z kolei Brunon był coraz bardziej zadowolony z siebie. Cieszył się jeszcze lepszą opinią niŜ uprzednio, a ze słów Clementa wywnioskowałam, Ŝe zdaniem naszych ludzi mój mąŜ był sprawcą następnego, trzeciego juŜ cudu, który uratował opactwo. Pierwszym było jego pojawienie się w Ŝłóbku, co spowodowało rozkwit opactwa; drugim – powrót Brunona do opactwa po rozwiązaniu klasztoru; z kolei teraz, kiedy wróg postanowił zniszczyć dzieło Brunona, król w mgnieniu oka w cudowny sposób zmarł, a na tronie zasiadła katolicka królowa. Wszystko to było dziełem Brunona – Brunona cudotwórcy. Pierwszą zmianę wprowadziła ustawa, zakazująca liturgii reformowanej – tej samej liturgii, która zgodnie z deklaracją Edwarda i parlamentu, powstała z inspiracji Ducha Świętego – i przywracająca dawne obrzędy obowiązujące w czasach Henryka VIII. Okazało się, iŜ ustawa ta miała większe znaczenie, niŜ początkowo mogło się wydawać, poniewaŜ stanowiła swego rodzaju wskazówkę na przyszłość. Na początku następnego roku ogłoszono, Ŝe Maria ma zamiar wyjść za mąŜ za najbardziej fanatycznego katolika – Filipa Hiszpańskiego. Rozległy się głosy protestu, z którymi ogromną nadzieję wiązali ludzie pragnący umocnienia religii reformowanej. Maria cieszyła się duŜą popularnością, była prawdziwą następczynią tronu, ale Anglicy nie chcieli słyszeć o hiszpańskiej dominacji. Parlament zabrał głos i poprosił królową, by nie wychodziła za mąŜ za cudzoziemca, lecz nie przyniosło to Ŝadnego skutku. Rzadko zachodziłam do dworu Casemana. Bałam się spotkania z Simonem. Na szczęście matka i bliźniaki często nas odwiedzali. Peter i Paul, podobni do siebie
jak dwie krople wody, byli prawie o rok młodsi od Careya. Wszystkie dzieci właściwie stanowiły jedną rodzinę. Matka kiedyś zapytała, czy bliźniaki mogą korzystać z tych samych nauczycieli co moje córki, i od tego czasu cała czwórka razem uczestniczyła w lekcjach odbywających się w skryptorium, a gdy przebywała u nas Kate, przyłącza! się do nich Carey. śałowałam, Ŝe Ŝadna z moich dziewcząt nie wykazuje nadzwyczajnych zdolności. Były bystre, lecz mało zdolne. Carey równieŜ nie lubił się uczyć, lepiej się spisywał podczas zajęć na świeŜym powietrzu. Najmądrzejszy był Peter, chociaŜ nie od razu to zauwaŜono. Przez jakiś czas obaj synowie Simona Casemana uwaŜani byli za bardzo inteligentnych, póki nie wyszło na jaw, Ŝe Peter wykonuje większość prac domowych za Paula i zawsze chętnie podpowiada swojemu bliźniakowi. Paul był typem sportowca i chętnie rywalizował z Careyem w rozgrywkach na świeŜym powietrzu. Czasami odnosiłam wraŜenie, Ŝe bliźniacy podzielili się cechami jakiejś jednej znamienitej osoby. Matka szalała na ich punkcie, Simon równieŜ. Był człowiekiem zachłannym, skąpym i miał niemiły charakter, lecz bardzo kochał synów. Często dochodziłam do wniosku, Ŝe gdyby nie chciwość Simona i niepohamowana duma Brunona, moglibyśmy stanowić nieprawdopodobnie szczęśliwą rodzinę. Wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby Brunon postarał się być zwyczajnym męŜem i ojcem, a Simon zdołał zapomnieć, Ŝe inni mają to, czego on pragnie, gdybyśmy umieli się dogadać i pogodzić z istniejącym stanem rzeczy. Zewnętrzne wydarzenia niosły ze sobą tyle niebezpieczeństw, Ŝe rodzina powinna zdecydowanie trzymać się razem – stanowić swoisty bastion i nie pozwalać, by szarpały nią wewnętrzne konflikty. Dzięki naiwności matki domyślałam się, co się dzieje w dworze Casemana, i to mnie przeraŜało. Ilekroć była mowa o małŜeństwie królowej, matka nie potrafiła ukryć radosnego podniecenia. Najwyraźniej miała nadzieję, Ŝe królowa zostanie strącona z tronu. Wiedziałam, Ŝe to opinia Simona, poniewaŜ matka zawsze zgadzała się z męŜem. – MałŜeństwo z Hiszpanią – oświadczyła, gdy razem siedziałyśmy w ogrodzie. – Tylko nie to! Zostalibyśmy poddanymi tego kraju! Czy Anglicy naprawdę tego chcą? – Sądzę – zauwaŜyłam – Ŝe jeśli królowa zgodzi się wyjść za mąŜ za Filipa Hiszpańskiego, postawi mnóstwo warunków uniemoŜliwiających podporządkowanie nas temu krajowi. – Gdy kobieta wychodzi za mąŜ, podporządkowuje się swojemu męŜowi.
Uśmiechnęłam się. – Mamusiu – oświadczyłam – nie wszystkie niewiasty są takimi potulnymi Ŝonami jak ty. Nie bardzo wiedziała, o czym mówię. – MoŜemy spodziewać się u nas inkwizycji – ciągnęła. – Czy zdajesz sobie sprawę, co to oznacza? Nikt nie będzie bezpieczny. KaŜdego będzie moŜna postawić przed trybunałem. Wiesz, jak wygląda Ŝycie w Hiszpanii, odkąd istnieje tam inkwizycja? – To okropne. Nie cierpię prześladowań, niezaleŜnie od tego, jaką przybierają postać. Matka opuściła koszulę, którą haftowała dla jednego z chłopców. Chwyciła mnie za ramię. – W takim razie, Damask, w jakiś sposób trzeba się postarać, by do nich nie doszło. – Jestem pewna, Ŝe ludzie nie tolerowaliby u nas czegoś takiego. – Jeśli królowa wyjdzie za mąŜ za Hiszpana, kto wie, co moŜe się zdarzyć? JeŜeli dostaniemy się w strefę hiszpańskich wpływów, dotrą do nas przyrządy do miaŜdŜenia kciuków i inne narzędzia tortur. – AleŜ one juŜ tu są, mamusiu, i były, nim królowa postanowiła wyjść za cudzoziemca. Ilekroć mijam Tower, drŜę na myśl o lochach i salach tortur, w których zadawano męczarnie ukochanym synom i męŜom wielu kobiet. Ten los nie ominął teŜ niewiast... CzyŜbyś zapomniała o Annie Askew? – To była męczennica. – Rzeczywiście. – Święta – powiedziała matka Ŝarliwie. – Sprawa wyglądałaby dokładnie tak samo, gdyby wyznawała jakąkolwiek inną wiarę. Matka przez chwilę milczała, a potem pochyliła się w moją stronę. – Jej panowanie wkrótce moŜe się skończyć – wyznała. – Mam powód, by tak myśleć. Martwię się o ciebie, Damask. O ciebie i dzieci. – A ja, mamusiu, martwię się o ciebie i bliźniaki. – Tak – przyznała. – To dziwne, Ŝe powodem wszystkich nieszczęść jest religia. Nie rozumiem, czemu ludzie nie widzą prawdziwej drogi? – Twojej drogi, mamusiu? Czy twojego męŜa? – Obrałam drogę prawdy – oświadczyła – i jestem przekonana, Ŝe grozi ci niebezpieczeństwo. Chciałabym, Ŝebyś naleŜała do nas, Damask. Twój ojczym teŜ.
Zawsze wyraŜa się o tobie w samych superlatywach. Uśmiechnęłam się cynicznie. – Bardzo się z tego cieszę, mamusiu. – Och, to dobry człowiek. MęŜczyzna z zasadami. O BoŜe – pomyślałam – naprawdę nie wiesz, Ŝe to on zamordował mojego ojca? – Myśli, Ŝe czujesz się dotknięta, poniewaŜ zajął miejsce twojego ojca. – Nikt nie jest w stanie zająć jego miejsca! – zawołałam. – Chodziło mi o to, Ŝe wzięliśmy ślub. Niektóre córki tak właśnie reagują... synowie równieŜ. Lecz powinnaś pamiętać, Ŝe on dał mi mnóstwo szczęścia. Chciałam wykrzyczeć jej prawdę. Simon był odpowiedzialny za śmierć mojego ojca; prosił mnie o rękę; próbował zawrzeć ze mną niegodziwą umowę; zaŜądał mojej cnoty w zamian za bezpieczeństwo. I to ma być człowiek, którego ty, mamusiu, tak bardzo sobie cenisz?! Lecz oczywiście nic jej nie powiedziałam. Była taka naiwna. Niech trwa nadal w błogiej nieświadomości. – Powinnaś być rozsądniejsza, Damask. Uśmiechnęłam się sardonicznie, a ona odpowiedziała uśmiechem. – Pomyśl tylko – ciągnęła – zastanów się, co moŜe oznaczać małŜeństwo Marii z Hiszpanem. Jane Grey wciąŜ przebywa w Tower. Wielu ludzi chętnie uznają za królową, a ci, którzy uwaŜają, Ŝe nie ma prawa do tronu, mogą opowiedzieć się po stronie księŜniczki ElŜbiety. – Tylko, mamusiu, w jaki sposób księŜniczka miałaby pokonać królową Marię? – Król udowodnił, Ŝe jego małŜeństwo z matką królowej było niewaŜne. – Udowodnił to samemu sobie – wyjaśniłam. – Czy nie sądzisz, Ŝe leki przyrządzane z ziół, kwiaty i hafty są ciekawszym tematem niŜ tego typu powaŜne sprawy? – No cóŜ – przyznała – rzeczywiście tym powinni zajmować się męŜczyźni. – O ile lepiej... i bezpieczniej by było... gdyby kobiety robiły to, w czym są najlepsze. Przytaknęła i uśmiechnęła się. – To jednak nie zmienia faktu, Ŝe martwię się o ciebie – powtórzyła. – Szkoda, Ŝe Brunon nie kupił sobie jakiejś ładnej wiejskiej posiadłości. Opactwo jest podejrzane... zwłaszcza gdy... – Och, mamusiu, gdy religia i polityka bez przerwy się zmieniają, wczorajsza zdrada dziś stanowi dowód lojalności. Wszyscy musimy uwaŜać. Nie
zapominajmy, Ŝe w tej chwili niebezpieczeństwo grozi wrogom Rzymu, lecz jutro moŜe być całkiem inaczej. – Jutro... – powiedziała matka, rozpogadzając się – nastąpią zmiany. Zastanawiałam się, czemu jej słowa tak bardzo mnie zaniepokoiły. W piekarni Clement wyrabiał ciasto. Rękawy koszuli podwinął aŜ do łokci i niemal pieścił ową mieszaninę. Catharine siedziała na wysokim taborecie i obserwowała go, a na jej ładnej twarzyczce widać było ogromne zainteresowanie. Odkąd pamiętam, zawsze łatwo było wzbudzić w niej entuzjazm. Co prawda szybko wygasał, lecz gdy trwał, bywał wręcz Ŝywiołowy. Honey zdawała się bardziej zrównowaŜona. – Mów dalej, Clemencie – rozkazała. Wchodząc usłyszałam: – Opat zawołał nas, a wówczas wszyscy stanęliśmy wokół Ŝłóbka, w którym leŜało Ŝywe dziecko. Odwrócił się na mój widok. – Nadchodzi nasza pani – zauwaŜył Clement – by wydać mi polecenia dotyczące dzisiejszego dnia. Chciałbym, proszę pani, wrzucić dziś do zupy trochę łopianu i fioletowych storczyków. Powinny nadać jej wspaniały smak. Będę czekał na pani werdykt. – Mamusiu! – zawołała Catharine. – Clement dokładnie zrelacjonował mi całe wydarzenie. CzyŜ to nie cudowne?! Czuję się tak, jakbym usłyszała którąś z opowieści biblijnych. Na przykład o MojŜeszu w sitowiu. Zawsze uwielbiałam tę historię, a teraz... Spojrzałam na jej oŜywioną twarz i nie bardzo wiedziałam, co mam jej powiedzieć. Była bardzo podniecona myślą, Ŝe jej ojciec jest kimś w rodzaju świętego lub mesjasza. ChociaŜ Ŝywiłam przekonanie, Ŝe to kłamstwo, i bardzo zaleŜało mi na tym, by moja córka ceniła sobie prawdę, inna wersja owej tajemniczej historii nie nadawała się do tego, by opowiedzieć ją Catharine. Gdy rozbudzone zostało zainteresowanie mojej córki, chciała wiedzieć na dany temat wszystko. śaden z domowników nie znał Ŝyciorysów naszych sąsiadów tak dobrze jak ona. Popadłam w rozterkę, choć wiedziałam, Ŝe wcześniej czy później i tak mnie to czeka. Albo Catharine nabierze przekonania, Ŝe jej ojciec jest istotą wyŜszą, albo będzie musiała poznać paskudną historię związaną z jego narodzinami. W tym momencie uznałam, Ŝe lepiej będzie, jeśli uwierzy w legendę, chociaŜ wolałabym, by było inaczej.
Uzgodniłam jadłospis na cały dzień i powiedziałam: – Chodź, Catharine. ZbliŜa się pora lekcji, a chciałabym, Ŝebyś wcześniej zerwała kwiaty i ułoŜyła dla mnie bukiet. – Och, mamusiu, nienawidzę układania bukietów. Wiesz, Ŝe nie umiem tego robić. – Tym bardziej powinnaś się tego nauczyć. To jedna z umiejętności, która jest niezbędna kaŜdej pani domu. – Chyba nigdy nie będę panią domu. Będę tu mieszkać przez całe Ŝycie, zostanę zakonnicą i załoŜę własny klasztor. Chciałabym być przeoryszą. – Kochanie, jakiś czas temu król rozwiązał wszystkie klasztory i opactwa. – Och, mamusiu, to stara historia. Teraz mamy nową królową – dobrą cnotliwą damę. Bez wątpienia będzie chciała przywrócić te instytucje. – Jesteś jeszcze dzieckiem, Cat – powiedziałam trochę przeraŜona. – Na litość boską, nie wikłaj się na razie w te sprawy. – Mamusiu, skąd ta nagła złość? Zawsze podejrzewałam, Ŝe nie jesteś zbyt religijna. – Pocałowała mnie w swój ujmujący sposób. – Lecz nie myśl, Ŝe z tego powodu mniej cię kocham. Zazwyczaj wszystko mnie tu przeraŜało... zwłaszcza ludzie wyglądający jak mnisi. Bałam się zbliŜyć do niektórych ze starych budynków. Pamiętasz, jak kurczowo trzymałam się twojej ręki albo spódnicy? Wierzyłam, Ŝe jeśli jest przy mnie mama, nie spotka mnie Ŝadna krzywda, poniewaŜ ona zawsze będzie się o mnie troszczyć. – To prawda, kochanie. – Wiem, najdroŜsza mamusiu. Jesteś taka... jaka powinna być matka. Oczywiście tata jest inny. Na swój sposób cudowny. Clement opowiadał mi, Ŝe po jego pojawieniu się opactwo bardzo się zmieniło. Zakonnicy nie bardzo wiedzieli, jak naleŜy opiekować się niemowlęciem, choć jak mówi Clement, zdawali sobie sprawę, Ŝe nie jest to zwyczajny bobas, jedynie przybrał jego postać, lecz w związku z tym w połowie był istotą śmiertelną. – Clement za duŜo mówi. – Ale to jest takie interesujące! Chcę wiedzieć wszystko na ten temat. – Na razie spróbuj zainteresować się lekcjami – zaproponowałam. Wybuchnęła swoim piskliwym zaraźliwym śmiechem, który tak uwielbiałam słyszeć. – Kochana mateczka. NajdroŜsza mamusia. Zawsze jest taka praktyczna... zawsze... Bardzo róŜnisz się od... Nic dziwnego, Ŝe ciocia Kate bez przerwy się z ciebie śmieje.
– CzyŜbym stanowiła wspaniały obiekt Ŝartów? Catharine pocałowała mnie w czubek nosa. – I bardzo dobrze, zresztą wszyscy cię za to kochamy. Mamusiu, co my byśmy bez ciebie poczęły? – Zostawiam cię na chwilę – oświadczyłam zadowolona – Ŝebyś zdąŜyła przed pójściem do skryptorium zebrać i ułoŜyć kwiaty. Tylko się nie spóźnij. JuŜ usłyszałam kilka skarg na twoją niepunktualność. Ruszyła przed siebie, a potem obejrzała się przez ramię z ogromną miłością, która bardzo przypominała ból. Potem dość często znajdowałam ją w piekarni, gdzie Clement opowiadał jej historyjki z dzieciństwa ojca. Ujawniał fakty, o których nigdy nie słyszałam. Z dnia na dzień Catharine coraz bardziej interesowała się ojcem. Brunon to zauwaŜył i zaczął serdeczniej ją traktować. W końcu zainteresował się córką. Pewnego dnia zbliŜając się do skryptorium, usłyszałam, jak Catharine i Honey się kłócą. – Jesteś bardzo naiwna, Cat. Wierzysz w to, co chcesz. W taki sposób nigdy nie poznasz prawdy. Ja w to wszystko po prostu nie wierzę. Nie lubię go. Nigdy go nie lubiłam. Moim zdaniem źle traktuje... naszą matkę. – Mówisz tak, bo nie jest twoim ojcem! – wybuchnęła Catharine. – Przemawia przez ciebie zazdrość! – Zazdrość?! MoŜesz mi wierzyć, bardzo się z tego cieszę. Wolałabym mieć za ojca kaŜdego innego męŜczyznę. Zatrzymałam się w drzwiach, nie wchodząc do środka. Po chwili cicho się wycofałam. Bardzo duŜo myślałam o tej rozmowie. Oczywiście to było nieuniknione, zwłaszcza Ŝe powoli dorastały i zaczynały wyrabiać sobie własne zdanie. Gdy były małe, trzymałam je z dala od Brunona, wiedząc, Ŝe w jego Ŝyciu nie ma miejsca dla dzieci. Zastanawiałam się, czy byłoby inaczej, gdybym zamiast córki dała mu syna. Catharine miała juŜ dwanaście, a Honey czternaście lat, uwaŜałam je więc niemal za kobiety, zwłaszcza Honey, która rozwijała się szybciej niŜ większość jej rówieśnic. Miała krztynę zmysłowości Keziah i nadal była wyjątkowo piękna. Zdumiewające fiołkowe oczy otoczone czarnymi rzęsami nadawały jej niezwykły urok. Lecz Honey nie dawała się tak łatwo poznać jak Catharine, która dosłownie tryskała energią, nie kryła własnych uczuć, a łzy i złość pojawiały się równie
szybko, jak znikały. Catharine wyraŜała swoje uczucia za pomocą uścisków lub pocałunków; potrafiła śmiać się z czyjegoś niepowodzenia, lecz w chwilę później, gdy zauwaŜyła, Ŝe sprawiła temu komuś przykrość, objawiała skruchę. Honey była całkiem inna. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe muszę bardzo ostroŜnie z nią postępować i za wszelką cenę starać się okazać, Ŝe kocham ją tak samo jak Catharine. Zawsze wiedziałam, Ŝe darzy mnie głębokim gorącym uczuciem. Bardzo mnie to cieszyło, a jednocześnie trochę przeraŜało, poniewaŜ nikt nie mógł być zbyt pewien Honey. Jej imię zdecydowanie zadawało kłam charakterowi. Była dzika i namiętna. Obecnie niepokoiło mnie, Ŝe w miarę dorastania coraz bardziej róŜnią się charakterami, a im większe uwielbienie Catharine okazuje Brunonowi, tym bardziej Honey go nienawidzi. PoniewaŜ obie były bardzo młodziutkie, Ŝadna nie potrafiła maskować swoich uczuć, w związku z tym Brunon, zdając sobie sprawę z coraz większego uznania i zainteresowania córki, dostrzegał rosnącą niechęć Honey. Postanowiłam porozmawiać na ten temat z Honey, dlatego pewnego ranka zaproponowałam jej spacer po ogrodzie i wspólne zbieranie kwiatów. Doszłam do wniosku, Ŝe coraz bardziej upodabniam się do swojej matki i staję się domatorką. Jednak nigdy zbytnio się tym nie interesowałam i ścinając kwiaty, zawsze myślami byłam daleko od ogrodu, na przykład zastanawiałam się, co słychać na dworze i w jaki sposób kaŜda zachodząca tam zmiana moŜe odbić się na naszym Ŝyciu. – Honey – zaczęłam. – Catharine często rozmawia z tobą o ojcu. – Ostatnio nie mówi o niczym innym. Czasami wydaje mi się, Ŝe moja siostra nie jest zbyt inteligentna. – Kochanie – odparłam tonem, który Catharine zawsze uwaŜała za wymuszony – czy wyraŜanie przez córkę podziwu dla ojca świadczy o braku inteligencji? – Tak – zripostowała Honey – jeśli on wcale na ten podziw nie zasługuje. – Moje drogie dziecko, nie moŜesz tak mówić. To... ogromna niewdzięczność. – CzyŜbym mu coś zawdzięczała? – Mieszkasz pod jego dachem. – Wolę myśleć, Ŝe to twój dach. – Ale to mój mąŜ go zapewnił. – Nigdy mnie tu nie chciał. Nie wyrzucił mnie stąd tylko dlatego, Ŝe mu na to nie pozwoliłaś. Dobrze o tym wiem. Często bywam u babci w lesie. – Czy ona opowiada ci o takich sprawach? – To mądra kobieta, mamusiu, i czasami mówi zagadkami, jak mają to w zwyczaju wszyscy mądrzy ludzie. Ciekawa jestem czemu? CzyŜby bali się, Ŝe jeśli
powiedzą wszystko wprost, będziemy wiedzieli tyle samo co oni? – MoŜe. – Babcia powiedziała mi część prawdy. UwaŜa, Ŝe powinnam wiedzieć o pewnych sprawach. Często zastanawiam się, jak potoczyłby się mój los, gdyby nie ty. – Droga Honey, nie wyobraŜam sobie Ŝycia bez ciebie i radości, którą mi sprawiasz. – Zawsze będę to robić – zapewniła mnie Ŝarliwie. – Niech Bóg cię błogosławi, dziecino. Pamiętaj, Ŝe jesteś moją córką. – Adoptowaną. Opowiedz mi coś o mojej matce. – Czy prababcia ci o niej nie wspominała? – Chciałabym poznać twoją opinię, bo przecieŜ kaŜdy inaczej widzi danego człowieka. – Zawsze była radosna i odznaczała się wspaniałą urodą... chociaŜ ty jesteś od niej duŜo ładniejsza. – CzyŜbym była do niej podobna? – Nie, nie bardzo. – Nie wyszła za mąŜ za mojego ojca. Przyjechał rozwiązać opactwo. Jaki on był? – Prawie go nie znałam – odparłam wymijająco. – Moja matka się w nim zakochała i dlatego się urodziłam. Przytaknęłam. W pewnym sensie tak właśnie było. Nie mogłam powiedzieć Honey gorzkiej prawdy. – Jestem jego siostrą – stwierdziła. – Wiem to od prababci. Powiedziała: „Oboje jesteście moimi prawnukami". Gdy to usłyszałam, nie mogłam uwierzyć. Prababcia tłumaczy, Ŝe to właśnie dlatego twój mąŜ tak mnie nienawidzi. Wolałby nie widzieć mnie na oczy. – On w to nie wierzy. Nie dopuszcza do siebie myśli, Ŝe oboje mieliście tę samą matkę. – Jest święcie przekonany o swoim boskim pochodzeniu. – Roześmiała się. – Czy ludziom, których naprawdę zesłano z nieba, teŜ tak bardzo zaleŜy, by wszyscy ich ubóstwiali? – UwaŜa, Ŝe ma do spełnienia wielką misję. Dał dach nad głową wszystkim pracującym u nas ludziom. – Twój mąŜ nigdy niczego nie daje, nie zastanowiwszy się wcześniej, co moŜe otrzymać w zamian. To nie jest prawdziwe dawanie.
Honey była zbyt spostrzegawcza. – Spróbuj go zrozumieć. – Zrozumieć wcale nie oznacza zacząć darzyć większym szacunkiem. MoŜe zresztą aŜ za dobrze go rozumiem, co nie powinno nikogo dziwić, skoro jesteśmy dziećmi tej samej matki. – Honey, chciałabym, Ŝebyś o tym zapomniała. UwaŜam się za twoją matkę. Nie moŜesz myśleć tak samo? Odwróciła się do mnie. Dostrzegłam w jej oczach bezgraniczne oddanie. – Moje drogie dziecko – ciągnęłam. – Nawet nie wiesz, jak duŜo dla mnie znaczysz. – Gdyby to było moŜliwe – wyznała – chciałabym być twoją rodzoną córką, a Catharine mogłaby być dzieckiem mojej matki. – Nie, lepiej by było, gdybyście obie były moimi córkami. – Wolałabym być jedynaczką. Tak, Honey momentami mnie przeraŜała. Jej nienawiść była równie wielka jak miłość. Spokój nie mógł panować długo. Matka przyszła mi powiedzieć, Ŝe Simon Caseman wyjechał „w sprawach zawodowych". Była bardzo niespokojna, zastanawiałam się więc, co to za „sprawy zawodowe". Simon Caseman był mądrym człowiekiem. Nie opowiedział się otwarcie po stronie królowej Jane, miałam jednak dziwne przeczucie, Ŝe gdyby udało się jej utrzymać koronę, poparłby ją bez wahania. Dlatego zaczęłam się zastanawiać, czy nie szykuje się jakieś powstanie. Dość szybko poznałam odpowiedź na swoje pytanie. Sir Thomas Wyatt wszczął rebelię przeciw królowej Marii. Matka przybiegła do opactwa z wiadomością, Ŝe królowa zamknęła się w Whitehall, a ludzie sir Thomasa Wyatta maszerują na Londyn. Maria podobno jest zrozpaczona. – Wie, Ŝe zbliŜa się kres jej panowania. – W głosie matki pobrzmiewał triumf. – Gdzie twój mąŜ? – zapytałam. Uśmiechnęła się tajemniczo. – Martwię się o ciebie, Damask – odparła niemal natychmiast. – Chcę, Ŝebyś zabrała dziewczęta i przeniosła się do dworu Casemana. Gdy sir Thomas Wyatt odniesie zwycięstwo, lepiej, Ŝeby cię tu nie było. – A jeśli sir Thomas Wyatt przegra?
– Zobaczysz. – Mamusiu – powtórzyłam – gdzie twój mąŜ? – Wyjechał w waŜnej sprawie – odrzekła. – W jakiej sprawie? – zapytałam. – Czy to ma coś wspólnego z sir Thomasem Wyattem? Nie odpowiedziała, a ja nie naciskałam, poniewaŜ byłam zbyt przeraŜona. – Sir Thomas osadzi na tronie królową Jane lub księŜniczkę ElŜbietę – spekulowałam. – Czy sądzisz, Ŝe jeśli to zrobi, ludzie będą stali z boku i dopuszczą do tego, by odsunięto od władzy prawowitą królową? – Chciałabym, Ŝebyś przeniosła się do dworu Casemana – brzmiała odpowiedź. Niestety matkę czekał ogromny zawód. Dzień po owym lutowym poranku, kiedy błagała mnie, Ŝebym była ostroŜna, mimo dojmującego chłodu oddziały powstańcze dotarły do Londynu i zaczęła się walka na ulicach stolicy. Podobno królowa była nieustraszona, wręcz pocieszała płaczące damy. Później dowiedziałam się, Ŝe niewiele brakowało, by Wyatt odniósł sukces. Udałoby mu się to, gdyby nie zapędził się na Fleet Street, gdzie został otoczony i odcięty od swoich ludzi. Przekonany, Ŝe przegrał walkę, poddał się. Matka szalała ze strachu. Wiedząc, Ŝe Simona Casemana nie ma w domu, poszłam się z nią zobaczyć. – Co się stało?! – zawołała. – Czemu ta papistka zawsze musi wygrywać? – MoŜe dzieje się tak dlatego – odparłam – Ŝe jest prawdziwą królową? W jakiś czas później Jane Grey, królowa dziewięciu dni, została stracona, jej mąŜ równieŜ. To był smutny dzień, poniewaŜ nawet zaŜarci papiści zdawali sobie sprawę, Ŝe niewinna szesnastoletnia dziewczyna nie była niczyim wrogiem. Wcale nie chciała korony, którą na siłę włoŜyli jej na głowę ambitny teść i mąŜ. Mimo to poprowadzono ją z zawiązanymi oczyma do pieńka i jej głowa potoczyła się na trawę. Podobno coś wspólnego ze stłumioną rebelią miała księŜniczka ElŜbieta. Chodziły pogłoski, Ŝe to ona, a nie Jane, miała zasiąść na tronie. – To przebiegła kobieta – stwierdził Brunon – i aŜ pali się do przejęcia władzy. Szkoda, Ŝe to nie jej pozbawiono głowy zamiast Jane. – Biedna ElŜbieta – zaprotestowałam. – Jest taka młoda. – Ma dwadzieścia lat. W tym wieku ma się juŜ pewne ambicje. Królowa nie powinna pozwolić jej Ŝyć. Lecz Maria nie wymierzyła siostrze Ŝadnej kary, poniewaŜ sir Thomas Wyatt, którego stracono dopiero w kwietniu, do ostatniej chwili powtarzał, iŜ księŜniczka
ElŜbieta jest niewinna i nie spiskowała przeciw Marii. Simon Caseman wrócił do domu. Byłam ciekawa, jaką rolę odegrał w rebelii Wyatta. Nie bardzo wierzyłam, by zdołał się zaangaŜować, a potem w porę wycofać. Byłam przekonana, Ŝe chciał być świadkiem końca panowania królowej Marii – poniewaŜ to zapobiegłoby groŜącemu Anglii powrotowi do Rzymu – i początków rządów protestanckiej królowej. Prawdopodobnie zostałaby nią ElŜbieta. Zdaniem Brunona, córka Anny Boleyn traktowała religię tak samo jak politykę – to znaczy podporządkowywała ją doraźnym celom. Panująca królowa była katoliczką, a jej spodziewane małŜeństwo z Hiszpanem nie cieszyło się zbytnią popularnością. Jeśli ElŜbieta miała stanowić przeciwwagę dla swojej siostry, musiała wybrać religię reformowaną. I dlatego właśnie to zrobiła. Zdobywała wpływy. Ludzie coraz częściej spoglądali w jej stronę. Wielu stronników Marii chciałoby pozbawić ElŜbietę głowy, lecz królowa nie była mściwa. Niektórzy powiadali, Ŝe jej słabość do młodszej siostry sięga czasów, kiedy ElŜbieta była jeszcze dzieckiem. Królowa Maria wzmocniła swoją władzę i otoczyła się silnymi ludźmi oraz popierającymi ją frakcjami, dochodziło jednak do niepokojów. W takich chwilach myśli i nadzieje wielu męŜów i niewiast kierowały się w stronę córki Anny Boleyn. * Matka pojawiła się w opactwie z koszykami pełnymi łakoci. Chciała mi coś powiedzieć. Przyprowadziła ze sobą bliźniaków, którzy korzystali z kaŜdej okazji, by odwiedzić opactwo. Tym razem pomogli jej nieść kosze. Dziewczęta przyszły zobaczyć, co przyniosła, i posłuchać najnowszych wieści. – Słowo daję – powiedziała siadając – coś dziwnego dzieje się w Londynie. – Opowiedz nam o tym, babciu – rozkazała Catharine. – No cóŜ, moja droga, przy Aldersgate Street stoi dom nawiedzany przez duchy. Choć moŜe wcale nie są to duchy, lecz anioł boŜy. Kto to moŜe powiedzieć? – Nie przerywaj, babciu! – zawołała Catharine. – Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Zawsze gdy opowiadasz swoje historie, lubisz trzymać nas w niepewności. – Dowiesz się wszystkiego w odpowiednim czasie – zapewniłam ją. – Nie dręcz babci. – W odpowiednim czasie! – zawołała Catharine. – Co to jest odpowiedni czas? Moim zdaniem właśnie teraz jest odpowiedni czas.
– A ty jedynie go tracisz – zauwaŜyła Honey. – Ty to robisz! – krzyknęła Catharine. – No, babciu, mów dalej. – Spomiędzy kamieni wydobywa się jakiś głos – wyjaśnił Peter. – Sam go słyszałem. Prawda, Paul? Paul jak zwykle zgodził się z bratem. – Jaki glos? – zapytała Catharine. – No cóŜ, gdybyś pozwoliła mi wyjaśnić wszystko od początku – zauwaŜyła moja matka – juŜ byś wszystko wiedziała. – To prawda – poparłam ją. – Powiedz w końcu, o co chodzi! – zawołała Catharine. – Spomiędzy kamieni tego domu dochodzi głos. Kiedy ludzie krzyczą: „BoŜe, zachowaj królową Marię", milczy. – A cóŜ to za głos, skoro nic nie mówi? – zapytała Catharine. – Jesteś bardzo niecierpliwym dzieckiem – powiedziała moja matka, marszcząc czoło. – Nie potrafisz zaczekać, aŜ wszystko usłyszysz. Gdy tłum woła: „BoŜe, zachowaj lady ElŜbietę", głos mówi: „Niech tak się stanie". – Kto to jest? – zapytała Honey. – Na tym właśnie polega zagadka. W tym domu nikt nie mieszka. Słychać tylko ten głos. – To znaczy, Ŝe musi tam ktoś być – uznałam. – Nikogo tam nie ma. Ten dom jest całkiem pusty. Gdy tłum woła: „Czym jest msza święta?" odpowiada: „Bałwochwalstwem". Catharine zarumieniła się. – Jakiś podły człowiek po prostu oszukuje ludzi. – To tylko głos – powtórzyła matka. – Nikogo tam nie ma. Jest tylko głos pozbawiony ciała. CzyŜ to nie cudowne? – Byłoby, gdyby przemawiał rozsądnie – oświadczyła Catharine. – Rozsądnie?! Kto moŜe kwestionować słowo boŜe? – Ja – powiedziała Catharine. – Tylko protestanci się z nim zgodzą. Dla ludzi wyznających prawdziwą wiarę to... herezja. – Zamilcz, Cat – wtrąciłam. – Nie okazujesz babci naleŜytego szacunku. – Czy mówienie prawdy jest równoznaczne z brakiem szacunku? – To, co jest prawdą dla jednych, moŜe nią nie być dla drugich. – Jak to moŜliwe? Prawda to prawda. – Nie Ŝyczę sobie tego typu sporów w swoim domu – wyznałam ze znuŜeniem. – Nie wystarczy, Ŝe konflikt religijny miota całym krajem?
– Mam prawo mówić, co czuję – upierała się Catharine. – Powinnaś nauczyć się panować nad językiem i okazywać starszym osobom szacunek. – Szacunek! – zawołała Catharine. – Mój ojciec powiedziałby... – Koniec tego dobrego – oświadczyłam. Catharine ruszyła pędem w stronę drzwi. – Nie mam zamiaru udawać – wymamrotała – Ŝe zgadzam się z wierutnymi kłamstwami tylko po to, by zadowolić innych. – Słowo daję – zauwaŜyła matka – mamy w rodzinie zagorzałą papistkę. ZauwaŜyłam, Ŝe Honey się uśmiecha. Zawsze to robiła, gdy między mną a Catharine zachodziło jakieś nieporozumienie. Doszłam do wniosku, Ŝe skoro do takich tarć dochodzi w obrębie rodziny, nie moŜna liczyć na zgodę na świecie. Catharine triumfowała, bo podczas przeszukiwania pustego domu znaleziono ukrywającą się w nim młodą kobietę, Elizabeth Croft. To ona udzielała odpowiedzi na zadawane jej pytania i podburzała tłumy przeciwko królowej oraz jej małŜeństwu z Hiszpanem. – Macie swój głos! – zawołała Catharine i pobiegła do dworu Casemana, by opowiedzieć o wszystkim mojej matce. – Była tak zbita z tropu, Ŝe nie mogłam powstrzymać się od śmiechu – oświadczyła po powrocie. – Powinnaś okazać jej więcej współczucia – odparłam. – Miałabym współczuć takiej bigotce! – A moŜe ty, moja droga, cierpisz na tę samą dolegliwość? – Jestem zwolenniczką prawdziwej religii. – A zatem bigotką. Catharine, nie chcę, Ŝebyś angaŜowała się w te sprawy. – Często rozmawiam o nich z ojcem. – W jej oczach pojawił się błysk. – Bardzo się cieszę, Ŝe mogę się do niego zbliŜyć. Z własnej winy straciłam tyle lat. – W ogóle cię nie dostrzegał. – To chyba oczywiste – byłam młoda i głupia. Teraz jest inaczej. – Błagam cię, bądź ostroŜna. Podbiegła do mnie i uściskała mnie. – NajdroŜsza mateczko, musisz uwierzyć, Ŝe jestem juŜ dorosła. No, prawie. – Ale nie całkiem – zauwaŜyłam. Peter przyszedł nam powiedzieć, Ŝe Elizabeth Croft za udział w głupim kawale
została postawiona pod pręgierzem. – Biedna dziewczyna – powiedziałam. – Mam nadzieję, Ŝe nie zapłaci za to głową. Potem pomyślałam: „To ostatnio dość częsta cena". Zastanawiając się nad obecnym konfliktem religijnym, doszłam do wniosku, Ŝe zamiast słabnąć, wyraźnie przybiera na sile, choć mamy zdecydowanie katolicką królową. Bardzo mnie to niepokoiło, dlatego stwierdziłam, Ŝe nawet jeśli owe spory prowadzone są w całym kraju, w rodzinie naleŜałoby je wyciszyć. W lipcu ksiąŜę Filip Hiszpański przypłynął do Anglii, a królowa udała się do Winchesteru, gdzie wzięli ślub. Widzieliśmy ich wjazd do stolicy. Przekroczyli London Bridge na koniach. Uderzył mnie mizerny wygląd królowej i poŜałowania godne uwielbienie, jakie okazywała bladolicemu i wąskoustemu męŜowi. Miała niespełna dziesięć lat więcej od niego i serdecznie jej współczułam. Społeczeństwo było przeciwne temu małŜeństwu, lecz gdy ludzie zobaczyli skarby przywiezione przez Filipa, zaczęli wiwatować. Było to dziewięćdziesiąt dziewięć kufrów wypełnionych po brzegi złotymi i srebrnymi sztabkami. Całe to bogactwo towarzyszyło królewskiej parze w jej podróŜy do Tower i spotkało się z ogromną aprobatą. Głośniej wiwatowano na widok owych skrzyń niŜ państwa młodych, mimo to w tłumie nie brakowało pomruków niezadowolenia. Teraz zaczęliśmy dostrzegać zmiany zachodzące w kraju. Pod panowaniem ojca obecnej królowej Ŝyliśmy w ciągłym strachu. Henryk VIII był tyranem, który za najlŜejsze przewinienie chętnie skazywał ludzi na śmierć, lecz w jego czasach Ŝycie było wyjątkowo barwne. Na dworze bez przerwy rozgrywał się dramat, poniewaŜ król często zmieniał Ŝony. Maria była wierna swojemu męŜowi, wręcz za nim szalała, natomiast na dworze zapanowała surowa hiszpańska etykieta. Lecz na tym nie koniec. W naszym kraju zaczęło obowiązywać hiszpańskie prawo. Po wielekroć słyszeliśmy tyrady na temat prawdziwego Kościoła, jakim oczywiście był Święty Kościół rzymskokatolicki. Często przewijało się w nich słowo „heretyk". Potem na Smithfield zapłonęły pierwsze stosy. Często z ogrodu widziałam słup dymu, a gdy wiatr wiał na zachód, docierał do nas swąd. Momentami wydawało się nam, Ŝe słyszymy krzyki konających. Królowej nadano nowe imię. Krwawa Mary. *
W lutym tysiąc pięćset pięćdziesiątego piątego roku zabrano Simona Casemana. Po raz pierwszy usłyszałam o tym od Petera i Paula, którzy przybiegli do opactwa. Początkowo nie mogłam zrozumieć, co się stało. Mówili bez ładu i składu. – Przyszli... przeszukali cały dom... – Zabrali ksiąŜki.... – Ich barka zatrzymała się przy naszym nabrzeŜu... – Chłopcy – przerwałam – powiedzcie mi wszystko od początku. Co się stało? Bardzo szybko domyśliłam się prawdy. W końcu takie historie wcale nie naleŜały do rzadkości. Poza tym od dawna wiedziałam, Ŝe Simon Caseman jest sympatykiem nowej wiary. Nagle Paul zaczął płakać. – Zabrali tatę – powiedział. – Gdzie jest mama? – Siedzi w domu... i patrzy przed siebie. Nic nie mówi. Chodź szybko, Damask. Proszę, chodź z nami. Pobiegłam do dworu Casemana. Po wejściu do sali paradnej zauwaŜyłam stół nakryty do posiłku. Pomyślałam: „Stąd właśnie zabrali mojego ojca... ściągnął ich Simon Caseman... Teraz przyszła kolej na niego". Matka siedziała przy stole. Była wyraźnie oszołomiona. Uklękłam obok niej i ujęłam jej dłoń. – Mamusiu – powiedziałam. – Jestem przy tobie. Dopiero wtedy się odezwała. – To ty, Damask? Moja mała Damask. – Tak, mamusiu. To ja. – Zabrali go – wyznała. – Tak, wiem. – Czemu go zabrali? Czemu...? – MoŜe wróci – szepnęłam, doskonale zdając sobie sprawę, Ŝe to niemoŜliwe. Peter i Paul powiedzieli, Ŝe ludzie królowej znaleźli i zabrali ksiąŜki. Simon z całą pewnością zostanie uznany za heretyka. – Mamusiu – prosiłam – powinnaś się połoŜyć. Przyniosę ci jeden z twoich wyciągów. Jeśli trochę się prześpisz... po przebudzeniu... – On wróci? – Kto wie? MoŜe zabrali go tylko na rozmowę. Ścisnęła moje ramię.
– Tak – odparła. – Zabrali go tylko na rozmowę. Wróci. To dobry człowiek, Damask. – Mamusiu, pozwól, Ŝe zaprowadzę cię do łóŜka – zaproponowałam. Bliźniaki obserwowały moje poczynania, wierząc, Ŝe zdołam ją uspokoić. Chciałam, by mi się to udało. Po raz pierwszy w Ŝyciu byłabym szczęśliwa, gdyby Simon Caseman nagle przekroczył próg. – Co on takiego zrobił? – dopytywała się. – Miejmy nadzieję, Ŝe wkrótce wróci i wszystko ci wyjaśni. Pozwoliła zaprowadzić się do łóŜka, a ja kazałam pokojówce przynieść mieszanki uspokajające. Pomyślałam: „Dwa razy w Ŝyciu zabrano jej męŜa i dwukrotnie zrobiono to w imię religii". Gdy zasnęła, wróciłam do opactwa. Wchodząc do sali paradnej, spotkałam Brunona. – Byłam u matki – wyjaśniłam. – Jest zrozpaczona. – A więc go zabrali – stwierdził, a na jego ustach pojawił się uśmiech. – Wiedziałeś?! – krzyknęłam. Przytaknął i tajemniczo się uśmiechnął. – To... twoja sprawka! – zawołałam. – Doniosłeś na niego. – To heretyk – odparł Brunon. – Jest męŜem mojej matki. – CzyŜbyś zapomniała, Ŝe nie tak dawno groził mi tym samym? – A więc to zemsta – zauwaŜyłam. – Sprawiedliwość. – O BoŜe! – zawołałam. – Czeka go Smithfield. – Nagroda dla heretyka. Ukryłam twarz w dłoniach, bo nie byłam w stanie patrzeć na Brunona. – Czemu tak bardzo Ŝałujesz mordercy swojego ojca? Odwróciłam się i pobiegłam do swojej komnaty. * Po jakimś czasie pojawiły się u mnie dziewczęta. – Mamusiu, a więc to prawda?! – zawołała wyraźnie poruszona Catharine. – Zabrali go. Co mu zrobią? Co oni mu teraz zrobią? – Umrze – wyjaśniła Honey. – Spłonie na stosie. Catharine skrzywiła się. – Nie mogą tego zrobić, prawda? Nie mogą! Nie jemu! W końcu to twój
ojczym! – Ten fakt w niczym im nie przeszkodzi – odparłam ze smutkiem. – Mają zamiar go spalić tylko dlatego – zawołała Catharine – Ŝe w jego przekonaniu tak a nie inaczej naleŜy oddawać cześć Bogu?! Wiem, Ŝe jest heretykiem, a heretycy to ludzie niegodziwi, ale Ŝeby od razu palić... – Na stosie – dodała Honey ponuro. Były zbyt młode, by znać ten horror. – MoŜe do tego nie dojdzie – powiedziałam. – Mam zamiar ściągnąć do nas bliźniaków. Bądźcie dla nich miłe. Pamiętajcie, Ŝe to ich ojciec... Przytaknęły. Potem wróciłam do swojego dawnego domu, by zająć się matką. Siedziałam z nią i próbowałam rozmawiać o wszystkim innym – o ogrodzie i spiŜarni. Lecz ona przez cały czas nadsłuchiwała, czy ktoś nie cumuje barki przy nabrzeŜu. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe nigdy się tego nie doczeka. To nie miało sensu. Musiałyśmy porozmawiać o Simonie, poniewaŜ matka tylko o nim myślała. Powiedziała mi, Ŝe zawsze był dla niej bardzo dobry i Ŝe spędziła u jego boku sporo szczęśliwych lat. – Był idealnym męŜem – wyznała. Pomyślałam o swoim dobrym i kochanym ojcu. Zastanawiałam się, czy tak samo go opłakiwała, choć doskonale znałam odpowiedź na to pytanie. – Był taki mądry – ciągnęła. – Interesowało go, o czym piszą i myślą... inni lud/ie. Biedny Simon Caseman powinien wiedzieć, Ŝe nie naleŜy zbyt jawnie okazywać zainteresowania tym, na co nie zgadzają się przywódcy. – Gdyby królowa Jane została na tronie, nigdy by do tego nie doszło. Nie, mamusiu – pomyślałam. Lecz ten sam los spotkałby innych. Być moŜe Brunona. Potem przypomniałam sobie, Ŝe to właśnie Brunon jest sprawcą jej nieszczęścia. Wyrządził Simonowi Casemanowi krzywdę, którą tamten chciał wyrządzić jemu. Doszłam do wniosku, Ŝe muszę to zapamiętać. Zawsze gardziłam Simonem, lecz nie mogłam pogodzić się z faktem, Ŝe został zdradzony przez mojego męŜa. W końcu nadszedł ten dzień. Matka chciała pojechać do Hampton Court, by zobaczyć się z królową i błagać ją o ułaskawienie Simona. Był heretykiem, dał na to dowód i z tego, co słyszałam, nie zmienił swoich
przekonań. Co za dziwny człowiek – w jego duszy czaiło się tyle zła, niemniej moja matka uwaŜała go za idealnego męŜa, a on nawet w obliczu śmierci pozostał wierny przekonaniom. Dałam matce wywaru z maku, by zasnęła. Wyszłam do ogrodu i spojrzałam w stronę Londynu. W dole rzeki unosił się słup dymu. W Smithfield płonęły stosy. Potem wróciłam do domu i usiadłam przy łóŜku matki, by być przy niej, gdy się obudzi.
Śmierć wiedźmy Minął rok od chwili, kiedy Simon Caseman został uznany za heretyka i spalony na stosie. Moja matka postarzała się o dziesięć lat. Dwór Casemana wrócił do swojego prawowitego właściciela – to znaczy do mnie – bo jako Ŝona zagorzałego katolika, który nie uległ naciskom protestantów i w pewnej mierze zdołał przywrócić do Ŝycia dawne opactwo, cieszyłam się sporą przychylnością. Nie powiedziałam matce, Ŝe zwrócono mi dom. Była zbyt zrozpaczona, by przysparzać jej dodatkowego powodu do zmartwień. W związku z tym nadal tam mieszkała, lecz teraz było to smutne i poŜałowania godne domostwo. Często odwiedzał ją Rupert. Zaproponował pomoc w zarządzaniu posiadłością, a ona chętnie na to przystała. Ilekroć go widywałam, byłam wzruszona jego dobrocią, jaką okazywał mojej matce. Kochałam Ruperta. Nie była to szalona namiętna miłość – raczej łagodne trwałe uczucie. Do Brunona czułam pewną odrazę – nie mogłam mu wybaczyć, Ŝe zdradził Simona Casemana. Wiedział o tym i serdecznie mnie za to nienawidził. Honey miała rację mówiąc, Ŝe Brunon stale potrzebuje podziwu. Ja powiedziałabym, Ŝe wręcz adoracji. Pomimo szoku związanego ze śmiercią Simona Casemana, uwielbienie Catharine do ojca coraz bardziej przybierało na sile. Często razem spędzali czas, a ja przypuszczałam, Ŝe Brunon z prawdziwą przyjemnością stara się odsunąć ją ode mnie. Nie mogłam pogodzić się z faktem, Ŝe tak łatwo moŜna zapomnieć o wieloletnim oddaniu, lecz Brunon po prostu wprowadził ją w błąd i nadal to robił. W przeszłości często w taki właśnie sposób manipulował ludźmi. Bóg mi świadkiem, Ŝe doskonale to rozumiałam. CzyŜ sama kilkakrotnie nie uległam jego niedorzecznej argumentacji? Ku mojemu przeraŜeniu, Honey z zadowoleniem obserwowała wzrastające oddanie Catharine dla ojca i jej stopniowe odsuwanie się ode mnie. To był potwornie smutny okres – nigdy wcześniej w moim rodzinnym kręgu nie było takiego dysonansu. Coraz częściej chadzałam do swojego starego domu, gdzie niezmiennie matka witała mnie z prawdziwą radością. Ilekroć spotykałam tam Ruperta, siadywaliśmy we trójkę i wspominaliśmy dawne czasy. Był to okropny rok. Pamiętam marcowy chłodny dzień, kiedy przed Baliol College w Oksfordzie spalono na stosie arcybiskupa Cranmera. Podobno najpierw
wyciągnął prawą rękę i włoŜył ją w ogień, poniewaŜ to właśnie nią podpisał dokument, w którym wyrzekał się swojej wiary. Tego roku spalono dziewięćdziesiąt cztery osoby – w tym czterdzieści pięć kobiet i czwórkę dzieci. Trudno było mi się zajmować zwykłymi sprawami. Kiedy wychodziłam przed drzwi, czułam dym unoszący się nad Smithfield. Śnił mi się umierający na stosie Simon Caseman i za nic w świecie nie mogłam zapomnieć, Ŝe to właśnie Brunonowi zawdzięczał ten los. Dostaliśmy list od Kate. Carey kończył szesnaście lat i pragnąc uświetnić jego urodziny, postanowiła wydać bal. Dziewczęta były podniecone. śyliśmy w smutnych czasach, miło więc było oderwać się na jakiś czas od wiadomości o aresztowaniach i ich tragicznych konsekwencjach, a Kate właśnie dostarczała nam ku temu okazji. Oprócz Honey i Catharine zabrałam w podróŜ bliźniaków i kilku słuŜących. Brunon nie przyjął zaproszenia, a matka wolała zostać w domu. Kiedy barka ruszyła w górę rzeki i zaczęliśmy się oddalać od Smithfield i Tower, poczułam ogromną ulgę. Dziwiło mnie zachowanie Catharine, która nie potrafiła ukryć podniecenia na myśl o balu, lecz jednocześnie zastanawiała się, czy nie powinna zostać w domu z ojcem. Uszyłam jej suknię ze złocistego aksamitu przywiezionego z Włoch. Górna część została usztywniona, a dół rozcięty, dzięki czemu widać było pięknie haftowaną spódnicę równieŜ z włoskiego brokatu. Honey miała bardzo podobną kreację, lecz uszytą z błękitnego aksamitu. Catharine była juŜ piętnastolatką, a Honey prawie siedemnastolatką. Z bólem serca zauwaŜyłam, Ŝe powoli dorastają. Wkrótce trzeba będzie znaleźć im męŜów. Miło było móc ponownie odwiedzić Kate. Choć przekroczyła trzydziestkę, nadal była równie atrakcyjna jak wtedy, kiedy miała siedemnaście lat. Czasami zastanawiałam się, czemu powtórnie nie wyszła za mąŜ. Na pewno nie dlatego, Ŝe tak bardzo była oddana Remusowi. W jej zamku często pojawiali się goście. Teraz bywały tu rodziny katolików. Kate wykazywała zbyt wielką przezorność, by wikłać się w politykę. NaleŜała do tych osób, które zawsze ustawiają się z wiatrem. Zaraz po naszym przyjeździe zabrała mnie na prywatną rozmowę i w pierwszych słowach pochwaliła wygląd dziewcząt. – Sądzę, Ŝe łatwo będzie znaleźć dla nich męŜów. Stanowią niezwykle
atrakcyjną partię. Catharine powinna dostać dobry posag. A co z Honey? – Osobiście dopilnuję, by została odpowiednio wyposaŜona. – No tak, w końcu dwór Casemana naleŜy teraz do ciebie. – Na twarzy Kate pojawił się cień. – Kiepska sprawa. Jak miewa się twoja matka? – Postarzała się o dziesięć lat. Pracuje w ogrodzie. Dzięki Bogu, Ŝe przynajmniej to jej zostało. Och, Kate, jaki to smutny kraj! – Prawda, Ŝe weselej było za panowania Henryka, kiedy byłyśmy jeszcze dziewczynkami? Mam jednak przeczucie, Ŝe taka sytuacja nie będzie trwać wiecznie. Królowa jest chora. – Kate zniŜyła głos. – Trzeba uwaŜać, co się mówi. Biedna kobieta! Ściągnęła nieszczęście na tysiące ludzi. – Sama królowa? Czy jej ministrowie? – Trafiłaś w sedno sprawy! To fanatyczka otoczona przez fanatyków. – Jak moŜna palić ludzi na stosie? Nigdy wcześniej nie było u nas takich okrucieństw. – CzyŜbyś zapomniała o wieszaniu i ćwiartowaniu? – Tę karę stosuje się nadal, lecz teraz wciąŜ widzę przeraŜające słupy dymu unoszące się nad Smitłifield. Zastanawiam się, co jeszcze nas czeka. – Ogromnym pocieszeniem jest fakt, Ŝe taka sytuacja nie moŜe trwać wiecznie. To hiszpańskie wpływy. Stosy, o których mówisz, nieodłącznie towarzyszą Hiszpanom od czasów, kiedy Torąuemada i Izabela oddali w Hiszpanii tak wielką władzą inkwizycji. Jeśli Hiszpanom uda się podporządkować sobie Anglię, u nas będzie tak samo. – BoŜe broń! – UwaŜaj, Damask. Na te tematy lepiej rozmawiać tylko z osobami, którym się ufa, a komu moŜna dziś zaufać? – A wszystko w imię religii! – zawołałam. – Nie, motywem jest zazdrość, złośliwość i chciwość. Wielu ludzi idzie na śmierć, bo posłał ich tam ktoś, kto chce przejąć posiadłość, zdobyć kobietę lub po prostu się zemścić. Jak myślisz, kto wysłał na stos Simona Casemana? – Przez chwilę milczałam, a ona ciągnęła: – CzyŜby Brunon? Tak niedawno temu Simon stanowił powaŜne zagroŜenie dla twojego męŜa. – Jestem pewna, Ŝe jedynie szczęśliwy zbieg okoliczności uratował Brunona przed podobnym losem. – Następny cud? – zadrwiła. – Czy Brunonowi zawsze muszą towarzyszyć jakieś cuda? Przez chwilę milczałyśmy, a potem ciągnęła:
– To nie będzie trwać wiecznie, Damask. Ludzie mówią, Ŝe królowa nie poŜyje juŜ długo. To najnieszczęśliwsza kobieta w Anglii. MąŜ jej nie kocha. Podobno jest dla niego odpychająca. Filip woli włóczyć się po nocach i zabawiać w pierwszym lepszym zajeździe z córką gospodarza. Słyszałam kiedyś, jak nasze słuŜące śpiewały rymowankę, za którą niewątpliwie przypłaciłyby głową, gdyby ktoś je podsłuchał. Powiem ci ją na ucho: Córka piekarza w sukni czerwonej Lepsza jest niŜ Maria bez korony. – Sama widzisz. A jak wygląda prawda? Podobno Filip jest dziwnym zimnym męŜczyzną. Nigdy nie zrozumiemy Hiszpanów. – Serdecznie jej współczuję, lecz jednocześnie szczerze ubolewam nad godnym poŜałowania stanem, w jakim się znajdujemy. Wygląda na to, Ŝe heretykiem jest kaŜdy człowiek, który zbyt często prowadzi dysputy na temat nowych prądów. – Och, teraz przynajmniej mamy pojęcie – aczkolwiek blade – jak wyglądają prześladowania religijne. Lecz w całym kraju ludzie coraz bardziej się buntują. MoŜliwe, Ŝe gdyby Wyatt zaczekał kilka lat... gdyby wzniecił powstanie teraz, znalazłby większe poparcie i udałoby mu się posadzić ElŜbietę na tronie. – Sądzisz, Ŝe pod jej panowaniem Ŝycie wyglądałoby inaczej? – Kto wie? Jest młoda i mądra. Ciekawe, ile razy była o włos od śmierci? Lecz królowa ma słabość do młodszej siostry. Wolałaby odsunąć ją od tronu, rodząc dziecko. – Czy jest w stanie to zrobić? – Pewnie jeszcze usłyszysz o ciąŜach urojonych, które wcale nie są ciąŜami. Biedaczka! Cierpi na puchlinę wodną, ale tak bardzo chce mieć dziecko, Ŝe wmawia sobie, iŜ jest w ciąŜy. Wyobraź sobie jej rozpacz, gdy odkryje własną pomyłkę. – śal mi jej. Królowe nie mają łatwego Ŝycia. – Nikt teraz nie ma łatwego Ŝycia – odparła Kate ze śmiechem. – Chyba Ŝe jest to osoba tak mądra jak ja. Jutro na balu spotkasz dobre katolickie rodziny, szczerze oddane królowej, oraz osoby, które tak jak ja, nie ujawniają swoich poglądów. Są to ludzie mądrzy. Czekają... obserwują wydarzenia i gotowi są stanąć po odpowiedniej stronie, nim reszta kraju zdoła się zorientować, co się święci. Ludzie ci są bardzo podobni do mnie. Traktują religię z duŜą powściągliwością, nie są fanatykami, nie gorączkują się... spokojnie ustawiają się w zaleŜności od kierunku wiatru. Jeśli będziesz o tym pamiętać, Damask, miło spędzisz czas na balu.
Sala balowa przyozdobiona została liśćmi i kwiatami, a na balkonie grali minstrele. Z obu stron osłaniały ich grube kotary, dzięki czemu byli niemal niewidoczni. O szóstej zjedliśmy posiłek, który podano w sali paradnej. Rzadko widywałam tak wyszukane potrawy. Przyszło mi na myśl, Ŝe Clement z ogromną przyjemnością próbowałby odgadnąć, jakich składników uŜyto, przygotowując ogromne placki, sprawdziłby teŜ jakość kruszonek. Najbardziej czcigodne rodziny znajdowały na ciastach swoje herby. Odziani w liberie słuŜący wnieśli na półmiskach parujące prosiaki i krąŜyli z nimi wokół stołów, a kiedy podano befsztyk z polędwicy, wszyscy wstaliśmy, by złoŜyć głęboki ukłon potrawie nobilitowanej przez króla Henryka. Upieczone ciasta posypano imbirem. W jednym z placków rozprowadzanych między męŜczyznami ukryta była figurka króla, a wśród ciast dla kobiet – królowej. Osoby, które znajdą owe figurki, okrzyknięte zostaną królem i królową balu. Było mnóstwo śmiechu, gdy posąŜek króla znalazł Carey. Bardzo liczył na to, Ŝe na królową natknie się bardzo ładna dziewczyna, Mary Ennis, córka lorda Calpertona, osóbka, która przybyła na bal w towarzystwie ojca i brata Edwarda. Dzięki dobremu wychowaniu Carey zdołał ukryć rozczarowanie, gdy królową balu została Catharine. Moja córka roześmiała się radośnie, a ja jedynie się uśmiechnęłam, przypomniawszy sobie jej wahania, czy powinna opuścić opactwo i wybrać się z nami na tę radosną wyprawę. Catharine i Carey musieli się teraz naradzić, by wybrać zabawy i błazeństwa, przy których mógłby wesoło minąć nam czas. Zdecydowali się na szarady i zgadywanki, które wszystkich wprawiły w doskonały nastrój. Król i królowa balu mieli teŜ za zadanie pokierować tańcami i trzeba przyznać, Ŝe zrobili to całkiem przyzwoicie, chociaŜ w którymś momencie usłyszałam, jak Catharine gorączkowo szepcze do Careya: „Mam prawie tyle lat co ty, a wszyscy wiedzą, Ŝe dziewczęta dorastają znacznie szybciej niŜ chłopcy". Okazało się, Ŝe moim partnerem do tańca był Rupert. – Cieszę się, Ŝe tu jestem – wyznał. – Od dawna nie byłam tak zadowolona – odparłam. – Tak powinno wyglądać Ŝycie – powiedział. – Nie chodzi o to, by stanowiło pasmo drobnych radości, lecz było czymś w rodzaju takiego właśnie rodzinnego
spotkania. – To jednak nie zmienia faktu, Rupercie – odrzekłam – Ŝe nawet przy takiej okazji musimy trzymać język za zębami, by nie powiedzieć czegoś, co moŜe ściągnąć na nas jakieś nieszczęście. Na całkowitą szczerość moŜemy sobie pozwolić jedynie wobec najbliŜszych krewnych i zaufanych przyjaciół. – Damask – zapytał. – Czy mogę liczyć na twoją szczerość? – W jakiej sprawie? – DuŜo o tobie myślę. Właściwie robię to bez przerwy. Czasami zastanawiam się, jak by to było, gdyby wszystko potoczyło się inaczej. Potem wyobraŜam sobie ciebie w opactwie... – Tak, Rupercie. – To dziwne miejsce – wyznał. – Jak tam jest, Damask? Jesteś szczęśliwa? – Mam dziewczęta – odparłam. – I one w zupełności ci wystarczają? – Bardzo duŜo dla mnie znaczą, lecz wkrótce powychodzą za mąŜ i załoŜą własne rodziny. Powinieneś się oŜenić, Rupercie. Wtedy równieŜ i ty miałbyś dzieci. – Które w końcu się poŜenią i załoŜą własne rodziny. Niemniej rzeczywiście chciałbym mieć potomstwo. – WciąŜ jesteś młody. Kto wie, moŜe właśnie na tym balu spotkasz jakąś kobietę. Nie masz jeszcze czterdziestki – zdaniem niektórych to najlepszy okres. – Usiądźmy – zaproponował. – To bardzo ciekawa rozmowa, wolałbym więc nie dostosowywać jej do tańca. Usiedliśmy, a ja obserwowałam dziewczęta. Honey wyglądała zdumiewająco pięknie, kaŜdy musiał to przyznać. Tańczyła z Edwardem Ennisem, a Catharine z Careyem. Moja córka krzywo patrzyła na swojego partnera, ilekroć nadepnął jej na palec, niemniej jej oczy błyszczały z podniecenia, bo uwielbiała tańczyć. Bardziej pasowały do niej takie rozrywki niŜ snucie rozwaŜań, czy powinna wstąpić do klasztoru, o ile w ogóle takowy znalazłby się w państwie, którym rządziła zagorzała katolicka królowa. – Wiesz, Ŝe tego nie zrobię – oświadczył Rupert. – Przepraszam, o czym mówisz? Myślałam o Catharine. – O oŜenku i ustatkowaniu się. Wiesz równieŜ dlaczego. Spojrzałam na niego, a zobaczywszy wyraz jego twarzy, ze zdumieniem stwierdziłam, Ŝe przez wszystkie minione lata pozostał mi wierny. Nie zdołałam ukryć zadowolenia, choć był to błąd, gdyŜ nie powinien kochać kobiety zamęŜnej.
– Powiedz mi coś o Brunonie – poprosił. – Co chciałbyś wiedzieć? – Czy spełnia wszystkie twoje oczekiwania? – PrzewaŜnie zbyt duŜo oczekujemy od innych ludzi. – Ty teŜ zbyt duŜo od niego oczekujesz? Zawahałam się, a potem wyjaśniłam: – Czasami zastanawiam się nad naszym Ŝyciem. Ma ono w sobie coś ze snu. Jest takie... nierealne. Mieszkamy w opactwie. Wielu naszych domowników to dawni zakonnicy. Odprawiają msze w kościele i teraz robią to całkiem jawnie, jak za dawnych czasów. Dom opata przerobiony został na zamek trochę podobny do tego, w którym teraz jesteśmy. WciąŜ jednak nie został rozebrany refektarz ani dawne kwatery mnichów. Wydaje mi się, Ŝe wielu spośród byłych zakonników postępuje dokładnie tak samo jak niegdyś, jesteśmy więc opactwem, które teoretycznie przestało być opactwem, a Brunon traktowany jest jak opat, choć ma Ŝonę i dzieci. Od śmierci króla Edwarda to wszystko stało się bardziej jawne. Czasami zastanawiam się, co by się z nami stało, gdyby królowa umarła. Simon Caseman miał zamiar nas zdradzić, lecz wtedy właśnie odszedł król. Biedny Simon, w końcu to on poniósł śmierć. Jakie to Ŝycie jest dziwne! – Gdybyś była szczęśliwa, uwaŜałabyś, Ŝe warto Ŝyć. To znaczy, Ŝe nie układa ci się najlepiej, Damask. – CzymŜe jest szczęście? Od czasu do czasu zdarza się wspaniały dzień... lub chwila... Jak często człowiek moŜe powiedzieć: „Teraz jestem całkowicie szczęśliwy?" – Wcale nie powinno tak być. Stworzeni zostaliśmy po to, by czerpać z Ŝycia mnóstwo radości. – W tych niespokojnych czasach? Kiedy nikt nie jest pewien, czy doŜyje następnego dnia, i nie wie, kiedy jakimś nierozwaŜnym słowem lub postępkiem moŜe narazić się na śmierć? – To jeszcze jeden powód, by chwytać szczęście, jeśli to tylko moŜliwe. Westchnęłam. – Pozbawiono mnie ojca. Moja matka straciła dwóch męŜów. Tylko kaprysowi losu zawdzięczam fakt, Ŝe nie jestem wdową. Och, Ŝyjemy w świecie pełnym przemocy. Czy tak będzie zawsze? – Nie. Zmiana jest nieunikniona. Dotknęłam jego ramienia. – UwaŜaj, Rupercie. Nie obieraj tego czy innego kierunku, bo skąd moŜesz
wiedzieć, czy za tydzień twoja droga nadal będzie bezpieczna? – Nie jestem fanatykiem, Damask. Od dawna idę swoją dróŜką... UwaŜam, Ŝe jest cicha i spokojna. – Chyba powinniśmy zatańczyć – zaproponowałam. Kiedy przyłączyliśmy się do pozostałych tancerzy, wiedziałam, co Rupert miał na myśli. Właśnie wyznał mi, Ŝe kocha mnie jak dawniej i Ŝe niezaleŜnie do tego, co się stanie, jego miłość się nie zmieni. Gdy w tańcu dotknął mojej dłoni, powiedział: – Pamiętaj, Ŝe niezaleŜnie od tego, co się stanie... zawsze będę do twojej dyspozycji. Ta myśl bardzo mnie uspokoiła. Lord Calperton i jego rodzina zostali na kilka dni w Remus. ZauwaŜyłam, Ŝe Edward przez cały czas stara się być blisko Honey. Dziewczyna rozkwitła; jej uroda nabrała dodatkowego blasku. Martwiłam się o nią. Rodzina Ennisów naleŜała do starej arystokracji. Byłam pewna, Ŝe Honey ze względu na swoje wątpliwe pochodzenie nie moŜe uchodzić za odpowiednią kandydatkę na Ŝonę. Nie chciałam, by moje przybrane dziecko spotkała jakaś krzywda, a jej łatwiej mogło się to zdarzyć niŜ Catharine, której duŜo większe bezpieczeństwo zapewniał fakt, iŜ jest córką moją i Brunona. Mimo to zrobiło mi się przykro, gdy trzeba było wracać. Wkrótce po przyjeździe otrzymałam zaproszenie do Grebblesworth, domu Ennisów w Hertfordshire. Miałam zabrać ze sobą obie córki. Spodziewano się tam równieŜ Kate. Napisała do mnie z radością. Honey bardzo przypadła do gustu paniczowi Edwardowi. Wcale mnie to nie dziwi. To naprawdę piękna dziewczyna. I fascynująca. A w jej cudownych oczach kryje się coś w rodzaju tlącej się namiętności. Muszę jednak przyznać, Ŝe jestem trochę zaskoczona. W końcu Edward kiedyś odziedziczy wszystko, co obecnie naleŜy do Calpertona. No cóŜ, zobaczymy. Oczywiście wszyscy wiedzą, Ŝe Brunon jest bardzo bogaty, a jego sytuacja idealnie pasuje do naszego obecnego stylu Ŝycia. Czekam z niecierpliwością, co z tego wyniknie. Honey była zachwycona. Zdałam sobie sprawę, Ŝe po raz pierwszy w Ŝyciu znalazła się w centrum uwagi. To dzięki niej wszyscy dostaliśmy zaproszenie. Nawet Catharine tym razem liczyła się tylko dlatego, Ŝe naleŜała do rodziny.
Przez następne tygodnie przy pomocy szwaczek kompletowałam garderobę dla Honey. Wspaniale prezentowała się w strojach dojazdy konnej z maleńkimi kapelusikami z piórami. Gdy przymierzała śliczną suknię z brokatu, zapytałam ją: – Jesteś szczęśliwa, Honey? Zarzuciła mi ręce na szyję i w końcu musiałam zaprotestować mówiąc, Ŝe mnie udusi. – Wszystko, co mam i co będę miała, zawdzięczam tobie. – NiezaleŜnie do tego, co się wydarzy – odparłam wzruszona – zawsze będziemy się kochać. W wieczór poprzedzający nasz wyjazd do Grebblesworth poszłam do jej komnaty, by skonsultować się w sprawie wstąŜki do włosów, lecz Honey nie było. Nieco przestraszona powędrowałam do sypialni Catharine, zapytać, czy nie widziała Honey. Moja córka siedziała niepocieszona nad jakąś ksiąŜką z łacińskimi modlitwami. Odniosłam wraŜenie, Ŝe z prawdziwą przyjemnością odłoŜyła ją na bok. – Gdzie jest Honey? – zapytałam. – Wyszła jakieś pół godziny temu. – Mówiła, dokąd się wybiera? – Nie, ale często tam chodzi. – Gdzie? – Wydaje mi się, Ŝe do lasu. – Nie podoba mi się, Ŝe wędruje sama. W okolicy kręcą się rabusie. – Nie odwaŜyliby się skrzywdzić nikogo z opactwa, mamusiu. Boją się mojego ojca. – Gdy o nim mówiła, na jej ustach pojawił się śliczny uśmiech. – To cud, Ŝe naszym tatą jest człowiek święty. Odwróciłam się niecierpliwie. Często zastanawiałam się, czy przez przypadek nie jestem zazdrosna o to, Ŝe Catharine jest tak oddana ojcu. Zostawiwszy córkę, wróciłam do komnaty Honey i czekałam aŜ do jej powrotu. – Honey! – zawołałam. – Gdzie byłaś? – U babci. – U matki Salter? – Nazywam ją babcią, choć w rzeczywistości jest moją prababcią. Przypomniałam sobie dzień, kiedy Honey uciekła ode mnie, poniewaŜ myślała, Ŝe bardziej od niej kocham Catharine. – Chodzę do niej, ilekroć dzieje się coś waŜnego. Takie było jej Ŝyczenie.
– A stało się coś waŜnego? – Zostałyśmy zaproszone do Grebblesworth. – Nie wiem, czy to takie waŜne, Honey. – Ale ja wiem, Ŝe tak. – Honey, kochanie, jesteś szczęśliwa... Ŝe cię zaprosili? – Nie przypuszczałam, Ŝe kiedykolwiek spotka mnie aŜ takie szczęście – odparła. Lord Calperton przyjął nas bardzo ciepło. Od kilku lat był wdowcem i od razu zauwaŜyłam, Ŝe w jego ogromnej rezydencji brakuje pani domu. Ennisowie byli dobrą katolicką rodziną i jak Kate powiedziała, „rzadko bywali w świecie", a ja za to pierwsze polubiłam ich w takim samym stopniu jak za drugie. Przypuszczałam, Ŝe lord Calperton, jak większość męŜczyzn, jest nieco zadurzony w Kate i moŜe to właśnie dlatego tak miło przyjął całą rodzinę? Nie zaprosił zbyt wielu gości, dzięki czemu było bardzo sympatycznie. Jeździliśmy po najbliŜszej okolicy, trochę tańczyliśmy, graliśmy w karty, a podczas wieczornych przyjęć spotykaliśmy się z mieszkającymi w najbliŜszej okolicy rodzinami. Carey wyraźnie szukał towarzystwa śliczniutkiej Mary, Honey przebywała z Edwardem, natomiast Catharine i Thomas, młodszy syn naszego gospodarza, bardzo często się ze sobą przekomarzali. Była to wesoła wizyta. Kate nie mogła się nadziwić szybkiemu rozwojowi przyjaźni między Edwardem i Honey. – Moim zdaniem – szepnęła mi na ucho – Calperton jest nami tak oczarowany, Ŝe nawet nie zaŜąda dla Honey zbyt duŜego posagu. – Czy naprawdę sądzisz, Ŝe mają wobec niej powaŜne zamiary? Kate wybuchnęła śmiechem. – Widzę, Ŝe jesteś bardzo podekscytowana! No proszę, Damask zabawia się w matkę-swatkę! Nie do wiary. – Po prostu chcę, Ŝeby Honey była szczęśliwa. Bardzo lubi Edwarda. – A on ją. – Och! – zawołałam. – Wierzę, Ŝe zdołałby dać jej szczęście. Zawsze wydawało jej się, Ŝe nie jest tak waŜna jak Catharine. Bóg mi świadkiem, Ŝe robiłam wszystko, co mogłam, by tak nie myślała. Lecz jeśli to małŜeństwo dojdzie do skutku... Och, wyobraŜam ją sobie jako panią tego domu. – Oczywiście, o ile Calperton ponownie się nie oŜeni. – Kate, czyŜbyś...?
– Odmówiłam księciu i dwu hrabiom. Czy sądzisz, Ŝe ulegnę milordowi Calpertonowi? – MoŜe kochasz tego człowieka bardziej niŜ jego wspaniały tytuł? – Przemawia przez ciebie stara sentymentalna Damask. Słowo daję, Ŝe mnie zdumiewasz. W jednej chwili bawisz się w matkę-swatkę i rozwodzisz nad tym, jakie dobre małŜeństwo moŜe zawrzeć twoja córka, a zaraz potem mówisz z sentymentem o miłości. Pozwól, Ŝe coś ci wyjaśnię, Damask. Nie mam zamiaru wychodzić za Calpertona. Jeśli o mnie chodzi, oddaję tę scenę w całości do dyspozycji Honey. Znam dobrze Calpertona – chce, Ŝeby Edward się oŜenił i dał mu wnuka. Edward bez reszty uległ urokowi Honey, co wcale mnie nie dziwi. Milord dojdzie do wniosku, Ŝe zdrowych potomków łatwiej się dorobi dzięki młodej kobiecie, która wyraźnie przypadła do gustu jego synowi. Idę o zakład, Ŝe juŜ wkrótce dyskretnie poprosi cię o rękę Honey. Cieszyłam się, gdyŜ doskonale znałam uczucia córki. Kiedy rzeczywiście wysunięto tę propozycję, osobiście przeprowadziłam z lordem Calpertonem długą rozmowę. Wyjaśniłam mu, Ŝe Honey jest moją adoptowaną córką i Ŝe sama zapewnię jej posag. MoŜe się poszczycić gruntownym wykształceniem i dobrymi manierami. Jest córką kobiety, która niegdyś u mnie słuŜyła i jednocześnie była moją przyjaciółką, oraz człowieka pracującego dla Thomasa Cromwella. Te wyjaśnienia zadowoliły lorda Calpertona. Honey wyszła za mąŜ w lipcu tysiąc pięćset pięćdziesiątego siódmego roku, kiedy ogłoszono wojnę z Francją. Uroczystości ślubne odbyły się w kaplicy w dworze Casemana. Podjęłam taką decyzję, poniewaŜ to był mój dom, poza tym uznałam, Ŝe matce dobrze zrobi, jeśli będzie musiała przygotować całą ceremonię. Tak teŜ się stało. Krzątała się po ogrodzie, zbierała zioła, próbowała przyrządzać nowe sałatki i wydawała polecenia w kuchni. Mogło się wydawać, Ŝe dzięki wszystkim tym zajęciom wyraźnie odŜyła. Brunon przyszedł na ślub, lecz trzymał się od wszystkich z daleka. Honey niewiele miała mu do powiedzenia – zawsze go unikała. Zorganizowałyśmy tradycyjną ceremonię ze ślubnym tortem i aktorami. Byłam zadowolona, widząc śmiejącą się wesoło matkę, poza tym z prawdziwą przyjemnością oddawałam Honey Edwardowi Ennisowi, poniewaŜ wiedziałam, Ŝe będzie przy nim szczęśliwa. Po ślubie nastał okres pewnego przygnębienia. Matka pozbawiona zadań, które
zazwyczaj pociąga za sobą organizowanie wesela, ponownie popadła w melancholię. Najbardziej jednak dziwiło mnie to, Ŝe Catharine tak bardzo tęskni za Honey – bardziej niŜ moŜna by przypuszczać. Zrobiła się humorzasta i w niczym nie przypominała dziewczyny, która jeszcze niedawno, będąc królową balu, tak beztrosko tańczyła i draŜniła się z Careyem. Z pomocą przyszła Kate, proponując, by Catharine na jakiś czas przyjechała do zamku Remusa. Tak teŜ zrobiłyśmy. Nie mogłam się nadziwić, z jaką radością moja córka przystała na ten wyjazd. Jakiś czas po opuszczeniu przez nią opactwa jedna ze słuŜących przyniosła mi wiadomość od matki Salter. Wiadomości te zawsze bardziej przypominały rozkazy i nigdy nawet nie przyszło mi na myśl, by się im sprzeciwić. Podejrzewam, Ŝe w głębi duszy byłam przesądna tak samo jak większość ludzi, chociaŜ nauki otrzymane od ojca powinny uchronić mnie przed takim prymitywnym myśleniem. Matka Salter była nie tylko czarownicą, lecz równieŜ prababcią Brunona, kierującego opactwem dziecka dziewki słuŜebnej i mnicha, oraz Honey, która właśnie wyszła za mąŜ za arystokratę. Kiedy o tym pomyślałam, zdałam sobie sprawę, Ŝe to matka Salter zapewniła dzieciom Keziah tak wspaniały los. Choć mieszkała w maleńkiej chacie, miała taką samą władzę jak Brunon na terenie opactwa. Przyczyną takiego stanu rzeczy było powszechne przeświadczenie – które w mniejszym lub większym stopniu podzielał kaŜdy z nas – Ŝe oboje dysponują jakąś nadzwyczajną mocą. W tym względzie byłam równie łatwowierna, jak najmniej rozgarnięta spośród moich słuŜących. Nie zwlekając, poszłam więc do lasu, do matki Salter. Gdy ją zobaczyłam, nie zdołałam ukryć zaskoczenia. Matka Salter zawsze była bardzo szczupła, lecz teraz zostały w niej tylko skóra i kości. – Jest pani chora! – zawołałam. Złapała mnie za rękę. Jej dłoń była zimna i wychudzona. ZauwaŜyłam na niej brązowe plamy, które nazywamy kwiatami śmierci. – Teraz mogę juŜ umrzeć – wyznała. – Los mojego prawnuka leŜy w jego rękach, a prawnuczka dobrze wyszła za mąŜ. Przyszło mi na myśl, Ŝe to właściwie ja wychowałam Honey, ja dałam jej wykształcenie, dzięki czemu mogła zostać Ŝoną szlachetnie urodzonego człowieka. Jednak doskonale wiedziałam, co starucha ma na myśli. W końcu to ona uparła się, Ŝebym zabrała do siebie Honey, i jeśli wierzyć opowieściom Keziah, to właśnie matka Salter zaplanowała umieszczenie Brunona w Ŝłóbku. – Dobrze się spisałaś – powiedziała. – Nim odejdę, chcę cię pobłogosławić.
– Dziękuję. – Nie masz mi za co dziękować. Gdybyś nie dbała o dziecko, rzuciłabym na ciebie klątwę. – Kochałam Honey jak własną córkę. Wniosła w moje Ŝycie mnóstwo radości. – Jeśli się duŜo daje, duŜo się otrzymuje. Taka jest prawidłowość – oświadczyła. – Nie powinna pani być sama. Kto się panią zajmuje? – Zawsze osobiście dbałam o własne potrzeby. – A co się stało z kotem? – Dzisiaj go pochowałam. – Bez niego będzie pani bardzo samotna. – Mój czas juŜ nadchodzi. – Nie mogę zostawić pani na pewną śmierć – powiedziałam. – Rzeczywiście, nie moŜesz. – Las naleŜy do opactwa, a pani jest prababcią mojej Honey. Czy mogę dopuścić do tego, by została tu pani sama? – Co zatem proponujesz? – Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Sądzę, Ŝe jest bardzo dobry. Zabiorę panią do swojej matki. Zatroszczy się o panią. To bardzo smutna kobieta, rozpaczliwie potrzebująca pomocy. Pani jest w stanie dać jej to, czego potrzebuje. Bardzo interesuje się ziołami i lekami. MoŜe zdołają pani czegoś nauczyć. – Szlachetnie urodzona dama miałaby opiekować się matką Salter?! – Och, niech pani da spokój. Matka Salter nie powinna mieć o sobie takiego złego mniemania. – CzyŜbyś próbowała mi rozkazywać? – Jedynie zajmuję się starą i chorą kobietą mieszkającą na terenie posiadłości mojego męŜa. Spojrzała na mnie przebiegle. – Ale nie zabierzesz mnie do domu mojego prawnuka? – Zamieszka pani w domu mojej matki. – Hi, hi. – Zawsze rechotała jak wiedźma. – Nie ucieszyłby się moim widokiem. Honey często do mnie przychodziła. DuŜo mi opowiadała. Mówiła, Ŝe bardzo cię kocha, choć ciągle się bała, iŜ większą miłością darzysz własne dziecko, ale to całkiem naturalne. Nie mam o to do ciebie pretensji. Dobrze się spisałaś i nigdy tego nie zapomnę. Lecz pozwólmy, by zajęli się mną ci, którzy nic mi nie zawdzięczają.
śal mi było starej, chorej i bliskiej śmierci kobiety, która nadal kurczowo trzymała się posiadanej władzy i zmuszała innych, by w tę władzę wierzyli. Powiedziałam, Ŝe muszę najpierw porozmawiać z matką, i natychmiast do niej poszłam. Choć początkowo uznała ten pomysł za absurdalny, w końcu zgodziła się przyjąć matkę Salter. Kazała swoim słuŜącym przygotować komnatę, wyłoŜyła podłogę świeŜym sitowiem i wstawiła pryczę. Potem powędrowałyśmy razem do lasu, wsadziłyśmy matkę Salter na muła i przewiozłyśmy ją do dworu Casemana. Postąpiłam bardzo niekonwencjonalnie. Brunon był przeraŜony. – Jak mogłaś zabrać tę staruchę do domu swojej matki?! Chyba oszalałaś! Masz zamiar zebrać wszystkich biednych i umieścić ich w dworze Casemana? – To nie jest zwyczajna kobieta. – Rzeczywiście, bo cieszy się wyjątkowo złą reputacją. Paktuje z diabłem. Za swoją działalność powinna zostać spalona na stosie. – Ten los spotkał wielu dobrych ludzi. Mam nadzieję, Ŝe zdajesz sobie sprawę, czemu muszę traktować ją w szczególny sposób. – Bo ma coś wspólnego z nieślubnym dzieckiem, które zaadoptowałaś. Nie mogłam znieść tego, Ŝe tak lekcewaŜąco wyraŜa się o Honey, więc zawołałam: – Tak, poniewaŜ jest prababcią Honey... twoją równieŜ! Zobaczyłam na jego twarzy nienawiść. Wiedział, Ŝe nigdy nie wierzyłam w cud, i to było główną przyczyną rozdźwięku między nami. Poprzednio jedynie dawałam mu do zrozumienia, Ŝe nie podzielam przekonania ogółu o jego boskim pochodzeniu, teraz powiedziałam to wprost. – Zawsze postępowałaś wbrew mojej woli – oświadczył ostro. – Chętnie wykonywałabym twoje zalecenia. Czemu nie potrafisz stawić czoła prawdzie? – PoniewaŜ to nie jest prawda, lecz kłamstwo... kłamstwo... a ty, mimo Ŝe powinnaś stać po mojej stronie, całkowicie wierzysz w te bzdury. – A zatem jestem winna herezji – oświadczyłam. Odwrócił się i wyszedł. To dziwne, ale w tym momencie przestałam się martwić faktem, Ŝe juŜ nie ma między nami miłości. Matka z prawdziwą przyjemnością zajęła się czarownicą. Gdy ponownie ją odwiedziłam, zauwaŜyłam, Ŝe komnata chorej jest odświeŜona i czysta. Na stoliku
obok pryczy poustawiane były napary i maści przygotowane przez moją matkę. Była wyraźnie podekscytowana, czuła się waŜna i troszczyła się o staruszkę jak o dziecko, co wyraźnie bawiło matkę Salter. Oczywiście stara kobieta wiedziała, iŜ umiera. Nie mogła się jednak nadziwić, Ŝe ostatnie dni Ŝycia spędza w tak okazałym domu. Matka powiedziała mi, Ŝe wiedźma przekazała jej znaczną część swojej wiedzy o roślinach, zarówno leczniczych, jak i trujących. Nie pozwalała tylko matce niczego notować. Sama nie umiała pisać, moŜe więc bała się, Ŝe w znakach naniesionych na papier czai się jakieś zło. Na szczęście moja matka umiała dobrze zapamiętać to, co ją szczególnie interesowało, więc w tym czasie zdobyła ogromną wiedzę. Byłam pewna, Ŝe matka Salter traktuje to jako swoistą zapłatę za opiekę. Lecz to nie wszystko. Nie wiem, czy wiedźma rzeczywiście posiadła moc obdarzania ludzi błogosławieństwem lub rzucania na nich klątwy, niemniej w tym okresie moja matka naprawdę zdołała pokonać dotychczasowy smutek i nawet czasami słyszałam, jak krąŜąc po domu, podśpiewuje jakieś piosenki. Po raz ostatni widziałam się z matką Salter dwa lub trzy dni przed jej śmiercią. Przez chwilę rozmawiałam z nią w cztery oczy. Poprosiłam, by powiedziała mi prawdę na temat urodzin Brunona. – Jak zapewne pani wie – wyjaśniłam – mój mąŜ święcie wierzy, Ŝe posiada nadzwyczajną moc. Zdecydowanie zaprzecza opowieściom Keziah i mnicha. – To chyba oczywiste, Ŝe w nie nie wierzy. Poza tym naprawdę posiada nadzwyczajną moc. Co do tego nie ma wątpliwości, prawda? Wystarczy popatrzyć, ile zdziałał. Stworzył własny świat. Czy zwyczajny człowiek zdołałby to zrobić? – Czy to znaczy, Ŝe Keziah kłamała? Starucha niesympatycznie zarechotała. – KaŜdy z nas posiada magiczną moc. Problem polega na tym, by ją w sobie odkryć. Urodziłam się w rodzinie drzeworytnika. Prawdę mówiąc, byłam siódmym dzieckiem, a moja matka mawiała, Ŝe jestem siódma z siedmiorga. Wmówiłam sobie, Ŝe jestem inna... i rzeczywiście tak było. Nauczyłam się rozpoznawać rośliny. Nie istniał kwiat, liść ani pączek, którego bym nie umiała nazwać. Wypróbowałam ich działanie, a potem poszłam do staruchy, którą nazywano czarownicą, i wiele się od niej nauczyłam. W ten sposób stałam się mądrą kobietą. KaŜdy z nas moŜe zostać mądrym człowiekiem. – A co z Brunonem? – Jest synem Keziah. – I rzeczywiście został włoŜony do Ŝłóbka przez mnicha?
– Oczywiście. Sama to zaplanowałam. Keziah była w ciąŜy. Zastanawiałam się, co stanie się z jej z dzieckiem. Nie będzie umiało czytać ani pisać i w przyszłości czeka je słuŜba u jakiegoś bogacza. Zawsze ogromną wagę przywiązywałam do umiejętności pisania. Tkwi w tym jakaś moc... poza tym to, co się zapisze, później moŜna odczytać. Mimo całej swojej mądrości nigdy nie opanowałam tej sztuki. Keziah równieŜ. Lecz moje prawnuki znają litery. Na tym właśnie mi zaleŜało. Nie moŜna winić mnicha ani Keziah. Ona postępowała zgodnie ze swoją naturą, z kolei on nie miał odwagi mi się sprzeciwić. UłoŜyłam więc plan, a oni go wykonali. Mój prawnuk w BoŜe Narodzenie został włoŜony do Ŝłóbka i nikt by się nigdy nie zorientował, gdyby nie Weaver. Brunon mógł zostać opatem, mędrcem i cudotwórcą, bo przecieŜ wszyscy dysponujemy nadzwyczajną mocą. Tylko nim jej uŜyjemy, musimy ją w sobie odkryć. – Potwierdziła pani to, w co zawsze wierzyłam, lecz Brunon nienawidzi mnie za to przekonanie. – Jego duma moŜe stać się przyczyną jego upadku. Jest w Brunonie jakaś wielkość, lecz nie brak w nim teŜ i słabostek. Jeśli słabostki wezmą górę, przegra. – Czy mam udawać, Ŝe mu wierzę? Czy popełniam błąd, skłaniając go do uznania prawdy? – Nie – odparła. – Bądź wobec siebie szczera, dziewczyno. – Czy powinnam skłonić go, by pogodził się z prawdą? – Gdyby ci się to udało, byłby to dla niego ratunek, bo grzeszy nadmierną dumą. Znam go dobrze, choć widziałam tylko wówczas, gdy był noworodkiem. Lecz Honey sporo o nim mówiła. Właściwie powiedziała mi wszystko... o was obojgu. A teraz zdradzę ci pewną tajemnicę. Nim cała sprawa wyszła na jaw, mnicha dręczyły potworne wyrzuty sumienia. Uznał, Ŝe jego jedynym ratunkiem jest napisanie pełnej spowiedzi. Na szczęście umiał pisać. Od czasu do czasu do mnie przychodził. Łamał w ten sposób zasady obowiązujące w klasztorze, ale w końcu nie były to moje zasady, a ja musiałam myśleć o swoim prawnuku. ZaleŜało mi na tym, by widywać się z mnichem, który był jego ojcem, dlatego kazałam mu przychodzić. Pokazywał mi rany, jakie zadawał sobie w przypływie rozpaczy. Widziałam noszoną przez niego włosiennicę. Szczerze Ŝałował popełnionego grzechu, toteŜ spisał całą historię i ukrył, pragnąc, by w odpowiednim czasie ją poznano. – Gdzie jest jego spowiedź? – Schował ją w swojej celi, w budynku, w którym mieszkali mnisi. Znajdź ją, zachowaj i pokaŜ Brunonowi. To będzie dowód. Potem powiedz mu, Ŝe nie moŜe
się juŜ dłuŜej oszukiwać. Jest mądry. Posiada wyjątkową moc. Będzie duŜo lepszym człowiekiem, jeśli odrzuci kłamstwo, które nosi w sercu. JeŜeli zdołasz mu to przekazać, moŜe uda mu się pokonać dumę, która wkrótce moŜe go zniszczyć. – Poszukam tej spowiedzi – zapewniłam. – Jeśli ją znajdę, podsunę ją Brunonowi. PrzekaŜę mu wszystko, co pani powiedziała. Przytaknęła. – Dobrze mu Ŝyczę – zapewniła. – Jest moim prawnukiem. Powiedz mu to. Powiedz mu, Ŝe moŜe zostać kimś wielkim, ale przedtem musi pokonać swoje słabostki. Nasz rozmowa została przerwana przez matkę, która wpadła do komnaty i uznała, Ŝe męczę chorą. Kilka dni później wiedźma zmarła. Matka zasadziła na jej grobie kwiaty i regularnie o nie dbała.
Spowiedź mnicha Zawsze unikałam budynku, w którym niegdyś mieszkali mnisi. Było tam bardziej niemiło niŜ w innych opustoszałych zabudowaniach opactwa i choć część pozostałości po klasztorze została juŜ rozebrana, a sporo z nich odbudowano, dawne kwatery zakonników zostały nietknięte. Po śmierci matki Salter często tam zachodziłam. Chciałam znaleźć spowiedź ukrytą w celi Ambrose'a. Gdyby mi się to udało, mogłabym pokazać ją Brunonowi i zmusić go, by stawił czoło prawdzie. Tak samo jak matka Salter zdawałam sobie sprawę, Ŝe dopiero gdy mój mąŜ pogodzi się z przeszłością, będę mogła go powaŜać, a i on sam nabierze do siebie szacunku. Zastanawiałam się, czy to prawda. Tak trudno określić motywy własnego postępowania! Czy jedynie zaleŜy mi na tym, by powiedzieć: „Spójrz, miałam rację", czy teŜ naprawdę chcę mu pomóc? Czy pogodzi się z faktem, Ŝe przyszedł na świat tak samo jak inni ludzie? Czy zrezygnuje z tworzenia wokół siebie mitu? Czy opierając się na prawdzie zacznie budować nowe Ŝycie? Nie wiedziałam, bo nie rozumiałam Brunona, nie byłam równieŜ pewna, co właściwie do niego czuję. Zostałam wprowadzona w błąd przez historię jego cudownego pojawienia się na ziemi. Wyszłam za mąŜ w stanie euforii. Nie znalazłam szczęścia, chociaŜ zawdzięczałam Brunonowi Catharine. NiezaleŜnie od kierujących mną motywów, bardzo zaleŜało mi na tym, by znaleźć dokument, który zdaniem matki Salter zostawił Ambrose. Wspinając się po spiralnych kamiennych schodach, przy których funkcję poręczy pełniła gruba lina, myślałam o mnichach pokonujących te stopnie w ciągu minionych dwustu lat. Doszłam do wniosku, Ŝe wielu z nich musiało zostawić tu po sobie jakiś ślad. Na piętrze ciągnął się długi wąski korytarz, a po jego obu stronach znajdowały się cele. KaŜda z nich miała drzwi z zakratowanym okienkiem, by w kaŜdej chwili moŜna było zajrzeć do środka. Większość cel została dokładnie ogołocona, choć gdzieniegdzie znajdowały się prycze, które najwyraźniej nie zainteresowały rabusiów. Wszystkie klitki wyglądały identycznie, w kaŜdej z nich funkcję okna pełnił pozbawiony szyby wąski otwór wycięty w grubej ścianie. Zimą musiał panować tu potworny chłód, zwłaszcza Ŝe podłoga wyłoŜona była kamiennymi płytami, a ściany równieŜ
wykonane zostały z kamienia. śadnego komfortu; z drugiej jednak strony nikt nie wstępuje do klasztoru w poszukiwaniu luksusów. Clement i Eugene czasem opowiadali o tym, jak wyglądało Ŝycie w opactwie. Wiedziałam o wielogodzinnej pokucie, którą musieli odprawiać w celach, podczas gdy opat przemierzał po cichutku korytarz i zaglądał przez kratki, by sprawdzić, czy naprawdę to robią. „Nigdy nie wiedzieliśmy, kiedy spocznie na nas jego czujne oko" – wyznał kiedyś Eugene. W pewnym stopniu znałam teŜ ich obyczaje. Wiedziałam, Ŝe bywały okresy, kiedy przez cały dzień musieli milczeć. Nie wolno im było nawzajem się dotykać, ponadto z zapałem musieli wykonywać swoje zadania i okazywać oddanie. Było to bardzo dziwne Ŝycie, zwłaszcza w wypadku ludzi w rodzaju Clementa, Eugene'a, a zwłaszcza Ambrose'a, który wielokrotnie łamał obowiązujące w klasztorze reguły. Umiałam wyobrazić sobie cierpienie tego człowieka, jego zagubienie, gorączkowe modlitwy o wskazanie drogi, rozpacz i niepewność, które musiał przeŜywać w swej celi. Chyba nie byłabym zbyt zdziwiona, gdybym po pokonaniu schodów nagle stanęła twarzą w twarz z duchem mnicha nie mogącego znaleźć spokoju w grobie. Stojąc na korytarzu, zastanawiałam się, która z identycznych cel mogła naleŜeć do Ambrose'a. Nie wiedziałam. Czy mogę kogoś o to zapytać? Clementa? Eugene'a? Natychmiast zameldują o tym Brunonowi. Nie chciałam, by tak się stało. Nie, muszę sama znaleźć celę Ambrose'a i jego spowiedź. Weszłam do pierwszej z klitek. Wstrzymałam dech, gdy usłyszałam, Ŝe zamknęły się za mną drzwi. Poczułam strach, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. To zdumiewające, ile myśli potrafi przemknąć człowiekowi przez głowę w krótkiej chwili. Wyobraziłam sobie, Ŝe zostałam uwięziona w jednej z cel. Nikt nie wpadnie na pomysł, by mnie tu szukać. JuŜ na zawsze zostanę w zimnym kamiennym więzieniu, aŜ uleci ze mnie Ŝycie, a gdy nadejdzie czas, dołączę do nawiedzających ten budynek duchów. Na szczęście nie miałam powodów do paniki. W drzwiach nie było zamka. Przypomniałam sobie, jak Cłement mi wyjaśniał, Ŝe dzięki temu opat w kaŜdej chwili mógł otworzyć drzwi celi kaŜdego ze swoich podwładnych, tak samo jak mógł zajrzeć przez kratki. Sprawdziłam ściany, nie znalazłam jednak Ŝadnego schowka, w którym moŜna by ukryć pisemną spowiedź. Badając poszczególne kamienie, co chwila oglądałam się przez ramię, odnosząc wraŜenie, Ŝe nie jestem sama.
Przenikliwy chłód i ciemność sprawiały, Ŝe po kręgosłupie przebiegały mi dreszcze. Zajrzałam do kilku identycznych cel. Byłoby mi duŜo łatwiej, gdybym wiedziała, która z nich naleŜała do Ambrose'a. Wyznanie grzechów ukryte w ścianie! Dlaczego Ambrose napisał spowiedź, skoro zaleŜało mu na ukryciu swojego grzechu? Próbowałam sobie wmówić, iŜ poszukiwany przeze mnie dokument nie istnieje, ale robiłam to tylko dlatego, Ŝe bardzo chciałam stamtąd wyjść i juŜ nigdy tam nie wracać. Nie mogłam pozbyć się uczucia, Ŝe ktoś mnie podgląda i Ŝe czyha na mnie jakieś niebezpieczeństwo. Na piętrze znajdowało się czterdzieści cel. Zajrzałam do kaŜdej z nich; wszystkie były identyczne. Skąd miałam wiedzieć, która naleŜała do Ambrose'a? Na obu krańcach korytarza znajdowały się spiralne schody. Doszłam do wniosku, Ŝe kiedy wychodziłam jednymi, ktoś mógł skorzystać z drugich. Teraz zaczaił się w jednej z cel i tylko na mnie czeka. Kto to moŜe być? Co się ze mną dzieje? Najpierw boję się duchów, a chwilę później rozglądam się za rzeczywistym napastnikiem. Nie rozumiałam własnego zachowania, wiedziałam jedynie, Ŝe ilekroć wchodzę do budynku, w którym niegdyś mieszkali mnisi, ogarnia mnie przeświadczenie, Ŝe lepiej się tam nie zapuszczać i Ŝe powinnam trzymać się od tych cel z daleka. Kate napisała, Ŝe przywozi Catharine z powrotem do domu. Odpisałam kuzynce, Ŝe z prawdziwą przyjemnością ponownie ją zobaczę i mam nadzieję, iŜ Catharine odpowiednio się zachowywała. Nie mogłam się doczekać powrotu córki i przyjazdu Kate. Obie bardzo podnosiły mnie na duchu. Jeszcze nie zdołałam znaleźć spowiedzi, choć kilkakrotnie odwiedziłam mnisie cele. Próbowałam metodycznie je przeszukiwać, lecz za kaŜdym razem miałam wraŜenie, Ŝe grozi mi jakieś niebezpieczeństwo. Wyglądałam przez kratę, poniewaŜ wydawało mi się, Ŝe ktoś za nią stoi, lecz choć nikogo nie widziałam, strach nie ustępował. Panicznie bałam się wchodzić do tego budynku, mimo to pchał mnie tam jakiś wewnętrzny przymus. Chętnie porozmawiałabym z kimś na ten temat, lecz tym razem nie miałam pod ręką Kate. MoŜe opowiedzieć o wszystkim Rupertowi? – pomyślałam. Nie, to niemoŜliwe. Fakt, Ŝe przed laty mi się oświadczył i wciąŜ często o mnie myślał,
całkowicie wykluczał taką ewentualność, poniewaŜ nie mogłam otwarcie z nim rozmawiać o swoich uczuciach do Brunona. Prawdę mówiąc, sama nie bardzo wiedziałam, jakie one są. Ponownie wybrałam się, by przeszukać cele mnichów. Pokonałam kamienne schody. Za kaŜdym razem liczyłam, Ŝe znajdę to, czego szukam. Sprawdziłam dokładnie sześć klitek, po kolei obmacując kaŜdy kamień, by upewnić się, czy coś nie zostało za nim ukryte. Jednak moje wysiłki nie przynosiły Ŝadnego skutku. MoŜe dziś po południu – pomyślałam. Wszędzie panowała wyjątkowa cisza. Był miły lipcowy dzień; na zewnątrz świeciło gorące słońce, lecz w mnisich celach jak zwykle panował chłód. Idąc po schodach, słyszałam echo własnych kroków. Szybko pokonałam kręte stopnie i zatrzymałam się na korytarzu. W tym momencie usłyszałam dochodzący z dołu dźwięk. Przez chwilę stałam nieruchomo i nasłuchiwałam. Ze wszystkich stron otaczała mnie całkowita cisza. Weszłam do siódmej celi. Delikatnie dotknęłam przypory, a potem ściany, która oddzielała to pomieszczenie od sąsiedniej klitki. Podeszłam do wąskiej szpary i wyjrzałam na zewnątrz przez otwór w grubej ścianie. Nagle poczułam, Ŝe dostaję gęsiej skórki. Wiedziałam, Ŝe nie jestem sama. Odwróciłam się. Przez kratę obserwowała mnie para oczu. Sapnęłam i przytrzymałam się granitowej ściany. Oczy zniknęły. – Kto tam?! – zawołałam. Wybiegłam za drzwi. Nikogo nie było. Marzyłam tylko o jednym – by stąd wyjść. Ruszyłam w stronę schodów, lecz gdy do nich dotarłam, coś złapało mnie od tyłu. Przez kilka sekund nie miałam odwagi obejrzeć się za siebie. Bałam się, co zobaczę. Usłyszałam niski niemiły śmiech. Odwróciłam się. To był Brunon! – Co ty tu robisz? – Czy to ty... za mną chodzisz i zaglądasz przez kraty? – Chcę wiedzieć, co tu robisz? Musiałam szybko coś wymyślić. – Dlaczego miałabym nie odwiedzić tego miejsca? – wydukałam. – A dlaczego byś miała? – Tu jest... bardzo ciekawie.
– W takim razie czemu tak bardzo się przestraszyłaś? – Kto by się nie przestraszył? Dlaczego się nie odezwałeś? Czemu nie otworzyłeś drzwi i nie wszedłeś do środka? Czemu zerkałeś przez kratę, a potem ukryłeś się i wyskoczyłeś znienacka z tyłu? – Niczego takiego nie robiłem. Kiedy wyszłaś z celi, nawet nie obejrzałaś się za siebie. Ruszyłaś pędem w stronę schodów, wtedy ujawniłem swoją obecność. – Napędziłeś mi strachu. – Nie rozumiem, dlaczego, skoro przyszłaś jedynie się nieco porozglądać? Przyjrzał mi się podejrzliwie. CzyŜby wiedział o spowiedzi? Czy Ambrose mu o niej powiedział? Jeśli wie, Ŝe jej szukam, zrobi wszystko, co w jego mocy, Ŝeby mi przeszkodzić. Muszę ją znaleźć, muszę skłonić go do zaakceptowania prawdy. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe matka Salter miała rację, mówiąc, iŜ jego duma moŜe zniszczyć nie tylko jego, lecz równieŜ nas wszystkich. – Zastanawiałam się – wyjaśniłam szybko – na co moŜna by wykorzystać ten budynek. Jest wyjątkowo solidny. Doskonale nadawałby się na spiŜarnię. – Czy nie wystarcza ci miejsce, w którym teraz przechowuje się zapasy? – Jest nieodpowiednie, poza tym podobno mamy coraz częściej przyjmować gości. Zamyślił się. Najwyraźniej przekonałam go, Ŝe przygnały mnie tu sprawy związane z prowadzeniem domu. Udałam się do piekarni. Zastałam w niej Clementa i jego dwóch pomocników. Kiedy zorientował się, Ŝe chcę porozmawiać z nim sam na sam, wysłał ich, by wyszorowali garnki potrzebne do gotowania. – Jutro – oświadczyłam – przyjeŜdŜa lady Remus. Przywozi do domu panienkę Catharine. – Z prawdziwą przyjemnością zobaczę ją znów w domu. Przygotuję jej ulubione marcepany. Odkąd wyjechała panienka Honey, nikt nie przepada za nimi tak jak ona. – A jak uczcisz lady Remus? – Upiekę placek i ozdobię go jej herbem. Przygotuję teŜ bekon i prosię. To ulubione potrawy lady. – Widzę, Ŝe doskonale wiesz, jak ją zadowolić, Clemencie – ciągnęłam. – Musisz teraz przygotowywać niemal tak duŜo jedzenia jak niegdyś. Przytaknął. – Czy tęsknisz za dawnymi czasami, Clemencie?
Potrząsnął głową. – Nie, zwłaszcza od dnia, kiedy ten heretyk – przeŜegnał się – Simon Caseman postanowił złoŜyć na nas donos i niewiele brakowało, a musielibyśmy rozstać się z Ŝyciem. – Czy wcześniej zdarzało ci się, Ŝe chadzałeś do swojej celi i wspominałeś dawne dobre czasy? Przytaknął i uśmiechnął się. – Oglądałam ostatnio wasze kwatery. Przyszło mi na myśl, Ŝe moŜna by zamienić je na spiŜarnię. Dzięki grubym ścianom przez okrągły rok jest tam bardzo zimno. Co o tym sądzisz, elemencie? – A co mówi na to pan? Zawsze tak było. Wyraźnie bali się wyrazić jakąkolwiek opinię, nie mając aprobaty Brunona. – Rozmawiałam z nim na ten temat. UwaŜa, Ŝe to wspaniały pomysł. Poszedłbyś ze mną, rozejrzał się i powiedział, co o tym sądzisz? Clement lubił, gdy prosiło się go o radę. Uśmiechnął się, a jego twarz pokryła się zmarszczkami. – Kiedy, proszę pani? – Im wcześniej, tym lepiej. Mógłbyś spotkać się tam ze mną za pół godziny? Był zachwycony. Czekałam na niego na dole. Pokonując spiralne schody, czułam się zupełnie inaczej, poniewaŜ tym razem szedł ze mną Clement. – Jedna z tych cel musiała niegdyś naleŜeć do ciebie, elemencie. – Oczywiście. – Która? Poprowadził mnie korytarzem. – Wszystkie są takie podobne do siebie. Skąd masz pewność? – zapytałam. – Zawsze liczyłem – wyjaśnił. – Moja cela była siódma. – A kto mieszkał obok ciebie? – Z tej strony brat Thomas, a z tej brat Arnold. – Podejrzewam, Ŝe pamiętasz imiona większości z nich. – Spędziliśmy razem wiele lat. – Słyszałam, jak opowiadałeś o niektórych z nich. A gdzie mieszkał Eugene? – Tutaj. A obok niego Valerian i Thomas. – Jak mówiłeś, która cela naleŜała do Ambrose'a? – Ambrose'a? Nawet o nim nie wspomniałem. – Ponownie się przeŜegnał. – Mówiłem, gdzie mieszkał Eugene. Ambrose miał celę tu, naprzeciwko mnie.
Często słyszałem po nocach, jak się modli. Szybko sama przeliczyłam. Siódma cela od końca naleŜała do Ambrose'a. – No więc – powiedziałam – co sądzisz o mojej propozycji, by zamienić to miejsce na spiŜarnię? Uznał, Ŝe to wspaniała myśl. Musiałam wysłuchać jego zapewnień, Ŝe cele idealnie nadają się do przechowywania solonego mięsa. – Grube mury nie przepuszczają ciepła – stwierdził. – Mógłbym bardzo długo trzymać tu soloną wieprzowinę. Wysłuchałam go, zgodziłam się z nim, lecz bardzo chciałam, Ŝeby sobie juŜ poszedł. Wiedziałam, która cela naleŜała do Ambrose'a, chciałam więc przystąpić do pracy. Wróciłam tam po południu. Przeszukanie celi zajęło mi godzinę. Po tym czasie zauwaŜyłam, Ŝe pod wiszącym na ścianie krucyfiksem jeden z kamieni jest wyraźnie poluzowany. Usunęłam go i zobaczyłam skrytkę, a w niej spowiedź Ambrose'a. Wzięłam ją i zamknęłam się w swojej komnacie. Wyznanie zaczynało się od słów: „Ja, brat Ambrose z klasztoru Świętego Brunona, popełniłem cięŜki grzech i naraziłem swoją nieśmiertelną duszę". Był to krzyk rozpaczy. Wzruszyło mnie ogromne cierpienie Ambrose'a. Wszystko przelał na papier: swoje sny i marzenia, pokusy nawiedzające go w celi, gdy leŜał na twardej pryczy. Pisał o tym, jak bardzo pragnął zapanować nad własnym poŜądaniem, wyliczał godziny spędzone na modlitwie i pokucie. Wspomniał o pojawieniu się Keziah. która stanowiła zbyt wielką pokusę, by się jej oprzeć, i kolejnej fali wyrzutów sumienia. Nosił więc włosiennicę i okaleczał ciało. Robił wszystko. LeŜał krzyŜem, lecz grzech został juŜ popełniony, a potem na dodatek okazało się, Ŝe będzie owoc tegoŜ grzechu. Ambrose zgrzeszył podwójnie. Wymykał się za klasztorne mury, rozmawiał w wiedźmą z lasu, a w końcu zgodził się na jej przeraŜający plan oszukania opata i wszystkich mnichów ze Świętego Brunona. Zrobił to, bo zaczęła go dręczyć następna pokusa – chęć obserwowania swojego syna, patrzenia, jak się uczy i wyrasta na wielkiego człowieka. Ponownie nie zdołał jej się oprzeć. Nigdy nie udało mu się zmazać swojego przewinienia. Ambrose wiedział, Ŝe jest skazany na wieczne potępienie, toteŜ zanurzył się w tym grzechu i kochał syna niemal bałwochwalczą miłością, naleŜną jedynie Bogu. Tak wyglądała jego spowiedź. Przeznaczona była dla przyszłych pokoleń. Nikt nie mógł jej przeczytać dopóty, dopóki Ŝyje jego ukochany syn, poniewaŜ wszyscy
muszą wierzyć w jego boskie pochodzenie. Ambrose miał na sumieniu poŜądanie i oszustwo. Wiedział, Ŝe czeka go ogień piekielny, lecz ogromnej radości dostarczyła mu kobieta, która go kusiła, i syn będący owocem ich związku. ZłoŜyłam starannie kartkę i zamknęłam ją w szkatułce z drewna sandałowego, którą otrzymałam przed laty od ojca. Wkrótce powiem Brunonowi, Ŝe mam dowód na to, w jaki sposób się urodził, i Ŝe nie są to tylko słowa jego prababki, która opowiedziała mi wszystko tuŜ przed śmiercią, lecz równieŜ spowiedź jego ojca. Jednak musiałam z tym zaczekać, aŜ Kate wróci do siebie.
Rewelacje Kiedy następnego dnia zobaczyłam Kate, odniosłam wraŜenie, Ŝe jest wyjątkowo przygnębiona. Catharine równieŜ była dziwnie cicha. Wydawało mi się, Ŝe moja córka z ogromną niechęcią odnosi się do Kate. Nie mogłam tego zrozumieć, bo przewaŜnie Ŝyły ze sobą w zgodzie, zwłaszcza Ŝe łączyło je wesołe usposobienie i beztroskie podejście do Ŝycia. Gdy zaprowadziłam Kate do jej komnaty, oświadczyła, Ŝe musi jak najszybciej ze mną porozmawiać, i zapytała, gdzie moŜemy pójść, Ŝeby nikt nam nie przeszkadzał. Zaproponowałam zimowy salon. – Będę tam za piętnaście minut – obiecała. Poszłam prosto do komnaty Catharine. Stała przy oknie i z ponurą miną wyglądała na zewnątrz. – Cat, kochanie, co się stało? – zapytałam. Odwróciła się i zarzuciła mi ręce na szyję. – NiezaleŜnie od tego, o co chodzi – próbowałam ją pocieszyć – na pewno zdołamy jakoś sobie z tym poradzić. – Wszystko przez ciocię Kate. Mówi, Ŝe nie moŜemy się pobrać. Oświadczyła, Ŝe musimy się rozstać i zapomnieć o sobie. Postanowiła przyjechać i porozmawiać z tobą na ten temat. Jak ona moŜe?! Nie zgodzimy się na to. Mamy zamiar... – Catharine, o czym ty mówisz? Z kim chcesz wziąć ślub? Jesteś jeszcze dzieckiem. – Mam prawie siedemnaście lat, mamusiu. Jestem wystarczająco dorosła, by wiedzieć, Ŝe najbardziej na świecie zaleŜy mi na tym, by wyjść za mąŜ za Careya. – Careya?! AleŜ on i ty... – O tak, wiem, najczęściej kłóciliśmy się, ale czy nie rozumiesz, Ŝe na tym właśnie polega cały urok? Utarczki z Careyem zawsze były bardziej ekscytujące niŜ przyjacielskie stosunki z innymi. Teraz się z tego śmiejemy i nigdy, nigdy nie będziemy szczęśliwi, przebywając z dala od siebie. Och, mamusiu, musisz przekonać ciocię Kate. Jest taka głupia... Czemu nie chce mnie zaakceptować? CzyŜ nie moŜemy poszczycić się równie dobrym pochodzeniem jak ona? Ciocia jest twoją kuzynką, prawda? A twoi rodzice zajęli się nią, inaczej byłaby biedna, nie miałaby szans, aby wyjść za mąŜ za lorda Remusa i urodzić Careya... – Proszę, Catharine, nie tak szybko. Domyślam się, Ŝe ty i Carey
powiedzieliście cioci Kate o swojej decyzji, a ona nie zgodziła się na wasze małŜeństwo. Zacznij od tego miejsca. – Gdy to usłyszała, zaczęła bardzo dziwnie się zachowywać. Oświadczyła, Ŝe się nie zgodzi i... Ŝe natychmiast musi się z tobą spotkać. Od razu do ciebie napisała, Ŝe przyjeŜdŜamy... i oto jesteśmy. – Sprawiasz wraŜenie wyczerpanej nerwowo – zauwaŜyłam. – Pójdę teraz do Kate i dowiem się, o co jej chodzi. – Ale nie będziesz dla nas niemiła? Nie powiesz „nie"? – Nie widzę Ŝadnej przeszkody, która uniemoŜliwiałaby twój ślub z Careyem, z wyjątkiem młodego wieku, lecz z czasem to się zmieni i zakładając, Ŝe nie będziecie spieszyć się z małŜeństwem... – Jaki sens miałoby czekanie? – Ogromny. Lecz pozwól, Ŝe pójdę i dowiem się, co tak martwi Kate. – Powiedz jej, Ŝe jest głupia! Podejrzewam, Ŝe chce oŜenić Careya z córką księcia, ale on się na to nie zgodzi. Odmówi. Powiedziałam jej, Ŝeby się nie gorączkowała, i powędrowałam do zimowego salonu, gdzie czekała juŜ Kate, tym razem dziwnie punktualna. – Kate, o co chodzi? – Och, Damask, to okropne! – Dowiedziałam się od Catharine, Ŝe ona i Carey chcą się pobrać, lecz ty jesteś przeciwna ich małŜeństwu. – Ty teŜ tak powiesz, gdy poznasz prawdę. – Jaką prawdę? – Zawsze w pewnym sensie byłaś ślepa. Nie mogą wziąć ślubu, bo Carey jest synem Brunona, bratem Catharine. – Nie! – Tak. To samo dotyczy Colasa. Chyba nie przypuszczałaś, Ŝe Remus moŜe mieć synów, prawda? – AleŜ to on był twoim męŜem! Kate roześmiała się, lecz wcale nie był to objaw radości. – Owszem, był moim męŜem, lecz nie ojcem moich dzieci. Czy tak trudno to zrozumieć? Było nas troje, prawda? Bawiliśmy się na zakazanym terenie. Nie pamiętasz, jak to zawsze między nami było? Brunon wcale nie jest świętym, którego tak chętnie udaje. Kochał mnie i pragnął. Lecz dla nas obu był Dzieciątkiem znalezionym w Ŝłóbku. Okłamywałyśmy się... w najbardziej ekscytujący sposób. Przebywałyśmy w towarzystwie bóstwa, które zstąpiło z
wysokości Olimpu. Miał w sobie coś pogańskiego, a jednocześnie boskiego; był święty. W kaŜdym razie róŜnił się od wszystkich znanych nam ludzi. I dla obu nas bardzo duŜo znaczył, ale ja zawsze byłam mu bliŜsza, Damask. Wiedziałaś o tym. Gdy rozwiązano opactwo, zamieszkał w naszym domu. Kochał mnie i chciał dzielić ze mną Ŝycie, lecz jak mogłam wyjść za. mąŜ za chłopca nie mającego złamanego pensa? Wtedy pojawił się Remus, który tak duŜo mógł mi zaoferować. Więc zdecydowałam się na niego. Jednak wcześniej Brunon i ja zostaliśmy kochankami. Nie mogłam wyjść za niego za mąŜ, o nie! Oddałam rękę Remusowi. Podejrzewam, Ŝe Brunon mnie wtedy prawie znienawidził. Potrafi nienawidzić... z całego serca. Nienawidzi wszystkich, którzy uwłaczają jego dumie. Swojej matki – Keziah, swojego ojca – Ambrose'a, a takŜe mnie za to, Ŝe zamiast Ŝyć w biedzie u jego boku, wolałam luksusy ofiarowane mi przez Remusa. Tak więc przed moim ślubem łączyło nas coś w rodzaju miłości, lecz nie było to uczucie płynące z głębi serca. Oboje podporządkowaliśmy je naszym ambicjom – ja Ŝyciu w luksusie, on chęci zachowania swojej dumy, niepohamowanej, niewiarygodnej dumy. Myślałam wtedy, Ŝe nie moŜe mi dać tego, czego pragnę, a odrzucając go, trafiłam w najbardziej czuły punkt. To jednak nie zmienia faktu, Ŝe Brunon jest ojcem mojego syna i twojej córki, a brat i siostra nie mogą się pobrać. – O BoŜe! – zawołałam. – Co myśmy zrobili naszym dzieciom? – W tym momencie, Damask, waŜniejsze jest pytanie – powiedziała Kate spokojnie – co teraz poczniemy? – Oznajmiłaś im, Ŝe nie mogą wziąć ślubu, nie podając powodu? Przytaknęła. – Nienawidzą mnie za to. Myślą, Ŝe szukam dla Careya szlachetnie urodzonej Ŝony. – To najzupełniej logiczny wniosek. Musimy powiedzieć im prawdę. Nie ma innego wyjścia. – Ja teŜ tak myślałam, lecz wcześniej chciałam porozmawiać z tobą, poza tym musimy powiedzieć o wszystkim Brunonowi. Stał w zimowym salonie, a promienie słońca padały na jego twarz, podkreślając wspaniałe rysy, które nawet teraz sugerowały, Ŝe lada chwila nad jego głową moŜe pojawić się aureola. – Brunonie – zaczęłam. – Kate przyjechała, poniewaŜ pojawił się okropny problemem. Cat i Carey chcą się pobrać. Z ogromnym natęŜeniem wpatrywałam się w jego twarz.
– I co z tego? – zapytał. Nie mogłam uwierzyć, Ŝe potraktował tę sprawę z taką beztroską. – Kate zdradziła mi – zawołałam – Ŝe Carey jest twoim synem. CzyŜbyś zapomniał, Ŝe Catharine jest naszą córką? Spojrzał na Kate z gorzkim wyrzutem. – Powiedziałaś o tym Damask? – Uznałam, Ŝe w tej sytuacji jest to konieczne. – Nikt nie powinien o tym wiedzieć – oświadczył oschle. – Temu małŜeństwu trzeba zapobiec w inny sposób. – Jaki? – zapytałam. – Czy rodzice muszą podawać dzieciom powody swoich decyzji? Po prostu nie Ŝyczymy sobie, by brali ślub. To wystarczy. W tym momencie znów go nienawidziłam. Nigdy wcześniej tak wyraźnie nie dostrzegałam, jaki naprawdę jest. Nie obchodziło go nieszczęście syna i córki, waŜniejsze było zachowanie własnego wizerunku. – To nie wystarczy – rzekłam. – Nie moŜna łamać ludziom serc, nie podając Ŝadnego powodu, nawet jeśli tak byłoby lepiej dla ciebie. – Zachowujesz się jak histeryczka, Damask. – Bardzo martwię się o swoją córkę, którą uwaŜałam równieŜ za twoją. Och, Brunonie, zejdź na ziemię. Przestań udawać świętego. – Zbytnio się podniecasz, Damask – zauwaŜyła Kate. Czułam się tak, jakbyśmy zamieniły się rolami. Dotychczas to ja zawsze byłam rozsądna i spokojna, to ja doradzałam jej ostroŜność. – Podniecam się?! – zawołałam. – Chodzi o szczęście mojej córki. Musi poznać prawdę. Przynajmniej będzie wiedziała, jaki jest jej ojciec. – Nie moŜesz być zazdrosna o to, Ŝe Kate i ja byliśmy kochankami. – Nie mogę być zazdrosna?! – powtórzyłam. – Mam nie być zazdrosna! Chyba zawsze zdawałam sobie sprawę, Ŝe wcale nie jestem dla ciebie najwaŜniejsza... Zgodziłam się wyjść za mąŜ tylko ze względu na ciebie samego, ale zyskałam taką moŜliwość jedynie dlatego, Ŝe wcześniej Kate ci odmówiła. Teraz wszystko jest dla mnie jasne. Nie byłeś w stanie zaoferować Kate nic oprócz miłości, więc marząc o wielkim świecie, nie zgodziła się zostać twoją Ŝoną. Jednak nosiła juŜ pod sercem twojego syna. Twoja uraŜona duma kazała ci wyjechać do Londynu. Tam skontaktowałeś się z agentami obcego wywiadu, a moŜe to oni skontaktowali się z tobą, poniewaŜ zaleŜało im na odbudowaniu tego, co zniszczył król. – Jesteś w błędzie.
– Wcale nie. Ty – bóg czy za kogo się tam uwaŜasz – jesteś jedynie maleńkim trybikiem w hiszpańskiej machinie. Pojechałeś na kontynent załatwić sprawy króla, tak przynajmniej nam powiedziałeś, a przywiozłeś instrukcje od swoich zwierzchników. Dostałeś pieniądze na kupno opactwa i przywrócenie go do dawnej świetności. Zostałeś wybrany, gdyŜ znaleziono cię w szopce w kaplicy Najświętszej Marii Panny. Teraz to wszystko jest dla mnie całkiem jasne. – Krzyczysz – zauwaŜył Brunon. – Boisz się, Ŝe obalę twój mit. UwaŜam, Ŝe nadszedł czas, by to zrobić. Pora, by wszyscy dowiedzieli się, kim naprawdę jesteś. Ze jesteś ambitnym człowiekiem... który czasami kieruje się poŜądaniem i ma swoje słabostki, a pragnąc zachować własną dumę, gotów jest poświęcić szczęście swojego syna i córki. – Co cię naszło, Damask? – zapytała Kate. – To do ciebie niepodobne. – Od dawna się na to zanosiło. Ostatnio przejrzałam na oczy. Zobaczyłam, kim naprawdę jest mój mąŜ. – Ale przecieŜ go kochasz. Zawsze go kochałaś. Jesteśmy ze sobą związani. Wszyscy troje. – JuŜ nie, Kate. Nie jestem juŜ związana z Ŝadnym z was. Oboje oszukiwaliście mnie. Nigdy więcej tego nie zrobicie. – Nie moŜesz aŜ tak się tym przejmować – powiedziała Kate. – To wszystko było całkiem naturalne. – UwaŜasz, Ŝe to takie naturalne – zapytałam – Ŝe męŜczyzna nie dochowuje wierności Ŝonie, ma synów z inną kobietą, a jego własna córka chce poślubić jednego z nich? – To sytuacja, nad którą po prostu musimy się zastanowić – oświadczył Brunon, patrząc na mnie chłodno. – Gdy w końcu przestaniesz uŜalać się nad sobą, Damask, moŜe zdołamy to przedyskutować. – UŜalać się nad sobą? Zal mi, owszem, ale tych młodych ludzi. – Ta sprawa absolutnie nie powinna wypłynąć na światło dzienne – rzekł Brunon. – MoŜemy odpowiednio wydać za mąŜ Catharine, a Kate na pewno zdoła znaleźć dla Careya Ŝonę, która pomoŜe mu zapomnieć o naszej córce. – Nie wszyscy są tacy zmienni w uczuciach jak ty – zwróciłam mu uwagę. – To młodzi ludzie. Otrząsną się. Za kilka miesięcy całą tę historię będą wspominać jak swego rodzaju przygodę – uznała Kate. – Świetnie wam idzie układanie Ŝycia innym! Dla ciebie, Kate, zawarcie małŜeństwa bez miłości, dla doraźnych celów, to nic nowego. Lecz oni nie odczuwają tak jak ty. Muszą poznać prawdę.
– Nie zgadzam się na to – oświadczył Brunon. – Ty się nie zgadzasz? W tej materii nie masz prawa głosu. To moja córka. Trzeba im powiedzieć, są bowiem w takich nastrojach, Ŝe mogą uciec i pobrać się, nie zwaŜając na nasz zakaz. – Niech to zrobią. – Brat i siostra?! A jesli będą mieli dzieci? Zapadło milczenie. Byłam przeraŜona, bo wiedziałam, Ŝe Brunon wolałby pozwolić, by się pobrali i potem ponosili ewentualne konsekwencje, byle tylko nie poznali prawdy. Spojrzałam na niego. Nie mogłam juŜ dłuŜej tego znieść. Odwróciłam się i wybiegłam. Catharine złapała mnie na schodach. – Co się stało, mamusiu? – Chodźmy do twojej komnaty, kochanie. Muszę z tobą porozmawiać. Wzięłam ją w ramiona i przytuliłam do siebie. – Och, Catharine, najdroŜsze dziecko. – Co się stało, mamusiu? O co chodzi cioci Kate? Ona mnie nienawidzi. – Nie, moja droga, to nieprawda. Lecz rzeczywiście nie moŜesz wyjść za mąŜ za Careya. – Dlaczego? Dlaczego? I tak to zrobimy. Przyrzekliśmy sobie, Ŝe nie zgodzimy się, by ktokolwiek zniszczył nasze Ŝycie. – Nie moŜesz go poślubić, bo jest twoim bratem. Wpatrywała się we mnie, a ja podprowadziłam ją do wnęki okiennej i posadziłam na ławie. Uznałam, Ŝe najlepiej będzie, jeśli opowiem jej paskudną historię w jak najprostszy sposób. – Dorastaliśmy we trójkę – ja, Kate i twój ojciec. Kochał Kate, ale był biedny, w związku z czym ciocia wyszła za mąŜ za lorda Remusa, choć nosiła juŜ pod sercem dziecko twojego taty. Jak więc widzisz, Carey jest twoim bratem. To dlatego nie moŜemy się zgodzić na wasze małŜeństwo. – To nieprawda. NiemoŜliwe. PrzecieŜ mówimy o moim ojcu! On jest... Spojrzała na mnie, jakby błagała, Ŝebym zaprzeczyła całej tej historii. – MęŜczyźni czasami tak postępują – zapewniłam ją. – Tego rodzaju historie wcale nie naleŜą do rzadkości. – Ale tata nie jest zwyczajnym człowiekiem. – Święcie w to wierzysz, prawda?
– Myślałam, Ŝe ma w sobie coś boskiego. W końcu pojawił się w Ŝłóbku... – Tak, sądzę, Ŝe tu właśnie naleŜy szukać początku, w owej historii ze Ŝłóbkiem. NajdroŜsze dziecko, wciąŜ jesteś bardzo młodziutka, lecz twoja miłość do Careya i związana z tym tragedia sprawiają, Ŝe stałaś się kobietą, myślę więc, Ŝe chyba tak właśnie powinnam cię traktować. Słuchałaś Clementa. Opowiedział ci cudowną historię o tym, jak opat w BoŜe Narodzenie wszedł do kaplicy Najświętszej Marii Panny i znalazł w Ŝłóbku Ŝywe dziecko. Tym dzieckiem był twój ojciec. Przypadek ten określa się mianem cudu u Świętego Brunona. Wiesz na ten temat wszystko. – Clement często mi o tym opowiadał. Inni teŜ. Wszyscy nasi ludzie znają tę opowieść. – Po owym cudzie opactwo rozkwitło. Potem rozwiązano je tak samo jak wiele innych klasztorów w naszym kraju, jednak w jakiś czas później zostało odbudowane przez dziecko znalezione przed laty w Ŝłóbku. Na pewno o tym równieŜ słyszałaś. I jest to prawda. Musisz jednak wiedzieć coś więcej. Wierzę, Ŝe dzięki temu łatwiej uporasz się z przeŜywaną właśnie tragedią. Wszystkie te opowieści są prawdą. Twojego ojca rzeczywiście znaleziono w Ŝłóbku, lecz został tam włoŜony przez mnicha i jest owocem grzesznego związku tegoŜ właśnie człowieka z dziewką słuŜebną. Bardzo dobrzeją znałam. Była moją opiekunką. – To nie moŜe być prawda, mamusiu. – To jest prawda. Keziah opowiedziała mi prawdziwą wersję wydarzeń. To samo zrobiła jej babcia, mam równieŜ pisemną spowiedź samego mnicha. – Ale on... mój ojciec nic o tym nie wie? – Wie. W głębi duszy nawet w to wierzy. Wie o wszystkim od wyznania Keziah. Jedynie nie chce się z tym pogodzić i dlatego jest taki a nie inny. – Nienawidzisz go – stwierdziła, odsuwając się ode mnie. – Tak. Myślę, Ŝe tak. Ta nienawiść narastała we mnie od bardzo dawna. Chyba od chwili kiedy się urodziłaś, a on odwrócił się od ciebie, bo byłaś dziewczynką, a nie chłopcem, który połechtałby jego dumę. Choć nie, to stało się jeszcze wcześniej. Kiedy w tym domu pojawiła się Honey, a on czul do niej jedynie urazę – do maleńkiego, bezradnego i kochanego dziecka. Lecz Honey była jego siostrą, więc nie mógł jej znieść, gdyŜ przypominała mu o ich wspólnej matce. Nienawidził twojej siostry; gardził nią. Tak, to właśnie wtedy zaczęłam się od niego odwracać. – Och mamusiu, co ja teraz zrobię? – Spróbujemy razem jakoś sobie z tym poradzić, kochanie – powiedziałam, płacząc razem z nią.
Zdawałam sobie sprawę, Ŝe w naszym domostwie zapanowała nienawiść. Wyjrzałam przez okno na ziemie naleŜące do opactwa i na przypominający bastion zamek, zbudowany na podobieństwo Remus. Musiał być równie okazały – nie okazalszy – Ŝeby Kate, patrząc na niego, za kaŜdym razem zdawała sobie sprawę, Ŝe mogła mieć i bogactwo, i Brunona. Catharine zamknęła się w swojej komnacie. Nie wpuszczała nikogo oprócz mnie. Byłam zadowolona, Ŝe mogę dodać jej trochę otuchy. W którymś momencie powiedziała o swoim ojcu: – Nigdy więcej nie chcę go widzieć na oczy. Kate w swojej komnacie pisała do Careya. Teraz, kiedy wyraźnie powiedziałam Brunonowi, co do niego czuję, postanowiłam pokazać mu spowiedź Ambrose'a, zwłaszcza Ŝe posunęliśmy się za daleko i nie było juŜ odwrotu. Brunon musi stawić czoło prawdzie. Lecz nawet gdyby to się udało, wcale nie byłam pewna, czy będziemy mogli zacząć nowe Ŝycie. Miałam wraŜenie, Ŝe dokładnie poznałam własne uczucia i rozumiałam je jak nigdy dotąd. Znalazłam Brunona w kościele. Zastanawiałam się, czy się modlił. – Chcę ci coś powiedzieć – oświadczyłam. – W takim razie moŜesz zrobić to tutaj – odparł chłodno. – To nie jest odpowiednie miejsce. – A cóŜ to takiego, Ŝe nie moŜesz powiedzieć mi tego w kościele? – MoŜe rzeczywiście jest to odpowiednie miejsce – odpowiedziałam. – W końcu to tutaj cię znaleziono. Tu Ambrose włoŜył cię do Ŝłóbka. – Przyszłaś, Ŝeby powtórzyć mi stare kłamstwo. – To wcale nie jest kłamstwo i dobrze o tym wiesz. – Daj spokój, zmęczyły mnie twoje tyrady na ten temat. – Wierzę w zeznanie Keziah i Ambrose'a. – Mimo Ŝe zostały złoŜone podczas tortur? – Matka Salter opowiedziała mi wszystko z własnej woli. – Stara wiedźma z lasu! – Kobieta, która brzydziła się kłamstwem. LeŜąc na łoŜu śmierci, powiedziała mi, w jaki sposób skłoniła Ambrose'a do włoŜenia cię do Ŝłóbka. – To znaczy, Ŝe wierzysz wszystkim oprócz mnie. – Nie. Mam spowiedź Ambrose'a, napisaną na długo przed pojawieniem się w opactwie Rolfa Weavera.
– Spowiedź Ambrose'a?! O czym ty mówisz? – Znalazłam ją w jego celi w budynku, w którym niegdyś mieszkali mnisi. Matka Salter powiedziała mi, gdzie mam szukać. – A więc to dlatego myszkowałaś po mnisich celach! – Mam jego spowiedź. Jest w niej mowa o grzechu, jakim było spłodzenie cię, a takŜe następnym, to znaczy włoŜeniu cię do Ŝłóbka, Ŝeby reszta zakonników uwierzyła w twoje boskie pochodzenie i Ŝebyś wyrósł na przyszłego opata tego klasztoru. – Daj mi tę spowiedź. – Dostaniesz ją w odpowiednim czasie. – Gdzie ona jest? – Powiem ci, jeśli dasz mi słowo, Ŝe odrzucisz dotychczasową pozę... i staniesz się normalnym człowiekiem. – Chyba zwariowałaś, Damask. – Ty teŜ... pomieszało ci się w głowie z nadmiaru dumy. Proszę, Brunonie, zrezygnuj z pozorów, które za wszelką cenę starasz się zachować. Spróbuj pogodzić się z prawdą. Jesteś mądrym człowiekiem. Lecz to nie wszystko. To ty nadałeś opactwu jego obecny kształt. Po co udajesz, Ŝe masz jakąś nadzwyczajną moc, skoro tak duŜo zdziałałeś dzięki wewnętrznej sile? Brunonie, chcę, Ŝeby wszyscy dowiedzieli się o odkryciu tej spowiedzi. ZaleŜy mi na tym, by wiedziano, Ŝe jesteś normalnym człowiekiem... a nie jakąś tajemniczą istotą zesłaną z niebios. Trzymanie się tego kłamstwa jest czystym szaleństwem. – Gdzie jest ta spowiedź? – W bezpiecznym miejscu. – Daj mi ją. – śebyś mógł ją zniszczyć? – To falsyfikat. – Nie, to wcale nie jest falsyfikat. Chcę, Ŝebyś zaczął od mnichów, których tu sprowadziłeś. Powiedz im prawdę. Wyjaśnij, Ŝe Ambrose zostawił spowiedź i Ŝe w rzeczywistości jesteś synem jego i mojej opiekunki. – Kompletnie zwariowałaś. – Proszę cię. Wkrótce wszyscy się dowiedzą, Ŝe znaleziona została spowiedź Ambrose'a. Wolałabym, Ŝebyś to ty rozpowszechnił tę wiadomość, nie czekając, aŜ ja zacznę to robić. – Próbujesz mnie pouczać. – To twoja ostatnia szansa, Brunonie. Spójrz prawdzie w oczy. Masz Ŝonę i
córkę. MoŜe zdołają cię pokochać, moŜe będą cię cenić za to, Ŝe potrafiłeś przyznać się do prawdy. Otacza cię wielu oddanych ludzi. Zyskasz szacunek za szczerość. Jesteś bardzo bogaty i potrafisz odpowiednio korzystać z posiadanego majątku. Lecz zrezygnuj ze wsparcia z zagranicy. Dobry BoŜe, nie pamiętasz, jak niewiele brakowało, byś poniósł śmierć za poprzedniego panowania? A co teraz? Zastanów się, za rok moŜemy mieć nową królową. Czy nigdy nie pomyślałeś, co to moŜe oznaczać? Obecna chwila nie będzie trwać wiecznie. Musisz wybrać. Trzymał wysoko głowę, wyglądał wspaniale, prawdę mówiąc, przypominał boga. Nawet gdyby został wyrzeźbiony z marmuru, nie miałby bledszej twarzy ani bardziej boskich rysów. Nagle zalała mnie fala miłości. Niemal chciałam, Ŝeby powiedział: „Dobrze, zrezygnuję ze swojej dumy. Nie będę juŜ dłuŜej unikał prawdy. Powiem światu, kim jestem. Rozpowszechnię informację, Ŝe Ambrose opisał historię cudu u Świętego Brunona". – Zrezygnuj z tego wszystkiego – powiedziałam łagodnie. – Jestem właścicielką dworu Casemana i naleŜącej do niego ziemi. Jeśli będziesz musiał oddać opactwo, zrób to. Zaczniemy nowe Ŝycie oparte na prawdzie... Mamy córkę, o którą musimy się zatroszczyć, bo przeŜyła ogromną tragedie. MoŜe zdołamy zapomnieć o tym, co się stało, i uda nam się zaznać choć odrobiny szczęścia. Spojrzał na mnie z pogardą. – Pod wpływem informacji, Ŝe Carey jest moim synem, całkiem pomieszało ci się w głowie – stwierdził. – Jeśli rzeczywiście istnieje spowiedź, o której mówisz – a szczerze w to wątpię, poniewaŜ moim zdaniem dziwnie się zachowywałaś, gdy przyłapałem cię na myszkowaniu po mnisich celach – powinnaś natychmiast przyjść z nią do mnie. Oczywiście to głupi kawał, lecz takie dokumenty mogą być niebezpieczne. Przynieś mi ją, Ŝebym sam mógł zobaczyć. Potrząsnęłam głową. – Nie dostaniesz jej do ręki. Błagam cię, Brunonie, zastanów się nad tym, co powiedziałam. Wyszłam i zostawiłam go samego. Co za dziwny i ponury dom. Kate napisała do Careya i wysłała z listem posłańca. Catharine zamknęła się w komnacie i nic nie jadła. Dawniej poszłabym do Kate i powiedziała jej o wszystkich swoich problemach. Teraz trzymałam się z daleka. Kończył się długi letni dzień. Siedziałam sama w swojej komnacie, gdy pojawił się Brunon.
– Muszę z tobą porozmawiać – oświadczył. – Powinniśmy w jakiś sposób dojść do porozumienia. – Byłabym bardzo rada, musisz jednak wiedzieć, Ŝe nie zniosę juŜ dłuŜej tego kłamstwa. – Chcę, Ŝebyś dala mi spowiedź Ambrose'a. – śebyś mógł ją zniszczyć? – śebym mógł ją przeczytać. – Zbyt długo ludzie wierzyli w kłamstwo. Nie było Ŝadnego cudu u Świętego Brunona. Od wyznania Keziah nigdy nie udawałam, Ŝe wierzę w twoje boskie pochodzenie. Gdybyś postępował jak normalny człowiek, zamiast udawać istotę wyŜszą, wszystko wyglądałoby całkiem inaczej. – Co wyglądałoby całkiem inaczej? – MoŜe powiedziałbyś mi, Ŝe Kate nie zgodziła się wyjść za ciebie za mąŜ. – Co by to zmieniło? I tak przyjęłabyś moje oświadczyny! – Byłeś tego taki pewien? – Tak. – Kiedy Kate zrezygnowała z ciebie na rzecz bogatego Remusa, twoja duma bardzo ucierpiała. Jestem w stanie to zrozumieć, Brunonie. Ty, tajemnicza istota wyŜsza, bóg, cudotwórca, zostałeś potraktowany jak najzwyklejszy z ludzi, odrzucony kochanek, nieślubne dziecko słuŜącej i mnicha. Za nic w świecie nie mogłeś tego znieść. – Kate potem gorzko Ŝałowała swojej decyzji. – Dostrzegłam w jego oczach błysk zadowolenia. – Zraniona została twoja duma. Potrzebowałeś jakiegoś remedium. Wybrałeś w tym celu mnie. Zgodziłam się pójść z tobą, dokąd zechcesz. Byłam gotowa zamieszkać w chacie, gdyby było to konieczne. To właśnie chciałeś ode mnie usłyszeć. Rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili pojawił się w nich Eugene z tacą, na której stała karafka z winem i dwa kieliszki. – Chcesz, Ŝebyśmy skosztowali twojego nowego napitku, Eugene? – spytał Brunon. Wziął tacę od Eugene'a i odstawił ją. – Jeszcze nigdy moje wino z czarnego bzu nie było takie dobre – wyjaśnił mi Eugene. – To o nim mi mówiłeś? – upewnił się Brunon. – Pewnie bardzo ci zaleŜy, Ŝeby pani go spróbowała?
Eugene przytaknął. Gdy wyszedł z uśmiechem zadowolenia na ustach, Brunon rozlał wino do kieliszków i przyniósł mi jeden z nich. Nie miałam nastroju na trunek. Odstawiłam więc kieliszek i powiedziałam: – To nie ma sensu, Brunonie. Jestem pewna, Ŝe nie moŜemy tak dalej Ŝyć. To fałszerstwo. Istnieje tylko jedna szansa na to, by ułoŜyć nasze Ŝycie i odzyskać córkę. Musimy powiedzieć wszystkim, Ŝe znaleźliśmy spowiedź mnicha, a wówczas runie legenda o cudzie u Świętego Brunona. Z czasem cała historia pójdzie w niepamięć. – Co mam zrobić? – To proste. Wyjaśnimy wszystkim mieszkańcom opactwa, Ŝe natknęliśmy się na spowiedź. Potwierdzi ona wersję Keziah. Musisz oświadczyć swoim hiszpańskim zwierzchnikom, Ŝe nie zgadzasz się na dalszą współpracę. – Nie mam Ŝadnych hiszpańskich zwierzchników. – W takim razie powiedz mi, skąd wziąłeś pieniądze na dokonanie tego wszystkiego, co udało ci się tu zdziałać? – I to właśnie jest najsłabszy punkt twojej wersji, prawda? Dlatego musisz przypisywać mi hiszpańskich zwierzchników. Nie ma nikogo takiego. Nie dostałem z zagranicy pieniędzy na odbudowanie opactwa. – W takim razie skąd je wziąłeś? – JuŜ ci mówiłem, dostałem je... z nieba. – Nadal upierasz się przy tych bzdurach? – Przysięgam, Ŝe środki na odbudowę opactwa pochodzą z nieba. Przestań zajmować się sprawami, które cię przerastają, Damask. I których nie rozumiesz. Wypij to wino. Eugene będzie chciał usłyszeć, jak ci smakuje. Podniosłam kieliszek, lecz robiąc to, zdałam sobie sprawę, Ŝe Brunon nie odrywa ode mnie wzroku. Dostrzegłam w jego oczach nienawiść. O tak, serdecznie mnie nienawidził, poniewaŜ mogłam go zdemaskować. Co to było? Chyba jakieś wewnętrzne ostrzeŜenie. Nigdy się tego nie dowiem. Po prostu wiedziałam, Ŝe nie wolno mi wypić tego trunku. Odstawiłam kieliszek. – Mam zbyt podły nastrój na picie wina. – Nie moŜesz go choćby skosztować, by zadowolić Eugene^? – Nie mam ochoty na degustację. – W takim razie nie będę pił sam. – A zatem Eugene nie pozna równieŜ twojego zdania.
– Ja juŜ je wyraziłem. To najlepsze z jego win. – MoŜe skosztuję go później – oświadczyłam. Brunon wyszedł. Czułam przyspieszone bicie serca. Podniosłam kieliszek i powąchałam znajdujący się w nim napój. Niczego nie wyczułam. Wzięłam oba kieliszki i wylałam ich zawartość przez otwarte okno. Potem zaczęłam śmiać się z samej siebie. Brunon jest dumny – pomyślałam – i arogancki. UwaŜa się za kogoś lepszego od normalnych ludzi, ale to wcale nie znaczy, Ŝe jest mordercą. Pomyślałam o Simonie Casemanie i wyobraziłam sobie, jak mój ojczym wije się w płomieniach. To Brunon posłał go na śmierć... Simon to samo chciał zrobić z moim męŜem i zrobił z moim ojcem. CzyŜ nie było to morderstwo? Simon nie krył się z tym, Ŝe jest wrogiem Brunona – ja równieŜ... Nazajutrz wybrałam się do dworu Casemana. Matka ucieszyła się na mój widok. – Właśnie powiedziałam bliźniakom – oświadczyła – Ŝe nas odwiedzisz i przyprowadzisz ze sobą Kate. Z tego, co wiem, od wczoraj jest w opactwie. – Bacznie mi się przyjrzała. – Ojej, Damask, czy stało się coś złego? Tak – pomyślałam – Catharine i Carey nie mogą się pobrać. Musiałam jej o tym powiedzieć i wytłumaczyć dlaczego. – Paskudna sprawa – stwierdziła. – W Kate zawsze było coś dziwnego, często myślałam, Ŝe oszukuje Remusa. Ten chłopak teŜ... No cóŜ, Remus był dumny jak paw, Ŝe ma synów w tak późnym wieku. Przykra sprawa. Biedna Catharine. Poślę jej jakieś medykamenty. A ty, córeczko? MęŜowie czasami bywają niewierni... chociaŜ człowiek o pozycji Brunona... No cóŜ, twój ojczym nigdy nie był wyznawcą jego wiary. Widzisz, to nie jest prawdziwa wiara. – Mamusiu – wtrąciłam – bądź ostroŜna. Za słowa, które właśnie powiedziałaś, ludzie płoną na stosach na Smithfield. – To prawda, i to teŜ mi się nie podoba. Biedna, biedna Catharine, choć to jeszcze dziecko. Otrząśnie się z tego, Carey równieŜ. Nie pomyślałabym, Ŝe Brunon moŜe zrobić coś takiego. Wszyscy tak bardzo go cenią. UwaŜają niemal za świętego. Clement i Eugene, mówiąc o nim, zazwyczaj padają na kolana. Nie postąpił jak naleŜy. Twój ojczym... – To był dla mnie wielki szok – przyznałam. – Ale dodałaś mi otuchy.
– Niech Bóg cię błogosławi, córeczko. Po to są matki. Z kolei ty musisz pomóc Catharine. – Spróbuje zrobić wszystko co w mojej mocy. – Och, ja na szczęście miałam dobrego męŜa. – Dwóch dobrych męŜów, mamusiu. – Tak, chyba masz rację. – Oczywiście. – Dam ci kilka swoich mikstur. Wykonałam je z całkiem nowego zioła, o którym dowiedziałam się od matki Salter. Podobno jest dobre na wszystko. Szukając go, spotkałam Brunona. On równieŜ zbierał zioła. Rozmawiałam z nim i byłam zdziwiona, Ŝe tak duŜo o nich wie. Wytłumaczył mi, Ŝe będąc chłopcem, dokładnie poznał ich działanie. Miał werbenę. Wyjaśnił, Ŝe Thomas, jeden z jego ludzi, cierpi na malarię, a nie ma na to nic lepszego niŜ werbena. Zebrał teŜ kilka ziół na czyjąś wątrobę. Potem zauwaŜyłam w jego koszyku coś, co wyglądało jak pietruszka, wiedziałam jednak, Ŝe to szczwół plamisty. Powiedziałam: „Spójrz tylko, co tu masz! To szczwół plamisty!" Oświadczył, Ŝe doskonale o tym wie, lecz Clement zbierał go, myśląc Ŝe to pietruszka, więc chce mu pokazać, czym się róŜnią. – Szczwół plamisty... to śmiertelna trucizna, prawda? – I wszyscy o tym wiedzą. Dziwię się elementowi. Pamiętam, jak jedna z naszych pokojówek uznała szczwół za pietruszkę i przez to umarła. Przyszedł mi na myśl nietknięty kieliszek wina. Miałam ochotę powiedzieć matce o swoich obawach. Jak często sama powtarzała, matki są po to, by dodawać otuchy. – Nie wiem – zastanawiała się – co ci dać. Chcesz coś na sen? – Nie – odparłam – wezmę gałązkę jesionu. Kiedyś mówiłaś, Ŝe to powinno odpędzić z mojej poduszki zło. Zapadł zmierzch. W opactwie panowała całkowita cisza. Wyobraziłam sobie, Ŝe Catharine w swojej komnacie leŜy na łóŜku twarzą do poduszki i wpatruje się w smutną przyszłość bez ukochanego człowieka. Potem zaczęłam się zastanawiać, o czym myśli Kate. Czy ocenia swoją przeszłość? RozwaŜa, jaką krzywdę wyrządziła Remusowi? Ocenia konsekwencje, nie mogąc uwierzyć, Ŝe za grzechy rodziców muszą cierpieć ich dzieci? PołoŜyłam na poduszce otrzymaną od matki gałązkę jesionu, lecz nie mogłam zasnąć. W końcu jednak się zdrzemnęłam. Przyśniło mi się, Ŝe Brunon wkradł się
do mojej komnaty i stanął nade mną. Miał dwie głowy, jedna z nich naleŜała do Simona Casemana. Krzyknęłam przez sen, a potem obudziłam się ze słowem „mordercy" na ustach. Usiadłam na łóŜku. Byłam zbyt roztrzęsiona, by spać. WciąŜ prześladowała mnie myśl o Brunonie zbierającym szczwół plamisty i przynoszącym mi wino. Widocznie aŜ tak mnie nienawidził! Serdecznie nie znosił wszystkich ludzi, którzy w jakiś sposób krzyŜowali mu szyki. Tak bardzo kochał samego siebie, Ŝe wrogiem stawał się dlań kaŜdy, kto nie schlebiał owej miłości. Nie przyjmował do wiadomości, Ŝe jest zwyczajnym śmiertelnikiem, i na tym polegało jego szaleństwo. JeŜeli próbował otruć mnie winem, jaką mogę mieć gwarancję, Ŝe nie zrobi tego ponownie? Doszłam do wniosku, Ŝe powinnam go opuścić, zabrać ze sobą Catharine i przenieść się do dworu Casemana. Wstałam z łóŜka i usiadłam we wnęce okiennej, zastanawiając się nad sytuacją. Czy mogę porozmawiać z Kate? Nie, poniewaŜ juŜ jej nie ufam. Przez wszystkie minione lata wysłuchiwała moich zwierzeń, a jednocześnie była kochanką Brunona – Colas musiał zostać poczęty podczas jednej z jej wizyt w opactwie. Doszłam do wniosku, Ŝe najpierw wyciągała ze mnie zwierzenia, a potem szła z Brunonem do łóŜka. Komu mogę zaufać? Wyglądało na to, Ŝe tylko matce. Mniej więcej po godzinie siedzenia w oknie i rozmyślania zauwaŜyłam Brunona. Zmierzał w stronę podziemnych korytarzy. Przez chwilę go obserwowałam. JuŜ wcześniej widywałam, jak pokonywał tę drogę. Przypomniałam sobie dzień, kiedy myśląc, Ŝe Honey zeszła do podziemi, poszłam jej tam szukać. Natknęłam się tam na Brunona. Był bardzo rozgniewany moim widokiem. Nigdy nie zwiedziłam podziemi. Była to jedna z niewielu części opactwa zupełnie mi nie znana. Nie zapuszczałam się tam, poniewaŜ Brunon twierdził, Ŝe jest to niebezpieczne miejsce. Gdy był chłopcem, osunęła się tam ziemia, dlatego przestrzegał wszystkich przed schodzeniem w dół. Jednak on sam nie bał się tego robić. Potem doszłam do wniosku, Ŝe postąpiłam bardzo nierozwaŜnie, lecz wtedy było juŜ za późno. Wstałam z łóŜka, wsunęłam stopy w pantofle i zarzuciłam pelerynę. Mimo panującego na zewnątrz ciepła drŜałam – powodem moich dreszczy był
strach i niepokój, niemniej coś pchało mnie do przodu i wcale nie była to zwykła ciekawość. Coś mi mówiło, Ŝe koniecznie muszę iść za Brunonem. Matka Salter powiedziała kiedyś, Ŝe w Ŝyciu kaŜdego człowieka są takie chwile, gdy ociera się on o śmierć i ma ochotę jej dotknąć. Jakby kusił go anioł, któremu trudno się oprzeć, choć jest to anioł śmierci. Tak właśnie czułam się tej nocy. Podziemne korytarze przeraŜały mnie nawet za dnia; teraz jednak stałam przed wejściem do nich, wiedząc, Ŝe muszę pokonać ciemne schody, a na dole znajduje się męŜczyzna, który próbował mnie zabić. Przy wejściu płonęło maleńkie światełko – dzięki niemu zobaczyłam prowadzące w dół schody, z których spadłam, szukając Honey. Dotarłam do stopni i przesuwając nogę po podłoŜu, ostroŜnie zaczęłam schodzić. Kiedy moje oczy nieco przyzwyczaiły się do ciemności, zdałam sobie sprawę, Ŝe stoję przed wejściem do trzech korytarzy. Zawahałam się. Wtedy na końcu jednego z nich dostrzegłam słabe światełko. Poruszało się. To mógł być człowiek niosący latarnię. Brunon. Dotknęłam zimnej ściany. Była śliska. Zdrowy rozsądek podpowiadał mi: „Zawróć. Policz korytarze i przyjdź tu jutro. Przynieś ze sobą latarnię. Przyprowadź ze sobą Catharine i przeszukajcie podziemia razem". Lecz owa chęć, którą uznałam za anioła śmierci, ponaglała mnie i pchała do przodu. OstroŜnie wybierałam drogę, cicho przesuwając stopy po kamiennych płytach. Światełko kołysało się przede mną, to znikało, to znowu się pojawiało. Przypominało błędny ognik. Nagle przyszło mi na myśl, Ŝe to moŜe nie Brunon, lecz jakiś duch mnicha karze mnie za wtargnięcie na zakazany teren. Wtem słaby płomyk zniknął. Otoczyła mnie nieprzejrzana ciemność, mimo to wciąŜ szłam przed siebie. OstroŜnie szukałam drogi za pomocą rąk i nóg, nie chcąc się o coś potknąć. Nagle stanęłam przy wejściu do jakiegoś pomieszczenia i wtedy ponownie zobaczyłam światło. Miałam przed sobą komnatę. Na podłodze stała latarnia, a obok męŜczyzna. Wiedziałam, Ŝe to Brunon. – Jak śmiałaś! – krzyknął, gdy mnie zobaczył. – Owszem, śmiałam. Ruszył w moją stronę. W tym momencie zza jego pleców wyłoniła się wspaniała biała figura. ZauwaŜyłam koronę i lśniący w słabym świetle ogromny kamień. – Niech cię diabli wezmą! – zawołał Brunon. – Powinienem cię zabić... nim do
tego doszło. Zrobił kolejny krok. Przez głowę przemknęła mi myśl, Ŝe dogoniłam anioła śmierci. Mój mąŜ mnie zabije, zostawi mnie w podziemnych korytarzach i nikt nigdy się nie dowie, co się ze mną stało. W tym momencie ogromny posąg drgnął. Przez chwilę się chwiał, a potem zaczął upadać. Zamknęłam oczy, czekając na śmierć. Marmurowa rzeźba uderzyła z hukiem o podłogę. Gdy uniosłam powieki, zobaczyłam, Ŝe przygniotła Brunona. Zapomniałam o wszystkim z wyjątkiem tego, Ŝe to mój mąŜ i Ŝe niegdyś go kochałam. – Brunonie! – zawołałam. – Brunonie! Uklękłam obok niego. Przysunęłam bliŜej latarnię. Miał zmiaŜdŜone ciało, a jego szeroko otwarte oczy wpatrywały się prosto we mnie, lecz nie było w nich znaku Ŝycia. Muszę sprowadzić pomoc – pomyślałam. Rozejrzałam się wokół siebie, szukając wyjścia z pomieszczenia. Zorientowałam się, Ŝe znajduję się w swego rodzaju komnacie. Miała kamienne ściany i kamienny sufit. Prawdopodobnie została zbudowana z myślą o przechowywaniu w niej skarbów opactwa. Widziałam juŜ wcześniej ogromną, leŜącą na podłodze rzeźbę, która połyskiwała mnóstwem kamieni szlachetnych. Była to drogocenna Madonna ze świętej kaplicy. Bez trudu wydostałam się z podziemnej komnaty, lecz robiąc to, potknęłam się o coś, co przypominało dźwignię, a wówczas usłyszałam potworny łoskot. Myślałam, Ŝe osuwa się ziemia, lecz to nie było to. Odwróciłam się. Komnata zniknęła. Wiedziałam, Ŝe skądś wysunęły się drzwi i Ŝe teraz Brunon znajduje się po ich jednej stronie, a ja po drugiej. Odstawiłam latarnię i sprawdziłam je. Nie znalazłam Ŝadnej klamki, Ŝadnego uchwytu, niczego, co słuŜyłoby do otwierania. Potem ponownie poczułam wewnętrzny przymus. Poprzednio kazał mi iść za Brunonem, teraz popychał mnie do ucieczki. Byłam sama w ciemnych korytarzach. Chciałam pomóc Brunonowi, jednak wiedziałam, Ŝe w pojedynkę nic nie zdołam zrobić. Muszę kogoś tu sprowadzić. Powoli dotarłam do schodów. Kto jest w stanie mi pomóc? Od razu pomyślałam o Valerianie. Wiedziałam, gdzie sypia. Kilku mnichów mieszkało w jednym z dawnych domów gościnnych. Z latarnią w ręce dotarłam do jego komnaty. Wyglądała tak, jak przypuszczałam – krucyfiks na ścianie, twarda prycza, biurko, krzesło i Ŝadnych innych mebli.
– Valerianie! – zawołałam. Usiadł na łóŜku, a ja mu powiedziałam, Ŝe Brunon leŜy w podziemnej komnacie – ranny, moŜe nawet martwy. Bez słowa wstał, zarzucił na ramiona barchanową pelerynę i razem wróciliśmy do podziemi. Po drodze opowiedziałam mu, co się stało. Przyznałam się, Ŝe szłam za Brunonem, Ŝe mnie zobaczył, a potem w ukrytej komnacie upadła na niego marmurowa rzeźba. Valerian wziął ode mnie latarnię. Znał korytarze lepiej niŜ ja. Poprowadził – a ja podąŜałam za nim, śladem swojej poprzedniej wędrówki. Dotarliśmy do drzwi komnaty, lecz mimo usilnych starań, nie zdołaliśmy ich otworzyć. Valerian poprosił mnie, Ŝebym poszła z nim do skryptorium. Tam kazał mi usiąść. – Nic nie moŜemy zrobić – powiedział. – MoŜe udałoby się uratować mu Ŝycie. – Jego czas nadszedł. – Skąd moŜesz być tego taki pewien? – Znam się na tych sprawach. Cud musi Ŝyć. – Nie było Ŝadnego cudu. Udowodniłam to Brunonowi, a on mnie za to znienawidził. – Tylko on wiedział, jak otworzyć te drzwi. Powiedział mu to opat, poniewaŜ tylko opaci znali tę tajemnicę, a ostatni przełoŜony zakonu wyszeptał ją na ucho temu, kto miał go zastąpić. Kod został zapisany i trzymano go w tajnej skrytce. Tylko dwóch zakonników wiedziało, gdzie ona jest, lecz obaj nie Ŝyją. Brunon nie zdradził tajemnicy nikomu. Zachował ją tylko dla siebie. Tak miało być. – Teraz juŜ wiem, skąd czerpał pieniądze na odbudowę opactwa. Ich źródłem były klejnoty Madonny. Widocznie sprzedawał je w miarę potrzeb. Valerian przytaknął. – Trzeba było bardzo uwaŜać, pozbywając się tych kamieni – wyznał. – Dlatego Brunon musiał chwilę odczekać i dopiero potem pojechać za granicę, by sprzedać pierwszy i najmniejszy z nich. Potem, ilekroć potrzebował pieniędzy, zabierał kolejny klejnot i spienięŜał go za granicą. Valerian nie wiedział, w jaki sposób Madonna znalazła się w podziemiach. Jednego dnia stała na swoim miejscu w kaplicy, a nazajutrz juŜ jej tam nie było. Uznano to za cud, poniewaŜ kilka dni później w opactwie pojawił się Rolf Weaver. Mógł ją znieść na dół słuŜący opata, zwłaszcza Ŝe był osiłkiem i miał krzepę
czterech ludzi. Po śmierci swojego pana zniknął. MoŜe pomógł opatowi i Brunonowi ukryć statuę w podziemnej komnacie. Zdaniem Valeriana była to jedyna moŜliwość. – To juŜ koniec – stwierdził. – Wiedziałem, Ŝe coś takiego musi się wydarzyć. Lada chwila będziemy mieli nową królową. W obecnym stanie nie zdołalibyśmy przetrwać następnych rządów. Madonna dała nam odpowiedź. – To znaczy, Ŝe nic nie moŜemy zrobić. A jeśli on Ŝyje... – To wykluczone. MoŜesz mi wierzyć. Brunon i ja byliśmy sobie bardzo bliscy. Kiedy przyszłaś, nie spałem, czekałem na wezwanie. O jedno cię proszę. Wróć do swojej komnaty i nic nie mów o wydarzeniach, które rozegrały się tej nocy. – Mam to zachować w tajemnicy? – Tak musi być. To jedynie wszystkim nam wyjdzie na korzyść. Brunon zniknął w tak samo dziwny sposób, jak się pojawił, i przez kilka następnych pokoleń ludzie będą opowiadali o cudzie u Świętego Brunona. Przyniesie to mnóstwo dobrego. Wróciłam do swojej komnaty i czekałam na ranek. Kate została z nami przez następny rok. Nie chciała wracać do swojego zamku, poniewaŜ Carey miał do niej ogromne pretensje. Przez kilka miesięcy po nocy, kiedy Brunon zginął w komnacie Madonny, wszyscy czekali na jego powrót. Gdy się nie pokazywał, ludzie zaczęli mówić: „To był cud. Pojawił się w BoŜe Narodzenie w kaplicy Najświętszej Marii Panny i zniknął w trzydziestym szóstym roku Ŝycia". Nigdy o tym nie zapomniano. Kate i ja wróciłyśmy do dawnych rozmów. Często przychodziła do mojej komnaty i jak zwykle opowiadała, co słychać w szerokim świecie: Ŝe królowa umiera z powodu złamanego serca, bo jej mąŜ, Filip Hiszpański, ją zaniedbuje. Wszystkim opowiadała, Ŝe bardzo cierpi po stracie Calais i kiedy umrze, nazwa tegoŜ miasta na zawsze wyryta zostanie w jej sercu. – MoŜe będzie tam teŜ imię króla – zauwaŜyła Kate. – Jeśli wolno mi kontynuować te dość dziwne pomysły. Moja kuzynka z dnia na dzień stawała się coraz weselsza. – Nie moŜna wiecznie płakać – oświadczyła. Honey była szczęśliwa, poniewaŜ spodziewała się dziecka. Bardzo zaleŜało mi na tym, Ŝeby przyjechała do opactwa, gdyŜ chciałam osobiście się o nią zatroszczyć. Catharine powoli zaczęła odzyskiwać dobry nastrój, chociaŜ juŜ nigdy nie była tą samą beztroską dziewczyną co niegdyś. – Catharine z czasem o wszystkim zapomni – uznała Kate. – Carey równieŜ. Z
tobą nie będzie inaczej, ja teŜ wyrzucę przeszłość z pamięci. Wszyscy powoli to zrobimy, więc im wcześniej zaczniemy, tym lepiej. – Spojrzała na mnie niepewnie, a potem ciągnęła: – Jakie to dziwne, Ŝe Brunon zniknął. Jak sądzisz, czy kiedyś wróci? – Nie – stwierdziłam. – Nigdy. – Wiesz więcej, niŜ mówisz. – Nikt nie powinien zdradzać wszystkiego, co wie. – Często się zastanawiam – oświadczyła Kate – skąd brał pieniądze na dokonanie tego, co udało mu się zdziałać. Wierzę, Ŝe otrzymywał je od Hiszpanii. – KaŜdy musi w coś wierzyć – odparłam. – Masz rację. We wrześniu tegoŜ roku umarł cesarz Karol, ojciec Filipa Hiszpańskiego, a w swoim testamencie zachęcał syna do jeszcze surowszego karania heretyków. Ludzie twierdzili, Ŝe stosy na Smithfield będą płonąć częściej niŜ dotychczas. Panował ponury nastrój. W listopadzie zmarła królowa, a w Hathfield, w miejscu, w którym ElŜbieta przebywała w odosobnieniu przypominającym więzienie, obwołano ją nową władczynią Anglii. Przez cały kraj przetoczyła się fala radości. Ludzie mówili, Ŝe skończyły się ponure czasy. Koniec z dymami nad Smithfield. Wsiedliśmy do naszej barki i popłynęliśmy w dół rzeki, by zobaczyć triumfalny wjazd nowej królowej do Londynu. Kate, Catharine, moja matka, Rupert i ja – wszyscy przyłączyliśmy się do wznoszonych przez tłum okrzyków: „Niech Ŝyje królowa!" Była młoda, pełna Ŝycia i doskonale wiedziała, czego chce. Oświadczyła, Ŝe zamierza słuŜyć poddanym i ojczyźnie. Uwierzyliśmy jej. Płynąc w górę rzeki i oddalając się od groźnych szarych murów Tower of London, wszyscy byliśmy przekonani, Ŝe w naszym Ŝyciu nastąpią zmiany, dlatego nasze nastroje znacznie się poprawiły, a serca rozsadzała radość.