~ 1 ~ ~ 2 ~ Przestańcie walczyć z naturą, powiedział kojot. Gwiazdor programu o przetrwaniu w naturze, Foxxe Wylder, myślał, że jego show na zakończen...
12 downloads
31 Views
1MB Size
~1~
Przestańcie walczyć z naturą, powiedział kojot.
Gwiazdor programu o przetrwaniu w naturze, Foxxe Wylder, myślał, że jego show na zakończenie sezonu w Yellowstone, może być tak samo nużące jak jego kariera, więc był gotowy na przerwę w przemierzaniu dżungli i powrót do domu. Nie planował jednak potrącenia kojota na drodze, ani tego, że ten czarujący mały psowaty wywróci jego świat do góry nogami. Reno nigdy nie chciał życia w sforze, a pomysł znalezienia partnerki i doczekania się miotu szczeniąt nigdy nie było na jego liście marzeń. Ani zostanie potrąconym przez samochód Foxxe'a. Ale wtedy, producent Foxxe'a, wpadł na pomysł – Foxxe wypuści z powrotem słodkiego kojota do środowiska naturalnego na ekranach telewizji, po tym jak zaopiekuje się nim weterynarz. Jednak, ten uparty kojot miał swoje własne plany.
~2~
Rozdział 1 Foxxe Wylder zredukował bieg swojej najnowszej zabawki, nowiutkiego czarnego Lincolna Navigatora. Tak, znał żarty na temat jak luksus i SUV wzajemnie się wykluczają, ale Foxxe myślał, że zasłużył na kilka korzyści płynących z jego pracy. Nie mógł się już doczekać następnego wyzwania, które z całą pewnością nadejdzie. I tak, jakby czytał w myślach swojej gwiazdy, producent Foxxe'a, Wayne, stuknął Foxxe'a w ramię. - Ile jeszcze minie godzin zanim dojedziemy do Yellowstone? Foxxe sprawdził GPS. Tak, kochał gadżety. Nie pozwoliłby sobie na taki luksus – i znowu to słowo – jak GPS, albo nawet kompas, gdyby nie zaczęli filmować następnego odcinka Wild Survival dla publiczności Discovery Channel, który pokazywał każdą jedną przygodę Foxxe'a. - Chyba jakąś godzinę lub dwie. Z kim mamy się skontaktować? Ciche chrapanie z przedniego fotela wywołało u Foxxe’a kpiący uśmiech. Jego wierny kamerzysta Andy drzemał w ciemnościach przedświtu, trzymając kurczowo jedną ze swoich mniejszych drogich kamer tak, jak dziecko przytula pluszowego misia. Andy miał celuloid na mózgu i miał go od dzieciństwa. W istocie rzeczy, Foxxe uważał, że Andy był bardziej odważny i bardziej szalony od niego. Foxxe był ex-żołnierzem Navy SEAL ze zbyt wieloma medalami za waleczność i niewykrytym przestępstwem dla własnego dobra, ale każdy kamerzysta, z którym współpracował przy dokumentach, jadł żarłacze białe na śniadanie i czyścił zęby kolcem skrzydlicy 1. Nic tak nie przerażało tych szalonych drani, jak przepuszczenie kadru. Wayne zgarbił się na swoim miejscu. - Doktor Jeff Gleason, wulkanolog. On jest twoim przewodnikiem. – Wayne wyciągnął swój wszechobecny notatnik i komórkę spod sterty papierów rozłożonych na tylnym siedzeniu. – Nie był z tego zadowolony, ale jego szefowie z USGS nalegali, żeby 1
Skrzydlica – ryba nazywana tak z powodu płetw piersiowych. Kolce ich płetwy grzbietowej są połączone z gruczołami jadowymi. Ukłucia są bardzo bolesne, a w niektórych przypadkach mogą być dla człowieka śmiertelne
~3~
to zrobił. Próbuję go przekonać, że jego praca obejmuje pozwolenie nam na jego sfilmowanie. Jest Komanczem. Nasza asystentka stała się poetycka. Najwyraźniej jest… - … seksownym bogiem czekającym na jakąś świątynię albo inne tego typu gówno. Tak, słyszałem ją. – Foxxe westchnął. Nie chciał, żeby Wayne się dowiedział, że jego gwiazda jest gejem, ani z pewnością też do diabła nie chciał, żeby dowiedzieli się tego jego fani, bo inaczej stacja odwołałaby show z jakiegokolwiek powodu, jaki by znaleźli. Foxxe nie miał złudzeń, co do swoich szefów. Byli drapieżnikami, wszyscy, i gdyby wyczuli jakiegokolwiek zapach słabości, wykorzystaliby to bezlitośnie. Myśleli, że Foxxe był jakimś macho bohaterem wojennym, który pieprzył sześć kobiet, co noc, a Foxxe tylko zbierały nagrody z ich złudzeń. Jednakże, rzeczywistość była taka, że Foxxe obywał się bez seksu częściej niż chciał. Gdyby nie Andy, Foxxe machnąłby ręką na to show przed końcem drugiego sezonu. Andy był nie tylko jego najodważniejszym i najlepszym kamerzystą, był także sekretnym kumplem Foxxe'a od pieprzenia. Kiedy wyłączano kamery na noc, Andy grzał Foxxe’a w więcej niż jeden sposób. Jednak, to była tylko przyjazna sympatia między nimi. Andy trzymał Foxxe’a na długości emocjonalnego ramienia. Wayne klepnął Foxxe’a jeszcze raz w ramię. Jego uśmiech był odprężony i przyjazny, zamiast zwykłego grymasu frustracji. - W takim razie, znalezienie ci jakiegoś pomocnika może być dobrym pomysłem. Ty i Andy jesteście znużeni. Potrzebujemy czegoś lub kogoś, żeby wstrząsnął show, ale znalezienie odpowiedniego współprowadzącego będzie trudne. Nie chcemy znowu wkurzyć twoich lojalnych fanów. – Wstrząsnął się, pamiętając ich jedyną próbę gościnnego współprowadzącego, śliczną gwiazdkę z reputacją do przygód. Sprawiała więcej kłopotów niż przyciągała nowych widzów i wskaźniki zaczęły spadać. Cała poczta przychodząca od widzów była przeciwko niej, jak tylko zaczęła bezczelnie podrywać Foxxe’a podczas show. To, co zdarzyło się wieczorem, gdy Andy wyłączył kamery, było jeszcze gorsze. - Nie martwisz się, że mnie wkurzysz, prawda? – Tak naprawdę, Foxxe w najmniejszym stopniu nie czuł się urażony. Wayne miał rację. Potrzebowali czegoś świeżego, żeby ożywić show. Nie mogli wciąż podnosić poziomu niebezpieczeństwa, bo inaczej maniacy ubezpieczeniowi w końcu dostaną atak serca. Dwaj prawnicy, których zatrudniali, nie bez powodu zostali przezwani Itchy i Twitchy 2. Nie tylko byli do siebie podobni, ale też obaj łykali Ranigast jak cukierki. – Potrzebujemy wstrząsu.
2
Swędzący i Nerwowy
~4~
Współprowadzący ma jakieś realne możliwości, ale jeśli weźmiemy kogoś oprócz Andy’iego, kto nigdy się nie pojawia, czy to nie spieprzy mojej wiarygodności? Andy odwrócił się i wymamrotał. - Zawsze możemy włożyć mu papugę na ramię. Zarówno Foxxe, jak i Wayne, się roześmiali. To była tajemnica między nimi trzema, że Foxxe tak naprawdę trochę bał się ptaków z dużymi dziobami. Drapieżne ptaki, papugi i niektóre ziarnojady zasadniczo wywoływały w nim ciarki. Miał nawet bliznę przy swoim lewym oku, właśnie dzięki arze należącej do najlepszej przyjaciółki jego matki. Tak więc ptaki zdecydowanie odpadały. Wayne wciąż się śmiał, nawet gdy robił notatki. - No cóż, skoro Itchy i Twitchy sprzeciwili się finałowemu odcinkowi sezonu na wulkanie, wciąż jeszcze nie wymyśliłem czegoś widowiskowego. Trzymaj oczy szeroko otwarte, okej? - Taa, pewnie. – Foxxe wzruszył ramionami i rozmarzył się o swoim mieszkaniu w środku miasta. Jak tylko skończą nakręcać ten sezon, planował zaszyć się w nim minimum na miesiąc. Wszystko, co miał teraz do roboty, to przebiec przez dzikie ostępy Yellowstone w ciągu tygodnia, a potem przetrwać wszystko to, co Wayne wymyśli na finałowy odcinek. Prawie mógł poczuć zapach miejskiej dżungli czekającej na niego.
***
Reno biegł po znajomych grzbietach Yellowstone, wciąż wrząc z wściekłości i frustracji. Chłodne, wczesno poranne powietrze pokazywało jego parujący oddech w ciemnościach przed świtem. Niedługo wzejdzie słońce, dając w prezencie ostatnie letnie ciepło zanim śniegi jesieni i zimy przyniosą biedę zwierzętom w Yellowstone. To była najlepsza pora roku na bycie kojotem. Sfora Reno była bratnia do sfory rządzonej przez małpę, która nazywała się Jeff Gleason, i jego partnera, którego sfora nazywała Rody. Dzięki łagodnym rządom Jeffa, zmienni z całego obszaru Yellowstone powoli się łączyli, rozmawiając ze sobą po raz pierwszy od wielu generacji. Sfora Reno była jedną z pierwszych, która obwąchiwała nosy ze Sforą z Buffalo Valley i ich małpim przywódcą. O rany, upomniał się Reno. Jeff
~5~
nie był małpą. Był mężczyzną – człowiekiem. Co więcej, był jednym z legendarnych Braci – typem człowieka, który był bratem dla wszystkich rodzajów zmiennych. Reno potrząsnął głową i uśmiechnął się jak człowiek, opuszczając swoją kojocią szczękę. Jego wściekłość powoli odpływała, jak wolny strumień przed roztopami. Zwolnił tempo biegu i cieszył się zapachem drzew sosnowych na wzgórzu. Im bardziej je wdychał, tym stawał się spokojniejszy. Nie mógł zbyt długo gniewać się na swoją matkę i jej partnera. Raman i Harl chcieli tylko tego, co najlepsze, dla niego i jego siostry Rune. Chcieli, żeby Reno i Rune znaleźli swoich partnerów, osiedlili się i spłodzili kupę szczeniąt. Tylko problem był w tym, że Reno nie chciał żeńskiej partnerki. Chciał tego samego, co Rody znalazł z Jeffem – pragnął ludzkiego mężczyzny na partnera. Spędzał godziny na słuchaniu Jeffa o tym, jak żyje się, jako człowiek. A teraz Reno chciał zobaczyć, usłyszeć i poczuć smak tych rzeczy dla siebie. Chciał słyszeć muzykę, nosić ubrania, jeść w restauracji, gdzie inni przynoszą ci jedzenie, ponieważ powiedziałeś im, że tego chcesz. Jak by to byłoby? Reno po prostu chciał to wiedzieć. Raman była bardzo zła na jego za jego szalony plan stania się człowiekiem. Nie mogła pojąć, jak jej syn, może chcieć żyć wśród ludzi, nawet jeśli to oznaczało robienie rzeczy, których nigdy wcześniej nie zrobił. Reno i Raman okropnie się pokłócili zanim jej partner Harl interweniował. - Młodzież czasami musi znaleźć mądrość sama. Musi zrobić swoje własne błędy. Ty robiłaś błędy. Ja robiłem błędy. Teraz to czas dla Reno, żeby robił własne. Niech sam się nauczy. – Harl wzruszył ramionami. – A potem wróci i będzie szczęśliwy, że czegoś się nauczył. Niechętnie Raman się poddała i pozwoliła synowi iść do Jeffa, by odkryć, jak to jest być człowiekiem. W końcu dopiął swego i był na swojej własnej drodze do przeżycia ludzkiej przygody. Reno podniósł nos i powąchał, żeby rozpoznać okolicę. Tak, nie był daleko od terenu patrolowanego przez sforę Buffalo Valley. Wszystko, co musiał zrobić, to przekroczyć ludzką rzecz zwaną drogą i podążyć wzdłuż strumienia. Nigdy wcześniej nie opuszczał terytorium swojej sfory. Jeff i jego partner zawsze przychodzili do nich, robiąc coś, co nazywali pracą. To słowo było kolejną rzeczą, jaką Reno chciał zrozumieć. Ludzie pracowali w pracy. Reno zamyślił się nad słowami, których się nauczył. Miał tyle pytań do zadania!
~6~
Przed sobą, Reno poczuł dziwny zapach płaskiej powierzchni drogi. Słońce właśnie wyszło nad wzgórze i jasno oświetliło świat. Chciał przejść na drugą stronę szosy zanim ludzie, którzy używali tej drogi, będą jej potrzebować. Po co jej używali, to dla niego nie było jasne, ale to było podobne do ścieżki, której sfora używała dla wygodnego poruszania się, więc mógł stwierdzić, że była przydatna. Może nawet zobaczy, jak ludzie się po niej poruszają. Czy to nie byłoby interesujące? Reno podszedł do twardego czarnego brzegu i go powąchał. To nie pachniało zbyt miło, ale nie było też takie strasznie złe. Po prostu taki dziwny, gryzący zapach. Nie było widać żadnych ludzi, jedynie zbliżała się duża czarna rzecz, podobna do bizona. To było mniejsze od pociągu, który objeżdżał dokoła miejsca, gdzie chodzili ludzie, więc to nie był pociąg. Czarny bizon poruszał się bardzo szybko, ale był tylko jeden. Reno nie bał się jednego czarnego bizona z dużym błyszczącym okiem. Przecież obejdzie Reno. Zawsze tak robiły, chyba że było ich tak dużo, że trzeba było zejść im z drogi. Reno wszedł śmiało na twardą powierzchnię drogi. Czarny bizon uderzył w niego, jak spadający w dół głaz, i Reno nie czuł nic więcej jak tylko ból na bardzo długi czas.
Tłumaczenie: panda68
~7~
Rozdział 2
Foxxe wcisnął hamulec o sekundę za późno. Mały, żółtawobrunatny kojot dostał się pod koła. Navigator był dużą, ciężką maszyną, więc nawet najlepsze hamulce na świecie nie mogły oprzeć się siłom bezwładności. Głuchy odgłos był ledwie słyszalny na sekundy przedtem zanim SUV się zatrzymał. Andy krzyknął nieskładnie tuż zanim uderzył w deskę rozdzielczą i ześliznął się na podłogę, zaciskając kurczowo ręce na swojej cennej kamerze. Ciało Wayne uderzyło od tyłu w fotel Foxxe'a. Wayne burknął. - Co, do diabła? – Łapał gorączkowo i daremnie plik swoich papierów, które zsunęły się na podłogę albo wyleciały w powietrze zasypując Andiego. Foxxe nie zainteresował się nawet, by sprawdzić, czy któryś z jego przyjaciół nie ucierpiał. Zatrzymał się i gwałtownie otworzył drzwi. Wyskoczył z samochodu i obiegł samochód. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, było futro i krew na jego przednim zderzaku. Chociaż krew nie była mu obca, Foxxe się skrzywił. Zaczął szukać ciała, mając zamiar przynajmniej usunąć je z drogi, żeby jeszcze bardziej nie ucierpiało rozjechane przez następne samochody. Zaintrygowany, Foxxe wzdrygnął się na oślepiający błysk słońca w swoich oczach, ale we wczesnym świetle poranka nie był pewien. Tego, czy poniżej przedniego zderzaka, rzeczywiście zobaczył słaby ruch. - Do diabła! Ten kojot żyje! Jedno jasnobrązowe oko zamrugało na niego. Cichy jęk doszedł z miejsca, gdzie leżał kojot, ale jego noga wykręcona była pod dziwnym kątem. Foxxe zachował na tyle zdrowego rozsądku, żeby nie wyciągnąć ręki i nie pogłaskać rannego kojota, ale pociągnął za koniec ogona wystającego spod samochodu. Czuł się okropnie, że nie włożył okularów słonecznych jak tylko wzeszło słońce, wiedząc, że zostanie oślepiony. Psychicznie kopnął sam siebie. - Trzymaj się, malutki. Zastanówmy się, gdzie możemy znaleźć ci miejsce, w którym cię połatają, okej? ~8~
I tak jakby kojot go zrozumiał, westchnął, jęknął i zamknął swoje oczy. Andy, z kamerą na ramieniu, wyszedł zza samochodu od strony pasażera. Kroki Wayne doszły do Foxxe’a zza jego pleców. - Uderzyliśmy w kojota? O, rany! One są zagrożone czy coś? – Foxxe niemal słyszał w jego głosie, jak już kombinuje, jak przedstawić odpowiednie argumenty Itchy’emu i Twitchy’emu. - Nie, nie są zagrożone. Tak naprawdę, te zwierzaki coraz bardziej stają się częścią naszych miast, i sprawiają coraz większe kłopoty. Krzyżują się nawet z domowymi psami. – Foxxe ponownie pogłaskał koniec ogona kojota, jakby na przeprosiny. – O etykę będziemy martwić się później. W tej chwili, wszystko, co wiem to, że zadałem ból dzikiemu zwierzęciu przez moją własną nieostrożność. Mam zamiar go zabrać, dostarczyć do weterynarza i wyleczyć. – Foxxe wstał i spojrzał na Wayne, wykorzystując całe swoje metr dziewięćdziesiąt wzrostu by go zastraszyć. – Łap ten swój wymyślny telefon i znajdź najbliższego weterynarza. Musi jakiś być w pobliżu. To kraj z ranczami bydła. Oczy Wayne były ogromne, ale całkiem nieźle poradził sobie z urządzeniem w swojej ręce. W sekundzie znalazł adres i kierunek, które wysłał do GPS-a Foxxe'a. - Zrobione. Klinika doktora Baedera będzie już czynna zanim tam dotrzemy. Przesłałem mu wiadomość przez ich serwis internetowy, żeby na nas czekali, i zaznaczyłem czerwoną flagą, jako nagły wypadek. - Może spróbujemy go stamtąd wyciągnąć? – Obiektyw kamery Andiego zniżył się pod samochód Foxxe'a i skierował na małego kojota. Kojot otworzył oczy i powąchał kamerę z osobliwym zainteresowaniem, a potem przechylił głowę na bok, jakby był ogromnie zdziwiony tym, czy była ta szumiąca czarna rzecz. Wayne bardziej się pochylił, by lepiej się przyjrzeć, ale został poza obrazem kamery. - Słodziutki. Trzeba mu nadać jakąś osobowość. Masz to na filmie, Andy? - Tak. Oczywiście. – Głos Andy brzmiał na urażony, tak jakby Wayne obraził jego umiejętności, jako kamerzysty. Foxxe odwrócił się do kojota i uklęknął, znajdując się twarzą w twarz ze swoim mimowolny gościem. ~9~
- Okej, malutki. Przepraszam, że mój samochód w ciebie uderzył, ale nie mamy sprzętu, żeby zaopiekować się tobą w drodze. Powinieneś być bezpieczny przez całą drogę, jadąc z nami do weterynarza, do którego cię zawieziemy i gdzie otrzymasz pomoc. Miej do nas cierpliwość, okej? Tym razem, ogon słabo machnął, a duże brązowe oczy mrugnęły z tym, co Foxxe mógłby nazwać inteligencją i zrozumieniem. Gdyby to był film rysunkowy, nad jego głowa ukazałby się balonik z napisem, Okej. - Do diabła, jeśli nie jesteś najbystrzejszym kojotem, jakiego kiedykolwiek widziałem. W taki razie okej. – Foxxe wstał i otrzepał ręce. Foxxe znalazł brezent i ostrożnie podsunął pod ciało kojota, tak aby z łatwością mógł go przenieść. Pomimo brzydkiego złamania na jego nodze, kojot pozwolił położyć się na brezent, wyciągnąć spod auta i zanieść na tył SUV-a Foxxe'a, tak jakby naprawdę rozumiał, co się dzieje. Foxxe narzucił ciepły wełniany koc na swoją ofiarę i poklepał jego głowę tak, jakby był psem, niemal spodziewając się, że zostanie ugryziony. Czuł się naprawdę winny, tym bardziej, że zwierzak pozwolił się bez sprzeciwów przenosić. Jak tylko zapewnił kojotowi wygodę, zamknął tylne drzwi. - Ruszajmy i ocalmy naszego kojota. – Pomaszerował z powrotem na miejsce kierowcy, wskoczył do środka i włożył okulary słoneczne. – Jedźmy. Andy i Wayne wsiedli z powrotem na swoje miejsca i zapięli pasy. Kiedy tak płynęli po drodze, tak szybko jak pozwalały ograniczenia prędkości, Andy pomógł Wayne’owi uporządkować jego papiery. Kilka z nich było pogniecionych, ale w tej chwili można było to zignorować. Foxxe skoncentrował się na drodze, ale jego uszy były wytężone na każdy jęk, czy skowyt kojota, który wskazywałby na jakikolwiek problem. Został całkowicie oczarowany przez ich gościa, jego żołądek był ściśnięty, i miał nadzieję, że nie wywołał jeszcze gorszych urazów przez przeniesienie kojota. GPS wskazywał każdy skręt i już niedługo wjechali na drogę prowadzącą do czegoś, co wyglądało jak stare ranczo ze stodołami i zabudowaniami gospodarczymi. Jeden mężczyzna, ubrany w dżinsy i flanelową koszulę, pomachał do nich. U jego stóp stały dwa pudła. Jedno najwyraźniej było skrzynką na narzędzia, a drugie czerwono-białe rodzajem apteczki.
~ 10 ~
Foxxe podjechał do mężczyzny. Przypuszczał, kim był ten gruby facet, zwłaszcza kiedy weterynarz zaczekał tylko do zgaszenia silnika zanim otworzył tylne drzwi, by zbadać pacjenta. Przez ten czas, Foxxe odpiął pas i wysiadł, a weterynarz już rozmawiał z kojotem swoim przyjaznym głosem, którego większość doświadczonych lekarzy zdołała opanować. - Cóż, malutki. Napytałeś sobie biedy, prawda? Pozwól, że ci pomogę. – Weterynarz odwrócił się i pogrzebał w czerwonym pudełku. – Chyba dam ci coś na drzemkę zanim skończymy, jeśli pozwolisz. Nie ma sensu, żebyś czuł jakikolwiek ból albo się denerwował, nieprawdaż? Foxxe stanął obok weterynarza. - To ukłuję cię na chwilkę, tak, jakby użądliła cię pszczoła, a to naprawdę pomoże ci w bólu. Proszę, zaufaj mi. Wolałbym, żebyś się nie denerwował i nas nie pogryzł ze strachu na ten cały nowy i dziwny sprzęt. – Wyciągnął rękę i pogłaskał koniec ogona, za co dostał kolejne słabe drgnięcie puszystego koniuszka. – Będę tuż przy tobie, dobrze? Po prostu zamknij oczy i śpij. Kojot położył się z powrotem i zamknął oczy, jednak gdy igła weszła w jego ciało zaskomlał. Pozostał jednak nieruchomy i czekał. Stopniowo, lek zaczynał działać, dopóki całe jego ciało nie opadło bezwładnie. Weterynarz powtórzył westchnienie ulgi Foxxe'a. - Ale bystry zwierzak. Chociaż nie powinienem być zaskoczony. Kojoty w tutejszej okolicy są cholernie mądre i robią rzeczy, które byś nie pomyślał, że mogą robić. Zwykle są wielki utrapieniem dla lokalnych ranczerów. Ale, jakiś rok temu, wszystko nagle się skończyło. Nigdy nie dowiedzieliśmy się dlaczego. Jednak nikt nie narzeka. – Pochylił się po skrzynkę na narzędzia. – Okej, zabierzmy go stąd. Weterynarz i Foxxe wyciągnęli kojota z SUV-a i na małych noszach w mgnieniu oka zanieśli go do mieszkania. Foxxe ledwie zauważał Andiego, który wszystko filmował na taśmę. Przecież, to było właśnie to, co Andy robił, a Foxxe było przyzwyczajony do tego, że Andy wszystko kręci, począwszy od wschodu słońca, aż po lot ptaków. Wayne oddalił się do centrum handlowego, widocznego mniej niż kilometr od drogi, wciąż rozmawiając przez swoją komórkę, albo wbijając dane do tej cholernej rzeczy. Foxxe mógłby przysiąc, że gdyby Wayne zgubił to fioletowe pudełko, jego życie by się skończyło. Wayne nie potrafił działać bez telefonu w swojej ręce. Było on taką samą jego częścią, jak kamera Andiego dla kamerzysty. ~ 11 ~
Weterynarz zaprowadził Foxxe’a na tyły, do znacznie większej niż mogła być potrzebna sali operacyjnej. Na gest weterynarza, Foxxe położył śpiącego kojota na stole i czekał na następne polecenia weterynarza. Zrobili prześwietlenie, nie znajdując żadnych złamań, a potem Foxxe stał z boku i patrzył, jak zwierzak ma zakładane kilka szwów na jego nogę, zad i pysk. Wayne wrócił i wcisnął do ręki Foxxe'a czerwony kubek z kawą. Był tak rozpoznawalny w show, że fani wykupili całą ich produkcję w dwa tygodnie. Wodoodporny, nierozlewający się i, do diabła, prawie nietłukący się, był tak wszechobecny podczas wypraw Foxxe'a, jak jego szwajcarski scyzoryk. Foxxe mógł ucałować za to swojego producenta. Kawa, eliksir życia. Pił, delektując się każdą kroplą. Prawie mógł czuć, jak kofeina zwiększa obroty jego systemu. Weterynarz uśmiechnął się do Foxxe’a. - Tylko kilka ran i stłuczeń. Nic, co nie zniknie w ciągu kilku tygodni. Jest małym szczęściarzem. Użyłem takich szwów, które same rozpuszczą się po jakimś czasie, więc nie będzie musiał wracać. Jak tylko się obudzi, podbiję panu oglądalność i pozwolę wypuścić na wolność, Panie Wylder. To będzie miły obrazek w twoim show. Foxxe uniósł brew zaskoczony przyjemnością. Nawet po dwóch sezonach i teraz będąc w trzecim, wciąż nie przywykł do bycia rozpoznanym. Wyciągnął rękę i przyjął serdeczny uścisk dłoni. - Nie sądziłem, że ktoś mnie rozpozna bez brudu na mojej twarzy i w nieprzylegających ubraniach, ponieważ właśnie wykonywałem kolejne zadanie. Dzięki. Doktor Baeder się uśmiechnął. - Moja żona dostaje palpitacji za każdym razem, jak zdejmujesz koszulę, ale to ja czerpię z tego korzyści. Idź rozliczyć się z moim pracownikiem od frontu. Mam konia z kolką do wyleczenia. Ponownie. Foxxe się roześmiał. - Nie omieszkam zdjąć dla niej mojej koszuli, co najmniej raz, gdy będziemy kręcić w Yellowstone. Powiedz jej, żeby miała oczy otwarte. – Klepnął Wayne’a w plecy. – Chodźmy, Szefie. Mamy show do zrobienia. Wayne się nie ruszył. Wpatrywał się w weterynarza, a potem wolno obrócił głowę, żeby przypatrzeć się małemu kojotowi śpiącemu spokojnie na stole. Jego szczęka przylgnęła do jego piersi, jakby ktoś właśnie uderzył go w tył głowy. ~ 12 ~
Foxxe pomachał ręką przed twarzą Wayne’a. - Hej, śpiąca królewno. Obudź się. Możemy iść spotkać się z doktorem Gleasonem i wrócić tu za godzinę lub dwie, by odebrać kojota. Chodźmy. Na twarzy Wayne’a powoli ukazał się pełen samozadowolenia uśmiech. Taki, który nie wróżył nic dobrego dla Foxxe’a. Wayne, który nawet nie posiadał kota, ponieważ był uczulony na futro, podszedł bliżej i pogłaskał nieświadomego kojota. - To jest to. Nasz finałowy odcinek sezonu. – Chwycił Foxxe'a za ramię i podbiegł do drzwi, ciągnąc Foxxe przed front kliniki. – Chodź, na co czekasz?
Tłumaczenie: panda68
~ 13 ~
Rozdział 3
Reno budził się wolno, jego całe ciało było sztywne od leżenia w jednej pozycji, nie wspominając o znamiennym bólu stłuczeń. Leżał na tkaninie, podobnej do ludzkiego ubrania, ale miało zapach innych zwierząt. Był w metalowym pudle z błyszczącymi prętami. Co mu się stało? Powoli, wracała pamięć. Duża czarna rzecz uderzyła go z siłą głazu spadającego z ogromnej wysokości. Pamiętał ból i zmieszanie zanim uklęknął przed nim mężczyzna. Mężczyzna bardzo ładny w wyglądzie. Jego włosy były bardzo krótkie, w ślicznym brązowym kolorze, który u każdej futrzastej osoby wywołałby dumę z jego posiadania – mocne, ale nie uciążliwe. Miał również ciemne oczy, takie jak Reno. To też było dobre. Te oczy sprawiły, że Reno poczuł się śmiesznie w dołku. Ale najlepszy z tego wszystkiego był głos mężczyzny. Mówił do Reno miękkim, zaniepokojonym tonem. Reno zgodziłby się na wszystko, co ten mężczyzna by chciał, chociaż jego prośby przeważnie były rozsądne do wyjaśnienia. Nawet ukłucie nie było takie bardzo złe, a ulga od bólu była mile widziana. Reno był poraniony i poturbowany w ten sposób tylko jeden raz, a on nie chciał pozostać w tym dyskomforcie przez tydzień, tak jak przedtem. Teraz czuł się sztywny, trochę obolały, a niektóre miejsca na jego ciele leżały niewygodnie, ale mógł się poruszać, gdyby musiał. To było dobre, bardzo dobre. Uszy Reno się uniosły. Ktoś w pobliżu oddychał. Ktoś ludzki. Jedno pociągnięcie nosem powiedziało Reno, że to był ten człowiek, który tak miło do niego przemawiał. Nazywali go Foxxe. Chociaż nie wyglądał jak jeden z rodziny lisów. One często miały bardzo ostre rysy i jasne, rozbiegane oczy. Ten Foxxe siedział na podłodze, oparty o klatkę Reno, od czasu do czasu pijąc coś podobnego do jedzenia z czerwonej ludzkiej rzeczy. Jeff też miał taką ludzką rzecz, która nazywała się kubkiem. Nawet to, co Foxxe pił, miało podobny zapach do tego, co pił Jeff. Reno poruszył się wolno i ostrożnie, dopóki nie stanął. Jedna noga była pokryta białą tkaniną. Nie przeszkadzało mu to, więc zostawił. Chciał nauczyć się czegoś więcej o ludzkich rzeczach, więc to zniesie. Natomiast nie podobał mu się stożek wokół jego szyi, ~ 14 ~
który miał uniemożliwić mu drapanie swędzenia albo dostanie się do jedzenia. Tego nie mógł już znieść. Kojot musiał jeść i skubać pchły od czasu do czasu. Może Foxxe da się przekonać, by usunął twardy stożek z szyi. Reno wyciągnął ostrożnie szyję, tak żeby nie dotknąć człowieka twardym stożkiem na szyi. Chciał tylko powąchać i zaciągnąć się zapachem tego człowieka, by zapamiętać go w swoim umyśle. A nosami obwąchają się z człowiekiem później. Teraz, to był czas na poznanie jego zapachu. Reno powąchał ostrożnie. To było interesujące, bo człowiek pachniał wieloma rzeczami. Niektóre łatwo było rozpoznać, jak naturalny zapach ciała i aromat jedzenia utrzymujący się na jego ubraniu. Inne rzeczy były mniej rozpoznawalne. I potrzebowały jeszcze jednego zaciągnięcia się. Reno wsunął nos we włosy człowieka i zaciągnął się mocniej. Człowiek sapnął i odskoczył od klatki. Jego serce waliło jak młot, jak u królika, który wie, że kojot wybrał go sobie na posiłek. Okręcił się, by spojrzeć na Reno. Reno także odskoczył, ale w drugą stronę, jak tylko człowiek Foxxe się poruszył. Wcisnął się w odległy kąt metalowego pudła, w którym był nieszczęśliwy, bo nie miał gdzie uciec. Teraz wiedział, jak czuły się króliki, i mu się to nie podobało. Jego uszy położyły się na głowie, a ogon podkulił pod ciało. Człowiek Foxxe przyłożył rękę do swojej piersi. Jego serce zwolniło bicie, a potem wziął kolejnego łyka z czerwonego kubka. - Wow, ale mnie wystraszyłeś, malutki. Obudziłeś się szybciej niż weterynarz myślał. Reno wystraszył człowieka? Interesujące. W taki razie wystraszyli siebie nawzajem. Teraz uszy Reno stanęły. Wyszedł ostrożnie ze swojego kąta. Może mógłby jakoś pokazać, że chce zdjąć tą twardą rzecz z szyi. Poczuł swędzenie tuż za swoim lewym uchem i potrzebował dobrego drapania. Usiadł i spróbował to zrobić, ale jego tylna noga nie mogła dostać się za tą twardą rzecz. Reno był bardzo sfrustrowany, a jego ucho drżało z potrzeby dobrego drapania nogą. - Ach, swędzi cię ucho? Przykro mi, mój przyjacielu. Podrapię cię tam za ciebie, ale obawiam się, że możesz mnie ugryźć. – Mimo tego człowiek wyciągnął rękę. Pełen nadziei, że to znaczy, iż twarda rzecz zniknie z jego szyi, Reno przysunął się do prętów metalowego pudła, tak żeby człowiek mógł zdjąć tę rzecz. Zamiast tego, człowiek użył swoich palców, by podrapać go za drażniącym go uchem, uspokajając swędzenie. Tak naprawdę, to jego drapanie było tak cudownie dobre, ~ 15 ~
że noga Reno naśladowała drapanie w pełnym radości porozumieniu. Reno aż pochylił się błogo od tego drapania. Gdyby jednak nie udało mu się przekazać swojej prośby, tak żeby jak najszybciej mógł wyjść z pudła i znaleźć się z powrotem w lesie, zmieni się i usunie ją sam, zanim to go udusi. Wszystko, co musiał zrobić, to dać mu znać, żeby wypuścił go z pudła, prawda? Człowiek Foxxe wydał dźwięk, który był prawie szczekaniem, ale nie całkiem. Jeff wydawał podobny dźwięk i nazywał to śmiechem. Wyjaśnił Reno, że ludzie nie mają szczęśliwych ogonów, więc ten dźwięk jest ich szczęśliwym ogonem. Biedactwa musiały wydawać dźwięki, żeby wyrażać swoje uczucia. Naprawdę żałosne, ale nie wszystkie istoty miały to szczęście, żeby być kojotem. - Hej, naprawdę przykro mi za ten stożek. Weterynarz mówi, że musisz nosić go tylko jeden dzień, a kiedy już cię uwolnimy, mam magiczny klucz, który pozwoli zdjąć go w ciągu sekundy. Po prostu nie chcemy, żebyś zaczął żuł swój bandaż, bo za dzień lub dwa lepiej się zagoi. Oh. Cóż, to miało sens, szczególnie od chwili, gdy Wielka Tajemnica wymagała, aby ludzie, którzy nie byli Braćmi, nigdy nie dowiedzieli się, że istnieje rodzaj zmiennych. Oni myśleli, że był na tyle głupi, by żuć te dziwne rzeczy, które miały pomóc mu się wyleczyć. Reno po prostu musiał być cierpliwy, nieważne jak wielką czuł niewygodę. Wielka Tajemnica nie może nigdy zostać wyjawiona, bez względu na to jak mili wydawali się ludzie. Chociaż, były wyjątki wśród ludzkich partnerów kojotów. Partnerzy byli częścią sfory i prawie Braćmi. Zmienny ptaka Lee i kojot Will właśnie się sparowali i zamieszkali razem w wielkim legowisku Lee – jakie to było słowo na ludzkie legowisko? Reno nie mógł sobie przypomnieć. Foxxe wstał i obnażył swoje zęby, co Reno zapamiętał, jako inny szczęśliwy ogon dla ludzi. Podrapał ucho Reno jeszcze raz. - Okej, ponieważ już nie śpisz, muszę zastanowić się jak cię przenieść. Ale jak mam cię przekonać do wejścia w to, żebyśmy mogli pojechać do Yellowstone i spotkać się z doktorem Gleasonem, nie mam zielonego pojęcia. – Przeszedł przez pokój i podniósł inne pudło, które nie było metalowe, ale dość podobne do metalowego legowiska, które było znane Reno. Reno postawił uszy. To Foxxe znał przewodnika stada? Co za dobre wieści! Jak tylko przewodnik stada zobaczy Reno, może coś da się zrobić. Foxxe przyniósł pudło, mała dziura legowiska była otwarta i kusząca. ~ 16 ~
- No dobra, kolego. Jeśli przystawię to do twoich drzwi, to zastanawiam się, czy będziesz na tyle ciekawy, żeby tam wejść. – Przysunął nowe pudło bliżej. Reno postanowił być ostrożny, ale był też wystarczająco ciekawy, by zbadać nowe pudło. Obwąchał je rozważnie i wolno wszedł do środka. Nie pachniało straszne, jednak utrzymywał się w nim zapach przestraszonego moczu innych zwierząt. I wtedy Reno zrozumiał. To było pudło-legowisko, którym ludzie pomagali zwierzętom przenosić się z jednego miejsca do innego! To było takie pudło, jakiego używali, by przewozić wilki z powrotem do Yellowstone. Był wtedy szczenięciem, ale to pamiętał. Dużo wtedy świętowali, kiedy wilki wróciły. Rodzina zmiennych chroniła troskliwie wilki, ponieważ wiedzieli, że wilki pomogą utrzymywać równowagę w Yellowstone. Jak tylko Reno znalazł się cały w pudle, Foxxe przesunął małe metalowe pręty i zamknął Reno w środku z westchnieniem. - Przepraszam, że musiałem cię oszukać, mój przyjacielu. Mam nadzieję, że się nie przestraszysz, kiedy będę niósł ten transporter do samochodu. Już zapłaciłem za opiekę nad tobą. Wszystko, co musimy zrobić, to stąd wyjść. Reno nawet się nie zdziwił. Obwąchał miękką rzecz włożoną na dnie pudła dla jego wygody, a potem się położył. Tak jak się spodziewał, Foxxe podniósł pudło i wyniósł go. Reno się tym nie przejął. Nie mógł dużo zobaczyć, więc nie było sensu się denerwować. Szli do przewodnika stada i to było dobre, nawet jeśli znalazł się z powrotem we wnętrzu tego dużego metalowego bizona, który go zranił. To był ten samochód, o którym wspomniał Foxxe? Prawdopodobnie. Nawet dudnienie i ruch szybko stały się znajome, a Reno zdrzemnął się podczas jazdy, czekając. Dość wcześnie, ogromny samochód się zatrzymał i ucichł. Foxxe wystawił pudło z Reno na zewnątrz i postawiał na ziemi. - Poczekaj tutaj, malutki. Zobaczę, czy nikt nie będzie miał nic przeciwko temu, jak wniosę cię do środka. Reno wiedział, że przywódca sfory Jeff często zostawał w jednym ze strażniczych domków. To musiało być jedno z tych miejsc. Zastanawiał się, czy Rody gdzieś tu był, i wydał krótkie szczeknięcie na powitanie. Przy odrobinie szczęścia, gdyby Rody usłyszał, to przyjdzie z wizytą. Faktycznie, wkrótce pojawiła się niewielka smuga złotego futra blisko szopy. Rody biegł do przodu, obwąchać się nosami z Reno i posłać mu szczęśliwy ogon.
~ 17 ~
Reno było bardzo zadowolony, że widzi Rodiego, i mieli kilka chwil na obwąchanie się i szczeknięcia. Rody zaczął się zmieniać, ale nagle obydwaj usłyszeli ludzkie głosy. Nie było czasu, żeby Rody się ukrył, więc w ogóle nie próbował. Po prostu został w postaci kojota. Tak naprawdę, to obrócił się i zaczął machać ogonem, kiedy przywódca sfory Jeff podszedł z Foxxem i innymi ludźmi. Jeff pokazał swoje obnażone zęby w ten ludzki sposób szczęśliwego ogona. - Jak tam, Rody. Znalazłeś sobie przyjaciela? – A potem lepiej przypatrzył się Reno. – Reno! Co ty tu robisz? Foxxe spojrzał na Jeffa, jakby stracił rozum. - Znasz moją małą ofiarę? Jeff uklęknął i wsunął palce między pręty, żeby dać Reno prztyczka w nos. - Tak, trochę. Jego sfora żyje na obszarze, gdzie mam kilka sejsmicznych czujników do monitorowania działalności wulkanicznej. Często Reno dotrzymywał mi towarzystwa. Szczęka Foxxe'a przesunęła się z boku na bok, i nawet ktoś, tak nieznający się na ludziach, jak Reno, mógł wyczuć, że Foxxe chciał zadać wiele pytań, ale nie wiedział jak. Jeff wydawał się wiedzieć, jakie wrażenie wywołuje na ludziach. Nawet mrugnął do Reno, jakby włączał Reno do tego żartu. W końcu, Foxxe odchrząknął. Wskazał na Rodiego. - A ten, kogo jest? Rody trącił Jeffa nosem. W języku kojotów oznaczało to, że zatwierdzał Jeffa, jako swojego partnera. Oczywiście, żaden człowiek, taki jak Foxxe, tego nie wiedział. Jeff przytulił Rodiego i pogłaskał jego futro. - To jest Rody. On postanowił zamieszkać ze mną. Reno przełknął ukłucie zazdrości. Pragnął takiego życia ze swoim partnerem. Nie z przywódcą sfory, tylko z partnerem. Męskim partnerem. Nie był w tym jedyny. Foxxe westchnął. - Człowieku, on naprawdę cię kocha, prawda? To jest dzikie zwierzę, które postanowiło oddać swoją wolność za możliwość bycia z tobą. To jest super. ~ 18 ~
Niski człowiek, który najwyraźniej należał do grupy Foxxe'a, zrobił krok w przód. - Czy przypadkiem nie mówiłeś, że wiesz, gdzie ten mały kojot, którego nazwałeś Reno, przynależy? Czy czasami nie jest to obszar, o którym dyskutowaliśmy, że będziemy tam kręcić show? Jeff spojrzał na Reno, który podkulił ogon pod swoje ciało na samą myśl o powrocie do domu. Jeff zmarszczył brwi i nawet Rody wyglądał na zdziwionego. - Nie jestem pewny, jak daleko sięgają granice jego sfory. Poza tym, Reno zostawił swoją sforę z ważnej przyczyny. One zwykle tego nie robią. Sfora jest wszystkim dla kojota. – Potarł brodę dłonią. – To jest bardzo dziwne. Muszę nad tym pomyśleć. – Usiadł na wprost klatki Reno. – Zamierzam zrobić coś strasznie po indiańsku i… hm… porozmawiać o tym z Reno. – Obnażył zęby na innych mężczyzn. – Nie, proszę nie filmujcie tego. Starcie kulturowe. Proszę odejdźcie. Niski człowiek wzruszył ramionami, tak samo jak człowiek z warkoczącą rzeczą. Niski człowiek wyglądał na zupełnie zakłopotanego. - Pewnie. Wejdziemy do środka i przestudiujemy tę mapę, którą nam pokazałeś. Chodźmy, Foxxe. Foxxe spojrzał na Reno. - Bądź grzeczny, okej, Reno? Proszę nie ucieknij. – Wstał i odsunął się wolno, często oglądając się na miejsce, gdzie siedział przywódca sfory, wpatrujący się w Reno. Rody kręcił się niespokojnie przy kolanie Jeffa i zamachał ogonem, gdy drzwi od chaty zamknęły się stanowczo. Usiadł przodem do ludzkiego legowiska, najwyraźniej przydzielając sobie zadanie obserwowania ludzi. Kiedy ludzie nie mogli już ich zobaczyć zza czarnego samochodu, Jeff obrócił się do Reno. - A teraz, powiedz mi, co się dzieje?
Tłumaczenie: panda68
~ 19 ~
Rozdział 4 Reno spłaszczył swoje uszy i zwiesił głowę. Jak mógłby w pełni odpowiedzieć z tym sztywnym kołnierzykiem, wbijającym mu się w szyję, i w pudle tak małym, że jego ludzkie ciało zostałoby zgniecione, gdyby się zmienił? Ponadto, nie miał pewności jak odpowiedzieć. Jeff łatwo odczytał mowę jego ciała. Wyciągnął rękę, otworzył drzwiczki pudła i poczekał aż Reno nie wyszedł ze środka. - Hej, wszystko w porządku. Wiem, że prawdopodobnie mógłbyś się zmienić i zdjąć ten kołnierzyk ze swojej szyi zanim się udusisz, ale dlaczego masz ryzykować? – Człowiek rzucił okiem nad swoim ramieniem na Rodiego. Rody uderzył swoim ogonem na sygnał, że wszystko w porządku, i kontynuował swój obowiązek. Reno opadł ciężko na zad na ziemię, żeby skonsultować się z przywódcą stada, najlepiej jak mógł, pomimo utrudnień. Jeff był mądry, zarówno w stosunku do ludzi, jak i kojotów. Jeff westchnął. - Przykro mi, że nie możemy porozumieć się słowami, mój przyjacielu. Na szczęście, moje kolejne pytanie wymaga prostego tak albo nie. Jednak, najpierw musisz wiedzieć kilka rzeczy zanim podejmiesz decyzję. – Na chwilę zerknął przez swoje ramię. Reno czekał. Dobre informacje są zawsze ważne. Jeff poruszył się i usiadł w tej dziwnej pozycji skrzyżowanych nóg, jaką używali Bracia. - Wiesz, czym jest telewizja, Reno? Po głębokim namyśle, Reno potrząsnął swoją głową. Jeff kiwnął swoją.
~ 20 ~
- Tak myślałem. – Zastanawiał się przez chwilę. – Ale wiesz, jak księżyc wydaje się pomagać podczas niektórych nocy, że patrzysz na niego i sprawia, że czujesz się dobrze? Jak czasami ładnie brzmi słuchanie szemrzącego potoku po kamieni? Nawet Rody uniósł ucho, jakby zainteresowany tym, co jego partner próbuje powiedzieć na ten nowym temat. Reno kiwnął głową jeszcze raz. Tak, te sprawy były dobre i fajnie było je robić. Uwielbiał słuchać i patrzeć na ładne rzeczy. Mimowolnie, jego spojrzenie pobiegło do chaty strażnika, gdzie czekał Foxxe. Tak. Foxxe też był ładny. - Foxxe i jego przyjaciele robią ładne rzeczy dla ludzi, żeby mogli sobie popatrzeć. To się nazywa telewizyjne show. – Jeff uśmiechnął się do Reno. – Tak, Foxxe też jest ładny i ludzie lubią na niego patrzeć. On jest, jak to nazywają, gwiazdą. Reno popatrzył w górę, chociaż świeciło słońce. Gwiazdy były tam w górze, nie na ziemia. Przekrzywił swoją głowę na jedną stronę, próbując zrozumieć, jak człowiek może być błyszczącym punktem na wieczornym niebie. Teraz przywódca stada zachichotał. - Nieważne. Sęk w tym, że oni chcą byś był częścią ich telewizyjnego show. Opiekowanie się dzikimi istotami sprawia, że niektórzy ludzie czują się bardzo dobrze. Foxxe zaopiekował się tobą, a teraz chce zabrać cię z powrotem tam, gdzie należysz, ponieważ robienie tego uszczęśliwia wielu ludzi. Ale co z Foxxem? Czy zwrócenie Reno jego sforze sprawi, że ten człowiek będzie szczęśliwy? Reno zwiesił głowę. Nie chciał wracać do sfory. Chciał żyć wśród ludzi. Dokładniej, chciał zostać z Foxxem. - Więc teraz muszę zadać ci moje pytanie. – Ciemne oczy Jeffa były bardzo poważne. – Czy chcesz wrócić do swojego stada? – Kiwnął mądrze głową, gdy Reno gwałtownie potrząsnął swoją, tam i z powrotem. – Tak myślałem. Jeszcze raz, spojrzenie Reno prześliznęło się w stronę chaty. Łagodnie, głos Jeffa przeniknął jego rozproszenie. - Chcesz zostać z Foxxem, prawda, Reno? Reno kiwnął głową bez odrywania oczu od tego, gdzie naprawdę chciał być. Chciał rozpaczliwie być z Foxxem, ale nie potrafił wyjaśnić dlaczego. Po prostu chciał. Nagle Jeff się pochylił i postukał w klatkę, żeby zwrócić uwagę Reno. ~ 21 ~
- Przypomnę ci tylko, że jak cię ponownie wypuszczą, możesz robić, co tylko chcesz. – Uśmiechnął się w stronę chaty. – Foxxe ma niebezpieczną pracę. Może potrzebuje dzikiego, jako przyjaciela… a może czegoś więcej? – Z tą niezwykłą sugestią, Jeff wstał. – Przypuszczam, że musisz iść w krzaczki, albo co. Rody może zostać z tobą. Przyjdźcie pod drzwi, jak skończycie, a w środku będzie na was czekał smaczny posiłek. Reno pognał w krzaki, a Rody deptał mu po piętach. Kiedy Reno się opróżnił, on i Rody pobaraszkowali trochę, żeby rozruszać posiniaczone mięśnie Reno. Chociaż jedna zabandażowana noga utrudniała mu ruchy, to jednak Reno nie czuł bólu. Jednak już wkrótce, oba kojoty pokłusowały tuż obok siebie do drzwi. Rody potrafił przyciągać uwagę Jeffa. Stanął na swoich tylnych nogach i zaczął skrobać w drzwi tak, jak grizzly drapie pazurami o drzewo. Wtedy Rody otrząsnął się, zrzucając ze swojego futra trochę sypkiego piasku, w którym tarzał się podczas zabawy. Gdy Reno tak podziwiał bezproblemową integrację Rodiego z życiem swojego ludzkiego partnera, sztuczka z drzwiami wyniosła go na wyższą gałąź społecznego drzewa. Reno zaczął naśladować skrobanie przyjaciela, przypuszczając, że w ten sposób lepiej się zaprezentuje ludzkiej kompanii. Więc zaczął skrobać mocniej. Jeff otworzył drzwi. - Wchodźcie, dżentelmeni. Zostawiłem dla was jedzenie w kuchni. Najwyraźniej Rody wiedział, czym była kuchnia, i puścił się kłusem po błyszczącej rzeczy na podłodze, która bardzo dobrze pachniała. Chata składała się z jednego dużego pokoju, z wieloma rzeczami, które poprzedzielane były różnymi nakryciami na podłodze. Kuchnia nie miała żadnej tkaniny na podłodze, tylko śliskie zwykłe drewno. Foxxe i jego przyjaciele wpatrywali się w Reno. Foxxe było jedynym, który zamknął swoje usta, i zdołał coś powiedzieć. - Wypuściłeś go z transportera, a on wrócił! Jeff się zaśmiał. - Reno i Rody się przyjaźnią. Dlatego pałętają się jeden z drugim. Mogę zagwarantować, że Reno nie ucieknie, chyba że dasz mu wystarczający powód. Reno zastanawiał się, czy podejść do Foxxe’a, czy do jedzenia. Ale jedzenie było w tej chwili ważniejsze. Będzie z Foxxem w chacie, a Foxxe nie wyjdzie z chaty bez Reno, bez jego wiedzy. Tak więc, kiedy zauważył kolejną błyszcząca rzecz na podłodze koło Rodiego, Reno przypuścił, że to jest jego jedzenie. Powąchał to. Bizon? Szczęśliwy ogon ~ 22 ~
Reno wprawił w drganie jego kręgosłup, tak to przyprawiło go o dreszczyk emocji. Pochylił pysk nad błyszczącą rzeczą i rozkoszował się najlepszymi kęsami bizona, jakiego jadł w tym sezonie. Błyszcząca rzecz była wystarczyła głęboka, by kołnierzyk na szyi nie przeszkadzał w dostaniu się do jedzenia, i Reno był za to bardzo wdzięczny. Oczywiście, Rody pierwszy skończył swojego bizona. Podbiegł do miejsca, gdzie siedzieli ludzie, na drewnianych rzeczach przykrytych skórami albo tkaniną, i rozłożył się wygodnie na podłodze obok swojego partnera. Reno szybko dokończył swojego bizona, odkrył kolejną rzecz na podłodze z wodą, wyglądającą jak bardzo małe zagłębienie z kałużą deszczu. Pił z tej rzeczy tak długo, dopóki nie zaspokoił swojego pragnienia. Jego żołądek był tak pełny, że przydreptał i powtórzył pozę Rodiego. Z wyjątkiem jednej rzeczy, którą zrobił inaczej. Reno wykorzystał stopę Foxxe'a, jako poduszkę. Ziewnął i beknął głośno. Foxxe roześmiał się i powoli wyciągnął rękę, żeby podrapać Reno za uchem. - Jeff, mogę usunąć ten kołnierz z szyi Reno? Nie sądzę, żeby zaczął żuć bandaże, prawda? Jeff kiwnął tylko głową, ponieważ jego oczy skupione były na mapie, którą niski człowiek rozłożył przed nimi wszystkimi. - Jeśli Reno zacznie to żuć, prawdopodobnie będzie miał do tego dobry powód, jak na przykład, że będzie brudny albo zacznie spadać. - Tak, już zauważyłem, jak bystre są te zwierzaki. Wszystkie kojoty są tak inteligentne? – Foxxe wyjął coś ze swojej kieszeni i przyłożył do boku szyi Reno. Kołnierzyk się rozchylił i Foxxe go zdjął. – Proszę bardzo, Reno. – Podrapał uszy Reno jeszcze raz. Przywódca stada się uśmiechnął. - Kojoty, tak jak każda psia rasa, są mądre, ale muszę przyznać, że te mieszkające tutaj wydają się być wyjątkowe. – Wzruszył ramionami. – Może dlatego, że dobrze je znam. I mogę być trochę bezkrytyczny z powodu Rodiego, przyznaję się do tego. – On również sięgnął w dół i podrapał Rodiego za uchem. - Tak. Ja też polubiłem Reno. – Foxxe nadal drapał Reno za uchem i uśmiechnął się, gdy Reno westchnął z zadowoleniem.
~ 23 ~
***
Foxxe próbował przeciwstawić się pragnieniu posiadania kojota, zwiniętego w kłębek u jego stóp, jako domowego zwierzątka, ale cholernie trudno było mu nie wyciągać ręki i ponownie go nie poklepać, czy nie podrapać. Zastanawiał się nad posiadaniem psa już od dłuższego czasu, ale ponieważ podróżował, czasem przez kilka tygodni na raz, nie wypadało zostawiać ulubieńca w domu, nawet jeśli latał najbardziej przyjaznymi dla zwierząt liniami. Foxxe lubił swoje bardzo miejskie mieszkanie, ale jakie zwierzę także by je polubiło? Central Park był nudny w porównaniu z pięknem dzikich miejsc. Wayne znowu nagle zmienił swój cholerny pomysł. - Zobaczmy, czy uda nam się zabić Foxxe’a przy robieniu tego. – Normalnie Foxxe by się roześmiał i przyjął propozycję jak wyzwanie, ale tym razem miał też kogoś innego oprócz Andiego na uwadze. Chociaż Andy tym razem mógł zatroszczyć się sam o siebie. Andy nigdy nie miał dość, tak długo, jak filmował, i, jak zwykle, robił ten swój głupi numer z kamerą przykładając ją do czoła Foxxe'a, żeby uchwycić zbliżenie Foxxe’a. Andy polegał na Foxxe, że powstrzyma Wayne’a i przypomni producentowi, że kamerzysta też musi przeżywać przygodę. Przez Foxxe’a przepłynęła negatywna fala, chociaż raz rozdrażniony zdeterminowaną fascynacją Wayne’a uczynienia show tak niebezpiecznym, jak to możliwie. - Nie, nie będziemy skakać na spadochronie tym razem. Pamiętaj, że będziemy mieć kojota w klatce, a to może być niebezpieczne dla tego zwierzaka, jeśli wyrzucimy go z samolotu, jak ładunek. To nie jest zgodne z naszym tematem o ochronie środowiska, Wayne. Wayne wyglądał na rozczarowanego, ale nie niezrażonego. Uwielbiał wyrzucać Foxxe’a i Andiego z zupełnie dobrych samolotów, albo porzucać ich na oceanie i zmuszać do dopłynięcia do opuszczonych plaż. - W takim razie, musimy użyć pojazdów, by dojechać tak daleko, jak to możliwe, prawda, Jeff? – Ledwie zaczekał na kiwnięcie głową Jeffa. – Okej, a potem resztę drogi na terytorium kojota przejdziemy pieszo. – Pochylił się nad mapą i wskazał na nieutwardzoną drogę wiodącą na szczyt. – Ta jest najlepsza? Jeff westchnął, jakby pokonany. ~ 24 ~
- Taa, ta jest najbliżej miejsca, gdzie chcesz dotrzeć. – Uśmiechnął się do Foxxe’a. – Jak tam twoje umiejętności wspinaczkowe? Foxxe wzruszył ramionami. Nigdy nie przyznałby się nikomu, jak bardzo nie cierpi zimna i śniegu. Wrzucali go do lodowatych rzek, zasp śniegu i do alpejskich jezior. A potem, jakby chcieli mu to zrekompensować, przedzierał się przez dżunglę i był lunchem dla każdego owada w zasięgu pięciu kilometrów. Mógłby wtedy przysiąc, że ma na swoich plecach neon Tu Jest Dobre Jedzenie. - Niezłe. Lepiej porozmawiajmy o drzewach i źródłach wody. Nie ma ich zaznaczonych na mapie, więc będę musiał się trochę rozejrzeć. Gdzie polecasz wypuszczenie Reno? Jeff się roześmiał i wygiął jedną brew na Foxxe’a. Facet był piekielnie przystojny, ale tak naprawdę doprowadzał Foxxe’a do szału. Nie cierpiał, gdy ludzie coś ukrywali. Foxxe zawsze zastanawiał się, czy kłamali z każdym oddechem, jaki wzięli. - Jakbyś nie zauważył, Reno już jest wolny. Zasadniczo, odejdzie, kiedy będzie chciał. Możesz go sfilmować, jak tylko zacznie biec, ale nie zatrzymasz go na określonym geograficznie terenie. To jest związane z gatunkiem. - Tak zrobię. – Andy wzruszył ramionami, ale nie podniósł wzroku znad swoich zabawek, które z wielką precyzją czyścił. Tak, jakby za jakiś czas nie stały się brudne, mokre i podrapane. Foxxe zastanawiał się, dlaczego się tym przejmuje, a potem zastanowił się, dlaczego jest tak zirytowany tym, co Andy robi przez cały czas. Jedynymi istotami, które wyglądały na zupełnie zadowolone, były kojoty. Leżały na podłodze, jakby świat był po to, by się nim cieszyć, z żołądkami pełnymi dobrego jedzenia. Przygody przewidziane następnego dnia były dopiero jutro, więc nie dotyczyły teraźniejszości. Foxxe wyciągnął rękę, żeby popieścić jeszcze raz swojego małego przyjaciela. Reno bardzo przypominał mu psa, którego miał, jako dziecko. Sparky w połowie był owczarkiem niemieckim, w połowie terierem podobnym do tego od sąsiadów z pobliskiej ulicy. Gdyby Sparky miał motto, brzmiałoby ono tak – Kiedy gram, gram mocno. Gdy siadam, to zasypiam. Foxxe tęsknił za Sparky’im, który był jego wspólnikiem w przestępstwach przez piętnaście lat, dopóki nie zdechł zaraz po tym, jak Foxxe poszedł do obozu dla rekrutów. Jego matka przysięgała, że Sparky stracił wolę do życia, zwiększając tym poczucie winy Foxxe'a, że porzucił swojego kumpla. Wayne pstryknął palcami przed twarzą Foxxe'a. ~ 25 ~
- Hej! Obudź się! Jeff mówi, że jest tu dobre złoże obsydianu i krzemienia. – Jego krótkie palce popukały w jeden, konkretny punkt niedaleko miejsca, gdzie kończyła się droga dojazdowa parku. Foxxe otrząsnął się ze swoich ostatnich śladów wspomnień i zabrał się do planowania swojej najnowszej przygody, i przypomniał sobie o obietnicy zdjęcia koszuli dla pani Baeder. Uśmiechnął się do siebie i przykucnął, żeby zrobić tyle umysłowych notatek, ile zapamięta o swojej trasie.
Tłumaczenie: panda68
~ 26 ~
Rozdział 5 Andy odciągnął Foxxe’a na bok zanim wsiedli do SUV-a następnego ranka. Jego zwykle ruchoma twarz była poważna. Spędził wczoraj dużo czasu na laptopie, którym się dzielili, by sprawdzić maile, bo znalazł sygnał. Zostali mile zaskoczeni, ponieważ sygnał był silny, a to dzięki uprzejmości hoteli i ich lokalizacji przy hotelach. Foxxe wciąż sennie popijał swoją kawę. Jeff mógł odmówić bycia przewodnikiem na tej trasie, ale robił najlepszą kawę, jaką Foxxe pił od tygodni. - O co chodzi, stary? Wyglądasz, jakbyś był gotowy wręczyć swoją rezygnację albo coś. Kamerzysta wzruszył ramionami i pociągnął łyk swojego ulubionego Mountain Dew, który często pił. - Jeśli do tego dojdzie, to tak zrobię. To momentalnie obudziło Foxxe’a. - Co? – Przyjrzał się podejrzliwie swojej kawie. – Chyba Jeff dosypał mi coś do kawy, bo przysiągłbym, że właśnie powiedziałeś, że jesteś gotowy zrezygnować. Kogo będę musiał pobić za wkurzenie mojego najlepszego kamerzysty? Andy posłał Foxxe’owi krzywy uśmiech. - Nie jestem wkurzony, Foxxe. Z-za-zakochałem się. - W kim? Ponieważ wiem, że to nie jestem ja. – Foxxe był całkowicie zbity z tropu i nawet nie próbował ukryć swojego zmieszania. – I dlaczego chcesz odejść? Twarz Andiego się rozjaśniła. - Nie znasz go. Pamiętasz, jak zachorowałem na grypę na jedno show i zrobiłeś za to specjalne wydanie Tygodnia Rekina? Cóż, spotkałem D'Andre u lekarza. Tak więc, zanim się zorientowałem, już się spotykaliśmy, a potem on uraczył mnie teksem, że jest gotowy na większe zobowiązania i co powiedziałbym na trochę monogamii? – Andy jeszcze raz wzruszył ramionami, ale nie spojrzał w oczy Foxxe'a. – Słuchaj, ty i ja byliśmy tylko kumplami od pieprzenia, ale jeśli to cię wkurzyło, to mogę zrezygnować. ~ 27 ~
Im więcej Andy mówił, tym większą Foxxe odczuwał ulgę. Seks między nimi nigdy nie był rewelacyjny, więc jego serce było całe. - Za jaką primadonnę ty mnie bierzesz, Andy? Rany, mój kamerzysta ma chłopaka i oczekuje, że z tego powodu dostanę napadu złości? – Zarzucił ramię na barki Andiego w taki sam przyjacielski sposób, jak zawsze, i wylał resztę kawy w krzaki. – Daj spokój, lepiej ruszajmy w drogę. Jak sądzę, zabrałeś dla siebie własny namiot? Godziny później, Foxxe zapragnął nagle kawy, której nie skończył tego ranka. Zadrżał i wykręcił swój wełniany sweter z termicznego włókna, który gwarantował ciepło nawet wtedy, gdy był mokry. Jednak, to nie znaczyło, że musi być bardziej mokrym niż to jest niezbędne. Andy, jak zwykle, śledził każdy jego ruch i wciąż nagrywał, nawet gdy drżał jak wystraszona chihuahua. Foxxe dziękował Bogu, że nie został zanurzony w alpejskim jeziorze. Pracowali tak długo, dopóki nie skończyli nagrania, a pani Baeder nie dostała swojego obowiązkowego kadru z jego nagą piersią i mięśniami brzucha. Andy już sfilmował uwolnienie Reno. Kojot wyskoczył z transportera, pobiegł na najbliższe wzgórze, a Foxxe mógłby przysiąc, że kojot pozował. Dał Andiemu klasyczne ujęcie dzikiej natury, co wprawiło kamerzystę w jęk radości, a potem zniknął po drugiej stronie, jak kamfora. Andy potrzebował chusteczki, po tym, jak wysłał to na satelitę. Teraz nadeszła pora Foxxe'a, żeby znaleźć się w świetle reflektorów. Podsumował niebezpieczeństwa znalezienia się w alpejskim jeziorze, powiedział o hipotermii, i jak to front atmosferyczny na zachodzie nie wygląda zbyt dobrze. Wyjaśnił za pomocą rozciąganego wskaźnika, w którym kierunku powinien pójść, a potem wskazał na pochyły stok granitu, po którym przechodziła linia drzew. Andy westchnął i wyłączył kamerę. - To wszystko. Prześlę to, wymarzę pamięć i nakręcimy fragment, jak zsuwasz się w dół po kamieniach. – Przyjaźnie poklepał Foxxe'a po ramieniu. – Zastanawiam się, jak radzi sobie kojot. Foxxe westchnął i popatrzył na wzgórze, gdzie zniknął Reno. - Nie chciałem się do tego przyznać, ale tęsknię za tym zwierzakiem.
~ 28 ~
***
Reno wyglądał spomiędzy krzewów i patrzył na to, co Foxxe i Andy robili dla telewizji. Wciąż nie rozumiał, dlaczego ludzie lubili patrzeć na to, jak inny człowiek biega po lesie, jak dziki, ale było dużo rzeczy, których nie rozumiał o ludziach. Dlaczego Foxxe pił z maleńkich kałuż, zamiast ze strumyka wody, powstałego z roztopów, który sączył się kilka kroków dalej, było dla niej tajemnicą. Kałuże były tylko minimalnie bezpieczniejsze niż jezioro. Reno śledził Foxxe’a, gdy ten robił trudny zjazd w dół niestabilnych kamieni. Na szczęście, beta-człowiek Andy był mądrzejszy i obrał bezpieczniejszą drogę ze stoku obok strumyka wody z roztopów. Schodził w dół kamieni stosunkowo bezpiecznie, jednak Reno mógłby pokazać mu łatwiejszą drogę. Rody zapewnił Reno, że wszystkie rodziny zmiennych opuściły ten teren, z wyjątkiem kilku, którzy zgłosili się na ochotnika by pojawić się, jako niespodzianka dla ludzi i z przysługi dla Jeffa. Nawet stado Reno wyniosło się z terenu Buffalo Creek. W końcu, Foxxe doszedł do granicy lasu, właśnie kiedy zbudziły się wieczorowe ptaki i zaczęły swoje trele. Wkrótce zajdzie słońce. Foxxe mówił do Andiego, podczas gdy pudło na ramieniu Andiego łagodnie warkotało. Foxxe pokazał Andiemu rozpadlinę w kamieniach u dołu stromego wzgórza. Wskazał, w jak sposób występ może zagrać kluczową rolę, gdyby padało, i jak boki dwóch najbliższych skał mogą dać człowiekowi schronienie. Pokazał także z radosną twarzą, Andiemu i jego pudełku, dwa znalezione kamienie, jeden nazywając krzemień, drugi ob-syd-ian. Czarny ob-syd-ian zawinął w liść i odłożył na bok. Zrobił ogień z krzemienia, suszu i innego kamienia. Reno wychylił się do przodu ze swojego dogodnego miejsca nad ich głowami i poza zasięgiem ich wzroku. Tyle istot nigdy nie patrzy w górę, a to było wspaniałe miejsce na schronienie. A więc tak ludzie robili ogień? Cóż, Reno miał tylko nadzieję, że Foxxe potrafi powstrzymać ogień przed spaleniem lasów. Wkrótce po tym, jak coś ugotowali, Foxxe zakopał i rozgarnął ognisko, Andy wstał i otrzepał ręce o swoje spodnie. Pokazał na pobliskie wzgórze, z którego widać było okolicę.
~ 29 ~
- Pójdę się tam wspiąć i sfilmuję księżyc. Jeśli złapię sygnał, prawdopodobnie trochę tam pobędę i napiszę do D'Andre. Spróbuj się przespać. Może nawet ustawię swój namiot na grzbiecie, jeśli będzie dobry sygnał. Foxxe wzruszył ramionami i zakrył do reszty ogień popiołem i kamieniami. - Nie mam nic przeciwko. Daj mi tylko mini-aparat, żebym mógł zrobić jakieś zdjęcia, gdyby zdarzyło się coś ciekawego w nocy. Andy wręczył mu niewielkie czarne pudełko i odszedł pośpiesznie ze swoim plecakiem. To była okazja, na która Reno czekał. Miał nadzieję, że to, co Foxxe powiedział było prawdą, i że naprawdę tęsknił do Reno. Reno usiadł i podrapał się swoją tylną nogą w swędzące miejsce na ramieniu. Poczekał, dopóki nie upewnił się, że Foxxe już się rozpakował i odprężył. Istoty zawsze były bardziej przystępne, gdy były gotowe do snu, ale jeszcze nieśpiące. Człowiek Andy wspiął się na grzbiet, a potem zaczął rozkładać dziwną rzecz z materiału, podobną do jaskini, w międzyczasie bawiąc się warkoczącym pudłem i uderzając palcami w niewielkie pudełko, które cicho piszczało. Foxxe położył się na łóżku z gałęzi i liści, które zrobił wewnątrz swojej jaskini, i na chwilę znieruchomiał. Jednak, jego oddech nie zwolnił, nawet jeśli zachowywał się spokojnie. Reno podkradł się bliżej. Słyszał, jak jego własne bicie serca przyśpieszyło. A co jeśli pomylił się, co do Foxxe’a? Pachniał jak kochanek swojej własnej płci. Zabawne było to, że wszyscy pachnieli inaczej. Wepchnął swój nos w otwarcie jaskini. Foxxe leżał na plecach z ręką położoną na przedzie jego rozpiętych spodni. Jego oczy były zamknięte, a twarz odprężona. Jego ręka poruszała się pod materiałem, powoli głaszcząc jego fiuta. Reno sobie pogratulował. Czyż nie robił tak samo – minus ograniczenie ubrania – wiele razy? To było przyjemne uczucie. Dziś wieczorem, być może sprawi, że to uczucie będzie jeszcze lepsze. Jego łapy i futro utrzymywały go w cieple i pozwalały cicho się poruszać, ale teraz nie był czas na futro i łapy. Teraz był czas na stanie się człowiekiem. Foxxe nie usłyszy, jak będzie się zmieniał. Nie będzie żadnego dźwięku, oprócz bardzo cichego szelestu podczas wydłużania się jego ciała i znikania sierści. Foxxe był
~ 30 ~
zajęty swoją własną przyjemnością, jak na razie. Gdyby otworzył oczy i zobaczył, jak Reno rysuje się na tle księżycowej nocy, mógłby się wystraszyć. Reno zaczekał, dopóki zmiana nie była kompletna, a potem podkradł się bliżej, poruszając się ostrożnie i powoli. Jego włosy były dłuższe niż u Foxxe'a o dobrą szerokość ręki. Nie były specjalnie długie, ale trudno było utrzymać ja na krótko. Odgarnął je z twarzy jedną ręką, żeby mógł widzieć. Ze swoim ludzkim nosem, nie czuł zbyt dobrze. Jednak ręce wyczuwały więcej. Lubił odczucie długiego, gładkiego, ludzkiego ciała i skóry. Foxxe wyciągnął swojego fiuta ze spodni i zaczął głaskać go mocniej, a jego twarz wyrażała jego myśli. Ręką przykrył i pociągnął za grubą twardość. Widok był tak apetyczny, że Reno nie mógł się oprzeć. Pochylił się do przodu i dał podstawie, poniżej ręki Foxxe'a, ciepłe, pełne miłości liźnięcie. Ręka Foxxe'a się zatrzymała, a potem wessał powietrze. - Myślałem… czekaj. – Otworzył jedno oko. – Nie jesteś Andym. Kim, do diabła, jesteś? Konsekwencje uderzyły w Reno. Co on zrobił? Nie mógł powiedzieć Foxxe’owi prawdy. Żaden człowiek nie powinien tego wiedzieć! Reno przełknął i przygryzł swoją wargę. - Nie spodoba ci się odpowiedź. Nie pytaj. Przyjmij mój dar, takim jaki jest. OK.? Oczy człowieka patrzyły na twarz Reno w ciemnościach. - Mówili, że w Yellowstone żyją jacyś dzicy ludzie. Nie sądziłem, że kiedykolwiek spotkam jednego, a tym bardziej, że będzie nagi. – Z zachwycającymi ciemnoblond włosami i z klasycznymi brązowymi oczami szczeniaka. – Hm… Jesteś jednym z nich? - Tak, mieszkam tu. – Reno spróbował obnażyć swoje zęby w ludzkim szczęśliwym ogonie. – Zabawimy się teraz? Porozmawiamy później? Powoli, ręka Foxxe'a odsunęła się od jego fiuta. - Uh. Dobrze. Reno pochylił się i liznął pyszną męską część, stojącą przed nim, od podstawy aż do czubka i w dół jeszcze raz. - Pyszna. Najlepsza. Cicho. Nie mów Andiemu. OK.? ~ 31 ~
- O, Boże, jesteś dobry w przekomarzaniu się. Tak. Nie, nie powiem Andiemu. Foxxe położył prawą rękę na włosach Reno. – Przyjemne włosy. Zbyt zajęty pochłanianiem i cieszeniem się każdym centymetrem, Reno tylko wzruszył ramionami. Pomimo własnej niechęci do długich włosów, zadrżał odrobinę na świadomość, że Foxxe lubi go dotykać. Fiut Foxxe'a smakował tak cudownie dla Reno. Mięso dobrowolnie dane zawsze jest cenione, szczególnie taki rodzaj, którego tak naprawdę nie możesz zjeść. Chciał lizać każdy centymetr i delektować się smakiem człowieka. Człowiek wziął głęboki wdech, a potem wypuścił powietrze, szorstki i drżący. Reno przedłużał przyjemność pieszczenia pierścienia tuż poniżej główki. To było najbardziej wrażliwe miejsce u samca. Spód był słodki i miękki, ale lepsze rzeczy czekały na niego na górze. Ruszył w górę, do szczeliny, gdzie czekał na niego najsmaczniejszy miód. Tak, Foxxe był jak inni mężczyźni. Jego szczelina lśniła od słodkiego, przejrzystego płynu do ssania. Ręka Foxxe'a zacisnęła się we włosach Reno, jakby chciała go zachęcić. - Tak. Proszę. Ssij mojego fiuta. Drażnienie językiem też już nie wystarczało Reno. Chciał połknąć całe ciało i doprowadzać Foxxe’a do najlepszego z jego szczęśliwych ogonów, tak pośrodku przyjemności i bólu. Reno połknął całą rzecz i dopasował swoje usta i gardło do smacznego smakołyku z ciała. Jego zęby nie były tak ostre, jak zwykle, ale mogły skrobnąć i dostarczyć dodatkowych przyjemności. Człowiek jęknął i przykrył swoje usta lewym ramieniem, żeby powstrzymać dźwięk. A potem głęboko odetchnął. - Hej, a ja ciebie mogę posmakować? Reno uniósł głowę znad czubka fiuta Foxxe'a. - Tak. Możesz. Podzielimy się bardziej jaskinią? Foxxe przesunął się tak, że znalazł się między nogami Reno. - Tak może być? – Jego ręka skradała się celowo powoli do boleśnie twardego kutasa Reno. – To jest zbyt śliczne, żeby zmarnować. - Szz! Foxxe za dużo gada.
~ 32 ~
- W takim razie lepiej włożę coś do moim ust, żebym się zamknął. – I połknął ciało Reno z takim samym głodem.
Tłumaczenie: panda68
~ 33 ~
Rozdział 6 Serce Reno szalało ze szczęścia na sposób, w jaki Foxxe pasował w jego ustach. Z każdym skrobnięciem zębów Foxxe'a na jego kutasie, narastała potrzeba do pieprzenia, więc Reno przygryzł mocniej wargę, czując kwilenie potrzeby w swoim gardle. Im więcej chciał, im bardziej ssał, podnosił zarówno swoją, jak i Foxxe'a przyjemność w idealnej harmonii. Ostatecznie jeden z nich musiał dominować i Reno wiedział, że to będzie Foxxe. Reno wystawiłby swój brzuch na zęby Foxxe'a bez żadnych pytań i uległby mu, co zaskoczyło nawet samego kojota. Zawsze uważał siebie za silnego, zdolnego samca, ale znalazł się taki, za którym podążyłby wszędzie. Ta świadomość sprawiła, że zatrzymał się, żeby nabrać tchu i to zaakceptować. Foxxe podniósł głowę znad ciała Reno i się uśmiechnął. Ona także oddychał ciężko i szybko, a jego zapach był mocny tą seksualnością mężczyzny. - Potrzebujesz przerwy, mój tajemniczy przyjacielu? Ja też. – Wycałował ścieżkę w górę ciała Reno i zabawił trochę przy pępku Reno. Instynktownie, Reno przetoczył się na plecy i pozwolił Foxxe’owi przejąć główną rolę. Każde liźnięcie i skubnięcie na jego brzuchu sprawiało, że zarówno wzdragał się, jak i przestawał oddychać, obydwie rzeczy robiąc z radosnym podnieceniem i uległością. Pozwoli Foxxe'owi robić to, co zażąda, jako alfa, i będzie upajać się swoim nowym miejscem. - Dzisiaj jest twój wieczór. - Dobrze. Świetnie. – Foxxe wydawał się zaakceptować swoją pozycję alfy, bez żadnego strachu, tak jak zrobiłby prawdziwy alfa. Uszczypnął raz brzuch Reno i zachichotał, kiedy Reno pod nim zadrżał. – Podoba ci się, prawda? Reno bardziej niż więcej podobała się jego uległość. Uwielbiał to i dyszał o więcej. Ledwie się powstrzymywał pod ustami Foxxe'a i oblizywał swoje wargi zbierając z nich smak fiuta Foxxe'a. - Tak. Tak. Rób co chcesz.
~ 34 ~
Człowiek skubnął prawy sutek Reno, jak młode, które nie było głodne, ale chciało podrażnić się i pobawić z matką. Jego zęby były ostre i silne, a jego oddech gorący na skórze Reno. Instynkt jest dobrą rzeczą. Reno było jego ofiarą, a Reno wiercił się i jęczał, jak królik, pod jego ustami. Całe jego ciało na przemian oblewało to gorąco, to zimno, więc Reno przygryzł swoją własną rękę, żeby powstrzymać się od wydawania głośnych jęków tak, żeby nie usłyszał ich Andy. Wewnątrz siebie, Reno wciąż powtarzał sobie, by być cicho. Ręka Foxxe'a zsunęła się w dół i chwyciła jego kutasa w swoją silną, jak u niedźwiedzia, dłoń. Kto by przypuszczał, że męskie ręce mogą być tak mocne? Jego kciuk – ta rzecz, która sprawiała, że wszyscy zmienni chcieli poczuć ludzkie ciało już za młodu, i sprawdzić, czy również mają kciuki – popieścił główkę kutasa Reno. - Poczekaj, mój przyjacielu. Potrzebujemy ochrony. Reno zmarszczył brwi i podniósł głowę, nieznacznie obrażony. Zacisnął zęby. Nawet w ludzkim ciele, Reno mógł bardzo mocno ugryźć. - Obronię nas, nawet jeśli nie masz huczącego kija. Człowiek posłał Reno wyszczerzony uśmiech. Jego ręka sięgnęła do plecaka, który przyniósł ze sobą, a potem wyciągnął mniejszą torebkę, która była przejrzysta jak woda. Potrząsnął torebką, w której poruszyło się kilka, kolorowych jak kwiat, rzeczy. - Nie, ten rodzaj ochrony. Do seksu. To oświadczenie nie miało dla Reno sensu. Jego głowa przechyliła się na jedną stronę. - Hm? – Reno pochylił się do przodu, żeby to obwąchać, na moment zapominając, że jego ludzki nos za dużo nie wyczuje. - Seks jest fajny. Nie ma potrzeby zabezpieczać się przed seksem. Teraz Foxxe się roześmiał i pokazał jeszcze więcej zębów. Otworzył torebkę i wyjął butelkę, tak samo czarną, jak noc, tylko z jasnymi literkami w wielu kolorach. - To prawda, seks jest fajny, ale… hm… – Zmarszczył brwi. – Jak ja mam ci powiedzieć o tych wszystkich zarazkach i chorobach? Reno usiadł, czując się nieco urażony. Nie był głupi.
~ 35 ~
- Znam choroby. Nie lubię chorób. To lekarstwo złagodzi chorobę? – Reno popatrzył na czarną butelkę. Wydawała się być zbyt ładna na lekarstwo. Zmarszczył nos. – Lekarstwo jest niedobre! Człowiek obserwował Reno przez chwilę, z uniesionymi kącikami swoich ust, ale nie pokazując zębów. Jego ciemne oczy przewróciły się, a oddech dziwnie zmienił na chwilę. - To lekarstwo jest jeszcze lepsze. Powstrzyma nas przed chorobą i nieźle smakuje. Wiesz, czym jest czekolada? Reno kiwnął radośnie głową. Jeff dał mu kiedyś kawałek czekolady, ale powiedział, że Reno może powtórzyć tę przyjemność, dopiero gdy będzie w ludzkiej formie. - Raz próbowałem. – Reno oblizał swoje wargi i przyjrzał się butelce z zapałem. – Była dobra! Czekolada jest lekarstwem? – Jeśli czekolada jest lekarstwem, to jadłby ją przez cały czas. Człowiek przygryzł swoją wargę, ale i tak na jego ustach ukazał się uśmiech. - Cóż, nie mogę nic powiedzieć o tym, co próbowałeś wcześniej, ale to na pewno będzie ci smakować. – Odetkał zatyczkę i wycisnął na palec kroplę. – Spróbuj. Z zapałem, Reno liznął palec i mlasnął wargami. Smak był taki, jak pamiętał, słodki i gładki, jak miód. - Tak! Czekolada dobra! Czekolada miłości. Lepsza od bizona! - Świetnie. Okej, w takim razie. – Foxxe wycisnął kilka kropel na swojego bardzo twardego fiuta. – To nie tylko służy za lubrykant, ale także smakuje jak czekolada. – Rozsmarował maź po swoim fiucie. Reno patrzył, jak błyszczący płyn pokrywa jego najlepszą część i spróbował się nie ślinić. Jeśli fiuty smakowałyby czekoladą, jadłby tylko kutasy. - Chcę jeść czekoladę przez cały czas! Dziękuję, Foxxe! – Matka Reno byłaby dumna, że pamiętał o manierach. - Tak. Powodzenia z tym. – Foxxe uśmiechnął się otwarcie. Włożył butelkę z powrotem do torby. – Ma także inną korzyść. Jego oczy otworzyły się szeroko.
~ 36 ~
- Czekolada jest wieloma rzeczami! A teraz, co czekolada zrobi? – Reno musiał dostać więcej tej czekolady! To będzie to, czego zepragnie, gdy nauczy się, jak być człowiekiem i zacznie pracować. Reno w restauracji najpierw poprosi o czekoladę. - Ta czekolada sprawia także, że pieprzenie jest lepsze. Wiesz, czym jest pieprzenie? – Zawahał się. – Łączenie się w parę? - Oh! Tak! Też to lubię! – Reno obrócił się w małej jaskini i usiadł tak, jak nauczył go Jeff, w bardzo należytej ludzkiej pozycji. – Uwielbiam pieprzenie prawie tak samo, jak czekoladę. Czekolada i pieprzenie to najlepsze rzeczy na świecie! Foxxe zamrugał i usiadł na chwilę. - Okej. A więc widzę, że nie muszę martwić się wyjaśnieniami na temat seksu zdziczałemu człowiekowi. Hm… Miłość Reno otworzyła się bardziej dla Foxxe’a. Martwił się, że może Reno sprawić ból. Reno chciał go przytulić i powiedzieć, że wie, co to pieprzenie, ale Foxxe martwił się o to, żeby nie sprawić bólu niewinnemu dzikiemu. Reno pokazałaby mu, że Reno nie jest niewinny. - Foxxe potrzebuje wiedzieć, jak się pieprzymy, tak? Zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się nad tym, co powiedział Reno. - Um… - Przepraszam. Nie znam wielu słów. – Reno pomyślał i spróbował jeszcze raz. – Foxxe, chcesz się dowiedzieć, jak mnie pieprzyć? – Reno użył swoich palców, by wskazać na Foxxe’a, a potem na jego ogon… hm, tyłek. Człowiek odetchnął z ulgą i kiwnął głową. - Tak, dlaczego mi nie powiesz, jak lubisz być pieprzonym? - Okej. Foxxe musi usiąść tak, jak ja. – Reno patrzył na niego, kiedy robił to, o co Reno prosił, a potem zgiął swoje kolana jeszcze bardziej, dopóki jego nogi nie były tak daleko od siebie, jak mogły, i teraz siedział podobnie jak Jeff ze skrzyżowanymi z przodu nogami. Foxxe wydawał się rozumieć, czego Reno chce. - Oh, rozumiem. – Okręcił się i usadowił się wygodnie kładąc ręce na swoich udach. Teraz Reno wskazał na czekoladę. ~ 37 ~
- Potrzeba więcej na moim ogonie, prawda, Foxxe? – Czekolada leczyła wszystko i z przyjemnością zacząłby robić coś więcej niż tylko lizanie. Człowiek podniósł butelkę. - Tak, jeśli jesteś pod spodem. Reno potrząsnął głową. Biedny człowiek. Wciąż nie zrozumiał. Małpy były takie powolne. Może posiadanie kciuków oznaczało mniej miejsca do myślenia w ich mózgu. Pomoże mu. - Ty pod spodem, ale ja mam fiuta w środku. Przykro mi. Musisz poczekać do następnego razu, by być betą, okej? Foxxe zamrugał, a jego oczy zwilgotniały. Kolejny raz, odetchnął dziwnie, a kąciki jego warg się uniosły, jak u bawiącej się wydry. Tak, wyglądał tak, jak… mokra wydra. - Okej. Reno wziął butelkę z czekoladą i otworzył zatyczkę tak, jak on to zrobił. Kilka przejrzystych kropli spadło na jego palce. Uśmiechnął się do Foxxe’a. - Uwielbiam czekoladę. Musimy mieć jej więcej. Pokażesz mi, jak dostać czekoladę? Teraz twarz Foxxe'a się zaczerwieniła i wyglądał jeszcze bardziej podobnie do wydry. Reno zdecydował, że nazwie tę minę jego twarzą wydry. To było zabawne. - Um. Pewnie. - Stroisz śmieszne miny, Foxxe. Jak wydry. Jesteś człowiekiem wydrą? – Reno machnął ręką na to pytanie. Oczywiście, że nie, inaczej nie byłby tak niezdarny w lesie i nie pił wody z kałuż. – Nie, nie jesteś wydrą. Jestem głupi. – Reno rozprowadził krople ma swoim tyłku i wskoczył mu na kolana, twarzą w twarz, a potem zawinął nogi wokół jego pasa. – Foxxe pomoże? Foxxe wydawał się rozumieć, że Reno musiał utrzymać równowagę, dopóki jego fiut nie znajdzie się w środku Reno i się nie splotą. Sięgnął pod tyłek Reno i poprowadził swojego fiuta do chętnego tyłka zmiennego. - Oh, tak. Tak jest inaczej. Podoba mi się. – Jego oczy były na wpół zamknięte, a obie ręce przesunęły się, żeby przykryć pośladki Reno i pomóc Reno się rozszerzyć. Reno dobrze znał tę pozycję i odchylił się do tyłu, dopóki nie oparł się swoim ciężarem na rękach. To dało Foxxe’owi tyle dostępu do jego tyłka, ile potrzebował, i ~ 38 ~
wkrótce był całkowicie połączony z Reno. Reno zamknął oczy, ciesząc się odczuciem bycia pieprzonym i lekko kołysanym. - Foxxe mnie wypełnia. Podoba mi się. Człowiek jęknął i przesunął swoją prawą rękę, żeby pobawić się jego kutasem. Jego oczy były na pół zamknięte od miłych wrażeń. - Tak. Bardzo dobrze. Mnie też się podoba. – Lewą ręką oplótł go w pasie i w ten sposób wspierał Reno, podczas gdy kołysali się tam i z powrotem. Reno przysunął się bliżej i kołysał, zwiększając prędkość i siłę. Nareszcie potarli się z Foxxem nosami i dotknął ustami czoła człowieka. Mrucząc, Foxxe dawał Reno wielką przyjemność swoją ręką. Nawet ugryzł Reno w szyję, a jego ręka ścisnęła pośladek zmiennego kojota. - O, rany! To jest najlepsze pieprzenie, jakie miałem. Ręce w dół. Reno niemal doszedł po słowach wymruczanych przez Foxxe’a, który znowu skubał jego szyję. - Foxxe sprawia, że moje serce jest głośne jak rwąca rzeka. Dojdziemy teraz? - Jeszcze nie. Jeszcze nie czuję się, jak Alfa. Połóż się. Zaufaj mi. – Foxxe popchnął Reno na plecy, dopóki brzuch i pierś Reno nie leżały wystawione na jego zęby. Reno nie miał wyboru, jak tylko zaufać swojej wybranej Alfie i w pełni się wystawić. Z nogami zawiniętymi wokół Foxxe’a, z tyłkiem wypełnionym fiutem Alfy i swoimi najbardziej czułymi miejsca obnażonymi przed człowiekiem, Reno poddał się całkowicie, robiąc to pierwszy raz w całym swoim życiu. Jego zaufanie było absolutne. Zarzucił ramiona nad głowę w całkowitej kapitulacji. - Twój! Twój! Foxxe pochylił się w i przygryzł łagodnie sutki i skórę Reno. Jego zęby były ostrzejsze niż Reno pamiętał, a ugryzienie wystarczające by zwiększyć przyjemność. Przez cały czas, Foxxe kołysał Reno tam i z powrotem na swoim fiucie w całkowitej kontroli. - Mój, hę? Jesteś pewny?
~ 39 ~
W jednej chwili, Reno wiedział już, jakiego rodzaju uległości żądał Foxxe. To było coś więcej niż zwykłe poddanie. Więcej niż proste wystawienie brzucha dla silniejszego Alfy. Foxxe chciał zaufania Reno. Obawy Reno roztopiły się jak śnieg na kamieniu. Chciał, żeby Foxxe poznał go we wszystkich postaciach i kochał wszystkie części Reno – zarówno człowieka, jak i kojota. Chciał powierzyć Foxxe’owi Wielką Tajemnicę. Wraz z uświadomieniem sobie swoich potrzeb związanych z Foxxe’m, ostatni lodowaty śnieg strachu roztopił się w sercu Reno i stał się ulewnym strumieniem, biegnącym szybciej z każdą chwilą. Teraz już nic nie zatrzymywało jego serca i ciała, by z rykiem razem spadły w dół zbocza, jak kaskady. Nie było już powrotu – rzeka przyjemności i zaufania żądała od Reno wszystkiego od razu, a orgazm budował się wewnątrz niego. - Twój! Cały twój! Cały Foxxe'a! Twarz Foxxe'a również mówiła, że został złapany w ten strumień, i oddychał jak gejzer, dając parujące gorącem chmury i wodę. Uderzał mocno w ciało Reno, nabijając Reno na swojego fiuta. - O, tak. O, tak. Dojdź dla mnie, dziecino. Teraz! Obaj zawyli i doszli, a Reno nie mógł powiedzieć, który z nich był pierwszy. Reno ujeżdżał fiuta Foxxe'a i trysnął na swoją własną pierś, okazując swoją uległość do Foxxe’a w najbardziej możliwie fizyczny sposób. Wewnątrz ciała Reno, Foxxe oddał mu przyjemność przez wymianę płynów i zatwierdził ich, jako partnerów. Już na zawsze będzie Alfą Reno. Jego mocne dłonie obejmowały ciasno kutasa Reno i brał każdą kroplę, jaką Reno oddawał. Reno leżał na swoich plecach, odsłonięty i obojętny na to, jak był podatny. W tym momencie, nie byłby w stanie się ruszyć, nawet gdyby wściekły grizzly zakwestionował prawo do używania jaskini. W końcu, fiut Foxxe'a wysunął się z ciała Reno i oddech człowieka wrócił do normalnego, miękkiego rytmu. Uśmiechnął się do Reno. - Zaproponowałbym ci ręcznik albo coś, ale niczego nie mam, nawet drinka. Reno kiwnął głową. Reno wiedział, co miał na myśli przez słowo ręcznik. Ręczniki oznaczały kąpiel. Potrafił rozwiązać pragnienie Foxxe'a na kąpiel i napicie się. - Chcesz gorącej kąpieli i picia?
~ 40 ~
Człowiek zamrugał. - Uh. Tak. Wiesz, gdzie można to zdobyć? Jeszcze raz Reno kiwnął głową. - Z łatwością. Gorące źródła są niedaleko. I kamienie, żeby usiąść. Strumień dochodzi do gorących źródeł. Czyni wodę akurat dobrą do kąpieli. A strumień jest zimny i dobry do picia. – Reno skoczył na nogi. – Pokażę ci. Andy nie będzie tęsknił za nami. Chrapie. Foxxe wstał i zaczął zakładać ubranie. Reno powstrzymał Foxxe’a od założenia śmierdzących, brudnych rzeczy, które były łatwe do wyśledzenia nosem. - Nie ubieraj się, zabierz je ze sobą. Potrzebujesz kąpieli. Śmierdzisz. – Kojot zmarszczył nos, chcąc podkreślić, jak bardzo ubranie potrzebuje ciepłej wody. Foxxe zachichotał i pozbierał swoje ciuchy. - Będziemy niedaleko? Nie chcę zostawiać ognia bez opieki, jeśli mamy się oddalić. - Świetnie Foxxe! Dbasz o las. Nie, nie idziemy daleko. Widziałeś ten strumień, kiedy zsuwałeś się w dół tych śliskich kamieni. Okej? – Reno obrócił się i wypełzł przez otwór jaskini, żeby obejrzeć ogień. – Ogień jest bezpieczny. Jest niewielki i wokół jest dużo piasku. Jest okej. Weź czerwony kubek. - Dobra. – Foxxe złapał swój czerwony kubek. – A więc prowadź, skoro znasz drogę. – Foxxe podążył za Reno i pozwolił chwycić się za rękę w ciemnościach. – Dzięki. Nie widzę zbyt dobrze, dopóki moje oczy się nie przyzwyczają. Reno potrząsnął głową. Biedny człowiek. Nawet w swojej własnej ludzkiej postaci mógł widzieć dość dobrze. - Powąchaj. Czujesz wodę? Foxxe uniósł swój nos na zapachy nocy. - Czuję… sosnę. Siarkę. Mam. Czuję zapach wody w strumieniu. Zimna! - Nie, gorąca. Ale w porządku. Nauczę cię więcej później. Teraz kąpiel. – Reno zaprowadził go do gorącego basenu, gdzie jego sfora często się kąpała. Pchły nienawidziły wody.
~ 41 ~
Foxxe wszedł do wody z westchnieniem. - O, rany! To jest niebo. – Popatrzył na Reno. – Chodź tutaj. Reno wzruszył ramionami i wskazał na sosny. - Najpierw przyniosę coś do picia. Herbata sosnowa. Reno szybko wrócił z igłami sosnowymi i zrobił herbatę sosnową. Zbyt gorzką jak dla Reno, ale napił się ze strumienia, który zasilał gorące źródła, dopóki nie był już spragniony, podczas gdy Foxxe pił herbatę. A potem zaczęli moczyć się razem. Reno przytulił się do Foxxe’a, bezpiecznie wciśnięty w ramionach większego mężczyzny. Westchnął z zadowoleniem, zadowolony z ciepła i możliwości odprężenia dla swojego obolałego tyłka. Zdecydował, że powie Foxxe’owi, kim i czym jest, ale jego serce domagało się, by odłożył ten moment na tak długo, jak to możliwe, gdyby Foxxe zawiódł jego zaufanie. Jedyną trudność, która była wielka, jak góry. Jak jeden mały beta kojot mógł przejść do sprawy? Człowiek sączył herbatę sosnową ze swojego kubka, zadowolony z trzymania Reno między swoimi nogami i bezpiecznego w jego ramionach. Jego westchnienie było pełne zadowolenia i radości. - Jesteś najfajniejszym facetem, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Chciałbym… – Zatkał się i napił herbaty. – Nie, nie chcę demoralizować Tarzana cywilizacją. Reno odchylił głowę do tyłu, dopóki nie zajrzał Foxxe'owi w oczy. - Eh? Mówisz dziwne rzeczy. Gotowy już teraz do snu? – Postanowił, że poczeka do rana, by wyjawić, kim naprawdę jest. Foxxe usiadł powoli. - Chociaż, nie mam ochoty zostawiać tego małego kawałka nieba, sen może być dobrym pomysłem. – Poczekał aż Reno nie wstanie, a potem uśmiechnął się do swojego nowego partnera. – Zaproszenie do dzielenia mojego namiotu na noc jest nadal otwarte. To niewiele, ale to najlepsze, co mogę zaoferować. Reno wyciągnął rękę i pomógł Foxxe’owi wstać na nogi. - Tak. Teraz chodźmy spać. Jutro pokażę ci niespodziankę, dobrze? - Tak. – Foxxe ziewnął. – Chodźmy się zdrzemnąć.
~ 42 ~
Rozdział 7 Reno obudził się, gdy ranne ptaki ogłosiły świt. Nie chciał wypełzać z ramion Foxxe'a, które były zawinięte wokół jego ciała. Poranne powietrze wciąż było trochę chłodne. Odprężył się i zmienił z powrotem w futrzastą postać, a potem wrócił spać, dopóki nie usłyszał szelestu na zewnątrz jaskini. Inny człowiek, Andy, poruszał się poza jaskinią i podsycał patykami ogień. Potarł swoje ręce i ugrzał je nad małym ogniem. A potem się odwrócił i zobaczył Reno. Jego oczy się powiększyły i pokazał dużo zębów w szerokim uśmiechu. Reno zamrugał i ziewnął na pozdrowienie do drugiego człowieka. Postukał chwilkę ogonem i wtulił się pod ramię Foxxe'a, żeby lepiej utrzymać swojego Alfę w cieple. Wszystko było w porządku i o to mu chodziło. Andy poruszył się ostrożnie i chwycił małą czarną skrzynkę, którą wszędzie ze sobą nosił. Podniósł pudełko do twarzy i po chwili rozległ się cichy warkoczący dźwięk, który stał się już znajomy. Reno pamiętał, że wąchał to pudełko, kiedy został potrącony. Wiedział, że pudło nie jest huczącym kijem i, że nie zrobi mu krzywdy. Foxxe stał przed tym pudłem cały boży dzień i też nie skrzywdziło Alfy. Andy, który najwyraźniej był ważnym członkiem w stadzie Foxxe'a, mógł robić, co chciał. Gdyby chciał zajrzeć do czarnych skrzynek zamiast znaleźć jedzenie, takie byłoby jego prawo. Foxxe wybrał ten moment, by mocniej przytulić Reno i zadrżeć, tak więc jakiekolwiek myśli, by Reno wyszedł w poszukiwaniu jedzenia dla swojej sfory, wyschły jak kałuża na słońcu. Ludzie często mieli bardzo dobre jedzenie ze sobą, więc polowanie było nieobowiązkowe. Jeśli Foxxe zechce, by Reno został, w takim razie Reno zostanie. Andy mruczał do siebie jakieś słowa, które nie miały żadnego znaczenia dla Reno, ale człowiek był tak zadowolony z tego, co zobaczył przez czarną skrzynkę, że nadal mamrotał bardzo szybko sam do siebie przez całą drogę na wzgórze. Tylko jego ostatnie słowa miały jakiś sens.
~ 43 ~
- Zrobię to teraz. W tej chwili. – Zniknął wewnątrz swojego namiotu, wciąż coś mamrocząc. Reno zastanawiał się przez chwilę, co tak podekscytowało człowieka, ale było tak wiele rzeczy, które ludzie robili bez sensu, że zastanawiał się, czy kiedykolwiek to zrozumie. Za nim poruszył się Foxxe. Reno szybko rzucił okiem na wzgórze. Miał nadzieję, że Andy zostanie w środku wystarczająco długo. Reno zmienił się w człowieka, by dać Foxxe’owi szybkiego całusa, i spojrzeć wprost w zaspane oczy Foxxe'a. Brązowe oczy Foxxe'a się rozszerzyły, a potem nerwowo zerknął na zewnątrz jaskini, jakby szukając Andiego. Reno przerwał pocałunek. Nieważne, że mógł cieszyć się ciepłymi wargami Foxxe'a przez wiele godzin. Miał coś do zrobienia i, podczas gdy Andy był zajęty, to był czas, by pokazać Foxxe’owi, kim i czym tak naprawdę był Reno. - Andy poszedł do swojej jaskini. Foxxe wyciągnął rękę, by odgarnąć z twarzy Reno jego włosy. - Byłem pewny, że odejdziesz zanim się obudzę. Andy nie powinien cię widzieć, chociaż bardzo lubię twoje towarzystwo. To było widoczne na twarzy Foxxe'a, ale Reno zaczerpnął powietrza i przełknął. - Mogę zostać, ale nie tak, jak Foxxe widzi mnie teraz. Foxxe potrząsnął głową. - Jeśli Andy dowie się, że kręcą się tutaj dzicy ludzie, będzie chciał cię sfilmować. To nie byłoby dobre. – Przygryzł wargę. – Jednak chciałbym tego. - W takim razie zostanę. - Ale, um… jak mam cię nazywać? – Foxxe usiadł, a z jego ciała zsunął się w dół śpiwór, w którym spał. Jeśli był jakikolwiek sposób, by powiedzieć o tym Foxxe’owi, to Reno widział tylko ten jeden. Uśmiechnął się i pocałował Foxxe’a, a potem również usiadł.
~ 44 ~
- Tak, jak zawsze mnie nazywasz. Na imię mam Reno. – A potem zmienił się w kojota. Szczęka Foxxe'a opadła, a jego oczy stały się bardzo szerokie i okrągłe. Dziwne dźwięki zaczęły wydobywać się z jego gardła, ale nic spójnego. Siedział zmrożony na miejscu, jak sztywna padlina jelenia w śniegu. Gdyby nie ciche, zduszone piski, dochodzące z jego gardła, mógłby być uważany za martwego. Reno dokończył zmianę i postanowił, że Foxxe wystarczająco długo już był zaskoczony. Zbliżył się i polizał Foxxe’a po szczęce. A potem odskoczył do tyłu i położył głowę na przednich łapach, by pokazać, że mają coś do robienia, ale Foxxe musi być Alfą. - Dzień dobry, śpiochy! – Andy podniósł swoje pudełko i przyłożył do oka, jednocześnie schodząc ze wzgórza w kierunku zaskoczonego Foxxe’a. – Widzę, że Reno dał ci znać, że wciąż się tu kręci. Reno szczeknął i usiadł na zadzie, podczas gdy dwóch ważnych członków stada, konsultowało się ze sobą. Oczy Foxxe'a straciły swoją okrągłość, ale wpatrywał się w Andiego przez chwilę, zanim zdołał zrobić użytek ze swoich ust. - Tak. Uhm. Tak zrobił. - Ma swoją osobowość i przywiązał się do ciebie, jak widzę. – Andy mówił zza pudła. – Może zrobimy go twoim współprowadzącym w tej przygodzie, co? Reno prychnął do siebie. Andy nie rozumiał, jak działają zasady sfory. Będzie musiał się nauczyć, ale Reno było zadowolony, że Andy nie obnażył swoich zębów i nie sprawił, że Reno odszedł. To byłoby smutne. Bardzo smutne. Przywódca stada zamrugał i przygryzł wargę wpatrując się w Reno. - Tak, chyba znalazłem partnera, na chwilę. – Wyciągnął rękę i potarmosił futrzaną krezę Reno. – W takim razie we dwójkę zapracujemy na naszą pensję i dodatkowe korzyści.
***
Foxxe przeszedł przez resztę dnia, jak na autopilocie. Uśmiechał się do kamery, pokazywał piękne pogórze, które przemierzali, i dzielił się jagodami i orzechami, które ~ 45 ~
znalazł, z Andym. Tak naprawdę, to mieli kilka batoników muesli i suszone mięso w nieprzemakalnych torebkach na spodzie swoich plecaków, ale pomysłem było wyżywić się z ziemi i Foxxe próbował udowodnić, że można to zrobić małym nakładem pracy. Jeszcze nie całkiem oswoił się z myślą, pieprzyłem wilkołaka. A może kojotołakiem? Miał do Reno tysiące pytań, a najważniejsze z nich było nieco idiotyczne, ale musiał je zadać. Czy wenerycznie możesz zostać wilkołakiem? Prawdopodobnie nie. Nawet wątpił, że wilkołactwo jest wirusem, tak jak pokazywali w filmach. Rozmowa gorsza niż HIV. I nadal miał trudności z uwierzeniem w to, co widział na własne oczy. Reno uciekł z oburzonym spojrzeniem, jak tylko Foxxe znalazł jagody. Wrócił później z odrobiną krwi na swojej szczęce, więc Foxxe przypuszczał, że znalazł sobie na posiłek mięso. Foxxe w żaden sposób go nie obwiniał. I jakby na ten widok, żołądek Foxxe'a zaburczał w proteście na jego skromny posiłek. Był przyzwyczajony do obywania się bez jedzenia, ale to nie znaczy, że jego ciało nie mogło zaprotestować. Obiecał sobie duży mięsny obiad dziś wieczorem, jak tylko skombinuje jakiegoś królika albo niewielką sarnę z łąki, która leżała poniżej ich obozu. Machnął grubym kijem, który podniósł, i miał nadzieję, że wciąż pamięta sztuczkę z rzucaniem. - Hej, Foxxe! – Andy podbiegł do niego. – Co masz w ręce? Foxxe uśmiechnęł się do Andiego i uniósł drewno. - To? To jest sposób na rzucenie dalej i dokładniej. Nasi przodkowie, Neandertalczycy i Homo Erectus, już to robili. – Pogrzebał w swojej kieszeni i ostrożnie wydobył jeden z mniejszych kawałków obsydianu, które zachował. – Widzisz to? To zrobi świetną włócznię, jeśli tylko znajdę jakieś mocne młode drzewko i - jak będę miał naprawdę szczęście - sarnę albo padlinę łosia. Uszy Reno stanęły sztorcem, kiedy Foxxe wyraził swoją nadzieję. Tak, on był kluczem do ich wygody. Cholera, jeśli nie będzie miał dobrego partnera do przetrwania, ten pomysł będzie tak szalony, jak brzmiał. Foxxe wskazał na łąkę poniżej, do której było może z godzina zejścia w dół. - Widzisz tę łąkę, Andy? – Poczekał aż Andy skieruje kamerę w stronę łąki. – Tam właśnie idziemy. Mogę się założyć, że są tam króliki, sarny, a nawet jakieś ziemne ptaki, jak kuropatwy. Jeśli zrobię tę włócznię przed czasem, zanim słońce zacznie zachodzić, będziemy mieć dobry posiłek zanim wzejdzie księżyc, ale potrzebuję jakieś starej sarny albo padliny łosia. Rozglądaj się. Potrzebuję kości i ścięgien. ~ 46 ~
Reno przekrzywił głowę na jedną stronę, kiwnął głową i skręcił nieznacznie w lewo. Obejrzał się przez ramię na Foxxe’a i czekał. Foxxe rozejrzał się patrząc, gdzie zmierza kojot. Tak, ślady starej spalenizny i wyraźnego blasku strumienia. Kiwnął głową i puścił oko do Reno. - Jak zauważyłeś, Reno trochę skręcił. – Wskazał Foxxe. – Założę się, że ten zwierzak jest spragniony i prowadzi nas prosto do wody, której poblask widzę. A ty, Andy? Jesteś spragniony? Może tam, obok wody, znajdziemy jakąś padlinę. Drapieżniki, takie jak Reno, wiedzą, że wszystkie zwierzęta muszą pić wodę. Kamera obróciła się, by złapać idealne małe ciało Reno stojące w promieniach słońca i jasne, wyraźne oznaki strumienia z tyłu i w dole stoku. - Czyżbyś nie zauważył tego po chrypce w moim głosie? Chodźmy za kojotem, człowieku! Foxxe nie potrafił ukryć swojej radości, gdy Reno poprowadził ich nie tylko prosto do skrzącego się strumienia pełnego chłodnej, czystej wody, lecz także do dużej padliny łosia z obgryzionymi kośćmi po ataku drapieżnika. Znalazł doskonale zachowaną kość biodrową, która nadawała się na włócznię, i ścięgna, które potrzebował. Zanim rozbili obóz w wygodnym miejscu między łąką, a strumieniem, Foxxe rozpalił ogień i w mniej niż godzinę zrobił z kawałka obsydianu siekierkę z epoki kamienia, a z mniejszych kawałków porobił groty. Andy filmował namiętnie jego wysiłki, podczas gdy Reno obgryzał z zadowoleniem porzuconą kość. Jednak Foxxe nie dał już się zwieść przez zwykłe ruchy głupiego zmiennego kojota. Za każdym razem, jak Foxxe wyjaśniał coś do kamery Andiego, kojot popatrzył na nich z zachwytem. Foxxe wyprostował swoją włócznię – tak faktycznie to była krótka, giętka dzida – nad ogniem, wywiercił otwór dla grotu, zawinął grot dobrze zmoczonym ścięgnem, a potem bez pośpiechu wydłubał niewielkie hakowate zagłębienie i uchwyt. Po zmontowaniu, widzowie zobaczą z tego może tylko kilka minut, a co zabrało Foxxe’owi około godziny. Nie, żeby to Foxxe’owi przeszkadzało. Niedługo, on i Reno, będą robić wudu, które obydwaj tak dobrze robili, podczas gdy Andy będzie filmował z punktu obserwacyjnego, prawdopodobnie z drzewa, albo czegoś takiego. - Proszę! – Dumnie zaprezentował proste urządzenie Andiemu i kamerze. – Jedna dzida, odpowiednia do zabicia królika, albo sarny. Jestem skłonny się założyć, że całe
~ 47 ~
stado saren przyjdzie napić się o zmierzchu. Nieważne co, ale mamy duże szanse, dobrze zjeść dziś wieczorem. Kątem swojego oka, zauważył kiwnięcie Reno. Tak, kojot wiedział, jak zabrać się za taką robotę. Urodził się po to, by polować. Reno się podniósł, a całe jego ciało aż zadrżało z niecierpliwości. Foxxe chciał, by jego ciało, tak samo wyraźnie mogło pokazać pragnienie zabawy w lesie. Jego serce biło trochę szybciej na dreszcz polowania z przyjacielem, nawet z futerkowym przyjacielem, by podzielić się pracą. Tylko dlaczego stracił całą przyjemność z przebywania na dworze? Andy na pewno nie podzieli prymitywnego ducha. Oczekiwał, że to Foxxe zarobi na chleb, i to dosłownie. Andy odłożył kamerę i poruszył ramionami. - Wejdę na sosnę, którą wcześniej zauważyłem. To powinno dać mi jasny pogląd na twoje polowanie, jeśli zaczaisz się obok stawu, gdzie znaleźliśmy padlinę. Foxxe owiną swoją siekierkę z obsydianu w chustkę i wepchnął do kieszeni. Może nawet zatrzyma te narzędzia na pamiątkę. Włożył w nie trochę wysiłku. - Chodźmy, Reno. Masz ochotę na małe polowanie? Reno zerwał się jak z procy, kierując się w dół strumienia. Andy roześmiał się łagodnie. - Lepiej dotrzymaj mu kroku. Przysięgam, Foxxe. Ten zwierzak nie tylko rozumie, co mówisz, ale też, o czym myślisz. Foxxe nie mógł się nie zgodzić. To było coś więcej niż ludzka inteligencja zawarta w psiej czaszce. W tym futrzastym ciele, było tyle miłości i lojalności, że trudno było to pojąć. Foxxe uderzył sam siebie w głowę, w swoich myślach, i upomniał, że takie dzikie istoty powinny bezpiecznie przebywać na wolności, nawet gdy mogły zmieniać się w młodych seksownych facetów ze świetnymi ciałami i jeszcze lepszymi kutasami. Trzy godziny później, księżyc wzeszedł nad szczyty górskie, jak błogosławieństwo, i oświetlił trzech, szczęśliwie objedzonych, samców. Ludzie siedzieli obok siebie na polanie, a Reno rozłożył się po przeciwnej stronie ognia, jak zadowolony pies. Andy beknął głośno i poklepał się po brzuchu. - Sfilmowałbym waszą dwójkę w jednej minucie, ale jedzenie było tak cholernie dobre, że nie chce mi się ruszyć! Steki z sarniny natarte dzikim czosnkiem właśnie stały ~ 48 ~
się moim ulubionym posiłkiem i cholernie lepiej wyglądały niż ten okropny skunks, który jedliśmy w Sierra. Nawet pamięć o mięsie, które pachniało bardziej okropnie niż kanał ściekowy i smakowało gorzej niż spalone opony zmoczone w benzynie, wstrząsnęło Foxxem. - Oh, nie przypominaj mi o tym. To było prawie tak niedobre, jak kozie jądra na Saharze u Beduinów. Wspaniali faceci, ale nawet dla mnie ich kuchnia była zbyt ciężka. Nawet Reno zdołał rzucić spojrzenie pełne wstrętu i przerażenia na swojej futerkowej twarzy na myśl o jedzeniu skunksa. Kolejny raz, Foxxe wyobraził sobie dymek rysunkowy nad jego głową, która mówiła, Facet, nie zrobiłeś tego! Prawda? Andy skończył kręcenie filmu i ziewnął szeroko. Wyciągnął do Foxxe’a cylindryczną małą kamerę. - Masz swoją kamerę Foxxe’a na noc. Foxxe wziął ją niechętnie. Udał, że ziewa i poklepał się po pełnym żołądku. - Chyba nie będę tego potrzebować, Andy. Jestem tak pełny, że prawdopodobnie prześpię całą noc, chyba że coś mi przeszkodzi. Andy odwrócił się i ruszył w kierunku swojego namiotu, tuż poza zasięgiem wzroku w innym mniejszym wgłębieniu poniżej baldachimu sosen. - Rób, jak uważasz. Tylko nie pozwól jakiemuś stworzeniu sobie przeszkodzić, kolego. Zachowaj rozum i nie wpakuj się w żadne niebezpieczeństwo. Myśl nad sposobem, jak nie wpakować się, albo wyjść z kłopotów, okej? Foxxe mógłby przysiąc, że oczy Reno zalśniły rozbawieniem i psotą. Oczywiście zmienny planował poprzeszkadzać Foxxe’owi. Foxxe nie mógł się już doczekać.
Tłumaczenie: panda68
~ 49 ~
Rozdział 8 Foxxe nie ruszył się z polany, dopóki Andy nie zniknął w swoim namiocie i nie ukazała się lekka niebieskawa poświata jego laptopa, podłączonego do satelity, która dała znak, że zaczął przegrywać nakręcone w ciągu dnia filmy. Mimo tego, grzebał kijem w ogniu i zastanawiał się jak, do diabła, ma postąpić z wilkołakiem kojotem siedzącym przed nim? Jego umysł krążył wokół tych myśli cały boży dzień, ale nie znalazł żadnej odpowiedzi. Tylko stała obecność Andiego powstrzymywała Foxxe’a przed zadawaniem Reno pytań, które spalały mu mózg, a oprócz tego Andy reprezentował te tysiące widzów, którzy byliby rozczarowani, gdyby Foxxe uciekł w ciemność nocy z krzykiem, Pieprzyłem się z wilkołakiem. Foxxe zadrżał, jak tylko to sobie przypomniał. Reno trzymał swoje brązowe oczy jeszcze dłużej na namiocie kamerzysty niż Foxxe. Potem cicho wstał i skierował się do krzaków, rosnących za Foxxem, i poza jakikolwiek możliwy widok z namiotu Andiego. Kilka chwil później, jego cichy ludzki głos doszedł z ciemności. - Foxxe nie ma żadnych pytań do Reno? To bardzo dziwne. Reno ma wiele pytań do Foxxe’a o tym, jak być człowiekiem. - Ja… uh… nie wiem, od czego zacząć zadawać te tysiące pytań, które mam w mojej głowie. – Foxxe pochylił się i wziął długi łyk ze swojego czerwonego kubka. - Gdzie? Siadasz na polanie i pytasz. Głupi człowiek. – Głos Reno zabrzmiał rozbawieniem. – W takim razie ja zapytam pierwszy. Co to jest praca? Foxxe zadławił się wodą i kasłał przez kilka minut. Podczas, gdy próbował złapać oddech, jednocześnie zastanawiał się, jak do diabła ma wyjaśnić ludzką cywilizację facetowi, który żył prostym życiem stada. No cóż, musiał spróbować. Jak tylko odzyskał oddech, z trudem wykrztusić najlepszą odpowiedź, jaką znalazł. - Ptaki fruwają, ryby pływają, bizon je trawę, i tak dalej. Ludzie też robią różne rzeczy. Przez kilka minut, nic, oprócz kilku owadów, nie wydało dźwięku. ~ 50 ~
- Więc skoro ludzie robią różne rzeczy, to wszyscy podróżują przez życie połączeni? Te różne rzeczy to jest praca? – powiedział Reno bardzo wolno. – Ja jestem kojotem. Ja poluję. To jest moja praca? - Tak. Polujesz i łapiesz stare, słabe i chore. Zwierzęta w stadzie są silne, ponieważ kojoty eliminują chorobę ze stada. – Foxxe miał nadzieję zmienić temat. – Urodziłeś się, jako kojot czy człowiek? Szybkie oddechy tuż za nim, brzmiały jakby Reno próbował się śmiać, ale nie wiedział jak. - Foxxe zadaje zabawne pytania. Jestem kojotem. Urodziłem się, jako kojot. Reno także po prostu może być człowiekiem. Oh. Cóż, to przynajmniej dawało odpowiedź na pytanie, czy wilkołactwo było jakąś chorobą, lub czym innym, co mogłeś złapać. Foxxe westchnął z ulgi i odprężenia. W końcu, nie popełnił zbrodni bestialstwa, ani jakiegokolwiek innego przestępstwo wbrew naturze. - Reno, dlaczego nie wróciłeś z powrotem do natury? Zrekompensowałem ci już to uderzenie samochodem. Odpowiedź nadeszła bardzo powoli. - Nie chcę być w stadzie. Nie chcę mieć szczeniaków z samicą. – Urwał, a potem szybko dodał. – Chcę być człowiekiem. Chcę mieć ludzką pracę. Dostawać jedzenie w restauracjach. Zobaczyć, co to jest tele-wizja i, co Foxxe robi z tele-wizją, żeby mieć ładne obrazy, jak mówi Jeff. Z kubkiem, zatrzymanym w połowie drogi do jego warg, Foxxe zamarł, kiedy konsekwencje tego, co Reno właśnie powiedział, uderzyły w niego jak pierwsze kamienie z lawiny i jak olbrzymi zsuwający się głaz, by wraz z resztą zwalić się w dół, i go zakopać. Jasna cholera. Doktor Jeff Gleason wiedział i rozmawiał z Reno. Znał imię Reno. Ten Indianin miał kojota o imieniu Rody. Rody był… Oh, do diabła. Wulkanolog był spiskowcem, który nie tylko wiedział o kojotołaku, ale też żył z jednym z nich. - Czy Rody jest jeszcze jednym kojotem, który może zmienić się w człowieka? I doktor Gleason o tym wie, prawda? - Tak. – To jedno słowo wyszło wolno i ostrożnie. – Nie powiesz?
~ 51 ~
Odkrycie, że doktor Gleason wiedział, sprawiło, że Foxxe musiał się zastanowić przez kilka chwil. Przecież, trzymanie ust na kłódkę miało swój sens. Ujawniając tego rodzaju informację przyniosłoby ci separatkę w psychiatryku i całe mnóstwo tabletek szczęścia. - Nie, nie powiem nikomu, Reno. Nawet Jeffowi. – Foxxe’a paliło pytanie, które nie chciało przejść mu przez usta - skoro Rody też był zmiennym, to znaczyło, że doktor Gleason sypiał z kojotem i też był gejem? - Możesz powiedzieć Jeffowi. Jeff jest partnerem Rodiego. To on trzyma Wielką Tajemnicę. – Najwyraźniej przez zapał słyszalny w głosie Reno, czuł się lepiej rozmawiając o tym niż o innych rzeczach. Wszystko, co Foxxe czuł, to ulga zabarwiona zdziwieniem. Przypadek Komancza wulkanologa sprawił, że przeszły po nim ciarki, ponieważ mężczyzna był pełen sekretów. Teraz Foxxe rozumiał, dlaczego facet wydawał się ważyć wszystkie swoje słowa zanim przemówił lub zasiadał w długim milczeniu. Nic dziwnego, że zaszył się odizolowany w swoim domku pod pretekstem nauki. Teraz Foxxe poczuł zupełnie nowe uczucie, dotyczące naukowca – zazdrość. Jeff znalazł sposób, by zatrzymać swojego kojota. A niech tam! Skąd naszło go to uczucie? Kopnął ziemię przy ognisku, wiedząc, że zostawione drwa, w końcu zgasną. Za godzinę, lub dwie, zostanie tu tylko popiół. Nieważne, co Reno mówił o pragnieniu zostania człowiekiem, nie było mowy, żeby Foxxe nawet rozważał zabranie takiego słodkiego niewiniątka, jak Reno, do dużej złej miejskiej dżungli. To byłoby tak okrutne i złe, jako wypuszczenie prawdziwego kojota na wolność w mieście, i Foxxe za cholerę nie chciał słuchać nowych opowieści, jak to kojoty zrobiły sobie dom wśród betonu i asfaltu. To byłoby nie w porządku, cholera. - Czyżby Foxxe zaplątał się w winoroślach swoich myśli? – Głos Reno doszedł do niego z prawej strony, tak blisko, że oddech zmiennego podrażnił kark Foxxe'a. Fiut Foxxe'a ani myślał dbać o etykę. Miał tylko jedno w swoim małym umyśle, by stać i błagać o więcej ciała kojota tak innego rodzaju. Gorąco i tęsknota owinęły się wokół etyki Foxxe'a i stłumiły patetyczne protesty. Ręka Reno wśliznęła się wokół pasa Foxxe'a i z łatwością zsunęła po przedzie dżinsów Foxxe'a. Skubnął delikatnie ucho Foxxe'a, a jego ruchomy język podrażnił płatek.
~ 52 ~
- Foxxe za dużo myśli. Ludzie stracili radość życia. Mniej myśl, a więcej kochaj. Przestań walczyć ze swoją naturą. Foxxe jęknął, pomimo swoich przyrzeczeń o nie zdeprawowaniu Reno. Ciepła, mocna ręka, która zachłannie chwyciła jego fiuta, nie wydawała się być tak niewinna, a skubiące płatek jego ucha zęby, które zsunęły się w dół po szyi, wcale nie były takie dziewicze. Jednak to było coś złego, pragnąć Reno tak, jak go pragnął. Wina powoli się zmniejszała, a on walczył z upominaniem samego siebie o… coś. Czymkolwiek była ta myśl, zmyła się jak deszczowa woda. Przegrywał bitwę, której wcale nie chciał wygrać. - To tyle, jeśli chodzi o moją moralności. - Któregoś dnia wyjaśnisz mi, dlaczego ta - moralność - jest ważniejsza niż to, że kogoś skrzywdzisz. Ale dzisiaj nie jest ten dzień. – Reno pociągnął łagodnie za fiuta Foxxe'a, jednocześnie pocierając swoim własnym twardym jak kamień kutasem o plecy Foxxe'a. – Pójdziemy teraz do jaskini, którą zrobiłeś? Skrupuły Foxxe'a wydały ostatni mały pisk i umarły. Gorąco szalało w jego pachwinie, a mózg zamglił się potrzebą jego futerkowego partnera. - Takkk… Reno zabrał rękę z ciała Foxxe'a i przesunął językiem po małżowinie Foxxe'a, jako obietnicy późniejszych przyjemności. - Dobrze. Foxxe odnalazł swoją dziką, wewnętrzną naturę. Przyniosę czekoladę. Mam niespodziankę dla Foxxe’a. – Ciepło opuściło plecy Foxxe’a. Gdyby powab seksu nie wystarczył, ciekawość Foxxe'a w sprawie niespodzianki sprawiła, że opuścił polanę, ogień, i skierował się do zaimprowizowanego tipi, które zrobił pod drzewami zanim przyrządził sarninę. Wczołgał się do środka i opadł na łóżko pachnącej trawy z łąki, którą wypełnił materac. Już nagi, oczywiście, Reno czekał, a jego długa, szczupła postać widoczna była nawet w ciemności przez wzrok Foxxe'a. Jego kutas wycelowany był w gwiazdy i czekający. Inaczej niż u człowieka, jego oczy lśniły złotym światłem, tak jak w jego psiej formie. To był tylko odblask od ognia, ale jednak upiorny, i przypominający, że nie był człowiekiem. Foxxe zdjął swoje ubranie, postanawiając przejść, jeszcze ten jeden raz, na swoją dziką stronę zanim wróci do cywilizacji. Zimne nocne powietrze pieściło jego ciało i
~ 53 ~
wprawiało w drżenie bardziej niż oczekiwanie. Jego sutki stwardniały, a usta napełniły się śliną, żeby posmakować ciała młodego… czekaj… młodego. Jak młodego? - Ile masz lat, Reno? Ponownie usłyszał miękki śmiech kojota. - Jestem na tyle dorosły, żeby mieć swojego własnego partnera, ale nie aż tak stary, żebym skrzypiał, kiedy biegnę. Nie jestem szczenięciem. – Jego oczy mrugnęły w blasku ognia. – To dobra odpowiedź? Okej, a więc Reno był, według standardów jego własnego społeczeństwa, dorosły. Przebywszy prawie cały świat, Foxxe rozumiał, że czasami to była jedyna definicja. - Tak, Reno. To dobra odpowiedź. – Foxxe odrzucił na bok swoje spodnie, blisko wejścia, gdzie łatwo rano je znajdzie. Podszedł na tyle blisko, żeby mógł wziąć Reno w ramiona, ale jeszcze nie dotknął zmiennego. – Mój umysł wciąż kręci się wokół istnienia zmiennych. Reno uśmiechnął się w ciemności, jego zęby zabłysły bielą. - W takim razie myśl o mnie, jak o człowieku. Chcę być człowiekiem. Życie kojota jest ciężkie i mało zabawne. Życie człowieka musi być lepsze. – Zaśmiał się jeszcze raz. – Matka mówi, że ofiara jest zawsze bardziej tłusta na terytorium kogoś innego. Może tak. Może nie. Musisz poczuć, żeby się tego dowiedzieć. – Pochylił się, żeby liznąć jeden z sutków Foxxe'a. – Mój człowiek smakuje bardzo dobrze. Foxxe przygarnął do siebie zmiennego jednym ramieniem. Pierś do piersi, gorący fiut do gorącego kutasa, Foxxe zajrzał w złote oczy Reno. Jego wargi drgnęły w uśmiechu. - Mój kojot smakuje również cholernie dobrze, jeśli pamięć mnie nie zawodzi, ale chciałbym posmakować więcej. – Opuścił twarz i zgarnął wargi Reno. Najwyraźniej Reno nigdy nie był całowany. Jego oczy najpierw się rozszerzyły, ale szybko powieki opuściły się powoli, kiedy odczucia wzajemnego pocierania warg rozwiały jego zaskoczenie. Szybko się nauczył i szybko pojął pojęcie oddawania pocałunku. Foxxe łaskotał wargi swojego kojota językiem, dopóki Reno nie otworzył swoich ust i pozwolił się zbadać. Ciepły i mokry, gorący i zapraszający, jego język nie widział żadnej różnicy pomiędzy Reno, a którymkolwiek z jego poprzednich kochanków. Tyle tylko, że Reno wydawał się smakować lepiej i bardziej... żywo.
~ 54 ~
Ręka Reno podnosiła się stopniowo, dopóki nie przycisnęła się z tyłu do głowy Foxxe'a, błagając bez słów o kontynuowanie tego nowego i przyjemnego uczucia pocałunków. Jego usta były tak chętne, jak Foxxe'a, i naśladował wszystko to, co robił Foxxe, dopóki to nie stało się dziwną grą małpa pokaże, kojot zrobi. Jak długo tak trwali, ciesząc się tuleniem siebie nawzajem, żaden nie wiedział, ale Foxxe’a zupełni to nie obchodziło. Jednak jego ciało miało swoje potrzeby. Jego biodra się poruszyły, pocierając kutasa Reno swoim własnym. Zastanawiał się, czy Reno kiedykolwiek doświadczył tego, co chciał teraz zrobić. Sięgnął między nimi i chwycił obydwa, nabrzmiałe i naprężone, fiuty ręką i pociągnął. Reno sapnął i wygiął plecy. - Foxxe zna najlepsze sposoby na parowanie! – Leżał na plecach na stercie trawy i odrzucił do tyłu głowę. – Kocham mojego człowieka. Kocham. W jakiś sposób ta deklaracja nie zakłopotała Foxxe’a tak, jak powinna. Wziął to za niewinne oświadczenie przyjemności i zignorował słaby dźwięk brzęczących dzwonków w swojej głowie. Jednak, nie skwitował tego typową odpowiedzią beztroski i bez znaczenia – tak, skarbie, ja też cię kocham. Zamiast tego, zaczął mocniej pociągać za ich fiuty, trzymane w pięści, i pochylił się, by skubnąć brązowy sutek zmiennego na gładkiej, opalonej piersi. Teraz Reno pokazał swoją dziką naturę, wydając dźwięk gdzieś pośrodku jęku a warknięcia. Jego ręka wciąż przyciskała się do głowy Foxxe'a, ale teraz jego palce zaczęły bawić się krótko obciętymi włosami Foxxe'a. - Czekolada już wkrótce? Zamglony żądzą mózg Foxxe'a potrzebował kilku sekund, żeby przetrawić prośbę. Reno miał na myśli nawilżacz o smaku czekolady. Ręka Foxxe'a zatrzymała się po jednym długim, przeciągłym pociągnięciu. Jego fiut zadrżał i się naprężył, gotowy pieprzyć słodki, ciasny tyłeczek Reno. O, tak, pragnął tego tyłeczka. - Tak. Czekolada. – Sięgnął po plecak. Reno przekręcił się tak, że w połowie leżał na Foxxe’ie. Jego ręka szukała czegoś w trawie, ukrytego przy wewnętrznej krawędzi tipi.
~ 55 ~
- Znalazłem zabawkę dla Foxxe’a i Reno. Przygotowuj czekoladę. Ja pobawię się zabawką. – Uniósł pałkę 3, którą najwyraźniej przyniósł znad strumienia. Jednak mózg Foxxe'a odmówił przetworzenia, jak można zabawić się pałką, jako erotyczną zabawką. Tak było, dopóki Reno nie pogłaskał sutka Foxxe'a miękkim brązowym cylindrem. Jego ciało zadrżało, zagubione między miękkością a zmysłowością. Ręka Foxxe'a zaczęła bardziej gorączkowo szukać nawilżacza. Jego mózg zaskwierczał i przypalił się, jak trafiony piorunem. Reno uśmiechnął się i zsunął pałkę w dół ciała Foxxe'a, łaskocząc i przekomarzając się. - Foxxe lubi zabawkę? To dobrze. Znajdź czekoladę, Foxxe. – Usiadł i przesunął pałkę, dopóki ta nie podrażniła samego czubka fiuta Foxxe'a. Palce Foxxe'a rozpaczliwie szukały tubki i wyszarpnęły ją z plecaka, jak tylko namacały plastikową torebkę. Jego umysł nie był już w stanie złożyć jednego spójnego zdania, nawet gdyby położyli mu do głowy broń. Wszystko, co wiedział, to pilna potrzeba użycia nawilżacza i pieprzenia się aż do wycia do księżyca. Reno oblizał swoje wargi, gdy zobaczył wyciągniętą torebkę, a jego oczy do połowy się zamknęły. Pochylił się i zassał fiuta Foxxe'a, wystawiając swój tyłek na pyszny żel, który przynosił im obu tyle przyjemności. Uniósł wargi znad główki fiuta. - Chcę fiuta Foxxe’a. Chcę natychmiast. Ręce Foxxe'a drżały, gdy rozprowadzał żel na wystawiony tyłek swojego kochanka. Czuł się tak rozgrzany od żądzy, że ledwie pamiętał, kim był. Mimo tego jego oddech było miarowy i spokojny. Każde cykanie świerszcza, każdy ptasi trel wydawał mu się właściwy i doskonały, jakby w końcu znalazł miejsce, do którego należy – jakby był częścią natury, a nie tylko ją zwiedzał, czy zakłócał. Miał przed sobą tego powód. Reno zerknął przez swoje ramię na Foxxe’a i nie były potrzebne już żadne słowa. W jego oczach błyszczały miłość i akceptacja, a nie blask ognia. Reno, w jakiś sposób, wskazał mu drogę do jego dzikiej natury, gdzie pewne rzeczy przyjmowane są bez pytania, czy potrzeby analizowania. Foxxe skończył przygotowywanie swojego… partnera – to słowo rozbrzmiewało w jego umyśle niczym krzyk orła w kanionie, odbiło się o skały i wróciło, jako dźwięk dla jego własnej uciechy. Uklęknął i wsunął fiuta w swojego partnera. Połączyli się z taką łatwością, jak ryba wślizguje się do strumienia, tam gdzie należała. 3
Pałka - rodzaj roślin ziemno-wodnych należący do rodziny pałkowatych ( inaczej trzcina lub tatarak )
~ 56 ~
Reno zaczął się poruszać, nabijać do tyłu, łącząc ich razem nie tylko w ciele, lecz także w sercu i duszy, sprawiając, że poruszali się jak jeden. Pędzili razem, łącząc się i dzieląc radością parowania tak, jak natura planowała, bez wstydu albo myśli o konsekwencjach. Nie było potrzeby myśleć o przeszłości, czy przyszłości, tylko upajać się tą chwilą. W tym cudownym miejscu, gdzie czas się nie liczył i nie było żadnych zmartwień, Foxxe roześmiał się z radością, że w końcu znalazł spokojne miejsce, gdzie jego myśli i wspomnienia zostały wyciszone. Koszmary, które zadręczały go z każdym strzeleniem samochodowego gaźnika albo zawodzeniem syren, rozwiały się jak chmury porwane przez wiatr w letnią noc, zostawiając tylko piękno światła księżyca. Reno jęczał cicho, a jego głos był słyszalny tylko dla jego partnera. Nie było potrzeby nic mówić, kiedy tak balansował na krawędzi radości, gotowy poszybować w górę. Jego krótkie sapnięcia i gwałtowne ruchy do tyłu mówiły wszystko to, co było ważne. Nagle, gdzieś z wnętrza Foxxe’a, dobyło się warknięcie przyjemności i dominacji. Jego partner będzie z niego zadowolony, a ta słodka wiedza uszczęśliwiła jego serce. Jego pchnięcia stały się mocniejsze i bardziej żądające. Jego serce i dusza chciały usłyszeć odgłos przyjemność partnera, która będzie taka sama jak jego własna. Bez namysłu, pochylił się nad Reno i szarpnął za kutasa swojego partnera, by nasilić jego przyjemność. Przyjemność jego partnera liczyła się bardziej niż jego własna. Oddech Reno uwiązał mu w gardle, a jego ciało zamarło na chwilę, bu dojść w ręce Foxxe'a, drżąc i dając swojemu parterowi swoje nasienie i miłość. W odpowiedzi, Foxxe także doszedł. Przelał swoją duszę w ciało partnera, oddając swoją miłość w równym stopniu, dopóki obaj nie byli wyczerpani i dyszący. Zdrowy rozsądek wracał niechętnie. Jego fiut zmiękł i wyśliznął się z ciała Reno. Foxxe prawie krzyknął głośno od straty takiej jedności ze światem. Gdy oddech i umysł wróciły, opadł na trawiasty materac, pociągając Reno za sobą w kochającym uścisku. Foxxe wymruczał w ramię swojego kochanka. - Jak kiedykolwiek mogłeś zapragnąć zostawić takie piękno i zostać człowiekiem? Nie chciałbym cię rozczarować. Reno wtulił się plecami, dopasowując się do ciała Foxxe'a. Potem westchnął, jak zadowolony kot. - Jestem dojrzałym kojotem. Sam podejmuję decyzje. Ale nie wiem dość, aby wybrać. Nie jestem głupi, tylko nie wiem za wiele. I muszę wiedzieć. Potem zdecyduję. ~ 57 ~
Foxxe mocno zawinął ramiona wokół swojego kochanka-kojota. - Nie mogę się z tym sprzeczać. Głos zmiennego był sennym mruczeniem. - Nie sprzeczaj się. Tylko bądź. Nauczysz mnie, jak być człowiekiem. Ja nauczę cię, jak być dzikim. Foxxe zasnął zanim mógł odpowiedzieć, Już jesteś.
Tłumaczenie: panda68
~ 58 ~
Rozdział 9 Następnego ranka, Foxxe obudził się bladym świtem na dźwięk męskiego śmiechu, więc wyjrzał z prowizorycznego namiotu bardziej z ciekawości niż ze strachu. Rozpoznał głos Andiego i zgadł, że to Reno jest źródłem rozbawienia kamerzysty. Faktycznie, Reno i Andy zajmowali się zabawą goń mnie i kojot wyraźnie zwyciężał. Andy krzyknął i się roześmiał, gdy Reno doskoczył do niego i uszczypnął Andiego w tyłek, a potem umknął tanecznym krokiem zanim kamerzysta mógł wziąć odwet. A ponieważ żaden z nich nie robił tego na poważnie i nie wyrządzali sobie krzywdy, Foxxe zszedł do strumienia na szybką kąpiel i pomyślał tęsknie o tych gorących źródłach, gdzie byli. Chociaż zimna, czysta woda obudziła go lepiej niż filiżanka kawy, to wiedział, że tego potrzebuje. Dziś był rzućmy Foxxe’a w niebezpieczeństwo dzień, a to oznaczało spacer po gorącym, suchym pustkowiu równin, zanim ponownie znajdą się blisko cywilizacji, by Foxxe mógł znaleźć tory pociągu turystycznego albo nawet ślad autobusu. Nie miał żadnych złudzeń, co do swojej sławy. Gdyby wskoczył na autobus, niektórzy fani show zostaliby przyprawieni o dreszczyk emocji i też chcieliby wskoczyć w autobus, by przeżyć podobną przygodę. Turystyka do parku narodowego by się zwiększyła, a zarząd ochrony środowiska dostałby ładny zastrzyk przychodu. To była korzystna sytuacja. Foxxe zawrócił powoli do obozu, bezmyślnie zastanawiając się nad znalezieniem pociągu. Telewizyjna publiczność będzie uwielbiać jego wyczyn, kiedy to zrobi, narażając się na to ostatnie niebezpieczeństwo i ledwie wciągając Andiego za sobą. I nie było mowy, żeby mógł nieść, rzucać, albo zabrać Reno ze sobą. Foxxe westchnął, a jego ramiona opadły. Może tak będzie najlepiej, by zostawił Reno. I zanim kojot dotrze do bramy, Foxxe, Andy i Wayne będą już daleko. Reno nie ośmieli się zmienić w człowieka, by wskoczyć do pociągu, chociaż był potencjalnie trzy razy bardziej zręczny niż Foxxe. Tak, to z pewnością przyprawiłoby publiczność o dreszczyk emocji, gdyby na wizji, kojot zmienił się w nagiego mężczyznę i wskoczył do pociągu, by podążyć za Foxxem do cywilizacji, tak jak Tarzan za Jane. Doktor Gleason prawdopodobnie mógłby wyjaśnić Reno, dlaczego miejska dżungla nie
~ 59 ~
była wystarczająco dobrym miejscem dla niewinnych kojotów z dużymi brązowymi oczami i jeszcze większym sercem. Andy zniknął, prawdopodobnie pakując swój lekki namiot do plecaka. Dyskutowali w nieskończoność, gdzie musieli pójść każdego dnia, więc Andy był świadomy tego, kiedy mieli wyruszyć na te równiny. Reno nigdzie nie było widać, ale prawdopodobnie poszedł zdobyć coś świeżego na śniadanie. Foxxe z niechęcią zdemontował swoje prowizoryczne schronienie i zasypał ognisko piaskiem i ziemią tak, żeby potencjalny pożar lasu nie miał okazji się pojawić. Gdyby to był jego własny obóz wędrowny, poświęciłby trochę czasu na przygotowanie sobie suszonego mięsa z sarniny, owinięcia go ostrożnie i napełnienia swojej manierki, tak żeby mógł przemierzać niedostępne tereny z mniejszym wysiłkiem niż wymaga spacer w parku w letni dzień. Andy wepchnął ostatnią ze swojej kolekcji plastikowych torebek do plecaka i uśmiechnął się do swojej gwiazdy. - Jestem prawie gotowy. Napełniłem już moją manierkę wcześnie rano. Zaoszczędzę łyk lub dwa dla ciebie, jeśli będziesz go dzisiaj potrzebował. - Tak, ale lepiej ruszajmy żwawo. Ta mała wędrówka będzie ślicznym, małym kawałkiem piekła. – Foxxe zarzucił stanowczo plecak na swoje ramiona. - To będzie jeszcze gorsze, Foxxe. – Andy założył własny plecak i nałożył specjalną uprząż, którą zrobił dla swojej kamery, wokół szyi. – Czerwone niebo tego ranka… Foxxe westchnął. - … wskazuje na to, żeby być ostrożnym. Cholera. Ruszajmy. Nie miałbym nic przeciwko małemu deszczykowi, ale to jest Yellowstone w sierpniu. Śnieg jest dopuszczalny, ale wysoko w górach. Obaj mężczyźni nabrali szybkiego tempa, a mały kojot wypadł z drzew, by do nich dołączyć. Na końcu granicy lasu, znajdowała się niewielka ściana klifu, ale oni obrali szlak prowadzący w dół na nieprzyjazne równiny. Reno spojrzał na równiny i wrócił do Foxxe’a. Jego zdziwiona mina była tak oczywista, jakby faktycznie się zmienił i powiedział. - Co my, do diabła, robimy schodząc na dół? ~ 60 ~
Foxxe uklęknął i zawiązał poluzowane sznurowadło. A potem poklepał Reno po karku. - Wiem, że to szaleństwo schodzić na te równiny w taki dzień, jak dziś. Jednak, to jest najkrótsza trasa do powrotu do cywilizacji, kolego. – Zajrzał w te ufne brązowe oczy. – Ty i ja wiemy, jak przeżyć w takim miejscu, ale ludzie oglądający nasze telewizyjne show nie wiedzą. Musimy im to pokazać. Andy filmował ich rozmowę, skupiając się głównie na pysku kojota. Jeszcze raz, Reno spojrzał na goły, zbrązowiały obszar. Foxxe nie był głupi. Musiał wiedzieć, że były tam węże, ciernie i ukryte pułapki, a także brak wody i schronienia. To będzie ciężki dzień. Potem powąchał powietrze i wykrzywił wargę. Foxxe wiedział, że pogoda nie będzie im dzisiaj sprzyjać, nawet bez tego, gdyby Reno się zmienił i wykrzyknął te słowa. Zmierzwił futro kojota i włożył w swój głos tyle zaufania, ile mógł zebrać. - Przeżyjemy to, prawda, Reno? Mały kojot polizał twarz Foxxe'a, obrócił się i pokłusował w dół szlaku, jakby wiedział, gdzie iść. W ten sposób zaczęło się ich staczanie w piekło.
Tłumaczenie: panda68
~ 61 ~
Rozdział 10
Zdumiewające było to, że Foxxe mógł być oblany potem, jego głos mógł być ochrypły z pragnienia, a jednak po kręgosłupie przechodziły ciarki, za każdym razem jak tylko widział czarne chmury wysuwające się zza północnych szczytów gór. Podejrzewał, że front burzowy utworzył się w kanadyjskiej prowincji i śmiga na południe szybciej niż odrzutowiec. Uśmiechnął się do kamery i zerwał kilka jagód. - Gdybym miał więcej czasu i dodatkowej wody, namoczyłbym je trochę i otrzymał smaczny cydr. – Poklepał gładką czerwoną korę z charakterystycznymi, poskręcanymi gałęziami. – Rdzenni Amerykanie używają różnych sposobów, a większość pochodzi z Kalifornii i górzystych regionów. Zerwę kilka liści, żeby ugasić moje pragnienie, i gałązkę, którą można użyć, jako szczoteczkę do zębów. – Zerknął w stronę kamery. – Nie dlatego, że może tu być ktoś, kogo chcielibyście pocałować, ale nigdy nic nie wiadomo. Andy sumiennie sfilmował łatwo rozpoznawalny krzak i zuchwałą insynuację Foxxe'a. Cokolwiek po tym, by powiedzieli, nie miało znaczenia. Zmartwiony jęk Reno zwrócił ich uwagę. Nos kojota był wycelowany w zły front, teraz kipiący nad Górami Skalistymi. Nawet Foxxe, który obserwował ten frontu cały ranek, poczuł respekt przed burzą, która omal wyglądała tak, jakby żyła, pełznąc przez ośnieżone szczyty i je przykrywając. Nie mógł jednak powstrzymać Uh-oh, które wyszło z jego ust. Nawet Andy przerwał swoją zwykłą ciszę, tak że publiczność go usłyszała. Jego opalona twarz była bledsza niż wtedy, gdy spotkał węża morskiego, który zapałał miłością do jego węża od akwalungu. - Nie jest dobrze, Foxxe. Wcale nie jest dobrze. Nawet Reno szczeknął na zgodę. Pobiegł naprzód po ledwie widocznym szlaku, zawrócił i szczeknął jeszcze raz. ~ 62 ~
Foxxe prawie zachichotał. Zrozumiał wyraźnie. - Sądzę, że Reno ma tutaj rację, Andy. Wyłącz tę kamerę i zmywajmy się stąd. Miejmy nadzieję na znalezienie jakiegoś ciepłego miejsca na schronienie. – Foxxe nie czekał na odpowiedź. Podniósł swój plecak i ruszył szybkim tempem w dół szlaku. Andy szybko dogonił Foxxe i mądrze włożył kamerę w uprząż założoną na swoim torsie, bezpieczną i umocowaną na każdą ewentualność. Nieco mniejszy człowiek miał ponury wyraz na swojej twarzy. - Foxxe, stary kumplu, chyba nie zdążymy do tej cywilizacji. By zaakcentować słowa kamerzysty, lodowaty wiatr uderzył w plecy Foxxe'a i usunął z pamięci wszelki ślad potu, jakim oblewał się wcześniej. Jego pesymistyczna strona chciała być tak ponura jak Andy, ale Foxxe musiało pozostać optymistą dla mniejszego, słabszego – chociaż bardziej szalonego – kamerzysty. Optymizm utrzymywał go przy życiu aż do teraz, a jego nigdy się nie poddawaj nastawienie zagwarantowało mu sławę i pieniądze. - Hej, głowa do góry. Mamy tajną broń w postaci Reno. Dzikie zwierzęta jednak przeżywają, ponieważ wiedzą, jak przeżyć takie warunki, jak ten potwór. Może to było dobrze, że to powiedział, ponieważ pierwszy podmuch śniegu omal go nie przewrócił. Matka natura dostała nagły przypadek PMS i rzuciła niespodziewaną śnieżycą. Bardzo paskudną śnieżycą. Nawet Reno się skrzywił i zadrżał od czubka swojego czarnego nosa aż do końca puszystego ogona. Andy krzyknął i omal nie przewróciłby się na swój chudy tyłek, gdyby nie miał wsparcia ze strony ramienia Foxxe'a. - To nie tak - powtarzam, nie tak - mieliśmy znaleźć się w niebezpieczeństwie. Myślałem o wkurzeniu grzechotnika, a nie o zamieci. Foxxe tylko potrząsnął głową i westchnął. Żaden z nich nie miał nic więcej oprócz nieprzemakalnej, przeciwwiatrowej kurtki, ponieważ prognozy przewidywały słoneczny i gorący front dla całego zachodu. Kurtka była wystarczająca na zimne, górskie noce, a nie na zacinający śniegiem wiatr, który dawał się we znaki przez nylonowy materiał. Rozejrzał się, modląc się o skupisko jakiejś zieleni, małą jaskinię, jakieś powalone drzewo, o cokolwiek. Szarpnięcie za nogawkę spodni go rozproszyło. Reno zajęczał ponad wiatrem i odbiegł, a potem obejrzał się na Foxxe’a błagalnymi, brązowymi oczami. Podbiegł znowu do przodu i szczeknął. ~ 63 ~
- Wygląda na to, że nasz przyjaciel ma plan. – Andy oparł się o ramię Foxxe'a, prawdopodobnie dla ciepła. – Zagłosuję na niego, jako najbardziej bystrego kojota na zachodzie. Humor i nadzieja wywołały u Foxxe’a uśmiech. - Tak? W takim razie jesteśmy jednomyślni. – Uśmiechnął się do Reno, pewny ich tajemnicy, i tego, że Reno naprawdę rozumie sytuację i jego słowa. – Okej, Reno. Znasz te okolice. Gdzie jest jakieś bezpieczne, ciepłe miejsce, żebyśmy mogli się schronić? Reno ruszył jak błyskawica, zostawiając odciski w szybko gromadzącym się śniegu. Andy się roześmiał i powiedział. - Chodźmy za tą kulką futra!
***
Reno posuwał się ścieżką, mając całym swoim sercem nadzieję, że zdoła doprowadzić na czas biednych, niemających futra ludzi do bezpiecznego miejsca. Już zostali zmuszeni do zatrzymania się pod osłonę kilku mizernych krzaczków, ale nawet Andy zgodził się z tym, że to rozwiązanie jest doraźne. Po prostu szli już za długo w bardzo zimnym śniegu. Obaj się już potykali i nie mówili zbyt składnie. To było pierwsze ostrzeżenie przed śmiercią spowodowaną wyziębieniem. Nawet Reno drżał bez przerwy. Foxxe powierzył mu zaprowadzenie ich do bezpiecznego miejsca. Ta świadomość śpiewała w sercu Reno, ale jednocześnie obawiał się, że ich ciała tak się oziębią, że nie będą w stanie dalej iść. Foxxe już głośno mówił, że boi się o ich palce u rąk i nóg. Andy mamrotał jakieś słowa i potykał się za Foxxem w niebezpiecznym oszołomieniu. Niedługo zaśnie i dołączy do zamarzniętych zwłok, które słały krajobraz, chyba że będą brnąć dalej. Reno włożył swój ogon między nogi i położył po sobie uszy w próżnej nadziei, że zatrzyma choć odrobinę ciepła, ale dopóki nie dostanie swojego zimowego futra, był prawie tak samo podatny na zimno, jak biedne, bezwłose małpy. Ludzie. Mógł poczuć metaliczny, wyrazisty smak ich przeznaczenia w głębi swojego gardła, i wyczuć ukryty
~ 64 ~
paskudny zapach w powietrzu, ale ludzie nie mogli wiedzieć, że ich cel jest jeszcze daleko. Jeszcze nie. Czasem sam tracił nadzieję. Foxxe opadł na śnieg na kolana, jego oczy były szkliste i czerwone. Drżał spazmatycznie. - Hi-hi-hipotermia. Złe wieści. Odmrożenie. – Wyciągnął rękę i na palcach zobaczył okropny biały kolor w potwierdzeniu na jego słowa. Reno przytulił się do Foxxe’a, próbując podzielić się z nim ciepłem swego futra, i liznął jego twarz. Nie ośmielił się zmienić i błagać, Proszę nie zostawiaj mnie! Proszę nie umieraj! Właśnie cię znalazłem. Wszystko, co mógł zrobić, to tylko skomleć żałośnie, kiedy ramiona Foxxe'a zawinęły się wokół niego. Tym razem, to Andy znalazł wewnętrzną siłę. Wydusił z siebie kilka słów. - Nigdy się nie poddawaj. Nie poddawaj. Wstawaj. Jakieś światełko rozumu wróciło w oczach Foxxe'a. Chociaż wciąż drżał, ścisnął futrzaste ciało Reno. - Dzięki za trochę ciepła, Reno. Ja… Olbrzymi ciemny kształt pojawił się w śniegu. Bizon wpatrywał się w nich przez chwilę, a potem strząsnął śnieg ze swojego futra. Jego potężna głowa kiwnęła do Reno po królewsku. Reno podskoczył radośnie, by przywitać się z Moussa, najbardziej kochaną samicą, jaką kiedykolwiek spotkał, i babką wielu. Wielkie, kudłate ciało Moussy dostarczy nie tylko ciepła, ale także ochroni, trzymających się blisko niej, ludzi, gdy będą szli dalej, by znaleźć bezpieczne i ciepłe miejsce. Nawet Andy wydawał się rozumieć, dlaczego Moussa spokojnie stoi i czeka. - Wow, czy wszystkie tutejsze stworzenia są takie bystre? Mógłbym przysiąc, że ona wie, iż jej potrzebujemy! – Potykając się ruszył do przodu i przytulił się do silnego ciała. - Dziękuję! Foxxe uśmiechnął się do dużych, brązowych oczu bizona i zmusił się do wstania. Już wiedział, czym była, chociaż Reno mu nie powiedział. Zachwiał się i opadł przy boku Moussy. - O rany! Przytulam się do kobiety, w której mógłbym się zakochać, ale nigdy bym tego nie zrobił. – Zachichotał z trudem. – Dziękuję ci, kochana, piękna pani. – Jego ~ 65 ~
osłabłe palce nie mogły chwycić jej włochatego ciała, ale mogły zagłębić się w gęste futro po ciepło. To prawdopodobnie uratuje ich przed zamroczeniem i stratą przytomności. Moussa prychnęła i zrobiła ostrożny krok w przód, dopóki ludzie nie ruszyli wraz z nią. Jej prawe oko mrugnęło do Reno pogodnym humorem. Zaprowadzi ich te parę ostatnich kroków do bezpiecznych i gorących źródeł, które jej rodzaj używał od generacji. Reno przeszedł tradycyjnie na pozycję wiodącego ich wszystkich. Jego małe ciało poruszało się lekko po śniegu, ale Moussa wzburzała ogromną jego ilość, przecierając szlak dla całego stada, jeśli chciałoby podążyć do schronienia przy gorących źródłach. Musiał się upewnić, że zatrzymają się w miejscu, gdzie ludzie pisali słowa i obrazki na kawałku drewna. Jeff powiedział mu, że te słowa i obrazy ostrzegają ludzi, by nie pić tej wody. Zwierzęta zdychały, gdy piły tę wodę. Zmienni zawsze informowali swoich nowonarodzonych i młode, żeby tam nie piły. Jednak, Jeff powiedział, że to drewno zabraniało ludziom pić. Pokazał obrazek z jakimiś kośćmi. - To jest nasz znak dla niedobrych rzeczy, żeby ich nie jeść, ani nie pić. To przypomina, że należy o tym powiedzieć innym ludziom. Reno uważał, że pomysł zostawiania takich obrazków, by powiedzieć ludziom o niedobrej wodzie, było bardzo mądrą sprawą. Jednak, uważał też, że kości martwych zwierząt i smród ich gnijących ciał, w zupełności by wystarczyło. Moussa podążała za nim, jak najwierniejszy przyjaciel z jego stada, chociaż oboje znali drogę i daliby sobie radę jeden bez drugiego. Jednak, wciąż znacznie lepiej, było iść z przyjacielem. Kiedy wszedł na ścieżkę, prowadzącą ich do ludzkiego znaku, nie wydała żadnego dźwięku świadczącego o dezaprobacie. Tak naprawdę, gdy odwrócił się, by ją zapytać, kiwnęła tylko swoją olbrzymią głową. Zgodziła się z zabraniem ich do znaku. W końcu, Reno zobaczył przestrzał między dwoma strzelistymi kawałkami skały, które służyło, jako małe wejście do wielkich gorących źródeł, które Jeff nazywał Kalderą. Zabawne, że ludzie wszystko musieli nazwać. Andy i Foxxe trzymali się jak rzepy ciepłych boków Moussy, ale na oko Reno, byli teraz bardziej świadomi i mieli większe szanse na przeżycie. To było bardzo dobra nowina. Dotrzymywali kroku Moussy, idąc w śniegu szlakiem, który torowała im z większą energią niż wcześniej. Foxxe wciągnął powietrze. ~ 66 ~
- Czuję siarkę. Idziemy do gorących źródeł? Oh, alleluja! Znowu się rozgrzejemy! Mniejszy człowiek był ledwo widoczny po tamtej stronie, ale z łatwością można było usłyszeć radość w jego głosie. - Nie wiedziałem, że w Yellowstone jest tyle gorących źródeł. Wszyscy przeszli między skałami, chociaż Moussa musiała się przecisnąć, żeby przejść. Ona również nie miała zamiaru zmieniać swojej postaci w tym zimnie, chyba żeby utknęła, a wtedy Reno nie mógłby jej winić. Andy pogłaskał jej bok, który trochę się otarł. - Dzięki za prowadzenie, miła pani. Mam nadzieję, że pozwolisz się sfotografować, zanim odejdziesz. Moussa przechyliła głowę na jedną stronę, jakby z nieśmiałością, i zamknęła swoje duże brązowe oczy. Foxxe zachichotał. - Dlaczego, Andy, wydaje mi się, że zawstydzałeś tą panią. – Jego oczy przesunęły się po okolicy. – Ale myślę, że nie będziesz miał problemów ze zrobieniem kilku dobrych zdjęć. Andy rozejrzał się, a jego szczęka powoli się otworzyła, kiedy zaskoczony zobaczył, jak niedźwiedź łapie pstrąga w locie. Jego palce chwyciły niezdarnie za kamerę, wciąż przypiętą do jego piersi. Wszystko, co mógł powiedzieć było nabożnym, O, kuuurwa! Zaparowana dolinka była piękna i zielona od ciepła, jakby śnieżyca na zewnątrz nie istniała. Padający śnieg natychmiast się roztapiał, a cały teren zasnuty był mgłą. Nawet nad kryształowo niebieskimi, zielonymi i fioletowymi gorącymi źródłami unosiła się wirująca mgła, stwarzając śliczny obrazek. Najlepsze z tego wszystkiego, była mnogość zwierząt i tutejszych zmiennych, którzy przyszli do źródeł się rozgrzać, i zgromadzili spokojnie w desperackim rozejmie. Nikt nie zostanie tu zjedzony. To była zasada, której nawet nie-zmienni przestrzegali. Reno ze znużeniem usiadł na zadzie i z ulgą zwiesił głowę. Zrobił, co w jego mocy, dla swojego małego stada. Byli uratowani. Na razie.
Tłumaczenie: panda68
~ 67 ~
Rozdział 11 Foxxe zrobił krok w przód do doliny pięknych gorących źródeł z odczuciem, że widzi cud. Wszystkie stworzenia, które powinny być śmiertelnymi wrogami, ignorowały posiłek na czterech nogach na rzecz przetrwania. Bizony chodziły majestatycznie, niczym członkowie rodziny królewskiej, i wydawały się rządzić z łagodną życzliwością. Kilka ptaków jechało na ich kosmatych grzbietach, szukając owadów. Drżąca puma czmychnęła chyłkiem za bykiem łosia, tak wielkim, że Foxxe zszedł ze ścieżki i pozwolił przejść długonogiej istocie. Andy szarpał się ze swoją kamerą, przeklinając pod nosem, gdy obiektyw zaparował. Zmuszał ją do pracy wystarczająco długo, by oddać piękno tego, co można było nazwać Rajem. Ból wybuchł z nosa i czoła Foxxe'a. Był tak zajętym patrzeniem na naturalne piękno, że Foxxe napotkał węża w raju przez, dosłownie, wpadnięcie na metalowy słup wbity w stwardniałą ziemię. Bardzo ludzki znak z namalowaną trupią czaszką i piszczelami, który zagrodził mu drogę. Przeczytał na głos przez wzgląd na Andiego. - Uwaga! Nie pić wody na tym terenie. Gorące baseny zawierają wysokie stężenie… jasna cholera… czy oni są poważni? Arszeniku! Andy stanął za nim. Wskazał na znak. - Mogę w to uwierzyć. Nie widzę, żeby którekolwiek z tych zwierząt, piło wodę z któregoś z tych stawów. Niektóre są gorące, sądząc po parze w tym miejscu, ale niektóre baseny w ogóle nie są spienione. Jeden z wilków, z językiem wywieszonym z pragnienia, odwrócił się od stawu obok siebie i wybiegł poza dolinę. Z ciekawością, Foxxe podążył za czarnym wilkiem. Ten zatrzymał się zaraz za szczeliną, prowadzącą do doliny, i połknął kilka kęsów śniegu. Potem zawrócił, omal nie przewracając Foxxe’a. Nagle wilk się zatrzymał. Zmienił się w młodzieńca u progu dorosłości.
~ 68 ~
- Przepraszam! Lepiej trzymaj się swojej sfory! Jesteś przeziębiony, niezdaro. – Płynnie przeszedł w postać wilka i zniknął. Błyskawicznie Foxxe rozejrzał się wkoło, by upewnić się, że Andy nie zobaczył zmiany młodego wilka. Wciąż żył w strachu, że kamerzysta nagra to, co było największą tajemnicą w Yellowstone – że wiele zwierząt było zmiennymi. Foxxe potknął się, uświadamiając sobie, że bizon, który ich tu przyprowadził, też może być jednym z nich. Nic dziwnego, skoro wiedziała, gdzie ma iść. Jego umysł zamknął się na możliwość, że te zwierzęta mogły być ludźmi, a nie tylko stworzeniami w tymczasowym rozejmie. Andy nie zwracał uwagi na to, co robił Foxxe. Podbiegł do brzegu szczególnie pięknego niebieskiego stawu z kamerą przy swoim oku. Foxxe miał nadzieję, że nie przestraszy żadnego zwierzęcia, hm… człowieka, swoim podekscytowaniem. Reno czekał cierpliwie kilka kroków dalej. Chociaż jego pokryta futrem twarz nie mogła za bardzo zmienić swojego wyrazu, jego uszy ustawiły sie do przodu, a swoim zachowaniem wskazywał, jakby był, no cóż, zażenowany. Foxxe znalazł kamień, na którym mógłby usiąść, a jedno dotknięcie powiedziało mu, że jest wystarczająco ciepły, by jego temperatura ciała już nie spadła. Ostrożnie, Foxxe usiadł i obejrzał swoje palce. Były w okropnym stanie, w niektórych miejscach białe z odmrożenia. Prawdopodobnie patrzył na koniec swojej kariery. Będzie miał szczęście, jeśli ich nie straci. Jego serce zabiło. Nie chciał być kaleką, a pomimo swoich skarg, lubił swoją pracę gospodarza show o przetrwaniu. - Mam problem, Reno. Kojot podszedł, usiadł przy nodze Foxxe'a i zapiszczał do Foxxe’a. W tej zatłoczonej dolinie, tylko z kilkoma kamieniami i jednym niewielkim skupiskiem niskich krzaków, nie było miejsca na zmianę bez narażenia się na pokazanie się Andiemu. I nie miało znaczenia, jak bardzo Foxxe łaknął rozmowy z Reno. Głowa kojota pokiwała powoli, jakby chciał powiedzieć, Wiem, zrobiłem, co w mojej mocy. Foxxe wyciągnął rękę i pogłaskał głowę Reno bolącą dłonią. - Wiem, kolego. To nie twoja wina. – Usłyszał, jak westchnął, i stanowczo odrzucił depresję. – Możemy będziemy mieli szczęście. Przy takiej pogodzie, wyciągną stąd Andiego i mnie, i skończymy naszą przygodę następnego dnia, ale pokażemy historię Foxxe nie zawsze wygrywa. – Zdobył się na uśmiech, chociaż bolało go serce. – Zazwyczaj, moi fani mi wybaczają.
~ 69 ~
Reno tylko nie wiedział, że zazwyczaj używają helikopterów, by ich wyciągnąć, a potem transportują do najbliższego szpitala przy maksymalnej prędkości. Zmienny kojot popatrzył na Foxxe’a z taką ufnością, że to rozbiło serce Foxxe'a nawet bardziej niż możliwa utrata jego kariery. Foxxe skrzywił się wewnętrznie i zamknął oczy, żeby nie musiał oglądać takiego ogromu miłości. To zaufanie może zostać zbezczeszczone w najgorszy sposób, kiedy przyleci helikopter, ponieważ wątpił, że będą chcieć złapać i zabrać stąd dzikie zwierzę. Impulsywnie, Foxxe zsunął się z kamienia i opadł na ciepłą ziemię obok zaskoczonego kojota. Zarzucił ramiona wokół Reno i go objął. Reno położył swój pysk na barku Foxxe'a i wpełzł na kolana Foxxe'a. Polizał twarz Foxxe'a i otarł się jak kot. Jak długo tak siedzieli, Foxxe nie miał pojęcia. Nie dbał o to, jak bardzo jego żołądek przylgnął do kręgosłupa i burczał. Zatrzyma te parę ostatnich godzin z Reno w swoim sercu na zawsze. Nigdy nie zapomni, jak kochał się ze zmiennym kojotem w Yellowstone. Cichy zgrzyt kamyków zakłócił jego rozmyślania w miękkim futrze Reno. Foxxe spojrzał wprost do kamery Andiego, uśmiechnął się łagodnie i ponownie zanurzył twarz na karku Reno. Niech sobie patrzą.
***
Następnego ranka, głośny odgłos nadlatującego helikoptera, zbudził ich wszystkich. Sierść Reno się zjeżyła, a następnie wystrzelił jak z procy z ramion Foxxe'a, zanim Foxxe mógł go uspokoić. Jego warknięcia, jakby bronił Foxxe’a przed samym Bogiem, tylko sprawiły, że Foxxe poczuł się o wiele gorzej przed ich nadciągającym rozstaniem. Foxxe wypełzł z zaimprowizowanego szałasu, który zrobił z gałęzi krzaków. Za obopólną zgodą, użyli skalistego terenu, jako latryny, a ponieważ namiot Andiego był tylko jednoosobowy, Foxxe wykorzystał krzaki. Nawet zdołali nakręcić krótki film z gorących źródeł, po tym jak większość zmiennych znalazła sobie jakiekolwiek schronienie. Teraz, kiedy świeciło słońce, a niebo było krystalicznie niebieskie, helikopter z dużym czerwonym krzyżem wydawał się być niepotrzebny, pomimo bólu w rękach ~ 70 ~
Foxxe'a. Wiedział, nawet bez mówienia, że zostanie zawieziony do szpitala na badania. Więc, nawet gdyby mógł zabrać Reno, nie byłoby dla Reno miejsca, podczas gdy Foxxe przechodziłby medyczne badania. Wayne był uczulony na futro, a Andy mu się zwierzył, że on i D'Andre przeprowadzają się do nowego mieszkania. Wayne wychylił się z szerokich drzwi helikoptera, mając na sobie kask, gogle i kombinezon lotniczy. Pomachał do Andiego i Foxxe’a, uśmiechając się pokrzepiająco. Andy zrzekł się swojego namiotu na rzecz dzikich zwierząt, złapał kamerę i plecak, i pobiegł sprintem do helikoptera, tak jakby obawiał się, że odlecą bez niego. Jeden z ratowników wciągnął go na pokład i praktycznie rzucił na nosze. Foxxe stał nieruchomo z przyklejonym do jego nogi Reno, który drżał, jakby był śmiertelnie przerażony. Foxxe pochylił się, żeby pogłaskać drżącego kojota i przekazać swoje ostatnie pożegnanie, ale żadne słowa nie chciały wyjść z jego ściśniętego gardła. Po prostu nie mogli zmusić się do rozstania, pomimo łez nagromadzonych w ich oczach. Wszystko, co Foxxe mógł zrobić, to je powstrzymywać i przytulić się ostatni raz do swojego przyjaciela kojota. Ah, do diabła, musiał przyznać się sam sobie – jego kochanka i miłości. Był dziwakiem, który kochał kojota. Tak, tylko coś więcej niż terapia wstrząsowa i butelka Prozacu mogła pomóc wybić mu go z głowy. Inny ratownik, który tylko czekał na to, kiedy usiądą na stałym lądzie, wyskoczył na zewnątrz z torbą lekarską w ręce. Pochylił się pod wciąż obracającymi się wirnikami i szybko podbiegł do Foxxe’a. Jego okrzyki ledwie przedostały się przez rozpacz i przerażenie Foxxe'a. - Panie Wylder, proszę pozwolić mi spojrzeć na pana ręce! Niechętny, by puścić Reno, chociaż na sekundę, Foxxe wyciągnął jedną dłoń i zanurzył twarz w futrze Reno. Zignorował na kilka kolejnych chwil zbliżające się rozstanie. - Czekaj na mnie, Reno. Wrócę tu. Muszę wrócić. Czekaj na mnie. Proszę! Reno zapiszczał mu do ucha i liznął jego szyję. Jego próba mówienia była taka sama jak Foxxe’a. Dla wielu, mogło to zabrzmieć jak Woo-woo-woo!, ale Foxxe usłyszał prawdziwą wiadomość – Kocham cię! Foxxe zaszlochał w futro Reno, jak baba, i miał gdzieś, czy ktoś to usłyszy. Może później powiedzieć, że to ratownik zadał mu nieumyślnie ból. - Ja też cię kocham, maleńki. Proszę, idź do Jeffa i czekaj tam. Idź do Jeffa. ~ 71 ~
- Do diabła z tym! – krzyknął nadchodzący Wayne, taszcząc transporter od weterynarza. – Niech mnie diabli wezmą, jeśli pozwolę sobie na stratę twojej nowej gwiazdy! – Postawił transporter i otworzył drzwiczki. – Właź, Reno! – Poklepał klatkę. W środku transporter był tak luksusowy, jak tylko rozpieszczone psiaki z Hollywood mogły mieć. Przetarty ręcznik został wymieniony na fikuśną aksamitną poduszkę z nadrukiem odcisków łap, a sam transporter był tak wyszorowany, że aż świecił. Reno popatrzył na Foxxe’a i zdołał nawet pokazać zaskoczenie na swoim pysku. Oblizał się na widok olbrzymiej kości czekającej na niego w środku. Ratownik sięgnął po drugą rękę Foxxe'a. - Daj mi ją! Nie mamy czasu na zachowania primadonny, mężnie oświadczającej, że to tylko powierzchowna rana. – Zawinął jego prawą dłoń tak samo profesjonalnie jak lewą. Reno wślizgnął się do transportera i położył na poduszce, jakby już rozumiał, czym jest gwiazdorstwo. Położył łapę na kości, roszcząc sobie do niej prawo, i opuścił szczękę w uśmiechu do Foxxe’a. Wayne zamknął tryumfalnie drzwiczki. - Ha! Wiedziałem, że ta kość go skusi. – Uśmiechnął się do Foxxe. – Zostanie w jednym z najbardziej luksusowych hoteli dla psów w Hollywood, pod opieką swojego własnego osobistego przewodnika, i zorganizowaliśmy dla niego codzienne wizyty u ciebie w szpitalu Cedars-Sinai, dopóki się nie wyleczysz. Nie chcemy, żeby nasza najnowsza gwiazda się zdenerwowała, prawda! Foxxe, już teraz z własnej woli, poszedł z ratownikiem, ale wciąż uwagę miał skupioną na Waynie. - Najnowsza gwiazda? Wayne ruszył chichocząc, sam niosąc ciężki transporter. - Synu, nie doceniasz swoich fanów. Twoja przygoda tym razem wyprzedziła nawet ostatni hitowy sit-com, przez to, że Andy wysyłał codzienne nagrania od momentu, jak tylko Reno pojawił się przy twoim boku tego pierwszego ranka. Cały pieprzony świat zakochał się w tym cholernym kojocie, tak jak ty. Ty i on jesteście, kurwa, międzynarodową sensacją! A teraz uśmiechnij się i idź godnie, facet! Ten ratunek wystrzeli nasze wskaźniki przez dach! – Wayne uśmiechnął się chciwie. – Rzecz jasna, pozytywny bohater i jego futrzasty przyjaciel będą mieli wznowienia swoich programów, ~ 72 ~
a twoja pensja wzrosła trzykrotnie. Twój agent pocałuje cię później w tyłek. – Podniósł transporter z Reno. Uśmiechnął się do kojota w środku. – No, malutki. Witamy w luksusie i ludzkim społeczeństwie. – Kichnął i wytarł oczy z uśmiechem. Posłusznie Foxxe się uśmiechnął i pomachał swoimi zabandażowanymi rękami, gdy dostrzegł kamerę filmującą go z helikoptera. Nie mógł pokazać swojego zwykłego, bezczelnego gestu kciukami, ale zrobił ten sam gest najlepiej, jak mógł. Pomysł, że Reno został ocalony razem z nim i dostał swoją ludzką pracę, w końcu dotarł do jego świadomości, pomimo zaaplikowanego przez ratownika środka przeciwbólowego. Kiedy znalazł się już wewnątrz helikoptera, Foxxe musiał jeszcze przecierpieć poniżenie, gdy został zmuszony do położenia się na nosze i przywiązany podczas lotu. Spojrzał na miejsce, gdzie stał, również przywiązywany, transporter Reno. - Hej, Reno! Witamy w ludzkiej rasie! Jak tylko moje ręce się wyleczą, zabiorę cię na stek, który jestem ci winien, do najlepszej restauracji, która rozpieszcza hollywoodzkie gwiazdy, które noszą prawdziwe futro!
Tłumaczenie: panda68
~ 73 ~