NORA ROBERTS
Rebelia
Tom II
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Możliwe, że Serena czuła się kiedyś bardziej
nieszczęśliwa i wściekła. Czasem też zdarzało jej
się płaka...
5 downloads
13 Views
NORA ROBERTS
Rebelia
Tom II
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Możliwe, że Serena czuła się kiedyś bardziej
nieszczęśliwa i wściekła. Czasem też zdarzało jej
się płakać. Nie pamiętała jednak, by kiedykolwiek
łzy piekły mocniej albo żeby ogarnęła ją aż tak
dzika furia.
Pokłóciła się z Brighamem. Pokłóciła się na ba
lu. Pokłóciła się, choć jeszcze nie tak dawno wie
rzyła, że jest między nimi szczególne, niezwykłe
porozumienie i że Brigham, choć Anglik, przemą
drzalec i uparciuch, jest inny, niż początkowo są
dziła. Przekonała się do niego - a on zrobił jej
scenę. Była gotowa mu ulec - a on oznajmił jej,
że wyjeżdża. I to dokąd!
Głupia, sama jestem sobie winna, powtarzała
w myślach, ponaglając konia do galopu. Jak mogła
być tak naiwna, by sądzić, że między nią a Brig
hamem może wydarzyć się coś niezwykłego. Ma
teraz za swoje. Hrabia Ashburn wraca do Londynu!
A jakże. Nie może przecież żyć bez swoich koli
gacji, wpływów, pieniędzy. Czeka na niego świat,
NORA ROBERTS
do jakiego przywykł, bale i wytworne damy.
obowiązki wobec rodu. On, jedyny dziedzic
sławnego nazwiska, nie może przecież pozwolić
mu wygasnąć.
Niech piekło pochłonie twój przeklęty ród!
Rozżalona smagnęła klacz szpicrutą, zmuszając
ją, by biegła jeszcze szybciej. Możliwe, że Brig-
ham szczerze sprzyjał księciu Karolowi. Zaczęła
nawet wierzyć, że naprawdę zamierza bić się za
Szkocję, która była jej ojczyzną. I pewnie zresztą
to zrobi. Tyle że będzie walczył w Anglii i dla
Anglii, swojej ojczyzny. A ona, Serena? Cóż, trud
no wymagać, żeby pamiętał o niej, gdy na powrót
znajdzie się pośród swoich. I dobrze, odpłaci mu
tym samym. Zapomni o lordzie Ashburn w dniu,
w którym opuści jej dom. I nigdy już nie będzie
o nim myśleć.
Wiedziała, że z samego rana spotkał się z jej
ojcem i przywódcami szkockich klanów Oczy-
wiście nie pozwolono jej wejść do salonu,bo prze-
cież kobiety, zwłaszcza tak młode jak ona ,nie po-
winny nic wiedzieć o polityce ani tym bardziej za-
przątać sobie głowy planami wojen i powstań
Lecz Serena i tak miała swoje sposoby,żeby do-
skonale zorientować się w sytuacji.Oto Francja
uderzy na Angli ,a wtedy król Karol sprbuje na-
kłonić króla Ludwika. by poparł jego pretensje do
Rebelia 7
tronu. Już zeszłej zimy król planował inwazję.
I może gdyby straszny sztorm nie zdziesiątkował
floty francuskiej, atak na Anglię nie zostałby od
wołany.
Dla nikogo nie było tajemnicą, że Ludwik
popiera Karola, bo chce na angielskim tronie osa
dzić władcę posłusznego Francji. Podobnie jak
było oczywiste, że Karol nie zawaha się skorzy
stać z francuskiej pomocy, by odzyskać angielską
koronę. Jednak do inwazji nie doszło, a teraz
król Ludwik nie palił się do wojny i najwyraź
niej próbował grać na zwłokę. Serena wiedzia
ła o tym wszystkim, bo w końcu to, że ktoś całe
dnie musi zajmować się praniem i sprzątaniem,
wcale nie znaczy, że zupełnie nie ma głowy do
polityki. Jej ojciec, Jan MacGregor, żył niemal wy
łącznie polityką, cieszył się szacunkiem i miał
wpływy. A Serena była nieodrodną córką swego
ojca.
I dlatego właśnie wiedziała, że teraz francuska
pomoc nie wydaje się już tak oczywista i że z tego
powodu Brigham musi wracać do Londynu, by agi
tować na rzecz księcia. Spiskowcy musieli zebrać
siły, żeby przeciągnąć na stronę dynastii Stuartów
jak najwięcej angielskich i szkockich jakobitów.
Powstanie mogło wybuchnąć lada dzień. Karol był
bardzo niecierpliwy i w przeciwieństwie do swego
8 NORA ROBERTS
ojca nie zamierzał zmarnować młodości, tułając
się po obcych dworach.
Gdy więc nadejdzie czas, Brigham stanie do
walki - tego Serena była pewna. Ale żeby miał
potem wrócić do Szkocji, do niej? Nie, tego już
nie potrafiła sobie wyobrazić. Żaden mężczyzna
z jego pozycją nie porzuciłby dla kochanki swego
domu i swojej ojczyzny. Wiedziała, że jej pragnie,
miała jednak świadomość, że pożądanie gaśnie
równie szybko, jak się zapala.
Najgorsze, że go pokochała. Pierwszą, wielką
miłością, jaka zdarza się tylko raz. I choć pozo
stawił ją nietkniętą, by w przyszłości mogła z ho
norem wyjść za mąż, w jej życiu nie było już miej
sca dla innego. A ten jedyny mężczyzna, którego
pragnęła, przygotowywał się właśnie, by na zawsze
zniknąć z jej życia. Czy to nie straszne?
Zresztą nawet gdyby został, czy cokolwiek by
to zmieniło? Nawet gdyby ją pokochał...
Nie, pomyślała z goryczą nawet to nic by nie
pomogło. Książki. które , przeczytała nauczyły ją,
że miłość nie zawsze wszystko zwyciężaa. Wystar
czy zajrzeć choćby do „Tristana i Izoldy", czy
„Romea i Julii Serena dostatecznie mocno stą
pała po ziemii, by odróżnić marzenia od rzeczy
wistości. Nie,mogła zignorować tego że Brigham
jest i pozostanie Anglikiem, angielskim lordem.
Rebelia 9
ona zaś... Ech, może więc lepiej, że wyjeżdża?
Mogła mu tylko życzyć wszystkiego dobrego.
Życzyła mu jednak, żeby go diabli wzięli.
- Sereno!
Odwróciła się. Brigham pędził za nią, bezlitoś
nie ponaglając konia. Dopiero teraz poczuła na po
liczkach ciepłe stróżki łez. Nie chciała, żeby wi
dział, jak płacze, więc mocniej uderzyła ostrogą
w spieniony bok swojej klaczy. Gnała na oślep
w stronę jeziora, przeklinając w duchu niewygod
ne damskie siodło.
Na szczęście w porę go dostrzegła. Wiedziała,
że z łatwością go zgubi, jeśli tylko uda jej się wje
chać między wzgórza. Znała tam wszystkie ścież
ki, wszystkie skróty i kryjówki...
- Co ty wyrabiasz? Diabeł cię opętał? - wołał
za nią, przekrzykując pęd powietrza. Dogonił ją
wreszcie i spróbował zatrzymać. Wyrwał jej z rąk
wodze. - Stój że wreszcie!
- Zostaw mnie w spokoju! Niech cię piekło po
chłonie! Nienawidzę cię! - krzyczała histerycznie.
Z całych sił szarpnęła lejce. Przestraszona klacz
wierzgnęła przednimi nogami. Mało brakowało,
a Brigham wyleciałby z siodła. Z trudem odzy
skał równowagę, a potem uspokoił spłoszone ko
nie i spojrzał na nią zimno.
- Nienawidzić dopiero mnie zaczniesz, kiedy
10 NORA ROBERTS
ci wygarbuję ci skórę - wycedził przez zęby.
- Postradałaś zmysły? Chcesz, żebyśmy oboje po
łamali karki!
- Nie, nie oboje. Tylko ty!
- Płakałaś... - Przyciągnął jej konia i z bliska
oglądał ślady łez. - Ktoś cię skrzywdził?
- Nie! - roześmiała się nerwowo. - Nikt mnie
nie skrzywdził. I wcale nie płakałam. Zawsze od
wiatru łzawią mi oczy. A teraz jedź stąd. Chcę zo
stać sama.
- Nic z tego - oznajmił krótko.
Domyślił się, że płakała i na nic się zdały jej
nieporadne kłamstwa. Kiedy spojrzał na jej zaczer
wienione oczy, ogarnęła go fala tkliwości. Zapra
gnął przytulić ją i pocieszyć. Nie zrobił tego jed
nak. Znał ją już na tyle dobrze, by wiedzieć, że
natychmiast wbiłaby mu zęby w dłoń. Postanowił
więc zrezygnować z czułości i przemówić jej do
rozsądku.
Sereno, nie bądź dzieckiem- gestem uspo
koił zniecierpliwione fuknięcie - Posłuchaj mnie
przez chwilę. Wyjeżdżam jutro o świcie,przedtem
jednak chciałem z tobą porozmawiać.
-Więc mów! Na co czekasz?! burknęła
nieprzyjaźnie, szukając w kieszeni chusteczki.
- Pospiesz się a potem jedź sobie do tego swo-
jego Londynu! albo do diiabła,jeśli ci po drodze.
Rebelia 11
Wymownie uniósł wzrok, a potem podał jej
swoją chusteczkę.
- Wolałbym, żebyśmy zsiedli z koni - powie
dział.
- Rób sobie, co chcesz. Nic mnie to nie ob
chodzi! - Wyszarpnęła z jego ręki skrawek mate
riału i głośno wytarła nos.
Zeskoczył z konia i podszedł, żeby pomóc jej
przy zsiadaniu.
- Obejdzie się bez twojej pomocy - prychnęła
i schowała mokrą chusteczkę do kieszeni.
- Nie rezygnowałbym z niej tak pochopnie -
uśmiechnął się lekko. - Jeszcze nie usłyszałaś te
go, co chcę powiedzieć. Zsiadaj! - zakomendero
wał i nie czekając aż to zrobi, szybko ściągnął ją
z siodła. - Usiądź tutaj - wskazał najbliższy głaz.
- Nie usiądę!
- Siadaj! - Powtórzył z naciskiem. - Albo jak
mi Bóg miły pożałujesz!
Ton jego głosu świadczył, że żarty się skończy
ły. Serena z naburmuszoną miną podeszła więc do
kamienia. Nie skapitulowała jednak. Złośliwie ro
biła to bardzo wolno, długo sadowiła się i wygła
dzała suknię. W końcu położyła ręce na kolanach
i z miną niewiniątka spojrzała mu w oczy. Teraz,
kiedy wrzał z wściekłości, postanowiła podręczyć
go pełnym godności spokojem.
12 NORA ROBERTS
- Życzył pan sobie zamienić ze mną parę słów,
milordzie?
- Życzyłem sobie udusić panią, milady - od
powiedział tym samym tonem - ale już mi prze
szła ochota.
- Doprawdy? - Drwiąco uniosła brwi. - Mu
szę powiedzieć, panie hrabio, że pański pobyt
w moim domu bardzo poszerzył moją wiedzę na
temat angielskich manier.
- Dość tego! - Chwycił mocno za poły jej ża
kietu i pociągnął ją do góry. - Jestem Anglikiem
i nie wstydzę się tego. Langstonowie to stary i bar
dzo szanowany ród! Zapamiętaj to sobie! - Cedził
przez zaciśnięte zęby, wpatrując się jej w oczy.
- I nie muszę się niczego wstydzić. Przeciwnie,
historia mojej rodziny daje wiele powodów do du
my. Dość już mam obelg i oszczerstw pod moim
adresem - potrząsnął nią mocno. - Rozumiesz?!
Straciła rezon. Stała na palcach, z rękami opu-
szczonymi bezwładnie wzdłuż ciała i jak zaczaro
wana wpatrywała się w jego czarne od gniewu
oczy. Nigdy jeszcze nie widziała go w takim sta
nie. Poczuła, jak ogarnia ją strach
- Nie miałam zamiaru obrażać twojej rodziny
- powiedziała dobinie wytrzymując jego spoj
rzenie
-- Aha. Tylko mnie, tak?-sapnął - A może
Rebelia 13
całą Anglię? Daj spokój, Reno! Myślisz, że nie
wiem, ile wycierpiał wasz klan? Jakie dosięgły was
nieszczęścia? Zdaję sobie sprawę, że do dziś nie
wszyscy MacGregorowie mogą przyznać się do
swego nazwiska. Ale przecież to nie ja jestem temu
winny! - Jeszcze raz nią potrząsnął. - Nie ja zde
cydowałem o represjach, nie ja rozpętałem okru
cieństwo i nienawiść. Uwierz mi, nie wszyscy An
glicy myślą tak samo!
- Puść mnie, proszę. To boli - szepnęła.
Opuścił ręce i zacisnął dłonie w pięści. Znowu
sprawiła, że stracił panowanie nad sobą. Świado
mość, że przychodzi jej to tak łatwo, do reszty
wytrąciła go z równowagi.
- Przepraszam - powiedział z przesadną ga
lanterią.
- Nie - szybko dotknęła jego ramienia. - To
ja przepraszam. I chcę ci powiedzieć, że masz ra
cję. Nie mam prawa obwiniać cię za nieszczęścia,
które wydarzyły się, kiedy nas jeszcze nie było
na świecie.
Wiedziała, że należą mu się przeprosiny. Wsty
dziła się tego, co zrobiła i co powiedziała. Przecież
gdyby ktoś w tak obraźliwy sposób wyrażał się
o jej rodzinie albo ojczyźnie, pewnie odpłaciłaby
mu z nawiązką. I nie skończyłoby się na zwykłych
połajankach.
14 NORA ROBERTS
- To nie twoja wina, że angielscy żołdacy
zgwałcili moją matkę - dodała po chwili. - Ani
że zamknęli mojego ojca na rok w więzieniu, tak
że nawet nie mógł pomścić tej hańby. Wiem, że
nie powinnam zrzucać na ciebie całej winy tylko
dlatego, że tak mi wygodniej, bo... - przerwała,
by wziąć głęboki oddech - bo boję się przestać!
- Ale dlaczego, Reno? Dlaczego się boisz?
Nie odpowiedziała. Szybko potrząsnęła głową
i odwróciła się, by odejść. Przytrzymał ją za ramię.
- Wybacz mi. Jeszcze raz przepraszam za
wszystko - powiedziała, patrząc mu w oczy.
- A teraz zostaw mnie samą.
- Nie odejdę stąd, póki mi nie odpowiesz, dla
czego się boisz.
Opuściła głowę, ale zaraz podniosła ją i spoj
rzała nań wilgotnymi od łez oczyma.
- Boję się, że jeśli nie będę podsycać swej nie
nawiści, zapomnę, kim jesteś i skąd pochodzisz!
-Naprawdę ma to dla ciebie aż takie znacze-
nie? - Znowu nią potrząsnął tym razem bardzo
delikatnie.
-Tak Zresztą nie tylko dla mnie.Dla nas oboj
ga - starała się, zachować spokój.Poczuła jednak
dziwny niepokój.Coś w jego spjrzeniu mówiło,
że cokolwiek zrobi ądź powie i tak jej los jest
już przesądzony.
Rebelia 15
- Jakie to ma znaczenie? - Powtórzył i przy
ciągnął ją do siebie. - Jakie ma znaczenie, kim
jesteśmy? - szepnął wprost w jej usta.
Nie wyrywała się. W chwili gdy poczuła dotyk
jego warg, zrozumiała, że czas oporu minął. Nie
zamierzała dłużej walczyć ani z nim, ani ze sobą.
Jego usta były gorące i niecierpliwe, ciało napięte
od tłumionego pożądania.
- Czy to ma jeszcze jakieś znaczenie? - zapytał
cicho pomiędzy delikatnymi pocałunkami, którymi
okrywał jej twarz.
- Nie, teraz nie. Nie dziś! - Otoczyła jego szy
ję ramionami i wtuliła się w niego rozpaczliwie.
- Brig, nie chcę, żebyś wyjeżdżał. Nie opuszczaj
mnie!
- Wrócę! - szepnął. Zanurzył twarz w jej wło
sach. - Za trzy tygodnie. Najdalej za miesiąc.
Wrócę!
Milczała, więc odsunął ją od siebie i pytająco
zajrzał w jej oczy. Nie dostrzegł w nich łez, ale je
dynie bezgraniczny smutek.
- Nie wierzysz mi! - zawołał. - Sereno, wró
cę! Czy naprawdę nie potrafisz mi zaufać?
- Ufam ci. Jak nigdy żadnemu mężczyźnie
- uśmiechnęła się lekko. Delikatnie dotknęła pal
cami jego twarzy. - Ufam ci, ale nie wierzę, że
do mnie wrócisz. Nie będziemy o tym rozmawiać
16 NORA ROBERTS
- zadecydowała. - I nie będziemy o tym myśleć.
Liczy się tylko tu i teraz!
- Są sprawy, o których koniecznie musimy po
mówić - nim łagodnie odsunął jej dłoń, pocałował
czubki szczupłych palców.
- Nie - powiedziała stanowczo. - W ogóle nie
będziemy rozmawiać.
Cofnęła się kilka kroków i patrząc mu prosto
w oczy, zaczęła rozpinać żakiet.
- Co ty robisz?! - Próbował ją powstrzymać,
ale odskoczyła. Zsunęła okrycie z ramion i upu
ściła je na ziemię. Oniemiały wpatrywał się
w drobne piersi ledwie osłonięte koszulą.
- Co robisz? - powtórzył głucho.
- To, czego oboje pragniemy.
- Reno! - z trudem wydobył głos ze ściśnię-
tego gardła. - Nie w taki sposób. Tak nie można...
- Ciii... - położyła palec na ustach. - Po pro
stu chcę być z tobą.
Najpierw musimy porozmawiać - próbował
jeszcze zachować rozsądek.
- Po co? Pragnę cię - szepnęła. - To wystar
czy! Chcę, żebyś dotykał mnie tak jak kiedyś
- przysunęła się do niego i stała wyprostowana,
śmiało patrząc mu w oczy.Czy wciąz jeszcze
mnie pragniesz?
- Czy cię pragnę? - Mocno zacisnął powieki.
Rebelia 17
drżącymi rękami przesunął po włosach. - W całym
moim życiu nie pragnąłem nikogo ani niczego bar
dziej niż ciebie w tej chwili.
- Więc weź mnie. Tu i teraz - ciągle patrząc
mu w oczy, chwyciła koniec tasiemki przy staniku
i zaczęła ją wolno rozsznurowywać. - Daj mi
cząstkę siebie, nim wyjedziesz. Pokaż mi, co zna
czy być kochaną - sięgnęła po jego rękę i przy
cisnęła usta do wnętrza smukłej dłoni.
- Reno...
- Wyjeżdżasz już jutro - powiedziała ze
smutkiem. - I chcesz mnie zostawić bez nicze
go?
Przesunął palcami po jej gorącym policzku.
- Przysięgam, że gdyby to ode mnie zależało,
nie wyjechałbym wcale!
- Jednak jedziesz. Chcę być twoja, nim mnie
opuścisz.
- Czy jesteś tego pewna? - Chwycił jej dłonie
i wstrzymał oddech, czekając na odpowiedź.
- Tak. Zobacz - przycisnęła jego rękę do piersi.
- Czujesz jak mocno bije mi serce? Tak jest za
wsze, gdy jesteś blisko.
- Zmarzniesz - delikatnie przygarnął ją i zam
knął w ramionach.
- Nie zmarznę - wyszeptała z twarzą przytu
loną do jego piersi. - Do mojego siodła jest przy-
18 NORA ROBERTS
troczony koc. Jeśli rozłożymy go na słońcu, będzie
nam ciepło.
Pochylił się nad nią, ujął jej twarz w obie dłonie
i uniósł do góry.
- Nie sprawię ci bólu. Przysięgam!
Przymknęła oczy. Ufała mu. Wiedziała, że bę
dzie dla niej czuły i łagodny. Widziała to w jego
spojrzeniu, kiedy rozkładali koc. Czuła to w po
całunkach, kiedy całowali się, klęcząc naprzeciw
siebie.
Miała świadomość, że Brigham na zawsze już
pozostanie w jej pamięci. Wybrała go, by ofiaro
wać mu swą niewinność, nie pod wpływem im
pulsu, lecz ze spokojną pewnością, że tak właśnie
powinna zrobić. I wiedziała, że on doceni jej dar
i nigdy jej nie zapomni.
Obiecał sobie, że będzie ostrożny i sprawi, by
poczuła, jak wiele dla niego znaczy. Nie chciał
sie spieszyć, choć wiedział, że czasu mają niewie-
le.Całował ją czule, łagodnie, jakby mogli być
razem całą wieczność.
Spróbowała zsunąć płaszcz z jego ramion. Nie
poradnie rozpinała guziki kamizelki nie zdając so
bie sprawy, że swym wyraźnym skrępowaniem
podnieca go jeszcze bardziej.zacisnął powieki.
Składał drobne, miękkie pocałunki na jej skro
niach, czole, policzkach. Lekko jakby z namysłem
Rebelia 19
przesuwał dłońmi po jej ciele. Boże, jak bardzo
pragnął zapamiętać każdą chwilę ich pierwszego
zbliżenia. Wziął głęboki oddech, kiedy rozpięła mu
koszulę i musnęła palcami jego pierś. Potem od
ważniej przesunęła dłońmi po nagim torsie, twar
dym brzuchu, mocnych ramionach.
Wciąż klęczeli, wtuleni w siebie coraz mocniej,
coraz ciaśniej. Wiele razy wyobrażała sobie tę
chwilę, nie sądziła jednak, że przyjemność może
być tak wielka, niemal bolesna. Kiedy poczuła na
piersiach silne dłonie, na moment przestała oddy
chać. Szorstki materiał ocierał się o delikatną skó
rę, potęgując pieszczotę, która stała się prawie nie
do zniesienia, gdy przez koszulę chwytał zębami
i ssał twarde sutki. Głowa opadała jej bezwładnie
na bok, głęboko w dole brzucha poczuła przyjem
ny skurcz, który promieniował na całe ciało. Do
piero kiedy zdjął z niej koszulę i nagie ciała zetk
nęły się ze sobą, rozkosz, jakiej dotąd nie znała,
prawie ją obezwładniła. Gdyby nie chwyciła się
mocno jego ramion, osunęłaby się na ziemię. Po
ciągnął ją na koc.
Z trudem pokonał chęć, by natychmiast zaspo
koić gwałtowną żądzę, która odbierała mu rozum.
Znalazł jednak dość siły, by czerpać rozkosz z pa
trzenia na białą skórę na drobnych piersiach, które
lgnęły do jego rąk. Spojrzał w jej zamglone oczy
20 NORA ROBERTS
i nie dostrzegł w nich strachu, lecz jedynie wielką,
świeżo rozbudzoną namiętność. Wiedział, że mógł
by wziąć ją już teraz, ale potrzeba serca była rów
nie silna jak potrzeba zmysłów. A ono mówiło mu,
żeby dać jej więcej, niż prosiła, może nawet wię
cej, niż oboje byli w stanie pojąć.
- Marzyłem o tym - szepnął, odrywając się na
moment od jej ust. - Marzyłem, żeby rozbierać
cię właśnie tak jak teraz - powiódł dłonią w górę
szczupłego uda.
- Brigham, tak bardzo cię pragnę-jęknęła cicho.
- I dostaniesz mnie - pochylił głowę i obwiódł
językiem ciemną aureolę wokół sutka, a potem
lekko zacisnął na nim wargi. - Ale to jeszcze nie
wszystko - wyszeptał.
Nie sądziła, że może jeszcze poczuć większą
rozkosz. Zaraz jednak przekonała się, że mówił
prawdę. Ciężkie powieki otworzyły się nagle,
gwałtownie uniosła biodra, by znalazły się jak naj
bliżej jego ust. Oszołomiona, wpiła palce w jego
plecy. Krew szumiała jej w skroniach tak głośno,
że nie słyszała nawet, jak krzyczy jego imię. Za
to on usłyszał jej wołanie. Jeszcze mocniej chwycił
jej biodra, usta i język odkrywały najcudowniejsze
sekrety, a ona prężyła się, wychodząc naprzeciw
jego wargom. Cierpki smak namiętności prowo
kował go, by dać z siebie jeszcze więcej. Kiedy
Rebelia 21
dotykał gorącej, wilgotnej skóry zrozumiał, że ni
gdy już nie będzie w jego życiu innej kobiety. Nie
po tym, co dawała mu Serena.
Oddychała z trudem, z oczu płynęły jej łzy.
Prosiła, by przestał, a zaraz potem przyciągała do
siebie jego głowę. Kiedy uniósł się znad jej bioder
i na krótką chwilę zawisł nad nią, jakby czekając
przyzwolenia, zamknęła oczy i z cichym wes
tchnieniem pociągnęła go ku sobie. Wszedł w nią
mocno, zdecydowanie. Poczuła ostre ukłucie bólu,
które niemal natychmiast zaćmiła powracająca roz
kosz. Spojrzała mu w twarz, ich spojrzenia spot
kały się, a ona natychmiast pojęła, że Brigham jest
tym mężczyzną, na którego zawsze czekała.
Zacisnął zęby, by stłumić potrzebę szybkiego
zaspokojenia. Poruszał się w niej wolno, z cudow
nym spokojem. Śnił o tej chwili od dnia, w któ
rym ujrzał ją po raz pierwszy, chciał więc jak naj
dłużej smakować słodkie zwycięstwo.
Wpatrzona w niego, natychmiast uchwyciła
wspólny rytm. Jej ciało prężyło się pod nim, cze
kając spełnienia. Czuł jej paznokcie na swoich ple
cach, jej ciepły oddech na szyi. Miał wrażenie, że
stali się jednością. Nim poniosła go mroczna, po
tężna fala rozkoszy, zdążył jeszcze pomyśleć, że
wreszcie odnalazł swą przystań.
22 NORA ROBERTS
Zastanawiała się, czy kiedykolwiek zmusi się,
by wstać. Ciało miała leniwe od zaspokojenia, na
wilgotnej skórze czuła chłodny dotyk wiatru. Do
końca świata mogłaby tak leżeć na szorstkim kocu
w złocistej plamie słońca. Pod warunkiem że Brig-
ham cały czas byłby obok, wtulony w nią jak teraz,
z twarzą ukrytą w jej splątanych włosach i dłońmi
pieszczotliw...