Teresa Southwick Wakacje w Kalifornii 02 Gra w uwodzenie Drogie Czytelniczki! Wychowałam się w Kalifornii. Moi rodzice mieli apartament położony o par...
5 downloads
15 Views
586KB Size
Teresa Southwick
Wakacje w Kalifornii 02 Gra w uwodzenie
Drogie Czytelniczki! Wychowałam się w Kalifornii. Moi rodzice mieli apartament położony o parę kroków od plaży w Carpinteria - uroczej nadmorskiej miejscowości na południe od Santa Barbara. Latem spędzałam tam mnóstwo czasu, a czytanie książek na plaży zaliczam do moich najmilszych wspomnień. Z Kalifornii pochodzi również Susan Mallery. Poznałyśmy się podczas warsztatów powieściopisarskich. Susan siedziała w pierwszym rzędzie, ja w ostatnim. Niesłychanie pracowita, pisała więcej, niż byliśmy w stanie omówić. Dlatego stworzyła grupę dyskusyjną i zaproponowała mi, bym się przyłączyła. W ten sposób narodziła się nasza długoletnia przyjaźń. Po jakimś czasie Susan udało się sprzedać swoją książkę do serii Silhouette Special Edition Wydawnictwa Harlequin. A potem następną. I następną. Trzeba by się nieźle natrudzić, żeby je wszystkie zliczyć. Ja w tym czasie pisywałam do serii Romance i jestem z tego powodu niesłychanie dumna i szczęśliwa. W pewnym momencie, gdy wraz z Susan szukałyśmy pomysłu na tę książkę, mimochodem wspomniałam, że zawsze chciałam osadzić akcję którejś z moich powieści w Carpinteria. Drogie Czytelniczki, mam nadzieję, że opowieść o Cassie i Kyle'u spodoba Wam się na tyle, iż sięgniecie po moje kolejne tytuły. Z najlepszymi życzeniami Teresa Southwick
ROZDZIAŁ 1 Żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary - powiedziała półgłosem Cassandra Brightwell. Opłukała pędzel, którym właśnie skończyła malować ściany, i przeciągnęła dłonią po policzku. Gdy zobaczyła na palcach smugę koloru, zrozumiała, że całą twarz ma umazaną farbą. Dopiero potem pojęła sens wypowiedzianych przed momentem słów i przeraziła się. Nie dlatego, że mówiła do siebie, choć było to już samo w sobie wystarczającym powodem do niepokoju. Raczej dlatego, że jeśli stwierdzenie to jest zgodne z prawdą, w najbliższej przyszłości powinno ją spotkać straszliwe nieszczęście. A jeśli przyjąć, że tak rzeczy wiście jest, co jej strzeliło do głowy, żeby spełniać aż dwa dobre uczynki naraz? Oto pierwszy z nich: łaskawie zwolniła swoją przyjaciółkę Mandy Carter z obowiązku towarzyszenia jej podczas wspólnych wakacji. Planowały spędzić razem kilka tygodni w domku nad morzem. Jednak Mandy dogadała się wreszcie z Rickiem Bensonem, swoim byłym mężem, w związku z czym wolała spędzać czas z nim, a nie z Cassie. Trudno jej się dziwić. Uczynek numer dwa: opuszczona przez swoją najlepszą przyjaciółkę, Cassie postanowiła pomalować należącą do jej rodziny połowę bliźniaka i dokończyć w ten sposób renowację domku, którą rozpoczęła jej matka, zamawiając komplet nowych mebli.
116 WAKACJE W KALIFORNII - Dwa dobre uczynki. - Cassie z westchnieniem pokręciła głową. - To niezbyt mądre posunięcie. W tej samej chwili czerwone bmw minęło ją i zatrzymało się na sąsiednim podjeździe. Natychmiast rozpoznała mężczyznę siedzącego za kierownicą. Kyle Stratton. Na widok zajmującej fotel pasażera urodziwej brunetki zapragnęła zapaść się pod ziemię. Strattonowie zajmowali drugą połowę domku i przyjeżdżali do niego na lato w tym samym czasie co Brightwellowie. Kyle do dziś pozostał najlepszym przyjacielem Dana, brata Cassie. Obaj chłopcy wraz z Cassie i Megan Brightwell, a także Amy Stratton tworzyli niegdyś zgraną paczkę. Cassie nadal uważała Kyle'a za swojego dobrego kolegę, mimo iż ich jedyna randka, z którą wiązała kiedyś wielkie nadzieje, brutalnie pozbawiła ją wszelkich złudzeń. Do niedawna Cassie mieszkała w Phoenix, toteż widywała Kyle'a tylko podczas zimowych urlopów lub letnich wakacji. W ten sposób raz na pół roku narażona była na niebezpieczeństwo, które nazwała Szokiem Kyle'a. Widok Kyle'a za każdym razem na nowo nią wstrząsał. Uznała jednak, że lepiej nie żywić płonnych nadziei i kontynuować ich znajomość na czysto przyjacielskiej stopie. Zresztą Kyle i tak traktował ją jak młodszą siostrę. A skoro tak, po co stwarzać mu okazję do zabawy jej kosztem? Jej doświadczenia z Kyle'em - a raczej ich kompletny brak - powinny stać się dla niej ostrzeżeniem, by w przyszłości ostrożniej lokowała uczucia. Cassie Brightwell nie byłaby sobą, gdyby przejmowała się takimi drobiazgami. Dobre uczynki to nie jedyne rzeczy, jakie zwykła robić parami. Wszystko to należało do przeszłości. Zauroczenie Kyle'em miała już, na szczęście, za sobą. Kyle, jak zwykle, wyglądał jak facet z pierwszej dziesiątki
WAKACJE W KALIFORNII 117 na Uście pięćdziesięciu najprzystojniejszych mężczyzn na świecie. Wysiadł z samochodu i przeciągnął się leniwie. Na jego widok mimowolnie poczuła przyspieszone bicie serca. Był wysoki - o ile dobrze pamiętała, mierzył ponad metr osiemdziesiąt. Zresztą, kogo próbowała oszukać? Nie zapomniała niczego, co wiązało się z Kyle'em. Łącznie z jego profesją. W śnieżnobiałej białej koszuli, ciemnobrązowych spodniach i luźno zawiązanym krawacie w złoto-brązowe prążki, wyglądał jak młody, wzięty adwokat, którym był. Wiatr rozwiewał mu ciemne, modnie przystrzyżone włosy. Nie widziała jego oczu ukrytych za słonecznymi okularami, oczywiście najlepszej marki, ale i tak wiedziała, że są wyraziste i piwne. Obszedł samochód i otworzył drzwi, by wypuścić swoją towarzyszkę. Cassie pomyślała, że może jeszcze nie jest za późno, żeby wziąć nogi za pas. Może jej nie zauważył? Niestety, spóźniła się. Już miała czmychnąć do domu, gdy ich spojrzenia się spotkały. Kyle, patrzył na nią przez dłuższą chwilę, a potem się uśmiechnął, pomachał ręką i ruszył w jej stronę. Co za ironia, pomyślała. Przez tyle lat modliła się, by ją wreszcie raczył zauważyć - ale przecież nie w takich okolicznościach! Co za pech, że gdy się to w końcu stało, była w stroju roboczym, cała umazana farbą. To przez ten drugi dobry uczynek, powiedziała sobie i natychmiast podjęła w myślach postanowienie, że odtąd koniec ze spełnianiem dobrych uczynków. Kyle oraz jego pasażerka przystanęli przed nią na chodniku. - Cassie Brightwell!-odezwał się Kyle. - Kyle Stratton, o ile mnie wzrok nie myli - powiedziała, choć drugą część zdania można by łatwo zakwestionować. Nagle świat przed jej oczyma stał się nieostry, jakby zasnuła
118 WAKACJE W KALIFORNII go mgła. Trzeba przyznać, że ją to mocno zaniepokoiło. Czy to aby nie znak, że przebywanie w tak bliskiej odległości od Kyle'a stanowi poważne zagrożenie dla jej zdrowia? - Powiedz mi, kiedy ostatnio się widzieliśmy? - zapytał. - Pewnie w czasie świąt Bożego Narodzenia. Przyjechałam wtedy z Phoenix. Nie przedstawisz mnie znajomej? - poprosiła najuprzejmiejszym tonem, na jaki było ją stać. - Och, najmocniej przepraszam. - Kyle spojrzał na swoją towarzyszkę, po czym szybko dokonał prezentacji - Beth Deveraux, Cassie Brightwell. - Mała siostrzyczka Dana? - zapytała Beth. - Opowiadał mi o tobie. - Mój brat nie jest wiarygodnym źródłem informacji. Trzeba pamiętać o syndromie środkowego dziecka, które wszyscy pomijają. - Gdy Beth spojrzała na nią pytająco, wyjaśniła: - Mam starszego brata, Dana, i młodszą siostrę, Megan. A ja jestem ta środkowa, o której nikt nie pamięta. - Rozumiem - powiedziała ze śmiechem Beth. - A tak przy okazji, skąd znasz mojego brata? - Raz czy dwa spotkali się w moim biurze - wyjaśnił Kyle. - Beth jest moją klientką. A więc tym się ostatnio zajmował, z żalem pomyślała Cassie. - Kyle jest twoim adwokatem? Beth skinęła głową i odgarnęła za ucho lśniące pasmo włosów. - I to najlepszym, jakiego można sobie wymarzyć. Mój były mąż doświadczył tego boleśnie na własnej skórze. - Przyjechaliście na weekend? - zapytała Cassie, modląc się w duchu, by Kyle odpowiedział „nie". Nagle poczuła się bardzo rozżalona. Przecież miały to być jej wspaniałe wakacje. Wszystko sobie tak starannie zaplanowała. Chciała porządnie odpocząć przed podjęciem pracy,
WAKACJE W KALIFORNII 119 która przywiodła ją na powrót do Kalifornii. Tak sobie przynajmniej powtarzała. Że to nowa, lepsza posada, a nie rozpacz po zdradzie narzeczonego skłoniła ją do powrotu. A kiedy już podjęła decyzję, uznała, że nadarza się świetna okazja, by zacząć wszystko od nowa. Postanowiła żyć teraz pełnią życia i absolutnie niczego nie żałować. A teraz, kiedy się tu wreszcie znalazła, będzie musiała znosić obecność Kyle'a i jego najnowszej flamy, obściskujących się i wyczyniających rzeczy, o których wolała nie wiedzieć, za cienką ścianą, rozdzielającą ich domki. - Beth skorzystała z okazji i zabrała się ze mną - wyjaśnił Kyle. - Jej chłopak mieszka w Santa Barbara. Lada chwila powinien po nią przyjechać - dorzucił, a Cassie odetchnęła z ulgą. Ledwie Kyle skończył mówić, sportowy mercedes zatrzymał się nieopodal, przy krawężniku. - Mówiłam ci, że on jest szybki. - Beth cmoknęła Kyle'a w policzek. Była tak wysoka, że nie musiała przy tym stawać na palcach. - Dzięki za wszystko. Miło mi było cię poznać, Cassie. Cześć! Pomachała im na pożegnanie, po czym odwróciła się i kołysząc seksownie biodrami, odeszła, postukując obcasami, na spotkanie mężczyzny, który na nią czekał. Gdy mercedes zawrócił i odjechał wysadzaną palmami Linden Avenue, Kyle spojrzał na Cassie: - Co słychać w Phoenix? Przyjechałaś na wakacje? - Dan ci nie mówił, że wracam do Kalifornii? - O ile pamiętam, nic mi o tym nie wspominał. Czy zmęczyło cię w końcu życie na rozpalonej patelni? Rzeczywiście, w Phoenix zrobiło się bardzo gorąco, i to nie tylko z powodu pogody. Nie zamierzała jednak informować szczegółowo Kyle'a o osobistych planach, które legły w gruzach. Popełniła dwa błędy, których gorzko żałowała.
120 WAKACJE W KALIFORNII Pierwszy to zgoda na to, żeby dzielić mieszkanie w Phoenix z tą wcieloną diablicą, Lynndą Bradley-Simmons. Błąd drugi to przedstawienie Lynndy swojemu narzeczonemu, Steve'owi Turnerowi - człowiekowi, któremu obce było słowo „lojalność". Uśmiechnęła się do Kyle'a. - Zaproponowano mi świetną pracę w szpitalu Valley General. To zbyt dobra oferta, żeby ją odrzucić. - Moje gratulacje. A już myślałem, że zmieniłaś zawód i porzuciłaś pielęgniarstwo. - Kyle wyciągnął rękę, żeby zetrzeć jej z nosa smugę farby. A niech to! Zirytowało ją uczucie mrowienia, jakie wywołał dotyk jego palców. Powiedziała sobie, że to tylko powiew wiatru od morza, jednak przezornie cofnęła się o krok. - Znacznie bardziej opłaca się być pielęgniarką niż malarką amatorką. Razem z moją przyjaciółką, Mandy Carter, planowałyśmy spędzić tu miesiąc, żeby powspominać dawne czasy. Niestety, utknęłam w Phoenix. Mój dwutygodniowy okres wypowiedzenia przerodził się w czterotygodniową misję dobroczynną, podczas której musiałam wyszkolić swoją następczynię. A kiedy tu wreszcie dotarłam, Mandy wyjechała. Wobec tego postanowiłam znaleźć sobie zajęcie i wzięłam się za pomalowanie domku. A co ty tu robisz? - zapytała. Cień przemknął przez twarz Kyle'a. - Wziąłem sobie trochę wolnego. - I spędzasz ten czas tutaj, w Carpinteria? - zdziwiła się Cassie. - Tak. A czemu pytasz? Wzruszyła ramionami. - Myślałam, że wolisz spędzać wakacje w jakimś modnym kurorcie. - To nie są moje wakacje.
WAKACJE W KALIFORNII 121 - A powinny być - powiedziała z naciskiem. - Wyglądasz okropnie. - Bardzo ci dziękuję. - Przepraszam, rzeczywiście, powinnam wyrażać się trochę bardziej taktownie. Kyle potrząsnął głową. - Szczerość to rzadka cecha w dzisiejszych czasach - powiedział z lekkim uśmiechem. Nie udało mu się jednak zwieść Mandy tą wymuszoną imitacją uśmiechu. Przyjrzała mu się uważnie. Policzki miał lekko zapadnięte, a od nosa do kącików ust biegły dwie głębokie bruzdy. Sprawiał wrażenie bardzo zmęczonego. - Właśnie zamierzałam przejść się po plaży - odezwała się, wyciskając wodę z pędzla. - Masz ochotę się przyłączyć? - Owszem. - Daj mi, wobec tego, pięć minut, żebym mogła się umyć i doprowadzić do porządku. Byłoby mi przykro, gdybyś musiał iść dziesięć kroków za mną i wstydzić się, gdyby ktoś zobaczył cię w moim towarzystwie. - Obawiam się, że nie zdołasz aż tak bardzo mnie wyprzedzić na tych twoich krótkich nóżkach - odparł ze śmiechem Kyle. - Takie dowcipy bardzo mnie wkurzały już w czasach, kiedy byliśmy dziećmi. W dojrzałym wieku potrafią zranić, a nawet zniszczyć. - Masz rację. Twój protest został uwzględniony i zanotowany. - To dobrze. Zobaczymy się za kilka minut. - Jak tylko wskoczę w coś wygodniejszego. Przed laty zwykli w ten sposób umownie określać dam-sko-męskie igraszki w pozycji horyzontalnej. Teraz słowa te miały całkiem niewinne znaczenie i nie odnosiły się wcale do
122 WAKACJE W KALIFORNII Cassie. A jednak nie potrafiła wytłumaczyć tego swojemu pulsowi, który nagle przyspieszył. To dziwne, bo przecież wiedziała, że prędzej udałoby jej się polecieć na Księżyc, niż usłyszeć tego typu propozycję z ust Kyle'a. Zresztą wcale tego nie chciała. Chyba... Jeśli już, wolałaby oczarować go kompletnie ubrana, a także sprawić, żeby gorzko pożałował, iż nie zwrócił na nią większej uwagi, kiedy miał taką szansę. Nieco później zeszli z Kyle'em z chodnika na piasek. - W którą stronę chcesz pójść? Cassie spojrzała w lewo, potem w prawo, i osłoniła oczy dłonią. - W lewo. Kyle skinął głową. Brnąc w sypkim, gorącym piasku, dotarli do mokrego pasa, tuż nad wodą. Fale załamywały się przy brzegu, a gdy nadpływały szybciej, niż można się było spodziewać, uskakiwali, by ich nie ochlapały. Cassie przebrała się w podkoszulek i legginsy. Bluzę w identycznym kolorze zawiązała w luźny węzeł na szyi. Krótkie, ciemne włosy założyła za uszy. Bez makijażu wyglądałaby na dwanaście lat, gdyby nie ponętne krągłości, zlokalizowane na odcinku pomiędzy smukłą szyją a kształtnymi łydkami. Kyle zrzucił ubranie, które nosił do pracy, i włożył szorty oraz trykotową koszulkę. Przebierając się żałował, że równie szybko nie można pozbyć się trosk. Przyjazd do domku nad morzem nie był pozbawiony przyczyny. Choć nie miał zbyt wielu miłych wspomnień z dzieciństwa, większość z nich - jeśli nie wszystkie - wiązała się z tym właśnie miejscem. A także z rodziną Brightwellów. - Powiedz mi, co cię skłoniło, żeby właśnie tu przyjechać w wolnym czasie? - Cassie przerwała przedłużające się milczenie.
WAKACJE W KALIFORNII 123 Zazwyczaj z w takich okolicznościach instynktownie starał się wszystko upiększyć. Jednak, z jakiejś niepojętej przyczyny, tym razem się na to nie zdecydował. - Zamierzałem przemyśleć w spokoju kilka spraw. - Można prosić o jakieś konkrety? - Chciałem poddać surowej ocenie moje dotychczasowe życie. - Więcej konkretów, proszę. - Gdyby zacytować słowa mojej matki, stałem się zrzędliwym dziwakiem. Zaproponowała, żebym tu przyjechał, do swoich korzeni, i zastanowił się, czemu jestem taki skwaszony. - I co? Doszedłeś już do jakichś wniosków? - Przyjechałem niecałą godzinę temu - zauważył z grymasem. - Słusznie, ale pamiętam, że byłeś mistrzem błyskawicznej analizy. - Niestety, nie tym razem. A wracając do rzeczy, rozważam, czy zostać partnerem w firmie. - Ależ to cudownie, Kyle! Moje gratulacje! - Dzięki. - A dlaczego trwa to tak długo? - W jej głosie zabrzmiała nuta niedowierzania. - Sporo czasu zajęły mi próby ustalenia, w czym naprawdę chcę się specjalizować. Biorąc to pod uwagę, wszystko w sumie trwało bardzo krótko. - Czyli pozostali partnerzy docenili twoje zdolności. Wobec tego nie bardzo rozumiem, nad czym się zastanawiasz. Chętnie ci pomogę, choćby jako doradca. Kyle popatrzył na Cassie i gotów był przysiąc, że czuje bijące od niej wibracje. Nagle obudziły się w nim instynkty opiekuńcze. I jeszcze coś, od czego krew zaczęła żywiej krążyć mu w żyłach. Kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu.
124 WAKACJE W KALIFORNII Chabrowe oczy spoglądały na niego ciepło i życzliwie. Znał ją od dziecka i musiał przyznać, że zaokrągliła się dokładnie tam, gdzie trzeba. Z dość przeciętnej dziewczynki, nie wiadomo kiedy przeistoczyła się w ponętną kobietę. - Doradca? - zapytał. - Jak na przykład mój psychiatra? - Nie, jako twoja stara przyjaciółka. Posłuchaj, jeśli wolisz, możemy wyznaczyć sobie limit czasu. - Spojrzała w dal i wyciągnęła rękę. Widzisz tamte wysokie skały? Będziesz mówił o sobie, póki do nich nie dojdziemy. Dobrze? - W porządku. To niedaleko - zgodził się Kyle. - To były całkiem uczciwe negocjacje. Powinnaś była zostać prawnikiem. - Nigdy w życiu. Wszyscy prawnicy to pasożyty, a już ci od spraw rozwodowych... - Urwała i poniewczasie ugryzła się w język. - To absolutne dno, prawda? - dokończył za nią, patrząc, jak zawstydzona przygryza wargę. - Mów dalej. Masz głos. - Widzę, że mimowolnie trafiłam w twój czuły punkt. - Opinia publiczna nie ceni nas wysoko i uważa za źródło wszelkiego zła. Staliśmy się obiektem zjadliwych dowcipów. Choć rzeczywiście, muszę przyznać, że mam swój udział w najgorszej części małżeństwa, czyli jego gorzkim końcu. - Twój zawód wcale nie jest godzien pogardy. - Miło mi to słyszeć. A jednak moja praca polega na tym, żeby jakiemuś innemu gościowi jak najwięcej odebrać. Czasami jest to łatwe, czasami nie, a to, za ile godzin mi zapłacą, to istna loteria. Jakby na to nie patrzeć, w przypadku każdego rozwodu jedyną osobą, która wygrywa, jestem ja. - Jeżeli naprawdę w to wierzysz, czemu wybrałeś jako specjalizację prawo rozwodowe? - Mój ojciec powiedział mi kiedyś, że są trzy rzeczy, których można być w życiu pewnym. Śmierci, podatków i rozpadu związku między dwojgiem ludzi.
WAKACJE W KALIFORNII 125 - Wybrałeś tę specjalizację dla pieniędzy? - zapytała. Kyle potrząsnął głową. - Chciałem chronić ludzi takich jak mój tata. Mama dostała dom w mieście, domek na plaży i prawie wszystko, czego sobie zażyczyła w trakcie rozwodu. Od tamtej pory straciłem rachubę, ile razy każde z nich zawierało nowe związki, żeby znów się rozwieść. Ostatnio ojciec napomknął, że każdorazowy związek z kobietą oznaczał dla niego praktycznie utratę wszystkiego, czego zdążył się dorobić. - Nie powiedziałeś mu, że powinien w końcu wybrać sobie partnerkę w swoim wieku, która okazywałaby więcej tolerancji dla jego egocentrycznych skłonności? - zapytała ze słodkim uśmiechem Cassie. - Nigdy mi to nie przyszło do głowy. - Szczerze mówiąc, była to całkiem rozsądna rada. Jak widać, Cassie wiedziała to i owo o jego ojcu. - Nie trzeba być geniuszem, żeby zrozumieć, dlaczego wybrałeś tę akurat specjalizację. Przy okazji każdego klienta, którego reprezentujesz, próbujesz wciąż na nowo ocalić twoją rodzinę. Kyle roześmiał się. - Och, bardzo proszę... - Zastanów się nad tym - powiedziała. - Każdy, kto cię zatrudnia, kobieta czy mężczyzna, staje się twoją matką lub twoim ojcem, a ty próbujesz ich chronić. - To brzmi zbyt szlachetnie, żeby nie powiedzieć idiotycznie. Na miłość boską, nie próbuj robić ze mnie kogoś lepszego, niż jestem. - Nie zamierzam się z tobą kłócić. Nie ma to żadnego związku z tym, co chcę ci teraz powiedzieć. Wydaje mi się, że twoja praca nie przynosi ci już satysfakcji. - Czerpię satysfakcję ze świadomości, że jestem dobry
126 WAKACJE W KALIFORNII w tym, co robię. Doskonale znam prawo. Co to oznacza? Że trzeba najpierw poznać prawo, zanim się je złamie. - Chcesz powiedzieć, że łamiesz prawo? - zdumiała się Cassie. - Oczywiście, że nie. Ja nim tylko manipuluję w interesie mojego-klienta. Lubię wyzwanie i walkę o to, kto będzie musiał oddać, a kto weźmie. To jak gra w szachy. Mój ruch, a potem ruch przeciwnika. Kiedy wygrywam, jestem w siódmym niebie. - Domyślam się, że często wygrywasz, bo w przeciwnym wypadku nie zaproponowaliby ci partnerstwa w firmie. -Cassie nagle przystanęła i odwróciła się do Kyle'a. - Chyba nie zamierzasz odrzucić tej propozycji? - Nie jestem głupi - burknął Kyle. Wsunął ręce do kieszeni i znów podjęli wędrówkę. - Ta oferta stała się punktem zwrotnym oraz źródłem pewnej smutnej refleksji - wyjaśnił - że liczyłem w życiu na coś więcej. - Czy rozmawiamy teraz oficjalnie, czy prywatnie? - Jak wolisz. Patrząc przed siebie, powiedziała: - Nie mogę oceniać twojego życia prywatnego, ale jeśli przeżywasz kryzys sumienia w związku z wykonywanym zawodem, mogę cię zapewnić, że jest on bardzo potrzebny. Jesteś jak ta biblijna róża pomiędzy cierniami. - Krępuje mnie porównanie do róży, ale dziękuję. Chyba... - Przemyśl to sobie. Dwoje ludzi po dwóch przeciwnych stronach walczy ze sobą i rani się. Są kolce. W tak dramatycznym okresie ludzie ci potrzebują kogoś obiektywnego, o trzeźwym spojrzeniu. Rozwód to niefortunne, bolesne wydarzenie. Twoje umiejętności nabierają tu szczególnej wagi, zwłaszcza jeśli są dzieci. - Jestem po prostu dobrze opłacanym sędzią.
WAKACJE W KALIFORNII 127 - Nie. Jesteś bardzo potrzebnym ekspertem. Sam mówiłeś, że doskonale znasz prawo. Czyli jesteś świadomy ochrony, jaką ono gwarantuje każdej ze stron. Nie nazwałabym tego manipulacją. Kyle patrzył na nią tak długo, aż ich spojrzenia się spotkały. - Jak ma się to do twojej opinii, że prawnicy to pasożyty? - To był tylko żart. . - W porządku. Nie poznałem się na nim, bo skąd mogłem wiedzieć, że nasza Florence Nightingale ma tak zjadliwe poczucie humoru. . - Och, daj spokój. Nie jestem żadną Florence Nightingale. - Ale jesteś pielęgniarką. Podziwiam cię za to, co robisz. Pomagasz ulżyć chorym w cierpieniu. Mogę sięteż założyć, że jesteś w tym bardzo dobra. - Łatwo ci mówić, skoro już wiesz, że zaproponowano mi pracę, która oznacza poważny awans. - Owszem, ale znając ciebie, jestem przekonany, że dokonali mądrego wyboru. - Odkąd to stałeś się tak bezwstydnym pochlebcą? - Prawda nie jest bezwstydna. Nie jest też pochlebstwem. - Mieliśmy mówić o tobie - przypomniała mu Cassie. -A jak tam twoje sprawy sercowe? - Przyznasz chyba, że to dość obcesowe pytanie. - Jestem po prostu ciekawa. Przecież przyjechałeś po to, żeby dokonać oceny swojego dotychczasowego życia. O ile wiem, składa się na nie coś więcej niż tylko praca. Tę już omówiliśmy, ale została jeszcze ta druga część. - Czas szybko płynie w miłym towarzystwie. - Kyle wskazał na skały, które wcześniej wydawały się tak odległe, a teraz wyrastały tuż przed nimi jako widomy znak, że nie będzie musiał odpowiadać na żadne pytania. - Dobrze się składa, że już mogę nie opowiadać o sobie. A skoro mowa
128 WAKACJE W KALIFORNII o sprawach sercowych... Jeśli dobrze pamiętam, Dan wspomniał mi kiedyś, że się zaręczyłaś. Co więcej, doskonale pamiętał swoją reakcję na tę wiadomość. Poczuł się tak, jakby jego najlepszy przyjaciel zadał mu bolesny cios w żołądek. To głupie, bo przecież on i Cassie i tak nigdy nie mogliby zostać parą. Dan dał mu to wyraźnie do zrozumienia, i to przed wielu laty. Zapowiedział, że jeśli kiedykolwiek spróbuje umówić się z Cassie na randkę, będzie to koniec ich przyjaźni. W tamtych czasach wybór wydawał mu się całkiem oczywisty. Dan był najlepszym przyjacielem, jakiego miał w swoim życiu. Trwał przy nim na dobre i złe i Kyle mógł na niego liczyć bardziej niż na innych - w rym również własnych rodziców. Dlatego też nie chciał ryzykować utraty przyjaciela. To dlatego, ilekroć później widział Cassie, udawał, że jej nie dostrzega. Jednak z biegiem lat przychodziło mu to z coraz większym trudem, bo chuda, nieładna dziewczynka wyrosła na smukłą piękną kobietę. - No więc, kiedy ślub? - zapytał. - Na święty nigdy - odparła. - Nie musisz niczego udawać, Cassie. Bądź ze mną szczera. - Zerwaliśmy ze sobą. - Ale dlaczego? - Nie chcę o tym mówić. - Ciekawe, jak szybko zmieniają się reguły z chwilą, kiedy to ty znalazłaś się na kozetce psychiatry - zauważył Kyle. - Ja nie przyjechałam tu po to, żeby przeprowadzić rozrachunek mojego życia. Chciałam tylko spędzić trochę czasu z przyjaciółką^ która jednak znalazła sobie coś innego do roboty. - Tak czy inaczej, jesteś teraz sama? - Powiem ci, jeżeli ty mi powiesz - zaproponowała. - Nie mam nikogo - powiedział. - Ja też nie.
WAKACJE W KALIFORNII 129 Kyle nawet nie zdawał sobie sprawy, że czekając na odpowiedź, wstrzymał oddech. A kiedy ją usłyszał, kamień spadł mu z serca. - Myślisz, że ci uwierzę, że nie jesteś z nikim związany? - zapytała Cassie. - Nic nie myślę, Taka jest prawda. - To niemożliwe! W twoim życiu zawsze była jakaś Barbie, Bambi albo Brandi. Zawsze z ,4" na końcu. O ile pamiętam, Dan mówił mi, że byłeś zaręczony. - Bo byłem, ale się opamiętałem i w porę zerwałem. - Obleciał cię strach? - Tak. - Kyle spojrzał na nią. - Co cię tak zdziwiło? To, że się wystraszyłem, czy że się zaręczyłem? - Wstrząsnęło mną twoje przyznanie się, że obleciał cię . strach. Choć właściwie nie wiem dlaczego. Przecież to żadna tajemnica, że panicznie boisz się jakichkolwiek zobowiązań. - Tak uważasz? - Doszły mnie słuchy, oczywiście przez Dana Brightwel-la, że powiedziałeś już niejednej dziewczynie, która miała ambicje zostać panią Stratton, żeby nie spodziewała się niczego więcej ponad to, że będzie twoją kochanką. Nigdy też nie widziałam, żebyś przyprowadził tę samą kobietę po raz drugi. - Owszem, bo drugi raz oznacza pewne nadzieje na przyszłość. - Wniosek z tego, że nie chcesz się żenić. To dziwne, że tak szczerze z nią o tym rozmawiał. Może dlatego, że go tak dobrze znała i była świadkiem jego wzlotów i upadków? A może dlatego, że nic nie groziło mu z jej strony? - Nie mam nic przeciwko samemu małżeństwu. Moje obiekcje budzi rozwód, kiedy małżeństwo się rozpada. Nie chciałbym zostać bankrutem jak mój stary. A tym bardziej żyć na koszt partnerów, jak to robiła moja matka.
130 WAKACJE W KALIFORNII - A co z dziećmi? - Jak to co z dziećmi? - Nie lubisz dzieci? - zapytała. - Bardzo je lubię. - Ja też. Nie mogę sobie wyobrazić życia bez dzieci. - Chociaż byłaś tym zawsze pomijanym, środkowym dzieckiem? I mimo ciężkich przejść twojej siostry Megan związanych ze zdrowiem jej córki? - Choroba oczu Bayleigh nie była wadą genetyczną. Poza tym po przeszczepie rogówki wzrok znacznie jej się poprawił. Ale nie w tym rzecz. Megan kochała ojca swojej córeczki, a on porzucił je, bo nie potrafił stawić czoła problemom związanym z chorobą Bayleigh. Mimo to moja siostra nie zmieniłaby niczego w swoim życiu, jeśli miałoby to oznaczać, że nie urodziłaby Bayleigh. Ja także chciałabym zostaćlriedyś matką. Zależy mi na tym bardziej niż na czymkolwiek innym. Cassie będzie kiedyś wspaniałą matką, pomyślał Kyle. Musi tylko trafić na odpowiedniego mężczyznę. Przypomniał sobie swoją propozycję, by odnaleźć ojca Bayleigh i zmusić go do płacenia alimentów. Dan uważał, że poza wszystkim należy mu solidnie przyłożyć, ale Megan wybiła im z głowy te pomysły. Powiedziała, że ten dureń już i tak poniósł wystarczającą karę. Sam pozbawił się kontaktów ze swoją córką oraz przywileju uczestniczenia w jej życiu. Kyle spojrzał na Cassie. - Czy chciałabyś być matką także i wtedy, gdybyś musiała wychowywać dziecko samotnie jak Megan? - Gdyby to ode mnie zależało, raczej nie. A ty? Co sądzisz o samotnym wychowywaniu dziecka? - Pytasz, bo tak naprawdę chciałabyś się dowiedzieć, czy w ogóle planuję dzieci. Moja odpowiedź brzmi „nie".
WAKACJE W KALIFORNII 131 Nawet gdyby zrzucił nagle szorty i krzyknął: „Plaża nudystów", nie mógłby jej bardziej zaskoczyć. - Nie odczuwasz potrzeby posiadania dziecka, które nosiłoby nazwisko Stratton? - Nie. - Ale dlaczego? Kyle przystanął i podniósł wypolerowany przez morze kamyk, a potem cisnął go do wody. - Powinno to być oczywiste dla kogoś, kto zna mnie tak długo jak ty. - Jestem niezbyt bystra. Wolałabym, żebyś mi to sam powiedział zaproponowała, ujmując się pod boki. - Dobrze. Zawsze narzekałaś, że jesteś tym pomijanym, środkowym dzieckiem - ani najstarszym, ani najmłodszym. Tym, które niczym specjalnym się nie wyróżnia. - Owszem. I co w związku z tym? - Ja byłem jedynaldem, mimo to nikt o mnie nie pamiętał. Moi rodzice byli zbyt zajęci separacjami, romansami, ślubami, rozwodami, i tak dalej - niekoniecznie w tej kolejności - żeby zwracać na mnie uwagę. Nie pamiętasz tej Gwiazdki, kiedy Dan przywiózł mnie do waszego domu, bo każde z moich rodziców myślało, że jestem z tą drugą surmą, a oboje bawili w tym czasie za granicą? - Pamiętam, jak cię przywiózł, ale nie przypominam sobie, czy wtedy wiedziałam dlaczego. - Spojrzała mu w oczy. - Pomyśl o tym, co mówiła Megan. To przede wszystkim strata twoich rodziców. Niestety, Kyle nie był tego taki pewny. - Od tamtej pory większość świąt spędzałem z waszą rodziną. - Przyjrzał się uważniej Cassie. Jej oczy, przed chwilą jasne i błyszczące, nagle pociemniały.
132 WAKACJE W KALIFORNII - Jaki jest cel tej wędrówki po ścieżkach pamięci? - zapytała. Oczywiście prócz użalania się nad sobą? - Czy tak właśnie pomagasz swoim pacjentom? - Jeżeli tego im potrzeba - odparła. - To nie było użalanie się nad sobą, tylko próba wyjaśnienia, dlaczego nie byłbym dobrym rodzicem. Dziecko, które miałoby mnie za ojca, musiałoby się liczyć z tym, że będzie się chować samo. - To śmieszne, co mówisz. Widziałam cię z Bayleigh. Cudownie się nią zajmowałeś. - To nie sztuka dobrze wypaść na krótką metę. Co innego przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. - Kyle potrząsnął głową. - Nie trzeba mieć doktoratu z pedagogiki, żeby wiedzieć, że ziarno rodzicielstwa zostaje zasiane w dzieciństwie. A skoro tak, nie mam na tym polu żadnego doświadczenia. Moich rodziców nigdy przy mnie nie było. - Czyli to dobrze, że spędzałeś tyle czasu w naszym domu, z Danem i ze mną - stwierdziła Cassie. - Dan jest moim najlepszym przyjacielem. Zrobiłbym dla niego wszystko. - Dlatego, między innymi, zgodziłeś się, z braku laku, umówić z jego młodszą siostrą. Kyle dobrze wiedział, co miała na myśli. Przed mniej więcej dziesięciu laty obaj z Danem przyjechali do domu na wakacje. Ich uczelnia brała udział w rozgrywkach piłkarskich. Dan umówił się już z kimś na mecz i chciał, żeby i Kyle kogoś zaprosił. Wszystko wypadło w ostatniej chwili, dlatego w końcu namówili Cassie, żeby się z nimi wybrała. Był to jeden z najmilszych wieczorów w jego życiu. - To nieprawda - zaprzeczył urażony. - Nie zaprosiłem cię z braku laku, jak to raczyłaś brutalnie określić. - A dlaczego już nigdy więcej się ze mną nie umówiłeś?
ROZDZIAŁ 2 W innych okolicznościach Cassie chętnie zapadłaby się pod ziemię po takim bezpośrednim pytaniu. Była już jednak tą nową i ulepszoną wersją Cassie, zdecydowaną nie żałować niczego, co zrobi lub zrobiła. Nie potrafiła powiedzieć, w jakim stopniu awersja Kyle'a do dzieci skłoniła ją do zadania tego pytania, ale nie żałowała, iż się na to odważyła. Rozumiała oczywiście, że powody jego lęków miały korzenie w jego niezbyt szczęśliwym dzieciństwie. Jednak na myśl o tym, że Kyle zamierza samotnie przejść przez życie, serce ściskało jej się w piersi. Gdyby ona nie mogła mieć dzieci, jej życie byłoby jałowe i puste. Zawsze uważała, że człowiek nie potrafi oprzeć się instynktownej potrzebie prokreacji. Oczywiście w przypadku Kyle'a, w grę wchodził wyłącznie seks. Na własne uszy słyszała, jak jej brat mówił, i to nie raz i nie dwa, że Kyle to playboy, który rzuci każdą dziewczynę, jak tylko dostanie to, o co mu chodzi. Stąd wzięło się jej pytanie. Nie dostał przecież od niej niczego i może przyszła pora, żeby się dowiedzieć, dlaczego ją wtedy odtrącił. „A dlaczego już nigdy więcej się ze mną nie umówiłeś?" Może już czas, żeby zwijać żagle, pomyślała i odwróciła się raptownie. - Muszę wracać. Ale ty możesz iść dalej, oczywiście w przeciwnym kierunku! - krzyknęła przez ramię, a do siebie mruknęła pod nosem: Całkiem nieźle to rozegrałaś, Brightwell.
134 WAKACJE W KALIFORNU - Dżentelmen zawsze odprowadza damę do domu. - Kyle - także zawrócił i ruszył jej śladem. - Naprawdę? Gdzie się tego nauczył mężczyzna wychowany wśród wilków? - zapytała. Miała nadzieję, że w ten sposób odwróci jego uwagę od pytania, które mu przed chwilą zadała. Mrużąc oczy od słońca, Kyle zamyślił się. - Prawdę mówiąc, nauczyłem się tego od ojca. - Czyli przynajmniej raz był w pobliżu ciebie. - Na to wygląda - przyznał, po czym chwycił ją za rękę, bo potknęła się o kamień zasypany piaskiem. - Jesteś pewna, że po tym meczu nigdy więcej do ciebie nie zadzwoniłem? - Absolutnie pewna. A świetnie pamiętam, że mi to obiecałeś. Cały następny dzień przesiedziała wtedy w domu, czekając na telefon od Kyle'a, pewna, że się odezwie. Jednak tego nie zrobił. Wobec tego zaczęła sypiać z aparatem telefonicznym, jadła, trzymając go na stole, uczyła się, wlepiając w niego oczy. Brała go nawet do łazienki. Matka śmiała się, że chirurg będzie chyba musiał odciąć jej telefon od ręki. Trwało to przez jakiś miesiąc czy dwa, póki Dan nie napomknął mimochodem, że Kyle spotyka się z pewną dziewczyną, którą poznał na uczelni. Cassie miała wtedy osiemnaście lat i wiadomość ta złamała jej serce. Zrozumiała, że Kyle nigdy do niej nie zadzwoni. Kyle popatrzył na Cassie, a potem odgarnął jej kosmyk z czoła. - Musiałem walczyć o wysokie oceny, skoro chciałem dostać się na prawo. Pewnie byłem bardzo zajęty nauką. - Założę się, że tak. Uczyłeś się damskiej anatomii. Kyle zmarszczył brwi i wsunął ręce do kieszeni. - Tak było lepiej, Cass.
WAKACJE W KALIFORNII 135 Postawiła mu poważny zarzut, a on nawet nie próbował go odeprzeć. Wniosek z tego, że powinna chyba zmienić temat. Nie było żadnych powodów, dla których miałaby się przy nim upierać. I nagle dotarło do niej, że się myli. Był bardzo konkretny powód. Jej pytanie nie wzięło się znikąd. Od lat zastanawiała się nad tym, czemu Kyle ją odtrącił, i gorzko żałowała, że nigdy nie poprosiła go o wyjaśnienie. Jednak po zakończonym katastrofą romansie w Phoenix obiecała sobie nowy start w Kahfornii. Co - między innymi - oznaczało, że nie będzie już musiała niczego żałować. - Lepiej? Dla kogo? - Na pewno nie dla niej. Często rozważała, jak potoczyłoby się jej życie, gdyby Kyle do niej wtedy zadzwonił. - Pytałam Dana, ale nie chciał mi powiedzieć. - Nie jestem typem faceta, o jakim twój brat... - Kyle urwał, a potem dorzucił - Twoja rodzina nie życzyłaby sobie, żebyś się zadawała z kimś takim jak ja. Te słowa odebrała jak cios prosto w serce. Kyle bez najmniejszych skrupułów przyznaje się, że ją celowo ignorował? W głowie miała kompletny zamęt jak przed dziesięciu laty. Na jakiej podstawie zdecydował, czego życzyła sobie jej rodzina? Przecież jej rodzice mieli go za wielce obiecującego chłopca. Megan była w nim niemal zakochana, a Dan uważał go za najlepszego przyjaciela. Kto spośród Brightwellów mógłby sobie nie życzyć jej związku z Kyle'em? - Co ty powiesz? Przecież nieźle zarabiasz, jesteś całkiem niebrzydki, a także jeździsz luksusowym samochodem. Która z tych rzeczy może się nie podobać? - Zasługujesz na kogoś lepszego, Cass. - To chyba ja powinnam o tym decydować. - Prawdę mówiąc, jej ostatni wybór nie był szczególnie rozsądny. - Nie zawsze wiemy, co jest dla nas najlepsze - rzucił, a ją nagle poraziła straszliwa myśl.
136 WAKACJE W KALIFORNII Do dziś nie mogła się pozbyć uczucia, że na tej randce przed laty wytworzyła się między nimi szczególna więź. Intuicja podpowiadała jej, że nim Kyle się wycofał, w jakimś sensie wznieśli się ponad poziomy zwykłej przyjaźni. Może jednak Kyle był po prostu dobrym aktorem. Może wieczór ten uznał za bardzo nudny i wstydził się tego, że musiał się z nią pokazać w miejscu publicznym. Może nie śmiał powiedzieć jej wprost, że nie zainteresowałby się nią nawet na bezludnej wyspie, bo nie chciał jej urazić. Jeśli tak, mimo wszystko wolałaby o tym wiedzieć. Zbyt wiele czasu straciła przez te lata, zamartwiając się z jego powodu. Chyba wreszcie przyszła pora, by poznać prawdę. - Chciałeś wtedy do mnie zadzwonić czy nie? - zapytała. Patrzył na nią przez chwilę, a potem wskazał na skały, które właśnie minęli po raz drugi." - Zgodnie z naszą niedawną umową, nie mam już obowiązku mówić o sobie. Cassie nie myślała teraz o nim, tylko o swoich problemach. Skoro zdecydowała się zadać mu pewne pytanie, nie powinna ustępować, póki jej nie odpowie. Czuła jednak, że nie doczeka się odpowiedzi. Przynajmniej nie w tej chwili. - Sprytny chwyt, panie mecenasie. Niech ci będzie. W gruncie rzeczy, ja też nie chcę już rozmawiać o tobie. Szczerze mówiąc, jesteś dość nudny. - Chyba żartujesz. - Kyle roześmiał się. - Nie, to nie żarty. Milczenie, jakie po tym zapadło, towarzyszyło im podczas dalszej wędrówki wzdłuż plaży. Doszli już prawie do punktu, od którego zaczęli spacer, gdy szczególnie wysoka fala ochlapała Cassie aż po kolana. - Jezu, jaka lodowata woda! - krzyknęła, podciągając nogawki legginsów. - Aż mnie rozbolały stopy.
WAKACJE W KALIFORNII 137 - Ale z ciebie niezdara. - Ta zniewaga krwi wymaga - rzuciła, poirytowana. Zacisnęła pięści i zamachała mu przed nosem. Bez ostrzeżenia chwycił ją na ręce. - Nie muszę z tobą walczyć. Wystarczy, że wrzucę cię do wody. Mogę to zrobić bez trudu, bo jestem większy i silniejszy. - Nie zrobisz tego!- oświadczyła, a jednak objęła go mocno za szyję. Jeżeli wpadnę do wody, pociągnę cię za sobą. - Czy to wyzwanie? - A jeśli tak, to co? - Nigdy nie potrafiłem oprzeć się wyzwaniu. Wychyliła się w bok, spojrzała na fale i znów na Kyle'a. - Skoro tak, to nie jest wyzwanie. A teraz proszę mnie puścić. - Jak pani sobie życzy, madame. - Kyle wykonał gwałtowny ruch, jakby chciał ją wrzucić do wody. Pisnęła przeraźliwie i kurczowo ścisnęła go za szyję. - Będziesz się smażył w piekle, Kyle'u Strattonie. Puść mnie! - zażądała, choć była to ostatnia rzecz, o jaką jej chodziło. Gdyby wiedziała, że tak dobrze będzie- się czuła w jego ramionach, już dawno pozwoliłaby mu wrzucić się do wody. I to niejeden raz. Po to, by choć na moment znaleźć się w jego objęciach. Jakie to żałosne. - Mam cię wynieść na brzeg? - zapytał. - Proszę-jęknęła. - Psujesz mi całą zabawę - mruknął, ale postawił ją na piasku i podtrzymał, aż stanęła pewnie na nogach. Gdy jego dłoń zetknęła się z jej obnażonym ciałem, doznała wstrząsu. Pomyślała, że jeśli jeszcze kiedyś zobaczy jego matkę, na pewno nie podziękuje jej za to, że go tu przysłała, psując jej w ten sposób cały urlop. W swoich pla-
138 WAKACJE W KALIFORNII nach nie przewidywała bolesnych wędrówek szlakami przeszłości. Dlatego była teraz zła na Kyle'a, ale jeszcze bardziej zła na siebie za to, że poruszyła pewne drażliwe tematy. - Muszę już wracać - oświadczyła. - Spieszysz się na randkę? Roześmiała się. - Dopiero co przyjechałam. W tych sprawach nie jestem taka szybka jak legendarny Kyle Stratton. - Wcale nie jestem szybki. - Słyszałam coś innego - prychnęła. - Dla ciebie i dla mojego brata nasz domek nad morzem był domem schadzek i centrum uwodzenia. Przebrnęli przez pas suchego piasku i wyszli na chodnik, po czym skierowali się w górę Linden Avenue. - A co takiego słyszałaś? - Podobno w kilka minut po poznaniu jakiejś kobiety bierzesz od niej numer telefonu i umawiasz się na randkę, zazwyczaj u ciebie, gdzie uwodzisz ją po kolacji albo jeszcze przed kolacją. To samo zresztą dotyczy Dana. - Dan kłamie. - Na swój temat czy twój? Bardzo chciałabym poznać, krok po kroku, jak u mężczyzn przebiega proces przemieszczania się z punktu A do B, i tak dalej. Oczywiście, mam na myśli uwodzenie kobiet. Kyle spojrzał na nią niechętnym wzrokiem. - Odpowiedź byłaby poniżej mojej godności. Niech ci wystarczy stwierdzenie, że historie na temat moich... naszych. .. podbojów, są mocno przesadzone. - Nie zamierzam się z tobą spierać. To z kolei byłoby poniżej mojej godności. Dzięki Bogu, dotarli wreszcie do celu. U podnóża schodów Cassie chciała otrzepać nogi, ale piasek był zbyt mokry
WAKACJE W KALIFORNII 139 i lepki. Chwyciła końcówkę gumowego węża i odkręciła kurek, żeby obmyć stopy. - Mnie też się to przyda - stwierdził Kyle, patrząc na swoje zabrudzone nogi. Cassie spojrzała na niego - i nie mogła się powstrzymać. Puściła wodę na cały regulator i skierowała końcówkę węża na Kyle'a, mocząc mu ubranie. - Przestań! - zawołał, podnosząc ręce. - Strasznie zimna woda! - Przecież sam przed chwilą powiedziałeś, że przyda ci się zimny prysznic. Niestety, pomyślała, nie po to, by mógł ochłonąć po odbytym z nią spacerze. Najwyraźniej wcale go nie pociągała, a jedyną osobą, której należało pilnie obniżyć temperaturę, była ona sama. Zła na siebie i na niego, skierowała strumień wody na jego twarz. Kyle podniósł ręce do góry. - Ostrzegam cię, Cass... - To diabeł mnie podkusił - odparła, cofając się, gdy zrobił krok w jej stronę. Tymczasem Kyle przyskoczył i wyrwał jej z rąk wąż, a potem, w rewanżu, oblał ją od stóp do głów. - Poddaję się! -krzyknęła, odwracając się do niego plecami. - Przegrany stawia kolację. Zerknęła przez ramię. Kyle strzepywał z siebie wodę, wobec czego odwróciła się i rzuciła: - Sugerujesz, że były to zawody, które przegrałam, i muszę teraz za to zapłacić? - Owszem - odparł, prostując się. Stanęła przed nim i zaczęła wyżymać mokre pasma włosów. - Po pierwsze wcale nie przegrałam, tylko postanowiłam
140 WAKACIE W KALIFORNII przerwać walkę. Po drugie jeżeli zakładamy się o coś, należy to ustalić z góry. Nie zapraszałam cię na kolację. - Wobec tego pozwolisz, że sam się zaproszę. - W porządku. - Czy to nie żałosne, że tak łatwo się na wszystko godziła? Nadarzała się jednak pewna okazja. - Ale pod pewnymi warunkami dodała. - Zechciej mi je wyliczyć. - Mam tylko dwa. Niech to będzie zwyczajna kolacja. Steki z grilla i sałata. - Zgoda. - Ponadto zademonstrujesz mi swoją metodę uwodzenia - to znaczy, w jaki sposób, podrywając dziewczynę, przechodzisz od punktu A do punktu B. Kyle potrząsnął głową. Kropelki wody zalśniły jak brylanty w jego ciemnych włosach, by spłynąć na już i tak przemoczoną koszulkę. Gdyby odbywał się konkurs na Mistera Mokrego Podkoszulka, wygraną miałby w kieszeni. Zmoczony trykot doskonale podkreślał muskularny tors i szerokie ramiona. - Nie ma mowy - powiedział. Cassie poczuła, że płoną jej policzki. Upokorzenie było równie dotkliwe, jak przed laty. Teraz jednak była już dojrzałą kobietą i nie zamierzała tak łatwo się poddać. Ta nowa Cassie nie chciała zbudzić się następnego ranka z uczuciem żalu, że nie wykorzystała szansy. Swoimi pytaniami otworzyła puszkę Pandory. Może przyszedł wreszcie czas, by uporządkować przeszłość, zanim przystąpi do budowania przyszłości? Przede wszystkim jednak chciała się dowiedzieć, co straciła. - Nie namawiam cię, żebyś zrobił to do końca - wyjaśniła, wyżymając bluzę, by ukryć nerwowe drżenie rąk. - Stwórz tylko odpowiedni nastrój i powiedz mi, co zrobiłbyś dalej. - Po co ci to? Wzruszyła ramionami.
WAKACJE W KALIFORNII 141 - Jestem po prostu ciekawa. Chciałabym wiedzieć, co robiłbyś, gdybyś chciał mnie uwieść. - A jeżeli odmówię? Czy to będzie znaczyło, że nie dasz mi jeść? zapytał, unosząc brwi. - Tak. - Wyżęła dół podkoszulka, żeby nie nakapać na podłogę, weszła boso po schodach i wytarła stopy o wycieraczkę. Bliźniaczy domek miał jedne drzwi wejściowe, prowadzące do wspólnego korytarza. Część Brightwellów znajdowała się po prawej stronie, a Kyle'a po lewej. Cassie weszła pierwsza, za nią Kyle. Gdy otworzyła drzwi do swojej połowy, zapach świeżej farby omal nie ściął jej z nóg. Zaniosła się kaszlem, a potem zamachała rękami. - Musisz otworzyć okna i porządnie wywietrzyć w całym domu powiedział Kyle. - Tak uważasz? Dzięki za radę. Sama nigdy bym na to nie wpadła. - Wygląda na to, że będziesz musiała u mnie odpracować przegraną stwierdził. - O nic się z tobą nie zakładałam. Poza tym z przyjemnością zjem u ciebie kolację. - Uśmiechnęła się. - Niezłe posunięcie, nie uważasz? Jest dokładnie tak, jak mówił Dan. W ciągu kilku minut zdołałeś namówić mnie na kolację, oczywiście u ciebie. - To będzie tylko zwykła kolacja. Mężczyzna musi jeść. Nie przewiduję żadnego uwodzenia. Cassie udała, że tego nie słyszy. - Posprzątam u siebie, wywietrzę i zjawię się z prowiantem na kolację. Podekscytowana wizją wspólnego wieczoru odwróciła się i zniknęła w głębi domu. Gdzie jej szpilki i czarna sukienka? Nigdy ich nie ma, kiedy są najbardziej potrzebne.
142 WAKACJE W KALIFORNII - Niezły pasztet! - powiedział sam do siebie Kyle. Lada moment spodziewał się Cassie i miał nadzieję, że zdążyła zapomnieć o swojej prośbie albo że był to żart. Dręczył go pewien poważny problem. Od kiedy ją zobaczył w szortach i podkoszulku, umazaną farbą, myślał tylko 0 jednym - żeby pójść z nią do łóżka. Spacer w jej towarzystwie po plaży był jak wędrówka po ścieżkach przeszłości. Miał umocnić honorową pozycję Cassie jako małej siostrzyczki. Zamiast tego podsycił tylko jego pożądanie. Dlaczego wtedy, przed laty, nie umówił się z nią po raz drugi? Przez wiele tygodni po tamtym meczu walczył z pragnieniem, by do niej zadzwonić. Cassie była dowcipna i zabawna 1 świetnie się bawił w jej towarzystwie. Po raz pierwszy dojrzał w niej kogoś więcej niż tylko młodszą siostrę Dana i czuł, że wieczór ten może stać się początkiem czegoś poważniejszego. Myślał tak, póki Dan nie postawił mu ultimatum. A on, ani wtedy, ani teraz, nie chciał utracić jego przyjaźni. Jednak obecne spotkanie z Cassie oraz jej pytania obudziły w nim dawne wspomnienia i pogłębiły uczucie niezadowolenia z samego siebie. Powiedziała mu, że jest niebrzydki, ma niezłą pracę, dobry samochód, a także spore powodzenie. Więc skąd to przykre uczucie pustki? Czego mu jeszcze w życiu brak? Wyraz jej twarzy, zranione spojrzenie, gdy zapytała, czemu wtedy się nie odezwał, sprawiły, że zapragnął wziąć ją w ramiona. Wszystko to było mu aż nazbyt dobrze znane. Z batalii rozwodowych zawsze jedna osoba wychodziła, bardziej pokrzywdzona ta, która bardziej kochała. Te same objawy rozpoznał teraz u Cassie. Wyglądała, jakby ktoś złamał jej serce. Nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Ktoś wyrządził jej krzywdę. Na myśl o tym zacisnął pięści. Ponieważ nie chciała opowiedzieć mu o swoich zerwanych zaręczynach, mógł się bez trudu domy-
WAKACJE W KALIFORNII 143 ślić, kto to taki. Jeżeli kiedyś dostanie tego typa w swoje ręce... Teraz jednak czekało go znacznie poważniejsze wyzwanie. Cassie zażyczyła sobie, żeby zademonstrował jej swój styl uwodzenia. Bał się, że jeśli już zacznie, nie skończy się na samych słowach. A na to nie może sobie przecież pozwolić. Jedyne wyjście, to odmówić udziału w tej grze. Powinien był jej od razu powiedzieć, że nie chce kolacji. Mógł przecież sam wyskoczyć do miasta, żeby coś przekąsić, albo odgrzać gotowe danie w mikrofalówce. Oba wyjścia nie przypadły mu jednak do gustu. Podobnie zresztą jak wizja kłopotów, jakie mógł ściągnąć sobie na głowę. Pomyślał, że może jeszcze nie za późno, żeby wszystko odwołać. W tym momencie usłyszał ciche pukanie do drzwi. - Oho, przedstawienie się zaczyna - mruknął sam do siebie. - Nie, żadnego przedstawienia nie będzie. Tylko kolacja, nic więcej. Przeszedł przez wykładany kafelkami hol i otworzył drzwi. W progu stała Cassie. W ręku trzymała miskę nakrytą talerzem, na którym leżały steki, przygotowane do grillowania. - Cześć!-powiedział. - Cześć! - Minęła go i rozejrzała się wokoło. - Nie pamiętam już, kiedy ostatnio tu byłam. Twoja mama pięknie wszystko urządziła. Podejrzewam, że moja musiała wziąć z niej przykład. Kyle nie zwrócił na to uwagi. Wiedział tylko, że ich domek stanowi lustrzane odbicie domku Brightwellów, natomiast wnętrza są urządzone inaczej. W jego połowie, tuż przy drzwiach, zaczynały się schody prowadzące do trzech sypialni na piętrze. Dębowa poręcz zastąpiła starą, metalową. Na przeciwległej ścianie salonu wznosił się ceglany kominek. Wylot poprowadzono po zewnętrznej ścianie domu i matka
144 WAKACJE W KALIFORNU kazała dobudować drugi kominek w pokoju na górze. Pod schodami znajdowała się malutka łazienka, a kuchnię oddzielał od salonu barek wykładany beżowymi kafelkami. Stały przed nim wysokie, dębowe stołki. - Moja mama mówi, że zamówione przez nią meble są praktycznie niezniszczalne, a kolor obicia zamaskuje wszystko, od smoły po plamy z wina - powiedziała Cassie, po czym wymownie wskazała głową w stronę kanapy i dwuosobowej sofy. - Ten biały komplet wyraźnie świadczy o tym, że nie jest to miejsce dla dzieci. - Witaj w moim królestwie - powiedział Kyle. - Pozwolisz, że wezmę od ciebie tę miskę. - Czyli na początek będziesz odgrywał dżentelmena? - Nie rozumiem. - Rozumiesz. Nie jestem pewnajTczy to na mnie zadziała. Powiedz mi, czy zawsze stosujesz indywidualną miarę, kiedy planujesz atak? Czy dla każdej kobiety przyjmujesz odrębną strategię uwodzenia? Kyle uznał, że najwidoczniej przeliczył się, sądząc, że Cassie zapomni o swojej propozycji. - Nie - odburknął. - Co to znaczy „nie"? Nie stosujesz odrębnych strategii? - Nie. To znaczy, że z tobą nie będę tego robił. - Ale dlaczego? - Bo jesteś siostrą mojego najlepszego przyjaciela. To sprawa między mężczyznami. Są pewne granice, których się nie przekracza. Poza tym jesteś również moją przyjaciółką. - A co to ma do rzeczy? - To dość skomplikowana sprawa. To wszystko wydaje mi się nienormalne. Nie możemy porozmawiać o sporcie albo o pogodzie?
WAKACJE W KALIFORNII 145 - Nie proszę cię, żebyś zrobił wyłom w swoich zasadach. Powiedz mi tylko, co zrobiłbyś, gdybyś... Znów to gdybanie, pomyślał ze złością. - Gdybym co? - zapytał. - Gdybyś był z kobietą, która ci się podoba. Gdyby był z kobietą, która mu się podoba? Nad tym nie musiał łamać sobie głowy. Tego wieczoru Cassie wyglądała tak ponętnie, że łatwiej byłoby mu powstrzymać fale przypływu, niż utrzymać przy sobie ręce. Włosy miała założone za uszy. Nagle zapragnął przeczesać palcami lśniące pasma. Ubrana była na czarno - w czarne spodnie i top, a wycięte sandałki odsłaniały pomalowane na czerwono paznokcie u nóg. Patrząc na jej smukłą, a zarazem ponętnie zaokrągloną figurę, zapragnął zdjąć z niej te czarne spodnie, jak również fantazyjny top uszyty z tego samego, cienkiego materiału i odsłaniający kremowe ramię. Nie założyła biżuterii, ale wszelkie klejnoty zbladłyby wobec jej naturalnej urody. Nie ma żadnego „gdyby". Piekielnie mu się podobała. Była jedną wielką pokusą. Powinno się ją zaszyć w worek i opatrzyć napisem „Nie dotykać!". - Napijesz się wina? - zapytał, nim zdążył pomyśleć. Atmosfera robiła się coraz gorętsza. - Bardzo chętnie - odparła z uśmiechem. - Założę się, że to pierwszy krok. Osłabić opór ofiary za pomocą alkoholu. - Te kobiety nigdy nie były moimi ofiarami. Uważasz mnie za potwora wyzutego z ludzkich uczuć? Na to pytanie nie musisz odpowiadać dorzucił. Niepewny, czy postąpił rozsądnie, proponując jej alkohol, udał się do kuchni, ponieważ sam potrzebował strzelić sobie kielicha. Cassie poszła za nim i postawiła sałatkę i steki na blacie, naprzeciwko zlewozmywaka. Kyle sięgnął do szuflady, w której jego matka trzymała nożyce do folii oraz korko-
146 WAKACJE W KALIFORNII ciąg. Gdy otworzył butelkę, wyjął z kredensu dwa kieliszki i napełnił je gęstym, rubinowym merlotem. - Proszę - rzekł, wręczając Cassie kieliszek. - To tylko na dowód mojej gościnności. A teraz zajmijmy się kolacją. Ja rozpalę ogień. Prawdę mówiąc, ogień już trawił go od środka. I to od chwili gdy Cassie stanęła w progu, z półmiskiem w ręku. Ale oczywiście istniały pewne granice tego, co mógł jej powiedzieć. - Sądziłam, że to ja mam przygotować kolację. - Nie kąsaj ręki, która cię karmi. Pomyślał, że jeżeli natychmiast nie zajmie sobie czymś rąk, weźmie się za Cassie. A to będzie oznaczało totalną katastrofę. Tymczasem Cassie pociągnęła łyk wina i zapytała: - Czy na ogół udaje ci się dopiąć celu przed, czy po kolacji? - Co? W niebieskich oczach rozbłysły wesołe ogniki. Ponętne usta rozciągnęły się w łobuzerskim uśmiechu. - To znaczy statystycznie. Chodzi mi o dane w przybliżeniu. Tak na oko. - Kobieto, o co ci chodzi! - uniósł się Kyle. Cassie wychyliła się nad blatem, trzymając oburącz kieliszek. Dzieliło ich jakieś trzydzieści centymetrów. - Dużo się nasłuchałam o romantycznych podbojach mojego brata. Miałyśmy z Megan mnóstwo pytań, ale on nigdy nie chciał nam nic wyjawić. Przyjaźniłeś się z Danem, więc powiedz mi, czy stosujecie tę samą taktykę? Jak to robicie? Porównujecie notatki? Wymieniacie się spostrzeżeniami? Jestem po prostu ciekawa. - Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - Może i tak. I może gdyby Dan chciał ze mną o tym
WAKACJE W KALIFORNII 147 rozmawiać, to by mi wystarczyło. A może, gdybyś wtedy do mnie zadzwonił, jak obiecałeś... Czemu tak się uparła, żeby go dręczyć? Wpadł na pomysł z kolacją, bo nie chciał spędzać samotnie tego wieczoru. Skąd mógł wiedzieć, że Cassie dobierze mu się do skóry? O co jej tak naprawdę chodziło? Nie, na to pytanie nie chciał wcale poznać odpowiedzi. Bał się, że jeśli zrobi to, o co go poprosiła, cena może okazać się zbyt wysoka. - To nie był dobry pomysł - powiedział. - Jeżeli nadal pachnie u ciebie farbą, możesz tu przenocować. Ja znajdę sobie jakiś hotel w Santa Barbara. - Co? - Uśmiech znikł z jej twarzy. - Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. - Bo jesteśmy. - Więc dlaczego chcesz mnie zostawić samą? Dobre pytanie. Doszedł do wniosku, że jeżeli teraz zrejte-ruje, Cassie domyśli się prawdy: że nie ufa sobie na tyle, by zostać z nią sam na sam. W tym momencie popełnił taktyczny błąd. Spojrzał jej w oczy. Posępny cień powrócił i znów przyćmił ich chabrowy błękit. Winę za to ponosił oczywiście jakiś inny facet, ale Kyle nie zamierzał przysparzać jej dodatkowych cierpień. Zranić Cassie to jak wyrzucić na mróz małego kotka. Nie byłby zdolny do takiego okrucieństwa. Poczuł, że nie ma zbyt wielkiego wyboru. A skoro tak, najlepszą obroną będzie atak. Zgoda, niech będzie, jak Cassie sobie życzy. Mogą rozegrać tę partię we dwoje, bo uważał-się za znacznie lepszego gracza. - W porządku, droga przyjaciółko - powiedział. - Wygrałaś. Możesz zająć miejsce w pierwszym rzędzie. Zaczynamy seans uwodzenia a la Stratton.
ROZDZIAŁ 3 Przyjaciółko? Czy przyjaciółka wyczułaby gorąco bijące poprzez elegancką, lekko pogniecioną koszulę i bawełniane spodnie? Kyle oparł ręce o blat, po obu bokach Cassie, tak że znalazła się w pułapce muskularnych ramion. Jego nadgarstki ocjerały się o jej ciało. - No tak... - powiedziała. - Cieszę się, że wreszcie raczyłeś uwzględnić mój punkt widzenia. Mam cię teraz dokładnie tam, gdzie chciałam... Usta Kyle'a drgnęły w tłumionym uśmiechu. - Naprawdę? - zapytał. - Pytanie brzmi, co powinnam teraz zrobić. - To dobre pytanie - przyznał. - Mam jeszcze lepsze. - Słucham? - Co ty teraz zrobisz? - Cassie odchrząknęła. - Spróbuję sformułować to inaczej. Jaki będzie twój... twój następny krok? W odpowiedzi zaczął pieścić kciukiem jej rękę, aż okryła się gęsią skórką, i Cassie poczuła, że powoli ogarnia ją fala podniecenia. Przerażona zasłoniła się kieliszkiem jak tarczą. - To mój kolejny krok. - Kyle wyjął jej z rąk kieliszek i odstawił na bok. Cassie była tym bardzo zdziwiona.
WAKACJE W KALIFORNII 149 - Czemu odebrałeś mi wino? Ono chyba ułatwia ci zadanie? Kyle obruszył się. - Kiedy jakaś kobieta mi się podoba, nie chcę, żeby alkohol zaćmiewał jej umysł - odparł, patrząc na nią przez zmrużone powieki. - To bardzo szlachetne z twojej strony. - Znowu użyłaś tego słowa. Nie jestem bohaterem, tylko najzwyklejszym egoistą. Nie wiedziała, co począć z rękami, skoro odebrał jej kieliszek. Na wysokości oczu miała jego muskularny tors. Dwa górne guziki koszuli były rozpięte, odsłaniając trójkąt ogorzałej skóry. Palce aż ją świerzbiły, żeby jej dotknąć. Na początek położyła mu dłoń na koszuli w miejscu, gdzie biło jego serce. Kyle zmierzył ją rozpłomienionym wzrokiem. Słyszała jego przyspieszony oddech. Czuła, że zaszły w nim jakieś zmiany. W ułamku sekundy zmusiła go, by przeszedł do ataku. Sprawiła, że obudziły się w riim naturalne instynkty. Od lat wciąż zadawała sobie pytanie, jakby to było, gdyby udało jej się przykuć jego uwagę. I nareszcie dopięła swego. Kyle przestał ją ignorować. Ale co dalej? Jak powinna się teraz zachować? Biernie? Aktywnie?... Była kompletnie zdezorientowana. - Egoistą? - powtórzyła. - Dlaczego? Bo chcesz mieć pewność, że będę... to znaczy, chciałam powiedzieć, że kobieta, która ci się podoba, będzie trzeźwa? - zapytała, bo zdawało jej się, że powinna coś powiedzieć. - Kiedy jestem z kobietą, chcę, żeby dobrze zapamiętała mnie i wszystko, co ja... co my... co się będzie działo. Głos miał niski, zmysłowy. Był tak blisko, że jego oddech delikatnie muskał jej włosy. Patrzył na nią uporczywie, tak że nie była w stanie oderwać od niego wzroku. Hipnotyzował ją
150 WAKACJE W KALIFORNII swoim rozpalonym spojrzeniem; zaczynało brakować jej tchu. Od tego wszystkiego zakręciło jej się w głowie. Kyle położył rękę na jej obnażonym ramieniu i znów, delikatnym ruchem kciuka, wzniecił w niej podniecenie. Wzięła głęboki oddech. - Czy mi się wydaje, czy jest bardzo gorąco? - Nie - odparł, potrząsając głową. - Przecież widzisz, że okna są otwarte. - Wobec tego to pewnie wino. Wiedziałeś, że wino rozszerza naczynia krwionośne, poprawiając krążenie? Czyli, mówiąc językiem laika, dodaje energii i rozgrzewa. - Już po dwóch małych łykach? Nie sądzę - odparł Kyle, wpatrując się w jej obnażone ramię. - No to sam się przekonasz - powiedziała. Tymczasem Kyle zajął sie małym zagłębieniem pomiędzy szyją a obojczykiem Cassie. Skąd mógł wiedzieć, że to także jest czułe miejsce? Przynajmniej u niej. Każdym nerwem reagowała na dotyk jego kciuka. Czuła przy tym, jak boleśnie pulsuje jej nabrzmiała kobiecość. Co się z nią dzieje, na Boga? Dotąd kochała się tylko z jednym mężczyzną, i to tym, którego zamierzała poślubić. Długo czekała, nim zdołała przezwyciężyć zauroczenie Kyle'em. Stała się ostrożna i bardzo wybredna. Dopiero Steve'owi, jako pierwszemu, udało się przełamać jej opory. Oddała mu się całą duszą i ciałem i obiecała, że będzie jego na zawsze. Mogła sobie bez trudu wyobrazić, jak się z niej później śmiali - on i Lynnda. Jej narzeczony zdradził ją nikczemnie. I to z kim? Z jej przyjaciółką. To między innymi dlatego wróciła do Kalifornii. Do punktu wyjścia. Palce Kyle'a powędrowały w dół, ku jej nabrzmiałym piersiom. Wstrzymała oddech, gdy zaczęły muskać rąbek
WAKACJE W KALIFORNII 151 okrywającego je materiału. Z zamkniętymi oczyma i bijącym sercem czekała, by nakrył dłońmi jej piersi. Czuła się jak wulkan, który lada moment wybuchnie. A potem nagle wszystko się skończyło. Nie czuła już ani dotyku jego rąk, ani gorąca. Otworzyła oczy i zobaczyła, że się cofnął. - Dla... dlaczego przestałeś? - Myślę, że wyrobiłaś już sobie pewne pojęcie - odparł. Głos miał chrapliwy, a oddech przyspieszony. Głęboko zawiedziona, zamrugała oczami. Ogarnęło ją przygnębienie. Prawdę mówiąc, miała ochotę go udusić. - Sugerujesz, że twoim kobietom to wystarcza? - To nie są moje kobiety. I gdybyś nie była tym, kim jesteś... - Kyle nerwowym gestem przygładził włosy. - Powiedzmy sobie, nie miałem dotąd żadnych skarg. Zauważyła, nie bez satysfakcji, że trzęsą mu się ręce. Może i jest nieśmiała i ma dosyć skromne doświadczenie, jednak gotowa była się założyć, że Kyle udaje tylko i nie jest wcale taki opanowany. Mimo to wycofał się i nie zamierzał jej uwieść. A przecież odtrącenie może spowodować uraz psychiczny. Choć to, co teraz zrobił, trudno nazwać odtrąceniem, mimo wszystko poczuła się porzucona. Wewnętrzny głos przypomniał jej natychmiast, że jest już tą nową, udoskonaloną Cassie Brightwell. I nie po to podjęła ryzyko, by dać się wyehminować już na pierwszym zakręcie. Dlaczego chciała wybadać, jak daleko mogą się posunąć? Przecież dopiero co przeżyła tragedię miłosną. Jednak tego, co się teraz działo, nie można porównać do klęski jej narzeczeństwa. Nie istniało nic takiego jak niebezpieczeństwo powtórki. Kyle z góry ostrzegł ją, że nie powinna się niczego spodziewać, więc nie miała nic do stracenia. Dlatego nie był w stanie jej zranić.
152 WAKACJE W KALIFORNII Ostatnim razem, gdy była tak blisko Kyle'a Strattona, rozpaczliwie pragnęła dowiedzieć' się, jak to jest poczuć jego usta na swoich ustach. Była jednak zbyt niedoświadczona, żeby dać mu to do zrozumienia, a on też nie próbował posunąć się dalej. Prawdziwy dżentelmen, niech go wszyscy diabli. Nie rezygnuj! - nakazała sobie po raz kolejny. Nie będzie nazajutrz rano gryźć palców ze złości, że poszła na jego układ. Zwłaszcza że nadarzała się okazja, by nadrobić to, czego nie zrobiła w przeszłości. Teraz nic nie ryzykuje, więc i nic nie straci. Cała naprzód! Gdy Kyle znów odetchnął i cofnął się o kolejny krok, przysunęła się, jedną ręką objęła go za szyję i łagodnie zmusiła, by skłonił głowę. Kiedy wspięła się na palce i przytknęła wargi do jego ust, w jego wzroku odmalowało się przerażenie. Pocałunek, jakim ją obdarzył, był delikatny i nazbyt powściągliwy. Cofnął się i spojrzał jej w oczy. - Myślałem, że to ma być mój pokaz - odezwał się z wyrzutem. - Pozwól, że pierwsza złożę zażalenie. Wydało mi się, że trzeba cię trochę popchnąć we właściwym kierunku. Chciałam ci tylko pomóc. - To miało być lekkie popchnięcie? Według mnie przypomniało to raczej wymachiwanie czerwoną płachtą przed nosem byka. - Byka? Co za zarozumialec! - prychnęła Cassie. - Nie to chciałem powiedzieć. Użyłem przenośni... - Czy mi się zdaje, czy się zaczerwieniłeś? - Oczywiście, że nie. Sama przed chwilą mówiłaś, że jest tu gorąco. - Cieszę się, że nie tylko mnie jest gorąco. - Zarzuciła mu drugą rękę na szyję i splotła mocno palce. - Nie chcesz mi
WAKACJE W KALIFORNII 153 chyba wmówić, że ten trwożliwy pocałunek to wszystko, na co cię stać. - Nie. Ale to był podstępny atak. Udało ci się mnie zaskoczyć. - Muszę mieć jakieś porównanie. Jeśli nie, pomyślę sobie, że rzeczywiście nie stać cię na więcej. Kyle objął ją w talii. Czuła, że jego opór słabnie. - Nie wiesz, w co się pakujesz, Cassie. - Jestem już dużą dziewczynką. I chyba mam jakie takie pojęcie. - Sama się o to prosiłaś. - W jego głosie zabrzmiały ostrzegawcze nuty. - Wiem. Pociemniałe oczy i zaciśnięte usta Kyle'a świadczyły o wewnętrznej walce, jaką z sobą toczył. Wolno przesunął dłonie, by zatrzymać je tuż pod piersiami Cassie. - Niech to wszyscy diabli! - rzucił przez zaciśnięte zęby, przyciągając ją do siebie. - To naprawdę bardzo zły pomysł. Cassie zamknęła z westchnieniem oczy. Kyle obsypał drobnymi pocałunkami jej twarz, a potem zmusił, by rozchyliła wargi. Nie broniła się, bo jej wola osłabła, gdy tylko wziął ją w ramiona. Zresztą, po co miałaby to robić? Było jej przecież tak dobrze. A kiedy wtargnął językiem w głąb jej ust, naśladując miłosny akt, znalazła się w siódmym niebie. Ziemia zadrżała i gdyby jej nie podtrzymał, osunęłaby się na podłogę. Gdy czubkiem języka dotknął jej podniebienia, z jej ust wyrwał się cichy jęk rozkoszy. Kyle musiał go usłyszeć, bo objął ją jeszcze mocniej, a jego oddech stał się szybki i chrapliwy. Napięcie rosło i było już niemal namacalne. Kyle oderwał usta od jej warg, obsypał pocałunkami jej policzki, a potem chwycił zębami płatek ucha i zaczął go pieścić językiem.
154 WAKACJE W KALIFORNII Rozkoszne dreszcze raz za razem przeszywały ciało Cassie przez każdy centymetr kwadratowy skóry, każdy nerw, aż do najdalszych zakątków. Nagle w płucach zabrakło jej tchu, a zarazem zabrakło sił, by z tym walczyć. Kyle ciężko dyszał, jakby pokonał biegiem kilka pięter. Jego pierś unosiła się gwałtownie i opadała, gdy próbował nabrać w płuca więcej powietrza. Cofnął się i popatrzył na Cassie. Policzki miała zarumienione, usta nabrzmiałe od pocałunków i zaciśnięte powieki. Pomyślał, że w życiu nie widział czegoś równie pięknego. Chciał ją posiąść, i to byle gdzie - w łóżku, na podłodze, nawet na kuchennym stole. Nie miało to w tej chwili najmniejszego znaczenia. Pragnął jej bardziej niż jakiejkolwiek kobiety w swoim życiu. Niestety, będzie się musiał wycofać, póki jeszcze potrafi zapanować nad sobą. Puścił ją i wziął głęboki oddech. - Masz już dość?-rzucił. - Dlaczego? - Zamrugała nieprzytomnie oczami. - Nie wolno nam tego robić, Cassie. Ten pocałunek to był błąd. - Zapomniałeś, że stawką była twoja reputacja? - Nie dbam o moją reputację! - uniósł się Kyle. Cofnął się i zaczaj masować sobie kark. O reputację nie dbał, ale zależało mu na Cassie, choć nie miał prawa nawet o niej myśleć. Dan dał mu wyraźnie do zrozumienia, że nie jest dla niej odpowiednim facetem. Powiedział mu to przed wielu laty, a Kyle uważał, że Dan miał rację. Bał się za to jednego - że jeśli teraz nie powie sobie „stop", nie będzie to już żaden pokaz technik uwodzenia. Będzie się kochał z Cassie, i to naprawdę. A potem przyjdzie mu za to słono zapłacić. - Kyle! Co ci jest? - zapytała, zaglądając mu w oczy.
WAKACJE W KALIFORNII 155 - Nic. Nie jestem już głodny. Straciłem apetyt. - Było to oczywiste kłamstwo. Miał apetyt - na nią, i to wielki, ale nie mógł jej przecież tego powiedzieć. Ich spotkanie, spacer po plaży i rozmowa sprawiły, że ustąpiło dotkliwe uczucie pustki. Czuł, że z każdą chwilą coraz bardziej pragnie Cassie. - Nie wiem, co to znaczy - powiedziała. - To był od początku zły pomysł. - Kyle wyszedł z kuchni, żeby powiększyć dzielący ich dystans. - Uważam, że czas najwyższy powiedzieć sobie dobranoc. - W porządku. Może, wobec tego, jutro... - Nie wydaje mi się, żeby jutro mogło być lepiej. Muszę mieć trochę czasu, żeby sobie przemyśleć kilka spraw. - Odkąd to przyjaciel nie może pomóc przyjacielowi w potrzebie? Od tego wieczoru, pomyślał. Od chwili gdy dotknął jej i z miejsca zapragnął zbadać każdy centymetr kwadratowy jej ciała. Odkąd ją pocałował i odkrył, że jest pociągająca i słodka. Od momentu, w którym wziął ją w ramiona i poczuł, że nie sposób jej się oprzeć. Wycofał się z najwyższym trudem, a wiedział, że jeśli sytuacja się powtórzy, nie starczy mu sił, by nad sobą zapanować. - To naprawdę bardzo zły pomysł, Cass. - Dla kogo?-zapytała. - Dla nas obojga. - Ja już od dłuższego czasu decyduję sama za siebie. Kto dał ci prawo robić to za mnie? - Sam je sobie dałem, bo się o ciebie martwię. - To nie twoja sprawa. Nie jesteś moim bratem. To obowiązek Dana. Dan... Cassie sprawiła, że na krótko o wszystkim zapomniał. Zawsze uważał Dana za najbliższego przyjaciela, za brata. Dla Dana Brightwella gotów był zrobić wszystko. I,
156 WAKACJE W KALIFORNU prawdę mówiąc, zrobił. Na jego życzenie. odtrącił Cassie przed laty. Później gorzko tego żałował. I to nie raz, i nie dwa: - Nie chcę, żeby cokolwiek stanęło na drodze naszej przyjaźni. Zbyt dużo w życiu straciłem i nie chciałbym stracić tego, co mi jeszcze pozostało. Cassie, Dan, Megan, wszyscy Brightwellowie. Rodzina, jakiej zawsze pragnął, choć los mu tego poskąpił. Jeżeli nie każe teraz Cassie odejść, nie zdoła już dłużej utrzymać rąk przy sobie. Będzie to koniec wszystkiego, co ma dla niego jakiekolwiek znaczenie. Pomyślał, że nie wolno mu do tego dopuścić. Podszedł do drzwi i otworzył je. - Do widzenia, Cass. Ruszyła do wyjścia, w progu przystanęła i spojrzała przez ramię. Nadal przypominała dziewczynkę, która chodziła za nim krok w krok, kiedy byli dziećmi. Wtedy wiedział, że się w nim podkochuje. Wszyscy o tym wiedzieli, bo przecież obie rodziny co roku spędzały tu wakacje. I wszyscy uważali, że to bardzo zabawne. Teraz jednak nie było to już ani trochę zabawne. Patrzyła na niego z wyrzutem. Zresztą, kogo próbował oszukać? Przed chwilą trafił ją w czułe miejsce. Sprawił jej wielką przykrość. Znowu ją odrzucił. I jeśli nie będzie miała dość rozumu, żeby trzymać się od niego z daleka, nadal będzie ją ranił. Bo taki już jest. Należy do tego typu facetów. Dan odkrył to już dawno temu. Przed laty zarzucił mu, że jest czystą formą bez treści; że nie nadaje się dla jego siostry. Że miałby spore szanse u Cassie, ale prędzej czy później i tak by ją porzucił. I pewnie miał rację. Kyle nie zamierzał się żenić. Nie chciał popełnić tych samych błędów co jego rodzice. Dlatego niepotrzebnie zgo-
WAKACJE W KALIFORNII 157 dził się na plan Cassie. Powinien był stanowczo odmówić. A on ją zranił. Zachował się jak skończony drań, tak jak to przewidział Dan. - Dobranoc, Kyle. Czy ci już podziękowałam za twój pokaz? - zapytała drżącym głosem. - Nie musisz mi za nic dziękować. - To było retoryczne pytanie. I sarkastyczne. Nie czujesz tego? Przeszła przez hol, do swojej części domu, i zamknęła za sobą drzwi. Ciemność, która ustąpiła, gdy po latach zobaczył Cassie, znów nadpłynęła, grożąc, że wchłonie go bez reszty. Cassie skuliła się pod kocem i próbowała zignorować natarczywy dźwięk telefonu. Spała w pokoju na górze, przy otwartych oknach, z powodu unoszących się na dole oparów farby. Na szczęście nie poczuła już ich zapachu. Było jej za to przeraźliwie zimno. Telefon dzwonił tak głośno, że zlękła się, iż lada chwila ogłuchnie. Była kompletnie rozbita po bezsennej nocy, spędzonej na rozmyślaniach o Kyle'u, źródle swoich nieustających kłopotów. W końcu zdecydowała się podnieść słuchawkę. - Halo! - wychrypiała. - Cassie? - Tak. - Tu mama. Masz taki zachrypnięty głos. Jesteś zaziębiona? - Cześć. Nie jestem zaziębiona, tylko zaspana. Oczyma duszy zobaczyła, jak matka spogląda na zegarek. - Przecież jest już wpół do jedenastej, kochanie! Czy to nie za późno? - Nie, dla mnie to jeszcze środek nocy. - Tak długo nie odbierałaś, że zaczynałam się już niepokoić. Chciałam nawet zadzwonić do Kyle'a.
158 WAKACJE W KALIFORNII Cassie poderwała się. Koc zsunął jej się do pasa, odsłaniając piersi. - DoKyle'a?Apoco? - Bo wiem, że jest nad morzem. - Skąd wiesz? - Regina mi powiedziała. Dzięki za próby podniesienia mnie na duchu, mamo, pomyślała Cassie. - Wiesz przecież, że pozostawałyśmy z Reginą w kontakcie przez te wszystkie lata. Owszem, Cassie wiedziała, że nadal się przyjaźnią. Ilekroć jej matka wspominała o jego matce, nadstawiała ucha. Miała nadzieję, że dowie się czegoś o Kyle'u. Jak układają mu się sprawy zawodowe, a przede wszystkim osobiste... Czy to nie żałosne? Zwłaszcza po tym, jak ją niegdyś potraktował? - Cassie, słuchasz mnie? - Słucham cię bardzo uważnie, mamo - skłamała, a potem uśmiechnęła się, gdy w słuchawce rozległo się wymowne westchnienie. - Powiedziałam Reginie, że przenosisz się do Kalifornii, bo dostałaś tu pracę, i że zamierzasz spędzić lato w domku nad morzem. A ona mi powiedziała, że Kyle wziął urlop, żeby w spokoju podumać nad swoim pępkiem... - Ależ mamo! " - To miał być tylko sprawdzian, czy mnie słuchasz. Innymi słowy, Kyle chce sobie przemyśleć pewne sprawy. Regina zaproponowała mu, żeby zamieszkał w domku, a on się zgodził. Widziałaś go może? Cassie opadła na poduszki i zamknęła oczy. Jak na komendę pod powiekami pojawił się obraz Kyle'a. Bez koszuli... Poczuła, że zaschło jej w ustach, i pomyślała, że zwariuje, jeśli go natychmiast nie zobaczy.
WAKACJE W KALIFORNII 159 - Owszem, spotkałam go. W dniu jego przyjazdu wybraliśmy się na spacer po plaży. - To miło, kochanie. A jak tam pogoda? - Cudowna. Typowo sierpniowa. Jest tak ciepło, że do wieczora można siedzieć na plaży. Ale po zmroku robi się zimno. I niebezpiecznie. Rozsądne dziewczyny zostają wieczorem w domu, gdzie nic im nie grozi. Cassie nie była aż tak rozsądna. - A jak się miewa Kyle? - zapytała matka. Doskonale. A tak przy okazji, nie chce mnie już więcej widzieć, pomyślała. Była tego absolutnie pewna. - Świetnie wygląda - powiedziała. A jak dobrze całuje! - To przystojny chłopak - stwierdziła matka. Chłopak? Chyba już nie. - Tak, rzeczywiście - przyznała, - Pamiętasz, jak się w nim durzyłaś? Chodziłaś za nim nad morze, kiedy szedł się wykąpać, i czekałaś, aż cię zauważy. - Wcale nie czekałam, aż mnie zauważy - zaprzeczyła. Zawsze po tym moczyłam nogi w wodzie, żeby ochłonąć. Szkoda, że nie zrobiła tego, zanim się do niego wybrała. - Mów sobie, co chcesz, kochanie. Próbowałam dodzwonić się do ciebie wczoraj wieczorem, ale nie było cię w domu. - To prawda. Tak okropnie pachniało farbą, że pootwierałam okna i wyszłam. - PoszłaśdoKyle'a? - Na jakiej podstawie tak sądzisz, mamo? - Sama nie wiem - odparła matka. - Jest tam, masz go pod ręką, a poza tym zawsze byliście przyjaciółmi. Już nie, ale matka nie musiała o tym wiedzieć. Drobne
160 WAKACJE W KALIFORNII kłamstwo jest dopuszczalne. Zresztą to nie kłamstwo. Była przecież u Kyle'a, tyle że tydzień wcześniej. - Przyniosłam mięso i sałatkę na kolację - powiedziała. I zostałam wyproszona, zanim zaczęliśmy jeść czy robić cokolwiek, dodała w myślach. - Cieszę się, że dobrze się bawisz, kochanie. To, co się wtedy rozegrało, trudno nazwać dobrą zabawą. Był to raczej nokaut, po którym wciąż nie mogła się pozbierać. Zresztą od początku czuła się głupio. Jeszcze zanim praktycznie zmusiła go, by ją pocałował. A jego reakcja po tym pocałunku kompletnie ścięła ją z nóg. - Jesteś tam, Cassie? - Tak, mamo. Po prostu jeszcze się nie obudziłam. - W spiżarce jest nowy, nierozpakowany ekspres do kawy. Ale używaj lepiej staregof póki nie skończysz malowania. A przy okazji, jak ci idzie? - Dobrze. - Poza wszystkim, był to doskonały pretekst, by przez następne dni wyglądać okropnie. - Potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby skończyć. - Tylko się nie przemęczaj, kochanie. - Bądź spokojna. Nie muszę się spieszyć. - Chciałam ci też powiedzieć, że mają przywieźć nowe meble za jakiś tydzień, góra dziesięć dni. Myślisz, że uda ci się skończyć do tej pory? - Chyba tak. - Może przysłać ci brata do pomocy? - Jeżeli o mnie chodzi, nie musisz, choć oczywiście chciałabym się z nim zobaczyć. Kyle pewnie też. - Mogliby wtedy we dwóch wypuszczać się na dziewczyny. Na myśl o tym posmutniała. - Dan jest szalenie zajęty. Jego firmie trafił się bardzo ważny klient.
WAKACJE W KALIFORNII 161 - To świetnie, mamo. Wobec tego lepiej nie zawracać mu głowy. Sama sobie poradzę. - Gdybyś nie nadążała, daj mi znać. - Oczywiście. Masz już jakiś pomysł, co zrobić ze starymi meblami? - Jeszcze nie. Pomyślałam sobie, że skoro tam jesteś, może mogłabyś się tym zająć. - Jasne, mamo. To pestka. - Przynajmniej będzie miała co robić. Nie będzie tracić czasu na rozmyślania o facecie zza ściany, który tak bardzo się o nią martwił, że wolał jej unikać. - Mam pewien pomysł - odezwała się matka na drugim końcu linii. - Tak? - Może Kyle pomógłby ci pozbyć się mebli? - Ach, nie. Nie chcę go niepokoić. Sama sobie poradzę. - Nie bądź taka skromna, Cassandro. Jestem pewna, że chętnie ci pomoże. Wystarczy, że go poprosisz. Nie mogła powiedzieć matce, że już go o coś poprosiła, i od tamtej pory go nie widziała. - Zobaczę, co da się zrobić, mamo. Zresztą, może on ma inne plany? - Jego matka uważa, że pojechał tam po to, żeby się nad sobą poużalać. Nie pozwól mu na to, córeczko. Potrząsnęła głową. Nie miała ochoty przeżywać kolejnego rozczarowania. - Nie będę zawracać mu głowy. Założę się, że ma ciekawsze rzeczy do roboty, niż mi pomagać. - Tyle kobiet do uwiedzenia w tak krótkim czasie! - Jestem pewna, że ci pomoże. Regina bardzo się o niego martwi. Odniosłam wrażenie, że przyda mu się jakaś rozrywka. Jeżeli wolisz, sama do niego zadzwonię i poproszę w twoim imieniu...
162 WAKACJE W KALIFORNII - Nie! - Cassie? Na pewno dobrze się czujesz? Zaczynam się niepokoić. Może jednak powinnam zadzwonić do Kyle'a i poprosić, żeby do ciebie zajrzał? Może szkodzi ci zapach farby? Cassie wzięła kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić i sprowadzić głos o kilka tonów niżej. - Nie trzeba, mamo: Sama z nim pogadam. - To dobrze. Daj mi znać, co ustaliliście. Chodzi mi 0 meble. - Jasne. - O co innego mogłoby chodzić? Żądnych innych ustaleń z Kyle'em nie będzie. - Całuję cię, mamo. Pa! Odłożyła słuchawkę i westchnęła. Piekło wcale nie jest wybrukowane dobrymi chęciami. Wypełniają je próżne żale. Po co zaczynać nowy dzień odutyskiwań? Czekają mnóstwo roboty, jeżeli chce skończyć malowanie, zanim przywiozą meble. Wyskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki, żeby nie tracić już ani chwili. Wyczyściła zęby, ściągnęła-włosy w koński ogon, a potem włożyła stare, poplamione spodnie od dresu 1 rozciągnięty podkoszulek i zeszła na dół. Poprzedniego dnia pomalowała wszystko, co można było pomalować, nie ruszając mebli. Teraz musiała je poprzesu-wać. Zaczęła od rzeczy najlżejszych. Zabrała krzesła z jadalni, zdjęła ze ścian obrazy, a talerze z półek wyniosła do kuchni. Obawiała się problemów z kanapą, która była bardzo ciężka. Może jednak uda jej się odsunąć ją trochę od ściany... Złapała za poręcz i spróbowała przesunąć mebel, ale palce jej się ześlizgnęły i potrąciła łokciem ceramiczną lampę, która spadła ze stolika i roztrzaskała się o kamienną posadzkę. - Wypadek przy pracy - mruknęła Cassie, zawstydzona. Zresztą lampa także miała zostać wymieniona na nową.
WAKACJE W KALIFORNII 163 Podeszła do sterty lżejszych mebli, spiętrzonych na środku pokoju, i zaczęła szukać miotły i śmietniczki. Może stłuczona lampa zniweluje dwa poprzednie dobre uczynki i zażegna widmo kary? Spojrzała na kanapę i pomyślała, że bez pomocy Kyle'a niczego nie wskóra. Potrząsnęła z westchnieniem głową. Nim zdążyła przedostać się do spiżarki, usłyszała głośne pukanie. Kto to może być? W głębi duszy Uczyła na dodatkową parę rąk do pomocy, ale nawet jej mama nie potrafiłaby ściągnąć Dana w takim tempie. Zawróciła, podeszła do drzwi i otworzyła. To nie przysłane przez matkę posiłki i nie Dan. To Kyle!
ROZDZIAŁ 4 O co chodzi? Kyle zlustrował ją badawczym spojrzeniem. Przyszedł, bo usłyszał zza ściany huk. Widok Cassie, zdrowej i całej, sprawił, że poziom adrenaliny zaczaj mu z wolna wracać do normy. - Biegałem po plaży i właśnie wróciłem. - Tak też sobie pomyślałam. - Popatrzyła na jego wilgotne włosy i twarz, zatrzymując się dłużej na ustach, a potem odwróciła wzrok. - A jednak mnie zaskoczyłeś. - Czym? - Nie spodziewałam się twojej wizyty. - Wzruszyła ramionami, mimowolnie kierując jego uwagę na rozciągnięty podkoszulek, który włożyła do malowania. Dobrze wiedział, co kryje się pod tym podkoszulkiem. Pamiętał kształt jej nagiego, gładkiego jak jedwab ramienia, płaski brzuch oraz strome piersi, które feralnego wieczoru omal nie stały się przyczyną jego klęski. Czy to możliwe, że wydarzyło się to zaledwie sześć dni temu? Miał wrażenie, że od tamtej pory minęło znacznie więcej czasu. Po wyjściu Cassie zauważył, że zostawiła pełny kieliszek, z odciskiem szminki, stanowiącym wierne odbicie jej ust. Jednym haustem opróżnił jego zawartość, obwiódł kciukiem czerwony zarys i znów zapragnął ją pocałować. Obraz Cassie prześladował go niemal przez całą noc. A teraz resztką sił
WAKACJE W KALIFORNII 165 próbował powstrzymać chęć, by chwycić za skraj tego zbyt dużego podkoszulka i zedrzeć go z niej. Przede wszystkim jednak chciał z nią porozmawiać, ujrzeć jej uśmiech, na który i on mógłby odpowiedzieć uśmiechem. Co z niego za idiota, że się do niej wybrał. Prawda wyglądała tak, że się o nią niepokoił. Kiedy ją ostatnio widział, wyglądała, jakby była ciężko chora. Jednak gdyby nie ten nagły hałas i chęć sprawdzenia, czy jest zdrowa i cała, nie odważyłby się pewnie zapukać do jej drzwi. Zmieszany, przeczesał palcami włosy. - Usłyszałem jakiś huk. Jakby coś dużego upadło. Dotąd mi dzwoni w uszach. Myślałem, że coś... - Oparł się o framugę i spojrzał na Cassie. Nic ci się nie stało? Potrząsnęła głową. - Dzięki, że zajrzałeś - powiedziała i chciała zamknąć drzwi. Kyle bez trudu zablokował je ręką. - Nie powiesz mi, co się stało? - Nie chciałabym przekroczyć granic przyjaźni - odparła, opierając się biodrem o drzwi. - Nie tak dawno temu dowiedziałam się, że przyjaciele powinni się unikać. Najwyraźniej nie zrozumiała, że zrobił to wyłącznie dla jej dobra. Zasługiwała przecież na kogoś lepszego niż on. Gdyby sprawy wyniknęły im się z rąk, gdyby przeszli na wyższy poziom, zegar zacząłby tykać i pozostałoby tylko kwestią czasu, kiedy wszystko wyleci w powietrze. Jednak obecność Cassie w jego życiu, nawet bez możliwości fizycznego kontaktu, była i tak lepsza niż jej kompletny brak. Jak już wcześniej powiedział, był samolubnym egoistą, ze skłonnościami do rozczulania się nad sobą. - Powiesz mi, co się stało, czy nadal będziesz dąsać się jak dziecko?
166 WAKACJE W KALIFORNII Zamyśliła się, a potem spojrzała mu w oczy. - Chyba nadal będę się dąsać. - Och, na miłość boską, Cassie, przecież mieszkamy przez ścianę. Fakt bez znaczenia dla tej dyskusji, jednak nigdy nie potrafił zapomnieć, że tylko kilka kroków dzieli go od Cassie -jedynie cienka gipsowa ściana, którą nie raz i nie dwa pragnął przebić pięścią. - Posłuchaj, Cass, chciałem tylko sprawdzić, czy coś nie wybuchło albo gdzieś się nie pali. - Poza mną, bo cały płonę, dodał w myślach, spoglądając na jej usta, a potem szybko odwrócił wzrok. - W moim własnym interesie leży dopilnowanie, żeby nie doszło do wypadku. Jeżeli twój dom się zawali, to i moja połowa także. Dlatego pozwól mi sprawdzić, czy wszystko w porządku. Wyświadczmy sobie nawzajem tę przysługę. Z czystej przyjaźni. - Co ty powiesz... - Cassie pokiwała głową, co jednak nie było wcale jednoznaczne z wyrażeniem zgody. - Dzięki, że mi to uzmysłowiłeś. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. - Cassie - odezwał się w końcu Kyle przez zaciśnięte zęby. - Tak? - zapytała słodkim głosem. - Wpuścisz mnie czy nie? - Nie miałam tego w planie, więc nie. - Dobrze wiesz, że mógłbym użyć siły. - Czemu to dla ciebie takie ważne? Po co chcesz tu wejść? - Cassie spojrzała za siebie. - Nie widać przecież ani ognia, ani dymu. Nie ma tu co wybuchnąć. Nasz dom jest absolutnie bezpieczny, podobnie jak dziewczyna, którą... - Porzuciłem?-przerwał jej Kyle. Spuściła wzrok.
WAKACJE W KALIFORNII 167 - Ty to powiedziałeś, nie ja. Miała rację. Powiedział prawdę. Musiał tak postąpić, bo tak było dla niej lepiej. Miała także rację, mówiąc, że jeśli chodzi o budynek, nie było żadnego zagrożenia. Za to on poczuł się nagle zagrożony. Potrzebował pretekstu, żeby się z nią spotkać. I gdyby nie ten hałas, wymyśliłby inny powód, jak choćby prośbę o pożyczenie szklanki cukru. Wszystko po to, żeby móc ją choć na chwilę zobaczyć i porozmawiać. Bo za nią tęsknił. Bo wiedział, że tam jest. Bo gdyby jej nie było... Nagle uzmysłowił sobie, że Cassie nie będzie zawsze mieszkać w tym domku, podobnie zresztą jak on. Każde z nich ma przecież swoją pracę i swoje sprawy. Co w tym złego, że będą się spotykać jeszcze tylko przez tydzień, do końca wakacji? Z jego strony nic jej nie grozi. Czuł, że jest w stanie trzymać się ściśle granic przyjaźni. Poza tym, skoro już raz w porę się wycofał, potrafi zrobić to i po raz drugi. Podjęcie decyzji podniosło go na duchu. Poczuł miły dreszcz podniecenia. Ale musiał jeszcze pokonać kilka przeszkód. Cassie nadal dąsała się i sądząc po jej minie, jego najbliższa przyszłość rysowała się w ciemnych barwach. Mimo to postanowił zaryzykować. - Daję ci dziesięć sekund na zmianę decyzji - powiedział. - Bo jak nie, to co? - W jej niebieskich oczach pojawił się błysk. - Sprawię, że twój dom się zawali. - No tak - westchnęła. - Powinnam była się domyślić. Jesteś jak ten wielki zły wilk. Patrząc na nią, pomyślał, że słaby z niego człowiek, skoro nie potrafi odmówić sobie przyjemności przebywania w jej towarzystwie. Ale to jeszcze wcale nie znaczy, że po to, by wejść do jej domu, musi naruszyć jej nietykalność cielesna.
168 WAKACIE W KALIFORNII - W szkole grałem w piłkę nożną - ostrzegł ją. - Poradzę sobie z tobą bez trudu. - Dobrze. Skoro tak ci zależy, miej już to z głowy. Masz jakiś pomysł, jak to zrobić? Może jak w kreskówkach dla dzieci? Rozpędzisz się, a ja w stosownej chwili otworzę drzwi. Wtedy ty wpadniesz do środka, potkniesz się i wylądujesz twarzą w puszce po farbie. - Albo w talerzu z jajecznicą - dorzucił z westchnieniem. - Posłuchaj, Cassie, nie wiem, co we mnie wstąpiło tamtego wieczoru. Przepraszam. Nadal chcę się z tobą widywać. - Naprawdę? - powiedziała i jeden kącik jej ust drgnął w uśmiechu. Niestety, nie znaczyło to jeszcze, że wygrał. - Nie zamierzasz mi tego ułatwić, prawda? - zapytał. - Prawda. - Ten tak zwany pokaz wymknął mi się z rąk. To ty zaryzykowałaś i chciałaś przejąć inicjatywę, chociaż cię ostrzegałem. W sumie lepiej będzie zapomnieć, że coś takiego w ogóle się zdarzyło. Chcę się z tobą widywać jak przyjaciel z przyjacielem. Jak za dawnych dobrych czasów, kiedy byliśmy dziećmi. Co ty na to? - A nie będziesz mi dokuczał? - Słowo skauta. - Kyle z uśmiechem uniósł rękę do góry. - Wobec tego dobrze. - Ale najpierw musimy ustalić pewne zasady. - Na przykład jakie?-zapytała. - Żadnego całowania. Zaskoczona, patrzyła na niego przez chwilę, a potem wy-buchnęła śmiechem. - Mam uczucie, jakby odwróciły się role. Boisz się mnie? Oczywiście, że tak. Był przerażony. - Ależ skąd - zaprzeczył, po czym głęboko odetchnął.
WAKACJE W KALIFORNII 169 - Musisz jednak przyznać, że jeśli sprowadzić wszystko do całowania, sprawy zaczynają się komplikować. Natomiast przyjaźń z tobą jest prosta i nieskomplikowana. To świetna zabawa i niech tak zostanie. Co ty na to? Otworzyła szeroko drzwi. - Wejdź. - Więc jednak mi się udało - stwierdził z zadowoleniem, wchodząc do środka. - O co chodzi? - zapytała, zamykając za nim drzwi. - Jesteś przecież prawnikiem. I to podobno najlepszym. Tu muszę się zgodzić z twoją znajomą, Beth Deveraux. Masz wielki dar przekonywania. Znakomicie rozegrałeś tę partię. W nagrodę zrobię ci teraz świetną kawę. Ruszyła do kuchni, pokonując tor z przeszkodami, w jaki zamienił się cały parter domu. Część należąca do Brightwel-lów była lustrzanym odbiciem drugiej połowy bliźniaka. W tej chwili panował w niej straszliwy bałagan. Środek salonu zajmowała piramida z krzeseł, nakryta plastikową folią. Podłoga zasłana była gazetami, na których stały puszki z farbą. Wszędzie walały się zużyte wałki, rynienki i pędzle. Dobry Boże, co za widok! Kyle przykucnął i obejrzał leżące na podłodze kawałki stłuczonej lampy. - Co to było? Atak szału? - Co mówisz? - rzuciła przez ramię, nalewając wody do ekspresu. Kyle podszedł do barku, pamiętając o tym, by stanąć po przeciwnej stronie blatu niż Cassie. Kiedy ją ostatnio widział, wyglądała niezwykle zmysłowo w czarnych spodniach i koszulce, odsłaniającej jedno ramię. A jednak w spodniach od dresu i rozciągniętym podkoszulku wydała mu się jeszcze bardziej atrakcyjna i pociągająca.
170 WAKACJE W KALIFORNU - Co takiego mówiłeś? - powtórzyła. Nalała wody do pojemnika, a potem nasypała na sitko zmielonej kawy. Wcisnęła klawisz i pozostało im tylko czekać, aż ekspres zacznie syczeć i bluzgać kawą. Kyle skinął głową w stronę ceramicznych skorup, które były kiedyś lampą. - Jak to się stało? - Próbowałam odsunąć kanapę, żeby pomalować ścianę z tyłu. Ręka mi się omsknęła i łokciem strąciłam lampę. - Czemu nie poprosiłaś mnie o pomoc? - Po co? Stłuczenie jej było dziecinnie proste. Kyle potrząsnął głową. - Nie to miałem na myśli. Trzeba było poprosić, żebym przesunął kanapę. - Dziwisz się, że cię nie poprosiłam? Przypomnij sobie, w jakim stanie ducha byłam ostatnio. Chcesz znów do tego wracać? Kyle roześmiał się. - Za kogo mnie masz? Czy rzeczywiście mam na czole wypisane, że jestem aż takim osłem? - Chcesz, to sprawdzę. - Obeszła barek, wspięła się na palce, otoczyła dłońmi jego twarz i przyciągnęła bliżej. Jakby chciała go sobie lepiej obejrzeć. A może pocałować... Zirytowany, cofnął się. - Bardzo śmieszne, Brightwell. Gdzie masz miotłę? Pozamiatam szkło. - Jest w spiżarce. Ujęła się pod boki. Krągłości pod cienką koszulką wyraźnie się uwypukliły. Minę miała łobuzerską, wręcz wyzywającą. Kiedy przed chwilą otworzyła mu drzwi, jeden rzut oka na jej twarz wystarczył, żeby zrozumiał, że nie może bezkarnie mieszkać z nią ściana w ścianę. Chyba że ciągle
WAKACJE W KALIFORNU 171 będzie sobie przypominał, że są tylko przyjaciółmi. Jeżeli mu się to uda, wszystko będzie w porządku. - Dużo ostatnio myślałam - powiedziała Cassie. - Niemożliwe! To bardzo niebezpieczne. I raczej rzadkie - dorzucił, zadowolony, że może podroczyć się z nią jak za dawnych lat. Zrobiłby wszystko, byle odwrócić uwagę od tego, co działo się z jego ciałem. Minął ją, znalazł miotłę i wrócił, by uprzątnąć smętne pozostałości po lampie. Zaczął zamiatać, a Cassie nie przestawała mówić. - Pominę tamten nieszczęsny wieczór i cofnę się do momentu, kiedy mi powiedziałeś, że przyjechałeś tu, żeby dokonać oceny swojego życia. Czy to prawda? - Owszem - potwierdził. - Nie uważasz, że łatwiej by ci poszło, gdybyś to robił z pędzlem w ręku? - Nie wiem. - Kyle nie mógł powstrzymać się od śmiechu. - Moje życie to prawo, słowa i książki. Jeżeli trzeba coś pomalować, zatrudniam fachowca. - Ale to psuje całą przyjemność - zauważyła Cassie. -Gdyby więcej ludzi malowało własne domy, doradcy rodzinni i specjaliści od zdrowia psychicznego nie mieliby nic do roboty. - Nie mówiąc już o malarzach. Cassie udała, że go nie słyszy, i ciągnęła: - Nic tak nie poprawia samopoczucia i nie wspomaga procesów myślowych jak poczciwa, staroświecka praca fizyczna. - A jeśli ja wolę nie myśleć? - rzucił Kyle. - To też może być całkiem dobre. - Mam ci pomóc w malowaniu? - zapytał. - A gdybym cię o to poprosiła, co byś mi odpowiedział? Nawet gdyby go poprosiła, żeby wyszorował posadzkę
172 WAKACJE W KALIFORNII szczoteczką do zębów, i to na czworakach, zgodziłby się bez wahania. Albo żeby wyczyścił koła jej samochodu patyczkami do czyszczenia uszu. Wtedy także ochoczo skorzystałby z tej szansy. Byle tylko z nią pobyć, byle móc porozmawiać. - Powiedziałbym, że to w porządku. Żywił przy tym głęboką nadzieję, że ostatecznie nie obróci się to przeciwko niemu. Cassie i Kyle siedzieli na niskim murku, oddzielającym chodnik od plaży. Skończyli malowanie, posprzątali, a potem wybrali się na plażę, żeby obejrzeć zachód słońca. Wieczorna bryza chłodziła rozgrzane policzki Cassie. Po pracowitym dniu było to naprawdę cudowne uczucie. Ognista kula z wolna chowała się za skrawek lądu, rozcinający taflę oceanu. Strzępiaste chmurki na niebie mieniły się wszelkimi odcieniami różu, złota i purpury. Cassie oglądała ten widok tysiące razy, a jednak każdy zachód słońca wydawał jej się inny. I każdy był równie piękny. Westchnęła. Ogarnęło ją błogie zadowolenie. - Czemu tak wzdychasz? - Kyle spojrzał na nią. - Bo jest mi dobrze. To cudowny koniec naprawdę udanego dnia. - Cassie zmusiła się do uśmiechu, żeby przypadkiem nie pomyślał, że jest śmiertelnie poważna. Żeby niczego nie zepsuć. Ten dzień był jednym z najlepszych, jaki mogła sobie przypomnieć. Nigdy nie wykonywała żadnej pracy z większą radością niż dziś. Obecność Kyle'a sprawiła, że wszystko wydawało jej się cudowne. Malowanie, rozmowy, śmiech... Nie widzieli się prawie przez tydzień, i to z jej winy. Kyle miał jednak rację. Tak czy inaczej, nie powinna psuć teraz tej absolutnie cudownej chwili ani zbytnią powagą, ani roztkliwianiem się nad sobą czy bezsensownym gdybaniem.
WAKACJE W KALIFORNII 173 Dzień zaczął się dla niej od pecha, jakim było stłuczenie lampy. A jednak okazało się to ukrytym błogosławieństwem. Spojrzała na niebo. Gasnące promienie słońca zalewały chmury złocistą poświatą. - Nie uważasz, że każda rzecz ma swoją dobrą stronę? -zapytała. - Co chcesz przez to powiedzieć? - Dzisiejszy dzień zaczął się okropnie. - O mały włos mu nie wyznała, że na myśl o tym, iż był tak blisko, a zarazem tak daleko, i że może się już więcej nie zobaczą, omal nie wpadła w rozpacz. - Najpierw zadzwoniła moja mama i brutalnie wyrwała mnie ze snu. A potem stłukłam lampę. - Nadal nie rozumiem, o co ci chodzi. - Dzięki tej rozbitej lampie spędziliśmy cały dzień razem, malując. - I to ma być wszystko? Malowanie? To tak, jakbyśmy byli w pracy. - Dla mnie to była po prostu świetna zabawa. Gdybym robiła to sama, nie byłoby to takie... miłe - dokończyła. Kyle zapatrzył się w dal, na poświatę nad przylądkiem, za którym zaszło przed chwilą słońce. - Może powinienem rzucić prawo i wziąć się za malowanie? Chcesz zostać moją asystentką? Bylibyśmy jak Sherlock Holmes i doktor Watson. - Raczej jak Bonnie i Clyde. - Dlaczego? - zdumiał się Kyle. - Ja nie zamierzam niczego kraść. Już mi skradłeś serce, pomyślała, a głośno powiedziała: - Żartowałam. Masz już do tego stopnia wszystkiego dość, że do reszty straciłeś poczucie humoru? Nie wzrusza cię nawet piękno zachodów słońca?
174 WAKACJE W KALIFORNII - Oczywiście, że mnie wzrusza. Jednak kiedy patrzę na ocean, mimowolnie myślę też o rekinach. - Nie rozumiem. - Prawników często porównuje się do rekinów. - Ale ty nie jesteś rekinem. Wykonujesz uczciwy zawód. Znów poruszył sprawę swojej profesji. Jednak Cassie nie mogła pozbyć się podejrzeń, że doskwierał mu brak satysfakcji nie tyle w pracy, ile w życiu osobistym. - Ktoś musi przecież wykonywać tę robotę - powiedział takim tonem, jakby chciał się usprawiedliwić. - To nieprawda. To znaczy, prawda, że ktoś musi ją wykonywać. Ale nie jest to praca, której należy się wstydzić, a poza tym jest dobrze płatna. - Próbujesz podnieść mnie na duchu? Żyję z pracy, którą lubię i w której jestem dobry, wysysając ludzi życie. Będę za to potępiony na wieki dodał, potrząsając głową. - Już i tak jestem tylko pustą skorupą. - Ale jaką ładną! Słowa te mimowolnie jej się wyrwały, nim zdążyła pomyśleć. W pierwszym odruchu chciała je cofnąć. Zaczęła się modlić, żeby potraktował je jak żart, by nie zauważył, iż mówiła serio. Po co psuć tak piękny dzień? Kyle popatrzył na nią. W półmroku nie potrafiła odcyfrować wyrazu jego twarzy. Pełna niepokoju, zadrżała. - Zmarzłaś. Powinniśmy już wracać. - Kyle wstał i wyciągnął rękę. Pociągnął ją do góry, a potem puścił jej dłoń, jakby go parzyła. Schował ręce do kieszeni i wolnym krokiem ruszył w stronę domu. - Dlaczego jesteś taka płytka? - zapytał. - Ja? Płytka? - Tak. Mam na myśli twoją uwagę o skorupie. Dostrze-
WAKACJE W KALIFORNII 175 głaś tylko jej zewnętrzną urodę. Kompletnie za to zlekceważyłaś moje wewnętrzne piękno. - Bo taka już jestem - powiedziała. - Płytka i głupia. Jak cała reszta rodzaju żeńskiego. - Co to ma znaczyć? - To znaczy, że nie jestem ślepa. I chyba zaczynam się domyślać, dlaczego masz chandrę. Może wcale nie chodzi o twoją pracę? Moim skromnym zdaniem to raczej nieustanna gonitwa za kobietami wysysa z człowieka energię, jeśli nie życie. Kyle wzruszył ramionami. - Nie spotkałem dotąd kobiety, której warto by poświęcić wszystkie siły. A ja? - chciała zapytać, choć wiedziała, co miał na myśli. Żadna z kobiet, z którymi się dotąd zadawał, nie była warta większych starań z jego strony. Na myśl o tym posmutniała, ale nie mogła mu przecież tego powiedzieć. - Czy zawsze chodzi ci tylko o seks? - rzuciła, jakby od niechcenia. - Odmawiam odpowiedzi. - Niby dlaczego? Żeby się jeszcze bardziej nie pogrążać? - Pogrążać? Fe, co za brzydkie słowo - powiedział, gdy skręcili na ścieżkę, wiodącą do ich domu. - Robisz uniki, Stratton, dobrze o tym wiesz. Kyle biegiem pokonał trzy schodki i oparł się o jedną z kolumienek, podtrzymujących daszek nad werandą. - Nie znudziła cię jeszcze rozmowa o mnie? Nigdy w życiu. O nim mogłaby rozmawiać bez końca. - Czy w ten sposób chcesz się wymigać? - zapytała. - Nie. Prawdę mówiąc, chodziło mi coś innego. - A o co? - To ty się migasz. Nie powiedziałaś mi, na przykład, co zaszło między tobą a twoim narzeczonym.
176 WAKACJE W KALIFORNU To nie słowa, ale raczej łagodny ton, jakim je wypowiedział, sprawiły, że znów ożyły bolesne wspomnienia. - Jak już się uprzesz, nie ustąpisz, prawda? - spytała z wyrzutem. - Nie próbuj zbyć mnie byle czym. Pytam cię jak przyjaciel. Czemu zerwałaś zaręczyny? - A co innego może zrobić kobieta, która wraca po pracy do domu i zastaje narzeczonego w łóżku ze swoją współlokatorką? Była wdzięczna Kyle'owi za to, że nie powiedział, iż jest mu bardzo przykro. Wpadłaby chyba w szał. Albo by się rozpłakała. A przecież wtedy nie uroniła ani jednej łzy. Wytłumaczyła sobie, że jej narzeczony nie jest tego wart. Tym bardziej nie chciałaby się rozkleić na oczach Kyle'a Strattona. - To się nie mieści w głowie, że Lynnda mogła zrobić mi takie świństwo. - Teraz, gdy otworzyła się rana, stłumione żale wybuchły ze zdwojoną siłą. - Zaprosiłam ją, żeby ze mną zamieszkała! Uważałam ją za przyjaciółkę. Pracowałyśmy w tym samym szpitalu. A potem poznałam ją ze Ste-ve'em. Jaka ja byłam głupia! - Nie jesteś wcale głupia. - Mylisz się. To miłe, ale nie masz racji. Musiałam być skończoną, tępą idiotką, żeby wpuścić do domu tę wcieloną diablicę i ułatwić jej kontakty z moim narzeczonym. - Tępa też nie jesteś... - Nie? Więc ci powiem, że to nie był wcale pierwszy raz. Już wcześniej zdarzało mi się przyjść z pracy i zastać ich zatopionych w rozmowie. Zdarzało się to coraz częściej, a on mi później wmawiał, że czekał na mój powrót. A czasami, kiedy nie mogłam wyrwać się ze szpitala, pytał, czy może wobec tego zabrać Lynndę na kolację. Nie rozumiesz? Ona wbiła mi w plecy nóż, który sama jej podałam. - Ciągle mówisz o jej winie. A Steve?
WAKACJE W KALIFORNII 177 - Nie rozumiem. - Przecież on nie był tylko biernym widzem. Podejrzewam, że to on zrobił pierwszy krok. A nawet jeśli nie, to zdecydował się sypiać z nią po tym, jak poprosił cię o rękę. Czyli podjął niewłaściwą decyzję. Cassie potrząsnęła głową. - Nie znasz Lynndy. Szczerze mówiąc, nie jestem wcale pewna, czy to nie ona zaproponowała mi, żebyśmy razem zamieszkały. - Posłuchaj. - Kyle wyciągnął rękę, ale Cassie się cofnęła. - Kochałaś Steve'a. Dlatego łatwiej ci obciążać Lynndę winą za to, co się stało. Gdyby jednak nie obwiniała o to Lynndy, wtedy... Wtedy wszystkie fragmenty łamigłówki ułożyłyby się w bardzo przykrą całość. - Masz rację - przyznała z westchnieniem. - Wolałam udawać, że tego nie widzę. Jeżeli uznam teraz jego winę, to znaczy, że naprawdę byłam głupia. Przecież sama go sobie wybrałam. Dlatego łatwiej było mi wierzyć, że wszystko jest winą Lynndy, że on był po prostu zbyt słaby, by oprzeć się jej wątpliwym wdziękom, niż przyznać się przed samą sobą, że źle wybrałam. Albo, co gorsza, że mu nie wystarczałam - dokończyła łamiącym się głosem. Łzy napłynęły jej do oczu, wzruszenie ścisnęło za gardło. Na szczęście słońce już zaszło i Kyle z pewnością nie zauważył jej łez. Nie chciała się rozpłakać w jego obecności. Gotowa była się założyć, że Kyle nie wie, co to zawód miłosny. A ona pewnie ponosi teraz karę za dwa ostatnie dobre uczynki. Gdyby mogła rzucić wyzwanie losowi, zrobiłaby to bez wahania. Powiedziałaby: Dość, basta! - Muszę już wracać do siebie - oświadczyła z udanym spokojem.
178 WAKACJE W KALIFORNII Otworzyła drzwi frontowe i weszła do holu, po czym zatrzymała się w progu. Kyle w tym czasie zaczął otwierać drzwi do swojej połowy domu. Rozległo się ciche skrzypnięcie, ale nie słyszała, by wszedł do środka. - Przykro mi, Cass - odezwał się półgłosem. Bzdura! Mógłby spokojnie darować sobie te słowa. Ostatnią rzeczą, jakiej od niego chciała, była litość. Sama urządzi sobie później seans żalów, lecz nie zaprosi Kyle'a. Steve ją zawiódł, a Kyle chciał widzieć w niej tylko przyjaciółkę z dzieciństwa. Szloch, wzbierający w piersi, wyrwał jej się z gardła jak cichy skowyt. Co z niej za żałosna figura! Nie potrafi nawet płakać z godnością i wdziękiem, tylko piszczy jak myszka. - Płaczesz, Cassie? - Nie - odparła, pociągając nosem. - A niech to! - Naprawdę nie płaczę. - Akurat! Nie słyszała, żeby się poruszył, ale nagle poczuła na ramionach jego ręce. Gdy odwrócił ją i zamknął w uścisku, nie mogła oprzeć się refleksji, że zerwane narzeczeństwo warte było w sumie tej jednej, upojnej chwili. Gdyby jeszcze chwila ta mogła trwać wiecznie...
ROZDZIAŁ 5 Cassie pomyślała, że jeśli pozostały jej jeszcze resztki dumy, powinna oswobodzić się z objęć Kyle'a i ż uśmiechem odejść, by płakać nad sobą w samotności. Próbowała się wyrwać, ale Kyle nie chciał jej puścić, tylko jeszcze mocniej przytulił ją do piersi. - Idziemy do mnie, bo u ciebie ciągle czuć zapach farby -wyjaśnił. Kiedy prowadził ją do siebie, wciąż miała łzy w oczach. Jak przez mgłę dostrzegła, że wcisnął wyłącznik, rozpalając ogień na kominku. A potem znaleźli się na sofie - to znaczy ona siedziała Kyle'owi na kolanach. Nie potrafiła powiedzieć, jak tam trafiła. Zresztą było jej wszystko jedno. Rozpaczliwie płakała, a Kyle był przy niej, i tylko to się liczyło. - Cała się trzęsiesz - powiedział, jakby chciał się usprawiedliwić, że trzymają w ramionach. - Ni... nigdy tego nie robię - wyjąkała. - Więc czemu wypłakuję się teraz na twojej piersi? - Pomyślała, że musi wyglądać okropnie. - Po to ma się przecież przyjaciół - odparł Kyle przyciszonym głosem. Siedzieli tak przez kilka chwil, a może przez parę godzin? Nie wiedziała. Aż w końcu Cassie się uspokoiła i wtedy dotarło do niej, że serce Kyle'a głucho wali pod jej dłonią, że jego ręka, gładząca ją po plecach, jest taka ciepła, że Kyle
180 WAKACJE W KALIFORNU całuje jej włosy, a jego pobudzona męskość napiera na jej udo. Speszona, wyprostowała się i spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. - Kyle, nie mogę udawać, że nie widzę, co się dzieje. - Dlaczego? Jeżeli ja mogę, to i ty możesz. I mam nadzieję, że tak zrobisz. - Oczy mu pociemniały. - A niech to wszyscy diabli! - dorzucił zduszonym głosem. Otoczył dłońmi jej twarz i wolno obwiódł kciukiem wargi: Gdy przyciągał ją do siebie, by dotknąć ustami jej ust, zadrżała, czując zarazem, że Kyle próbuje się powstrzymać, jakby toczył sam ze sobą walkę. Nie wiedziała, skąd te jego rozterki, lecz jeśli znów zamierzał ją zlekceważyć, nie będzie mu tego ułatwiać. Objęła go za szyję i przywarła piersiami do jego muskularnego torsu. Jęknął głucho, a potem nagle ją odepchnął, tak że ich usta się rozłączyły. Zamrugała oczami. - Kyle? - Cassie - odezwał się chrapliwym głosem - posłuchaj, jeżeli czujesz się już dobrze, wracaj lepiej do siebie, zanim... Potrząsnęła głową. - Nie. Nie odsyłaj mnie. Nie zniosę tego. Nie było w tym cienia przesady. Uznała, że nie przeżyje kolejnego zawodu. Wystarczyło jej to, co zrobił Steve. Kyle był jej niedoścignionym ideałem, odkąd mogła sięgnąć pamięcią. Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczała, że uda jej się aż tak bardzo do niego zbliżyć. Jednak Kyle już dwa razy ją odtrącił. Gdyby zrobił to po raz trzeci, do reszty by się załamała. Czy powinna podjąć ryzyko? Czy udałoby się nakłonić go, żeby spędził z nią tę noc? W końcu co to szkodzi? Wiedziała
WAKACJE W KALIFORNII 181 już, jak to jest całymi latami wyobrażać sobie jego pocałunki. Nie chciała już nigdy więcej żałować, że coś ją ominęło. Czuła, że pragnie Kyle'a. A jeśli go pragnie, zrobi to, co uważa za stosowne. „Żyj tak, by później niczego nie żałować" - brzmiało teraz jej motto. Popatrzyła mu w oczy, a on starł palcami wilgotne smugi z jej policzków. - Cassie, nie chcę zrobić ci krzywdy. Chodzi o to... nie jestem dla ciebie właściwym facetem. - Wiesz co... - Urwała i zawahała się, a potem spojrzała na jego udręczoną twarz. - Czekałam i czekałam na właściwego faceta. Trwało to bardzo długo.' Z przyczyn nieistotnych dla naszej rozmowy bardzo późno odważyłam się dać szansę miłości. No i widzisz, jak to się skończyło? Kompletną klęską. Więc nie mów mi o właściwym facecie. Nie istnieje. - Przecież sama wspominałaś o mojej reputacji niecnego uwodziciela. - Droczyłam się tylko z tobą. Nie dbam o to, co będzie jutro. - Ale mnie to obchodzi. Gdybym cię skrzywdził... - Nie bój się. Nie chcę cię na zawsze, tylko na teraz. - Jesteś pewna? - Jak niczego w moim życiu. Ale jeżeli mnie nie chcesz, wystarczy, że mi powiesz, to sobie pójdę. Potrafisz mi coś takiego powiedzieć? - Powinienem - wyszeptał, a potem głęboko odetchnął. Po raz pierwszy od dawna czuł, że naprawdę żyje. Cassie niczego od niego nie chciała; zresztą nigdy tego nie robiła. Zawsze tylko dawała - chętnie i ze szczerego serca. A on brał. Wewnętrzny głos przypominał mu, że może stracić wszystko, co się dla niego liczy, jeśli jej teraz nie odmówi. To błąd, pomyślał. Jeden z całej serii. A największym błędem
182 WAKACJE W KALIFORNII była próba wmówienia sobie, że on i Cassie mogą być tylko przyjaciółmi. Błędem była też jego nadmierna pewność siebie i niezachwiana wiara, że potrafi od niej odejść. Nie tym razem. Nie po tym, jak ją pocałował. Gdyby ją teraz odtrącił, rozpadłaby się na więcej kawałków niż lampa, której szczątki zamiatał tego ranka. Pomyślał, że nie może tego zrobić. Ani jej, ani sobie. Niech diabli porwą ten jego przeklęty egoizm. Nie był już w stanie dłużej zapierać się samego siebie. Objął Cassie w talii i łagodnie popchnął ją na poduszki." Pokój tonął w półmroku rozświetlanym jedynie płomieniem z kominka oraz poświatą z werandy, wpadającą przez kuchenne żaluzje. Nachylił się nad Cassie i popatrzył jej w twarz. W jej oczach malowała się bezgraniczna ufność. Nie był dla niej mężczyzną na całe życie, chfóć Bóg mu świadkiem, że bardzo tego pragnął. Mógł jej ofiarować siebie na tę jedną chwilę i chciał to zrobić jak najlepiej. Zanurzył palce w jedwabiste włosy Cassie i dotknął ustami jej drżących warg. Były miękkie, wilgotne i słone od łez. Obwiódł je koniuszkiem języka, a ona rozchyliła wargi. Nie potrafił się oprzeć ich niememu zaproszeniu. Wnętrze jej ust było ciepłe, wilgotne i kuszące. Gdy ich języki się spotkały, usłyszał cichy jęk Cassie. Przywarła do niego całym ciałem, a on zaczął powoli rozpinać jej bluzkę, wpatrując się z zachwytem w jej piersi. Miała na sobie biały bawełniany stanik zapinany z przodu, który podniecał go znacznie bardziej niż czarne koronki na modelce. Rozpiął go dwoma palcami, rozsunął miseczki, przyjrzał się obnażonym piersiom Cassie i nie mógł się nadziwić ich idealnemu pięknu. - Jesteś niesamowita - wyszeptał. - Aż tak dobra czy aż tak zła? - Spojrzała na niego nie
WAKACJE W KALIFORNII 183 pewnie. - Jak na człowieka, który para się słowem, wyraziłeś się niezbyt konkretnie. - Moim zdaniem, było to bardzo trafne określenie. - Kyle przesunąj palcem od jej obojczyka, przez rowek pomiędzy piersiami, aż po brzuch, i uśmiechnął się, gdy głośno wciągnęła powietrze. - Jako człowiek parający się słowem mogę cię zapewnić, że „niesamowita" oznacza, iż jesteś tak piękna, że nie sposób wyrazić tego słowami. Pełne wargi Cassie wygięły się w uśmiechu. - Niezły z ciebie pochlebca. - To prawda. - Kyle delikatnie obrysował sterczące wzgórki jej piersi. Różowe czubki stwardniały pod dotykiem jego palców. Mimo wyraźnych objawów fizycznego podniecenia Cassie była coraz bardziej rozluźniona. W jej zachowaniu nie znać było nieśmiałości czy wahania. Może dlatego, że tak dobrze się znali? Kyle uznał, że kryło się za tym coś więcej. Odniósł wrażenie, że Cassie stara się wykorzystać do maksimum tę chwilę, jakby wreszcie nadszedł moment spełnienia jej najgorętszych marzeń. Znów musnął dłonią jej sutki i uśmiechnął się, gdy jej ciało z miejsca zareagowało na pieszczotę. - Chcesz usłyszeć jeszcze jedną prawdę o sobie? Jesteś wrażliwa i namiętna. - Ty diable o giętkim języku - rzuciła żartobliwym tonem, ale w jej oczach zalśniły łzy. - Giętki język? Proszę bardzo. Delikatnie otoczył dłońmi pierś Cassie, chwycił ustami koniuszek i zaczął pieścić go językiem. Gdy jęknęła z rozkoszy, uśmiechnął się i patrzył, jak wije się w jego ramionach. Chciał doprowadzić ją do szaleństwa; chciał, żeby zapragnęła go równie silnie, jak on jej.
184 WAKACJE W KALIFORNII Widocznie mu się to udało, bo Cassie przesunęła dłońmi po jego torsie i dobrała się do guzików koszuli, a gdy już je wszystkie rozpięła, spróbowała go rozebrać. Kiedy koszula zahaczyła o łokcie, zrzucił ją szybkim, niecierpliwym ruchem. - Grajmy na zmianę. Tak jest fair- zaproponowała Cassie. Nie były to czcze słowa, bo zaraz potem zaczęła drażnić palcem jego sutek, który natychmiast stwardniał. Dotyk jej palców wysyłał impulsy do najwrażliwszych punktów jego ciała. Położyła mu dłonie na piersi, a potem zamknęła oczy i z błogim uśmiechem napawała się jego bliskością. - Masz dokładnie tyle włosów na piersi co trzeba -stwierdziła. - Ty też. Cassie otworzyła szeroko oczy. - Nieprawda! - Chciałem tylko sprawdzić, czy mnie słuchasz. - Kyle uśmiechnął się. Jesteś doskonała. - Nie. - Cassie potrząsnęła głową i uniosła rękę. - Widzisz tę bliznę? zapytała, kiwając małym palcem. - Kiedy miałam sześć lat, wsadziłam ten palec w drzwi i kazałam Danowi je zamknąć. - A on to zrobił. - Kyle wzdrygnął się. - Pamiętam. Siedziałaś koło mnie, w poczekalni na pogotowiu, i czekałaś, aż ci przyszyją opuszek. Ujął jej rękę, obwiódł bliznę językiem, a potem wziął jej mały palec do ust i zaczął go ssać. Stłumiony jęk Cassie zabrzmiał mu w uszach jak słodka muzyka. - Niezła metoda, żeby zastąpić przykre wspomnienia miłymi - szepnęła zmysłowo. - A pamiętasz, jak świętowaliśmy Czwartego Lipca? Byłeś ty i Dan, i Megan, i Amy. Ktoś rzucił petardę i poparzył mi nogi. - Pamiętam. - To było znacznie gorsze niż palec.
WAKACJE W KALIFORNII 185 - Przydałoby mi się trochę więcej takiej terapii zastępczej - westchnęła. - Nie boisz się przebywać w moim towarzystwie? - Nie, bo potrafisz pocałunkami przepędzić wszystkie strachy. Przeciągnęła się leniwie. - Od dziś koniec ze strachami - zapewnił ją Kyle. - Zostawię ci po sobie same dobre wspomnienia. Rozpiął jej szorty i ucałował obnażony brzuch. A potem wsunął dłoń pod gumkę majteczek i zatrzymał się dopiero wtedy, gdy pod palcami poczuł jedwabiste kędziory i wilgoć - jawny dowód na to, że jest gotowa na jego przyjęcie. Potem jego dłoń powędrowała jeszcze dalej, między uda Cassie, która zamarła w oczekiwaniu. Kyle tak długo pieścił jej najczulszy punkt, aż zaczęła rytmicznie poruszać biodrami i ocierać się o jego dłoń. Oddech miała coraz szybszy, coraz bardziej chrapliwy, a on pieścił źródło jej rozkoszy, aż wreszcie wykrzyknęła w uniesieniu jego imię. Jej nieprzytomne spojrzenie i spazmatyczny uścisk powiedziały mu, że przeżyła rozkosz. - To było naprawdę niesamowite - stwierdziła, kiedy otworzyła oczy. Uniosła się na łokciach i dodała: - Teraz twoja kolej. - Jest pewien drobny problem. - Nawet nie próbuj mi wmówić, że jesteś inwalidą wojennym. Wiem na sto procent, że to nieprawda. Kyle za śmiechem potrząsnął głową, przeczesał palcami włosy i rzekł z westchnieniem: - Nie, nic z tych rzeczy. Pragnę cię bardziej niż czegokolwiek na świecie. Chciałbym być w tobie, ale... - Ale co? - zaniepokoiła się Cassie. - Nie mam prezerwatywy. - Nigdy dotąd mu się to nie zdarzyło. Pilnował się, bo jego życiowe plany nie przewidywały wpadki.
186 WAKACJE W KALIFORNII - Co takiego? - Cassie potrząsnęła głową. - Co to znowu za wykręty? Prędzej bym uwierzyła w twoje kalectwo. - To nie są wykręty. Przyjechałem tutaj, żeby w samotności przemyśleć pewne sprawy. A nie po to, żeby... - Co z ciebie za skaut? - A co to ma do rzeczy? - Nie znasz hasła „Bądź zawsze gotowy"? - Aha. To chyba niezbyt stosowna pora, by się przyznać, że nigdy nie należałem do skautów? - Chyba żartujesz. - Casie opadła na poduszki, zasłaniając dłonią oczy. Zawsze myślałam, że ten dom stanowił rozkoszne gniazdko dla ciebie i Dana... - Urwała i nagle się poderwała. - Poczekaj, zdaje się, że mam. - Ale co? Cassie nie zamierzała się poddawać. A*przede wszystkim nie chciała, żeby ten wieczór skończył się fiaskiem. Pomyślała, że nie dopuści do tego, by taki drobiazg jak prezerwatywa mógł pozbawić ją najwspanialszej nocy w życiu. Nie była ani trochę zdenerwowana. Wręcz przeciwnie - z Kyle'em czuła się cudownie, jakby stanowili dwie połówki jednej całości. Chciała stopić się z nim w jedno i zapomnieć o całym świecie. Dlatego też nie pozwoli na to, by coś popsuło tę chwilę, na którą tak długo czekała. Zamierzała przy tym zrobić wszystko, co w jej mocy, żeby i dla Kyle'a stało się to wyjątkowym przeżyciem. W myśl maksymy „Daj z siebie wszystko, a nie będziesz niczego żałować". - Cassie? Popatrzyła na jego imponujący tors i westchnęła, a potem przytknęła wargi do jego ust i powiedziała: - Poczekaj tutaj. Jeżeli wiesz, co dobre, nie ruszaj się z tego miejsca ani na krok.
WAKACJE W KALIFORNII 187 - Nie mógłbym się stąd ruszyć, nawet gdybym chciał - odparł stłumionym głosem. Cassie podniosła się z sofy, wybiegła z pokoju i zapinając szorty popędziła korytarzem do swojej części domu. Na szczęście drzwi zostawiła otwarte. Pokonując po dwa stopnie naraz, wbiegła na górę, do pokoju Dana, dopadła komody i jednym szarpnięciem otworzyła szufladę. Drżącymi rękami zaczęła grzebać pomiędzy czasopismami, książkami i strzępkami papieru. Jej paznokcie drapały przy tym o dno szuflady. Nagle wymacała coś niewielkiego, odsunęła wszystko na bok i wyciągnęła foliowy pakiecik. Podniosła go do ust i ucałowała. - Hura! - wykrzyknęła i ruszyła do drzwi. W progu zawahała się, zerknęła niepewnie przez ramię, a potem zawróciła i tak długo grzebała w szufladzie, póki nie znalazła całej paczki. - Nigdy nic nie wiadomo - szepnęła. Odwróciła się, zbiegła ńa dół i popędziła do Kyle'a, modląc się w duchu, by się nie rozmyślił. Na szczęście zgodnie z obietnicą nie ruszył się z miejsca. - Co cię tak długo zatrzymało? Przez ten czas zdążyłbym przeczytać „Wojnę i pokój". Podniosła pakieciki do góry jak karty do licytacji. - Zobacz, co przyniosłam. Poza tym wcale nie trwało to aż tak długo. - Skąd je masz?-zapytał, marszcząc brwi. Czuła, że jeśli powie prawdę, zepsuje tylko nastrój, dlatego odpowiedziała: - Lepiej, żebyś nie wiedział. - W porządku - rzekł z uśmiechem, biorąc jeden. I co teraz? Stanęła naprzeciw Kyle'a i zasunęła poły bluzki. Rozpięty biustonosz zwisał jej z ramion. Kyle wstał i otoczył dłońmi jej twarz. Nachylił się i złożył
188 WAKACJE W KALIFORNII na jej ustach pocałunek, który był zapowiedzią dalszych rozkoszy i pobudził do żywszego bicia jej serce. - Chodźmy na górę - powiedział. - Chcę, żeby to było wyjątkowe przeżycie, a nie szybki numerek na kanapie. - Dobrze. Trzymając się za ręce, weszli na piętro. Kyle zapalił światło w korytarzu. Skręcili w lewo, minęli dwie bliźniacze sypialnie ze wspólną łazienką i weszli do dużego pokoju, z podwójnym łóżkiem, nakrytym kapą w koniki morskie i muszelki. Kyle puścił rękę Cassie i odrzucił kapę. Odwrócił się do Cassie. W przyćmionym świetle, docierającym z korytarza, dostrzegła malującą się na jego twarzy niepewność. - Jesteś zdecydowana, Cassie? - zapytał. Skinęła głową. - Absolutnie tak. Wyciągnął ręce i przygarnął ją do siebie. Zsunął jej z ramion stanik, który, wraz z bluzką, wylądował u ich stóp, na podłodze. W rewanżu Cassie ściągnęła z niego koszulę i mocno się przytuliła. Gdy jej obnażone piersi zetknęły się z jego torsem, cicho jęknęła. - Wyobrażam sobie, że tak musi być w niebie - szepnął Kyle, muskając oddechem jej włosy. Wiedziała, co miał na myśli. Sama także czuła się cudownie, gdy tak stali, serce przy sercu, bez żadnych dzielących ich barier. Kyle delikatnie ją pocałował, a potem drobnymi pocałunkami obsypał jej podbródek i szyję, bez trudu odnajdując szczególnie czułe miejsce w zagłębieniu obojczyka. Zadrżała w pełnym napięcia oczekiwaniu, przepełniona radością. Wtedy dłoń Kyle'a powędrowała w dół, ku jej talii. Rozpiął jej szorty i zsunął je wraz z majteczkami, tak że opadły, tworząc krąg u jej stóp. Dotąd potrafiła sobie jedynie wyobrazić, jak Kyle otwiera szeroko oczy z zachwytu, widząc ją
WAKACJE W KALIFORNII 189 w czarnej wizytowej sukience. Nie śmiała nawet pomyśleć, że mógłby podobnie zareagować, kiedy ujrzy ją nago. Teraz nabrała nadziei, że tak się stanie. Kyle wyciągnął rękę i dotknął jej piersi, muskając różowy koniuszek. Z jego oczu wyczytała, że mu się podoba. Nabożny zachwyt, malujący się na jego twarzy, dodał jej odwagi. Śmiałym ruchem rozpięła mu szorty, a on zsunął je, wraz ze slipami, odsłaniając męskość w całej imponującej okazałości. A potem wziął Cassie na ręce. Tym romantycznym gestem sprawił, że poczuła, jak wszystko w niej topnieje. Był taki delikatny i czuły, że nie potrafiła mu się oprzeć. Objęła go za szyję i przywarła do niego, a on przyklęknął na krawędzi łóżka i ostrożnie położył ją na chłodnym prześcieradle, by później samemu wyciągnąć się przy niej. Zamknął jej usta pocałunkiem, z początku delikatnym, a potem namiętnym, gdy jego dłoń zawędrowała pomiędzy jej uda. Była wilgotna i gotowa. Dla niego. Na tę chwilę czekała przez całe życie i teraz nie mogła się jej już doczekać. Kyle sięgnął po jeden z pakiecików, które zostawili na nocnym stoliku. Cassie pomogła mu, podziwiając przy tym jego imponującą budowę. Kyle wyglądał jak uosobienie męskości. Był smukły, silny i taki przystojny. Chciała poczuć go w sobie i to już, natychmiast! Kyle musiał chyba czytać w jej myślach, bo ukląkł między jej rozchylonymi nogami, a Cassie wprowadziła go w siebie. Z ust Kyle'a wyrwał się jęk rozkoszy. Słysząc to, uśmiechnęła się, choć coraz trudniej było jej zachować przytomność. Kyle wszedł w nią jednym zdecydowanym pchnięciem, a potem zaczął się w niej rytmicznie poruszać, coraz bardziej przyspieszając tempo. Napięcie narastało, rozsadzając ją od środka, aż poczuła, że nie potrafi dłużej panować nad sobą.
190 WAKACJE W KALIFORNII Potężny świetlisty wybuch rozerwał ją na tysiąc kryształowych odłamków. Nim znów scaliła się w jedność, poczuła ostatnie, silne pchnięcie i usłyszała głuchy jęk. Był to najwspanialszy komplement, jakim mógł ją obdarzyć. A potem mięśnie jego ramion napięły się i zamarł. Seria dreszczy, jakie wstrząsnęły jego ciałem, wywołała na jej twarzy uśmiech kobiecej satysfakcji. Rzeczywistość okazała się sto razy lepsza niż marzenia. Gdy Kyle ułożył się obok, Cassie boleśnie odczuła brak jego rozgrzanego ciała. Wstał i zniknął w łazience, a po chwili materac znów ugiął się pod jego ciężarem. Położył się i przyciągnął ją do siebie. Była bez sił, zdołała się jedynie uśmiechnąć. - Pozwolę sobie zaryzykować i powiem, że tak wygląda kobieta zadowolona. - W głosie Kyle'a czułość mieszała się z rozbawieniem. - I nie mylisz się. - Czy nie pomylę się też, zakładając, że przestałaś się już martwić z powodu Steve'a? - Jakiego znów Steve'a? - Rozumiem, że udało mi się przegonić jego widmo. - Do diabła z nim - mruknęła sennie. Przez głowę przemknęła jej melodia jakiejś piosenki. Coś o dniu jutrzejszym. Który oby nigdy nie nadszedł. O głośno wypowiedzianych słowach miłości. Tak naprawdę niemal życzyła sobie, żeby nie było jutra. By udało jej się zatrzymać czas w tym właśnie momencie. Nie chciała o niczym myśleć; nie chciała analizować tego, co się stało. Bo co będzie, jeśli się okaże, że wprawdzie zrobiła to, o czym zawsze marzyła, ale przyjdzie jej za to słono zapłacić? A cena może się okazać zbyt wysoka.
ROZDZIAŁ 6 Kyle chwycił okulary słoneczne oraz ostatni sensacyjny bestseller „New York Timesa" i wyszedł na dwór. Przeciągnął się, a potem głęboko odetchnął, nabierając w płuca spory haust świeżego, przesyconego solą powietrza. Niebo było błękitne, wiał lekki wietrzyk, a temperatura powietrza wynosiła jakieś dwadzieścia stopni. Trudno sobie wyobrazić piękniejszy dzień. Życie także nie mogło już być ani trochę lepsze. Spojrzał w lewo, na należącą do Brightwellów połowę patia, oddzieloną od jego połowy drewnianym ogrodzeniem. A potem pomyślał o Cassie i o tym, że jej tam nie ma, i z miejsca stracił humor. A niech to wszyscy diabli! Po najwspanialszej nocy miłosnej, jaką dane mu było kiedykolwiek przeżyć, powinien czuć się jak wybraniec losu. Tymczasem on był dziwnie niespokojny i rozdrażniony. Co gorsza, znał dobrze ten stan. Bywało tak, ilekroć zaczynał myśleć o rozstaniu z jakąś kobietą. Jeśli tego nie zrobił w porę, rozmowy nieodmiennie zaczynały schodzić na tematy związane z domem i dziećmi. Cassie miała, niestety, rację. Nieustanna pogoń za kobietami wyssała z niego energię. Ale co innego mógł robić, skoro kobieta, której pragnął, była dla niego niedostępna? Wyciągnął się na leżaku i otworzył książkę. Po przeczyta-
192 WAKACJE W KALIFORNII niu pierwszych kilku stron uświadomił sobie, że nie ma pojęcia, o czym czyta. Zamiast liter, przed oczyma wciąż miał twarz Cassie. Ależ za nią tęsknił! Przygładził dłonią włosy i cicho westchnął. Mimo zażyłości, jaka połączyła go z Cassie, był pewny, iż wystarczy mu sił, aby * od niej odejść, gdy przyjdzie pora Był absolutnie przekonany, że rozegra tę partię lepiej niż ona. Niestety, zapomniał o jednym - że jeśli gra się z Cassie, obowiązują całkiem inne zasady. Tak więc, zamiast szukać pretekstu do rozstania, nie mógł się już doczekać, kiedy ją znów zobaczy. Tej nocy Cassie spała w jego ramionach. A gdy się obudziła, kochali się jeszcze kilka razy. Wcześniej śmiał się z Cassie, kiedy przyszła z zapasem prezerwatyw w ręku. Później był jej wdzięczny za przezorność. Rano wyskoczyła z łóżka i oznajmiła, że ma kilka spraw do załatwienia. Głównie w związku z pracą, którą zaczyna za tydzień. Musi także umówić się z firmą przewozową, która dostarczy meble do jej nowego mieszkania. Może szukała pretekstu, żeby go zostawić, bo w głębi duszy żałowała, iż oddała mu się tej nocy? Wszystko, co miała w planie na ten dzień, sygnalizowało koniec ich idyllicznego interludium. Myśl o tym była jak potężny cios prosto w serce. Pomyślał, że do śmierci będzie pamiętał wspólnie spędzony czas jako najpiękniejsze chwile w życiu. A ukoronowaniem wszystkiego była obecność Cassie w jego łóżku tej nocy. Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby miała w jakikolwiek sposób cierpieć z tego powodu. Przeczucie mówiło mu, że sam znalazł się w poważnych opałach. W sumie powinien być wdzięczny losowi za tę zwłokę, za możliwość oddzielenia się od Cassie, i wykorzystać ją na zebranie sił potrzebnych do rozstania.
WAKACJE W KALIFORNII 193 Nie próbował się oszukiwać, nie starał się sobie wmówić, że istnieje bodaj cień szansy na to, by ich związek okazał się udany. Niechęć do posiadania potomstwa z góry dyskredytowała go w oczach Cassie. A przecież nie mógłby zostać ojcem jej dzieci, bo nie wiedział, co to znaczy być dobrym rodzicem. Cassie zasługiwała na kogoś, kto mógłby jej ofiarować piękny dom wraz z dziećmi i całą resztą. Nie sposób zapomnieć o Danie oraz jego kategorycznym żądaniu, by Kyle zostawił Cassie w spokoju. Jak by zareagował, gdyby się dowiedział, że jego najlepszy przyjaciel zignorował jego polecenie, i nie tylko spotykał się z jego siostrą, ale się z nią przespał? Kyle czuł, że powinien się wstydzić, a tymczasem uważał, że były to najpiękniejsze chwile w jego życiu. - Dzień dobry, wujku Kyle! Spojrzał w prawo. Zza płotu wyglądała Bayleigh Bright-well, pięcioletnia siostrzenica Cassie. Pogrążony w niewesołych myślach, nie zauważył jej nadejścia. - Cześć, Bayleigh! - Co robisz? - Czytam. - Nie wyglądasz, jakbyś czytał. - Nie? Potrząsnęła głową. Złociste włosy zafalowały wokół głowy. Podsunęła palcem okulary w metalowej oprawce. - Nie patrzyłeś na kartki. Nawet nie otworzyłeś książki. - Rzeczywiście - stwierdził, spoglądając na książkę leżącą na kolanach. Chyba się zamyśliłem. - Wcale nie wyglądałeś, jakbyś myślał. Miałeś taką śmieszną minę. Jakby cię bolał brzuch. - Mówię ci, że myślałem. - A o czym?
194 WAKACJE W KALIFORNII - O różnych rzeczach. - Jakich? O twojej cioci Cassie, o jej ciele, oczach oraz ujmującym uśmiechu. O tym, że samą swoją obecnością sprawia, iż wszystko wokół staje się lepsze. O tęsknocie, o tym, jak ciężko będzie mu żyć, kiedy się rozstaną. Oczywiście nie mógł powiedzieć tego małej dziewczynce, dlatego postanowił zmienić temaŁ - Przyjechałaś tu autostopem? - Co to znaczy? - zapytała, mrużąc mały, obsypany piegami nosek, na którym ledwie trzymały jej się okulary. - To znaczy, że stoisz przy drodze i machasz ręką, o tak - wyjaśnił, demonstrując jej to - i masz nadzieję, że ktoś zatrzyma się i podwiezie .cię tam, gdzie zechcesz. Mała spojrzała na niego z wyrzutem. - Mam dopiero pięć lat, wujku. Mama nie pozwala mi wychodzić samej na ulicę. Nie mogę też rozmawiać z obcymi i za nic w świecie nie wolno mi wsiadać do cudzego samochodu. - Twoja mama jest bardzo mądra. - Dziękuję. Megan Brightwell wyszła za córką na patio. O dwa lata młodsza od Cassie, była rówieśnicą siostry Kyle'a, Amy. Obie dziewczyny trzymały się razem, kiedy wszyscy zjeżdżali się tu na lato. On i Dan, Megan i Amy. I Cassie, to zaniedbywane środkowe dziecko. Z biegiem lat, kiedy stali się dorośli, sprawy się skomplikowały. Megan zakochała się, zaszła w ciążę, urodziła Bayleigh - dziewczynkę z poważną wadą wzroku - po czym została porzucona. Cud, jakim była transplantacja rogówki, przywrócił małej wzrok, ale Kyle był pewny, że trzeba będzie także cudu, by Megan nabrała zaufania do mężczyzn. - Twoja obecność znaczy chyba, że Bayleigh nie przyjechała autostopem - powiedział.
WAKACJE W KALIFORNII 195 Megan roześmiała się. - Cassie zaprosiła nas w zeszłym tygodniu. Mam przerwę pomiędzy kolejnymi zleceniami firmy, w której pracuję, świadczącej domowe usługi pielęgniarskie, więc przez kilka dni będę wolna. Dobrze choć, że Cassie nie posłużyła się siostrą jako tarczą, żeby nie zostać z nim sam na sam, pomyślał, lekko zirytowany. Choć czekała go przyszłość bez Cassie, nie chciał się jeszcze z nią rozstawać. - Poza tym Bayleigh idzie już niedługo do zerówki - dorzuciła Megan. - Żartujesz? Zdawało mi się, że dopiero co się urodziła. - Mnie to mówisz? To nasz łabędzi śpiew. Jej ostatnie długie wakacje. Potem zacznie się szkoła. Cassie bardzo na tym zależało, żebyśmy spędziły z nią trochę czasu. - Uśmiechnęła się. - A tak między nami mówiąc, podejrzewam, że chce zaprząc nas do roboty. - Przy czym? - Przy malowaniu. Myślałam, że już dawno skończyła. Przecież w ciągu najbliższych dni trzeba będzie wywieźć stare meble, żeby zrobić miejsce na nowe. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, czym zajmowała się przez cały ten czas. Kyle nie musiał sobie niczego wyobrażać. - Czyli ty i Bayleigh przyjechałyście, żeby jej pomóc? Megan pokiwała głową. - Ale komu przy takiej pogodzie chce się siedzieć w domu? Albo chodzić do szkoły - dorzuciła, spoglądając z nieukrywanym uwielbieniem na córeczkę, która odeszła na bok i wyjmowała foremki z plastikowego wiaderka. Kyle popatrzył jej w oczy. - Tak, wiem. Nienawidziłem tej pory roku. Myśl, że trzeba wracać do szkoły... - Urwał i pokręcił głową.
196 WAKACJE W KALIFORNII - Sądziłam, że lubiłeś szkołę. Zawsze byłeś dobrym uczniem. Tylko dlatego, że zostałeś gwiazdorem drużyny piłkarskiej, nie okrzyczano cię szkolnym geniuszem. - Owszem, miałem dobre stopnie. Z pewnych konkretnych powodów, a nie dlatego, by zostać prymusem. Zajął się nauką i sportem, żeby nie myśleć o domu rodzinnym. Ilekroć wakacje dobiegały końca, cierpiał męki. Letnie miesiące były w jego życiu jedynym okresem, kiedy miał wokół siebie taką rodzinę, o jakiej zawsze marzył. Często się zastanawiał, czy Megan, Dan i Cassie zdają sobie sprawę z tego, jacy z nich szczęściarze, że los dał im takich rodziców, a przede wszystkim siebie. Dla niego powroty do domu oznaczały obecność kolejnych ojczymów lub kochanków matki, w zależności od tego, w jakim punkcie romantycznego cyklu aktualnie się znajdowała. Rzadkie odwiedziny ojca, sądowe procesy, walka o opiekę nad dzieckiem, o alimenty... Gniew, uraza, odwet, ciągłe spory... On i jego siostra Amy byli jak nic nieznaczące pionki w tej grze. Wciąż pamiętał to uczucie, gdy wyszło na jaw, że nie są dziećmi tego samego ojca, chociaż rodzice wciąż byli małżeństwem, kiedy urodziła się Amy. Gdy prawda o romansie matki ujrzała światło dzienne, rodzina się rozpadła. Rozdzielono go z siostrą. Biedna Amy... Była równie zagubiona, jak on. A może jeszcze bardziej? - Zejdź z obłoków, Kyle. - Hm? - Spojrzał nieprzytomnie na Megan. - Bayleigh ma rację. Wyglądasz, jakby bolał cię brzuch. Masz jakieś kłopoty? Możemy o tym porozmawiać. - Nie. Chyba że w programie twojego szkolenia pielęgniarskiego znalazła się również terapia dla rodzin dysfunkcyjnych. - Gdyby tak było, moje życie wyglądałoby całkiem inaczej, a Bayleigh miałaby ojca.
WAKACJE W KALIFORNII 197 - No tak. Ale przynajmniej nie jesteś sama. Megan znów popatrzyła na córeczkę. - To prawda. Mimo problemów z jej zdrowiem, zmartwień, strachu, że nie podołam wychowaniu niewidomego dziecka, jeśli nie znajdzie się dawca rogówki, nie zamieniłabym się z nikim na świecie. - Martwisz się, że możesz okazać się nie dość dobrą matką? Megan roześmiała się. - Nie. Ja wiem, że nigdy nie będę wystarczająco dobra dla Bayleigh. Codziennie staram się zrobić dla niej, co tylko mogę. Czasami idzie mi lepiej, czasami gorzej, ale Bayleigh jest wszystkim, co mam. I jakoś sobie radzimy. Powoli, krok po kroku, posuwam się jednak do przodu. - Ta mała ma szczęście - odezwał się Kyle i pomyślał, że choć Megan jest samotną matką, tego, co trzeba, nauczyła się od własnych rodziców. Na nich zawsze mogła liczyć, podobnie jak reszta jej rodzeństwa. Wiedzieli, że mają siebie nawzajem. Megan wychowała się na pozytywnych wzorcach. On, niestety, był ich pozbawiony. Brightwellowie byli małżeństwem przez ponad trzydzieści lat. Natomiast jego rodzina to było istne pomieszanie z poplątaniem. - Z mojego punktu widzenia nie bardzo - stwierdziła Megan z westchnieniem. - Tak bardzo chciałabym dać jej to, co sama miałam, kiedy dorastałam - stabilny dom i oboje rodziców. - Proponowałem ci, że dobiorę się temu draniowi do skóry. Oczywiście w sensie prawnym. Powinien wam przynajmniej płacić alimenty. Megan potrząsnęła głową. - Jeżeli nie chciał zostać z nami z własnej woli, nie wezmę od niego pieniędzy. Ale jestem ci wdzięczna za to, że
198 WAKACJE W KALIFORNII dopilnowałeś, by oficjalnie zrzekł się wszelkich praw do opieki nad dzieckiem. - Żałuję, że nic więcej nie mogłem zrobić. Megan uśmiechnęła się. - Wiesz, co ci powiem? Wszystko byłoby znacznie prostsze, gdybym się zakochała w tobie. Jesteś dokładnie takim człowiekiem, jakiego chciałabym na ojca dla Bayleigh. Tak bardzo się myliła, pomyślał Kyle, ale nie chciał ciągnąć tego tematu. - Jestem pewny, że w końcu kogoś poznasz. - A jeśli nie? Zgodzisz się być zastępczym ojcem dla Bayleigh? Kyle roześmiał się z goryczą. - Myślałem, że kochasz swoją córkę. - Oczywiście, że ją kocham. - Gdyby tak było, trzymałabyś ją z daleka ode mnie. Nie nadaję się nawet na zastępczego ojca. Nie martw się. Któregoś dnia zjawi się ktoś właściwy. - Ktoś właściwy? - prychnęła Megan. - Co ty możesz w ogóle wiedzieć o miłości? Zawsze myślałam, że ty i Dan tworzycie parę znanych playboyów i żelaznych kawalerów. Chociaż Bayleigh woli ciebie niż swoje lalki. Myślę, że powinieneś jednak mieć dzieci... - Nie wiesz, gdzie może być Cassie? - przerwał jej Kyle. - Rozmawiałaś z nią dzisiaj ? - Jak na tak wytrawnego gracza, to bardzo niezręczne posunięcie zaśmiała się Megan. - Jeżeli nie chcesz o czymś mówić, wystarczy, że mi powiesz. - Masz rację. Nie chcę mówić o dzieciach. - W porządku. Cassie powinna już niedługo wrócić. Wpadłam na nią, kiedy wstąpiłam do mamy. Zbierała się do wyjścia. Tak mi przynajmniej powiedziała. Zresztą zaraz za-
WAKACJE W KALIFORNII 199 dzwonię do mamy, bo i tak chcę jej zdać raport z aktualnego stanu zaawansowania robót malarskich. Może jednak trzeba będzie wezwać profesjonalną ekipę. No to na razie, Kyle. - Do zobaczenia. Ach, i jeszcze jedno. Megan? - Kiedy się odwróciła, powiedział: - Daj mi znać, kiedy wróci twoja siostra. Megan pokiwała głową i zniknęła w głębi domu. Po jej odejściu pomyślał, że nie ma ani powodów, ani żadnego prawa, by martwić się o Cassie. Nie zmieniało to jednak faktu, że się o nią martwił. To śmieszne i po prostu głupie, ale nie mógł nic na to poradzić. Martwiło go to, gdyż nawet u tak cynicznego playboya jak on oznaczało to pierwszy krok na drodze do zakochania. Cassie i Megan siedziały na plaży. Było już dosyć późno i słońce chyliło się ku zachodowi. Chłodny wietrzyk od morza rozwiewał im włosy. Obie siostry przyglądały się Bayleigh, która bawiła się nieopodal, robiąc babki z mokrego piasku. - Widziałaś się z Kyle'em po powrocie do domu? - zapylała Megan, przerzucając z roztargnieniem kartki kolorowego czasopisma. - Nie - odparła Cassie. Czuła na sobie badawcze spojrzenie siostry. - Odniosłam wrażenie, że on się o ciebie niepokoi. - Nic mi nie jest. - Ja o tym wiem, ale on nie. - Nie musi mnie pilnować. To nie jego sprawa. - Cassie wzruszyła ramionami. Megan zamknęła pismo i odłożyła je na bok. - Coś zaszło między wami? - Nic. - Akurat!
200 WAKACJE W KALIFORNII Cassie odwróciła się i spojrzała na siostrę. - Co to ma znaczyć? - Powiedziałaś to dokładnie takim samym tonem jak wtedy, kiedy miałaś szesnaście lat i Dan dokuczał ci, że durzysz się w Kyle'u. Byłaś wtedy mistrzynią wykrętów. Teraz, jak widzę, pracujesz na tytuł arcymistrza. Coś mi mówi, że jesteś w nim zakochana. - Nie! - Cassie potrząsnęła głową. Miała nadzieję, że od tamtych czasów nauczyła się panować nad głosem. Nie jest przecież idiotką. Jest inteligentną pracownicą służby zdrowia, która wiele nauczyła się na własnych błędach. A jako taka, nawet nie dopuszcza możliwości zakochania się w Kyle'u Strattonie. - Nie? Tylko tyle masz mi do powiedzenia? - To zupełnie wystarczy. Gdybym powiedziała coś więcej, zarzuciłabyś mi, że zbyt energicznie protestuję. - Dobrze mnie znasz, siostrzyczko. - Megan spojrzała w prawo. - Oho, o wilku mowa... Cassie popatrzyła w ślad za wzrokiem siostry i zobaczyła Kyle'a, który szedł plażą w ich kierunku. Był taki przystojny i męski. Jeśli się w nim zakocha, to już po niej, przepadła. Niestety, wszystko wskazywało na to, że jest na najlepszej drodze. Kyle miał na sobie spłowiałe bawełniane szorty i czarny podkoszulek, podkreślający umięśnione ramiona i muskularny tors. Gdy podszedł bliżej, Cassie zauważyła, że ścigają go spojrzenia kobiet na plaży. To prawda, że gdzie się pojawiał, zostawiał złamane serca. Wśród nich również jej serce - i to już po raz drugi. Jak widać, próby spełzły na niczym, gdyż nadal zależało jej na Kyle'u. A przecież wiedziała, że ostatnią rzeczą, jaką miał w planach, był trwały związek, wspólny dom z ogródkiem, pełen dzieci.
WAKACJE W KALIFORNII 201 - Witajcie, drogie panie! Można się do was przysiąść? - Jasne. - Megan wstała. - Weź mój leżak. Ja obiecałam Bayleigh, że się z nią trochę pobawię. Cassie poczuła, że ma ochotę udusić siostrę. Też sobie wybrała porę, żeby zostawić ją sam na sam z Kyle'em. - Dzięki, Megan. - Kyle zajął zwolniony leżak. A potem, wraz z Cassie, patrzyli przez chwilę na Megan bawiącą się z dzieckiem. - Jak ci poszło? - odezwał się w końcu Kyle. - Udało ci się pozałatwiać wszystkie sprawy? - Tak. - Cassie wyciągnęła rękę, pokazując plasterek w zgięciu łokcia. Wszystko zrobiłam, mam też dowód, że pobrano mi krew. - A co z twoim nowym mieszkaniem? - Wszystko w porządku. Poszło jak w zegarku. Nie mogło być lepiej. Meble i pudła zostały przywiezione zgodnie z harmonogramem podanym przez firmę. - To świetnie. Bardzo się cieszę. Spojrzała na jego zasępioną twarz - To czemu masz taki smutny głos? - spytała mimo obaw, że będzie tego później żałować. - Coś jest nie tak? - Czy Megan powtórzyła ci, żebyś odezwała się do mnie po powrocie? - Tylko mi nie mów, że się za mną stęskniłeś - prychnęła, choć w myślach błagała, by powiedział „tak". - Trochę się zaniepokoiłem, bo Megan mówiła, że miałaś wyjechać od matki tuż po niej. - Ach, tak. - Jak widać, pomyliła się, Ucząc, że będzie choć trochę za nią tęsknił. - Byłam już jedną nogą za drzwiami, ale mama mnie odwołała. Przypomniała sobie, że jest dla mnie poczta. A potem zagadałyśmy się. Sam wiesz, jak to bywa.
202 WAKACJE W KALIFORNII - Skąd mam wiedzieć? Wychowałem się w innym domu. - Podniósł wzrok na mewę kołującą nad plażą. - Prosiłem Megan, żeby dała mi znać... - Zapomniałyśmy o tym. Bayleigh spieszyła się na plażę. Naprawdę się o mnie niepokoiłeś, Stratton? - Oczywiście, że nie. Jednak wypadki chodzą po ludziach. A my jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciółmi?! Kogo próbował oszukać? Po tym, jak się ze sobą przespali, przekroczyli granice przyjaźni, wkraczając na tereny, których nawet nie próbował nazwać. Czy żałował tego, że się kochali? Czy dlatego znów próbował wrócić do starej śpiewki o przyjaźni? Ona nigdy nie będzie żałowała tego, co się stało. Była to przecież najpiękniejsza noc w jej życiu. Co oczywiście wcale jeszcze nie znaczy, że powinna się powtórzyć. Czy mogła jednak o tym nie myśleć, kiedy Kyle znajdował się tuż obok? Siedzieli na plażowych krzesełkach, niemal stykając się ramionami. Czuła bijący od niego żar i zapach wody kolońskiej, zmieszany z ożywczą bryzą. Megan nie powinna była zostawiać ich sam na sam. Po cudownym doświadczeniu, jakim była noc z Kyle'em, trudno jej będzie wyrzec się chęci powtórzenia tego przeżycia. Oczywiście wspólnie spędzony czas czegoś ją nauczył. W sumie dobrze się stało, że nakryła narzeczonego w łóżku ze swoją współmieszkanką. Symptomy były oczywiste, a ona je zlekceważyła. Zachowywała się tak, jakby wszystko było w najlepszym porządku. Uczucia, jakie żywiła do Kyle'a, były najlepszym dowodem na to, że nie była odpowiednią kobietą dla Steve'a - a on dla niej odpowiednim mężczyzną. Teraz wiedziała już, kto jest tym jednym, jedynym. Gdy sobie to uzmysłowiła, przeszył ją ból tak ostry, że na moment
WAKACJE W KALIFORNII 203 pozbawił ją tchu. Pomyślała, że jeśli jest jeszcze jakaś nadzieja, będzie próbować. Tylko po co? Przecież Kyle powiedział jej bez ogródek, że nie należy do mężczyzn, którzy się żenią, i nie chce mieć dzieci. Na dłuższą metę złamałoby jej to serce. Znałaby koniec, zanim na dobre by się zaczęło. Kolejna noc w ramionach Kyle'a byłaby poważnym błędem o daleko idących skutkach. - To prawda. Jesteśmy przyjaciółmi - powtórzyła. - Cass! Wyglądasz, jakby cię rozbolał brzuch. Odwróciła się, żeby na niego spojrzeć. - Co? Kyle uśmiechnął się. - Bayleigh powiedziała mi to wcześniej, kiedy czytałem na patiu, a ściślej usiłowałem czytać. - I co? Nie udało ci się? - Nie. Myślałem o tobie. - I dlatego wyglądałeś, jakbyś był chory? - To terminologia Bayleigh, nie moja. Musisz wziąć pod uwagę, że ona ma pięć lat. - Rozumiem. Wyglądałeś, jakbyś był chory? - Pewnie miałem zatroskaną minę. - Ale nie zbolałą? - Nie. Zdecydowanie zatroskaną. Rano bardzo się spieszyłaś. - Zapomniałam o badaniach i spóźniłam się, a nie cierpię się spóźniać. Do Valley General jedzie się co najmniej godzinę, i to jeśli na drodze nie ma ruchu. - Wiem, mówiłaś. Ale ja byłem mocno... - Zaniepokojony? - Tak. Nie chciałbym, żebyś żałowała tego, do czego doszło ubiegłej nocy. - Skąd ci przyszło do głowy, że mogłabym żałować?
204 WAKACJE W KALIFORNII Kyle wzruszył ramionami. - Odniosłem wrażenie, że starasz się mnie unikać. - Ty głuptasie! - powiedziała zdumiona. - Dlaczego miałabym czegokolwiek żałować? Kyle sięgnął po czasopismo Megan, zwinął je w trąbkę i zaczął uderzać się po dłoni. - Raz czy dwa napomknęłaś o mojej reputacji. A ja nie chciałbym, byś pomyślała, że miniona noc ma z tym coś wspólnego. - Masz na myśli twoją reputację playboya? - Tak. Nie chciałbym, żebyś doszła do wniosku, iż jesteś kolejną kreską na wezgłowiu mojego łóżka. - Niczego takiego nie pomyślałam. - Tylko dlatego, że dotąd nie przyszło jej to do głowy. Któregoś dnia będzie musiała podziękować mu za to, że otworzył jej oczy. - Powinnaś wiedzieć, że ta noc ma dla mnie duże znaczenie. - Dla mnie też. Nigdy tego nie zapomnę. - Co za niedopowiedzenie. Szczegóły minionej nocy przesunęły jej się przed oczami jak taśma wideo, jakby na dobre wryły jej się w pamięć. Pozostaną tam na zawsze. - Lubiłem nasze spacery - powiedział. - Ja też dobrze się bawiłam. - Miło znów zobaczyć Megan i Bayleigh. Można by dziś wieczorem zrobić grilla na patiu. - Świetny pomysł. - Jak długo tu zostaną? - Przez kilka dni. Megan zaproponowała mi pomoc w pozbyciu się mebli. Stare trzeba będzie wywieźć, a przywieźć nowe. - Ja też mógłbym ci w tym pomóc. - Dobrze. Jeśli rozdzielimy malowanie między trzy oso-
WAKACJE W KALIFORNII 205 by, powinniśmy uporać się ze wszystkim w jeden dzień, góra dwa. - Będzie to nasz łabędzi śpiew. - Co? - Nic. Rozmawialiśmy o tym z Megan. Po prostu koniec. .. oczywiście lata. - Rozumiem. Zlecą się tu wszystkie łabędzie... Próbowała żartować, choć serce ściskało jej się na myśl o tym, że wakacje z Kyle'em dobiegają końca. Właściwie skończyły się z chwilą przyjazdu Megan i jej córeczki. Zaprosiła je, kiedy jeszcze myślała, że Kyle będzie uganiał się za dziewczynami, a nie spacerował z nią po plaży. Sama zabrała sobie szansę. Jaka szkqda. Niech to wszyscy diabli! Miała przecież niczego nie żałować. Oto ile są warte jej postanowienia. Chociaż może to nawet lepiej, że już koniec. Kiedy rozjadą się, każde w swoją stronę, może będzie mniej po nim płakać?
ROZDZIAŁ 7 Spacerując z Cassie pod State Street w Santa Barbara, Kyle nie mógł się oprzeć refleksji, że życie jest piękne. Zwłaszcza wtedy, gdy mimowolnie ocierał się o Cassie, bo szli ramię przy ramieniu. Każde zetknięcie przypominało mu, jak cudownie wyglądała nago. Obcisła żółta bluzeczka i szorty w kolorze khaki, które miała teraz na sobie, odsłaniały jej smukłe, zgrabne nogi, ale jeśli o niego chodzi - nadal zasłaniały zbyfwiele. Sam nie wiedział, czy jest już w niebie, czy na najlepszej drodze do piekła. Jak na kogoś, kto powinien szykować się do odwrotu, zachowywał się bardzo dziwnie. Wszystko, co robił, wskazywało raczej na to, że zamierza iść dalej w tym samym kierunku. Właśnie skończyli lunch w małej kawiarence w Paseo Nuevo, w której stoliki rozstawiono na czerwonej terakocie patia. Pogoda była wręcz idealna, słońce świeciło na bezchmurnym niebie, a przed upałem chronił lekki wietrzyk od morza. Góry zdawały się leżeć na wyciągnięcie ręki. Kyle zapragnął znaleźć się w mniej publicznym miejscu. Chociaż może to i lepiej, że zamiast siedzieć w domu, wybrali się na tę wycieczkę. Zamierzali poszukać jakiegoś miejsca, gdzie można by wywieźć stare meble Brightwellów. Megan, całkiem niespodziewanie, wyjechała tego ranka. Spędziła tylko jedną noc w letnim domku i oświadczyła, że musi wracać, bo jej córeczka dostała gorączki.
WAKACJE W KALIFORNII 207 - Szkoda, że twoja siostra musiała wyjechać wcześniej, niż planowała stwierdził Kyle. Nie miał wprawdzie nic przeciwko temu, by zostać tylko z Cassie, martwił go jednak stan Bayleigh - ta mała gadułka była wyraźnie nie w sosie. - Mam nadzieję, że gorączka Bayleigh to nic poważnego. - Ja też mam taką nadzieję. Bayleigh jest jednym z tych dzieci, które wymagają szczególnej opieki. Przy jej kłopotach zdrowotnych każde kichnięcie może sygnalizować poważne problemy. Ponieważ obie z Megan jesteśmy pielęgniarkami, zaproponowałam jej, żeby zostały. Mogłybyśmy przecież zapewnić Bayleigh równie dobrą opiekę tutaj, jak w domu. Jesteśmy przecież w Santa Barbara, a nie gdzieś tam w Azji. Jednak Megan wolała znaleźć się bliżej swojego lekarza. - Mogę to zrozumieć - powiedział Kyle. - Naprawdę? - Tak. Gdyby Bayleigh była moim dzieckiem, dmuchałbym na zimne. - Tak. Ja pewnie też robiłabym to samo - przyznała Cassie, a potem z uśmiechem dorzuciła: - Ona cię lubi. - Megan? Ja też ją lubię. - Myślałam o Bayleigh, świetnie o tym wiesz. Masz z nią dobry kontakt. Kyle przypomniał sobie słowa Megan, że jest mężczyzną, jakiego życzyłaby sobie na ojca dla Bayleigh. Chciał wierzyć, że miała rację, nie przewidywał jednak w swoich planach ojcostwa. A potem napotkał spojrzenie Cassie i potrząsnął głową. - Proponuję zmienić temat Szkoda, że twoja siostra nie mogła nam pomóc przy malowaniu. - Zostało już bardzo niewiele roboty, ale i tak było jej przykro, że musi wyjechać. Ale poradzę sobie. Zdążę ze wszystkim, zanim przywiozą nowe meble. Najlepiej pracuje mi się z nożem na gardle.
208 WAKACJE W KALIFORNII - Jeśli już mowa o nożu na gardle - powiedział Kyle, rozglądając się wokoło i próbując zniwelować napięcie, jakie wywoływała w nim bliskość Cassie - wydawało mi się, że ten sklep, o którym wspominała twoja siostra, musi być gdzieś w pobliżu. - Precyzja nie jest mocną stroną Megan. Przydałby nam się adres albo chociaż nazwa tego miejsca. - Cassie przystanęła i zasłoniła oczy od słońca, po czym wskazała na sklepik pó drugiej stronie ulicy. - Nie wiem, czy o tym mówiła, lecz wygląda dość ciekawie. - Wobec tego zajrzyjmy tam. Podeszli kawałek dalej, do skrzyżowania, poczekali na zielone światło, po czym przeszli na drugą stronę wysadzanej palmami ulicy. Cofając się, natrafili na sklep pod szyldem „Dziś stare, jutro nowe". W oknie wystawowym stały stłoczone lampy, wazony, obrazy, małe biureczko, skrzynia cedrowa oraz cała masa najrozmaitszych drobiazgów. Ną drzwiach wisiała kartka: ,,Przyjmujemy dary dla schroniska dla kobiet w Santa Barbara. Wszystko musi być w dobrym stanie. Zapewniamy transport. Darowizny można odpisać od podatku". - To pewnie tu - stwierdził Kyle. - Sprawdźmy - powiedziała Cassie. Kiedy otworzył drzwi i przepuścił przodem Cassie, nie mógł się pozbyć uczucia, że nazwa sklepu porusza jakieś struny w jego duszy. Dziś stare, jutro nowe. Dotąd byli z Cassie starymi przyjaciółmi, a teraz odkrył, że żywi do niej zupełnie inne, nowe uczucia. Bardzo niepokojące - ale jakie przy tym podniecające. Po jasnej, zalanej słońcem ulicy wnętrze sklepu wydało im się bardzo mroczne. Kyle zdjął okulary przeciwsłoneczne i zatknął je za dekolt podkoszulka. Dopiero po kilku chwilach
WAKACJE W KALIFORNII 209 jego wzrok oswoił się z ciemnością. Drewniana podłoga sprawiała, że pomieszczenie wydawało się jeszcze bardziej mroczne. Wrażenie to potęgowała straszliwa ciasnota - nagromadzone sprzęty piętrzyły się aż pod sufit. Serwisy, sztućce, kołdry, koce, stoliki, przybory kuchenne, garnki i patelnie. Nic dziwnego, że w sklepie brakowało światła. Siedząca za ladą atrakcyjna szatynka o zielonych oczach wyglądała na jakieś trzydzieści kilka lat. Wydawała się całkowicie pochłonięta podliczaniem paragonów. - Dzień dobry! - odezwała się, patrząc na Kyle'a. - Jeżeli mogę wam w czymś pomóc, służę. - Możemy trochę pobuszować w sklepie? - zapytała Cassie. - Proszę bardzo. Kiedy się uśmiechnęła, Kyle zauważył bliznę nad jej górną wargą. Najwyraźniej była kobietą po przejściach. Kyle przeczytał notatkę na drzwiach. Nie musiał być geniuszem, żeby się domyślić, dlaczego sprzedawczyni interesuje się losem schroniska dla kobiet. Prowadził ostatnio Mika spraw rozwodowych, występując jako pełnomocnik żon, które opuściły agresywnych mężów. Natomiast ilekroć zgłaszał się do niego taki mąż, zawsze odmawiał. Miał swoje zasady. Uważał, że żaden mężczyzna nie ma prawa podnosić ręki na kobietę, bez względu na przyczyny. Cassie wzięła z półki owalny półmisek. - Wygląda, jakby był bardzo stary. Moja mama kolekcjonuje zielone szkło. Myślisz, że jej się spodoba? Podszedł do niej i korzystając z ciasnoty pomieszczenia, przysunął się tak blisko, że poczuł, jak zadrżała. Nachylił się i spojrzał jej przez ramię. - Ładny. - Ładny? - powtórzyła, patrząc mu w oczy. - Spójrz na
210 WAKACJE W KALIFORNII ten wzór, na te detale - na te liście i kwiaty. Aż się proszą o życzliwe „bardzo" przed ogólnikowym „ładny". - Niech ci będzie, bardzo ładny. Cassie obejrzała metkę z wypisaną odręcznie ceną. - Może być. Biorę ten półmisek. - A jeżeli nie jest autentyczny? - Ktoś mi kiedyś powiedział, że jeżeli coś ci się podoba i daje ci radość, nie ma znaczenia, czy jest to autentyk, czy nie. - Racja, w końcu robisz to w zbożnym celu. - Tak. Myślę też, że to ten sklep, o którym mówiła Megan. - Ty się jeszcze trochę rozejrzyj, a ja w tym czasie spróbuję z nią ponegocjować - zaproponował Kyle. - Ponegocjować? Nie możesz po prostu porozmawiać z tą panią? - Dobrze - uśmiechnął się Kyle. - Dzięki. Kyle podszedł do szklanej lady, do sprzedawczyni, która nadal sprawdzała paragony. - Słucham? - zapytała. - Moja... moja znajoma ma domek letniskowy ną południe od Santa Barbara, w Carpinterii... - zagaił. - Znam to miejsce - powiedziała. - To takie miłe miasteczko. - Za kilka dni mają jej przywieźć nowe meble. Stare są jeszcze w całkiem dobrym stanie, ale... - Pora na zmianę, prawda? - Tak. Przyjmujecie może takie rzeczy? Kobieta pokiwała głową. - Przyda nam się wszystko, co jest potrzebne do urządzenia domu. Brakuje wielu rzeczy w naszym schronisku. Dlatego z wdzięcznością przyjmiemy od was te meble. - To świetnie. A jak się umówimy? - Możecie dostarczyć mi szczegółową listę? Mam cięża-
WAKACJE W KALIFORNII 211 rówkę i ochotników, którzy przyjadą po meble. Zazwyczaj zatrzymują się po drodze w kilku miejscach, więc musimy mieć pewność, że wszystko się zmieści. - Moja znajoma wszystko pani powie. Cassie! - Tu jestem. - Cassie wyłoniła się zza półek i uśmiechnęła do sprzedawczyni. - Ratuje nam pani życie. - To właśnie próbujemy robić - odparła kobieta, wręczając jej formularz i ołówek. Kyle pojął, że w jej słowach kryje się głębszy sens. Obok Cassie próbowała skupić się na wypełnianiu rubryk. - Od jak dawna pani tu pracuje - zaczął, po czym zerknął na identyfikator, przypięty do jej bluzki i dodał: - Paulo? - Od pięciu lat. Na życie i rachunki zarabiam w biurze, a tutaj jestem wolontariuszką. W ten sposób spłacam dług wdzięczności. - Pewnie sprawia ci to satysfakcję. Paula pokiwała głową. - Tak, nie tylko mnie. Dostajemy tu coś więcej niż tylko wsparcie. Jesteśmy jedną wielką rodziną. Nie musiała mówić więcej, gdyż wszystko stało się jasne. Kyle mógł bez trudu odgadnąć całą resztę. - Czy wszystkie mieszkanki schroniska są wolontariusz-kami? - zapytał. Paula potrząsnęła głową. - Niektórym starcza tylko sił, żeby pracować na dach nad głową i jedzenie dla dzieci. Żeby się utrzymać. Ale te z nas, które mogą poświęcić trochę czasu, robią to chętnie. Nie wszyscy wolontariusze są mieszkańcami schroniska. Mamy wielu chętnych z różnych kręgów, którzy proponują nam pomoc. Robią to dla dobra sprawy. - Kyle jest adwokatem - wtrąciła się Cassie. - Od spraw rozwodowych dodała znaczącym tonem.
212 WAKACJE W KALIFORNII - Nowi wolontariusze są zawsze mile widziani - powiedziała Paula z błyskiem zainteresowania w oku. Cassie dotknęła ramienia Kyle' a. - Kto może bardziej potrzebować dobrego adwokata niż kobieta, która próbuje wyzwolić się z patologicznego związku? - zapytała, rzucając mu wymowne spojrzenie. - Słuszne pytanie - odparł. Cassie zaczęła obgryzać koniuszek ołówka, a po chwili rzuciła: - Coś mi przyszło do głowy. Może to dla ciebie wskazówka, jak zrównoważyć bilans? - I wypełnić pustkę? - To może być to, czego szukasz - dodała. Udzielanie pomocy kobietom, które potrzebują porady prawnika, a nie stać ich na zapłacenie honorarium. To całkiem niezły pomysł. Nie, to naprawdę świetny pomysł! Już sama myśl o tym, że mógłby świadczyć tego rodzaju usługi, znacznie poprawiła mu humor. - Mógłbym udzielać bezpłatnych porad - powiedział. Cassie, podekscytowana, spojrzała na Paulę. - Widzisz? To niebywale bystry facet, a nie tylko kolejny przystojniak. Oparła się o szklaną ladę i skrzyżowała ręce na piersi. - Co ty na to? zwróciła się do Kyle'a. Wyjął z portfela kilka wizytówek i wręczył je Pauli. - Szkoda, że sam na to nie wpadłem. Macie od dziś nowego wolontariusza. Cassie zarzuciła mu ręce na szyję. - Zawsze wiedziałam, że dobry z ciebie człowiek. - Tylko nie rozgłaszaj tego wszem i wobec - poprosił Kyle, tuląc ją do siebie. - Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, będę musiał dbać o podtrzymanie mojej reputacji drania bez skrupułów.
WAKACJE W KALIFORNII 213 - To będzie nasz mały sekret. A kiedy pozbędziesz się uczucia emocjonalnej pustki... - Urwała i mocno go uścisnęła. - Co wtedy? - Odsunął ją od siebie i dostrzegł dziwny błysk w jej oczach. - Nic - odparła, potrząsając głową. - Jesteś jednym z tych nielicznych dobrych chłopaków. A ja, w takim miejscu jak to, po prostu się wzruszam. Bo masz serce wielkie jak ocean i miękkie jak cukrowa wata, pomyślał. Nagle wszystko stało się jasne jak słońce. Dotąd sądził, że człowiek widzi w skrócie całe swoje życie tylko w godzinie śmierci. Tymczasemnigdy nie był bardziej świadom, że żyje, jak w tej właśnie chwili, gdy oczyma duszy ogarnął całą swoją dotychczasową, tak powierzchowną egzystencję. Nareszcie zrozumiał, czego mu w życiu brakowało. W pewnym sensie odczuł to już przed laty, gdy wybrali się z Danem na tę niezapomnianą randkę we czworo. Teraz jednak, po tym jak znów odnalazł Cassie, nie pozwoli jej odejść. Musi tylko znaleźć jakiś sposób, żeby Dan go zrozumiał. Po kolacji na plaży Cassie i Kyle wrócili do domu. Cassie dawno nie czuła się taka szczęśliwa. To był naprawdę cudowny dzień. Załatwili, co trzeba, a Kyle'owi udało się „wynegocjować" ciężarówkę. Wolontariusze mieli przyjechać nazajutrz, z samego rana, zabrać stare meble i zawieźć je do schroniska dla kobiet Paula była im wdzięczna nie tylko za ten dar, ale i za propozycję udzielania pomocy prawnej. Kyle odpowiedział na to, że to on ma wobec nich dług wdzięczności. Nowe meble miały zostać dostarczone dzień po zabraniu starych. Będzie to sygnał dla Cassie, by opuścić domek przy plaży i rozpocząć nową pracę, a także nowe życie. Myśl o tym napełniała jej serce tak bezbrzeżnym smutkiem, że
214 WAKACJE W KALIFORNII wręcz nie mogła go udźwignąć. Czas spędzony z Kyle'em dobiegał końca. Sama zaproponowała tę kolację na plaży, spodziewając się, że w jej trakcie Kyle da jej do zrozumienia, że pora się rozstać. Tymczasem, ku jej zdumieniu, nie zrobił tego. Otworzyła drzwi do swojej połowy domu i spojrzała na Kyle'a. Światło w holu paliło się, lampka rzucała cienie. W półmroku usiłowała zapamiętać jego twarz - niewielki dołek w brodzie, zdecydowany podbródek oraz drobne zmarszczki wokół piwnych oczu, będące dowodem na to, że czasami się śmiał. I nagle doznała olśnienia. Jest zakochana w Kyle'u! Znowu! I wkrótce będzie musiała się z nim rozstać. A przecież naprawdę tego nie chciała. Oparła się o ścianę przy drzwiach. - Dzięki za pizzę i wino - powiedziała.- Dziękuję za towarzystwo, a także za piękny zachód słońca. - Za towarzystwo nie musisz mi dziękować. - Jesteś zbyt dobra, Cassie - powiedział z uśmiechem. - To jedna z moich największych zalet. Uśmiech znikł z twarzy Kyle'a. Oparł dłoń o ścianę, tuż ponad głową Cassie, i nachylił się ku niej. Wyraz rozbawienia w jego oczach ustąpił miejsca tak wielkiemu skupieniu, że aż zadrżała. - Zmarzłaś - powiedział. - Nie powinniśmy byli siedzieć tak długo na plaży. Cassie czuła się, jakby całe lata spędziła w chłodzie, póki Kyle nie przeprowadził jej na słoneczną stronę ulicy. Dotkliwe uczucie zimna było jednak niską ceną za możliwość spędzenia z nim tych kilku ostatnich sekund. - A ty nie zmarzłeś? - zapytała, próbując zmienić temat, z obawy, by się nie domyślił, że to przez niego tak drży.
WAKACJE W KALIFORNII 215 Kyle wzruszył ramionami. - To nie po męsku uskarżać się na takie drobiazgi. - Mogłeś wrócić wcześniej do domu. Nic by mi się nie stało, gdybym została sama. - Przecież i tak wkrótce zostanę sama, pomyślała ze smutkiem. Kyle potrząsnął głową. - Dżentelmen zawsze odprowadza damę do domu. - Ty zdecydowanie jesteś dżentelmenem - rzuciła. - Sądząc po twoim tonie, nie był to komplement - stwierdził, marszcząc brwi. - Dżentelmen nie całuje damy już na pierwszej randce. A ty konsekwentnie trzymałeś się tej zasady. - Masz na myśli tę naszą wyprawę z Danem, na rozgrywki piłkarskie? - Owszem. - Nie pocałowałem cię chyba tamtego wieczoru? - Nie. Zachowałeś się jak prawdziwy dżentelmen. - Wszystko wtedy popsułem, tak? - Tak. Zachowałeś się jak prawdziwy dżentelmen. - Chciałem cię pocałować. I robić różne inne rzeczy, jak to na pierwszej randce. A zarazem ostatniej, pomyślała. Ale tak pewnie było lepiej. Kyle tylko dopilnował, by niczego nie planowała w związku z jego osobą. Jedyny raz, kiedy pozwoliła sobie o tym zapomnieć, zakończył się tym, że się rozkleiła. Musiałaby być rzeczywiście głupia, żeby myśleć poważnie o Kyle-'u. Niestety, był jedynym mężczyzną, którego pragnęła. I to od zawsze. - Mógłbym cię teraz pocałować - zaproponował - żeby nadrobić zaległości z tamtej randki sprzed lat. - Nie uważasz, że to trochę poniewczasie? Przecież my już... sam wiesz.
216 WAKACJE W KALIFORNII - Tak - odparł. - Wiem aż za dobrze. Słowa te, poparte wymownym spojrzeniem oraz zmysłowym tonem, sprawiły, że Cassie zrobiło się gorąco. ' - Alejeżeliniechcesz...-WzrokKyle'aprześlizgnąłsię po jej twarzy. Chciała, żeby ją pocałował. I to bardzo. Przez cały dzień ocierała się o niego, dotykała w żartach jego ramienia, lecz ani razu nie poczuła, że ma prawo wziąć go za rękę albo spacerować z nim, czule objęta. A przecież wszystkie pary tak robią. Dlatego zmieniła zdanie - nie chce pocałunku. Gdyby ją pocałował, byłby to poważny błąd. Jednak w końcu doszła do wniosku, że może sobie chyba pozwolić na ten ostatni raz. - Pocałuj mnie - powiedziała. Kyle wolno pochylił się i nakrył ustami jej wargi. Ich czuły, delikatny dotyk sprawił, że gdzieś uleciały wszelkie problemy. Dobro, zło. Początek, koniec. Przeszłość, przyszłość. ... Została tylko teraźniejszość ten właśnie moment. W jednej chwili zapomniała o postanowieniach. Wargi Kyle'a błądziły po jej ustach przez długie godziny - a może minuty? Nie była pewna, ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Była taka szczęśliwa, gdy ją całował i tulił w ramionach. Każda chwila spędzona z Kyle'em dawała jej szczęście. Jego pocałunki były słodkie jak miód. A miłość będzie ukoronowaniem wszystkiego. Gdy Kyle obwiódł językiem jej wargi, rozchyliła je, zapraszając go do środka. Wtargnął pomiędzy nie, zagarniając wszystko, bez wahania. Oddychała coraz szybciej i szybciej, słysząc jego chrapliwy oddech. Przyciągnął ją mocno do siebie, a drugą rękę zanurzył w jej włosy, podtrzymując głowę. Przesunęła dłońmi po jego torsie, a potem zarzuciła mu ręce na szyję. Stali, przyciśnięci
WAKACJE W KALIFORNII 217 do siebie - miękkie piersi do twardego torsu, kobiecość do męskości. Słowa wzbierały w niej potężną falą, domagając się ujścia, ale nie chciała zepsuć tej ostatniej chwili. Na dowód swoich uczuć do Kyle'a zrobi wszystko, prócz wyznania, że go kocha. Oderwała usta od jego warg i rozchyliła powieki, by zobaczyć jego twarz. - U mnie czy u ciebie? Kyle spojrzał na otwarte drzwi za jej plecami. - U ciebie - odparł szybko. Chwycił ją za rękę, wprowadził do środka, po czym zamknął drzwi. A potem obrzucił ją łobuzerskim spojrzeniem. - Moglibyśmy pobawić się w Złotowłosą i trzy niedźwiadki zaproponował. - Albo w „Kto się brzydko bawił w moim łóżeczku?" - Aha - przytaknął. - Nie wiem, czy potrafiłabym po czymś takim spojrzeć moim rodzicom w oczy. Poza wszystkim, musimy spłukać z siebie piasek. Obawiam się, że mam pełno piasku w miejscach, gdzie go być nie powinno. - W związku z tym mam pewien pomysł. Zaprowadził ją na górę, do łazienki pomiędzy bliźniaczymi pokojami. Była w niej wanna, osobny prysznic, toaletka z dwiema umywalkami oraz lustro na całą ścianę. Kyle wszedł pod prysznic i puścił wodę, - To cię szybko rozgrzeje - obiecał. - Zapomniałam już, że zmarzłam. - To dobrze. - Uśmiechnął się z zadowoleniem. - Ale tak na wszelki wypadek... Wyciągnął jej koszulkę z szortów i zdjął przez głowę. A potem zsunął szorty, tak że upadły u jej stóp. Stała teraz przed nim, w samym tylko staniku i majteczkach, żałując,
218 WAKACJE W KALIFORNII że nie kupiła ładniejszego kompletu podczas wyprawy po zakupy. Gdy sięgnął ręką za jej plecy, pokręciła głową. - Masz na sobie za dużo rzeczy. Teraz twoja kolej. - Nie trzeba mnie dwa razy prosić - powiedział, ściągając przez głowę podkoszulek. Nim się zorientowała, jednym ruchem pozbył się szortów wraz ze slipami i stanął przed nią nago. Nie musiała się nawet zastanawiać, czy jej pragnie, bo miała przed oczyma tego niezbity dowód. Ujęła w dłonie jego męskość, a on zamknął oczy i głośno westchnął. Był przystojnym mężczyzną - muskularnym, o płaskim brzuchu i długich, umięśnionych nogach. Pieściła go z najwyższym zapamiętaniem. Jej ręce poruszały się zręcznie, aż wreszcie Kyle zadrżałłunieruchomił jej nadgarstki w swoich dłoniach. - Jeszcze chwila, a okryję się wstydem - ostrzegł ją. Spojrzała mu w oczy. - Dojrzałeś już do tego, żeby zmyć z nóg piasek? - zapytała. - Wiesz, że wszędzie za tobą pójdę - odparł schrypniętym głosem. Odwróciła się plecami, żeby mógł rozpiąć jej stanik i zsunąć majteczki. Kiedy otworzyła kabinę prysznicową, wypełnioną parą, biały obłok wtargnął do łazienki przez uchylone drzwi. Weszła do środka pierwsza, za nią Kyle. Gorąca woda zalała jej głowę i ramiona. Kyle wysunął się do przodu i zablokował strumień wody, tak by nie tryskała jej prosto w twarz. Kabina była przestronna, z półeczką na szampony i przybory toaletowe. - Spłukałam już piasek z nóg - odezwała się Cassie.
WAKACJE W KALIFORNII 219 - Wobec tego zajmijmy się innymi miejscami, w których nie powinno być piasku. Przynajmniej tyle mogę zrobić dla ciebie jako dżentelmen. Sięgnąj po mydło i roztarł je w dłoniach, aż wytworzyła się biała piana. Wtedy położył jej dłonie na ramionach i zaczął mydlić aż po piersi, muskając kciukami stwardniałe sutki. Jego dotyk elektryzował, pobudzając każdą komórkę, każdy centymetr kwadratowy skóry, każdy nerw. Nim doszła do siebie, Kyle przesunął śliską od mydła dłonią po jej brzuchu i dotarł między uda. Odnalazł jej czuły punkt i skoncentrował się na nim bez reszty. Cassie wpiła mu palce w ramiona, podziwiając ich wspaniałą muskulaturę. Skupiona była na jednym - by utrzymać się na nogach. Kiedy jego ręka przyspieszyła tempo, jej pierś także zaczęła szybciej falować. Napięcie rosło z każdą sekundą. W oczekiwaniu na finał, wstrzymała oddech i wreszcie poczuła promieniujący od środka żar, a jej ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze. Oparła głowę na piersi Kyle'a, a on mocno ją objął i czekał, aż się uspokoi. Gdy już było po wszystkim, odetchnęła, uniosła głowę i napotkała jego rozognione spojrzenie. - To nie do wiary - wyszeptała. - To niesamowite. To cudowne. - Pozwolisz, że potraktuję to jako komplement. Woda wciąż lała się na nich z góry. Ciemne włosy Kyle'a, oblepiające mu czoło, wydawały się całkiem czarne. Był spięty, a ręce, którymi ją obejmował, lekko drżały. Cassie znowu poczuła, że budzi się w niej pożądanie. Nigdy dotąd nie doświadczyła tak silnego pragnienia, by zadowolić mężczyznę. Zarzuciła mu ręce na szyję, przytuliła się i usłyszała, jak z jękiem wciągnął powietrze. Oparł dłonie na jej pośladkach i przycisnął ją do swojej pobudzonej męskości.
220 WAKACJE W KALIFORNII - Pragnę cię - wydyszał prosto w jej mokre włosy. - Przecież mnie masz. Przywarła do niego, a on uniósł ją do góry i wszedł w nią. Uczucie było wręcz porażające. To cud mieć w sobie ukochanego mężczyznę i stanowić z nim jedno ciało - a może nawet i duszę. Mięśnie jego ramion napinały się, gdy coraz szybciej unosił ją do góry, potęgując przyjemność, która miała wynieść ich na szczyty. Oddychali coraz szybciej, coraz bardziej chrapliwie. Serca waliły im jak młotem. A potem, gdy zagarnęła ich fala rozkoszy, Cassie eksplodowała tysiącem złotych iskier. W chwilę później Kyle zastygł, ścisnął ją mocniej w ramionach i z jękiem doznał spełnienia. Nie wypuścił Cassie z objęć, nawet gdy stanęła obiema stopami na ziemi. Sięgnął tylko jedną pęką za jej plecy i zakręcił wodę. Potem otworzył drzwi, ściągnął ręcznik z wieszaka i otulił nim Cassie, a drugim owinął się w pasie. Gdy wyszli z kabiny, otoczył dłońmi jej twarz i zmusił, by spojrzała mu w oczy. - Cassie, muszę ci coś po wiedzieć...-zaczął. W tym momencie z dołu dobiegło ich wołanie: - Hej, jest tam ktoś? - O Boże! - jęknęła Cassie. - To mój brat! - Błyskawicznie zamknęła drzwi od łazienki. - Szybko! Musimy się ubrać. - Rzeczywiście, tak będzie lepiej - rzekł z ponurą miną Kyle. - Obawiam się, że to nie wystarczy, kiedy Dan zorientuje się, co się dzieje.
ROZDZIAŁ 8 Zdążyli włożyć szorty, a Cassie wciągała przez głowę podkoszulek, kiedy Dan zastukał do drzwi łazienki. - Cassie? Jesteś tam? - Sekundkę - odpowiedziała i szeptem zwróciła się do Kyle'a - Co teraz zrobimy? Prędzej czy później i tak będą musieli wyjść, pomyślał. Znaleźli się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Dan musiałby być skończonym idiotą, żeby się nie domyślić, że jego najlepszy przyjaciel właśnie skończył kochać się pod prysznicem z jego siostrą. Trudno o gorszy sposób, by mii powiedzieć o ich związku. Koniec z nadzieją, że uda się przekazać mu tę wiadomość w miarę delikatnie. - Co ty tam robisz, siostrzyczko? Mama powiedziała mi, że nie skończyłaś jeszcze malowania i przyda ci się dodatkowa pararąk... Cassie uchyliła drzwi. - Cześć, braciszku! Wzrok Dana prześlizgnął się po niej, po Kyle'u, po ich zmoczonych włosach, i zatrzymał na mokrym staniku, leżącym na podłodze. Cassie, ubierając się w pośpiechu, zapomniała go włożyć. Mokry podkoszulek oblepiał-jej ciało, pozostawiając bardzo wąski margines dla wyobraźni. Kyle nie musiał sobie niczego wyobrażać; przed momentem miał okazję oglądać każdy centymetr tej cudownej, gład-
222 WAKACJE W KALIFORNII kiej skóry. Widok ten zapamięta do końca życia, gdyż nie istniał nawet cień szansy, by mógł jeszcze kiedykolwiek zobaczyć nagą Cassie. To już koniec przyjaźni. Jej brat nigdy mu tego nie wybaczy. - Co za krępująca sytuacja - odezwała się Cassie, stając pomiędzy bratem a Kyle'em. Dan był mniej więcej wzrostu Kyle'a, ale miał silniejszą budowę. Jego krótkie, jasnobrązowe włosy były potargane przez wiatr. Widocznie, jadąc tu, opuścił dach swojego sportowego wozu. Dżinsy i trykotowy podkoszulek świadczyły o tym, że nie przybył tu prosto z biura. A lodowate spojrzenie niebieskich oczu mówiło Kyle'owi, że ma się wynosić - i to już! O tak, pomyślał Kyle, samo ubranie się nie wystarczy, by wszystko wyprostować, - Daj nam minutę, Dan. - Cassie przeczesała palcami mokre włosy. Będziesz zachwycony, kiedy ci wszystko opowiem. - Tak? - mruknął Dan, nie odrywając wzroku od Kyle'a. - Prędzej mi kaktus wyrośnie. Musimy porozmawiać, stary. - Odwrócił się i zbiegł na dół po schodach. Cassie spojrzała na Kyle'a. Oczy miała olbrzymie jak spodki. - Nigdy w życiu nie widziałam go w takim stanie. - A ja widziałem. Raz. - Kiedy uśpiono waszego psa? Kyle potrząsnął głową. - Nie. Kiedy Stacey Jamison rzuciła go i odeszła z innym. - Ach, tak. Pamiętam. Przez dłuższy czas nie można było się do niego zbliżyć. - Cassie przez chwilę wpatrywała się w pusty korytarz. - Czegoś tu nie rozumiem. Dlaczego był taki wkurzony? - Bo jesteś jego siostrą - odparł Kyle.
WAKACJE W KALIFORNII 223 - No to co z tego? - Spojrzała na niego z ukosa. - Jesteśmy wolni, dorośli i zrobiliśmy to za obopólnym przyzwoleniem. W czym problem? - Wciąż widzi w tobie małą siostrzyczkę. - Aha. - Cassie pokiwała głową. - Więc to sprawa między chłopakami? - Zdecydowanie tak. - Sama to załatwię - oświadczyła, kierując się w stronę drzwi. - Zaczekaj! - Kyle położył jej rękę na ramieniu, żeby ją zatrzymać, a potem nachylił się i podniósł z podłogi mokry biustonosz. - Lepiej go włóż, jeśli ci życie miłe. - Słusznie - stwierdziła, biorąc stanik. Policzki miała zaczerwienione, ale chyba nie z powodu kąpieli. - Daj mi kilka minut, Cass. Wydaje mi się, że sam powinienem z nim pogadać. - Jak mężczyzna z mężczyzną? - Cassie pokiwała głową, a potem położyła mu rękę na ramieniu. - Kyle? Nie będziecie się chyba bić? - Byłoby mi łatwiej, gdyby mnie uderzył - odburknął. Wyszedł z łazienki, podnosząc z podłogi mokry podkoszulek. Schodząc po schodach, naciągnął go przez głowę. Dan przemierzał nerwowo salon, klucząc między meblami, puszkami z farbą i kłębami mokrych szmat. Na widok Kyle'a zatrzymał się z rękami na biodrach. - Myślałem, że jesteś moim przyjacielem - huknął, obrzucając go gniewnym spojrzeniem. - Ja myślałem to samo o tobie. - Co to ma znaczyć, do cholery?! Kyle przeszedł przez pokój i usiadł na jednym z wysokich stołków przy barku. Cassie powiedziała mu kiedyś, że przyjaciele powinni słuchać się nawzajem. Jego jedynym błędem
224 WAKACJE W KALIFORNII była wiara, ze może kochać się z Cassie, utrzymując jednocześnie status przyjaciela. Jednak gdy zrozumiał, co do niej czuje, pojął, iz przyjaźń, taka jak dawniej, nie jest już między nimi mozliwa. Oby tylko Dan zechciał wysłuchać go i zrozumiec. Przeciągnął ręką po włosach. - Mam nadzieję, że mnie spokojnie wysłuchasz. Dan parsknął śmiechem, lecz jego spojrzenie wyraźnie mówiło, ze go to wcale nie bawi. Stał o kilka kroków od Kyle a i widać było, że z najwyższym trudem stara się nad sobą zapanować. - A gdybyś to ty zastał swoją siostrę Amy w takiej sytuacji w jakiej ja zastałem Cassie, wysłuchałbyś mnie spokojnie? Czy może najpierw stłukłbyś mnie na kwaśne jabłko, a dopiero potern zadawał pytania? - Zaufalbym ci, uwierzyl, ze nie skrzywdzilbys mojej siostry. - Nigdy mi nie mowiles, ze mam sie trzymac od niej z daleka. - To bylo dawno temu, Dan. Nie jestem juz tamtym niedorostkiem. - Ale durniem pozostałeś. - Dan potarł z westchnieniem skronie. - Na miłość boską, Kyle, przecież Cassie dopiero co przeżyła miłosną tragedię. Jak mogłeś tak nisko upaść? Jak mogłeś wykorzystać ją w takiej sytuacji? - Nie tak było. Pozwól, że ci wytłumaczę. - Co? Na to nie ma logicznego wytłumaczenia. Wbiłeś swojemu najlepszemu przyjacielowi nóż w plecy - Nic ci nie zrobiłem. To sprawa między mną a Cassie rroszę, me wtrącaj się do tego. - Na to nie licz! - Dan zrobił krok naprzód, z gniewną miną. Oczy płonęły mu gniewem. - Dobrze wiem, jak traktujesz
WAKACJE W KALIFORNII 225 kobiety. Wiem też, że zawsze podobałeś się Cassie. To żadna tajemnica. Przyjechałeś tu i ona tu przyjechała, żeby dojść do siebie po ciężkich przeżyciach. Świetna okazja, żeby wypróbować na niej swoje sztuczki, ty zakało tego świata. - Tak? - mruknął Kyle. Irytacja w ułamku sekundy przerodziła się w gniew. - Zakało? Znasz powiedzenie „Swój ciągnie do swego"? Albo „Przyganiał kocioł garnkowi"? Czy ja kogokolwiek przed tobą ostrzegałem, stary? Czy mówiłem twoim znajomym, żeby uważali na swoje siostry? - Z braku innych argumentów najlepiej zagadać sprawę. Jasne, sięgnij teraz do skarbca twoich nędznych adwokackich sztuczek. , - Nie próbuję niczego zagadać. Zamknij się wreszcie i posłuchaj, co mam ci do powiedzenia. Dan skrzyżował ręce na piersi. - Słucham. - Cassie to wyjątkowa kobieta i nigdy bym jej umyślnie nie skrzywdził. Ale od tamtej wspólnej wyprawy na mecz, kiedy mnie namówiłeś, żebym ją zaprosił... - Doskonale pamiętam, jak na nią wtedy patrzyłeś. Jak kocur na łakomy kąsek. Gdzie ja miałem rozum, żeby umawiać cię z moją siostrą? Jak mogłem być takim idiotą, by pomyśleć, że można ci zaufać? - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że Cassie zerwała zaręczyny i wraca tu z Phoenix? Dan zacisnął usta i odwrócił na moment wzrok - i Kyle już wszystko wiedział. - Nigdy nie miałeś do mnie zaufania, prawda? - Były po temu poważne powody. Mówiłem ci wtedy i teraz powtórzę to samo - nie jesteś typem faceta, jakiego chciałbym dla mojej siostry. Jesteś dokładnie taki sam jak twój ojciec. Rzucisz ją i złamiesz jej serce.
226 WAKACJE W KALIFORNII - Co takiego?! - rozległ się nagle głos Cassie. Ani Kyle, ani Dan nie zauważyli, że zeszła na dół. Na dźwięk jej głosu osłupieli. - Cassie, ja...-zająknął się Dan. - Kazałeś Kyle'owi trzymać się ode mnie z daleka? - zapytała, podchodząc do brata. - Posłuchaj, Cass, musisz mnie zrozumieć. Nie wiesz, jak rozumują faceci. - I całe szczęście. Z mojego punktu widzenia rozumujesz jak idiota. Jak mogłeś zrobić coś takiego swojej rodzonej siostrze? I swojemu najlepszemu przyjacielowi? Masz pojęcie, jak namieszałeś? - Ja namieszałem? - uniósł się Dan. - Przecież on przespał się z tobą. A ja tylko chciałem oszczędzić ci cierpień. Gdzie tu moja wina? - Nie mówię o tym, co jest teraz, ty... ty... - Obrzuciła go rozognionym wzrokiem, a potem sapnęła ze złością. - Widzisz, co narobiłeś? Jestem na ciebie taka wściekła, że nawet najgorszy epitet wydaje mi się o wiele za dobry. - Ujęła się pod boki. - Chciałabym wlać ci do głowy trochę oleju. Ale jestem pielęgniarką i przysięgałam, że będę działać dla dobra pacjentów, a nie w swoim prywatnym interesie. Nie mogę na ciebie patrzeć! Wychodzę. Wrócę dopiero wtedy, kiedy przestanie świerzbić mnie ręka. Obróciła się na pięcie i wyszła, trzaskając drzwiami. Kyle zsunął się ze stołka i chciał za nią pobiec, ale Dan chwycił go za ramię. - Jeszcze nie skończyliśmy. Kyle wyrwał się i spojrzał mu w oczy. - Dawno temu skończyliśmy ze sobą. Przyjaciele się nie osądzają. Słuchają się nawzajem, próbują sobie pomóc, starają się zrozumieć swoje racje. A przede wszystkim sobie ufają.
WAKACJE W KALIFORNII 227 Myślałem, że jesteś moim najlepszym kumplem, który zawsze będzie przy mnie i nigdy mnie nie zawiedzie. - Roześmiał się z goryczą. Pomyliłem się. Przestałeś być moim przyjacielem, kiedy uznałeś, że nie potrafię odróżnić dobra od zła. Przyjaciele nie stawiają sobie ultimatum. Cień żalu przemknął przez twarz Dana. - Jakie są twoje intencje w stosunku do mojej siostry? - Nie twój zakichany interes. - Kyle otworzył drzwi. -Poszukam jej i sprawdzę, czy wszystko w porządku. A potem zamierzam z nią porozmawiać. To, co mam jej do powiedzenia, to wyłącznie nasza sprawa. Jak będzie chciała, żebyś i ty wiedział, sama ci powie. Zatrzasnął drzwi wewnętrzne, a potem frontowe i zbiegł po schodach na ulicę. Pamiętał, jak mówił Cassie, że dużo w życiu przegrał, choć, jeśli chodzi o sprawy sądowe, większość z nich wygrał. Teraz stawką miała być przyszłość z Cassie. Dlatego będzie to najtrudniejsza i najpoważniejsza sprawa, z jaką kiedykolwiek przyszło mu się zmierzyć. I nikt, nawet jej brat, nie powstrzyma go przed powiedzeniem jej, co czuje. Jeśli będzie musiał dodać Cassie do spisu tego, co utracił, trudno. Ale jeżeli tym razem polegnie, to przynajmniej po walce. Cassie siedziała na sofie, u Kyle'a, i trzęsła się ze zdenerwowania. Miała wrażenie, że czeka już od wielu godzin. W końcu poderwała się i zaczęła krążyć po pokoju. Co będzie, jeśli Kyle nie wróci? Jeśli się okaże, że Dan wszystko popsuł? Jeżeli... - Nim zdążyła wymyślić jakieś kolejne /.martwienie, drzwi otworzyły się i stanął w nich Kyle. Podbiegła do niego. - Gdzie się podziewałeś? - Ja? - zapytał, kładąc jej ręce na ramionach. - A gdzie ty byłaś? Wszędzie cię szukałem.
228 WAKACJE W KALIFORNII - Byłam tu prawie przez cały czas. Pomyślałam sobie, że kiedy Dan skończy cię bić, możesz potrzebować pielęgniarki. - Obejrzała go bardzo uważnie, a potem spojrzała mu w oczy, z nadzieją na znak, że szukał jej nie tylko z czystej przyjaźni. - Nie wyglądasz ani trochę gorzej, czyli albo powaliłeś go jednym ciosem, albo rozwiązałeś wasz spór za pomocą słów. - Nie rób mi tego nigdy więcej - powiedział, biorąc ją w objęcia. - Co ja ci takiego zrobiłam? - Zniknęłaś. Martwiłem się o ciebie. Może to ostatnia szansa, żeby wyznać mu swoje uczucia? Jeżeli się okaże, że Kyle ich nie podziela, będzie musiała się z tym pogodzić. Ale przynajmniej nie będzie sobie wyrzucać do końca życia, że czegoś nie zrobiła. - Zamierzałam pójść na plażę, żeby się wyładować. Ale tego nie zrobiłam. Postanowiłam zaczekać na ciebie, bo bałam się, że wyjedziesz, zanim zdążymy porozmawiać. Kyle zamarł, a potem wypuścił ją z objęć i cofnął się o krok. - Rozumiem. Zgadzasz się z tym, co powiedział twój brat. Uważasz mnie za faceta bez zasad. - Co to ma znaczyć? - Od samego początku zakładałaś, że cię opuszczę. -W jego spojrzeniu malowała się tak głęboka rozpacz, że omal nie pękło jej serce. Nie pora jednak, żeby się rozczulać. Miała mu parę ważnych rzeczy do powiedzenia. - Nie wkładaj słów w moje usta, Kyle. Ja nie... - W jednym Dan miał rację. - Kyle wszedł do kuchni i stanął za barkiem. - Rzeczywiście nie jestem dość dobry dla ciebie.
WAKACJE W KALIFORNII 229 - Według mojego brata nikt nie jest dość dobry dla mnie. I to właśnie najbardziej w nim kocham. Kiedy na ciebie czekałam, przyszedł tutaj i odbyliśmy rozmowę na temat subtelnej granicy między troską a wtrącaniem się w cudze sprawy. Kyle przeciągnął dłonią po włosach. - Gdyby się o ciebie nie troszczył, nie wtrącałby się w twoje sprawy. Miał rację, że się mnie obawiał. - Teraz ty mnie posłuchaj - powiedziała. Stanęła po drugiej stronie barku i wycelowała w niego palcem. - Jesteś miłym, dobrym człowiekiem. Ktoś płytki nie zadałby sobie trudu, by oceniać swoje dotychczasowe życie. Egoista nie proponowałby bezpłatnej pomocy ubogim kobietom w potrzebie. Facet mniej godny podziwu nie zrezygnowałby z czegoś, czego pragnął, tylko dlatego, że prosił go o to przyjaciel. Mówiąc to, miała nadzieję, że Kyle jej pragnie. Mowa jego ciała świadczyła o czymś innym: stał naprzeciw niej z rękami skrzyżowanymi na piersi. - Co miałaś na myśli, mówiąc, że Dan namieszał? - zapytał. Pomyślała, że jeżeli nie spodobała mu się na ich pierwszej i ostatniej randce, jeżeli teraz także jej nie chciał, wyjdzie na kompletną idiotkę. Ale trudno. Co ma być, to będzie. - Co namieszał? Gdyby mój brat trzymał buzię na kłódkę i pozwolił zadziałać naturze po tym, jak nas ze sobą umówił, nie zmarnowalibyśmy tych wszystkich lat. Nie zadałabym się wtedy w Phoenix z facetem, który musiał wyczuć moją słabość i zdradził mnie z moją przyjaciółką. - Miałem dużo czasu na myślenie, kiedy przemierzałem Carpinterię od końca do końca, szukając ciebie. W sercu Cassie wezbrała nadzieja. Czy robiłby coś takiego, gdyby mu na niej nie zależało? - Tak? - zapytała zachęcającym tonem. - A o czym myślałeś?
230 WAKACJE W KALIFORNII - O tym, że zabraniając mi kontaktów z tobą, Dan mimowolnie wyświadczył mi przysługę. - Dlaczego? - wykrztusiła przez ściśnięte gardło. Poczuła się tak, jakby wbił jej szpilę w serce, z którego nagle - jak z balonika - uszło życie. - Byłem wtedy w nie najlepszym okresie mojego życia. Młokos, któremu chodziło tylko o jedno. Nie potrafiłem się odnaleźć, a seks był taki łatwy. Przerażała mnie myśl o związku. Nie chciałem iść w ślady rodziców, więc wolałem nie brać na siebie żadnych zobowiązań. Byłem za młody i za głupi, żeby cię docenić. Pewnie, prędzej czy później, popsułbym wszystko i pozbawił nas szansy na wspólną przyszłość. O ile w ogóle mamy jeszcze jakąkolwiek szansę. Nadzieja znów wstąpiła w jej serce, które zaczęło bić tak mocno, że aż boleśnie. - A chciałbyś mieć taką szansę? - Nim zdążył odpowiedzieć, dodała: - Nie musisz wcale być taki jak twoi rodzice. Nie wierzę w te wszystkie opowieści o DNA. Jeżeli dwoje ludzi kocha się i chce być razem, musi im się udać. Zrobią wszystko, żeby tak się stało. - No tak, ale pozostaje jeszcze problem dzieci... - Kyle westchnął głęboko - Och, mój Boże... - O co chodzi? - Kiedy kochaliśmy się pod prysznicem, zapomniałem o zabezpieczeniu. Spojrzał jej z rozpaczą w oczy. - Dotąd nigdy mi się nie'zdarzyło, żebym o tym zapomniał. Zawsze uważam. Zawsze. Po raz pierwszy w życiu zapomniałem się do tego stopnia. - Pozwolisz, że potraktuję to jak komplement - powiedziała. - Nie pora na żarty, Cassie. - To nie był żart. To ja sprawiłam, że zapomniałeś o zabezpieczeniu. Żadne z nas o tym nie pomyślało.
WAKACJE W KALIFORNII 231 - A jeśli zaszłaś w ciążę? Do tego wystarczy jeden raz. - Jeżeli nawet tak się stało, damy sobie radę. - Wyobrażasz sobie mnie z dzieckiem? - Nawet nie próbuj mi wmówić, że nie byłbyś dobrym ojcem. - Obeszła barek i stanęła przed Kyle'em. - Widziałam cię z Bayleigh. Ona cię uwielbia. - Nie sztuka być miłym przez kilka godzin. Poza tym to nie moje dziecko i nie moja odpowiedzialność. - Nie lubisz jej? - Oczywiście, że ją lubię. Jest wspaniała. Ale nie mam pojęcia, jak to jest być ojcem przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Weekendy i wakacje z moim ojcem trudno uznać za wystarczający przykład. - Spędzałeś wakacje z moją rodziną tutaj, w domku przy plaży. Przesiadywałeś u nas, z moim tatą. Coś z tego musiało ci pozostać. Rozpaczliwym gestem wyrzuciła ręce do góry i odwróciła się. - Myślisz, że wie się, jak to jest być rodzicem? Ja, na przykład, nie mam pojęcia, ale bardzo chcę spróbować. Najważniejsze to się odważyć i naprawdę chcieć. Nikt nie rodzi się dobrym ojcem czy matką. Nie można się też tego nauczyć z książki. Trzeba samemu przez to wszystko przej ść. W bogactwie i biedzie, na dobre i złe... - W zdrowiu i w chorobie, póki śmierć nas nie rozłączy? - dodał, kładąc jej ręce na ramionach. - Co mówisz? Odwrócił ją twarzą ku sobie. Uśmiechał się. - Mówię, że masz rację. Położyła mu ręce na piersi i spojrzała w twarz, próbując odczytać z niej sens jego słów. - W jakiej sprawie? - zapytała. - Że trzeba chcieć. - Nie rozumiem.
232 WAKACJE W KALIFORNII - Trzeba chcieć być ze sobą. Małżeństwo nie jest sprawą łatwą i nie można tak po prostu zejść z tej drogi, gdy tylko pojawią się na niej pierwsze wyboje. - Wiem, że jestem dobra, ale nie aż tak. Jak to możliwe, że tak łatwo udało mi się do ciebie dotrzeć? - Nabrałem rozumu i nareszcie do tego dojrzałem. Słyszałem to wszystko już wcześniej, ale nie miałem ochoty przyjąć do wiadomości. - Ach tak. - Cassie zapatrzyła się w wycięcie jego podkoszulka. Myślałam, że to moja zasługa. - Bo tak jest. Ktoś inny mógłby prawić mi takie same kazania, ale nie doprowadziłby mnie do ziemi obiecanej. Natomiast tobie udało się poruszyć we mnie pewną strunę. Przyrzypomnij mi, żebym koniecznie podziękował mojej matce za propozycję skorzystania z domktr nad morzem. - Dobrze. Ale dlaczego? - Bo spotkałem tu ciebie. A ty jesteś jedyną kobietą na tym świecie, która potrafi mnie przekonać. Od naszych pierwszych wspólnych wakacji aż po dzień dzisiejszy starałaś się udowodnić mi, że sukces w życiu to nie kwestia łutu szczęścia, tylko ciągłych starań. Kocham cię, Cassie. Myślę, że zawsze cię kochałem. Cassie ogarnęła radość. Wydawało jej się, że śni. Kyle wypowiedział słowa, które zawsze pragnęła usłyszeć. - Mówiąc o straconych latach, chyba się pomyliłam. - Dlaczego? - Myślę, że te lata i doświadczenia były nam potrzebne, by ocenić, co jest dobre i słuszne. Związek z niewłaściwym mężczyzną dał mi odpowiednią perspektywę, żebym potrafiła rozpoznać tego właściwego, kiedy się pojawi. Ją też cię kocham. Zawsze cię kochałam. Powiedziałam o tym Danowi. - Naprawdę?
WAKACJE W KALIFORNII 233 - Chcesz się założyć? A on mi powiedział, że jeżeli tak bardzo cię kocham, nie będzie się wtrącał. I nawet jeżeli żaden facet nie jest dość dobry dla mnie, ty jesteś z nich wszystkich najlepszy. - Tak powiedział? Skinęła głową. - Wiem, ile znaczy dla ciebie ta przyjaźń. Nie chciałabym, żebyś ją z mojej winy utracił. Dan powiedział, że nie stanie mi na drodze do szczęścia. Dał nam nawet swoje błogosławieństwo. - Naprawdę? - Na twarzy Kyle'a odmalowała się ulga. - Tak. Powiedział, że jeżeli nie poprosisz go, żeby został drużbą na ślubie, to się obrazi. - Czyli to Danowi zawdzięczamy, że nas ze sobą zetknął? - I twojej mamie, bo cię tu wysłała. Musi tu panować jakaś romantyczna aura. - Moim zdaniem to tylko morskie powietrze, ale niech ci będzie. Co to ma wspólnego z romansem? - Mandy i Rick znów zeszli się ze sobą dzięki jego matce. Oboje byli w tej okolicy i matka Ricka podsunęła im myśl, żeby umówili się na lunch. Uważała, że powinni zakończyć pewne sprawy. Po rozwodzie żadne z nich nie znalazło nowego partnera. Pobyt nad morzem pomógł im uświadomić sobie, że nikt nie wydał im się dość dobry, bo nigdy nie przestali się kochać. - Do czego zmierzasz? - Każdemu człowiekowi przypisana jest jedna osoba w życiu. Ja nie mam wątpliwości, że dla mnie jesteś nią ty. - A ty dla mnie. Teraz już wiem, iż to nie moja praca zawiniła, że żyłem z ciągłym poczuciem niedosytu. To ciebie brakowało mi w życiu. Nachylił się, musnął ustami jej wargi, a potem cofnął się. - Nie mogę prosić Dana, żeby został
234 WAKACJE W KALIFORNU moim drużbą, póki nie wiem, czy będzie ślub. Wyjdź za mnie, Cassie. Kąciki ust Cassie leciutko drgnęły. - Zeby udobruchać mojego brata czy dlatego, że mogę być w ciąży? - Ani to, ani to. Dlatego, że cię kocham i chcę mieć z tobą dzieci. Będę się starał być jak najlepszym mężem i ojcem. I to codziennie. Chcę, żebyśmy się razem zestarzeli. - Kocham cię, Kyle. Niczego więcej nie pragnę niż być z tobą i mieć z tobą dzieci. A jeśli chodzi o starość, będę ją zwalczać z całych sił, na ile chirurgia kosmetyczna pozwoli. - Dla mnie i tak będziesz piękna, bez względu na wiek. - Kyle obwiódł opuszkami palców jej usta. - Nie chcę cię tylko na teraz; chcę cię na zawsze. - Ty to potrafisz prawić komplementy. - Cassie z westchnieniem oparła mu głowę na piersi i objęła go w pasie. - Chcesz mnie, to mnie dostaniesz. Z największą radością zostanę twoją żoną. Nawet gdyby twoje konkury miały ciągnąć się bez końca. - Cassie, kodeks nie mówi nic na temat czasu ich trwania, jednak by formalności stało się zadość, ogłaszam uroczysty koniec konkurów. Nim zdążyła coś powiedzieć, zamknął jej usta pocałunkiem. Jeśli taka miała być kara za jej dobre uczynki, będzie je spełniać z największą ochotą - aż do końca życia.