Korekta Barbara Cywińska Hanna Lachowska Zdjęcie na okładce © Connor Evans/Shutterstock Projekt graficzny okładki Małgorzata Cebo-Foniok Tytuł oryginału Collin Collin Copyright © 2014 by Sandi Lynn. Published by arrangement with Browne & Miller Literary Associates, LLC. All rights reserved. For the Polish edition Copyright © 2015 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 978-83-241-5411-1 Warszawa 2015. Wydanie I Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o. 02-952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63 tel. 620 40 13, 620 81 62 www.wydawnictwoamber.pl Konwersja do wydania elektronicznego
P.U. OPCJA
[email protected]
Moim wielbicielom, wszystkim razem i każdemu z osobna. Obyście pokochali Collina tak jak jego tatę!
Rozdział 1 Spojrzałem na zegarek w telefonie, tkwiąc w jednym ze słynnych nowojorskich korków. Mama z pewnością mnie zabije, jeśli znowu spóźnię się na kolację. Dwa razy w tygodniu miałem być w domu na kolacji. W te dwa wieczory, kiedy przychodziła do nas Julia z Jakiem, jedliśmy wspólnie rodzinną kolację. Powinienem był wyjść z Black Enterprises wcześniej, ale pojawił się nieoczekiwany gość. Niesamowita laska. Jedno prowadziło do drugiego, był seks, no i teraz spóźnię się na kolację. Zaparkowałem range rovera i pojechałem windą do penthouse’u. Poszedłem prosto do kuchni, skąd dobiegała rozmowa. Dzięki Bogu nie zaczęli jeszcze jeść. – O, jesteś – powiedziała mama, kiedy podszedłem do niej i pocałowałem ją w policzek. Musiało się wydarzyć coś niezwykłego. Wszyscy byli zdecydowanie zbyt radośni. Julia uśmiechnęła się, kiedy pocałowałem ją w policzek i uścisnąłem doń Jake’a. – Co jest? Czuję, że świętujemy, czy coś w tym rodzaju. Julia spojrzała na mnie i chwyciła mnie za rękę. – Jestem w ciąży. Zostaniesz wujkiem! – uśmiechnęła się. – Co? Gratulacje! – wykrzyknąłem, obejmując ją i przyciągając do siebie. – Dziękuję, braciszku. Uściskałem też Jake’a. – Gratuluję, stary. Rany. Myślałem, że poczekacie z tym jeszcze parę lat? – Tak, my też. Ale stało się i nie moglibyśmy być szczęśliwsi – uśmiechnął się Jake. Odwróciłem się do taty, który uśmiechał się od ucha do ucha. – Cóż, zdaje się, że będziesz dziadkiem – powiedziałem i objąłem go ramieniem. – Tak, i chyba jeden wnuk na razie wystarczy. Zalatujesz perfumami i domyślam się, że to z jej powodu się spóźniłeś. – Pracowałem, tato. Przygotowywałem kontrakt na jutrzejsze spotkanie. – Naprawdę? Kiedy trzy godziny temu wychodziłem z biura, miałeś już prawie wszystko skończone. Westchnął. Odszedłem, bo nie miałem ochoty tego słuchać. Nie rozumiał, przez co przechodziłem, a nie byłem w nastroju na kazanie Connora Blacka. Mama i Julia zawołały nas do stołu i usiedliśmy razem do rodzinnej kolacji. Cieszyłem się
szczęściem Julii i Jake’a; na pewno będą wspaniałymi rodzicami. Julia promieniała, Jake był cały w uśmiechach, rodzice tryskali radością, a ja byłem zadowolony, że Connor i Ellery wreszcie mają coś poza mną, na czym będą mogli się skupić. Nie byłem wzorem syna, odkąd Hailey wyjechała. Zależało mi, żeby nam się udało, ale stwierdziła, że skoro ona wyjeżdża do Włoch, a ja zostaję w Nowym Jorku, nie może nam się udać. Wyjechała, żeby studiować modę, kiedy została przyjęta do jednej z najlepszych szkół projektowania, i była teraz na stażu u jakiegoś znanego projektanta, wschodzącej gwiazdy designe’u. Wyjechała, nie mówiąc nawet „przepraszam”. W następnym tygodniu przypadały moje dwudzieste drugie urodziny, a chodziliśmy ze sobą prawie sześć lat. Jak można tak po prostu wyrzucić przez okno sześć lat? Myślałem, że coś nas łączy, i byłem pewny, że dla niej także ma to znaczenie. Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej byłem wściekły. No cóż, teraz to już przeszłość. Nigdy więcej nie pozwolę, żeby kobieta zrobiła mi coś takiego. Odkąd Hailey wyjechała, za dużo imprezowałem, za dużo piłem, uprawiałem seks z każdą kobietą, która spojrzała w moim kierunku, i doczekałem się etykiety Pierwszego Playboya Nowego Jorku. Kobiety przepadały za mną tak jak za moim tatą. Mama nazywała to Klątwą Blacków. Doszedłem do wniosku, że wiele kobiet to lepszy pomysł niż jedna. Żadnych związków, żadnych zobowiązań, nic. Po prostu dobry seks i buziak na do widzenia. Kiedy jedna kobieta znikała, pojawiała się następna. – Wszystko w porządku, Collin? – spytała mama. Spojrzałem na nią. Patrzyła na mnie niebieskimi oczami. – Tak, oczywiście. Dlaczego pytasz? – Wydajesz się nieobecny. Twoja siostra zadała ci pytanie, a tym nie odpowiedziałeś. Prawda była taka, że zatopiony w rozmyślaniach o Hailey, nawet jej nie usłyszałem. – Przepraszam, Julio. Co mówiłaś? Popatrzyła na mnie, wydymając usta. – Później pogadamy, po kolacji. – W porządku – uśmiechnąłem się, kończąc jedzenie. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i poszedłem na górę, do swojego pokoju. Usiadłem na łóżku. Julia zapukała lekko do drzwi i spytała, czy może wejść. – Hej – uśmiechnąłem się, wyciągając do niej rękę. Ujęła ją i usiadła obok.
– Martwię się o ciebie, Collin. – Nie martw się, siostrzyczko. Nic mi nie jest – powiedziałem z uśmiechem. – Minęło już kilka miesięcy, odkąd Hailey wyjechała. Rozmawiałeś z nią? – Nie. Dała mi jasno do zrozumienia, że lepiej będzie, jeśli sobie odpuścimy, bo to tylko utrudni sprawę. Zresztą, do diabła z tym. Mam to już za sobą, idę do przodu. Julia objęła mnie ramieniem. – Myślę, że wcale nie masz jeszcze tego za sobą, co mnie zresztą nie dziwi. Nie było to aż tak dawno temu, a ja doskonale wiem, że jeśli było się w związku tyle czasu co wy dwoje, niełatwo zostawić to za sobą. – No cóż, mylisz się. Zmarnowałem sześć lat życia w jakimś idiotycznym związku. Nigdy więcej tego nie zrobię. Teraz poznaję świat, imprezuję i dobrze się bawię. Robię to, co powinienem był robić przez ostatnie sześć lat, zamiast dać się uwiązać do jednej laski. – Wiem, że wcale tak nie myślisz, Collin. Prawda jednak była taka, że może rzeczywiście tak właśnie myślałem. Nadal byłem zły na Hailey za to, że zerwała nasz związek. Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem, że już czas wybrać się do baru z Aidenem. Pocałowałem Julię w policzek i wstałem. – Posłuchaj, muszę już iść. Za pół godziny mam się spotkać z Aidenem. Jeszcze raz gratuluję. Będziecie świetnymi rodzicami. – Dziękuję, Collin. A ty nie napytaj sobie kłopotów. – Tego nie mogę obiecać – mrugnąłem do niej, wychodząc z pokoju. Poszedłem do łazienki i umyłem zęby. Skropiłem się wodą kolońską i zacząłem schodzić na dół, kiedy zatrzymała mnie mama. – Collin, dokąd się wybierasz? – spytała. – Umówiłem się z Aidenem. – Naprawdę choć jednego wieczoru nie mógłbyś spędzić w domu? Prawie cię już nie widujemy? – Wydęła wargi. – Daj spokój, mamo. Mam prawie dwadzieścia dwa lata. Ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę, jest siedzenie w domu z rodzicami, jeśli mogę wyskoczyć gdzieś ze znajomymi. Poza tym tata widzi mnie codziennie w biurze, przez cały dzień. – Cóż, a ja nie, i tęsknię za synem. – Kocham cię, mamo – powiedziałem, pocałowałem ją w policzek i wsiadłem do windy. Kiepsko się z tym czułem. Bardzo kochałem mamę i nie znosiłem czuć się przez nią
winny, ale czekała mnie dobra zabawa i tym właśnie zamierzałem się zająć, bez względu na to, co mówiła. Do Club S pojechałem taksówką, bo wiedziałem, że się napiję i nie będę w stanie prowadzić. Tata właśnie starał się zatrudnić nowego szofera. Denny przeszedł na emeryturę; tata go do tego zmusił, bo Denny miał problemy zdrowotne i to zaczynało być dla niego zbyt męczące. Tata wyraźnie nie spieszył się z zatrudnieniem nowego szofera, chyba dlatego, że nie wyobrażał sobie, by ktokolwiek poza Dennym mógł wozić jego albo jego rodzinę. Kiedy taksówka podjechała pod Club S, Aiden już tam na mnie czekał. Wysiadłem, przybiliśmy piątkę i weszliśmy do środka. Muzyka ryczała, podłoga drżała pod stopami. Tłok był większy niż zwykle i tańczyły piękne dziewczyny. Od samego patrzenia na nie czułem, że mi staje. Podszedłem do baru i zamówiłem, jak zawsze, szkocką, a Aiden whisky. Od kilku miesięcy zwykle tu właśnie się spotykaliśmy. Przychodziły tu fantastyczne laski, które umiały się dobrze zabawić. Gdyby moi rodzice wiedzieli, że to tu bywam, nie byliby zachwyceni. Usiedliśmy przy stoliku i wychyliliśmy swoje szklaneczki. Jakaś ładna dziewczyna przyglądała mi się ze swojego barowego stołka. Kiedy uśmiechnąłem się do niej i zmrużyłem oko, podeszła i usiadła obok. – Słodki jesteś – uśmiechnęła się. – Dzięki, mała. Ty też jesteś słodka. – Mogę ci postawić drinka? – spytała. – Nie. Ale ja mogę postawić tobie. Podniosłem rękę i dałem znak Amber, naszej kelnerce, żeby przyniosła dla każdego z nas po dwie wódki. Kiedy tylko postawiła je na stoliku, stuknęliśmy się, a potem wychyliliśmy tak szybko, jak się dało. Po drugim dziewczyna chwyciła mnie za rękę i pociągnęła na parkiet. Objąłem ją w pasie, a ona przesunęła po mnie tym swoim seksownym tyłeczkiem w górę i w dół. Od razu mi stanął. Miała naprawdę krótką sukienkę, dzięki czemu mogłem bez trudu wsunąć pod nią ręce i położyć je na jej gołym tyłku. Wydawała się zadowolona; odrzuciła głowę w tył, kiedy ścisnąłem jej pośladki. Kiedy zmieniła się piosenka, wróciliśmy do stolika, żeby jeszcze się napić. Aiden siedział tam już z naprawdę gorącą laseczką na kolanach. Wszyscy wypiliśmy więcej,
niż powinniśmy, i zanim zdążyłem się zorientować, co się dzieje, znalazłem się przed klubem i przypierałem swoją dziewczynę do ściany budynku. – Jedźmy do ciebie – uśmiechnęła się i ugryzła mnie lekko w dolną wargę. Odwróciłem się i zawołałem taksówkę, którą pojechaliśmy do penthouse’u. – Musimy zachowywać się bardzo cicho. Moi rodzice śpią – wyszeptałem, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Zaśmiała się, kiedy wziąłem ją na ręce i spróbowałem wnieść na schody. Oczywiście potknąłem się i przewróciliśmy się oboje. Wybuchnęliśmy śmiechem. Zakryłem jej usta ręką i w końcu dotarliśmy do mojego pokoju. Cicho zamknąłem drzwi. – Collin, zejdź tu, natychmiast! – wołał tata z dołu. Przewróciłem oczami i zszedłem do jego gabinetu. – Co? – Wiesz co, Collin. Westchnąłem, krzyżując ramiona na piersi. Wiedziałem, o co chodzi. O tę gorącą brunetkę, z którą wróciłem poprzedniego wieczoru do domu. – Uspokój się, tato. To miła dziewczyna – powiedziałem z uśmiechem. – Naprawdę? A jak ona, do diabła, ma na imię? Cholera, przygwoździł mnie. Jeśli mnie pamięć nie zawodziła, nie dotarło do mnie jej imię, ale gdybym przyznał się do tego tacie, dostałby szału, więc szybko ją ochrzciłem. – Ma na imię Darcy. – Gówno prawda! Ma na imię Renee. Zapytaj, skąd to wiem, Collin. No, dalej, zapytaj! – wrzasnął. – Skąd znasz jej imię, tato? – Bo przedstawiła mi się dziś rano, kiedy przechodziłem korytarzem, a ona wyszła z twojego pokoju, nago! Mama jest w kuchni, gotowa cię zabić. Całkiem ci odbiło, kiedy Hailey wyjechała, ale od dziś koniec z tym. Rozumiesz? A teraz zabieraj tyłek do kuchni i przeproś mamę, może, może uda ci się to przeżyć. Po wczorajszym wieczorze miałem koszmarny ból głowy, a wrzaski ojca tylko pogorszyły sytuację. Teraz musiałem jeszcze stawić czoło mamie. Ostatnią rzeczą, jakiej chciałem, było sprawić jej zawód, ale ostatnio nic innego nie robiłem. Wyszedłem z gabinetu i ruszyłem prosto do kuchni. Mama siedziała przy stole.
– Siadaj, ale już! – rzuciła, patrząc na mnie gniewnie. – Mamo, ja… – Milcz. Nie waż się odezwać słowem, dopóki nie powiem wszystkiego, co mam ci do powiedzenia. Celowała we mnie palcem. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wcześniej to zrobiła. Była naprawdę wkurzona i w pewnym sensie przeraziło mnie to. – Wiem, że cierpisz, Collin. Wiem, że jest ci ciężko od czasu, kiedy wyjechała Hailey, ale przestałeś chyba nad sobą panować. Wychodzisz co wieczór. Wracasz nad ranem, zajeżdżając alkoholem. Nie mam ochoty oglądać nagich dziewczyn, wychodzących rano z twojej sypialni. To brak szacunku i nie będę tego tolerowała w swoim domu. Co ty sobie, do diabła, wyobrażasz? Patrząc w jej rozgniewane, ale też bardzo smutne oczy, nienawidziłem siebie za to, że tak się przeze mnie czuła. – Przepraszam, mamo. Nie pomyślałem; to się już więcej nie powtórzy. – Masz rację; to się więcej nie powtórzy. Connor, chodź tutaj! – zawołała. Do kuchni wszedł tata i spojrzał na mnie. – Ciągle żyjesz, jak widzę. Przewróciłem oczami. Miałem wrażenie, że moja głowa zaraz eksploduje. Mama wstała z krzesła i zaczęła przygotowywać składniki koktajlu na kaca, który zawsze robiła. Boże, nie znosiłem tego. – Connor, nie masz czasem czegoś do powiedzenia Collinowi? – spytała. Tata spojrzał na mnie, siadając na krześle. – Postanowiłem, że będziesz dzisiaj na spotkaniu w biurze, a potem omówimy kilka rzeczy, którymi będziesz musiał się zająć. – Mowy nie ma, tato. Mam dzisiaj wolny dzień. Nie wysiedziałbym na spotkaniu z tym kacem. Mało spałem ostatniej nocy i marzyłem tylko o tym, żeby wrócić do łóżka. – Zmieniłem termin twojego dnia wolnego i nie przypada on dzisiaj – poinformował mnie tata, podnosząc się z krzesła. Mama podała mi szklankę z koktajlem. – Proszę, syneczku, wypij wszystko, bo w biurze będziesz musiał dać z siebie wszystko – uśmiechnęła się. Tata dopił kawę. Wychodząc z kuchni, odwrócił się do mnie i spojrzał na zegarek. – Masz jakieś piętnaście minut, żeby się przygotować. Czekam przy windzie. Lepiej,
żebyś się nie spóźnił.
Rozdział 2 W itaj, Collin – powiedziała Valerie, kiedy wchodziłem do gabinetu ojca. – Dzień dobry, Valerie. Ile zostało ci jeszcze dni do emerytury? – Dziesięć i jadę do Arizony – odparła z uśmiechem. – Fajnie. – Zmrużyłem oko. Otworzyłem drzwi. Przy biurku, naprzeciw ojca, siedziała bardzo seksowna kobieta, ubrana cała na czarno. Kiedy odwróciła się, żeby na mnie spojrzeć, oczami wyobraźni natychmiast zobaczyłem, jak pochylam ją nad biurkiem i biorę od tyłu. – Collin, prowadzę właśnie ważną rozmowę kwalifikacyjną. – Przepraszam, tato, ale musisz to przejrzeć, jak już skończysz. Usiadłem na krześle obok dziewczyny i wyciągnąłem do niej rękę. – Witaj. Jestem Collin Black, a ty…? Uśmiechnęła się do mnie i uścisnęła lekko moją dłoń. – Witaj. Jestem Briana. – Miło mi cię poznać, Briano – powiedziałem, całując ją w rękę. Tata przewrócił oczami i wstał zza biurka. – No dobra, Collin, dzięki, że mi to podrzuciłeś. A teraz wracaj do siebie i weź się do roboty. Mrugnąłem do Briany, a potem wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi. Była gorąca, a po sposobie, w jaki na mnie patrzyła, poznałem, że ma na mnie ochotę. Valerie pokręciła głową, kiedy mijałem jej biurko. – Co? – spytałem. – Niedaleko pada jabłko od jabłoni, to pewne. Ruszyłem korytarzem do biura, które zajmowała Julia, i otworzyłem drzwi, ale nie było jej tam. Usłyszałem jednak jakieś dźwięki dobiegające z jej łazienki. Podszedłem tam i zapukałem delikatnie. – Julio? Wszystko w porządku? Usłyszałem szum spuszczanej wody i Julia wyszła, ocierając usta serwetką. – Poranne mdłości – westchnęła. – Och. Niedobrze. Usiadłem po drugiej stronie jej biurka. Otworzyła szufladę i wyciągnęła miętówkę. – Co ty tu robisz? Czy to nie jest twój wolny dzień?
– Miał być, ale tata zmienił to po ubiegłej nocy. – A co się znowu stało? – spytała. – Wróciłem do domu z dziewczyną. Rano ona wyszła z pokoju i na korytarzu wpadła na tatę. Nie wiem, czy wspomniałem już, że była naga. – Collin! Co ty wyrabiasz? – Tak, wiem. Oszczędź mi kazania, wysłuchałem już po jednym od taty i mamy i nie jestem w nastroju na więcej. Mam kaca i jestem wykończony. Nie rozumiem, dlaczego mam ponieść karę za to, że się dobrze bawiłem. – Może dlatego, że w twoim przypadku dobra zabawa na ogół kończy się katastrofą – uśmiechnęła się. – Żałuję, że nie mogłam być dziś rano muchą na ścianie waszej kuchni. – Tak, no cóż. Było, minęło. Muszę tylko jakoś przetrwać ten dzień. Masz może nowe plany siłowni? – Tak, mam je tutaj – powiedziała, podając mi rysunki. Zwinąłem je, podszedłem do niej i pocałowałem w czubek głowy. – Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej, siostrzyczko. – Dzięki, Collin – powiedziała z uśmiechem. Wsunąłem plany pod pachę i wyszedłem. Właśnie wykonywałem zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy zobaczyłem tatę. Szedł w moją stronę. – Zaczekaj, synu. Wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się powoli. – Tak, tato? – Możesz już wracać do domu. – Mówisz poważnie? – Tak. Tylko najpierw musisz podrzucić te plany do biura w Chicago – uśmiechnął się. – Samolot już czeka. – Ha, ha. Bardzo zabawne, tato – zaśmiałem się. – Przykro mi, ale to nie żart. – Możesz wysłać je pocztą, dostaną je jutro rano – oznajmiłem. – Mógłbym. Ale chcę, żeby dostali je dzisiaj – uśmiechnął się pod nosem. Pokręciłem głową, wyrwałem teczkę z jego rąk i odszedłem, prychając. Byłem na górze, pakowałem akurat torbę podróżną, kiedy do pokoju zapukała mama. – Wejdź, mamo.
– A więc tata wysyła cię do Chicago. – Tak. Na to wygląda – westchnąłem. – Wie, że nie czuję się dzisiaj dobrze, ale nic go to nie obchodzi. – Wiesz, że to nieprawda, Collin. Chcesz, żebym z tobą poleciała? – spytała. – Nie. Jestem już dużym chłopcem, mamo. Mogę polecieć do Chicago sam. Położyła dłoń na moim policzku. – Zawsze będziesz moim małym chłopczykiem, bez względu na wiek – powiedziała z uśmiechem. Objąłem ją i mocno uścisnąłem. – Wiem. Kocham cię, mamo. – Ja też cię kocham. Napisz mi SMS, kiedy już wylądujesz. Bez dyskusji. Westchnąłem, a potem uśmiechnąłem się do niej szeroko. – Mam lepszy pomysł. Zadzwonię do ciebie. Już wychodziłem, kiedy zadzwonił mój telefon. Wyjąłem go z kieszeni. Dzwonił tata. – Słucham – mruknąłem niechętnie. – Zmiana planów, Collin. Polecisz liniowym, bo z samolotem coś jest nie tak, mechanik musi go obejrzeć. – Żartujesz? – A brzmi to tak, jakbym żartował? Stałem, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Masz lot za dwie godziny. Sugeruję, żebyś szybko pojechał na lotnisko. Bilet już tam na ciebie czeka. Słyszałem w jego głosie, że był zachwycony całą tą sytuacją. Miałem zapłacić za to, że przyprowadziłem dziewczynę do domu, w taki czy inny sposób. – Świetnie, właśnie wychodziłem. A tak przy okazji, kiedy zatrudnisz nowego szofera? – Nie wiem. Później pogadamy – odparł i się rozłączył. Chwyciłem torbę i ruszyłem po schodach na dół. – Lecę samolotem liniowym, bo z odrzutowcem coś się stało – powiedziałem do mamy i ruszyłem do windy. – Wszystko będzie dobrze, kochanie. Miłego lotu – życzyła mi i pocałowała mnie w policzek. Przewróciłem oczami i zjechałem windą na parking. Wsiadłem do range rovera i pojechałem na lotnisko. Zaparkowałem w niedozwolonym miejscu, chwyciłem torbę
leżącą na siedzeniu obok i pobiegłem do kasy. – W czym mogę pomóc? – spytała dziewczyna za blatem, uśmiechając się szeroko. – Jestem Collin Black, mam tu odebrać bilet do Chicago. – Muszę zobaczyć dokument tożsamości, panie Black. Była śliczna i oblizywała pełne wargi. Gapiłem się na jej usta, wyobrażając je sobie na swoim penisie. Dziewczyna wystukała coś na komputerze, a potem wręczyła mi bilet razem ze złożoną kartką papieru. Rozłożyłem ją – w środku był jej numer telefonu. Spojrzałem na nią z uśmiechem. – Może zadzwoni pan do mnie po powrocie do Nowego Jorku – odezwała się niewinnie. – Myślę, że to zrobię. – Skinąłem głową i zacząłem odchodzić, nie spuszczając z niej wzroku. Spojrzałem na bilet. Co, u diabła! Klasa ekonomiczna! To chyba dowcip? W drodze do bramek wyciągnąłem z kieszeni telefon i zauważyłem, że przyszedł SMS od taty. „Zapomniałem ci powiedzieć, że na pierwszą i biznes klasę nie było już miejsc. Miłego lotu ekonomiczną synku”. Nie miałem zamiaru odpowiadać, bo wiedziałem, że zrobił to celowo. Jezu, naprawdę postarał się, żebym zapłacił za swój błąd. Przy bramce podszedłem do dziewczyny za blatem. Błysnąłem uśmiechem i spytałem, czy mogę dopłacić do pierwszej klasy. – Nie, przykro mi, ale nie ma miejsc ani w pierwszej klasie, ani w biznesowej. Przyszedł pan w ostatniej chwili. Już wpuszczamy podróżnych na pokład. Przewróciłem oczami, westchnąłem, podnosząc z podłogi torbę, i stanąłem w długiej kolejce ludzi czekających na wejście do samolotu. Dzisiaj wieczorem naprawdę się upiję. Byłem ciekaw, czy spotkam się z Ellie. Znalazłem swoje miejsce i wcisnąłem się jakoś. Przynajmniej było przy oknie. To jakiś absurd, żebym musiał latać w ten sposób. Ale może mi się poszczęści i obok usiądzie jakaś gorąca laska. Nic z tego. Jakiś zaziębiony dzieciak, który kaszlał, jakby miał zaraz wypluć płuca. – Hej, może zasłonisz usta? Spojrzał na mnie spod zmarszczonych brwi. – Nie twój zakichany interes, frajerze. – Gdzie jest twoja mama, mały? – spytałem z irytacją. – Nie wiem. Siedzi gdzieś z tyłu.
Założył słuchawki i podkręcił muzykę na swoim iPodzie. Była tak głośna, że słyszałem rapera mimo ryku silników samolotu. Pokręciłem głową i spojrzałem w okno. Kiedy można już było korzystać z telefonów, wyjąłem komórkę z kieszeni i zacząłem przeglądać zdjęcia. Było jedno zdjęcie Hailey, którego nie usunąłem. Moje ulubione. Po prostu nie potrafiłem go usunąć. – Kto to? Twoja laska? – spytał chłopak. Spojrzałem na niego ostro. – To chyba nie twój zakichany interes? – Dupek – mruknął, spoglądając na swojego iPoda. Włączyłem aparat i podniosłem telefon. – Hej, mały. Uśmiech, proszę. Jak tylko odwrócił głowę, zrobiłem mu zdjęcie. – Co jest, kurczę – powiedział, ale znowu dostał ataku kaszlu. – Na pamiątkę tego lotu – mruknąłem z uśmiechem. – Dupek – wymamrotał. Wysłałem jego zdjęcie Julii razem z wiadomością. „Tata wysłał mnie samolotem liniowym, i proszę z kim utknąłem”. „O rany! Przezabawne. Bądź miły dla tego dzieciaka. Pamiętaj, że niedługo będziesz wujem. Ale to dziwne, że on leci pierwszą klasą”. „Nie – lecę klasą ekonomiczną, bo na pierwszą i biznes nie było już miejsc. Pieprzyć to”. „LOL! Zuch tata”. „Ha, ha. Cieszę się, że cię to bawi”. „Przepraszam. Miłego lotu. Kocham cię”. „Ja ciebie też, siostrzyczko”. Spojrzałem na młodego, który znowu kaszlał. – Jesteś chory, czy co? – spytałem poważnie. Odwrócił głowę i spojrzał na mnie. – Ta. Mam cystic fibrosis. Wiedziałem, co to jest, bo w college’u musiałem zrobić o tym prezentację w Power Poincie na zajęcia ze zdrowia i higieny. – Przykro mi, chłopie. – Nie potrzebuję twojej litości – odparł. – Nazywam się Collin i nie mam w ofercie litości – powiedziałem z uśmiechem i
wyciągnąłem do niego rękę. Skrzywił się i spojrzał na moją dłoń, a potem powoli ją uścisnął. – Jestem Jacob Kline. – Miło mi cię poznać, Jacobie Kline. – Jasne – mruknął smutno. Naprawdę było mi go teraz żal. Rozumiałem już, skąd ta szorstka poza. Musiał ukrywać jakoś smutek, który miał w środku. – Po co lecisz do Chicago? – Do kolejnego specjalisty – odrzekł. – Ile masz lat? – Dwanaście. Odwróciłem głowę do okna. Było mi żal tego dzieciaka i nie mogłem uwierzyć, że jego matka nie siedzi obok niego. Co to w ogóle za matka? – Mogę zamienić się miejscami z twoją mamą, jeśli chcesz, żeby siedziała z tobą – zaproponowałem. – Nie. Jesteś w porzo – uśmiechnął się. Przegadaliśmy z Jacobem cały lot. Opowiedziałem mu o Hailey, a on o swojej chorobie. Powiedział, że nie ma wielu przyjaciół, bo dzieciaki się boją. Kiedy samolot wylądował, siedziałem na swoim miejscu, aż po Jacoba przyszła mama. – Cześć, mamo. To jest Collin. Mój nowy kumpel! – zawołał z uśmiechem. – Miło mi cię poznać, Collin. Jestem Diana – uśmiechnęła się. Była to starsza kobieta, wyglądała na zmęczoną. Kiedy wysiadaliśmy razem z samolotu, sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem banknot dwudziestodolarowy. Podałem go Jacobowi. – Trzymaj, i kup sobie coś fajnego w Chicago – mrugnąłem do niego. – Rany! Dzięki! – wykrzyknął Jacob. – To bardzo miło z twojej strony, Collin, ale Jacob nie może tego przyjąć. – Ależ może. Proszę, niech mu pani pozwoli to przyjąć. – Dziękuję. Jest pan bardzo miły. Przybiłem piątkę z Jacobem, a potem pomachałem do niego i jego mamy. Wsiadając do samochodu, zauważyłem, że Jacob i Diana stoją kawałek dalej. W samolocie Jacob powiedział mi, że nie mają pieniędzy, bo jego mama właśnie straciła pracę, a całe swoje niewielkie oszczędności wydała na tę podróż dla niego. Poprosiłem kierowcę, żeby zaczekał, i wysiadłem z auta. Podszedłem do Diany i zapytałem, czy nie mógłbym
podrzucić ich do hotelu. Opierała się trochę na początku, ale Jacob uprosił ją w końcu, żeby się zgodziła. Spytałem, gdzie się zatrzymają. Nie patrząc na mnie, odpowiedziała: – Chciałam prosić taksówkarza, żeby zawiózł nas po prostu do najtańszego motelu. To wszystko zdarzyło się tak szybko, naprawdę w ostatniej chwili, więc nie miałam czasu wszystkiego przygotować. Nie mogłem pozwolić, żeby Jacob mieszkał w jakimś brudnym hotelu. Nie w jego stanie. Miałem już nawet pomysł. – Proszę posłuchać, zanim mi pani odmówi, muszę coś wyjaśnić. Nie powinniście zatrzymywać się gdzieś, gdzie może nie być zbyt czysto, nie przy chorobie Jacoba. Zabiorę was do hotelu, gdzie sam się zatrzymam, i opłacę wasz pokój na tak długo, jak będzie to konieczne. Diana podniosła rękę i od razu przybrała ton defensywny. – Nie, to absolutnie wykluczone. Nie. Nie mogę na to pozwolić. To bardzo miłe z pańskiej strony, ale przecież jest pan obcy, nie zna nas pan, a my pana. No i nigdy nie mogłabym się się na to zgodzić. Jacob opierał głowę o jej ramię i wyglądał na zmęczonego. – Posłuchaj, Diano. Jacob powiedział mi, że straciłaś pracę i wydałaś całe swoje oszczędności na wyjazd do specjalisty do Chicago. Zaraz się przedstawię i już będziemy się znali. Wyciągnąłem do niej rękę. – Cześć, Diano, jestem Collin Black, pracuję dla Black Enterprises w Nowym Jorku. Przyleciałem do Chicago, żeby dostarczyć dokumenty do naszego tutejszego biura. Moi rodzice kochają się jak wariaci, moja siostra i jej mąż spodziewają się swojego pierwszego dziecka, a moja dziewczyna, z którą byłem przez sześć lat, właśnie mnie rzuciła i poleciała do Włoch studiować modę. Proszę pozwolić mi sobie pomóc, bo naprawdę lubię Jacoba, to mój przyjaciel. Przekrzywiła głowę i patrzyła na mnie. – Jesteś synem Conora Blacka? – zapytała. – Tak, to ja. Znasz mojego ojca? – Nie, nie osobiście, ale wiem, kto to jest. Co roku organizuje imprezy charytatywne na rzecz dzieci z autyzmem. – To prawda. No to teraz już znasz moją rodzinę i wiesz, że lubimy pomagać innym. Więc proszę cię, Diano, pozwól, żebym wam pomógł.
– Rodzice byliby z ciebie bardzo dumni – uśmiechnęła się. – Dziękuję, Collin. Obiecuję, że oddam dług. Wyciągnąłem telefon i wysłałem wiadomość do Ellie. „Hej, mała. Jestem w mieście. Co powiesz na mały clubbing dziś wieczorem?” „Najwyższy czas, panie Black. Zastanawiałam się, kiedy znowu się zobaczymy”. „Dziś wieczorem, maleńka. O siódmej?” „Super. Będę w centrum, więc spotkamy się w twoim hotelu”. „Będę czekał”. Ellie była seksowną dziewczyną i nie mogłem się doczekać, kiedy znowu pójdę z nią do łóżka. Odezwał się mój telefon – dzwoniła mama. Cholera, zapomniałem zadzwonić do niej po wylądowaniu. – Cześć, mamo. – Żyjesz? Mówiłeś, że zadzwonisz, jak już będziesz na miejscu. – Przepraszam, mamo, ale byłem bardzo zajęty. – Naprawdę? – Naprawdę, mamo. Obiecuję, że wyjaśnię wszystko, jak wrócę do domu. Teraz muszę kończyć. Właśnie przyjechałem do hotelu. Kierowca wyjął nasze torby z bagażnika i podał nam. Diana i Jacob stanęli przed Trump Hotel i nie odrywali wzroku od fasady. – Chodźcie, spodoba wam się tu – zachęciłem z uśmiechem. Weszli za mną do środka i podeszli do recepcji. – Witam, panie Black. Apartament jest już gotowy – oznajmiła pracownica hotelu. – Dziękuję. Będę potrzebował jeszcze dodatkowego pokoju dla moich gości. – Oczywiście, panie Black. Na jak długo zatrzymają się u nas pańscy goście? Spojrzałem na Dianę. – Tylko dwie noce – odparła. – Na pewno? Naprawdę możecie zostać dłużej. – Na pewno. Jutro mamy wizytę u tego specjalisty, a następnego ranka wracamy. Nie mogę zostać tu dłużej niż to absolutnie konieczne. – Dwie noce – powtórzyłem recepcjonistce. Diana i Jacob podeszli do szklanej windy i wpatrywali się w nią. Nachyliłem się do recepcjonistki i szepnąłem: – Proszę im powiedzieć, że minibar w pokoju jest darmowy, tak jak posiłki do pokoju. Wszystko proszę zapisać na mój rachunek.
– Naturalnie, panie Black. Zawołałem Dianę i recepcjonistka podała jej klucz, a potem wyjaśniła, że minibar i posiłki do pokoju są już zawarte w cenie. – Na pewno? – dopytywała Diana. – Na tym polega urok Trump Hotel – mrugnąłem do niej. Chłopiec hotelowy podszedł i wziął torby. Diana uściskała mnie i ze łzami w oczach podziękowała za pomoc. – Odwagi jutro – powiedziałem do Jacoba i przybiliśmy piątkę. – Bułka z masłem – odparł. Weszli do windy i machali, kiedy ruszyła do góry. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem do taty. – Halo – odpowiedział. – Cześć, tato. Musisz pojutrze przysłać po mnie samolot do Chicago. – Collin, kupiłem ci bilet powrotny. – Wiem, ale coś się wydarzyło. – Co chcesz przez to powiedzieć? – spytał. – Nie możesz nawet polecieć do Chicago, żeby nie władować się po drodze w jakieś kłopoty? – Nie władowałem się z żadne kłopoty, tato. Poznałem kogoś. – Jezu Chryste, Collin, to mi wystarczy… – Nie, tato, pozwól, że ci wyjaśnię. Poznałem dziecko. Chore dziecko. – Co? – spytał spokojnie. Opowiedziałem mu o Jacobie, Dianie i o tym, że straciła pracę. – To bardzo miłe, co dla nich zrobiłeś, synu. Jestem z ciebie dumny – oznajmił ojciec. – Dzięki, tato. Muszę już kończyć. Muszę podrzucić te plany do biura, a potem spotkać się ze znajomymi. – Nie pakuj się w żadne kłopoty. – Nie wpakuję się, tato.
Rozdział 3 Przeszedłem przez drzwi Black Enterprises i jak zawsze zostałem ciepło powitany przez wszystkie panie. Pojechałem windą do biura Mac. – A niech mnie, jeśli to nie nasz pan przystojniak – uśmiechnęła się, kiedy wszedłem do środka. – Wiesz, co możesz zdobyć dzięki takim pochlebstwom – powiedziałem, chwytając się za krocze. – Mam powiedzieć twojemu tacie, że mnie molestujesz? – uśmiechnęła się, całując mnie w policzek. – Smutne, ale pewnie by ci uwierzył. – Wydąłem usta. – Tu są plany – dodałem, podając jej teczkę. Mac – Mackenzie – była dyrektorem biura w Chicago. Doglądała wszystkiego i pilnowała, żeby działało bez zarzutu. Miała już swoje lata, pracowała dla taty, odkąd postawił ten budynek, i znała mnie od dziecka. Była całkiem niezła jak na swój wiek i lubiliśmy sobie pożartować; tym większa szkoda, że nie interesowali jej chłopcy. – Co zrobiłeś? – spytała. Usiadłem na krześle naprzeciw jej biurka i skrzyżowałem ręce na piersi. – Co masz na myśli? – Twój tata nie kazałby ci lecieć aż do Chicago, gdybyś nie zrobił czegoś, co go wkurzyło. – Wyszedłem, upiłem się i przyprowadziłem do domu dziewczynę. Chyba nic wielkiego by się nie stało, gdyby nie wyszła z mojego pokoju naga i nie wpadła prosto na tatę. Mac usiadła za biurkiem i pokręciła głową. – Collin, zacznij myśleć głową. Co się z tobą dzieje? Nie możesz tak po prostu sprowadzać obcych dziewczyn do domu, w którym śpią twoi rodzice. Mogłeś przynajmniej zabrać ją do hotelu. Chyba cię na to stać. Zaśmiałem się. – Tak, tak, tak. To się więcej nie powtórzy. Naprawdę wkurzyłem mamę, a to ostatnia rzecz, jaką chciałem zrobić. – Dostałeś nauczkę. Rozumiem, co czujesz w związku z Hailey. Wierz mi, znam to. Ale rzucanie się na każdą kobietę, która na ciebie spojrzy, nie uleczy złamanego serca.
Przewróciłem oczami i westchnąłem. – Wiem, ale nie chcę rozmawiać o Hailey. Ona należy już do przeszłości i tam jest jej miejsce. – Świetnie, ale pamiętaj, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Teraz trudno to dostrzec, ale pewnego dnia zrozumiesz – mrugnęła do mnie. Wstałem i pocałowałem ją w policzek. – Szkoda, że nie lubisz facetów. Zobacz, co tracisz – mrugnąłem, łapiąc się za krocze. – Zabieraj mi się stąd, zanim zadzwonię do twojego taty – uśmiechnęła się. – Nie zrobiłabyś tego – zauważyłem, otwierając drzwi. – Pewnie nie – mruknęła z uśmiechem. Wyszedłem z biura Mac i poszedłem korytarzem do wind. Odezwał się mój telefon. Wyjąłem go z kieszeni i zobaczyłem, że mam wiadomość od Ellie. „Cześć, przystojniaku. Jestem w holu twojego hotelu. A ty gdzie, do diabła, jesteś?” „Już jadę, maleńka. Coś mnie zatrzymało w biurze. Powiedz, żeby wpuścili cię do mojego pokoju. Będę za kwadrans”. Kiedy tylko dotarłem do hotelu, otworzyłem drzwi, ale nie zauważyłem Ellie. Przeszedłem do sypialni i pokręciłem z uśmiechem głową, rozpinając guziki koszuli. – Najwyższy czas, przystojniaku. Zaczynałam się czuć samotna w tym wielkim łóżku – uśmiechnęła się. Była zupełnie naga. – Nie ma problemu. Już jestem i obiecuję, że więcej nie poczujesz się samotna – powiedziałem z uśmiechem. Chwyciłem butelkę, zrzuciłem spodnie i wskoczyłem na łóżko. Od dzwonka mojego telefonu głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej. Wysunąłem się spod ramienia Ellie i wyjąłem komórkę z kieszeni spodni. – Halo – szepnąłem. – Śpisz?! – wrzasnął tata. – Już nie. – Musisz jechać do biura i odebrać dzisiaj te plany. Mackenzie załatwi wprowadzenie tych zmian i będzie można ruszyć z tym do przodu. – Dobra – mruknąłem. – Późno się wczoraj położyłeś, Collin? – Tak, tato. Mogę oddzwonić później?
– Jasne, synu. Zadzwoń, jak już nie będziesz taki skacowany. – Na razie, tato. Odłożyłem telefon na nocną szafkę i spojrzałem na Ellie, która ciągle spała. Wyszliśmy wczoraj na miasto, wypiliśmy za dużo, a potem przez całą noc uprawialiśmy seks. Tęskniłem za Hailey, nie mogłem temu zaprzeczyć. Ilekroć szedłem do łóżka z jakąś dziewczyną, myślałem o niej. Dlatego zawsze najpierw musiałem się upić. Kiedy byłem pijany, nie musiałem o niej myśleć. Kiedy byłem trzeźwy, miałem wrażenie, że ją zdradzam, chociaż to ona mnie porzuciła. Nie mogłem też nie pomyśleć o Jacobie i Dianie. Dzisiaj miał wizytę u specjalisty, więc przyszło mi do głowy, że fajnie byłoby się potem z nimi spotkać. Ellie poruszyła się, kiedy wstałem z łóżka i zacząłem wciągać spodnie. Podszedłem do okna w salonie apartamentu i rozsunąłem zasłony. Wyjrzałem na zewnątrz – słońce już jaśniało na niebie. Po chwili wróciłem do sypialni, wziąłem komórkę i zacząłem pisać do Hailey. „Hej, jak…” – wystukałem. A potem cisnąłem telefon na kanapę i przeczesałem włosy palcami. – Co jest, przystojniaku? – spytała Ellie, obejmując mnie z pasie ramionami. – A, mam teraz tyle na głowie. Jest kilka spraw, które muszę załatwić, wezmę prysznic i spadam. Możesz zamówić sobie coś do pokoju, jeśli masz ochotę. – Nie, wezmę tylko rzeczy i uciekam. Dobrze się wczoraj bawiłam. Może znowu się dzisiaj spotkamy? Odwróciłem się do niej i uśmiechnąłem lekko. – Chciałbym, ale nie mogę. Mam już coś zaplanowane na wieczór, a jutro wcześnie rano wylatuję. Ale dziękuję ci za wczorajszy wieczór. – Kiedy tylko pojawisz się w mieście, przystojniaku! – uśmiechnęła się i wróciła do sypialni. Wszedłem pod prysznic, a kiedy spod niego wyszedłem, Ellie już nie było. Ubrałem się i poszedłem do pokoju Diany, zobaczyć, czy wyszli już do specjalisty. Zapukałem, ale nikt nie odpowiedział, więc zszedłem na dół do recepcji i zostawiłem wiadomość dla niej i Jacoba. Wezwałem samochód, a kiedy byłem już w drodze do Black Enterprises, zadzwoniła Julia. – Halo – odebrałem. – Jak twoja głowa? – Doskonale, a dlaczego pytasz? – Parę minut temu rozmawiałam z tatą, powiedział, że późno się wczoraj położyłeś i
rano nie było z tobą kontaktu. Chyba naprawdę się o ciebie martwi. Przewróciłem oczami i westchnąłem. – Nie ma powodu, żeby się o mnie martwił. Nic mi nie jest. Jeśli lubię się zabawić, co z tego. Może jemu też przydałoby się trochę dobrej zabawy. – Myślę, że tata widzi w tobie siebie, kiedy był młodszy. Słyszałeś plotki. – I co z tego? Nie jestem nim i nic mi nie będzie. – Obiecaj mi – poprosiła. – Obiecuję. A teraz muszę kończyć, bo jestem w biurze. Rozłączyłem się i pokręciłem głową, wychodząc z samochodu. Kiedy wchodziłem do budynku, Mac właśnie wychodziła. Wsunęła rękę pod moje ramię i obróciła mnie do siebie. – Jadłeś już śniadanie? – spytała. – Nie, a co? – Świetnie. W takim razie pójdziesz ze mną. Umieram z głodu, a przy okazji przejrzymy projekty. Rozmawiałam wczoraj wieczorem z twoim tatą. Weszliśmy do restauracji, zamówiliśmy śniadanie, ale kiedy tylko zaczęliśmy oglądać plany, zadzwoniła moja komórka. Wyjąłem ją z kieszeni – dzwoniła Diana. – Halo – odebrałem. – Collin, mówi Diana. Dostałam twoją wiadomość w recepcji. – Cześć, Diano, Zastanawiałem się, czy nie mielibyście ochoty spotkać się ze mną po południu. Pomyślałem, że moglibyśmy pójść do Field Museum. Jacobowi na pewno bardzo by się tam spodobało. Ja byłem zachwycony, kiedy byłem w jego wieku. Prawdę mówiąc, nadal jestem. – To bardzo miło z twojej strony, Collin, ale nie chcemy ci zabierać czasu. Wiem, że jesteś bardzo zajęty. – Szczerze mówiąc, nie jestem aż tak zajęty i naprawdę mam na to ochotę. Jacobowi się tam spodoba. Za parę godzin będę w hotelu. W porządku? – Dziękuję, Collin. Będziemy czekali. Rozłączyłem się, a Mac spojrzała na mnie dziwnie. – Teraz spotykasz się z kimś, kto ma dziecko? – spytała. – Nie, poznałem ich w samolocie. Jacob jest chory, przylecieli tu do specjalisty. Diana właśnie straciła pracę i wydała wszystkie oszczędności na tę podróż. Żal mi tego dzieciaka, więc pomyślałem, że wyprawa do muzeum dobrze mu zrobi. – No, nie… patrzcie tylko, Collin Black zachowuje się jak dorosły, odpowiedzialny
człowiek. – Zmrużyła oko. – No dobrze już, dobrze, możemy teraz przejrzeć te plany?
Rozdział 4 Rany! Mamo, patrz! – Jacob podbiegł do Sue
[1]
, największego i najsławniejszego
tyranozaura reksa na wystawie. Ruszyli przodem, a ja zostałem z tyłu i uśmiechnąłem się do siebie. Jacob był tak podekscytowany, jak przypuszczałem. Rodzice często przyprowadzali tu Julię i mnie, kiedy byliśmy dziećmi. Kiedyś przyszedłem tu z Hailey, ale nie była zachwycona; powiedziała, że to nie jej klimaty. Byłem trochę zraniony, bo to muzeum to jedno z moich ulubionych miejsc. Podszedłem do Diany i Jacoba, który spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Wyciągnąłem telefon i zrobiłem zdjęcie Sue, dinozaura, a potem wysłałem je Julii. „Sue zaraz cię pożre, Julio!” „Lol, co ty robisz w tym muzeum?” Kiedyś straszyłem ją tak zawsze, kiedy tu byliśmy, a ona naprawdę się bała i szukała ratunku u taty. Mama mówiła, żebym jej nie straszył, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Była to jedyna rzecz, której Julia nie była tak naprawdę pewna w tym muzeum, więc wykorzystywałem to jak mogłem. Poprosiłem Jacoba i Dianę, żeby stanęli przed dinozaurem i zrobiłem im zdjęcie. To też przesłałem Julii. „Przywiozłem tu Jacoba i Dianę”. „Tata mi o nich mówił. To miłe z twojej strony”. „Pogadamy o tym, jak wrócę do Nowego Jorku”. Kiedy weszliśmy do Dinosaur Hall i Jacob pobiegł do włochatego mamuta, spytałem Dianę o wizytę u specjalisty. – Jak wam poszło? – Jak zawsze. Tak naprawdę nie ma nic nowego, co mogliby dla niego zrobić. Lekarz dał mi receptę na nowy antybiotyk, na wypadek gdyby znowu pojawiła się jakaś infekcja płucna i ma zamiar omówić inne metody leczenia z naszym lekarzem z Nowego Jorku. – Przykro mi, Diano. Naprawdę chciałbym wam jakoś pomóc. – Jesteś bardzo miły, Collin, dziękuję. Ale poradzimy sobie. Wychowuję go samotnie już pięć lat, odkąd ojciec Jacoba zginął w wypadku samochodowym. Boże, nie byłem pewny, czy wytrzymam więcej. Diana przypominała mi moją mamę. Była silna i chyba umiała walczyć. Jacob spojrzał na nas, chwycił nas za ręce i
pociągnął w stronę kolejnej grupy dinozaurów. Wyszliśmy z sali i poszliśmy po kanapki do Field Bistro. Widziałem, że Jacob jest już zmęczony. Zaczął kaszleć. – Może zajrzymy jeszcze na kilka wystaw i będziemy się zbierać – zwróciła się Diana do Jacoba, przeczesując mu włosy palcami. – Mamo, nie, i nie rób mi tak z włosami. – Może twoja mama ma rację, bracie. Wydajesz się zmęczony – stwierdziłem. Znowu zaczął kaszleć. – No dobra, to może chodźmy już. – Znowu zakaszlał. Diana wzięła go za rękę i wyszliśmy z muzeum. Samochód czekał na nas przy krawężniku. W hotelu Diana podziękowała mi i powiedziała, że weźmie prysznic, a Jacob trochę w tym czasie odpocznie. Zaproponowałem, żeby zamówiła kolację do pokoju, a spotkamy się rano na śniadaniu w restauracji. Przybiłem piątkę z Jacobem, a Diana się uśmiechnęła. Jadąc windą na górę, wyjąłem telefon i postanowiłem napisać do Ellie. „Hej, seksi. Potrzebuję cię dzisiaj. Proponuję alkohol i dziki seks”. „Brzmi dobrze, przystojniaku. Spotkajmy się w Stingray’s koło ósmej”. „Włóż dla mnie coś seksownego”. „Zawsze wkładam” – odpowiedziała. W pokoju od razu się rozebrałem i wszedłem pod gorący prysznic. Miałem jeszcze kilka godzin do spotkania z Ellie, więc postanowiłem się zdrzemnąć. Śniła mi się Hailey. Byliśmy na plaży w Hamptons, graliśmy w siatkówkę i jedliśmy hamburgery. Zbudziłem się zlany potem. Cholera, pomyślałem, usiadłem na łóżku i zasłoniłem twarz rękami. Wstałem i się ubrałem. To nic takiego, nic, czego morze alkoholu i napalona kobieta nie mogłyby uleczyć. Kiedy czesałem się przed lustrem, Ellie przesłała mi swoje nagie zdjęcie. Uśmiechnąłem się, patrząc na jej idealnie krągłe piersi. Nie mogłem się doczekać, kiedy dotknę ich ustami. Poczułem, że mi staje, i miałem ochotę zwalić konia przy tym zdjęciu. Ale potem doszedłem do wniosku, że wolę poczekać, aż będę ją miał dla siebie całą. Odpowiedziałem na jej wiadomość. „Nie mogę się doczekać, kiedy cię przelecę”. „Ja też. Mam kilka zabawek, które sobie wypróbujemy”. O Boże. Mój członek, który już opadał, znowu stanął na baczność. Uśmiechnąłem się, odkładając telefon, i w tym samym momencie ktoś zapukał. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. – Tata!
– Witaj, synu. Wybierasz się gdzieś? – spytał, wchodząc do pokoju. – Hm, prawdę mówiąc, tak. – Świetnie, przyłączę się do ciebie – powiedział, stawiając torbę na podłodze. – Co ty tu robisz? – Sprawdzam, co planujesz. – Przyleciałeś aż do Chicago, żeby sprawdzić, co planuję? – Owszem – odparł i kiwnął głową. – Tato, daj spokój. Westchnął i usiadł na krześle. – Słuchaj, mama martwi się o ciebie. Więc żeby sprawić jej przyjemność, powiedziałem, że polecę za tobą i sprawdzę, co porabiasz. – Jeśli tak się martwiła, dlaczego sama nie przyleciała? – Miała już jakieś plany z Peyton, których nie mogła odwołać. Pomyśl o tym w ten sposób – możemy spędzić trochę czasu razem, jak ojciec z synem – uśmiechnął się. Chwyciłem telefon i napisałem do Ellie. „Przykro mi, mała. Muszę odwołać nasze spotkanie. Właśnie pojawił się tu mój tata”. „Weź swojego seksownego tatusia ze sobą. Zabawimy się”. „Bardzo śmieszne. Odezwę się, kiedy będę następnym razem w Chicago”. „Świetnie, przystojniaku, ale będzie mi cię dzisiaj brakowało. Naprawdę miałam ochotę wypróbować te zabawki”. „Następnym razem, maleńka”. Westchnąłem i odłożyłem telefon. – Pozwól, że zgadnę. Właśnie odwołałeś spotkanie z Sarah, Tru, Bellą, Ellie albo Riley. Przekrzywiłem głowę i zmarszczyłem brwi. – No, która z tych uroczych dziewcząt to była? – zapytał. – Ellie. Uśmiechnął się. Nie tym swoim ciepłym, kochającym uśmiechem. To był uśmiech, który mówił „znam ten typ”. – Nie musiałeś odwoływać spotkania z mojego powodu, Collin. – Owszem, tato, musiałem. Umieram z głodu. Możemy iść na kolację? Zachichotał, wstając, i wyszliśmy razem z pokoju. Poszliśmy do Joe’s Seafood, jednej z naszych ulubionych restauracji, w której zwykle jadaliśmy, kiedy byliśmy w
Chicago. Usiedliśmy, zamówiliśmy po szkockiej i zaczęliśmy przeglądać menu. Tata odchylił się na oparcie krzesła i rzucił mi to swoje spojrzenie. Takie, jakby próbował mnie wybadać, a ja naprawdę nie byłem w nastroju na kazanie. Uśmiechnąłem się do niego, kiedy kelnerka postawiła przed nami szklaneczki i przyjęła zamówienie. Potem wyjąłem telefon i wysłałem SMS do Julii. „Wiedziałaś, że tata jest tu, w Chicago, i właśnie jem z nim kolację, zamiast uprawiać clubbing z Ellie?” „LOL, bardzo mnie to cieszy. Teraz wiem, że nie wpakujesz się w żadne kłopoty”. „Dzięki, siostrzyczko. Doceniam twoje wsparcie”. „Miłego czasu z tatusiem, braciszku”. Westchnąłem, odkładając telefon, i spojrzałem na ojca.
Rozdział 5 Otworzyłem oczy i nie mogłem uwierzyć, jak bardzo boli mnie szyja. Tata spał na łóżku, a mnie wysłał na dostawkę, bo to on w końcu płacił za ten pokój. Poszedłem do łazienki, ale akurat brał prysznic. Cholera. Wziąłem telefon, żeby sprawdzić wiadomości. Była jedna od mamy. „Mam nadzieję, że miło spędziłeś czas z tatą. Poleciałabym z nim, ale nie mogłam odwołać spotkania z Peyton. Wiem, że źle się czuł z tym, że kazał ci zmienić plany i lecieć do Chicago, i martwił się o ciebie. Do zobaczenia, skarbie. Kocham cię”. Stałem i gapiłem się w telefon. A więc to on się martwił, a nie mama. Okłamał mnie, ale wiedziałem, że nigdy by się do tego nie przyznał. Wyszedł z łazienki i spojrzał na mnie. – Dobrze spałeś, synu? – zapytał. Uśmiechnąłem się, bo wiedziałem, jak bardzo kocha mnie i Julię. – Tak, tato. Doskonale. – To dobrze. Co powiesz na śniadanie? – Mam się spotkać na śniadaniu z Dianą i Jacobem. Zjedz z nami, proszę. Odwołałem też ich lot do Nowego Jorku i poprosiłem w recepcji, żeby odebrali dla nich pieniądze. Wrócą z nami, jeśli nie masz nic przeciw temu? Zaplanowałem to już wcześniej. – Oczywiście, że nie ma nic przeciw temu. Nie mogę się doczekać, kiedy ich poznam. Poszedł ubrać się do sypialni, a ja wszedłem pod prysznic. Kiedy zeszliśmy do restauracji, Diana i Jacob już tam czekali. Kiedy podeszliśmy do stolika, Diana wstała i podała ojcu rękę. – Miło mi pana poznać, panie Black – uśmiechnęła się. – Cała przyjemność po mojej stronie, Diano. To musi być Jacob – powiedział ojciec, kładąc dłoń na jego głowie. Usiedliśmy i zamówiliśmy śniadanie. Diana była spanikowana, mówiła, że jej lot został odwołany i muszą czekać na kolejny do Nowego Jorku. – Nie musicie czekać. Polecicie naszym prywatnym samolotem – uśmiechnął się tata. – Panie Black, nie mogłabym. Collin już i tak wiele zrobił dla Jacoba i dla mnie. Naprawdę możemy zaczekać.
– Bzdura. Lecicie z nami. Spojrzałem na Dianę. – Nie ma sensu się z nim spierać. Zawsze wygrywa. Chyba że spiera się z mamą. Wtedy to ona wygrywa. – Collin… – Nawet nie próbuj zaprzeczać, tato – przerwałem mu, a on się roześmiał. Zjedliśmy w czwórkę wspaniałe śniadanie, a kiedy spojrzałem na zegarek, okazało się, że czas wyjeżdżać z hotelu. Chłopiec hotelowy przyszedł do pokoju po nasze bagaże, a tata sprowadził pod hotel samochód. Wsiedliśmy do samolotu. Jacob był zachwycony. – Rany! Ale super! – wykrzyknął i zaczął kaszleć. Tata spojrzał na mnie, a potem na Jacoba. – Usiądź, gdzie tylko masz ochotę, a jak tylko wystartujemy, pokażę ci, gdzie są gry komputerowe. – Tu są gry komputerowe? Ale super! Słyszałaś, mamo? – Tak, kochanie – uśmiechnęła się Diana. Wszyscy zajęliśmy miejsca, a kiedy tylko znaleźliśmy się w powietrzu tata i Diana odpięli pasy i usiedli przy okrągłym stoliku, a ja pokazałem Jacobowi gry wideo. – Gdzie pracowałaś, Diano? – spytał tata. – W Rogers Media Corp. Byłam sekretarką Glenna Williamsa, wiceprezesa. Ustawiłem system dla Jacoba i usiadłem z nimi przy stoliku. Tata odchylił się na oparcie krzesła i potarł brodę dłonią. – Słyszałem jakiś czas temu, że toną – powiedział. – Tak, to stało się tak nagle. Pewnego dnia przyszłam do pracy i dowiedziałam się, że zwalniają wszystkich, poza kilkoma osobami. Jacob zaczął kaszleć przy swojej grze i tata spojrzał w jego stronę. – W której części Nowego Jorku mieszkacie? – zapytał Dianę. – W Brooklynie – odparła. – Przeprowadziłam się tam z mężem zaraz po ślubie. – Przykro mi z powodu twojego męża. Jacob mówił, że nie żyje. – Dziękuję, panie Black. – Odwróciła wzrok. – Moja sekretarka, Valerie, przechodzi właśnie na emeryturę, więc szukam kogoś na jej miejsce. Na razie nikt nie zrobił na mnie specjalnie wrażenia, aż do tej pory. Miałabyś ochotę pracować dla Black Enterprises jako moja sekretarka? Dostaniesz pełne ubezpieczenie zdrowotne i bardzo dobrą pensję. Gwarantuję, że będziesz
zarabiała dwa razy tyle co w Rogers Media Corp. – Panie Black, jest pan pewny? – Absolutnie. Przyjdź jutro do biura koło dziewiątej, a Valerie wszystko ci pokaże – uśmiechnął się. – O mój Boże, panie Black, nie wiem, jak panu dziękować! – powiedziała Diana, wstała i uściskała ojca. – Nie ma pan pojęcia, ile to dla mnie znaczy. Spojrzałem na tatę, kiedy Diana poszła opowiedzieć o tym Jacobowi. – Dzięki, tato. Jesteś naprawdę wspaniały. – Nie, synu, to ja ci dziękuję. To ty ją znalazłeś i pomogłeś jej. Gdyby nie ty, ciągle nie miałbym sekretarki – mrugnął do mnie. Kiedy tylko rozsunęły się drzwi windy, rzuciłem torby na podłogę. Mama nadeszła od strony kuchni, wyciągając do mnie ramiona. – Witaj w domu, Collin. Jaką miałeś podróż? – W porządku, mamo. Dobrze być znowu w domu. Mama podeszła do ojca i pocałowała go namiętnie; był to długi pocałunek, zdawał się nie mieć końca. – Uch, może byście przestali, wy dwoje, albo poszli na górę. – Wierz mi, synu, właśnie się tam wybieraliśmy. – Tata zmrużył oko. Przewróciłem oczami, chwyciłem torby i poszedłem do swojego pokoju. Usłyszałem, jak mama chichocze za moimi plecami. Rzuciłem torby na łóżko i wyciągnąłem telefon. Zauważyłem SMS od Aidena. „Cześć, stary, jesteś już w mieście? Kroi się duża impreza u Tiny Brian. Wszyscy będą”. „Cześć, właśnie wróciłem. O której ta impreza?” „O ósmej”. „Spotkamy się tam”. Bingo. Impreza była dokładnie tym, czego było mi teraz trzeba. Dobrze znaliśmy się z Tiną. Spotykaliśmy się od czasu do czasu i miło spędzaliśmy razem czas. Ale nie była w moim typie. Nie zrozumcie mnie źle, to miła i seksowna dziewczyna, ale nie było między nami tego iskrzenia, które miałem z Hailey. Iskrzenia, które – jak sądziłem – nigdy się nie skończy. Usiadłem na łóżku i wyciągnąłem zdjęcie, na którym byliśmy razem. Chowałem je w nocnej szafce. Przypomniały mi się nasze najlepsze czasy, co bolało jak wszyscy diabli. Podniosłem telefon i odszukałem jej imię. I – cholera – wysłałem do niej wiadomość.
„Cześć, co u ciebie?” „Cześć, Collin. W porządku. A u ciebie?” Żałowałem, że nie mogę napisać jej tego samego. Nie chciałem jej okłamywać. „Niedobrze, Hailey, tęsknię za tobą jak wszyscy diabli”. „Nie zaczynaj znowu. Musisz zostawić to za sobą, Collin”. Zostawić za sobą? Czy ona jest poważna, do cholery? „A ty zostawiłaś to za sobą, Hailey?” „Tak, zostawiłam. Przepraszam, jeśli to cię zaboli, ale poznałam kogoś”. Kiedy to przeczytałem, zrobiło mi się niedobrze i poczułem nieznośny ból w sercu. „Cieszę się twoim szczęściem. Nie będę cię więcej niepokoił”. „Przykro mi, ale sądzę, że nie było nam to pisane”. Jak mogła być taką zimną suką? Jakby pewnego ranka obudziła się jako zupełnie inna osoba. Nie wiedziałem już nawet, kim tak naprawdę była. Ale na pewno nie dziewczyną, którą poznałem wszystkie te lata temu. Nie odpowiedziałem na jej ostatnią wiadomość. Jeśli uważała, że nie było nam to pisane i znalazła kogoś innego, niech tak będzie. Nie będę kłamał, że nie byłem zdruzgotany – bo byłem, znowu. Jej słowa bolały mnie bardziej, niż kiedykolwiek wyobrażałem sobie, że mogą mnie boleć. Jeśli jednak chciała, żebym zostawił to za sobą, to właśnie tak zrobię, ale jednego byłem pewny – już nigdy nie pozwolę, żeby ktoś tak bardzo mnie zranił. Położyłem rękę na gałce i przekręciłem, a kiedy drzwi się otworzyły, drgnąłem, zaskoczony, bo za nimi stała Julia. – Witaj z powrotem – powiedziała i uściskała mnie. – Jezu, Julio, przestraszyłaś mnie. – Przepraszam, ale to ty otworzyłeś drzwi. Właśnie miałam zapukać. Gdzie mama i tata? – A jak myślisz? – mruknąłem, wyszedłem z pokoju, zamknąłem drzwi i spojrzałem w głąb korytarza. – Och – powiedziała Julia, schodząc za mną po schodach. Poszedłem do kuchni; Julia usadowiła się przy stole. – Jak się czujesz? – zapytałem. – W porządku. A ty? – Fantastycznie, Julio! – Tak, jasne. Nie ze mną te numery. Przewróciłem oczami, nalałem sok do szklanek i pchnąłem jedną w stronę Julii po
blacie stołu. – Soku? – spytałem. – Dzięki. A teraz powiedz mi, co się dzieje. – Nic, Julio. Dlaczego uważasz, że coś się dzieje? Julia oparła łokcie na stole i pchnęła szklankę z powrotem do mnie. – Bo cię znam i po twojej twarzy widzę, że coś się stało. Mnie nie oszukasz. Westchnąłem. – Doskonale. Wysłałem SMS do Hailey, a ona kazała mi zostawić to wszystko za sobą i powiedziała, że kogoś poznała. – Och, Collin, tak mi przykro. – Przykro z jakiego powodu? – spytał tata, wchodząc do kuchni z szerokim uśmiechem na twarzy. Spojrzałem na Julię i dyskretnie pokręciłem głową. – Och, z żadnego, tato. Mówiłam właśnie, że bardzo mi przykro z powodu choroby Jacoba. – Och, no tak. To okropna choroba. Miło cię widzieć, księżniczko – uśmiechnął się, całując ją w czoło. – Jesteście gotowi do kolacji? Spojrzałem na niego, zdezorientowany. – Kolacja? Mam już plany na wieczór, tato. – Opowiedz o tym swojej matce, synu. – O czym ma mi opowiedzieć? – spytała mama, wchodząc do kuchni. – Collin chce ci coś powiedzieć. – Tata uśmiechnął się i uniósł jedną brew. – O co chodzi? Cholera. Jej nigdy nie potrafiłem odmówić. – O nic, mamo. Mówiłem właśnie tacie, że nie mogę się doczekać, kiedy pójdziemy razem na dobrą kolację. Już dawno nigdzie nie byliśmy. – Och, świetnie. Bałam się, że możesz mieć już plany na wieczór – uśmiechnęła się mama. – Cóż, mam, ale dopiero na później. Jake idzie z nami? – zapytałem Julię. – Nie, musi dzisiaj pomóc swojemu tacie. Spojrzałem na zegarek. – Doskonale, więc chodźmy. Umieram z głodu – uśmiechnąłem się, próbując trochę ich pogonić, żeby zdążyć później na imprezę. Nie chciałem się spóźnić. – Spieszysz się gdzieś, synu? – spytał tata.
– Uch, nie. Tylko jestem naprawdę głodny – uśmiechnąłem się, wchodząc do windy.
Rozdział 6 Pocałowałem mamę i Julię na pożegnanie i wyszedłem z restauracji. Ponieważ tata wziął land rovera, musiałem pojechać do Tiny taksówką. – Nareszcie, stary – powitał mnie Aiden z uśmiechem. Przybiliśmy piątkę. – Przepraszam. Musiałem iść z rodziną na kolację. Wiesz, że moi rodzice mają fioła na punkcie rodzinnych kolacji. – Jasne, że wiem. Chodź, napijmy się i imprezujmy! – wykrzyknął. Weszliśmy do środka, a potem od razu do kuchni, gdzie Tina i kilkoro naszych znajomych zebrało się wokół stołu. Przygotowywali drinki. – Collin, rusz tyłek i chodź się napić! – zawołała Tina. Czułem, że muszę zapomnieć o Hailey raz na zawsze. No dobrze, pewnie nie zapomnę na dobre, ale przynajmniej na tę noc, jeśli naprawdę porządnie się nawalę. Wziąłem wódkę z sokiem cytrynowym i podniosłem kieliszek. – Pieprzyć związki! – powiedziałem i wychyliłem zawartość kieliszka. – Tak, i pieprzyć wiele różnych kobiet! – Aiden uśmiechnął się, podnosząc kolejny kieliszek. Stałem przy stole, wlewając w siebie jeden kieliszek za drugim, kiedy ktoś poklepał mnie po ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem Yasmin. – Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś ani nie odpowiedziałeś na żadną z moich wiadomości? – Po co miałbym do ciebie dzwonić? – odparłem. Chwyciła mnie za nadgarstek i wyciągnęła do ogródka na tyłach domu, gdzie było ciszej. – Co chcesz przez to powiedzieć? Kochaliśmy się, powiedziałeś, że to był najlepszy seks, jaki pamiętasz, i że naprawdę ci się podobam. Cholera. Co za wieczór. Westchnąłem i spojrzałem w jej zielone oczy. – Yasmin, seks z tobą był fantastyczny i naprawdę uważam, że jesteś urocza, ale to był tylko seks. Wiedziałaś o tym. – Nie, nie wiedziałam! – krzyknęła. – Nie jestem panienką na jedną noc, ty draniu! Mówiłeś, że jestem piękna, myślałam, że to dla ciebie coś znaczy. – Po jej twarzy zaczęły płynąć łzy. Nie miałem ochoty stać tam i słuchać jej zawodzenia. Miałem ochotę na piwo, ale
kiedy chciałem odejść, chwyciła mnie za ramię. – Wal się, Collin! Jesteś tylko zimnym draniem bez serca i mam nadzieję, że dostaniesz to, na co zasługujesz. Naprawdę myślałam, że jesteś inny niż reszta. Patrzyłem na jej mokrą od łez twarz. Tak, czułem się źle, ale nic nie mogłem na to poradzić. – Przykro mi, Yasmin, ale źle myślałaś – powiedziałem, kręcąc głową, i odszedłem. Wróciłem do środka, zostawiając ją, łkającą, w ogródku. Wyjąłem piwo z lodówki i wypiłem tak szybko, jak potrafiłem. – Rany, zwolnij, brachu – rzucił mój kumpel Brett. – Chyba nie jest aż tak niedobrze. – Nawet nie wiesz jak – odparłem, dokończyłem butelkę i sięgnąłem po następną. Spojrzałem na zegarek; była pierwsza w nocy. Cholera. Jutro o siódmej miałem być w biurze na spotkaniu. Impreza trwała w najlepsze; Aiden był już w sypialni z jakąś laseczką. Odszukałem Bretta i spytałem, czy może wezwać mi taksówkę, żebym mógł wrócić do domu. Zaśmiał się i zaprowadził mnie do swojego samochodu. – Zapomnij o taksówkach, Collin. Ja cię zawiozę. Dzisiaj mam rolę szofera. – Dzięki, chłopie. Jestem twoim dłużnikiem. Poprosiłem, żeby Brett wysadził mnie na dolnym parkingu, żebym mógł pojechać na górę windą. Kiedy ruszyła ogarnęły mnie mdłości. Uch. Nie wiedziałem, czy wytrzymam. Zdecydowanie za dużo wypiłem. Kiedy drzwi się otworzyły, spróbowałem pójść do swojego pokoju, ale potknąłem się na schodach i upadłem. Było mi wszystko jedno. Musiałem się tylko położyć, i to właśnie zrobiłem. Film urwał u szczytu schodów i zasnąłem na korytarzu. Poczułem, że coś dźga mnie w bok, a kiedy ostrożnie otworzyłem oczy, zobaczyłem tatę, który stał i patrzył na mnie. – Co jest, do diabła, Collin! – wrzeszczał. Przyłożyłem dłoń do czoła i zamknąłem oczy. – Przestań, tato. – Natychmiast zabieraj stąd swój żałosny tyłek! Śmierdzisz wódą, a za godzinę musisz być w biurze. Weź prysznic i się ogarnij. Nie mam czasu teraz się tobą zająć, ale to jeszcze nie koniec – powiedział, przechodząc nade mną, i zszedł w dół schodów. Leżałem tam, w głowie mi huczało i wibrowało, jakbym jechał pociągiem. Nie miałem ochoty wstać i iść do biura. Miałem ochotę spędzić resztę dnia w wygodnym łóżku. Nagle ktoś chwycił mnie za ramię. – Chodź, Collin. Wstawaj. – Mama pomogła mi się podnieść. Zabrała mnie do
łazienki i posadziła na sedesie. Puściła wodę z prysznica i zaczęła mi zdejmować koszulę. – W porządku, mamo, przestań. Sam potrafię się rozebrać. – Bądź ostrożny. Przygotuję ci koktajl, będzie czekał w kuchni. Lepiej się pospiesz, bo tata jest wściekły. – Tak, tak, tak – wymruczałem. – Czasami patrzę na ciebie i nie wiem już, kim jesteś – stwierdziła z nutą zawodu w głosie, a potem wyszła z łazienki i zamknęła za sobą drzwi. Wstałem ostrożnie i wszedłem pod prysznic, pozwalając, by ciepła woda spływała po moim ciele. Umyłem się i ubrałem. Zszedłem na dół do kuchni, gdzie tata siedział przy stole a mama stała przy blacie, trzymając szklankę tego ohydnego koktajlu, który ostatnio pijałem bardzo regularnie. – Wypij to natychmiast! – poleciła surowo. – Mamo… – Nie denerwuj mnie, młody człowieku. Siadaj przy stole, i ani słowa. Zrozumiano? Skinąłem głową i usiadłem. Tata tylko patrzył na mnie gniewnie z drugiej strony stołu. – Porozmawiamy o tym później i na pewno ci się ta rozmowa nie spodoba. – Tato… – Nie denerwuj mnie. Szybko dokończ koktajl i zabieraj tyłek do garażu. Mamy spotkanie. – Pokręcił ciężko głową i wstał. Dopiłem koktajl. Włożyłem buty i pocałowałem mamę na pożegnanie. – Przepraszam, mamo. – Zawsze przepraszasz, Collin, ale to już nie wystarczy. Wszedłem do windy i spuściłem wzrok, czekając, aż drzwi się zasuną. Kolejny raz z trudem udawało mi się skupić na spotkaniu. Z drugiej strony stołu patrzyła na mnie Julia; w jej oczach też widziałem rozczarowanie. Zdaje się, że nikt już nie był ze mnie zadowolony. Kiedy spotkanie dobiegło końca, tata powiedział, żebym poszedł z nim do jego gabinetu. Poprosił, żebym usiadł, a potem spojrzał na zegarek. – Niedługo przyjdzie Diana, więc załatwię to szybko. Myślę, że jesteś jednym z najinteligentniejszych ludzi, jakich znam, i masz znakomity zmysł biznesu. Musisz wziąć się w garść i przestać się zachowywać jak bogaty rozpieszczony dzieciak, bo inaczej zwolnię cię z tej firmy i kompletnie odetnę od pieniędzy. Nie sądź, że blefuję.
Rozumiesz? Kiwnąłem głową, wstałem z krzesła i ruszyłem do drzwi. – Hailey powiedziała mi wczoraj, że muszę zostawić to za sobą i że spotyka się z kimś innym. Wyobraź sobie tylko, jakbyś się czuł, gdybyś usłyszał coś takiego od mamy. – Powoli otworzyłem drzwi i poszedłem do swojego biura. Usiadłem przy biurku, odwróciłem fotel i spojrzałem przez okno na ruchliwe miasto w dole. W głowie ciągle mi huczało, więc otworzyłem szufladę biurka i wyjąłem fiolkę ibuprofenu. Już miałem wrzucić kilka tabletek do ust, kiedy do pokoju weszła Julia. – Hej – uśmiechnęła się. – Hej. Jeśli przyszłaś palnąć mi kolejne kazanie, daruj sobie. Tata właśnie zagroził, że wyleje mnie z pracy i odetnie od pieniędzy. – Nigdy by tego nie zrobił, Collin. – Julia usiadła. – Dawno temu też bym tak myślał. Ale teraz nie jestem już taki pewny – powiedziałem, spuszczając wzrok. – Myślę, że musisz poszukać pomocy i porozmawiać z kimś o Hailey. Idź do psychiatry. Parsknąłem śmiechem. – Jasne, jasne. Nie pójdę do psychiatry. Poradzę sobie. – Radzisz sobie, kiedy pijesz. Nie widzisz, Collin, że to tylko plaster, i bez niego nigdy nie przestaniesz o niej myśleć. – Nie rozumiesz, Julio. Nikt nie rozumie, jak to jest, co teraz czuję. Może oszalałem. Kto wie, do cholery. – Ona była twoją pierwszą miłością, a pierwszą miłość trudno zapomnieć. Ale nie możesz zapijać problemów. Mama i tata zawsze nas uczyli, że problemy należy rozwiązywać. A alkohol nie jest rozwiązaniem. – Mówisz, jakbym był alkoholikiem. Nie jestem alkoholikiem, Julio. – Nie powiedziałam, że jesteś. Tylko martwię się, że wszedłeś na drogę donikąd. Westchnąłem, wstałem z krzesła i wyjąłem butelkę wody z miniaturowej lodówki. – Nie martw się o mnie. Nic mi nie będzie. Naprawdę. – Zapomniałeś, że za kilka dni masz urodziny? – spytała. – Nie, nie zapomniałem, a mama i tata o tym nie wspominali. Uśmiechnęła się i podniosła. – To dlatego, że przygotowują dla ciebie przyjęcie niespodziankę. Nie waż się powiedzieć im, że coś wiesz. Jake i ja zabieramy cię na kolację, a potem wrócimy z
tobą do domu. Mówię ci o tym tylko dlatego, żebyś nie zaplanował czegoś i nie zepsuł im tego. Więc daję ci cynk. Podszedłem do niej i uściskałem ją. – Dzięki, że mi o tym powiedziałaś. Bo na pewno coś bym zaplanował. – Wiem – uśmiechnęła się. Położyłem dłoń na jej brzuchu i poczułem niewielkie wybrzuszenie. – Jak się miewa mój siostrzeniec albo siostrzenica? – Świetnie, muszę kupić sobie już jakieś ciążowe ubrania. W swoje przestałam się mieścić. – Mama pewnie nie może się już doczekać, kiedy zabierze cię na zakupy. – To prawda. Wybieramy się jutro – powiedziała Julia, otwierając drzwi. – Kocham cię, mój mały braciszku. – Ja też cię kocham, moja starsza siostro – odparłem z uśmiechem.
Rozdział 7 Connor
Siedziałem przy biurku, rozmyślając o Collinie i o tym, co, do diabła, mam z nim zrobić. W końcu podniosłem słuchawkę telefonu i zadzwoniłem do Denny’ego. – Cześć, Connor. – Cześć, Denny. Jak się masz, przyjacielu? – Znasz mnie; nie narzekam. – Dobrze się bawisz na emeryturze? – spytałem. – Może być. – Zastanawiałem się, czy nie mógłbym wpaść do ciebie później. Muszę z tobą pogadać o Collinie. – Jasne. Będę tu cały dzień. – Doskonale. Więc do zobaczenia. Zawsze mogłem liczyć na dobrą radę Denny’ego. W końcu zawsze dorzucał swoje trzy grosze, kiedy chodziło o o Ellery. Spotkałem się z Dianą, która zaakceptowała moją propozycję i zgodziła się zostać moją sekretarką. Valerie spędziła z nią cały dzień i pokazała jej wszystko co trzeba. Skończyłem papierową robotę i zajrzałem do Collina, żeby sprawdzić, co porabia, i powiedzieć, że wychodzę i tego dnia nie wrócę już do biura. Kiedy wszedłem do jego gabinetu, stał i patrzył w okno z rękami w kieszeniach. Bardzo przypominał mi mnie samego z czasów, kiedy byłem w jego wieku. – Synu – powiedziałem, wchodząc do pokoju. – Cześć, tato. – Mam spotkanie, więc wychodzę i dzisiaj już mnie tu nie będzie. – Dobrze. Wezmę taksówkę albo pojadę do domu z Julią. Wiesz, naprawdę powinieneś zatrudnić już kogoś na miejsce Denny’ego. – Tak, wiem. Zobaczymy się w domu. Wyszedłem z budynku, wsiadłem do land rovera i pojechałem do Denny’ego. Kiedy tam dotarłem, siedział w ogródku na tyłach domu. Podszedłem i uściskałem go. Nie widziałem go od miesiąca i naprawdę mi go brakowało. – Siadaj i opowiedz mi o Connorze juniorze – powiedział.
Westchnąłem, usiadłem i wziąłem szkocką, którą już dla mnie przygotował. – Dlaczego tak nazywasz mojego syna? – Bo niedaleko pada jabłko od jabłoni. Mówiłem ci, że pewnego dnia przeszłość wróci do ciebie i ugryzie cię w tyłek – uśmiechnął się. Przewróciłem oczami. – Ma złamane serce i za dużo imprezuje. Bóg jeden wie, z iloma kobietami uprawiał już seks. – Jak już mówiłem, niedaleko pada jabłko od jabłoni – zaśmiał się Denny. – Chłopak ma twoje geny, Connor. Postaraj się postawić na jego miejscu, bo przeżywałeś kiedyś to samo. Wiesz już, jak to jest. Miałeś złamane serce, bo uważałeś, że jesteś odpowiedzialny za śmierć Amandy. On ma złamane serce, bo miłość jego życia, a przynajmniej on tak uważa, porzuciła go i wyjechała do innego kraju. Próbuje się jakoś bronić, tak jak ty kiedyś. Tłumi ból alkoholem i seksem. Tak jak ty kiedyś. Różnica polega na tym, że ty możesz mu pomóc. Twojego ojca nie było przy tobie, więc starałem się go zastąpić tak, jak umiałem. Ale ty przeżywałeś kiedyś to samo, więc możesz do niego dotrzeć. – Próbowałem. Nie chce mnie słuchać. – Tak, znam to uczucie – uśmiechnął się i podniósł swoją szklaneczkę. – Myślę, że musisz zagrać z synem w otwarte karty i powiedzieć mu o zasadach, jakimi się kierowałeś w stosunku do swoich kobiet. Spojrzałem na niego z przerażeniem. – Nie ma mowy, żebym podzielił się tym ze swoim synem. – Porzuć swój doskonały wizerunek, Connorze. Collin okropnie cierpi. Robi to samo co ty kiedyś. Musisz pokazać mu, że to droga donikąd i że jeśli z niej nie zejdzie, pożałuje tego. Byłeś żałosnym draniem, dopóki nie poznałeś Ellery. Musisz powiedzieć mu o Ashlyn i o tym, co zrobiła twojej rodzinie. Nigdy nie wiadomo, może się zdarzyć, że on też spotka psychopatkę taką jak ona, jeśli się w porę nie opamięta. Wychyliłem whisky. – Myślałem już o tym. Różnica polega na tym, że ja w jego wieku byłem bardziej odpowiedzialny, jeśli chodzi o pracę, Zagroziłem mu, że go zwolnię i odetnę od pieniędzy, jeśli nie weźmie się w garść. – Czy to na pewno było mądre posunięcie? Po prostu bądź z nim, Connor. A co mówi o tym wszystkim Ellery? – Denerwuje się, oczywiście, i martwi o niego.
– Chłopak ma na nazwisko Black i pochodzi z wybitnej i kochającej się rodziny. Da sobie radę. Ale będzie potrzebował do tego twojego przewodnictwa. – Dzięki, stary. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć – uśmiechnąłem się. – Będziesz na jego przyjęciu urodzinowym, prawda? – Za nic bym tego nie przepuścił. Może nawet trochę sobie z nim pogadam. – Zmrużył oko. Wstałem z krzesła, uścisnąłem go lekko na pożegnanie i pojechałem do domu. Piłem kawę w kuchni, kiedy Collin zszedł na dół. – Dzień dobry, Collin – przywitała go Ellery, kiedy pocałował ją w policzek. – Dzień dobry, mamo. Tato… – powiedział, spoglądając na mnie. – Będziesz musiał wrócić na górę, żeby się przebrać – stwierdziłem. – Dlaczego? – Bo pojedziemy dzisiaj zagrać w golfa. Spojrzał na mnie dziwnie. – Hm? – Nie jedziemy do biura. Urwiemy się dzisiaj z pracy i spędzimy trochę czasu razem, jak ojciec z synem. – Och – mruknął, zaskoczony. – Dobrze. Czy Julia o tym wie? – Czy Julia wie o czym? – spytała, wchodząc do kuchni. – Witaj, księżniczko – uśmiechnąłem się, kiedy podeszła, żeby mnie pocałować. – Tata i ja nie będziemy dzisiaj w biurze. Zamiast tego jedziemy pograć w golfa. – Wam to dobrze! – uśmiechnęła się. – Ja wybieram się z mamą po ciążowe ubrania. – Zdaje się, że dzisiaj cała rodzina wagaruje – zaśmiała się Ellery. Wstałem z krzesła i objąłem ją ramionami. Mimo że minęło już tyle lat, jej zapach nadal doprowadzał mnie do szaleństwa. Przysunąłem usta bliżej jej ucha i szepnąłem: – My możemy powagarować razem później. Całą noc, jeśli masz ochotę. – Mhm – jęknęła. – Nie mogę się doczekać. – Halo! Tu są dzieci! – krzyknęła Julia. Zaśmialiśmy się z Ellery i pocałowaliśmy na do widzenia. Potem ja i Collin wsiedliśmy do range rovera i pojechaliśmy na śniadanie przed partią golfa. – Uwielbiam te ich omlety – powiedział Collin, wkładając kawałek do ust. – Zawsze tu najbardziej lubiłeś jeść śniadania – uśmiechnąłem się. Collin spojrzał na mnie i upił łyk kawy.
– No, dobra, tato. Przyznaj się już. Wczoraj byłeś gotów mnie zwolnić i odciąć od kasy, a dzisiaj zabierasz mnie na śniadanie i golfa. O co chodzi? Masz zamiar palnąć mi kazanie?
Rozdział 8 Siedziałem tam i słuchałem, jak ojciec opowiada o swojej przeszłości. O swoich kobietach, swojej prześladowczyni i o tym, jak to się stało, że jest tym, kim jest. Rozwalił mnie, kiedy zaczął mówić o swoich zasadach. Trudno mi było tego słuchać. Rozumiałem, dlaczego przypominałem mu jego samego. Zauważył, że zachowuję się dokładnie tak samo jak on kiedyś. Było mi go żal. Żałowałem, że doprowadziłem go do tego, że musiał jeszcze raz wrócić do swojej przeszłości. Powiedziałem mu, że nic mi nie jest i żeby się nie martwił. Ale on wiedział, że jest inaczej, i przyznał, że jednak się martwi. – Pewnego dnia, synu, spotkasz miłość swojego życia. – Już spotkałem, tato. – Przykro mi to mówić, ale nie, nie spotkałeś. Hailey nie była miłością twojego życia. Zrozumiesz to, kiedy wreszcie spotkasz tę jedną szczególną osobę. To, co mówił, nie miało żadnego znaczenia. Hailey była miłością mojego życia i nikt nie przekonałby mnie, że jest inaczej. Nikt inny nie wiedział, co się dzieje w mojej głowie i w moim sercu. Nikt nie miał pojęcia, jak bardzo kochałem tę dziewczynę – kiedyś i teraz. Po śniadaniu niemal przez cały dzień graliśmy w golfa. To było świetne spędzić cały dzień z tatą. Ale bez względu na to, ile czasu spędzałem z kimkolwiek innym, Hailey ciągle była najważniejsza i nie mogłem przestać o niej myśleć. – Muszę porozmawiać z tobą o twoich urodzinach – oznajmił tata. – To znaczy? – My z mamą musimy być na imprezie charytatywnej, z której nie możemy się wykręcić. Więc zabierzemy cię gdzieś następnego dnia. Uśmiechnąłem się do siebie, bo gdybym już nie znał prawdy, chybabym mu uwierzył. – Nie ma sprawy, tato. – Julia i Jake chcą cię zaprosić na kolację, więc nie planuj nic innego. – W porządku – powiedziałem. Spojrzał na mnie dziwnie i wrócił do golfa. Dokończyliśmy grę i wróciliśmy do domu, a potem zabraliśmy mamę, Julię i Jake’a na kolację. Po kolacji wróciłem do domu i spędziłem resztę wieczoru z mamą i tatą. To wywołało uśmiech na twarzy mamy, a mnie było miło, że była zadowolona.
– Sto lat, mój kochany mały chłopczyku – życzyła mi mama, kiedy weszła do mojego pokoju i pocałowała mnie w policzek. – Dzięki, mamo – uśmiechnąłem się. – Przygotowałam ci na śniadanie wszystko, co najbardziej lubisz. Więc ubieraj się i chodź na dół. Sięgnąłem po telefon leżący na nocnej szafce w nadziei, że Hailey przynajmniej przysłała mi życzenia urodzinowe. Przejrzałem wiadomości, ale ani jedna nie była od niej, co sprawiło mi wielki zawód. Wstałem z łóżka, wziąłem prysznic i ubrałem się, a potem zszedłem na dół na wspaniałe śniadanie, które przygotowała dla mnie mama. Wchodząc do kuchni, przywołałem na twarz wymuszony uśmiech. – Mamo, jak tu pięknie pachnie. – Dziękuję. Siadaj, a ja przyniosę ci talerz. – Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, synu – uśmiechnął się tata. – Dzięki, tato. Mama postawiła na stole talerz z jajkami i francuskimi grzankami, a potem usiadła obok mnie. – Tak żałuję, że nie możemy być dzisiaj z tobą – stwierdziła ze smutną miną. – Nie ma sprawy, mamo. Możemy pójść gdzieś kiedy indziej. To żaden problem. Jestem już dużym chłopcem. – Puściłem do niej oko. – Cóż, przynajmniej spędzisz dzisiaj czas z Julią i Jakiem. Tak, pomyślałem w duchu. Bardzo kochałem swoją rodzinę, ale jedynej osoby, z którą naprawdę chciałem spędzić swoje urodziny, tutaj nie było. Resztę dnia spędziłem z biurze, nadrabiałem zaległości z kilku ubiegłych tygodni. Uznałem, że może już czas rzucić się w wir pracy, bo pewnego dnia to będzie moja firma, a chciałem odnosić takie sukcesy jak tata, no i chciałem, żeby był ze mnie dumny. – Wszystkiego najlepszego, bracie – życzył mi Jake i podał mi rękę. – Dzięki. – Usiadłem przy stole. Zjedliśmy w trójkę wspaniałą kolację i nie mogłem się doczekać, kiedy wrócę do domu i naprawdę zacznę pić na swoim przyjęciu. Jeśli był jakiś wieczór, kiedy naprawdę potrzebowałem się upić, to właśnie ten. Minął cały dzień bez jednego słowa od Hailey. Kolejny raz udało jej się złamać mi serce, i to ja jej na to pozwoliłem. Po kolacji wsiadłem do range rovera Julii i Jake’a i razem pojechaliśmy do domu. – A teraz pamiętaj, żebyś udawał zaskoczenie – przypomniała mi Julia.
Drzwi windy się otworzyły, nagle rozbłysły światła i wszyscy zawołali: „Niespodzianka!”. Uśmiechnąłem się szeroko, zrobiłem krok do przodu i udałem, że jestem w szoku. – O mój Boże! Nie mogę uwierzyć, że to zrobiliście – uśmiechnąłem się do rodziców. – Jesteś zaskoczony, kochanie? – spytała mama z szerokim uśmiechem. – „Zaskoczony” nie jest właściwym słowem, mamo. Rany. Dziękuję wam obojgu. Kiedy rodzice już mnie wyściskali, a mama obdarzyła mnie dwudziestoma dwoma urodzinowymi całusami, podeszła do mnie Peyton i wyciągnęła ramiona. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Collin – powiedziała i ucałowała mnie w oba policzki. – Dziękuję, Peyton. A gdzie Henry? – W drodze. Pacjent go zatrzymał. Nie muszę pytać, jak się czujesz. Wziąłem głęboki oddech. – Jakoś się trzymam. – Przykro mi z powodu zachowania Hailey, ale chcę, żebyś wiedział, że moje uczucia do ciebie nigdy się nie zmienią. Kocham cię bardzo i nic, co mogłaby zrobić moja córka, nigdy tego nie zmieni. – Ja też cię kocham, Peyton. Dziękuję – uśmiechnąłem się. – A teraz, wybacz, bardzo potrzebuję scotcha. Poszedłem do baru, gdzie barman nalał mi szklaneczkę. Upiłem łyk i usłyszałem za sobą męski głos. – Mam nadzieję, że podobają ci się twoje urodziny. – Wujek Denny, jak miło cię widzieć. Co u ciebie? – Wszystko w porządku, synu. Ale nie mówmy o mnie. Pytanie wieczoru brzmi, co u ciebie? Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, bo czułem już, że zbliża się kazanie. Pamiętam z czasów, kiedy dorastałem, że mój ojciec ciągle słuchał jego kazań. Denny miał taki specjalny ton głosu, którego używał tuż przed wygłoszeniem kazania. Nie wyglądał dobrze i wiedziałem, że tata bardzo się o niego martwi. – Wszystko w porządku. – Chodź, usiądziemy – powiedział, objął mnie ramieniem i pociągnął w stronę kanapy, na której nikt nie siedział. – Twój tata bardzo się o ciebie martwi i, szczerze mówiąc, ja też.
– Radzę sobie, wujku. Jest dobrze, nie ma się o co martwić. – Naprawdę? Bo zalewasz się i uprawiasz seks ze wszystkimi kobietami w tym stanie. – Ciszej trochę, wujku Denny – mruknąłem, rozglądając się dookoła. Denny zaśmiał się głośno. – Wrodziłeś się w ojca, to pewne. Pewnego dnia, mój chłopcze. Pewnego dnia ona zwali cię z nóg. I wierz mi, to nie będzie Hailey. Ona i tak nigdy nie była tą jedyną i pewnego dnia wreszcie to zrozumiesz. A teraz wybacz mi, muszę porozmawiać z twoją mamą. Wstał i zostawił mnie, a ja siedziałem jak zamurowany. Jestem pewny, że miałem taki sam wyraz twarzy, jaki widywałem zawsze u ojca. – Chodź, Collin. Czas, żebyś zdmuchnął świeczki. – Mama uśmiechnęła się i zaprowadziła mnie do kuchni. Wszyscy zebrali się dookoła, śpiewając „Sto lat”, a ja zdmuchnąłem dwadzieścia dwie płonące świeczki. – Pomyślałeś sobie jakieś życzenie, synu? – spytał tata. – Tak, pomyślałem – odparłem z uśmiechem. Na zewnątrz mogło się wydawać, że świętuję swoje urodziny, ale w środku byłem złamanym człowiekiem, z pustką tak głęboką, że wszelkie emocje ginęły w niej, by się już nigdy nie odnaleźć. Kiedy odkroiłem pierwszy kawałek tortu, podałem nóż mamie i poszedłem do baru po kolejnego scotcha. Jeszcze raz, ostatni raz, musiałem się znieczulić. Jutro będzie inaczej. Ale tego wieczoru chciałem o wszystkim zapomnieć.
Rozdział 9 Trzy miesiące później…
Po urodzinach i poważnych przemyśleniach postanowiłem trochę wyhamować. Mam na myśli to, że zacząłem bardziej uważać na to, co robię. Nie upijałem się już w środku tygodnia, bo byłem skoncentrowany na firmie i swojej pracy. Ale nadrabiałem to w weekendy. Zaczynałem imprezować koło szóstej w piątkowe wieczory i kończyłem o dwudziestej w niedziele. Chodziłem do klubów, na imprezy u znajomych i często uprawiałem seks. Ciężko mi się do tego przyznać, ale złamałem kilka serc. Kobiety wiedziały, że chodzi tylko o jedną noc, więc to nie moja wina ani nie mój problem, jeśli nie potrafiły tego zrozumieć. Jeśli chodzi o rodziców, uporządkowałem trochę swoje życie i zacząłem zachowywać się jak odpowiedzialny dorosły człowiek. Ale Julii nie udało mi się nabrać. Znała mnie za dobrze. Zdarzało mi się nocować u niej i Jake’a, bo nie chciałem, żeby rodzice widzieli, jak bardzo jestem pijany. Właściwie nieźle się bawiłem. W końcu zacząłem też zapominać o Hailey, bo im więcej było kobiet, z którymi spałem, a potem zostawiałem, tym lepiej się czułem. Miałem to co najlepsze z obu światów, fantastyczną pracę i mnóstwo kobiet, na które wystarczyło pstryknąć palcami. Nie potrzebowałem stałego związku. Moje serce goiło się i po raz pierwszy od czasu, kiedy Hailey ode mnie odeszła, czułem się dobrze. Moje nowe życiowe motto brzmiało: stałe związki nie służą szczęściu mężczyzny. – Dzień dobry, Diano. Jest tam? – Jest, Collin – uśmiechnęła się. – Wysłałem wczoraj wieczorem wiadomość do Jacoba, ale nie odpowiedział. Wszystko z nim w porządku? – W jak najlepszym. Wczoraj przyszedł do niego kolega, grali w jakąś grę wideo, więc pewnie po prostu zapomniał. – To dobrze. Cieszę się, że mały nawiązuje nowe znajomości. – Bardzo dziękuję. Jest znacznie lepiej, od kiedy mogłam go przenieść do prywatnej szkoły. Dzięki twojemu ojcu i tobie. – Nie wspominaj o tym nawet. – Zmrużyłem oko. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem tatę, który siedział tyłem, zwrócony do okna. – Cześć, tato. Wszystko w porządku?
Odwrócił się i spojrzał na mnie. – Tak, synu. W jak najlepszym. Tylko myślałem o Dennym. – Czy to znaczy, że zatrudniłeś nowego szofera? – Owszem, synu, zatrudniłem. Znasz go. – Tak? – spytałem, zdezorientowany. – Tak. Zatrudniłem Ralpha z działu transportu. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. – Mówisz o Ralphiem? Tata spojrzał na mnie surowo. – Zgadza się, i nie nazywaj go tak. To bardzo dobry pracownik, i pracuje tu od wielu lat. Myślę, że będzie bardzo dobry. Przewróciłem oczami. – Skoro tak mówisz. Ale nie jest Dennym, to pewne. – Nigdy nie będzie drugiego takiego jak Denny – powiedział tata i znowu odwrócił się do okna. – Dzień dobry, tato. Dzień dobry, braciszku – powiedziała Julia, wchodząc do gabinetu. – Dzień dobry, księżniczko. – Hej, siostrzyczko. Rany. Jesteś grubsza niż wczoraj! Szturchnęła mnie w ramię. – Idziemy dzisiaj z Jakiem na USG i chciałam zapytać, czy ty i mama nie poszlibyście z nami. Oczy mojego ojca, jeszcze przed chwilą takie smutne, rozbłysły. – Bardzo chętnie bym poszedł. Rozmawiałaś już z mamą? – Tak, była zachwycona. Chciała, żebym najpierw zapytała ciebie. Jesteśmy tam umówieni na trzecią. Możecie spotkać się z nami u lekarza. – Doskonale. Wyślę Ralpha do domu po twoją mamę. Znowu zacząłem się śmiać i Julia też nie mogła powstrzymać śmiechu. – Co za okropne z was dzieci. Mam nadzieję, że o tym wiecie – stwierdził tata. Wstałem z krzesła i pocałowałem Julię w policzek. – No, uciekam stąd. Czeka mnie jeszcze spotkanie i trochę papierkowej roboty przed weekendem. Lepiej zadzwoń do mnie, kiedy będziesz już wiedziała, czy będę miał siostrzeńca czy siostrzenicę – rzuciłem jeszcze, wychodząc z biura.
Kiedy kończyłem przeglądać dokumenty, zadzwonił mój telefon. Była to Julia. – No i? – spytałem. – Będziesz miał siostrzeńca! – powiedziała Julia, podekscytowana. – Och, to wspaniała wiadomość, Julio. Gratuluję. Mama i tata są pewnie w siódmym niebie. – Owszem. Tata miał łzy w oczach, a mama wybuchnęła płaczem. – No jasne. To fantastycznie. Nie mogę się doczekać, kiedy go poznam. – Idziemy teraz na kolację. Dołączysz do nas? – spytała. – Nie, mam już plany. Zobaczymy się jutro. – Dobrze. Nie wpakuj się w kłopoty. – Tego nie mogę obiecać – zaśmiałem się. Zamknąłem komputer, chwyciłem teczkę i wyszedłem z budynku, żeby zacząć weekend. Wybierałem się do domku na plaży; mieliśmy zamiar z Aidenem zajrzeć do nowego klubu, który otwarto w okolicy. Nie chciałem martwić rodziców, pokazując się w domu, bo następnego dnia mieli lecieć do Chicago. Kiedy wjechałem na podjazd, Aiden siedział w swoim samochodzie i czekał na mnie. – Najwyższy czas, chłopie – powiedział. Wysiadł i przybiliśmy piątkę. – Przepraszam, musiałem dokończyć to, co robiłem w biurze, a potem utknąłem w koszmarnym korku. Wsunąłem klucz w zamek i otworzyłem drzwi. Zaniosłem torby prosto do mojego pokoju, podczas gdy Aiden rozsiadł się na kanapie i czekał. – Stary, muszę najpierw wziąć prysznic. Zamów dla nas pizzę. Umieram z głodu! – krzyknąłem w dół schodów. Wziąłem prysznic, ubrałem się i zszedłem na dół. – Zamówiłeś? – Tak, powinna być za kilka minut – odparł Aiden. Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi. Chwyciłem portfel, otworzyłem i zostałem zaskoczony przez piękną dziewczynę, która stała na progu. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko. – Przywiozłam pizzę. To będzie dwadzieścia dolarów, proszę – odezwała się nieśmiało. Wyciągnąłem trzydzieści i podałem jej. – Proszę, dziesięć to twój napiwek. – Mrugnąłem do niej.
Zagryzła wargę i podziękowała. Już odchodziła, ale zatrzymała się nagle i odwróciła. – Normalnie nie robię takich rzeczy, ale może miałbyś ochotę później gdzieś wyjść? A niech to! Nie byłem tu jeszcze nawet godziny, a już byłem umówiony! – Jasne. Mój przyjaciel Aiden i ja wybieramy się właśnie do tego nowego klubu, który właśnie otworzyli w Northpoint. Będziemy tam koło dziewiątej, gdybyś miała ochotę się z nami spotkać. – Świetnie. Spytam znajomych, czy nie chcieliby tam pójść. Możesz dać mi swój numer? Napiszę, kiedy już tam będziemy. – Jasne, daj mi swój telefon – uśmiechnąłem się. Wystukałem swój numer i wcisnąłem „zapisz”. – A tak przy okazji, jak masz na imię? – Alexis. A ty? – Collin. – Więc do zobaczenia, Collin. – Uśmiechnęła się i zabrała swoje fantastyczne ciało z powrotem do samochodu. Zatrzasnąłem drzwi i poszedłem z pizzą do kuchni. – Nieźle. Naprawdę nieźle, brachu. Nie widziałem jej. Laska? – Cholera, naprawdę świetna laska! – Lepiej uważaj, chłopie. Tina mówiła mi niedawno, że kilka jej przyjaciółek uważa cię za kobieciarza. – Skąd im przyszło do głowy coś takiego? – Jej dwie koleżanki, z którymi się przespałeś, są wściekłe, bo nie odpowiadałeś na ich telefony – zachichotał. – No i? Nie powinny być zaskoczone. Znają mnie, wiedziały, czego się spodziewać. – Tylko mówię, bracie – uśmiechnął się. – Kocha je i porzuca. Taki jest Collin Black. – Porzucam je, tak. Kocham – nie – powiedziałem. Zjedliśmy pizzę, usiedliśmy na kanapie, obejrzeliśmy mecz hokejowy, wypiliśmy kilka piw, a potem poszliśmy do klubu. – Hej, myślałam już, że nigdy was tu nie znajdziemy. Ale tu tłumy – powiedziała Alexis. – Hej. Dzięki, że przyszłaś – uśmiechnąłem się i objąłem ją lekko.
Wyglądała bardzo seksownie w krótkiej, obcisłej, czarnej spódniczce, czarnej bluzce bez rękawów i czarnych butach na wysokich obcasach. Przedstawiłem ją Aidenowi, a ona mnie swoim znajomym. Gadaliśmy, piliśmy i tańczyliśmy. Alexis umiała się ruszać. Zastanawiałem się, jak by wyglądała, tańcząc na rurze. Na samą myśl o tym poczułem, że mi staje. Te nogi, owinięte ciasno wokół rury, zsuwające się w dół. – Chodź ze mną – powiedziałem, chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem na tyły klubu. Był tam długi korytarz z toaletami, a na końcu drzwi po lewej stronie z napisem „Magazyn”. Przekręciłem gałkę i, o dziwo, drzwi się otworzyły. Wciągnąłem ją do środka i zamknąłem drzwi. W górze świeciło mętne światło. – Co my tu robimy? – spytała z uśmiechem. – Chciałem być z tobą sam. Cały wieczór patrzyłem na twoje ciało. Zarzuciła mi ręce na szyję i pocałowała mnie. Podniosłem ręce do jej wielkich piersi, a kiedy zacząłem je ściskać, jej ręka powędrowała do moich spodni. – Ach – jęknąłem, przerwałem pocałunek i przylgnąłem ustami do jej szyi. Podniosłem jej bluzkę i rozpiąłem stanik, czując pod palcami jej piersi. – O mój Boże. Zaraz skończę – powiedziała. – Mówisz poważnie? – spytałem. – Tak – wyjęczała. Cały czas ugniatałem jej piersi. Wsunąłem jedną rękę pod spódniczkę i chwyciłem ją za cipkę. – Nie! Nie dotykaj mnie tam na dole. Chcę tylko, żebyś dotykał cycków. Podniosłem rękę do góry, na jej piersi, podczas gdy ona szybko przesuwała ręką w górę i w dół mojego członka. Czułem, że naprawdę muszę się już z nią kochać, a ona najwyraźniej na razie nie zamierzała mi na to pozwolić. Zsunąłem trochę spodnie, zacisnąłem wargi na jej stwardniałym sutku i zacząłem ssać. Wtedy jęknęła głośno i nagle zesztywniała. Skończyła. Nie mogłem uwierzyć, że jest już po wszystkim. Podniosłem na nią wzrok, a ona się uśmiechnęła. – Dobra, teraz ci obciągnę. I to by było na tyle. Stałem i gapiłem się na nią z niedowierzaniem. – Eee… to nie chcesz się kochać? – Nigdy jeszcze nie miałam w sobie członka. Nie jestem jeszcze na to gotowa. Ale mogę ci obciągać tak długo, aż skończysz. Zawsze tak robię i nikt jeszcze nie narzekał. Ta dziewczyna była dziwna, a ja z prędkością światła traciłem ochotę na seks. – Wiesz co? Daj sobie spokój. Już nie jestem w nastroju.
– Na pewno? – Tak, na pewno – odparłem, marszcząc brwi. Miałem ochotę jak najszybciej się stamtąd zmyć. Wciągnąłem spodnie, zapiąłem je, otworzyłem drzwi i szybko przeszedłem przez korytarz do baru. Alexis truchtała tuż za mną. Aiden przy barze podniósł dłoń, żeby przybić ze mną piątkę. Spojrzałem na niego z ukosa i usiadłem obok. – Co jest, bracie? Nie strzeliłeś gola? – Nie chcę o tym mówić. Ta laska jest stuknięta. Muszę się napić. Podniosłem rękę, żeby przywołać barmana. Aiden obserwował jakąś dziewczynę w rogu sali i w końcu zebrał się na odwagę, żeby do niej zagadać. Wychyliłem scotcha i usłyszałem za sobą głos Alexis. – My już idziemy, Collin. Wybieramy się jeszcze do innego klubu. Takiego, który lepiej znamy. Idziesz z nami? – Nie, tu mi dobrze. Miłej zabawy – uśmiechnąłem się i życzyłem sobie z duchu, żeby jak najszybciej zeszła mi z oczu. – W porządku, dziękuję jeszcze raz za… no, wiesz za co – uśmiechnęła się. Odpowiedziałem wymuszonym uśmiechem, a po chwili Alexis i jej znajomych już nie było. Przewróciłem oczami i zamówiłem jeszcze jedną szkocką. Aiden podszedł do mnie i powiedział, że zabiera dziewczynę, którą tu poznał, do domu, i że po drodze może podrzucić mnie do domku na plaży. Odparłem, że nie chcę jeszcze wracać i że złapię taksówkę. Nie byłem jeszcze wystarczająco pijany, żeby zakończyć wieczór.
Rozdział 10 Amelia
Noc była piękna, doskonała na spacer po plaży. Musiałam pomyśleć i uspokoić umysł, a spacer nad wodą zawsze pomagał. Było ciemno, ale światło księżyca w magiczny sposób odbijało się w wodach oceanu. Spojrzałam na pudła stojące w kuchni i łzy napłynęły mi do oczu. To był wyczerpujący dzień i chciałam się odprężyć, jeśli to w ogóle było jeszcze możliwe. Wyszłam przez drzwi na patio, na ciepły piasek. Lekki wietrzyk, który owiewał mi twarz, działał kojąco. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam się uspokajać. Woda polizała mi stopy, więc szybko uniosłam sukienkę, żeby jej nie zamoczyć. Kiedyś woda była moim życiem, a teraz stała się tylko odległym wspomnieniem, które wypełniało moje serce smutkiem i rozpaczą. Idąc, nie mogłam oderwać oczu od gwiazd na niebie. Orion tak jasno świecił. Obserwacja gwiazd dobiegła końca, kiedy potknęłam się o coś i upadłam. Zaraz też zdałam sobie sprawę, że potknęłam się o mężczyznę, który leżał twarzą do ziemi. – Przepraszam… Wszystko w porządku? Nie widziałam cię. To całkowicie moja wina. Nie odpowiedział, więc trąciłam go lekko. – Hej, wszystko w porządku? Nie ruszał się, a ja zaczynałam wpadać w panikę. Przysunęłam się bliżej i przewróciłam go na plecy. Jego twarz zajaśniała w świetle księżyca, a ja po prostu przez chwilę tylko się na nią gapiłam. Potem nachyliłam się i przyłożyłam ucho do jego ust, żeby sprawdzić, czy oddycha. Jego oddech cuchnął alkoholem, więc domyśliłam się, że stracił przytomność. Wstałam, otrzepałam sukienkę z piasku i ruszyłam dalej. Czy mogę go tu zostawić? Zastanawiałam się, czy nie powinnam spróbować go obudzić i zapytać, gdzie mieszka. No ale skoro wypił tak dużo, że zasnął na plaży, to jest na właściwym miejscu. Szłam dalej w swoją stronę, kiedy usłyszałam jęk. Odwróciłam się i patrzyłam przez chwilę na postać leżącą na piasku, pijaną i bezradną. Zawróciłam i potrząsnęłam go za ramię. – No dobra, musisz wstać! Otworzył oczy i spojrzał na mnie. – Kim jesteś? – wybełkotał.
– Kimś, kto się o ciebie potknął. Masz szczęście, że nic sobie nie złamałam. – Cholera, moja głowa. Cała plaża wiruje… – Tak to bywa, jak się za dużo wypije. Jesteś stąd? – zapytałam. Odwrócił głowę i wskazał pobliski dom. – To twój dom? Jesteś pewny? Skinął głową i spróbował usiąść, ale znowu się przewrócił. – Chodź, spróbujemy cię dostarczyć do domu – powiedziałam, próbując go podnieść. – No dobra, będziesz musiał mi pomóc. Uklęknij, a ja chwycę cię za ramiona i pomogę ci wstać. Zrobił to, o co go poprosiłam, a ja ostrożnie pomogłam mu się podnieść. Potknął się i omal nie przewróciliśmy się razem. Ale trzymałam go mocno. Objęłam go ramieniem w pasie, a jego ramię zarzuciłam sobie na szyję. – Idziemy. Tylko małymi kroczkami. – Dlaczego to robisz? – spytał. – Szczerze mówiąc, nie wiem. Po prostu nie mogłam zostawić cię na plaży na całą noc. Potykał się ciągle i narzekał, że go mdli. Powiedziałam mu, że jeśli zwymiotuje, zostawię go tu i będzie spał na dworze. Kiedy dotarliśmy do patio, otworzyłam drzwi i pomogłam mu wejść do środka. – Teraz już pójdę. W domu będziesz bezpieczny. Odwrócił się, pomachał mi ręką na pożegnanie, a potem upadł na schodach i leżał tam. Przewróciłam oczami, podeszłam do niego i pomogłam mu wejść na schody. U szczytu spytałam go, który pokój jest jego. Wskazał drzwi na wprost. Pomogłam mu tam wejść i dopilnowałam, żeby położył się na łóżku. Ziewnął, ale kiedy chciałam odejść, złapał mnie za rękę. Odwróciłam się i spojrzałam na niego. – Jesteś piękna. Uśmiechnęłam się lekko i położyłam rękę na jego dłoni. – Założę się, że mówisz to wszystkim. Wyszłam z pokoju, ale ciągle czułam dotyk jego ręki. Jakby nadal mnie za nią trzymał. Czułam jego miękkie palce wokół nadgarstka. Zanim wyszłam z domu, zatrzymałam się w pokoju na dole i spojrzałam na porozstawiane tam zdjęcia. Jego mama była piękna, a tata bardzo przystojny. Teraz wiedziałam już, po kim odziedziczył urodę. Jego siostra też była piękna. Patrzyłam na tę piękną rodzinę i czułam, że serce mi pęka. Ruszyłam z powrotem do siebie tak szybko, jak potrafiłam, z oczami pełnymi
łez.
Rozdział 11 Cholera – wyjęczałem, przewracając się na bok i usiłując otworzyć oczy. Leżałem na kołdrze, całkowicie ubrany, i zastanawiałem się, jak, do diabła, się tu dostałem. Przesuwając się po łóżku, poczułem coś. Piasek. Jak, do diabła, dostał się tu piasek? Cholera, nie znosiłem upijać się tak, że urywał mi się film. Zwlokłem się z łóżka i ze schodów, żeby zrobić sobie filiżankę kawy. Spojrzałem na zegar – było południe. Wrzuciłem kawę do ekspresu, wziąłem kubek z szafki i wcisnąłem guzik. Pokręciłem głową – cały czas czułem zapach róż. Rozejrzałem się po kuchni, próbując dociec, skąd może dochodzić, ale nigdzie nie było żadnych róż. Chwyciłem się za koszulę na piersi i podciągnąłem ją do nosa. No tak, to ja. Co się, do diabła, wydarzyło ubiegłej nocy? Podniosłem kawę, wróciłem na górę i wziąłem prysznic. Potem podniosłem koszulę z podłogi i powąchałem ją jeszcze raz, przed wrzuceniem do pralki. Zapach był przyjemny. Mogłaby go używać kobieta. Jakaś woda toaletowa albo balsam do ciała. Z kim ja wczoraj byłem? Westchnąłem i zrobiłem sobie jeszcze jeden kubek kawy. Wyszedłem na zewnątrz na plażę. Stałem tam i patrzyłem, jak fale rozbijają się o brzeg. Wyjąłem z kieszeni telefon i spojrzałem na datę. Był to dzień urodzin Hailey. Postanowiłem, że nic mnie to nie obchodzi; też nie wyślę jej życzeń. Ona zostawiła to już za sobą i ja też, a po wszystkim, co się wydarzyło, nie moglibyśmy zostać przyjaciółmi. Kiedy tak gapiłem się w swoją komórkę, usłyszałem głos. – Dobrze, że dzisiaj nikt się o ciebie nie potknie. – Dziewczyna uśmiechnęła się i pobiegła dalej. Nie zwolniła nawet, a ja nie miałem pojęcia, o co jej chodzi. – Przepraszam? Co mówiłaś? Zatrzymała się i odwróciła. – Powiedziałam, że to dobrze, że nikt się dzisiaj o ciebie nie potknie. Pokręciłem głową. – Przykro mi, ale musiałaś mnie z kimś pomylić. Zaśmiała się i ruszyła w moją stronę. Była piękna, zwłaszcza kiedy się uśmiechała. – Nie. Z nikim cię nie pomyliłam – odparła, podchodząc bliżej. – Nie rozumiem. Przykro mi. Powiał wiatr i poczułem delikatny zapach róż. Ten sam, który był przedtem na mojej
koszuli. – Za dużo wypiłeś i straciłeś przytomność na plaży wczoraj wieczorem. Byłam na spacerze i potknęłam się o ciebie. Więc cieszę się, że doszedłeś do siebie i stoisz pewnie na nogach, tak że nikt się o ciebie nie potknie. Zmarszczyłem brwi i przekrzywiłem głowę. Ta dziewczyna. Ta dziewczyna, która pachniała różami, zaintrygowała mnie. – Bardzo mi przykro. Nic ci się nie stało? – zapytałem. – Nic. A jak ty się czujesz? Kopnąłem stopą piasek i spuściłem oczy, zakłopotany. – Nie najgorzej. – Pewnie masz koszmarnego kaca. Zupełnie nie kontaktowałeś. Sama nie wiem, jak udało mi się doprowadzić cię do domu, a potem wciągnąć na schody. – Ty położyłaś mnie do łóżka? – spytałem zdezorientowany. – Tak. Pomyślałam, że nie powinieneś spędzić nocy na plaży. No, muszę lecieć. Cieszę się, że lepiej się czujesz – uśmiechnęła się i pobiegła dalej. – Zaczekaj! – zawołałem. – Mieszkasz tu w okolicy? – W domu na rogu, po lewej stronie. – Masz jakieś imię? Czy mam cię nazywać dziewczyną, która się o mnie potknęła? – Mam na imię Amelia – roześmiała się. – Jestem Collin – powiedziałem z uśmiechem. – Miło cię poznać, Collin, facet, który podłożył mi się na plaży. Zachichotałem i patrzyłem, jak odbiegała. Rany, pomyślałem. Jaka fantastyczna dziewczyna. Telefon w mojej ręce zaczął wibrować. Spojrzałem na ekranik – przyszła wiadomość od Aidena. „Bracie, poznałem świetną dziewczynę! Wychodzimy dzisiaj razem, może się przyłączysz?” „Nie, bawcie się dobrze. Chyba zostanę dzisiaj w domu”. Wróciłem do domku na plaży i nie mogłem przestać myśleć o Amelii. Jej uśmiech i zapach zostały ze mną i przez resztę dnia nie umiałem się skupić na niczym innym. Ale musiałem zrobić małe zakupy, więc wskoczyłem do samochodu i pojechałem do miejscowego supermarketu. Mój telefon znowu zabrzęczał; przyszła nowa wiadomość od Aidena.
„Na pewno nie chcesz iść z nami?” „Na pewno”, odpisałem. Patrzyłem w telefon i przez nieuwagę wjechałem w czyjś wózek. – O Boże, przepraszam – powiedziałem, podniosłem wzrok i zobaczyłem Amelię. – Najpierw podłożyłeś mi się na plaży, a teraz niemal stratowałeś wózkiem w sklepie spożywczym. – Bardzo przepraszam – zacząłem się śmiać. – Pisałem akurat SMS do przyjaciela i nie zauważyłem cię. – Oczywiście, że mnie nie zauważyłeś. Oczy miałeś wbite w telefon, zamiast patrzeć przed siebie. Jeśli chcesz pisać wiadomości, pchając wózek, przynajmniej się zatrzymaj. Lubiła się przekomarzać. Wywoływała na mojej twarzy uśmiech, a od dawna nikomu się to nie udało. – Cieszę się, że na ciebie wpadłem, dosłownie – zaśmiałem się. – Chcę ci podziękować za to, że nie zostawiłaś mnie na noc na plaży. Nie zrozum mnie źle, uwielbiam spędzać noce na plaży, pod gwiazdami. Tylko nie pijany do nieprzytomności. Miałem nadzieję, że zjesz ze mną kolację. Spojrzała na mnie, a potem odwróciła wzrok. – Przykro mi. Nie mogę. – Dlaczego? – spytałem, zmieszany. – Bo po prostu nie mogę – rzuciła i zaczęła pchać wózek alejką. Chwyciłem swój wózek i dogoniłem ją. – Och, rozumiem; twój mąż albo chłopak nie byłby zachwycony. – Nie mam męża ani chłopaka. Super, pomyślałem. Jest sama. Dobrze. – Więc dlaczego nie możesz? Zatrzymała wózek, odwróciła się i spojrzała na mnie. – Słuchaj, Collin, wydajesz się bardzo miły, ale nie jestem zainteresowana. W porządku, więc nie jest zainteresowana. To niemożliwe. – W porządku, nie jesteś zainteresowana. Ja też nie jestem zainteresowany. Chcę ci tylko podziękować za to, że pomogłaś mi wczoraj dotrzeć do domu, i przeprosić za to, że wjechałem w ciebie wózkiem – uśmiechnąłem się. – Nie rozumiem, dlaczego kobiety zawsze uważają, że jeśli facet zaprasza je na kolację, to automatycznie musi być zainteresowany.
– Bo zwykle jest – powiedziała, krzywiąc się. – Cóż, nie ja. Myślę po prostu, że jesteś fajną dziewczyną i chcę ci podziękować. Co w tym złego? Czy próbuję zaciągnąć cię do łóżka? W żadnym razie. Czy chcę się z tobą związać? W żadnym razie. Czy chcę ci się odwdzięczyć, jako nowy przyjaciel? Jak najbardziej tak! Stała i patrzyła na mnie, zagryzając dolną wargę. Próbowała wysondować, o co mi chodzi. – No dobrze, zjem z tobą kolację. – Dobrze. Dziękuję. Może ugotuję coś u siebie w domu? Nie mam ochoty dzisiaj wychodzić. – W porządku, mnie też nie chce się nigdzie iść. Może pomogę ci gotować. – Nie. Będę gotował dla ciebie. Pamiętaj, że to moje podziękowanie. – Dobrze – uśmiechnęła się. – Więc może przyniosę deser? – A, to dobry pomysł. – Odpowiedziałem jej uśmiechem. – Jesz mięso? – Tak, jem mięso. – Świetnie, bo mam zamiar przyrządzić steki. Masz jakieś alergie pokarmowe? – Nie – roześmiała się. – Nie śmiej się. W tym tempie pewnie przygotowałbym coś, na co jesteś uczulona, i pewnie dostałabyś wstrząsu anafilaktycznego. – Nie martw się. Nie jestem na nic uczulona. – W takim razie w porządku. Dokończę zakupy i spotkamy się u mnie koło siódmej. – Do zobaczenia, Collin. Uśmiechnęliśmy się do siebie i odjechaliśmy ze swoimi wózkami w dwie różne strony. Przez całe zakupy uśmiechałem się do siebie. Upewniłem się, że mam wszystko, łącznie z dwoma butelkami wina. Nakryłem do stołu dla dwóch osób i rzuciłem steki na patelnię. Kończyłem doprawiać sałatkę, kiedy odezwał się dzwonek. Serce przyspieszyło mi nagle, kiedy podchodziłem do drzwi. – Hej – rzuciłem, niemal bez tchu. – Cześć – powiedziała. – Co tam masz? – spytałem, odbierając od niej torbę. – Deser. Kupiłam brownie sundae. Mam nadzieję, że lubisz czekoladę. – Kocham. Wejdź. Weszła do kuchni i położyła talerz z ciastkami na blacie. Wyjąłem z lodówki bitą
śmietanę i karmelową polewę. – Pachnie tu wspaniale – zauważyła Amelia. – Dziękuję. Przygotowałem dla nas steki z polędwicy wołowej z sosem, brokułami na parze, pieczonymi pomidorami i sałatką Cezara. Ale zaczniemy od skampi z marynowanych krewetek. – Rany – uśmiechnęła się. – Gdzie nauczyłeś się tak gotować? – Od mojego niania, Masona. – Miałeś niania? – Tak, był najlepszy. Doskonale gotował i nauczył mnie i moją siostrę wszystkiego, co sam umiał. A teraz, wolisz czerwone wino czy białe? Bo jest pinot i merlot. – Może być pinot. Wyglądała tak pięknie. Miała na sobie śliczną białą sukienkę bez pleców; w niej jej opalona skóra pięknie się złociła. Długie i proste jasne włosy opadały jej luźno na ramiona. Była dość wysoka, ale drobna. Przyłapałem się na tym, że gapię się na nią więcej, niż powinienem. Nalałem wino do kieliszków i powiedziałem, żeby wyszła na patio. – Pomyślałem, że możemy zjeść tutaj, wieczór jest taki piękny. – Jest rzeczywiście piękny – zgodziła się z uśmiechem. Usiadła z kieliszkiem w ręce, a ja przyniosłem scampi z krewetek. – Wygląda wspaniale. – Dzięki. Ale zaczekaj, aż spróbujesz. – Zmrużyłem oko. Patrzyłem w jej niebieskie oczy, pociągając łyk wina. Owładnęła mną; było to uczucie, którego od dawna nie zaznałem. Prawdę mówiąc, nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej czułem coś podobnego. Zjadła kawałek krewetki i uśmiechnęła się do mnie. – Och, Collin. To jest przepyszne! – Dziękuję. – Skinąłem głową. Wstałem i poszedłem do domu po resztę naszej kolacji. Denerwowałem się, że nie będzie jej smakowała, a ja wyjdę na totalnego idiotę. Może powinienem był po prostu zaprosić ją do restauracji.
Rozdział 12 Powtórzę. Och! Wspaniałe jedzenie. Musisz być szefem kuchni. Jesteś zawodowym kucharzem, prawda? Zaśmiałem się. – Nie, nie jestem kucharzem, ale lubię gotować. – Takich mężczyzn lubię – uśmiechnęła się, kładąc dłoń na sercu. Podniosłem swój kieliszek i pokazałem Amelii, żeby zrobiła to samo. – Dziękuję ci, że byłaś wczoraj dla mnie tak dobra, i proszę cię, byś przyjęła moje przeprosiny za to, że wjechałem w ciebie dzisiaj wózkiem w supermarkecie. Amelia roześmiała się promiennie, stuknęliśmy się kieliszkami. – Dziękuję za tę wspaniałą kolację i przyjmuję twoje przeprosiny za to, że podłożyłeś mi się na plaży i stratowałeś mnie wózkiem. Mrugnąłem do niej i zabraliśmy się do jedzenia. W tej dziewczynie było coś, co sprawiało, że czułem się przy niej szczęśliwy. Dokończyliśmy kolację, poszliśmy razem do kuchni i zajęliśmy się ciastkami. I wtedy zmartwiałem, bo ktoś nagle otworzył frontowe drzwi. Podniosłem wzrok i otworzyłem usta, bo zobaczyłem mamę i tatę, którzy właśnie wchodzili do kuchni. – Och, wybacz, synu… Nie wiedzieliśmy, że masz dzisiaj towarzystwo – uśmiechnął się tata. – Mamo? Tato? Co wy tu robicie? Myślałem, że jesteście w Chicago? – spytałem przez zaciśnięte zęby. – Postanowiliśmy, że polecimy tam w przyszłym tygodniu – oznajmiła mama. – Witaj, jestem Ellery Black, mama Collina – powiedziała mama z uśmiechem, podając Amelii rękę. – Dobry wieczór, jestem Amelia. – Amelia także się uśmiechnęła, potrząsając ręką mamy. – A ja jestem Connor, tata Collina. – Miło mi pana poznać, panie Black. – Synu, przykro mi, jeśli w czymś przeszkodziliśmy – powiedział tata. – Mogliście najpierw zadzwonić – mruknąłem. – Szczerze mówiąc, pomyśleliśmy, że nie będzie cię w domu. Naprawdę nas zaskoczyłeś.
Odwróciłem się do Amelii. – Przepraszam. Nie miałem pojęcia, że się tu pojawią. – Naprawdę nie ma problemu. Dałabym wszystko, żeby moi rodzice nagle tu weszli. Usłyszałem w jej głosie nutę smutku. Nie chciałem zadawać jej żadnych pytań, bo byli z nami moi rodzice, i pewnie usłyszałbym, że to nie moja sprawa. – Weźmy koc i zjedzmy deser na plaży – zaproponowałem. – Dobrze – uśmiechnęła się Amelia. – Collin, naprawdę nam przykro. Możemy sobie pójść. Prawda, Connor? – Nie przejmuj się, mamo. Idziemy na plażę. Tata podał mi koc, a Amelia i ja wzięliśmy nasze brownie sundea i poszliśmy na plażę. Kiedy rozłożyłem koc na piasku, Amelia podała mi ciastko i usiedliśmy obok siebie, twarzą do oceanu. Woda była spokojna i wiał lekki, kojący wietrzyk. – Nie powiedziałaś mi, jak masz na nazwisko – powiedziałem, zerkając z ukosa na Amelię z uśmiechem. – Cóż, miałam zamiar ci powiedzieć, dopóki nie usłyszałam twojego. Będziesz się śmiał. – Dlaczego? Nazywasz się Black? – spytałem żartem. Odłożyła ciastko i wyciągnęła do mnie rękę. – Miło mi pana poznać, panie Black. Nazywam się Amelia Jean Gray. Przekrzywiłem głowę i uścisnąłem jej dłoń. – Miło mi panią poznać, panno Gray. Pokręciłem głową i oboje się roześmialiśmy. – Mówiłam, że będziesz się śmiał. – No dobrze, teraz kiedy znam już twoje nazwisko, powiedz mi o sobie coś więcej. – Nie ma nic więcej do powiedzenia. Nazywam się Amelia i myślę, że to ci powinno wystarczyć. Kiedy ludzie zaczynają opowiadać nawzajem o sobie, tworzy się więź, a ja nie jestem tym zainteresowana. – Więc nie jesteś zainteresowana nawet przyjaźnią? – zapytałem. – Przyjaźń? Dałam sobie z tym spokój już dawno temu. Coś było z tą dziewczyną nie tak. Była jakby złamana i miała w sobie ten sam smutek co ja kiedyś. A może jeszcze teraz. – Właśnie to zrobiłaś – oznajmiłem. – Co zrobiłam? – spytała i spojrzała na mnie. – Powiedziałaś mi coś o sobie i nawet tego nie zauważyłaś.
– Cóż, w takim razie może powinnam przestać mówić. – Świetnie. Możesz robić, co chcesz, ale ja mam zamiar opowiedzieć ci o sobie. Zaśmiała się i popatrzyła na mnie dziwnie. – A skąd przyszło ci do głowy, że chcę cokolwiek o tobie wiedzieć? – To bez znaczenia, czy chcesz, czy nie. I tak ci opowiem – uśmiechnąłem się. – Mieszkam w Nowym Jorku i pracuję w firmie mojego taty, Black Enterprises. Tata chce, żebym przejął ją, kiedy on odejdzie na emeryturę. Mam siostrę, którą uwielbiam i która właśnie spodziewa się dziecka; synka, jeśli chodzi o ścisłość. Ukończyłem zarządzanie na uniwersytecie Columbia i mam mnóstwo przyjaciół. Za dużo imprezuję, co próbuję zmienić, a na tych imprezach zwykle za dużo piję. Ale to już wiesz, gdyż potknęłaś się o mnie wczoraj wieczorem – dodałem z uśmiechem. – Po co mi o tym wszystkim mówisz? A dla ścisłości, ty mi się podłożyłeś. – Nie. Powinnaś była patrzeć pod nogi. – Patrzyłam w gwiazdy, bo uwielbiam je i działają na mnie uspokajająco. To ty nie powinieneś był się upić i zasnąć na plaży. – Touché, Amelia. Touché – uśmiechnąłem się. Odwróciła głowę, ale się uśmiechała. To ja byłem odpowiedzialny za ten uśmiech i bardzo byłem z tego zadowolony. Trąciłem ją łokciem, a ona w odpowiedzi zrobiła to samo. – No dobrze, panie Black. Przyjdź do mnie jutro rano o dziewiątej i przynieś mi kawę i śniadanie. Usiądziemy i porozmawiamy jeszcze trochę. Pojutrze wyjeżdżam – powiedziała, podniosła się i ruszyła w stronę swojego domu. – Dokąd wyjeżdżasz?! – zawołałem za nią. – Do domu! – odkrzyknęła. – A gdzie to jest? – W Nowym Jorku. Patrzyłem, jak odchodziła plażą. Nie chciałem, żeby odchodziła, ale musiałem przygotować się do naszego jutrzejszego spotkania. Wstałem, podniosłem koc i talerzyki po ciastkach i ruszyłem z powrotem do domu. Wiedziałem, że teraz będę musiał wytłumaczyć rodzicom, kim ona jest i jak ją poznałem. Gdybym skłamał, i tak w końcu by to odkryli, więc postanowiłem powiedzieć prawdę. – Już z powrotem? – spytał tata, kiedy wszedłem do kuchni. – Tak, Amelia musiała już iść do domu.
– Czy ona mieszka w okolicy? – zapytała mama. – Tak, dalej przy tej samej ulicy, na rogu. – Hm. Od dwóch lat nikt tam nie mieszkał. Właściciele kupili ten dom, wstawili trochę rzeczy, a potem ani razu się nie pokazali. Jesteś pewny, że tam właśnie mieszka? – Tak powiedziała, tato. – Opowiesz nam, jak się poznaliście i kiedy? – uśmiechnęła się mama. No tak. Wiedziałem, że nie będę musiał długo czekać. – Jesteś pewna, że chcesz znać prawdę, mamo? – Oczywiście, że tak, Collin. – Nie spodoba ci się to. – No, puść już farbę! – rozkazała mama. – Dobrze, ale możesz być na mnie zła – odparłem, podnosząc ręce do góry. – Byłem wczoraj z Aidenem w nowym klubie. Wypiłem za dużo, straciłem przytomność na plaży, Amelia mnie znalazła, przyprowadziła do domu i pomogła wejść na górę. No dobrze, niezupełnie mnie znalazła, potknęła się o mnie, a potem, dzisiaj, w supermarkecie, niechcący wjechałem w nią wózkiem. Więc zaprosiłem ją na kolację, żeby podziękować jej i przeprosić. Mama spojrzała na tatę i się uśmiechnęła. – Już ją polubiłam. – Ta historia brzmi znajomo – uśmiechnął się tata. – Lubisz ją? – spytała mama. – Myślę, że to miła dziewczyna. Nie jest zainteresowana związkiem ani przyjaźnią. – Hm, bardzo znajomo – mruknął tata i spojrzał na mamę, unosząc jedną brew. Uśmiechnęła się do niego; to wystarczyło, żeby pochylił się i pocałował ją. Pocałunek zdawał się nie mieć końca. – Idę do łóżka. Do zobaczenia rano – oznajmiłem, przewracając oczami, i poszedłem do swojego pokoju. Następnego ranka wstałem wcześnie, bez ociągania. Nie spałem wiele, bo całą noc myślałem o Amelii. Cholera. O co chodzi? Zszedłem na dół i zastałem tatę na patio, gdzie pił właśnie kawę. – Cześć, tato. Wcześnie wstałeś. – Dzień dobry, synu. Zawsze wcześnie wstaję. Mama jeszcze śpi. Chyba zmęczyłem ją w nocy – uśmiechnął się. – Tato, naprawdę. Wydaje mi się, że celowo mówisz takie rzeczy – powiedziałem,
siadając. Zachichotał i upił łyk kawy. – Naprawdę podoba ci się Amelia, prawda? – Właściwie jej nie znam. – To bez znaczenia. Jak tylko wszedłem tu wczoraj, od razu zauważyłem, że jesteś jakiś inny, a potem, kiedy wróciłeś z plaży, wydawałeś się naprawdę szczęśliwy. Od dawna cię takiego nie widziałem. Patrzyłem przed siebie, zastanawiając się, czy powiedzieć mu, co czuję. – Jest w niej coś, tato. Coś, co ma na mnie dobry wpływ. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. – Znam to uczucie. Zrób wszystko, co w twojej mocy, żeby ją zdobyć, jeśli naprawdę ją lubisz. Gdybyś potrzebował mojej pomocy, po prostu daj mi znać. – Dzięki, tato. Ale nie sądzę, żeby nękanie jej cokolwiek dało. – Hej, mnie dało. – Zmrużył jedno oko. Wstałem z krzesła i położyłem dłoń na jego ramieniu. – Muszę pojechać po kawę i śniadanie dla Amelii. Pogadamy później. – Baw się dobrze, synu.
Rozdział 13 W jechałem na podjazd i zatrzymałem samochód. Wziąłem dużą brązową torbę i dwie kawy, które kupiłem w kafejce jakąś milę dalej. Nie wszedłem jeszcze nawet na ganek, kiedy Amelia otworzyła drzwi. Boże, wyglądała cudownie i moje serce przyspieszyło trochę. – Jesteś punktualnie – uśmiechnęła się. – Zawsze – odpowiedziałem uśmiechem i podałem jej torbę. Kiedy wszedłem do domu, zaskoczyły mnie stojące wszędzie kartonowe pudła; zapieczętowane i opisane. Na dole nie było żadnych mebli poza kuchennym stołem. – Przepraszam, mam tu mały tor przeszkód. Wybacz mi ten bałagan. – Nie ma sprawy. Chciałem ją spytać, co się tu dzieje, ale bałem się, że mnie odprawi. Postawiłem kawy na stole i usiadłem na krześle, podczas gdy Amelia otwierała torbę. – Przywiozłeś mnóstwo rzeczy. – Nie wspomniałaś, co lubisz jeść na śniadanie, więc musiałem zgadywać. I postanowiłem przywieźć wszystkiego po trochu. Musi być tu coś, co zjesz. Najpierw wyjęła bajgle i muffiny. Potem styropianowe pojemniki z kawałkami tarty. – Lubię wszystko, co tu jest. Dobra robota, panie Black. – Otworzyła szufladę i wyjęła z niej papierowe talerzyki i plastykowe sztućce. – Super. Rozumiem, że się wyprowadzasz – powiedziałem. – Nie wiem, skąd ci to przyszło do głowy – mrugnęła do mnie. O Boże, zaczął mi stawać, musiałem się opanować. – Stwierdziłaś wczoraj, że dałabyś wszystko, żeby twoi rodzice nagle tam weszli. Czy oni już tu nie mieszkają? – Kto dał ci prawo, żeby o to pytać? Prawie cię nie znam, nie masz prawa! – warknęła. Podniosłem rękę do góry. – No, Amelia. Przepraszam. Powiedziałaś, żebym przyszedł, to usiądziemy i porozmawiamy. Najwyraźniej zmieniłaś zdanie, więc po prostu pójdę sobie, a ty zajmiesz się swoimi sprawami. Przepraszam, że chciałem poznać cię trochę lepiej – powiedziałem, wstałem i ruszyłem do drzwi. – Zaczekaj, Collin. Przepraszam. Nie rozumiesz. Zostań, proszę – powiedziała, idąc
za mną. Wziąłem głęboki oddech. W jej głosie, kiedy prosiła, żebym został, była desperacja. Odwróciłem się i spojrzałem w smutne błękitne oczy. Tak bardzo chciałem ją objąć i mocno uścisnąć. – Uch – jęknęła, przykładając dłonie do głowy. – Ten dom należał do moich rodziców. Zginęli dwa lata temu w wypadku na łodzi. – Amelia… – wyszeptałem i podszedłem bliżej. Podniosła ręce, żeby mnie zatrzymać. – Nie. Nie chcę litości – powiedziała, wróciła do stołu i usiadła. – Naprawdę bardzo mi przykro. Nie miałem pojęcia. Przepraszam – powiedziałem, kręcąc głową. – Usiądź i dokończ kawę i śniadanie. Przepraszam, że byłam taka niegrzeczna. Nie lubię o tym mówić i zamknęłam się bardzo po tym wypadku. Przestałam się widywać z przyjaciółmi i przez cały czas właściwie siedzę sama w swoim mieszkaniu w kampusie. To znaczy, kiedy nie jestem na zajęciach. Usiadłem i wziąłem bajgla. – Zajęcia? – Studiuję na Uniwersytecie Nowy Jork i mieszkam w mieszkaniu w kampusie. Jestem na ostatnim roku. Naprawdę trudno było mi po tym wszystkim skupić się na nauce. Zabrzęczała komórka, którą miałem w kieszeni. – Przepraszam – powiedziałem, wyjąłem ją i zobaczyłem, że napisała do mnie Julia. „Dlaczego nie powiedziałeś mi o tej uroczej dziewczynie, którą poznałeś?” „Nie miałem dotąd okazji. Dopiero się poznaliśmy. Niech zgadnę – tata ci powiedział?” „Tak, i powiedział, że naprawdę ją lubisz. Tak się cieszę”. „Nie podniecaj się na razie za bardzo. Pogadamy później. Teraz właśnie z nią jestem”. „Och, przepraszam. Nie mogę się doczekać, kiedy wszystkiego się dowiem. Kocham cię”. „Ja ciebie też, siostrzyczko”. – Przepraszam cię, to moja siostra, Julia. – Nie ma sprawy. Nigdy nie przepraszaj za chwile rozmowy z rodziną. Odgryzłem kawałek bajgla, który trzymałem w ręce, i zastanawiałem się, co
powiedzieć. – Posłuchaj, Amelia, będę z tobą zupełnie szczery. Nie wiem, co powiedzieć, bo nie chcę sprawić ci przykrości. Spojrzała na mnie i łagodnie położyła dłoń na moim ramieniu. – Przykro mi, że tak się przy mnie czujesz. Jej dotyk sprawił, że całe moje ciało przeszył dreszcz. Jej miękkie palce na mojej skórze… Uświadomiłem sobie, że patrzę na jej usta. Wyobraziłem sobie, że je całuję, i byłem ciekaw, jak by to było. Jedyną zasadą, jakiej zawsze przestrzegałem, była zasada niecałowania. Kobiety, z którymi sypiałem, nigdy nie dotykały moich ust. Dla mnie pocałunek był czymś wyjątkowym i namiętnym, nie chciałem dzielić tego z kimś przypadkowym. Patrzyłem, jak moi rodzice się całują miliony razy, kiedy dorastałem, i zawsze było w tym dużo pasji. Jedyną dziewczyną, z którą się kiedykolwiek całowałem, była Hailey, a odkąd się rozstaliśmy, moje wargi nie dotknęły ust żadnej kobiety. Ale kiedy siedziałem tam i gapiłem się na Amelię, czułem obezwładniające pragnienie, żeby ją pocałować. Chciałem poczuć jej miękkie wargi na swoich. – Wszystko w porządku? – zapytała. Wyrwany ze snu na jawie, uśmiechnąłem się do niej. – Tak, w jak najlepszym. – Przyglądałeś mi się. Dlaczego? Cholera. Zauważyła to. Musiałem szybko coś wymyślić. – Próbuję cię rozgryźć. – Może ja nie chcę, żebyś mnie rozgryzł. – Myślę, że chcesz – stwierdziłem. – Jest pan bardzo bezpośredni, panie Black. – A pani jest bardzo zamknięta w sobie, panno Gray. – Muszę taka być. – Dlaczego? – Po wypadku odsunęłam się od życia. Wszyscy i wszystko, co kochałam, zostało mi odebrane. Nie tylko rodzice, także moja siostra i chłopak. Spuściłem wzrok, bo nie chciałem widzieć bólu w jej oczach. – Jaki sens ma życie, jeśli jesteś sam i nie masz z kim go dzielić? Jak już mówiłam, odsunęłam się od przyjaciół. Czy też raczej powinnam powiedzieć, że to oni się ode mnie odsunęli. Nie byli w stanie znosić dłużej moich łez i tego, że nie chciałam wychodzić z mieszkania. Nie mam im tego za złe. Nie jestem najprzyjemniejszym
towarzystwem. Nie mogłem dłużej wytrzymać. Musiałem jej dotknąć, pocieszyć ją, ukoić. Sięgnąłem nad stołem i chwyciłem ją za rękę. Otworzyła szeroko oczy i spojrzała na mnie, ale nie zabrała dłoni. – Jesteś dobrym człowiekiem. Nie pozwolę ci siedzieć tu i użalać się nad sobą. Mamy dzisiaj cały dzień i będziesz się dobrze bawiła, czy ci się to podoba, czy nie. – Nie, nie będę. Rządzisz się i wcale mi się to nie podoba! – Będziesz, a ty jesteś uparta i wcale mi się to nie podoba! – odparłem. Przez chwilę tylko stała i patrzyła na mnie. – Mam mnóstwo roboty – zauważyła cicho. – Obiecuję, że pomogę ci z tym wszystkim po powrocie – uśmiechnąłem się. – Więc dobrze. Wezmę tylko torebkę i możemy iść. – Hej, Amelia? Może wolałabyś się przebrać w jakiś luźniejszy strój. Sukienka nie jest odpowiednia na to, co zaplanowałem. – Och, no dobrze. Zaraz wracam. Kiedy poszła na górę się przebrać, rozejrzałem się po parterze. Wyglądało na to, że wszystko jest już spakowane i gotowe do drogi. Podszedłem do biurka, które stało w rogu salonu. Był to antyk, który na pewno spodobałby się mojej mamie. Podniosłem zdjęcie, na którym była Amelia i jakiś facet. Pewnie jej chłopak. Wyglądali na naprawdę szczęśliwych, jak kiedyś ja i Hailey. Taka tragedia i taka strata w tak młodym wieku. Czułem, że z czasem powie mi o tym więcej. Odstawiłem zdjęcie na miejsce i wróciłem do holu. – Jestem gotowa – uśmiechnęła się. – Wyglądasz wspaniale. – Dziękuję – odparła nieśmiało.
Rozdział 14 Zabrałem ją do Deep Hollow Ranch, żeby pojeździć konno. Rodzice zabierali tam mnie i Julię, kiedy byliśmy dzieciakami. Nie byłem tam od paru lat, bo Hailey nie lubiła konnej jazdy. Chciałem podzielić się końmi z Amelią i miałem nadzieję, że jej się to spodoba. – Ranczo? – spytała, kiedy skręciliśmy w bitą drogę. – Mam nadzieję, że lubisz konie. – Uwielbiam konie, ale nigdy na żadnym nie siedziałam. Spojrzałem na nią. – Nigdy nie jeździłaś konno? – Nie. Spędziłam cale życie w wodzie i na wodzie. – Cóż, więc to twój szczęśliwy dzień, bo dzisiaj będziesz jeździła na koniu. – Mogę cię o coś prosić? – zapytała. – Jasne. O co? – Czy mogłabym usiąść na koniu z tobą? Trochę się boję. – Oczywiście. Chciałem to zaproponować. Uśmiechnęła się, otworzyła drzwiczki i wysiadła, a potem wzięła głęboki oddech. Naprzeciw nas wyszedł Murray. – No, no, no, Collin Black. Od lat cię widziałem, chłopie – powiedział i uściskał mnie. – Murray. Miło cię widzieć, przyjacielu. To jest Amelia – uśmiechnąłem się. – Miło cię poznać, Amelio. – Przyjechaliście pojeździć? – Nie inaczej. Ale tylko na jednym koniu. Amelia nigdy dotąd nie jeździła konno, więc najpierw usiądzie ze mną. – Chodźcie ze mną do stajni. Osiodłam Majestic. Będzie dla was doskonała. Poszliśmy za nim. Murray wyprowadził klacz z boksu i osiodłał ją. Wskoczyłem na nią pierwszy. Amelia trochę nerwowo popatrywała na klacz. – Chodź, moja droga – zachęcił Murray. – Najpierw się z nią zaprzyjaźnij, wtedy poczujesz się pewniej. Mów do niej, pogłaszcz ją. Musisz się z nią oswoić. Amelia podeszła do Majestic i zaczęła ją głaskać. Przesunęła dłonią po jej grzywie, przywitała się z nią. Patrzyłem na nią z uśmiechem, aż w końcu podniosła głowę i
spojrzała na mnie. – Jesteś gotowa? – zapytałem. – Tak. Chyba. Włożyła stopę w strzemiono, a ja podciągnąłem ją do góry. Usiadła za mną, a ja powiedziałem, żeby się trzymała. W chwili, kiedy objęła mnie w pasie ramionami ogarnęło mnie uczucie, jakiego nigdy wcześniej nie zaznałem. Nie umiałbym go nawet opisać. Ruszyliśmy wzdłuż brzegu po białej, piaszczystej plaży. Zapierało mi dech w piersi i poczułem, jak bardzo mi tego brakowało. Byłem szczęśliwy, że mogę dzielić tę chwilę z Amelią. – Collin, jak tu pięknie – zachwyciła się. – Prawda? Tęskniłem za tym. – Dlaczego przestałeś tu przyjeżdżać? – zapytała. – Moja była dziewczyna nie znosiła jeździć konno, więc nie przyjeżdżaliśmy tutaj. – Wiele traciła. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, kiedy tak jechaliśmy wzdłuż plaży. Nie poganiałem konia, bo nie chciałem przestraszyć Amelii. Mniej więcej po godzinie pomyślałem, że Amelia miałaby może ochotę poprowadzić. – Może zamienimy się miejscami? – spytałem, zatrzymując klacz. – Naprawdę? – Amelia była podekscytowana. Zeskoczyłem z konia i powiedziałem Amelii, żeby przesunęła się do przodu. Miała na twarzy uśmiech, którego nigdy nie zapomnę. Jej błękitne oczy były pełne światła i szczęścia. Pierwszy raz, odkąd się poznaliśmy, widziałem ją taką. Usiadłem za nią i poprosiłem, żeby wzięła wodze. Powiedziałem jej, co ma robić, a potem położyłem ręce na jej biodrach. Spojrzała na mnie przez ramię i uśmiechnęła się, kiedy Majestic ruszyła z miejsca. – O Boże – zaśmiała się. – To jest fantastyczne. Uwielbiam jeździć konno. Dziękuję ci, Collin. Dziękuję ci za to. – Cieszę się, że ci się podoba. Proszę bardzo. Jeździliśmy jeszcze około godziny. Potem chwyciłem wodze i nakazałem Amelii, żeby się trzymała. – Dalej, Majestic! – zawołałem. Koń przeszedł w galop, a Amelia mocno chwyciła mnie za ramiona. – Wszystko w porządku? – zapytałem.
– Tak. To jest wspaniałe – uśmiechnęła się i odwróciła głowę, żeby na mnie spojrzeć. Wróciliśmy na ranczo. Zeskoczyłem z konia i pomogłem zsiąść Amelii. – No, i co o tym myślisz? – spytał Murray, podchodząc do nas. – Było cudownie! – zawołała Amelia. – Dobrze. To właśnie lubię słyszeć. Uścisnąłem jego dłoń, a on powiedział, żebym się znowu pokazał. Przykazał mi też, żebym przysłał rodziców. Wróciłem z Amelią do samochodu. Na niebie gromadziły się chmury. – Zanosi się na deszcz – zauważyłem. – Chodźmy do restauracji, zanim zacznie padać. – Do restauracji? – Nie mów, że nie jesteś głodna. – Szczerze mówiąc, jestem – uśmiechnęła się. – To dobrze. Ja też. Zabiorę cię do mojej ulubionej knajpy. Usiedliśmy przy cichym stoliku w rogu sali w Nick and Toni’s. Amelia przejrzała menu i zapytała mnie, co jest dobre. – Mają tu najlepszego kurczaka z najlepszymi pomidorami zapiekanymi z czosnkiem, jakiego kiedykolwiek jadłem. Zaśmiała się. – Uwielbiam kurczaka, więc to zamówię. Kelnerka przyniosła dla nas po kieliszku wina i przyjęła zamówienie. Spojrzałem na Amelię i podniosłem kieliszek. – Za niezwykły i fantastyczny dzień. – Niezwykły, to prawda – zgodziła się z uśmiechem i także podniosła kieliszek. – Dasz mi swój numer telefonu? – spytałem nagle. Patrzyła na mnie przez chwilę, zagryzając dolną wargę. – Chcesz do mnie kiedyś zadzwonić? – Taki miałem zamiar, ale tylko jeśli ty tego chcesz. W milczeniu przyglądała mi się ponad stolikiem. – Tak, chciałabym, żebyś zadzwonił. Kiedy to usłyszałem, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Wyjąłem komórkę i zapisałem numer, który mi podała. Potem wcisnąłem zielony guzik i jej telefon zadzwonił. Wyjęła go z małej torebki i spojrzała na mnie z uśmiechem.
– Halo? – odebrała. – Cześć. Teraz masz mój numer, na wypadek gdybyś chciała do mnie zadzwonić. – Dziękuję – wyszeptała. Pojawiły się zamówione dania i oboje odłożyliśmy telefony. Amelii smakował kurczak i panna cotta z białą czekoladą, którą zamówiłem dla nas na deser. Skończyliśmy jeść, a kiedy wyszliśmy na zewnątrz, lunął deszcz. Pobiegliśmy do samochodu, ale nie mogłem wymacać kluczyków w kieszeni. Nie było ich tam. – Collin, przemokniemy – zaśmiała się Amelia. – Zostawiłem kluczyki na stoliku. Podbiegłem do niej, chwyciłem ją za rękę i powiedziałem, żeby zaczekała pod daszkiem, a sam wpadłem do środka. Kelnerka była tak miła, że czekała już na mnie z kluczykami. Wyszedłem na zewnątrz i uśmiechnąłem się do Amelii, biorąc ją za rękę. – Gotowa na powtórkę? – Jasne. Pobiegliśmy do samochodu w deszczu, który padał jeszcze mocniej niż przed chwilą. Szybko otworzyłem drzwiczki i Amelia wskoczyła do środka. Wskoczyłem po drugiej stronie, zatrzasnąłem drzwiczki i oboje zaczęliśmy się śmiać. Byliśmy przemoczeni do suchej nitki. Z włosów ściekała mi woda, dżinsy lepiły mi się do nóg. Nie miałem w samochodzie ręcznika, ale wziąłem bluzę leżącą na tylnym siedzeniu i podałem ją Amelii. – Proszę, wytrzyj się tym. – Nie chcę zniszczyć ci bluzy – odparła. – Nie przejmuj się. To tylko woda. – Proszę – powiedziała, wzięła bluzę, otarła mi nią twarz i odłożyła na bok. Spojrzała mi w oczy, a jej dłoń musnęła mój policzek. Uśmiechnąłem się lekko i położyłem moją rękę na jej. Nasze usta niemal się stykały. I w tym momencie odezwała się moja komórka. Hailey. Po co, do cholery, ona do mnie dzwoni? Odrzuciłem połączenie i spojrzałem na Amelię. – Wszystko w porządku? – zapytała. – Tak. Pomyłka – odparłem, przekręciłem kluczyk w stacyjce i wyjechałem z parkingu. Ale odwożąc Amelię do domu, nie mogłem przestać myśleć o telefonie Hailey. – Dziękuję ci, Collin, to był wspaniały dzień. Naprawdę to doceniam. – Pojadę tylko do domu przebrać się w coś suchego i zaraz wracam, żeby ci pomóc,
tak jak obiecałem. – Naprawdę? – Tak. Myślałaś, że kłamię? – Nie. Ale wydajesz się taki nieobecny po tym telefonie. – Och, nie. Wszystko w porządku i postaram się jak najszybciej przyjechać. – Dobrze. Więc do zobaczenia. Patrzyłem, jak biegła w deszczu do drzwi. Potem wyjechałem z podjazdu i ruszyłem ulicą w stronę mojego domu. – Jesteś przemoczony! – wykrzyknęła mama, kiedy wszedłem do środka. – Wiem. Dlatego przyjechałem, żeby się przebrać. – No to się pospiesz. Nie chcę, żebyś złapał przeziębienie- powiedziała mama. – A potem zejdź na dół. Chcę, żebyś opowiedział mi wszystko o Amelii. – Przykro mi, mamo. Nie mam czasu. Muszę jej jeszcze pomóc z rzeczami. Opowiem wam wszystko później. Tato, wracacie wieczorem do miasta? – Tak, i lepiej, żebyś zabrał się z nami. Jutro rano musisz być w biurze. – Nie martw się, będę – powiedziałem, pobiegłem na górę i zrzuciłem mokre ubranie. Przebrany zszedłem na dół i powtórzyłem rodzicom, co powiedział mi Murray z rancza. Uśmiechnęli się i odparli, że może później się tam wybiorą. Pocałowałem mamę w policzek i pojechałem z powrotem do Amelii. Kiedy otworzyłem drzwi, schodziła właśnie ze schodów, niosąc duże pudło. – Dlaczego na mnie nie zaczekałaś? – spytałem, odbierając od niej pudło. – Na górze zostało już tylko to, więc pomyślałam, że zniosę je na dół. Postawiłem pudło na podłodze w holu, przy stercie innych. – Co masz zamiar z nimi zrobić? – Agent z biura nieruchomości ma wezwać organizację charytatywną, która to wszystko weźmie. – Nie ma w nich nic, co chciałabyś zatrzymać? – Nie. Przejrzałam wszystko, zanim zaczęłam pakować. Naprawdę muszę sprzedać ten dom. Szybko kończą mi się pieniądze. Kiedy zginęli moi rodzice, nie było żadnego testamentu ani funduszu powierniczego, więc to wszystko, i wszystko, co mieli na kontach, trzeba było uwierzytelnić. Kiedy spłaciłam długi ojca, okazało się, że został mi tylko ten dom. Najwyraźniej moi rodzice mieli kłopoty finansowe. Tak czy inaczej, ten dom jutro rano zostanie wystawiony na sprzedaż i teraz pozostaje mi tylko czekać,
aż ktoś go kupi – zakończyła. – Rynek nieruchomości to grząski teren. Kiedy już dostaniesz ofertę, może chciałabyś, żebym ja albo mój tata ją przejrzał. Nie chcę, żeby ktoś cię oszukał. – Dziękuję. Ale nikt mnie nie oszuka. Mam bardzo dobrego agenta. Podszedłem do niej i położyłem jej dłonie na ramionach. – Po prostu bądź mądra. Spojrzała na mnie, przekrzywiła głowę i zmarszczyła brwi. – Chcesz powiedzieć, że nie jestem mądra? Cholera. – Nie, nie to miałem na myśli. Myślę, że jesteś bardzo mądra, ale na świecie jest mnóstwo ludzi, którzy mają ochotę wykorzystać innych. A teraz powiedz mi, co jeszcze trzeba zrobić. – Hm. Nic – powiedziała, odwracając się. – Jak to nic? Wcześniej mówiłaś, że masz mnóstwo pracy i dlatego nie chciałaś nigdzie wyjść. – No tak… powiedziałam tak, bo chciałam się wykręcić. – Och. – Zmarszczyłem brwi. – Przepraszam, Collin. Ale cieszę się, że jednak wyszłam, bo naprawdę dobrze się bawiłam. Mars na moim czole zmienił się w uśmiech, kiedy usłyszałem, że Amelia dobrze się bawiła. Wyjrzałem przez okno i zauważyłem, że przestało padać i wyszło słońce. – Hej, miałabyś ochotę wyskoczyć na kawę? Moglibyśmy przejść się do Starbucksa na rogu. Już nie pada i słońce świeci. – Jasne – rzuciła, włożyła buty i wyszła przed dom.
Rozdział 15 W zięliśmy kawy i usiedliśmy przy stoliku w kącie. Te kilka dni, które właśnie minęły, były najszczęśliwsze od bardzo dawna. Naprawdę polubiłem Amelię i żałowałem, że nie możemy spędzić ze sobą więcej czasu. – Nie powiedziałaś mi, co studiujesz w Nowym Jorku – zauważyłem. – Pielęgniarstwo. Od jutra za tydzień zaczynam staż w Mount Sanai Hospital. – To wspaniale, Amelio. Pielęgniarstwo to świetny zawód. – Mój tata zawsze mówił, że byłabym dobrą pielęgniarką. Pamiętam, że kiedy byłam mała, prosiłam, żeby udawał, że ma złamaną rękę albo jakąś ranę, i zaraz brałam się do bandażowania. Zawsze chciałam opiekować się innymi i pomagać im. Amelia zaczynała się otwierać, a mnie to naprawdę cieszyło. Miała kojący, słodki głos i było w niej coś łagodnego. Uczucia, z którymi tak długo walczyłem, zaczęły budzić się do życia, a to oznaczało tylko jedno: ból. Nie mogłem przestać myśleć o pocałunku, do którego prawie doszło wcześniej. Ciągle odtwarzałem ten moment w pamięci. Pocałowalibyśmy się, gdyby nie telefon Hailey. Do diabła z nią. – Więc jutro wracasz do Nowego Jorku? – zapytałem. – Tak. Zajęcia zaczynają się pojutrze. A ty? – Ja też. Jutro rano muszę być w biurze. Nagle coś mnie uderzyło. – Nie widziałem twojego samochodu. Jak tu przyjechałaś? – Autobusem – odparła. – Możesz pojechać ze mną jutro rano – zaproponowałem z uśmiechem. – Naprawdę? – Tak, naprawdę. Nie ma sensu, żebyś traciła pieniądze na autobus. – Dziękuję, Collin. Jestem twoją dłużniczką – uśmiechnęła się do mnie. Dopiliśmy kawę i spacerem wróciliśmy do jej domu. Nie chciałem się z nią rozstawać, ale nie chciałem też przesadzić. – Cóż, teraz chyba już pójdę. Podjadę po ciebie jutro koło siódmej. – Świetnie. Będę gotowa – powiedziała z uśmiechem. Odwróciłem się i wyszedłem. – Miłego wieczoru. – Dzięki. Nawzajem.
Wsiadłem do range rovera i pojechałem do domu. Mamy i taty nie było, więc założyłem, że pojechali do Murraya na ranczo. Wyciągnąłem telefon i zauważyłem, że mam wiadomość od Hailey. „Cześć, próbowałam się dodzwonić, ale nie odpowiadałeś. Byłam tylko ciekawa, co słychać”. Dlaczego nagle zaczęło ją to interesować? Ile razy do niej dzwoniłem, odrzucała połączenie albo radziła mi, żebym „zostawił to za sobą”. Na pewno nie potrzebowałem teraz, żeby zaczęła mieszać. Poszedłem w końcu do przodu ze swoim życiem. Życiem bez niej – i takiego życia właśnie teraz chciałem. Położyłem się na łóżku i zacząłem przeglądać zdjęcia w komórce. Kiedy jeździliśmy z Amelią konno, zrobiłem nam zdjęcie na Majestic. Uśmiechnąłem się teraz na widok uśmiechu Amelii. Miała taki ładny uśmiech. W jakiś sposób przypominał mi uśmiech mamy. Postanowiłem zadzwonić do Julii. – Cześć – odebrała. – Cześć, siostrzyczko. Co u ciebie? – Wszystko w porządku. Pytanie brzmi: co u ciebie? – Chyba mam kłopoty – powiedziałem. – Co znowu? Co zrobiłeś? – Poznałem dziewczynę i ona naprawdę mnie zauroczyła. Usłyszałem śmiech. – To mają być kłopoty? Uważam, że to wspaniale. – Nie, nie rozumiesz, Julio. Nie chcę znowu przez to przechodzić. – Posłuchaj, Collin. Czas, żebyś poszedł ze swoim życiem do przodu, i wygląda na to, że to właśnie zrobiłeś. Ta dziewczyna musi być wyjątkowa, jeśli tak cię zainteresowała. Idź za tym. Jeśli coś ma z tego być, będzie. Miłość znajdzie do ciebie drogę. Nie można jej pomóc i nie można jej powstrzymać. A teraz przestań się zachowywać jak dziecko i pozwól, żeby wszystko działo się naturalnie. Przewróciłem oczami przy jej ostatnim zdaniu. – Muszę kończyć. Wydaje mi się, że mama i tata wrócili. – Zobaczymy się jutro w biurze, braciszku. – Na razie, Julio. Ale prawda była taka, że nie chciałem więcej myśleć o Amelii. Zamknąłem oczy i postanowiłem uciąć sobie drzemkę.
Zbudził mnie dźwięk telefonu. Spojrzałem na zegar i uświadomiłem sobie, że spałem ponad dwie godziny. Podniosłem komórkę – przyszła wiadomość od Amelii. „Cześć, tu Amelia. Wybieram się na spacer po plaży i pomyślałam, że jeśli nie masz nic do roboty, może miałbyś ochotę się przyłączyć. Będę przechodziła koło twojego domu. Jeśli chcesz iść ze mną, wyjdź na plażę. Tylko nie kładź mi się pod nogami. Nie odpowiadaj na ten SMS”. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. Byłem ciekaw, dlaczego nie chciała, żebym odpowiedział. Wydało mi się to dziwne. Wstałem, przeczesałem włosy i poszedłem na plażę. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę zaproponowała mi spacer po plaży. Zresztą to nie miało znaczenia. Byłem uszczęśliwiony, że to zrobiła. Usiadłem na piasku, patrzyłem, jak fale liżą brzeg, i czekałem na Amelię. Odwróciłem głowę i uśmiechnąłem się, widząc ją w oddali. Moje serce przyspieszyło i z jakiegoś powodu poczułem się zdenerwowany. Kiedy podeszła bliżej wstałem i podszedłem do niej. Na twarzy miała piękny uśmiech. – Nie byłam pewna, czy dostałeś moją wiadomość – odezwała się. – Napisałaś, żebym nie odpowiadał. Zaśmiała się i ruszyliśmy razem wzdłuż brzegu. – Dziękuję, że postanowiłeś mi towarzyszyć. – Dziękuję, że mi to zaproponowałaś – uśmiechnąłem się. Amelia szła obok ze wzrokiem spuszczonym na piasek. Tak bardzo chciałem wziąć ją za rękę, nie chciałem jednak przekroczyć jakiejś granicy. Słońce już zaszło i nad wodą robiło się coraz ciemniej. Amelia opowiedziała mi trochę o Uniwersytecie Nowojorskim, a ja jej o moich doświadczeniach z Columbią. – Mam pomysł. Może wrócimy do domu i rozpalimy ognisko. Moglibyśmy piec marshmallows. – Może zrobimy s’mory? – spytałem z szerokim uśmiechem. – Jasne. Muszę zobaczyć, czy mamy wszystko, co potrzebne, ale wydaje mi się, że tak. – Jeśli nie, możemy pobiec do sklepu i kupić, co trzeba – zauważyła. Wróciliśmy do domu i zaczęliśmy szukać w kuchni batoników czekoladowych, krakersów i pianek marshmallows. Nie było krakersów. Cholera. – Zaczekaj! – zawołałem, wyciągając telefon. „Wracacie do domu na plaży czy do miasta?” – napisałem do mamy. „Do domu na plaży. Będziemy za jakieś pięć minut. A co?”
„Moglibyście wstąpić do sklepu i kupić pudełko krakersów? Amelia i ja chcemy zrobić s’mory, ale zabrakło nam krakersów”. „Oczywiście, kochanie. Świetna zabawa!” O Boże. Miałem nadzieję, że mama nie będzie chciała się do nas przyłączyć. „Dzięki, mamo”. – Problem rozwiązany. Moi rodzice właśnie jadą do domu. Zatrzymają się przy sklepie i kupią nam krakersy. – Twoi rodzice wydają się fantastyczni – uśmiechnęła się Amelia. – I są. Polubisz ich na pewno. A na razie chodźmy rozpalić ognisko. Wróciliśmy na plażę, gdzie mój tata wiele lat temu przygotował dołek na ogień. Nagle przypomniało mi się, jak siadywałem tu przy ognisku z Hailey. Z tą różnicą, że tym razem nic w związku z tym nie czułem. Kiedy ogień już płonął, pobiegłem do domu po szpikulce i pianki. Podałem jeden szpikulec Amelii i oboje wystawiliśmy pianki nad płomienie. – Nie robiłam tego od lat. – Amelia spojrzała na mnie z uśmiechem. – To takie fajne i miło robić to razem z kimś. Postanowiłem, że zapytam o zdjęcie z jej chłopakiem. Musiałem poznać jej historię i miałem nadzieję, że nie przekroczę jakiejś linii. – Kiedy byłem wcześniej u ciebie w domu, widziałem zdjęcie, na którym jesteś z chłopakiem. To był twój chłopak? – Nie rozmawiam o nim. – Odwróciła wzrok. – Wiem, że to coś zupełnie innego, ale dziewczyna, z którą byłem sześć lat, zostawiła mnie, żeby studiować modę we Włoszech. – Tak, to coś zupełnie innego. Nie można tych sytuacji porównywać – rzuciła Amelia i zaczęła się podnosić. Chwyciłem ją za nadgarstek. – Nie odchodź. Tylko zapytałem. Wystarczyłoby proste tak lub nie. Usiadła i patrzyła na mnie chwilę w milczeniu. – Tak, to był mój chłopak. – Przykro mi z powodu tego wypadku, Amelio. – Mnie też. Siedzieliśmy w ciszy, aż usłyszałem, że mama i tata idą w naszą stronę. – Proszę, synu. Pudełko krakersów. Witaj, Amelio. Miło znowu cię widzieć – uśmiechnął się tata.
– Dobry wieczór. Mnie także miło państwa widzieć. – Proszę, nazywaj nas Connor i Ellery – odezwała się mama. – Przyłączycie się do nas? – zapytała Amelia. O mój Boże, nie mogłem uwierzyć, że właśnie zaprosiła moich rodziców, żeby z nami usiedli. Spojrzałem na nich znacząco. – Bardzo chętnie posiedzielibyśmy z wami, Amelio, ale zaraz wracamy do miasta. – Wyjeżdżacie? – spytałem. – Tak. Pomyśleliśmy, że lepiej będzie pojechać dzisiaj wieczorem. Nie zapomnij jutro rano dobrze zamknąć drzwi. Mogę się ciebie spodziewać w biurze koło ósmej? – spytał tata. – Nie, przyjadę później. Zaproponowałem Amelii, że odwiozę ją na uniwersytet, żeby nie musiała jechać autobusem. Wyjeżdżamy o siódmej. – A więc dobrze. Zobaczymy się, kiedy już dotrzesz. Przyjdź od razu do mojego gabinetu, musimy przejrzeć plany tego nowego budynku dla Tricho Enterprises. – Wiem, tato, przyjdę. – Więc studiujesz na uniwersytecie w Nowym Jorku? – spytała z uśmiechem mama i usiadła. Tata lekko ujął ją pod ramię i pomógł wstać. – Chodź już, kochanie, zostaw ich samych. Porozmawiasz z Amelią innym razem. Naprawdę chciałbym już wyjechać. – Och, dobrze już, Connor – powiedziała mama z irytacją. – Miło było znowu cię zobaczyć, Amelio. Musisz kiedyś przyjść do nas na kolację. – Dziękuję, Ellery, ciebie też było miło widzieć. Tata mrugnął do mnie, a potem odwrócił się i razem z mamą weszli do domu. Widziałem, że sprawiłem Amelii przykrość, pytając o jej chłopaka. Nie miałem takiego zamiaru. Chciałem tylko, żeby trochę się przede mną otworzyła. Postanowiłem opowiedzieć jej o Hailey. Nie byłem pewny, czy to naprawdę taki dobry pomysł, ale musiałem zaryzykować. Wbiłem dwie pianki na szpikulec i uniosłem go nad ogniem. – Moja była dziewczyna, Hailey, i ja znaliśmy się od dzieciństwa. Nasze matki są najlepszymi przyjaciółkami. Zaczęliśmy się umawiać, kiedy mieliśmy po szesnaście lat i po pewnym czasie zrobił się z tego poważny związek. Oboje skończyliśmy Columbię, a Hailey wkrótce potem dostała propozycję stypendium i wyjazdu do Włoch, żeby studiować modę. Nie przeszkadzało mi to, bo sądziłem, że nasza miłość jest dość silna, żeby wytrzymać związek na odległość. Ale Hailey była innego zdania. Pewnego dnia
przyszła do mnie, powiedziała, że to się nie uda, że związki na odległość nie mają szans. Że jej przykro, ale czas, żeby ruszyła ze swoim życiem dalej i skupiła się na studiach. Wyleciała dwa dni wcześniej, niż planowała, i nawet się nie pożegnała. – To naprawdę wstrętne z jej strony – powiedziała Amelia. – Tak, wstrętne, prawda? – Musiałeś być zdruzgotany. – Byłem. Zacząłem imprezować niemal każdego wieczoru. Piłem zdecydowanie za dużo i… Urwałem i nie powiedziałem tego, co zamierzałem, bo nie chciałem, żeby Amelia źle o mnie pomyślała. – Sypiałeś z wieloma kobietami, prawda? – spytała. Spuściłem ze wstydu wzrok i lekko skinąłem głową. Amelia położyła dłoń na mojej ręce. Byłem zaskoczony, ale też zachwycony. – Każdy na swój sposób radzi sobie z bólem. Wygląda na to, że ty próbowałeś zapomnieć, a ja odcięłam się od wszystkich, bo nie chciałam o tym rozmawiać. – Czasami musimy rozmawiać o rzeczach, które nas najbardziej bolą, żeby odnaleźć spokój. Amelia przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się do mnie. – Nie podoba mi się, że to mówisz, ale wiem, że masz rację. Uśmiechnąłem się i podałem jej dwa krakersy i trochę czekolady. – Twoje pianki są gotowe. Wsunęła je z czekoladą między krakersy i odgryzła kawałek. Trochę czekolady dostało się na jej policzek. Pochyliłem się i starłem ją kciukiem. Amelia natychmiast podniosła rękę do mojej. – Przepraszam. Miałaś tu czekoladę. – Dziękuję – szepnęła. Odsunąłem się i powiedziałem, że zaraz wrócę. Poszedłem do domu, wziąłem serwetki, dwa kieliszki i butelkę wina. Ale kiedy wróciłem na plażę, Amelia właśnie wstała i zbierała się do odejścia. – Dokąd idziesz? – zapytałem. – Przepraszam, Collin. Muszę iść. Zobaczymy się rano. Ruszyła przed siebie, ale pobiegłem za nią. Zaszedłem jej drogę i delikatnie złapałem ją za ramiona. – Co takiego zrobiłem? Albo powiedziałem? Proszę, nie idź jeszcze.
– Niczego nie zrobiłeś ani nie powiedziałeś. Po prostu nie mogę tego z tobą robić. Przepraszam – odparła, odepchnęła mnie na bok i ruszyła dalej. – Do diabła, Amelia! Zasługuję na jakieś wyjaśnienie! Zatrzymała się i stała przez sekundę. Potem nagle się odwróciła. – Chcesz wyjaśnienia? Doskonale, dostaniesz wyjaśnienie. Znam cię dwa dni. Tylko dwa dni, a już czuję się winna, że spędzam z tobą czas i dobrze się bawię. Czuję się winna, bo to ja powinnam była zginąć w tamtym wypadku. Nie moi rodzice, nie moja siostra i na pewno nie Billy! – krzyknęła. – Nie zasługuję na szczęście ani zabawę! Serce mi pękało, kiedy słuchałem tego krzyku. Podszedłem do niej powoli, choć nie miałem pojęcia, co może zaraz zrobić. Ale nie zrobiła nic, tylko tam stała. Zbliżyłem się do niej ostrożnie, spojrzałem w smutne niebieskie oczy i ująłem w dłonie jej twarz. – Zasługujesz na szczęście. Nigdy nie myśl nawet, że tak nie jest. Nie wiem, co się wydarzyło, ale wiem, że do tego wypadku nie doszło z twojej winy. Nie mamy władzy nad losem. Przeżyłaś z jakiegoś powodu. Nigdy o tym nie zapominaj – zakończyłem i objąłem ją. – Oni nie powinni byli zginąć, Collin. Po prostu nie powinni. – Zaczęła płakać. Trzymałem ją mocno i bardzo było mi jej żal. Czułem jej ból, kiedy tak płakała na mojej piersi. W końcu przestała i podniosła wzrok. – Przepraszam – powiedziała. – Nie przepraszaj. Nigdy nie przepraszaj za to, co czujesz. Staliśmy tam, patrząc sobie w oczy. Miałem wielką ochotę ją pocałować, ale nie w takich okolicznościach. Odsunąłem się. Musiałem to zrobić, bo w przeciwnym razie pocałowałbym ją i może zepsuł to, co pojawiło się między nami w tej chwili. – Wrócimy, żeby zjeść pianki? – A możemy zamówić pizzę? – zapytała ze słabym uśmiechem. Zaśmiałem się i przytknąłem moje czoło do jej czoła. – O, tak. Pizza to świetny pomysł. Objąłem ją ramieniem, ona położyła głowę na moim ramieniu i poszliśmy w stronę domu. Wyciągnąłem menu pizzerii i kiedy już oboje wiedzieliśmy, co chcemy zjeść, zadzwoniłem i czekaliśmy na pizzę.
Rozdział 16 Zadzwonił budzik i pobiegłem pod prysznic. Nie mogłem przestać myśleć o Amelii i ubiegłym wieczorze. Zamówiliśmy pizzę i rozmawialiśmy o muzyce. Okazało się, że mamy podobny gust. Po prysznicu ubrałem się, wziąłem torbę, zamknąłem dom i pojechałem do Amelii. Kiedy wjechałem na podjazd, stała już na ganku z bagażami. – Dzień dobry – uśmiechnąłem się. – Dzień dobry. Proszę, jak świetnie wyglądasz w garniturze. Uśmiechnąłem się, chwyciłem jej torby i położyłem obok moich na tylnym siedzeniu. Otworzyłem drzwiczki i Amelia wsiadła. – Gotowa wracać do miasta? – zapytałem. – Nie bardzo. Wolałabym zostać tutaj. Uwielbiam to miejsce. – Ja też – odparłem i dotknąłem jej ręki. Odwróciła się i spojrzała na mnie z uśmiechem. Mógłbym oglądać ten uśmiech każdego ranka. – Myślę, że przydałby nam się Starbucks, zanim wyruszymy w drogę. Co ty na to? – Czyta pan w moich myślach, panie Black. Podjechałem pod okienko dla kierowców i zamówiłem dla nas kawę i muffiny. Przez całą drogę do miasta śpiewaliśmy kilka z moich ulubionych piosenek i odbyliśmy długą rozmowę o polityce. Był to temat, na który nigdy więcej nie powinniśmy rozmawiać. – Mieszkam przy Third Avenue 75, w budynku Third Avenue North. – To niedaleko Black Enterprises. Kiedy dotarliśmy na miejsce, wysiadłem i wziąłem jej bagaż. – W porządku, Collin, wezmę torby. Dziękuję za podwiezienie. Doceniam to – powiedziała i pocałowała mnie w policzek. – Drobiazg. Cała przyjemność po mojej stronie. – Do zobaczenia – pożegnała się Amelia. – Odezwij się czasem – odparłem, wsiadłem do samochodu i zacisnąłem ręce na kierownicy. Mdliło mnie ze zdenerwowania, kiedy patrzyłem, jak Amelia znika w drzwiach budynku. A jeśli to koniec naszej znajomości? Jeśli to, co zdarzyło się w Hamptons, było tylko snem i teraz, po powrocie do rzeczywistości, nic z tego snu nie zostanie? Pojechałem do biura i od razu ruszyłem do gabinetu ojca, ale najpierw zatrzymałem się
na chwilę u Diany. – Jak ci minął weekend? – zapytała. – Fantastycznie! Jak Jacob? – Kiepsko się czuł. Ale wszystko będzie dobrze. – Powiedz mu, że przyjdę dzisiaj wieczorem pograć z nim na komputerze. – Ucieszy się – uśmiechnęła się Diana. – Tata już na ciebie czeka. Westchnąłem. – Wiem. Kiedy wszedłem do gabinetu, rozmawiał przez telefon. Gestem pokazał mi, żeby usiadł. Podszedłem do ekspresu i nalałem sobie filiżankę kawy, a potem usiadłem na krześle. – Jaką mieliście podróż? – zapytał, kiedy się rozłączył. – Świetną. A wy? – Nie zmieniaj tematu, synu. Widzę, że jesteś zauroczony tą dziewczyną. – Zauroczony? Naprawdę, tato? Powiedziałeś „zauroczony”? – Collin, przecież wiesz, co mam na myśli – westchnął tata. – Bardzo lubię Amelię. Jest wspaniałą dziewczyną, ale jest skomplikowana, i to mnie niepokoi. Tata odchylił się na oparcie fotela. – Skomplikowana? To znaczy? – Jej rodzice, siostra i chłopak zginęli w wypadku na łodzi dwa lata temu. Wczoraj wieczorem Amelia powiedziała mi, że to ona powinna była zginąć, a nie oni. Zamknęła się w sobie i widać, że się boi. – Tak jak ty – rzucił tata. – Hailey zostawiła na tobie ślad, to dlatego twoje zachowanie było ostatnio nieakceptowalne. Ale rozumiem to, wiem, skąd się to wzięło. Jeśli naprawdę lubisz tę dziewczynę i chcesz z nią być, spraw, żeby tak się stało. Ja tak zrobiłem, a wierz mi, byłem bardziej poplątany niż ty. Nauczyłem się przezwyciężać strach i pozwalać, by rzeczy działy się tak, jak powinny. – Dzięki, tato, za twoją mądrość. A teraz weźmy się do tych planów. Mam dzisiaj mnóstwo roboty. Tata uśmiechnął się, wyjął z szuflady dokumenty i przez następną godzinę pracowaliśmy razem. – Puść farbę, braciszku – powiedziała Julia, wchodząc do mojego gabinetu.
– Rany, jesteś jeszcze grubsza niż ostatnio – uśmiechnąłem się. – Nie przyszłam tu rozmawiać o mojej wadze. Przyszłam po relację z twojego romantycznego weekendu. – Chcesz zobaczyć jej zdjęcie? – Zamknij się! Już masz jej zdjęcie? Odblokowałem telefon i pokazałem jej nasze zdjęcie na Majestic. – To ona. Amelia – powiedziałem, podając telefon Julii. – Jest taka ładna, Collin. Jeździliście konno? – Tak. Amelia robiła to pierwszy raz i trochę się bała, więc pojechaliśmy na jednym koniu. – Och, to słodkie. – Julia uśmiechnęła się i położyła dłonie na sercu. – Przestań, Julio. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. – Uprawialiście seks? – Nie! Nigdy bym tego nie zrobił. Przewróciła oczami. – Naprawdę, Collin? Uprawiasz seks z każdą, która na ciebie spojrzy. – Ale nie z nią. Ona jest inna. Nawet jej jeszcze nie pocałowałem. Julia otworzyła szeroko oczy. – Rany. Ona musi ci się naprawdę bardzo podobać. – Tak. Bardziej niż mam ochotę przyznać. Och, zapomniałem ci powiedzieć, Hailey dzwoniła do mnie i przysłała SMS. – Po co? Czego chciała? – Kto to może wiedzieć, do diabła? – powiedziałem, wstając od biurka. – Chciała wiedzieć, co u mnie. Jakby ją to w ogóle obchodziło. Julia podniosła się i położyła mi ręce na ramionach. – Posłuchaj, idź za głosem serca. Nie oglądaj się w przeszłość. Uśmiechnąłem się do siebie, kiedy wychodziła. Nie mogłem przestać myśleć o Amelii, a najgorsze było to, że strasznie za nią tęskniłem. Rany, co ja miałem teraz zrobić? Wróciłem do gabinetu taty. – Co mogę dla ciebie zrobić, synu? – Chciałbym, żebyś kupił dom. Podniósł wzrok znad dokumentów i tylko patrzył na mnie. – Żebym co zrobił? – Tato, posłuchaj. Dom na plaży należał do rodziców Amelii, a ona musi go
sprzedać, bo zostało jej już bardzo mało pieniędzy. Boję się, że sprzedaż potrwa za długo. Możesz go kupić, a potem znowu wystawić na sprzedaż? Tata spojrzał na mnie tak, jak często to robił, kiedy byłem dzieckiem. Nazywałem to wtedy „spojrzeniem wyjaśniającym”. Miał ten sam wyraz twarzy, kiedy zaczynał mi coś wyjaśniać. – Collin, synu, posłuchaj. Wiem, że chcesz pomóc tej dziewczynie. Nie dziwię ci się. Ale przychodzi taki moment, kiedy trzeba sobie uświadomić, że nie zdołasz pomóc wszystkim. Nie mogę tak po prostu kupić jej domu tylko dlatego, że ona potrzebuje pieniędzy. – Dlaczego nie? Masz ich jak lodu. – Nie w tym rzecz, synu. No dobrze, zaproponuję ci coś. Jeśli ten dom nie sprzeda się w trzy miesiące, kupię go. – Trzy miesiące to za długo, tato. – A jeśli wam się nie poukłada i za trzy miesiące już nie będziecie się spotykali? – Dobrze więc. Trzy miesiące – zgodziłem się. Minęło kilka dni, a ja nie miałem żadnej wiadomości od Amelii. Nie dzwoniłem do niej ani nie pisałem, bo bałem się, że teraz, kiedy wróciliśmy do Nowego Jorku, nie będzie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Fakt, że nie zadzwoniła ani nie przysłała SMS-a sprawiał, że czułem się bardzo niepewnie. Poszedłem do Jacoba i zagraliśmy w Xboksa. Kaszlał tego dnia bardziej niż zwykle. Diana powiedziała, że lekarz zmienił mu lekarstwo na nowe, które nie działa. – No to masz już dziewczynę? – spytał Jacob. – Może jest ktoś, kto mnie interesuje. – Tak na poważnie czy to tylko niezobowiązujący flirt? Nie mogłem powstrzymać śmiechu. – Jeszcze nie wiem. Właśnie ją poznałem, ale to raczej nie będzie niezobowiązujący flirt. Ona nie jest w tym typie. – Super. Umówiliście się już? – Tylko kilka razy, w Hamptons. Nie rozmawiałem z nią jeszcze po powrocie do miasta. – Och. Cóż, mam nadzieję, że się wam ułoży. – Dzięki, bracie. – Nie ma sprawy. Moja mama lubi jednego takiego faceta. Poznałem go. Ja go nie
lubię. – Dlaczego? – Bo nie. – Ale jeśli twoja mama jest z nim szczęśliwa, tylko to się liczy. – Nie obchodzi mnie to. Nie chcę, żeby się tu kręcił. Słyszałem w jego głosie złość, kiedy o tym mówił. Podejrzewałam, że nie lubił tego faceta, bo nie był jego tatą. Kiedy skończyliśmy grę, Jacob spojrzał na mnie. – Myślę, że powinieneś zadzwonić do niej i gdzieś ją zaprosić. – Sądzę, że nie bardzo wiesz, o czym mówisz. – Serio, chłopie. Zadzwoń. Może cię zaskoczy – zachęcał i zaczął kaszleć. – Przepraszam, a ile ty masz lat? – Po prostu zrób to. Chyba nie masz cykora? – Nie! – A więc masz cykora! – zawołał, chodząc po pokoju i udając, że trzęsie się ze strachu. – Ty mały draniu. Nie masz pojęcia, o czym mówisz. – Więc zadzwoń do niej. Teraz. – Świetnie. Zadzwonię! – rzuciłem i wyjąłem telefon z kieszeni. Wybrałem numer, a Jacob usiadł na łóżku. – Cześć, Collin – przywitała się Amelia. Boże, tak cudownie było usłyszeć jej głos. – Cześć, Amelia. Co u ciebie? – W porządku. A u ciebie? – W porządku. Posłuchaj, może poszłabyś jutro ze mną na kolację? – Jasne, bardzo chętnie. Ale nie mogę wrócić zbyt późno. Mam dużo nauki. – Nie ma sprawy. Dopilnuję, żebyś wróciła wcześnie. Może przyjadę po ciebie o szóstej? – Dobrze. Do jutra. – Na razie, Amelia. Spojrzałem na Jacoba, który siedział na łóżku, podnosząc kciuk do góry. – Dzięki, brachu. – Spoko – uśmiechnął się. Od Jacoba poszedłem prosto do domu. Mama była w salonie, pracowała nad jednym ze swoich obrazów, tata siedział na kanapie z laptopem.
– Cześć, Collin. Dobrze się bawiliście z Jacobem? – spytała mama. Podszedłem do niej i pocałowałem ją w policzek. – Tak, świetnie. – Co u niego? – zapytał tata. – Dzisiaj kiepsko się czuł. Diana mówiła, że lekarz zmienił mu lekarstwo. – Cholera, żałuję, że nie mogę czegoś dla niego zrobić – denerwował się tata. – A tak z innej beczki, zadzwoniłem do Amelii i idziemy jutro na kolację. – O, świetnie, możesz przyjść z nią na kolację rodzinną – uśmiechnęła się mama. – Uch. Zapomniałem, że to jutro. Mamo… – Nie opuścisz chyba rodzinnej kolacji, Collin. Oczekuję tu jutro was obojga – oznajmiła mama, wstała i wyszła z pokoju. Odwróciłem się i spojrzałem na tatę, który siedział z szerokim uśmiechem na twarzy. – Matki trzeba słuchać, synu. Nie zrób jej zawodu – dorzucił, spoglądając na ekran laptopa. Przewróciłem oczami i poszedłem do siebie. Wyjąłem z kieszeni telefon i wysłałem do Amelii SMS. „Zjemy jutro kolację w mnie w domu. Zapomniałem, że to wieczór rodzinnego spotkania, i mama chce, żebym na nim był. Z tobą. Przykro mi i naprawdę zrozumiem, jeśli zmienisz zdanie”. „Nie ma za co przepraszać. Myślę, że rodzinna kolacja będzie bardzo miła. Już się na nią cieszę”. „Naprawdę?” „Tak, naprawdę”. „Ale i tak po ciebie przyjadę”. „Dobrze. Będę czekała”.
Rozdział 17 Limuzyna zatrzymała się przy krawężniku pod Third Avenue Building North. Wysłałem SMS do Amelii, że już czekam. Spojrzałem na Ralpha, który siedział w samochodzie. – Ralph, musisz wysiąść i otworzyć drzwi przed Amelią. – Och, przepraszam, panie Black – powiedział i wyskoczył z limuzyny. Przewróciłem oczami i westchnąłem. Myślę, że tata popełnił błąd, zatrudniając Ralphiego. Spojrzałem w okno i zobaczyłem Amelię, która schodziła właśnie po schodach. Kiedy Ralphie otworzył drzwiczki, usiadła obok mnie. Wyglądała pięknie w czarno-różowej letniej sukience. Jej włosy wyglądały inaczej niż zwykle, nie były proste, tylko falowały lekko. Cholera. Czułem, że staje mi od samego patrzenia na nią. Nie wspominając już o tym, że znowu pachniała różami. – Wyglądasz wspaniale – uśmiechnąłem się. – Dziękuję. Ty też. Po drodze rozmawialiśmy trochę o jej studiach. Potem wjechaliśmy windą do penthouse’u i widziałem, że zrobiło to na niej wrażenie. Kiedy tylko drzwi się otworzyły i weszliśmy do holu, z kuchni wybiegła Julia. – Cześć, jestem Julia, siostra Collina. A ty musisz być Amelia. – Tak, to ja. Miło mi cię poznać. Gratuluję potomka. Julia uśmiechnęła się i położyła ręce na brzuchu. – Dziękuję. Czy Collin mówił ci już, że to chłopczyk? – Owszem. To takie ekscytujące. Julia wzięła ją pod ramię i pociągnęła do kuchni. Poszedłem za nimi, wdychając wspaniały aromat, który wypełniał mieszkanie. W kuchni podszedłem do mamy i pocałowałem ją w policzek. – Pięknie tu pachnie, mamo. – Dzięki, skarbie – uśmiechnęła się. Odwróciłem się i zobaczyłem, że tata, Jake i Julia rozmawiają z Amelią. Już miałem przyłączyć się do rozmowy, kiedy usłyszałem, że do kuchni wchodzi Denny. – Cudownie tu pachnie, Ellery! – powiedział dość głośno. Podszedłem i uściskałem go. – Nie wiedziałem, że tu dzisiaj będziesz.
– Poczułem się trochę lepiej, więc postanowiłem, że przyjdę pomęczyć trochę twojego staruszka – uśmiechnął się. – Wszystko słyszałem, Denny. – Tata też się uśmiechnął i uścisnął jego dłoń. Podszedłem do Amelii i poprosiłem, żeby poznała Denny’ego. – Denny, to jest moja przyjaciółka, Amelia. Denny zmierzył ją wzrokiem, a potem się uśmiechnął. – Miło mi cię poznać, Amelio – powiedział i pocałował ją w rękę. – Dziękuję. Mnie także miło cię poznać, Denny. Dużo o tobie słyszałam. – Nie słuchaj ich. Nie wiedzą, co mówią. Oboje z Amelią roześmialiśmy się w tej samej chwili. A potem mama oznajmiła, że kolacja jest gotowa i że mamy siadać do stołu. Denny wziął mnie pod rękę i odciągnął na bok. – Jest olśniewająca, synu. Przypomina mi twoją matkę sprzed lat. To jest ktoś, i to na pewno jest ta właściwa. – Chyba jeszcze na to za wcześnie, wujku Denny – zachichotałem. – Zabawne, twój ojciec mówił to samo. – Denny zmrużył oko. Poklepałem go po plecach i zajęliśmy miejsca przy stole. Po kolacji i pysznym owocowym flanie, który mama kupiła w piekarni na deser, Amelia i ja przesiedliśmy się na kanapę. – Mam nadzieję, że dobrze się bawisz? – O, tak. Masz wspaniałą rodzinę. I tyle szczęścia, że są obecni w twoim życiu. Nigdy nie uważaj, że to oczywiste – dodała ze smutkiem. – Przykro mi, Amelia. To musi być dla ciebie trudne. Odwróciła się do mnie i położyła swoją dłoń na mojej. – Trochę jest, bo sprawia, że zaczynam tęsknić za swoją rodziną. Ale jest też miłe, bo dobrze czuć się częścią czegoś, choćby przez kilka godzin. Chciałabym zobaczyć twój pokój – oznajmiła. Spojrzałem na nią, zmieszany. – Naprawdę? – Nie wiedziałeś, że można wiele powiedzieć o człowieku na podstawie tego, jak ma urządzony pokój? – Nie, nie wiedziałem. Ale możesz przeprowadzić u mnie taką analizę, jeśli tylko chcesz – uśmiechnąłem się. Amelia też się uśmiechnęła. Wstaliśmy i poszliśmy do mojego pokoju. Otworzyła
drzwi i kiedy tylko weszliśmy do środka, zaczęła się rozglądać. Podeszła do mojego łóżka i przesunęła po nim ręką. Potem podeszła do okien, wyjrzała, odwróciła się do toaletki, a potem spojrzała na zdjęcia wiszące na ścianie. – Jesteś zdeterminowany i lubisz rywalizację. Wiesz, czego chcesz, i wiesz, jak to zdobyć. Ten pokój mówi też, że jesteś zmysłowy i seksowny. Lubisz seks i szukasz go wszędzie, gdzie tylko możesz. – No, to nie jest prawda – przerwałem jej. – To seks szuka mnie – uśmiechnąłem się. Ona też lekko się uśmiechnęła i pokręciła głową. – Twoja największa siła jest też twoją największą słabością – pragnienie fizycznych przyjemności. – No dobra, z kim o mnie rozmawiałaś? Spojrzała na mnie i zagryzła dolną wargę, a potem spuściła wzrok. Podszedłem do niej powoli. – Nie ma mowy, żebyś odgadła to wszystko z wyglądu mojego pokoju. – Uśmiechnąłem się i zacząłem ją łaskotać. Postanowiłem, że nie przestanę, dopóki się nie przyzna. Upadła na łóżko, a ja na nią, łaskocząc ją bez ustanku, aż w końcu się poddała. – No już dobrze, dobrze – odezwała się ze śmiechem. – Wyguglałam cię i popytałam trochę w kampusie. – Dlaczego to zrobiłaś? – Uśmiechałem się, nie przestając jej łaskotać. Potem przestałem i spojrzałem w jej błękitne oczy. – Dlaczego nie spytałaś mnie? – Bo wtedy wiedziałbyś, że jestem zainteresowana. To była ta chwila; niczego nie pragnąłem bardziej, niż musnąć jej wargi ustami. W jej oczach widziałem, że ona też tego chciała. Przesunąłem wierzchem dłoni po jej policzku i pochyliłem się nad nią. A zaraz potem jej miękkie wargi dotknęły moich. Pocałowałem ją delikatnie, a potem spojrzałem na nią, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Uśmiechnęła się do mnie, więc wiedziałem, że jest dobrze. Znowu dotknąłem ustami jej warg, tym razem je rozchyliła, zapraszając mój język do środka. Czułem, że uśmiecha się do mnie w tym pocałunku. Przerwałem go, zanim posunęliśmy się dalej, i spojrzałem w oczy Amelii. – Chyba powinniśmy przestać. Musisz się jeszcze uczyć. – Dobry pomysł – wyszeptała. Wstałem, wziąłem ją za rękę i pomogłem jej wstać z łóżka. – Zobaczymy się jeszcze? – zapytałem.
– Bardzo bym chciała. Nachyliłem się i jeszcze raz delikatnie ją pocałowałem. – Chodźmy, odwiozę cię do domu. – Nie Ralphie? – zapytała. – Nie. Nie Ralphie. Tylko ty i ja. Zeszliśmy po schodach na dół, Amelia pożegnała się z moimi rodzicami, Julią i Jakiem. Potem wskoczyliśmy do range rovera i odwiozłem ją do domu. – Chcesz wejść na górę? – zapytała. – Bardzo, ale nie chcę ci przeszkadzać w nauce. Więc idź, poucz się trochę i obiecaj, że jutro gdzieś ze mną wyjdziesz. – Obiecuję, że gdzieś z tobą jutro wyjdę – uśmiechnęła się i przekrzywiła głowę. – A ja obiecuję, że nie będzie tam moich rodziców. – Dobranoc, panie Black – powiedziała Amelia i musnęła wargami moje usta. – Dobranoc, panno Gray – odpowiedziałem i pocałowałem ją po raz ostatni tego wieczoru. Wchodziłem właśnie na schody, kiedy mama wyszła z sypialni i zatrzymała mnie. – Wydawało mi się, że słyszałam, jak wchodziłeś – uśmiechnęła się. – Dziękuję, że przyprowadziłeś dzisiaj Amelię na kolację. To urocza dziewczyna, Collin. – Tak, to prawda. Mama poszła za mną do pokoju. Kładłem akurat telefon i portfel na toaletce. – Mogę ci coś powiedzieć? – spytała. – Jasne, mamo. Co takiego? – odparłem, zdejmując koszulę. – Przypominasz mi bardzo twojego tatę, kiedy był młodszy. – Na litość boską, Ellery, mówisz tak, jakbym był starym ramolem. – Tata uśmiechnął się, stając w drzwiach. Spojrzałem na niego i parsknąłem śmiechem. – Nie jesteś ramolem, tato. – Kocham cię, Connor, ale właśnie próbuję porozmawiać z naszym synem. Wracaj do łóżka, a ja zaraz do ciebie dołączę. – Czekam niecierpliwie, Elle. – Zmrużył jedno oko. Przewróciłem oczami i cisnąłem w niego poduszką. – Przestań, tato! Zaśmiał się, odrzucił poduszkę do mnie i poszedł do sypialni.
– Mamo, jest jakiś cel tej rozmowy? – zapytałem. – Tak, jest. Masz wiele cech swojego ojca i równie wielkie serce. Każda kobieta chciałaby mieć kogoś takiego w swoim życiu. Trzeba jednak kogoś wyjątkowego, by umiał wytrwać w związku na dobre i na złe. Chcę tylko, żebyś pamiętał, na wypadek gdybyś chciał porozmawiać, że tu jestem. Twój ojciec i ja przeszliśmy bardzo wiele w ciągu tych wszystkich wspólnych lat. Gdyby nie był takim człowiekiem, jakim jest, nigdy by mi nie wybaczył i nie wytrwał przy mnie. Pękniętych ludzi można uleczyć i nie ma potrzeby bać się spróbować to zrobić. Patrzyłem na nią zdezorientowany. O co w tym wszystkim chodzi? Czy ona zauważyła, że mam pewne obawy związane z Amelią? Że czuję, jak bardzo jest zamknięta w sobie i obciążona śmiercią najbliższych, co może później wywoływać problemy w związku? W końcu jest moją matką i nikt nie zna mnie tak dobrze jak ona. – Dzięki, mamo – uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w policzek. – Tata na ciebie czeka. Wyświadczcie mi tylko przysługę i nie hałasujcie za bardzo. Roześmiała się i objęła mnie. – Tak mi przykro, że ci to robimy. Dobranoc, skarbie. – Dobranoc, mamo. Położyłem się do łóżka, ale w chwili, kiedy kładłem telefon na nocnej szafce, przyszła wiadomość od Julii. „Naprawdę polubiłam Amelię. Myślę, że świetnie do siebie pasujecie, i nie chcę, żebyś coś schrzanił”. „Ja też naprawdę ją lubię. Jest inna, Julio. Nigdy jeszcze nie czułem się tak przy żadnej dziewczynie”. „Wiem, braciszku. Widać to po tobie”. „Trochę się boję”. „Mam tam przyjść i ci przyłożyć?” Roześmiałem się. „Nie radzę. Mama i tata są w pokoju obok. Naprawdę muszę się już wyprowadzić!” „Ha, ha. Dobry pomysł. Zatkaj uszy, Collin. Dobranoc”. Uśmiechnąłem się, odłożyłem telefon i naciągnąłem na siebie kołdrę, a potem założyłem ręce za głowę. Nie mogłem przestać myśleć o Amelii. I nie mogłem się doczekać, kiedy ją jutro zobaczę. Całkowicie zdominowała moje myśli i modliłem się tylko, żebym ja zdominował jej.
Rozdział 18 Zanim pojechałem po Amelię, wstąpiłem po chińskie jedzenie na wynos i butelkę wina. Amelia myślała, że zjemy u niej, ale ja miałem inny plan. Był piękny wieczór i należało się nim cieszyć. Podszedłem do jej drzwi i zapukałem. Otworzyła z szerokim uśmiechem na twarzy i zaprosiła mnie do środka. – Cześć – uśmiechnąłem się, położyłem dłonie na jej biodrach i pocałowałem ją delikatnie. – Cześć. Rozejrzałem się po małym mieszkanku, które nazywała domem. Zrobiło na mnie wrażenie, że wydawało się tak przytulne. – Nie mówiłaś, czy mieszkasz z kimś. Nie masz współlokatorki? – zapytałem. – Miałam, kiedy mieszkałam w innym budynku. Ale po wypadku przeprowadziłam się tutaj. Chciałam być sama. Więc odpowiadając na twoje pytanie, nie, nie mam współlokatorki. – Cóż, twoje mieszkanie jest bardzo ładne. Podoba mi się – powiedziałem z uśmiechem. – Dziękuję. Jest w porządku. Przyniosłeś jedzenie? – Tak. Ale zostawiłem je w samochodzie. Postanowiłem, że zjemy gdzie indziej. – Zdaje się, że masz już plan – uśmiechnęła się Amelia. – Mam. Więc jeśli pójdziesz ze mną, zobaczysz jaki – zachęciłem, podając jej ramię. Droga do Central Parku zajęła nam pięć minut. Zaparkowałem i spojrzałem na Amelię, która uśmiechnęła się do mnie. – Central Park? – Tak. Central Park. Jedno z moich ulubionych miejsc. Wysiedliśmy z samochodu. Wziąłem koszyk z tylnego siedzenia, podałem Amelii koc, wziąłem ją za rękę i powędrowaliśmy przed siebie. – Powiedz mi, dlaczego tak lubisz ten park. – To jedno z ulubionych miejsc mojej mamy, a Julia i ja zawsze spędzaliśmy tu dużo czasu. Kiedy byliśmy dzieciakami, mama zabierała nas tu ze sobą, kiedy malowała swoje obrazy. Nasz opiekun, Mason, bawił się tu z nami, a całą rodziną przyjeżdżaliśmy tu na pikniki. W pewnym sensie to dla nas jakby drugi dom. – To naprawdę fajnie brzmi, Collin. – Amelia się uśmiechnęła.
– Przepraszam. Chyba staję się sentymentalny. Amelia żartobliwie trzepnęła mnie w ramię. – Nie. Masz papierowe talerzyki? – Po co? – Na chińskie jedzenie. Uśmiechnąłem się szeroko. – Nie potrzebujemy talerzyków. Zjemy z kartoników. – To barbarzyństwo. – Nie – zaśmiałem się. – To fajne i będziemy mogli się dzielić. Ująłem pałeczkami kawałek kurczaka w sosie słodko-kwaśnym i podniosłem do jej ust. – Uważaj, jest bardzo gorący. Podmuchała na niego ostrożnie, a potem wzięła do ust. Boże, była taka seksowna, że mój umysł zaczął produkować nieprzyzwoite wizje. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a Amelia mówiła, jak się denerwuje przed stażem w szpitalu. Po jedzeniu włożyliśmy kartoniki z powrotem do koszyka, a ja nalałem nam po jeszcze jednym kieliszku wina. Tymczasem zapadła ciemność i w górze jasno świeciły gwiazdy. Amelia położyła się na kocu i poklepała go, żebym zrobił to samo. Wyciągnęliśmy się więc obok siebie i patrzyliśmy w niebo. – Widzisz tego człowieka na księżycu? – zapytała Amelia. – Tak, widzę go. Dzisiaj wygląda na szczęśliwego. – Jestem dzisiaj szczęśliwa. – Odwróciła głowę i spojrzała na mnie. – Ja też – uśmiechnąłem się i wziąłem ją za rękę. Leżeliśmy tak przez chwilę, a potem Amelia zaczęła pokazywać różne konstelacje. Śmialiśmy się, kiedy pokazałem coś, co, jak sądziłem, było Małą Niedźwiedzicą, a okazało się, że to coś zupełnie innego. A potem, nagle, jej głos przycichł. – Żeglarstwo było całym życiem mojego ojca. Jego pasją. Zaczął uczyć mnie żeglować, kiedy miałam trzy lata. Moja starsza siostra, Alana, nigdy się jakoś do tego nie przekonała, ale ja tak. Moją ulubioną częścią łodzi był zawsze żagiel. Fascynowało mnie, jak taki kawałek materiału, napędzany wiatrem, wprawia łódź w ruch. Tak jak to jest twoje miejsce, moim była otwarta woda. Moja rodzina czasami żeglowała całymi dniami. Pewnego razu mój ojciec wziął wolne na cały miesiąc i wypłynęliśmy łodzią na otwarte wody. Na cały miesiąc – powiedziała i spojrzała na mnie. – Byłam zachwycona. Moja mama i siostra uważały, że to za długo, i chciały wracać. Ja mogłabym zostać tam na zawsze.
Zacisnąłem palce na jej dłoni. Amelia powoli zamknęła oczy. – Moja rodzina wzięła udział w regatach w Kalifornii. To było coś, czego mój ojciec wyczekiwał każdego roku. Dwa lata temu pierwszy raz popłynął z nami Billy. Tego dnia zapowiadali sztormy, ale według radaru do naszego rejonu miały dotrzeć dopiero po wyścigach. Postawiliśmy żagiel, a mój ojciec miał plan. Bardzo chciał wygrać te regaty. Stałam obok niego przez cały czas. Byłam drugim oficerem, a on nigdy się nie mylił. Dobrze nam szło i wszyscy świetnie się bawiliśmy. Mijaliśmy kolejne łodzie, kiedy nagle, dosłownie znikąd, nadpłynęły ciemne chmury i podniosły się wielkie fale. Tata krzyknął do mnie, żebym usiadła nisko i mocno się trzymała. Mama wpadła w panikę, więc krzyknął do niej, żeby przestała i trzymała się tak mocno, jak potrafi. Nigdy nie zapomnę strachu w jego oczach. Słyszałam tylko krzyki ludzi na innych łodziach. Wiał bardzo silny wiatr, fale miotały nami, aż w końcu jedna nas zalała. Tata tracił kontrolę nad łodzią, zaczęliśmy się przechylać. Nigdy w życiu tak bardzo się nie bałam. Billy krzyknął moje imię, wołał, żebym do niego przyszła. Ale ja nie mogłam. Tata skręcił ostro w stronę wyspy, którą było widać w oddali. Inne żaglowce popłynęły w przeciwnym kierunku. Cały czas powtarzałam tacie, żeby zawrócił, bo wokół wyspy nie było żadnych plaż. Przez lornetkę widziałam tylko poszarpane, skaliste brzegi. Wiedziałam, że jeśli uderzymy w te skały, nie będzie dla nas odwrotu. Leżałem i patrzyłem na płynące po jej twarzy łzy. – Amelia, nic więcej nie musisz mówić. Ale ona nie słuchała. Dalej opowiadała o strasznym dniu, który na zawsze odmienił jej życie. – Pociągnęłam ojca za ramię. Błagałam go, żeby zawrócił. Wyrwał mi się, a jego łokieć uderzył mnie w twarz i przewrócił. Billy krzyknął. Próbowałam się podnieść, ale nie byłam w stanie. Billy wstał i puścił się burty. Wtedy właśnie w łódź uderzyła kolejna fala i zabrała go do wody. Krzyknęłam i próbowałam podpełznąć tam po pokładzie. Pamiętam deszcz, bił tak mocno, że bolały mnie oczy. Moja mama i siostra obejmowały się, krzyczały i płakały, a ja usiłowałam dotrzeć do burty, żeby zobaczyć, co się stało z Billym. Amelia podniosła rękę do twarzy i otarła łzy. Sięgnąłem i otarłem tę jedną, którą ominęła. – Zbliżyliśmy się do wyspy. Łódź płynęła prosto na wielką skałę. Ostatnie słowa mojego ojca, które usłyszałam, brzmiały: „kocham cię”. Łódź uderzyła w skałę,
przewróciła się i wszyscy wpadliśmy do wody. Nigdy nie zapomnę, jak próbowałam wypłynąć na powierzchnię i zaplątałam się w wodorosty. Omal nie utonęłam. Przesunąłem palcem po bliźnie, ciągnącej się wzdłuż jej ramienia. Zauważyłem ją podczas naszego spotkania na plaży, dzień po tym, jak mi pomogła, ale nie chciałem o to pytać, a ona sama nigdy o niej dotąd nie mówiła. Teraz podejrzewałem, że była to pamiątka po tamtym wypadku. – Rozcięłam sobie ramię na skale, kiedy łódź się rozbiła, i wpadłam do wody. Stąd ta blizna. W końcu udało mi się wydostać spod łodzi i wypłynąć na powierzchnię. Zaczęłam wołać innych, ale nikogo nie widziałam. Zanurkowałam znowu, ale nic nie widziałam. Woda była mętna, pełna gęstych wodorostów. Nagle usłyszałam w górze helikopter. Wypłynęłam na powierzchnię i zaczęłam krzyczeć i machać rękami. Z rany tryskała krew, woda wokół mnie robiła się czerwona. Następną rzeczą, jaką pamiętam, jest chwila, kiedy obudziłam się na szpitalnym łóżku, a obok siedziała moja ciocia i płakała. Odwróciła głowę i spojrzała na mnie, a z kącika jej oka spłynęła kolejna łza. – Jesteś pierwszą osobą, której opowiedziałam o tym wypadku tak szczegółowo. Otarłem jej łzę, a potem objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie. – Słowa nie są w stanie opisać, jak bardzo ci współczuję. – Przed tym wypadkiem planowałam, że w następnym roku sama wystartuję w tych regatach. Ale teraz śmiertelnie boję się wody i mogę tylko patrzeć na nią z daleka. Objąłem ją mocniej, a ona spojrzała na mnie z takim smutkiem, że niewiele brakowało, a zapłakałbym razem z nią. Moje wargi musnęły lekko jej usta, w czułym pocałunku, który nagle zmienił się w namiętny. Ogarnęło mnie pożądanie i zanim zdążyłem się zorientować, moje ręce zaczęły wędrować po wszystkich wygięciach jej ciała. Amelia przerwała nagle pocałunek i odsunęła się. – Przepraszam cię, Collin. Nie mogę. – Nie to ja cię przepraszam. Posunąłem się za daleko. Oboje usiedliśmy i Amelia spojrzała na mnie. – W porządku. Nie ma za co przepraszać. Po prostu zrobiło się za gorąco i za ciężko, a ja nie jestem na to gotowa. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy kiedykolwiek będę – powiedziała i odwróciła się ode mnie. – Wiesz co, po prostu zabierz mnie do domu, proszę. Nie powinnam była tego robić. Osłupiałem. – Robić czego, Amelia?
– Proszę, odwieź mnie do domu. Chcę do domu. – Zaczęła płakać. – Po co? Żebyś siedziała tam całkiem sama, odcięta od życia, tak jak robiłaś to przez ostatnie dwa lata? – Nie twoja sprawa! – rzuciła ostro. – Moja, ponieważ naprawdę cię lubię i nie chcę, żebyś dłużej cierpiała. Wstała powoli i ruszyła przed siebie. – Nie ty będziesz mi mówił, kiedy mam przestać cierpieć. – Doskonale. Jeśli tego chcesz, doskonale. – Wstałem, pozbierałem koc i koszyk i poszedłem do samochodu. Amelia szła za mną. Rzuciłem wszystko na tylne siedzenie i odjechaliśmy w milczeniu. Kiedy podjechaliśmy pod jej dom, wysiadła, trzasnęła drzwiczkami i weszła do środka. Odjechałem stamtąd, mocno zaciskając palce na kierownicy. Skręciłem za róg i się zatrzymałem. Otworzyła się przede mną, a to dopiero początek. Kiedy opowiadała mi o tym, wszystko do niej wróciło, spychając ją znowu w rozpacz i strach. Cały czas miałem w uszach słowa mojej mamy: nawet złamanych ludzi można naprawić. Nie tylko Amelia była połamana, ja też, choć w inny sposób. Potrzebowaliśmy siebie nawzajem. Wysiadłem z samochodu i poszedłem za nią. Ktoś akurat wychodził z budynku, więc przytrzymałem drzwi, a potem poszedłem prosto na drugie piętro. Zapukałem z wahaniem, niepewny, co jeszcze czeka mnie tego wieczoru.
Rozdział 19 Drzwi otworzyły się i Amelia westchnęła. – Nie wiem czemu, byłam pewna, że tu przyjdziesz. – I słusznie, do diabła! – odparłem. – Nie chcę się kłócić i nie chcę odchodzić stąd zły. Nie chcę robić nic poza tym, żeby być z tobą. Jestem szczęśliwy, kiedy trzymam cię w ramionach, bo w tej chwili uważam, że tam właśnie powinnaś się znajdować. Sąsiedzi zaczęli otwierać drzwi i wyglądać na korytarz. Amelia złapała mnie za koszulę i wciągnęła do mieszkania. – Wejdź do środka. Robisz przedstawienie. Chwyciłem ją za ręce. Próbowała się oswobodzić, ale tylko mocnej ją przytrzymałem. – Spójrz na mnie, Amelia – poprosiłem. – Tak mi przykro z powodu tego, co się wcześniej stało. Nie chcę, żebyś cierpiała, i nie chcę, żebyś się mnie bała. – Nie boję się ciebie, Collin. Tylko że… – Że co? Wzięła głęboki oddech i spojrzała mi w oczy. – Boję się życia. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. – Ja też, Amelia. Ja też. Ale chyba oboje najbardziej boimy się tego, co niespodziewane. – Codziennie boję się, że stanie się coś złego, bo już tego doświadczyłam, i wiem, że życie może zmienić się w ułamku sekundy. – Wysunęła się z moich objęć. – Skoro już tu jesteś, co mogę ci zaproponować? – Nic, Amelia. – Przeczesałem włosy palcami. – Czy kiedykolwiek rozmawiałaś z jakimś lekarzem o tym, co czujesz? – Nie. Z nikim nie rozmawiałam. Jak już mówiłam, tobie pierwszemu tak szczegółowo opowiedziałam o wypadku. – Dlaczego to zrobiłaś? Spojrzała na mnie, a potem odwróciła oczy. – Nie wiem, Collin. Po prostu czułam, że mogę, że tak jest dobrze – Właśnie. Czułaś, że tak jest dobrze. Tak jak dobrze być z tobą. W tym momencie mój telefon zaczął dzwonić. Wyjąłem go z kieszeni i zobaczyłem,
że to Hailey. Odrzuciłem połączenie i wsunąłem telefon z powrotem do kieszeni. Usiadłem na kanapie i poprosiłem Amelię, żeby usiadła ze mną. Wyciągnąłem do niej ramiona i usiadła mi na kolanach. – Jeśli mamy spędzać razem czas, musimy trochę zwolnić – powiedziała, opierając głowę na mojej piersi. – Naprawdę cię lubię, Collin. Mimo, że stratowałeś mnie na plaży i przejechałeś wózkiem. Roześmiałem się. – Nie przejechałem. Spojrzała na mnie z uśmiechem, a ja pocałowałem ją delikatnie w usta. Nigdzie indziej nie chciałem wtedy być. Wystarczało mi, że trzymam ją w ramionach. Ale niepokoił mnie fakt, że Hailey ciągle do mnie wydzwania. – Jestem zaskoczony, że wróciłeś wczoraj do domu – powiedział tata, wchodząc do kuchni i nalewając sobie kawy. – A dokąd miałbym pójść? Spojrzał na mnie ze zdumieniem i upił łyk z kubka. – Myślałem, że zostaniesz u Amelii, skoro widziałeś się z nią wieczorem. – Nie. Idziemy do przodu powoli. Bardzo powoli. – To dobrze, synu. Tak powinno być. Nie jest dobrze poruszać się za szybko. Nie spieszcie się i dobrze się poznajcie. – Ona naprawdę ma problemy, tato. Poważne problemy. – Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytał, odstawiając kubek. – Opowiedziała mi o tym wypadku na łodzi i prawie mnie to wykończyło. To straszne, co przeżyła. Naprawdę nie wiem, czy sam byłbym w stanie pozbierać się po czymś takim. – Zdaje się, że ona się nie pozbierała, a jeśli to tak poważny problem, jak mówisz, i jeśli naprawdę ją lubisz, może uda ci się jej pomóc. Biedna dziewczyna pewnie nie dostała żadnego wsparcia po tym wypadku. Siedziałem, kręcąc głową i zastanawiając się, czy powiedzieć mu, że Hailey do mnie dzwoni. – Hailey zadzwoniła do mnie wczoraj, kiedy byłem z Amelią, i nie zdarzyło się to po raz pierwszy. Tata spojrzał na mnie znad telefonu i uniósł jedną brew. – Co chcesz przez to powiedzieć? Czego ona chce?
– Nie wiem. Kiedy rozmawialiśmy ostatnim razem, była… wiesz, co powiedziała. – Ciągle coś do niej czujesz? – Chcesz znać prawdę? Nie. Nic nie czuję. Prawdę mówiąc, przy Amelii czuję się tak, jak nigdy wcześniej. – Ach, znam to uczucie – uśmiechnął się tata. – Wiem. Mama jest twoją pokrewną duszą i tą jedyną, a kiedy ją poznałeś, całkowicie zmieniła twoje życie… i tak dalej, i temu podobne… – Collin! – wykrzyknęła mama, wchodząc do kuchni. – Przepraszam, mamo. Tato, przykro mi, ale słyszałem to już milion razy od was obojga, i bardzo was kocham, ale… – Ale co, synu? – spytał cicho tata. – Nie wiem – powiedziałem, wstając z krzesła. – Sam pojadę dzisiaj do biura. – Dlaczego? Ralphie jest na dole – zauważył. – Nie, dzięki, tato, pojadę sam. Kocham cię, mamo – powiedziałem i pocałowałem ją w policzek. Im więcej myślałem o Hailey i jej telefonach, tym bardziej byłem ciekawy. Wsiadłem do samochodu i wybrałem jej numer. Jeśli mam być z Amelią, muszę załatwić sprawy z Hailey. – Cześć, Collin. Próbowałam się do ciebie dodzwonić. – Tak, widziałem. Czego chcesz, Hailey? – Co się stało? – Nic się nie stało. Dlaczego do mnie wydzwaniasz? – Chciałam tylko sprawdzić, co u ciebie. Może pogadalibyśmy kiedyś wieczorem przez Skype’a? Nie wiedziałem, skąd wzięła się ta zmiana, ale Hailey rozmawiała ze mną inaczej. – Przepraszam, Hailey, ale czy ty przypadkiem nie masz chłopaka? Chyba nie będzie zachwycony, że siedzisz na Skypie ze swoim byłym? – Nie ułożyło mi się z nim. Szybko to poszło, pomyślałem. – Przykro mi to słyszeć. – W każdym razie za kilka tygodni wracam do Nowego Jorku i może już tam zostanę. Cholera. Co takiego stało się we Włoszech, że chce wrócić do domu? Chyba nie chciałem wiedzieć. – To miło. Twoi rodzice na pewno bardzo się ucieszą.
– A ty? – zapytała. – Co ja? Hailey? Jesteś tam? Halo? – Klik. Nie miałem najmniejszego zamiaru odpowiadać na to pytanie, więc zrobiłem to, co musiałem, żeby przerwać rozmowę. W drodze do biura napisałem SMS do Amelii. To o niej musiałem teraz myśleć, nie o Hailey. „Dzień dobry, piękna. Wiem, że zaczynasz dzisiaj zajęcia w szpitalu, ale miałem nadzieję, że mógłbym tam po ciebie podjechać i zjedlibyśmy razem kolację”. „Dzień dobry. Bardzo chętnie. Kończę o siódmej”. „Świetnie! Podjadę pod szpital. Miłego dnia”. „Dzięki, Collin. Nawzajem”. Samo czytanie jej słów wywoływało uśmiech na mojej twarzy. Wszystko w niej kazało mi się uśmiechać. Ciężko pracowałem przez cały dzień i poprowadziłem ważne spotkanie, co zrobiło wrażenie nawet na moim tacie. Zostałem w biurze do czasu, aż mogłem pojechać po Amelię, i załatwiłem jeszcze kilka ważnych spraw.
Rozdział 20 Zatrzymałem się przed wejściem do szpitala w chwili, kiedy w drzwiach pojawiła się Amelia. Wsiadła do samochodu i uśmiechnęła się do mnie. – Cześć. – Cześć. – Odpowiedziałem uśmiechem. – Jak twój pierwszy dzień w szpitalu? – To bardzo interesujące, ale trudniejsze, niż sądziłam. Wyciągnąłem rękę, chwyciłem jej dłoń i pocałowałem. – Będziesz wspaniałą pielęgniarką. Nigdy o tym nie zapominaj. Amelia zachichotała i położyła głowę na moim ramieniu. – Wszystko w porządku? – spytałem, odjeżdżając spod szpitala. – Tak. Po prostu cieszę się, że mam ten dzień już za sobą i że cię widzę. Uśmiechnąłem się i musnąłem wargami jej czoło. Ja też cieszyłem się, że ją widzę. Oboje mieliśmy ochotę na pizzę, więc pojechaliśmy do Pizzapopolous. Kiedy weszliśmy do środka, zobaczyliśmy Julię i Jake’a, którzy siedzieli przy jednym ze stolików. Julia podniosła głowę i się uśmiechnęła. – Hej! – zawołała, wstając z krzesła. – Cześć, siostrzyczko. Zdaje się, że mieliśmy ochotę na to samo. Cześć, Jake. – Witajcie. Miło was widzieć – uśmiechnął się Jake. – Siadajcie z nami – zaproponowała Julia. Spojrzałem na Amelię, która się uśmiechnęła. – Dobrze – powiedziałem, odsuwając krzesło dla Amelii. Zjedliśmy fantastyczną kolację z Julią i Jakiem, którzy wyszli jednak dość szybko, bo Julia nie czuła się najlepiej i była zmęczona. Podniosłem się i pocałowałem ją na do widzenia. – Zobaczymy się jutro w biurze – powiedziałem do nich obojga z uśmiechem. Potem usiadłem znowu i chwyciłem Amelię za rękę. – Miło było zjeść kolację z siostrą i szwagrem. – To prawda. Bardzo ich lubię. Prawdę mówiąc, lubię całą twoją rodzinę. Wszyscy są tacy mili. – Są w porządku – uśmiechnąłem się. – Miałaś już jakieś wiadomości o domu? – zapytałem. – Nie – odparła i spuściła wzrok. – Agent dzwonił do mnie wczoraj i mówił, że
oglądały go trzy osoby, ale cena była dla nich wszystkich za wysoka. – Za wysoka? To Hamptons, do diabła. Czego się spodziewali? – Nie wiem. Żałuję, że nie mogę go zatrzymać. Mieszkaliśmy tam bardzo krótko, ale to było szczególne miejsce dla moich rodziców. – A ten dom w Nowym Jorku, w którym dorastałaś? – zapytałem. Spojrzała na mnie, zdezorientowana. – Nigdy nie mieliśmy domu w Nowym Jorku. Dorastałam w Palisades Park, w New Jersey. Wydawało mi się, że ci o tym mówiłam – zaśmiała się. – Nie. Ale chyba nie było okazji, bo zawsze rozmawialiśmy o Hamptons i Nowym Jorku. Więc założyłem, że zawsze tu mieszkałaś. Kiedy tak siedzieliśmy i rozmawiali, zadzwonił telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni. Przyszedł SMS od mamy. „Cześć, kochanie. Jedziemy w ten weekend do domu na plaży całą rodziną, żeby uczcić urodziny Jake’a. Więc nie planuj nic innego i weź ze sobą Amelię. Bardzo chcielibyśmy, żeby także przyjechała”. Spojrzałem na Amelię i się uśmiechnąłem. – Mama pisze, że cała rodzina wybiera się na weekend do domu na plaży i chciałaby, żebyś też przyjechała. Organizujemy tam urodziny Jake’a. Co ty na to? Amelia zawahała się, a potem zgodziła. – Będzie fajnie – uśmiechnęła się. – Tego możesz być pewna! Tam gdzie ja jestem, zawsze jest fajnie. – Zmrużyłem oko. Odpisałem mamie. „Świetny pomysł, Amelia chętnie się przyłączy”. „Doskonale”. Dokończyliśmy kolację i odwiozłem Amelię do domu. Odprowadziłem ją na górę, położyłem dłonie na jej biodrach i delikatnie pocałowałem ją na pożegnanie. – Miło spędziłem dzisiaj czas – oznajmiłem. – Ja też – odparła z uśmiechem. Przyciągnąłem ją do siebie i objąłem. Jej zapach doprowadzał mnie do szaleństwa i od razu poczułem, że staję się gotowy. Amelia wysunęła się z moich objęć i spojrzała na mnie. – Przepraszam – powiedziałem. – Nic nie mogę na to poradzić, kiedy jestem przy tobie.
Amelia się roześmiała. – W porządku, rozumiem, Collin. Nie musisz przepraszać. – Lepiej już pójdę. Musisz się jeszcze uczyć, a ja powinienem wracać. – Dziękuję za kolację. Następnym razem ja stawiam – uśmiechnęła się. Pochyliłem się i delikatnie musnąłem jej usta swoimi. – Nigdy. Ja zawsze płacę – mrugnąłem do niej i wyszedłem. Słyszałem jej śmiech jeszcze przez zamknięte drzwi. Uśmiechałem się do siebie przez całą drogę do domu. Przez kilka kolejnych dni widywaliśmy się z Amelią po jej zajęciach w szpitalu. Podjeżdżałem po nią, kupowaliśmy gdzieś jedzenie na wynos i jechaliśmy do niej. Przywoziłem ze sobą laptop i pracowałem trochę, podczas gdy ona odrabiała zadania domowe. Pomagałem jej nawet przygotować się do konkursu, w którym miała niedługo wziąć udział. Chciała zrobić wszystko, co musiała, przed wyjazdem na weekend. Czułem, że zbliża się do mnie i coraz bardziej się przede mną otwiera. Rozmawialiśmy dużo o dzieciństwie i o tym, jak dorastaliśmy. Dzieliliśmy się rodzinnymi historiami, a Amelia powiedziała mi nawet trochę o Billym. Siedzieliśmy razem na kanapie. Miałem na kolanach laptop, a ona siedziała obok z nosem w swoim podręczniku. W końcu zamknęła go, spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. – No, to by było na tyle. Skończyłam. Teraz będę miała spokojną głowę w weekend. – To świetnie – odparłem, odłożyłem na bok komputer i przyciągnąłem Amelię do siebie. Delikatnie pocałowałem ją w czubek głowy. – Tak się cieszę, że pojedziesz z nami. – Ja też. Czy będzie tam ktoś jeszcze poza twoją rodziną? – Chyba tylko Peyton i Henry. – Czy to nie są rodzice twojej byłej dziewczyny? – Tak. – Nie sądzisz, że to może być dla nich niezręczna sytuacja, jeśli przywieziesz swoją dziewczynę? Uśmiechnąłem się do siebie. Nigdy dotąd nie było mowy o tym, kim dla siebie jesteśmy. – Nie, wszystko w porządku. Peyton i Henry to naprawdę fajni ludzie. Mój telefon, który leżał na stole, zaczął brzęczeć. Amelia podniosła się i sięgnęła po
niego. Przyszedł SMS od Jacoba. „Nigdy nie zgadniesz. Twój tata właśnie zaprosił mnie i mamę do domu na plaży. Czy to nie super, chłopie?” Zaśmiałem się i odpisałem: „Fantastycznie, człowieku. Nie mogę się doczekać, kiedy się zobaczymy”. „Będzie ekstra. Tez nie mogę się doczekać”. „Przyjeżdżacie jutro czy w sobotę?” „Mama mówi, że możemy dopiero w sobotę, bo jutro mamy wizytę u lekarza”. „Dobrze. Najpierw zobacz się z lekarzem. To ważniejsze. Do zobaczenia w sobotę, koleżko”. – To Jacob. Tata zaprosił jego i Dianę na weekend. – Super. Nareszcie ich poznam – uśmiechnęła się Amelia. Spojrzałem jej w oczy i położyłem dłoń na jej policzku. – Więc jesteś moją dziewczyną? – zapytałem z uśmiechem. Przygryzła wargę, zanim mi odpowiedziała. – Więc jesteś moim chłopakiem? Zaśmiałem się i pocałowałem ją. – Jestem. – W takim razie ja jestem twoją dziewczyną – uśmiechnęła się i objęła mnie za szyję. – Więc to już oficjalnie. – Oficjalnie. Niczego nie pragnąłem w tej chwili bardziej, niż kochać się z nią, ale wiedziałem, że ona nie jest na to gotowa, i nie miałem nic przeciw temu, żeby poczekać. – Wyjeżdżamy rano, nie masz jutro żadnych zajęć ani wykładów, więc może przenocujesz u nas i pojedziemy razem. – Naprawdę? Twoi rodzice nie będą mieli nic przeciw temu? – Na pewno nie. – Może najpierw ich zapytasz? Uniosłem jedną brew. – Serio? Chcesz, żebym ich zapytał? – Tak. To twoi rodzice i ich mieszkanie. Więc należy to uszanować i zapytać ich o zdanie. – Masz rację.
Wysłałem SMS do mamy. „Czy Amelia może przenocować dzisiaj w pokoju gościnnym, skoro wyjeżdżamy jutro rano?” „Świetny pomysł. Serdecznie zapraszamy”. Spojrzałem na Amelię i pokazałem jej wiadomość na ekraniku komórki. Uśmiechnęła się i wstała, żeby spakować torbę na weekend. – Pomóc ci w czymś? – spytałem. – Nie, to potrwa tylko chwilę. Och, możesz wziąć moją ładowarkę z szuflady biurka? Wstałem z kanapy i otworzyłem szufladę. Było w niej zdjęcie, a na nim Amelia, jej tata i siostra przed dinozaurem Sue. Wyjąłem je, a kiedy na nie patrzyłem, Amelia stanęła za moimi plecami. – To Sue – powiedziała. – Wiem – odparłem, wyjąłem swój telefon i otworzyłem zdjęcie zrobione w Field Museum. – O, ty też masz zdjęcie Sue! – uśmiechnęła się. – To jedno z moich ulubionych muzeów – powiedziałem. – I moich. Tata zabrał nas tam po raz pierwszy cztery lata temu. Byłam zachwycona. – Pojedziemy tam razem i zrobimy sobie zdjęcie pod tym dinozaurem – przyrzekłem z uśmiechem. – Byłoby super – odparła i pocałowała mnie w usta. Wydawała mi się coraz bardziej idealna i tak świetnie pasowała do mojego świata. Było mi bardzo miło podzielić się tym miejscem z Jacobem i Dianą, ale pojechać tam z kimś, w kim byłem zakochany, będzie jeszcze wspanialej. Założyłem kosmyk włosów za jej ucho i wsunąłem palec pod jej podbródek. – Jesteś doskonała. – Nie, nie jestem. Nikt nie jest doskonały. – Cóż, może to prawda, ale ty jesteś doskonała dla mnie – uśmiechnąłem się. Nasze usta znowu się spotkały i tym razem było to coś więcej niż przelotny pocałunek. Był namiętny i gorący. Przesunąłem się do przodu, Amelia cofnęła się i oparła o ścianę. Jedną rękę oparłem o ścianę nad jej głową. Drugą oparłem o jej biodro, żeby nie zawędrowała tam, gdzie ją wyraźnie ciągnęło. Mój język wysunął się z jej ust, a kiedy przywarłem wargami do jej szyi, wydała cichy jęk, który posłał mnie na drugą stronę.
– Musimy przestać – powiedziałem bez tchu. – Wiem – wyszeptała. Westchnęła, kiedy się odsunąłem, i spojrzała na mnie. – Przepraszam – powiedziała. – Nie przepraszaj. Nie masz za co przepraszać. Zaczekam tyle, ile będzie trzeba. – Nie chodzi o to, że nie mam ochoty na seks z tobą, Collin. Bo mam. Tylko czuję, że to nie jest odpowiedni moment. Uśmiechnąłem się lekko i ująłem jej twarz w dłonie. – Oboje będziemy wiedzieli, kiedy nadejdzie właściwy czas, i wtedy będzie cudownie. – Nie wątpię. Przy tobie zawsze czuję się cudownie. Przytknąłem czoło do jej czoła i pocałowaliśmy się ostatni raz przed wyjazdem do penthouse’u. Wyszliśmy z windy w chwili, kiedy mama schodziła z góry z uśmiechem na ustach. – Cześć, Amelio. Witaj w naszym domu. – Dziękuję, Ellery. – Mamo, ona już tu była. – Wiem, Collin. Ale nigdy dotąd nie zostawała tu na noc. – Mama spojrzała na mnie z ukosa i wyjęła mi z rąk torbę Amelii. – Pokażę jej, gdzie jest pokój gościnny, a ty idź porozmawiać z tatą. Jest w salonie. Amelia spojrzała na mnie z uśmiechem i poszła z mamą na górę. Poszedłem do salonu. Tata siedział na kanapie z laptopem. – Cześć, synu. Co u ciebie? – W porządku, tato. – Jak ci się układa z Amelią? – Naprawdę dobrze. Bardzo ją lubię – oznajmiłem z uśmiechem. – Chyba powinieneś wiedzieć, że Hailey przyleciała dzisiaj do Nowego Jorku. – Kiedy z nią ostatnio rozmawiałem, coś o tym wspominała. Ale rozłączyło nas, kiedy spytała, czy się z tego powodu cieszę. – Och. – Tata się uśmiechnął. – Też kilka razy wykorzystałem tę sztuczkę. Zawsze przerywa rozmowę w takim ważnym momencie. – Prawda? Uczyłem się od najlepszych – uśmiechnąłem się do niego. Już miał dodać coś jeszcze na temat Hailey, kiedy do pokoju weszła mama z Amelią.
– O czym rozmawiacie? – spytała mama. – Omawialiśmy jeszcze sprawy związane z pracą – odparł tata. Wstałem i zaprowadziłem Amelię do kuchni. – Jesteś głodna? Mogę ci coś przygotować? – Nie, Collin – uśmiechnęła się i objęła mnie ramionami. – Twoja mama jest fantastyczna. Powiedziała, że gdybym kiedykolwiek chciała o czymś pogadać, mogę do niej przyjść. To taka ciepła, troskliwa osoba. – To prawda. Miała naprawdę trudne dzieciństwo, oboje jej rodzice umarli, kiedy była jeszcze bardzo młoda. Przeszła wiele, więc wiele rozumie – tłumaczyłem, założyłem pasmo włosów za ucho Amelii i pocałowałem ją w usta. – Robi się późno, a jutro trzeba wcześnie wstać. Może pójdziemy na górę – zaproponowała. Poszliśmy na piętro. Pocałowałem ją na dobranoc i poszedłem do swojego pokoju po drugiej stronie korytarza. Rozebrałem się, włożyłem spodnie od piżamy i poszedłem do łazienki, żeby umyć zęby. Drzwi były zamknięte, więc zapukałem. – Amelia, jesteś tam? – Tak, chciałam właśnie umyć zęby – powiedziała, otwierając drzwi. – Ja też. Mogę się do ciebie przyłączyć? – spytałem z uśmiechem. – To twoja łazienka, głuptasie – zaśmiała się Amelia. – Wchodź. Chwyciłem szczoteczkę do zębów i stanąłem przed umywalką obok Amelii. Widziałem, że mierzy mnie wzrokiem z góry na dół, podczas gdy ja starałem się nie patrzeć na nią, bo wyglądała tak seksownie w krótkich spodenkach i obcisłym podkoszulku. Od razu poczułem, że mi staje. O Boże, nie teraz. Skończyłem myć zęby, wypłukałem usta i odłożyłem szczoteczkę. Potem odwróciłem się i spojrzałem na Amelię, która szczotkowała właśnie swoje piękne jasne włosy. – No to dobranoc – pożegnałem się, chcąc jak najszybciej uciec z łazienki. – Zaczekaj – powiedziała. Odwróciłem się i spojrzałem na nią. – Co się stało? – Myślę, że może powinieneś pocałować mnie jeszcze raz. Przez chwilę patrzyłem na nią z uśmiechem, a potem położyłem ręce na jej biodrach. – Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – oświadczyłem, pochyliłem się i pocałowałem ją. Amelia podniosła dłonie i położyła je mojej nagiej piersi. Głaskała ją delikatnie,
podczas gdy nasze usta zajmowały się sobą nawzajem. Jeśli chodzi o mnie, była to tortura, bo tak bardzo chciałem znaleźć się w niej. Przerwałem pocałunek i spojrzeliśmy sobie w oczy. Podniosłem ją i posadziłem na blacie. Wzięła mnie za rękę, wsunęła ją pod swoją koszulkę i położyła na swojej piersi. Zacząłem pieścić ją miękko, czując, jak jej sutek twardnieje pod moim dotykiem. Amelia wydała cichy jęk, a ja natychmiast zabrałem rękę. – Zabijasz mnie. – Przepraszam. Tylko że… – Wiem – powiedziałem, ująłem jej twarz w dłonie i pocałowałem jej wargi. – Nie tutaj. Nie w mojej łazience i na pewno nie w tym mieszkaniu, kiedy w pokoju obok są moi rodzice. Obejmij mnie nogami – dodałem z uśmiechem. Zrobiła to, o co prosiłem, a ja podniosłem ją do góry i zaniosłem do łóżka. Położyłem ją i pocałowałem w czoło. – Prześpij się trochę – przykazałem. Kiedy wstawałem z łóżka, Amelia chwyciła mnie nagle za rękę. Odwróciłem się i spojrzałem na nią. – Kiedy jestem z tobą, zapominam o wszystkich złych rzeczach, które spotkały mnie w życiu. – Ja też – uśmiechnąłem się. – Dobranoc, Collin. – Dobranoc, Amelia. Wróciłem do swojego pokoju i położyłem się do łóżka. Nie mogłem przestać o niej myśleć. I o tym, że gdybym się nie powstrzymał, może dzisiaj po raz pierwszy uprawialibyśmy seks w mojej łazience, przy rodzicach w pokoju obok. Nie mogłem na to pozwolić. Seks z Amelią musiał być inny. Ona nie była typem na jedną noc, barabara-a-teraz-już-pani-dziękuję. Chciałem, żeby była w tym magia, żeby było to coś, czego nigdy nie zapomni. Zasługiwała na to – i na wiele więcej. Zamknąłem oczy, wyobrażając sobie, jak kocham się z nią, i nagle ze snu wyrwał mnie jej głos, który wołał mnie po imieniu. – Collin, nie śpisz? Otworzyłem oczy i zobaczyłem jej sylwetkę tuż obok łóżka. – Co się stało? – Miałam koszmarny sen o wypadku – wyszeptała. – Chodź tutaj – poklepałem materac i przesunąłem się trochę.
Wsunęła się pod kołdrę, a potem w moje ramiona. Drżała na całym ciele, a jej twarz była mokra od łez. – Ćśś. Wszystko w porządku. Jestem tutaj – powiedziałem, całując jej głowę. Leżałem obok, chroniąc ją przed koszmarem, który przywiódł ją w moje ramiona.
Rozdział 21 Obudziłem się sam. Wstałem, poszedłem do pokoju Amelii i lekko zapukałem do drzwi. Nie odpowiedziała, więc pchnąłem drzwi. Nie było jej tam. Zszedłem na dół i znalazłem ją w kuchni z mamą, przygotowywały śniadanie. – Dzień dobry, Collin – odezwała się mama, kiedy podszedłem i pocałowałem ją w policzek. – Dzień dobry, mamo. Amelia uśmiechnęła się do mnie, a ja pocałowałem ją delikatnie w usta. – Dzień dobry. – Dzień dobry – uśmiechnęła się znowu. – Gdzie tata? – Zaraz zejdzie. Ubiera się, co ty też powinieneś już zrobić, mój panie – oznajmiła mama, celując we mnie chochelką. – Teraz pójdę wziąć szybki prysznic. Wracam za piętnaście minut. – Pośpiesz się i wróć za dziesięć. Śniadanie jest już prawie gotowe. Wbiegłem z powrotem na schody i wskoczyłem pod prysznic. Kiedy wychodziłem z łazienki, tata szedł właśnie korytarzem. – Dzień dobry, synu – powiedział. – Dzień dobry, tato. Lepiej się pospiesz i zejdź na dół, zanim mama zacznie wołać. – Wysłuchałem już swoje, kiedy brałeś prysznic. Może gdyby ktoś wstał trochę wcześniej, zamiast… Zasłoniłem uszy. – La, la, la… Tata zachichotał i zszedł na dół. Kilka minut później ruszyłem za nim i usiadłem przy stole. Na śniadanie mama z Amelią zrobiły naleśniki z owocami, po których mieliśmy wyruszyć nad morze. Wsiadłem z Amelią do swojego range rovera, a mama z tatą do swojego. Tata zaproponował, żebyśmy pojechali jednym samochodem, ale ja lubię prowadzić sam. Nigdy nie wiadomo, czy nie trzeba będzie wrócić wcześniej. Amelia wzięła mnie za rękę. Spojrzałem na nią i się uśmiechnąłem. – Nie miałam jeszcze okazji podziękować ci za to, że pozwoliłeś mi wczoraj spać ze sobą. Naprawdę przykro mi, że cię niepokoiłam.
– Nie masz za co przepraszać. I proszę bardzo. Wierz mi, kiedy mówię, że była to dla mnie przyjemność. Zawsze śnią ci się koszmary o wypadku? – Czasami. Podniosłem jej dłoń do ust i przycisnąłem do niej wargi. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby to się nie zdarzało. Podjechaliśmy pod dom na plaży. Zaparkowałem koło taty, chwyciłem torby Amelii i ruszyłem na górę do swojego pokoju. – Julia i Jake zajmą pokój Julii po drugiej stronie korytarza, a ty możesz zająć pokój gościnny, obok mojego. Kiedyś był to pokój moich rodziców, ale później tata rozbudował dom, dodając kolejne sypialnie na tyłach. To było naprawdę irytujące, ciągle uprawiali seks, a ja musiałem tego słuchać. – Twoi rodzice są świetni i tacy w sobie zakochani – zaśmiała się Amelia. – Tak, cóż, czasem nie potrafią utrzymać rąk przy sobie, zwłaszcza przy innych ludziach. – Myślę, że to wspaniałe. Wziąłem jej torby do pokoju i postawiłem na łóżku. – Julia i Jake powinni tu niedługo dotrzeć. Zeszliśmy na dół. Mama i tata byli w kuchni. Całowali się. Przewróciłem oczami. – Widzisz, mówiłem ci. Przepraszam bardzo, rodzice. Mamy towarzystwo, a Amelia nie jest przyzwyczajona do tak otwartych zachowań seksualnych, więc może wyhamujcie trochę i nie wprawiajcie swojego syna w zakłopotanie przy jego dziewczynie, dobrze? Oboje spojrzeli na mnie w osłupieniu. – Nie przygotowałeś Amelii na nas? – spytała mama. – Przygotowałem. Ale mimo wszystko… – Nie ma sprawy. Uważam, że to fantastyczne – uśmiechnęła się Amelia. – Widzisz, synu? – zachichotał tata. – Ona nie ma nic przeciw temu. – Dlaczego im to powiedziałaś? Amelia zachichotała, kiedy chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem na plażę. Wbiegłem do wody po kolana, ale kiedy się odwróciłem, zobaczyłem, że ona zatrzymała się na brzegu. – Chodź tutaj – zachęciłem, wyciągając rękę. – Nie. Tu mi dobrze. – Amelia? O co chodzi?
Patrzyła prosto przed siebie, na wodę, i nagle mnie olśniło. Wypadek. To wszystko, co przeżyła w wodzie. Ona się boi. Za bardzo, żeby wejść do wody. Wróciłem do niej i objąłem ją ramionami. – Nic nie szkodzi. Zrobimy to innym razem. – Już nie wchodzę do wody, Collin. Od wypadku nie wchodzę do wody, i tak już zostanie. Chciałem coś powiedzieć, ale w tej samej chwili zawołała mnie Julia. – Collin! Amelia! – Pomachała do nas spod domu. – Chodź, pójdziemy do Julii i Jake’a – uśmiechnąłem się i wziąłem ją za rękę. Pobiegliśmy z powrotem. Potrząsnąłem dłonią Jake’a i uściskałem siostrę. – Rany – mruknąłem, kiedy położyła sobie moją rękę na brzuchu. – Nie można cię już objąć. Julia zaśmiała się i żartobliwie trzepnęła mnie w ramię. Zabrała Amelię do środka, a ja zostałem na zewnątrz z Jakiem. Kilka chwil później tata wyszedł do nas, niosąc kilka piw. Jedno podał mnie, drugie Jake’owi. – Dzięki, tato – uśmiechnąłem się i usiadłem przy stole. – Widziałem, jak staliście z Amelią na brzegu – odezwał się. – Nie chciała wejść do wody. Nie ruszy się dalej niż na brzeg. Powiedziała, że teraz nie wchodzi do wody i że tak już zostanie. Tata spojrzał na mnie i westchnął. – Cóż, rozumiem to, biorąc pod uwagę, co ją spotkało, ale czy to będzie problem, kiedy będziemy wchodzić wieczorem na łódź? – Nie wiem, tato. Będę musiał ją zapytać. – Naprawdę mi jej żal – stwierdził Jake, odstawiając piwo. – Mnie też, stary. Kobiety wyszły z domu i Amelia usiadła mi na kolanach. Uśmiechnęła się, kiedy pocałowałem ją w policzek. Zbliżyłem swoje piwo do jej ust i zapytałem, czy chciałaby się napić. Skinęła głową, a ja lekko przechyliłem butelkę. Wyglądała piekielnie seksownie, pijąc piwo prosto z butelki. Denerwowałem się na myśl o tym, że muszę zapytać ją o łódź. Skoro nie chciała wejść do wody, byłem niemal pewny, że nie zechce też wejść na łódź. Julia, Jake i moi rodzice pojechali do miasta na zakupy. Chcieli, żebyśmy pojechali razem z nimi, ale wolałem zostać i odprężyć się trochę z Amelią. Poza tym dawało mi to okazję, żeby spytać ją o łódź. Trzymając się za ręce zeszliśmy na plażę i usiedliśmy
na piasku. – Moja rodzina popłynie dziś wieczorem łodzią. – Och. – Amelia spuściła wzrok. – Nie chcesz iść z nami? – zapytałem. – Nie. Nie wejdę już na żadną łódź. Zauważyłem, że zaczęła drżeć. – Uspokój się, Amelia. Nie musisz tego robić. – Zostanę tu i zaczekam na ciebie. – Jeśli ty nie pójdziesz, ja też zostanę. – To twoja rodzina. Musisz pójść. – Oni to zrozumieją – uznałem. Amelia wstała i ruszyła przed siebie. – Dokąd idziesz? Wracaj. – Może to był jednak błąd, że przyjechałam tu w ten weekend. Wstałem szybko i podszedłem do niej. – Dlaczego tak mówisz? – Bo twoja rodzina lubi robić rzeczy, których ja nie mogę robić, i to jest nie w porządku wobec ciebie. – Masz na myśli rzeczy, których nie robisz, a nie „nie możesz” robić. Odwróciła się ode mnie i nie powiedziała ani słowa. – Amelia, spójrz na mnie. – To nie podlega dyskusji, Collin. Taka jestem i nic, zwłaszcza ty, nie może tego zmienić. A teraz wybacz, pójdę się trochę położyć. Wróciła do domu i zostawiła mnie samego na plaży. Była zdenerwowana, widziałem w jej oczach strach, kiedy wspomniałem o łodzi. Wsadziłem ręce do kieszeni i poszedłem za nią. Wziąłem piwo z lodówki i usiadłem na zewnątrz. Chciałem dodać jej otuchy, ale widziałem, że chciała zostać teraz sama, i musiałem to uszanować. Jej lęki były zrozumiałe, ale nie mogła przecież przestać żyć z powodu tamtego wypadku i naprawdę chciałem, żeby to zrozumiała. Może przekraczałem granicę, ale nie zamierzałem siedzieć i patrzeć, jak umiera za życia. Jakiś czas później przyszła Julia i usiadła obok mnie. – Gdzie Amelia? – spytała. – Poszła się położyć. – Wszystko w porządku? Coś się między wami stało?
Westchnąłem i spuściłem wzrok na butelkę. – Boi się wchodzić do wody i nie chce wejść na łódź. Nie wiem, co z tym zrobić. Julia położyła rękę na mojej. – Musisz wspierać ją w jej decyzjach. Ona wyraźnie ma uraz po tym, co ją spotkało, i nie ma w tym nic dziwnego. Wiem, że zareagowałabym podobnie, gdybym doświadczyła czegoś takiego. Nigdy nie byłeś w takiej sytuacji, braciszku, więc trudno ci to zrozumieć. – Mylisz się, Julio. Rozumiem to. I chcę jej pomóc. – Rozumiesz, ale jako ktoś z zewnątrz. Nie przeżyłeś tego. Nie widziałeś tego co ona i na pewno nie przeszedłeś przez to, przez co ona musiała przejść. Rozumiem, że chcesz jej pomóc, ale zmuszanie jej, żeby robiła coś, na co nie jest gotowa, sprawi tylko, że odsunie się od ciebie. Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Podniosłem się z krzesła i pocałowałem Julię w policzek. – Dziękuję za tę rozmowę. Pójdę zobaczyć, co u niej słychać. Cicho uchyliłem drzwi pokoju i wetknąłem głowę do środka. Amelia odwróciła się i spojrzała na mnie. Wszedłem i usiadłem obok niej, objąłem ją i przytuliłem. – Przykro mi. – Pocałowałem ją w czubek głowy. – Niepotrzebnie. To ja mam problemy. – Wszyscy mamy problemy, kochanie. Niektórzy więcej niż inni, ale prawda jest taka, że każdy sobie z czymś nie radzi. Jednak można nad tym pracować. – Proszę, możemy teraz o tym nie mówić? – zapytała. Mój telefon zaczął brzęczeć. Wyciągnąłem go i zobaczyłem, że przyszła wiadomość od Aidena. „Cześć, brachu, jestem w Hamptons. Ty też?” „Tak, jestem w domu z Amelią i całą rodziną”. „Super. Chodźmy wieczorem do klubu”. Może to nie był taki zły pomysł, skoro Amelia nie chciała iść na łódź. Zapytałem, czy chciałaby iść do klubu, a ona się zgodziła. „Spotkajmy się tam koło ósmej”. „Ekstra. Przyjdę z Sonyą. Nie mogę się doczekać, kiedy ją poznasz”.
Rozdział 22 Amelia i ja wyszliśmy ze swoich pokoi w tym samym momencie. Stanąłem jak wryty, kiedy ją zobaczyłem. Wyglądała tak seksownie, że musiałem włożyć rękę do kieszeni. – Rany, wyglądasz cudownie – uśmiechnąłem się i przesunąłem po niej wzrokiem. Krótka czarna spódniczka odsłaniała długie nogi, a srebrzysty top na cieniutkich ramiączkach pięknie przylegał to jej kobiecych kształtów. Włosy, upięte po bokach, z tyłu opadały jej falami na plecy. – Dzięki – powiedziała, podeszła do mnie i przesunęła dłonią po mojej jedwabnej koszuli. – Ty też. Uśmiechnąłem się, pocałowałem ją i zeszliśmy na dół. Moja rodzina poszła już się bawić na łodzi, więc wziąłem klucze, zamknąłem dom i pojechaliśmy do klubu. – Chłopie! – Aiden uśmiechnął się i podszedł do nas pod budynkiem. – Cześć, bracie – powiedziałem i przybiliśmy piątkę. – To jest Amelia. Amelio, to mój najlepszy przyjaciel, Aiden. Aiden ujął jej dłoń i pocałował ją delikatnie. – Miło mi cię poznać. – Dziękuję, mnie też miło cię poznać – odparła. – Gdzie Sonya? – zapytałem. – Pokłóciliśmy się i poszła sobie. Nic wielkiego. Pełno tu dupek; jest na co popatrzeć. Spojrzałem na niego ostro. – Aiden, nie przy mojej dziewczynie. Amelia zaśmiała się i powiedziała, że nie ma sprawy. Wzięła pod rękę mnie i Aidena i razem weszliśmy do klubu. Aiden odwrócił się do mnie i powiedział bezgłośnie: – O mój Boże… Ty cholerny szczęściarzu. Zajęliśmy stolik w rogu sali i Aiden poszedł do baru po drinki dla nas wszystkich. Postawił przed Amelią kieliszek wina, a mnie podał szkocką. – Chłopie, pamiętasz, jak byliśmy tu ostatnio z tą dziewczyną z pizzerii. Najpierw zrobiłeś jej dobrze, a potem ona powiedziała, że jest jeszcze dziewicą i nie jest gotowa na seks? To był numer! – roześmiał się. Przymknąłem oczy. Mój tak zwany przyjaciel był idiotą. Amelia spojrzała na mnie,
unosząc jedną brew. – To było tamtej nocy, kiedy się poznaliśmy – uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w rękę. – Przepraszam, Amelia. Moja wina – powiedział Aiden. Zawsze mówił niewłaściwe rzeczy w niewłaściwym czasie. Byłem zakłopotany i widziałem, że Amelia jest zdecydowanie niezadowolona. Kelnerka podeszła do naszego stolika i zapytała, czy jeszcze coś nam podać. Amelia podniosła swój kieliszek i poprosiła o kolejny. Ja zamówiłem jeszcze jedną szkocką, a Bałwan zamówił dla każdego po dwie cytrynowe wódki. Kiedy je już wypiliśmy, spojrzałem na Amelię. – Zatańczymy? – uśmiechnąłem się i wyciągnąłem do niej rękę. Uśmiechnęła się, podała mi dłoń i wyszliśmy na parkiet. Po wódce wypiła jeszcze dość szybko swoje wino i było to już po niej widać. Parkiet należał do niej. Chwyciłem ją za biodra i przyciągnąłem do siebie. Zaczęła przesuwać się w górę i w dół mojego ciała, co było bardzo podniecające. Wziąłem głęboki oddech i zagryzłem dolną wargę, żeby odwrócić swoją uwagę od erekcji. Amelia odwróciła się do mnie i zarzuciła mi ręce na szyję. – Chyba troszkę za dużo wypiłaś – uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło. – Moim zdaniem ciągle za mało. Chodź, napijemy się jeszcze wódki! – zawołała. Wróciliśmy do stolika. Aiden rozmawiał z jakąś laleczką. Była ruda, a więc zupełnie nie w jego typie, i mocno się do niego kleiła. – Słuchajcie, chciałbym, żebyście poznali Amberlyn. Amberlyn, to jest mój kumpel Collin i jego dziewczyna, Amelia. Przywitaliśmy się i Amelia odwróciła się do Aidena. – Jeszcze po wódce? – spytała. – Jasne, do diabła, piękna pani! – ryknął Aiden i przybił z Amelią piątkę. – Idźcie, ja mam dość. Będę musiał was odwieźć do domu. – Serio? Nigdy wcześniej ci to nie przeszkadzało. Kopnąłem go pod stolikiem. – Powiedziałem – mam dość. Aiden wyciągnął rękę i pokazał kelnerce, żeby przyniosła jeszcze wódki. Zamówiłem butelkę piwa i patrzyłem, jak reszta towarzystwa idzie w tango. – Chodź, trzeba cię położyć do łóżka – odezwałem się, podnosząc Amelię z siedzenia dla pasażera.
Objęła mnie ramionami i spojrzała na mnie z uśmiechem. – Jesteś cholernie przystojny. Mogę sobie wyobrazić, jaki z ciebie ogier w łóżku. – Dzięki. Nie rozmawiajmy już o tym. Musisz się teraz przespać. Kiedy wnosiłem ją na schody, przywarła nagle wargami do moich ust i zaczęła się śmiać. – Ćśś, wszyscy już śpią. Posadziłem ją na łóżku, ale wtedy chwyciła mnie za koszulę, opadła na plecy i pociągnęła mnie na siebie. – Chcę, żebyś mnie teraz wypieprzył – oznajmiła i pocałowała mnie. – Amelia, przestań. – Nie, mówię serio. Chcę tego. Chcę cię poczuć w środku. – Jesteś pijana, a ja nie chcę spać z tobą, kiedy jesteś pijana. Przynajmniej nie za pierwszym razem. – Podniosłem się i odsunąłem na bok kołdrę. Zacząłem zdejmować jej buty, ale wtedy powiedziała, że ją mdli. Pomogłem jej dojść do łazienki. Pochyliła się nad toaletą i zaczęła wymiotować. Przykląkłem obok niej i delikatnie rozcierałem jej plecy. Kiedy już skończyła, oparła się o ścianę, a ja zmoczyłem ściereczkę do naczyń. Uniosłem jej twarz i starłem rozmazany tusz wokół jej oczu, a potem wytarłem jej usta. Uśmiechnąłem się, pocałowałem ją w czubek w nosa i pomogłem jej wstać. – Przepraszam – powiedziała, kiedy kładłem ją do łóżka. – Jesteś na swój sposób urocza, kiedy się upijesz – stwierdziłem, nakryłem ją kołdrą i pocałowałem w czoło. – Zobaczymy się rano, maleńka. Zamknęła oczy, a ja wyszedłem z pokoju. Z kuchni dobiegały jakieś dźwięki. Zszedłem na dół i zobaczyłem, że tata właśnie wyciąga butelkę wody z lodówki. – Cześć, synu. Dopiero wróciliście? – Nie, już jakiś czas temu. Byłem na górze, z Amelią. Wypiła za dużo i zrobiło jej się niedobrze. Zaśmiał się. – Znamy to, znamy. Powiem twojej mamie, żeby zrobiła dla niej jutro rano swój koktajl. – Lepiej dla niej, niż dla mnie – uśmiechnąłem się. – Dobranoc, tato. – Dobranoc, synu. Położyłem się do łóżka, ale zaraz rozległo się ciche pukanie do drzwi. – Collin? – usłyszałem szept Julii. – Nie śpisz? – Nie, wchodź.
– Właśnie szłam na dół, żeby coś zjeść, kiedy wydało mi się, że cię słyszę. Teraz wróciliście? – Czy w tym domu nikt nigdy nie śpi? – roześmiałem się. Julia podeszła i usiadła na brzegu łóżka. – Ostatnio źle mi się śpi, bardzo niewygodnie. I nie mogę się powstrzymać, kiedy twój siostrzeniec jest głodny. – Chcesz powiedzieć, kiedy ty jesteś głodna. – Zmrużyłem oko. – No, jestem naprawdę ciekawa… Czy ty i Amelia… – Nie, Julio, jeszcze nie – przerwałem jej. Uśmiechnęła się i poklepała mnie po ramieniu. – Jestem z ciebie dumna. Nie spieszysz się do niczego. Grzeczny chłopiec. – Zdajesz sobie sprawę, że mnie to zabija? – Tak, ale będziesz zadowolony, że czekałeś – powiedziała, wstając z łóżka. – Tak. Wiem, że będę i że ona też będzie. – Dobranoc, mój mały braciszku. – Dobranoc, moja duża siostro. Następnego ranka wstałem z łóżka, zajrzałem do Amelii i poszedłem na dół na śniadanie. W kuchni pachniało bekonem i jajkami, to znaczy tym, co Jake lubił najbardziej. – Sto lat, chłopie – uśmiechnąłem się, kiedy już go uściskałem. – Dzięki. A gdzie Amelia? – Jeszcze śpi – odparłem, nalewając soku pomarańczowego do szklanki. – Już przygotowuję dla niej koktajl – odezwała się mama. – Tata powiedział mi, że się przyda. Tata wszedł do kuchni ramię w ramię z Amelią. – Ellery, ktoś bardzo potrzebuje twojej mikstury, i to zaraz – oznajmił. – Już podaję, kochanie. Spojrzałem na Amelię, starając się nie roześmiać, ale nie mogłem się powstrzymać. Podszedłem i objąłem ją ramionami. – Wyglądasz jak urocza ofiara losu, kochanie. Trzepnęła mnie ręką w pierś. – Dzięki. – Proszę, kochanie. Wypij do dna.
Wziąłem szklankę z rąk mamy i podałem Amelii. Powąchała ją i spojrzała na mnie. – Co to jest? – Słynny koktajl na kaca autorstwa mojej mamy. Nie będę kłamał i mówił, że smakuje wspaniale, bo mówiąc szczerze, jest ohydny. Ale obiecuję, że poczujesz się po nim znacznie lepiej. Tata wziął swoją kawę i usiadł przy stole. – Pragnę cię oficjalnie powitać w naszej rodzinie, Amelio. Każdy, kto to wypije, jest przyjęty. – Zmrużył oko. – Spokojnie, Amelio, nie jest taki zły – przekonywała Julia. – Żartujesz? Jest wstrętny – zaoponował Jake. Amelia usiadła przy stole i zaczęła pić. Ściągnąłem usta, bo czułem, przez co przechodzi. – Musisz wychylić to duszkiem. Udawaj, że to wódka, czy coś w tym rodzaju. Nie możesz tak cedzić. Jednym haustem, wierz mi, tak będzie lepiej. Spojrzała na mnie ze strachem w oczach, a potem przechyliła szklankę. Wypiła wszystko, odstawiła szklankę na stół i skrzywiła się w uroczym grymasie. – Wiem, kochanie. Wiem, że to ohydne, ale naprawdę działa – zapewniłem. – Pamiętaj o jednym, Amelio – odezwał się tata. – Jeśli kiedykolwiek będziesz miała kaca przy Ellery, na pewno będziesz musiała to wypić. – To nieprawda, Connor – zaprotestowała mama. – Naprawdę, Elle? – Właśnie, mamo, naprawdę? – powiedzieliśmy jednocześnie – Jake, Julia i ja. Amelia wybuchnęła śmiechem i zjadła kawałek suchego tostu. Reszta z nas wsunęła wspaniałe śniadanie, a potem zaczęliśmy przygotowania do przyjęcia urodzinowego Jake’a. Usłyszałem pukanie do drzwi i od razu wiedziałem, że to Jacob i Diana. Zerwałem się z fotela i otworzyłem. – Cześć, kumplu! – zawołałem z uśmiechem. – Cześć, Collin. Pocałowałem Dianę w policzek w momencie, kiedy do holu weszła Amelia. – Diana, Jacob, chciałbym, żebyście poznali moją dziewczynę, Amelię. Amelio, to są Jacob i Diana. – Tak miło wreszcie was poznać. Collin ciągle mi o was opowiada.
– Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnęła się Diana. – Nie mogłaś trafić lepiej. Collin to anioł. – Nie posuwałbym się chyba tak daleko, Diano – roześmiał się tata, wchodząc do holu. Fajnie było zobaczyć znowu Jacoba. Dość długo się nie widzieliśmy. – Jak się czujesz? – spytałem, mierzwiąc mu włosy. – W sumie dość dobrze, człowieku. – Na tyle dobrze, żeby trochę poserfować? – Poserfować? Mówisz poważnie? – Jasne. Jeśli tylko twoja mama nie będzie miała nic przeciw temu. – Mamo, proszę. Mogę pójść? Mogę? – błagał Jacob. Diana spojrzała na mnie niepewnie. – Sama nie wiem… – Diano, proszę, możesz mi zaufać – uśmiechnąłem się. – Będzie w dobrych rękach, pójdzie z nami też Jake. – No dobrze, tylko bądźcie bardzo ostrożni. – Hurra! – wrzasnął Jacob. – Przebierzemy się w kostiumy kąpielowe i ruszamy na plażę. – Amelia spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. – Pójdziesz z nami? Proszę? – Nie. Z przyjemnością popatrzę sobie na was z plaży. Westchnąłem i pocałowałem ją w czoło. Jacob i ja pobiegliśmy się przebrać, a Amelia wzięła koc, kilka ręczników i zeszła na plażę. – Chodź, bracie! Weźmiemy deski z garażu. – Uważajcie, Collin. Wiesz, jak się boję – przypomniała mama. – Tak. Nie martw się, mamo. Wszystko będzie w całkowitym porządku – stwierdziłem, kiedy przebiegaliśmy przez kuchnię. Zdjąłem deski ze ściany garażu i zabraliśmy je z Jacobem na plażę. Jake już siedział w wodzie, a Julia siedziała na kocu i rozmawiała z Amelią. – Fale wydają się w porządku! – zawołałem do Jake’a. – Są ekstra, bracie. Pospieszcie się. Przykląkłem obok Jacoba i położyłem mu rękę na ramieniu. – Posłuchaj, chłopie. Chcę, żebyś oddychał oceanicznym powietrzem, żebyś naprawdę głęboko je wciągał. Zgoda? – Jasne, że zgoda.
Dałem mu kilka wskazówek i po chwili już był na desce. Spadł kilka razy, ale ja i Jake też spadaliśmy. W sumie było nieźle. Jacob nie spieszył się i uważnie słuchał, co do niego mówiłem. Wydawał się szczęśliwy, że jest na powietrzu i w wodzie. Julia zawołała Jake’a i powiedziała mu, że muszą wracać do domu i przygotować się do przyjęcia. Jacob i ja zostaliśmy trochę dłużej. – Chodź, kolego. Musimy wracać na brzeg. Niedługo zacznie się przyjęcie. Wróciliśmy na plażę i kiedy tylko wyszliśmy z wody, Amelia podbiegła do nas, podała Jacobowi ręcznik i wzięła od niego deskę. Potem podeszła do mnie i pocałowała moje zimne wargi. – Świetnie tam wyglądaliście – uśmiechnęła się. – Dzięki, mała. Jacob nieźle sobie radził i chyba dobrze się bawił. Usiedliśmy w trójkę na kocu, żeby się wysuszyć, a potem ruszyliśmy do domu. – Dobrze się czujesz, bracie? – spytałem. – Fantastycznie. Lepiej niż kiedykolwiek – odparł z uśmiechem. Położyłem mu rękę na głowie. – To super, kolego. Amelia wzięła mnie za rękę i uścisnęła ją mocno. Spojrzała na mnie, a potem pochyliła się i pocałowała mnie. – Jesteś najwspanialszą osobą, jaką znam. – Przestań – uśmiechnąłem się. – Myślę, że to ty jesteś najwspanialszą osobą, jaką znam. Diana wyszła do nas. Jacob wstał i podbiegł do niej. – Mamo, to było super! Nie mogę się już doczekać, kiedy znowu to zrobię! I wiesz co? – Co, kochanie? – uśmiechnęła się Diana. – Świetnie się czuję! Nie tak, jak zwykle. – To wspaniale, Jacobie. A teraz chodź, zdejmiemy ten mokry strój i włożysz suche ubranie. Zobaczymy się w domu, Collin. Amelia odwróciła się i musnęła ustami moje wargi. – Skąd wiedziałeś? – Co? – Że słona woda udrożni drogi oddechowe Jacoba? – Czytałem trochę. Nic wielkiego. – Nie, to coś wielkiego. Bardzo wielkiego – szepnęła, pocałowała mnie znowu i
oboje przewróciliśmy się na piasek.
Rozdział 23 Zaczęli przybywać goście i przyjęcie się rozkręcało. Mama zapewniła mnóstwo jedzenia i dość alkoholu, by napoić niewielką armię. Kiedy już zebrała się cała rodzina i przyjaciele, przybyli wreszcie moi dziadkowie. Przedstawiłem ich Amelii, jak tylko babcia zakończyła wykład o tym, że rzadko mnie widują. Denny nie mógł przyjechać, ponieważ znów czuł się nie najlepiej, a to poważnie zaniepokoiło mojego tatę. Kiedy nakładaliśmy z Amelią jedzenie, usłyszałem za sobą jakiś głos. – Cześć Collin. Zamarłem na chwilę, słysząc jej głos. Odetchnąłem głęboko i się odwróciłem. – Hailey, co ty tu robisz? – Rodzice powiedzieli, że tu będą, więc się do nich przyłączyłam. Muszę z tobą porozmawiać. Spojrzałem na Amelię, która mierzyła wściekłym wzrokiem Hailey. – Hailey, to moja dziewczyna, Amelia. – Dziewczyna? Nie wiedziałam, że się z kimś spotykasz – odparła. – Wielu rzeczy jeszcze nie wiesz, Hailey. A teraz przepraszam, ale idziemy coś zjeść. Wziąłem Amelię za rękę i wyprowadziłem na zewnątrz, do stołu, przy którym siedzieli Jacob i Diana. Zauważyłem, że z kąta sali patrzą na nas moi rodzice. – No pięknie. Nie powiedziałeś, że będzie tu twoja była – prychnęła Amelia. – To dlatego, że nie wiedziałem, że przyjdzie. – Myślałam, że jest we Włoszech. – Jest tu twoja była? Nieładnie, Collin – wtrącił się Jacob. Posłałem mu ponure spojrzenie, na co się roześmiał. W oczach Amelii widziałem, jak bardzo się zdenerwowała. – Wiedziałeś, że wróciła? – Dowiedziałem się kilka dni temu. Poza tym kogo to obchodzi? Mnie na pewno nie – stwierdziłem. – Czemu mi nie powiedziałeś? – zapytała Amelia. – A co miałem powiedzieć? Hej, a tak przy okazji, to moja była wróciła do miasta? – Tak, mniej więcej. Może wtedy nie wzięłaby mnie z zaskoczenia. – Nie chcę już o tym gadać. Po prostu zjedzmy – westchnąłem.
Teraz się rozzłościłem. Byłem zły na Hailey za to, że pojawiła się na moim rodzinnym przyjęciu. Co ona sobie myślała po całym tym czasie? Nie dość, że mnie wkurzyła, to jeszcze zdenerwowała Amelię i bałem się, że to może doprowadzić do kłótni. Spojrzałem na drugą stronę patio i zauważyłem, że rozmawia z Julią. Podeszła do mnie Peyton i objęła ramieniem. – Tak mi przykro Collin. Mówiłam jej, żeby nie przychodziła, ale nie chciała mnie słuchać – szepnęła mi w ucho. – Nie szkodzi Peyton. Nie martw się tym. Uściskała mnie i poszła do moich rodziców. Spojrzałem na Hailey i stwierdziłem, że wygląda jakoś inaczej. I to nie zewnętrznie. Chodziło o jej nastrój. Wydawała się niepewna siebie i smutna. Kiedy już wszyscy zjedli, odśpiewaliśmy Sto lat Jake’owi i każdy dostał kawałek tortu. Próbowałem namówić Amelię, ale odmówiła. Jej wcześniejsza radość zniknęła i teraz była w ponurym nastroju. – Hej, myślisz, że moglibyśmy teraz porozmawiać? – zapytała Hailey, podchodząc do mnie. Spojrzałem na Amelię. – Jasne. Pogadajcie i miejmy to już za sobą, żebyśmy mogli się skupić na naszym wieczorze – powiedziała. – Amelia, chcesz wejść do środka i pograć ze mną w X-boksa? – zapytał Jacob. – Pewnie, bardzo chętnie Jacobie. Na odchodnym Amelia dała mi całusa i powiedziała, że będzie na mnie czekać. Nie chciałem rozmawiać z Hailey, ale nie miałem wyjścia. – Nie przeciągajmy tego, Hailey. O czym chcesz rozmawiać? – A możemy przynajmniej iść w jakieś spokojniejsze miejsce? Na przykład na plażę? Przewróciłem oczami i westchnąłem. – Dobrze. Poszliśmy na plażę. Hailey usiadła na piasku. Usiadłem obok niej i zapytałem, o czym chciała ze mną porozmawiać. – Jestem w ciąży – odezwała się i spuściła wzrok. Serce na moment mi stanęło, nie wiedziałem, co powiedzieć. – Rany. Twoi rodzice wiedzą? – Nie, jeszcze nie. Nie wiem, jak im to przekazać. – A co z ojcem? Wie?
– Tak, wie i nie był zachwycony. Kiedy odmówiłam poddania się aborcji, zerwał ze mną. – Jak miło – rzuciłem. Położyła dłoń na mojej dłoni. Natychmiast ją cofnąłem. – Posłuchaj Hailey, przykro mi, że musisz przez coś takiego przechodzić, ale mam dziewczynę, na której mi bardzo zależy, i to ona jest na najważniejszym miejscu w moim życiu. – Przepraszam, Collin. Tak mi przykro, że cię zraniłam. – Zaczęła płakać. Wstałem i ruszyłem przed siebie, po czym odwróciłem się do niej. – Przeprosiny tym razem nie pomogą, Hailey. Dokonałaś wyboru w chwili, gdy wsiadłaś do tamtego samolotu. Odwróciłem się i poszedłem do domu. Wziąłem piwo z lodówki i powiedziałem Amelii, by przyszła do mojego pokoju, gdy już skończą z Jacobem grać. Poszedłem na górę i usiadłem na łóżku. Pociągnąłem łyk piwa i w tym momencie weszła Amelia i usiadła obok mnie na łóżku. – Jak poszło? – zapytała z niepokojem. – Jest w ciąży. – To dziecko nie jest… – Boże! Nie! – przerwałem jej. – Podobno facet, z którym była, nie ucieszył się na wieść o dziecku i chciał, aby dokonała aborcji. A gdy odmówiła, wyrzucił ją. – To okropne. Jak można być tak okrutnym? – Nie wiem, ale to nie moja sprawa – odparłem, odstawiając piwo. Amelia położyła mi rękę na piersi i przytuliła się do mnie. Objąłem ją i złapałem mocno za ramię. Z nią wszystko wydawało się dobre. Byłem szczęśliwy i nikt nie mógł mi tego popsuć. Obudziłem się z Amelią w ramionach. Zasnęliśmy razem po rozmowie na temat Hailey. Ostrożnie przesunąłem ramię i cicho wysunąłem się z łóżka, by jej nie zbudzić. Stanąłem obok i patrzyłem na nią przez chwilę, po czym przykryłem ją kołdrą. Zakochiwałem się w tej dziewczynie i tak bardzo chciałem jej to powiedzieć, ale się bałem. Zszedłem na dół i zaparzyłem dzbanek kawy. Julia weszła akurat w chwili, gdy kawa była gotowa. – Dzień dobry, Collin. – Dzień dobry, Julio. Wyglądasz na większą niż wczoraj – uśmiechnąłem się i
nalałem jej filiżankę kawy. – Dzięki. Tak się czuję. Hailey ci powiedziała? – Tak. – Chcesz o tym porozmawiać? – Nie ma o czym rozmawiać. To nie ma ze mną nic wspólnego. – Nie rusza cię wcale, że ona jest w ciąży? – A czemu miałoby? Rzuciła mnie i powiedziała, bym żył dalej. Więc tak zrobiłem. Nic do niej nie czuję. Jestem szczęśliwy z Amelią. To jej pragnę. Hailey będzie musiała sama sobie poradzić z dzieckiem. To nie moja wina, że wpadła. – Rany. Powiedz lepiej, co naprawdę czujesz – roześmiała się. – Właśnie to zrobiłem i nie chcę wracać do tego tematu. A teraz, jeśli pozwolisz, to zaniosę mojej dziewczynie kawy. Zrobiłem Amelii kawę dokładnie taką, jaką lubiła – z odrobiną mleka i łyżeczką cukru. Wróciłem do sypialni, a gdy otworzyłem drzwi, ujrzałem, jak leży i się we mnie wpatruje. Uśmiechnąłem się i odstawiłem kubki na nocny stolik. – Witaj, piękna – nachyliłem się i pocałowałem ją. – Witaj, przystojniaku. Nie mogę uwierzyć, że oboje zasnęliśmy. – Przyniosłem ci kawy. Usiadła, gdy podawałem jej kubek. – Dziękuję – uśmiechnęła się. Wdrapałem się z powrotem do łóżka, a ona oparła głowę na moim ramieniu. – Nie chcę wracać do miasta. Bardzo mi się tu podoba. – Wiem, mnie też. Ale jutro masz szkołę i praktyki. A ja muszę pracować. Na razie nie musimy wracać, więc dziś będziemy robić to, na co masz ochotę. Wybór należy do ciebie – oznajmiłem i pocałowałem ją w czoło. – Chcę pojeździć konno. – Naprawdę? – zapytałem. – Tak. Tamtego dnia było wspaniale i chciałabym to powtórzyć. – W takim razie wybierzemy się na konie. – Świetnie. A teraz chciałabym wziąć prysznic – stwierdziła. – Jasne. Spotkamy się na dole. Ucałowała mnie w usta, a potem wstała. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem z powrotem. Roześmiała się, padając na łóżko. Nachyliłem się i znów ją pocałowałem. Tym razem głęboko i z pasją i wcale nie chciałem jej puszczać. Kiedy odsunąłem się,
uśmiechała się do mnie. – Czułem po prostu, że muszę to zrobić – odpowiedziałem uśmiechem. – Możesz to robić, kiedy tylko zechcesz. – I tak będzie, obiecuję. A teraz leć pod prysznic. Wstała, a ja klepnąłem ją lekko w jej doskonałą pupę. Zachichotała i wyszła z pokoju. Kiedy zszedłem na dół, ujrzałem siedzących przy stole rodziców. Mieli opuszczone głowy. Rozejrzałem się po kuchni. Mama wyjęła już część składników na swój koktajl na kaca. O mój Boże, wprost idealnie! – Dzień dobry, drodzy rodzice! – wrzasnąłem. – O Boże, Collin. Zamilknij! – odezwała się mama, unosząc głowę. – Synu, jak ty się zachowujesz przy matce. – Co się stało? Czyżbyście za dużo wypili poprzedniego wieczoru? – wyszeptałem do ucha mamy. – Masz kaca? – szepnąłem w ucho taty. Do kuchni weszła Julia, więc uniosłem palec do ust, dając jej do zrozumienia, by zachowała ciszę. – Pozwólcie, że wam pomogę, drodzy rodzice, i dam wam coś, co wam ulży. Julia roześmiała się bezgłośnie, podając mi odpowiednie składniki. Wrzuciłem wszystko do blendera i włączyłem na maksymalne obroty. Oboje rodzice podskoczyli. – Chryste! Collin! – krzyknął tata. – Przepraszam, tato – roześmiałem się. Nalałem napój do szklanek i wręczyłem rodzicom. A oni tylko siedzieli i się na mnie gapili. – Na co czekacie? Pijcie – nakazałem. Przysiadła się do nich Julia. – Mam szczerą nadzieję, że wasz wnuk nigdy nie zobaczy was w takim stanie. Co by sobie pomyślał? – uśmiechnęła się. – Zróbmy to, Connorze – oznajmiła mama i uniosła szklankę. Oboje wypili akurat w momencie, gdy do kuchni weszła Amelia. Na widok blendera zrobiła przerażoną minę. – Wiesz, że ja tego nie potrzebuję. – Wiem, kochanie. To dla nich – roześmiałem się, wskazując rodziców. – Fuj – odpowiedziała.
Moi rodzice, Julia, Jake, Diana i Jacob wyjechali dość wcześnie z powrotem do miasta. Tata chciał wrócić i sprawdzić, jak tam Denny. Powiedziałem im, że z Amelią zostaniemy aż do wieczora i spędzimy dzień na jeździe konnej i wypoczynku na plaży. Przez cały czas naszej przejażdżki Amelia uśmiechała się od ucha do ucha. – Uwielbiam to – odezwała się, gdy jechaliśmy brzegiem morza. – To relaksujące, prawda? – O tak. Wyciągnąłem do niej rękę, a ona ją wzięła. Jechaliśmy tuż obok siebie i trzymaliśmy się przez resztę drogi za ręce. Nie da się wyrazić słowami tego, co czułem. Kiedy zakończyliśmy przejażdżkę, podjechaliśmy do domku na plaży i przebraliśmy się w kostiumy. Aż przygryzłem wargę, gdy ujrzałem Amelię w jej skąpym bikini. Cholera, robiłem się twardy na sam jej widok. Poszliśmy na plażę i położyliśmy się na kocu. Wziąłem ją za rękę, gdy tak leżeliśmy w słońcu. Coś mi przyszło do głowy. – Hej – odwróciłem się do niej. – Tak? – Wstań. – Po co? – Zobaczysz – Boże, bałem się tego, co zamierzałem zrobić, ale czułem, że to konieczne. Oboje wstaliśmy. Nachyliłem się, wziąłem ją pod kolana i podniosłem. – Co ty robisz? – roześmiała się. – Ufasz mi? – zapytałem poważnie. Zamilkła i spojrzała na mnie. Z jej twarzy zniknął uśmiech, zupełnie jakby wiedziała, co zamierzam zrobić. – Ufasz mi? – Spytałem ponownie. – Nie, Collin, proszę. – W jej oczach pojawiły się łzy. – Pytam ostatni raz. Ufasz mi? – Tak, ufam ci, ale… – Żadnych ale, Amelia – stwierdziłem i ruszyłem w stronę wody. Zacisnęła mocniej ręce na mojej szyi. – Nie, Collin! Proszę, błagam cię! Jeśli ci na mnie zależy, nie rób tego. Proszę! – krzyknęła. – Zależy mi na tobie i dlatego to robię – rzuciłem i wszedłem do wody. Czułem, jak serce jej wali z przerażenia, a z oczu płyną łzy.
– Proszę, zanieś mnie z powrotem. Woda sięgała mi już powyżej pasa. Amelia płakała, a ja czułem się jak jakiś cholerny potwór, ale wiedziałem, że tego właśnie potrzebuje, by mogła znów zacząć normalnie żyć. – Kochałaś wodę. Powiedziałaś, że to był twój żywioł. Nie możesz pozwolić, by jeden wypadek ci to odebrał. – Ty bydlaku! Nienawidzę cię za to! – krzyknęła, gdy opuściłem ją do wody. Zaciskała mocno powieki i się trzęsła. Nie dlatego, że woda była chłodna, ale ze strachu. – Trzymam cię i nie puszczę. Obiecuję. Kochanie, proszę, rozluźnij się. Trzymałem ją równie mocno jak ona mnie. – Nienawidzę cię – stwierdziła, wciąż nie otwierając oczu. – Nieprawda. Poczuj to. Poczuj wodę, fale. Wszystko, co kiedyś tak kochałaś. Wiem, że się boisz, ale otwórz oczy. Tu jest pięknie, kochanie, a ja chcę to z tobą dzielić. – Chrzań się! – wrzasnęła. Serce mi pękało, ale to był jedyny sposób, by znów pokochała wodę, miejsce, w którym kiedyś czuła się bezpiecznie i dobrze. Musiała zrozumieć, że znów może tak być. – Możesz mnie nienawidzić. Ale musisz to zrobić. Robię to, ponieważ cię kocham, Amelia i chcę, aby ci się poprawiło. Powiedziałem to. Powiedziałem jej, że ją kocham, i mówiłem szczerze. Znieruchomiała, z rękami oplatającymi moją szyję. Wyciągnęła jedną dłoń, zanurzyła w wodzie, powoli poruszała nią w przód i w tył. Odetchnąłem głęboko, bo wreszcie się uspokoiła. – Jest cudowna, prawda? – zauważyłem. Uniosła głowę z mojego ramienia i spojrzała na mnie, a z oczu wciąż płynęły jej łzy. Starłem je delikatnie i uśmiechnąłem się, po czym pocałowałem ją w usta. – Wszystko w porządku? – zapytałem. – Nie wiem – wyszeptała. – Nie jest tak źle, prawda? – Tym razem z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Położyła mi dłoń na policzku i delikatnie go pogłaskała. – Powiedziałeś, że mnie kochasz. – Bo cię kocham.
– Jeszcze się nie kochaliśmy. – Nie muszę się z tobą kochać, by wiedzieć, że się w tobie zakochałem. – Jesteś pewien? Nie próbujesz sam siebie przekonać dlatego, że wróciła Hailey? – Oczywiście, że nie. Zacząłem się w tobie zakochiwać od naszej pierwszej randki. Hailey nie ma z tym nic wspólnego. – To dobrze, bo ja też cię kocham – uśmiechnęła się i przytuliła mnie. Zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się, bo ona kochała mnie tak, jak ja ją. Pocałowałem ją i uwolniłem z objęć. – Gotowa do powrotu na brzeg? – spytałem. – Jeszcze nie – uśmiechnęła się. – Chcę pobyć z tobą w wodzie. – Więc wszystko w porządku? – Z tobą czuję się bezpieczna – oznajmiła i ochlapała mnie wodą. – Ach, więc to tak chcesz się bawić? – roześmiałem się i ochlapałem jej twarz. Pisnęła wesoło i znów zaczęła chlapać, a potem naprawdę mnie zaskoczyła, bo zaczęła ode mnie odpływać. – Wracaj tutaj! – zawołałem i zacząłem za nią płynąć. Boże, ależ była szybka. Zwolniła, a ja zdołałem ją dogonić. Złapałem ją od tyłu i oboje poszliśmy pod wodę. A kiedy się wynurzyliśmy, roześmiała się. Uwielbiałem tę jej stronę, ukrytą przed wszystkimi na ostatnie dwa lata. Przestała się śmiać i położyła dłonie po obu stronach mojej twarzy. – Dziękuję. Dziękuję ci za wszystko.
Rozdział 24 W róciliśmy do domku na plaży, bo musieliśmy się przebrać i wracać do miasta. Poszedłem do swojego pokoju, a Amelia do swojego. Wyciągałem akurat szorty z szuflady, gdy usłyszałem jej wołanie. Gdy otworzyłem drzwi do jej pokoju, stała na środku, owinięta w prześcieradło. Przechyliłem głowę i uśmiechnąłem się do niej. Odpowiedziała uśmiechem. Nigdy jeszcze nie wyglądała tak seksownie. Jej blond włosy były wciąż wilgotne i zaczynały się skręcać. Prześcieradło podkreślało jej idealne kształty. Podszedłem do niej i pogłaskałem ją po twarzy. – Jesteś pewna? – Niczego w życiu nie byłam pewna bardziej. Trochę się denerwuję, bo seks uprawiałam tylko z Billym. – Mną się nie musisz denerwować, kochanie. Będę taki, jak będziesz chciała. Nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku, a ja położyłem dłoń na jej karku. To było to. Chwila, na którą czekałem od dnia, kiedy ją ujrzałem. Mogłem zbadać całe jej ciało, i to nie tylko rękami, ale i językiem. Kochanie się z nią miało być spokojne i delikatne, ponieważ na to zasługiwała. Zamierzałem skupić się na wszelkich jej potrzebach i dopilnować, by nigdy nie zapomniała tej chwili. Puściła prześcieradło, które zsunęło się na podłogę. Przerwałem pocałunek i zagapiłem się na jej piękne nagie ciało. Była bardziej idealna, niż myślałem, a nie sądziłem, że to w ogóle możliwe. Wpatrywała się we mnie, biorąc mnie za rękę i kładąc ją na swojej piersi. Byłem taki twardy i pragnąłem się w niej zanurzyć. Poprowadziłem ją do łóżka. Położyła się na plecach, a nogi zwisały jej z łóżka. Uśmiechnąłem się, zsuwając szorty i kładąc usta na jej krągłej piersi. Jęknęła, gdy delikatnie uszczypnąłem zębami twardy sutek, a potem oblizałem go, by złagodzić pieczenie. Złapałem drugą pierś i zacząłem pieścić, wprawiając ją w większe podniecenie, po czym zsunąłem się wzdłuż jej brzucha i zatrzymałem, gdy moje palce dotknęły jej łechtaczki. Jęknęła i odrzuciła głowę do tyłu, gdy zataczałem palcami malutkie kółka. Oderwałem usta od jej piersi i spojrzałem na nią. – Dopilnuję, byś była w pełni usatysfakcjonowana, i nie będę się śpieszył. Zapewniam, że nic nie będzie naprędce. Zasługujesz na całą przyjemność, jaką mogę ci zapewnić. – Kocham cię – wyszeptała.
– Ja ciebie też – odparłem, biorąc do ust jej drugą pierś. Przesunąłem palce w dół i poczułem jej wilgoć. Jęknąłem, wsuwając w nią palec. Czułem, jaka jest ciasna. – Chcę, abyś tak doszła – powiedziałem. – Proszę – uśmiechnęła się. Włożyłem w nią drugi palec i zacząłem poruszać nimi w przód i w tył, a jej biodra zaczęły się poruszać w tym samym rytmie. Jęczała coraz głośniej, coraz bardziej mnie podniecając. Przyłożyłem kciuk do jej łechtaczki i pocierałem nim tak długo, aż nie mogła już dłużej wytrzymać, odrzuciła głowę do tyłu i krzyknęła gwałtownie. Natychmiast się do niej przysunąłem i wylizałem do ostatka całą przyjemność, jaka z niej wyciekła. Wsunęła mi palce we włosy i przytrzymała głowę. – O Boże – powtarzała w kółko. Podniosłem się i pozbyłem resztek odzieży. Uśmiechnęła się, widząc mój sprzęt. Oblizała usta i usiadła na łóżku. Wzięła go do ust i zaczęła ssać. Zaskoczyła mnie, ale nie zamierzałem narzekać. Złapałem ją za włosy i stałem, patrząc, jak jej głowa porusza się w górę i w dół. Cudownie było czuć na sobie jej usta i mogłem sobie tylko wyobrażać, jak bym się czuł, gdyby wokół mnie zaciskały się ścianki jej cipki. Powstrzymałem ją, bo musiałem to poczuć. Sięgnąłem po gumkę, ale ona mnie powstrzymała. – Biorę środki antykoncepcyjne. Od dawna. Położyła się, a ja wepchnąłem się między jej nogi. – Jeśli coś cię zaboli, powiedz, a przestanę. – Collin, uwielbiam twoją delikatność, ale na litość boską, zerżnij mnie wreszcie – uśmiechnęła się. Zachichotałem, pocałowałem ją w usta, a potem spojrzałem w jej piękne oczy i wsunąłem się w nią. Chciałem robić to powoli, by jej nie zranić. Wsunąć się ostrożnie, ale ona miała inne plany. Położyła dłonie na moim tyłku i jednym ruchem wepchnęła mnie głęboko w siebie. Aż jęknąłem. – Amelia, jesteś niesamowita. – Ty też. Na początku przyjąłem powolne tempo, ale gdy objęła mnie nogami w pasie, przyspieszyłem, zagłębiając się w nią jeszcze bardziej. Nasze usta spotkały się, a języki rozpoczęły erotyczny taniec. Byłem na skraju orgazmu. – Zaraz dojdę. Dojdziesz ze mną?
– Tak! – krzyknęła, spinając się. Czułem, jak dochodzi. Pchnąłem po raz ostatni i spuściłem się w nią. Serca nam łomotały, oddechy były płytkie. Opadłem na nią i trzymałem mocno. Nie chciałem jej już nigdy wypuścić. Kiedy opanowaliśmy oddechy, usiadłem i odgarnąłem jej włosy z twarzy. – Jesteś cudowna – uśmiechnąłem się. Pogłaskała mnie delikatnie po policzku. – To był najlepszy seks w moim życiu. Nie sądziłam, że w ogóle można coś takiego poczuć. – Starałem się – uśmiechnąłem się. – Jest pan doskonały w łóżku, panie Black. Nie mam słów na to, co czułam. Posłałeś mnie w miejsca, w jakich jeszcze nie byłam. Nachyliłem się i pocałowałem ją jeszcze raz, po czym musieliśmy się ubierać i ruszać do miasta. W ciągu następnego miesiąca staraliśmy się z Amelią być jak najwięcej czasu razem. Widywaliśmy się praktycznie codziennie. Spędzałem z nią większość nocy, chociaż nie było zbyt wygodnie, biorąc pod uwagę, jak małe miała łóżko. Nie chciała zostawać na noc u mnie z powodu rodziców. Wciąż pojawiała się kwestia szacunku. Naprawdę musiałem sobie sprawić własne mieszkanie. Któregoś dnia podczas rodzinnego obiadu zadzwonił telefon Amelii. Wstała od stołu i odebrała go. Nagle zrobiła się niesamowicie podekscytowana. – Co się dzieje? – zapytałem, gdy się rozłączyła. – Dom moich rodziców w Hamptons został sprzedany. Kupiec zapłacił gotówką i jutro mam się spotkać z pośrednikiem, żeby odebrać pieniądze. Wstałem i przytuliłem ją. – To wspaniała wiadomość, kochanie. Tak się cieszę. – Dzięki. To idealny moment. Teraz mogę spłacić pożyczki studenckie i wciąż zostanie mi dość pieniędzy na życie, dopóki nie zacznę zarabiać jako pielęgniarka. Wszyscy jej pogratulowali i znów usiedliśmy do obiadu. Kiedy kobiety sprzątały ze stołu, podszedłem do barku i nalałem sobie szkockiej. Chwilę później obok mnie pojawili się Jake i tata.
– Nalać wam po jednym? – zapytałem. – Nie, dzięki – odparł Jake. – Pewnie. Masz chwilę? – spytał tata. – O co chodzi? – Wiem, że chcesz mieć własne mieszkanie i mam propozycję. Jeśli by ci to odpowiadało, to chciałbym ci kupić mieszkanie na tym samym piętrze co to Julii i Jake’a. Przysięgam, że serce przestało mi bić. – Mówisz poważnie? – zapytałem, podając mu szkocką. – Rozmawiałem z twoją mamą i uznaliśmy, że powinieneś mieć własne mieszkanie. Doskonale sobie radzisz i zaskoczyłeś mnie swoimi osiągnięciami w Black Enterprises. Jestem z ciebie naprawdę dumny, synu. – Tato, nie wiem co powiedzieć. Dziękuję – uścisnąłem go. – Nie ma za co, a jak już się wyprowadzisz, to będziemy z mamą mogli się bzykać w dowolnym miejscu i czasie, nie martwiąc się, że ktoś nagle wróci do domu. Natychmiast zasłoniłem uszy. – Tato! Roześmiał się i uniósł brew. Do pokoju weszły mama, Julia i Amelia. Mama posłała mi ciepły uśmiech. Podszedłem do niej i mocno ją przytuliłem. – Dziękuję mamo. Kocham cię. – Ja ciebie też, mój drogi. – Co się dzieje? – chciała wiedzieć Amelia. Odwróciłem się i położyłem dłonie na jej biodrach. – Będę miał własne mieszkanie. – To cudownie. Gdzie? – Piętro niżej. Obok Julii i Jake’a. Uśmiechnęła się i mnie pocałowała. – To wspaniale. – Lepiej odwiozę cię do domu, robi się późno – puściłem do niej oko. – Masz rację, robi się późno – uśmiechnęła się. – Późno? Jest dopiero wpół do dziewiątej – odezwał się tata. Posłałem mu ponure spojrzenie, by zrozumiał, co miałem na myśli. – Och, masz rację, robi się późno. Lepiej już idźcie. Skontaktuję się jutro z pośrednikiem i obejrzymy mieszkanie na dole.
– Jeszcze raz dziękuję, tato. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i powiedziałem mamie, że wrócę na noc. Ucieszyła się, ponieważ chciała mi rano zrobić śniadanie. Wsiedliśmy do mojego range rovera i odwiozłem Amelię do jej mieszkania. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, odwróciła się, złapała mnie za koszulę i wpiła się ustami w moje wargi. Natychmiast zsunąłem ręce do dołu jej bluzki, a ona przerwała pocałunek i uniosła ręce. – Boże, muszę cię zerżnąć opartą o ścianę – oświadczyłem i rozejrzałem się wokół. – Cholera, kochanie, tu nie ma ani jednej wolnej ściany. – I roześmiałem się. – Obiecuję ci wspaniały seks pod ścianą, gdy tylko wprowadzisz się do nowego mieszkania – uśmiechnęła się i przygryzła mi delikatnie dolną wargę. Rozpiąłem spodnie. – Trzymam za słowo – rozpiąłem jej stanik i zrzuciłem na podłogę. Ściągnęła mi spodnie i złapała mojego twardego kutasa. Zaczęła przesuwać dłonią w górę i w dół, a ja straciłem jakikolwiek kontakt z rzeczywistością. – I nie tylko seks pod ścianą – dodała, nie przerywając całowania. – W kuchni, na stole, w łazience, na podłodze. Po prostu pieprzony seks w każdym możliwym miejscu. To było to. Po tych słowach musiałem się w niej zanurzyć. Zerwałem z niej majteczki i pchnąłem ją na łóżko. Gdy wsunąłem w nią dwa palce, by upewnić się, że jest gotowa, jęknęła. – Chcę, żebyś mnie wziął od tyłu – oznajmiła, wypychając z siebie moje palce i przewracając się na brzuch. – Cholera, kochanie. Ja tu konam. – To proszę się ruszać, panie Black. Chcę cię natychmiast! Wsunąłem się w nią, aż oboje jęknęliśmy. Poruszałem się w przód i w tył szybko, aż oboje w tym samym momencie osiągnęliśmy orgazm. Opadłem na nią i delikatnie zacząłem całować po karku. – Jesteś cudowna, kochanie. Naprawdę cudowna. Kocham cię – wyszeptałem. – Ja ciebie też, Collin. Sturlałem się z niej na drugą stronę wąskiego łóżka. I chociaż uwielbiałem przebywać z nią tutaj, to było tu zdecydowanie za mało miejsca jak na dwie osoby. Leżeliśmy tak obok siebie, objąłem ją ramieniem, a ona zaczęła mnie głaskać po piersi. – To ładnie ze strony twojego taty, że kupi ci mieszkanie. Bardzo się cieszę. – Ma swoje powody – roześmiałem się.
– Co masz na myśli? – Rodzice bardzo się cieszą, że z nimi mieszkam, ale utrudniam im pożycie, bo zawsze wpadam na nich, jak zaczynają coś robić poza swoją sypialnią i krzyczę na nich. Poza tym tata uważa, że jestem już dość dojrzały i odpowiedzialny, by zamieszkać samemu. Nie mówiąc o tym, że wiecznie narzekam, jak małe jest twoje mieszkanie – uśmiechnąłem się. – Tak, to raczej beznadziejne, prawda? – Nie. Z tobą wszędzie jest doskonale. No może poza tym, że nie możemy się bzykać pod ścianą. Zachichotała. Przesunąłem rękę, nachyliłem się, zacząłem lizać jej pierś i wsunąłem do ust sztywny sutek. – Kochanie, muszę iść. Oboje musimy jutro wcześnie wstać. – Nie możesz zostać? – posmutniała. – Chciałbym, ale obiecałem mamie, że wrócę na noc. Niedługo nie będziemy musieli się tak żegnać. Będziesz mogła zostawać na noc, a ja rano odwiozę cię do szkoły i na praktyki. – Nie mogę się doczekać – uśmiechnęła się i pocałowała mnie na pożegnanie.
Rozdział 25 Gadałem z Amelią przez telefon do drugiej nad ranem. Następnego dnia, jeszcze zanim wstałem z łóżka, sięgnąłem po komórkę i zobaczyłem SMS od Hailey. „Cześć Collin. Chciałam spytać, czy moglibyśmy porozmawiać. Powiedziałam wczoraj rodzicom i są bardzo zdenerwowani, a ja muszę z kimś pogadać”. Westchnąłem. Nie byłem pewien, czy to dobry pomysł. Nawet nie chodziło o to, jak bardzo mnie skrzywdziła. Pogodziłem się z tym, a nic nie dzieje się bez przyczyny. Razem dorastaliśmy i znaliśmy się od urodzenia. Więc uznałem, że mogę jej wysłuchać. „No dobra. Dam ci znać, jak będę miał chwilę”. „Dzięki. Doceniam to”. Wziąłem prysznic, ubrałem się, zbiegłem na dół i podążyłem za cudownym zapachem francuskich tostów i kawy. – Dzień dobry, mamo – uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w policzek. – Dzień dobry, tato – dodałem, nalewając sobie kawy. – Jesteś dziś w doskonałym humorze, synu – odezwał się. – To dlatego, że wszystko jest dobrze. Usiadłem do stołu, a mama postawiła przede mną talerz z francuskimi tostami. – Rozmawiałeś z Hailey? – zapytała mama. – Nie bardzo, a co? – Peyton i Henry martwią się o nią. Ostatnio cały czas siedzi zamknięta w swoim pokoju. Czy we Włoszech coś się stało? – Tak, wpadła – rzuciłem, wgryzając się w tost. – Co?! – wykrzyknęła moja mama. – Dziwię się, że ciocia Peyton do ciebie nie dzwoniła. Hailey powiedziała im o tym wczoraj wieczorem. – Jaka szkoda – odezwał się tata i pociągnął łyk kawy. – Peyton dzwoniła do mnie wieczorem, ale nie odebrałam, bo byliśmy z twoim ojcem w połowie… – Stop! Nie możesz po prostu powiedzieć, że byliście zajęci? Naprawdę musicie się zawsze wdawać w takie szczegóły? Spojrzałem na mojego ojca, który śmiał się do rozpuku.
– To nie jest śmieszne, tato. Jak byście się czuli, gdybym przyprowadził tu Amelię i uprawialibyśmy seks tak głośno, że słychać by nas było w każdym pokoju? – Collin, to wcale nie jest zabawne – odezwała się mama. – No właśnie! I teraz rozumiesz, jak się czuję. Nie podoba mi się wizja moich rodziców uprawiających seks. To po prostu… po prostu… – Dobrze synu. Rozumiemy. Postaramy się bardziej zważać na słowa – oświadczył tata. – Mówisz to od lat – przewróciłem oczami. – W takim razie zadzwonię do Peyton. Czuję się okropnie. – Mama pocałowała mnie w czoło i ruszyła na górę. Tata wstał i schował talerz do zmywarki. – Ralph odwiezie mnie dziś do biura. Jedziesz z nami, czy wolisz sam? – Pojadę sam. – To do zobaczenia w biurze. – Baw się dobrze z Ralphiem – roześmiałem się. Tata zatrzymał się i spojrzał na mnie. – Jest trochę dziwny. Wybuchnąłem śmiechem, po czym złapałem kluczyki z kuchennego blatu. Akurat gdy zaparkowałem w garażu Black Enterprises, zadzwonił mój telefon. Wyciągnąłem komórkę i spojrzałem na wyświetlacz – moja dziewczyna. – Dzień dobry, kochanie. – Dzień dobry. I jak śniadanie? – Było świetne. Szkoda, że nie było tam ciebie. – Odwołali mi dziś praktyki, więc idę z Giną do biblioteki pouczyć się do egzaminów. Poza tym muszę napisać pracę na jutro. – Dobrze skarbie. Miłego dnia i do zobaczenia później. Kocham cię. – Ja ciebie też. Gdy tylko wszedłem do biura, zatrzymała mnie moja sekretarka, Blythe. – Panie Black, pański ojciec chce pana widzieć w swoim gabinecie. – Widzieliśmy się ledwie pół godziny temu. Wzruszyła ramionami i znów zaczęła coś pisać na komputerze. Wszedłem do biura, odstawiłem teczkę, złapałem kubek kawy i ruszyłem do gabinetu ojca. – Dzień dobry, Diano, jak się masz? – Dzień dobry, Collin. Dobrze. Czy mógłbyś zamienić ze mną kilka słów po
spotkaniu z ojcem? – Pewnie. A na razie sprawdzę, czego chce staruszek. – Puściłem do niej oko. Otworzyłem drzwi. Tata właśnie kończył rozmowę telefoniczną. – Siadaj. – Co się dzieje? – Gratulacje synu. Właśnie podpisaliśmy umowę z Firmanem – uśmiechnął się. – Jak to? Mówisz poważnie? – Tak, śmiertelnie poważnie. – Jak to się stało? Przecież ja właściwie powiedziałem panu Firmanowi, żeby spadał po tym, jak próbował mi wciskać kit. – Wygląda na to, że spodobałeś mu się ty i to twoje podejście, że masz w nosie, jeśli nas oleją. Siedziałem tak, patrząc na uśmiechniętego ojca. Wiedziałem, że był dumny, i to mnie cieszyło. Pewnego dnia Black Enterprises będzie moje i zamierzałem dopilnować, by dalej było równie silne i przynosiło zyski, tak samo jak robił to tata, gdy przejął firmę od dziadka. – Dostaniesz dużą premię, synu. Później zabiorę cię na lunch i będziemy świętować – uśmiechnął się. – Dzięki, tato. – uśmiechnąłem się i uścisnąłem mu dłoń. Kiedy wychodziłem od ojca, zatrzymałem się przy biurku Diany. – Słyszałam dobre wieści. Gratuluję. – Dzięki. O czym chciałaś porozmawiać? Jak się czuje Jacob? – Wczoraj był na wizycie lekarskiej i powiedziałam doktorowi, że Jacob czuł się znacznie lepiej po tym, jak zabrałeś go na surfing. Niestety pogorszyło mu się po powrocie do miasta. Lekarz powiedział, że woda morska na pewno pomogłaby Jacobowi, ponieważ zawiera dużo soli. Wiedziałeś o tym, prawda? Uśmiechnąłem się delikatnie. – Miałem nadzieję, że to pomoże. Trochę poszperałem i znalazłem kilka artykułów o naturalnych sposobach pomagania pacjentom z mukowiscydozą. Obawiam się, Diano, że musisz się przeprowadzić nad ocean. – Jasne. Nie stać mnie na to. Poza tym musiałabym się wyprowadzić gdzieś, gdzie jest ciepło przez cały rok. – Do Kalifornii – powiedziałem poważnie. – Nie wygłupiaj się. Wracaj do biura. Muszę tu dokończyć coś dla twojego ojca,
zanim mnie zwolni – puściła do mnie oko. Położyłem jej rękę na ramieniu i uśmiechnąłem się, po czym ruszyłem do siebie. Nim dotarłem do swojego biura, zawołała za mną. Odwróciłem się. – Dziękuję – uśmiechnęła się. Skinąłem głową, włożyłem ręce do kieszeni i wróciłem do siebie. – Za twój czasem nieznośny temperament. – Tata uśmiechnął się, unosząc szklaneczkę z whisky. Trąciłem jego szklankę swoją. – Dzięki, tato. Doceniam to. – Zadzwoniłem do twojej mamy, by się do nas przyłączyła, ale jest u Peyton. Ciekawe, co się tam dzieje. – O kurczę. Zapomniałem o Hailey. – O czym ty mówisz? – Rano dostałem od Hailey SMS z pytaniem, czy mógłbym z nią porozmawiać, bo Peyton i Henry są naprawdę zmartwieni tym, że jest w ciąży, a ja się zgodziłem. – Powiesz Amelii? – Nie myślałem o tym. Po co? Przecież to tylko krótka rozmowa. – Synu, jeśli czegoś się w życiu nauczyłem, to tego, aby nigdy nie kryć niczego przed kobietą, którą się kocha. Nawet najmniejszego drobiazgu. Zaufaj mi w tej kwestii. Zadzwoniła komórka taty. Wyciągnąłem swoją i wysłałem SMS do Amelii. „Kocham cię skarbie”. „Ja ciebie też kocham. Mam nadzieję, że dzień mija ci przyjemnie”. „To najwspanialszy dzień mojego życia. Poza tym, kiedy cię zobaczyłem po raz pierwszy. Opowiem ci o wszystkim później”. „LOL. Nie mogę się doczekać”. Tata rozłączył się i uśmiechnął. – Pośredniczka jest już w drodze do mieszkania. Powiedziałem, że spotkamy się z nią na miejscu za kwadrans. – Świetnie, chodźmy. – Sięgnąłem po kluczyki. Pojechaliśmy do domu. Gdy wysiedliśmy z windy, ujrzałem pośredniczkę i serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Cholera. Odwróciła się i spojrzała na nas, otwierając drzwi naprzeciwko mieszkania Julii i Jake’a. – Dzień dobry, panie Black. Jaki ten świat mały.
– Owszem – odparłem i wszedłem z tatą do mieszkania. – Zna pani mojego syna? – zapytał tata. Kurczę. – Owszem. Dopiero co podpisaliśmy umowę sprzedaży domu w Hamptons – uśmiechnęła się. Ojciec złapał mnie za kark. – Doprawdy? – Spojrzał na mnie. Wykręciłem się z jego uścisku i uśmiechnąłem do pośredniczki, Macy. – Obejrzyjmy to piękne mieszkanie, dobrze? Oprowadziła nas, a ja zakochałem się w tym miejscu. Wyobraziłem sobie, jak zamieniam je w mój dom. Dom dla mnie i z czasem dla Amelii. – Co o tym sądzisz, synu? – Jest świetne, tato. A do tego wy jesteście piętro wyżej i gdybyście mnie potrzebowali, to w każdej chwili mogę przyjść. Jestem zachwycony, że jest tak blisko do rodziny. Julia i Jake są naprzeciwko. Muszę być blisko mojej rodziny. – Starałem się trochę pokadzić, aby nie krzyczał na mnie za ten dom na plaży. Ojciec spojrzał na mnie i przewrócił oczami. – Weźmiemy je. Mogę od razu wypisać czek, aby syn dostał klucze. Jestem pewien, że wprost nie może się doczekać, kiedy się tutaj wprowadzi. – Wspaniale. Pobiegnę na dół, przyniosę z samochodu papiery i zaraz się tym zajmiemy. Gdy tylko wyszła, tata podszedł do mnie i pacnął w tył głowy. – Coś ty u licha zrobił? – Aj, tato. Przestań. No dobrze, kupiłem dom rodziców Amelii w Hamptons. – A co ci powiedziałem, gdy mnie o to prosiłeś? – Wiem, ale posłuchaj mnie. Ten dom jest dla niej bardzo ważny i smutno jej było, gdy musiała go sprzedać, ale potrzebowała pieniędzy. Chcę, aby kiedyś ten dom stał się naszym domem. Tak jak ty zrobiłeś dla mamy. Ojciec westchnął i podszedł do okna. – Ona jest tą jedyną dla ciebie, prawda? – Tak tato. Jest dla mnie całym światem. Kiedy byłem z Hailey, myślałem, że jestem w niej zakochany, ale tak nie było. Owszem, kochałem ją, naprawdę. Ale nie wiedziałem, czym jest prawdziwa miłość, dopóki nie poznałem Amelii. Czuję do niej coś, czego nie czułem do Hailey. Odkrywam nowe uczucia i emocje, rzeczy, których
nie potrafię wytłumaczyć. Chcę ją chronić przed złem na świecie. Pomagać jej i spędzić z nią resztę życia. Tato, wyobrażam sobie z nią przyszłość i dzieci. Wiem, że zabrzmi to dla ciebie dziwnie i uważasz, że jeszcze na to za wcześnie, ale ona jest miłością mojego życia i zrobię wszystko, by ją uszczęśliwić. A jeśli zakup domu, z którym łączy swoje ostatnie dobre wspomnienia przed stratą rodziny, sprawi jej przyjemność, to właśnie tak zrobię. Pośredniczka wróciła z papierami, a tata podpisał odpowiednie dokumenty i wypisał czek. Dziewczyna podała mi klucze i uśmiechając się szeroko, wyszła. – To nie jest dziwne – odezwał się mój tata. – Co? – zapytałem zaskoczony. – Nie uważam, aby to, co powiedziałeś, było dziwne, bo to samo zrobiłbym dla twojej mamy. Całe życie poświęciłem temu, by ją uszczęśliwiać, bez względu na koszty. Znam to uczucie, synu. Jestem z ciebie dumny. Kupiłeś swoją pierwszą nieruchomość – uśmiechnął się i objął mnie ramieniem. – A teraz możemy porozmawiać o spłatach tego mieszkania. – Jak to? Myślałem, że je dla mnie kupujesz, tak jak dla Julii. – Tylko że Julia nie kupiła sobie już domu – uśmiechnął się. – Tato, nie żartuj. Roześmiał się i zabrał mnie na górę.
Rozdział 26 Ellery, gdzie jesteś?! – krzyknął tata, gdy weszliśmy do penthouse’u. – Tutaj, Connor! – zawołała, schodząc ze schodów. – Zapytaj swojego syna, co zrobił. – Poza tym, że zawarł świetną umowę dla Black Enterprises? – Mama uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek. – Gratuluję, kochanie. – Dzięki, mamo. – Tak, Ellery, poza tym. – Co zrobiłeś? Nabrałem głęboko powietrza, po czym powiedziałem. – Kupiłem dom rodziców Amelii w Hamptons. – Och. I tą informacją chciałeś się tak bardzo ze mną podzielić, Connor? – Tata był wściekły – odparłem. – Ten dom wiele dla Amelii znaczył. Rozmawiałyśmy o tym niedawno, gdy pytałam, jak się miewa. Powiedziała, że naprawdę przykro jej było, że musi go sprzedać, chociaż wolałaby go zostawić, by jeździć tam latem i czuć bliskość rodziny. Jesteś zupełnie jak twój ojciec. Widzę to z każdym dniem coraz wyraźniej – uśmiechnęła się i pogłaskała mnie po policzku. – Bardzo słusznie! Powiesz jej? – Jeszcze nie. Chcę zaczekać i zobaczyć, jak sprawy się między nami ułożą. Poza tym nie chcę, by się na mnie o to wściekała. – Uzna, że jesteś najbardziej niezwykłą i szczodrą osobą na całym świecie – uśmiechnęła się mama. – Jeszcze raz dziękuję, mamo. Przepraszam. Muszę się czegoś napić – powiedziałem i ruszyłem do kuchni. Słyszałem, jak mama podnosi głos, więc stanąłem poza zasięgiem ich wzroku i zacząłem nasłuchiwać. – A co do ciebie, szanowny panie, to jak mogłeś się denerwować na syna za to, że zrobił dokładnie to, co sam byś zrobił? Powinieneś być z niego dumny, Connor. Jesteś wspaniałym ojcem i dobrze wychowałeś swojego syna. – Jestem z niego dumny, Ellie. Jest świetnym facetem, po prostu wolałbym… – Wolałbyś, aby najpierw zapytał cię o zdanie, prawda? Nie wkurzyłeś się o to, że kupił ten dom. Zabolało cię, ponieważ twój syn sam podjął rozsądną, dojrzałą decyzję. Connor, boisz się, że Collin nie będzie cię już potrzebował, prawda?
– Tak, coś w tym guście – odparł. Nie zastanawiałem się wcześniej nad uczuciami ojca. Bał się, że puści mnie tak, jak Julię. Cholera, teraz pożałowałem, że wcześniej z nim o tym nie porozmawiałem. Nie sądziłem, że poczuje się niepotrzebny. Gdy tylko skończyli rozmowę, podszedłem do nich. – Tato, przepraszam, że nie zapytałem cię o zdanie w sprawie kupna domu. Wiem, że pewnie powinienem był się z tobą naradzić, ale naprawdę chciałem zrobić coś samodzielnie. Przepraszam. – Chodź tu, synu – przytulił mnie. – Nie przepraszaj. Jesteś dorosły i możesz robić, co ci się tylko podoba. Wiedz jednak, że zawsze możesz na mnie liczyć, bez względu na wszystko. – Dzięki, tato – uśmiechnąłem się. – A teraz wynoś się stąd. Mam z twoją mamą pewne sprawy do załatwienia – puścił do mnie oko. Pokręciłem głową i przewróciłem oczami. – Bawcie się dobrze. – O, zamierzamy – odparł i ruszył na górę. Powiedziałem Amelii, aby zamknęła oczy, i wsunąłem klucz do zamka. Otworzyłem drzwi, wziąłem Amelię za rękę i wprowadziłem do środka. – Dobrze, teraz możesz otworzyć oczy. – O Boże! Jest niesamowite! – zawołała, rozglądając się po mieszkaniu. – Cieszę się, że ci się podoba – uśmiechnąłem się. Przeszła przez salon do kuchni. Myślałem, że dostanie zawału, gdy ujrzała część jadalną z pięcioma dużymi oknami składającymi się na jedną ze ścian. – Och, jakie romantyczne obiady możemy sobie tutaj urządzać – uśmiechnęła się. Podszedłem do niej i objąłem ją w pasie. – Będziesz tu spędzać wiele czasu. – Mam nadzieję – odrzekła i odchyliła głowę do tyłu, a ja ucałowałem jej usta. – Rozejrzyj się wokół. Co widzisz? – zapytałem. Wysunęła mi się z objęć i obeszła mieszkanie, rozglądając się wokół. – Hm… Nic poza mnóstwem pustych ścian. Uśmiechnąłem się. – No właśnie. A wiesz, co to oznacza? – zapytałem, rozpinając spodnie.
Odwróciła się do mnie i przygryzając wargę, uśmiechnęła się od ucha do ucha. – Mnóstwo seksu przy ścianie! – zawołała, zdejmując bluzkę. – Właśnie tak. Mnóstwo seksu przy ścianie i myślę, że powinniśmy od razu się do niego zabrać – zrzuciłem koszulę i spodnie. Amelia stała na środku pustego pokoju, z dżinsami spuszczonymi do kostek i rozpinała stanik. Zaczęła się powoli cofać do ściany. – Kurczę – rzuciłem, idąc w jej stronę. Byłem już twardy jak skała, a jeszcze nawet jej nie dotknąłem. Rozebrałem się do końca i szybko do niej podszedłem. Oparłem dłonie o ścianę po obu stronach głowy Amelii i zacząłem ją powoli całować. Ona odwdzięczyła się, delikatnie przesuwając po mnie dłonią, w górę i w dół. Doprowadzała mnie tym do szaleństwa. Przesunąłem rękę do jej mokrej cipki i wsunąłem w nią palce. – Kochanie, jesteś taka wilgotna. – Mhm. Tylko dla ciebie – wyszeptała. – Muszę cię skosztować – jęknąłem. Uklęknąłem i przyłożyłem do niej usta, smakując jej soki. Złapała mnie za włosy i zaczęła gwałtownie poruszać biodrami. – Boże, zaraz dojdę! – krzyknęła. – Tak, skarbie, chcę cię usłyszeć i poczuć – powiedziałem, liżąc ją szybko. Tuż przy moich ustach jej ciało napięło się, uwalniając orgazm. – O Boże! Boże! – wołała. – Jesteś gotowa, kochanie? – zapytałem. – Tak – odparła zduszonym głosem. Wsunąłem w nią mojego fiuta i wszedłem głęboko. Objęła mnie nogami, wsuwając mnie jeszcze głębiej. – Ah! – aż jęknąłem. Trzymałem ją za tę doskonałą pupę i pompowałem. Piersi podskakiwały jej na wszystkie strony, aż poprosiła, bym zaczął je ssać. Zwolniłem, wziąłem je do ust, przygryzając i ssąc sutki, tak jak sobie tego życzyła. – Szybciej, Collin. Szybciej! Zaraz znów dojdę! – zawołała. Tym razem przytrzymałem ją jedną ręką, a drugą oparłem o ścianę. Wsuwałem się i wysuwałem najszybciej, jak mogłem, dążąc do spuszczenia. Jęczała coraz bardziej i mocniej zaciskała nogi. Czułem, jak doszła, zalewając mnie swoimi sokami w chwili, gdy sam doszedłem. Serca nam waliły jak oszalałe, nie mogliśmy złapać tchu. Wtuliłem
twarz w jej szyję. Pogłaskała mnie po włosach. – Kocham cię, Collin. – Ja ciebie też, Amelia. Mocniej, niż możesz sobie wyobrazić. – Uniosłem głowę i delikatnie pocałowałem ją w usta. – A teraz chodźmy kupić meble, co ty na to? – uśmiechnąłem się. – Świetny pomysł – odpowiedziała uśmiechem. Byliśmy w sklepie meblowym, gdy zadzwoniła moja komórka. Dzwoniła Hailey. Westchnąłem, gdy spojrzała na mnie Amelia. – Czemu do ciebie dzwoni? – Pewnie dlatego, że ją dziś spławiłem. – Jak to? O czym ty w ogóle mówisz? – Przysłała mi rano SMS i pytała, czy moglibyśmy porozmawiać, bo powiedziała rodzicom o dziecku i bardzo się zdenerwowali. – I musi o tym porozmawiać z tobą? – odezwała się lekko rozłoszczona Amelia. – Kochanie, posłuchaj. Nie przejmuj się Hailey. Wiesz, że cię kocham. Po prostu staram się być miły. I wcale nie jestem pewien, czy robię słusznie. – Wyciągnie błędne wnioski. – Nawet jeśli, to jej to wyjaśnię. To nic takiego. A teraz chodźmy, pora wybrać łóżko – puściłem do niej oko. Kupiłem wszystkie meble, jakich potrzebowałem. Fajnie się robiło zakupy z Amelią. Mieliśmy taki sam gust, jeśli chodzi o meble. W drodze powrotnej kupiliśmy tajszczyznę na wynos. W mieszkaniu położyliśmy na podłodze koc i zjedliśmy obiad pałeczkami z kartonowych pudełek, rozmawiając i śmiejąc się z życia. – Oddzwoń do Hailey. Spotkaj się z nią jutro i porozmawiajcie. Nie będzie mi to przeszkadzało – stwierdziła Amelia. – Jesteś pewna? Bo nie muszę tego robić, jeśli miałoby cię to zdenerwować. – Nie zdenerwuje. Zrób to. Sięgnąłem po komórkę i zadzwoniłem do Hailey. Odebrała po drugim dzwonku i umówiliśmy się na dziesiątą rano następnego dnia w Starbucksie. Spojrzałem na Amelię i się uśmiechnąłem. – Poczekasz chwilę? Muszę tylko zajrzeć na drugą stronę korytarza. – Jasne – roześmiała się. Wstałem i poszedłem do mieszkania Julii. Zapukałem lekko. Otworzył mi Jake.
– Cześć sąsiedzie, co tam? – Macie może kilka dodatkowych koców, które mógłbym pożyczyć na kilka nocy? Nie chcę wchodzić na górę, żeby mnie rodzice przesłuchiwali. – Ha, ha! – roześmiał się Jake. – Oczywiście, że mamy koce. Wchodź. Z sypialni wyszła Julia i uśmiechnęła się na mój widok. O Boże, w koszuli nocnej wyglądała na olbrzymią, ale nie odważyłem się nic powiedzieć. – Co tu robisz, przystojniaku? – zapytała, całując mnie w policzek. – Twój młodszy brat postanowił spędzić noc w swoim nowym apartamencie i poprosił o pożyczenie koców. Podejrzewam, że będzie miał gościa – odezwał się Jack. – Czy to prawda? – spytała Julia. – Tak. Amelia zostaje na noc – potwierdziłem, biorąc od Jake’a koce. – Bawcie się dobrze – życzyła nam Julia, gdy otworzyłem drzwi. Odwróciłem się i uśmiechnąłem do niej. – By zacytować tatę – zamierzamy. Julia zasłoniła uszy. – Przestań! I wypierz te koce, zanim je oddasz! Roześmiałem się i zamknąłem drzwi. Wróciłem do siebie, rozłożyłem koce w sypialni i znów kochałem się z moją dziewczyną.
Rozdział 27 Spojrzałem na zegarek. Był kwadrans po dziesiątej. Siedziałem nad filiżanką kawy i wyglądałem przez okno, czekając, kiedy pojawi się Hailey. Wyciągnąłem komórkę i wysłałem jej SMS. „Hej, gdzie jesteś? Muszę wracać do pracy”. Poczekałem jeszcze dziesięć minut, ale Hailey mi nie odpisała. Westchnąłem i wstałem od stołu akurat w chwili, gdy zaczęła dzwonić moja komórka. Zdziwiło mnie, że Amelia dzwoni podczas praktyk. – Hej, skarbie. Czy coś się stało? – Collin, mam praktyki na oddziale położniczym. Jest tu Hailey. Widziałam ją, a jej mama prosiła, bym do ciebie zadzwoniła. – Wszystko z nią w porządku? – Straciła dziecko. Myślę, że powinieneś przyjechać do szpitala. – Dzięki, skarbie. Już jadę. Kocham cię. – Ja ciebie też kocham. Do zobaczenia. O rany. Nie mogłem uwierzyć w to, że straciła dziecko. Natychmiast pojechałem do szpitala. Tam pielęgniarka powiedziała mi, w którym pokoju leży Hailey. Byli z nią Peyton i Henry. – Cześć, Collin. To miłe, że przyszedłeś – przytuliła mnie Peyton. – Cześć, Collin. Dzięki, stary. – Henry uścisnął moją dłoń. Wyszli z pokoju, a ja podszedłem do łóżka Hailey. Nie spojrzała na mnie. Wpatrywała się wciąż w ścianę. – Hej, Hailey. – Hej – wyszeptała i otarła łzę. – Przykro mi z powodu dziecka. – A mnie nie. Co tu robisz? – zapytała, odwracając się do mnie. – Twoja mama prosiła, bym przyjechał. – Jak cholernie cudownie. A ja proszę, abyś sobie poszedł. – Czemu? – Bo nie chcę cię tutaj. Jesteś ostatnią osobą, jaką chciałabym widzieć. – Naprawdę Hailey? Bo wczoraj chciałaś ze mną rozmawiać. – To było wczoraj, a dziś jest dzisiaj i nie chcę cię widzieć. Potrzebowałam cię, gdy
wróciłam, a ty się ode mnie odwróciłeś. Byłem coraz bardziej rozzłoszczony. Nie mogłem na nią krzyczeć, bo właśnie straciła dziecko i była bardzo roztrzęsiona. Położyłem rękę na jej dłoni. – Mam nadzieję, że czujesz się lepiej, Hailey – wyszedłem z pokoju. Na końcu korytarza ujrzałem Amelię. Podszedłem do niej i wziąłem ją za rękę. – Wiem, że jesteś zajęta, więc zobaczymy się później, dobrze? – Dobrze. Wszystko w porządku? – zapytała. – Doskonale, kochanie – odparłem, pocałowałem ją w czoło i poszedłem do biura. Minęło kilka tygodni. Spędziliśmy je z Amelią na spotkaniach z przyjaciółmi i ustawianiu rzeczy, które mama przyniosła mi do mieszkania. Posłałem po Amelię Ralpha, ponieważ szykowałem dla niej obiad. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i natychmiast się uśmiechnąłem. Otarłem dłonie w ściereczkę i poszedłem do przedpokoju. – Cześć, skarbie – pocałowałem ją. – Dobrze ci się jechało z Ralphiem? Zachichotała. – Bądź miły. Coś pachnie wprost cudownie. – Dziękuję. Jak ci minął dzień? – zapytałem. – Dobrze. A twój? – Teraz, kiedy tu jesteś, jest znacznie lepiej – złapałem ją za biodra i pocałowałem. Rozległo się pukanie do drzwi. – Spodziewasz się kogoś? – spytała Amelia. – Nie – odparłem i otworzyłem drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu na progu stała Hailey. – Cześć, masz chwilę? – Właściwie nie. Jestem w połowie… – Już dobrze, kochanie. Porozmawiajcie. Pójdę przywitać się z Julią. Cześć Hailey – powiedziała Amelia i przeszła na drugą stronę holu. Zamknąłem drzwi i westchnąłem. – Czego chcesz, Hailey? – Chcę przeprosić za to, co powiedziałam w szpitalu. To było niegrzeczne i nie na miejscu. Skinąłem głową. – Dobrze, przeprosiny przyjęte, a teraz wybacz. – Skierowałem się do kuchni.
– Collin, wciąż cię kocham i chcę, abyś dał nam jeszcze jedną szansę! – krzyknęła. Zamarłem. – Co? Mam dziewczynę. – No i co z tego, zerwij z nią. Wiem, że nadal mnie kochasz. Nie mogłem uwierzyć, że w ogóle to słyszę. Ona nie miała pojęcia, co mi zrobiła. Odwróciłem się i zmierzyłem ją wzrokiem. – Nie chcę cię martwić, Hailey, ale cię nie kocham. I prawdę mówiąc, nigdy nie kochałem. – Jak możesz tak mówić, skoro przez sześć lat byliśmy w związku? – Byłem młody. Żadne z nas nie wiedziało, czym naprawdę jest miłość, a podejrzewam, że ty nadal nie wiesz. – Och, a ty owszem? – zapytała. – Tak. Wiem, ponieważ dziewczyna, w której jestem na zabój zakochany, jest teraz po drugiej stronie korytarza. Hailey, gdybyś mnie naprawdę kochała, to nie zrobiłabyś tego, co zrobiłaś. Nie mogłabyś ot tak odejść. Ale tak właśnie zrobiłaś i złamałaś mi serce. Wielokrotnie mówiłaś mi, że nie było nam pisane i że mam żyć własnym życiem. I tak właśnie robię. A teraz wracasz do Nowego Jorku i uważasz, że możesz zacząć tam, gdzie przerwaliśmy? Naprawdę myślałaś, że będę na ciebie czekał po tym, co mi zrobiłaś? – Przepraszam. Popełniłam błąd. Proszę, wybacz mi. – Zaczęła płakać. Widząc strumienie łez, poczułem się źle. Ale nie mogłem dla niej nic zrobić. – Jedyny błąd, jaki zrobiłaś, to założenie, że możesz mnie odzyskać. Znajdziesz sobie kogoś, Hailey. – Już kogoś znalazłam, Collin. Ciebie. Chcę cię znów w moim życiu. Chcę cię tulić, całować i kochać się z tobą – łkała. – Przykro mi. Podeszła do mnie i przycisnęła usta do moich. Odepchnąłem ją i spojrzałem w czerwone od łez oczy. – Powiedz mi teraz, że nic nie czułeś – odezwała się. Stałem tak, gotów po raz ostatni złamać jej serce. – Nie Hailey. Nic nie czułem. To między nami skończyło się już dawno temu. A teraz proszę, wyjdź, bo muszę dokończyć obiad. Podbiegła do drzwi mieszkania, otworzyła je na oścież i pognała korytarzem, płacząc w głos. A ja stałem z opuszczoną głową. Miałem wyrzuty sumienia, że ją
zraniłem, chociaż wiedziałem, że nie powinienem ich mieć. Amelia weszła do mieszkania i objęła mnie mocno. – Nic jej nie będzie, Collin. – Wiem – odparłem i pocałowałem ją w czoło. – Chodź, obiad czeka. Kilka dni później pielęgniarka, którą tata wynajął do opieki nad Dennym poinformowała nas, że zmarł z powodu ataku serca. Nigdy jeszcze nie widziałem taty w takim stanie. Kiedy otrzymał wiadomość, byłem u niego w gabinecie i widziałem, jak z oczu płyną mu łzy. Mama też nie przyjęła tej wiadomości dobrze i chociaż Julia i ja kochaliśmy Denny’ego, wiedzieliśmy, że musimy wspierać rodziców. Wszyscy ponieśliśmy ciężką stratę, ale to moi rodzice odczuli ją najmocniej. Mieliśmy się wszyscy spotkać w penthousie rodziców, ponieważ prawnik Denny’ego, który był też prawnikiem mojego ojca, miał przyjść i przeczytać to, co zostawił Denny. Zgodnie z instrukcją listy miały zostać otwarte dzień po jego śmierci. Zanim poszedłem na górę, wziąłem prysznic. Kiedy spod niego wyszedłem, owinąłem się ręcznikiem i usiadłem na brzegu łóżka. Amelia była ze mną w pokoju. Przebierała się. – Wszystko w porządku, kochanie? – zapytała. W końcu złamałem się i odpuściłem. Z opuszczoną głową huśtałem się w przód i w tył, a z oczu płynęły mi łzy. – Collin. – Amelia usiadła obok i przytuliła mnie mocno. – Tak mi przykro, że musisz przez to przechodzić. Objąłem ją i ścisnąłem mocno. Wtuliłem głowę w jej ramię i płakałem. Głaskała mnie i mówiła, że wszystko będzie dobrze. Byłem jej za to wdzięczny, bo teraz potrzebowałem jej bardziej niż kiedykolwiek. Kiedy doszedłem do siebie, ubrałem się i poszliśmy do penthouse’u. Julia i Jake wychodzili w tym samym czasie z mieszkania i zobaczyłem, że Julia ma opuchnięte, czerwone oczy. Pocałowałem ją i objąłem. Zebraliśmy się wszyscy w jadalni przy stole. – Dziękuję, że wszyscy się tu zjawiliście i przykro mi z powodu waszej straty. Mam tu list napisany przez Denny’ego jakiś miesiąc temu. Jesteście gotowi, by go wysłuchać? – Tak – odezwał się tata i spuścił wzrok. Prawnik odchrząknął i rozwinął kartkę. Okulary miał zsunięte nisko na nos. Zaczął czytać.
„Cześć, rodzino. Jeśli siedzicie teraz przy stole w jadalni i słuchacie tego, to może to oznaczać tylko jedno – wreszcie kopnąłem w kalendarz. Connor, upewnij się, że wziąłeś sobie podwójną whisky, bo zawsze tego potrzebowałeś podczas moich wykładów. A teraz chcę, abyście wszyscy słuchali uważnie, co mam wam do powiedzenia. To mój pogrzeb i ja tu jestem gospodarzem. Chcę, abyście wszyscy otarli łzy, bo na moim pogrzebie nie będzie płaczu. Więc dam wam teraz chwilę, byście się ogarnęli i będziemy kontynuować”. Siedzieliśmy wszyscy i patrzyliśmy na siebie. Prawnik powiedział, że mamy pięć minut na rozmowę i wzięcie tego, co jest nam niezbędne. Tata wstał i poszedł do salonu, wprost do barku. Podążyłem jego śladem. – Twoja matka chce kieliszek czerwonego wina. Zanieś jej, a ja naleję ci szkockiej. – Jasne, tato. Nalej podwójną porcję – uśmiechnąłem się delikatnie. Poszedłem do kuchni i przygotowałem dwa kieliszki dla mamy i Amelii. Wziąłem też z lodówki butelkę wody dla Julii i wróciłem do jadalni. – Proszę, mamo. – Postawiłem przed nią kieliszek wina. – Dziękuję kochanie – odparła. Usiadłem, podałem wino Amelii, a wodę Julii. Prawnik wrócił do pokoju, zajął swoje miejsce i zaczął znów czytać. „Teraz, kiedy wszyscy już mają to, czego potrzebują, możemy kontynuować. Connor, zakładam, że teraz mnie już przeklinasz i wziąłeś sobie podwójną szkocką. W każdym razie oto moje życzenia. Kiedy już skremujecie moje ciało, chcę, abyście rozsypali je nad Pacyfikiem. Dziękuję wam, Connor i Ellery, że opiekowaliście się mną przez te wszystkie lata. Nie da się wyrazić słowami, jak bardzo was oboje kocham. Julia, Collin, obserwowanie, jak dorastacie, było najwspanialszą częścią mojego życia, a patrzenie, jak Connor biedzi się, próbując być idealnym ojcem, jeszcze dodało temu blasku. Connor, dobrze sobie radziłeś i mam nadzieję, że trochę pomogłem ci w podejmowaniu prawidłowych decyzji dotyczących życia. Jake, ty i Julia będziecie wspaniałymi rodzicami, a wasze dziecko będzie niesamowitym szczęściarzem. Ellery, byłaś dla mnie zawsze jak córka i przez te wszystkie lata wiele przeszliśmy. Prawdę mówiąc, razem z Connorem wykończyliście mnie swoim uporem więcej razy, niż jestem w stanie spamiętać. Ale tej części mojego życia nigdy bym nie zmienił. Jakby Connor zachowywał się nieodpowiednio, daj mu Ellery kilka razy przez łeb i powiedz, że to ode mnie”. Roześmieliśmy się wszyscy cicho.
„Collin, jesteś prawdziwym synem swojego ojca. Jestem z ciebie dumny, tak samo jak z niego. Obserwowanie, jak wyrastasz na mężczyznę, było dla mnie wspaniałą przygodą i jestem dumny, że mogłem nazywać cię wnukiem. Julio, jesteś piękną młodą kobietą i żałuję, że nie mogłem doczekać dnia, kiedy na świecie pojawi się twój synek, ale bogowie wezwali mnie do domu. Jesteś zupełnie jak twoja matka i patrzenie, jak rośniesz i przeciwstawiasz się swojemu tacie, było bezcenne. Jestem dumny, że mogłem nazywać cię wnuczką. Connor, dla ciebie napisałem oddzielny list, byś mógł go przeczytać w samotności i się nie denerwować. Możesz nazwać mnie głupcem, ale takie są moje życzenia. Rodzino Blacków, daliście mi z życia tyle, że nigdy nie zdołam się wam za to odwdzięczyć. Kocham was wszystkich bardzo, więc nie przyzwyczajajcie się za bardzo do tego, że mnie nie ma. Zawsze będę w pobliżu i będę nad wami czuwał. Słyszałeś, Connor? Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. A teraz pijcie, jedzcie i radujcie się, rodzino Blacków. Pokój wam wszystkim. Całuję Denny” Prawnik wyciągnął z teczki zaklejoną kopertę. Tata wziął ją i schował do kieszeni marynarki. Wstaliśmy i uściskaliśmy się wszyscy. Patrzyłem, jak mama mocno tuli tatę. Objąłem Amelię i przeszliśmy do kuchni, gdzie zacząłem z Julią szykować jedzenie. Rodzice weszli i przytulili nas, po czym usiedliśmy do jedzenia i rozmów o życiu z Dennym.
Rozdział 28 Tydzień później siedziałem w swoim gabinecie, gdy weszła Julia i podała mi jakieś dokumenty do podpisania. Usiadła. Wyglądała naprawdę niedobrze. – Wszystko w porządku? – zapytałem. – Tak. Po prostu jestem gotowa wypchnąć z siebie to dziecko. – Domyślam się – roześmiałem się. Przejrzałem papiery i podpisałem je. Kiedy oddawałem teczkę Julii, ona wstała, po czym zgięła się wpół, trzymając za brzuch. Natychmiast do niej podbiegłem. – Julio, co się dzieje? – zapytałem, mocno trzymając ją za ramię. – To tylko skurcz. Nic mi nie jest. – Jesteś pewna? – Tak, tak mi się wydaje – powiedziała, prostując się. Puściłem ją, a gdy ruszyła do drzwi, nagle znów zgięła się wpół. – Collin, chyba zaczynam rodzić – zawołała. – Co? To niemożliwe. Masz jeszcze miesiąc. – Powiedz to swojemu siostrzeńcowi. Wpadłem w panikę. To nie mogło się teraz dziać. – Zadzwonię do Jake’a. – Jest po drugiej stronie miasta na spotkaniu. – Cholera, Julio, zadzwonię do taty. Złapałem komórkę i wybrałem numer taty. Nie odebrał. Zadzwoniłem do mamy. Też nie. Julia znów krzyknęła rozdzierająco. Podbiegłem do niej. – Nikt nie odbiera. Co mam robić? – Zabierz mnie do szpitala! – wrzasnęła. – Nie panikuj, bo jeśli ty spanikujesz, to ja też. – Jasne. Chodźmy. Zabiorę cię. – Pomogłem jej wstać. Podtrzymywałem ją, gdy czekaliśmy na windę. Znów złapał ją skurcz i wszyscy zebrali się wokół, by zobaczyć, co się dzieje. – Wracajcie wszyscy do pracy. Zabieram Julię do szpitala. Rodzi. Otworzyły się drzwi i weszliśmy do środka. Gdy tylko dotarliśmy do garażu, pomogłem Julii wsiąść do samochodu. Akurat gdy ruszałem, zadzwonił tata. – Tato!
– Synu, co się dzieje? – Julia rodzi. Jesteśmy w drodze do szpitala. Musisz złapać Jake’a. Julia powiedziała, że jest na spotkaniu po drugiej stronie miasta. – O Boże. Dobrze. Razem z mamą pojedziemy po Jake’a i spotkamy się z wami w szpitalu. Powiedz Julii, żeby zaczekała z porodem, aż przyjedziemy. – Tata powiedział, żebyś zaczekała z porodem, aż przyjadą. – Spojrzałem na nią. – Jasne, zrobię co w mojej mocy – prychnęła zirytowana. Tego dnia Amelia nie miała praktyk i wiedziałem, że jest na wykładzie, ale mimo to wysłałem jej SMS, gdy tylko stanęliśmy na czerwonym świetle. „Jadę z Julią do szpitala. Rodzi”. „O Boże! Przyjadę, jak tylko skończą się zajęcia. Jakie to ekscytujące!” – O Boże! To boli! – krzyknęła Julia. Złapałem ją za rękę. – Będzie dobrze, Julio. – Nie będzie! – wrzasnęła. Jechałem tak szybko, jak tylko się dało w południowym ruchu Nowego Jorku. Prawdę mówiąc, byłem zaskoczony, że nie spowodowałem wypadku. Skakałem z pasa na pas i przejeżdżałem na prawie każdym czerwonym świetle. Julia cierpiała, a ja skupiłem się na tym, by dowieźć ją do szpitala, zanim wody odejdą jej w moim range roverze. Zadzwonił Jake. – Jake! – odebrałem komórkę. – Collin, Julia nie odbiera telefonu. – Chyba zostawiła go w pracy. Masz, porozmawiaj z nią. Wyglądało na to, że głos Jake’a uspokoił Julię, gdy nagle krzyknęła: – Lepiej żebyś zdążył dowieźć swój zad na czas do szpitala, Jake’u Jensen! Rzuciła we mnie telefonem, a ja podniosłem go z moich kolan. – Chłopie, ona strasznie cierpi, nie myślała wcale tego, co powiedziała. – Właśnie że tak! – wrzasnęła. Kiedy dotarliśmy w końcu do szpitala, złapałem wózek inwalidzki i pomogłem jej na nim usiąść. Wprowadziłem wózek na izbę przyjęć, gdzie pielęgniarka natychmiast zabrała nas na oddział położniczy. Podała mi dokumenty do wypełnienia i nazwała panem Jensenem. – Och, nie jestem jej mężem. Jestem jej bratem. Jej mąż, Jake, jest w drodze. Pielęgniarka przeprosiła nas i nakazała mi wyjść z sali, by Julia mogła się przebrać
w szpitalną koszulę. Chwilę później byłem znów przy niej. Wziąłem ją za rękę, ucałowałem i usiadłem obok. – Jest za wcześnie, Collin. Boję się. A co, jeśli będzie z nim coś nie tak? – Będzie wszystko w porządku. Jest po prostu niecierpliwym maluchem i chce jak najszybciej zobaczyć świat – uśmiechnąłem się. Pielęgniarka podłączyła Julię do monitora płodu i powiedziała, że wszystko wygląda doskonale. Julia miała jeszcze kilka skurczy, które prawie połamały mi rękę. Przyszedł lekarz, więc wyszedłem z sali, by mógł ją zbadać. Gdy wróciłem, Julia uśmiechała się szeroko. – Mogę dostać znieczulenie zewnątrzoponowe. Lekarz już się tym zajął. – To świetnie, zaraz przestaniesz cierpieć – powiedziałem i wybrałem numer taty. Nie odpowiadał. Kilka minut później przyszedł anestezjolog ze znieczuleniem. Nadszedł kolejny skurcz, a Julia zacisnęła palce na moim ręku tak mocno, że aż wbiła mi paznokcie w skórę i zacząłem krwawić. Przygryzłem tylko wargę i nawet nie pisnąłem. Kiedy minął skurcz, anestezjolog podał jej znieczulenie. Musiałem się odwrócić, bo na widok igły zrobiło mi się słabo. Boże, dobrze, że ona tego nie widziała. Położyła się z powrotem i wyraźnie poczuła się lepiej. Kiedy wyszedł anestezjolog, do środka wpadli mama, tata i Jake. Podbiegli do łóżka Julii. Jake wciąż ją całował, a mama co chwilę biegała do łazienki, by zmoczyć okłady. Tata spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Podszedł do mnie, objął mnie ramieniem i wyprowadził na korytarz. – Synu, dziękuję, że zająłeś się swoją siostrą. – No pewnie, tato. Miała szczęście, że byłem na miejscu. Tata spojrzał na moje zakrwawione ramię. – Wszystko w porządku? Wygląda na to, że nieźle ci się oberwało. – Tak – uśmiechnąłem się. – Jest po prostu trochę wystraszona. Boże, a te wszystkie krzyki i przeklinania! Zupełnie jakby ją coś opętało. – Tak. Pamiętam, jak wasza mama rodziła. To bardzo męcząca sprawa synu. Wróciliśmy do sali, a mama mnie przytuliła. – Jak to dobrze, że tam byłeś. – Wielkie dzięki, stary. Jestem twoim dłużnikiem. – Jake uściskał mnie. Odciągnąłem go na bok i pokazałem mu ramię. – Oj tak, jesteś – uśmiechnąłem się. – Auć, przykro mi stary.
Pocałowałem Julię w czoło i powiedziałem, że idę sprawdzić, czy przyjechała już Amelia. Siostra uśmiechnęła się do mnie i nim zdążyłem wyjść, zawołała. – Hej, Collin! Odwróciłem się do niej. – Tak? – Kocham cię. – Ja ciebie też, siostrzyczko. Spotkałem Amelię w holu. Poszliśmy do kafejki. – Co ci się stało w ramię? – zapytała. – Julia – roześmiałem się. Wysłałem do taty SMS z pytaniem, czy któreś z nich chciałoby coś z kafejki. Odpisał, że właśnie schodzi z mamą na dół. Kupiłem nam po kawie i usiedliśmy w oczekiwaniu na rodziców. – Nie mogę uwierzyć, że niedługo zostanę wujkiem. – Wiem. Nie sądziłam, że tak szybko nadejdzie poród. – Lekarz stwierdził, że z dzieckiem jest wszystko w porządku i zamierza przyjść na świat – uśmiechnąłem się. – Chcesz mieć dzieci? – zapytałem ni z tego, ni z owego. Oparła głowę na moim ramieniu. – Tak. Uwielbiam dzieci. – Ile byś chciała mieć? – A czemu pytasz? – zapytała, spoglądając na mnie. – Boisz się, że powiem pięć lub sześć? – Nie. Ale nie chcesz chyba tak wielu, co? – odparłem zaniepokojony. Roześmiała się, ale ponieważ w tym momencie przyszli moi rodzice nie odpowiedziała mi na pytanie. Chociaż kochałem dzieci i chciałem je mieć, to moim zdaniem dwójka zupełnie wystarczała. – Nie mogę uwierzyć w to, że zostanę babcią! – zawołała podekscytowana mama, ściskając Amelię. – Czy powinienem pytać, co robiłeś w środku dnia i dlaczego nie było cię w biurze? – zapytałem tatę. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. – Naprawdę chcesz usłyszeć odpowiedź? Przewróciłem oczami, bo już wiedziałem. Spojrzałem na niego i mamę i pokręciłem głową.
– Co? – zapytała. – Twój tata wrócił do domu, bo zapomniał jakiś dokumentów. – Dobrze. Daruj sobie szczegóły. Już znam odpowiedź. W tym momencie wszyscy dostaliśmy SMS-y. Wiadomość od Jake’a była krótka. „Już czas!” Rodzice poderwali się z miejsc i pognali do windy. Wziąłem Amelię za rękę i zostaliśmy w poczekalni, podczas gdy rodzice poszli do Julii. Powiedziała im, że chce, aby oboje byli świadkami narodzin ich pierwszego wnuka. – Nie odpowiedziałaś mi na pytanie. – Pocałowałem Amelię w rękę. – Jakie pytanie? – uśmiechnęła się. – To, ile chcesz mieć dzieci. – Więc się zacząłeś denerwować? – roześmiała się. – Wcale nie – skłamałem. – Spokojnie, panie Black. Myślę, że dwójka to idealne rozwiązanie. A gdyby jeszcze przydarzyło się trzecie, to też nie szkodzi. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w policzek. Miała takie samo zdanie na temat dzieci jak ja. – Mam nadzieję, że pasuje ci moja odpowiedź – uśmiechnęła się i delikatnie ścisnęła mnie za rękę. – Kocham cię. – Owszem i ja ciebie też kocham. Czekaliśmy spokojnie, a po jakiejś godzinie z sali wyłonił się mój tata z największym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widziałem. – Już jest! Wstałem i uściskałem ojca. Był taki szczęśliwy. Poszliśmy z nim do sali. Stanąłem w drzwiach i patrzyłem, jak moja starsza siostra trzyma swoje nowo narodzone dziecko. Oczy zaszły mi łzami, gdy na mnie spojrzała. – Chodź i poznaj swojego siostrzeńca, Braydena Connora Jensena. Spojrzałem na tatę. Miał łzy w oczach. Podszedłem do Julii, a ona podała mi dziecko. Byłem przerażony, że mam je wziąć. Było takie malutkie. Sądząc z tego, jak duża zrobiła się Julia, spodziewałem się czegoś większego. Ale nie odważyłem się nic powiedzieć. – Brayden, poznaj swojego wujka, Collina. Będzie najlepszym wujkiem na świecie i będzie cię bardzo rozpieszczał. – Właśnie tak, mały. Już jesteś kochany. – Delikatnie uścisnąłem jego malutką rączkę.
Julia dotknęła mojego ramienia. – Dziękuję, że zająłeś się mną do przyjazdu Jake’a. Przepraszam za twoje ramię. – Nie przejmuj się, siostro, nie ma za co. – Puściłem do niej oko.
Rozdział 29 Otworzyłem oczy i poczułem zapach róż, który tak kochałem na Amelii. Wtulała się we mnie. Miałem wyrzuty sumienia, że nie powiedziałem jej o domku na plaży. Nadchodziła zima, więc domek został zamknięty aż do następnego lata. Amelia poruszyła się w moich ramionach i ziewnęła, otwierając swoje piękne niebieskie oczy. – Dzień dobry kochanie – uśmiechnąłem się, całując ją w głowę. – Dzień dobry. – Wciąż wyglądasz na zmęczoną. – Biorąc pod uwagę trzy zestawy ćwiczeń, które wczoraj zafundowałeś, to trudno się dziwić – odparła z uśmiechem. – Ale jakie przyjemne zestawy. Pocałowała mnie w pierś i wstała z łóżka. Wyglądała niesamowicie seksownie w jedwabnej haleczce, którą jej kupiłem. – Gdzie idziesz? – Zrobić nam kawę. Zostań tu i się nie ruszaj. – Tak jest, proszę pani – zasalutowałem. Uśmiechnąłem się, kładąc ręce pod głowę i wspominając wczorajszy wieczór. Odezwała się moja komórka; dzwonił tata. – Cześć tato. – Dzień dobry, synu. Chciałem cię poinformować, że Diana wzięła dziś wolne, ponieważ Jacob jest w szpitalu. Weź wolne przedpołudnie i odwiedź go, co? – Dzięki, tato, tak zrobię. – Do zobaczenia po południu. Amelia weszła do pokoju i podała mi kubek z kawą. – Wydawało mi się, że z kimś rozmawiasz. – Owszem. Z moim tatą. Jacob znów jest w szpitalu. – O nie, to okropne. – Gdy cię odwiozę, pójdę go odwiedzić. – To doskonały pomysł, kochanie. – Nachyliła się, by mnie pocałować. – Jacob na pewno ucieszy się na twój widok. Podjechałem na parking, zaparkowałem range rover i wszedłem z Amelią do szpitala.
– Papa, kochanie. Miłego dnia. – Pocałowałem ją na pożegnanie. – Pa, skarbie. Daj znać, jak się czuje Jacob. – Dobrze. Skręciła w prawo, a ja w lewo. Podjechałem na oddział pediatrii. Jedna z pielęgniarek zaprowadziła mnie do pokoju Jacoba. Kiedy wszedłem, leżał na łóżku, z maską tlenową na twarzy, a obok niego siedziała Diana. – Cześć, stary – uśmiechnąłem się od wejścia. – Cześć, Collin. Co tu robisz? – zapytała Diana. – Tata zadzwonił i powiedział, że Jacob trafił do szpitala, więc przyjechałem sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. – Podszedłem do niego i położyłem mu rękę na ramieniu. Uniósł oba kciuki w górę. – To bardzo miło z twojej strony i jestem pewna, że Jacob jest zachwycony twoją wizytą. Znów uniósł w górę kciuki. Z powodu maski nie mógł rozmawiać. Współczułem mu i naprawdę przykro mi było na niego patrzeć w takim stanie. On mierzył się z tym przez całe życie, ale dla mnie to była nowość i nie wiedziałem, czy zdołam się do tego kiedyś przyzwyczaić. – Wiesz, jak tylko stąd wyjdziesz, to przyjadę i spędzimy razem cały dzień. I będziemy robić, co tylko zechcesz. Zaproponowałem Dianie, by poszła coś zjeść. Siedziała tutaj przez całą noc i widać było, że jest wykończona. Przyjęła tę propozycję, wiedząc, że nie zostawię Jacoba samego. Na stoliku nocnym przy łóżku leżała książka Dziennik cwaniaczka. Podniosłem ją i przejrzałem. – Mama ci to czytała? Skinął głową. Otworzyłem w założonym miejscu. – Chcesz, żebym ci poczytał? Znów skinął głową. Uśmiechnąłem się i zacząłem czytać. Spędziłem z Jacobem pół dnia. W końcu musiałem iść, bo miałem umówione spotkanie. Pocałowałem Dianę w policzek, pożegnaliśmy się i pogłaskałem Jacoba po głowie. – Zadzwoń, jak stąd wyjdziesz, jasne? – Wskazałem go palcem. Skinął głową.
Kiedy wszedłem do sali posiedzeń, tata był już na swoim miejscu i przeglądał notatki. – Jak się miewa Jacob? – zapytał, spoglądając na mnie. – Nie wiem, tato. Okropnie to wygląda, jak tak leży. Musimy pogadać po spotkaniu. – Dobrze, synu. Kiedy tylko skończyło się spotkanie, poszedłem z tatą do jego gabinetu. Wyjąłem butelkę wody z lodówki. – Siadaj. O czym chciałeś rozmawiać? – zapytał. – Myślę, że powinieneś wynająć Dianie dom w Kalifornii. – Co takiego? – Spojrzał zaskoczony. – Myślałem o tym, od kiedy zabrałem Jacoba na surfing. Było mu tam znacznie lepiej. Nawet ty mi o tym wspominałeś, pamiętasz? – Tak, pamiętam. – Mają związane z wodą programy dla dzieci z mukowiscydozą i życie tam na pewno byłoby dla obojga znacznie lepsze. Tata spojrzał na mnie, przechylając głowę. – Collin, chcesz, żebym przeniósł tam moją sekretarkę? – Tak. Wiem, że tutaj doskonale się sprawdza, ale równie dobrze sprawdzi się w Kalifornii. Wiem, że Reese odeszła ostatnio z galerii sztuki, by zająć się swoim dzieckiem. Możesz dać tę robotę Dianie. Jest inteligentna i na pewno sobie z tym poradzi. Będzie miała blisko do domu, a Jacob będzie mógł się widywać z innymi dziećmi w takich programach. Uważam, że Kalifornia byłaby dla nich lepszym miejscem. – Synu, wiem, że chcesz im pomóc, ale nie możesz po prostu kazać komuś przeprowadzić się na drugą stronę kraju. – Czemu nie? Jacob jest dla niej wszystkim i Diana zrobi wszystko, by mu pomóc. Poza tym Mason jest blisko, bo znów się tam przeprowadzili, i mógłby być dla niego jak starszy brat. Jestem pewien, że by mu się to spodobało. – No nie wiem, Collin. To poważny krok. – Możemy im pomóc, tato. Nie proponowałbym tego, gdybym nie był o tym przekonany. Poza tym chciałbym, aby nasza firma zaczęła organizować imprezy charytatywne na rzecz chorych z mukowiscydozą. Przez te wszystkie lata nigdy nie zajęliśmy się niczym poza autyzmem. Ojciec odchylił się na krześle i założył ręce za głowę.
– To doskonały pomysł. Dopilnuję, aby Barb się tym zajęła. – Dzięki, tato – uśmiechnąłem się. – Zastanowię się poważnie nad twoją sugestią i wrócimy do tego tematu za kilka dni. – Świetnie. – Wstałem. – A właśnie, powiedziałeś Amelii, że kupiłeś dom? – Nie. – Synu. – Wiem, tato. Powiedziałem mu, żeby się nie martwił, chociaż sam cały czas się o to martwiłem. Gdy wyszedłem z budynku na mróz, zadzwoniła moja komórka. – Cześć, mamo. – Cześć, kochanie. Urządzam dziś obiad rodzinny i oczekuję ciebie z Amelią. Wiem, że informuję cię w ostatniej chwili, ale właśnie to wymyśliłam. Będą też Julia z dzieckiem, Jake. Więc jeśli masz coś w planach, to to odwołaj. Do zobaczenia o szóstej. Nie miałem planów, a nawet gdybym miał, to musiałbym je odwołać, bo mamy zdanie jest najważniejsze. – Przyjedziemy, mamo. Kocham cię. – Ja ciebie też, mój drogi. Kiedy szedłem ulicą do Starbucksa, minąłem kwiaciarnię. Zatrzymałem się i postanowiłem kupić Amelii róże. Bez specjalnej okazji. Po prostu chciałem jej pokazać, że ją kocham. Kiedy zastanawiałem się nad wyborem róż, dostałem SMS od Amelii. „Cześć, skarbie. Skończyłam wcześniej praktyki. Muszę podskoczyć do biblioteki po książkę. A potem wezmę z Cheri taksówkę i podjadę do ciebie”. „Amelia, zostań z Cheri w szpitalu. Poślę po was Ralpha i on odwiezie was tam, gdzie sobie zażyczycie”. „Jesteś pewien?” „Tak. Do zobaczenia później. Kocham cię”. „Dziękuję kochanie. Też cię kocham”. Natychmiast zadzwoniłem do Ralpha i powiedziałem, żeby zabrał dziewczyny. Poprosiłem sprzedawczynię o dwa tuziny czerwonych róż. Gdy je układała, usłyszałem za sobą jakiś głos. – To zabawne, że tu się spotykamy.
Odwróciłem się. – Cześć Hailey. – Kupujesz kwiaty swojej dziewczynie? – zapytała. – Tak. Co tu robisz? – Nic. Po prostu przechodziłam obok i zobaczyłam, że tu stoisz, więc uznałam, że zajrzę i się przywitam. Sprzedawczyni podała mi z uśmiechem róże, a ja wręczyłem jej kartę kredytową. – No to się przywitałaś, a teraz się pożegnamy. – Za kilka dni lecę do Paryża. – To dobrze. Zawsze lubiłaś Paryż. – Tak. Może spotkam jakiegoś francuskiego przystojniaka, który zwali mnie z nóg swoim francuskim akcentem. – Mam nadzieję, że ci się uda, Hailey. A teraz przepraszam, ale muszę iść. Powodzenia. Ruszyłem do wyjścia, ale zatrzymałem się na jej słowa. – Powiedz mi jedno. Czy ona uszczęśliwia cię bardziej niż ja? – Tak – powiedziałem, zamykając oczy i opuszczając głowę. – W takim razie cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Do zobaczenia następnym razem – powiedziała, kładąc mi rękę na plecach, a potem wyszła. Zadzwoniła moja komórka. To był mój tata. – Halo? – Gdzie jesteś? – zapytał. – W kwiaciarni. – To świetnie. Zrób mi przyjemność i wybierz jakieś róże dla mamy, a potem będziesz mógł odwieźć mnie do domu, bo odesłałeś Ralpha. O kurczę. Całkiem zapomniałem, że nie przyjechał dziś sam. – Dobrze, tato. Jakiego koloru róże wybrać dla mamy? – Rusz wyobraźnią i zestaw jakąś mieszankę. Spotkamy się na parkingu podziemnym. Rozłączyłem się i zawróciłem do lady. Sprzedawczyni uśmiechnęła się do mnie. – Przepraszam, ale potrzebuję dwa tuziny róż w różnych kolorach. – Jasne, panie Black. Nie kupuje ich pan przypadkiem dla swojej mamy? – Tak – uśmiechnąłem się. Ułożyła bukiet z kolorowych róż i podała mi go. Wyszedłem z kwiaciarni, wciąż myśląc o pytaniu, które zadała mi Hailey, i o smutku w jej głosie, gdy jej
odpowiedziałem. Zadzwonił telefon. Znowu tata. – Halo? – Weź też trochę różowych róż dla twojej siostry. Przewróciłem oczami i westchnąłem. – Dobrze, tato. Wróciłem do kwiaciarni, a kwiaciarka znów się do mnie uśmiechnęła. – Poproszę jeszcze o dwa tuziny różowych róż. – Siostra? – Tak. – Pana ojciec zawsze kupuje dla niej różowe róże. Zaraz wrócę. Podała mi bukiet, a ja przed opuszczeniem kwiaciarni zadzwoniłem do taty. – Cześć, synu. – Zanim wyjdę, powiedz, czy jeszcze dla kogoś mam kupić kwiaty? – Nie. Tylko dla mamy i Julii. Zakładam, że poszedłeś tam po kwiaty dla Amelii, prawda? – Tak. – No to masz już wszystko. Wracaj szybko. – Już idę. – Rozłączyłem się. Wszedłem do mieszkania, a z kuchni wyszła do mnie Amelia. Na widok róż uśmiechnęła się szeroko. – To dla mnie? – Nie. Dostałem je od jakiejś dziewczyny w biurze. Wyraz jej twarzy był bezcenny. Spojrzała na mnie spod zmrużonych powiek. – Jaka dziewczyna? – Nie wiem. Jest nowa. W każdym razie powiedziała, że mnie kocha, i mi je dała. Ładne, prawda? – Powiedziała, że cię kocha? – Tak. Dziwne, prawda? Bardzo mi było miło. Była niesamowicie ładna. Ale jeśli je chcesz, mogę ci je ofiarować. Uśmiechnąłem się. – Nie, dziękuję – prychnęła i odeszła. No dobrze, może trochę przesadziłem. Musiałem naprawić sytuację. – Oczywiście, że są dla ciebie, kochanie. Tylko żartowałem.
– Odejdź, Collin. Właściwie to dziś wracam do siebie. O kurczę. Co ja takiego zrobiłem? – Amelia, tylko żartowałem. Proszę, kochanie. Mama zaprosiła nas dziś na obiad. Oczekują nas. – To możesz powiedzieć rodzicom o tej dziewczynie z biura! – warknęła. Rozglądała się za swoimi butami. – Amelia, proszę. Są dla ciebie. Przepraszam, że tak żartowałem. – Nie. Uważam, że wcale nie żartowałeś, i chcę teraz zostać sama, Collin. – Naprawdę? A jak wrócisz do siebie? – Wezmę taksówkę, jak każdy inny nowojorczyk. – Otworzyła drzwi. Wyszedłem za nią. – Proszę, nie rób tego. Odwróciła się i spojrzała na mnie. – Zabolało? – Tak, i to bardzo. Uśmiechnęła się. – I dobrze. To cię nauczy nie żartować ze mnie, panie Black – roześmiała się i weszła do mieszkania. – Amelia! – krzyknąłem i zacząłem ją gonić wokół mieszkania. Roześmiała się i pobiegła do kuchni. – Gdybyś widział swoją minę. – Niech cię tylko dopadnę, czeka cię kara. – Tylko jeśli oznacza to, że będziesz trzymał moje dłonie nad moją głową i będę oparta o ścianę. Zamarłem na środku pokoju. Ona też się zatrzymała i odwróciła do mnie. – Serio? – zapytałem. – Tak, serio – uśmiechnęła się. – Teraz czy po powrocie od moich rodziców? Zrobiła minę i rozejrzała się wokół. – Jedno i drugie. – Jasne! – powiedziałem i zacząłem rozpinać spodnie.
Rozdział 30 Chryste, ale z ciebie gorąca laska – powiedziałem, próbując złapać oddech, gdy się z niej wynurzyłem. – Widzisz, co się dzieje, kiedy za bardzo mnie nakręcisz? – uśmiechnęła się. Puściłem jej nadgarstki i pocałowałem je. – Chyba nie zrobiłem ci krzywdy, co? – Owszem, ale to był słodki ból, skarbie. – Puściła do mnie oko. Pocałowałem ją w czubek nosa i zerknąłem na wiszący na ścianie zegar. – Cholera! Już kwadrans po szóstej. Matka mnie zabije! – krzyknąłem, biegając wokół i sięgając po spodnie. Podniosłem z ziemi ubranie Amelii i rzuciłem w jej stronę. – Pośpiesz się i ubieraj. Mieliśmy tam być piętnaście minut temu. Moja matka nienawidzi spóźnialskich. – Collin, wyluzuj – roześmiała się. – O, nie. Nie ma się z czego śmiać – powiedziałem, kiedy zadzwonił telefon. Podniosłem go ze stolika. To była matka. – A nie mówiłem – rzuciłem, pokazując na telefon. – A niech to – mruknęła Amelia, sięgając po buty. Wybiegliśmy z pokoju i popędziliśmy do apartamentu na górze. Nie było czasu, by czekać na windę. Otworzyłem drzwi, i jak tylko weszliśmy, matka wyszła z kuchni. – Czemu nie odbierałeś, kiedy dzwoniłam? – zapytała, wskazując na mnie palcem i ściskając Amelię. – Byliśmy już prawie na miejscu. – Spóźniliście się! – Wiem, przepraszam. – Usiądźcie, obiad zaraz będzie gotowy. Weszliśmy do jadalni, a ojciec posłał mi szyderczy uśmiech. Podszedłem do Julii i pocałowałem ją w policzek, a potem przywitałem z siostrzeńcem. – Cześć, Brayden – uśmiechnąłem się. Po obiedzie wziąłem Braydena od Julii i poszedłem do salonu. Ojciec już tam był z poobiednią szklaneczkę whisky w ręku. – Masz źle zapiętą koszulę. Czy to dlatego się spóźniłeś? Amelii najwyraźniej
spodobały się te róże. – Mrugnął do mnie. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Owszem, spodobały jej się i dlatego się spóźniłem. Straciłem rachubę czasu. – Gratuluję – uśmiechnął się, podnosząc szklankę. Brayden zaczął marudzić i próbowałem go ukołysać. Ale to nie pomagało. – Tato, pomóż mi. Czemu on płacze? Ojciec zachichotał. – Może jest głodny. Daj mi go na chwilę. – Wstał i wziął ode mnie niemowlę. Trzymanie Braydena w ramionach sprawiało mu frajdę. Od czasu śmierci Denny’ego nie był sobą. Rozmawiałem o tym z mamą, którą stwierdziła, że on potrzebuje czasu. Podszedłem do kominka, na którym stała urna z prochami Denny’ego. – Tato, kiedy rozsypiesz jego prochy? – Pomyślałem, że moglibyśmy wszyscy pojechać w przyszłym miesiącu. Brayden będzie miał wtedy ponad dwa miesiące, a Amelia będzie miała ferie, prawda? – Aha. – W takim razie ustalone. Pojedziemy zaraz po świętach i spędzimy tam dwa tygodnie. Będę miał czas, żeby wszystko zorganizować. – Co takiego, tato? – Dla Jacoba i Diany. – Naprawdę? – Przemyślałem to po twoim wyjeździe i doszedłem do wniosku, że masz rację. Tak będzie dla nich najlepiej. Oczywiście, jeśli Diana zgodzi się pojechać. – Zabierz ją i Jacoba z nami do Kalifornii. W ten sposób będzie mogła spędzić tam trochę czasu i wczuć się w atmosferę. – Już o tym pomyślałem, synu. Podszedłem do niego i lekko go uścisnąłem, uważając, żeby nie zgnieść Braydena. – Wiem, że za rzadko to mówię, ale kocham cię, tato. – Ja ciebie też, Collin. – Co tu się dzieje? – zapytała Julia. – Zwyczajna rozmowa ojca z synem – odparł ojciec. Do pokoju weszła Amelia z matką i mama zabrała od ojca Braydena. – Chcę wam o czymś powiedzieć – oznajmił ojciec, kiedy wszyscy usiedli. – Postanowiłem, że po świętach polecimy wszyscy do Kalifornii i wspólnie rozsypiemy prochy Denny’ego. W ten sposób będziemy mogli spędzić święta w Nowym Jorku, a
sylwestra w Kalifornii. – A co z firmą, tato? – zapytała Julia. – Nie martw się, księżniczko. Przez dwa tygodnie firma sobie bez nas poradzi. Amelia zerknęła na mnie i się uśmiechnęła. Marzyłem o tym, by zabrać ją do Kalifornii. Jedyne, co mnie martwiło, to tragiczne wspomnienie tego, co się tam wydarzyło. Spacerowaliśmy z Amelią ulicami Nowego Jorku, trzymając się za ręce i oglądając świąteczne światła i dekoracje, które rozświetlały miasto. Amelia była w wyśmienitym humorze, ponieważ właśnie skończyła zajęcia i zaliczyła pierwszy semestr praktyk. Chciałem, by te święta były dla niej wyjątkowe i niezapomniane. Powiedziała mi, że ostatnie dwie Gwiazdki spędziła sama. Myślałem, że pęknie mi serce, ponieważ nikt nie powinien spędzać świąt samotnie. Przed spotkaniem z moją rodziną w FAO Schwarz, wstąpiliśmy do Starbucksa. Julia i Jake chcieli pokazać Braydenowi Świętego Mikołaja i zrobić zakupy. Chcieli spędzić ten czas z rodziną, a tata chciał, żebyśmy potem wszyscy razem zobaczyli choinkę przy Rockefeller Center. – Ta kawa smakuje wyjątkowo dobrze – stwierdziła Amelia. – Czemu? – Bo umieram z zimna i miło jest wypić coś ciepłego. – Mogę cię rozgrzać i wstrzyknąć ci trochę ciepłych płynów – uśmiechnąłem się. – Przypomnę ci o tym, kiedy wrócimy do ciebie. – Przeprowadź się do mnie – wypaliłem. – Co takiego? – roześmiała się. – Mówię poważnie, Amelia. Chcę, żebyś się do mnie wprowadziła. – Już i tak prawie tam mieszkam – powiedziała. Chwyciłem ją za rękę. – To nie to samo. Chcę, żebyś miała tam wszystkie swoje rzeczy. Ciuchy, kosmetyki, wszystkie te swoje kobiece gadżety. Chcę, żeby zalały mój pokój i szafę. Chcę cię mieć w swoim łóżku dwadzieścia cztery na dobę, siedem dni w tygodniu, i chcę wiedzieć, że nie ma innego miejsca, do którego mogłabyś pójść. Chcę, żeby mój dom był twoim domem, naszym domem. – O Boże, jakie to słodkie – powiedziała siedząca obok dziewczyna. Amelia spojrzała na nią i się roześmiała. – Czemu ty nigdy nie mówisz mi takich rzeczy? – zapytała dziewczyna chłopaka, z którym była i plasnęła go w twarz.
Chłopak obrzucił mnie ponurym spojrzeniem. – Dzięki, stary. Zachichotałem i ścisnąłem Amelię za rękę. Wpatrywała się w mnie ślicznymi niebieskimi oczami, które wprawiały mnie w zachwyt za każdym razem, gdy na nią patrzyłem. – Dobrze. Wprowadzę się do ciebie, ale tylko dlatego, że jesteś niezły w łóżku! – Mrugnęła do mnie. Siedząca obok dziewczyna ponownie wyciągnęła rękę i plasnęła w twarz swojego chłopaka. Wstałem z szerokim uśmiechem na twarzy i objąłem Amelię. – Tak bardzo cię kocham, skarbie. Dziękuję. – Ja też cię kocham. Objąłem ją i wyszliśmy ze Starbucksa. Przez całą drogę do FAO Schwarz całowałem ją w policzek i tuliłem do siebie. Weszliśmy do środka i zauważyłem Julię i Jake’a przy półce z pluszakami. – Hej, siostra! – krzyknąłem. Uśmiechnęła się i pomachała do nas. Schyliłem się, by pocałować Braydena, który leżał w wózku. – Aniołek z niego – powiedziałem do Julii i Jake’a. – Cieszę się, że tak myślisz. Zadzwonię do ciebie dziś w nocy, kiedy będzie się darł wniebogłosy o trzeciej nad ranem. – Nie, dzięki – zachichotałem. Mama i tata podeszli do nas od tyłu. Mama pocałowała mnie w policzek i spojrzała na mnie podejrzliwie. – Masz ten dziwny wyraz twarzy. – Jaki? – zapytałem. – Ten sam, który ma twój ojciec, kiedy się z czegoś naprawdę cieszy. Co się dzieje? – uśmiechnęła się. Spojrzałem na ojca, ale ten tylko przewrócił oczami. – Cóż, mam pewne wieści, z których naprawdę się cieszę. – Błagam, tylko nam nie mów, że Amelia jest w ciąży – odezwał się poważnym tonem ojciec. – Skąd, tato! Poprosiłem Amelię, żeby się do mnie przeprowadziła, a ona się zgodziła!
Ojciec wyraźnie odetchnął z ulgą. – Gratuluję, synu. Gratuluję, Amelio. – To cudownie – powiedzieli Jake i Julia. Mama wpatrywała się we mnie ze łzami w oczach. – Mamo, co się stało? – Nic. Cieszę się. Ale chodzi o to, że mój mały chłopiec jest już mężczyzną, wyprowadziłeś się z domu, a teraz… – Oj, mamo. – Objąłem ją. – Chodźmy, Ellery. Zabierzmy naszego wnuka do Świętego Mikołaja – powiedział ojciec, obejmując mamę. Julia pchnęła wózek i wszyscy ruszyliśmy za nią. Wtedy zobaczyłem Big Piano. – Julio, patrz! Uśmiechnęła się i zatrzymała. – Pamiętasz, jak na tym graliśmy, gdy byliśmy dziećmi? – zapytała. – Chodź, zagramy. – Okej! – krzyknęła. Weszliśmy na pianino. – Pamiętasz, co zawsze graliśmy? – zapytałem. – Jasne – odparła, wchodząc na odpowiednią nutę. Mama stanęła przed nami i zaczęła nas nagrywać telefonem. Ojciec stał obok niej z szerokim uśmiechem na twarzy. Kiedy skończyliśmy naszą piosenkę, wciągnęliśmy do zabawy Jake’a i Amelię i wygłupialiśmy się, wygrywając różne melodie. – Przepraszam was dzieci, ale jest tu pewne niemowlę, które chce zobaczyć Świętego Mikołaja, a kolejka robi się coraz dłuższa – przerwała nam mama. Roześmialiśmy się i zeszliśmy z pianina. Kiedy Julia położyła Braydena na rękach Mikołaja, mały zaczął wrzeszczeć, a ja wybuchnąłem śmiechem. Jak tylko zrobili mu zdjęcie, zawołałem Amelię i całą rodzinę i wszyscy zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie ze Świętym Mikołajem. – Wesołych świąt, skarbie – uśmiechnąłem się, kładąc się na niej i całując ją w usta. – Mmm… Wesołych świąt. Zsunąłem się z niej i sięgnąłem pod łóżko, gdzie schowałem jeden z prezentów. – Chciałbym, żebyś to otworzyła – uśmiechnąłem się, wręczając jej małe, atłasowe pudełko.
– Collin. – Po prostu je otwórz. Powoli otworzyła wieczko i spojrzała na pierścionek. – To pierścionek przedzaręczynowy[2]. Mam nadzieję, że ci się podoba. Oczy wypełniły jej się łzami, kiedy wyciągnęła pierścionek z pudełka. – Jest przepiękny. – Przeczytaj napis. – Na zawsze z tobą – przeczytała. Po jej policzku spłynęła łza. Wziąłem od niej pierścionek i sięgnąłem po jej lewą dłoń. – Mogłabyś go nosić na lewej dłoni? – Tak. Nie wyobrażam sobie, bym mogła go nosić gdziekolwiek indziej. Wsunąłem więc pierścionek na palec jej lewej dłoni, uniosłem ją do góry i delikatnie pocałowałem. – Ten pierścionek jest moją obietnicą. Obietnicą wspólnej przyszłości i tego, że będę tylko z tobą. Jest też obietnicą, że któregoś dnia się z tobą ożenię, bo nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Tym pierścionkiem przyrzekam ci moją wieczną miłość. Trzymałem ją za rękę, kiedy płakała, a ona objęła mnie i przyciągnęła do siebie. – Zmieniłeś całe moje życie, Collin. Byłam w fatalnym miejscu, a ty byłeś jedyną osobą, której udało się mnie stamtąd wydostać. Obiecuję, że nigdy nie zdejmę tego pierścionka. Masz moją dozgonną miłość. Uśmiechnąłem się, wpijając się w jej usta, i kochaliśmy się przez następną godzinę. Oczywiście spóźniliśmy się na górę, żeby uczcić święta z moją rodziną, ale kiedy weszliśmy, a mama zobaczyła na palcu Amelii pierścionek, uśmiechnęła się i pocałowała mnie.
Rozdział 31 Lecieliśmy samolotem do Kalifornii. Jacob był w swoim żywiole, gdyż grał na nowej konsoli gier, którą kupiłem mu na Gwiazdkę. Grali razem z Jakiem i mogliśmy z Julią porozmawiać. – Boję się, jak Amelia zareaguje na Kalifornię – przyznałem. – Rozmawiałeś z nią na ten temat? – Nie, ona też nic o tym nie mówi. – Nie martw się, Collin. Będziesz przy niej, gdyby zaczęła panikować. – Nie była jeszcze na łódce i boję się, jak zareaguje, kiedy będziemy chcieli rozsypać prochy Denny’ego. – Jest teraz o wiele silniejsza, niż wtedy, gdy ją poznałeś. Zauważyłam w niej ogromną zmianę. Daj jej szansę, a nic jej nie będzie. A jeśli coś pójdzie nie tak, będziesz wiedział, jak jej pomóc. Spojrzałem na rodziców, którzy zajmowali się Braydenem. – Popatrz tylko na nich – powiedziałem. – Tak się cieszą, że mają przy sobie Braydena. – Wiem – roześmiała się Julia. – Mama już zapowiedziała, że zajmie się nim, kiedy wrócę do pracy. Nie mogę się już doczekać, żeby znowu zobaczyć Masona i Landona. – Wiem, że oni też cieszą się na to spotkanie. Rozmawiałem z Masonem o Jacobie i powiedział, że jeżeli ich przeprowadzka do Kalifornii wypali, chętnie zabierze go czasami do nas. Amelia podeszła i usiadła z nami. – Powinniście zobaczyć, jak Jake i Jacob grają w tę grę. Są naprawdę dobrzy – roześmiała się. Objąłem ją i pocałowałem w głowę. – Kocham cię, skarbie – powiedziałem, chociaż im bliżej byliśmy Kalifornii, tym bardziej się obawiałem. Na lotnisku czekał na nas samochód Masona i Landona. Jak tylko wysiedliśmy z samolotu, Mason krzyknął: – O Boże, dajcie mi to dziecko!
Julia podała mu Braydena i reszta z nas przestała istnieć. – A co ze mną, wujku Masonie? Kiedyś też byłem twoim dzidziusiem, pamiętasz? – Phi, Collin. Teraz jesteś już mężczyzną. Zajmę się tobą i księżniczką, jak tylko skończę z tym małym księciem. Landon uściskał nas wszystkich i przedstawiłem go Amelii, Dianie i Jacobowi. Wsiedliśmy do limuzyny i pojechaliśmy do domu. Gospodyni, Louise, niska kobieta o krótkich czarnych włosach, zajmowała się domem, kiedy nikt w nim nie mieszkał. Znałem ją od dziecka. Zwykle podróżowaliśmy do Kalifornii trzy, cztery razy w roku, żeby zajrzeć do galerii i odwiedzić przyjaciół. Zazwyczaj wtedy, kiedy mieliśmy z Julią ferie szkolne. Ostatnim razem byłem tu jeszcze przed rozstaniem z Hailey. – Moje maleństwa – powiedziała Louise, kiedy szliśmy po podjeździe. – Cześć, Louise – uśmiechnąłem się i uściskałem ją. – A to kto? To nie jest Hailey? – Nie, Louise. Nie jestem już z Hailey od niemal roku. To jest Amelia, miłość mojego życia. Louise wyciągnęła ręce do Amelii. – Jeśli go uszczęśliwiasz, to witaj w rodzinie. – Dziękuję – uśmiechnęła się Amelia. Weszliśmy do domu, a ja ruszyłem na górę, żeby zanieść bagaże. – Ehm – odezwała się Julia. – O co chodzi? – zapytałem, zatrzymując się na schodach. – Chyba nie zamierzacie spać w jednym pokoju? – uśmiechnęła się. – Ponieważ z tego, co pamiętam, kiedy pojechaliśmy z Jakiem do Aspen na Święto Dziękczynienia, tatuś nie pozwolił nam spać w jednym pokoju, ponieważ nie byliśmy jeszcze po ślubie. – Naprawdę, Julio? Ponieważ z tego, co ja pamiętam, miałaś wtedy tylko osiemnaście lat. Nie, czekaj. Przypominam sobie, że Jake wślizgiwał się do twojego pokoju każdego wieczoru po tym, jak mama i tata poszli spać, więc chyba jednak dzieliliście pokój. – Mrugnąłem do niej. – Julio Rose! – krzyknął ojciec. – Zabiję cię, Collin! – krzyknęła Julia, goniąc mnie po schodach. Usłyszałem śmiech mamy. – To nie jest śmieszne, Ellery. Julia siłowała się ze mną na łóżku, kiedy usłyszałem płacz Braydena. – Twój dzidziuś płacze. Nie powinnaś zobaczyć, co się dzieje? – uśmiechnąłem się.
– Jeszcze cię dorwę, mały braciszku. Kiedy nie będziesz się tego spodziewał – uśmiechnęła się i wyszła z pokoju. Usiadłem na łóżku, próbując złapać oddech, a Amelia położyła się obok mnie. – Macie z Julią wspaniały kontakt. Przypomina mi się moja relacja z siostrą. Chryste, jak ja za nią tęsknię. – Wiem, skarbie – powiedziałem, nachylając się, by ją pocałować. – Chodź, zejdziemy na dół i zobaczymy, co się dzieje. – Wziąłem ją za rękę i pomogłem jej wstać z łóżka. Poszła do kuchni z resztą kobiet, a ja wyszedłem na tył domu. Spojrzałem przed siebie na wodę i obserwowałem płynącą łódkę. Za kilka dni mieliśmy rozsypać prochy Denny’ego, a ja miałem pewien pomysł, jak sprawić, by Amelia poczuła się lepiej na pokładzie łodzi. Jutro zamierzałem wprowadzić mój plan w życie. Dziś wieczorem chciałem spędzić każdą chwilę z moją dziewczyną i rodziną. – Gdzie idziemy? – zapytała z uśmiechem Amelia. – Zobaczysz – odparłem, jadąc w dół drogi. Obawiałem się jej reakcji po dotarciu do celu. Nie wiedziałem, co zrobi. Zatrzymałem się na parkingu, a ona spojrzała na mnie. – Czemu jesteśmy na przystani? – Chciałbym ci coś pokazać – stwierdziłem. – Tu są jedynie łódki. Spojrzałem na nią i zauważyłem w jej oczach strach. Nie tylko strach, mógłbym przysiąc, że widziałem też błysk nienawiści. Zaparkowałem samochód i kiedy otworzyłem drzwi, Amelia oznajmiła: – Nie ruszam się z samochodu. – Amelia, skarbie, proszę. – Nie! – wykrztusiła, krzyżując ramiona. – Dobrze. Możesz zostać. Ale ja idę. Wysiadłem i zamknąłem za sobą drzwi. Ruszyłem w stronę przystani, mając nadzieję, że zmieni zdanie. Ale tak się nie stało. Usiadłem na jednym z doków, w pobliżu parkingu. Może to był błąd. A może nie. Nawet jeśli podjęła decyzję, że nigdy więcej nie wejdzie na pokład łodzi, decyzje są po to, by je zmieniać. Siedziałem przez dwie godziny i myślałem o Amelii i o tym, że może nie miałem racji. Może powinienem uszanować jej decyzję. To był jej wybór, by nie wchodzić więcej na
pokład. Nie mogłem jej zmusić do czegoś, czemu była przeciwna. I chociaż udało się, kiedy za pierwszym razem zabrałem ją do wody, tym razem chodziło o coś innego. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem się podnosić, kiedy usłyszałem za plecami czyjś głos. – Co takiego chciałeś mi pokazać? Wstałem i uważnie się jej przyjrzałem, a potem wziąłem ją za rękę. – To tam – oznajmiłem. Zaprowadziłem ją do żaglówki, którą wynająłem na cały dzień. Stanęła na nadbrzeżu i wpatrywała się w łódź. – Kiedyś mówiłaś mi, jak bardzo kochasz żeglować i jak cudownie czujesz się na wodzie. Chcę ci to zwrócić. Nie chcę, żebyś się czegokolwiek bała. Nie odezwała się ani słowem, ale mocniej ścisnęła moją dłoń. Weszliśmy na pokład, a ona natychmiast usiadła, z całej siły trzymając się burty. Stałem i patrzyłem, jak jej nogi zaczęły się trząść. Co ja do cholery zrobiłem? O czym myślałem? – Tak mi przykro, skarbie – powiedziałem, kiedy ukląkłem przed nią i położyłem ręce na jej kolanach. – Nie chciałem sprawić ci przykrości. Chodźmy. Zabieram cię do domu – dodałem, wyciągając rękę. Pokręciła głową. – Zdecydowałam się tu przyjść i zostanę. Przez ostatnie dwie godziny o tym myślałam i nie zamierzam się teraz wycofać. Nie mogę. Muszę to zrobić. Nie mogę dłużej żyć w strachu. Nauczyłeś mnie znowu cieszyć się życiem. Dałeś mi nadzieję, poczucie bezpieczeństwa i miłość. Mogę przynajmniej spróbować. – Och, skarbie. – Objąłem ją i mocno przytuliłem. – Jesteś niesamowitą kobietą, ale nie chcę, żebyś aż tak to przeżywała. – Umiesz żeglować? – zapytała szeptem. – Ja? Oczywiście, że umiem żeglować. Jestem w tym mistrzem. – To odcumuj łódź i płyniemy. Musisz to zrobić teraz, zanim zmienię zdanie. – Już się robi! – powiedziałem, całując ją w usta, i zacząłem szykować żagle. Musiałem się nieźle natrudzić, żeby uzyskać odpowiednią prędkość. – Collin, co się dzieje? – Nic skarbie, nie martw się. – Wiatr wieje z drugiej strony. Musisz zmienić kierunek – zauważyła. – Próbuję, skarbie, poczekaj chwilę.
– Boże święty – parsknęła, wstając z miejsca. – Mówiłeś, że umiesz żeglować. – Bo umiem. – Przesuń się – nakazała, zajmując moje miejsce. Poszło jak po maśle, uśmiechnąłem się do siebie. Stanąłem za nią i mocno ją objąłem, kiedy wypłynęła na ocean. Lekki wiatr pieścił nasze twarze, a morskie powietrze było jak zawsze orzeźwiające. – Tu jest pięknie – westchnęła. – Masz rację. Wszystko w porządku? – Niezupełnie. Ale dam sobie radę. – Przypomnij sobie, jak to było przed wypadkiem. – Próbuję, ale to trudne, wiesz? – Wiem. Ale świetnie ci idzie. Małymi kroczkami, skarbie. Małymi kroczkami. Odwróciła się i spojrzała na mnie z uśmiechem. Nachyliłem się, i pocałowałem jej miękkie usta i żeglowaliśmy przez kilka godzin. Ani na chwilę jej nie puściłem. Albo obejmowałem ją w pasie, albo trzymałem za rękę, chciałem tylko, by czuła się bezpiecznie. Zacumowaliśmy łódź, a jak tylko zeszliśmy z pokładu, Amelia chwyciła mnie i z całej siły przytuliła. – Co się stało, skarbie? – Dziękuję. To wszystko – wyszeptała. Zamknąłem oczy i pocałowałem ją w czubek głowy. – Niczego nie zrobiłem. To ty dokonałaś wyboru. – Nie zrobiłabym tego, gdyby nie ty. Odsunąłem się od niej i pocałowałem w usta. – Kocham cię i chcę, żebyś była pogodzona ze swoim życiem. – Jestem, dzięki tobie – uśmiechnęła się.
Rozdział 32 W szyscy gotowi? – spytał ojciec. – Gotowi. – Julia uśmiechnęła się, trzymając Braydena. To był dzień, w którym mieliśmy rozsypać prochy Denny’ego po Pacyfiku. Ścisnąłem Amelię za rękę, kiedy wchodziliśmy na pokład jachtu. – Wszystko w porządku? – zapytałem. – Nic jej nie jest. – Ojciec uśmiechnął się, obejmując ją ramieniem. – Wszystko w porządku – uśmiechnęła się do nas. To był idealny dzień. Na błękitnym niebie mocno świeciło słońce. Na pokładzie czekała deska serów, krakersów, owoce oraz butelki z winem i szampanem. – No dobrze, posłuchajcie wszyscy – oznajmił ojciec. – Chciałbym wszystkim podziękować za to, że tu dzisiaj jesteście. Takie było życzenie Denny’ego, i chociaż z początku nie byłem zachwycony, teraz jestem szczęśliwy, że mogę to zrobić. Dzięki temu jesteśmy wszyscy razem, a Denny był częścią naszej rodziny. Chciałbym więc, żeby wszyscy jedli, pili i cieszyli się żeglugą. Jak tylko wypłyniemy odpowiednio daleko, rozsypiemy w wodzie jego prochy, tak jak sobie tego życzył. Mama podeszła i usiadła obok mnie, gdy obserwowałem Amelię i Jacoba. Oboje oparli się o barierkę i wpatrywali w wodę. – Jak ci się to udało? – Co takiego? – zapytałem. – Pomóc Amelii przezwyciężyć strach przed żeglowaniem? – Zabrałem ją na przystań i modliłem się, by zechciała ze mną popłynąć. Zajęło jej to kilka godzin, ale w końcu zgodziła się, a ja pomogłem jej przez to przejść. – To cudowna dziewczyna. Tak się cieszę, że ją znalazłeś – uśmiechnęła się. – To ona mnie znalazła, pamiętasz? – Tak jak ja znalazłam twojego ojca. Wygląda na to, że zostałeś nagrodzony za swoje grzechy. Jesteś zupełnie jak ojciec, a ja jestem z ciebie bardzo dumna. Mówił mi o tej fundacji na rzecz chorych na mukowiscydozę. Myślę, że to doskonały pomysł, że chcesz ją założyć. A to, co już zrobiłeś dla Diany i Jacoba, jest wspaniałe. Jesteś niesamowitym mężczyzną, Collin, i moim słodkim chłopcem – uśmiechnęła się przez łzy, głaszcząc mnie po policzku. – Mamo przestań.
– Nic na to nie poradzę. Jesteśmy z ojcem tacy dumni z ciebie i z Julii. Objąłem ją i pocałowałem w policzek. – To dlatego, że mamy najlepszych rodziców na świecie. Ojciec oznajmił, że już czas rozsypać prochy i wszyscy zgromadziliśmy się wokół niego. Najpierw upewnił się, że wszyscy trzymamy kieliszki. Amelia podeszła do mnie i objęła mnie w pasie. Patrzyliśmy, jak ojciec otworzył urnę i wysypał prochy Denny’ego. – Żegnaj, przyjacielu. Spoczywaj w spokoju i szczęściu na wieki. – Za Denny’ego – powiedziałem, podnosząc kieliszek. – Za Denny’ego – powtórzyli wszyscy. Kiedy prochy zostały rozsypane, a ojciec osuszył łzy, podszedł do mnie i Julii i mocno nas przytulił. – Bardzo was kocham. – My też cię kochamy, tato – powiedzieliśmy równocześnie. Poklepał nas po plecach i się uśmiechnął. – A teraz pójdę uratować mojego wnuka przed Masonem. Głaskałem jej włosy i trzymałem w ramionach, gdy spała. Patrzyłem, jak jej klatka piersiowa unosi się w górę i w dół przy każdym oddechu. Myśl, że nie powiedziałem jej jeszcze o domku na plaży, nie dawała mi spokoju. Nie mogłem czekać do lata, by jej to wyznać. Musiałem to zrobić zaraz po powrocie do Nowego Jorku. Otworzyła oczy i zaraz je zamknęła, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Przesunęła rękę, która leżała na moim torsie, i dotknęła slipek. Delikatnie chwyciła mój członek i z uśmiechem otworzyła jedno oko. – Masz erekcję – uśmiechnęła się. – Zawsze mam, kiedy jestem przy tobie. – To może coś z tym zrobimy, co ty na to? – zapytała, wysuwając się z moich ramion i siadając na mnie okrakiem. – To mi się podoba – uśmiechnąłem się i chwyciłem zębami jej pierś. – Mnie też – powiedziała, wsuwając członek do środka. Pchnąłem ją biodrami, pieszcząc jej nabrzmiały sutek. Wyprostowała się, rozkoszując się pełną długością mojej erekcji, i wydała z siebie lekkie westchnięcie. Jej biodra poruszały się rytmicznie, gdy delikatnie się poruszała. Odrzuciłem do tyłu głowę, oddając się rozkoszy, którą mi dawała. Była bardzo mokra i czułem jej wilgoć
spływającą po moich jądrach. – Kochanie, jest mi cudownie. – Mnie też – szepnęła, nie przestając się poruszać. Chwyciłem ją za piersi i zacząłem je ugniatać, skupiając się na twardych sutkach, którymi lubiłem się bawić. Jej biodra zaczęły poruszać się szybciej i czułem, jak się wokół mnie zaciska. – Dalej, kochanie, pokaż, jak ci dobrze. – Collin, Collin. O Boże – szepnęła, gdy jej ciało znieruchomiało i rozluźniło się, sprawiając, że ja również szczytowałem. – Ach – jęknąłem, podrzucając biodra i długo z niej nie wychodząc. Upadła na mnie i zanurzyła twarz w mojej szyi. – Dzień dobry. – Bardzo dobry – uśmiechnąłem się, całując ją w głowę. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. – Śniadanie gotowe – powiedział ojciec. – Dobrze tato, zaraz przyjdziemy. Amelia sturlała się ze mnie i wybuchła śmiechem. – A gdyby wszedł do środka i zobaczył, jak na tobie leżę? – Wtedy zrobilibyśmy mu mały pokaz. – Mrugnąłem do niej. – Collin, to nie jest śmieszne. – Właśnie, że jest. Mówiłem ci już o tym, jak nakrył Julię, kiedy po raz pierwszy uprawiała seks? – Słodki Boże! Mówisz poważnie? – Jak najbardziej. Zapytaj ją kiedyś o to. Myślałem, że ją zamorduje. Chodź, lepiej się ubierzmy i zejdźmy na dół, zanim ktoś przyjdzie i wyważy drzwi. Louise jak zwykle przygotowała na śniadanie prawdziwą ucztę. Wziąłem talerz i dołączyłem do ojca, matki i Amelii na patio. Spojrzałem na plażę i zobaczyłem Jacoba, który bawił się w wodzie z Masonem. – Synu, chciałbym, żebyś był przy mnie, kiedy będę rozmawiał z Dianą. Chcemy ją też zabrać do galerii. Przy plaży jest też dom na sprzedaż. Jest mniejszy, ale niepotrzebny im przecież ten duży dom. Należy do mnie i jeśli Diana zdecyduje, że chce się tu przeprowadzić, wynajmę go jej. – Jasne tato. Daj mi znać, jak będziesz gotowy. – Rozmawiałem z nią wczoraj wieczorem na plaży i mówiła, że jej się tu podoba,
więc zobaczymy. Dzwoniłem do galerii, do Joela, i powiedziałem mu o naszych planach. Mówił, że chętnie pozna Dianę i pomoże jej we wszystkim. Jedliśmy też wczoraj kolację z Ianem i Rory i mówili, że będą mieli ją i Jacoba na oku, jeśli zdecyduje się tu przeprowadzić. – Wspaniale. Wygląda na to, że wszystko już zorganizowałeś. Rodzice wstali od stołu. – Jak tylko skończysz jeść, porozmawiamy z nią. Amelia może spędzić ten dzień z mamą i Julią. Wybierają się na zakupy. – Och, uwielbiam zakupy – uśmiechnęła się Amelia. – Mają tu cudowne butiki. Nie mogę się wprost doczekać, żeby ci je pokazać. Nie zawracaj sobie głowy pieniędzmi, bo Connor sponsoruje naszą dzisiejszą wyprawę, prawda, skarbie? – uśmiechnęła się, głaszcząc go po policzku. – Na to wygląda. Możesz kupić, co tylko chcesz – zadeklarował ojciec. Weszli do domu, a ja nachyliłem się do Amelii. – Tylko się nie ograniczaj, a jeśli zobaczysz, coś co według ciebie mi się spodoba, kup to. – Collin, przestań – zachichotała. – Mówię poważnie i wierz mi, mama i tak zrobi wszystko, żebyś coś kupiła. Skończyliśmy śniadanie i zabraliśmy talerze do środka. Pocałowałem Louise w policzek i podziękowałem za wspaniały posiłek. Amelia poszła na górę przebrać się w letnią sukienkę, w której miała zamiar wybrać się na zakupy, a ja postanowiłem pójść na plażę do Jacoba i Masona. Kiedy zszedłem na dół, zobaczyłem, że Jacob rozmawia z jakąś dziewczynką. Podszedłem do Masona, który stał nieco z boku. – Cześć, Mason. Kto to jest? – Nie jestem pewien. Właśnie wychodziliśmy z wody, kiedy do nas podeszła. – Fajnie. Miły z niej dzieciak. Po chwili dziewczynka odeszła, a Jacob podszedł do mnie i Masona. – Cześć, stary. Kto to był? – zapytałem. – Ma na imię Lexi i mieszka w domu przy plaży. – Próbowała cię poderwać? – uśmiechnąłem się. – Daj spokój, Collin. – Odwzajemnił uśmiech. – Też ma mukowiscydozę – powiedział, kiedy ruszyliśmy w stronę domu. – Naprawdę? Powiedziała ci o tym? – Zaczęła kaszleć, i to brzmiało zupełnie jak mój kaszel, więc powiedziałem jej, że
też tak czasami kaszlę i wtedy mi powiedziała. Widziałem, że Jacob cieszył się, że w końcu spotkał kogoś takiego jak on. Kiedy weszliśmy do domu, kobiety szykowały się na zakupy, a tata zadbał o to, by Jake spędził dzień z Masonem i Jacobem. Przytuliłem Amelię i pocałowałem na pożegnanie. – Pamiętaj, że ojciec za wszystko płaci. Kupuj bez ograniczeń. Roześmiała się i pchnęła mnie w klatkę piersiową. – Postaram się. Kocham cię. – Ja ciebie też, skarbie. – O czym chciałeś porozmawiać, Connor? – zapytała Diana, kiedy usiedliśmy na zewnątrz. – Collin, może ty zaczniesz? – Zaczynam się przez was denerwować – stwierdziła Diana. Chwyciłem ją za rękę. – Nie denerwuj się Diano. Nie wiem tylko, jak to powiedzieć. – Chcecie mnie zwolnić? – spytała, a w jej oczach pojawił się strach. – Słodki Boże, skąd! – wykrzyknąłem. Odchrząknąłem i wziąłem głęboki oddech. – Myślę, że powinnaś się z Jacobem przeprowadzić do Kalifornii. Roześmiała się. – Tak, jasne. Nie mogę się przeprowadzić – oznajmiła, spoglądając na mojego ojca. – Sama widziałaś, że Jacob czuł się o wiele lepiej w domku na plaży w Hamptons, i widzisz, że czuje się lepiej, od kiedy przyjechaliśmy do Kalifornii. Myślę, że to dla niego najlepsze miejsce. – To miłe, że tak myślisz, Collin, i wierz mi, bardzo bym chciała tu zamieszkać ze względu na Jacoba, ale to niemożliwe. – A co jeśli mój ojciec i ja sprawimy, że to będzie możliwe? – Co takiego? O czym ty mówisz? – dopytywała skołowanym głosem. Tata przejął pałeczkę. – Diano, mam tutaj dom przy plaży, który wynajmuję, i chciałbym go wynająć tobie. Myślę, że mogłabyś tu stworzyć wspaniały dom dla siebie i Jacoba. – Ale Connor, co z moją pracą? Ojciec odwrócił wzrok, bo nie chciał tracić swojej sekretarki. – Mam tu dla ciebie inną pracę. Zarabiałabyś trochę więcej i zachowałabyś te same świadczenia zdrowotne. Z tym że zamiast pracować w biurze, pracowałabyś w mojej
galerii. To zaledwie dwadzieścia minut drogi samochodem. Jej oczy napełniły się łzami. – Ja… nie mogę. Już i tak za dużo dla mnie zrobiliście i nie mogłabym przyjąć niczego więcej. – Mają tu odpowiednie programy, Diano. Takie, które pomagają dzieciakom chorym na mukowiscydozę. O wiele lepsze niż w Nowym Jorku. Jacob uwielbia wodę, kocha plażę. Sama widziałaś, jaki jest szczęśliwy, a dzisiaj poznał dziewczynkę, która cierpi na tę samą chorobę. Ma na imię Lexi i mieszka gdzieś przy plaży – tłumaczyłem. Po jej policzkach pociekły łzy. Ojciec spojrzał na mnie i pokręcił głową. Położył jej rękę na ramieniu. – Nie płacz, Diano. Jeśli będziesz chciała się tu przeprowadzić, zrobimy to dla ciebie i Jacoba. Ale decyzja należy do ciebie. Może chciałabyś obejrzeć dom? Potem zabierzemy cię do galerii. Pokiwała głową, a ojciec podał jej chusteczki. – Świetnie, chodźcie obejrzeć dom – uśmiechnąłem się. Resztę popołudnia spędziliśmy na oglądaniu domu i galerii. Ojciec przedstawił Dianę Joelowi i od razu się polubili. Szturchnąłem ojca, ale kazał mi przestać. Wydawało się, że Dianie spodobał się dom i galeria. Byłem niemal pewien, że będzie chciała się tu przeprowadzić. – Daj sobie trochę czasu i przemyśl to – zwrócił się do niej ojciec. – Porozmawiaj z Jacobem i zapytaj go, czego chce. – Connor, Collin, bardzo wam dziękuję. Nie wiem, czym sobie zasłużyłam, że was spotkałam. Jesteście najcudowniejszymi ludźmi, jakich poznałam. – Daj spokój – uśmiechnąłem się. Wróciliśmy do domu, a Diana powiedziała Jacobowi, że zabiera go na pizzę, bo muszą o czymś porozmawiać.
Rozdział 33 W róciliśmy do Nowego Jorku, do śniegu i zimna. Chciałem jeszcze zostać w Kalifornii, ale czekały na nas obowiązki i każdy musiał wrócić do szkoły albo do pracy. Amelia miała jeszcze tydzień wolnego przed rozpoczęciem zajęć i praktyk. Diana odbyła długą rozmowę z Jacobem i wspólnie zdecydowali, że przeprowadzą się do Kalifornii. Z jednej strony cieszyłem się, ponieważ Jacobowi będzie tam lepiej, ale z drugiej strony było mi smutno, bo wiedziałem, że będę za nimi tęsknił. – Co się dzieje? – zapytała Amelia, siadając obok mnie na sofie. – Nic takiego. Myślałem tylko o tym, że dziwnie będzie nie mieć przy sobie Jacoba. – Wiem, ale sam mówiłeś, że jemu będzie lepiej w Kalifornii. Poza tym pomyśl o tym, że będzie szczęśliwy i zdrowszy. – Chodź tutaj – poprosiłem, sadzając ją na kolanach. – Mówiłem ci już dzisiaj, że cię kocham? – Zdaje się, że nie. Więc lepiej mi powiedz – uśmiechnęła się. – Kocham cię, panno Gray, a jutro wybierzemy się na małą wycieczkę. Tylko ty i ja. – Kocham cię, panie Black. A dokąd się wybieramy? – Dowiesz się jutro, skarbie. A teraz, dość już gadania. Pocałuj mnie. Posłała mi swój cudowny uśmiech i musnęła ustami. Kiedy pocałunek zrobił się bardziej namiętny i niemal udało mi się zdjąć z niej bluzkę, usłyszałem pukanie do drzwi. – Collin, to ja Julia. Próbowałam się do ciebie dodzwonić, ale nie odbierałeś. Zerknąłem na Amelię, a ona się roześmiała. Wstałem, poprawiłem ubranie i otworzyłem drzwi. – Cześć, Julio. Co się stało? – Możesz się na chwilę zająć Braydenem? Musimy z Jakiem załatwić parę spraw, a pójdzie nam szybciej bez małego. Spojrzałem na nią, gdy tak stała z niemowlęciem na rękach. Dobrze znałem swoją siostrę. – Chcecie z Jakiem uprawiać seks bez dziecka w domu. Spojrzała na Braydena. – Nie, czemu przyszło ci to do głowy? – Wiem, kiedy kłamiesz Julio.
– W porządku – powiedziała surowym głosem i weszła do mojego mieszkania. – Chcemy z Jakiem spędzić trochę czasu sami, ponieważ za każdym razem, kiedy zaczynamy się kochać, nasz kochany synek zaczyna wrzeszczeć. Nie mogę mieć orgazmu, kiedy mój syn krzyczy! Chcę kochać się z mężem bez przeszkód. Czy proszę o zbyt wiele? – Julio, wyluzuj! – poprosiłem. Wziąłem od niej mojego siostrzeńca i pocałowałem ją w policzek. – Idź spędzić trochę czasu z mężem. Możecie się kochać nawet kilka razy i nie przejmujcie się Braydenem. Gdzie są rodzice? – Wyszli na kolację z Peyton i Henrym. Dziękuję, Collin. Jestem ci winna przysługę. – Nieprawda. Wiesz, że zawsze chętnie ci pomogę. Postawiła na stole torbę z pieluchami, pocałowała Braydena i wróciła do siebie. Stałem na środku pokoju i patrzyłem na Amelię, która siedziała na sofie i się uśmiechała. – Co? – Wyglądasz bardzo seksownie, kiedy go trzymasz. Będziesz kiedyś wspaniałym ojcem. Podszedłem do sofy i usiadłem. – A ty będziesz cudowną matką. Nachyliłem się, by ją pocałować, ale Brayden zaczął płakać. Roześmieliśmy się i zrozumiałem, o czym mówiła Julia. – Powiesz mi, dokąd się wybieramy? – zapytała Amelia. – Zobaczysz, jak będziemy na miejscu – uśmiechnąłem się i dotknąłem palcem jej nosa. Wsiedliśmy do range rovera i ruszyliśmy do Hamptons. Byłem pełen obaw, bo nie miałem pojęcia, jak zareaguje, gdy powiem jej, że to ja kupiłem dom. Z jednej strony myślałem, że będzie zachwycona, ale coś mi mówiło, że mogła się też nieźle zirytować. – Jedziemy do Hamptons? – zapytała. Nie potrafiłem jej okłamać. – Tak – odparłem. – Po co? Jest środek zimy. – Wiem, ale chciałbym ci coś pokazać. Zatrzymaliśmy się przed domem na plaży. – Czemu tu przyjechaliśmy?
– Chodź za mną, skarbie – poprosiłem, biorąc ją za rękę i otwierając drzwi. – Skąd masz klucze do mojego starego domu? – Teraz to mój dom. Nasz dom. To ja go kupiłem. – Co takiego? Czemu to zrobiłeś? Wiesz, kiedy to było i przez cały ten czas ukrywałeś to przede mną? – spytała podniesionym głosem. – Tak, przepraszam cię za to. Chciałem poczekać na odpowiednią porę. – I to jest według ciebie odpowiednia pora? – Nie wiem. Ale wiem, że już dłużej nie mogłem tego przed tobą ukrywać. Zmierzyła mnie wzrokiem i pokręciła głową. – Nie wierzę. Po co miałbyś go kupować? – Ponieważ wiem, ile dla ciebie znaczy. Sama mówiłaś, że nie chcesz go sprzedawać. – Ale nie chciałam, żebyś ty go kupił. Niech cię szlag, Collin. Jestem naprawdę zła! W dodatku ukrywałeś to przede mną przez te wszystkie miesiące. Była naprawdę wściekła. Nigdy przedtem nie widziałem jej w takim stanie. – Amelia, przepraszam. – Jak mogłeś coś takiego przede mną ukryć? Skoro zataiłeś coś takiego, zaczynam się zastanawiać, o czym jeszcze mi nie powiedziałeś. – To niesprawiedliwe. Nigdy niczego przed tobą nie ukrywałem poza tym – odparłem, podnosząc głos. – Chcę już wracać. – Dopiero przyjechaliśmy. Otworzyła drzwi i wsiadła do range rovera. Westchnąłem i pokręciłem głową. Zamknąłem drzwi frontowe i wsiadłem do wozu. Chwyciłem ją za rękę, ale wyrwała dłoń. – Kochanie, proszę. Tak mi przykro. – To nie był ot tak, zwyczajny zakup. To coś o wiele większego, czego nie robi zwyczajny chłopak. – Owszem, jeśli ma pieniądze – rzuciłem. – Więc wydaje ci się, że skoro masz pieniądze, to możesz robić, co ci się podoba? Collin, jestem na ciebie taka wściekła. Proszę, nie odzywaj się już do mnie i zabierz mnie do domu. Chcę już jechać. Włączyłem silnik i z piskiem opon wyjechałem z podjazdu. Podczas drogi powrotnej panowała grobowa cisza. Kiedy weszliśmy do mieszkania, Amelia podeszła do szafy i
wyjęła swoją torbę. – Co ty, do diabła, robisz? – Przez kilka dni zatrzymam się u Cheri. Nie mogę tu zostać. – Amelia, błagam. Nie rób tego. Nie zrobiłem nic złego. Do diabła, zrobiłem to dla ciebie! – wrzasnąłem. – Muszę to przemyśleć. Potrzebuję trochę czasu. Boże, Collin, nie mogę uwierzy, że to zrobiłeś – powiedziała, wychodząc za drzwi. Chodziłem w tę i z powrotem po mieszkaniu, próbując zrozumieć, co się stało. Podszedłem do barku i sięgnąłem po butelkę whisky. Chwyciłem za szklankę i usiadłem na kanapie. Spojrzałem na szklankę i odstawiłem ją na stolik. Co tam szklanka. Piłem prosto z butelki. Wypiłem niemal całą butelkę i byłem kompletnie pijany. Wstałem z kanapy i upadłem na podłogę. Pokój zawirował, ale kiedy zamknąłem oczy, było jeszcze gorzej. Nagle rozległo się pukanie do drzwi i usłyszałem głos ojca. – Collin? Co się tam u licha dzieje? Wszystko w porządku? Drzwi nie były zamknięte i kiedy nie odpowiedziałem, wszedł do środka i zobaczył, że leżę na podłodze. – Synu, co się stało? Gdzie jest Amelia? – Odeszła. – Boże, zioniesz whisky. Wyciągnął telefon i usłyszałem, jak rozmawiał z Jakiem. – Jake, chcę żebyś tu przyszedł i pomógł mi zanieść Collina do apartamentu na górze. Jest kompletnie pijany. – Tato, nie chcę iść na górę – wymamrotałem, próbując się podnieść, co skończyło się kolejnym upadkiem. – Ale pójdziesz. Nie chcę, żebyś był sam w takim stanie. Co się stało? Zjawił się Jake i podszedł do mnie. – Podejdź z drugiej strony i chwyć go za ramię – poprosił ojciec. – Cześć, stary, wszystko gra? – zapytał Jake. – Spakowała się i wyszła. – Amelia? – Tak, pokłóciliśmy się – wymamrotałem, kiedy mnie podnieśli i zaprowadzili do apartamentu. Kiedy weszliśmy do środka, ojciec zawołał matkę.
– Cholera, tato. – Cicho bądź, synu. – Boże słodki. Co się stało? – zapytała mama, biegnąc w moją stronę. – Najwyraźniej twój syn i jego narzeczona pokłócili się, ponieważ ona spakowała się i odeszła, a on wypił całą butelkę whisky. – Nie całą – wymamrotałem. – Och, Collin. Zabierzcie go na górę – zaordynowała. Ojciec i Jake posadzili mnie na łóżku. Mama weszła za nimi i zdjęła mi koszulę. – Połóż się na boku – nakazała. Zamknąłem oczy, ale widziałem tylko twarz Amelii, przepełnioną bólem, kiedy dowiedziała się, że to ja kupiłem dom. Musiałem się przespać, żeby o tym zapomnieć.
Rozdział 34 Obudziłem się i spojrzałem na zegarek. Była piąta trzydzieści nad ranem. Głowa mi pękała i postanowiłem wziąć prysznic. Stałem pod strumieniem gorącej wody przez niemal dwadzieścia minut, wyszedłem i włożyłem dres, który znalazłem w szufladzie. Zszedłem na dół, włączyłem ekspres i poszukałem składników na koktajl. Rodzice wciąż spali, więc starałem się być cicho jak mysz. Pobiegłem na górę, żeby poszukać telefonu. Leżał na podłodze w kieszeni spodni. Sięgnąłem po aparat, modląc się w duchu, by była jakaś wiadomość od Amelii. Ale nic nie było. Wróciłem do kuchni, żeby dokończyć koktajl. Parę chwil później zjawili się rodzice. – Daj, ja dokończę. Usiądź skarbie. – Dzięki, mamo. – Jak się czujesz? – zapytał ojciec, nalewając kawy. – Nie najlepiej – odparłem. – Chcesz porozmawiać o tym, co wydarzyło się między tobą a Amelią? Mama postawiła przede mną koktajl i wypiłem go duszkiem, by mieć to z głowy. – Zabrałem ją wczoraj do Hamptons, do domu. Powiedziałem, że go kupiłem, a ona się wściekła. Naprawdę się wkurzyła, a ja nie wiem dlaczego – stwierdziłem, kładąc głowę na stół. – Może dlatego, że to przed nią zataiłeś, a nie powinieneś – zasugerowała mama. – Mówiłem ci, synu, że powinieneś jej o tym powiedzieć – zawtórował ojciec. – Pamiętam, że kiedyś ktoś zrobił dokładnie to samo. Nie raz, nie dwa, ale co najmniej trzy razy, Connor. – Wiem, Elle, ale dobrze wiesz, że żałuję każdego razu. – Dobrze, już dobrze. Sknociłem sprawę. Co jeszcze? Co mam niby zrobić? Matka podeszła do mnie i pocałowała w głowę. – Alkohol nie rozwiązuje problemów, tylko stwarza kolejne. Więc pierwsze, co zrobisz, to odstawisz whisky. Po drugie, musisz znaleźć sposób, by wszystko naprawić. Jesteś synem swojego ojca, coś wymyślisz. Wyszła z kuchni, a ojciec usiadł naprzeciwko mnie. – Daj jej trochę czasu. Musi to przemyśleć. Ty też. Nie wysyłaj SMS-ów. Daj jej po prostu trochę czasu. Kiedy będzie gotowa, odezwie się. – Łatwo ci mówić, tato. Tęsknię za nią jak cholera.
– Wiem, synu, ale zaufaj mi. Możesz jej wysłać krótką wiadomość, napisz, że ją kochasz i tyle. Liczą się takie drobiazgi, wiesz? Wybaczy ci. Kocha cię, a miłość wszystko zwycięża. – Dzięki, tato. Pójdę teraz do biura. Pojedziesz ze mną? – Nie, Ralph mnie zawiezie. Mam po południu spotkanie po drugiej stronie miasta. – Okej, zobaczymy się później. Siedziałem przy biurku, próbując skoncentrować się na pracy, którą należało zrobić. W końcu rzuciłem długopis na biurko i wyciągnąłem telefon. „Kocham cię”. Żadnej odpowiedzi. Westchnąłem i postanowiłem pójść na siłownię. Trzymałem w gabinecie torbę na wypadek takich spontanicznych wypadów. Wszedłem na siłownię i udałem się prosto do naszej prywatnej przebieralni, żeby włożyć spodenki do pływania. Wziąłem ręcznik i poszedłem na basen. Kiedy otworzyłem drzwi, ze zdumieniem zobaczyłem w wodzie Julię, mamę i Braydena. – Collin, co ty tu robisz? – zapytała mama. – Muszę poćwiczyć. – Ojciec wie, że nie ma cię w biurze? – Mamo, daj spokój. Wszystko jest w porządku. Wskoczyłem do wody i popłynąłem do Julii i Braydena. Wziąłem od niej niemowlę i przytrzymałem małego w wodzie. – Pierwsza lekcja pływania? – chciałem wiedzieć. – Tak. Nigdy nie jest za wcześnie na naukę. Jak się czujesz? Mama mówiła mi, co się stało. – Jestem w dołku. Ale to nic nowego, prawda? – Nie mów tak. Amelia cię kocha i na pewno się odezwie. – Nie rozumiem tylko, czemu tak się zdenerwowała. Myślałem, że robię dobrze. – Może wściekła się, bo to przed nią zataiłeś i z nią nie porozmawiałeś. – Chciałem jej zrobić niespodziankę. Ona zasługuje na niespodzianki. Brayden zaczął marudzić i oddałem go Julii. – To nie Hailey, Collin. Wiem, co ci chodzi po głowie, i wiem, że się boisz. To wasza pierwsza kłótnia, prawda? – Tak – przyznałem, spoglądając w dół. – Pierwsze kłótnie są zawsze najtrudniejsze. Nie martw się, wróci do ciebie, zanim
się obejrzysz. – Dzięki, Julio. Popływam teraz trochę. Nie chcę przesadzać, bo ojciec się zirytuje. – Zdaje się, że Brayden zaczyna się zamieniać w suszoną śliwkę. Chyba lepiej wyjmę go z wody – roześmiała się. – Gdzie jest mama? – spytałem, kiedy wyszła z basenu. – Nie mam pojęcia. To dziwne, że tak po prostu wyszła.
Ellery Nie chciałam widzieć, jak mój syn znowu cierpi. Bardzo przeżywał rozstanie z Hailey i nie chciałam, by znowu przez to przechodził. Ukradkiem wyszłam z basenu, kiedy Collin rozmawiał z Julią i poszłam do przebieralni, żeby zadzwonić do Amelii. – Halo? – odebrała. – Witaj, Amelia, mówi Ellery. Zjadłabyś ze mną późny lunch? Może być o wpół do trzeciej? – Witaj Ellery. Jasne. Z przyjemnością. – Świetnie. Spotkajmy się w Aureole. Zadzwonię i zarezerwuję nam stolik. – Do zobaczenia, Ellery. – Do widzenia, Amelio. Wróciłam na basen i zobaczyłam, że Julia z Braydenem obserwują Collina, który pływał wokół basenu. – Skończyłaś już pływać Julio? – Tak, Braydenowi było już zimno. Gdzie byłaś? – Musiałam zadzwonić – uśmiechnęłam się. – Nie mów, że dzwoniłaś do Amelii. – Owszem, umówiłyśmy się na lunch na wpół do trzeciej. Tylko nie waż się tego mówić bratu ani ojcu. – Nie powiem. Powodzenia, chociaż według mnie nie powinnaś się wtrącać. – Cóż, nie chcę, żeby mój syn cierpiał. Zrobiłabym to samo dla ciebie – uśmiechnęłam się. – Lepiej ubierzmy już tego malucha. Cześć, Collin, kocham cię. – Cześć, mamo, Julio. Ja też cię kocham. Dotarłyśmy do restauracji w tym samym czasie.
– Witaj, kochanie – przywitałam się, ściskając ją. – Cześć, Ellery. Weszłyśmy do restauracji i od razu usiadłyśmy. Spojrzałam na Amelię i dostrzegłam w jej oczach smutek. – Jak się czujesz? – zapytała. – Collin mówił ci, co się stało? – odpowiedziała. – Tak. Po tym, jak Connor i Jake znaleźli go kompletnie pijanego, leżącego na podłodze w swoim mieszkaniu. Przynieśli go na górę, żeby odespał. Spuściła wzrok i zaczęła bawić się łyżką. – Nie powinien był tyle wypić. – Owszem, nie powinien, ale nie chciał już cierpieć. Rozumiem, że byłaś na niego wściekła, że nie powiedział ci o domu. Naprawdę. Czasami ludziom wydaje się, że robią dobrze, kiedy wcale tak nie jest. Powinien najpierw z tobą porozmawiać. Niestety, ma to po swoim ojcu i trochę po mnie. – Co masz na myśli? – Kiedy poznałam Connora, zataiłam przed nim wielki sekret, a kiedy się dowiedział, zostawił mnie. Tak naprawdę zostawił mnie w Michigan, samą w hotelu. Musiałam sama wracać do Nowego Jorku. – Rety, naprawdę? – Tak, ale tak bardzo go wtedy zraniłam, że nie sądziłam, że kiedykolwiek go zobaczę. To, co zrobiłam, było niewybaczalne. Ale Connor tak bardzo mnie kochał, że w końcu mi wybaczył. Chodzi mi o to, że ludzie popełniają błędy. – Wiem, Ellery, ale on nie może tak po prostu kupować domu po moich rodzicach, ponieważ ja potrzebuję pieniędzy. Poczułam się jak żebraczka, a poza tym o niczym mi nie powiedział. To dowód na to, że dobrze wiedział, że robi źle. – Znam to uczucie. Ale ty nie jesteś żebraczką. Chciał, żebyś miała ten dom i mogła zachować pamięć o swojej rodzinie. Chciał ci podarować ich cząstkę. W przeciwnym razie dałby ci po prostu pieniądze, prawda? Wiedział, że są ci potrzebne, ale nic ci nie zaoferował, kiedy dom był na sprzedaż, prawda? Amelia pokręciła głową. – Nie. – Jeśli jeszcze się tego nie domyśliłaś, to powiem ci, że mój syn jest bardzo szczodrą osobą. To wykapany ojciec. – Zauważyłam – uśmiechnęła się.
Wyciągnęłam do niej rękę. – Ucieczka niczego nie rozwiąże. Wierz mi. Nie bronię go, ale chyba powinnaś go wysłuchać, a on ciebie. On cię kocha, Amelio. Nigdy wcześniej nie widziałam, by był tak szczęśliwy. – Dziękuję, Ellery. – Nie ma za co, skarbie. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Rozdział 35 Dzień ciągnął się w nieskończoność. Wyglądałem przez okno gabinetu i myślałem o Amelii. Nie odpowiedziała na moje wiadomości. Naprawdę sknociłem sprawę i bardzo za nią tęskniłem. Serce pękało mi z bólu i za każdym razem, gdy o niej pomyślałem, pojawiała się na nim kolejna rysa. A ponieważ myślałem o niej bezustannie, niedługo z mojego serca nic nie zostanie. Musiałem na kilka dni wyrwać się z Nowego Jorku. Zadzwoniłem do linii lotniczych, zarezerwowałem bilet do Chicago i wróciłem do domu, żeby spakować się na weekend. Nie chciałem prosić ojca o samolot. Łatwiej było polecieć samolotem rejsowym. Wsiadłem na pokład i zająłem swoje miejsce. Klasa pierwsza i biznesowa były już zajęte, ale nic mnie to nie obchodziło, chciałem po prostu uciec z Nowego Jorku. Po chwili obok mnie usiadła starsza kobieta. – Witam. Ależ z ciebie przystojniaczek – uśmiechnęła się. – Dzień dobry i dziękuję. – Odwzajemniłem uśmiech i odwróciłem się do okna. Obserwowałem startujące samoloty, kiedy nagle usłyszałem znajomy głos. – Cholera, czemu nie mogę tego zmieścić? Odwróciłem głowę i ujrzałem Amelię, która próbowała wcisnąć torbę do schowka. – Co do…? – zacząłem. Spojrzała w moją stronę ze zdumionym wyrazem twarzy. – Co ty tu robisz? – zapytała z nadąsaną miną. – Lecę do Chicago. A ty? – Ja też. Nie mogłem w to uwierzyć. Amelia usiadła na swoim miejscu obok siedzącej obok mnie starszej pani i odwróciła wzrok w drugą stronę. Kiedy samolot startował i unosił się w górę, wpatrywałem się w okno. Jak tylko mogłem skorzystać z telefonu, wyciągnąłem aparat i wysłałem Amelii wiadomość. „Czemu lecisz do Chicago?” Widziałem, jak zerknęła na telefon i odpisała. „A ty?” „Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie”. „Mogę robić, co chcę”. „Odpowiedz mi”.
„Nie”. – Do diabła, Amelia. – Spojrzałem na nią. – Nie mów tak do mnie – warknęła. Siedząca między nami staruszka popatrzyła na nas ze zdumieniem. – Może chcą państwo zamienić się miejscami? – zapytała Amelię. – Nie. Amelia spojrzała w moją stronę. – Czemu lecisz klasą ekonomiczną? Nie powinieneś być w samolocie ojca albo co najmniej w pierwszej klasie? – Pierwsza klasa była już zabukowana, a nie chciałem korzystać z samolotu ojca. Chciałem jak najszybciej wylecieć z Nowego Jorku. Siedząca obok mnie starsza kobieta wstała i poszła do toalety. Amelia nie ruszyła się miejsca i patrzyła przed siebie, a ja wpatrywałem się w okno. Kiedy kobieta wróciła, stanęła na środku przejścia. – Przepraszam, młoda damo, ale musi się pani przesunąć. Mam problemy żołądkowe i byłoby mi wygodniej, gdybym mogła usiąść z brzegu i nie musiała pani za każdym razem fatygować. Amelia spojrzała na nią, mrużąc oczy. Westchnęła i usiadła obok mnie. – Dziękuję, kochanie – powiedziała starsza pani. – Nie wierzę, że lecisz tym samolotem – syknęła przez zaciśnięte zęby Amelia. – A ja nie wierzę, że ty tu jesteś. – Dziwne są koleje losu. – Staruszka się uśmiechnęła. Amelia założyła słuchawki, a ja oparłem głowę o okno i przymknąłem oczy. Nagle samolot obniżył lot i zaczął się trząść. Amelia chwyciła mnie za rękę. – Zapnij pasy – poradziłem. – Nie chcę cię puścić – wyznała z przerażeniem w oczach. Nachyliłem się i zapiąłem jej pas, a potem swój. Kapitan przeprosił za turbulencje, który miały jeszcze trochę potrwać. Było to trochę niepokojące, ale biorąc pod uwagę, ile latałem, byłem do tego przyzwyczajony. Miałem ochotę wziąć ją na kolana, mocno przytulić i powiedzieć, że nic nam nie będzie. Spojrzałem na starszą panią, siedzącą obok Amelii, i zapytałem, czy dobrze się czuje. Uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Turbulencje ustały i Amelia puściła moje ramię. Ponownie założyła słuchawki, jak gdyby nic się nie wydarzyło. – Nie, tak nie możesz robić – stwierdziłem, wyciągając jej słuchawki z uszu.
– O czym ty, do diabła, mówisz? – warknęła. – Nie możesz chwytać się mnie, ponieważ umierasz ze strachu, a potem mnie ignorować. Albo wiesz co? Zapomnij, że to powiedziałem. Przepraszam. Zajmij się sobą, a ja sobą. – O nie, kolego. Sam to zacząłeś, więc lepiej o tym porozmawiajmy. – Nie chcę już z tobą rozmawiać. Lepiej posłuchaj sobie muzyki – warknąłem. – A tak przy okazji, nie zrobiłem nic złego poza tym, że cię kocham. Może bardziej, niż powinienem. – Sprawiłeś, że poczułam się jak żebraczka. – Jakim cudem? – zapytałem. – Kupiłeś dom moich rodziców, ponieważ potrzebowałam pieniędzy. Nie mogłeś pozwolić, by ktoś inny go kupił? – Kupiłem ten dom dla nas. Chciałem, żebyś miała coś po nich. I chociaż sami nie mieli tego domu długo, był dla nich ważny, a to znaczy, że był ważny dla ciebie. Nie chciałem, żebyś go straciła. Przykro mi, jeśli poczułaś się jak żebraczka, ale nie taki był mój cel. Chciałem, żebyś miała coś, co przypominałoby ci o rodzinie, a pieniądze były tylko dodatkiem. A teraz skończyłem już z tobą rozmawiać, bo najwyraźniej nie masz pojęcia, o co mi chodziło – zakończyłem i odwróciłem się do okna. – Kupił ci dom, a ty się na niego wściekasz? – zapytała staruszka. – To skomplikowane – odparła Amelia. – Nie widzę nic skomplikowanego w tym, że mężczyzna kocha kobietę na tyle mocno, że kupuje jej coś, co było dla niej ważne. Dalej paniusiu, dalej, dopingowałem ją w myślach. Samolot wylądował. Wzięliśmy z Amelią walizki i wysiedliśmy. Szliśmy obok siebie przez lotnisko. – Gdzie się zatrzymałaś? – spytałem. – W Holiday Inn Express. – Och. Czemu? Roześmiała się lekko. – Bo jest tani. A ty gdzie, w The Trump[3]? – Tak. – Oczywiście – uśmiechnęła się. – Chciałbym, żebyś poszła ze mną. To był daleki strzał, ale postanowiłem zaryzykować. Nie chciałem, by była w tym
mieście sama. Nie było bezpieczne. – Nigdy nie byłam w The Trump. – Wszystkiego trzeba w życiu spróbować i chciałbym, żebyś spróbowała tego ze mną – uśmiechnąłem się. Spojrzała na mnie, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Przepraszam cię, Collin. – Słucham? – zapytałem lekko podenerwowany. – Przepraszam za to, że zachowałam się jak suka. Za to, że nagadałam ci tyle przykrych rzeczy. – A ja przepraszam, że nie powiedziałem ci o kupnie domu. Wyszliśmy z budynku. Na zewnątrz czekał szofer w limuzynie. – Dobry wieczór, panie Black. Miło pana znowu widzieć. – Dobry wieczór, Tom. Dziękuję, że po mnie przyjechałeś. – Czysta przyjemność, proszę pana. Wsiedliśmy do limuzyny, a Tom zamknął za nami drzwi. – Dokąd jedziemy, panie Black? Spojrzałem na Amelię, która uśmiechnęła się do mnie szeroko. – Do The Trump, Tom. Uśmiechnąłem się i delikatnie pogłaskałem jej policzek, a potem pocałowałem w usta. Po cudownym seksie na pogodzenie leżeliśmy z Amelią w wannie i włączyliśmy jacuzzi. Nie było nic przyjemniejszego niż dotyk jej miękkiej, mokrej skóry. Objąłem ją, kiedy oparła się plecami o moją klatkę piersiową, a jej kształtna mała pupa wpasowała się między moje nogi. Delikatnie muskała palcami moje ramię, kiedy ją przytulałem. – Czy to nie dziwne, że oboje zdecydowaliśmy się przylecieć do Chicago i znaleźliśmy się w tym samym samolocie? – zapytała. – Tak, ale jak mówiła ta staruszka – to los. – Jadłam dziś lunch z twoją matką. – Naprawdę? Czemu? – Ponieważ do mnie zadzwoniła i mi to zaproponowała. Odbyłyśmy bardzo miłą pogawędkę o tobie i o tym, że jesteś podobny do swojego ojca. – Boże, cały czas o tym mówi.
– Twój ojciec jest wspaniałym mężczyzną i powinieneś być dumny, że jesteś do niego podobny. Tak czy owak, chciałam się wyrwać na kilka dni i dojść ze sobą do ładu, zanim bym do ciebie zadzwoniła i błagała, byś przyjął mnie z powrotem. – Amelia – wyszeptałem jej do ucha. – Nigdy nie musiałabyś mnie o to błagać. – Twoja mama powiedziała mi o twojej wczorajszej alkoholowej przygodzie. – Jakżeby inaczej – rzuciłem, kąsając ją w kark. Amelia zachichotała. – A czemu ty poleciałeś do Chicago? – Siedziałem w biurze, wyglądałem przez okno i myślałem o tobie. Przypomniałem sobie, jak kiedyś rozmawialiśmy o Muzeum Historii Naturalnej i tyranozaurze Sue. Wtedy postanowiłem wsiąść do samolotu i przylecieć do Chicago. – A więc chciałeś pójść do muzeum beze mnie? – Chyba tak. – Ty bestio! Jak śmiałeś? Obiecałeś mi, że pojedziemy tam razem. – Amelia, chcesz mi powiedzieć, że sama nie miałaś zamiaru się tam wybrać? – Nigdy w życiu! – krzyknęła. – Kłamczucha – uśmiechnąłem się i pochlapałem ją wodą. Odwróciła się w moją stronę i objęła mnie nogami w pasie. – Tak bardzo cię kocham. Zachowałam się jak idiotka, wściekając się z powodu domu. – Już dobrze, skarbie, ja też cię kocham – uśmiechnąłem się, odgarniając jej włosy za uszy. – Nie, to nie jest w porządku. Jesteś najbardziej kochającym i szczodrym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek poznałam. Jak mogłam się o to na ciebie złościć? Ale czuję się winna z powodu tego domu, bo to moi rodzice powinni się nim cieszyć, nie ja. – Amelia, przestań tak mówić. Ty przeżyłaś. Musisz się z tym pogodzić i przeżyć resztę życia najlepiej, jak potrafisz. Ze mną u swego boku, oczywiście. – Puściłem do niej oko. Objęła moją twarz i potarła swoim nosem o mój nos. – Tęskniłam za tobą wczoraj w nocy i już nigdy więcej nie chcę spać bez ciebie. – Też za tobą tęskniłem i wierz mi, nie będziesz. Musimy sobie obiecać, tu i teraz, że nigdy nie położymy się spać pokłóceni. Jeśli się pokłócimy, będziemy musieli to sobie wyjaśnić przed spaniem. Zgoda? – zapytałem. – Zgoda – powiedziała z uśmiechem i pocałowała mnie w usta.
Rozdział 36 Amelia i ja spędziliśmy cudowny czas w Chicago. Zwiedziliśmy muzeum i poprosiliśmy kogoś, by zrobił nam zdjęcie przed tyranozaurem Sue. Zabrałem ją do galerii rodziców, pokazałem Black Enterprises i przedstawiłem Mac. – Mac, co ty tu robisz? Jest sobota. – Cześć, Collin. Właśnie miałam cię zapytać o to samo. Co ty, u licha, robisz w Chicago? – Mac, to moja dziewczyna, Amelia. Amelia, to jest Mackenzie. Kieruje tutejszym biurem. – Miło cię poznać, Amelia – uśmiechnęła się. – Musiałam coś zrobić. W przyszłym tygodniu wybieram się na urlop. – To cudownie. Jedziesz z kimś znajomym? – zapytałem. – Tak, jedziemy z Carlą na Bahamy. Spojrzałem na nią z dziwnym wyrazem twarzy. – Z Carlą z działu projektowego? – Z nikim innym – uśmiechnęła się Mac. – Nie wiedziałem, że ona jest… – Cóż, nikomu jeszcze nie mówiła, więc na razie lepiej, żeby nikt nie wiedział o naszym wyjeździe. – Rozumiem, będę milczał jak grób. – Miło było cię znowu zobaczyć, skarbie – powiedziała i pocałowała mnie w policzek. – I miło było cię poznać Amelio. Już zmieniłaś tego chłopca. To widać. – Miłej podróży – życzyłem jej i ruszyliśmy wzdłuż korytarza. – Wydaje się bardzo miła – zauważyła Amelia. – Bo jest. Jest jedną z najlepszych osób w firmie. Tego wieczoru poszliśmy na kolację, a po powrocie do hotelu zamówiłem butelkę szampana i przez całą noc piliśmy i się kochaliśmy. Ojciec wysłał po nas samolot do Chicago i wróciliśmy do Nowego Jorku. Amelia skończyła ferie i następnego dnia wróciła na zajęcia i praktyki. Jak tylko wróciliśmy do domu, odwiedzili nas moi rodzice.
– Cieszę się, że się dogadaliście – powiedział ojciec. – Ja też, tato. Ja też. – Jakie to dziwne, że oboje lecieliście do Chicago i to tym samym samolotem. Wszechświat rządzi się swoimi prawami. W ciągu tych wszystkich lat nie raz się o tym przekonałem. A tak przy okazji, jutro zaczynam rozmowy z ludźmi na stanowisko Diany i chciałbym, żebyś przy tym był. – Dlaczego? – Ponieważ doskonale znasz się na ludziach i potrzebna mi twoja opinia. – Dzięki, tato. Będę tam jutro z samego rana, jak tylko zawiozę Amelię do szpitala. – Ellery, jesteś gotowa, by pójść do domu? Zdaje się, że coś mi obiecałaś – uśmiechnął się. Mama spojrzała na niego i zagryzła dolną wargę. – Rzeczywiście, mój drogi. Obiecałam. Mam tylko nadzieję, że sobie ze mną poradzisz. – Dobrze, dość tego, wynocha! Możecie sobie flirtować, ale nie w moim mieszkaniu. Nie mam zamiaru tego słuchać. Rodzice roześmieli się i pocałowali mnie i Amelię na pożegnanie. Przewróciłem oczami i pokręciłem głową. – Uwielbiam twoich rodziców. – Amelia uśmiechnęła się i objęła mnie. – Ja też, mimo że są nieźle szurnięci. Rodzice wyprawili przyjęcie pożegnalne dla Diany w hotelu Waldorf Astoria. Została zaproszona cała firma i chyba każdy się zjawił. Wszyscy podlizywali się ojcu, więc to mnie wcale nie zdziwiło. Bawiliśmy się nieźle, ale zauważyłem, że Diana jest zdenerwowana. – Co się dzieje? – zapytałem, podchodząc do niej. – Nic takiego. Będę za wami tęsknić, to wszystko. Boję się zaczynać wszystko od nowa w nowym miejscu. Objąłem ją ramieniem i lekko uścisnąłem. – Wiem, ale pomyśl o tym, że tam będzie wam lepiej. Poza tym to nie jest tak, że nikogo tam nie znasz. Znasz chociażby Masona i Landona. – Wiem, codziennie rozmawiam też z Joelem, albo przez telefon, albo na Skypie. Spojrzałem na nią podejrzliwym wzrokiem. – Doprawdy?
– Tak. To wspaniały i interesujący facet. Mamy wiele wspólnego – uśmiechnęła się. – Doprawdy? – zapytałem ponownie. – Czemu to cię tak dziwi? – Sam nie wiem. To wspaniały facet, a jego żona zmarła parę lat temu. – Rozmawialiśmy o niej i o moim mężu. Odniosłem wrażenie, że między nią a Joelem coś zaczęło się dziać albo zacznie, kiedy będzie już w Kalifornii. Następnego popołudnia odebrałem Amelię z zajęć i pojechaliśmy na lotnisko, żeby pożegnać się z Dianą i Jacobem. Obawiałem się tego dnia, odkąd zgodziła się na przeprowadzkę do Kalifornii. Rodzice już tam byli, podobnie jak Julia i Jake. Podszedłem do Jacoba, uklęknąłem przed nim i położyłem mu ręce na ramionach. – Cześć, kolego. Chcę, żebyś mnie dobrze wysłuchał. – Jasne, Collin. O co chodzi? – Chcę, żebyś cudownie bawił się w Kalifornii. Nawdychaj się morskiego powietrza. Będę często do ciebie wpadał, żeby sprawdzić, jak sobie radzisz. To nowy początek dla ciebie i twojej mamy i musisz ją wspierać. Mason będzie wam pomagał, ale wiem, że dasz sobie radę – stwierdziłem, czując, że oczy wypełniają mi się łzami. – Będę za tobą tęsknił, Collin. Uścisnąłem go. – Ja za tobą też. Będziemy codziennie w kontakcie, przez telefon albo SMS-y, a jeśli będziesz chciał, to i przez Skype’a. – Dobrze – powiedział, a po policzku spłynęła mu łza. Po raz ostatni go uścisnąłem i poklepałem po głowie. – No idź już i ruszaj na spotkanie gorących kalifornijskich lasek – uśmiechnąłem się. Odwzajemnił uśmiech i podniósł do góry pięść. Zrobiliśmy żółwika i wstałem, żeby pożegnać się z Dianą. Objąłem ją i pocałowałem. – Odzywaj się i ciesz się Kalifornią. Niedługo was odwiedzimy z Amelią. – Dziękuję, Collin. Nigdy nie zapomnę tego, co dla nas zrobiłeś. To nie jest pożegnanie. Na razie. Uśmiechnęła się. Ruszyli do samolotu. Przed wejściem na pokład Jacob zatrzymał się i pomachał do mnie. Amelia objęła mnie w pasie i położyła głowę na moim ramieniu, kiedy machaliśmy im na pożegnanie.
Rozdział 37 Dwa miesiące później
Kochanie, jesteś gotowa? Samolot na nas czeka. – Już idę. Przepraszam. Nie mogłam się zdecydować, co ze sobą zabrać – odparła. Jechałem do Vegas w interesach i postanowiliśmy zrobić sobie długi weekend. Amelia nigdy wcześniej nie była w Vegas i była bardzo podekscytowana. – Grałaś kiedyś w kasynie? – zapytałem, kiedy siedzieliśmy już w samolocie. – Nie, ale nie mogę się już doczekać – uśmiechnęła się. – Jeśli masz jakieś nałogi, hazard może okazać się problemem. Lepiej uważaj. – Hm. Mam jeden nałóg: ciebie – zamruczała i pocałowała mnie. Czułem, że mam erekcję, a zaraz mieliśmy lądować. – Jest pani bardzo niegrzeczną dziewczynką, panno Gray. Obawiam się, że jak tylko dotrzemy do hotelu, będę musiał panią ukarać. – Pod warunkiem że zrobi to pan naprawdę mocno – uśmiechnęła się. – Chryste, Amelia, ty mnie wykończysz – powiedziałem, całując ją w skroń i zapinając pasy. Zachichotała. Dojechaliśmy do hotelu Bellagio i musiałem się przygotować do spotkania. Kiedy byłem w łazience, Amelia rzuciła się na olbrzymie łóżko. – Zdaje się, że miałeś mnie ukarać? – Zrobię to, ale po spotkaniu. Obiecuję, że niedługo wrócę. To powinno zająć około godziny. Zarezerwowałem ci masaż i wizytę u kosmetyczki na dole. – Wspaniale. Dziękuję – rzuciła, podchodząc do mnie od tyłu. – Nie ma za co, skarbie. Spotkanie mam tu, w hotelu. Jeśli skończysz, zanim wrócę, wróć do pokoju, a potem pójdziemy trochę pograć. – Brzmi cudownie, skarbie – powiedziała, całując mnie w plecy. Włożyłem marynarkę i odprowadziłem Amelię do spa. – Tutaj się rozstaniemy, ale wkrótce się zobaczymy. Baw się dobrze. – Będę. Baw się dobrze na spotkaniu. – To raczej niemożliwe – uśmiechnąłem się, pocałowałem ją i udałem się do pokoju konferencyjnego.
Spotkanie trochę się przedłużyło, ale udało mi się podpisać kontrakt i ojciec powinien być bardzo zadowolony. Poszedłem do spa, żeby zobaczyć, czy Amelia skończyła, i zobaczyłem, jak wychodzi. – Idealne wyczucie czasu. Jak twój masaż? – zapytałem, całując ją. – Cudowny, odprężający, niesamowity – uśmiechnęła się. Zachichotałem. – Może przed wyjazdem z Vegas skorzystamy z masażu dla par? – Bardzo bym tego chciała – przyznała, kładąc głowę na moim ramieniu i obejmując mnie w pasie. Pierwszą noc spędziliśmy przy stoliku do blackjacka i pokazałem Amelii, jak się gra. Albo miała dużo szczęścia, albo wciskała mi kit, mówiąc, że nie umie grać. Karta szła jej wyjątkowo dobrze. Kochałem ją bardziej niż kiedykolwiek, a granie przeciwko niej i obserwowanie, jaką jej to sprawia frajdę, sprawiło mi wiele radości. Wyciągnąłem rękę i pogłaskałem ją po jasnych włosach. Zapytałem, czy chce już wrócić do pokoju. – Jesteś gotowa, skarbie? Zdaje się, że mamy co świętować. – Mrugnąłem okiem. – Tak, jestem gotowa – uśmiechnęła się. Wziąłem ją za rękę i weszliśmy do windy. Kiedy znaleźliśmy się na dziesiątym piętrze, nacisnąłem przycisk stop. – Co ty robisz? Odwróciłem się w jej stronę i położyłem ręce na jej udach. Przesunąłem palcami po krawędzi jej majtek i rozsunąłem materiał. Wsunąłem palce do środka, czując jej podniecenie. – Chcę ci dać małe co nieco, zanim pójdziemy do pokoju. Sądząc po tym, jaka jesteś mokra, myślę, że tego właśnie chcesz. Oparłem ją o ścianę windy, a ona podniosła kolano. – Collin, niegrzeczny z ciebie chłopiec. – Powiedz, co chcesz, żebym ci zrobił? – wyszeptałem, pieszcząc językiem jej szyję. – Chcę… – rzuciła bez tchu. – Tak? – Chcę, żebyś doprowadził mnie do orgazmu teraz, a potem kilka razy w pokoju. Odsunąłem ramiączko jej sukienki, uwalniając jej nagą pierś, i szybko poruszałem palcami. Próbowała stłumić jęk, ale dała sobie spokój, kiedy objąłem ustami jej sutek. Położyłem palec na jej łechtaczce, czując, jak nabrzmiała pod moimi palcami.
Wiedziałem, że wystarczyłoby parę ruchów, a miałaby orgazm. – No, skarbie, pokaż, jak ci dobrze. – Nie przestawaj. Błagam, nie przestawaj – błagała. Poruszyłem palcami wkoło i znalazłem punkt G. Wydała z siebie jęk, a jej ciało zacisnęło się wokół mnie. – O Boże! – krzyknęła, szczytując. Uśmiechnąłem się, patrząc na nią, i podciągnąłem jej ramiączko od sukienki. Pocałowałem ją w usta i nacisnąłem przycisk, żeby pojechać na górę, do naszego pokoju. Drzwi od windy otworzyły się, a na zewnątrz stała spora grupka ludzi. – Nic państwu nie jest? – zapytał jakiś mężczyzna. – Winda się zacięła. – Nie, wszystko w porządku. – Wziąłem Amelię za rękę i poszliśmy do pokoju. Oczywiście tej nocy niemal nie zmrużyliśmy oka. Odwróciłem się i otworzyłem oczy, kiedy usłyszałem wibrujący telefon. Podniosłem go ze stolika i zobaczyłem wiadomość od ojca. „Dzień dobry, synu. Gratuluję zawarcia transakcji. Uczcimy to, kiedy wrócisz do Nowego Jorku. Mam nadzieję, że dobrze się z Amelią bawicie”. „Dzięki, tato. Bawimy się świetnie. Amelia pokochała Vegas, a zeszłej nocy wymiatała przy stoliku do blackjacka. Zobaczymy się za dwa dni”. Odwróciłem się na drugi bok i patrzyłem, jak spokojnie spała. Wstałem z łóżka, włożyłem coś na siebie i poszedłem na dół do recepcji. Kiedy wróciłem, Amelia odwróciła się i spojrzała na mnie. Stałem w drzwiach z bukietem czerwonych róż. – Dzień dobry, skarbie – uśmiechnąłem się. – Gdzie byłeś? – Poszedłem do kwiaciarni, żeby przynieść ci kwiaty – odrzekłem, wręczając jej bukiet. Podniosła kwiaty i powąchała je. – Są piękne. Dziękuję – powiedziała, podnosząc się i całując mnie. – Nie ma za co. Zaraz będzie śniadanie. Zamówiłem twoje ulubione danie. – Naleśniki z czekoladą? – uśmiechnęła się. – Zgadza się. Naleśniki z czekoladą – odparłem i pocałowałem ją w nos. Kiedy była pod prysznicem, zjawiła się obsługa i przygotowała nam stolik. – Amelia, śniadanie czeka – ponagliłem ją, wchodząc do łazienki. – Zaraz przyjdę. Nie waż się zaczynać beze mnie.
Usiadłem przy stole i czekałem na Amelię. Po chwili wyszła ubrana w jedwabny szlafrok i usiadła naprzeciwko mnie. – Umieram z głodu – rzuciła. – Ja też. Podniosła srebrne wieczko z talerza i zerknęła na swoje naleśniki. Zakryła dłonią usta i spojrzała na mnie ze łzami w oczach. Wstałem i podniosłem pięciokaratowy diamentowy pierścionek, który leżał na stosie naleśników. Uklęknąłem na jedno kolano i chwyciłem ją za rękę. – Amelio, chcę z tobą spędzić resztę życia. Dałaś mi to, co w życiu najważniejsze, prawdziwą miłość. Zakochałem się w tobie od chwili, gdy ujrzałem cię obok domku na plaży, po tym jak mnie uratowałaś. Zanim cię poznałem, mój świat legł w gruzach, ale ty zmieniłaś moje życie. Zrobiłbym dla ciebie wszystko i wszystko ci podarował. Chcę z tobą zbudować przyszłość. Chcę, żebyś była matką moich dzieci, i chcę się z tobą zestarzeć. Kocham cię tak mocno, że czasami aż boli. Nie znoszę się z tobą rozstawać, a kiedy widzę cię na koniec dnia, świat ponownie nabiera blasku. Położyłem palec na pierścionku przedzaręczynowym. – Dałem ci ten pierścionek w dowód mojej miłości i obietnicy, że się z tobą ożenię. Teraz, chcę spełnić tę obietnicę, dając ci ten pierścionek i prosząc, byś została moją żoną. Pobierzmy się, skarbie. Zróbmy to tutaj, w Vegas. Nie chcę czekać całego roku, żeby zaplanować idealny ślub. Chcę, żebyś już teraz była moją żoną, panią Amelią Black. Co ty na to, skarbie? Wyjdziesz za mnie dzisiaj? Z jej oczu płynęły łzy. – Oczywiście, że wyjdę za ciebie. Tak. Tak, wyjdę za ciebie choćby dzisiaj! – krzyczała podekscytowanym głosem. Zdjąłem z jej lewej ręki pierścionek przedzaręczynowy i wsunąłem go na prawą dłoń. Włożyłem diamentowy pierścionek na palec i pocałowałem go. Wstaliśmy i okręciłem ją wokół, tuląc ją w ramionach i całując. – Sprawiłaś, że jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi! – stwierdziłem. – A ty sprawiłeś, że jestem najszczęśliwszą kobietą. Tak bardzo cię kocham, Collin, i nie mogę się doczekać, żeby za ciebie wyjść. – Ja też cię kocham. Wszystko już zaplanowałem. Spojrzała na mnie z uśmiechem, kiedy postawiłem ją na ziemi. – A gdybym się nie zgodziła? – Cóż, podjąłem to ryzyko. Ale coś mi mówiło, że się zgodzisz.
– Ale co ja mam na siebie włożyć? Nie mam dla ciebie pierścionka! Kwiaty? Moje włosy, makijaż! O Boże, chyba zaczynam panikować. Roześmiałem się. – Amelia, uspokój się. Wszystkim się zająłem. W lobby jest sklep z biżuterią. Możemy tam pójść i wybrać dla mnie pierścionek. Zorganizowałem też dwie kobiety, które się tobą dzisiaj zajmą. Pomogą ci wybrać sukienkę i zajmą się włosami i makijażem. Wzięła głęboki oddech. – W porządku. Jesteś naprawdę niesamowity. Wiesz o tym? – Owszem, parę razy to już słyszałem – uśmiechnąłem się. Usiedliśmy przy stole i zjedliśmy śniadanie. – Collin, boję się. – Czego? – Twoi rodzice poczują się urażeni, nie wspominając już o Julii. – Kiedy wrócimy do Nowego Jorku, pozwolę mamie przygotować przyjęcie dla naszej rodziny i przyjaciół. Będzie w swoim żywiole. Posłuchaj, Amelia, nie chcę czekać. Kiedy wrócimy do Nowego Jorku, będziesz miała zajęcia, praktyki, a za parę miesięcy kończysz szkołę. Nie będzie czasu na planowanie ślubu. – Masz rację, poza tym też nie chcę czekać – powiedziała, podchodząc do mnie. Usiadła na moich kolanach i objęła mnie za szyję. – Nie mogę się doczekać, by zostać twoją żoną, panie Black – dodała, muskając mnie wargami. Amelia i ja pobraliśmy się w Kaplicy Kwiatów. To była piękna uroczystość i byłem gotów wydać każdy grosz, by wszystko było zapięte na ostatni guzik. Miałem na sobie czarny smoking, a ona białą sukienkę do pół łydki ozdobioną koralikami, które lśniły, gdy szła do ołtarza. Jej piękne jasne włosy spływały kaskadą w dół, niosła bukiet różowych i białych róż. Była najpiękniejszą panną młodą na świecie i byłem nią kompletnie zauroczony. Ceremonia była idealna i oboje uroniliśmy kilka łez. Ślubowałem kochać ją, szanować i poświęcić dla niej swoje życie. Pocałowaliśmy się jako mąż i żona i trzymając się za ręce, ruszyliśmy spod ołtarza. Wyszliśmy z kaplicy i stanęliśmy przed długą białą limuzyną, która już na nas czekała. – Tak bardzo cię kocham, pani Black. – Ja ciebie też, panie Black. Jeszcze raz pocałowaliśmy się i wsiedliśmy do limuzyny. Uczciliśmy to wspaniałą
kolacją, tańcami i małżeńskim seksem. Była moją wiecznością i wybawicielką. Nie chciałem być z nikim innym. Zapierała mi dech w piersiach w każdym momencie dnia i sprawiała, że byłem szczęśliwy. Teraz, kiedy była u mojego boku jako moja żona, moje życie było spełnione, i zamierzałem zbudować z nią wspaniałą rodzinę i przyszłość. Leżeliśmy wtuleni w siebie po nocy przepojonej seksem i szampanem. Otworzyłem oczy, kiedy słońce błysnęło przez szparę w zasłonie. Tego dnia wracaliśmy do Nowego Jorku i powoli ogarniała mnie panika. Uderzyła mnie jedna myśl: Cholera, jak ja powiem rodzicom, że wzięliśmy ślub w Vegas?
Przypisy [1]
Słynny, niemal kompletny szkielet tyranozaura zwanego Sue, który znajduje się w Muzeum Historii Naturalnej w Chicago (przyp. tłum.). [2] Promise ring (ang.) pierścionek obietnica, wręczany przed zaręczynami, z obietnicą przyszłych zaręczyn i ślubu (przyp. tłum.). [3] Luksusowy, pięciogwiazdkowy hotel, położony w samym centrum Chicago, należący do amerykańskiego multimiliardera Donalda Trumpa (przyp. tłum).