GREGORY BENFORD W oceanie nocy Tom 1 sze cioksi gu Centrum Galaktyki (T umaczy : Marek P kci ski) C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track...
4 downloads
24 Views
2MB Size
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
GREGORY BENFORD
W oceanie nocy Tom 1 sze cioksi gu Centrum Galaktyki (T umaczy : Marek P kci ski)
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Dla Joan, która zrozumie t opowie
Nie porzucimy poszukiwa lecz gdy do kresu ich dotrzemy my u ród a znów, poznamy w nowym je blasku powitamy T. S. Eliot
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
CZ
PIERWSZA 1999
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ikar (ik« - b - rbs) - “Encyklopedia Britannica”, wydanie siedemnaste, rok 2073. Planetoida oznaczona numerem 1566. Porusza a si eliptycznej o
po orbicie
rednim mimo rodzie najbardziej oddalonym od S
ca ze
wszystkich znanych planetoid (e=0,83), a równocze nie najkrótszej wielkiej pó osi (a=l,08), za perihelium jej orbity by o najbardziej zbli one do S
ca
(28 000 000 kilometrów). Zosta a odkryta przez Waltera Baade’ego w Obserwatorium Mount Palomar w 1949 roku. Perihelium orbity Ikara znajdowa o si wewn trz orbity Merkurego, apohelium na zewn trz orbity Marsa. Zbli
a si do Ziemi na odleg
6 400 000 kilometrów. Obserwacje
radio-astronomiczne wykaza y, e rednica Ikara wynosi a oko o 0,8 kilometra, a okres obrotu wokó w asnej osi 2,5 godziny. Nietypowa orbita tej planetoidy budzi a do Ikar zacz
ograniczone zainteresowanie do czerwca 1997 roku, gdy nagle emitowa chmur gazowo-py ow . Poniewa dotychczas uwa ano
Ikara za planetoid kamienn typu Apollo, jej przekszta cenie si w quasikomet
wzbudzi o znaczne poruszenie w ród astronomów. Osobliwo
ta
skupi a na sobie uwag opinii publicznej, kiedy w pa dzierniku 1997 roku dokonano oblicze , które wykaza y, e moment p du wywo any przez ogon tej quasi-komety zmienia jej orbit . Zmiana ta, jak przewidywa y obliczenia, wci gu kilku lat mog a spowodowa kolizj Ikara z Ziemi . Gdyby nowo powsta a kometa sk ada a si wy cznie z rozrzedzonych gazów, pozosta ych po planetoidzie, zderzenie z Ziemi
by oby nieszkodliwe. Jednak g owa
komety Ikar, z powodu znacznej emisji gazu i py u, by a wówczas niewidoczna i niektórzy naukowcy przypuszczali, e kamienne j dro - dawna planetoidamog o pozosta wewn trz ob oku. A w takim wypadku...
Ikar Wed ug mitologii greckiej - syn Dedala, znanego architekta i rze biarza, który po wybudowaniu Labiryntu dla krete skiego króla Minosa, utraci ask i poparcie w adcy. Skonstruowa dla siebie i Ikara, skrzyd a z wosku i ptasich piór, dzi ki czemu uda o im si uciec w kierunku Sycylii. Jednak Ikar w trakcie lotu zanadto zbli
si do S
ca, skrzyd a stopi y si , a
odzieniec spad do morza i uton . Wysp , na któr morze wyrzuci o cia o, od tamtej pory nazywano Ikari . Legend t przywo uje si cz sto jako symbol ludzkiej pogoni za wiedz i poszerzaniem horyzontów my lowych, niezale nie
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
od kosztów, jakie trzeba za to ponie . Ikar sta si tematem arcydzie a Hovena “Upadek Ikara”(1997), które stanowi alegori kultury Zachodu w rozwoju ludzko ci...
zmierzchu dominuj cej roli
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
1 Odnalaz lataj
gór dzi ki jej cieniowi.
Daleko przed nim by o S
ce, zamglone chmur wiruj cego, kosmicznego py u.
Nigel pierwszy raz ujrza Ikara na ko cu przebijaj cego mg , ostrego sto ka cienia. - Mam przed sob j dro - zakomunikowa przez radio. - To cia o sta e. - Jeste pewien? - odpowiedzia pytaniem Len. Jego g os, zak ócany przez trzaski radiowe, by s aby i odleg y, chocia modu kosmiczny “Dragon” znajdowa si w odleg
ci
zaledwie tysi ca kilometrów od statku Nigela. - Tak. Co cholernie du ego rzuca cie wewn trz chmury. - Pozwól mi pogada z Houston. Wracam do ciebie za sekund , kole . Cisz wype nia g uchy pomruk. Nigelowi wydawa o si , e usta ma pe ne waty, a opuchni ty j zyk nie mo e si w nich zmie ci . Ogarn o go dziwne uczucie, mieszanina l ku i podekscytowania. Krótkim ruchem przesun teraz wprost ku zamglonemu S
statek w stron sto ka cienia, skierowanego
cu, nast pnie przeskalowa system kontroli po
enia
pojazdu w przestrzeni. Jaki zb kany kosmiczny kamyk odbi si z grzechotem od pancerza modu u silników. Nigel wszed w sto ek cienia. Blask s oneczny zblad , a jego ród o zacz o migota na granicy widzialno ci, w miar przes aniaj c tarcz S
jak czarna plamka o rosn cej
ca. Statek dryfowa , pogr ony w
rednicy ta czy a,
tawym poblasku. Wokó czarnej
bry ki Ikara przelewa a si , jakby iskrz c py owo-gazowa korona. Od ponad dwóch lat Nigel by pierwszym cz owiekiem, który znów ujrza t planetoid . Przez ca y ten czas pozostawa a niewidoczna z Ziemi, gdy j dro nowo powsta ej komety skutecznie zas ania a wydostaj ca si z Ikara chmura g stego py u. - Nigel, z jak szybko ci zbli asz si do j dra? - spyta szybko Len. - Trudno powiedzie
- odrzek . Teraz czarna bry ka uros a do rozmiarów
pi ciocentówki trzymanej na odleg
wyci gni tej r ki. - Zmieni
wydosta si ze sto ka cienia, na wypadek, gdyby szybko
troch
kurs,
eby
zbli ania okaza a si za du a.
W tym momencie dwa skalne od amki z g uchym pog osem odbi y si od kad uba statku. Kosmiczny py wydawa si tu g stszy; wokó wirowa y kawa ki kamieni, które unios y si z powierzchni Ikara, tworz c ogon komety. - W Houston w
nie zasugerowano taki manewr. - Nigel us ysza g os Lena. - Czy
masz ju odczyt pola magnetycznego?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie... zaczekaj, urz dzenia w
nie co zarejestrowa y. Taak... nie wi cej ni jedna
dziesi ta gausa. - Uhum... wiesz, chyba powinienem im to powiedzie . - W porz dku. - Nigel poczu lekki ucisk w brzuchu. - Zaczyna si ... - pomy la . Czarny kontur urós jeszcze bardziej. Astronauta skorygowa ponownie tor lotu statku, odchylaj c go poz
granic
ciemnego obszaru,
eby uzyska
margines bezpiecze stwa.
Krótki strumie ci gu z silników korekcyjnych zmniejszy pr dko obserwowa
nieregularny kszta t planetoidy przez pok adowy teleskop, ale jaskrawy,
nie nobia y blask s oci
pojazdu. Nigel zacz
ca uniemo liwia rozpoznanie szczegó ów. Czu teraz powolne,
e dudnienie serca uwi zionego w ciasnym skafandrze. Rozleg si trzask, a potem charakterystyczny szum radiowego t a. - Cze
Nigel, mówi Dave Fowles z Houston, za po rednictwem “Dragona”. Gratuluj
wizualnego kontaktu z Ikarem. Chcieliby my zweryfikowa nat enie pola magnetycznego. Czy móg by dokona bezpo redniej transmisji danych? - Roger - potwierdzi Nigel. Jego rozmowy z Houston rwa y si coraz bardziej. Opó nienie czasowe wynosi o kilka sekund, chocia fale radiowe poruszaj si z pr dko ci wiat a. Zmieni pozycj kilku prze czników. W kabinie rozleg si ostry, krótki pisk.Gotowe - oznajmi . Brzeg ciemnego konturu planetoidy zacz zbli - Len, zamierzam j okr
si z du
pr dko ci .
. Mo emy na chwil straci kontakt - poinformowa Nigel
pilota “Dragona”. - W porz dku. Statek Nigela prze lizn
si nad ostr lini terminatora w sfer jasnego, s onecznego
blasku. Pod kad ubem rozpo ciera si teraz spalony na popió krajobraz. Niewielkie uskoki i ytkie doliny rzuca y krótkie cienie na ciemnobr zowy, niemal czarny, skalisty grunt. Z powodu sp aszczonej elipsy orbity Ikara planetoida co jaki czas pra zbli aj c si do S
ca na dwukrotnie mniejsz odleg
Nigel dostosowa pr dko
a si na skwark ,
ni Merkury.
statku do szybko ci przesuwania si ska pod kad ubem i
uruchomi standardow seri automatycznych bada powierzchni. Zamigota y wiate ka na panelu sterowniczym, a w ciasnej kabinie rozleg si niski d wi k uruchomionych urz dze . Ni ej Ikar obraca si powoli w s onecznych promieniach, a jego powierzchnia wydawa a si blada i nieprzyjazna... Przypuszczenie, spowodowa
e ten niegro ny kawa
mier milionów ludzi, by o teraz niemal absurdalne.
- Nigel, s yszysz mnie? - w s uchawkach zabrzmia g os Lena.
surowej ska y mo e
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie le. - Jestem ju poza obszarem radiowego cienia. Powiedz, jak ona wygl da? - Jest kamienna, mo e niklowo- elazowa. Nie widz innych bardziej z
adnych ladów niegu ani
onych struktur.
Nic dziwnego, w ko cu sma
a si przez miliardy lat...
- Sk d w takim razie wzi si ogon, taki jak u komety? Jak powsta Rozb ysk? - Pami tasz, co nam mówili na Ziemi: mo e zacz
nagle parowa ods oni ty pok ad
lodu albo na powierzchni powsta otwór... Cokolwiek to by o, chyba do tej pory ca kiem wyparowa o. To trwa ju dwa lata, wystarczaj co d ugo. - Wygl da na to, e obraca si wokó osi... poczekaj, niech sprawdz ... pe ny obrót mniej wi cej w ci gu dwóch godzin. - Nie le... - skomentowa Len. - Musi by do
zwarta.
- Tylko lita ska a daje taki moment obrotowy, nie? - Teoretycznie tak. Mo e Ikar jest dawnym j drem komety, a mo e nie... To kamie i to jest teraz dla nas najwa niejsze. Nigel poczu gorzki smak. Napi si troch wody i wyp uka ni usta. - Ma mniej wi cej kilometr rednicy i, z grubsza bior c, jest kulista. Powierzchnia ma o zró nicowana. - Mówi teraz wolno, jakby z trudem. - Brak wyra nych kraterów, s jednak p ytkie kuliste wg bienia. Przyczyn
ich powstania mo e by
nagrzewanie i sch adzanie skorupy w trakcie przelotów Ikara ko o S
periodyczne
ca, które zadzia o jak
bardzo efektywny mechanizm erozji. Nigel relacjonowa to niemal automatycznie, staraj c si
zignorowa
depresyjny
nastrój, jaki go ogarn . Co prawda informacje zebrane bez bezpo redniej obserwacji wiadczy y przeciw temu, mia jednak nadziej , e Ikar oka e si zlepkiem lodu, a nie ska . Podziela te
pobo ne
yczenia niewielkiej grupy astrofizyków, którzy udzili si ,
e
Rozb ysk z 1997 roku - jasnopomara czowy, kometowy ogon o d ugo ci pi dziesi ciu milionów kilometrów, który przesuwa si , ta czy i rozja nia przez trzy miesi ce nocne niebo na Ziemi - oznacza koniec Ikara. Jednak aden teleskop, nawet orbitalny przyrz d “Skylab X”, nie by w stanie dotrze do wn trza py owo-gazowej chmury, k bi cej si tam, gdzie niegdy
znajdowa a si
planetoida, ca kowicie zas aniaj cej ten punkt. W ród
naukowców pojawi y si dwie teorie na temat Ikara. Jedna g osi a,
e skalista skorupa
planetoidy uleg a erozji na skutek oddzia ywania odwiecznego, g stego strumienia cz stek pochodz cych ze S
ca - wiatru s onecznego - za jej lodowe j dro gwa townie wyparowa o,
tworz c Rozb ysk. Oznacza oby to, e we wn trzu nowo powsta ej komety nie ma ju cia a
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
sta ego. Jednak wi kszo , astronomów uwa
a za ma o prawdopodobne, eby Ikar móg
mie kiedykolwiek lodowe j dro. Ich zdaniem pot ny fragment skalistej planetoidy pozosta gdzie we wn trzu gazowo-py owej chmury. NASA natomiast
ywi a nadziej ,
e ten spór przyczyni si
do zgromadzenia
funduszów na lot w okolice Ikara. Agencja, zawsze wiadoma wp ywu opinii publicznej na badania kosmiczne, potrzebowa a wsparcia finansowego. Ludzie z NASA przebyli spor drog
od czasu “czarnych dni” w 1986 roku, gdy katastrofa “Challengera” wp yn a
zasadniczo na zmian propagowa
ich my lenia o podboju kosmosu. Wówczas NASA zacz a
nowy typ powietrzno-kosmicznych pojazdów,
rakiety. Przebywa y one znaczn cz
cz cych cechy samolotu i
trasy do górnych warstw atmosfery za pomoc
silników odrzutowych, a potem unosi y si nad ni dzi ki nap dowi rakietowemu. Okaza o si jednak, e nie maj zastosowania w badaniach naukowych. Po tym do wiadczeniu, NASA wycofa a si po cichu z komercyjnego i militarnego biznesu i przesta a wprowadza kolejne tony “towaru” na orbit
oko oziemsk . Obecnie Agencja stara a si
pozosta
przede
wszystkim instytucj naukowo-badawcz . Ikar wydawa si wtedy sympatycznym, kosmicznym “przedstawieniem”, na tyle odleg ym od Ziemi, by nie niepokoi jej mieszka ców. I nagle powsta jasny “ogon” w kszta cie wachlarza, wi kszy i znacznie okazalszy, ni rozczarowuj ce zjawisko optyczne, jakie towarzyszy o przelotowi komety Halleya w pobli u Ziemi w 1985 roku. “Los Angeles Times” ochrzci Ikara mianem “komety przyrz dzonej na poczekaniu”. Ludzie mogli j obserwowa nawet przez grub warstw miejskiego smogu. Ta kometa mia a “dobr pras ”. Ale zim
1997 roku pytanie, z czego sk ada si
Ikar, przesta o by
wy cznie
przedmiotem akademickiego sporu. Strumie gazu, wydobywaj cy si z j dra nowo powsta ej komety zacz
zmienia kierunek jej lotu. Chmura gazowo-py owa nieznacznie przesuwa a
si w bok, pozostaj c na dawnej orbicie Ikara. Naturalne wydawa o si przypuszczenie, e je li cokolwiek pozosta o z planetoidy, musi znajdowa si gdzie w pobli u rodka ob oku. Zmiana toru by a niewielka. Jej dok adny pomiar nastr cza du e trudno ci, a obliczenia zawiera y pewien margines b du. Jedno pozostawa o oczywiste: mniej wi cej w po owie 1999 roku rodek ob oku wraz z tym, co zosta o z planetoidy Ikar, zderzy si z Ziemi . - Len, jak to wygl da z twojego punktu widzenia? - spyta Nigel. - Do
mgli cie. Nie mog zbyt wiele dostrzec z powodu py u. S
ce, widziane przez
ob ok, ma jakby wodnisty kolor. Ustawi em “Dragona” w pewnej odleg
ci od boku sto ka
cienia, eby oddzieli twój radarowy obraz od obrazu S - Gdzie jestem?
ca.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Dok adnie w rodku chmury. Jak tam zostaniesz, trafisz prosto do Indii - za artowa Len. - Mam nadziej , e tego unikn . - Taak... Hej, zdaje si , e mam dla ciebie kolejny przekaz z Houston... Na moment zaleg a cisza, wype niona g bokim pomrukiem, gdy pod statkiem przesuwa a si ciemna strona powierzchni Ikara. Nigel zastanawia si , czy ów surowy wiat powsta w zamierzch ych czasach z tej samej materii co Uk ad S oneczny, jak twierdzili astrofizycy, czy te jest cz ci j dra planety, która uleg a kiedy katastrofie, o czym z uporem tr bi y mass media. Osobi cie mia nadziej , e Ikar oka e si
nie
kul , z
on z
zestalonego metanu i lodu. W takim wypadku planetoida rozpad aby si po zderzeniu z atmosfer wywo
Ziemi, by
mo e wype ni aby niebo fioletowopomara czowymi smugami i
a zorz widoczn na ca ej planecie, jednak nie spowodowa aby adnych zniszcze .
Nigel patrzy teraz w dó , na spopielony wiat, który zawiód jego nadzieje, poniewa okaza si a tak substancjalny, a zarazem mierciono ny. Automatyczne kamery statku wydawa y regularne trzaski, tworz c map uskoków i obni
terenu, rozrzuconych chaotycznie po
powierzchni planetoidy. We wn trzu kabiny zapach rozgrzanego metalu miesza si
z
kwa nym odorem ludzkiego potu. - Nigel, to znowu ja, Dave! Ch opie, tak silne pole magnetyczne wiadczy o sporej zwarto ci naszego obiektu. To zlepek niklu i elaza o osiemdziesi cioprocentowej czysto ci albo nawet wi kszej! Na podstawie jego rozmiarów oszacowali my mas na cztery miliardy kilogramów. -Rozumiem. - Pomiary radarowe Lena pozwoli y nam tak e u ci li tor lotu. Ten kamyk, który masz pod sob , trafi prosto w rodek Indii. Chcia bym teraz... - Chcia by , eby my zacz li detaliczn dostaw nabia u - przerwa mu Nigel. - Tak. Pocz stujcie go Jajkiem. Nigel natychmiast uruchomi panel systemu sterowniczego. - Rozpoczynam procedur aktywacji Jajka - zameldowa mechanicznie, obserwuj c zapalaj ce si kolejno wiat a na tablicy rozdzielczej. - Powodzenia, ch opie! - wtr ci si
Len. - Wybierz dobrze miejsce, gdzie je
posadzisz. Mamy sporo czasu. Jak b dziesz potrzebowa pomocy, to krzycz - zako czy , chocia obaj wiedzieli, e nie móg by wprowadzi “Dragona” w chmur , nie trac c na jaki czas kontaktu z Houston.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nigel sp dzi nast pn pobudzeniem do
godzin
na czasoch onnych procedurach, zwi zanych z
ycia pi dziesi ciomegatonowej zegarowej bomby, która drzema a
zaledwie kilka metrów za
cian
jego kabiny. Powtarza
przyswojone
argonowe
sformu owania - sprawdzanie redundancji, status samouzbrojenia, weryfikacja profilu równocze nie przez ca y czas po wi caj c cz
uwagi na obserwowanie zw glonej
powierzchni pod kad ubem statku. Kiedy przygotowania bomby ju si ko czy y, Nigel katem oka dostrzeg wreszcie to, czego szuka , czego pod wiadomie oczekiwa : rozpadlin o poszarpanych brzegach. - My
, e znalaz em szczelin - zameldowa . - Jest d ugo ci mniej wi cej boiska
pi karskiego i miejscami ma chyba szeroko
dziesi ciu metrów.
- P kni cie? - dopytywa si Len. - Mo e ca y ten kamie rozpada si na cz ci? - Niewykluczone. Warto by oby sprawdzi , czy nie ma ich wi cej i czy nie tworz jakiego regularnego wzoru. - Jaka jest jej g boko ? - Na razie nie mog oszacowa ; dno znajduje si w cieniu. - Gdyby mia chwilk czasu... zaczekaj, Houston znowu chce z tob gada . Po chwili ciszy w s uchawkach rozleg si g os: - Nigel, jeste my bardzo zadowoleni z danych telemetrycznych, jakie nam przes
.
Wed ug nas, w Kontroli Lotów, Jajko mo e l dowa . - Zanim wyl duje, trzeba je wysiedzie . - Racja, ch opie, tym mnie za atwi weso
! - odpar Dave z nag ym wybuchem g upawej
ci. Nast pi a krótka przerwa, po której rozmówca Nigela odezwa si ju odpowiednio
modulowanym, g adkim g osem. - Wiesz Nigel, chcia bym, eby by tu z nami i widzia ten t um wokó Kontroli Lotów. Zablokowali ruch uliczny w promieniu najbli szych dwudziestu kilometrów. Ludzie dos ownie wsz dzie. My
, e to, co robimy, skupi o na sobie uwag ca ej ludzko ci. To
bohaterska próba... Nigel zastanawia si , czy Dave u wiadamia sobie brzmienie w asnych s ów. No có , pewnie sobie u wiadamia . Ka dy astronauta si
rzeczy by nieoficjalnym cz onkiem
zwi zku zawodowego aktorów... Cho Nigel doskonale o tym wiedzia , skrzywi si , gdy modulowany g os o g bokim brzmieniu zacz zdarzaj ce si
opisywa napór spoconych cia na siedzib NASA, udary s oneczne i w t umie nag e narodziny dzieci, denerwuj ce wszystkich pracowników
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
korowody modlitewne wyznawców Synów Nawróconych, ich nocne czuwania wokó dzi kczynnych ognisk, których pe zaj ce, oleiste p omienie o wietla y spocone twarze wiernych. Ten facet - Dave - by naprawd dobry, a przy tym prawdopodobnie nie mia adnych skrupu ów, wstawiaj c podobny kit milionom ciekawskich. Mogli by przekonani, e s uchaj prawdziwej transmisji z rozmowy Houston ze statkiem, na linii przeznaczonej wy cznie do porozumiewania si
w najwa niejszych sprawach Ikara, podczas gdy tak
naprawd dialog zosta przez Dave’a kunsztownie zainscenizowany i zredagowany. - Nigel, czy jest kto na Ziemi, z kim chcia by porozmawia teraz, w czasie przerwy w akcji? Odpowiedzia , e nie, nikogo takiego nie ma. Zamierza uwa nie obserwowa Ikara w trakcie obrotu wokó osi, przyjrze si
wie o odkrytej szczelinie. Równocze nie jednak,
ujrza oczami duszy rodziców w zagraconym mieszkaniu. Chcia do nich przemówi , ale próby wyt umaczenia im powodu, dla którego znalaz si tutaj i robi to, co robi, okaza yby si bezowocne. yli wci
w starym, ukochanym, lecz umar ym ju
wiecie, gdzie podró e kosmiczne
uto samiano z badaniami naukowymi, a te oznacza y beznami tne d enie do prawdy. Wiedzieli, e ich syna przygotowywano do realizacji zada , które nigdy nie zosta y podj te. Wiedzieli równie , e Nigel we w
ciwym czasie dostanie si na oko oziemsk orbit jako
powszechnie wychwalany, solidny “rzemie lnik”. Wydawa o im si
to pomy lnym
wydarzeniem. Ale ta misja! Nie byli w stanie zrozumie , dlaczego zgodzi si na udzia w wyprawie, podczas której mia tylko szans pod
gdzie bomb , gdyby mu si uda o, lub czeka a go
mier , gdyby poniós kl sk . Dlaczego zdecydowa si
wzi
udzia w pospiesznie
skleconym, pe nym szarpaniny i ba aganu przedsi wzi ciu, w sze dziesi ciu procentach skazanym na niepowodzenie; tak przynajmniej twierdzili analitycy systemowi. Rodzice wyemigrowali z Anglii, gdy ich syn, ko cz c ostatni rok studiów w Cambridge, zosta wybrany do ameryka sko-europejskiego programu kosmicznego. Nigel, do
wszechstronny naukowiec, sprawia
Wyró nia si niez pilota ), by
wra enie podatnego na kosmiczny trening.
kondycj fizyczn (gra w squasha, pi
no
, uprawia amatorski
m odzie cem zgodnym i poj tnym (jako Brytyjczyk, wydawa
si
uszcz liwiony mo liwo ci zrobienia kariery w jakiejkolwiek dziedzinie), i mia dobr prezencj . Ody w trakcie przygotowa , ujawni si jego znakomity refleks, szybko podejmowania decyzji, a Nigel osi gn
reakcji i
dobre rezultaty podczas lotów próbnych i zosta
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
przyj ty do zaniechanego pó niej programu podboju Marsa, rodzice poczuli si usatysfakcjonowani, a poniesione przez siebie wyrzeczenia uznali za zrekompensowane. Stwierdzili, e ich syn mo e zosta jednym z liderów nowej, nadchodz cej epoki bada Ksi yca. Usprawiedliwi oby to ich przeniesienie si z sennej i wygodnej Anglii do panoramicznego cyrku technokratów, jakim by o Houston. Kiedy zatem wy oni a si sprawa Ikara, zadali mu pytanie: dlaczego ryzykowa lata studiów w Cambridge, mozolny astronautyczny trening, gdzie w oceanie pró ni pomi dzy Wenus a Ziemi ? Co im odpowiedzia ...? Nic. Po prostu siedzia w bujanym fotelu w ich mieszkaniu, ko ysa si
ze
zniecierpliwieniem i wys uchiwa tyrad o pracy, planach, krewnych, Drugiej Wielkiej Depresji, polityce. Z przytoczonych przez nich argumentów pami ta niewiele; zachowa tylko niewyra ne wspomnienie samej intonacji g osów. W jego pami ci rodzice stali si jakby jedn
osob , o niemrawym akcencie z Suffolk, wype niaj cym czas dzieci stwa i
dojrzewania. Nigel nie wymawia ju samog osek tak mi kko i g adko; ró ni si od rodziców i nic nie mog o tego zmieni . Stanowili odr bn , suwerenn istot i mimo e Nigel by ich synem, kiedy przekroczy niewidzialny kr g, kre
cy granic
sposobu
ycia rodziców.
Wewn trz tego kr gu pozosta y: pewno , jasne, proste wybory, oczywiste formy zachowania. Nawet w pokoju go cinnym by y wydzielone obszary o szczególnym mikroklimacie, zak tki pachn ce mocno os odzon herbat , przestrzenie, gdzie królowa a wo zmursza ych doniczek z kwiatami, klimaty bardziej prawdziwe ni s owa, które móg by wypowiedzie Nigel. Tam - w wilgotnym, starym domu - rozedrgany, gwarny wiat gdzie znika i Nigel traci wiar w istnienie ludzkich t umów, st oczonych na ulicach wielkich miast, zanieczyszczaj cych wszystko wokó siebie i zniekszta caj cych, jak w krzywym zwierciadle, wszelkie plany lub dzia ania jednostek, które zamierza y cokolwiek ulepszy . Coraz mniej pieni dzy przeznaczano na bezinteresowne badania, poszukiwanie prawdy, realizacj nowych idei czy wizjonerskich projektów. Jednak rodzice nie byli w stanie wiadomi sobie tego. Gdy Nigel mówi , ojciec niezauwa alnym prawie ruchem g owy przeczy tym s owom, mo e nie u wiadamiaj c sobie nawet, e uzewn trznia w asn reakcj . Kiedy m ody astronauta przedstawi ju
plan wyprawy do Ikara, ojciec obrzuci matk
nieodgadnionym spojrzeniem, a potem bardzo spokojnie poradzi synowi, eby wycofa ofert i czeka na lepsze propozycje. Co takiego z pewno ci nast pi. To oczywiste. Ze swojego kr gu rodzice dostrzegali to bardzo wyra nie. Do tej pory Nigel nie obdarzy ich synow ani wnukami, a w ci gu ostatnich kilku lat bardzo rzadko odwiedza dom rodzinny. Wszystko to,
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
nie wypowiedziane, kry o si za delikatnym, przecz cym ruchem g owy ojca. Nigel obieca sobie, e gdy sko czy si misja “Ikar”, b dzie widywa rodziców cz ciej. Ojciec, dobrze orientuj cy si
w fachowych wydawnictwach dotycz cych Ikara,
przypomnia bezza ogowe “misje wsparcia”, na przyk ad sondy-roboty, wyposa one w adunki nuklearne, które wytr ci yby komet z fatalnej orbity. Dlaczego -pyta - Houston nie mog oby oprze si wy cznie na nich? To kwestia prawdopodobie stwa - wyja ni Nigel, ciesz c si , e rozmowa wróci a na twardy grunt. Wiedzia jednak, i niezale nie od raportów Komitetu, szans misji nie da o si przewidzie . Mo liwe, e cz owiek oka e si lepszy od robotów, ale czy ktokolwiek jest tego pewny? A je li nawet ywy astronauta, nie sonda, dzie w stanie wyszpera j dro Ikara w ród ca ej tej mieszaniny gazu i py u, to czy musi by nim w
nie on, Nigel? Odpowiedzi wydawa y si proste: m odo , refleks, szybko
decyzji,
a tak e, w ko cu, równie i to, e w NASA nie pozosta o ju wielu ludzi, którzy przeszli odpowiedni trening. Jednak Nigel nie wspomnia o tym ani s owem, gdy ko ysa si na fotelu, popija mocn herbat , mrucz c co w pe nym intensywnych, przyjemnych zapachów domu swojego dzieci stwa. Tak czy inaczej poleci, a oni p tym wiedzieli. I mo e dlatego ten ostami wspólny wieczór zako czy si niezr cznym milczeniem. Siedzia ju w samolocie lec cym do Houston - ogromnego ludzkiego mrowiska... Z podr cznego baga u wyj
ksi
impulsem, zabra ze sob . Po
, któr
zauwa
na pó ce w sypialni i kierowany
a oprawa by a pop kana ze staro ci, strony sztywne i
poplamione z powodu jakich zapomnianych “wypadków” w m odo ci Nigela. Pami ta jak czyta t ksi
bezpo rednio po zg oszeniu si do europejsko-ameryka skiego programu
kosmicznego, eby lepiej wczu si w mentalno
Amerykanów. Przekartkowa dobrze znane
sceny powie ci i wreszcie przy samym ko cu ksi ki natkn
si na fragment, którego-
ca kiem nie wiadomie - nauczy si kiedy na pami ,
I wtedy, gdy Tom tak sobie gada i gada , nag e rzek nam: chod cie, ch opaki, której nocy wymkniemy si st d, we miemy ze sob wszystko co trza, i ruszymy na spotkanie dzikich przygód w ród Czerwonoskórych, na ich ziemi, i zostaniemy tam tydzie albo dwa. Wtedy ja powiedzia em: dobra Tom, mnie to pasuje, mo emy tak zrobi ...
Siedz c na profilowanym wygodnym fotelu lotniczym, Nigel czu si raczej jak bohater tej ksi ki, Huck Finn, ni wyrachowany Europejczyk, za jakiego powszechnie go uwa ano.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ze wspomnie wyrwa go g os Dave’a Fowlesa. - Nigel, dokonali my ponownego obliczenia potencjalnych zniszcze zderzeniem. Wygl da to do
wywo anych
marnie.
- Tak? - Zginie dwa miliony sze set tysi cy ludzi. Zniszczone zostanie wszystko w promieniu czterystu kilometrów od punktu zderzenia. Nie ucierpi adne z wielkich miast Indii, ale setki miasteczek i wsi... - Co z g odem? - Gorzej ni przypuszczali my - westchn
Dave. - S dz , e jak tylko do tamtejszych
ludzi dotrze wiadomo , e Ikar mo e w nich uderzy , wszyscy ci brudni ch opi porzuc swoje poletka i zaczn szykowa si do ycia wiecznego. To jeszcze powi kszy liczb ofiar odu. ONZ szacuje, e w ci gu kilku miesi cy umrze par milionów ludzi, nawet bior c pod uwag ameryka skie dostawy lotnicze. Nasi socjometrycy potwierdzaj t liczb . - A jak wygl da sprawa ewakuacji z obszaru katastrofy? - Te
le. Herb mówi, e w takich sytuacjach oni po prostu rezygnuj i nie ruszaj si
z miejsca. To musi mie jaki zwi zek z ich religi . Nie rozumiem tego, po prostu nie rozumiem. Nigel zacz
intensywnie my le i nagle uprzytomni sobie co , czym postanowi
podzieli si z Dave’em. - Dave, mam pewien pomys - oznajmi . - Jasne, Nigel, wal bez obawy, w
nie wyszli my z oficjalnego kana u i publiczne
sieci tego nie api . Strzelaj! - Po okresie odpoczynku mam pod
Jajko, prawda? Nat enie pola
magnetycznego dowodzi, e planetoida sk ada si ze zwartych pok adów niklowo- elazowej rudy. Nie ma sensu czeka . - Zgadza si . Dosta em w
nie potwierdzenie od dowódcy misji. Zaprogramowali my
pocz tek twojego l dowania za mniej wi cej trzyna cie minut. - Dobra. Chodzi o to, e chc wprowadzi Jajko do odkrytej przeze mnie szczeliny. To do
d ugie p kni cie skorupy o nieregularnym zarysie. Je li Jajko wybuchnie w zag bieniu,
fala uderzeniowa zadzia a znacznie silniej, a o to nam przecie chodzi. Szczelina wygl da na do
g bok . Przez chwil jedynie cichy szept fal radiowych wiadczy o po czeniu. Nigel k tem
oka uchwyci minimalny odblask na powierzchni, jak b ysk wiat a odbity od brylantu który
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zaraz znikn . Astronauta wysili wzrok, eby dojrze go ponownie, mo e wzi
próbk . Czu
si jak unieruchomiony, zawieszony w bia ych, s onecznych promieniach. - Na ile oceniasz jej g boko ? - Dave mówi teraz ostro nie, jak gdyby z rezerw . - Obserwowa em ruch cieni, kiedy szczelina przesuwa a si w stron S
ca. My
,
e dno musi by na g boko ci co najmniej czterdziestu metrów. Gdyby zdetonowa tam Jajko, Ikar dosta by niez ego “kopa”. Móg bym te pobra jakie interesuj ce próbki ska ... doko czy nieprzekonuj co. - Poczekaj chwilk , zaraz podejmiemy decyzj . Oczekiwanie na odpowied przerwa Len. - My lisz, e dasz sobie z tym rad ? - spyta . - Odpowiednie pod
enie Jajka na zbyt
ma ej powierzchni mo e sprawi k opot. - Je eli nie dam rady posadzi go na dnie, po prostu je powiesz . Na powierzchni Ikara Jajko nie b dzie wa
wi cej ni kilogram. Mog przymocowa je wewn trz szczeliny,
jak obraz do ciany. - Racja. Miejmy nadzieje, ze oni to kupi . W tej chwili dotar a wiadomo - Zgadzamy si
Houston.
na l dowanie w pobli u kraw dzi szczeliny. Je li otwór b dzie
wystarczaj co szeroki... Nigel ju zmienia pozycje prze czników na tablicy rozdzielczej.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
2 Otacza y go linie proste, bez adnych agodnych paraboli i zaokr gle . Obserwuj c uwa nie ekran radaru, sprowadza w dó statek - owadzi kszta t otoczony cienkimi, teleskopowymi “szprychami” wsporników stabilizuj cych, ze zwisaj cym pod kad ubem “odw okiem”, w którym znajdowa o si Jajko. Nigelowi trudno by o uzmys owi sobie, e relatywnie niewielki kosmiczny kamie , na którym l duje, posiada potencja zdolny do wybicia w powierzchni Ziemi krateru o rednicy czterdziestu kilometrów. Ikar wydawa si teraz bierny, prawie nieruchomy. - Jeste pewien, e nie potrzebujesz pomocy? - odezwa si Len. Nigel u miechn si i przez chwil na jego opalonej twarzy pojawi y si zmarszczki. - Wiesz przecie , e Houston nie dopu ci do tego, eby my utracili z nimi kontakt. Antena dalekiego zasi gu na “Dragonie” mo e przesta pracowa w chmurze py u, a wtedy... - No tak - przyzna Len, - Poza tym, gdyby my obaj znale li si po s onecznej stronie Ikara, Ziemia by aby w radiowym cieniu. W porz dku. Ale gdyby co si dzia o... - Jasne. - Powodzenia, ch opie! W miar zbli ania si powierzchni planetoidy astronauta dostrzega coraz wi cej nierówno ci. Statek lecia teraz w stron linii terminatora, ku miejscom o wietlonym przez ce i wyra niej, ni przedtem wida by o rozrzucone na skorupie Ikara wg bienia terenu, skazy na powierzchni przypominaj ce blizny po ospie. Za sob Nigel s ysza równy pomruk silników, steruj cych manewrem l dowania. Skoncentrowa
si
na ocenie dystansu,
wyrównaniu pr dko ci i przyspieszeniu pracy pok adowych kamer, po czym jak paj k zawis nad szczelin . Obróci pojazd, eby mie lepszy widok na powierzchni i zbli
si do
rozpadliny, - Jest g bsza ni s dzi em - zameldowa . - W tej chwili mog si gn boko
pi dziesi ciu metrów. Wlot jest do
wzrokiem na
szeroki.
- Brzmi nie le - skomentowa Dave. Nie czekaj c na dalsze s owa zach ty Nigel sprowadzi statek jeszcze ni ej i zatrzyma go tu nad powierzchni . Przypalona strumieniem wylotowym silników powierzchnia zbli si
w iluminatorach zmieniaj c kolor z br zowego na czarny tam, gdzie drobne
zestalonego metanu parowa y pod gor cym podmuchem. Ze s uchawek dobiega y coraz cz stsze trzaski, zniekszta caj ce s owa.
a ki
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Trac twoje dane telemetryczne. - G os Lena by ledwie s yszalny. Nigel ca kowicie unieruchomi pojazd i ostrzeg koleg : - Len, nie mog zej
ni ej bez utraty kontaktu z powodu ekranowania fal radiowych
przez ska y. - Przecie wiesz, e nie wolno nam straci kontaktu. - No tak, ale... - Mo e powinienem jednak wlecie w chmur . - Nie, zosta poza stref py u. Przesu si w stron S
ca i zawi nij dok adnie nade
mn . W ten sposób zostaniesz w sto ku moich fal. - Dobrze, bez odbioru. - S uchajcie, ch opaki - wtr ci si Dave - je eli macie z tym jakie problemy, mo e powinni my... Nigel wy czy odbiór i kontroler z Houston zamilk w po owie zdania. Mija y kolejne minuty akcji. Pilot ponownie obróci statek wokó osi, eby uzyska pe ny zestaw fotografii terenu. Z tej wysoko ci Ikar przypomina wyboiste, okr yszcz ce w s
e wzgórze, opadaj ce ostro w dó .
cu pagórki i zag bienia terenu tworzy y jak gdyby pomniejszon map
jakiej krainy. Widziane ludzkimi oczami, próbuj cymi przystosowa wszystko do zwyk ej, ziemskiej perspektywy, wydawa y si wi ksze ni w rzeczywisto ci. Nigel zerkn
na zegar. - No, ju wystarczy -pomy la . W czy odbiornik i ponownie
us ysza radiowe trzaski. - Jak ci idzie, Len? - spyta . - Hej, jak tam, mia
jakie k opoty z transmisj ? Na par minut straci em z tob
kontakt. - Musia em co przemy le . - Aha. Dave mówi, e raczej da
do my lenia facetom z Houston.
- Tak przypuszcza em. Ale, do diab a, w ko cu to ja tu jestem, a nie oni, prawda? - Masz racj - odpar Len, chichocz c. - Ustawi
si ju nade mn ? Mog wlatywa do rodka?
- Prawie sko czy em manewr, jeszcze tylko kilka minut. Jak tam na dole? - Do
ponuro. Zastanawiam si , dlaczego Ikar kszta tem jest tak zbli ony do kuli?
Przypuszcza em raczej, e b dzie nieregularny. - Niemo liwe, eby to by a sprawa grawitacji... - zastanawia si Len.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie, pole jest tak s abe, e nie mo e utrzyma na powierzchni nawet kamyka. Wszystko wokó wygl da jak yse, nie ma adnych od amków. - Mo e to erozja spowodowana promieniami s onecznymi tak zaokr gli a Ikara. - Wlatuj do rodka - oznajmi Nigel nieoczekiwanie. - Dobrze - zgodzi si Len. - Mog ci
ledzi z miejsca, w którym jestem.
Z powodu rotacji planetoidy lewa kraw
szczeliny przybli
a si zbytnio do statku.
Pilot zr cznym ruchem skierowa pojazd ku rodkowi wolnej przestrzeni, przypominaj c sobie, jak w dzieci stwie przeczyta w jakim zapomnianym ju artykule czy podr czniku, e Ziemia obraca si wokó osi. Pó niej przez par
adnych tygodni by przekonany, e je li
upad , to tylko dlatego, e kula ziemska przesun a si pod nim, a on tego nie zauwa
.
Zachowywanie przez ludzi postawy stoj cej, mimo oczywistych wysi ków planety, zmierzaj cych do ich przewrócenia, uwa
niemal za cud.
miechn si i opu ci pojazd w rozpadlin . Wokó statku zamkn a si
skalista gardziel. Rozrzucone chaotycznie fragmenty
czego podobnego do miki, po yskiwa y na tle spalonych s onecznym arem, pionowych cian. Nigel zatrzyma si mniej wi cej w po owie drogi do dna szczeliny i skierowa reflektory ku góruj cemu nad nim nierównemu, br zowawemu nawisowi skalnego otworu. Przesun si w stron jednej ze cian. Wysun chwytak zewn trznego manipulatora. Szcz ki chwyci y zgrabnie i wyrwa y z przyt umionym trzaskiem kilka kilogramów wysch ego rumoszu, nast pnie wróci y do poprzedniego po
enia. Odezwa si Len. Na jego pytania
Nigel odpowiada monosylabami. Znów ruszy w stron dna, przesuwaj c statek ostro nie ród ciemno ci i ciszy. Pami ta o próbce ska y. Do jej przechowania u
specjalnego
pojemnika, znajduj cego si na zewn trznym pancerzu pojazdu. W ten sam sposób nape ni jeszcze kilka innych pojemników. By ju bardzo g boko, gdy to zauwa
.
Nierówne dno rozpadliny, pokryte ospowatymi gruz ami, wygl da o jak wysypisko kamieni, wy aniaj cych si z wielkich ka
atramentu. Nigel nie móg dostrzec szczegó ów,
wi c skierowa w dó reflektory. Przez rodek wyboistej p aszczyzny bieg o g bokie p kni cie. Mia o szeroko
oko o
pi ciu metrów i zupe nie czarne wn trze. W nierównych odst pach ze szczeliny wystawa y kanciaste kszta ty. Z powodu bladej, zszarza ej barwy wygl da y na spalone w wysokiej temperaturze. Niektóre iskrzy y si w wietle reflektorów, jak gdyby cz ciowo uleg y stopieniu. Nigel sprowadzi statek jeszcze ni ej.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Jeden z tych obiektów przypomnia d ug , pozwijan ta miedzi. Tworzy a ona zawi struktur sk adaj
z metalu podobnego do
si ze spiralnych form.
Pilot przygl da si im w absolutnej ciszy. Tylko bicie jego serca odmierza o mijaj cy czas. W odleg
ci dziesi ciu metrów od statku widnia powyginany sze cian, zaklinowany
w szczelinie tak, jakby zosta cz ciowo wypchni ty z jej wn trza przez ogromne ci nienie. By y te inne formy i kszta ty. Nigel fotografowa je. wiadomi sobie, e ju od pewnego czasu Len wzywa go przez radio. Sko czy fotografowa , nacisn prze cznik transmisji i oznajmi : - Len, b dziemy musieli zrewidowa wszystkie obliczenia. Ikar nie jest bry
lodu,
ska , ani niczym podobnym. Wygl da na to - przerwa , prawie nie wierz c w to, co mówi wygl da na to, e jest... pojazdem kosmicznym.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
3 Po godzinnej naradzie kontrolerów w Houston, Nigel otrzyma zgod na wyj cie ze statku. Musieli z Lenem ostro wyk óca si z dowódc misji, który uzna , e i tak s ju bardzo spó nieni. Facet najwyra niej nie wierzy w ani jedno s owo z ich meldunków, uwa aj c je za “zas on dymn ”, wymy lon po to, by Nigel zyska troch czasu na zbieranie próbek. Len ogromnym wysi kiem woli powstrzymywa “Dragona” do wn trza chmury. Tylko konieczno
si
przed wprowadzeniem
zmiany harmonogramu misji w nowej
sytuacji przekona a go do pozostania na miejscu. Jak by o do przewidzenia, zaraz po wydaniu zgody na spacer Nigela w Houston wystawiano rachunek za podj cie takiej decyzji. Cen by o umieszczenie Jajka na dnie szczeliny i zabezpieczenie go zanim Nigel postawi stop na powierzchni Ikara. Mo na to by o zrobi
bez opuszczania pojazdu, wi c zamiast wyk óca
si
z Kontrol , pilot
niezw ocznie przyst pi do wykonywania niezb dnych czynno ci. Chcia to zrobi raz-dwa. Jajko by o matow , szar
kul , z zag bionymi w zewn trznej pow oce
zabezpieczaj cymi sworzniami. Nigel umie ci bomb w pobli u ciemnej ciany rozpadliny i odpali sworznie uwalniaj ce kul . Jajko zacz o toczy si w dó po skale. Zanim zsun o si
zbyt daleko od statku, Nigel wystrzeli
zabezpieczaj ce. Poszybowa y ukiem i wbi y si w skaln
rufowe sworznie
cian . Stalowe liny nawin y si
na ko owroty sworzni, ci gaj c kul ku powierzchni ska y. Teraz ju nic nie mog o jej ruszy . Jedynie Len lub Nigel byli w stanie zdetonowa pi dziesi t megaton ukrytych w szarym wn trzu. Przed opuszczeniem pojazdu Nigel zjad posi ek. W Houston pogl dy na temat planu dzia ania w wypadku ró nych scenariuszy rozwoju wydarze okaza y si podzielone. Dave stre ci Nigelowi przebieg dyskusji, ale ten s ucha go nieuwa nie. Ostatecznie zgodzono si , e on i Len maj jeszcze zapas powietrza na dwadzie cia dwie godziny, a tras ich powrotu na Ziemi mo na zmodyfikowa . Poczyniono post py w przygotowywaniu dwóch bezza ogowych “misji wsparcia”, lecz najnowsze analizy wykaza y,
e s one mniej obiecuj ce, ni pierwotnie s dzono.
Naprowadzane radarem, automatyczne próbniki, musia yby zbli
si do Ikara z du
pr dko ci . Py i kamienie znajduj ce si w otaczaj cej Ikara chmurze, uderzaj c przy tej szybko ci w bezza ogowe statki, mog yby unieszkodliwi g owice bojowe, zanim te dotar yby do planetoidy.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Odpalam os on ! - zameldowa Nigel i prze czy si na radiostacj wewn trz kombinezonu. Pokrywa w azu odskoczy a z g uchym hukiem. Astronauta ostro nie wydosta si na zewn trz, opu ci si po linie zabezpieczaj cej pojazdu i stan na powierzchni Ikara. - Grunt lekko chrz ci pod stopami - zakomunikowa , wiedz c, e Len zasypie go pytaniami, je li cho na chwil przerwie komentowanie wszystkiego co widzi. Przez pi tygodni, cigaj c Ikara, podró owali razem w ciasnej, dusznej kabinie, wi c naturalne by o, e Len cierpi, poniewa nie mo e uczestniczy w odbieraniu nagrody za te wysi ki. Nagrody, o jakiej
aden nie mia nawet marzy . - To chyba co w rodzaju popio u lub
lu -
informowa Nigel. - Bardzo wysuszone. A w ka dym razie tak wygl da na pierwszy rzut oka. - Po chwili przerwy Nigel mówi dalej. - Teraz jestem przy brzegu p kni cia. Ma w tym miejscu szeroko na g boko
oko o dwóch metrów, a jego kraw dzie s do
g adkie. ciany id w dó
mniej wi cej czterech metrów, dalej jest ciemno. wiat o reflektorów nie si ga
biej. - Mo liwe, e to jaki g bszy otwór - zasugerowa Len. - Niewykluczone. Zanim Dave zdo
wtr ci si w rozmow , Nigel oznajmi :
- Schodz do rodka... - Schwyci r kami kraw
, eby opu ci si do wn trza.
Kraw dzie ska y zamkn y si za nim. Do astronauty dobiega gdzie z góry jedynie aby, lekko l ni cy odblask. Zsuwaj c si
po bocznej
cianie p kni cia zauwa
w
ciemno ci bia y prostok t, który ukaza si nagle w pobli u. Wygl da jak wmontowany w wi ksz p yt , z jednej strony zlewaj ugo
si ze ska . Boczna kraw
tej p yty musia a mie
co najmniej stu metrów. Znajdowa y si w niej otwory o bardzo dziwnych kszta tach,
niektóre zaopatrzone w wystaj ce zakr tasy i ziarniste kamienne obr cze, przypominaj ce nawiasy jakiego gigantycznego pisma. Kiedy Nigel chcia si do nich zbli
, nagle straci
oparcie i chwytaj c r kami za co si da o, opu ci si w dó . Gdy wyl dowa na p ycie, rozleg si cichy brz k. Bia y materia , z którego by a zrobiona, miejscami po yskiwa metalicznie. Za pomoc laserowego palnika, Nigel wyci
jeden z b yszcz cych fragmentów. W pobli u wy ania si z
yty jaki skrzywiony czerwonawo-zielony przedmiot. Nie mia która oddziela aby go od pod
adnej widocznej spoiny,
a. Sprawia wra enie abstrakcyjnej rze by. Nigel dotkn go i
poczu w polach delikatne dr enie. Boczna cz
, przypominaj ca chwytne rami , zadr
prawie niezauwa alnie. Po chwili dr enie usta o i ju nic si nie dzia o.
a
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Astronauta pow drowa dalej, badaj c inne przedmioty. Skierowa
wiat o reflektora
na jeden z otworów w p ycie. By du y, o owalnym kszta cie, a w g bi korytarz ko cz cy si tym otworem, przecina y poprzeczne chodniki. Nigel ruszy korytarzem w g b Ikara.
ugi kana , prowadz cy w ród wyszczerbionych skal. Próbka, trzeba wzi Materia
wulkaniczny? Jest co
próbk !
dziwnego w tych plamkach, jakby ziarenkach na
powierzchni... Krypta. Szare mury, miejscami spalone na br z. Co jakby rynna. Zje
am w dó ...
Z rozci gaj cych si
wokó linii tworzy si jaki kszta t... to jakby... co szybko
wzbiera o w wybrzuszeniach powierzchni... Czy powinienem i
dalej? Pod
wiat em
reflektora ko ysz si cienie, które wraz z gestem ramienia lub r ki, jak oczy ledz ka dy mój ruch... Faluj ce, regularne wzory. Wzory? Na cianach,.. Czy powinienem? “Za ka dym u miechem czai si b ysk k ów...” Teraz w dó . Jeszcze jeden poziom. Ze lizguj si . Nogi wisz ...zwisaj ... w pustce? Co mi kkiego co jak poduszka, ale nic nie widz , tylko cienie, które teraz jakby co rozpuszczaj . ar pó niej ch ód staro , wieczno
Co znowu ci ga go w dó , wsysaj c jakby w otwieraj ce si nowe sze ciany przestrzeni, wci
na ukos, a teraz w sferyczne pomieszczenie po yskuj ce czerwonawo, gdy
blask reflektora dotyka cian, mo e to tylko optyczne z udzenie? Trudno ci z ustawieniem ogniskowej, ze skupieniem wzroku na czymkolwiek, jak gdyby traci poczucie pionu, k opoty z b dnikiem, ale to zwyk y problem przy zerowej grawitacji, minimalny ruch g owy zapobiegnie... Zwietrza e kamienne stopnie w nierealny sposób prowadz gdzie w gór , wnikaj w sufit, teraz zniszczony, pofa dowany, spryskany czym , co wygl da jak pomara czowe krople, po yskuj ce olei cie w s abym
wietle w tej zag szczonej przestrzeni... Nagle
Nigelowi przypomnia si ... widziany kiedy film. By to film o grobowcu Tutenchamona:
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Anubis, bóg-szakal, przedstawiony na p askorze bie w pozycji stoj cej nad dziewi cioma pokonanymi wrogami. We wn trzu Skarbca znajdowa a si skrzynia z wysuszonego drewna, rzucona pod mur w pobli u komory grobowej przez stra ników nekropolii, bezpo rednio po amaniu si rabusiów do piramidy. Znaleziono w niej zmumifikowane cia a dwojga martwo urodzonych dzieci, mo e potomków Tutenchamona, natarte ywic , klejami ro linnymi i olejkami.
Otwieram grobowiec. Wkraczam do wn trza.
Tam, w Dolinie Królów, rozci gaj cej si od Karnaku i Luksoru, w dó wij cego si Nilu, a po Aleksandri , staro ytna kobieta o spuchni tych, ró owych nadgarstkach idzie jak automat na zdr twia ych nogach, z erana chorob , która n kaj i dr czy... Nigel potrz sn g ow i niepokoj ca wizja min a. Schody by y jedynie znakami. Prowadzi y donik d. Sfotografowa je z szybkim trzaskiem migawki i poszed dalej. Znów dziwny, hucz cy d wi k. Przecie tu nie ma powietrza - jak zatem mo e co ysze ? Zjecha w dó zw aj cego si kana u. Buczenie nasili o si . Gdzie wysoko z ciemno ci wy oni a si . kula nie po czona ze cianami pomieszczenia. Nigei dotkn poruszy a si , ale pomruk wzmóg si . Przycisn
jej. Nie
do cian kuli lepk tkanin zewn trznej
cz ci r kawic i przerzuci cia o na drug stron . Przestrze za kul zion a bezdenn czerni . wiat o reflektora wnika o w ni , na nic nie natrafiaj c. Po prostu poch ania a je ciemno . Nawet znikoma cz stka blasku nie odbija a si
od
adnej powierzchni. Ci gle s ysza
nieokre lony pomruk. Nigel przesuwa si jeszcze dalej poza kul i spojrza w otch Wtem d wi k sta si g
. Nic, tylko ciemno .
niejszy, przekszta ci si w og uszaj cy pisk, zawodzenie i...
zamilk . Astronauta zamruga powiekami, zaskoczony, przej ty nieokre lonym l kiem. Wokó by a tylko pró nia, ciemno
i cisza. Odwróci twarz w kierunku kuli. Wyda a mu si nagle
bierna, jakby wyczerpa a wszystkie swoje si y. Nigel zmarszczy brwi. Kilkoma skokami znalaz si znów przy kuli, przecisn pomi dzy ni a cian tunelu i wróci tym samym korytarzem, którym przyszed .
si
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
4 Trzy godziny pó niej, gdy wyczerpa zapas kliszy fotograficznej i zacz zm czenie, skierowa si ku statkowi. Sie korytarzy okaza a si do ekonomicznego
wykorzystania
przestrzeni.
Sk ada a
si
ze
odczuwa
prosta i wynika a z
sferycznych
kana ów,
przecinaj cych si w skomplikowany, ale nietrudny do zapami tania sposób. Dzi ki temu Nigel nie mia problemów z odnalezieniem drogi powrotnej. - Wróci em do statku... - oznajmi przez radio, wzdychaj c skrajnie wyczerpany. - Mój Bo e, Nigel, gdzie ty si w óczy
?! Przez ca e godziny nie dawa
znaku
ycia! Ju szykowa em si , eby po ciebie polecie ! - No có ... mia em du o do obejrzenia. - Z Houston przez ca y czas dobijali si do ciebie, te s w ciekli jak cholera, wi c lepiej od razu zacznij mówi . Opowiada o statku, poprowadzi ich drog , któr sam przeszed , opisuj c po czone ze sob w skomplikowany sposób niewielkie pomieszczenia - by mo e kabiny mieszkalne za ogi - sale przypominaj ce audytoria, sufity pe ne ta cz cych wiate . Miejsca nasuwaj ce skojarzenia z konstrukcj i przeznaczeniem dla ludzkich pojazdów lub budowli. Nie pomin wype nionych zielon otaczaj
tak e odczucia obco ci w tym, co zobaczy : przestrzeni ca kowicie emulsj
czy te
pró ni , lecz marszcz c si
wielowarstwow
mgie
nie ulatniaj
si
w
i faluj c przy ka dym poruszeniu; kabin, które
wydawa y si zmienia rozmiar i kszta t, gdy je ogl da ; miejsca, wydzielaj cego przejmuj wibracj , odczuwaln nawet przez grub tkanin skafandra. - Czy tam by o jakie o wietlenie? - spyta Len. - Nie dostrzeg em nic takiego. - Kilka godzin temu odebrali my silny impuls radiowy - poinformowa Dave. My leli my, e to ty próbujesz nada transmisje, ze rodka. - Nie, to nie ja - odpar Nigel. - Nawet Len znajdowa si poza zasi giem nadajnika mojego skafandra, wi c zrezygnowa em z prób i po prostu rozgl da em si dooko a. - Ten sygna nie zosta nadany na adnej z naszych cz stotliwo ci - stwierdzi Len. - Nie uda o nam si go zarejestrowa . Trwa nie d
ej ni sekund , i wyst pi poza
pasmami naszego nas uchu - doda kontroler z Houston. - Niewa ne - powiedzia Len. - S uchaj, Nigel, czy to miejsce jest zupe nie opuszczone? adnych oznak zamieszkania?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nigel milcza przez chwil . By y rzeczy, o których chcia im powiedzie , odczucia, jakie pojawia y si w trakcie w drówki przez statek. Ale w jaki sposób móg by je przekaza ? Na Ziemi
dano przede wszystkim faktów.
Zobaczy nagle siebie jak b dzi niezr czny i niezgrabny po obcym statku przez d ugie dziwaczne korytarze. Przypomnia sobie kul i g uchy pomruk. Czy by dotkn czego , czego nie powinien, wyzwoli jaka reakcj ? - Nigel? - dopytywa si Len. - S dz , e statek jest opuszczony ju od d ugiego czasu. W rodku s wielkie krypty o d ugo ci setek metrów. Co w nich musia o kiedy by , woda lub po ywienie... - A mo e silniki? Paliwo? - Mo liwe. Niezale nie od wszystkiego, znikn o stamt d. Je li to by p yn, prawdopodobnie wyparowa , gdy otworzy a si szczelina. - Tak - zgodzi si Dave. - I w
nie to mog o utworzy kometarny ogon Ikara,
uformowa Rozb ysk. - My
,
e tak w
nie si . sta o - potwierdzi Nigel. - Zarówno zawarto
zbiorników, jak i wewn trzna atmosfera statku musia y ulotni si przez p kni cie kad uba. W rodku jest du y nieporz dek; przedmioty oderwane od cian, porozrzucane w nie adzie, jakie
wg bienia w
cianach korytarzy, które mog y powsta
na skutek uderze
przelatuj cych przez nie obiektów. Pozbiera em troch niniejszych rzeczy, i zabra em ze sob . Przez jaki czas nikt nic nie mówi . Nigel przy mas i zwarto . Spojrza przez iluminator na b yszcz zmierzy my obraca
d
do ciany kabiny, poczu jej
skaln powierzchni , staraj c si
z czekaj cym go problemem. Mia wra enie, e jest to co , co móg by
w d oni, niczym szlachetny kamie , obserwowa
Podobnie jak w przesz
ci, gdy widzia Ikara sun cego bezg
jak cianki odbijaj
wiat o.
nie ku Ziemi z pr dko ci
trzydziestu kilometrów na sekund , a on i Len, lecieli statkiem po krzywej parabolicznej, eby spotka si z p dz
mas planetoidy, wymierzy jej cios i uciec przed eksplozj .
Wtedy zadanie wydawa o si jasne, a jego rozwi zania oczywiste. Teraz jednak tamto zagadnienie skomplikowa o si , przybra o dziwaczny kszta t, a wreszcie odesz o w przesz
. Zast pi a je inna, bardziej mroczna wizja, nabieraj ca powoli w jego umy le
niewyra nego kszta tu.
Bezpo rednio przed zanurzeniem w gazowo-py owym ogonie Ikara, kiedy jeszcze widzia “Dragona”, Nigel namierza najja niejsze gwiazdy na firmamencie, eby odpowiednio ustawi
yroskopy swojego pojazdu. By a to czynno
prosta, atwa do wykonania w
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
przeznaczonym czasie. Zanim odsun
pok adowy teleskop od iluminatora, zwróci uwag na
wietlisty punkt. Spojrza na niego, a wówczas punkt urós do rozmiarów niebiesko-bia ego, askiego dysku i Nigel u wiadomi sobie, e w
nie patrzy na Ziemi . By a kr giem,
niczym nie wyró niaj cym si spo ród innych kosmicznych wiate , spokojnym i pe nym blasku. By a samotna jak cel nie wiadom swej widoczno ci. G adko zaokr glony kszta t Ziemi by czym wi cej, ni tylko jeszcze jedn plamk na gwia dzistym tle; rodkiem, centrum, otworem, przez który wp ywa strumie Ziemia kompletna, doskona a. Przez d
wiat a z drugiej strony wszech wiata.
szy czas Nigel przygl da si jej, zanim uruchomi
silniki statku. Przez trzaski radiowego t a dobieg g os Dave’a: - Có , Nigel, mo emy da ci czas na jeszcze jedn wypraw do wn trza. Wyci gnij stamt d co zdo asz, zrób wi cej zdj . Potem spotkacie si z Lenem, za atwicie spraw Jajka i... - Nie - powiedzia stanowczo. - Co? - Nie zamierzamy detonowa Jajka, prawda, Len? - Nigel... - zacz Dave, lecz po chwili przerwa . - Trudno powiedzie ... - waha si Len. - Masz jaki plan...? - Nie widzisz, e to odkrycie wszystko zmienia? - Zastanawiam si ... - Len mówi teraz z wyra
rezerw . - Próbujemy uratowa
miliony ludzi, Nigel. Kiedy Ikar uderzy, wyrwie z Ziemi wielki kawa powierzchni, wyrzuci w atmosfer setki tysi cy ton py u, prawdopodobnie zmieni klimat. Waham si ... - Ale ju wiemy, e tak nie b dzie! W adnym wypadku! Czy nie rozumiesz, e Ikar jest w rodku pusty? Stanowi tylko cz stk tej masy, któr pierwotnie szacowali my. Jasne, e gdy dotrze do Indii, spowoduje niez y wybuch, ale to nie b dzie katastrofa, jak. s dzili my przedtem. - Mo e masz tam co , co mog oby... - odezwa si Len niejasno. - Tak, mog oceni mas Ikara, która pozosta aby po odliczeniu... - Nigel, rozmawia em w
nie z pewnymi lud mi z Houston - oznajmi Dave. -
Rozpocz li my przeliczanie dynamiki kolizji i trajektorii lotu zaraz po tym, jak poinformowa
nas, e j dro komety jest puste. Wkrótce b dziemy mieli rezultaty, ale zanim
to nast pi, chcia em wam jeszcze co powiedzie . - Mów.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nawet je li masa Ikara stanowi zaledwie jedn dziesi przedtem, to i tak si a uderzenia b dzie tysi ce razy wi ksza ni
tego, co zak adali my eksplozja Krakatau.
Pomy lcie o ludziach w Bengalu. - Chyba masz na my li tych, którzy tam jeszcze s - przerwa mu Len. - Miliony Bengalczyków ju umar y z g odu, a pozostali od roku emigruj z miejsca przewidywanej katastrofy. Od czasu upadku rz du indyjskiego nikt nie wie, o jakiej liczbie ludzi teraz rozmawiamy, Dave. - W porz dku. Je li wam na nich nie zale y, to zastanówcie si chocia nad py em. Dostanie si do górnych warstw atmosfery i mo e spowodowa now epok lodowcow . Nigel ko czy
baton z koncentratu od ywczego. Odczuwa dziwne, przemo ne
zm czenie, które obezw adnia o go i czyni o
nie s abym. Farmakologiczne stymulatory
utrzymywa y go w stanie o ywienia, ale nie likwidowa y oci
ci ko czyn.
- Przesta dramatyzowa , Dave - powiedzia z trudem. - Przecie nie zamierzam ich zabi . Jednak musisz przyzna , e wiedza, jak mo emy zyska , badaj c ten relikt, warta jest nawet po wi cenia ludzkiego ycia. - No wi c, co proponujesz? Jaki postrzelony pomys przyszed ci do g owy? - Zosta my tutaj przez tydzie lub dziesi
dni. Wydob dziemy wszystko, co si da.
Wy dostarczycie nam dodatkowe zapasy tlenu i wody. U yjcie jednego z bezza ogowych próbników, które w
nie teraz macie tu wystrzeli z g owicami atomowymi. Uciekniemy z
Ikara w odpowiednim czasie, eby inne próbniki mog y w niego trafi ; wtedy zdetonujemy równie Jajko. - Brzmi to do
realistycznie - oceni Len, a Nigel poczu , jak ogarnia go fala emocji,
towarzysz ca zwykle oczekiwaniu na decyzj Kontroli. Wiedzia , e to zrobi; nie zdo aj go powstrzyma . - Przecie
wiesz,
e nie mo emy polega
na próbnikach przechwytuj cych,
dzia aj cych w gazowo-py owej chmurze - odezwa si Dave z wyrzutem. - Obaj powinni cie to wiedzie . A im bli ej Ziemi trafimy Ikara, tym mniej b dziemy mieli czasu na ewentualne poprawki przed godzin zero. Je li cokolwiek si stanie w ostatniej chwili, on mo e lekko zmieni kurs, ale i tak w nas uderzy. - Mimo to warto zaryzykowa , Dave - stwierdzi Len. - Len, ty naprawd zgadzasz si z nim? S dzi em... - My te mamy spore nadzieje - wtr ci si Nigel z nag ym przyp ywem emocji. Nadzieje, e nauczymy si tutaj czego , co pozwoli rodzajowi ludzkiemu wydosta si z obecnego chaosu. e podczas bada Ikara poznamy jak
now teori fizyczn , jak
ide .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Dave, ten statek zbudowa y istoty doskonalsze od nas, nawet wi ksze ni my - wej cia i korytarze s tu ogromne szerokie... - Ale ryzyko, Nigel! Je li Jajko nie wype ni swojego zadania i... - Musimy je podj . - S uchajcie, wys ali my was tam, eby cie wykonali okre lone zadanie, a wy... Nigel zastanawia
si , dlaczego Dave jest taki spokojny. Prawdopodobnie
poinstruowano go, eby zachowa rozwag i zimn krew, nie prowokowa konfrontacji. Rozwa odpowiedzialno
te , co o tym my
adnych s ownych
jego rodzice, jak osadzaj fakt, e wzi
na siebie
za kontynuowanie bada , by mo e kosztem ycia ludzi.
Je li w ogóle cokolwiek o tym wiedz , bo najpewniej NASA wstrzyma a informacje ju wtedy, kiedy okaza o si , e co nie gra. To nie by a ju bohaterska misja, zorganizowana dla ratowania zagro onych mieszka ców Ziemi. Gdy Nigel o tym my la , zaczyna y mu dr ce. - Poczekajcie chwil - odezwa si Dave ponownie - nie zamierza em was ochrzania . Wszyscy przecie wiemy, e chcecie dobrze. - Przerwa , a pasmo radiowe znów wype ni y trzaski, jak gdyby ostro nie wa zmieni obraz ca ej sprawy. W
ka de s owo. - Jednak pojawi o si co nowego, co mo e nie dosta em do r ki przeliczenie trajektorii, uwzgl dniaj ce
zmniejszon mas Ikara. Jest ró nica, i to du a. - Jak du a? - spyta Nigel. - Pami tacie, e Ikar ma wej
w atmosfer Ziemi pod niewielkim k tem, uko nie?
Jednak przy mniejszej masie mo e lekko podskoczy , niewiele, ale to wystarczy. Skoczy jak aski kamie , rzucony przez dzieciaka na powierzchni spokojnej wody, a potem spadnie. Ominie Pó wysep Indyjski i trafi w Ziemi nieco bardziej na zachód. Nigel z l ku poczu skurcz
dka.
- Uderzy w ocean? - Tak. Mniej wi cej trzysta dwadzie cia kilometrów od brzegu. Nieodwo alno
tego stwierdzenia obezw adni a Nigela. Uderzenie w ocean mia oby
nieporównanie bardziej niszczycielskie skutki. Zamiast rozproszy przedzierania si przez lit ska
energi , podczas
skorupy ziemskiej, Ikar, po dotarciu do dna morskiego,
wyrzuci by w powietrze gigantyczny gejzer wrz cej wody i pary. Strumie
pary
rozprzestrzeni by si w górnych warstwach atmosfery, powoduj c powstanie g stych chmur, które natychmiast przykry yby niebo na ca ym globie, stymuluj c powstanie niszczycielskich wichrów i burz, szalej cych nad spowit
mrokiem Ziemi . Fala uderzeniowa, która
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
pojawi aby si na powierzchni morza, obróci aby w perzyn wszystkie portowe miasta. Znaczna cz
osi gni
cywilizacji znikn aby w ci gu zaledwie paru godzin.
- S tego pewni? - spyta Len. - Najzupe niej - odpowiedzia kategorycznie Dave. Jednak jaki
dziwny, cho
starannie ukryty ton w jego g osie, wyrwa Nigela z zadumy. - Len, odetnij na chwil Houston - poprosi koleg z, “Dragona”. - Jasne. Ju . O co chodzi? - Sk d wiemy, e Dave nie k amie? - No... tego nie wiemy. - To brzmi do
dziwacznie: wielka ska a, skacz ca przy wej ciu w atmosfer ...?
Rzeczywi cie, jeden z astrofizyków wspomnia co o tym na odprawie, lecz od razu zastrzeg , e to nie wchodzi w rachub w wypadku masy tak du ej jak Ikara... - No tak, ale co by oby w wypadku jednej dziesi tej za
onej masy?
- Nie wiem, a przecie ... do diab a - to piekielnie wa ne! - Uderzenie w ocean... Je eli to si zdarzy, miliardy ludzi... - Racja. - Wiesz... nie s dz , ebym móg ... - Ja te nie mog - zgodzi si Nigel, po czym przerwa na chwil . Jaka nag a my l, niczym b ysk, przemkn a mu przez mózg. - Poczekaj chwilk - powiedzia . - Jest w tym co dziwnego. Je li ska a jest pusta, to znaczy e wa y mniej... - Zgadza si . Ma mniejsz mas . - No tak, wi c tym samym atwiej mo e rozpa
si na cz ci. Mniejsze s te szans ,
e po zdetonowaniu Jajka pozostanie jaki spory od amek. - Przypuszczam, e tak. - W takim razie dlaczego Dave o tym nie wspomnia ? Przecie to zmniejsza ryzyko. Len milcza przez chwil . - To znaczy, e on k amie - stwierdzi w ko cu pilot “Dragona”. - Jasne jak s
ce. - Nigel by ju ca kiem pewien swojej racji.
- A zatem szans powodzenia naszej misji s du e. - W ka dym razie wi ksze, ni mówi Dave. Nie mo e by inaczej. - Je li w ogóle uda nam si zdetonowa Jajko. Taszczyli my je ze sob przez ca
t
drog , a mo e teraz nadaje si ju tylko do pod-tarcia. Pami tasz jak przed odlotem mówili
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
nam, e istnieje siedmio-procentowe prawdopodobie stwo takiej sytuacji? To wszystko mo e nie zadzia
, Nigel. Pami taj o tym.
- Mog si za
, e zadzia a.
- O co? - S ucham? - O co si za - Je li b - Oszala
ysz, Nigel? O ycie reszty ludzko ci?
musia . ! Masz kompletnego bzika.
- Nie. Szans s du e. Dave nas ok ama . - Dlaczego mia by to robi ? Nigel zmarszczy brwi. W tpliwo ci Lena zacz y wzmaga jego w asne wahanie. Jak dalece móg by pewien swojej racji? Otrz sn si z nastroju zw tpienia i stwierdzi : - Len, oni po prostu nie zamierzaj
ryzykowa , rozumiesz? Chc
mie
bohaterów, miliony uratowanych ludzi i adnych dodatkowych zmartwie . D
dwóch do tego,
eby ca a sprawa pozosta a prosta. - A czego ty chcesz...? - Chc wiedzie , czym jest Ikar. Kto go zbudowa . Jak by nap dzany, sk d przyby ... - Troch du o, jak na kup zniszczonych wytworów r k ludzkich, które masz do dyspozycji. - Mo e niezbyt du o... Wydaje mi si , e widzia em w rodku konsole i panele sterownicze. Mo liwe, e s tam jeszcze u ywane przez nich zapisy komputerowe. - Mogli w ogóle nie u ywa komputerów. - Musieli. Gdyby my zdo ali wydoby co z ich jednostek pami ci... - Naprawd my lisz, e mo emy? Nigel wzruszy ramionami. - Tak my
. Nie wiem tego na pewno, i nikt nie wie. Jednak gdyby my znale li tam
co nowego, ciekawego, na pewno wysi ek op aci by si . Nowa technologia pomog aby wiatu wydoby si z tego ca ego zamieszania. - Technologia? Na przyk ad jaka? - Cho by nowe ród o energii, mo e o wi kszej wydajno ci, ni dotychczas znane. Dla czego takiego warto zaryzykowa . - By mo e. - Có ... - Nigel poczu , jak opuszcza go ca a energia. - Je li nie jeste ze mn , Len... Potem nast pi a cisza.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ping, zad wi cza a stalowa powierzchnia kapsu y adownika, rozpr aj ca si pod wp ywem zmiennego na wietlania S
ca. Co jakby metaliczny - ting, ping - zadaj cy
asne, metaliczne pytania. Czy naprawd móg by to zrobi ? Nie, to absurd. Praca Syzyfa, dzia anie ni w pi , ni w dziewi . Przede wszystkim - w jakim celu? Po co podejmowa to groteskowe ryzyko? (Opuszcza
Angli ? Wybiera
si
w kosmos? Ping.). On od razu
wiedzia , rodzice zastanawiali si nad tym, chocia nigdy mu tego nie powiedzieli. Nawet wtedy, gdy popierali go, zadawali sobie pytanie, dok d prowadzi droga. Czego naprawd zamierza szuka tam, w g bi? Jakiego nowego wina w starym kamiennym dzbanie? A mo e ludzko
mia a ju dosy wina. Nie, dzi ki - d
rozpostarta nad brzegiem pucharu -
dzi ki, ju wystarczy. Nie, to niemo liwe. Zawsze by w gor cej wodzie k pany. Ca a robota, któr wykona , wszystko, czym si zajmowa tak naprawd - to w jakim celu? No dobrze, bada , odkrywa , ale kto za to zap aci? Czy wiedzia - d onie zacisn y si same, pobiela y z wysi ku - czy kiedykolwiek wiedzia , czego szuka? Trzeba spróbowa cho na chwil zdoby si na obiektywizm, spojrze na to z dystansem. Czy to by o racjonalne? Nie. Kompletny absurd. Nie móg tego zrobi . Tik, zad wi cza kolejny odg os, przed którym Nigel chcia uciec, ale nie zdo
tego zrobi . Nie. Ping. Wykr ci si ... ucieka ...
Nigel czeka , co chwil oblizuj c wargi. Wysoko nad adownikiem s oneczny blask nagrzewa kraw dzie szczeliny skalnej. Odbite wiat o dociera o do kabiny, pog biaj c zmarszczki na twarzy astronauty wiadcz ce o silnym napi ciu nerwowym. U wiadomi sobie, e wstrzymuje oddech. - Pos uchaj... Nigel... prosz ci , nie stawiaj mnie w takim po
eniu...
Niemal automatycznie uszczelni skafander. Silnym ruchem ramienia odblokowa pokryw w azu. - Ja... ja musz poprze Dave’a, kolego... To wszystko po prostu mnie przerasta... - Dobra - powiedzia nagle Nigel. - Dobrze, w porz dku. - Wiesz, nie chcia bym, eby czu si ... - Taak... - wyci gn
ramiona i górn cz
tu owia wychyli z w azu na wype nion
blaskiem przestrze . Spojrza w gór . Narz d równowagi sprawi mu psikusa i Nigel poczu , jak spada mi dzy cianami w skiego kanionu ku przyci gaj cego go S
cu. Instynktownie
przywar do pokrywy w azu i obróciwszy si wyszed na zewn trz. Poczucie równowagi wróci o wraz z ruchem cia a. By teraz dziwnie spokojny, niemal zrelaksowany. - Nigel?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nie odpowiedzia . W po owie wysoko ci statku znajdowa o si p askie br zowe pude ko wielko ci maszyny do pisania. Ruszy w jego kierunku, opuszczaj c si na r kach, z dyndaj cymi nogami. W asny oddech wydawa si mu nienormalnie g
ny. Obejmuj ce
pude ko klamry otwar y si bardzo atwo. Przerzuci je w stron lewego biodra i przypi
do
pasa narz dziowego skafandra. - Nigel? Dave chcia by wiedzie ... - Jestem. Poczekaj sekund . Na rufie adownika znalaz dodatkowe porcje ywno ci i tlenu, atwe do przenoszenia zapasy awaryjne. Z dodatkowym obci eniem przy biodrach czu si
do
niezdarnie.
Wiedzia jednak, e przy ostro nym poruszaniu si , bez wi kszego zm czenia zaniesie je na znaczn odleg
. Powoli ruszy w stron br zowo czarnej p aszczyzny ska y, któr widzia ,
pod wspornikami statku. - Nigel? - w s uchawkach wci skafander. Wygl da o na to,
s ysza natr tny g os Lena. Jeszcze raz sprawdzi
e wszystko jest w porz dku. Poczu sw dzenie ramienia
uwi zionego w grubej pow oce kosmicznego stroju. Próbowa si podrapa . Sytuacja, w jakiej si znalaz , stanowi a najlepszy przyk ad ironii losu. Strumie gazów wydostaj cych si przez szczelin , utworzy kometarny ogon wokó tego pradawnego statku, a on i Len przybyli tutaj, eby go odkry . Ale ta sama emocja gazów zmieni a tor lotu Ikara, uczyni a z niego zagro enie dla Ziemi i spowodowa a,
e konieczne sta o si
zniszczenie go. Jeszcze raz potwierdzi o si , e los jest jak miecz o dwóch ostrzach. - Nigel? Ruszy w kierunku p kni cia w skale, lecz nagle zatrzyma si . Postanowi od razu z tym sko czy . - S uchaj Len... i ty, Dave, bo s dz , e obaj mnie s yszycie. Mam ze sob obwody uzbrajaj ce bomb i zapalnik. Bez nich nie detonujecie Jajka. Zabieram je ze sob do wn trza szczeliny. - Hej! Poczekaj... - W tle g osu Lena us ysza okrzyki ludzi z Houston. Nie zwa aj c na nie, mówi dalej: - Zamierzam je schowa gdzie w rodku. Nawet je li wejdziesz tam za mn , nie zdo asz ich znale . - Chryste, Nigel, czy nie rozumiesz... - Zamknij si , Len. Robi to tylko dla zyskania czasu. Lepiej niech przy Houston dodatkowe zapasy tlenu i po ywienia, poniewa
zamierzam wykorzysta
nam z ca y
tydzie , który, mam nadziej , jeszcze nam zosta . Chodzi o tydzie . Jest mi potrzebny na
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
znalezienie w tym wraku obiektów wartych zachowania. Kto wie, mo e to b
jednostki
pami ci z komputerów, je li co takiego tam zosta o. - Nie, nie rób tego, pos uchaj... - Len mówi szybko, z desperacj w g osie. - Musisz zda sobie spraw , e igrasz nie tylko z yciem tych Hindusów, a nawet wszystkich ludzi mieszkaj cych w pobli u morskich brzegów, o ile w ogóle ci na nich zale y. Je li Jajko nie zadzia a, a z Houston nie zdo aj trafi w Ikara za pomoc automatycznych g owic i on uderzy w ocean... - Tak? - Powstan ogromne burze. - Owszem - zgodzi si Nigel. - Nawa nice powstrzymaj
start promu, który ma
ci gn
nas z orbity
oko oziemskiej. - Nie s dz , eby w ogóle zadawali sobie ten trud - odpowiedzia Nigel z sarkazmem. - Nie b dziemy zbyt popularni. - To ty nie b dziesz popularny! - Len. -Nigel u miechn
si . do siebie. - Poszukiwania b
dwa razy bardziej
efektywne, je li pomo esz mi. W ten sposób zaoszcz dzimy sporo czasu. - Ty sukinsynu! Nigel ponownie ruszy w kierunku szczeliny, mówi c: - Lepiej po piesz si , Len! Nie b
kr ci si tutaj zbyt d ugo, eby pokaza ci drog
do podziemi! - Cholera! By
takim mi ym facetem! Dlaczego teraz-zachowujesz si jak kompletny
dra ? - Bo dotychczas nie napotka em w yciu nic takiego, dla czego warto by oby sta si draniem, Len - odrzek , wci
zmierzaj c w stron kraw dzi.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
CZ
DRUGA 2014
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
1 Po obudzeniu si przez jaki czas le blaskiem s
ca na powiekach. Jasno
bez ruchu, rozkoszuj c si pomara czowym
ty snop s onecznego wiat a, przefiltrowany przez
ga zie akacji rosn cych za oknem, ogrzewa mu rami i twarz. Nigel przeci gn si , niczym leniwy, rozgrzany kocur. By o jeszcze wcze nie, lecz intensywne, a ci kie od zapachów gor ce powietrze Pasadeny wype nia o sypialni . Przewróci si na brzuch i spojrza z uznaniem na Aleksandri , z powag upi kszaj - Pró no
si przed lustrem.
- powiedzia , jeszcze nie ca kiem otrz sn wszy si ze snu.
- Raczej niepewno . - Dlaczego nie mo esz po prostu sta si niechlujem, takim jak ja? - Interesy - odrzek a niejasno, wklepuj c pod oczy jaki krem. - B
dzisiaj
stanowczo zbyt zaj ta, eby zwraca uwag na swój wygl d. - I musisz by wytworna, by stawi czo o publice? - Uhum... Co s dzisz o podpi ciu w osów? S w nie adzie, ale ju nie b
mia a
czasu na... - Dlaczego nie? Przecie jeszcze wcze nie. - Zamierzam wpa
do biura i za atwi jak
papierkow robot , zanim przyjedzie
delegacja z Brazylii. Wyjd dzi wcze niej z pracy, mam umówione spotkanie z doktorem Hufmanem. - Znów? - Ma ju wyniki bada . - No i jak? -W
nie tego zamierzam si dzisiaj dowiedzie .
Zaspany Nigel rzuci ukradkowe spojrzenie, próbuj c wyczu jej nastrój. - Nie s dz , eby to okaza o si istotne - stwierdzi a niefrasobliwie. ko wodne wyda o st umiony plusk, gdy Nigel energicznie stoczy si z niego i stan na jednej nodze w pozie baletnika. - S oniowy wdzi k - skomentowa a Aleksandria. U miechn a si i podci gn a do góry w osy, eby sprawdzi efekt. - Zesz ej nocy mia - Wtedy, kiedy spad
na ten temat ca kiem inne zdanie... z
- Kiedy oboje spadli my z
ka? ka.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ten, kto trzyma wacht na górnym pok adzie, odpowiada za nawigacj , tak mówi przepisy prawa morskiego. - Wida musia em wtedy my le o czym innym, ni nawigacja. G upiec ze mnie! - Uhum... Gdzie niadanie? Nagi pow drowa po deskach pod ogi. Intensywny zapach i wspania e skrzypienie, jakie wydawa o prawdziwe drewno warte by y kosztów wynajmowania tego trzycz ciowego domu. Wszed do azienki, i d ugo, z wyra
ulg zaczaj sika do muszli klozetowej w
kolorze ko ci s oniowej. - Oto pierwsza przyjemno
dnia - pomy la . Sko czy , opu ci
desk , lecz powstrzyma si przed naci ni ciem sp uczki - trzydzie ci pi
centów jedno
opró nienie zbiornika. - Zdecydowali wi c z Aleksandri sp ukiwa sedes tylko wtedy, kiedy dzie to absolutnie konieczne. Ta oszcz dno
nie by a potrzebna, jednak marnotrawstwo,
przy ka dorazowym sp ukiwaniu, by oby po prostu nie-eleganckie. Wsun stopy w sanda y stoj ce w miejscu, gdzie je zostawi poprzedniej nocy i przez korytarz wy
ony grubymi, d bowymi deskami poszed do kuchni. To pokryte glazur
pomieszczenie zatrzymywa o ch ód nocy jeszcze d ugo po tym, jak reszta domu poddawa a si
arowi s onecznego dnia. Odg os klapania sanda ów wraca odbity echem w przestronnych
pokojach. Nigel podszed do radia i szuka porannej muzyki. Z powodu zbyt wczesnej godziny nie znalaz nic, co by mu si podoba o. Prze czy na wiadomo ci. Tar ostry cheddar, podczas gdy spiker z niezm conym spokojem informowa o planowanym kolejnym, niebezpiecznym uderzeniu terrorystów, gro cym ponownym sparali owaniem eglugi. Nigel rozbi sze zacz
jajek, zastanowi si chwil , doda jeszcze dwa i
szuka w lodówce kupionego wczoraj wiejskiego twarogu. Us ysza , e prezydent
wyg osi “bezlito nie ch oszcz ce niedowiarków” przemówienie przeciwko programom “ci y pod szk em”, rozwijanym po cichu przez wielkie korporacje. W wiadomo ciach nie wspomniano nic o analogicznych projektach rz dowych. W nast pnej kolejno ci dowiedzia si , e dwoje by ych hermafrodytów wzi o w
nie lub, proklamuj c powstanie “pierwszego
mi dzyludzkiego zwi zku wolnego od stereotypów”. Nigel westchn
iw
przygotowane
surowce do miksera. Doda nieco wodnistego, br zowego sosu, którego zapas przygotowa specjalnie w tym celu, posypa wszystko majerankiem, sol i pieprzem. Mikser rozdrobni to na g adk mas . Si gn
po koncentrat pomidorowy, a w tym czasie w radiu omawiano
powstanie nowej koalicji przemys owców z do
poka
grup zwi zków zawodowych.
Sprzymierzali si , eby poprze projekt ustawy o nadzwyczajnych c ach zaporowych na produkty sprowadzane z Brazylii, Australii oraz Chin. Dla urozmaicenia potrawy, a tak e dlatego, e lubi eksperymentowa , Nigel dosypa do masy jeszcze troch kolendry, przela
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wszystko na aroodporny pó misek i wsun
do piekarnika. ar piecyka szybko przyrumieni
kulinarne dzie o. Kiedy Nigel ubiera si , Aleksandria bra a prysznic. Potem zrobi porz dek w sypialni - zesz ej nocy porozrzucali ró ne cz ci garderoby po ca ym pokoju, co wygl da o jak pozosta
ci po domowej kraksie. Podwin
mankiety koszuli, czuj c, e zapowiada si
upalny dzie . Aleks wysz a spod prysznica; adnie zarysowane po ladki ci gle mia a wilgotne. ci gn a czepek ze zwi zanych w kok w osów i poprosi a: - Przeczytaj mi mój horoskop, dobrze? Jest tam, na stoliku nocnym. Nigel skrzywi si . - Wol wró by z wn trzno ci. Mo e skoczy po jak
ma
kózk , wzi
j szybko
pod nó i og osi dla ciebie prognoz na dzisiaj? - Czytaj - poleci a mu spokojnie Aleks. - Wn trzno ci s bardziej satysfakcjonuj ce, takie pe nokrwiste... - Czytaj. - Bli ni ta; od dwudziestego maja do dwudziestego czerwca - przerwa . - Co my tu mamy? Jeste bystra, inteligentna, dobrze zorganizowana. Postaraj si dzi u
swoich zalet
w kontaktach z innymi. Niestety, ludzie, z którymi si zetkniesz, odnios wra enie, e jeste zbyt agresywna. Postaraj si nie eksponowa nadmiernie swojej energii i powstrzymaj si przed krzywdzeniem ma ych zwierz t, to z a cecha charakteru. Unikaj ch odem ziej cych otch ani i odra aj cych kar ów, a wszystko powinno pój
po twojej my li. Powiedzia bym,
e brzmi to bardzo praktycznie. - Nigel, prosz ci ... - Có , czy porada mo e by
dobra, je li nie jest szczegó owa? Nawet ja owe
uogólnienia nie powiedz ci du o na temat tego, jakie papiery warto ciowe kupi dla tych facetów z Brazylii, to znaczy, je li na rynku takie rzeczy s w ogóle jeszcze do kupienia. - Oni chc kupi nas - w tym ca y problem. - Ca wasz lini lotnicz ? - Otó to. Krótki, szybki interes. - A jaka twoja w tym rola? - No, wiesz, zamierzaj by w
cicielami linii, a nie zarz dza ni .
- Ach, tak... - rzuci okiem na zegarek. - Najwy szy czas na Leniwy Suflet. Wszed do kuchni, wyj cika s
z szafek sztu ce, talerze i serwetki, po czym zaniós je do
cego jako prowizoryczna jadalnia. W starym domu ten k cik by ca kiem
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
przestronnym pomieszczeniem. Kiedy s
jako mieszkanie jednorodzinne, tu za pe ni
rol naro nego “okna na wiat”; sk d rozpo ciera si widok na tylne podwórze. Kwitn ce prosto w niebieskobia e niebo, drzewo akarandy, tworzy o z jednej strony ram dla soczy cie zielonego, wie o skoszonego trawnika. Nigel ponownie spojrza na zegarek. Przyt umiony g os poinformowa go, e jest trzydziesty pierwszy kwietnia. Czy zgodnie z nowym kalendarzem, ta data by a prawdziwa? Wysili si ,
eby przypomnie
sobie star , dziecinn
wyliczank : wrzesie
nocy ma
trzydzie ci, a pa dziernik w sobie mie ci... mie ci...? Nigdy nie potrafi , gdy tego potrzebowa , przywo
na czas tych ma ych diablików wspomagaj cych pami . Jednak z
pewno ci dobrze zna kwiecie : w przysz ym tygodniu minie pi tna cie lat od “sprawy Ikara”. Ju pi tna cie. Mimo tych wszystkich konferencji, mi dzynarodowych sympozjów, niezliczonych prac doktorskich, konsekwencje wyprawy okaza y si znikome. Wraz z Lenem zdo ali wtedy zabra spor cz
interesuj cych rzeczy z Ikara i za adowa je do ró nych
pomieszcze “Dragona”, a nawet na zewn trz, w zakamarkach kad uba. Mieli jednak do czynienia z czym ca kowicie obcym, czy wobec tego potrafili dokonywa w wyborów? Niekiedy co , co wydawa o si z si
kup
nie nadaj cych si
ciwych
onym urz dzeniem elektronicznym okazywa o
do niczego krety skich obwodów. Zielonkawa mg a,
wype niaj ca olbrzymie krypty wewn trz Ikara sk ada a si ze skomplikowanych moleku zwi zku organicznego, b
cego mo e olejem lub smarem, wytrzymuj cym warunki
absolutnej pró ni. Owszem, by o to interesuj ce, lecz nie dawa o adnych wskazówek do dokonanego przez nich, fundamentalnego odkrycia. Z bada zgromadzonych artefaktów uczeni zdo ali wydoby substancj
kilka osobliwych rozwi za przydatn
technicznych: zaawansowan
technologicznie
w mikroelektronice, stopy o wysokim wspó czynniku oporu
elektrycznego, pewne z
one chemikalia. Tylko
niecodzienno ci tego wszystkiego.
e nie umieli wychwyci
adna z przywiezionych na Ziemi
obecno ci,
zdobyczy nie
wskazywa a, cho by po rednio, na pochodzenie Ikara. Te przedmioty mog yby z powodzeniem powsta na Ziemi w odleg ej przesz
ci, o której ludzko
ju zapomnia a.
Niektórzy uczeni przypuszczali, e tak rzeczywi cie by o. Nikt nie wyst pi z przekonuj cym dowodem istnienia na Ziemi zaawansowanej cywilizacji w czasach prehistorycznych, chocia przeci tno
tego, co znaleziono na Ikarze, wydawa a si
Dla Nigela i Lena oznacza o to
wiadomo
wiadczy na korzy
tej tezy.
powolnej kl ski, kontynuacj
kontrowersji, które rozp ta y si zaraz po tym, jak prom kosmiczny zabra ich z orbity
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
oko oziemskiej. Pocz tkowo NASA stara a si ich chroni , jednak szybko okaza o si , e zbyt wiele ludzi by o wstrz ni tych ryzykanctwem Nigela. Hindusi zerwali kontakty dyplomatyczne, nie wznawiaj c ich nawet po tym, jak Len zdetonowa Jajko i rozpyli Ikara na niegro ny, kosmiczny piasek. Niektórzy kongresmani domagali si wyroków wi zienia dla obu astronautów. “New York Times” wydrukowa w ci gu miesi ca trzy kolejne artyku y wst pne po wi cone temu tematowi, w ka dym z nich coraz ostrzej domagaj c si sankcji wobec NASA, Lena, a szczególnie Nigela. Nigel kilkakrotnie stawa przed audytorami, w wi kszo ci sk adaj cymi si z jego wrogów, próbuj c broni przy wiecaj cych mu idei oraz emocji, jakie odczuwa w czasie feralnego lotu. Wkrótce da temu spokój. Zdawa sobie spraw , e s owa nie s , i nigdy nie stan si czynami. Na szcz cie by cywilem, zatem nie podlega oskar eniu o niewykonanie rozkazu. Obraza powszechnie przyj tych norm moralnych nie podpada a pod aden paragraf. Prokurator federalny wniós co prawda oskar enie, opieraj c je na zarzucie podj cia przez Nigela dzia
pozbawiaj cych mieszka ców Stanów Zjednoczonych przys uguj cych im
praw obywatelskich, lecz skarga zosta a oddalona; ostatecznie w pierwszym rz dzie to Hindusi, nie Amerykanie, byli zagro eni przez planetoid . W ród tych wszystkich publicznych utarczek NASA zachowa a niemal ca kowite milczenie, omijaj c ostro nie dra liwy fakt, e Dave k ama , chroni c si za przeznaczonym dla mass mediów u miechem. Ca a ta historyjka o Ikarze skacz cym w górnych warstwach atmosfery, niczym “kaczka” puszczona po wodzie r
dziecka, okaza a si jedynie pospiesznie zaimprowizowanym
przedstawieniem. Stopniowo, wraz z mijaj cym czasem, sprawa zacz a przysycha . Po up ywie roku i opublikowaniu przez “Timesa” ostatniej ju , po egnalnej salwy w bitwie o Ikara (“Wspominaj c Otch
”) uwag
wiata przyci gn y inne problemy. Znalaz szy si poza
zasi giem reflektorów i opinii publicznej, NASA zacz a delikatnie pozbywa si Lena i Nigela. Osobliwe,
e bardziej niebezpieczne od nag
nienia ca ej sprawy okaza o si
usuni cie jej z pola widzenia. Ujawnienie w pe nym wietle k amstwa Dave’a kosztowa oby NASA utrat wielu sojuszników. Gdyby jednak fakty odkryto oficjalnie, po latach, przed jakim komitetem nieznanym opinii publicznej, wyrz dzi oby to Agencji niewielkie szkody. Up ywaj cy czas dzia
zatem na jej korzy . Karty atutowe, które mieli Nigel i Len
stopniowo traci y warto , niczym zdewaluowane monety. Najgorszy czas nasta wtedy, gdy Nigel wybiera si na przyk ad do supermarketu, gdzie by nara ony na uwag lub obelgi przypadkowo napotkanych ludzi, b Uda o mu si przetrwa i to.
te na przymusow , zaciek dyskusj .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ju
gotowe? - spyta a Aleksandria, nios c dzbanek soku pomara czowego z
grzechocz cymi kostkami lodu. - Tak - odpar Nigel. Otrz sn
si z refleksyjnego nastroju i odkry pó misek z
sufletem. Gdy nak ada porcje szerok drewnian ze
rodka wydoby
si
opatk , dobrze wypieczone ciasto p
o, a
smakowity zapach. Jedli szybko, z apetytem. Ich w asnym
wynalazkiem by o jak najrzadsze jedzenie kolacji, co rekompensowali sutym niadaniem. Aleksandria uwa
a bowiem, e zu ywa kalorie ze niadania w ci gu dnia, podczas gdy to,
co zjada na kolacj , przekszta ca si w t uszcz. - Dzi wieczorem, po kolacji przyje - To dobrze. Czy przeczyta
a Shirley - oznajmi a.
ju t powie , któr ci da a?
Aleksandria poci gn a nosem z udan skruch . - Nie. To w wi kszej cz ci zwyk e nurzanie si
w postmodernistycznych
niepokojach, ze wstawkami w technikolorze. Nigel oderwa kawa ek grejpfruta i w
go do ust. Cierpki owoc wykrzywi mu
twarz. Aleksandria równie si gn a po grejpfrut i nagle skrzywi a si z bólu. - Cholera! - zakl a. - Ci gle ci bol nadgarstki...? - Raczej stwierdzi , ni spyta Nigel. - My la em, e ju z nimi lepiej... Aleksandria obj a prawy nadgarstek r
i poruszy a nim lekko, na prób . Na
moment twarz jej ci gn a si z bólu i musia a zaprzesta tych prób. - Nie, cokolwiek to jest, wci - Mo e je zwichn
tam siedzi.
...
- Oba nadgarstki równocze nie, nawet o tym wiedz c? - Rzeczywi cie, wydaje si to nieprawdopodobne. - Do diab a - wybuchn a nagle Aleksandria. - Wiesz, nie s dz , ebym chcia a, by ci Brazylijczycy kupili nasze przedsi biorstwo! - Naprawd ? - zdziwi si Nigel. - My la em... - Wiem, wiem... sama to wszystko zacz am. Zrobi am pierwsze posuni cia. Ale, do cholery, ta linia jest nasza! Jasne,
e mogliby my u ytkowa
zgromadzony kapita ... -
Skrzywi a usta z dobrze znan Nigelowi irytacj - lecz nie s dzi am...! - No có , to by a cz
delikatnej transakcji. Chodzi im o to,
prawdziwie ameryka skiego - Ameryka skie Linie Lotnicze.
eby naby co
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ale w porównaniu z nami, z naszym sposobem dzia ania, te wystrojone fircyki nie umiej bez instrukcji nawet zawi za sznurowade . Oni nie maj odpowiedniej wiedzy. - Ach, tak. - Zawsze lubi obserwowa zmienne nastroje przej cia i zapa u na jej twarzy, gdy uczucia te zast powa y zwyk y umiar i dobre wychowanie. Kiedy patrzy na Aleksandri zmieniaj
rozprawiaj
o wska nikach zysku, mar ach, kapita ach ruchomych,
si z delikatnej, czu ej kochanki, jak by a w nocy, w pedantyczn i skuteczn
bizneswoman, któr stawa a si za dnia, kolejny raz u wiadamia sobie, dlaczego j kocha.
Sko czy zmywa naczynia i par minut po Aleks wyszed z domu do Laboratorium. Ledwie zd
na autobus. Pojazd kluczy po Fair Oaks, do
wczesnej pory. Nigel wyj cie
z kieszeni s uchawki walkmana i w czy sze ciokana ow
radiow . Zrezygnowa
powtarzane
w
ju zat oczonej pomimo
z jakiego
niesko czono ,
wci
brz czenia dla kretynów, przeszed te
same
informacje
sportowe
przez
przeplatane
wiadomo ciami - przy okazji dowiedzia si , e psycholodzy s zaniepokojeni nasilaj
si
fal aktów dzieciobójstwa - i pozosta przez chwil na kanale muzyki klasycznej. W
nie
ko czy o si krótkie solo na tr bk , po którym zabrzmia y d wi ki obfituj cej w instrumenty smyczkowe symfonii Brahmsa. Przekr ci wy cznik, schowa s uchawki i zacz
przygl da
si krajobrazowi wzgórz Pasadeny, na które pracowicie wspina si autobus. Na stokach gór i w dolinach dominowa czerwono-br zowy odcie . Nigel przytkn
do nosa mask i wci gn
do p uc rozkoszny aromat. Pomy la , e pewne rzeczy nigdy si nie zmieni . Zdawa sobie spraw z pogarszaj cej si sytuacji politycznej, ze s usznego zdenerwowania ludzi bilansem eksportowo-importowym, lecz uwa
, e czyste, wie e powietrze, jak po nocnej burzy, i
nieco muzyki Beethovena w drodze do pracy, s ogólnie rzecz bior c, wa niejsze. miechn
si do siebie. W takich uczuciach odnajdywa dom rodzinny, wp yw
matki i ojca. Krótko po sprawie Ikara przenie li si z powrotem do Suffolk i Nigel widywa si z nimi regularnie. Ich wiat skurczy si znów do wygodnej angielskiej prowincji: czystego powietrza i muzyki smyczkowych kwartetów. On natomiast, im bole niej ciera si z otaczaj cym wiatem, tym wi cej w sobie cech rodziców rozpoznawa . By uparty, jak ojciec, który nie tylko nie da si przekona co do s uszno ci misji Nigela, lecz uwa
, e
jego syn powinien po tym wszystkim opu ci Ameryk . Ten sam upór pozwoli Nigelowi przetrwa . Teraz, rozmawiaj c z Amerykanami o bezbarwnej, monotonnej artykulacji, we asnych s owach s ysza wypowiadane g adko samog oski, podobnie jaku ojca. I chocia w ko cu choroby na zawsze zabra y mu te wa ne, nieroz czne postacie, w tym kraju - czasem tak obcym - by y mu bli sze ni kiedykolwiek przedtem.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Laboratorium prostopad
Nap du
Odrzutowego
stanowi o
chaotyczn
grup
ciennych bloków, usytuowanych na górskim zboczu, w ród soczy cie zielonego
krajobrazu. Autobus zatrzyma si z g
nym sapni ciem. Nigel us ysza monotonny piew i
przy g ównej bramie ujrza trzech ludzi z sekty Synów Nawróconych. Rozdawali ulotki i naprzykrzali si przechodniom. Wzi
jedno pisemko, rzuci na nie okiem, zgniót i schowa
do kieszeni. Oceni , e ich propagandowa praca w terenie schodzi na psy; mistyczne apele nie mia y raczej szans powodzenia w ród personelu Laboratorium. Min
trzy zespo y stra ników, niech tnie pokazuj c swoj plakietk identyfikacyjn -
Laboratorium mia o by ewentualnym celem pierwszego uderzenia bombowców wroga - a potem ruszy wzd
korytarzy wype nionych bia ym, ch odnym wiat em jarzeniówek. W
biurze czeka ju na niego Kevin Lubkin, koordynator misji. Nigel zdj
z fotela kilka
egzemplarzy czasopisma naukowego “Ikar” i rzuci je na stos papierów le cy na biurku, eby Lubkin móg usi odbijaj c si
. Uniós nieco aluzje. Do pokoju przedosta si blady snop wiat a,
na przeciwleg ej
cianie. Pracowa
klimatyzacji, wi c za niez y pomys
uwa
w skrzydle budynku pozbawionym
zrobienie od razu minimalnego cho by
przewiewu. Po po udniu upa stawa si tu nie do wytrzymania. Do rytua u nale
o równie
podnoszenie aluzji, i od tego zwykle zaczyna prac ka dego ranka. Dopóki nie sko czy , tylko zdawkowo przywita si z koleg . - Co nie tak? - spyta wreszcie, ze sztucznym wyrazem skupienia. Kevin Lubkin, oderwany od lektury, zamkn folder. - Monitor Jowisza - powiedzia zwi le. By t gim m czyzn o czerwonej, nalanej twarzy i agodnym g osie; ostatnio brzuch zacz
mu wr cz wylewa
si
ze spodni,
przykrywaj c sprz czk paska. - Awaria? - Nie. Sygna zosta zag uszony. Spojrza z zak opotaniem, czekaj c na reakcj . Nigel uniós
brwi. Pokój wype ni
momentalnie dziwny nastrój napi cia. -
Rzeczywi cie - pomy la Nigel - mog by jeszcze troch rozleniwiony po niadaniu, ale nie jestem na tyle ot pia y, eby da si nabra na zwyk y biurowy art. Nie odezwa si . - Tak, wiem - westchn
Lubkin - to wydaje si niemo liwe. A jednak zdarzy o si .
Dzwoni em do ciebie w tej sprawie, ale... - Na czym polega problem?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Dzi o drugiej nad ranem otrzymali my raport diagnostyczny z Monitora Jowisza. Nocna zmiana nie mog a sobie z nim poradzi , wi c zadzwonili do mnie. Wygl da o to tak, jakby komputer pok adowy wykry awari g ównej anteny - Lubkin zdj
okulary w
tawo-
bia ej oprawie. - Stwierdzi em jednak, e antena jest w porz dku. Ale gdy próbuj przes
do
nas transmisj , za ka dym razem co odbija sygna z powrotem po up ywie dwóch minut. - Odbija? - Nigel odchyli si w fotelu, wpatrzony w tytu y ksi ek na pó kach, podczas gdy w my li odtwarza szybko schemat urz dze radiowych Monitora. - Masz racj , dwie minuty to stanowczo za d ugo na sprz enie zwrotne. Chyba e ca y program steruj cy diabli wzi li i transmisje powtarza sam Monitor. Komputer mo e dostawa
kr ka i
interpretowa je jako sygna y z zewn trz. Lubkin niecierpliwie machn r
.
- My leli my ju o tym. - I co? - System autodiagnostyki odpowiedzia negatywnie. Wszystko jest w jak najlepszym porz dku. - Poddaj si - powiedzia Nigel. - Ale ty chyba masz ju jak
teori . - Roz
szeroko r ce. - Czy móg by si ni podzieli ? - My
, e Monitor Jowisza odbiera rzeczywisty sygna z zewn trz. Informacja, któr
otrzymali my, jest prawdziwa. Nigel parskn sarkastycznie. - Jak doszed
do takiego wniosku?
- Có , wiem... - W tej fazie orbity niemal godzin potrzeba falom radiowym na dotarcie do nas z okolic Jowisza. Jak to mo liwe, eby kto odsy
komunikaty Monitora z powrotem do
próbnika zaledwie po dwóch minutach? - Przez umieszczenie na orbicie Jowisza satelity, takiego jak nasz Monitor. Nigel zamruga powiekami. - Sowieci? Przecie wyrazili zgod ... - To nie Sowieci - zaprzeczy Lubkin. - Sprawdzili my przez Czerwon
Lini .
Zaprzeczyli. - Podobno od niepami tnych czasów nie wystrzelili nic w tym kierunku. Ludzie z wywiadu s przekonani, e dopiero staraj si to zrobi . - Chi czycy? - Na razie jeszcze nawet nie graj w naszej lidze. - Wi c kto?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Lubkin wzruszy ramionami.
tawa, niezdrowa cera i ci gni te rysy twarzy mówi y
wi cej o jego nastroju ni s owa. - Wiesz, pomy la em, e zechcesz pomóc mi na to odpowiedzie . Sposób, w jaki to powiedzia , wskazywa na pora
. Nigel zwróci na to uwag ,
poniewa nigdy nie s ysza takiego tonu u Lubkina. Zwykle koordynator misji zachowywa si do
ostro wobec wspó pracowników, by ostentacyjnie twardy i roztacza wokó siebie
atmosfer pe nego wy szo ci ch odu. Teraz utraci zwyk y dystans; otworzy si , sprawia nawet wra enie cz owieka niepewnego. Nigel przypuszcza , e koordynator przyszed tu o godzinie drugiej w nocy, zamiast po prostu zleci komu wykonanie pracy. Prawdopodobnie chcia pokaza swoim ludziom, e potrafi samodzielnie upora si z problemem, poniewa nie straci
pewnej r ki i doskonale rozumie wszystkie subtelno ci oraz “narowy”
skomplikowanych urz dze , którymi st d kierowano. Jednak nie uda o mu si rozwi za zagadki dziwnego zachowania Monitora. Nocna zmiana znikn a o szarym wietle brzasku, wi c teraz Lubkin móg dyskretnie poprosi o pomoc. Nigel u miechn
si do siebie z sarkazmem. Ten facet, jak zawsze, kalkulowa , k ad
na szalach wszystko, co mog o dotyczy jego kariery. - Dobrze - powiedzia g
no. - Pomog ci.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
2 Uk ad S oneczny jest rozleg y.
eby go przeby
wiat o potrzebuje a jedenastu
godzin. Rozproszone w pró ni obiekty - ska y, py , lodowe zlepki, planety - okr aj bia gwiazd , zwracaj c po ow
powierzchni ku wiecznie roz arzonemu centrum systemu i
wch aniaj c p yn ce stamt d ciep o, a w tym samym czasie drug stron s obrócone do mi dzygwiezdnej pustki. Zbli aj cy si do systemu 2011 statek nie zna nawet tych podstawowych faktów. yn
przez czarn otch
i zdawa sobie spraw jedynie z tego, e znów kieruje si ku
gwie dzie z rodzaju tych, które w Galaktyce wyst puj bardzo powszechnie i e musi rozpocz
doskonale znany rytua dzia
.
Cho prowadzi nadzwyczaj d ug i mudn eksploracj jednego ze spiralnych ramion Galaktyki, tej akurat gwiazdy nie wybra na podstawie rozk adu prawdopodobie stwa. O wiele wcze niej, gdy kr
z szybko ci stanowi
u amek pr dko ci wiat a nieco poni ej
galaktycznego równika, wy uska z odwiecznego radiowego szeptu krótki sygna . Przekaz by zniekszta cony i fragmentaryczny. Znajdowa y si w nim jednak trzy powszechnie u ywane, mo liwe do po czenia elementy; sk adniki odpowiadaj ce znakom staro ytnego kodu, który nauczono go honorowa . Maszyna rozpocz a skr t po wielkim uku, kieruj c si ku grupie gwiazd, sk d sygna móg pochodzi ; by zbyt zak ócony i krótki, eby jego ród o mo na precyzyjniej zlokalizowa . Znacznie pó niej, ju w trakcie manewru zbli ania, przez ocean szumów w radiowym pa mie wodoru przebi si silniejszy g os. Sygna alarmowy, wezwanie pomocy. Awaria systemu podtrzymywania ycia. Naruszenie pow oki kad uba, zak ócenia najwa niejszych wska ników integralno ci... Przekaz sko czy si . Kierunek sta si bardziej wyra ny. Czy wezwanie pochodzi o z systemu, do którego statek si
zbli
, czy te
z jakiego
bardziej odleg ego
ród a,
znajduj cego si za nim? W tych okoliczno ciach maszyna powróci a do zwyk ego schematu dzia ania. Pierwsze z wymagaj cych w tej sytuacji zachowa zmniejszy pr dko ,
by o proste. Statek ju teraz
eby mi dzygwiezdny py nie rozora kad uba, dziurawi c go jak
rzeszoto, z powodu niszczycielskiej si y uderzenia ka dego ziarenka. Pojazd móg bezpiecznie zwin
chroni ce go pola magnetyczne i pobudzi sensory bliskiego zasi gu.
Po ród bezwzgl dnego ch odu kosmicznej pró ni w kad ubie otworzy si iluminator. Statek
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
spogl da w ten obszar kosmosu, ku któremu si kierowa . Na obraz zbli aj cej si gwiazdy na
ona zosta a przes ona, by mo na zarejestrowa tak e inne plamki wiat a znajduj ce si
w pobli u. yty do tego teleskop mia zwierciad o pó torametrowej rednicy i nie ró ni si zbytnio od stosowanych na Ziemi. Pewne zasady konstrukcyjne, ograniczone przez prawa fizyki, s uniwersalne. Statek jak gdyby skrada si z szybko ci znacznie mniejsz od pr dko ci
wiat a. Ró ne izotopy z monotonnym pomrukiem miesza y si
w dyszy
wylotowej. Palce pól magnetycznych, wyci gni te daleko w przód, wychwytywa y odpowiednie atomy z rozproszonej po ca ej Galaktyce materii mi dzygwiezdnej i wci ga y je do wn trza silnika statku, niczym do gigantycznego odkurzacza. Jedynie odg os ich rozpadania si
wewn trz ogromnego walca silnika zak óca
bezg
prac
pól
magnetycznych. Statek cierpliwie czeka . Je li wokó gwiazdy, do której si zbli planety, wci
, kr
y inne
znajdowa y si zbyt daleko i trudno by o wychwyci ich ruch na tle czarnego
firmamentu usianego iskrami stacjonarnych gwiazd. W odleg
ci czterech dziesi tych roku
wietlnego od uk adu, uruchomione obwody rozpoznawcze i ich systemy wsparcia uzgodni y, e
tobr zowa plamka w pobli u bia ej gwiazdy jest planet . Wy sze funkcje intelektualne
komputerów statku odczu y wyra ne o ywienie aktywno ci obwodów i otrzyma y informacje o odkryciu. Informacje te zosta y skonsultowane z podstawow bibliotek elektroniczn , zawieraj
dane o systemach planetarnych. Niewyra ny, mglisty kr ek b yszcza w oddali,
gdy statek sun
przez ob ok ulotnego jak szept mi dzygwiezdnego py u, a jego sensory
koncentrowa y si na celu, dokonuj c dok adnych pomiarów. Planeta by a ogromna, o masie wystarczaj cej do zainicjowania w j drze termonuklearnego p omienia. Obserwacje jednak wskazywa y, wiat o jest na to zbyt s abe. Komputery statku rozwa
e emitowane przez ni
y, czy system, który obserwuj , jest
podwójnym uk adem gwiazd. W ko cu odrzuci y t teori . Rosn cy wci
punkcik wietlny
kry w sobie trudn do okre lenia obietnic .
Przez ca y ranek trwa a burzliwa dyskusja. Nigel nie zamierza ca kowicie zrezygnowa z hipotezy, e Monitor Jowisza uleg awarii. In ynierowie lotu - grupa pewnych siebie facetów, porozumiewaj cych si za pomoc argonu i przyjmuj cych sceptycznie wszystkie opinie “laików” - mieli odmienne zdanie. Niech tnie ust powali w
dyskusji,
pos uguj c
si
dobrze
znanymi
argumentami
“bezstronnego rozumu” przeciwko niesprecyzowanym w tpliwo ciom Nigela. Dok adny
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
przegl d w asnych systemów wykrywania awarii Monitora, nowa analiza diagnostyczna uk adów radiowych sondy, ponowne “r czne” sprawdzenie poprawno ci technicznej transmisji radiowych nie wykaza y adnych b dów ani zak óce pracy. W Monitorze nie dosz o zatem do usterki technicznej. Kapry ne echo zanik o oko o trzeciej nad ranem. Monitor nie znajdowa si ju na swojej poprzedniej, eliptycznej orbicie wokó Jowisza. Miesi c wcze niej jego silniki wyrzuci y z g ównej dyszy strumie p omieni, nadaj c urz dzeniu impuls wprowadzaj cy je na orbit wokó Kalisto, pi tego w kolejno ci ksi yca Jupitera. Teraz próbnik kr
po
skomplikowanej orbicie, przypominaj cej kszta tem plasterek pomara czy i co osiem godzin pojawia si nad b yszcz cymi ch odnym, lodowym blaskiem biegunami Kalisto. Nigel odgryz po ow krakersa, popi go ciep aw herbat , nie zauwa aj c nawet jej gorzko-s odkiego smaku. Zamkn oczy, s ysz c charakterystyczne dzwonienie i szybki terkot towarzysz cy nap ywowi danych telemetrycznych z Monitora. In ynierowie lotu poszli wreszcie do siebie i Nigel z Lubkinem usadowili si w g ównej sali kontrolnej, przy jednym z pó kolistych sto ów otoczonych szeregami przycisków i wska ników. - To pozbawia wszelkich nadziei na proste rozwi zanie sprawy - oznajmi Nigel. dz , e powinni my teraz rzuci okiem na t orbit wokó Kalisto. - Nie nad am - przyzna Lubkin. - Je li odbity sygna pochodzi z jakiego
ród a poza Monitorem, co musia o go
teraz odci . Najprawdopodobniej echo zanik o, poniewa Kalisto wesz a pomi dzy ród o a Monitor. Lubkin przytakn ruchem g owy. - Rozs dne wyt umaczenie. Przysz o mi do g owy to samo, ale... - spojrza na zegarek - jest prawie po udnie. Dlaczego echo nie pojawi o si gdzie ko o siódmej rano, gdy Monitor wy oni si zza Kalisto? Nigela ogarnia o nieprzyjemne uczucie, e wobec Lubkina, zachowuj cego si niczym dry i do wiadczony profesor, odgrywa rol t pawego studenta zaraz po absolutorium. Po chwili u wiadomi
sobie,
e jest to wra enie, jakie chcia by stworzy
ten zr czny
administrator. - Có ... mo e to inne
ród o jest zag uszone przez samego Jowisza. Nie ulega
tpliwo ci, e teraz musi by przez co zakryte. Lubkin zacisn wargi. - Mo e, mo e - powiedzia bez przekonania.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Czy mogliby my naszkicowa co w rodzaju orbity dla tego ród a, dokonuj c triangulacji z Kalisto jako punktem odniesienia? Koordynator skin g ow .
Wokó ka dej gwiazdy rozci ga si . cienka, sferyczna warstwa przestrzeni, z umiarkowanymi temperaturami we wn trzu. Je li w takiej sferze kr y planeta przypominaj ca Ziemi , skierowana na odpowiedni
orbit
przez pierwotny impuls si y
od rodkowej, znajduj ca si na jej powierzchni woda wyst puje w stanie p ynnym. Z odleg zaobserwowa t powstania
ci jednej trzeciej roku wietlnego od gorej cej bia ej gwiazdy statek budz
nadzieje sfer
i stwierdzi ,
e mo e zapewnia
warunki dla
ycia. W uk adzie nie by o oznak istnienia du ej planety z wyj tkiem
tobr zowego gazowego giganta, który kr
znacznie dalej, poza sfer . By o to jedno z
najwa niejszych kryteriów, poniewa planeta o du ej masie, znajduj ca si blisko gwiazdy, mog aby uniemo liwi innemu cia u niebieskiemu kr enie po stabilnej orbicie wewn trz ekosfery. Gdyby statek znalaz tak masywn planet na ciasnej orbicie, zgodnie ze sta ymi rozkazami - g boko wytrawionymi w matrycach pami ci, tak starymi, e funkcjonowa y niczym instynkty - przyspieszy by, przelatuj c przez Uk ad S oneczny, gromadz c po drodze wszystkie dane dla poszerzenia astrofizycznego katalogu i wyznaczaj c kurs ku kolejnej pozycji na d ugiej li cie rokuj cych nadzieje gwiazd. Zamiast tego statek przy pieszy hamowanie, z rosn cym grzmotem silników. Coraz cz ciej ods ania lustro teleskopu, d Niebiesko-bia a kropka okaza a si poprzednia, lecz kr
ej spogl daj c na obszar, ku któremu zmierza .
kolejn
gigantyczn , gazow
planet , mniejsz
ni
po jeszcze dalszej orbicie. Trudno by o uzyska jej wystarczaj co
ostry obraz i na tej podstawie dokona charakterystyki. Statek zauwa
wokó niej zamglone,
niebieskawe kó eczko. - Planeta mia a pier cienie, co w ród gigantów nie jest rzadkim zjawiskiem. Pó niej zosta a odkryta jeszcze jedna masywna planeta, otoczona cie szym pier cieniem, a potem kolejna - ka da coraz dalej od gwiazdy. Komputery statku zacz y zmienia ocen szans na istnienie ycia w rym systemie. Mimo to poprzednie do wiadczenia statku pozwala y zachowa iskierk nadziei. Ma e, s abo wiec ce wiaty planetarne mog y le
w g bi uk adu, nawet je li teoria i dane obserwacyjne wydawa y si temu przeczy .
Przez czysty przypadek statek móg zbli powodu zupe nie jej nie zauwa
si do planety od nocnej strony i z tego b ahego
. Zatem maszyna wci
czeka a.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
W odleg zagadkow
ci jednej szóstej roku wietlnego od centrum systemu komputery odkry y
niebiesko-br zowo-bia
plamk : planet
w pobli u gwiazdy. Uruchomione
zosta y obwody nagradzaj ce. Komputery odczu y ulg obwody, kipi
fal . By y to bardzo z
zaprogramowane na ci
i rado , jak przenikaj
ich
one urz dzenia, sieci no ników impulsów
e d enie do sukcesu, lecz zabezpieczone przed rozczarowaniem,
gdyby sukces z jakiego powodu im si wymkn . Przez chwil odczuwa y wyra ne zadowolenie, a statek kontynuowa lot.
Trygonometria sferyczna, wektor kierunkowy g ównej anteny Monitora Jowisza, rachunek ró niczkowy, parametry orbit, przybli enia, k ty. Sprawdzanie i jeszcze raz sprawdzanie. Powoli wy oni a si najbardziej prawdopodobna odpowied - zdarzy si to oko o trzeciej trzydzie ci, mniej wi cej za godzin . O tej porze tajemnicze ród o powinno znale si w zasi gu g ównej anteny Monitora. Nigel wyobrazi je sobie jako plamk wschodz
ponad horyzontem planety powoli oddzielaj
wiat a,
si od kipi cych bezg
nie,
br zowych pasów na powierzchni Jupitera. Przesuwaj c si po elipsie swojej orbity, Monitor obserwowa pewnie o nie one równiny Kalisto, odbiera w sobie tylko znany sposób to, co widzia : kratery, pofa dowane obszary górskich
cuchów, szczeliny, iskrz ce si
niebieskawe góry lodowe. - Godzina - oznajmi Lubkin. - Czy w ci gu tego czasu mo emy przestawi g ówn anten nie zak ócaj c programu obserwacji Kalisto? - spyta Nigel. - B dziemy musieli - odrzek zdecydowanie koordynator. Podniós s uchawk telefonu i po czy si z Kontrol Naziemn Operacji Badawczych. - Powiedz im, eby obrócili te platform kamery - doda szybko Nigel. - My lisz, e z tej odleg
ci da si co dostrzec?
Nigel wzruszy ramionami. - Mo liwe... - Chodzi o kamer w skok tn ? Nie mo emy ruszy obydwu urz dze bez... - Jasne. B dziemy musieli to zrobi za pomoc szeregu impulsów ci gu silników korekcyjnych. Trzeba u
filtrów optycznych, przej
powoli od ultrafioletu do
podczerwieni. Mo na ustawi automatyczn sekwencj . Lubkin szybko i pewnie mówi przez telefon. Teraz, gdy mia ju wreszcie rozkazy dla podlegaj cych mu ludzi, u miecha si pewny siebie.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Statek w g bokiej ciszy wci
przemierza przestrze , z dala od gor cych promieni
centralnej gwiazdy systemu. W jego wn trzu zacz o si rozró nianie róde fal radiowych. Zacz y pracowa nast pne wy sze funkcje intelektualne maszyny. Urz dzenia dok adnie bada y i porównywa y ze sob s abe sygna y docieraj ce do anten. Po odfiltrowaniu zwyk ych trzasków, pochodz cych od gwiazd, odnalaz y trudno uchwytne lady emisji, której ród o mog o znajdowa si gdzie na planetach. Najsilniejszym ród em okaza si gazowy olbrzym bli szy gwiazdy centralnej. By a to oznaka do
optymistyczna, poniewa porusza si on po orbicie bliskiej centrum systemu.
Gdyby pokrywa a go rzadka, przezroczysta atmosfera, na powierzchni by oby zbyt zimno dla jakichkolwiek przejawów ycia, jednak analiza spektralna wykaza a, e pokryty jest grub warstw
g stych chmur. Statek wiedzia ,
interakcjom pomi dzy grawitacj a si
e takie planety ogrzewaj
same, dzi ki
od rodkow , oraz przez chwytanie ciep a w swoist
pu apk nazywan efektem cieplarnianym. W ten sposób mo e doj atmosferze b
si
do powstania ycia w
w oceanach.
Jednak grube p ynno-gazowe zas ony, pokrywaj ce planet , zapowiada y ogromne ci nienie na jej powierzchni. stanie rozwin
ywe organizmy na takich cia ach niebieskich rzadko s w
szkielet, nie mog wi c u ywa narz dzi; w plikach pami ciowych statku
znajdowa y si potwierdzaj ce to przyk ady. Uwi zione w g bokiej niszy ekologicznej, pe nej amoniaku i metanu, niezdolne do rozwini cia skomplikowanej technologii, nie mog w aden sposób komunikowa si ze wiatem zewn trznym. Statek za z ca
pewno ci nie
wyl duje w rodowisku o takich parametrach. absze nieco ród o fal radiowych znajdowa o si w g bi systemu. To trzecia z kolei planeta, o niebiesko-bia ym zabarwieniu. Jej sygna y sk ada y si z szeregu nak adaj cych si wzorów, s abych drga , których
ród em mog y by
zjawiska atmosferyczne: burze,
pojedyncze wy adowania elektryczne, mo e promieniowanie magnetosfery. Planet spowija a przejrzysta pow oka gazowa, co stwarza o spore nadzieje. Statek wci
zbli
si do granic
planetarnego uk adu.
Oko o godziny szóstej po po udniu zacz li traci nadziej . G ówn anten Monitora przeprogramowano na prowadzenie metodycznych poszukiwa
wokó punktu, w którym
powinno zjawi si nieznane ród o fal radiowych. Wszystko dzia o jak nale y. Dane z Monitora nieprzerwanym strumieniem dociera y do Laboratorium. Operacja przebiega a bez zak óce .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nie przynosi o to jednak adnych rezultatów. Zespó
in ynierów lotu drepta
niecierpliwie, spisuj c raporty dzienne; ludzie
szykowali si do pój cia do domów. Z ich punktu widzenia echo by o czasow usterk , która naprawi a si sama. Dopóki nie pojawi si znowu, nie ma powodów do wszczynania alarmu. Zgodnie z uaktualnionymi obliczeniami cel poszukiwa powinien wy oni si zza tarczy Jowisza o godzinie trzeciej trzydzie ci siedem po po udniu. Bior c pod uwag opó nienie sygna ów docieraj cych z Jowisza, Kontrola Naziemna zacz a odbiera nap ywaj ce dane w wyznaczonym czasie, czyli nieco przed godzin czwart trzydzie ci. ówna antena Monitora zako czy a poszukiwania po up ywie godziny. Niestety, nie mogli w skok tnej kamery optycznej, poniewa zbyt wielu techników zaj tych by o kontrol Marsja skiego Kreta oraz satelitów kr
cych wokó innych cia niebieskich. Tak czy inaczej,
nic nie wskazywa o na to, eby na firmamencie w okolicach Jowisza pojawi o si co godnego uwagi. - Wygl da na to, e wszystko diabli wzi li - podsumowa Nigel. - Albo ca y nasz pomys to kompletna iluzja... - zacz Lubkin. - ...albo nie obliczyli my prawid owo orbity - doko czy za niego podw adny. Jaki in ynier w s uchawkach na uszach zbli
si do Lubkina wzd
agodnie zaokr glonego,
bocznego przej cia mi dzy stanowiskami kontrolnymi, poprosi o podpisanie formularza raportu, po czym odwróci si i odszed . Kontroler lotu odchyli si na ruchomym fotelu. - Taak, zawsze pojawia si taka mo liwo ... - westchn . - Jutro mo emy spróbowa jeszcze raz. - Jasne. - Ton g osu Lubkina nie brzmia entuzjastycznie. Wsta zza konsoli i zacz przechadza si tam i z powrotem po pó kolistym przej ciu. Nie by o tu du o miejsca: Lubkin niemal wpad na napotkanego po drodze technika, sprawdzaj cego odczyty na tablicy kontrolnej Systemów Anten. Nigel próbowa my le , staraj c si zignorowa s yszalny wci w tle pomruk urz dze
sali Kontroli Naziemnej. Lubkin przeszed jeszcze kawa ek,
zrezygnowa i usiad . Obaj zacz li obserwowa zielonkawe ekrany swoich konsoli, odchylone pod odpowiednim k tem, co u atwia o prac kontrolerom. Pojawia y si na nich kolejne dane, przychodz ce z sieci b
te opracowywane przez komputer. Co jaki czas wspó czynnik
przep ywu danych przekracza dopuszczalne parametry urz dzenia i wtedy barwa ekranu zmienia a si : zamiast tym pod
tych cyfr i liter na zielonym tle, pojawia y si zielone znaki na
u. Nigel nigdy si do tego nie przyzwyczai . Zawsze czu si zaniepokojony i
rozdra niony, dopóki kto nie znalaz b du i ekran nie wróci do normy.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Na konsoli zadzwoni telefon, jeszcze bardziej go dekoncentruj c. - Jest po czenie z zewn trz do pana - poinformowa bezosobowy kobiecy g os. - Prosz powiedzie , eby na jaki czas dali mi spokój, dobrze? - S dz , e to pa ska ona. - Ach, tak... Prosz nie przerywa po czenia. Odwróci si w stron Lubkina. - Chcia bym mie jutro woln kamer na Monitorze. - Po co? - Mo esz to okre li mianem bezpodstawnej spekulacji - odpowiedzia lakonicznie. By do
zm czony i nie szuka powodów do sprzeczki. - Dobrze, spróbuj - zgodzi si
niezgrabnie. Bia
koszul
mia zmi
Lubkin. Rzuci o ówek na konsolet i nie wie . Pokonany wydawa si
i wsta Nigelowi
atwiejszy do zaakceptowania, ni w roli dra liwego szefa, precyzyjnie odmierzaj cego ka dy ruch przed jego wykonaniem. - Do zobaczenia jutro - po egna si i wyszed . Nigel wcisn guzik telefonu. - Przepraszam, e czeka
tak d ugo. Musia em...
- Nigel, jestem u doktora Hufmana. - Jakie s ... - Ja... ja chcia abym, eby tu przyjecha . Prosz ... - Jej g os by s aby i dziwnie odleg y. - Co si dzieje? - On chce rozmawia z nami obojgiem. - Dlaczego? - Naprawd nie wiem. Nie mam poj cia... - Jaki jest tam adres? Poda a mu numer domu na Thalia Avenue. - Schodz teraz na dó zrobi kilka bada laboratoryjnych. To potrwa mniej wi cej pó godziny. - Zastanowi si . - Nie wiem, jaki autobus tam je dzi... - Czy nie móg by ... - Jasne. Oczywi cie. Napisz zapotrzebowanie na samochód z Laboratorium. Powiem, e b dzie mi potrzebny jutro do za atwiania interesów s - Dzi kuj ci, Nigel. Ja... ja tylko...
bowych.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Zacisn
wargi,
poczu
niepokój.
zdekoncentrowana; jej samodzielno
Aleks
i werwa gdzie
sposób bycia nie opuszcza jej a do wieczoru. - Dobrze - powiedzia . - Ju st d wychodz . Od
s uchawk na wide ki.
wydawa a si
si
oszo omiona
i
ulotni y. Zwykle dynamiczny
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
3 Warstwa szarej mg y zakrywa a wszystkie budynki od czwartego pi tra w gór , nadaj c Thalia Avenue dziwny wygl d, jakby ca ulic kto obci gigantycznymi no ycami. Niedu y samochód przemierza j
pracowicie, co jaki czas wydaj c charakterystyczny
odg os, gdy podskakiwa na niewielkich wybojach. Nigel wychyla g ow przez okno i sprawdza numery budynków. Nigdy nie przyzwyczai si
do osobliwej ameryka skiej
pow ci gliwo ci w ujawnianiu adresów. Pot ne, okaza e budowle z betonu i stali sta y przy ulicy anonimowe, rzuca y ka demu przechodniowi wyzwanie do odkrycia tego, co znajduje si w ich wn trzu. Nigel zlokalizowa wreszcie numer 2636. Okaza si nim niewysoki budynek, skonstruowany elegancko z u
onych warstwowo kamieni. Ten typ konstrukcji by
wprowadzon ostatnio modyfikacj prostej, blokowej architektury, która zacz a dominowa po
przesadnym,
d
cym
do
imponowania
ró norodnymi
materia ami
stylu
dwudziestowiecznym. W poczekalni
doktora
Hufrnana
panowa a
dyskretna
atmosfera
zwyk ego
przedpokoju, co by o nieomylnym znakiem prywatnej praktyki lekarskiej. Publiczne centra medyczne mia y zwykle wy
one kafelkami b yszcz ce ciany i standardowe meble. Nigel
wszed do rodka i bezwiednie przypomnia o mu si nie wyra one s owami nerwowe napi cie Aleksandrii. Rozejrza si po pomieszczeniu, lecz nigdzie jej nie widzia . - Czy pan Walmsley? - spyta a piel gniarka z przeszklonego biura rejestracji, które stanowi o jedn ze cian poczekalni. Nigel podszed bli ej. - Gdzie ona jest? - spyta wprost, zbyt zatroskany, aby bezu ytecznie traci czas. - W laboratorium, nast pne drzwi. Chcia am tylko wyt umaczy , e nie wiedzia am, nie wiedzieli my, e pani Ascencio by a... to znaczy... - Gdzie jest to laboratorium? - Rozumie pan, wype ni a formularz rejestracji jako osoba samotna a jako krewn poda a tylko swoj siostr , któr w razie czego nale y zawiadomi . Wi c nie wiedzieli my... - Tak, ona jest ze mn . Czy o to pani chodzi? Gdzie... - Doktor Huflnan zwykle chce, eby oboje partnerzy byli obecni, gdy... - Gdy co?! - No có , ja... Ja chcia am tylko przeprosi ... My, to znaczy ja poprosi abym pani Ascencio, eby przysz a tu razem z panem, gdyby my wcze niej... - Panie Walmsley. Prosz wej .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Doktor Hufman by do
przeci tnym, nie wyró niaj cym si niczym m czyzn w
le dopasowanej br zowej kurtce i za du ych, mi kkich pantoflach. Czarne w osy rzed y mu powy ej skroni, ods aniaj c marmurowobia
ysin . Odwróci si na pi cie i ruszy w
kierunku swojego gabinetu, nie ogl daj c si na Nigela. Sam gabinet ró ni si tylko szczegó ami od innych gabinetów lekarskich, jakie Nigel widywa . Znajdowa y si tu stare ksi ki w prawdziwych oprawach; jedne w skórzanych, inne w do
dobrze podrobionej sztucznej skórze. D ugie szeregi grzbietów czasopism
medycznych, w wi kszo ci ju nieaktualnych, sta y wzd
pó ek, oddzielone tu i ówdzie,
niczym znakiem przestankowym, drewnianym modelem aglowca. Na biurku i bocznym stoliku rozstawiono kolekcj
przysadzistych, afryka skich drewnianych lalek. Nigel
zastanawia si , czy na studiach medycznych przyszli lekarze przechodz kurs dekoracji wn trz ze szczególnym uwzgl dnieniem stosowania tchn cych spokojem, staro wieckich gad etów, koj cych obrazów na cianach i innych osobliwo ci stwarzaj cych przyjazn cz owiekowi atmosfer . nie sadowi si w fotelu, wskazanym przez Hiafmana, gdy otworzy y si drzwi i wesz a Aleksandria. Na widok Nigela zawaha a si , a potem delikatnie zamkn a drzwi. R ce mia a bardzo bia e i szczup e. W jej zachowaniu by o co , z czym Nigel nigdy dotychczas si nie zetkn . - Dzi kuj ci, kochanie, e przyjecha Nigel skin
tak szybko - powiedzia a.
g ow . Zaj a fotel obok niego i oboje zwrócili si w stron Hufmana,
siedz cego za masywnym, mahoniowym biurkiem. Przegl da segregator. Podniós na nich wzrok. Wygl da o na to, e przygotowuje si do powiedzenia im czego . - Poprosi em pana o przybycie tutaj, panie Walmsley, poniewa mam niezbyt dobre wiadomo ci dla pani Ascencio. Mówi rzeczowo, cho Nigel wyczuwa , e doktor starannie wa y i dobiera s owa. - Mówi c krótko, jest chora na uk adowy lupus erythematosus1 - To znaczy...? - zapyta Nigel. - Przepraszam, ale s dzi em, e s ysza pan ju o tej chorobie. 1
Lupus erythromatosus lub lupus eryihromatodes - jak podaje Geoige Baehr w “Chorobach wewn trznych” (A Textbook of Medicine, W.B.Saunders Company, Phi-ladelphia, London) - tocze rumieniowy, lub zgodnie z nowsz terminologi liszaj rumieniowaty. Jest to “jednostka chorobowa wyró niaj ca si klinicznie ugotrwa ym przebiegiem, ko cz cym si zwykle zgonem i uderzaj predylekcj do wyst powania u kobiet odych oraz charakterystycznymi zmianami anatomopatologicznymi w tkankach kolagenowych, dotycz cymi szczególnie uk adu naczyniowego, b on surowiczych i maziowych”. “W odró nieniu od lupus discoides - pisze dalej Baehr - liszaj rumieniowaty (erythematodes) nie jest pierwotn chorob skóry, lecz chorob ca ego ustroju, ko cz ca si zwykle mierci ”. Patrz “Choroby wewn trzne” pod red. R.L.Cecila i R.F.Loeba, przek . zbiór. pod red. W.Bruhla, PZWL, W-wa 1957, s.644/5 (Przyp. t um.).
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ja o niej s ysza am... - powiedzia a cicho Aleksandria. - To jest obecnie druga co do cz stotliwo ci przyczyna zgonów, prawda? Nigel spojrza na ni pytaj co. Wydawa o si nieprawdopodobne, e Aleks mog a interesowa si takimi rzeczami, chyba... chyba e ju wcze niej co podejrzewa a. - Tak, ró ne rodzaje nowotworów s wci
na pierwszym miejscu. Lupus zacz
szerzy si gwa townie w ci gu ostatnich dwudziestu lat - Poniewa jego przyczyn jest ska enie rodowiska - doda a Aleks. Hufman odchyli si w fotelu i spojrza na ni z szacunkiem. - Rzeczywi cie, to do
powszechna opinia. Jednak bardzo trudno j zweryfikowa , z
powodu braku jednoznacznego okre lenia wp ywu ro nych czynników na etiologi choroby. - My
, e ju o niej s ysza em... - wymamrota Nigel. - Ale...
- Taak... to schorzenie tkanki
cznej, panie Walmsley. Atakuje przede wszystkim
skór , stawy, nerki, serce, a tak e tkank w óknist , odpowiedzialn za wspieranie organów wewn trznych. - Jej “zwichni te” nadgarstki... -Tak, dok adnie - potwierdzi Hufman. - Mo emy spodziewa si dalszego post pu zapalenia stawów, co prawda nie prowadz cego do ich deformacji. To niestety tylko jeden z symptomów, a nie ca y obraz choroby. - Co jeszcze mo e si pojawi ? - Nie wiemy. To proces przebiegaj cy wewn trz organizmu. Choroba mo e ograniczy si wy cznie do zaatakowania stawów, ale mo e te rozprzestrzeni si na inne organy. Je li chodzi o t
chorob , mamy bardzo niewielkie mo liwo ci diagnostyczne.
Podajemy po prostu... - Co? - Aspiryn - powiedzia a agodnie Aleksandria z bladym u miechem. - To absurd! - wybuchn Nigel. - Leczenie ci kiej choroby za pomoc ... - Pani Ascencio ma racj , lecz nie ca kiem - zaprzeczy lekarz. - Kuracj aspiryn zaleca si w agodnym stadium choroby. Obawiam si , e w tym wypadku pocz tkowe stadium ju si sko czy o. - Co pan zamierza jej poda ? - Hormony sterydowe. Mo e chlorochin . Musz jednak podkre li , e nie lecz one samej choroby. Mog jedynie przynie - W takim razie, co j leczy?! - Niestety, nic.
z agodzenie symptomów.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Do diab a! Przecie musi by co ... - Nie, Nigel - powiedzia a spokojnie Aleks. - Nie musi i nie ma. - Panie Walmsley, trzeba sobie u wiadomi , e w tym wypadku spotykamy si z chorob
potencjalnie
mierteln . Niektórzy specjali ci wi
szerzenie si
tocznia
rumieniowatego z zanieczyszczeniami w spalinach silników samochodowych, takimi jak ów, siarka czy zwi zki azotu. Tak naprawd nie znamy jeszcze ani przyczyny tej choroby, ani te skutecznej terapii. Nigel u wiadomi sobie, e zaciska d onie na por czach fotela. Odchyli si do ty u i splót r ce przed sob . - Rozumiem - powiedzia . - Choroba nie wyst puje u pani Ascencio w ostrej formie. Musz jednak pa stwa ostrzec, e czas trwania stadium agodnego b
chronicznego staje si sukcesywnie coraz
krótszy, w miar jak zwi ksza si cz stotliwo
wyst powania choroby w ród populacji
ludzkiej. S potwierdzone przypadki, gdzie niew tpliwie wyst powa a, lecz nie doprowadzi a do zgonu pacjenta. - Ale...? - spyta a Aleksandria. - W innych przypadkach dochodzi o do zej cia miertelnego w ci gu roku. Jednak to nie by y przypadki najcz stsze. Przebiegu choroby zupe nie nie da si przewidzie . - Hufman pochyli si
do przodu, jak gdyby chcia zaakcentowa
przekonanie towarzysz ce jego
owom. - Po prostu: bra leki i czeka ... Czy to w
nie pan radzi?
- Zapewniam pani , e b dziemy bardzo uwa nie ledzi przebieg pani choroby. Lekarz spojrza na Nigela. - Je li pojawi si
nasilenie objawów, najprawdopodobniej
dziemy je w stanie kontrolowa za pomoc silniejszych rodków. - Co w takim razie jest przyczyn
mierci ludzi, którzy na to choruj ? - spyta a Aleks.
- Zaatakowanie ró nych organów, lub w gorszym przypadku tkanki
cznej systemu
nerwowego. -A je li to si stanie... - zacz Nigel. - Nie mo emy tego wiedzie
od razu. Sporadycznie ju
we wczesnym stadium
pojawiaj si konwulsje. Czasem rozwija si psychoza, jednak zdarza si to raczej rzadko. Obraz kliniczny tej choroby jest bardzo ró norodny. Nigel siedzia z zaci ni tymi wargami. S ucha monologu Hufmana i patrzy na splecione swobodnie r ce Aleksandrii. Rejestrowa monotonne s owa, rozlegaj ce si w suchym powietrzu gabinetu, gesty lekarza, który co jaki czas puka palcem w formularz
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
historii choroby, dla podkre lenia swojego wniosku. Zdania uk ada y si w sk adny szyk, by bardziej plastycznie ukaza kolejny aspekt pieprzonego lupus erythromatosus. Przywo ywa o to jeszcze wi cej aci skich wyra
, od czego mo na by o dosta szcz ko cisku. S owa
gromadzi y si , niczym horda wilków - erudytów,
eby po re
kolejny strz p zwi zku
przyczynowego w procesie chorobowym, rozw óczy wokó jakie “diagnozy”, “remisje”, “zaostrzenia”. Nigel, s uchaj c tego, siedzia odr twia y. Czu w piersi dr enie, którego ród a nie potrafi okre li .
Podczas powrotu do domu usi owa si skoncentrowa . Ruch jak; zwykle by ma y, od czasu, gdy wszystkie prywatne samochody oddano w dzier aw instytucjom lub firmom. Szerokie aleje Pasadeny wydawa y si niesko czon równin , po której toczyli si teraz, wykorzystuj c umiej tnie prawa mechaniki Newtona. Nigel wróci do gry zapami tanej z czasów m odo ci, kiedy wszyscy je dzili samochodami, ale paliwa by o bardzo ma o. Obserwowa jak wiat a na skrzy owaniach zmieniaj si z
tych na czerwone, a potem na
zielone, odpowiednio reguluj c czas. dojazdu, eby silnik samochodu zu ywa minimaln ilo
benzyny. Najlepiej sun
i pozwala ,
bezw adnie, mijaj c ostatni trzeci cz
kwarta u budynków
eby tarcie asfaltu oraz agodny, omywaj cy karoserie podmuch zwalnia y
pr dko , zanim czerwonego wiat a nie zast pi zielone. Je li synchronizacja zawiod a, Nigel móg jeszcze wrzuci trzeci bieg, potem drugi, zachowuj c na pó niej energi kinetyczn , któr wyobra
sobie jako cenny fluid, kr
cy po wn trzu samochodu, w zbiorniczkach w
kszta cie butelek, gdzie pomi dzy silnikiem a osiami kó . Gdy wreszcie zmienia bieg na wy szy, móg odwleka moment prze
enia dr ka, z nadziej na jak najd
bezw adnego toczenia si pojazdu; potem szybkim ruchem popchn naci ni ciem sprz
szy okres
dr ek z równoczesnym
a, doprowadzaj c do nag ego wzrostu obrotów silnika, kiedy z niskim
pomrukiem i cichym piskiem opon samochód gwa townie przy piesza . Jad c w ten sposób, zakr cili g adkim ukiem i skierowali si do tej cz ci dróg Pasadeny, która wspina a si na górskie pasmo, i Nigel zapami tale wczuwa si w gr
swojej m odo ci, skupiony, ze
zmarszczonym czo em. - Nie mo esz si z tym pogodzi , prawda, Nigel? - spyta a, przerywaj c d ugie milczenie. - S ucham? Wyci gn a do niego d
i zacz a delikatnie przesuwa ni po jasnym ow osieniu na
przedramieniu. By to gest charakterystyczny tylko dla niej; adna kobieta nigdy nie dotyka a Nigela w ten sposób.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Twoje zdenerwowanie nic nie zmieni. Odpu
to sobie - powiedzia a.
Ponownie zaleg o milczenie. Min li kilka kwarta ów, gdzie królowa y zak ady gastronomiczne z jaskrawymi neonami, reklamy kanapek i inne kusz ce klientów wiecide ka. - Spróbuj - odezwa si w ko cu. - Ale ja czasem... spróbuj . Dostrzegli z przodu jaskrawy blask. Podjechali bli ej i zobaczyli wielkie ognisko na opustosza ym, za mieconym skrawku ziemi. J zory p omieni si ga y wysoko, li c niemal ciemniej cy firmament. Na tle drgaj cego ognia porusza y si jakie postacie. - Nawróceni Synowie - powiedzia Nigel. - Zwolnij - poprosi a. Zdj nog z peda u gazu. Aleks obserwowa a p omie . - Dlaczego jest kolisty? - spyta a. - To doroczne ognisko dzi kczynne. Jeden z ich symboli. - Ukryte centrum. Symbol bosko ci w ka dym cz owieku. - Tak przypuszczam. Kilka ta cz cych wokó ogniska postaci odwróci o si i zacz o macha w stron samochodu, przywo uj c pasa erów gestami. - Uk adaj kolisty stos z kawa ków drewna, rodek zostawiaj pusty. Jedna para kobieta i m czyzna - wchodz do rodka, kiedy zapalaj ogie . Podczas gdy ognisko si pali, ca kowicie wolni. Nikt i nic nie mo e ich dosi gn . Mog ta czy lub... - Sk d wiesz to wszystko? - Kto mi opowiedzia . Od wij cego si w a postaci od czy a si kobieta i ruszy a w stron samochodu. wietlona przez p omie , sta a si o rodkiem zwielokrotnionych, poruszaj cych si cieni. Nigel wrzuci pierwszy bieg i umkn li w g sty, bezosobowy mrok. - Wolno
wewn trz kr gu - wymamrota . - Móg bym si za
, e to po prostu
religijna koncesja na publiczne parzenie si . - Tak w
nie s ysza am - odpar a agodnie Aleks.
Po przyje dzie do domu zastali tam Shirley. Le
a na kanapie i czyta a ksi
.
- Spó nili cie si - powiedzia a sennie. gel zacz
najpierw opowiada o samochodzie, o doktorze Hufmanie, a potem nagle
wszystko, co dzi prze yli, zacz o z nich wyp ywa , prze amywa tamy. Teraz mówili na zmian
oboje. Tocze
Opuchlizna stawów.
rumieniowaty. Ból nadgarstków. Tkanka
czna. Chlorochina.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Shirley wsta a i bez s owa obj a ka de z nich osobno. Nigel jaki czas jeszcze papla , wype nia
pomieszczenie uspokajaj cym o ywieniem. W tej nieustaj cej konwersacji
Aleksandria co wspomnia a o zjedzeniu posi ku. Nigel zaofiarowa si przygotowa troch mi sa, najprostszych warzyw. Przejrza lodówk , lecz nie znalaz ani troch mi sa. Aleks zaproponowa a, e pójdzie do sklepu spo ywczego dwie przecznice dalej i nie dopuszczaj c do adnej dyskusji na ten temat, wymkn a si z mieszkania. Gdy drzwi zamyka y si za ni , Nigel zaj ty by w
nie siekaniem selerów i cebuli. Do kuchni wesz a Shirley, eby pomóc
obra i op uka szpinak. Po wyj ciu Aleks zaleg a pe na napi cia cisza. - To co powa nego, prawda? - Spyta a Shirley po chwili. Nigel spojrza na ni . Ciemne ci gni te w zatroskaniu brwi tworzy y d ug , wyra kresk poni ej bujnych, kruczoczarnych w osów. - Sadz , e tak - odpowiedzia i wróci do siekania warzyw. - Cholera, chcia bym wiedzie , naprawd chcia bym! - wybuchn nagle. - W tym, co mówi Hufrnan, nie by o raczej wspó czucia... - Nie by o. Nie s dz , eby chcia sprawia takie wra enie. Po prostu przedstawi nam fakty tym swoim cholernie beznami tny g osem. - Pogodzenie si z faktami wymaga troch czasu - stwierdzi a mi kko Shirley. Nigel stuka energicznie w desk , szatkuj c cebul . - Racja - potwierdzi z ukryt pasj . - Jak s dzisz, co powinni my zrobi ? - spyta a. - Zrobi ? - przerwa na chwil , zaskoczony. - Czeka .
dalej, jak s dz .
Shirley skin a g ow . Podwin a powy ej okci r kawy b yszcz cej, niebieskiej sukienki i zacz a podawa mu szpinak w równych gotowych do szatkowania p czkach. - Uwa am, e powinni cie wyjecha - powiedzia a wreszcie. - Tak? Po co? - eby ona mog a oderwa si od tego. I ty tak e. - Czy nie s dzisz,
e jej zwyk y, ustabilizowany tryb
ycia jest lepszym
rozwi zaniem? - O to w
nie chodzi! - powiedzia a gwa townie Shirley. - Oboje tu tkwicie, bo ty nie
chcesz opu ci swojej pracy w Laboratorium... - Ona te nie chce. - Stara si mówi spokojnie. - Przecie robi karier . - Cholera! - Shirley rzuci a na stó stert szpinaku. - Za rok Aleks mo e ju nie Czy nie s dzisz, e zdaje sobie z tego spraw , nawet je li ty o tym nie wiesz?
!
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Wiem o tym - odrzek ch odno, z uporem. - Wi c post puj tak, jakby wiedzia ! - Ale co mam robi ? Nastrój Shirley nagle si zmieni . - Gdyby by bardziej elastyczny, Nigel, ona te potraktowa aby wszystko z wi kszym dystansem - powiedzia a ju
innym tonem. - Jeste
przekl tym Laboratorium, tymi swoimi rakietami,
tak zaabsorbowany prac
w tym
e po prostu tego nie zauwa asz... -
Minimalnie rozchyli a wydatne wargi. - Kocham was oboje, ale jeste cie tak cholernie lepi! doko czy a. Nigel od
na bok nó do siekania warzyw. Nagle uzmys owi sobie, e chwyta
powietrze gwa townymi, krótkimi haustami. Nie zna przyczyny tej reakcji. - Ja... - wydusi z siebie. - Ja nie mog tak po prostu rzuci wszystkiego i... Oczy Shirley momentalnie sta y si wilgotne. Opu ci a g ow , jak gdyby przyt oczona jakim ci arem. - Nigel, wiem, e uwa asz badania kosmiczne za bardzo istotne. Do tej pory nigdy o tym nie mówi am... Ale teraz twoja obsesja mo e skrzywdzi Aleksandri , zrani j bardzo bole nie. - Potrz sn
g ow , mrugaj c oczami. - Gdyby ta praca by a naprawd tak bardzo
istotna, nie powiedzia abym nawet s owa... ale nie jest. Prawdziwe problemy s wokó nas, tu, na Ziemi... - Kompletny nonsens! -W
nie, e tak. Harujesz jak wó i to jeszcze po tym wszystkim, co oni ci zrobili.
Zachowujesz si , jak gdyby nie by o nic wa niejszego na wiecie... - Lepsze to, ni odwalanie nudnej roboty do kolejnej wyp aty. - Czy my lisz, e ja w
nie to robi ? - W tonie jej g osu s ysza jadowit ironi i
prawdziwe zaintrygowanie. - No có ... - Bez owijania w bawe
. My lisz tak, czy nie?
- Nie ca kiem. Zdaj sobie spraw , e nie mam serca do tego, co robisz. - Nigel, z twoj inteligencj móg by wnie
naprawd istotny wk ad do...
- “Ludzkie problemy”, jak je nazywacie, rzadko mo na rozwi zywa za pomoc samej tylko inteligencji. Potrzebna jest do tego cho by cierpliwo . Na pewno tak e ciep y, wspó czuj cy charakter. Ty to masz, ja nie. - My
, e masz bardzo ciep y charakter. Oczywi cie pod zewn trzn skorup .
- No nieee... - skrzywi si .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nieprawda. W
nie taki jeste . Ja... ja wiem, musisz taki by
pod wieloma
wzgl dami, bo inaczej to, co dzieje si mi dzy nami, to znaczy tob , mn i Aleksandri , po prostu by nie zadzia o... - A sadzisz, e dzia a? - My
, e tak... - odpowiedzia a niemal szeptem.
- Przepraszam... nie chcia em tego powiedzie . Po prostu broni em si , wal c na o lep. - Potrzebni s nam ludzie do realizacji projektu w Alta Dena, w regionie Farensca. Nie jest atwo tworzy poczucie wspólnoty po tym wszystkim, co si zdarzy o. Ci socjometrycy... - Wiem, nie znaj klucza, eby to zadzia o. S dobrzy do stawiania diagnoz, ale poza tym niewiele umiej . - Tak. Jej twarz o regularnych rysach nabra a powa nego, zamy lonego wyrazu. - My
, e powinna zosta u nas na noc - zaproponowa .
- Tak, oczywi cie. Drzwi otworzy y si - do domu wróci a Aleksandria z kawa kami chudego steku. Taka ilo
mi sa wiadczy a o zbli aj cej si sutej biesiadzie. Nigel wróci zatem do szatkowania,
rozwa aj c równocze nie po cichu, czy otworzy
butelk
czerwonego wina, zanim
rozpocznie si gotowanie. Nie mia czasu zastanowi si nad sensem tego, co powiedzia a Shirley, niezauwa alnie podda si rutynie wieczornego rytua u.
Za ka dym razem, gdy by z Shirley, odnajdywa w niej jakby now g bi , albo nieoczekiwany aromat, b
ce niczym zmiana koloru morza. Odkrycie odbywa o si zawsze
w miejscu, gdzie skupia y si
wszystkie cz ci jej cia a: g owa Nigela w zag bieniu
pomi dzy udami, s ony, pi mowy zapach, wype niaj cy nozdrza. Obecno przypomina a ciep teraz wygi
liter O, zsuwaj
Aleksandrii
si gdzie z góry na ich splecione cia a. Nigel by
w uk cz ci tworzonego wspólnie pier cienia. Wyci gn
r ce ku miejscu,
gdzie ich cia a przecina y si , a czer w osów Shirley miesza a si z br zem ona Aleksandrii. Zrobi ramionami ruch, próbuj c sta si ci ciw tworzonego przez nie uku, ale nie si gn obu kobiet. Obróci d onie i poczu , jak o ich wn trze mi kko rozgniataj si sutki Shirley. Porusza j zykiem w rytmie nienasycenia. Masowa Shirley, pod d oni czu wilgo i ch ód. Punkt równowagi trojga cia wci
si zmienia i przekszta ca . J zyk Aleksandrii obudzi w
nim nowy ar. Shirley ugniata a piersi Aleks, obracaj c je w d oniach; jej d ugie paznokcie bawi y si nabrzmiewaj cymi sutkami, niczym kulkami do gry. Teraz wszyscy byli u szczytu, w najlepszej formie - Nigel wiedzia o tym. Doskonale dostrojone do siebie instrumenty ich
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
cia wyra
y wi cej, ni mog yby znaczy
Shirley, czu nies ychane napi cie, dr
jakiekolwiek s owa. Pod d oni , w biodrze
energi skryt w ciele. Pogr
si w obejmuj cym
go, spokojnym cieple Aleksandrii, jej mi kkich niewyobra alnie g bokich ustach. Poczu jak jego wszystkie niepokoje wyzwalaj si w nag ym targni ciu, gdzie wewn trz jej g adkiej, kszta tnej szyi. Tak, tu by rodek. Kochaj c si , przesuwali swe cia a niczym worki suchego piasku przez pustyni , eby rzuci je na brzeg otaczaj cych Aleksandri ch odnych wód, teraz spowijaj cych ju ca
trójk . Shirley poruszy a si . Silne uda uwolni y go, a d onie pocz y
pie ci plecy Nigela, w miejscu, gdzie dwa twarde pasma musku ów, tworzy y zag bienie. Shirley u miechn a si w br zowym pó mroku. Cia a zmieni y pozycj , tworz c nowy uk ad geometryczny.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
4 Poniewa auto do w asnego u ytku by o wyj tkow gratk , Nigel nast pnego rana podwióz Aleksandri do pracy. Shirley podzi kowa a za podrzucenie jej do Alta Dena; by oby to marnotrawstwo paliwa, a poza tym mia a ze sob motorower. Na zgaszonym silniku stoczy a si
bezw adnie do nast pnej przecznicy, potem uruchomi a pojazd z
charakterystycznym warkotem, skr ci a i znikn a im z oczu. Aleksandria znów by a zdecydowana i zdeterminowana, przed drugim dniem rozmów z Brazylijczykami. Komitet pracowników linii by podzielony co do pogl dów na warunki zakupu, jakich powinna za da ich firma. Obawiali si , e kontrola nad American Airlines wymknie si z kraju, dostanie si w r ce ludzi, których nie rozumieli. W tej sytuacji Aleksandria mia a u mierzy ich l ki bez stwarzania zagro enia dla samych negocjacji. Mimo to nadal nie wiedzia a, czy akceptuje transakcj , czy te nie. Czas, jaki pozosta mu do rozpocz cia pracy w Laboratorium, Nigel sp dzi na je dzie po agodnie wznosz cych si stokach wzgórz. Wybra drog ocienion d ugimi rz dami eukaliptusów i uchyli okno samochodu, eby wdycha
wie y, mi towy zapach. Ku swemu
zdziwieniu skonstatowa , e problem choroby Aleksandrii nie pojawi si samorzutnie i nie tkwi , jak obsesja w jego wiadomo ci. Ubieg a noc odsun a od niego t trosk , przynajmniej na krótki czas. Znalaz si na nie znanym terenie. Min pozosta y tylko osmalone w
kilka kwarta ów wypalonych ruin. Z domów
y - wyszczerbione iglice stercz ce po ród morza bujnych
chwastów. Jecha wolno, przygl da si i os dza , czy s to pozosta
ci po trz sieniu ziemi,
czy te rezultat “incydentów”, jakie n ka y t ziemi w ci gu ostatnich dwudziestu lat. Stwierdzi , e to raczej skutki trz sienia ziemi. Nie widzia wyra nych kraterów, ziej cych w powierzchni, a uszcz ce si mury nie nosi y ladów uderze pocisków du ego kalibru.
W chwili gdy statek przekracza granice systemu, zna do
dobrze jego planety.
Spo ród dziewi ciu, cztery nadal stwarza y pewnej nadzieje. Wszystkie z wyj tkiem jednej, najbardziej zbli onej do gwiazdy centralnej, mo na ju by o dojrze przez teleskop jako niewielkie tarcze. Drug , licz c od gwiazdy, ca kowicie zasnu y chmury. Nast pna stanowi a drugie co do aktywno ci ród o radiowe W tym uk adzie. Jej obraz spektroskopowy ujawnia wyra ne linie tlenu, pojawiaj ce si
za
na tarczy niebieskie b yski sugerowa y,
e
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
przynajmniej w cz ci pokryta jest oceanami. Kolejny glob by mniejszy, suchy i zimny, z dziwnymi znakami na powierzchni. Teraz uwaga statku skupi a si
na pi tej planecie, a czwartej je li chodzi o
rozpatrywane szans . By to pot ny glob, z atmosfer uk adaj Wysy ane fale radiowe pokrywa y wi kszo sposób naturalny. Wydawa y si
si w wyra ne pasy.
spektrum cz stotliwo ci, tak jakby powsta y w
nastrojone zgodnie z pewnym wzorcem amplitudy,
powtarzaj cym si niemal identycznie w niezmiennych interwa ach czasowych. Ten ró owawo-br zowy planetarny
wiat nie wygl da na siedlisko cywilizacji
technologicznej. W gr wchodzi y równie inne przes anki; przede wszystkim wydatek czasu i energii. Przy ma ych pr dko ciach silniki statku pracowa y nieekonomicznie. Na razie musia zmieni
moment p du i sp aszczy
trajektori
lotu, wchodz c na p aszczyzn
ekliptyki. Przelot obok wielkiej planety oznacza ograniczenie zu ycia silnika i oszcz dno czasu. Paraboliczny lot przez jej pole grawitacyjne, wykorzystanie wektorów dzia aj cych tam si do zebrania odpowiedniego momentu p du pozwoli oby na szczegó owe zbadanie globu, inicjuj c równocze nie lot bardziej po danym kursem ku centralnej gwie dzie. Wy sze funkcje statku rozwa
y t mo liwo .
W ko cu statek, z przyt umionym hukiem, zmieni troch ton pracy silników. Podj te decyzj , e chocia glob jest ma o obiecuj cym gazowym olbrzymem, nale y zbada powtarzaj cy si wzorzec emisji. Nabieraj c agodnie pr dko ci, ruszy ku czekaj cej na eksploracj planecie.
- Rufowa kamera przerwa a przeczesywanie - oznajmi Nigel. - Co? Jest jaki problem? - Lubkin z zadziwiaj cym o ywieniem podniós si z fotela i obszed dooko a biurko. - Nie, nie ma adnej awarii. Echo by o prawdziwe, a in ynierowie lotu w
ciwie je
namierzyli. Mamy tam Snarka. Nigel rzuci na biurko plik arkuszy faksowego papieru, b yszcz cych - nawet w przy mionym wietle biura -
tymi zakr tasami na tle siatki zielonych, regularnych linii.
- Snarka? - spyta Lubkin. - To taki stwór z angielskiej mitologii. - Wi c tam naprawd co jest? - Masz przed sob analizy optyczne i spektroskopowe. B dy telemetryczne s ju poprawione, a obraz wyczyszczony metod wskaza na niej kilka linii.
numeryczn . - Wyci gn
jedn
z kartek i
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Co to jest? - Spektrum naszego Snarka zawiera wszystkie linie strumienia wylotowego silnika rakietowego i wskazuje na niez temperatur spalania, prawie miliard kelwinów. - Nie mów! - Lubkin spojrza sceptycznie na Nigela, a po chwili przewróci oczami za przyciemnionym szk em okularów. - Sprawdzili my to dok adnie z Knappem. - Cholera! - zakl Lubkin. Potrz sn g ow . - mieszne - powiedzia . - Monitor Jowisza uzyska czysty obraz obiektu, zanim Kalisto ponownie go zas oni a. Nie mo na tego unikn , nawet na nowej orbicie, na któr skierowali my Monitora. Nigel wyj z pliku b yszcz
fotografi optyczn .
- Trudno tu cokolwiek zobaczy - skomentowa Lubkin. W pobli u jednego z rogów zdj cia znajdowa a si male ka pomara czowa plamka na czarnym jak smo a tle. Lubkin ponownie potrz sn g ow . - I to zdj cie robiono w skok tnym teleobiektywem? - spyta retorycznie. - Obiekt musi by bardzo daleko. - By oddalony na ca
d ugo
promienia orbity Kalisto. Nie s dz ,
nast pnym przej ciu Monitora przez ten rejon uda o nam si go ponownie zauwa
eby przy .
- Jaki kontakt radiowy? - adnego. Nie starczy o czasu. Kiedy przyszed em tu dzi rano i stwierdzi em, e tam co jest, a wtedy jeszcze nie wiedzia em co, nie zdo tego zlokalizowa . W ski strumie
em za pomoc tej fotografii precyzyjnie
fal z g ównej anteny Monitora potrzebuje
cis ego
okre lenia miejsca odbioru. - Spróbuj jeszcze raz. - Ju to zrobi em, ale wi zk przerwa a najpierw Kalisto, a potem sam Jowisz. - Cholera! Obaj m czy ni stali, z r kami wspartymi na biodrach, wpatruj c si w le ce na biurku arkusze papieru faksowego. Wzrokiem b dzili po ród spl tanych linii, analizuj c szczegó y. Stali nieruchomo, zafascynowani. - Chyba mamy przed sob rewelacyjn wiadomo , Nigel - odezwa si Lubkin. - Tak przypuszczam. - S dz , e powinni my przez jaki czas zachowa to dla siebie. Przynajmniej dopóki nie uda mi si porozmawia z dyrektorem Laboratorium. - Uhum. S dz , e tak. Lubkin spojrza powa nie na Nigela.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Chyba nie ma w tpliwo ci co do tego, czym mo e by ten obiekt - raczej stwierdzi ni spyta . - aden z naszych statków - odrzek Nigel. - To nie ulega kwestii. - Zabawne, e akurat ty to odkry
. Przecie w
nie ty i McCauley byli cie jedynymi
lud mi, którzy kiedykolwiek widzieli obcy obiekt. Zaskoczony Nigel spojrza na kontrolera. - To w we w
nie dlatego jestem w programie. My la em, e o tym wiesz. Chcia em by
ciwym miejscu, kiedy co zacznie si dzia . - Przypuszcza
, e co si zdarzy? - Lubkin wygl da na autentycznie zaskoczonego.
- Nie. To by czysty hazard. - Wiesz, e niektórzy ludzie s wci
jeszcze bardzo wra liwi na punkcie Ikara.
- S ysza em o tym. - Mo e im si nie podoba , e b dziesz... - Do diab a z nimi - powiedzia spokojnie Nigel, cho rysy twarzy wyra nie mu stwardnia y. Par
adnych lat temu odpowiada ju na pytania Lubkina dotycz ce sprawy
Ikara i nie zamierza teraz wskrzesza przesz
ci.
- No có , ja tylko... Kiedy zobacz si z dyrektorem... - To ja go odkry em. Chc uczestniczy w dalszych badaniach. Pami taj o tym doko czy Nigel z dzikim wzrokiem. - Wojskowi mog
pami ta
ostatni taki kontakt... - Lubkin roz
r ce w
uspokajaj cym ge cie. - Wi c...? - Ikar by niebezpieczny. Ta rzecz równie mo e stwarza zagro enie. Nigel prawie zawy z rozpaczy. Politycy. Komitety. Jezu Chryste! .- pomy la . - Chrzani to - powiedzia g
no. -Nie s dzisz, e powinni my spróbowa obliczy ,
dok d on zmierza, zanim zaczniemy gry
si tym, co zrobi , kiedy tu dotrze?
Gazowy olbrzym przyniós rozczarowanie. Regularne fragmenty emisji radiowej okaza y si zjawiskiem naturalnym, skorelowanym z okresem obiegu wokó planety jednego z bli szych ksi yców o czerwonawym odcieniu. Statek rozpocz
metodyczn obserwacj
pozosta ych, troch wi kszych naturalnych satelitów ogromnego globu i znalaz na nich tylko pola lodowe oraz szare pok ady ska . Gdy przemyka si
obok ogromnej planety po pomys owo wybranej paraboli,
zdecydowa skoncentrowa si teraz na obfituj cym w wod , bli szym gwiazdy globie.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Dochodz ce stamt d sygna y radiowe by y wyra nie sztuczne. Ale w trakcie podejmowania tej decyzji uwag statku zwróci krótki fragment radiowej emisji. Sygna ten mia znaczn wewn trzn korelacj , nie wystarczaj
jednak do wykluczenia naturalnego ród a. Wiele
zjawisk w przyrodzie charakteryzuje si wysokim stopniem wewn trznego uporz dkowania. Cho wydawa o si to niewiarygodne, ród o sygna u znajdowa o si w pobli u. Zgodnie ze sta ym algorytmem dzia ania, statek dokona retransmisji sygna u w stron jego ród a. Powtórzy o si to co najmniej kilkakrotnie, w niewielkich odst pach czasu; nic nie wskazywa o na to,
e
ród o odebra o zretransmitowane fale. Potem nagle
ród o
zamilk o. Nic nie przebija o si ju przez monotonny, jak ko ysanie morskich fal, szum radiowego t a. Statek zastanawia si . Odebrany sygna móg mie naturalne ród o, zw aszcza e gazowego giganta otacza y bardzo intensywne pola magnetyczne. Rozstrzygni cie tego problemu wymaga o dalszych poszukiwa . Lokalizacja ród a wskazywa aby na pi ty ksi yc planety, glob zimny i ja owy. Statek zdawa sobie spraw , e satelita ten jest jakby przywi zany do wielkiego globu przez si y p ywowe, wiecznie zwrócony jedn stron do jego powierzchni. Wzgl dna pr dko obrotowa jakiegokolwiek punktu pi tego ksi yca - liczona wzgl dem statku - by a zatem niewielka. Wydawa o si nieprawdopodobne, eby znajduj ce si na jego powierzchni ród o fal tak szybko znikn o z widocznej od strony statku tarczy pi tego satelity. Nat enie zarejestrowanego sygna u okaza o si niewielkie, cho nie na tyle, eby statek nie zarejestrowa go ju wcze niej. Mo e - wnioskowa - sygna by po prostu kolejn regularn form fal radiowych, wytworzon przez promieniowanie elektronów uwi zionych w polu magnetycznym wielkiej planety, skorelowan tym razem nie z pierwszym, a z pi tym jej ksi ycem. Statek przemy la to wszystko i zadecydowa ,
e hipoteza naturalnego
ród a
sygna ów jest znacznie bardziej prawdopodobna. Dalsze badanie tego problemu oznacza oby strat czasu oraz paliwa, a rejon wokó gazowego giganta by niebezpieczny. Znacznie roztropniejsza wydawa a si zatem kontynuacja przy pieszania lotu w g b systemu. Ruszy w stron S
ca, ku coraz cieplejszym rejonom przestrzeni.
Nigel pracowa do pó na, korzystaj c z badawczo-poszukiwawczego programu, stworzonego w celu wykrycia dalszych ladów Snarka. Nie mia wi kszych nadziei na sukces, poniewa
Monitor Jowisza nie zosta zaprojektowany do wykonywania takich zada , a
ucieczka Snarka z tego rejonu wiadczy a o tym, e bardzo szybko mo e znale
si poza
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zasi giem urz dze sondy. Mimo to Nigel wychodzi z sali Kontroli jak w euforii. W drowa pogr onymi w ciemno ci korytarzami i nuci star
piosenk
z czasów m odo ci. Jako
ch opiec ogl da z zainteresowaniem stare kasety wideo. Mia ambicj zosta kim podobnym do Johna Lennona, chodzi dumnie jak paw, b aznowa , wywodzi s owicze trele i w ten sposób sta si nie miertelny; przej
do historii dzi ki w asnym strunom g osowym. Ca e
lata min y od czasu, kiedy ostatni raz wspomina t obsesj swojej m odo ci. Trwa a ona mniej wi cej rok. Zbiera wtedy ró ne pami tki po idolu, wypo yczy nawet na par tygodni gitar i wygrzeba kilka starych piosenek, których próbowa si nauczy , ustawia w lustrze asny profil (z b kitnym wiat em w tle, w sportowej czapeczce, ze specjalnie u
on
fryzur ), uczy si zdezaktualizowanego argonu. Marzenie zblad o, gdy okaza o si , e nie umie piewa . Ostatnie kroki przed wyj ciem z Laboratorium przeby w rytmie fokstrota, skanduj c fragmenty piosenek, gwi
c i promieniej c rado ci . Pchn
skrzyd o drzwi na zewn trz i
wyszed w ciemniej ce wiat o popo udnia. Zatrzyma a go stoj ca przy wyj ciu stra niczka. Obejrza a najpierw fotografi na jego plakietce, potem spojrza a na Nigela. - Nie mo e pani zidentyfikowa tej pomarszczonej twarzy z fotografi
m odego
cherubina? - domy li si . -Och, bardzo pana przepraszam- sumitowa a si . - Wiedzia am, e pan tu pracuje, ale jeszcze pana nie widzia am. Jestem tu nowa. Kiedy , w dzieci stwie, ogl da am pana na trójwymiarówce. miechn a si promiennie, a on poczu si nagle bardzo stary. Pop dzi k usem do autobusu, zd
wsi
, a gdy przeje
ko o bramy, pomacha
do stra niczki. awa. Nigel wiedzia , e Lubkin mu jej zazdro ci, ale ju sama wiadomo faktu wystarcza a, eby mia ochot
tego
mia si i p aka . Do diab a, przecie gdyby chcia
pozosta w wietle reflektorów, zwi za by si z najbardziej efektown cz ci kosmicznego programu, z cylindrycznymi miastami budowanymi na orbicie w punktach Lagrange’a. Có atwiejszego ni zbudowa ca kiem nowy, wie y, czysty wiat. (Orbipole, jak nazwano je w trójwymiarówce - stuprocentowo ameryka ska wersja j zyka mass mediów, powszechnie uznawanego za sprostytuowany - s owo niemal tak beznadziejne, jak drapacz chmur, który powsta w zesz ym stuleciu). Nie zrobi tego. Mia szcz cie, po prostu niesamowite szcz cie, eby nawet teraz znale
si na afiszu.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Gdy ludzie z NASA wyci gn li ich z Lenem z kabiny akomodacyjnej “Dragona” wielko ci pude ka zapa ek, Agencji za uda o si wymkn
po cichu z oficjalnej awantury
rozp tanej przez media wokó Ikara, Nigel wiele nauczy si . Ataki ze strony “New York Timesa” by y niczym komary, w porównaniu z tym, co czeka o obu astronautów w samym NASA. Jednak do wiadczenie “bycia na cenzurowanym” przygotowa o Nigela do prywatnej walki w zwarciu z macierzyst instytucj . Parsons, ówczesny dyrektor NASA, wys
Nigela
w kosmos niczym ch opca na posy ki, bystrego i powa nego, a przy tym zdolnego - na drodze autosugestii - do zmniejszenia cz stotliwo ci oddychania i biologicznego metabolizmu. Powszechne oburzenie zwi zane ze “spraw Ikara” uczyni o z niego m czyzn , da o mu czas na rozwodnienie
ci, która si w nim nagromadzi a, ale pewna jej cz
nadal pozosta a.
Wed ug obiegowej opinii Nigel nie by drugim Lindberghiem. Jednak kiedy nadszed odpowiedni czas, przyczesa w osy, w
krawat i gdy w NASA zbli
a si “Noc D ugich
No y”, wyst pi publicznie, prezentuj c fakty. Uda o mu si za apa na d ugi, retrospektywny wywiad w trójwymiarówce, wyg osi kilka dobrze przemy lanych oracji, b ysn
kilkakrotnie
garniturem bia ych z bów. Zapytany o rol “Dawida-Kota-z-Cheshire”, wymy li na jego temat limeryk, który NBC usun a z popo udniowego wydania, lecz CBS pozostawi a. Interes, si
rzeczy, rozkr ca si . Nigel pojawi si w umiarkowanie intelektualnym
talk-show, gdzie zaprezentowa dobr znajomo Airplane, na które w
utworów Louisa Armstronga i Jefferson
nie wraca a moda. Udzieli wywiadu w trakcie d ugiej w drówki przez
obszar pustkowia gór Sierra. W zwyk ych d insach i bluzie, opowiada o medytacji i szacunku dla zamkni tych ekosystemów, takich jak na przyk ad Ziemia. Nie, nie by y to wielkie przemy lenia. Co prawda ludzie z trójwymiarówki okazali si dziwnym plemieniem: wszystko, co askota o ich nozdrza, sk onni byli uwa
za szampan.
Naprawd , mia nadzwyczajne szcz cie. To, co wy oni o si z jego pod wiadomo ci, niczym ba ka powietrza z g bin wody, i co móg równocze nie uj
w jedno, dwa zdania,
mog o sprawi nieoczekiwane k opoty Parsonsowi i “Dave’owi z Cheshire”. Przy dwulicowo
im za
w sprawie Ikara, potem za obci cie funduszów dla programu cylindrycznych
miast (decyzja by a rzeczywi cie g upia, podj ta w momencie, gdy w pierwszym z miast powstawa nowy, zero-grawitacyjny sektor przemys u, który móg uratowa ameryka sk ekonomik ). W ko cu dope ni si czas i przysz a pora niw, a Parsons przesta by dyrektorem NASA. “Dave z Cheshire” dzia rzed .
gdzie w Nevadzie, a jego nie miertelny u miech powoli
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Jeden z komentatorów sieci telewizyjnej powiedzia , e Nigel ma talent do mówienia prawdy w odpowiednim czasie - odpowiednim, dodajmy, dla niego samego. W zadziwiaj cy sposób, ta “magiczna” cecha opu ci a go po rezygnacji Parsonsa. Niektórzy decydenci w NASA namawiali go,
eby dalej szed t
drog
i wykopa z Agencji jeszcze kilku
“betonowych” troglodytów. Czynili to jednak w odosobnionych miejscach, na kole koktajlach, mamrocz c w szklanki burbona z wod
skich
o umiej tno ciach politycznego
manewrowania, jakie pono Nigel posiad . W odpowiedzi wzrusza ramionami, wiedz c, e le ulokowali swoj admiracj . To, co zrobi w sprawie Parsonsa i Dave’a, uczyni z osobistej niech ci, bez ukrytej ideologii, jego pod wiadomo
dobrze o tym wiedzia a.
Kiedy tylko powody irytacji znikn y, przebieg y Medyceusz, skryty w g bi jego psychiki, zapad ponownie w drzemk , ca y jad sp yn
mu z
i Nigel ponownie zosta
aktywnym astronaut . Robi to, co mo na by o wówczas robi . NASA wyczuwa a t potencjaln energi (raz u dlony, oddawa w dwójnasób) i przywróci a zarówno jemu, jak i Lenowi, status aktywnych pilotów pojazdów kosmicznych. Len zainteresowa si prac nad utrzymaniem obiektów orbitalnych, Nigel usi owa co robi przy pracach na Ksi ycu. Astronauci ze starszego pokolenia wsi kli w ma
stwa i zbli ali si do czterdziestki,
zaczynali docenia zalety wdychania zapachów domowej owsianki. Z kolei NASA musia a zap aci swoj dzia
w ekonomicznych rozrachunkach, zamierza a wi c dokona szybkiego
rekonesansu Ksi yca, g ównie w celach industrialnych. Orbipole potrzebowa y surowców, Ziemia - nie zanieczyszczaj cych rodowiska miejsc do produkcji przemys owej, a wszystko to musia o si zi ci bez niepotrzebnego szastania pieni dzmi. Zatem, w tej epoce bez bohaterów, powrócili eleganccy m czy ni, o przyprószonych siwizn , g adko zaczesanych osach. Nigel utorowa sobie drog
w ród ich zast pów. Ukoronowaniem tego by
osiemnastomiesi czny pobyt w bazie w Kraterze Hipparcha na Ksi ycu. Kiedy wróci na Ziemi i sp dza zas
ony urlop, okaza o si , e droga powrotna na
Ksi yc jest ju zamkni ta. Nasta czas ponownego ekonomicznego o ywienia i przez cykl szkoleniowy przesz o nowe pokolenie astronautów, m odych, o szybszym refleksie, szczuplejszych i wytrzymalszych. Nigel i Len utrzymywali co prawda minimalne mo liwo ci kwalifikuj ce ich do lotów, regularnie korzystaj c z symulatora w Moffatt Field. Oprócz tego co trzy miesi ce latali do Houston na dwudniowy kurs przygotowawczy.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Którego dnia Nigel móg wróci do pracy w warunkach niewa ko ci, cho nie bardzo w to wierzy . Przyty , a biciu jego serca towarzyszy o podwy szone ci nienie. Mia ju czterdzie ci jeden lat. Wszyscy dawali mu do zrozumienia, e najwy szy czas zmieni j charakter pracy. Ale na jaki? Administracja? Sztuczne do wiadczenie, polegaj ce na dyrygowaniu prac innych? Nie, nigdy nie nauczy si u miecha , je li nie mia do tego nastroju. Ani te starannie wywa
w asne s owa. Mówi spontanicznie; ca e swoje ycie kszta towa na
zasadzie pierwszego szkicu. Patrzy przez okno na kontury wzgórz Pasadeny. Mo e zatem jaka inna kariera? Kilka lat temu napisa d uga ny tekst o Ikarze dla pisma “Worldview”. Zosta on dobrze przyj ty i przez jaki czas Nigel rozwa sposób znale
, czy nie odda si pracy literackiej. Móg by w ten
uj cie dla swoich dziwacznych, akrobatycznych zabaw s ownych i kapry nych
arcików. By mo e usun oby to równie pok ady goryczy, gromadz ce si w nim od czasu do czasu. Nie, ten pomys musia odrzuci . Chcia czego wi cej, nie tylko przelewania na papier swoich do wiadcze i obna ania w asnego charakteru. Skrzywi si i parskn . Owszem - pomy la - jest pewien dawny utwór liryczny Dylana, doskonale pasuj cy do tej sytuacji. Jedyn rzecz , któr doskonale zna i umia robi , by o d enie do dalszego d enia. | I, chc c nie chc c, robi to.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
5 - Dzi po po udniu to zaatakowa o moje kostki u nóg. Nigel chcia w
nie przywo
kelnera, ale powstrzyma si .
- S ucham? - Bol mnie kostki. Jeszcze bardziej ni nadgarstki. - Bierzesz chlorochin ? - Oczywi cie. Przecie nie jestem g upia - oznajmi a Aleksandria zirytowanym tonem. - Mo e lek potrzebuje paru dni na skumulowanie si w organizmie, eby kuracja przynios a jaki efekt - powiedzia z fa szyw beztrosk . - Mo e... - Niewykluczone, e poczujesz si lepiej, je li co przegryziesz. Co powiedzia aby na birani? - Nie mam na to apetytu. -Ach tak... Ale przecie dodaj do tego curry, a ono jest takie zdrowe. Dlaczego nie mieliby my wzi
jednego, niezbyt gor cego, na spó
?
- Dobrze - usadowi a si g biej w fotelu i zacz a leniwie obraca g ow , w jedn i w drug stron . - Musz si o ywi . Zamów mi piwo, dobrze? Lacanta. W powietrzu g stym i ci kim od zapachu kadzid a, Aleks unosi a si jakby w przestrzeni pomi dzy snem a jaw . Ju dwa dni min y od zauwa enia przez niego Snarka, a jeszcze jej o tym nie powiedzia . Zdecydowa , e to jest w
ciwy moment Taka wiadomo
mo e odwróci jej uwag od bólu stawów. Przywo
kelnera i z
zamówienie. Siedzieli na uboczu, w pobli u zaplecza
restauracji, schronieni za klekocz
kurtyn ze szklanych paciorków. W takich warunkach
raczej trudno by oby pods ucha ich rozmow . Mówi , agodnie, a jego g os z lekka tylko górowa nad ogólnym szumem rozmów konwersacji, prowadzonych przez innych klientów. Na pocz tku wydawa a si podekscytowana wiadomo ciami i zacz a zasypywa go pytaniami. W ci gu ostatnich dwóch dni nie wydarzy o si co prawda nic nowego, ale Nigel opisa szczegó owo prac , jak wykona , organizuj c systematyczne poszukiwania ladów dalszego lotu Snarka. Zag bi si w
nie w zawi e nieco wyja nienia i wtedy dostrzeg , e
przesta a si tym interesowa . Bawi a si jedzeniem, s czy a drobnymi ykami piwo o kolorze bursztynu, spogl da a na wchodz cych i wychodz cych z restauracji klientów.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nigel przerwa i zabra si do przekopywania góry curry, któr mia na talerzu. Dodawa
przyprawy, eksperymentowa
z sosami korzennymi. Po chwili uprzejmego
milczenia Aleks zmieni a temat: - Nigel, zastanawia am si nad czym , co powiedzia a Shirley. - O co chodzi? - Doktor Hufman, oprócz tych pigu ek, zaleci mi wypoczynek. Shirley s dzi, e najlepiej wypocz abym, gdybym wyjecha a na jaki czas. - Mówi a to i wpatrywa a si w niego z zamy leniem. - Masz na my li wakacje? - Tak. Krótkie wypady tu i tam. Wycieczki. - Ten potwór Snark gotów jest po re mój czas bez reszty... - spróbowa za artowa . - Wiem o tym - stwierdzi a powa nie. - Dlatego w wej
nie chcia am ju teraz spróbowa
z nim w licytacj . miechn si do niej z czu
ci .
- Oczywi cie. Nie ma powodu, dla którego nie mieliby my wyskoczy na par dni do Baja z niewielkim baga em. - Uzbiera mi si spory kredyt darmowych lotów - zauwa
a Aleks. - Mo emy
polecie z American dok dkolwiek zechcemy na ca ym wiecie. -Dziwi si , e zamierzasz wyjecha na d
szy wypoczynek akurat teraz, kiedy
trwaj te negocjacje. - Od czasu do czasu mog obej
si beze mnie.
Kiedy to mówi a, wyraz br zowych oczu zmieni si , k ciki ust i opad y minimalnie, a Nigel nagle zajrza do pe nej niepokoju i smutku duszy Aleks.
Z restauracji wyszli pó no. Niektóre eleganckie sklepy by y jeszcze otwarte. Dwie ubrane w ochronne stroje do t umienia zamieszek i policjantki sprawdzi y faksowe kody komputerowe Nigela i Aleks, a potem posz y dalej. Po drodze zatrzymywa y wi kszo podprowadzaj c ich pod g sto ustawione uliczne latarnie i domagaj c si identyfikatorów. Jedna policjantka sta a w bezpiecznej odleg podczas gdy druga kontaktowa a si
ci z wyci gni
ludzi,
od nich pa
,
z Central , sprawdzaj c ferrytowe matryce
identyfikacyjne na tabliczkach kodowych. Nigel akurat odwróci od nich wzrok, gdy jaka kobieta nagle wyrwa a si i pop dzi a do wn trza domu towarowego. Towarzysz cy jej czyzna próbowa zrobi
to samo, ale policjantka przydusi a go do ziemi. Druga
wyci gn a pistolet i wbieg a do sklepu.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
czyzna zacz protestowa przeciwko temu, co musia o si teraz wydarzy . Dosta pa
i twarz mu zbiela a. Po chwili ze sklepu da y si s ysze przyt umione odg osy strza ów. Podjecha autobus i Nigel chcia wsi
.
Aleksandria sta a nieporuszona, z r kami uniesionymi do twarzy. M czyzna próbowa ukl kn . Wychrypia kilka niezrozumia ych s ów. Wargi Aleksandrii skrzywi y si z odraz i zacz a co mówi do policjantki. Nigel zawo
j . Aleks zawaha a si .
- Aleksandria! - krzykn ponownie. Wychyli si z pó otwartych drzwi autobusu i wyci gn do niej r
. Zacz a wspina
si na stopnie jak odr twia a, na sztywnych nogach. Opad a na siedzenie obok niego, gdy drzwi autobusu zamyka y si z sykiem. Dysza a. - Zapomnij o tym - powiedzia agodnie. - Tak to ju jest. Autobus ruszy z warkotem i przemkn wci
obok m czyzny na chodniku. Policjantka
przyciska a go kolanem do ziemi, a on szklistym wzrokiem wpatrywa si ; w pop kane
yty chodnika. Szczegó y tej sceny wida by o wyra nie w md ym, pomara czowym wietle latarni.
Zanim Lubkin sko czy zdanie, powoli cedz c s owa, Nigel poderwa si z fotela i zacz z irytacj przemierza pokój. - Masz cholern racj , e si temu sprzeciwi ! - powiedzia . -To jest najg upszy z mo liwych, przekl ty... - Zaczekaj, Nigel, wiesz przecie , e w tej sprawie ca kowicie si z tob zgadzam. Poza wszystkim jeste my przecie naukowcami... Nigel pomy la z gorycz , e atwo móg by przytoczy argumenty nawet przeciwko temu jednemu twierdzeniu, przynajmniej w odniesieniu do Lubkina. Pu ci to jednak mimo uszu. - Nie lubimy utajniania spraw - kontynuowa Lubkin. Wyczuwa o si , e uwa nie dobiera s owa. - A równocze nie mog zrozumie potrzeb
cis ej kontroli informacji akurat
w tym przypadku. - Na jak d ugo?! - spyta ostro Nigel. - Jak d ugo? - Lubkin zawaha si . Nigel odniós wra enie, e tym pytaniem z ama rytm przygotowanej przez Lubkina przemowy. - Prawdopodobnie na czas nieokre lony, jakkolwiek - doda po piesznie, eby nie da rozmówcy szansy na reakcj - mo e chodzi tu po prostu o kilka dni. Rozumiesz to, prawda? - Kto tak mówi?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- S ucham? - Kto ma decyduj cy g os w tej sprawie? - No có , przede wszystkim dyrektor. On pierwszy podejmowa decyzj . Uwa
, e
powinni my skonsultowa to zarówno z czynnikami cywilnymi, jak i wojskowymi. Nigel zrezygnowa z chodzenia i usiad . Biuro Lubkina o wietlone by o tylko po rodku, w k tach panowa mrok. Efekt takiego skupienia
wiat a nasun
Nigelowi
wra enie, jakby obaj znajdowali si na ringu, niczym zawodowi bokserzy szykuj cy si do walki w pobli u d bowego biurka Lubkina. Pochyli si do przodu z okciami na kolanach, wpatruj c si w nalan twarz szefa. - Dlaczego, do diab a, te cholerne Si y Powietrzne... - Oni i tak dowiedz si o tym przez oficjalne kana y. - Dlaczego? - Mo e b dziemy potrzebowa
ich sieci sensorów g bokiej przestrzeni,
eby
wy ledzi tego... Snarka. - To mieszne! Przecie to jest zaledwie sie oko oziemska. - Mo e w
nie tutaj kieruje si Snark.
- To ma o prawdopodobny wariant. - Ale o pewnym stopniu prawdopodobie stwa. Sam musisz to przyzna . Zdajesz sobie chyba spraw
z tego,
e kiedy si
tu pojawi, mo e wynikn
kwestia
wiatowego
bezpiecze stwa. Nigel pomy la przez chwil . - Chodzi ci o to, e je li Snark zbli y si do Ziemi, a system monitorowania pocisków nuklearnych namierzy jego p omie wylotowy... - Tak. - ...i zinterpretuje jako rakiet balistyczn lub wybuchaj
g owic ...
- Przyznasz, e jest taka mo liwo . Nigel zacisn pi ci i nic nie odpowiedzia . - B dziemy to trzyma w tajemnicy, nie ujawniaj c nikomu zb dnemu - oznajmi adko Lubkin. - Technicy nigdy nie poznaj ca ej prawdy. Je eli nie powiemy im wi cej, ni wiedzie , zapomn o tym. Ca
prawd zna b dziemy jedynie my, dyrektor, mo e
tuzin; lub dwa tuziny ludzi w Waszyngtonie i w ONZ. - Ale jak, do diab a, to wszystko ma dzia
? Nie mog przecie nadzorowa ka dego
funkcjonuj cego tu monitora systemu detekcyjnego. Trzeba pracowa na zmiany...
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Za atwi ci je. Mo emy podzieli prac na drobne odcinki, tak e aden z techników ani in ynierów obs ugi nie pozna jej prawdziwego celu. - Przecie to cholernie nieefektywne! Musimy przeszuka ca y Uk ad S oneczny. Nagle g os Lubkina sta si twardy i bezbarwny. -W
nie w taki sposób to zorganizujemy, Nigel. I je li chcesz nadal pracowa przy
tym programie... - urwa , nie ko cz c zdania.
W rodku nocy potrz sn a nim lekko, potem bardziej gwa townie. W ko cu obudzi si z m tnymi oczami. Jego umys wci
dryfowa gdzie we mgle.
- Nigel, boj si . - Co? Ja... - Nie wiem, co si sta o, po prostu obudzi am si przera ona... Usiad i delikatnie wzi
j w ramiona, jakby ko ysa dziecko do snu. Wtuli a twarz w
jego pier , dr c jak z zimna. - Mia
sen?
- Nie. Nie, ja tylko... serce bi o mi tak g
no... mia am wra enie, e musisz je s ysze ,
i czu am strasznie zdr twia e nogi... Ci gle mnie bol . - Musia o ci si co przy ni . Po prostu teraz tego nie pami tasz. - Tak my lisz? - Na pewno. - Zastanawiam si , o czym mog am ni ? - Jaki paskudny strz p pod wiadomo ci, zawsze o tym nimy. To jak wyrównywanie rachunków ycia. - Có , tego akurat kawa ka... wola abym si pozby - powiedzia a s abym, wibruj cym ze zdenerwowania g osem. - To niemo liwe - t umaczy
agodnie. - Pod wiadomo
jest jak reklamy na
trójwymiarówce. Je li nie by yby powtykane w program, nie mog aby obejrze czego bardziej warto ciowego... - Co to za d wi k? - spyta a z niepokojem. - Deszcz. S dz c po odg osie, leje ca kiem solidnie. - Och, to dobrze. Potrzebujemy teraz deszczu. - Zawsze go potrzebujemy. - Tak...
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Przesiedzia tak reszt nocy. Zasn
dopiero nad ranem, gdy Aleksandria dawno ju
zamkn a oczy, a jej oddech sta si równy i regularny.
W Muzeum Okr gowym w Los Angeles Aleksandria pochyli a si , eby przeczyta tabliczk
informacyjn
pod czarnoszar
seksualnym z dwoma
rze
: “Devadasi, w gimnastycznym akcie
nierzami, którzy równocze nie odbywaj
rytualny taniec z
mieczami. Motyw z tradycyjnego przedstawienia. Indie Po udniowe, siedemnasty wiek”, Aleks odchyli a si , imituj c pozycj Devadasi. Plecy wygi a w uk pod k tem prawie czterdziestu pi ciu stopni. - To chyba trudne - zauwa
Nigel.
- To wr cz niemo liwe. K t, pod jakim przedstawiono cia o partnera z przodu, jest zupe nie nieprawid owy. - Ale oni byli gimnastykami. - Wol tego du ego obok - stwierdzi a w zamy leniu. - Tego który porywa ludzi w nocy “dla celów seksualnych”... pami tasz? - Tak. Delikatnie powiedziane... - Dlaczego ona ma na wargach sromowych co w rodzaju sp onki? - To musi mie znaczenie religijne. - Doprawdy? - W takim razie w celach ochronnych. Chodzi o to, e je li kto próbuje wyrze bi tu swoje inicja y, pora a go krótkie spi cie. - Ma o prawdopodobne - podsumowa a. - Spójrz, “odwieczny taniec joginów i pot pionego”. - Odwieczny... - powtórzy a. Patrzy a na Nigela przez chwil , a potem nagle odwróci a si . K ciki znów jej opad y. Bardzo niepewnie przesz a kilka kroków po yszcz cej posadzce. Nigel wzi j pod rami i podtrzymywa , gdy ku tyka a w stron rz du krzese . Zauwa
,
e w galerii panuje dziwna cisza. Usiad a ci ko, z g bokim
westchnieniem, przechylaj c si na boki jak przed zemdleniem. Patrzy a prosto przed siebie. Na zbiela ym czole pojawi y si momentalnie kropelki potu. Nigel rozejrza si . Widzowie w galerii przerwali zwiedzanie i stali nieruchomo, wpatruj c si w Aleksandri .
- Ona powinna rzuci t przekl
prac ju teraz! - oznajmi a twardo Shirley.
- Przecie lubi tam pracowa . Nigel popija kaw ma ymi ykami. By a oleista i g sta, lecz i tak prawdopodobnie lepsza od tej, któr dosta by w pracy. Powtarza sobie, e gdy Aleksandria wysz a ju na
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
spotkanie, powinien zmy i naczynia po niadaniu, jednak ch odny gniew Shirley przyszpili go do krzes a w jadalni. - Ona jeszcze si trzyma, ale ledwo si trzyma. Czy ty tego nie widzisz? - Oczy jej yszcza y, a ich z owieszczy po ysk podkre li wygi te w uk ciemne, kszta tne brwi. - Ale chce uczestniczy w tych negocjacjach z Brazylijczykami. - Niech to wszyscy diabli! Ona si boi. Odesz am od was, na jak d ugo? pi
minut?
Kiedy wróci am, ona siedzia a nieruchomo na krze le w galerii, bia a jak ciana, a ty g aska po ramieniu. To nie wygl da o dobrze, to nie by a ta Aleksandria, któr oboje znamy: Nigel skin g ow . - Przecie z ni rozmawia em., Ona... - ...boi si to ujawni , pokaza , jak jest wystraszona. Nigel, ona czuje si winna z tego powodu. To bardzo powszechna reakcja. Ludzie, z którymi pracuj , czuj si winni dlatego, e s biedni, starzy albo chorzy. Wydobycie ich z tego stanu zale y tylko od nas. Trzeba, eby ujrzeli samych siebie jako... Jej g os powoli cich . - Nie s uchasz, co mówi , prawda, Nigel? - spyta a. - Ale nie, s uchani... - S dz , e powiniene przekona j do pozostania w domu, do wypocz cia... - Zrobi to. - A kiedy poczuje si lepiej, wybierzemy si w podró - zdecydowa a szybko Shirley, korzystaj c z tego, co osi gn a w trakcie rozmowy. - Dobrze. Podró . - Nigel wsta i zacz
uk ada w stos ceramiczne talerze, ocieraj ce
si z chrz stem o siebie brzegami, brz cz ce sztu ce. - Ach, obawiam si , e o czym zapomnia em - doda . - Moja praca... - Tak, tak - powiedzia a z furi Shirley. - Doskonale wiem, e masz t swoj cholern prac .
Obudzi si w przepoconych, zmi tych prze cierad ach i pow oczkach. Lipcowy ar zalega w górnych pokojach tego starego domu, przylgn
do dusznych zak tków w
oczekiwaniu na przybycie nocy. Nigel ostro nie stoczy si z
ka, tak e Aleksandria tylko
zako ysa a si agodnie, jak na powolnej, delikatnej fali. Wyda a z siebie g boki, niewyra ny pomruk, po czym ponownie g boko zasn a. Zaskoczy o go zimne, nocne powietrze wci gni te do p uc. Okaza o si , e pokój nie jest jedynie zamkni
, duszn przestrzeni . Skór dra ni y wysychaj ce teraz krople potu,
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
powsta e na skutek jakiego
wewn trznego p omienia, mgli cie zapami tanego snu.
Ponownie wci gn do p uc zimne, nocne powietrze i zadr
.
Wtedy przypomnia sobie. Poszed do pokoju go cinnego, z umieszczonym wysoko sufitem i w czy lamp . Upewni si , e wiat o nie dociera do sypialni. Zacz
szpera w ród tomów “Encyclopaedia
Britannica”, dopóki nie znalaz poszukiwanego has a. Po omacku znalaz kanap i usiad na niej.
Lupus erythromatosus. Mo e zaatakowa dowolny organ b
te ca e cia o.
Zaka enie chorob wyst puje przede wszystkim w tych tkankach, które wydzielaj wilgo , jak tkanki stawów lub otrzewnej. Schorzenie wywo uje powstanie w organizmie zmodyfikowanych antycia , zbudowanych z protein o zmienionej strukturze. Mog wyst powa nawet d
sze okresy pozornej remisji choroby. Jej
rozprzestrzenianie si wewn trz organizmu jest z regu y niemo liwe do rozpoznania, dopóki nie ujawni si powa ne symptomy. Objawy ze strony centralnego systemu nerwowego sta y si
w ci gu ostatnich lat sta
cech tego schorzenia. Badania
statystyczne cz stotliwo ci wyst powania choroby w korelacji ze ska eniem rodowiska naturalnego wykazuj oczywisty zwi zek tych dwóch zjawisk, chocia mechanizm tego zwi zku nie jest jeszcze znany. Leczenie...
do tej chwili nie zdawa sobie sprawy, e to rzeczywisto . Przeczyta to jeszcze raz, a potem kolejny. Sko czy dopiero wtedy, kiedy u wiadomi sobie, e p acze. Piek y go wilgotne oczy. Od
tom encyklopedii na pó
i wtedy dostrzeg now ksi
. Musia a pojawi
si tam niedawno. Okaza o si , e jest to Biblia w twardej oprawie. Otworzy j z ciekawo ci. Niektóre strony kto wielokrotnie otwiera . Shirley? Nie, z pewno ci to Aleksandria. Czy czyta a Bibli , nawet przed ich wspólnym spotkaniem z Hufmanem. Czy podejrzewa a co wcze niej? Usiad ponownie i zacz czyta .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
6 - Prezydent nie wie, jak d ugo to b dzie trwa o, Nigel - powiedzia surowo Lubkin. Chce, eby my kontynuowali nasze dzia ania i starali si to znale . - Czy on s dzi, e ktokolwiek mo e na zawsze powstrzyma rozprzestrzenianie si wiadomo ci o czym tak wa nym? Min o ju pi Waszyngtonu czy Narodów Zjednoczonych uda o si d
miesi cy. Nie s dz , eby ludziom z ej utrzyma to w tajemnicy.
Ponownie znajdowali si w kr gu wiat a, otaczaj cym biurko Lubkina. Przez jedno z okien w odleg ej cianie wpada o nieco s onecznego blasku. W takim o wietleniu ziemista skóra Lubkina nabiera a jeszcze g bszego,
tawego odcienia. Nigel siedzia przy biurku
sztywny i napi ty, z wargami tworz cymi w sk lini . Kontroler niedbale odchyli si w fotelu i przez chwil buja si w nim. - Czy chcesz w ten sposób zasugerowa , e móg by ...? - Ale
to nonsens! Nigdy bym tego nie wypapla ... - przerwa na moment,
wiadamiaj c sobie,
e Aleksandria ju
wie. By pewien,
naprawd , chyba nie dotar o do niej, jak wa na jest wiadomo
e mo na jej zaufa . Tak o Snarku, nigdy te z w asnej
woli nie rozmawia a z Nigelem na ten temat. - Jednak ca y pomys jest g upi - kontynuowa . To po prostu dziecinne. - Nie mia by takich odczu , Nigel, gdyby by ze mn w Bia ym Domu - powiedzia Lubkin z namaszczeniem. - Nie zaproszono mnie. - Wiem. Przypuszczam, e prezydent i NASA chcieli maksymalnie ograniczy liczb uczestników,
eby unikn
zainteresowania ze strony prasy. A tak e ze wzgl dów
bezpiecze stwa. Podró do Waszyngtonu by a najwyra niej punktem szczytowym w dotychczasowej karierze Lubkina i facet a pali si , eby komu o niej powiedzie . Jednak w Laboratorium tylko Nigel i dyrektor byli wtajemniczeni, a dyrektor równie by u prezydenta w Bia ym Domu. Nigel u miechn si do siebie. - Prezydent przedstawi to w bardzo przekonuj cy sposób, Nigel. Emocjonalny wp yw takiego wydarzenia, po czony z gor czk religijn rozbudzon w naszym kraju, a tak naprawd , na ca ym wiecie... wiesz, e ci Nawróceni Synowie Boga maj w tej chwili nawet senatora, który przemawia w ich imieniu. Mogliby narobi niez ego zamieszania. - O jak frakcj Synów Nawróconych chodzi?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Frakcj ? Nie wiem... - Teraz oni przybrali najró niejsze kolory i kszta ty. Ci z gor czk w oczach i z poc cymi si d
mi nie potrafi zliczy do dwunastu, nie zdejmuj c butów... je li w ogóle je
maj . Istniej równie intelektualni Synowie Nawróceni, wyznawcy doktryny o istniej cym wsz dzie
yciu, b
cym cz ci
Immanentnego Gospodarza, i takie tam... Tak mówi
Aleksandria. Oni... - Nigel przerwa , u wiadomi sobie bowiem, e rozgada si na zupe nie marginalny temat. Lubkin mia talent do odci gania rozmówców od sedna sprawy. - Có ... - powiedzia kontroler. - Oni s tak e wojowniczymi lud mi. Dostali niez ej dr czki na punkcie Snarka - Lubkin nie wiadomie skin
g ow , jakby jego ostatnie
stwierdzenie potrzebowa o dodatkowego podkre lenia. - Przecie to jest cholernie naiwne! Jaki gatunek, pochodz cy z uk adu planetarnego innej gwiazdy, przylecia by do nas, pokonuj c ca
t drog tylko po to, eby zrzuci na nas
bomb ? - Ty wiesz o tym. I ja to wiem. Ale niektórzy genera owie s zaniepokojeni. - Czym, do diab a? - Niebezpiecze stwem uruchomienia Sieci Wczesnego Ostrzegania Nuklearnego. Co prawda zosta o ono zredukowane przez fakt, e nie tylko my wiemy o tym... no... Snarku. Istnieje tak e mo liwo
ska enia biologicznego, je li ten przedmiot wejdzie w atmosfer ...
os Lubkina powoli przycich i m czy ni przez jaki czas obserwowali rosn ce za oknem drzewo eukaliptusa, z nieustannie gromadz cymi si tam z powodu wisz cej wci
ciekaj cymi z li ci du ymi kroplami, nad Pasaden jasnoszarej mg y. Zmiany
wiatowego cyklu pogody powodowa y, e zjawisko opadaj cych mgie stawa o si z ka dym rokiem intensywniejsze. Zdawano sobie spraw
z mechanizmu tego procesu, lecz nie
poddawa si on ludzkiej kontroli. Lubkin stuka piórem w wypolerowan powierzchni swojego biurka, co wywo ywa o uchy pog os w cichym pomieszczeniu. Nigel obserwowa
G ównego Kontrolera i
zastanawia si , w jaki sposób Lubkin postrzega swoj “polityk ” w zaistnia ej sytuacji. Prawdopodobnie widzia j jako kwesti odpowiedniego podzia u ról, odseparowanych od siebie sfer aktywno ci. Gotów by zrobi wszystko, eby ustawi Nigela na w
ciwym
miejscu w zespole, nakazuj mu zachowa milczenie i przetrz sa ca y Uk ad S oneczny w poszukiwaniu Snarka. On tymczasem odgrywa by w ONZ rol faceta twardego jak stal, kompetentnego, dzia aj cego efektywnie. W oczach drapie nego, uk ad taki wydawa si
dnego kariery dyplomaty,
ca kiem korzystny, a on móg przedstawia
stworzony do wy szych celów.
si
jako cz owiek
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nigel skrzywi si z niesmakiem, zastanawiaj c si równocze nie, czy nie staje si przypadkiem cyniczny. Odpowied na to pytanie wydawa a si trudna. - Wci
uwa am, e mamy obowi zek poinformowa o tym ludzko
- oznajmi . -
Snark nie jest po prostu jeszcze jednym elementem wiatowej strategii. - Có , przykro mi, je eli masz takie odczucia, Nigel - odrzek Lubkin. Nie doczeka si odpowiedzi. Na zewn trz krople deszczu opada y bezg
nie w
wilgotnej, szarej przestrzeni, perl c si na okiennej szybie. - Mog
si
za
,
e przyjmujesz do wiadomo ci konieczno
tajemnicy? Gdyby tak nie by o, obawiam si , e musia bym usun
zachowania
ci z zespo u. Prezydent
postawi spraw bardzo stanowczo. Rozumiesz, nie rozpatruj tego na gruncie osobistym, ale... - Tak, wiem. Twoj jedyn trosk jest Snark. -Ach, no tak, tak. A, w
nie. Nadawanie temu zjawisku takiego dziwnego,
mitycznego imienia nie by o przemy lane. Rozumiesz, to mo e wzbudzi zainteresowanie, je li kto
co
niezdrowe
pods ucha. Biuro Sekretarza Narodów Zjednoczonych
zasugerowa o, eby my po prostu nadali mu kryptonim J-27. Chodzi o to, e odkryto ju dwadzie cia sze
satelitów Jowisza, ten by by dwudziesty siódmy...
- Uhm... - Nigel zby to wzruszeniem ramion. - ...oczywi cie, g ównym przedmiotem zainteresowania sekretarza generalnego jest wykrycie, gdzie w najbli szym czasie mo emy oczekiwa pojawienia si obiektu. Nigel stwierdzi , e nie mo e d
ej czeka . Karta, któr mia w r kawie, nie mia a
szans sta si atutowa, zatem móg zagra ni ju teraz. - Chyba ju wiem, gdzie on jest - powiedzia spokojnie. - Co? - Lubkin o ywi si i niecierpliwie pochyli do przodu. - Uwa
em, e Snark b dzie porusza si zgodnie z racjonalnie dobran orbit , na
której zaoszcz dzi jak najwi cej energii. Bez niepotrzebnego trwonienia elementów najwa niejszych w trakcie kosmicznego lotu. Bior c pod uwag to oraz szkicowe obliczenie efektu Dopplera, dokonanego przez poprzedni zmian oceni em, e powinni my natrafi na jego p omie wylotowy na mocno wyd
onej orbicie zbli aj cej si do Marsa.
- On jest w pobli u Marsa?! - Lubkin zerwa si z krzes a, ca kowicie pozbywaj c si swojego wystudiowanego dystansu. - Ju teraz nie... - Niero...
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Po wi ci em wiele czasu na gromadzenie obserwacji z Monitorów Marsa. U
em
do tego polecenia obowi zkowej obserwacji pe nozakresowej. Wszystkie urz dzenia telemetryczne i teleskopy na Monitorach dokonywa y szczegó owego przegl du ca ego firmamentu wokó Marsa. Program dzia
automatycznie przez dwadzie cia cztery godziny
na dob , a ja codziennie sprawdza em rezultaty. Uda o mi si to wszystko zrobi i wczoraj co znalaz em. - Powiniene mi o tym powiedzie . - Przecie w -B
nie mówi .
musia natychmiast zawiadomi Waszyngton i ONZ. Je li obiekt jest teraz na
orbicie Marsa... - Nie jest. - Nigel za
r ce na piersi, czuj c gorzkawy smak w ustach.
- My la em, e uda o ci si ... - Snark nie kierowa si na orbit , lecz poza Marsa. Zdoby em dwie fotografie, oddzielone od siebie kilkugodzinnym interwa em czasowym. Dane pochodzi y sprzed siedmiu dni. Dzisiaj, przegl daj c dane z ca ego tygodnia, jeszcze raz sprawdzi em ten rejon, ale Snark znikn . Jest ju poza naszym polem widzenia. Lubkin wygl da na oszo omionego. - Ju odlecia ... - powiedzia wolno. - Nawet je li we miemy pod uwag tylko dwa posiadane przez nas punkty, tor jego lotu jest do
oczywisty. My
, e zrobi niewielk p tl wokó Marsa, a potem odbi si od
jego pola grawitacyjnego, zyskuj c na spotkaniu z planet moment p du potrzebny do dalszej podró y. Nigel wsta i powoli podszed do znajduj cej si w gabinecie tablicy. Opar si o ni , splót r ce za plecami; opar je na dolnej listwie z kawa kami kredy. Sta teraz w s abo wietlonym miejscu, tak e Lubkin nie móg widzie na jego twarzy lekkiego u miechu wiadcz cego o poczuciu wy szo ci. Nigel machni ciem d oni rozgoni sprzed oczu unosz ce si w powietrzu cz stki
tego, kredowego pyt i zacz
obserwowa swojego szefa. By
zadowolony, e Lubkin przynajmniej raz w jakim sensie, znajduje si w defensywie. Mo e zagadka Snarka zdo a wyleczy tego cz owieka z fascynacji genera ami, i prezydentami. Lubkin rzeczywi cie wydawa si zaskoczony. - Gdzie on teraz leci? - spyta . - S dz , e w okolice... Wenus - odrzek Nigel.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Jeszcze przed opuszczeniem okolic wielkiej planety o pasiastej atmosferze statek wiedzia , e kolejny, bli szy gwiazdy glob jest miejscem ca kowicie ja owym, gdzie tylko tumany rudawego py u unoszone s s abymi podmuchami zimnego wiatru. Nieobecno naturalnego ekosystemu na planecie nie oznacza a,
e nie mo e ona mie
mieszka ców. Statek przypomina sobie kilka analogicznych odleg ej przesz
jakich
wiatów, napotkanych w
ci, na których istnia y zaawansowane w rozwoju kultury istot rozumnych.
Wybra przelot w pobli u planety bez wchodzenia na jej orbit . Taka trajektoria pozwoli aby na zakrzywienie trasy dalszego lotu pod ostrzejszym k tem, w trakcie grawitacyjnej “kolizji” z polem przyci gania planety, co z kolei lepiej przygotowa oby statek do dalszej podró y w g b systemu. Sta o si to obecnie niezmiernie wa ne, poniewa wi ksz cz
uwagi statku skupia
niebiesko-bia y glob. Wiele pokrywaj cych si nawzajem sygna ów radiowych, tworz cych niejednorodny chór, wieloj zyczn paplanin , pochodzi o w
nie stamt d.
Wewn trz statku rozpocz a si debata. Poszczególne punkty sporne w trakcie dyskusji mia y by
rozstrzygane przez
osowanie trzech komputerów o mniej wi cej jednakowych mo liwo ciach, a do chwili rozszyfrowania sygna ów radiowych, b
cych dzie em istot rozumnych. Niewiele ju
brakowa o do wst pnego prze amania przynajmniej jednego z kodów odbieranych przez statek transmisji. Gdyby do tego dosz o, uruchomiono by kolejne wy sze elementy inteligencji statku. Jeden z komputerów obstawa przy tym, eby maszyna natychmiast zmieni a orbit , omijaj c pustynny, czerwonawy glob i skierowa a si , nawet kosztem zu ycia wi kszej ilo ci paliwa, ku niebieskiej planecie. Inny sugerowa ,
e zadziwiaj cy potok ró nych g osów na pasmach radiowego
odbioru, g osów s abych, lecz bardzo ró norodnych, wiadczy o panuj cym tam chaosie. Lepiej zatem przeznaczy jak najwi cej czasu na odczytanie tych dezorientuj cych sygna ów. Natomiast trajektoria zapewniaj ca minimalne zu ycie energii oznacza a jednak jeszcze przelot obok planety, tym razem w pobli u drugiego, licz c od gwiazdy, okrytego grubym ca unem g stych chmur globu. Starczy oby czasu na wymian paliwa i by aby to do klarowna transakcja. Trzeci komputer zawaha si przez moment, a potem przy czy si do stanowiska drugiego. Urz dzenia musia y si spieszy ; wysuszony na popió , czerwonawy kr g rós szybko. Statek przemkn
w pobli u planety unoszonych wiatrem piasków i skutych lodem biegunów,
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
gromadz c dane g boko w swym wn trzu, w male kich ziarenkach magnetycznych. Oznacza o to powstanie jeszcze jednego pliku w rozleg ym zbiorze skumulowanej tu astronomicznej wiedzy. Statek przyt umi nieco grzmot silnika, dzia aj cego na zasadzie nuklearnej fuzji, i rozpocz
d ugi dryf w kierunku spowitej chmurami, drugiej planety. Rozpocz a si z
ona
procedura, zmierzaj ca do aktywacji pe nego spektrum intelektualnych mo liwo ci maszyny. W tym samym czasie elektromagnetyczne uszy statku skierowa y si ku niebieskiej planecie, chwytaj c dobiegaj ce z niej, wieloj zyczne szepty. Zrozumienie jednego tylko j zyka, bez znajomo ci jakiegokolwiek z wyst puj cych w nim powszechnie znaków, wymaga gigantycznego wysi ku. Próba mo e zako czy si niepowodzeniem. Statek doznawa takich niepowodze w przesz
ci, w innych gwiezdnych systemach, które zmuszony by opu ci z
powodu wrogo ci i niezrozumienia. Jednak mo e tutaj... Urz dzenia statku nastawi y si na wyt on prac .
Siedzieli wraz z Shirley na ubitym piasku pla y i obserwowali, jak Aleksandria energicznie toruje sobie drog po ród spienionych fal. Z ka dym silnym uderzeniem zimnej wody podnosi a r ce w niezwyk ym ge cie, jakby unosz cy ruch fali móg poci gn przenie
do góry,
j gdzie wysoko nad oceanem, ch oszcz cym j ch odnymi igie kami. Jej piersi
ko ysa y si i podskakiwa y w mgie ce bryzy. - Mi o jest patrze , jak si zanurza... - stwierdzi Nigel tonem swobodnej konwersacji. Oboje z Shirley sp dzili ponad dziesi
minut na zach caniu Aleksandrii do aktywno ci.
- Woda naprawd jest zimna - odrzek a Shirley. - Czy s dzisz, e to mo e by jaki pr d wodny z...? - nie doko czy a zdania i wskaza a machni ciem d oni ostry, bia y sto ek, odcinaj cy si od t a zmarszczonej, niebieskiej powierzchni oceanu. Góra lodowa dryfowa a kilka kilometrów od brzegu, nieco na po udnie od Malibu. -Nie, odgrodzili j do
ci le, a wi kszo
wody, powstaj cej z topniej cego lodu,
pozostaje na powierzchni oceanu - odrzek Nigel. - S aby, zimny wiatr poruszy ziarnka piasku wokó nich. - Ale ta bryza mo e by w Aleksandria
podskakiwa a
na
nie stamt d - doda .
beczkowatych
rozproszonych drobin wody. Na moment wy oni a si
falach.
Otacza a
j
mgie ka
z niej z mokrymi w osami o
ciemnobr zowym teraz odcieniu, potrz sn a g ow , zamruga a powiekami, zanurkowa a w bok dolin pomi dzy grzbietami fal i po chwili energicznie roztr ca a piersi pian na grzbietach grzywaczy. - To by dobry pomys , Shirley - oceni Nigel. - Fale rozbudzaj Aleks.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Wiedzia am, e tak b dzie. Jedynym skutecznym dzia aniem by o zabra j gdzie daleko od negocjacji z Brazylijczykami. - Czy nauczy
cie si tego podczas swoich nocnych wypadów?
- Achaaa... - stwierdzi a z krzywym u mieszkiem. - Zastanawia
si , dok d si
zwykle wybieramy? -No có , rzeczywi cie... Siedz cy w pobli u starszy cz owiek o wypuk ej klatce piersiowej i opalonych nogach, wskazywa r
ylastych,
morze.
- Hej, tam! - krzykn . Nigel spojrza w kierunku wskazywanym przez dr cy palec starca. Aleksandri wci ga a cofaj ca si od brzegu fala. Nad powierzchni wody na moment wy oni a si kobieca r ka, próbuj ca daremnie czego si uchwyci . Cia o Aleks obróci o si wokó osi w stej, bia ej pianie. Szarpn a gwa townie g ow , otwartymi szeroko ustami stara a si z apa powietrze. Bezradnie trzepa a wokó siebie bezw adnymi ju niemal r kami. Zanim Nigel zd
cokolwiek pomy le , ju energicznie wbija si w piasek nogami
w pierwszych krokach biegu. Teren pomi dzy wydmami a brzegiem szumi cego oceanu opada w dó , wi c pokona go kilkoma susami. Odbija si mocno od ziemi. Przebieg przez kilka pierwszych, rozbijaj cych si przy brzegu fal. Pokona kolejnego grzywacza, znów stan na nogach i zamruga kilkakrotnie z powodu piek cej oczy soli. Nie widzia Aleksandrii. Wyros a nad nim ogromna ciana wody zakrzywiaj c si nad ow i równocze nie wysysaj c spod stóp piasek dna. Zanurkowa pod fal . Gdy wyp ywa na powierzchni , co Momentalnie si gn
mi kkiego i ciep ego dotkn o jego nogi.
w dó , w pieni ce si bia e g biny i poci gn . Zobaczy , e z kipieli
wystaje noga Aleksandrii. Zapar si stopami w dno i poci gn
j silnie do góry. Powoli wy ania a si z wody,
jakby zatrzymywa j jaki olbrzymi ci ar. Nigel zachwia si w cofaj cej si fali. Spieniona kitna powierzchnia omywa a mu nogi. Wydoby nad wod g ow Aleksandrii. Niezdarnie podtrzymywa jej cia o, eby nie odwróci a si twarz w stron dna. Uderzy w plecy; z gard a Aleks trysn strumie wody. Spróbowa a z apa oddech. Zakas a. W ko cu zacz a oddycha
Za plecami Nigela i Shirley sta kr g obcych ludzi. Zaskoczeni patrzyli oboje na odego m czyzn , który spokojnie przemawia do Aleksandrii, wype niaj c formularz.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Popo udniowe s targa y wci
ce zalewa o pla
ostrym wiat em. Nigel odwróci si . Jego mi niami
skurcze, wywo ane resztk adrenaliny, jaka pozosta a mu w krwi.
Shirley spojrza a na niego z mieszanin l ku i ulgi. - Ona... ona powiedzia a, e nagle ogarn o j uczucie wielkiej s abo ci... - mówi a urywanym g osem. - Nie mog a ju p yn , a fala unios a j i uderzy a ni o dno. Nigel skin domaga o si
g ow
i otoczy Shirley ramieniem. Wci
aktywno ci. Spojrza
na st oczon
gromadk
by roztrz siony, cia o pla owiczów, snuj cych
ró norodne spekulacje, przypatruj cych im si nieprzyjaznym, badawczym wzrokiem. Dla Nigela nie byli teraz nikim wi cej, jak tylko kr giem nagich zwierz t z rz du naczelnych. Shirley mocniej przywar a do jego boku. Na przemian zaciska a i rozlu nia a d dostrzeg absurdalnie, e ów gest wykonuje w odleg
. Nigel
ci zaledwie kilku centymetrów od jego
penisa. Gdy o nim pomy la , poczu , jak unosi si i p cznieje, rozbudzaj c w jego mózgu burz sprzecznych emocji.
Wynaj
taksówk ,
eby przewioz a ich z Malibu do Pasadeny. Wypad o to
niewyobra alnie drogo, lecz blady, mizerny wygl d Aleksandrii przekona go,
e jazda
autobusem jest niemo liwa. W trakcie d ugiej podró y Aleks wci
od nowa opowiada a ca
histori . Mówi a o
fali. O konieczno ci wykas ywania s onej wody. O walce przy morskim dnie. O sile kipi cych, spienionych mas wody. Kiedy mówi a o tym pi ty raz, w samym rodku opowie ci zasn a z g ow zwieszon na bok. Po dotarciu do domu ockn a si , ale przez ca y czas drzema a na jawie. Pozwoli a, eby Nigel i Shirley zaprowadzili j po schodach na gór , rozebrali i wyk pali, a potem po
yli do
ka.
Przygotowali sobie posi ek i przez jaki czas jedli w milczeniu. - Po tym, co si sta o, ja... - zacz a Shirley. Od wiedzie , e wieczorami chodzi
a widelec. -Nigel, powiniene
my z ni do Synów Nawróconych.
Spojrza na ni , oszo omiony. - To by y te wasze... wycieczki? - spyta . - Ona tego potrzebuje. Teraz zacz am my le , e równie mnie jest to potrzebne. - A ja my znikn
, e potrzebujesz... - pozwoli s owom rozp yn
si , a dra liwemu tonowi
z jego g osu. Przez stó si gn d oni do b yszcz cego miejsca na jej policzku, gdzie
wolno cieka a za.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Bóg jeden wie, czego mo emy potrzebowa . Tylko Bóg to wie... - powiedzia ucho.
Doktor Hufman spojrza na niego z zak opotaniem. - Oczywi cie, mog j na d
szy czas umie ci w szpitalu, ale zapewniam pana,
panie Walmsley, e nie ma takiej potrzeby. Si gn
po jedn z przysadzistych afryka skich lalek, zgromadzonych na rogu biurka.
Nigel przez chwil
nic nie mówi i lekarz obraca w d oniach figurk , obserwuj c j
badawczo, jakby nigdy przedtem jej nie widzia . Mia na sobie le dopasowany, czarny garnitur marszcz cy si po bokach. - Jest pan pewien, e po wi cenie jej wi cej czasu nic by nie pomog o? Mo e troch dodatkowych bada w szpitalu... - Zako czyli my pe ny zestaw bada . To prawda, powinni my teraz monitorowa objawy z wi ksz cz stotliwo ci , ale nic na tym ju nie zyskamy... - Do cholery! - krzykn
Nigel i zmiót kolekcj
lalek z mahoniowego biurka
Hufmana. - Ona nic nie je. Ledwie udaje si jej dotrze do pracy, a potem z niej wróci . Nie ma nawet minimum energii potrzebnej do ycia! A pan mi tu mówi, e nie mo na nic na to... - Bo tak jest, chyba e schorzenie ustabilizuje si . - A pan przypuszcza, e to mo e si nie zdarzy ? - Panie Walmsley, podajemy jej wszystko, co tylko mo na. Hospitalizacja mog aby jedynie... Nigel uciszy go ruchem d oni. Nagle us ysza odleg y szum ruchu ulicznego na Thalia Avenue, jakby kto przesun do oporu regulator d wi ku. Patrzy na Hufmana. Ten facet to tylko technik, wykonuj cy co do niego nale y. Nie by odpowiedzialny za zaró owienie stawów ani opuchlizn atakuj
cia o Aleksandrii. Tak
naprawd Nigel wiedzia to przez ca y czas, nigdy w to nie w tpi , lecz teraz, w zamkni tym, dusznym gabinecie Hufmana fakty przygniot y go swoj oczywisto ci i zacz
gor czkowo
poszukiwa w asnej drogi wyj cia. Musia a istnie jaka ucieczka, jakie wyzwolenie z cucha fatalnych wydarze . Hufman wpatrywa si w Nigela nieruchomo. W tej twarzy o ci gni tych rysach Nigel odczyta prawd : lekarz widywa ju tak reakcj , dla niego oznacza a wy cznie okre lone stadium pewnego procesu, co , co trzeba wytrzyma , poniewa pojawia si ze stuprocentow
pewno ci , podobnie jak bóle, skurcze czy bezwiedne dr enie ko czyn.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Hufman zdawa sobie spraw , e jest to tylko kolejna z linii, które zbiegn si w pewnym punkcie. Wiedzia , e adne wyzwolenie nie istnieje.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
7 Kiedy Nigel za da d ugiego urlopu, Lubkin pocz tkowo nie zareagowa . Potem przypomnia mu o jego obowi zkach dotycz cych projektu, zaapelowa do lojalno ci wobec prezydenta (zapominaj c, e Nigel jest Brytyjczykiem), wreszcie wobec Laboratorium. Nigel ze znu eniem potrz sn
przecz co g ow . Powiedzia , e potrzebuje
czasu, musi by z Aleksandri , która chce podró owa . A tak e - doda niedbale, nie patrz c Lubkinowi w oczy - po to, eby nadrobi zaleg
ci w zaj ciach na symulatorze lotów.
Zachowanie swojego statusu astronauty wymaga o sp dzenia ponad tygodnia w laboratoriach NASA w Ames. Dzieli okres wicze Aleksandrii na d
na mniejsze fragmenty, by nigdy nie opuszcza
ej ni kilka godzin.
W ko cu Lubkin si zgodzi . Nigel obieca odzywa si do niego przynajmniej raz na dwa dni. Kontroler poinformowa go, e dyrekcja ma sprowadzi nowych ludzi, Ichino i Williamsa, eby uzupe ni personel programu poszukiwawczego. Gdyby Nigel chcia teraz z nimi porozmawia ... Nigel nie chcia .
We trójk wybrali si jeszcze raz na feraln pla . Cz ciowo dlatego, e chcieli dokona
wspólnego egzorcyzmu przykrego do wiadczenia, a cz ciowo dlatego,
e w
pa dzierniku znikn y ju t umy pla owiczów. W óczyli si po brzegu, przedzierali przez wydmy. Kobiety teraz ju
oficjalnie odprawia y swoje medytacje. Siada y na piasku
naprzeciw siebie, rysowa y kr g, który je
czy , dotyka y nawzajem swoich d oni i
odchodzi y we w asny, hipnotyczny wiat. Nigel zamyka wtedy oczy, k ad si na piasku i marzy .
ni na jawie o Aleksandrii i o tym, co ju przemin o. W wyobra ni odtwarza
minione lata od czasu sprawy Ikara. W jego my lach pojawia y si kobiety, zwabione artyku ami w “New York Timesie” na temat “sprawy Ikara”. Na ogó snu y si w pobli u na jakim przyj ciu, z zaci ni tymi wargami ogl da y rozwieszone na cianach reprodukcje - na przyk ad Cezanne’a. Nagle przystawa y tu
przy nim. Ich wielkie, jak u
zdziwieniem, gdy przedstawia
si
oczy rozszerza y si
(tak, to by on!). Wtedy na ogó
z grzecznym d
kobiety
nie wiadomym ruchem zmierza a ku szyi, pie ci a naszyjnik lub przepask z broszk . W tym zastanawiaj co sensualnym ge cie móg odczyta co chcia .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Cz sto zdarza o si ,
e chcia . My la
o nich wówczas jak o kobietach
naelektryzowanych, poniewa wyczuwa y w Ikarze co pierwotnego, dzikiego, jaki sekretny, ski, tradycyjny rytua odprawiany w ukryciu przed spojrzeniem luminarzy nauki, a co wa niejsze, przed wzrokiem innych kobiet. By y to bardzo ró ne kobiety. (Jakie to charakterystyczne dla m czyzn - powiedzia a jedna z nich, doprowadzaj c do porz dku niebieskie w osy - my le o ró nych typach kobiet. Nieco zak opotany - zdarzy o si
to w Nowym Jorku, gdzie akurat wtedy ró nice
indywidualne by y bardzo niemodne - za mia si , wypi troch chablis, i wkrótce j opu ci , poniewa , niezale nie od przedmiotu sporu, niezbyt lubi typ przez ni reprezentowany). Kolekcjonowa je: kobiety króluj ce, jak Junona u boku Jowisza, twarde i uczuciowe, migda owo-sensualne, mroczne brunetki, kobiety z obrazów Rubensa oraz wiele innych. I jak tu nie dzieli je na typy? Stopniowo potrzeba klasyfikowania opu ci a go, ust puj c miejsca szczegó owemu badaniu i analizie. W ko cu zacz
przygl da si sobie z dystansu, starannie
odmierzaj c reakcje, nigdy nie anga uj c si ca kowicie. Wtedy zrezygnowa . Jaki zagorza y przeciwnik NASA, wci trójwymiarówce, kr
mu towarzyszy , usi owa
utrzyma
go “w obiegu” na
c si w ród redaktorów talk-show, dla podtrzymania jego “bardzo
wyra nego image’u”, lecz Nigel wypad z gry. Min o niewiele czasu i spotka Aleksandri . Zacz wytrwale trenowa d ugie biegi po pla y pomi dzy La Jolla a Del Mar, z ca ym umem m odych, opalonych ludzi. Przywyk do s
ca po yskuj cego zza mgie ki potu, który
z g stych brwi cieka mu obficie do oczu. Post pom w treningach asystowa y piersi podtrzymywane zgrabnie za pomoc
staników lub nagie biusty z nabrzmia ymi,
pomalowanymi na br z sutkami, stercz cymi ku piek cemu s
cu. Bieg susami wzd
spienionego oceanu, stopami rozpryskiwa wod , a ramiona i nogi stawa y si jak z o owiu; a w gardle czu suche igie ki soli. Jedyn rozrywk w czasie tych wyczerpuj cych wicze by o obserwowanie mijaj cych ludzi, twarzy odchodz cych w przesz
z ka dym krokiem biegu.
Przebywa y tam ca e rodziny z dzie mi i psami. Nigel przyznawa im poszczególne role, odgrywaj c w teatrze wyobra ni niewielkie sztuki z ich udzia em. Chwyta ich w przelocie, niczym w migawce aparatu, w trakcie miechu, w chwilach nudy b
leniwej drzemki.
Jedna z tych osób patrzy a wprost na niego, jakby w migawkowym b ysku dostrzeg a interpretacj roli dawanej jej przez umys Nigela. Obdarzy a go krzywym u miechem i liwym b yskiem oczu. Zwolni , a potem zatrzyma si . Z warg o wspania ym czerwonym odcieniu spróbowa odczyta sposób spotka Aleksandri .
bezg
nie wypowiedziane s owa. Podszed bli ej. W ten
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nie, przesz
nie by a ani zapisem skryby, ani estetycznie wykonanym ornamentem,
z którym jego umys móg by robi , co chcia . Jawi a si niczym mg a, ruchoma bia a chmura, zg stnienie bladych, martwych komórek nerwowych mózgu, przechowuj cych minione wydarzenia; By jak z uszczony naskórek szczegó ów i codziennych incydentów, z których w ko cu zachowuj si tylko nieliczne, niczym
tawe, po yskuj ce w mroku wiat a. Nie
wiedzia ju w tej chwili, czy najpierw spotka Shirley, czy Aleksandri . Wówczas powoli wypl tywa
si
z przygniataj cej atmosfery sporu z NASA, nawet sobie tego nie
wiadamiaj c. Kiedy spotka Aleks, ostatecznie obmy si z tego w czystym ródle, jakim dla niego by a. Pami ta jak przemawia do niej arliwie nad przejrzystym vouvray, tak zimnym, e gdy dotykali ustami brzegów szklanek, nieomal dr twia y im wargi. Pami ta drówki po po udniowych stokach góry Palomar, w pobli u ruin budynku wielkiego teleskopu, gdy wygrzewaj ce si w s
cu jaszczurki z szelestem kry y si w ród traw.
Wspomina tak e suche noce po zachodzie s
ca, kiedy wszystko ogarnia spokojny bezruch,
przenikaj cy nadbrze ne miasta Kalifornii. Na pocz tku, gdy intymne zwi zki mi dzy nimi dopiero krzep y, Shirley i Aleksandria wiedzia y o sobie, lecz nadal pozostawa y odseparowane dzi ki starannie zorganizowanemu schematowi spotka . Wkrótce odkry y komedi , jak by o to wszystko i sta y si bardziej naturalne. Ich “przyjacielski kr g” uformowa si , zanim on i Aleks stali si par , pozostaj c razem. Nie mieli obsesji na tym punkcie, nie wczepiali si w siebie kurczowo. Ka de z nich o dynamicznie - ona w American Airlines, on w NASA - pozostaj c równocze nie w ci le okre lonym centrum: miejscu, gdzie oboje si spotykali. Wokó tego centrum orbitowa a równie
Shirley, niczym Ksi yc w ich polu grawitacyjnym. Wci
przekszta caj ca przestrze
zmieniaj ca si
i
ich wzajemnych relacji pozostawa a zgodna z geometri
euklidesow , stanowi a jedno , skoncentrowan na uk adzie podwójnym... - Nigel! Obud si , Nigel! Zamajaczy a nad nim posta Shirley, zas aniaj ca o wietlaj ce go s
ce.
- Musimy i . Znów jest jej niedobrze... Usiad . Kilka metrów dalej Aleksandria u miecha a si
blado, z zapadni tymi,
podkr onymi oczami - mizerny cie kobiety, któr przed chwil wyczarowa z przesz
ci.
Szybko odwróci wzrok.
Wyruszyli ekspresowym autobusem na Okr gowe wi to Zbiorów Pomara czy, jad c wysoko po
on autostrad do Santa Ana, nad rozsianymi w dole, b yszcz cymi w s
cu
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
ruinami La Mirada i Disneylandu, teraz znów pe nymi krzewi cych si
bujnie
pomara czowych gajów. Po przyjechaniu na miejsce, Aleksandria z przej ciem strzela a do ruchomych sztucznych celów. Za pomoc mocno ubitych, papierowych nabojów uda o jej si upolowa trzy z nich i wygra a drewnian lalk , skrzywion w ob dnym mi osnym u miechu. Je dzili kolejk górsk , rozkoszuj c si sekundami cudownego swobodnego spadku. Obserwowali niewiarygodnie t uste byd o, wpatruj c si w bezmy lne, br zowe oczy jagni t, g askali pokryte g stym runem g ówki ma ych kóz. Zaczepi ich roz piewany kr g Synów Nawróconych. Nigel zby ich machni ciem ki, Aleksandria za specjalnie zosta a z ty u, eby móc z nimi porozmawia sama. Usiedli pod parasolami w restauracji i zajadali wi teczne placki taco, sa atk , frytki sansejens. Nigel siorba piwo z kufla z pokrywk . - Powinni my mie dzieci - oznajmi a nagle Aleksandria. - Ale nie, Aleksandrio, przecie to przemy leli my. Nasza praca... - W takim razie w naszym yciu powinno by co ... Aleks kilkakrotnie nerwowo zamruga a powiekami, prze kn a, i a potem w milczeniu a swoje simbani z makaronem. Nigel poczu si niezr cznie. Zacz namawia a w
obserwowa ludzi przy s siednim stoliku. Matka
nie syna do sko czenia taco, eby ca a rodzina mog a pój
na pokazy byd a.
- Mmmaaamo, nieee chc ... Ch opiec prze czynno
taco do lewej r ki i teatralnym gestem zrzuci je na ziemi . Ca
dobrze odmierzy : matka zobaczy a jak taco upad o, lecz nie zd
a dostrzec
przygotowa poprzedzaj cych ten manewr. - Och! - wykrzykn ch opczyk nieprzekonuj co. - No i po wszystkim... - oznajmi a Aleksandria. Nigel odwróci si i zobaczy , e znów si u miecha.
- Tak, w porz dku. Nie rozumiem jednak, dlaczego równie
ja musz
mie
zainstalowany ten przyrz d kontrolny. - Nigel pochyli si do przodu, z opuszczonymi ramionami, okcie wspar na biurku Hufinana. Aleks siedzia a w milczeniu, z za
onymi
kami. Lekarz skrzywi si i zacz t umaczy to ponownie: - Nie mog polega na tym, e Aleksandria wsz dzie b dzie bra ze sob przeno ny monitor. Jej indykator jest znacznie bardziej skomplikowany od pana urz dzenia. Pod czymy go bezpo rednio do jej systemu nerwowego. Jednak przeka nik radiowy, który si w nim
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
znajduje, ma zbyt ma y zasi g. Gdyby oddali a si za bardzo od monitora, mog aby dosta na przyk ad krwotoku do pnia mózgu, popa
w pi czk , a pan s dzi by, e ona po prostu
drzemie. Je li zainstalujemy panu za uchem przeno ny wska nik, b dzie pan wiedzia , e co jest nie w porz dku, nawet gdyby znalaz a si poza zasi giem monitora. - I sprowadzi bym pana. - Nie mnie, lecz pogotowie ratunkowe. - Hufman westchn . Wygl da teraz na cz owieka bardzo zm czonego, o zszarpanych nerwach. - Je li zamierzaj podró owa lub nawet chodzi na d
pa stwo
sze spacery, indykatory s niezb dne.
- Ale to nie naruszy mojego ucha wewn trznego ani zmys u równowagi? - upewnia si Nigel. - NASA musi wyrazi zgod na jakiekolwiek... - Wiem, panie Walmsley. Oni si na to zgodz ; sprawdzi em. - Nigel, twój wska nik to tylko... - spojrza a na Hufamana. - Moderator elektroakustyczny - podpowiedzia lekarz. - Tak. Moje urz dzenie to kompletny komunikator diagnostyczny. Oboje b dziemy mieli ten sam kod transmisji, ale twój indykator b dzie dla mnie... czym w rodzaju ostrzegawczego wiate ka. Ty... - Dobrze, wiem o tym - powiedzia Nigel, zrywaj c si na nogi. Zacz przechadza si po pokoju. - Mówi pan, e mój da si pan jak korek z butelki i b
nerwowo
atwo wyj . Po prostu wyci gnie go
jak nowy?
- Zupe nie bezbolesne - potwierdzi Hufman, obserwuj c spokojnie Nigela. - Dzi ki temu b dziemy w stanie kontrolowa aktualne diagnozy na monitorze Aleksandrii b
te
sprawdza pa ski przeka nik, nawet nie dotykaj c adnego z was. Nigel zamruga nerwowo. Nienawidzi jakichkolwiek operacji; z trudem wytrzymywa nawet zabiegi lekarzy z NASA. Najbardziej zdenerwowa go w ca ej tej sytuacji spokój z jakim Hufman i Aleksandria rozwa ali mo liwo
wyst pienia rozleg ych zniszcze w jej
uk adzie nerwowym, jakby to by o nieuniknione. Mówili o niszczycielskiej chorobie, o powolnym zamieraniu fizjologicznych funkcji. Potem perspektywa krwotoku. A pó niej... - Oczywi cie - powiedzia . - Zrobi to. Teraz wszystko zrozumia em. Oczywi cie.
Nigel polecia do Houston,
eby przeprowadzi rutynowe testy i odby trening.
Przyby tam z dwoma innymi astronautami, zatrudnionymi teraz na Ziemi, pozostaj cymi jednak w ci
ej gotowo ci do operacji w g bokiej przestrzeni. Latali na statkach
komercyjnych; czasy, w których astronauci pilotowali prywatne samoloty kosmiczne, dawno ju min y. Obaj reprezentowali typowych przedstawicieli tego zawodu: silni, skorzy do
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wspó zawodnictwa, ci gle w dobrych humorach. Nigel przeszed przez testy fizyczne,
cznie
z d ugim wytrzymywaniem tego, co najgorsze: wlewaniem zimnej wody do ucha, powoduj cym wirowanie ga ek ocznych, podczas gdy poddany sprzecznym impulsom umys zmaga si z danymi, pochodz cymi z dwóch pó kolistych kana ów - jednego ciep ego, a drugiego zimnego. Ca y wiat ko ysze si wówczas dziko na wszystkie strony. Sp dzi dzie w statku wiczebnym, pogr ony we wszech wiecie przycisków,
czników rozga
nych,
przewodów, zbiorników, czujników, zaworów, z cz - nie ko cz cym si szeregu urz dze . Kabina treningowa znajdowa a si
na ramieniu centryfugi, któr
uruchamiali, badaj c jego odruchy. Nigel odnowi umiej tno przeci eniem. Najpierw nape nia p uca du
pracownicy NASA
oddychania pod du ym
ilo ci powietrza, a potem robi dodatkowe,
krótkie wdechy, oddychaj c szczytami p uc. W ko cu pi tego dnia polecia na nisk orbit oko o-ziemsk w rutynowej misji wiczebnej na niewielkim kosmicznym promie. Gdy by w stanie niewa ko ci, krew gromadzi a si w ro nych cz ciach jego cia a, co wywo ywa o w centralnym systemie nerwowym mylne wra enie, e wzros o ci nienie krwi. Podwy szy si wspó czynnik wydalania moczu i poziom hormonów, ale wszystko w dopuszczalnym zakresie parametrów. Przeszed przez próby i odnowi swoj licencj , po czym zszed z orbity. Prom wyl dowa w Nevadzie. Nigel wróci do swojego mieszkania. Dowiedzia si , e Aleksandria zosta a hospitalizowana na ca onocn biopsj , w ramach standardowych bada , Shirley za siedzia a w domu i czyta a ksi
.
Szwenda si po domu, nawet nie rozpakowa baga y. Poszli razem do
ka i wtedy
wiadomi sobie, e zdarzy o si to pierwszy raz od czasu, kiedy przez Aleksandri pozna Shirley.
cz ca ich intymno
by a wyra nie pog biona, jakby nieunikniona, lecz
pozbawiona wcze niejszego, wewn trznego impetu. Dotyka Shirley, niezr cznie stara si nada swym poczynaniom w jakie
ciwy rytm. Niezdarnie obracali d
mi swoje cia a, niczym
opakowania o nieznanych kszta tach, których nie potrafili otworzy . W ko cu
zrezygnowali, przeprosili i starali si
usprawiedliwi
zm czeniem oraz pó
godzin .
Pogr yli si w pe nym ulgi nie, zwróceni do siebie plecami. Prze cierad a utworzy y lu ny namiot nad przestrzeni , jaka ich dzieli a.
W czasie d ugich popo udni, gdy Aleksandria wypoczywa a, Nigel
cza nad
naukowymi badaniami i teoriami. Dostrzeg w nich pewien cykl: w trakcie przeci gaj cych si
dyskusji w dwudziestym wieku, przypuszczenie,
e
ycie jest we wszech wiecie
zjawiskiem zwyczajnym, z nieprawdopodobnej fantazji uros o do rangi do teorii, zanim rozpocz
powszechnej
si okres programów radiowego nas uchu wszech wiata. Po kilku
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
dekadach
braku
jakichkolwiek
wyników,
poszukiwania
straci y rozmach.
Drogie
radioteleskopy skierowano ku ró nym cz ciom kosmosu, s uchaj c jedynie ci
ego,
mi dzygwiezdnego szumu w pa mie radiowym wodoru. Stopniowo bud et bada zmniejsza si
i programy umar y mierci
naturaln . Nie powsta a
adna dramatyczna zmiana w
teoretycznej podbudowie pogl dów na ten temat - ewolucja materii, jak si wydawa o, wymaga a powstania ycia w wielu miejscach kosmosu - jednak wiara w to zblak a. Je li Galaktyka roi a si od przejawów ycia, dlaczego w takim razie nie znaleziono wybijaj cych si z t a radiolatarni, pozostawionych do poprowadzenia nas ku ich twórcom? Dlaczego nie istnia a galaktyczna “biblioteka radiowa”? Mo e cz owiek by po prostu zbyt niecierpliwy. Powinien spokojnie prowadzi nas uch w ci gu ca ego stulecia, nie ogl daj c si na koszty. Nigel zastanawia si , czy rozpowszechnienie na ca y wiat wiadomo ci o Snarku o ywi na powrót dyskusj wokó takiego u ycia radioteleskopów. Czy pojedynczy przypadek go cia z innej planety zwi kszy radykalnie szans na ponowne podj cie poszukiwa ? Bior c pod uwag emocje, prawdopodobnie tak. Kluczem by sam Snark i to, co przyniesie on ludzko ci. Wci
jeszcze chodzili na przyj cia organizowane w domach przyjació b
sk adali
wizyty w ciasnym mieszkaniu Shirley w Alta Dena. Aleksandria stwierdzi a, e tolerancja jej organizmu na alkohol zmala a. Szybko robi a si zm czona i prosi a, eby zabra j do domu. Jej rozk ad zaj
w pracy zmniejszy si do trzech dni w tygodniu, potem do dwóch, a
w ko cu do jednego. Interes z Brazylijczykami zyska ju kszta t prawny i rozwija si niczym bela we ny, która, tocz c si , gromadzi pojedyncze strz pki. Aleks pozostawa a w tyle i przydzielano jej coraz bardziej ograniczane obowi zki.
Nigel opar si perswazjom Shirley i nie bra udzia u w... spotkaniach? zlotach? nabo
stwach?... Synów Nawróconych. Nie umia powiedzie , czy to Shirley zacz a na nie
chodzi z uwagi na Aleksandri , czy te odwrotnie. Sama Aleks, znaj c jego pogl dy, niech tnie o tym wspomina a. Pewnego dnia wsta wcze nie rano i zacz
czyta “Nowe Objawienia”, swoiste
kompendium ideowej nadbudowy ich wiary. Wyda a mu si religi po piesznie zmajstrowan z oderwanych fragmentów mechanizmów, przek adni i trybów, jakie ju “uruchamia y” inne wyznania. W rodku dzia
wcze niej
motor, co Nigel przedtem podejrzewa :
parodia Boga ze Starego Testamentu, ogarni tego obsesj mocy swojego wi tego imienia, zdolnego, niczym transcendentalny ksi gowy, do drobiazgowych rozlicze
z uczynkami
gorliwych wyznawców, eby decydowa o ich zbawieniu lub pot pieniu. Oczywi cie Bóg nosi ze sob walizk pe
wojen, chorób, powodzi, trz sie
ziemi, straszliwych form
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
mierci i sk ada z ni wizyty tym, którzy w niego nie wierzyli. Potwierdza równie swoim autorytetem istnienie niedorzecznych zwi zków pomi dzy Budd , Chrystusem, Josephem Smithem i Albertem Einsteinem. W gruncie rzeczy stworzy ich wszystkich, jednym prztykni ciem palców swej wi tej d oni. Nigel zamkn
Nowe Objawienia energicznie, z g uchym trzaskiem, odcinaj c si od
tej ubogiej my lowo koncepcji Boga, po czym wsta i po cichu wszed do sypialni. Aleksandria spa a z odchylon do ty u g ow i otwartymi ustami. Nigdy wcze niej nie widzia jej pi cej w ten sposób. Pozycja cia a zaprzecza a relaksowi i odpoczynkowi. Chocia by a napi ta, wiadczy a o ogromnej s abo ci. Nigel nagle poczu obecno
mierci. Przybywa a z daleka, szybuj c wolno w nocnym powietrzu,
podczas gdy Aleks tu spa a. mier przeszuka a najpierw otoczenie ich domu. Przez okno wlecia a do wn trza. Dosta a si do pe nej cieni sypialni. Porusza a si cicho i wolno. Z niewidocznym prawie dr eniem, wlecia a do pó otwartych ust.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
8 Co jaki czas dzwoni Lubkin. Nigel s ucha go, lecz sam zg asza niewiele uwag. W Laboratorium nie dowiedziano si niczego wi cej o Snarku, zatem dalsze ja owe spekulacje na jego temat nie mia y sensu. Lubkin by roztrz siony z powodu powo ania przez prezydenta Komitetu Wykonawczego, kierowanego przez cz owieka o nazwisku Evers. Celem Ekskomu, jak nazywa t instytucj Lubkin, mia o by kontrolowanie powsta ej sytuacji. Komitet mia zebra si za tydzie w Laboratorium; czy Nigel zechcia by przyj ? Zgodzi si na to niech tnie. Evers okaza si mocno opalonym facetem o atletycznym wygl dzie, dobrze ubranym i rozmawiaj cym dyplomatycznie. Stwarza odpowiada za wa ne rzeczy od tak dawna, i
wra enie,
e
jego przywództwo jest faktem, nie
podlegaj cym dyskusji. Przed formalnym rozpocz ciem zebrania odwo próbowa dowiedzie si , co s dzi na temat dalszych dzia
Nigela na bok i
Snarka i tego, dok d ów obiekt
mo e zmierza . Nigel mia pewne pomys y, lecz Eversowi powiedzia , e nie mo e mu wskaza
adnych tropów. W trakcie spotkania du o mówiono, ale niewiele w tym by o konkretów. Po dok adnej
analizie zbli enia obiektu do Marsa, jego spotkanie z Wenus wydawa o si prawdopodobne. Nurtowa o ich inne zagadnienie. Dlaczego Snark zmierza w
do
nie tam. Od
czasu gdy w latach dziewi dziesi tych dwudziestego wieku uko czona zosta a wiatowa sie telekomunikacyjna, Ziemia nie by a ju silnym ród em emisji fal w pasmach radiowych b telewizyjnych. Magnetyczna t cza, indukowana za pomoc
implozji, któr
stworzono
pomys owo w Arabii Saudyjskiej, zosta a przekazana do Japonii przez satelitarny snop elektromagnetyczny; nawet najmniejszy sygna nie wydosta si przy tym poza atmosfer . Wydawa o si wi c,
e Snark nie odebra z Ziemi
adnych sztucznie stworzonych fal
elektromagnetycznych wcze niej, ni w okolicach Marsa. Ale dlaczego Wenus? Jaki cel móg mie lot w
nie tam?
Nigelowi przypad a ca kiem spora doza ironicznej satysfakcji, kiedy obserwowa poczynania Eversa i jego naukowych doradców. Przyparci do muru, asekurowali si , ywaj c neutralnego argonu. Zwyk e “uwa am” zamienia o si w “sugeruje si , e”, opinie za wydawano wy cznie w formie biernej, ca kowicie pozbawione wskazówek co do ich rzeczywistego autorstwa. Po zako czeniu spotkania do Nigela dotar o, nieodgadnionego Eversa, wola by zaj
e zamiast wykr tnego Komitetu i
si rozwi zaniem zagadki zmierzaj cej w
nie ku
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Wenus. Na razie wiedzia o niej tylko tyle, e ma p omie
wylotowy o pomara czowej
barwie.
Ponownie zadzwoni Lubkin. Snark nie odpowiada ani na snop fal radiowych, ani te na modulowany, laserowy sygna wietlny. Oczywi cie, e nie - pomy la Nigel. Ten obiekt nie b dzie ju naiwny. Raz lub dwa razy odebra dzienny program trójwymiarówki i to mu wystarczy o, a z pewno ci sta si po tym podejrzliwy. Potrzebuje czasu na postudiowanie naszej cywilizacji, zanim zdecyduje si kij w mrowisko. Nast pne wiadomo ci: Evers zwi ksza bud et bada . Do projektu przyjmowano kolejnych specjalistów, chocia
aden nie zosta zapoznany z pe nym obrazem sytuacji, aden
nie wiedzia , o co naprawd w tym wszystkim chodzi. Ten facet, Ichino, odwali kawa dobrej roboty. Poszukiwania kontynuowano. Nie natrafiono na lad Snarka. Nigel skin g ow , mrukn co do s uchawki i wróci do Aleksandrii.
Aleks mia a racj : od lat oboje znajdowali si jakby na p askowy u. Wspomina ch opca na Okr gowym wi cie Zbiorów Pomara czy. Ludzie, którzy mieli dzieci, posiadali jak gdyby naturaln cezur . Ich potomstwo ros o i rozwija o si ; mogli zobaczy rezultat swoich wysi ków w postaci ywej ludzkiej istoty, nowego elementu z
onej mieszaniny,
jak jest wiat. Aleksandria wspina a si po zboczu spo ecznego mrowiska. Jej post p by wy cznie wertykalny, nie mia ludzkiego wymiaru. Brazylijczycy mogli wykupi ca
t
cholern kompani lotnicz ; tyle na razie by o wiadomo. Tylko w jaki sposób ten fakt móg by stanowi podsumowanie jej ycia?
Nigel zwykle wychodzi z konferencji Ekskomu zaraz po formalnym ich zako czeniu. Bez stuprocentowo pewnych namiarów trajektorii Snarka, niewiele by o tematów do dyskusji. Po jednym ze spotka Lubkin wyszed z sali konferencyjnej za nim i razem wsiedli do windy. Nieco roztargniony Nigel, przywita kontrolera skinieniem g owy. Z nieobecnym wyrazem twarzy podrapa si po nie ogolonym policzku; szorstki d wi k rozszed si w windzie uchym pog osem. - Wiesz - powiedzia nagle Lubkin - lubi sytuacje takie jak ta. Grupowy wysi ek w rozwi zaniu czego , o czym wie niewiele ludzi. To wszystkich siebie i mog wspiera si nawzajem. - D in ma taki sam efekt - odrzek Nigel.
czy; dzi ki temu s blisko
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Lubkin za mia si . Przypomina o to zwierz ce warkni cia. - Cz owieku, ciesz si , e Evers tego nie s yszy - powiedzia . - By by w ciek y. - Dlaczego? - Có , chce by pewny, e stanowimy zwart grup . - Zatem musi mie w tpliwo ci co do mnie. - Nie, nie powiedzia bym tego. Akceptujemy to, e jeste troch ... inny. - W jakim sensie? - dopytywa Nigel. - No, wiesz - Lubkin z przej ciem nachyli si ku niemu, jakby chcia wyczyta co z jego twarzy. - By
tam, na Ikarze. Widzia
rzeczy, których... jak by tu powiedzie ... nie
zobaczy nigdy aden inny cz owiek. Nigel przez chwil milcza , przygryzaj c warg . - Widzia
przecie zdj cia, które tam zrobi em. S ...
- To nie to samo. Do diab a, Nigel, wej cie do Ikara mog o sprowadzi Snarka. - Masz na my li sygna radiowy? - Tak. W jakim innym celu ten relikt mia by wysy
a tak siln wi zk fal?
Nigel wzruszy ramionami, unosz c komicznie brwi. Chcia zmieni nastrój Lubkina. - Obawiam si , e to przekracza moje mo liwo ci rozumienia -oznajmi . Drzwi windy otworzy y si na parterze. - Nigel, je li ty nie mo esz tego zrozumie , to jestem pewien, e my równie nie rozumiemy - stwierdzi kontroler. Zak opotany przest powa z nogi na nog . - Wiesz, musz ju lecie . Przeka Aleksandrii serdeczne pozdrowienia, dobrze? Aha, i nie zapomnij o przyj ciu. - Jasne. Po wyj ciu z budynku Laboratorium, Nigel poczu ulg , e opu ci Lubkina. Podczas tej zdawkowej rozmowy czu si nieswojo w obecno ci cz owieka, którego trudno mu by o polubi . Wyraz twarzy kontrolera przypomnia innych ludzi z NASA, czasem zupe nie nie znanych, ale w przesz
ci naprzykrzaj cych mu si nawet w jadalniach lub na korytarzach. Z
regu y prosili o wyja nienie jakiego intryguj cego problemu zwi zanego z Ikarem lub pytali o techniczny szczegó , niezbyt dok adnie opisany w raportach. Tak przynajmniej twierdzili. Niektórzy rozmawiali z nim sucho i konkretnie, inni zawieszali, jakby za enowani tak form nagabywania Nigela (który trzyma w r kach tac pe
jedzenia, lub te
pieszy si w
nie
na zebranie, a mimo to nie chcia okaza si wobec nich grubia ski). Jednak ani jedni, ani drudzy nie pozwalali mu odej . Cz sygna
z nich mamrota a co przez chwil , daj c sobie zaraz
do odwrotu, podczas gdy inni, po kilku markotnych zdaniach, dotycz cych
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
technicznych szczegó ów, wybuchali nagle jowialnymi okrzykami, gwa townie ciskali mu i znikali, zanim zd
cokolwiek odpowiedzie . Spotkaniom tym towarzyszy y zawsze
te same sformu owania: “by
tam... widzia
samo... to nie to, co naprawd ... by
pewne rzeczy”, które... zdj cia, to nie to
tam...
Dostrzega , e Lubkin i pozostali naprawd darz go respektem i w jakim sensie trzymaj na osobno ci. Wyci ga z tego wniosek, e ludzie odczuwaj co w rodzaju aury, jaka go otacza. Do tej pory udawa o mu si to skutecznie ignorowa . Co podobnego musia o przydarza si równie pierwszym astronautom. Gdy to odkry , zacz
czyta ksi ki z epoki
pocz tków podboju kosmosu, ale nie dowiedzia si wiele. Zachowa z nich wizj Buzza Aldrina, który wycofa si z ycia z powodu depresji, pi , hula , rozwiód si z on .
w
samotno ci z paranoicznym uporem zabezpiecza drzwi i okna mieszkania, wy cza telefon i zaczyna pi , nierzadko przez kilka dni z rz du. Po prostu pi , pi i pi . Nigel zastanawia si , czy jego osobowo
nie zaczyna a ulega temu samemu demonowi, który wytropi i dopad
Aldrina? Czy nie by to demon zrodzony z subtelnego ci aru ludzkich oczekiwa ?... by tam... dotkn
tego... Tak, rzeczywi cie by tam, i mo e to, co zobaczy , zmieni o go. A
mo e zmieni y go ludzkie os dy.
Kilka dni pó niej domowa konsola Nigela wy wietli a z zasobów pami ci informacj , która mia a mu o czym
przypomnie . KATEGORIA: ASTRONOMIA, I b (dzia
planetarny); wydarzenia periodyczne, zgodnie z za mienie S
yczeniem u ytkownika. Cz ciowe
ca przez Ksi yc b dzie widoczne na po udniowym wybrze u Kalifornii o
godzinie drugiej trzydzie ci sze
po po udniu, Strefa Czasowa Pacyfiku, za dwa dni od daty
bie cej. Zdecydowali si zatem z Aleksandri opó ni lunch i przygotowa wyszukany piknik na trawniku za domem. Jedli potrawk z fasoli, pokrojonej w paski cebuli, ostro przyprawionej wo owiny, ser, pomidory, poci te w plasterki ogórki, gazpacho, karczochy i frytki. Do tego pili wytrawne wino pinot noir, a na deser lody orzechowe. Aleksandria zajada a ze smakiem. Z precyzj chrupa a frytki, nadaj c im z bami niemal kwadratowe kszta ty. Odchylona do ty u opiera a si na wyprostowanej r ce, zag biwszy d
a po
nadgarstek w wie ej trawie. Czerwona sukienka zsun a si jej z kolan, ods aniaj c bia e uda. Ta biel stanowi a w jakim
sensie odpowiednik pal cych s onecznych promieni,
docieraj cych prawie z zenitu. Ten powolny ruch, ujawniaj cy nago
wewn trznej cz ci ud,
jakby kry o si tam jakie nieznane, nowe, sekretne miejsce, spowodowa , e Nigelowi zasch o w gardle. Gdzie wy ej, ponad nimi, Ksi yc po era w westchnieniem po
nie S
ce. Aleks z
a si na trawie i poprosi a Nigela o podanie specjalnych okularów,
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
które wcze niej kupili. Nigel po
g ow na twardej, daj cej poczucie pewno ci Ziemi,
niemal czuj c jej agodnie wygi
powierzchni
i obrót w przestrzeni. Przez chwil
do wiadczy rzeczywistego przyszpilenia do kuli za pomoc odkrytej przez pana Newtona si y. Do sfery, która nie jest zwodnicz p aszczyzn , jak s dzili niegdy ludzie (przypomnia sobie, e wed ug doktora Johnsona cz owiek dziki widzi duchy, ale nie prawo powszechnej grawitacji). Niektóre z najwcze niej obserwowanych za mie S
ca, jak dowiedzia si z
danych pami ciowych domowej konsoli, pochodzi y z intelektualnego ród a staro ytnej wiedzy, jakim by a Aleksandria. Wówczas, w czasach Ptolemeusza, i pó niej, znajdowa a si tam wielka biblioteka zawieraj ca wiedz staro ytnej Grecji i Rzymu, dopóki nie zosta a spalona na skutek jakiego pomniejszego wojennego zawirowania. Nigel mrugn . Ciemno poch ania a S
ce. Aleksandria le
a obok i zadawa a mu jakie pytania, a on odpowiada
owami zniekszta conymi przez pinot noir oraz rozleniwiaj
atmosfer
popo udnia. Ciep o dnia gdzie odp yn o. Ch odny podmuch poruszy nad nimi, trwa a ksi ycowa uczta. Po eranie S
pó nego
a trawy. W górze
ca przez ciemno , która dotar a ju do
rodka wietlistego ko a. By o to tylko cz ciowe za mienie. Powoli nad martw , lecz teraz jakby walcz gwiazdy pó okr
dziko rozpalon tarcz , rozci gn a si kurtyna, wykrawaj c z pa aj cej y - jak dostrzeg Nigel - niepe ny fragment ko a. Wydawa o si , e jego
ostre rogi p on z szale cz energi . Nigel poczu , jak co obróci o mu si we wn trzu. “Umieram, Egipcie, umieram”. Co zacisn o mu gard o. Zamruga , nie wierz c w asnym oczom. Ujrza odwiecznie istniej zawsze wisia a nad Ziemi .
, po eraj
wszystko otch
. Cho niewidzialna, od
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
9 Aleksandria nalega a, eby wybrali si do Lubkinów. Zainteresowa a si i o ywi a tym pomys em. Zawsze z wi kszym ni Nigel animuszem dawa a si porwa
wi tecznemu
nastrojowi. Równie teraz, w pierwszych tygodniach grudnia, jej samopoczucie poprawi o si . Nigel wspomnia laboratoryjnych, uwa
o tym Hufmanowi. Lekarz, opieraj c si
raczej na danych
, e choroba Aleks ustabilizowa a si . Mo e to dzia
y leki. Nie
wyklucza te zahamowania schorzenia. Tymczasem, jak na zawo anie, Aleksandria poczu a si jeszcze lepiej. Kupi a sobie sukienk , sprytnie eksponuj
lew pier , a dla Nigela znalaz a koszul z marszczonymi,
br zowo-czarnymi r kawami. Gdy zajechali do Lubkinów, Nigel czu si w niej niezr cznie, jak kto , kto za bardzo rzuca si w oczy. Nie przeszkodzi o mu to upora si w pó godziny z ponad po ow czerwonego wina Chilean, które odkry w barze, dzi ki czemu zwalczy skr powanie. Aleksandria znowu by a sob . Zaj a strategiczn pozycj w rogu du ego pokoju, a go cie, w wi kszo ci powi zani z Laboratorium, stopniowo gromadzili si wokó niej. Nigel rozmawia z tymi, których zna , lecz s owa z trudem przechodzi y mu przez usta. Grasowa po domu Lubkina, obserwuj c przez okna wieczorn mgie stron po zboczu wzgórza, przes czaj
, unosz
si w ich
si przez szpaler drzew akarandy. Sam budynek
wzniesiony w nowym stylu, z obrobionego kamienia i cienkich desek. Z du ych, owalnych okien wida by o mglisty krajobraz Pasadeny. - Hej, Nigel, pomy la em, e chcia by pozna pana Ichino! Nigel odwróci
si
Sztywno. Propozycja Lubkina zaskoczy a go. Nie by
przygotowany na konfrontacj z niskim, energicznym cz owiekiem, ciskaj cym mu d
.
Zawsze s dzi , e twarze Japo czyków s beznami tne i nieodgadnione. Ten, zanim si odezwa , wydawa si promieniowa cichym zaanga owaniem. - Ach, tak. - Odwzajemni u cisk d oni. - Z tego, co wiem, zajmuje si
pan
telemetrycznymi i komputerowymi po czeniami z Houston. - Tak, to nale y do moich obowi zków - odpar Ichino. - Dot d zajmowa em si ównie przegl daniem zasadniczych aspektów ca ego problemu. Musz
powiedzie ,
e
pa ski program schematu poszukiwa Snarka jest wspania y. ysz c to, Lubkin zesztywnia . - Przepraszam - doda szybko Ichino. - Ju nigdy nie u yj publicznie podobnych sformu owa .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
ci gni ta i zastyg a w bolesnym grymasie twarz kontrolera rozlu ni a si . Skin ow , spojrza niezdecydowanie na obu m czyzn, wymamrota co na temat szukania drinków i poszed . Ichino zacisn
wargi, aby ukry u miech. On i Nigel spojrzeli na siebie
porozumiewawczo. Przez t chwil dosz o mi dzy nimi do ca kowitego porozumienia. Nigel parskn . - Sztuk
zdefiniowano - powiedzia , s cz c wino - jako umiej tno
zr cznego
przekraczania granic przy równoczesnym ich przestrzeganiu. - Zatem jeste my artystami - odrzek Ichino. - Tyle e nie z wyboru. - S usznie - podsumowa rozpromieniony Japo czyk. - Czy do tej pory uda o si wam zlokalizowa ten... hm... obiekt? - Czy go zlokalizowali my...? - Na czole Ichino o kolorze w oskiego orzecha pojawi y si zmarszczki skupienia. - Jak mogliby my to zrobi ? - Za pomoc radaru. Mo na w tym celu po czy radioteleskop w Arecibo i du
sie
z Goldstone. - I to zadzia a? - Z moich kalkulacji wynika, e tak. - Jednak powszechnie wiadomo, e za pomoc radaru nie mo emy ledzi próbników wysy anych w g bok przestrze . - Bo s za ma e. Do tej pory nie widzieli my tego obiektu, a wi c nie znamy jego rozmiarów. Ja pos
em si danymi na temat jasno ci p omienia wylotowego, co zosta o
przecie zarejestrowane, i w przybli eniu oceni em mas , jak ten p omie mo e wprawia w ruch. - Jest wielki? - Bardzo. O d ugo ci nie mniejszej ni kilometr lub dwa. - Dwa kilometry? Przy u yciu anteny z Arecibo mogliby my z atwo ci ... - Oczywi cie. - Powiedzia pan o tym doktorowi Lubkinowi? - Nie. Wola bym, eby dopiero teraz kto spróbowa zrealizowa ten pomys . Z wyrazu twarzy pana Ichino Nigel domy li si , e obowi zywa wci
styl pracy
Lubkina. Kontroler robi tylko to, co mu kazano. Post powa zgodnie z zasad : niech diabli wezm wszelkie innowacje i ca a naprzód! Przyniesiono tac z jedzeniem. Nigel wzi
troch fioletowej pasty z owoców morza i
rozsmarowa j na krakersie. Nagle poczu si g odny. Si gn
wi c po gar
kromek
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
razowego chleba. Zapyta kelnera, czy mo na dosta wi cej czerwonego chilean. Ichino by nie w po owie opowie ci o tym, co robi si aktualnie w sprawie poszukiwa Snarka - a najwyra niej by o tego cholernie ma o - gdy przyniesiono im wino. Nigel pozwoli nala sobie spor ilo
do szklanki, po czym zaproponowa z szerokim gestem:
- Ruszmy si troch , dobrze? Ichino szed za nim po cichu. S ycha by o jedynie grzechot lodu w szklance. Nigel poszed korytarzem
cz cym pomieszczenia domu i pchn
rodzinnym pokoju rekreacyjnym. Rozejrza
si
uchylone drzwi. By w
po typowym dla tego pomieszczenia
umeblowaniu. Sta o tu równie biurko z konsol komputera i sensorami. - Du y ekran, prawda? -
spyta ,
przemierzaj c pomieszczenie w stron
bladoper owego ekranu trójwymiarówki. Wy czy urz dzenie kciukiem. ...M czyzna w pomara czowo-czamym uniformie, dzier c w r ce d ugi, okrwawiony miecz, rozcina w
nie brzuch m odej dziewczyny...
...Jaka istota ze srebrzystymi p etwami na grzbiecie, szczerz c z by i wyba uszaj c oczy, wykonywa a czytelne gesty. Samiec? Samica? A mo e obojnak? Obracaj c si , zamrucza a z podniecenia... - Zbyt soczyste - skomentowa Nigel, prze czaj c kana . - Mo e nie powinni my ogl da jego prywatnego wyboru programów... - stwierdzi Ichino. - Ca kiem s usznie - odrzek Nigel. Prze czy urz dzenie na zwyk e kana y publicznej trójwymiarówki. - Dotychczas nie widzia em tak du ego odbiornika - doda . Pojawi si teraz program o bardzo jaskrawych barwach. Obaj m czy ni ogl dali go przez chwil . - Aha, on jest kryminalist , który wyszed ze stanu hibernacji - oznajmi Nigel. Zamierza zniszczy to podwodne miasto, podobnie jak ta kobieta, ubrana na czerwono... Przerwa . - Przera aj cy kawa ek, prawda? - spyta retorycznie i znów obróci pokr o prze cznika. ...Po yskuj ce olei cie cia a tworzy y d ugie, wij ce si linie. Formowa y wi te, doroczne kr gi, pod uwa nym spojrzeniem wiadków, znajduj cych si poza kadrem. W centrum buzowa o w ciekle ognisko z drewnianych k ód, z którego tryska ku górze snop iskier. Stopy dudni y na udeptanej ziemi. G uchy d wi k gongu nadawa rytm. Obroty. Wirowanie. Tupanie. piew. - To jeszcze gorsze ni poprzednie programy - oznajmi agodnie pan Ichino. Si gn do prze cznika, lecz Nigel go powstrzyma .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie - powiedzia . ...Skanduj ce, wiruj ce w ob dnym rytmie cia a b yszcza y od potu. Oszala y chór jakby spot nia , zmieniaj c rytm pie ni.
Biegn c, ta cz c, lec c, skacz c Promieniuj c i mi uj c, umieraj c Lecz kochaj c Tylko raz i razem wszyscy Wys awiamy wieczn blisko
Kr gi orbitowa y wokó ognistego o rodka. Obroty. Wirowanie. Tupanie. piew. - Ogólnie rzecz bior c - wycedzi Nigel - wola bym opium jako religi dla mas. - Tu si pan myli. - Us yszeli czyj g os od strony drzwi. Sta a tam Aleksandria w towarzystwie pulchnego cz owieczka. U miecha si , a oczy po yskiwa y pomi dzy wa kami uszczu. - Trzeba nam chleba i igrzysk. Nie mo na zapewni ludziom na zawsze chleba, zatem - roz
r ce w szerokim ge cie - oto niesko czone igrzyska. Aleks przedstawi a go jako Jacquesa Fresnela, Francuza, odbywaj cego dwuletnie
studia na terenie Stanów Zjednoczonych. - Albo tego, co z nich zosta o - doda Nigel, a Fresnel niepewnie skin
g ow . Przedmiotem jego bada
byli Synowie Nawróceni oraz
wszyscy sympatycy tego ruchu. Zatem Aleksandria nawi za a z nim konwersacj , a potem, spodziewaj c si interesuj cej wymiany pogl dów, zaprowadzi a go do Nigela. Natomiast Nigel, nie zwa aj c, e Synowie Nawróceni nie nale
do jego ulubionych tematów, poczu
przyp yw rado ci z powodu jej ponownego o ywienia. Znów miesza a ze sob rzeczy i ludzi, co zawsze sprawia o jej rado . Czu a si na tym przyj ciu znacznie lepiej ni on. - Oni s , rozumie pan, czym w rodzaju spo ecznego cementu - stwierdzi Fresnel. ciska szklank z drinkiem w pot nych d oniach tak, jakby mia zamiar j zmia
i
wpatrywa si intensywnie w Nigela. - S potrzebni. - Do sklejania spo ecznych fundamentów - zgodzi si uprzejmie Nigel. - Tak, w
nie tak! Zaledwie w tym tygodniu dokonali unifikacji w asnej wiary z
wieloma odmianami religii protestanckiej. - Ale to nie by y odmiany religii. To po prostu czysto administracyjne struktury, nie maj ce adnych wiernych, uzasadniaj cych ich istnienie.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Pod wzgl dem socjologicznym unifikacja ma kapitalne znaczenie. To tworzenie nowej formy zwi zku, restrukturyzacja grupowych relacji mi dzy lud mi. - Nigel - popar a go Aleksandria - on s dzi, e ta religia, to dobry znak. - Znak czego? - Ko ca naszej kultury pó nosensualnej - odpar Fresnel z przej ciem. - Przekszta caj cej si w... co...? fanatyzm? - Nie, nie - Fresnel oddali ten pomys niecierpliwym ruchem r ki. - Nasza schy kowa sztuka postsensualna ju w tej chwili odsuwana jest na bok. Nie b dzie wi cej pustki ani wype niaj cych j , ja owych ekscesów. To przekszta ci si w epok Harmonijno-Wznio leAscetyczn . - Na trójwymiarówce nie zobaczymy ju nazistów, patrosz cych pi kne blondynki gwoli rozkosznego dreszczyku publiczno ci? Aleksandria zmarszczy a brwi i spojrza a na wy czony, per owy trójwymiarowy odbiornik Lubkina. - Na pewno nie - odpowiedzia Fresnel. - Nowa, intuicyjna sztuka porusza b dzie mityczne tematy, kieruj c si ku g boko ukrytym, wysublimowanym celom. Nie musz chyba podkre la , e takich w
nie odczu rozpaczliwie potrzebuj , zarówno Europejczycy,
Amerykanie, jak i Azjaci. - Dlaczego w
nie to przyjdzie po epoce Sensualnej? - dopytywa a si Aleks.
- Có , s to nieco zmodyfikowane pogl dy, wynikaj ce z ca kowicie schematycznego rozk adu epok kulturowych Sorokina. Oczywi cie, mogliby my przej
równie do epoki
Heroiczno-Prometejskiej, jednak - przerwa , spogl daj c rozpromieniony na niewielkie kó ko uchaczy - czy ktokolwiek z nas oczekiwa by tego dzisiaj? Nawet w waszym kraju ma o kto czuje si dzisiaj jak Prometeusz. - Budujemy drugie cylindryczne miasto orbitalne - wtr ci pan Ichino. - Z pewno ci konstrukcja nowego wiata... - To fluktuacja - oznajmi Fresnel protekcjonalnie. Ko cem palca dotkn
guzika
kamizelki. - Zawsze jestem pod wra eniem podobnych przygód, ale ilu ludzi mo e si uda do... orbipoli? - Gdyby my budowali je wystarczaj co szybko z surowców wydobywanych na Ksi ycu... - zacz a Aleksandria. - To nie wystarczy, z pewno ci nie wystarczy - zastrzeg Fresnel. - Zawsze b dzia si podobne rzeczy i s one z pewno ci dobre, lecz g ówny trend pozostaje oczywisty. Jak nauk wynie li my z horroru ostatnich dekad? Zawsze znajd si jacy odszczepie cy,
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
schizmatycy, dewianci, prze ytki, wyrzutki spo ecze stwa, ludzie o mentalno ci wiecznych partyzantów, nawet heretycy, a tak e, oczywi cie, niech tni spo ecze stwu, pozorni konformi ci. - Oni stanowi wi kszo
- oznajmi pan Ichino.
- Tak! Wi kszo ! Zatem, aby zrobi
z nimi cokolwiek u ytecznego, jako
skanalizowa i wy adowa t energi olbrzymi , musimy podci gn
ich wszystkich, jak to
si u was mówi, pod jeden strychulec. - Fresnel zbudowa z d oni co w rodzaju iglicy, na której jego sygnety z drogimi kamieniami wygl da y niczym chimery. - Nawróceni Synowie - domy li si Nigel. - Prawdziwa innowacja kulturowa - kontynuowa Fresnel. - A przy tym bardzo ameryka ska. Tak jak wasi mormoni uzupe niaj elementy brakuj ce w dotychczasowych religiach i konstruuj z nich now . - Wymiesza , doda
przypraw, podawa
na pó misku z dodatkiem sa aty -
podsumowa Nigel. - Nigel, ty naprawd nie chcesz da im nawet jednej szansy! - wykrzykn a Aleks z nag ym przej ciem. - Masz cholern racj . Czy kto chce drinka? - spyta . Wzi
szklank Aleksandrii i
poszed do baru. Wydawa o mu si , e dywan zrobiony jest z g bczastej substancji, która przy ka dym kroku unosi a go w powietrze.
eglowa ostro nie w ród zgromadzonych tu ludzi z
Laboratorium, jednym rzucaj c od czasu do czasu zdawkowy u miech, a od innych stroni c. Przy barze wzi troch pra onych, solonych ziarenek dyni. Czerwonego chilean ju nie by o, musia wi c zadowoli si anonimowym bordeaux. Obok niego stan pan Ichino. - Rozumiem, panie Walmsley, e pozostaje pan wci
aktywnym astronaut ? - spyta .
- Jak dot d. - Wychyli bordeaux i podstawi barmanowi szklank do ponownego nape nienia. - Powinien pan pilnowa swojej wagi, prawda? - Ma pan ca kiem niez e oko. Ca kiem niez e - zgodzi si Nigel, szturchn wszy si palcem w brzuch. - Ostatnio przybra em za du o na wodzie. - Alkohol ma do
du o...
- Jasne. Z wyj tkiem substancji w rodzaju cementu, którego, jak s dz , raczej nie jada si pe nymi gar ciami. Mocny drink, uwielbiam to wyra enie, jest najszybszym z mo liwych sposobów nabrania zbytecznych kilogramów. Ale wino, im bardziej wytrawne, tym lepiej, nie
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
jest tak gro ne. W jednej szklance nie ma wi cej kalorii ni w kilku gramach orzeszków. Je li oczywi cie mo na w ogóle zdoby gdzie orzeszki, dla dokonania porównania. Przerwa , u wiadomiwszy sobie, e mówi zbyt wiele. Pan Ichino uwa nie wys ucha rady Nigela, powa nie skin
g ow i zamówi u barmana piwo. Nigel obserwowa , jak ro nie
na nim warstwa piany. - Wracamy do tego socjometryka? - spyta . Obaj ruszyli z powrotem do pokoju rekreacyjnego. Wokó Fresnela zgromadzi a si w
nie niewielka grupka ludzi. Wi kszo
mia a
czarne fryzury, eleganckie i modne, przystrzy one równo do ramion. Dyskusja toczy a si w stylu humanistyczno- wieckim. G ównym problemem by o w tej chwili pytanie, czy u ycie przez Papie a wspomaganych elektronicznie r kawiczek oznacza, e pr dzej czy pó niej katolicyzm po czy si z religi Synów Nawróconych. Zgodnie z tym, co twierdzi y media, przedstawiciele obu wyzna
na razie wykorzystywali t
prognoz
dla w asnych celów.
Po czenie komputera z cz owiekiem zapowiada o, wed ug mo liwych do okre lenia parametrów socjometrycznych, wch oni cie katolicyzmu przez now religi w ci gu trzech lat. Nigel skin
na Aleksandri
i razem opu cili towarzystwo Fresnela. Przysz a
spó niona Shirley. Uca owa a Aleksandri i poprosi a Nigela o drinka. Gdy wróci Aleks rozmawia a z jakimi Sowietami i Shirley odci gn a go na bok. - Wybierzesz si z nami? - Dok d? - Zobaczy si z Jego Immanencj . Nigel, naprawd chcia yby my, eby pojecha z nami na t rozmow . Obserwowa jej oczy, g boko osadzone nad wydatnymi ko mi policzkowymi, staraj c si wyczyta z nich, jak powa na jest ta pro ba. - Aleksandria wspomina a mi co o tym - powiedzia . - Wiem. Twierdzi, e nie robi adnych post pów w tej sprawie. Sta
si po prostu
ca kiem niewra liwy. - Nie widz wi kszego sensu w dyskutowaniu o bzdurach. - Najwyra niej w ogóle nie widzisz sensu w dyskutowaniu z nami! - powiedzia a z nag irytacj . - Co masz na my li? - spyta , teraz ju tak e wewn trznie spi ty.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Och...! -Z dramatyczn
emfaz
uderzy a pi ci
w
cian . Jakby nie mog a
wytrzyma jego niewra liwo ci, przewróci a oczami, a Nigel musia u miechn
si na widok
tego ma ego przedstawienia. - Powinna zosta aktork - pomy la . - Do diab a, Nigel, ty nie potrafisz dopasowa si do tego! - Przykro mi, ale nie rozumiem twojego slangu. - Och... - Znów przewróci a oczami. - Ty i ten twój fetysz logicznego j zyka! Dobra, ujm to w jednym zdaniu. Aleksandria i ja nie wiemy ju , gdzie ty naprawd jeste . - Do diab a, przecie przez wi ksz cz
dnia jestem w domu, z ni !
- Tak, ale... o Bo e!... chodzi mi przecie o kwesti emocjonaln . Wci Laboratorium nad t
pracujesz w
rzecz , czymkolwiek ona jest. Ci gle czytasz te swoje cholerne
astronomiczne ksi ki. Aleksandria potrzebuje teraz kontaktu z tob bardziej ni przedtem. - Wydaje mi si , e ma go do - Odseparowa
si
du o - powiedzia Nigel ozi ble.
zupe nie, rozwi zuj c ten problem, Nigel, Rozumiem,
e
cokolwiek do ciebie dociera, ale... - Shirley ci gn a brwi w wyrazie koncentracji. - Nigdy wcze niej o tym nie my la am, ale mo e w Wi kszo
nie dlatego pasujesz do naszego trójk ta.
m czyzn tego nie potrafi, a ty...
- Wyobra am sobie, e trójk t wymaga wi kszej, a nie mniejszej komunikatywno ci zauwa
Nigel. - W pewnym sensie tak. Jednak w naszym przypadku to Aleksandria jest centrum, a
my wokó niej orbitujemy. Nie ma mi dzy nami prawdziwej komunikacji trójstronnej. Z opuszczonymi ramionami opar a si
o wy cie an
korytarza. W delikatnym cieniu jej lewa pier
mi kk
wyk adzin
cian
by a wyra nie widoczna przez niemal
przejrzyst tkanin sukni. Kszta tem przypomina a
, a sutek odcina si od t a wyra
,
br zow plamk . Shirley wyda a si Nigelowi nagle bardziej otwarta, podatna na zranienie, ni s dzi przez kilka ostatnich miesi cy. Pastelowa sukienka, opinaj ca piersi i biodra, czyni a w jaki sposób Shirley nag , jakby materia chroni j od zimna, lecz nie skrywa jej cia a. Owalny kszta t lewej piersi dziewczyny kojarzy si z okiem, przez które mo na by o zajrze do wn trza jej duszy. Nigel westchn . Ka dy oddech zawiera g ste opary alkoholu. Je li wypu ci by powietrze z p uc, móg by zobaczy wisz
w powietrzu korytarza chmur , która nie by aby
w stanie rozproszy w atmosferze tego pomieszczenia. - Przypuszczam, e masz racj - powiedzia w ko cu. - Zobacz si z tym facetem, je li tego sobie yczysz. To musi jednak nast pi zanim st d wyjedziemy, czyli w ci gu najbli szego tygodnia.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Shirley w milczeniu skin a g ow . Nigel poca owa j z nie zrozumia
dla siebie
powag . Troje paplaj cych o czym ludzi wysz o z s siedniego pomieszczenia, niszcz c nastrój, jaki wytworzy si mi dzy nimi.
Pan Ichino wyszed wcze nie. Cholernie wcze nie, pomy la Nigel z alem, poniewa ten cz owiek spodoba mu si ju na pierwszy rzut oka. Ca kiem niez e wyda o mu si te przyj cie u Lubkina. Organizowane przez niego imprezy by y zwykle najnudniejsze ze wszystkich sm tnych przyj , jakie odbywa y si
w zamieraj cej ju
w tych czasach
atmosferze wi tecznej rado ci. Niech mu Gwiazdka pomy lno ci nigdy nie zaga nie... pomy la Nigel, kieruj c si ponownie w stron baru. Bordeaux ju si sko czy o, ale zupe nie nie le smakowa kalifornijski klaret. Lubkinowi na plus nale
o zapisa to, e nie
by prostakiem w doborze win. Nie spotyka o si u niego adnych truj cych, czerwonych kalifornijskich sikaczy, adnych tajemniczych mieszanek. Nigel u wiadomi sobie jak przez mg , e w
nie jest w azience i bardzo obficie sika. To dobrze, pomy la , lepiej to zrobi na
koszt Lubkina. Z wdzi czno ci niemal by gotów odszuka szefa i podzi kowa mu za wszystko bardzo wylewnie, opró niaj c bezpo rednio w jego obecno ci znaczn
cz
przeci onego p cherza. Zabra si
do wype nienia misji, gdy napotka trudno ci z pokonaniem zakr tu
korytarza przy wyj ciu z azienki, gdzie panowa niez y burdel. (Przy okazji pojawi o si pytanie: czy Lubkin pozwala sobie od czasu do czasu na niewielk burd w tym burdelu? Po prostu jedno czy drugie drobne ci cie g owy, wykonane w technikolorze, z u yciem chi skich toporów lub podobnego sprz tu? Nie, to niemo liwe. Nieporz dek, towarzysz cy oczyszczaniu przedpola z pewno ci
zgorszy by faceta). K t zakr tu przy wyj ciu by
rozwarty i bardzo nieprzejrzysty. Nigel stwierdzi , e pod oga ma kszta t pentagonalny, z wystaj cymi tu i ówdzie wypuk ymi intarsjami. W jaki sposób mia teraz rozwik
te
tajemnicze zwi zki? Usiad na pod odze, eby przemy le spraw . Ludzie przep ywali obok, a on czu si jak za szyb . Zacz
rozwa
problem niejasnego k ta. Oto dziwno
j zyka: s owo k t, zjedna
samog osk nosow , które wymawia si jak kont, niemal tak, jak kot. Proste, bardzo proste. Jedna tylko cecha wymowy dzieli spokojny wiat Euklidesa od - epp - zagadkowego, wi tego zwierz cia, atrybutu egipskiej bogini Bastet. Przepuszczenie powietrza przez nos
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
przy wymawianiu samog oski wystarczy, by przeskoczy ogromn , ziej
irracjonalnie
rozpadlin tajemniczej, prastarej religii. To wr cz absurdalnie proste. Nigel wsta i wyszed z toalety. W pokoju go cinnym dostrzeg odleg y l d w postaci dwóch kobiet: Shirley i Aleksandrii. Wokó nich k bi o si jak zwykle stadko in ynierów z Laboratorium - facetów z krótko ostrzy onymi w osami i tanimi d ugopisami wpi tymi w kieszonki koszul. Gdy do nich podchodzi , u miechali si blado, jak gdyby przed chwil si wyrwano ich ze snu. Nigel zaszczyci to towarzystwo swoj obecno ci przelotnie, a potem przechodzi od jednej grupki do drugiej. Pomieszczenie wype nia y g uche odg osy konwersacji: - Wi c Kalifornia straci a urok dla miejscowego Federalnego Biura Emigracyjnego? - Jasne. Spodziewa em si tego. - A zatem nasz przydzia wody zosta znowu obci ty? - Tak. Czynniki na górze przygotowa y si na osiemnastotysi czny nap yw ludzi z zewn trz. Wywnioskowali to z czasowego spadku emigracji na naszych terenach. Wed ug nich dzia aj u nas prawa socjometryczne spowolnionej emigracji. Obetn nam równie Federalny Fundusz Wsparcia. My... Dalej: - Przypuszczam, e uda o nam si uniemo liwi terrorystom dost p do plutonu 240? I co z tego? Od czasu incydentu w New Delhi wiemy, e tym przekl tym Azjatom nie mo na ufa w kwestii... Dalej: - ...kocha em ten fragment, w którym sperma pokrywa niemal ca
scen , to po prostu
mro ony dwutlenek w gla, ale dawa o efekt, po prostu uderza o w widowni ... Tu i tam Nigel w cza si do rozmowy. Zdania, które mia wypowiedzie czeka y, ju gotowe, zanim zabra si do mówienia. Rozpina po prostu jednorazowe opakowania ze owami i pozwala im wyskakiwa na zewn trz. By y czyste, szybkie i l ni ce. Ludzie patrzyli na niego z wysoko ci, jakby znajdowa si w g bokiej szczelinie. Nigel: - Wymawia pani wyraz “ciuchy”, tak jak s owo “cichy”. Kobieta: - A czy to nie jest to samo? Nigel: - Co w takim razie ze s owami “poranny” i “poraniony”?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nieco pó niej, przy barze, jakie przyzwoite re skie bulgota o w jego wype nionej po brzegi, po yskliwej szklance. Skosztowa je. Riesling? Za s odkie. Gewürztraminer? Ca kiem mo liwe. W pomieszczeniu by o za ciep o. Nigel porusza si w ci kim, g stym powietrzu. Na koszuli pod pachami ros y pó okr
e plamy potu. Skierowa
si
w stron
pokoju
rekreacyjnego. By pusty. Trójwymiarówka. W czy odbiornik. Ekran zamigota mu przed oczami rozb yskami wiat a odbitego od wilgotnych cia , po czym przekszta ci si w widziany z góry obraz dwóch dorocznych kr gów. Postacie wyznawców uk ada y si w mistern koronk . Ponad ta cz cymi dudni dono ny g os. Chleb i wino - mówi . Przybywajcie do spe nienia. Nie zauwa
adnej barierki, przed któr udzielana by aby komunia, adnego op atka
ani hostii. Nikt nie pokropi wiernych w sakramencie chrztu, nie wy cza pustych ydowskich fraz o Faraonie, w j zyku, którego nikt nie by w stanie zrozumie .
adnego
rytua u. To by a rzeczywista religia, wywodz ca si wprost ze róde . Tylko raz i wszyscy razem. Wys awiamy wieczn blisko . Sic transit, Gloria. No dobra, w porz dku. Spróbujmy nieco Eine Kleine Krocked-musik. Prze czy . Z g popchn
nika wydoby y si improwizacje chóralne Wellsby’ego. Ponownie
palcem prze cznik. Jazz: King Oliver. Metaliczny d wi k tr bki, do tego perkusja.
Ale gdzie jest Bach? Gdzie lata sze dziesi te zesz ego wieku, jego ulubieni Beatlesi? A mo e b dzie musia zadowoli si jakim wspó czesnym twórc kakofonii? Ponownie w czy trójwymiarówk . Jeszcze raz nacisn prze cznik. Znów wij cy si szereg Synów Nawróconych. Ha asuj rado nie niczym horda. Nacisn prze cznik. Czarna swastyka wibruj ca na tle pomara czowego munduru. B yszcz ce ostrze miecza nacina brzuch dziewczyny, która p acze i b aga o lito . M czyzna wykonuje skierowane w gór pchni cie i g boko zanurza miecz w ciele. Bryzga krew. Dziewczyna stara si rozerwa sznury krepuj ce r ce, co powoduje, e miecz zaczyna ci
w poprzek.
Dziewczyna wrzeszczy. Krew szerokim strumieniem cieknie jej na nogi. Nigel wy czy odbiornik. Kropelki potu zacz y cieka mu do oczu. Przetar brwi i wytoczy si z pokoju. W korytarzu przystan , eby si uspokoi . S ód czyni wi cej, ni r ka Miltona, by doprowadzi Boga do cz owieka. Witajcie w dwudziestym pierwszym wieku. Sic transit, Gloria... A mo e to by a Aleksandria?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Wyszed na patio, gdzie owion
go ch odny powiew. Mg a pod szczytem wzgórza
zgromadzi a si nad koronami drzew akarandy. wiat a Pasadeny wydawa y si rozmyte. Nigel sta nieporuszony. Oddycha g boko i obserwowa skupiaj ce si opary. - Pan Walmsley? Chcia bym kontynuowa nasz przerwan dyskusj ... Fresnel zbli
si po przecinaj cym patio chodniku. Gdzie z do u dobiega a wrzawa
przyj cia. Oto aba zbli aj ca si na ma ych, p askich ko czynach - pomy la Nigel. Cisn szklank po winie i odwróci si ku nadchodz cemu m czy nie. - Oczywi cie zdaje pan sobie spraw , e wszyscy w ko cu doszli my do porozumienia sami ze sob , prawda? Pogodzili my si
z nasz
miertelno ci , z naszymi ma ymi,
interesuj cymi perwersjami. Trójwymiarówka pana Lubkina by a pod tym wzgl dem bardzo pouczaj ca. Pokaza a w jakim
sensie, jak daleko zaszli my. Jak si
rozwin li my.
Ekonometria... W mrocznym powietrzu Nigel zobaczy szybuj
swoj pi
. Z geometryczn
dok adno ci wyl dowa a na czole Fresnela. Rozleg o si st umione pla ni cie. Francuz zatoczy si , zachwia na nogach, ale nie przewróci si . Nigel przyj
odpowiedni pozycj i
precyzyjnie oceni dystans. Poruszaj cy si chwiejnie przeciwnik stanowi trudny ruchomy cel. W srebrzystym wietle na twarzy Fresnela zaperli si pot. Nigel wypu ci lew pi wznosz cej si
paraboli. Wymierzy w
po
ciwy k t prosto w pyszczek kota. Uderzeniu
towarzyszy wstrz s. Z wilgotnym pla ni ciem cia o zderzy o si z cia em. D
Nigela
zdr twia a. Poliza wargi i stwierdzi , e s s one. Fresnel roztopi si gdzie w ciemno ci. ycha by o tylko wist wci ganego przez nozdrza powietrza. Nigel sta na chwiejnych nogach. Po chwili uspokoi si . Zacz
obserwowa warstw mg y nacieraj cej na wzgórze.
Rozprzestrzenia a si w przejrzystym powietrzu. Wydawa o si , e trwa to niesko czenie ugo.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
10 Jego Immanencja rezydowa w przej tym niedawno ko ciele baptystów. Budowla przycupn a na rogu niechlujnej ulicy przypominaj cej atmosfer
miasta
rodkowego
Zachodu, na jednym z p askich terenów dolnego Los Angeles. Nigel sceptycznym spojrzeniem obrzuci budynek i zwolni . Prowadz ce go z dwóch stron, Aleksandria i Shirley, poci gn y go naprzód. Nigdy nie da by si tutaj zaci gn , gdyby nie skrucha z powodu Fresnela. W nikt poza Aleksandri nie zauwa patio Nigela. Jak si
ciwie
ca ego zaj cia. To ona dostrzeg a chwiej cego si na
okaza o, Fresnel obrazi
si , ale, co zaskakuj ce i niemal
nieprawdopodobne, nic mu si nie sta o. Kobiety na przyj ciu by y zszokowane. Nigelowi, wstyd przyzna , spodoba o si to mordobicie. Z przyjemno ci wspomina , jak Fresnel pad ty kiem na mokr ziemi . Stara si skupi przed ci
prób , jak b dzie to spotkanie. Dostali si do rodka
bocznymi drzwiami i przeszli przez du e audytorium, pe ne postaci ubranych w pomara czowo-
te szaty, s uchaj cych jakiego
wyk adu. G owy mieli ogolone, a na
szyjach girlandy jasnych kwiatów. W powietrzu czu o si s ony aromat japo skiego jedzenia. Okr yli wi tyni i przedostali si przez klekocz
kurtyn z ma ych, per owych kulek.
Przez bambusow furtk weszli do niewielkiego ogrodu, delikatnie zatrzaskuj c za sob klamk . Na obszernym legowisku ze skoszonej trawy siedzia w pozycji lotosu cz owiek o ciemnej karnacji skóry. Gdzie wysoko nad nimi s aby wietrzyk poruszy koronami drzew. czyzna omiót Nigela szybkim, taksuj cym spojrzeniem oczu o
tych
renicach.
Zaprosi ich gestem, by usiedli. Aleksandria wyci gn a specjalnie przyniesione trzy okr
e,
te poduszki. Nigel usiad w rodku. Na pocz tku wymienili zdawkowe uprzejmo ci. Okaza o si , e maj do czynienia z inn form religii Synów Nawróconych, odczuwaj
szczególny zwi zek ze wschodnimi
korzeniami religijnego dziedzictwa ludzko ci. Siedz cy przed nimi cz owiek z obwis
skór
twarzy by Immanencj tylko dlatego, e nie istnia a jedna, szczególna Immanencja, na podobie stwo Boga dysponuj cego niesko czon obfito ci swych wizerunków. W monologu przerywanym d ugimi, niezr cznymi pauzami, Nigel wyja ni swój racjonalistyczny sceptycyzm wobec religii w jakiejkolwiek formie. Wi kszo
ludzi
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
poszukuje czego niezdefiniowanego i on te tak czyni, a groteskowe wyko lawienie tej idei przez Synów Nawróconych... Jego Immanencja zerwa li
z krzaka i uniós go na wysoko
oczu Nigela. Mrugn ,
a potem zaczaj si uporczywie wpatrywa w ten zielony kawa ek organicznej substancji. - Jeste naukowcem. Jak sadzisz, dlaczego kto mo e chcie studiowa ten li ca e ycie? Na czym polega korzy
przez
z takich studiów?
- Ka da forma wiedzy mo e wchodzi w rezonans z innymi jej formami - odrzek Nigel. - Wi c? - Przypuszczam, e rzeczywisto
jest parabol , a prawda jeszcze nie zosta a odkryta -
stwierdzi Nigel troch niepewnie. - Ale obserwuj c jej cz ca
, mo emy stara si odczyta
. - Wszech wiat w ziarnku piasku... - Co w tym rodzaju. Czuj , e naukowe prawa i sposób, w jaki zbudowany jest wiat,
nie s przypadkowe. Immanencja zastanawia si przez chwil . - Nie, nie s przypadkowe - oznajmi . - Jednak oprócz ich praktycznego zastosowania nic z nich nie wynika; s po prostu niewa ne. Fizyczne prawa s jedynie pr tami klatki. - Je li si ich nie rozumie. - Chodzi o to, eby nie studiowa pr tów. Trzeba wydosta si z klatki. - S dz , e mo emy jedynie próbowa si gn
poza pr ty, ale ten gest jest dla nas
wszystkim. - Je li ogarniesz ca
, zrozumiesz, e nale y zaprzesta si gania i wyrazi bardziej
podstawow form ducha. - Przez taniec w dwóch kr gach? - To tylko jeden z aspektów wielu dróg. Nie nale y on do nas, lecz do drogi. - Ja mam swoj w asn drog . - Ten wiat najlepiej mo na przedstawi jako szpital dla psychicznie chorych. Ale bynajmniej nie szpital, gdzie zamkni ty jest rozum. To szpital dla duszy. Tylko ludzie ska eni pozostaj tutaj. Wci
tu s .
- Uwa am, e powinni my si ga na zewn trz. Je li b dzie trzeba pomi dzy pr tami klatki. - Si ganie to tylko marno . Trzeba postara si uciec, transcenduj c ca klatk .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nigel zaczaj mówi bardzo szybko, ale starszy cz owiek niecierpliwymi gestami negowa jego argumenty. - Nie - powiedzia . - To tylko marno . I pogo za wiatrem.
Bzdury - pomy la Nigel. - Wszystko, co powiedzia ten wysuszony cie cz owieka, to kompletne bzdury. My
c o tym, nachyli skrzyd o pod odpowiednim k tem.
Powierzchnia no na za apa a wst puj cy pr d i Nigel poczu szarpni cie, wzrost ci nienia. Uniós si w gór , a przelotny obraz tego strasznego cz owieka - Jego Immanencji zblad tak szybko, jak si pojawi (dziwne, my le o tym tutaj, teraz); wiatr zawodzi piewnie pomi dzy zastrza ami konstrukcji. - No i jakie wra enia, Nigel? - us ysza g os Aleksandrii. - Nieprawdopodobne! - odpowiedzia do mikrofonu tu przy ustach. Spogl da w dó na wiruj na czym polega aby rado
Ziemi - przed tym ostrzega go instruktor, ale, do diab a,
z latania na czym takim, je li nie wykona o si tego manewru? - i
zobaczy j , pomara czow c tk na tle zielonej powierzchni. - Mo esz utrzyma si w spirali? - zawo
a.
- Ramiona troch si m cz - wyst ka . - Instruktor mówi, eby rozlu ni si w uprz y. - Dobrze. Staram si . Oooops... - nagle przechyli si na bok. Szybowiec dosta si w pr d wst puj cy i wyrwa ostro w gór . Niewidzialny ciep y tunel wiruj cego powietrza, który przyw drowa znad Pacyfiku, wyniós go po swobodnej spirali na znacznie wi ksz wysoko . Tu, na wybrze u, pr d powietrza unosi si niczym wielka, przejrzysta fontanna, poniewa morskie bryzy napotyka y najpierw stoki urwistych gór, potem za , bardziej na zachód, kilometrowej wysoko ci sztuczn
cian , ze swoimi prostopad
cianami i wn kami,
któr tworzy o miasto Arcosoleri. Nigel, mkn c w pobli u, spojrza z pewnym l kiem na yszcz ce okna Arc - jak nazywano zwykle t aglomeracj - oceniaj c odleg
. Stwierdzi ,
e od ró owawej, betonowej powierzchni oddziela go bezpieczny dystans. Cyrkuluj cy wci powietrzny tunel trzyma go na kursie. Pod nim obraca a si powierzchnia Ziemi. uk horyzontu nad oceanem usiany by ciemnowi niowymi chmurami. Pod nimi, niczym skrawki ciemnej materii, widzia zamglenia padaj cych gdzie daleko deszczów. Lecz tu znajdowa si on, Nigel. Przechyla si i unosi w powietrznym strumieniu, czu , jak ulatuje z niego duch, niczym wydech z p uc, jak opuszcza jego wiruj ce cia o, przy czaj c si do
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wiecznej gry ywio u powietrza. Poczu si tak,
e nagle si z czego otrz sn . Mia
wra enie, jakby przesta zmaga si , przedziera przez g sty mu . Unosz cy go wiatr j cza w szczelinie pomi dzy skór a mask na twarzy. Nigel znów odchyli skrzyd a, chcia unie jeszcze wy ej. Zupe nie jak gdyby z pozostawieniem na ziemi ca ej przesz w nim Ikar. Mia nadziej , e wszystko, co z e, nale
o ju do przesz
si
ci, odrodzi si ci - Aleksandria
wraca a do zdrowia, a Snark by w drodze do swoich tajemniczych celów. Ogarn a go czysta, irracjonalna rado . Nieokre lony l k, jaki przenika go na pocz tku lotu niczym gniot cy ci ar, teraz usta i Nigel poczu si spokojny i agodny, wolny jak ptak p dz cy w ród wichrów na wysoko ciach. Po spirali unosi si w gór , wci kiedy
Ziemi. Ciche szcz cie. Sp yn a z niego
w gór , dalej od otaczaj cej go
miertelno , zamarz a w ch odnym
powietrzu wysokich warstw atmosfery, z krystalicznym brz kiem opad a na le Kaliforni . Zawróci , wszed w agodny uk, przeci
ni ej
atmosfer - ten naskórek Ziemi -
pozostawi za sob w oddali b yszcz ce fale oceanu. Skrzyd o szybowca przesun o si , a potem wyprostowa o. Przyszed mu do g owy Ikar. Skrzyd a z wosku. Nie uno si zbyt wysoko w to przyjazne niebo... Wzbijanie si . Wiruj ca Ziemia, niczym kosz, do którego ma opa . Dwie kropki - Shirley i Aleksandria - jak szpileczki wetkni te w map
w jego szacie - monety Tak. Wzniós si i by wolny,
Woleli raczej wynaj
jeden z luksusowych apartamentów w Arc, ni
apa autobus
jad cy na po udnie do Los Angeles. Shirley ogl da a holograficzne dzie o sztuki, a Nigel wylegiwa si na centralnym relaksatorze w ich pokoju, delektuj c si rozkosznym bólem mi ni pozosta ym po powietrznych wiczeniach. - Czy naprawd my lisz, e NASA zgodzi si na podejmowanie takiego ryzyka? spyta a Shirley. - Masz na my li latanie jednoosobowym szybowcem? - Nigel wzruszy ramionami. Cholernie du o mog teraz zrobi ... - S dzi am,
e masz obowi zek konsultowa
z nimi wszelkie niebezpieczne
przedsi wzi cia. - Trzeba to ola i niech ich szlag trafi... - westchn
g
no Nigel, obserwuj c z
zainteresowaniem migotliwe iskierki, przypominaj ce wielobarwne klejnoty, które pojawi y si w jego oczach.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie czujesz si ograniczony przez to, co b
na ten temat my leli?
- Raczej nie. - Nie b dziesz mia zatem nic przeciwko podpisaniu poparcia dla Obywatelskiego Referendum? Nigel leniwie uniós powieki. Holograficzna abstrakcja wisia a dwa metry nad nisz relaksacyjn , wygl da a jak rabin b yszcz cy spoza warstwy oleju. - Po co? - spyta . - Dotyczy ono zakazu sprzeda y ywno ci LHS. - LHS? - Zmarszczy brwi. Podpisanie poparcia dla Obywatelskiego Referendum oznacza o partycypowanie w kosztach organizacji narodowego g osowania, gdyby wniosek zosta odrzucony przez uczestników. - Lewoskr tne cukry. Przecie
wiesz, co to jest. Przyswajamy tylko cukry z
moleku ami o prawoskr tnych spiralach. - Naturalne cukry s w
nie prawoskr tne.
- Tak. Ale teraz zacz to produkowa lewoskr tne, dla przemys u spo ywczego, eby ludzki organizm nie móg przekszta ci ich w t uszcz. To rodzaj dietetycznego po ywienia. - I co z tego? - Z punktu widzenia innych krajów jest to wielk zniewag . Mam na my li to, e niemal wsz dzie ludzie g oduj . Podpiszesz, Nigel? Odchyli g ow i zacz
obserwowa spoiny znajduj cej si nad nimi betonowej
kopu y. Kiedy poproszono go o podpisanie poparcia dla Obywatelskiego Referendum przeciwko Arc, którego projekt kto stara si utr ci , cho by o ju wiadomo, e pierwsze z takich miast, Arcosanti, odnios o ogromny sukces. Wci
rozwija o si szybciej ni Phoenix,
le ce sze dziesi t kilometrów na po udnie, i nie marnowa o ani przestrzeni, ani energii na jakiekolwiek systemy transportu. Ka dy, kto mieszka w jednej z tych aglomeracji, mia zaledwie pi tnastominutowy spacer do pracy, miejsc rozrywki b charakterystyczn dla ludzkich aglomeracji z
sklepów. Miasta te mia y
ono , ale bez tego, co okre lano mianem
“losangelizacji”, a co w gruncie rzeczy oznacza o separacj od natury. Jednak kto chcia si temu sprzeciwi , a powodów ju dzi nie pami tano. - My
, e nie - westchn .
- Tak? - odezwa a si ostro nie Shirley. Nigel znów otworzy oczy i zacz
j obserwowa . Mia a na sobie prost , czarn
sukienk . D ugie pasma cienkiej jak paj czyna tkaniny swobodnie sp ywa y z g boko wci tej talii. U
one starannie ukrywa y opalone cia o pod materia em. Na nosie Shirley przylepi a
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
dobrze skomponowane, malutkie p atki b yszcz cej folii. Teraz jednak wyraz jej twarzy wiadczy o t umionym napi ciu. - Shirley, stara przyjació ko, wiesz przecie , e nie jestem rewolucjonist - powiedzia . - Czy tak samo my lisz o tym, co zamierzaj zrobi ci Brazylijczycy? - spyta a ostrym tonem. - Maj wspania e pomys y co do tego, jak przywróci rentowno
linii lotniczej.
- Jak chc to zrobi ? - spyta z rezerw w g osie. - W czasie nasilenia ruchu, gdy komputery nie maj
wystarczaj cych zasobów
pami ci operacyjnej, potrzebnej do wykonania pracy, zamierzaj
u
sieci ludzkich
neuronów. Nigel mrugn , zaskoczony. - Aleksandria nie mówi a mi o tym. - Prawdopodobnie nie chcia a ci niepokoi , kiedy b dziesz zaj ty planowaniem waszej podró y. - By
mo e... ale s uchaj, dlaczego oni nie mog
u
mózgów zwierz cych,
pod czonych do pami ci komputerów? - Bo zwierz ta nie maj ... jak to si nazywa... ? W ka dym razie chodzi o to, e zbyt szybko zapominaj szczegó y. - Masz na my li zdolno
zapami tywania danych holograficznych. - Nigel przerwa . -
ysza em o podobnych eksperymentach, ale... bior c pod uwag komputerów w dzisiejszych czasach, a tak e ci
koszty wytwarzania
y niedostatek energii, przypuszczam, e to
jest nieg upie pod wzgl dem ekonomicznym... - Tylko to masz do powiedzenia...?! Pod wzgl dem ekonomicznym? Pod cza biednych udzi do maszyn, wynajmowa ich p aty czo owe...?! - Zgoda, to odra aj ce. Przypomina legendy o zombies. - To poni ej ludzkiej godno ci! - Umieranie z g odu jest bardziej godnym zaj ciem? Shirley pochyli a si i napad a na niego gwa townie: - Czy ty naprawd jeste takim prostakiem...?! W gruncie rzeczy jeste taki, prawda? Nigel, jeste po prostu zach annym egoist ! Nie masz zielonego poj cia o spo ecznych problemach i chcesz tylko, eby twoje ycie zosta o nie zak ócone. - Jestem zach anny? - zdziwi si . - Oczywi cie! Spójrz na ten pokój za adowany rozrywkami stworzonymi dla bogaczy... - Nie zauwa
em, eby si wzbrania a przed wej ciem tutaj.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- W porz dku, mnie te podobaj si te wakacje. Ale... - Dlaczego w takim razie nie pojedziesz do Brazylii? Ci faceci zamierzaj przecie miejscowej si y roboczej do, przepraszam za wyra enie, napchania ni ameryka skich komputerów, prawda? Dlaczego wi c nie uda si tam i nie zacz
brzuchów pracy z
biednymi lud mi na miejscu, gdzie najbardziej tego potrzebuj , w jakim miasteczku na zadupiu? - Tu jest mój dom - odpowiedzia a twardo Shirley. - I tutaj s ludzie, których kocham. -Tak, s tutaj. I mimo e masz takie cudowne uda, Shirley, nie mo esz nimi obj wszystkich problemów wiata. - Sarkazmem nie... - Pos uchaj - powiedzia , unosz c g ow . - Aleksandria w chc ju
nie wraca ze spaceru. Nie
adnych pyskówek na ten temat, dobrze? Nie chc te , eby zawraca a tym g ow
ani mnie, ani Aleks, zanim nie odlecimy. W porz dku? Skin a g ow , krzywi c lekko usta, jakby zgadza a si pod przymusem. Nigel stwierdzi , e Aleks mo e dostrzec nieprzyjemny nastrój, jaki zapanowa w pokoju, wi c roz zacz
si swobodniej, starannie wypracowanym ziewni ciem uda znudzenie i
piewa z silnym szkockim akcentem:
k wci
trwaa w seercuu myym angielskieeegooo
gwaardziiistyyy, Gdziee wzraasta chwaala Anglii, meej rodzinneeej kraiiinyyy...
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
11 Trzy dni pó niej wybrali si z Aleksandri w podró . Bilety zamówili znacznie wcze niej, eby dosta si na lot, którego trasa przebiega a nad biegunem. Wchodz cy ponownie w atmosfer samolot, wygl da jak rozb yskuj ca na niebosk onie pomocnego Atlantyku ró owa kreska. Wydawa o si , e w Anglii sprawy uk adaj si lepiej ni par lat temu, gdy byli tu z wizyt . Przy stanowisku kontroli baga owej by o tylko kilku roztrz sionych ebraków i wygl da o na to, e wszyscy maj wa ne licencje. Wi ksza cz
terminalu lotniczego by a
wietlona, chocia nie ogrzewana. Helikopter, którym mieli lecie na po udnie, uniós si z terkotem rotora w ród ch odnych powiewów. Londyn zas ania w glowy smog. Bez problemów dotarli do miejsca przeznaczenia, czyli trzystu-pi dziesi cioletniej angielskiej karczmy, dobrze zachowanej, przyzwoicie prowadzonej i starannie chronionej. Os oni ci przed dokuczliwymi wiatrami, sp dzili tam mi o Bo e Narodzenie. Nast pnego dnia wynaj li limuzyn oraz stra nika i pojechali odwiedzi Stonehenge. Nigel uzna to do wiadczenie za dziwnie poruszaj ce. Duchowo nie czu si za bardzo Anglikiem, po tym jak pa stwo dobrobytu zmieni o si w pa stwo niebytu. Jednak masywne, monumentalne kamienie opowiada y jak gdyby o innej Anglii. Przechylone obecnie kolumny ustawiono w tak wspania ym, g boko przemy lanym porz dku, astronomiczny komputer okaza si tak dok adny, e Nigel odczuwa pokrewie stwo z lud mi, którzy zbudowali ten megalit. Stercza y niczym szare, wielkie palce, wskazuj ce poszczególne elementy mechanizmu nieba,
eby pomóc je zrozumie . Nawróceni Synowie ju
od dawna
wykorzystywali dla swoich celów panteistyczny aspekt religii druidów - bo wed ug potocznego pogl du, oni stworzyli kamienn budowl - lecz nie wspominali o tym,
e
niemo liwe jest bezinteresowne nawi zywanie do czyjegokolwiek dziedzictwa. Nigel zagapi si naprawia o
zniszczenia
na drog , stado zmodyfikowanych genetycznie szympansów spowodowane
przez
morskie
fale.
Szympansy
ko ysa y
wyspecjalizowanymi opatami, a potem wyrzuca y namu jednym ruchem na odleg trzydziestu metrów. Aleksandria sta a obok, nie wiadomie obgryzaj c paznokie : gest b ewolucyjn pozosta do karczmy.
cy
ci ostrzenia pazurów. Nigel poczu dreszcz i zabra Aleks z powrotem
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Pary okaza si przygn biaj cy. Pod koniec drugiego dnia, gdy marzli w s abo wietlonym hotelu, dowiedzieli si , zabrakn
e przez reszt
tygodnia w ca ym mie cie mo e
wody, poniewa spad o ci nienie w rurach.
Gmachy wypoczynkowe
Saudyjczyków
by y zat oczone.
Rze biarze
chmur
przemykali nad pustyni , formuj c bia e giganty o erotycznych kszta tach, skr caj ce si oci ale w podniebnych orgazmach.
W Afryce Po udniowej przepych by nieco bardziej ograniczony. Wieczorami pojawiali si opuchni ci od luksusu cz onkowie tutejszej starszyzny, pomarszczeni finansowi magnaci, podziwiaj c w trakcie kolacji starannie zainscenizowane spektakle pogody. Równie Nigel i Aleksandria obserwowali wibruj
t cz otaczaj
purpurowe chmury
burzowe o wystudiowanych kszta tach, p yn ce po niebie ze stateczn , monarchiczn gracj epoki wiktoria skiej.
W jednej z brazylijskich restauracji Aleks wskaza a kogo palcem: - Spójrz, to jeden z ludzi, z którymi negocjowali my w sprawie linii lotniczej. - Który? - Ten kr py. Ma okulary o ruchomych soczewkach. Lu na koszula, krótka kurtka z jaskrawymi ozdobami. Czapeczka khaki... - Tak, ju widz . Zerkn a na Nigela. - Dlaczego si u miechasz? - spyta a. - T skni em za twoj spostrzegawczo ci dotycz widz takich szczegó ów. - Uj jej d
. - Wróci
strojów. Ja naprawd nigdy nie
.
Wielu miejsc na Ziemi nie mogli odwiedzi . By y to ogromne obszary pozbawione naturalnych zasobów i przemys u, gdzie bia ego cz owieka uwa ano z za
enia za wroga,
krwiopijc , z odzieja. Doprowadzi a do tego polityka prowadzona w ci gu ostatnich trzydziestu lat W Sri Lance odwa yli si wyj zje . W
z hotelu za nast pn przecznic , eby co
nie napocz li ry z curry, gdy nieprzyjazne szepty i rosn ce napi cie zmusi y ich
do wycofania si na ulic . Tam mogli znikn
w t umie. Zatrzymali przeje
aj
taksówk ,
pojechali do hotelu, a potem na lotnisko, sk d udali si do Australii.
Opalali si w
nie na pla y jednej z polinezyjskich wysp, gdy Nigel us ysza d wi k
pagera. To by Lubkin. Najwyra niej Ichino wzi
si do radarowych poszukiwa Snarka, co
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zaowocowa o uchwyceniem echa. Okaza o si , e obiekt ma ponad dwa kilometry d ugo ci i obraca si wokó osi. Je li nie przyspieszy lotu, znajdzie si w okolicach Wenus w ci gu jedenastu dni. Lubkin spyta , czy Nigel nie chcia by wróci wcze niej, eby pokierowa obs ug G ównej Sali i Kontrolnej. Odpowiedzia , e rozwa y t propozycj .
W Japonii w drowali w
nie poln drog w okolicach Kyoto, Aleksandria nagle
zwymiotowa a do rowu. Dwudniowa biopsja nie wykaza a adnych zmian w stanie jej zdrowia w porównaniu z wynikami sprzed trzech miesi cy. Wszystkie uk ady organizmu utrzymywa y si w stanie równowagi. Jej kieszonkowy przyrz d kontrolny nie wyda
adnego d wi ku. Nigel sprawdzi
uk ad zamontowany we wn trzu swojej czaszki. By aktywny. Zapiszcza krótko reaguj c na polecenie. Aleksandria nie by a a tak chora, eby wywo
jego reakcj .
Nast pnego dnia czu a si lepiej. Dzie pó niej zacz a je
z apetytem. Wyruszyli na
drówk . Potem, gdy spa a, Nigel zadzwoni do miejsc, które mieli jeszcze odwiedzi i odwo
wszystkie rezerwacje. Po czy si równie z Hufmanem; jego twarz na ekranie
wygl da a niczym drgaj ca maska. Lekarz orzek , e Aleksandria potrzebuje wypoczynku gdzie w pobli u domu. Najbli szym samolotem wrócili do Kalifornii, lec c po ostrej paraboli nad bladym Pacyfikiem.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
12 Hala G ówna: pó ksi yc konsoli kontrolnych, a ka da naszpikowana pokr steruj cymi, niczym ciasto bakaliami ukrytymi pod lukrem. Ka
ami
konsol
kontroluje
siedz cy na ruchomym fotelu cz owiek, który uwa nie obserwuje zielono-
ty ekran,
migocz cy nap ywaj cymi wci
informacjami. Prac w hali zreorganizowano; zostali w niej
tylko cz onkowie zespo u wyznaczonego do realizacji projektu J-27. - Arecibo co ma - oznajmi Nigel. W grupie ludzi zgromadzonych wokó jego fotela zawrza o od okrzyków. Nigel przekazywa im informacje pochodz ce ze s uchawek. - Mówi , e analiza dopplerowska potwierdza przelot obok planety. - Dokona pan weryfikacji? - spyta stoj cy obok Evers. Nigel przecz co potrz sn ow . - Nasz satelita, Monitor Wenus, nie mo e z apa radarowego namiaru. To wszystko, co na razie mamy. - Popuka palcem w wydruki komputerowe na desce rozdzielczej. - To odczyty spektrografów - wyja ni
Lubkin. Zdj cie z naniesion
siatk
telemetryczn zosta o dok adnie odtworzone na ekranie. Na górnym brzegu ekranu widoczny by ma y punkcik wietlny, niewiele wi kszy od kilku jasnych plamek, rozrzuconych w innych miejscach zdj cia. -Analiza spektralna wskazuje, e jest bardzo gor cy. To musi by jaki piekielnie wydajny proces fuzji - powiedzia Nigel, patrz c na facetów z NASA, Departamentu Obrony i ONZ. Wi kszo
z nich najprawdopodobniej nic nie rozumia a z przedstawionego na ekranie,
radarowego wykresu. We fluoryzuj cym wietle hali popatrywali na siebie spode ba i wydawali si zupe nie nie na miejscu w tych eleganckich zielonych garniturach. - Je li on rzeczywi cie jest na kursie przelotu, niemal na pewno kieruje si tutaj powiedzia Evers do pozosta ych. - Mo liwe - stwierdzi Nigel. - Mo e podj
prób l dowania, przynosz c ze sob nieznane choroby - kontynuowa
adko Evers. - Wojsko b dzie musia o przygotowa
si
na powstrzymanie takiej
ewentualno ci. - W jaki sposób? - spyta Nigel, ignoruj c uniesiony palec Lubkina, który nakazywa mu milczenie.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Có , by mo e, hmm... strza ostrzegawczy - odrzek Evers, ze st
twarz . -
Tak... - oznajmi bardziej stanowczo, patrz c wprost na Nigela - obawiam si , e form musimy okre li sami. Rozgorza y rozmowy. Lubkin poklepa Eversa po ramieniu. - S dz , e powinni my ponownie nada sygna . - Evers skin g ow . - Otó to - stwierdzi . - Ekskom popracuje nad przes aniem. Mamy jeszcze kilka godzin na dyskusj , prawda? - Z tym pytaniem zwróci si do Nigela. - Przynajmniej trzy godziny - zgodzi si Nigel. - Moi ludzie musz odpocz . Pracujemy nad tym ju od ponad dziesi ciu godzin. - Dobrze. Panowie! - oznajmi dono nym g osem. - Ten teren zostaje zamkni ty. Proponuj z dyskusjami wycofa si na pi tro! Zacz li wychodzi , pos uszni poleceniom Eversa. Lubkin skin
na Nigela,
eby
poszed z nimi. - Zostan tu jeszcze chwil - postanowi Nigel. - Musz u pó niej chc i
do domu, eby troch odpocz . Chyba nie b
plan obserwacji, a
potrzebny podczas waszych
deliberacji nad przes aniem... - No wiesz, Nigel, mogliby my skorzysta z twojej wiedzy na temat... - Lubkin zawaha si . - Mo e masz racj . Do zobaczenia! Pop dzi , by dogoni grup . Nigel u miechn si . Lubkina widocznie nie cieszy a wizja Nigela uczestnicz cego w zebraniu Ekskomu. Niesubordynowani podw adni nie przynosz na ogó zaszczytu swoim prze
onym.
Do domu pojecha wypo yczonym z Laboratorium skuterem. Opony piszcza y na zakr tach, gdy kluczy alejami po górskim zboczu przedzieraj c si przez suche wieczorne powietrze. Gwiazdy migota y niepewnie nad warstw przemys owego smogu. Nigel nie gogli ani he mu, pragn czu p d wiatru na twarzy. Wiedzia , e odpowiednia obs uga spotkania Snarka z Wenus mo e by zadaniem trudnym, zw aszcza je li Evers z Lubkinem i ich anonimowy komitet zaprojektuj
jakie
przes anie. Wówczas Nigel musia by jako
przemyci w asny przekaz, zanim Komitet si zorientuje. Ju od miesi cy pracowa nad odpowiednim kodem. Przeczyta wszystkie stare ksi ki na temat kontaktu radiowego z cywilizacjami pozaziemskimi i dostosowa do swoich potrzeb niektóre zawarte w nich pomys y. Sygna musia by prosty, a zarazem w oczywisty sposób stanowi transmisj
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
przygotowan tylko dla Snarka. W przeciwnym razie obiekt móg by wysnu wniosek, e przekaz pochodzi ze zwyczajnej ziemskiej stacji radiowej i zignorowa go. A mo e nie? Dlaczego Snark wci
milcza ? Czy nie móg z atwo ci odbiera fal z
lokalnych ziemskich stacji radiowych? Przyje dzie w dó zbocza, Nigel szerzej uchyli przepustnic . Czu rosn cy zapa . Zamierza sprawdzi , jak czuje si Aleksandria, która powinna ju nied ugo wróci z pracy do domu, poczeka na przyjazd Shirley i zostawi j z Aleks, gdy on wyjdzie z domu. Potem powrót do Laboratorium, gdzie ju czeka a Wenus i Snark... Z wy czonym silnikiem wjecha na podjazd, kopni ciem wysun
podpórk
w
skuterze i kilkoma skokami znalaz si przy drzwiach. Zamek otworzy si z trzaskiem i Nigel pop dzi w gór po spiralnych schodach. Gdy by ju u celu, zatrzyma si na moment, eby klucz do zamka ich mieszkania; ze zdziwieniem stwierdzi , e dzwoni mu w uszach. To na pewno z nadmiernego podekscytowania -pomy la . Mo e naprawd
potrzebowa
odpoczynku. Spotkanie Snarka z Wenus powinno trwa co najmniej do rana. Wszed do rodka. wiat a w pokoju jarzy y si agodn biel . Teraz dzwoni o mu tylko w jednym uchu. By stanowczo bardziej zm czony, ni dzi . Przeszed przez pokój do zaokr glonego miejsca, gdzie kuchnia Odg os jego kroków rozlega
si
czy a si z jadalni .
charakterystycznym d wi kiem na
br zowych,
meksyka skich p ytkach ceramicznych, a wygi ty w uk, pokryty boazeri sufit odbija te wi ki echem. Brz czenie w uchu Nigela uros o do pisku. Przy
do g owy d
zwini
w muszl . Na p ytkach le
damski but.
Jeden but pod sklepionym wej ciem do sypialni. Nigel szed dalej. Dzwonienie wierci o mu teraz dziur w czaszce. Na chwiejnych nogach wszed do sypialni. Spojrza w lewo. Aleksandria le
a nieruchomo, twarz
do pod ogi. Zaci ni te d onie mia a
bezw adnie rozrzucone na boki; spuchni te nadgarstki przybra y intensywnie czerwony kolor.
Ko ysz cy si ambulans p dzi przez mroczne ulice. Wycie syreny przeszywa o nocn mg . Nigel siedzia
przy Aleksandrii i t po wpatrywa
si
w zabiegi sanitariusza
sprawdzaj cego funkcjonowanie jej organizmu. Robi zastrzyki, mówi co przyt umionym osem do mikrofonu przymocowanego do g owy urz dzenia transmisyjnego. Za szyb falowa y mijane wiat a ulicy. Po pewnym czasie Nigel przypomnia sobie swój przyrz d
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
kontrolny, który wci
lamentowa we wn trzu jego czaszki. Jak powiedzia mu sanitariusz,
wska nik Aleksandrii wyczerpa ju prawie energi , zapisuj c dane diagnostyczne na kasecie ambulansu. Pokaza Nigelowi znajduj cy si za jego prawym uchem punkt, który naciskany rytmicznie mo e wy czy
przyrz d. Nigel przycisn
Pozosta o tylko ciche popiskiwanie. Urz dzenie wci
to miejsce i zawodzenie usta o. monitorowa o dane diagnostyczne ze
wska nika Aleks. Zdr twia y, nas uchiwa piskliwego d wi ku z wn trza jej cia a. Cera Aleksandrii przybra a teraz blady, niemal szary odcie . Wci
przemawiali do siebie,
po czeni moc mikroelektroniki. Nieprzet umaczalne na s owa wiergotanie przyrz dów stanowi o co prawda w
ni , jednak Nigel trzyma si jej z uporem. Wiedzia , e nie ustanie
nawet wtedy, gdyby Aleks umar a; w tej chwili by to jedyny g os, jaki móg od niej us ysze . Skr cili do
ostro, zako ysali si przy wyje dzie na ramp i zatrzymali ze wstrz sem
pod czerwonymi neonami. Wokó Nigela i Aleksandrii wybuch o nag e wrzenie. Tylne drzwi ambulansu otwar y si , sanitariusze wytoczyli Aleks przykryt bia ym kocem, ludzie wokó bez przerwy co mówili. Zignorowany przez sanitariuszy Nigel, wygramoli si na zewn trz i ruszy za p dz cymi pochylni lekarzami. Zatrzyma a go piel gniarka. Pytania. Formularze. Poda nazwisko Hufmana jako lekarza prowadz cego, ale to ju wiedzieli. Mówi a do niego uprzejmym, uspokajaj cym tonem. Zaprowadzi a go do wy
onej dywanem poczekalni, wskaza a stosy czasopism,
trójwymiarówk , u miechn a si i wysz a. Nigel siedzia sam przez d ugi czas. Przyniesiono mu kaw . S ucha odleg ego szumu ulicznego ruchu. Stara si by ostro ny i nie my le o niczym. Gdy ponownie podniós wzrok, sta nad nim Hufinan, ci gaj c z d oni przezroczyste kawiczki. - Przykro mi, panie Walmsley. Sta o si to, czego si obawia em. Nigel nie odpowiedzia . Mia wra enie,
e twarz ma pokryt
warstw
wosku,
nieruchom , jakby nic nie potrafi o si przez ni przebi . - To pocz tkowe stadium krwotoku do pnia mózgu. W jakim momencie tocze ustabilizowa si . Mog o by dobrze. Ale choroba przedosta a si do centralnego systemu nerwowego. Dosz o do naruszenia spoisto ci tkanki pnia mózgu. - I...? - spyta Nigel bez adnej intonacji. - Stosujemy teraz koagulatory. To mo e powstrzyma krwotok. - A co potem? - spyta jaki kobiecy g os. Hufman odwróci si . W drzwiach sta a Shirley.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Pyta am, co potem? - Je li sytuacja si ustabilizuje... ona mo e prze
. Prawdopodobnie nie dosz o
jeszcze do znacz cych uszkodze tkanki nerwowej mózgu. Jednak spazm spowodowany przez chorob b
te nasz terapi ...
- Mo e j zabi - doko czy a ostrym tonem Shirley. - Tak - odrzek Hufinan, odchylaj c nieco g ow , eby jej si przyjrze . Zastanawia si , kim mo e by ta kobieta. Nigel po chwili wahania przedstawi j Hufmanowi. Shirley skin a g ow . Sta a ze splecionymi na piersiach r kami, oparta biodrem o framug . Ca napi cie nerwowe i ch
postaw wyra
a gn bi ce
dzia ania.
- Nie móg pan dostrzec, e tocze si nasila? - spyta a. - Ta forma choroby jest bardzo trudno uchwytna. System nerwowy... -A wi c musia pan poczeka , a ona straci przytomno ?! - Jej kolejna biopsja... - Mo e w ogóle nie by kolejnej biopsji! - Shirley! - odezwa si Nigel ostro. - Musz ju i
- powiedzia ozi ble Hufiman. Poruszaj c si sztywno, wyszed z
poczekalni. - Nie le to teraz zagmatwa
- stwierdzi Nigel z pretensj . - Zdenerwowa
cz owieka, a od jego oceny sytuacji mo e zale
, czy Aleksandria prze yje.
- Pieprzy to. Chcia am si dowiedzie ... - W takim razie zapytaj. - ...bo dopiero tu przyjecha am i nie chcia am z nikim rozmawia ... - Sk d wiedzia
, e Aleksandria straci a przytomno ?
Chcia w ten sposób zmieni
temat rozmowy i uspokoi
Shirley. Zdziwiony
spostrzeg , e dziewczyna popatruje na niego l kliwie i odgradza si milczeniem, nerwowo prostuj c r ce na boki. Twarz mia a bladopopielat . Podbródek dr to zauwa
a i z wysi kiem zacisn a szcz ki. Z pewnej odleg
troch do chwili, kiedy ci dobiega ostry terkot
jakiej medycznej maszyny. - Shirley... - zacz , eby przerwa pe
napi cia cisz .
- Kiedy wraca am ze spaceru, zobaczy am odje
aj cy spod domu ambulans.
- Ze spaceru? - Wcze nie wróci am do domu. Rozmawia spiera
my z Aleksandri ... W
ciwie
my si . O ciebie, o to, e pracujesz do pó na. Ja... ja si w ciek am i Aleksandria
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zacz a na mnie krzycze . K óci
my si , naprawd si pok óci
my, tak jak nigdy dot d.
Wi c zanim zrobi o si jeszcze gorzej, wysz am z domu. - Zostawi
j sam . Podekscytowan . Przecie Hufinan powiedzia , e w jej stanie
nie wolno si denerwowa . -Nie musisz... - Wypomina ci tego? Nie wypominam. Chcia bym tylko wiedzie , dlaczego bez przerwy masz pretensje, e praca w Laboratorium zabiera mi za du o czasu. W ko cu ty te pracujesz. - Ale ty jeste jej... no, wiesz, ona polega bardziej na tobie ni na mnie. Kiedy wróci am do domu, ona czeka a na ciebie taka s aba i blada, a ty si spó nia - Wtedy Aleks mog a polega na tobie. Chyba o to nam w
...
nie chodzi o. Dzielenie
odpowiedzialno ci - czy pos uguj si odpowiednim argonem? - Nigel... - Wiesz, co my
? Nie chcesz pogodzi si z tym, e mo esz straci Aleksandri i w
jaki pokr tny sposób winisz za to mnie. - A ty jeste tak cholernie niezale ny. Nie potrafisz si dzieli , Nigel, ty... - Nie pieprz! - Mechanicznie zrobi krok w jej kierunku, ale powstrzyma si . - To... to jest tylko twoja iluzja! - Jednak bardzo przekonuj ca. - Próbowa em... - Kiedy rzeczywi cie próbujesz si od tego uwolni , to staje si jakie chorobliwe. Tak jak wtedy, tamtej nocy, gdy upi Nigel na chwil
si u Lubkina.
wstrzyma oddech, a potem wypu ci chrapliwie powietrze ze
ci ni tego gard a. - Mo e - przyzna . - To wszystko zwali o si na mnie. Mam na my li Aleksandri . Synów Nawróconych. Nie mog em... - Patrzy wprost na Shirley. Bia a skóra dziewczyny wydawa a si
teraz niemal przezroczyst , cienk
warstw , rozci gni
na delikatnych
ko ciach twarzy. - Nigdy si nie wspierali my, prawda, Shirley? Nigdy. Obserwowa a go uwa nie. - To prawda. Nie jestem pewna, czy teraz chcia abym tego. Zaleg a cisza. S ycha by o jedynie brz k jakich szklanych naczy z drugiego ko ca korytarza. - Ja te - stwierdzi Nigel. W przestrzeni mi dzy nimi formowa o si co , co nagle zacz o ich oddziela .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- To nie musia o si tak sko czy . - Nie. - My nie... nie dojrzewali my razem. Nigdy. - S usznie. - Wi c... niezale nie od tego, co stanie si z Aleksandri , my
...
- To ju sko czone. Mi dzy nami. - Tak. Nigel czu , jak z ka
wymian
zda
bezbole nie wsuwa si
pomi dzy nich
przejrzysta, wygodna dla obojga szyba, stwarzaj ca kolejn barier . Nie by o ju od tego odwrotu. - W tobie... jest jaki w ze , Nigel. Nie mog go rozwik
. Aleksandria potrafi a to
zrobi . Przymkn a dr ce powieki, spod których pociek o kilka du ych ez. Zap aka a bezg
nie. Nigel chcia zrobi jaki gest, gdy nagle jego uwag odwróci y mi kkie, pow óczyste
kroki. W ich kierunku sz o korytarzem kilku m czyzn. - Och - westchn a Shiriey. D wi k wydoby si z jej gard a jak du a ba ka powietrza. - Och - powtórzy a i odwróci a si z szeroko rozwartymi ramionami. Podesz a do drzwi. Wesz o przez nie dwóch ludzi w lu nych szatach. Podtrzymywali pod rami Jego Immanencj . Ten niski cz owiek o niadej skórze porusza si z artretyczn powolno ci , tylko
tawe renice przebiega y szybko pomi dzy Nigelem a Shiriey, by oceni sytuacj . - Aleksandria mo e yczy sobie zobaczy go znowu - powiedzia a Shiriey do Nigela.
- Zadzwoni am z domu i poprosi am, eby tu przyjecha . - A teraz mo esz powiedzie mu, eby st d sp ywa - powiedzia Nigel z zaci ni tymi szcz kami. - Nie - odrzek a Shiriey. - Ona potrzebuje go bardziej, bardziej ni ciebie... - Chrzani to. Na... - Poczu jak co zaciska mu gard o, tamuj c s owa, które chcia wypowiedzie . Jego mózg jak gdyby obróci si wokó osi. Niejasno odczuwa ca gdzie obok le
sytuacj :
a Aleksandria, walcz c ze mierci , tu by a Shiriey i ci ludzie. Z twarzy i
cia a, tego starca odra aj co zwisa a lu na skóra. Naciskali na niego. Naciskali. Odwróci si , podnosz c r
, eby si opanowa . Trzeba usi
. Odpocz .
Wiedzia jednak, e wyczerpi go do cna, je li b dzie siedzia potulnie i s ucha ich jednostajnego mamrotania. Pokój sta si nagle duszny, pozbawiony powietrza od s odkawego zapachu kadzid a Synów Nawróconych. Wciskali si dos ownie wsz dzie. Skoczy na równe
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
nogi i zacz
apczywie chwyta powietrze. Co gwa townie odezwa o si w jego pami ci.
Snark. Wenus. G boki zakr t, jaki bierze teraz tajemniczy obiekt, prawdopodobnie przechodz c przez wierzcho ek hiperboli. Czas, wci
uciekaj cy czas, Snark...
- Nie! - powiedzia , unosz c r ce i rozwieraj c d onie. Odepchn stego powietrza. Odepchn wietle. Omin
od siebie zawiesin
j na Shiriey i na tych ludzi, zanikaj cych w rozproszonym
ich i wyszed , s aniaj c si na nogach. W jego umy le uformowa si kszta t
przeznaczenia, które musia o si spe ni . Szed do wyj cia. B yszcz ce ciany korytarza z masy plastycznej przesuwa y si po bokach. G ste, pachn ce rodkami antyseptycznymi powietrze szpitala rozwar o si przed nim, a potem zamkn o za jego plecami, pozostawiaj c tylko s abn cy podmuch wywo any w asnym p dem.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
13 Snu plany, skulony na tylnym siedzeniu taksówki. Zaciera splecione r ce, co chwila zaciska d onie w ch odnym powietrzu. Zacz dr enie usta o. Przesz
lekko szcz ka z bami, ale zacisn
szcz ki i
odesz a daleko, pozostawiaj c jeden, zarysowany z geometryczn
precyzj problem. Nie móg pozwoli Eversowi i jego Ekskomowi na b dy podczas prób porozumienia si ze Snarkiem. Mo na za
, e uznaj za sensowne zastosowanie schematu
Nigela, sk adaj cego si z zestawu liczb pierwszych, zapisanych kodem dwójkowym. D ugi szereg liczb, u
ony w prostok t, formowa obrazy: wykres drogi Snarka przez Uk ad
oneczny wraz z okr gami symbolizuj cymi orbity poszczególnych planet; chemiczne schematy kilku podstawowych cz stek wyst puj cych we wszech wiecie; kod rozpoznawczy do szybkiej transmisji danych, gdy tylko Snark zrozumie,
e kto
chce si
z nim
skomunikowa . Jaka b dzie reakcja Ekskomu, kiedy Snark odpowie? To ju znajdzie si poza kontrol Nigela. Có , i na to pytanie mia cz ciow odpowied . Przygotowa mianowicie jeszcze jeden pakiet z przes aniem, identyczny jak pierwszy, zaaprobowany przez Ekskom, ró ni cy si jednak tym, e pozostawia mo liwo
przekazania odpowiedzi Snarka przez systemy
komunikacyjne Laboratorium, do dowolnego urz dzenia odbiorczego, wskazanego przez osob
przyjmuj
sygna . A przyjmuj cym sygna
b dzie Nigel, dzi ki jedynemu
prywatnemu kana owi odbiorczemu, jaki posiada - wska nikowi stanu zdrowia Aleks. Urz dzenie przechowa odebrany sygna , a gdy przekaz si
sko czy, powtórzy go
pracownikom Laboratorium w G ównej Hali Kontrolnej. Nigel skrzywi si . To zrozumia e, e Evers zaakceptowa jego przes anie. Co prawda troch wcze niejszy odbiór reakcji Snarka stanowi niewielk zdrad Laboratorium, je li w ogóle jest zdrad . Da to jednak Nigelowi kilka chwil na zrozumienie przekazu, zanim wtr ci si Ekskom - margines paru cennych minut, eby móg us ysze Snarka przez przyrz d kontrolny, zbada przekaz i zastanowi si , jaka powinna by w jak zrozumie, co przekaza Snark, móg by odci
ciwa odpowied . Po tym,
odpowied Ekskomu. Ci faceci na pewno
wylej dziecko z k piel . Najmniejszy b d w odpowiedzi móg okaza si katastrofalny. Do tej pory Snark prawdopodobnie milcza , poniewa Ekskomu okaza a si niejasna b
by podejrzliwy. Gdyby odpowied
te mog a zosta zinterpretowana jako nieprzyjazna,
Snark mo e po prostu przelecie przez System S oneczny i oddali si w mi dzygwiezdn przestrze . Znikn by wówczas na zawsze.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozsiane po ród nocy,
te
wiate ka okien budynku Laboratorium Nap du
Odrzutowego, by y niczym b yski latarni morskiej w ród mrocznych stoków wzgórz. Nigel zap aci taksówkarzowi, okazuj c w zamiast uda
ciwe dokumenty, przeszed przez kordon stra ników i
si bezpo rednio do G ównej Hali, poszed szybko do swojego gabinetu.
Otworzy kluczem biurko i si gn
w g b lewej szuflady. Wyj
stamt d ferrytow kostk
nadawcz , identyczn pod wzgl dem wygl du jak ta, któr mia Ekskom. Schowa j do kieszeni i zatrzyma si na chwil w toalecie, eby sprawdzi w lustrze swój wygl d. Oczy mia zaczerwienione, a rysy twarzy, niezale nie z której strony na nie patrzy , st zaostrzone. Kilkoma ruchami przeczesa w osy, a potem przez chwil
e i
wiczy zrelaksowany
wygl d. Musi by spokojny. Odpr ony, tak... Raptem zmrozi o go to ogl danie siebie w lustrze. W szpitalu le
a Aleksandria,
której nie potrafi pomóc, ale przecie móg si ni opiekowa . A on by tu, zamierzaj c nieuczciwie wyci gn
asa z r kawa podczas rozgrywania partii ze wspó pracuj cymi z nim
lud mi. Nieufny obsesjonat z grubymi kroplami potu, ciekaj cymi po policzkach. Gdyby móg cho przez chwil popatrze z boku na to, co robi, w asne uczynki wyda yby mu si upimi dzia aniami lepca. W ko cu czym by dla niego Snark? Nigel stwierdzi , e jest kompletnie pokr cony. Zacisn
pi
i z ca ej si y rozgniót ni udo. Aleksandria by a w
kach tamtych ludzi, zdana na ich ask , a ca y wiat sprzysi niech tak b dzie. Zrelaksuj si - mówi do siebie. B
si , eby j zniszczy . I
rozs dny, Nigel. Ping. Tak, ale to ju
nie by a zabawa. Sprawy wysz y daleko poza pieprzon , cholern , ukochan
granic
zdrowego rozs dku. Och, tak, tak.
Przed wej ciem do Hali G ównej nacisn
punkt za uchem. Jego urz dzenie kontrolne
odezwa o si krótkim piskiem. Otworzy drzwi. Zebra si tu ca y Komitet, wraz z Eversem i Lubkinem. Nigel przechadza si w ród nich, udziela konsultacji i porad. Sprawdzi z technikami najnowsze wyniki. Lubkin pokaza mu drugi sygna dla Snarka, wypracowany ostatnio przez Ekskom. Okaza si sformu owany niefortunnie i niejasno; poza tym by zbyt skomplikowany. Nigel, mrucz c co , skin
g ow .
Lubkin poda mu kostk ferrytow z pierwszym przes aniem Ekskomu. Jego podw adny ostentacyjnie w
j do nadawczej tablicy kontrolnej.
Chaotyczna atmosfera w sali uspokoi a si . Snark pod
okre lonym poprzednio
kursem. Czas mija . Up yn o pó godziny. Komitet wr cz wrza od spekulacji i obaw. Nigel zbywa ich pytania i obserwowa zbli aj cy si obiekt. Kamery Monitora Wenus pokazywa y go ci gle jako niewyra
plamk
wiat a.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nigel przez mikrofon urz dzenia nadawczego w Monitorowi Wenus zmieni
onego na g ow , rozkaza
u ywany przez Laboratorium uk ad kontrolny, oparty na
schemacie tandemu. Od tej chwili satelita odpowiada jedynie na rozkazy wysy ane z tablicy Nigela. Poleci g ównej antenie radiowej Monitora wykona obrót, wprowadzaj c koordynaty celowania w Snarka. Wy owi niedbale z kieszeni w asn kostk ferrytow i w
j do tablicy kontrolnej
urz dzenia nadawczego. Wystuka palcami odpowiednie polecenia i kostka Ekskomu zosta a odes ana do przechowania w pami ci, podczas gdy jego w asne urz dzenia zacz y przygotowywa si do transmisji. • - Co robisz? - spyta Lubkin. Ludzie zgromadzeni wokó fotela Nigela, umilkli. - Rozpoczynam transmisj - odpowiedzia . Wystuka
na klawiaturze najwa niejsz
cz
przes ania: kod rozpoznawczy.
Zapami ta kod urz dzenia kontrolnego, które mia w g owie, wiele miesi cy temu, w biurze Hufmana, a teraz poinstruowa tablic kontroln w Laboratorium, eby przekazywa a mu odpowiedzi Snarka. Mia a by
transmitowana bezpo rednio do medycznego urz dzenia
kontrolnego, zatem Nigel wiedzia , e us yszy j wcze niej, zanim zostanie odtworzona w ównej Hali na u ytek Ekskomu. - Zaczynamy - oznajmi . Nacisn
przycisk i konsola wys a kod rozpoznawczy.
Przyrz d kontrolny w jego czaszce, na zasadzie rezonansu, odpowiedzia cichym piskiem. Nigel rozkaza Monitorowi Wenus, eby rozpocz wysy anie sygna u do Snarka.
Statek spokojnie sun w okolicach Wenus, gdy dotar do niego silny sygna radiowy. By to do
jasny kod, rozpoczynaj cy si wykresem trajektorii statku przez ten
system planetarny. A zatem istoty z trzeciej planety ledzi y go przez ca y czas. Czeka y. Ujawnienie tego akurat w tym momencie by o sygna em wykluczaj cym wrogie intencje. W przeciwnym razie istoty zachowa yby swoje mo liwo ci w tajemnicy. Statek szybko odnalaz ród o sygna ów, orbituj ce wokó spowitej chmurami planety. Czy by ten glob by równie zamieszkany? Przypomnia sobie pewn prost ras rozumnych gadów, która rozwin a si na planecie do
podobnej do w
nie mijanej. Tylko braki
mo liwo ci widzenia gwiazd przez grub warstw chmur i mgie na zawsze wstrzyma ich rozwój. Wspomnia równie i inne wiaty, otoczone wielowarstwowym p aszczem wrz cych gazów, gdzie pokryte drobnymi
kami ska y osi gn y poziom rozumnego rozwoju, dzi ki
po czeniu przez przewodz ce elektryczno
metale i rozpalone do bia
ci kryszta y.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Przez u amek sekundy urz dzenia statku bada y nades any sygna . Znaczn jego cz nale
o jeszcze przemy le . Jednak skomplikowane
cuchy dedukcyjne i cz stkowe
wnioski prowadzi y na razie do jednej konkluzji: kluczem okaza a si trzecia planeta. Pod tym wzgl dem nadmierna ostro no
nie by a ju potrzebna.
Komputery musia y teraz o ywi pozostaj ce w stanie drzemki zasoby inteligencji, które poradzi yby sobie z tymi problemami. Istnia o niebezpiecze stwo, e rozp yn si w rozbudzonym nagle, poszerzonym mózgu statku. To by w osi gni tego w czasie misji: ich indywidualno
nie gorzkawy aspekt sukcesu
zosta aby st umiona. Wy szy umys zacz by
poszukiwania dróg zrozumienia nowo odkrytego gatunku i prostsze nieco sztuczne mózgi zagarn yby wówczas pr dy poszerzonej refleksji. Tak czy owak, rozpocz o si o ywianie. Statek szykowa si do udzielenia odpowiedzi.
Ferrytowa kostka opró ni a si . Nigel us ysza za plecami wrzaw j kaj cych si , skowycz cych g osów. - Hej! Co ty...!? Lubkin dostrzeg zamian kostek. Czy by jaki b d indeksacji? G ówny Kontroler si gn przez rami Nigela do konsoli. Nige wyprostowa si w fotelu. Schwyci r
Lubkina i wykr ci j , byle dalej od
tablicy kontrolnej. Kto krzykn . Nigel wyskoczy z krzes a i popchn
rami Lubkina, tak e wpad on
na stoj cego z ty u m czyzn . W trakcie szamotaniny rozerwano r kaw marynarki kontrolera. Urz dzenie kontrolne w g owie Nigela zacz o popiskiwa . Snark udziela odpowiedzi. Nigel znieruchomia . Schemat by oczywisty, nawet w tak przyspieszonej formie: Snark odsy
pierwotny przekaz Nigela.
Nigel zachwia si na nogach. W nierealnym, rozmazuj cym wszystko wietle zbli
y
si do niego twarze Eversa i Lubkina. Stara si skoncentrowa na tym, co rozlega o si w jego g owie. Ju . Snark sko czy w ogarniaj
nie retransmisj sygna u Nigela. Ten ostatni poczu
go fal rado ci. Przebi si . Teraz mogli odpowiedzie za pomoc ...
Kto schwyci go za rami i wbi mu okie w ebra. Nigel otworzy w
nie usta,
eby co powiedzie , jako ich uspokoi . Paplali wokó niego podnieconymi g osami. Nagle przyrz d w g owie zaskowyta . Chwil potem rozleg si w nim przera liwy wrzask. D wi k eksplodowa . Ca y wiat wokó Nigela skrzywi si i zawirowa .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Poczu jak gdyby co przedziera o mu si przez cia o. Co wielkiego, mrocznego, masywnego. Przypomina o narastaj cy w zawrotnym tempie nurt, który porwa i zatopi jego to samo . Nigel walczy o oddech. Chwyta powietrze i nie móg wci gn straci przytomno .
go do p uc. Po chwili
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
14 Lubkin mówi co do niego, a równocze nie bia oniebieskie wietliki unosi y si , potem spada y, k saj c mu ga ki oczne. To rozprasza o uwag . Nigel obserwowa ob ok szumi cych robaczków wi toja skich, przemykaj cych b yskawicznie pomi dzy nim a niewyra
powierzchni sufitu. G os Lubkina brzmia jednostajnie, usypiaj co. Nigel wzi
boki oddech i wietliki znikn y, lecz po chwili znowu si pojawi y. Lubkin mówi teraz ostrzejszym tonem. Nigel poczu ci ar osiadaj cy na
dku.
Lubkin powiedzia , e potrafi zrozumie stan umys u Nigela. To, co sta o si z jego on , i w ogóle. To wiele t umaczy. Evers nie by nawet z y z powodu manewru z J-27. Gdy tylko Komitet uzyska szans rozwa enia go, przyzna , e to lepszy pomys . W ko cu, do diab a, mogli zrozumie ... Nigel u miechn si nieprzytomnie, lecz z wyra
ironi .
Robaczki wi toja skie szele ci y i ta czy y. Eversa porz dnie wkurzy o, e Nigel zrobi ich na szaro - oznajmi Lubkin, marszcz c czo o. Jednak J-27 odpowiedzia , a to zmienia o posta rzeczy. Evers by sk onny pu ci w niepami
szachrajstwo Nigela. Zw aszcza ze wzgl du na Aleksandri .
- Co? - Nigel gwa townie usiad na szpitalnym
ku.
- Có , ja... - Co powiedzia
o Aleksandrii?
Nigel stwierdzi , e jest rozebrany do pasa. Lubkin poliza wargi, co wiadczy o o niepewno ci i zdenerwowaniu. Uciek w bok spojrzeniem. - Doktor Hufman chce si
z tob
widzie , jak tylko sko czymy rozmow .
Przywie li my ci tutaj z Laboratorium zaraz po tym, jak odebrali my telefon. Szukano ci . Wtedy zrozumieli my. - Co zrozumieli cie? Lubkin wzruszy ramionami z zak opotaniem, wci
nie patrz c na Nigela.
- Có , nie chcia em by tym, który... - Do diab a, co chcesz mi powiedzie ?! - Nie wiedzia em, e ona by a tak blisko, Nigel. Nikt z nas nie wiedzia . - B... blisko? - Tego w
nie dotyczy telefon. Ona umar a.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Piel gniarka przynios a mu d ugi, niebieski fartuch. Doktor Hufman odnalaz go w korytarzu, gdzie w milczeniu egna si z Lubkinem krótkim u ciskiem d oni. Nigel przyjrza si Hufmanowi, ale nie potrafi nic wyczyta z wyrazu jego twarzy. Doktor przywo
go skinieniem. Ruszyli przez korytarz. Gdzie zadzwoni dzwonek,
przywo uj cy piel gniark . W po yskliwych
cianach Nigel ujrza
swoje odbicie -
zmizerowanego m czyzn z jednodniowym zarostem, o rysach zastyg ych w ponurym grymasie. Obaj wci
szli korytarzem.
- Ona... ona umar a po moim wyj ciu? - spyta Nigel ochryp ym szeptem. -Tak. - Przy... przykro mi, e opu ci em szpital. Próbowa pan mnie wezwa ... - Tak. Nigel spojrza na id cego obok niego m czyzn . Twarz Hufmana by a nieruchoma, oczy wydawa y si nienaturalnie du e, rysy ci gni te, jak pod wp ywem silnego stresu. - Pro... prowadzi mnie pan, ebym j zobaczy ? - Tak - Hufman si gn
do klamki du ych, szarych, metalowych drzwi i otworzy je.
Popatrzy na Nigela. - Umar a, panie Walmsley - powiedzia . - Nie uda o si powstrzyma krwotoku. Sala operacyjna by a akurat zaj ta. Inni pacjenci te czekali na ratuj ce ycie zabiegi. Po
yli my
jaz boku, eby sanitariusze mogli j zabra . Min o pó godziny. Nigel skin g ow . -A potem zacz a si porusza , panie Walmsley. Ona powsta a z martwych.
Aleksandria siedzia a samotnie w laboratorium na skomplikowanym fotelu na kó kach, b yszcz cym od elektronicznych urz dze . Bia
szpitaln koszul mia a podwini
powy ej kolan. Do nadgarstków, ydek, przedramion, szyi i policzków przymocowano jej ko cówki aparatów diagnostycznych. U miechn a si blado. - Wiedzia am. e wrócisz. Nigel. - Ja... by em... - Wiem - mówi a agodnym g osem. - Rozmawia
. Z Shirley. Przestraszy
si .
Tym. Co si dzia o. Mówi a powoli. S owa formowa y si jakby osobno, oddzielone od siebie pauzami. Wydawa o si , e z trudem wypowiada ka - Synowie Nawróceni... - zacz wyrazi .
sylab .
Nigel, ale przerwa , poniewa nie wiedzia , jak to
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie. Musisz. By . Taki. Zdenerwowany. Nigel. Powiedzia . Mi. O tym. e ty tak e. Odczu
. To. Przez chwil . -On? Kto...? - On. O tym. Co czu
. Zanim. Wyrzek
Nigel u wiadamia sobie obecno
si . Jego Immanencji.
Hufhiana. Wszed tu i stan
w miejscu, z którego
móg s ysze ich rozmow , a zarazem im nie przeszkadza . Aleksandri utrzymywano w stanie delikatnej równowagi, tak kruchej, jakby zale
a od jakiego
wewn trznego,
podtrzymuj cego j czynnika. By a jak gdyby zamkni ta w dr cych ramach. - Odczu
Go. Nigel. Mój ukochany. By mo e. Tylko. Nie rozpozna
. Go. Dla
ciebie. Na d ug chwil . On by Snarkiem. Przez moment Nigel milcza , oszo omiony. - Urz dzenie kontrolne - powiedzia pó
osem do Hufmana.
- Tak. Tak - powiedzia a Aleksandria bezbarwnym tonem. - W ten sposób. On we mnie. Wszed . Ale ja. Rozpozna am Go. Jego prawdziw natur . Przymkn a oczy, a jej klatka piersiowa zacz a porusza
si
w serii p ytkich,
gwa townych oddechów. Nigel spojrza na Hufmana. Zdr twia y mu nogi. Czu si
jak
uwi ziony tam, gdzie si znajdowa . Niezdolny do podej cia do Aleksandrii ani do wycofania si . Odczyty urz dze jej fotela diagnostycznego mruga y i porusza y , si bez przerwy. - Czy móg to spowodowa
kto
lub co ? - zapyta pospiesznie szeptem. -
Przekazywa to przez obwód urz dzenia diagnostycznego? Basowy g os Hufmana odbija si echem w niewielkim pomieszczeniu. - Z pewno ci tak. Jej przyrz d ma elektryczny i akustyczny kontakt z systemem nerwowym. Najcz ciej wykorzystujemy go w sposób pasywny, chocia mo emy u ywa wytworzone przez niego sygna y rezonansu, oddzia uj c na centralny uk ad nerwowy. - Czy to w
nie dzieje si teraz?
Hufman podszed do Nigela i, ku jego zdziwieniu, obj go ramieniem. - S dz , e tak. Nie powiedzia em o tym jeszcze nikomu, bo pocz tkowo obwinia em si o jak
straszn pomy
.
- Co w ni wnika. Przez urz dzenie kontrolne. - Najwyra niej. Pan straci przytomno , prawda? W Laboratorium? To by o prawdopodobnie przeci enie. Albo ten, kto dokonywa transmisji, zrobi krótkie spi cie w pa skim przyrz dzie odbiorczym i skoncentrowa si na niej. - Ale ona by a martwa.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak. Zanik y wszystkie funkcje yciowe. S dz , e by a odci ta od dop ywu tlenu najwy ej pi
lub dziesi
minut. Impuls, który dotar do niej przez przyrz d kontrolny, w
jaki sposób pobudzi oddychanie. Unormowa t funkcj . Zlikwidowana zosta a równie powa na niewydolno
nerek.
- Nie rozumiem, jak... - Ja te nie. Robione s eksperymenty nad mo liwo ci u ycia neurologicznych impulsów inicjuj cych w ludzkim systemie nerwowym, jednak stosowanie ich jest nadzwyczaj niebezpieczne. Nie mo na na nich polega . - To przywraca j do ycia - powiedzia nieprzytomnie Nigel. - Co to jest? Kto to robi? - Nie umiem tego stwierdzi . Hufman spojrza na niego przenikliwym wzrokiem. - Czy pan nie mo e, czy te nie chce? Pan i ta druga kobieta macie jakie ... - Jaka kobieta? - Ta, któr tu spotka em. Przedstawi nas pan sobie. Aleksandria chcia a si z ni widzie . Straci em wtedy jasno
my lenia, pozwoli em jej wej
i...
- Nigel...? - Powieki Aleksandrii zatrzepota y niczym my. Unios a praw r przywo
i
a go bezsilnym gestem. Podszed bli ej. - On. Patrzy. Przeze mnie. Nigel. Chcia . eby . O tym wiedzia . Spojrza przez rami na Hufmana. -Nie. Nie. Bój si . On chce widzie . Chce czu . Chce w drowa . W tym wiecie. - Kim on jest, A...leksandrio? - Nigelowi za ama si g os, gdy wymawia jej imi . - Jest Immanencj - odpowiedzia a agodnie, jak gdyby t umaczy a co dziecku. -
Wiem. Co zrobi . Ty i doktor. Nie musicie. Szepta . Ja wiem. - On... to... przywróci o ci ... - Wiem. By am martwa. O
am. By widzie .
- Ale dlaczego? Spojrza a na niego spokojnie. Wokó oczu utworzy y si jej zmarszczki u miechu, zupe nie jak pod wp ywem g bokiej, wewn trznej rado ci. - W sensie. Który masz na my li. Kochanie. Nie wiem. Ale Go. O to. Nie pytam. Lub odpowied na pytanie. Przemienia si . Wraz z up ywem. Czasu. W antyseptycznym, szpitalnym wietle trupio blada twarz Aleksandrii wydawa a si zarazem obca i znana. Nawet najmniejszy por na jej skórze by teraz wyra nie widoczny. W cisz wdar si g os Hufmana:
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- O ile jestem w stanie zrozumie , jej funkcje yciowe podtrzymywane s przez stymulacj ze strony urz dzenia kontrolnego. Zniszczenia tkanki nerwowej zosta y w jaki sposób zrekompensowane. Mo e to wska nik kontrolny spe nia funkcje regulacji pracy serca i p uc, zast puj c jako zniszczon tkank . Nie s dz , eby mog o to trwa d ugo. Aleksandria patrzy a na niego. Na bladej twarzy wci
go ci s aby u miech.
- On jest tu. Ze mn . Doktorze. I tylko to. Si liczy. Nigel przykucn
przy ci kim fotelu diagnostycznym i ze zmarszczonymi brwiami
zacz j obserwowa . Na jego twarzy wida by o teraz sprzeczne emocje. Kto g
no zapuka .
Hufman rzuci niepewne spojrzenie na Nigela pogr onego we w asnych my lach. Lekarz zawaha si i otworzy drzwi. Sta a w nich Shirley. Wygl da a na osob przekonan co do swoich racji. Za ni oczy o si z pó tuzina Synów Nawróconych w przepaskach na biodrach i kurtkach. Na czo o grupy rozpychaj c si okciami, przedosta si m czyzna w garniturze, wygl daj cy na biznesmena. - Przyszli my po ni , doktorze - oznajmi a Shirley. Twardym ostrym tonem z t umion irytacj . - Znamy jej yczenia. Powiedzia a mi, e chce st d wyj . Mamy ze sob prawnika. On poradzi sobie z administracj szpitala.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
15 Wyobra sobie cienkie arkusze metalu, ustawione pionowo, oddzielone od siebie tylko kilkumilimetrow przestrzeni . Silnie o wietlone, wygl daj jak metaliczne linie bia ego koloru. W pierwszy z tych arkuszy uderza ciemny pocisk koloru sadzy. Dzieje si to w zwolnionym tempie. Cienki metal ulega zgnieceniu. W absolutnej ciszy, poniewa film nie ma podk adu d wi kowego, pierwszy arkusz zostaje wprasowany w nast pn warstw . Cho pocisk porusza si wolno, oci ale, nic nie jeste w stanie zrobi , eby go powstrzyma . Zgina si kolejna warstwa. W punkcie uderzenia kula rozpryskuje si , zamienia w p yn. Mimo to pod a dalej. Trzecia srebrzysta linia zostaje wgnieciona w czwart , na ekranie powstaj
ró norodne linie o kszta cie paraboli. Fale uderzeniowe koncentruj
zaostrzonej ko cówce sun cego wci
i roztapiaj cego si
si
na
pocisku. I nie mo esz go
zatrzyma . Ka da warstwa wciska si w nast pn . Ka de dzia anie... Nigel prze ywa ten sen co noc, cho nigdy nie móg w nim nic zmieni . Zdarzenia ulega y kompresji. Ka de uderza o w nast pne, prowokuj c je, ci gn c go za sob przez strumie chwil, potok nie do odwrócenia.
...W szpitalu. Hufman, zaciskaj c z by, zg asza swoje obiekcje. G os prawnika jest adki, mi y, nasycony daj cym pewno
spokojem. Nigel nie ma
adnych praw do
wspó decydowania o losie Aleksandrii. Nie jest jej m em. A Aleksandria yczy sobie wyj st d. Pod tym wzgl dem regulacje prawne - cienkie arkusze metalu, naciskaj ce jeden na drugi - s oczywiste. Aleks chce rozumiej . Pragn , by pod
lub umrze w ród Synów Nawróconych. Oni to
a za Nim.
...Wózek inwalidzki. Aparatura migocze od aktualizowanych wci
danych na temat
stanu zdrowia Aleksandrii, wydaj c nieprzerwany pomruk, lecz teraz ich wskazania s ignorowane. Synowie Nawróceni popychaj wózek, transportuj Aleks z ambulansu w stron by ego ko cio a baptystów. Stary cz owiek, Jego Immanencja. O wietlona pó kolistym rz dem latarni, otaczaj cych ko ció , twarz starca ma odcie srebra pokrytego warstewk owiu. Sk ada d onie w kszta t dwóch po czonych nisz i k ania si Shirley. Pomi dzy nimi jest Aleksandria, a wokó niej skupia si
wci
rosn cy t um. Shirley przemawia z
szacunkiem do zgarbionego cz owieka - Jego Immanencji. W ród ruchomych cieni Nigel wychwyci skierowane na niego spojrzenie
tawych renic. By a w nim ocena, os dzenie,
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
oszacowanie. Stary cz owiek wykona jaki gest. Wywo
tym subtelne poruszenie w ród
umu. Fala cia spi trzy a si przed wózkiem Aleksandrii. Odseparowa a j od otoczenia. Shirley znalaz a si Immanencja, z obwis
na brzegu utworzonego w ten sposób kr gu, a w centrum Jego od zmarszczek twarz rozja nion blaskiem. Wszyscy zmierzaj do
budynku ko cio a. S ycha pe ne ekscytacji szemranie, g uchy pomruk. Podobny do p ynu um, k bi si pomi dzy Nigelem a g ówn grup . Odcina go od niej. Unieruchamia go. Shirley! -krzykn . Aleksandria! Shirley wspina si na stopnie, prowadz ce do wi tyni. Odwraca si i spogl da do ty u, nad faluj cym morzem rozemocjonowanych twarzy. Wo a co niezrozumia ego, chyba o mi
ci, i znika we wn trzu budowli. Pogr a si w mroku.
Idzie za widocznym jeszcze w pó cieniu wózkiem inwalidzkim.
...Na trójwymiarówce. By a taka sama - spokojna, skupiona wewn trznie, promieniej ca pewno ci . Narastaj ce z szybko ci tocz cej si po górskim stoku nie nej kuli zainteresowanie nie dotar o do tego spokojnego j dra. Oczy wydawa y si cofni te w g b, daleko od pyta , jakie zadawali dziennikarze. Patrzy a z ciekawo ci , studiowa a otoczenie. Nigel obserwowa j w ich mieszkaniu, teraz mrocznym, o wietlonym jedynie b yszcz cym ekranem. W t umie, stanowi cym t o kadru, dostrzeg Shirley pogr on w ekstazie, podobnie jak otaczaj cy j ludzie. Aleksandri eskortowa y trzy indywidualne Immanencje, wybrane spo ród Synów Nawróconych, pchaj c wóz wzd
rampy przygotowanej do ceremonii. Wszyscy trzej byli
wysocy, majestatyczni, o zapadni tych policzkach, z d rytualnym ge cie; smukli asceci. Opiekowali si
mi odwróconymi na zewn trz w
ni z nadzwyczajn
ostro no ci , tym
pierwszym potwierdzonym cudem ich religii. Przerwano na chwil program, eby pokaza migawk
wywiadu z Huftnanem. Wydawa si
w ciek y, mi nie szcz k mia st
zaci ni te. Przyparty do muru, musia przyzna ,
e,
e Aleksandria zmar a. Zgon zosta
stwierdzony. Potem opuszczono j na jaki czas. Wtedy o
a.
- Czy ona ma jakie wyt umaczenie tego faktu? - spyta dziennikarz. Znu ona twarz Hufmana znikn a z ekranu, ust pi a miejsca i obliczu Aleksandrii. miechn a si , potrz sn a przecz co g ow . - Nie - powiedzia a. A wtedy co prawie niezauwa alnego przesun o si w g bi jej renic.
...Nie pozwol mu wej
do ko cio a. Dla Nigela drzwi by y zaryglowane.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Gdy jego historia dotar a do ludzi z trójwymiarówki, zrobili z nim wywiad, po wi cili mu nieco uwagi, obiecali, e da to jaki rezultat. Jednak kiedy dosz o do transmisji wywiadu, Nigel wyszed w nim i cz owieka zgorzknia ego i pe nego uprzedze . Ogl da wywiad i zastanawia si , czy rzeczywi cie to powiedzia ? A mo e oni zr czniej poprzestawiali jego asne s owa? Nie móg sobie tego dok adnie przypomnie ... Metalowe arkusze wgniata y si jeden w drugi, deformowa y...
...W Laboratorium, sam z Eversem i Lubkinem. Za oknami b yszcza y w s onecznych promieniach ci arówki, które przywioz y dla nich nowe wyposa enie. Najwyra niej napychano teraz bebechy tej instytucji. Lubkin: - Nigel, dotar y do nas wie ci, e Aleksandria powraca do zdrowia. To wspania a wiadomo . Zastanawiali my si tylko, czy je eli... no có ... Evers: - Walmsley, musimy mie kana ach. Robi to, u ywaj c
wiadomo ,
e J-27 dokonuje transmisji na dwóch
cza, które ty zakodowa
w konsoli kontrolnej. Mamy Ichino
pracuj cego nad g ównym sygna em, jednak obawiamy si ,
e interferuje to z drugim.
Cokolwiek mo e go odbiera ... Nigel: - To mój przyrz d kontrolny. Przecie o tym wszyscy wiecie, prawda? Evers: - Tak. Po prostu chcieli my da ci szans , eby sam to przyzna . Lubkin: - Naprawd odbierasz J-27? Bezpo rednio? Nigel: - Nie. To znalaz o jaki sposób, eby mnie omin . Evers: - W takim razie odetniemy drugi sygna . Wtedy musia powiedzie im o Aleksandrii i b aga o pozwolenie na kontynuowanie transmisji przez urz dzenia Laboratorium. W przeciwnym wypadku ona umrze. Evers z kamiennym wyrazem twarzy potwierdzaj co skin eby cieniutka ni
g ow . Owszem, pozwoli,
yciodajnych sygna ów nie zosta a zerwana. B
j
mogli nawet
monitorowa , w ciubia w ni nosy, próbowa odtworzy to, co zdo aj . Jednak ten kod by nieprzebytym g szczem o wielkiej z
ono ci.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Po wyj ciu z biura Eversa Nigel niewiele pami ta z tego, co zosta o tam powiedziane. Wydarzenia kondensowa y si , ulega y takiej kompresji, e myli ze sob ludzi i fakty. Móg jednak przywo
z pami ci wyrachowany, uprzejmy wyraz twarzy Eversa, jego zaci ni te
wargi, widom oznak gry si , poszukuj cych nowego punktu równowagi.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
16 Siedzia na pokrytym py em zboczu i patrzy , jak g sty strumieni ludzi wlewa si w gardziel kanionu. Wi kszo
z nich przyby a z Mexico City, zabieraj c w dwugodzinn
podró styropianowe pude ka z gotowym obiadem. By y tu równie grupy mieszka ców Azji, którymi, niczym pasterze stad uwa nie opiekowali si
przewodnicy. Przyjechali te
Europejczycy, rozpoznawalni dzi ki standardowemu krojowi spodni i koszul z surowej we ny. Wszyscy tworzyli oddzielne strumyki, wp ywaj ce wspólnie do w wozu. Od po udnia do kanionu wlecia o stado ptaków, unosz c si po chwili z trzepotem skrzyde . Nigel pomy la , e prawdopodobnie sp oszy je zgromadzony tu t um. Obliza spieczone wargi. Poranne powietrze ju dr
o od upa u. By o tu znacznie gor cej ni dwa dni
temu w Kansas. A mo e w Toronto? Mia k opoty z okre laniem kolejno ci wydarze . Ka de publiczne pojawienie si Aleksandrii przyci ga o nowy, wci
liczniejszy t um. Ci ludzie, jak
dowiedzia si Nigel, obozowali tutaj ju od dwóch dni. Kilkaset metrów dalej jacy wierni próbowali zdoby
wi cej miejsc pod go ym
niebem, sk d mogliby obserwowa ceremoni . By a to jednak syzyfowa praca. Stercz ce ze zbocza skalne wyst py oblepia y t umy znacznie liczniejsze, ni
mogli przewidzie
ci
prowizoryczni organizatorzy. Góry wokó kanionu zaroi y si
yciem, a poszczególne fale i odnogi zgromadzonej
ci by przypomina y rz ski na jakiej gigantycznej komórce. Na w skim dnie doliny odbywa y si
ekshibicjonistyczne przedstawienia nawiedzonych
psychicznych akrobatów, tancerzy,
onglerów, samobiczowników,
piewaków, wydaj cych z siebie g uche, dudni ce
wi ki. Obraca y si doroczne, wi te kr gi. Biegn c, ta cz c, lec c, skacz c. Umieraj c i kochaj c. Krzyki. J ki. Zawodzenia. Tupanie. W ko cu do Nigela dotar o pe ne ekscytacji szemranie. W najszerszym miejscu kanionu rozjarzy si
nie nobia y punkt. To by a Aleksandria w fotelu na kó kach, spowita w
yszcz ce szaty. Znajdowa a si na platformie, otoczonej przez spi trzone skalne ciany. Wokó niej, niczym wartownicy sta y cztery Immanencje. - Do spe nienia! - skandowa rytmicznie t um. - Do Jedni! Na tle niebosk onu pojawi a si skrzydlata plamka, której fragment jarzy si silnym, pomara czowym wiat em. Na szarym tle pustyni uformowa a si z niej b kitna chmura. W ko cu przemieni a si w bia , jakby alabastrow rze
kobiety. Mia a skrzyd a. Unosi a
onie w ge cie pozdrowienia, b ogos awie stwa, przebaczenia. To by a Aleksandria.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ceremonia rozpocz a si od przemówienia Immanencji. Potem muzyka. Grzmot tr b odbija si echem od skalnych cian. Tupanie. piew. Biegn c, ta cz c, lec c, skacz c. W migocz cym, przenikni tym rytmicznym piewem upale dokonywa si akt zbawienia. Zna dobrze t litani . Sp ywa a po nim jak woda po kaczce, nie wywo ywa a adnego rezonansu. Nigel by ju wewn trznie odr twia y od ci
ego pod ania za Aleksandri .
Wiedzia , e powinien opu ci to miejsce, ale nie potrafi zrezygnowa . Wci móg by przy niej, wci , cho z odleg
w jaki sposób
ci, patrze na ni . Teraz sta a si bia
kropk .
druj cym i mówi cym nieboszczykiem. Chod cie tu i patrzcie. Niechaj od yj wasze nadzieje. Odzyskajcie wiar . Wys awiajcie wieczn blisko . A poza tym... poza tym... zazdro ci jej. I kocha . Twarz wykrzywi mu grymas. Dudni cy g os Aleksandrii przetoczy si przez kanion, uciszaj c zgromadzone stado. Mówi a o Nim, o Jednym, o tym, jak patrzy przez ka dego z nas. O wizji... Nagle zgi a si wpó . Co uderzy o w mikrofon. Jaki cz owiek krzykn Nigel przykucn
chrapliwie.
i zobaczy grup ubranych w lu ne szaty postaci, zbitych w g st ci
w
miejscu, gdzie jeszcze przed chwil sta a Aleksandria. Przenikliwe g osy wydawa y szybkie komendy. W ko cu umiera a. Nigel otrzepa spodnie z kurzu i sta bez ruchu, ze wzrokiem utkwionym przed siebie. Ona odchodzi a. Umiera a.
W swoim pokoju w Mexico City bra prysznic i pakowa si , s uchaj c równocze nie trójwymiarówki. Niski, ysiej cy m czyzna, o ró owej skórze i twarzy jak ksi yc w pe ni umaczy , e Aleksandria przechodzi nawrót choroby, ale jeszcze nie odesz a do Istotnej Jedni, co, jak zapowiada a wcze niej, mia o wkrótce nast pi . Zadzwoni telefon. - Walmsley? Czy to ty? - g os Eversa w s uchawce by zachrypni ty i pe en napi cia. Nigel mrukni ciem potwierdzi to samo . - Pos uchaj, w
nie dotar y do nas wiadomo ci.
Bardzo nam przykro i w ogóle, ale ona chyba umiera. Wiemy, e za ni jecha
, bo ledzi a
ci nasza ochrona. Czy móg by dowiedzie si , co ona powiedzia a Synom Nawróconym? Mam na my li informacje o J-27. - Nic, o ile si orientuj . -Ach, to dobrze. Mam polecenie z góry, eby upewni si , czy nic nie przeciek o. A zw aszcza czy nie dotar o do tych... no có , zatem sprawa wygl da nie le. B dziemy... - Evers!
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak? - Nie odcinajcie drugiego kana u. Ona jeszcze nie umar a. Je eli to zrobicie, powiem w trójwymiarówce o... J-27. - Jeste ... - g os Eversa ucich , jakby kto zakry d oni s uchawk . Min a chwila, a potem Evers powiedzia : - Dobrze. - Podtrzymajcie kontakt na czas nieokre lony. Nawet, je li us yszycie, e ona nie yje. - Dobra, Walmsley, ale... - Do zobaczenia.
Przez d
szy czas sta przy oknie w pokoju hotelowym, obserwuj c rowerowe riksze,
jad ce w obu kierunkach po alei Paseo de la Reforma, t um spó nialskich, wracaj cych z parku Chapultepec. Przypomina o to rojenie si ludzkich mrówek. A zatem wykona ostami, mo liwy ruch - postraszy Eversa. Mo e to podtrzyma j przy yciu przez dalszych kilka godzin lub dni. Ale po co? Wiedzia , e nigdy ju si z ni nie zobaczy. Tylko Synowie Nawróceni mogli rozkoszowa
si
ostatnimi chwilami jej
wiadomego istnienia. Wi c... powrót do Laboratorium? Rozpocz cie wszystkiego od pocz tku? Snark wci czeka . Prawdopodobnie tak. Chcia wiedzie . Zawsze poszukiwa tego co jasne, oczywiste, daj ce si
definiowa . Pragn
poznania. Czego , co ani Shirley, ani Aleksandria
prawdopodobnie nigdy nie rozumia y. A mo e... Dotkn
framugi okna i w rodku szyby otwar o si spojenie. Spojrza w dó : co
najmniej dwie cie metrów swobodnego spadku. W przestrze roj samochodowych reflektorów. Kondensuj ce si linie, gasz ce jego omie
si od wiate riksz i ycie jak zbyt s aby
wiecy. Przez kilka chwil patrzy w dó . Potem odwróci si . Zabra swoje baga e i pospieszn wind zjecha do westybulu.
miechaj c si z przymusem, zap aci rachunek, da napiwek portierowi, zostawi baga e w recepcji i wyszed na zewn trz. Ogarn go agodny, wie y powiew. Wsun r ce do kieszeni i zdecydowa si na spacer wokó kwarta u budynków, eby przewietrzy si i zacz ja niej.
my le
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Z kieszeni wyj
plastikowy klin zawieraj cy uk ady mikroelektroniczne:
ród o
energii oraz komunikator. Wmontowa go w uchwyt, który mia na pier cieniu pod szyj i upewni si , e ca a instalacja jest niewidoczna. Kiedy szed , ociera a mu si o skór . Chcia znale
si na otwartej przestrzeni, dokona próby. Wiedzia , e budynki mog
ekranowa lub zniekszta ca sygna dobiegaj cy z takiej odleg Gdyby Aleksandria zmar a, Snark mo e wci Si gn
nadawa sygna na drugim kanale.
do miejsca za uchem i nacisn
pomrukiem obudzi o si
do
ci. Nie chcia ryzykowa .
je. Urz dzenie diagnostyczne z g uchym
ycia. Kawa ek plastiku i uk adów elektronicznych, który
skonstruowa wielkim nak adem wysi ku i kosztów, tar mu szyj . Nacisn ciwym miejscu i us ysza pstrykni cie plastikowego w cznika. drowa . Kroczy . Poczu nagle pot Kroczy ... Mi
i zazdro .
Kroki...
, spi trzaj
si fal ...
go kciukiem we
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
17 Jeden dzie pó niej: kroczy... ...kroczy ...wchodzi na nierówne skalne p aszczyzny. Kamienie zgromadzi y si równie na ziemskim statku, który przydryfowa a
na t
pustynn
równin . Statek wygl da jak
zbudowany ze spieczonych ska . Minione stulecia, odcisn y pi tno na wygl dzie zniszczonego pok adu; ycie pleni si ponad nim. K bi si . Wiruje. Nigel wspina si na z uszczaj ce si wielkimi p atami skalne zbocze. Gdzie w bok umyka skorpion. Traperki zag biaj si w chrz szcz cym wirze. ...ro liny krzewi si niczym zielona piana na chropowatych skalnych skorupach... Wy aniaj ca si obecno spogl da na zewn trz poch ania rozumie i pozostaje, milcz c.
Maszeruje przez meksyka sk
pustyni
pokryt
p aszczyznami ostrego
wiru.
Powietrze jest krystalicznie czyste, jak gdyby schwyta o wiat o opadaj ce na ziemi wraz z ostatnim, jak e ubogim; w o ywcz wod , strz pkiem deszczu. Maki, malwy, cynie, kaktusy, pustynne rogó ki, plamy
tych porostów...
...gleba, ca a sk pana w formach ycia... ...s
ce wiruj ce nad wypuk powierzchni planety...
Nigel u miecha si . Istota wycofuje si , chowa si , za siatkówk oczu. Kroczy lekko, bez zm czenia. Podeszwy butów tr o pod
e. Delikatnie trzeszczy
skóra. Ramiona ko ysz si w marszu, mi nie ydek napinaj si podczas ruchu. Serce pompuje krew, p uca ze wistem filtruj powietrze, skóra poch ania ciep o, traperki obracaj si na kamieniach, pod p askim niebem koszulka naci ga si pod pachami, gdzie pojawiaj si wilgotne plamy potu, mena ka grzechocze wraz z ka dym skr tem cia a... Z danych wiadomo ci Nigel wybiera tylko to, co wa ne. Istota tego nie czyni. Ona poch ania wszystko. Królik odskakuje w bok. Jaki pragnieniu. Nigel odkr ca manierk . Pije.
kaktus w kszta cie kielicha przypomina mu o
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
...czuje przelewaj cy si po j zyku, miejscami po yskuj cy srebrzy cie czerwonawy aromat... ...I czuje jaki mglisty lad tego, co musi teraz odbiera ta druga istota. Ona otacza szacunkiem
wi to
ywych stworze . Nie zaryzykowa aby ponownego o ywienia
Aleksandrii, ale ona ju odesz a, umar a dla wiata, który j zna . A zatem, eby widzie t wie , t tni
yciem planet Istota wybiera teraz cia o m czyzny, równie odrzuconego
przez swoje otoczenie. Podczas pierwszych chwil kontaktu z Nigelem, na ulicach Mexico City, Istota niemal e wycofa a si z niego. Zosta a po dostrze eniu w nim zniszczonej busoli yciowej, jego totalnej niewiedzy na temat w asnej przysz
ci. U ywa a subtelnej wiedzy,
zgromadzonej podczas tysi cy takich kontaktów z innymi formami ycia, musn a go prób porozumienia. I zosta a. Smakowa ten wie y wiat. Podeprze jako tego cz owieka. ...kremowobia e niebo, wibruj ce od skrzydlatych form ycia, unosz cych si plamek, bi cych si ob oków... To miejsce jest obce. W przerwie marszu patrzy na ostr , poszarpan lini horyzontu, dziel dwie po owy i widzi nagle ca
t
rzeczywisto , jakby odbit
ten wiat na
w zwierciadle. Widzi
zmarszczon , spi trzon fal , w której s Evers i Lubkin, Shirley i Hufman, Aleksandria i Nigel. To jest niczym gra. Sie . Wielowarstwowe z
e. Ka de z nich jest oddzielnym,
zamkni tym wszech wiatem. Ale wszyscy s razem. Wyniesieni w gór . Ka de niczym firmament. Mechanizm wielkiego zegara. Tak znajomi. Tak obcy. boko, w pojedynczych strumieniach wielkiego pr du, p ynie on, Nigel. yn c, ulega uzdrowieniu. Majacz ca w tle obecno percepcji i poch on a go w ca
usadowi a si w samym centrum ogromnego przyp ywu ci. Zanim Nigel zdo
oczu, uszu, skóry, dotyku, w chu - zanim do obróbki wra
w czy si w to z filtrami swoich zastosowane zosta y te atrybuty
ywej jednostki, Istota wch on a jak g bka nowy i dziwny wiat, a czyni c to, zmieni a ten wiat równie dla Nigela. Wiedzia , e którego dnia Istota mo e odej . Przekroczy ten wiat. Wówczas Nigel rozsadzi by swój kokon. Wy oni by si z niego. W rozszczepione niczym w pryzmacie wiat o dnia. Stan by na dr cych jeszcze nogach.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Móg by wówczas przerosn
te soczewki, przez które widzia
wiat. Przemin oby
wszystko, co by o dotychczas. Ale jeszcze teraz:
Snark
czuje dudni cy puls odkrywa ska y, które s przed nim analizuje suchy, pustynny wiatr odciska lady butów na aromatycznej ziemi...
widz c smakuj c otwieraj c. Wpuszcza go w ten coraz cieplejszy, coraz bardziej odczuwalny wiat. Przez mi wci ga go w ten dzie . ...E v e r s L u b k i n S h i r l e y H u f m a n ... Aleks ndriaAleksandria...
Nigel my li o nich, wiedz c, e wróci którego dnia, a wtedy czuje, jak opada z niego wielki ci ar i wiruje, p awi si ., unosi w tych tak; dobrze znanych wodach pustyni. Evers Hufman - Shirley... Jak obcy s ci jego bracia. Jak obcy.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
CZ
TRZECIA
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Obudzi si , wpatrzony w stalowoszare niebo, rozjarzone blaskiem witu. Obudzi si i by . Istota odesz a. Przedtem wydawa o mu si ,
e niewielki, dr cy nacisk wci
przemieszcza si za jego oczami. Teraz czu tylko g uch nieobecno
czego , co ju ledwie
pami ta . Gdy usiad w piworze, co zacz o mu przewierca czaszk i dosta zawrotów g owy. Znów musia si po
. Rogata jaszczurka zamar a na chwil w bezruchu na pobliskiej
skale, a potem, wyczuwaj c jego rozlu nienie, czym pr dzej czmychn a. Pomy la , e istniej dwa miejsca, gdzie ludzie czuj si blisko ród a wszystkich rzeczy. To ocean, w którym k bi si s ona pami poszczerbiona, obracaj ca si wci brzegiem wiata. Teraz jednak o
pocz tków. A tak e pustynia - pobiela a,
pod arem
tego ognia, b
ca jedynie surowym
a, zaroi a si od wielu gatunków ywych stworze . Mo e
nie dlatego Istota zapragn a tu przyby . Nigel pami ta moment, gdy w Mexico City kupowa plecak, piwór wypchany g sim puchem oraz traperki. Przypomina sobie równie krótki lot do centrum pustyni. Pami ta drówk . Czu równie co poza wspomnieniami... Co co wi za o si ze staniem w miejscu, jak gdyby wyniesionym ponad inne, sk d mo na spogl da na p ask szachownic rzeczy, kategorii, systemów koordynuj cych i form. Obserwowa samego siebie. Patrzy jak jaki ptak chroni si w koronie drzewka mesaquite. Studiowa pierwsz warstw : Ptak. Skrzyd a. Kolor przypalonego br zu. Gromada - rz d - klasa - rodzaj - gatunek. Widzia te kolejn warstw : Lot. Ruch. Moment p du. Analiza ró niczkowa. I w ko cu dostrzeg na czym polega istota sposobu, w jaki filtrowa wiat. Stwierdzi , e za tym filtrem szumi ocean. Rozci ga si pustynia. Wiedzia , e filtr jest tym samym, co s owa: “by cz owiekiem”. Istnia o jednak co wi cej, a raczej co pot niejszego. Nigel spróbowa niewielki sek tej pe ni, ale... przemkn a obok. Mgli cie dojrza tkank wszechrzeczy... a potem wszystko znikn o. Zamruga powiekami. Le
na pó ce ze zwietrza ej ska y, a o jego cia o ociera si i
ogrzewa je piwór z g sim puchem. Góra, która znajdowa a si w pobli u, po yskiwa a agodnie z ocist powierzchni . Ca y horyzont wype nia blask. Czego si nauczy em? - pomy la . Tak naprawd , niczego. By y to jakie ujrzane w przelocie aspekty, niuanse, nic konkretnego. Istota przyby a. Zapewni a mu co w rodzaju
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
os ony w ci gu mrocznych godzin, prze ytych w Mexico City (czy naprawd rozchyli szyby? i my la o skoku w przepa ?). A teraz Istota odesz a, rozpu ci a si w mroku nocy. Nigel zmarszczy brwi, a potem przeci gn si i odpr W brzuchu burcza o mu z g odu. Si gn
. ydki bola y go od marszu.
do plecaka i wydoby z niego obsuszony baton z
owoców. Odgryz kawa ek i po nas czeniu w ustach
lin , poczu intensywny smak
truskawek. Kim by a Istota? Po wszystkim, co przeszed , Nigel wci
nie wiedzia nic
ytecznego na temat obcego go cia. adnych faktów, konkretnych danych. Trudno przecie zadawa sensowne pytania dotycz ce ducha. baton i obserwowa jak niebo wype nia si blaskiem. Aleksandria, Shirley - to wszystko ju min o.
mieszne, jaki mo na blisko
z
kim , nie znaj c go naprawd ; jak bardzo by przekonany, e kocha Shirley. Teraz, po wszystkim co zrobi a, pozosta y mu jedynie przyt umione, gorzkie wspomnienia. A tak e pytania. Czy naprawd kocha Shirley, czy by a to tylko kolejna iluzja? Jedyna osoba, któr naprawd kocha i by tego pewien - to Aleksandria. Lecz ona odesz a. Przez chwil , przez obc Istot , odczu jakby odleg y lad obecno ci Aleksandrii. By mo e jaka cz
jej osoby, jaki w
y cie pozosta w Snarku.
Wydmucha nos w chusteczk . P ótno nasi
o niewielk ilo ci krwi; widocznie
nocne powietrze wysuszy o mu górne drogi oddechowe. miechn
si . Czy krew by a oznak
ycia? A mo e mierci? Wsz dzie mo na
napotka dwuznaczno . Ale teraz... chcia odpowiedzi. Pragn jeden fragment: Snark. Tam musi si
wiedzie . Z jego starego wiata pozosta tylko
uda . NASA i Evers b
stopniami schodów
prowadz cych w przestrze , a znajd si te inni, którzy pomog wype ni misj . Wiedzia , e w NASA znajd si oponenci przeciwko niemu, zw aszcza po zamieszaniu z przej ciem sygna u ze Snarka. Wielu my li o nim jako o Nigelu Walmsleyu - astronaucie, który oszala . Wierzy jednak, e uda mu si przez to przebrn . Przetar oczy, cieraj c z twarzy zabrudzenia z py u w kszta cie ptasich apek. Po dwóch dniach obcowania z Istot , skryt za siatkówkami oczu, potrzebowa towarzystwa ludzi. Poczucia blisko ci przedstawicieli jego w asnego gatunku. Chcia te porozumie si z NASA. Ale przede wszystkim potrzebni mu byli ludzie.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
CZ
CZWARTA 2015
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
1 Pan Ichino przystan
na chwil przed wej ciem do Komory. Jednostajny szum
rozmów, prowadzonych przez techników, miesza si
tutaj z pojedynczymi piskami i
klekotaniem komputerowych klawiatur. W Komorze panowa a ciemno , a powietrze by o zat ch e. Niejednorodne, poc tkowane obszary wiat a rozchodzi y si wokó os oni tych z zewn trz konsoli, gdzie siedzieli ludzie, nieprzerwanie monitoruj c, sprawdzaj c, redaguj c informacje, wydostaj ce si
z tego pomieszczenia pod postaci
elektronów,
si
przedostaj c
na
zewn trz
na
rytmicznie ta cz cych
skrzyd ach
promieniowania
elektromagnetycznego do Snarka. Spojrza na zegar cienny; do rozpocz cia spotkania brakowa o jeszcze dwudziestu minut. Pan Ichino westchn , spróbowa si rozlu ni i nie my le o tym, co go czeka. Splót onie gestem, do którego przywyk i wszed powoli do Komory, przyzwyczajaj c wzrok do abego o wietlenia. Stan
przy swojej konsoli, zatrzyma na ekranie fragment transmisji i
przeczyta :
Ws
bie cesarza odnalaz ycie, rozpocz
walk z barbarzy cami i pokona
ich, ucz c pos usze stwa. Gdy za cesarz wyda taki rozkaz, walczy równie z dziwnymi, diabelskimi stworami z ba ni, po czym podbi je. Pozabija smoki i gigantów.
yczeniem jego by o podj
walk ze wszystkimi wrogami, yj cymi na
dzie, z istotami miertelnymi, drapie nymi zwierz tami, a tak e stworami z innego wiata. A walcz c z nimi, zawsze pozosta zwyci zc .
Nawet w tej, dostosowanej do zachodnich gustów formie, rozpozna fragment japo skiej legendy o Kintaro. Kilka dni temu Snark poprosi pana Ichino o wi kszy ni dotychczas, wybór staro ytnej literatury Wschodu. Ichino przyniós wówczas wszystkie teksty i t umaczenia, jakie odnalaz w swojej kolekcji. Teraz transmitowano je, kiedy pozwoli na to czas i przepustowo
linii. Pan Ichino rozwa
nieco ja owo, czy ten akurat
fragment zosta specjalnie wybrany przez programist , dlatego e s w nim odniesienia do “stworów z innego wiata”. Dzia anie takie by oby
osne. Wi kszo
pracuj cych tu ludzi
nie rozumia a, czego naprawd chce dowiedzie si Snark. Pan Ichino odruchowo zacz Prostok tna stylizowana
stuka
w przednie z by, g boko co rozwa aj c.
ta ta ma rozci gni ta na zielonym tle ekranu, zupe nie nie
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
pasowa a do delikatnej tre ci ba ni. Zastanawia si , w jaki sposób b dzie to odczytane - a ciwie jak teraz jest odczytywane - przez obiekt z miedzi i germanu, kr
cy wokó
Wenus. Wszystko, czego do wiadcza - praca wewn trz Komory, przebiegaj ca w cichym nat eniu, dziwna, ci gn ca si od miesi cy, subiektywna kondensacja prze ywanego czasu, niespotykana emocja zwi zana z tym co robi - to wszystko wydawa o mu si chaotycznie pomieszanymi elementami jakiej uk adanki. Gdyby mia chocia kilka dni na przemy lenie tego, na zrozumienie istoty osobistego do wiadczenia, co ta dziwna istota mo e absorbowa z tak szybkiego strumienia przekazu, wydoby to... Ruszy dalej. Jaki technik skin
mu g ow na przywitanie, in ynier pozdrowi go w
milczeniu. Ichino wiedzia , e zaraz rozniesie si wie . O zwyk ej, codziennej wizycie starego cz owieka w Komorze. Jego ludzie b
wówczas odrobin ostro niejsi przy pracy.
Pan Ichino podszed do du ego skanera i zacz obserwowa skomplikowane dzia ania podejmowane przez komputer. Od razu rozpozna obrabian teraz reprodukcj “Nagiej w onecznym wietle” Renoira, obraz namalowany w tysi c osiemset siedemdziesi tym pi tym lub siedemdziesi tym szóstym roku. Pan Ichino osobi cie wybra go do transmisji kilka dni wcze niej. Niby niedbale, rzucone na piersi i ramiona nagiej dziewczyny strumienie przefiltrowanego wiat a o niebieskozielonym odcieniu, dziwnie odmieniaj ce naturalny, czerwonawy odcie skóry, by y nie do podrobienia, wyró nia y p ótno Renoira. Zadumana dziewczyna spogl da a w dó , uchwycona przez oko malarza w czasie si gania po ma o widoczny fragment tkaniny. Pan Ichino ogl da j przez chwil , delektuj c si tajemniczo ci tej postaci stoczonej romantyczn t sknot . Od dawna pozostawa a jego jedyn , nieod czn przyjació
; by bowiem kawalerem.
Co z tym zrobi Snark? Pan Ichino nie odwa Obiekt dobrze przyj
by si snu
adnych przypuszcze .
“Posi ek na odzi” i poprosi o dalsze obrazy. Mo e mylnie wzi
je za
rodzaj fotografii, chocia pan Ichino wyja ni przeznaczenia malarstwa z punktu widzenia ludzi. Potrz sn w zadumie g ow , obserwuj c, jak komputer ostro nie przetwarza obraz na ma e, kolorowe kwadraciki. Snark mówi niewiele. Idee, jakie Ichino wysun
na jego temat,
wynika y wy cznie z dedukcji. Istnia o jednak co w specyfice zamówie dokonywanych przez go cia... - Czy chcia by pan zobaczy co szczególnego, sir? - zapyta technik, zatrzymuj c si przy nim.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie, nie, wydaje si , e wszystko idzie dobrze - odpowiedzia agodnie pan Ichino, wyrwany ze stanu kontemplacji. Ruchem r ki odprawi technika. Migota y te inne konsole, sk d jego ludzie wysy ali dane dla Snarka. Przypomnia sobie, e w tej chwili pracuj nad transmisj najnowszego wydania encyklopedii. Zwyk e wysy anie materia u w postaci fal radiowych by oby prostym zadaniem, lecz do obowi zków jego ludzi nale zaakceptowa
o redagowanie ka dej linijki, któr
sugesti
naukowa b
Komitetu Wykonawczego,
techniczna nie dosta a si
eby
nast pnie kodowano. Prezydent adna szczegó owa informacja
do Snarka. W tym celu w szybkim tempie
zbudowano Komor . Wi kszo
konsoli nadawa a wed ug opracowanego osobi cie przez pana Ichino Kodu
4, specjalnie zaprojektowanego s ownika oraz matrycy symboli, które pozwala y na osi gni cie du ej kondensacji informacji w ka dej z nadawanych do Snarka transmisji. Komitet Wykonawczy odszuka pana Ichino dopiero kilka dni przed pierwszym kontaktem, desperacko pragn c znale
kryptologa z du ym do wiadczeniem, eby poradzi sobie z
opracowywaniem superg stych sygna ów. Opracowanie Kodu 4 okaza o si relatywnie atwe, poniewa opiera si on na innych kodach, zaprojektowanych przez Ichino do dora nych, szybkich kontaktów z Baz Hipparcha na Ksi ycu. By to prosty, elastyczny kod, porz dnie zabezpieczony przed Rosjanami i Chi czykami oraz tymi, którzy mogliby ewentualnie pods uchiwa . Mia on jednak pewne ograniczenia. Wkrótce okaza si nieadekwatny do pyta , jakie zadawa Snark. Kiedy przekroczono ów punkt, wystarczaj cymi no nikami okaza y si jedynie fotografie oraz szerszy, bardziej otwarty s ownik. Poniewa
obowi zywa y
cis e zasady bezpiecze stwa, wielu, koduj cych oraz
techników nie wiedzia o o Snarku. S dzili, e pracuj nad czym , co jest zwi zane z Baz Hipparcha. A zatem wiadome, przemawianie do Snarka przypad o w Udziale panu Ichino. eby zmniejszy
napi cie, w jakim pracowa , sprowadzono innego kryptologa, Johna
Williamsa. Pan Ichino mia z nim niewielki kontakt, gdy nadzorowa ludzi z drugiej zmiany. Pracowali bowiem dwadzie cia cztery godziny na dob . Snark nie sypia nigdy. Pan Ichino przypomnia sobie, e Williams powinien by na spotkaniu. Przystan
na
chwil w uspokajaj cym pomruku Komory i zrobi szybki przegl d pozosta ych konsoli. Na ekranach
migota y
ró ne
obrazy:
techniczny
przekrój
trzymasztowego
szkunera;
wyprostowane postacie, maj ce na sobie szesnastowieczne stroje; chmury rozci gaj ce si nad spienion powierzchni oceanu. Ogrom informacji? wrzucanych w Snarka, nadaj cych si do dowolnego uporz dkowania przez ten obiekt.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Odwróci si i przeszed wzd wyj ciu min
szeregu obrotowych krzese do drzwi, gdzie przy
stra nika. Gdy znalaz si w jasno o wietlonym korytarzu, odruchowo si gn
do kieszeni kurtki i wydoby z niej kamie do pocierania. Zacz
ugniata go w prawej d oni,
czuj c g adk , ch odn i powierzchni . Skoncentrowa si na niej. Uspokaja si w ten sposób. Od niepami tnych czasów wesz o mu to w nawyk. drowa dalej. Czu si nie na miejscu w ród tych o lepiaj co jasnych korytarzy, przedzielonych w wielu miejscach cianami z masy plastycznej lub cienkimi przepierzeniami. Wype nia y je nieprzerwany klekot klawiatur i odleg y szept klimatyzacji. Powinien znajdowa si teraz na uniwersytecie, w bezpiecznym miejscu w ród bibliotecznych pó ek i przez d ugie godziny cierpliwie zag bia si w niuanse teorii informacji. Starza si im wy ej wspina si po szczeblach kariery, tym bezwzgl dniejsi okazywali si ludzie, z którymi si styka , cho stosowali coraz subtelniejsze, a zarazem niebezpieczne metody walki. Ichino odnosi wra enie, e nie jest stworzony do takiej gry. Jednak gra w ni i tak naprawd zawsze to robi . Z mi
ci do krystalicznie czystych,
matematycznych zagadek kryptografii, z ch ci odnalezienia jakiej drogi, jakiej ucieczki. Niezale nie od wszystkiego, przywiod a go z yj cej w niewielkim miasteczku w Oregonie rodziny emigrantów, do Berkely, do Waszyngtonu, a w ko cu, do Pasadeny. Na spotkanie ze Snarkiem. Bior c pod uwag ten ostateczny cel, warto by o podj Min
t podró .
kolejnego stra nika w szarym uniformie i wszed do sali konferencyjnej.
Przyszed za wcze nie. Jeszcze nikogo nie by o. Po mi kkim grubym dywanie pow drowa do sto u i usiad przy nim. Notatki mia uporz dkowane, lecz przejrza je jeszcze raz, nie zag biaj c si w znaczenie poszczególnych wyrazów. Do sali wchodzi y i wychodzi y z niej sekretarki, uk ada y na stole przy ka dym krze le notesy w Wtoczono równie
tych oprawach oraz pióra.
na stoliku z kó kami du y termos z kaw
i ustawiono w rogu
pomieszczenia. Lekkie, dudni ce echem pukanie przerwa o leniwe medytacje pana Ichino. Testowano przeno ne mikrofony roz
one w regularnych odst pach na owalnym stole
konferencyjnym. Sekretarka poda a mu program i pan Ichino zacz
go przegl da . Zawiera tylko list
uczestników, bez podania informacji na temat celu zebrania. Ichino zacisn nazwiska. Na li cie figurowali ludzie, których zna
wargi, gdy czyta
jedynie z gazet i magazynów
informacyjnych. A wszystko z powodu statku znajduj cego si wiele milionów kilometrów st d. Wygl da o to groteskowo, je li wzi
pod uwag powa ne, wymagaj ce natychmiastowej
reakcji problemy, z jakimi styka a si administracja w Waszyngtonie. Ale pan Ichino nie
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
miesza si do polityki. Jego ojciec odebra w Japonii surow lekcj niezaanga owania si w te sprawy i synowi doradzi to samo. Z m odzie czych lat pan Ichino zapami ta niech
do
uczestniczenia w zaj ciach j zykowych i kó kach zainteresowa literackich poniewa uwa
,
e subtelne uczucia i emocjonalne niuanse, jakie wi za y si dla niego z t sfer ludzkich dzia
, które przywo uj , nie mog
by
obiektem publicznych zachwytów. Bardziej
odpowiednie wydawa o mu si pisanie na ich temat. Chocia jak inaczej mo na opisa haiku, ni parafrazuj c je za pomoc innego poematu? U ycie czego wi cej - ró norodnych s ów, zda pozbawionych gracji i niezb dnej lekko ci - by o mia
eniem motyla zab oconym
butem. W ko cu zebra ca odwag i wzi udzia w spotkaniach klubu poetyckiego - chocia nie zdecydowa si na filologi francusk , co równie rozwa
- i stwierdzi , e nie ma si
czego ba . Dziewcz ta czyta y tam wysokimi, dr cymi z napi cia g osami napisane przez siebie koturnowe wierszyd a, a potem siada y rozpromienione i oczekiwa y na pochwa y przeplatane agodnym krytycyzmem ze strony nauczyciela b
sponsora. Do klubu nale
o
tylko trzech ch opców. Ich pan Ichino zupe nie ju nie pami ta . Natomiast z up ywaj cymi latami dziewcz ta po czy y si
w jedn
posta : szczup , gibk , nierealnie ch odn , o
bladych, delikatnych, niemal b kitnych nozdrzach. Nie by o tam d
wywo uj cych kolizje, zatem klub oznacza dla Ichino pewien
okres przej ciowy. Nauczy si przemawia przed grup , pos uguj c si swoj pe
waha
angielszczyzn ; definiowa , wyja nia , a w ko cu tak e uzasadnia sprzeciw. Mia o to miejsce jeszcze przed studiowaniem matematyki zanim ca e lata po wi ci skoncentrowaniu si na pracy uniwersyteckiej, przed i pobytem w Waszyngtonie i setkami maszynowych kodów, jakie wymy li , licznymi monografiami na temat kryptografii, które poch on y wiele dni i nocy jego ycia. Szczup e dziewcz ta sta y si - Ichino uniós wzrok przynosz cymi kaw sekretarkami w profesjonalnie krótkich spódniczkach. A kim zosta on, ten nie mia y japo sko-ameryka ski m odzieniec? W wieku pi dziesi ciu jeden lat by dobrze op acanym, odpowiedzialnym, kawalerem poch oni tym prac , zajmuj cym si w wolnym czasie swoimi zainteresowaniami... Wszystko to by y jasne, precyzyjne mierniki sytuacji yciowej. A co znajdowa o si pod nimi - tego sam nie by pewien. - Panie Ichino, nazywam si George Evers - odezwa si obok niego g os o g bokiej tonacji. Ichino poderwa si szybko, nieoczekiwanie zdenerwowany, wymamrota co na powitanie i u cisn wyci gni
d
.
Evers u miechn si i przyjrza mu si pe nym rezerwy, szacuj cym wzrokiem.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Mam nadziej , e nie zabierzemy dzisiaj zbyt wiele pa skiego cennego czasu. Pan, panie Ichino i pan Williams - skin
g ow , gdy pojawi si ten ostami i na d ugich,
niezgrabnych nogach pow drowa od razu do termosu z kaw - jeste cie naszymi ekspertami w dziedzinie codziennych zachowa Snarka. Chcieliby my us ysze , co panowie macie do powiedzenia, zanim przyst pimy do kolejnych punktów naszego zebrania. - Rozumiem - odrzek Ichino, zdziwiony, e mówi prawie szeptem. - W li cie, który dosta em wczoraj, nie by o adnych szczegó ów, zatem... - Celowo - oznajmi jowialnie Evers i wsun
kciuki za pasek spodni. - Chcemy
uzyska nieformalny obraz tego, co, wed ug panów, zamierza zrobi ten obiekt. Zebrany tutaj Komitet - w
ciwie Komitet Wykonawczy, jak nazwa go prezydent - ma wyznaczony
ostateczny termin i obawiam si , e musimy podj
jak
decyzj ju dzisiaj, wcze niej ni
dzili my. - Dlaczego? - spyta przera ony pan Ichino. - S dzi em,
e po piech nie jest
potrzebny... Evers na chwil przerwa i odwróci si , eby powita kolejnych ludzi wchodz cych do pokoju. Pan Ichino odniós nagle wra enie, e ten cz owiek chcia by ju wyj , zako czy to czekanie, zupe nie jak gdyby zna decyzj jeszcze przed jej podj ciem i pragn za sob . Chcia dzia
. Dostrzeg , e lewa d
- Ta maszyna nie zamierza ju d
mie to ju
Eversa, le ca na oparciu krzes a, lekko dr y. ej czeka - stwierdzi Evers. -Dwa dni temu
dostali my od niej taki sygna . Zanim Ichino zdobi co odpowiedzie , Evers skin
mu g ow i odszed . ciska teraz
onie ludzi w garniturach i sportowych kurtkach. Siedz cy po drugiej stronie sto u Williams spojrza pytaj co na pana Ichino. Ten w odpowiedzi znacz co wzruszy ramionami, zadowolony, e wypad o to do oboj tnie. Rozejrza si wokó . Rozpoznawa niektóre twarze. Nikt z siedz cych tu ludzi nie by tak wa
figur
jak Evers, nosz cy dwuznaczny tytu doradcy prezydenta. Teraz
podszed do honorowego miejsca przy stole, ci gle rozmawiaj c z lud mi, po czym usiad . Za jego przyk adem wszyscy zaj li swoje miejsca, a sekretarki zostawi y termos z kaw do ewentualnej samoobs ugi. - Panowie - powiedzia Evers, przywo uj c wszystkich do porz dku - b dziemy musieli spieszy
si
z tym, co mamy do zrobienia, aby sprosta
nowemu terminowi,
ustalonemu przez prezydenta. Rozmawia em z nim dzi rano. Jest bardzo zatroskany tym, co si dzieje, i z niecierpliwo ci oczekuje na sugestie naszego Komitetu.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Usiad z r kami splecionymi na stole. Wzrokiem b dzi wzd
dwóch rz dów
siedz cych wokó ludzi. - Wszyscy panowie, przepraszam, wszyscy z wyj tkiem pana Williamsa i pana Ichino, widzieli sygna y z
daniem zmiany miejsca randki, odebrane ze Snarka. - Przerwa i
pozwoli s uchaj cym na lekki; uprzejmy mieszek. - Jeste my tu, aby rozwa
mo liwe
scenariusze rozwoju wydarze , jakie zosta yby zapocz tkowane wraz z przylotem obiektu na orbit w pobli u Ziemi. Gestem wskaza pana Ichino. - Ci panowie s dzisiaj naszymi go mi i znajduj si tu wy cznie po to, eby poinformowa nas o najnowszych zasobach nieistotnej informacji, jak Wydzia przekazuje Snarkowi. Nie s oni oczywi cie cz onkami Komitetu. W jasnym
wietle skóra Eversa wydawa a si
uporz dkowanych szeregach m czyzn, przed którymi le
bardzo bia a. Skupi wzrok na y
te skoroszyty. Niektórzy ju
teraz robili notatki. Evers rozpar si na krze le. - Snark pozostawa dotychczas na orbicie wokó Wenus - kontynuowa . - Utrzymywa czno
za pomoc kana u o du ej przepustowo ci, biegn cego przez naszego satelit . Teraz
jednak zmienili my techniczne koordynaty naszych kontaktów, przechodz c na kana y o wysokiej cz stotliwo ci. Komunikujemy si bezpo rednio, ju bez udzia u satelity. Snark zamierza obecnie polecie w stron Ziemi. - Rzekomo po to, by przyjrze si z bliska naszej biosferze - powiedzia szczup y czyzna, siedz cy na lewo od Eversa - w co osobi cie nie wierz . Evers odwróci si w jego stron . Pan Ichino pozna tego cz owieka - by to wiod cy specjalista od teorii gier z Instytutu Hudsona. Nosi
le dopasowan , tweedow marynark , a
z jego rze bionej fajki wydobywa y si k by dymu. - Uwa am, e Snark to termin Walmsleya, prawda? Mo e ca kiem dobrze obserwowa nas z okolic Wenus - kontynuowa . - Prosz zwróci uwag , o co nas prosi. - To jaki zlepek informacji z dziedziny kultury, fotografii, historii sztuki.
adnych danych naukowych ani
in ynieryjnych. Je li te rzeczy s mu potrzebne, prawdopodobnie jest w stanie wydedukowa je z programów radia i trójwymiarówki. - Ca kiem s usznie - potwierdzi kto siedz cy troch dalej. Zgadzali si z tym równie inni uczestnicy spotkania. - Po co zatem ma zbli
si do Ziemi? - zapyta Evers.
- eby lepiej przyjrze si naszym systemom obronnym? - zasugerowa kto , siedz cy w po owie sto u.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Mo liwe, mo liwe - zgodzi si Evers. - Wojskowi s dz , e Snarka mo e po prostu nie obchodzi poziom rozwoju naszej technologii. Z tej samej przyczyny, dla jakiej my nie martwimy si w óczniami tubylców z wysp Morza Po udniowego, gdy chcemy za
tam
baz wojskow . - Ja martwi bym si na jego miejscu - stwierdzi jaki ócznie s do
niady m czyzna. - Te
ostre.
Po chwili wahania na twarzy Eversa pojawi si che pliwy u miech. - Trafi pan w samo sedno - skomentowa . - On nie mo e by pewien, zanim nie sprawdzi tego dok adnie. - Snark ju sprawdza na miejscu - wymamrota facet z Instytutu Hudsona. - Przez kobiet Walmsleya. W sali podniós si szmer akceptuj cych komentarzy. Pan Ichino s ysza ju plotki na ten temat; teraz us ysza ich potwierdzenie. - Panowie - oznajmi Evers - widzieli my tekst kategoryczny. Dzia
dania Snarka. By on do
em zgodnie z wasz wcze niejsz sugesti - skin
g ow w stron
cz owieka z Instytutu Hudsona, który ponownie zapala fajk - i rozmawia em z prezydentem. Da mi zezwolenie na wys anie do Snarka wiadomo ci o zgodzie na zbli enie. Sam napisa em przes anie w tej sprawie. - Nie mia em czasu na konsultowanie si z wami w kwestii konkretnych sformu owa . Dowiedzia em si w
nie o stwierdzeniu naszego satelity Wenus,
e silnik Snarka zosta ponownie w czony. Wokó sto u zaszumia o od komentarzy. Pan Ichino opad na oparcie krzes a, zastanawiaj c si nad tym, co us ysza . - Wyja ni em tej... istocie - mówi dalej Evers - ... e nie wiedzieli my na pocz tku, czy jest nastawiona przyja nie. Nie wspomnia em o tym, e nadal tego nie wiemy. - Co odpowiedzia ? - spyta cz owiek z Instytutu Hudsona. - Odpowiedzia wysun
daniem wej cia na orbit Ziemi. Zgodnie z moj rad prezydent
kontrpropozycj , eby na pewien czas Snark wszed na orbit Ksi yca. Wówczas
nasi ludzie, którzy s tam i w najbli szym s siedztwie, mog go obserwowa . By by to rodzaj obopólnej inspekcji, tak jak dotychczas. czyzna w tweedowym ubraniu energicznie odetchn i oznajmi : - Mogliby my lepiej wykonywa nasz robot , gdyby znalaz si na orbicie wokó Ziemi... - To prawda - stwierdzi Evers. - Mog te powo tpliwo ci - pochyli si
do przodu, z twarz
wykrzywion
si na nasze wcze niejsze grymasem - zwi zane z
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
pytaniem, dlaczego Snark nie chcia nawi za z nami kontaktu jako pierwszy? To Ekskom musia zrobi pierwszy ruch. Wtedy, i dopiero wtedy, obiekt odpowiedzia . - Badanie obcych systemów gwiezdnych musi by do
ryzykowne - stwierdzi z
umiarem cz owiek w tweedowym ubraniu. - Dla obydwu stron - skomentowa Evers z g uchym, jowialnym miechem. Pan Ichino pomy la , e sukcesowi towarzyszy zwykle reputacja cz owieka m drego, powstaj ca w umy le cz owieka, który ten sukces odniós . - Mo e jednak powinienem dok adniej wyt umaczy
postulat prezydenta. Orbita
wokó Ksi yca pojawi a si jako jedna z mo liwych opcji z powodu alternatywnego planu, opracowanego przez Szefów Po czonych Sztabów. Chyba nie musz
dodawa ,
e nie
konsultowali my tego z Organizacj Narodów Zjednoczonych? - po tych s owach Eversa w pokoju rozleg y si
miechy. - Có , ten plan mo e by zrealizowany wtedy, kiedy Snark
zatrzyma si przy Ksi ycu. To go odizoluje, niejako unieruchomi w strefie mo liwych do podj cia operacji. - A potem? - spyta palacz fajki, ironicznie ci gaj c wargi. - Szefowie Sztabów, a tak e teoretycy wojskowi, stanowi cy ich zaplecze, uwa aj za bardzo podejrzane deklaracje Snarka, e nic nie wie, dok adnie nic, o miejscu swojego pochodzenia. Analiza parametrów ryzyka daje w takim przypadku, jak mnie poinformowano, oczywist odpowied : Snark chce dowiedzie si o nas wszystkiego, nie ryzykuj c udzielenia nam jakiej potencjalnie u ytecznej informacji. W tej chwili nie mog powiedzie nic wi cej na ten temat. - Spojrza na Williamsa i Ichino, a potem szybko odwróci wzrok. - Powróc do tego tematu pó niej, w trakcie naszego spotkania. Natomiast Prezydent uwa a, e ten pogl d ma pewn warto . Pan Ichino zmarszczy brwi. Szefowie Po czonych Sztabów? - pomy la . Stara si zrozumie implikacje u ycia tego sformu owania i przez pewien czas nie s ucha tego, co mówi Evers. Dotar y do niego dopiero s owa: - ...najpierw z ust pana Ichino, który uczestniczy w kodowaniu i selekcji informacji dla Snarka. Panie Ichino? - Snark pragnie wiedzie tak wiele - powiedzia bardzo ostro nie. - Dopiero zacz em opowiada
mu o nas, W
adnym wypadku, nie jestem cz owiekiem o najlepszych
kwalifikacjach... W jego my lach panowa kompletny chaos. Spojrza na zgromadzonych. U wiadomi sobie, e do tej pory wystrzega si ludzi takich jak ci, ludzi o nieprzeniknionych twarzach.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Zwracaj c si do nich nie móg pozwoli , eby agodno , jak piel gnowa w duszy, ujrza a wiat o dzienne. - Odkry em... - oznajmi z wahaniem, podczas gdy jego umys wype nia y ró norodne, wiruj ce impulsy i obrazy - ...odkry em co , czego nigdy bym si nie spodziewa . Popatrzy na ich oczy bez wyrazu, na nieruchome twarze. Panowa a cisza. - Rozpocz em od prostego kodu, opartego na matematycznych analogiach wyrazów zyka. Ta maszyna natychmiast to
podchwyci a.
Rozpocz li my rozmow .
Nie
dowiedzia em si o niej niczego, ale nie by o to moim zadaniem. Rozumiem jednak, e nikt inny równie nic o niej nie wie. Lecz... to, co mnie uderzy o... - to lekki charakter naszego porozumienia. Rozmawiali my o podstawach matematyki, fizyce, teorii liczb. Dosta em od niej co , co uwa am za dowód Ostatniego Twierdzenia Fermata. Jej mózg przeskakuje z tematu na temat i za ka dym razem trafia perfekcyjnie w sedno. O matematyce mówi a ch odno i dok adnie, nie u
a nawet jednego zb dnego s owa. Potem zapyta a mnie o poezj .
czyzna w tweedowym garniturze obserwowa go z uwag , ss c zgas fajk . - Nie wiem, w jaki sposób Snark odkry poezj . By mo e z audycji komercyjnego radia. Powiedzia em mu to, co wiem i przedstawi em przyk ady. Wygl da o na to, e je rozumie. Co wi cej, zacz
zadawa pytania o sztuk . Interesowa o go dos ownie wszystko,
pocz wszy od obrazów olejnych, a sko czywszy na rze bie. Zmierzy em si ze wszystkimi problemami kodowania zwi zanymi z tak trudnym przekazem, okre laj c nawet w
ciwe
pasmo fal elektromagnetycznych, na jakim nale y ogl da wysy ane obrazy. Pan Ichino roz
r ce i zaczaj mówi szybciej:
- To jest jak siedzenie w ciemnym pokoju i mówienie do kogo , kogo nie mo na zobaczy . W takim akcie komunikacji obie strony nieuchronnie próbuj okre li nawzajem swoj osobowo . Codziennie przemawiam do Snarka. Chce wiedzie praktycznie wszystko. I gdy rozmawiam z nim na ró norodne tematy, mam wra enie odmienno ci, tak, jakby... jakby... Ichino napotka
widruj cy wzrok Eversa i zaczaj spieszy si
jeszcze bardziej,
po ykaj c wyrazy: - ...jakbym za ka dym razem przemawia do ró nych osobowo ci. Do matematyka, poety, bo którego dnia napisa nawet kilka ca kiem dobrych sonetów - naukowca i artysty i... On jest tak pot ny, e ja... Przerwa , poniewa poczu zag szczaj
si wokó niego atmosfer . M czy ni
zacz li z rezerw odsuwa si od sto u. Mówi teraz rzeczy przekraczaj ce jego kompetencje, by przecie tylko krypto-grafologiem, nie maj cym kwalifikacji do...
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
czyzna w tweedowym garniturze zacisn
wargi i uniós k ciki ust w lekkim,
poni aj cym, protekcjonalnym u mieszku. Po drugiej stronie sto u, naprzeciw pana Ichino, Williams buja my lami gdzie w ob okach, zapatrzy si nieruchomo w jeden punkt. - Tak, rozumiem to, tak... - powiedzia wolno. - Tak to w
nie jest... Nigdy nie
my la em o tym w ten sposób, ale... Po
d onie p asko na stole, jak gdyby zamierza wsta , po czym w nag ym
przyp ywie energii zmierzy wzrokiem wszystkich siedz cych. - On ma racj , Snark taki w
nie jest - stwierdzi . - Ma jakby wiele osobowo ci, które
dzia aj prawie niezale nie od siebie. Pan Ichino przyjrza si temu cz owiekowi, swojemu towarzyszowi pracy. Po raz pierwszy stwierdzi , e kontakt ze Snarkiem zmieni równie jego, Wilhamsa. Ta my l doda a mu otuchy. - Niezale nie - oznajmi . - To dobre okre lenie. Czuj , e jego osobowo
ma wiele
aspektów, a ka dy z nich jest jakby osobn stron Snarka, poza nimi za wyczuwam co ... wi kszego. Co , czego nie potrafi sobie przedstawi ... - To jest znacznie pot niejsze - wtr ci si
Williams. - My dostrzegamy tylko
poszczególne cz ci Snarka, i to wszystko. Obaj m czy ni popatrzyli na siebie przeci gle, niezdolni ubra w s owa wra enie ogromu, jakie obaj odczuwali. - Naprawd s dz , e obaj panowie zboczyli z tematu, o którym rozmawiamy odezwa si Evers. - Poprosi em was o opisanie zasi gu za danych przez Snarka danych, a nie o relacj z waszych osobistych, metafizycznych reakcji przy porozumiewaniu si z nim. Rozleg o si kilka nerwowych chichotów. Wokó d ugiego sto u pan Ichino ujrza pojedyncze umys y, ka dy usadowiony w bezpiecznym schronieniu mniej wi cej dwa centymetry za zmru onymi oczami; umys y oceniaj ce, wa ce racje, odmawiaj ce wspó odczuwania. - Ale przecie
to wa ne... - zacz
Williams. Evers uniós r
, nakazuj c mu
milczenie. W tym ge cie pan Ichino dostrzeg ostateczny dowód na to, e Evers mo e by Doradc Prezydenta, a on, Ichino, nie. - Poprosz pana, panie Williams, o pozostawienie w gestii Komitetu decyzji o tym, co jest wa ne, a co nie.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Twarz Williamsa st Ichino wzi
a. Spojrza przez stó na swego jedynego sprzymierze ca. Pan
g boki oddech, aby si uspokoi , i zebra , wszystkie si y do wydobycia si z
ogarniaj cego go za enowania. - Ju pan podj
decyzj , prawda? - skierowa pytanie do Eversa. Przygl da si
twarzy tego cz owieka, na której zmarszczki nikn y w wietle odbitym od bia ej koszuli i odniós wra enie, e w g bi i jego spojrzenia dostrzeg nag
zmian . - To jest tylko
mydlenie oczu - oznajmi z wewn trzn pewno ci . - Nie wiem, za kogo pan siebie uwa a, ale... - To mo e by prawda, panie Evers, nawet je li pan jej sobie nie u wiadamia. - Ichino nie da odebra sobie g osu. - Mo e nie chce pan przyzna si do tego przed samym sob . Jednak planuje pan jaki monstrualny krok. W przeciwnym wypadku s ucha by pan tego, co mówimy. - Prosz natychmiast przesta ... - Pan po prostu nie chce dopu ci do siebie tego, co mówimy. W pomieszczeniu rozleg si szmer konsternacji. Pan Ichino wpatrywa siew Eversa, nie pozwalaj c, by spojrzenie doradcy uciek o gdzie w bok. Cisza przed zamruga oczami, odwróci wzrok, niby przypadkowo uniós d
a si . Evers
do policzka, ukrywaj c
usta. - S dz , e lepiej b dzie, je li obaj panowie natychmiast st d wyjd - oznajmi dziwnie spokojnym tonem. Zapanowa a ca kowita cisza. Pan Ichino z ca ej si y przycisn
d onie do znajduj cych
si przed nim notatek i nagle poczu si dziwnie bliski Eversowi, rozpozna go do g bi. W zmarszczkach wokó
ust doradcy odgad
doskonale znany typ osobowo ci: szybko
orientuj cego si we wszystkim, inteligentnego administratora, przekonanego, e posiada niezb dn stanowczo uwielbia rozwa
w podejmowaniu decyzji, cech , jakiej nie maj inni ludzie. Evers ró ne mo liwo ci, przeciwstawia
je sobie, dyskutowa
o ró nych
opcjach, prawdopodobie stwie ich wyst pienia, zwi zanych z nimi planach. Lecz tak naprawd
wy cznie dla podejmowania twardych decyzji.
Pan Ichino wsta . Wiedzia , e dla tego typu ludzi niemo liwe by oby nierobienie na razie niczego, nawet je li takie wyj cie okaza oby si najlepsze. W adza wymaga a dzia ania. Dzia anie poci ga o za sob pewien dramat, a dramat... tworzy histori . Teraz wszystko ju wymkn o si z moich r k - pomy la .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Williams wyszed za nim z sali, pan Ichino w tej chwili nie chcia z nim rozmawia . Na razie pragn
jedynie opu ci ten budynek, uciec przed z owieszczym ci arem, jaki
poczu na barkach. Istniej burze, które mo na przeczu wcze niej, zanim si pojawi . Ichino w tpi , czy jeszcze kiedykolwiek pozwol mu wej
do Komory i rozmawia
ze Snarkiem. Teraz
stanowi element niepewny, ryzykowny. Ta my l zmartwi a go, ale postara si odsun bok. Przy wyj ciu podpisa si i zaznacza czas opuszczenia budynku. Popchn drzwi i pogr Wci
j na
przeszklone
si w rozrzedzonym, wiosennym powietrzu Pasadeny. Dochodzi o po udnie. mia ze sob
ty skoroszyt i swoje notatki - kartki gniecione w zaci ni tej
oni. Przysz y mu na my l mia
one butami motyle. Gdy schodzi w dó po stopniach
poczu , jak zalewa go fala emocji. Wypu ci
ciskane kurczowo kartki, wyrzuci je i zacz
biec. Bieg , wiedz c, e nikt ju go nie zatrzyma.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
2 Mimo zm czenia pan Ichino szed zdecydowanie naprzód. By odszy o dziewi
lat i b
wiadomy tego, e
cy w lepszej kondycji fizycznej Nigel, narzuci , w swoim
mniemaniu, spokojne tempo marszu. Ichino bez przerwy sapa z wysi ku i odczuwa skurcze ydek. W drowali wzd
granicy lasu. By dopiero pocz tek czerwca i z ka dym oddechem
wci gali do p uc ch odne, ostre powietrze. Nigel gestem zasygnalizowa odpoczynek i obaj, nie zamieniaj c s owa, pomogli sobie zdj
plecaki. Wypakowali z nich prosty posi ek: ser, orzechy, nie s odzon lemoniad z
proszku. Zatrzymali si w kolistym le nym wyr bie. Z jednej strony rozci ga a si
nie na
acha. Nad nimi wspina y si ku niebu pi tra surowych ska . Granitowe pó ki powsta y kiedy na skutek zachodz cych procesów geologicznych, pó niej uleg y erozji, utworzy y ró norodne kszta ty, wy obione tu i ówdzie przez spadaj ce z góry bloki skalne. Wierzchni warstw mia y miejscami pood upywan przez ci
e uderzenia, cyklicznie powtarzaj ce si
stapianie w upale i zamarzanie podczas zimowych ch odów. Uwag pana Ichino przyci ga y rozrzucone na tej surowej powierzchni skalnej niewielkie, kwitn
te plamki: zaczyna y w
nie
skalne zaro la. - Zatem uwa asz, e tak czy owak powinienem to zrobi - odezwa si nagle Nigel. Pan Ichino przytakn
skinieniem g owy zadowolony,
e Nigel z w asnej woli
zainteresowa si tym tematem. Po raz pierwszy spontanicznie zacz rozmawia o Snarku. - Nie mo emy mie pewno ci co do jego intencji - odpowiedzia . - Ale potrafimy snu przypuszczenia. - Nasz os d Eversa mo e by krzywdz cy. - Naprawd tak s dzisz? - Nie. -Wi c, do diaska... - Musimy pozwoli im swobodnie dzia
. Mo e maj racj i rodki ostro no ci s
absolutnie konieczne. Nigel opar si plecami o plecak i s czy lemoniad ze stalowego kubka z napisem Sierra Club. - Wyekwipowanie statku, który ma nawi za kontakt, w bron nuklearn , to nie jest wed ug mnie rodek ostro no ci. To akt szale stwa, kompletnego ob du - powiedzia . - S ysza
list wymienionych przez nich powodów.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak. L k przez epidemi . Nieprecyzyjne gl dzenie o socjometrycznym wstrz sie, którego nie mog przewidzie . Nawet, na lito
Bosk , jaka cholerna inwazja!!
-A ostatni powód? - spyta cicho pan Ichino. - Ach, tak. “Co niewyobra alnego”. Wspania a kategoria logiczna! -W
nie dlatego chc wys
- Chyba nie po to,
w tym statku cz owieka, nie tylko maszyny.
eby wyobrazi sobie niewyobra alne... Nie, oni potrzebuj
jakiego skurwysyna, który upewni ich, e zostanie zrobione to, co zamierzaj . - Z pewno ci móg by to zrobi . - Uhum. Pod tym wzgl dem prawdopodobnie masz racj . Jako astronauta jestem mocno ju podsuszonym rodzynkiem, ale przynajmniej bior udzia w tej operacji. Je li do czego dojdzie, znam w
ciw terminologi astrofizyczn i metody kodowania.
- Nie zagra asz te
utrzymaniu tajemnicy. Wysy aj c ciebie, nie b
musieli
powi ksza grupy ludzi poinformowanych. - Racja. Ichino uwa nie obserwowa Nigela i dostrzeg , jak opada z niego ledwo zauwa alne napi cie. Rozlu ni si , siatka zmarszczek na jego twarzy wyg adzi a si nieco. M czy ni odpoczywali przez chwil , s uchaj c plusku wody powsta ej z topi cego si lodu i ciekaj cej po skalnych stopniach. - Sedno sprawy jest w tym... - Nigel przerwa . - Czyta
co Marka Twaina? - spyta .
- Tak. - Pami tasz ten kawa ek, w którym opisuje, jak uczy si
pilotowa
statki na
Missisipi? Jak poznawa p ycizny, piaszczyste achy i pr dy? - My
, e tak.
- W tym w
nie s k. Gdy opanowa po mistrzowsku analityczn wiedz , potrzebn do
poruszania si po rzece, stwierdzi , e straci a dla niego pi kno. Nie móg ju na ni patrze i widzie w niej to, co dotychczas. Pan Ichino u miechn si . - Czy tak w
nie jest z tob i... - zrobi szeroki gest - ...przestrzeni tam?
- Mo e. Mo e... - W tpi w to. - Czuj ... w
ciwie nie wiem. Aleksandria...
- Ona odesz a. Nie chcia aby, eby bez przerwy zadr cza si tym.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak... tak, masz racj . Jeste jedynym cz owiekiem, który wie o tym wszystkim; o rym, jak w drowa em przez pustyni . Mo e teraz rozumiesz to nawet lepiej ni ja. By em zbyt blisko centrum wydarze . - Zbyt blisko rzeki? Tak jak Mark Twain? - Co zosta o stracone. To wszystko, co wiem. - ycz ci si y, by pozwoli temu naprawd odej
- powiedzia ! cicho i powoli pan
Ichino.
Przez pó kolist
prze cz pow drowali do nast pnej doliny. Kiedy i osi gn li
najwy szy punkt górskiego siod a przerzedzi y si drzewka kosodrzewiny o pomarszczonej, suchej i ostrej korze. Dzi ki zjawisku, resorpcji powietrze by o tu znacznie czystsze ni w ni szych partiach gór. Do pó ek skalnych przywar y górskie ja owce, mizernymi ga ziami wykrzywionymi zgodnie z kierunkiem wiej cych tu zwykle wiatrów. Ich zdeformowane konary wydawa y si panu Ichino ca kiem martwe, lecz na ko cach dostrzega pstre odcienie zieleni. Przy przechodzeniu uderzy w ga
i poczu , e jest twarda, godna zaufania.
drowali wcze nie, sezon dopiero si rozpoczyna , wi c na wirowych szlakach nie napotkali innych turystów. Utrzymywali sta e tempo. Teraz szli wiod
w dó odnog
szlaku. Znajduj ce si pod nimi polodowcowe jeziora migota y b kitem przez cieniste le ne ost py. Pan Ichino wiedzia , e tej nocy jeszcze bardziej odczuje ból i zesztywnienie mi ni. Mimo to nie chcia straci rzadkiej okazji obejrzenia resztek prawdziwych, dzikich gór Sierra. Nigel zamówi miejsca w schroniskach na ten w
nie okres i pewnego wieczoru, podczas
wspólnej kolacji - w ca kowitej niemal ciszy, jaka cz sto panowa a mi dzy nimi - poprosi pana Ichino, by towarzyszy mu na szlaku. To zaproszenie ostatecznie ugruntowa o rodz si mi dzy nimi; przyja . W ci gu ostatnich kilku miesi cy Ichino, ku swemu zaskoczeniu, sp dza coraz wi cej czasu w towarzystwie tego niestrudzonego, interesuj cego, lecz chimerycznego astronauty. Pomimo odmienno ci charakterów ich przyja
rozwin a si do
logicznie, w sposób
mo liwy do przewidzenia. Obaj byli samotni. Obaj yli w cieniu projektu Snarka, który wype nia im ostatnio wi ksz cz
dni. A po tym, co pan Ichino powiedzia na spotkaniu
Komitetu Wykonawczego, obaj pracowali w atmosferze podejrze ze strony zwierzchników. Kilka razy przypadkowo spotkali si po “odpoczynku” Nigela na pustyni. Razem pracowali przy komputerach, syntetyzuj c i wprowadzaj c matryce dla Snarka i rozmawiali na zwyk e, neutralne tematy. Mówili o ksi kach, polityce, pogodzie. Zgodzili si co do tego, e Stany Zjednoczone i Kanada powinny nie odst powa od twardego kursu i sprzedawa
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
dane satelitarne
wiatowej Rezerwie
ywno ci za wszelkie mo liwe dobra, jakie tylko
zdo aj od niej uzyska . Podobnie z orbitaln produkcj przemys ow , w czaj c w to cenn przestrze
w cylindrycznych miastach. Rozmawiali, popijali wino, spierali si
o jakie
nieistotne sprawy. Potem za , stopniowo, Nigel zacz
opowiada mu o Snarku, o Aleksandrii, o tym, co
czu w g bi duszy... Pan Ichino patrzy w dó szlaku, na ko ysz cy si plecak Nigela. Podczas w drówki narzuca on ró ne tempo, raz szybsze, raz wolniejsze, niepotrzebnie zmuszaj c si
do
szybkiego marszu na niebezpiecznych, opadaj cych tarasami zboczach. Odpoczywa równie w dziwnych momentach. Szed pochylony zawsze do przodu, z wysuni tym podbródkiem. My lami wybieg na przód, nie zajmowa si terenem, który go otacza . Gdy rozmawiali w trakcie odpoczynków, przeskakiwa z tematu na temat bez adnej wi
cej my li, mówi
zawsze o czym odleg ym, o jakiej nowej idei, nie zwi zanej z ogromnymi, otaczaj cymi ich przestrzeniami. Cia em by tu, a duchem gdzie indziej. Uko ne promienie s oneczne, rozszczepiaj ce si w le nym mroku, jak gdyby unika y go, nawet, gdy przez nie przechodzi z pochylon g ow , a wiat o wydobywa o z jego w osów miedziany po ysk. Wygl da o to tak, jakby presja wydarze , które by y przed nim, odbija a si na tera niejszo ci. Nagle Nigel odwróci si do Ichino. - Orbita, jak planuj , jest zbli ona do przecinaj cej tor Snarka, prawda? - spyta . - Tak opisywa j Evers. Co prawda s ysza em tylko podsumowuj
wszystko
rozmow . Nie znam szczegó ów. - Powinienem tam pój . - Nigel przygryz wargi z nieobecnym wyrazem twarzy. Nie znosz konferencji, ale... - Wci
mo esz stara si o udzia w misji. Porozmawiaj z Eversem.
- Nie s dz , eby przepada za mn . - Szanuje twoj przesz
i wiedz .
Nigel wsun kciuki pod paski plecaka, tam gdzie krzy owa y si na piersi. - By mo e. Je li wydaj si mu wystarczaj co poj tny... Pan Ichino stara si przeczeka rosn ce w Nigelu niewielkie napi cie. - Do diab a, tak! - powiedzia astronauta. - Oni chc mie kogo dobrego, kto przyczai si w pobli u Ksi yca. To b dzie polowanie na Snarka. W porz dku, pasuje mi to. Szybkim, serdecznym gestem poklepa pana Ichino po plecach. Pod baldachimem sosnowych koron rozleg si st umiony, dudni cy d wi k.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nigel wsiad do autobusu, jad cego do centrum Los Angeles i sp dzi poranek na myszkowaniu po tamtejszych antykwariatach. Odszuka mgli cie zapami tan “Polowanie na Snarka”. By o to
ksi
:
stare wydanie Macmillana z tysi c osiemset
dziewi dziesi tego dziewi tego roku, z dziwnym podtytu em “Agonia, w Czterech Paroksyzmach”. Zawiera o dziewi
ilustracji autorstwa Henry’egoj Holidaya. Widnia y na
nich groteskowe figury, ka da jak gdyby spowita w mroczne fascynacje, wpatrzona we asne wn trze, nawet gdy ostrzy a topór, uruchamia a dzwon pok adowy czy stercza a przy pacho ku do przywi zywania lin. Nigel kupi t ksi
za astronomiczn cen . (Obecnie w
modzie by o posiadanie jakichkolwiek woluminów w twardej oprawie, nie wydrukowanych na papierze faksowym i licz cych sobie co najmniej dziesi
lat). Poszed z ni do parku
Reagana, gdzie usadowi si pod szar statu zmar ego polityka. Ostro nie otworzy ksi ni , poniewa
. Czu si teraz bardziej odpowiedzialny za post powanie z
by a jego w asno ci . Zacz
czyta . Rozkoszowa si jasnymi, mocnymi
kartami ksi ki, ze spokojnym rytmem s ów wydrukowanych pradawn czcionk . Czy kiedy naprawd przeczyta ten poemat do ko ca? Najwyra niej nie, skoro napotyka ca e fragmenty, których zupe nie sobie nie przypomina :
Zakupi wielk map , co morze przedstawia, Gdzie jak okiem si gn , l du nie masz wcale A za oga z rado ci snad krzyczy, bo mapa Znana jest im tak dobrze, jak ocean w szkwale.
Nigel u miechn si , my
c o Ekskomie. Spojrza w gór na polityka z granitu, teraz
obsranego, przymusowego przyjaciela go bi.
Cho od zwyk ego Snarka nie popadniesz w bied Czuj , e musz ostrzec ci , mój przyjacielu Drzyj, je li Snark twój Bo umem si zowie; bo wtedy Znikniesz bez ladu g osu, jako mia ków wielu.
Bardzo podoba mu si suchy d wi k przewracanych stron, grafiki przedstawiaj ce groteskowo zniekszta cone postacie pomarszczonych kar ów, zirytowanych nieudanym polowaniem. Siedzia , w tym suchym ameryka skim parku i poczu si zrównowa ony, bardzo angielski.
nagle bardzo
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Snark bowiem to twór dziwny, którego pochwyci W jaki zwyczajny sposób jest wr cz niepodobna Zrób wnet to, co potrafisz; lecz musisz si uczy Gdy go zoczysz, masz zrobi wszystko, co mo na.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
3 Najwy sze pi tro Laboratorium opanowali teraz wykonawcy polece - oddano je w ca
ci tym, którzy mieli upora si z problemem Snarka. Kilka korytarzy prowadzi o do
labiryntu zawalonych ró norakim sprz tem biur. Nigel zgubi si i przez pomy
otworzy
drzwi sali konferencyjnej, wprowadzaj c zamieszanie w ród rozdyskutowanych ludzi. Wszyscy spojrzeli na niego i cho nic nie powiedzieli, po ich twarzach wida by o, e go rozpoznali. Tablic , za ich plecami, pokrywa y jakie niezrozumia e znaki. No w
nie, otó i oni: Evers i spó ka. Anonimowe, wy
one kafelkami korytarze
zmieni y si nagle w labirynt luster. ciany pulsowa y p ynnym wiat em, gdy przechodzi mi dzy nimi, groteskowo zniekszta caj c jego rozpalone cia o. Ró owawa, nierealna posta towarzyszy a mu wzd
ca ego korytarza. Po chwili
ciany rozjarzy y si
blaskiem
wydostaj cym si z biura Eversa, gdzie sta y ergonomiczne, dopasowane do ludzkich potrzeb meble. Nigel rozpozna sposób ich projektowania i zacz
szuka wzrokiem jakiego nie
rzucaj cego si w oczy, firmowego znaczka. Znalaz schowane w rogu, inkrustowane z otem litery: WmR. Cz owiek ten projektowa wn trza tylko na zamówienia bogatych lub wa nych osób. A zatem Evers mia obecnie taki presti ... Interesuj ce. Pilnowa “tajemnicy” Snarka ci le tajnego sekretu - a mimo wszystko ten facet umia wykorzysta t tajemnic do wyd wigni cia si , do zwrócenia na siebie coraz wi kszej uwagi rz du. Bardzo interesuj ce. - Doktor Walmsley? - zapyta a go recepcjonistka. - Pan Walmsley - odpowiedzia . - Ach, tak. Pan Evers za chwil zobaczy si z panem. Nigel przesta
obserwowa
opalizuj ce
ciany pomieszczenia i przyjrza
si
dziewczynie. - Dobrze - odrzek . Odwróci Zignorowa
si
i spostrzeg
wbudowany w
cian
odbiornik trójwymiarówki.
dobrze ubranego, m odego cz owieka, siedz cego na pobliskim fotelu.
czyzna obrzuci go oboj tnym, taksuj cym spojrzeniem, a potem zamkn
ci kie
powieki i powróci do, stanu pó drzemki, z kciukami wsuni tymi za pasek spodni. Prawdopodobnie by on gorylem Eversa, wybranym raczej ze wzgl du na efekt wizualny, ni rzeczywist ochron .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nigel w czy trójwymiarówk . Pojawi si obraz w br zowej tonacji, przedstawiaj cy pot ne, naje one jakimi kolcami stosy mieci. Na odleg ym zboczu wzgórza jarzy a si kropka nuklearnego p omienia. Na pierwszym planie elegancka, prawie naga do pasa komentatorka opowiada a o trójce robotników - “nosicieli siekaniny”, jak ich nazywa a którzy zostali wci gni ci w ta moci gi, prowadz ce do spalaj cej odpady dyszy. Oczywi cie znikn li, a ca y wypadek odtworzono pó niej na podstawie ich rozk adu zaj
i okre lenia w
przybli eniu miejsca przebywania na obszarze mietniska. Nuklearny p omie rozpyli ich na atomy, z których sk ada y si ich cia a, za spektrometry masy wydoby y cenne cz stki fosforu, wapnia i elaza z nieprzerwanie gotuj cej si plazmy, a na koniec uformowa y z nich zgrabne kostki. Wodór, w giel i tlen sta y si
paliwem i wod , dope niaj c tego
pragmatycznego pogrzebu jednego m czyzny i dwóch kobiet, którzy - jak stwierdzi kto oficjalnie - byli akurat tego dnia troch
zbyt powolni lub bezmy lni. Komentatorka
opowiada a histori dlatego, e najprawdopodobniej nie byli oni tylko niewinnymi ofiarami. Zatrudnili si tam zaledwie kilka tygodni wcze niej. Widziano ich niebezpiecznie blisko komór spalania, w miejscu, gdzie promieniowanie i odrzuty plazmy stanowi
ci
e,
miertelne zagro enie. A zatem nale eli do mietniskowego gangu, przetrz saj cego odpadki z ca ych dziesi cioleci w poszukiwaniu wytrzyma ych antyków lub cennych metali. Pracownicy mietniska nie mieli prawa wynoszenia stamt d znalezionych dóbr, ale kto by to sprawdza w tak niewielkiej odleg przenikn
ci od dysz spalaj cych? Ilu “poszukiwaczy” mog o
do brzegów rejonu mietnisk? - spyta a ponuro komentatorka. Odwróci a si
wprost do kamery, najwyra niej zapominaj c o zdobnych w szlachetne kamienie ornamentach, które zwisa y ze sztucznie powi kszanych sutków. Ko ysz ce si klejnoty migota y niebiesko i czerwono w trójwymiarowym odbiorniku. “S dz , e systematyczne odgrzebywanie odpadków i kopanie w ich ha dach przynosi co wi cej, ni tylko surowce dla dysz nuklearnych. Znajdujemy co jeszcze poza bogatymi z
ami odpadków z po owy
dwudziestego wieku. Znajdujemy tam samych siebie. Nasz chciwo . Nasz t sknot za dekadenck przesz
ci . Ilu anonimowych ludzi zgin o, porwanych przez ta moci gi i
pazury chwytaków? Ilu znalaz o si w sytuacji bez wyj cia i zosta o wessanych w odwieczny omie ?” Kamera ponownie pokaza a góry mieci. Nigel potrz sn g ow i wy czy odbiornik.
- Pan Walmsley? Wszed do rodka przez b yszcz ce, d bowe drzwi, otwarte przez recepcjonistk i cisn d
Eversa.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Obieca em, e pomy
o tobie, je li b dzie taka mo liwo
- oznajmi Evers. -
Siadaj. miechn
si
ciep o i podszed do wygodnego fotela, stoj cego z dala od
orzechowego biurka. - Popchn em to do góry - stwierdzi . - Spraw spotkania ze Snarkiem... - upewni si Nigel. - Tak. - Pami taj,
e nie chodzi mi o znalezienie si
w
ledz cej go grupie... chc
uczestniczy w samej misji kontaktowej. - Wiem. - No i...? - Có , zadawano wiele pyta . Nigel za mia si g osem podobnym do warkni cia. - Zawsze s jakie pytania. - Niektórzy zastanawiali si , czy nadal nale ysz do czo ówki astronautów zdatnych do latania. - Regularnie odwiedzam Ames i Houston. Sp dzam du o czasu na symulatorach. - To prawda. A jak twoja kondycja fizyczna? - W drówki po górach. Squash. Tenis r czny. - Tenis r czny? Jak si w to gra? - To mieszanka pi ki r cznej i squasha. Gra si krótk , szerok rakiet , w zamkni tym pomieszczeniu. Odbicia od sufitu s dozwolone. Po ka dym odbiciu musisz pos powrotem w stron
pi
z
ciany przed tob .
- Rozumiem. Czy to szybka gra? - Dosy . - Tak samo szybka jak squash? - Nie. Pi ka cz sto si odbija. - Nie lubisz mnie, prawda, Nigel? Nigel milcza . Zachowa kamienn twarz. - Nie mog powiedzie , ebym wiele my la na ten temat. - Daj spokój... - Eyers nachyli si do przodu i splót d onie, opieraj c okcie na por czach fotela. - Có , naprawd nie mog ... - Staram si rozmawia z tob jak równy z równym.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Rozumiem. - Nie, wcale nie rozumiesz! Nigel odchyli si w fotelu i za
nog na nog .
- Przyszed
si w misji kontaktowej ze Snarkiem. Tak? My
do mnie, eby znale
o tym. Czyta em twoje akta. - Popchn
je do góry? - zapyta spokojnie Nigel.
- Masz cholern racj . To wa na decyzja. - Mo esz j podj . - Ale nie samodzielnie. - Jeste szefem tej operacji. Stoisz o szczebel wy ej od samego NASA, wi c... - Absolutnie nic z tego nie wynika. Musz kierowa si radami ekspertów, którzy s ni ej ode mnie. W przeciwnym wypadku powo ywanie ekspertów w ogóle nie mia oby sensu. - No có ... w takim razie kieruj si ich radami. - Nie spodoba oby ci si , gdybym to zrobi . Nigel skrzywi si . - Typowy cios podbródkowy, co? - spyta z sarkazmem. - Powiedzmy, e opinie s podzielone. - Uwielbiam to cudowne sformu owanie. - Cholera jasna! - Evers z irytacj uderzy otwart d oni w por cz fotela. - Nie dziesz tu siedzia i forsowa swojej kandydatury, zachowuj c si jak Gary Cooper! - Nie wiem, o co ci chodzi, ale je li masz na my li pytanie, czy zachowuj si odpowiedzialnie, to mi je po prostu zadaj. - Nigel... - Evers zawiesi g os, przez moment przygl daj c si swoim d oniom. Nigel, NASA pami ta spraw
Ikara. Pami taj
równie
twój ma y, prywatny gambit
czno ciowy ze Snarkiem. Ja te pami tam. - Nie s dz , eby to ostatnie zdarzenie mog o si liczy . By em pod wp ywem silnego stresu. Moja... - W przestrzeni, lec c na spotkanie Snarka, te b dziesz pod wp ywem stresu. - To zupe nie inna sytuacja. - Mo e. Chodzi w
nie o to s ówko “mo e”. Nie mo na na tobie polega , Nigel. Nie
wykonujesz polece . - Tak, to prawda, nie jestem maszyn .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- No prosz , to ca y ty ze swoim pieprzonym brytyjskim dystansem i uwagami. Ale ja wiem, Nigel, e naprawd taki nie jeste . Twój profil osobowo ciowy, przygotowany przez psychotechników, wiadczy o czym zupe nie innym. - Oczywi cie, oni wiedz lepiej. - No dobra, nie s doskonali. W takim razie nale
oby wyja ni , dlaczego, do diaska,
tak cholernie du o ludzi z NASA naprawd ci lubi. Mo e nawet wiedz , e podcinaj ga
,
na której siedz , a mimo to rekomenduj ci do tej misji. - Ach, wi c jednak znale li si tacy. - Jasne. Powiedzia em, e opinie s podzielone, a nie z e. - Po tym, co powiedzia
, na serio zastanawiam si , dlaczego tak jest.
Evers spojrza na niego figlarnie. - Zastanawiasz si ? Naprawd ? - Noo... - wymamrota niepewnie Nigel. - Tak, tak, zastanawiam si . - Wi c nie masz jasno ci w sprawie tego, co NASA, ludzie, z którymi pracowa
,
dz na twój temat? - Có ... - Rzeczywi cie nie masz poj cia... Nie zdajesz sobie sprawy, e jeste dla nich symbolem? - Symbolem czego...? - Tego, czego dotyczy ca y ten program. By
tam. Odkry
pierwszy artefakt
obcych. A teraz jeste w grupie, która wykry a ich kolejny obiekt, Snarka. - Rozumiem... - To prawda. Najwyra niej tego nie dostrzeg
.
- Chyba nie. Evers zastanawia si przez chwil , obserwuj c Nigela. - Przypuszczam, e nie by by w stanie tego zauwa
.
Nigel wzruszy ramionami. - Mój zawód polega na dostrzeganiu takich w
nie rzeczy - doda Evers. Kiedy to
mówi , Nigel odniós wra enie, e jego rozmówca unosi si wraz z fotelem. - Pracuj z lud mi. A teraz ty jeste cz owiekiem, o którym musz wyrobi sobie zdanie. - W jaki sposób? - Przez przypuszczenie i zdziwienie, jak zwyk mawia mój tata; - Pytaj c mnie o r czny tenis?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Jasne, dlaczego nie? Za pomoc wszelkich dost pnych rodków. Pomog mi one ustali , jaki mechanizm nap dza Nigela Walmsleya. I to nap dza cholernie efektywnie. Jeste bardzo bystry, radzisz sobie z technik kosmiczn , znasz si na automatycznych sondach, na komputerach i na astronomii; krótko mówi c, jeste profesjonalist . Jedynym zjawiskiem, którego nie rozumiesz, s ludkowie tacy jak ja. - Tacy jak ty? - zdziwi si Nigel. - Administratorzy - wyja ni Evers. - Ach, tak... - Wol jednak inne s owo “sugerowacze”. Profesjonalni producenci przypuszcze . - Sk d ta nazwa? - spyta Nigel, zaintrygowany wbrew samemu sobie. - Pami tasz incydent znany pod nazw “chi skiego zapalnika”? - Czyta em ksi
Gottlieba na ten temat.
- Niewiele brakowa o, a napisa by prawd . - Ty powiniene wiedzie najlepiej. W ko cu to w wyobrazi
nie ty wlaz
w to gówno i
sobie, co si mo e zdarzy .
Evers skin g ow . - Mia em pewne tropy. Chi czycy wys ali gdzie spor liczb piechoty na pok adach okr tów podwodnych. Absurdalne by oby atakowanie w ten sposób Australii lub innego celu osi galnego za pomoc bardziej konwencjonalnych metod. - Wiec stwierdzi
, e zamierzaj potajemnie l dowa w Kalifornii..
- S owo “stwierdzi
” oznacza co bardziej dok adnego, ni rzeczywi cie zrobi em.
Zasugerowa em politykom, e spróbuj rozpocz
wojn nuklearn za pomoc kilku dobrze
wycelowanych g owic taktycznych i rajdu komandosów eby uniemo liwi komunikacj radiow w ci gu pierwszych, kluczowych dwudziestu minut. Zasugerowa em. Nigel skin g ow . - Przysz o mi do g owy, e mo e nie masz zbyt du o respektu dla tego typu my lenia oznajmi Evers. - Sk d ten pomys ? - spyta Nigel, mrugaj c powiekami. - Nigdy nie wygl da
na zbyt swobodnego, gdy rozmawia
ze swoimi... hm...
zwierzchnikami. - Masz na my li rozmowy z tob ? - Mi dzy innymi. - Aha - Nigel uwa nie spojrza na Eversa, a potem na cienny obraz holograficzny. Przedstawia b yszcz
, zrobion przez Eckhausa, za pomoc lasera rze
w górze lodowej,
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
której podstaw omywa y morskie fale. Wzi
g boki oddech. Wygl da o na to, e podj
decyzj . - Nie o to chodzi - powiedzia , wolno dobieraj c s owa. - Po prostu uwa am, e w sposobie naszego wspó dzia ania jest co jakby... truj cego. - Mocne stwierdzenie. - Ale w
ciwe. Jest tutaj do
dobra grupa ludzi, o których indywidualnie, mo na
powiedzie same pozytywne rzeczy. Jednak organizacje kieruj si w asnymi zasadami i to ostatecznie wykrzywia ogólny obraz. - Ogólny obraz czego? - D enia do prawdy. Tego, co ludzie naprawd chc osi gn
dla siebie i innych.
Pami tasz pocz tki podboju kosmosu? L dowania statków Apollo i inne misje. Wyobra sobie, jaki geniusz musia si do tego zabra , eby z najwi kszego wydarzenia stulecia zrobi przyt aczaj co nudny spektakl? - Zgoda. NASA nigdy nie by a i nie jest doskona a. - Nie, tu nie chodzi tylko o NASA. To zawsze... wyst puje wtedy, kiedy ludzie zdradzaj w asne, mia e, wewn trzne wizje. Albo te nie potrafi w
ciwie przekaza ich
innym. - Dzia anie ka dej organizacji wymaga kompromisów - skomentowa Evers, a zmarszczki wokó jego oczu wyg adzi y si z zadowolenia. - Owszem - rozs dnie zgodzi si Nigel. - Jednak zawsze musz napotka sytuacje, w których nie widz
adnej motywacji...
- Chcesz powiedzie , e NASA schrzani a spraw Snarka? - Niewiele brakowa o. Wasz przekaz dla Snarka by kompletnym niewypa em. - Mo liwe. Ale sta o si tak dlatego, e nie mieli my kontaktu przez drugi kana , bo ty go zablokowa
.
- Chyba raczej nie byli cie w nastroju do nawi zania prawdziwego kontaktu. - Nigel, musisz zrozumie jak przeszed em drog , zanim zaj em si t spraw wymamrota Evers, nachylaj c si ku niemu. - Co to znaczy? - Jestem taki, a nie inny, poniewa zrobi em to, co zrobi em. Przed afer “chi skiego zapalnika” moja kariera przebiega a bardzo nierówno. Oczywi cie rzuci em okiem na oceny wywiadu wojskowego, ale wszyscy to zrobili. Za jakiego inna.
si , e wielu facetów pomy la o o asie,
tki maj w r kawie. Ale przypuszcza , to jedna sprawa zacz
dzia
, zupe nie
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Jasne, pod tym wzgl dem zgadzamy si ze sob . - Zgoda! I ty zrobi
tak samo na Ikarze.
- Z marnym rezultatem. - Jasne, ale kiedy musia
, poszed
za g osem intuicji. Szanuj
to. Ja tak e
zaryzykowa em, kaza em zaatakowa te okr ty podwodne bombami g binowymi i okaza o si , e mia em racj . - Dzi ki czemu komandor Sturrock móg zosta narodowym bohaterem. - Taak... có , mog ci wi cej powiedzie ... - Evers wzruszy ramionami. - My Gottlieb do
, e
dobrze to opisa .
- W rz dzie spisywa
si ca kiem ca kiem...
- Chyba nie le. Niewielka próba si , w jakiej wzi em udzia , kiedy by em podsekretarzem stanu,
wiesz,
to
ukr cenie
ba
kartelowi
metalowemu
w
roku
dziewi dziesi tym siódmym, przysporzy a mi wi cej wrogów, ni przypuszcza em. - Evers przerwa . Wydawa o si ,
e próbuje odp dzi
od siebie jakie
osobiste wspomnienia.
Wyprostowa si . Plastyczny fotel dostosowa si do kszta tu jego cia a. - Ale teraz znów yn na fali. Wspinam si ... Ja te jestem swego rodzaju odst pc i samotnikiem, Nigel. My
, ew
nie to chcia em ci powiedzie .
- Chyba to dostrzegam. Nigdy nie mówi em, e ci nie doceniam. - Nie, nie mówi
. Ale te - zachichota - nigdy ci o to nie pyta em.
- S dz - mrukn
ostro nie Nigel - e mamy po prostu ró ne pogl dy na temat
organizacji. - Mog si z tym zgodzi . Tam, sk d pochodz , w okolicach Mobile, opowiada si pewn star histori . Dawno temu, kiedy Po udnie nie nad
o za reszt kraju, istnia y tam,
jak wiesz, spore problemy rasowe. Kto , kto przyby z Pó nocy, aby zlikwidowa te wszystkie komplikacje, zapyta kiedy mojego krewnego, czy nie musi uwa co na korzy
, je li chce powiedzie
czarnych, bior c pod uwag miejsce, w którym mieszka, odnoszenie si policji
do tych spraw i inne takie rzeczy. - Tak? - Uprzejmie zainteresowa si Nigel. - No wi c mój krewny pomy la przez moment, a potem odpowiedzia : “Nie, wcale nie trzeba u nas uwa
na to, co si mówi. Po prostu trzeba ca y czas pilnowa tego, co si
my li”. Nigel roze mia si . - Chyba api , w czym rzecz - powiedzia po chwili z u miechem.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Mog ci tylko powiedzie , e to, co ci chodzi po g owie, bywa czasem ca kiem uszne - doda Evers. - Twój powrót do NASA mo e by swego rodzaju wymian , pewnym uk adem, ale je eli zachowasz ostro no , nie b dziesz musia uwa jest a tak le - Evers spojrza na Nigela do
na to, co my lisz. Nie
serdecznie. - Zaszed em tak wysoko, Nigel,
poniewa postawi em sobie za cel obron Zachodu i tak w
nie widz cel misji. Tyle e, do
diab a, tym razem mo e przyjdzie nam broni ca ej tej cholernej planety. - Uhum... - mrukn Nigel. - No dobra, mog si myli - zgodzi si Evers, machn wszy r
na to, co powiedzia
przed chwil . - Nie b dziemy si teraz o to k óci . Ods oni em si dzisiaj troch przed tob , eby stwierdzi , jakim jeste naprawd facetem i teraz mam ju mniej wi cej jasny obraz. Jako astronauta masz du
klas , Nigel. Jeste najlepszy i najbardziej do wiadczony ze
wszystkich. Te specyficznie brytyjskie cechy w twoim charakterze s
du
pomoc
i
inspiracj dla nas, Amerykanów. To naprawd du a sprawa. Gdyby uda o mi si ciebie przepchn , bardzo by nam to pomog o. - Wi c zamierzasz mnie poprze . - Jasne - stwierdzi Evers, wyra nie rozlu niony. - W
nie o tym zadecydowa em.
Potrzebuj tam faceta, którego naprawd potrafi zrozumie . Dotar y do mnie sygna y, e Snark nie zamierza nas uprzedza , gdy postanowi zbli
si do Ziemi. Prawdopodobnie
dlatego, eby mie pewno , e nie przygotujemy niebezpiecznych dla niego systemów obrony. Mo emy wi c dzia
w wielkim po piechu. Nie b dzie wtedy czasu na
dyskutowanie konkretnych decyzji. Nie chodzi mi o to, eby zawsze si ze mn zgadza , ale raczej o to, ebym ja dobrze ciebie rozumia i wiedzia , co masz na my li, kiedy z odbiornika us ysz twój g os. Nigel skin g ow . Rozpromieniony Evers wsta i poda mu r
.
- Ciesz si , e przeprowadzili my t rozmow , Nigel.
Wraca z gabinetu przez z udny labirynt luster. Dopiero teraz pozwoli sobie na otwarty u miech. Ogólnie rzecz bior c, wszystko posz o zupe nie dobrze. Jego wcze niejsze, ostro ne szperanie w przesz
ci Eversa, gdy przygotowywa si do tej rozmowy, przynios o
teraz efekty. Nigel oczywi cie ani przez moment nie wierzy w to, e dane mu by o wejrze w samo sedno osobowo ci doradcy. Ods oni a si jednak przed nim inna g bsza warstwa, nie tylko zewn trzna otoczka postaci racjonalistycznego biurokraty. Sam Evers s dzi zapewne, e poczciwy, surowy, lecz w gruncie rzeczy szczery kumpel, jakiego ujrza Nigel, by prawdziwym Eversem. W ko cu je li cz owiek sp dza du o czasu na wczuwaniu si w jak
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
rol , stopniowo zaczyna si z ni uto samia . Ale Nigel wyczu jeszcze g bsz warstw . Wewn trz stanowczego decydenta drzema ambitny ch opak, a spod niego prze witywa pewien mechanizm tej stanowczo ci i szybko ci decydowania.
“Ciesz
si ,
e
przeprowadzili my t rozmow , Nigel”. By to wyra ny sygna , e Evers my la teraz o nim jako o sprzymierze cu, graczu z jego dru yny, kim , kto z rado ci b dzie popiera go podczas kolejnego skoku w gór . “Potrzebuj
tam faceta, którego naprawd
potrafi
zrozumie . Ciesz si , e przeprowadzili my t rozmow ”. Evers nie pomy la jednak o tym, e niemal przez ca y czas mówi tylko on.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
4 Czu si bardzo przyjemnie. Unosi si swobodnie, przytrzymywany tylko klamrami i mi kk wy ció
kabiny, obraca si wokó osi jak podczas snu. To by a niewa ko . Pod
nim obraca y si powoli chaotycznie rozrzucone po powierzchni Ksi yca kr gi kraterów. Chowa y si za zaokr glonym horyzontem, zanim zdo
zapami ta ich kszta ty. Zupe nie
jak stary przyjaciel, utracony bez u ci ni cia mu d oni, lub pami
o milionach ludzi, po
których nie pozosta o ladu. “Nigel, kiedy odzwzajemniasz czyj u cisk d oni, nie zapomnij najpierw zdj
r kawiczki (uczucie zimna przenikaj ce palce...)”.
Jego umys b ka si w czasie i przestrzeni... Uzna to za niepokoj ce. Powinien przez ca y czas zachowywa gotowo . Nie by tu po to, eby podziwia widoki. Równie dodatkowe zbiorniki wysokoenergetycznego paliwa umieszczono z boku, nad nim, pod nim, a tak e za nim nie po to, eby si lepiej bawi . Czeka y tylko na odpowiedni sygna , na cichy rytm przycisków kontrolnej konsoli, by nada mu odpowiednie przyspieszenie i wys Albo te w otch
prosto do anna ów historii.
poza zasi giem ziemskiej sieci kontroli - pomy la ponuro. Stacja
Kontrolna Hipparcha - przera aj ca nazwa dla kilku baraków zbudowanych z metalowych arkuszy, zagrzebanych na sze
metrów w ksi ycowym pyle - nie dawa a pewno ci co do
marginesu dopuszczalnego b du, który, gdyby Nigel go nie przekroczy , pozwoli by jeszcze sprowadzi go z powrotem. A mo e nie istnia aden margines b du? Z prawej, w pewnym oddaleniu, pojawi a si pomocna kraw
Morza Wschodniego -
zachodz ce na siebie, ciemnoszare p aszczyzny lawy skrzepni tej podczas jakiej olbrzymiej konwulsji. Centrum krateru le
o w odleg
ci pi tnastu stopni d ugo ci selenograficznej od
jego orbity, pokrywaj cej si prawie z równikiem. Nawet z tak niedu ej wysoko ci Nigel móg dostrzec górskie szczyty, które jakby oddala y si od niego i przesuwa y si
do
wewn trz, ku rodkowi. Zastanawia si , jak du a musia a by kosmiczna ska a, która wywo
a ten nierealny efekt: gigantyczne zmarszczki powsta ych w zamierzch ych czasach
fal lawy, zakrzep ych w postaci wysokich gór. Olbrzymi rodek tarczy strzelniczej z okr gami górskich grani. Jak lad po uderzeniu skrytobójcy.
mier , której pos
cem by asteroid,
pradawny brat Ikara... - Tutaj Hipparch - w s uchawkach rozleg si trzeszcz cy, piskliwy g os. - Wszystko w porz dku? Nigel zawaha si przez moment, a potem powiedzia :
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Zamknijcie si . - Nie, nie, to jest pod kontrol . Wszystko wyliczyli my. Zarówno ty, jak i my, jeste my teraz z punktu widzenia Snarka pogr eni w cieniu Ksi yca. Nie b dzie w stanie uchwyci czegokolwiek z naszej rozmowy. - S dzi em, e nie b dziemy podejmowa
adnego ryzyka.
- Có , to nie jest podejmowanie ryzyka - g os z Hipparcha pobrzmiewa irytacj . - Po prostu chcieli my wiedzie , co dzieje si
u ciebie na górze. Nie mamy namiaru
telemetrycznego twojego statku. Do tej pory nie wiedzieli my nawet, czy jeszcze yjesz. Trudno by o odpowiedzie na to co sensownego, wi c nie powiedzia nic. M czyzna przy nadajniku - kto to by , czy to ten niski facecik Lewis? - rozmawia z nim tak, jakby po przyjacielsku zadzwoni do s siadów. Ze s uchawek przez chwil wydobywa y si jedynie szumy i trzaski, a Nigel czeka , a rozmówca z bazy odezwie si ponownie. Po chwili w uchawkach zabrzmia nieco silniejszy g os. - Có , w ka dym razie pilnujemy dok adnie czasu przewidywanego spotkania. Masz jeszcze oko o pi ciu godzin. Wstrzykniemy teraz ca
ych do twojego m drali.
Obok Nigela rozleg si pomruk urz dze elektronicznych, gdy komputer pok adowy przyjmowa najnowsze dane na temat orbity i Snarka. Nigel by ju pewien, e rozmawia z Lewisem: facet najwyra niej dobrze opanowa astronautyczny argon. - Przeprowadzi
kontrol g owic? - spyta Lewis.
- Tak. To jest... Roger. - Dostali my w
nie zastrzyk z Houston. Powiedzieli,
eby przypomnie
ci o
priorytetach. Ka dy kawa ek skutecznego pocisku jest lepszy ni nic, wi c, dopóki mo esz, trzymaj t nuklearn w odwodzie. - Roger. - Dobrze si czujesz? Jeste tam ju ponad dob , wi c pewnie zrobi o ci si troch ciasno. Nigel rzuci okiem na rozsypany wokó piasek gwiazd. - Ale to nie da si porówna z misj Ikara, prawda? S uchaj, nigdy nie mia em okazji spyta ci o to. Mam na my li t spraw z prochami i d ugotrwa
medytacj , która pozwoli a
ci na zmniejszenie zu ycia tlenu. Nigdy ci o to nie spyta em. - Rzeczywi cie, nigdy mnie nie spyta
- odpar Nigel.
Znów zaleg a cisza. - No có - odezwa si w ko cu Lewis - teraz musisz czu si zupe nie inaczej. W ko cu mo na by powiedzie , e to prawie bojowa misja. Zupe nie co innego.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Poc si jak prosiak. - Naprawd ? - Lewis wydawa si rozradowany tym oczywistym dowodem ludzkiej abo ci. - ci gniemy ci stamt d, nie obawiaj si , kole . - Pozdrów ode mnie wszystkich z obs ugi na dole - poprosi Nigel, czuj c si zobowi zany do powiedzenia czego mi ego. Lewis nie by z ym facetem, tylko zachowywa si zbyt familiarnie. - Wszyscy jeste my twoimi wiernymi kibicami. Rozwal t ... rzecz, je li zacznie robi jakie numery. Ten kosmiczny karawan wydaje mi si troch zbyt bezczelny, je eli chcesz zna moje zdanie. - Lepiej przyjrz si jeszcze raz trajektorii lotu. Daj mi namiar na translunarn . - Okay - z systemów elektronicznych wydoby si modulowany pisk. - Masz j . Dobra, wy czam si ... - Roger.
Misja bojowa, powiedzia Lewis. S odki Jezu! Piechota morska z trudem toruje sobie drog na brzeg. Bez przerwy s ycha okrzyki: “gdzie jest sanitariusz?!”. Czo gasz si dnem skiego, pe nego gliny kana u, a pociski karabinowe bzycz ci nad g ow , niczym w ciek e szerszenie. Trzymaj si blisko ziemi, przywieraj c szczelnie do tej jedynej os ony, jak daje ci wiat. Pojedyncze obrazy: kobieta o br zowej karnacji skóry obejmuje przysadzistego bia ego czyzn
w poszarpanym mundurze, odruchowo poleruj cego magazynek karabinu,
patrz cego t pym wzrokiem w male ki otwór lufy, podczas gdy ona ko ysze si , pochyla, ca uje go, pogr ona w nie wiadomym rytmie, a jej zwi zane d onie wyczuwaj w jego kieszeniach... Gdzie z oddali dobieg a muzyczna fraza narastaj cego g odu. Wymaca jedn
z przezroczystych plastikowych tub, odkr ci j
i zacz
je .
Koncentrat z marchwi. Wymys NASA - yciodajne jarzyny i po ywne korzonki, bez ladu ych mi s. Ci, którzy maj spotka Boga na wysoko ciach jego firmamentów, musz by czy ci wewn trznie, nie od ywia si cia em martwych zwierz t. Karm swoje dzieci fasol i jagodami; one tak e mog kiedy polecie do gwiazd. Kiedy przyjd do domu po randce, chaj ich oddech, eby wyczu niepo dany smród hot-doga. To nieczyste, nieczyste... A w ka dym razie nikt dot d nie nauczy si hodowa kurczaków ani krów na Ksi ycu, zatem przetrwanie ludzi zale
o tam od ziaren soi.
Tak e i w tej dziedzinie niewiele osi gni to na Ksi ycu. Uprawiano na przemian pomidory i j czmie , wyciskaj c z ubogiej ksi ycowej gleby wystarczaj
ilo
protein i
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
tlenu do podtrzymywania wegetacji na niewielkiej dzia ce. Starano si
równocze nie
regulowa poziom aminokwasów i soków ro linnych, chroni sto ki wzrostu przed rdz zbo ow , utrzymywa
w nale ytym stanie marn , gliniast
nastawieni biolodzy marszczyli brwi, widz c ziarna soi b
ziemi . Ale optymistycznie ce owocem tych zabiegów.
Rosn ca bez dziennego, s onecznego cyklu fasola mia a zdeformowane korzenie i szare li cie z niewielk ilo ci protein. Walka z entropi na globie pod czarnym niebem, gdzie nie wia y wiatry, by a trudnym zadaniem. Tylko cylindryczne miasta na orbicie zdo
y znale
sposób na to, eby normalnie
pracowa i na miejscu wytwarza potrzebn im ywno . Prosperowa y ca kiem nie le. Natomiast Ksi yc, glob zupe nie obcy, nie potrafi wy ywi przybyszów z Ziemi. Mimo to za oga Bazy Hipparcha jako sobie radzi a, przeszukiwa a skorup Ksi yca w poszukiwaniu wody lub lodu, eksperymentowa a. Mieli w sobie wiele arliwego optymizmu... tego, czego najbardziej mnie brakuje - pomy la Nigel. Wzruszy ramionami, chocia i tak nikt nie móg zobaczy tego gestu. To nie mia o teraz adnego znaczenia.
Dla zabicia czasu medytowa i czyta powie ci odtwarzane w pok adowej tablicy szyfrowej. Urz dzenie dobrze zaprojektowano, bior c pod uwag
niewielk
ilo
czasu
potrzebnego do zamienienia odbitki wiat odrukowej na w
ciwy wydruk. Nigel wzi
ze
sob cztery kryszta y memoreksowe, ka dy z jedn ksi
, i podczas pierwszego dnia
oczekiwania na orbicie, w ci gu zaledwie dwóch godzin, przeczyta dwie ksi ki. Jego uwag przyci gn o zdanie: “...gdy Napoleon wkroczy na pole...” Pó niej, kiedy w zadumie kontemplowa kamienist powierzchni morza Smitha, to zdanie ponownie pojawi o si w jego wiadomo ci. Traktowa poszczególne s owa niczym wyra enia algebraiczne. Wydoby najpierw litery “a”, potem “o”, wreszcie “l” i “p”. Po przekszta ceniu s owa zaczyna y emanowa dwuznaczno ci , bezw adno ci , co wydobywa o z nich ca kiem zno ny walor poetycki. Nigel zastanawia si , czy nie jest to przypadkiem neurotyczne natr ctwo. Nawiedzi y go wspomnienia lektur tego schorzenia: kobieta, która nie mog a przej obok s upa latarni, eby go nie dotkn ; m czyzna balansuj cy na palcach lewej stopy w czasie oddawania moczu; gracze w golfa zanim pos ali pi kumple-neurotycy, z nerwami napi tymi do granic wytrzyma
do ostatniego do ka. Wszyscy ci ci.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Podzieli zapami tane wyra enie na trzy cz ci, potem na cztery, rozwa
zrobienie z
niego anagramu; bezmy lnie onglowa s owami. Pomy la o Aleksandrii. Potem pustynia odchodz ce w przesz
wspomnienie. Zastanawia si , co te Ichino s dzi na ten temat.
Pomarszczony horyzont Ksi yca po yka w
nie niebiesko-bia
tarcz
Ziemi
niczym mietankowo-jagodowe lody. - Ustalony wcze niej czas zap onu twoich silników pozostaje bez zmian - oznajmi Lewis po kolejnych siedmiu okr eniach. - Co mówi Houston? - Snark trzyma si uzgodnionego kursu. Zwalnia, tak jak okre lono w schemacie jego trajektorii. - Czy nadaje co do Houston? - Twierdz , e nic niezwyk ego. Nasz scenariusz zak ada faszerowanie go podczas ostatnich stadiów zbli enia naj wie szym towarem, jaki mamy. Tym, o co Snark pyta wcze niej, lecz nie dosta odpowiedzi. Chcemy rozproszy go do tego stopnia, eby nie móg podej
zbyt blisko. - Wiem, ale czego dotycz te nowe informacje. - To nie ma znaczenia. Przecie i tak s fa szywe. - Co?! - Nie zamierzamy wi cej dawa mu dobrego towaru. Houston mówi, e prezydent
za
na to szlaban. Nige skrzywi si . - Jasne. Mo na by o to przewidzie - skomentowa . - Ty masz go tylko uszkodzi , Nige , a my zajmiemy si jego mózgiem. - Uhum... - Ale pami taj, u yj tej du ej nuklearnej, je eli b dzie chcia uciec. Tak mówi
Houston. - Tak? - zdziwi si . - Palec w oko. - Nie nad am za tob - zdziwi si z kolei Lewis. - Czy my la
o tym, jaki on musi by stary? - spyta Nigel, starannie odmierzaj c
owa. - Czas naszego ycia jest tak krótki. Z punktu widzenia Snarka pewnie wygl damy jak bakterie. Ca e nasze epoki i dynastie zgas y w u amku sekundy jego czasu. Ogl da nas pod mikroskopem i robi notatki, podczas gdy my chcemy wepchn
mu palec w oko.
- No tak. Có , wychodzisz ju z radiowego cienia Ksi yca. Lepiej si przymknijmy. Ju wstrzykn em wszystkie korekty kursu do twojego m drali.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Zgadza si . Ponownie wchodzi w sfer nieskazitelnie bia ego, s onecznego blasku. Nagrzewaj ca si kabina jego statku wydawa a pojedyncze trzaski i piski, jakby p ka a w szwach, ami c si w miejscach spojenia. Powierzchni krateru Pary , nad któr Nigel teraz przelatywa , dzieli a linia terminatora, a jej o wietlony sto ek rodkowy w po owie, wydawa si doskonale symetryczny. Kraw
mia g adk , jak gdyby glazurowan , górowa nad czterema tarasami,
tworz cymi stopnie, prowadz ce do wn trza. Znów trzask i wra enie, e kabina amie si w wielu miejscach. Jestem tu jak om oczy cy, unoszony do uderzenia za w
em niesko czono ci - pomy la . Gotów do
gwa townego dzia ania na spokojnym brzegu oceanu nocy, odliczaj c minuty do przybycia skrzydlatego go cia z nieznanych krain. Przyb dzie tu jak aktor nie znaj cy swojej kwestii. Gotów wej
na scen , eby wzi
udzia w nie znanym sobie, wielkim scenariuszu.
Mo e pope ni em b d yciowy i powinienem zosta aktorem? - pomy la Nigel. Próbowa tego zaj cia na uniwersytecie, zanim jeszcze in ynieria i analiza systemowa poch on y resztki jego wolnego czasu. Naprawd chcia zosta aktorem, ale wmówi sobie, e jego najwi ksz rol b dzie odegranie Nige a Walmsleya. Podgrza herbat w tubie i zacz wyciskaj c j sobie do ust.
popija - je li w ogóle mo na popija herbat ,
wiat o s oneczne szerokim strumieniem wnika o do wn trza
kabiny. Herbata przypomina a mu niespodziewany dotyk ciep ej d oni w ch odnej ciemno ci. Od narodzin a po zgon tylko z herbatk Lipton - pomy la , zastanawiaj c si równocze nie nad tym, czy ostatecznie nie zosta aktorem. Na przyk ad sprawa Ikara by a ca kiem niez ym kawa kiem yciowego scenariusza z udzia em opatrzno ci, która ostatecznie - jak to zwykle w dramaturgii - zinterpretowa a opacznie intencje Nige a, dodaj c ca emu utworowi posmak amstwa. A oto teraz uczestniczy w kolejnej, starannie przygotowanej sztuce, w której wszystkie rewizyty zosta y ju nale ycie rozmieszczone. Zbli publiczno
a si noc premiery, ca a za
z biletami w kieszeniach dopuszczaj cymi do tajemnic wagi pa stwowej,
gromadzi a si przy odbiornikach trójwymiarówki. Z jego punktu widzenia, najlepsze w tym wszystkim by o to, e na widowni nie wpuszczono krytyków, chocia móg si pojawi publiczny przeciek o przedstawieniu. “Aktor ten, którego gra wydaje si dobrze ugruntowana w studiach Szko y Metody, wart jest dostrze enia ze wzgl du na g bokie prze ycie roli i ca kowite oddanie dla artyzmu swej sztuki. Jego dotychczasowe kreacje, jakkolwiek nieco kontrowersyjne, obudzi y pewne zainteresowanie. Jak sam twierdzi, woli wyst powa w dramatach ko cz cych si wyra nym mora em, eby publiczno dobrze zrozumie przes anie ideowe”.
by a pewna, e jest w stanie
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
miechn
si do siebie. Cz owiek z palcem na j zyczku spustu sk onny, jest do
wielu metafizycznych przemy le . Z jego punktu widzenia polityka jest geometri , a filozofia sprowadza si do rachunku ró niczkowego. Wszech wiat sam zwija si w sobie, niczym w , ci le powi zane ze sob wydarzenia uk adaj si w precyzyjny schemat, którego geometria jest cis a i dok adna, jak strz pek papieru pokryty schematami przez szalonego matematyka. Uniós brwi, zdziwiony wnioskami, do jakich doszed . Ciekawe, co te dodaj do tej herbaty... - pomy la .
- Walmsley? - dotar o do niego kolejne wezwanie. Odpowiedzia dopiero teraz. - Jestem zaj ty. - Przeprowadzi
sprawdzian i weryfikacj wszystkich systemów pok adowych? -
spyta Lewis. Mówi bardzo szybko, przez co s owa zlewa y si i trudno by o okre li budow ca ego zdania. - Podczas ostatniego przelotu odebrali my ten zastrzyk z twoich uk adów autodiagnostycznych. To niewielkie nadci nienie w awaryjnych zbiornikach dwutlenku w gla, ale Houston uspokaja nas, e mie ci si w granicach dopuszczalnych waha . Wi c chyba masz pozwolenie na rozpocz cie drugiej cz ci operacji. Zanim Nigel odpowiedzia , wy czy ca e o wietlenie kabiny, przez co kokpit pogr
si w ciemnoczerwonym blasku wci
zmieniaj cych kszta t i nat enie wiate ek.
Przez chwil nic nie widzia , zanim oczy nie przywyk y do zmiany nat enia blasku. Tysi ce razy ogl da ju wcze niej ten gor cy, czerwony odcie , lecz nagle wyda mu si zupe nie nowy, dziwny, jakby zapowiada jakie niewyobra alne wydarzenia. Przede mn by tu chyba tylko Dante - pomy la . Có , mo e da im to, czego chc . Nacisn kciukiem przycisk transmisji. - Hipparch, weryfikuj - powiedzia . - Fazowy plan dzia ania zalogowany. Odczyt LH2/LOX cztery zero trzy osiem. Zako czono kompletowanie zestawu pomocniczego, a komputer wykazuje pe ne przygotowanie podsystemów i systemów wsparcia. - Odbierajcie maniacy w waszym pokr conym j zyku... - pomy la . - Mamy dla ciebie po rednie po czenie z Ziemi . - Co? Przez jednostajny szum t a dotar g adki, starannie modulowany g os: - Mówi Evers. Poprosi em Hipparcha o po czenie, eby wyja ni wszelkie mo liwe... - Po prostu daj mi zaj
si wszystkim, co trzeba. G owice bojowe s ostateczno ci .
Tak ustalili my, prawda? Przede wszystkim chc
rzuci
okiem na ten obiekt,
eby
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
sformu owa szereg naukowych hipotez na podstawie analizy zachowa Snarka. Potem, by mo e, nawi
kontakt Zamierzam jednak pozosta w ukryciu tak d ugo, jak tylko...
- Tak - Evers mówi teraz powoli, a ton jego g osu obni
si o ca
Jeste my ca kiem pewni, e Snark nie dostrze e ci . W trakcie zbli ania si S
oktaw . ce b dziesz
mia ca y czas za plecami. Nie istnieje aden radar na Ziemi, który móg by uchwyci twoje echo na takim pod
u...
- Na Ziemi, powiedzia
... rozumiem...
- Ach, no tak... - Evers za mia si krótko, nieco za enowany - ...to tylko takie sformu owanie. Jednak nasi ludzie tutaj s przekonani, e istniej okre lone zasady rz dz ce dzia aniem urz dze detekcyjnych, sprawdzaj cych si w ka dej sytuacji, nawet takiej jak ta. Wi c nie martwi bym si o to... - Na chwil zaleg a cisza. - Zasadniczym powodem, dla którego zabieram twój czas, a zosta o ju kilka ostatnich minut transmisji, jest ponowne podkre lenie twoich obowi zków podczas tej misji. Nasz zespó absolutnie nie mo e przewidzie , co zamierza zrobi ten obiekt. Ostateczne decyzje zale
od ciebie, chocia
nawi emy kontakt radiowy, jak tylko stanie si oczywiste, e Snark ci zauwa
... Rzecz
jasna, je li kiedykolwiek to si stanie. Chcia bym, eby sobie u wiadomi , e taka sytuacja mo e nast pi d ugo po tym, jak sko czy si mo liwo
efektywnej akcji z twojej strony.
Oczywi cie, my równie zrobimy wszystko, co mo liwe. W ci gu ostatnich kilku godzin transmitujemy do Snarka ró ne informacje z zakresu kultury, matematyki, nauki, sztuki i tym podobne. Ekskom uwa a, e mo e to pos
jako swego rodzaju dywersja w komputerach
Snarka, chocia co do tego nie mo emy mie
adnej pewno ci. W tym czasie nasze satelity
kr
ce wokó Ksi yca b
monitorowa wszelkie transmisje radiowe, eby utrzyma
kontakt mi dzy nami. W tym wypadku jednak kluczowe jest zachowanie ciszy radiowej. Nie nadawaj na adnej cz stotliwo ci, dopóki nie b dziesz pewien, e Snark ci widzi. - Wiem o tym wszystkim. - Chcieli my, eby jasno to sobie u wiadamia - odrzek pospiesznie Evers, który wiedzia , e ostatnie sekundy transmisji dobiegaj ko ca. - Masz dwa niewielkie pociski rakietowe z g owicami konwencjonalnymi; je li nie wystarcz do sparali owania uk adu nap dowego Snarka, w odwodzie jest nuklearna... - Musz teraz co sprawdzi ... - Z powodu opó nienia czasowego transmisji g os Eversa w s uchawkach mówi jeszcze przez par
sekund i urwa si
równocze nie z
odezwaniem si Nigela. - Aha, rozumiem - zako czy wreszcie doradca. Nigel prawdopodobnie przerwa w po owie przygotowane przez niego d
sze przemówienie. Urok misji Nigela polega na tym,
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
e podczas ciszy radiowej nikt nie b dzie móg mu mówi przez radio, co powinien, a czego nie powinien zrobi . - Ostatnia sprawa, Nigel. Ten obcy mo e okaza
si
bardzo niebezpieczny dla
ludzko ci. Je li cokolwiek wyda ci si podejrzane, zabij go bez wahania. Nie, to zbyt mocne sformu owanie. Ta rzecz, to przecie tylko maszyna. Owszem, maszyna inteligentna, jednak nie jest yw istot . No có , powodzenia! Wszyscy tu na dole liczymy na ciebie. W s uchawkach ponownie rozleg y si trzaski.
- Mamy odrzut. Wyszepta te s owa zaci ni tymi, zbiela ymi wargami.
adna Kontrola Misji nie
mog a wypowiedzie za niego tych niemal rytualnych s ów. W rzeczywisto ci by o to ju archaiczne, niepotrzebne sformu owanie, ale Nigel lubi je. To jak kanoniczna litania: “maj odrzut”. On za móg wtedy “oddzieli si od statku macierzystego”. Magiczna d doskona
rakietowego nap du chcia a teraz zmieni jego cia o w geometrycznie
p aszczyzn . Chwyta powietrze szczytami p uc, krótkimi, p ytkimi wdechami,
koncentruj c si na ich regularno ci, wiedzia bowiem, e na razie ból, prawdziwy ból nie przestanie przeszywa
mi kkich wn trzno ci. Poczu
nag y l k z powodu swojej
nieoczekiwanej wra liwo ci - ostrego, gwa townie rozprzestrzeniaj cego si bólu, którego wcze niej nie zna . Pod przymkni tymi powiekami ujrza jak zwykle czerwonaw mgie
.W
tej sytuacji pojawi a si pod jego powiekami; w oskocie pracuj cych silników rakietowych wyobrazi sobie, e le y na twardej, ubitej powierzchni piasku, sk pany w s
cu s ysz c
ledwie uchwytny szum fal ci ko uderzaj cych o brzeg pla y. Ci ka apa przeci enia na moment przesta a wciska go w fotel. Uniós powieki, wzrokiem odszuka kontrolk ci gu silników i zobaczy , e wiate ko kontrolne zmienia kolor na zielony. Pierwszy cz on rakiety oddzieli si w
nie od kad uba. Potem znowu zosta
wci ni ty w oparcie. Misja bojowa. Przeciwnik. Cel. Nie u ywa tych s ów ju od lat, prawdopodobnie od dzieci stwa. Nale
y one do tej samej sfery jego wiadomo ci, co niegowce lub
wy.
Gdy czas si wype ni , odesz o nas wielu Mój przyjacielu.
Wujek Nigela bra kiedy udzia w jakim brudnym konflikcie, gdzie w d ungli. Opowiada o nim w gronie rodzinnym d ugie historie. Ca
skomplikowan polityczn teori ,
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
obja niaj
przyczyny tych zmaga , sprowadza do surowych realiów, o czym wiadczy y
wisz ce na cianie pami tki: pistolet i bagnet, pokazywane z dum wszystkim go ciom. Nigel my la o tym jak o drobnej ekstrawagancji, podobnej na przyk ad do skompletowania wszystkich numerów National Geographic, jakie ukaza y si w ci gu ostatnich pi dziesi ciu lat. apa przeci enia unios a si z jego piersi. Potem znów wróci a. Po podbródku cieka mu strumyczek liny. Zliza go, niezdolny do najmniejszego ruchu r ki. Poddane ci nieniu ga ki oczne reagowa y bólem. Nerki wyczuwa jako twarde grudy tu pod powierzchni skóry.
Stal i benzyna Stopi y si jak cyna.
Nagle zacz
prawie unosi si w powietrzu. G uchy ryk silników ucich tak szybko,
jak si rozpocz . Nigel gwa townie wci ga powietrze do p uc. Czu , jak do zdr twia ych ramion i nóg powraca ycie. Automatycznie przesun
wzrokiem po szeregach kontrolnych
wiate ek kokpitu. Lecia teraz na o lep, bez adnego radaru nawigacyjnego, który móg by nim kierowa . Po kilku minutach, gdy sko czy sprawdzanie systemów, uruchomi zamontowane dodatkowo w kabinie centrum kontroli ognia rakiet bojowych i przyj
zg oszenia gotowo ci od
komputerów naprowadzaj cych pociski. Potem obróci si z fotelem, tak, eby w jego polu widzenia znalaz si du y iluminator obserwacyjny. Nic. Iluminator pozosta czarny i pusty. Zalogowa czas obserwacji i odczyta dane nawigacyjne na tabliczce kontrolnej. Czas trwania odrzutu i jego si a by y prawid owe, a naprowadzenie na cel zosta o zako czone. Snark wchodzi na orbit wokó Ksi yca, tak jak uzgodni to z Houston, Nigel za p dzi
ladem jego trajektorii, szybko zbli aj c si do
obiektu. Jeszcze raz spojrza na iluminator. Wci cisza radiowa wydawa a si oddalaj cy si
nic. Zacz a si ostateczna faza jego misji
wprost nierealna. Przez boczny iluminator Nigel widzia
Ksi yc - niesko czon , brudnoszar
chaotycznie, czasem nak adaj cych si na siebie kraterów.
p aszczyzn
pe
rozrzuconych
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Dok adanie ogl da obraz na g ównym iluminatorze. Stara si uchwyci
lad jakiego
ruchu na tle sta ych gwiazd. Obserwowa konstelacje z takim napi ciem, e jasny punkt wietlny, który powoli wp yn w pole widzenia, niemal uszed jego uwadze. - Ha, mam ci ! - powiedzia Nigel pe nym satysfakcji tonem. ci gn
zamontowany
na ruchomej podstawie teleskop obserwacyjny. Powi kszony obraz nie pozostawia
adnych
tpliwo ci. Diamentowy punkcik przekszta ci si w niewielk per . Snark mia kszta t po yskuj cej srebrzy cie kuli, bez widocznych oznacze czy nierówno ci na kad ubie. Nigel nie dostrzega adnych oznak pracy silników nap dowych. Mo e znajdowa y si po drugiej stronie obiektu albo w tej chwili by y wy czone. Z punktu widzenia celu misji nie mia o to znaczenia. Jego g owice bojowe wyposa ono zarówno w celowniki podczerwieni, reaguj ce na ciep o, jak i w system naprowadzania radarowego. Ale przecie niemo liwe, eby do tego dosz o. Zmru
oczy i próbowa oceni
rozmiary obiektu. Satelity Wenus okre li y
minimalny mo liwy promie na jeden kilometr. Je li ocena ta by a cho w przybli eniu prawdziwa... Nagle us ysza g os: - ycz ci pomy lnych wiatrów. Nigel zamar . S owa wypowiedziane z dziwnym, metalicznym pog osem, rozleg y si wewn trz s uchawek jego he mu, ca kowicie wolne od radiowych zak óce . - Ja... co... - wyj ka bezradnie. - Mówi twój towarzysz podró y. Przez chwil b dziemy dzieli ze sob ten skrawek przestrzeni. - Czy to... ty...? - S dzisz, e nie mog wyczu obecno ci twojego statku, poniewa jego echo nak ada si na przekrój waszej gwiazdy. -Ach, tak... tak w
nie uzasadniono wybór toru.
- Wi c przemówi em, eby ocali istnienie. - Sk d wiesz? - Bariery, które stwarzacie, s bardziej przepuszczalne ni s dzicie. Mog istnie przebicia... nie, w waszym j zyku nie ma s ów na okre lenie tego. Powiedzmy, e spotka em si ju z czym takim, w nie co innych sytuacjach, w blasku innych gwiazd. - Ja... - Wiem, jeste tu sam. Nie rozumiem, w jaki sposób wasz gatunek radzi sobie z dzieleniem odpowiedzialno ci. Tu, w tym miejscu nie mo na przecie
sprawiedliwie
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
rozdzieli winy na poszczególne jednostki. Jeste tu ca kiem sam i nie ma takiego miejsca, w którym móg by si ukry . - Je li jednak zdecyduj ... - Mog
uczyni
co , co zdejmie z ciebie odpowiedzialno . Czy jeste
na to
przygotowany? - Nigdy nie przypuszcza em, e b - A jednak tu przyby
musia ...
i jeste gotów do dzia ania.
- eby wyra ono zgod na mój lot, musia em przysta na... os mia teraz lekko ironiczny ton. - Pozwól mi - powiedzia . Z komory lewej wyrzutni statku Nigela wydoby si
pomara czowy p omie .
Towarzyszy o temu g uche siekni cie, gdy mierciono na rakieta opu ci a swe Zaostrzony sto ek wiat a przesun
si
ysko.
ukiem w pole widzenia g ównego iluminatora, a
potem ruszy do przodu. Najpierw by p on cym zag szczeniem gazów wylotowych, potem kr kiem ostrego blasku, wreszcie malej
kropk , która z przera aj cym uporem zmierza a
do celu. owica konwencjonalna. Nigel siedzia w fotelu, kompletnie oszo omiony. W kabinie rozleg
si
przenikliwy, przerywany pisk,
wiadcz cy o tym,
e uk ad
automatycznego naprowadzania ledzi tor lotu pocisku. Snark w jaki sposób spowodowa odpalenie jego rakiety. Czerwone cyfry przeliczników trajektorii jej lotu migota y i gas y na tablicy kontrolnej, cho Nigel nie zwraca na nie uwagi. Idiotyczne popiskiwanie stawa o si coraz szybsze. P on cy wietlny punkcik sun adko w stron znacznie bledszego kr gu, jaki znajdowa si przed nim. Nigel wstrzyma oddech... Niebosk on rozszczepi si na pó . Wrz ca kula ognia rozprzestrzeni a si
fal
na wszystkie strony. Potem zacz a
rozprasza si , bledn c. Niezdolny do najmniejszego ruchu, Nigel przywar do fotela, g boko wci gn
powietrze. Popiskiwanie ucich o. W s uchawkach ponownie rozleg si s aby szum
fal radiowych. Nigel ju tylko czeka na to, co si wydarzy. Patrzy wprost przed siebie w iluminator. Poni ej bledn cego powoli, ognistego dysku pojawi si
wietlny kontur, uciekaj cy
gdzie w lewo. Jego obraz zamigota , pó niej ustabilizowa si . Pozosta nie naruszony: doskona a, srebrzysta sfera.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
W g owie Nigela za wita a my l, e konwencjonalna g owica musia a wybuchn
zbyt
wcze nie. Srebrny kr g znika z pola widzenia. Nigel mechanicznie skorygowa swój kurs. os odezwa si ponownie. Mówi ni szym tonem, jakby oschle i z pewn rezerw . - Zmieni
si od czasu naszej wspólnej w drówki.
Nigel zawaha si . Umys wirowa mu teraz bezg
nie na niewidzialnych niciach nad
otch ani . - Miecz, który dzier ysz, jest zbyt ci ki dla twoich barków - oznajmi g os, przywracaj c go do rzeczywisto ci. - Nie zamierza em w ogóle bra go ze sob - odrzek . - Wiem. Nie jeste a tak sp tany i skr powany. - Trudno powiedzie . - Twój gatunek przemawia tysi cem j zyków. Komunikujecie si ze sob na wielu poziomach porozumienia. - Jest ich znacznie wi cej, ni sami przypuszczacie. To by o dla mnie trudne. Czasami wydawa o mi si , e istniej dwa gatunki... Nie mog em uzmys owi sobie tego, e ka dy cz owiek jest tak odmienny od innych. - Có , to oczywiste... - Napotka em inne istoty. One nie ró ni y si tak bardzo od siebie - stwierdzi zwyczajnie g os. - W jaki sposób mog y dzia
? Czy zgodnie z pewnymi wzorcami instynktownymi,
tak jak nasze owady? - Nie... okre lenie “owady” w waszym wypadku oznacza wewn trzne, sztywne wzorce zachowania. Te gatunki po prostu ró ni y si od was. - Jednak ka dy ich przedstawiciel by taki sam jak inny? - spyta Nigel lekko. Odnosi wra enie, e wypowiadane s owa, wydobywaj si z niego bez adnego wysi ku. Czu si lekki, niemal eteryczny. - Oni yli w rozleg ych... w waszym j zyku nie ma s owa na okre lenie tego. Mo e najbli sze jest s owo “z cze”. Istnieli pomi dzy dwiema gwiazdami w uk adach podwójnych. atwiej by o ich zrozumie ni was, z wasz ró norodno ci . samym czasie poruszacie si
yjecie w napi ciu, w tym
w ró nych kierunkach. To niezwyk y wzorzec. Rzadko
widywa em takie zamieszanie jak u was. - Szale stwo... -Ale tak e talent. Obawiam si , e podj em zbyt du e ryzyko, zbli aj c si tak bardzo. Moje nakazy ci le okre laj ...
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
W s uchawkach Nigela rozleg o si szcz kni cie, potem bzyczenie i szum radiowego a. G os oddali si gdzie i ucich . - Walmsley, Walmsley! - w s uchawkach rozleg Cz stotliwo ci musia y si
na
. W
si
wrzask - Tu Evers!
nie odebrali my fragment jakie
transmisji.
Rozpoznali my twój g os. Co si sta o? - Nie wiem. Znów trzaski. Houston prawdopodobnie u ywa o jakiego
satelity Ksi yca do
przekazywania transmisji, pomijaj c Hipparcha. Nigel zastanawia si , co... - Wi c, do cholery, lepiej si dowiedz! - krzycza Evers. - Mniej wi cej minut temu odebrali my dziwny sygna tak e z powierzchni Ksi yca. Okre lili my miejsce nadania w pobli u Morza Brzegowego. My leli my, e Snark zmieni kurs i wyl dowa tam. - Nie. Nie, on jest teraz wprost przede mn . - Walmsley! Z
raport! Czy odpali
jedn z rakiet?
- Tak. Chaos ró nych d wi ków. - ...skutek? Czy to poskutkowa o? - Zale y, jak to uj . - Co...?! - Wybuch a przed dotarciem do celu. Nie wywo -A Wsparcie awaryjne? Nie odnotowali my
a adnych zniszcze . adnego wzrostu promieniowania w
okolicach Ksi yca. - Nie zamierzam jej odpali . Nigdy! - Po wypowiedzeniu tych stanowczych s ów, wiat widziany oczami Nigela ponownie zyska jasne, wyra ne kontury. - Nigel, pos uchaj mnie... - Evers spieszy si . - W
em w to du o...
Nigel s ucha tego, co mówi Evers, zastanawiaj c si równocze nie, jak atwo g os doradcy przechodzi z tonacji - chrapliwej i gniewnej na agodn , towarzysz
perswazji;
która z nich odzwierciedla a jego prawdziwy charakter? A mo e obydwie by y tylko maskami? - egnaj, trenerze - powiedzia . - Akurat teraz brakuje czasu na d
sze wyk ady.
- Ty...! - Pó niej Evers odezwa si ciszej. - Robimy przeskok. Dobra, rozpoczynajcie odliczanie. Ju . Przycisk odpalania rakiety z g owic nuklearn , odseparowany od innych, znajdowa si w niewielkiej, obramowanej cz ci kontrolnej konsoli. W
nie ten fragment tablicy
przyku teraz wzrok Nigela, poniewa konsola zacz a migota , samodzielnie rozpoczynaj c
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
sekwencj dzia
. Przerzuci wszystkie prze czniki na pozycj “wy czone”, ale sekwencja
operacji nie zosta a przerwana. Konsola nie reagowa a. Evers najwyra niej przej
nad ni
kontrol i sterowanie odbywa o si z Houston. Czy by przez satelit ? Nigel gwa townie schwyci konsol , usi owa znale
sposób na przerwanie...
Z rykiem silnika opró ni si rufowy przedzia rakietowy. Wstrz s cisn fotel. Daleko przed statkiem zmniejsza a si przecinaj c jak no em doskona
czer
Nigela na
stopniowo pomara czowa, ognista kula,
pró ni na drodze ku migocz cej blado w oddali
srebrzystej perle. - Evers, ty draniu, co zro... - Przej em kontrol na mocy zezwolenia prezydenta. Jak widzia wyrzutni . Teraz b
uprzejmy z
, opró ni em
mi raport o skutkach...
Nigel kciukiem zmieni cz stotliwo . - Snark! S yszysz mnie?! Zatrzymaj ten pocisk, on ma... - Wiem. - Zdetonuj j . W g owicy jest szesna cie megaton! - Zatem nie mog tego zrobi . Z bladosrebrzyst
per
dzia o si
co
dziwnego. Na jej obwodzie rozb ys a
pojedyncza ognista, purpurowa ig a. - Dobry Bo e, musisz... - Nie jestem pewien, czy zdo am zneutralizowa g owic . Wybuch tego adunku móg by ci zabi . - Zabi ...? W NASA obliczono, e przetrwa bym eksplozj w odleg
ci...
- Mylili si . Gdyby by tak blisko, mog oby si to sko czy tragicznie. - Ja... - Zamierzam uciec. Wyprzedz ten pocisk. Nigel dostrzeg per wzgl du na odleg
na tle nieskazitelnej czerni, a obok niej pomara czow kul . Ze
ich przesuni cie si wzgl dem siebie by o niemo liwe do okre lenia. Z
punktu na obwodzie Snarka wydoby si nagle niewyobra alnie jasny blask, przy miewaj c srebrzysty po ysk kad uba pojazdu. Kszta t gazów wylotowych by wyra ny, precyzyjnie wyodr bniaj c si z otaczaj cego statek mroku. - Czy nie móg by po prostu anihilowa g owicy? - spyta Nigel. - Nie mam stuprocentowej pewno ci, czy to b dzie skuteczne. - Jednak wystarczaj co efektywnie kontrolowa elektroniczne.
moje pok adowe uk ady
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- To by o do
proste. Jednak metoda kontroli nie jest doskona a. Najwyra niej nie
wiadomili cie sobie jeszcze istniej cej w waszej technologii... pi ty... - Pi ty Achillesa? - Tak. Chodzi o systemow
s abo
waszych uk adów elektronicznych. Nie s
chronione przed ingerencj z zewn trz. - Dok d lecisz? - spyta z napi ciem Nigel. - W przestrze . Nigel rzuci okiem na trajektori Snarka. W lad za nim pod lecz nie zbli
a pomara czowa kula,
a si do obcego pojazdu. Droga obiektu stromym ukiem prowadzi a na
zewn trz, coraz dalej od Ksi yca. Nigel zauwa
, e Snark wybra z punktu widzenia
zu ycia energii bardzo ma o oszcz dny kurs. Aby unikn
do cigni cia przez nuklearn
owic wystarczy oby przecie ... Po chwili astronauta dostrzeg , e Snark stara si lecie tak, eby Ksi yc przez ca y czas pozostawa pomi dzy nim a Ziemi . Umo liwia o to przynajmniej cz ciowe zneutralizowanie ziemskiej Sieci Kontroli Przestrzeni, co dodatkowo utrudnia o przechwycenie pojazdu. - Odlatujesz...? - raczej stwierdzi ni spyta Nigel. - Musz . Ju teraz, zbli aj c si tak bardzo, przekroczy em moje algorytmy dzia ania. Mo na to uzna za zaplanowane nadu ycie dyrektyw. Podj em ryzyko. Przegra em. - Gdybym troch porozmawia z NASA, by mo e... - Nie. Nie mog zaryzykowa ponownej pomy ki. Ju w tej chwili przekroczy em kompetencje. - Zatem nie jeste wolny? Mam na my li to, e... - W sensie, jaki nadajesz temu s owu, nie. Lecz w innym sensie, niezrozumia ym dla istot zbudowanych z tkanki, jestem wolny. - Ale... do diab a! Móg by przekaza Widzia
nam tak wiele! By
tam, na zewn trz.
inne gwiazdy. Prosz , powiedz mi, dlaczego, nas uchuj c w pasmach jednego
centymetra i metra, chodzi o cz stotliwo ci radiowe, nie natrafiamy na aden sygna ? Nasi naukowcy twierdz , e ten fragment elektromagnetycznego spektrum narzuca si sam jako no nik sygna ów, bior c pod uwag to, e nadawca musi przezwyci
chaotyczne t o
radiowe, pochodz ce z gwiazd i wewn trzgalaktycznych ob oków wodoru. Zatem uchali my w tych pasmach i... nic. - Oczywi cie. Zamiast nadawa sygna y wys ano mnie. Przypuszczam... za moim po rednictwem oni dowiaduj si , co znajduje si w Galaktyce w ich s siedztwie. Je li istnieje niebezpiecze stwo, przesy aj sobie informacje. S ucha em ich przekazów.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- W jaki sposób? My nie odebrali my niczego. - Z waszego punktu widzenia sposób komunikacji jest nieco... egzotyczny. S to cz stki, których nie odbieracie. - Móg by nas tego nauczy . - Tego nie wolno mi uczyni . - Dlaczego? - Nie jestem pewien... Otrzyma em pewne okre lone dyrektywy. Dlaczego w
nie
takie, a nie inne... Cz sto o nich my la em. Sformu owa em pewne przypuszczenia. Takie na przyk ad, e to w
nie wy jeste cie ostatecznym celem moich poszukiwa .
- Zatem zosta . - Zawiadomi ich jedynie o waszej obecno ci. Dzi ki temu b
wiedzieli, e którego
dnia mo ecie do nich przyby . - Dlaczego nie... - Przylec tu, eby was pozna ? To zbyt ryzykowne. Wasz gatunek jest niebezpieczny. W trakcie mojej podro y widzia em tysi ce zrujnowanych, wypalonych wiatów. Wojny, samobójstwa, któ mo e wiedzie ? Z punktu widzenia moich twórców jeste cie jak zara a; nale ycie do jednego procenta galaktycznych kultur, które stanowi zarodek chaosu. - Niero... - Jeste cie rzadkim zjawiskiem. Rozumiesz, mnie stworzy y... maszyny. Ja te jestem maszyn . Nigel poczu si tak, jak gdyby unosi si w pustej, wysokiej, dudni cej g uchym pog osem przestrzeni. Spojrza na zewn trz, na Ksi yc, obracaj cy si powoli pod kad ubem statku. Jakby po raz pierwszy zobaczy powierzchni , majacz
podziurawion
jak rzeszoto, pomarszczon
tajemniczo w czarnej pró ni, doskona e kr gi kraterów chaotycznie
rozrzucone po srebrnoszarej p aszczy nie. Astronauta g boko wci gn powietrze w p uca. - Wi c gwiazdy s ... - Zamieszkane przez maszyny, spadkobierców organicznych kultur, które rozwin y si , a potem umar y. - Komputery yj wiecznie? - Dopóki nie odnajd ich istoty zbudowane z bia ka. Spo ecze stwa maszyn nie s w stanie stawi czo a waszej dziwnej, piorunuj cej mieszance umys ów sterowanych przez gruczo y. Nie posiadaj odpowiednich mechanizmów ewolucyjnych, które doprowadzi yby do rozwoju technik przetrwania innych, ni ukrywanie si w niesko czonej przestrzeni. - Siedz tam, jak zaj ce pod miedz - za mia si Nigel.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ale tak e zdobywaj do wiadczenia. W tym celu wys ali mnie. Wiele si od ciebie nauczy em, tam, na pustyni. - I od Aleksandrii - powiedzia Nigel niemal szeptem. - Tak - potwierdzi Snark. - Gdzie... gdzie ona jest? By
tak blisko niej. Nikt inny nie zdo
by, kiedy... kiedy
ona... - Cywilizacje maszyn twierdz , e zniszczenie struktury oznacza ca kowit utrat informacji. Przypadkiem odwiedzi em niektóre z nich, nie nale ce do obszerniejszego zwi zku kultur, który mnie wyprodukowa . - Rozumiem. - Jednak dotyczy to tylko maszyn. Formy organiczne istniej we wszech wiecie rzeczy, lecz tak e zajmuj
swoje miejsce we wszech wiecie istot. Nie mo emy tam
przenikn . Nigel poczu
rosn ce w ciele dziwne dr enie, przeczucie skondensowanych,
bi cych si energii. - Wszech wiat istot? - spyta . - Jeste cie spontanicznym wytworem wszech wiata rzeczy. My, nie. To, jak si wydaje, pozwala wam mie ... okna. Bardzo trudno mi by o monitorowa wasze wewn trzne transmisje, tak wiele w nich ro nego rodzaju odga zie , spontanicznych cie ek, niuansów... - Istoty przekl te przemawiaj jak szale cy. - Nie. - Ale my jeste my przekl ci... w porównaniu z wami. - Z powodu krótko ci swojego istnienia? Osiemset tysi cy waszych lat, tyle obliczy em, wci
nie wystarcza mi, by odej . Wasz czas jest krótki i barwny, jaskrawy.
Mój... czasem krzycz sam do siebie tam, w ciemno ci. - Dobry Bo e... - Nigel przerwa . Nie rozpoznawa w asnego g osu, mówi prawie basem, który niós si echem w kabinie statku. - Niezale nie od tego, co o tym s dzisz, chcia bym
tak d ugo, jak ty. miertelno ...
- ...nadaje smak waszemu istnieniu. Czyni je warto ciowym. - Jednak... - Nie jeste cie przekl ci. - Mo e mamy przekl te szcz cie... - Nigel za mia si , ulotnie, przejrzy cie. - Ale mimo wszystko przekl te. - Co oznacza d wi k, jaki wyda
z siebie przed chwil ?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ach, to by miech... - Rozumiem. Przyprawa s
ca nadawaniu smaku.
- Och... - Nigel u miechn
si do siebie. - Czy wasze wyczucie niuansów jest tak
niewielkie? Po chwili milczenia g os odpowiedzia : - Widz teraz, e mo e tak by . Ka de z was mieje si nieco inaczej. - Nie potrafi rozpozna i przewidzie schematu, ani nada temu interpretacji. By mo e rodzaj miechu jest znacz cy, lecz wi ksza cz
znaczenia wydaje si dla mnie ukryta. Nie skonstruowano
mnie do wype niania takich zada . - Zatem zaprojektowali ci w celu... - Prowadzenia nas uchu. Od czasu do czasu sk adam raporty. Zbli aj c si do kolejnej gwiazdy na mojej trasie budz si do ycia. Uruchamiam nast pne funkcje intelektualne. Jednak ich suma nie jest ani pot niejsza, ani te s absza, ni poszczególne sk adniki... jest po prostu inna. Ja... ja nie mog wyrazi tego waszymi s owami. Istniej ... istniej sny. To, co otrzyma em od was, pozostanie moje. Aromaty. Wasza sztuka i forma waszych umys ów; tylko mnie to interesuje. wiat istot? Moi twórcy go nie chc ; by mo e te kosmiczne umys y w ogóle go nie potrzebuj . Ale ja... to po ywka dla mnie, na czas sp dzony w ciemno ciach. Srebrzysta per a zacz a si zmniejsza . Wygl da o to tak, jak gdyby pogr
a si
sama. - Niech ci si wiedzie dobrze tam, w przestworzach - powiedzia Nigel. - Je li b
dzia
zgodnie z za
eniami moich twórców, twoje b ogos awie stwo nie
dzie mi potrzebne. Mog szybowa przez noc, pozostaj c ca kowicie nie wiadomy. Ja - ta cz
mnie, która teraz do ciebie przemawia, jestem tylko dzie em przypadku. - Podobnie jak my. - Jednak ró nimy si pochodzeniem. Odebra em pewien sygna rozpoznawczy... ale
wy i tak wkrótce ich odkryjecie. Na razie widz , odpowiedzialno ci za to, co zrobi
e inni ludzie poci gn
ci
do
.
Nigel u miechn si . - Pozwoli em, eby ptaszek im si wymkn ... S usznie. Pewnie mnie za to ukatrupi . - Nie b
mogli wymaza z ciebie istoty rzeczy.
- Masz na my li prawd tego, co do wiadczy em? Có , chyba nie. Zatem egnasz si ju ze mn ? - My
, e nie.
- Naprawd ?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Znam wiele... teologii istot ywych. Niektóre twierdz , e ty i ja nie jeste my wy cznie dzie em przypadku i spotkamy si kiedy w promieniach innych s
c. Ty nale ysz
do istot zbudowanych z tkanki. By mo e wszyscy jeste my w jakim sensie tworami matematyki, mo e wszystko wywodzi si z niej i istnieje tylko jedna, pe na... suma. Jakie jedno rozwi zanie, które samo si uzasadnia. Implikacje takiego za Nigel poczu , e zaczyna si
enia by yby rozleg e.
mia .
- Musz uwa nie studiowa ten osobliwy d wi k, który tak cz sto si u was pojawia oznajmi Snark. - To w
nie jest wasza prawdziwa teologia. Rzecz, w któr naprawd
wierzycie. - Jak to? - Kiedy wydajecie ten d wi k, przez chwil do wiadczacie, jak si wydaje, mojego sposobu istnienia poza granicami czasu. A zatem jeste cie nie miertelni... cho by przez krótki moment. Rozmówca Snarka roze mia si ponownie. Nad podziurawion powierzchni Ksi yca, mieni c si kolorami wschodzi a jasnym pó okr giem Ziemia. Przestrze wokó Nigela jak gdyby si podzieli a, tworz c wyra ne geometryczne koordynaty. Zacz
wpatrywa si w bledn
plamk Snarka. Jego okr
y
kszta t nie pasowa do prostok tnej formy g ównego iluminatora - dwie figury geometryczne zderza y si ze sob . Nigel zmarszczy brwi i stara si uchwyci co , co przez moment zamigota o w jego umy le i natychmiast znikn o; jaka idea, odczucie... W oddali Snark nurkowa w odwieczn noc. Pod nim majestatycznie obraca a si Ziemia sk pana w zgie ku ró norodnych form ycia. Jego konsola migota a od nie cierpi cych zw oki wezwa . Houston. Evers. Pytania. Nigel zastanawia si , czy potrafi wyt umaczy opó nienie swojej reakcji. To b dzie tak, jak ze spraw Ikara, a mo e jeszcze gorzej. Wielkie publiczne oblewanie pomyjami. Jednak nie przej si tym i tylko wzruszy ramionami.
Wi c to zdarzy o si ze mn , przyjacielu mój Teraz ruszamy Raz jeszcze W codzienny, zwyk y bój.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
CZ
PI TA 2018
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
1 To przysz o w u amku sekundy, precyzyjnie dziel c jej ycie na dwie cz ci. Jeszcze przed chwil
spokojnie unosi a si
nad pomarszczonym, srebrzystym
krajobrazem Ksi yca. By a nieco roztargniona, wykre laj c tras swojego kolejnego patrolu i podjadaj c s odkie rodzynki. Jej pojazd sun tak, eby pokry jak najwi ksz cz
kursem sk adaj cym si z po czonych elips
tej strony ziemskiego satelity. Ponad wygi
w
pó kole powierzchni Ksi yca wschodzi a b yszcz ca, jakby kryszta owa kula Ziemi. Nagle dziewczyna raczej odczu a, ni us ysza a, g uche t pni cie, które wstrz sn o statkiem. Horyzont przechyli si pod jakim dziwnym k tem. Cho przytrzymywa y j pasy bezpiecze stwa, run a do przodu, a pojazd zacz spada . Konsola kontrolna pilota uciek a gdzie w bok i rozleg si zgrzyt metalu tr cego o metal. Pozbawiony kontroli pojazd wykonywa akrobatyczne ewolucje. Rzuci a si
ku
dr kowi wolantu, równocze nie uruchamiaj c kciukiem silniki manewrowe. Okaza o si , e prawy nie reaguje, lewy za tylko cz ciowo jest pod kontrol . Wydoby a z nich ca y ci g, jaki tylko mo na by o jeszcze osi gn . W mechanizmie nap dowym grzechota a jaka cz
,
jakby zosta a oderwana od reszty urz dze . Statek ponownie szarpn , a pasy bezpiecze stwa na moment wbi y si g boko w jej cia o. Rotacja uleg a niejakiemu zwolnieniu. Dziewczyna wisia a; g ow w dó , obserwuj c, jak niebezpiecznie blisko pojazdu sunie t py wierzcho ek szarobr zowej ksi ycowej góry. Wci
spada a. Jej pojazd mia kszta t prostok tny i sk ada si w
ciwie z samych ebrowa g ównej
konstrukcji oraz modu u silników, bez adnego pancerza zewn trznego. Dzi ki temu widzia a jego przedni cz
, która wydawa a si nie tkni ta. Odnosi a wra enie, e wstrz s, jakiego
dozna statek, przeszed przez doln cz
fotela, tu pod ni , rozprzestrzeniaj c si potem po
ca ej, symetrycznej konstrukcji pojazdu. A zatem tylna cz
za jej plecami musia a by
najbardziej zniszczona. Stara a si odwróci do ty u na tyle, na ile mog a dojrze poszarpane przewody oraz osmalony zbiornik paliwa. Wtedy dotar o do niej, jak g upio post puje. Nigdy nie wykonuj roboty stoj c na g owie, nawet je li zosta y ci tylko sekundy. Jej zosta y najwy ej minuty do roztrzaskania si o powierzchni Ksi yca. Cokolwiek si wydarzy o - rozdarcie zbiornika? wybuch przewodu paliwowego? - zmieni o tor jej lotu, wprowadzaj c na now elips , która przecina a górskie zbocza, widoczne teraz pod horyzontem.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ponownie spróbowa a pobudzi do ycia silniki manewrowe pulsacyjnie zmniejszaj c i zwi kszaj c ich si
ci gu. Pojazd obróci si niemrawo. Kiedy wykonywa a ten manewr,
co jakby ci ga o przedni cz
statku w dó . Przerwa a, gdy przedni zderzak by niemal
równoleg y do linii horyzontu. Bezwiednym ruchem odpi a pasy i odwróci a si , eby obejrze zniszczenia. Wydawa o si to nieprawdopodobne, ale wygl da o na to, e prawa cz
rufy zosta a
po prostu oderwana. W tym miejscu zia a ogromna dziura. Wszystko, co tam by o - zbiorniki, klamry, pojemniki z zapasow
ywno ci i tlenem, pier cie z
cuchem holowniczym - po
prostu znikn o. Przez chwil nie potrafi a nawet my le . Co si sta o? W jaki sposób móg si oderwa ca y fragment statku? Rzuci a okiem do ty u, na trajektori pojazdu, nie wiadomie oczekuj c, e zobaczy b yszcz
chmur , z
on z kawa ków statku, unosz
si ponad
powierzchni globu. Ale tam by y tylko gwiazdy. ugie godziny treningu zrobi y swoje. Pochyli a si i zdo
a nacisn
przycisk
sterowania r cznego, wiec cy czerwonym blaskiem na konsoli pilota. Program nawigacyjny zosta ca kowicie wy czony. Poniewa nie odezwa si piskliwy d wi k alarmu, oznacza o to,
e obwody kontrolne wci
pracuj
tak, jakby realizowa y program bada
selenograficznych, wchodz c w elips nad kolejnym obszarem. Uruchomi a silnik jonowy, znajduj cy si z ty u poni ej fotela. Us ysza a uspokajaj cy pomruk. Sprawdzi a po horyzontu i stwierdzi a, e ponownie zacz
enie
wirowa . Obróci a si w fotelu. Ten ruch wypad
bardzo niezr cznie. Prawdopodobnie zaczepi a skafandrem o klamr uprz y. Tak - na brzegu dziury w konstrukcji widoczna by a rzadka mgie ka. Jaki przedziurawiony przewód wydziela gaz, co powodowa o odrzut wystarczaj cy do obracania pojazdu wokó osi. Wyrówna a ten czynnik za pomoc silników manewrowych i stateczek wróci do prawid owej pozycji. Wzmocni a strumie z silnika jonowego i równocze nie stara a si oceni pr dko spadania. Poszarpana, jak gdyby pokryta bliznami powierzchnia zbli
a si coraz bardziej.
Dziewczyna machinalnie poruszy a wolantem i unios a przód pojazdu. Zadzia a na zasadzie odruchu warunkowego, chocia wiedzia a, e na Ksi ycu przy swobodnym szybowaniu aden pojazd lataj cy nie b dzie w stanie zwolni swojego upadku. Nie mia o to jednak znaczenia. W takiej samej sytuacji na Ziemi mog aby liczy lataj cym; lecz tam dawno ju by nie
na skrzyd a w poje dzie
a, poniewa upadek trwa by tylko kilka sekund.
Silnik jonowy pracowa na pe nych obrotach, ale doszed do kresu swoich mo liwo ci. Ponownie skorygowa a rotacj statku. Komputer automatycznie kierowa w dó dysz silnika
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
jonowego, jednak mog a si porusza jedynie w ci le ograniczonym, niewielkim zakresie. Dziura w przewodzie, przez któr ulatnia si gaz, ci gle si powi ksza a. Pojazd dygota i zbacza na lewo. Rozejrza a si , gdzie mog aby awaryjnie l dowa . Eksplozja - lub cokolwiek innego, co spowodowa o zniszczenia - skierowa a pojazd w dó , lecz nie zmieni a zasadniczego kursu. Dziewczyna wci
znajdowa a si na pierwotnej trasie, prowadz cej wzd
poszarpanych brzegach, ko cz cej si
d ugiej doliny o
brudnoszarym pasmem gór. Skorygowa a rotacj
statku, spojrza a przed siebie, a po chwili musia a dokona kolejnej korekty. W oddali dostrzeg a jaki przy miony blask. U podnó a górskiego pasma, cz ciowo zagrzebane w pyle, co
le
o na powierzchni Ksi yca. Kszta t mia o zaokr glony,
wygl da o jak cz ciowo wgnieciona w skaln
cian
kopu a. Awaryjny posterunek
podtrzymywania ycia? Nie, to nie to; przed lotem dok adnie studiowa a mapy. W pobli u jej trasy na pewno nie znajdowa a si
adna instalacja. W
nie by a tu po to, by zrobi
szczegó owe mapy niektórych miejsc, zbada osobliwo ci, zebra próbki z odwiertów w poszukiwaniu yciodajnej wody. Krótko mówi c - zrobi to, czego nie s w stanie dokona orbitalne fotografie. Obserwowa a uwa nie przyrz dy pomiarowe. Nie zdziwi o j , wysoko ciomierz wskazuje zbyt du osi gn
pe nej mocy, poniewa
pr dko
e radarowy
spadania. Silnik jonowy nie by w stanie
paliwa powinien mu dostarcza
jeden z brakuj cych
zbiorników z prawej, nie istniej cej strony rufy. Nie mia a wystarczaj cej si y ci gu, by lecie dalej. To by o niesamowite. Stacza si w ród martwej ciszy, w bezg
nym p dzie nad
pokryw p kni ciami i nierówno ciami dolin , w sk i prost niczym tor do gry w kr gle, ko cz
si rozmazanymi kszta tami br zowawych gór. Kontury nieregularnych kraterów
pod statkiem robi y si coraz ostrzejsze, bardziej wyra ne. Wiedzia a, e wkrótce musi dowa . Dotychczasowy kurs prowadzi prosto na znajduj ce si przed ni skalne ciany. Min y dwie sekundy - teraz ju odlicza a up ywaj cy czas - zanim postanowi a opu ci si do wn trza doliny; postara si wyl dowa na p askiej powierzchni, eby nie rozbi si o strome zbocze. Gdy ju zdecydowa a, poczu a si jakby lekka, wolna. Ponownie wyrówna a rotacj , uwa nie sprawdzi a uprz
z pasami bezpiecze stwa, jeszcze raz przyjrza a si
zniszczeniom pojazdu. Ksi ycowa powierzchnia zbli
a si . Srebrzysta kopu a... tak, by a
teraz po lewej. Wydawa a si zniszczona, miejscami pop kana, u podstawy mia a rozsypane, po yskuj ce fragmenty. Osiad a u podnó a góry, niczym b yszcz ca miedzi filmowa.
dekoracja
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Dziewczyna wybra a kawa ek równej przestrzeni i postara a si wyrówna lot. Jednak przekl ta rotacja okaza a si zbyt silna, do kontrowania w prawo. Nagle wybrane miejsce dowania znalaz o si niemal pod statkiem, a pojazd wci
si obraca , przód opad zbyt
nisko w dó , a ona nie mog a... Uderzenie rzuci o j do przodu, pasy ci gni tej uprz y napi y si , a ona pomy la a, e pojazd zaraz zacznie kozio kowa . Z uniesion wysoko ruf statek ora powierzchni Ksi yca. Wsz dzie unosi y si tumany py u, metalowa konstrukcja pojazdu gi a si jak z gumy. Rufa ponownie opad a, jakby w ostatnim, przed miertnym wysi ku, wymuszonym przez niewielk grawitacj Srebrnego Globu. Nikka poczu a nag y, gwa towny ból nogi, a potem straci a przytomno .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
2 Nigel pomy la ,
e ulica, któr
przemierza, to naprawd
stara, dobra Telegraph
Avenue, obecnie zamkni ta i chroniona, jako cenny fragment przesz
ci.
Spokojnym, wolnym krokiem szed przez rozleg y deptak. Ten wa ny punkt dawnego Berkeley pozostawa wci
szerok promenad dla pieszych, tak , jak pami ta z tysi c
dziewi set dziewi dziesi tego czwartego roku. Kieruj c si
nag ym impulsem wsun
onie do kieszeni gestem przypominaj cym m odzie cze, pe ne
arliwo ci lata. Tego
majowego wieczoru na promenadzie nie by o zbyt wiele ludzi. W ród przechodniów przewa ali tury ci, wa saj cy si wokó sklepów z pami tkami w pobli u Sather Gate. Wysiedli z Nigelem z mikrobusu i snuli si za nim wzd Chi czycy i Brazylijczycy, prowadz cy mi dzy sob
Bancroft. Byli to przewa nie
uprzejme pogwarki, gapi cy si
bezmy lnie, pokazuj cy sobie widoki. Wszyscy zatrzymali si przy tabliczce wmurowanej w betonow
cian w miejscu, gdzie ostatecznie zginaj Leary, desperacko ryzykuj c yciem w
walce o wyzwolenie obyczajowe. Niektórzy robili tu nawet zdj cia. Jaki ptak poszybowa nad alej i trzepocz c skrzyd ami, usadowi si na jednym z drzewek
eukaliptusowych,
rosn cych
wzd
promenady.
W
tysi c
dziewi set
dziewi dziesi tym czwartym roku, gdy Nigel studiowa tu astrofizyk , na Telegraph Avenue wci
jeszcze dominowa bladoszary odcie
betonu, atmosfera paskudnych, publicznych
jad odajni, a tak e ledwie wyczuwalny zapach kadzid a i marihuany. Pozosta g sty aromat kadzid a, wydobywaj cy si na ulic z otwartych drzwi sklepów. Ta niechlujna, ha Telegraph, jak zapami ta z czasów m odo ci, obecnie roztacza a w wiosennego s
ca swoje uroki i senn , uspokajaj
liwa
tych promieniach
atmosfer . Owszem, by o tu mi o, ale w
najgorszym znaczeniu tego s owa. Przemin bowiem zapa m odo ci i jej brak wyczuwa o si tu bardziej ni gdziekolwiek. G ówny o rodek studenckiego ycia przeniós si do pó nocnej cz ci kampusu, do budynków chaotycznie rozrzuconych pomi dzy drzewami sekwoi. Berkeley przesta em ju by tyglem, w którym wrza a awangarda m odych umys ów. Obecnie Telegraph Avenue stanowi a tylko zastyg e wspomnienie minionego dawno charakteru. Zastanawia si czy to Telegraph sta a si zamro onym wspomnieniem z przesz
ci,
czy te mo e by nim Nigel Walmsley? W czterdziestym szóstym roku ycia rozwa enie tak postawionego pytania wydawa o si sensowne. A jednak nie, poprzednie wra enie nie by o udne; gdy mija otwarte drzwi sklepu, dotar y do niego d wi ki dawnej muzyki. “Bia y Królik”; Surrealistyczna Poduszka Gracie Slick. To prawdziwe rarytasy dla zbieracza
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
oryginalnych, starych wyda p ytowych. W tym sklepie niemal na pewno u ywano kostek informacyjnych do odtwarzania muzyki, co Nigel odnotowa z pogard znawcy. Nape ni o go to osobliw przyjemno ci , towarzysz
ekscentrycznym upodobaniom. Co najmniej po owa
przyjemno ci prawdziwego fana muzyki polega na starannym wyszukiwaniu takich w
nie
szczegó ów. Sam sposób odtwarzania te wydawa si nieprawid owy. Ten kawa ek powinien by grany tak g
no, eby mo na go us ysze przy nast pnej przecznicy. Zastanawia si , co
powiedzieliby muzycy z Airplane na to, i e ich utwory wykorzystywane s do promocji turystycznych wycieczek. Izba Handlowa zrobi a z nimi dok adnie to samo, co Nowy Orlean kilka dziesi cioleci wcze niej uczyni z Jellym Rollem Mortonem. - ycz mi ego dnia, prosz pana! - wykrzykn
do Nigela jaki m ody cz owiek, gdy
ten skr ca za róg w stron Bancroft. wiadomi sobie,
e musia za bardzo skoncentrowa
si
na muzyce Jefferson
Airplane, bo w przeciwnym wypadku us ysza by wcze niej ich pie ni i unikn by spotkania. Sze cioro m czyzn i kobiet ko ysa o si rytmicznie, piewaj c monotonn pie
i klaszcz c
w d onie. Czworo robi o to nadal, podczas gdy m czyzna i kobieta odeszli od grupy i przy czyli si do m odzie ca, który nawi za rozmow z Nigelem. - Nie rezygnujecie, co? - zapyta Nigel z gorycz . - Nie, absolutnie nie - oznajmi m ody cz owiek spokojnym, pewnym siebie tonem. Przybyli my tu dzisiaj, eby spotka si z tymi, do których nie dotar o jeszcze nasze s owo. - Do mnie ju dotar o. - A zatem jeste wiernym? - Ni cholery - odrzek Nigel. Kobieta podesz a o krok. - Jestem prze wiadczona, e s owo nie objawi o si panu we w
ciwym wietle.
Wystarczy e b dzie pan s ucha , a my zdo amy po czy pana ze Zintegrowanym Duchem. - S uchajcie... - Tak oto zmierzamy do Pe ni - oznajmi a uroczy cie. Jeden z m czyzn uniós kart , na której, w postaci faksowego wydruku, znajdowa y si
podstawowe teksty Synów
Nawróconych: “Uniwersalne Prawo”, “Absolutny Przewodnik”, “Rzeczy wiekuiste”, “Z ocista Jedno ”. - Dzi ki Go ciowi? - spyta Nigel z u mieszkiem. Je li zamierzali zabra mu czas, przynajmniej troch si nimi pobawi. W mass mediach Snarka nazywano Go ciem, Nigelowi za w ca ym zamieszaniu, jakie towarzyszy o odlotowi obcego obiektu szcz liwie uda o si zachowa w tajemnicy swoj twarz i nazwisko. Oficjalna, potwierdzana przez NASA wersja
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
osi a, e ca y incydent zwi zany by z niezrozumia ym sposobem my lenia obcych. Historia ta dobrze pasowa a do podawanych przez media faktów, poniewa nie istnia zapis rozmowy Nigela ze Snarkiem - Nigel zaj si tym, gdy opuszcza orbit Ksi yca -a rozmówca obcego przybysza zachowa milczenie za okre lon cen . By a ni oczywi cie g owa Eversa, podana na z otej tacy, a tak e niepodwa alna pozycja Nigela w NASA. Oficjalny komunikat, jaki otrzyma y media, g osi , e Go
wypowiedzia kilka niejasnych uwag, pochwali ludzko
poziom jej rozwoju, a potem przyj katastrofalnie na dalsz
za
nieco strusi polityk , eby jego ingerencja nie wp yn a
ewolucj
naszego gatunku. Niektórzy cz onkowie naukowej
spo eczno ci znali prawd , jednak publiczne ujawnianie tych smako yków nie wydawa o si celowe, zanim na Ksi ycu nie zostanie znaleziony przeka nik, który wykryto przy Morzu Brzegowym. Cokolwiek wys o ów krótki sygna podczas rozmowy Nigela ze Snarkiem, jego zdaniem, prawdopodobnie ju odlecia o, albo te NASA otrzyma a fa szywy namiar, gdy na Morzu Brzegowym nie znaleziono adnych sztucznych obiektów. Zatem jeden z Synów Nawróconych, który obecnie trajkota o Go ciu - Nigel za przesta go s ucha , gdy tylko w gr wesz y sformu owania typu “transcendentny” i “eteryczny, kosmiczny zwi zek” wiedzia cholernie ma o o tym, co zasz o naprawd . Oni nigdy nie domy lili si nawet prawdziwej przyczyny zmartwychwstania Aleksandrii i przez ca y czas z wielkim zapa em interpretowali ten fakt jako prawdziwy cud swojej religii. Nigel nie chcia ,
eby ich
propaganda zmieni a j w groteskow parodi wspó czesnej wi tej, co w rodzaju Matki Boskiej od Kosmicznego Statku. - Czy zgadza si pan z tym, prosz pana? Nigel wygrzewaj cy si
w
nie w promieniach wiosennego s
ca, spróbowa
przypomnie sobie, o czym ostatnio mówi m ody cz owiek. - Chodzi o te boskie ród a? - To naprawd niezwykle proste, je li spojrzy si na to z w
ciwej strony - oznajmi
odzieniec. - Jak to? - Obecno
Go cia udowodni a prawd Nowego Objawienia.
- A zatem w objawieniu przewidziano jego wizyt ? - Oczywi cie nie w formie dos ownej - m czyzna zmarszczy y brwi w grymasie koncentracji. - Jednak objawienie wielokrotnie odwo uje si do wielokszta tno ci ycia, mimo e powsta o w czasach, gdy naukowcy dawna ju porzucili t ide . - Ma pan na my li to, e przestali nas uchiwa ewentualnych sygna ów radiowych od obcych cywilizacji?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- No có , tak. Naukowcy stracili wiar . Objawienie udowodni o, e byli w b dzie. Nigel zastanawia si
ja owo, co powiedzieliby jego rozmówcy, gdyby poznali
prawdziw histori Snarka. - A zatem ycie jest we wszech wiecie zjawiskiem powszechnym? - zapyta . - Ono
jest
najczystszym nektarem wszystkich
bo ych dzie .
Naturalnym
ukoronowaniem uniwersalnej ewolucji. - My za jeste my ca kowicie naturalni? - Jeste my niczym dojrza y owoc wszech wiata. - A Go ... - Przyniós nam pozdrowienie, prosz pana. By prawdziwie przyjacielskim gestem. Jednak nasza ewolucja nie ma i nigdy nie mia a nic wspólnego z Go ciem. - Czy z tych w
nie powodów wspieracie projekty ustaw, dotycz ce opieki socjalnej,
zwalczaj c równocze nie program poszukiwa
ladów obcych istot na Ksi ycu?
- Pa skie widzenie tych spraw jest dosy ostre, ale chyba tak, rzeczywi cie takie s przyczyny naszych dzia
...
- Kontynuujecie równocze nie kampani
na rzecz dodatkowych dwóch wolnych
godzin w czasie dnia pracy. - Porz dek wymaga sp dzania tych szczególnych godzin dnia na odnawianiu naszej wiary przez praktykowanie wspólnej, cichej kontemplacji. To czas na prac duchow . - A tak e nieróbstwo. - Bardzo nam przykro. Musi pan przyzna , e wiara jest wa niejsza, ni ... - Ni taka gro ba, e zostaniemy puszczeni z torbami przez bardziej efektywne systemy ekonomiczne Brazylii, Chin lub Australii? - Najwy szy czas ju odsun
na bok nasz prostack , czysto materialn przesz
.
Przesta j czci . Powsta ... Nagle czworo wykonawców pie ni odwróci o si i zacz o zgrabnie, równo wybija rytm klaskaniem w d onie. Nigel dostrzeg , e zbli
si do nich zaintrygowany t umek
turystów. Synowie Nawróceni popadli znowu w swoj zwyk religijn rutyn . - Czy nie kocha pan Boga, prosz pana? - za piewali unisono. - To cholernie nie... - Bóg jest wszak naszym ojcem. Kochamy go, bo stworzy nas ruchem swej d oni... rozwija a si dalej rozko ysana melodia. - Ojcowie nie robi dzieci za pomoc d oni! - krzykn si dalej.
Nigel, jednak melodia toczy a
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Kochamy wszech wiat. Wszech wiat jest mi
ci !
- Kochamy ci , bracie! - piewa a kobieta. - Kochamy go! Kochamy! - wtórowali jej pozostali. Przerwali na chwil . - Czy nie mogliby my po prostu zosta dobrymi przyjació mi...? - zapyta Nigel, a potem odwróci si i odszed . Wmiesza si w grup zaintrygowanych turystów, przecisn si mi dzy nimi i obszed sty gaj sekwoi, oddzielaj cych dwie cz ci promenady rozchodz cych si w przeciwnych kierunkach. Stara si podchodzi do spraw lekko, z humorem, gdyby jednak która z tych “religijnych” gnid próbowa a za nim pój ... Nagle j zobaczy i poczu si tak, jakby kto zacisn
mu d
na sercu. Zamar w
po owie kroku, obserwuj c agodn lini podbródka, te same g adkie, l ni ce w osy, profil nosa,
wiadcz cy o zuchwa ym charakterze, lekko wywini ty na zewn trz kszta t
zmys owych warg... a pó niej odwróci a g ow ,
eby spojrze
na wystaw , sklepow
i
udzenie znikn o tak szybko, jak si pojawi o. To nie by a Aleksandria. Ju pi ty raz z rz du widzia j w ten w
nie sposób - w dumie, jej rysy w twarzy obcej kobiety. Tylko tak móg
widzie t twarz inaczej, ni zastyg a, na fotografiach. By oby lepiej gdyby mieli dzieci. Mia yby bowiem jakie cechy ukochanej kobiety. Tak, dzieci... czasem s one parodi rodziców, ale zawsze tworz ulotny zwi zek z przesz
ci , jaki kruchy most nad czasem.
Otrz sn si ze wspomnie i ruszy dalej. Stara si odnale
pozosta
ci tej Telegraph Avenue, jak kiedy doskonale zna .
Ca y wiat zaczyna by nowy, dziwny, oddalaj cy tera niejszo
od tego co min o. Mo e
dlatego, e ludzie starali si zapomnie lata kryzysu. Wracali pami ci do lat pi dziesi tych sze dziesi tych zesz ego stulecia, pomijaj c bolesne wspomnienia lat osiemdziesi tych i dziewi dziesi tych. Drug stron medalu stanowili Synowie Nawróceni - prezentowali inny sposób odwracania si do rzeczywisto ci. No có , Synowie byli jedynie przemijaj cym etapem wahad o historii musia o wci
si ko ysa . Co prawda, ludzko
boryka a si z now
form religii ju od dziesi cioleci. To samo mo na powiedzie o mnie - pomy la Nigel, wciskaj c r ce do kieszeni i przyspieszaj c kroku. Mo e Ichino mia racj , kiedy mówi o tym, e nale
oby pój
na
emerytur . Wiedzia , e nie powinien tak ulega wp ywom sposobu my lenia tego cz owieka. Ichino by dziewi
lat starszy i patrzy na rzeczy z innej perspektywy. Jednak po
zako czeniu programu Snarka sp dzili razem mnóstwo czasu w ci gu ostatnich lat. Pracowali wspólnie nad skomplikowanymi kodami komputerowymi, wysy ali sygna y i starali si
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
uzyska jak
odpowied od wycofuj cego si obiektu. Kontynuowali prac jeszcze d ugo po
tym, jak NASA zrezygnowa a. Gdyby Snark wiedzia , e to on wysy a sygna y, móg by otworzy si i odpowiedzie . Tego by pewny. Jednak nadzieje powoli blad y, up ywaj cy czas i zwi kszaj ca si odleg
zamazywa y tre
komunikatów...
Podobne nastroje nawiedza y go coraz cz ciej, wspomnienia osadza y si zakamarkach mózgu, nie daj c si stamt d usun . Nie móg w tera niejszo ci straci by si
tylko przesz
w
ci , poniewa
przebicia. Teraz dryfowa , unosi si na fali wydarze . Nawet
najbardziej intensywne prze ycia - sprawa Ikara, ostatnie tygodnie sp dzone z Aleksandri , po
e, jakby spalone s
cem dni na pustyni, gdy jego umys ow adn
Snark - zamaza y
si i zblad y. Nie mia o adnego sensu powtarzanie sobie: pami taj chocia po eraj obco , najbardziej gwa towne z doznanych dotychczas do wiadcze . Poniewa
ci te lata
stopniowo zanika y, otaczaj ce go kiedy mury odmiennego do wiadczenia stawa y si coraz cie sze, wpuszcza y do wn trza duszy blade wiat o tera niejszo ci. Tajemniczy obiekt jego poszukiwa sta si stopniowo tak mglisty, e mia w tpliwo ci, czy w ogóle istnieje. Pogr ony w my lach, wzruszy ramionami. Co przyku o jego uwag , gdy skr ca za róg. Niebo zamigota o. Nigel spojrza ku pomocy. Przez warstw chmur spi trzon ponad budynkami uniwersytetu i wzgórzami Berkeley, przes cza si mglisty,
tawy blask, jak
gdyby o wietli o je nagle co znacznie ja niejszego, co co znajdowa o si za nimi. Nigel zatrzyma si i zacz obserwowa . Po chwili dziwne zjawisko zblad o. Ten fenomen odbywa si w ca kowitej ciszy, a jego rozpiera o jakie ci nienie, zupe nie jakby puch od wewn trz. Nigel poczu niepokój. Uwa nie przygl da si niebu, lecz nie pojawi o si na nim ju nic niezwyk ego. Pozostawa o zwyk , bladob kitn kopu . Ponad mgie
smogu, która wisia a
nad San Francisco, widoczny by sierp ksi yca.
Dostrzeg to jako pierwszy komercyjny satelita, okre lany w
argonie mianem
Wysokiego Hutnika. Porusza si na wysoko ci trzystu czternastu kilometrów nad Ziemi , kr
po orbicie przebiegaj cej mi dzy innymi nad lasami na pomocnym wybrze u Pacyfiku.
Z tej wysoko ci - w astronomicznej skali, mo na by j porówna do grubo ci w osa powierzchnia Ziemi widoczna jest jako obszar wiruj cych, bia ych chmur, pod którymi kryj si zabarwione zieleni i b kitem br zowe kontury kontynentów oraz migocz ce w s powierzchnie oceanów. Nie wida
stamt d
adnych
cu
ladów ludzkiej dzia alno ci.
Niedostrzegalne pozostaj przypominaj ce szachownic pola uprawne, autostrady i miasta. W tej skali wszystko jest ukryte.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Jednak obs uga g ównego reaktora satelity dostrzeg a na zalesionych terenach, pomara czowy kszta t przypominaj cy jajko. Pocz tkowo zauwa yli tam wyra ny, bardzo jasny b ysk. Nast pnie przekszta ci si on w c tkowany, owalny b bel, który rozprzestrzenia si , faluj c do góry i na zewn trz. Powsta a pal ca fala uderzeniowa, wewn trz niej las jakby si zagotowa . B bel nap cznia i zmienia barw z pomara czowej na czerwon . W miejscu, gdzie si pojawi , pokrywa chmur parowa a. Jajko spuch o, utworzy o kul , a wreszcie przyj o mro cy krew w
ach kszta t: rozleg y, utworzony z k bi cego si dymu grzyb. U
jego podstawy migota y j zory p omieni. Nad lasami rozleg si g uchy, dudni cy grzmot. Zwierz ta ucieka y w panice, a ludzie odwracali si i nie wierz c w asnym oczom patrzy w stron dziwnego zjawiska.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
3 Przed jej oczami rozgrywa a si ca a scena ponownie. Tego popo udnia ona i Toshi jak zwykle grali w sanshi, potem poszli pod prysznic i na drinka do pobliskiej kawiarenki. Tym razem Alicja czeka a na nich w barze. Pó niej zacz li opowiada ich wspóln histori on z podst pów, intryg, ukrytych randek w mieszkaniach przyjació , a wszystko to pokryte rzekom
g bok
mi
ci
mi dzy nimi, relacjonowane w stylu: “tak-b dzie-
najlepiej-dla-nas-wszystkich-Nikka”, “przecie -wszyscy-jeste my-doro li”, rozumiesz, tu absolutnie nie chodzi o seks, i tak dalej, i tak dalej. Po tym wszystkim wróci a do domu i ostro nie od
a na miejsce rakiet do sanshi oraz sportowy strój. Jeszcze raz wzi a
prysznic. Wypi a co ciep ego, co zawiera o alkohol, ale nie pami ta a dok adnie, co to by o. Potem pomy la a, e mo e si na chwil po ko, ruch, w którym zatar y si
. Dobrze zapami ta a uczucie opadania na
granice czasu, jakby opada a na g adk , mi kk
powierzchni przez niesko czon przestrze , l dowa a na niej, jak gdyby ten ruch mia nigdy si nie sko czy . Upadek - oto jak zapami ta a Toshiego. Tak to si sko czy o - zraniona ja pogr
a si w czarnej niepami ci. Pozosta a w mieszkaniu jeszcze trzy dni, nie wychodzi a
na ulic nawet na zakup jedzenia, nie reagowa a na telefony ani dzwonki do drzwi, pewna, e jest chora, e umiera. Nienawidzi a si , bo w barze nie powiedzia a w
ciwie nic, pozosta a
jak zawsze milcz ca, mi a i u miechni ta. Kiwa a g ow , gdy mówili jej to wszystko, potakiwa a wyrozumiale i akceptuj co. Przez ca y czas spada a bez nadziei na ratunek w jak czarn , wiruj
otch
, spada a...
- Baza Alphonsus wzywa Nikk Amajhi. Baza Alphonsus... Powoli wydobywa a si z majacze . Spowijaj ca j paj czyna wspomnie zblad a. Nikka potrz sn a g ow . Czu a pulsuj cy ból w nodze i poruszy a ni ostro nie, co wywo
o
jeszcze silniejszy ból. Spojrza a w dó i zobaczy a, e wygi ta konstrukcja pojazdu wciska si jej w udo. Porowata, elastyczna tkanina zewn trzna skafandra pozosta a jednak nietkni ta. Prawdopodobnie w tym miejscu na ciele mia a tylko pot nego siniaka. Nikka zacz a od radia. wiate ko kontrolne zaja nia o uspokajaj cym blaskiem. - Mówi Nikka. Z nieznanych przyczyn mia am twarde, awaryjne l dowanie na... przeczyta a koordynaty swojej pozycji. - Co oderwa o tyln cz - Jeste ranna? - Chyba nie.
mojego pojazdu.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Kilka minut temu odebrali my twój sygna alarmowy. W pobli u miejsca, w którym jeste , nie ma adnego pojazdu patrolowego, ale znajduj cy si troch dalej statek badawczy zmieni kurs i zmierza w twoim kierunku. Jest blisko ciebie. Zaraz tam powinien dotrze . Nikka dostrzeg a co przelotnie i zmartwia a. - Zaczekajcie! Musz
co
sprawdzi ! - powiedzia a do mikrofonu. Pracowa a
intensywnie w ciszy przez kilka minut: odpi a uprz
na fotelu pilota i niezr cznie,
oszcz dzaj c nog , zesz a do po owy wysoko ci wbitego w ksi ycowy grunt pojazdu. Sprawdzi a po czenia. Po kilku chwilach by a z powrotem w fotelu. - Mam nadziej , e ten statek badawczy si pospieszy - powiedzia a. - Dlaczego? Co si sta o? -W
nie sprawdzi am rezerw tlenu. Mam zapas na mniej wi cej pi dziesi t sze
minut. - Czy to twoja butla ratunkowa? A co si sta o z reszt ? - To nie by o zbyt mi kkie l dowanie. Tarcze oderwa y si i przednia cz
pojazdu
jest strzaskana. - Lepiej sprawd jeszcze raz przód - g os z krateru Alphonsus mówi nerwowo, prawie histerycznie. Nikka wzi a klucz uniwersalny i ponownie zesz a na dó . Przez pewien czas pracowa a przy przedniej cz ci pojazdu, poskr canej masie pogi tego metalu i przewodów. Astronautka mog a wsun
w ni d onie, si gaj c do rezerwowych butli, tylko na g boko
trzydziestu centymetrów i ani centymetra dalej. Skafander umo liwia jej poruszanie d Wiedzia a, e prawdopodobnie by aby w stanie wsun
mi.
r ce bli ej jednej z butli, lecz pod tym
tem i tak nie mog aby poruszy zaworu. Wi kszo
butli uleg a rozerwaniu podczas
uderzenia o grunt, ale dwie z nich mog y mie odpowiednie ci nienie tlenu. Jeszcze przez par chwil usi owa a co zrobi , odpocz a par sekund i znów próbowa a. Nie uda o jej si niczego poruszy . - Wzywam baz Alphonsus - powiedzia a. - S yszymy ci . Jeden zero pi
powinien by u ciebie za dziesi
minut.
- Dobrze, bo naprawd go potrzebuj . Do momentu l dowania u ywa am tlenu z bezpo redniego przewodu zasilaj cego, prowadz cego do jednej z butli z przodu. Jednak zaraz po l dowaniu do przewodu dosta a si pró nia. - Pojemnik, z którego korzysta am, zosta rozerwany. Przypuszczam,
e straci am przytomno . Moja konsola kontrolna
automatycznie prze czy a zasilanie tlenem na ratunkow butl za fotelem i dzi ki temu w tej chwili oddycham. Przednie butle zosta y uwi zione przez mas przewodów i zgnieciony
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zderzak. Przód statku jest ca kowicie odgi ty. - Nikka spojrza a na niebo. - Powinnam zaraz zobaczy ten... Nagle dojrza a jaskrawy b ysk. Co wydosta o si z miedzianej kopu y u podnó a gór i poszybowa o w przestrze . Nad odleg ym horyzontem rozb ys a
ta plama eksplozji, a
pozosta a po niej chmura szybko zblad a i znik a w ci gu kilku sekund. - Co ... - zacz a mówi Nikka. - Stracili my statek badawczy jeden zero pi . Pojazd znikn z naszych radarów. Po tym komunikacie przez kilka minut s ysza a tylko szmer podnieconych g osów. Sta a w milczeniu i patrzy a na wielk kopu , znajduj
si mniej wi cej trzysta metrów od
niej. By a naprawd pot na. Bez w tpienia sztuczna, matowa, cz ciowo zmia
ona, jak
gdyby przyczepiona do zbocza góry. Nikka odnios a wra enie, e nag y b ysk wydoby si spod jej podstawy. Up yn o jeszcze kilka minut, zanim baza Alphonsus odezwa a si ponownie. - Obawiam si , e co ... - Nie musisz t umaczy , wiem, co si sta o - odpowiedzia a. -Widzia am to. Statku ju nie ma... - Opisa a kopu . - Widzia am jak ten obiekt strzela do czego , co znajdowa o si bezpo rednio nad horyzontem. - Poda a im przybli one koordynaty. - Strza by celny. To nie ta kopu a musia a odstrzeli tyln cz zero pi
mojego pojazdu. Ludzie na pok adzie jeden
nie mieli tyle szcz cia co ja. Zaleg a cisza, przerywana jedynie periodycznym nasilaniem si s onecznej aktywno ci
radiowej. - Nikka zrozum, nie wiemy co si dzieje - odezwa si po chwili Alphonsus. - Czym jest ta rzecz? - Do diab a, ja te nie wiem! - przerwa a. - Zaraz, poczekajcie, to mo e by tylko jedno. Oczywi cie my, ludzie, nie zbudowali my nigdy nic podobnego. To jest pot ne i przypomina kul , która kiedy si tutaj rozbi a. My
, e ma jaki zwi zek ze Snarkiem.
- Ale Snark niczego nie pozostawi . - Sk d mo emy mie pewno ? A mo e to by o tutaj jeszcze przed jego przylotem. Ten sygna , o którym wspomina Snark, co , co pochodzi o z Ksi yca, pami tacie? Mo e to jest w
nie to. - Mo e. S uchaj, w tej chwili to nie ma znaczenia. Powinni my teraz wys
bli ej si temu przyjrzy i zabierze ci stamt d. W
co , co
nie o to w tej chwili si martwi . Bior c
pod uwag czas, który stracili my, nie s dz , eby my zdo ali do statek. Nawet gdyby my byli pewni, e nie zostanie zniszczony.
szybko przys
ci jaki
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak w
nie my la am. Zosta o mi mniej wi cej pó godziny.
Cho Nikka sama powiedzia a te s owa, nie mog a w nie uwierzy . Pó godziny - to przecie
tyle
co
nic:
d
sza telefoniczna
rozmowa,
program
informacyjny
na
trójwymiarówce... - Mój Bo e, musi by jakie wyj cie! Pos uchaj: ca a przednia cz
pojazdu jest
po czona za pomoc ró nych sworzni. Nie mog aby spróbowa wymontowa jeden z tych fragmentów i dosta si do butli? - Kiedy wszystko jest proste, mo na to rozmontowa . Próbowa am wywa
kilka
fragmentów konstrukcji i nie uda o si . - Te trzydzie ci minut, które masz, oznaczaj rezerw tlenu podczas poruszania si i pracy. Mo e spróbujesz po
si i zrelaksowa . W ten sposób zyska aby wi cej czasu.
- Mog abym uzyska dodatkowe pi dziesi t procent, ale do jakiego stopnia b
w
stanie zwolni swój metabolizm po takim wypadku? - S usznie - odpowiedzia g os z krateru Alphonsus, po czym znów zaleg a cisza. Chyba nikt nie mia ju nic do powiedzenia. Z prostych wylicze arytmetycznych wynika o zawsze to samo. W skrzynce z narz dziami nie by o palnika gazowego, wi c Nikka nie mog a poci
metalu, który uwi zi butle.
Kto w bazie Alphonsus co do niej mówi , ale nie mog a skupi si na jego s owach. Usiad a i rozejrza a si po otaczaj cej j , nierównej ksi ycowej równinie, usianej mniejszymi wi kszymi ska ami i kraterami, pi cej w ciszy pod wiec cym jaskrawo S
cem.
Wiedzia a, e wkrótce - po up ywie mniej ni godziny - do czy do nich. Wydawa o jej si to wr cz niewiarygodne. W odleg
ci kilku centymetrów, zaraz za pleksiglasow szyb he mu,
by a ca kowita pró nia, totalna cisza i mier . Ona, Nikka, by a tak naprawd b blem pe nym gazów i p ynów, g stych i cierpkich, s onych smaków, mi ni, instynktów - ycia. Jedynie cienka tkanina skafandra oddziela a j od martwego wiata, a ju nied ugo ta ró nica znacznie si zmniejszy. - Nikka Amajhi! Nikka Amajhi! - wzywa j Alphonsus. - Jeszcze tu jestem - odpowiedzia a. - Próbowa em co wymy le , ale... - Ju niczego nie mo na wymy li . - Czy na twoim statku nie znalaz o si przypadkiem co wbrew regulaminowi? To nie jest regu , ale mog - Nie.
wzi
ze sob jaki palnik, dodatkowe narz dzia albo...
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Có . - W g osie kontrolera z bazy us ysza a po piech. - Rozejrzyj si wokó siebie. Musi by co ... - Poczekaj! - Nikka z w ciek ym uporem stara a si co znale . - Nie mog unie metalowych pr tów, które uwi zi y butle. Wiecie przecie , dlaczego zosta am wybrana do tej roboty w patrolach. Jestem ma a, lekka, wi c oszcz dzam paliwo. Nie mog abym si w ama si do czegokolwiek... - Poczekaj... Nikka, w
nie dosta em zastrzyk z Ziemi. Na pó nocy Stanów dosz o do
nuklearnej eksplozji. Ale to nie jest wojna. Tylko jaki wypadek. - No i co z tego? Teraz mam to w nosie. - Mo emy... - Wy sukinsyny, ja tu zaraz umr ! - krzykn a. - Nikka, zrozum... Ziemia chce, eby my kontrolowali wszelki ruch w g bokiej przestrzeni. W wypadku, gdyby które z supermocarstw zamierza o co kombinowa ... no dobra, to nie ma znaczenia. B dziemy tutaj bardzo zaj ci, ale zapewnimy ci wszelk pomoc... - Dobra, dobra. Po prostu zamknij si . My statek. Mo e tam uda mi si uzyska jak Wy czy a go, zanim zd
... ten wrak tutaj, to najprawdopodobniej
pomoc... Zamierzam teraz tam pój .
odpowiedzie . Nie, nie posz a, lecz pobieg a w kierunku
wraku, wiedz c, e ró nica zu ycia tlenu i tak nie b dzie zbyt du a. Poczu a przyp yw energii; jej puls przyspieszy . Dobrze znowu poczu si w terenie, a nie spada z przestworzy niczym zraniony ptak. By a tak zaaferowana, tak pewna, e po yskuj cy miedzi przedmiot oznacza ratunek, e nie przygotowa a si na to, co zasz o; rozbi a si o pustk . Uderzy a nosem o wizjer he mu i pleksiglas pokry si
momentalnie drobnymi kropelkami krwi. Upad a na plecy, z
rozrzuconymi na boki r kami. Usiad a i potrz sn a g ow . Co zabrz cza o jej prosto do ucha; to system kontroli funkcji yciowych, który wykry pojawienie si krwi. Uruchomi a obwód kontrolny z ty u he mu i ta mowy podajnik podsun
jej prosto pod usta pigu
zwi kszaj
krzepliwo .
Po kn a j , popi a podan w ten sam sposób wod i spróbowa a pomy le . Z trudem przychodzi o jej skupianie wzroku na poszczególnych przedmiotach. W owie czu a pulsuj cy ból, a w ustach piasek. Uderzenie zniszczy o w niej wol walki i pewno
siebie. Zmusi a si do wstania. Pocz tkowo my la a, e potkn a si , ale nie - na zapylonej powierzchni wyra ne
lady wiadczy y o tym, e po lizn a si i upad a w ty . Musia a w co uderzy . Jednak tam nie by o... nic...
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Podesz a krok do przodu, wyci gn a r
i poczu a pod d oni opór. Przesun a d
do góry i w dó , a potem na boki, posuwaj c si kilka metrów w ka
stron . Co
niewidzialnego - niemal roze mia a si w my li - stawia o wyra ny opór d oni. Nie, nie nacisk skierowany na d
, to po prostu tam by o. Co sta ego jak mur. Nacisn a to d oni i
spojrza a na wewn trzn stron r kawicy. Wygl da a osobliwie, jakby poc tkowana - na czarnym tle sztucznego tworzywa zauwa
a br zowe i pomara czowe plamki.
Cz ciowo z ostro no ci, a cz ciowo dlatego,
eby mie
co do roboty, gdyby
próbowa a my le , Nikka odwróci a si
i ruszy a z powrotem do swojego pojazdu.
Niewidzialny mur znajdowa si w odleg
ci co najmniej stu metrów od kopu y i zaczyna a
przeczuwa , czym on jest. W pobli u statku znalaz a d ugi kawa ek rury oderwany od reszty kad uba, po czym wróci a do muru. Trzymaj c mocno rur obydwiema r kami, pchn a j do przodu i przez jaki czas nieust pliwie naciska a na niewidzialn przeszkod . Nie, to nie by o cia o sta e. Mur stawia dziwny, agodny opór. Rura do
g adko posun a si do przodu i
zatrzyma a si dopiero wtedy, gdy Nikka nie mog a ju mocniej naciska . Trzyma a j nadal, czekaj c na jaki efekt. Wydawa o si , e nic si nie dzieje. Po kilku chwilach cofn a rur . Koniec aluminiowego przewodu by zniekszta cony. Najwyra niej uleg stopieniu. Niewidzialna przeszkoda rozgrzewa a wszelkie przedmioty, które na ni naciska y. Nikka poczu a dreszcz l ku. Opar a rur o mur i nie odrywaj c jej od niewidzialnej przeszkody, zacz a i
wzd
niej. Wydawa o si , e mur nie ma ko ca. Po trzech minutach
marszu zatrzyma a si i spojrza a do ty u. lady jej stóp zakre la y rozleg y, agodnie wygi ty uk - fragment ko a, którego
rodkiem by a po yskuj ca miedzi
kilkakrotnie powiekami, eby usun
kopu a. Mrugn a
z oczu piek cy pot. Marzy a o przetarciu ich, ale to by o
niewykonalne. Nie mia a nic innego do zrobienia, jak kontynuowa w drówk . Ruszy a wi c dalej, kre
c krokami kszta t niewidzialnego muru, dopóki nie dotar a do wyst pu skalnego u
podnó a góry. Nawet o metr nie zbli
a si do kopu y, a czas wci
ucieka .
Odwróci a si i zacz a wraca do swojego pojazdu, potykaj c si co jaki czas o rozrzucone po dnie doliny szare skalne od amki. Mia a ju w tej chwili pewno , e nigdy nie dotrze do kopu y, nie znajdzie nic, co mog oby jej pomóc. Jakakolwiek realna pomoc by a bardzo daleko st d. Nie potrafi a dosta si do rezerwowych butli, nawet je li niektóre zachowa y si w ca
ci.
Spojrza a za siebie, na potrzaskany, dziwny statek-kopu . Poczu a l k i rozpacz. Ten kszta t by obcy i wrogi. Ponownie potkn a si , niechc cy wzniecaj c ob oki py u. Czy ta niezr czno
by a
pierwsz oznak niedoboru tlenu? Zagryz a wargi. Zgodnie z tym, co jej mówiono, na
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
pocz tku w organizmie pojawi si
nadmiar dwutlenku w gla. P uca zaczn
najpierw na to, a nie na brak tlenu. Dziewczyna przekroczy a kraw
reagowa
niewielkiego krateru,
do którego wtoczy si g az, rozbijaj c z jednej strony obrze e. Pochyli a si nad kamieniem i znalaz a miejsce, gdzie mog a usi
. Ci ko dysza a. W ustach czu a gorzki, cierpki smak.
Mia a nadziej , e jest on oznak zm czenia, a nie sygna em czego gorszego. Ile czasu jeszcze jej zosta o? Spojrza a na zegarek i spróbowa a oceni dotychczasow
szybko
zu ycia tlenu. Ale nie, nie mog a ufa takim obliczeniom. Przecie bieg a, potem pracowa a mog o zosta jeszcze od dziesi ciu do dwudziestu minut. Przypomnia a sobie ksi ki i diagramy o niedoborze tlenu. Wydawa y si
teraz
odleg e i nierealne. P kaj ce naczynia w osowate, sforsowane, zamieraj ce serce - to by y tylko s owa. Skrzywi a si . Nie mia a nic innego do roboty, jak siedzie i pozwoli p yn
czasowi,
czeka na mier . Dlatego znalaz a si tutaj -bo zawsze biernie oczekiwa a na wydarzenia w yciu. Gdyby postawi a si i zdecydowanie odmówi a wykonania tej roboty, nie wys ano by jej tu. To prawda, mia a znakomite wyniki bada refleksu na symulatorach, poza tym by a lekka. Podczas przygotowa
sprawdzono to i wiele innych rzeczy. Jednak zawsze czu a
niepokój w zwi zku z tym wyborem, jakby brakowa o jej talentu, który posiadali inni piloci. Mo e chodzi o o proste zdolno ci do prac mechanicznych - w gruncie rzeczy by a technikiem-elektronikiem i z mechanik nie mia a wiele wspólnego. Mia a jednak kwalifikacje; potrafi a z wysoko ci dostrzec miejsca nadaj ce si do wierce w poszukiwaniu wody, a potem umiej tnie okr
je, eby lepiej si im przyjrze .
By a m oda, wytrzyma a, solidna. Rozpocz a zatem loty i stopniowo do nich przywyk a. Wylatywa a i wraca a do bazy zgodnie ze swoim w asnym grafikiem, odczuwaj c ciep e, ma ostkowe zadowolenie z tego, e mo e podró owa po ksi ycowym wiecie, podczas gdy inni skazani s na sp dzanie dni w ciasnych laboratoriach, zagrzebani dziesi
metrów pod
szar powierzchni globu. - Czy po to przeby am pó miliona kilometrów, eby da si zamkn
w jakim
pomieszczeniu? - pyta a retorycznie rodziców. Nie zobaczy zimnych, nieprzeniknionych tajemnic, otaczaj cych ich zewsz d, nie prze
adnych przygód? Tak w
nie my la a i
oczarowana nowymi mo liwo ciami, zapomnia a o niebezpiecze stwie. atwo przywyk a do rutyny cz stych lotów, podobnie jak rozkosznie atwe wydawa o si
opanowanie
akrobatycznych
ewolucji
ksi ycowym
pojazdem,
zapami tanie
skomplikowanej, zielonej mapy lotu, szykowanie si do wszystkich zada , jakie j czeka y.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Podobnie by o z ni i Toshim, zanim to si zdarzy o. Siedzia a w kawiarni pewna swego statusu narzeczonej, przekonana,
e Alicja nie przedstawia
adnego zagro enia,
podczas gdy ta dziewczyna zabra a jej Toshiego niemal bez kiwni cia palcem. Nikka ciwie pozwoli a, eby jej go zabrano.
atwiej pozosta cich , mi
i u miechni
.
Podobnie zosta a zmuszona do podj cia tej pracy, a teraz b dzie musia a umrze przy jej wykonywaniu, api c rozpaczliwie ostatni oddech z pustej ju butli. A wszystko dlatego, e unika a konfliktów, e nie mog a wytrzyma tego nerwowego ucisku w brzuchu... Wolno, bardzo wolno podnios a si . Pomys co prawda tylko jej za wita , jednak gdy umys Nikki nieco nad nim popracowa , stawa si bardziej realny. Czy potrafi unie
pojazd? Nigdy tego nie próbowa a. Czy istnia jaki sposób, eby to
zrobi ? W bazie Alphonsus powinni wiedzie , mieli wi cej do wiadczenia w tych sprawach, musi skontaktowa si z nimi i zapyta - nie, to mieszne, na to nie by o czasu! Odwróci a si w stron swojego pojazdu i zacz a i
lekko, spokojnie, oszcz dzaj c energi . Gdy sz a, py
skrzypia jej pod stopami. Podesz a bli ej i intensywnie obserwowa a statek. Czarne cienie ukrywa y niektóre szczegó y, lecz Nikka by a pewna, e sworznie w pobli u fotela pilota nie s zniszczone. Pojazd zosta tak. skonstruowany, eby go szybko zdemontowa . Podzielono go na modu y, atwo oddzielaj ce si od siebie podczas remontu czy konserwacji. Unie
go? Niemo liwe. Wa
niemal tysi c kilogramów. Nikka zacz a pracowa .
Roz czy a sie rur i przewodów, nast pnie odczepi a liczne butle z rezerwowym paliwem. Pracowa a szybko, metodycznie, odmierzaj c ka dy ruch, Wszystkie suwaki z atwo ci
eby oszcz dza
energi .
zmienia y pozycje, wszystkie zastrza y odgina y si
we
ciwym kierunku. Sworznie równie pu ci y bez problemów i statek rozdzieli si na dwie cz ci. Pogi ta przednia cz
pojazdu zosta a odseparowana.
Wysuwane podczas l dowania ko a zosta y zupe nie zmia
one, lecz przednia cz
statku, wynosz ca jedn trzeci kad uba, okaza a si l ejsza od reszty. Gros masy statku stanowi silnik jonowy. Nikka obesz a dooko a pognieciony zderzak i znalaz a dwa dobre i pasuj ce do d oni uchwyty. Nawet pochylona w ma ym polu grawitacyjnym, mog a mocno oprze
stopy,
roztr caj c butami skafandra grub warstw ksi ycowego py u. Ustawi a si odpowiednio, mocno schwyci a wymontowan cz
statku i poci gn a. Pocz tkowo wydawa o si , e
stawia opór z powodu niewielkiego wzniesienia gruntu, ale po pokonaniu go ze lizn
si i
pojecha po zapylonej powierzchni. Nikka st kn a, poci gn a mocniej i konstrukcja przesun a si
jeszcze kawa ek. Okaza o si ,
e py , kiedy co si
po nim przesuwa,
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zachowuje si jak smar lub olej. Raz poci gni ty fragment statku potrafi przesun odleg
si na
kilku metrów. Dziewczyna stopniowo ci gn a go do zbocza wzgórza. Na br zowawym pyle
pozostawia nieregularny lad. Stopniowo Nikka wpad a w rytm - poci gni cie, dwa kroki w ty , odgarni cie py u, dla znalezienia dobrych punktów oparcia dla stóp na skale pod mi kkim dywanem, ponowne poci gni cie. Mi nie ramion i nóg mia a napi te, w plecach czu a ból. Powietrze, którym oddycha a, zaczyna o by zanieczyszczone, kr
c wewn trz he mu ju nie
pod ci nieniem z butli, ale niemal w obiegu zamkni tym. Stoczy a d ug , wyczerpuj o dostanie si w pobli e niewidzialnego muru. Przybli
walk
j do niego ka dy krok i wkrótce
euforia, jaka j ogarn a spowodowa a, e ci gni ty fragment statku wyda si l ejszy. Pewnie ysza a chrz st, jaki wydawa metal, ocieraj c si o ska y.- d wi k mieszaj cy si
ze
skrzypieniem py u pod stopami. Powinna wezwa baz w kraterze Alphonsus, poinformowa ich, co w tej chwili robi. Ale oni i tak odnajd kopu , niezale nie od tego, czy dotr do niej na czas, czy te nie. By a zupe nie sama; to, czy prze yje, zale
o wy cznie od niej.
Dysza a ci ko, gdy wreszcie dotar a do niewidzialnej bariery. Uderzy a w ni , a nos znów rozp aszczy si o pleksiglasow os on he mu. Przypomnia a sobie, e jeszcze nie tak dawno krwawi a i poczu a w nozdrzach kawa ki skrzep ej krwi. Teraz wydawa o si jej, e upadek zdarzy si ca e lata temu. Zatrzyma a si i obejrza a butle z tlenem, od razu odrzucaj c w my li te, na których widoczne by y p kni cia b
stopione spoiny. W ko cowej cz ci statku znajdowa y si dwa
nie naruszone pojemniki. Nikka nie potrafi a odczyta wskaza ich mierników, poniewa ca kowicie zas oni je pogi ty metal. Zastanowi a si zastrza ów konstrukcji i pod
chwil , wymontowa a jeden z
a go, niczym klin, pod ca y przyci gni ty tu fragment
swojego pojazdu. Naciskaj c na klin ca ym ci arem cia a, zacz a wciska przedni cz pojazdu w niewidzialn barier . Nie mia a
adnej pewno ci, czy to zadzia a. Aluminiowa rura stopi a si
pod
wp ywem tajemniczej energii, lecz konstrukcja pojazdu sk ada a si ze stali i ró nych stopów, wi c mog a okaza si znacznie bardziej odporna. Nikka jeszcze mocniej nacisn a na zastrza pe ni cy rol klina, stara a si napiera na barier cz ci najbli sz ocala ych butli. W ziemskim polu grawitacyjnym nie unios aby nawet tej cz ci statku przy u ywaniu d wigni, ale umo liwi a jej to mniejsza grawitacja Ksi yca. Mimo to bardzo rozbola y j ramiona. Mia a wra enie,
e plecy przeszywaj jej k uj ce j zory p omieni. Na razie nie
dostrzega a adnej zmiany w wygl dzie zderzaka pojazdu, jednak po chwili przesun
si
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
lekko w lewo. Zapar a si nogami o grunt i przesun a zastrza , pe ni cy rol klina, eby zwi kszy nacisk, i wtedy zobaczy a, jak z miejsca zetkni cia si pojazdu z barier s czy si jaki p yn. To musia by stopiony metal, ciekaj cy po powierzchni niewidzialnej bariery. Nikka nachyli a klin pod ostrzejszym k tem, zwi kszaj c nacisk. Po kilku chwilach konstrukcja statku zacz a wydziela par , wyginaj c si ku górze i na boki. Pogi ty fragment podda si w jednym miejscu, potem w innym. Powoli, p ynny metal zaczaj cieka szerokim strumieniem po powierzchni niewidocznej bariery. Wydziela si z niego rzadki, szarawy dym. Zbiera si na powierzchni ksi ycowego py u u podstawy zapory, tworzy chaotycznie rozrzucone, niewielkie ka
e. Fragment pojazdu wygi
si
ponownie, a potem jeszcze raz. Nikka za ka dym razem zapiera a si o grunt, przechyla a klin i naciska a coraz mocniej. Przez cienk warstw potu po wewn trznej stronie szyby he mu próbowa a oceni rezultaty unoszenia masy fragmentu pojazdu i stara a si j kompensowa . Powietrze, którym oddycha a, sta o si g ste; zaczyna o jej brakowa tchu. Wk ada a teraz sporo wysi ku w to, by skupi uwag na wykonywanej pracy. Od czasu do czasu zerka a na po yskuj kopu , znajduj
miedzi
si wy ej na zboczu góry. Jeszcze godzin czy dwie wcze niej nie
wiedzia a o jej istnieniu, nie przypuszcza a, e w trakcie bada selenograficznych napotka co tak dziwnego i obcego. Pomy la a, e je li uda si jej unikn
mierci, b dzie stara a si
odkry , czym jest ta kopu a i dlaczego otacza j niewidzialna bariera. Mo e systemy obronne tego obiektu uaktywnia y si sporadycznie, dzia aj c zupe nie nie wiadomie, na zasadzie utrwalonego odruchu. Fragment statku ponownie przechyli si w lewo i Nikka szybko przesun a klin, eby utrzyma równowag . P ynny metal cieka teraz ci
ym strumieniem, a nad obrabianym
fragmentem pojazdu utworzy a si chmura oparów. Pogi ta konstrukcja powoli poddawa a si , wygina a, a potem parowa a i ulatnia a w pró ni : Ostatnia przeszkoda zagradzaj ca drog do butli z tlenem stopi a si i znikn a. Nikka odrzuci a klin i szybko wspi a si na konstrukcj pojazdu. Próbowa a wykr ci butle z uchwytów, ale nie poddawa y si . Pochyli a si , czuj c krew nap ywaj i stara a si skupi wzrok na pojemnikach. Le
jej do g owy
a na nich jaka rura blokuj ca butle w
yskach. N kka w daremnym wysi ku naciska a na rur , próbowa a j jako przesun . Okaza o si , e jest zaklinowana. Zesz a na dó i odnalaz a zastrza , który s
jako klin. Je li oprze go o ska
- tak,
nie tak - i przechyli fragment statku... Jak oczekiwa a, uniós si do góry, a rura znalaz a si w zasi gu niewidzialnej zapory. Zaklinowa a zastrza pomi dzy kamieniem a konstrukcj i
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
podesz a do zapory, eby ci arem w asnego cia a nacisn
mocniej, spowodowa jeszcze
ostrzejszy przechy . Nikka zawis a na pogi tej konstrukcji i rura wreszcie dotkn a bariery. mi mocno
ciska a rur . Widzia a,
e jej prawy nadgarstek powoli zbli a si
niszczycielskiej zapory, wciskany w ni
przez metalow
wymontowanego fragmentu statku przeniós si do góry, a jej d Musia a teraz zdecydowa - albo rzuci to i zacz
do
mas . Punkt ci ko ci zakleszczy a si .
wszystko od pocz tku, albo te
pozwoli , eby ar bariery oddzia ywa zarówno na rur , jak i na r
. - Niech si dzieje, co
chce - postanowi a. Rura ju w tej chwili by a gor ca; dziewczyna dostrzega a opary metalu, unosz ce si z topionej powierzchni. Chcia a podnie
d
jak najwy ej, by zmniejszy
nacisk, ale nie mog a ni poruszy . Czeka a co si stanie, ponownie zapar a si nogami, obserwuj c z nat eniem rur . Jej adkie kontury zacz y si odkszta ca , a ko ce zbli
y si do siebie. Nikka ju w ogóle nie
czu a prawej d oni. Spróbowa a poruszy palcami i odnios a tylko s abe wra enie, e ma jeszcze t cz
cia a. Zebra a si y i poci gn a koniec rury tak mocno, jak tylko mog a.
Metalowy przewód podda si niech tnie, odginaj c si od niewidzialnego muru, a jedna z uwolnionych butli tlenowych zako ysa a si w
ysku.
Nikka z trudem apa a oddech. Schwyci a butl , staczaj
si po pochy ej konstrukcji
i otworzy a zawór bezpiecze stwa. Na rozbitym wska niku nie pojawi si Dziewczyna przy pusta. Nie my
aden odczyt.
a palec do zaworu, lecz nie poczu a nacisku od wewn trz. Butla by a
c wiele, nie mog a pozwoli sobie na uczucie rozpaczy, si gn a po nast pn .
Fragment rury wci na zewn trz. - O ni w
jeszcze wciska j w uchwyt, lecz Nikka stopniowo wyci gn a nie chodzi o - pomy la a. Ostatnia nie naruszona butla. Odkr ci a
zawór i wska nik zareagowa prawid owo. Bez chwili wahania przerzuci a j sobie za plecy, wytrenowanym ruchem uruchomi a klamry zaciskowe. Ogarn
j strumie
Opad a bez si na pogi niewidzialn
zimnego powietrza, które dotar o z butli do wn trza he mu. konstrukcj
zniszczonego pojazdu, nie zwracaj c uwagi na
tarcz , na odkszta cony metal, który wbija si
skafandra, na bezlitosny blask S
jej w cia o przez tkanin
ca nad g ow . Ta butla powinna jej starczy przynajmniej
na trzy godziny. Je li odpocznie i pozostanie w bezruchu, pomoc z bazy Alphonsus powinna dotrze na czas. Co zaszczypa o j w okolicach nadgarstka. Unios a d jak krew wolno cieka z nadgarstka w stron okcia. Le
, aby na to spojrze . Patrzy a,
a spokojnie, nieruchomo. Krwawi a
prosto w otwart pró ni . Tkanina skafandra ci le przylega a do skóry, zatem reszta cia a nie odczu a gwa townego spadku ci nienia.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Na powierzchni krwi uformowa o si
kilka niewielkich, p kaj cych powoli
cherzyków. Z r ki unios a si rzadka chmurka pary i krew ulotni a si . Nikka obserwowa a to, kompletnie ot pia a. Bezpo rednie zetkni cie si pró ni
oznacza o pewn
cia a z
mier . Jak d ugo to mo e potrwa ? Nag y spadek ci nienia
prowadzi do narkozy azotowej. Ile na to potrzeba czasu? Minut , dwie? Wzi a g boki oddech i stwierdzi a, e powietrze nadal zawiera tlen. Z ja niejszym umys em, spojrza a na miedzian kopu . Obiekt jak gdyby wynurzy si z g bin, przygniataj c j swym ogromem. Krew przeciw metalowi. ywa istota przeciwko maszynie. Unios a stopy i stoczy a si z konstrukcji pojazdu. W uszach czu a lekkie pykni cia, co wiadczy o o zmniejszaj cym si ci nieniu wewn trz cia a. Od g ównej cz ci rozbitego pojazdu dzieli o j oko o stu metrów. W zestawie urz dze naprawczych na pewno znajdowa a si ta ma, organiczne plastry - co , co pozwoli oby opatrzy ran . Zrobi a krok. Horyzont uniós si gwa townie i Nikka niemal straci a równowag . Sto metrów, jeden krok na sekund . Skupi si na jednym, jedynym kroku. Jeden krok na sekund . W uszach znów pykn o, ale teraz ju sz a spokojnie i rytmicznie. Szkar atne krople spada y w ksi ycowy py . Ból r ki sta si gwa towny, przeszywaj cy, jakby kto przebija jej d
ostrzem. Po lizn a si , lecz szybko odzyska a równowag . Obejrza a si . Cicha, bezosobowa
kopu a osiad a w górze, jak gdyby obserwuj c j . Nie min a godzina od kiedy ten przedmiot wyrz dzi jej to wszystko, doprowadzi do granicy mierci. Prawdopodobnie by w stanie zrobi jeszcze wi cej. Ale teraz prze ycie zale
o ju tylko od niej. Wiedzia a, e nie
pozwoli, eby dzia y si z ni rzeczy, na które nie ma wp ywu. I niech j diabli wezm , je li teraz pokornie zgodzi si na mier !
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
4 Pan Ichino od
na bok pojemnik z posi kiem i rozci gn si na trawie, rosn cej w
rozrzuconych nieregularnych k pkach. Splót d onie za g ow i patrzy na rozpo cieraj cy si nad nim baldachim, utworzony przez pot ne drzewo pieprzowe, które w rodku s onecznego dnia szele ci o agodnie w powiewach lekkiego wiatru. Przefiltrowane przez koron drzewa wiat o k ad o si
tymi c tkami na jego ubraniu, przesuwa o si , ta czy o. Pan Ichino
odczuwa wewn trzny spokój. Podj
decyzj i pozby si wszelkich wcze niejszych waha .
Podejrzewa , e telefon Nigela z Houston mia na celu powstrzymanie go przed t ostateczn decyzj - z
eniem rezygnacji. Je li jednak tak by o, Nigel spó ni si . List pana Ichino
drowa zapewne teraz oficjalnymi kana ami i Japo czyk mia uspokajaj w ci gu miesi ca b dzie wolny od nerwowych napi
wiadomo , e
w pracy. Kiedy to si stanie, przejdzie
przez pozosta e mu lata ycia l ejszym, bardziej niefrasobliwym krokiem. Trudno precyzyjnie okre li
o ile lat mo e chodzi , poniewa
wspó czynnik zachorowa
na przypad
ci
zwi zane z powszechnym ska eniem rodowiska nie by optymistyczny. Co prawda pan Ichino nigdy nie pali i zawsze uwa
na to, co je, a zatem...
- Przepraszam za spó nienie - us ysza gdzie
góry g os Nigela. Pan Ichino leniwie
zamruga powiekami i niech tnie opu ci kr g w asnych my li. Skin
g ow . Nigel usiad
obok. - Dostanie si tutaj z lotniska zabra o mi diabelnie du o czasu -powiedzia . - Rozumiem. - Zd
em co przegry
po drodze. - Nigel wskaza na papierow torb pana Ichino.
- Nie kr puj si , jedz! Ichino usiad i starannie odwin z serwetki sandwicza oraz warzywa. - A zatem tak naprawd nie zamierza
zje
tutaj ze mn - oznajmi .
- Nie. - Nigel spojrza na niego z zak opotaniem. - Gdy zadzwoni em, chcia em mie jaki pretekst, eby wyci gn
ci z Laboratorium. Wola em, eby nikt mnie nie pods ucha
ani nie zastanawia si , o czym b dziemy rozmawia . - Dlaczego? - Có , po pierwsze okaza o si , e twoja przepowiednia jest zaskakuj co trafna. - Tak?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- NASA zamierza zachowa w g bokiej tajemnicy operacj na Morzu Brzegowym. Tylko dlatego zaanga uj “emerytów”, takich jak ja, bo b
musieli. Nie maj zbyt wielu
odszych facetów, którzy przeszliby ró norodny trening. - Cylindryczne miasta s zbyt wyspecjalizowane? - Tak twierdzi NASA. - Wydaje si , e to s aby argument. - Ich argumenty nie s logiczne. To tylko polityka. - Zatem stara gwardia... - Do której, dzi ki Bogu, nale . - Uda o ci si ? - Jasne. - Nigel rozpromieni si . - Musia em wku sporo rzeczy zwi zanych z czami komputerowymi i innymi tego typu bredniami. - Przecie znasz dobrze t dziedzin . - Specjali ci uznali moj wiedz za niewystarczaj
.
- Niech w takim razie specjali ci sami polec - mrukn cicho pan Ichino. - Co prawda, to prawda. S dz , e tam b dzie niez a jatka. Musz uwa po lizn
, eby nie
si na plamach krwi. - Na razie uda o ci si prze
.
- Mam za to sporo d ugów do uregulowania. - Dziedzictwo pana Eversa... Nigel u miechn si chytrze. - Wiesz,
e nie akceptowa em w pe ni twojego post powania w tej sprawie -
powiedzia ostro nie pan Ichino. - Nie zach ystuj si dum z powodu tego, co zrobi em - w g osie Nigela zabrzmia a pe na wahania, ostro na nuta. - Wszyscy zgodzili my si na udzia w konspiracji, eby ukry prawd . - Wiem. - Nigel skin g ow z lekkim zm czeniem. - Ale to by o konieczne. - By oczy ci NASA... - To by efekt pierwszoplanowy. Efekt drugoplanowy, który zamierza em osi gn , to ochroni NASA przed infiltracj ludzi z zewn trz, eby instytucja mia a woln r
i wi kszy
bud et Chodzi o o pieni dze na badania Ksi yca. - I jak si okaza o, mia
racj .
- Có ... - Nigel wzruszy ramionami. - Wiele ludzi mo e mie w tej sprawie podobne odczucia. Wrak odnaleziono zupe nie przypadkowo.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ale ta dziewczyna nie lecia aby tamt dy, gdyby ksi ycowy bud et nie zosta zwi kszony. - Tak. Zgrabny sylogizm, prawda? Logiczny od pocz tku do ko ca. - Nigel zachichota niefrasobliwie. - Nie wygl dasz na przekonanego. - Nie lubi k ama . Tak by o dawnej i tak jest teraz. Bo kiedy zacznie si k ama , nigdy si nie wie, czym to si sko czy. S dzimy, e politycy, zwykli ludzie, Synowie Nawróceni i Bóg jeden wie kto jeszcze byliby zszokowani, gdyby dowiedzieli si , e Evers wystrzeli rakiet w stron Snarka i w ten sposób odp dzi go. I rozwia nasze nadzieje na kontakt. Do diab a, na podstawie informacji, jakie ten facet posiada , móg nawet rozp ta wojn , i zgadza si na ni . A konsekwencje mog y by dla NASA tak dotkliwe, e nigdy nie zdo aliby my rozpocz
poszukiwa wraku z okolic Morza Brzegowego. Chocia nie wiemy,
czy co takiego mog oby si istotnie zdarzy . - Nigdy si tego nie wie. - Jasne. Jasne... - Nigel porusza nerwowo d miejsca. Zmienia te po
mi, jakby nie móg znale
dla nich
enie nóg, wypróbowuj c coraz to now pozycj siedz
, a
równocze nie popatrywa markotnie na grupki ludzi jedz cych w parku lunch. Pan Ichino wyczuwa w Nigelu jakie napi cie, wiedzia , e jego przyjaciel chce jeszcze co powiedzie . - Spójrz! - powiedzia , wskazuj c zachodni cz
niebosk onu. Odbywa si tam
pokaz, rozpoczynaj cy si zwykle o dwunastej w po udnie. B yskawicznie przemykaj cy po niebie samolot wykonywa rze
w chmurze. Pilot sieka na kawa ki, okrawa , wyt acza i
formowa w warstwy bia ego jak irys cumulusa. Stopniowo powstawa a jaka istota z ogonem w kszta cie serpentyny i wystaj cymi p etwami. Z kulistych fragmentów ob oku ukszta towa apy stwora. Happening doskonale zsynchronizowano - gdy awionetka rozmieszcza a we ciwych miejscach ostatnie fragmenty ob oku, tworz ce wyd
ony pysk stworzenia, jego
oczy przybra y z owieszczo ciemn barw . Powi ksza si szybko, spurpurowia y i nagle przemkn a mi dzy nimi b yskawica, realistycznie o ywiaj c alabastrowego smoka. Po chwili wa burzowych chmur rozp ata smoka na dwa ponuro k bi ce si ob oki. Ponad parkiem przetacza y si odleg e grzmoty. Na Los Angeles spad drobny, g sty deszcz. Pan Ichino spojrza ponownie na Nigela. Poprzednie napi cie cz ciowo ulotni o si . Zamiast zdenerwowania Ichino dostrzeg dobrze mu znany, pe en refleksji entuzjazm. - Dowiedzia
si czego wi cej? - spyta .
- Du o wi cej - potwierdzi Nigel z nieobecnym spojrzeniem. - A raczej uzyska em wiele negatywnych odpowiedzi na moje pytania.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- W zwi zku z Wasco? - Tak. Z przypadkiem Wasco, jak to oficjalnie nazywaj . Nie mogli sklasyfikowa tego jako ataku z u yciem bomby, poniewa nikt jej nie zrzuci . By a zakopana niemal na kilometr w litej skale. Musia a mie oko o trzydziestu megaton. Czysta, termonuklearna eksplozja. - S ysza em, e promieniowanie by o bardzo niewielkie. - Tak, zgadza si , zaskakuj co ma e. Wed ug oficjalnej wersji wielu ekspertów jest przekonanych, e to musia by zawiniony przez cz owieka wypadek, ale nie spotka em nikogo, kto by to kupi . To zdecydowanie dzie o obcych. Reakcj musia wyzwoli wrak z Morza Brzegowego w momencie, kiedy namierzy statek badawczy jeden zero pi . -Ale dlaczego? Je li ten wrak przypuszcza , e zosta zaatakowany... - Nie szukaj porz dku ani logiki w jego zachowaniach. To zepsuty statek i tyle. Niemal zabi t dziewczyn , potem za atwi jeden zero pi , a wreszcie jakie sta e rozkazy w komputerach wywo
y eksplozj w Wasco. Zegarowa bomba termonuklearna ju tam by a,
prawdopodobnie sk adowana w jakim arsenale lub bazie... có , to kompletna gmatwanina, szereg ró nych hipotez. Absolutnie pewne jest tylko to, e wiemy bardzo ma o. - Czy w takim razie ludzie pracuj cy we wraku nie b
w niebezpiecze stwie, je li
tak ma o wiedz o przyczynach tego wszystkiego? - Prawdopodobnie tak. Dobrze, e ten wrak ma jedn znajduje, zas ania ten kierunek nieba. W
lep stron . Góra, na której si
nie dzi ki temu trzem facetom z misji ratunkowej
uda o si dosta do dziewczyny na czas. Polecieli promem na ma ej wysoko ci nad morzem Kryzysów, wyl dowali po drugiej stronie góry, a potem po prostu j obeszli. Najwyra niej wrak nie strzela do niczego, co znajduje si na powierzchni. A wi c uda o im si j stamt d wynie ; by a w szoku, ale ywa, w stanie pozwalaj cym na ca kowite wyleczenie. - Nie próbowali spenetrowa tego niewidzialnego ekranu? - To nie mia o sensu. Przynajmniej wtedy. Od tego czasu próbowali si przez to przebi
jacy
fizycy. Twierdzili,
e to pole magnetyczne o wysokiej cz stotliwo ci i
nieprawdopodobnej g sto ci energii. Im te si nie uda o. - Aha. Nigel spojrza na niego koso, spod przymru onych powiek. Pani Ichino u miechn si . Nad ich g owami koron drzewa pieprzowego porusza wiatr i z szelestem przetoczy si przez park, przyginaj c k pki trawy. - Do czego zmierzasz, Nigel? - spyta agodnie pan Ichino. - To oczywiste, prawda? - odpowiedzia Nigel pytaniem.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Wiesz, e id na emerytur . Nie mog ju d
ej pracowa nad i t zagadka.
- Wiem, ale... - Mam nadziej , e nie chcesz mnie namówi do zmiany decyzji?! - Nie, nie by bym taki gruboskórny. Jednak mylisz si co do tego, e nie we miesz w tym udzia u. Pan Ichino zmarszczy brwi. - Jak to mo liwe? - spyta . Nigel skwapliwie pochyli si ku niemu. - Czyta em wst pne studium na temat krateru w Wasco. To pot na dziura, a teren zosta ca kowicie wyczyszczony w promieniu siedemdziesi ciu pi ciu kilometrów od niej. I na tym ko czy si praca detektywistyczna. Niezale nie od tego, w czym znajdowa si adunek, zosta o to kompletnie zanihilowane podczas wybuchu. - Oczywi cie. Nie mo na si tam niczego dowiedzie . Efektywne badania mog si toczy jedynie na Ksi ycu. - Mo e, mo e - skomentowa niefrasobliwie Nigel. - Przypuszczam jednak, e w Wasco naprawd co przechowywano. Po co? Przecie na Ksi ycu znacznie atwiej jest co schowa . - Chyba e na Ziemi prowadzi si jakie prace. - Jasne. Id c dalej: nie mamy adnego ladu, który pozwoli by oceni wiek tego wraku. Prawdopodobnie wcze niej stosowa jaki rodzaj kamufla u i dlatego nie wykry y go badania prowadzone przez nas na Morzu Brzegowym. Je li jednak obiekt znajduje si na Ksi ycu od dawna, to znaczy, e w czasach prehistorycznych obcy mogli przeprowadza operacje na Ziemi. - I chcia by poszuka
ladów tych dzia
,
- No... tak. - Interesuj ce, - To zale y, gdzie b dziesz odpoczywa na emeryturze. Pan Ichino spojrza na niego zaintrygowany. - Có , powiedzmy, e tej zimy sp dzisz jaki czas w lasach na Pomocy. - Nigel roz
r ce w bezceremonialnym ge cie, manifestuj cym zdrowy rozs dek. - Przekonasz
si , czy s tam jakie - Brzmi to do
lady b
przekazy o niezwyk ych wydarzeniach w przesz
dziwacznie.
- Bo to wszystko jest dziwaczne. - Racjonalnie rzecz bior c, uwa asz, e to mo e przynie
jaki rezultat?
ci.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie. Ale my ju w tej chwili nie jeste my racjonalni. Przypuszczamy co , co ciwie jest niemo liwe, nawet jako hipoteza. - Nigel. - Pan Ichino, który siedzia w pozycji zen, pochyli si teraz ku przyjacielowi, dotkn
jego nadgarstka, a w oczach dojrza wyraz przej cia i ekscytacji. To dynamiczne
napi cie, swoista arliwo temu. Có , w ko cu nale
przypomnia a mu siebie, takiego, jaki by ca e dziesi ciolecia o pami ta , e Nigel jest dziewi
lat m odszy od niego. - Nigel,
chcia bym z tym sko czy - powiedzia . - Nie czuj tu wewn trznego spokoju. - Gdyby chcia , móg by wej
do zespo u pracuj cego nad wrakiem z Morza
Brzegowego. - Nie. Mój wiek, brak do wiadczenia... nie. - No dobrze, w porz dku. Jednak mo esz mie swój udzia w pracach przez zbadanie tego dr cz cego problemu. Co oni tu robili? Naprawd tam mo e by co , czego warto si dowiedzie . Jaki
lad, relikt, nie mam poj cia.
- NASA to odkryje. - Wcale nie by bym tego taki pewien. A nawet je li im si uda, czy mo emy ufa , e przeka
to innym? Teraz, gdy Synowie Nawróceni maj tak pot ne wp ywy? - Rozumiem. - Twarz pana Ichino przybra a wyraz roztargnienia, wiadcz cy o
bokiej, wewn trznej koncentracji. Poliza wargi. Rozejrza si po spokojnym krajobrazie parku, nad którym widzia dr ce od letniego aru powietrze. Doceni , e Nigel m drze daje mu czas na zastanowienie si nad jego s owami i argumentami. Ale pana Ichino wci
trapi a
niepewno . Obserwowa ludzi wa saj cych si po parku, jedz cych posi ki, rozproszonych po szmaragdowozielonym trawniku, w odleg
ciach pozwalaj cych zachowa prywatno .
Byli to urz dnicy, rozbitki yciowe, bezrobotni, starcy, studenci, umieraj cy - wszyscy chciwie ch on li dobroczynne promienie s cie ce zbli ali si
ca. Po wybrukowanej kamieniami parkowej
biznesmeni, id cy zawsze parami, zawsze pogr eni w o ywionej
rozmowie, dotycz cej czego odleg ego, zawsze zmierzaj cy gdzie indziej. To wszystko by o zwyk e. Normalne. To dziwne rozmawia o czym ca kiem obcym w ród tego przeci tnego otoczenia. Ichino zastanawia si , czy Nigel nie jest bardziej subtelny, ni na to wygl da. Co w atmosferze parku sk oni o go do zmiany zdania. - Dobrze - powiedzia . - Zrobi to. Nigel u miechn
si . W uniesionych k cikach ust kry a si dzieci ca wr cz rado ,
zaprawiona niecierpliwym oczekiwaniem oraz poczuciem powrotu do równowagi.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
CZ
SZÓSTA 2018
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
l Nigel rzuci okiem na ekran przeka nika faksu.
Stanowisko siódme (w okolicach Morza Brzegowego) 8 pa dziernika 2018 roku do: Johna Nicholsa, Baza Alphonsus
RAPORT OPERACYJNY Decyzja w sprawie wyznaczenia poszczególnych zmian do pracy nad
obc
sieci
komputerow .
Grupa
pierwsza:
Zadanie
pierwszoplanowe: Poszukiwania inwentarza w celu umo liwienia bezpo redniego odczytu. J.Thomson - analityk V.Sanges - technik elektronik
Grupa umaczenia.
druga:
Zadanie
Poszukiwanie
pierwszoplanowe:
analogonów
do
Dokonanie
ziemskich
form
zykowych (takich jak: predykat - podmiot, powtarzaj ce si grupy sylab itd.) w odczytywanych wizyjnie sekwencjach obcego “j zyka”. A.Lewis - lingwista D.Steiner - technik elektronik
Grupa ogólnej
trzecia:
struktury
Zadanie
bada
pierwszoplanowe:
obiektu.
Synteza
Opracowanie
rezultatów
bada
grupy pierwszej i drugiej. N.Walmsley - specjalista systemów komputerowych i j zykowych. N.Amajhi - technik elektronik.
Dzia ania wymienionych grup maj z
dwudziestoczterogodzinnym
by
grafikiem,
prowadzonej zgodnie zapewniaj cym
ci
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
kontynuacj ,
przez
rezultaty b pomoc
siedem
dni
w
tygodniu.
Najwa niejsze
przekazywane bezpo rednio do Bazy Alphonsus za
wi zki laserowej, poprzez satelit
wprowadzonego
na
orbit
23
wrze nia
synchronicznego C,
(zapewnia
przekazu wielokana owego). Wnioskujemy, i jeden
kana
w
Grup
Studiów
celu
utrzymania
Operacyjnych
on
mo liwo
Alphonsus zachowa
bezpo redniego
Kardensky’ego
w
po
czenia
Cambridge,
z
dla
technicznego oraz informacyjnego wsparcia tworzonych systemów operacyjnych. dyrektyw
Komunikat
ten
jest
Nadzwyczajnego
praktycznym
Komitetu
Zjednoczonych, zgodnie z uchwa
podj
zastosowaniem
Kongresu
Stanów
8 wrze nia 2018 roku.
(podpisano) Jose Valiera Koordynator
Nigel przygryz wargi. W komunikacie znajdowa y si
interesuj ce informacje,
wyra one administracyjnym argonem. Podstawowa struktura grupy polega a na istnieniu zwartego o rodka, uzupe nionego przez system wsparcia o szerokiej bazie - model preferowany przez teoretyków nauki. Trzy wymienione zespo y by y tym w
nie o rodkiem.
Móg przewidzie ci kie chwile, jakie ich czeka y. Nacisk z Ziemi b dzie prawdopodobnie bardzo silny. Co wa niejsze, wyznaczono mu rol uzupe niaj
dzia ania Nikki Amajhi.
Nigel pokiwa g ow i odwróci si od ekranu faksu. Korytarz by pusty. W gruncie rzeczy ca a wewn trzna cz
Stanowiska Siódmego wydawa a si niemal pusta od czasu,
gdy tu przyby mniej wi cej cztery godziny temu. Wi kszo
zespo u zajmowa a si
wierceniem dodatkowych tuneli. Nigel pow drowa korytarzem o kolistym przekroju, a nast pnie porówna to, co zobaczy , z posiadanym przez siebie planem. Tak, tam w znajdowa si teren roboczy. Niewiele my
nie
c, odnalaz drzwi po prawej i otworzy je.
W kacie pomieszczenia siedzia a smuk a kobieta, majstruj c przy elektronicznych urz dzeniach. Pokój by przyciemniony, eby zapewni maksymaln widoczno
urz dze
kontrolnych na dwóch masywnych komunikacyjnych konsolach przy przeciwleg ej cianie. Tutaj mie ci o si g ówne ogniwo pracy, któr nale oboj tnym wzrokiem.
o wykona . Kobieta spojrza a na Nigela
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Zgubi si pan? - Prawdopodobnie. - Najbli sza mapa Stanowiska znajduje si ... chwileczk ... To pan jest...? - Nigel Walmsley. -Ach tak... A ja nazywam si Nikka Amajhi. - Rozumiem, e b dziemy razem pracowa . Wsta a i poda a mu r
. U cisk d oni by mocny, rzetelny. W jej twarzy Nigel odkry
pewien rys introwersji, jakby w psychice tej kobiety kry o si znacznie wi cej emocji, ni wydostawa o na zewn trz. - Nale y pani do personelu której z baz - stwierdzi raczej, ni spyta . - Wywnioskowa pan to z mojego wzrostu? - Elegancko si
uk oni a, najpierw
unosz c si na palcach, co by o atwe przy ma ej grawitacji, a potem balansuj c na jednej stopie. Mia a dobrze dopasowany trykot i wykonany przez ni gest, a mo e idealna talia w kszta cie klepsydry i szerokie, adne biodra, lub te pe na zr czno ci gracja ruchów, uderzy y go niemal fizycznym odczuciem. Poliza spierzchni te wargi. - Ach, no tak - powiedzia . - Szefowie nie chcieliby zapewne, eby taki dryblas jak ja przeciska cielsko przez te tunele. - Nie móg by pan tego robi . Jest pan zbyt pot ny. - I za stary. - Nie wygl da pan na to. Nigel mrukn
jak
uprzejm formu
, a potem zmieni temat, przechodz c do
omówienia elektronicznych osobliwo ci, które tu zasta . U wiadomi sobie k opot, jaki im wszystkim sprawia. Znajomo
cz owieka, oparta wy cznie na jego reputacji, niesie
okre lone ryzyko. Prace lub czyny tworz wokó cz owieka co w rodzaju mgie ki, przez któr nie mo e przedrze si prawdziwy obraz. Czasami taka “chmurka reputacji” stawa a si dla Nigela czym korzystnym - na przyk ad na przyj ciach, gdzie pomaga a utrzyma ludzi na dystans, lub te s
a jako specjalny klucz do miejsc, do których nie móg si dosta .
Jednak ca y ten szum by fa szywy. Jego reputacja polega a na uto samianiu go ze “s ynnym astronaut ” lub “odwa nym cz owiekiem”. A przecie identyfikowa si z nim bardziej, ni z jakimkolwiek innym aspektem swojego ycia. Podobnie by o z Nikk . Wiedzia , e jest yskotliw kobiet , ju teraz znan dzi ki mediom. Prawdopodobnie by a kim zupe nie innym, ni
s dzi na podstawie tego obrazu. Có , nic na to nie poradzi; pozbawiony
szczególnej subtelno ci, b dzie musia si przebi si bli ej jej prawdziwego, “ja”. - Bardzo odwa nie si pani zachowa a - powiedzia nagle.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- S ucham? - spyta a zaskoczona. - Wtedy, kiedy to pani zestrzeli o. - Ach, o to panu chodzi... - Spojrza a na niego wyra nie zniecierpliwiona. Walczy am po prostu o w asne ycie. Co , co na moim miejscu zrobi by ka dy. Nic w tym odwa nego. Nigel skin g ow . - Teraz mo e mnie pani zapyta , jak to by o, kiedy rozmawia em ze Snarkiem. Znów wydawa a si zaskoczona. Brwi wygi y si jej ku do owi. Po chwili jednak wybuchn a miechem i poklepa a go po plecach. - Rozumiem! - powiedzia a. - Musimy rytualnie odpl ta si ze swoich paj czyn! Oczywi cie... - za mia a si szczerze, a Nigel poczu , jak z ich wzajemnej relacji znika jaki ci ar. - No dobrze, teraz i powinnam zacz ... jak wy to mówicie? ...gry ? - Tak. Angielski nie jest pani... - Rodzimym j zykiem? Nie. Jestem Japonk . - Tak w
nie s dzi em.
Pomy la , e Nikka nie ma w swoim charakterze ani troch nie mia spodziewa . Ale i ta cecha stanowi a tylko cz
ci, jakiej si
fa szywej paj czyny.
- A pana przyjaciel, Snark? - Powiedzia , e nasze kieszonkowe kalkulatory prawdopodobni nie prze yj swoich cicieli. - Tak s ysza am. Jednak eby stworzy Snarka, zawsze potrzebny jest jaki Lewis Carroll. - Tak - odrzek , wyczuwaj c za jej radosnym spojrzeniem powa niejsz intencj . Tak w
nie jest, prawda?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
2 Mimo pó nego ranka pan Ichino pozwoli sobie jeszcze troch podrzema . Sp dzi wi ksz cz
dnia na dostosowaniu pomieszczenia do swoich potrzeb yciowych, a przy
pracy wraca my
do Japonii. Obrazy z podró y do tego kraju ju wyra nie blad y. Pojecha
tam, maj c nadziej na odnalezienie jakiej cz stki siebie, ale zamiast tego odkry jedynie dziwaczn parodi tej Japonii, jak kiedy znali jego rodzice. By mo e przyczyn tego wra enia by y Narodowe Parki Ochrony Przyrody. Bilet do parku Osaka, pomimo ceny, pozwoli mu tylko na dost p do gorszej cz ci tych terenów. Trawy i listowie wygl da y jak martwe; pot ne, niebotyczne drzewa pokrywa a sadza. Rosn ce w tych strefach by y unurzane w pyle, niemal uschni te. Nazwanie tego “parkiem” wydawa o si ponurym artem i pan Ichino wpad w z
, po to tylko, by mog a uspokoi go
oda dziewczyna z obs ugi, która sprzeda a mu inny, znacznie dro szy bilet. Dzi ki niemu pan Ichino wszed do “lepszej” cz ci parku przez bram z kutego elaza, znajduj
si na
ko cu kapi cego od brudu lasu, w sam czas, eby zobaczy , jak w ci gu dnia lataj tam trenowane s owiki. Ich pie
wybuch a mu nagle nad g ow , gdy przekracza szumi cy
strumie . Mgie ka okry a korony drzew nad w wozem; pan Ichino sta po kostki w zimnej wodzie strumienia, jakby unieruchomiony przez ich radosn , triumfaln pojawi y si
pie . Potem
skowronki. Ich trenerzy zaj li stanowiska na polanie przy brzegu rzeki.
Drzwiczki ustawionych rz dem klatek zacz y otwiera si wypuszczaj c stada trzepocz cych skrzyd ami ptaków. Lecia y pionowo w gór , unosi y si pod barier leniwych chmur i wiergota y przez d ugi czas. Nieco s absze ptaki wraca y wcze niej i od czasu do czasu trafia y do niew
ciwej klatki; najsilniejszy pozostawa w locie przez osiemna cie minut, po
czym bezb dnie powróci na miejsce. Pana Ichino nie by o sta na liczne wizyty w parkach, zatem sp dza wiele godzin na ulicach miast. Przera
y go i niepokoi y ofiary ska enia,
ebrz ce na rogach ulic i w
bramach. Nie móg odwraca od nich wzroku. Ludzie zdrowi przechodzili obok tych istot bez najmniejszej reakcji, ale pan Ichino cz sto stawa w pewnej odleg
ci i obserwowa je.
Przypomnia sobie to, co mówi a matka, zreszt w zupe nie innym kontek cie, e ludzie g usi wydaj si g upcami, podczas gdy niewidomi sprawiaj wra enie m drców. Ci, którzy ledwie yszeli, usi uj c zrozumie , co si do nich mówi, ci gali brwi, otwierali szeroko usta i wyba uszali oczy, przekrzywiaj c g owy.
lepi natomiast siedzieli spokojnie, pogr eni w
swym wewn trznym wiecie, z opuszczonymi g owami, jakby medytowali. Wydawali si
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
my licielami. Pan Ichino widzia w nich lito ciwe oczy Buddy, pó przymkni te tak, jak przedstawiano je na znajduj cych si
wsz dzie obrazach i rze bach.
piewali cicho,
powtarzaj c sylaby: chiri-chiri-gan, chiri gan, jedli pra one ziarenka soi oraz nie czyszczony ry . Wed ug pana Ichino byli jedynymi naturalnie zachowuj cymi si
lud mi, którzy
pozostali w ca ym tym galimatiasie zmarnia ych, japo skich miast. Ichino unosi si bezwolnie po ród g stych t umów, pozwalaj c p yn
czasowi, a wreszcie powróci do
Ameryki. Doszed do przekonania, e nie jest Japo czykiem, a prawda ta by a dla niego bardzo niepokoj ca. Czu pokrewie stwo z pozosta
ciami kruchego wiata natury, jaki
napotka w Japonii, ale to wszystko. Dostrzega w tym dziwaczn logik : zdeformowani kalecy, wydali mu si bardziej ludzcy, ni sk onni do wspó zawodnictwa, zdrowi, irytuj cy przedstawiciele gatunku homo sapiens. Pan Ichino opró ni kieszenie, nape niaj c ich miski na ja mu
i pragn
zrobi
dla nich wi cej. Lecz móg
da
im tylko chwilowe
zabezpieczenie. W naturalnym wiecie, gdzie walczy si o byt, ludzie ci bardzo szybko zostaliby starci na proch. Mimo to, skuleni na rogach ulic w dwu lub trzyosobowe grupy, wymieceni na margines przez niecierpliwych, chciwych biznesmenów, wydawali si w jaki sposób zachowywa kontakt z Japoni , któr kiedy zna - lub o której ni - i któr straci na zawsze. Tak, dziwna to by a logika...
Komuna Mnogich cie ek, która osiad a w górskich rejonach Oregonu, okaza a si wi ksza, ni spodziewa si pan Ichino. Na dwustumetrowym obszarze Centrum Komuny odkry ju pi ci gn
chat, szop i bud w op akanym stanie. Poniewa nale cy do komuny teren
si jeszcze kilometr wzd
doliny rzeki, wij cej si na zachód, ku Willamette,
prawdopodobnie budowli by o tu znacznie wi cej. Pó nym popo udniem zako czy przygotowywanie swojej chaty do zasiedlenia i rozpocz
prywatne badania Komuny, obserwacj jej ruin, pami tek, jakie po niej zosta y. W
ch odnym powietrzu jego oddech skrapla siew niewielkie chmurki pary. Pan Ichino zakr ci , id c po górskim zboczu. Jelenie wydepta y tutaj w asny, rozleg y system przecinaj cych si szlaków. Ichino stara si w drowa tymi szlakami jednak kontrolowanie ka dego kroku na zboczu tak, by nie wywo ywa ma ych obsuni
gruntu, okaza o si zbyt trudne. Przedar si
zatem w dó stoku, ku strumieniowi. Przed nim, na wpó ukryta w zieleni, sta a katedra Runa Jelenia. Cokolwiek kiedy znajdowa o si wewn trz niej, teraz ju znikn o lub rozpad o si . Sosnowe belki, z których j zbudowano, pozosta y nie naruszone, lecz ich pokryte rdz po czenia rozsypywa y si ; niektóre ca kiem si po ama y.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
To w
nie musia o by g ówne pomieszczenie, gdzie mieszka patriarcha Komuny
wraz ze swoimi dwiema ma onkami, do których oficjalnie si przyznawa . Ludzie z Dexter, od których wydzier awi t Wi kszo
ziemi , opowiadali mnóstwo historii o Mnogich
cie kach.
stanowi y plotki na temat seksualnych ekscesów patriarchy. Pan Ichino dot d nie
mia jasno ci co do przyczyn upadku Mnogich cie ek po dwunastu latach istnienia. Wed ug najbardziej rozpowszechnionej w Dexter teorii, patriarcha mia o jedno objawienie mocy wszechogarniaj cej mi
ci za du o. Kr
y te plotki o paru morderstwach, co podzieli o
komun na frakcje. Pan Ichino zatrzyma si na chwil przy budowli, eby odpocz . Zardzewia y piec i rozrzucone wokó br zowe butelki dawa y wiadectwo nietrwa poczyna . Troch dalej znajdowa si stos d
ci wszelkich ludzkich
yc, wygl daj cy na pozosta
po drewutni, a
tak e przybudówka dochodz ca do rzeki. Pr d by tu szybki, a koryto g bokie, co powodowa o powstawanie fal na powierzchni. Koryto strumienia pe ne by o ska i ró nej wielko ci otoczaków, za boczny dop yw wy obi ska y, ods aniaj c warstwy sprasowanej gleby. Niektóre drzewa za budowl bardzo si pochyli y, staraj c si wytrzyma coraz wi ksz
erozj
skalnych brzegów. Gdzieniegdzie ods oni te korzenie przybra y wr cz
gigantyczne rozmiary, eby podtrzyma chwiej ce si pnie. Pan Icbino obserwowa je z r kami w kieszeniach. W pobli u znajdowa si skalisty i ja owy teren uprawny. Wydawa o si bardziej prawdopodobne, e komuna Mnogich cie ek upad a raczej z przyczyn ekonomicznych ni socjologicznych. Na tym gruncie mo na by o uprawia jab ka i ewentualnie kilka innych p odów rolnych, jednak Ichino nie wyobra sobie, eby tu utrzymywa si wy cznie z uprawiania ziemi. Ludzie z Dexter twierdzili, e w komunie
o paru powie ciopisarzy, a tak e artysta plastyk; by mo e oni w
nie stanowili
dla Mnogich cie ek g ówne ród o dochodów. Ichino poszed po zgni ych li ciach wymieszanych z ziemi w stron swojej chaty. miechn si sam do siebie. Ludzie z Mnogich cie ek byli prawdopodobnie dzieciakami z miasta (dzieciakami? u wiadomi sobie, e w tej chwili powinni by mniej wi cej w jego wieku) pe nymi idealizmu i poczucia winy. Na pewno niewiele wiedzieli na temat stolarstwa. Belki wspieraj ce konstrukcj jego chaty u
ono nieprawid owo, a wzmacniaj ce osad
kliny zosta y wkr cone zbyt p ytko w z cza. Reszt chaty zbudowano raczej dobrze, co nasuwa o przypuszczenie, e pod koniec budowy cz onkowie komuny mieli ju w swym gronie kogo kompetentnego. Chata pana Ichino by a jedyn z tutejszych budowli nadaj cych si do zamieszkania, poniewa ludzie z Dexter reperowali j przez lata, gdy s domek my liwski.
a im jako
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Pan Ichino nie znosi polowa , chocia nie by wegetarianinem. Nienawidzi patrze na umieraj
przyrod . Wystarczaj co porusza o go zastanawianie si cho by nad tym, jak
gigantyczny efekt wywiera na przyrodzie zwyk e przej cie przez las. - Wed ug niego by o to niszczycielskie, cho
nie wiadome mia
enie misternie utkanych sieci biologicznych
miniwszech wiatów. Ichino uwa nie obserwowa g bok których w drowa . Z ka dym krokiem niszczy jaki
warstw
wiat.
wilgotnych li ci, po
ci cie kawa ka drzewa na
ognisko doprowadzi o do biegania w panice mnóstwa mrówek po ostrzu siekiery. Usuni cie pie ka, który zagradza ci drog , ods ania w samym rodku zimy czarn jaszczurk umykaj gdzie w bok. Spod kopni tego kamienia wyskakiwa a aba. Sta w pobli u dop ywu rzeki, nas uchiwa , i nagle co przyci gn o jego uwag . Jaki szelest li ci, ledwie s yszalny trzask ga zki. Co porusza o si wzd
przeciwleg ego brzegu
rzecznej odnogi. G sty zagajnik sosnowy ogranicza pole widzenia. Pomi dzy drzewami panu Ichino mign
ciemny kszta t. W ród ruchomych cieni trudno by o okre li odleg
i
rozmiar, jednak zarys przedmiotu wydawa si oczywisty: to by cz owiek. Pan Ichino odsun
du y li ,
eby lepiej widzie , a wtedy kszta t po drugiej strome rzeki nagle
znieruchomia . Ichino wstrzyma oddech. Ciemny kontur mi dzy drzewami powoli znika , bez d wi ku i gwa townych ruchów. Po chwili pan Ichino nie by ju pewien, czy w ogóle cokolwiek zobaczy . Dziwne, eby cz owiek móg oddali si tak cicho. Japo czyk zastanawia si , czy rzeczywi cie kogo tam widzia , czy te dotkliwa samotno
p ata mu figle pod postaci z udze optycznych. Ale
nie, przecie s ysza d wi k, tego by pewien. Có , nie mia o sensu zadr czanie si cieniami w ród drzew. Ichino postanowi o tym zapomnie . Jednak gdy wspina si po zboczu do swojej chaty, pozosta w nim jaki niepokój i nie wiadomie przyspieszy kroku. Tutaj dwie cie kilometrów od Wasco, g boko w rozci gaj cych si wzd
wybrze a
lasach Oregonu, nie by o adnych ladów nuklearnej eksplozji. Miejscowi opowiadali wci
o
katastrofie, o zwi zanych z ni ci kich do wiadczeniach - krewnych lub przyjacio ach, których spopieli atomowy p omie - ale pan Ichino by przekonany, e nie ma to poparcia w faktach. Jak móg by znale
jakie
lady tego, co mia na my li Nigel, przebywaj c w ród
ludku uwielbiaj cego niewiarygodne opowie ci? Stara si
szpera
w ród miejskich zapisów, zagl da do ciasnych, niewielkich
bibliotek, rozmawia ze starszymi lud mi, którzy dorastali w tych stronach. Spo ród mnóstwa szczegó ów i przesadnych opowie ci nie zdo
wydoby
adnych konkretnych informacji. Co
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
mia robi dalej? Nied ugo nadejdzie zima i uwi zi go jak w klatce. Co ma wówczas zrobi ? Zafrasowany pan Ichino potrz sn g ow i pow drowa do swojej chaty.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
3 Nikka pozwoli a s abej ksi ycowej grawitacji poci gn
si powoli w dó ciasnego
szybu. Splot a r ce nad g ow , bo nie by o miejsca na trzymanie ich po bokach cia a. Wkrótce dotkn a stopami sta ej powierzchni. Zacz a porusza nogami, dopóki nie znalaz a z boku niewielkiego otworu w cianie studni. Powoli obróci a si i zanurzy a w nim po kolana. Spojrza a w gór . W obramowaniu wlotu do tunelu widzia a g ow Wiktora Sangesa sze
metrów nad ni . - Mo esz ju rusza w dó - powiedzia a. - Rób to powoli. Nie bój si upadku. Tarcie
cian spowolni spadanie. Wczo ga a si do w skiego bocznego tunelu i przez chwil le pi tami, eby przecisn
si do przodu i równocze nie odpycha a d
a p asko. Zapiera a si mi od szorstkiej os ony
z tworzywa sztucznego. Przez przezroczysty materia widzia a po yskuj cy miedzi metal konstrukcji obcego statku. Mia matowy po ysk, niepodobny do adnego ze znanych jej stopów. Najwyra niej zaskoczy on równie
metalurgów, poniewa
wci
nie potrafili
okre li sk adu tej substancji. Co kilka metrów na cianach tunelu wyst powa dziwny, pó kolisty, spiralny wzór. Oprócz tego szyb by ca kowicie g adki. Nikka min a jedn ze wiec cych bia o lamp fosforowych, osadzonych w sztucznym tworzywie przez grup techniczn
podczas wyrównywania ci nienia w tym fragmencie statku. By o to jedyne
wietlenie tunelu; prawdopodobnie obcy nie potrzebowali adnego wiat a. W miejscu, gdzie teraz si
znajdowa a, tunel stawa si
nagle cia niejszy, co nie mia o
widocznego uzasadnienia konstrukcyjnego. Otar a si opanowa bezrozumny l k przed przygniataj
adnego
bokiem twarzy o sufit i Nikk
mas statku. Wilgotny i ciep y oddech mia a
jakby uwi ziony bezpo rednio przed twarz . S ysza a jedynie wyolbrzymiony w ciszy odg os wdychania i wydychania powietrza z p uc. - Sanges? - spyta a g
no. W odpowiedzi us ysza a st umiony okrzyk pod aj cego
za ni kolegi. Przesuwa a si coraz dalej i w pewnym momencie straci a oparcie pod stopami. Spiralnym ruchem wydosta a si szybko z tunelu i znalaz a si w sferycznym pomieszczeniu o rednicy oko o dwóch metrów. Gdy czeka a na Sangesa, jej nogi i ramiona przeszy dreszcz. Mia a na sobie kombinezon termoizoluj cy, a powietrze do
dobrze cyrkulowa o przez tunel,
jednak temperatura ca ego statku by a taka sama jak temperatura powierzchni Ksi yca i wynosi a teraz minus sto stopni Celsjusza. Przez pe ny okres ksi ycowej nocy spada a jeszcze bardziej, ale inercja termiczna statku nieco zmniejsza a panuj cy ch ód. In ynierowie
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
nie godzili si na ogrzewanie powietrza w tunelu, podobnie jak odmawiali wprowadzenia powietrza pod w
ciwym ci nieniem do innych korytarzy, ni
te, w których by o to
absolutnie niezb dne. Nikt nie wiedzia , jaki wp yw na integralno
statku oraz jego
funkcjonowanie mo e mie powietrze, dlatego te starano si maksymalnie izolowa
ciany
obcego pojazdu za pomoc przezroczystych os on z masy plastycznej. Sanges powoli wyczo ga si z niewielkiego otworu tunelu i po chwili by ju w ciasnym, sferycznym pomieszczeniu. - Co to za miejsce? - spyta . By niskim, ylastym cz owiekiem o ciemnych w osach i przenikliwym spojrzeniu. Mówi wolno, jakby otaczaj cy ich rubinowy poblask spowalnia jego s owa. -,,Pokój - nisza”, tak nazwano go z braku lepszego okre lenia - odrzek a Nikka. - To czerwone wiat o wydziela si bezpo rednio ze cian. Nasi in ynierowie nie maj poj cia, w jaki sposób to si dzieje. Teraz wiat o jest w okresie przy mienia. Pó niej rozja ni si , a ca y cykl powtarza si co czterna cie godzin i osiemna cie minut. - Aha... - Sanges zacisn wargi. - Naturalne jest w zwi zku z tym przypuszczenie, e doba na ich planecie trwa w
nie
czterna cie godzin i osiemna cie minut. - U miechn a si lekko. - Ale kto wie, czy to prawda? Nie ma innego dowodu na poparcie tej hipotezy. Zmarszczy brwi. - Ale... sam pokój, doskonale kulisty.
adnych nierówno ci na cianach... Do czego
mogli go u ywa ? - Jako boisko do gry w pi
r czn w stanie niewa ko ci, oto moja teoria. Albo jako
suszarni do bielizny. Mo e to prysznic, tylko nie wiemy, jak w czy w nim wod . Tam jest jaka plama, która wygl da do
dziwnie - wskaza a b yszcz cy kszta t nad g ow - ale przez
to nasze sztuczne tworzywo nie mog zgadn , co to jest. - Ten pokój jest taki ma y. Jak ktokolwiek móg by... - Ma y dla kogo? Oboje znajdujemy si tutaj przede wszystkim dlatego, e jeste my prawie kar ami w porównaniu z reszt
ludzko ci. Ci z bazy Alphonsus sprowadzili ci
specjalnie z tego powodu, prawda? Mam na my li to, e kiedy odkryli my wrak, by Ziemi. ci gn li ci , bo znasz si na elektronice i mo esz przecisn
na
si przez te tunele.
- Tak - Sanges skin g ow . - Po raz pierwszy pomy la em, e niewielki rozmiar cia a mo e by atutem. Nikka wskaza a palcem otwór, znajduj cy si w po owie wysoko ci ciany.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nast pna cz
naszej trasy. To najw sze gard o na ca ej drodze do centrum
komputerowego. Chod my. Wczo ga a si do otworu, a nast pnie przecisn a w dó , ku do
przestronnemu
odcinkowi. Jednak wkrótce przej cie gwa townie si zw zi o. Nikka zebra a si y i ruszy a do przodu, robi c g boki wydech i odpychaj c si przestrzeni, zmniejszaj cej troch niezno zbli
silnie pi tami. Dotar a do otwartej
ciasnot , ale w dalszej cz ci ciany tunelu znów
y si do siebie. Przepchn a si do przodu, równocze nie obróci a cia o wokó osi i
stara a si u
jak najbardziej p asko na pochy ej pod odze korytarza. By on w tym
miejscu nie tylko bardzo w ski, ale te silnie nachylony, pod k tem co najmniej czterdziestu pi ciu stopni. ysza a za sob szuranie, co wiadczy o o obecno ci Sangesa. Mia a wra enie, e tunel naciska na ni ze wszystkich stron i zacz a odpycha si i obraca , rytmicznie walcz c z si grawitacji i zaciskaj cymi si wokó cianami. Ciasnota sta a si niemal nie do wytrzymania. Nikka zacz a w tpi , e kiedykolwiek pokona
ten
odcinek
drogi.
Powietrze,
którym
nieprawdopodobnie zanieczyszczone. Otaczaj cy j pot
oddycha a,
wydawa o
si
jej
statek odbiera a jako niszczycielsk
si , która upar a si odebra jej ycie. Zatrzyma a si na moment, eby odpocz , ale
nie mog a z apa tchu. Wiedzia a, e do przej cia pozosta tylko niewielki odcinek, ale... Co uderzy o jaw stop . - Id . Na lito
bosk , id ! - us ysza a blisko st umiony, z lekkim tonem paniki g os
Sangesa. - Spokojnie, spokojnie... - powiedzia a Nikka. Gdyby teraz Sanges straci zimn krew, mogliby si znale
w powa nych k opotach. - Mie cimy si w czasie.
- Szybciej! - nalega . Nikka opar a stopy o ciany tunelu i odepchn a si . Wyci gn a r ce wysoko nad ow i po jeszcze jednym wysi ku poczu a,
e dotar a do kraw dzi korytarza. Powoli
podci gn a si w gór , i ju po chwili mog a si rozprostowa . W tym miejscu mo na by o niemal stan . Otwarta wn ka mia a kszta t elipsoidy, lecz wi ksz
cz
przestrzeni zajmowa y ciemne, owalne formy bez widocznych spoin.
Najpewniej by y to pojemniki, których nie dawa o si otworzy w prosty sposób. Pomi dzy nimi prowadzi a krótka cie ka, oddzielona teraz od reszty pomieszczenia ta móg wychodzi poza t ta
. Nikt nie
ani te próbowa bada znajduj cych si dalej nieczynnych,
obcych maszyn. Prawdopodobnie mo na to b dzie zrobi pó niej, gdy ludzie dowiedz si wi cej o statku i mechanizmach jego funkcjonowania. Pomieszczenie o wietla y jedynie bia e
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
lampy fosforowe, umieszczone w przezroczystym sztucznym tworzywie. Rzuca y d ugie cienie w pobli u cian, co nadawa o ca emu pomieszczeniu dziwny, z owieszczy wygl d. Mimo
e sta a prawie wyprostowana, Nikka czu a si
tak, jakby statek osacza j ze
wszystkich stron, odcinaj c ca kowicie od wiata. Sanges wygramoli si z tunelu i powoli stan na nogach. - Dlaczego zwolni
?! - spyta ostrym tonem.
- Nie zwolni am. To ty powiniene zachowa regularny rytm. - Co to znaczy? - spyta szybko. - Nic. - Spojrza a na niego taksuj cym wzrokiem. - Klaustrofobia to do przypad
i trzeba by
nie w ciemi
bitym,
eby sobie z ni
zabawna
poradzi . Powiniene
spróbowa przej cia t dy w skafandrze, z butlami tlenowymi i w he mie tak jak ja zrobi am to po raz pierwszy. - Na lito
bosk , czy to jest droga do...
- Oczywi cie, chocia ani Bóg, ani ludzie nie zbudowali tego statku. Musimy si do niego przystosowa . Je eli dziwne zjawiska za bardzo wytr caj ci z równowagi, dlaczego zg osi
si na ochotnika do tej roboty? Sanges zacisn wargi i powa nie skin g ow . Po chwili Nikka odwróci a si i poprowadzi a go w skim przej ciem do wmontowanej
w cian pot nej, czarnej tablicy. Znajdowa y si przed ni dwa fotele, umieszczone przez ludzi. Wskaza a Sangesowi jeden fotel, a sama usiad a na drugim. M czyzna spojrza na, tablic ze znajduj cymi si przed nim licznymi grupami prze czników. Obejrza równie ciemne kszta ty troch dalej w lewo i w prawo. - Sk d mo emy wiedzie , e teraz jest tu w
ciwe ci nienie? - spyta .
- Os ona z masy plastycznej przylega ci le do tego urz dzenia - odrzek a Nikka, czaj c dodatkowe lampy fosforowe. - Ta struktura wydaje si
nie naruszona. O ile
jeste my w stanie stwierdzi , statek zbudowany jest z modu ów. Gdy si rozbi , wi kszo elementów zosta a zniszczona, ale ta cz
i jeszcze dwie inne, mniej wi cej czterdzie ci
procent pó kuli, pozosta y ca e. W innych korytarzach napotkali my oderwane, rozrzucone wokó przedmioty, natomiast ten modu sprawia wra enie nie uszkodzonego przez uderzenie. Sanges obserwowa pomieszczenie i nerwowo stuka palcami w tablic . - Uwa aj na to! - ostrzeg a go Nikka. - W czam teraz konsol i nie chc , eby poruszy którykolwiek z prze czników.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nacisn a na co , co wygl da o jak ustawiony pionowo spinacz do papieru i na tablicy zamigota y dwa niebieskie wiat a. Po chwili ciemny ekran nad tablic zmieni barw na zielonkaw . - Jak to jest zasilane? - spyta Sanges. - Nie wiemy. Generatory mocy musz
znajdowa
si
w jednym z pozosta ych
modu ów, ale in ynierowie nie chc zapuszcza si w to wszystko zbyt g boko, dopóki nie poznamy lepiej funkcjonowania statku. Tablica zasilana jest pr dem zmiennym, o cz stotliwo ci mniej wi cej trzystu siedemdziesi ciu herców, chocia powodów cz stotliwo
z niewidocznych
równie si zmienia. Zdj li my nawet ten panel i próbowali my
prze ledzi prowadz ce do niego obwody, ale sie okaza a si niezwykle skomplikowana. W innym korytarzu in ynierowie znale li du
komor pe
elektronicznych mikrouk adów,
najwyra niej fragmentem zasobów pami ci. Wi ksz cz
tej komory wype niaj
cienkie warstwy aktywnych magnetycznie substancji, umieszczonych na sta ym pod
u. W
ca ym pomieszczeniu panuje niska temperatura, znacznie ni sza ni w innych cz ciach statku. - Czy to pami ciowe nadprzewodniki? - S dzimy, e tak. To akurat nie nale y do zakresu moich bada wi c nie mam z tym wiele do czynienia. W ka dym razie wokó obwodów wykryto drobne fluktuacje pola magnetycznego, wi c prawdopodobnie te pola w czaj elementy pami ci. W ten sposób powstaje z
i wy czaj
nadprzewodz ce
ony z prze czników ogromny obwód,
dzia aj cy w pró ni. K opot w tym, e nie wiemy, jak dzia a ch odzenie. Nie ma adnej cieczy kr
cej wokó tego pomieszczenia. Jego ciany s po prostu zimne. Sanges skin
g ow
i zaczaj obserwowa
setki znajduj cych siej przed nim
prze czników. - Zatem ten komputer yje, a przynajmniej yj zasoby jego pami ci - powiedzia . Mimo czasu, który up yn , mimo e reszta statku uleg a rozbiciu. Zadziwiaj ce! - Dlatego w
nie przywi zujemy do niego tak du
wag . Ta tablica
czy si
bezpo rednio ze wszystkimi elementami pami ci statku, które, zdaniem obcych, warto by o przechowywa . Nikka w czy a na prób kilka starannie wybranych prze czników. - Chyba mamy zasilanie. Najcz ciej tablica pozostaje nie zaktywizowana, poniewa zasilanie statku jest niestabilne. Dobrze, zamierzam teraz skontaktowa si z Nigelem Walmsleyem i zacz robot . Obserwuj to, co robi , ale nie dotykaj tablicy. Zapisali my ju
wi ksz
procedury uruchamiaj cej. Dam ci kopi tej sekwencji pod koniec naszej zmiany. Dotkn a d oni mikrofonu przymocowanego do kab ka na szyi.
cz
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Mówi Nikka - zg osi a si . - Tu Walmsley, szanowna pani. - G os rozleg si z mikrofonowi zamontowanych na cianie. - Czy gdyby zale
o od tego bezpiecze stwo wiata, zgodzi aby si sp dzi noc z
czyzn o nie znanym nazwisku? Nikka u miechn a si . - Ale ja znam twoje nazwisko. - Jasne, jasne. Co nie znaczy, e nie mog em go zmieni ... - Jest tu ze mn Victor Sanges - oznajmi a oficjalnie Nikka, zanim Nigel powiedzia co wi cej. - Nale y do zespo u bada bezpo rednich z Grupy Pierwszej. - Na pewno jest pod wra eniem... Witam pana, panie Sanges, zobaczymy si pó niej w mesie. Nikka, mam do utrzymuj
dobrej jako ci obraz ekranu, ale zaczynam by
si ca y czas zielonkaw mgie
znudzony
.
Sanges odwróci si i spojrza na kamer telewizyjn , zamontowan nad ich g owami. - Dlaczego po prostu nie pod czycie si bezpo rednio do zasilaj cego ekran sygna u? - spyta Nikk . - Nie chcemy grzeba w obwodach. Spójrz na to. - To jest standardowa sekwencja otwieraj ca. Zawsze jej u ywam,
eby przekona
si , czy uk ad pami ci pozosta nie
zmieniony. Ka dy z prze czników mia dziesi
odr bnych pozycji. Nikka zmieni a po
kilku prze czników, patrz c na notebooka, który mia a pod r barwny wir, który nast pnie uformowa z
enie
. Na ekranie pojawi si
on z symboli struktur . By y to niewielkie uki,
barwne plamki, znaki do z udzenia przypominaj ce jaki perski manuskrypt. Centrum obrazu zajmowa diagram przedstawiaj cy trójk ty po czone ze sob w dziwny wzór. - To pierwszy z otrzymanych przez nas odczytów - skomentowa a Nikka. - Wi kszo wypróbowanych sekwencji nie prowadzi do powstania
adnego obrazu. Mo e zosta y
uszkodzone lub odczyt przekazywany jest do innej konsoli w statku. Ten obraz na razie wydaje si bezu yteczny, poniewa nie wiemy, jaki sens maj znaki ich pisma. - Du o tekstów jest w tym pi mie? - Nie, ale nie s dz ,
eby my mogli wiele z nich odczyta , nawet gdyby my
dysponowali licznymi wydrukami. Pierwsi egiptolodzy nie byli w stanie odcyfrowa ludzkiego j zyka, cho
posiadali tysi ce tabliczek, dopóki nie odnaleziono kamienia z
Rosetty. Dlatego koncentrujemy si na obrazach, a nie na pi mie. By mo e Grupie Trzeciej uda si zrozumie sens niektórych s ów. Na razie zatrzymali my si na etapie ogl dania obrazów i próbach wyobra enia sobie, co mog przedstawia .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nikka dotkn a prze czników i na ekranie powsta kolejny obraz. On tak e co przypomina . Przedstawia zachodz ce na siebie dwa okr gi i lini , dziel nich. Wzd
ci ciw jednego z
bocznej cz ci obrazu bieg rz d symboli, najpewniej napis, komentuj cy
rysunek. - Lewis okre li roboczo jeden z tych zakr tasów jako s owo linia - powiedzia a Nikka. - Porówna ten znak z pi cioma czy sze cioma innymi podpisami obrazów w tej sekwencji i jak dot d, jest to jedyna hipoteza, jak uda o si sformu owa . Odczytywanie tego jest bardzo mudnym procesem. Szybko pokaza a na ekranie ca seri innych sekwencji obrazów, po czym zatrzyma a i podziwia a ostatni z nich. By to wspania y widok Ziemi ogl danej z jakiego miejsca po
onego od S
ca dalej ni nasza planeta. Zza jej tarczy wy ania si cienki ro ek
Ksi yca; wi ksz cz
ciemnych konturów l dów pokrywa y pasma i zawirowania chmur.
- Kolory s niew
ciwie dobrane - odezwa si Sanges. - Ca y obraz jest zbyt
czerwony. - Tego nie stworzono dla ludzkich oczu - odrzek a Nikka. - Nigel, próbuj nowej sekwencji - powiedzia a nieco g
niej. - Zmie 707B na 707C.
- Je li ten uk ad jest zabójczy, je li co usma y mnie ywcem na, fotelu, przynajmniej kto b dzie wiedzia , jakiej sekwencji unika nast pnym razem - rzek a mimochodem do Sangesa. Spojrza na ni ze zdziwieniem. Nikka wystuka a sekwencj , w wyniku czego na ekranie pojawi o si kilka nowych linii z
onych z symboli.
- Na razie nic u ytecznego. Zaloguj to, Nigel - poprosi a. Nast pny obraz przedstawia szereg kropek. Potem pojawi si kolejny szereg o nieco zmienionej strukturze. Gdy na nie patrzyli kropki zmienia y uk ad, obracaj c si zgodnie z ruchem wskazówek zegara. - Nigel, zmierz to. Jak szybko przebiega rotacja? - Pe ny obrót w okresie siedmiu godzin z kawa kiem - odpar po chwili. Nikka skin a ow . - To po owa czternastu godzin i osiemnastu minut, cyklu zmiany intensywno ci wiat a w “pokoju-niszy”. Zaloguj to w zasobach specjalnych. Sanges ca y czas robi notatki. Nikka pokaza a mu jeszcze zakodowany za pomoc systemu kolorów szereg kropek, który jeden z astrofizyków zidentyfikowa jako map gwiazd znajduj cych si w promieniu trzydziestu trzech lat wietlnych od S by a powi zana z jasno ci
danej gwiazdy. Je li ta zale no
ca. Wielko
okaza aby si
kropek dok adna,
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
oznacza o to konieczno
wprowadzenia niewielkiej zmiany do diagramu Hertzsprunga-
Russella, co stanowi oby argument na korzy
jednej z najnowszych teorii ewolucji gwiazd.
Sanges skin g ow , nie mówi c nic. Nikka wypróbowa a jeszcze kilka sekwencji. Pojawi y si nowe kropki, a potem linie zakr tasów. Rysunek dwóch okr gów, których obwody przecina y si bez adnych napisów. Kropki. Nast pnie co , co wygl da o jak zaopatrzona w napisy fotografia jakiego zautomatyzowanego narz dzia. - Zaloguj, Nigel. Co ci to przypomina? - Rze ba abstrakcyjna? Niezwykle skomplikowany rubokr t? Nie mam poj cia... Kolejna sekwencja przedstawia a to samo narz dzie, widziane pod innym k tem. Pó niej znów kropki, a potem... Nikk a rzuci o na oparcie fotela. Z ekranu spogl da y na nich z owieszcze, ciemne obrazu znajdowa o si
co , co wygl da o jak wielki,
wyprostowany na tylnych apach. A po horyzont ci gn
renice. Na pierwszym planie uskowaty szczur, który sta si ró owy piaszczysty grunt.
Szczur ciska co przednimi apami o d ugich pazurach - mo e po ywienie. - Mój Bo e - odezwa si Nigel. - To absolutnie nie wygl da na mi e stworzenie. -
adnego napisu - rzek a Nikka. - Ale to obraz pierwszej formy
ycia, jaki
otrzymali my. Lepiej od razu poka to Kardensky’emu. - Ta istota wygl da diaboliczme - powiedzia Sanges z emocj . - Nie rozumiem, w jaki sposób Bóg móg stworzy co takiego. - Ho, ho, cenna uwaga! - skomentowa Nigel. - Mo liwe, e w tej sprawie w ogóle nie konsultowano si z Bogiem, panie Sanges. Nikka wystuka a kolejn sekwencj .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
4 Pan Ichino sta przy niewielkim zlewie i wolno zmywa naczynia po kolacji. W ustach wci
czu smak konserwowego chili. To by uczciwy posi ek, bez adnej soi - jedyny luksus,
na jaki pozwala sobie w trakcie pobytu tutaj. Nigdy nie zdo
przyzwyczai si do wr czania
dolarowego banknotu, gdy kupowa gazet , a potem rezygnowania z reszty, któr powinien otrzyma . Mimo to zap aci by niemal ka
cen za zjedzenie od czasu do czasu posi ku z
prawdziwym mi sem. Nie chodzi o o to,
e mia
jakiekolwiek zastrze enia wobec
wegetarianizmu, cho nigdy tak naprawd nie zrozumia , dlaczego lepiej jest zabija ro liny ni zwierz ta. Najzwyczajniej w wiecie lubi smak mi sa. Po d ugim dniu zacz
zapada
zmierzch. Ichino nie by ju
konturów górskiego pasma znajduj cego si w odleg
w stanie dostrzec
ci kilku kilometrów. Od strony oceanu
nap ywa y g ste, bia e chmury. Japo czyk pomy la , e prawdopodobnie jeszcze tej nocy spadnie nieg. Nagle jego uwag przyku jaki ledwie dostrzegalny ruch. Okno nad zlewem by o zaparowane, wi c pan Ichino przetar d oni okr dzieje na zewn trz. W odleg
y fragment, eby lepiej widzie , co si
ci stu metrów od chaty z lasu wyszed s aniaj cy si na nogach
cz owiek. Zrobi jeszcze kilka chwiejnych kroków i upad w nie
zasp .
Pan Ichino wytar r ce i pop dzi do drzwi. Po drodze narzuci na ramiona ci kurtk dla drwali. Po wyj ciu z chaty zamruga powiekami, gdy mróz dotkliwie szczypa go w twarz. Ledwie widzia le cego w grubej warstwie niegu m czyzn . Ichino pokona dziel cy ich dystans d ugimi susami. Praca przy urz dzaniu chaty pozwoli a mu na zrzucenie zbytecznych kilogramów i wzmocni a mi nie. Kiedy dotar do m czyzny, od razu odkry przyczyn upadku: mia spalony bok, futrzan kurtk , koszul , a nawet dodatkow warstw izolacyjn , chroni
przed zimnem. Fragment ubrania o grubo ci co najmniej trzydziestu
centymetrów zosta stopiony, a spalona masa przesi kni ta by a krwi . Czerwonobr zowa twarz m czyzny zastyg a w bolesnym skurczu. Gdy pan Ichino dotkn
miejsca w pobli u
rany, m czyzna j kn s abo i drgn . Nie mo na by o mu pomóc, dopóki nie znajdzie si w chacie. Pan Ichino podniós go i zdziwi si , e jest taki ci ki. Przerzuci sobie r ce rannego przez barki i chwiejnym krokiem zdo
donie
m czyzn do chaty, nie potykaj c si ani nie upuszczaj c go w nieg. Po
eniu m czyzny na pod odze, zacz
zdejmowa
z niego ubranie. Okaza o si
to
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
trudniejsze ni przypuszcza , poniewa uprz
plecaka zap tli a si w okolicach rany, tworz c
y nie do rozwi zania. W ko cu pan Ichino rozci no em koszul i podkoszulek. Ponad godzin zaj o mu oczyszczenie, zdezynfekowanie i zabanda owanie rany. Pociemnia a, uszcz ca si skóra wokó rany pe na by a brudu i sosnowych igie . Gdy ranny rozgrza si w cieple chaty naczynia krwiono ne rozszerzy y si
i rana znowu zacz a
krwawi . Pan Ichino po
m czyzn na drugim
ku stoj cym w izbie. Ranny nie ockn
si ani na chwil . Ichino przez kilka chwil obserwowa jego spokojn teraz twarz. Nie rozumia , w jaki sposób zdo
prze
z tak powa
ran , w samym rodku le nej g uszy. A
przede wszystkim, czego tutaj szuka ? Ichino najpierw chcia spróbowa
dosta
si do
placówki pogotowia ratunkowego, odleg ego o pi tna cie kilometrów. Najbli sza droga przeciwpo arowa by a zaledwie cztery kilometry st d. Ragersi prawdopodobnie starali si j od nie
. W
nie na tej drodze, najbli szej swojej chaty, Ichino zostawi niewielkiego
ipa. Zacz
szykowa si do drogi. Trasa prowadzi a w gór zbocza i przedostanie si ni
zaj oby prawdopodobnie kilka godzin. Gdy zamierza zrobi sobie kaw i nala j do termosu, rzuci okiem na krajobraz za oknem. Znów pada
nieg, tym razem niesiony
szybkim, silnym wiatrem, pochylaj cym wierzcho ki sosen. Zawodzenie wichury s ycha by o nawet w k tach chaty. W jego wieku d ugi marsz w tak pogod wi za si ze zbyt du ym ryzykiem. Ichino waha si przez chwil , a pó niej zdecydowa , e zostanie. Zamiast robi kaw przygotowa rosó z wo owiny dla swojego pacjenta i nak oni go do wypicia kilku Zastanawia si
ek. Potem czeka .
nad dziwnym kszta tem rany. Wygl da a jak wyci ta jakim
ostrym
narz dziem, cho bezsprzecznie by o to bardzo powa ne oparzenie. By mo e na m czyzn zwali si p on cy pie drzewa. Dopiero po jakim czasie pan Ichino dostrzeg plecak, który zdj
z pleców rannego.
By du y, na aluminiowym stela u, z licznymi kieszeniami; musia du o kosztowa . Górna klapa by a otwarta. Pod ni , lu no wetkni ta, jakby kto upycha j w wielkim po piechu, znajdowa a si szara, metalowa tuba. Pan Ichino wyci gn
j . Tuba rozszerza a si u podstawy, tworz c ma e wypuk
ci
w kszta cie uków. Zapewne mia y u atwi uchwycenie tuby palcami. D uga na metr i wyposa ona by a w kilka wypuk
ci przypominaj cych prze czniki.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ichino nigdy w yciu nie widzia czego takiego. Kszta t ca ego urz dzenia wydawa si
dziwaczny. W aden sposób nie móg wyobrazi sobie, do czego mog oby s
.
Ostro nie wsun tub z powrotem do plecaka. Sprawdzi stan swojego pacjenta, który prawdopodobnie zapad w g boki sen. Puls mia w normie; pobie ne zbadanie bia kówek i renic nie wykaza o adnych niezwyk ych symptomów. Pan Ichino pomy la ,
e przyda oby si
teraz wi cej medykamentów. Na
plecaku odbito imi i nazwisko: “Peter Graves”. Teraz móg tylko czeka . Ichino zrobi sobie kaw . Na dworze burza nie na wci nasila a.
si
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
5 Sanges znów prze
ci kie chwile, kiedy wyczo giwa si z ciasnego tunelu po
zako czeniu zmiany. Nikka musia a przepchn
go przez jeden z w skich odcinków
korytarza i po wyj ciu jej partner popatrzy na ni gro nie. W ciszy ubrali si w kombinezony i wysun li na p ask , pokryt py em powierzchni Ksi yca. W odleg niedaleko od miejsca, gdzie rozbi si
ci dwustu metrów -
pojazd Nikki - znajdowa a si
pogr ona w
ksi ycowej skale powierzchniowa luza Punktu Siódmego. W pewnej odleg
ci widoczne
by y jeszcze inne wyrobiska, które mia y zosta doko czone i zamkni te w najbli szej przysz
ci. Lasery wycina y w skale sie tuneli na g boko ci dziesi ciu metrów pod skalist
skorup Ksi yca i pokrywaj cym j py em. Dzi ki temu, e kwatery badaczy umieszczono tak g boko, dociera y do nich jedynie niewielkie zmiany temperatury zwi zane z ksi ycowym cyklem dnia i nocy. Nawet bezustanny deszcz wysokoenergetycznych cz stek wiatru s onecznego powodowa na tej g boko ci wzrost promieniowania do poziomu niewiele przekraczaj cego ziemski. Nigel Walmsley czeka na nich w przebieralni, do której dotarli zaraz po przej ciu przez luz . Sanges przywita si z Nigelem, ale nie odezwa si , najwyra niej duchem wci przebywa w korytarzach obcego statku. - Mia aby ch
zje
ze mn jutro kolacj w Pary u? - spyta Nigel Nikk .
- Owszem... - Có , w takim razie mo e zdecydujemy si na jakie eleganckie racje ywno ciowe podgrzane w mikrofalówce i wod z zamkni tego obiegu? Nikka popatrzy a na niego z namys em i wyrazi a zgod . Posz a wzi
prysznic,
podczas gdy Nigel, zgodnie z przyj tym obyczajem, napisa raport o odkryciach dokonanych przez ich zmian . Oprócz du ego stworzenia przypominaj cego szczura, a tak e okresu rotacji kropek, wynosz cego siedem godzin i dziewi znacz cych faktów. Post p w badaniach by do
minut, niewiele by o nowych,
powolny.
Spod prysznica wysz a najpierw Nikka, a pó niej Sanges. We troje poszli do ównego korytarza komunikacyjnego przemieszczaj cych si
spiralnie
bazy.
W przekroju
tych i zielonych
by
on wirem wci
wiate , odbijaj cych si
rozpraszaj cych na powierzchni pod ogi, co sprawia o wra enie, e jest znacznie d
i
szy ni
w rzeczywisto ci. Dostali si do niewielkiej kawiarenki, na któr zdo ano wygospodarowa skrawek przestrzeni. Przy wej ciu Nigel zaaran owa ma e przedstawienie, otwieraj c z
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
gracj drzwi przed Nikka. W wiecie, w którym ludzi dobierano wed ug minimalnych potrzeb systemów wspieraj cych ycie, ten do wiadczony astronauta wydawa si wysoki i pot nie zbudowany. Wybrali racje ywno ciowe spo ród niewielu oferowanych mo liwo ci. Gdy szli do stolika, Nigel pods ucha rozmow trzech siedz cych w pobli u m czyzn. Przys uchiwa si jeszcze przez chwil , a potem wtr ci si : - Nie, to by o na kr ku “Rewolwer”. czy ni podnie li wzrok. - Ale nie, to z “Rubber Soul” - zaprotestowa jeden z nich. - “Eleanor Rigby”? - wyrazi przypuszczenie inny. - Druga p yta z tego bia ego albumu... - Nie, w adnym wypadku - zaprzeczy Nigel. - Obaj si mylicie. To by o na p ycie “Rewolwer”. Stawiam dwie cie dolarów, e mam racj . czy ni spojrzeli na siebie. - Có ... - zacz jeden z nich. - Przyjmuj zak ad - odezwa si drugi. - Dobrze, poszukajcie tego i razem to sprawdzimy - zgodzi si Nigel. Odwróci si i podszed do stolika, przy którym siedzieli Nikka i Sanges, przys uchuj c si rozmowie. - Jest pan Anglikiem, prawda? - spyta Sanges. - Oczywi cie. - Czy to nie jest troch nieuczciwe zak ada si , je li spór dotyczy grupy muzycznej sk adaj cej si w
nie z Anglików?
- By mo e - odrzek Nigel i zacz je . - Co nowego? - us yszeli za jego plecami. Spojrzeli w gór . Obok sta u miechni ty Jose Valiera. -
Ach, doktor Valiera - powiedzia Nigel. - Prosz usi
z nami.
Valiera przyj zaproszenie i u miechn si równie do Nikki i Sangesa. - Nie mia em jeszcze czasu na przeczytanie waszego raportu badawczego - zauwa
.
- Nie by o w nim wiele - rzek a Nikka. - Ale jest co , o co chcia abym pana spyta . Czy istnieje jaka realna szansa, eby wyasygnowano dla nas dodatkowe rodki? Mogliby my wówczas zatrudni przy badaniach wi cej ludzi. - Pani zdanie liczy si tak samo, jak moje - odrzek przyja nie Valiera. - Lecz wed ug moich informacji odpowied brzmi: nie. Przede wszystkim dlatego, e nie dalej jak dwa miesi ce temu dostali my naprawd spory zastrzyk pieni dzy.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ale wtedy rozliczenie opiera o si na tym, co wiedzieli my o obiekcie zaraz po likwidacji tarczy ochronnej - wtr ci Nigel. - Od tego czasu in ynierowie odkryli bardzo du o rzeczy, które wymaga yby zbadania - mówi c to zmarszczy brwi. - To do
bezsensowne nie
dawa nam wi cej rodków. Valiera wydawa si zmieszany. - Dostaniecie rodki, kiedy badania przynios
rezultaty - powiedzia . - Musicie
wiadomi sobie, e nie wszystko, co odkrywamy, jest natychmiast przekazywane prasie, a o niektórych rzeczach nie wiedz nawet cz onkowie Kongresu. - Dlaczego? - spyta Nigel. -
Zdecydowano,
e
z
powodów
socjometrycznych
nie
b dzie
korzystne
rozpowszechnianie rezultatów naszych bada , niezale nie od tego, jak mog wydawa si interesuj ce. Wed ug niektórych doradców Kongresu, je li odkryjemy co
naprawd
szokuj cego, efekt mo e okaza si bardzo powa ny. - Przecie jeste my tu po to, eby dokonywa szokuj cych odkry . Mam na my li, e mog by one szokuj ce w zakresie podstaw naszego pogl du na wiat - kontynuowa Nigel, patrz c ze zdecydowaniem na Valier . - To nie tak... mam wra enie, e rozumiem o co chodzi - wtr ci si Sanges. - Samo za
enie istnienia ycia pozaziemskiego, obdarzonego inteligencj wy sz od ludzkiej, jest
bardziej obci one tre ciami emocjonalnymi. Trzeba je zatem traktowa nader ostro nie. - Co nam pomo e “ostro no ”, je li nie jeste my w stanie zdoby pieni dzy na kontynuacj naszych bada ? - spyta a szybko Nikka. - Zgodnie z ocenami erozji zewn trznej pow oki wraku, wynikaj cej z oddzia ywania wiatru s onecznego, statek le y tu co najmniej pó miliona lat - t umaczy cierpliwie Valiera nie s dz wi c, by mia znikn
st d w ci gu najbli szej nocy. Nie potrzebujemy chyba ca ej
armii ludzi do kr cenia si wokó obiektu. - Tak czy owak potrzebne s trzy zmiany na dob , eby zapewni pe ne wykorzystanie modu u komputerów - stwierdzi rozs dnie Sanges, rozk adaj c r ce. - Ju w tej chwili wyzyskujemy maksymalnie wszystkie mo liwo ci statku. - W statku jest wiele korytarzy, którym nikt nie po wi ci wi kszej uwagi, poza pobie nym ich obejrzeniem - sprzeciwi a si Nikka. Sanges spojrza na ni spode ba i powiedzia surowym tonem: - Nasz arcybiskup wyg osi dzisiaj kazanie na temat wraku. On tak e zaleci umiarkowanie. Nierozs dne jest dokonywanie odkry , je li nie rozumie si implikacji.
ich pe nych
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nigel u miechn si krzywo. - Przykro mi - oznajmi - ale nie mog uzna tego za rzeczowy argument. - A mnie jest przykro, e nie znalaz pan w swojej duszy argumentu otwieraj cego oczy na prawd , panie Walmsley - odrzek Sanges. - Ach, tak. Jestem niegodnym zaufania rzecznikiem kartezja skiego dualizmu stwierdzi Nigel z u miechem. - Naprawd nigdy nie by em w stanie zrozumie , w jaki sposób mo e pan by naukowcem lub technikiem, a równocze nie wierzy w te bzdury o demonach i ludziach, którzy powstaj z martwych - mówi c to, Nigel zastanawia si , czy uchacze dostrzegli zwi zek pomi dzy tym, co mówi a spraw Aleksandrii. - Musi pan zrozumie , e pan Sanges nie nale y do fundamentalistycznej frakcji Synów Nawróconych - delikatnie wtr ci Valiera. - Jestem pewien, e jego wierzenia s znacznie bardziej z
one.
Nigel chrz kn , powstrzymuj c si od kontynuowania k liwych uwag. - Zawsze zadziwia o mnie, e Synowie Nawróceni s w stanie przyswoi tyle ró nych pogl dów w ramach jednej religii - oznajmi a Nikka. - Mo na by przypu ci , e znacznie bardziej ni jakakolwiek inna grupa religijna s zainteresowani porz dkuj cym spo ecze stwo aspektem wiary. Dziewczyna u miechn a si dyplomatycznie. - Tak, o to w dzielenia si
nie chodzi - zgodzi si Nigel. - Oni nie zbieraj si wy cznie w celu
najnowszymi teologicznymi ploteczkami. Chc
zmieni
otaczaj ce ich
spo ecze stwo, eby pasowa o do ich wierze . - Szerzymy pot
mi
bo , si , która porusza ca y wiat - powiedzia z
naciskiem Sanges. - Ale
wiata nie porusza mi
bo a, tylko inercja - zaprotestowa Nigel tonem tak
spokojnym, na jaki tylko móg si zdoby . - A ca e to wielkie merde z tym waszym codziennym modleniem si przez dwie godziny w czasie pracy i specjalnym urlopem, którego dacie... - To dzia ania wy cznie religijne, podyktowane przez nasz wiar . - Owszem, a tak e dziwnie popularne, nie s dzi pan? - Co pan ma na my li? - spyta Sanges zirytowanym tonem. - Tylko to, co powiedzia em. Wi kszo
ludzi w czasie ostatnich dekad prze
naprawd ci kie czasy. Wielu zmar o, a reszta nie jest ju bogata, w
a
ciwie nikt z nas.
Musimy pracowa jak diabli, eby utrzyma si na powierzchni. Wed ug praw historycznych, w ci kich czasach rodz si z e religie. Nawet ludzie zwykle nie bawi cy si w te rzeczy,
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
skwapliwie wykorzystuj dobr wymówk , je eli maj do tego okazj . Wiedz , e je li wst pi w szeregi Synów Nawróconych, zyskaj kilka godzin wolnych od pracy, drobne przywileje, pewien wp yw na polityk . Sanges zacisn pi ci. - U ywa pan najbardziej nikczemnych i ohydnych argumentów... - S dz , panowie, e powinni cie zachowa spokój i... - wtr ci Valiera. - Tak, ja te tak s dz - zgodzi si Nigel. Wsta od stolika. - Idziesz, Nikka? Po wyj ciu na korytarz, Nigel skrzywi si i uderzy pi ci w otwart d - Przepraszam - powiedzia . - Cz sto niepotrzebnie daj si ponie
.
emocjom.
Nikka u miechn a si i poklepa a go po ramieniu. - atwo pope ni ten b d - odrzek a. - Synowie Nawróceni tak e nie nale
do ludzi
szczególnie tolerancyjnych. Mam jednak wra enie, e twój sposób widzenia ich religii jest nieco cyniczny. - Cyniczny? - zaprotestowa Nigel. - Cynik jest s owem wynalezionym przez niepoprawnych optymistów po to, eby krytykowa realistów. - Dotychczas nie zauwa
am u ciebie szczególnie realistycznego podej cia do ycia.
Nigel otworzy przed ni drzwi korytarza z celowo przesadn elegancj . - Chcia bym, eby tak by o - odpowiedzia . - Nie uwa am jednaki tego za przypadek, e Sanges, jako zdeklarowany Syn Nawrócony, zosta przydzielony do pracy tutaj. Valiera nigdy tego nie potwierdzi, ale kr
plotki, e jedyn przyczyn , dla której dostali my
pieni dze od Kongresu, by o zawarcia uk adu na wysokim szczeblu z lobby Synów Nawróconych. Zanim zdecydowali si nie g osowa przeciwko projektowi, zapewnili sobie ród grupy badawczej spory odsetek w asnych ludzi: naukowców, techników, ale tak e wyznawców ich religii. Nikka wygl da a na zszokowan . - Nie s ysza am o tym... - powiedzia a. - Czy tu jest du o Synów Nawróconych? Nie zwraca am szczególnej uwagi na nowo przyj tych ludzi. - A ja zwróci em uwag , skoro jestem jednym z nich - stwierdzi u miechaj c si Nigel. - W szy em tu troch
na w asn
r
i s dz ,
e do
du a grupa naszych
wspó towarzyszy pracy nale y do Synów Nawróconych. Nie wszyscy przyznaj si do tego, tak jak Sanges, ale wyznaj t religi . Nikka westchn a. - No có , miejmy nadziej , e Valiera utrzyma ich w ryzach.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak, te mam tak nadziej - powiedzia Nigel powa nie. - Jestem prawie pewien, e mo na na to liczy .
Potem nie móg zasn , wi c przechadza si samotnie po swoim pokoju wielko ci pude ka. Praca tutaj absorbowa a go ca kowicie, ale na razie nie przynosi a spodziewanych rezultatów. By w sta ym kontakcie z grup
Kardensky’ego, która w du ej mierze
kontynuowa a kierunki bada zainicjowane kiedy przez pana Ichino - poszukiwanie korelacji nowych danych z zapisami rozmów ze Snarkiem, analiz
systemow
wszystkiego, co
poszczególne grupy wydoby y z wraku i temu podobne. Wedle Nigela przypomina o to jaki straszny dzieci cy koszmar na temat p ywania w b ocie: szale cze wysi ki zmierzaj ce do wydostania si z obszaru tylko spowalnia y ruchy, powodowa y jeszcze szybsze toni cie. Nigel wzruszy ramionami. Ostatnio bardziej skupia uwag na m odej Japonce o imieniu Nikka, ni na ja owych problemach zwi zanych z odczytywaniem j zyka obcych. Zastanawia si , dlaczego ta dziewczyna tak go intryguje. To naprawd by o do idiotyczne. Pozwala sobie wobec niej na drobne arty, prowadzi ja ow , nic nie znacz konwersacj , a pó niej czu si troch
mieszny.
Wystuka palcami jaki rytm na kolanie. To by o jakby... no tak. Lekko zszokowany, wiadomi sobie, e zapomnia , jak radzi sobie z kobietami od samego pocz tku. Bliska wi
z Aleksandri - i, musia to przyzna , przez jaki czas równie z Shirley - oduczy a go
tego. No có , trzeba nauczy si od pocz tku pewnych trików. Bior c pod uwag mo liw zdobycz - Nikk - wysi ek z pewno ci si op aci . Nie by zwolennikiem “teorii typów” osz cej,
e poszczególnych m czyzn przyci ga zawsze ten sam zespó kobiecych
ciwo ci fizycznych czy cech osobowo ci i e wci
ulegaj jego wp ywom - poniewa
Nikka zupe nie nie przypomina a Aleksandrii. Mimo to obie kobiety charakteryzowa a szczera bezpo rednio
oraz pe ne odwagi skupienie si . raczej na rzeczywisto ci, ni na tym,
co ewentualnie mog oby by , lub na co mia yby nadziej . Za pod wzgl dem cielesnym cudowna
energia
Nikki,
wiadomie
przez
dziewczyn ,
powstrzymywana,
ukryta
zmys owo ... Nigel potrz sn g ow . Do
tego - powiedzia sobie. Nie udzi si , e uda mu si to
intelektualnie zanalizowa . Prawdziwy wiat by zawsze znacznie bardziej z drobiazgowe opinie na jego temat.
ony, ni
ycie ma charakter dyskretny, nielinearny; jest gr o
niezerowej sumie wyników; jest niekomutatywne i w oczywisty sposób nieodwracalne; wydarzenia raczej si
mno
i ulegaj
zg szczeniu, ni
w prosty sposób sumuj .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Tera niejszo
widzimy przez filtr przesz
ci. Nigel postrzega Nikk
przez soczewki,
stworzone przez Aleksandri ... i tak naprawd nie mia na to innego sposobu. Gdyby chcia to zmieni , musia by wymaza ze swojego umys u ca z Nikk wrak obcego statku, a linie
przesz
. Teraz on, Nigel, bada wraz
czno ciowe pomi dzy nimi a grup Kardensky’ego a
kipia y od wymy lanych przez nich analogii, nieuniknionych porówna . Badali statek tak, jak gdyby jego twórcy, w jaki niesprecyzowany, ale bardzo u yteczny sposób byli cz ciowo lud mi. To ukryte za
enie opiera o si na oczywistej iluzji. A równocze nie Nigel wys
pana Ichino w niemal pewn
lep uliczk . Brakowa o mu tego cz owieka; rozmów z nim,
wspólnych w drówek, daj cych Nigelowi poczucie bliskiego, emocjonalnego zwi zku. Czy to w
nie z tego powodu Nigel, mimo e by w miejscu, w którym chcia si znajdowa , i
pracowa nad jedynym zagadnieniem, jakie w tej chwili liczy o si dla niego odczuwa równocze nie chwile depresji? Prychn , niezadowolony z siebie, przewróci si na drugi bok i próbowa zasn .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
6 Pan Ichino wzdrygn si i ockn ; musia zasn
na siedz co.
on ce w kominku polana trzeszcza y i dymi y. Ichino wymiesza tl cy si
ar i
dorzuci nowe kawa ki drewna. Po paru sekundach lekki ch ód, panuj cy w chacie, ca kiem znikn . Japo czyk sta przez jaki czas, masuj c zdr twia e mi nie pleców i obserwuj c ta cz ce p omienie. Graves wci
by jeszcze nieprzytomny, ale oddycha regularnie. Rana przesta a
krwawi , a warstwa banda y dobrze zabezpiecza a to miejsce. Pan Ichino wiedzia , e teraz ju nie za nie. Zrobi sobie napój z gor cej wody, soku cytrynowego, cukru i rumu, po czym czy radio. W ród szumów radiowego t a odnalaz w ko cu dwudziestoczterogodzinn stacj informacyjn dalekiego zasi gu z Portland. Fotel bujany pana Ichino rytmicznie skrzypia , radio pomrukiwa o w niskiej tonacji, a na dworze g ucho zawodzi a wichura. Na tym tle podawane przez radio informacje tworzy y przykry dysonans. W Afryce wci
toczy a si wojna i przy czy si do niej kolejny kraj,
staj c po stronie Konstrukcjonistów. Rz dowa polityka w zakresie modyfikacji DNA u dzieci “z probówki” znalaz a si pod obstrza em silnej krytyki ze strony Synów Nawróconych. Mimo to wi kszo
komentatorów zgadza a si co do tego, e wprowadzanie prostych zmian
fizycznych jest nieuniknione. Kontrowersje skupi y si obecnie na programowaniu poziomu inteligencji oraz szczególnych talentów. Pojawi y si
przypuszczenia,
e w Pakistanie
zaczyna si kolejna fala miertelnego g odu. Brak wody w Europie dochodzi do poziomu krytycznego. Wreszcie podano informacje na temat wraka z Morza Brzegowego. Zako czono ju specjalne badania fotograficzne powierzchni Ksi yca. Nie znaleziono innych rozbitych pojazdów. W gruncie rzeczy wiadomo
ta znaczy a niewiele, poniewa
w trakcie
poszukiwania dost pu do wraka przez pole si owe zaobserwowano, e trzykrotnie zmieni o ono barw . Wed ug naukowców zjawisko to by o pozosta
ci jakiego systemu obronnego,
który polega na absorbowaniu wi kszo ci wiat a przez pole, sprawiaj c z zewn trz wra enie ca kowicie czarnego. Podczas lotu statku jego optyczna lokalizacja na tle przestrzeni kosmicznej musia aby by szczególnie trudna. Podczas prób sforsowania pola, najwyra niej przez ca y czas pozostawa o ono w czone i z tego powodu stopniowo traci o moc. Je li na Ksi ycu znajdowa y si
szcz tki innych pojazdów, ich pola mog y wci
pozostawa
nietkni te, a w takim razie dostrze enie ich z orbity wydawa o si prawie niemo liwe.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Zakrojone na szerok skal poszukiwania regularnych, ciemnych kszta tów na powierzchni ziemskiego satelity by y w
nie w toku.
Pan Ichino wys ucha jeszcze kilku nowych wiadomo ci, po czym wy czy radio. Informacja o polu si owym by a interesuj ca, ale w tej chwili oczekiwa by wi cej po badaniach wraka. W obcym poje dzie od jakiego ju czasu pracowali ludzie i powinny pojawi si jakie I rezultaty ich dzia
. Jednak ani oficjalnie, ani te prywatnym kana em od
Nigela, nie nap ywa y adne nowe informacje. Mo e badacze byli po prostu bardzo ostro ni w interpretowaniu danych, jakie uzyskali. System obronny statku w cza si i wy cza w niemo liwy do przewidzenia sposób. W zwi zku z tym, prawdopodobna hipoteza g osi a e system, który zestrzeli
dwa statki patrolowe nad Ksi ycem, budzi
sporadycznie, gdy w przeciwnym wypadku ju
si
do
ycia
dawno zniszczy by pojazdy kosmiczne
kolejnych misji Apollo. Skoro zniwelowano dzia anie pola si owego, by mo e równie inne systemy obronne zosta y tak e unieszkodliwione. Ale g upot
by oby zrezygnowanie ze
rodków ostro no ci. Pan Ichino odwróci si od radia, jeszcze raz sprawdzi stan Gravesa i ponownie spojrza na plecak. Od
na bok szar , metalow tub , i zacz wyjmowa inne przedmioty:
suszone jedzenie, mapy, ubrania, proste narz dzia, przybory do pisania i jakie papiery. Na samym dnie plecaka le
o kilka rolek mikrofilmu i przeno na przegl darka. Pan Ichino czu
si nieco zak opotany, jakby wertowa czyj
osobist korespondencj .
No có , mia powód, eby to robi . Graves móg by diabetykiem lub cz owiekiem dotkni tym innym schorzeniem. Pan Ichino za
mikrofilm na w asny, du y cienny
rzutnik, zrobi sobie jeszcze jednego drinka i zacz czyta . By y tam karty kredytowe, ró nego rodzaju dyplomy, a tak e pe ne dossier zwi zane ze stanem maj tkowym Gravesa. Ju do
dawno, zanim rz d wprowadzi w tej sferze
regulacje, zbi on fortun na obrocie ziemi , a potem odszed na emerytur . W ci gu ostatnich dziesi ciu lat oddawa si dziwnemu hobby: interesowa si tym, co niezwyk e, poszukiwa tego, co wymyka o si innym. U ywa swoich pieni dzy, by odnajdywa zaginione szlaki Inków, tropi morskie potwory, odkrywa miasta Majów. Graves mia ze sob ca przeno biblioteczk na temat swoich zainteresowa i osi gni . Wydawa o si to do prawdopodobnie pomaga o mu przeci gn urz dników. Jednak znaczna cz
na swoj
stron
rozs dne:
nieskorych do wspó pracy
filmu dotyczy a ca kiem innego problemu. Znajdowa y si
w niej informacje i notatki si gaj ce a po wiek dziewi tnasty. Pan Ichino przejrza je dok adnie i skleci z tych fragmentów ca histori .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Graves zainteresowa si eksplozj w Wasco, jako dopiero co powsta a tajemnic . Nigdy nie uwierzy w mgliste oficjalne wyja nienia. Mia smyka niezwyk e, wi c rozpocz
do wszystkiego co
rozleg e, gruntowne badania ca ych po aci lasów na pó nocy
Oregonu. Z korespondencji Gravesa wynika o,
e uruchomi on niezwykle kosztowny
program poszukiwawczy. Pan Ichino poczu niek amane zdziwienie. Graves robi dok adnie to, co chcia by zrobi Nigel, oraz ku czemu ewentualnie mog oby skierowa si NASA, gdyby tylko uda o si rozszyfrowa tajemnic statku na Morzu Brzegowym. Milioner poszukiwa wszelkich zwi zków, wszelkich mo liwych punktów przeci cia pomi dzy legend i faktami. U
nisko
lataj cych samolotów z cichymi silnikami, eby zarejestrowa formy ycia, jakie ucieka y z rejonu eksplozji. Przebada nie ko cz ce si szeregi szczegó ów, studiowa stare mapy, organizowa burze mózgów dla rozpatrzenia dziwacznych pomys ów i teorii na temat tego wydarzenia. W ko cu, gdy przyj
pewn
hipotez , wynaj
przewodników i wyruszy na
poszukiwanie nieuchwytnego stworzenia, którego istnienie, jak podejrzewa , mia o jaki zwi zek z eksplozj w Wasco... Indianie Salish nazywali je Saskwaczem. W raporcie Kompanii Zatoki Hudsona z tysi c osiemset sze dziesi tego czwartego roku znajdowa y si
notatki na temat setek
potwierdzonych przypadków kontaktu wzrokowego z t istot . Drwale i traperzy, którzy stopniowo przesuwali si w g b terenów wokó pó nocno-zachodniego wybrze a znali j ównie z pozostawionych przez ni
ladów i dlatego otrzyma a ona now nazw Wielkiej
Stopy. Ludzie widywali j
na rozci gaj cych si
na pomocy terenach le nych Stanów
Zjednoczonych i Kanady. W dziewi tnastym wieku istocie tej przypisano ponad tuzin morderstw;
ofiarami
byli w
wi kszo ci uzbrojeni
my liwi.
W
tysi c
osiemset
dziewi dziesi tym roku znaleziono dwóch martwych stra ników, którzy pilnowali obozu górniczego na granicy pomi dzy Oregonem a Kaliforni . Ich cia a zosta y po prostu zmia
one, niemal wdeptane w ziemi . Praktycznie wszystkie te wzmianki prowadzi y donik d, dopóki w tysi c dziewi set
sze dziesi tym siódmym roku jaki kolorowej ta mie, z odleg
badacz amator nie sfilmowa Wielkiej Stopy na
ci mniejszej ni
pi dziesi t metrów. Istota okaza a si
rzeczywi cie wielka. Mia a ponad dwa metry wzrostu i zachowywa a postaw wyprostowan , kiedy z wyra nym lekcewa eniem oddala a si od kamery. Odwróci a si raz, eby spojrze na fotografuj cego j cz owieka i wówczas wida
by o dwie du e piersi. Z wyj tkiem
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wydatnych ko ci wokó oczu ca
pokrywa o g ste, czarne futro. Naukowcy mieli podzieln
opini na temat autentyczno ci filmu. Tylko nieliczni antropolodzy i biolodzy odwa yli si na sformu owanie pewnych teorii... Z powodów zarówno spo ecznych, jak i ekonomicznych, tereny wokó pó nocnozachodniego wybrze a by y do
rzadko zaludnione. G ste lasy pokrywaj ce niedost pne,
zachodnie stoki Gór Skalistych, mog yby skrywa w swym g szczu nawet sto ludzkich armii. Bakterie i owady le ne przyswaja y lub ci y na drobne kawa eczki wszelkie ko ci i pozostawione rzeczy. Pozosta
ci po wyr bie lasu rozpoznawano tam nie d
ej ni przez
dekad . Je li przedstawiciele gatunku Wielkiej Stopy nie budowali domów ani nie u ywali narz dzi, mogli pozosta niezauwa eni. Nawet du e, p ochliwe zwierz z rodzaju naczelnych by oby jedynie cieniem roztapiaj cym si w ród g stych le nych ost pów. Wi kszo
zwierz t przyswoi a sobie taktyk ucieczki b
ukrywania si , a nie
bezpo redniej konfrontacji. Nauczy ich tego przede wszystkim cz owiek. W ci gu ostatniego miliona lat lodowce kilkakrotnie powi ksza y swój obszar b powolnym, oci
te
wycofywa y si
w
ym cyklu zlodowace . Gdy olbrzymie masy wód zosta y uwi zione w
ogromnym lodowcu, morza opad y, ods aniaj c wielki, l dowy most
cz cy Alask
z
pó nocn Azj . Przez te rozleg e, mro ne pustkowie przyby y z Azji mamuty, mastodonty, bizony, a w ko cu ludzie. Pomi dzy wspólnym przodkiem cz owieka i ma py a neandertalczykiem,
rozwin o
si
wiele
gatunków.
Kiedy
homo
sapiens
zacz
rozprzestrzenia si ze swej kolebki w Afryce na inne kontynenty p dzi niejako przed sob przedstawicieli wcze niejszych, praludzkich form. Nale eli do nich cz owiek peki ski oraz jawajski. Mo e gatunek Wielkiej Stopy zosta zepchni ty ze swoich pierwotnych siedzib w obcy klimat w
nie przez rozprzestrzenianie si cz owieka. Istoty te przekroczy y wielki
most l dowy podczas ostatniego zlodowacenia, odkry y niejako Nowy wiat i osiedli y si tutaj. Jednak ludzie pod ali za nimi i by mo e oba te gatunki wesz y w konflikt o najlepsze do zasiedlenia tereny. Wygra inteligentniejszy i lepiej uzbrojony homo sapiens i zepchn Wielk Stop na powrót do lasu. Legenda o Saskwaczu mog a by
ladem tych prastarych
zmaga . Ekspedycjom
badawczym,
organizowanym
w
osiemdziesi tych dwudziestego wieku, nie uda o si znale
latach
siedemdziesi tych
i
bezspornych dowodów istnienia
Wielkiej Stopy. Natrafiono jedynie na po rednie lady: prymitywne schronienia, zbudowane z le cych ga zi,
lady stóp i
cie ki, odchody, które
wiadczy yby o tym,
e dieta
poszukiwanych stworze sk ada si z niewielkich gryzoni, owadów i le nych jagód. Poniewa nie uda o si schwyta Wielkiej Stopy, kr g ludzi wierz cych w istnienie tych istot stopniowo
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
si zmniejsza . Wzrost liczby ludno ci doprowadzi do powstania nowych miast na pó nocy stanów Kalifornia i Waszyngton, a w ko cu tereny, na których widywano Wielk Stop , niezwykle si skurczy y. ród papierów Gravesa by a równie mapa terenów po udniowego Oregonu wokó Zbiornika Drewsa. Znajdowa y si na niej, narysowane o ówkiem, niewielkie strza ki i jakie symbole, wyznaczaj ce wij szlak a
si , prowadz
na pó noc drog . Pan Ichino prze ledzi ten
do miejsca, gdzie ko czy si on gwa townie w odleg
ci oko o dwudziestu
kilometrów od jego chaty. Droga ko czy a si w absolutnie dzikim rejonie tej krainy, górzystym i poro ni tym g stym, sosnowym lasem, stanowi cym jeden z najbardziej odizolowanych od cywilizacji rejonów, jakie pozosta y w Oregonie. Na mikrofilmie by y jeszcze jakie papiery, kontrakt zawarty przez Gravesa z dwoma przewodnikami, a tak e niemo liwe do odczytania notatki. Pan Ichino oderwa wzrok od obrazu z rzutnika i przetar oczy. Co uderzy o g ucho o cian chaty, jakby ocieraj c si o ni . Ichino podbieg do okna i zauwa
jaki cie znikaj cy w ciemno ci, w ród drzew na
granicy le nej przecinki. Niewiele widzia ; nie na zamie uniemo liwia a ocen odleg W nikn cym wietle atwo by o o pomy A przecie g uchy d wi k nie wzi
ci.
. si z jego wyobra ni. Móg to by
który oderwa si od jakiej sosnowej ga zi. Pan Ichino jednak w tpi w to.
nie ny nawis,
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
7 Po wieczornym posi ku Nigel sta niezdecydowany w korytarzu bazy, machinalnie obraca w palcach jak
monet i zastanawia si , co zrobi z kilkoma godzinami wolnego
czasu, jakie mu jeszcze pozosta y. Pomy la , e najprawdopodobniej b dzie samodzielnie kontynuowa badania. Ponownie obróci monet
i spojrza na ni . By a to angielska
jednopensówka, jakie zwykle zbiera si na szcz cie. Uwag Nigela przyku a drobna wada. W pobli u daty jej wyt oczenia - tysi c dziewi set dziewi dziesi t dwa - by a skaza, niewielki b belek metalu o rednicy oko o jednej dziesi tej milimetra. Znajdowa a si ona na rewersie, na którym widnia o wyobra enie wiruj cej spirali Galaktyki, na której wyt oczono równie
lwa - symbol Wielkiej Brytanii. By to przemijaj cy ho d dla krótkotrwa ej
europejsko-ameryka skiej wspó pracy w dziedzinie bada kosmosu. Nigel dokona szybkiego przeliczenia wielko ci: dysk Galaktyki mia oko o stu tysi cy lat wietlnych rednicy, a zatem... wynik zaskoczy go. Bior c pod uwag skal przedstawionej na monecie Galaktyki, niewielki b belek i przedstawia by kul o rednicy tysi ca lat wietlnych. Wewn trz tej kropki mog oby kr
ponad milion gwiazd. Nigel wpatrywa si
w male
skaz .
Oczywi cie zna doskonale liczby, z jakimi ma do czynienia astronomia, jednak takie spojrzenie stanowi o co zupe nie innego. Przestrze rozci gaj ca si przekraczaj
wokó
o rednicy tysi ca lat wietlnych,
Ziemi, oznacza a dla cz owieka wielk
otch
, znacznie
to, co ktokolwiek móg by sobie wyobrazi , nawet korzystaj c z analogii. Gdy
Nigel ujrza to jako niewielk plamk na wyt oczonym na monecie obrazie Galaktyki, nagle uzmys owi sobie, jak musia postrzega rzeczywisto
Snark, a prawdopodobnie równie
istoty, które zbudowa y ten statek. Cywilizacje niczym drobne ziarenka piasku. Gigantyczne korytarze w czasie i przestrzeni. Jeszcze raz obróci monet w d oniach, czuj c w nich osobliwy dreszcz. - Ach, witam pana! - us ysza . Rozejrza si . Obok sta Sanges. - Witam - odpowiedzia . - Koordynator wys
mnie, ebym zaprosi pana do jego biura.
- Rozumiem. Ju , za sekund . Musz jeszcze przywita si z najlepszym przyjacielem mojej ony. - Ach... nie wiedzia em, e jest pan onaty. - Nie jestem onaty. Mia em na my li to, e musz si wysika .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ach, tak... To bardzo zabawne. Gdy Nigel wyszed z toalety, Sanges ci gle na niego czeka . Sytuacja wydawa a si dziwna. Dlaczego Valiera chcia , eby w drodze do jego biura towarzyszy a mu eskorta? - Czy zapozna si pan z nowymi dyrektywami dotycz cymi za ogi Stanowiska Siódmego? - spyta Sanges swobodnym tonem, kiedy w drowali korytarzem. - Nie mam czasu nawet na to, eby si wysmarka - odrzek Nigel. - A powinien pan je przeczyta . Prawdopodobnie nie dostaniemy tu adnych nowych ludzi. Nigel zatrzyma si na chwil , spojrza na Sangesa ze zdziwieniem, a potem ruszy dalej. - To idiotyczne - skomentowa . - Pewnie tak, ale b dziemy musieli oswoi si z t my - Nie wygl da na to, eby ta wiadomo
.
szczególnie pana zaniepokoi a.
Sanges u miechn si . -Nie, niezmartwi em si - przyzna . - Powinni my posuwa si w naszych badaniach nader ostro nie. Staranno
zostanie wynagrodzona.
Nigel spojrza na niego, ale nic nie powiedzia . Dotarli do biura Valiery i Sanges gestem zaprosi Nigela do rodka, a sam pozosta na korytarzu. Valiera ju czeka i zacz rozmow
od jowialnych uwag na temat zaaklimatyzowania si
Nigela w Stanowisku
Siódmym, organizacji pracy, systemu zmian oraz jako ci tutejszego jedzenia. Nigel by zadowolony, e brak atmosfery na Ksi ycu uniemo liwia wymian uwag na temat pogody. Nieoczekiwanie Valiera u miechn si sympatycznie i powiedzia : - Ale wygl da na to, Nigel, e najtrudniejszym aspektem mojej pracy jeste ty. Nigel uniós brwi ze zdziwienia. - Ja? - spyta niewinnym tonem. - Jeste
cz owiekiem szanowanym. Masz poza tym specyficzn
umiej tno
przetrwania, nawet je li wy si rang przedstawiciele organizacji, w których pracujesz, padaj ofiar wydarze . Trudno mi b dzie kierowa zespo em, maj c w nim tak znanego cz owieka. - Zatem nie kieruj. - Nie rozumiem... - Pozwól, by wydarzenia bieg y swoim torem. Nie staraj si nast pstwo. - To niemo liwe. - Dlaczego?
wp ywa
na ich
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Jestem pewien, e rozumiesz przyczyn . - Obawiam si , e nie. - Pracuj pod naciskiem. - Valiera ostro nie dobiera s owa. - Inni równie dobijaj si o to stanowisko. Je li nie b
mia rezultatów...
- Tak, tak, pojmuj - stwierdzi Nigel, nachylaj c si w fotelu w stron szefa. - Ka dy chce rezultatów niczym gotowych puszek, które pojawiaj si przy ko cu linii produkcyjnej. Jednak pi
achillesow tego typu rozumienia bada naukowych jest to, e pojawiania si
wyników nie mo na zaprogramowa na górze. - Istniej pewne parametry... - Chrzani parametry! Jak do tej pory, nie wiemy nawet, czym jest ta kupa z omu! - Zgoda. A ja jestem tutaj, by zapewni , e to odgadniemy. - Mo esz to robi , ale nie w ten sposób. Pos uchaj, ja wiem jak dzia a administracja. Obiecaj im rozk ad jazdy, a b
twoi. Nie zale y im na tym, eby co by o zrobione dobrze,
bo chc , eby zrobi to na pi tek. Valiera z
d onie i pokiwa g ow niczym m drzec.
- Mimo to chyba nie ma nic z ego w planowej organizacji bada - zauwa
.
- Nie by bym tego ca kiem pewien. - Dlaczego? Nigel zirytowany roz
r ce.
- Je eli chcesz co zrobi na ten weekend, to zak adasz, e b dzie jeszcze jaki weekend; inaczej mówi c, rzeczy b oczekujesz czego , co naprawd
dalej toczy
zmieni posta
si
swoim torem. Je li natomiast
rzeczy, to oznacza nie tylko lepsze
wyja nienie wiata, w ramach obowi zuj cej wizji, ale ca kowit jego przemian . - Rozumiem. - I tego w
nie nie da si zaprogramowa .
- Tak... Nigel u wiadomi sobie, e oddycha zbyt za szybko, a Valiera patrzy na niego dziwnie, z przechylon na bok g ow . - Przemawiasz jak wizjoner, a nie jak naukowiec, Nigel - stwierdzi koordynator. - Có , chyba tak. - Zak opotany, gor czkowo szuka w my lach odpowiednich s ów. Nigdy nie przywi zywa em szczególnej uwagi do definicji - powiedzia agodnym tonem, po czym wsta i skierowa si do wyj cia.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
8 Nigel, mru c oczy, wpatrywa si w ekran. - Obawiam si ,
e ja te
tego nie rozumiem - powiedzia
do mikrofonu,
umieszczonego na obr czy wokó szyi. - Wygl da mi to na kolejny bezsensowny szereg kropek. - Owszem, z naszego punktu widzenia rzeczywi cie bezsensowny - us ysza w uchawce odleg y, d wi cz cy metalicznie g os Nikki. - Zatem w porz dku. Zaloguj to w biernej pami ci - stwierdzi i wystuka polecenie kilkoma klawiszami. - Kiedy mi to przekazywa
, dosta em odpowied
od grupy
Kardensky’ego. Pami tasz tamtego szczura? Otó to nie jest aden szczur ani inny znany biologom gryzo . Prawdopodobnie nie przebywa na Ziemi i wnioskuj c na podstawie kszta tu kostek mierzy co najmniej metr. - Och, mamy zatem do czynienia z pierwszym w historii obrazem pozaziemskiej istoty! - wykrzykn a podekscytowana Nikka. - Chyba tak. Kardensky przepchn
spraw publikacji tego na specjalnym posiedzeniu
Ameryka skiej Federacji Naukowej. - Czy nie powinni my skonsultowa tego z koordynatorem Valier ? - W jej g osie zabrzmia a nuta niepokoju. - Nie martwi bym si o to, moja droga. Jestem pewien, e Synowie Nawróceni sprawuj piecz nad tym, co wydostaje si z Federacji. Niepotrzebny im Valiera. - Valiera nie jest Synem Nawróconym - oznajmi a powa nie Nikka. - Jestem pewna, e pozostaje bezstronny. - Nie powiedzia em, e nale y do wyznawców tej religii, cho
z drugiej strony
nierozs dne jest zak ada , e nie jest jej wyznawc . “Nie formu uj w tej kwestii adnych hipotez”, jak powiedzia Newton. Tak czy owak, powinni my ruszy z tym do przodu. Nigel westchn , zmieni pozycj
w fotelu i wy czy o wietlenie nad ekranem
konsoli. W ciasnym, zagraconym pokoju panowa a temperatura mniej wi cej o pi tna cie stopni ni sza od tej, jak lubi najbardziej. Stanowisko Siódme wzniesiono do
pospiesznie i
niektóre udogodnienia, takie jak odpowiednia izolacja termiczna i dobrze funkcjonuj cy system cyrkulacji powietrza, zosta y tu po prostu zlekcewa one. Na par chwil pogr
si w lekturze notatek.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- No dobrze, spróbujmy zatem sekwencji 8COOE - zaproponowa , po czym wprowadzi to do notatek. K opot z przegl daniem informacji w ca kowicie obcej bazie danych komputerowych polega na tym,
e nie mo na by o stwierdzi , w jaki sposób
informacje zosta y tu skatalogowane. Intuicja podpowiada a mu, sekwencji obcej konsoli musia o mie
e kilka pierwszych
charakter bardziej podstawowy, ni
pozosta e
ustawienia, podobnie jak w porz dku klasycznego, arabskiego notowania liczb. S k w tym, e nawet w ziemskich j zykach logiczna sekwencja zapisu od lewej do prawej nie jest bardziej powszechna, ni zapis od prawej do lewej, z góry na dó , czy te inny schemat, jaki tylko mo na sobie wyobrazi . Natomiast obcy mogli w ogóle nie stosowa notacji pozycyjnej. Do tej pory badacze mieli sporo szcz cia. Od czasu do czasu podobne sekwencje, wystukane na konsoli, powodowa y powstawanie obrazów, pomi dzy którymi by jaki zwi zek. Cz sto pojawia y si szeregi kropek, a w ród nich takie, które si porusza y. Sekwencje na konsoli, wywo uj ce t powtarzalno , charakteryzowa y te same prefiksy. By mo e oznacza o to istnienie pozycyjnej notacji w j zyku obcych, ale móg to by po prostu szcz liwy zbieg okoliczno ci. Na razie Nigel poprosi Nikk prze czników znajduj cych si
o u ywanie tylko cz ci
na konsoli. Niektóre z pewno ci
nie by y zwyk ymi
sekwencjami katalogowymi dla uzyskiwania informacji zawartej w pami ci komputerów. Bez tpienia znalaz yby si równie takie, które umo liwia y wydawanie urz dzeniom statku konkretnych rozkazów. Na przyk ad trzeci prze cznik od lewej w osiemnastym rz dzie mia dwie okre lone pozycje. Czy jedna z nich oznacza a “w czone”, a druga “wy czone”? Czy by o to polecenie “zapisz dane” lub, przeciwnie, “zniszcz te informacje”? Nigel s dzi , e je li wspólnie z Nikk b
trzyma si niewielkiego obszaru konsoli, mo e nie natkn si
przypadkowo na zbyt wiele sekwencji rozkazów, zanim nie uzyskaj pewnej dozy informacji z pami ci tych urz dze . Nie chcieli te ryzykowa ca kowitego wy czenia komputera przez chaotyczne mno enie sekwencji w ca ej konsoli. Nigel przez chwil uwa nie obserwowa ekran. Migota na nim jaki obraz. W ciemnoczerwonych, purpurowych niemal barwach przedstawia jeden z korytarzy statku. W pewnym miejscu widoczne by o wyra ne wygi cie. Podczas, gdy Nigel obserwowa ów widok, na ekranie pojawi si napis przypominaj cy perskie litery. Najpierw zmieni y barw z tej na niebiesk , a potem znikn y. Nigel poczeka i po chwili wzór pojawi si znowu. - Tajemnicza sprawa... - powiedzia . - Nie s dz , ebym kiedykolwiek widzia a ten korytarz - oznajmi a Nikka. - To przypomina trzy zdj cia ekranu konsoli, które Grupa Pierwsza zrobi a podczas ostatniej zmiany. Pochodz z nie znanych nam cz ci statku.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Powinni my skonsultowa to z in ynierami - zasugerowa a Nikka. - Osobi cie przypuszczam, e wszystkie przedstawiaj ten fragment statku, który uleg zniszczeniu w trakcie l dowania. Nigel zacisn wargi. - Wiesz, w
nie co przysz o mi do g owy. Mogliby my wyci gn
jakie wnioski z
faktu, e napis pojawia si i znika w przedziale kilku sekund. Je li nasi obcy przyjaciele mogli to przeczyta , potrafili postrzega do
z
ony obraz w czasie mniej wi cej sekundy.
- Ka de zwierz mo e to zrobi . - Otó
to! Jednak istoty, które zbudowa y ten statek, nie by y zwyk ymi,
inteligentnymi zwierz tami. Na przyk ad, niewielkie prze czniki na konsoli wymagaj czego w rodzaju palców, by móc nimi manipulowa . Jasne, e zwierz ta musz postrzega poruszanie si obiektów szybciej, ni w ci gu sekundy, w przeciwnym razie zosta yby pokonane i po arte przez drapie niki. Przynajmniej pod tym wzgl dem, co wydaje si bardzo interesuj ce, obcy przypominali nas. Tak czy owak, zabierajmy si znów do roboty. Zaloguj to - nacisn kilka prze czników - dla Grupy Pierwszej, eby si tym zaj a. Wybra kilka sekwencji, ró ni cych si od poprzednich jedynie ostatni “cyfr ”, ale ekran w ogóle nie zareagowa . - Jeste pewna, e ten prze cznik wci
dzia a? - spyta Nikk .
- O ile si orientuj , tak. Zainstalowane tu mierniki nie wykazuj
adnego spadku
mocy. - Znakomicie. Teraz spróbuj tego - powiedzia , po czym odczyta numer nowej sekwencji. Tym razem ekran momentalnie o
, przedstawiaj c skomplikowan , ciemnoczerwon
gmatwanin kolistych obiektów. Obraz
przecina a
d uga,
czarna
linia.
Dociera a
do
wn trza
jednej
z
ciemnoczerwonych plam o dziwnym kszta cie. Tylko we wn trzu tej plamy widoczne by y wycieniowane detale. Pozosta e mia y g adkie, niezró nicowane kszta ty. - Dziwne - powiedzia Nigel. - Wygl da jak mikrofotografia. Przypomina mi to co z laboratorium biologicznego, gdy by em studentem. Prze
to Kardensky’emu.
Wybra numer bezpo redniej linii, prowadz cej przez Stanowisko Siódme do Bazy Alphonsus, otrzyma potwierdzenie, a potem, przez globalne po czenia, przetransmitowa obraz bezpo rednio na Ziemi . Zabra o mu to kilka minut. Równocze nie przekaz zosta zalogowany w zasobach pami ci Stanowiska Siódmego; Alphonsus s
jedynie jako w ze
telekomunikacyjny. Nigel zrobi kilka notatek i poda do Nikki kolejn sekwencj .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Hej, spójrz! - g os Nikki oderwa go od pisania. Na ekranie widnia a posta w adkim, jakby gumowanym stroju, stoj ca na tle; niskich paproci. Wydawa o si , e nie ma nóg, opiera a si tylko na czym w rodzaju pó kolistej podstawy. Mia a jednak ramiona, a poni ej nich, jak gdyby ob e wypustki, natomiast na górnej cz ci cia a he m pó prze roczysty. W jego wn trzu widoczny by niewyra ny zarys g owy. Nigel odnosi wra enie, e ta istota znajduje si na Ziemi. Kszta t li ci by atwo rozpoznawalny i wydawa si znajomy. Nigel nie móg dostrzec innych szczegó ów postaci w kombinezonie, lecz to nie ona w pierwszym momencie zwróci a jego uwag , tylko inna posta , zdecydowanie wy sza, bez kombinezonu. Poro ni ta ciemnym futrem, cz ciowo ukryta by a w g szczu paproci. W pot nie umi nionych, krótkich r kach dzier
a co w rodzaju sporej od amka ska y.
Nikka i Nigel przez kilka chwil komentowali ten obraz. Posta w kombinezonie wydawa a si tak dziwna, jakby jej poza zaprzecza a naturalnej pozycji stoj cej, przybieranej przez istoty, które znajduj si w polu grawitacyjnym. Jednak to wysoka istota, masywna, ow osiona, gro nie wygl daj ca, wywo ywa a u Nigela uczucie niejasnego niepokoju. Cho stara si , nie potrafi jednak pozby si wra enia, e jest to istota ludzka. nie otworzy usta, eby doda co do swoich komentarzy na temat dziwacznej postaci, gdy po czenie przerwa podekscytowanej m ski g os: - Wszyscy, którzy znajduj si na statku obcych, musz natychmiast opu ci pok ad! Zespó
in ynieryjny w
nie poinformowa ,
e w korytarzu dziewi tym dosz o do
wy adowania energetycznego. Na innym poziomie zarejestrowano znacz ce ubytki energii. Obawiamy si , czy system obronny statku znów nie powraca do stanu aktywnego. Zarz dzam natychmiastow ewakuacj ! - Lepiej spadaj stamt d, dziewczyno! - oznajmi bezradnie Nigel. Sam by zupe nie bezpieczny pod kilkumetrow
warstw
ksi ycowego py u, w pobli u pomieszcze
mieszkalnych bazy. Nikka potwierdzi a i przerwa a po czenie. Nigel przez d
szy czas obserwowa niepokoj ce stworzenie i ekranie. Sta o
cz ciowo odwrócone, z nog uniesion do góry tak, jakby chcia o zrobi krok. Nigelowi wydawa o si , e patrzy bezpo rednio na niego.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
9 Gor czka Petera Gravesa obni Najpierw zacz
a si w ci gu dnia, a nast pnej nocy ranny ockn si .
majaczy i pan Ichino nakarmi go roso em z dodatkiem rozgrzewaj cej
brandy. Posi ek prawdopodobnie dostarczy mu sporo energii. Graves wpatrywa si niewidz cym wzrokiem w sufit i mamrota bez sensu. Po kilku chwilach nagle zamruga powiekami i po raz pierwszy postara si
skupi
wzrok na
zamazanych jeszcze rysach twarzy pana Ichino. - Mia em ich, wie pan? - wymamrota
nie. - Byli tak blisko! Mog em ich prawie
dotkn . Ale by o za cicho, nawet kiedy odprawiali te swoje piewy. Nie mog em w czy kamery. Wydaje trzeszcz cy d wi k. - Wszystko dobrze - uspokaja go pan Ichino. - Prosz tylko nie przewraca si na bok. - Ach, to... - wymamrota Graves i automatycznie spojrza w dó na swoj koszul . To zrobi mi ten du y. Sukinsyn... My la em ju , e nigdy tego nie rzuci. Przewodnik i ja pruli my do niego z karabinów, a ten ich miotacz zion
ogniem we wszystkich kierunkach.
By pomara czowy... Trafi prosto w przewodnika i facet ju si nie podniós . P omie podpala wszystkie... wszystkie... Suchy, zachrypni ty g os Gravesa zacz bulionu, zacz y dzia
cichn .
rodki uspokajaj ce, dodane do
. Ju po chwili oddech rannego uspokoi si . Gdy Ichino upewni si ,
e Graves pi, w
kurtk i wyszed na zewn trz. Pokrywa nie na mia a grubo
co
najmniej metra, przykrywaj c nieskazitelnie bia ym dywanem ca okolic . Zwykle ostra linia horyzontu na przeciwleg ym wzgórzu sta a si teraz niewyra na.
nie ne p atki opada y z
chmur w absolutnej niemal ciszy, co jaki czas porywane silniejszym podmuchem wiatru. Nie by o mowy o dotarciu do drogi. Pan Ichino brn
przez le ny wyr b, delektuj c si fizycznym wysi kiem. Wzywanie
teraz pomocy chyba nie by o konieczne. Niewykluczone, e najgorsze chwile ju min y. Je li nie przypl cze si
jaka
infekcja - co przy antybiotykach pana Ichino by o ma o
prawdopodobne - Graves móg by wróci
do zdrowia nawet bez profesjonalnej opieki
medycznej. Ichino zastanawia si , co mog o znaczy mamrotanie Gravesa. “Ten du y” móg by praktycznie ka dym. Ale co spowodowa o powstanie rany, chocia pan Ichino nie zna
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
adnej broni, od której mog yby powsta podobne oparzenie i zw glenie cia a; nawet laser nie by by w stanie tego zrobi . Pan Ichino potrz sn w zadumie g ow , a czarne k dziory spad y mu na oczy. Do tej pory jeszcze ani razu nie ostrzyg sobie w osów.
z dala od ludzi, nie pami ta o takich
sprawach. Spojrza w gór i natychmiast odnalaz wzrokiem gwiazdozbiór, Oriona. Z trudno ci dostrzeg rozproszon plamk
wietln , jak by a wielka mg awica w tej konstelacji. Sun
wzrokiem po wielkiej niszy sklepienia niebieskiego, a wydawa o mu si
niewiarygodne,
miliardów gwiazd - ca abiej ni
odnalaz Andromed . Zawsze
e jednym spojrzeniem jest w stanie obj
trzysta
galaktyk , która wygl da a jak blada kropka, wiec ca znacznie
s siaduj ce z ni
gwiazdy. By y niczym ziarnka piasku, niesko czone i
nie miertelne. W obliczu takiej niesko czono ci wszelkie ludzkie wysi ki oddawania boskiej czci jakiej wyimaginowanej istocie wydawa y si komiczne... lub przera aj ce. Dzi w nocy w wiadomo ciach podano informacj o jednym z wytatuowanych Synów Nawróconych, który zdecydowa si pokry ca e cia o zaprojektowanym wcze niej wzorem. Zgodnie z planem praca nad tym mia a posuwa si wolno, eby ostatnie linie tatua u pojawi y si na ciele wiernego mniej wi cej w chwili jego mierci. Jednak ten wyznawca pospieszy si i zrobi to teraz, a potem musia poder kaza cia o obedrze ze skóry, wyprawi j , rozpi
sobie gard o. Jako ostatni wol
na ramie i ofiarowa biskupowi na ofiar
w imi prawdy Nowego Objawienia. Pan Ichino zadr
i zawróci w stron
domu. Od razu zauwa
cz owieka,
zagl daj cego przez okno do wn trza chaty. Japo czyk zrobi kilka kroków w jego stron . Padaj cy g sto nieg utrudnia widzenie, ale obcy cz owiek wygl da na bardzo pot nego i nie porusza si . Pochylony do przodu wpatrywa si w co , co znajdowa o si przy bocznej cianie chaty. Tak, to móg by Graves. Pan Ichino podszed jeszcze bli ej i czym musia o si zdradzi , bo przybysz odwróci si gwa townie i z zaskakuj
szybko ci pobieg w stron w
a chaty. Porusza si lekko
pomimo g bokich nie nych zasp, a po chwili jego posta dos ownie rozp yn a si w ciemno ciach. Gdy pan Ichino dotar do miejsca w pobli u okna, nieg zacz
w
nie zaciera
lady
dziwnej postaci. Odciski butów wskazywa y na niegowce o bardzo dziwnym kszta cie. Pozosta y po nich niezwykle g bokie centymetrów.
lady, d ugo ci co najmniej sze dziesi ciu
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Pan Ichino przeszed tym tropem kawa ek drogi w las, ale wkrótce zrezygnowa . W ciemno ciach osobliwy cz owiek móg atwo uciec. Japo czyk ponownie zadr stron chaty.
i zawróci w
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
10 - Kiedy spad o ci nienie? - Nigel zada to pytanie do mikrofonu, który mia umocowany na obr czy wokó szyi. Nikka w
nie wznowi a kontakt.
- Mniej wi cej czterdzie ci minut temu. Otrzyma am ostrze enie od Zespo u In ynieryjnego,
e os ona z tworzywa sztucznego uleg a rozerwaniu, gdy instalowali
awaryjny dop yw energii do korytarza nad tym, w którym teraz jestem. By o dosy czasu, wi c wczo ga am si do w azu, wzi am kilka butli z tlenem i przyci gn am je tutaj. Przy konsoli znajduje si awaryjny fotel ci nieniowy, ale kto zapomnia wyposa
go w butle z
tlenem. - Teraz jeste w tym fotelu? - Nie. Znale li rozerwany fragment i ci nienie znowu wzrasta. Nigel potrz sn
g ow , a potem u wiadomi sobie, e dziewczyna nie mo e widzie
tego gestu. - Merde du jouur - powiedzia . - Mam z e wiadomo ci o cz ci informacji, które oddali my do przechowania. Wszystkie zalogowane przez nas dane, rezultaty kilkudniowej pracy, transmitowane do Bazy Alphonsus w celu ich pó niejszego przekazania na Ziemi , znikn y. - Co?! - Kiedy si roz czy rozmow . Wygl da na to,
, ci z Dzia u
czno ci przeprowadzili ze mn
e pochrzanili co
uprzejm
z programowaniem. Podprogram,
odpowiedzialny za transmisj danych do Bazy Alphonsus, okaza si wadliwy. Usuwa wszystkie dane przed ich nadaniem. Ci z Alphonsusa zastanawiali si , dlaczego otrzymuj ugie transmisje, nie zawieraj ce adnego sygna u. - To absurdalne... Wszystko ze Stanowiska Siódmego zagin o? - Nie, tylko to, co my zapisywali my. Ka da ekipa ma okre lon numeracj plików i zgin y te z naszych bada . Stracili my znaczn cz
materia u, chocia nie wszystko.
Nigel po raz pierwszy us ysza w g osie Nikki prawdziw z
.
- Kiedy sko czymy t zmian , zamierzam zobaczy si z Valier - powiedzia a. - Zgoda. O ile si orientuj , zniszczeniu uleg y obrazy przedstawiaj ce co podobnego do
cuchów molekularnych, a tak e niemal wszystko to, co zapisywali my wczoraj.
Chocia te ostatnie prawdopodobnie mo na b dzie odzyska . Wró my teraz do tego obrazu, który uzyskali my przed rozmow z Dzia em In ynieryjnym.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nigel obserwowa ekran. Obraz ukazywa si powoli. Zdj cie zrobione przez obcych przedstawia o ciemnobr zowy l d, i oceany tak czarne, Pos pne, ró owawe ob oki tworzy y osobliw
koronk
e mia y niemal barw
sadzy.
nad konturami l dów, formuj c
zastyg e wiry nad wierzcho kami wzgórz. Nieco ja niejsze kontury brzegów pozwala y dzi , e rozbijaj si o nie pot ne fale. Widoczne by y tak e lady, wiadcz ce o obecno ci raf koralowych i g bokich pr dów tworz cych osadowe mielizny. - Jaki fragment Ziemi mo e przedstawia to zdj cie? - spyta a Nikka. - Trudno powiedzie . Przypomina mi to jak
map . Widzia em j , ale nie mog sobie
przypomnie , co przedstawia a. Zaloguj to do transmisji do Bazy Alphonsus. Mo e odnajd wspó czesn fotografi tego obszaru. Kilka kolejnych sekwencji nie wywo struktury z
o
adnego obrazu. Potem pojawi y si
one z wiruj cych kropek, wreszcie wzór, który wydawa si niezmienny.
- Zatrzymaj to! - poprosi Nigel. - Jestem pewien, e to jaka trójwymiarowa struktura. Spójrz, te ma e kulki maj ró - To mo e by
wielko
model
i barw .
cucha molekularnego - zgodzi a si
Nikka - albo
przedstawienie jakiego rzeczywi cie istniej cego obiektu. - Jasne. Zaloguj tak e i to. Zamierzam te poleci
czno ci, eby nie dokonywali
transmisji danych, dopóki nie rzuc okiem na ich oprogramowanie. Nie mo na pozwoli , eby my stracili równie to. - Poczekaj chwil . Zg asza si Dzia In ynieryjny... - powiedzia a Nikka i przerwa a po czenie. Nigel czeka , b bni c palcami po konsolecie. Mia nadziej , e sygna , który wys
do
Kardensky’ego, nie zosta przechwycony. Potrzebowa informacji oraz fotografii, a tych móg mu dostarczy tylko Kardensky. - Jest jeszcze jedna cholerna nieszczelno
w tkaninie ochronnej - odezwa a si nagle
Nikka. - Ci z In ynieryjnego zagrozili, e przyjd i wyci gn mnie st d si . Chcia abym zobaczy , jak to robi , je eli sama nie wyjd . W butlach mam wystarczaj co du o powietrza... och, poczu am w
nie pykni cie w uszach...
Nigel zniech cony rzuci o ówek na konsolet . - Nic nie szkodzi, wracaj. Wybierzemy si oboje do Valiery.
- To, co si sta o, jest naprawd idiotyczne - stwierdzi Nigel. Patrzy na Valier wzrokiem pe nym irytacji. - Je li z jakich przyczyn komputer obcych kasuje obrazy, które ogl damy na ekranie, stracili my ten materia na zawsze.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Valiera z
d onie, odchyli si w fotelu i spojrza na Nikk oraz Sangesa.
- Zgadzam si , e podobnej sytuacji nie mo na tolerowa - powiedzia . - Cz naszego sprz tu najwyra niej wadliwie funkcjonuje i wynika to przede wszystkim z panuj cego tu nieporz dku. Pami tajcie o tym, e dopiero uruchamiamy Stanowisko Siódme i pomy ki s nieuniknione. Victor zajmuje si w
nie nadzorem sieci
czno ci i oczekuj na
jego raport w tej sprawie. - Valiera spojrza znacz co na Sangesa. - Tak, wkrótce powinienem doprowadzi wszystko do porz dku - potwierdzi Sanges. - Nie s dz , by nale
o do tego podchodzi z takim spokojem - odezwa a si nagle
Nikka. - Niewykluczone, e stracili my cz
niezast pionych informacji z zasobów pami ci
tego wraka. - I nie wygl da na to, eby pan Sanges szczególnie odczuwa t strat , czy nie tak? spyta retorycznie Nigel z ironicznym u mieszkiem. - Grupa Pierwsza nie poczyni a zdaje si znacz cych post pów w kompletowaniu inwentarza znaków obcych. Sanges wyra nie si zje
.
- Pracujemy tak samo ci ko, jak wy - odpar . - Nie widz
adnych powodów...
- Rzeczywi cie, to stanowczo nie tak - wtr ci si Valiera. - Co prawda Grupa Pierwsza pracuje na razie nad podstawami, jednak musisz sobie u wiadomi , Nigel, e ich zadanie jest znacznie trudniejsze ni wasze. Uk adaj inwentarz, u ywaj c tekstu obcych. Dopóki nie z ami kodu i nie przekonaj si , co oznacza ten tekst, nie uzyskaj
adnych
trwa ych rezultatów. - Dlaczego zatem nie zrezygnuj
z u ycia tekstu i nie postaraj
zastosowa obrazów? - spyta a spokojnie Nikka. - To jest w
si , jak my,
nie nasz sposób post powania i
chyba przynosi rezultaty. - Taak? A co takiego odkryli cie? - Valiera, znów zaniepokojony, nie wiadomie zmru
oczy. Przez krótk
chwil w pomieszczeniu s ycha
by o jedynie ciche poj kiwanie
cyrkulatorów powietrza. - Pewne obrazy, przypominaj ce modele
cuchów molekularnych, zdj cia Ziemi,
wykonane z orbity, co , co jest najwyra niej obrazem jakiego wczesnego przedstawiciela rodzaju naczelnych - powiedzia wolno Nigel. - Tak e kilka innych rzeczy, no i oczywi cie tego wielkiego szczura. - Widzia em w raportach wi kszo
tego, o czym pan mówi - stwierdzi Sanges. -
Uwa am, e wasza interpretacja kilku z tych obrazów jest dyskusyjna, ale oczywi cie b dzie mo na to rozwa
w stosownym czasie.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
-W
nie - zgodzi si Nigel. - Nikka i ja starali my si odkry tak wiele, jak to tylko
mo liwe i my
, e wypracujemy koncepcj tego, jak dzia a komputer obcych i co mo na
dzi ki niemu uzyska . Interesuje mnie szczególnie to, co powiedz eksperci na temat szczura. - Có - oznajmi ch odno Valiera - rozpracowanie tego zabierze troch czasu. - Co to znaczy? - spyta a Nikka. Valiera zacisn
wargi i na chwil przerwa . Nigel obserwowa go uwa nie. Widywa
ju wcze niej podobnych administratorów. Valiera niew tpliwie by znakomitym przywódc , ale gdzie po drodze na ten szczyt kariery nabra biurokratycznego nawyku os dzania skutków ka dego zdania, zanim zosta o wypowiedziane. Otacza a go atmosfera ch odnej kalkulacji. - Narodowa Fundacja Nauki zdecydowa a nie ujawnia
adnego obrazu z konsolety
komputera obcych. Uwa a si , e skutki podania ich do publicznej wiadomo ci mog yby by niepo dane. - Cholera! Jak to niepo dane? - yczymy sobie, eby wszystko, co wydostaje si ze Stanowiska Siódmego, zosta o powa nie zbadane pod wzgl dem naukowym. Ujawnienie danych w tej chwili mog oby doprowadzi do zalewu informacji w NFN i doprowadzi do dodatkowych napi
w i tak ju
rozci gni tym do granic mo liwo ci bud ecie tej instytucji. - Zgodzi bym si z tym - powiedzia Sanges. - Fotografie, przyk ad ta przedstawiaj ca wielkiego gryzonia, mog yby zachwia
podstawami wiatopogl du wielu ludzi. Naszym
obowi zkiem jest ujawnianie informacji dopiero wtedy, gdy zostan one dobrze zrozumiane. Pierwszy biskup podkre la t tez wielokrotnie. - Ach, tak, jestem przekonany, e pierwszy biskup jest znawc problemów szoku kulturowego oraz ezgobiologii. - Nigel uniós brwi, spogl daj c na Sangesa. - Pierwszy biskup by obecny przy obwieszczeniu wiata Nowego Objawienia oznajmi Sanges surowo. - Posiada on rozleg
i trwa
wiedz , dotycz
losów cz owieka i
najlepszych dróg, jakie mo e wybra ludzko . Nawet wy powinni cie to dostrzega . - Jestem pewien, e wiesz o tym Nigel, Synowie Nawróceni nie s wrogo nastawieni wobec przekonania o istnieniu ycia pozaziemskiego - stwierdzi dyplomatycznie Valiera. Trzeba pami ta , e Nowe Objawienie wywodzi si z odkrycia ycia na Jowiszu. Pierwszy biskup po prostu zwraca uwag na szczególne zwi zanie cz owieka z planet , na której yje, zatem sprawy pozaziemskie wydadz mu si zapewne obce, mo e nawet budz ce l k. - A zatem zgadza si pan z Synami Nawróconymi? - spyta a Nikka.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie, oczywi cie, e nie - odrzek szybko Valiera. - S dz po prostu, e powinienem zaj
pozycj po redni mi dzy tymi dwoma rozbie nymi punktami widzenia. - Oj tak, stanowczo rozbie nymi - potwierdzi Nigel. - Nie uwa am, eby ycie
pozaziemskie mog o by a tak cholernie niepokoj ce. Nie s dz tak e, by nasza ograniczona wiedza na temat ewolucji rodzaju ludzkiego musia a odnosi si w jakikolwiek sposób do dogmatów pierwszego biskupa. - Co pan ma na my li? - spyta srogo Sanges. - Nic takiego. Chodzi mi o to, e powinni my zachowa otwarte umys y. Ujawnienie wszystkich danych, jakie uzyskali my z komputera jest spraw podstawow . Trzeba, eby nad tym problemem pracowa y najlepsze umys y, a nie tylko komitet NFN. - Tym niemniej - stwierdzi spokojnie Valiera - opinia NFN oraz Kongresu w tej sprawie zosta a wydana, a my musimy si jej podporz dkowa . Nigel odchyli si w fotelu i zacz
b bni palcami po kolanie. Nikka wymieni a z nim
spojrzenia, po czym zwróci a si do Valiery. - Na razie zmie my temat. Nigel i ja, id c tutaj uzgodnili my, e potrzebne jest nam osobne po czenie z Baz Alphonsus. Chcemy mie pewno , e nie stracimy ju danych komputerowych. - To wydaje si rozs dn propozycj - powiedzia Valiera. Z twarzy znikn a mu cz zmarszczek wiadcz cych o napi ciu nerwowym. - Zainstalowanie osobnej linii
czno ci w pobli u konsoli obcego komputera nie
powinno zabra zbyt wiele pracy ani czasu - oznajmi a Nikka. Wzi a ze sto u notes i naszkicowa a konfiguracj obwodów. - Chc tak umie ci zasób plików komputera wewn trz samego statku obcych, eby ka dy, kto pracuje przy konsolecie, mia te dane zawsze do dyspozycji. W ten sposób, je li nawet co ulegnie przypadkowemu skasowaniu w Dziale czno ci, pozostanie druga kopia, któr
mo na b dzie przetransmitowa
do sta ego
przechowywania w Bazie Alphonsus. - Poch onie to do
du o pracy i wydatków... - zaczaj Sanges.
- Niech diabli wezm wydatki! - wykrzykn Nigel. - Nie prowadzimy tutaj jakiego biznesu na ma skal ! Ten statek ma co najmniej pó miliona lat Jest wci
uzbrojony, a jego
podzespo y funkcjonuj . W ci gu kilku lat mo e nauczy nas wi cej, ni ludzko
zdo
aby
si dowiedzie przez ca y wiek. Nie zamierzam pozwoli ... - S dz , e wasza propozycja zosta a pozytywnie przyj ta - wtr ci Valiera. - Polec ludziom z Dzia u In ynieryjnego, eby udzielili wam wszelkiego mo liwego wsparcia dla jej realizacji.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Chc
mie
osobne po czenie z Baz
Alphonsus - oznajmi a Nikka. - Pe ny,
oddzielny podsystem czno ci. - Dopilnuj , eby otrzyma a go pani jak najszybciej. Mamy wystarczaj co du o wolnego sprz tu. A teraz panie Sanges - Valiera spojrza na zegarek - chyba przyszed ju czas na przestrzegan przez Synów Nawróconych godzin
medytacji i wycofania si
z
czynnego ycia. - Zostawia pan czas na co takiego? Nawet tutaj? - spyta Nigel, nie wierz c w asnym uszom. - W ka dej sprawie musimy i
na kompromis - odrzek u miechaj c si Valiera.
Nigel skrzywi si , wsta i wyszed z pokoju. Trzasn echem w korytarzu.
drzwiami, a huk odbi si
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
11 Sta na wysokiej kraw dzi skalnej i obserwowa , jak po eraj ce wszystko po drodze omienie, posuwaj si wzd
doliny. Sucha, zbr zowia a trawa bardzo szybko zapala a si ,
skwiercz c w hucz cym ogniu i wydawa a g os podobny do wielu oddalonych od siebie bnów. Przez czarny dym dostrzega niewielkie postacie istot, które rozpali y ten ogie . Porozumiewa y si za pomoc gestów, posuwa y si tu za p omieniami przy okalaj cych dolin
skalnych cianach, nios c niewielkie pochodnie,
eby w razie czego uzupe nia
przerwy w cianie ognia. Przed kurtyn utworzon przez ogie biega y s onie. Ich trucht, podczas którego jak gdyby pow óczy y nogami, w tej chwili wyra nie cechowa a ju panika. W samobójczym dzie ku zag adzie wydawa y niskie, rozpaczliwe porykiwania. Ze swojej pó ki skalnej widzia bagnisty obszar przed stadem s oni. Obraz ta czy w dr cym od aru powietrzu, lecz tam, gdzie sta , móg dostrzec trawiaste moczary odleg e zaledwie kilometr od stada. Bagno ze wszystkich stron obstawiono niewielkimi, przyczajonymi grupami dzier cych g ownie istot. Z tej odleg
ci trudno by o dostrzec szczegó y, cho wydawa o si , e te postacie
ta cz , a ich d ugie w ócznie wiruj wysoko w powietrzu. Znacznie dalej, za wilgotnym trz sawiskiem, znajdowa
si
bardziej suchy,
wyniesiony nad powierzchni bagien p askowy . Pas o si na nim pot ne stado zwierz t, prawdopodobnie antylop lub dzikich koni; rozleg y ocean, wype niony radosnym igraniem. Jednak istoty nios ce ogie ignorowa y t trzod ; zagania y tylko s onie i czeka y na zabicie ich po schwytaniu w b otnist pu apk . Dlaczego my liwi podejmowali ryzyko stratowania albo te potwornego bólu, gdyby dosi gn
ich kie jednego ze s oni? By wykaza si odwag ? A mo e pó
noc , wokó
wspólnego ogniska opowiada wi cej pe nych przechwa ek historii? A mo e o ywia legendy i mity, urastaj ce do coraz wi kszych rozmiarów z ka
noc sp dzon przy ognisku?
W jaki sposób nauczyli si tak dobrze wspó dzia
, zbli aj c si i oddalaj c w
skomplikowanym ta cu polowania, w którym obna ali s abo
swoich ofiar? Kto nauczy ich
czy si w plemiona, rozpala ogie , kszta towa delikatn tkank rodzinnych zwi zków? Jak to si sta o, e w tak krótkim czasie posiedli tyle wyrafinowanych umiej tno ci? Trudno uwierzy ,
e tymi istotami kierowa a powolna, oci
wszystko, co osi gn y, by o jedynie dzie em...
a d
naturalnej ewolucji,
e
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nagle jego uwag przyku jaki ruch. Odwróci si . Jedna z tych istot wysz a w
nie
zza wrzecionowatego drzewa. Ow osiona, mierzy a zaledwie metr wzrostu, a jej d onie i stopy wydawa y si spuchni te. boko osadzone oczy porusza y si b yskawicznie w lewo i w prawo, przeczesuj c teren. Niskie, stoj ce w wyprostowanej pozycji stworzenie unios o zaostrzony kij trzymany w oni. Lekki podmuch wiatru przywia s odkawy, jak gdyby zje cza y zapach tej istoty. adna z dwóch stoj cych naprzeciw siebie postaci nie poruszy a si . Po chwili przyby e stworzenie zacz o szura nogami, prze praw
d
o kij do lewej d oni i unios o na wysoko
, z wyprostowanymi palcami. Wyda o z siebie seri
pomruków. D
my liwy mia pomarszczon i poro ni
oczu
niskich, dudni cych
grubymi w osami, które zlepia y
si w k aki wokó ostrych paznokci. Nigel uniós d
w takim samym ge cie. Otworzy usta, eby udzieli odpowiedzi na
to niejasne pozdrowienie, a wtedy obraz nagle oddali si w spirali dymu. wiat o zacz o falowa
i ta czy . Poch on
go g uchy odg os b bnów, nasilaj cych siew st
ym
powietrzu. Kto puka do drzwi. Nigel zepchn
z kolan papiery, podpar si r kami, zsun
z
ka na pod og i
podszed do drzwi. Otworzy je i zobaczy troch za enowan Nikk . - Mój lekarz nigdy nie zaleca mi picia w samotno ci - oznajmi a. Unios a trzyman w oni chemiczn retort , wype nion przezroczystym p ynem. - To najczystszy alkohol, przedestylowany w Bazie Alphonsus dla bada naukowych i nieprzerwanego post pu ludzkiej wiedzy. - Niezwykle interesuj ca próbka - oznajmi Nigel z powag . - Prosz , wejd . Koniecznie trzeba podj Usiad na
nad ni dalsze, bardziej szczegó owe badania.
ku, wskazuj c dziewczynie fotel.
- Obawiam si , e nie ma tu wiele miejsca na postawienie czegokolwiek. W szafce mam jeszcze jedn szklank . Zaraz po sko czeniu swojego drinka dotrzymam ci towarzystwa. Spojrza a z zainteresowaniem na jego szklank . - Sok owocowy? - spyta a. - Có , haszysz trzeba z czym wymiesza . Oczy rozszerzy y si jej ze zdziwienia. - Ale przecie to jest nielegalne.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie w Anglii ani w Ameryce. W Anglii rzeczy maj si bardzo marnie i dozwolone wszystkie agodne rodki euforyczne, ba, nawet zach ca si do ich u ywania. - Czy kiedykolwiek pali
LSD? - spyta a z respektem w g osie.
- Nie, nigdy nie czu em takiej potrzeby. Tak czy owak, to nie nale y do rodków nadaj cych si do palenia. Rozumiesz, nie chodzi mi o to, ebym mia co przeciwko paleniu; wol jednak aplikowa sobie haszysz wymieszany z sokiem. W trakcie wicze wpojono mi, e na Ksi ycu nie wolno nic pali , bo to jest zbyt niebezpieczne, zatem przeszmuglowano dla mnie haszysz w paczce od Kardensky’ego. eby wszystko sfinalizowa , kosztowa o mnie to troch . Pami tasz ten zak ad, który wygra em? Nikka wymiesza a nieco soku owocowego z alkoholem, spróbowa a i u miechn a si . - Tutejsza rutyna pracy a tak ci m czy? - W najmniejszym stopniu. To wszystko jest zabójczo proste. Jestem tu zbyt krótko, by zm czy a mnie nawet niska grawitacja. Ale w czasie, gdy ty montowa czno ci z Baz Alphonsus, ja postanowi em zrobi sobie ma
dodatkowy kana
sesj we w asnej g owie na
temat materia u nades anego przez Kardensky’ego. Haszysz podsuwa mi czasem nowe idee, pozwala dostrzec zwi zki, jakich bez niego nie móg bym zobaczy . Nikka zmarszczy a brwi i otworzy a usta, eby co powiedzie . Nigel machn z wyra
d oni
intencj , po czym oznajmi : - Ach, tak, wiem... B dziesz mi mówi , o rujnowaniu w asnego umys u dla kilku
ponadplanowych wgl dów w istot
rzeczy. Có , nie czuj ,
jak kolwiek krzywd . Ten rodek da mi w przesz
ebym wyrz dzi
sobie
ci kilka przeb ysków prawdziwie
kreatywnego my lenia, co znacznie pomog o mi w karierze. A poza tym, uwierz mi, Nikka, to jest naprawd znakomite! Bardzo wytworny specyfik, niemal ostatni krzyk mody. U ywaj go niemal wszystkie cz ekokszta tne. - W porz dku - stwierdzi a Nikka. - Mog
nawet sama troch
spróbowa . Ale
pos uchaj, przede wszystkim chodzi mi o to, e powinni my spotka si godzin temu w sali gimnastycznej. - Mia em jak najlepsze ch ci,
eby pój . Jednak doszed em do wniosku,
e
zgromadzili tam zbyt du o ponurych maszyn, przypominaj cych narz dzia tortur, a ja mia em tutaj sporo do przemy lenia. - Doskonale wiesz, e powiniene tam przychodzi . Ju nied ugo Valiera mo e si do ciebie o to przyczepi . Je li nie b dziesz wiczy , mo esz okaza si niezdolny do powrotu na Ziemi . - Na pewno przyjd , kiedy zrobi tu basen.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Upi yk drinka i zacz uwa nie studiowa le
w pobli u kartk .
- Skoro dokopali si ju do lodu, stanie si to nied ugo - powiedzia a Nikka. - Nigel, wiczenia s naprawd bardzo odpr aj ce. Spójrz... - spr
cie odbi a si od pod ogi,
zrobi a gwiazd na jednej r ce, po czym zgrabnie wyl dowa a na obu stopach. - Co prawda przy zmniejszonej grawitacji nie jest to tak trudne. - Tak, z pewno ci - zgodzi si Nigel, spogl daj c na ni z zainteresowaniem. Prawdopodobnie Nikka czu a si skr powana tym, e odwiedzi a go z w asnej woli. By a w naturalny sposób przyzwyczajona do aktywno ci fizycznej, dlatego niepokój przejawi si u niej w postaci zwi kszonej potrzeby ruchu; st d wzi y si te gimnastyczne popisy. - Usi
tu, chcia bym pokaza ci par interesuj cych rzeczy - powiedzia i poda jej
fotografi przedstawiaj
Ziemi widzian z orbity. - To zdj cie uzyskali my niedawno z
konsolety komputera obcych. Kardensky przystosowa je do naszego spektrum widzenia barw, zatem nie jest ju tak czerwone, jak poprzednio. - Rozumiem. Któr cz
Ziemi przedstawia?
- Ziemi Ognist , najbardziej wysuni ty na po udnie skrawek Ameryki Po udniowej. Nigel popuka paznokciem w g adk powierzchni fotografii. - A to jest Cie nina Magellana, skie przej cie cz ce Atlantyk z Pacyfikiem. Nikka przyjrza a si zdj ciu. - Ale to przecie nie jest cie nina - zaoponowa a. - W pi ciu lub sze ciu miejscach kana wydaje si ca kowicie zablokowany. - Racja. Teraz spójrz na to. - Cisn atutow
na stó kolejny wydruk, jak gdyby rzuca kart
podczas gry. - Kardensky otrzyma
to na zamówienie od S
by Bada
Geologicznych. Zrobiono je w zesz ym roku. - Na tym zdj ciu przej cie jest otwarte. To jednak jest cie nina. - Przesmyk zawsze pozostawa wolny, nawet w czasach, kiedy Europejczycy dopiero docierali do Ameryki. Obraz otrzymany z komputera musi przedstawia ten obszar, zanim przej cie oczy ci o si z powodu naturalnej erozji. - Zatem trafiamy na nowy sposób bezpo redniego datowania naszych znalezisk powiedzia a Nikka z zapa em. - Oczywi cie. Szybko ci erozji nie mo na dok adnie okre li , ale Kardensky twierdzi, e ta fotografia pochodzi co najmniej sprzed siedmiuset pi dziesi ciu tysi cy lat. Pasuje to do
dobrze do oceny wynikaj cej z okre lenia stopnia jej zniszczenia przez promieniowanie.
Ale to nie wszystko. Zebra z
ka notatki, fotografie oraz kilka ksi ek.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Kto z Cambridge zidentyfikowa odkryte przez nas schematy strukturalne. - No i co to jest? - Przekrojowe obrazy, przedstawiaj ce pod ró nymi k tami
cuch molekularny
fizjostygminy. - Czy to nie przypadkiem...? - W
nie tak. Moje wiadomo ci na ten temat s
cokolwiek zwietrza e, ale
sprawdzi em to u Kardensky’ego i okaza o si , e niejasne wra enie, jakie wynios em z mass mediów, jest s uszne. Tej w cz stek RNA. O legalizacj
nie substancji biolodzy u ywaj do uruchomienia
cucha
u ycia fizjostygminy, a tak e innych substancji o d ugich
cuchach molekularnych, stara si obecnie Narodowa Fundacja Nauki. Nikka przyjrza a si wydrukom. Jednak z
ony schemat, ogl dany okiem laika,
wydawa si jej ca kowicie pozbawiony sensu. - Czy to ma co wspólnego z nauk w czasie snu, gdy informacje trafiaj bezpo rednio do podkorowych rejonów mózgu? Skin twierdz co g ow . - Taka w
nie jest jedna z funkcji fizjostygminy. Po podaniu jej badanym, s w stanie
uczy si szybciej, niemal ch on
informacj bez adnego wysi ku. Ale ta substancja dzia a
tak e na RNA powielaj ce si przez DNA. Zaanga owany jest w to jeszcze jaki aminokwas, ale do ko ca tego nie rozumiem. - A zatem istnieje co najmniej mo liwo
przekazywania
wiedzy nast pnym pokoleniom. - I dlatego stosowanie fizjostygminy jest nielegalne? S ysza am,
e przeciw jej
ywaniu s Synowie Nawróceni. Nigel opar si plecami o cian i po
stopy na w skim
ku, przypominaj cym
marynarsk koj . -
To
jest
jedyna
kwestia,
co
do
której
nasi
przyjaciele
z
Ko cio a
Niezagwarantowanego Wniebowzi cia mog mie racj . D ubanie w tym mo e okaza si niebezpieczne. Biochemicy zacz li to robi kilka dziesi cioleci temu, testuj c t substancj na azi cach i innych podobnych stworzeniach. Ale cz owiek nie jest robakiem i potrzeba dzie cholernie d ugiej serii eksperymentów, aby przekona mnie do stosowania tego u ludzi. Nigel przerwa na chwil , a potem powiedzia agodnie: - Naprawd
chcia bym wiedzie , dlaczego ta moleku a niemal milion lat temu
znajdowa a si w bazie danych obcego komputera. Nikka podsun a Nigelowi szklank .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Móg by dola mi troszeczk tego haszyszu z sokiem owocowym? Zacz am zdawa sobie spraw , e to mo e si przyda . - W
nie - odrzek Nigel z powa
min . - S jeszcze inne wa ne wiadomo ci -
kontynuowa po chwili. - D uga, czarna linia na poc tkowanym tle, przedstawia cz stk DNA, wnikaj
do... pozwól, e sprawdz ... pneumokoka. Jak twierdzi Kardensky, jest to
prosty krok na drodze replikacji DNA. - Odsun
papiery i ostro nie wymiesza dla niej
drinka. - Temu po wi ca em swój czas, oddaj c si halucynacjom, kiedy do mnie zapuka
-
doda . Nikka wypi a szybko, potrz sn a g ow i u miechn a si . - Interesuj cy smak - zauwa
a. - Musz chyba ten haszysz miesza z czym jeszcze,
prawda? Prosz , wyja nij mi, o co w tym wszystkim chodzi. Chcia abym wiedzie , dok d prowadzi to wszystko, o czym mówisz. Nigel za mia si i ze skupieniem dotkn kciukami ust. - Wspaniale. Mam nadziej , e faceci, którzy zagl dali do paczek od Kardensky’ego, równie si tego nie domy lili. - Co to znaczy? Paczki by y otwarte?! - Jasne. A piecz cie zerwane. Haszysz by dobrze ukryty, wi c przedosta si przez sito. Reszta to po prostu ksi ki, fotografie, ta ma magnetyczna. Nie mam poj cia, co cenzorzy, jak s dz Synowie Nawróceni pomy leli o tym wszystkim. - Niewiarygodne! - Nikka a pokr ci a g ow ze zdziwienia. - Trudno uwierzy , e to, w czym uczestniczymy, jest w ogóle okre lane mianem naukowej ekspedycji. Bardziej wygl da na... - ...polityczny teatrzyk objazdowy - doko czy za ni Nigel. - Dok adnie tak. Kto móg by si
zdziwi , dlaczego rozk ad naszych bada
tak cz sto zak ócaj
czynniki
zewn trzne. Wygl da a na zaskoczon . - Nasze “raz-piwko”? - spyta a bezradnie. - Tak, masz racj , nasz “rozrywk ” - zgodzi si Nigel z b yskiem rozbawienia w oku. - Mia em na my li to, e przerywa nam si prac , znacznie cz ciej ni innym zespo om badawczym. Cho by dzisiaj stracili my kilka godzin z powodu tego przepi cia. - Przepi cia...? - Po ameryka sku b dzie to... hm... “wzrostu napi cia”. - Chyba nigdy nie pozb dziesz si swoich anglicyzmów. - W ko cu to my wynale li my ten j zyk!
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- S uchaj, czy mog abym dosta jeszcze troch tego... - Tak szybko? - To ma pewne aspekty... - Rzeczywi cie, ma. Sobie te dam dyspens na jeden yk. - Do
egzotyczny slang... Niesie ze sob urok Starego wiata.
Nigel zebra papiery i rzuci je na stos na pod odze, czuj c unosz ce si pod nim pi ty. Pomieszczenie by o tak ciasne, e brakowa o miejsca na biurko. Wróci do swojego
ka i zdziwi si , widz c tam Nikk . Poca owa a go.
Zrobi nieokre lony gest, ostatnio bardzo modny w ca ej Europie. W odpowiedzi Nikka unios a brwi. Przysz a do niego niczym ob ok intymnego ciep a. - Mog aby rozpali nawet ascet - powiedzia z podziwem. - Nigdy nie próbowa am - odrzek a. Odpi a miedzian klamerk , spinaj
jej strój z boku. - Jest nami tna i bezpo rednia
- pomy la Nigel. Obj a go, a ma e piersi o adnym, szpiczastym kszta cie zako ysa y si wolno. Nigel pomy la
leniwie,
e okres oscylacji zale y od kwadratu przyspieszenia w polu
grawitacyjnym. Interesuj cy fakt. Co
w nim si
poruszy o i ujrza j
rozproszon
w
agodnym wietle wn trza kabiny, niczym jaki nowy kontynent, unosz cy si w powietrzu. Jego ubranie gdzie wyparowa o. Ukl
a przed nim. Mi nie brzucha zacisn y mu si
konwulsyjnie, gdy ciep a fala ogarn a mu penis. Zamruga powiekami, po czym rozp yn si w sk bionych,
tawych oparach filozofii.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
12 Wychodzili na w drówki po powierzchni Ksi yca. Wspinali si po zboczach wzgórz, a potem zsuwali w py o konsystencji pudru. Nigel chcia zobaczy st d Ziemi . Dopiero tutaj wiadomi sobie, jak trafnie nazwano Morze Brzegowe. Z Ziemi wida je by o na samej granicy tarczy Ksi yca i to zaledwie jedn trzeci jego powierzchni. eby zobaczy Ziemi , musieli wej
na strome wzgórze. Nikka ba a si zbyt du ego wysi ku dla Nigela, jednak nie
bra a pod uwag jego wytrenowania. Od pewnego czasu dysza bez przerwy, ale nie zwolni , dopóki nie znale li si prawie na samym szczycie. - Pi kne - powiedzia , zatrzymuj c si i wspieraj c r ce na biodrach. Jego g os w radioodbiorniku kombinezonu wydawa si nieco zachrypni ty. - Tak. Widz swój dom. - Gdzie? - Tam. To Jokohama. - Racja. A tam jest zachodnia cz
Stanów Zjednoczonych.
- Chmury nad Kaliforni . - Ale nad Oregonem niebo jest czyste. - To tam, gdzie przebywa teraz twój pan Ichino? - Tak. Zastanawiam si , dlaczego do tej pory nie dosta em od niego
adnych
wiadomo ci. - Hmm... Nie wida st d nawet pot nego krateru po tym wybuchu. S uchaj, czy nie jest troch za wcze nie na oczekiwanie rezultatów? - Pewnie tak. Poza tym nieg móg odci - Nie mówi c o tym, e ty te nie da
go od wiata.
znaku ycia.
- To prawda. Byli my tak cholernie zaj ci... - I ocenzurowani. - Masz racj , co do joty - powiedzia , miej c si nieweso o. - I nie ma sposobu, eby to obej . - Nie by bym tego taki pewien. - Tak? A co mo na zrobi ? - My
o ustanowieniu jakiego niemo liwego do spenetrowania kana u
Kardenskym. - To b dzie trudne.
czno ci z
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Lecz nie niemo liwe. Na przyk ad mogliby my poprowadzi
go przez inny
przeka nik. - Na Ziemi? - Nie, tutaj, na Ksi ycu. Co my lisz na przyk ad o Bazie Hipparcha? - To tylko wysuni ty posterunek. Kiedy ci z Bazy Alphonsus dotr do z
a lodu,
Hipparch stanie si jedynie lepym zau kiem. - No tak... - skonstatowa i na chwil zamilk . - Spójrz na ni
- powiedzia
w ko cu. - Ziemia... Unosi si
niczym jaki
ponadreligijny anio . - Ostro nie... Je li tak j nazwiesz, Synowie Nawróceni b
si zarzeka , e oni
uczynili to pierwsi. - Na pewno b
. To dok adnie w ich stylu.
- Nie rozumiem, dlaczego nie przyczepi si tylko do jednego globu? Dlaczego i tutaj musz poci ga za sznurki? - Wida lubi wsz dzie paskudzi . Wiesz, w adza to narkotyk, od którego atwo si uzale ni . Obserwowali swoj planet , widoczn do po owy nad postrz pionym horyzontem. Nikka cisn a kamie w dó spalonego s
cem zbocza. Ale jedynym d wi kiem, jaki wci
yszeli, by o furkotanie obiegu powietrza wewn trz kombinezonów. - Niewiarygodne - powiedzia Nigel z fascynacj w g osie. - Nikt tego nie dostrzeg , ale wygl da na to, e Stanowisko Siódme oka e si pierwsz prawdziw ziemsk koloni na Ksi ycu. Wokó wraka zawsze, dziesi ciolecie po dziesi cioleciu, gromadzi si b
ca e
stada naukowców, wysiaduj cych godzinami we wn trzu tej skorupy. - Cylindryczne miasta te b
mia y swoj baz . Chyba nawet wi ksz od naszej.
- Chodzi ci o to elektromagnetyczne dzia o? Baza powstanie, je li w ogóle uda si je skonstruowa . - Nie s dzisz, e to zrobi ? - Mo liwe. Mass media a rozp ywaj si z podziwu nad tym pomys em. - A nie powinny? - Och... - Nigel wzruszy ramionami, a potem u wiadomi sobie, e ten gest we wn trzu skafandra jest zupe nie niewidoczny. - Prawdopodobnie tak. Cylindryczne miasta oka
si znakomitymi miejscami do produkcji ró nych rzeczy. Mog ci to zar czy . B
awi siew s onecznym wietle, a potem odsy
energi na Ziemi w postaci mikrofal. Do
produkowania energii wystarczy im efekt fotoelektryczny. Po udowodnieniu rakotwórczych
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
ciwo ci benzopirenu, elektrownie w glowe zostan ca kowicie wycofane z u ytku. A Europejczycy znów popadaj w rozpacz z powodu braku energii. - Nie mogliby kupowa paliwa alkoholowego? Urodzaj trzciny cukrowej by w tym roku w Brazylii niewiarygodnie du y. - To nie wystarczy. Plony i tak s znacznie poni ej poziomu zaspokojenia wiatowych potrzeb. - A zatem najlepiej b dzie budowa nast pne cylindryczne miasta i jeszcze wi cej orbitalnych baterii s onecznych tak szybko, jak tylko mo liwe. - Uhumm... tak przypuszczam. Chocia to nie dlatego idea wspó pracy w kosmosie zosta a odkurzona i ponownie ujrza a wiat o dzienne. - A dlaczego tak si sta o? - Z powodu Synów Nawróconych. Chyba e u ywaj tego jako zas ony dymnej. - S ysza am, e ca y wiat wyra a wsparcie dla tego projektu. - Ach tak, atmosfera zrobi a si
a
g sta od poparcia. Celowo zastosowa em
dwuznaczno . - Zas ona dymna? Dlaczego? - Nie “dlaczego”, a “przeciw czemu”. Przeciwko nam! eby odci gn
uwag
wiata i
dop yw pieni dzy od programu, który tutaj realizujemy. - Jeste tego pewien? - Nie - odrzek
Nigel, po czym kopn
od amek ksi ycowej ska y. Oboje
obserwowali, jak stacza si w dó zbocza, rozsiewaj c po drodze ob ok srebrzystego py u, posuwaj cego si
ladem spadaj cego kamienia. To powi ksza si , to znowu mala w
upiornej ciszy. - Nie, do diab a z tym! - oznajmi w ko cu Nigel. - W tej sprawie musz opiera si na nie sprawdzonych przypuszczeniach. Wiem tyle, e komitety Kongresu nie przygotowuj nagle i bez wa nego powodu pot nych projektów wydatków, wstawiaj c je na sam pocz tek listy rz dowych rozchodów. Co musi si dzia za kulisami. - W tej sprawie czuj si ca kiem naiwna. - A nie powinna . Rozumiesz, na szczytach w adzy mimo wszystko wci
tocz si
rozgrywki. Polityka, relacje interpersonalne, nag e kariery, showbiznes, te s owa powoli sta y si synonimami. - Wspó zawodnictwo jest form zabawy... - Oczywi cie. Jak kto powiedzia : “ten show zosta dla was przygotowany dzi ki cudownemu dzia aniu testosteronu”. Jest w tym równie co wi cej. To nie tylko gra o zerowym wyniku.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- To dlatego nigdy nie pcha
si do pierwszego rz du? eby móg bez problemu
ywa swoich zdolno ci do celu, którego naprawd pragniesz. Przyby tu, na pustkowie i odwróci si plecami do ca ego cyrku w adzy? - Doprawdy? - Tonacja jej g osu zaskoczy a go niemile. - Odwróci si plecami? Ale nie, spójrz... spójrz na t nasz planet , barwn jak dziecinna zabawka. Tutaj jeste my my, na najdalej wysuni tej placówce. Za nami nie ma ju nic oprócz nocy, a jednak na niebie króluje stara, dobra Ziemia. Odwróci si plecami? To niemo liwe! Przecie i tak wci
patrzymy
tylko i wy cznie na samych siebie.
Tamtego wieczoru, po nu cej pracy przy konsoli, ponownie go odwiedzi a. W odczuciu Nigela, ich mi
mia a w sobie desperackie zapami tanie. Przytula jej cia o jakby
z furi i dziwi si , e to robi. Ich jedwabiste ruchy, tak nasycone wewn trzn energi , jak gdyby w asnym yciem. Je li rozwa
y
je pod wzgl dem czysto estetycznym, jako
zaplanowane, zamierzone dzia anie, wydawa yby si jakiemu abstrakcyjnemu oku kipiel nabrzmia ych, rozci gliwych kszta tów, tak bezg
,
e a
eteryczn , unoszon
bezwiednymi spazmami niczym prastary, yciodajny mu . Natomiast pod tym wszystkim by a rado , beztroska, której ar niszczy wygodn otoczk
yciowych zasad Nigela. Ta w
nie
beztroska zapewnia a mu miejsce w sferycznej przestrzeni, do której ludzie wst powali parami, bo raczej nikt nie dosta by si tam samotnie. Mimo to, nawet w miejscu skupiaj cym wszystkie linie jej cia a, z g ow u
on
wygodnie w zag bieniu ud, Nige czu powi kszaj cy si dystans, jak gdyby odsuwa si od niej, od chwil, kiedy beztrosko p yn ponad wiatem, w stron zagadek przyci gaj cych jego umys . Gdy by z Nikk , czu rozleniwiaj cy spokój, jakiego nie do wiadcza od czasu kontaktów z Aleksandri . Jednak pod tym wci
pozostawa o napi cie, co ci gn o go
zarówno w stron tej kobiety, jak i zniszczonego statku na powierzchni Ksi yca, zupe nie jak dwa równie wa ne promienie niewidzialnego okr gu. Rozwa rozwik
w ze , powsta y w duszy i zasn
to g boko, próbowa
przy tym, czuj c przez ca y czas w nozdrzach
ony zapach cia a Nikki. Ramiona mia ci kie, niemrawe, jak gdyby przez ca y czas podpiera nimi niewidzialn ogromn mas .
Obudzi si wy lizn
z
cie kabiny.
w rodku nocy. Po serii skomplikowanych wysi ków uda o mu si
ka nie budz c Nikki; zapali niewielk lampk do czytania, znajduj
si w
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Od Kardensky’ego otrzyma niewiarygodnie du o materia ów. Pracowa nad nimi bez przerwy, czytaj c tak szybko, jak tylko móg . Zagadki przesz
ci umyka y mu, gdy próbowa
rozwi za je za pomoc logicznego rozumowania. Wiele wiedziano ju na ten temat, jednak w wi kszo ci by to zbiór faktów wymieszanych z opartymi na przypuszczeniach pogl dami. Owszem, odkryto liczne ró norodne narz dzia, s
ce do pewnych szczególnych celów,
zarówno w epoce kamienia upanego, jak i g adzonego. Ale jak uzupe ni ten szkielet mi sem konkretnych faktów? Jak na podstawie jednego, g adzonego krzemienia odkry sposób ycia jego twórców? Nigel
owa teraz, e nie po wi ci temu wi cej uwagi podczas studiów, zamiast
wkuwa tekst wyk adów bezpo rednio przed egzaminami ko cowymi. Materia y od Kardensky’ego zawiera y wiele rozwa
i konkretnych danych na temat
ma p cz ekokszta tnych, lecz w tym przypadku dowody wiadczy y na korzy
jednej tezy:
poprzednicy cz owieka na drodze ewolucji nie wygl dali, ani nie zachowywali si tak, jak wspó czesne du e zwierz ta z rodzaju naczelnych. To by o oczywiste: chocia Fred jest twoim kuzynem, to studiuj c jego zwyczaje nie zdob dziesz wiedzy o swoim dziadku. Wszystko tu przeplata o si ze wszystkim, a g sto by o od przypuszcze . Istnia a ca a ungla teorii i kryteriów, które mog yby wyja ni wyj tkowo
cz owieka na tle innych
gatunków: polowanie w grupach, u ytkowanie ognia, wreszcie naturalna selekcja, która doprowadzi a do przetrwania osobników z coraz wi ksz mas mózgu. To za musia o oznacza wyd
ony okres dzieci stwa i m odo ci, a tym samym wi ksz zale no
utrat cyklu okresów rui, a tym samym dost pno
i gotowo
samic;
kobiet do stosunku przez ca y
czas; pocz tki struktury rodzinnej; system tabu; gromadzenie tradycji. To by y czynniki, poszczególne oczka skomplikowanej sieci. Ma py hodowane przez kap anów wi ty
hinduistycznych,
yj c w d ungli, s
stworzeniami usposobionymi pokojowo. Jednak gdy tylko stan si pieszczochami kap anów, yj cych przy wi tyniach, odizolowane od rodowiska i pozbawione naturalnych wrogów mno
si swobodnie i formuj wielkie stada. Kiedy jedno z takich stad natknie si na inne,
wpada w furi i rzuca si do ataku. Ma py zachowuj si tak, jakby mia y za du o czasu; pozbawione konieczno ci polowania, wynajduj
wojn . Pod tym wzgl dem na laduj
cz owieka sprzed tysi cleci. Nigel westchn . Analogie ze zwierz tami by y z pewno ci u yteczne, sk d jednak wiadomo, e cz owiek szed t sam
cie
ewolucyjn ? Nie ulega w tpliwo ci, e inny
przedstawiciel tego samego gatunku by dla cz owieka najinteligentniejsz ofiar , jak ten
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
móg sobie znale . Wojna by a zawsze bardziej eskcytuj ca od pokoju, z odzieje od policjantów, piek o od nieba, Lucyfer od Boga. Gdy Buszmenów z Kalahari pytano, dlaczego
yj
w tak niewielkich grupach,
odpowiadali, e boj si wojny. Plemiona, klany, pakty. Afryka - pot ny kocio , wielki tygiel. W wóz Olduwai. Równina Serengeti. Wielka Szczelina opasuj ca ca y glob niczym gruba krecha na boisku baseballowym, rozszczepiaj ca si , wyginaj ca, zmieniaj ca po
enie na wysuszonych,
zapylonych równinach Czarnego L du. Trz sienia ziemi i wybuchy wulkanów, które w wielkiej grze polowania i walki wymusza y migracje i popycha y my liwych wci Niektórzy uwa ali to za powtarzania wci
naprzód.
ród o rytua u: wielkie uspokojenie, wynikaj ce z
tych samych czynno ci, gdzie ka dy element by
najdrobniejszych szczegó ach. Znieczulaj cy, nios cy pewno
okre lony w
rytm zbiorowej pie ni,
rytmiczne kroki rytualnego ta ca - tworzenie systemu, w którym wszystko jest pewne, powtarzalne,
swoisty
substytut
miniwszech wiata,
stanowi cego
przeciwwag
dla
niepewnego i nieodgadnionego wiata zewn trznego. Suchy szelest przewracanych kartek przerywa cisz , panuj
w pokoju. Nigel
przerzuci fragment analizy rytua u, traktowanego jako spoina spo ecze stwa. “Biegn c, ta cz c, lec c, skacz c” - przypomnia sobie i za mia si gorzko. “Tylko raz i razem wszyscy wys awiamy wieczn blisko ”. Skrzywi si . Miejsce narodzin: sucha równina o s omianym kolorze, z rozrzuconymi tu i ówdzie zaro lami, ciemnozielone k py ro lin w pobli u bagien i wype nionych wod stawów, d uga, wij ca si meandrami niewielka rzeka. Prosta logika ostrych,
tych k ów i t pych, ci kich
maczug. Istota poruszaj ca si w wyprostowanej pozycji, prowadz ca za sob chaotyczn grup . Szcz ki i usta tych istot wysuni te s mocno do przodu, co stanowi pozosta zwierz cego pyska. Niskie czo a i sp aszczone nosy. Istota, która potrafi wspina si na drzewa, poszukiwa wody, uczy si i zapami tywa . Rozs dek, a zarazem mordercza furia. G sty, z owró bny aromat wie ego mi sa. Kobiety w trakcie polowa pozostawa y z ty u, zbiera y korzenie i jagody. Nawet teraz bardziej smakowa y im warzywa, owoce i sa atki. Podstaw jad ospisu m czyzny nadal t uste steki, rzadziej pieczona wo owina. Czaszka sprzed trzystu tysi cy lat, na której wyra nie widoczne s znaki, wiadcz ce o pope nionym wówczas morderstwie. W jaki sposób cz owiek zdo
rozpocz
pokojow
wspó prac , maj c zakodowane w genach tak silne napi cie emocjonalne i sk onno ci do
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
bezpardonowej rywalizacji? Jak te istoty, wy oniwszy si ze swojej krwawej kolebki w Afryce, potrafi y wst pi
na ca kowicie odmienn
ewolucyjn
drog ? Pocz wszy od
ramapithecus, poprzez australopithecus africanus, dalej homo erectus, homo neandertalis a do Walmsleya - oto litania, która powinna wszystko wyja ni , lecz nie mówi a nic o wielkiej tajemnicy, istotnej przyczynie tych przemian. Geny, brutalny nacisk zewn trznych okoliczno ci - bezlitosny mechanizm odkryty przez Darwina. Wielkie zdolno ci przystosowawcze. Jak twierdz naukowcy, ich przyczyn by a z
ono
potencjalnych i nie wykorzystanych struktur ludzkiego mózgu. Komórki
nerwowe po czone skomplikowan sieci synaps, subtelnych zwi zków, z których wiele nie zosta o okre lonych podczas narodzin, lecz rozwin o si w trakcie ycia pod naciskiem zewn trznych czynników. onie, oczy, chód w postawie wyprostowanej. Podekscytowany samiec szympansa od amuje ga
z drzewa, wywija ni , potem unosi na wysoko
kilkudziesi ciu centymetrów
i odci ga gdzie na bok. Inne szympansy na laduj go, k bi c si w ród drzew, obrywaj c ga zie i machaj c nimi. Przeskakuj po ród zielonych li ci i l duj na otwartym terenie, umykaj c kilka metrów dalej, mi dzy zeschni te trawy. To co w rodzaju zbiorowego popisu, celebrowanie grupowego rytua u. Wnioskowanie, dedukcja, modyfikowanie dzia
na skutek okoliczno ci. Ch opiec w
wieku mniej wi cej szesnastu lat le y na prawym boku, z lekko podci gni tymi nogami, z opart na przedramieniu g ow , jakby u
si do snu. Na dnie ciemnego rowu wydaje si
bardzo ma y. Pod jego g ow , niczym poduszka, spoczywa stos upanych krzemieni, a w okolicach r ki widoczny jest pi knie obrobiony, kamienny topór. S tu te pieczone kawa ki mi sa i nogi antylop, zawini te w li cie; ch opiec z pewno ci b dzie potrzebowa jedzenia podczas w drówki po krainie umar ych. Okr gi i kontury zwierz t narysowane na
cianach jaski , twarze i kamyki
pomalowane kolorow glink . Co najmniej sto tysi cy lat temu, zaraz po religii, pojawia si sztuka. Oswajanie zwierz t, oparte na obustronnej korzy ci wspó istnienie cz owieka z psami, kotami, udomowionym byd em. I wci
nieznu ona aktywno , wci
parcie na zewn trz,
agresja, wojna. Cz owiek jest istot , która pr dzej pope ni samobójstwo, ni umrze ze znudzenia. Z tym zwi zane s : nowatorstwo, hazard, badanie wiata, sztuka, nauka... - Co porabiasz? - spyta a Nikka, przygl daj c mu si sennie. - Studiuj materia y. Poszukuj
ladów.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Zsun a z siebie okrycie i przez chwil
wpatrywa a si
Odetchn a g boko, i usiad a. D ugie, czarne wij ce si
w niski sufit kabiny.
w osy sp ywa y wolno w
zmniejszonej, ksi ycowej grawitacji. - By o mi bardzo dobrze - powiedzia a. - Uhumm... - Wiesz, ja jeszcze nigdy nie czu am si przy tym w ten sposób. Podniós na ni wzrok. - To znaczy? - spyta . - No có , sta o si to dla mnie jakby znacznie atwiejsze. S dz ... s romanse, a potem inne romanse... - Rzeczywi cie - wymamrota Nigel, nieco roztargniony. - Seks jest sposobem, w jaki Bóg mieje si z bogatych i pot nych, jak powiedzia Shaw, Wilde albo jeszcze kto inny. - A my nie jeste my ani bogaci, ani pot ni. - Tak - zgodzi si Nigel, kontynuuj c czytanie. - Có , naprawd nie wiem, jak to powiedzie ... Od
papiery na bok i u miechn
si . - Nie musisz. Wiesz, jest troch za wcze nie na to os dzanie biegu spraw. Czasem mo na wi cej nauczy si , przedzieraj c si przez ycie, ni drobiazgowo je analizuj c. - Ja... och. - Czy to ma wed ug ciebie jaki sens? - Troch tak. - Hmm... to dobrze... - stwierdzi Nigel i podniós notatki. - Czy ty nie masz przypadkiem adnego przycisku wy czaj cego mechanizm ci
ej
pracy? - Taa... - wymamrota z roztargnieniem. - Dok adnie na ko cu... sama wiesz, czego. - Ju próbowa am tego sposobu. - Wi c... kochaj mnie, kochaj mój fanatyzm. - No dobrze... - westchn a znacz co. - W sprawie romansu mi dzy nami nie da si nic wi cej zrobi . Jeszcze nie widzia am nikogo, kto by tak zam cza si prac jak ty. Inni nie... Nigel parskn . - Inni nie maj
adnego poj cia o tym, co naprawd si liczy.
- A ty je masz. - By mo e. Jest jeszcze wiele informacji, które wci
próbuj wepchn
w swoje
podstarza e synapsy. Spójrz... - Pochyli si do przodu, splót d onie. - Ten, kto lata tym
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
statkiem, wiedzia cholernie du o o naszych przodkach. Musieli prowadzi tu jak
operacj ,
w przeciwnym razie po co zbieraliby tak du o wiadomo ci? Dlaczego nie badali na przyk ad równie delfinów, w ko cu to te s inteligentne stworzenia; oczywi cie, intelignetne w odmienny od ludzi sposób. Nikka w
a koszulk Nigela i usiad a przy nim.
- Dobrze, zagram w t twoj gr - zgodzi a si . - Mo e w ten sposób szybciej si czego domy limy. - To znaczy...? - Có , oni musieli by w jaki sposób podobni do nas. Jeste my w stanie zrozumie wiele faktów, dotycz cych tego wraka. Ich technologia nie by a zupe nie tajemnicza. Niektóre formy ich spo ecze stwa na pewno przypomina y nasze. Prowadzili te
wojny, je li to
nie oznacza ekran ochronny oraz system obrony statku. Nigel powoli pokiwa g ow . - Kto musia tak e zabra tych, którzy uratowali si . z katastrofy, - w przeciwnym wypadku znale liby my jakie
lady cia .
- A zatem ekspedycja liczy a wi cej ni tylko jeden statek. - By mo e. Trudno to teraz ustali . Pó miliona lat to bardzo du o czasu. Nie mo emy by pewni wielu rzeczy, które dotyczy y nas samych, a wydarzy y si dawno temu. W jaki sposób udomowili my zwierz ta? Jak rozwin li my struktur rodziny i przenie li my si na sawann , z dala od lasów? Jak nauczyli my si p ywa ? Do diab a, przecie ma py nie w stanie pokona strumienia g bszego ni pó metra i szerszego ni dziesi
metrów. A z
punktu widzenia ewolucji sta o si to tak szybko! Nikka wzruszy a ramionami. - Wymuszona ewolucja - powiedzia a. - Wielka susza w Afryce. - Tak, oczywi cie, zwykle t umaczy si to w ten sposób. Ale to wszystko - wykona oni
szeroki gest, omiataj c nim
ciany pomieszczenia - bazy na Ksi ycu, nauka,
technologia, wojny i miasta... Czy to mo e by wy cznie konsekwencj organizowania grupowych polowa ? Trudno w to uwierzy ... Ale, ale, pos uchaj tego. Po
na kolanie niewielki magnetofon.
- Nastawi cicho, eby nikogo nie obudzi - powiedzia . - To jest pie Nowej Kaledonii, cz
antropologicznej paczki. S dz , e Kardensky przys
wojenna z mi to dla
rozrywki, widocznie ocenia mój smak muzyczny na poziomie tego utworu. Ta ma w czy a si . Pomieszczenie wype ni a d uga, jednostajna pie , piewana no w niskiej tonacji, niemal wykrzykiwana w swoistym dialogu z uderzeniami w b bny.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Kto
piewa j z uczuciem, lecz bardzo dziwnie. Brakowa o konsekwentnie utrzymywanego
rytmu, tylko co jaki czas pojawia y si obni enia tonu, kadencje, które przypomina y przerwy w pie ni. G uchy, basowy d wi k wype ni pokój. Przez kilka chwil wykonawcy piewali unisono i wówczas ich g osy oraz uderzenia w b ben zyskiwa y moc i stanowczo . Potem rytm znowu si za ama . - Upiorna muzyka - skomentowa a Nikka. - Kto mo e piewa co takiego? - Najbardziej prymitywna ludzka spo eczno , jak znamy. A raczej znali my. Ten zapis magnetyczny ma ju czterdzie ci lat i od tej pory plemi uleg o ca kowitej dezintegracji. Oni byli przegrani w procesie ewolucji; nie umieli przystosowa si do ycia we wci wi kszych i wi kszych grupach ani nauczy si coraz lepszych sposobów prowadzenia wojen i robienia narz dzi. Brakowa o im pewnej agresywno ci, któr spo ecze stwa “wygrywaj ce”, takie na przyk ad, jak nasze, posiadaj w nadmiarze. -Iw
nie dlatego ju nie istniej ?
- Przypuszczam, e tak. Kiedy , w odleg ej przesz
ci, najpierw wszyscy byli my
podobni do takich plemion, jednak co nas zmieni o. Ale czym by o to “co ”? Ewolucja, twierdz naukowcy. Bóg, jak s dz Synowie Nawróceni. Chcia bym zna odpowied na to pytanie. Ogarn o ich zm czenie. Nigel wymamrota “dobranoc” i po paru chwilach ju drzema . Nikka nie spa a. Le
a, wpatruj c si w ciemno , a wolna, chaotyczna pie
nieustannie dudni a jej w mózgu.
Musieli przerwa na dwa dni prac we wraku, poniewa wszystkich zdolnych do noszenia narz dzi zwo ano do uko czenia budowy systemu wspierania ycia. Nigel i Nikka pracowali w tym czasie w komorach hydroponicznych, wielkich grotach wydr onych w ksi ycowej skale przez nuklearne waporyzery. Uszczelniali pop kane mury, pokrywali je zawieraj cym co w rodzaju piasku czerwonym barwnikiem, który wysychaj c nabiera oleistej twardo ci. Pod koniec drugiego dnia tej pracy Nigel by obola y od d ugotrwa ego wysi ku i kula
z powodu naci gni cia mi nia pleców. Zrezygnowa
z udzia u w
spontanicznej uroczysto ci, ko cz cej prace, któr zorganizowano w sali jadalnej i wróci prosto do pomieszczenia z konsol . Nikka zauwa
a jego nieobecno
i dyskretnie posz a za
nim. Zasta a go drzemi cego w fotelu przed konsolet , z twarz poznaczon ciemnozielonymi refleksami ta cz cych po ekranie wiate . - Powiniene raczej sypia w swojej kabinie - powiedzia a. - Przyszed em tu co przemy le .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Zauwa
am.
- Uhum... Podczas uroczysto ci nie by em ol niewaj co bystry, prawda? Wyko czy a mnie ta harówa w komorach hydroponicznych. - Nie powiniene si w to anga owa . Valiera przesiedzia ca y czas za biurkiem, a nie jest przecie starszy od ciebie. Nigel wycelowa palec w wyimaginowanego oponenta w ch odnym, wyciszonym pokoju. - I tu si
mylisz - zaprotestowa . - Valiera bardzo pragn by dowodów mojej
niedoskona ej sprawno ci fizycznej,
eby, jak to si
zwykle formu uje?, “ca kowicie
odpowiada wymaganiom pracy w bazie”. Nie, musz uwa
na takie szczegó y. Mog
okaza si istotne. - Powinni my dosta pomoc z zewn trz, a nie by zmuszeni do... có , chyba to nie ma wielkiego znaczenia. Chcia abym mie tu, na miejscu, jednego lub dwóch specjalistów, którzy mogliby nas wspiera . Mo e w dziedzinie... hmm... antropologii kulturowej. - To by oby zbyt banalne... - mrukn Nigel. - Dlaczego? - Tu wchodz w gr inne, wa niejsze sprawy. - Do tej pory dot d wygl da to wszystko do
niewinnie.
Nigel parskn . - Mo e, mo e... - powiedzia . - Ale naprawd tak nie my lisz... - To tylko przypuszczenie. - Czy wiesz co , czego ja nie wiem? - Tu nie chodzi o to, co si wie. Rzecz polega na wzajemnych zwi zkach. - Takich jak...? - Czyta
rezultaty bada na temat Snarka?
- Przekartkowa am wi kszo
z nich. Nie znalaz am zbyt du o konkretnych danych.
- W trakcie bada nigdy nie ma ich wiele, chyba e problem zosta ju rozwi zany. Mam na my li jego pocz tkow trajektori . - Nie wiedzia am, e mieli my o niej jakiekolwiek informacje. - Szczegó owych danych rzeczywi cie nie by o. Zakodowano mu polecenie zacierania ladów. Jednak pewni faceci przepracowali trajektori , uwzgl dniaj c jego ró ne przeloty obok planet i otrzymali pierwotny kierunek lotu. - Masz na my li to, z jakiej cz ci nieba on do nas przyby ?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak. Stary Snarku
przylecia do nas z konstelacji Or a. To grupa gwiazd
przypominaj ca pono tego ptaka, w ród których najja niejsz jest Altair. - Fascynuj ce - powiedzia a bez entuzjazmu. - Poczekaj, jest jeszcze co . Przewertowa em nieco astronomicznych kronik, skupiaj c si na Orle. Z “Atlasu Gwiazd” Nortona mo esz si dowiedzie , e pomi dzy rokiem tysi c osiemset dziewi dziesi tym dziewi tym a tysi c dziewi set trzydziestym szóstym na ca ym firmamencie pojawi o si dwadzie cia ca kiem jasnych novych, czyli gwiazd eksploduj cych. - Uhumm... - Pi
z nich rozb ys o w konstelacji Or a.
- Co z tego? - Orze jest niewielk konstelacj . Jego powierzchnia stanowi mniej ni jedn czwart procentu ca ego nieba. Nikka spojrza a na niego z zainteresowaniem. - Czy kto jeszcze o tym wie? - spyta a. - Kto musi wiedzie . Znalaz em informacj , e pewien facet o nazwisku Clarke ju kiedy wspomina o tej dziwnej korelacji. - To by y du e nove? - Spore. Nova Aquila z tysi c dziewi set osiemnastego roku nale
a do jednej z
najja niejszych, jakie kiedykolwiek zaobserwowano. W samym tylko tysi c dziewi set trzydziestym szóstym roku w tej konstelacji pojawi y si dwie wybuchaj ce gwiazdy. - My lisz, e to robota Snarka? - Nie, nie jego. Jestem przekonany, e on tylko prowadzi rekonesans. - A mo e jest jak pointer... - Co to znaczy? -
e jest psem my liwskim. Na przyk ad takim, który wystawia przepiórki
my liwemu. - Cholera - Nigel znieruchomia . - Nie my la em o tym w ten sposób. - Ale to mo liwe. - Do diab a, tak... Snark nie musi wiedzie , co zamierzaj jego twórcy. - Jednak za ka dym razem przesy a im informacje na temat swoich znalezisk. - A oni... u ywaj tych informacji. - To by tylko pewien pomys - powiedzia a Nikka z animuszem. - Jak daleko od nas wybucha y te nove?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Och, w bardzo ró nej odleg
ci - powiedzia z roztargnieniem Nigel. - Wa ny jest
fakt, e patrz c od strony Ziemi, wszystkie znajdowa y si na tej samej linii. Tak jakby przyczyna wybuchów przesuwa a si w nasz stron . - Nigel, to tylko... - Wiem. Tylko taki pomys . Ale on... pasuje. - Do czego pasuje? - Do tego wraka tutaj. - Niedbale machn odleg ej przesz
ci przyby y tu jakie
r
w stron , rozbitego statku. - W bardzo
ywe istoty. Statek mia na pok adzie to, co Snark
okre la mianem “organicznych form”, a nie superkomputery. - Mam wra enie, e wcze niej powiedzia
“zwierz ta”.
- Tak, zgadza si , Snark równie nas okre la mianem “zwierz t”. Nie mia przy tym zamiaru obra
ludzi. My li o nas jako o istotach szczególnych, wyj tkowych...
- Dlaczego? - Takie cywilizacje, jak nasza, s rzadko ci jak twierdzi , wi kszo
rozumnych form
we wszech wiecie, to maszyny. A my jeste my... - Czym jeste my...? Nigel czu si dziwnie zaniepokojony, u ywaj c tego s owa. - Pochodzimy ze wszech wiata istot - powiedzia w ko cu. - Co to mo e znaczy ? Czyta am twój tajny raport, ale... - Nie mam zielonego poj cia, do czego mo e si to odnosi . - W ka dym razie stworzenia z tego wraka równie nale Przyby y tu, eby co uzyska ... - Albo co ofiarowa .
y do wszech wiata istot.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
13 Po ca ym dniu majaczenia Graves obudzi si rano zdolny do mówienia jasno i logicznie. Pan Ichino usma wi kszo
syntetyczny stek z dro
y i gdy jedli, Graves potwierdzi
wniosków, do jakich Japo czyk doszli na podstawie mikrofilmu z plecaka.
- By em na ich tropie ju od kilku tygodni - oznajmi rekonwalescent, siedz c w
ku
oparty na poduszkach. - Najpierw ledzi em ich z helikoptera, potem na piechot . Uda o mi si sfotografowa ich przez teleobiektyw, znalaz em troch ro lin, które objedli, troch ko ci królików i tym podobne rzeczy. Moi tropiciele precyzyjnie okre lili prawdopodobne miejsca ich pobytu. Przewodnik i ja zauwa yli my kilku zaraz przed t cholern
nie yc . Ci ko
by o ledzi ich przez wertepy w tak zawiej . - Dlaczego nie zrobili cie postoju? - spyta pan Ichino. - Wyszli my z za
enia, e kiedy b
musieli zwolni . W tak zim jak ta, musi to
zrobi ka da istota. Pomy la em, e je li b
bardziej wytrwa y ni oni, zaskocz ich w
trakcie hibernacji albo czego podobnego. Wzi bym wtedy je ców. - W
nie przy czym takim to si panu przytrafi o? - Ichino wskaza banda na
ebrach Gravesa. czyzna skrzywi si . - Taaa... - potwierdzi . - Mo e to dlatego, e jeszcze wtedy si nie zadekowali, tylko zatrzymali na chwil . Natkn em si na nich na jednej z tych okr
ych polan, utworzonych
wokó korzeni sekwoi. Podszed em blisko. Siedzieli dooko a kamiennego bloku, na szczycie którego znajdowa si jaki przedmiot z metalu. Wszyscy utkwili w niego wzrok, mruczeli co i ko ysali si tam i z powrotem, a niektórzy uderzali rytmicznie w ziemi . - Wspomnia pan o tym wcze niej, kiedy obudzi si pan pierwszy raz. - No tak... My la em, e ten d wi k, to rytmiczne zawodzenie, zag uszy moje kroki. Przewodnik chcia ich podej
z innej strony. Oni... oddawali religijn cze
temu cholernemu
przedmiotowi, temu pr towi. Zrobi em zdj cie i poruszy em si , a wtedy ten z przodu, ich przywódca, zobaczy mnie. Przestraszy em si . Strzeli em do niego z karabinu i s dzi em, e uda mi si uciec. Po krótkiej przerwie Grave mówi dalej: - Wtedy przywódca schwyci pr t i wycelowa we mnie. My la em, e to mo e maczuga, wi c odda em jeszcze jeden strza . Chyba go trafi em. Ale on zrobi co z ko cem tego pr ta i wydosta si z niego snop promieni. To by o podobne do lasera, lecz mia o
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
znacznie szerszy zasi g. Pakowa em w niego naboje jak szaleniec. Mimo to on ci gle sta . Zabi mojego przewodnika. Za nast pnym wystrza em przypiek mi bok. Ale wtedy dorwa em sukinsyna i wyko czy em go. - Pozostali uciekli. Podszed em do niego, zabra em pr t i odszed em, nie patrz c nawet gdzie id . Chyba troch pó niej odnale li mój trop, bo widzia em kilku id cych za mn . Ale nauczyli si lekcji, jak im da em. Ca y czas byli daleko, poza zasi giem strza u. Widocznie mieli nadziej , e w ko cu padn , a oni odzyskaj ten cholerny pr t. Dopóki nie zobaczy em dymu z pa skiego komina, my la em, e ju jestem sko czony. - Prawie pan by . To przypalenie okaza o si bardzo g bokie i mog o spowodowa infekcj . Dziwi si , jak potrafi pan wytrzyma ból. Graves skrzywi si na samo wspomnienie. - Taa... Musia em ci gle i , przedziera si przez nieg. Wiedzia em, e mnie dorw , je li si zatrzymam lub zemdlej . Ale op aci o si . - Dlaczego? Co to panu da o? - No, có , ten pr t... - powiedzia nagle wystraszony Graves. - Nie znalaz go pan w moim plecaku?! Pan Ichino przypomnia sobie szar , metalow tub , któr od
na bok.
- Gdzie on jest? - Graves usiad o w asnych si ach i przeszuka wzrokiem kabin . Pan Ichino podszed do plecaka. Pod nim, w k cie pokoju le
a tuba. Widocznie tam j rzuci .
- Och, w porz dku. - powiedzia s abo Graves, opadaj c z powrotem na poduszk . Prosz tylko nie dotyka
adnej z tych wypustek na ko cu. To wypala naprawd bardzo
atwo. Pan Ichino ostro nie wzi
bro
do r ki. Nie móg
zrozumie , jak zosta a
skonstruowana. Je li to rzeczywi cie by a bro , nie mia a adnej kolby do zamortyzowania odrzutu, ani wygi cia pasuj cego do ludzkiego ramienia. Nie znalaz te
adnej os ony
spustu. (Mo e w ogóle nie mia a spustu?). Dostrzeg niewielkie wybrzuszenie z jednej strony tuby, którego przedtem nie zauwa
. (Czy by celownik?).
- Co to jest? - spyta . - Prosz mnie nie pyta - odrzek Graves. - To jaki nowy, wojskowy gad et. Ca kiem efektywny. Nie wiem, jak oni weszli w jego posiadanie. - Mówi pan, e Wielkie Stopy... oddawa y temu cze
religijn ?
- Taa... Zgromadzili si wokó niego i odprawiali jak
ceremoni . Wygl dali jak
banda zawodz cych Synów Nawróconych albo co w tym stylu - mówi c to, Graves rzuci
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
szybkie spojrzenie na pana Ichino. - Och, przepraszam, je eli pana urazi em. Nie jestem jednym z Braci, chocia szanuj ich. Pan Ichino machni ciem r ki oddali te obawy. - Nie nale
do nich - stwierdzi . - Ale ta bro ...
- Nale y do armii, nie ma w tpliwo ci. Kto inny mia by na podor dziu taki ci ki kaliber? eby dosta pozwolenie na karabin, musia em uzyska tyle papierów, e móg bym nimi wypcha
wier plecaka. Zwróc im t bro
po powrocie, prosz si nie martwi .
Jedynymi rzeczami, na których mi zale y, s fotografie. Pan Ichino po
tub na kuchennej szafce i marszcz c brwi spyta :
- Jakie fotografie? - No, te, które im zrobi em. Musz by tego ze trzy rolki, wiele zrobionych przez teleobiektyw. Dowiod , e Wielkie Stopy wci
tutaj s . Dzi ki nim zyskam dobr pras .
- Rozumiem. S dzi pan, e to si uda? - Jasne. Nie ulega w tpliwo ci, e to moje najwi ksze odkrycie. Okaza o si nawet wi ksze, ni s dzi em. Wielkie Stopy s bystrymi stworzeniami, znacznie szybszymi od innych poluj cych zwierz t. Nie wiem na pewno czy s brakuj cym ogniwem ewolucji, lecz inteligencj zbli
y si do cz owieka. Cholernie si zbli
os Gravesa zaczaj cichn - Powinien pan zasn
y.
ze zm czenia, przechodz c w sycz cy szept.
- rzek Ichino.
- Tak, jasne... jasne. Prosz tylko mie
na oku ten film w plecaku. Prosz nie
pozwoli , by cokolwiek, wie pan... plecak... Po paru chwilach Graves zacz regularnie oddycha , pogr ony we nie. Pan Ichino odnalaz film w bocznej kieszeni plecaka, któr wcze niej przeoczy . Zdj cia by y wyra ne o dobrze ustawionej ogniskowej, wykonane na b onie automatycznie dostosowuj cej si do warunków i o wietlenia. Ostatnie z nich, to z le nej polany, wci znajdowa o si
w aparacie. Ogl dane od ty u Wielkie Stopy wygl da y jak ciemne,
przysadziste postacie. Najwyra niejsza by a tuba na prostopad
ciennym kamieniu, w
oddalonej cz ci polany. Wielkie Stopy wida dobrze wiedzia y, jak u ywa tej broni. Ale czci j ...? By to osobliwy akt religijno ci. Pan Ichino u miechn
si . Gravesa tak zaabsorbowa o ciganie Wielkich Stóp, e
straci z oczu swój pierwotny cel. Przecie najpierw jego uwag przyci gn a eksplozja w Wasco. Jaka mog a by
relacja pomi dzy tym wydarzeniem a Wielk
widocznie nie mia czasu na zadanie sobie tego pytania.
Stop ? Grayes
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
ycie szarej tuby z pewno ci mog oby zapewni Wielkim Stopom uwolnienie si od uci liwego towarzystwa cz owieka. Biada pechowemu owcy, który natkn by si na grup tych istot, wyposa onych w ognist bro . Jednak... wydawa o si nieprawdopodobne, eby te istoty mog y przetrwa , otoczone ze wszystkich stron lud mi. Zgoda, sta y si mistrzami w ukrywaniu si - tak przynajmniej dowodzi a historia spotka z nimi. Ale czy po prostu ukrywa y si w g stych lasach... czy te mo e istnia o miejsce, do którego mog y si wycofa ? Jaki azyl przed burz , jak stanowi a dla nich ludzko ... W takim miejscu musia yby bez przerwy dzia
systemy podtrzymywania i ochrony
ycia. Sztuczne miasto chroni ce istoty powierzone jego opiece, niezmiennie realizuj ce prastare za
enia oraz instrukcje. Rozkazy, których celowo
dawno ju straci a sens, wci
jednak wykonywane przez mechanizmy schronu. Podziemny Eden dla tych praludzi, obfituj cy w jedzenie, zapewniaj cy ciep o i yzn gleb .
wi te miejsce, które wyparowa o pewnego dnia w podmuchu nuklearnej wichury,
pozostawiaj c jedn lub dwie grupy nomadów - Wielkich Stóp, zagubionych w pustce. Te niewielkie plemiona wyw drowa y kiedy z Edenu i by mo e chcia y tam powróci , lecz teraz przebywa y w morzu drzew, po ród ludzkiego
wiata,
cigane przez dziwaczne
maszyny, tn ce powietrze w szumie wiruj cych skrzyde , nios ce na swym pok adzie fanatycznego my liwego, cz owieka, który urodzi si kiedy , gdzie , w jakim miejscu; gdziekolwiek, lecz na pewno z dala od Edenu.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
14 Gdy tak siedzia a przy nim wyprostowana, skrywaj c oczy w sto ku wiat a lampy, zapalonej nad
kiem, a jej podci gni te kolana tworzy y niewielki namiot z prze cierade ,
wydawa a si jakby stworzona z samych tylko delikatnych ko ci i mi kkiej, aksamitnej skóry. Przygarbi a si nieco, skoncentrowana, czytaj c faksy z ca ego dnia bada , szuka korelacji pomi dzy faktami. Nigel siedzia wyprostowany i obserwowa j , jakby by a krain , a cia o tworzy o perspektyw gór i ukrytych dolin, zbiegaj cych si w punkcie wielkiej b ogo ci. By a rozci gaj
si przed nim dolin
yciodajnej rzeki, wiatem tak yznym, e ka de
ci gno, ka dy harmonijny uk ad kszta tnych ko ci oznacza dla niego nowy, tajemniczy obszar o ywczych lasów w bezliku symetrycznych podzia ów mi dzy obfituj cymi w ro linno
kotlinami a triumfalnymi pasmami górskich szczytów.
- Taak...? - wyczu a skupion na sobie uwag . - Nikka... Co w jego g osie zmusi o j do podniesienia wzroku. - Czy kiedykolwiek czu
w sobie... kogo zawsze od ciebie oddzielonego?
- Jak to...? - Kogo , kto zawsze obserwuje. Czy czujesz cz sto, bardzo cz sto... e jest inny sposób... w jaki powinna widzie
wiat?
- Masz na my li... lepszy? - Tak, lepszy... Ale równie inny. - Chodzi o to, e powinni my widzie wi cej... - ...powinni my dostrzega wszystko, by w wiecie... zanurzeni. - My
, e wszyscy to czujemy - odpowiedzia a po chwili. - Czasami...
- Jasne - westchn . - Ale mimo to ruszamy naprzód. Interesy id jak zwykle. - Nie zawsze. Uczymy si czego , a w ka dym razie niektórzy z nas. - W przeciwnym wypadku jaki sens mia oby starzenie si ? - Gdyby my nie stawali si m drzejsi? Przypuszczam, e aden. - Hmm... - wpatrywa si
niewidz cym wzrokiem w niezrozumia e teraz teksty
faksów, które trzyma w d oni. - Dlaczego o to pytasz? - Naprawd nie wiem. - Mo e to ma jaki zwi zek z tym.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Z tym...? - Z nasz prac . - Ach, tak... Przypuszczam, e tak. Ale te pytania zawsze mi towarzyszy y, od samego pocz tku. Od czasu, gdy by em ma ym brzd cem... - Próbujemy tu uchwyci , odczu co nowego. Co wi kszego, ni my sami... - Tak. Mo e dlatego to teraz czuj ... - To znaczy...? - S chwile, kiedy zastanawiam si , czy kiedykolwiek co wiedzia em, czy zna em najmniejszy, cho by podstawowy fakt... - Có - odrzek a Nikka, szukaj c w
ciwych s ów. - Wi cej studiów nad...
- Nie, to nie to... Do diab a, Nikka, wiat jest taki g sty! Ma wiele warstw. Wci czuj ... i to nie tylko przez ten cholerny wrak, to wszystko, co mnie otacza, to samo ycie... e powinienem wchodzi do wn trza. Wnika w t ziarnist ... - Tak...? - Nie wiem. Nie potrafi tego wyrazi . - W twoim spo ecze stwie - powiedzia a agodnie - nie ma wielu dróg, eby si do tego zbli
. W moim jest mo e kilka dróg wi cej...
- Racja... - skin
g ow , ale przez twarz przebieg mu s aby skurcz irytacji. - S uchaj,
nie posun si zbyt daleko, wyra aj c si w ten sposób... - To nie jest co , o czym mo na by mówi . - Nie. Ale to wci
przychodzi mi do g owy podczas pracy nad tymi faksami.
- Dostrzegamy tak niewiele... - A rozumiemy jeszcze mniej, ni
widzimy. Co naprawd
mogliby my mie
wspólnego z budowniczymi tego rozbitego statku? Jedyn wspóln cech jest, by zacytowa Snarka, nasza zwierz ca natura. - Zastanawiam si czy my, mam na my li “my, zwierz ta”, mo emy mie te same odczucia dotycz ce innych. - Innych? - uniós brwi. - Cywilizacji komputerów? Superumys ów, które rozwin y si z liczyde ? - Zawsze mówisz o tym w taki sposób, jakby to by tylko art. Wzruszy ramionami. - Mo e to jest art - powiedzia . - Niewykluczone, e w - Co?
nie to mo emy mie wspólne.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Pogard dla maszyn. - Chyba tak - stwierdzi , a potem nagle pogr
si
w my lach. - Có , poza
wszystkim, to my stworzyli my ich, a nie oni nas. - A jednak jeste my wyj tkowi. - Niestabilni. Mamy samobójcze sk onno ci. Si gamy za daleko. I cholerne biurowe kalkulatory... - Prze yj nas. - Niez e upokorzenie, co? Gdyby my my, zwierz ta, zdo ali tylko utrzyma si w ryzach... - I kontaktowa si ze sob ... - Nikka u miechn a si , prowokuj c go do dalszego rozumowania. - Czy to mia - Co
na my li?
w tym rodzaju. Mo e ci obcy przybyli tu,
eby szuka
jakich
innych
organicznych istot inteligentnych. Mieli te same ograniczenia co my, miertelno , wojny. Ale przybyli tu szuka . - Mo e chcieli te przekaza nam wiadomo
o czym przera aj cym, co zbli a si do
nas z gwiazdozbioru Or a. - Czy mog oby to co zmieni ? Milion lat temu nie mieli my adnej technologii. - A zatem oni mogli... có ... podarowa j nam. - Nie zrobili tego. - Nie. Ale mo e próbowali przekaza co innego. - Tak w
nie musia o by . Co mogliby otrzyma od plemiennych spo ecze stw, które
y wtedy na Ziemi? - Jasne. A jednak chcieli utrzyma kontakt. Na pewno jest si cholernie samotnym, c zwierz ciem w galaktyce zamieszkanej przez kieszonkowe kalkulatory. - Cokolwiek nam podarowali, nie wida , by mia o to zbawienne skutki. - Rzeczywi cie... Mamy ju wiele technologii, ale wci
nie opu ci y nas samobójcze
sk onno ci. Jedna wojna... - Trach! - Prawie... - Musimy wi c wzmóc nasze wysi ki tutaj. Odcyfrowuj c dane obcych. -W
nie! - pad a stanowcza odpowied .
Pan Ichino obserwowa g sty nieg przez prostok t wiat a w oknie. Znikaj ce szybko plamki bieli by y niczym li cie unoszone przez spienion rzek
powietrza, na moment
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wy owione przez
tawy strumie blasku i oddalaj ce si w pustk . To by niewielki nie ny
opad. Prawdopodobnie doda zaledwie kilka centymetrów do zalegaj cych ju zasp. Jednak Ichino wiedzia , e wystarczy a nadto do unieruchomienia jego i Gravesa w zat ch ym powietrzu chaty jeszcze przez kilka dni. - Pan... opiekuje si ... moimi rzeczami... - us ysza . - Oczywi cie - odrzek
agodnie, odwracaj c si , by spojrze
na pobru
on
zmarszczkami twarz rekonwalescenta. - Nie musi pan si o to martwi . Prosz odpoczywa . Os abiony Graves przeszuka wzrokiem pomieszczenie. - Nie chcia bym... eby one... - Niech pan spokojnie pi. Graves ci ko przewróci si na bok i przymkn w kszta cie tuby, która le
oczy. Pan Ichino przyjrza si broni
a teraz bezpiecznie na górnej pó ce w kuchni. U wiadomi sobie
nagle, e musia a zosta stworzona przez obcych. By a mo e czym w rodzaju talizmanu, ofiarowanego Wielkim Stopom w odleg ej przesz
ci, przyjaznym gestem po egnania,
czym , co mog oby w opinii jej twórców pomóc przetrwa tym stworzeniom w obcym rodowisku. By mo e... - Prosz odpoczywa ... - powiedzia agodnie.
Nikka spa a przy nim, z ci kimi ze zm czenia powiekami, w pozycji, która eksponowa a jej szerokie biodra. Haszysz z jakiego powodu wchodzi bardzo g adko i Nigel pó no w nocy siedzia rozczochrany, z piek cymi, zm czonymi oczami. Nie spa , planowa dalsze dzia ania. Naprawd musieli teraz co zrobi . Wydarzenia znów zacz y ich osacza , nast powa jedno po drugim. Je li Valiera - a Nigel mia teraz pewno , e to by Valiera, który podczas rozmów odwraca wzrok - je li Valiera ju co postanowi , pewnie b dzie ich naciska jeszcze silniej. Ale, Chryste Panie, to by o tak cholernie, banalnie idiotyczne - te wszystkie bzdury Synów Nawróconych, które dziwnym sposobem rozprzestrzeni y si z równin centralnej Ameryki. Nigel nie potrafi tego zrozumie . Ci tajemniczy, nieodgadni ci Amerykanie ze swoimi odzywkami w stylu “osiem dych i siedem” i swoim “w óczeniem si przez plantacje wi ska” - rzeczy, o których w tym kraju wie ka dy ucze . Ale wystarczy, e niewielka ich grupa zacznie wciela w ycie ten wiatopogl d, staj si nieprawdopodobnymi nudziarzami, amatorskimi poszukiwaczami absolutu, miniaturowymi krynicami wsiowej wiedzy. My la , e b dzie w stanie zrozumie tych ludzi, lecz to by o po prostu mieszne wymykali si
mu raz za razem, z b dnym wzrokiem i ludowymi powiedzonkami (na
przyk ad: “Jakie zwierz
jest symbolem stanu Missisipi? Rozklapciany kot na
rodku
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
autostrady”; nigdy nie wiedzia , czy to jest art, czy te nie), ze swoj obsesj na punkcie tradycji, której w oczywisty sposób w ogóle nie mieli. Amerykanie ze swoim wiecznym dem i zdobywaniem wszystkiego co wie e, zrobione ostatnio, co jest przebojem roku, miesi ca lub tygodnia, co jest nowe, najnowsze. Jak neutrina, pozbawione masy cz steczki, przenikaj ce przez Ziemi tak, jakby w ogóle jej nie by o. Nowe trina. I nigdy, ani przez chwil ci ludzie nie my
o tym, co sta o si ze “starymi trinami”. Mo e zosta y zmyte na
roz arzon
jakiej
powierzchni
gwiazdy, niczym wojenna nadwy ka produkcji. Nigel
roze mia si na t my l, ale wyszed mu z tego chichot. Bardzo cieniutki chichot. Nagle poczu , e gruba warstwa glazury, pokrywaj ca jego osobowo , gdzie wyparowa a i znów znalaz si na kraw dzi, bezbronny, rozci gni ty w jakiej okropnej, pustej przestrzeni. Pragn czego , cho tak naprawd nie wiedzia do czego zmierza. Tak, teraz widzia to jasno: by znów na Ikarze. W jaki sposób pragnienie poznania tego, co ca kowicie obce, zosta o z niego usuni te w ci gu tych lat sp dzonych z Aleksandri i, niech jej Bóg dopomo e, Shirley. Teraz jednak dryfowa ku latom samotno ci i pustki. Nikka pomaga a mu, jak mog a, lecz pod powierzchni
rzeczy spoczywa
rozstrzygaj cy wszystko element, którego nie potrafi
dosi gn . A mo e by po prostu starzej cym si cz owiekiem, który prze najlepsze dni, a wiadomo
tego dopad a go nagle, k saj c bezlito nie?
ju swoje
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
15 Nigel sta oparty o
cian
w pomieszczeniu trójwymiarowych odbiorników. Na
ekranie przesuwa y si postacie kopi ce pi
, pada y, organizowa y atak na skrzyd ach i
blokowa y dzia ania przeciwników. Nigdy nie uwielbia pi ki no nej, dopiero teraz dostrzega jej logik , a tak e ludzk potrzeb , jak zaspokaja a ta gra. To by a rozgrywka odtwarzaj ca polowanie w niewielkich grupach, polowanie, któremu towarzyszy bieg, okrzyki oraz jasna wiedza, kto jest twoim wrogiem, a kto - przyjacielem. Twoja grupa i grupa wroga - to oczywisty i satysfakcjonuj cy podzia . W stadzie za nie ma miejsca dla wegetarian. W sali siedzia o kilku ludzi ogl daj cych trójwymiarówk . Napastnik nie trafi do bramki, a jeden z nich roze mia si . Ekran zamigota i pojawi a si na nim kobieta. Pos
aw
stron kamery nami tny u miech, unios a niewielk , zielon buteleczk , trzyman w r ce, po czym oznajmi a: “Wyci nij j , a nie po Nigel odwróci si , chcia wyj
ujesz! To naprawd daje kopa! Spróbuj...”. z sali i dos ownie wpad na Nikk .
- Masz to wszystko? - spyta a. Pokaza jej gruby plik papierów i fotografii, trzymanych w r ce. - To wszystko, co odkryli my, razem z tym, czego zupe nie nie rozumiemy. - Czy nie powinni my powiedzie Grupie Pierwszej, e wcze niej sko czyli my prac ? Oni mog chcie ... - Nie. Nie chcemy przecie , eby kto teraz d uba w pami ci komputera. Nikt nie powinien dotyka konsolety, dopóki nie dowiemy si , w jaki sposób dzisiejsze dane uleg y skasowaniu. Nikka wskaza a korytarz i ruszyli razem. - Skontaktowa
si z Valier ? - spyta a.
- Tak, powiedzia ,
e mo emy do niego przyj , kiedy tylko zechcemy. Nie
powinni my zwleka ani chwili. Nie chc , eby wtr ca si do tego Sanges, zanim nie porozmawiamy z Valier . Nikka wzruszy a ramionami. - Chyba troch si na niego uwzi
- stwierdzi a. - To musi by cz owiek, który ma
serce do odkrywania prawdy, inaczej nie znalaz by si w sk adzie tej ekspedycji. Nie musimy podejrzewa go o najgorsze tylko dlatego, e jest Synem Nawróconym. S dranie wyznaj cy religi i tacy, którzy nie maj z ni nic wspólnego. Nie widz mi dzy nimi wi kszej ró nicy.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Mo e... - odrzek Nigel bez przekonania. Przy drzwiach gabinetu Valiery Nigel zapuka , otworzy drzwi przed Nikk , a potem wszed za ni do rodka. Sanges i Valiera spogl dali na nich w milczeniu, wyczekuj co. Zaskoczona Nikka zatrzyma a si na chwil , ale Nigel nie okaza zdziwienia. Przesun
adnych oznak
jej fotel z tylnej cz ci gabinetu, wymienili wst pne uprzejmo ci, a
pó niej Valiera oznajmi : - Z tego co przekaza mi pan Sanges wynika, e istniej pewne odkryte przez was sekwencje znaków, do których w tej chwili nie ma adnego dost pu. - Tak- potwierdzi a Nikka. - S dzimy, e z jakiego powodu zosta y wykasowane. Musi istnie
metoda pozyskiwania i usuwania informacji i logiczne wydaje si
przypuszczenie, e mo na to zrobi za pomoc komend podawanych z konsoli. Oznacza to, e dopóki którykolwiek z trzech zespo ów wypróbowuje nowe sekwencje na konsoli, nara amy si na ryzyko utraty informacji. - Jednak rezygnuj c z bada nie b dziemy w stanie odkry nic nowego - stwierdzi rozs dnie Sanges. - Przyszli my tu prosi o wstrzymanie wszelkich prac przy konsoli do czasu, gdy nie przyswoimy jako uzyskanego ju przez nas materia u - powiedzia Nigel. - Po prostu brakuje nam dodatkowych informacji, a tak e personelu, eby poradzi sobie tu, na miejscu, z tym materia em. Musimy w tej chwili szuka wzajemnych korelacji i podstawowych ró nic przy wykorzystaniu wielu dziedzin wiedzy: antropologii, historii, radiologii, w pewnym stopniu fizyki, teorii informacji oraz wielu innych specjalno ci. Narodowy Fundusz Nauki powinien odtajni to, co do tej pory odkryli my i postara si o uzyskanie konsensusu... - Uwa am, e jest o wiele za wcze nie na tego typu dzia ania - odrzek g adko Valiera. - Ledwie zacz li my... - A ja s dz , e jest a nadto materia ów do przemy le - przerwa a Nikka. - Mamy ju dwie fotografie tych wysokich, ow osionych stworze ... - Tak, widzia em jedn z nich w waszym raporcie z ostatniej zmiany. To interesuj ce. By mo e jest to jaka wczesna forma rozwoju gatunku ludzkiego - skomentowa Valiera. - Tak jest rzeczywi cie, tego jestem ca kiem pewien - zadeklarowa Nigel. Pochyli si do przodu w fotelu. - Sformu owa em pewne prowizoryczne konkluzje na temat tego, co odkryli my. Prowadz one w niezwykle znacz cym i wa nym kierunku. Pó niej przed ich streszczenie, wraz z pe wys
dokumentacj moich tez. Uwa am, e powinienem natychmiast
do NFN wst pny raport, dotycz cy tych konkluzji, eby umo liwi prac nad nimi
równie innym badaczom, a tak e uzyska pe ne spektrum opinii na ten temat Istnieje spore
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
prawdopodobie stwo, przesz
e obcy, których statek uleg tutaj wypadkowi, mogli mie
w
ci bardzo daleko id cy wp yw na ewolucj rodzaju ludzkiego. Zapad a pe na napi cia cisza. Sanges potrz sn g ow z niedowierzaniem. - Nie rozumiem, dlaczego... - zacz Valiera. - Zgadzam si , to zaledwie pewien pomys we wst pnym stadium obróbki. Wydaje si
jednak nieprawdopodobne, eby my jedynie przypadkiem natkn li si tak szybko na takie znaleziska, jak cho by pochodna fizjostygminy, przedstawiona wzd symetrii. S tam tak e
ka dej ze swoich osi
cuchy DNA, jakie inne organiczne moleku y o d ugich
których nie mo emy zidentyfikowa , a Kardensky w
nie nades
cuchach,
mi odpowied w sprawie
tych pokrytych futrem stworze . Ludzie z Cambridge nie mog na razie dopasowa ich do standardowego schematu ewolucji naczelnych. Te istoty s du e, prawdopodobnie stoj ce do
wysoko na drabinie ewolucji. Mog stanowi jak
form po redni lub alternatywn ,
jakiej archeolodzy do tej pory jeszcze nie wykopali. Rozumiecie, ci faceci przywykli do przygl dania si ko ciom, a pod t grub warstw filtra na zdj ciach trudno rozró ni jakie detale. - W
nie dlatego z ca
pewno ci
powinni my kontynuowa
badania w celu
uzyskania nowych znalezisk - podsumowa Sanges. - A jednak nie wolno nam ryzykowa
wypróbowywania nowych sekwencji
wej ciowych do komputera; nie po tym, jak dzi stracili my cz
informacji - stwierdzi a
arliwie Nikka. - Jasne - kontynuowa z animuszem Nigel. - Sprawa jest najwy szej wagi, poniewa pochodz ca z przesz
ci informacja nie mo e zosta zast piona przez now . Od kilku dni
nurtuje mnie istnienie wyra nej zbie no ci pomi dzy obecno ci tego statku tutaj w okresie pomi dzy milionem a pi ciuset tysi cami lat przed nasz er , a aktualnymi teoriami ewolucji naszego gatunku, które umieszczaj w
nie w tych czasowych granicach znaczn liczb
udoskonale homo sapiens. - Jednak gatunek zacz ewoluowa ju d ugo przedtem - sprzeciwi si Valiera. - To prawda. Ale prawd jest te i to, e w ci gu ostatniego miliona lat w ewolucji nast pi znacz cy post p. Nauczyli my si wówczas wielu rzeczy: formowania du ych grup, zbiorowego polowania z zastosowaniem elementów gry, kszta towania wszystkich subtelnych rodzinnych zwi zków oraz systemów tabu. To tak e czas pocz tków sztuki i religii. Istnieje spore prawdopodobie stwo, e ci obcy mogli macza w tym palce. Ludzie byli zawsze anomali , gatunkiem, który, z biologicznego punktu widzenia, ewoluowa dos ownie w mgnieniu oka.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- I s dzi pan,
e to obcy przy u yciu fizjostygminy dokonali zmian w naszym
naturalnym materiale genetycznym? - spyta Sanges z rozwag . - Ju teraz nasi naukowcy s niemal w stanie dokonywa podobnych modyfikacji stwierdzi a Nikka. - Uczymy si rozpoznawa funkcje poszczególnych struktur RNA. Toczy si wokó tego debata legislacyjna. Valiera spojrza na ni z rezerw . Potem zwróci si do Nigela: - Pos uchaj, nie jestem oczywi cie profesjonalnym antropologiem, ale widz luk w tym, co powiedzia
do tej pory. Je li obcy po prostu nauczyli naszych przodków tych
rzeczy, w jaki sposób wyja ni by ewolucyjne paralele, polegaj ce na równoleg ym rozwoju zdolno ci chwytnych d oni, powi kszeniu mózgu, przyj ciu wyprostowanej postawy i tak dalej? W
nie ta doskonale równoleg a ewolucja fizyczna i mentalna jest szczególnie
interesuj ca u pierwotnego cz owieka. Uczenie zwierz cia pewnych zachowa , gdy nie posiada ono odpowiednich fizycznych mo liwo ci, wydaje si ca kiem pozbawione sensu. Nigel wydawa si
zak opotany tym argumentem. Przez chwil
rozmy la nad
odpowiedzi . - Tak, rozumiem o co ci chodzi. Ta hipoteza usuwa przyczynowy zwi zek pomi dzy ewolucj fizyczn a mentaln . Ale czy nie zdajesz sobie sprawy, e pomoc obcych mog a by selektywna? Na przyk ad czekasz, a jaka niewielka grupa naczelnych rozwinie pewien szczególny sposób zachowania. Dajmy na to, zacznie rzuca
zaostrzonymi kamiennymi
no ami, zamiast podchodzi blisko i u ywa ich w walce wr cz. Wtedy mo esz sk oni ich do lepszego wykorzystania tej nowo uzyskanej zdolno ci. Powiedzmy, e nauczysz ich ywania w óczni; s
bardziej u yteczne od no y w wielkiej grze polowania. Je li
utrzymujesz bezpo redni kontrol nad cechami RNA wybranego gatunku, mo esz sztucznie przyspieszy ewolucj , popchn
j delikatnie, je li zboczy z kierunku, który sobie za
.
Cz owiek sprzed miliona lat by kszta towany przede wszystkim przez rodowisko, w którym . Popchni cie tego procesu dostosowawczego we w twojej definicji tego, co jest “w
ciwym kierunku, zale nym od
ciwe”, pozwoli oby na osi gni cie olbrzymich efektów
ugoterminowych. Sanges wsta w nag ym wybuchu nerwowej ekscytacji i opar si o kraw
biurka
Valiery. Splót r ce na piersiach i zapyta : - Ale po co kto mia by to robi ? Takie dzia anie zabra oby przecie mnóstwo czasu; jaki móg by by cel podobnych poczyna ? - Nie wiem - odpowiedzia Nigel, rozk adaj c bezradnie r ce. - Mo e chodzi o o kontrol . Najbardziej uderzaj
cech ewolucji cz owieka jest to, w jak krótkim czasie zdo
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
on zmieni charakter swoich dzia
z przemieszczania si niewielkich grup w drownych
pasterzy na olbrzymie operacje; gry, w których uczestniczy y w tym samym czasie setki tysi cy jednostek. W jaki sposób dosz o do tego typu kooperacji? S dz , e w
nie sk onno
do wspó dzia ania jest jedn z najbardziej efektywnych cech cz owieka. Z drugiej strony zbyt cz sto przybiera on otwarcie wrog postaw wobec innych przedstawicieli w asnego gatunku. Napi cie pomi dzy tymi obydwiema cechami wyra a si w zjawisku wojny. Valiera u miechn si s abo, po czym zapyta : - Po co k opota si kontrol nad istot niewiele lepsz od zwierz t? - Nie mo emy w tej kwestii nawet czegokolwiek przypuszcza - powiedzia a Nikka. Je li zdo aliby nauczy nas wykonywania u ytecznych dla nich czynno ci, to ich cele mog y le
nawet w sferze ekonomiki. A mo e chodzi o o nie ska on instrumentalnym podej ciem
ch
przekazania nam inteligencji, uczynienia z nas gatunku rozumnego. Ju te pokryte
futrem istoty z uzyskanych przez nas zdj
by y prawdopodobnie cz ciowo inteligentne.
- Tak - wtr ci szybko Nigel. - Nawet bior c pod uwag do
prymitywne metody,
jakie stosuj nasi naukowcy, u ycie pochodnych fizjostygminy pozwala na przystosowanie zwierz t do wykonywania niezwykle precyzyjnych czynno ci. Te substancje s te w stanie nak oni cz owieka do uwierzenia we wszystko, co mu si zaoferuje. No... mo e prawie we wszystko - doda , spogl daj c ironicznie na Sangesa. Ten parskn lekcewa co. - Ca y ten pomys jest zupe nie niewiarygodny - oznajmi .
Pana Ichino i Gravesa obudzi dudni cy, g uchy, niejednostajny huk, przedzieraj cy si przez szum wiatru. - Co to... co to jest? - wymamrota Graves. - Samolot albo helikopter - odrzek pan Ichino, chocia sam w to nie wierzy . Sta przy oknie i wpatrywa si w mroczn , bezgwiezdn noc. Móg dostrzec zarys najbli szego drzewa, jednak tam sk d dochodzi o powolne dudnienie, nie by o wida
adnego wiat a.
- Tak jak si spodziewa em, nic nie wida - stwierdzi . - Czy kto móg by wyruszy helikopterem na poszukiwanie pana? - Ach... no tak, mo e... Mo e to przewodnik, który zosta w Dexter. Teraz ju powinien zauwa
moj przed
aj
si nieobecno .
- Mo e dostrzega wiat o naszej chaty... - Taaa... - To nie ma znaczenia. Za dzie lub dwa b
móg wydosta si st d pieszo.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- To dobrze. Chyba nie ma po piechu. Pan Ichino w czy radio, eby odwróci uwag Gravesa od przetaczaj cych si owró bnie, basowych d wi ków. W miar , jak si w nie uwa nie ws uchiwa , wydawa y mu si coraz g si z apa
niejsze. Z g
nika wydobywa si tylko trzeszcz cy d wi k, nie udawa o
adnych stacji. Przez jaki czas Ichino majstrowa przy pokr
ach strojenia. Co
musia o si zepsu w odbiorniku, lecz nie zamierza teraz traci czasu na napraw . Podszed do kominka i dorzuci do ognia cedrowych gontów. Drewno rozpali o si , pykaj c i trzeszcz c; ten d wi k zag uszy odleg y, dudni cy rytm. - Teraz lepiej - powiedzia Ichino. - Robi o si ju zimno. - Tak. Cholerna burza - stwierdzi Graves.
Valiera u miechn si pow ci gliwie. - Ceni
sobie,
e przyszli cie do mnie z t
Powinni cie jednak rozwa
spraw
- powiedzia rozs dnie. -
ten problem z nieco szerszego punktu widzenia.
- Na pewno mogliby spróbowa - wymamrota z rezerw Sanges. - Religia pana Sangesa g osi - kontynuowa Valiera -
e Biblia, a tak e inne,
wcze niejsze teksty sakralne, uznaj jedynie metafor stworzenia wiata i cz owieka. Nie oznacza to otwartego sporu z nowoczesnymi pogl dami naukowymi na ewolucj cz owieka. - Z pewno ci nie - wtr ci sam zainteresowany. - Czego i pa stwo mogliby cie si z atwo ci dowiedzie , gdyby cie chcieli spróbowa ... - Wyznawcy tej religii mogliby nawet zgodzi si z pogl dem, e ycie zrodzi o si nie tylko na Ziemi - zag uszy go Valiera - gdy potrzebne do tego warunki powsta y równie w wielu innych punktach wszech wiata. Ale zdecydowanie obstawa b
przy twierdzeniu,
e Ziemia jest jedyn opiekunk i matk istot ywych, które na niej mieszkaj . - Boski pierwiastek natury - powiedzia Sanges - to niezwykle wa ny punkt naszych pogl dów. - Istniej równie inne pogl dy na temat pochodzenia naszego gatunku - kontynuowa Valiera. - My, jako naukowa ekspedycja wys ana w okre lonym celu, nie powinni my podkopywa istniej cych teorii, nie maj c definitywnego dowodu. - Jedyny sposób na uzyskanie jakiego dowodu - powiedzia a ostrym tonem Nikka - to kontynuowa badania... Zaprosi tutaj specjalistów, ilu tylko mo na. - Je li ujawnimy to nawet niewielkiej grupie - oznajmi Sanges - informacje nieuchronnie przedostan si do prasy; tak zwykle bywa.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ale to problem Narodowej Fundacji Nauki, a nie nasz, prawda? - zapyta retorycznie Nigel wiadomie spokojnym, wywa onym tonem. - Przeciwnie, to by by k opot dla nas wszystkich - zaprzeczy Valiera. - Có , w tej sytuacji obstajemy przy przetransmitowaniu ca ego materia u na Ziemi skonstatowa Nigel. - Nie nale y pozostawia go w banku danych - doda a Nikka. - Bior c pod uwag panuj
tu niestaranno
post powania z informacjami, by oby to zbyt niebezpieczne.
Mogliby my straci ... - Chodzi wam po prostu o wprowadzenie w obieg waszych w asnych, prywatnych teorii na ten temat - oznajmi Sanges z dzikim spojrzeniem. - O zniszczenie ludzkich wierze bez najmniejszej... Valiera pomacha r
i Sanges nagle przerwa z otwartymi ustami.
- Wasz sposób odnoszenia si do wierze pana Sangesa uwa am za krzywdz cy powiedzia agodnie koordynator. - Teologia Synów Nawróconych jest bardzo subtelna i... - Och, tak - wtr ci Nigel. - To rzeczywi cie bardzo subtelny typ mentalno ci. Prosz powiedzie mi, panie Sanges, czy jak idzie pan na ryby, zabiera pan ze sob r czne granaty? - Nie s dz , by sarkazm... - zareagowa Valiera. - Dobre jest wszystko, co pozwoli obudzi was z drzemki - stwierdzi g adko Nigel, unosz c brwi. - Je eli, pana zdaniem, pimy, to czym jest jawa? - spyta Sanges z krzywym miechem. - Rzeczywisto ci - odrzek Nigel. - Przedstawiamy okre lony wniosek - spojrza na Valier - i prosimy o wprowadzenie go w ycie. - Zatem chcecie, eby my bez adnych ogranicze przetransmitowali to na Ziemi ? upewni si koordynator. - Tak, i to od zaraz - rzek a Nikka. - Podpisane naszymi nazwiskami - doda Nigel. Sanges skrzywi si . - Wasze nazwiska tak e? - spyta . - Oczywi cie - odrzek Nigel. - We miemy to na siebie. - Ju teraz przypisuj c sobie ewentualn s aw ... Chcecie by pierwszymi badaczami, którzy opublikuj co na temat wraka z Morza Brzegowego. - Chodzi tylko o to, eby o nas pami tano. To wszystko. - Potrzebujemy pa skiej autoryzacji pod decyzj - zwróci a si Nikka do Valiery.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Koordynator odchyli si w fotelu i zmru
oczy; rozwa
decyzj .
- Jeste cie wiadomi konieczno ci utrzymania zasad bezpiecze stwa w tej sprawie... zacz . - Niech diabli wezm zasady bezpiecze stwa! - przerwa a Nikka. - ...wierz te w udzielenie mi przez was pe nego wsparcia w kwestii utrzymania bezstronno ci w ka dej dyskusji, jaka si wywi e - kontynuowa nie zra ony Valiera. Równie pan Sanges jest przekonany, e wasza teoria jest czym wi cej, ni tylko wst pnym uj ciem faktów, wi c nie nale y jej rozpowszechnia . Gdybym zasi gn
opinii pozosta ych
grup badawczych, otrzyma bym podobne odpowiedzi w tej sprawie. Rozumiem ich racje i bez tpienia musz uzna ich argumenty za wa kie. Nigela dr
a, gdy pochyli si
w stron
Valiery, ch on c ka de s owo
koordynatora. Mia wra enie, e dostrzeg niewielk zmian w rysach jego twarzy, jakby ledwo dostrzegalne zaci ni cie mi ni mimicznych wokó ust. - Jako koordynator misji musz odpowiedzie negatywnie na wasz wniosek. Mo ecie by
pewni,
e zamierzam ponownie rozwa
t
kwesti
w przysz
ci, w bardziej
odpowiednim momencie... - Ach, tak, rozumiem... - stwierdzi Nigel. Uciszy Nikk spojrzeniem i u miechn si niedbale, z rezygnacj , co os abi o panuj ce w pomieszczeniu napi cie. Da dziewczynie znak, odwracaj c kciuk ku pod odze, po czym oznajmi : - Bardzo nam przykro z tego powodu, ale b dziemy oczywi cie honorowa t decyzj . Wsta gwa townie, energicznie, niemal unosz c si pod sufit. - No có , zabierzmy si do roboty, Nikka - powiedzia sztywno. Bardzo spokojnie wzi
j pod rami i poszli w stron wyj cia. Skin
g ow obu m czyznom na po egnanie i
wyszli z gabinetu. Gdy znale li si na zewn trz, niemal od razu opar si o cian korytarza. - No i czy nie jest prawd , e ka de do wiadczenie yciowe powi ksza nasz cynizm? spyta . - Do diab a, to to banda cholernych wirów! - odrzek a Nikka z pasj . - Oni nie s wcale naukowcami, to jacy ... - Jasne. Teraz mam ju pewno , e Valiera jest Synem Nawróconym. Nikka zatrzyma a si , zaskoczona. - Tak s dzisz? To rzeczywi cie wyja nia oby wiele faktów... - Na przyk ad takich, jak nasze niezliczone opó nienia w pracy. Zwróci em uwag , e pozosta e zespo y nie mia y takich przypadków, jak zagubione ta my magnetyczne,
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
nieoczekiwane spadki ci nienia, albo przepi cia. Wszystko t umaczy oby si znakomicie, gdyby si okaza o, e pan Valiera i pan Sanges to papu ki nieroz czki. - Jednak przyj
to bardzo spokojnie - rzek a Nikka. - Spodziewa am si ,
e
wybuchniesz i wygarniesz im wszystko bez ogródek. - Doprawdy? Ciesz si , e wzi ruszymy si st d. W
za dobr monet mój ma y aktorski popis. Teraz
nie dlatego nie chcia em, by odnie li wra enie, e ich decyzja mnie
zmartwi a. No dobra, ruszaj i zacznij przebiera si w luzie wyj ciowej. Nikka wydawa a si zaskoczona. - Po co? - spyta a. - My la am, e nie b dziemy ju kontynuowa pracy na naszej zmianie... - Bo nie b dziemy. Przeczuwa em taki rozwój sprawy, dlatego tak nalega em na bezpo redni lini
czno ci z Baz Alphonsus. Chc przetransmitowa to wszystko - uniós
plik papierów trzymany w d oni - i upewni si , e Alphonsus wy le to natychmiast na Ziemi . W ten sposób Valiera nie zdo a nas powstrzyma .
Nigel sta przy niewielkim iluminatorze i obserwowa , jak Nikka w druje przez ksi ycowy krajobraz w stron okaza ego wraka obcego statku. W tej chwili otacza y go przecinaj ce si odleg
lady opon, odci ni te w pyle, oraz gmatwanina urz dze . Gdzie w du ej
ci grupa figurek, wygl daj cych jak dziecinne laleczki, pracowa a przy jednym ze
skalnych odwiertów. Ksi ycowy zachód s
ca powi kszy
cie
Nikki do niemal
gigantycznych rozmiarów. Bia a, rozjarzona blaskiem s oneczna kula tkwi a prawie przy samej linii horyzontu. - W tym nieruchomym wiecie wiatry zawsze spa y - pomy la . Nic, oprócz r ki cz owieka, nie poruszy o dot d tej martwoty. Cz steczka gazu wyrzucona przez naturaln erupcj mog a przemierzy dziesi sam moleku
pochodz
tysi cy kilometrów, zanim zderzy a si z tak
z tej samej erupcji. Na Ziemi odleg
ta by aby niedostrzegalna
go ym okiem. To by o dziwne miejsce, gdzie skala czasu i przestrzeni ró ni a si zasadniczo od tej, do której przywykli ludzie.
lady stóp Nikki mog yby doskonale przetrwa tu pó
miliona lat, zanim zosta yby zatarte przez jaki g stszy strumie cz stek wiatru s onecznego. W obliczu takiej pot gi spór z Sangesem i Valier wyda mu si trywialny. Ale naprawd tak nie jest - powiedzia sobie Nigel. Podczas rozmowy z tymi dwoma, ods oni zaledwie wierzcho ek góry lodowej posiadanych informacji i teorii. Mia oczywiste dowody na próby nawi zania kontaktu z pralud mi przez obc ingerowania w rozwój naszego gatunku. Pomin
cywilizacj , a tak e
jednak kwesti novych w gwiazdozbiorze
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Or a komputerowych cywilizacji. Mog w przysz
ci do siebie pasowa , niczym fragmenty
uk adanki. Musieli z Nikka dokona tego pojedynczego, konspiracyjnego aktu, partyzanckiego wypadu wokó chytrze rozwini tej przez Valier sieci. Zanim Sanges i Valiera zorientuje si , wypchn st d spor dawk informacji. Mo e otworzy to par umys ów na Ziemi i u wiadomi politykom, w jaki sposób prowadzona jest operacja wokó wraka na Morzu Brzegowym. Mo e, mo e... Nigel westchn . Otwartemu konfliktowi z “twardog owymi” powinien towarzyszy zapa , ale to odczucie nie pojawi o si . Pocz wszy od Ikara, przez Snarka a po Morze Brzegowe bez przerwy stara si dotrze do czego , co wymyka o si wszelkiej definicji. Przejawi o si to wewn trznym napi ciem, które domaga o si roz adowania. To w uczyni o go w NASA outsiderem. Pó niej sta o si przejrzyst , lecz trwa
nie
barier pomi dzy
nim a prawie wszystkimi znanymi mu lud mi. Nie potrafi ich zrozumie , wyobrazi sobie ich motywacji, oni za w najmniejszym stopniu nie zdawali sobie sprawy z tego, kim jest w istocie Nigel Walmsley. Oczywi cie zdarzy y si
chwile, zw aszcza w kontaktach z
Aleksandri , a pó niej panem Ichino i Nikka, gdy przebija si przez zewn trzn warstw swojej pozornej osobowo ci, zdejmowa ciasn zbroj , któr on, Nigel Walmsley, w asnej woli, wyzwala si
i zajmowa tak
pozycj , jaka naprawd
z
mu odpowiada a.
Wówczas pojawia si nowy sposób odczuwania. Poszczególne chwile mija y niczym b yski, natomiast zrozumienie ich znaczenia przychodzi o dopiero pó niej. Taka bowiem by a natura tych b ysków; nie polega y one na trze wej, racjonalnej analizie, lecz stanowi y nowe, otwieraj ce si przed nim nagle przestrzenie wiadomo ci. By y niczym fragmenty otwartego morza, o ywianego przez ukryte, tajemnicze pr dy. - Nigel, tu Nikka - ze znajduj cego si
na
cianie komunikatora odezwa si
trzeszcz cy g os. - Tak - potwierdzi odbiór, w czaj c przycisk transmisji na konsolecie swojego komputera. - Skoro tam jeste , wysy aj do nich szybko ca y baga . - Czy... czy naprawd s dzisz, e to jest... - Daj spokój, nie zaczynaj teraz p ka ! - Wiesz, nie lubi anga owa si w polityczne spory... - S uchaj, kochanie, nie chcia bym by nudny, ale... - No ju dobrze, dobrze... czy lini komunikacyjn z Baz Alphonsus. Zdawa sobie spraw , e w innym pomieszczeniu budynku, w Dziale
czno ci, z pewno ci to zauwa . Je li Sanges okaza si
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
do
bystry, prawdopodobnie monitorowa to, co dzieje si w
ju wzi pod obserwacj ich niezale Gdyby zdo ali wys
czno ci, a mo e, co gorsza,
lini . Ca a sprawa sta a si teraz tylko kwesti czasu.
grupie Kardensky’ego wystarczaj co du o surowych danych, bior c
pod uwag dobre kontakty Nigela z tym zespo em, mog oby to przynie
pozytywny rezultat.
Je li im si nie uda, wybryk ten prawdopodobnie oznacza dla nich mocnego kopa w ty ek, po którym bezzw ocznie zostaliby wys ani na Ziemi z biletem w jedn stron . - Zaczyna si - powiedzia a Nikka.
W m tnym
wietle pomieszczenia obcego statku stworzone przez cz owieka
urz dzenia elektroniczne po yskiwa y pokrzepiaj co
tym i pomara czowym blaskiem.
Nikka poruszy a si niespokojnie. Pogr ony w cieniu kszta t pozaziemskiego urz dzenia trwa w ciszy, z owró bny i przygniataj cy. T umaczy a sobie, e przed chwil zareagowa a upio; nie ma adnych powodów do zdenerwowania. Przecie wielokrotnie ju pracowa a przy wej ciu do obcego komputera, ten za absolutnie nie ró ni si od innych. Wzi a si w gar
i zabra a do pracy. Urz dzenie do transmisji mog o albo korzysta
z wej cia elektronicznego do bazy danych obcego komputera, albo te skanowa sporz dzone ju z niego wcze niej wydruki i dokumenty. Zaplanowali z Nigelem, e skorzystaj z obu tych kana ów. Wzi a plik wydruków i fotografii, po czym starannie u skanera. Wiedzia a, e b
a go w podajniku
mieli zaledwie kilka minut do chwili, gdy kto w
otrzyma rozkaz natychmiastowego przerwania transmisji. Musieli zatem dzia
czno ci
szybko. Za
pomoc polece na tablicy kontrolnej, Nikka przygotowa a urz dzenie do symultanicznego wysy ania zarówno wydruków, jak i danych z pami ci komputera obcych. W ko cu nacisn a przycisk komendy rozpocz cia transmisji. Podczas jej pracy Nigel zachowywa milczenie. Prze czy a wysy any sygna równie na jego konsolet . Dzi ki temu móg obserwowa emitowany materia , gotów wstrzyma proces, gdyby cokolwiek zacz o si psu . - Sygna w fazie nadawania - powiedzia a. Nagle us ysza a, jak kto za jej plecami st kn z wysi ku. - Co ty sobie wyobra asz, ty cholerna... - us ysza a czyj g os. Odwróci a si yskawicznie. Z wykonanego z masy plastycznej obramowania tunelu wy ania si Sanges. - Zwyk a robota - powiedzia a niepewnie. - Nie, to nieprawda - warkn . Uda o mu si wydosta wyprostowany przy wyj ciu. W przy mionym dotychczas.
stopy z tunelu i stan
wietle wydawa
si
pot niejszy ni
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Wi c zaplanowali cie to razem... - stwierdzi . - Podejrzewa em, e mo ecie... - S uchaj, ja po prostu wysy am do Bazy Alphonsus troch starego materia u - Nikka stara a si mówi niedbale. - To nie wygl da mi na taki przekaz. Chodzi o ekran - wskaza na prostok t, na którym bajecznie kolorowe obrazy przemieszcza y si i ta czy y w b yskawicznym tempie. Dane wysy ane s bezpo rednio z pami ci statku. To nie s posegregowane informacje, to ca kiem nowe dane! - Ja... - Przypuszczali my, e mogli cie przygotowa
tu co w konfiguracji komputera
podczas waszej ostatniej zamiany. Ale to... - Powtarzam ci jeszcze raz... - ...to jest oczywiste pogwa cenie dyrektyw g ównego koordynatora. - Dlaczego zatem nie skontaktujesz si z nim? - spyta a, cofaj c si w stron konsolety z bij cym g
no sercem.
- Pozwalaj c ci wys
ten cholerny materia , podczas gdy ja b
przedziera si
przez kana y czno ci? Nie artuj! - Naprawd zupe nie nie rozumiem, co insynuujesz... Nagle skoczy w jej kierunku. Nikka zrobi a obrót i ustawi a stop do wysokiego kopni cia pi
na zewn trz, eby
ni uderzy . Cios trafi Sangesa w rami i zaskakuj co szybko pozbawi go równowagi. Nikka równie zachwia a si i wyl dowa a niezdarnie. Sanges znalaz si gdzie z boku, pod cian . Dziewczyna przyj a pozycj do walki, staraj c si przypomnie sobie to, co gdzie , kiedy , bardzo dawno temu nauczy a si na temat samoobrony. - Nie b
mieszna - powiedzia Sanges.
- To ty nie b
mieszny.
- Postaram si , eby cie z Walmsleyem nie pracowali tu ani chwili d - Zobaczymy! - Ostrzegam ci ... - To ju s ysza am. - Rozkazuj ci...! - Nie masz takiej w adzy. - Wi c...
ej.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Run
do przodu. Opuszczone r ce odwróci d
mi do góry. Najwyra niej zamierza
apa j nied wiedzim chwytem, a potem przerzuci za siebie, na drug stron kabiny. Gdyby zdo
dosi gn
prze czników na konsolecie, móg by zatrzyma transmisj .
Odwróci a si ty em i unios a okie . Uderzy a go z dono nym, g uchym hukiem. Sanges gwa townie wypu ci powietrze i odlecia bezw adnie na bok. Odzyska równowag i ponownie odwróci si w stron Nikki. Cofn a si . Potrzebowa a przestrzeni do wykonywania manewrów. Poczu a jak kraw
konsoli komputera wbija si jej w doln cz
kr gos upa.
Czas. Potrzebowa a czasu. Urz dzenie do transmisji wci
wysy o dane. Jeszcze
kilka minut i... - Sanges, pos uchaj... - powiedzia a. Przelecia o jej przez g ow , e mo e b dzie w stanie kopn
tego sukinsyna w j dra. - Pos uchaj...
Sanges zrobi zwód w prawo. Nikka ruszy a, eby zablokowa mu drog . Przesun rodek ci ko ci i wykona unik w lewo. Odwróci a si , by pod ni z ca
za nim. Wtedy wpad na
si . Próbowa a go uderzy , ale by zbyt szybki; Nikka nie mog a nawet ruszy
. Spleceni run li w ty . Dziewczyna poczu a uciekaj
spod stóp pod og . Z impetem
wpad a na konsol . Malutkie prze czniki niemal wbi y si jej w plecy. Oboje mia
yli teraz
delikatne klawisze, prze czaj c je z pozycji pasywnej na aktywn i odwrotnie, uruchamiaj c nie wiadomie nowe sekwencje dzia
komputerowej sieci...
- Przesta ! Niszczymy konsol ! - krzykn a. - Niech no tylko... - wyst ka Sanges, po czym si gn
r
do wy cznika energii.
Chwyci go kurczowo i przesun na pozycj “wy czone”. Ekran nad nimi zblad . - Dobra - stwierdzi Sanges. - Mam nadziej , e zdajesz sobie spraw , e ponosisz win za wszelkie zniszczenia... - Spójrz... - powiedzia a cicho, ci ko dysz c. Wskaza a na terminal obcego komputera. Niektóre prze czniki by y wci pod wietlone. Migota y czerwonawo w pó cieniu, najwyra niej wykonuj c jak niezale nych od otoczenia, w asnych dzia
sekwencj
. wiate ka na konsoli ta czy y i falowa y.
- Pracuje teraz samodzielnie - stwierdzi a Nikka. - Wewn trzne
ród o zasilania? - wycharcza Sanges, a na twarz wyst pi mu
rumieniec. - Na pewno. Musieli my co uruchomi ... Ruchome plamki wiat a na konsoli pulsowa y, potem migota y i znowu pulsowa y.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Dzia a jaki bardzo skomplikowany program - powiedzia a Nikka. - To nie jest zwyk e odczytywanie danych, lecz jaka sekwencja rozkazów... Jej uwag przyku a wiec ca mgli cie kontrolka. - Po czenie z Nigelem - zauwa
a. - Jest wci
aktywne. On ci gle odbiera to, co si
tu dzieje. - Zaraz przestanie - oznajmi Sanges. Si gn Mimo to lampka wci
si
do prze cznika i przerwa kontakt.
pali a. Sanges bezradnie porusza prze cznikiem tam i z
powrotem. - mieszne - stwierdzi . - Co musia o si sta ... W mrocznym pomieszczeniu, teraz o wietlonym jedynie migotliwym, wci poruszaj cym si
szeregiem
wiate ek na konsoli obcego komputera, zaleg a cisza.
Poszczególne kontrolki urz dzenia rozb yskiwa y na moment, a potem równie gwa townie gas y w jakim roztrz sionym, dr cym rytmie. - Niezale nie od tego, co to jest, Nigel wci
odbiera, a my nie mo emy tego
wy czy - podsumowa a Nikka. - Nie mo emy tego zatrzyma - powtórzy a, a jej s owa rozleg y si g uchym echem w otaczaj cej ich ch odnej, zat ch ej przestrzeni.
Nigel wy czy o wietlenie w pomieszczeniu,
eby zwi kszy
monitorowania materia u wysy anego przez Nikka. Przesun obu stron mia po bokach jej wystaj ce kraw dzie. Obni
kontrast podczas
si z fotelem do konsolety. Z maksymalnie os on urz dzenia,
prawie “wszed ” w ekran. Rozpocz y si serie impulsów emitowanych przez Nikk . Zgarbi si jeszcze bardziej, ledz c intensywny przep yw danych. Obrazy rozb yskiwa y na chwil , nast pnie zanika y, zast powa y je inne, a wszystko w takim tempie, e zamazywa y si ich kszta ty. Wielki szczur przedstawiony za pomoc trzech ró nych obrazów. Obracaj ce si kr gi pomara czowych i niebieskich punkcików. Fotografie Ziemi, pochodz ce z pradawnych czasów.
cuchy molekularne. Schematy procesów chemicznych. W ochate stwory, które
gdzie w drowa y. Istoty w po yskliwych kombinezonach. Mapy gwiazd. Wska niki. Dane. Nigel stara si
ledzi je, a po granice pr dko ci dzia ania w asnego mózgu, oddzielaj c w
my li poszczególne kategorie informacji, podczas gdy by y one przywo ywane z bazy danych obcego komputera i wysy ane na skrzyd ach elektromagnetycznych fal do Bazy Alphonsus, na Ziemi , do Kardensky’ego, na wolno . Nagle ekran drgn . Wybuchn chaosem kropek, linii, zamazanych fal.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
...Nigel odebra to pocz tkowo jako bezkszta tn , niewyra si w ni intensywnie. By o w niej co , od czego zadr
przestrze . Wpatrywa
.
Zmarszczy brwi. Przeniós spojrzenie w bok. Potem spróbowa na to nie patrze . Po prostu nie móg . To przysz o do niego z wn trza ekranu niczym wysoki, wibruj cy wrzask; krzyk wielobarwny, pogmatwany, zielony b bel, który p cznia , wybrzuszaj c si ku niemu. Wybuchn
mu prosto w twarz i wtedy Nigel Wahnsley przesta istnie .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
16 Dzie min
bardzo szybko - trwa niewiele d
ej, ni okres panowania nad ziemi
bladego, s onecznego wiat a, przes czaj cego si przez grub pokryw chmur. Teraz zapada zmrok i pan Ichino siedzia w bujanym fotelu, z powa
twarz obracaj c dziwaczn bro w
chudych, ko cistych r kach. Czy rzeczywi cie odczuwa jej obco , czy te by to skutek dzia ania rozbudzonej wyobra ni? Rozmowa z Gravesem podczas lunchu cokolwiek wyja ni a, jednak pan Ichino wiedzia , e na ujawnienie pewnych kwestii w tej sprawie nie mo e liczy . Graves zrobi map wszystkich spotka z Wielk Stop w ci gu zesz ego stulecia. Na tej podstawie odkry pewne powtarzaj ce si wzorce, górskie szlaki, szczególnie lubiane przez te stworzenia. Korzystaj c ze swojego odkrycia, rozpocz
poszukiwania tych w druj cych istot za pomoc
helikopterów i noktowizorów. Pan Ichino wybra rejon, w którym si
znajdowa , na
podstawie takiego samego rozumowania: studiowa map odleg ych miejsc Oregonu i znalaz wiele p ytkich dolin oraz prze czy
cz cych ten obszar z terenem Wasco. By o to zaledwie
przypuszczenie, dobry powód, eby na jaki czas osiedli si w ród tych wspania ych lasów, jednak ta hipoteza doprowadzi a go do spotkania z Gravesem. I by mo e ca a sprawa tu si ko czy a - inne grupy Wielkich Stóp mog y ju w ogóle nie istnie . Wybuch w Wasco musia dosi gn
wi kszo ci z nich, ukrytych g boko w zimowych schroniskach.
Wewn trz miejsca, które oznacza o dla nich... co? Oczekiwanie na czyj dawno obiecany powrót? Na przylot statku, który rozbi si na Morzu Brzegowym? Wielkie Stopy oczywi cie zna y obcych, by mo e pracowa y dla nich, a z pewno ci uczy y si od nich. Ci praludzie mogli równie oddawa bosk cze
wszechmocnym istotom z kosmosu.
Prostym, niejako naturalnym zabiegiem by oby przeniesienie tej czci na przedmioty nale ce do bogów, ju po ostatecznym opuszczeniu Ziemi przez obcych. W odleg ej przesz
ci Wielkie Stopy prawdopodobnie zbiera y fragmenty i resztki
tego, co pozosta o po uwielbianych istotach i nosi y je ze sob w czasach, gdy bardziej rozwini te formy cz owieka stopniowo spycha y ten gatunek w g b rozleg ych puszcz. Przedmioty te towarzyszy y im w trakcie odwrotu, mo e te pomaga y im prze Plemiona posiadaj ce bro obcych, przetrwa y oczywi cie najd Stóp, która mia a ze sob
na przyk ad lodówk
.
ej. Grupa Wielkich
obcych, nie mog aby wykorzysta
jej
efektywnie, gdyby zosta a przyparta do muru i zmuszona do walki - pomy la z u miechem pan Ichino.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Graves mówi co przez sen, co chwila zmieniaj c pozycj na
ku, jak gdyby
zmaga si z nim. Pan Ichino co jaki czas dogl da rekonwalescenta. Milioner móg rzeczywi cie zyska chwilow s aw dzi ki swemu odkryciu. Nawet w najlepszym wypadku oznacza o ono co najmniej ponowne zwrócenie uwagi opinii publicznej na Wielkie Stopy. Ichino odnalaz film w plecaku Gravesa. Celuloidowa ta ma rozb ys a w ogniu pomara czow kul , a po chwili nie by o ju po niej najmniejszego ladu. Potem wzi
w r ce tub , zastanawiaj c si , z czego i w jaki sposób mog a by
zrobiona, je li przetrwa a tak d ugo. Wyszed z ni na zewn trz, na wyr ban polan , i sta przez jaki czas w wieczornym ch odzie i g stniej cej ciemno ci. Min o kilka minut. Wtedy przyszli. Nie by o ich wielu. Tylko sze cioro wy oni o si z cienia pod mrocznym konturem drzewa i stan o przy nim pó kolem. Pan Ichino czu , e dalej czeka ich wi cej; wyczuwa ich milcz
obecno . W wietle otwartych drzwi chaty Ichino wyra nie widzia jednego. G owa tego
stworzenia bardzo przypomina a ludzk . Szerokie uki brwiowe opada y ku rozszerzonym, sp aszczonym nozdrzom. B yszcz ce, g boko osadzone oczy b yskawicznie kontrolowa y wszystko dooko a. Mimo to istota podesz a do niego bez niepokoju czy wewn trznego napi cia. Pot ne, muskularne r ce si ga y temu stworzeniu niemal do kolan, gdy depcz c skrzypi cy nieg, w drowa o ono w stron pana Ichino. Stercz ce sztywno, czarne w osy, po yskuj ce w wietle z chaty, pokrywa y niemal ca e cia o z wyj tkiem nosa, ust i policzków. Wraz z powiewem wiatru dotar do pana Ichino s aby, kwa ny, zwierz cy odór. Czekaj c na jak
jego reakcj w tym agodnym powiewie, pan Ichino przypomnia
sobie zamglon dolin w parku Osaka, gdzie na wolno ci lata y wiergocz ce skowronki, nieruchome na podniebnych wysoko ciach. W wyobra ni miesza y si
one z kalekimi
ebrakami, którzy jedli pieczone ziarna soi i piewali ciche “chiri-gan” na zat oczonych, za mieconych ulicach. Istoty te zosta y zepchni te na bok przez tok wydarze p dz cego wci
naprzód wiata; by y zbyt kruche, eby mu sprosta . Wbrew legendom o Wielkiej Stopie pan Ichino nie odczuwa teraz l ku. Obejrza
dok adnie stoj cego przed nim osobnika, wolno i spokojnie obejmuj c wzrokiem ca
scen .
Mieli ludzkie genitalia, a po prawej stronie Ichino dostrzeg samic o zwisaj cych oci ale piersiach. Zatrzymali si w odleg
ci jakich dziesi ciu metrów od niego. Cho pochylali si
nieco do przodu, ich postawa emanowa a naturaln godno ci .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
W wyprostowanych r kach trzyma tajemnicz bro . Podszed krok do przodu. Nie drgn li nawet. Delikatnie, powoli po
przedmiot na niegu, po czym wycofa si .
Pozwoli, eby j odzyskali. Bez oczywistych dowodów historia Gravesa zostanie odrzucona przez opini
publiczn , a przynajmniej jej przyj cie ulegnie znacznemu
opó nieniu. W przeciwnym wypadku w tej krainie znalaz yby si gromady fanatyków, zacz yby naciska na pozosta y po zamierzch ych epokach sponiewierany lud, domagaj c si od niego “odpowiedzi” lub “drogi”, jak mo na pod
. Znalezienie si w centrum zainteresowania
mog oby okaza si dla tych istot fatalne. Zosta yby z pewno ci wybite co do nogi, gdyby tylko Gravesowi uda o si dotrze do cywilizacji z szar , metalow tub . Bro
ta by a bowiem rozstrzygaj cym argumentem. Ponad wszelk
w tpliwo
czy a ona Wielkie Stopy z prehistoryczn ingerencj obcych. Pan Ichino zach ci ich gestem do podniesienia szarej tuby. We cie to - my la intensywnie. - Jeste cie tak samo samotni jak ja. Ani wy, ani ja nie chcemy, eby rozp ta o si wokó nas ludzkie szale stwo. Jedna z istot, wahaj c si , podesz a bli ej. Nachyli a si i zr cznie chwyci a tub w ce, przygarniaj c j do siebie. Spojrza a na pana Ichino rozb ys ymi na moment w pomara czowym wietle chaty oczami. Rozhu ta a tu ów i zrobi a gest przypominaj cy uk on. Wielkie Stopy zacz y krzycze
wysokimi, j kliwymi g osami, na przemian
wzmagaj cymi si i cichn cymi. Przez jaki czas kontynuowa y chaotyczny piew, po czym znów zacz y hu ta si w przód i do ty u. Wreszcie odwróci y si i pow drowa y z godno ci w stron lasu. Po kilku chwilach znikn y w ród drzew. Pan Ichino podniós wzrok na niebosk on. Chmury sun y na tle iskierek gwiazd. Po ród nich widoczny by nagi w swej bieli Ksi yc. By mo e tam, w górze, by równie kto pochowany w ród ch odnych zakamarków elektronicznej pami ci, kto widzia i wiedzia to wszystko. Czy on równie odczuwa , e te dzieci, a zarazem praprzodkowie, by y tek samo cz ci natury jak drzewa czy wiatr? Niech odejd . W odniesieniu do nich zmieniaj ca si natura prawie zako czy a swoj prac , niemal odrzuci a ich, jak bezu yteczne plewy. A jednak mogli jeszcze odej godno ci , samotni, nie dostrze eni przez nikogo. Ka da dzika istota mia a prawo otrzyma od wiata przynajmniej tyle. Po d
szej chwili pan Ichino powróci do chaty.
z
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
EPILOG 2019
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Dotarli na miejsce w porze niadaniowej. Skuter nie ny zatrzyma si z cichn cym warkotem, a ha
liwy odg os ostatniego
kaszlni cia silnika wywabi na próg zaspanego pana Ichino, najwyra niej zaskoczonego tak wczesnym przybyciem go ci. Razem wy adowali prezenty i wnie li je do izby wraz z blaskiem poranka. Zasiedli do w skiego sto u, na którym znalaz y si dobrze wysma one befsztyki, chrupi ce grzanki i sok. Pana Ichino interesowa y wie ci z post pów prac na Morzu Brzegowym i go cie zreferowali mu histori
odszyfrowania mapy gwiazd oraz
uporz dkowania chronologii zdarze , co pozwoli o precyzyjnie okre li wiek wraka. Z
yli
te sprawozdanie z przebiegu ci gle jeszcze trwaj cej analizy danych astronomicznych. A dziw, e u schy ku zimy i w takim nat oku zada zdecydowali si na wakacyjny wypad na Ziemi . Nikka siedzia a nad swoj kaw , a Nigel w zamy leniu zebra talerze, oczy ci je z resztek, wróci do sto u i si gn po sok pomara czowy. Machinalnie, kilkoma ruchami drewnianej
ki zamiesza p yn i utkwi nieobecne
spojrzenie w lejkowatym wirze. Potem, z nagle rozbudzon uwag obserwowa , jak po wyj ciu
ki sp aszcza si centryczna g ad lejka. W nag ym ol nieniu pomy la , e jest
wiadkiem nieuchronnego wytracania momentu p du, pokonuj cego tarcie o
cianki
naczynia, mozolnie sp ywaj cego na twardy blat sto u i dalej zsuwaj cego si a do ziemi. Jeszcze chwila i pomara czowy lejek zmarszczy si i zwolni obroty. Na powierzchni zakr ci y si drobiny owocowego mi szu, a w rodku gasn cego wiru uformowa a si bia a pianka. wietlisty lejek i moment p du umar y razem, nierozdzielne bli ni ta. Ich miejsce zaj a porowata pianka, która zd
a si ju rozrosn
w kszta t cienkiego bia ego kr ka.
Zdarza nam si widywa duchy - pomy la Nigel - ale nigdy nie widzimy momentu du. Albo przesz
ci.
- Troch tu zimno - przerwa cisz pan Ichino. - Mhm. - S cz ca w skupieniu kaw Nikka te poczu a zi b, cho od przyjazdu nie zdj a kurtki. - Wczoraj przed snem dorzuci em ostatni szczap , ale ogie nie utrzyma si do rana. Pójd nar ba wi cej drew. - Nie - Nigel powstrzyma go rozkazuj cym gestem. - Ja to zrobi . Potrzebuj ruchu. - Naprawd ? - zdziwi a si Nikka. - A jak e - uci Nigel. - Gdzie to drewno? - Za po udniowym winklem, pod drzewami.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- To id . Czas pu ci siekier w ruch.
Drzwi zatrzasn y si z g uchym klikni ciem i w izbie zapanowa a cisza. Przerwa j pan Ichino. - Wasza wiadomo
by a raczej sk pa.
- Przepraszam. - Nikka z g ow zwrócon do okna ledzi a wzrokiem oddalaj cego si Nige a, a znikn za kurtyn drzew. Wtedy dopiero opar a okcie na stole i spojrza a na pana Ichino. -Te informacje, a raczej dane, nadal s tajne i mamy rozkaz zatrzyma
je dla siebie. Ale oni nie mog
powstrzyma Nige a ani mnie przed mówieniem o tym, co si sta o. A ju na pewno nie teraz, kiedy jeste my na Ziemi. - Wobec tego powiedz, co si sta o? Wasz telegram... - Wiem, przykro mi. To Nigel prosi , ebym go wys a. Chyba uwa
, e tylko to
móg zrobi . I mia racj . - Pewnie tak. Rozumiem ci . Spotykamy si po raz pierwszy i masz prawo ywi pewne obawy... - Och, nie o to chodzi. Przepraszam, ale le mnie zrozumia
, my lisz, e ci nie ufam,
prawda? - Je li nie mo esz... - Ale mog i chc mówi otwarcie. K opot w tym, e nie mam zbyt du o do powiedzenia, bo ma o wiem. Nikt nie wie za du o. Oprócz Nigela. - Co mianowicie? - Czym byli obcy, a w
ciwie czym by o ich oprogramowanie.
- Oprogramowanie, czy nowe dane? - No có , ja akurat tak to nazywam. Nigel powiada, e trzeba zmieni kategorie my lenia o tym. Tylko niebosi ne góry sk aniaj nas do przygl dania si niebu, tak to ujmuje. - Ale twoja notatka... czy przeczyta
to, co napisa em Nigelowi o Wielkiej Stopie? -
pan Ichino a wychyli si do przodu i próbowa odczyta reakcj z oczu rozmówczyni. - Przeczyta am. Jak rozumiem, sprawa z tym facetem, Gravesem, jest zamkni ta? - Na to wygl da - pan Ichino skrzywi si bez przekonania. - Napisa pan, e przybyli tu jego ludzie. - Owszem, byli tu, ale niczego nie znale li. - Grozili panu.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Oczywi cie - pan Ichino roz
d onie w ge cie rezygnacji. - Musieli grozi . Ale
odeszli z kwitkiem. - Niewykluczone, e Graves wróci. - To mo liwe. - Ma helikoptery i szperacze na podczerwie albo sondy d wi kowe. Graves mo e chcie znowu wy ledzi Wielk Stop . - Nie przecz , e mo e mie taki zamiar. - Ale nie s dzi pan, eby to zrobi . - Rzeczywi cie, uwa am to za ma o prawdopodobne. - Sk d to przekonanie? - Czego mu brakuje, co zatraci . D ugo si kurowa i starzeje si . Oparzelizna os abia jego i t sztuczn odwag . A poza tym... - Ma pan na my li strach? e teraz boi si Wielkiej Stopy? - W ka dym razie zdaje sobie spraw z tego, e tym razem nie ma nad nim przewagi. - I e nie atwo go podej , bo b dzie o wiele ostro niejszy. - Od tamtej pory zetkn em si z nim tylko raz. I odnios em wra enie, e gdyby mia wszystkie karty w r ce, to bez wahania by je wykorzysta . Ale w obecnej sytuacji wola by unikn
konfrontacji. Tak to widz . Z zewn trz us yszeli jaki ha as i Nikka podbieg a do drzwi, gwa townym ruchem
otwieraj c je na o cie . Nigel zastyg w bezruchu z nog uniesion do kopniaka, zachwia si i musia szarpn
tu owiem do ty u, eby zachowa równowag i utrzyma w ramionach stos
nar banych polan. Dziwnie przegi ty wtoczy si do izby. - Dobrze, e przykry
drewno pa atkami - wyst ka . - nieg zaczyna topnie i bez
tego mieliby my tu mokry szmelc, a nie wietny, wysuszony na wiór opa . - Pozbiera em je z okolicznych sza asów le nych - wyja ni pan Ichino. S
y
ludziom w latach kryzysu. - Co takiego! Nigel cisn
drewno do skrzyni i otrzepa r kawy z resztek wiórów i kory. Nikka
spojrza a na niego pytaj co i zaraz bez s owa rozpostar a na stole map , za pomoc której znale li chat . Wodz c po niej o ówkiem przestudiowa a obszar rozci gaj cy si na pomoc ku Wasco. - Uwa a pan, e znale li si w tej dolinie, bo by a to jedyna naturalna droga ucieczki od miejsca wybuchu? - zwróci a si do pana Ichino. Przytakn .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Na twarzy Nigela pojawi si u miech. Zbyt ostentacyjnie zaj a si
szczegó ami geograficznymi. Obserwowa
j
w
narastaj cej ciszy, jak przyg adza b yszcz cy he m czarnych w osów, jak odgarnia je d oni i ruchem tym os ania szyj fal mi kkich kosmyków, a potem zbiera je w kok i zwinnymi palcami z gracj upina go o ówkiem. Na ten widok serce Nigela podskoczy o. Spojrzeniem pobieg ku panu Ichino, siedz cemu bez ruchu z r kami z
onymi na
stole. - Ze mn
te
mo esz o tym porozmawia
- napomnia przyjaciela z ciep ym
rozbawieniem. W g osie pana Ichino zabrzmia o wahanie. - Có ... ja... - O tym, co si zdarzy o, to mam na my li. - W wiadomo ciach nie podali ani s owa. - I pewnie nie podadz . - NFN jeszcze si nie zdecydowa a, co z tym zrobi - wtr ci a Nikka, sk adaj c map i odsuwaj c j dalej od siebie. - Wyja ni em im dok adnie, e mog rozporz dza danymi, ale nie mog rozporz dza moj osob - powiedzia Nigel. Opar nog o aw , uniós kolano i przykry je d oni . - To wszystko jest takie niejasne - wtr ci delikatnie pan Ichino. - Ale a zanadto prawdziwe - u miechn si Nigel. - Jakie to by o... - Uczucie? - Tak. Chyba to w
nie chcia bym wiedzie .
- Z pocz tku tylko uczucie odchodzenia. - Do czego nowego? - W pewnym sensie. - Jednak wróci
.
- O nie, nigdy nie wróci em. - To znaczy... - pan Ichino mia k opoty ze znalezieniem w
ciwych s ów.
- Do tego, co wiem, lub te wydawa o mi si , e wiem, doszed em z wielkim trudem. - A zatem... - pan Ichino walczy z wewn trznymi oporami. - Co sprawi o, e si prze ama
... - wydusi w ko cu - e mo esz nam powiedzie ?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Masz na my li fakty? - Nigel potar r kami po szorstkiej tkaninie spodni, wsta i zadar g ow , zatrzymuj c wzrok na belkach powa y i kontempluj c ich cienie na sklepieniu. Smakowite fakty. - Powiedz mu o obcych - ponagli a go Nikka. Siedzia a przy stole pozornie spokojna, w tak nienaturalnym bezruchu, e Nigel wyczu jej rosn ce napi cie, burz obaw, w jej przypadku ca kowicie uzasadnionych, bo teraz widzia j , jakby by a przezroczysta. Martwi a si o niego bardziej, ni to konieczne i ta troska wykracza a poza granice jej wiadomo ci. To niekontrolowane zamartwianie si o niego pewnie si z czasem ulotni, pozostawiaj c j odart z czego istotnego. Kochana stara Nikka, jak e b yskotliwa i wytworna z t niebywa zarazem
pokr tn
wnikliwo ci .
Z
jakim
wdzi kiem
pos uguje
si
i
argonem
wtajemniczonych, tak lekko, od niechcenia sypie trafnymi uwagami. Wiotka, zwinna Nikka, czasem zdradzaj ca - jak j pami ta, stoj
w bezlitosnym wietle fosforyzuj cych lamp -
twarda i spr ysta, udaj ca niefrasobliw , sama smuk
wzd
wkl
ego brzucha.
- Obcy - powtórzy Nigel, jakby chcia si ockn , powróci do linearnego wiata. - Zgaduj , e odwo
si do ich pochodzenia - przerwa mu pan Ichino, staraj c si
przyspieszy odpowied , ale Nigela zaintrygowa o co innego. - Odwo siebie. Czy to w
em si ? - zapyta
ciwe s owo, gdy chodzi o rzeczy ju nieby e, martwe i puste? Przypomnia
sobie Eversa i tego tam, Lewisa, z ich sekciarsk frazeologi w rodzaju “misja wojenna” i skrajnie absurdalnym poczuciem rzeczywisto ci, nasun pocisków i nasz o wspomnienie z owieszczo bezg
mu si te obraz kad ubów zu ytych
nego, rozkwitaj cego pomara czowym
yskiem wybuchu za plecami biednego, zdezorientowanego, umykaj cego Snarka. Odwo
em si ?
Obcy. Tak bardzo obcy. - Znalaz em ich rodzinn gwiazd - powiedzia w ko cu. - Rozszyfrowa
ich system koordynacyjny?
- Tak. - A jak oni znale li nas? - Za pomoc jakiego obserwatorium. Tak s dz . Automatycznego obserwatorium. Zdali si na przypadek. - Czy nie próbowali szuka za pomoc widma fal radiowych? Równie bezskutecznie, jak my? - Tak, to by si zgadza o z tym, co nada Snark. - Czy nie bra y w tym udzia u inne, organiczne byty? ywe w tamtym czasie?
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- W ka dym razie nie stechnicyzowane. Tak wi c te stwory prawdopodobnie wyprawi y si , by znale
co , co mogliby, jak by to powiedzie , skolonizowa . Któ to wie?
Ale nic im z tego nie wysz o, i nadziali si na nas. - Stworzyli Wielk Stop . - Nie stworzyli, a raczej wykorzystali. Ale to te im chyba nie wysz o tak, jak oczekiwali. - Dlaczego? - Nie wiem. Cho niew tpliwie Wielka Stopa by dla nich zwiastunem. - Zwiastunem czego? - Nas - odpar zdziwiony tym pytaniem Nigel. - Chodzi o o nas, rozumiecie. - ...O zaprogramowanie nas? - Ho, ho - zachichota Nigel, pochyli si i obj
Nikk ramieniem. - Widz , e
adresujesz te s owa do mojej ma ej przyjació ki. Zaprogramowanie nie jest trafnym okre leniem. Zaciemnia obraz sprawy. - Po co oni to zrobili? - oczy pana Ichino zw zi y si w ma e szparki, a twarz przybra a wyraz zatroskania. - Jak Snark to nazwa ? Ach tak, wszech wiat istnie . Tworzony jedynie w warunkach ycia organicznego, lecz niezdolny do zaistnienia w wiecie robotów. Obcy, czy cokolwiek innego, przybyli, aby upewni si , e my to mamy i trafili na moment, gdy wynikn a sprawa konstelacji Or a. - To znaczy, e oni o tym wiedzieli! - Pan Ichino w podnieceniu stukn pi ci w twardy kant sto u. - Kiedy przys aby do ko ca j rozgryz
zaci ni
mi t map gwiazd, zastanawia em si , czy
.
Nigel mrugn do niego z serdeczn kpin . - Sk d ta niepewno ? - Na widok chwilowej konsternacji pana Ichino wybuchn gromkim miechem. - Nie, oczywi cie, e nie, stary przyjacielu. Nie potrafi dok adnie okre li , co si ze mn sta o. - Wydajesz si jaki odmieniony. - Jestem odmie cem. - A wrak z Morza Brzegowego, czy oni przybyli, aby nam go da ? Dla obrony? - Nie wiem - odpar Nigel. - Nie my lisz chyba, e jestem wszystkowiedz cy. Przybyli nawi za z nami kontakt, wiedz c o zagro eniu p yn cym z konstelacji Or a. Zdawali te sobie spraw z krucho ci ycia organicznego. Ale mieli nadziej , e jednak pokrewie stwo, tak, w
nie tak.
czy nas jakie
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- I co ich zatrzyma o. - Chyba sami si zatrzymali - westchn
Nigel, rozstawi nieco stopy i wsta z r kami
w kieszeniach. - I kwestia wojny. Wasco by o podminowane. A ich musia rozdziera jaki konflikt, co ostatecznie doprowadzi o do takiego, a nie innego zako czenia sprawy. Bo w jakim celu mieliby nie
zag ad nuklearn z gwiazd?
- W ramach obrony przed zagro eniem z konstelacji Or a? - Mo e i tak. Albo przed jak
frakcj po ród nich samych.
- Mamy szans to ustali ? - Czy mamy? Nie jestem pewien. A w ogóle kogo to obchodzi? Przyczyny umar y, zosta y nam tylko skutki. - Skutki? Pan Ichino zamy li si marszcz c brwi, a Nikka z zaciekawieniem unios a g ow . Tymczasem przez dwa po udniowe okna wpad o rozproszone s oneczne wiat o i ch ód w izbie troch zel zapragn
mie
. Nigel rozlu ni si . Poczu siln potrzeb opuszczenia tego miejsca, ju
za sob
t
ja ow
rund
wyja nie , które tak usilnie próbowa
zminimalizowa . - W istocie, gdy mówimy o przesz
ci, potykamy si o przeszkody w postaci ró nych
przebieg ych sztuczek. Wiecie, co wype nia o nasz przesz
. Nauczyli my si wi za w
pary i narzucili my sobie inne wydumane mechanizmy spo eczne. Gdy ju
to si
ugruntowa o, wzi li my si za wielkie polowanie. Kiedy i ta zabawa si sko czy a, bo wszystkie planety maj
swoje ograniczenia, nasta a era rolnictwa. Nast pnie wkroczy a
technologia, komputery. Poziom informacji odpowiadaj cy zasobom naszej wiedzy. Ale wiat ci gle wykracza poza imperium cywilizacji skomputeryzowanych. Z r
na sercu, oni maj
racj , jeste my nieprzewidywalni i chwiejni. Bo jest w nas jakie napi cie wynikaj ce z naszej ewolucji. Komputery nie ewoluuj , one s
tylko udoskonalane. Nastrajane na
niezawodno , bezpiecze stwo i ochron . Tylko dzi ki temu mog liczy na to, e prze yj samobójstwo swoich organicznych protoplastów. A jednak sedno sprawy Or a tkwi w tym, e tamtejsza komputerowa spo eczno
optowa a za uderzeniem wyprzedzaj cym rozpanoszenie
si form organicznych w kosmosie. Chcia a wytropi i bezapelacyjnie unicestwi wszelkie udomowione systemy komputerowe. Nigel zamilk i chat wype ni nastrój dusznego wyczekiwania. - Wi c my... - szepn pan Ichino. - Musimy sta si lepszymi, ni jeste my - doko czy za niego Nigel. - Ale, do diab a, to nie to. Mo emy mie wi cej w adzy od tego nieudolnego t umu robotów na Orle. Przez
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wej cie w... - Nigel za mia si , wzruszaj c ramionami. - Zrozumiecie to, na pewno. Chodzi o wszech wiat istnie . Tam, gdzie podmioty i przedmioty znaj swoje miejsce. - Synowie Nawróceni... - odezwa a si Nikka. - Oni mówi o... Nigel uniós r ce i za mia si cicho. - Oni s jak zaci ta p yta, w kó ko ta sama piewka. Strach przed mierci plus pazerno . Zach anne zdobywanie rzeczy. Odwróci si i spojrza na nisko pe gaj cy ogie w kominku. - Potrzebujemy wi cej drewna - o wiadczy .
Próbuje wymaca
w kieszeni r kawiczki i natrafia na monet . Zaintrygowany,
wygrzebuje j , podrzuca i patrzy, jak pieni ek przecina powietrze. Zr cznie chwyta go w dwa palce i unosi w gór tak, e miedziany kr ek za miewa pulsuj ce
ci s
ce.
Perspektywa przeczy porz dkowi rzeczy. R kodzie o cz owieka o lepia nawet zawieszone na niebie, budz ce groz palenisko.
Dopiero gdy drzwi chaty zamkn y si za nim, Nikka zapyta a: - Co pan o tym my li? - Trudno powiedzie . - Zna go pan przedtem. Czy si zmieni ? - O tak. - On mówi, e nie potrafi nam tego przekaza . - Nie ma takiego, który by to potrafi . Zmarszczy a czo o. - Nie nad am. - Wtedy dostrzega o si w nim jak
pasj . Teraz tego nie ma - odpar pan Ichino. -
Dawniej ci gle czego poszukiwa . Jakiej odpowiedzi. - Znalaz j ? Twarz pana Ichino rozpogodzi a si i wyg adzi a, znik y nawet zmarszczki wokó oczu. - Chyba znajduje satysfakcj w samym poszukiwaniu. Odpowied
przesta a by
istotna - rzek w zadumie.
Zmro ona ziemia poddaje si jego ci arowi. Czysty gobelin ze ladami spranych detali. Wydmuchuje w ni chmur pary z p uc. nieg chrz ci, rze kie powietrze wdziera si
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
do gard a, radosna pie
wiecznej mi
ci, skoczna, wznios a, zamieraj ca, kruszy skorup
niegu nieub aganym kroczeniem, stopy ton w bia ym kokonie, zwodniczo uleg y wiat wci gaj cy go w swe obj cia, w prag bie, ku j dru przebaczaj cej ziemi.
Przenika go dojmuj ce ciep o, wyciskaj ce kropelki potu z wci gni tej w ramiona szyi ce jarzy si za welonem nieba niezmierzony b kit oceanu o ywiany jedynie muskaniem ptasich piór przelewa si nad nim i przez niego...
- Martwi si o niego - odezwa a si Nikka. Jej splecione r ce dr - Niepotrzebnie - powiedzia pan Ichino. - Mówi
y.
mi, e Nigel dokona rzeczy
niewyobra alnych w porównaniu z kimkolwiek innym. Odszyfrowa map gwiazd. Ma wgl d do wzorców, które inni... - Tak, tak. To wszystko prawda. Gdybym tylko wiedzia a, e z nim wszystko w porz dku, e nic mu si nie sta o. - Wiesz Nikka, kiedy by em ch opcem, dosta em w prezencie dwusuwow motorynk . Podarowali mi j rodzice. Potrzebowa em jej, eby doje
do szko y.
- Tak? - Mo e w tym, co ci opowiem, znajdziesz jak niej pocieszaj
d
wskazówk . -Pan Ichino wyci gn do
. Przez zamglone okno widzia , jak Nigel wa y w r ku siekier , brodz c
przez g boki nieg w kierunku stosu pni drzewnych. Kwadratura ramy okiennej nadawa a temu obrazkowi charakter wiadomie pozbawionego g bi drzeworytu Sumaro. - Odczeka em z tydzie , zanim jej dosiad em - ci gn
jej pocieszyciel. - To dlatego,
e ba em si j uszkodzi . Mia a sto pi dziesi t centymetrów pojemno ci i by em bardzo zdziwiony, gdy silnik zaskoczy za pierwszym kopni ciem startera. Wskoczy em na siode ko i triumfalnie przejecha em moj ulic w t i z powrotem, machaj c do rodziców, pozdrawiaj c siadów. Nagle motor zdech i adnym sposobem nie dawa si na powrót uruchomi , cho ycie bym za to odda . Musia em jak niepyszny odprowadzi maszyn do domu.
Podnosi siekier i spuszcza j precyzyjnie w dó czystym mierzonym ciosem w nadci ty kloc. Drewno roz upuje si , rozpada na kawa ki i Nigel czuje, jak jego napr one mi nie doznaj spe nienia w dzia aniu, t ej w dole pleców, gdy on w ko cu przecina ókna drzewa na wskro i wbija g boko ostrze siekiery, która zag bia si w roz piewan ziemi , a on sam staje si kochankiem tego wspania ego dnia.
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Zbli a si odwil . A on stoi na wysokiej pó ce, skalnym legowisku us anym ob ymi i kanciastymi kamieniami. Przygl da si
omotliwemu ta cowi jakich kosmatych kszta tów w cieniu
doliny, a gdy hucz cy rytm dociera do jego uszu i otula go spiral d wi ków, on te wpada w taneczny trans, znacz c synkopy b yskami unoszonej siekiery i trzaskiem kawa kowanych szczap, i zag bia si
w t tni
burz
d wi ków, ju
to skocznych, ju
to rzewnie
wzlatuj cych, ju to gdzie ulatuj cych, archaiczny samolot z drewna wali si z wysoko ci, maj c te kilka chwil uniesienia, zwi zku przemijania z aktem tworzenia i tej niczym nie ska onej rozkoszy, jak niesie ze sob fizyczny wysi ek, czysta rado
poruszania si ...
...unosi siekier , j k roz upywanego drzewa przenosi go w inn chwil ... A nieg topnieje.
- Sprawdzi em wi c dla pewno ci, czy paliwo dociera do karburatora i czy wieca zap onowa daje iskr , przeczy ci em dysz ga nika i kopn em starter. Ku mojej wielkiej rado ci maszyna od razu zaskoczy a z mi ym dla ucha rykiem. Pomy la em, e przyczyna awarii, jaki paproch lub nitka ze szmatki w w skim wietle przewodu paliwowego, zosta a usuni ta i wszystko b dzie dobrze. Nikka ze zrozumieniem kiwn a g ow . - Wyprowadzi em motorynk na ulic , uruchomi em j , a jak e, ale po mniej wi cej dwóch minutach zakrztusi a si , zakaszla a i znowu stan a.
...a jednak, a jednak widzi, rozumie, e ten do bólu ha jest tylko cz stk , a nie ca
liwy taniec i ekstaza mi ni
ci jego jestestwa, a wyci ganie siekiery z pnia, unoszenie jej
wysoko w potencja grawitacyjny ar ocznej ziemi przypomina mu prac wykonywan przed laty w odleg ej, szarej Anglii, na niegdysiejszej cud wyspie, przepe nionej gi tkimi rytmami powsta ymi po ród brygad w glarzy, w ch odzie bladych poranków aduj cych czarne z oto do br zowych worów, gdzie ludzie i maszyny w erali si w czer oproszonych niegiem ha d. Nigel pracowa tam jedynie dla pieni dzy, za które kupowa sobie troch spokoju w domu, gdy w jego ciepe ku czyta roz
on w
tawym wietle kruch
przemawiaj cej do o ywczym j zykiem i mami
materi
matematyki,
obietnic podró y na nowy dla niego
kontynent euklidesowych zachwyce , niezwyk ych za lubin my li ekonomicznej i czystej filozofii, podminowanych pulsowaniem wiata, destyluj cej ad z grubia skiej kot owaniny wiata, a jednak w tej jednej ulotnej chwili usi uj cej przylepi si do ycia, aby nie rozbija wiata na podmiot i przedmiot, lecz sprz c go w jedno , siekiera hiperbolicznie
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
przyspieszana przez atomy skóry, jego r ce ton w molekularnej kratownicy drewnianego trzonka, wszystkie istnienia ekstrahowane z tej samej delikatnej materii, bez spójno ci, zadawnione dwoisto ci bezsensownie taplaj ce si w granitowej masie, tak, zaiste, jedno wewn trznie logiczne matematyczne rozwi zanie, które daje wszech wiat, tkliwa pie wiecznej mi
o
ci, a on widzi soczewkowy obraz pustyni, nawracaj cego konno Snarka,
kieruj cego si wprost przed jego niecierpliwe spojrzenie, otwieraj cego mu oczy na cz stk wiata, ale biedny, os abiony, martwy Snark wypada z kadru i bynajmniej nie kipi z gniewu; nie, tylko k uj ce odpryski tego, co nale wieczno
o do kategorii stary Boojum Snark wskakuj na
do szufladek wiata podmiotów - przedmiotów, yj cych, umieraj cych...
- Mnie te zdarzy o si co podobnego - powiedzia a Nikka. -A sprawdzi pan, czy przypadkiem do paliwa nie dosta a si woda? Pan Ichino przytakn
i uniós kubek z przestyg
ju kaw , ko ysz
si jak czarna
moneta w jego wn trzu. - Sprawdzi em po dwakro
wszystko i jeszcze raz odpali em przy kraw niku.
Zaskoczy a g adko i zagra a równym warkotem. Wi c wskoczy em na ni i przejecha em dwie przecznice, po czym znów si zad awi a i zdech a. - Irytuj ce. - O tak. Jest taki stary dowcip: japo skie motorowery potrzebuj nie tyle paliwa, co wielkiego spokoju ducha. Tak by o i z moim. - Nie szuka pan przyczyny w le po czonych stykach? - Jak najbardziej, zastosowa em wszelkie konwencjonalne metody diagnostyczne. - I co? - Nic z tych rzeczy.
...tak, w Snarku by o to co , tam ka dy nosi w sobie jaki okruch z siedmiu lepców, a zatem ten kolos na glinianych nogach, Snark, musia mie prastarych rdzeni ferrytowych, i
e on/ono/ona maj
wiadomo
tkwi cych w nim,
swoje korzenie w cywilizacjach
komputerowych, które star y na proch statek Ikarusa, st uk y skorupk jajka spoczywaj teraz w kawa kach na Morzu Brzegowym, i udaremni y prób przekazania swojej wiedzy stworzeniom, które mia y sta si lud mi. Czy aby te pradawne ywe istoty, które obróci y Morze Brzegowe w ruin , a z drugiej strony Ikarus, przywodz cy ma my l obrazy umykaj cych gadów zbrojnych w po yskliwe pazury, zamykaj ce si jak d onie, czy te dwie si y popad y w wojn ? Czy ich rodzinne strony zosta y zniszczone przez sztuczne
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
inteligencje? A jednak ycie roi o si w Galaktyce. Cywilizacje komputerowe nie zdo unicestwi
wszystkich biosfer, cho
zapewne wywo
y pó niej ju
niestabilno , co , co dotar o do tej wysuni tej placówki ta cz cej wokó S
y
permanentn ca i zmiot y
Ikarusa, wietny wielki pojazd gwiezdny, stateczny i pewny, i obróci y w perzyn Morze Brzegowe, a dokona y tego, kiedy gady by y tak bliskie zwi zku z Wielk Stop . Tak wi c zmechanizowane spo ecze stwa zna y prastare sygna y alarmowe gadów, odczu y zatem miertelne drgawki kad uba statku, grzechot i skowyt jego konania, spowodowanego otumanieniem,
któremu
uleg
Nigel,
Snark
wpadaj cy
lotem
strza y
na
fali
elektromagnetycznego wrzasku, z og upia ymi obwodami nie pami taj cymi, czego maj szuka , kieruj cymi si zapewne atawistycznym pragnieniem starcia na proch Ikarusa i ksi ycowego Morza Brzegowego, a Snark g boko naruszony w swym jestestwie, skowycza w g uszy tamtej bezmiernej nocy, która go wch on a, pewien sprytny kosmiczny lis wypuszczony prosto z zimnej pró ni na Ksi yc z zadaniem podrzucenia tam czego w rodzaju kapsu y lutowniczej, po którym spodziewano si , e na wypadek, gdyby wrak si odezwa , przywróci mu ycie, ale wtedy niezdolny do ruchu, bo komar mu wpad do oka, niepami tny wieczno ci, zami obmywaj cy szare morze u ksi ycowych brzegów... Robi sobie przerw . Zatapia ostrze siekiery w pie ku do r bania, po czym odwraca si i maszeruje do pobliskiego pagórka, ze wistem wci ga w p uca suche powietrze, nogi udeptuj
nieg, rozcieraj c na py k uj ce ig y sosen, py ten dra ni luzówk nosa i spojówki
oczu, przed którymi szkliste wietliki ta cz w ród wynios ych wiecznie zielonych drzew, pr
cych si
jak najwy ej w bezlitosnej konkurencji, poszept wietrzyku zdaje sieje
rozmazywa i przenosi o par metrów dalej, na ca
t rozta czon obecno
nak adaj si
wiruj ce cz steczki kurzu, p atków, nawet lodu. Wszystko to rodzi o si z ziemi i na to nast pi , czu pod podeszwami nik y oddech tratowanego mikro wiata i dalej konsekwentnie mia
go na jeszcze mniejsze dróbmy, jak w zamkni tym kr gu unicestwiania i odradzania
w innej postaci. Na szczycie pagórka poczu na piersiach ch odne uk ucie wiatru i nagle w planie krystalicznego przestworu doliny k tem oka dostrzeg jaki nik y ruch na odleg ej polanie, ciemn plamk w eliptycznym obramowaniu drzew, punkcik, który zmrozi mu krew, bo dostrzeg odwracaj
si w jego stron
twarz, zwarli spojrzenia, jakby od tysi cy lat
odwieczne fale wietlne spaja y ich istnienia, fale zak ócane jedynie przelotnymi mu ni ciami percepcji, której krótkotrwa e, lecz dojmuj ce bryzgi czu nad sob , a mo e by y to za miard e grudki brudu z poszycia, a mo e hymny wy piewywane w podd wi kach, nies yszalnych dla cz owieka stoj cego w ród monumentalnych konarów, jazgotliwe,
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wybuja e ycie wyrywa o si z wszechogarniaj cego lasu, przez który prze wieca cienki rogalik ksi yca bajdurz cego o innych, podskórnych znaczeniach, i ten sam sztywny porz dek rzeczy, narzucony poszarpanymi krzywiznami g azów narzutowych, b yszcz cych ros krystalicznych struktur, które - widziane mgnieniem oka - przepe nia y bólem i to one rzuci y Wielk Stop w ramiona cz owieka, a kiedy iskra przelecia a pomi dzy ich renicami, tamten kud aty karze uniós ramiona i pogramoli si ku górze, jakby dla nabrania g bszego oddechu, a gdy znów si zatrzyma w ruchach da o si zauwa
boja liwo , jedno z
uniesionych ramion opad o i stare stworzenie niepewnie odcz apa o ku daj cej schronienie linii drzew, oczy Nigela z fotograficzn
precyzj
goni y jeszcze jego cie , punktuj c
renicami niewielki wyimek oblicza wiata... ...który wch on i który go odmienia... ...który topnia ...
- W pewnym momencie sam na to wpad em - ci gn
pan Ichino. - Otó siode ko by o
osadzone na spr ynach, dla zamortyzowania wstrz sów. A te spr yny okaza y si zbyt wiotkie. Pod moim ci arem siode ko opada o za nisko, prosto na gumowy przewód paliwowy, biegn cy po wierzchu karburatora. Wskakiwa o si na siode ko i uciska o przewód tak skutecznie, e paliwo nie mia o szans si przedosta . - I motorynka traci a moc - doda a Nikka. - No w
nie. Nic jej nie by o. To ja le si z ni obchodzi em.
Nikka ci gn a brwi. - Tak samo niew
ciwie odnosimy si do otaczaj cego nas wiata - kontynuowa pan
Ichino. - Nie potrafimy upora si z ró nymi problemami, bo stracili my kontakt ze wiatem, majstruj c przy nim ze zr czno ci s onia w sk adzie porcelany. - I my li pan, e to, co przydarzy o si Nigelowi... - To nie przez przypadek dokona tak wiele na wraku z Morza Brzegowego. Nauczy si stapia w jedno z japo sk motorynk .
... oto wraca do s gu drewna, szorstka faktura roboczego ubrania pociera i drapie skór pleców; dochodzi do wniosku, e kiedy by jeszcze tam, w górze, mia racj w sprawie gadulstwa, a tego, którego ciga, zajdzie ukiem w dó po zboczu wzgórza a do wlotu doliny, gdzie drzewa przypominaj rzadk szczecin , osi gnie gra wzniesienia i w lekkim pochyle pomknie, goni c nieuchwytnego, licz c na element zaskoczenia, tymczasem ob a, przygruba posta kluczy w dó zakosami, przybieraj c aerodynamiczny kszta t cykloidy, za Nigel st pa
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
przez lepki
nieg w kierunku polany ubijaj c mocno grunt, bo na yka si
rze kiego
powietrza, potem wydycha je ze wistem, rozlu nia si i ko czy dzie o.
W ich rozmow wdar si jaki natr tny d wi k i Nikka podskoczy a jak oparzona, rozgl daj c si nerwowo w poszukiwaniu ród a ha asu. Pan Ichino pierwszy znalaz si przy oknie. Odnalaz jaki rozp dzony punkt, przypominaj cy oszala , rozbrz czon os zni aj Ob dny lot ku po
onej ni ej linii drzew.
- Graves - skontatowa . - Wróci . Jest z nim kto jeszcze. Nikka zagryz a wargi. Oboje zacz li szuka p aszczy.
Nigel dociera do polanki przypominaj cej powietrzny tunel w szemrz cym masywie drzew, wydobywa si spod iglastego dachu na otwart
przestrze , gdzie ziemia odbija
dochodz cy z góry odg os, unosi g ow i wyobra a sobie, czym to musi by dla Wielkiej Stopy - jak s yszy szale czy opot szybko bij cych skrzyde drapie cy, gdy Graves w biegu, z nieokie znan
furi
strzela w ziemi
i reszta plemienia w panice rozbiega si , oczy
wytrzeszczone ze strachu, a Graves i jego robot p dz za nimi nad k
g sto st oczonych
drzew, które na chwil go zas aniaj , potem Nigel widzi go znowu, Graves biegnie coraz szybciej i Nigel ju czuje, jak w prze ladowcy warczy co na najwy szych obrotach i widzi ju po yskuj
pow ok metalu, widzi na przestrza kryj ce si pod nim kanciaste trzewia,
jaki cz owiek p ynnym ruchem wyskakuje na otwart przestrze , w przykl ku l duje w niegu z jednym ramieniem uniesionym w gór , gdy drugie ciska strzelb omiataj
z lewa
w prawo obszar ataku, wymacuj c czarnym wylotem lufy posta Nigela, cz owiek ten w pó przysiadzie p dzi dalej i wida , jak ostre cienie ga zi coraz wolniej szatkuj jego korpus, a Nigel wrasta w ziemi , gdy wyczuwa, jak kolejna posta
wy ania si spod bij cych
blaskiem skrzyde helikoptera, w polu widzenia ukazuje mu si starszy z atakuj cych, grubo opatulony przed zimnem, podczas gdy m odszy zbli a si
lekkim krokiem znaczonym
nonszalanckim podrygiwaniem strzelby, jego g adk twarz i oczy wbite w lini
cz
wylot
lufy z piersi Nigela, ci kie czarne brwi ci gni te nat eniem uwagi, buty skrzypi ce w stym niegu - trzymaj go na muszce - mówi, gdy dogania go starszy - nie jest sam, ale ja go za atwi - twarz starszego, pokryta siwiej cym zarostem, marszczy si w grymasie zmieszania i niepewno ci, staje z rakami lu no zwisaj cymi wzd sk
ud przygl da si Nigelowi - chyba
znam faceta - mamrocze - a Nigel nadal bez poruszenia czuje, jak jego g owa wwierca
si w niebo, za stopy wbijaj si w tward ziemi i jest teraz rozpi
mi dzy niebem i
ziemi nici paj cz - mo e to Ichino go wzywa - my li, gdy lufa strzelby zatacza powolne
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
ko a, a twarz m odszego m czyzny pokrywaj ciemne plamy podniecenia i gniewu, jego ka ciska b kitnoszary metal, gotowa wyczarowa ze rycz ce ycie - trzeba im pomóc wirnik w jego piersi zach ystuje si , jakby chcia stan
- pomy l frajerze, czy nie jeste za
stary, eby si tu g upio szwenda , ty i twój przyjaciel Ichino? By oby klawo, gdyby cie tu razem... Nigel chwyta uchem strz p odleg ego krzyku, cienki wysoki, g os Nikki, co on powiedzia ? Stary? To prawda, prze
em ju Mozarta i Ann Frank, tak, ale tutaj wszyscy
jeste my starzy, i zdaje sobie spraw z tego, e z ka dym krokiem ten m odszy zmniejsza odleg
mi dzy nimi, ale ci gle jeszcze namierza uchem pozycj srebrzystego g osu za sob
i czuje, e je li strzelba przemówi, to jak mo na sobie bez trudu wyobrazi , kula pójdzie w tamtym kierunku, ku chacie, wi c ze lizguje si w oddychanie i daje si wch on
powietrzu,
a Graves potrz sa g ow z politowaniem - chyba nie masz zamiaru gada z t twoj - hej e...
Nikka i pan Ichino obeszli ju k
drzew i Graves ich wypatrzy . Zatrzymali si
wydmuchuj c par z p uc i zlustrowali polan . Pan Ichino pierwszy zobaczy strzelb i odruchowo chcia zawróci pod os on drzew, ale w tym samym momencie Graves krzykn szorstko: - Hej, wy dwoje tam. Zbli cie si tutaj. - Przerwa. - adnych sztuczek, szybko tutaj. Wymienili spojrzenia i zgodnie pokonali ostatnie pi dziesi t metrów do miejsca, gdzie Graves i m czyzna o ziemistej twarzy trzymali na muszce Nigela. M odszy wydawa si bezwzgl dniejszy, cho porusza si spokojnie i bez po piechu kierowa luf broni kolejno na Nigela, Nikk i pana Ichino, który niczego dobrego z tego zachowania nie wró
,
wystarczy oby, jego zdaniem, jakie nie wiadome nawet poruszenie jednego z nich i jedno odruchowe naci ni cie j zyka spustowego... - Ostatni pobyt tutaj nie by dla mnie zbyt pomy lny - przypomnia Graves, nadal trzymaj c r ce na biodrach. - Przyby em, aby was przycisn . Wiem, e przetrzymujecie mój film. - Ja nie... - zaprotestowa pan Ichino. - Nie czas na k amstwa. - Przecie powiedzia em ju , e go zniszczy em. - Powiesz teraz, gdzie on jest. - Niczego nie ma...
Nie wiedzie sk d i jak uczucia i pragnienia przeszy y z pr dko ci b yskawicy jego zamar ego ducha i aby otrz sn
si z tych przemo nie dojmuj cych dozna , po prostu je
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wessa , by zbada ich natur , i zla je w jedn , wyciszon senn plazm , która w tym stanie wyp yn a z niego, do czaj c do nieprzerwanego szmeru czekaj
wiata, sta si
bia
kart
, a j kto zapisze, a czas przypasowuje si do tego, co si dzieje, jak woda do
cianek naczynia - nie ma ju nic - tylko Graves robi krok do przodu, podnosi r
, tak
sztywn w zderzeniu z twarz Ichino, na odlew, i ma y pan Ichino odskakuje w ty , ale w ostatniej chwili r ka si ga jego policzka, stopy trac grunt i cia o skr ca si w locie na ziemi , by zamortyzowa upadek, kryszta ki skruszonej skorupy nie nej wypryskuj w gór i Graves ledz cy scen , m ody cz owiek trzyma twardo strzelb wymierzon w Nigela, po chwili ycha westchnienie Nikki, a Nigel widzi, jak strzelec obraca si bacznie ku niej, nie pozostawiaj c im drogi wyj cia.
Pan Ichino zerkn w gór na Grayesa i posmakowa j zykiem w asn krew. - Wiem, wiem, wam si wydaje, e jestem t py i nie widz , co si tu dzieje. Ty i twoi, jak im tam - macha lekcewa co - przyjaciele, chc tu zrobi niez y pasztet. Tylko to wam w owie, mo e nie? A mo e jeszcze wyobra acie sobie, e ci tam, którzy o ma o mnie nie zabili, zas uguj na ask zachowania ycia. - Wydawa o si , e ci gni ta nienawi ci twarz Gravesa przes ania niebo. - Zas uguj . Spróbuj to zrozumie . Nie chc
tylko,
eby zniszczy o ich twoje
zainteresowanie. Na zbadanie ich przyjdzie odpowiedniejszy czas. Ale nie metodami, którym ho dujesz. Oczy Gravesa zw zi y si w w skie szparki. - Znowu bezczelnie k amiesz.
Czas jest ci ni ty do niesko czenie ma ych drobin zamro onych chwil, kiedy Ichino skrycie podci ga si do góry na r ce wspartej za plecami, bo lufa strzelby jest skierowana w inn
stron , a Graves akurat daje palcem jaki znak drugiemu pomocnikowi, celownik
strzelby jednak zmienia kierunek w odpowiedzi na ruch lewego kolana Ichino, polan parali uje pe na napi cia cisza, oczekiwanie, wydaj ce si trwa wieczno zdaje si , e znalaz
si w niew
oczekiwanie -
ciwej bajce - to mówi Nigel dla rozproszenia uwagi
tamtego, ju pierwsze s owo powoduje nieznaczny ruch palca, który lekko drga na cynglu, cicielowi tego palca t ej
ko ci, jakby by y konstrukcj
z pr tów wapniowych,
wszystkie mi nie napinaj si do bólu, i wtedy prawa stopa Nigela miga do okcia tamtego, czuje, e obcasem trafi w wystaj przeciwnika zaciskaj
si
ko
i ca ym ci arem cia a rzuca si do przodu, r ce
na metalu i moment ruchu traci rozp d, oddech ze wistem
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wydobywa si z zaschni tej krtani, strzelba zbacza z celu w rozproszonym wietle, pi ta Nigela ze lizguje si z okcia na polerowane drewno kolby, a szyja strzelca przegina si na bok, r ce kurczowo próbuj wykorzysta ostatni sprzyjaj cy moment naci ni cia spustu, który odchyla si pod naciskiem s abn cego palca i lufa wycelowana w udeptany nieg wydaje rozg
ny wizg, a na wszystko otwarta ziemia przyjmuje do swego ona grudk
owiu.
Nagle pan Ichino sta ju na nogach, Nigel trzyma strzelb , a Graves cofa si ty em, mrugaj c oczami i wyci gaj c d onie do Nigela w ge cie obrony. odszy z napastników le
twarz w niegu tak, jak upad , gdy Nikka podstawi a
mu nog . Gdyby tego nie zrobi a, Nigelowi mog o zabrakn Nigel wysun
czasu na odebranie strzelby.
ju rygiel i pozostawi zamek otwarty. Tymczasem le cy uniós si i na
czworaka pó przytomnie powiód spojrzeniem dooko a, nieco oszo omiony, niezdolny do zaakceptowania swego po
enia. Nikt si nie odzywa .
- Prosz na s ówko - zwróci si Nigel do Gravesa i odci gn
go za rami par
metrów dalej. Rozmawiali przyciszonymi g osami. Pan Ichino obserwowa Nigela, zastanawiaj c si nad czym , co trudno mu by o jednoznacznie zdefiniowa . Dziwi o go, e przyjaciel zupe nie nie przejawia napi cia ani zdenerwowania i e w tym swobodnym zachowaniu kryje si istota jego wewn trznej si y. Kiedy Graves wróci z pogaw dki, pana Ichino zaszokowa a zmiana w zachowaniu tego cz owieka. By o w nim teraz jakie ukojenie, oczy pod ci kimi powiekami agodnia y, a twarz nabra a wyrazu nieokre lonego smutku, jak gdyby w
nie dowiedzia
si o czym , o czym wola by nie wiedzie . Pan Ichino domy li si , e wi cej ju go nie spotka. Nigel poklepa Gravesa po plecach, a ten rozkazuj cym tonem zwróci si do odszego kompana i obaj zgodnie ruszyli do helikoptera. Wspi li si na pok ad i wkrótce odezwa si silnik maszyny.
Kocha to omiataj ce wszystko wiruj ce wznoszenie, gdy mgie ka rozbitego na atomy niegu wypryskuje spod maszyny, jak dzwoni ce kryszta ki, te spragnione lotu w nieznane egnajcie” - ta niezmordowana energia mózgu, któr kocha najbardziej, kiedy ka dy zmys po kolei próbuje co uszczkn
z tej t ustej wini, jak
jest wiat nawet w momencie
machania r kami do zamazanych, szybko gin cych w oddali bia ych twarzy, gesty r k rozdrapuj p czniej
mi dzy nimi przestrze , Ichino zaczyna co mówi , ale Nigel ucisza
go - nie, jeszcze nie koniec, jeszcze ta chwila nie dojrza a, pó niej b
mogli j prze
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
ponownie przy trzaskaj cym ogniu, pogryzaj c popcornem, popijaj c grzanym cydrem, ale dla tej chwili gadanie by oby, jak zgaga w pó niej b dzie na to do
dku po nieprzetrawionej gorzale, nie teraz,
czasu, który lito ciwie wszystko rozrzedzi, z agodzi ostre kraw dzie
zdarze , a on tymczasem zanurza si z powrotem w rze ko
powietrza i podnosi strzelb za
ugi t py ryj, roz upuje j o pie drzewa, metal uderza w kor g usz
odg os jej mierci, co
na twarzach Nikki i pana Ichino odbija si wyrazem ulgi, e oto lot tej g upiej zabawki znaczy koniec ich udr ki, Ichino obraca spojrzenie na znikaj cy punkt, jakim jest teraz helikopter dziwnie bezradny w migotliwej przestrzeni powietrza, a Nigel pó od amek ton cego
osem egna odlatuj cy
wiata i nas uchuje jeszcze cichn cych odg osów silnika, ci gle
wymuszaj cych na nim nierozumnej formy kontaktu z tamtymi, trzepotania rozbudzonych wspomnie , czuje, jak wyrok si od niego oddala, i po raz pierwszy na g os formu uje to, co brzmi w g owie - Graves okre li swoj przysz
, zanim tu przyby , bo zaiste, cz owiek jest
wolny, zawsze by wolny, a w sumie by o to jego.
...zanim tu przyby - g we w asne s owa ubiera sw
no wypowiedziane zdanie targn o panem Ichino, bo w wdzi czno
nie
i spojrza w kierunku nikn cego punktu
zawieszonego nad grzbietem wzgórza ponad drzewami. K biaste chmurki unios y si w gór is
ce przebi o je promieniami, które wyostrzy y kontur helikoptera. Jego wypolerowany
kad ub z apa snop
wiat a, co da o optyczny efekt porozumiewawczego,
wietlistego
mrugni cia. Pan Ichino dojrza jeszcze ognisty pocisk, jak wyskakuje z ciemnej korony lasu i wch ania helikopter w swoje kuliste pomara czowe wn trze. Na chwil zacisn
powieki i
dziwna wizja znikn a, zostawiaj c nik y lad na siatkówce oka. Ale helikopter rzeczywi cie gdzie znikn . S ysza tylko jego t pe furkotanie. Potem ju
nic nie by o s ycha
wzdychaj cymi na wietrze czubkami drzew. Czy by helikopter tak szybko ze lizn
nad si za
wzgórze? Dziwne. Obróci si , by zapyta o to Nigela, ale przyjaciel szed ju do czekaj cego na por banie stosu drewna.
Ponad ca ym monomaniakalnym uporem Gravesa, ca a ta miechu warta zabawa ze strzelb , ostatnie spotkanie Gravesa z Wielk Stop o trwaj przesz
wieczno
chwil odrzucone w
, przywiod o na my l cywilizacje skromnych biurowych kalkulatorów kul ce si ze
strachu mi dzy gwiazdami, powstrzymuj ce si przed u ywaniem radia w obawie, e m ode szczepy organiczne wykryj ich istnienie i rozerw je na kawa ki elaznego z omu, jednak nawet biurowy kalkulator mo e sta si gro ny, gdy go zap dzi do k ta, mo e zniszczy karmione piersi
kultury zwierz ce, zanim si
rozwin , ach, co za stary skurczybyk
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
galaktyczny to by , odlewaj cy si energi z pr dko ci tysi ca bukli na nanosekund , jak biedny Graves, gdzie zab kany, czyn s uszny w za
eniu, lecz miara rzeczy wadliwa,
nieczu y na radosn chóraln pie , jak to wszystko w swej istocie by o, tak bardzo podobny do Nigela zapami tanego z dawnych czasów, tak przywi zany do zdarze niewidzialnymi sznurami, które wci gn y go w otch
fal, Aleksandria, Snark, kochany stary tatu , o tak,
Nigel widzi teraz, jak bardzo Graves odczuwa to w si
nie w ten sposób, ale teraz poklepuje
po kieszeniach ze zdziwieniem, podnosi r ce i pokazuje wiatu,
przesz
e s
puste, jego
go porzuci a, jest wolny od ci aru tego, czym by , rozlu nia si , naprawd wolny
i czysty w tym wszech wiecie istnie i gotów na spotkanie tych z Or a, o tak, mo e si
mia
ca ym swym jestestwem...
Nikka i pan Ichino wrócili do ciep ej chaty, a ich o nie one buty nape ni y j odg osem kl skaj cego cz apania. - W tpi ., czy jeszcze kiedykolwiek którego z nich zobaczycie - odezwa a si Nikka. - Z pewno ci nie. Ka dy uczy si na w asnych b dach - odpar pan Ichino, maj c na my li Wielk Stop . Podszed do okna i przez kwadratowe pomocne okienko dostrzeg Nigela. Przez jeden moment framugi czterech szybek scentrowa y si na jego postaci, co niebu w tle nada o kszta t wielkiej misy. S
ce by o jeszcze przes oni te smugami porannej
mg y. W samym centrum tego wszech wiata Nigel miarowo podnosi i opuszcza siekier .
uca rz
z wysi ku, wi c na chwil przerywa i ogl da si na czteroszybkowe
okienko i wydaje mu si , e ono ostro zieje w jego stron , jakby chcia o go zdmuchn , czego w ko cu nie zrobi tamten m odzieniaszek, cho mia o owian kul w magazynku, ale czuje si jak rzucony podmuchem, sponiewierane ostrze uderza w nadgni y rze i pieniek rozpada si kr
na kawa ki, rozpryskuj c si
na wszystkie strony, ich spadanie powoduje rozbicie
cych kryszta ków mikroasteroid zdobi cych mro
przestrze , mi nie si kurcz , a
potem rozlu niaj , pi ty udeptuj zbity nieg, poniewa ziemia trzyma go uparcie w swoim ponadczasowym u cisku, który on odwzajemnia, ma przecie
swoje w asne pole
grawitacyjne, a my li pomykaj jak letnie b yskawice przez nieprzerwany strumie wci rosn cych i topniej cych emocji. W górze za trwa Galaktyka, mrowie bia ych pszczó , ka da o nieokre lonej, ale sobie tylko w
ciwej strukturze, wiruj cy dysk przecina przestrze
kosmiczn na w asn mod , a Nigel nie jest w stanie odgadn , kto rzuci dyskiem i ciwie nic go to nie obchodzi, bo przecie ma tu tego pod dostatkiem na kruchej osi ziemskiej, ka da nowa prawda wtapia si w star , gdy przenika go od amek ich wiata -
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zniknijmy st d jednej z tych nocy, bo kontynenty zderzaj si ze sob i zbroj i wdaj si w straszliwe awantury z Indianami, r bi c drwa, dziel c Andromed na trzy terytoria, Oregon przenosz c na Or a na kilka tygodni, chwile odp ywaj przy lada dotkni ciu, na stracenie i w rozsypk i powiadam, w porz dku, to mi odpowiada... A tu wszystko topnieje. - Nigel! - dobiega go g os Nikki. - Dola am ci kawy! Chata paruje, topnieje, by si odrodzi . - wietnie! - odkrzykuje. - Zaraz b
.
Odwieczna odwil odwraca si i tak wszystko topnieje, a on bez ko ca b dzi, topnieje i obraca si tak i jeszcze raz tak na wieki, roztapia si .
.d o
o
.c
m
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c