Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako i...
13 downloads
14 Views
5MB Size
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym,łamie prawo.
2|Strona
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dla Cathy Ponieważ życie nie jest bajką, jednak każdy z nas potrzebuje tej jednej osoby, dzięki której marzenie pozostaje żywe. Ty jesteś dla mnie taką osobą.
3|Strona
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
"Niestety, nie mogę się wytłumaczyć, ponieważ nie jestem teraz sobą." - Lewis Carroll
4|Strona
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Spis tresci Pierwszy ............................................................................................................. 7 Drugi ................................................................................................................. 14 Trzeci ................................................................................................................ 24 Czwarty ............................................................................................................ 33 Piaty ............................................................................................................... 40 Szosty............................................................................................................... 47 Siodmy ............................................................................................................. 54 Osmy .................................................................................................................. 63 Dziewiaty ......................................................................................................... 71 Dziesiaty ........................................................................................................... 79 Jedenasty ........................................................................................................... 88 Dwunasty ........................................................................................................ 101 Trzynasty ........................................................................................................ 108 C zternasty....................................................................................................... 116 Pietnasty ........................................................................................................ 125 Szesnasty ........................................................................................................ 132 Siedemnasty ..................................................................................................... 139 Osiemnasty....................................................................................................... 146 Dziewietnasty ................................................................................................. 154 Dwudziesty ...................................................................................................... 165 Dwudziesty pierwszy ........................................................................................ 175 Dwudziesty drugi ............................................................................................. 182 Dwudziesty trzeci ............................................................................................ 192 Dwudziesty czwarty ........................................................................................ 201 Dwudziesty piaty ............................................................................................. 211 Dwudziesty szosty ........................................................................................... 221 Dwudziesty siodmy .......................................................................................... 230 5|Strona
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dwudziesty osmy ............................................................................................ 240 Dwudziesty dziewiaty .................................................................................... 249 Trzydziesty ...................................................................................................... 259 Trzydziesty pierwszy........................................................................................268 Trzydziesty drugi ............................................................................................ 278 Trzydziesty trzeci ........................................................................................... 288 Trzydziesty czwarty ........................................................................................ 295 Trzydziesty piaty ............................................................................................ 308 Trzydziesty szosty ............................................................................................. 315 Od tłumacza 326
6|Strona
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Pierwszy (teraznie sz sc) - SKARBIE, JESTEŚ gotowa? - głos mojego męża rozlega się z sąsiedniego pokoju. Patrzę na swoje odbicie w lustrze, kiedy zakładam kolczyki z perłą, szepcząc do siebie. - Tak. Prostując się i wygładzając śliski materiał sukienki, przebiegam palcami przez moje długie, rude włosy. Karminowy koc. Luźne fale opadają na moje nagie ramiona. Chłód ciemnogranatowego jedwabiu przylega do drobnych krągłości mojej małej postury. Stoicka, dobra żona. A mój maż, siła przewodnia mojego uwielbienia, lub tak się tylko wydaje. - Olśniewająca. Moje oczy przesuwają się w lustrze na Bennetta, kiedy wchodzi do garderoby i kieruje się do wyspy,1 przy której stoję. Odsuwa moje włosy na bok, eksponując szyję, aby osadzić na niej usta. - Mmm - mruczę na jego dotyk, zanim odwracam się w jego ramiona, aby poprawić czarną muszkę.
1
Wydaje mi się, że chodzi o coś takiego :)
7|Strona
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Jego oczy są wbite we mnie, kiedy skupiam się na jego szyi, a gdy unoszę wzrok, ofiaruje mi delikatny uśmiech. Odwzajemniam go. Jest atrakcyjny ze swoimi mocnymi rysami twarzy, kwadratową szczęką i kasztanowymi włosami z delikatnymi refleksami srebra. Oznaka jego trzydziestu czterech lat i wpływowego statusu. Magnat. Właściciel największej na świecie firmy stali. On jest władzą. A ja odbiorcą. - Baldwin jest gotowy z samochodem - mówi, zanim całuje mnie w czoło. Chwytam torebkę, a Bennett pomaga mi z płaszczem, zanim zjeżdżamy windą na dół. Kiedy przechodzimy przez lobby The Legacy, mojego domu przez ostatnie trzy lata, Bennett trzyma dłoń na grzbiecie mojego kręgosłupa, prowadząc mnie w nocne ukąszenie zimy. - Panie Vanderwal. - Baldwin, nasz kierowca i wieloletni dobry przyjaciel mojego męża wita nas skinieniem, zanim zwraca uwagę na mnie - Pani. - Dobry wieczór - mówię, kiedy wsuwam dłoń w jego, a on pomaga mi wsiąść na tylne siedzenie Land Rovera. Bennett wślizguje się po mnie do środka i kładzie moją dłoń na swoje udo, kiedy Baldwin zatrzaskuje drzwi, po czym wskakuje na przednie siedzenie. "Metamorphosis" zespołu Glass, ulubionej grupy Bennetta, połyka ciszę i wypełnia samochód. Unosząc wolną dłoń, kładę ją na lodowatym oknie, czując wilgoć i chłód, które przesączają się przez skórę. - Kocham śnieg - mamroczę, bardziej do siebie niż do męża, ale on i tak odpowiada. - Mówisz to każdej zimy. Odwracając się, aby spojrzeć na niego, a następnie na nasze złączone dłonie, wypuszczam lekkie mruknięcie, zanim on przesuwa się i mówi - A więc, Richard powiedział, że jakiś czas temu zatrzymał się w tym hotelu i wspomniał, że byłaby to dobra lokalizacja, aby wyprawić tam w tym roku naszą Noworoczną imprezę. - Jak się nazywa? - Lotus. - Interesujące - zauważam, zanim pytam - To nowy hotel McKinnona, prawda? - Właściwie to jego syna. Mam go poznać. - Hmm. Lekko ściskając moją dłoń, pyta - Co to za mina?
8|Strona
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- McKinnon potrafi być, cóż... - Dupkiem? Uśmiecham się i przytakuję - Tak. Po prostu nie wiedziałam, że ma jakieś dzieci, to wszystko. Jadąc przez sobotni ruch uliczny w centrum Chicago, wreszcie podjeżdżamy pod nowo wybudowany, luksusowy hotel, który będzie adresowany do miejskiej elity. Bierzemy udział w wielu monotonnych wydarzeniach, jak to. Ze statusem Bennetta, nie tylko w tym mieście, ale na świecie, jego obecność na takich wydarzeniach działa na zasadzie umowy, kiedy pożądany jest rozgłos lub z innych powodów. Ale Bennett przez lata prowadził interesy z Calumem McKinnonem, więc dzisiejsze wydarzenie nie należało do tych, które mogliśmy opuścić. Kiedy Baldwin otwiera drzwi i pomaga mi wysiąść, prostuję się i poprawiam długą sukienkę, zanim zostaję poprowadzona przez szklane drzwi i lobby Lotusa. Kiedy Bennett opuszcza mój bok, aby oddać nasze płaszcze do szatni, chłonę wzrokiem tutejszych gości i gryzę wewnętrzną stronę policzka. Wiem, że jestem tutaj z najzamożniejszym mężczyzną, ale zaczynają się we mnie odzywać nerwy, gdy zastanawiam się, czy ci ludzie potrafią przejrzeć mnie na wylot. Zostaję powitana kieliszkiem szampana i wzrokiem kilku kobiet, które zasiadają w zarządzie tej samej organizacji charytatywnej co ja. - Gotowa, skarbie? Mój mąż owija ramię dookoła moich bioder i prowadzi mnie do pierwszej z wielu interakcji, którą dzisiaj odbędziemy. Przybieram swój uśmiech, unoszę podbródek i odgrywam swoją rolę. Rolę, którą odgrywam, odkąd poznałam Bennetta. On jest kochającym mężem, zawsze nim był. Stanowczy w interesach, ale tak bardzo delikatny w stosunku do mnie, jakbym była zrobiona ze szkła. Może kiedyś byłam, ale już nie jestem. Jestem tak silna, jak tylko się da. Słabość wywodzi się z duszy. Większość ludzi ją posiada, co daje przewagę kobiecie takiej jak ja. Przewagę, aby bawić się ludźmi, tak jak mi się podoba i to właśnie robię. - Nina! - Słyszę swoje imię, wywołane przez jedną z moich przyjaciółek. - Jacqueline, czyż nie wyglądasz pięknie - mówię, kiedy pochyla się, aby pocałować mnie w policzek. - Cóż, z tobą nawet nie mogę konkurować. Olśniewająca jak zawsze - mówi, zanim zwraca uwagę na Bennetta i rumieni się, kiedy się z nim wita. Jestem pewna, że właśnie 9|Strona
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
zmoczyła majtki. Jest zdesperowaną flirciarą. Jej mąż jest kiepskim przedstawicielem męskiej części populacji. Ale ten mąż jest partnerem biznesowym Bennetta, więc zatrzymuję dla siebie jego mizoginizm i szkoda mi idiotki, którą poślubił. Ona próbuje się dobrać do spodni mojego męża, odkąd ją poznałam. Nigdy nie powiedziałam ani słowa na ten temat, ponieważ desperacja nie jest czymś, co pociąga Bennetta. Podczas gdy Jacqueline flirtuje z moim mężem, skanuję pomieszczenie. Wszyscy są ubrani w najwyższej jakości ubrania, popijając drinki i socjalizując się. Odwracam się od bezmyślnych ludzi i przyswajam elegancką oraz nowoczesną konstrukcję hotelu. Minimalistyczne wyposażenie, zdecydowanie pławiące się w pieniądzach. Kiedy dryfuję wzrokiem po pomieszczeniu, natrafiam na parę wpatrujących się we mnie oczu. Oczu, które wzbudzają moje zainteresowanie. Stojąc w małej grupie i nie zwracając uwagi na żadną osobę wokół niego, mężczyzna— zdumiewająco atrakcyjny mężczyzna— obserwuje mnie. Nawet kiedy patrzę na niego przez pomieszczenie, nie odrywa ode mnie wzroku; jedynie unosi usta w lekkim uśmieszku, zanim bierze łyk swojej whiskey z wodą sodową. Kiedy szczupła blondyna gładzi jego ramię, kontakt zostaje przerwany. Nieskazitelnie ubrany w szyty na miarę garnitur, zachowuje pozory obojętnego. Jego gęste włosy są luźno wystylizowane, jakby właśnie przebiegł przez nie dłonią i powiedział pierdolić to, a jego mocno zarysowana szczęka, jest pokryta jednodniowym zarostem. Ale ten garnitur... tak, ten garnitur zdecydowanie okrywa dobrze zbudowane ciało. Linie i krój obejmują jego postać, podkreślając szerokie ramiona, które tworzą obraz V w dół, do szczupłych bioder. - Skarbie? Wyrwana z transu, odwracam się do zaciekawionego spojrzenia męża i dostrzegam, że Jacqueline nie ma już przy jego boku. - Co przykuło twoją uwagę? - pyta. - Och. Po prostu przyglądam się wszystkiemu. To miejsce jest niesamowite, co? - Pytałem o imprezę, ale wydaje mi się, że odpłynęłaś. Więc, co sądzisz? - Tak, zgadzam się. To będzie świetne miejsce i miła zmiana scenerii - mówię mu i kiedy to robię, widzę zbliżającego się do nas pierdolić to faceta. Z łatwością idzie zamaszystym krokiem i pozostałe kobiety w pomieszczeniu również to widzą. - Ty musisz być Bennettem - mówi jedwabistym i mocnym szkockim akcentem, który przypomina akcent jego ojca, kiedy wyciąga dłoń do mojego męża. - Nazywam się Declan McKinnon. Mój ojciec wypowiada się o tobie w samych superlatywach. - Dobrze cię wreszcie poznać, Declan. Nie widziałem tutaj Cala - mówi Bennett, kiedy potrząsa dłonią pierdolić to, który teraz ma imię.
10 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Nie ma go tutaj. Musiał wylecieć do Miami, żeby zając się jakimiś interesami. - Ten stary drań nigdy nie odpuszcza, prawda? - śmieje się Bennett, a Declan dołącza do niego i kręcąc głową, mówi - Sześćdziesiąt lat, a wciąż wyszczekuje rozkazy do każdego, kto go posłucha. Do diabła, nawet do tych, którzy nie posłuchają. Kiedy Declan spogląda na mnie, mój mąż przeprasza i mówi - Declan, to moja żona, Nina. Chwytając moją dłoń, pochyla się i całuje mnie w policzek, zanim odrywa się i komplementuje. - Przyjemność po mojej stronie. Nic nie mogłem poradzić, ale już wcześniej zwróciłem na ciebie uwagę. - Patrząc na Bennetta, dodaje - Jesteś szczęściarzem. - Powtarzam jej to każdego dnia. Noszę swój uśmiech, jak powinna to robić dobra żona. Robię to od lat, otępiała na absurdalne pochwały, które ci mężczyźni mają w zwyczaju rzucać w ich frajerskich próbach bycia dżentelmenami. Jednak widzę, że Declan nie usiłuje tego robić. Jego ramiona są swobodnie opuszczone. Jest zrelaksowany. - To miejsce jest dużym osiągnięciem. Gratulacje - mówi Bennett. - Dziękuję. Zajęło jedynie kilka lat mojego życia, ale - mówi, kiedy obejmuje wzrokiem otoczenie - wygląda dokładnie tak, jak je sobie wyobrażałem - zanim wraca spojrzeniem do mnie. Ten facet jest zdecydowanym flirciarzem i jestem zaskoczona, kiedy spływa to po Bennetcie, który kontynuuje rozmowę. - Właśnie mówiłem Ninie, że twój hotel stanowiłby świetne tło dla naszej Noworocznej imprezy, którą wyprawiamy dla naszych przyjaciół. Wtrącam się ze znaczącym uśmieszkiem, mówiąc: - To jedyne wydarzenie w roku, kiedy mój mąż puszcza lejce i pozwala mi na stworzenie imprezy podkreślającej jego finansową władzę, aby po prostu przypomnieć wszystkim, kto jest na szczycie. Lub przedłużenie penisa, jeśli wolisz i należyta oprawa jego corocznej wizyty. - Droczę się z delikatną kobiecością, która sprawia, że mężczyźni śmieją się, słysząc moje uszczypliwe słowa. Śmieję się razem z nimi, kiedy puszczam do męża flirtujące oczko. - Urocza - mówi Declan. - Nawet nie masz pojęcia - odpowiada Bennett, kiedy spogląda na mnie z szerokim uśmiechem. - Ale mimo tego, co mówi, uwielbia planować to coroczne spotkanie, a ja dostaję gęsiej skórki obserwując, jak wydaje moje ciężko zarobione pieniądze. Jednak mamy kłopoty, 11 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
ponieważ sceneria, którą wybraliśmy kilka miesięcy temu jest w trakcie remontu i miejsce nie będzie gotowe na czas. - Kiedy odbywa się to przyjęcie? - To bal z okazji Nowego Roku - odpowiada Bennett. - Brzmi wykonalnie - mówi Declan, kiedy wyciąga wizytówkę z wnętrza swojej marynarki i zamiast Bennettowi, podaje ją mi, mówiąc - Jako że wygląda na to, iż jesteś kobietą, przed którą będę odpowiadał, tutaj są moje numery kontaktowe. Biorąc wizytówkę z jego dłoni, obserwuję, jak się odwraca i mówi mojemu mężowi Upewnię sie, żeby nadzorować planowanie, gwarantując że Nina dostanie wszystko to, czego oczekuje. - Wygląda na to, że w tym roku będę wypisywał pokaźny czek - żartuje mój mąż. Cóż, Declan, miło było wreszcie dopasować twarz do imienia, ale jeśli nam wybaczysz, chciałbym pochwalić się żoną na parkiecie. Kiedy Bennett prowadzi nas do zatłoczonego parkietu i owija wokół mnie ramiona, korzystam z okazji, aby zerknąć ponad jego ramieniem na obserwującego mnie w skupieniu Declana. Ten facet nie ma żadnych oporów przed okazywaniem zainteresowania, a uczucie euforii pomrukuje we mnie, kiedy mój mąż z łatwością przesuwa się ze mną po parkiecie. Spędzamy wieczór na mieszaniu się i przebywaniu z przyjaciółmi oraz partnerami biznesowymi, zanim opuszczamy imprezę i kierujemy się z powrotem do The Legacy. Wychodząc z windy i wchodząc do apartamentu, który posiadał Bennett, kiedy cztery lata temu po raz pierwszy go spotkałam, przechodzimy przez pogrążony w ciemności salon. Jedyne światło pochodzi od księżyca, który rzuca cień spoza wypełnionych śniegiem chmur na wysokie od ziemi do sufitu okna, które rozciągają się na dwóch ścianach. Wchodzę do głównego apartamentu za Bennettem i kiedy zdejmuję szpilki, spoglądam w górę, widząc że już rozwiązał muszkę, która zwisa wokół kołnierzyka jego białej, smokingowej koszuli, którą teraz rozpina. Jego wzrok jest rozmarzony, kiedy błądzi nim po moim ciele. Stoję tam, gdy powoli zbliża się do mnie, po czym wodzi dłońmi po bokach mojego ciała, do czasu aż znajduje się przede mną na kolanach. Przebiega dłońmi po moich nogach, przez rozcięcie w sukience i kiedy tylko jego palce uderzają w moje majtki, wyłączam to. Stalowa klatka owija się wokół mojego serca i zanim mój żołądek zwróci zawartość, zamykam się. Odrętwiała.
12 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Nieobecna. Ciągnie majtki w dół moich nóg, a ja wychodzę z nich, zanim czuję ciepło jego języka, kiedy przesuwa nim po spoinie mojej cipki, ale udaje mi się powstrzymać przed doświadczeniem choćby najmniejszego impulsu intymności. Sypiam z moim mężem od lat, ale odmawiam sobie przyjemności, której, jak go zapewniam, doświadczam. Dlaczego? Powiem wam dlaczego. Ponieważ go nienawidzę. On myśli, że w tej chwili się kochamy. Jego kutas wypełnia mnie powoli, kiedy pod nim leżę. Moje ramiona są owinięte wokół jego szyi. Nogi szeroko rozwarte, zapraszając go głębiej, kiedy urządza sobie posiłek z moich piersi. Wierzy we wszystko, w co chcę, aby uwierzył. Zawsze to robi. Ale dla mnie jest to zaledwie grą. Grą, w którą niemądrze wpadł. Nigdy nie kwestionuje mojej miłości do niego, a teraz moje ciało skręca się pod nim i jęczę w imitacji przyjemności, kiedy dochodzi mocno, nacierając na mnie biodrami i mówiąc mi, jak bardzo mnie kocha, a ja odpowiadam mu tym samym. - Boże, Bennett, tak bardzo cię kocham - sapię. Jego głowa jest wtulona w zagłębienie mojej szyi, kiedy próbuje uspokoić swój oddech, a gdy się podnosi i spogląda w moje oczy, przebiegam palcami przez jego włosy i wilgotną skórę pod nimi. - Właśnie taka jesteś olśniewająca. - Jaka? - pytam miękko. - Zaspokojona. Idiota.
13 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Drugi (teraznie sz sc) Przewracając się na łóżku, zdaję sobie sprawę, że jestem sama. Nic nowego. Płyn po goleniu Bennetta wciąż unosi się w powietrzu. Kiedy się odświeżam i wchodzę do otwartego salonu, widzę go siedzącego przy kontuarze w kuchni. Czyta dokument w trakcie popijania kawy. Zawiązując wokół talii szarfę jedwabnego szlafroka, podchodzę do niego od tyłu i owijam ręce dookoła jego ramion, całując go. - Dzień dobry - mówi z szerokim uśmiechem, szczęśliwy, że mnie widzi. - Wcześnie wstałeś - odpowiadam, kiedy dostrzegam jego trzyczęściowy garnitur. Odkładając dokument, odwraca się, aby usadowić mnie między swoimi nogami. - Wylatuję do Dubaju. Zapomniałaś? - Oczywiście, że nie. Ale wylatujesz dopiero za kilka godzin - mówię mu, po czym opuszczam głowę i dodaję z udawanym smutkiem. - Chciałabym, żebyś został. Całując mnie w usta, odchyla się i przeciąga palce przez moje długie włosy, zaczesując je do tyłu. - To tylko kilka dni. Dodatkowo, będziesz zajęta. - Zajęta? - Chcę, żebyś zaczęła wszystko przygotowywać na przyjęcie. To trochę ponad miesiąc czasu, a zaproszenia muszą zostać niebawem wysłane. Richard ze mną nie jedzie, więc w tym tygodniu będzie w pobliżu, gdybyś czegokolwiek potrzebowała. Richard jest mężem Jacqueline i partnerem biznesowym Bennetta. Zawsze ociera się o mnie w niewłaściwy sposób, ale symuluję przyjazne nastawienie do niego tylko ze względu na Bennetta.
14 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Richard nosi fular,2 na litość boską. - Dobrze. Zatem popracuję dzisiaj z domu, a później zadzwonię do hotelu, żeby umówić spotkanie. Gdy odchodzę, żeby przygotować filiżankę herbaty, Bennett wraca do pracy. Po jakimś czasie Baldwin zabiera jego bagaż na dół do samochodu, podczas gdy my się żegnamy. - Będę tęsknić - mruczę, na co on odpowiada - Skarbie, zawsze to mówisz. Wspinając się do niego, nakrywam jego usta swoimi. - Ponieważ, zawsze tak jest. Uśmiecha się. Ja też się uśmiecham. - Zadzwoń do mnie, kiedy tylko wylądujesz, żebym wiedziała, że wszystko w porządku. - Kocham cię. Podążam za nim do windy i całuję go po raz ostatni, zanim wychodzi, po czym kieruję się do gabinetu, aby popracować na laptopie. Usadawiając się wygodnie, otwieram pokrywę i wpisuję Declan McKinnon w wyszukiwarkę internetową. Linki zalewają ekran. Klikam w jeden i czytam: Declan Alexander McKinnon. Urodzony w Edynburgu w Szkocji. Wiek: 31. Syn Caluma McKinnona i świętej pamięci Lillian McKinnon. Magisterskie studia menadżerskie na Uniwersytecie św. Andrzeja w Szkocji.
2
15 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Kontynuuję czytanie o jego rozmaitych uniwersyteckich oraz biznesowych osiągnięciach i pochwałach. Spotkałam jego ojca na kilku wydarzeniach i wiem, że ich nazwisko jest powszechnie szanowane, zatem potrafię sobie wyobrazić, jaka ciąży na nim presja, aby nadal tak było. Przechodząc do wyszukiwarki obrazów, setki zdjęć Declana z przeróżnymi kobietami uczepionymi jego ramienia ozdabiają monitor. Najwyraźniej cieszy się statusem kawalera, jednak wygląda na to, że dla okolicy Chicago jest kimś nowym. Nie rozmyślając o nim za wiele, zamykam przeglądarkę i otwieram książkę adresową Bennetta, aby zacząć pracować. Z powodu jego rozgłosu, nasze ekstrawaganckie doroczne spotkanie kierowane jest do spragnionych próżności. Tylko dlatego, ochrona i prywatność są koniecznością. W miejsce mojego zwyczajowego wstrętu do męża, muszę mu okazać uznanie za bycie samodzielnie odnoszącym sukcesy mężczyzną. Za zbudowanie tej wartej miliardy firmy od podstaw i sprawienie, że nazwisko Vanderwal jest podziwiane. Nazwisko, które mnie upiększa, podczas gdy poprzednie było zbrukane. Kiedy już mam wstępną listę gości, wysyłam ją mailem do Bennetta, aby ją przejrzał. Wychodząc z gabinetu, Clara przyciąga moje spojrzenie. Jest zajęta wypakowywaniem zakupów spożywczych w kuchni, kiedy mówię - Nie słyszałam, jak wchodziłaś. - Pani Vanderwal, witam - mówi słodko. - Pani mąż nalegał, żebym dzisiaj przyszła, skoro wyjeżdża w interesach. Wciąż tutaj jest? - Nie, minęliście się. - Podchodząc, wchodzę do kuchni i zaczynam jej pomagać przy wypakowywaniu zakupów. - Aj, zostaw to - beszta mnie żartobliwie, a ja uśmiecham się do niej, kiedy wygania mnie z kuchni. Nigdy nie miałam mamy i mimo że Clara jest pracownikiem, to wypełnia dom ciepłem, co może uczynić tylko kobieta z silnym instynktem macierzyńskim. - Chcesz, żebym przygotowała dla ciebie filiżankę herbaty? - Nie, dziękuję. Już wcześniej wypiłam. Zajmuję siedzenie przy kontuarze, kiedy pyta - Jesteś głodna? Kręcąc głową, odpowiadam - Sądzę, że będę się tutaj dzisiaj kręcić. Bennett chce, żebym zaczęła pracować nad balem, więc wydaje mi się, że będę się krzątać i surfować po Internecie w poszukiwaniu pomysłów. 16 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Już ten czas? - Mmm hmm. - Jak te lata lecą. Kiedy będziesz w moim wieku, lepiej nie mrugaj. Nigdy - mówi z delikatnym uśmiechem, kiedy zaczyna wyciągać patelnie do gotowania. Podchodzę do okien i obserwuję, jak śnieg zasypuje miasto. Tutaj, na siedemdziesiątym pierwszym piętrze, czuję się jak królowa. Spędzam chwilę, napawając się widokiem, zanim wracam do pracy, podczas gdy Clara zapracowuje się w kuchni, przygotowując posiłki na kilka kolejnych dni. Czas ucieka i zanim się orientuję, niebo ciemnieje, a Clara się żegna.
v KIEDY BUDZĘ SIĘ następnego ranka, nie spieszę się z przygotowaniami. Wlokę się do okna i kiedy spoglądam w dół na ruchliwą ulicę w ten poniedziałkowy poranek, biorę łyk herbaty, po czym słyszę dzwonek mojego telefonu. Widzę, że to Bennett, więc odbieram. - Cześć, skarbie - mówię, gdy podchodzę do kanapy i siadam. - Cześć. Próbowałem dzwonić wczoraj, kiedy wylądowałem. - Wybacz. Poszłam wcześniej spać. - Ciężki dzień, co? - żartuje, śmiejąc się lekko. - Tak, coś w tym stylu. To pewnie przez ten śnieg. Sprawia, że jestem leniwa - mówię. - Więc jak wszystko idzie? - Dobrze. Właśnie się spotkałem z nowym klientem i zjedliśmy późny lunch. Teraz kieruję się z powrotem do hotelu, żeby wziąć prysznic, zanim będę musiał ugościć tych drani dzisiaj wieczorem na kolacji, ale chciałem cię złapać, bo wczoraj wieczorem brakowało mi twojego głosu. - Brakowało ci mojego głosu, co? - Brakowało mi czegoś więcej niż twojego głosu - flirtuje. Wypuszczając głęboki wydech, mówię mu - Brakowało mi ciebie w łóżku. Zawsze bez ciebie jestem tutaj samotna. To miejsce jest zbyt ciche i spokojne. - Clara wczoraj nie przyszła? - pyta. 17 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Przyszła. Wiesz, nie musisz mnie rozpieszczać. Jestem dużą dziewczynką. - Lubię cię... jak to nazwałaś? Rozpieszczać? - Mogę usłyszeć chichot w jego głosie, kiedy to mówi. Ja również się śmieję, mówiąc - Tak. Rozpieszczać. Jak na tak światowego faceta, powinieneś poszerzyć swoje słownictwo. - Czyżby? Cóż, może kiedy wrócę, to powinienem ci pokazać, jak bogaty jest mój zasób słów. Śmieję się. Jeśli Bennett nie potrafi jakiejś rzeczy, to byłoby to świntuszenie, jednak odpowiadam kokieteryjnie - Hmm... może powinieneś wrócić wcześniej. - Chciałbym. Jednak napawam się tutaj wysoką temperaturą. Jest przyjemnie i słonecznie. - Jeśli chcesz wprawić mnie w zazdrość, to nie uda ci się. Wiesz, że kocham chłód i szarość. To jest powodem mojego przytulania się do ciebie każdej nocy. - A więc co ogrzewało cię zeszłej nocy? - Wypychanie żołądka zapiekanym ziti Clary,3 a później nurkowanie głęboko pod koce. - Cóż, wkrótce będę w domu, żeby cię ogrzewać, skarbie - mówi płynnie, zanim pyta Więc, jaki masz na dzisiaj plan? - Zamierzałam zadzwonić do hotelu, żeby sprawdzić, czy mogę umówić się na ponowne rzucenie okiem na miejsce. - Dopiero co tam byliśmy.
3
Zachciało mi się jeść, a jest godzina 23 :(
18 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Tak, ale teraz chcę zobaczyć pomieszczenie, kiedy jest puste, bez tej całej wałęsającej się tam chicagowskiej śmietanki towarzyskiej. Śmieje się ze mnie, po czym mówi - Kochanie, nie zapominaj, że należysz do tej śmietanki jak tylko się da. - I zawdzięczam to tylko tobie, najdroższy - droczę się. - A tak na poważnie, to chcę zobaczyć jak wygląda pusta przestrzeń i chcę porozmawiać z kierownictwem, aby dowiedzieć się, czy mają jakichś nowych trendowych podwykonawców. Chcę wyjść poza normy, którymi podążaliśmy przez kilka poprzednich lat. - Dopóty dopóki masz w tym swój udział, to będzie niesamowicie. Wszystko czego dotykasz, zamienia się w perfekcję. Tylko spójrz na mnie. - Perfekcja, co? Cóż, nie mogę się kłócić z twoim ego. Nie zmieniłabym w tobie ani jednej rzeczy. - Ani ja w tobie - komplementuje, zanim mówi - Samochód właśnie podjechał pod hotel, więc muszę kończyć. - Dobrze. Spróbuj się nie przepracowywać. Tęsknię za tobą. - Ja też za tobą tęsknię, kochanie. Udanego dnia. Rozłączamy się i wypuszczam głęboki oddech. Na początku, rozmawianie z nim w taki sposób było trudne, ale teraz jest to tak samo naturalne, jak chęć wytarcia psiego gówna z buta. Wchodzę do garderoby, aby wyciągnąć kopertówkę, którą miałam przy sobie tamtej nocy na imprezie. Otwierając ją, wyjmuję wizytówkę, którą dał mi Declan i wracam do salonu, aby wykonać telefon. - Lotus - pomrukuje seksowny głos kobiety. - Zastałam Declana McKinnona? - Kogo powinnam zapowiedzieć? - Ninę Vanderwal. Każe mi przez chwilę czekać i kiedy na nowo podejmuje rozmowę, informuje mnie Pan McKinnon kończy spotkanie. Czy chciałaby pani, żebym przekazała mu wiadomość?
19 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Nie chcę przeszkadzać w jego grafiku, ale będę organizować imprezę i chciałabym zobaczyć przestrzeń głównej sali balowej oraz pomówić o podwykonawcach. - Oczywiście. Pozwoli pani, że połączę ją z naszym menadżerem - mówi, zanim dokonuje przełączenia rozmowy. Po krótkiej pogawędce z menadżerem hotelu ustalamy spotkanie za godzinę od teraz. Rozłączając się, dzwonię do Baldwina, aby przygotował samochód, żeby zawieźć mnie do hotelu. Kiedy przyjeżdża, jestem gotowa. Pomaga mi wsunąć płaszcz na jedwabny top w kolorze kości słoniowej, który jest włożony w szyte na miarę czarne wełniane spodnie. - Gotowa? - pyta Baldwin, kiedy chwytam torebkę. - Gotowa. Zjeżdżamy windą i kiedy przechodzimy przez lobby, samochód jest już podstawiony pod główne wejście. - Uwaga pod nogi - mówi Baldwin, kiedy manewruję wokół małych, pokrytych lodem skrawków chodnika w swoich szpilkach. Gdy przyjeżdżam do Lotusa, wchodzę do środka i zostaję powitana przez czekającego na mnie menadżera. Prowadzi mnie do sali balowej, a ja wchłaniam przestrzeń. Główny obszar do siedzenia z łatwością pomieści gości. Jest tutaj także przyłączony komfortowy bar, który mieści różnorodne cygara i alkohole, wystawione na pokaz wokół pomieszczenia wykonanego z ciemnego mahoniu. Bar jest obszerny i męski, a drewniane konstrukcje dość imponujące. To wstyd, że wszystko to było ukryte pod morzem ludzi, którzy byli tutaj na wielkim otwarciu. Sceneria jest intymna mimo ogromnych rozmiarów sali. Parkiet jest usytuowany na niższym poziomie, do którego prowadzą niewielkie schody,4 oddzielając część taneczną od jadalnej, tworząc mniej nerwową atmosferę do zabawy. Znajomy akcent zaskakuje mnie, kiedy chodzę dookoła i robię notatki w swoim terminarzu.
4
Mniej więcej chodzi o takie schody :)
20 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- I jak się prezentuje? - Jego akcent niesie się przez pomieszczenie i kiedy odwracam się, aby na niego spojrzeć, pytam - Słucham? Skanując pomieszczenie, wyjaśnia - Miałem na myśli przestrzeń. Gdy jest pusta, wygląda inaczej, prawda? Odwracając głowę, aby podziwiać wystrój, mówię - Tak. Właśnie myślałam o tym, ilu szczegółów nie udało mi się dostrzec tamtej nocy przez tych wszystkich ludzi tutaj. Podchodzi do mnie, wyglądając nienagannie w swoich spodniach i dopasowanej, zapinanej na guziki kamizelce od garnituru oraz krawacie, z nieznacznym uśmiechem na twarzy. Sięga po moją dłoń i wreszcie się wita. - Dobrze znowu cię widzieć, Nino. Sposób, w jaki moje imię pieszczone jest przez jego akcent, bez wątpliwości jest seksowny jak diabli. Kiedy muska ustami moje kostki, zarost wokół jego szczęki ociera się o miękką skórę mojej dłoni. Nie odpowiadam, ale kiedy przytrzymuje uchwyt nieco dłużej niż to konieczne, odsuwam dłoń. Jego uśmieszek zostaje na ustach, jakby był rozbawiony moją reakcją. Swobodnie odwraca się do mężczyzny, który mnie oprowadzał i odprawia go. Ponownie zwracając się do mnie, wpycha ręce do kieszeni spodni i pyta - Więc, co sądzisz? - Sądzę, że mój mąż miał rację: to idealne miejsce na wyprawienie imprezy. - Świetnie. Chcesz się jeszcze rozejrzeć? - Myślę, że na ten moment mam wszystko, czego chciałam. Declan zdaje się być czymś rozbawiony, być może mną i wyciąga ręce z kieszeni, umieszczając jedną z nich na moich plecach, gdy wyprowadza mnie z sali. - A zatem chodźmy do mojego biura i omówmy szczegóły. Docieramy do jego gabinetu i staję na środku wielkiego pomieszczenia, kiedy on podchodzi do swojego biurka, poruszając się ze swobodną pewnością siebie, chwytając laptop. Wykonuje gest głową w kierunku skórzanej kanapy, mówiąc - Usiądź, proszę. Usadawiam się i otwieram terminarz, przerzucając strony, aby znaleźć kalendarz. Czuję na sobie jego spojrzenie. - Dlaczego tak na mnie patrzysz? - pytam, kiedy spoglądam w górę na niego, udając rozdrażnienie.
21 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Można jeszcze gdzieś kupić papierowe terminarze? - droczy się. - W wielu miejscach. - Nie widziałem takiego od lat. Wiesz, że teraz produkują takie coś, co nazywa się tablet? Uśmiechając się na jego żart, mówię - Tak, dziękuję. Czasami jestem w stanie wyczołgać się ze swojej jaskini, żeby nadążyć za nowoczesną technologią. Declan kręci głową i śmieje się. Obserwuję, jak uśmiech dociera do jego zielonych oczy, tworząc zmarszczki w kącikach. - A posiadasz takowy? - pyta, wciąż uśmiechając się do mnie znacząco. - Nie. Nie odpowiada, ale jego wciąż pewne siebie spojrzenie wyciąga ze mnie odpowiedź, na jego niewypowiedziane pytanie "dlaczego?". - Lubię prywatność. Technologia to zakłóca. Papier mogę spalić, a popiół wyrzucić, jakby nigdy nie istniał. Niewykrywalny. - Odwzajemniając jego szelmowski uśmiech, dodaję - A ty? Nie uważasz za głupotę tego, że tak się wystawiasz na pokaz? Obnażasz? - Czy to zagadka? Śmieję się, ignorując jego pytanie, kiedy wertuję kalendarz i potwierdzam - Masz otwarte 31 grudnia, prawda? Wzdychając, prostuje się i spogląda na laptop, mówiąc - Tak. - Świetnie. Bennett lubi, kiedy ta impreza jest kameralna, około dwustu osób. Ochrona jest dla niego ważna— - Dla ciebie także? - wtrąca, na co moja twarz łagodnieje, uśmiecham się i mówię Tak. Dla mnie także. Jak mówiłam, goście będą musieli się zameldować, czy zatem twoja obsługa zapewni wyposażenie? - Cokolwiek zechcesz. Następną godzinę spędzamy na omawianiu pomysłów dotyczących rozplanowania sali i ustalenia spotkań z kilkoma podwykonawcami na kolejne kilka tygodni, zanim dzwonię do Baldwina, aby mnie odebrał. Dobre maniery Declana przechodzą na lubieżną stronę, kiedy
22 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
całuje mnie na pożegnanie. Zaciska dłonie na moich ramionach i przeciąga ustami po moim policzku, zanim przyciska je do mojego ucha, szepcząc - Do następnego razu.
23 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Trzeci (teraznie sz sc) DECLAN DZWONIŁ DO MNIE dwa dni temu, aby potwierdzić moje spotkanie z kwiaciarnią. Polecił firmę usytuowaną w Andersonville, z której usług korzysta jego hotel, dekorując lobby, więc się zgodziłam. Po przedyskutowaniu tego ranka z Bennettem motywu przewodniego balu maskowego, dał mi zielone światło, co mnie uszczęśliwiło. Po naszej rozmowie telefonicznej mogę wywnioskować, że za mną tęskni— ciężko mu było się rozłączyć— ale jutro wieczorem wraca z Dubaju. Mimo jego samotności, był szczęśliwy z nabycia zakładów przemysłowych, które postanowił odkupić od tamtejszej, będącej na skraju bankructwa firmy. Droga do Andersonville zajęła dłużej niż zazwyczaj z uwagi na pogodę. Zimy w Chicago są okrutne dla miasta, ale jest to okrucieństwo, które lubię. Więc kiedy jadę samochodem, siedząc na tylnim siedzeniu, obserwuję biały śnieg obijający sie o okno i powoli topniejący oraz spływający strużkami w dół szyby. Podjeżdżając pod Marguerite Gardens, wchodzę do wiejskiego sklepu. Ściany z cegły, drewniane podłogi w postaci paneli, ekstrawaganckie kwiatowe aranżacje wyłożone na drewnianych stołach i on. Stoi tam w ciemno granatowych spodniach i jasnoniebieskiej koszuli. Odwraca się od kobiety, z którą rozmawia i uśmiecha się, kiedy do niego podchodzę. Urażony. - Co ty tutaj robisz? - Dotarłaś - oświadcza cicho Declan, jakby z irytacją i składa znikomy pocałunek na mojej dłoni. - Nie wiedziałam, że będziesz mi towarzyszył. - Obiecałem twojemu mężowi, że będę wszystko nadzorował, aby upewnić się, że dostaniesz dokładnie to, czego chcesz. Więc oto jestem - oznajmia i zniża głos - upewniając się, że dostaniesz dokładnie to, czego chcesz. - Dlaczego to robisz? - Co dokładnie? - To - mówię. - Prostackie flirtowanie. 24 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Sprawiam, że czujesz się niezręcznie? - A próbujesz sprawić, żebym tak się czuła? Całkowicie ignorując moje pytanie, okręca się dookoła i woła - Betty, pokaż nam, co masz. Kobieta z którą rozmawiał, kiedy weszłam, znajduje się teraz za jednym ze stołów. Declan odsuwa dla mnie krzesło i kiedy zajmuję siedzenie, Betty wita mnie i mówi Zostałam poinformowana, że planujemy imprezę noworoczną. Masz już pomysł, co byś chciała? - Sądzę, że jesteśmy pewni motywu maskarady. Skłaniałam się ku kolorom ciemnej pomarańczy i bieli. Betty i ja wertujemy kilka książek, sporządzając notatki odnośnie kwiatów i stylów aranżacji, podczas gdy Declan pozostaje cicho na siedzeniu obok mnie. Na koniec naszego spotkania decydujemy się na różne aranżacje z pomarańczowych dalii, mięty i żółtych róż, starodawnych hortensji, jaskrów i aspidistrii. Po tym, jak Betty odchodzi, zostawiając mnie i Declana samych, wyciągam telefon, aby napisać do kierowcy. Zanim udaje mi się napisać wiadomość, Declan wyrywa mi telefon z dłoni, mówiąc - Umieram z głodu. - Dobrze wiedzieć - mówię ostro— poirytowana— i sięgam po telefon w tym samym czasie, kiedy on odsuwa go poza mój zasięg. - Oddaj mi telefon. - Zjedz ze mną lunch. - Nie, dziękuję - mówię, czyniąc z mojej uprzejmości szyderstwo. Chwytając moją dłoń i podciągając mnie z krzesła, mówi - To nie było pytanie. Jego słowa są szorstkie, niemal groźne, więc nie stawiam mu się, gdy chwyta mój płaszcz i pomaga mi go założyć. Nie jestem pewna, co mam myśleć o zmianie w jego zachowaniu. Zwykle jest pogodny i flirtujący, a dzisiaj jest cichy i surowy. Zimny wiatr niemal kłuje moją skórę, kiedy Declan prowadzi mnie na zewnątrz do swojego czarnego sportowego Mercedesa. Oczywiście, że taki facet jak on, jeździ takim samochodem. Pasuje do jego tajemniczego i seksownego wizerunku. Wślizguję się na zimne, skórzane siedzenie i obserwuję, jak obchodzi samochód od przodu, zanim otwiera drzwi i wsiada do środka.
25 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Dokąd jedziemy? - pytam. - Nie powiem - odpowiada z niemożliwą do zinterpretowania mową ciała, kiedy wyjeżdża z parkingu. - Dlaczego? - Bo za dużo dyskutujesz. Przez ton jego głosu, czuję się jak zbesztane dziecko. Chcę się mu przeciwstawić tylko po to, żeby go wkurzyć, ale w zamian, zagram w jego grę. Będę z nim współpracować, tak jak tego chce. Czas wybadać grunt. Trasa jest krótka i przebiega w ciszy. Jestem zaskoczona, kiedy wjeżdża tym luksusowym samochodem na parking Over Easy Café.5 Nie potrafię nawet ukryć uśmiechu na ten kontrast, gdy parkuje przed skromną i niedrogą restauracją. - Jest w tym coś śmiesznego? - pyta, kiedy wyłącza silnik. Przeszywając go zmrużonym wzrokiem, mówię - Twój humor naprawdę zaczyna mnie wkurzać. Nie wiem dlaczego jesteś taki nadęty, ale chciałabym, żebyś z tym skończył. - Po tych słowach otwieram drzwi i kieruję się w stronę budynku. Kiedy się odwracam, stoi tam z niemal dumnym z siebie uśmiechem na twarzy. Co, do cholery? Nie potrafię zrozumieć, czego ten facet chce, pyskówki czy posłuszeństwa. Kiedy już jesteśmy w środku, miejsce jest zatłoczone, a kelnerzy czyszczą stoliki. Ludzie rozmawiają głośno w trakcie jedzenia. Szybko zostajemy uraczeni kawą i kiedy podnoszę menu, Declan wreszcie przemawia - Domyślam się, że od dawna nie jadłaś w takim miejscu, więc pomyślałem, że zabiorę cię tutaj. Nie martw się, jedzenie ci zasmakuje. Zamów chrupiące naleśniki z jagodami. Kiedy to mówi, jego spojrzenie jest łagodne, tak samo jak głos, więc pytam Dlaczego nagle jesteś miły?
5
26 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Bo kończę z tym. Korzystaj póki możesz, bo nie jestem typem faceta, który lubi przyjmować rozkazy. I w tym momencie, wyraźnie go rozszyfrowuję. Z uśmiechem częstuję go odłamkiem posłuszeństwa, kiedy mówię - A zatem wezmę chrupiące naleśniki z jagodami. Kelnerka podchodzi, aby odebrać nasze zamówienie, fantazjując o ujeżdżaniu kutasa Declana i chichocząc, kiedy odchodzi. - Często to dostajesz? - pytam. - Kobiety karmiące twoje ego, kiedy ty patrzysz, jak rumienią się w twojej obecności? - Zawsze wszystko rozpatrujesz w taki sposób? - Zawsze unikasz pytań w taki sposób? Opierając przedramiona na stole, mówi - Nie bardziej niż ty. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że kiedy nie rozmawiamy o biznesie, to rozmawiamy jakimiś szyframi, prawda? - Dobrze więc. Żadnych szyfrów. Zadaj mi pytanie - proponuje i bierze łyk swojej kawy, czekając z zaciekawionym spojrzeniem. Jego szmaragdowe oczy otoczone są ciemnymi rzęsami. Nie mogę winić naszej kelnerki za jej reakcję. Zastanawiam się, ile kobiet poszło do domu po spotkaniu go i robiło sobie palcówkę, albo korzystało z wibratora, zanim ich żałośni mężowie wrócili z pracy. Odchrząkując, zadaję najbardziej niewinne pytanie, jakie mogę wymyślić, mimo że już znam na nie odpowiedź. - Skąd pochodzisz? - To jest twoje pytanie? - śmieje się i kiedy patrzę na niego groźnie, przełyka i odpowiada - Edynburg. - Szkocja? - A znasz jakiś inny? Mądrala. - Myślałam, że kończysz z tym i jesteś miły - mówię, kiedy odchylam się na siedzeniu i podnoszę swój kubek z kawą.
27 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Chwilowe potknięcie. Moja kolej. Od jak dawna jesteś mężatką? - Nieco ponad trzy lata. - A od jak dawna jesteście razem? - Od czterech lat. To były dwa pytania - droczę się delikatnie. - Nie jestem również dobry w przestrzeganiu zasad - mówi, po czym kontynuuje, nie dając mi szansy przemówić. - Brzmi, jak szybka droga do ołtarza. - Cóż mogę powiedzieć? Kiedy Bennett czegoś chce, to nie marnuje czasu, aby to osiągnąć. Kiedy nasza kelnerka wraca, obserwuję, jak nerwowo nawiązuje kontakt wzrokowy z Declanem, podając nasze jedzenie. Śmieję się, a on to zauważa, kręcąc głową. - Widzisz, co mam na myśli? - pytam, po tym jak dziewczyna odchodzi. - Przeszkadza ci to? - A dlaczego miałoby mi przeszkadzać? - pytam i podnoszę widelec, aby oddzielić kawałek naleśnika. - Więc po co w ogóle o tym wspominasz? - Szyfry, Declan. Znowu to robimy - mówię, po czym biorę gryz wypełnionego musli naleśnika, podczas gdy on wpatruje się we mnie. - Dobrze, żadnych szyfrów. Macie dzieci? - Nie. - A chcecie? - Nie mogę mieć dzieci, więc tak naprawdę nie ma znaczenia, czego chcę. Milknie, nie spodziewając sie takiej odpowiedzi, a później pyta - Dlaczego nie możesz mieć dzieci? - To nie twój interes - mówię, po czym robię kolejny łyk kawy. - Kochasz go? Ciężko przełykając, pytam - Mojego męża? 28 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Tak. Bierze gryz swoich jajek, podczas gdy ja prostuję się i patrzę na niego z powagą. Twoje założenie, że istnieje możliwość innej odpowiedzi jest obraźliwe. Dostrzegam nieznaczne uniesienie kącika jego ust. Przez chwilę przytrzymuje kontakt wzrokowy, zanim odpowiada - Zabawne, jak decydujesz się nie odpowiadać na to pytanie, a w zamian unikasz go. - Oczywiście, że go kocham. Kłamstwo. - Więc jest tym jedynym? Waham się, upewniając się, że to zauważy, po czym odpowiadam zwykłe - Tak starannie wkładając lekkie drżenie w swój głos. Podłapuje moje wyrafinowanie i kiedy przyszpila mnie wzrokiem, na co w odpowiedzi wiercę się, udając zakłopotanie, jestem pewna, że to kupuje, ponieważ zmienia temat. Posiłek spędzamy na jałowej gadce o niczym konkretnym. Kiedy wychodzimy i idziemy w kierunku samochodu, następuję na skrawek lodu, tracąc równowagę. Ręce Declana natychmiast znajdują się na mnie, kiedy szuram nogami i ląduję plecami przyparta do boku jego samochodu. Stoimy blisko siebie. Pierś przy piersi. Para ucieka z naszych ust przy każdym oddechu. Nic nie mówię, ani nie odsuwam się. Zastanawiam się, czy będzie chciał się zabawić, bo widzę, że o tym myśli. Jednak przeobrażenie myśli w czyny wymaga jaj, które mam nadzieję, że posiada. Niskim głosem, nakłania mnie - Odepchnij mnie, Nino - jakby mnie testował. Ale to ja jestem testującą. On po prostu jeszcze o tym nie wie, zatem odpowiadam. Dlaczego? - Ponieważ kochasz swojego męża. Odpychając się dłońmi od jego piersi, odsuwam go, mówiąc z poirytowaniem Kocham go. Tak jakby nie odbyła się między nami żadna wymiana zdań, otwiera dla mnie drzwi samochodu. Gdy wjeżdżamy na główną ulicę, pyta - Gdzie mieszkasz? - A co? 29 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Mam zamiar odwieźć cię do domu - mówi, odwracając głowę, aby na mnie spojrzeć. - The Legacy. Cisza między nami jest odczuwalna i zastanawiam się, o czym myśli, ale nie mam odwagi zapytać. Nie pozwala moim myślom na uporządkowanie, kiedy włącza radio. Widzę, że używa muzyki do odwrócenia uwagi, kiedy jest skupiony na drodze. Nie odczuwam żadnej ulgi, gdy rozważam przewijające się w tym momencie przez jego głowę myśli. Jednak jest to poza moją kontrolą, ponieważ nie będę naciskać. Upadek musi nastąpić za jego własnym pozwoleniem. Ja jestem zaledwie paliwem, które napędza pojazd; ten, który Declan prowadzi. Miejsce przeznaczenia zależy od niego. Kiedy podjeżdża pod mój budynek, zmienia biegi, aby zaparkować i spogląda na mnie. Nie odezwał się przez całą drogę i nadal milczy. Chcąc uspokoić jakiekolwiek złe myśli, które może mieć, odchylam się na siedzeniu i wypuszczam westchnienie, kiedy przekręcam głowę, aby na niego spojrzeć. Wpatrujemy się w siebie intensywnie. Jego dłonie wciąż spoczywają na kierownicy, aż wreszcie przemawiam miękkim głosem, wolnym od jakichkolwiek podtekstów. - Miło spędziłam z tobą czas. - Declan przytakuje nieprzekonany, więc aby go przekonać, dopowiadam nieco więcej - Nie mam zbyt wielu przyjaciół. Kiedy to mówię, jego dłonie powoli opadają na uda i odwraca się lekko w moim kierunku. Następnie pyta - A co z tymi dwustoma osobami, znajdującymi się na liście gości imprezy, którą planujesz? - Gdyby nie chodziło o Bennetta, to ci ludzie nawet by na mnie nie spojrzeli. Nawet bym tego nie chciała. - Dlaczego nie? - Bo w ogóle nie są do mnie podobni. - Jak to? Opuszczając głowę, aby skupić wzrok na swoich dłoniach, nie odpowiadam od razu. - Powiedz mi, Nino. Moje oczy spotykają jego, kiedy mówię słabo, kręcąc głową. - Wydaje mi się, że wciąż staram się to zrozumieć. - A twój mąż? - pyta Declan.
30 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- On o tym nie wie. Myśli, że spotkania na lunchu z innymi żonami uszczęśliwiają mnie, kiedy tak naprawdę ich nienawidzę. - Więc po co to robisz? Wypuszczając głęboki oddech, mówię - Ponieważ chcę uszczęśliwić mojego męża. Pochyla się bliżej mnie, opierając rękę na centralnej konsoli i pyta - A co z tobą, Nino? Kto chce uszczęśliwić ciebie? - Bennett mnie uszczęśliwia - oznajmiam, podczas gdy jego oczy skanują moją twarz, szukając oznak nieszczerości. Upewniam się, aby okazać mu kilka z nich; przez chwilę wodząc po nim wzrokiem z kilkoma szybkimi mrugnięciami, przytakując głową, jakbym sama próbowała przekonać się o słuszności moich słów, uraczając go lekkim, słabym uśmiechem. Kiedy przemawia delikatnym głosem, wiem, że to kupuje. - Kłamczucha. Jest przekonany o słuszności swojego oskarżenia, ponieważ nie zaprzeczam. W zamian opuszczam głowę, po czym odwracam się, aby wyjrzeć przez przednią szybę. - Powinnam iść. Declan przytakuje, zanim otwieram drzwi i wychodzę na zewnątrz. Gdy podchodzę do drzwi lobby, krzyczy - Nina. - Kiedy się odwracam, ma opuszczoną szybę w drzwiach pasażera i odwzajemnia moje wcześniejsze słowa. - Ja również miło spędziłem z tobą czas. Przed odejściem, nagradzam go uśmiechem. Kiedy wchodzę do apartamentu, rzucam torebkę i płaszcz na stół jadalny, po czym dzwonię do Baldwina, aby dać mu znać, że zostałam odwieziona przez Declana i że nie będę go potrzebować na resztę wieczoru. Następnie idę skontrolować kuchnię i dostrzegam, że w lodówce są świeże owoce, których nie było tam dzisiaj rano, co oznacza, że Clara już tutaj była i wyszła. Wiedząc, że już nikt inny mnie nie odwiedzi, nie marnuję czasu. Z powrotem narzucam na siebie płaszcz i chwytam klucze do jednego z samochodów, zanim podnoszę torebkę i kieruję się do wyjścia. Kiedy wyjeżdżam z garażu, jadę w stronę I-55 i zaczynam się kierować na południe, do jedynej osoby, która zawsze była przy moim boku. Minęło kilka tygodni odkąd ostatni raz
31 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
widziałam się z Pike'm i tęsknię za nim. Pozwalam sobie na podekscytowanie, że w końcu mam możliwość go zobaczyć— mojego najlepszego przyjaciela od ósmego roku życia. Zjeżdżam z autostrady międzystanowej i wjeżdżam do miasta Justice przed tym, jak skręcam w 79 aleję, kierując się do kempingu. Gdy podjeżdżam pod przyczepę kempingową, parkuję samochód i wyciągając kluczyk ze stacyjki, ukrywam go w kosmetyczce mojej torebki. Basy czyichś głośników samochodowych obijają się o okna mojego samochodu i kiedy otwieram drzwi, wychodząc na zewnątrz, rozluźniam ramiona, wzdycham i wchodzę prosto w ramiona Pike'a. Chłonę jego ciepło, poczucie komfortu i wszystko inne, co może mi zaoferować, kiedy mnie przytula. Z moimi ramionami, ciasno owiniętymi wokół niego, szepczę - Tęskniłam za tobą. - Minęły prawie trzy tygodnie - mówi, kiedy odchyla się, aby na mnie spojrzeć i kiedy to robi, widzę że nie jest zadowolony. - Gdzieś ty się kurwa podziewała, Elizabeth?
32 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Czwarty (przeszl sc) - ELIZABETH - TATA woła z drzwi mojej sypialni. - Potrzebujesz pomocy? Szamoczę się z brokatowym materiałem sukienki księżniczki, próbując znaleźć otwór rękawa, aby przepchnąć przez niego rękę. - Nie, tato - krzyczę z ciężkim oddechem, kiedy wykręcam i wyginam rękę, wreszcie go znajdując. - Jesteś gotowa? Podchodzę do skrzyni z zabawkami i wyciągam z niej różowe, plastikowe szpileczki, które pasują do błyszczącej sukienki. Wkładając je, podchodzę do drzwi pokoju i otwieram je. Spoglądam w górę na swojego tatę, trzymającego mały bukiet różowych stokrotek. - Nigdy nie znudzi mi się oglądanie tego pięknego uśmiechu - mówi, zanim chwyta moją dłoń i całuje ją. Następnie podaje mi kwiaty. - Dla mojej księżniczki. - Dzięki, ta— to znaczy, książę. - Mogę wejść do twojego zamku? - pyta, a ja chwytam go za rękę i wciągam do swojej sypialni, która popołudniami udaje zamek. - Chciałbyś się napić herbaty? - pytam, gdy idziemy w kierunku stolika przy oknie, na którym stoi serwis do herbaty. - Z przyjemnością. Moja podróż z królestwa była dosyć długa. - Obserwuję go, jak siada na małym krzesełku i chichoczę, kiedy jego kolana uderzają w klatkę piersiową. Tata i ja często to robiliśmy, nasze bajkowe imprezy przy herbatce. Nie mam mamy ani żadnych braci czy sióstr, żeby się z nimi bawić, ale nie szkodzi, ponieważ mam tatę tylko dla siebie. Ma najpiękniejsze niebieskie oczy, ale mówi mi, że moje są ładniejsze. Odkładając kwiaty, podnoszę imbryk i udaję, że zalewam filiżankę, podczas gdy on przypatruje się plastikowym ciastkom, wirując palcem nad nimi, dopóki nie zdecyduje się, na które ma ochotę. - Tatusiu, po prostu wybierz jedno.
33 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Jego brwi podskakują w górę z podekscytowania, kiedy dłoń ląduje na żółtym ciastku z posypką. - Ach, to wygląda przepysznie - mówi, zanim bierze udawany gryz, po czym oblizuje palce. Pocieram twarz, piszcząc - Fuu. Książęta nie oblizują palców. - Nie? - Nie. Oni używają chusteczek. Tata rozgląda się dookoła i mówi - Cóż, nie mam chusteczki i nie chcę zmarnować lukru, który mam na palcach. Myślę intensywnie, stukając palcem w policzek, po czym zgadzam się. - Masz rację. Dobrze, możesz oblizać palce. Siedzimy w świetle słonecznym, wpadającym do mojego pokoju i pijemy naszą bajkową herbatę, rozmawiając o latających koniach, na których polecimy do zaczarowanego lasu. - Mówiłem ci o Carnegie, gąsienicy którą poznałem? - pyta. - Poznałeś gąsienicę? - Tak, ostatnio, kiedy zabrałem wierzchowca do lasu. Gąsienica miała jakieś jagody, którymi się ze mną podzieliła, a później zdradziła mi sekret - mówi cicho, kiedy odkłada filiżankę. - Co!? - krzyczę podekscytowana. - Spotkałeś gadającą gąsienicę? - Tak. Chcesz wiedzieć, co mi powiedziała? - Mmm hmm - mruczę, przytakując energicznie. - A więc, powiedziała mi, że mieszka w zaczarowanym lesie od lat i że kiedyś była księciem. - Naprawdę? I co się stało? Obejmuje rękami kolana i pochyla się, mówiąc tajemniczym szeptem. - Królewski czarnoksiężnik rzucił na niego urok, zamieniając go w gąsienicę. - O nie - wypuszczam sapnięcie. - Dlaczego?
34 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Okazuje się, że król był zły, bo kazał Carnegie'owi przestać wykradać się nocami z pokoju i kraść z lodówki soczki w kartoniku, więc polecił czarnoksiężnikowi użyć magii i zamienić go w gąsienicę. - Tato! Ma żartobliwy uśmiech na twarzy. Wiem, że się ze mną droczy, ponieważ od jakiegoś czasu rozmawia ze mną na temat wstawania w nocy i picia soku z kartonika. Zeszłej nocy przestraszył mnie, kiedy włączył światło w kuchni i przyłapał mnie na piciu soku jabłkowego. - Nie rzucisz na mnie czaru, prawda? Nie chcę być gąsienicą. - Czemu nie? Mógłbym cię przedstawić Carnegie'owi. - Ale tęskniłabym za tobą - wydymam wargi. Wyciąga rękę w moją stronę. - Chodź tutaj, laleczko - mówi, kiedy odwraca się na małym krzesełku i prostuje nogi. Sadzając mnie na swoich kolanach, owija dookoła mnie swoje duże ręce i sprawia, że chichoczę, kiedy całuje czubek mojego nosa. - Nigdy nie rzuciłbym na ciebie zaklęcia i nie odesłałbym cię. Jesteś moją małą dziewczynką, wiesz o tym? - Myślałam, że teraz, kiedy mam pięć lat, to jestem dużą dziewczynką. - Nie ważne, jak duża będziesz, dla mnie zawsze będziesz moją małą dziewczynką. Kocham cię ponad wszystko. - Ponad wszystko? Nawet czekoladę? Obserwuję jego śmiech, duży uśmiech i zmarszczki w kącikach oczu. - Nawet czekoladę. Kładę dłoń na jego policzku, kłującym z powodu zarostu i mówię - Ja też cię kocham bardziej niż czekoladę. Daje mi buziaka w usta, po czym mówi - Chcesz wiedzieć, co jest słodsze od czekolady? - Uh huh. Zanim udaje mi się zeskoczyć z jego kolan, zaczyna żartobliwie atakować moją szyję, prychając i łaskocząc mnie, po czym lądujemy na podłodze, a ja tarzam się po niej, śmiejąc się i piszcząc. Tata nie przestaje, dopóki nie rozlega się dzwonek do drzwi. Gdy próbuję złapać oddech po ataku śmiechu, tata siada na kolanach i nakazuje - Wskakuj. 35 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Wstaję z podłogi i wskakuję na jego plecy, ciesząc się z przejażdżki na barana aż do frontowych drzwi. Słyszeliście powiedzenie "Strzeż się... nigdy nie wiesz, jakie licho czyha po drugiej stronie", prawda? Żadne z nas nie było w stanie sobie wyobrazić, jak nasze życia zostaną na zawsze zmienione, kiedy otworzył te drzwi. Kiedyś żałowałam, że ktoś nie rzucił na mnie zaklęcia, na zawsze zmieniając mnie w gąsienicę. Mogłabym mieć udane życie, mieszkając w wyimaginowanym lesie z Carnegie'm. Spędzalibyśmy dnie na szukaniu jagód i pływaniu bez celu w stawie na liściach linii wodnych. Ale zamiast tego, w wieku pięciu lat, miałam poznać twardą prawdę na temat życia. Prawdę, którą dorośli ukrywają przed wami, kiedy jesteście dziećmi, pozwalając wam wierzyć, że bajki są prawdziwe... ale nie są. Tak samo jak magia. - Policja hrabstwa Cook. - Tylko tyle słyszę, kiedy mężczyźni wpadają do domu. Chaos. Głośny chaos. - Tato! - krzyczę, przerażona, spanikowana, zaciskając ręce dookoła jego szyi niczym w imadle, kiedy sięga po mnie jakiś mężczyzna. - TATO! - W porządku, kochanie. - Słyszę, jak mówi tata, kiedy inny mężczyzna mówi w tym samym czasie. - Jesteś aresztowany. Nie wiem, co oznaczają te słowa. Lodowaty strach przebiega przeze mnie, kiedy zaciskam pieści na koszuli taty, nie chcąc go wypuścić. - W porządku, kochanie. Wszystko będzie dobrze. - Wciąż to powtarza, ale jego głos jest inny i wydaje mi się, że również jest przestraszony. - Musisz iść ze mną - mówi mężczyzna, który mnie chwyta. - Nie! Puść! Kiedy zostaję odciągnięta od pleców taty, zaczynam wierzgać nogami. Rozciągam jego koszulę, bo moje dłonie są tak mocno zaciśnięte na materiale. Widzę oczy taty, niebieskie oczy, kiedy odwraca się, aby na mnie spojrzeć. - W porządku - mówi spokojnie, ale nie wierzę mu. - Nie bój się. Jest w porządku. - Nie, tato! - krzyczę przez łzy. Trzymam jego koszulę, dopóki nie zostaję odciągnięta na tyle daleko, żeby sama wyśliznęła się z moich rąk. W chwili, gdy nie dotykam już mężczyzny, który śpiewa mi nocą, który upina mi włosy w warkocze, który tańczy ze mną, kiedy ja stoję na jego stopach, zostaję szybko od
36 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
niego zabrana. Kiedy zaglądam przez ramię mężczyźnie, który mnie niesie, widzę jak mój książę upada na kolana. - TATO! - piszczę. Moje gardło płonie, kiedy łączą ręce taty za jego plecami, czymś je spinając. Tata wciąż na mnie patrzy i na okrągło powtarza - Kocham cię, maleńka. Tak bardzo cię kocham, córeczko. Zanim drzwi się zamykają i tata znika, po raz pierwszy widzę, jak płacze. - Puść mnie! TATO! NIE! - Kopiąc i szarpiąc, nie potrafię wyswobodzić się z uścisku tego mężczyzny. - Już dobrze. Uspokój się, mała - mówi, ale nie robię tego. Chcę do taty. Mężczyzna siada na łóżku mojego taty, wciąż trzymając mnie na rękach, walczącą. Kontynuuje namawianie mnie do uspokojenia się, ale moje krzyki i szamotanie się nie słabną, dopóki nie robię się zmęczona. Jestem skulona przy jego piersi, moje ciało zwiotczało. - Powiedz mi, jak się nazywasz? - pyta. Nie odpowiadam. Mija chwila, po czym mówi. - Oficer Harp. Michael Harp. Jestem policjantem. Wiesz kto to jest, prawda? Przytakuję w jego pierś. - Powiesz mi, jak się nazywasz? Wciąż jestem przestraszona, a mój głos załamuje się, kiedy mówię - Elizabeth. - Elizabeth. Ładne imię - mówi. - Mam córkę, która na drugie imię ma Elizabeth. Jednak ona jest znacznie starsza od ciebie. Mówi coś dalej, ale nie zwracam na to uwagi. Jestem przestraszona i jedyne czego chcę, to mojego taty. Zamykam oczy; widzę go na kolanach, płaczącego. Był przerażony tak samo jak ja. Po jakimś czasie drzwi się otwierają i unoszę głowę, widząc wchodzącą do środka pulchną kobietę. Wydaje mi się, że już ją gdzieś widziałam, ale nie pamiętam gdzie. Kiedy się zbliża, mówi - Masz piękne, rude włosy. Mówił ci to już ktoś? - Gdzie jest mój tata?
37 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Właśnie o tym chcę z tobą porozmawiać - mówi. - Chciałabyś do mnie dołączyć w kuchni? Mogłybyśmy coś zjeść albo się czegoś napić. - Umm... do-dobrze - mamroczę, kiedy policjant stawia mnie na ziemi. Kiedy podążam za nimi do kuchni, patrzę w kierunku frontowych drzwi, ale nikogo już tam nie ma. - Może usiądziemy? - pyta kobieta. Podchodzę do stołu i siadam. - Chcesz coś do picia? - Soczek w kartoniku. Zerkając na policjanta, widzę jak otwiera drzwi spiżarni. - Są w lodówce - mówię. Podchodzi do mnie, wbija słomkę i ustawia przede mną kartonik, zanim opuszcza pokój. - Zagmatwany dzień, co? - pyta kobieta, splatając swoje dłonie na stole. - Jak się nazywasz? - pytam. - Barbara - odpowiada, ale to nie pomaga mi w przypomnieniu sobie, skąd ją znam. - Kiedy wróci tata? Kobieta bierze głęboki wdech i mówi - O tym chciałabym z tobą porozmawiać. Twój tata złamał kilka dosyć dużych zasad i kiedy ty łamiesz zasady, to co się dzieje? - Wpadam w kłopoty. Przytakuje i kontynuuje - Cóż, twój tata wpadł w kłopoty i nie będzie w stanie teraz wrócić do domu. - A co zrobił? - Jeszcze nie jestem pewna. Ale na razie pójdziesz ze mną. Pracuję dla Departamentu ds. Dzieci i Rodzin, co oznacza, że znajdę ci dom u bardzo dobrych ludzi, z którymi zostaniesz na czas, kiedy tata ma problemy i nie może być tutaj z tobą, dobrze? - A-ale, ja nie chcę odchodzić. - Niestety, nie mogę cię tutaj zostawić samej. Ale możesz ze sobą zabrać niektóre rzeczy. Co ty na to? - pyta z uśmiechem, ale to nie pomaga na ucisk mojego żołądka.
38 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Ześlizguję się cicho z krzesła i zaczynam iść w stronę swojego pokoju. Podchodzę do stolika, na którym znajduje się serwis do herbaty i podnoszę różowe stokrotki. Moje kwiaty księżniczki. Siadam na krześle, na którym siedział tata i spoglądam przez ramię, widząc wchodzącą do pokoju Barbarę. - Masz torbę? Wskazuję na szafę i obserwuję, jak zaczyna przeglądać moją komodę, pakując rzeczy. Wałęsa się, chodząc w tę i z powrotem między moją sypialnią a łazienką, podczas gdy ja przyciskam kwiaty do piersi. - Jesteś gotowa? - pyta, kiedy ponownie wchodzi do pokoju, ale nie chcę na nią patrzeć, bo nie jestem gotowa, żeby odejść. Patrząc przez okno, a następnie w górę w niebo, pytam - Kiedy będę mogła wrócić? - Nie jestem pewna - odpowiada. - Prawdopodobnie nie w najbliższym czasie. Kątem okna widzę, jak przemierza pokój i przyklękuje obok mnie. Gdy odwracam się, aby na nią spojrzeć, mówi - Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. - Patrzy w dół na stokrotki. - Piękne kwiaty. Chcesz je ze sobą zabrać? Opuszczając dom, idziemy do samochodu i wskakuję na tylne siedzenie. Kiedy patrzę przez okno, widzę policjanta zamykającego frontowe drzwi mojego domu i przymocowującego jakieś czarne pudełko do klamki. - Co to? - pytam Barbarę, która siada z przodu. - Co, skarbie? - To coś, co nałożył na drzwi. Odwraca się, żeby zobaczyć o czym mówię i odpowiada - To po prostu zamek, gdyż nie mamy kluczy. - Po tych słowa odjeżdża, podczas gdy ja trzymam się kurczowo swoich kwiatów.
39 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Piaty (przeszl sc) MINĘŁY TRZY LATA odkąd zostałam zabrana z mojego domu i umieszczona w rodzinie zastępczej. Trzy lata odkąd nie widziałam taty. Powiedziano mi, że prowadził nielegalny handel bronią z Ameryką Południową. Wciąż nie wszystko rozumiem, ale w końcu jestem tylko ośmioletnim dzieckiem. Osobą nieletnią stanu Illinois. Trzy lata, a ja tęsknię za tatą każdego dnia. Nikt nie zabierze mnie na spotkanie z nim, ponieważ znajduje się sześć godzin stąd, odbywając swój dziewięcioletni wyrok w więzieniu Menard. Siedzę w swoim pokoju i czekam na opiekunkę społeczną, Barbarę, aby przyszła mnie zabrać do nowego domu. Trzy lata, a ja opuszczam piąty dom, żeby udać się do szóstego. Pierwsze miejsce, do którego zostałam przydzielona było w tym samym mieście, w którym mieszkałam, w Northbrook. Jednak po tym, jak kilka razy zostałam przyłapana na wymykaniu się nocą przez sypialniane okno, powiedzieli że nie potrafią sobie ze mną poradzić, więc dlatego odeszłam. To samo miało miejsce w każdym domu, w którym mieszkałam. Na początku byłam przestraszona. Dużo płakałam. Tęskniłam za tatą i wołałam go, ale nigdy się nie zjawił. Wtedy tego nie rozumiałam, ale teraz już tak. Nie zobaczę go, dopóki nie wyjdzie na wolność. Będę miała czternaście lat. Czternastka jest moją nową szczęśliwą liczbą. Wszystko, co liczę, grupuję w liczbę czternaście, aby pamiętać, że nadejdzie czas, gdy będę mogła ponownie go zobaczyć. Będziemy mogli wspólnie wrócić do naszego życia w naszym ładnym domu, w przyjaznej okolicy. Tęsknię za jego uśmiechem i zapachem. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale czasami kiedy byłam w przedszkolu, pamiętam niewyraźnie, jak unosiłam koszulkę, żeby zaciągać się jego zapachem, kiedy za nim tęskniłam. Zapachem mojego taty. Komfort. Dom. Kiedy słyszę dzwonek do drzwi, wiem że już czas. Już wcześniej przeżyłam kilka zmian domu. Pomyślicie, że będę przestraszona, ale już do tego przywykłam. Chwytam torby i kieruję się do drzwi. Barbara stoi tam, rozmawiając z Molly, matką zastępczą, która nie chce już się mną zajmować. Obydwie odwracają się, kiedy podchodzę i mówię cześć. - Jesteś gotowa, Elizabeth? - pyta Barbara.
40 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Przytakując, mijam Molly, kiedy ta kładzie dłoń na moim ramieniu, mówiąc - Czekaj. Przyklękuje, aby mnie przytulić, ale nie odwzajemniam uścisku. Jestem smutna, ale nie płaczę; chcę po prostu odejść, więc kiedy mnie puszcza, właśnie to robię. Siedzę na siedzeniu pasażera, obserwując mijające budynki. Barbara prowadzi i wycisza radio, mówiąc - Pogadaj ze mną, dzieciaku. Nienawidzę, kiedy nazywa mnie dzieciakiem, jakbym nie była wystarczająco wyjątkowa, żeby używać mojego imienia. Używa go tylko wtedy, gdy są wokół nas inni ludzie, ale kiedy jesteśmy same, jestem dzieciakiem. - Co masz na myśli? - pytam. - Znalazłam dla ciebie pięć dobrych domów, a tobie udało się zostać wyrzuconą z każdego z nich. Sprawiasz, że jestem zapracowana, wiesz? Nie jestem pewna, czy naprawdę oczekuje odpowiedzi, więc nic nie mówię, zanim dodaje - Nie możesz wciąż wymykać się nocami. A tak w ogóle, to co robisz na ulicy w środku nocy? - Nic - mamroczę, tylko po to, aby coś powiedzieć. Prawda jest taka, że zaczęłam się wymykać, żeby zobaczyć, czy dam radę znaleźć Carnegie'go. Teraz brzmi to idiotycznie, ale kiedy miałam pięć lat, myślałam, że tam będzie, czekając na mnie, aż wreszcie go znajdę. Więc wymykałam się i wałęsałam się, mając nadzieję, że dotrę do zaczarowanego lasu. To się nigdy nie stało, a teraz jestem wystarczająco duża, aby wiedzieć, że bajki nie są prawdziwe, choć i tak nadal wymykam się i szukam lasu. - Cóż, posłuchaj, nie mogłam znaleźć domu w pobliżu, więc będziesz w innym mieście. Nie będziesz mnie już widywać, ponieważ ja tam nie mieszkam. Wciąż będę prowadzić twoją sprawę, ale Lucia będzie twoją osobą kontaktową. Później w tym tygodniu powinna się z tobą spotkać. Poradzę ci coś— przestań przysparzać problemy, bo następnym miejscem będzie pogotowie opiekuńcze. - Więc już cię nie zobaczę? Spogląda na mnie, mówiąc - Prawdopodobnie nie, dzieciaku. Jechałyśmy prawie dwie godziny, aż wreszcie zjechałyśmy z autostrady. - Witaj w Posen - mówi Barbara i nie mija nawet kilka minut, zanim wjeżdża w wyniszczoną okolicę.
41 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Ogrodzenia z siatki6 biegną wzdłuż popękanych chodników. Domy są stare i małe, w przeciwieństwie do dużego domu z cegły, w którym mieszkałam z tatą. Przed większością tych domów, na zaniedbanych trawnikach stoją samochody z odpadającym lakierem. Wszystko, co widzę, sprowadza morze łez. Mój żołądek zaciska się w supeł i odwracam się do Barbary, mówiąc - Chyba nie chcę tutaj mieszkać, Barb. - Trzeba było o tym myśleć, kiedy mówiłam ci, żebyś przestała się wymykać nocami. - Obiecuję. Już tego nie zrobię. Przeproszę Molly - błagam. I kiedy wjeżdża na drogę brudnych, starych, dwukondygnacyjnych domów, które wyglądają jakby ledwo stały, zaczynam płakać. - Proszę. Nie chcę tutaj mieszkać. Chcę do domu. Barbara wyłącza samochód i spogląda na mnie. Czuję, jakbym mogła zrobić wszystko, byleby przekonać ją do zawrócenia samochodu i zabrania mnie z powrotem do Northbrook. - Mam związane ręce. Masz osiem lat i masz niestabilną sytuację zamieszkania. To jest rodzina zastępcza, która zajmuje się tym od lat. Obecnie opiekują się chłopcem nieco starszym od ciebie - informuje mnie. - Niedawno z nimi rozmawiałam. Będziesz miała swój pokój i będziesz chodziła do tej samej szkoły, co tamto dziecko. Milczę i słucham. Nie chcę tutaj być. Chcę uciec, po prostu otworzyć drzwi samochodu i biec najszybciej, jak tylko potrafię. Zastanawiam się, czy byłaby w stanie mnie złapać. - Słuchasz? - pyta i ponownie skupia na sobie moją uwagę. Przytakuję. - Chodź. Czeka mnie długa podróż powrotna - mówi, kiedy wysiada z samochodu i otwiera tylne drzwi, aby wyciągnąć moje torby. Drżącą dłonią otwieram drzwi i podążam za nią wzdłuż podjazdu, do schodów prowadzących do frontowych drzwi. Zardzewiałe drzwi z siatką na owady skrzypią głośno, kiedy je otwiera i stuka kilka razy w frontowe drzwi. Stoję tam, skubiąc paznokcie i modląc się, żeby nikt nie otworzył. Że to wielki błąd i trafiłyśmy do niewłaściwego domu.
6
42 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Ale to nie jest błąd i ktoś otwiera drzwi. To kobieta, ubrana w swojską, długą, dżinsową spódnicę i jasno fioletowy sweter. Gapię się na nią, podczas gdy Barbara z nią rozmawia. Kobieta nie wygląda przerażająco, ale i tak mam ochotę zwiać. Spogląda w dół na mnie i uśmiecha się delikatnie. Jej niechlujny kucyk usiłuje poskromić jej długie brązowe i kędzierzawe włosy. Ustępując miejsca, wita nas. Dom śmierdzi stęchłym dymem papierosowym. Kiedy prowadzi nas przez mały salon i z powrotem do kuchni, rozmawia z Barbarą, podczas gdy ja skanuję pomieszczenie. Ściany pokryte drewnianymi panelami, brązowy dywan, meble nie do pary i wszędzie kaczki. Wszędzie. Kaczki na poduszkach, kaczki drewniane, ceramiczne i szklane. Stoją w rządku na regałach z książkami, pokrywają stoły i kiedy spoglądam w górę, widzę, że znajdują się nawet na szafkach kuchennych. - Elizabeth. Zajmuje mi chwilkę uświadomienie sobie, że Barbara wypowiada moje imię i kiedy na nią patrzę, uracza mnie jednym ze swoich fałszywych uśmiechów, mówiąc - Pani Garrison mówi, że twoja sypialnia jest na górze. - Mam nadzieję, że lubisz fioletowy - mówi do mnie kobieta, kiedy patrzę na jej fioletowy sweter, a następnie z powrotem na jej twarz. - Jesteś pierwszą dziewczynką, którą dostaliśmy, więc trochę mnie poniosło. Barbara rzuca mi poirytowane spojrzenie, przytakując głową, aby zachęcić mnie do rozmowy. - Tak - mówię wreszcie. - Fioletowy jest w porządku. Kobieta uśmiecha się i kładzie dłoń na mojej. Chcę ją odtrącić, ale tego nie robię. Nie robię nic, co mój umysł krzyczy, że powinnam zrobić. Po prostu siedzę. - Dobrze więc, może pomogę ci wnieść torby, zanim pojadę? - pyta Barbara. Nasza trójka idzie w górę schodów, podczas gdy te skrzypią pod naszymi stopami. Kierujemy się do fioletowego pokoju. Ściany pasują do swetra pani Garrison. Obserwuję, jak pokazuje mi szafę, a następnie podwójną łazienkę, przylegającą do sąsiedniej sypialni. - Pokój wygląda super, co? - pyta Barbara, kiedy rzuca torby na fioletowe, jednoosobowe łóżko. - Mmm hmm. - Cóż, muszę wracać - mówi i kiedy to robi, czuję łzy na policzkach.
43 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Nagle, nigdy nie czułam się bardziej samotna. Pusta. - Nie ma potrzeby płakać. Będziesz się miała dobrze. Wiem, że zmiany potrafią być trudne, ale wszystko będzie dobrze. Jak mówiłam, Lucia wpadnie za kilka dni, żeby się z tobą spotkać, dobrze? - Okej. - Jest to automatyczna odpowiedź, ponieważ daleko mi do stanu "okej". Lekko klepiąc mnie po ramieniu, Barbara zostawia mnie za sobą, stojącą w fioletowym pokoju z panią od kaczek. - Chcesz, żebym pomogła ci z rozpakowywaniem, skarbie? - pyta. - Sama to zrobię. - Jesteś głodna? Mogę ci zrobić kanapkę. Spoglądam w górę na nią przez pozostałości po łzach w moich oczach i przytakuję. - Świetnie. Normalnie zawsze jemy przy stole kuchennym, ale mogę ci ją przynieść tutaj, jeśli chcesz. - Okej - mówię i zaczynam rozpinać torby. - Elizabeth - mówi z korytarza, tuż przy wejściu do sypialni. - Mam nadzieję, że ci się tutaj spodoba. Carl, mój mąż, ciężko pracował, malując dla ciebie ten pokój. Obecnie załatwia kilka spraw, ale niebawem powinien być w domu. Gdy nie odpowiadam, oddala się, zostawiając mnie samą, żebym się rozpakowała. Obok łóżka znajduje się małe okno, które wychodzi na część frontową domu. Wszystkie domy wyglądają tak samo, poza tym, że różnią się kolorem farby. Wszystko tutaj wygląda na zniszczone. Nie spieszę się z wypakowywaniem ubrań i wreszcie zjadam kanapkę z masłem orzechowym, którą przyniosła Bobbi. Powiedziała, żebym tak do niej mówiła, zamiast pani Garrison. Poza małą komodą, biurkiem i tablicą korkową, pokój jest pusty. Kiedy wchodzę do łazienki, umywalka jest już zawalona rzeczami innego dziecka. Zastanawiam się, czy jest taki jak ja, ile ma lat i czy jest miły. Czuję, że teraz potrzebuję przyjaciela bardziej niż kiedykolwiek. Jestem tak daleko od domu i jestem tak bardzo samotna. Głośne dudnienie z zewnątrz przykuwa moją uwagę. Podchodzę do okna. Stara, siwa i rozwalająca się furgonetka zatrzymuje się na podjeździe. Obserwuję, jak straszy, gruby facet 44 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
wysiada od strony kierowcy i zaczyna iść w kierunku domu. Następnie wychodzi chłopak, ale nie widzę, jak wygląda, bo ma na głowie bejsbolówkę. Pozostaję w pokoju i nasłuchuję, jak wchodzą do środka, rozmawiają ze sobą, po czym słyszę skrzypienie schodów. Jako pierwszą, widzę Bobbi, a za nią podąża jej mąż. - Elizabeth, jak idzie rozpakowywanie? - pyta Bobbi. - Dobrze - odpowiadam, patrząc na mężczyznę. Ma duży brzuch, plamy na koszuli i długie, brudne włosy. - To dobrze. To jest Carl, mój mąż - przedstawia. - Elizabeth, prawda? - pyta mężczyzna. Przytakuję. - Zadomawiasz się? Przytakuję. - Nie jesteś zbyt rozmowna, co? Czując, że muszę coś powiedzieć, mamroczę - Jestem po prostu zmęczona. - Cóż, zatem zostawię cię - mówi. - Cieszę się, że z nami jesteś. Bobbi uśmiecha się, kiedy Carl wychodzi i pyta mnie, jak się czuję i czy czegoś potrzebuję. Kłamię i zapewniam ją, że mam się dobrze. Zamyka za sobą drzwi i kiedy tylko to robi, dostrzegam na wskroś łazienki, jak zapala się światło w sąsiedniej sypialni. Obserwuję i kiedy zauważam chłopaka w bejsbolówce, ten odwraca się i patrzy na mnie. - Cześć - mówi, stojąc na końcu łazienki od strony swojej sypialni. - Cześć. Zdejmując czapkę, rzuca ją na swoje łóżko i przebiega dłonią przez spocone, ciemnobrązowe, niemal czarne włosy. Następnie przechodzi przez łazienkę do mojego pokoju i rozgląda się dookoła. - Ten kolor jest okropny - mówi, sprawiając że uśmiecham się szczerze po raz pierwszy od dłuższego czasu. - Skłamałam - mówię. - Powiedziałam jej, że lubię fioletowy, ale nie lubię.
45 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Od dawna jesteś w systemie? - Trzy lata. - Ja dziewięć. Przyjechałem tutaj kilka tygodni temu. - Fajni są? - pytam. Siada na łóżku obok mnie. Pachnie dymem papierosowym i mydłem. - Bobbi nie było tutaj zbyt długo. Właśnie wróciła z miasta z jakiegoś pokazu rzemiosła. - Pokazu rzemiosła? - Taa, robi z drewna figurki kaczek i innych pierdół, żeby sprzedawać je na jarmarkach, targach i innych badziewiach, więc często jej nie ma. Carl pracuje jako mechanik samochodowy w sklepie na końcu drogi. - Milknie, po czym dodaje. - Dużo pije. Nic nie mówię. Siedzimy w ciszy przez chwilę, zanim pyta - Ile masz lat? - Osiem. A ty? - Jedenaście. Prawie dwanaście. Imię? - Elizabeth. - Boisz się, Elizabeth? Spoglądając na niego, przyciągam kolana do klatki piersiowej, owijam ramiona dookoła nóg i przytakuję, szepcząc - Tak. - Będzie dobrze. Obiecuję. Obserwuję, jak lekki uśmiech przemyka przez jego twarz i coś w nim mówi mi, że mogę mu wierzyć. - Tak w ogóle, to jestem Pike.
46 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Sz sty (teraznie sz sc) - GDZIEŚ TY, KURWA, była, Elizabeth? - Przepraszam - mówię, kiedy Pike rozluźnia uścisk. - Nie byłam w stanie się wyrwać, ale teraz tu jestem. Pike robi krok w tył, przeczesując dłonią swoje gęste, zmierzwione, czarne włosy i nosem wypuszcza ostry wydech. - Pike, daj spokój. Nie każ mi żałować, że tutaj przyjechałam. Mam tylko dzisiejszy dzień, zanim Bennett wróci do domu. - Mam po prostu dosyć mieszkania na tym zadupiu, podczas gdy ty prowadzisz słodki żywot w pieprzonym apartamencie. To trwa już ponad trzy lata - mówi kąśliwie, po czym opada na kanapę. Patrząc w dół na niego, staram się załagodzić jego irytację. - Wiem. Przepraszam, ale wiedziałeś, że tak będzie. Wiedziałeś, że to się nie uda, jeśli będziemy działać na szybko. - Czy ty w ogóle nad tym pracujesz, Elizabeth? Bo z mojego punktu widzenia, wygląda to tak, że całkiem ci wygodnie z tym twoim nowym życiem. - Nie bądź fiutem, Pike - mówię, podnosząc głos. - Znasz mnie. Wiesz, że całą sobą nienawidzę tego dupka. Pochyla się do przodu i opiera łokcie na kolanach z opuszczoną głową. Podchodząc do niego, siadam na kanapie i zaczynam pocierać jego stwardniałe ramię, mięśnie napięte z frustracji. - Przepraszam - mówi cicho, po czym prostuje się, przyciągając mnie do siebie i przytulając. Potrzebuję bliskości, jego dotyku. Zawsze tak było, więc przez chwilę trwam w uścisku z ręką owiniętą wokół jego talii. Nienawidzę być z dala od niego, ale wiem, że on nie znosi tego jeszcze bardziej. Nie winię go. To najbardziej gówniane miejsce, w jakim mieszkał, ale płaci właścicielowi przyczepy łapówkę, aby pozostawać w ukryciu. Wciąż robi co tylko może, aby jakoś łączyć koniec z końcem, a oto jestem ja, leżąca w jego ramionach i 47 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
mająca na sobie pieprzony płaszcz od Hermésa, który prawdopodobnie kosztuje więcej niż to gówno na kółkach, w którym mieszka. - Nie szkodzi - zapewniam go. - Wybacz, że tutaj utknąłeś, ale to nie będzie trwało wiecznie. - Zastanawiam się, czy aby na pewno. Przerzucam nogi przez jego uda, tak że może mnie przytulać do swojej piersi i kiedy usadawiam się wygodnie w tej nowej pozycji, mówię: - Poznałam kogoś. - Tak? - Tak. Sądzę, że jest interesujący. - O innych też tak mówiłaś. Co sprawia, że twoim zdaniem ten jest inny? - pyta. - Nie wiem, czy jest, ale warto spróbować, prawda? Nie odpowiada, a kiedy odchylam głowę, aby na niego popatrzeć, nasze spojrzenia krzyżują się. - Nie poddaję się - mówię. - Musisz to wiedzieć. Zrobię, co tylko będzie trzeba, abyśmy otrzymali swój nowy początek. Pike całuje mnie i przesuwa dłoń na tył mojej głowy, aby mnie przytrzymać. Znajomy smak jego goździkowych papierosów daje mi poczucie komfortu, niczym kocyk otulający dziecko. On jest moim pocieszeniem. Polegam na nim od czasu, kiedy byłam małą dziewczynką. Opiekował się mną, gdy byłam ośmioletnim dzieckiem i kontynuuje to, mimo że teraz jestem dwudziestoośmiu letnią kobietą. Ciepło jego języka przesuwa się powoli po moim, kiedy odsuwa się, kończąc nasz pocałunek. - Więc kto jest tym pechowym draniem? - Nazywa się Declan McKinnon. Byliśmy z Bennettem na jego imprezie, kiedy po raz pierwszy go spotkałam. - Jakiej imprezie? - pyta. - To było otwarcie jego hotelu. Miał wystawne przyjęcie, na którym pojawiły się wszystkie odpowiednie nazwiska - mówię. - Nie wiem o nim zbyt wiele, ale wiem, że jego
48 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
ojciec jest developerem, a za jego nazwiskiem ciągnie się długi sznurek hoteli z wyższej półki. Nie wiem, jak wiele z nich Declan ma w posiadaniu, ale ten na pewno. - Zdaje się być zbyt znany - mówi Pike, kiedy przenosi mnie ze swoich ud i kieruje sie do kuchni. - Piwa? - Tak. Zdejmuje kapsle, a następnie podaje mi butelkę i z powrotem siada obok mnie. - Wiem, że nie jest idealnym kandydatem i nawet nie planowałam mieć z nim do czynienia, ale pracuje ze mną nad imprezą i sporo czasu spędzamy razem. Nie wiem... - biorę łyk piwa, po czym dodaję: - Czas pokaże, ale już widzę jego zaintrygowanie. Jednak dopiero co go poznałam, więc wciąż staram się go rozgryźć. - I jak do tej pory, co sądzisz? - Sądzę, że jest typem faceta, który lubi mieć kontrolę. Ale jednocześnie zdaje się, że podoba mu się, kiedy jestem dla niego złośliwa. Już zasiałam ziarno, że mogę być osobą, która potrzebuje zostać uratowaną. - Zaczynam się śmiać na wspomnienie, gdy kilka godzin temu byłam w jego samochodzie. - Jestem pewna, że to kupił. Co za idiota. - Dotykał cię już? - wcina się Pike. - Nie, Pike. Znam kolesia od tygodnia; wiesz, że nie działam w taki sposób. Faceci lubią polować, więc zamierzam mu na to pozwalać, dopóki nie będzie w stanie się oprzeć. - Myślisz, że mógłby się w tobie zakochać? - Mam nadzieję - mówię. - Ja też. Mam dosyć takiego życia, mała. Nie masz pojęcia - mówi, kiedy bierze moją twarz w dłonie i patrzy na mnie. - Wiedząc, że ten pojeb kładzie na tobie łapska... - Nie odczuwam tego. - Nie okłamuj mnie. - Nie kłamię - mówię, ale tak naprawdę, kłamię. Bardzo się staram, aby nie czuć na sobie dłoni Bennetta. Próbuję powstrzymywać orgazmy i nienawidzę samej siebie, kiedy moje ciało nie jest wystarczająco silne, aby to zwalczyć i Bennett sprawia, że dochodzę. To się zdarza raz na jakiś czas, a żółć, która wtedy się we mnie podnosi, jest palącym przypomnieniem wciąż żyjącej we mnie słabości. Słabości, którą wciąż próbuję zniszczyć, ale
49 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Pike byłby wkurzony, gdyby wiedział, więc kłamię, pozwalając mu wierzyć, że tylko on posiada tą część mnie. Część, którą jego oczy mówią, że chce w tej chwili. - Powiedz mi, że go nienawidzisz, Elizabeth - mówi ostro, kiedy wczołguje się na mnie, sprawiając że opadam plecami na kanapę. - Nienawidzę go. Niemal z warknięciem, zderza swoje usta z moimi, a piwo wyślizguje się z mojej dłoni, z brzęknięciem uderzając o podłogę. Jego język robi najazd na moje usta, dłonie chwytają włosy, ciało mocno przyciska się do mojego. Bierze nade mną górę, wciskając swojego twardego kutasa między moje nogi, kiedy ja zaczynam rozpinać guziki jego jeansów. Kiedy są rozpięte, zsuwam je, a on robi to samo z moimi. Działamy w biegu i nierozważnie. Pike prostuje się i zszarpuje spodnie z moich nóg. - Pokaż mi cycki - żąda, patrząc na mnie. Zdejmuję koszulkę i rozpinam stanik, odrzucając go na bok. Jego szorstkie dłonie szybko się na nich znajdują. Następnie chwyta swojego penisa i wykonuje kilka mocnych machnięć, podczas gdy między palcami drugiej ręki wykręca jeden z moich sutków, wysyłając wstrząs prosto do mojego brzucha. - Mam sprawić, żeby to odeszło? - Tak - chrypię. - Powiedz to. Powiedz, że potrzebujesz, abym sprawił, żeby to odeszło. Kontynuuje swoją torturę na moim sutku, zanim uwalnia go i przenosi się na drugi. Pike wie, że potrzebuję od niego otępienia. Zawsze pozwala mi na wykorzystywanie się do tego. Do otępienia bólu. Otępienia przeszłości. Otępienia teraźniejszości. Pieprzony Pike jest moim osobistym narkotykiem, a ja dawno nie zażyłam dawki. Słowa są bliskie agonii, kiedy mówię to, co kocha słyszeć: - Jesteś jedynym, który potrafi sprawić, że to odchodzi, Pike. Pochyla głowę i zasysa znieważony koniuszek. - Och, Boże, Pike. Zerżnij mnie. Zrób to - błagam. Szybko zdziera koszulkę, odsłaniając tatuaż rozciągający się wzdłuż jego klatki piersiowej i ramion, zanim odsuwa moje majtki na bok i wchodzi we mnie. Pokój zaczyna wypełniać dźwięk naszych ocierających się o siebie ciał. Łapię go za tyłek, pragnąc, aby robił to mocniej, co czyni, nacierając na mnie.
50 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Zamykając oczy, odpływam do miejsca, w której nie istnieje nic innego poza budującą się we mnie przyjemnością. Zmysłowe sapnięcia Pike'a ocieplają moje ucho oddechem, kiedy zakopuje twarz w zagłębieniu mojej szyi. Pieprzymy się ostro, niczym zwierzęta. Materiał jego jeansów, które są spuszczone poniżej jego tyłka ocierają się o tylnią część moich ud, podczas gdy przyciska nas do siebie. Mój tyłek osuwa się z kanapy, gdy wychodzę naprzeciw jego pchnięciom. Zachłanność. Pike chwyta moje biodra, kiedy klęka, przyciągając do siebie moją cipkę i zaczyna nacierać na mnie z morderczym tempem. - Kurwa, Pike - sapię, kiedy sięgam rękoma nad głowę i chwytam się kurczowo oparcia kanapy. Jego nabrzmiały, zbliżający się do orgazmu penis w moim wnętrzu, powoduje wybuch pożaru, wypalając ścieżkę w moich żyłach, kiedy sprawia, że dochodzę. Jestem nieugięta. Napinam się, aby wyciągnąć z orgazmu jak najwięcej, przyciskając łechtaczkę do jego miednicy. Chwilę później Pike dobija do mnie i nieruchomieje, wypuszczając gardłowe syki, kiedy strzela we mnie swoim nasieniem. Zwala się swoją spoconą klatką piersiową na moją, nasze oddechy są ciężkie, a ja jestem zaspokojona. Dopóki trzymam zamknięte oczy i nie muszę patrzeć na najlepszego przyjaciela, którego wykorzystałam, jest okej. Pike daje mi pieprzoną władzę, której pragnę. Władzę, aby chociaż na chwilę przejąć kontrolę. Wykorzystuję go do oczyszczenia się ze skażającej mnie zgnilizny. A jemu nie przeszkadza to, że jest jedyną osobą, która potrafi to zrobić. Jedyną osobą, która może sprawić, że to odejdzie, czyniąc moje ciało grobowcem. Ale teraz, kiedy wysuwa ze mnie swojego wiotczejącego penisa i jego ciepłe nasienie spływa po moich udach, gdy siadam, jestem skąpana poniżeniem i on o tym wie. Zawsze jest tak samo. Po tym, jak naciąga spodnie, Pike przyciąga mnie w objęcia. Z jego dłońmi, gładzącymi moje plecy, przełykam ciężko, usiłując kontrolować uczucie wstydu. - Dlaczego wciąż czujesz się w taki sposób? - pyta, znając mnie aż za dobrze. Nie odpowiadam. Jest przyzwyczajony do mojego milczenia po seksie. Cóż mogłabym powiedzieć, czego jeszcze nie wie? Chodzi o to, że wiem, iż Pike kocha mnie w sposób, którego nie podzielam. Jest moim bratem i najlepszym przyjacielem. Ale dla niego jestem kimś więcej. Nigdy nie przyszedł i nie powiedział mi tego, ale i tak o tym wiem. To nie powstrzymuje go przed pieprzeniem innych dziewczyn, bo wiem, że potrzebuje tego. Pike'a ciągnie do seksu; lubi go w sporych dawkach. Zakładam, że większych niż przeciętny człowiek. Nigdy mi to nie przeszkadzało, jako że seks ma dla mnie takie samo znaczenie, jak 51 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
dla niektórych papier toaletowy. Używa się go, aby zetrzeć gówno i kiedy czujesz się czysty, spłukujesz go i odchodzisz. - Nie musisz się tak czuć. Nie obchodzi mnie to, że wykorzystujesz mnie w taki sposób. Kocham cię, więc możesz to dostać. Jeśli to sprawia, że czujesz się lepiej, to po prostu to bierz - mówi. - Wolę, żebyś pozwalała to robić mnie, a nie komuś innemu. Jego słowa sprawiają, że jest jeszcze gorzej, więc odsuwam się, aby z powrotem naciągnąć na siebie spodnie. Pike obserwuje, jak chwytam resztę ubrań i idę do łazienki. Po kąpieli i ubraniu się, wychodzę i widzę Pike'a wycierającego z podłogi piwo, które rozlałam. - Wybacz - mówię. Gdy Pike mija mnie, aby wyrzucić pęk ręczników papierowych, odpowiada: - Nie obchodzi mnie piwo. - Przepraszam za coś więcej niż tylko piwo. Chciałabym dać ci więcej pieniędzy. - Wiedziałem na co się piszę. Obydwoje wiedzieliśmy. To zbyt ryzykowne, więc po prostu zignoruj te bzdury - mówi, gdy pochodzi do kanapy i pokazuje, żebym usiadła obok niego. Wyciąga papierosa i odpala go, zaciągając się mocno, po czym dodaje: - Po prostu za tobą tęskniłem. - Wypuszcza smugę dymu z ust, formując mglistą chmurę przed swoją twarzą. - Kiedy będziesz w stanie ponownie tutaj przyjść? - Częściej po Nowym Roku. Bennett ma pracowity plan podróży i jestem pewna, że teraz będzie jeszcze bardziej zajęty. - Czemu? - Wcześniej, w tym tygodniu kupił kolejne zakłady przemysłowe w Dubaju, więc domyślam sie, że tam wróci, aby nadzorować tamtejsze prace i upewnić się, że wszystko będzie działało, jak należy - wyjaśniam. - To dobrze dla nas - zaczyna się śmiać, a ja dołączam do niego. - Dokładnie to samo pomyślałam - mówię z szerokim uśmiechem, który słabnie, kiedy pytam: - Jak sobie radziłeś? - Wiesz, jak jest. Nic się dla mnie nie zmieniło - mówi. Pike zawsze potrafił sobie dawać radę, wchodząc w małe, szemrane interesy, ale najwięcej pieniędzy zarabia na sprzedaży narkotyków. Ja również to robiłam. Kiedy wydostaliśmy się z systemu, mieszkaliśmy z jednym z przyjaciół Pike'a, dla którego pracował, sprzedając dragi. Pike był pośrednikiem, handlującym na ulicy. Za robienie tego otrzymywał przyzwoite pieniądze.
52 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Potrzebujesz czegoś? - Żebyś miała głowę na karku, jeśli chodzi o tę akcję. - Mam głowę na karku, Pike. - Nienawidzę, kiedy mówi do mnie w taki sposób. Tak jakbym nie wiedziała, co do cholery robię, skoro to ja tu jestem tym ciągnącym największy przekręt, jego umiejętności spuszczając do ścieku. - Moje skupienie nigdy się nie zachwiało. Ale musisz mi zaufać. Wiem, co robię. - Po prostu bądź ostrożna. Umywaj ręce, pamiętasz? Przytakuję i chwytam pilot, aby włączyć telewizor. Kolejnych kilka godzin spędzamy w nasz zwyczajowy sposób, ale zanim robi się zbyt późno, wiem, że muszę odejść i z powrotem skierować się do miasta. - Jako że zbliżają się święta, nie złość się, jeśli nie uda mi się wyrwać, dobrze? Spróbuję, ale aż do stycznia będzie ciężko. - Kumam. Nie rób nic głupiego, próbując się ze mną spotkać - mówi, gdy wstajemy i idziemy w stronę drzwi. Chwytam swój płaszcz i szybko go ubieram, a następnie odwracam się, aby obdarzyć Pike'a długim uściskiem. Ciężko jest go opuszczać, wiedząc że jest tutaj, na tym zadupiu. Jest moją jedyną rodziną i brak jakiegokolwiek kontaktu z nim jest dla mnie przerażający od czasu, kiedy wiem, jak łatwo rodzina może zostać odebrana. Więc z policzkiem przyciśniętym do jego piersi, zaciągam się jego zapachem i trwam w tym momencie, podczas gdy on przebiega dłońmi przez moje włosy i w dół mojej twarzy. Ujmując moją szczękę, ustawia ją pod odpowiednim kątem, abym na niego spojrzała. Jego brązowe spojrzenie jest intensywne, kiedy pyta: - Twarda niczym stal? - Tak - chrypię. Nauczył mnie już w młodym wieku, jak żyć bez emocji. Jak owinąć stalową klatkę dookoła serca, zawsze powtarzając mi, że nikt nie może mnie skrzywdzić, jeśli nie mogę czuć. Więc nie czułam. Poza Pike'm, dla nikogo innego z tego nie zrezygnuję, ponieważ uczucia sprawiają, że ludzie stają się słabi. A ja nie mogę pozwolić sobie na błąd. Serce jest bronią— samozapłonową bronią— która, jeśli nie jest odpowiednio wyszkolona, potrafi zniszczyć człowieka.
53 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Si dm y (teraznie sz sc) OBSERWUJĘ, JAK Bennett porusza się po sypialni, ubierając swój trzyczęściowy garnitur, aby na cały dzień wybyć do biura. Wrócił późno, kilka nocy temu i tak jak podejrzewałam, po zakupie, którego niedawno dokonał, jego grafik jest teraz zawalony podróżami. Mimo że w tej chwili jest w domu, to żyje w biurze, zanim ponownie wyjedzie z końcem tygodnia. Dociera do mnie chłód powietrza, więc nurkuję w głąb pościeli. - Chcesz, żebym nastawił termostat? - pyta Bennett, kiedy podchodzi do mojej strony łóżka. - A tobie nie jest zimno? Siada koło mnie, pochyla się, aby pocałować mój nos, po czym uśmiecha się. - Co? - pytam, kiedy się odsuwa. - Twój nos jest lodowaty. Chodź tutaj. Siadam prosto, a on mnie przytula z zamiarem ogrzania. Oplatając ramiona dookoła jego talii, pod marynarką, zwijam się w jego objęciach. - Tęskniłam za tym - szepczę. - Za posiadaniem ciebie— tutaj— ze mną. - Wiem. Ja też za tym tęskniłem - mówi, odsuwając się, aby spojrzeć mi w oczy. Zawsze możesz iść ze mną, wiesz o tym? Nie musisz być sama. - Wiem, ale Declan już ustalił spotkania z podwykonawcami imprezy. Przez kolejne kilka tygodni będę zajęta. - A jak ci wtedy poszło spotkanie z kwiaciarką? - pyta. 54 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll E.K. Blair - Bang Korekta: artazy Przebiegając dłonią przez jego jedwabny krawat, odpowiadam: - Dobrze. Myślę, że już prawie wszystko mamy ustalone. - To dobrze.
55 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Bennett wplata palce w moje włosy i pochyla się, żeby mnie pocałować. Robi to powoli i delikatnie, nie spiesząc się. Bennett ma w zwyczaju bycie nadmiernie czułym, kiedy wraca z podróży, a ja nigdy mu nie odmawiam, więc podnoszę się na kolana i chwytam w dłonie jego twarz. Kiedy mocno łapie moje biodra, zaciskając satynę mojej halki do spania, przejmuję dowodzenie nad jego ustami, motywując go. Bennett przyciąga mnie na swoje kolana, a jego nabrzmiewający kutas napiera na mnie, kiedy przywieram do niego biodrami. - Boże, skarbie. Nie mogę się tobą nasycić - mamrocze w moją szyję, między delikatnymi pocałunkami. - Pragniesz mnie? - Zawsze - mówi. - Ale sprawisz, że się spóźnię. Mam spotkanie. Uśmiechając się do niego szeroko, odpowiadam: - Będę szybka. - Zsuwam się z jego kolan i przy łóżku padam na kolana. Szybko działając rękoma, rozpinam jego spodnie i opuszczam je. Kiedy siedzi na krawędzi łóżka, owijam usta dookoła jego penisa i ssę go, podczas gdy on jęczy moje imię. Gdy jest już w pełni zaspokojony, odprowadzam go do drzwi, a on przed wyjściem całuje mnie głęboko. - Nie cierpię tego, że muszę wychodzić, kiedy tak naprawdę chcę przez cały dzień się z tobą kochać. Przerywa nam dźwięk mojego telefonu. Bennett czeka, aż wezmę go z lady kuchennej i odbiorę. - Słucham? - Nina, mówi Declan. - Cześć. - Zastanawiałem się, czy mogłabyś wpaść później do hotelu. Betty z kwiaciarni zrobiła kilka kompozycji, na które mogłabyś rzucić okiem - mówi. - Yy... jasne. Nie powinno być problemu. O której? - Powinni je dostarczyć przed południem. - Dobrze, wpadnę później - mówię, zanim się rozłączam. - Kto to był? - pyta Bennett, kiedy do niego wracam. 56 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Declan. Kwiaciarka przyśle kilka próbek kompozycji, żebym mogła później na nie zerknąć. Pojadę do hotelu którymś z samochodów, jeśli Baldwin będzie z tobą. - Jesteś pewna? Stając na palcach, całuję go lekko. - Jestem pewna. - Zadzwonię, kiedy wyjdę z biura. Co powiesz na miłą kolację, dzisiaj w Everest? - Brzmi idealnie - mówię, uśmiechając się. Przebiega kciukiem przez moje usta, a później delikatnie szczypie mój podbródek, mówiąc: - Udanego dnia. - Wzajemnie. Kiedy tylko wychodzi, wchodzę do kuchni, wstawiam czajnik na kuchenkę i kiedy czekam, aż woda się zagotuje, spoglądam w stronę stołu jadalnego. Kosztowny wazon fioletowych róż, które Bennett mi podarował ostatniej nocy, stoi na środku stołu. Widok ten powoduje we mnie fizyczną reakcję. Mój żołądek skręca się, kiedy zaciskam zęby. Nienawidzę fioletowego. Powiedziałam mu, że to mój ulubiony kolor, więc kiedy daje mi kwiaty, jako dowód swoich uczuć, to przypomina mi jedynie o tym wszystkim, czego nienawidzę. Przebłysk fioletowych ścian pojawia się w moim umyśle, tylko i wyłącznie wzmacniając moje ściany ze stali. Bennett jest taki, jaki powinien być mąż, więc konieczne było, abym stworzyła rozpadliny w naszym związku. Filetowe kwiaty są jedną z nich. Piszczący gwizd czajnika odciąga mnie od fioletu i sprowadza do teraźniejszości. Robię herbatę i idę do sypialni, aby przygotować się na ten dzień. Wiedząc, że spotkam się z Declanem, chcę wyglądać ładnie, a zatem odkładam kubek na wyspę w garderobie i zaczynam przebierać w ubraniach. Wybierając prostą czarną sukienkę, dobieram do niej czarne szpilki i biały wełniany, sięgający do kolan płaszcz. Po powolnych, porannych przygotowaniach i odebraniu telefonu od Jacqueline, aby ustalić termin spotkania na lunch z dziewczynami, chwytam torebkę i kieruję się na parking podziemny. Zajmuje mi chwilę dotarcie do hotelu, biorąc pod uwagę rozgorączkowany korek z powodu pory lunchu, ale kiedy przyjeżdżam na miejsce, parkingowy zabiera mój samochód, a ja zmierzam w stronę biura Declana. Kiedy docieram do drzwi jego gabinetu, po drugiej stronie słyszę jego głos. Brzmi na wkurzonego, wyszczekując rozkazy do kogokolwiek, z kim rozmawia przez telefon, ponieważ słyszę tylko głos Declana. Czekam i kiedy zdaję sobie sprawę, że rozmowa jest skończona, pukam delikatnie. - Wejść - nakazuje. 57 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Otwierając drzwi, widzę że jest skupiony na swoim laptopie i niczym innym, kiedy wciska klawisze klawiatury. - Kiepska pora? - pytam niepewnie i kiedy Declan słyszy mój głos, jego wzrok przeskakuje na mnie, po czym obraca krzesło z dala od komputera, aby na mnie spojrzeć. Mogę wrócić później. - Nie - oznajmia zwyczajnie, kiedy wstaje i idzie w moim kierunku, chwytając mnie za łokieć i odwracając, abym z nim poszła. - Tędy. Jego opryskliwe zachowanie tamtego dnia w kwiaciarni było irytujące, ale teraz, z jakiegoś powodu, nie działa to na mnie, bo rozumiem, że powodem jego nastroju jest ten ktoś, z kim rozmawiał przez telefon, a nie ja. Podążam za nim z dala od jego biura do wystawnej prywatnej jadalni, w której obecnie nikogo nie ma. Declan otwiera podwójne szklane drzwi i wprowadza mnie do ciemnego pokoju, lekko oświetlonego przez nieliczne żyrandole. W tylnej części jadalni znajduje się samotny stół, zawalony ciemnopomarańczowymi i białymi kwiatami z ciemną i głęboką zielenią. Niektóre są podkreślone winoroślą, a niektóre przyciemnione czarnym mchem. Declan wciąż trzyma moje ramię, kiedy podchodzimy do stołu. - Jestem pod wrażeniem - mówię i właśnie wtedy mnie puszcza. Kiedy na niego patrzę, dostrzegam że jego szczęka napina się, gdy zaciska zęby. Wzrok ma skupiony na stole, nie na mnie, więc przemawiam do niego miękkim głosem - Declan? - Gdy spogląda na mnie, mówię: - Jesteś pewien, że to właściwa pora? Mogę sobie pójść. Rozluźnia napiętą twarz i przebiega dłonią przez swój kark, aż do delikatnie pokrytej zarostem szczęki. Wypuszczając westchnienie, mówi: - Zostań. Przytakując, odwracam się i podchodzę bliżej do kompozycji kwiatowych, zaczynając się im przyglądać. Jest ich pięć, każda bogato zdobiona i wyśmienicie skomponowana. Projekty są unikatowe i dokładnie takie, jakie sobie wyobrażałam. Nieruchomieję, kiedy czuję palce Declana, muskające mój kark i kiedy odwracam głowę, widzę go stojącego tuż za mną. Przesuwa dłonie do kołnierza mojego płaszcza i zaczyna go zsuwać z moich ramion. Dostosowując się, pozwalam mu zabrać mój płaszcz i obserwuję, jak przewiesza go przez oparcie krzesła. - Dzięki - mamroczę. - Co sądzisz?
58 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Utrzymując z nim kontakt wzrokowy, nie odpowiadam od razu. Chcę utrzymać spojrzenie, aby zobaczyć, jak zareaguje. Nie zajmuje dużo czasu, zanim na jego twarzy rozciąga się seksowny uśmieszek. - Są idealne. Nie jestem pewna, jak mam z pośród nich wybrać. - Więc wybierz wszystkie - mówi. - Wszystkie? - A czemu nie? Kto mówi, że musisz wybierać? - A czy nie zawsze trzeba wybierać? - pytam z podtekstem, który sugeruje, że rozmawiamy o czymś więcej niż kwiaty. - Nie, kiedy jesteś Vanderwal. Z pozorną obrazą, mówię - Właśnie to sobie myślisz? Że z powodu nazwiska, zwyczajnie biorę, co chcę? - Unosi brew, nic nie mówiąc, a ja dodaję: - Czy ty właśnie w taki sposób postępujesz? Popraw mnie, jeśli się mylę, ale nazwisko McKinnon z pewnością nie jest tym, którego ludzie nie znają. - To rozmowa osobista, czy biznesowa? - pyta. - Biznes staje się osobisty, kiedy do ciebie należy i kiedy ostatnim razem sprawdzałam, to twoje nazwisko zdobiło ten hotel. Declan podchodzi do jednego z pozostałych stołów i siada. Usadawiając się wygodnie i opierając jedną rękę na stole, mówi: - Tak. Biorę to, co chcę. Nie ruszam się z miejsca, pozostając przy kwiatach i pytam: - W jakich przypadkach? - We wszystkich. A teraz, nie stój tam i usiądź ze mną. - Właśnie w taki sposób bierzesz, co chcesz? Z uśmiechem, którym tak dobrze włada, odpowiada: - A jesteś do wzięcia? - Nie - oznajmiam rzeczowo. - I te gierki ze mną, które zdajesz się lubić, robią się stare i szczerze, nie podoba mi się sprowadzanie mnie do roli zabawki, tak jakbym była tutaj wyłącznie dla twojej rozrywki. A więc powtarzam, skończ z tym, Declan. - Chwytam swój płaszcz i zaczynam iść w stronę drzwi, mając nadzieję, że wykona ruch, do którego go sprowokowałam.
59 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Jego dłoń zaciska się na mojej, kiedy tylko chwytam za klamkę i zastygam bez ruchu, trzymając opuszczoną głowę. - Nie wychodź - mówi. Nie odzywam się, kiedy kontynuuje: - Nie jesteś zabawką, Nina i przepraszam, jeśli sprawiłem, że tak się poczułaś. - Więc o co chodzi? - To ja, zwyczajnie próbujący cię poznać - mówi i kiedy podnoszę na niego wzrok, dodaje: - Mówisz, że nie masz przyjaciół, prawda? Kiedy odwracam od niego głowę, aby uniknąć kontaktu wzrokowego, mówi: - Każdy zasługuje na przyjaciela, Nina. Nawet ty. - I sądzisz, że wypełnisz tą pustkę? - pytam, ponownie na niego patrząc. - Co sprawia, że sądzisz, że tego potrzebuję? - Powiedz mi, z kim rozmawiasz o rzeczach, o których nie możesz rozmawiać ze swoim mężem? Wyciągam dłoń spod jego i zbliżam się do niego. - A z kim ty rozmawiasz? Cisza. - Myślisz, że tak po prostu powiem ci wszystko o sobie, kiedy nic nie wiem o tobie? Co mi dasz w zamian, co? - pytam. - To samo - odpowiada. - Więc zacznijmy od zaraz. Zanim kilka minut temu zapukałaś do moich drzwi, rozmawiałem z ojcem. Jak zawsze zachowywał się jak pieprzony dupas, szydząc z podejmowanych przeze mnie decyzji, w których nie ma prawa głosu i to, że w takich sytuacjach nie ma władzy, doprowadza go do furii. A więc proszę bardzo, mój ojciec jest w stosunku do mnie sukinsynem. Gdy to mówi, jego spojrzenie jest ostre, intensywne i czuję, że właśnie zrobiłam postępy. Ale nie chcę, żeby teraz się wkurzał, więc przełamuję napięcie i uśmiecham się do niego, drocząc się: - Pieprzony dupas? To jakieś szkockie obraźliwe powiedzonko, jakim wy faceci rzucacie, bo nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby ktoś nazywał kogoś dupasem? - Tak, maleńka, to takie powiedzonko, ale jeśli wolisz mogę rzucić jeszcze oryginalniejsze hasło, nazywając kogoś głupim ciulasem, ale wtedy dla przypadkowego Amerykanina, brzmiałbym jak ciota. Śmieję się z jego wypowiedzi, ale pozbywam się uśmiechu, kiedy patrzę w dół na swoje stopy i uciszam się. 60 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- O co chodzi, Nino? - pyta, zauważając moją zmianę humoru. Gdy nie odpowiadam od razu, chwyta moją dłoń i prowadzi mnie do stołu, przy którym siadamy. - Powiedz mi coś o sobie. - Nie wiem, czego oczekujesz. - Czegokolwiek. Po prostu uracz mnie kawałkiem - mówi, ale kiedy widzi moje wahanie, proponuje: - Powiedz mi, dlaczego nie masz przyjaciół. Wypuszczam oddech, mówiąc mu to, co wiem, że chce usłyszeć. - Ponieważ nie jestem z tego świata. Nie jestem jak te kobiety i... - milknę na chwilę, zanim dodaję ściszonym głosem: - Boję się, że będą mnie osądzały, więc wolę, aby nie trzymały się blisko, bo w ten sposób jest łatwiej. - Kiedy to mówię, zaskakuje mnie prawda, która znajduje się w tych słowach. - Więc się ukrywasz? - Tak myślę. - Jesteś samotna? - A wyglądam na samotną? - pytam. - W tej chwili? Tak. Odbijam piłeczkę, pytając: - A co z tobą? Jesteś samotny? - Przeniosłem się tutaj z Nowego Jorku, kiedy przekopaliśmy grunt pod hotel. Byłem tak pochłonięty, aby wszystko było gotowe do otwarcia, że tak, stałem się samotny. - Kiedy opuściłeś Szkocję? - pytam. - Miałem w zwyczaju spędzać wakacje tutaj, w Stanach, po czym wracałem do domu na studia. Przyjeżdżałem tutaj i pracowałem dla mojego ojca, ucząc się na wylot biznesu, ale oficjalnie nie spakowałem się i nie wyjechałem, dopóki nie uzyskałem tytułu magistra mówi. - To było siedem lat temu. - Tęsknisz? - Za Szkocją? Po moim przytaknięciu, odpowiada bez emocji: - Tak - zanim pyta: - Skąd pochodzisz?
61 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Z Kansas. - Co cię tutaj sprowadziło? Zastygam na krześle, podkreślając swój dyskomfort, ale zanim mogę odpowiedzieć, z leżącej na stole torebki rozlega się dźwięk mojej komórki. Wyciągając telefon, widzę że to Bennett, więc odbieram. - Bennet, cześć - mówię, aby Declan wiedział z kim rozmawiam. - Tak tylko sprawdzam, co u ciebie. Moje spotkanie zakończyło się wcześniej, niż sądziłem i miałem nadzieję, że się z tobą zobaczę - mówi słodko. - Dopiero co mnie widziałeś. - To twoja wersja mówienia, że jesteś zbyt zajęta? - Nie, dla ciebie nigdy nie jestem zbyt zajęta. Jesteś jeszcze w biurze? - pytam. Rzucam szybkie spojrzenie na Declana i widzę irytację w jego oczach. Dobrze. Bądź zazdrosny. - Tak. Jesteś głodna? Mogę coś zamówić. - Brzmi doskonale, skarbie - mówię, słodząc mu, aby zagrać na nerwach Declana i po napiętych mięśniach jego szyi i szczęki, widzę że to działa. - Już jadę, dobrze? - Dobrze. Kocham cię. - Też cię kocham. Patrząc na Declana, mówię do niego: - Muszę iść na spotkanie z Bennettem. - Taa, słyszałem - mówi, cedząc słowa. Przebiegam dłonią po jego zaciśniętej w pięść dłoni, spoczywającej na stole i mówię: Dzięki. - Za co? - Za rozmowę. - Patrząc mu w oczy, powtarzam: - Dziękuję. – Tak, żeby wyczuł szczerość w moich słowach. Jego dłoń odpręża się pod moją i przekręca ją, tak że teraz to on trzyma mnie za rękę i mówi z uśmiechem: - Pozwól, że cie odprowadzę. 62 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Kiedy pomaga mi z płaszczem, wreszcie czuję, że znalazłam pasującą do mnie osobę. Taką, której szukałam. Przed Declanem było kilku mężczyzn, ale żaden z nich nigdy nie dał mi obietnicy, którą czuję, że Declan może mi dać. Dlatego przez chwilę pozwalam mu się trzymać za rękę, dłużej niż powinnam, kiedy odprowadza mnie do parkingowego, czekającego przy moim samochodzie. Wślizguję się na siedzenie kierowcy, a Declan pochyla się, przypominając mi: - W piątek masz spotkanie z organizatorem bankietu. O szesnastej. - Mam zapisane w kalendarzu. - Masz na myśli ten papierowy, który nie dostarcza ci żadnych powiadomień, ani przypomnień? - droczy się. Śmiejąc się z jego docinka, odpowiadam: - Tak, właśnie ten. Ale najwyraźniej niczego więcej nie potrzebuję, skoro ty zajmujesz się moimi przypomnieniami. - A zatem zobaczę cię w piątek? - Zobaczysz mnie w piątek - potwierdzam, zanim zamyka drzwi mojego samochodu, a ja zaczynam odjeżdżać w stronę Willis Tower, aby spotkać się z mężem na późny lunch. Przez cały drogę czuję optymizm, którego nie doświadczyłam od bardzo dawna.
63 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Osmy (przeszl sc) SIEDZĘ SAMOTNIE na frontowych schodach szkoły, czekając aż przyjdzie Pike i będziemy mogli iść do domu. Znowu ma problemy z jakimś nauczycielem i musi siedzieć w kozie7, a więc godzinę zajmuje mi wypłakiwanie się, tak żeby po powrocie, nie mógł zobaczyć mojego płaczu. Najwyraźniej straciłam poczucie czasu, bo kiedy słyszę uderzenie otwierających się metalowych drzwi, podnoszę głowę i widzę schodzącego po schodach Pike'a. Szybko ocieram twarz, ale on i tak widzi moje łzy. - Czemu płaczesz? - pyta. Kiedy wstaję i zarzucam sobie plecak na ramię, nic nie mówię. - Elizabeth? Co się stało? - Nic. Możemy już iść? - Nie. Nie, dopóki mi nie powiesz, dlaczego jesteś smutna. Opuszczając głowę, kopię kilka kamieni na chodniku, mówiąc: - Dzieci z mojej klasy nabijają się ze mnie. - Co mówili? - pyta ostro. - Nieważne - mówię. Uczęszczam do tej szkoły od kilku miesięcy. Wystarczająco długo, aby zacząć gwałtownie rosnąć i nie mieścić się w ubrania, które kupiła dla mnie rodzina zastępcza. Jestem skazana na noszenie ubrań, które Bobbi wyszperała w sklepach z używaną odzieżą i inne dzieciaki nabijają się z mojego wyglądu. - Dla mnie ważne - oznajmia i kiedy na niego patrzę, odpowiadam - Wyzywają mnie. Mówią, że wyglądam, jakbym miała ciuchy ze śmietnika. - Kiedy kontynuuję, czuję, że łzy ponownie płyną. - Wyzywają mnie prosto w twarz, a później szepczą między sobą i śmieją się ze mnie. - Te dzieciaki to idioci.
7
Myślę, że większość wie, ale jest to kara za złe zachowanie w szkole. Wtedy najczęściej uczniowie zostają w szkole po godzinach lekcyjnych.
64 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Nie mam przyjaciół, Pike - mówię, płacząc. - Jestem sama i chcę do domu. Tęsknię za tatą i chcę do domu. Momentalnie mnie przytula, a ja moczę łzami jego koszulkę. Każdej nocy modlę się do Boga, który nawet nie jestem pewna, czy istnieje, żebym obudziła się z tego koszmaru, ale wciąż w nim jestem. Mam prawie dziewięć lat, a nie widziałam się z tatą, nie słyszałam jego głosu, nie czułam, jak mnie przytula— nic — od niemal czterech lat. Mam przydzieloną pracownicę z opieki, która widziała mnie tylko dwa razy, odkąd tutaj jestem. W ciągu tych dwóch spotkań płakałam i błagałam ją, aby zabrała mnie do taty, ale nie zrobiła tego. On jest zbyt daleko. Zaczynam wierzyć, że nigdy go nie odzyskam, ponieważ czekanie, aż skończę czternaście lat wydaje mi się wiecznością. - Wybacz, - mówi wreszcie Pike, kiedy tak stoimy i przytulamy się na chodniku: - Ale nie jesteś sama. Masz mnie. Ma rację. Mam tylko jego, ale on jest dwunastoletnim chłopcem. Za rok będzie w gimnazjum i zostawi mnie tutaj samą. Samą z dziećmi, które mnie nie lubią. Kiedy się wycofuje i spogląda na mnie, wzdrygam się na zielonkawy odcień jego podbitego oka, które niedawno zafundował mu Carl. Szybko nauczyłam się, że kiedy Bobbi jest w pobliżu, Carl jest znośny, ale kiedy tylko Bobbi wychodzi z domu, to zaczyna pić. Próbuję się ukrywać i stawać się niewidzialną, kiedy pije, ponieważ przebywanie w jego pobliżu jest przerażające. Dużo krzyczy, a kiedy Pike i ja jesteśmy zbyt głośni, staje się naprawdę wściekły i zazwyczaj nas bije. Pierwszy policzek dostałam po tygodniu przebywania u nich. Bobbi wyjechała na weekend, a Carl był na dole i oglądał telewizję, podczas gdy ja przebywałam na pierwszym piętrze. Znalazłam radio na najwyższej półce w szafie swojego pokoju. Weszłam na krzesło, aby je stamtąd ściągnąć. Pośliznęłam się, powodując że krzesło się przewróciło, a radio spadło na ziemię. Carl wparował do mojego pokoju i zobaczył zepsute radio. Zanim zorientowałam się, co się dzieje, gwałtownie podniósł mnie, chwytając za ramię i wymierzył mi policzek. Pieczenie utrzymywało się na moim policzku, kiedy po wszystkim, płakałam w poduszkę. Nie spieszymy się z Pike'm w drodze powrotnej do domu, ale kiedy wchodzimy w naszą ulicę, samochodu Bobbi nie ma, a przed domem stoi jedynie furgonetka Carla. Mój żołądek zapada się. Jest weekend, więc jestem pewna, że spędzimy go w trójkę. Bobbi nigdy nam nie mówi, kiedy wyjeżdża, ale ostatnio, robi to cały czas. Już w ogóle nie przebywa w domu. - Po prostu idź od razu do swojego pokoju - mówi Pike, kiedy podchodzimy pod frontowe drzwi. - Przyniosę ci coś do jedzenia. - Dobrze. 65 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Ale tak nie będzie. W zamian, miałam zostać przedstawiona czarnej dziurze, która miała pochłonąć kolejny odłamek mojej wiary w ludzką przyzwoitość. - Gdzie żeście, do diabła, byli? - wrzeszczy Carl, kiedy wchodzimy do środka, a szorstkość jego głosu, sprawia że ze strachu przywieram do ręki Pike'a. - Musiałem siedzieć w kozie. Powiedziałem Elizabeth, żeby na mnie zaczekała, żeby nie musiała sama wracać do domu - wyjaśnia Pike. - Myślicie, że mam tyle pieprzonego czasu, żeby zastanawiać się, gdzie są wasze tyłki? - krzyczy, po czym chwyta Pike'a za koszulkę, wyrywając go z mojego uścisku i odciągając ode mnie. Następnie przysuwa twarz do mojej. Cuchnie piwem i papierosami. - A ty... - pluje, kiedy zaczynam płakać, co wkurza go jeszcze bardziej. - Kurwa! Dlaczego zawsze, kurwa, beczysz? Nie spędzę kolejnego tygodnia wysłuchując tego gówna. Kiedy unosi swoją brudną koszulę i zaczyna rozpinać pasek, natychmiast przebiegają przeze mnie ciarki. Pike szybko podnosi się z podłogi i rusza za Carlem, ale wystarczy jedno uderzenie, aby z powrotem padł na ziemię. Carl mocno chwyta mnie za nadgarstek, kiedy krzyczę i szarpię się. Nagle, podnosi mnie, stanowczo chwytając w talii. - Puść mnie! - wrzeszczę. - Przestań! Puść! Słyszę, że coś się tłucze i kiedy rozglądam się przez łzy, widzę, że kopnęłam w kilka kaczek Bobbi, niszcząc je. - Ty mała gówniaro! - drze się, ale jego krzyki są zmieszane z krzykami Pike'a. Wpadam w panikę. Czystą panikę. Wrzeszczę, płaczę, kopię i kolejną rzeczą, z której zdaję sobie sprawę jest to, że zostaję wepchnięta do małej szafy w przedpokoju. Carl z impetem rzuca mną o ziemię, po czym ciągnie mnie za nadgarstki, używając swojego paska, aby przywiązać mnie do dolnego drążka na ubrania. Wszystko jest chaotyczną niewyraźną plamą. Wszyscy krzyczą, a przerażenie sprawia mi trudności w oddychaniu, kiedy piskliwie krzyczę po pomoc. Słyszę Pike'a i wsłuchuję się w jego głos, kiedy pięść Carla miażdży moją twarz. TRZASK. ZAMYKAJĄCE SIĘ DRZWI. Ciemność. - Nie! Wypuść mnie! - krzyczę. - Pike, pomóż mi! Wypuść mnie! Proszę! 66 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Słyszę lanie, które teraz dostaje Pike. Stękam. Miotam się. Wrzeszczę. Wykręcam i szarpię nadgarstki, próbując się uwolnić, ale skóra paska wbija się w moją skórę i jedyne co robię, to ranię się. Strona twarzy, w którą mnie uderzył pulsuje rytmem palącego bólu. Upadam na tyłek, z rękami nad głową i płaczę. Płaczę w ciemności przez, jak mi się wydaje, lata. Moje ciało robi się zmęczone i słabe. Ręce są zimne i mrowią. Wstaję, wciskając się między ścianę, a drążek garderoby i czuję ciepło ponownie spływające do ramion i rąk. Usiłuję wykręcić palce, aby chwycić pasek, ale jest za ciemno, aby cokolwiek zobaczyć, a moje palce są za krótkie. Nawet gdybym się uwolniła, to co bym zrobiła? Wszyła sobie stąd? Carl by mnie zabił, więc po co w ogóle próbować? Słucham cichego odgłosu telewizora z salonu, kiedy moja głowa zaczyna opadać. Jestem śpiąca, ale moje ręce za bardzo bolą, kiedy siedzę, a nie mogę spać na stojąco. Nie wiedząc, co mam zrobić, pozostaję przyciśnięta do ściany, próbując odpędzić sen. Mój umysł jest zamroczony. Próbuję usadowić się w kącie, ale nie potrafię znaleźć wygodnej pozycji. Po jakimś czasie, słyszę dźwięk wyłączającego się telewizora i nasłuchuję, jak Carl wychodzi z pokoju. O Boże. On nie zamierza mnie wypuścić. Łzy płyną, paląc moją twarz. Mogę jedynie zakładać, że Carl rozciął mi skórę, kiedy mnie uderzył. Jednak nic nie powstrzymuje łez od płynięcia po moich policzkach.
v Gdy się budzę, mam bezwładne ręce. Musiałam się przewrócić, bo teraz siedzę na podłodze. Nie mam pojęcia, czy jest dzień, czy noc, a potrzeba skorzystania z toalety jest przytłaczająca. Kiedy wstaję, aby zmniejszyć ból w rękach, zaciskam nogi, żeby się nie zsikać. Zaczynam płakać, zastanawiając się, co powinnam zrobić, ale w tym momencie słyszę Pike'a po drugiej stronie drzwi. - Elizabeth? - szepcze. - Pike? - skomlę. - Cii. Carl śpi. Usiłując zdławić płacz, aby pozostać cicho, odpowiadam: - Proszę, Pike. Wyciągnij mnie stąd. - Nie mogę - mówi. - Zamek działa od wewnątrz.
67 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Co? - Bez klucza, drzwi mogą zostać otwarte tylko od środka. - Związał mi ręce. Nie mogę się ruszyć i nic nie widzę - mówię i zaczynam panikować. Pike to wyczuwa. - Nie płacz, dobrze? Jestem tutaj - próbuje mnie zapewnić. Moje ciało zaczynają chwytać skurcze, kiedy jeszcze mocniej zaciskam nogi. - Pike? - No? - Muszę siku. Bardzo mocno. - Kurwa. - Słyszę stłumiony głos. Ból i potrzeba przejmują kontrolę. Czuję rozprzestrzeniające się ciepło na materiale spodni i cieknące w dół moich nóg. Upokorzona. Zawstydzona. Osuwam się na podłogę i zaczynam ją wycierać najciszej, jak tylko potrafię. - Wszystko dobrze? - pyta, ale nie odpowiadam. Po prostu płaczę.
v Pike pozostał ze mną ostatniej nocy, przebywając po drugiej stronie drzwi. Rozmawiał ze mną, próbował dotrzymać towarzystwa. Znowu musiałam zasnąć, bo nie pamiętam, kiedy sobie poszedł. Telewizor znowu jest włączony, więc wiem, że Carl nie śpi. Burczy mi w brzuchu, ale jestem zbyt przerażona, aby go zawołać. Czas powoli mija, a ja staram się rozproszyć myśli, śniąc na jawie i udając, że jestem wszędzie, tylko nie tutaj. Wyobrażam sobie, że jestem z moim tatą. Jedziemy razem na jego białym wierzchowcu, o którym opowiadał mi, kiedy bawiliśmy się w księcia i księżniczkę. Jedziemy przez wieś i znajdujemy się w magicznym lesie. Jest tutaj Carnegie i idziemy z nim na jagody. Niektóre jagody dają nam specjalne moce, a niektóre są po prostu pyszne w smaku. Kiedy spada deszcz, szukamy wysokich grzybów, aby ukryć się pod nimi na czas burzy. Spotykamy tam latające wróżki, które rozpylają brokat w trakcie lotu. Moje myśli często są zakłócane przez ból, przepływający przez dłonie i ręce. Jestem bardzo zmęczona, a nie potrafię się przespać. Teraz mój żołądek zaciska się z głodu. Ciągle zmieniam pozycję z siedzącej, na stojącą.
68 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
v - Elizabeth? Głos Pike'a wyciąga mnie z lekkiego snu, na co próbuję się pochylić i poruszyć nadgarstkami, ponieważ pasek wbija mi się w skórę. - Która godzina? - pytam. - Sobota wieczorem. Prawie północ - odpowiada. - Jestem głodna. - Trzymaj się. Wstaję, aby uśmierzyć ból w rękach. Czuję się obrzydliwie, mając na sobie przesiąknięte moczem spodnie. Śmierdzi tutaj i wiem, że Carl będzie wkurzony, kiedy tylko postanowi mnie wypuścić, co mam nadzieję, nastąpi jutro, skoro w poniedziałek mam szkołę. Dodatkowo, Bobbi powinna niebawem wrócić do domu. Przynajmniej taką mam nadzieję. Słyszę, jak Pike wsuwa coś pod drzwi. Klękam, ale nie wydaje mi się, że to się uda, bo mam związane ręce. - Pike, nie mogę dostać tego, co wsunąłeś pod drzwi. - Kurde. Przepraszam, nie pomyślałem - szepcze. - Możesz w jakiś sposób pochylić głowę, żeby dostać to ustami? - Nie. Drążek jest za wysoko. - Spróbuj odepchnąć to do mnie nogą - instruuje. - Nie chcę, żeby Carl wiedział, że próbowałem przemycić dla ciebie jedzenie. Szuram nogą, ale nic nie czuję, więc po prostu zaczynam przesuwać nią po podłodze w kierunku drzwi, mając nadzieję, że uda mi się to popchnąć. Po chwili, słyszę: - Mam. - Co to było? - Tortilla - mówi. - Słyszałem jak Carl gadał z Bobbi. Będzie w domu jutro popołudniu. - Źle się czuję. - Co się dzieje?
69 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Jestem po prostu tak bardzo zmęczona i głodna. Ręce mnie strasznie bolą. Tak ciasno owinął pasek dookoła moich nadgarstków. - Psychiczny skurwiel. - Pike? - Tak? - Proszę, nie zostawiaj mnie. Mam tylko ciebie. - Łzy powracają. Bez walki pozwalam im napłynąć. Czuję się bezradna. - Nie opuszczę cię. Jesteś moją siostrą. Nie z krwi, ale nią jesteś. - Jego słowa uderzają w moje serce, bo wiem, że jest jedyną rodziną, jaką posiadam. - Opowiadałem ci kiedyś, jak spadłem z dachu u mojej poprzedniej rodziny zastępczej? - Nie. Ponownie siadam i słucham, jak Pike opowiada mi historię za historią. Opowiada mi nawet o swojej mamie, że była narkomanką i właśnie dlatego skończył w rodzinie zastępczej, kiedy miał zaledwie dwa lata. Godziny mijają, a on nie przestaje do mnie mówić, dotrzymując mi towarzystwa, dopóki nie dopada mnie niespokojny sen.
v Gdy słyszę, że ktoś szamocze się z klamką, szybko wstaję, przyciskając się do ściany. Światło dociera do moich oczu, przez co natychmiast je zamykam. - Co to, kurwa, za smród? - warczy Carl, kiedy staram się powoli otworzyć oczy w obliczu oślepiającego światła. Carl zaczyna rozwiązywać pasek. Pomyślicie, że będę szczęśliwa, mogąc wydostać się z tej szafy, ale jestem tak zmęczona, że czuję jedynie otępienie. - Zsikałaś się? - pyta ze złością i kiedy przytakuję, wrzeszczy: - Lepiej posprzątaj ten syf. Pasek wreszcie zostaje ściągnięty i moje ręce są wolne. Chwytam jeden nadgarstek i stoję tam, bojąc się ruszyć, dopóki nie powie, mi że mam wyjść. Zanim mogę iść na górę, zmusza mnie do umycia podłogi. Wreszcie spoglądam na nadgarstki i widzę, że są pokryte krwią, pochodzącą z miejsc, gdzie pasek zranił moją skórę.
70 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Kiedy docieram na piętro, Pike siedzi na moim łóżku, ale jestem zbyt zawstydzona, więc ignoruję go i idę prosto do łazienki, zatrzaskując drzwi i pozbywając się swoich brudnych ubrań. Zanim wchodzę pod prysznic, patrzę w lustro i widzę podbite oko, które jest sprawką Carla. Wchodzę pod strumień wody i rozklejam się. Gdy kończę prysznic, owijam się ręcznikiem i wracam do pokoju. Pike wciąż siedzi na łóżku, więc biorę ubrania i wracam do łazienki, aby się ubrać. Wychodząc, kiedy wyciąga do mnie dłoń, wreszcie patrzę na siniaki na jego twarzy. Podchodzę do łóżka, chwytam jego dłoń i pozwalam mu się przyciągnąć i tulić. Pozostaję w jego ramionach, jedynym pocieszeniu, jakie czuję, że życie ma mi w tej chwili do zaoferowania i zamykam oczy. Byłam zamknięta w szafie przez dwa dni bez niczego— niczego poza Pike'm, który zakradał się do mnie każdej nocy i rozmawiał ze mną przez drzwi, żebym nie była samotna. Wiedza, że robił dla mnie coś takiego, sprawia, że chcę go przytulić mocniej i tak też robię. - Dziękuję - mamroczę w jego pierś. - Za co? - Za bycie ze mną w nocy. - Jak mówiłem, bez względu na wszystko, jesteś moją siostrą - mówi, a ja odpowiadam: - A ty moim bratem.
71 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dziewiaty (teraznie sz sc) BENNETT WYJEŻDŻA DZISIAJ do Dubaju, rozpocząć restrukturyzację zakładu przemysłowego. Pozbywa się całego sprzętu i zastępuje go takim samym wyposażeniem, jakie jest wykorzystywane tutaj w Stanach w innym, posiadanym przez niego zakładzie. Kiedy mu powiedziałam, że dzisiaj spotykam się z ekipą organizującą bankiety, zadzwonił do swojego asystenta i opóźnił swój lot, tak żeby mógł pójść ze mną. Wizja jego i Declana w tym samym pomieszczeniu sprawiała, że zaczęłam nieco bzikować. Zwłaszcza, że dopiero wczoraj widziałam się z Declanem na kawie. Wciąż naciska mnie w sprawie Bennetta, a ja uparcie odwalam swoje przedstawienie. Declan w dalszym ciągu zdaje się przypuszczać, że nie jestem wcale taka szczęśliwa i że trzymam fasadę dla dobra wizerunku. Nie chcę, żeby dzisiaj doszło do dziwnej wymiany zdań, kiedy spotkamy się z Declanem w jego hotelu i właśnie dlatego to wszystko staje się zagmatwane. Chciałabym, aby obydwaj mężczyźni nie przebywali w swoim towarzystwie. A fakt, że Bennett jest w pewien sposób powiązany z Calem, ojcem Declana, nie pomaga. Nigdy nie planowałam, że moim celem stanie się mężczyzna pokroju Declana, ale jak na razie, jest jedynym, który chwycił przynętę. Muszę być ostrożna, radząc sobie z tą sytuacją. Jedno małe potknięcie może być katastrofalne w skutkach. Zainwestowałam zbyt wiele czasu, aby popełnić krytyczny błąd. - Jesteś gotowa, skarbie? – pyta Bennett, kiedy wchodzi do salonu, w którym siedzę. Wstaję, wygładzając ołówkową spódnicę i podchodzę do niego. – Tak. Muszę tylko ubrać płaszcz. - Pojedziemy we dwójkę, tak żebyś później miała dla siebie samochód. Baldwin mnie odbierze i zawiezie na lotnisko. - Mam nadzieję, że opóźnienie lotu nie sprawiło zbyt wielu problemów – mówię, narzucając na siebie płaszcz i chwytając torebkę. - Ani trochę. Nie cierpię tego, że znowu muszę wyjechać, szczególnie, że Boże Narodzenie jest tak blisko. Wychodzimy z mieszkania i zjeżdżamy windą.
72 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Poza tym, – mówi – rozmawiałem z moimi rodzicami. Chcą, żebyśmy przyszli na przyjęcie wigilijne, które organizują. Wzdrygam się w środku na myśl o spędzaniu czasu z tymi dupkami, ale i tak się uśmiecham, mówiąc: - Dobrze. Chciałam zadzwonić do twojej matki, ale byłam po prostu rozproszona wszystkimi innymi sprawami. Dodatkowo znowu wyjeżdżasz. Bierze moją twarz w dłonie i całuje mój policzek. – To tylko chwilowe. - Wiem. - Przez jakiś czas będzie pracowicie, ale kiedy już wszystko będzie skończone i będzie właściwie prosperowało, to tempo zwolni. Winda się otwiera i wkraczamy do podziemnego garażu. Bierzemy Land Rovera i kiedy wyjeżdżamy na ulicę, wita nas jeszcze więcej śniegu. - Później ma być gorzej – mówi Bennett. - Upewnię się, żeby wrócić do domu przed nawałnicą. - Mogę zatrudnić drugiego kierowcę, jeśli tego potrzebujesz. Spojrzawszy na niego z ukosa, uśmiecham się i mówię: - Już wcześniej jakoś przetrwałam bez kierowcy, Bennett. Dam sobie radę. Tym razem Baldwin będzie towarzyszył Bennettowi w podróży, więc nie będzie go w pobliżu, aby robić za mojego kierowcę. Będę miała o jedną osobę mniej do zamartwiania się. - Nie będzie mnie przez dłuższy czas, a biorąc pod uwagę tą ostrą zimę, martwię się, że będziesz jeździła w takich warunkach. Kładąc dłoń na jego udzie, zapewniam go: - Dam sobie radę. Za bardzo się zamartwiasz. Chwyta moją dłoń i całuje kostki, mówiąc: - Po prostu nie chcę, żeby coś ci się stało. Nic na to nie poradzę. Martwię się, bo będę na drugim końcu świata. Splatam palce z jego i rozkoszuję się faktem, że nowy zakup w Dubaju utrzyma go z daleka na dłuższy okres czasu, pozwalając mi popracować nad Declanem. Nie mogło być lepiej. Kiedy Bennett i Baldwin wyjadą, będę mogła robić to, na co mam ochotę i nie będę musiała się z niczego tłumaczyć.
73 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Kiedy zatrzymujemy się pod Lotusem, lokaj otwiera drzwi z mojej strony i pomaga mi wysiąść. - Uwaga pod nogi, proszę pani. - Dziękuję – mówię, zanim Bennett obchodzi samochód dookoła, chwyta mnie za rękę i prowadzi do środka. Pokazuję mu prywatną jadalnię, w której wcześniej, w tym tygodniu, Declan pokazywał mi kwiaty i kiedy wchodzimy do środka, Declan już tam jest i rozmawia z szefem kuchni. - Nina – mówi, uśmiechając się. Moje zdenerwowanie szybuje w górę żołądka. Declan chwyta moją dłoń, dając mi niewinnego całusa w policzek, a następnie wita mojego męża. – Bennett – mówi ze stanowczym uściskiem dłoni. – Dobrze cię znowu widzieć. - Słyszałem, że moja żona utrzymuje cię zapracowanego. - Wie, co lubi – chichocze Declan, a Bennett do niego dołącza. – Ale nie zwolniła mnie, więc domyślam się, że robię coś dobrze. - Nie przeceniaj się tak – dodaję swoje trzy grosze. Wiem, że Bennett kocha taką pyskówkę, a ta z kolei potrafi nieźle wkurzyć Declana. Declan dobrze to znosi, a uśmiech nigdy nie opuszcza jego twarzy. Chcę, żeby był zazdrosny, ale kiedy jest tutaj Bennett, muszę być ostrożna. Upewnię się zatem, aby oceniać mowę ciała Declana i nie naciskać go za bardzo. Declan przedstawia nas Marco, szefowi kuchni, którego zatrudnienie rozważam. Siadamy przy jednym ze stołów. - Więc, Bennett, Nina mówi, że ostatnio jesteś zawalony robotą. - To wielkie niedopowiedzenie, a na dodatek dzieje się to w niezbyt dogodnym czasie – mówi Bennett, a następnie sięga, aby chwycić mnie za rękę, którą trzymam na stole. – Na szczęście mam wyrozumiałą żonę.
74 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Kiedy się do niego uśmiecham, zostajemy obdarowani sałatką Caprese.8 - Jak wszedłeś w przemysł stalowy? – pyta Declan, a ja siedzę cicho, kiedy rozmawiają. - W czasie kiedy nabywałem i odnawiałem opustoszałe budynki, natknąłem się na bankrutujący zakład przemysłowy. Byłem w stanie go nabyć i dzięki negocjacjom uchroniłem właściciela przed niewypłacalnością. Odnowiłem zakład i kolejną rzeczą, jaką pamiętam było to, że prosperowaliśmy, zdobywając stałych klientów. - Od podstaw – oznajmia Declan. - Tak jak twój ojciec – dodaje Bennett. Obserwuję, jak szczęka Declana się napina, kiedy zaciska zęby. Bierze łyk swojego wina, a następnie mówi: - Musicie być z siebie dumni. – Wypowiada to protekcjonalnym tonem, prawdopodobnie biorąc komentarz Bennetta, jako prztyk w swoim kierunku, gdyż Declan, wchodząc w rodzinny biznes, w pewnym sensie bazuje na koneksjach ojca. Ale znam Bennetta i wiem, że ten komentarz nie miał zabrzmieć w taki sposób. Bennett zauważa insynuację Declana i odbiega od tematu, zwracając się do mnie: Idziesz jutro na spotkanie z Jacqueline? Wydaje mi się, że Richard coś o tym wspominał. - Mmm hmm. – Wycieram usta chusteczką, dodając: - Dziewczyny chcą spędzić dzień w Neiman’s9, a ja muszę znaleźć sukienkę na przyjęcie.
8
9
Butik, w którym można kupić odzież i dodatki od znanych
projektantów.
75 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Myślałem, że nie możesz ich znieść – wtrąca Declan, a ja natychmiast płonę z wściekłości, że nie tylko zachowuje się niestosownie, wyskakując z tekstem, że on myślał cokolwiek na temat tego, co powiedziała mu w zaufaniu, jak przyjacielowi, ale również dlatego, że nie chcę, aby doszło do spięcia między nim a Bennettem. Otwieram szeroko oczy, dając mu do zrozumienia, że przekroczył granicę, podczas gdy Bennett pyta zmieszany: - Nie lubisz ich? - Yy, nie. To znaczy… Declanowi chodziło o to, że… - Kurwa. – Cóż, powiedziałam Declanowi, że czasami potrafią być nieco apodyktyczne. To wszystko. – Patrząc w oczy Bennetta nie mam wątpliwości, że jest zmartwiony, iż wyznałam coś takiego Declanowi. Coś, co nie ma nic wspólnego ze sprawami biznesowymi, które powinniśmy prowadzić, kiedy jesteśmy razem, więc kryję się, dodając: - Wpadłam na jedną z koleżanek Jacqueline u kwiaciarki, kiedy byłam u niej z Declanem. Była trochę czepialska, więc mimochodem napomknęłam o tym Declanowi. Prawdopodobnie przemawiała przeze mnie frustracja. Lubię dziewczyny, ale wiesz jak potrafi być, kiedy wszystkie przebywamy w jednym pomieszczeniu. Bennett kupuje to, mówiąc: - Nigdy nie będę udawał, że rozumiem kobiecy umysł. – Mówi to lekko się śmiejąc, a ja uśmiecham się razem z nim. - Ja też – droczę się. – A jestem jedną z nich. – Chwytając widelec i nabijając na niego listek bazylii, mamroczę uśmiechając się szeroko: - Wredne suki. – Następnie biorę gryz. Bennett śmieje się z mojego grubiaństwa, kiedy ja patrzę gniewnie i z dezaprobatą na Declana. Jesteśmy w połowie drugiego dania. Napięcie Declana wyraźnie się buduje, a Bennett dostaje telefon od Richarda, który musi odebrać. Przeprasza i wychodzi z jadalni, idąc w dół korytarza i kiedy znika z pola widzenia, odwracam się, mówiąc ostro: - Twoje gierki nie są zabawne. Byłam przekonana, że te kilka kawałków siebie, które ci dałam, kawałków o które sam prosiłeś, pozostaną między nami, a nie że będziesz je wykorzystywał, kiedy ktoś chwyci cię za jaja.10 Declan pochyla się w bok, chwytając ramię mojego krzesła i gwałtownie szarpie nim w swoją stronę. – Twoja pyskówka jest nie na miejscu, Nino, więc uważaj jak się do mnie
10
Uściślając: step on your dick, czyli dosłownie: nadepnie ci na kutasa. U nas, po polsku, można by powiedzieć: nadepnie ci na odcisk. Chciałam zostawić nieco dosadniejszą wersję, ale nie tak dosłowną, więc są: jaja
76 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
odzywasz.11 I nikt nie trzyma mnie za jaja, a zwłaszcza twój mąż, facet którego mówisz, że kochasz, ale zdaje się, że gówno o tobie wie.
- Uważasz, że jesteś czarujący? - A wyglądam na kogoś, kogo obchodzi bycie czarującym? Mrużąc oczy, mówię: - Wyglądasz na zazdrosnego mężczyznę, który, swoją drogą, nie powinien nawet zapuszczać się na te tereny. - A niby dlaczego? - Bo jestem mężatką, a twoje szczeniackie oskarżenia są obraźliwe. Nic nie wiesz o moim mężu, ani o tym, co wie, a czego o mnie nie wie. - Jesteś kłamczuchą – oskarża. - Słucham? Pochyla się bliżej, jest zaledwie kilka centymetrów od mojej twarzy i mówi: - Myślę, że lubisz wywoływać u mnie zazdrość. Mam rację? Miękkim głosem, który, upewniam się, jest nieco drżący, odpowiadam zwyczajnie: Nie. - Nie wierzę ci. - Czego ode mnie chcesz? - Szczerze? - Szczerze, Declan. Czego chcesz? Jego oczy są niczym sztylety, kiedy odpowiada: - Ciebie.12 Idealna odpowiedź, idioto. Wstaję, rzucając serwetkę na stół i odwracam się, aby znaleźć Bennetta, mimo że nie mam zamiaru opuszczać tego pokoju. Declan mnie nie zawodzi, kiedy chwyta moje ramię i
11
Łoooł, hola hola ;D Coś mi się wydaje, że Declan baaardzo namiesza w wielkim planie Niny :D
12
Oł jeee, gra rozpoczęta :D
77 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
szarpnięciem okręca mnie dookoła, przyciągając do siebie. Patrzy na mnie z góry, a ja odwracam wzrok. - Spójrz na mnie – żąda i kiedy tego nie robię, chwyta mój podbródek i odchyla go tak, abym na niego spojrzała. – Powiedziałem spójrz na mnie, Nina. - Jesteś dupkiem. - A ty jesteś wulgarna – mówi, zanim przywiera ustami do moich ust, smakując mnie. Jest niedelikatny, a jego kilkudniowy zarost ociera się mocno o moją skórę, kiedy kładzie dłoń na moim karku. Jest chwyt jest stanowczy. Upewniam się, żeby przez chwilę poczuł moją reakcję na niego, kiedy odpowiadam na jego pocałunek, zanim gwałtownie go odpycham. Jego uśmieszek jest arogancki, kiedy robi krok w tył, stwarzając między nami dystans. - Co myślisz, że robisz? – pytam ostro. - Smakuję cię. - Jesteś bezczelnym idiotą. - To dlaczego odwzajemniłaś pocałunek? – pyta. – Nie okłamuj mnie, poczułem to. - Nic nie poczułeś, tak samo jak ja. – Z powrotem podchodząc do stołu, odsuwam krzesło, siadam i mówię, patrząc przed siebie: - Nigdy więcej tego nie rób. Chwilę później Declan wraca na swoje miejsce przede mną i z idealnym wyczuciem czasu, wraca Bennett. Ta sytuacja graniczy z niebezpieczeństwem, więc odczuwam ulgę, kiedy Bennett mówi: - Przepraszam za to, ale wygląda na to, że muszę wyjechać wcześniej niż planowałem. - Co? – pytam. - Wybacz, skarbie. Samolot jest gotowy do lotu. Nastąpiło błędne przekazanie informacji w sprawie zmiany godziny lotu i musimy startować. - Teraz? Wyciąga do mnie rękę, którą chwytam, wstając. – Declan – mówi Bennett, kiedy spogląda na Declana, który teraz także stoi. – Wybacz, że uciekam w taki sposób. Dobrze było znowu cię zobaczyć.
78 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Declan nic nie mówi. W zamian wykonuje krótkie skinięcie, kiedy podają sobie dłonie. - Wybacz nam na chwilę – mówi Bennett, kiedy owija rękę dookoła moich ramion i zaczyna wyprowadzać nas z jadalni. Patrząc przez ramię, obserwuję, jak Declan stoi i wpatruje się w nas, gdy wychodzimy. Boże, ależ widać po nim emocje. Idę z Bennettem do lobby i kiedy zatrzymuje się przed frontowymi drzwiami, zgrywam smutną żonę. Owijam ręce dookoła jego talii, opieram głowę na jego piersi i przywieram do niego. - Nie chcę, żebyś jechał. Jego usta opadają na czubek mojej głowy, składając na niej pocałunek, a następnie mówi: - Wiem. Wrócę jak najszybciej. Patrzę w górę na niego, a on całuje mnie w usta, usta które przed chwilą posiadał Declan. Całuje mnie długo, powoli i delikatnie, zanim odsuwa się i patrzy na mnie. – Jesteś taka piękna. - Przestań. - Co mam przestać? - Mówić słodkie rzeczy, które sprawią, że będę jeszcze bardziej tęsknić. Uśmiecha się i kiedy spoglądam na zewnątrz, dostrzegam podjeżdżającego pod budynek Baldwina. Z ciężkim westchnieniem odwracam się do Bennetta, kiedy ten mówi: Muszę lecieć. - Dobrze – odpowiadam z wahaniem i przytakuję. - Zadzwonię, kiedy tylko wyląduję – mówi, po czym droczy się ze mną: - Wykorzystaj ten czas, aby kupić mi wiele prezentów pod choinkę. - Rozpuszczę cię jak dziadowski bicz – śmieję się. - Już mnie rozpuściłaś. Jeszcze jednym pocałunkiem żegnamy się i obserwuję, jak samochód odjeżdża, szczęśliwa, że Bennett wreszcie wyjechał.
79 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dziesiaty (teraznie sz sc) JAKO ŻE MÓJ MĄŻ jest w drodze na lotnisko, aby spędzić następne dwa tygodnie po drugiej stronie świata, przybieram pokerową twarz i wracam do Declana, który wciąż jest w jadalni. - O co chodziło? – pyta, kiedy wchodzę do środka i siadam. - Żegnaliśmy się. - Jesteś smutna? Wiercąc się na krześle, odpowiadam: - Możemy o tym nie rozmawiać? Declan dłużej nie naciska, pozostając cicho przez większość czasu, nie licząc bezpiecznej gadki-szmatki, kiedy kończymy posiłek. Przez chwilę omawiamy sprawę cateringu i spotykamy się z Marco. Po tym, jak zatrudniam go jako szefa kuchni na przyjęcie, otwieramy butelkę wina, którą długo wybieraliśmy z karty. Kiedy interesy zostały załatwione, a jedzenie wybrane, Marco się z nami żegna, a ja podążam za Declanem do lobby, by poczekać na lokaja, który podprowadzi mój samochód. - O nie – chrypię, kiedy zerkam na zewnątrz. – Jak długo rozmawialiśmy z Marco? – Na zewnątrz jest biało od mocno sypiącego śniegu, którego i tak już dużo napadało, sprawiając, że moje wyjście stąd staje się niemożliwe. - Kilka godzin – odpowiada. – Nie możesz jechać w taką pogodę, Nino. - Tak, wiem – mówię, po czym kręcę głową, dodając: - Chodzi o to, że… powiedziałam Bennettowi, że wyjdę stąd przed zamiecią. - Straciliśmy poczucie czasu. To niczyja wina. Możesz tutaj zostać. - Nie mam nic przy sobie – mówię, a Declan śmieje się cicho. – No co? - Nino, stoisz w jednym z najbardziej ekskluzywnych hoteli w mieście. Zdobędę dla ciebie, cokolwiek będziesz potrzebowała. - Cokolwiek? 80 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Uśmiechając się, mówi: - Chodź. – Prowadzi mnie z powrotem do swojego biura. Później wykonuje telefon, mówiąc komuś po drugiej stronie, aby przygotował apartament na ostatnim piętrze ze wszystkimi udogodnieniami i przyniósł mu klucz. Kiedy się rozłącza, mówię: - Nie musiałeś tego robić. Nie potrzebuję apartamentu. - Będziesz tuż obok mnie. W ten sposób nie będzie cię kusić, żeby się wymknąć i bawić windami – żartuje, jakbym była jakąś nastolatką. - Obok ciebie? – pytam. - Zajmuję jeden z apartamentów. - Mieszkasz tutaj? - Nie – odpowiada. – Mam poddasze w River North, ale tutaj zajmuję pokój, kiedy jestem zbyt zmęczony, aby jechać do domu, albo tak jak w tym przypadku, utknąłem przez zamieć. - River North? Pomyślałabym, że mieszkasz tutaj, w centrum. - Jak dla mnie, zbyt pretensjonalne. Bez urazy. - Mówi mężczyzna, który jeździ pretensjonalnym samochodem – droczę się, uśmiechając się i nagle całe napięcie i frustracja z wcześniej zdaje się ustąpić, kiedy tak delikatnie sobie żartujemy. - Cóż, nie mogę się nie zgodzić odnośnie samochodu, ale miło jest opuścić centrum na koniec dnia i uciec do mniej wyróżniającego się miejsca. Mówi to, a ja wracam wspomnieniami do skromnej restauracji śniadaniowej, do której zabrał mnie w zeszłym tygodniu. Declan zdecydowanie wygląda odpowiednio i nosi nazwisko, które ma znaczenie. Ale zastanawiam się, ile z tego, tak naprawdę, stanowi jego osobę. Obecnie River North jest pełne bogactwa, ale ma rację, nie jest to pretensjonalne miejsce. Po jakimś czasie, kiedy ktoś z obsługi dostarcza klucz do pokoju, idę za Declanem, prowadzącym mnie do apartamentu. Na najwyższym piętrze znajdują się tylko dwa apartamenty i tylko dwie osoby je zajmują — Declan i ja. - Ten jest twój – mówi, gdy prowadzi mnie na lewo od wind. - Dziękuję.
81 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Jestem po drugiej stronie – mówi. – Więc jeśli będziesz czegoś potrzebować… - Dam sobie radę – zapewniam go. - Zjemy później kolację? - Jestem pełna po daniach Marco – odpowiadam. – Myślę, że położę się wcześniej. Gdy odwracam się, aby otworzyć drzwi, Declan dodaje: - Jak mówiłem, jeśli będziesz czegoś potrzebować, daj mi znać. - Dobranoc, Declan – mówię, po czym wchodzę do apartamentu i pozwalam, aby drzwi zatrzasnęły się za mną. Rozglądam się dookoła, dostrzegając solidne ściany i okna od podłogi do sufitu, ukazujące migoczące światła miasta, które teraz są pokryte śnieżnym kocykiem. Przestrzeń z otwartym salonem, jadalnią i kuchnią jest ogromna. Wszystko jest umeblowane elegancką tapicerką i bogatą skórą. Zauważam kominek, usytuowany w mniejszej strefie wypoczynkowej, która jest oddzielona od reszty pomieszczenia kilka kroków poniżej. Kieruję się do sypialni, która posiada takie same, panoramiczne okna. Kładę płaszcz i torebkę na miękkiej białej pościeli i wchodzę do łazienki. Śmieję się na skrajność, przez jaką musi przechodzić obsługa Declana, kiedy dostrzegam kosmetyki, a dodatkowo dwuczęściową piżamę w torbie na zakupy z Roslyn Boutique. Podnosząc ją, dostrzegam nazwisko projektanta. Trud, jaki poniósł dla mnie ten hotel, był bez wątpienia zwykłą przysługą. Lotus jest znany z wyłączności i prywatności dla stałych klientów. Nie każdy może sobie tutaj wejść i wynająć pokój. Po rozgoszczeniu się, przebraniu w piżamę i zrobieniu filiżanki herbaty, siadam na podłodze ze skrzyżowanymi nogami, kolanami przyciśniętymi do lodowatego okna i obserwuję spadający na miasto śnieg. Myślę, jak wykorzystać tę noc, aby zyskać przewagę nad Declanem. Wiem, że powinnam pójść do jego pokoju, więc zaczynam przebiegać przez powody, dla których miałabym iść i zapukać do jego drzwi. Czas mija, kiedy zatapiam się w myślach i kiedy zerkam na zegarek na jednym z niskich stolików, pokazuje 22:23. Kiedy kładę filiżankę na podłodze za sobą, mój umysł dryfuje do Pike’a. Nie potrafię nic zrobić z poczuciem winy, które przeze mnie przebiega, kiedy myślę o nim w tej zimnej, zniszczonej przyczepie, podczas gdy ja siedzę na szczycie miasta. Kliknięcie drzwi odciąga mnie od Pike’a i kiedy spoglądam przez ramię, widzę Declana. - Co robisz w ciemności na podłodze? – pyta, idąc przez ogromny salon w moim kierunku. - To jakiś zwyczaj, że włamujesz się do pokoi swoich gości? 82 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Z szerokim uśmiechem, odpowiada: - Właściwie, to się nie włamałem. – Trzyma kartę do pokoju, po czym rzuca ją na stolik do kawy, koło którego przechodzi. - Mogłeś zapukać. Staje obok mnie, siedzącej na podłodze. Muszę przechylić głowę, aby na niego spojrzeć. Stoi z dłońmi w kieszeniach swoich spodni, patrząc przez okno. - Kocham śnieg – szepcze i bez zastanowienia, zgadzam się z nim: - Ja też. Spogląda w dół, na mnie, a jego twarz jest zacieniona przez panujący w pokoju mrok. – Wszystko dobrze? – pyta, zaniepokojony z jakiegoś powodu. - Dlaczego pytasz? - Bo przyszedłem sprawdzić co u ciebie, a ty siedzisz na ziemi przyciśnięta do okna bez zapalonego ani jednego światła. Wydaje się to trochę smutne. Ponownie kieruję swoją uwagę na znajdujące się pod nami miasto i odpowiadam: Lubię patrzeć, jak pada śnieg. Declan siada obok mnie, jego kolano dotyka mojego. Pozwalam na chwilę milczenia, zanim się odzywam: - Dziękuję. - Za co? - Za pokój. Jest piękny. - To tylko pokój, Nino – odpowiada, bagatelizując skalę swojego hotelu, kiedy jest skupiony na wpatrywaniu się w śnieg. - Lotus – wypowiadam nazwę hotelu. – Ciekawy wybór. Dlaczego Lotus?13 - Jest coś pięknego w niemal nieskazitelnym kwiecie, wyłaniającym się z mętnej wody. - Hmm – przerywam przed oznajmieniem: - Autorefleksja – Dochodzę do wniosku, że znaczenie tego porusza moją czułą stronę. Przechyla głowę, aby na mnie spojrzeć, jego oddech omiata mój policzek. – Próbujesz mnie analizować?
13
Chyba wszyscy wiedzą, ale: Lotus to kwiat lotosu.
83 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- A jest coś ukryte pod spodem, czego powinnam szukać? - Każdy ma coś pod spodem, coś co jest skrywane. – Przygląda mi się badawczo. Przynajmniej jest to coś, w co chce, abym uwierzyła, ale na mnie to nie działa. Jednak i tak mięknę, dając mu odczuć, że ma na mnie jakiś wpływ. Mrugam kilka razy i wiercę się, dając mu znak, że się denerwuję, po czym zadaje mi pytanie: - Więc co to takiego? Powiedz mi, co uważasz, że znalazłaś. Biorąc głęboki wdech, wypuszczam go wraz z moją teorią. – Czujesz wstręt do biznesu, który nosi twoje nazwisko. Nie rusza się, więc dodaję: - Albo może twój wstręt jest skierowany w stronę ojca. - Ciekawe. Dlaczego o nim wspominasz? Uśmiecham się. - Daj spokój. Obydwoje go znamy. Jest sukinsynem; sam to niedawno powiedziałeś. Declan śmieje się pod nosem, mówiąc: - Nie jesteś delikatna w doborze słownictwa, co? - A czy sprawiłam na tobie wrażenie delikatnej? Z lekkim pomrukiem, spogląda na mnie dociekliwie, po czym pyta: - A co z twoim ojcem? Bierze mnie nieco z zaskoczenia. Ukłucie w jednym miękkim miejscu, którego nigdy nie byłam w stanie zahartować. Chcecie znać moją słabość? Cóż, oto i ona. Tęsknię za moim tatą. Otrząsając się, zmieniam kierunek rozmowy, mówiąc: - Nie rozmawiamy o mnie, pamiętasz? - Oczywiście. - Czy ty w ogóle się z nim dogadujesz? - W takim samym stopniu, co inni – odpowiada. - To bardzo polityczna odpowiedź. 84 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dłonią muska delikatnie mój policzek, kiedy chwyta pukiel włosów i zakłada mi go za ucho. - Czy jesteś w polityce czy nie, wszystko jest polityczne. Wszyscy zachowujemy twarz, aby zaprezentować się w jak najlepszym świetle. Nic nie jest prawdziwe dopóki nie zburzysz ścian i nie odkryjesz tego, co brzydkie. - Brzydkie – powtarzam, patrząc na niego. - Najprawdziwsza część człowieka zawsze jest najbrzydsza. A z twoją pokrętnością, założę się, że jesteś cholernie brzydka pod całym tym swoim blaskiem. Kiedy to mówi, utrzymuje poważny wyraz twarzy. Irytuje mnie prawda kryjąca się w jego słowach. Wiem, że jestem brzydka. Brzydsza niż większość. Jestem zbrukana i zniszczona, ale niech będę przeklęta, jeśli kiedykolwiek pozwolę mu, albo komukolwiek innemu, dostrzec bijące we mnie, godne pożałowania serce. - Jesteś dupkiem – dogryzam. - Maleńka, zwracano się do mnie o wiele gorzej, więc jeśli starasz się mnie urazić, będziesz musiała bardziej się postarać. Patrząc na niego gniewnie, odpowiadam: - Nie rozumiem ciebie i twoich obelg. Myślałam, że chcesz być moim przyjacielem. Przysuwa się bliżej i mruczy niskim głosem: - Nie chcę być twoim przyjacielem, Nino. Ciężko przełykając, udaję skrępowanie i szepczę: - Powinieneś iść. – On natomiast kontynuuje przysuwanie się do mnie, a następnie znajduje się nade mną, zmuszając mnie, abym położyła się na ziemi. Jego dłonie spoczywają po obydwóch stronach mojego ciała. – Declan, to jest złe – chrypię. - Dlaczego? - Wiesz dlaczego. - Powiedz, że kochasz swojego męża. – W jego głosie słychać szyderstwo. - Kocham mojego męża. - Powiedz, że mnie nie pragniesz – mówi, wpatrując się we mnie intensywnie. - Nie pragnę cię.
85 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Moje oddechy stają się szybsze i cięższe, kiedy Declan obniża się, podpierając się na łokciach i jedną dłonią zaczyna przemykać przez środek mojego mostka i między piersiami, dodając cicho: - Powiedz, że mnie nie okłamujesz. - Nie okłamuję cię. Następnie, z jego nogami splątanymi z moimi, wsuwa dłoń w spodnie mojej piżamy, wdziera się pod moje majtki, rozwierając wargi sromowe i przeciągając palcem po moim rozgrzanym wejściu. Uśmiecha się do mnie podejrzliwie, kiedy czuje jak mokra jestem, po czym szybko zabiera dłoń, przysuwając ją do moich ust i wpychając w nie palec, mówi: Posmakuj swoich kłamstw, Nino. Jego oddech spowija mnie jego słowami i poddaję się, pozwalając mojemu językowi, przez krótki i wyraźny moment, owinąć się dookoła jego palca, dając mu posłuszeństwo, którego tak bardzo pragnie. Jednak wewnątrz jestem zawstydzona i zniesmaczona. Nienawidzę tego, że moje ciało reaguje w taki sposób — stając się mokre dla tego mężczyzny. Odsuwając się i przechylając głowę na bok, nie patrzę na niego, ale po krótkiej chwili czuję jego nos, sunący po mojej wystawionej na pokaz szyi. Słyszę jak zaciąga się moim zapachem. - Declan… - Hmm…? Przekręcam głowę i spoglądam wprost na niego. – Spierdalaj ode mnie. Kiedy od razu nie wykonuje ruchu, zaciskam dłonie w pięści i wyżywam się na nim, słabo uderzając go w klatę, pozwalając, aby wyraz poczucia winy wymalował się na mojej twarzy. – Zejdź ze mnie, Declan, natychmiast. Odsuwa się i siada na piętach, kiedy podnoszę się z pozycji leżącej i szybko odsuwam od niego, mamrocząc: - Proszę, idź sobie. Zostaw mnie samą. - Nino… - Nie możesz robić mi czegoś takiego. Nie jestem taka. Sięga w moim kierunku, mówiąc przepraszającym głosem: - Nie chcę cię złościć; po prostu kiedy jestem przy tobie, trudno mi zachować kontrolę. - Dlaczego to robisz? - Ponieważ cię lubię. Ponieważ wiem, że jesteś nieszczęśliwa. Widzę, że ukrywasz prawdziwą siebie, a nie chcę żebyś przy mnie to robiła. 86 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Nie ukrywam się – zapewniam stanowczo. - Dobrze więc – mówi sfrustrowany. – Chcesz, żebym to zaakceptował, kiedy tak naprawdę obydwoje wiemy, że to kłamstwo? - Nie ukrywam się – powtarzam i po tych słowach Declan wstaje i odchodzi. Pierdolony Jezu! Jakaś część mnie chce piszczeć ze zwycięstwa, wiedząc że złapałam tego faceta za jaja, ale inna część sprawia, że czuję, jakbym potrzebowała drinka, ponieważ Declan jest tak cholernie naładowany intensywnością. W zeszłym roku natknęłam się na kilku kolesi, ale żaden z nich nie okazywał mi takiego poziomu zainteresowania. Sprawa z nimi wszystkimi zakończyła się fiaskiem, zanim w ogóle cokolwiek się zaczęło, a więc euforia, którą czuję przy Declanie daje mi siłę, której potrzebuję, aby ruszyć do przodu.
V MIOTAM SIĘ i przewracam na łóżku, nie będąc w stanie zasnąć, ponieważ mój umysł nie potrafi się wyciszyć. Minęła pierwsza w nocy, kiedy zdecydowałam, że moja noc z Declanem jeszcze nie dobiegła końca. Wierzy, że okłamuję go odnośnie zadowolenia ze związku z Bennettem, a zatem dam mu wystarczająco dużo powodów, aby potwierdzić jego założenia. Odrzucając pościel na bok, przechodzę przez pokój i wychodzę z apartamentu. To piętro jest prywatne, więc idę przed siebie i mijam windy, kierując się do pokoju Declana. Stając przed drzwiami jego apartamentu, biorę głęboki wdech i pozwalam umysłowi udać się do miejsca, które wprowadzi mnie w stan, w jakim muszę być, kiedy otworzy drzwi i na mnie spojrzy. Musi uwierzyć, że wewnątrz skrywam głęboki ból, a więc wracam wspomnieniami do wydarzeń sprzed dwudziestu trzech lat. Jestem wyrywana z ramion ojca, obserwuję jak upada na kolana, kiedy zostaje zakuty w kajdanki. Mogę zobaczyć łzy spływające po jego twarzy i kiedy czuję, jak moje policzki zostają ocieplone cierpieniem, łzy napływają mi do oczu. Pukam do drzwi. Światła. Kamera. Akcja. Drzwi się otwierają i spoglądam w górę, widząc Declana stojącego w progu i mającego na sobie tylko spodnie od piżamy, które wiszą na jego wąskich biodrach, będących zwieńczeniem jego szerokiej, wyrzeźbionej klaty. Moje łzy są ciężkie, ale nie wypływają z oczu. Declan robi jeden krok w moją stronę i przyciąga mnie w objęcia, przyciskając policzek 87 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
do czubka mojej głowy. Nie padają żadne słowa, kiedy wciąga mnie do swojego pokoju i zatrzaskuje drzwi. Owijam ręce dookoła jego talii, gdy wprowadza mnie do swojego apartamentu, kontynuując drogę w kierunku łóżka. Wtulając twarz w jego dłonie, spoglądam w górę na niego. Jego spojrzenie ukazuje wyraźne zaniepokojenie. - Zostań – mówi. Kiedy przytakuję, Declan odsuwa na bok pościel, a ja wczołguję się do jego ciepłego łóżka. Podąża za mną, chwytając mnie w swoje ramiona. Jego ciało jest przyciśnięte do mojego, moja głowa spoczywa na jego piersi. Wchłaniam poczucie komfortu, którego w tej chwili potrzebuję. Mój umysł nie jest z Declanem czy Bennettem, czy całym tym popierdolonym scenariuszem, ale z moim tatą. Na chwilę otworzyłam bramę, chcąc nabrać Declana i teraz mam pięć lat — jestem przerażona i zagubiona. Opada pierwsza łza i kurewsko nienawidzę tego, że wystawiam na pokaz tą słabość. Udawanie bólu dla dobrego oszustwa to jedno, ale mój tata jest tak bardzo prawdziwy, że aż boli. Nie chcę za dużo myśleć, więc kiedy Declan pociesza mnie po tym, co, jak wierzy, wiąże się z Bennettem, ja pocieszam się po ojcu. Żadne z nas nie wypowiada ani słowa, kiedy cicho zwalczam kilka uwolnionych z moich ust szlochów. Przez cały ten czas uścisk Declana wokół mnie jest stanowczy i mocny. Splatam moje nogi z jego i wreszcie pozwalam sobie zasnąć.
88 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Jedenasty (teraznie sz sc) STOJĄC PRZED OKNAMI, patrzę w dół i obserwuję, jak pługi pokonują drogę przez miasto, odśnieżając ulice. Opuściłam pokój Declana wcześnie rano, kiedy jeszcze spał. Chciałam zwiększyć tajemniczość i chęć pościgu, a obudzenie się w jego ramionach byłoby dla niego za proste. I z tego, czego nauczyłam się o mężczyznach, coś, co jest łatwo osiągalne, prowadzi do kiepskich inwestycji. Potrzebuję, aby Declan był w pełni zaangażowany, jeśli mam jakąkolwiek szansę na to, że mój plan zadziała, więc po cichutku wymknęłam się z jego pokoju. Śmieję się, kiedy słyszę pukanie do drzwi swojego apartamentu, jako że zeszłej nocy w ogóle się tym nie przejmował i wtargnął do niego bez ostrzeżenia. Ale to nie Declan stoi po drugiej stronie; to obsługa hotelowa. - Pan McKinnon zamówił dla pani śniadanie – mówi boy hotelowy, kiedy wjeżdża do pokoju białym wózkiem z francuską prasą i talerzem świeżych owoców oraz obwarzanków. - Kiedy złożono zamówienie? – pytam. - Jakąś godzinę temu, pani Vanderwal – mówi. – Mogę podać kawę? - Nie, dziękuję. - Czy chciałaby pani coś innego? - Zdaje się, że pan McKinnon wszystkim się zajął. Ale dziękuję – mówię, zanim odwraca się do wyjścia. Ucisk w żołądku zwiększa się, a ten cyrk z jedzeniem powinien mnie zadowolić, jednak, zamiast tego, wypełnia mnie irytacja. Zeszłej nocy nie powinnam była przyjmować jego pocieszenia. To był głupi krok z mojej strony i teraz jestem na siebie wściekła. Zostawiam jedzenie i kawę i kieruję się pod prysznic. Nie mając żadnych innych ubrań poza tymi, które miałam na sobie wczoraj i poza piżamą, naciągam na siebie sukienkę i nakładam na twarz nieco pudru w kompakcie, który miałam w torebce, a następnie suszę włosy. Bennett dzwoni późnym rankiem, martwiąc się, że wczoraj utknęłam w zamieci, ale zapewniam go, że mam się dobrze i powinnam wrócić niebawem do domu, jako że ulice 89 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
zostały odśnieżone. Rozmawiamy przez chwilę i kiedy słyszę kolejne pukanie do drzwi, to żegnamy się i rozłączamy. Gdy otwieram drzwi, Declan od razu wchodzi do środka, wyglądając lepiej ode mnie w swoim uszytym na marę garniturze, białej koszuli z jednym niezapiętym guzikiem przy szyi i bez krawatu. - Co, dzisiaj bez włamania? – pytam. Moje słowa przeplatają się z resztkami irytacji, którą wcześniej czułam. - Zostawiłem wczoraj klucz na twoim stoliku do kawy – odpowiada, kiedy podchodzi do wózka z jedzeniem. – Niczego nie tknęłaś. - Nie potrzebuję, żebyś zamawiał dla mnie jedzenie, zakładając, że wiesz co lubię jeść, albo że w ogóle masz prawo cokolwiek zakładać na mój temat – mówię ostro w drodze do kuchni, aby nastawić czajnik. - A więc wracamy do żelaznej suki, Niny? Odwracając się, żeby na niego spojrzeć, odpowiadam: - Zamierzam wypić herbatę, a później chciałabym, żeby mój samochód był gotowy do drogi, tak abym mogła wrócić do domu. - Wciąż pada śnieg. - Pługi przebiły się już przez zaspy. Declan wchodzi do kuchni i staje przy barze, pytając: - Co ci się stało dzisiaj rano? Obudziłem się, a ciebie nie było. - Zraniłam twoje ego? – pytam z protekcjonalnym uśmieszkiem, który doprowadza go do furii. Okrążając bar, przyszpila mnie do blatu kuchennego i syczy: - Teraz nadszedł czas, żebyś ty skończyła z tym gównem. – Czajnik zaczyna piszczeć i zanim udaje mi się odwrócić, aby go wziąć, Declan sięga obok mnie, przerzuca go na drugi palnik, czym mnie zaskakuje i przekręca gałkę. Więzi mnie między swoimi rękami, a ton jego głosu jest ostry, kiedy mówi: Twoje gierki zaczynają mnie wkurzać, a ja nie lubię, kiedy się ze mną pogrywa. - A co z twoimi gierkami, Declan? Tymi, w które grasz, odkąd cię poznałam? - Nie przeprosiłem cię? – pyta. – Nie zapominaj, że to ty przyszłaś do mnie wczoraj w nocy.
90 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Chwila słabości. To się nigdy więcej nie powtórzy. Więc jeśli miałeś nadzieję — - Boże, jesteś kurewsko irytująca. - I wzajemnie – mówię, kiedy wykonuję ruch, żeby go odepchnąć. Kiedy ani drgnie, warczę: - Wypuść mnie. - Nie. Odpychając się dłońmi od jego twardej klaty, wkurzam się. – Mówię poważnie, Declan. Przesuń się! - Nie. - Wypuść mnie! - Nie, dopóki nie przestaniesz wciskać mi kitu. Przestań kłamać i powiedz, dlaczego wczoraj do mnie przyszłaś. Przyciskając klatkę piersiową do jego klaty, zwężam wzrok, mówiąc: - Już ci powiedziałam. Chwila słabości. Chwyta mnie tuż nad łokciami, ściskając mocno. - A ja powiedziałem, żebyś nie kłamała – mówi. Zaciskam dłonie w pięści i szarpię się. Wreszcie mnie puszcza. Stoi do mnie tyłem, kiedy przechodzę przez pokój, zwiększając przestrzeń między nami. Podchodzę do okien. - Myślisz, że podnieca mnie zbliżanie się do zamężnej kobiety? – pyta Declan. Owijając ramiona wokół siebie, stoję do niego plecami. - Myślisz, że jestem dupkiem? – kontynuuje. – Dołącz do klubu. Jestem pierdolonym debilem, ale nic nie poradzę na to, jak się czuję, kiedy jesteś w pobliżu. Czuję jego ciepło, kiedy za mną staje. Jego dłonie chwytają moje ramiona, za które delikatnie pociąga, aby odwrócić mnie twarzą do siebie. Jednak ja trzymam spuszczony wzrok. - Powiedz, że nie tylko ja to czuję, albo powiedz, że tego nie odwzajemniasz, bo kiedy tylko wydaje mi się, że potrafię cię odczytać, to się ode mnie oddalasz. – Kiedy spoglądam w górę na niego, jego oczy mają w sobie nadzieję. – Powiedz mi dlaczego wczoraj do mnie przyszłaś. 91 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Bo… - zaczynam, ale pozwalam, żeby słowa zawisły w powietrzu. - Powiedz mi. - Bo nie chciałam być sama. - Dlaczego? - Declan… - waham się. - Dlaczego, Nino? Pochylam głowę, a mój głos załamuje się idealnie, kiedy mówię: - Bo jestem samotna. – Declan przesuwa dłonie z moich ramion w górę, do szyi, a następnie policzków, unosząc moją głowę. Kiedy patrzę w jego oczy, dodaję: - Obojętnie czy on tutaj jest, czy go nie ma, jestem samotna. - A kiedy ja tutaj jestem? – pyta. - Wtedy nie czuję się tak samotna. Declan robi wydech i przyciska czoło do mojego, kiedy zaciskam dłonie na jego talii. - Przepraszam – mówi. – Wczoraj zachowywałem się w stosunku do ciebie jak kutas. - Ja też nie byłam milsza. Unosi głowę, mówiąc: - Nie jedź. Zostań. Pozwól, że ci to wynagrodzę. - Nie mogę. Muszę wracać do domu. - Dlaczego? Śmiejąc się lekko, mówię: - Cóż, po pierwsze, muszę się przebrać w czyste ciuchy. - Więc jedź do domu i przebierz się. Przyjadę po ciebie. - I co będziemy robić? – pytam. - Kiedy ostatnim razem doświadczyłaś jakiejś zabawy? - Wzruszam ramionami, na co odpowiada: - A więc zabawmy się trochę.
92 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
V KILKA GODZIN PÓŹNIEJ, jestem z powrotem w domu. Declan niedawno dzwonił, mówiąc że jest w drodze i chciał się upewnić, czy ciepło się ubrałam. Dostosowałam się do jego prośby, ponieważ przez wciąż padający śnieg, temperatury są bardzo niskie. Kiedy portier dzwoni, aby dać mi znać, że Declan już tu jest, chwytam wełniany płaszcz, szalik, rękawiczki i czapkę robioną na drutach. Kiedy drzwi windy otwierają się, widzę Declana, stojącego w lobby i jest to pierwszy raz, kiedy widzę go niestarannie ubranego w parę ciemnych, znoszonych jeansów i szary sweter pod czarnym, wełnianym płaszczem. Wygląda męsko i kiedy odwraca się w moją stronę, na jego twarzy pojawia się uśmiech. - Gotowa? – pyta, kiedy do siebie podchodzimy. - Nie jestem pewna – odpowiadam z rezerwą. – Nie wiem, co robimy. - Chodź. Idę za nim przez frontowe drzwi i dostrzegam jego samochód zaparkowany wzdłuż ulicy, ale Declan prowadzi mnie w przeciwnym kierunku. - Nie jedziemy samochodem? - Nie. Naciągam na głowę czapkę w kolorze kości słoniowej i jeszcze kilka razy owijam szalik wokół szyi. Declan przygląda mi się z uśmiechem, po czym wyciąga dłoń. Nie przyjmuję jej w obawie, że ktoś mógłby zobaczyć, więc kiedy zaczynam iść, kładzie dłoń na dole moich pleców, prowadząc nas przez ulicę do Parku Milenijnego.14 - Wiesz, że jest zamknięte, prawda? – pytam, kiedy prowadzi nas do lodowiska. – Jest za dużo śniegu.
14
Millennium Park w Chicago
93 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Jest zamknięte dla każdego w tym mieście poza tobą. - Co? - Pan McKinnon – wita nas młody mężczyzna, kiedy docieramy do lodowiska. - Walter, dzięki że to robisz – mówi Declan w trakcie uścisku dłoni. - Do usług – odpowiada, po czym spogląda na mnie, pytając: - Gotowa? - Będziemy jeździć na łyżwach? Declan wybucha śmiechem, a Walter mówi: - Właśnie taka była umowa. Jeździłaś kiedyś? Nieco zawstydzona, odpowiadam: - Właściwie to… nie. Nie jeździłam. - Nigdy? – pyta Declan i kiedy kręcę głową, dodaje: - Ale mieszkasz tutaj, koło parku. – Gdy wzruszam ramionami, żartuje: - To będzie niezła zabawa. Uśmiecham się na jego wielki, szelmowski uśmiech. Po wzięciu łyżew, Walter otwiera bramkę lodowiska, a ja chwytam się metalowych poręczy, podczas gdy Declan z łatwością wchodzi na taflę lodu. - Chwyć mnie za rękę – instruuje, widząc że się denerwuję. - To żenujące. - I dobrze. - Dobrze? - Zawsze jesteś taka spięta, Nino – odpowiada. – No chodź, chwyć mnie za rękę. - Przewrócę się i spadnę na tyłek. Podjeżdża do mnie, wyciągając obydwie ręce. - Puść te poręcze i chwyć mnie za ręce. Umieszczając jedną dłoń w jego, wchodzę na lód, zanim puszczam poręcz i podaję mu drugą. Nie mija nawet sekunda, kiedy tracę równowagę i zderzam się z jego klatą. Declan chwyta mnie mocno w talii i śmieje się. – Wyluzuj. Jesteś za sztywna.
94 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Jest przeraźliwie zimno i stoję z tobą na lodzie. Nie mogę wyluzować – mamroczę. - Skończ narzekać. – Ponownie chwyta mnie za ręce i zaczyna jechać w tył, ciągnąc mnie ze sobą. – Spróbuj ruszać nogami. - Nie-e. Upadnę. Z szerokim uśmiechem na twarzy, Declan pyta: - Dlaczego jesteś taka uparta? - Pytasz poważnie? Mogłabym ci zadać takie samo pytanie. - Dlaczego, chociaż dzisiaj, nie spróbujesz mi zaufać? Kiedy wciąż trzyma mnie za ręce i ciągnie mnie wzdłuż balustrad, jadąc tyłem, zadaję mu pytanie: - Czy to właśnie lubisz? Posiadać kogoś, kto po prostu ci ulega i nigdy nie wyraża swojego zdania? - Nie, Nino. Nie chodzi o uległość, ale o zaufanie; coś, co wydaje mi się, że nie przychodzi ci łatwo. - Zaufanie może być kosztowne – sprzeczam się. - Albo może być pokrzepiające. Nie odrywa ode mnie wzroku, kiedy wreszcie ustępuję i z westchnieniem, zgadzam się. – Dobrze, w porządku. Zaufam ci przez jeden dzień. Jego uśmiech jest pewny siebie, na co kręcę głową. – Jak udało ci się załatwić otwarcie lodowiska? - Walter wykonał dla mnie pewną robotę w trakcie budowy hotelu, więc zadzwoniłem do niego, zapłaciłem i oto jesteśmy. - Wszystko jest dla ciebie takie łatwe? - Nie – mówi, patrząc na mnie przenikliwie. – Na niektóre rzeczy muszę zapracować. Mówi to, a ja spuszczam wzrok, aby przerwać budujące się napięcie. Kiedy to robię, tracę równowagę, jadąc na palcach. Chwytam się jego płaszcza i upadam na biodro, ciągnąc go za sobą. Declan zwisa nade mną, śmiejąc się, podczas gdy ja leżę na plecach. - Zaczynam mieć mokry tyłek – mówię, próbując usiąść, ale Declan nie pozwala mi na to, leżąc na mnie.
95 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Jego palce przebiegają przez moje włosy. – Twoje rude włosy wyglądają przepięknie, kiedy mieszają się ze śniegiem. Ciarki przebiegają przeze mnie od chłodnego lodu. Declan odsuwa się i wstaje, po czym pomaga mi się podnieść. - Masz dość? Przytakuję, więc pomaga mi zjechać z lodowiska, a następnie podchodzimy do ławki. Kiedy siadamy, przyciąga moje stopy na swoje kolana i zaczyna rozwiązywać sznurówki moich łyżew. Zrzucając je z moich stóp, stanowczo przebiega kciukiem przez podbicie, ugniatając je, zanim powtarza proces na drugiej stopie. Obserwuję, jak to robi, a on ani na moment nie odwraca wzorku od moich oczu. Jego uwielbienie jest wręcz namacalne i wielka szkoda, że jest marnowane na kogoś takiego jak ja. Ale przyjmuję jego adorację i wykorzystuję ją na swoją korzyść. Ubieramy buty i dziękujemy Walterowi, zanim szybko wracamy pod The Legacy.15 Podchodząc do swojego samochodu, wyciąga klucze i otwiera drzwi pasażera. - Wsiadaj. - Gdzie jedziemy? – pytam. - To mój jeden dzień, w którym mi ufasz – mówi. – Wsiadaj. Wymijam go i siadam na skórzanym fotelu jego mercedesa, zanim zamyka za mną drzwi. Kiedy sam wsiada, odpala samochód i wjeżdża na mało ruchliwe ulice miasta. W czasie, kiedy kierujemy się na północ, jadąc przez Michigan Avenue w kierunku River North, siedzę cicho. Kiedy na niego zerkam, odwraca się do mnie, pytając: - Co?
15
W pierwszych rozdziałach była mowa o The Legacy i pisałam wtedy, że podejrzewam, iż jest to nazwa apartamentowca. Oczywiście dopiero teraz mądra Sonia wstukała to sobie w Google i tak oto mamy pewność, że ten budynek jest prawdziwy :P I tak jak mówił Declan, widzicie, że znajduje się tuż przy Parku, do którego ją zabrał
96 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Zabierasz mnie do siebie? Mruga do mnie i kiedy otwieram usta, żeby coś powiedzieć, Declan ucisza mnie, przypominając: - Jeden dzień, Nino. Skręcając do garażu na ulicy Superior, wjeżdżamy do niego, a następnie idziemy do windy. Declan wsuwa klucz do zamka, zanim naciska przycisk ―P‖. - Denerwujesz się, że tutaj jesteś? – pyta, kiedy wznosimy się na najwyższe piętro. - A powinnam? Podchodząc do mnie, chwyta mnie za rękę i kiedy drzwi się rozsuwają, wychodzimy z windy do imponującej przestrzeni mieszkalnej. Ma całe najwyższe piętro tylko dla siebie i kiedy rozglądam się po ogromnym salonie z dużą ilością metalowych lampek na sklepionym suficie, zauważam architektoniczne detale współczesnego wzornictwa. Znajdują się nieopodal solidnych, szklanych ścian, które dają widok na miasto i przy odległej ścianie, ogromnej kuchni Archlinea.16 Dostrzegając schody ze stali nierdzewnej, pytam: - Co tam jest? - Prywatny taras na dachu. - To miejsce jest niesamowite – mówię, kiedy wchodzę dalej w głąb poddasza. Jak na tak imponujące i przestrzenne poddasze, jest ono ciepłe i wygodne. Jest to uczucie, które doceniam, ponieważ jest dalekie od tego, jakie czuję w swoim apartamencie. - Kawy? – pyta. - Poproszę. – Zdejmując płaszcz i szalik, kładę swoje rzeczy na jednej z kanap i podchodzę do kanapy, która jest najbliżej kominka.
16
Zamiast Archlinea znalazłam kuchnie Arclinea (może autorka nie mogła użyć nazwy, nie wiem). W każdym razie chodzi o kuchnię wykonaną przez daną firmę
97 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Declan wkrótce do mnie dołącza, podając mi kubek, a później rozpala w kominku, zanim siada obok mnie. - Od jak dawna tutaj mieszkasz? - Odkąd jakieś dwa lata temu przeprowadziłem się do Chicago. - To duże miejsce jak dla jednej osoby. - Mówi kobieta, która mieszka w apartamencie The Legacy – wytyka z drwiącym uśmieszkiem, na co się śmieję. - Należał do mojego męża jeszcze zanim go poznałam – bronię się. - Podoba ci się tam? - Dorosłam do tego – odpowiadam. – Bennett dużo pracuje i podróżuje, więc przez większość czasu jestem tam sama. Nie odpowiada i bierze łyk kawy, a następnie odkłada kubek na stolik. Odwracając się do mnie, mówi: - Chcę się czegoś o tobie dowiedzieć. - Co chcesz wiedzieć? - Co studiowałaś? Czy pracowałaś zanim wyszłaś za mąż? Chcę wiedzieć, kim jesteś poza byciem jego żoną – mówi, kiedy usadawia się pod kątem, abyśmy byli twarzą w twarz. Ściskam kubek, czerpiąc z niego ciepło i odpowiadam: - Studiowałam historię sztuki na Uniwersytecie w Kansas. Moi rodzice zmarli, kiedy byłam na trzecim roku. - Jak zmarli? – pyta. Nie odpowiada w typowy dla innych sposób, kiedy wspomina się o śmierci. Nie mówi „przykro mi‖, jakby przepraszając za coś, z czym nie miał nic wspólnego i doceniam to, mimo że karmię go kłamstwami. - Przez miasto przeszło tornado i wylądowało na dachu domu, w którym dorastałam. Kilka dni później zostali znalezieni pod gruzami – mówię. – Byłam ich jedynym dzieckiem, więc kiedy dowiedziałam się, że zaciągnęli pożyczki i drugą hipotekę pod dom, aby opłacić moje czesne, to z pieniędzy nic nie zostało. Musiałam zrezygnować z zapisów na kolejny semestr i nigdy nie wróciłam. - Co robiłaś?
98 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Podciągając nogi i zginając je przy klatce piersiowej, odpowiadam: - Byłam sama, więc zrobiłam to, co musiałam zrobić, żeby przetrwać. Pracowałam w różnych miejscach, aby jakoś opłacić czynsz i rachunki. - Więc jak wylądowałaś tutaj, w Chicago? – pyta Declan. - Po kilku latach byłam po prostu zdołowana i do nikąd nie zmierzałam. Wszyscy moi znajomi od czasu zakończenia studiów jakoś szli do przodu ze swoim życiem, a ja utknęłam. Potrzebowałam zmiany, więc spakowałam to, co miałam i przyjechałam tutaj. Poważnie, bez powodu – mówię. – Miałam wystarczająco pieniędzy, żeby wpłacić zaliczkę na małą kawalerkę i dostałam pracę w firmie zajmującej się cateringiem. Obsługiwałam wystawne imprezy i choć głupio to zabrzmi, mimo że byłam niczym więcej jak pomocą, to udawałam że jestem częścią tamtego świata. Częścią, która niczym nie musi się martwić i która może ubierać ładne sukienki i pić drogiego szampana. Był to świat, którego częścią nigdy bym się nie stała, dopóki nie zostałam zatrudniona do obsługi imprezy Bennetta Vanderwal. - Właśnie tak go poznałaś? - Żałosne, co? To sprawia, że wyglądam trochę jak naciągaczka, ale wcale tak nie było. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie czułam się tak zagubiona. I kiedy na mnie spojrzał, nie widział we mnie biednej dziewczyny z Kansas, która uciekła od swojego nędznego życia. Opowiadam Declanowi to kłamstwo, a jego wyraz twarzy jest smutny. Jednak życie, które uważa za złe dla mnie, tak naprawdę jest życiem, dla zdobycia którego zrobiłabym wszystko. Boże, gdyby znał prawdę na temat mojego dzieciństwa, to by uciekł. To nie jest historia, którą jakikolwiek człowiek przy zdrowych zmysłach chciałby usłyszeć. To rodzaj historii, w której istnienie ludzie nie chcą wierzyć, bo jest za trudna do przetrawienia. Jest za mroczna dla tych ludzi, żeby w ogóle mogli uznać ją za prawdziwą. - A teraz? Patrząc w dół na swój kubek, obserwuję wstęgi pary dryfujące nad kawą i rozpuszczające się w powietrzu, kiedy odpowiadam z udawanym lękiem. – A teraz zdaję sobie sprawę z tego, że jestem tą biedną dziewczyną, która uciekła. Dziewczyną, której nigdy we mnie nie widział. To tak, jakbym pewnego dnia obudziła się i nagle uświadomiła sobie, że nie pasuję do tego wszystkiego. Że nie jestem dłużej pewna swojego miejsca na tym świecie. Declan porusza się, aby przejąć kubek z moich rąk i odstawia go na stół, po czym zmniejsza przestrzeń między nami. Chwytając mnie za ręce, pyta: - Kochasz go? Nieśmiało przytakuję, szepcząc: - Tak. Kiedy przechyla pytając głowę, dodaję: - On mnie kocha. Dba o mnie.
99 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Ale czujesz się samotna – oznajmia. - Przestań. - Co mam przestać? - Przestań zmuszać mnie, żebym źle o nim mówiła. - Nie chcę tego. Chcę jedynie, żebyś szczerze ze mną rozmawiała. - I właśnie to robię, ale… - spuszczając głowę, waham się, a on naciska: - Ale…? - Czuję, że rozmawianie z tobą w taki sposób jest złe. - A czy było to złe uczucie, kiedy zeszłej nocy leżałaś ze mną w łóżku? – pyta. - Tak. Jego głos jest niski i zdeterminowany, kiedy pyta: - Kiedy czułaś, że to coś złego? Kiedy weszłaś do mojego łóżka, czy kiedy się z niego wymknęłaś? Przez chwilę milczę i przełykam ciężko, zanim odpowiadam: - Kiedy się wymknęłam. Jego dłoń wplata się w moje włosy, przedzierając się przez loki, a następnie kieruje do mojego policzka, podczas gdy drugą dłonią wciąż trzyma mnie za rękę. - Chcę cię pocałować – szepcze Declan Unosząc dłoń do jego dłoni, ujmującej mój policzek, chwytam go za nadgarstek, zamykam oczy i mówię błagalnie. – Nie rób tego. - Dlaczego? - Bo nie chcę, żebyś to robił. - Dlaczego? Otwieram oczy i mówię: - Bo to jest złe. - To dlaczego takim się nie wydaje? - Może teraz nie, ale koniec końców, takie właśnie będzie. Opuszcza dłonie i przywiera do oparcia kanapy. Powstrzymałam go, ponieważ teraz jest zaledwie głodny, a ja potrzebuję, aby umierał z głodu, aby był wygłodniały. Potrzebuję, 100 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
aby całkowicie dla mnie przepadł. Mocniej, niż w tej chwili wierzę, że jest w stanie. Więc będę go trzymać na dystans nieco dłużej, ponieważ ta metoda zdaje się działać.
101 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dwunasty (teraznie sz sc) Bennett dzwoni do mnie codziennie, jak zawsze, aby upewnić się czy wszystko w porządku. Tęskni za mną. Nic nowego. Niech tęskni. Niech Declan też tęskni. Obydwaj mężczyźni jedzą z mojej kłamliwej dłoni. Istne marionetki. Głupie marionetki. Droga do Justice ciągnie się z powodu śniegu na drogach. Od malowniczej wystawy świątecznej w mieście do cichych slumsów getta — tęsknię za Pike’m, gdziekolwiek jestem. Kiedy parkuję samochód, biorę swój klucz i sama wchodzę do środka. Kobiece jęki, niemal teatralne, dochodzą z sypialni i roznoszą się po całej przyczepie. Zgrzytający metal stelaża łóżka wybija rytm, w którym pieprzy ją Pike. Ścisk w brzuchu przyprawia mnie o mdłości, dlatego wracam do samochodu, gdzie poczekam, aż laska sobie pójdzie. Jeśli myślicie, że jestem zazdrosna, to się mylicie. Nie obchodzi mnie, kogo pieprzy Pike. Nie obchodzi mnie kto kogo pieprzy. Dla mnie seks jest odrażający. Jest środkiem do celu. Jeśli nie jesteś nieszczęśliwy, to nie widzę sensu, aby to robić. Moje ciało przyzwyczaiło się do sprzeciwiania się temu aktowi, powodując odruch wymiotny, kiedy było po wszystkim. Cholera, czasami rzygałam w tracie seksu. Byłam w stanie powstrzymywać mdłości, ale nieczystość aktu, jakim jest seks i tak pozostaje. W trakcie seksu z Bennettem, stawałam się odrętwiała i byłam nieobecna. Kiedyś byłam przepełniona nienawiścią, kiedy będąc we mnie, trafiał w odpowiedni punkt, ale szybko wyłączyłam te doznanie i teraz iluzja, że to, co robimy nie jest zwykłym seksem, ale kochaniem się, jest czymś, czego Bennett nigdy nie zakwestionował. Tak, jestem dobrą aktorką. Obserwuję, jak śnieg gromadzi się na przedniej szybie i kiedy słyszę zgrzyt drzwi przyczepy, odwracam się w tamtym kierunku, aby zobaczyć żałośnie wyglądającą kobietę, schodzącą po schodach i mającą na sobie wysłużone, fioletowe futro. Prawdopodobnie myśli, że wygląda modnie, ale tak naprawdę to wygląda jak poczwara. Gdy wsiada do swojego zardzewiałego Buicka, odwracam się, widząc stojącego w drzwiach Pike’a, który opiera się rękami o futrynę, spodnie ma niezapięte, jest bez koszulki, a wszystkie jego tatuaże wystawione są na pokaz. Uśmiecha się, kiedy na mnie patrzy i gdy wysiadam z samochodu, pyta: - Długo tutaj jesteś?
102 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Nie za długo. Odsuwa się na bok, kiedy wchodzę do środka, po czym zatrzaskuje za mną drzwi. - Nie spodziewałem się, że tak szybko znowu cię zobaczę. - Bennetta nie ma w mieście. I nie będzie go przez następny tydzień – wyjaśniam, kładąc płaszcz, wraz z torebką na krawędzi kanapy. Pike odpala papierosa, a kiedy zaciąga się, podchodzę do niego i przytulam go. Odwzajemnia uścisk i nagle uderza we mnie zapach perfum. Odpycham Pike’a. - Co jest? – pyta. - Czuję na tobie jej tanie, kioskowe perfumy. Śmieje się i kręci głową. – Co powoduje, że jesteś taka humorzasta? Wzdychając, odwracam się w stronę kanapy i kiedy siadam, wypuszczam ciężki oddech, mówiąc: - Jestem po prostu zmęczona. - Może – mamrocze, kiedy dołącza do mnie na kanapie. – A więc jak ci idzie z tym facetem? - Z Declanem? Dobrze. Bardzo dobrze. - Na jakim etapie jesteście? – pyta. - Pracuję nad nim. Jest zazdrosny o Bennetta. - To wszystko? Daj spokój, Elizabeth, wtajemnicz mnie. - Spędzaliśmy razem czas. Co mam ci powiedzieć? Lubi mnie, to widać. Wczoraj się widzieliśmy. - I co robiliście? - Zabrał mnie na łyżwy – mówię, uśmiechając się nieznacznie, na co twarz Pike’a wykrzywia się, zanim naskakuje na mnie: - Że co, kurwa? - No co? – pytam obronnie. - Jaja sobie z mnie robisz, no nie? Pomykasz na łyżwach jak jakiś cholerny dzieciak, kiedy powinnaś uwodzić tego barana. I podczas gdy ty urządzasz sobie jakieś Kinder party, ja żyję w tym syfie. 103 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Ton jest głosu podsyca mój temperament. Wstając, odwracam się, aby spojrzeć na niego z góry i cedzę słowa, mówiąc: - Pierdol się, Pike. Gówno wiesz na temat tego, co robię, więc siedź cicho i rżnij tę miernotę, która do ciebie przychodzi. Resztę zostaw mnie. - Zostawić tobie? – szydzi. – Tik-tak, tik-tak. - Chcesz to przyspieszyć? Zmęczyłeś się czekaniem? To zatrudnij jednego ze swoich ulicznych kumpli, żeby się tym zajął i zaoszczędź mój czas – krzyczę. - Za dużo z tego czasu poświęcasz dla siebie. Przechodząc przez pokój, zaciskam dłonie w pięści i biorę głęboki wdech, zanim z powrotem odwracam się do niego. – Tylko pamiętaj, że obydwoje zgodziliśmy się, żeby mieć czyste ręce. Jeśli kogoś zatrudnimy, to będziemy mieli bezpośrednie połączenie z naszym planem. Umawialiśmy się, że nigdy nikomu o tym nie powiemy, że po prostu sprowokujemy do tego inną osobę. Myślisz, że lepiej wykonałbyś tę robotę? Gasi papierosa w leżącej na stoliku popielniczce, po czym wstaje, mówiąc: - Nie, dopóki woli cipkę od kutasa. - Boże, Pike – wściekam się, kiedy chwytam się za głowę, po czym opuszczam ręce, mówiąc: - Mam dość kłócenia się z tobą. Ostatnio ciągle to robimy. - Taki gratis w posiadaniu starszego brata – mówi, uśmiechając się przemądrzale. - No chyba – mamroczę pod nosem. Zaciskam dłonie na biodrach i patrzę na niego. Stoi tam, przypatrując mi się i nic nie mogę poradzić, ale śmieję się na jego postawę i wielkie ego. – Naprawdę doprowadzasz mnie do szału – mówię. - Wiem. Kręcąc głową, dodaję: - I musisz przestać we mnie wątpić. Wkurza mnie to. - Wiem – powtarza, kapitulując. – Chodź tutaj. Z dziecinnym burknięciem, podchodzę do niego, przytulając się, po czym dogaduję: Serio, jej tanie perfumy wypalają mi nos. - Teraz jesteś taka nadęta, co? Nie zapominaj, skąd pochodzisz. - Jakbym mogła zapomnieć?
104 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Stoimy tak przez dłuższą chwilę, a ja wchłaniam jego komfort, za którym tak tęskniłam, odkąd ostatni raz się widzieliśmy. Wreszcie znowu się odzywam: - Mam dobre przeczucie co do niego, Pike. - Hmm. - Już się we mnie zakochuje. Nie wychodzi mu za dobrze ukrywanie tego. - Martwię się o ciebie – mówi i odchyla moją głową, abym na niego spojrzała. - Dlaczego? – pytam. - Bo wiem, jak trudne jest dla ciebie bycie z Bennettem. Martwię się, jak to wszystko zacznie na ciebie wpływać, kiedy dodasz do tego jeszcze tego kolesia. Wiem, że uczucia Pike’a są szczere. Jesteśmy rodziną i rozumiem, że się martwi. Zawsze to robił. Ale przypominam mu: - Twarda niczym stal, prawda? Przytakując, zarzuca mi rękę na barki, kiedy idziemy do jego sypialni. Na tym etapie to już rutyna — nasz seks. Robimy to za każdym razem, kiedy do niego przychodzę. To przypomina mi o jedynej osobie na tym świecie, której mogę ufać. O jedynej osobie, która zawsze się mną opiekowała. Spodnie Pike’a są wciąż niezapięte, a więc jednym pociągnięciem opuszcza je do kostek i wychodzi z nich. Kładę się na łóżku — na łóżku, na którym przed chwilą pieprzył inną laskę, ale nie obchodzi mnie to. Moje ciało jest całkowicie bezwartościowe, więc oddaję je swobodnie, nie rozmyślając nad tym. Rozpinając swoje spodnie, obserwuję jak Pike pompuje kilka razy swojego kutasa i kiedy sięga, aby zobaczyć, czy jestem gotowa, może poczuć jak jestem sucha. Chcę uprawiać z nim seks, ale bardzo często mam problem, gdyż nie robię się mokra. Nie było z tym problemu, kiedy ostatnio dotykał mnie Declan, jednak najczęściej potrzebuję pomocy. Pike rozchyla moje nogi, przytrzymując kolana i wypluwa ślinę, nawilżając mnie. Przebiega palcami po moich fałdkach, rozszerzając je. Kiedy przytakuję, chwyta swojego kutasa i wchodzi we mnie. Zaciskając powieki, przywieram do niego, kiedy mnie pieprzy. Oczyszczam umysł i wyzbywam się pozostałości po Bennetcie i teraz także po Declanie.
V GDY WRACAM DO DOMU, CLARA GOTUJE. Rozwijam szalik, otulający moją szyję i wchodzę do kuchni, aby się z nią przywitać. - Cześć, Clara – mówię, zerkając na palnik, aby zobaczyć co przygotowuje. 105 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- O, jesteś. Mam wrażenie, jakbyśmy ostatnio ciągle się mijały. - Ładnie pachnie – mówię, patrząc na patelnię z wołowiną na stroganoff. Uśmiechając się ciepło, odpowiada: - Mamy taką okropną zimę, więc pomyślałam, że mogłabyś zjeść coś porządnego. Otwieram lodówkę, aby wyciągnąć wodę imbirową. - Idealnie. Właściwie to przez cały dzień nic nie jadłam. Odwracając się do mnie, zauważa mój napój i pyta: - Żołądek się buntuje? - Troszkę. Zawsze po wizytach u Pike’a, miałam tendencje do odczuwania lekkich mdłości. Chandra, której doświadczałam po stosunku, następowała po przygnębiającym pożegnaniu. Wszystko to odbijało się na moim żołądku, kiedy wracałam do bycia pozbawioną emocji maszyną, którą musiałam się stać od czasu, gdy byłam małym dzieckiem. - W salonie jest przesyłka od pana Vanderwal. Dostarczono ją wcześniej tego ranka, kiedy pani nie było – mówi Clara i kiedy idę do salonu, dostrzegam duże, białe pudełko owinięte złotą, satynową wstążką. Skręca mnie w żołądku, więc biorę kolejny łyk wody. Podnoszę leciutkie jak piórko pudełko i rozwiązuję wstążkę, pozwalając jej opaść na boki. W środku leży maska na bal. Czarna, laserowo wycięta w metalu17 piekielnie uwodzicielska w dotyku. Czarne, satynowe wstążki zwisają po obu jej stronach, kiedy wyciągam ją z pudełka. Prawdopodobnie jest to najpiękniejsza maska i sama nie byłabym w stanie znaleźć lepszej, co mnie irytuje. Denerwuje mnie fakt, że Bennett jest dobry niemal we wszystkim, co robi. Patrzę do pudełka, szukając liściku, ale nie znajduję go, więc odwracam się i pytam Clarę: - Był przy tym jakiś liścik? - Nie, skarbie – odpowiada przez ramię i wtedy dzwoni mój telefon.
17
Dokładnie o takie maski chodzi
106 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Wzdrygam się, widząc kto dzwoni, ale odbieram z wdziękiem: - Jacqueline, witaj. - Gdzie byłaś? – W jej pytaniu można usłyszeć rozdrażnienie. - Co masz na myśli? - Zakupy? U Neimana? Wczoraj? Wczorajsze spotkanie z dziewczynami całkowicie wypadło mi z głowy. Byłam tak rozproszona spędzeniem nocy w hotelu, a później spotkaniem z Declanem, że nie przyszło mi do głowy, iż zamiast przebywania z nim, powinnam być w Neimanie. - Tak mi przykro, zapomniałam. Chyba nie jesteś na mnie zła, prawda? - Ja nie, ale Catherine paplała, jakie to wredne z twojej strony. I to jest właśnie to cholerstwo, którego nienawidzę w tych kobietach. Nie mam z nimi absolutnie nic wspólnego. One mają za dużo wolnego czasu, który, jak się wydaje, lubią poświęcać na dramatyzowanie. Są rozpieszczone i mają wiele praw, jednak jestem zmuszona robić dobrą minę do złej gry, dlatego też odpowiadam: - Nawet nie rozmawiam z Catherine poza tym czasem, kiedy wszystkie się spotykamy. - No właśnie. Ona myśli, że twoim zdaniem jesteś od niej lepsza. Bo jestem. Mimo, że jestem nieźle pokręcona, to i tak jestem lepsza od tych wszystkich płytkich kobiet. - Jacqueline, wiesz że nie lubię plotek, więc jeśli to wszystko, to muszę kończyć. - Miałam nadzieję, że wkrótce się spotkamy. Trochę czasu minęło… ostatnio widziałyśmy się na przyjęciu w Lotusie, tak sądzę – mówi. - Oczywiście. Sprawdzę terminarz i oddzwonię do ciebie – odpowiadam, zanim wymieniamy pożegnania. Podchodząc do Clary, uśmiecham się na to, jak krząta się po kuchni. Przez chwilę zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym miała mamę. Po pierwsze, po aresztowaniu ojca, nigdy nie trafiłabym do rodziny zastępczej. Nigdy nie poznałam swojej mamy. Nie wiem, co jej się przytrafiło, jako że jedyną osobą, która mogła mi to wyjaśnić, był tata, a ja byłam mała, kiedy trafił do więzienia. Widziałam kilka zdjęć, z których wiem, że mam po niej rude włosy. Miała krótkiego boba, podczas gdy moje włosy są długie i lekko kręcone. Była ładna. Kiedy byłam przywiązana do drążka i zamknięta w szafie, wyobrażałam sobie ją, mieszkającą ze mną i z 107 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
tatą. Uśmiechałaby się i całowała tatę, podczas gdy ja czułabym się zażenowana, ale potajemnie uwielbiałabym obserwowanie, jak to robią. Przytulałaby mnie w nocy, kołysząc, podczas gdy tata by mi śpiewał. Zawsze mi śpiewał w nocy. Nigdy nie zapomnę jego głosu, kiedy zasypiałam. Na myśl o nim łaskocze mnie czubek nosa i nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, jak mocno zaciskam szczękę. - Wszystko dobrze? – pyta Clara. Gdy otwieram usta, po dziąsłach rozchodzi się ból. – Zostaniesz na obiad? Jej ciepły uśmiech przenika moje smutne myśli i odwzajemniam go, kiedy odpowiada: - Z przyjemnością. Odwraca się, aby wyciągnąć kilka talerzy i pyta: - A teraz, powiedz mi, co ten kochany mąż ci przysłał? - Piękną maskę na bal. - Masz już sukienkę? Nakłada jedzenie na nasze talerze, kiedy zaczynamy rozmawiać o szczegółach przyjęcia, nad którym pracuję. Jemy, rozmawiamy i śmiejemy się, i przez chwilę udaję, że jest moją mamą. Ale tylko przez chwilę.
108 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Trzynasty (przeszl sc) JUTRO SĄ MOJE URODZINY. Pomyślicie, że będę szczęśliwa kończąc dziesięć lat, ale dla mnie jest to tylko kolejne przypomnienie, że nie wygląda na to, aby życie stało się lepsze. Kiedyś chodziłam do łóżka, myśląc że jutro będzie nowy dzień. Pełna nadziei, prosiłam o to gwiazdy. Ale gwiazdy nie spełniają życzeń. Mieszkałam z Pike’m w tym domu przez prawie dwa lata i teraz wiem, że jutrzejszy dzień będzie taki sam jak wczorajszy, a gwiazdy są jedynie płonącymi skałami. Zastanawiam się, czy chociaż na urodziny zostanę wypuszczona z szafy. Mało prawdopodobne. To właśnie tutaj spędzałam niemal każdy weekend, odkąd półtora roku temu Carl po raz pierwszy przywiązał mnie do drążka. Kiedy powiedziałam Bobbi co się stało, jej odpowiedź brzmiała: - No cóż, co zrobiłaś, że go do tego sprowokowałaś? – Taa, okazało się, że ma głęboko gdzieś mnie i Pike’a. Jesteśmy niczym więcej, jak jej wypłatą. Środkiem na przeżycie, opłacenie rachunków i możliwość postawienia jedzenia na stole. Jedzenia, które rzadko mogłam jeść, skoro zawsze miałam związane ręce. Czuję, jakbym częściej żyła w ciemności. Pike zakrada się do mnie każdej nocy, aby ze mną rozmawiać. Nie spędził ani jednej nocy beze mnie. Zawsze siedział po drugiej stronie drzwi. Szybko nauczyłam się spania w środku dnia, aby być przytomną, kiedy Pike przychodził mnie odwiedzać. Nigdy nie chciałam być sama, bez niego. Carl lubi mnie policzkować, zanim przywiązuje mnie do drążka w szafie. Teraz po drugiej stronie drzwi znajduje się kłódka. Powiedziałabym o tym mojej opiekunce społecznej, ale jestem przerażona perspektywą utraty Pike’a. Poza tym, nie ma żadnej gwarancji, że kolejny dom będzie lepszy. Tutaj przynajmniej mam brata. Więc kiedy moja beznadziejna opiekunka raczy się pojawić, co następuje raz na kilka miesięcy, będę trzymać buzię na kłódkę. Wstając, pozwalam, aby krew spłynęła w dół rąk. Sikam, czekając na Pike’a. Nieczystość związana z ciągłym sikaniem pod siebie już mnie nie peszy. Kiedyś mnie to zawstydzało, ale teraz, to moja druga natura. - Elizabeth. – Słyszę szept Pike’a i czuję ulgę, że wreszcie mam go przy sobie — moje rozproszenie. - Cześć. 109 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Wszystko okej? - Nie wiem, dlaczego wciąż zadajesz mi to pytanie – odpowiadam. - Wybacz – mówi. – Wszystkiego najlepszego. Już po północy, a więc oficjalnie masz urodziny. - Życz mi wszystkiego najlepszego, kiedy skończę czternaście lat. - Zostały już tylko cztery lata. - Mam wrażenie, jakby czterysta – mówię, niczym pokonana. Zaczynam mieć wrażenie, że nigdy nie wydostanę się z tego piekła i nigdy nie zobaczę taty. Nie wierzę, że życie może być tak łaskawe. - Cóż, to nie jest czterysta lat, tylko cztery – mówi Pike. Ponownie usadawiam się na ziemi z rękami związanymi nad głową. - Skoro mam dzisiaj urodziny, to mogę wybrać grę? - No jasne. - Hmm… a może jedzenie? Ale to musi być niezdrowe żarcie – mówię. Razem z Pike’m gramy w zabawy z alfabetem. Jedno z nas wybiera motyw przewodni i kiedy słowo kończy się na daną literę, to ta litera musi być początkiem słowa, wymyślonego przez drugą osobę. Jeśli nie potrafisz wymyślić słowa, przegrywasz. Te gry były pomysłem Pike’a. Kiedyś tylko siedziałam i płakałam, kiedy przychodził do mnie nocą, a więc to był jego sposób na zajęcie czymś mojego umysłu. - Dobra, niezdrowe żarcie. AirHeads.18
18
110 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Swedish Fish.19 - Happy Meal.20 - To nie jest jedzenie, Pike. To zestaw – śmieję się. Pike usiłuje się bronić. - No tak, ale z czego jest zrobiony zestaw? Z jedzenia. - Ale to nie jest typowo jedzenie, bo możesz sobie wybrać co chcesz mieć w zestawie. - Taa, ale nieważne co wybierzesz, to i tak będzie niezdrowe. Pike jest bardzo poważny w swojej argumentacji, co powoduje, że się śmieję. Związek między nami jest silny. Pike jest dokładnie taki, jaki powinien być brat: opiekuńczy, troskliwy, irytujący i wszystko inne, co tylko mogłabym sobie wyobrazić. - Nie-e. Nie możesz tego użyć w grze – mówię. Słyszę irytację w jego westchnieniu, zanim mówi: - No dobra. HoHos.21 - Są takie pyszne. Chichocząc, zgadza się ze mną: - Wiem.
19
20
21
111 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Kontynuujemy grę, aż wreszcie wygrywam i upajam się tym, ponieważ ostatnio to on wygrał dwa razy z rzędu. Po jakimś czasie Pike musi wrócić do swojego pokoju i znowu zostaję sama. Opierając tył głowy o ścianę, zamykam oczy i próbuję się odprężyć na tyle, aby przysnąć, a niekoniecznie zasnąć. Budzę się wystraszona, kiedy oślepia mnie światło. Otwierając oczy, szybko ponownie je zamykam z powodu bólu, gdyż przebywałam w ciemności przez trzy dni. Kto by pomyślał, że światło może być tak bolesne? Ale jest. Zawsze zajmuje mi kilka godzin, zanim moje oczy przyzwyczają się do światła. Czuję Carla, jak i smród swojego moczu. Jestem zszokowana, kiedy Carl zaczyna rozwiązywać skórzany pasek, którego użył do związania moich rąk. Ma dziury na całej długości, tak aby mógł mnie związać ciasno i nie martwić się, że się uwolnię. Moje ręce są niczym ugotowany makaron, kiedy opadają po bokach mojego ciała. Ciepło powoli wraca do moich dłoni, a mrowienie zaczyna przebiegać przez pozbawione życia kończyny. - Boże, nieźle cuchniesz, dzieciaku – mamrocze Carl, a ja czołgam się na kolanach i mrużę oczy, usiłując znaleźć butelkę wybielacza, którą trzyma w rogu szafy. Teraz stało się to rutyną: kiedy zostaję rozwiązana, czyszczę podłogę wybielaczem. Gdy docieram na piętro, kieruję się pod prysznic. Nie sądziłam, że wyjdę z szafy aż do jutra, więc jestem zdeterminowana, aby pozostać cicho i być niewidzialną, żeby Carl nie zmienił zdania i nie zamknął mnie ponownie w czarnej dziurze. Po umyciu się, wracam do sypialni i widzę leżącego na łóżku Pike’a. Zawsze tutaj przychodzi, aby mnie pocieszyć po wyjściu z szafy. Podchodząc do niego, usadawiam się w jego objęciach i pozwalam mu się tulić. - Mam coś dla ciebie – szepcze, i kiedy unoszę głowę z jego piersi, pytam: - Co to? - Prezent urodzinowy. Pozwalam głowie z powrotem opaść na jego klatkę piersiową. - Nie powinieneś się kłopotać – wzdycham. - Cóż, zrobiłem to, więc bądź grzeczna i udawaj, że się cieszysz. Siadam po turecku, kiedy Pike biegnie do swojego pokoju, po czym wraca z plastikową reklamówką ze spożywczego. Podaje mi ją i ponownie siada na moim łóżku. W środku znajduje się lalka zrobiona z włóczki z jasno-rudymi włosami. Na moje usta wypływa uśmiech. 112 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Jej włosy skojarzyły mi się z tobą. Nie mam wątpliwości, że Pike ukradł ją z jakiegoś sklepu, ale nie obchodzi mnie to. To będzie jedyny prezent, jaki dostanę na urodziny i kocham Pike’a za podarowanie mi go, jako że istnieje niewiele rzeczy, które mogę określić jako swoje. - Kocham cię, Pike – mówię, patrząc na niego, kiedy tak siedzi na łóżku, z niemal zaniepokojonym wyrazem twarzy. - Nie sądzisz, że to głupi prezent? – pyta. - Nie. Jest idealny i uwielbiam go. Pike sięga, aby mnie przytulić. Wtulam się w niego z wciśniętą między nas lalką. - Nie chciałem, żebyś była dzisiaj smutna. - Codziennie jestem smutna, ale byłoby gorzej, gdybym nie miała ciebie. - Pike! – Słyszymy dobiegając z dołu wrzask Carla. – Chodź tutaj. Skręca mnie w żołądku, kiedy widzę, jak Pike przybiera kamienny wyraz twarzy. Nienawidzi Carla tak samo, jak ja. - Moment. Kiedy Pike wstaje, pytam: - Przeskrobałeś coś? Zastanawiam się, dlaczego Carl brzmi na tak wkurzonego. - A czy on potrzebuje jakiegoś powodu? – Tylko to mówi, zanim posępnie opuszcza mój pokój. Niedobrze mi, kiedy podążam za nim i staję na szczycie schodów, podczas gdy on schodzi na dół. Carl chwyta Pike’a za kark i przyciąga go do siebie, mówiąc: - Do piwnicy, gówniarzu. Pike opuszcza głowę i kiedy Carl otwiera drzwi prowadzące do piwnicy, Pike schodzi po schodach. Nienawidzę tego, że ciągle musi tam chodzić. Powiedział mi, że Carl zabiera go tam i spuszcza mu łomot. Nienawidzę tego, że nie mogę nic zrobić, aby go ochronić. Za każdym razem, kiedy idzie do piwnicy, ja po prostu siedzę i czekam na jego powrót i kiedy wreszcie wraca, nawet na mnie nie patrzy. To tak, jakby był na mnie zły. Kiedyś zapytałam go, czy się na mnie gniewa, ale przysiągł, że nigdy nie mógłby tego zrobić. Sytuacja między nami jest całkowicie inna, ponieważ kiedy ja zostaję wypuszczona z szafy, Pike zawsze jest 113 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
przy mnie, przytula mnie. Jednak kiedy Pike wychodzi z piwnicy, nie chce przebywać blisko mnie. Unika mnie i ukrywa się w swoim pokoju. To okropne, kiedy jedyne, czego pragnę, to przytulić go, aby go pocieszyć, tak jak on mnie, jednak on mi na to nie pozwala. Leżę na łóżku, zakładam słuchawki i przytulam nową lalkę, słuchając muzyki. Próbuję wyzbyć się bólu wypełniającego moją pierś. Zamykając oczy, wreszcie robię się senna i zaczynam przysypiać, kiedy nagle, lalka zostaje wyrwana z moich objęć. Otwieram oczy i widzę wiszącego nade mną Carla. Kiedy zdejmuję słuchawki, warczy: - Rusz dupę do piwnicy. Zbyt przerażona, aby w ogóle zaprotestować, idę za nim. Strach mrowi całe moje ciało. Kiedy Carl otwiera drzwi do piwnicy i schodzę po schodach, trzęsą mi się nogi. Nigdy wcześniej tutaj nie byłam, a panika nigdy nie osiągnęła takiego poziomu jak teraz, kiedy widzę Pike’a, stojącego w samych bokserkach, a jego ubrania leżą na kupie na podłodze obok niego. Przeraża mnie wyraz twarzy Pike’a. Nigdy wcześniej nie patrzył na mnie w taki sposób, jakby także się bał. A Pike nigdy się nie boi. Stoję kilka kroków od niego i nerwowo odwracam się, dostrzegając brudny materac na betonowej podłodze. Ponownie odwracam się do Pike’a. Mam szeroko otwarte oczy, moje serce bije jak szalone, a łzy szczypią w oczy. - Ile dzisiaj skończyłaś lat? – pyta Carl. Zerkam na niego, kiedy siada na metalowym, składanym krześle, stojącym w kącie. Cichym i drżącym głosem odpowiadam: - Yyy… dzie-dziesięć. Carl nie odpowiada, tylko powoli przytakuje i dosyć długo milczy, zanim dodaje: Boisz się? Zerkam szybko na Pike’a, którego wzrok wbity jest w ziemię, po czym ponownie patrzę na Carla, przytakując. Jego następne słowa na zawsze zmieniły moje życie. To były moje dziesiąte urodziny i byłam wystarczająco duża, aby nie wierzyć w bajki. Wiedziałam, że książę na białym koniu i gadające gąsienice nie istniały, ale to co stało się później, uświadomiło mi, że istniały potwory. I tak się składa, że mieszkałam z jednym z nich. Z Prawdziwym, Żyjącym
114 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Potworem. Carl wydaje polecenie niskim, surowym głosem: - Rozbierz się. Moje serce upada aż do żołądka, a przez ciało przebiega dreszcz. Jestem sparaliżowana. Nie potrafię odpowiedzieć, więc po prostu tam stoję. Panuje cisza, dopóki Carl nie powtarza ostrzej: - Zdejmij ciuchy. Wszystkie. Rzucam szybkie spojrzenie na Pike’a, który teraz patrzy prosto na mnie. Wiem, że powinnam być przerażona, widząc łzy na jego policzkach i smutne spojrzenie. Nawet nie mrugając, czuję jak moje łzy także spływają. Zakłopotana kręcę głową. Pike przytakuje, dając mi do zrozumienia, że muszę się podporządkować. Moje trzęsące się dłonie ruszają powoli do rąbka koszulki i kiedy chwytam materiał, bolesny szloch wyrywa się z mojego ściśniętego gardła. Odbija się echem od betonowych ścian i podłogi. Zaciskając powieki, zdejmuję koszulkę, po czym przytrzymuję ją przed sobą, mimo że nie wyrosły mi jeszcze piersi. - Spodnie – nakazuje Carl. Nie patrzę na niego. Mam zamknięte oczy, kiedy rozpinam jeansy i zsuwam je po nogach, po czym wychodzę z nich, wciąż tuląc koszulkę. - Puść ją. Chłód w jego głosie przeraża mnie, więc pozwalam koszulce upaść na ziemię. - Grzeczna dziewczynka – mówi. Mogę usłyszeć uśmiech w jego głosie. – A teraz bielizna. Boże, jeśli naprawdę istniejesz, to pomóż mi, proszę. Pozbywając się bielizny, próbuję zasłonić się rękami. Wreszcie otwieram oczy. - Widziałaś kiedyś penisa? – pyta i rozpina rozporek, po czym spuszcza spodnie. Jest to pierwszy penis, jakiego widziałam. Moje gardło płonie, wypełniając się żółcią. - Dotykałaś kiedyś? Moje łzy są ciężkie i nie jestem w stanie dłużej powstrzymywać łkania. - Proszę, nie krzywdź mnie. Zrobię wszystko – błagam. - Wszystko?
115 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Szlocham głośno, kiedy Carl wydaje polecenie: - Oto, czego chcę. Pozwolisz, żeby Pike cię pieprzył, a ja będę patrzeć.22 Zrobisz to dla mnie. Ja cię nawet nie dotknę. Kręcę głową jak szalona, nie rozumiejąc o co mu chodzi i kiedy patrzę na Pike’a, to stoi przez chwilę, zanim podchodzi do mnie i mówi cicho zdławionym głosem: - Nie chcesz, żeby cię dotykał. Wciąż kręcę głową i nie mogę powstrzymać łez, kiedy próbuję wyjąkać: - Ni-nie wiem, czego on ch-chce. Pike wypuszcza pokonane westchnienie i wyjaśnia: - Chce, żebyśmy uprawiali seks. – Kiedy patrzy na moje zmieszanie, pyta: - Wiesz, co to jest? - Ch-chyba. To znaczy… ja ni-nie, yyy… - Nie potrafię sklecić zdania przez pożerającą mnie od środka grozę. Słyszałam o seksie. Wiedziałam, co to. Po prostu nie rozumiałam dokładnie, o co w tym chodzi. - Na materac! – wrzeszczy Carl, sprawiając, że aż podskakuję. - Proszę, nie bój się mnie – błaga ściszonym głosem Pike. Chwyta mnie za rękę i prowadzi nas do poplamionego materaca. - Połóż się na plecach – mówi. Wszystko wypowiada szeptem, tak żebym tylko ja mogła to usłyszeć. Zdejmuje bieliznę, zanim kładzie się na mnie. Mój bezsilny szloch wypełnia pokój. Pike przysuwa usta do mojego ucha, mówiąc: - Będzie dobrze. Nie patrz na niego. Na mnie też nie musisz patrzeć, tylko błagam, obiecaj, że nie będziesz patrzeć na niego. Przytakuję w bok jego twarzy, aby mógł poczuć moją odpowiedź. Jego ostatnie słowa do mnie, zanim tracę ostatni kawałeczek nadziei, że w jakiś sposób życie się ułoży, brzmią: - Tak bardzo mi przykro, Elizabeth.
22
Ja to pier… - snll.
116 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
C zternasty (przeszl sc) MOJE ŻYCIE NADAL JEST PUSTKĄ. Próby dostrzeżenia w nim czegoś dobrego są po prostu bez sensu. Mam teraz dwanaście lat. Trzymałam się tylko jednej nadziei: że za dwa lata odzyskam tatę. Ale ta nadzieja obróciła się w proch, kiedy wczoraj wstąpiła do nas moja opiekunka społeczna. - Jeszcze tylko dwa lata – powiedziałam, a ona ze zmieszanym wyrazem twarzy zapytała: - Co się stanie za dwa lata? - Odzyskam tatę. Będę mogła wrócić do domu. Zdawała się być poirytowana, kiedy pokręciła głową i westchnęła. - To nie działa w ten sposób. - Co masz na myśli? - Stan23 określił swoje prawa względem ciebie. Kiedy twój tata wyjdzie na wolność, nie wrócisz do domu. Nie wolno mu mieć z tobą żadnego kontaktu. Moją twarz rozgrzała czysta, biała wściekłość, kiedy dodała: - To jest twój dom, tutaj, z Carlem i Bobbi. Po tych słowach od niej odeszłam. Desperacja i porażka były dla mnie za trudne do ukrycia, a nie chciałam, żeby zobaczyła mój gniew. Ona jest do dupy, świat jest do dupy, moje życie jest do dupy. Kiedyś modliłam się do Boga, aby mi pomógł, ale nigdy tego nie zrobił, zatem on też jest do dupy. Zostawia mnie w tym koszmarze. Mnie — żyjącą w ciemności, związywaną skórzanymi paskami, a blizny, jedna po drugiej, osadzają się na cienkiej skórze moich nadgarstków. Mnie — upokorzoną i zdegradowaną, uprawiającą seks z bratem, podczas gdy Carl się masturbuje, jakbyśmy byli jego prywatnym, żyjącym pornosem. Żyję w piekle na ziemi.
23
Stan jako rząd, jednostka administracyjna państwa. - snll
117 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Kiedyś, po tym jak byłam zmuszana do uprawiania seksu z bratem, ciągle płakałam. Ten horror zaczął się w moje dziesiąte urodziny. Gdy za pierwszym razem było po wszystkim, zamknęłam się w pokoju, wrzeszcząc i płacząc w poduszkę. Nigdy nie zapomnę tego dnia; jest wypalony w mojej pamięci. Jest to dzień, w którym rzeczywiście poczułam odebraną mi niewinność. Z powrotem ubieram ciuchy, a Carl się ze mnie śmieje. Biegnę po schodach do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Czuję się obrzydliwie i kiedy upadam na łóżko, chwytam rudowłosą laleczkę, którą wcześniej podarował mi Pike i z całą siłą, jaką posiadam, rzucam nią o ścianę, wypuszczając gwałtowny szloch, kiedy to robię. Nie potrafię zapanować nad łzami ani wypełniającym mnie bólem. Płaczę, smarkam i ślinię się — okropne — aż wreszcie sól łez zaczyna piec policzki. Moje ciało wyczerpuje się po tym wszystkim, począwszy od dnia, kiedy zostałam po raz pierwszy związana w szafie i siedziałam tam przez trzy dni, aż do teraz, gdy nastąpiło największe załamanie. Z opuchniętymi oczami, wreszcie wyrywam się z tego cierpienia i odpływam w sen. Kiedy się budzę, Pike siedzi obok mnie na łóżku. Patrzę w górę na niego. Opiera się plecami o wezgłowie. Jego oczy są smutne i przekrwione, a ja jestem upokorzona. Nie potrafię nawet na niego patrzeć. Nie chcę, żeby mnie widział, więc zamykam oczy i przekręcam się na bok, z dala od niego. Jego głos jest delikatny i podenerwowany, kiedy mówi do moich pleców: - Tak bardzo mi przykro. Płaczę. Tylko sekundę zajmuje, zanim ciężar tego bólu mnie opanowuje — on mnie posiada. Moja klatka piersiowa unosi się nierównym rytmem, a Pike nie dotyka mnie, tak jak zazwyczaj to robi, kiedy płaczę. Czas mija, a mój szloch słabnie, stając się płytkimi jęknięciami, które uciekają ze mnie niczym czkawka. - Proszę, spójrz na mnie. Powiedz, że mnie nie nienawidzisz – mówi Pike. Kręcę głową, wciąż odwrócona do niego tyłem i czuję, jak się za mną kładzie. Jego głowa przyciska się do moich pleców i słyszę, jak pociąga nosem, zanim zaczyna mówić do mnie cicho, zwierzając się: - Nie jesteś sama. Nie mówiłem ci prawdy. Carl nie tylko mnie bije, kiedy jestem z nim w piwnicy. – Pike dławi jęk i kiedy to słyszę, ucisk w gardle staje się bolesny. - Każe mi robić sobie różne popieprzone rzeczy – milknie i płacze. Nie potrafię tego znieść. Przekręcam się i widzę, że jego oczy są zamknięte, ale dłonie odnajdują moją twarz i obejmuje nimi moje policzki.
118 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Otwierając oczy, mówi: - Proszę, nie nienawidź mnie. Nie pozwól, żeby zniszczył to, co mamy. Nie daj mu władzy, aby mógł nas rozdzielić. Ciągle mi powtarzasz, że jestem wszystkim, co masz, ale to działa w obie strony. Mam tylko ciebie. Jesteś moją jedyną rodziną, Elizabeth. Proszę, nie pozwól, żeby mi cię odebrał. Przytulając go, zatapiam twarz w zgięciu jego szyi i obydwoje płaczemy. Na tym świecie, który jak się uczę, jest bezwzględnym i mrocznym miejscem, boję się być sama. Potrzebuję Pike’a i wiedza, że on także mnie potrzebuje sprawia, że wreszcie przemawiam. Nigdy nie sądziłam, że będę mówić coś takiego, ale nagle staję się otwartą księgą i zaczynam beczeć w wilgotną skórę jego szyi. - Nie nienawidzę cię. Kocham cię. Ale skrzywdziłeś mnie. To tak bardzo boli. - Przepraszam. - I teraz jestem smutna i przerażona, i zawstydzona, i taka samotna. - Ja też – przyznaje. - Boję się, że cię stracę. - Nigdy cię nie zostawię. Przysięgam. Pike nigdy nie opuścił mojego boku. Mimo że nie uczęszczaliśmy do tej samej szkoły, to był nieodzowną częścią mojego życia i odstraszał tych, którzy kiedyś się ze mnie śmiali. Wciąż mi dokuczano, ale nie tak bardzo jak na początku. Lato zbliża się ku końcowi i w tym roku pójdę do gimnazjum, a Pike będzie w liceum. Chciałabym z nim przebywać. Niewielką ulgę od niekończącego się cierpienia odczuwam tylko wtedy, kiedy z nim jestem. W jakiś sposób sprawia, że potrafię oddychać w tym potajemnym świecie, którego częścią jesteśmy. Gdyby ktokolwiek wiedział, że Pike i ja uprawiamy seks, to by im odbiło, jednak dla nas stało się to kolejnym elementem życia. Kiedyś mnie to przerażało, sprawiało że płakałam, ale tam na dole, w piwnicy, nauczyłam się wpadania w stan otępienia. Uprawialiśmy seks wystarczająco długo, aby Carl mógł się spuścić, a później uciekaliśmy do swoich pokoi. Bobbi wiedziała, co się działo na dole, ale postanowiła to ignorować, wykonując tandetne rzemiosło i kolekcjonując debilne kaczki. Jestem gotowa na powrót do szkoły, ponieważ to oznacza, że nie muszę ciągle przebywać w przeklętej szafie. Teraz wiem, że kiedy wrócę do szkoły, to w ciemności będę musiała żyć tylko w weekendy. Zniosłabym niemal wszystko, byleby tylko zatrzymać przy sobie Pike’a, więc ze strachu, że zostanę zabrana — zabrana od Pike’a, nigdy nie pisnęłam nawet słówkiem o tym, co się działo w tym domu. Gdybym nie miała Pike’a, to nie miałabym nikogo. Poza tym, nie miałam gwarancji, że nie zostanę umieszczona w innym, popieprzonym
119 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
domu i w dodatku byłabym tam sama. Więc zostałam tutaj, a moje milczenie wżera się w resztki dobroci, które we mnie zostały.
V PRZEZ CAŁY DZIEŃ leżę w łóżku z bolącym brzuchem. Wierciłam się i przewracałam, próbując odwrócić uwagę od bólu poprzez słuchanie muzyki, ale z marnym skutkiem. Siadam szybko, czując coś ciepłego między nogami. Biegnę do łazienki i wzdrygam się, widząc krew na bieliźnie. Siadam na toalecie, sikam, a później oczyszczam się i zwijam w kulkę dużą ilość papieru toaletowego, wpychając go w dopiero co zmienione majtki. Zawstydzona zdaję sobie sprawę, że muszę zdobyć pieniądze i iść do sklepu, ale jest tylko jedna osoba, którą mogę poprosić o pomoc i naprawdę nie chcę tego robić. Z dłonią na drzwiach jego toalety, które są zarazem drzwiami do jego pokoju, zamykam oczy i przełykam ciężko, kiedy przekręcam gałkę i czekam, aż zaskoczy. Zerkam do środka i widzę, że leży na łóżku, czytając magazyn sportowy. Nieśmiało pytam cicho: - Yy… Pike? Spogląda w górę na mnie, obniżając magazyn. - Co jest? Z opuszczoną głową, jąkam się: - Ja… yyy, potrzebuję kilku dolców. - Przecież wczoraj ci dałem – narzeka. - Wiem, ale… - Przelotnie zerkam na niego, po czym ponownie opuszczam wzrok. - Chyba… chyba dostałam okres. - Och – odpowiada zbity z tropu. – Yy, jasne. To znaczy, pewnie – duka, kiedy wstaje z łóżka i podchodzi do komody. Boże, jakie to upokarzające. - Ile potrzebujesz? - Nie… nie wiem. Kiedy dostrzegam jego stopy, niepewnie zerkam w górę. Pike podaje mi dziesięć dolarów i pyta: - Chcesz, żebym z tobą poszedł?
120 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Kręcę głową i czmycham do łazienki. Kiedy wracam ze sklepu, wpycham paczkę podpasek do szuflady i kładę resztę pieniędzy koło umywalki Pike’a. Nie sądzę, że jestem w stanie spojrzeć mu teraz w twarz. Wciąż boli mnie brzuch, więc postanawiam z powrotem wczołgać się do łóżka. Zamykam oczy i przekręcam się na bok, kiedy słyszę, że Pike wchodzi do łazienki.24 - Wszystko w porządku? - Yhy. - To dlatego tak cię boli brzuch? Naprawdę chcę, żeby przestał zadawać tyle pytań. Nie ma pojęcia, jak bardzo w tym momencie chciałabym zniknąć, ale i tak mu odpowiadam: - Nie wiem. Ponieważ naprawdę nie mam pojęcia. Bobbi nie podpisała zgody na zajęcia z nauki o rodzinie, na którą w zeszłym roku poszło pięćdziesięciu uczniów, a ja nie mam z kim o tym pogadać, więc wiem tyle samo, co on. Lóżko zapada się i kiedy spoglądam przez ramię, Pike leży, czytając to samo czasopismo, co wcześniej. Odwracam głowę i uśmiecham się, ponieważ nie ważne co się dzieje, on zawsze tutaj jest, dla mnie. Po jakimś czasie, odwiedza nas kilku kumpli Pike’a. Ten wskakuje do ich samochodu i odjeżdża na chwilę, zostawiając mnie samą w domu. Schodzę na dół i wałęsam się po kuchni. Przygotowuję kanapkę i kiedy siadam, aby zjeść, słyszę zgrzyt drzwi z siatką na owady, które otwierają się, a następnie zamykają z trzaskiem. Odchylając się na krześle, dostrzegam Carla. Jest obrzydliwy. Ma na sobie brudną koszulkę, ledwo zasłaniającą jego gruby, pękaty brzuch. Siadam normalnie i dalej jem, kiedy wtacza się do kuchni i bierze piwo z lodówki. - Gdzie twój brat? – pyta, zanim bierze łyk. - Nie wiem. Wyszedł z kolegami. Nie chcąc przebywać w tym samym pokoju, co on, wpycham resztę kanapki do ust i biegnę na górę. Właśnie wtedy słyszę powrót Pike’a. Kiedy wchodzi na piętro, idę do jego pokoju i obserwuję, jak wyciąga plik banknotów i wpycha go do komody.
24
Przypominam, że oni mają wspólną łazienkę, do której wchodzi się zarówno z pokoju Elizabeth, jak i Pike’a, więc wchodzą przez nią do swoich pokoi. Coś jak korytarz - snll.
121 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Skąd masz te pieniądze? - Cii, nie chcę żeby ktokolwiek wiedział, że je mam, jasne? Ściszając głos, pytam ponownie: - Jak je zdobyłeś? - Pracowałem przez kilka miesięcy i próbowałem zaoszczędzić, żebym nie musiał mieszkać na ulicy, kiedy skończę osiemnaście lat. - Pracowałeś? Nie było cię pół godziny. Podchodzi do mnie i szepcze: - Jeśli ci powiem, to nie możesz nikomu powtórzyć. - Pike, nie rozmawiam z nikim innym poza tobą. - Rozprowadzałem dragi dla takiego jednego kolesia. Moje oczy otwierają się szeroko. - Co to znaczy, że je rozprowadzałeś? - Sprzedawałem – oznajmia. - Oszalałeś? Co, jeśli cię złapią? - Nie złapią. Wyluzuj. - Co wy tam robicie? – wrzeszczy z parteru Carl. - Nic – odkrzykuje Pike. - To dobrze. Zabierajcie cholerne dupska do piwnicy. - Kurwaaa – wzdycha Pike i chwyta mnie za rękę. Przez chwilę czuję, jak odpływa ze mnie krew, ale to nic nowego. Przynajmniej raz w tygodniu lądujemy w piwnicy, jeśli nie więcej. Pike bardzo mi pomógł wyłączać się i odcinać od tego, co dzieje się na dole, więc biorę głęboki wdech i wstrzymuję go przez chwilę, zanim powoli go wypuszczam. - W porządku? – pyta i kiedy przytakuję, delikatnie ściska moją dłoń, zanim ruszamy na dół. Nigdy nie wiem, co Carl dla nas wymyśli, więc kiedy schodzimy do piwnicy, przewraca mi się w żołądku na myśl o miesiączce. Ciągnę Pike’a za rękę. Odwraca się do 122 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
mnie i zanim udaje mi cię cokolwiek wymamrotać, odzywa się Carl: - Zdejmujcie ciuchy i zerżnij ją na łóżku – warczy do Pike’a. Ten puszcza moją rękę i zaczyna się rozbierać, podczas gdy ja stoję, nie chcąc tego robić, kiedy krwawię. - Powiedziałem, zdejmujcie ciuchy! - J-ja… Pike patrzy na mnie ponaglająco, a ja zaczynam szybko kręcić głową, nie chcąc, żeby to się stało. - Co to ma być, do chuja? – drze się Carl, stając naprzeciwko mnie. Jestem przerażona jak diabli, kiedy otwieram usta i dukam: - P-proszę, ja… dostałam okres. Wygłodniały uśmieszek na twarzy Carla przyprawia mnie o mdłości. Robi kilka kroków w tył i pyta: - Krwawisz? Przytakuję. - No dobra – mówi, siadając na krześle. – Zdejmij ciuchy i połóż się na łóżku. - Co? – chrypię. - Nie bój się, Pike wsadzi ci w tyłek. - Co!? – Z głosu Pike’a bije totalne osłupienie, więc sama zaczynam panikować. Trzęsą mi się ręce i zaczynam przepraszać. – Nie. Prze-przepraszam. Jest w porządku, możemy uprawiać seks. - Mój pomysł bardziej mi się podoba. A teraz zdejmuj te pierdolone ciuchy i na czworaka. - Że co, kurwa? Nie mogę tego zrobić – mówi Pike, kiedy zaczynam się rozbierać. To tak, jakby cała krew wyschła, ponieważ jedyne co czuję, to przeszywający mnie chłód. Przełykam ciężko, a później następuje istna groza. Carl wstaje z krzesła i chwyta Pike’a za kark, kipiąc ze złości. - Wkurwia mnie to, że próbujecie mi się przeciwstawić, wy małe gnojki.
123 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Pike stęka głośno, kiedy pięść Carla uderza w jego szczękę, niemal powalając go na ziemię. - Rób, co ci, kurwa, mówię, albo będzie zamknięta w szafie do końca tygodnia po tym, jak spiorę was na kwaśne jabłka! Moje nogi są jak z waty i ledwo utrzymuję się na kolanach. Jestem w pozycji na czworaka. Nagle, zapominam, jak wprowadzić umysł w stan otępienia i moje ciało zaczyna drżeć, kiedy zaczynam płakać z obawy przed tym, co się stanie. Opuszczam głowę, kiedy czuję za sobą Pike’a. Jednak nic się nie dzieje. Jedyne co słyszę, to jego ciężki oddech. Zostaję w tej pozycji na dosyć długo, zanim wreszcie odwracam się i widzę jak sobie trzepie z niemal bolesnym wyrazem twarzy. W końcu daje za wygraną i robi ciężki wydech, mówiąc: - Nie mogę tego zrobić. Nawet mi nie staje. Siadając na piętach, czuję ulgę, ale te uczucie szybko wyparowuje, kiedy Carl zaczyna warczeć z wściekłości. Rozpętuje się piekło. Carl przewraca krzesło, kiedy wstaje, metal uderza o betonową podłogę i nagle życie zamiera. Wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Carl podchodzi do mnie, szarpiąc za pasek swoich spodni. Moje serce lodowacieje, bije szybko i mocno, tak że wibracje rozchodzą się po całym ciele. Spojrzenie Carla wypełnione jest chęcią mordu, a krzyki Pike’a przeszywają mnie, kiedy rzuca się na Carla i przywala mu z pięści w twarz. Nie mogę oddychać, ale w jakiś sposób udaje mi się krzyknąć, kiedy Carl odwraca się i uderza Pike’a, powalając go na ziemie jednym ciosem, po czym wymierza mu solidnego kopniaka w bok. Pike zwija się z bólu, kiedy krzyczy, sapiąc: - Nawet jej, kurwa, nie dotykaj! Krzyczy to na okrągło, dopóki jego głos nie staje się dłużej słyszalny, a oczy zachodzą łzami. Kiedy Carl ponownie na mnie patrzy, rozpina spodnie i właśnie wtedy zaczyna działać adrenalina. Szybko wstaję i biegnę do schodów. Po kilku krokach upadam na kolana, ponieważ po moich plecach rozchodzi się przenikliwe pieczenie. TRZASK! Wyrywa się ze mnie żałosny pisk i kiedy patrzę przez ramię, dostrzegam Carla trzymającego skórzany pasek. Robi nim na mnie zamach. TRZASK!
124 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Wyginając plecy w czystej agonii, krzyczę. Łzy spływają po policzkach. Pasek ponownie uderza w moją skórę. I znowu, i znowu. W pewnym momencie Carl zmusza mnie do przyjęcia pozycji na czworaka, przyciskając twarz do zimnego betonu i gwałci mnie od tyłu.25
25
……. Ja nie wiem czy wytrwam do końca tej książki. Serio ;/ - snll
125 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Pietnasty (przeszl sc) PO ATAKU CARLA Pike przez chwilę do mnie nie zagląda. Chcę jedynie umrzeć, aby pozbyć się cierpienia. Nie wiem nawet, jak mam rozumieć to, co wydarzyło się w piwnicy. Wszystko stało się tak szybko i nigdy w życiu nie doświadczyłam takiego bólu. Ból pleców zniknął, kiedy zaczął gwałcić najmniej spodziewaną część mojego ciała. A teraz leżę na brzuchu, z twarzą zakopaną w poduszkach, próbując wyciszyć łkanie. Wciąż nie mam na sobie koszulki, bo pieką mnie plecy. Jestem zbyt przerażona, aby na nie spojrzeć, bo wtedy zobaczyłabym, co mi zrobił. - O mój Boże. – Przez szlochanie ledwo słyszę te słowa i kiedy unoszę głowę, widzę patrzącego na mnie Pike’a. Jest przerażony, ale nie pytam, z jakiego powodu, bo czuję się tak bardzo poniżona. Pike klęka obok łóżka z bolesnym jękiem i kładzie dłoń na moim ramieniu, gładząc je drżącym kciukiem. Bok jego twarzy jest opuchnięty i mocno stłuczony. - Powiedz, co mogę zrobić. – Ma zmartwiony głos, a jego spojrzenie wyraża czyste współczucie. Nawet nie myślę, aby się odezwać. Łzy wsiąkają w poduszkę. Pike chwyta mnie za rękę, splata nasze palce, mocno ściskając. Ten dotyk sprawia, że płaczę jeszcze mocniej. - Kurwa, tak bardzo mi przykro – mówi z oczami pełnymi łez. Moja dłoń jest zaciśnięta wokół jego i nie puszczam jej przez długi czas. W końcu Pike całuje moje kostki i zaczyna wstawać. - Zaraz wrócę – mówi, po czym idzie do łazienki. Kiedy wraca, trzyma mokry ręcznik. - Nie chcę cię zranić, ale masz zaschniętą krew na plecach. Po prostu leż spokojnie, dobrze?
126 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Przytakuję, kiedy delikatnie kładzie ciepły ręcznik na moich plecach. Spinam mięśnie i wydaję sapnięcie, kiedy skóra zaczyna piec. Pike przyciska rękę do ręcznika, na co krzyczę: - Ałł! - Przepraszam. - Ja-jak to wygląda? – pytam, zarazem bojąc się poznać prawdę. - Masz kilka paskudnych rozcięć i dużo obrzęków. - Boli. Wzdycha i trzyma mnie za rękę, kiedy zaczyna ostrożnie obmywać moje plecy z krwi. - Pewnego dnia, przyrzekam ci, że ten skurwysyn za to zapłaci – mówi przez zaciśnięte zęby. Jedyne co mogę zrobić, to przytaknąć. Zaczynam się zastanawiać, jakie uczucie towarzyszyłoby mi przy zabijaniu go. Jak bardzo jestem popieprzona? Dwunastolatka fantazjująca o zabiciu człowieka. Co się ze mną dzieje?
V MINĘŁO KILKA TYGODNI i zaczęła się szkoła. Carl nie dotknął mnie od tamtego dnia, ale minęły zaledwie trzy dni, kiedy wróciłam do piwnicy, zmuszona aby zrobić Pike’owi loda. Kiedy było po wszystkim, zostałam przywiązana do drążka w szafie i siedziałam tam zamknięta przez dwa dni. Teraz siedzimy z Pike’m na krawężniku przed domem. Bobbi jest w środku i ogląda telewizję, a Carl jest jeszcze w pracy. Lato się kończy, a w powietrzu czuć jesień. Znasz ten zapach, zapach śmierci. Nie wiem dlaczego, ale go kocham. Liście spadają do swoich grobów na chłodne i wilgotne ulice, aby ostatecznie zostały pokryte lodem i śniegiem, kiedy nadejdzie zima. Słucham Pike’a, który trajkocze o jakieś o rok starszej dziewczynie, która za nim łazi. Nie dziwi mnie to. Zawsze uważałam, że Pike jest uroczy, a teraz, kiedy za niedługo skończy szesnaście lat, jest jeszcze słodszy, ale nie to, że się w nim podkochuję czy coś. Stwierdzam po prostu fakt. Nikt nie wie, jak bardzo nasza dwójka jest żałosna. Czasami jestem ciekawa, jaka byłaby reakcja, gdyby ktoś się o nas dowiedział. To znaczy, wyobraźcie sobie, że jakaś dziewczyna pyta Pike’a, aby jej coś o sobie powiedział, a on jej odpowiada: „Mam prawie szesnaście lat i, a no tak, uprawiam seks z moją dwunastoletnią siostrą”. Taa, ludzie na pewno by pomyśleli, że nam odbiło. 127 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- To nie jest samochód twojej babki z opieki? – pyta Pike i kiedy odwracam się, aby spojrzeć na koniec ulicy, jestem całkowicie pewna, że to samochód Luci. - Co ona tutaj robi? – Nie potrafię znieść mojej opiekunki. Wpada tylko kilka razy w roku, aby sprawdzić co u mnie, więc fakt, że była tutaj miesiąc temu, sprawia, że jestem trochę zaniepokojona. Parkuje samochód wzdłuż krawężnika, kiedy Pike i ja wstajemy. - Co wy tutaj robicie? – pyta. - A no wiesz, tak tylko się napawamy bogatą scenerią tej niezwykle malowniczej dzielnicy, o której myślałaś, że będzie fajnym miejscem do dobrego wychowania dzieci. Lucia posyła Pike’owi groźne spojrzenie, zanim mówi: - Pozwolisz mi zamienić słówko z Elizabeth? - Będę w swoim pokoju – odpowiada, kierując się w stronę domu i zostawiając mnie z Lucią na trawniku. - Może usiądziemy? – proponuje Lucia, więc podchodzimy do schodków prowadzących na ganek. - Co tutaj robisz? - Mam pewne wiadomości, o których muszę z tobą porozmawiać. - Zostaję przeniesiona? – pytam, podenerwowana jej odpowiedzią, ponieważ nie mogę żyć bez Pike’a. Sama myśl powoduje, że do oczu napływają mi łzy. - Nie. Chodzi o twojego tatę – mówi. W moim sercu powstaje do życia maleńki kawałeczek nadziei, której zawsze się trzymałam. - Wyjdzie wcześniej? Będę mogła go zobaczyć? Opiekunka kręci głową i kiedy widzę, jak opuszcza głowę, odbiera mi całą nadzieję. - Przykro mi. Twój tata nie żyje. I właśnie to jest ten moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że nadzieje i marzenia są tak samo pojebane jak bajki.
128 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Opuszczam głowę i patrzę, jak ciężkie łzy spadają na brudny beton pod moimi stopami. Rozprzestrzeniają się i wsiąkają w porowatą nawierzchnię, gdzie jestem pewna, znajdą swój dom w piekle. Ale już niebawem nie będą same, ponieważ moje serce sprawia wrażenie nieznośnie ciężkiego, jakby mogło ze mnie wypaść w każdej chwili. Chcę krzyczeć. Chcę kopać i niszczyć. Chcę tupać nogami jak małe dziecko i wyrzucić z siebie najbardziej rozrywającą duszę furię, na jaką może się zdobyć dziewczyna w moim wieku, krzycząc na świat i na każdego, kto będzie słuchał, jak bardzo ich nienawidzę. Chcę krzyczeć tak głośno, że moje gardło będzie krwawić. Chcę zrobić to wszystko, ale nie robię. To walka wewnątrz mnie i dobrze ją ukrywam. Po co ją okazywać? To i tak niczego nie zmieni. Nikt nie przyjdzie mnie uratować. Więc, w zamian, siedzę na schodach i cicho płaczę. Kłębią się we mnie miliony pytań. - Jak? – pytam wreszcie. - Wygląda na to, że jacyś więźniowie wszczęli bójkę i twój tata został dźgnięty nożem. Wszystkich odesłano do cel, ale do czasu aż ochroniarze do niego dotarli, było za późno. - Dlaczego? To znaczy, ja-ja… - ledwo daję radę mówić, kiedy przez moją fasadę przebijają się szlochy, powodując silne drżenie całego ciała. – Jesteś pewna, że to był on? Co jeśli się pomylili? - To nie jest pomyłka, Elizabeth – mówi miękko. – Bardzo mi przykro. - Ale ja nie mam już żadnej rodziny. No i co-co się teraz sta-stanie? - Nic się nie zmieni. Patrząc na nią wilkiem, odpowiadam: - Wszystko się zmieni. Ponownie odwracam głowę i zaczynam płakać, przykładając dłonie do oczu. Chęć ucieczki jest niezwykle silna, ale nie mam dokąd pójść i to mnie wkurza. Nie chcę tutaj utknąć. Nie chcę takiego życia. Chcę jedynie mojego taty. Wstaję i wyrzucam z siebie wszystko, prosto do mojej opiekunki: - Kurewsko cię nienawidzę! Nienawidzę w tobie wszystkiego! Masz w dupie mnie i mojego tatę! Jesteś głupią suką! Idę do domu, zatrzaskując za sobą drzwi najmocniej jak potrafię i biegnę na górę. Ale nie idę do swojego pokoju, idę do Pike’a. Jestem głośna i wrzeszczę jak małe dziecko, kiedy wchodzę do środka. Pike natychmiast zeskakuje z łóżka i w ułamku sekundy staje przede mną, pytając: - Co jest? Co się stało? Zderzam się z jego klatką piersiową. Jego ręce owijają się ciasno wokół mnie, podczas gdy wypuszczam najnieszczęśliwsze szlochy w swoim życiu. Ściskam w pięści materiał jego 129 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
koszulki tak mocno, że czuję, jakbym zaraz miała połamać sobie palce, ale ja lubię ból. Potrzebuję go. Potrzebuję czegokolwiek, aby uciec od niedającego się znieść cierpienia. To nie może być prawda. On nie mógł umrzeć. Po prostu nie mógł. - Elizabeth – mówi Pike. Czuję, że zaraz zwymiotuję z powodu wypełniającej mnie pustki, ponieważ jeśli nie ma już mojego taty, to mnie też nie ma. Nie wiedziałam nawet, że przeszliśmy przez pokój, dopóki nie otwieram oczu i nie czuję, że leżymy na łóżku. - Co powiedziała? – pyta. - Nienawidzę jej, Pike. Nienawidzę wszystkich – czkam. - Opowiedz. Cierpię, kiedy mówię: - Mó-mój tata. Powiedziała, że nie żyje, Pike. Że ktoś go dźgnął nożem i zmarł. Mówienie tego rozcina moje wnętrzności i nagle objęcia Pike’a stają się tysiąckroć mocniejsze. - Kurwa – mamrocze pod nosem, zanim wydaję z siebie szloch. – To nie prawda. To niemożliwe. Kiedy usłyszałam to od Lucii, poczułam otępienie, ale teraz, z Pike’m — moją bezpieczną przystanią — przytłaczają mnie emocje. Tonę i nie mogę oddychać. Jedyne, co potrafię, to krzyczeć i płakać, i to właśnie robię. Zupełnie jak bezradne dziecko, nie puszczając koszulki Pike’a. To tak, jakby jego koszulka była moją ostatnią deską ratunku i jeśli ją puszczę, to spadnę w nicość. I teraz leżę tutaj, rozpadając się na milion kawałków. Nigdy ponownie nie będę całością. Nigdy nie wybaczę światu za to, co się stało. Chcę mojego taty. Teraz.
130 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Pragnę poczuć jego szorstki zarost, kiedy daje mi buziaki, pragnę, aby ponownie śpiewał mi uspokajającym głosem, pragnę jego dotyku, tulenia, miłości, troskliwości, uśmiechu, bajek, łaskotek, śmiechu, oczu, dłoni, zapachu — wszystkiego. Chcę zostać ocalona. Chcę mojego księcia. Pike przyciska mnie do siebie, co jakiś czas całując czubek mojej głowy. W końcu, kiedy staję się zmęczona i milknę, hałas w pokoju zanika. Moje ciało sprawia wrażenie ociężałego, a w głowie dudni tak bardzo, że otwarcie oczu sprawia ból. Pike wciąż gładzi mnie po plecach, w zamiarze uspokojenia, ale nic nie zdoła uśmierzyć tej agonii. Szepczę w ciszę pokoju: - Myślałeś kiedyś o śmierci? - Czasami – odpowiada miękko. - Boisz się tego? - Nie, a ty? - Już nie – mówię, po czym pytam: - Myślisz, że mój tata się bał? - Nie – odpowiada bez chwili zawahania. - Skąd możesz to wiedzieć? - Bo jeśli nie żyje, to zawsze będzie mógł być przy robie. Wątpię, że się bał, wiedząc, że wreszcie znowu cię zobaczy. Jego słowa powodują falę cichych łez, wsiąkających w jego koszulkę. - To nie fair, Pike. - Masz rację. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze i przysięgam, że będę walczyć, aby ci to dać. Pewnego dnia, kiedy wydostaniemy się z tego bagna, znajdę sposób, aby cię uszczęśliwić. - Nie wierzę w szczęście – szlocham. – Już w nic nie wierzę. Pike gładzi moje włosy i pochyla się, aby spojrzeć mi w oczy. - A zatem uwierz we mnie. Jego ciemnookie spojrzenie jest nieugięte i uzmysławiam sobie, że w tej chwili jest moją jedyną szansą na przetrwanie. Pike zawsze robił co w jego mocy, aby mnie chronić. 131 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Zawsze się o mnie troszczył. Stał się moim bratem już pierwszego dnia, kiedy przybyłam do tego domu. To się stało natychmiast. I teraz, nie mam innego wyboru, jak uwierzyć we wszystko, co mówi, ponieważ jest jedyną stałą w moim życiu. Kiedy pochyla się i całuje moje czoło, bez zastanowienia trącam nosem i całuję jego szyję. On nadal przyciska usta do mojego czoła i nie rusza się, a jego dłonie ujmują moje policzki, trzymając blisko siebie. Zanim rejestruję, co się dzieje, jego usta lądują na moich w zastygłym pocałunku. Zaciskam dłonie na jego nadgarstkach i jakby przez mgłę, nasze usta zaczynają się poruszać. Nigdy wcześniej nie całowałam Pike’a. Nigdy nawet o tym nie myślałam, ale w jakiś sposób czuję, że to coś dobrego. Jest pierwszym chłopakiem, którego pocałowałam. Uprawiamy seks od dwóch lat, więc pewnie myślicie, że całowanie go to nic takiego, ale jest zupełnie odwrotnie. Niewiadomo jak, odciąga mój umysł od wszystkiego, co złe, sprawiając, że skupiam się tylko na nim. To tak, jakbym wreszcie mogła oddychać. Przekręcając się tak, że znajduje się na mnie, sięga, aby ściągnąć koszulkę, a ja siadam i robię to samo. Kiedy jesteśmy nadzy, Pike nakrywa nas kołdrą i zostajemy otuleni ciepłem. To wszystko dostarcza innych doznań, niż to co robiliśmy setki razy wcześniej. Kiedy Carl przez cały czas nas obserwuje, zawsze jest chłodno i niemoralnie. - Nie idź tam – mówi Pike, wyrywając mnie z myśli. - Dokąd? - Nie myśl o nim. On nie ma z tym nic wspólnego. Nie jesteśmy na materacu w piwnicy. Jesteśmy tutaj, w moim łóżku. Jesteś bezpieczna. - Tylko my? – pytam. - Tylko my – odpowiada, wchodząc we mnie i po raz pierwszy odnajduję magię, w którą zwątpiłam. Okazuje się, że Pike nigdy w nią nie zwątpił, ponieważ w tym momencie, nie czuję ani bólu, ani cierpienia. Jesteśmy tylko my i jestem bezpieczna.
132 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Szesnasty (przeszl sc) SZCZĘKAM ZĘBAMI, wracając do domu po szkole. Dzisiaj wpakowałam się w kłopoty, wdając się w bójkę z dziewczyną, która się ze mnie nabijała. Przez kolejne dwa tygodnie, po zajęciach, będę musiała chodzić do kozy. Pike pracuje coraz więcej, więc ostatnio rzadko wracaliśmy razem do domu, a poza tym odmawia mi włóczenia się z nim. Mówi, że nie chce, abym wpakowała się w jego towarzystwo, ale zawsze upewnia się, żeby być w domu przed powrotem Carla, abym nie była z nim sama. Życie prawie w ogóle się nie zmieniło. Mam czternaście lat, jestem trochę wyższa, nieco dojrzalsza, moje włosy urosły o kilka fal i mam więcej blizn na nadgarstkach. Wyglądają, jakbym próbowała je podciąć, ale sześć lat bycia przywiązywaną paskiem do drążka w małej szafie są tego efektem. Jednak dobrze je ukrywam, nosząc długie rękawy, opadające na nadgarstki, które zazwyczaj chwytam i jeszcze bardziej ciągnę w dół. Odkąd dwa lata temu dowiedziałam się o śmierci taty, stałam się dosyć otępiała na otaczającą mnie rzeczywistość. Przez większość czasu czuję się jak żyjąca i oddychająca maszyna. Bardzo łatwo wychodzi mi wyłączanie się. Przeważnie jestem na trybie wyłączonym, zamrożonym, pustym. Tylko Pike’owi pozwalam widywać mnie w stanie włączonym. Jest moim jedynym wyzwoleniem, jest jedynym, któremu pokazuję prawdziwą siebie. Po tamtym popołudniu, gdy dowiedziałam się, że już nigdy nie zobaczę taty, Pike i ja kontynuowaliśmy sypianie ze sobą bez podglądaczy, w jego łóżku. Odkryłam, że staję się wobec niego samolubna, wykorzystując go do zabierania ode mnie wszystkiego, co złe. Trudno to wytłumaczyć, ale kiedy z nim jestem w ten sposób, czuję się jak świeżo wyprana. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co robię, byłam szczera i powiedziałam mu o tym. Poczucie winy brało górę i kiedy wyjaśniłam mu swoje uczucia, myślałam że będzie zły, ale nie był. Powiedział, że mam czerpać z niego wszystko to, czego potrzebuję. Mimo to, wciąż mam poczucie winy. Gdy jesteśmy po seksie, pożera mnie wstyd spowodowany wykorzystywaniem go w ten sposób. Wtedy staję się cicha, często płaczę. Pike uspokaja mnie najlepiej, jak potrafi, przytulając i zapewniając, że jest w porządku — że wszystko jest w porządku. Jestem wrakiem, ale to całkiem spodziewane, biorąc pod uwagę okrutne zapoznanie mnie z tym szalonym, pojebanym życiem. Mam czternaście lat — jestem za młoda, aby być tak zgorzkniałą i złą. Przez jakiś czas, kiedy widywałam dziecko z rodzicem, życzyłam temu rodzicowi śmierci. Chciałam, żeby każdy dzieciak poczuł ból, którego ja doświadczałam, ponieważ to było dla mnie nie fair. 133 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Życie jest okrutne, a ja jestem jego dziwką. Jestem także dziwką Carla. Ostatnio to on mnie pieprzy, chcąc, aby Pike nas obserwował. Pike kazał mi obiecać, że nigdy nie będę patrzeć na Carla, więc zawsze jestem skupiona na oczach Pike’a, nieważne z kim się pieprzę. Jakiś rok temu doświadczyłam pierwszego orgazmu. Carl walił sobie konia w rogu, podczas gdy ja i Pike uprawialiśmy seks. Nigdy wcześniej nie miałam orgazmu, a więc gdy to, co zawsze było przyprawiającym o mdłości aktem, zamieniło się w przyjemność, przeraziło mnie to. Kiedy było po wszystkim, nie byłam w stanie spojrzeć Pike’owi w oczy; byłam zbyt zawstydzona. Gdy wreszcie, kilka godzin później, otworzyłam drzwi łazienki, wszedł do środka i porozmawiał ze mną o tym. To, że mój brat musiał mi wyjaśniać, co się stało, było upokarzające. Powiedział, że to normalne w seksie, ale nie podobało mi się to. Sprawiało, że czułam się brudna i zażenowana. I teraz, wiedząc że to może się powtórzyć, bardzo się starałam, aby temu zapobiec. Pike o tym wiedział, więc kiedy byliśmy sami w jego łóżku, starał się szybko spuścić, abym przypadkiem znowu nie doświadczyła orgazmu. To dziwne, ponieważ lubię uprawiać z nim seks, kiedy jesteśmy sami, ale jednocześnie boję się tego, bo nie chcę czuć, że to jest dobre — nie powinnam tego odczuwać jako coś dobrego. Mimo wszystko chcę być z Pike’m, ponieważ z nim nie czuję cierpienia i obrzydzenia. On to wszystko ode mnie zabiera i nawet jeśli tylko na chwilkę, to właśnie wtedy czuję się wolna. Gdy skręcam za rogiem, widzę Pike’a, siedzącego na krawężniku i palącego papierosa. - Pike! – krzyczę z końca ulicy, a on spogląda na mnie, po czym wstaje. - Gdzieś ty, do cholery była? – pyta wkurzony. - Wdałam się w bójkę i teraz muszę siedzieć w kozie po zajęciach. Zaciąga się papierosem. Dym leniwie ulatuje z jego ust, gdy wpada w tryb opiekuńczego, starszego brata, mówiąc: - Co się stało? - Ta laska, o której ci opowiadałam, pamiętasz? Ta, która robi mi z życia piekło? Ciągle nawijała na stołówce i wyzywała mnie. Nie mogłam dłużej tego znieść i puściły mi nerwy. - I co zrobiłaś? - Siedziała na końcu tego samego stolika co ja, więc rzuciłam w nią jabłkiem i oberwała w głowę. Nim się obejrzałam, obydwie zerwałyśmy się z siedzeń i przygniatałam ją do ziemi.
134 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Bez jaj – mówi z lekkim i usatysfakcjonowanym uśmiechem. – Cóż, nie widzę żadnych zadrapań, więc rozumiem, że wygrałaś? - To nie był konkurs, Pike – odpowiadam, wciąż czując się jak frajerka, czyli dokładnie tak, jak wyzywają mnie dzieciaki w szkole. - Co jest? Skopałaś jej tyłek. Powinnaś być zadowolona. - Chłopcy i ich podejście – wzdycham, opuszczając głowę. Kiedy zarzuca rękę na moje barki, dodaję: - Nienawidzę tego miejsca. Nie mam żadnych przyjaciół. - To zdziry, Elizabeth. Młode, głupie zdziry. - Ja też jestem młoda i głupia. Pike wyrzuca niedopałek, zanim wchodzimy do domu. – Młoda, tak. Głupia, nie – mówi, gdy wchodzimy po schodach. – Musisz wytrzymać jeszcze kilka miesięcy. W przyszłym roku, znowu będziesz ze mną. - Pewnie – drwię. – Ty będziesz w ostatniej klasie, a ja będę świrniętym pierwszoroczniakiem. Pike rzuca się na łóżko, zakładając ramię za głowę i odpowiada: - Nic w tobie nie wiąże się ze słowem „świr‖. Zaufaj mi. Te laski są po prostu zazdrosne, bo jesteś od nich ładniejsza. Jego słowa rozgrzewają mnie i jednocześnie wypełniają coś w moim wnętrzu. Ostatnio, kiedy ktoś powiedział mi że jestem ładna, miałam pięć lat, a słowa wypowiedział mój tata. Zawsze mówił, że jestem piękna i ładna, i mam najwspanialsze rude włosy. Skupianie się na wyglądzie zewnętrznym poniekąd czyni człowieka płytkim, wiem o tym, ale nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo potrzebowałam to usłyszeć. - Co jest? – pyta Pike, dostrzegając smutek w moich oczach. – Chodź tutaj. Podchodzę i siadam obok niego. - Co jest? – powtarza. - W środku czuję się brzydka – przyznaję. - Nie czuj się tak – oznajmia, siadając obok mnie. – Nic w tobie nie jest brzydkie. - Serio, Pike? – pytam kpiarsko.
135 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Zirytowany moi tonem, broni swojego zdania: - Nikt nas nie zna. Nikt nie wie. To ty pozwalasz na to, co inni ludzie mogą sobie pomyśleć albo powiedzieć, sprawiając, że czujesz się w taki sposób. - Ale tak się właśnie czuję, Pike – sprzeczam się ściszonym głosem. - Masz władzę, aby to zmienić. To, jak się czujesz, jest wynikiem tego, jak samej sobie pozwalasz się czuć. - Więc to moja wina? To ja jestem winna temu, że tak się czuję? - Bądź smutna. Bądź wściekła. Nienawidź kogokolwiek tylko chcesz. Obwiniaj kogokolwiek tylko chcesz, ale nawet przez sekundę nie myśl, że jesteś kimś gorszym niż w rzeczywistości jesteś. Nie jesteś brzydka czy zła, czy cokolwiek innego, co o sobie myślisz. – Ton jego głosu jest wyrazisty i stanowczy, ale później od razu mięknie, dodając: - Nie ma takiej rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił. Wciąż we mnie wierzysz? Przytakuję. - To dobrze, bo nie zawsze tak będzie. - Nie? - Nie. - To powiedz mi, jak będzie? Opowiedz mi bajeczkę – mówię z nutą kpiny w głosie. - Sprawię, że znowu uwierzysz w bajki. Śmieję się lekko na jego pełne determinacji stwierdzenie, a on się do mnie uśmiecha. Następną godzinę spędzamy na wygłupach i odrabianiu pracy domowej. Carl niedawno wrócił do domu, ale na szczęście nie odezwał się do nas ani słowem. Teraz dom wypełnia zapach gotowanego jedzenia. Bobbi rzadko kiedy gotuje. Prawie w ogóle. - Myślisz, że coś nam skapnie? – pyta Pike, mając na myśli to, co jest przyrządzane w kuchni. - Wątpię – odpowiadam, przewracając oczami, na co obydwoje się do siebie uśmiechamy. - Pike – woła z dołu Bobbi, po tym jak dzwoni dzwonek do drzwi. - Zaraz wrócę – mówi.
136 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Zostaję w jego łóżku i kiedy słyszę, jak frontowe drzwi się zamykają, odwracam się, aby spojrzeć przez okno. Widzę Pike’a z jego opiekunką społeczną. Stoją na trawniku przed domem i rozmawiają. Jakiekolwiek słowa padają, Pike jest wyraźnie rozwścieczony, energicznie przeczesując ręką włosy. Jego stłumione krzyki są niewyraźne i nie mogę zrozumieć, co mówi. Kiedy odwraca głowę i spogląda w okno, mój żołądek się skręca. Wyraz jego twarzy mówi mi, że powinnam być zaniepokojona i taka też jestem. Zeskakuję z łóżka, kiedy wraca do domu. Biegnie po schodach, spotykając się ze mną w progu swojego pokoju. Kładzie dłoń na moim ramieniu i wpycha mnie z powrotem do środka, zamykając za nami drzwi. - Co się dzieje? – pytam, zaczynając wpadać w panikę. Wbijając wzrok w ziemię, kręci głową, po czym przyciąga mnie w objęcia. I właśnie wtedy zaczynam świrować. - Pike, co się dzieje? Przerażasz mnie. - Tak bardzo mi przykro – mówi i już wiem, że jest źle. Mówi tak zawsze, kiedy ma się stać coś złego. Kiedy tak stoimy, ani na chwilę mnie nie puszcza. Nie sądziłam, że życie może stać się dla mnie jeszcze gorsze, ale mogło i stało się. Zawsze walczyłam z ideą nadziei. Nadzieja zawsze mnie zawodziła, ale z jakiegoś powodu, trzymałam się jej maleńkiego kawałeczka. Bałam się dowiedzieć, jaki byłby świat, gdybym go nie miała. Ale następne słowa Pike’a uderzą we mnie od wewnątrz, wypełniając mnie krwią brutalnej rzeczywistości. Rzeczywistości, która wypluje mi w twarz ostre słowa: „Nadzieja jest matką głupich, dziewczyno. Porzuć ją.” Kończąc uścisk, ujmuje moje policzki, wyciąga nóż i swoimi słowami wbija mi go głęboko, aż do rdzenia. - Poradzisz sobie, Elizabeth. Cała się trzęsę, głos drży z dezorientacji: - Co? Pike przyciska czoło do mojego. Chwytam go za nadgarstki w morderczym uścisku, kiedy mówi: - Odchodzę. Tym słowem wypompowuje całe powietrze z moich płuc. Jest mi zimno i energicznie kręcę głową. - Muszę odejść. Umieszczą mnie w pogotowiu opiekuńczym. - Nie. 137 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Tak bardzo mi przykro – chrypi boleśnie. - Nie. – Moje jedyne słowo, nędzne błaganie. Pike wyciska mocny pocałunek na moim czole. - Nie! – krzyczę, kiedy jego plecy zaczynają drżeć pod moimi dłońmi. – Nie! - To koniec. Najwyraźniej Carl wykonał telefon. Chce, żebym się wyniósł. - Nie odchodź. Nie możesz. - Nie mam wyboru – mówi i kiedy robi krok w tył, widzę strach w jego oczach. Wiem, że ten strach dotyczy mnie. Obydwoje wiemy, co się tutaj będzie działo, kiedy go nie będzie. Będę cała dla Carla, aby robić to, czego sobie zażyczy. - Nie możesz mnie tutaj zostawić. Nie możesz mnie z nim zostawić – błagam desperacko. Pike robi kolejny krok w tył, chwytając włosy w pięści i zaciskając zęby. – Kurwaaa. Chodzi tam i z powrotem, a ja stoję zszokowana, płacząc. Wreszcie zwraca się do mnie: - Czternaste urodziny będą twoim rokiem. Twój tata po ciebie nie wróci, ale ja to zrobię. - Nie rób tego – mówię. – Nie waż się dawać mi nadziei. Jego oczy płoną, są czarne jak węgiel, kiedy mówi: - Przysięgam ci. Podaruję ci tę bajkę. Poczekaj, aż będę pełnoletni. Wrócę po ciebie. - Rok? Pike, nie zostawiaj mnie z nim samej na rok! - Nie możemy teraz uciec. Pomyśl, obydwoje znikamy, to zbyt ryzykowne. Ale kiedy tylko ty znikniesz, to może nam się udać. Mniej niż rok, a będziesz wolna. Jeden rok samotności, a później wolność w wieku czternastu lat, dasz radę – mówi, podczas gdy płaczę przerażona życiem, jakie tutaj będzie bez niego. - Jesteś tak cholernie silna. Wrócę po ciebie. Zarzucam mu ręce na szyję i nadal błagam, aby mnie nie opuszczał. Jestem przerażona, że nigdy więcej nie zobaczę mojego przyjaciela, mojej jedynej rodziny — mojego brata. Kto mnie ochroni? - Muszę się spakować – szepcze. 138 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Teraz? - Opiekunka jest na dole i czeka na mnie. - O mój Boże – mamroczę do siebie. Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje. Moje serce sprawia wrażenie stalowej kuli w piersi, dudniąc na moje żałosne życie. Szuram nogami, idąc w kierunku łóżka Pike’a. Siadam, ściskając krawędź materaca i obserwując, jak wpycha ubrania do sportowej torby. Łzy najzwyczajniej wypływają z moich oczu. Straciłam tatę, wierząc, że znowu go zobaczę i teraz tracę Pike’a z wiedzą, że życie niczego wam nie gwarantuje, nieważne jak bardzo tego chcecie. Kiedy jego torba jest zapięta, klęka przede mną, kładąc dłonie na moich kolanach. Jego sylwetka jest rozmyta przez moje łzy. - Jesteś wszystkim, co mam - mówi. – Nie stracę cię, a ty nie stracisz mnie. - Proszę – te niejasne błaganie, to tak naprawdę błaganie o nic. - Musisz mnie posłuchać, okej? – Kciukiem ociera moje łzy. – Ale naprawdę posłuchać. Przytakuję. - Jestem z tobą – zapewnia. – Kiedy jesteś w szafie, jestem z tobą. Kiedy jesteś w piwnicy, jestem z tobą. Zawsze jestem z tobą, jasne? Musisz mi coś obiecać. Musisz obiecać, że się wyłączysz. Po prostu się wyłącz. Nie może cię zranić, jeśli nie będziesz czuła. Ludzie, którzy zostają zranieni, są tymi, którzy pozwalają sobie czuć. Moje łzy stają się coraz cięższe i rozbijają się, lądując na moich kolanach. Patrząc w dół na Pike’a, nie zastanawiając się nad tym, całuję go. Nigdy nie całowaliśmy się poza łóżkiem, w trakcie seksu, ale teraz całuję go, ponieważ nie wiem, co innego zrobić. Przytula mnie mocno, odwzajemniając pocałunek, kiedy płaczę w jego usta, nie chcąc go stąd wypuścić. Kiedy nasze usta się rozdzielają, patrzy mi w oczy, mówiąc: - Kocham cię. - Ja też cię kocham. Wstaje, chwyta torbę i obiecuje: - Wrócę po ciebie. I tak po prostu, mój brat, moja ostatnia deska ratunku ode mnie odchodzi. Zostaję całkiem sama.
139 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Siedemnasty (przeszl sc) NIE MUSZĘ WAM MÓWIĆ, co się później stało. Już to wiecie. Życie bez Pike’a było gorsze niż czeluście piekła. Sama. Zniszczona. Prowadziłam życie, o którym wszyscy myślą że nie może być prawdziwe, ale jest. Wewnątrz stałam się mroczna. Nie. To nieprawda. Stałam się całkowicie pozbawiona koloru. Nie moglibyście namalować mojego portretu, ponieważ już nie istniałam. Aby istnieć, musicie mieć życie, a ja byłam niemal robotem — maszyną — powiedzcie, czego chcecie, a zrobię to, wyprana z emocji. Niech życie się pierdoli. Nienawidzę go. Kiedy tylko Pike wyszedł z domu, do mojego pokoju przyszła Bobbi. Płakałam i błagałam ją, żebym mogła skorzystać z telefonu, kiedy nagle, z jej strony pojawiła się groźba. Powiedziała mi, że wie o mnie i Pike’u, wie że uprawialiśmy seks i jeśli komukolwiek się poskarżę, albo będę próbowała odejść, to powiadomi opiekę społeczną i wyląduję w stanowym szpitalu na obserwacji psychicznej. Powiedziała mi też, że Pike zostanie aresztowany i zamknięty w więzieniu za uprawianie seksu z nieletnią, ponieważ siedemnasty rok życia jest legalnym, przyzwalającym na to wiekiem w stanie Illinois. To by było na tyle: trzymałam buzię na kłódkę. Nie miałam wieści od Pike’a, odkąd odszedł ponad trzy miesiące temu. Nie ma go tutaj, prawdopodobnie jest szczęśliwszy i zostawił mnie, abym sama o siebie walczyła. Nie winię go. Uciekaj, Pike. Uciekaj jak najdalej ode mnie i od tego życia. Zaakceptowałam fakt, że po mnie nie wróci. Po raz pierwszy odbiło mi jakiś miesiąc po jego odejściu. Tęskniłam za nim i zastanawiałam się, czy to co powiedział było kłamstwem i czy kiedykolwiek jeszcze go zobaczę. Pierwszy miesiąc po jego odejściu był jedynym czasem, kiedy mógłby się ze mną zobaczyć. Wtedy ciągle przebywałam w szkole, ale kiedy tylko zaczęło się lato, rzadko byłam wypuszczana z szafy. Przez te noce nie miałam przy sobie Pike’a, abym mogła z nim rozmawiać. Nie miałam nikogo.
140 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Szkoła zaczęła się ponownie w zeszłym tygodniu. Teraz, kiedy razem z Pike’m miałam chodzić do tej samej szkoły, byłam zaniepokojona i podenerwowana zobaczeniem go. Przyjdzie do mnie i przytuli, czy będzie patrzył przeze mnie, jakbym już nie istniała? Ale nie musiałam się zamartwiać jego reakcją, ponieważ go tutaj nie było. Przeszukałam korytarze, a później poszłam do pokoju nauczycielskiego, gdzie dowiedziałam się, że przeniósł się do innej szkoły. Jednak nie mogli mi powiedzieć do której. Kiedy wyszłam z pokoju, pomyślałam sobie: Może właśnie w tej chwili powinnaś sobie odpuścić, Elizabeth. Może właśnie w tej chwili powinnaś sobie uzmysłowić, że taki twój los. Może właśnie w tej chwili, w końcu, powinnaś przestać walczyć o coś, co nigdy nie miało się zdarzyć. Minął tydzień i wciąż nie podjęłam żadnej decyzji. Kontynuuję swoje mechaniczne życie. Budzę się, idę do szkoły, idę do domu, jestem bzykana przez mojego obleśnego, grubego ojca z rodziny zastępczej, biorę prysznic, odrabiam lekcje, idę do łóżka. Moje miejsce snu jest zmienne. Jest to albo łóżko, albo szafa i przywiązanie skórzanymi paskami. Pomimo obrzydzenia, jestem niezwykle świadoma swojego wyglądu. Jak do tej pory miałam szczęście, bo nie miałam żadnych oznak dojrzewania w postaci pryszczy. Moja skóra jest miękka i nieskazitelna od szyi w górę. Pod ubraniami, to zupełnie inna historia — rozmaite kolory nowych i leczących się ran, obrzęków i rozcięć. Moje nadgarstki wyglądają, jakbym przeszła kilka nieudanych prób samobójczych. Moje rude włosy są jasne i pełne lekkich, luźnych fal, które sięgają za szczupłe ramiona. Moja twarz zwodzi wszystkich, ponieważ nikt nigdy nie pomyślałby, jaka groza żyje pod tą maską. Ale nie ważne jak brzydka się czuję wewnątrz, próbuję o siebie dbać. Kiedy na zakończenie lekcji rozbrzmiewa dzwonek, wpycham książki do plecaka i idę korytarzem. Nie mam tutaj żadnych przyjaciół. Może to moja wina, a może ich. Jestem zamknięta w sobie. Nigdy się nie odzywam, chyba że nauczyciel mnie wywołuje do odpowiedzi, a nawet wtedy, nigdy nie mówię więcej niż jest to konieczne. Mam dobre oceny, ale to nie tak, że mam jakieś aspiracje, żeby po zakończeniu nauki coś osiągnąć. Jestem pewna, że będę gdzieś przewracać burgery, albo zostanę dziwką, obciągając facetom w zależności od tego, ile będę chciała zarobić. Jestem cyniczna? Taa, jestem. Idę powoli, pozwalając aby inni mnie wymijali, wpadając na mnie, kiedy biegiem opuszczają szkołę, uciekając do wolności. Ale moja wolność jest tutaj, w szkole, z daleka od domu. Więc nie spieszę się i kiedy wreszcie wychodzę przez metalowe, podwójne drzwi, zacieśniam wokół siebie płaszcz i zaczynam kierować się w stronę domu. Zanim opuszczam szkolną ziemię, w pobliże mnie podjeżdża czarny, stary mustang. Myślę, że mam halucynacje, kiedy słyszę znajomy głos. - Elizabeth, dzięki Bogu. 141 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Pike wysiada z samochodu i natychmiast mnie przytula. Czucie go przy sobie jest przytłaczające i nie zajmuje mi dużo czasu, zanim zaczynam szlochać w jego koszulkę. - Kurwa, ależ za tobą tęskniłem – chrypi w moje włosy, na co przytakuję w jego klatę. – Wszystko w porządku? Odsuwam się i spoglądam na niego, ignorując pytanie. - Gdzie byłeś? – pytam. - Nie wiedziałem jak cię znaleźć. Kilka razy w trakcie wakacji próbowałem zakraść się pod dom, ale nigdy cię nie było. - Byłam. Przez większość wakacji zamykał mnie w szafie. Wiedział o nas… że my… no wiesz. To go wkurzyło i powiedział, że dlatego się ciebie pozbył. - Cholera. I wtedy znowu zaczynam płakać, mówiąc: - Myślałam, że ze mnie zrezygnowałeś. - Nigdy. Później odwraca się do samochodu i kiedy zerkam za niego, dostrzegam kierowcę. Jest starszy, tak po dwudziestce z tatuażami na rękach. - Chodź ze mną. Pogadamy – mówi Pike, patrząc na mnie. - Nie mam za dużo czasy. Carl zazwyczaj wraca około siedemnastej. - Nie martw się. Odstawię cię na czas – mówi, po czym otwiera drzwi, abyśmy mogli wsiąść na tylne siedzenie i wyciąga do mnie rękę. – Tak w ogóle, to jest Matt – przedstawia nas sobie Pike. – Jest moim dobrym kumplem. - Cześć – mówi Matt, kiwając głową w lusterku wstecznym, zanim z powrotem wjeżdża na ulicę. - Cześć – mówię niemal szeptem, kiedy Pike mnie do siebie przytula. - Porozmawiaj ze mną. Patrzę na Matta, ponieważ nie chcę rozmawiać w obecności obcej osoby. - Nie martw się nim. To spoko gość – mówi Pike. - Bałam się, że już nigdy cię nie zobaczę – przyznaję cicho. 142 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Powiedziałem ci, żebyś we mnie uwierzyła. Nie opuszczam cię. Miejsce w którym przebywam ma dosyć surowe zasady. Głównie szkoła, a od dwudziestej godzina policyjna. - Jak tam jest? Mam na myśli pogotowie opiekuńcze. - Jest spoko. Nie ma cię tam, więc większość czasu spędzam na zamartwianiu się o ciebie. - Może być tutaj? – pyta Matt, wjeżdżając na parking na tyłach starego, niedużego centrum handlowego. - Tak. Daj nam godzinę – mówi Pike, kiedy Matt parkuje i wysiada. - Gdzie on idzie? - Po prostu daje nam chwilę na osobności. Chcę z tobą porozmawiać. Chcę wiedzieć, czy wszystko w porządku. Kręcę głową, podczas gdy z oczu wymyka się kilka łez. – Jest okropnie, Pike. Jest bardzo źle. - Poradzisz sobie. Ponownie kręcę głową. - Wiem, że tego nie widzisz, ale jesteś silną dziewczyną. Poradzisz sobie. - Carl robi mi potworne rzeczy. Rzeczy, których nigdy wcześniej nie robił – wyznaję. Pike przyciąga mnie do piersi i całuje czubek mojej głowy, kiedy wtulam się w niego, dodając: - I teraz nie ma cię przy mnie, żebyś mógł to ode mnie zabrać. Przechylając moją głowę blisko swojej, całuje mnie, osadzając usta na moich. Wiotczeję w jego ramionach. Pike przesuwa się i wdrapuje na mnie, kładąc mnie na plecach na zimnym, skórzanym siedzeniu. - Co robisz? – mamroczę w jego usta. - Zabieram to. - Ale twój kumpel… Z dłonią na guziku moich spodni, mówi: - Nie wróci przez jakiś czas. – Po czym rozpina guzik, patrząc w dół na mnie. – W porządku? – pyta. Przytakuję, szepcząc: - Tak. Po prostu zabierz to ode mnie. 143 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
I tak właśnie robi, dokładnie tutaj, na tylnim siedzeniu samochodu jego kumpla. Pike oczyszcza mnie z ostatnich trzech miesięcy, zabierając całą sprośność, którą pozostawił na mnie Carl i zastępuje to wszystkim tym, co ma najlepszego.
v PIKE KONTYNUOWAŁ zgarnianie mnie po szkole przez kolejne siedem miesięcy, ale tylko raz, albo dwa razy w tygodniu. Zazwyczaj jest z Mattem, ale od czasu do czasu Matt pożycza mu samochód, więc możemy pobyć sami. Uwielbiam te chwile. Dowiedziałam się, że Pike i Matt pracują razem, rozprowadzając dragi. Po tym jak go poznałam, Mattowi nie zajęło długo, aby zadać Pike’owi pytanie o bzykanie co tydzień czternastolatki na tylnim siedzeniu jego samochodu. Nigdy nie widziałam Pike’a tak bardzo rozwścieczonego i obronnego, grożącego Mattowi, że spierze go na kwaśne jabłko, jeśli jeszcze kiedykolwiek będzie mu zadawał takie pytania. Matt jest wazeliniarzem i przyprawia mnie o gęsią skórkę. Ciągle mi się przypatruje, jakby tylko czekał na swoją okazję, aby dobrać się do moich majtek. Nie mówię nic na ten temat Pike’owi, ale nie ufam temu kolesiowi. Za każdym razem, gdy spotykam się z Pike’m, ma nowy tatuaż. Nie cierpię tego, że aż tak bardzo się naznacza. To tak, jakby z każdym tatuażem zabierał pewną część Pike’a, którego znam i zastępował go nowym Pike’m — Pike’m, którego mogę widywać tylko raz w tygodniu na tylni siedzeniu mustanga, kiedy uprawiamy seks. Nie mamy za dużo czasu na rozmowy, więc czuję, jakbym wykorzystywała go, aby uciec od swoich myśli. Emocje, które towarzyszą mi po stosunku są przytłaczające. Kiedy kończymy, bardzo często płaczę. Pike się tym martwi. Próbował ze mną rozmawiać, a ja próbowałam wytłumaczyć, że to wszystko zaczyna sprawiać, iż czuję się winna, jednak on zapewnia mnie, że wszystko jest w porządku. Więc po seksie ja płaczę, a Pike mnie przytula, robiąc co tylko może, abym poczuła się lepiej. Ale Pike nie pojawił się od dwóch tygodni. Powiedział mi, żebym dała mu trochę czasu, aż zaplanuje coś na swoje osiemnaste urodziny. Próbowałam zatem być cierpliwa. Jego urodziny były w zeszłym tygodniu, a ja siedziałam jak na szpilkach, pragnąc uciec w cholerę od Carla i Bobbi. Carl zrobił się ostatnio bardziej brutalny, bijąc mnie w trakcie seksu i plując mi na twarz. Zeszłej nocy uderzył mnie w twarz pięścią, podbijając oko, zanim przerzucił mnie na brzuch i wziął od tyłu. Nie robi tego za często, tylko wtedy, kiedy jest czymś naprawdę wkurzony. Jednak ostatniej nocy było naprawdę źle i stracił kontrolę. Trzymałam buzię na kłódkę i pozwoliłam umysłowi odpłynąć tak daleko jak tylko się dało, czekając aż
144 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
będzie po wszystkim. Wciąż ma ten sam materac. Teraz jest on umazany krwią, wymiocinami, potem i moczem Carla.26 To dlatego tak bardzo pragnę, aby Pike mnie stąd zabrał. Więc kiedy aplikuję więcej maści na spuchniętą skórę pod okiem, siadam na łóżku i patrzę przez okno, wypatrując czarnego mustanga Matta. Wkrótce męczy mnie gapienie się w panującą na zewnątrz ciemność. Zawiedziona nurkuję pod kołdrę i przez kilka minut patrzę w fioletowe ściany zanim wyłączam światło i odpływam w sen. Ciężar na moim ramieniu sprawia, że szybko otwieram oczy. Zaskoczonej w ciemności, serce wali mi jak szalone. Słyszę uspokajające: - Cii. - Pike? – szepczę, siadając i szukając go po omacku. Jego dłoń muska mój policzek, kiedy cicho szepcze: - Wciąż we mnie wierzysz? - Tak. Pike zrzuca ze mnie kołdrę i wtedy uderza adrenalina. Niczym miliony pszczół tłoczących się w mojej piersi, serce dudni, kiedy Pike i ja szybko się ruszamy, wrzucając moje ciuchy i kilka innych rzeczy do torby. Wszystko zlewa się w jedną wielką plamę i niemal czuję, jakbym miała się zrzygać. Mój brzuch jest ściśnięty ze strachu i podekscytowania, że jestem o krok od uwolnienia się z tego piekła, w którym żyłam przez ostatnie sześć lat. Gdy Pike zapina torbę i przerzuca ją sobie przez ramię, chwyta mnie za rękę. W świetle księżyca, widzę jak jego uśmiech poszerza się i nic nie mogę na to poradzić, kiedy pochylam się i całuje go, oddając mu każdy kawałek swojego serca za ten dar, który mi daje. Moja bajka, uwolnienie od tego potwora, który czai się w lochu. - Tak bardzo cię kocham, Pike - Ja też cię kocham – szepcze cicho. – Gotowa? - Tak. Trzymając mnie za rękę, prowadzi nas do okna, przez które się tutaj wkradł i wyskakuje przez nie, zanim mi pomaga. Chwiejnym krokiem idziemy po dachu, aż do krawędzi, gdzie Pike zrzuca torbę do czekającego na trawniku Matta. Ten szybko biegnie do samochodu, wrzucając do niego torbę, podczas gdy Pike zeskakuje z dachu. Pomyślicie, że 26
Ja pier*doleeee. Nie mogę po prostu. Muszę coś napisać, bo mnie tutaj roznosi ;//// - snll
145 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
bałam się skoczyć, ale zeskoczyłabym nawet z dziesiątego piętra na zgraję obdartusów, gdyby to oznaczało ucieczkę z tego miejsca. Więc kiedy Pike wyciąga ramiona w górę, skaczę w jakiekolwiek życie, które czeka na mnie po drugiej stronie. Kiedy jesteśmy już w samochodzie, Matt wywozi nas stąd. Patrzę za siebie na gówniany biały dom, który był moim więzieniem odkąd skończyłam osiem lat. Spędziłam niemal połowę życia, będąc zamkniętą w ciasnej szafie i zmuszaną do chodzenia do piwnicy. Samochód wreszcie skręca i kiedy dom znika z zasięgu wzroku, opadam na klatkę piersiową Pike’a, łkając jak dziecko. Wolna. Odczuwająca ulgę. Ocalona. Pike przysiągł, że czternasty rok życia wciąż będzie moim rokiem. Chciałam mu wierzyć, ale zawsze wątpiłam. Nic nigdy nie układało się w moim życiu, aż do teraz. Mój płacz jest głośny, ale nikt się nie odzywa, aż wreszcie, po jakimś czasie, kulę się na kolanach Pike’a i zamykam oczy, podczas gdy Matt jedzie w noc.
146 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Osiemnasty (teraznie sz sc) ŚWIĘTA MINĘŁY, a Bennett przez ostatnich kilka tygodni był w domu. W trakcie świąt czas szybko leciał, pozostawiając mało czasu na kontaktowanie się z Declanem. Zanim Bennett wrócił z Dubaju, spotkaliśmy się na kawie. Tym razem spotkanie było przyjemniejsze. Nie było zwyczajowego napięcia. Po prostu rozmawialiśmy, a on opowiadał mi o życiu w Szkocji i o tym, jak wplątał się w biznes ojca. Niemal źle się czułam, że tak bardzo nim manipuluję — niemal. Mój zamiar jest jasny i nikt nie stanie mi na drodze, zmuszając abym naprawiła złą sytuację. Aby uspokoić Jacqueline, zgodziłam się spotkać z nią i kilkoma innymi dziewczynami na lunchu. Więc kiedy Baldwin podrzuca mnie pod Le Sardine, lokalne francuskie bistro w zachodniej części miasta, od razu dostrzegam dziewczyny siedzące przy nakrytym białym, lnianym obrusem stole. - Oto i ona – mówi Jacqueline, kiedy do nich podchodzę i zajmuję siedzenie. - Wybaczcie za spóźnienie. Musiałam odebrać kilka telefonów. - Gotowa na przyjęcie noworoczne? – pyta Marcia, kiedy biorę łyk wody. - Tak myślę. Cieszę się, że Bennett jest tutaj. Obawiałam się, że znowu będzie musiał wyjechać. - Proszę cię. Nigdy nie opuściłby takiego wydarzenia, albo okazji, żeby się tobą pochwalić – mówi Jacqueline. – Facet szaleje na twoim punkcie. Jestem trochę zazdrosna. Kogo ona oszukuje? Jacqueline jest z natury zazdrosna, a jej umiejętność ukrywania pociągu do mojego męża jest do dupy. Mimo to uśmiecham się czarująco, odpowiadając: - Po prostu cieszę się, że jest już w domu. Marcia skupia uwagę na wejściu do restauracji i kiedy odwracam się, aby zobaczyć, co przykuło jej wzrok, spinam się, ale tylko na chwilę. - On jest taki seksowny – mówi pod nosem, powodując że Jacqueline wypala bez zastanowienia: - Marcia! Jezu. 147 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- No co? – broni się. – Spójrz na niego i powiedz mi, że nie pozwoliłabyś mu czegoś ze sobą zrobić. Obserwuję, jak Declan rozmawia z hostessą, podczas gdy Jacqueline odpowiada: Jesteś mężatką. - Nie obchodzi mnie to. Warto zaryzykować, mam rację? - Zapytaj Ninę. Ponownie skupiając się na nich, pytam: - O co ma mnie zapytać? - O niego – mówi Jacqueline, wskazując głową w kierunku Declana. - Dlaczego uważasz, że coś o nim wiem? - Nie bądź taka skromna. Jest właścicielem hotelu, w którym organizujesz przyjęcie. - Co nie oznacza, że znam go prywatnie – bronię się. – Ale z tego co wiem, wydaje się całkiem w porządku. Gdy to mówię, Declan przechwytuje moje spojrzenie i z lekkim uśmiechem z powrotem wchodzi do kuchni. Odsuwając krzesło, przepraszam grzecznie: - Zaraz wrócę. - Gdzie idziesz? – pyta Marcia. - Przywitać się – odpowiadam, rzucając serwetkę na stół i kieruję się na tyły restauracji. Kiedy Declan odwraca się do mnie, uśmiecham się i wsuwam obok niego, wzdłuż zimnego, granitowego blatu kuchennego, który oddziela salę jadalną od kuchni. - Chodzisz za mną? – pytam flirtująco. - A chcesz, żebym za tobą chodził? Milcząc przez chwilę, włączam tryb gry i odpowiadam: - Może. Jego uśmiech dociera aż do oczu. - Od jakiegoś czasu nie miałam od ciebie żadnych wieści – mówię. - Stwierdziłem, że byłaś zajęta sprawami rodzinnymi. Nie myślałem, że czekałaś, aż się odezwę – odpowiada, odwzajemniając flirt.
148 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Podobało mi się nasze spotkanie na kawie. Lubię z tobą rozmawiać. Po prostu stęskniłam się za tym, to wszystko. - Tylko za tym tęskniłaś? - Declan – temperuję go delikatnie. - Tak, wiem. Jesteś mężatką. Chcąc go złamać, szepczę: - Brakuje mi spędzania z tobą czasu. Przez chwilę patrzy na mnie, wahając się, po czym chwyta mnie mocno na łokieć, sprawiając że instynktownie spoglądam przez ramię, aby zobaczyć, czy dziewczyny na nas nie patrzą. Declan szybko ciągnie mnie do ustronnego korytarza, prowadzącego do toalet. - Co robisz? – pytam, wyszarpując się z jego uścisku, ale zanim udaje mi się powiedzieć coś jeszcze, przyszpila mnie do ściany. Jego twarz znajduje się blisko mojej. Wpatrujemy się w siebie. Moje serce wali ze strachu, że ktoś nas zobaczy, a Declan odczytuje moje zdenerwowanie, mówiąc: - Nikt nas nie widzi. - Co robisz? – pytam ponownie. - Co ty robisz? - Nic. - Flirtujesz ze mną, Nino. Oszukujesz mnie. - Nieprawda. Jego wzrok skupia się na moich ustach, po czym przemawia miękki, gardłowym tonem: - Nie kłam, do jasnej cholery. - Nie wiem, co chcesz, żebym ci powiedziała – szepczę. - Co czujesz? – pyta, przyciskając swoje ciało do mojego, wpychając moje plecy w ścianę. – Powiedz mi, co czujesz… Dociska się do mnie. - W tej… Jeszcze bliżej. 149 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- … chwili. - Kocham mojego męża. - Mówisz to do mnie, czy próbujesz przekonać samą siebie? Wypuszczam poszarpany oddech. W oczach Declana dostrzegam coś mrocznego. Wykonuję ruch, mówiąc: - Nie wiem. Declan kładzie dłoń na moim karku, niemal brutalnie, owija wokół niego palec i kciuk, odchylając i przyszpilając moją głowę do ściany w zaborczym, jednak delikatnym, duszącym uścisku. Nie spieszy się i po prostu patrzy mi w oczy. Wreszcie dostrzegam w nich głód, zanim mnie całuje, wysysając powietrze prosto z mojego łona. Nasze usta się miażdżą, oddechy są ciężkie, a Declan wciąż przytrzymuje mnie w mocnym uścisku. Jego agresywność jest moim bodźcem. Chwytam go za koszulę, gniotąc świeżo wyprasowany materiał. Zasysając jego język w swoje usta, smakuję jego oddech, albo może swoją duszę. Kuszę go jeszcze bardziej, przesuwając językiem po jego języku i kiedy to robię, Declan wydaje w moje usta ciche warknięcie, powodując między nami wibrację. Niespodziewanie przerywa pocałunek i robi krok w tył, wciąż stanowczo trzymając mnie za kark. Przypatruje mi się, nic nie mówi, po prostu się patrzy, badając moją reakcję. Ale moja reakcja jest zaplanowana, wyciągnięta wprost ze scenariusza. Drżę, szybko oddychając z podniecenia. Sprawiam, że wyraźnie widzi, jak moja pierś unosi się i opada. Wypuszczam erotyczne, aczkolwiek podenerwowane sapnięcie. Rozluźniam mięśnie i zatapiam się w jego chwycie. - Powiedz to – domaga się Declan. Kręcę głową, odmawiając mu i kiedy to robię, opuszki jego palców zwiększając nacisk na mój kark. - Powiedz mi, jak się czujesz – popędza do odpowiedzi. Przyspieszam oddychanie i udaje mi się wypchnąć kłamstwo przybierające postać łzy. Czuję, jak powoli spływa po moim policzku, ale zanim udaje jej się oderwać od podbródka i spaść na ziemię, Declan ją zlizuje. Zaskakuje mnie ten czuły gest i kiedy opuszczam głowę, Declan wreszcie rozluźnia chwyt i ujmuje moją twarz w dłonie, unosząc ją, abym na niego spojrzała.
150 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Ma łagodniejszy wzrok. Wtedy wypowiadam słowa, które wiem, że pragnie usłyszeć: - Nie wiem jakim słowem opisać to, co czuję, ale czuję. - Chcesz to czuć? Z lekkim, udawanym wahaniem, odpowiadam: - Tak. Gra rozpoczęta. Kącik jego ust unosi się i tym razem, kiedy zbliża się, aby mnie pocałować, jest delikatny. Jego wargi są miękkie, kiedy przyciskają się do moich, ale pocałunek jest krótki. - Jak tutaj skończysz, to przyjedź do hotelu – mówi. - Dobrze – odpowiadam, nie pytając o nic więcej. Declan odchodzi ode mnie i znika. Przed powrotem do stolika, przez chwilę ogarniam swój wygląd. Kiedy wracam do części jadalnej restauracji, rozglądam się po niej szybko, zauważając że Declan już wyszedł. - Gdzie byłaś? – pyta Marcia z zamiarem poplotkowania. - W łazience. - Z? – naciska. Zwężając wzrok, odpowiadam: - Twoje insynuacje są bardzo nie na miejscu i są obraźliwe. Jeśli chcesz sprośnych ploteczek, to musisz poszukać gdzie indziej. - Przepraszam. Nie próbowałam niczego insynuować – mówi, wycofując się. Podnoszę menu, a myślami wciąż jestem z Declanem, podczas gdy Jacqueline i Marcia odnawiają konwersację, którą prowadziły przed moim powrotem. Resztę lunchu spędzamy na gadce-szmatce, a później Jacqueline zaczyna wygłaszać swoje zwyczajowe tyrady na temat naszych pozostałych niby przyjaciółek. Siedzę z nimi, udając że się ze wszystkim zgadzam, przytakując na potwierdzenie udawanego zainteresowania tym, o czym gadają. Po zapłaceniu rachunku, wymieniamy się buziakami w policzek i wychodzimy z restauracji. Baldwin zaparkował przed wejściem i czeka na mnie. Kiedy otwiera drzwi samochodu, pyta: - Udany lunch? - Cudowny – odpowiadam sarkastycznie i kiedy Baldwin siada za kierownicą, spogląda na mnie z powątpieniem w lusterku wstecznym, uśmiecham się, mówiąc: - W porządku, może „cudowny‖ nie jest odpowiednim słowem.
151 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Śmieje się i włącza do ruchu drogowego. - Muszę wstąpić do Lotusa, zanim pojedziemy do domu. Wygląda na to, że potrzebują mojego podpisu na kilku fakturach, a poza tym chcę zobaczyć, czy sala jest odpowiednio przygotowana. - Oczywiście. Gdy zatrzymujemy się pod hotelem, wysiadam i wchodzę do środka, kierując się prosto do biura Declana. Siedzi za biurkiem i kiedy wchodzę, wstaje, mówiąc: - Zamknij drzwi. Robię to. Podchodzi do mnie zamaszystym krokiem, ujmuje moją twarz w dłonie i całuje mnie. Obejmując go, odwzajemniam pocałunek. Uderza we mnie podekscytowanie, albo może adrenalina, ponieważ wiem, że to się wreszcie dzieje. Plan, który ponad cztery lata temu obmyśliliśmy z Pike’m. Tyle czasu i w końcu to się dzieje. Chcę się rzucić na Declana, ale muszę być rozsądna, pamiętać o grze i nie stracić skupienia na tym, co muszę zrobić. Zatem kontroluję endorfiny i odsuwam się od niego. - O co chodzi? – pyta. - Ja tylko… - Tylko co? Milczę przez chwilę, a następnie odpowiadam: - Boję się. - Mnie? Kręcę głową z jego dłońmi na moich policzkach. - Boisz się tego? - Tak. – Opuszczając głowę, opieram czoło o jego klatkę piersiową, dodając: - Jestem mężatką. Nie wiem, co robię. - Jesteś mężatką, owszem. Ale czy jesteś szczęśliwa? Patrząc mu w oczy, odpowiadam: - Nie jestem pewna, co czuję. Wiem jedynie, że to, co się dzieje teraz, jest dobre. Dobrze mi z tobą.
152 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Intensywność jego spojrzenia ujawnia przyjemność, jaką czerpie z moich słów. Zdobywam przewagę, kiedy kładę dłoń na jego karku i przyciągam jego usta do swoich, pokazując mu, że go pragnę — trzeba przyznać, że on jest tym, czego chcę, czego potrzebuję. - Przyjdź się ze mną zobaczyć – mówi, kiedy przerywamy pocałunek. - Kiedy? - Dzisiaj wieczorem. - Nie mogę. Mam kolację. - Chcę, żebyś przyszła. Robiąc krok w tył, poza jego zasięg, waham się. – No nie wiem. Jego szczęka drga, co, jak przypuszczam, jest wynikiem frustracji, albo złości. - Nie wahaj się tak, Nino. - Łatwo ci mówić, prawda? – niemal warczę. – Bo to nie ty jesteś tym, który wpadnie w sytuację, czyniącą z ciebie osobę makiawelicznego pokroju. To ja będę tą osobą. - Ja też. Wiem, czego chcę. I nawet jeśli w tej chwili sprowadza się to do manipulacji, to i tak tego chcę. - Nie wiem… - mówię, wzdychając ciężko. – Nie jestem taką osobą, Declan. Jestem wierna i dobra. To — całowanie cię — już mnie rani. Ale… - Powiedz to – żąda. - Ale już zdążyło wypełnić we mnie coś, co nawet nie wiedziałam, że jest puste, dopóki ty się nie pojawiłeś. Ja tylko… po prostu potrzebuję trochę czasu, aby to przemyśleć. - Nie jestem cierpliwym mężczyzną, Nino. - Wiem. Ale proszę, tylko… Podchodzi do mnie, mocno chwytając za ramię. - Obydwoje wiemy, co chcesz tutaj dostać. W tej chwili oszukujesz samą siebie, skoro mówisz, że chodzi o Bennetta. Gdyby tak było, to byś tutaj nie przyszła. - Przestań.
153 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Nie. Szarpię się w jego uścisku, a jego chwyt zacieśnia się. Widzę występujący na jego twarz drapieżny uśmieszek. - Declan, przestań. Puść. - Nie – mówi stanowczo. – Nie gram w gierki, a ty sobie ze mną pogrywasz. - Nie pogrywam, Declan. To nie jest gra; to moje życie, życie które stworzyłam z moim mężem i w tej chwili mam mętlik w głowie. Po prostu daj mi pomyśleć. Puszcza mnie i podchodzi do drzwi, otwierając je. Obserwuję go, próbując odczytać jego spojrzenie, kiedy oznajmia: - To idź i myśl. Następnie wyprasza mnie, nic nie mówiąc. Nie przejmuję się za bardzo, że właśnie go wkurzyłam. W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, prawda? Zatem prostuję się i podchodzę do drzwi, zatrzymując się, aby spojrzeć na niego maślanym wzorkiem. Następnie wychodzę. Jeśli do niego pójdę, to plan nigdy nie zadziała tak, jak powinien. To on musi przyjść do mnie. Zatem sprawię, że będzie zazdrosny. Sprawię, że zaatakuje.
154 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dziewietnasty (teraznie sz sc) WRACAJĄC DO DOMU po załatwieniu ostatnich spraw przed dzisiejszym przyjęciem, słyszę irytujący chichot Richarda, partnera biznesowego Bennetta, dobiegający z gabinetu. Rzucam torby z zakupami na stół w jadalni, zanim kieruję się do kuchni. - Skarbie, to ty? – woła Bennett. - Tak, kochanie. Chwytam butelkę schłodzonego Chardonnay z lodówki na wino i zaczynam je otwierać, kiedy mężczyźni wyłaniają się zza rogu. Uśmiechając się do Bennetta, który staje za mną, odwracam głowę, aby mógł przyjąć pocałunek. - O czym sobie rozmawiacie? – pytam. - O kilku opcjach fuzji, to wszystko. Odstawiając butelkę, odpowiadam: - Nie wiedziałam, że jesteście czymś takim zainteresowani. - Nie jesteśmy – wypala bez zastanowienia Richard. – Nie skorzystamy z żadnej oferty. Odwracam się twarzą do Bennetta, który nawet nie jest świadomy obecności Richarda, kiedy jego wzrok skupia się na mnie i uśmiecha się delikatnie. Gdy staję na palcach, aby go pocałować, Richard ponownie się odzywa: - Jacqueline wspomniała, że wczoraj wyszłyście na lunch. Powiedziała, że przykułaś uwagę innego mężczyzny. Co za dupek. - Kogo? – pyta Bennett. - Declana – odpowiadam, po czym odsuwam się od niego, aby stanąć twarzą w twarz z Richardem. - Declan jest właścicielem hotelu, w którym odbędzie się dzisiejsze przyjęcie, ale jestem pewna, że ten szczegół został pominięty w jakiejkolwiek plotce rozpuszczonej wokół 155 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
mojej osoby. Jestem pewna, że jesteś świadomy, iż należy podtrzymywać dobre kontakty z ludźmi, z którymi robi się interesy, mam rację? - Nie ma potrzeby się unosić, skarbie – mówi Bennett. - Nie unoszę się, tylko denerwują mnie niegrzeczne sugestie – bronię się, patrząc Richardowi w oczy. Jego mrugnięcie irytuje mnie, kiedy mówi: - Cóż, wiesz jakie potrafią być kobiety. Zdobywając się na najbardziej uprzejmy uśmiech, odpowiadam: - Wymiana zdań była urocza, ale musicie mi wybaczyć, ponieważ muszę się przygotować na przyjęcie. Odwracam się do Bennetta, osadzam pocałunki wzdłuż jego szczęki i szepczę sugestywnie: - Dołącz do mnie w łazience – zanim odchodzę, mówiąc do Richarda: - Nie mogę się doczekać, aby dzisiaj wieczorem zobaczyć ciebie i twoją żonę. Jakiekolwiek intencje miała Jacqueline, kiedy zdecydowała się powiedzieć swojemu mężowi o moim spotkaniu z Declanem, wiedziałam, że przy Bennetcie muszę traktować to jak nic wielkiego i muszę się dzisiaj odpowiednio zachowywać, aby nie zorientował się, co robię. Więc kiedy po kilku minutach wchodzi do łazienki, odwracam się twarzą do niego i w ciszy zaczynam się rozbierać, podczas gdy mnie obserwuje. Jego nabrzmiewająca erekcja jest widoczna przez spodnie, kiedy siadam na kontuarze ze zlewem, rozchylając nogi w zapraszającym geście, aby wziął, czego pragnie. Patrzę, jak rozwiązuje krawat i kiedy zaczyna rozpinać guziki koszuli, oblizuję palce i przykładam je do łechtaczki, zataczając delikatne kręgi. Myślę o wszystkim, tylko nie o Bennetcie, wysilając wyobraźnię, by stać się mokrą. Odchylając głowę do tyłu i opierając ją na lustrze, podpieram stopę na gzymsie i zamykam oczy. Kiedy obraz Declana, wiszącego nade mną z ręką w moich majtkach w jego hotelu w tamtą śnieżną noc rozbłyska w mojej głowie, moje oczy natychmiast się otwierają. Kurwa. Nie mogę o nim myśleć. Bennett natychmiast przykuca przede mną, dłońmi otwiera mnie szerzej, zanim zatapia we mnie język. Kontynuuję masowanie się, podczas gdy on mnie liże, jakbym była jedyną osobą, mogącą zaspokoić jego pragnienie. Napawa mnie obrzydzeniem i kiedy tylko zaczynam czuć manifest wirującej nienawiści, wyłączam każdą część siebie i zwyczajnie wykonuję ruchy, które wiem, że lubi. W tym momencie jestem dobrze naoliwioną maszyną, nieskazitelną w swoim przedstawieniu. Bennett nie ma pojęcia, że jestem dla niego trucizną, czyniącą sobie dom z jego duszy. Wpełzłam pod jego skórę, a on nigdy nic nie podejrzewał, poza wszystkim tym, co chciałam, aby wiedział. On uczynił piekło z mojego życia, a zemsta jest nikczemną suką, która 156 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
przychodzi pod moją postacią. Jestem diabłem przesączonym każdym pęknięciem Bennetta. Nie wie, że to przez niego jestem, jaka jestem. Wpadł w pajęczynę moich kłamstw, jak głupiec. Myślę, że powinnam go za to kochać, ponieważ kiedy najmniej będzie się tego spodziewał, da mi wszystko to, czego szukam — zemstę.
V - MÓGŁBYŚ MNIE ZAPIĄĆ? – wołam do Bennetta z wnętrza swojej garderoby. Stoję przed sięgającym sufitu lustrem, pokrywającym jedną ze ścian. Czarna, satynowa suknia bez ramiączek jest przyozdobiona porozrzucanymi kryształkami, zaczynającymi się przy dekolcie i spadającymi do przyległego dołu, opadającego do samej ziemi. Bennett staje za mną, a jego uśmiech jest szeroki, kiedy chwyta zamek i powoli sunie w górę przez środek moich pleców. - Jesteś piękna – mówi, zanim obsypuje pocałunkami mój nagi bark. - Bennett, to łaskocze – chichoczę, robiąc uniki. Spoglądam na jego odbicie w lustrze, jak się śmieje, po czym pytam: - Pomożesz mi zawiązać szarfę? Patrząc w dół, na szeroką, ciemnopomarańczową, satynową szarfę, która jest udrapowana w talii i spływa na biodra, Bennett kręci głową, chwyta dwa końce i pyta: - Co mam z tym zrobić? - Jak na takiego mądrego chłopca, pomyślałabym, że dasz radę wykonać prosty splot – droczę się. Mrugając do niego, prostuję się i instruuję: - Zrób po prostu luźny węzeł. Chciałabym, żeby zwisał tuż pod talią. Podczas gdy Bennett pracuje z materiałem, moje myśli wracają do Declana. Nie rozmawiałam z nim od wczoraj, ale wiedziałam, że będzie dzisiaj na przyjęciu. Robi się niecierpliwy w stosunku do mnie, co jest dobre, ale tak jak kiedyś, gdy Bennett i Declan byli razem, moje zdenerwowanie wzrastało. Nie przeszkadza mi, że Bennett może podejrzewać mnie o romans, ale gdyby podejrzewał coś na tak wczesnym etapie, to mogłoby być fatalne w skutkach. Muszę się upewnić, że Bennett niczego się nie dowie i zwyczajnie pomyśli, że w trakcie całego czasu, spędzonego na planowaniu tego wydarzenia, staliśmy się niczym więcej jak przyjaciółmi i że pragnę bliskości jedynie mojego męża. - No i jak? – pyta, robiąc krok w tył. Odwracam się i spoglądam przez ramię na tył sukienki, uśmiechając się. - Idealnie. Dziękuję.
157 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Owija wokół mnie ramiona i przyciąga do siebie. Jest ubrany w czarny smoking i muchę — typowy Bennett. Patrząc mu w oczy, wzdycham delikatnie i relaksuję się w jego objęciach, szepcząc: - Tęsknię za tobą. - Masz mnie, skarbie. Jestem tutaj. - Teraz. Ale i tak za tobą tęsknię, jakbym nigdy nie była dość blisko – mówię. Moje słowa są niczym więcej, jak bolączką na podniebieniu. - Boże, czy ty masz pojęcie, co to ze mną robi? - Hmm… powiedz mi. - Jeśli ci powiem, to rozwiążę tę szarfę i zedrę z ciebie tę suknię. Mój uśmiech poszerza się, a on całuje kącik moich ust, jak zawsze ostrożny, aby nie rozmazać błyszczyku. Spędzamy kilka minut, przytulając się, zanim ubieramy płaszcze i kierujemy się do samochodu. Gdy podjeżdżamy pod hotel, Baldwin parkuje przed wejściem, a Bennett chwyta pudełko z moją maską. Otwiera je i wyciąga czarną, laserowo wyciętą w metalu maskę, mówiąc: - Gdzie ją znalazłaś? Jest naprawdę wyjątkowa. Jego komentarz zaskakuje mnie, ponieważ zakładałam, że był to prezent od niego, jednak po chwili dociera do mnie, że w środku nie było żadnego liściku, ponieważ maska była prezentem od Declana. - Och – mówię, milknąc na chwilę, zanim kłamię: - Znalazłam ją w sieci i zamówiłam. - Chodź tutaj – mówi, pochylając się. Delikatnie układa maskę na mojej twarzy i związuje ją z tyłu na kokardkę. Nie mogę uwierzyć, że Delcan to zrobił i nic o tym nie wspomniał. - Ładnie wygląda? – pytam. - Jesteś idealna. Wyciągam dłoń po jego maskę — złotą z mocno kontrastującymi elementami ciemnej pomarańczy i ciemno czerwonych płomieni. Kiedy jest już zawiązana, całuję go delikatnie. - Chodźmy – mówi. – Chcę, żeby wszyscy zobaczyli, jak pięknie dzisiaj wyglądasz. Śmiejąc się z jego słów, dodaję: - Ślicznotka u twego boku? 158 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Jesteś czymś znacznie więcej niż tylko ślicznotką. Chwyta mnie za rękę, kiedy wchodzimy do środka, modnie spóźnieni, do już zatłoczonej sali. Zatrzymuję się na chwilę, aby wszystkiemu się przyjrzeć: ciemna sala jest otoczona płonącymi, prostymi lampionami, zwisającymi wzdłuż ścian, ogromne pomarańczowe i czerwone bukiety kwiatów stoją na stołach, goście ubrani są w najwspanialsze suknie i smokingi oraz maski, które odzwierciedlają motyw przewodni — diabły, arlekiny, czarna skóra i oczywiście moja własna czarna, metalowa. - Nie sądziłem, że przebijesz samą siebie, ale to jest wspaniałe, skarbie – odzywa się Bennett. Sala jest wypełniona przyjaciółmi, znajomymi z pracy mojego męża, kelnerzy serwują różnorakie drinki i przystawki, zespół gra, a ludzie tańczą i mieszają się między sobą. - Idziemy? – pyta Bennett, wprowadzając mnie do ciemnej, oświetlonej ogniem sali. Nie zajmuje nam dużo czasu, zanim mieszamy się z tłumem, witając naszych gości. Szybko porywam kieliszek szampana ze srebrnej tacy. Biorąc łyk, słyszę za sobą Jacqueline. - Nino, jestem pod wrażeniem. Gdy odwracam się, aby na nią spojrzeć, odpowiadam: - Mówisz tak, jakbyś miała jakieś wątpliwości. – Moje słowa brzmią nieco zgryźliwie, ale ona zdaje się nie odbierać tego jako atak. - Nigdy. Zawsze wyprawiasz najlepsze przyjęcia. Poza tym, wyglądasz wspaniale. Uwielbiam pomarańczowy kolor. - Dziękuję. Miałam dzisiaj przyjemność spotkać twojego męża. Wygląda na to, że on i mój mąż nie są w stanie spędzić dnia bez interesów. - Mężczyźni są jak dzieci – mówi, po czym dodaje, uśmiechając się znacząco: Zwłaszcza, kiedy chodzi o pieniądze i obnoszenie się z władzą. Obydwie śmiejemy się na prawdziwość jej wypowiedzi, kiedy czuję owijające się wokół mnie ramię Bennetta. - Z czego się tak śmiejecie? - Naprawdę musisz pytać? – droczę się. - Myślisz, że możesz przerwać plotkowanie na mój temat, tak żebym mógł z tobą zatańczyć? 159 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Ale rozmawianie o rozterkach mężczyzn w naszym życiu jest takie zabawne – żartuję, uśmiechając się szeroko. - Wyobrażam sobie – oznajmia, zanim wykonuje skinienie głową do Jacqueline, komplementując: - Pięknie dziś wyglądasz, Jacqueline. - Wzajemnie, Bennett. – Jej odpowiedź jest owinięta zwyczajowym flirtem. – Wybaczcie, prawdopodobnie powinnam poszukać Richarda. Kiedy odchodzi, Bennett prowadzi nas przez zatłoczony parkiet, aż wreszcie, kątem oka dostrzegam Declana. Stoi w małej grupie, wyglądając wyśmienicie w czarnym smokingu, ale bez krawatu i z kilkoma rozpiętymi górnymi guzikami koszuli. Jego oczy są przysłonięte arlekinową maską27 w złoto-czarne romby, ale wiem, że to on, po jednodniowym zaroście na jego mocno zarysowanej szczęce. Kiedy Bennett przyciąga mnie do siebie, obserwuję Declana przez jego ramię, kiedy tak poruszamy się po parkiecie. Oczy Declana wreszcie odnajdują moje, w tym samym czasie, kiedy zmysłowa brunetka wsuwa się obok niego, a on owija rękę dookoła jej talii. Declan nie spuszcza ze mnie wzroku, kiedy szepcze jej coś do ucha. Widzę, jak jego uśmiech poszerza się, zadowolony z tego, co mu odpowiedziała. Skręca mnie w żołądku, ale nie z zazdrości, ponieważ ja nigdy nie jestem zazdrosna, ale ze strachu, że mogłam przesadzić z pogrywaniem sobie z nim. Może źle go odczytałam i zachowanie w stylu „odepchnij i przyciągnij‖, które stosowałam, było bardziej odpychające, zamiast podniecające. Albo może po prostu stara się wzbudzić we mnie zazdrość, abym wreszcie wykonała ruch. Nie ważne, który może to być ze scenariuszy, mam tylko jedną opcję — garnie z nim w jego własną grę. Więc kiedy Declan flirtuje z kobietą u swego boku, wciąż intensywnie mi się przypatrując, ja zamykam oczy, sunąc nosem wzdłuż linii szczęki Bennetta, dopóki moje usta nie spotykają jego, łącząc się w delikatnym pocałunku. Z jedną dłonią na jego karku, zakopuję palce w jego włosach, nie przerywając pocałunku. Odchylając się lekko, Bennett przebiega kostkami dłoni po moim policzku, patrząc na mnie łagodnie, zanim z powrotem przyciąga mnie w swoje ramiona. Kiedy spoglądam w stronę Declana, widzę, że kompletnie nie zwraca na mnie uwagi: w zamian, sączy cokolwiek tam ma w szklance, muskając nagie ramię kobiety.
27
160 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Zaczyna wisieć nade mną gęsta chmura, zwiastująca porażkę i nawet najlepsza aktorka na świecie nie byłaby w stanie powstrzymać zmiany nastroju, buntującego się w moim żołądku. To chore uczucie, które dusi mnie w bolesnym uścisku, uświadamiając mi, że to co zaplanowałam, może się nigdy nie ziścić. Że więcej lat swojego życia zmarnowałam na podążaniu za czymś, co nie nastąpi. Kolejnych kilka godzin spędzam skupiona na Bennetcie, próbując się czymś rozproszyć, aby przełknąć ten gówniany humor, jednak on wciąż siedzi w moim wnętrzu — nigdy nie kończąca się przypominajka. Ale nikt nie jest świadomy moich wewnętrznych rozterek, kiedy przechadzamy się po sali, rozmawiając i wznosząc toasty za nadchodzący Nowy Rok. Śmiejemy się, pijemy, uśmiechamy, przechwalamy, kompletujemy, udajemy… I nagle staję się największą oszustką, kiedy Bennett dostrzega Declana, wołając go do nas. - Bennett – mówi przeciągle swoim zawsze obecnym akcentem. – Dobrze cię widzieć. - Wzajemnie. To wspaniała okazja. - Cóż, obydwaj wiemy, że to tylko dzięki obecności Niny – mówi Declan, przytakując mi z uznaniem. Z nieznacznym uśmiechem, chwytam Bennetta pod ramię i odwzajemniam przytaknięcie. - Catherine – mówi Declan do swojej randki. – Chciałbym ci przedstawić pana Vanderwal i jego żonę, Ninę. Nie mogę zignorować szpili, którą wbił w słowo żona, ale zachowuję spokój, kiedy wyciągam do niej rękę, elegancko potrząsając. - Miło mi – mówię. - Wspaniałe przyjęcie. - Cóż, cieszę się, że ci się podoba – odpowiadam, po czym zwracam się do Bennetta. Sięgając, aby czule ująć jego policzek, przepraszam, mówiąc: - Myślisz, że mogłabym odetchnąć na kilka minut. Jestem trochę rozgrzana, nie za dobrze się czuję. - Wszystko w porządku? - Będzie w porządku. Potrzebuję chwili wytchnienia. Zaraz wrócę – mówię, a następnie całuję go kochająco w usta przed Declanem, nie spiesząc się z obscenicznym okazywaniem uczuć. Na swoją korzyść, znam Bennetta. Kocha się mną chwalić, zatem to 161 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
wykorzystuję, mając zamiar poczuć się w jakiś sposób lepiej, z powodu wykreowanej przeze mnie kolosalnej porażki. Pustka w moim wnętrzu puchnie, kiedy wychodzę z sali, idąc w dół korytarza w kierunku biura Declana, gdzie wiem, iż znajduje się prywatna łazienka. Po prostu potrzebuję pobyć sama, aby zebrać się do kupy, z daleka od kłębiących się myśli, zalewających mój umysł. Kolejny nóż wbity w słabnące marzenie. Podchodzę do ogromnych, skórzanych puf, stojących na środku luksusowego pomieszczenia. Ciepło skrada się w górę mojej szyi, kiedy zaczynam myśleć o Pike’u. Sięgam do tyłu, aby rozwiązać wstążkę maski. Chłodne powietrze spotyka się z moją skórą, kiedy rzucam ją na podłogę. Pozwalam sobie na ten rzadki moment słabości, kiedy tak tutaj siedzę, ale moment zostaje zakłócony, gdy słyszę otwierające się drzwi. Zerkam przez ramię, widząc Declana. Nic nie mówię, kiedy patrzę, jak zamyka za sobą drzwi na klucz. Później przechwytuje moje spojrzenie. Jego szczęka jest zaciśnięta, kiedy ściąga maskę, dając mi wyraźny widok na jego pociemniałe, niemal czarne spojrzenie. - Kończę z tymi popierdolnymi gierkami – warczy, podchodząc do mnie. Milczę, nieco zdezorientowana, a Declan kontynuuje: - Wykonujesz przede mną spektakl z mężczyzną, z którym obydwoje wiemy, że nie jesteś szczęśliwa. Próbujesz wzbudzić we mnie zazdrość? Góruje nade mną, patrząc w dół na mnie, kiedy mówię ostro: - Powinnam zadać to samo pytanie. - Zamilcz, Nino – żąda stanowczo. Jest wkurzony, zazdrosny. Nagle wracam do życia, ale koniec z gierkami. Dam mu dokładnie to, czego pragnie. Podporządkuję się jego wymaganiom. Zaskakuje mnie, kiedy gwałtownie chwyta mnie za przedramiona i mocno szarpie w górę. Kiedy wstaję, okręca mnie dookoła, tak że obydwoje stajemy przed lustrem. Z jedną dłonią zaciśniętą na moim ramieniu, drugą chwyta mnie za szczękę, zmuszając abym spojrzała na nasze odbicie. - Spójrz na mnie. Tak robię.
162 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Pragniesz mnie? Uderzają we mnie nerwy, przyspieszając oddech, ale nie odpowiadam. - Odpowiedz! - Tak – mówię zachrypniętym głosem. - Powiedz to – mówi ostro, kiedy puszcza moją twarz, zjeżdżając dłonią do gardła i chwyta mnie mocno za szyję, odchylając głowę do tyłu. – Powiedz to! - Pragnę cię. Kiedy tylko wypowiadam te słowa, szybko mnie popycha i zanim zdaję sobie z tego sprawę, moja sukienka jest już uniesiona, eksponując tyłek. Dłońmi chwytam krawędzie zlewu, aby się podeprzeć, kiedy Declan odsuwa moje matki na bok. - Spójrz na mnie – nakazuje ostrym tonem. Robię, co każe, unosząc głowę, aby w lustrze spojrzeć mu w oczy. – Nie jestem delikatnym facetem, Nino. Przytakuję i widzę, że on także to robi w naszym wzajemnym zrozumieniu jego słów, kiedy odpina pasek i zaczyna rozpinać spodnie. Zamykam się w sobie, zabierając umysł daleko stąd, daleko od tego, co się zaraz stanie. - Wypnij się. Robię to i bez żadnego ostrzeżenia Declan wbija się we mnie, zespalając nasze ciała i sprawiając że z moich ust wyrywa się bolesne sapnięcie. Z dłońmi na moich biodrach, dociska się do mnie całym ciałem, przyszpilając mnie do zlewu, kiedy nieustanie wykonuje pchnięcia. Pozwalam mu na to, trzymając się mocno. - Spójrz na mnie – warczy mi do ucha. Jego oczy są przyćmione zwierzęcą potrzebą, kiedy patrzę jak pieprzy mnie od tyłu. Walczę z uczuciem narastającego we mnie gorąca, zaciskając zęby, gdy staram się ignorować uderzenia jego jąder o moją łechtaczkę z każdym nieprzewidywalnym pchnięciem. Ale w przeciwieństwie do Bennetta, Declan zmusza mnie, abym w tym wszystkim z nim uczestniczyła. - Powiedz, jak bardzo mnie pragniesz. Szybko kręcę głową, nie chcąc mówić. - Powiedz, Nino. - Nie – chrypię. 163 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Moja odmowa zostaje ukarana erotyczną agonią, która uderza w mój rdzeń, rozchodząc się po całym kręgosłupie, kiedy Declan boleśnie chwyta między palce moją łechtaczkę, sprawiając, że krzyczę i wyrywam się, ale on owija rękę dookoła mojej talii, przytrzymując mnie w miejscu. Nie rozluźnia chwytu, kiedy syczy mi do ucha: - Powiedz. Ani na chwilę nie zwalnia rytmu, nacierając na mnie. - Proszę – piszczę, a oczy zaczynają piec od łez, kiedy mocniej ściska łechtaczkę i ciągnie za najwrażliwszą część mojego ciała. Moja głowa opada, kiedy wypuszczam kolejny, pełen bólu krzyk, zanim wreszcie mówię, co chce usłyszeć. - Pragnę cię. - Głośniej! - Pragnę cię. Proszę. – Moje słowa, a bardziej błaganie, jeszcze bardziej go zachęca, sprawiając, że pompuje we mnie morderczym tempem. Jego atak szybko wybucha, kiedy dochodzi, z władczym warknięciem wlewając we mnie swoje ciepłe nasienie. Stoję tutaj na drżących nogach, podczas gdy Declan trzyma twarz zakopaną w mojej szyi. Jego kutas wciąż jest we mnie twardy, kiedy wreszcie unosi głowę, ale ja trzymam swoją opuszczoną, ponieważ jestem zdezorientowana tym, co właśnie się stało. Zastanawiam się, czy pragnął mnie naznaczyć jako swoją, czy było to tylko ukaranie mnie za pogrywanie sobie z nim. Gdy ze mnie wychodzi, opuszcza moją suknię, zakrywając tyłek. Jego oddechy są ciężkie, tak samo jak moje i kiedy się prostuję, dostrzegam jak wpycha penisa z powrotem w spodnie, po czym odwracam wzrok. - Nie rób tego – mówi, na co odwracam się do niego. – Nie odwracaj ode mnie wzroku. Nic nie mówię, ponieważ nie mam zielonego pojęcia, co powiedzieć, jednak Declan przełamuje milczenie, kiedy jego koszula jest już wciśnięta w spodnie, a pasek zapięty. Robi kilka kroków w moją stronę, przez co chwytam się krawędzi umywalki, kiedy mnie karci: Nigdy więcej nie próbuj wzbudzać we mnie zazdrości, słyszysz? - Tak – mamroczę. - A teraz wracaj do swojego męża, ale nie zapominaj, czyją masz w sobie spermę – mówi, zanim chwyta mój podbródek i całuje mocno. Następnie odwraca się i wychodzi z łazienki, zostawiając mnie tutaj, wyglądającą jak totalne gówno.
164 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Odwracam się i patrzę na siebie w lustrze, szybko przywracając się do porządku, zanim wrócę na przyjęcie. Biorąc kilka powolnych i głębokich wdechów, aby uspokoić dudniące serce, przygładzam włosy i ręcznikiem wycieram pot z czoła. Nie mam czasu myśleć o tym, co właśnie się stało, ponieważ byłam tutaj dłużej niż powinnam i muszę wracać do Bennetta. Zerkam ponownie do lustra, aby upewnić się, że wszystko jest na swoim miejscu, zanim podnoszę maskę z podłogi i wychodzę. Gdy wracam na przyjęcie, wzrokiem przeszukuję pomieszczenie, wypatrując Declana, ale nigdzie go nie widzę. - Lepiej się czujesz? – pyta Bennett, sprawiając, że aż podskakuję. – Wszystko w porządku? - Tak, po prostu się tak zakradłeś – chrypię. Przygląda się mojej twarzy, zanim pyta: - Dlaczego zdjęłaś maskę? - Było mi ciepło. Założysz mi ją z powrotem? Kiedy mu ją podaję, odwracam się, a Bennett ponownie próbuje ją zawiązać. Dostrzegam towarzyszkę Declana, ale jest sama. Ponownie rozglądam się po sali, ale nadal go nie widzę. - Gotowe – mówi Bennett, po czym owija rękę wokół moich ramion. – Znajdźmy jakieś spokojne miejsce i usiądźmy na chwilę. - Wszystko dobrze, naprawdę – zapewniam go. – Zatańcz ze mną. Uśmiecha się i resztę wieczoru spędzamy tańcząc i korzystając z naszej nocy. Po odliczaniu do północy, witamy Nowy Rok toastami i licznymi buziakami, ale Declana nigdzie nie ma. Wygląda na to, że wymknął się z imprezy po przeleceniu mnie w łazience. Dopiero gdy wracamy do domu i leżę w łóżku, odtwarzam wszystko, co wydarzyło się z Declanem. Składając wszystkie kawałeczki w całość, jestem dość pewna, że to co się stało, miało związek z nim, roszczącym sobie prawa do mnie, aczkolwiek w prymitywny i zaborczy sposób. Jako że Bennett za kilka dni wyjeżdża do Miami, planuję przeczekać ten czas w ukryciu i skupić się na nim, zanim zacznę szukać Declana. Tak będzie, jeśli on nie zacznie mnie szukać pierwszy.
165 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dwudziesty (teraznie sz sc) - SKARBIE. - Tak? – pytam, chwytając kilka koszul frakowych z szafy Bennetta i wracam do sypialni, aby spakować je do pokrowca. - Chciałem z tobą porozmawiać o Baldwinie. Będę musiał zabierać go ze sobą, gdy będę podróżował do Dubaju. Chciałem się upewnić, czy ci to nie przeszkadza. - Już wcześniej o tym rozmawialiśmy i mówiłam, że nie przeszkadza. Ale po co musisz go ze sobą zabierać? - Tamtejsze prawa są surowe. Lubię, jak ma na wszystko oko – wyjaśnia. – To po prostu bezpieczniejsze, kiedy nie jestem sam. Po zapięciu pokrowca, podchodzę do niego i pytam, owijając ręce dookoła jego talii: Powinnam bardziej się o ciebie martwić? - Nie. Nie chcę, żebyś czymkolwiek się martwiła i to dlatego, Baldwin będzie ze mną podróżował. - Kiedy tak mówisz, to już się martwię. - Chodzi o to, że kiedy ostatnio tam byłem, doszło do pewnej sytuacji z parą, która jechała razem taksówką. Zatrzymywali się w tym samym hotelu, co ja. Ta sytuacja sprawiła, że uzmysłowiłem sobie, jak niewiele wiem o panujących tam prawach – mówi, a następnie prowadzi mnie do jednego z foteli obok okien. - Co się stało? – pytam, kiedy siada i przyciąga mnie na swoje kolana. - Byli przyjaciółmi, którzy jechali razem taksówka i zostali aresztowani. Według kierowcy, trzymali się za ręce i całowali, co, jak się dowiedziałem, jest niezgodne z ich prawami, chyba że jest się małżeństwem. Boy hotelowy, który przyniósł bagaż do mojego pokoju powiedział, że prawdopodobnie trafią do więzienia za nierozwagę. Tak więc, po prostu chcę dodać jakieś środki ostrożności, kiedy wyjeżdżam tam służbowo, to wszystko. Kręcąc głową, komentuję: - To szaleństwo. 166 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Wiem, że wspominałem, abyś jechała ze mną, ale nie sądzę, że to dobry pomysł. Za bardzo bym się martwił, więc myślę, że najlepiej będzie, jak zostaniesz tutaj, gdzie wiem, iż jesteś bezpieczna. – Przebiega dłońmi po moich włosach, dodając: - Nie wiedziałabym, co ze sobą zrobić, gdyby kiedykolwiek coś ci się stało. - Kochanie, nic mi się nie stanie. Zostanę tutaj i zaczekam na ciebie – mówię, po czym dodaję, uśmiechając się: - Z niecierpliwością. Bennett zaczyna się śmiać i przyciąga mnie do pocałunku. - Jakie masz plany na kolejne dni, kiedy mnie nie będzie? – pyta. - Muszę wstąpić do Tribune Tower, żeby spotkać się z panią Bernstein w sprawie tego artykuł, który mam napisać. - Zatem zdecydowałaś, że to zrobisz? - Tak myślę. To będzie świetny rozgłos dla organizacji charytatywnych, z którymi współpracujemy. Myślałam, że moglibyśmy wykorzystać okazję, aby wspomnieć o mniejszych fundacjach, z którymi jesteśmy powiązani – wyjaśniam. – Wiem, że nie jestem pisarką, ani nic, ale mogę spróbować, prawda? - Jestem z ciebie dumny, wiesz? Poza tym, będziesz miała edytora, ale nie mam żadnych wątpliwości, że jesteś w stanie napisać świetny artykuł. - Cóż, przynajmniej to mnie zajmie na czas twojej nieobecności. - Trzy dni. To tylko trzy dni – mówi, uśmiechając się szeroko. - Tak. Trzy dni, a później znowu wyjedziesz na kolejnych kilka dni – mówię, delikatnie szturchając go w żebra, co sprawia, że się śmieje i trąca nosem moją szyję, podgryzając ją. Kontynuujemy rozmowę, dopóki Baldwin nie dzwoni, że samochód jest gotowy. Żegnam się z Bennettem na kilka dni, podczas których będzie przybywał służbowo w Miami. Kiedy wyjeżdża, idę sprawdzić telefon, zastanawiając się, czy Declan próbował się ze mną skontaktować, ale nie mam żadnych wiadomości. Od czasu incydentu w łazience na imprezie noworocznej minęło kilka dni. Od tamtej pory nie miałam z nim żadnego kontaktu. Ale teraz, kiedy Bennett wyjechał, postanawiam podjechać do jego mieszkania. Rozpraszam się trochę, kiedy przychodzi Clara. Pomagam jej w kuchni, przygotowując posiłki na ten tydzień. Pijemy po lampce wina i opowiadam jej o przyjęciu, rozmawiamy także o ślubie jej córki, mającym się odbyć za kilka miesięcy. Kiedy wszystko
167 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
jest przygotowane, oznaczone i umieszczone w zamrażalce, Clara żegna się ze mną, a ja idę wziąć odświeżający prysznic. Ubieram się swobodnie, zostawiając gęste rude włosy rozpuszczone i nakładam lekki makijaż. W trakcie drogi do River North, planuję jak podejść Declana. Muszę mocno zagrać na jego emocjach, aby wciągnąć go w coś, co założy, że jest zwykłym romansem. A więc słucham kilku piosenek, które wprowadzają mnie w smętny nastrój i kiedy niewiele po dwudziestej pierwszej podjeżdżam pod budynek Declana, wypuszczam westchnienie ulgi, kiedy zerkam na najwyższe piętro i widzę zapalone światła. Po raz ostatni zerkam w lusterko wsteczne i wychodzę z samochodu, podchodząc do budynku i dzwoniąc na domofon. - Kto tam? - To ja – mówię miękko. Muszę chwilę poczekać, zanim odpowiada: - Już schodzę. Aby dostać się na jego piętro, potrzebna jest specjalna karta, dlatego czekam na niego przy windzie. Kiedy wreszcie się otwiera i Declan podchodzi do mnie, robię to, co zaplanowałam i zwyczajnie tu stoję, patrząc na niego i chcę, aby moje oczy zatonęły we łzach. - Co tutaj robisz? – pyta. Delikatnie wzruszając ramionami, mój głos drży, kiedy odpowiadam: - Nie wiem. Declan zamyka przestrzeń między nami, dłońmi ujmując moje policzki. Jednak nie daję mu szansy na powiedzenie czegoś jeszcze, kiedy łzy rozmazują mi wzrok. - Chcę być na ciebie zła. Za to, co zrobiłeś tamtej nocy. Ale… z jakiegoś powodu nie potrafię cię nienawidzić – mówię cicho. Moja głowa opada na jego pierś, kiedy przytula mnie mocno. - Po prostu… boję się, ale chcę być tutaj, z tobą. Declan przyciska usta do czubka mojej głowy i wciąż przytulając mnie, kieruje nas do windy, tuląc mnie przez całą jazdę na poddasze. Kiedy drzwi się otwierają, prowadzi mnie przez pokój, do tej samej kanapy, na której ostatnio siedzieliśmy przy kominku. Zwijam się koło niego w kłębek, opierając głowę na jego ramieniu, kiedy wreszcie przerywa ciszę, mówiąc: - Ostatnią rzeczą, której bym chciał, to ty, nienawidząca mnie, Nino. - Zatem, co się stało wtedy z łazience? 168 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Ja. Unosząc głowę, dostrzegam zmarszczki na jego czole, ale jego spojrzenie jest twarde, kiedy mówi: - Nie przeproszę za to. Nieznacznie przytakując, szepczę: - Dobrze. - Tak jak ci powiedziałem, nie jestem delikatny. Nie chcę, żebyś myliła to z brakiem uczucia, ponieważ nie będę zaprzeczał, mam mocne uczucia względem ciebie. - Boję się. - Wiem – mówi łagodnie. - Wiesz? Jego kciuk przebiega po mojej kości policzkowej, kiedy mówi: - Nigdy nie zrobię nic, żeby cię skrzywdzić. - Ale… Bennett… - Nie musi nic wiedzieć, dopóki nie będziesz gotowa się odezwać. Tutaj, w moim domu, on nie istnieje. Jesteśmy tylko ty i ja – mówi, zanim jego usta przywierają do moich w delikatnym pocałunku, czyli bardzo nie w stylu Declana. Jest łagodny i kiedy sięgam, aby dotknąć jego twarzy, jedną dłonią chwyta moje nadgarstki i unosi mnie, sadzając na sobie. Siedzę na nim okrakiem, a jego erekcja jest widoczna między moimi nogami. Jego dłonie szybko odnajdują moje piersi i ściska je boleśnie, kiedy zatapiam palce w jego włosach, zaciskając dłonie w pięści. Kiedy ciągnę go za włosy, warczy w moje usta i unosi moją koszulkę. Unoszę ręce w zapraszającym geście, co chętnie przyjmuje, kiedy ściąga moją bluzkę. Szybki ruchem wstaje ze mną przyciśniętą do niego. Nogi oplatam wokół jego bioder. Declan prowadzi nas w dół korytarza do głównego apartamentu. Pokój jest ciemny, oświetlony tylko światłami miasta. Moje plecy opadają na miękkie łóżko. Usta Declana są wszędzie, suną po mojej szyi, krągłości piersi, pępku. Rozpina moje spodnie i zsuwa je z nóg, razem z butami. Patrzę w górę na niego, kiedy tak nade mną stoi, przypatrując mi się, kiedy leżę w staniku i majtkach. Powoli, zaczyna rozpinać guziki koszuli, zanim rzuca ją przez pokój. Jego barki i ramiona są umięśnione. Gładka klata jest zahartowana i uwypuklona, definiując jego postawną budowę ciała, zwężającą się w głęboko wyżłobione V, znikające pod spodniami. Zaczyna rozpinać skórzany pasek i kiedy wysuwa go ze szlufek, chwyta go stanowczo obiema dłońmi, tak jakby chciał zrobić z niego użytek. Nagle oblewa mnie zimny pot. Siadam i pytam niepewnie: - Co chcesz zrobić? 169 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Nie zadawaj mi pytań, Nino. Moje oczy są skupione na skórzanym pasku. Zaczynam odczuwać mdłości na myśl o tym; o byciu przywiązaną przez kilka dni do drążka w szafie, na myśl o byciu bitą i o dźwięku skóry paska rozcinającego skórę na moich plecach, na myśl o byciu przyduszaną skórzanym paskiem, kiedy byłam zmuszana do robienia loda mojemu zastępczemu ojcu. Nie potrafię oderwać wzroku od mocnego chwytu Declana na pasku, oraz widocznych żył na jego ramionach. Jedyne co słyszę, to walenie mojego serca. Przełykam ciężko. - Spójrz na mnie – mówi. Nie potrafię ukryć strachu, który jestem pewna, mam wypisany na twarzy. – Nie kłamałem odnośnie tego, co powiedziałem. Nigdy cię nie skrzywdzę, ale nie jestem jak większość facetów. Przytakuję. Nie wiem, co innego zrobić, ponieważ nie mogę stracić Declana, skoro zaszłam już tak daleko. - Lubię kontrolę. Rozumiesz, co to znaczy? – pyta spokojnie, kiedy patrzę mu w oczy. - Nie chcę, żebyś mnie krzywdził. Staje między moimi nogami i dotyka mojej twarzy. - Nie chodzi o ból, Nino. Chodzi o zaufanie. Ufasz mi? Nie ufam nikomu, ale i tak odpowiadam: - Tak. - Naprawdę? - Tak. - Grzeczna dziewczynka. Te dwa słowa, tak często słyszałam je od tego skurwiela, Carla. Zawsze to mówił, kiedy sprawiałam, że dochodził. Nikt inny poza nim, aż do teraz, nie wypowiedział do mnie tych słów. I wiem, że to mnie zniszczy, ale jaki mam wybór? Zatem odgrywam swoją rolę i uśmiecham się lekko, kiedy jedyne, co chcę zrobić, to zwymiotować. - Boże, jesteś taka piękna – szepcze, a następnie pochyla się, aby mnie pocałować. Wsuwa język w moje usta, smakując mnie głęboko. Sięga za mnie i z łatwością rozpina stanik. Właśnie wtedy klęka między moimi udami, przebiegając dłońmi po kolanach i w górę nóg, podczas gdy zasysa mój sterczący sutek w swoje ciepłe usta. Jego język wykonuje okrężne ruchy, zanim dołącza do tego zęby, zasysając jeszcze więcej piersi i przygryzając ją, na co jęczę, kiedy zęby zatapiają się w jędrnej skórze.
170 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Szybkim ruchem, rozchyla szeroko moje nogi i przysuwa twarz do mojego wejścia, biorąc cipkę w usta, liżąc mnie przez koronkę majtek, a następnie przejeżdża zębami po wzgórku i odchyla się, patrząc na mnie leniwie, zanim wstaje. - Masz pojęcie jak słodko smakujesz, albo co czuję, widząc cię w taki sposób? - Declan – wzdycham w tym samym czasie, kiedy mówi: – Połóż się na plecach. Robię co każe, a on chwyta mnie za biodro i przekręca na brzuch. Silnymi ruchami, chwyta moje ręce i układa je za moimi plecami. Czuję chłodną skórę paska, owijającą się wokół nich, tuż nad łokciami w bolesnym ograniczeniu. Mocnym szarpnięciem paska, moje łopatki zostają do siebie przyciągnięte. Tracę zdolność poruszania rękami, kiedy pasek zaciska skórę niczym bezwzględne imadło, z którego nie mam jak się wydostać, gdy Declan okręca pasek wokół moich rąk, po czym zapina go. Mam serce w gardle, ciężko oddycham. Właśnie wtedy zaczynam wydawać w pościel spanikowane odgłosy. Wstęga powietrza ogrzewa moje ucho, kiedy Declan przyciska do niego usta, szepcząc: - Cii, kotku. Zaufaj mi. Odgarnia moje włosy do tyłu, kiedy tak leżę z jednym policzkiem przyciśniętym do łóżka. Przytakuję, ale wszystko we mnie mówi mi, że to co się wydarzy, to będzie zbyt wiele. I wtedy Declan wstaje z łóżka, chwytając mnie za biodra i unosząc wysoko tyłek, tak że klęczę na łóżku, ale klatka piersiowa wciąż spoczywa na materacu. Zdziera moje majtki aż do kolan, po czym jego dłonie rozchylają mój tyłek, zanim osadza usta na cipce. Jego wilgotny język delikatnie krąży wokół łechtaczki, podczas gdy dłonie mocno ściskają pośladki i kiedy zaciska usta wokół mojej łechtaczki, zasysając, robi dłonią zamach, dając mi mocnego klapsa. Krzyczę z bólu, leżąc tu jak jakieś zwierzę, zdana na czyjąś łaskę. Wracam do pierdolonej piwnicy, o której nigdy więcej nie chciałam myśleć, ale jestem w niej, na obskurnym materacu, będąc upokarzaną przez mojego zastępczego ojca. Moje powieki są mocno zaciśnięte, robię co w mojej mocy, aby się wyłączyć, aby myśleć o czymkolwiek innym, niż o tym, co się właśnie dzieje, ale Declan sprawia że to niemożliwe, kiedy przesuwa językiem po mojej cipce, błądząc dłońmi po krągłości moich pośladków, zmuszając mnie, abym się napinała. Później zabiera dłoń, sięga pode mnie i chwyta pierś, szczypiąc sutek, wciąż pieprząc mnie ustami. Próbuję skupić się na bólu rąk, ale Declan zdobywa moją uwagę, kiedy odrywa usta od cipki, chwyta za pasek i ciągnie mnie do tyłu, unosząc moją klatkę piersiową z łóżka, tak że teraz siedzę na piętach. Odwracając moją twarz do siebie, oferuje mi swoje usta, mówiąc: - Posmakuj się. – Następnie całuje mnie, pieszcząc mój język swoim językiem. Chcę krzyczeć, żeby przestał, bo nie chcę z nim tego robić, ale nie krzyczę. Zmuszam się do myślenia o tym, dlaczego go wykorzystuję, co potrzebuję, aby dla mnie zrobił. Słowa „dasz radę, dasz radę” na okrągło odbijają się w mojej głowie, ale przy Declanie odczuwam pewną intensywność, której nigdy wcześniej nie doświadczyłam, będąc z mężczyzną. Przy
171 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Bennetcie łatwo jest się wyłączyć, natomiast Declan ma władzę, która na to nie pozwala, sprawiając, że ucieczka jest praktycznie niemożliwa. Przerywając pocałunek, mówi: - Powiedz mi, czego chcesz. Poproś o to. - Pragnę ciebie – kłamię. - Co chcesz, żeby zrobił? - Pieprz mnie. - Poproś. – To żądanie cholernie mnie irytuje, ale przełykam to. - Declan, pieprz mnie, proszę. Gładząc okrężnymi ruchami mój tyłek, a później wewnętrzną stronę ud, zatapia palec w mojej cipce, pytając: - Chcesz tutaj? – Jego twarz przyciśnięta jest do mojego policzka, klata do pleców. - Tak. - Chcę słyszeć, jak to mówisz – domaga się i chciałabym, żeby po prostu przestał gadać, abym przynajmniej mogła spróbować przytępić emocje. - Proszę, Declan. Po prostu mnie zerżnij. Chcę cię w sobie. Chcę cię czuć w mojej cipce. Chcę, żebyś mnie całą wypełnił – mówię, racząc go wszystkimi słowami, które jak sądzę, chce usłyszeć, żebyśmy mogli skończyć z gadką-szmatką. Wtedy słyszę, jak jego spodnie opadają na podłogę. Siedzę na piętach, czekając na jego kolejny ruch, który właśnie nadchodzi. Declan chwyta garść moich włosów, ponownie wgniatając moją twarz w materac. Puszcza mnie, rozchyla moje nogi, tyłek wypycha jeszcze wyżej, po czym ostatni raz liże moją cipkę, zanim zakopuje się we mnie aż po same jądra, sprawiając, że aż przesuwam się do przodu. Szybko chwyta mnie za nadgarstki, spoczywające na krzyżach i trzyma je mocno jedną dłonią, podczas gdy drugą chwyta pasek. Zakopuję twarz w materacu i robię, co w mojej mocy, aby się wyłączyć, jednak głos Declana dociera do mnie, kiedy mówi, zmuszając mnie, abym powiedziała, że go pragnę, że pragnę tego, że to lubię, że mi przyjemnie. Nie mogę uciec. Trwam w tej chwili. Nigdy nie trwam w chwili, ale w tym momencie, trwam w niej, do cholery. Ucisk w żołądku zaczyna pobudzać wstrętne bulgotanie żółci, która, modlę się, aby została na swoim miejscu.
172 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Odpuść, Nino. Przestań ze mną walczyć – mówi, jakby wiedział, że próbuję wszystkiego, byleby nie osiągnąć orgazmu. Moje ciało jest takie napięte. Jestem głupia, myśląc że Declan tego nie czuje. Będzie wiedział, jeśli będę udawać, ale i tak nadal walczę. - Nie walcz ze mną – syczy. W jego podnieconych warknięciach, akcent jest wyrazistszy. Następnie sięga dookoła, nawilżając moją łechtaczkę i zaczyna ją masować wolnymi, torturującymi okrężnymi ruchami. Nie ma pojęcia, że wszystko we mnie niszczy. Wstrzymuję oddech i mocno zaciskam zęby. Nie jestem w stanie odmówić mu tego, czego żąda. Będzie zadawał za dużo pytań, pytań na które nigdy nie będę mogła odpowiedzieć, a zatem poddaję się i pozwalam, żeby dał mi odpychającą przyjemność, której nienawidzę czuć. Ta przyjemność buduje się na równi z żółcią i kiedy jego kutas puchnie we mnie w jego nadchodzącym uwolnieniu, pękam. Nagle, ni stąd ni zowąd, Declan wykonuje czuły gest, kiedy splata swoje palce z moimi, trzymając mnie za rękę, kiedy dochodzę. Orgazm przejmuje kontrolę na moim ciałem falami ognistej eksplozji, która dociera do każdego centymetra mojego ciała. Nie potrafię stłumić wyrywających się ze mnie jęków, upokarzających mnie, które następnie wydobywają się z Declana, który także szczytuje. Czuję, jak jego penis pulsuje w moim wnętrzu, podczas gdy moje zaciskające się wokół niego ścianki pochwy przedłużają moment, która chciałabym, aby się skończył. Jednak przechodzą mnie dreszcze, trzymając mnie w niewoli mężczyzny za mną. Nasze dłonie przez cały ten czas są mocno splecione, tak jakby wiedział, jakie to dla mnie trudne. To jego sposób na zaoferowanie mi subtelnego wsparcia. Chwilę później puszcza mnie i szybkimi ruchami rozwiązuje pasek z moich rąk, które bezwładnie opadają na łóżko, kiedy jego ciało zderza się z moim. Nie mogę na niego patrzeć. Nie mogę nawet otworzyć oczu. Kiedy orgazm zanika, przyjemność między nogami pozostaje przypomnieniem tego, co właśnie się wydarzyło. Muszę się wziąć w garść i to szybko, kiedy Declan przysuwa się, przytulając mnie. Podciągam kolana do góry i kiedy to robię, kołysze mnie w swoich ramionach, nucąc mi do ucha. Skupiam się na wydawanych przez niego dźwiękach, aby uspokoić moje galopujące serce oraz ściśnięty żołądek. Biorąc powolne, głębokie wdechy, zastanawiam się, jak ponownie przejdę z nim przez seks. Jestem zbyt obnażona, ożywiona, rozgrzana, wypełniona, za bardzo obecna. Chcę płakać, ale nie robię tego. Zatem kładę głowę na klacie Delcana i samolubnie przyjmuję komfort, który mi daje, ponieważ nie mam innej opcji. Przytula mnie, uspokajając cichym nuceniem, kiedy słucham jego regularnego bicia serca. - Porozmawiaj ze mną – prosi. - Nie mam ochoty na rozmowę. - Chcę, żebyś ze mną porozmawiała. Powiedz, dlaczego ze mną walczyłaś. - Nie walczyłam – próbuję zaprzeczyć. 173 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Przekręcając się na bok, aby mógł spojrzeć mi w oczy, chwyta mnie pod kolanem i przerzuca moją nogę przez swoje biodro, sprawiając że leżymy bliżej siebie. - Czułem cię, Nino. Potrzebuję rozmowy. Wystraszyłem cię? Tak. - Nie. - Zraniłem cię? Tak. - Nie. - A więc co? – pyta miękko ze zmartwieniem wypisanym na twarzy. Próbując uspokoić cokolwiek, co chodzi mu po głowie, owijam ręce dokoła jego szyi, przytulając go mocno. - Wszystko z tobą jest po prostu bardzo intensywne i wydaje mi się, że… tak… może trochę mnie wystraszyłeś. - Przepraszam – mówi, opierając czoło o moje. – Spójrz na mnie. Kiedy otwieram oczy, jego są wpatrzone w moje, stykamy się czubkami nosów, tak blisko jesteśmy. - Nigdy nie chciałem cię wystraszyć. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. Jedyne, czego chciałem, to być blisko ciebie, ale to jest jedyny sposób, w jaki potrafię to robić. - Nie musisz przepraszać za to, kim jesteś – chrypię słabo. – To, bycie w twoich ramionach… nigdy nie czułam się bezpieczniej. Więc po prostu mnie przytul, dobrze? I tak właśnie robi, przez długi czas, podczas gdy ja usiłuję się ogarnąć. Po prostu się przytulamy i po jakimś czasie Declan chwyta moją dłoń i liże ją, zanim całuje i przyciska do swojej piersi. - Pochłaniasz mnie, wiesz o tym? Kręcę głową, mówiąc: - Myślałam, że przez większość czasu cię irytuję. - To prawda – śmieje się. – Twoja pyskata buźka mnie irytuje, ale jest to także coś, co w tobie kocham. Nie dasz sobie rozkazywać i podoba mi się to. Ale jednocześnie, potrzebuję,
174 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
żebyś była w stanie to robić. Jestem wymagający i uparty. Nie jest to coś, co zamierzam zmieniać, ponieważ funkcjonuję dzięki sprawowaniu kontroli. - Dlaczego? Wypuszcza głęboki oddech, mówiąc: - Nie mówmy o tym. Nie dzisiaj. - Kiedy indziej? - Kiedy indziej, kotku – mówi, przyciągając mnie jeszcze bliżej do swojego nagiego ciała. – Możesz dzisiaj ze mną zostać? - Mhmm. Bennett wyjechał na kilka dni do Miami. Jestem twoja, dopóki nie wróci. Odchylając głowę, aby mi się dokładnie przyjrzeć, jego głos jest niczym kwas, kiedy mówi: - Nie. - Nie? - Jesteś moja bez względu na to, gdzie jest. Tutaj, czy gdzie indziej. Nie gram zespołowo. Waham się przez chwilę, po czym mówię: - To nie takie proste. Bennett nie jest taki, jaki się wydaje. - Co to znaczy? - Po prostu… to niełatwe. Kiedy zmieszany kręci głową, powtarzam szybko: - To po prostu nie jest takie łatwe. Jego usta delikatnie muskają moje w łagodnym pocałunku i mogę poczuć chłód jego oddechu, kiedy szepcze: - Nie spodziewam się, że cokolwiek związanego z tobą będzie proste, ale to nie wystarczy, aby powstrzymać mnie przed posiadaniem cię. Po tych słowach całuję go, pozwalając mu cieszyć się moją słodką trucizną. Może sobie mieć nade mną władzę w łóżku, która bez wątpienia sprawi mi ból, ale na końcu, przyjmę ten ból, ponieważ wiem, że będę w stanie zniszczyć go na tyle, aby ocalić siebie, aby dać sobie wszystko to, co zostało mi skradzione, kiedy miałam pięć lat.
175 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dwudziesty pierwszy (teraznie sz sc) OBUDZENIE SIĘ następnego dnia w łóżku Declana było spokojne. Spokojne w każdy chorobliwy sposób. Jego dłonie błądziły po całym moim ciele, a twarz uczyniła sobie dom między moimi nogami, zanim przyciągnął mnie na swoje kolana. Moje ręce były skrzyżowane za plecami, przytrzymywane przez Declana, pozbawiając mnie możliwości ruchu, kiedy go pieprzyłam. I znowu trzymał mnie za rękę, kiedy doszłam. Jeśli mam być szczera, to czułam, że potrzebuję od niego tego wsparcia, ponieważ to, co sprawiał, że czułam podczas seksu, było czystą torturą i obawą. Nie chcę czuć, że seks jest czymś dobrym. Nie powinien być przeze mnie tak odczuwany. Jednak Declan nie daje mi innego wyboru, więc okłamałam go, mówiąc, że przyjdzie do mnie Clara i że muszę być w domu, aby nie martwiła się i nie zadawała pytań, gdzie byłam. Muszę po prostu od niego odetchnąć. Kiedy tylko docieram do domu, biorę gorący, wręcz parzący prysznic, czyszcząc każdy centymetr ciała, ale nic nie potrafi mnie oczyścić tak jak Pike. Czuję, jak coś we mnie pęka. Declan sprawia, że czuję się tak, jak nigdy w życiu nie chciałam się czuć. Kiedy obrazy z zeszłej nocy i tego ranka przebiegają mi przez głowę, zaczynam płakać, gdy mój żołądek skręca się z obrzydzenia. Nie będąc w stanie tego powstrzymać, szybko wychodzę spod prysznica, padam na kolana i wymiotuję. To bolesna mieszanka śliny, wymiocin i łez. Wizji Declana, Carla, skórzanego paska, ciała, spermy, tego obrzydliwego materaca, zapachu piwnicy, zapachu Declana, mojej bezwzględnej nienawiści do Bennetta, mojej samotności w tęsknocie za Pike’m i nagrobka mojego taty. Wszystko to mnie zżera. Słyszę to, czuję, widzę, doświadczam, po czym kolejna silna fala wymiocin przedziera się przez moje gardło prosto do toalety. W tej chwili nienawidzę mojego życia. Nienawidzę wszystkiego w tym zasranym życiu, z którego desperacko chciałam się uwolnić. Szloch wyrywa się ze mnie boleśnie i kiedy opadam na zimną, kafelkową podłogę, leżę na niej, mokra i naga. Zapach wymiocin wypełnia łazienkę. I kiedy zamykam oczy, widzę tatę. - Księżniczko, co robisz? – mamrocze zaspanym głosem, kiedy wczołguję się pod jego kołdrę. - Boję się. Pomaga mi naciągnąć koc, a następnie kołysze mnie w swoich ramionach, mówiąc: Nic nigdy cię nie skrzywdzi. Zawsze cię ochronię. A teraz powiedz, co cię wystraszyło. 176 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Nie pamiętam. Obudziłam się i bałam się. - Zły sen? Przytakuję w jego pierś i wtulam się w kołdrę, pytając: - Mogę dzisiaj z tobą spać, tatusiu? - Nie chcesz wrócić do swojego łóżka? - Nie. Chcę być przy tobie. Jego wielkie ręce zaciskają się wokół mnie ciaśniej. - Jak mógłbym odmówić? – mówi i całuje mnie w czoło. Zarost na jego twarzy kłuje mnie, przez co chichoczę. - Tatusiu! To łaskocze – piszczę i kiedy tylko to mówię, tata zaczyna się śmiać i zatapia twarz w zagłębieniu mojej szyi, udając że mnie zjada. Obydwoje śmiejemy się głośno w ciemności, tarzając się po wielkim łóżku. Zaczynam szczypać go po bokach, na co przekręca się na plecy z wielki uśmiechem i chichocze: - Wygrałaś. Wygrałaś. Poddaję się. - Ty się nigdy nie poddajesz – mówię, na co odpowiada: - Czasami mężczyzna musi wiedzieć, kiedy pozwolić damie wygrać. A teraz dawaj tutaj buziaka. Wskazuje na swój policzek. Pochylam się i całuję jego nieogoloną twarz, czując kłujące kolce na miękkiej skórze moich ust. - Chodź tutaj – mówi. Kładę się w jego objęciach, kiedy całuje czubek mojej głowy. – A teraz zamknij oczy. Nie ma się czego bać. Nigdy nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził. Zawsze będziesz bezpieczna. - Kocham cię, tatusiu. - Kocham cię mocniej, księżniczko. Chodź i znajdź mnie w swoich snach. Wizja blaknie i przekręcam się na bok, zwijając w kłębek. Płaczę z powodu wszystkich tych rzeczy, które obiecał, że nigdy mi się nie przytrafią. Nigdy nie byłam bezpieczna, a świat zranił mnie znacznie bardziej, niż sądziłam, że to możliwe. Wszystko przez Bennetta. I teraz leżę tutaj w jego łazience, naszej łazience. Jest moim mężem. Dzielimy dom, łóżko, życie. Wiedziałam, co robię, kiedy weszłam do jego świata, ale po tym, 177 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
co właśnie stało się z Declanem, chcę uciec. Uciec tak daleko, żebym nigdy nie musiała oglądać się za siebie i żebym nic z tego nie pamiętała. Żebym mogła cofnąć czas. Wrócić do Northbrook, do domu, w którym kiedyś mieszkałam. Chciałabym wejść do swojej sypialni, gdzie wciąż czekałby na mnie tata przy małym stoliczku, z różowymi stokrotkami, abym dołączyła do niego na naszej herbacianej uczcie w stylu księżniczki. Może, jeśli będę płakała wystarczając mocno, świat się nade mną zlituje, zmieniając się o 360 stopni i spełni wszystkie moje marzenia. Chcę mojego taty. Po tych wszystkich latach, po prostu chcę mojego taty.
V Minęło kilka godzin i teraz siedzę w salonie, oglądając kolejny śnieżny dzień. Moje ciało jego obolałe i jestem zmęczona po wymiotach. Wiem lepiej, aby nie dać się przesiąknąć tym uczuciom. Od bardzo dawna nie płakałam w taki sposób i nie pozwalałam sobie na użalanie się nad tym zakończonym etapem swojego życia. Więc teraz siedzę tutaj i zbieram się do kupy, wzniecając w sobie ogień. Ogień, któremu wcześniej pozwoliłam wygasnąć. Czuję resztki jego roztopionego żaru w swoich żyłach. Przypomina mi o tym, co tutaj robię. Chodzi o odzyskanie tego, co zostało mi skradzione. Odzyskanie tego, co było moje, zanim mój tata został ode mnie oderwany i zamordowany w więzieniu. Poradzę sobie z Declanem, po prostu zeszłej nocy miałam moment słabości, ale teraz, odbudowałam stalową ścianę. Pierdolić Declana. Pierdolić Bennetta. Chodzi o naprawienie krzywdy. To jest zemsta i jestem na nią gotowa. Nie marnując więcej czasu, chwytam płaszcz i kluczyki, kierując się do garażu. Chcę pojechać do Justice, ponieważ potrzebuję zobaczyć się z Pike’m. Kiedy podjeżdżam pod jego przyczepę, widzę samochód Matta. Nigdy nie zapomnę nocy, kiedy Pike wkradł się do mojej sypialni przez okno. Matt także tam był. Pike przytulał mnie przez kilka godzin, kiedy płakałam na tylnim siedzeniu samochodu Matta, który wiózł nas do północnego Illinois, gdzie wynajmował z Pike’m jakąś ruderę. Nasz trójka mieszkała razem przez kilka lat, dopóki Pike i ja nie znaleźliśmy czegoś dla siebie. Nigdy nie wróciłam do szkoły. Byłam uciekinierką, ale nie pozwoliłam, aby uczyniło to kompletną porażkę z mojego życia. Pike dał mi pieniądze na zakup kilku zestawów do 178 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
nauki w domu, które pomogły mi przejść przez liceum. Robienie tego na własną rękę nie zmieniło faktu, że byłam tak samo wykształcona, jak każdy inny absolwent, z dyplomem czy bez. Zawsze kochałam szkołę i uczenie się nowych rzeczy. Przeglądałam informatory z lokalnych uniwersytetów, kupowałam podręczniki na zajęcia, którymi byłam zainteresowana i czytałam je, tak po prostu. Pike zawsze się ze mną droczył, ale ja nie miałam zamiaru pozwolić, aby fakt, iż porzuciłam szkołę, był moją plagą. Dopóki byłam niepełnoletnia, nie mogłam ryzykować, zatrudniając się gdzieś, a więc pomagałam Pike’owi, ważąc i pakując przynoszony przez Matta towar. Z powodu osób, z jakimi mieli do czynienia, zawsze byłam przy boku Pike’a. Byłam bezpieczniejsza, szwendając się z nim po ulicach, niż będąc sama w mieszkaniu. Jednak nigdy nie lubiłam Matta, mimo tego, że Pike się z nim przyjaźnił. Kilka razy musiałam go odpychać, kiedy się upił i próbował dobierać się do moich majtek. Pomimo tego, to właśnie on stał po mojej stronie tamtej pamiętnej nocy, nocy kiedy on i Pike podarowali mi najwspanialszy prezent. Matt i Pike podarowali mi zemstę w formie śmierci. Pierwsze uderzenie zemsty, kiedy obydwaj stali przy mnie, gdy odpalałam zapałkę, zabijając Carla i Bobbi w nocnych ciemnościach. Miałam zaledwie piętnaście lat, kiedy odkryłam słodki smak pomsty, gdy ich błagające krzyki były pochłaniane przez piekielne płomienie. A zatem zobaczenie go tutaj, teraz, irytuje mnie, ponieważ nie ważne, jak bardzo go nie lubię, to zawsze będę jego dłużniczką za ten jeden, cenny dar. Kiedy wyłączam samochód i wchodzę do przyczepy, Matt uśmiecha się szyderczo, wiedząc o wszystkim, co robię z Bennettem. - Proszę, proszę, co sprowadza tutaj splamioną życiem na wysokim poziomie? - To niesamowite. - Co? – pyta. - To jak twoje słownictwo wydoroślało przez te lata – odpowiadam, zdejmując płaszcz, po czym spoglądam na Pike’a, mówiąc: - Muszę z tobą pogadać. - Koleś, spadówa – mówi do Matta. - Co jest, kurwa? - Nie zaczynaj z tym gównem. Wiesz, że Elizabeth nie może tak łatwo sobie tutaj przyjeżdżać, żeby ze mną pogadać – mówi do Matta, wstając i podchodząc do mnie. Przytulam Pike’a i patrzę, jak Matt chwyta swoją kurtkę i zaczyna kierować się do drzwi.
179 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Zadzwoń, jak pójdzie. - Jasne, stary. Później się odezwę. Matt ogląda się na mnie przez ramię, kiedy dociera do drzwi, po czym wychodzi. Przytulam Pike’a jeszcze mocniej, prawie go dusząc. - Wow, co się dzieje? – pyta, tuląc mnie. - Stęskniłam się za tobą. - Wszystko w porządku? Coś się stało? – pyta, kiedy podchodzimy do kanapy i siadamy. - Wczoraj bzykałam się z Declanem. Zmartwienie na twarzy Pike’a nie jest zaskakujące. Poza Carlem, Pike jest jedynym mężczyzną z którym uprawiałam seks do czasu, aż pojawił się Bennett. Ale Bennett to nic w porównaniu z Declanem. - Cholera – wzdycha. – Wszystko dobrze? - Związał mnie paskiem – wyjawiam. - Co, kurwa? - On taki jest. Lubi ostro. Właściwie to przeleciał mnie na imprezie noworocznej. To był pierwszy raz. Szybki i sprośny numerek w łazience. - Czekaj, wróć – mówi, zmieszany. - Na przyjęciu usiłowałam wzbudzić w nim zazdrość i najwyraźniej podziałało. Poszedł za mną do łazienki i uprawialiśmy seks. Nie widziałam go, ani nie rozmawiałam z nim, dopóki wczoraj nie pojechałam do jego mieszkania. Bennett jest w Miami, więc spędziłam noc z Declanem. Seks z nim jest okropny. Wygłuszenie tego, co się dzieje, jest niemożliwe, ponieważ przez cały czas jest taki wymagający. Dzisiaj rano pojechałam do domu, bo czułam obrzydzenie. - Chodź tutaj – mówi, ciągnąc mnie w swoje ramiona. Siedzimy przez chwilę, po czym pyta: - A więc, co myślisz? - Nie mogę odejść. Declan to odpowiedni facet, wiem to. - Skąd masz pewność?
180 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Kręcąc głową, odpowiadam: - Nie wiem. Po prostu to czuję. Nie potrafię tego wyjaśnić, chodzi o to, jak się czuję. - No nie wiem – mówi, powątpiewając w moje słowa. Czując się nieco poirytowana, pytam: - Co? - Myślisz, że mógłby to zrobić? - To pytanie, na które nikt nie potrafiłby odpowiedzieć, ale tak, myślę, że mógłby. - Co, jeśli się dowie? - Nie dowie się. Przypatrując mi się, naciska: - Nie bądź tego taka pewna. Pewność to niebezpieczna rzecz. Odsuwając się od niego, opieram się o oparcie kanapy. - Dobra. Co, jeśli się dowie? Nie wiem, Pike. Jakie miałoby to znaczenie? Żadne przestępstwo nie zostałoby popełnione. - A co z Bennettem? Jeśli Declan się dowie, albo nie będzie w stanie tego zrobić, to czy ty będziesz potrafiła? Śmieję się z frustracji i patrzę na Pike’a, mówiąc: - To, jak we mnie wątpisz, sprawia, że wyglądasz jak głupek. Kocham mojego tatę. Zapłacił najwyższą cenę, kiedy został zamordowany. – Z surowym spojrzeniem, wręcz gotuję się ze złości. – Jeśli sądzisz, że nie byłabym w stanie tego zrobić, to mnie nie znasz. - Znam cię. Lepiej niż ktokolwiek inny. Ale mówimy o zabiciu kogoś, Elizabeth.28 - Wiem o czym mówimy, Pike. Żyję tą grą od czterech lat. Dzielę łóżko z tym skurwysynem – warczę. Zdesperowany Pike przeczesuje dłońmi włosy, pochyla się i mówi ciężko oddychając: - Wiem. Boże, wiem. Tylko chodzi o to, że to już tak długo trwa. Poniekąd przyzwyczaiłaś się do tego życia, wiesz?
28
O.O, jednak – snll.
181 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Tak – mówię cicho. – Wiem. Zgadzam się z tym, ale myślę, że jestem nieco bardziej zdekoncentrowana niż ty, biorąc pod uwagę swoją rolę. Ale czuję, że to się wreszcie dzieje. Ciągle tego chcemy, prawda? - Przyrzekłem, że zrobię cokolwiek będzie trzeba, aby uczynić twoje życie lepszym. Nie zmieniam zadania w tej kwestii. Ten skurwiel zapłaci za to, co zrobił z twoim życiem. Przytakuję, a mój uśmiech poszerza się na myśl o Bennetcie ponoszącym karę za całe to gówno, które mi się przytrafiło. Za śmierć mojego taty, za wszystkie zniszczenia, które spowodował on i jego rodzice.29 Będę napawać się tylko jednym, kiedy Bennetta już nie będzie — pieniędzmi i władzą. W trakcie dążenia do tego zniszczenie życia Declana dla mojego odkupienia jest czymś nieuchronnym, jeżeli Pike i ja chcemy umywać od tego ręce. A więc tak; idziemy naprzód z naszym planem. To moment, na który czekaliśmy z Pike’m przez lata. Spędzamy wieczór omawiając plany i czas realizacji, oraz ustalamy, że wrócę za kilka dni, kiedy Bennett wyleci do Dubaju. Po rozmowie, Pike oczyszcza mnie, dzięki czemu wracam do gry. Wracam, aby wymierzyć srogą karę.
29
No, no, przełom. Wreszcie Nina coś potwierdziła.
182 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dwudziesty drugi (teraznie sz sc) TEGO POPOŁUDNIA, po spotkaniu z panią Bernstein z Chicago Magazine, pracowałam nad artykułem społecznym, który chcą opublikować w następnym miesiącu jako sprawa lutego. Magazyn będzie przedstawiał kilka wyjątkowych par w edycji walentynkowej i chciałam naświetlić mnie i Bennetta, pisząc coś od siebie. Poinstruowano mnie, abym napisała o tym, jak utrzymujemy iskrę w naszym związku, wspominając przy tym, w co jesteśmy zaangażowani, czyli liczne organizacje charytatywne i fundacje, z którymi współpracujemy i które wspieramy. Bennett zdawał się być podekscytowany, kiedy kilka godzin temu zadzwoniłam do niego, opowiadając o szczegółach artykułu i spotkania z panią Bernstein, a także o edytorze, który został mi przypisany. Kiedy kończę artykuł, zaczynam się przygotowywać. Declan wreszcie się poddał i napisał do mnie zaledwie po dwudziestu czterech godzinach. Nie zaskoczyło mnie, że nie mógł się dłużej powstrzymać. Wiadomość była krótka, oschła i napisana prosto z mostu. Zgodziłam się, aby do niego pojechać. Mimo, że jestem podenerwowana ponownym uprawianiem seksu z Declanem, to staram się skupić na innych rzeczach, jednak to wciąż do mnie wraca. Kiedy jestem ubrana, wychodzę i jadę do Declana. Gdy winda się otwiera, Declan wychodzi z uśmiechem na twarzy, podając mi kartę-klucz. - Masz – mówi. - Po co mi to? - Aby zaoszczędzić mi kłopotu zjeżdżania na dół za każdym razem, kiedy będziesz chciała wpaść. Weź to. Uśmiechając się kokieteryjnie, odpowiadam: - A więc jestem kłopotem? - Ty? Nigdy. Gdy jedziemy windą, Declan staje przede mnie, popychając mnie na oszkloną ścianę i całuje mnie. Z dłońmi dookoła mojej szyi, kontroluje każdy ruch pocałunku, kiedy jego język rozchyla moje usta, aby mógł wziąć jeszcze więcej. Nasze ciała są do siebie przyciśnięte. Ogarnia mnie jego ciepło, więc kiedy wreszcie odrywa się ode mnie, czuję, że jestem zarumieniona.
183 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Tęskniłem – mówi, patrząc na mnie. - Tak? - Zawsze. Gdy drzwi windy się otwierają, chwyta mnie za rękę. Czuję gotujące się w kuchni jedzenie. Podążam za Declanem, który prowadzi mnie do barku, przyciągając dla mnie stołek. - Co oznacza to wszystko? – pytam, siadając. - Obiad. - Gotujesz? – pytam, uśmiechając się szelmowsko, kiedy chwyta butelkę wina i zaczyna nalewać mi kieliszek Pinot Noir. - Dlaczego jesteś taka zaskoczona? Kręcąc głową, biorę łyk, zanim odpowiadam: - Chyba nie wiem o tobie za wiele, więc jestem pewna, że wiele rzeczy dotyczących ciebie mnie zaskakuje. Uśmiecha się na moje słowa, kiedy wchodzi do kuchni i zaczyna kroić kilka warzyw. - Co dla nas przygotowujesz? - Kurczaka w migdałach i szampanie, pieczone warzywa i młode ziemniaki. - Brzmi świetnie – mówię, kontynuując popijanie wina i obserwując, z jaką łatwością porusza się po kuchni. – Kto nauczył cię gotować? - Mama. Pamiętam, jak byłem mały, a ona podstawiała mi krzesło przy kuchence, żebym mógł na nim stawać. Obserwowałem ją i pomagałem, kiedy potrzebowała, aby coś pomieszać. Wreszcie zaczęła uczyć mnie, jak wbijać jajka i robić inne proste czynności – mówi, zgarniając warzywa i wrzucając je do stalowej miski. – I kiedy byłem starszy, gotowaliśmy wspólnie bardziej skomplikowane posiłki. - Zdaje się być wspaniałą mamą. - Była. - Była? – pytam i kiedy to robię, Declan spogląda na mnie, mówiąc: - Kiedy indziej. Takich samych słów użył, kiedy zapytałam go, dlaczego musi mieć nad wszystkim kontrolę.
184 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- A co z tobą? – pyta. – Lubisz gotować? - Nie umiem. - Mama nigdy cię nie nauczyła? – pyta. Kręcę głową, wiedząc prawdę, iż nigdy nie miałam mamy, ale Declan zna tylko kłamstwa, które powiedziałam mu na temat swojej rodziny, więc odpowiadam: - Nie. Dużo pracowała, więc często jej nie było. Lubię patrzeć, jak Clara gotuje, kiedy przychodzi przyrządzać posiłki. Od czasu do czasu pozwala mi sobie pomóc, ale nie często. Robię w sumie to, co tobie pozwalała robić mama, kiedy stałeś na krześle. Tylko mieszam i wącham. Obserwuję jak zmarszczki wokół jego oczu pogłębiają się, kiedy na mnie patrzy i śmieje się. - Prosiłam Bennetta, żeby nieco poluzował jej grafik, abym mogła robić w domu więcej rzeczy, ale odmówił. Clara pracuje u niego od dawna i lubi wiedzieć, że jest w domu. Declan przygląda mi się przez chwilę, kiedy milknę i wreszcie przełamuje ciszę, mówiąc: - Chodź tutaj – gestem zachęca mnie, abym do niego podeszła. - Po co? – pytam podejrzliwie. - Bo zamierzam nauczyć cię gotować, kotku. Uśmiecham się, zeskakuję ze stołka i podchodzę do niego. Declan sięga i chwyta główkę czosnku, ustawiając ją na środku deski do krojenia, po czym podaje mi nóż. - Już wcześniej usmażyłem. Czosnek zawsze jest lepszy, gdy się go podsmaży – wyjaśnia, kiedy patrzę na niego i przytakuję. – Obierz dwa ząbki, a później rozgnieć je nożem. Robię, co każde, odrywając kilka ząbków. Declan stoi za mną i kładąc dłonie na moich, ustawia nóż płasko na jednym ząbku, a następnie chwyta nadgarstek mojej drugiej ręki. - Teraz zaciśnij pięść i przygnieć nóż, aby rozgnieść czosnek – instruuje. Z jego dłonią na moim nadgarstku, ściskam pięść uderzając nią w nóż i miażdżąc ząbek. - Idealnie – mruczy mi do ucha. – Zrób to samo z drugim.
185 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Wciąż trzyma dłonie na moich, kiedy powtarzam tą czynność. Później pomaga mi przygotować sos do kurczaka, opiekając migdały i krojąc szalotkę oraz grzyby. Kiedy już zalałam wszystko szampanem, pomaga mi ułożyć kurczaka, polewając go sosem. - Włączysz piekarnik? Jest automatycznie ustawiony na 180 stopni, włącz funkcję pieczenia. - Okej – mówię, kiedy podchodzę do piekarnika i włączam go. Obserwuję, jak Declan kończy przygotowywać danie i kiedy piekarnik piszczy, wsuwa danie na ruszt i ustawia zegar na pół godziny. - Co cię tak bawi? – pyta, stając przede mną. - Ty. - A to dlaczego? Sięgając, aby przytulić go w talii, odpowiadam: - Lubię cię takiego. – Moje słowa są szczere.30 - Jakiego? – pyta, podchodząc jeszcze bliżej, przeczesując dłońmi moje włosy i unosząc moją głowę. - Po prostu takiego. Wyluzowanego, w jeansach i koszulce, uczącego mnie czegoś nowego. Lubię słodkiego Declana – mówię miękko, wpatrując się w jego szmaragdowe oczy. - Chcesz powiedzieć, że nie zawsze jestem słodki? Zaczynam się śmiać, a następnie odpowiadam: - Przez większość czasu jesteś dupkiem. Jego głowa opada do tyłu, kiedy wybucha śmiechem. Ten dźwięk sprawia, że sama śmieję się jeszcze bardziej. Jego uśmiech jest szeroki, kiedy ponownie na mnie patrzy, odwzajemniając moje słowa: - Ja też cię taką lubię. - Boję się nawet pytać – droczę się. - Nigdy się nie bój – mówi, zanim dodaje: - Jesteś delikatna. Nie okazujesz tego za często, ale kiedy już to robisz, lubię to.
30
Czyżby tama powooooli pękała? - snll
186 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Jego słowa natychmiast ścierają uśmiech z mojej twarzy, kiedy mówi: - Lubię, kiedy jesteś przy mnie delikatna. - To niełatwe dla mnie. - Wiem, ale chcę tego od ciebie. Jest świadomy faktu, że zamierzam użyć jego słów, aby wytworzyć idealny jad, którym go ukąszę. A więc przytakując delikatnie na znak zrozumienia, zarzucam mu ręce na szyję, kiedy pochyla głowę, aby mnie pocałować. Dłońmi chwyta mnie za tyłek, unosząc mnie w swoje ramiona. Owijam wokół niego nogi, kiedy zabiera mnie na kanapę i siada ze mną, siedzącą na nim okrakiem. Nadal się całujemy, jego smak pragnienia wlewa się w moje usta. Mocno, szybko, delikatnie, wolno, liżąc, gryząc, ssąc. Wszystko to w jego namiętności. Czas staje w miejscu. Ale obydwoje gwałtownie odrywamy się od siebie, kiedy włącza się alarm przeciwpożarowy, a pokój wypełnia zapach spalonego jedzenia. - Kurwa – chrypi lekko rozbawiony Declan, kiedy patrzy mi przez ramię i gdy odwracam się, widząc wypełnioną dymem kuchnię, zeskakuję z jego kolan i biegnę tam, widząc buchające z kuchenki chmury dymu. - Cholera! – piszczę i natychmiast otwieram drzwiczki piekarnika, tylko po to, aby zostać oślepioną smugą dymu. Declan staje obok mnie i sięga dłonią odzianą w rękawicę, aby wyciągać czarnego, zwęglonego kurczaka. Mój zszokowany wyraz twarzy, że w jakiś sposób zrujnowałam obiad, zostaje skontrastowany przez jego śmiech, który mnie denerwuje. Declan rzuca posiłek na kuchenkę, a następnie biegnie otworzyć przesuwne, szklane drzwi, aby wywietrzyć pomieszczenie. Później idzie wyłączyć piszczący alarm. - Co zrobiłam nie tak? – pytam, kiedy wraca do kuchni i kiedy widzę, że wciąż się śmieje, warczę: - Skończ i przestań się ze mnie śmiać. Pochyla się nad kuchenką, patrząc na ustawienie piekarnika. - Cholera, Nina – chichocze. - No co? – pytam obrażona. - Ustawiłaś piekarnik na pieczenie tylko od góry. Buduje się we mnie zażenowanie i nic nie mówię, kiedy opieram się o blat, patrząc na spalone przeze mnie danie.
187 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Cóż – mówi, patrząc na mnie. – Wygląda na to, że nie żartowałaś, mówiąc, że nie potrafisz gotować. - Przepraszam, Declan. - Nie ma potrzeby. Wszystko w porządku – zapewnia, gładząc mnie po całej długości rąk. - Przestań. - Co mam przestać? - Szczerzyć się tak do mnie. To krępujące. - Dlaczego? Bo nie jesteś idealna? Zwężam wzrok, mówiąc: - Są rzeczy, które idealnie potrafię gotować. - Ach tak? Teraz to mnie zaciekawiłaś. - Wynocha – żądam, odpychając go. – Naprawię to. Tylko daj mi kilka minut. Declan odwraca się, mówiąc słodko – Niczego nie musisz naprawiać. Wszystkie menu na wynos są w szufladzie koło lodówki. - Nie. Chcesz, żebym ci coś udowodniła, więc to zrobię. Tylko… pozbądź się tego zwęglonego kurczaka, proszę. - Dobrze więc – chichocze i kiedy jego obiad jest już sprzątnięty, zaczynam krzątać się po kuchni w poszukiwaniu kilku potrzebnych rzeczy. Prawda jest tak, że byłam wobec niego szczera. Nie mam pojęcia, jak się gotuje. Kiedy Pike i ja byliśmy na swoim mieszkaniu, ledwo starczało nam pieniędzy, aby płacić za wynajem obskurnego lokalu. Mało tego, przez połowę czasu niemal groziła nam eksmisja. Ocieraliśmy się o to przez całe życie, odkrywając że alkohol jest lepszą inwestycją niż pozwolenie sobie na bezpieczne miejsce do życia. Gdy jesteś pijany, to przynajmniej możesz uciec od rzeczywistości. A więc kiedy stoję nad postawioną na kuchence patelnią ze szpatułką w dłoni, spoglądam przez ramię, widząc zamykającego przesuwne drzwi Declana. Okłamywałabym samą siebie, mówiąc, że mnie nie pociąga, ponieważ pociąga. To ogromna strata, że nie mogliśmy się poznać w innym życiu, jednak zastanawianie się nad czymś, co nigdy nie nastąpi, jest niekończącą się ścieżką rozczarowań, ponieważ to jest jedyne życie, w jakim się poznamy. 188 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Przygotowuję jedną z kilku rzeczy, które potrafię ugotować. Podchodzę do stołu jadalnego i kładę na nim talerze. - Przyniesiesz wino? – krzyczę do Declana i kiedy podchodzi do stołu z butelką wina, uśmiecham się do niego, kiedy patrzy na swój talerz, śmiejąc się. Jego oczy odnajdują moje. - Wyglądasz na niezwykle dumną z siebie, a nawet jeszcze nie spróbowałem. - Bo wiem, że nie ma opcji, iż nie będzie ci smakowało – mówię, kiedy siada i kładzie serwetkę na kolanach. - I mówi to dziewczyna, która droczyła się ze mną, kiedy zabrałem ją do Over East Café – mówi, kiedy podnosi grillowany ser i robi gryz. Biorę łyk wina, po czym Declan wreszcie przyznaje: - Najlepszy grillowany ser w moim życiu. Obydwoje wybuchamy śmiechem, kiedy podnoszę swoją kanapkę i zaczynam z nim jeść. Od dawna nie czułam się tak komfortowo. Z Pike’m jest inaczej, prawdopodobnie dlatego, że zna każdą wstrętną cząstkę mojej osoby, natomiast Declan patrzy na mnie, jakbym była nieskażona i dobra. To wszystko jest kłamstwem, ale przez chwilę to kłamstwo sprawia, że jestem szczęśliwa i może choć troszeczkę kompletna. A więc siedzimy tutaj, w jego wartym miliony apartamencie, ciesząc się obiadem z grillowanego sera i Pinot Noir. Po obiedzie pomagam Declanowi z naczyniami. Sprzątamy kuchnię i kiedy wszystko jest na swoim miejscu, czuję wciąż obecny zapach spalenizny. Chwytając pukiel swoich włosów, wącham go, podczas gdy Declan mnie obserwuje. - Co robisz? – pyta. - Moje włosy śmierdzą dymem. - A moje? – pyta, podchodząc do mnie i pochylając głowę. Przeczesując palcami jego bujne włosy, odpowiadam: - Tak, twoje też. Następnie chwyta mnie za rękę i prowadzi w dół korytarza, do sypialni. Zapalając jedną z lamp, wprowadza nas do wielkiej łazienki, która mieści ogromny, marmurowy prysznic bez drzwi z dużą, gładką szybą po jednej stronie. Umywalki „dla niej i dla niego‖ ciągną się na dwie ściany z ciemnymi, dopasowanymi szafkami do białych umywalek. Wzdłuż ściany okien usytuowana jest wielka, elegancka, prostokątna wanna jacuzzi. Pomieszczenie jest nowoczesne i męskie, tak jak reszta apartamentu.
189 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Ponownie skupiam się na Declanie. Napuszcza wodę do kąpieli i kiedy odwraca się do mnie, stoi na środku łazienki. - Rozbierz się. - Kąpiel? – pytam. Sięga za głowę, ściąga koszulkę i odrzuca ją na bok. - Tak, kąpiel – mówi, podchodząc do mnie i chwytając rąbek bluzki. – Podnieś ręce. Zdejmuje moją bluzkę, a następnie zsuwa spodnie wzdłuż moich nóg. Przytrzymuję się jego barków, kiedy z nich wychodzę. Declan klęczy przede mną i kiedy patrzę na niego, powoli zsuwa moje majtki. Gdy już są ściągnięte, przebiega dłońmi w górę moich nóg, do centrum mojego małego V. Z jedną ręką wsuwającą się między moje nogi, rozcapierza palce na mojej cipce i wzgórku łonowym, przytrzymując mnie w miejscu, kiedy patrzy mi w oczy. - Taka piękna. Jego akcent sprawia, że słowa brzmią sprośnie. Nikt nigdy nie patrzył na mnie w sposób, w jaki patrzy na mnie Declan. To budzi we mnie skrępowanie, ponieważ gdyby tylko wiedział, przez co przeszło moje ciało, to sam widok by go odepchnął. Po tym, jak pozbywamy się reszty ubrań, chwyta mnie za rękę, kiedy wchodzę do wypełnionej ciepłą wodą wanny. Gdy Declan dosiada się, usadawiam się między jego nogami i opieram plecy o jego klatę, wtulając się w niego. Jego ręce owijają się wokół moich piersi, kiedy tuli mnie mocno. Ciepło jego ciała jak i wody bierze nade mną górę. Wypuszczając ciężki wydech, zamykam oczy i kiedy moje ciało się relaksuje, jeszcze bardziej zatapiam się w objęciach Declana. - Powiedz mi, o czym myślisz? – mruczy. - Mmm. Jego pierś wibruje cichym śmiechem, zanim mówi: - To wszystko, co dostanę? Mmm? - Relaksuję się. Declan odsuwa włosy z mojego ramienia i zaczyna całować zagłębienie szyi, przyciskając wargi do mojej wrażliwej skóry, sprawiając, że drżę, a na ciało występuje gęsia skórka. Wiem, że mu się to podoba, ponieważ cicho chichocze. Zostajemy tak przez chwilę, po prostu chłonąc ciepło z kąpieli, niemal topniejąc w swoich objęciach. 190 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Powinienem się martwić? – pyta Declan, przerywając długą chwilę ciszy. - O co? – pytam. Wciąż mam zamknięte oczy, opierając policzek na jego klatce piersiowej. - Że pieprzyliśmy się bez gumki. - Już wcześniej ci powiedziałam, że nie mogę zajść w ciążę – przypominam. Przez chwilę milczy, zanim odpowiada: - Powiedz mi, dlaczego? Biorąc głęboki wdech, prostuję się i nieznacznie odwracam się w jego stronę, abym mogła na niego spojrzeć. - Mam trzecie stadium endometriozy. - Ja nie… - zaczyna z wypisanym na twarzy zmieszaniem. - Generalnie chodzi o to, że komórki nieprawidłowo zagnieżdżają się poza macicą. A więc szanse, że zajdę w ciążę, są prawie zerowe. - Maleńka, ja… - zaczyna, kręcąc głową. Najwyraźniej, mówiąc o tym, czuje się znacznie mniej komfortowo niż ja. – Kiedy się dowiedziałaś? - Trochę po dwudziestce. W tamtym czasie zaczęłam mieć bolesne miesiączki. Stawały się coraz gorsze, do czasu, aż ból stał się nie do wytrzymania i zostałam zabrana do szpitala, bo nie wiedziała, co innego robić. Zaczęli przeprowadzać masę testów i po kilku miesiącach, wreszcie doszli do tego, co było nie tak. - Jest coś, co mogą zrobić? - Nie. Gdy to masz, to po prostu to masz. Nie ma lekarstwa, czy czegoś innego. - A ból? – pyta, wyraźnie zmartwiony. - Eksperymentowałam z kilkoma kuracjami hormonalnymi, aby zwalczyć ból, ale skutki uboczne były fatalne, więc musiałam przerwać. Biorę jedynie środki przeciwbólowe na receptę, ale nie pomagają tak bardzo. Declan przeczesuje palcami moje włosy, a następnie ujmuje mój policzek, mówiąc: Boże, maleńka, przykro mi. Nie wiem, co powiedzieć. - W porządku – próbuję go zapewnić. – To dla mnie nic nowego. Wiem o tym od lat. Jest okej. 191 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Chcesz mieć dzieci? Wzruszając ramionami, odpowiadam: - Czy to, czego chcę, ma jakieś znaczenie? To znaczy, to nie tak, że życie daje mi jakiś wybór w tej kwestii. - Oczywiście, że ma znaczenie. - Nigdy nie będę mamą, więc nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Już dosyć się tego narobiłam. Pamiętam, jak Pike siedział przy mnie, kiedy lekarz powiedział, że nie będę mogła mieć dzieci. Nigdy wcześniej o tym nie myślałam, dopóki lekarz nie powiedział, że nie będę mogła ich mieć. Płakałam przez kilka dni, a Pike mnie pocieszał. To było tak, jakbym opłakiwała śmierć czegoś, co nigdy nie miało być moje, abym mogła to stracić. Ale to było ponad sześć lat temu i doszłam do wniosku, że prawdopodobnie i tak byłabym beznadzieją mamą. Co mogłabym dać mojemu dziecku? Przed poślubieniem Bennetta, Pike i ja przetrwaliśmy dzięki handlowi narkotykami i ledwo co dawaliśmy radę. Nie takiego chcę życia, więc po co, do cholera, miałabym go chcieć dla mojego dziecka? - Wciąż możesz być mamą, wiesz? – mówi delikatnie Declan. Nie chcąc być niegrzeczną i całkowicie go uciszać, uśmiecham się do niego słabo i mówię miękko: - Możemy pogadać o czymś innym, proszę? - Przepraszam. - W porządku. Po prostu nie rozmawiam o tym za często, więc… - Nic więcej nie musisz mówić – zapewnia, zanim całuje mnie i ponownie obejmuje.
192 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dwudziesty trzeci (teraznie sz sc) ZESZŁEJ NOCY, po kąpieli z Declanem, opuściłam jego mieszkanie. Bennett wracał dzisiaj z Miami, więc chciałam być w domu na wypadek, gdyby przyjechał wcześniej. Kiedy mój mąż jest w domu, jestem ostrożna, jeśli chodzi o kontaktowanie się z Declanem. Przez większość czasu rozmawiamy mailowo, ponieważ maile łatwo usunąć, w przeciwieństwie do połączeń telefonicznych, które są rejestrowane i nagrywane. Wolałabym nie wysyłać nawet maili, ale Declan nalega na rozmawianie ze mną w ciągu dnia. Podczas gdy Bennett bierze prysznic, siedzę w gabinecie, widząc, że mail już na mnie czeka. OD: D. McKinnon. DO: Nina Vanderwal WYSŁANO: 10 styczeń, 13:23 TEMAT: Pragnę Cię Kiedy wyjeżdża? Chcę się z Tobą zobaczyć. – D Odpowiadam szybko, słysząc, że woda pod prysznicem wciąż leci. OD: Nina Vanderwal DO: D. McKinnon WYSŁANO: 10 styczeń, 13:58 TEMAT: Re: Pragnę Cię Niektórzy ludzie uważają, że grzecznie jest zacząć od powitania, nawet jeśli jest krótkie i tak zwyczajne jak „Cześć”. Ale odpowiadając na Twoje pytanie, Bennett wyjeżdża około 15:30. – Nina Jego odpowiedź jest niemal natychmiastowa. OD: D. McKinnon. DO: Nina Vanderwal WYSŁANO: 10 styczeń, 14:00 TEMAT: Witam, jak zasugerowano – CZEŚĆ Spotkamy się w hotelu? - D
193 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
OD: Nina Vanderwal DO: D. McKinnon WYSŁANO: 10 styczeń, 14:01 TEMAT: Re: Witam, jak zasugerowano – CZEŚĆ Musimy popracować nad Twoją etykietą towarzyską. Powitanie w temacie także jest niegrzeczne. Mogę tam być o 16:00 – Nina. OD: D. McKinnon. DO: Nina Vanderwal WYSŁANO: 10 styczeń, 14:04 TEMAT: Wybrakowana etykieta A więc o 16:00. Przyjdź do mojego pokoju. Zostawię dla Ciebie w recepcji klucz do windy. – D OD: Nina Vanderwal DO: D. McKinnon WYSŁANO: 10 styczeń, 14:05 TEMAT: Tania Dlaczego czuję się jak prostytutka, albo gorzej, dziunia na telefon? – Nina. OD: D. McKinnon. DO: Nina Vanderwal WYSŁANO: 10 styczeń, 14:06 TEMAT: Tania? Dziunia? Co to, kurde, jest? Bez względu na to, cholernie dobrze wiesz, że jesteś kimś znacznie ważniejszym. Ale nie będę Ci tutaj słodził: pragnę Cię i z każdą minutą robię się coraz bardziej niecierpliwy i twardy, kiedy nie mam Twojego ciała przy swoim. 16:00!!! – D Kiedy uzmysławiam sobie, że nie zrozumiał amerykańskiego slangu, śmieję się i kasuję maile ze skrzynki oraz usuwam je z kosza. Zamykając wieko laptopa, idę do sypialni, a Bennett wychodzi z łazienki okryty jedynie ręcznikiem. Uśmiecham się, kiedy podchodzę do jego walizki. - O co chodzi z tym uśmieszkiem? – pyta, zbliżając się do mnie. - O ciebie. - A co jest ze mną? - Chodzisz tu sobie taki mokry, ubrany tylko w ręcznik. To wredne robić takie rzeczy żonie – droczę się.
194 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- A to dlaczego? - Ponieważ zostawiasz mnie na kilka tygodni i jest to ostatni widok, jaki mi dajesz. - A co z tym, co dałem ci kilka godzin temu? – pyta, odnosząc się do długiej sesji seksu, którą odbyliśmy wcześniej. - To mi da powody do myślenia, kiedy będę leżeć nocą w łóżku… samotnie. - Lepiej do mnie zadzwoń, kiedy będziesz się czuła samotna – mówi sugestywnie, powodując, że zaczynam się śmiać. - Przestań. Musisz zacząć się zbierać, żeby się nie spóźnić – ponaglam. – Skończę cię pakować. - Cokolwiek rozkażesz, szefowo – żartuje, zanim całuje mnie niewinnie, a następnie wraca do łazienki. Zbieram resztę rzeczy z jego szafy i upewniam się, że ma spakowane wszystko, czego potrzebuje. Bennett i Baldwin będą w Dubaju przez następne dwa tygodnie, tak samo Richard. Będą pracować nad zatrudnieniem ekipy, ponieważ renowacja jest wciąż w trakcie. Zmieniłam trochę grafik Clary, aby pozwolić sobie na więcej swobody w kwestii wychodzenia i przychodzenia do domu, tak aby tego nie widziała. Kiedy jakieś pół godziny później Bennett wreszcie wychodzi z łazienki, postanawiam dać mu pożegnanie w stylu dobrej żony. Może to moje sumienie, albo to, że nie chcę, aby był podejrzliwy, jednak nie ważne, co mnie motywuje, muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby myślał, że nasz związek jest mocny. Więc kiedy do niego podchodzę, sięgam do boku i rozpinam zamek swojej sukienki. Bennett stoi w miejscu, przypatrując mi się, kiedy pewnym krokiem przemierzam pokój. Kiedy przed nim staję, wsuwa dłonie pod materiał sukienki na ramionach i pozwala jej opaść na podłogę, tworząc kałużę wokół moich stóp. - Pragnę cię – mówię. – Jeszcze ten jeden raz, zanim wyjedziesz. - Ile tylko razy chcesz, dam ci je. I tak właśnie robi. Może przesadzam, ale czuję, że jest to potrzebne, kiedy na tak długo będziemy z daleka od siebie. Kiedy już pozwoliłam mu uwierzyć, że jestem w pełni zaspokojona, wracamy do rzeczywistości. Zerkam na zegarek, widząc, że jest już prawie szesnasta i że powinnam być w hotelu Declana. Kiedy Baldwin wchodzi do apartamentu, aby pomóc Bennettowi z jego bagażem, chwytam swój płaszcz i nakładam go.
195 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Gdzie idziesz? – pyta Bennett, na co szybko kłamię: - Powiedziałam Marcii, że spotkamy się na kawę, kiedy już wyjedziesz. Ale teraz jestem już przez ciebie spóźniona – flirtuję, mrugając do niego. - Wydaje mi się, że to ja jestem spóźniony przez ciebie, pani Vanderwal. - Narzekasz? - W ogóle. I proszę, możesz mnie opóźnić jeszcze bardziej, jeśli chcesz. Dostrzegam uśmiech Baldwina, który podsłuchuje naszą rozmowę i zwracam się do Bennetta, oskarżając go: - Ale z ciebie zbok. - Tylko dla ciebie – śmieje się. – Będę tęsknić. W trakcie jazdy windą na dół, do lobby, żegnamy się. Bennett zdaje się być szczerze smutny, że mnie zostawia, podczas gdy ja pragnę pojechać wreszcie do Declana, wiedząc, że jestem bardzo spóźniona. Jednak ukrywam to, nie spiesząc się i odgrywając rolę kochającej żony, która już teraz tęskni za mężem, mimo że jeszcze nawet nie wyjechał. Ale kiedy wreszcie to robi, wymieniamy delikatne pocałunki, Bennett wchodzi do samochodu, w którym czeka Baldwin, a ja kieruję się do podziemnego garażu. Gdy podjeżdżam pod Lotus, wysiadam z samochodu z portfelem, zanim wchodzę do środka i odbieram kartę-klucz, którą zostawił dla mnie w recepcji Declan. Kiedy wjeżdżam na ostatnie piętro, wykorzystuję kartę, aby wejść do jego apartamentu. - Gdzieś ty, kurwa, była? – krzyczy natychmiast po moim wejściu. Zaskakuje mnie szorstkość jego głosu. - Przepraszam. - Gdzie byłaś przez ostatnią godzinę? Stoi po drugiej stronie pokoju, warcząc na mnie. Mając na sobie szyty na miarę garnitur i krawat, wygląda władczo w swojej twardej pozie i ze zmrużonym wzrokiem oraz zaciśniętą szczęką. Wszystko to dowodzi, że jest więcej niż wkurzony. - Declan, przepraszam – mówię miękko. – Bennett był spóźniony i nie mogłam wyjść, aż do teraz. Przyjechałam tutaj najszybciej, jak mogłam. Declan zaczyna iść w moją stronę. Jego dłonie są zaciśnięte w pięści po bokach ciała. - Nie lubię nie wiedzieć gdzie jesteś. Mówisz o szesnastej, więc lepiej żebyś o tej szesnastej przede mną stała. 196 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Otwieram usta, aby coś powiedzieć, ale nic z nich nie wychodzi. Jeśli będę się kłócić, to wkurzę go jeszcze bardziej. Sięga ręką, aby chwycić mój podbródek. Z jego twarzą, wiszącą nad moją, przyznaje: - Bałem się, że coś ci się stało. - Prze-przepraszam – chrypię. Opuszczając czoło na moje, zamyka na chwilę oczy, kiedy bierze głęboki wdech przez nos. Cała podskakuję, kiedy jego palce nagle zaciskają się mocno wokół mojej szczęki, tak że mogę poczuć całe napięcie jego ciała, gdy otwiera oczy i robi mały krok w tył, wciąż mnie przytrzymując. Jego oczy są pełne złości, sprawiając że moje serce wali jak szalone, a lekkie sapnięcie wymyka się z moich ust. - Cała nim pachniesz – mówi z obrzydzeniem, gotując się ze złości. - J-ja… - Pieprzyłaś się z nim, zanim tutaj przyszłaś? – cedzi przez zęby. Jego szczęka jest zaciśnięta. Nie kłamię, kiedy szepczę drżącym głosem: - Tak. Puszcza mój podbródek i patrzy na mnie wściekle. - Na łóżko – warczy. – I zdejmij tą pierdoloną sukienkę. Nie chcę go czuć, kiedy będę cię pieprzył. - Declan, proszę. - Wchodź na pierdolone łóżko! JUŻ! Jego ostre słowa sprawiają, że wpadam w panikę, obawiając się tego, co ma zamiar zrobić, ale nie waham się, kiedy zaczynam iść przez pokój, wchodząc do sypialni. Szybko pozbywając się sukienki, siadam na krawędzi łóżka i w ciemności czekam na Declana. Zajmuje mu to chwilę, ale wreszcie pojawia się w progu. Nie ma już na sobie koszuli, spodnie zwisają z bioder, a w jednej ręce kurczowo trzyma pasek. Kwaśny posmak żółci pali moje gardło i zamykam oczy, błagając: - Declan, proszę. - Nie gadaj, Nino. Trzymam zamknięte oczy ze strachu i potrzeby wyłączenia się, pragnąc aby płomień zemsty pochłonął mnie, tak żeby Declan nie miał nade mną władzy. Wiem, że stoi tuż przede mną; czuję jego żar, przesiąkający moją skórę. - Nie jestem głupi, myśląc, że nie uprawiałabyś seksu z tym mężczyzną, ale oczekuję, żebyś przychodziła do mnie czysta, rozumiesz?
197 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Szybko przytakuję. - Odpowiedz! – warczy. - Tak. - Otwórz oczy i odpowiedz. Kiedy otwieram oczy, zauważam napięte mięśnie jego rąk i ramion, kiedy wymrukuję: - Tak. - Próbowałaś wzbudzić we mnie zazdrość? - Nie – wypalam szybko, broniąc się. – Ja nie… nie pomyślałam, Declan. Przepraszam. Przesuwa się, siadając obok mnie i mówi: - Teraz wymierzę ci karę. Nie dlatego, że chcę cię skrzywdzić, ale dlatego, że nie chcę, żebyś się zapominała. - Proszę – błagam, kręcąc głową i kiedy patrzy na mnie, w jego oczach widzę przygnębienie. - Nigdy więcej nie chcę go na tobie czuć. - Obiecuję. - Połóż się klatką piersiową na moich kolanach – instruuje spokojnym głosem. Sięgam dłonią, kładąc ją na jego kolanie i ściskając lekko, zanim ulegam i kładę się w poprzek jego ud. Kiedy zamykam oczy, słyszę brzęk uderzającej o ziemię metalowej zapinki od paska. Declan kilkoma ruchami wyciąga krawat z kieszeni spodni i związuje moje nadgarstki chłodnym jedwabiem, robiąc mocny węzeł. Jego dłoń zaczyna gładzić mój wypięty, w koronkowych stringach tyłek i po chwili jego dłoń znika. Spinając się, czekam na nieuniknione uderzenie i kiedy wreszcie nadchodzi w pozbawionym litości klapsie, szarpię się, piszcząc boleśnie, kiedy ból zaczyna przenikać przez skórę. I kolejny. I kolejny. Trzask. Trzask. 198 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Trzask. - Aaaach – krzyczę z powodu palącego bólu. Pieczenie spowodowane uderzeniami jego silnej dłoni zatyka mnie z każdym, wymierzonym za karę klapsem. Moje ręce napinają się pod jego jedwabnym krawatem, a jego dłonie chwytają moje biodra, przerzucając mnie mocno na plecy, tak że ląduję na środku łóżka. Uśmiechając się do mnie, jest szczęśliwy, upokarzając mnie. Niczym wściekłe zwierze, szarpie moje majtki w dół, rozchyla uda i uderza moją cipkę, wymierzając mocnego klapsa. Krzyczę z bólu, a łzy napływają mi do oczu. Jego miękki język natychmiast znajduje się na mojej piekącej skórze, okrężnymi ruchami liżąc wargi sromowe. Kontrast jego wcześniejszego i obecnego dotyku, wpływa na mnie szaleńczo, wywołując obnażające mnie jęki. Czuję wszystko, co robi, ale jestem także poza swoim ciałem, nie posiadając żadnej kontroli nad żadną częścią siebie. Emocje biorą górę — strach, przyjemność, ból, satysfakcja, smutek, komfort. Są sprzeczne i zderzają się we mnie w nieprzewidywalnej bitwie, zdobywając przewagę, kiedy ulegam Declanowi, leżąc tutaj, podczas gdy on całuje i liże moje fałdki w taki sam sposób, w jaki całuje mnie w usta. Następnie wsuwa dłoń pod moje plecy, odnajdując dłoń i trzyma ją mocno, kiedy mój umysł zaczyna się kręcić niczym w kalejdoskopie kolorów i świateł. Poddaję się temu uczuciu, zatracając się, kiedy Declan otacza ustami delikatną łechtaczkę, wsuwając we mnie palec. Ustrzeżenie się przed przyjemnością jego dotyku jest skazane na porażkę, kiedy leżę tutaj związana, nieodporna na wszystko co mi daje, dopóki nie czuję mokrego ciepła między nogami, gdy rozpadam się na kawałki pod wpływem przebijającego się aż do rdzenia i płuc doznania. Ogień skrzy się w moich żyłach, robiąc z mojego ciała zakładnika, kiedy wiję się pod dotykiem Declana. Nasze dłonie cały czas są splecione. Jedyne o czym potrafię myśleć w tej chwili, to nieprzyzwoitość tego mężczyzny. Nie daje mi szansy na zebranie kawałeczków, na które właśnie mnie rozbił, kiedy szarpnięciem ciągnie mnie do góry i popycha, abym usiadła na piętach, podczas gdy on klęczy przede mną na łóżku. Chwytając w pięści moje włosy, szarpie w tył i patrzy w dół na mnie, żądając: - Ssij mojego kutasa tymi słodkimi usteczkami – zanim popycha moją głowę w dół, ale biorę go chętnie w usta. Nie daje mi żadnej kontroli, kiedy ciągnie mnie za włosy, szarpiąc w górę i w dół po całej swojej długości. Zaczynam walczyć z jego wymagającym zachowaniem, wciskając głowę w jego dłonie, chcąc poruszać się wolniej, ale jest ode mnie o wiele silniejszy, zwłaszcza kiedy mam ręce związane za plecami. - Nie walcz ze mną, Nino – warczy, ale ja tego chcę. Chcę z nim walczyć i on to czuje, wrzeszcząc karcąco: - Ulegnij mi! Nie robię tego, przez co ciągnie mnie za włosy jeszcze mocniej, mówiąc ostro: Ulegnij temu. Zaufaj mi, maleńka. 199 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Proszące żądanie wypowiada wymykającym się spod kontroli szeptem. Nie wie, że to słyszę, ale słyszę i coś w tym sprawia, że chcę mu to dać, dać mu kontrolę, której z jakiegoś powodu tak desperacko pragnie. Przesuwa mnie wzdłuż swojego rozgrzanego, dużego kutasa, kiedy sunę językiem po jedwabiście gładkiej skórze. Wydawane przez Declana dźwięki są niczym innym jak pierwotną żądzą i kiedy czuję, jak puchnie w moich ustach, popycha mnie z powrotem na łóżko, siada na mnie okrakiem, wykonując kilka mocnych, pompujących ruchów, tuż przed tym, jak rozlewa nasienie na mój brzuch i piersi. Jego oczy są wpatrzone w moje, gdy to robi, wciąż waląc sobie konia. Obserwuję go — jest pięknie brutalny ze swoim bezwzględnym dotykiem. Pozostawia moje ręce związane za plecami, kiedy kładzie się obok i przyciąga mnie w objęcia, przytulając do swojego silnego ciała. Jestem przed nim całkowicie odsłonięta, naga i związana, ale nie boję się. Ukarał mnie, owszem, ale tak naprawdę, to nie skrzywdził mnie. Wciąż powtarza, abym mu zaufała, więc ze związanymi rękami, przysuwam się i przylegam do niego, gdy mnie tuli. Leżymy razem, a jego sperma schnie na mojej skórze, kiedy palcami przeczesuje moje włosy, mówiąc: - Chcę na tobie czuć tylko siebie – zanim sięga za mnie i rozwiązuje krawat. Kiedy tylko moje ręce są wolne, zarzucam mu je na szyję, potrzebując komfortu. Nie do końca wiem, jak zareagować po tym, co właśnie się między nami stało. Declan ujmuje dłońmi tył mojej głowy, przyciskając usta do mojego ucha i szepcze: - Jestem tutaj, kotku. I kiedy przytakuję, przywierając do niego, Declan zacieśnia uścisk, chrypiąc w moją skórę: - Uwielbiam cię. Moje emocje są rozchwiane i nie wiem, co zrobić z tymi ogarniającymi mnie uczuciami. To szokująca rozkosz. Nienawidzę tego, że napawa się tym momentem razem ze mną, ani że patrzy na mnie w taki sposób. Najbardziej nienawidzę tego, że przy nim nie potrafię uciec. Nie pozwala mi na tę swobodę i cholernie mnie to przeraża. Moje serce wciąż bije jak szalone, kiedy przy nim leżę. Declan to czuje, tuli mnie, szepcząc mi do ucha: - Cii. – Trzyma mnie opiekuńczo w swoich ramionach, jednak jest znacznie bardziej pierwotny, aniżeli opiekuńczy, aczkolwiek w jakiś sposób, w takich momentach jak ten, potrafi zacierać między tym granice. - Tęskniłem za tobą – mówi wreszcie. - Ja też tęskniłam – wzdycham. – Ale Bennett wyjechał, więc jestem cała twoja. - Nie chcę, żebyś była moja tylko wtedy, gdy go nie ma, Nino. Chcę cię mieć przez cały czasy. - To skomplikowanie, ale jestem tutaj, z tobą i teraz pragnę tylko ciebie. Skończmy rozmawiać o Bennetcie, proszę – nalegam. 200 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Declan przysuwa się, aby mnie pocałować, wciąż dotykając mnie delikatnie i czule. Z jego ustami tuż przy moich, pyta: - Jak się czujesz? Skrzywdziłem cię? - Nie. - Chcę, żebyś wiedziała, że zawsze będę cię chronił – mówi. Jego słowa przypominają to, co powiedział mi tata, kiedy byłam młodsza i kiedy odsuwam się, aby spojrzeć Declanowi w oczy, widzę w nich szczerość. - Wiem – mówię. – Zaufanie ciężko mi przychodzi, ale staram się. - Podoba mi się to. Uśmiecham się, ponieważ manipulowanie Declanem jest takie proste. To tak, jakbym nawet nie musiała myśleć, ani się starać: po prostu coś mówię, a on tańczy jak mu zagram. W końcu zasypiamy i kilka godzin później budzimy się. Declan zamawia dla nas jedzenie i okłamuję go, mówiąc, że muszę jechać do domu, ponieważ Bennett chciał przeprowadzić później video rozmowę i wiedziałby, gdybym nie była w naszym apartamencie. Declan jest sfrustrowany, ale umawiamy się, że spotkamy się jutro i spędzimy kolejne dwa tygodnie razem najczęściej jak to możliwe. Tak naprawdę, to muszę dzisiaj jechać do Pike’a. Zanim wychodzę, Declan instaluje aplikację w moim telefonie, która pozwoli nam ze sobą pisać, a rozmowy nie będą namierzane, ani rejestrowane na rachunku. Jego zaborcze sposoby wywołują u mnie śmiech, ale jestem ciekawa i chcę się dowiedzieć, dlaczego jest jaki jest.
201 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dwudziesty czwarty (teraznie sz sc) JEST NIEMAL PÓŁNOC. Mój żołądek jest ściśnięty, kiedy podjeżdżam pod przyczepę Pike’a. Wyłączam silnik i siedzę przez chwilę. Ciszę wypełnia dźwięk mocnego wiatru, zdmuchującego śnieg, którym pokryta jest ziemia. Im dłużej tutaj siedzę, tym bardziej staję się nerwowa. Wiedziałam, że ten dzień wreszcie nadejdzie, ale prawdziwość tego, że wreszcie nastał, ściska mnie w żołądku. Kiedy wysiadam z samochodu i wchodzę do przyczepy, Pike nic nie mówi i podchodzi do mnie. Stoję z kamienną twarzą. - Cześć – mówi łagodnie. - Cześć. - No i…? - No i… - zaczynam, po czym przytakuję, mówiąc: - To jest to. - Jesteś pewna? - Tak. Pike niepewnie obejmuje mnie dłońmi pod szczęką, pytając: - A więc, robimy to? - Tak. – Mój głos drży, ale zbieram siłę, stawiając opór wszystkich emocjom, które czuję, że się wokół nas kłębią. - Boisz się? Przytakuję, dając mu szczerą odpowiedź poprzez zahartowaną fasadę, na co Pike również przytakuje, dając mi do zrozumienia, że nie jestem sama. Jednak obydwoje wiemy, że dokonanie tego, zależy całkowicie ode mnie. - Nie bój się. Pamiętaj, dlaczego to robimy – mówi. Jego oczy płoną. – To dla twojego ojca. To dla ciebie i dla wszystkiego, co zostało ci zabrane. Chciałaś nowe życie; już prawie to osiągnęliśmy, Elizabeth. Czujesz to? Bajkę?
202 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Taa – chrypię. - Więc najpierw będziemy walczyć z potworami – mówi, po czym delikatnie przywiera ustami do moich warg i kiedy się odsuwa, ściągam płaszcz i odrzucam go na bok. Po chwili spoglądam na Pike’a, ciężko przełykając i mówię: - Jestem gotowa. - Powtórz. - Jestem gotowa. - Zamknij oczy – instruuje i robię to. Stoję w miejscu, czując ciepło dłoni Pike’a. Gładzi mój policzek, szepcząc: - To dla ciebie – zanim zabiera swoją dającą ukojenie dłoń. Moje serce tłucze się w piersi, kiedy czekam. I wtedy to nadchodzi, silna pięść Pike’a uderza w bok mojej twarzy, nad okiem. Ból eksploduje, rozchodząc się po policzku, w dół do nosa, kiedy upadam na ziemię. Wtedy Pike chwyta mój nadgarstek, odsuwając przyciśniętą do oka dłoń z daleka od mojej twarzy i wymierza mi kolejny, bolesny cios w policzek. Krzyczę wycieńczona. Pike natychmiast nakrywa moje ciało swoim, przytulając mnie i przyciskając moją twarz do swojej piersi, kiedy płaczę w agonii. Moja twarz jest rozgrzana i mrowi. Czuję, że już puchnie. Pike wciąż mnie przytula, bujając mnie w przód i w tył, na okrągło przypominając mi, dlaczego to robimy, ale nie musi mnie przekonywać: wiem, dlaczego to robię. Kiedy łzy wysychają, dudnienie nadchodzącego bólu głowy przyćmiewa przenikliwe pulsowanie mojej twarzy. Nic nie muszę mówić, ponieważ Pike podnosi mnie z ziemi i zanosi do łóżka. - Zaraz wrócę – mówi, a następnie wychodzi z pokoju, wracając po kilku minutach ze szklanką wody i Paracetamolem. – Trzymaj. Weź je. Połykając tabletki, odstawiam szklankę i opieram głowę na poduszkach. - Jak bardzo boli? – pyta Pike. - Mam ostry ból głowy. - A oko? - Wszystko boli, ale jest okej. Nie chcę, żebyś czuł się źle, albo przepraszał – mówię, kiedy kładzie się obok mnie. – Jak to wygląda? – pytam.
203 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Pike sięga, aby dotknąć podrażnionej skóry, na co krzywię się z bólu. - Wybacz – mamrocze. – Jest naprawdę spuchnięte i zaróżowione. Zaczyna się robić siniak. Jak się jutro obudzisz, to będziesz miała paskudne limo pod okiem. Przytakuję i nie potrafię powstrzymać diabolicznego uśmiechu, który wkrada się na moje usta, a następnie zaczynam się śmiać. Pike waha się, zanim pozwala sobie na uśmiech i kiedy to widzę, przekręcam się na plecy, śmiejąc się jeszcze głośniej. Łapiąc się za brzuch, czuję się jak obłąkana. Jakbym była na szczycie świata, świętując nasz diabelski plan i pławiąc się w chwale z powodu siniejącego, podbitego oka. Kilka poprzednich lat było spędzonych na kreowaniu małżeństwa. Abyśmy ja i Bennett wyglądali na szczęśliwą parę, która jest sobie całkowicie oddana i zakochana na zabój. Zdawało się, że dotarcie do tego etapu destrukcji nigdy nie nadejdzie, ale oto i jest, tuż na wyciągnięcie dłoni. Teraz stres, samotność, zwątpienie i determinacja przynoszą owoce, kiedy wylewają się ze mnie w tym szalonym wybuchu chorobliwego śmiechu. Kiedy zaczynamy się uspokajać i bierzemy się w garść, przekręcam się na bok, twarzą do Pike’a, pytając: - Czy ja oszalałam? - Czyż nie wszyscy jesteśmy trochę szaleni? Uśmiechając się, odpowiadam: - Wystarczyłoby zwykłe „nie‖. - Nie. Poważnieję i kiedy Pike odwraca głowę, aby na mnie spojrzeć, przypominam mu: Kocham cię. - Wiem. - Nie – mówię. – Nigdy ze mnie nie zrezygnowałeś. Przez te wszystkie lata, zawsze byłeś stałą w moim życiu, począwszy od chwili kiedy się poznaliśmy, gdy miałam osiem lat. Jesteś najlepszym bratem, jakiego można sobie wymarzyć i naprawdę cię kocham. Przekręca się na bok, jego palce muskają moją opuchniętą kość policzkową, gdy pochla się i całuje mnie, przebiegając językiem po mojej dolnej wardze. Przyciągam go bliżej, splatając swoje nogi z jego, gdy na mnie wchodzi. Zaczynamy się rozbierać i jestem gotowa zabrać coś, co tylko Pike jest w stanie mi dać. Ocieramy się o siebie i sięgam w dół, aby chwycić jego twardego penisa, po czym prowadzę go do swojego wejścia. I wreszcie jestem w stanie uciec od wszystkiego wokół.
v 204 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Kiedy budzę się następnego ranka w swoim łóżku, bok mojej twarzy pulsuje razem z sercem rozgrzanym rytmem. Nie przyłożyłam lodu, aby zapanować nad opuchlizną, ponieważ chcę, żeby wyglądało to najgorzej jak tylko się da. Wiem, że wczoraj w nocy Pike czuł się cholernie źle po tym, jak mnie uderzył, po tym jak musiał mnie uderzyć, ale usiłowałam go przekonać, że wszystko jest w porządku. Kiedy przechodzę przez pokój do łazienki, spoglądam na odbicie w lustrze. Pike miał rację. Wokół oka rozciąga się siniec, nachodząc na górną część policzka. Sięgam, aby dotknąć opuchniętej skóry i krzywię się. Siniak jest wrażliwy na dotyk, a policzek wygląda okropnie. Jest idealnie. Biorę szybki prysznic i ubieram się, naciągając na siebie parę jeansów i długi, kaszmirowy sweter. Nakładam także odrobinę pudru i błyszczyka. Rozlega się dźwięk mojego telefonu i tak jak podejrzewałam, Declan napisał wiadomość: Tęsknię. Też tęsknię. Przyjedź do mnie, potrzebuję Cię dotknąć. Przebiegły uśmieszek rozciąga się na mojej twarzy, kiedy odpisuję: Nie mogę. Średnio się czuję. Wszystko w porządku? Po prostu jestem chora. Podjadę po Ciebie i zabiorę Cię do siebie. Odpowiada tak, jak podejrzewałam, a więc swoimi odpowiedziami, kontynuuję podjudzanie go, aby tutaj przyjechał. Dzięki, ale dzisiaj zostanę w domu. Unikasz mnie? Nie. Po prostu kiepsko się czuję. Więc pozwól, żebym się Tobą zaopiekował. Kiedy wpisuję kolejną wiadomość, telefon w mojej dłoni zaczyna dzwonić, ukazując imię Declana na wyświetlaczu. 205 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Dlaczego do mnie dzwonisz? – pytam zaraz po odebraniu. - Dlaczego mnie unikasz? - Nie unikam. Powiedziałam ci; kiepsko się czuję. - Więc zamiast leżeć w swoim łóżku, leż w moim. Jadę po ciebie. Spakuj torbę – nalega spokojnym głosem, ale waham się, odpowiadając: - Declan, nie. Wzdycha, po czym pyta: - Co się dzieje? Milczę i niepewnym głosem, pozbawionym wiary w siebie, mamroczę: - Nic. Tylko… nic. - Okłamujesz mnie. - Declan, proszę. - Jadę do ciebie – warczy, rozłączając się, zanim udaje mi się odpowiedzieć. Szybko tutaj dotrze, więc nie mam czasu do zmarnowania, aby wpadać w zachwyt. Muszę wczuć się w rolę, a więc skupiam się na jednej rzeczy, która zawsze mnie niszczy — moim tacie. Siedzę na jednej z kanap w salonie, gapię się na szary, śnieżny dzień i pozwalam umysłowi dryfować do mojego dzieciństwa, do wszystkiego, co mnie rani. Myślę o różowych stokrotkach i czuciu zarostu taty, kiedy dawał mi buziaki. Później myślę o tym, jak po raz pierwszy poszłam na jego grób, stając twarzą w twarz z rzeczywistością, że naprawdę umarł. Po jakimś czasie, już nawet nie myślę o Declanie. Jestem pochłonięta bólem i smutkiem, kiedy płaczę w dłonie. Moje gardło ściska się, kiedy cierpienie bierze górę, ale rzeczywistość wyrywa mnie z tego, kiedy dzwoni domofon. Już wiem, że przyjechał Declan. - Słucham? – pytam, odbierając domofon. - Pani Vanderwal, tutaj Manuel. Pan McKinnon chce się z panią zobaczyć. - Yy, tak. Wyślij go na górę, proszę. - Oczywiście. Udanego dnia, proszę pani. Rozłączam się, kiedy spływa kilka kolejnych łez. Pozwalam im zostać na twarzy, czekając aż rozlegnie się pukanie i kiedy nadchodzi, w lustrze w przedpokoju patrzę na swoją wilgotną twarz, podbite oko i stłuczenia, zanim podchodzę, opuszczam głowę i powoli uchylam drzwi, mówiąc: - Declan, nie powinno cię tutaj być.
206 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Wpuść mnie, Nino. Odwracając od niego twarz, wchodzę do salonu, kiedy ten podąża za mną. - Co się dzieje? – pyta i kiedy nie odpowiadam, chwyta mnie za ramię i okręca, twarzą do siebie. – Ja pierdolę – mówi przerażony, widząc moje podbite oko. – Co się stało, do diabła? Ukrywając twarz w dłoniach, ponownie zaczynam płakać. Łatwo to robić, biorąc pod uwagę obecny stan mojego umysłu. Declan przyciąga mnie w objęcia, tuląc, podczas gdy ja cicho szlocham, mocząc łzami jego koszulę. - Kotku, co się stało? - Bennett był w domu, kiedy wróciłam wczoraj w nocy – kłamię. Chwytając mnie za ramiona, odsuwa się i patrzy na mnie. Jego spojrzenie jest pełne nienawiści, kiedy pyta: - On to zrobił? Łzy kapią z mojego podbródka i przytakuję powoli, obserwując, jak jego twarz przybiera wyraz czystej wściekłości. Jego chwyt na moich ramionach zacieśnia się. - Zabiję, kurwa, tego gnoja – warczy. – Pakuj się. Idziesz ze mną. - Declan— - Już. Nie potrafię nawet, kurwa, jasno myśleć. Idź pakować swoje graty. Nie zostaniesz tutaj – warczy. Nie mówię nic więcej, kiedy odwracam się, aby wejść do sypialni i garderoby. Zaczynam cicho pakować torby i kiedy wracam do salonu, Declan chodzi nerwowo w tę i z powrotem. Kiedy patrzy w górę na mnie, podbiega i bierze ode mnie torby, otaczając mnie jedną ręką. - Gdzie twój płaszcz? – pyta cicho i kiedy wskazuję na szafę w przedpokoju, Declan nie marnuje czasu. Chwyta mój płaszcz, zarzuca go na moje ramiona, a następnie podaje mi torebkę. Zanim wychodzę z domu, szybko ubieram okulary przeciwsłoneczne. Declan nic nie mówi, kiedy jedziemy windą, a następnie kierujemy się do jego samochodu. Wrzuca torby do bagażnika i po chwili jesteśmy w drodze do jego mieszkania. Jego chwyt na kierownicy jest stanowczy, kostki są białe, mięśnie napięte. Skupia się na drodze, podczas gdy ja obserwuję jego zaciśniętą szczękę.
207 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Kiedy wreszcie docieramy do jego mieszkania i wchodzimy do środka, Declan ciągle milczy. Trzymając mnie za rękę, prowadzi mnie do swojej sypialni. Rzucając torby na ziemię, sadza mnie na łóżku i delikatnie zdejmuje okulary. Przygląda się mojej twarzy, szczególnie przypatrując się opuchniętemu policzkowi i podbitemu oku. Wzdrygam się, kiedy dotyka wrażliwej skóry, na co przeprasza cicho, zanim potwierdza: - Mówię serio, Nino. Chcę go zabić za to, co ci zrobił. - Nie jest tak źle – mamroczę, opuszczając głowę. - Widziałaś, kurwa, swoją twarz!? Jest kurewsko źle! Milczy przez chwilę biorąc kilka głębokich wdechów, zanim mówi delikatniej: Przepraszam. Nie chcę na ciebie krzyczeć. Tylko… Może się położysz? Zaraz wrócę, dobrze? - Dobrze. Declan opuszcza pokój i kiedy wraca z workiem lodu, siada obok mnie na łóżku, podczas gdy ja leżę i delikatnie przykłada worek do mojego policzka. Krzywiąc się na ten kontakt, zamykam oczy i kładę dłoń na jego. - Powiedz mi, co się stało – szepcze, patrząc na mnie. - Kiedy wczoraj w nocy przyjechałam do domu, był tam Bennett. Powiedziałam mu, że spędzam popołudnie z przyjaciółką, ale dowiedział się, że kłamię i opóźnił swój lot. Przełożył go na dzisiaj rano – tłumaczę. Kilka łez spływa po mojej skroni. - Był zły i… - Uderzył cię? Przytakuję, na co Declan pyta: - Robił to już wcześniej? Kiedy ponownie przytakuję, widzę, jak mięśnie jego szyi napinają się. Siadając, opieram się o wezgłowie i zaczynam płakać, mówiąc: - Tak bardzo się boję, Declan. Jeśli kiedykolwiek się o nas dowie, ja nie — - Nie dowie się – wtrąca. - Ale może. - Nie dowie się.
208 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Nie jest taki, jak inni myślą. - Jak długo to trwa? – pyta Declan. - Zaczęło się krótko po ślubie. Na początku nie było tak źle, ale teraz… - Chodź tutaj – mówi, przysuwając się do mnie i owijając wokół mnie ramiona. Całuje czubek mojej głowy, zanim mówi: - Nie mogę pozwolić ci do niego wrócić. - Muszę. - Nic nie musisz, Nino. - To nie takie łatwe. Jestem przerażona tym, co zrobi. Jest zdolny do wszystkiego – mówię, a łzy ciągle spływają po mojej twarzy. – To podbite oko to błahostka w porównaniu do.. - Do czego? Chryste, Nino, to wygląda tak, jakby ktoś sprał cię na kwaśne jabłko pierdolonym kijem. Nie masz pojęcia, co w tej chwili chcę zrobić temu skurwielowi. Już samo myślenie o jego łapskach na tobie jest paraliżujące. Wściekłość nie ustępuje z jego głosu, a oczy są rozszerzone z furii. - Przepraszam. Nie chciałam, żebyś widział — - Ciebie? Prawdziwą ciebie? – Na chwilę zamyka oczy, ściskając nasadę nosa, po czym spogląda na mnie. - Nigdy nie ukrywaj się przede mną. Nie ukrywaj żadnej, pieprzonej rzeczy – mówi szczerze. Nie odpowiadam, ale Declan na to nie czeka. Owija rękę dookoła moje talii i przykrywa nas kołdrą. Zamykam oczy, kiedy osadza delikatne niczym piórko pocałunki na stłuczonym policzku i wokół oka. Z jego ustami na mojej skórze, szepcze: - Dobija mnie wiedza o tym. - Nie chcę, żebyś dla mnie cierpiał. - Zawsze będę dla ciebie cierpiał. Chcę dla ciebie cierpieć, aby to od ciebie zabrać, tak żebym nosił to w sobie za nas dwoje – szepcze i po chwili zderza swoje usta z moimi w namiętnym pocałunku. Ale Declan nie może zabrać ode mnie bólu. Nikt nie może. Pike próbuje, ale nigdy nie trwa to dłużej niż chwilkę. Cierpienie jest wplecione w moją egzystencję. Zadomowiło się na dobre. Jest to przypominajka, że każdy z nas kroczy różnymi ścieżkami destrukcji. 209 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Declan przerywa pocałunek, mówiąc: - Otwórz oczy. Otwierając je, wpatruję się w jego szmaragdy, kiedy mówi: - Zostaw go. - To nie takie łatwe. - Zostaw go. - To nie takie łatwe – powtarzam, chcąc aby zrozumiał, że nie mogę po prostu odejść, ale on nie reaguje na moje słowa, odpowiadając: - Nie chcę, żeby było łatwo. Chcę ciebie. - Ja… - Powiedz, co do mnie czujesz – mówi, rozchylając moje nogi i usadawiając się między nimi. - Nie wiem czy istnieje na to jakieś słowo, bo to silne uczucie, ale nie może być miłością. - Dlaczego nie? – pyta. Jego penis twardnieje z każdym słowem. - Bo znam cię od kilku miesięcy. To szaleństwo, kiedy myślę, jak wiele do ciebie czuję. Czuję, że szaleję od samego posiadania jakichkolwiek uczuć względem ciebie. - Dlaczego? - Bo ledwo cię znam. - Znasz mnie – oznajmia, kołysząc biodrami i przyciskając do mnie erekcję. - Znam? - Uwielbiam cię. Musisz wiedzieć coś jeszcze? Oddycham szybciej i nierównomiernie, kiedy kontynuuje przyciskanie się do mnie. - Otwórz się przede mną. Powiedz, co czujesz. No powiedz – nalega. - Nie wiem – odpowiadam niepewnym tonem. - Wiesz. Po prostu się boisz. - Zatem pozwól mi się bać – proszę, ale Declan odrzuca moją prośbę, mówiąc: - Nigdy nie pozwolę ci się bać, maleńka.
210 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Sięga do tyłu i zdejmuje koszulę, zanim siada na biodrze, mówiąc: - Rozepnij moje spodnie. Prostując się, rozpinam jego pasek i rozporek. Obserwuje mnie, kiedy sięgam dłonią do jego bokserek i chwytam jego twardego penisa, otaczając palcami gruby trzon. Nie spuszczamy z siebie oczu, kiedy zaczynam pocierać jedwabiście miękką skórę jego twardej jak skała erekcji. Kiedy oddechy Declana zaczynają być szarpane, chwyta końcówkę paska od spodni i wysuwa go ze szlufek. - Puść mnie i unieś ręce nad głowę. Kładę się na plecach i podnoszę ręce, jak nakazał. Declan zdejmuje moją koszulkę i rozpina stanik, rzucając go na ziemię, zanim przeplata pasek między listwami wezgłowia, związując moje nadgarstki i zabezpieczając je bezlitosnym chwytem. - Powiedz mi, jak się teraz czujesz. Kiedy wpatrujemy się w siebie intensywnie, wyjawiam miękko: - Bezpieczna. Pewna część mnie wierzy, że to prawda. - Powtórz. - Bezpieczna. Pochylając się, muska ustami moje siniaki. - Zawsze – odpowiada. Następnie przebiega ciepłymi ustami między moimi piersiami, chwytając je w dłonie. - Ze mną zawsze jesteś bezpieczna.
211 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dwudziesty piaty (teraznie sz sc) SZOK SPOWODOWANY zimnym dotykiem wyrywa mnie ze snu. - To tylko ja, kotku – uspokaja Declan, przyciskając worek z lodem do mojego policzka. – Nie chciałem cię budzić, ale wygląda na to, że siniaki się powiększają. Patrzę na niego, kiedy tak opiekuje się mną i również mi się przygląda. - Dobrze się czujesz? - Sennie – mamroczę, kiedy przesuwam się, aby usiąść. Declan wypuszcza lekkie warknięcie, kiedy kołdra opada do mojej tali, eksponując nagie piersi. - Jesteś nieprzyzwoity – droczę się, uśmiechając się szeroko, po czym podciągam kołdrę, aby się zakryć. Declan zdziera ją ze mnie. - Nie zakrywaj się. Jesteś za piękna. - A co z tobą? Oczekujesz, że będę naga, kiedy ty jesteś w pełni ubrany? – drażnię się z uśmiechem na twarzy. Rzucając worek na poduszkę, staje przy łóżku i patrzy na mnie z góry, mówiąc: Chcesz mnie nago? Kiedy przytakuję, przygryzając wargę, Declan odpowiada: - To mnie rozbierz. - Teraz to nie tylko jesteś nieprzyzwoity, ale okropny. - Kochasz to – mówi, uśmiechając się diabolicznie. - Mmm… może. - Powiedz to. Powiedz, że to kochasz – naciska. - Nie – piszczę, chichocząc. 212 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Srogim tonem Declan odpowiada: - Nigdy mi nie odmawiaj. - Nie – powtarzam, mrugając do niego flirtująco. Ponownie wczołguje się na łóżko i zawisa nade mną, mrucząc seksownie: Niegrzeczna dziewczynka. - Myślałam, że jestem dobrą dziewczynką? - Tylko wtedy, kiedy ładnie mnie słuchasz – odpowiada, kładąc się obok mnie. – Przysuń się. Przytul mnie. Robię to. Przekręcając się na bok, oplatam ręce wokół jego piersi, a nogę przerzucam przez jego biodro, podczas gdy Declan otacza mnie jednym ramieniem. - Tak dobrze cię czuć w ten sposób – wypuszcza głębokie westchnienie. - Jak? - Oplatającą mnie, jakbyś mnie pragnęła. - Myślisz, że cię pragnę? - Nie potrafię wykombinować, czego pragniesz – mówi na wydechu. – Nienawidzę tego, że nie dopuszczasz mnie do swojego umysłu. Nie odpowiadam. Wciąż się przytulamy i po jakiś czasie Declan przerywa ciszę, mówiąc: - Dlaczego się przede mną skrywasz? - Wygląda to tak, jakbym się przed tobą skrywała? – leżąc nago, droczę się z szerokim uśmiechem na twarzy. Z poważną miną, Declan kładzie dłoń na moim sercu i mówi: - Ukrywasz to przede mną. - Skąd wiesz? - Bo ciągle widzę tego przebłyski. Przebłyski jakiegokolwiek bólu, który tam siedzi. Pozwalasz go sobie w ogóle czuć? Ból? - Dlaczego ktoś miałby chcieć czuć ból? – szepczę. – Okazywanie tego eksponuje wrażliwość, a wrażliwość to słabość twojej duszy. - Ludzie są słabi, Nino. Takie są fakty.
213 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Nie chcę być słaba. - Jesteś tylko człowiekiem. Krwawisz jak wszyscy, ale ukrywasz to. - A co z tobą? Lubisz kontrolować niemal każdy aspekt swojego życia. Nie robiłbyś tego, gdybyś nie chciał czegoś ukryć. - Masz rację – przyznaje skwapliwie. – Potrzebuję kontroli, aby radzić sobie z bólem, ale uwierz mi, kiedy mówię, że czuję ból. Potrafię go łagodzić, ale zawsze jest obecny. Po tych słowach uderza w mój jeden czuły punkt. - Tęsknisz za rodzicami? – pyta. W tym momencie wszystko we mnie pędzi do mojego taty. - Tak – szepczę boleśnie, czując ból w piersi, spowodowany wspomnieniami o ojcu. I kiedy łzy szczypią w oczy, a nos mrowi, zamykam oczy. Jednak Declan widzi, co się ze mną dzieje. – Otwórz oczy. Ale nie robię tego. Trzymam je zamknięte, mówiąc szczerze: - Chcesz, żebym pokazała ci swój ból, ale nie wiem jak to zrobić – i kiedy otwieram oczy, wypływają z nich łzy. - Właśnie teraz to robisz. Wskazując na swoje wilgotne policzki, odpowiadam: - To jest słabość. Dłońmi ujmując moją twarz, zaprzecza moim słowom, mówiąc: - To… jest siła – zanim zlizuje mój słony ból. Przytrzymuję jego nadgarstki, kiedy opiera głowę o moją, w tej delikatnej chwili. Czuję, że za bardzo wykorzystuję go do tego, korzystając z poczucia komfortu, jakiego nigdy wcześniej nie miałam. Declan ofiaruje mi to w inny sposób niż Pike. To dobre uczucie. Dające spokój. Wiem, że mój czas z Declanem jest ograniczony, więc równie dobrze mogę z tego korzystać, póki go mam. W nietypowej dla mnie reakcji, sięgam do rąbka jego koszulki i unoszę ją, rozbierając go i rzucając koszulkę na ziemię. Declan ponownie ujmuje moją twarz w swoje duże dłonie i przytrzymuje mnie w miejscu, przypatrując mi się intensywnie. Przysięgam, że w tej chwili zagląda do mojej duszy.
214 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Zaczynam rozpinać jego spodnie i kiedy wreszcie też jest nagi, opuszcza głowę do mojej klatki piersiowej, delikatnie muskając sutek zarostem na szczęce. Tarcie zostaje zastąpione miękkością jego języka. Czuję ją między nogami, kiedy zasysa pąk w swoje usta, kontynuując pieszczenie mnie językiem. Jego dotyk jest delikatny, nie taki jak jego zwyczajowy pokaz dominacji nade mną i w tym momencie potrzebuję tej delikatności. Więc kiedy wplatam palce w jego bujne włosy, zmuszam go, aby spojrzał na mnie, po czym szepczę: - Nie związuj mnie. Nie tym razem. Nigdy nie kontrolował się, ani nie był delikatny w trakcie seksu, więc kiedy mi przytakuje, jestem nieco zaskoczona. To pierwszy raz, kiedy pozwolił mi, abym dotykała go w trakcie seksu i w tej chwili, nietypowo kruchej, pozwalam dłoniom błądzić po głęboko wyrzeźbionych liniach jego muskularnego ciała. Poruszamy się spokojnym rytmem, jego dłoń przemyka po każdej krzywiźnie mojego ciała. Kiedy usadawia się między moimi nogami, trzyma penisa w dłoni i przebiega jego główką po moich fałdach i łechtaczce w tę i z powrotem, mówiąc: - Sprawię, że twoje serce będzie bić. – Po tych słowach wchodzi we mnie, całkowicie mnie wypełniając. Zamykam oczy. Pieprzy mnie powolnymi, głębokimi pchnięciami. Nie ma żadnego oporu, żadnego napięcia. Jesteśmy tylko my, poruszający się delikatnymi ruchami. - Otwórz oczy. Połącz się ze mną. Tak robię, a Declan nigdy nie odrywa ode mnie wzroku. Nigdy nie czułam go tak realnie, jak w tym momencie. Zdradziecka część mnie ma poczucie winy, choć nie powinna. Nie powinnam być tak pełna życia, jak teraz, zaciskając dłonie na mięśniach jego ramion. Nie powinnam czuć przyjemności, która powoli buduje się, aby zaraz wybuchnąć. Nie powinnam pozwalać, aby mi to robił. Nie powinnam pozwalać samej sobie tego robić. To jest zbyt przejmujące, zbyt ożywiające. Zatracam się między rzeczywistością a fantazją. Muszę zawrócić. Nie sądziłam, że Declan będzie w stanie wywołać u mnie tak silne emocje, poruszając się tym wolnym rytmem, więc zamykam oczy w słabym zamiarze zwalczenia tego. Zwalczenia rodzących się we mnie obcych uczuć. Nie będziesz czuć. Nie będziesz czuć. Nie będziesz czuć. - Och, Boże – jęczę, ani trochę się nie kontrolując. 215 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Pozwól sobie być ze mną – nalega, kiedy chwyta mnie za rękę, splatając nasze palce, gdy zaczynam drżeć w druzgocącej eksplozji kolorów. Zaciskam wolne ramię wokół Declana, który nie puszcza mojej dłoni. Przytulając go mocno, moje ciało wije się pod jego, kiedy odpływam na fali ekstazy, dochodząc mocno wokół jego penisa. Kiedy patrzę na Declana, widzę grymas na jego twarzy, kiedy kontynuuje poruszanie się we mnie, po czym wychodzi. - Co robisz? – pytam, wiedząc że nie doszedł. Kładzie się na mnie, podpierając się na łokciach z twarzą tuż przy mojej. - Dlaczego? – chrypię ledwo słyszalnym szeptem. - Ponieważ to było dla ciebie. Nie pozwól sobie czuć. Nie pozwól sobie czuć. Słowa więzną w moim zaciśniętym gardle. Ścisk sprawa, że oddychanie jest trudne i bolesne. Wiem, że Declan to widzi, kiedy delikatnie ściska moją dłoń, wciąż splecioną z jego i mówi: - Nie ukrywaj się. Jeśli chcesz płakać, to w porządku. Natychmiast po jego słowach płynne ciepło wypełnia moje oczy, rozmazując widok jego twarzy w pryzmatyczne kłębowisko akwareli, zanim wreszcie wypływa i spływa po moich policzkach. Declan przekręca nas na bok, nie puszczając mojej dłoni, kiedy cicho szlocham w jego ciepłą skórę. Zostajemy w łóżku przez większość poranka. Declan gotuje dla nas późne śniadanie, podczas gdy ja biorę prysznic i ubieram się. Kiedy wchodzę do salonu, w powietrzu unosi się zapach jajek. Podchodzę do Declana, który stoi przy kuchence. - Ładnie pachnie – mówię, stając obok i obserwuję jak miesza jajka na omlet, łącząc je z pomidorami i szpinakiem. - Głodna? - Jak wilk – odpowiadam, zanim pochyla się i całuje mnie namiętnie, a jego język najeżdża na moje usta. Nie przestaje pieprzyć moich ust, dopóki zapach spalonych jajek nie wypełnia pomieszczenia. - Kurwa – mówi, ściągając patelnię z kuchenki i odkłada ją na niewłączony palnik, sprawiając, że się śmieję, kiedy przesuwam się i zaczynam otwierać szafki. 216 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Czego szukasz? - Kubka. Declan podchodzi, otwiera drzwiczki jednej z szafek i wyciąga dla mnie kubek. - Kawa jest w zaparzaczu – mówi i wskazuje na szklany zaparzacz na ladzie. - Dziękuję, ale rano wolę herbatę. Uśmiecha się, a następnie nastawia dla mnie czajnik. Kiedy czekam, aż woda się zagotuje, dostrzegam swoją torebkę, leżącą na stoliku w przedpokoju. Gdy wyciągam telefon, widzę że mam dwa nieodebrane połączenia od Bennetta. Patrzę na godzinę, przeliczam i zdaję sobie sprawę, że u niego jest trochę po dwudziestej. Nie odbieranie telefonu nie jest w moim stylu, ale z tym nowym obrotem spraw, mój umysł był gdzie indziej. Wiedząc, że muszę do niego oddzwonić i dać znać, że u mnie w porządku, z powrotem wchodzę do kuchni z telefonem w dłoni. - Muszę zadzwonić. Nie masz nic przeciwko, jeśli na chwilę wyjdę? – pytam delikatnie, ostrożna aby nie pogarszać sprawy. Jednak Declan nie waha się ani chwili, kiedy odpowiada: - Oczywiście. Moje biuro jest po drugiej stronie, na końcu korytarza. – Wskazuje w przeciwnym kierunku, tam gdzie znajduje się jego sypialnia. - Dzięki. To nie potrwa długo. Gdy wchodzę do jego biura, jest ono niemal tak samo duże, jak jego wielka sypialnia z kosztownymi, drewnianymi regałami na książki, które rozciągają się na tylnej ścianie do samego sufitu. Biurko mieści się na środku pokoju. Jest to dostojny kawałek mahoniu, podkreślony dużym, skórzanym fotelem z antycznymi, mosiężnymi elementami wykańczającymi. Nie siadam na jego biuru, w zamian wybierając czarną, skórzaną sofę Chesterfield, umiejscowioną przy regałach na książki. Zaciągam się zapachem kosztownej skóry i rozglądam się dookoła. Wszystko w tym pokoju wyraża męskość Declana. Szybko dotykam ekranu telefonu i dzwonię do Bennetta. Odbiera natychmiast mówiąc: - Skarbie, martwiłem się. - Przepraszam. Miałam wyciszony telefon w torebce. - Co robiłaś cały poranek?
217 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Pisałam. Pracowałam nad artykułem – kłamię. – Zdaje się, że to nie takie łatwe. Byłam w gabinecie i straciłam poczucie czasu. Przepraszam, że przegapiłam telefon i musiałeś się martwić. - Nie chcę, żebyś przepraszała. Jest w porządku. Po prostu za tobą tęsknię, to wszystko – mówi słodko, nie zagłębiając się w moje kłamstwo. Wiedząc jak bardzo wrabiam tych mężczyzn, uśmiecham się i odwzajemniam słodycz: - Ja też tęsknię. Powiedz, jak minął ci dzień. - Musiałem zwolnić kilku ludzi od projektu. To było stresujące. - Co się stało? - Ostateczne terminy nie zostały dotrzymane przez wykonawcę, miały miejsce także niedopatrzenia w kwestii dokumentacji i inne problemy, o których wolałbym teraz nie rozmawiać – wyjaśnia. W jego głosie słychać wyraźną nutę frustracji i zmęczenia. - Żałuję, że mnie tam nie ma. Przykro mi, że miałeś taki ciężki dzień. Mogę coś zrobić tutaj, żeby ci pomóc? - Po prostu powiedz, jak bardzo mnie kochasz. - Bennett… - mówię, pozwalając aby jego imię zawisło między nami. - Co, skarbie? – mruczy delikatnie. - Tęsknię za tobą i tak bardzo cię kocham. Nie cierpię, kiedy cię tutaj nie ma, kiedy nie mam cię obok. To… - milknę, kiedy zdaję sobie sprawę, że Declan stoi w progu. Jego gniewne spojrzenie jest mordercze, kiedy patrzy na mnie przez pokój, sprawiając że prostuję się w fotelu. Jest wkurzony, co do tego nie ma wątpliwości, ale nie wychodzę ze swojej roli. Dla jednego mężczyzny jestem kochającą i oddaną żoną. Dla drugiego, jestem kobietą bitą przez męża, która jest uwięziona w małżeństwie z niezwykle brutalnym i wpływowym mężczyzną. Bennett przyciąga moją uwagę, pytając: - To co, skarbie? Patrząc na Declana, odpowiadam mężowi: - To czuję się samotna. Moje słowa nie zostają zbyt dobrze odebrane przez Declana, kiedy patrzę, jak zaciska szczękę. - Też się tak czuję – odpowiada Bennett, kiedy opuszczam głowę, aby uniknąć gniewu Declana.
218 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Muszę zakończyć rozmowę, zanim Declan straci cierpliwość, więc mówię: - Skarbie, możemy porozmawiać później? - Tak, nie ma sprawy. Właśnie jadę samochodem z Baldwinem. Spotykamy się na kolacji z kierownikiem projektu i jednym z jego architektów. - Dobrze, a więc mam nadzieję, że będziesz miał udany wieczór. Zadzwonię później, przed pójściem spać. - Kocham cię. Z wciąż opuszczoną głową, odwzajemniam słowa: - Ja też cię kocham, Bennett. Gdy się rozłączam, powoli unoszę wzrok, widząc że Declan idzie w moją stronę. Staje przede mną, kiedy patrzę w górę na niego, ale nie siada, po prostu obnosi się ze swoją władzą, patrząc na mnie z góry z wciąż zaciśniętą szczęką. - Dec— - Nic nie mów – warczy, przerywając mi, ale nie wypełniam jego polecenia, oznajmiając łagodnie: – On wciąż jest moim mężem. - A to, co mu powiedziałaś? - To tylko słowa – szepczę szydząco tchórzliwym tonem. - Tęsknisz za nim? – pyta, zachowując ostry i surowy ton. - Nie. - Kochasz go? - Nie. - Jesteś samotna? - Nie – mówię stanowczo. Jego napięcie wciąż jest widoczne, kiedy stoi nade mną, nie wykonując żadnego ruchu. Czas mija w ciszy. Wreszcie przerywa ją, przyznając szorstko: - Chcę cię ukarać za dzwonienie do tego kutasa w moim domu, ale… Jego głos zanika, kiedy zamyka oczy i wypuszcza ciężki oddech przez nos. Jego usta są zaciśnięte. Daję mu chwilę, po czym Declan powoli kręci głową, upadając przede mną na
219 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
kolana. Chwyta mnie za biodra, a jego głowa opada na moje kolana, zanim patrzy w górę na mnie, ale nie patrzy mi w oczy; patrzy na moje siniaki. Otwieram usta, żeby coś powiedzieć w tym samym czasie co on, ale ustępuję mu. - Nie masz pojęcia, jak ciężko mi jest się kontrolować, kiedy wiem co się dzieje. A później znajduję cię tutaj, rozmawiającą z nim… Chcę przywalić pięścią w ścianę. – Chwyta mnie za rękę, a drugą ujmuje mój policzek. – Ale później patrzę na to – mówi, odnosząc się do siniaków – i boję się, że cię przestraszę. - Nie tak łatwo mnie przestraszyć – chrypię. - Myślę, że kłamiesz. Myślę, że chcesz, abym w to wierzył. Może nawet ty chcesz w to wierzyć, ale to wszystko jest kłamstwem. To ty… próbująca przekonać samą siebie. Przełykam ciężko, stresując się, że mimo moich kłamstw, Declan zdaje się cholernie dobrze mnie odczytywać. Mimo że chciałabym zaprzeczyć, to gdzieś głęboko we mnie, wierzę iż jest jakaś prawda w tym, jaki widzi mnie Declan. Nienawidzę w nim tego. - Pragnę cię – oznajmia, na co przytakuję. – Nie potrafię zaprzeczyć swoim uczuciom, mimo że cześć mnie pragnie cię dlatego, że wiem, iż nie mogę cię mieć. Mimo to, pragnę cię. Pragnę cię mieć, chcę żebyś była moja, chcę cię posiadać. Zamykając oczy, opieram czoło o jego, kiedy moje ciało opada w przód. Declan tuli mnie, dodając: - Chcę całej ciebie i kurewsko mnie boli wiedza, że nie mogę tego mieć. Jednak nie chcę trzymać się z daleka od ciebie. - Nie wiem, co robić, bo… - Co, maleńka? Odchylam lekko głowę, aby na niego spojrzeć, kiedy tłumaczę: - Istnieje powód, dlaczego tak szybko się pobraliśmy. Na początku tego nie widziałam, ale… krótko po ślubie zdałam sobie sprawę z jego obsesji na moim punkcie. – Czując ścisk w gardle, skupiam się na emocjach. Moje słowa są pełne napięcia, kiedy mówię: – On nigdy nie pozwoli mi odejść. I gdyby o tobie wiedział, zniszczyłby cię. Jest wystarczająco wpływowy, żeby to zrobić. - Więc pozwól mu mnie zniszczyć. - Tu chodzi o mnie – mówię drżącym głosem. Przypatruje mi się zmartwionym wzrokiem. Dławię jęk, kiedy pyta: - Czego się boisz? 220 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Milczę przez chwilę, zanim wreszcie wypowiadam słowa, które wzniecają opiekuńczy płomień w jego oczach. - On mnie zabije.
221 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dwudziesty sz sty (teraznie sz sc) DECLAN BYŁ WŚCIEKŁY, że wczoraj wróciłam do domu. Ostatnie dwa tygodnie spędziłam u niego, wracając do domu tylko kilka razy, kiedy wiedziałam, że przyjdzie Clara. Przekonałam jednak Declana, dając mu do zrozumienia, że musi być tak, jak jest i że Bennett nigdy nie może się o nas dowiedzieć. Spędzając razem tak wiele czasu, widzę że Declan naprawdę się we mnie zakochał. Jest szczery, mówiąc o swoich uczuciach względem mnie i nas. Nie przeprasza za to, co czuje. Dla mężczyzny, który posiada taką władzę i autorytet, nie tylko ze mną, ale także niemal z każdym z kim widzę, że rozmawia, maskuje swoją wrażliwość. Siniaki na mojej twarzy były prawie niewidoczne, kiedy dzisiaj rano wrócił Bennett. Spędziliśmy w łóżku wiele godzin, nadrabiając dwa tygodnie jego nieobecności. Nie był szczęśliwy, kiedy musiałam wyjść z domu, aby podrzucić artykuł, który byłam w stanie dokończyć w dni, kiedy Declan pracował, zostawiając mnie z masą wolnego czasu, gdy ukrywałam się w jego apartamencie. Przecież nie wyszłabym na zewnątrz, mając tak zmasakrowaną twarz. Ale Bennett rozumiał, że muszę wyjść i nawet zasugerował, żebym poświęciła czas sobie, jako że zaczął odczuwać zmęczenie, związane z dziewięciogodzinną różnicą czasu po powrocie z Dubaju. Podczas gdy Bennett jest w domu, Baldwin zabiera mnie do North Michigan Avenue, gdzie spędzam większość dnia, szwendając się po sklepach, robiąc niezbędne zakupy. Zatrzymuję się w Neimanie, aby odebrać kilka koszul garniturowych dla Bennetta i kilka krawatów. Zanim dzwonię do Baldwina, aby podstawił samochód, postanawiam zrobić ostatni przystanek. Radząc sobie z jednocyfrową temperaturą na zewnątrz, owijam szalik kilka razy dookoła szyi i kieruję się do La Perla. Przebywając z Declanem, nauczyłam się, że ma słabość do bielizny. Jako że nadal muszę go w sobie rozkochiwać, zrobię wszystko. Kiedy wchodzę do środka, w moim żołądku natychmiast zaczyna bulgotać. Przebywanie w takich sklepach sprawia, że czuję się brudna i wulgarna. Zawsze tak było. Wiem, że mam popierdoloną sferę seksualności; nie jestem ślepa na efekty, jakie wywarło na mnie moje dzieciństwo. Samo myślenie o ubóstwianiu ciała, które uważam za odpychające — ciała, które dla mnie nie ma żadnej wartości — obrzydza mnie. Ale tu nie chodzi o to, co mnie się podoba. Chodzi o Declana. Przeglądając szalenie drogi asortyment jedwabiu i koronki, wybieram kilka jedwabnych fig, które są ozdobione ręcznie haftowaną koronką. Jak na tak perwersyjne 222 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
zachowanie Declana w sypialni, lubi kiedy noszę delikatne i kobiece rzeczy, więc jestem pewna, że spodobają mu się te francuskie figi. Dorzucam kilka koronkowych majtek i staników, zanim podchodzi do mnie sprzedawczyni, proponując: - Zechciałaby pani, żebym przygotowała przymierzalnię? - Nie. Chciałabym już zapłacić – odpowiadam, czując, że muszę się stąd wydostać, zanim uduszę się narastającymi mdłościami. Po dokonaniu zakupu i wepchnięciu torby w kolorze kości słoniowej do większej torby z Neimana, piszę do Baldwina i mówię, aby spotkał się ze mną pod Starbucksem na końcu ulicy. Ostatnie, czego potrzebuję, to żeby wiedział, iż kupowałam bieliznę. Baldwin jest dziwnie cichy, prowadząc samochód, którym po kilku minutach podjeżdżamy pod dom. Kiedy wysiadam z windy, jestem zaskoczona widząc Jacqueline, podpierającą swoje dziecko na biodrze i chodzącą po salonie. - Jacqueline, co za miła niespodzianka – witam ją, kiedy podchodzi do mnie, a tuż za nią kroczy Bennett. - Cóż, Richard woli spać i pozwala mi zająć się jego interesami, zamiast robić to sam – mówi Jacqueline i kiedy Bennett całuje mnie w policzek i zabiera torby z zakupami z moich rąk, wyjaśnia: - Musiałem zaakceptować kilka dokumentów, które Richard chce przefaksować najszybciej jak to możliwe. - Rozumiem – mamroczę, po czym odwracam się do Jacqueline i jej syna. – Szybko rośnie. - Wiem. Niesamowite, co? - Chyba – odpowiadam, nie bardzo mając ochotę na dyskutowanie o urokach macierzyństwa. - Cóż, lepiej będę się zbierać. Richard będzie głodny, gdy się obudzi, więc… Facet jest takim leniwym skurczybykiem. Zawsze taki był. Traktuje Jacqueline bardziej jak służącą niż żonę. Żałosna kobieta się na to zgadza, ale to jej wybór. - Szkoda, że nie możesz zostać dłużej. Ostatnio byłam bardzo zajęta, ale powinnyśmy umówić się na lunch – mówię, udając że naprawdę zależy mi na naszej sztucznej przyjaźni. - Brzmi świetnie. Zadzwonię do ciebie – odpowiada, po czym spogląda na Bennetta, mówiąc: - Przepraszam, że Richard nie przyszedł osobiście.
223 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Nie ma problemu, Jacqueline. Zobaczymy się później – mówi Bennett, odprowadzając ją do drzwi. Żegnają się, a następnie Bennett wraca, obejmując mnie. - Miło spędziłaś czas na zakupach? - Tak. Pracowaliście przez cały ten czas? - Nie. Przyszła kilka minut temu – mówi. – Zdrzemnąłem się chwilę i rozpakowałem. - Ty? Rozpakowałeś się? – droczę się. – Jestem pod wrażeniem. - Miej trochę wiary – odpowiada, śmiejąc się i pochyla głowę, aby mnie pocałować. – A tak w ogóle, Cal zadzwonił do mojego biura, kiedy mnie nie było. Wygląda na to, że słyszał o renowacji w Dubaju i jest zainteresowany inwestycją. - Och – mówię, zastanawiając się, czy Declan wie, że jego ojciec jest zainteresowany zainwestowaniem w firmę Bennetta. - Chce umówi się na spotkanie, ale nie jest w stanie wyrwać się z Nowego Jorku z powodu napiętego grafiku, a więc polecę tam na kilka dni. Chcę, żebyś poleciała ze mną. - Oczywiście. Kiedy? - Za kilka tygodni. Najpierw muszę wyjechać na kilka dni do Miami. - Miami? – pytam, pozwalając, aby zobaczył moją frustrację. – Nie widziałam tego w twoim grafiku. - Agent nieruchomości zadzwonił, kiedy byłaś na zakupach. Wreszcie przystąpiliśmy do negocjacji w kwestii sprzedaży nieruchomości. - Wreszcie. Bennett ma wiele nieruchomości. Nabrzeże w Miami jest jedną z nich. Posiada ją od lat, ale odkąd go znam, nigdy z niej nie korzystał. Choć wyjeżdża tam w celach służbowych, to zatrzymuje się w hotelach, ponieważ dom jest nieużytkowany. - A więc… Nowy Jork? Uśmiechając się, odpowiadam: - Brzmi świetnie. Mam nadzieję, że nie będzie chodziło tylko o interesy. Chciałabym z tobą spędzić trochę czasu sam na sam.
224 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Upewnię się, żeby tak było, ale jeśli chodzi o dzisiaj, to zarezerwowałem stolik na kolację. - Zatem lepiej pójdę się wykąpać. Myślę o długiej kąpieli. - Chcesz towarzystwa? – pyta miękko, na co przytakuję i całuję go w szczękę. Resztę dnia spędzamy razem i po spożyciu kosztownej kolacji, wracamy do domu. Nie mija dużo czasu, zanim Bennett pada, nie tylko z powodu pożywnego posiłku, ale także zmiany czasu. Leżę w łóżku obok niego i zwyczajnie gapię się w przestrzeń. Ledwo pamiętam go jako dziecko. Pamiętam jego twarz tylko dlatego, że widziałam mnóstwo zdjęć z jego dzieciństwa w domu jego rodziców. Bennett śpi spokojnie, kiedy wspominam, jak bawiłam się z nimi na podwórku za domem. Nie pamiętam za wiele, ale wiem, że huśtał mnie na huśtawce. Mówiłam mu, żeby huśtał wyżej, aż do chmur i wtedy popychał mocno huśtawkę, przebiegając pod nią. Pewnego razu nie zdążył i zderzyłam się z nim. Powiedział, że nie bolało, ale widziałam, że kłamał. Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi, tylko sąsiadami, którzy czasami bawili się razem, jeśli w tym samym czasie przebywaliśmy poza domem. Był starszy i chodził do podstawówki. Krótko po tym, jak zaczęłam chodzić do przedszkola, zostałam zabrana i nigdy więcej go nie widziałam. Tak było do czasu, kiedy kilka lat temu odnalazł go Pike. Kiedy ponownie zobaczyłam Bennetta, dopiero co skończył trzydzieści lat. Nic w nim nie wyglądało podobnie, dopóki jego matka nie pokazała mi starych albumów. Właśnie wtedy zaczęłam sobie przypominać więcej z czasów, kiedy byliśmy dziećmi. I teraz leżę tutaj, myśląc o roli, którą gra w koszmarze, który stał się moim życiem i moja nienawiść zaczyna narastać. Chcę go zabić. Ale bardziej niż to, chcę, żeby cierpiał. Chcę wrzeszczeć i krzyczeć, powiedzieć mu kim jestem. Powiedzieć mu, jak zrujnował moje życie i jak przez niego mój ojciec teraz nie żyje. Chcę, żeby znał poziom destrukcji, jaki spowodował otwarciem swojej głupiej gęby. Wiele wysiłku kosztuje mnie nie zaciśnięcie dłoni w pięści i spranie jego twarzy na kwaśne jabłko. Nagle, lekkie światło rozbłyska na suficie. Odwracam głowę, widząc powiadomienie na telefonie. Przekręcając się na bok, patrzę na wyświetlacz, widząc że Declan wysłał wiadomość. Chwytam telefon i cicho wymykam się z łóżka, idąc na drugą stronę apartamentu, do gabinet, zanim odczytuję jego wiadomość: Tęsknię. Przysiadam na biurku i odpisuję: Też tęsknię.
225 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Wszystko w porządku? Nie mogę przestać się o Ciebie martwić. Kurwa, nienawidzę tego. Nic mi nie jest. Nie musisz się o mnie martwić. Nigdy mi nie mów, że mam się nie martwić. Kiedy zauważam, że jest po drugiej w nocy, pytam: Dlaczego nie śpisz? Mówiłem ci. Nie mogę przestać o Tobie myśleć i zastanawiać się czy nic Ci nie jest. Przyzwyczaiłem się, że jesteś w moim łóżku, a teraz mogę sobie jedynie wyobrażać, że leżysz obok niego. Nie wiem co powiedzieć. Co chcesz, żebym powiedziała? Że czujesz to samo. Czuję. Powiedz mi. Cię. Co to znaczy? Nie ma jednego słowa, które byłoby w stanie odpowiednio opisać to, co do Ciebie czuję, ale czuję i jest to silne uczucie. A więc mnie
, co?
Tak. Ja też Cię
. Chcę cię zobaczyć. Jutro.
Dobrze. Mogę się wyrwać w ciągu dnia. Przyjdź na Street Harbor 31. Dok „K”. Slip-47 Masz łódź? Tak. O której możesz tam być? 10:00 rano. 226 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
10:00 rano. Nie spóźnij się. Kręcę głową na jego potrzebę kontroli i uśmiecham się od ucha do ucha, odpisując: Zaufaj mi, nie spóźnię się. Moja pupa i cipka wciąż są na ciebie złe. Pupa może i tak, ale nie ma opcji, żeby cipka nadal się na mnie gniewała po tych niezliczonych orgazmach, które jej ostatnio zafundowałem. Tak sądzisz? Ja to wiem. Robię się twardy od samego myślenia o Twojej boskiej cipce ciasno owiniętej wokół mojego kutasa. Jego prymitywne słowa nie są dla mnie zaskoczeniem. Declan lubi sprośną gadkę, którą zaserwował mi już kilka razy. W łóżku jest taki bezpośredni i szczery, nigdy nie czując potrzeby bycia skromnym w słowach. Mmmm. Mówię poważnie. Muszę kontrolować swoje myśli, bo kiedy tylko myślę o Tobie, robię się twardy. Upewnię się, żeby jutro szczególnie się Tobą zająć. Nie mogę pozwolić, żebyś tak paradował po ulicy. Kobiety już i tak gapią się na Ciebie, fantazjując o ujeżdżaniu tego kutasa. Nikt go nie ujeżdża poza Tobą. Śmieję się i daję mu posmakować jego zaborczych słów, wpisując odpowiedź: MÓJ kutas! Kurwa. Dobijasz mnie. Zakopię go jutro w Tobie tak głęboko… Nie będę chciała Cię wypuścić. Już teraz tak bardzo za Tobą tęsknię. Kocham to. Moja dziewczynka. Twoja dziewczynka. Odpowiedź zajmuje mu chwilę, kiedy tak siedzę w ciemnym pokoju, aż wreszcie wysyła wiadomość: Pieprzyłaś się z nim dzisiaj? 227 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Declan, nie możesz mnie o to pytać. Upewnij się, że będziesz czysta i nie pieprz się z nim, zanim jutro przyjdziesz się ze mną spotkać. Na podstawie jego żądań, ewidentnie widać, jak bardzo jest zazdrosny. Powiem mu cokolwiek, co sprawi, że poczuje się lepiej, ale nie przestanę pieprzyć się z Bennettem. Z nim także nadal muszę prowadzić grę. Proszę, nie traktuj mnie tak. Mówię poważnie. Stracę nad sobą panowanie, jeśli poczuję na Tobie jego zapach. Nie poczujesz. A teraz przestań być kutasem i bądź dla mnie miły. Robisz się zadziorna? Kręcę głową, uśmiechając się. Zawsze zadziorna. Wiem. Musimy nad tym popracować. Nie jestem jakąś uległą!!! Mogłabyś być ;) Teraz to próbujesz wytrącić mnie z równowagi. Przejrzałam Twoją gierkę, McKinnon. Naciskasz na mnie, aż wreszcie Ci się przeciwstawię i wtedy będziesz mógł się napalać „dawaniem mi nauczki”. Przejrzałaś mnie, co? Przeszkadza Ci to? Że potrafię Cię rozszyfrować? Nie. Kocham to, że potrafisz to robić. Teraz muszę tylko znaleźć sposób, jak rozszyfrować Ciebie. Hmm… Może lubię być kobietą-zagadką. Myślę, że obydwoje wiemy, iż potrafię przedrzeć się przez Twoje mury. Ukrywaj co tylko chcesz, kotku, ale i tak zawsze Cię znajdę. Tak sądzisz?
228 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Ja to wiem. Kiedy czegoś chcę, robię wszystko, aby to zdobyć. A więc, McKinnon, powiedz mi. Czego chcesz? Ciebie. Już to wiesz, ale i tak podoba mi się, że zapytałaś, tylko po to, aby dostać potwierdzenie, którego najwyraźniej szukałaś. To mówi mi wszystko, co muszę wiedzieć. To znaczy co? To, że Ty także mnie chcesz. Możliwe. Nie bądź taka wstydliwa. Nie musisz grać ze mną w tę grę, ponieważ już i tak masz moje całkowite zainteresowanie. Rozumiem, że się boisz, ale ze mną nie musisz. Jesteś tego pewien? Nie mam wątpliwości. A co z Tobą? Nie odpisuję od razu i zastanawiam się, jak chcę odpowiedzieć na jego pytanie. Nie chcę być zbyt szczera i po prostu odpisać „tak‖. Boję się. Czego? Boję się, że mnie zranisz. Nigdy. Nigdy nie mów nigdy, bo jesteś do tego zdolny. Jeśli się boisz, to będę Cię trzymał. A co, jeśli spanikuję? Będę Cię trzymał mocniej. Właśnie w tej chwili uzmysławiam sobie, że na mojej twarzy rozciąga się uśmiech od ucha do ucha. Był tam przez większą część naszej rozmowy. Bez względu na wszystko, z Declanem przyjemnie mi się rozmawia. Zawsze tak było. Mimo diablicy, którą gram i kłamstw, jakimi go karmię, to czuję, jakbym miała przyjaciela. Pogrywam z nim tak samo jak z Bennettem, ale Bennettem gardzę, podczas gdy Declan jest osobą, w stosunku do której
229 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
nigdy nie czułam pogardy. Jedynym problemem jest to, iż jest pechowym skurczybykiem, który się we mnie zakochał. Lepiej, żebyś miał dobry chwyt. Nikt nigdy nie będzie Cię trzymał mocniej. Mogłabym nie spać całą noc i rozmawiać z Tobą, ale jutro rano mam randkę, na którą nie mogę się spóźnić. A to dlaczego? Tym razem wybieram słodkie słówka, a nie te sprośne, którymi zazwyczaj operujemy. On się o mnie martwi, kiedy się spóźniam. Gniewa się. Ale naprawdę lubię tego faceta, więc chcę być wypoczęta i przyjść na czas, aby wiedział, że zależy mi na nim wystarczająco, aby nie chcieć, żeby się o mnie martwił. Uwielbiam Cię. Cię. 10:00 rano? 10:00 rano. Dobranoc. Dobranoc, kotku. Kiedy wracam do sypialni, Bennett wciąż leży w tej samej pozycji, głęboko pogrążony we śnie. Tylko sekundę zajmuje, aby moje przyprawiające o mdłości uczucia wróciły, więc gdy wślizguję się do łóżka, przekręcam się na bok, żebym nie musiała na niego patrzeć. Z moimi myślami powracającymi do rozmowy odbytej przed chwilą z Declanem, szybko zapadam w sen.
230 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dwudziesty si dmy (teraznie sz sc) - MIAŁAŚ PROBLEM z dotarciem tutaj? – pyta Declan, gdy wchodzę na pokład jego luksusowego jachtu. - Dok K. Slip 47. Dokładnie tam, gdzie powiedziałeś – mówię, drżąc, kiedy szczypiący wiatr podrywa się z wody. - Chodźmy do środka. Podążam za Declanem do salonu, wyposażonego w białą, lnianą kanapę i fotele, które otaczają duży, drewniany stół. - Szybka wycieczka? – proponuje Declan, chwytając mnie za rękę. Zgadzam się i uśmiecham się do niego, kiedy prowadzi mnie przez kuchnię i w dół po schodach. Po pokazaniu mi prawej strony burty i łazienki, łącznie z kajutą dla gości i sypialnią, prowadzi mnie do swojej prywatnej kabiny i głównej łazienki. Pokój jest elegancki, wyłożony kosztownym czereśniowym drewnem. Mała strefa wypoczynku znajduje się z boku, a wielkie łóżko usytuowane jest na środku. Declan nie marnuje ani chwili, kiedy okręca mnie w swoich ramionach i całuje. Odprężając się na jego pocałunek, pozwalam mu to robić tak długo jak tego pragnie i kiedy wreszcie odrywa się ode mnie, uśmiecham się szeroko. - Co jest takie śmieszne? Żartując, odpowiadam: - Żadnej pogawędki? Przebiegając zaborczo dłońmi po mojej szyi i piersiach, ściska je, zanim odpowiada: Pogadamy po tym, jak będę miał w tobie kutasa. Po tych słowach chwyta mnie za biodra, podnosi i rzuca na łóżko. Wspina się na mnie, przyklękając między moimi nogami z jękiem, kiedy chwytam jego twarz i ponownie go całuję. Nasze usta zderzają się. Jesteśmy zamazaną plamą szybko poruszających się dłoni, niezgrabnie zrywających z siebie ubrania. Kiedy zdejmuje moją luźną sukienkę przez głowę, odrzucając ją na bok, wiem że moja wyprawa na zakupy się opłacała, ponieważ jego spojrzenie płonie, gdy przypatruje się moim francuski figom i stanikowi do kompletu. 231 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Obydwoje klęczymy, a Declan zastyga bez ruchu, błądząc spojrzeniem po moim ciele. To dziwne, posiadać mężczyznę, który patrzy na mnie w sposób, w jaki robi to Declan, z intensywnością i pożądaniem. - Masz pojęcie, jak bardzo jesteś piękna? – pyta miękko, powoli sunąc dłońmi po moich żebrach i zatrzymując się na biodrach, gdzie ciągnie lekko za jedwabne majtki. - Przestań – szepczę, chcąc zaprzeczyć jego słowom. - Co mam przestać? - Kiedy mówisz takie rzeczy… - zaczynam, opuszczając głowę, aby przerwać intensywny kontakt wzrokowy. – To sprawia, że czuję się niekomfortowo. – Ponownie patrzę mu w oczy, dodając: - Nie wiem, jak na to odpowiedzieć. - Nie potrzebuję żadnej odpowiedzi, kotku. Ale nie powinnaś czuć się niekomfortowo, nie ze mną. Kocham na ciebie patrzeć. Kocham to, jak wyglądasz nago, twoją nieskazitelną, mleczną skórę – mówi, kiedy zaczyna powoli przesuwać dłońmi po moim ciele. – Twoje idealne piersi – kontynuuje, rozpinając stanik i zsuwając go w dół moich rąk. – Twoje różowe sutki. Kiedy widzę, jak się dla mnie naprężają, to robię się tak cholernie twardy. Po tych słowach nakrywa jeden z sutków ustami, zasysając go i zataczając kręgi językiem, zanim przenosi się na drugą pierś, aby zrobić z nią to samo. Przebiegam palcami po jego jedwabistych włosach, podczas gdy Declan kładzie mnie na plecach. Zaczyna delikatnie muskać opuszkami palców krągłości moich piersi, łącznie z bardzo delikatną skórą brzucha, wysyłając dreszcz po moim ciele. - I na końcu jest to – mówi miękko i nisko, wsuwając palec pod gumkę moich majtek, zdejmując je. – Rozchyl dla mnie nogi. Tak robię, rozchylając je i wystawiając na jego widok moją nagą cipkę. Kiedy mnie obserwuje, wypuszcza gardłowy jęk. Siada między moimi nogami i z dłońmi na moich kolanach, przygląda mi się, mówiąc: - Dotykaj się. Oblizując palec, utrzymuję kontakt wzrokowy z Declanem, kiedy sięgam na dół i wsuwam go między wargi sromowe, nawilżając łechtaczkę, a następnie zaczynam zataczać powolne kręgi. Patrzę jak oczy Declana rozszerzają się z pożądania. Przesuwa się, aby zdjąć spodnie, po czym wraca między moje zgięte w kolanach nogi, zanim bierze się w dłoń i zaczyna pompować przede mną swojego grubego kutasa. Sam ten widok sprawia, że staję się jeszcze bardziej mokra, co mnie zaskakuje. W przeszłości zawsze miałam z tym problem, ale z Declanem jest inaczej. Moje ciało zawsze reaguje na niego, nawet kiedy staram się z tym walczyć.
232 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Włóż palec do środka i daj mi posmakować – żąda i tak właśnie robię, zatapiając palec w mojej rozgrzanej cipce, a następnie wyciągam dłoń do niego, aby mnie posmakował. Declan chwyta mnie za nadgarstek i pochyla głowę, zasysając w usta mój palec. - Kurwa, pragnę cię. Pochyla się jeszcze bardziej i chwyta swój krawat. - Ufasz mi? – pyta, patrząc w dół na mnie. Przytakuję. Jestem przyzwyczajona do potrzeby Declana, aby mnie związywać i kontrolować. Raz uprawialiśmy seks bez związywania mnie, ponieważ go o to poprosiłam, ale to był tylko jeden raz. - Powiedz to. - Ufam ci, Declan – mówię, kiedy owija krawat dookoła mojej głowy, zasłaniając oczy. - Podnieś głowę – szepcze, po czym robi węzeł, zostawiając mnie w ciemności. Właśnie teraz czuję, jak mocno bije moje serce. Po spędzeniu większości dzieciństwa w ciemnej, zamkniętej na klucz szafie, nabawiłam się klaustrofobii. Słyszę ruch i czuję jak Declan wstaje z łóżka, wracając po kilku sekundach. - Zwiążę cię, dobrze? – pyta. Czuję nad sobą ciepło jego ciała. Chwyta moje ręce i złącza je. Czuję szorstką, grubą linę, okręcającą się wokół moich nadgarstków. Kiedy Declan kontynuuje zabezpieczanie ich i przywiązuje mnie do wezgłowia, mówi: - To naturalna, włókienna lina. Tylko taką mam, więc jeśli będziesz się szarpać, zranisz się. Rozumiesz? - Tak – odpowiadam i kiedy Declan kończy, próbuję przystosować nadgarstki jednak linia tylko mocniej wbija się w skórę. - Zaraz wrócę – mówi, po czym schodzi z łóżka. Chwilę później słyszę kliknięcie zamykających się drzwi. Wyszedł, a mnie zaczyna pochłaniać ciemność. Jedyne co słyszę, to wodę, obijającą się o łódź. Moje nadgarstki zaczynają się ocierać o szorstką linę, kiedy się wiercę. Moje oddechy przyspieszają, ale wkrótce stają się ciężkie, a serce bije jeszcze szybciej. Nagle, czuję że pokój ugina się, pożerając mnie, a powietrze staje się gęste. Kładę stopy płasko na łóżku; nie jestem w stanie dłużej leżeć bez ruchu. I wtedy to czuję. Znajomy zapach papierosów Carla.
233 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Declan? – mamroczę, ale jedyne, co teraz słyszę, to stłumiony dźwięk telewizora, dobiegający zza drzwi szafy. Czuję zamęt, a moja głowa zaczyna nieznośnie boleć od natężającego się zapachu dymu papierosowego. Stach i zmieszanie biorą górę, kiedy uświadamiam sobie, że jestem naga. Carl nigdy nie zamykał mnie nagiej w szafie. Zaczynam szarpać rękami, aby się uwolnić. Całe moje ciało drętwieje i mrowi, kiedy zaczynam się miotać, desperacko pragnąć światła i uwolnienia. Nic nie zdaje się prawdziwe, kiedy moja głowa dryfuje i słyszę echo krzyków. Siła nacisku ścian jest tak mocna, że zgniata moją pierś. Walczę o oddech, szarpiąc i wijąc się, robiąc wszystko, co mogę, w czystej panice, aby się uwolnić. Ktoś chwyta mnie za ręce i widzę światło. Otwierając oczy, zdaję sobie sprawę, że nacisk na klatce piersiowej spowodowany jest siedzącym na niej mężczyzną, a krzyki wydobywają się z moich ust. Ciągnąc za linę, natychmiast chcąc się wyswobodzić, piszczę: Puść mnie! - Nie ruszaj się, Nino. Uspokój się. Kim, do kurwy, jest Nina i kim jest ten facet? Gdzie ja jestem? Gdzie Carl? - Złaź ze mnie – szlocham przez palące gardło krzyki. Kiedy tylko moje ręce są wolne, rzucam się do ucieczki, szybko zeskakując z łóżka, tylko po to, aby zaraz zostać schwytaną. - Nina, oddychaj! – krzyczy mężczyzna, więżąc mnie w uścisku. Usiłuję walczyć, aby zejść z jego kolan, ale trzyma mnie od tyłu w mocnym uścisku. - Puść! - Oddychaj, maleńka. Proszę, po prostu oddychaj. Trzyma mnie mocno, wciąż mówiąc i powoli sprowadza mnie z powrotem do mojego ciała. Mgła w mojej głowie zaczyna się rozpraszać i zaczynam sobie przypominać, gdzie jestem. Odnajdując drogę z tunelu, czuję że wracam. Pojawia się rzeczywistość i zdaję sobie sprawę, że musiałam mieć halucynacje. Walenie serca sprawia, że się trzęsę, a kiedy patrzę w dół, widzę że jestem pokryta krwią. To znowu powoduje panikę. - O mój Boże – mój drżący głos jest ledwo słyszalny. - W porządku, maleńka. Nic ci nie jest – uspokaja Declan. - Krew… - Cii, maleńka. Jest w porządku – szepcze. – Po prostu oddychaj razem ze mną. 234 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Zatapiam się w jego ramionach, moje plecy wbijają się w jego klatę i skupiam się na unoszeniu i opadaniu mojej klatki piersiowej, starając się oddychać równo z nim. Po chwili, kładzie mnie, a sam siada obok. Leżę tutaj zażenowana tym, co właśnie się stało i tym, że Declan to widział. Sięga po koc, aby okryć moje nagie ciało. Jego oczy są przepełnione zmartwieniem, kiedy na mnie patrzy. Chwyta moje nadgarstki i właśnie wtedy uświadamiam sobie źródło krwi. - Powinniśmy cię wyczyścić – mówi delikatnie. – W łazience jest apteczka – dodaje. Kiedy przytakuję, wstaje aby ją przynieść. Siadam na łóżku, opierając plecy o wezgłowie i zastanawiam się, co do cholery, właśnie się stało. Kiedyś miałam takie ataki paniki jako nastolatka, po ucieczce od Carla i Bobbi. Ale to było tak dawno temu. Czuję się sparaliżowana, jakby odurzona. Declan z pewnością będzie mnie o to wypytywał, ale jestem zbyt zdezorientowana, żeby o tym gadać. Declan wraca, siadając naprzeciwko i zaczyna czyścić krew z moich dłoni i rąk ciepłym ręcznikiem. - Boli? – pyta. Skupiam się na jego dłoniach, pielęgnujących okaleczenia. Kręcę głową, nie chcą w tej chwili nic mówić, kiedy on kontynuuje oczyszczanie mnie, po czym bandażuje nadgarstki odrobiną gazy. Kiedy kończy, odkłada wszystko na bok i siada koło mnie, przyciągając mnie do swojej piersi. Tuli mnie przez kilka minut, zanim pyta: - Co się stało? - Przepraszam. - Kurwa, to ja powinienem przepraszać, a nie ty. Nigdy nie powinienem był zostawiać cię samej. - Gdzie poszedłeś? – pytam. - Zamknąć drzwi kokpitu – odpowiada, a następnie odchyla się lekko, aby na mnie spojrzeć i gładzi moje włosy. – Powiedz, dlaczego spanikowałaś? Biorąc głęboki wdech, postanawiam być z nim szczera, poza kilkoma detalami. - Mam klaustrofobię. Myślę, że przez krawat na oczach i to, że nie mogłam się ruszać, po prostu… czułam, jakbym się dusiła. - Ale patrzyłaś na mnie, jakbyś nie wiedziała kim jestem.
235 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Zamykam oczy i ponownie opadam na jego klatkę piersiową. - Nie wiem. Czułam, jakbym miała halucynacje. Declan całuje czubek mojej głowy i kiedy patrzę w górę na niego, osadza kolejny pocałunek na moim czole. Zarost na jego szczęce łaskocze moją skórę i przez ułamek sekundy, czuję jakby był to zarost mojego taty. Ponownie zamykam oczy, przytłoczona emocjami, które wciąż do mnie napływają i swobodnie wyjawiam: - Twój zarost przypomina mi o tacie. Przytula mnie jeszcze mocniej, kiedy słowa zaczynają wypływać z moich ust bez większego zastanowienia. - Całował mnie w czoło w taki sam sposób, co ty. – Mija chwila, zanim dodaję: Lubię, kiedy to robisz. - Byliście blisko? Ścisk w gardle sprawia, że mówienie staje się bolesne, kiedy zwyczajnie chrypię, drżącym głosem: - Tak. Dławię łzy, które grożą wypłynięciem na powierzchnię, kiedy Declan opiera policzek na czubku mojej głowy. Czas stoi w miejscu, a kiedy czuję że fala smutku odpływa, wreszcie zadaję Declanowi pytanie: - Dlaczego to robisz? - Co? - Związujesz mnie. Zawsze robiłeś to kobietom? Zabiera policzek z mojej głowy, kiedy odchylam się, aby zobaczyć jego twarz. Przytakuje, po czym patrzy mi w oczy. - Dlaczego? – pytam. - Kontrola. - Porozmawiasz ze mną o tym? – pytam cicho. Jego bezbronne słowa, przywołują wspomnienia, kiedy wyznaje: - Nigdy wcześniej z nikim o tym nie rozmawiałem. - Dlaczego? - Bo to bolesne.
236 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Widzę to wypisane na jego twarzy. Muskam dłonią jego szczękę, zmuszając, aby na mnie spojrzał i pytam: - Myślisz, że mógłbyś mi powiedzieć? Pomóc mi lepiej cię zrozumieć? Zieleń jego spojrzenia jest jasna, jaśniejsza niż zwykle. Jest to znak zagrażających wypłynięciem łez. - Chodź bliżej – mówi i robię to, opierając głowę na jego piersi. Przez chwilę wsłuchuję się w bicie jego serca, zanim zaczyna mówić: - Kiedy byłem młodszy, mój ojciec wiele podróżował. Zawsze upewniał się, że jestem wtedy panem domu i moim zadaniem było opiekowanie się mamą. Zawsze to robiłem. Kiedy miałem piętnaście lat, mój ojciec wyjechał tutaj, do Stanów w interesach. Mama siedziała w pokoju i czytała, a ja oglądałem film w pokoju rodziców. Drzwi były otwarte, więc mogłem zobaczyć jak zwija się w kłębek w starym, skórzanym fotelu ojca, który tak bardzo lubił. Mama zawsze narzekała, że wygląda obrzydliwie, ale kiedy tata wyjeżdżał, to właśnie na tym fotelu zawsze siedziała i czytała. Kochała ten fotel, ale z jakiegoś powodu ciągle dokuczała ojcu na jego temat. Śmieję się pod nosem, mówiąc: - Zabawne. - Taka właśnie była mama – odpowiada. – Miała w sobie tyle życia i nigdy nie pozwalała, aby zżerał ją stres. – Milknie i czuję, jak mięśnie jego obejmującego mnie ramienia napinają się, zanim kontynuuje: - Tej nocy zasnąłem w ich łóżku, a obudził mnie hałas. Krzyki mojej matki były przerażające i kiedy uniosłem głowę, aby spojrzeć do drugiego pokoju, zobaczyłem mężczyznę z bronią wycelowaną w jej głowę. To ostatnia rzecz, jaką spodziewałam się usłyszeć i kiedy patrzę w górę, jego szczęka jest zaciśnięta. Declan pochyla głowę, aby na mnie spojrzeć i widzę wstyd w jego oczach, kiedy mówi: - Byłem tchórzem. Kręcąc głową, pytam: - Dlaczego? - Bo kiedy zobaczyłem broń, wczołgałem i ukryłem się pod łóżkiem. - Declan… - Jednak wciąż ich widziałem. Moja mama płakała i błagała o życie, podczas gdy ja nie zrobiłem nic, aby ją ochronić. Nawet nie próbowałem jej pomóc – wyjawia, kiedy łzy napływają do jego oczu. – Po prostu tam leżałem, jak ciota, zbyt wystraszony, aby się ruszyć i obserwowałem, jak mężczyzna pociąga za spust, strzelając mojej mamie w głowę. - Jezu. Twarz Declana jest napięta, kiedy usiłuje kontrolować swój ból, ale lśniąca łza i tak znajduje drogę, aby spłynąć po jego policzku. Sięgam dłonią i przebiegam palcem po mokrej ścieżce, podczas gdy Declan obserwuje mnie i wtedy niespodziewanie, czuję ciepło moich 237 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
własnych, spływających łez. Uświadamiam sobie, że w tej chwili doświadczamy podobnego bólu. Nasi rodzice zostali zamordowani, odebrano ich nam i nigdy nie mieliśmy wyboru. - Bardzo mi przykro – szepcze moje serce, ponieważ naprawdę czuję jego ból. - To była moja mama – jego głos załamuje się. – A ja nic nie zrobiłem. - Byłeś tylko dzieckiem. Kręci głową, nie chcąc zaakceptować tej wymówki i wiem, że nikt nie byłby w stanie go do tego namówić, więc nawet nie próbuję. - Mój ojciec wini mnie za jej śmierć. Zawsze to robił. - To absurdalne. - Czyżby? - Tak – mówię stanowczo. – Co, jeśli pobiegłbyś jej na ratunek i to ty zostałbyś postrzelony? Twoja mama cierpiałaby, opłakując swoje jedyne dziecko. To chore porównanie, wiem, ale co byś wolał? Życie w żałobie, czy szybką śmierć? Chwyta moją twarz w dłonie i widzę, jak jego gardło napina się, kiedy przełyka ciężko, zanim wreszcie mówi: - Potrzebuję kontroli. Muszę wiedzieć, że mam w rękach władzę i bez mojej zgody, nic się nie stanie. A jeśli chodzi o ciebie… to nigdy nie czułem aż tak silnej potrzeby. Nakrywam jego dłonie swoimi. - Rzeczy będą się działy, Declan. To ta gówniana część życia, w której nie mamy nic do powiedzenia. – Prawdziwość tych słów kłuje moje serce, ponieważ za dobrze znam brzydką prawdę. – Świat nigdy nie zapyta nas, czego chcemy. Nie obchodzi go to. Złe rzeczy będą się działy, ale nigdy nie powstrzymają świata przed kręceniem się. I to, co przytrafiło się twojej mamie… nie ma z tobą nic wspólnego. - Mogę się tym usprawiedliwiać, ale czuję, że to kłamstwo – mówi. - A co z twoim tatą? - Przy każdej okazji przypomina mi, że nigdy nie będę wystarczająco dobry. Że nawaliłem jako facet. Więc spędziłem całe życie wypruwając sobie żyły, aby udowodnić, że się mylił. Ale miałaś rację. - Odnośnie czego? 238 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Tego, co powiedziałaś tamtej nocy w hotelu. Że nienawidzę swojego nazwiska. Masz rację. Fakt, że wpadłem w interesy ojca i nie stworzyłem własnego biznesu, jest jego kolejną bronią do wykorzystania przeciwko mnie. - Ale Lotus jest cały twój. Twój ojciec nie przyłożył do tego ręki – przypominam mu. - Aby mieć do tego prawo, nie musi przykładać do tego ręki. Chodzi o samo nazwisko McKinnon. - Muszę ci coś powiedzieć – mówię, chcąc aby był wtajemniczony w informację, której niedawno dowiedziałam się o jego ojcu. – Twój ojciec szuka możliwości inwestycji w firmę mojego męża. Bennett jedzie do Nowego Jorku na spotkanie z nim. Ja też jadę. - Kiedy? - Pod koniec przyszłego tygodnia. Widzę, że jest wkurzony pomysłem połączenia interesów z Bennettem i jest to zrozumiałe. Przyciąga mnie w objęcia, wciskając moją głowę pod swój podbródek, kiedy opiera się o wezgłowie i wypuszcza ciężkie westchnienie. - Chcę, żebyś była z daleka od tego mężczyzny – cedzi przez zaciśnięte zęby. - Wiem, ale znam go i wiem do czego jest zdolny. Jego ramiona są napięte wokół mnie, kiedy opieram głowę na jego twardej klacie. - Siedzenie w domu i zastanawianie się, czy kładzie na tobie łapska, zabija mnie. Masz w ogóle pojęcie, co to ze mną robi? Czuję się jak bezwartościowy sukinsyn za to, że pozwoliłem ci do niego wrócić. - Nie czuj się tak. Nie jesteś taki. Chwyta moją dłoń i przyciąga ją do ust, całując obandażowany nadgarstek, zanim patrzy na mnie, mówiąc: - Jestem sukinsynem za to. - Kiedy zakrywałeś mi oczy, powinnam była ci powiedzieć, że zaczynam panikować. - Chcę, żebyś zawsze była ze mną szczera, zwłaszcza w trakcie seksu. Boję się, że mogę cię zranić.
239 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Kiedy przytakuję, Declan pochyla się i całuje mnie delikatnie, zasysając lekko dolną wargę, zanim się odsuwa. Trzyma twarz blisko mojej, nos przy nosie i kiedy patrzymy sobie w oczy, szepcze niskim, zachrypniętym głosem: - Kocham cię.31 Moje serce jest podekscytowane wiedząc, że Declan to do mnie czuje, ale także cierpi, ponieważ stał się kimś, kogo polubiłam. Nienawidzę tego, że zniszczę go dla własnych celów, ale tak musi być. Niemal czuję się winna, wiedząc że darzy mnie takimi uczuciami, których nie podzielam, ale to jest część gry. To jest część zemsty. Nigdy nie było mi szkoda Bennetta, ale Declan jest dobrym facetem. Wielka szkoda, że muszę mu to zrobić, ale zrobię to. Otwieram oczy i patrzę w jego, muskając palcami jego kark i sunę w górę, do jego włosów, odwzajemniając sentymentalne słowa, z tym że moje są niczym trucizna, kiedy mówię: - Ja też cię kocham.32
31
O.M.G! Uwielbiam Declana ;(( - snll
32
Ty głupia suko! Ależ się we mnie zagotowało. Ja nie wiem, czy ona naprawdę w ogóle nic do niego nie czuje, czy po prostu jeszcze sobie tego nie uzmysłowiła? Masakra… przy tej książce chyba zejdę na zawał. - snll
240 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dwudziesty smy (teraznie sz sc) RANY NA NADGARSTKACH szybko się wyleczyły. Na szczęście Bennett wyleciał do Miami rano, po moim ataku paniki, więc przez tą jedną noc byłam w stanie ukryć przed nim nadgarstki, zwyczajnie ubierając jedną z jego koszulek z długim rękawem i mówiąc mu, że źle się czuję. Zawsze uprawialiśmy seks przed jego wyjazdami za miasto, ale ponieważ myślał, że źle się czułam, mogłam ukryć przed nim strupki, kiedy tylko tuliliśmy się w łóżku. Kiedy go nie było, kilka dni spędziłam z Declanem. Wciąż zbliża się do mnie coraz bardziej, otwierając się przede mną i opowiadając mi o tym, jak wyglądało jego dorastanie po śmierci mamy. Jego ojciec traktował go jak gówno, zawsze umniejszając mu, sprawiając że czuł się bezwartościowy i teraz Declan nadmiernie stara się pokazać, że jest inaczej. Przy kilku okazjach miałam do czynienia z Calem i zawsze uważałam go za drania. Ale ze wszystkim, co opowiedział mi Declan na jego temat, mój żołądek skręca się, wiedząc, że jutro w jego towarzystwie muszę być miła. Dwa dni temu przyjechaliśmy do Nowego Jorku i mimo że Bennett miał z nim kilka spotkań, to nie byłam na nich obecna. Dzisiaj Cal zaprosił nas na kolację do swojego domu. Więc podczas gdy Bennett był dzisiaj na porannych spotkaniach, ja spędziłam czas na zakupach, poszukując nowej sukienki na dzisiejszy wieczór. Nic wymyślnego, po prostu kobieca, granatowa luźna sukienka z koronką, do której dobrałam cieliste czółenka. Bennett wygląda jak zwykle, ubrany w szyty na miarę garnitur i krawat. Kiedy drzwi się otwierają, wita nas kobieta nie mogąca być o wiele starsza ode mnie. - Witajcie – mówi ciepło, wyglądając wymuskanie w swoich spodniach koloru kości słoniowej i fioletowej, jedwabnej koszulce. Ten kolor sprawia, że się wzdrygam. Jej kruczoczarne włosy są spięte w koczek tuż przy karku. - Zapewne Bennett i Nina. Dziękuję, że dołączycie do nas przy kolacji. Cal mówi o was same pochlebne rzeczy. Tak w ogóle, to jestem Camilla. Bennett potrząsa jej ręką i wita pocałunkiem w policzek, zanim Camilla wyciąga rękę do mnie, którą przyjmuję, potrząsając kulturalnie, kiedy wymieniamy uprzejmości. - Uroczy dom, Camillo – mówię, kiedy wchodzimy do przedpokoju.
241 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Dziękuję. Właśnie skończyliśmy remont. Przez ostatnie kilka miesięcy mieszkaliśmy na placu budowy – mówi niezadowolona. Chichoczę z jej irytacji, a ona odwraca się do mnie z uśmiechem, dodając: - Nie macie pojęcia, ile obrzydliwych rowków musiałam w trakcie tego oglądać. Obydwie śmiejemy się z jej prostackich słów, kiedy prowadzi nas przez imponujący dom. - Cal, Vanderwalowie przyjechali – oznajmia, kiedy wchodzimy do wielkiego biura, które wygląda także na bibliotekę, jednak natychmiast potykam się, widząc Declana stojącego obok ojca przed dużym, opalanym drewnem kominku. - Bennett – mówi Cal, kiedy do nas podchodzi, ale moje oczy wciąż są skupione na Declanie. Co on tutaj, kurwa, robi? Niemal od razu szyja pali mnie z niepokoju, kiedy stoję ramię w ramię z moim mężem. Oczy Declana są ciemne, gdy patrzy na mnie z Bennettem, na co daję mu swoje najlepsze „Co ty tutaj, do cholery, robisz?” spojrzenie, na jakie potrafię się zdobyć, nie zwracając na siebie uwagi innych. - Nino – wita mnie Cal, wyrywając mnie z pozbawionej słów rozmowy z jego synem i właśnie wtedy skupiam uwagę na siwowłosym mężczyźnie i uśmiecham się. - Pan McKinnon, miło znowu pana widzieć. Minęło trochę czasu. - Koniec z formalnościami. Wyświadcz staruszkowi przysługę i mów do mnie Cal – mówi, otwierając ramiona, aby mnie przytulić. Gdy go tulę, patrzę przez jego ramię na Declana, który bierze długi łyk z kieliszka do koniaku. Gdy Cal odsuwa się ode mnie z zadowolonym uśmiechem, spogląda na Bennetta, mówiąc: - Ty szczęściarzu. - Nie mógłbym się nie zgodzić – odpowiada Bennett. – Jest olśniewająca. Zerkam na Declana, kiedy mój mąż z miłością komplementuje moją osobę. Twarz Declana ma surowy wygląd, kiedy zaczyna do nas podchodzić i władczym tonem mówi do Bennetta, podczas gdy jego spojrzenie pozostaje na mnie: - Całkowicie olśniewająca. Mimo to, poślubiła cię. Mrużę na niego oczy, zanim spogląda na Bennetta. Jego zazdrość, jeśli nie zacznie nad nią panować, może nieść za sobą niebezpieczeństwo w tej delikatnej sytuacji, ale Bennett odbiera to jako męskie przekomarzanie się i odpowiada: - Dokładnie. Może miała moment
242 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
słabości, kiedy przyjęła moje oświadczyny i to właśnie dlatego pobraliśmy się w przeciągu kilku miesięcy. Nie mogłem ryzykować, że ją stracę, kiedy wreszcie odzyska rozsądek. Tak dziwne jakim się to wydaje, jako jego żona muszę podtrzymywać tę farsę, więc odwracam się do niego, śmiejąc się fałszywie i dając mu posmakować swojej pyskówki, którą tak bardzo lubi: - Proszę cię, przejrzałam cię jako kolejny beznadziejny przypadek, który potrzebuje kobiecego wpływu jeszcze zanim powiedzieliśmy sobie „Tak‖. - I mimo to, poślubiłaś mnie – śmieje się Bennett. - Mądra kobieta – wtrąca Cal. - A to dlaczego? – pytam nieśmiało. - Cóż – zaczyna, robiąc krok w stronę Bennetta i klepie go po ramieniu. – Większość mężczyzn może tylko próbować stać się chociaż w połowie takimi jak on, a mimo to, wciąż im się to nie udaje. Podziwiam mężczyzn, którzy ciężko pracują na wszystko, co mają. Bez żadnych zadatków. Wyłapuję kąśliwość w jego słowach. I to, że sugeruje, iż Declan należy do tego drugiego typu mężczyzn. Irytuje mnie jego insynuacja i kłuje mnie potrzeba obrony faceta, który czuję, że staje się moim przyjacielem, więc niemal warcząc, wyrzucam z siebie: - Jeśli nikt nie brałby tych zadatków, Cal, to wtedy wszystko zostałoby pozostawione na śmierć. Właśnie to chcesz zobaczyć? Śmierć wszystkiego, na co tak ciężko pracowałeś? Albo zamiast tego, mógłbyś być dumny z osoby, którą coś obchodzi na tyle, aby wkroczyć do akcji i zabezpieczyć kontynuację twoich marzeń. Wygląda na to, że masz nieco poprzestawiane priorytety i powinieneś zacząć szanować tych, którzy nie podążają twoim machowskim podejściem rób wszystko dla siebie. Wyraz twarzy Cala jest pełen bezcennego szoku, że mogłam tak otwarcie się do niego zwrócić. Wpatrujemy się w siebie, kiedy Bennett wreszcie się odzywa: - Skarbie— - Przestań – warczę, przerywając mu. – Przestań bronić jego sposobu myślenia. To dziecinne. - Musisz jej wybaczyć. Jest z tych zadziornych – mówi Bennett, próbując rozluźnić wytworzone przeze mnie napięcie. Kiedy zerkam na Declana, powietrze nagle staje się za ciężkie do oddychania. - Potrafię docenić ogień – odpowiada Cal, mrugając do mnie, co jest jeszcze bardziej irytujące.
243 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Camillo – mówię, skupiając się na niej, stojącej spokojnie przy boku Cala, przez cały czas zaciskając wargi. – Mogłabyś mi pokazać, gdzie jest toaleta? Po tym, jak wskazuje mi drogę do łazienki, przepraszam resztę, musząc udać się na bardzo potrzebną chwilę wytchnienia. Zamykając za sobą drzwi, opieram się o nie i opuszczam głowę. Nie jestem pewna, co sobie myślałam, robiąc z siebie idiotkę dla faceta, który jest dla mnie nikim więcej, jak skazańcem. „Jest kimś więcej niż tylko skazańcem” mówi głos w mojej głowie. Ale prawda jest taka, że nieważne jak bardzo identyfikuję się z Declanem, to na koniec dnia i tak będzie skazańcem. Sama się do tego przyczynię. Fakt, że rozumiem się z nim na pewnych poziomach nie jest idealny, ale nie zmienia także rezultatu, jaki nastąpi. Muszę się zebrać w sobie, być w tej chwili kochającą żoną, a z Declanem uporać się później. Najlepiej w Chicago. Przekręcenie się klamki na moich plecach zaskakuje mnie, przez co odskakuję od drzwi. - Co ty robisz, do cholery? – pytam zdenerwowana, kiedy Declan wchodzi do łazienki, zamykając za sobą drzwi na zamek. – Tak w ogóle, to dlaczego tutaj jesteś? Całkowicie ignoruje moje pytania i zadaje swoje: - Dlaczego patrzysz na niego w taki sposób? - Co? Mówimy do siebie szeptem, mimo że obydwoje gotujemy się ze złości. - Sposób w jaki na niego patrzysz, Nino. Nie udawaj przy mnie, kurwa. - Declan, pozwól, że coś ci wyjaśnię. On. Jest. Moim. Mężem. Robi krok w przód, kładzie dłonie na ścianie po moich bokach i więzi mnie między sobą a ścianą. Patrzy na mnie groźnie, kiedy syczy na mnie ze szkockim akcentem, który staje się mocniejszy, im bardziej robi się poirytowany: - Nie karm mnie ściemą. Powiedz, jak możesz na niego tak patrzeć? Ten skurwysyn cię bije, do kurwy. - Bo jeśli będę go traktować jak gówno, to jak myślisz, jaka będzie moja kara? – W chwili wściekłości wypluwam kolejne słowa: - Dam ci wskazówkę, będzie to to samo, co ty zrobiłeś, dając mi nauczkę. Okropne poczucie winy występuje na jego twarz, sprawiając że natychmiast żałuję tego, co powiedziałam. Za to, że zasugerowałam, iż Declan jest mężczyzną o tak podłej naturze. 244 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Przepraszam – mówię pospiesznie, zmiękczając ton głosu. – Nie to miała na myś— Zakrywa moje usta swoją dłonią, wyciszając moje słowa i czuję się jak gówno, przez to, co przed chwilą insynuowałam. Declan nigdy nie dotknął mnie z nienawiścią. Wiem, że szczerze mu na mnie zależy. Mnie także na nim zależy. Więc kiedy poczucie winy wypełnia jego oczy, chwytam jego nadgarstek i odsuwam jego dłoń, szepcząc: - To było niesprawiedliwe. Nie jesteś taki jak on. Wiem to. Byłam po prostu zdenerwowana. - Masz rację. - Nie, Declan. Nie mam. Ty ukarałeś mnie z miłości. To nie to samo. Przepraszam, za to, co powiedziałam. Nie ranisz mnie w taki sposób, w jaki on to robi. Z nim, to nic więcej jak strach, ale z tobą… kiedy jestem z tobą, jest to jedyny czas, kiedy naprawdę czuję się bezpieczna. - Mój umysł sobie ze mną pogrywa. Zwłaszcza, kiedy widzę, jak na niego patrzysz. Kiedy widzę, jak cię dotyka. Masz jakiekolwiek pojęcie, co to ze mną robi, kiedy jedyne czego pragnę, to ciebie? Ujmując jego twarz w dłonie, zapewniam go żarliwie: - Kocham cię, Declan. Ciebie. Nie jego. On nie jest moim wyborem. Ty jesteś. - Powtórz to. - Kocham cię – kłamię. – Tylko ciebie. - To nie może trwać wiecznie, wiesz o tym? Ja, będący z boku, siedzący w domu, wiedząc że pieprzysz się z tym gnojem. - Wiem. Ale teraz… Declan, on jest w pokoju obok. Musimy wracać. Możemy o tym porozmawiać w Chicago. Bennett wyjeżdża za kilka dni do Dubaju. Jego usta zderzają się z moimi, natychmiastowo pochłaniając mnie, wypełniając moje usta jego językiem. Declan jest spragniony, trzyma dłonie na moich piersiach, zaciskając je mocno. Chwytam kurczowo jego ramiona, kiedy przyciska do mnie biodra. - Czujesz to? To, co ze mną robisz? - Tak – chrypię, kiedy ociera się o mnie swoją erekcją. - Podwiń ją – żąda. Szybko chwytam rąbek sukienki, podciągając ją, podczas gdy Declan pospiesznie rozpina spodnie. Z mocno zaciśniętymi dłońmi na moich pośladkach, unosi mnie, tak że 245 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
plecami przywieram do ściany i sięga między nas, odsuwa moje majtki na bok, zanim pospiesznie wbija we mnie penisa. - Taka mokra, maleńka. Zawsze gotowa na mnie – warczy. Prawdziwość jego słów boli, kiedy zastanawiam się, dlaczego moje ciało zdradza mnie, jeśli chodzi o Declana. Jego przytłaczająca aura sprawia, że tracę skupienie, kiedy wbija się we mnie, w brutalnie pięknym pokazie swojej miłości. Z rękami ciasno owiniętym wokół jego ramion, trzymam się go, zakopując twarz w zgięciu jego szyi, podczas gdy pieprzy mnie bezlitośnie przy ścianie. Mały pokoju jest wypełniony naszymi ciężkimi oddechami i znajomym zapachem seksu. To pokaz zwierzęcej potrzeby Declana, aby naznaczyć mnie, zanim odeśle mnie do męża. Jest zaborczy i nie przeprasza za to. - Włóż palce do moich ust, a później dotykaj się – instruuje i tak właśnie robię, wpychając dwa palce do jego ust, aby mógł je zwilżyć, zanim wsuwam rękę między nas i zaczynam pocierać mój już śliski punkt. - Oooch, Boże – wzdycham. - O tak. Rozlej swoje soki wokół mojego kutasa. - Declan… - Zrób to – żąda, desperacko wbijając się we mnie. Moja cipka pulsuje falami przyjemności wokół jego kutasa, kiedy tracę oddech w trakcie uwolnienia. - O tak, kurwa – warczy, wlewając we mnie swoje nasienie, oznaczając mnie jako swoją. Declan opuszcza głowę na moją klatkę piersiową, wciąż wykonując, tym razem, lekkie i powolne pchnięcia. Pozwalam swojej głowie opaść na ścianę i kiedy Declan patrzy w górę na mnie, jego żądanie jest jasne, kiedy mówi: - Daj mi je. Wsuwam palce z powrotem do jego ust, aby mógł posmakować mojego podniecenia. Gdy opuszcza mnie na ziemię, przytrzymując mnie, kiedy stawiam stopy na podłodze, jego nasienie powoli wypływa ze mnie, mocząc moje majtki, kiedy przesuwam je na swoje miejsce. Nic nie mówimy, spiesząc się, aby doprowadzić się do ładu. Spoglądam do lustra, 246 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
przecieram palcami skórę pod oczami, po czym przeczesuję włosy dłońmi, starając się je przygładzić. Gdy Declan ma już ubrane spodnie, przytula mnie od tyłu i z czułością całuje w ucho, przesuwając usta w dół delikatnej skóry, mówiąc: - Kocham cię. Tak kurewsko mocno. Moje serce pędzi jak szalone, nie tylko z powodu ostrego seksu, ale także ze strachu, gdyż wiem, że Bennett jest w pokoju obok. Odwracam się w jego ramionach pozbawiona tchu i uspokajam go, mówiąc najlepsze co mogę, zanim stąd wyjdę i wrócę do męża. - Ja też cię kocham. Gdyby mogło być po mojemu, to ukryłabym się z tobą tutaj na zawsze. Declan przywiera ustami do mojej szyi, a następnie otwiera zamek drzwi. - Idź. Daj mi kilka minut. Przebiegam dłonią wzdłuż jego szczęki, chłonąc dotyk jego zarostu i uśmiecham się do niego lekko, zanim wychodzę. - Tutaj jesteś. Już miałem iść cię szukać – mówi Bennett, kiedy wracam do miejsca, w którym go zostawiłam. Podchodzę do miejsca, w którym siedzi na kanapie i siadam obok niego. - Przepraszam. Po prostu potrzebowałam chwili. - Wszystko w porządku? - Tak – mówię, po czym zwracam się do Cala, który siedzi z Camillą na sąsiedniej kanapie. – Przepraszam za mój nagły wybuch. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. - Nie ma potrzeby przepraszać. Masz cięty język i nie ma w tym nic złego – mówi, po czym wykonuje gest głową do Camilli, mówiąc: - Powinnaś usłyszeć Camillę, kiedy coś w nią wstępuje. - Calum! – piszczy, klepiąc go w kolano, na co Cal zaczyna się śmiać. Bennett i ja dołączamy do nich, śmiejąc się, kiedy wchodzi Declan. Szybko zerka w moją stronę, krzywiąc się, kiedy widzi owinięte wokół mnie ramię Bennetta i mnie tulącą się do niego. - Tutaj jesteś, synu. Gdzieś ty był, do cholery? – pyta z irytacją Cal. - Musiałem odebrać telefon. Nie chcę tego robić, ale będę musiał was opuścić. Ojcze, miło było cię zobaczyć – mówi Declan, kiedy podchodzi, aby pożegnać się z Calem i 247 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Camillą, zanim odwraca się w moją stronę. Bennett wstaje, aby uścisnąć jego dłoń, całkowicie nieświadomy, że przed chwilą był we mnie. Ja też wstaję, podenerwowana przy boku Bennetta i kiedy kończą wymieniać swoje szybkie i sztywne pożegnania, Declan chwyta moją dłoń, przyciągając ją do ust, aby złożyć na niej niewinny pocałunek. - Nino, jak zawsze, to była przyjemność. - I wzajemnie – odpowiadam tak samo swobodnie i kiedy puszcza moją dłoń, obserwuję jak odwraca się do wyjścia. Reszta wieczoru mija bez stresu, ale nic nie potrafię poradzić na to, że myślę o Declanie. Nie powinnam marnować swojego czasu, martwiąc się o to, jak się czuje, ale nie potrafię się otrząsnąć. Po opuszczeniu domu Cala, wracamy do hotelu. Chwytam telefon i otwieram aplikację tekstową, którą zainstalował Declan na moim telefonie, podczas gdy Bennett bierze prysznic. Gdzie jesteś? Jego odpowiedź przychodzi szybko. Poza domem. Jego szorstka odpowiedź irytuje mnie, ale w tym samym czasie, boli mnie wiedza, że go zdenerwowałam. Przykro mi z powodu dzisiejszego wieczoru. To był mój błąd, że tam przyszedłem. Gapię się w ekran, niepewna, co powinnam odpowiedzieć, ale wkrótce telefon wibruje z kolejną wiadomością od Declana. Wszystko w porządku? Nie. Tęsknię za Tobą. Ja też za Tobą tęsknię, kotku. Kiedy słyszę, że woda pod prysznicem przestaje lecieć, szybko wpisuję kolejną wiadomość Muszę iść. Kocham Cię. Chcę, żebyś to wiedział. Wiem. Też Cię kocham.
248 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Wyłączam telefon po przeczytaniu jego ostatniej wiadomości i ponownie wrzucam go do torebki. Kiedy Bennett wchodzi do łóżka, jego dłonie zaczynają błądzić po całym moim ciele. I mimo że dopiero co byłam z Declanem, nie odmawiam Bennettowi. Więc kiedy uprawiamy seks, wyłączam się. Odgrywam ruchy, które zawsze wykonuję, ale wewnątrz, wyłączam każdą cząstkę siebie. Jedyna myśl, której pozwalam przepływać przez swój umysł i która daje mi mroczną satysfakcję, to wiedza, że ten mężczyzna, którego tak bardzo nienawidzę, ma swojego kutasa zatopionego w nasieniu innego mężczyzny, kiedy mnie pieprzy.
249 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Dwudziesty dziewiaty (teraznie sz sc) - TYM RAZEM nie w twarz. - Dlaczego? - Bo Bennett wraca za tydzień. Nie mogę mieć żadnych resztek po siniakach, kiedy wróci – mówię Pike’owi. - Okej, dobra. To w plecy? Przytakując, zgadzam się na to, podenerwowana. - Boisz się? – pyta. - Trochę. Po tym, co ostatnio zrobiliśmy, twarz bolała mnie przez kilka dni. Ale już w porządku – mówię. – Po prostu to zrób. Odwracam się plecami do Pike’a i napinam się, czekając na uderzenie, ale najpierw zostaję powitana jego delikatnym dotykiem, kiedy przebiega uspokajająco dłońmi w dół moich rąk. Ale czekanie sprawia tylko, że mój strach narasta. - Proszę, Pike. Teraz. Kostki jego pięści uderzają w moją łopatkę, wywołując przeszywający ból, który rozchodzi się po całej ręce. Siła uderzenia sprawia że zataczam się do przodu i upadam na kolana, podpierając się na dłoniach, gdy kulę się z bólu. Pike szybko instruuje: - Połóż się na boku. Kładę się natychmiast, kiedy wykonuje kolejny cios. - Aaau! – krzyczę, kiedy kopie ubraną w buta stopą w tą samą łopatkę, a następnie pada kolejne, potworne uderzenie i kolejne. - PIKE! – wrzeszczę w agonii, wyginając plecy w łuk i wijąc się na podłodze w pozbawionym tchu płaczu.
250 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Pike upada obok mnie i odgarnia włosy z mojej twarzy, podczas gdy skręcam się z pulsującego bólu. Pike przyciąga mnie na swoje kolana i przytula mocno, szepcząc do ucha: Po prostu oddychaj. Uspokój się i oddychaj. – Powtarza to w kółko, bujając mnie w objęciach. - Oddychanie boli – mówię z trudnością. Mówienie także boli, jakby ktoś chodził po moich płucach. - Mów do mnie. - W moich plecach i klatce piersiowej jest taki duży nacisk… Pike podnosi mnie z ziemi i zanosi do swojego łóżka, gdzie kładzie mnie na plecach. - Rób powolne, głębokie oddechy, okej? – mówi. Usiłuję unormować drżące oddechy w płynne wdechy i wydechy. - O to chodzi. Spróbuj się zrelaksować – mówi. Leżę tutaj przez chwilę, dopóki ból nie zaczyna lekko ustępować. Po zażyciu kilku tabletek Paracetamolu, odwracam się na bok, unosząc łopatkę z łóżka, aby uwolnić nieco napięcia. Pike kładzie się ze mną na łyżeczkę i unosi moją koszulkę, aby odsłonić ramię. - Kurwa. - Co? – pytam. - To wygląda naprawdę źle. - O to chodzi, prawda? – jęczę. - Tak – mówi. – Po prostu to już wygląda paskudnie. Delikatnie osadza kilka pocałunków na moich bolących plecach, po czym gładzi dłonią mój bok i brzuch. Odpycham jego dłoń, kiedy dociera do piersi. - Nie dzisiaj – mówię. - Co się dzieje? – pyta. Nigdy nie odrzuciłam seksu z Pike’m. Zawsze było to czymś, czego potrzebowałam. Jest moimi środkiem przeciwbólowym, zabierającym ode mnie maź, ale z jakiegoś powodu, tym razem nie czuję, że tego potrzebuję.
251 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Nie wiem – mówię szczerze. – Ja po prostu… wszystko ze mną w porządku. Nie wiem dlaczego tak się czuję, ale czuję. - Chodź tutaj – mówi, pomagając mi delikatnie odwrócić się, aby spojrzeć mu w twarz. – Co się dzieje? Widzę, że jest zmieszany, ale ja także to czuję. Moje emocje zawsze były oczywiste dla Pike’a, a więc wzruszam ramionami i próbuję wyjaśnić: - Nie wiem. Po prostu ostatnio wszystko było takie zakręcone. Może jestem rozproszona, ale czuję się w porządku, tak że nie potrzebuję seksu z tobą. - Na pewno? Bo martwię się o ciebie. To mnie w tobie martwi. - Ze mną wszystko okej – usiłuję go zapewnić. - Zawsze mnie potrzebowałaś. - Wciąż cię potrzebuję, Pike. Zawsze będę – mówię, po czym całuję go. Obydwoje trwamy w pocałunku, zanim Pike odsuwa się i pyta: - Więc, jak myślisz, ile to jeszcze zajmie? - Declan jest całkiem stanowczy, chcąc mnie dla siebie – tłumaczę. – Gardzi Bennettem, więc nie wydaje mi się, aby miało to zająć dużo czasu. Jednak ciężko powiedzieć, ale naprawdę reaguje emocjonalnie. Myślę, że jeżeli zostanie sprowokowany we właściwym momencie, to pęknie. - Więc myślisz, że ma w sobie to coś, aby zabić Bennetta? Przełykając ciężko, myślę o tym, co wiem na temat Declana i odpowiadam szczerze: Tak. Ale ta myśl, sprawia że moje wnętrzności skręcają się, wiedząc że zniszczę życie tego mężczyzny, wciągając go w zabójstwo. Pike i ja od początku zgodziliśmy się, aby wina za to spadła na kogoś innego. To jedyny sposób, aby zagwarantować sobie bezpieczeństwo i zacząć z satysfakcją nowe życie w bogactwie. Mając w planie tylko Bennetta, wszystko było łatwe, ale teraz, kiedy wmieszany jest w to Declan, ciężko mi zachować skupienie.
v Minęło pół godziny, odkąd Declan poszedł na górę, na taras na dachu. Kiedy do niego przyszłam i pomagał mi zdjąć płaszcz, skrzywiłam się z bólu. Zażądał, abym pokazała mu plecy i kiedy pokazałam mu fioletowe siniaki, pokrywające większą część górnego odcinka 252 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
pleców, stracił nad sobą panowanie. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak wściekłego. Później przeprosił i powiedział, że potrzebuje trochę przestrzeni, aby się uspokoić. Chwycił swój płaszcz i poszedł na górę, na prywatny taras i od tamtej pory tam siedzi, zostawiając mnie czekającą na niego na kanapie. Jednak temperatura na zewnątrz jest ujemna i zaczynam się martwić. Zarzucam na siebie płaszcz, zanim wchodzę na schody, prowadzące do drzwi na taras. Zauważam go przez okno. Siedzi na jednym z wiklinowych krzeseł. Ma twarz schowaną w dłoniach, a łokcie wsparte na kolanach, podczas gdy z nieba spada na niego śnieg. Czuję się jak gówno. Kurwa, co jest ze mną nie tak? Weź się w garść, masz robotę do wykonania. Moje wyrzuty sumienia nie zmniejszają się. Zależy mi na Declanie i nie chcę go ranić, ale muszę. Muszę sprawić, że będzie się tak czuł, aby był w stanie zabić Bennetta. Po prostu nie byłam przygotowana na to, że sama będę się czuła tak, jak się czuję. Kiedy dostrzegam jego drżące dłonie, otwieram drzwi i podchodzę do niego. Nie rusza się, kiedy klękam naprzeciwko, wpierając dłonie na jego kolanach. - Declan – Mój głos jest delikatny, kiedy do niego mówię. - Jest lodowato. Rozchorujesz się. Unosi głowę i kładzie dłonie na moich policzkach. - Już jestem chory. Wystarczyło tylko zobaczyć, co ci zrobił. - Nie pozwól mu zniszczyć naszego czasu – mówię, wstając i chwytając go za rękę. – Chodź ze mną do środka. Wracamy do domu i kierujemy się na dół, do jego sypialni. Declan nic nie mówi, kiedy wchodzi do garderoby, aby zdjąć przemarznięte i mokre ubrania. Wraca do mnie, mając na sobie tylko długie spodnie od piżamy. Kładzie się na łóżku, wchodząc pod kołdrę. - Zdejmij ubrania i chodź do mnie – mówi. Stoję naprzeciwko niego, kiedy obserwuje, jak się rozbieram. Wyraz jego twarzy jest trudny do odczytania, gdy zrzucam ubrania na ziemię. Kiedy zsuwam majtki, odrzucam kołdrę na bok i wdrapuję się na łóżko obok niego. Przytulamy się mocno, jego ciało jest lodowate w porównaniu do mojej ciepłej skóry.
253 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Tak dobrze cię czuć – mruczy w moje włosy, podczas gdy jego wprawne dłonie błądzą po moim nagim ciele. Potrzeba pocieszenia go jest silna, a więc owijam się wokół niego, aby go rozgrzać. Kiedy przerzuca mnie tak, że leżę na nim, opieram klatkę piersiową na jego, skóra przy skórze i czuję, że od razu robi się twardy. Nie myśląc, nasze ciała powoli zaczynają się ruszać, a ja unoszę głowę, aby go pocałować. Chcę zabrać jego cierpienie. Cierpienie, które sama spowodowałam. Jego miękkie usta poruszają się po moich w lekkich jak piórko, zmysłowych pocałunkach. Nie spieszymy się, aby po prostu czuć swoje ciała. Declan unosi dłońmi moją głowę i patrzę w szczerość jego zielonych oczu. Nic nie mówi, nawet nie musi, słyszę go wyraźnie w ciszy między nami. On naprawdę mnie kocha. Przytakuję głową, dając mu do zrozumienia, że znam jego myśli, że jestem tutaj z nim. Biorąc pod uwagę sposób, w jaki teraz mnie dotyka i spokój w tym pokoju, z łatwością mogłabym uciec myślami, ale nie chcę tego. Chcę tutaj być. Trwać w tej chwili… z nim. Pozwalam sobie dryfować do miejsca, w którym nigdy nie byłam. Zatracam się w Declanie, kiedy siada i delikatnie zagryza mój sutek, sprawiając że twardnieje, zanim przenosi się na drugą pierś z taką samą miłością. Rozkoszuje się mną i podoba mi się to. - Jesteś taka piękna – szepcze w moje piersi. Chwytając w garść jego włosy, przytulam go mocno, podczas gdy on unosi biodra i zdejmuje spodnie. Nie chcę czekać. Podnoszę się na kolana, siedząc na nim okrakiem i opadam na ciepło jego twardego penisa. Nasze jęki mieszają się, kiedy całkowicie mnie wypełnia, jego ręce owinięte są wokół mojej talii, tuląc mnie, a jego policzek spoczywa na mojej piersi. Żadne z nas nie rusza się przez chwilę, kiedy się przytulamy i kiedy wreszcie Declan rozluźnia uścisk, kładzie się z powrotem na plecy i patrzy na mnie. - Chcę patrzeć, jak mnie bierzesz – mówi. Declan porzuca kontrolę i oddaje ją w moje ręce. Po jego słowach powoli unoszę się wzdłuż jego długości i kiedy czuję, że główka prawie wyślizguje się ze mnie, nie spieszę się i ponownie opadam na niego, zasysając go do swojego wnętrza. To jest tak, jakby moje ciało naturalnie go pragnęło, potrzebowało. Kładę dłonie na jego piersi i kontynuuję poruszanie się, podczas gdy on mnie obserwuje. Muska dłońmi moje uda i brzuch, aż do piersi, traktując mnie łagodnie, z czułością. Przesuwam dłonie na jego nadgarstki i chwytam za nie, kiedy zamykam oczy. Nigdy nie czułam czegoś takiego z żadnym mężczyzną. I nie chodzi tutaj tylko o tę chwilę, ale o każdy moment, który z nim spędzam. Declan zawsze posiada sposób, aby sprawić, że jestem
254 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
z nim połączona, nigdy nie pozwala mojemu umysłowi uciec, nigdy nie pozwala mojemu ciało odrętwieć. Kiedyś z nim walczyłam. Ale teraz? Teraz nawet nie próbuję. Declan zaczyna poruszać pode mną biodrami, nasze ciała są zsynchronizowane. W mojej klatce piersiowej jest pewne napięcie, nieznajomy ból, który zaczyna przybierać na sile. Moje uczucia zaczynają się plątać. Pytania wypełniają głowę. Każde z nich uderza w najdelikatniejsze części mnie, części, z których właśnie zdałam sobie sprawę, że we mnie istnieją. Dlaczego nie czuję, że to co robimy, jest nieczyste? Dlaczego nie staram się uciec? Dlaczego pozwalam mu zobaczyć moje słabości? Dlaczego cierpię? Dlaczego nagle wątpię we wszystko, co myślałam, że wiem? Dlaczego nie potrafię oddychać? I kiedy moje oczy otwierają się, czuję wszystko, o czym myślałam, że nie jestem tego godna. Kocham go.33 Jest to mocny cios w moje serce i czuję, jakbym się dusiła. Ja go naprawdę kocham. Widzę to, spadającą gwiazdę nad nami, wybuchającą na milion kawałeczków diamentowego pyłu. Błyszczący pył opada wokół mnie i kiedy patrzę w dół, widzę jak osiada na złocistej klatce piersiowej Declana. Każdy kryształek, lśniący na swój sposób, błyszczy na jego skórze, po czym Declan sięga dłonią do mojego policzka. Wciąż trzymam go za nadgarstki, kiedy ściera wilgoć z mojego policzka. - Maleńka – szepcze, ale ja nic nie mówię. Ból w mojej klatce piersiowej za bardzo mnie ściska. Nie przestajemy się ruszać, podczas gdy moje łzy opadają na jego pierś. I kiedy to staje się za mocne, uświadomienie sobie, że zakochałam się w osobie, z którą nie powinno mnie nic łączyć, dławię się bolesnym szlochem.
33
O! M! G! Wreszcie! Ja tu zwariuję normalnie !!! - snll
255 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Declan szybko przyciąga mnie w dół, do siebie i wtedy się łamię, płacząc w jego szyję, kiedy mnie przytula. Wystawianie na pokaz ukrywającej się we mnie podatności na zranienie nigdy nie wydawało się czymś dobrym, do czasu aż pojawił się Declan. Wcześniej nigdy nie czułam się wystarczająco bezpieczna, aby pokazywać swoje słabości. Jednak z Declanem zawsze byłam bezpieczna. Jak mogłam być taka ślepa, nie zauważając tego, co się między nami działo? Declan wciąż jest głęboko we mnie, ale już się nie ruszamy. Jego dłonie delikatnie gładzą mnie po plecach, jego palce przeczesują moje włosy, podczas gdy ja jestem przytłoczona uczuciami, których nigdy wcześniej nie czułam. Czuję głęboką więź z kimś, kogo powinnam trzymać na dystans, ale w jakiś sposób, on znalazł drogę, aby do mnie dotrzeć. - Porozmawiaj ze mną – mówi, na co lekko unoszę głowę, żeby na niego spojrzeć, kiedy wypowiadam słowa, które mówiłam tak wiele razy, ale tym razem, są one szczere. - Kocham cię, Declan. - Wiem, kotku. Opuszczając czoło na jego, przebiegam dłonią po zaroście na jego szczęce, potrzebując poczuć kojące igiełki na skórze. - To znaczy… naprawdę cię kocham. Moje wyznanie sprawia, że jego serce przyspiesza. Czuję, jak bije w moją pierś. Declan całuje mnie powoli i głęboko, smakując mnie, zanim odsuwa się, mówiąc: - Właśnie na to czekałem. - Na co? Wsuwając dłoń między nasze ciała, przyciska ją do mojej piersi, do szalenie bijącego serca: - Na to. - Masz to. Jest twoje. - Nie czułem tego całkowicie, aż do teraz – mówi i wtedy wsuwam rękę między nas i również kładę ją na jego sercu. Bije mocno w moją dłoń, kiedy mówi: - Chcę jedynie ciebie. Zrobię cokolwiek będzie trzeba, ale musisz wiedzieć, że jesteś przy mnie całkowicie bezpieczna. Nigdy cię nie skrzywdzę, chcę cię jedynie kochać. Wiedząc o swojej sieci kłamstw, którą utkałam, wiem że sprawy z nim nigdy nie pójdą naprzód w taki sposób, w jaki tego chciałam. Stworzyłam beznadziejną sytuację, w której nie sądziłam, że znajdę nadzieję. Ale znalazłam i leży ona w tym mężczyźnie, mężczyźnie dla 256 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
którego pozwoliłam, aby moje serce przepadło. Prawdziwość tego to zbyt wiele, tak samo jak wiedza, że wyjdę z tego z tym samym, czego już wcześniej doświadczyłam — z sercem złamanym okrutną ręką życia. Mimo to, nie chcę już z tym walczyć, ponieważ odwzajemniam uczucia Declana. Delikatnie przekręca mnie na plecy i wchodzi głęboko we mnie, będąc delikatnym, aby nie zranić moich obolałych pleców. - Powiedz mi, że to czujesz – mówi, patrząc w dół na mnie, na co przytakuję. Declan odsuwa się, wysuwając ze mnie penisa, zanim wchodzi we mnie jeszcze głębiej. – Powiedz mi, że czujesz, jak bardzo cię kocham. - Czuję to. Kontynuuje pieprzenie mnie władczym, ale powolnym tempem. Każde pchnięcie jest głębsze od poprzedniego. Chwytam jego ramiona dla wsparcia, jego mięśnie napinają się, kiedy jego ciało spina się z każdym intensywnym zderzeniem naszych nagich ciał. Kiedy przetacza się przeze mnie fala ciepła, zaczynam pod nim drżeć. Declan opuszcza głowę do mojej, jego penis staje się jeszcze twardszy, pęczniejąc we mnie, napierając na moje ścianki, które zaczynają zaciskać się wokół jego długości, kiedy mocno dochodzę. - O kurwa – warczy, tracąc nad sobą panowanie, gdy się we mnie wbija. Moje jęki stają się głośniejsze z każdym uderzeniem czystej euforii. Owijam nogi wokół jego bioder, zaciskając wokół niego cipkę, zwilżając jego kutasa, pragnąć każdej kropli wypełniającego mnie nasienia. Nigdy nie czułam się tak kochana i pochłania mnie to, kiedy oddaję całą siebie Declanowi. Chcę, żeby rozprzestrzenił na mnie swój dziki zapach, czyniąc mnie swoją, tak jak lubi to robić, ponieważ chcę do niego należeć. Wpatruje się w moje oczy i widzę, że widzi we mnie głód, kiedy zaczyna pieprzyć mnie jeszcze mocniej, odmawiając zaprzestania tego, mimo że właśnie doszedł. Jego źrenice są rozszerzone, płonąc zaborczym pragnieniem, kiedy syczy: - Jesteś moja. - Tak. Pchnięcie. Pchnięcie. - Posiadam cię. Pchnięcie. - Całkowicie – chrypię ulegle. 257 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Pchnięcie. - Należysz do mnie. Pchnięcie. - Tak – kwilę w ekstazie, kiedy ponownie dochodzę, wijąc się z czystej przyjemności. Jest górującą nade mną bestią i kiedy rozchyla moje nogi jeszcze bardziej, przyciskając moje kolana do materaca, wbija się we mnie, zakopując kutasa głęboko we mnie, aż po samą nasadę. Ze zwierzęcym jękiem, czuję zalewający mnie ciepły strumień, który wypływa ze mnie na nasze złączone ciała. - Declan – chrypię słabo, zszokowana, że właśnie wypełnił mnie swoim moczem, roszcząc sobie prawo i oznaczając mnie jako swoją w najbardziej zwierzęcy sposób. Puszcza moje kolana i szybko wsuwa ręce pod moje plecy, przytulając mnie mocno, zanim przekręca nas na bok. Oddycham nierówno, kiedy przypatrujemy się sobie. Może powinnam być zdegustowana tym, co właśnie zrobił, biorąc pod uwagę rzeczy, które robił mi Carl, ale nie jestem. Jestem bezpieczna, wystarczająco bezpieczna, aby oddać się całkowicie Declanowi i wiedząc, że się mną zaopiekuje i nigdy mnie nie skrzywdzi. Kocham go i czuję wewnętrzną potrzebę bycia z nim tak intymnie blisko jak to tylko możliwe. - Należysz do mnie – mówi wreszcie, kiedy nasze ciała uspokajają się, wciąż połączone, skąpane jego zapachem. - Tak. Declan wplata palce w moje włosy, pytając: - Twoje plecy? Zraniłem cię? Kręcę delikatnie głową, odpowiadając: - Posiadłeś mnie. Wszystko, czego ode mnie chcesz, jest dokładnie tym, co chcę ci dać. Nawet nie musisz tego brać. Po prostu to masz, bo należy do ciebie – mówię szczerze i obserwuję, jak przetwarza moje słowa. Jego twarz łagodnieje uspokojona i kiedy to robi, zamykam usta na jego w najpełniejszym miłości pocałunku, jaki kiedykolwiek dałam. Bez egoizmu. Bez żadnych oczekiwań. Bez wyrzutów sumienia. Oddaję mu najczystszą część swojego serca, którą pozostawiłam i przekazuję mu ją w najszczerszy sposób, jaki tylko potrafię, mimo całego zła, które mnie otacza. W tej chwili chcę go kochać i dać mu najlepsze części siebie, jakie jestem w stanie znaleźć. Chcę to 258 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
czuć— tę część życia, która jest dobra, część życia, którą nigdy nie sądziłam, ze poczuję. Chcę dać Declanowi każdą cząsteczkę tego, co w tej chwili czuję, ponieważ jakoś, w jakiś magiczny sposób, sprawił, że czuję, iż życie jest warte przeżycia.
259 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Trzydziesty (teraznie sz sc) GDY SIĘ BUDZĘ, moje zmysły wypełnia wspaniały, upajający zapach. Przekręcając się na bok w łóżku Declana, jestem sama, poza mnóstwem porozrzucanych po całym łóżku i na mnie nieskazitelnie białych kwiatów lotosu. Gdybym chciała powstrzymać uśmiech, poniosłabym klęskę, więc nawet nie próbuję tego robić. Mocna mieszanka owoców, deszczu i ziemi unosi się w pokoju, kiedy chłonę piękny widok delikatnych kwiatów — ulubionych kwiatów Declana. Odwracając głowę, widzę zgiętą kartkę papieru, leżącą na stoliku nocnym. Sięgam po nią i siadam, odginając papier, aby odczytać ręcznie napisany list. Nino, Chciałem skąpać Cię w czymś równie czystym i pięknym jak Ty, ale chyba mi się to nie udało. Kwiat lotosu był najlepszym wyborem, ale kwiaty te ani trochę nie dorastają do perfekcji, którą widzę za każdym razem, gdy na Ciebie patrzę. Wiem, że powiedziałem, iż spędzimy ten dzień razem, ale musiałem na chwilę wyskoczyć do biura. Zadzwoń, gdy się obudzisz. Już teraz tęsknię za Twoim słodkim głosem. To niemożliwe, żeby ktoś kochał Cię bardziej. D. Zanim kończę czytać, dzwoni telefon. - Dzień dobry – mówi Declan. - Kiedy to zrobiłeś? - Tajemnica, kotku – droczy się i mogę sobie wyobrazić jego uśmiech i zmarszczki w kącikach oczu. - Zatem zachowaj sekrety dla siebie, pod warunkiem, że będę mogła czerpać z nich korzyści – żartuję. - Uwielbiam cię.
260 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Kiedy wracasz do domu? – pytam, a jego odpowiedź w postaci pomruku, sprawia że zaczynam się śmiać. – Za co to? - Za to, że nazywasz moje mieszkanie domem. To sprawia, że staję się kurewsko twardy. - Ale z ciebie świntuch – chichoczę. - Nawet nie masz pojęcia. - Myślę, że mam. - Nie – mówi, po czym milknie, zanim kontynuuje: - Nie sądzę, żebyś kiedykolwiek zdołała zrozumieć, jak bardzo we mnie wniknęłaś. Minęły niemal dwa tygodnie, odkąd wreszcie pozwoliłam sobie zrozumieć, że kocham Declana. Spędzałam z nim każdą chwilę i nawet z Bennettem w tle, byliśmy połączeni w sposób, w jaki nie wiedziałam, że dwoje ludzi potrafi. - Skończ pracę i wróć do domu. Chcę, żebyś mi pokazał, jak bardzo ty jesteś w stanie wniknąć we mnie. - Chryste. Mówiąc takie rzeczy, nie pomagasz mojemu kutasowi. Będę łaził z opuchniętymi i sinymi jajami do końca dnia. Śmieję się, mówiąc mu: - Świetnie. To motywacja dla ciebie, żebyś się pospieszył i tutaj wrócił. - Zadzwonię, jak wyjdę z biura. Chcę, żebyś na mnie czekała nago, na kolanach. Pozwolę ci wybrać pasek, bo obejdę się z tobą na swój sposób – żąda niskim głosem, powodując przecudowne mrowienie między moimi nogami. - Chcę tego, który masz na sobie, tak abyś za każdym razem gdy na niego dzisiaj spojrzysz, myślał o mnie nagiej, na kolanach – mówię, flirtując z lekkim uśmiechem. - Niegrzeczna dziewczynka. - Kocham cię. - Kocham cię – mówi, zanim się rozłączamy. Ponownie zatapiam się w pościeli, wpatrując się w kwiaty i boję się jutra, kiedy Bennett wróci i będę musiała udać się do swojego domu. Kocham przebywać tutaj z Declanem. Po raz pierwszy czuję się szczęśliwa. 261 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Naprawdę szczęśliwa. Prawda jest taka, że jestem zdezorientowana. Bardzo zdezorientowana. Szczęśliwa i zdezorientowana. Nienawidzę tego, co robiłam Declanowi — kłamałam i manipulowałam nim. Chcę być z nim szczera odnośnie tego, kim jestem. Chcę żeby znał mnie, Elizabeth, a nie Ninę. Ale nie ma sposobu, aby to zrobić. Wprawiłam wszystko w ruch i nie bardzo wiem, jak to zatrzymać. Nie sądzę, że to możliwe, ale bardzo bym tego chciała. Chcę, aby czas po prostu stanął w miejscu, chcę rzucić zaklęcie i sprawić, że przeszłość zniknie, tak abym miała świeży start z Declanem. Chcę mu dać prawdziwą siebie. Spierdoliłam samą siebie. Życie mnie spierdoliło, zawsze tak było. I teraz muszę porzucić jedyną rzecz, której tak bardzo pragnę, ponieważ jedyne czego najbardziej łaknę, to więcej czasu z Declanem. Podnoszę jeden z białych kwiatów, znany z rodzenia się w mulastych wodach, aby wyrosnąć na nieskazitelną czystość. Chciałabym, aby choć przez chwilę ten kwiat mnie przypominał. Abym mogła być jednym ze szczęściarzy, którzy dostają nowy początek. Nigdy nie czułam się tak czysta jak przy Declanie. Nawet Pike nie potrafi mnie oczyścić w taki sposób, w jaki robi to Declan. Ale prawda jest taka, że mój nowy początek i tak będzie wypełniony zgnilizną. Niszcząc życie dwóch mężczyzn, jednego niewinnego i jednego, który na to zasługuje, owszem, dostanę nowy początek, tylko że będzie on wiecznym przypomnieniem zagłady Declana. Muskam usta miękkie płatki kwiatu, zamykam oczy i wyobrażam sobie tatę. Moją czystość. Moje wybawienie. Mojego księcia. Zastanawiam się, czy to tata zesłał mi Declana. Czy jest jego prezent dla mnie. Dobrem po wszystkim złym, co mnie spotkało. Kiedyś, Declan mnie przerażał. Przypominał mi o Carlu, z jego silną osobowością, skórzanymi paskami i tymi samymi upodobaniami, aby mnie związywać. Ale kiedy zaczęłam patrzeć poza to, do sedna tego, kim jest, to Declan przypominał mi mojego tatę. Ponieważ teraz patrząc na Declana, widzę to: on także jest moją czystością, moim wybawieniem i moim księciem. Łącznie ze zmarszczkami w kącikach oczu, kiedy się uśmiecha i zarostem na twarzy. Mój tata kiedyś mi śpiewał, a teraz mam Declana, który łagodnie nuci mi do ucha, kiedy jestem przestraszona albo smutna. Sposoby poprzez które mnie uspokaja, przypominają mi o rzeczach, które robił tata. Staram się nie myśleć o tym, że będę musiała wrócić do dzielenia łóżka z Bennettem. To wszystko z Declanem i wiedza, że nigdy nie będę mogła naprawdę go mieć, jest kolejnym powodem, aby jeszcze bardziej nienawidzić Bennetta.
262 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Musząc się ruszyć i rozproszyć, zbieram wszystkie kwiaty i zanoszę je do kuchni. Chwytając stos miseczek z szafki, napełniam je wodą i umieszczam na niej kwiaty, aby pływały bez celu i roznoszę miseczki po całym mieszkaniu. Przez ten czas, kiedy wzięłam prysznic i ubrałam się, zapach kwiatów wypełnił każdy pokój. Postanawiam zadzwonić do Bennetta, jako że jest po siedemnastej i powinien kierować się do hotelu z Baldwinem. Nasza rozmowa jest taka jak zazwyczaj i po niemal godzinie, rozłączamy się. Przez jakiś czas sprawy będę zagmatwane, ponieważ Bennett informuje mnie, że jego grafik nieco rozluźni się w kwestii podróży, co oznacza, że więcej czasu będzie spędzał w domu. Myśl o opuszczeniu łóżka Declana, aby spędzać noce z Bennettem, dołuje mnie. Nie wiedziałam, że tak bardzo potrzebowałam poczucia komfortu. Declan idealnie mi to daje, w sposób, w który Pike nie był w stanie całkowicie tego zrobić. Nie chcąc się zamartwiać, że jutro będę musiała wrócić do domu, znajduję sobie zajęcie i postanawiam zaskoczyć Declana, chcąc coś dla niego ugotować. Idę do jego gabinetu i zaczynam przeglądać Internet w poszukiwaniu prostego, trudnego do spalenia dania. Skórzany fotel skąpany jest w zapachu Declana i nie potrafię zwalczyć smutku, który dociera do serca, kiedy siedzę za jego biurkiem, w ciemnym gabinecie, otoczona wszystkim, co go przypomina. Znajduję przepis na makaron, z którym powinnam sobie poradzić i szybko drukuję go, tak abym mogła stąd wyjść, ponieważ desperacko potrzebuję świeżego powietrza. Ubieram się ciepło i wychodzę do sklepu. Potrzebując pomocy jednego z ekspedientów, aby znaleźć kilka składników, sprawdzam listę i kiedy wszystko czego potrzebuję, jest w koszyku, dokonuję zakupu i kieruję się do wyjścia. - Co za niespodzianka zobaczyć cię po tej stronie miasta – słyszę znajomy głos i kiedy zamykam bagażnik, zostaję powitana złośliwym uśmieszkiem Richarda. Moje serce podskakuje. Zaskoczenie powoduje, że moje policzki stają się czerwone. Dzięki Bogu za zimę i wiele zakrywające szaliki. Szybko zbieram się w sobie, wpadając w idealną grę, kiedy mówię: - Richard. Mogłabym powiedzieć to samo o tobie. Co sprowadza cię do River North, albo jeszcze lepiej, ze wszystkich miejsc, akurat do sklepu spożywczego? - Znajduje się tutaj biuro mojego prawnika. Miałem spotkanie, które właśnie się skończyło i musiałem podskoczyć po mleko dla dziecka. - Nie powinieneś być w Dubaju z Bennettem? - Musiałem wrócić wcześniej – mówi ostro, zanim wraca do swojego pytania: - Co tutaj robisz?
263 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Siedziałam w domu przez wiele dni i potrzebowałam wybrać się na przejażdżkę, więc pomyślałam, że spędzę kilka godzin szwendając się po galeriach – mówię, stwierdzając że było to wystarczające kłamstwo, zważywszy na to, że River North jest znane z modnych i licznych galerii sztuki. - A oto jesteś tutaj, robiąc zakupy spożywcze – rzuca sarkastycznie. – Wreszcie zrozumiałaś, co to znaczy być gospodynią domową? Boże, co za fiut. - Tak jakby to, co robię, było twoją sprawą. Ale jako że wydajesz się bardzo zatroskany moimi małżeńskimi obowiązkami, to tak, pomyślałam że spróbuję swoich sił w gotowaniu, ponieważ mrożone posiłki Clary zaczynają mnie nudzić. - Hmm – mówi, przypatrując mi się podejrzliwie. Wkurza mnie jego powątpiewający wzrok i kiedy ruszam, aby go wyminąć i otwieram drzwi samochodu, pytam: - Jest coś jeszcze, o co chciałbyś mnie zapytać? - Jacqueline powiedziała, że wstąpiła do ciebie kilka razy pod nieobecność Bennetta. Powiedziała, że nie za często tam przebywałaś. - Powiedz Jacqueline, że mam swoje życie i sprawy do załatwiania, więc jeżeli chce się spotkać, to lepiej żeby zadzwoniła albo napisała smsa, zamiast przypadkowych „wstąpień‖ tylko po to, aby przekonać się, że mam inne zobowiązania, które wymagają mojego wyjścia z domu – warczę, próbując zatuszować rzadkie spędzanie czasu po mojej stronie miasta. Richard przytakuje, patrząc na mnie ze złością, zanim komentuje: - Upewnię się, aby przekazać twoją przyjacielską wiadomość. - Tak zrób, Richardzie. Wsiadając do samochodu i zamykając drzwi, moje serce bije ze strachu, zastanawiając się, co do kurwy, Richard tak naprawdę robi po tej stronie miasta, ponieważ wiem, że mamy tego samego prawnika i nie posiada on biura w River North. Jadę z powrotem do mieszkania Declana, co jakiś czas zerkając w lusterko wsteczne, aby upewnić się, że Richard mnie nie śledzi. Kiedy upewniam się, że nikt nie patrzy, skręcam na parking i zatrzymuję się na jednym z miejsc przypisanych Declanowi. Wyłączając silnik, opieram głowę na oparciu fotela, wkurzona na siebie za bycie tak nieostrożną. Jednak to szybko zamienia się w złość na to, że muszę się tak bardzo pilnować. Że wykreowałam tak skomplikowane kłamstwa, które nie mogą po prostu zniknąć. Jestem w to za bardzo uwikłana.
264 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Myślę o Pike’u i o wszystkim, co dla mnie poświęcił. O wszystkim, z czego zrezygnował w ciągu kilku ostatnich lat, podczas gdy ja wszystkim sterowałam. I kiedy siedzę tutaj, wątpiąc w to, co robimy, zaczynam mieć poczucie winy, jakie z tego będą konsekwencje dla Pike’a. Tak czy inaczej, nie mogę tak łatwo się z tego wyrwać. Jestem mężatką. Gdybym odeszła lub zniknęła, Bennett by mnie szukał. Za bardzo mnie kocha i utrata mnie, zniszczyłaby go. Ale to nie o Bennetta się martwię, tylko o Declana. I o to, jak znajdę sposób, aby wyplątać się z tego, bez wyjawiania mu wszystkich nikczemnych kłamstw. Nikt nie byłby w stanie przejść koło tego obojętnie i wybaczyć mi tego, co do tej pory zrobiłam. Jedyną opcją, jaką teraz widzę, jest kontynuowanie tego co robię i czczenie każdej sekundy, która pozostała mi z Declanem, zanim Pike i ja uciekniemy.
v Po tym, jak Declan daje mi znać, że jedzie do domu, szybko mieszam sos. Jak do tej pory udało mi się nie włączyć alarmu przeciwpożarowego. Podchodzę do gabloty z winami i wybieram do kolacji białe, umieszczając je w lodówce, aby się schłodziło. Kiedy chwilę później przyjeżdża Declan, śmieję się na zszokowany wyraz jego twarzy, gdy wchodzi do mieszkania i widzi mnie w kuchni. - Co tam kombinujesz? – pyta zaciekawiony. - A na co to wygląda? - Cóż, powinnaś być nago, na kolanach, a zamiast tego, gotujesz. I mam nadzieję, że powiadomiłaś straż pożarną, aby była w stanie gotowości – chichocze, okrążając kontuar i podchodząc do mnie, aby mnie przytulić. Klepię go w ramię, mówiąc: - Wiedz, że jeszcze niczego nie przypaliłam. - Ach tak? – żartuje sobie ze mnie, kiedy chwyta mój nadgarstek i szarpnięciem przyciąga do siebie, uśmiechając się zawadiacko. - Tak. Dokładnie tak. Jego usta natychmiast odnajdują drogę do mojej szyi, liżąc ją w górę, do ucha, gdzie delikatnie skubie je, powodując gęsią skórkę na moich rękach. Drżę w jego objęciach, a on pomrukuje z dumy na reakcję mojego ciała. Owijam ręce wokół jego szerokich ramion, kiedy sięga za tylną część moich ud i podnosi mnie, sadzając na ladzie. Z nogami owiniętymi wokół jego bioder, czuję jak jego penis twardnieje, kiedy stoi między moimi nogami.
265 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Tak żebyś wiedziała, następnym razem kiedy powiem, że chcę cię na kolanach, to lepiej żebyś była na kolanach. Jednak nie ukażę cię za nieposłuszeństwo, ponieważ kocham to, że dla mnie gotowałaś – mówi po tym, jak całuje mnie głęboko. - Ach tak? Zaczyna śmiać się w moje usta, zanim mówi: - Najwyraźniej mój kutas to potwierdza i jest bardzo chętny, żeby podziękować. Jego słowa sprawiają, że równocześnie wybuchamy śmiechem. - Ależ z ciebie głupek. - Głupek, co? - Tak. - Nikt mnie tak nie nazwał od czasów piątej klasy – droczy się, na co chichoczę, kiedy odpowiadam: - Cóż, może nie w twarz. Declan zakopuje twarz w zgięciu mojej szyi, podgryzając i pomrukując na mój złośliwy komentarz, co mnie podnieca. Z kostkami nóg skrzyżowanymi na jego plecach, popycham jego biodra w swoją stronę, chcąc poczuć tarcie. - Spragniona – mówi. - Nawet nie masz pojęcia. Pochyla się, wyłączając wszystkie palniki, po czym zadziera moją sukienkę do góry. Kucając między moimi nogami, słyszę jak zaciąga się ostro, wąchając mnie. - Kurwa, kocham twój zapach, kiedy twoje ciało się na mnie przygotowuje – mówi zanim brutalnie zrywa ze mnie majtki. Koronkowy materiał zwisa z mojego uda. Moje dłonie chwytają w pięści włosy Declana, kiedy klęczy przede mną, jeszcze mocniej rozchylając moje nogi. Patrzę w dół na niego, kiedy mi się przygląda. - Jesteś tak kurewsko piękna – mówi, kiedy krzyżuje spojrzenie z moimi. Następnie wodzi palcami po wargach mojej mokrej cipki, dodając: - To… - Mmmm. - To jest, kurwa, piękne – mówi, zatapiając we mnie palec.
266 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Moje dłonie zaciskają się na jego włosach, kiedy wypuszczam głośny jęk. Declan nie odrywa ode mnie wzroku, powoli pieprząc mnie palcem, przypatrując mi się intensywnie. - Lubisz, kiedy jestem w tobie? - Tak – odpowiadam. - To jest moje. Jęczę, zgadzając się z nim, kiedy kciukiem zaczyna naciskać i zataczać kręgi na mojej opuchniętej łechtaczce. Następnie zgina palec, aby dotrzeć do najwrażliwszego punktu we mnie, sprawiając, że moje ciało traci kontrolę, gdy pobudza do życia płonący we mnie ogień. Wychodzę z siebie, kiedy nakrywają mnie jego usta i pozwalam, żebym mnie posiadł jakkolwiek zapragnie. Językiem masuje płasko moją łechtaczkę, wykonuje delikatne liźnięcia, zanim obnaża zęby i pochyla się, wgryzając się we mnie. - Cholera – syczę, kiedy moje ciało szarpie się z bólu, ale Declan przytrzymuje mnie ustami w mocnym chwycie. Szybko zastępuje zęby językiem, łagodząc wszystko i zacierając granice między przyjemnością a bólem. Łagodność, która podąża za torturą, sprawia, że pragnę jeszcze bardziej tego pełnego miłości nadużycia. Declan jest tego świadomy, kiedy odsuwa się, naciskając: - Powiedz, że tego pragniesz. - Daj mi to. - Powiedz mi, czego pragniesz. - Wiesz czego. - Powiedz to – żąda. - Ugryź mnie. - Poproś. Błagaj o to. Wypychając biodra w stronę jego twarzy, niemal sapię z płynącego w moich żyłach pożądania. - Proszę, Declan. Ugryź mnie i zabierz ode mnie ból. Chcę to poczuć. Z niskim jękiem, zadowolony mojej prośby, chwali mnie: - Grzeczna dziewczynka.
267 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Następnie rozpina spodnie, aby uwolnić swoją potężną erekcję, mocną i twardą. - Twoja dziewczynka – chrypię, kiedy ponownie bierze mnie w usta. Nie potrafię oderwać od niego wzroku, gdy obserwuję jak się masturbuje, podczas gdy pieprzy mnie językiem.
268 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Trzydziesty pierwszy (teraznie sz sc) BENNETT JEST W DOMU już od kilku tygodni, przez co ciężko mi spotykać się z Declanem. Muszę wymyślać różne wymówki, żeby wyjść z domu. A więc kłamię, mówiąc mu, że Chicago Magazine chce ode mnie kolejny artykuł i że spotykałam się z moim edytorem na kawie i różnych innych spotkaniach, aby przedyskutować tematy do artykułu, albo że spędzam dzień w Spa czy idę na zakupy. Na cokolwiek tylko wpadnę, mówię to Bennettowi. Declan i ja spędzamy większość naszego czasu na jego jachcie. Kiedy z nim jestem, nic innego nie istnieje. Jestem szczęśliwa i zadowolona. Wiem, że popełniłam ogromny błąd i im więcej czasu z nim spędzam, nie chroniąc swojego serca, tym bardziej się w nim zakochuję. Ale nic nie mogę na to poradzić. Declan jest pełen emocji, jest przytłaczający, uzależniający i całkowicie mnie pochłania. Gdy z nim nie jestem, to pragnę z nim być. Ostatnio ledwo udaje mi się wytrzymać godzinę bez rozmowy z nim. Tak bardzo go pragnę. Z tych powodów odkładałam spotkanie z Pike’m. Boję się powiedzieć mu prawdę na temat tego, co dzieje się między Declanem i mną, a więc po raz pierwszy, będę musiała go okłamać. Minął prawie miesiąc odkąd ostatnio się z nim widziałam, więc podczas gdy Bennett jest w pracy, a Declan cały dzień spędza na spotkaniach dotyczących zakupu ziemi w Londynie na nową budowę, podejmuję ryzyko i jadę do Justice, aby porozmawiać z Pike’m. Zazwyczaj czekam, aż Bennett wyjedzie za miasto, ale biorąc pod uwagę okoliczności, czuję, że potrzebuję sprawdzić co u niego. Przyczepa pachnie jego goździkowymi papierosami, zapachem który jest mi tak bardzo znajomy. Znajduję w nim pocieszenie. Ale zapach, który obecnie daje mi największe poczucie komfortu to słodki, ziemisty deszcz — zapach kwiatów lotosu. - Cztery tygodnie, Elizabeth – mówi monotonnie Pike, kiedy siada na kanapie. Jego irytacja mnie nie zaskakuje, kiedy podchodzę i siadam obok niego. - Przepraszam. Bennett jest w domu. Nie podróżuje teraz za wiele – wyjaśniam, jednak Pike nie wygląda, jakby był w nastroju na moje wymówki. - Po prostu powiedz mi, co się dzieje. - Pike.
269 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Powiedz mi, że robisz postępy z tym kolesiem. - Nazywa się Declan i staram się. Po prostu to zajmuje trochę dłużej niż się spodziewałam – mówię kłamiąc, ponieważ jedynym powodem, przez który zajmuje to więcej czasu jest to, że chcę spędzić z nim więcej czasu. Patrzy na mnie rozdrażniony, pytając: - Co to znaczy, do cholery? Ostatnio, kiedy się widzieliśmy, powiedziałaś, że jest w tobie wielce zakochany i nie wyglądało na to, że masz jakieś wątpliwości, przez które miałoby to trwać tak długo. - Nie wiem – mówię. – Myślę, że byłam po prostu podekscytowana, ale nie czuję, że jest gotowy. - Jak zareagował na ostatniego siniaka, którego ci zrobiłem? - Był wkurzony. Byłam z nim przez cały czas, gdy Bennett był poza miastem. Przytakuje, gasząc papierosa. - Więc jak myślisz, ile to jeszcze zajmie? - Nie jestem pewna. - Na jak długo tym razem wyjechał Bennett? – pyta. - Nie wyjechał. Wciąż jest w mieście. Po prostu minęło trochę czasu odkąd się z tobą widziałam. - Więc potrzebujesz mnie, żebym się tobą zaopiekował – mówi, zarzucając mi rękę na barki, zakładając że przyszłam dla seksu. Ale nie potrzebuję już tego od niego. I jakkolwiek popieprzenie to zabrzmi, zwłaszcza że jestem mężatką, to myśl o uprawianiu seksu z Pike’m sprawiłaby, że poczułabym się niewierna względem Declana. To popaprane, ale tak właśnie czuję. - Nie. Po prostu chciałam się zameldować. Nie chciałam, żebyś się martwił – mówię, patrząc jak mruży oczy. - Co się dzieje, do kurwy? Czego mi nie mówisz? – warczy. - Niczego. - Przez niemal szesnaście lat potrzebowałaś mnie dla seksu, a teraz, nagle już mnie nie potrzebujesz.
270 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Nikt nie powiedział, że cię nie potrzebuję, Pike. - Nie potrzebowałaś mnie ostatnio kiedy tu byłaś i teraz znowu – mówi podejrzliwie, zabierając rękę. Nic nie mówię, kiedy wstaje, przechadzając się po pokoju, zanim odwraca się twarzą do mnie. - Mówisz, że twoim zdaniem Declan potrzebuje więcej czasu, że nie jest gotowy. Ale teraz zastanawiam się, czy to przypadkiem ty nie jesteś gotowa. Wstaję, natychmiast się broniąc. - Sądzisz, że nie jestem gotowa zobaczyć śmierci Bennetta? Zobaczyć tego dupka wąchającego kwiatki od dołu? - Nie mówię o Bennetcie. Nie wątpię, że tego chcesz. Mówię o Declanie. Próbuję ukryć nerwy irytacją, kiedy krzyżuję ramiona i mówię ostro: - Przestań mnie prowokować i po prostu powiedz, co chcesz powiedzieć. Milczy przez chwilę, przypatrując mi się, jakby chciał mnie rozszyfrować, po czym pyta protekcjonalnym tonem: - Chyba się w nim nie zakochałaś? - Co!? Nie! – wyrzucam z siebie, ale Pike tego nie kupuje. Przekrzywia głowę. - Powiedz, dlaczego mnie nie potrzebujesz. - Pike. Przestań. - Okłamujesz samą siebie, wiesz? – pyta. – Nie zapominaj, jesteś dla niego niczym innym jak kłamstwem. Nie potrzebuję, żeby Pike mówił mi coś, co już wiem. - Przestań – mówię. Ale nie przestaje. - Więc kiedy mówi, że cię kocha, to nie mówi tego szczerze. On jest zakochany w fikcyjnej postaci, którą wykreowałaś, Nino. - Pike, mówię poważnie – krzyczę, tracąc nad sobą panowanie. – Zamknij się! - Ty i ja dobrze wiemy, że gdyby naprawdę cię znał, to nie wypowiedziałby tych słów. 271 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Pierdol się! - Nie! Ty się pierdol! – krzyczy z nienawiścią. – Mieliśmy pierdolony plan. I oto jesteś, zakochując się w cholernym skazańcu! Jego słowa ranią mnie, rzucając prawdą, której chcę zaprzeczyć, w moją twarz. Chcąc, aby jego słowa były kłamstwem, ale nie są i to mnie wkurza, więc wrzeszczę na niego: - Nie jestem taka jak ty! Mam szczeliny i nie zawsze potrafię wyzbyć się uczuć, tak jak ty, zadowalając się życiem, które dostałeś. Nie zapominaj, że ja też dostałam to życie! Krzywi się, kiedy ciskam w niego tymi słowami i zostaję zbita z tropu poprzez delikatniejszy ton jego głosu, kiedy odpowiada: - A więc to sobie myślisz? Że nie czuję? Że nie opłakuję utraty życia, które powinienem mieć? Że nie myślę, ani nie tęsknię za rodzicami, których nigdy nie znałem? – Robi powolny krok w moją stronę, jego szczęka jest napięta, a głos bardziej stanowczy, kiedy kontynuuje: - Miałaś tatę, którego znałaś. Miałaś wszystko. Ja nigdy niczego nie miałem, do cholery. Ale to właśnie dlatego tacy ludzie jak ty i ja walczą, ponieważ to daje nam jakiś powód do życia, kiedy nic nam już nie zostaje. Myślałem, że zgadzamy się co do tego. Wyraz jego twarzy i cierpienie w głosie dogłębnie mnie porusza. Kocham Pike’a. Zawsze kochałam i nie łatwo mi patrzeć, jak cierpi z mojego powodu. Podchodzę do niego, mówiąc: - Zgadzamy się co do tego. Ujmuje moje policzki dłońmi, zapewniając mnie: - Możemy to zrobić. Ty i ja, wspólnie możemy to zrobić. Nie odpuszczaj, bo jakiś facet sprawił, że coś poczułaś. Prawdziwe pytanie, na jakie powinnaś sobie odpowiedzieć to: jakie uczucia wywołuje w nim Elizabeth? Ma rację. Declan mówi, że mnie kocha, ale to co kocha, nie jest prawdziwe. W każdym razie nie całkowicie. Pozwalam mu widzieć moje prawdziwe uczucia, ale on myśli, że jestem Niną, dziewczyną z Kansas. Gdyby znał Elizabeth, nie ma opcji, żeby czuł do mnie to samo. Nie mam wątpliwości co do swoich uczuć względem niego, ale Pike ma rację. Nie mam prawdziwego potwierdzenia tego, co do mnie czuje — do prawdziwej mnie. Nie mogę mówić, kiedy stoję tutaj i wchłaniam jego słowa, jednak Pike wkrótce przerywa ciszę, błagając miękko: - Nie zostawiaj mnie z tym samego. Przytulam go w talii, chcąc go pocieszyć. Pike rzadko pokazuje mi się w takiej odsłonie, więc kiedy to robi, ciężko mi sobie z tym poradzić. Pike jest moją ostoją. Moim kręgosłupem, kiedy czuję się słaba. Stoimy tutaj, przytulając się, kiedy mówię: - Nigdy cię nie zostawię, Pike.
272 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Kiedy mówię, że cię kocham, to naprawdę mam to na myśli. Kocham cię, Elizabeth – mówi. – Jest to coś, czego nigdy nie będziesz musiała kwestionować. Wierzę mu, ale Pike zawsze kochał mnie w sposób, którego nie odwzajemniałam. Jego miłość zawsze oscylowała na intymnym poziomie, podczas gdy ja kochałam go jak brata. Ale kiedy dorastasz tak jak my dorastaliśmy, w świecie gdzie nie ma czerni czy bieli, ciężko jest z łatwością rozróżnić szarość, a dobro czy zło przestaje istnieć. Nigdy nie kwestionowałam jego uczuć względem mnie. Jasno je wyraża, a ja nigdy nie poprawiłam jego założeń względem moich uczuć. Ale uczucia, których ode mnie pragnie, nie są dla niego. Są dla mężczyzny, który wierzy, że jestem prawdziwa, z tym że nie jestem. Jestem niczym innym jak jego zatrutym rajem.
v Kiedy tylko widzę Declana, wszystkie wcześniejsze słowa Pike’a znikają. Obserwuję Declana, gdy przygotowuje moją herbatę w kuchni na jego jachcie i po tym, jak dodaje do niej nieco mleka, odwraca się, podając mi kubek. - Chciałem cię o coś zapytać – mówi, prowadząc mnie do swojej kabiny. Wdrapuję się na jego łóżko, krzyżuję nogi i tulę gorący kubek. Kiedy Declan również usadawia się wygodnie, opierając plecy o wezgłowie, wyciąga do mnie rękę, mówiąc: - Daj mi rękę. Podaję mu ją, a on odwraca ją, błądząc palcem po moim nadgarstku. - To… – szepcze, odnosząc się do bladych, białych linii na wewnętrznej stronie mojego nadgarstka. Ślady są ledwo zauważalne, więc jestem nieco zaskoczona, że je zauważył. Nawet Bennett ich nie dostrzegł. Declan przyciąga mój nadgarstek do ust i przyciska je do śladów przypominających o byciu związywaną i trzymaną w zamknięciu jako dziecko. Jego dotyk jest miękki, jest słodyczą, która mnie roztapia. - Powiesz mi, jak się tego nabawiłaś? – pyta i chcę mu powiedzieć. Z jakiegoś powodu chcę, żeby znał tę brzydotę we mnie. W zamian unikam odpowiedzi, bo nie chcę go okłamywać, kiedy nie muszę. Powoli kręcę głową, dając mu do zrozumienia, że nie chcę o tym rozmawiać, więc Declan zadaje kolejne pytanie: - Czy nabawienie się ich, bolało? Nie odpowiadam od razu, patrząc mu w oczy, oczy, które wyrażają zmartwienie, jego miłość i troskliwą naturę, którą pozwolił mi w sobie zobaczyć. - Tak – odpowiadam w końcu, przez co ponownie całuje moje blizny. 273 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Mogę z tobą o czymś porozmawiać? - O czym? – pytam, zanim biorę łyk gorącej herbaty. - Chcę, żebyś zostawiła Bennetta – oznajmia rzeczowo. - Declan, mówiłam ci, nie mogę. - Mam posiadłość w Szkocji – wyjawia. – Na wsi w Edynburgu. Wyjedź ze mną. Możemy zniknąć. - On mnie znajdzie. - Zatrudnię ochronę, aby obserwowała jego ruchy. Będziemy wiedzieć, jeśli zamówi bilet lotniczy. Będziemy wiedzieli wszystko, co robi. Nie chcę, żeby przebywał blisko ciebie. Ogrom tego, co ten mężczyzna jest w stanie dla mnie zrobić, jest niezwykle kuszący. Bennett może i próbowałby mnie znaleźć, ale nigdy by mnie nie skrzywdził, tak jak pozwoliłam w to uwierzyć Declanowi. Od razu zaczynam się zastanawiać, jakby to było z nim uciec. Zostawić wszystko za sobą i zacząć z nim nowe życie, z daleka od przeszłości. Nigdy nie musiałby się o niej dowiedzieć, ponieważ nic nie groziłoby wyjawieniem mu tego. Ale później myślę o Pike’u. Nie mogę zniknąć z jego życia. On jest moją rodziną. To przyjemna fantazja, ale nie jest prawdziwa. - Nie mogę po prostu zniknąć – mówię. Chwyta mój kubek i odstawia go na szafkę nocną, zanim chwyta mnie za obie dłonie. - Dlaczego nie? - Bo… - kręcę głową, udając, że jestem przytłoczona jego propozycją. – Chodzi o to, że prosisz mnie, abym zostawiła za sobą wszystko, co znam. Aby odejść i nigdy nie oglądać się za siebie. - A co jest takiego, za czym chciałabyś się oglądać? - Nie… nie wiem. - Moglibyśmy mieć życie – mówi miękko. - Ale… co z twoją pracą? - Posiadam hotel, ale nie prowadzę go. Był dla mnie po prostu domem na czas budowy. Wkrótce, jeśli wyjdą interesy, będę pracował na nieruchomości w Londynie.
274 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Waham się, opuszczając głowę z pokonanym westchnieniem. - No nie wiem. - Kochasz mnie, prawda? Unosząc głowę, aby spojrzeć mu w oczy, przytakuję i odpowiadam: - Całkowicie. - Słuchaj, wiem, o co cię proszę. I rozumiem, że się boisz, ale wiem, czego chcę i jest to życie z tobą. Zrobię cokolwiek będzie trzeba, żeby to dostać. Przesuwa dłonie na moje biodra i przyciąga mnie na siebie. Siedzę na nim okrakiem, kiedy mi się przygląda. - Nigdy nie sądziłem, że pokocham kogoś tak, jak pokochałem ciebie, ale to boli, kiedy wiem, że nie mogę zapewnić ci bezpieczeństwa, gdy nie jesteś ze mną. To sprawia, że czuję się jak bezwartościowe gówno, gdy odsyłam cię do domu, do tego sukinsyna. - Nie jesteś bezwartościowy – mówię, przebiegając dłońmi przez jego włosy. – Ale prosisz mnie o bardzo wiele. - Wiem. - Chcę tego samego co ty, ale wszystko to ma swoją cenę. - Zrobię wszystko, żeby cię mieć. Zaryzykuję wszystko. Jego słowa powinny mnie cieszyć, ale zamiast tego, ranią. Mogłabym go teraz z łatwością okłamać, powiedzieć, że Bennett mnie gwałci, albo jakąś inną popierdoloną rzecz i wiem, że Declan straciłby nad sobą panowanie i w tej chwili zabił tego sukinsyna, ale nie robię tego. Nie chcę stracić Declana, mimo że wiem, że i tak go stracę. To nieuniknione, ale czuję się jak małe dziecko, chwytając się tego co mnie uszczęśliwia, będąc zdesperowaną, aby tego nie stracić. Myśli chwytają mnie za serce, wyciskając łzy, gromadzące się w moich oczach. - Maleńka, nie płacz. Ścisk w mojej klatce piersiowej powoduje ból całego ciała. Opłakuję stratę osoby, która siedzi na wprost mnie i przeszywa mnie to na wskroś, pozwalając cierpieniu wyjść na powierzchnię. Łzy płyną, kiedy Declan obserwuje mnie w ciszy. Przytula mnie, podczas gdy moim ciałem targają szlochy. - Powiedz mi, co czujesz? – naciska. 275 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
I kiedy otwieram usta, aby coś powiedzieć, słowa bezproblemowo wypływają z moich ust. - Nienawidzę tego. Nienawidzę każdej chwili, kiedy nie jestem z tobą. Jesteś wszystkim, czego pragnę i nienawidzę życia za to, że jest wobec nas niesprawiedliwe. I boję się. Boję się wszystkiego, a najbardziej boję się, że cię stracę. Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła. W jakiś sposób, na tym popieprzonym świecie, potrafisz sprawić, że cała brzydota znika. - Nie stracisz mnie – oznajmia stanowczym tonem. - Więc dlaczego czuję, że wszystko wyślizguje się z moich rąk? – szlocham. - Nie wyślizguje. Przyrzekam ci. Po prostu się boisz, ale jestem przy tobie. Zabiorę od ciebie ten ból, każdą cząsteczkę. Zabiorę ją. Dam ci wszystko, na co zasługujesz od życia. Zrobię, co mogę, aby wynagrodzić ci całe cierpienie.34 Pozwalam jego słowom przeniknąć do najciemniejszych zakamarków siebie, do tych które straciły nadzieję, bo w jakiś sposób słowa Declana budzą do życia to, co kiedyś zostało utracone. Jeśli odejście od Bennetta, porzucenie planu zemsty i oszczędzenie jego życia będzie oznaczało życie z Declanem, to zrobię to. Ale wyniszcza mnie myśl, co będzie z Pike’m. Czuję, że jestem w sytuacji bez wyjścia. Nieważne, co zrobię, ktoś zostanie skrzywdzony. Chcę być samolubna. Chcę Declana dla siebie. Chcę bajki, ale ponownie muszę zmierzyć się z faktem, że są one zarezerwowane dla książek. Czasami, dla niektórych ludzi, nie ma czegoś takiego jak „i żyli długo i szczęśliwie‖. Całuję Declana przez łzy, potrzebując jego bliskości. Potrzebuję, aby Declan zabrał to wszystko ode mnie pocałunkiem i wysuszył moje łzy. Nie przerywam, kiedy nasze usta pochłaniają się w gwałtownym przypływie pragnienia wyleczenia się, pragnienia, którego tak bardzo szukamy w tej szczególnej chwili. Declan przekręca mnie na plecy, umieszczając moje ręce nad głową i silnymi dłońmi przyszpila moje nadgarstki do materaca. Kolanem rozchylając moje nogi, wysuwa z moich ust swój język na tyle, abym wypowiedziała słowa wyrażające uległość. - Weź mnie, Declan. Możesz mnie mieć jakkolwiek chcesz. Potrzebuję cię w sobie. W tej chwili. Po tym, przekręca mnie na brzuch, związuje boleśnie moje ręce za plecami i z moim wysoko uniesionym tyłkiem, pieprzy mnie niezmordowanie. Jest ostry i kontrolujący, ciągnie
34
O mamoooo ;((( Boże i wszyscy święci, ten facet jest niesamowity. Nina, zrób coś, cokolwiek, bo jak go skrzywdzisz, to nie wiem co ci zrobię! - snll
276 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
mnie za włosy, daje mi klapsy w tyłek i uda, a później, jak zawsze, trzyma mnie mocno za rękę, kiedy moje ciało osiąga szczyt i eksploduje silnym orgazmem, jaki tylko Declan jest w stanie mi dać. Jednak on nie przerywa. Po rozwiązaniu mnie, przekręca mnie na plecy, zarzuca sobie moje nogi na ramiona i robi sobie ucztę z mojej cipki, powoli, z miłością, nie spiesząc się, aż ponownie dochodzę. Kiedy kończę, unosi się na kolanach i spuszcza się, rozlewając spermę na mojej klatce piersiowej, pokrywając mnie swoim zapachem. Gdy moje serce się uspokaja, robię się zmęczona, leżąc bezpiecznie w mocnym uścisku Declana. Ciepło jego piersi i rąk wokół mojego ciała usypia mnie, na co wypuszczam senne mruknięcie, gdy zaczynam odpływać. Declan przewraca się na bok, tak że teraz leżymy twarzą w twarz. - Jestem taka zmęczona – mruczę, podczas gdy Declan leniwie przebiega palcami w górę i w dół mojego kręgosłupa, uspokajając mnie. - Powiedz mi, o czym śnisz – mówi, patrząc na mnie, kiedy tak razem leżymy. - Dlaczego chcesz wiedzieć, o czym śnię? - Bo jesteś piękna, kiedy śpisz. To jedyny czas, kiedy wyglądasz naprawdę spokojnie. Wypuszczam lekki pomruk, kiedy Declan naciska: - No powiedz. - Carnegie.35 – Bez zastanowienia, mówię prawdę. - Co? Milczę przez chwilę, a następnie postanawiam dać mu kawałek prawdziwej siebie, wyjawiając: - Jest gąsienicą, która żyje w zaczarowanym lesie. Cóż, w zasadzie, to jest księciem, ale jego ojciec kazał królewskiemu czarnoksiężnikowi zamienić go w gąsienicę. - A to dlaczego? – pyta, gładząc moje opadające na ramiona włosy. - Bo król był zły, że jego syn wymykał się nocą z łóżka i wykradał soczek z kuchni. - Ach tak? – pyta, drocząc się, ale kiedy nie odwzajemniam uśmiechu, jego uśmiech także znika i zaczyna przyglądać się mojej twarzy. - Ja też jestem gąsienicą, a Carnegie jest moim przyjacielem.
35
Przypominam, że jest to historyjka, którą tata opowiadał małej Ninie (str.33) - snll
277 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Mówienie tego boli. Zaczynam walczyć z tym ostrym niczym brzytwa bólem, który przecina moje serce, sprawiając że łzy, niczym krew, wypływają z moich oczu. - Dlaczego płaczesz? – pyta, patrząc jak z moich oczu wymykają się łzy. - Bo to kłamstwo. - Co jest kłamstwem? - Sny. Są niczym więcej jak kłamstwami, próbującymi mnie oszukać, tak abym uwierzyła, że życie naprawdę może takie być. - Brzmi bardziej na bajkę niż na kłamstwo. - Bajki są niczym innym, jak wymyślnym słowem określającym kłamstwo, wykorzystywanym, aby mamić dzieci – mówię. – Błędne wyobrażenie rzeczywistości dawało im nadzieję w pozbawionym nadziei świecie. Spojrzenie w jego oczach zmusza mnie do zamknięcia swoich, tak abym nie musiała patrzeć na współczucie, które do mnie czuje. Rzeczywistość jest popierdoloną tułaczką, w którą się wpakowałam, ale mój tata… nigdy nie byłam w stanie kontrolować emocji, kiedy przychodziło do niego. On zawsze był moim jednym jedynym słabym punktem, aż do teraz, gdy pojawił się Declan. - Chciałabyś być gąsienicą? – pyta, kiedy czuję ciepło jego kciuka, ścierającego łzy z moich policzków. - Tak. Declan obejmuje mnie i przywieram do niego, kiedy szepcze: - Zatem idź spać, kotku – mówi, zanim całuje czubek mojej głowy, po czym opiera na niej podbródek: - Idź i bądź gąsienicą.
278 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Trzydziesty drugi (teraznie sz sc) MINĘŁY KOLEJNE trzy tygodnie, odkąd ostatnio widziałam się z Pike’m. Bennett przez większość czasu był w domu i kiedy tylko udawało mi się znaleźć chwilę, to wymykałam się, aby być z Declanem. Unikałam trudnego tematu, nie dając mu jasnej odpowiedzi odnośnie wyjazdu do Szkocji, przez co zaczyna się denerwować moimi unikami. Mroźna, śnieżna zima wreszcie ustąpiła, mimo że miasto nigdy nie osiąga temperatury powyżej 10 stopni, nawet w pogodny dzień. Podmuch wiatru niemal wyrywa mi z dłoni drzwi, kiedy je otwieram, kierując się do wnętrza budynku, gdzie znajduje się gabinet doktor Leemont. Przez około dziesięć lat cierpiałam z powodu potwornie bolesnych miesiączek. To one spowodowały, że zaczęłam szukać pomocy medycznej, co zaowocowało diagnozą o endometriozie. Jakieś pół roku temu postanowiłam znowu spróbować terapii hormonalnej, aby poradzić sobie z bólem, ale musiałam z niej zrezygnować po kilku miesiącach z powodu skutków ubocznych. Od grudnia, ból stał się znacznie bardziej znośny, jednak kilka ostatnich dni było przepełnionych ostrymi jak brzytwa bólami, sprawiając, że leżałam w łóżku, praktycznie nie będąc w stanie się ruszyć. Bennett był kłębkiem nerwów. Zabierał robotę papierkową do domu, robił cokolwiek mógł, aby mnie wesprzeć. Najwcześniej mogłam się spotkać z lekarzem tego ranka, co bardzo zasmuciło Bennetta, ponieważ musiał wyjechać do Miami w interesach. Miał wyjechać już kilka dni temu, ale odmówił opuszczenia mojego boku i przesunął wszystkie spotkania, jednak nie mógł odkładać dłużej tego wyjazdu i wyjechał wczoraj późno w nocy. Po zarejestrowaniu się, zostawieniu próbki moczu dla pielęgniarki i oddaniu krwi, rozebrałam się i przebrałam w szpitalny szlafrok, czekając na lekarza na stole do badań. Kiedy tylko powiedziałam Bennettowi o diagnozie endometriozy, znalazł on doktor Leemont, zapewniając, że jest najlepszym ginekologiem w Stanie. Chodzę do niej od ponad trzech lat i kiedy wreszcie wchodzi do gabinetu i widzę jej znajomy uśmiech, wypuszczam ciężki oddech, mając nadzieję, że poradzi coś na ten ból. - Nino, dobrze cię widzieć, aczkolwiek słyszałam, że zmagasz się z pewnym dyskomfortem – mówi, przechodząc przez gabinet z elektronicznym notatnikiem i siada na stołku przy biurku.
279 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Tak – odpowiadam. – Już od kilku dni Patrząc w notatnik, mówi: - Dobrze. Widzę, że minęło około czterech miesięcy odkąd zrezygnowałaś z hormonów, zgadza się? - Tak. To było jakoś końcem listopada, jeśli się nie mylę. - Tak właśnie mam wpisane w twojej karcie – odpowiada, po czym patrzy w górę na mnie, pytając: - Doświadczyłaś jakiegoś innego bólu albo skurczy po odstawieniu tabletek? - Trochę, ale bardzo niewiele. Nic, czego nie mogłoby zwalczyć kilka tabletek przeciwbólowych. - Pamiętasz datę ostatniej miesiączki? - Yy, cóż, to by było zaraz przed tym jak zaczęłam brać tabletki. Czyli… jakoś w sierpniu, albo wrześniu. - To czego prawdopodobnie doświadczasz, to uwalniające się z twojego organizmu resztki hormonów – zaczyna mówić, kiedy wchodzi pielęgniarka. - Mam wyniki badań pani Vanderwal. Obie wychodzą z gabinetu i kiedy doktor Leemont wraca, trzymając dokumenty, podchodzi do biurka i pochyla się nad nim. Przenosi wzrok z papierów na mnie, mówiąc cicho: - Jesteś w ciąży. Uciekające z płuc powietrze sprawia, że robi mi się zimno z niedowierzania. - Co proszę? - Według badań moczu i krwi, jesteś w ciąży. Niedowierzanie — tylko to czuję. W tej chwili nie jestem w stanie poczuć nic innego. Siedzę tutaj i przez chwilę gapię się na lekarkę, kiedy strach i zmieszanie powoli zaczyna się objawiać. - Jak? – pytam, podczas gdy każde uderzenie mojego serca pompuje strach w moją krew. – To znaczy, musiała zajść pomyłka, bo ja nie mogę mieć dzieci. Nie mogę zajść w ciążę. – Mój głos jest prawie nierozpoznawalny, kiedy wypływają ze mnie drżące słowa. Doktor Leemont podaje mi chusteczkę i właśnie wtedy uświadamiam sobie, że płaczę. Siada na stołku i podjeżdża nim do mnie, kładąc dłonie na moich kolanach.
280 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Nie jestem w stanie wyobrazić sobie szoku, jaki w tej chwili przeżywasz – mówi, kiedy patrzę na nią, całkowicie zdezorientowana, kręcąc głową. – Czasami takie rzeczy się zdarzają. Czy jest to rzadkie i nietypowe, jeśli nie przeszło się operacji usunięcia lezji? 36 Tak. - Ale nawet nie miałam okresu. - Cóż, pierwsza owulacja jaką miałaś, prawdopodobnie była czasem, kiedy zaszłaś w ciążę, powodując że nie dostałaś miesiączki aż do teraz – wyjaśnia. Wtedy uświadamiam sobie, że uprawiałam seks z trzema mężczyznami i to wprawia mnie w całkowitą panikę, podczas gdy w środku staję się całkowicie odrętwiała i zlodowaciała. Jasna cholera! W co ja się wpakowałam? - Jestem otwarta na twoje myśli – mówi. Jej głos pozostaje spokojny i kojący. Idealne przeciwieństwo przetaczającego się przeze mnie chaosu. – Z powodu ran na twojej macicy prawdopodobieństwo, że donosisz to dziecko do terminu porodu może być niższe. Z tego powodu będzie to ciąża wysokiego ryzyka. Kolejna fala zamętu uderza we mnie, kiedy jej słowa powodują uczucie smutku. Co jest ze mną nie tak? To powinno mnie cieszyć, prawda? Nie mogę mieć dziecka, więc jeśli moje ciało naturalnie się go pozbędzie, to problem będzie rozwiązany. A zatem dlaczego myśl o tym powoduje, że jest mi smutno? Gdy nie odpowiadam, doktor pyta: - Potrzebujesz chwili? - Chwili? Przytakuje, mówiąc: - Tak. Chciałabym zrobić badanie ultrasonografem i zobaczyć, w którym jesteś tygodniu oraz dokonać pomiarów dziecka. - Dziecka – szepczę, powtarzając te obce słowo. - Ale jeśli potrzebujesz chwili— - Nie. Wszystko w porządku – mówię, przerywając jej. - Dobrze więc. Zadzwonię po pielęgniarkę, aby sprowadziła technika, który przywiezie sprzęt. Ma mobilną stację, więc nie będziesz musiała zmieniać pokoju.
36
Lezja – uszkodzenie, rana narządu albo tkanki – snll.
281 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Doktor Leemont przystosowuje stół do badań, pozwalając mi leżeć, kiedy czekamy. Moje serce dudni w piersi i ten dźwięk jest wszystkim, co słyszę, kiedy staram się poukładać sobie to wszystko w głowie. Nie potrafię skupić się na jednej myśli, ponieważ wszystkie nachodzą na siebie w szaleńczej kolizji poza jedną, która pozostaje nie tknięta i jasna jak słońce: jestem w ciąży. Drzwi otwierają się i młoda pani technik wjeżdża do środka z dużą maszyną. Przedstawia się, ale ja nic nie mówię, kiedy obserwuję jak wszystko ustawia, gdy razem z doktor Leemont patrzą na moje wyniki. Kiedy pani technik jest gotowa, a ja leżę na stole, rozchyla mój szlafrok i wyciska ciepłą kroplę żelu na mój brzuch. Przyciskając głowicę do mojego brzucha, mówi: - Skoro nie wiemy, w którym jesteś tygodniu, to chciałabym zobaczyć, czy możemy uzyskać dobry widok zewnętrzny na dziecko. Normalnie robimy badanie wewnętrzne, ale najpierw chciałabym spróbować tego. - Dobrze – chrypię, wlepiając wzrok w monitor. Technik zaczyna coś wpisywać na klawiaturze, mocno dociskając głowicę do dolnej części mojego brzucha, niemal boleśnie, ale później mówi: - No i proszę. Wtedy moje serce się zatrzymuje. - Widzisz to? – pyta, wskazując na białą plamkę, przypominającą orzech ziemny i kiedy tylko dokonuje drobnej regulacji głowicy, zatrzymuje ekran. - O mój Boże. - Pozwól, że zrobię kilka pomiarów, żeby ustalić, który to tydzień – mówi, ale jasna cholera, wyraźnie widzę główkę i brzuszek. Nie jakąś fasolkę, o której zazwyczaj się słyszy i która niczego nie przypina. Ja wyraźnie widzę dziecko: główkę, brzuszek i cztery maleńkie grudki, które są rączkami i nóżkami. Lekarka nie musi nawet powiększać obrazu, ponieważ jest oczywisty. Rzeczywistość nigdy nie uderzyła we mnie z taką siła, z prawdą, która jest niezaprzeczalna. - Dziewięć tygodni, pięć dni – mówi, po czym patrzy na mnie z uśmiechem zanim zerka na kalendarz. – To wygląda na noworoczne maleństwo. Nie mogę mówić. Jedyne, o czym teraz myślę to o Bennetcie, Declanie i Pike’u. Nie uprawiałam seksu z Pike’m od ponad miesiąca, ale dziewięć tygodni temu uprawiałam seks ze wszystkim trzema. Boże, jestem popaprana i noszę dziecko, które może należeć do każdego z nich.
282 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Ustalam termin porodu na dziesiątego października – mówi, po czym wciska guzik i głośne łuf, łuf, łuf, łuf wydobywa się szybkim tempem z głośników. - Co to? - Bicie serca twojego dziecka. - O mój Boże – szepczę ponownie. Bicie serca? To takie realne. Takie prawdziwe. Usłyszenie tego szybkiego bicia serca, bijącego we mnie to niemal zbyt wiele. Próbuję nie stracić nad sobą panowania. - Zdrowe i silne – mówi, zanim wyłącza dźwięk i kiedy znika, zamykam oczy i odtwarzam w głowie uspokajający dźwięk. Jak to się dzieje? Kiedy kończy badanie, siadam i zakrywam się, podczas gdy lekarka drukuje dla mnie kilka zdjęć i podaje mi je, mówiąc radośnie: - Gratulacje. Jednak znając swoją sytuację i to, co doktor Leemont powiedziała o ciąży wysokiego ryzyka, nie ma czego gratulować. Podaje mi zdjęcia i zarówno ona, jak i doktor Leemont, wychodzą z gabinetu, abym mogła się ubrać, ale nie robię tego. Po prostu siedzę i patrzę na zdjęcia, zdjęcia które przedstawiają główkę, brzuszek i cztery kończyny. Dziwny śmiech wydobywa się z moich ust przez łzy, kiedy porównuję dziecko do pianki cukrowej. Moje dłonie spoczywają na brzuchu. Nie uwierzyłabym, gdybym nie zobaczyła tego na własne oczy. Dziecko. Moje dziecko. Nigdy nie sądziłam, że chcę je mieć. Nigdy nie sądziłam, że jest to możliwe. Ale teraz, kiedy jestem w ciąży, nie wiem, co czuję, bo czuję zbyt wiele. Boję się i jest mi wstyd, ale gdzieś pod tym, czuję przytłaczający instynkt opiekuńczy. Nigdy nie miałam czegoś, co byłoby całkowicie moje i wiedząc, jak porąbany jest ten świat, czuję się spokojna, wiedząc, że to dziecko jest we mnie. Po ubraniu się i umówieniu na kolejną wizytę, wychodzę na zewnątrz. Kiedy tylko uderza we mnie chłodne powietrze, boję się wznowić swoje życie — wznowić życia. Dziecko. Co to dla mnie oznacza? Czy ono przetrwa, aby zobaczyć ten świat? Czy chcę tego? Pytania mnożą się, kiedy tak stoję na chodniku. Ludzie przechodzą obok, taksówki trąbią. Życie. Wiatr się wzmaga i zaczynam płakać, wystawiając się na pokaz obcym ludziom, ale nikt się nie zatrzymuje, nie zauważa tego. Hałas jest ciemną chmurą, która teraz nade mną zawisa. 283 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Zostawiam swój samochód i idę. Nie wiem dokąd, ale muszę pozostać w ruchu. Czas mija, kiedy włóczę się ulicami miasta, przez cały czas płacząc. Czy powiem Bennettowi? Czy jest coś, co jestem w stanie przed nim ukryć? Jeśli się dowie, to założy, że to jego. A co, jeśli to faktycznie jego? Boże, nie mogę go mieć w swoim życiu. Ale czy mogłabym go zabić? Ojca naszego dziecka? Tak. Mogłabym. Musiałabym, ponieważ myśl o konieczności dzielenia tego dziecka z nim, sprawia że robi mi się niedobrze. Myśl o patrzeniu na jego twarz, myśl o wydaniu na świat jego dziecka, dawaniu mu szczęścia i radość… to wszystko sprawia, że jestem chora. Desperacko potrzebuję kogoś, żeby mi pomógł. Żeby przyszedł i mnie przytulił, powiedział, że wszystko będzie dobrze. Kogoś, kto się mną zaopiekuje, potrzyma za rękę i zabierze ode mnie cierpienie. Mam dość bycia wiecznie samotną. Schodzę z krawężnika i zaczynam przechodzić przez ulicę, kiedy słyszę klakson. Płoszę się i rozglądam dookoła, widząc niewyraźnie samochód, zmierzający wprost na mnie i zamieram. - NINA! – krzyczy spanikowany, męski głos. Zamykam oczy. Jeszcze więcej łez spływa po moich policzkach, kiedy coś do mnie dobija. Już nie stoję na ulicy, jestem niesiona i kiedy wreszcie dotykam stopami ziemi, wiem poprzez zapach, że jestem bezpieczna. Declan. - Nic ci nie jest? – pyta, kiedy otwieram oczy, aby na niego spojrzeć, a następnie na otoczenie. Jestem w lobby jego hotelu. - Co się stało? – szepczę, patrząc przez szklane drzwi na ruchliwą ulicę. - Byłem w biurze i zobaczyłem jak idziesz. Wyszedłem na zewnątrz, żeby cię złapać, a ty wtedy weszłaś na ulicę. Coś ty sobie, do cholery, myślała? - Ja nie… - mój głos drży, po czym, jak lalka z porcelany, rozpadam się na kawałki. Wpadając w jego ramiona, zaczyna mną targać szloch. Declan szybko bierze mnie na ręce, tuląc, kiedy pospiesznie przemierza lobby, kierując się do windy. Nic nie mówi, kiedy płaczę w jego ramionach, oplatając rękami jego szyję. Trzyma mnie jak dziecko i daje mi to poczucie komfortu, jakie tylko on jest w stanie mi dać, szepcząc miękko do mojego ucha: - Cii, maleńka. Trzymam cię. Drzwi windy otwierają się i wnosi mnie do apartamentu, usadawiając na kanapie, podczas gdy sam kuca naprzeciwko mnie. Kiedy opuszczam głowę w dłonie, odsuwa je. Nie 284 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
jestem w stanie zapanować nad łzami, kiedy na niego patrzę. Jego twarz jest przepełniona zmartwieniem i wiem, że nie dam rady utrzymać tego w tajemnicy przed nim, ponieważ tak bardzo go teraz potrzebuję. On jest tym, który chcę, aby mnie pocieszył. Jest jedynym, którego pragnę — zawsze. Więc kiedy pyta: - Maleńka, co się dzieje? Przerażasz mnie. – Nie waham się ani przez chwilę, kiedy mówię: - Jestem w ciąży. Patrzę, jak jego twarz przybiera wyraz pełen cierpienia, który łamie moje serce. Jego oczy zamykają się, czoło marszczy się w agonii, kiedy błaga: - Proszę, powiedz mi, że to nie jego. – Złamanie się jego głosu pasuje do tego w moim sercu, więc mówię to, co wiem, że chce usłyszeć. Mówię to, czego sama chcę, czego sobie życzę — bajki, która nigdy nie będzie prawdziwa — mówiąc: - Nie jest jego. Jego oczy otwierają się, a po chwili zaczynają płynąć z nich łzy. - Skąd wiesz? - Bo w tamtym miesiącu zaczęłam z tobą sypiać i oddaliłam się od Bennetta. Często bywał poza miastem, więc nie kwestionował moich uników. Moje słowa — czyste kłamstwa. - Ale myślałem, że nie możesz zajść w ciążę? - Wiem – płaczę. – To się nigdy nie miało zdarzyć. To nie powinno się zdarzyć, ale stało się i tak bardzo się boję. - Nie płacz – chrypi, kiedy przesuwa się, aby usiąść obok mnie i przyciąga mnie w objęcia. – Kiedy się dowiedziałaś? - Przed chwilą. Dopiero co wyszłam od lekarza. To dlatego szwendałam się po ulicach. Potrzebowałam spaceru. - Wystraszyłaś mnie na śmieć. Ten samochód prawie w ciebie uderzył. - Przepraszam. - Potrzebuję rozmowy z tobą. Wyjaśnij jak to się stało. Opieram się na kanapie, odsuwając się od niego i wypuszczam ciężki oddech, zanim odpowiadam: - Przez kilka ostatnich dni dość często doświadczałam bólu, więc poszłam do lekarza. Testowałam terapię hormonalną, żeby poradzić sobie z bólem, ale musiałam przerwać. Lekarka powiedziała mi, że ból się pojawia, ponieważ potrzeba trochę czasu, zanim hormony opuszczą organizm.
285 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że miewasz bóle? – pyta. - Bo szybko się zamartwiasz i wiedziałam, że to prawdopodobnie nic innego, z czym już wcześniej nie miałam do czynienia. - Martwię się, bo cię kocham. Chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje. Nie chcę, żebyś cokolwiek przede mną ukrywała – mówi, patrząc mi w oczy i chwytając mnie za ręce, kładąc je na swoim udzie. – Więc co powiedziała lekarka? - Nic. Spojrzała na wyniki badań i wtedy powiedziała, że jestem w ciąży. – Mój głos załamuje się przy ostatnim słowie i znowu zaczynam płakać. Declan ujmuje moją twarz w dłonie i zapewnia mnie: - Wszystko będzie dobrze. Wiem, że teraz jesteś przerażona, ale ja nigdzie się nie wybieram. - Powiedziała mi, że dziecko prawdopodobnie nie przetrwa ciąży. - Dlaczego? - Bo mam za dużo ran na macicy. Powiedziała, że będą mieli mnie na oku. Za dwa tygodnie mam kolejną wizytę. - Pójdę z tobą. - Nie możesz, Declan. – mówię. – To Bennett znalazł dla mnie tego lekarza. Ona wie, że jest moim mężem. Declan zaciska zęby, sprawiając że jego szczęka napina się, zanim syczy: - Kurwa, to jest moje dziecko, mam rację? - Tak. - Powiedziałaś mu, że jesteś w ciąży? - Nie – odpowiadam, po czym opuszczam głowę, przyznając: - Boję się, Declan. Boję się mu powiedzieć. – Patrzę w górę, próbując powstrzymać nową falę łez, kiedy mówię: - Nie mogę mu powiedzieć. On nie może wiedzieć. - Dowie się, ale nie powiesz mu tego beze mnie przy twoim boku – mówi. Rzeczywistość tej sytuacji naprawdę zaczyna do mnie docierać. - Wiem, że się boisz, ale będziesz musiała go zostawić. - Declan— 286 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Zostawisz go – żąda. - Daj mi trochę czasu. - Kurwa, Nina. Ostatnio wszystko, co robiłem, to dawałem ci czas. - Wiem. Przepraszam, ale to nie takie łatwe. Zostawię go. Zostawię – mówię, próbując go zapewnić, ale nie potrafię już rozróżnić prawdy od kłamstwa. Nie wiem, co do kurwy, robię. Panikuję, ponieważ jedyne co chcę zrobić, to uciec z Declanem. Chcę, żebyśmy uciekli do Szkocji, mieli dziecko i zostawili za sobą to koszmarne życie. - Nie chcę, żeby cię, kurwa, dotykał. Rozumiesz? Nosisz moje dziecko. Ten skurwysyn cię nie tknie – mówi ostro i nawet się nie zastanawiam, po prostu przytakuję. – Wyjechał już? – pyta. - Wczoraj w nocy – mówię. – Wyjechał do końca tego tygodnia. Declan przytakuje, a ja pozwalam sobie zatopić się w jego objęciach, opierając głowę na jego piersi. Jego dłonie gładzą moje plecy, kark i włosy, kiedy mamroczę: - Naprawdę się boję, Declan. - Wiem, kotku. Zaopiekuję się tobą – mówi i kiedy odchylam się unosząc głowę, kładzie dłoń na moim płaskim brzuchu, dodając: - Zaopiekuję się wami. Jego słowa sprawiają, że się uśmiecham. Gładzę jego dłoń i z całych sił chcę wierzyć, że to dziecko jest jego. - Słyszałam bicie jego serca – szepczę, a głos Declana jest ledwo słyszalny, kiedy pyta: - Naprawdę? - Tak. Jest szybkie – mówię. – Dali mi też zdjęcia. Sięgam do torebki i wyciągam zdjęcia z pianką cukrową, podając je Declanowi. Wpatruje się w nie, a ja obserwuję, jak jego oczy błyszczą od łez. Nie próbuje ukrywać swoich emocji, kiedy zatraca się, patrząc na zdjęcia. - Nie wiedziałem, że będzie wyglądać tak prawdziwie… z rękami i nóżkami – chichocze przez łzy. - Jestem prawie w dziesiątym tygodniu, więc ominęliśmy etap, kiedy dziecko wygląda jak fasolka – mówię, śmiejąc się smutno. - Dziesiąty tydzień?
287 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Mam termin na październik – mówię i wtedy wreszcie patrzy na mnie znad zdjęć. Jego policzki są wilgotne. Przesuwam się, aby uklęknąć na kanapie i obejmuję dłońmi jego szczękę. Następnie w ten sam, pełen miłości sposób, w jaki on to robi, delikatnie zlizuję jego łzy.
288 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Trzydziesty trzeci (teraznie sz sc) DZISIEJSZY DZIEŃ jest ostatnim, który mogę spędzić z Declanem zanim będę musiała wrócić do domu. Bennett wraca wieczorem z powodu czego od rana jestem w rozsypce. Boję się i denerwuję, że Bennett dowie się o ciąży, że w jakiś sposób się domyśli. Ale jestem też smutna, ponieważ przez ostatnie trzy dni, odkąd powiedziałam Declanowi, pozwoliłam sobie uwierzyć, że to dziecko naprawdę jest jego i że jakoś to wszystko sobie poukładamy. Jednak to wszystko jest kłamstwem. Nie wiem, co zrobię, ale cokolwiek postanowię, chcę to zrobić z Declanem. Nie chcę sobie nawet wyobrażać powrotu do życia, w którym nie ma go przy mnie. Nigdy nie spotkałam nikogo takiego jak on. Intensywność jego osoby jest całkowicie pochłaniająca, a gdy z nim nie jestem, to myślę tylko o sposobie, w jaki się wymknąć, aby go zobaczyć. Declan jest jak tlen, którego potrzebuję, aby przeżyć i kiedy go nie ma, duszę się. Nie wiem, czy właśnie tak powinna być odczuwana miłość, ale znam tylko takie uczucie i to wszystko w stosunku do niego. - Jak się czujesz, kotku? – pyta Declan, wchodząc do łazienki. - Lepiej. Poduszka elektryczna nie może się równać z gorącą kąpielą. - Długo już tutaj siedzisz. Zatapiając się w gorącej wodzie, patrzę w górę, na stojącego nade mną Declana i podziwiam go: jego kwadratową szczękę, pokrytą jednodniowym zarostem, mocne rysy klatki piersiowej odznaczające się pod koszulą, silne mięśnie ramion. Jest przystojnym mężczyzną, swobodnie ubranym w ciemne jeansy i na boso. Nagle, zaczynam cierpieć z powodu tracenia go, kiedy jego widok zamazuje się po bokach z powodu napływających do moich oczu łez. Kucając, krzyżuje ramiona wokół kolan, pytając miękko: - Co się dzieje? Jego brwi wykrzywiają się ze zmartwienia. - Nie chcę odchodzić. Mój głos jest ledwo słyszalny, kiedy zamykam oczy, aby powstrzymać łzy od wypłynięcia. Nigdy nikomu nie pokazywałam tej wrażliwej strony siebie, tak jak to robię przy Declanie. Zawsze szczyciłam się tym, jak bardzo potrafię być twarda. Stoicka i opanowana: 289 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
to, czego wszyscy zazdrościli. Ale z nim? Potrzebowało to czegoś, co nie sądziłam, że w sobie mam. Zaufania. W jakiś sposób… gdzieś po drodze sprawił, że mu zaufałam i dopuściłam go do siebie. Teraz okupuje tę część mnie, którą zawsze rezerwowałam tylko dla Pike’a, ale Pike wypełniał mnie tylko częściowo. Delcan robi to całkowicie i nadal zmierza do tego, aby przejąć pozostałe, puste kawałki w moim wnętrzu. Woda wokół mnie chlupocze i kiedy otwieram oczy, widzę nagiego Declana, wchodzącego do wanny. Przesuwam się do przodu, kiedy usadawia się za mną, obejmując mnie od tyłu. Zatapiam się w jego objęciach. Powoli przeczesuje palcami moje mokre włosy, a za ten kojący dotyk, wypuszczam cichy pomruk zadowolenia. Muskam dłońmi jego silne ręce, którymi jestem otoczona i ponownie zamykam oczy. - Pochyl się do przodu – mówi. I kiedy to robię, zaczyna delikatnie masować dolną część moich pleców. – I jak? - Bardzo przyjemnie – odpowiadam. Cierpię na piekący ból brzucha i skurcze. Te same skurcze były przyczyną mojej wizyty u lekarza wcześniej w tym tygodniu. Declan bardzo się przejął, kiedy poprzedniej nocy obudził się i znalazł mnie śpiącą w wannie, wypełnionej płytko gorącą wodą. Zmusił mnie, żebym zadzwoniła do lekarza, aby zobaczyć, czy może przepisać jakieś środki przeciwbólowe, ale jako że jestem w ciąży, nie ma nic, co byłoby nieszkodliwe dla dziecka. A więc większość czasu spędzam mocząc się w gorącej kąpieli, jako że jest to jedyny sposób, abym poczuła prawdziwą ulgę. Lekarz powiedział, że tego typu skurcze są dosyć częste w trakcie ciąży u kobiety chorej na endometriozę. - Nienawidzę tego, że wracasz do domu, kiedy tak bardzo cierpisz – mówi, wgniatając palce w moje plecy. - Nie chcę tam wracać. - Więc tego nie rób. Zostań. Nie będę w stanie funkcjonować, wiedząc, że z nim jesteś. Przyciągając kolana do piersi, otaczam je rękoma, prosząc: - Rozmawiaj ze mną. Potrzebuję, żeby robił coś, co odciągnie mnie od smutku. - Co chcesz, żebym ci powiedział?
290 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Opowiedz mi o twoim domu w Szkocji. Jak tam jest? Z powrotem przyciąga mnie do swojej piersi, chwyta myjkę i zaczyna moczyć ją w wodzie, następnie wyciskając ją na moich ramionach i karku. - Przez większość czasu jest deszczowo – zaczyna. Zamykam oczy, opierając policzek na jego piersi i słucham. – Ale zieleń i rozciągające się wzgórza wynagradzają małą ilość słońca. Wieś jest niesamowita. - Tam jest twój dom? Na wsi? Jeździ myjką wokół mojej szyi i po piersiach, odpowiadając: - Tak. W południowej części Edynburga, w Galashiels. - Jak wygląda? – pytam z zamkniętymi oczami, podczas gdy on kontynuuje uspokajanie mnie głosem i dotykiem. - Majątek nazywa się Brunswickhill. Dom został zbudowany w późnych latach dziewiętnastego wieku. To neoklasyczna, wiktoriańska posiadłość, ale została całkowicie odnowiona, zanim kilka lat temu stała się moją własnością. - Mimo to, byłeś tutaj. - Wiem. - Nocowałeś tam kiedyś? - Nie. Zatrudniłem kogoś do udekorowania domu, ale nigdy nie zatrzymałem się tam na dłużej. - Więc dlaczego go kupiłeś? – pytam. - Bo po tym, jak ojciec sprzedał swój dom, żeby na stałe osiedlić się w Nowym Jorku, czułem, że nie mam tam korzeni, poza moją mamą. Otwieram oczy i patrzę na niego, kiedy pytam: - To właśnie tam jest pochowana? - Tak. - Kupiłeś tą posiadłość, żeby być blisko niej? Przytakuje, patrząc na mnie, po czym całuje moje czoło zanim kontynuuje: Pokochałabyś to miejsce. To sześć akrów, więc jest spokojnie i cicho, ze wspaniałym widokiem na rzekę Tweed.
291 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Opowiedz coś więcej. - Jest tam wielki ogród i wiktoriańska grota, w całości zbudowana z klinkieru cementowego pod ogromną szklarnią. - Dużo tam kwiatów? Odrzuca na bok myjkę i owija wokół mnie ramiona, wpychając moją głowę pod swój podbródek i wzdycha: - Tak, kotku. Mnóstwo czerwonych i fioletowych. - Fioletowych? – pytam. Mój umysł nagle widzi fioletowe ściany z dzieciństwa. - Yhy… - Nie lubię fioletowego – mamroczę cicho. Nie mija nawet sekunda, zanim odpowiada: - To je wyrwiemy. Śmieję się pod nosem. - Nigdy nie powiedziałaś mi, jakie są twoje ulubione kwiaty – mówi. Milczę przez chwilę, mimo że znam odpowiedź, ale sama myśl ściska mnie w gardle, jeszcze bardziej ściskając, kiedy wyjawiam: - Stokrotki. Te różowe. - Stokrotki? – pyta zaskoczony. – Taki prosty kwiat. Pomyślałbym, że coś bardziej wyszukanego. - Dlaczego? - Po prostu wyglądasz na kobietę, która lubi ładne rzeczy, to wszystko – odpowiada swobodnie, kiedy odchyla się do tyłu, pociągając mnie za sobą. - Stokrotki są ładne. Proste i ładne. Właśnie dlatego je lubię. - Chcę wiedzieć o tobie wszystko. - Ach tak? – droczę się delikatnie i kiedy całuje mnie w skroń, mówi: - Powiedz mi o kilku rzeczach, które lubisz. - Mmm – mruczę, zanim odpowiadam: - Lubię herbatę i ciasteczka z posypką. Sok jabłkowy, ale tylko jeśli jest w małym kartoniku. No i lubię stokrotki. - Różowe – dopowiada, na co przytakuję, powtarzając: - Różowe.
292 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Co jeszcze lubisz? Przechylam głowę na bok, tak abym mogła na niego patrzeć, kiedy mówię: - Lubię uczucie, jakie daje twoja pokryta zarostem szczęka, kiedy mnie całujesz. - Dlaczego? - Sprawia, że myślę o tym, jaki byłby pocałunek księcia. Jego uśmiech poszerza się, kiedy pyta: - Czy książęta nie są idealnie ogoleni? Sięgając za siebie, przebiegam dłonią po jego karku, mówiąc: - Nie w moich marzeniach – zanim przyciągam go do pocałunku. Jego wargi poruszają się delikatnie po moich, ostatecznie otwierając mnie językiem i smakując głęboko. Delektuję się jego ustami, sunąc językiem po jego języku. Declan chwyta mnie za biodra i przesuwa mnie na siebie, tak że siedzę na nim okrakiem. Jego penis natychmiast robi się twardy i wtedy potrzeba bliskości bierze górę. Unoszę się i kładąc dłoń na jego potężnej erekcji, wprowadzam go do swojego wnętrza. Declan zamyka oczy, kiedy powoli zsuwam się i nieruchomieję. Żadne z nas się nie rusza, kiedy przywieramy do siebie — obejmując się — skóra przy skórze. - Powiedz mi, czego pragniesz – mówi zachrypniętym głosem w moje piersi, osadzając delikatne pocałunki na moim sutku, powodując, że twardnieje. - Tego. - Powiedz – naciska. - Po prostu tego. Potrzebuję cię teraz poczuć w sobie – odpowiadam, mówiąc całkowicie szczerze, ponieważ w tej chwili desperacko potrzebuję być blisko niego, najbliżej jak tylko się da. - Jestem w tobie – mówi, rozluźniając uchwyt i wsuwając dłoń między nasze ciała, gdzie kładzie ją na moim brzuchu. – To jestem ja w tobie. Moje oczy wilgotnieją, kiedy przytakuję, musząc wierzyć, że to właśnie jego cząstka rośnie we mnie, a nie Bennetta czy Pike’a. Chcę, żeby to dziecko było jego, bo jedyne czego pragnę, to po prostu Declana. Moje łzy wypływają, kiedy wpatruję się w jego piękne, zielone oczy. Oczy wypełnione uwielbieniem dla mnie. Ja uwielbiam go dokładnie tak samo. Kocham go. A teraz wątpię we wszystko, ponieważ jedyne co widzę, to wzgórza Szkocji, XIX wieczna posiadłość i Declan z naszym dzieckiem na rękach.
293 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Ból wynikający ze skutków zniszczenia wszystkiego dobrego w tym mężczyźnie i zamienienia go w mordercę w imię chorej gry, którą wymyśliliśmy z Pike’m, rozdziera moje serce. Próbowałam pozostać skupioną, próbowałam wyłączyć uczucia w kierunku Declana, próbowałam trzymać się planu. Ale nie potrafię tego zrobić. To nie jest gra: to jest życie tego mężczyzny. Życie dobrego mężczyzny. Mężczyzny, którego dogłębnie kocham. Nie mogę go zniszczyć i zamienić w potwora. Mimo, że chcę, aby Bennett cierpiał za to, co zrobił z moim życiem, to jestem w stanie go oszczędzić, jeżeli będzie to oznaczało, iż życie Declana nie zostanie zniszczone. Zabicie Bennetta nie jest warte poświęcenia na to Declana. Moje łzy wzbierają, spływając po twarzy, kiedy szepczę: - Kocham cię. Pragnę jedynie ciebie. Ciebie, mnie i tego dziecka. Jego penis pęcznieje we mnie z każdym wypowiedzianym słowem, ale nie pogania mnie do ruszania się, kiedy tak pozostajemy połączeni, intymnie zespoleni. Wiem, co muszę zrobić i nie będzie to łatwe. Pike poświęcił tak wiele w ciągu zaledwie kilku lat mojego małżeństwa z Bennettem. Ale nie mogę tego zrobić. Nie zrobię tego Declanowi. Prawda jest taka, że nie muszę zabijać Bennetta, aby dostać swoją bajkę, moją drugą szansę, ponieważ ta bajka znajduje się teraz w moich ramionach. Jest to szczęście, za którym tęskniłam przez całe życie. Zatem pójdę do Pike’a i powiem mu, że to koniec. Powiem, że dam mu pieniądze, rozwiodę się z Bennettem i ukryję karty. Spędzę resztę życia jako Nina, dziewczyna z Kansas, jeśli to oznacza, że nie stracę Declana. Zakopię swoją przeszłość. - Chcę posiadać każdą część ciebie – jęczy, kiedy jego oczy zapalają się, a palce napierają na skórę, gdy chwyta mnie za pośladki. - Już posiadasz. - Chwyć mnie za barki i ruszaj się – nakazuje. Podporządkowuję się, unosząc się wzdłuż jego długości, zanim ponownie się zsuwam. Powtarzam ruch, a moja cipka dostosowuje się, zaciskając się wokół niego z ekstazy, podczas gdy woda rozchlapuje się wokół naszych ciał. Declan chwyta jedną z moich piersi, ciągnąc za twardy sutek, wodząc językiem po drugiej, zanim dziko zasysa ją w usta. Zębami ociera się o delikatną skórę, po czym wgryza się w nią mocno. Krzycząc z doznania przyjemności i bólu, ujeżdżam go, ruszając biodrami. Ciepła woda krąży wokół mojej opuchniętej łechtaczki z każdym pchnięciem, prowadząc mnie ku krawędzi. Declan wciąż skupia się na moich piersiach, obmywając mnie językiem i ucztując, jakbym była jego ostatnim posiłkiem i potrzebuje mnie, żeby przetrwać. Następnie chwyta 294 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
mnie za biodra, szarpiąc mną, abym w niego uderzyła, kiedy jeszcze głębiej zakopuje we mnie kutasa, uderzając w to kłębowisko nerwów, do którego tylko on dociera i nie mogę wytrzymać. Odrzucam głowę w tył, a Declan szybko chwyta mnie za rękę, splata nasze palce i ściska je mocno. Drżę i targają mną spazmy wokół niego, kiedy oślepia mnie blask mojego wybuchającego orgazmu. Kiedy wiję się przy nim, owija wolną rękę wokół mojej talii i brutalnie nabija mnie na swojego kutasa. Drży we mnie, nabrzmiewając i kurcząc się z każdą porcją nasienia, które we mnie wlewa. - Kurwa – jęczy w zwierzęcym akcie, kiedy obydwoje dochodzimy. Gdy mnie przytula, zaczynam drżeć. Cała jestem owinięta wokół Declana, kiedy wreszcie odchyla głowę. Nasze oddechy są nierówne i ciężkie, gdy staramy się otrząsnąć po tych doznaniach. Zziajanym głosem, Declan mówi: - Chcę uczynić cię osobą, o której zawsze marzyłaś, aby nią być. Po tych słowach, nie potrzebuję żadnego więcej namawiania. Pierdolić Bennetta. Pierdolić zemstę. Pierdolić to wszystko. Mam wszystko, o czym zawsze marzyłam, tuż przed sobą, w tym pięknym mężczyźnie.
295 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Trzydziesty czwarty (teraznie sz sc) NIE WIDZIAŁAM się jeszcze z Pike’m. Wiem, że muszę, ale obawiałam się tego, jak zareaguje na moją wiadomość, że chcę zrezygnować. Od kilku dni Bennett ponownie jest w mieście i odkryłam, że coraz mniej staram się odgrywać rolę jego żony. Jak dla mnie, to koniec, ale czuję, że nie mogę odejść, dopóki nie porozmawiam z Pike’m. Widywałam się z Declanem codziennie, odkąd wrócił Bennett i mówienie, że Declan zaczyna się niecierpliwić, to niedopowiedzenie roku. Moje wymówki są na wyczerpaniu, a więc szykuję się, aby pojechać do Pike’a i powiedzieć mu o nowym planie. Planie, który po raz pierwszy zostawi go beze mnie przy jego boku. W tej chwili, poczucie winy jest nie do pokonania. Jak powiedzieć mężczyźnie, który jest prawdopodobnie w tobie zakochany i który zawsze cię chronił przez dwadzieścia lat, że już nie będzie waszej dwójki? Że się zakochałaś i chcesz być z kimś innym? Pike i jak zawsze byliśmy razem, zawsze szczerzy wobec siebie, aż do teraz. Powiedziałam mu, że nie kocham Declana, ale wiem, że mnie przejrzał. Wiedziałam, że zależy mi na Declanie, że był przyjacielem, do którego czułam pociąg, ale nie zdawałam sobie sprawy, że się w nim zakochałam. Jednak Pike już wiedział — tak silną mieliśmy więź. Kiedy ubieram sweter, dzwoni domofon i gdy odbieram, odzywa się Manuel z portierni. - Pani Vanderwal, przepraszam że przeszkadzam, ale jest tutaj dżentelmen, który mówi, że jest pani kuzynem. - Co? – pytam, zastanawiając się kto tam, do cholery, jest, ale później słyszę głos Pike’a, który naciska na Manuela: - Koleś, po prostu wpuść mnie na górę. - Tak, proszę, Manuel – wtrącam szybko, kiedy zaczyna wzbierać we mnie strach. – Przyślij go na górę. Moje nerwy szaleją. Jestem zdezorientowana, nie widząc dlaczego tutaj przyszedł. Nigdy tutaj nie przychodził. Od początku byliśmy zgodni co do tego, że nasze ścieżki nigdy nie skrzyżują się poza Justice, więc kiedy chodzę nerwowo po przedpokoju, czekając aż zapuka, staram się zmierzyć ze swoimi myślami i zebrać się w sobie, wiedząc że muszę mu powiedzieć. 296 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Kiedy rozlega się pukanie, otwieram drzwi, chwytam jego przedramię i wciągam do środka, naskakując na niego: - Co ty tutaj robisz, do kurwy? Ale jego oczy nie spotykają moich. W zamian, przyglądają się wnętrzu domu, w którym przebywam od czterech lat. - Jasna cholera – burczy. – A więc to tutaj byłaś, podczas gdy ja gniję w tej zasranej przyczepie? - Pike, co tutaj robisz? Oszalałeś? Co, jeśli Bennett wróci do domu? - Wyluzuj, Elizabeth. Siedziałem na zewnątrz cały poranek, czekając aż ten gnojek wyjdzie – mówi, wymijając mnie i wchodzi do jadalni. – A więc… - zaczyna, pozwalając aby słowa zawisły w powietrzu, kiedy przeciąga palcem po całej długości stołu jadalnego z wiśniowego drewna. – Gdzieś ty, kurwa, była przez ostatni miesiąc? – Jego słowa są pełne frustracji. - Prze-przepraszam. Ja tyl— - Skończ. Powiedziałaś, że w zeszłym tygodniu Bennett będzie poza miastem, a jednak nie przyszłaś się ze mną zobaczyć. Dlaczego? - Pike, proszę – mówię drżącym głosem, kiedy ciarki przechodzą po moich drżących rękach. Sram ze strachu, wiedząc, co mam zamiar wyjawić. - Proszę? Co się z tobą, kurwa, dzieje, Elizabeth? – wrzeszczy. Jego głos roznosi się w otwartej przestrzeni, kiedy uderza pięścią w stół. – Kiedyś przybiegałaś do mnie, kiedy tylko Bennett wyjechał. Błagałaś o mojego kutasa, a teraz, kiedy wreszcie decydujesz się pojawić, to od razu uciekasz. - Dlaczego się na mnie wydzierasz? – krzyczę. - Bo masz robotę do wykonania, a jej nie wykonujesz! Podchodzi do krawędzi stołu, a następnie wraca do mnie, jednak kiedy się zbliża, robię krok w tył. - Dlaczego robota nie jest wykonana? Mój puls galopuje, kiedy dukam słowa, których tak bardzo obawiałam się mu powiedzieć: - B-bo… - Bo co? – syczy, patrząc na mnie gniewnie.
297 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Ciężko przełykając, wyrzucam z siebie: - Bo chcę zrezygnować. Jego szczęka zaciska się, kiedy zaczyna rytmicznie ściskać i rozprostowywać dłonie, zaciskając je w pięści po bokach ciała. Milczy przez chwilę, zanim przerywa ciszę, cedząc przez zęby: - Co masz na myśli, mówiąc, że chcesz zrezygnować? - Pike, proszę, nie wściekaj się na mnie – mówię, próbując zachować spokojny głos. - Co masz na myśli, mówiąc, że chcesz zrezygnować? - Nie mogę… po prostu już tak dłużej nie mogę. Moja twarz płonie z powodu wzbierających łez. - Chodzi o Declana, tak? - Tak bardzo mi przykro, Pike. Nigdy nie myślałam, że — - Jesteś dla niego niczym innym jak iluzją, Elizabeth – mówi, przerywając mi. - Kocham go. Moje wyznanie owocuje błyskiem furii w jego oczach i kiedy robi kolejny krok w moją stronę, ja robię kolejny w tył, wkurzając go jeszcze bardziej. - A więc co teraz? Myślisz, że on też cię kocha? - Tak – chrypię. - Jesteś porąbana. Nie masz pojęcia, co gadasz. Jesteś tak zamotana w tym kłamstwie, że sama kupujesz tą fałszywą rzeczywistość. Ale to fałsz, Elizabeth. To nie jest prawdziwe. - Jest prawdziwe. - Nie jest. Nie jesteś Niną. Nie widzisz tego? - A kim jest Elizabeth, co? Kim tak naprawdę jest? Jest mną? – pytam, kiedy tama pęka i łzy spływają po moich policzkach. – Bo nie czuję, żeby mną była. Bo ona nigdy nie powinna mną być! – Moje słowa są krzykiem, błagającym krzykiem. – Istniała tylko i wyłącznie przez Bennetta! - No właśnie, Elizabeth !!! – warczy na mnie w furii. – Bennett! Czuj tą pierdoloną nienawiść! On jest za to wszystko odpowiedzialny! Nie zapominaj, co zrobił z twoim życiem! Z życiem twojego ojca!
298 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Moja wściekłość dorównuje jego, z tym że ta furia jest otoczona smutkiem i desperacją, kiedy wrzeszczę: - Wiem! Boże, wiem, ale nie mogę tego zrobić. Nie mogę w taki sposób zniszczyć Declana. - Pierdol Declana! On jest pionkiem. Zawsze nim był, a ty królową. - Ale czasami królowa upada. - Nie ty – mówi stanowczo, kiedy chwyta mnie za ramiona, które drżą z emocji. – Nie pozwolę ci upaść. - Ja już upadłam, Pike. Chcę zrezygnować. Zakończę to. Rozwiodę się z Bennettem i nikt nie będzie musiał się o tym dowiedzieć. Jego palce zaciskają się boleśnie na moich rękach. - Nie kochasz go – szepcze. Słyszę każdą cząstkę bólu, którą stara się ukryć, ale nie mogę go okłamywać. - Kocham go – mówię pod nosem i kiedy tylko Pike opuszcza głowę, od razu ją podnosi. Jego spojrzenie staje się lodowate i robi kilka kroków do tyłu, puszczając mnie. Jego nagła zmiana zachowania zbija mnie z tropu, kiedy obserwuję, jak zaczyna delikatnie kręcić głową, zanim pyta: - Nie mówisz mi czegoś? - Co masz na myśli? - Mam na myśli to, że w ciągu kilku ostatnich minut, twoja ręka nie opuściła brzucha – mówi. I kiedy patrzę w dół, widzę że moja dłoń spoczywa dokładnie tam, gdzie powiedział — w nieświadomym akcie ochronnym tego, co jest w środku — i nagle, odpływa ze mnie cała krew, pozostawiając mnie całkowicie przerażoną, kiedy patrzę jak czysta nienawiść rozbłyska w oczach Pike’a. Słyszeliście o pierwszej zasadzie dynamiki Newtona, prawda? Tej, która mówi, że jeżeli na ciało nie działają siły zewnętrzne, lub działające siły równoważą się, to ciało pozostaje w spoczynku, lub porusza się ruchem jednostajnym prostoliniowym? To nauka, której nie można zaprzeczyć i z grą na pełnych obrotach, przekonam się o katastrofalnych skutkach tej zasady. - Pike… – mówię kojąco, chcąc go uspokoić. - Powiedz, że oszalałem. Że nie myślę jasno. Że nie —
299 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Wyciągając przed siebie rękę, próbuję perswazji, mówiąc powoli: - Proszę, Pike. Po prostu musisz — I wtedy traci nad sobą panowanie, wybuchając niczym granat: - Powiedz mi, że nie jesteś, kurwa, w ciąży! - Pike! – krzyczę, kiedy chwyta mnie brutalnie za ramiona. Jego twarz jest skąpana w czystej furii. Wypluwa słowa: - Coś ty, kurwa, zrobiła? - Nic! Puść mnie – krzyczę spanikowana, szarpiąc się z nim, aby uwolnić się z jego chwytu. - Odpowiedz! - Tak! – krzyczę od razu. Puszcza mnie. Odwraca się ode mnie, przebiegając z wściekłością przez włosy, kiedy stoję tutaj, pełna nerwów, czekając na jego kolejny ruch. Wciąż stoi do mnie plecami, kiedy kontynuuje: - Jesteś, kurwa, w ciąży. Jezu Chryste. I to nie może być moje, bo się ze mną nie pieprzyłaś. Nie poprawiam go, ponieważ założył, że nie jestem tak daleko z ciążą, jak faktycznie jestem. To dziecko równie dobrze mogłoby być jego. Odwraca się do mnie i jego spojrzenie przeraża mnie na śmierć. Nie widzę w nich Pike’a, tylko potwora. I kiedy z całym napiętym ciałem zaczyna iść w moją stronę, uderza we mnie groza. - To jeszcze nie koniec. Spędziłem w tym za wiele lat, żebyś teraz miała to spierdolić. - Co to znaczy? – pytam, kiedy zaczynam się od niego oddalać. I wtedy mój świata staje się paradoksalnym zlepkiem szybko dziejących się wydarzeń w zwolnionym tempie. Jego ręka unosi się z dłonią zaciśniętą w pięść. Moje ręce owijają się wokół brzucha. Pada pierwsze uderzenie. Moje oczy zamykają się i wywracają do tyłu. 300 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Zderzenie pięści ze szczęką. Uderzenie, jedno po drugim. Jest bezwzględny, kiedy bezwładnie upadam na ziemię. Światło zaczyna zanikać, kiedy moje krzyki zatapiają mnie w ciemności. Moje płuca ściskają się z każdym śmiertelnym kopnięciem w brzuch i nie ma nic co mogę zrobić, kiedy leżę bezbronnie pod górującym nade mną potworem. Palący ból przeszywa mnie od środka, paraliżując mnie, kiedy czuję, jak wszystko we mnie się łamie. Moje krzyki stają się pozbawione tchu i wszystko znika, kiedy Pike warczy jak dzika bestia, bezustannie kopiąc w moje łono, noszące w sobie najczystszą cząstkę mnie. Kiedy odpływam do nicości, zalewa mnie mrok. Jestem grobowcem. Patrząc w górę, widzę ciemne niebo, błyszczące diamentami. Są ich tysiące. Nie ma już bólu — nie ma nic w tej śmiertelnej ciszy, kiedy leżę tutaj i patrzę w niekończącą się czarną dziurę. Życzenia. Mogłabym ich mieć nieskończenie wiele z tymi wszystkimi, błyszczącymi nade mną gwiazdami. Ale nie leżę na ziemi. Nie czuję nic, kiedy dryfuję w przestrzeni. Gdzie jestem? Jak się tutaj dostałam? I wtedy go widzę. Mojego starego przyjaciela. On się nigdy nie zmienia i ta stałość, pielęgnuje wiecznie podążającą za mną rozpacz. Jego zielono-żółte, harmonijkowe ciało podpełza do mnie i właśnie wtedy uświadamiam sobie, jaka jestem mała, ponieważ wygląda on, jakby był takich samych rozmiarów co ja. - Tęskniłem za tobą – mówi ze swoim elokwentnym, angielskim akcentem. - Ja też za tobą tęskniłam, Carnegie. - Gdzie byłaś? - W piekle. - Dlatego wróciłaś? – pyta. - Nie wiem nawet, jak się tutaj dostałam – mówię, na co uśmiecha się, odpowiadając: Może ktoś wiedział, że potrzebujesz chwili wytchnienia od piekła. – Następnie wykonuje ruch głową w górę, w stronę niebios. - Może – szepczę i przekręcam się na brzuch. Wtedy widzę, gdzie jestem. Wielka, zielona trawa, stojąca wysoko nad ziemią. Ogromne drzewa, które otaczają morze ciemnej 301 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
wody. Błyszczące, wielkie kwiaty lśnią blaskiem księżyca, rzucającego poświatę na kolorowe, egzotyczne kwiaty: różowe, pomarańczowe, żółte — ale żadnych fioletowych. I kiedy patrzę w dół, biorę pełen zaskoczenia oddech, gdy zdaję sobie sprawę, dlaczego Carnegie nie wygląda na tak malutkiego. Moje ciało jest niczym rurka w różowo-czarne paski i kiedy patrzę z powrotem na Carnegiego, śmieje się: - Niesamowite, prawda? - Jestem gąsienicą! – mówię ze zdziwieniem. – Carnegie, widzisz to!? - Widzę. I wtedy wszystko składa się w całość. Wreszcie mi się udało. Jestem tutaj… w zaczarowanym lesie… i jestem gąsienicą, dryfującą po stawie, który zdaje się być oceanem, ponieważ jestem taka malutka. Zaczynam się śmiać, kiedy tak płyniemy razem na naszej tratwie z liścia lilii wodnej. - Dobrze cię widzieć śmiejącą się – mówi, kiedy pełzam po dużym, zielonym liściu, odkrywając moją nową formę. Pełzając, odpowiadam: - Minęło trochę czasu odkąd czułam się taka wolna. - Mogę ci zadać pytanie? Chichoczę po tym, jak zwinęłam się w kulkę, odkrywając że potrafię się toczyć. Przez chwilę tak się bawię, zanim odpowiadam na jego pytanie: - Oczywiście. Prostuję swoje ciałko i podpełzam do Carnegiego. - Dlaczego czujesz, jakbyś była w piekle? – pyta. Jego pytanie ostudza moją zapalczywość i kiedy kładę się płasko na liściu lilii wodnej, odpowiadam: - To zawsze było piekło, Carnegie. A ostatnio stało się przytłaczające. - Co się stało? - To długa historia. - Rozejrzyj się. Mam mnóstwo czasu. - Nie wątpię, ale wyjawianie wszystkiego nie jest czymś, co chciałabym zrobić. - Zatem opowiedz mi o ostatnich wydarzeniach. Mrugam, po czym zerkam na czarne niebo, błyszczące od gwiazd. - Zakochałam się – odpowiadam. 302 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Aaach, miłość – mówi, jakby miał wiedzę w tym zakresie, więc pytam: - Byłeś kiedyś zakochany? - Ja? – pyta, spoglądając na wodę. – Nie. Zostałem zamieniony w gąsienicę zanim dostałem szansę, aby to poczuć. Ale zastanawiam się, gdzie w tym czujesz piekło. - Miłość jest jedynym elementem tej historii, nie będącym piekłem. - Powiedz mi jakie to uczucie. Miłość. Kilka świetlików nad nami przykuwa moją uwagę i kiedy obserwuję jak tworzą smugi wirującego światła, odpowiadam: - Niesamowite. To jest jak potrzeba, której nigdy nie jesteś w stanie zaspokoić. Tak jakbyś nigdy nie miał dość. Jednego dnia przechodzisz przez życie, myśląc, że jesteś nim usatysfakcjonowany, cóż, usatysfakcjonowany na swój sposób, a później, kiedy wreszcie czujesz, że coś zaskakuje i dostajesz pierwszy posmak miłości, to zdajesz sobie sprawę, że przez całe życie głodowałeś i nigdy o tym nie wiedziałeś. I ta jedna osoba jest wszystkim, czego potrzebujesz, aby poczuć, że żyjesz. - I znalazłaś to? Ponownie skupiając uwagę na Carnegiem, mówię: - Tak. Nigdy nie wiedziałam, jakim uczuciem jest oddychanie, dopóki nie spotkałam jego. - A więc, co jest piekłem? – pyta. - Mężczyzna, którego poślubiłam. - Ten, który pozwala ci oddychać? - Nie, to ten który założył mi pętlę na szyję i dał mi życie pełne cierpienia – mówię, kiedy jego przenikliwe oczy rozszerzają się. - Nie rozumiem. - Poślubiłam wroga – zaczynam wyjaśniać. – A mężczyzna, w którym się zakochałam, miał być kimś, kogo wrobiłabym w zamordowanie męża. - Dlaczego chcesz śmierci swojego męża? - Bo kiedy miałam pięć lat, zostałam zabrana od mojego taty. Został aresztowany i poszedł do więzienia, gdzie ostatecznie został zamordowany. Trafiłam do potwornej rodziny zastępczej. - A co ma z tym wspólnego twój mąż? 303 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Wszystko – mówię, kiedy kontynuujemy dryfowanie po spokojnej wodzie. Wypuszczając ciężki oddech, zaczynam opowiadać mu historię aresztowania mojego taty i jak Pike był zdeterminowany, aby znaleźć odpowiedzi, kiedy już byliśmy starsi. - To trochę zajęło, ale przeglądając akta policyjne mojego taty i zaszantażowaniu przez Pike’a mojej opiekunki, aby wydała nam moje dokumenty, wreszcie dowiedzieliśmy się, że wszystko zaczęło się od zgłoszenia przemocy domowej. Szukaliśmy dalej, ponieważ mój ojciec był najmilszym mężczyzną, jakiego znałam i nigdy mnie nie uderzył. Później dowiedzieliśmy się, o co chodziło. Rodzina Vanderwal wykonała telefon do Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie. - Kim jest ta rodzina? - Dam ci jedną wskazówkę – mówię. – Kiedy poślubiłam mojego męża, Bennetta, przejęłam po nim nazwisko. - Vanderwal – wnioskuje. – Ale dlaczego mścisz się na nim, skoro to jego rodzice złożyli skargę? - Ponieważ w aktach był wywiad. Został przeprowadzony z Bennettem. - To on złożył skargę? - Tak – odpowiadam, czując że zaczyna we mnie wrzeć ze złości. - Co powiedział? - Popołudniu wracał od kolegi do domu i kiedy mijał mój dom, usłyszał dobiegające ze środka odgłosy walki i krzyki. Widział przez okno, że mój tata kogoś bije, ale nie widział tej drugiej osoby. Założył, że to byłam ja, więc pobiegł do domu, powiedział rodzicom i wtedy został wykonany telefon do Pogotowia Rodzinnego. - Kogo bił twój ojciec? - Musiało mnie wtedy nie być w domu, bo słyszałabym to. Pewnie nadal byłam w przedszkolu, czy coś takiego. Ale patrząc wstecz i biorąc pod uwagę informacje, które mam teraz, to był to prawdopodobnie ktoś, z kim robił interesy. Może coś poszło nie tak, kto wie? Stan przeprowadził śledztwo, ale nie mogli znaleźć żadnych oznak pobicia czy zaniedbania. Aczkolwiek, w aktach sporządzonych przez opiekunkę społeczną, podczas przypadkowych odwiedzin były zaznaczone podejrzane działania w domu, a więc nakaz dalszego śledztwa został przekazany policji, która odkryła nielegalny handel bronią. I to wystarczyło. Tata został aresztowany i nigdy więcej go nie zobaczyłam.
304 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Ostatnie słowa duszą mnie. Dusi mnie ostatni widok mojego taty. Nigdy nie wyblaknął: mój tata, na kolanach, próbujący zapewnić mnie, że wszystko będzie dobrze. Kiedy Carnegie zaczyna się do mnie przysuwać, znajdując sobie nowe miejsce na liściu, zostaję wyciągnięta ze smutnych wspomnień. - A więc dlaczego go poślubiłaś? – pyta. - Czułam to palące pragnienie, żeby pomścić morderstwo taty. Żeby Bennett zapłacił za całe cierpienie, kiedy byłam wykorzystywana w rodzinie zastępczej. Za wszystko, co zostało mi skradzione. Moją niewinność. Moją wiarę. Moje dzieciństwo. Moje zaufanie. Mojego tatę. Wszystko. - Bennett jest powodem, przez który władze wzięły pod lupę mojego tatę. To Bennett otworzył gębę, złożył nieprawdziwą skargę i zniszczył dwa życia, tymczasem on żył dalej, szczęśliwy, zdrowy, czyniąc ze swojego życia wielki sukces. To moje życie miało takie być. Ale przez niego zostało mi to zabrane i skończyłam będąc gwałconą, molestowaną, związywaną w szafie i zostawianą w niej, żeby srać i sikać pod siebie. Takie właśnie życie podarował mi Bennett. Chciałam, żeby zapłacił za to, co zrobił. Chciałam zemsty. - Ale zakochałaś się – mówi Carnegie. - Tak, zakochałam się – szepczę. - I co teraz? - Teraz jedyne, czego chcę, to oszczędzić Declana. Wciąż chcę zabić Bennetta. Wciąż chcę, żeby poniósł karę, ale zrezygnuję z tego, jeśli oznacza to oszczędzenie duszy mężczyzny, którego kocham. - Pozwól, że o coś zapytam. Ile lat miał Bennett, kiedy powiedział rodzicom o swoich podejrzeniach, że jesteś bita?
305 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Jedenaście. Carnegie milczy przez chwilę, zanim odpowiada: - Dziecko. Młode, niewinne dziecko, które zobaczyło coś, co prawdopodobnie go przestraszyło. Myślał, że to ty jesteś bita i jego pierwszym odruchem była chęć pomocy. - Ale nie pomógł, a mój tata nie żyje – bronię się. - On był po prostu dzieckiem, próbującym zrobić coś dobrego – oznajmia. I zamiast robić się sfrustrowana, spokój związany z przebywaniem w tym miejscu z Carnegiem sprawia, że moje nerwy trzymają się na wodzy. – Mogę cię zapytać o coś jeszcze? Przytakuję. - Jaki udział w tym wszystkim miał twój ojciec? - Mój tata był dobrym człowiekiem – oznajmiam. - Nie zaprzeczam temu. Ale każdy z nas ma dwa oblicza, a twój tata był handlarzem bronią, prawda? Nie odpowiadam od razu. - Tak, był – mówię wreszcie. – Ale nigdy nikogo nie skrzywdził. - Ale wiedział, że nielegalna broń kogoś skrzywdzi. Może to nie on bezpośrednio pociągał za spust, ale pośrednio, robił to – mówi, zanim dodaje: - I nie miałoby znaczenia to, co powiedział Bennett. Prawda jest taka, że gdyby twój tata nie robiłby czegoś nielegalnego, to skarga Bennetta zostałaby unieważniona i nic złego nigdy by się nie wydarzyło. - Wiem, co próbujesz zrobić. Próbujesz być głosem rozsądku, ale ja nigdy nie twierdziłam, że jestem racjonalna czy odpowiedzialna. - Miałaś kiedykolwiek do czynienia z głosem rozsądku? – pyta. - Zawsze miałam Pike’a, który jest tak samo popaprany jak ja, jeśli nie gorzej. Jesteśmy chorymi ludźmi, wiem o tym. Ale kiedy dorastasz w taki sposób, nie możesz liczyć na zdrowy rozsądek. Mój ojciec był dobry. Nie zasłużył na życie, które otrzymał po tym, co zrobił Bennett. Ja też na to nie zasłużyłam. Chodzi o to, że po moim tacie, zawsze ktoś inny będzie stał w kolejce. Handel bronią nie został zakończony, więc jaki w tym sens? Świat nie stał się nagle dobry, ponieważ nie ma na nim mojego taty. - Więc planowałaś morderstwo?
306 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Kiedyś, gdy byłam dzieckiem, fantazjowałam, jakby to było kogoś zabić – przyznaję. – Ta myśl napawała mnie pewną satysfakcją i uszczęśliwiała. Dawała ulgę, wolność i spokój. Aby wyeliminować coś prawdziwie złego, usuwając to, tak żeby nie żyć na świecie, kiedy to coś także na nim egzystuje. - Nie możesz tak żyć, zabijając i trzymając się przeszłości. - Nie trzymam się jej, próbuję odpuścić. - Nie odpuściłaś. W zamian, poślubiłaś Bennetta i teraz kontroluje to każdy aspekt twojego życia. Poznałaś mężczyznę, którego kochasz, ale Bennett ma nad tym władzę, ponieważ jest twoim mężem i byłaś zmuszana karmić tamtego drugiego kłamstwami… z powodu Bennetta, z powodu przeszłości, której nie chcesz porzucić. Jego słowa uderzają we mnie z pełną mocą. Ale jak masz pozbyć się rany, która jest tak głęboka, że nie ma szans, aby się zagoiła, a przynajmniej nie bez okropnej blizny, przypominającej o tym? A więc pytam zwyczajnie: - Jak mam odpuścić? - To naprawdę łatwe. Znajdujesz to, co cię uszczęśliwia i idziesz w kierunku tego, zostawiając za sobą przeszłość – mówi. – A więc musisz odpowiedzieć sobie na pytanie: co cię uszczęśliwia? - Declan. – Jego imię pada od razu, bez chwili zastanowienia czy wahania. - A więc idź do niego. Znajdź go i nie odwracaj się za siebie. Niebawem szczęście będzie na tyle duże, aby osłabić kontrolę jaką ma nad tobą przeszłość i nie będzie cię boleć tak bardzo jak teraz. - Ale jestem tutaj. Jak mam wrócić? – pytam i obserwuję jak podchodzi do krawędzi liścia i kiedy mijamy pływającą na wodzie kłodę, Carnegie wślizguje się na nią. - Carnegie, zaczekaj! Jak mam wrócić? – pytam, gdy zaczynam odpływać od kłody. - Wszędzie są znaki. Po prostu musisz ich szukać – mówi. – Wróć i odwiedź mnie kiedyś, dobrze? - Dobrze. Każdej nocy w moich snach. - Ale to będzie w snach. - A to? To nie sen? – pytam, nagle bardzo zmieszana, zastanawiając się, czym jest nasze spotkanie. Jego odpowiedź nie pomaga, kiedy mówi: - To jest twoje przebudzenie – zanim ześlizguje się z kłody na ląd i znika w lesie.
307 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Kontynuuję bezcelowe dryfowanie po stawie, gapiąc się w niego i myśląc o wszystkim, co powiedział Carnegie. Ma rację: muszę odejść od przeszłość, jeśli nie chcę, aby mnie prześladowała. Godziny mijają, kiedy tak rozkoszuję się cudowną ciszą wokół i kiedy z daleka widzę blask słońca, wschodzącego pośród drzew, jego promienie rozświetlają mętną wodę. Właśnie wtedy dostrzegam swój znak. Zielone pąki, dryfujące po wodzie, zaczynają się otwierać. Są ich setki. Jeden po drugim, kwiaty lotosu, otwierają swoje nieskazitelnie białe listki na tle mętnej wody. Są piękne i kiedy do nich podpływam, muszę zmrużyć oczy w obliczu oślepiającego światła słońca, które kreuje ten wonny, biały raj.
308 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Trzydziesty piaty (teraznie sz sc) CIEMNOŚĆ. Nie ma niczego poza czernią, kiedy leżę rozbudzona, mimo że tak naprawdę nie jestem. Czuję ciepłą dłoń, gładzącą moją rękę, gdy wdycham znajomy zapach. Bennett. Moje ciało jest obolałe, pulsuje tępym bólem, ale kiedy staram się ruszyć, nie mogę. Kiedy próbuję otworzyć oczy, nie mogę. Ale czuję dotyk Bennetta. Czuję jego zapach. Słyszę regularne pikanie maszyny, informującej mnie o tym, że jestem w szpitalu. Ostatnie, co pamiętam, to leżenie bezbronnie na podłodze w jadalni, podczas gdy Pike zadawał brutalne kopnięcie za kopnięciem w mój brzuch. Mój brzuch! Moje dziecko! Nie potrafię się obudzić. Ale czy naprawdę tego chcę? Już teraz tęsknię za Carnegiem. Czy naprawdę chcę się obudzić, aby odkryć czekającą na mnie grozę? Co się stało z Pike’m? Dlaczego to zrobił? - Panie Vanderwal – mówi miękki, kobiecy głos, ale nic nie widzę, leżąc w stanie śpiączki. - Wreszcie – mówi ze zniecierpliwieniem w głosie. – Co się dzieje? Wyzdrowieje? - Jej stan jest stabilny, ale miała liczne krwawienia wewnętrzne. Niestety, nastąpił krwotok maciczny i do czasu aż trafiła do szpitala, straciła dziecko. Nie! Boże, nie! Z całą siłą jaką posiadam, próbuję się ruszyć, próbuję zrobić cokolwiek, ale nic się nie dzieje. Utknęłam, nie będąc w stanie zapłakać, krzyknąć, ruszyć się. Nie jestem w stanie zrobić nic, aby uwolnić zalewające mnie cierpienie.
309 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Dziecko? – pyta Benett. – Jakie dziecko? O Boże. - Pańska żona była w ciąży. - Nie. To musi być jakiś błąd. Moja żona ma endometriozę. Nie może zajść w ciążę – zaprzecza słowom lekarki. - Bardzo mi przykro. Wiem, że to trudny okres, ale podając się na jej badania ginekologiczne, zostało to potwierdzone. Wygląda na to, że ciąża została stwierdzona w ubiegłym tygodniu. Mam informację, że zostało wykonane badanie USG, wskazujące że była prawie w dziesiątym tygodniu. Nie słyszę odpowiedzi Bennetta. Mogę sobie wyobrazić jego szok. Bennett, mów. Powiedz coś. - Dam panu trochę czasu – mówi lekarka. – Wrócę, żeby sprawdzić jej stan. Jeśli będzie pan czegoś potrzebował, to proszę wcisnąć guzik, dobrze? - Tak – odpowiada na wydechu i kiedy słyszę, że drzwi się zamykają, Bennett zabiera rękę z mojej i pokój zalewa cisza. Nie mogę nawet myśleć o Bennetcie. Jedyne, o czym myślę, to o moim dziecku. Dziecku, które odebrał mi Pike. Dziecku, które zabił. Wiedział dokładnie, co robi, kopiąc z taką siłą w mój brzuch. Nienawidzę go. Miotam się w sobie jak szalona, próbując się uwolnić, ale moje ciało nie reaguje. Jestem sparaliżowana. - Jest w szpitalu – mówi Bennett, ale nie słyszę nikogo innego w pokoju. - Potrzebuję, żebyś natychmiast tutaj przyjechał – żąda. – Przynieś wszystko, co na nią masz. Bennett musi rozmawiać przez telefon, ale o czym on, do cholery, gada? Z kim rozmawia i co na mnie mają? Kurwa. Co się dzieje? Muszę się stąd wydostać. Muszę znaleźć Declana. Nie mogę oddychać. O mój Boże, panikuję i nie mogę oddychać. Maszyny zaczynają wariować, wypełniając pokój głośnym pikaniem.
310 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Siostro! – krzyczy Bennett i chwilę później, zimny płyn wpływa do moich żył. Odpływam.
v - Co się stało, do cholery? – słyszę męski głos. Brzmi znajomo, ale moja głowa jest zamglona, kiedy wybudzam się z głębokiego snu. - Clara do mnie zadzwoniła. Przyszła do apartamentu i znalazła Ninę pobitą i nieprzytomną. Nie wiem, co się stało. Rozmawiałem z policją i przeprowadzają dochodzenie – mówi Bennett. – Powiedz mi, co wiesz. - Chcesz to robić tutaj? – pyta mężczyzna. - Tak. - Nie nazywa się Nina. O nie. Nie, nie, nie, nie. - O czym ty mówisz? – pyta Bennett. - Nazywa się Elizabeth Archer. Uciekła z rodziny zastępczej – wyjawia. – To wszystko jest w aktach. - Archer? Brzmi znajomo. Powinno, ty dupku. - Jej ojciec został aresztowany za nielegalny handel bronią – mówi mężczyzna. - Znam ją. - Wygląda na to, że przyszła po ciebie. Mała rada… zadzwoń do swojego prawnika. - Jak najszybciej jesteś w stanie to załatwić, chcę nadzór – żąda Bennett, ale nie ma takiej potrzeby. Skończyłam z nim i jedyne czego żałuję, to tego, że ujawniono moją tożsamość. - Kochanek, którego podejrzewałeś, że ma, nazywa się Declan McKinnon. - Kurwa – syczy. – Co ona kombinuje? 311 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Tutaj są akta. Jest w nich wszystko. Następuje długa cisza, zanim facet ponownie się odzywa: - Przyślę ochronę. Wszystko powinno być załatwione jutro albo pojutrze. Drzwi wydają kliknięcie i wiem, że jestem sama z Bennettem. To sprawia, że wariuję, ponieważ nie mam kontroli. Bennett nie jest głupi. Jeśli już się wszystkiego nie domyślił, to bardzo szybko do tego dojdzie. Kurwa! Dlaczego nie mogę się obudzić? - Elizabeth – szepcze Bennett i już teraz, poprzez uświadomienie w jego głosie, rozumiem, że wszystko wie. – Zawsze zastanawiałem się, co się z tobą stało. Gówno prawda. - Rick – mówi, wypowiadając imię prawnika. – Mogłoby by być lepiej. Spójrz, mam sprawę nie cierpiącą zwłoki. Kiedy możemy się spotkać. Co on chce zrobić? Kurwa. Tak bardzo jak w tej chwili nienawidzę Pike’a, tak bardzo go teraz potrzebuję. - Nie, pasuje mi. Już jadę. Słucham ruchów w pokoju, kiedy kobiecy głos mówi: - Muszę zmienić kilka opatrunków. - Dobrze. Właśnie wychodziłem – mówi Bennett. – Tutaj jest moja wizytówka. Proszę do mnie zadzwonić, w sekundzie kiedy tylko się obudzi i mówię poważnie: w sekundzie. Wychodzi, a ja nadal leżę w stanie śpiączki, nie będąc w stanie na nic zareagować. Nie wiem, co robię, ani co się ze mną stanie. Muszę uciec, znaleźć Pike’a. Nienawidzę tego, że wciąż go potrzebuję, ale sprawy zmieniły się o trzysta sześćdziesiąt stopni.
v Wiem, że tutaj jest. Czuję zapach kwiatów lotosu i tylko to wystarcza, aby uciskający strach zelżał i żebym poczuła się bezpieczna. Jego dłoń spoczywa na moim brzuchu, a druga gładzi moje włosy. Chcę się obudzić, ruszyć, zrobić cokolwiek, aby dać mu znać, że go czuję. Wszystko strasznie boli, kiedy moje mięśnie zaczynają się napinać. No już. Dalej, obudź się. Obudź się.
312 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Nina? – mówi. Jego głos jest smutny, ale muszę go słyszeć. Potrzebuję jego głosu, aby wyciągnął mnie z ciemności. - Słyszysz mnie? – pyta, chwytając mnie za rękę i wreszcie czuję, jak moje palce się ruszają. – Maleńka, proszę, obudź się. Otwórz oczy. Pokaż mi, że wciąż ze mną jesteś. Uczepiam się jego słów i wreszcie widzę światło. Mrugam, reagując na prośbę mojego ciała. - Dzięki Bogu – wzdycha z ulgą. Mój zamazany obraz zaczyna się wyostrzać. Declan pochyla się, całuje mnie w czoło. Sięgam do niego, szukając jakiejkolwiek części niego. - Jestem tutaj, kotku – zapewnia mnie, kiedy chwytam jego koszulę. Dłonią nakrywa moją dłoń. – Jestem tutaj – kontynuuje uspokajanie mnie i kiedy próbuję coś powiedzieć, krztuszę się. - Cii, uspokój się. Masz rurkę w gardle. Po prostu się uspokój, dobrze? Przytakuję, biorąc kilka głębokich oddechów, pozwalając jego miękkim szeptom ukoić mnie i zauważam pojedynczy kwiat lotosu, leżący obok mnie na łóżku. - Przepraszam, że nie było mnie tutaj wcześniej. Kiedy nie miałem od ciebie żadnych wieści, dzwoniłem wszędzie, aż wreszcie znalazłem cię tutaj. Sięgam ręką i dotykam rurki wychodzącej z moich usta i kręcę głową, chcąc mu powiedzieć, że kiedy stąd wyjdę, to wrócę z nim do domu. Chcę, żeby wiedział, że z Bennettem wszystko skończone i że to jego pragnę, ale Declan zabiera moją dłoń, dobrze mnie odczytując i mówi: - W porządku. Nie musisz nic mówić. – Jego oczy są skupione i poważne, kiedy dodaje: - Nigdy więcej nie wrócisz do tego sukinsyna. Pójdziesz ze mną do domu. Nie powinienem pozwolić ci odejść tamtej nocy. Przytakuję, zgadzając się ze wszystkim co mówi. - Już nigdy więcej cię nie dotknie. Kładę dłoń na jego, która wciąż leży na moim brzuchu. Uczucie pustki jest zbyt przytłaczające. Zaczynam płakać. Declan patrzy na mój brzuch, chwytając w pięść materiał mojej koszuli szpitalnej. Jego twarz napina się, jakby próbował przygotować się na najgorsze, zanim wreszcie pyta zachrypniętym głosem: - Proszę, powiedz mi, że z naszym dzieckiem wszystko w porządku.
313 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
I kiedy wreszcie podnosi wzrok na mnie, od razu czuję wyżerającą moje policzki sól, Zaczynają płynąć łzy. Declan opuszcza głowę i wyrzuca z siebie rozdzierający serce szloch. Robię, co mogę, aby go pocieszyć, kiedy zatapiam palce głęboko w jego włosach, chwytając za nie mocno, gdy kładzie głowę na moim brzuchu. Widok jego cierpienia… tego mężczyzny, który zawsze posiada kontrolę, jest nie do zniesienia. Garbi się, a jego ramiona zaczynają drżeć, kiedy pęka w ciszy. Chcę być pożarta przez cokolwiek, po prostu zostać zabrana z daleka od tego życia, ale chcę zabrać ze sobą Declana. Zawsze będzie go chciała przy moim boku i kiedy unosi głowę, widzę ciemność w jego oczach. Jego szczęka zaciska się i obserwuję jak mięśnie ramion napinają się. Zaczynam kręcić głową, będąc świadkiem jego transformacji — tej, do której chciałam go doprowadzić. Moje serce wali w obolałe żebra i kiedy chwytam go za nadgarstki, warczy na mnie: - Zabiję tego skurwiela. Nie, nie, nie! Kręcę głową, a on szybko przesuwa się, aby pocałować kącik moich ust. Patrzy mi w oczy, mówiąc z niesamowitą intensywnością: - To było nasze dziecko. Moje dziecko. W panice, chwytam go za ręce, potrzebując aby ze mną został, ale Declan odsuwa się, mówiąc: - Nie stracę cię. Za bardzo cię kocham, ale ten skurwiel za to zapłaci. Zaczynam szarpać za rurkę w moich ustach, wyrywając ją z gardła, ale zaczynam się krztusić i dławić, kiedy patrzę, jak wychodzi z pomieszczenia. Declan, NIE! Nie jesteś potworem, nie rób tego! Wróć! Zrywam się z łóżka i piszczę przez utrudniającą mi mówienie rurkę, kiedy ból złamanych żeber uderza we mnie niczym ogień. Urządzenia wariują, pikając i migając. Dwie pielęgniarki wbiegają do pokoju, kiedy staram się zerwać z siebie rurki i kable. DECLAN!!! - Nie ruszaj się. Musisz się uspokoić – beszta mnie jedna z pielęgniarek, ale nie mogę tego zrobić. Declan go zabije. On nie może go zabić. Nie może. Krztusząc się przez rurkę do oddychania, zostaję przyszpilona do łóżka. Pielęgniarka ją usuwa i kiedy tylko jestem od niej uwolniona, pogrążam się w całkowitym cierpieniu, szlochając: - Declan!!! NIE! Zatrzymajcie go! - Kogo?
314 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Proszę! – krzyczę, ale wciąż jestem przyszpilona do łóżka i kiedy widzę strzykawkę, panikuję: - Nie! Nie róbcie tego! Proszę!!! Od razu staję się niczym ważący tonę głaz, który zapada się głęboko w łóżko. Walczę z uczuciem dryfowania. Z każdą sekundą ciało staje się słabsze, głos prawie niesłyszalny. Płaczę, nie będąc w stanie zatrzymać tego, co się stanie. Nie mogę stracić Declana, którego znam, Declana którego kocham, ponieważ jeśli to zrobi, to nigdy nie będzie taki sam. A na końcu, nie będę mogła za to winić nikogo innego poza sobą. Co ja narobiłam? Kiedy nie jestem w stanie dłużej walczyć, zatapiam się w otchłań snu. Sama.
315 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Trzydziesty sz sty (teraznie sz sc) DWA DNI PÓŹNIEJ. Kiedy obudziłam się ze snu wywołanego środkami uspokajającymi, minęło tylko kilka godzin. I kiedy policja przyszła mnie poinformować, że mój mąż został zamordowany w naszym domu — dwa razy postrzelony w głowę — ponownie trzeba było podać mi środki uspokajające. Wiedząc, co zrobił Declan, co zrobił dla mnie… to wypchnęło mnie poza krawędź. Poczucie winy… Od tamtej pory nie kontaktował się ze mną, ani nie widziałam się z nim. Tęsknię za nim. Martwię się o niego. Boję się o niego. Nie dzwoniłam do niego, bo boję się ściągać na nas jakąkolwiek uwagę, jednak napisałam do niego, korzystając z aplikacji, którą zainstalował na moim telefonie. Niestety nie odpisał. Pike także zaginął. Więc oto jestem, nie mając pojęcia co robić i jestem całkiem sama w życiu, którego już nie chcę. Kiedy tego ranka wypisano mnie ze szpitala, nie mogłam iść do domu. Za bardzo bałam się, co tam zastanę. Policja powiedziała mi, że ktoś z naszego budynku wezwał ich po usłyszeniu strzałów. Jednak nie było oznak włamania. Policja skonfiskowała laptop i dokumenty Bennetta, razem z innymi rzeczami, aby kontynuować śledztwo. Więc teraz siedzę tutaj w pokoju hotelowym, gapiąc się przez okno, patrząc w dół na miasto pełne ludzi, ale nigdy wcześniej nie czułam się tak odizolowana. Gdzie jest Declan? Dlaczego po mnie nie przyjechał? Nie robiłam nic, poza płakaniem. Ludzie założą, że opłakuję śmierć Bennetta, ale tak nie jest. Chora część mnie jest zadowolona z jego śmierci. Jednak moje łzy są dla mojego dziecka i Declana. Nigdy wcześniej nie byłam tak blisko, żeby dostać swoją bajkę, a teraz wszystko wisi na włosku, kiedy czekam na jakikolwiek sygnał ze strony Declana. Szukałam 316 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
znaków, o których mówił Carnegie, że są wszędzie, ale nie widzę ich przez ból spowodowany tym, co do tej pory straciłam i zrodzeniem się nienawiści do mojego brata. Tego, który przyrzekał, że zawsze będzie mnie chronił i zawsze będzie walczył, żeby dać mi szczęście. I później, kiedy już miałam być szczęśliwa, on mi to zabrał. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie mu to wybaczyć, ponieważ teraz, jedyne czego mu życzę, to śmierci. Jednocześnie jakaś część mnie potrzebuje go. Żebym wiedziała, że mam kogoś na tym świecie. Co, jeśli straciłam to wszystko? Co, jeśli nikt po mnie nie przyjdzie? Cierpienie spowodowane tymi myślami pobudza wszystkie rany na moim ciele otrzymane w skutek pobicia przez Pike’a. Nie mogłam uwierzyć w to, co mi zrobił, dopóki nie zobaczyłam się w lustrze. Moim pierwszym odruchem była chęć zasłonięcia twarzy, ale później uświadomiłam sobie, że nie mam przed kim się chować. Jestem sama. Przestrasza mnie pukanie do drzwi i kiedy podbiegam do nich, aby wyjrzeć przez wizjer, mój żołądek upada, wijąc się ze strachu i ulgi jednocześnie. - Pike – chrypię, kiedy otwieram drzwi i obejmuję go, zanosząc się płaczem z powodu wszystkich popierdolonych uczuć, którymi go darzę. Miłość i nienawiść, to gorzka mieszanka. Pike zamyka drzwi kopniakiem i tuli mnie mocno, zanim się odsuwa. Jest przerażony, trzęsą mu się ręce, kiedy przeczesuje nimi włosy. - Co się dzieje? Jak mnie znalazłeś? - Poszedłem się z tobą zobaczyć w szpitalu, ale nie było cię i kiedy nie było cię też w domu, to zacząłem wszędzie dzwonić, pytając o Ninę Vanderwal. – Jego głos jest przesiąknięty paniką. – Mamy wielki problem. - To znaczy? Pike chodzi w tę i z powrotem jak szalony, odpowiadając: - Declan wie. - Co wie? Odwraca się, aby na mnie spojrzeć, będąc na granicy utraty kontroli, kiedy mówi: Wie o tobie. Wie jak się nazywasz. Wie, że jesteś Elizabeth. - Co!? Jak?
317 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Drętwieję. Pierwsze co myślę, to że go straciłam. Jednak Pike nie daje mi czasu na myślenie, kiedy kontynuuje: - Nie wiem, ale kiedy wcześniej, tego ranka jechałem do domu, ten pojebaniec czekał na mnie pod moją przyczepą. - Cholera! I co powiedział? - Nic. Widziałem go, wiedziałem kim jest i odjechałem. Pojechałem prosto do Matta, który powiedział mi, że jakiś koleś z akcentem dzwonił do niego przedwczoraj, pytając o mnie i o ciebie. - O mój Boże – mówię, nie będąc w stanie oddychać. – Jak się dowiedział? - Nie wiem, ale musisz się go pozbyć. On wie za dużo. Już mógł pojechać z tym na policję. - Nie – wyrzucam z siebie, starając się zebrać myśli. – Nie zrobiłby tego, prawda? To znaczy, to on zabił Bennetta. - Chcesz zaufać facetowi, którego znasz od kilku miesięcy, facetowi, którego oszukałaś i którego popchnęłaś do morderstwa? To nie jest zabawa. Jeśli to wyjdzie na jaw, to pójdziesz siedzieć. Przetaczający się przeze mnie nieokiełznany strach, sprawia że odczuwam zawroty głowy i muszę usiąść. Nie potrafię nawet jasno myśleć, kiedy tak gapię się w podłogę, próbując myśleć o sposobach, poprzez które udało mu się o tym wszystkim dowiedzieć. Najgorsze w tym jest to, jak bardzo go oszukałam i że zapewne uzmysłowił sobie, iż zabił mężczyznę z powodu kłamstwa — ponieważ dokładnie to zrobił. - Elizabeth, nie możesz siedzieć i czekać. Musisz go znaleźć. - I co niby zrobić? – pytam, patrząc na niego. Pike staje obok kanapy, na której siedzę i z determinacją w oczach, mówi: - Musisz go zabić. - Nie – wyrzucam z siebie, zeskakując z kanapy. Ból żeber sprawia, że się zataczam. Pike po prostu stoi, nie ruszając się z miejsca i obserwuje mnie. Z pięściami zaciśniętymi przy bokach mojego ciała, sprzeciwiam się: - Nie. Nie zrobię tego. - Nie masz wyboru! Nie słyszysz mnie? On wie o nas. - Nie mogę go zabić, Pike. Nie zrobię tego. 318 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Skończ z tym gównem i obudź się! Nie rozumiesz, jakie to może mieć dla ciebie konsekwencje! – krzyczy. - Kocham go. - Nie kochasz. W końcu przejrzysz na oczy i zobaczysz, że dałaś się wciągnąć w tę fantazję. Fantazję, którą ty i ja stworzyliśmy dla ciebie. Ale to nie jest twoje życie. - To było moje życie! A później przyszedłeś ty i wszystko mi odebrałeś! – wrzeszczę, tracąc nad sobą panowanie i pozawalam, aby emocje wzięły górę. – Kocham go, a on kocha mnie. Wreszcie miałam mieć wszystko, czego pragnęłam. Planowaliśmy życie dla siebie, naszego dziecka, a ty to wszystko zniszczyłeś! Nienawidzę cię! Tak kurewsko cię nienawidzę, Pike! Nie wzdryga się na moje słowa. - Mieliśmy swój plan i obejmował on mnie i ciebie. Bennett musiał umrzeć — dla ciebie! Gdybym nie zrobił tego, co zrobiłem, żeby popchnąć Declana do krawędzi, to Bennett wciąż by żył, a ty nigdy nie byłabyś w stanie sobie wybaczyć puszczenia go wolno bez żadnych konsekwencji za to, co ci zrobił. Robi krok w moją stronę, a ton jego kolejnych, protekcjonalnych słów jeszcze bardziej napędza moją nienawiść, nie tylko do niego, ale do wszystkiego w moim życiu. - Muszę ci przypominać, jak Carl cię gwałcił, sikał na materac i kazał ci na tym leżeć, kiedy cię rżnął swoim ohydnym kutasem? - Pierdol się! – piszczę, kiedy z czystej wściekłości zaczynam okładać go pięściami. Pike szybko chwyta mnie za nadgarstki, zmuszając do położenia się na kanapie i z jego twarzą tuż przy mojej, syczy: - Albo ty go zabijesz, albo ja to zrobię. - Pike, nie! Może on nic z tym nie zrobi. Może się boi i będzie trzymał buzię na kłódkę – mój głos drży, dając Pike’owi pokaz mojej słabości, ale mam to gdzieś. Jestem zdesperowana. - Przestraszony mężczyzna nie pokazałby się sam w moim domu – mówi, zanim mnie puszcza i idzie w stronę drzwi. Zeskakuję z kanapy i rzucam się na niego, próbując powalić go na ziemię, ale w ułamku sekundy Pike odwraca się i uderza pięścią w moją, już i tak poturbowaną twarz. Siła jego uderzenia sprawia, że zataczam się i upadam. Do czasu aż udaje mi się podnieść, Pike’a już nie ma.
319 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Cholera! Adrenalina wpompowuje się z furią do mojego organizmu, uśmierzając ból ciała, kiedy biegnę do sypialni i chwytam kluczyki. Wybiegając z pokoju, nie marnuję czasu na windę, tylko biegnę po schodach, piętro po piętrze, dopóki nie docieram do lobby. Moje gardło płonie z każdym oddechem, który biorę, gdy biegnę do samochodu. Pike’a nie ma w zasięgu wzroku i kiedy wyjeżdżam z garażu, mam dwie opcje do wyboru: Lotus, albo River North. Podejmuję szybką decyzję, aby najpierw spróbować z mieszkaniem Declana, modląc się do kogokolwiek, kto mnie wysłucha, aby tam był i żeby nie było tam Pike’a. Pędzę ruchliwymi ulicami, przejeżdżając znaki stopu oraz ignorując czerwone światła. - Kurwa! – warczę, kiedy przejeżdżam obok samochodu Pike’a, zaparkowanego blok dalej od apartamentu Declana. Hamuję gwałtownie, kiedy podjeżdżam pod drzwi wejściowe budynku Declana. Ból przeszywa moje potłuczone ciało, kiedy biegnę ile sił w nogach, szarpiąc się z kartą-klucz, którą dał mi Declan i kiedy drzwi windy otwierają się, nieustannie wciskam guzik, prowadzący na jego piętro, podczas gdy moje ciało trzęsie się ze strachu i obawy. - No dalej, dalej, dalej. NO, KURWA, DALEJ! – wrzeszczę, kiedy mijam piętra i kiedy tylko wjeżdżam na jego, a drzwi windy otwierają się, słyszę dwa szybkie wystrzały z pistoletu, które odbijają się echem. Mówienie nie wchodzi w grę, kiedy wybiegam z windy, wpadając do salonu Declana, w którym widzę Pike’a, przeszukującego mieszkanie, po czym mój wzrok pada na ziemię, na wielką kałużę krwi zbierającą się pod pozbawionym życia ciałem mojego księcia. Rozdziera mnie dojmujący krzyk, płynący z głębi mojego serca, kiedy podbiegam do Declana, upadając na kolana w jego krwi. Dotykając jego twarzy, próbuję chłonąć wzrokiem piękno tego idealnego mężczyzny. Płaczę żałośnie nad jego ciałem. - Mam – słyszę Pike’a, kiedy ponownie wbiega do salonu wpychając jakieś dokumenty pod kurtkę. Chwyta mnie szybko, odciągając od Declana, ale walczę z nim, krzycząc i płacząc. - Musimy iść! – naciska, panikując. Nie mogę mówić. Dławi mnie agonia. Płaczę jeszcze głośniej. - Chodź! Musimy iść. JUŻ! Nakrywam ciało Declana swoim, przyciskając usta do jego usta w nieruchomym pocałunku, w trakcie którego uchodzi z niego życie.
320 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
A później… Dotyk jego warg znika. Pike owija ręce dookoła mojej klatki piersiowej, podnosząc mnie z ziemi i zaczyna biec. - Puszczaj! – krzyczę, krzywiąc się z bólu, kiedy szarpię rękami i kopę, bezradnie usiłując wydostać się z jego uścisku. - Musimy stąd zniknąć, zanim pojawią się gliny. Pike wybiega przez drzwi i kiedy znajdujemy się na klatce schodowej, puszcza mnie i mocnym chwytem przyszpila do ściany. - Posłuchaj mnie – mówi szepcząc ostro. – Weź się w garść, zanim obydwoje trafimy do pierdla. - Zabiłeś go! – zawodzę. Moje słowa są niczym krew, sącząca się z rozszarpanego serca. - Żeby nas ocalić. Zabiłem go, żeby nas ocalić – broni się. – Musisz się uspokoić i skupić. Popatrz na mnie i skup się. Tak robię. - Jesteś ze mną? – pyta. Nie odpowiadam, kiedy dodaje: - Potrzebuję, żebyś ze mną była, okej? Jestem wszystkim co masz. Posłuchaj mnie. Potrzebuję, żebyś robiła dokładnie to, co mówię – wyrzuca z siebie szybko. – Wsiądź do samochodu. Jedź do domu, spakuj kilka toreb i spotkaj się ze mną w przyczepie. Nie odbieraj telefonu. Z nikim nie rozmawiaj. Rozumiesz? - Co zrobimy? - Uciekniemy. Weź się ogarnij, Elizabeth. Chodź, musimy iść! Ma rację. Jeśli teraz stąd nie wyjdziemy, nasze życie dobiegnie końca. W gonitwie myśli „zostać, czy uciekać‖, bezmyślnie zbiegam po schodach. Jestem umazana krwią Declana, kiedy biegnę w stronę wolności, która nie wiem, czy w ogóle istnieje. Ale i tak biegnę.
321 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
Moje dłonie, pokryte krwią mężczyzny, który jak sądziłam uratuje mnie przede mną, zaciskają się na kierownicy. Ale może ludzie tacy jak ja nie powinni zostać ocaleni. Może moim przeznaczeniem jest noszenie ciężaru demonów, które czają się pośród wszystkiego co dobre. Kiedy wracam pod swój apartament, przechodząc przez drzwi samotnie, nie posiadając w sobie żadnej nadziei, zaczynam się zastanawiać: Jaki jest sens? Nie byłam w stanie nawet ochronić dziecka, które powinno być bezpieczne od tego świata. Był to okrutny żart życia, które wreszcie dało mi coś czystego i świętego, tylko po to, żeby od razu mi to zabrać. Nie marnuję jednak czasu i biegnę wprost do sypialni. Wszędzie unosi się zapach Bennetta. Zastanawiam się, czy obserwuje mnie teraz, śmiejąc się z mojego upadku, ciesząc się z mojego cierpienia. Żółć podnosi mi się do gardła. Zaczynam niczym w amoku wpychać ubrania do torby, nie zwracając uwagi, co tam wrzucam. Po prostu ruszam się, ale czynności są całkowicie pozbawione myślenia, kiedy gorycz moich łez wypływa, wżerając się w skórę. Niczym metafora przypominają mi, że nie ważne co robię, nigdy nie ucieknę od bólu, ponieważ kiedy moje ciało próbuje się od tego uwolnić, to i tak zaraz wszystko wraca. Pierdolone życie. Nienawidzę cię. Świat jest niczym innym jak mieszaniną kolorów i błyskających świateł, wirujących wokół mnie, kiedy wracam biegiem do swojego samochodu, nie wiedząc, jaki będzie mój kolejny krok — do jakiego miejsca się udam; co znowu przygotuje dla mnie życie. Rzucając torbę na tylne siedzenie, patrzę na samochód zaparkowany obok. Jest to land rover, samochód Bennetta. Zastanawiam się, czy jeśli Bennett się teraz ze mnie śmieje, to czy należy mu się to? Pewnie tak. Nie wiem jak ktokolwiek może być bardziej żałosny ode mnie w tej chwili. Może pokażę mu, jaka jestem żałosna, dam mu kolejny powód do śmiechu. Wbijam kod zabezpieczający na panelu drzwi samochodowych i otwieram jego samochód. Otwierając drzwi od strony pasażera, otwieram schowek i wyciągam z niego pistolet, który zawsze był tam przechowywany. Ponownie zamykam jego samochód, wprowadzając kod i wracam do swojego. Rzucam broń na siedzenie obok, kiedy odjeżdżam, kierując się do Justice. Kiedy jadę, myślami jestem tylko z Declanem. Lawiruję między samochodami w kierunku przyszłości, której nie jestem pewna, czy chcę. Jedyne co widzę, to jasne, zielone oczy i sięgający do nich piękny uśmiech, który powodował sieć zmarszczek w kącikach. Kontury jego ramion i rąk, ramion których bym się przytrzymywała i rąk, które by mnie 322 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
tuliły. Jego dotyku nie dało się porównać do niczego innego. Silny, dający poczucie komfortu, ciepły, uleczający. Jego dusza dawała mi nadzieję, że może byłabym w stanie znaleźć szczęście i kiedy wreszcie uzmysłowiłam sobie, że to osiągnęłam i że wszystko to leżało w jego sercu, dręczonym przez jego własne demony, to był w stanie dać mi coś, czego nikt inny nigdy nie mógł — coś, dlaczego warto żyć. Podjeżdżam pod przyczepę Pike’a, miejsce, w którym kiedyś odnajdywałam pocieszenie, ponieważ wiedziałam, że będzie po drugiej stronie drzwi. W chwili obecnej boję się tego, co czeka na mnie za tymi drzwiami. Ale może to właśnie strachu potrzebuję, żeby odnaleźć drogę do wolności. Wsuwając broń za pasek spodni, wchodzę do środka. - No w końcu. Zaczynałem się martwić – mówi, kiedy podchodzi do okna i wygląda przez nie. – Ktoś cię widział albo śledził? - Nikt mnie nie widział – pomrukuję, czując potrzebę, aby upaść na ziemię i szlochać jak dziecko. W zamian, po prostu stoję żałośnie odrętwiała. - Dlaczego, do kurwy, ciągle jesteś umazana krwią!? Na litość, kurwa, boską, Elizabeth! Idź to z siebie zmyj. Patrząc w dół na swoje dłonie, widzę że drżą; życie Declana osadzone w zaschniętym karminie. Idę, niemal jak robot do łazienki i zamykam drzwi. Moje odbicie w lustrze jest przerażające. Siniaki i rozcięta warga przypominają o napaści Pike’a, ale ta brzydota jest przyozdobiona krwią Declana. Jest rozsmarowana na moich ustach i podbródku. Są to pozostałości po naszym pocałunku. Pocałunku śmierci. Wysuwając język, zlizuję ją, smakując po raz ostatni to życie, tą śmierć. Moją śmierć. Odkręcam kran, ale nie mogę się zdobyć na zmycie z siebie krwi. Na pozbycie się ostatnich rzeczy i patrzenie, jak spływają do brudnego zlewu. Może jestem powalona, ale myśl o zlizaniu każdej kropelki zaschniętej krwi Declana z mojego ciała, niczym zwierzę, sprawia mi przyjemność. Zabieram go ze sobą, dając mu dom głęboko w swoim wnętrzu. Wracam do salonu, gdzie leżą rzucone na ziemię torby Pike’a. Odwraca się, żeby na mnie spojrzeć, przekrzywiając głowę na bok i patrząc na mnie wspierająco. - Dasz radę – mówi miękko, gładząc mnie wzdłuż rąk. Nie wiem, jak potrafię w tej chwili oddychać, kiedy pętla na mojej szyi zacieśnia się, sprawiając, że w każdej chwili może pęknąć, wydając cudowny dźwięk i zabierając mnie do Krainy Czarów. - Kocham cię. Wiesz o tym, prawda? – pyta łagodnie. 323 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Tak – wzdycham. Wiem, że mnie kocha. Ale Pike jest podłym człowiekiem, tak samo jak ja, a miłość, którą się darzymy, jest zainfekowana toksyną, o której tylko my wiemy. - Ja też cię kocham – mówię. - Musisz się wykąpać, zanim wyjedziemy. - Nie chcę – jęczę jak dziecko. - Wiem. Ale to już koniec. Nie mamy czasu, żeby rozmyślać teraz nad swoimi uczuciami. Bardziej niż kiedykolwiek potrzebuję żebyś się wyłączyła, abyśmy byli w stanie się stąd wydostać. - Gdzie pojedziemy? - Wyjedziemy z kraju. Nie wiem. Ale musimy wyjechać wystarczająco daleko, żeby sobie wszystko poukładać. Kręcę głową, opuszczając ją. Czuję, jak łzy spadają z moich policzków. Wsiąkają w brudny dywan pod moimi stopami i wiem, że nie jestem w stanie tego zrobić. - Nie mogę tego zrobić, Pike. Nie mogę. - Możesz. Po prostu się boisz. Przeszliśmy przez tak wiele i przez to też przejdziemy. Zaufaj mi. Dreszcz przebiega przez moje ręce i sunie w górę, do klatki piersiowej, jakbym się przebudziła. - Nie wiem, czy mogę dłużej to robić. Pike robi krok w tył, opuszczając ręce. - To znaczy? – pyta. - Nie chcę uciekać. Chodzi nerwowo po pokoju i czuję to. Czuję koniec. I zabija mnie to, ponieważ kocham Pike’a. Zawsze kochałam. - Przyjdą po ciebie, wiesz o tym? – grozi. - Nie, nie przyjdą. Ja nic nie zrobiłam – zaprzeczam. – To ty wszystko zrobiłeś. 324 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Tak myślisz? Myślisz, że twoje ręce są czyste? – pyta, coraz bardziej poirytowany, wzrokiem ciskając we mnie sztyletami. – Ja jestem tutaj niewidzialnym łączem. To ciebie będą szukać. Żony. Niewiernej żony. Ty też masz motyw. - Niby jaki? Milczy przez chwilę, po czym przebiegły uśmieszek występuje na jego twarz. - Twoje dziecko – mówi. Ta krótka wzmianka wywołuje we mnie fizyczną reakcję. Moje serce przyspiesza, obijając się jak szalone w piersi. - Tak. Polica prawdopodobnie już wie. Kłamstwa, które opowiadałaś staną się prawdą, ponieważ pozwoliłaś wszystkim w nie uwierzyć – mówi. - Dlaczego mi to robisz? – pytam. - To ty to robisz. Ty jesteś tą samolubną, która chce zrezygnować ze wszystkiego, ponieważ nie jesteś w stanie dłużej tego ciągnąć. A co ze mną? Chcesz mnie zostawić? - Nie wiem, czego chcę, bo nie dałeś mi prawa wyboru. - Nie pozwolę, żebyś mnie zostawiła – żąda. – Za dużo dla ciebie poświęciłem. - Jedyne co robiłeś, to brałeś – odpowiadam. - Oddałem ci moje pierdolone życie! – wrzeszczy, zaciskając dłonie w pięści i uderza nimi w pokrytą panelami ścianę. Trzęsę się ze strachu, kiedy zaczyna świdrować mnie wzrokiem i cedzi przez zaciśnięte zęby: - Oddałem ci wszystko. Kocham cię. Zawsze cię kochałem. I to jest to. Chwila olśnienia. Nigdy nie dostanę nowego początku, ponieważ nie można zacząć nowego życia, kiedy przeszłość depcze ci po piętach. A Pike? On nigdzie się nie wybiera. Nigdy mnie nie zostawi i nigdy nie pozwoli mi odejść. Ale nie jestem pewna, czy nawet byłabym w stanie od niego odejść, ponieważ mimo tego całego syfu, kocham go. Tak bardzo kocham mojego brata. - Kocham cię, Elizabeth – mówi, zniżając głos, niemal błagając. - Wiem. - Nie możesz mnie zostawić. Wiesz, jak wiele rzeczy wiem na twój temat – grozi.
325 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
- Wiem – szlocham. Łzy nadal płyną, spływając po mojej twarzy, kiedy sięgam za siebie i dotykam zimnej stali wsuniętej za pasek spodni. - Elizabeth, proszę. Nie rezygnuj ze mnie… z nas. - Tak bardzo mi przykro, Pike. Nigdy nie będziemy rozdzieleni. Nasze serca zawsze będą połączone. I kiedy desperacja w jego oczach przeradza się w przerażenie, gdy obserwuje szeroko otwartymi oczami, jak wyciągam rękę do przodu, panikuje: - Co robisz, Elizabeth? Wypuszczam pozbawiony tchu szloch. - Kocham cię, Pike. (bang)
326 | S t r o n a
Tłumaczenie: snll
E.K. Blair - Bang
Korekta: artazy
327 | S t r o n a