Stephanie Bond Po godzinach
Rozdział
pierwszy
– Proszę się nie obawiać, pani Conrad, prze paskę na biodra z pewnośc...
8 downloads
11 Views
230KB Size
Stephanie Bond Po godzinach
Rozdział
pierwszy
– Proszę się nie obawiać, pani Conrad, prze paskę na biodra z pewnością można uprać w pralce. Rebecca Valentine manewrowała telefonem, aby móc kontynuować rozmowę i nie przery wać upinania na manekinie wielkiej peleryny z aksamitu. Myślała o akcesoriach, które miała jeszcze przygotować: szarfa ozdobiona klejno tami, zęby wampira, wysokie buty. – Kochanie, a mankiety na kostki? – Uhmm, tak – niełatwo jest mówić ze szpilkami w ustach – mankiety też można w pralce. – Och, to świetnie. Już myślałam, że trzeba będzie zamówić następny kostium dla Marty’ego, a ten jest jak nowy. Co prawda w ulotce reklamującej weekend z bajki była
mowa o zabawie w błocie, ale nie przypusz czałam, że chodzi o dół pełen błota. Rebecca zwykle wysłuchiwała tych opowie ści, na ile starczało jej uprzejmości, ale dziś nie była w nastroju do słuchania o zmysłowych przeżyciach Conradów. Tym bardziej że nie spała całą noc, rozmyślając o swoim pustym życiu i rozpaczliwej tęsknocie za miłością. Zadzwonił dzwonek. Odetchnęła z ulgą. – Przepraszam panią, muszę kończyć. Ktoś dzwoni do drzwi. – Dobrze, kochanie, dobrze. Odezwij się, proszę, jak tylko nadejdzie kostium hurysy. Planuję niespodziankę na urodziny Marty’ego. – Oczywiście. Do widzenia, pani Conrad. Rebecca odłożyła słuchawkę. Zdumiewające, że ta babcia w tweedowych spódnicach, która odwiedzała ,,Kostiumy na każdą okazję’’, przy nosząc słodycze domowej roboty, miała tak udane życie seksualne. I to od trzydziestu lat, z własnym mężem. Jak to pozory mylą! Idąc w kierunku wejścia, uśmiechnęła się do siebie. Taki na przykład Dickie – wymarzony narzeczony. Nie z tych, co uciekają z przypad kową dziewczyną, gdy niczego nieświadoma narzeczona kupuje weselną zastawę. Nie, nie, kochanka Dickiego nie była przypadkową dziew-
czyną. Niegdyś była Miss Illinois. A teraz spo dziewała się dziecka Dickiego. – Hej, hej! – zawołał od drzwi niski, melo dyjny głos. Rebecca uśmiechnęła się mimo przy gnębienia i przyspieszyła kroku, na ile pozwalał na to strój zakonnicy. Quincy Lyle, dostawca, strzepywał krople deszczu z ramion. Zmierzył ją spojrzeniem od stóp do głów. – Siostra Rebecca ma już dość mężczyzn? Zaśmiała się głośno i dotknęła sztywnego nakrycia głowy. – Wiejski teatr potrzebuje dwunastu stro jów zakonnic do musicalu. Tylko przymierza łam. Chociaż, kto wie, może to nie taki zły pomysł. Przecież celibat nie stanowiłby dla niej prob lemu. – Jesteś zbyt ładna na zakonnicę. – Jak słodko kłamiesz, Quincy. – Ostatnio nie patrzyłaś chyba w lustro. Wyglądasz jak nowe wcielenie Audrey Hepburn. Uśmiechnęła się smutno. Quincy znał niemal wszystkich ludzi biznesu w północnej części Chicago. Firma prawnicza Dickiego mieściła się o kilka przecznic dalej, dostawca wiedział więc o szczegółach rozstania
narzeczonych. Rebecca zastanawiała się, dla czego tak łatwo przychodziła jej rozmowa z nim, przypadkowym znajomym. I dlaczego tak trudno było rozmawiać o tym z bliskimi przyjaciółmi, a nawet z siostrą. – Dickie to już zamknięta sprawa – powie działa. Głos jej się załamał, ale chyba z powodu przeziębienia. Udało jej się słabo zakaszleć. Tak, to przeziębienie. – Oczywiście. Masz to już za sobą – pocie szył Quincy. – I dlatego powinnaś sobie po zwolić na romans z kimś, komu nie można się oprzeć. Zaśmiała się i pokręciła głową. – Brzmi nieźle, ale to nie w moim stylu. – Może warto zmienić styl – powiedział, unosząc krawędź jej obszernego rękawa. – Choćby dla poprawienia nastroju. Rebecca przygryzła usta. Szczerze mówiąc, przez ostatnie dwa tygodnie często myślała o tym. Leżąc późno w nocy w pustym łóżku, słuchając smętnych piosenek, zastanawiała się, jak by tu zdobyć się na odwagę i zemścić się na Dickiem za jego zdradę. Mogła przecież zaan gażować się w jakiś związek wyłącznie dla fizycznej przyjemności, tylko po to, by udowod-
nić Dickiemu, a przede wszystkim sobie, że to, co było dobre dla niego, jest też dobre dla niej. Ale gdyby nawet zdecydowała się na taki krok, jak niby miała znaleźć odpowiedniego part nera? Jedyny mężczyzna, o którym kiedyś skry cie marzyła, jeden z jej stałych klientów, był żonaty. – Obiecaj chociaż, że jeśli trafi się ktoś od powiedni, nie odmówisz sobie małego flirtu – nalegał Quincy. – Mogę obiecać, ale i tak się nie trafi. – Nigdy nie wiadomo. To ta paskudna pogo da psuje ci nastrój. Quincy spojrzał na ciężkie, szare chmury, które unosiły się nad miastem. – Jeśli nie przestanie padać, zacznę ci dostar czać towar w stroju syreny. Uśmiechnęła się na te nieudolne próby po prawienia jej nastroju i kiwnęła głową w stronę pudła. – Co masz dla mnie? – Nie wiem, ale lekkie jak piórko. Zerknął na nalepkę. – Lana Martina Healey, Lexington, Kentu cky. – Lana Martina Healey? Och, Lana Martina! – Klientka?
– Nie. Poznałyśmy ją z siostrą w szkole. Była genialna. Teraz pewnie jest już mężatką. – Nie mogła nie uśmiechnąć się na samo wspomnie nie. Obeszła wielkie pudło ze zwykłego kartonu z napisem: ,,Nie rozcinać opakowania’’. – Co to może być? – Prezent ślubny? Rebecca wzruszyła ramonami. – Jak Lana mogłaby się dowiedzieć o ślubie? Nie utrzymywałyśmy kontaktów. Quincy, mógł byś mi z tym pomóc? – Jasne. Szybko poradził sobieztaśmąklejącąi Rebecca otworzyła karton. W środku było mnóstwo drobnych kawałków pianki do pakowania. – To musi być coś delikatnego – stwierdził. Włożyła rękę, rozsypując kawałki pianki i na trafiła na kopertę. Wyjęła z niej kolorową kartę z namalowaną filiżanką. – N o i co, chcesz, żebym umarłz ciekawości? – ponaglał Quincy. ,,Droga Rebecco – czytała. – Przypadkiem trafiłam na adres twojego sklepu. Nie uwie rzysz, ale ja też prowadzę interes. Porzuciłam pracę księgowej i otworzyłam kafejkę w Lexington. Pewnie nie brzmi to tak interesująco, jak
sklep z kostiumami balowymi, ale zawsze coś. Właśnie wyszłam za mąż, za boskiego adwoka ta. Poznaliśmy się przez ogłoszenie w prasie, którego żadne z nas nigdy nie zamieszczało’’. Spojrzała na Quincy’ego. – Tylko jej mogło się przydarzyć coś takiego. Czytała dalej: ,,To zresztą cała historia. W każ dym razie poznałam męża dzięki Harry’emu, który zawsze przynosi szczęście. Zgodnie z na szą szkolną umową przesyłam ci Harry’ego, mając nadzieję, że przyniesie ci szczęście w mi łości. Zaopiekuj się nim, a na pewno ci pomoże. Pozdrowienia, Lana. PS Jeśli sprawa jest nieaktualna i jesteś mężat ką, przekaż Harry’ego siostrze lub samotnej przyjaciółce’’. Przestała czytać. Nie przypominała sobie ża dnej umowy w sprawie kogoś o imieniu Harry. – Przysłała ci faceta w pudełku? – spytał Quincy, marszcząc brwi. – Myślisz, że go po ćwiartowała? Rebecca spojrzała ostrożnie na pudło i prze żegnała się. Michael Pierce głębiej wcisnął czapkę na głowę, żeby osłonić się od deszczu. Paskudna pogoda. Ten tydzień i tak był okropny.
Najpierw sprawa rozwodowa, potem chwilowe zamknięcie restauracji. I jeszcze ból w piersiach i głowie – pewnie przeziębienie. Restauracja to był pomysł Soni. Potrafiła przekonać go do wszystkiego. Gdy sześć lat temu brali ślub, był tak zakochany, że zrobił by dla niej wszystko. Utopił w tej restauracji oszczędności całego życia. Soni podobała się towarzyska strona przedsięwzięcia, ale nie obchodziły jej sprawy finansowe. Jej znajomi nie musieli płacić, nawet jeśli rachunek wy nosił kilkaset dolarów. Jej towarzyskie uspo sobienie było wielką zaletą, lecz dla niego okazało się rujnujące. Ulegał wszystkim kap rysom, aż konto zaświeciło pustkami, choć przez ten czas poznał i polubił pracę restaura tora. Sześć tygodni temu Sonia zażądała rozwodu, całkowicie go zaskakując. Jej kochankiem oka zał się zamożny agent nieruchomości. Był sta łym klientem restauracji, jak się okazało, nie z powodu menu. Nie wiadomo było, co potrwa dłużej: plotki na temat romansu czy sam ro mans, ponieważ Sonia, choć niezwykle piękna, nie była zbytnio zainteresowana seksem. Nigdy co prawda nie odmawiała, jednak gdy się kocha li, miał wrażenie, że była myślami daleko, jak
pacjentka czekająca na zakończenie badania. Ale to już było bez znaczenia. Przez ostatnie kilka tygodni poczucie zranie nia zamieniło się w złość. Michael marzył o zemście. W takim stanie trudno podejmować właściwe decyzje. Mądrze czy nie, wziął pożycz kę pod zastaw przyszłej emerytury i postano wił, że doprowadzi restaurację do rozkwitu. Jeszcze nie wiedział, jakim sposobem. Może chciał sobie coś udowodnić, a może chciał czymś się zająć. Prawdopodobnie jedno i drugie. Jego brat Ike uważał, że Michael potrzebuje teraz przede wszystkim niezobowiązującej przygody, żeby zapomnieć o byłej żonie. Ike wiedział, o czym mówi. Ostatecznie rozwodził się cztery razy. Wszyscy jego bracia mieli pecha w małżeństwie. Michael postanowił, że z nim będzie inaczej. Nie mieściło mu się w głowie, że rozwiązanie małżeństwa trwa krócej niż plano wanie ślubu. Nawet do lekarza trzeba było się zapisać sześć tygodni wcześniej, prenumerata czasopism też wymagała oczekiwania. Może brat miał rację. Może romans złago dziłby cierpienie. Jednak robiło mu się niedo brze na myśl, że miałby w jakimś barze znaleźć towarzyszkęna jedną noc. Niezręczna sytuacja, możliwość zarażenia, poranek następnego dnia
– koszmar! Mimo że ich małżeńskie życie seksualne nie było fascynujące, nie szukał przy gód. Nawet o tym nie myślał. Potrzebował trochę czasu, żeby nagle się przestawić i zacząć patrzeć na kobiety jak na potencjalne kochanki. Zatrudniał śliczne kelnerki, ale nie chciał ro mansów z pracownicami. Klientki? Zbyt ryzy kowne, tym bardziej że w tej chwili biznes był dla niego ważniejszy niż seks. Przyrzekł sobie, że przynajmniej pół roku spędzi bez kobiet. Żadnego seksu, flirtów ani spojrzeń. No, właściwie mógł sobie pozwolić na spojrzenia, byle bez następstw. Jego matka, zagorzała katoliczka, wierzyła w znaki. – Michael – mawiała – zanim podejmiesz decyzję, poczekajna znak z nieba, który upewni cię, że jest słuszna. Michael westchnął, pchnął drzwi do ,,Kostiumów na każdą okazję’’ i stanął oko w oko z zakonnicą. Najwyraźniej niebiosa nie były dziś zbyt łaskawe.
Rozdział
drugi
Rebecca wyprostowała się i uśmiechnęła. Michael Pierce był od dawna obiektem jej wes tchnień. Zawartość tajemniczego pudła musiała poczekać. Ta wizyta była dla niej wydarzeniem dnia. – Dzień dobry, Michael. Właściciele restauracji ,,Incognito’’ należeli do jej najlepszych klientów. Zazwyczaj pani Pierce wybierała kostiumy, ale czasem Michael Pierce wpadał coś zabrać lub oddać. Jego dżinsy z baweł nianą koszulkąiskórzanakurtka bardzokontrastowały z wymyślnymi strojami żony. Chociaż nieźle wyglądał w codziennym stroju, Rebecca była przekonana, że doskonale prezentowałby się w ciemnym garniturze albo w przebraniu Zorro. Gdy otrzymała ten kostium przed rokiem, podświadomie zarezerwowała go dla Pierce’a.
Z rozbawioną miną zapytał: – To ty, Rebecco? Skinęła głową, czując, że się rumieni. Pewnie miał ją za wariatkę, bo ciągle przymierzała jakieś dziwaczne stroje. – Tak, to ja. Quincy, czy mógłbyś zanieść to pudło do magazynu? Quincy wzruszył ramionami. Nadal umierał z ciekawości, co jest w środku. – Jasne. Co słychać, panie Pierce? Michael przyjaźnie skinął głową i wyłożył na ladę górę ubrań: szerokie spodnie i koszule, długie spódnice i bluzki z bufiastymi rękawami. – Znów do naprawy? – spytała. – Niestety. Rozdarcia, brak guzików i tak dalej. Quincy pomachał na pożegnanie. – Do zobaczenia. Michael uniósł dłoń. – Dziękuję, że mnie uprzedziłeś, że Rebecca dziś zamyka wcześniej. Rebecca zmarszczyła brwi. Nie miała takiego zamiaru. Gdy Michael odwrócił się w stronę lady, Quincy spojrzał wymownie za jego pleca mi. Dyskretnie zaprzeczyła ruchem głowy, jak by chciała powiedzieć: ,,Zwariowałeś? On jest żonaty’’.
– Do widzenia, Quincy – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Do zobaczenia – odpowiedział z tajem niczą miną i wyszedł. Szybko uśmiechnęła się do Michaela z na dzieją, że nie zauważył tej wymiany spojrzeń. – Wszystko będzie gotowe na pojutrze. Zauważyła, że ma cienie pod oczami, a mię dzy brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka. Mimo to wyglądał korzystnie: wysoki, masyw ny i bardzo męski. Wobec niego zawsze po zwalała sobie na marzenia pensjonarki, nawet wtedy kiedy była szczęśliwie zaręczona. A on nie zwracał na nią uwagi poza nielicznymi chwilami, kiedy potrzebował kostiumu. Poza tym był mężem tak wspaniałej kobiety, że przy niej Rebecca wpadała w kompleksy. Michael Pierce był dla niej niedostępny, a więc... bez pieczny. – Właściwie, nie ma pośpiechu – stwierdził. – Zamknąłem restaurację na dwa tygodnie, żeby ją przebudować. – O, to interesujące. Co się zmieni? Westchnął i zsunął czapkę na tył głowy. – Jestem otwarty na propozycje – powie dział posępnym głosem. Zaśmiała się krótko.
– Interesują cię moje pomysły? Uniósł brwi. – A masz jakieś? Zarumieniła się. Zdała sobie sprawę, że mógł ją uznać za arogantkę. Często zastana wiała się, jakie zmiany poczyniłaby w ,,Incognito’’, ale to jeszcze nie znaczyło, że jej pomysły były coś warte i zainteresują pań stwa Pierce. – Nie, ja tylko... – Chętnie posłucham, jeśli możesz coś za proponować. Michael był chyba najprzystojniejszym męż czyzną, jakiego widziała z tak bliska. Miał harmonijne rysy, szerokie czoło, mocny nos, szerokie kości policzkowe, kwadratową szczękę i krótko przystrzyżone włosy w kolorze mato wego mosiądzu.Jednak najsilniej działałonanią spojrzenie ciemnych oczu. Mogła w nie patrzeć tylko kilka sekund. Cofnęła się, żeby włożyć przyniesione kos tiumy do wielkiej bawełnianej torby. – Należałoby zmienić wystrój restauracji – wyjaśnił – tak, żeby przyciągała uwagę. Mieli śmy nadzieję, że w ciągu dwóch tygodni zor ganizujemy wielkie, powtórne otwarcie, ale już teraz widzę, że nie będzie wielkie.
– Cóż – powiedziała cicho. – Mam kilka pomysłów. Wzięła głęboki wdech i wskazała na torbę z kostiumami. – Te stroje nie są nadzwyczajne. Może prze brać kelnerów za wampiry lub tancerzy flamen co? A jeśli mówimy o tancerzach... Przerwała i zagryzła wargę. Czyżby powie działa za dużo? – Mów dalej. – Może mógłbyś usunąć kilka stołów i zbu dować scenę, żeby wieczorem mogły odbywać się występy taneczne. Myślałam o flamenco, ale równie prowokujące byłyby tańce arabskie lub afrykańskie. – Prowokujące? Nie chcę zamieniać tego miejsca w klub tylko dla mężczyzn. – Ale myślałam o występach par. – Widzisz, możemy coś zmienić w sprawie kostiumów, ale szczerze mówiąc, nie rozu miem, co jest eleganckiego i prowokującego w przebraniu wampira. – Towłaśnie możebyćzabawne–tłumaczy ła przejęta. – Zaproponuj stałym gościom, żeby zjawiali się w przebraniu. Wykorzystaj to, że lokal nazywa się ,,Incognito’’. Możesz urządzać elegancką maskaradękażdego wieczoru. Kolacja
w ,,Incognito’’ to będzie nie tylko dobre jedze nie, ale także przeżycie. Patrzył na nią przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zaczęła żałować, że się w ogóle odezwała. Teraz pomysł wydał jej się naciągany i niezbyt mądry. Nie zniosłaby, gdy by Michael ją wyśmiał. – To duża praca – powiedział w końcu – kostiumy, scena, tancerze. – Tak – przyznała – ale ja dostarczę kos tiumy, na zbudowanie sceny trzeba tylko załat wić pozwolenie, a w okolicy znajdzie się nawet kilka grup tanecznych. – Zdaje się, że zdążyłaś już to przemyśleć. – Rozrywka bardzo mnie interesuje– stwier dziła, wzruszając ramionami. Jeśli w dodatku sprawa dotyczyła ulubionego klienta, pomyślała. – Tak. Dziękuję za pomysły – powiedział. – Muszę to przemyśleć. Przy drzwiach odwrócił się jeszcze i zapytał: – Czy ktoś ci już powiedział, że wyglądasz jak Audrey Hepburn? Wyszedł na deszcz, zostawiając ją za czerwienioną po cebulki włosów. Co ją naszło, żeby pouczać go, jak ma prowadzić interesy? Pewnie zapytał ją tylko przez grzeczność i nie
spodziewał się, że zaproponuje muniemal goto wy plan działania. Ukryła twarz w dłoniach. Będzie miał niezłą zabawę, gdy opowie żonie o jej śmiałych pomysłach. Śmialiby się jeszcze bardziej, gdyby wiedzieli, że podkochuje się w Michaelu. Rebecca westchnęła i wróciła na ziemię. Zajęła się kostiumami zwracanymi po weeken dzie. Bożyszcze nastolatków, Baby jakiśtam, wykreował chwilową modę na różowe ręka wiczki. Sprzedała ich już cztery kartony. Mał żeństwo około czterdziestki przyszło pod pre tekstem wypożyczenia stroju na urodziny dziecka. Ostatecznie kupili jednak strój francus kiej pokojówki, łącznie z miotełką do kurzu. Witała klientów z przylepionym uśmiechem, ale nie przestawała myśleć o Michaelu Pierce i małej zmarszczce między brwiami. Albo o jego sposobie poruszania się czy choćby o seksownej bejsbolówce. Wiedziała, że jest żonaty, ale jeśli Dickie mógł mieć kochankę, dlaczego ona nie mogłaby sobie niewinnie pomarzyć o Michaelu Pierce? W końcu to tylko marzenie. Nie było szansyna nic więcej, więc było to nieszkodliwe. Dzwonek telefonu przerwał jej rozmyślania. Pamiętając o uprzejmości wobec klientów – nawet spóźnionych – podniosła słuchawkę.
– ,,Kostiumy na każdą okazję’’. Rebecca, słucham. – Cześć, siostrzyczko. Uśmiechnęła się do słuchawki, słysząc kojący głos Meg. – Witaj. – Co u ciebie? – Wszystkie rezerwacje na ślub i miesiąc miodowy zostały odwołane, ale zostało mi jeszcze kilka prezentów do zwrotu. – Chodziło mi o ciebie. Odetchnęła głęboko. – U mnie w porządku. Najbardziej ucierpiała duma. Dickie i ja nie byliśmy stworzeni dla siebie. Myślę, że on pierwszy się zorientował. Pewnie mama bardziej to przeżywa niż ja. – Wiesz, jak bardzo mamapragnie, żeby nam było w małżeństwie lepiej niż jej. – Wiem. Czuję się, jakbym ją zawiodła. – Ty? Nie prosiłaś Dickiego Montgomery, żeby wziął sobie kochankę i zrobił jej dziecko. Jeśli nawet się wam nie układało, można chyba wyobrazić sobie bardziej honorowe zakończe nie znajomości. – Wiesz, Meg, tak mi głupio. Dlaczego wcze śniej nie zdawałam sobie z tego sprawy? – Żadna z nas nie szuka kłopotów.
Ton głosu siostry wydał się Rebecce trochę dziwny, więc zapytała: – Czy to,co sięumnie stało, powoduje jakieś napięcia między tobą i Treyem? – Nie. Trey jest stały i niezawodny, jak zwykle. – Macie zamiar ustalić jakąś datę? – Nie chcę go zmuszać do pośpiechu. Rebecca miała ochotę powiedzieć, że po pię ciu latach znajomości trudno mówić o pośpie chu. Pomyślała jednak o własnym życiu uczu ciowym i zachowała to zdanie dla siebie. – W każdym razie, nie będę musiała cię od niego odrywać, żebyś zajęła się sklepem, gdy wyjadę na miesiąc miodowy. – Szczerze mówiąc, miałam ochotę na małą przerwę. – Może przyjedziesz, gdy skończy się semestr? – Mogłabym, żeby na jakiś czas zmienić otoczenie. – Meg, czy wszystko jest w porządku? – Oczywiście. Nie martw się o mnie. Prze praszam, muszę kończyć, bo Trey czeka pod drzwiami. Od czasu historii z Dickiem Meg niemal przepraszała siostrę, że w jej życiu jest jakiś mężczyzna.
– W porządku. Dziękuję za telefon. – Jeśli będziesz chciała pogadać, dzwoń do mnie. – Dobrze. Rebecca odłożyła słuchawkę. Była wdzięcz na, że siostra o niej pamiętała, ale wolałaby, żeby wszyscy przestali się o nią martwić. Nic nadzwyczajnego się nie stało. Ostatecznie to normalne, że ktoś ma złamane serce. Zamknęła główne drzwi, podliczyła rachun ki, wyłączyła część świateł. Nie mogła sobie przypomnieć, o czym miała powiedzieć Meg. Doszła do wniosku, że to nie mogło być ważne. Wyniosła śmieci przez przymierzalnie, pracow nię i tylne drzwi. Na parkingu stała już tylko jej furgonetka. Z nieba nadal siąpiło. Było przeraź liwie zimno. Idealny wieczór, żeby nie wy chodzić i jeszcze popracować. Wróciła do pra cowni, żeby przejrzeć zaczęte projekty. Peleryna z czerwonego aksamitu z kapturem wisiała na manekinie, cierpliwie czekając, aż ktoś się nią wreszcie zajmie. Rebecca najbar dziej lubiła właśnie tę część pracy, dobieranie elementów kostiumu. Jeździła manekinem po pracowni, przeglądając wielkie, druciane kosze pełne kapeluszy, masek, butów, koszul, bluzek, spodni, peruk, bielizny i różnorodnych akceso-
riów. Jeśli coś przyciągnęło jej wzrok, przy kładała to do peleryny. Jeżeli pasowało, ru szała dalej. Zrezygnowała z szarfy ozdobionej klejnotami oraz obcisłych, wysokich butów na rzecz czegoś bardziej uwodzicielskiego: gorsetu z czarnej skóry, podwiązek, pończoch i czarnych butów na wysokich obcasach. Na koniec przeszła do masek. Wybrała nie wielką, czarną z cekinami, zasłaniającą tylko oczy. Przeszła do przymierzalni. Poczuła znajome ciepło i nie mniej znajome poczucie winy. Przebieranie sprawiało jej przyjemność, podob nie jak większości jej klientów. Kiedyś uczyła się aktorstwa i tańca. Uważała, że zamiłowanie do zmysłowych strojów pozostałojej z tamtego okresu. Dzięki temu mogła łatwo przenieść się z małego sklepu w północnej dzielnicy Chicago do starożytnej Grecji, średniowiecznej Francji lub wiktoriańskiej Anglii. Przymierzanie kostiumów z dawnych lat wnosiło do jej życia trochę magii. Niewiele kobiet mogłoby zrozumieć jej zamiłowanie, a na pewno żaden mężczyzna. Dickie? Za śmiała się. Dickie nie miał pojęcia, że jego mała, myszowata Rebecca miała w sobie setkę różnych kobiet, gotowych sprawić mu
przyjemność. On decydował w sprawach seksu, a zdarzało się to rzadko i zawsze bardzo serio. Nie byli dobrani w tej dziedzinie, ale zależało jej na nim. Był inteligentny i troskliwy. Przez trzy lata znajomości i rok narzeczeństwa była zadowolona. Seks nie był podstawą ich związ ku, tak jej się przynajmniej wydawało. Nie była pewna, co bardziej ją bolało: to, że gdzie indziej znalazł zaspokojenie, czy to, że sama w tym związku go nie znalazła. Może gdyby była bardziej otwarta... Teraz nie miało to znaczenia. Dickie poszedł tam, gdzie było mu lepiej, a ona została sama z marzeniami. Na kilka tygodni przed ślubem musiałaod nowa ułożyć sobie życie. Gdy zbiera ło się jej na płacz, mocno szczypała się w dłoń. Znalazła tylko jeden sposób, by przetrwać to upokorzenie. Wyznaczyła sobie godziny łez: od dziesiątej wieczorem do drugiej w nocy. W tym czasie mogła sobie ryczeć do woli, słuchać smutnych piosenek i zużywać nieskończoną ilość chusteczek. Potem, odwodniona, brała się w garść na tyle, żeby następnego ranka móc obsługiwać klientów. Salę wystawową oddzielały odpracowni trzy ładnie urządzone przymierzalnie. Rebecca najbardziej lubiła czerwoną, z delikatnym
oświetleniem, potrójnym lustrem, siedzeniami obitymi czerwonym aksamitem i czerwonym dywanem na podłodze. Weszła, nie zasuwając zasłon, bo przymierzalnie nie były widoczne z ulicy,apozatymwłączyła kompaktzmuzyką średniowieczną i chciała lepiej słyszeć. Melan cholijne mandoliny, niepokojące brzmienie fle tu, nastrojowe pulsowanie bębna – wszystko było tłem jej występu. Powoli zdjęła habit, potem bieliznę. Naj pierw włożyła plastikowe zęby, żeby lepiej wczuć się w rolę wampira. Kły były ledwo widoczne przez zamknięte usta. Jednak gdy je rozchyliła, wyglądała jak niebezpieczny drapież nik. Dreszcz przeszedł jej nagie ciało. Było chłodno i zesztywniały jej sutki. Stała bez ruchu, wyobrażając sobie, że jest wampirzycą. Patrzyła na lekko zaróżowione piersi, płaski brzuch, trójkąt ciemnych włosów w miejscu, gdzie łączyły się uda. Pochyliła się, głaszcząc ciało. Musnęła sutki, zagłębienie pępka, krągłość bioder. Twarz Mi chaela Pierce’a stanęła jej przed oczami. Wyob raziła sobie, że ją obejmuje. Poczuła narastające pożądanie. Była przekonana, że Michael byłby doskonałym kochankiem. Zrobiła mocny makijaż, usta podkreśliła
czerwoną kreską, włożyła czarne majtki, ścis nęła gorset, żeby unosił jej piersi. Wciągnęła czarne pończochy, zapięła podwiązki. Ośmiocentymetrowe obcasy podkreślały kształt jej łydek i kostek. Upięła włosy do góry w luźny węzeł, nałoży ła kolczyki i wreszcie zarzuciła na ramiona wspaniałą pelerynę. Delikatny dotyk aksamitu wywołał gęsią skórkę na ramionach. Brodawki wysunęły się ponad krawędź gorsetu. Oczy zasłoniła maseczką z cekinami i na koniec uniosła kaptur peleryny. Wyglądała grzesznie i seksownie. Kostium był tak przekonujący, że mogła sobie wyobrazić, jak odlatuje w ciemną noc, szukając ofiary. Wyszła z przymierzalni, lekkim krokiem przeszła przez hol do jasno oświetlonej pra cowni. Obróciła się zgodnie z rytmem muzyki. Tkanina zawirowała wokół jej kostek. Cieszyła ją myśl, że ten strój poruszyłby każdego śmier telnika, nawet Michaela Pierce’a, który wątpił, by kostium wampira mógł być prowokujący. Uśmiechnęła się leniwie. Gdyby mógł ją teraz widzieć... Nagle usłyszała hałas za plecami. Wzięła głęboki wdech i odwróciła się gwałtownie. W pierwszej chwili pomyślała, że to złudzenie.
Michael Pierce stał w tylnych drzwiach. Był równie zaskoczony, jak ona. Zamarła. Uświa domiła sobie, że nie zamknęła drzwi po wy rzuceniu śmieci, a mężczyzna, o którym marzy ła od lat, przyłapał ją na zabawie w przebie ranki.
Rozdział
trzeci
Michaelpotrzebował chwili, żeby uporządko wać myśli. Wróciłdo sklepu, żeby porozmawiać o pomysłach Rebeki. Zauważył, że jej furgonetka stoi zaparkowanana zapleczu.Z pomieszczenia dobiegała muzyka. Zapukał do drzwi, zaczekał i wszedł, spodziewając się zastać Rebeccę przy maszynie do szycia. Do głowy mu nie przyszło, że zastanie ją w tak seksownym stroju. Peleryna z czerwonego aksamitu rozchyliła się, ukazując szczupłe ciało w gorsecie, pończo chach i podwiązkach. Musiał dwukrotnie spo jrzeć, żeby się upewnić, że postać w masce to Rebecca Valentine. Ta sama, którą ostatnio widział w strojuzakonnicy. Tak,tesame zielone, choć teraz wytrzeszczone oczy, kształtne dłonie, które trzymała przed sobą bez ruchu i te same pełne wargi, teraz zniekształcone przez... kły?
Patrzyli na siebie bez słowa. Michael nie musiał spoglądać w dół, żeby wiedzieć, jak jego ciało zareagowało na ten skąpy strój. Instynkt zachęcał go do działania, ale rozsądek pod powiadał, że jej przerażone spojrzenie nie jest sygnałem przyzwolenia. Czy Sonia nie wspo mniała kiedyś, że Rebecca jest zaręczona? Michael otworzył usta, żeby usprawiedliwić swoją obecność. – Chciałem porozmawiać... zapukałem... drzwi były otwarte... Słowa pobudziły ją do ruchu. Zasłoniła się peleryną, ale on zdążył już na zawsze zachować w pamięci jej obraz. – To nie jest najlepsza chwila... – Kły prze szkadzały jej mówić. – Rozumiem – powiedział, machając ręką. – Nic nie widziałem. Już wychodzę. Skinęła głową. Michaelowi udzielił się nastrój podekscytowania. Przez chwilę nie ru szał się z miejsca w nadziei, że poprosi go, by został. W końcu znalazł dość siły. Wyszedł i zamknął drzwi. Stał oszołomiony, dopóki nie poczuł, że zimny deszcz pada mu za kołnierz i spływa po karku. Poszedł do samochodu. Z powodu deszczu ściemniło się przedwcześnie. Z odległej
autostrady słychać było klaksony. Zwykłe środo we popołudnie. Wyjechał z parkingu, mocno trzymając kierownicę obiema rękami. Na jego twarzy pojawił się uśmiech niedowierzania. Rebecca w erotycznym stroju. To było jak spełnienie marzeń nastolatka. Czy tak bawiła się w sklepie po godzinach? Jak często? Nie dawała mu spokoju myśl o niej, samotnie przebierającej się wśród wszystkich tych re kwizytów. Podniecenie nie ustępowało. Kto mógł przypuścić, że pod włochatymi kostiuma mi poczciwych zwierzątek, pod habitem zakon nicy kryła się doskonała figura w skąpej bieliźnie? Może czekała na narzeczonego? Mogli po godzinach pracy zabawiać się w przebieranki. Słyszał już o takich rzeczach. To by tłumaczyło, dlaczego drzwi były otwarte. Z jakiegoś powodu bardzo zirytowała go myśl, że jakiś obcy mężczyzna może rozbierać Rebeccę. W końcu doszedł do wniosku, że to nie jego sprawa, coi z kim robiła Rebecca Valentine. Ledwo ją znał. Czy dzisiaj nie przyrzekał sobie unikać kobiet? Były w stanie zupełnie zawrócić mężczyźniew głowie. Wystarczy, że przebierze się taka za wampirzycę... Kręcił się na fotelu. Rebecca ciągle stała mu
przed oczami: szczupłe kostki, uda w podwiąz kach, gorset i peleryna, na której można by kochać się jak na łóżku... Dosyć! Najpierw obowiązki. Jeśli ma skorzy stać z jej pomysłów, będzie potrzebował jej pomocy. Musi wyjaśnić sprawę przez telefon. Rebecca zamknęła drzwi idopiero teraz mogła pomyśleć o tym, co się stało. Czuła się upokorzo na. Z jakiegoś powodu Michael Pierce wrócił, żeby z nią porozmawiać, i przeżył największy szok w życiu. Jak teraz spojrzy mu w oczy? Na miękkich nogach poszła wyłączyć światła w przebieralni i pracowni. Weszła na górę do niewielkiego mieszkania. Chciała pójść do łóżka i schować głowę pod poduszkę na kilka miesięcy. Gdy kupowała ten dom, jedną z jego zalet miało być mieszkanie nad sklepem. Było wyjąt kowo ciasne. Do łazienki można było przejść dopieropozłożeniu łóżka. Niszazdrugiejstrony pokoju pełniła rolę kuchni. Mieścił się tam piekarnik, kuchenkamikrofalowa,mała lodówka i stojąca spiżarniana szafka. Dickie nie lubił strychu, jak nazywał jej mieszkanie. Jednak w porównaniu z jego eleganckim apartamentem jej kącik był intymny i przytulny. Miss Illinois zajmowała pewnie luksusowy apartament
z wielkim łożem i ogromną, nie używaną kuchnią. Rebecca miała ochotę zalać się łzami, ale była dopiero szósta trzydzieści. Mogła się porządnie wypłakać dopiero za kilka godzin. Czerwona ze wstydu zrzuciła kostium wampira. Włożyła szorty, bawełnianą koszulkę i upadła na łóżko. Przycisnęła poduszkę do twarzy. Jeśli Bóg ist nieje, niech cofnie czas o pół godziny i nie dopuści, by pokazała się Michaelowi w stroju ostatniej idiotki. Może Michael zastanowił się nad jej pomys łami i chciał je omówić. Jeśli tak, straciła wszel ką wiarygodność. Pewnie rozmawiał teraz z żo ną przez telefon komórkowy, zaśmiewając się z tego, na co się przypadkiem natknął. Miała nadzieję, że pani Pierce nie pomyśli, że chciała uwieść jej męża. Walnęła poduszką w czoło. Za każdym razem, gdy przypominała sobie tę sce nę, widziała wyraz twarzy Michaela: oszoło mienie, wstrząs, konsternacja. Przez tylne drzwi mógł wejść włamywacz, włóczęga, seryj ny morderca. Dlaczego musiał to być właśnie Michael? Żeby jakoś rozładować napięcie, Rebecca wzięła jabłko, zeszła do sklepu i zabrała się do naprawiania stosu ubrań od Pierce’ów. Nudne
przyszywanie guzików i cerowanie dziur pod świadomie traktowała jak pokutę za to, co zrobiła. Około dziewiątej wieczorem skończyła i wrzuciła ubrania do worka, w którym miały pojechać do pralni. Rozprostowała zmęczone ramiona i zaczę ła się rozglądać, czym jeszcze mogłaby się zająć. Gdy spojrzała na schowek, przypomniała sobie otajemniczympudlei otym,cowłaściwie chciała powiedzieć Meg: że Lana dała znak życia. Wyciągnęła pudło z ciemnego schowka, uklęk ła i zagłębiła rękę w opakowaniu. Palce natrafiły na coś w rodzaju nadmuchiwanej poduszki. Rebecca wyciągnęła to z pudła, rozrzucając wokół kawałki pianki do pakowania. Spojrzała w twarz nadmuchiwanego mężczyzny. Harry. Uśmiechnęła się. Przypomniała sobie Harry’ego z klasowego spotkania. Któraś z kole żanek dała go innej, żartując, że gdy ta wyjdzie za mąż, musi przekazać lalkę samotnej koleżan ce. Najwidoczniej lalka trafiła do Lany. Teraz, już po zamążpójściu, przekazała ją Rebecce ,,na szczęście’’. Rebecca uśmiechnęła się szyderczo.Na szczę ście? Gdzie był Harry miesiąc temu, gdy wszyst ko w jej życiu się załamało? Wyciągnęła z pudła lalkę ubraną w piżamę. Otrząsnęła z kawałków naelektryzowanej pianki. Harry potrzebował
dopompowania po podróży, choć plastikowa erekcja była widoczna przez pasiastą piżamę. Naprawiano go co najmniej w jednym miejscu. – Przykro mi, Harry – powiedziała, pakując go z powrotem do pudła. – Co prawda, przyda łoby mi się teraz trochę szczęścia, ale nie w mi łości. Wracasz do schowka, dopóki nie wymyś lę, co z tobą zrobić. Schowała pudło, wyłączyła wszystkie świat ła i z ciężkim sercem ruszyła na górę. Kablówka znów nie działała. Pewnie z powodu pogody. Zdecydowała, że najlepiej będzie pójść spać. Włączyła radio, rozłożyła łóżko, zgasiła światło i wsunęła się pod kołdrę. Mieszkanie znajdowało się na szczycie stare go budynku. Czasem usypiało ją lub budziło monotonne bębnienie deszczu o blaszany dach. Tej nocy lało, jakby deszcz szydził sobie z jej łez. Na domiar złego ośmieszyła się przed człowie kiem, na którym jej szczególnie zależało. Sfrust rowana, z poczuciem klęski zwinęła się w kłę bek, starając się nie myśleć o nieuniknionym spotkaniu z Pierce’ami. Zwłaszcza z Michaelem.
Rozdział
czwarty
Michael siedział przy biurku. Patrzył na kal kulację kosztów zmian, które chciał przeprowa dzić w restauracji. Liczby zamazywały mu się przed oczami. Na ich miejsce nasuwały się o wiele ciekawsze obrazy, a ściśle mówiąc, Rebecca Valentine. Nie mógł przestać o niej myśleć. Przez ostatnie półtora dnia jego ciało było w ciągłej gotowości. Pragnął jej tak bardzo, że był bliski eksplozji. Tak, jakby jej widok w erotycznym stroju włączył w nim jakiś obwód odpowiedzialny za pożądanie. Na dodatekzintensywnością, jakiej nie odczuwałodlat, a może jeszcze nigdy. Przed Sonią spał z przeciętną liczbą kobiet i przeżycia te uznał za bardzo... przeciętne. Żadna kobieta nie zawładnęła jego wyobraźnią tak, jak ta ekspedientka ze słodką buzią. Fakt, że
zastałją w tak delikatnej sytuacji, spowodował, że poczuł się odpowiedzialny. Chciał się z nią spotkać, żeby zapewnić, że nikt się o tym nie dowie. Po raz dwunasty podniósł słuchawkę, żeby do niej zadzwonić, ale nie przychodziło mu do głowy nic błyskotliwego czy choćby rozsąd nego, więc znów ją odłożył. Do diabła, przecież musi się spotkać z Rebeccą wcześniej czy później. Lepiej wcześniej, jeśli ma zdążyć z przebudową w ciągu dwóch tygo dni. Rebecca zaparkowała przed restauracją ,,Incognito’’ i odetchnęła głęboko. Musiała to załat wić. Przez ostatnie półtora dnia próbowała przekonać siebie, że lepiej będzie osobiście za wieźć naprawione stroje, niż podskakiwać przy każdym dzwonku do drzwi. Lepiej, żeby roze śmiali jej się w nos, niż zastanawiać się, co też oni (przede wszystkim Michael) myślą. Weszła do jasno oświetlonego holu. Z dal szych pomieszczeń dochodziły głosy robotni ków i dźwięki pracujących maszyn. Pojawił się ciemnowłosy mężczyzna. – Słucham panią? – zapytał z hiszpańskim akcentem.
– Jestem Rebecca Valentine ze sklepu z kos tiumami. Mam dostawę dla pani Pierce. Mężczyzna lekko wzruszył ramionami. – Pani Pierce tu nie ma. Zaniepokoiła się. Wolałaby nie spotkać Mi chaela. – O jakiej porze mogę ją zastać? Zawahał się. – Jedną chwileczkę – powiedział, unosząc palec. Zniknął na końcu holu. Rebecca rozejrzała się. Chciała uspokoić bicie serca. Budynek był stary, lecz doskonale zachowany, z ozdobną stolarką i wysokimi sklepieniami. Błyszczące żyrandole. Podłogi z czarno-białego marmuru. Natychmiast wyobraziła sobie pary w wymyśl nych strojach wirujące wśród świateł. Szybko się opanowała. Pogrążanie się w marze niach ściąga na głowę kłopoty, o czym niedawno się przekonała. Odwróciła się, słysząc odgłos kro ków. Ku jej przerażeniu, nadchodził Michael Pierce. Wyglądał świetnie w dżinsach, czerwonej koszulce i sportowych butach. Miała ochotę za paść się pod ziemię, lecz nic takiego nie nastąpiło. – Witam – powiedział z obojętną miną, jakby nigdy nie widział jej w negliżu. Rebecca oblizała wargi.
– Przywiozłam naprawione stroje, żeby za oszczędzić wam podróży. – Bardzo dziękuję. – Zbliżył się, żeby uwol nić ją od pakunku. Poczuła męski zapach, leśny z odrobiną mię ty. Ich dłonie zetknęły się, gdy odbierał ubrania. Ten krótki kontakt wystarczył, by poczuła podniecenie. Zadrżała i zaczerwieniła się. – Rico powiedział, że chcesz rozmawiać z Sonią. – Chciałam się upewnić, że jesteście zado woleni z naprawy. Nie miałam zamiaru spra wiać ci kłopotu. Spoglądał na nią przez kilka długich sekund, nim w końcu się odezwał: – Cieszę się, że tu jesteś. Masz chwilę, żeby pogadać? Spieszyła się do sklepu i nie miała ochoty na rozpamiętywanie tamtego wieczoru. Jednak za leżało jej na wyjaśnieniu sprawy. – Jasne. Gestem skierował ją na koniec holu. Szła przed nim. Tym razem miała na sobie granato we spodnie, żółtą bluzkę z golfem i luźny sweter. Żadnego negliżu. Michael zatrzymał się przed magazynem. Powiesił stroje obok innych.
– Moje biuro jest na dole po lewej. Stanęła w drzwiach maleńkiego pokoju, w którym udało się zmieścić proste biurko i stary skórzany fotel, szafkę na dokumenty, regał i dwa krzesła dla gości. Zamykając drzwi, wskazał jedno z nich. – Usiądź, proszę. Masz ochotę na kawę albo mrożoną herbatę? – Nie, dziękuję – odpowiedziała, walcząc z narastającą gonitwą myśli. Z westchnieniem zajął swoje krzesło. – Rebecco... Spojrzała na swoje ręce. Palce zbielały jej od kurczowego ściskania torebki. – Sonia i ja jesteśmy po rozwodzie. Rebecca gwałtownie podniosła głowę. Była kompletnie zaskoczona. – Co? Od kiedy? Uniosła szybko rękę i dodała: – Przepraszam. To nie moja sprawa. Pokręcił głową. – To nie jest żadna tajemnica. Szczerze mó wiąc, dziwię się, że nie dotarły do ciebie plotki. W innych okolicznościachpewnie bydotarły. Jednak ostatnio ona i Dickie sami stali się ich przedmiotem, co wykluczyło ich z grona osób dobrze poinformowanych. Pomyślała, że
Quincy na pewno wiedział. Dlatego zachęcał Michaela do wizyty u niej. Intrygant. – W tym tygodniu zapadł wyrok. Poczuła przypływ współczucia. Nawet w je go spojrzeniu widać było, że cierpi. – Tak mi przykro. Kiwnął głową. – Cóż, wyjaśniliśmy sobie tę sprawę i może my przejść do interesów. Rebecca uniosła brwi. – Słucham? – Przemyślałem twoje propozycje zmian w restauracji. Rozmawiałem z Rickiem. Jest tu kierownikiem. Postanowiliśmy spróbować. Uśmiechnęła się. – Naturalnie, jeżeli zgodzisz się nam pomóc – dodał. Jej uśmiech zniknął. Pomóc? Miałaby pozo stawać w stałym kontakcie z seksownym męż czyzną, który widział więcej jej ciała, niż jest to przyjęte w relacjach zawodowych? – Już zamówiłem budowę sceny – wyjaśnił – a za konsultacje oczywiście ci zapłacę. – No, nie wiem. Pochylił się w jej stronę. – Słuchaj, Rebecco, jeśli chodzi o tamtą noc... – Po prostu przymierzałam nowy kostium
– przerwała. – Przepraszam, jeśli poczułeś się zawstydzony, ale ja z pewnością wstydziłam się o wiele bardziej. Policzki jej płonęły. – Nie musisz się usprawiedliwiać. To ja nie powinienem wchodzić w ten sposób. Zapom nijmy o tym. Skinęła głową z mieszanymi uczuciami. Czu ła ulgę, ale i odrobinę żalu, że nie zobaczył nic godnego pamięci podczas jej przypadkowego występu. W porównaniu z Sonią musiała prze grać. – Co myślisz o wspólnej pracy? Przydałyby się dodatkowe pieniądze, a kos tiumowe zabawy w restauracji napędziłyby klientów do jej sklepu. Musiała przyznać, że pomysł pracy z Michaelem był nie do pogar dzenia. – Mogę pracować dopiero po zamknięciu sklepu. Kiwnął głową z uśmiechem. – Dobrze. A możesz zacząć od dzisiaj? – Myślę, że tak. – O której mam podjechać? Oczywiście, będzie przyjeżdżał do jej sklepu. Tam były wszystkie kostiumy, projekty i szki ce. To przecież tylko biznes. Wstała.
– Może być szósta trzydzieści? – Do zobaczenia – powiedział, wstając i wy ciągając rękę. Podała mu dłoń w nadziei, że nie poczuje jej drżenia. Nie mogła zrozumieć, dla czego ten mężczyzna tak na nią działa. – Do widzenia. Odwróciła się i spokojnie wyszła.
Rozdział
piąty
Rebecca pogroziła palcem Quincy’emu. – Coś kombinujesz. Quincy z niewinną miną położył dłoń na sercu. – Ja? Czy to moja wina, że jego sprawa rozwodowa zakończyła się w tym samym cza sie, co twoje narzeczeństwo z Dickiem? Dosko nale się składa, oboje macie złamane serca. Zagryzła dolną wargę. – Miała romans? Albo lepiej nic nie mów. – Tak. Facet był klientem restauracji. Obrzyd liwie bogaty. Zasłoniła uszy. – Nie chcę tego słuchać. – Pani Pierce porzuciła pana Pierce’a, zo stawiając mu tylko kłopoty. Odsłoniła uszy.
– Jakie kłopoty? – Restauracja plajtuje. Rebecca wytrzeszczyła oczy. – Skąd o tym wiesz? – Dostawy z żądaniem zapłaty gotówką przy odbiorze to najlepszy dowód. Zmarszczyła brwi. – Nie powinieneś tego rozpowiadać. Westchnął. – Ujawniam tylko niezbędne informacje. Po winnaś poznać całą sytuację, jeśli myślisz o ro mansie. – Chyba źle się czujesz. – Tylko nie mów, że on nie jest atrakcyjny. – Nie zauważyłam. – Masz kłopot z oczami? Jest rewelacyjny. Przeniosła do schowka dostarczone przez Quincy’ego kostiumy. – Michael i ja pracujemy wspólnie nad pew nym projektem, a ja nie mieszam pracy ze sprawami osobistymi. Quincy nadstawił uszu. – Co za projekt? – Jeśli chcesz wiedzieć, poprosił mnie o po moc przy tworzeniu nowego wystroju restaura cji. Mówię ci to w sekrecie. Quincy uśmiechnął się.
– Świetna wiadomość. Będzie zatem walczył o przetrwanie. – Uniósł brwi. – Będziecie pracowaćramięwramię.Nie wiadomo,cosię może wydarzyć. – Nic się nie wydarzy, Quincy. Koniec dys kusji. Kiwnął głową w kierunku pudła z Harrym. – Co ci przysłała przyjaciółka? Rebecca przesunęła nogą rozsypane kawałki pianki. – Lalkę. Nadmuchiwanego faceta. – Aha – mrugnął do niej. – To głupie. Podobno przynosi szczęście, ale nie wierzę w takie bzdury. – Szczególnie teraz, gdy po godzinach bę dziesz pracować z Michaelem Pierce’em. Spojrzała na niego z irytacją. – A ty nie musisz przypadkiem jechać dalej? – Słusznie – powiedział rozbawiony Quincy, ruszając do wyjścia. Po drodze wskazał gestem na wystawę. – Ten kostium wampira jest naprawdę atrakcyjny. – Dziękuję. Rebecca westchnęła. Miała już kilka za mówień na taki strój. Dobrze się stało, bo zależało jej, żeby Michael się przekonał, że
nie zajmowała się tym dla rozrywki. Zaniepo koiły ją informacje Quincy’ego. Jej pomysły musiały wypalić. Gdy Michael prosił ją o radę, nie wiedziała, że jest w takich tarapatach. Prysły marzenia pensjonarki. On nie szukał przeżyć, tylko finansowego cudu. Zadźwięczał dzwonek przy drzwiach. Wkro czyła pani Conrad w brązowych tweedach, zapinanym swetrze i z puszką w ręku. Czyżby znowu słodycze? – Przyniosłam trochę słodkości – powiedzia ła. – Wygląda na to, że idzie burza. Rebecca podziękowała i przyniosła ze schow ka dostarczony właśnie pakunek. – Proszę, pani Conrad. Kostium hurysy. Kobieta promieniała. – Jestem taka szczęśliwa, że przyszedł przed urodzinami Marty’ego. – Chce pani przymierzyć? – Oczywiście. Rebecca zaprowadziła ją do żółtej przebieralni i zaciągnęła zasłony. – Proszę mnie zawołać, jeśli będę potrzebna. – Och, proszę zostać. Opowiem o świetnej zabawie, jaką mieliśmy z Martym wczoraj w klubie ,,Rapture’’. – Ależ pani Conrad. Nie sądzę, że...
– To był wieczór malowanych ciał i ... – Pani Conrad, czy mogę o coś zapytać? – Proszę bardzo. – Jak poznała pani swojego męża? – W szkole średniej. – Miłość ze szkolnej ławy? – Nie, spotkaliśmy się koło toalet podczas mojej studniówki. Porzuciłam mojego partnera, a o n swoją partnerkęi resztę wieczoru spędziliś my na tylnym siedzeniu jego buicka. Rebecca uniosła brwi. – Co, nie tego się spodziewałaś? – Cóż... Zasłony się rozsunęły. Ukazała się pani Con rad z zasłoniętą twarzą. Poruszyła biodrami, żeby zadźwięczały cekiny, które zdobiły jej talię. – No i co o tym myślisz? – Wspaniale. Pan Conrad będzie zachwycony. Starsza pani miała nadal zgrabne i zadbane ciało. Przechyliła w bok głowę. – Na tym polega cały sekret. – Sekret czego? – Szczęśliwego związku. Masz narzeczone go? – Nie. Byłam zaręczona, ale rozstaliśmy się kilka tygodni temu.
Pani Conrad miała minę pełną współczucia. – Co, seks był okropny? Rebecca zaczerwieniła się. – Miałam nadzieję, że nasze kontakty fizycz ne się... rozwiną. – Błąd. Od pierwszej chwili musi coś między wami zaiskrzyć. Ta druga osoba musi wydać ci się tak wyjątkowa, żebyś od razu wiedziała, że bez niej nie da się żyć. Całkiem innego zdania była jej matka. Ciągle przestrzegała ją i Meg, żeby nie dały się omotać mężczyznom. – A przyjaźń i kontakt uczuciowy? – Rozwiną się z pożądania. Możesz mieć wielu przyjaciół i znajomych, ale z ukochanym mężczyzną ma cię łączyć fizyczna więź. W łóżku,po udanym seksie, powiecie sobie wszystko. Dickie nigdy się nie odzywał bezpośrednio przed, w trakcie lub po stosunku. – Ale ja nie... to znaczy, skąd mam... – Skąd masz wiedzieć, że to jest właśnie ten mężczyzna? Rebecca skinęła głową. Pani Conrad ze smut nym uśmiechem powiedziała: – Kochanie, musisz zaryzykować. Jeśli spotkasz mężczyznę, na którego widok zapomnisz, jak się nazywasz, jest duża szansa, że on poczuje to samo.
Potrząsnęła biodrami i popatrzyła na światła odbijające się od cekinów. – Biorę ten strój – oświadczyła, zasuwając zasłony. Rebecca myślała o tym, co mówiła starsza pani aż do chwili, gdy o szóstej powiesiła na drzwiach napis: ,,Zamknięte’’. Jeśli pani Conrad miała rację, znajomość z Dickiem od początku nie miała szans. Był przystojny i po pierwszej randce pomyślała, że w takim mężczyźnie po winna się zakochać. Delikatnie pocałował ją na trzecim spotkaniu i tak zaczął się ich związek. Nie była pewna, dlaczego postąpiła wbrew temu, co naprawdę czuła. Może nie chciała uchodzić za dziwaczkę. Nie przyszło jej do głowy, że to Dickie jest dziwny, albo po prostu do siebie nie pasują. Otrząsnęła się ze smutku. Uporządkowała zamówienia, zrobiła miejsce na stole w pra cowni. Czekając na przyjście Michaela, zdjęła z półki katalog z próbkami tkanin i szkicownik z fantazyjnymi pomysłami. Były tam skom plikowane kostiumy, które zamawiała lub sama przygotowywała wyłącznie na zamó wienie. Wyjęła wizytówki zespołów tanecz nych. Wyłączyła muzykę, ale uznała, że jest za cicho. Znów włączyła radio, tym razem
jakąś latynoską stację. Muzyka była rytmiczna, ale nie przeszkadzała myśleć. Dokładnie o szós tej trzydzieści rozległo się pukanie do drzwi. Wzięła głęboki wdech. Michael stał za drzwiami, osłaniając się od wiatru i deszczu. Podbiegłado drzwi i ruchem ręki zaprosiła godo środka. – Przyszedłeś piechotą? Skinął potakująco głową i postawił ociekają cą wodą teczkę. – Byłem w połowie drogi, gdy zaczęło lać. Nie było sensu wracać. Otrzepał czapkę o kolano, wytarł buty na wycieraczcei zdjął marynarkę. Wilgotna baweł niana koszulka przykleiła mu się do piersi. Był wysoki, męski i spokojny. Patrząc na niego, wyobrażała sobie rzeczy, które nie po winny się zdarzyć. Nawet zamykanie drzwi na klucz wydało jej się czynnością intymną, jakby zamykała ich oboje przed światem. Powtarzała sobie, że Michael przyszedł w interesach i liczy na jej pomoc w rozkręceniu restauracji. Pochylił się, żeby podnieść coś z podłogi. Pianka do pakowania. Jej kawałki były wszę dzie. Ostatnio znalazła jeden w wannie. Rebecca wyciągnęła rękę. Położył kawałek pianki na jej dłoni.
– Dziękuję – powiedziała. – To chyba się rozmnaża. Uśmiechnął się. Spojrzała w stronę schowka, gdzie w pudle leżał Harry. Pomyślała, że czas go odesłać. – Zaczynajmy – zaproponowała.
Rozdział
szósty
Michael nie mógł się skupić. Przypominał sobie, jak wyglądała stojąca przed nim kobieta w stroju, który teraz był na wystawie. Na manekinie nie prezentował się już tak dobrze. Dla odmiany Rebecca była ubrana w ten sam komplet, który miała na sobie wcześniej. Czar ne włosy związaładotyłu ciemną tasiemką. Nie miała makijażu. Pod każdym względem skrom na sprzedawczyni. Gdyby nie ten sam cyt rusowy zapach perfum, mógłby sądzić, że wszystko mu się przyśniło. Przez całe popołudnie powtarzał sobie, że zwrócił się do Rebeki o pomoc tylko z powodu restauracji. Jednak, mimo że liczył się z jej zdaniem, tak naprawdę sam siebie oszukiwał. Poprostu chciał być blisko niej iwreszcie myśleć o czymś innym niż nieudane małżeństwo.
– Moje biuro jest na zapleczu – powiedziała cicho. Szedł za nią, rozglądając się na boki, żeby nie gapić się ciągle na jej zgrabne kształty. Radio grało rytmiczne latynoskie utwory instrumen talne. Czasem muzykę przerywał trzask, a wte dy w pobliżu słychać było huk grzmotu. Minęli trzy przymierzalnie, przeszli przez wahadłowe drzwi z napisem: ,,Proszę nie wcho dzić’’. Za drzwiami znajdował się obszerny pokój. Był już w nim przed dwoma dniami, gdy wszedł przez tylne drzwi. Betonowa podłoga błyszczała, a pod sufitem widać było plątaninę rur i przewodów. Kolorowe kostiumy zajmo wały dwie ściany.W sześciupojemnikachzdrutu leżały ubrania, peruki, kapelusze i inne przedmioty. Obok stały liczne manekiny. W pomieszczeniu panował tajemniczy na strój, jakby w nocy nagromadzone tu przed mioty ożywały. Zrozumiał, jak łatwo ulegało się tej atmosferze. Rebecca podeszła do dużego stołu kreślarskiego. Stała pod nim ławka, dalej trzy szafy na dokumenty i komputer. – Moje biuro – zatoczyła ręką wokoło. – Ładne. – Wystarczające– powiedziała. – Siadaj, pro szę. Zaparzę kawę.
Wyciągnął ławkę i usiadł. Czuł się jak na stolatek, który właśnie dowiedział się w szko le, że będzie siedział z ładną dziewczyną. Tym czasem wróciła Rebecca z dwiema pełny mi filiżankami. Usiadła obok na ławce. Za uważył, że bliskość nie działa na nią tak silnie, jak na niego. Doszedł do wniosku, że zbyt szybko się podnieca. Położył teczkę na kolanach i otworzył ją. – Przyniosłem plan pomieszczeń. – Świetnie. Masz szkic aktualnego umeb lowania? – Proszę. Oglądając plany, wysunęła koniuszek języka. Michaelpatrzył jak urzeczony.Nagle wszystko, co robiła, wydało mu się bardzo zmysłowe. – Widzę, że już narysowałeś scenę. – Tak, ale w ten sposób tracimy sześć stoli ków. Ubywa dużo miejsc siedzących. – Hm, a może tak? Rebecca naszkicowała ołówkiem na planie swoją propozycję ustawienia. Po kolei omawiała następne zmiany, proponowała kolory i oświet lenie. Michael czuł, że jej entuzjazm zaczyna mu się udzielać. Oparł łokieć na stole i zapytał: – Jadłaś w mojej restauracji? – Kilka razy.
– Gdy znów będzie otwarta, zapraszam cię z narzeczonym na obiad. Uśmiechnęła się niepewnie. – Nie jestem zaręczona. – Przepraszam, Sonia mówiła... – Mój narzeczony znalazł sobie inną. Spojrzał na jej twarz. Bardzo mu się podobała jej naturalna uroda. Rozsądek podpowiadał, że to, co teraz powiedziała, niczego nie zmienia. Jednak czuł, że wszystko się zmieniło. – Zdaje się, że oboje dochodzimy dosiebie po przejściach. Nie jest łatwo, gdy człowiek nagle zostaje sam. Skinęła głową. – Wszyscy wokół oczekują, że szybko na wiążesz nową znajomość, jakby ta poprzednia w ogóle nie istniała. – W momencie kiedy zupełnie nie masz ochoty na żaden związek. – Właśnie. Dłonią potarł brodę. – Mój brat uważa, że romans dobrze by mi zrobił. – Natychmiast pożałował, że to powie dział. – To samo mówiono i mnie. Zapadła cisza. Michael zastanawiał się, co powiedzieć.
– Kochałaś go? Spojrzała w przestrzeń. – Tak mi się wydawało. Jednak, gdy teraz o tym myślę, uświadamiam sobie, że w dużej części wmawiałam sobie, że jest dobrą partią. To znaczy, brakuje mi go i musi minąć jakiś czas, nim przestanę cierpieć. Gdy na coś bardzo liczysz i zostanie ci to zabrane, zaczynasz się zastanawiać, czy to w ogóle było realne. Patrzył na jej profil. Odwzajemniła spojrze nie i powiedziała: – Nie chciałam, żeby to zabrzmiało tak sen tymentalnie. – Nie, w porządku. Dobrze jest porozma wiać z kimś, kto to rozumie – odpowiedział. Podobnie jak ona, czuł się odrzucony. – Nie odważyłabym się porównywać twoje go małżeństwa i mojego narzeczeństwa. – Sprawy już od dawna nie układały się najlepiej, ale uparcie nie dopuszczałem do siebie prawdy – powiedział smutno. Potem klasnął w dłonie. – Ale teraz chcę się całkowicie po święcić restauracji. Uśmiechnęła się. – Pomogę, ile będę mogła. Wielokrotnie przez ostatnie lata uśmiechała się do niego. Nigdy jednak nie zauważył, że
wtedy rozjaśnia się jej cała twarz, jakby chciała podzielić się radością. – Dziękuję, Rebecco. Pochyliła lekko głowę. Miała w sobie wiele łagodności.Zachowywała się w sposóbbudzący zaufanie i życzliwość. Była absolutnym przeci wieństwem nieobliczalnej Soni. – Mam tu parę szkiców strojów dla pracow ników – powiedziała, podając mu kilka karto nowych stron. Był tam gladiator, afrykańska księżniczka, azjatycki władca i wiele innych. Wszystkie starannie przemyślane i imponujące. Zaczynał sobie wyobrażać, jakie wrażenie zro biłoby to na klientach. – Ty to rysowałaś? Zarumieniła się. – W szkole uczyłam się rysować stroje. – Robi wrażenie. – Dziękuję. Jeśli uwzględnić pracę na zmia ny oraz pralnię, potrzebujesz dwanaście kos tiumów damskich i tyle samo męskich. Nie liczę kucharzy. – Będziesz w stanie przygotować je w ciągu dwóch tygodni? Skinęła głową. – Wykorzystam to, co mam już gotowe. Wstała i podeszła do jednego z wieszaków.
Zdjęła jasnoniebieską suknię z podniesioną ta lią. Z kosza wyjęła stożkowaty kapelusz. – To... z tym i mamy średniowieczną służą cą. Uśmiechnęła się. – Wystarczy jeszcze trochę pracy i kilka drobiazgów. Oczywiście każdy kostium powi nien mieć maskę. Wstał i podszedł do niej. Po prostu chciał być blisko. Uniósł rękaw sukni, którą pokazywała. – Ładne, ale wśród szkiców nie ma stroju wampira. – Przecież powiedziałeś, że strój wampira nie może być elegancki ani prowokujący. – Gdy zobaczyłem cię w tym kostiumie, zmieniłem zdanie. Zatrzepotała rzęsami. – Wygłupiałam się. – Często to robisz? – Lubię przebrania – powiedziała powoli. – Pozwalają mi być, kim zechcę. Michael oparł jedną dłoń o ścianę. Pochylił się i cicho spytał: – Kim chcesz być dzisiaj? Słyszał, że przełknęła ślinę, wyczuł wahanie. – Michael, kim chcesz, żebym była? Poczuł narastające pożądanie.
– Zaskocz mnie – szepnął, lekko unosząc jej brodę. Ich usta zbliżyły się do siebie. Zatrzymał się. Dał jej szansę wycofania się, jednak tego nie zrobiła. Pochylił się. Jej usta były miękkie. Smakowały kawą. Zetknęły się ich gorące języ ki. Jego ciało zareagowało bardzo silnie. Rebecca cofnęła głowę i spojrzała mu w oczy. – Czy jesteśmy gotowi na to? Oddychał ciężko. Rozczesał jej włosy pal cami. – Mogę mówić tylko za siebie. Nie jestem w stanie przestać myśleć o tobie od chwili, gdy cię zobaczyłem w przebraniu. Wiele mnie kosz towało, żeby wtedy stąd wyjść. Oczy jej zabłysły i z przebiegłym uśmiechem oświadczyła: – Mam dla ciebie idealny kostium. – Dla mnie? – Jeśli mamy to zrobić, niech będzie wyjąt kowo. Michael nie był zachwycony perspektywą przebierania się. Jeśli to ma wzbudzić jej pożą danie... – Pokaż.
Rozdział
siódmy
W czerwonej przymierzalni Rebecca, drżąc, wkładała wspaniałą hiszpańską suknię bez ramiączek. Poruszała się powoli. Obawiała się, że Michael, który był w sąsiedniej przymierzalni, może nagle zmienić zdanie. Dźwięk rozsuwa nego zamka błyskawicznego wcale jej nie uspo koił. Czuła pulsowanie w skroniach. A jeśli on zacznie się śmiać albo uzna ją za dziwaczkę, albo rozczaruje go jej ciało? Przypięła podwiązki do czarnych pończoch, wsunęła stopy w pantofle na wysokich ob casach. Zaczesała włosy do góry, spięła je hisz pańskim grzebykiem i związała czarną tasiem ką. Wygładziła dłonią odważną atłasową suk nię. Czy nie marzyła o tym, by się przebierać i rozbierać z Michaelem? Przecież pani Conrad powiedziała: ,,Musisz zaryzykować’’. Nieważ-
ne, jak bardzo się obawiała. To była jej szansa i nie zamierzała jej przepuścić. Oboje byli doro śli, wolni i rozumieli się. Nikt nie powinien czuć się pokrzywdzony. Z bijącym sercem odsunęła zasłonę. Michael czekał na nią w półmroku oparty o la dę. Wspaniale wyglądał w kostiumie Zorro: obcisłe czarne spodnie, wysokie czarne buty, biała koszula z szerokimi rękawami, przepasa ny czerwoną szarfą. W tle słychać było ryt miczną hiszpańską muzykę. Wyglądał, jakby zszedł ze stron powieści przygodowej. Z ulgą spostrzegła, że nie jest zakłopotany ani spię ty. Wyprostował się i przyjrzał jej kostiumo wi, a szczególnie rozcięciu, przez które widać było podwiązki. – Nigdy nie robiłem czegoś takiego – przy znał. – Ja też – powiedziała cicho – w każdym razie nigdy w towarzystwie. – Jesteś piękna – oświadczył, wyciągając do niej ręce. Czuła narastającą namiętność, ale żartobli wie odepchnęła jego ręce. – A gdzie twoja maska? Uniósł opaskę z otworami na oczy. – Pomożesz mi?
Ucieszyła się, że potrafi się bawić. Pomachała podobną maską. – Jeśli ty mi pomożesz. Stanął za nią. Pocałował jej nagie ramiona i szyję. Przeszedł ją dreszcz. Jęknęła i przywarła do niego plecami. Założył jej opaskę na oczy i skronie i delikatnie zawiązał końce. Przycisnął ją do siebie i objął jej piersi. Czuła jego męskość przez warstwy ubrania. Drżała w oczekiwaniu na to,co miało nastąpić. Chciała, żeby tanoc nie miała końca. – Teraz twoja kolej – szepnęła. Odwróciła się i stanęła za nim. Założyła i zawiązała mu maskę. Czuła pod palcami jego miękkie włosy. Nie poruszał się. Oddychał szybko. Objęła go i delikatnie głaskała jego pierś przez luźną koszulę. Jęknął i przycisnął jej dłonie. Przesuwał je coraz niżej. Rebecca z wes tchnieniem pozwoliła, żeby kierował jej ręką, gdy pieściła go przez ubranie. Po chwili jęknął i odwrócił się. Objął ją. – Zatańczymy, senorita? Zaskoczył ją. Rozchyliła usta, bo maska prze szkadzała jej oddychać. – Ty tańczysz? – Z tobą nic nie jest za trudne – powiedział z uśmiechem – choć nie tańczyłem od lat.
Tańczył świetnie. Prowadził ją, obejmując mocno w pasie. Przesuwała się na palcach, żeby łatwiej za nim nadążyć. Ich ciała świetnie do siebie pasowały. Jeszcze nigdy nie była tak zgrana z żadnym mężczyzną. Przyciągnął ją do siebie, gdy muzyka zwol niła. Rebecca czuła się w masce jak ktoś nie znany i tajemniczy, jakby spotkali się sto lat temu na hiszpańskim balu. Deszcz uderzał o dach, odgradzając ich od świata. Całował ją mocno. Jej podniecenie rosło. Piersi stawały się ciężkie, uda wilgotniały. Roz piął z tyłu jej suknię. Górna część zsunęła się, odsłaniając piersi. Rebecca zamknęła oczy i wstrzymała oddech. – Piękne – szepnął, nim objął wargami twar de, różowe sutki. Odetchnęła z ulgą, jednocześ nie czując nową falę pożądania. Zachęcała go, przyciskając do siebie jego głowę. – Mocniej – szepnęła. Ścisnął jej piersi ra zem. Mógł teraz pieścić je na przemian jednym ruchem języka. Wciągał delikatną skórę do ust. Rebecca odchyliła głowę do tyłu. Przy każdym ruchu mruczała z rozkoszy. – Chcę cię teraz, natychmiast – szepnął. – Tak – powiedziała. – Chodź. Uniósł ją, jakby nic nie ważyła, i zaniósł do
czerwonej przymierzalni. Zaciągnął zasłony. Znaleźli się wśród luster. Widziała, że nie może oderwać wzroku od jej ciała. Opalonymi rękami pieścił jej jasną skórę. Długie palce delikatnie dotykały jej sutków. Oddychała głęboko. Była jak urzeczona, już nie mogła się doczekać. Odwróciła się. Rozpięła mu pasek od spodni. Sztywny członek znalazł się w jej dłoni. Michael przycisnął jej plecy do wyściełanego krzesła. Uniósł jej sukienkę do pasa. Ukląkł między jej nogami. Całował uda powyżej poń czoch. Jego maska wzmagała jej pożądanie. Nadawała mu groźny wygląd i nie można było się domyślić, co za chwilę zrobi. Zamknęła oczy i zaczęła rytmicznie kołysać biodrami. Językiem dotykał jej majtek. Przez cienką warstwę koronki pobudzał ją coraz bardziej. Koronka była barierą – jej pożądanie rosło, lecz nie mogło być zaspokojone. – Jeszcze – prosiła. Rozpiął podwiązki i ściągnął jej majtki. Zrzu cił z siebie koszulę. Wyjął opakowanie z prezer watywą i szybko ją nałożył. Rebecca rozłożyła nogi bez wstydu. W jego oczach widziała pożądanie, gdy przykrył ją swoim ciałem. Przesunął czubek penisa po wil gotnym sromie. Odpowiedziała kołyszącym ru-
chem bioder. Wtedy wszedł w nią głęboko. Na chwilę straciła oddech, gdy jej mięśnie mimo wolnie zacisnęły się wokół niego. Ich jęki mie szały się ze sobą. Nogami objęła go w pasie. Kołysali się we wspólnym rytmie, jak zgrani i znający swe reakcje kochankowie. Była pewna, że nigdy nie zapomni ich odbicia w lustrze: ona z nagimi piersiami i sukienką zadartą do pasa, on wchodzący w nią, bez koszuli i w masce. Poruszał się w coraz szyb szym rytmie. Nagle zesztywniał i wydobył z siebie długi jęk zadowolenia. Gdy osiągnął spełnienie, powtarzał ciągle jej imię. Jegozmęczone ciałoprzykrywałoją.Ta chwila wydawała jej się jeszcze przyjemniejsza niż sam seks. Uspokajającai pełna erotyzmu. Przez kilka minut leżeli bez ruchu, odzyskując siły. Rebecca zamknęła oczy. Dotychczas nie przeżyła tak całkowitego spełnieniai takiegoodpływu energii. Michael uniósł się. Leżał teraz obok niej. Przeszedł ją dreszcz. Bała się tego, co za chwilę usłyszy; czy żałował, czy może czuł wyrzuty sumienia? Oparł się na łokciu i podparł głowę dłonią. Spojrzał na nią. – Dobrze, że najpierw zajęliśmy się pracą – szepnął, ściągając maskę – bo jestem zupełnie wyczerpany.
Poczuła ulgę. Nie uważał jej za dziwaczkę. – Jesteś cudowna – powiedział. – Nigdy nie pomyślałem, że... czy już mówiłem, że jesteś cudowna? – Po prostu jesteśmy dla siebie pociągający – stwierdziła, unosząc głowę. Ściągnęła maskę. Zamruczał, udając zdziwienie. – Coś takiego, to dziewczyna ze sklepu z ko stiumami. Roześmiała się i ułożyła tak, żeby na niego patrzeć. Nad nimi rozległ się potężny huk grzmotu. – Niezła burza. – Mogłoby zerwać dach, a ja bym tego teraz nie zauważyła. Światła mrugnęły i za chwilę zgasły. Umilkły wszystkie urządzenia elektryczne. W komplet nej ciszy słychać było tylko deszcz. – Stary transformator ma humory – mruk nęła. – Za chwilę włączy się generator. Leżeli w ciemnościach, słuchając wiatru. – Okropna burza – powiedział cicho – ale gdy byłem dzieckiem, lubiłem burze. – Gdzie dorastałeś? – W południowej części miasta. A ty? – W Madison, małym miasteczku, jakieś sto siedemdziesiąt kilometrów stąd.
– Jak to się stało, że zajęłaś się kostiumami? – Matka ciągle była zapracowana. Ja i młod sza siostra musiałyśmy się czymś zająć. Meg czytała książki. Ja się bawiłam w przebieranki – uśmiechnęła się w ciemności – i tak już zostało. – A co z ojcem? – Nic. Odszedł, gdy byłyśmy małe. Mama nadal mieszka w Madison. – A twoja siostra? – Jest nauczycielką w Peorii. – Ja to mam trzech braci. Zawsze chciałem mieć siostrę. Wzrok powoli przyzwyczaił się do ciemności i mogła widzieć błysk jego oczu. – Jesteś zżyty z braćmi? – Myślę, że tak, na ile można, gdy wszyscy już są doroślii pozakładali rodziny, mają własne problemy. Porozwodzili się. Zaśmiał się i dodał: – Zdaje się, że wszyscy jesteśmy rozwiedzeni. – Adlaczegozacząłeś prowadzić restaurację? – To był pomysł Soni. Prowadziłem niewiel ką firmę telekomunikacyjną. Wielka firma za proponowała, że ją odkupi. Wzięliśmy pienią dze i utopiliśmy je w restauracji. Początkowo zupełnie mi się to nie podobało – powiedział ze
śmiechem – ale później to polubiłem. Myślę, że jest tam dużo niewykorzystanych możliwości. Szczególnie teraz, gdy... mogę tym samodziel nie kierować. Zbliżył usta do jej ucha. – Liczę na twoją pomoc. – Powinieneś jutro skontaktować się z szefa mi zespołów tanecznych. – Mam zapisane. – Zaproszenia na bal maskowy powinny zostać wysłane do wszystkich znanych ci osób i do prasy. – Też zapisane. – Projektant... – Mam już na liście. Pocałował ją w ucho. – Szkoda, że musimy wyjść na taki deszcz – powiedział. Wahała się, czy zaproponowaćmunocleg. Co prawda uprawiali razem seks, ale wydało jej się, że wspólny nocleg jest czymś bardziej intym nym. Potem przychodzi poranek i sytuacja robi się niezręczna. Czy nie lepiej rozstać się teraz, gdy jest przyjemnie? – Zawiozę cię do domu, jak tylko będziesz gotowa – powiedział, ziewając – tylko najpierw pójdę po samochód.
Przełknęła ślinę. – Michael, mieszkam na górze. Nie musisz wychodzić. Podniósł się. – Proponujesz mi wspólną noc? – Nie chcę, żeby ci się coś stało w drodze do domu. Głośno nabrał powietrza. – Przepraszam. To wszystko jest dla mnie... – Nie czuj się zobowiązany... – Myślę, że żadne z nas... – ... nie szuka... – ... stałego związku. – Jasne. Zagryzła wargi. Dobrze, że zostało to jasno powiedziane. Błyskawica na moment oświetliła sklep. Po chwili rozległ się grzmot. – Czy twoja propozycja jest nadal aktualna? – Tak. – Chętnie skorzystam. Usiadła i wciągnęła na siebie górną część sukni. Podciągnął jej suwak. Poczuła ciepłe palce na skórze. Nie, jeszcze nie była zakochana w Michaelu. Dopiero zaczynała układać sobie życie od nowa. On jeszcze kochał byłą żonę. Po prostu sprawili sobie trochę przyjemności. To wszystko.
– Gotowy? – zapytała. – Idę za tobą. Po omacku wyszli z przymierzalni. Spod lady wyciągnęła latarkę i słodycze od pani Conrad. Czuła głód. Byli u stóp schodów, gdy Rebecca pośliznęła się na czymś. Michael podtrzymał ją i skierował światło na podłogę. Był to kawałek pianki do pakowania. Rebecca spojrzała w stro nę schowka. Pilnuj swojego nosa, Harry, pomy ślała.
Rozdział
ósmy
– W tym tygodniu dzwoniłem do ciebie każdego wieczoru, bez skutku– powiedział jego brat, Ike. – Byłem zajęty restauracją. Otwieramy za kilka dni. – Do restauracji też dzwoniłem. Rico powie dział, że wychodzisz stamtąd punktualnie o szóstej. Co się dzieje? – Jestem zajęty. To wszystko. – Chodzi o kobietę, prawda? W poprzednim życiu Ike musiał być psem myśliwskim. – Niezupełnie. – Wiedziałem, wiedziałem. Kim ona jest? – Nie twoja sprawa. – Kelnerka? Klientka? Ktoś poznany w ba rze?
Michael nie odpowiadał. Miał nadzieję, że bratu się wreszcie znudzi. – Założę się, że od razu poczułeś się lepiej. – Trochę – przyznał. – Będę mógł ją poznać na otwarciu? – Zobaczymy. Zarezerwować ci dwa miejsca? – Tak, powinienem znaleźć kogoś do towa rzystwa. – Do zobaczenia. – Cześć, bracie. Michael odłożył słuchawkę, potrząsając gło wą. Ike dobrze mu życzył, ale był taki przy ziemny. Od niespełna dwóch tygodni spędzał z Rebeccą każdy wieczór pod pretekstem pracy. Rzeczywiście, udało im się zaplanować dzień otwarcia. Jednak często ona przymierzała jakiś kostium, który właśnie robiła, lub prosiła go, żeby coś przymierzył. Wtedy zwykle... przery wali pracę. Czasem tylko otarli się o siebie i... też przerywali pracę. Potarł ręką usta. Kochanie się z Rebeccą podniecało i uspokajało jednocześnie. Michael potrafił długo leżeć bez ruchu z głową między jej piersiami, zaspokojony i zmęczony, by nagle znów zapragnąć jej pieszczot. Nieprawdopodo bna mieszanka czułości i bijącego od niej entu-
zjazmu przypominała mu młode lata, gdy seks był dla niego czymś nowym i zdumiewającym. Doszedł do wniosku, że to właśnie ten seks namieszał mu w głowie. Byli ze sobą zbyt krótko, żeby mogło mu na niej zależeć. Nie byli jeszcze nawet na prawdziwej randce. Po prostu ona chciała zapomnieć o narzeczonym, a on o Soni. Dobrze się rozumieli. Pewnie dlatego, że nie musieli martwić się o wspólną przyszłość. Oboje wiedzieli, że są ze sobą tylko chwilowo. Pukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia. Przez chwilę miał nadzieję, że może Rebecca wpadła na chwilę. – Proszę. Rico wsadził głowę. – Przyszła dyrektorka grupy tanecznej. Chce omówić piątkowy występ. Michael skinął głową. – Już, tylko znajdę ofertę. Drzwi się zamknęły. Zaczął szybko prze rzucać foldery i dokumenty na biurku. Przypo mniał sobie o lunchu. Ciekawe, czy Rebecca coś przygotowała. Na Shively Street był mały ba rek, do kórego zawsze chciał zajrzeć, ale nigdy nie było czasu. Zaczął się zastanawiać, czy Rebecca chciała by, żeby ich znajomość osiągnęła kolejne etapy.
Bez trudu mógł sobie wyobrazić przyszłość u boku Rebeki. Obawiał się tylko, że przy jego szczęściu, może się to zakończyć kolejnym rozwodem. Nie, jeszcze za krótko się znają. Z ofertą w ręku ruszył do holu. Rico rozma wiał z atrakcyjną, czarnoskórą kobietą w śred nim wieku. Miała na sobie jasnożółtą sukienkę. – To pani Crema Carroll – powiedział Rico – ze studia tańca. – Bardzo mi miło, pani Carroll. – Michael podał jej rękę. – Jestem... Otworzyły się drzwi frontowe i ku jego zaskoczeniu weszła Rebecca. Uśmiechała się do niego z daleka. Serce zabiło mu szybciej. Miała na sobie obcisłe dżinsy, czerwoną wiatrówkę i granatowe tenisówki. Wyglądała wspaniale. – Jestem... Włosy miała związane w kucyk. Policzki jej się zaróżowiły. Patrząc na nią, myślało się o wiośnie. I łóżku. – To Michael Pierce – Rico wyjaśnił pani Carroll, patrząc na niego ze zdziwieniem. Michael otrząsnął się. – Tak, jestem Pierce. Dziękuję, że pani za jrzała. Proszę wybaczyć, muszę chwilkę poroz mawiać z dostawcą. Skinęła głową. Michael zaproponował, żeby
Rico pokazał gotową scenę. Następnie odwrócił się do Rebeki z wyraźną radością. – Cześć. – Cześć – odpowiedziała. Ruchem głowy wskazała parking. – Przywiozłam kostiumy. – Już gotowe? Świetnie. – Tak – powiedziała, chowając ręce do kie szeni wiatrówki. – I pomyślałam, że może miałbyś czas na lunch. Zobaczył jej minę pełną nadziei i nagle prze straszył się komplikacji. Dzisiaj lunch, jutro spotkanie z rodzicami, a w szafie pewnie już suknia ślubna. – Niestety, przykro mi, nie mogę – powie dział bez przekonania. Zakaszlał i wskazał ges tem panią Carroll. – Muszę ustalić szczegóły. – Jasne, może innym razem. – Mhm, muszę lecieć. Przyślę Rica po kos tiumy. – Dobrze. – Uśmiechnęła się lekko. – Zoba czymy się później? Przesunął czapkę do tyłu i podrapał się po skroni. – Dzisiaj może będę musiał pracować do późna. – Rozumiem.
Pomachałamuręką i ruszyłado drzwi. Poczuł ukłucie w sercu. – Ale będziesz na otwarciu? Otworzyła drzwi i spojrzała na niego. – Oczywiście. Rebecca otworzyła drzwi sklepu i zdjęła napis: ,,Wracam za godzinę’’. Michael ją od trącił. Było oczywiste, że nie chce jej widzieć. Ich romans się skończył. Wiedziała przecież, że tak będzie. Mieli niepisaną umowę, że pomogą sobie wzajemnie przejść przez najgorszy okres po rozstaniach.Namiętnyseks bez zobowiązań. Zagryzła wargę. Przecież wiedziała, że to nie będzie trwały związek. Tylko dlaczego ją to tak zabolało? Tymczasemprzed weekendem musiałaskończyć stroje zakonnic i przebranie, które sama miała włożyć na otwarcie ,,Incognito’’. Nieza leżnie od tego, jak potoczą się sprawy z Michaelem, dobrze mu życzyła. Powstrzymując łzy, podeszła do kasy i roz pakowała drobne, które przyniosła z banku. W jednej z przegródek leżał kawałek pianki do pakowania. Spojrzała w stronę schowka i po wiedziała: – Dobrze, Harry, wygrałeś.
Zamknęła kasę. Wyciągnęła ze schowka pud ło od Lany. Harry stracił trochę powietrza. Czuła się jak idotka, ale zaczęła go nadmuchi wać przez zaworek z boku głowy. Kawałki pianki były już wszędzie. Zadzwonił dzwonek przy drzwiach. – Witam, witam–zawołał Quincy od progu. Patrząc na lalkę, uniósł brwi ze zdziwienia. – Domyślam się, że to Harry, który zapew nia szczęście w miłości. Roześmiał się głośno. Postawił paczkę na ladzie i podszedł bliżej. – Jest świetny. Skąd ta nagła zmiana uczuć wobec Harry’ego? Wzruszyła ramionami. – Powiedzmy, że trudno o nim zapomnieć. Oparła Harry’ego o ścianę i podpisała Quincy’emu fakturę. – Wszyscy są bardzo przejęci balem przebie rańców – powiedział. – Zdaje się, że wasza praca z Michaelem przyniosła efekty. Serce jej się ścisnęło, ale nie dała nic po sobie poznać. – To się okaże w piątek wieczorem. – Dobrze się czujesz? – zapytał Quincy, przechylając głowę w bok – Jasne.
– Dickie dał się we znaki? Rebecca zaśmiała się krótko. – Nie. Dickie ma żonę i nowe życie. Wszyscy coś osiągnęli. Zamrugała szybko, żeby powstrzymać łzy. – Kochanie, co się stało? – zapytał, głaszcząc ją po ramieniu. – Nic takiego–powiedziała drżącym głosem. Spojrzał na nią badawczo. – Chodzi o pana Pierce’a, prawda? Posłucha łaś mojej rady i zakochałaś się. – Ależ nie – zaprotestowała. – Nie jestem zakochana. Po prostu... myślałam, że to, co razem przeżyliśmy, miało jakieś znaczenie. Wytarła oczy i uśmiechnęła się. – Nie miej mi za złe, mam kryzys. – Gdybym przewidział, że to się tak skoń czy, trzymałbym gębę na kłódkę – mruknął. – W porządku – powiedziała, odzyskując panowanie nad sobą. – Przynajmniej na sprawę z Dickiem patrzę z dystansem. Pokiwał głową ze zrozumieniem. Nagle strzelił palcami. – Hej, potrzebuję kostiumuna tę maskaradę. Uśmiechnęła się, zadowolona ze zmiany te matu. – W tej sprawie mogę pomóc.
– Też tam idziesz? – Obiecałam Michaelowi, chociaż nie jestem przekonana, czy powinnam. To może być nie zręczna sytuacja. – Założę się, że włożysz coś fantastycznego. Podeszła do zasłoniętego manekina. Odsłoni ła luźną suknię wyszywaną srebrną nitką i tur ban, przy którym spędziła całe godziny. – Ho, ho – wydusił z siebie Quincy. Ona też była zadowolona z tego stroju. Chciała przygotować coś specjalnego i zrobić wrażenie na Michaelu. Zadzwonił dzwonek przy drzwiach. Rebecca odwróciła się i... nogi się pod nią ugięły na widok Soni Pierce ubranej jak z żurnala.
Rozdział
dziewiąty
– Przyszli nawet z ,,Tribune’’ – donosił prze jęty Rico. Wyglądał oszałamiająco w stroju matadora i czerwonej masce. – Wszystkim się podoba nowy wystrój. Michael włożył kostium Zorro. Wiązały się z nim miłe wspomnienia. Spojrzał na salę jadalną. Tłum gości w wymyślnych strojach przyglądał się tańczącym flamenco na nowej scenie. – To wygląda na sukces. – Weekendowe wieczory mamy już zarezer wowane na cztery miesiące – powiedział Rico – a przed drzwiami stoi kolejka chętnych na dzisiejszy wieczór. Skinął głową. – Świetnie. Rico przyjrzał mu się. – Szefie, nie wygląda pan najlepiej.
Michael roztarł sobie kark, który go rozbolał od wypatrywania Rebeki. Pewnie i tak by jej nie rozpoznał, bo wszyscy mieli maski. – Rico, widziałeś pannę Valentine? – Niestety, nie. – Czy to możliwe, że jest w tłumie przed drzwiami? – Dałem jej kartę wstępu. Może zdecydowała, że jednak nie przyjdzie, pomyślał. Poszedł do baru po whisky z colą. Nie mógł się zdecydować, czy brakuje mu Rebeki, czy tylko seksu. Występ się skończył. Rozległy się gromkie brawa. Wszystko wskazywało na to, że ,,Incognito’’ zostanie uratowane i to tylko dzięki Rebecce. – Tu jesteś, braciszku. – Ike poklepał go po plecach. – Niezłe spodnie. Michael spojrzał na jego dżinsy i skórzaną kurtkę. – Gdzie twój kostium? – Mam na sobie. Jestem James Dean. – Rozumiem. – Gdzie ona jest? Michael pociągnął łyk ze szklanki. – Kto?
– Dziewczyna. Panienka. Kobieta, z którą się ostatnio tak pieprzyłeś... Ike zmarszczył brwi. – Co z tobą? – Nic. – No, nie – roześmiał się Ike. – Zakochałeś się w pierwszej lepszej panience? – Ike, proszę cię... – Człowieku, nic nie wiesz o życiu po roz wodzie? Pierwszą, którą weźmiesz do łóżka, skreślasz. Michael uniósł brwi. – Ciekawe, że żadna z twoich znajomości nie przetrwała. Ike wzruszył ramionami i coś powiedział, ale Michael patrzył na koniec sali, gdzie tłum roz stąpił się, żeby przepuścić kobietę w srebrnej sukni, różowej masce z piór i srebrnym turbanie. Był to najbardziej wymyślny strój na sali i nawet gdzieniegdzie rozległy się oklaski. Kobieta prze defilowała przez salę i ruszyła w jego kierunku. Uśmiechnął się. Nie dbał o to, czy Rebecca zauważyła, że na nią czekał. Dopiero teraz wieczór mógł być udany. Stanęła przed nim i uchyliła maskę. Zaschło mu w gardle. – Sonia. Ike mruknął:
– To ja znikam. Sonia była uśmiechnięta, wspaniała i złotowłosa.Napoliczku miała narysowany pieprzyk. – Witaj, Michael. Co u ciebie? – W porządku – powiedział sztywno. – Nie wiedziałem, że byłaś zaproszona. – Ależ Michael, nie mogłam nie przyjść. Wiesz, że ta restauracja była bardziej moim oczkiem w głowie niż twoim. – Teraz jest moja w całości. Westchnęła. – Przykro mi, że tosię tak potoczyło. Brakuje mi ciebie. Roześmiał się sucho. – Twój przyjaciel gdzieś wyjechał? – Już się nie spotykamy. Poczuł odrobinę satysfakcji. Wypił kolejny łyk. – Co się stało? Wzruszyła ramionami. – Efekt nowości przestał działać. To mogło znaczyć, że była to znajomość oparta na czysto fizycznym zainteresowaniu. Podobnie jak w przypadku jego i Rebeki. – Podoba ci się mój kostium? – zapytała, obracając się. – Jest piękny – przyznał. – Poszłam do sklepu z kostiumami i oznaj-
miłam Rebecce, że potrzebuję czegoś specjal nego. Powiedziała, że klient zrezygnował z tego stroju, i sprzedała mi go za grosze. – Widziałaś się z Rebeccą? – zapytał ostrożnie. – Tak – odpowiedziała, zdejmując niewi doczny pyłek z jego koszuli. To było jej ulubio ne zagranie. – Wyglądasz bardzo pociągająco, chociaż ta maska budzi respekt. Nie odpowiadał, więc zrobiła skruszoną minę. – Michael, wiem, że okropnie postąpiłam. Jednak moglibyśmy dać sobie jeszcze jedną szansę. Serce zabiło mu mocniej. Czy nie marzył o tym, żeby Sonia wróciła prosićgoo przebacze nie? Czy naprawdę chciał przekreślić ponad sześć lat wspólnego życia? Tak zwane ,,uczucie’’ do Rebeki pewnie szybko przeminie, więc dlaczego miałoby mu przeszkodzić w ułożeniu spraw z Sonią? Może właśnie jemu udałoby się przerwać passę nieudanych małżeństw braci Pierce? Nie wiedział, co właściwie ma teraz zrobić. Wstał i w tym momencie usłyszał, że coś trzeszczy pod jego butem. Spojrzał w dół. Był to kawałek pianki do pakowania.
Rozdział
dziesiąty
Rebecca wygładziła pasiastą piżamę Harry’ego. – No, Harry, kiedy konkretnie zaczniesz przynosić szczęście? Może masz gdzieś jakiś włącznik, bo zaczynam popadać w rozpacz... Westchnęła. Sądząc z liczby strojów wypo życzonych na dzisiejszy wieczór, otwarcie bę dzie wielkim sukcesem. Sonia będzie wyglądać wspaniale w tym przebraniu, lepiej niż ona. Dała do zrozumienia, że mają zamiar pogodzić się z Michaelem. Rebecca nie komentowała tego i rzuciła ostrzegawcze spojrzenie Quincy’emu, żeby też milczał. Cieszyła się, że przynajmniej do Michaela wreszcie uśmiecha się szczęście. Którejś nocy, gdy leżeli obok siebie, zwierzył się jej, że wiązał z małżeństwem duże nadzieje, a przysięgę trak-
tował bardzo poważnie. Miała nadzieję, że kiedyś znajdzie kogoś takiego jak on. Przeszła przez sklep, wyłączając światła. Z przyjemnością patrzyła na to dziwaczne pomieszczenie, które stało się jej miejscem na ziemi. Naprawdę lubiła swoją pracę. Dotknęła peleryny z czerwonego aksamitu na wystawie. Przypomniała sobie wieczór, kiedy Michael za stał ją w tym stroju. Przechyliła głowę na bok. Dlaczego miałaby się nie przebrać? Tym razem nikt jej nie prze szkodzi. Pamiętała, jak seksownie w tym się czuła. Zdjęła strój z manekina. Przeszła do czerwonej przymierzalni. Lustra i miękkie po duszki przypomniały jej, jak cudownie było tu z Michaelem. Czuła żal. Może gdyby postępo wała powoli i rozważnie, ich związek prze trwałby. Może znudziła mu się i teraz czuł się zażenowany.A może był jednymz tych, którzy uważają, że kobiety dzielą się na te, z którymi się sypia i te, z którymi można się ożenić. Nie, jednak w głębi duszy czuła, że Michael był inny, wrażliwy i uczuciowy. Musiał bardzo kochać Sonię, jeśli rozważał możliwość odbudo wy ich związku. Taką miłość można tylko podziwiać. Rozebrała się i powoli przebrała w kostium,
udając przed sobą,że robi to dla Michaela. Miała wystarczająco dużo wspomnień: sposób, w jaki jego palce głaskały jej skórę, jak szeptał jej imię w chwili spełnienia, jak spał nagi obok niej. Nauczyła się doceniać własne ciało. W jej życiu Michael Pierce będzie tym, który odszedł, choć tak naprawdę nigdy go nie miała. Jednak było cudownie, gdy byli razem. Ledwie zarzuciła pelerynę na ramiona, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Pewnie Quincy przyszedł wyciągnąć ją na maskaradę, albo to pani Conrad, która nie rozumiała słowa ,,Zamknięte’’, gdy czegoś potrzebowała. Zapięła pelerynę z przodu i ruszyła do drzwi. Zatrzymała się na widok Michaela. Poczuła ssanie w dołku i łzy napłynęły jej do oczu. Czy przyszedł powiedzieć o Soni? Zacisnęła wargi i otworzyła drzwi. Zimny wiatr rozwiewał poły peleryny. – Cześć – powiedziała. – Cześć. – Obejrzał ją od stóp do głowy. – Nosisz mój ulubiony strój. Rebecca przygryzła koniec języka i nie od powiedziała. – Brakowało mi ciebie na zabawie. – Udała się? – Bardzo i to dzięki tobie – przyznał z uśmie chem.
Odwzajemniła uśmiech. – Cieszę się. – Czy mogę wejść? Rebecca skinęła głową i cofnęła się. Miał na sobie strój Zorro. Brakowało tylko maski. Za mknęła na chwilę oczy, żeby się uspokoić. – Czy coś jest nie w porządku? – Tak – odpowiedział i stanął tuż przed nią. – Byłem tam z przyjaciółmi i klientami... – I z żoną – dodała. – Z byłą żoną. Stałem tam i powinienem być zachwycony, że interesy zaczęły wreszcie dob rze iść i wszyscy świetnie się bawią. Jednak mogłem myśleć tylko o tobie. Serce zaczęło jej walić jak oszalałe. Objął dłonią jej brodę i delikatnie głaskał kciukiem policzek. – Rebecco, nie wiem, dokąd nas to zaprowa dzi, nie wiem nawet, czy chcesz być ze mną, ale szaleję za tobą i chcę z tobą być. Przełknęła ślinę. – Nie tylko w łóżku? – Nie. Przyciągnął ją do siebie i pogłaskał jej włosy. Poczuła miętowy zapach na jego szyi. Przywar ła do niego z radosnym niedowierzaniem. – Czy zdajesz sobie sprawę, że w łóżku spędzamy jedną trzecią życia?
Roześmiała się. – Ostatnim razem byłeś daleko. – Poczułem, że bardzo się zaangażowałem, i to mnie wystraszyło. – Co się stało, że zmieniłeś zdanie? Zacisnął usta. – Trudno to wytłumaczyć. Matkami mówi ła, żeby przy podejmowaniu decyzji czekać na znak. Dzięki temu będę wiedział, czy decyzja jest słuszna. – No i... ? – I dzisiaj otrzymałem znak. Zmarszczyła brwi. – Jaki znak? Wypuścił ją na chwilę z objęć i sięgnął do kieszeni. Podał jej zgnieciony kawałek pianki do pakowania. Rebecca pomyślała, że Lana nigdy nie uwierzy w tę historię. Ścisnęła piankę pal cami i powiedziała: – Dziękuję, Harry. Michael uniósł jedną brew. – Kto to jest Harry? – To długa historia – zarzuciła mu ręce na szyję – ale dobrze się kończy.