1 8WUŁ'S PEELEKCYA PROF. JÓZEFA SZUJSKIEGO z dnia 5. grudnia 1870 roku NA KORZYŚĆ rowmsm brathiu pomocy kjkw mm.mu (Osobne odbicie z „Przeglądu Polski...
11 downloads
16 Views
13MB Size
1 8WUŁ 'S
PEELEKCYA PROF. JÓZEFA SZUJSKIEGO
z dnia 5. grudnia 1870 roku NA KORZYŚĆ
rowmsm brathiu pomocy kjkw mm.mu
(Osobne odbicie z „Przeglądu Polskiego".)
K II AKÓW, W DRUKARNI UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO
pod zarządem K. Majkowskiego. 1871.
CECORA I CHOCIM. PRELEKCYA PROF. JÓZEFA. SZUJSKIEGO
z dnia 5 grudnia 1870 rokn NA KORZYŚĆ
TOWARZYSTWA BRATNIEJ POMOCY UCZNIÓW DNIW. JAGIELL.
%mxs
(Otobne odbicie z „Przeglądu Polskiego*.)
K R A K Ó W , W DRUKARNI UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO
pod zarządem K. Mańkowskiego. 1871.
$v>o;V ?BN ;• >0D0^
* 3tó,ttJS /£
/W 5 K
W chwili krwawych zapasów dwóch na czele cywilizacyi stojących narodów niech nam wolno będzie zwrócić uwagę szanownego zgromadzenia tak szlachetnym wywołanego celem, na czasy dawno ubiegłe, przenieść je w epokę walk odmien nego charakteru. Cecora i C h o c i m — nazwiska te długo trwały w pa mięci narodu. Pierwsze obudzało bolesną zadumę, nie bez wy rzutu sumienia, rozpamiętywanie grzechów narodowych, któ rych ofiarą padł jeden z najczystszych i najdzielniejszych lu dzi w ojczyznie — drugie dźwiękiem swoim przypominało trzy aż drogie i podniosłe wspomnienia: wojnę chocimską, będącą odwetem za Cecorę, walne Sobieskiego zwycięztwo, powtórny świetny odwet za krew pradziada przez prawnuka Sobieskiego dany, i owo cudo odwagi Kazmierza Puławskiego, gdy przy świetle płonącego Żwańca przeprawiał się przez kry Dniestrowo z okopów św. Trójcy, pod opiekę tureckiego Baszy, który zmienną losów koleją, był przyjacielem Polski i walczącój za jćj niepodległość konfederacyi. T r e ś c i ą d z i s i e j s z e g o opowiadania naszego będzie wyprawa cecorska i wspomnienie o ratującój Polskę i Chrześciaństwo wyprawie chocimskiój, r. 1621 tuż po Cecorze nastę1
2 pnjącej. Obie te potrzeby, jak ojcowie nasi w duchu prawdzi wie chrześcianskim każdą wojnę nazywali, należą do siebie i wiążą się z sobą, jak upadek i powstanie z upadku, rezul tat grzechów i rrzultat wejścia w siebie i poprawy. Na klę skę cecorską złożyło się wszystko z l e w narodzie a odkupi cielem tego złego, stał się sędziwy hetman; na wyprawę chocimską, złożyło się wszystko d o b r e , spieszące zapełnić wielką próżnię, która się śmiercią wielkiego człowieka otwarła. Ta kiego następstwa dni pogodnych po burzach, jak w podniebiu naszym, tak i w history i mamy nie mało. Po fatalnym dniu Piławiec jaśnieje blask Beresteczka. po haniehnśj zdradzie Wielkopolan pod Ujściem i Radziwiłła pod Kiejdanami, cu downa obrona Częstochowy, Tyszowce i bohaferska Czarnie ckiego Iliada, po utracie Kamieńca Chocim Sobieskiego i Wie deń, po dniach rządów Stackelbergowskioh patryotyczny czte roletniego sejmu podryw, po sojmie grodzieńskim blyśnięcie czystćj szabli Kościuszki. Nieposkąpił Bóg narodowi naszemu, którego tyle miał doświadczać, siły sprężystości podniesienia się z upadku, a miejmy nadzieję żo ta siła pozostała jeszcze, że w duszy naszćj drzemią niezbudzono środki do moralnego dźwignięcia się po klęskach ostatnich chwil dziejowych. Ojcowie nasi, acz pomni obowiązku walczenia z wrogami chrześciańskićj cywilizacyi, zatrudnieni tóź nieustannemi har cami z Tatarstwem, nie byli skłonni do lekkomyślnego zer wania sojuszów, które ich z Portą otomańską wiązały. Tkwił żywo w ich pamięci zgon Władysława pod Warną, spowodo wany wpływami Rzymu, wywieszającego święty sztandar krucyaty ale nieuwzględniającego dosyć wszystkich okoliczności. Tkwił w pamięci zgon Ludwika Jagiellończyka pod Mohaczem, będący wynikiem szczerego zapału, niedosyć z siłami się ra chującego. Pamiętną była i klęska bukowińska, owoc porywczo ści Jana Olbrachta, gdzie tureckie szable z woloskiemi srogą między szlachtą rzeź sprawiły. Ilekroć tóż stolica Apostolska, dom austryacki, Wenocya i książęta włoscy zapraszali Polskę do chrześciańskićj ligi przeciw Turkom, polityka polska była ostrożną w słusznój obawie, aby cały ciężar niespadł na jój barki, a sojusz niebyl tylko illuzorycznym. Stefan Batory uwa żał wyprawę na Turcyę za ukoronowanie dzieła swego żywota — ale droga do tego wieńca chwały, jak u królów poprzedników
3
prowadziła u niego na — Moskwę. Pierwój pokonanie współ zawodnika, kwestionującego posiadanie Litwy i ltusi — potćm wojna z Turcyą. Trafności tój polityce odmówić niepodobna, zwłaszcza że rzeczpospolita rozpocząwszy wojnę z Turcyą niemogła być pewną, czy tśj chwili właśnie śmiertelny jćj niezużytkuje nieprzyjaciel. Tymzzasem zmienił się powoli prąd wojenny w samymże narodzie. Przewodniczka rzeczypospolitój polityczna, Korona, cią żyć zaczynała coraz bardziój ku wschodniopoludniowym swoim granicom. Szlachta krakowska, sandomirska, lubelska, rozpo ścierała się coraz bardziój nowemi sadybami, dobrami ogromnemi na żyżnój ziemi Podola, Wołynia i Ukrainy. Ludzie lu źni wszelkiego rodzaju, szlachta i nieszlaclita utworzyli na kresach gwarną rzeczpospolitę rycerską, orzącą \z mieczem przy boku, walczącą z Tatarami a odwetu za najazdy tatarskie szu kającą wyprawami czarnomorskiemi pod mury samego Sułtana. Zachodni szlachcic nabierał w tych stronach innej natury, prze strzeniami mu pierś, otwierały mu się szórokie widoki. Trzy przeciwno dążenia biły się w usposobieniu tój nowój Polski między Dnieprem i Dniestrom, jedno pragnęło w ziomi mle kiem i miodem płynącój pokoju — drugie wojny stanowczój, kończącój z najazdami Krymu,' trzecio nareszcie chciało utrzy mania statua quo, wojny jako rzemiosła. Pokoju mogła pragnąć szlachta osiadająca tamtestrony, wojny stanowczój możni i bu tni panowie, marzący o świetnych z niój korzyściach, wojny nieustannśj kozacy, żyjący w niój jako ptak w-powietrzu. W ogóle wszakże powiedzieć można było, że kwestya wojny ze wscho dem nieda się długo powstrzymać, że chcąc tym stronom za pewnić stan normalny, trzeba walną wyprawą zniszczyć Krym, zmierzyć się z Turcyą, niepotrzebnomi uczynić kozaków jeżeli się niechce, aby kozacy lub magnaci wojennego usposobienia wyprawami na własną rękę, jakie w przeciągu lat od 1612 do 1616 przedsiębrał Stefan Potocki, Samuel Korecki, Michał "Wiśniowiecki, sami tę wojnę sprowadzili. Wśród panowania Zygmunta III obie walne sprawy llzeczypospolitój stanęły na porządku dziennym: moskiewska i tu recka. W r. 1617 gdzie się opowiadanie nasze rozpocząć musi przedsięwzięto ostatnią wyprawę na Moskwę, aby poprzeć pra wa Władysława noszącego od r. 1610 tytuł carski przeciw Ro1.
4 manowom. Gdy Chodkiewicz
ruszał z królewiczem
na północ,
pod Mozajsk, g d y raz j.iszczę próbowano odzyskać to, z czego w lepszych okolicznościach korzystać nienrniano — Turcy pod Skinderbaszą sce
(Iskenderbaszą) stanęli u Dniestru, grożąc P o l
najazdem, a nad Dniestrem oczekiwał
z nielicznym
ich S . Żółkiewski
wojskiem, które niedawno jeszcze Marcin K a z a -
nowski, oboźny koronny d l a zmocnienia z kilkotysięcznym hufcem opóścił. Skinderbasza
zgłosił
wyprawy królewicza
s i ę natychmiast
o traktaty. Trwa
przymierze między nami mówił, a co znaczą napady kozaków, co Potockiego, Koreckiego i Wiśniowieckiego w y p r a w y ? Ukła dający s i ę
z nim O ż g a S t . trembowelski
odrzekł, ze s i ę to
dzieje wbrew pisanemu zakazowi królewskiemu. — Nie l i s t a m i ich było wypędzać odrzekł Skinderbasza, a l e niedopuszczać wchodzić, a potem wygnać. I Skinderbasza miał słuszność. P a ń s t w o niemoże mieć k i l k u na raz polityk, musi powściągać anar chiczne początkowania polityczne, jeżeli ma być za państwo uważanśm. Żółkiewski z nieliczną wojska g a r s t k ą nieodepchnąl ręki potężnego
nieprzyjaciela,
zgodził
s i ę na powściągnięcie
kozaków pod warunkiem aby P o r t a Tatarów na wodzy trzy mała, zobowiązał s i ę że nikt do Multan i Wołoszy "chciwo ścią panowania uwiedziony l u b d l a uczynienia szkody jakićj,, chodzić niema. T a k i był t r a k t a t w Jarudze. '23 W r z e ś n i a 1 6 1 7 zawarty — będący właściwie t y l k o wykonaniem i potwierdze niem paktów w r. 1 5 9 1 między P o l s k ą a Turcyą zawartych. O t o zbrodnia którćj s i ę Żółkiewski dopuścił, dopuścił, w chwili,
gdy Polska
przedsięwzięła
w y p r a w ę o panowanie
nad Moskwą. Gdy w l u t y m s e j m w W a r s z a w i e s i ę zgromadził, podniósł s i ę krzyk powszechny na h e t m a n a . K t o krzyczał, ła two pojąć. Krzyczeli c i , którzy widzieli w punktach o Mołda wie i Wołoszc/.yznie poważną k r y t y k ę s w e g o postępowania. K r z y czeli ci, którym
polityka
moskiewska
króla była nienarękę,
którzy nie chcieli, a b y w t ę stronę d a l s z e czyniono wysilenia. Winowali źem
nie
mnie ludzie, zwiódł
Z młodości
bitwy,
mówił
hotman
nieporaził
mojćj nie byłem
na sejmie
Skinderbaszy.
n a t o s k ą p y . I w isto
cie niebył s k ą p y Żółkiewski. P a m i ę t a j ą dzieje b i t w ę Kewelską g d z i e pogromił K a r o l a Sudermańskiego — pamiętają kluszyńs k ą , g d z i e ' n a 8 0 0 0 0 sprzymierzonych Moskali i Szwedów po-
siał jak grom Boży 4000 hussaryi polskiój podnosząc ręce jak Mojżesz nad swym ludem i wołając: Boże Abrahamów, Boże Jaknbów daj nam zwycięztwo! „Ale tu, mówi hetman da16j, gdzie szło o niebezpieczeństw o rzeczypospolit ć j, gdyby było, uchowaj Boże wojsko szwankowało m u s i a ł e m s i ę z a trzy m a ć. Gdyby p o d A d r y a n o p o l e t o lub Konstantynopolem ważyłbym był wojsko bo nieszłoby mi tylko o z g u b ę wojska — ale in limitibus Retjni — rz e czy pospol itój ważyć niemogłom. Niepomogło te prosto i sprawiedliwe wytłumaczenie rze czy. Sejm uchwalił drobny tylko podatek na wojnę moskiew ską — widoczny znak, że się z niej pokojem chciał wycofać. Król Zygmunt III tylko, chcąc pokazać, że umiarkowanie het mana za czyn politycznie mądry uważa, dał mu swoje votum zaufania, powierzając mu wakującą pieczęć kanclerską. Od Za mojskiego czasów niewidziano tego połączenia w jadnój ręce dwóch najwalniejszych ministryów Ilzeczypospolitćj. Ale w republikańskim narodzie łaska władzy nienagrodzi bolesnego uczucia jakie sprawia nieufność, gniew, zawiść obywateli. Spotykać każdćj chwili spojrzenia niechętnych, uprzedzonych, niechcących poznać się na najlepszych zamiarach, jestjednćm z największych boleści w spółeczeństwie,t<$m więk szych , że dla tego męczeństwa nie ma współczucia, rehabilitacya zwykle dopiero trumnę cierpiącego aureolą swoją otacza. W pismach tćż Żółkiewskiego owćj epoki wszędzio przebija ten gorzki ton, ta boleść niesłusznego prześladowania. „Prywata mnie necessitowała obmowiskami, dektrakcyami (do zno szenia choć i wielkim umysłom przykromi) passim mnie nie winnie urągano" Cóż naturalniejszego że wielka dusza hetmań ska, ubodzona do żywego zarzutem b r a k u o d w a g i , t c h u rzostwa zapragnęła gorąco zadosyć uczynienia, choćby je śmiercią przypłacić przyszło. Nadarzyło się. Rzeczpospolita z poświęceniem praw kró lewicza Władysława zawarła w Dywilinie rozejm z Moskwą. W radzie królewskiej jak w narodzie wojna turecka stanęła na porządku dziennym. Król, zelant katolicki podejmował tę nową pracę w interesie kościoła, skoro chybił wielki zamiar opano wania i nawrócenia Moskwy. Gracyan, wojewoda wołoski z ra mienia tureckiego, Styryjczyk rodem, oświadczał się z gotowo-
6 ścią przejścia na stronę Polaków, byłoby wstępnym na Woło szczyznę wkroczyli bojom. Panowie ruscy i wołyńscy popierali wyprawę wszelkimi siłami. Uchwalono wyprawę w celu objęcia Wołoszczyzny — stary hetman z czystćm sumieniem mógł pu ścić wodze ulubionćj myśli — pokazania, że umie walczyć a w danym razie zginać za wiarę i Ojczyznę. Jakoż skoro Żółkiewski odebrał od króla polecenie po siłkowania Gracyana, odżyło wszystko w rodzinnym jego zamku. Zaczęto się krzątać około uzbrojenia i przygotowania pocztów. Aby dobry dać przykład, aby kłam zadać potwarzom w ostat nich latach rzuconym, cała rodzina hetmańska wzięła prym w ochotniczych przygotowaniach wojennych. Syn i synowiec stanęli na czele rot osobnych, Tomasz Zamojski bratanek het manowej, Stanisław Koniecpolski h. p. k. Jan Daniłowicz zię ciowie hetmańscy, jedni z pierwszych wystawili hufce na wy prawę w którćj Stanisław Koniecpolski osobiście uczestniczył. Ale wezwał pan hetman i opozycyę lat przeszłych, która najgłośniój domagała się wojny: Samuela ks. Koreckiego, Aleksandra Kalinowskiego, Mikołaja Potockiego. Punktem zbornym był Bar. Tam w miesiącu sierpniu zebrał się cały zastęp, wodle krytycznych badań nieliczący więcćj nad 1) tysięcy ludzi. Tam porozdzielano komendy, a stary hetman na samćm ruszoniu w drogę przesłał do króla list, będący najwymowniejszym pom nikiem, co wtedy czuł i myślał. „Jużeż teraz do tego przychodzi, że albo panie Boże d aj, zwyciężym nieprzyjaciela, albonieprzyjac i e l n a s zwycięży, a j a w t e d y nie chcę p r z e ż y ć nieszczęściaRzpltej. Dawnom tego szu kał, nie nad wolę ż y w o t mój położę dla wiary ś. d l a służby WKM. dla Rzpltej, choć to od nićj, za wiele prac, za trudy, m i a s t o w d z i ę c z n o ś c i w i e l k i e m z n o s i ł o p r o b r i a , ża l e . . . " Tu radzi królowi wytężenie sił wszystkich na podjętą raz wojnę, radzi wojnę zaczepną nie odporną, odsłania Stefana Ba torego i Zamojskiego plany; widocznie pojmuje wyprawę swoją jako straconą czatę, po którój wielka ma nastąpić walka. „Za wierając ten listżegnam WKM. pana mego, tak się c z u j ę i z t y m i d ę pod s ą d B o ż y , żem w i o r n i e i ży czliwie WKM. służył: jeżlim w czóm jako człowiek n i e d o g o d z i ł , r a c z WKM. m i ł o ś c i w i e o d p u ś c i ć a s y -
7 no W i m e m u j e ż e 1 i g o ner oabitfortuna belli, r a c z b y ć miłościwym panem."
Kto tak pisze, przewiduje śmierć, jakoż przewidywał ją, hetman. W ostatnich chwilach rozstania z żonjfc, zaświecił nad Żółkwią kometa a stary hetman rzekł w duchu czasu: Na moją to głowę. Na wyjezdnśm z Baru burza ogarnęła hufiec i piorun str/askał znak hetmański. Przeszedłszy Dniestr pod Podbitera, hetman nad rzeką Kajnarą gdzie stanął 7 września już na mołdawskiej ziemi oczekiwał Gracyana z Wołochami. Tu spotkało go pierwsze zapewne przewidywane rozczarowanie. Wołosi, dowiedziawszy się o małój liczbie wojska polskiego odbiegli hospodara, on sam już zamknąć się chciał w Chocimie, gdy ostry list hetmań ski skłonił go do zmiany zamiaru. Przybył ale w 000 koni, nadrabiając obietnicami i świetnemi widokami to, czego w rzeczywistości nie było. Bez Wołochów których chęć wyjarzmienia popierać, hetman był posłany, chybioną była wy prawa; pochód zaczepny na Białogród gdzie stał Iskander Ba sza niepodobnym. Zwrócił się też hetman ku Cecorze, dawnemu obozowisku J. Zamojskiego aby tam napad turecki powstrzy mać, dalszego biegu rzeczy na Mołdawie przeczekać, a w razie niebezpieczeństwa obronną ręką cofnąć się ku granicom Polski. Wśród zarośniętych bujnie wałów starego Zamojskiego obozu rozłożyło się wojsko dnia 1'2 września. Niestety wojsko to nurtowała niezgoda z Polski przyniesiona. Zelanci tureckiój wojny, chętnie podając ucho podszeptom Gracyana, płonęli chę cią jak najprędszego mierzenia się z nieprzyjacielem, którego siły nic znali. Gdy hetman okopy poprawić kazał, ozwały się pierwsze szemrania. Wnet ucichły ono i żwawićj do roboty brać się poczęto, bo oto niebawem otoczyła obóz hetmański straszna rzeczywistość, doborowe wojsko Iskender-Paszy z hordą Kałgaja sułtana i Dewlet-Giraja, wielekroć przenoszące siły polskie. Niewiedziano o tćj liczbie — nad 40,000 nieprzyja ciela nio liczono. D. 10 września hetman otworzył szranki ry cerskiego popisu. Ruszyła z obozu hussarya, lmfco Koreckiego i Kalinowskich, stanęły po obu stronach tabory z lekką artyleryą mające strychować pole boju i powściągać napad nieprzy jaciela — Lissowczycy i Kozacy rozsypali się szeroko aby har cami trzymać nieprzyjaciela i przeszkodzać oskrzydleniu. Po-
8
rairao cudów waleczności cofnięto się wieczór do obozu stra ciwszy kilkaset zabitych i lewy tabor z armatą. Wojsko prze konało się, że ma z odradzającą się co chwila ogromną silą do czynienia. Odwrót taborem wydał się hetmanowi jedynym ratunkiem. Tabor, był wielkim poruszającym się obozem: wozy skute łań cuchami obsadzone strzelbą i armatą miały objąć wojsko, wśród marszu zmieniające się w służbie nawozach. Wracać miano ku Dniestrowi, ku Mohilowu. Wieść o tśm rozeszła się z rady wojennćj po obozie. Czemu nie uchodzić za Prut przez Mołdawę i Bukowinę, poszepnął hospodar Gracyan, niepróbować zajęciu Jas i podniesienia tam sprawy inołdawskićjP Najgorliwsi wojny tureckiój zelanci Korecki, Kalinowscy, Chmielecki, Odrzywolski gorąco chwycili się tego zdania — i oto gotowy bunt wybucha w obozie w nocy drugićj po chwalebnćj 19 wrz. bi twie. — Hetmani uciekają! brzmi z ust do ust, hospodar Gra cyan pierwszy rzuca się ku Prutowi, za nim inni — Kalinow ski ginie w nurtach rzćki — na czas przybywa stary hetman aby Koreckiego z nich wyciągnąć. Spojrzeli sobie w oczy obaj starzy wojownicy, nieprzyjaźni sobie. Korecki, należał widać do rozsiewaczy wieści że het man uciekać zamierza. Żółkiewski ukarał go kilkoma spokojnemi słowy: I ja tu stoję, a przecież ze mnie woda nie ciecze. Wśród dwóch pochodni każe się hetman po obozie opro wadzić, aby rycerstwo przekonać o obecności swojćj. Niestety z uszczuplonej bojami garstki ubyło 2000 ludzi, którzy zawiedli się srogo na swojój ucieczce. Hetman obierając trudniejszy po chód ku Mohilowu, wiedział co czyni. Wiedział żeby mu Turcy i Tatarzy Prutu przebyć nie dali, obawiał się, aby zmienna Wołosza nie sprawiła powracającym drugiśj łaźni Olbrachtowój. „Były rzeczy dobrśj nadziei", pisze hetman w liście do króla dnia 24 września, lecz w niedzielę nie mała część ludzi, któ rzy z wojska uciekli, pomieszali nam rzeczy. Nie mianuję na ten czas nikogo, wszak sami tam się ukażą którzy nas tak nie przystojnie odbieżeli, acz wątpię aby ich wiele miało ujść, bo pławiąc się w nocy przez Prut siła potonęla i wielka część od nieprzyjaciela, który im tam lasem za rzeką zaszedł, pobici, pojmani. I ci źli, niebaczni ludzie wszystko wojsko zatrwożyli że blisko tego było, iż już wszystko wojsko do takowegoź sro-
9 motnego uciekania miało się udać. Z jegomością panem het manem polnym (Stanisławem Koniecpolskim) i niektórymi pa nami rotmistrzami, co przy nas zostali, constantia nostra zatrzy maliśmy wojsko i stoimy tu od siebie błiżćj, niż z W.irszawy do Ujazdowa." List ten kończył hetman naleganiem o posiłki, już nie celem ratowania straconój garstki cecorskiśj, ale celem powstrzy.mania napadu nieprzyjaciela po jćj rozgromię. Pocztowy kozak wiózł go do Krakowa. Czatowali widać na drodze ludzie het manowej, którćj tyloma boleściami dręczone serce tak gorąco pragnęło nowin od męża i syna... Nio było listu do niój — na liście do króla czytała ona tylko wyrazy: cito! c i to! citissimo! Serce matki odgadło złowrogą treść pisma — ale ta matka była jeszcze żoną sędziwego bohatera Polski, wspólniczką osta tnich jogo cierpieli obywatelskich... Zanim pomoc od króla na dejdzie, rozumuje hetmanowa, może być późno. Bliższą może być pomoc bratanka Tomasza Zamojskiego... Do niego tóż udaje się hetmanowa... „O godzinie 17 kozak przez Kamionkę jechał co na poczcie tylko j e d o n list był do K. f. M. a do m n i e go nie było a cito citissirao na liście — jeno kozacy powia dali, że im kazano przysięgać, że się wielkie wojska nieprzy jacielskie ruszyły.- Dla Bo£a, zbierz Jegomość ludzi ze wsi nieprzyjaciel pocznio kupą gdzieś ku Ukrainie ruszać. Zaczem WM. Panu Bogu poruczam. Dan dziś roku 1620 WM: liegina Żółkiewska Cito! Cito! Cito!" Dni następne przeszły tymczasem w obozie na zwleka niu boju układami z nieprzyjacielem, na uspokajaniu umysłów, Przyszło do tego, że hetman na ewangielię przysiągł nieopuszczać wojska! W sam dzień ś. Michała zbudowany przez Mar cina Kazanowskiego tabor ruszył rozkopanym wałem obozu a rozpoczęła się straszną, złowróżbna do ojczyzny wędrówka. Siedm dni i nocy wśród nieustannych napadów wie szającego się zewsząd Tatarstwa, wśród ogniów zapalonych wio sek — wśród dymu płonących traw stepu posuwał się tabór polski, tracąc koni i ludzi, upadając na duchu i siłach. Niezgoda w obec zagłądającój w oczy śmierci przycichła na chwilę — Ko recki wiódł przednią czatę taboru — Szemberk armatą zasłaniał jego tyły. Ale im bliżój było ziemi obiecanćj, im więcćj wzrastało prawdopodobieństwo ocalenia, wracała dawna niesfor-
10
ność a pośpiech hetmana w marszu, miarkowany potrzebą porządku i odpierania nieprzyjaciela, nie wydał się dostate cznym raz już z karbów posłuszeństwa wyszłomu rycerstwu. Półtory mili od granicy na ostatnim noclegu, rozpoczęły się nowo rady i bunty. Żółkiewski wiedział, że u przejścia Dnie stru jeszcze raz z Skinderbaszą zmierzyć się trzeba, że do tej ostatnićj walki trzeba żelaznćj odwagi, karności i zręczności bez granic, żn każdy popłoch był śmiercią. Jeżeli od początku wyprawy przeczuwał śmierć, teraz jako doświadczony wódz, wy rachował ją prawie. Mamy list jego z tćj chwili strasznej, list pisany do żo ny... list nieporównanćj prostoty i spokoju, list tak wysokiego nastroju, jaki tylko wielkim ludziom w wielkich chwilach bywa właściwym, który lepiśj niż moje słowo odsłoni tajnie duszy Żółkiewskiego i jego miłoćć do towarzyszki życia. „Miłościwa jejmość pani, a pani małżonko ma sercem ukochana i wieczyście miła! Tak było i tak będzie, aby prawość i sława narodu na szego nie zaginęła, pan Bóg wszochmogący dopuszcza utrapie nia, by ciało w wojniech hartować, i uuiysl zaprawiać do dzieł rycerskich. Tegoż utrapienia nie koniec, i nie koniec łaski pana Boga świętćj, która nas wszędy utrzyinowala i nieprzyjaciołom tamę w bitwiech stawiać rada była. Jakoż kiedychmy się za bierać radzi do utarczki z pochanem tego świtania, odobralem pisanie w. miłości, mojej sercem ukoebanój i wieczyście miłśj małżonki, toż pociechę słówek kilku, a kto wie, może być, że i w ostatnie pożegnanie. Jam pewien, że w. miłość ukochana i miła małżonka czytając to moje pisanie, nie będzie żalić starca i sił mych, a chociaby i życia dla obrony rzeczypospolitśj i chrześcian. Toż ta pociecha będzie sercu memu. Tu w obozie mym, jakby jakowy rokosz powstał, tak się rycerstwo spiknęło, by na własną zgubę, i chcą koniecznie odchodzić od sprawy, że onych ledwo uhamować mogłem. Skinderbasza i Gałga nie chcą już wiedzieć o układach, i gotują się dać sta nowczą bitew. Przetoż nie turbuj się w. miłość najukochańsza małżonko, Bóg czuwać będzio nad nami a chociabym i poległ, toż ja stary i na usługi rzeczy pospolitćj już nie zdatny, a pan Bóg wszechmogący da, że i syn nasz, miecz po ojcu wziąwszy, na karkach pohan zaprawi, i chociaby tak było jak rzekłem,
11 pomści się krwie ojca swego. Nu wypadek juki bądź zalecam w. miłości najukochańszej małżonce miłość dla dziatek, pamięć na me zwłoki, bo je styrałem ku usłudze rzeczy pospolitej. . . Co pan Bóg chce z swój łaski dad, niech się stanie; a wola jego ś. będzie nam miłościwa do ostatka życia naszego; z tym mnie modlitwom i łasce w, miłości najukochańszej jejmci polocam, i dziatki nasze na pana Boga pamiętać upominam. W obozie pod Cecorą die 6' Octobris 1620. Jejmć do zgonu kochający małżonek i ojciec Stanisław Żółkiewski hetman wielki koronny." Nazajutrz obawy Żólkiowskiogo się ziściły. W obec co raz gwaltowniój nacierającego nieprzyjaciela, w obec uciekania ciurów obozowych na wszystkie strony — tabor posuwać się nie mógł — można się było spodziewać ostatniego szturmu i zguby. Rozkaz w zdemoralizowaniem wojsku nie mógł się spo dziewać posłuchu: radę zwołać należało. Różniły się idania: czy zmiejszyć tabór wozowy czy uciekać taborem konnym. Taborom konnym zwało się powiązanie koni w wielkie półkole, jeźdźcy zsiadali i gnali konie przed sobą, ochraniając się w ten sposób przed natarczywością nieprzyjaciół. Zwyczaj ten kozacki zwano także batożeniem. Za konnym taborem wbrew hetmanowi oświadczyła się rada podwładnych. Żółkiewski zsiadł z ko nia i na znak, że ginąć chce z innymi, przebił go szablą. Co uczynił hetman, nie uczyniło wojsko zdemoralizowano: skoro konio od wozów odprzągnięto, każdy dosiadał pierwsze go lepszego i gonił ratując życie. Garsztka walecznych sto pniała z 500 na kilkunastu. Podawano Żółkiewskiemu konia: Nio wsiędę na konia, rzekł, miło mi przy was umierać, niech Bóg wyrok który uczynił kończy! Gdy husarz Złotopolski gwał tem wsadził sędziwego starca na siodło, — nadbiega jakaś garstka walecznych, koń Żółkiewskiego porywa starca. . . . Tu urywają się wiadomości — hetman dzielił prawdopodobnie losy tój garstki do śmierci. — Ramię jego raz jeszcze podniosło miecz i miecz z ramieniem odleciał od cięcia—drugi zamach zadał mu cios śmiertelny. Głowa odcięta, jak niegdyś głowa Warneńczyka na oszczepie Tatara — rusza do Iskander baszy— ten szlo ją w upominku sułtanowi aby zdobiła pałac Pady szachów.
12 Miejsce, gdzie hetman głowę położył odnalazła dla serca swego i pamięci history i żona Żółkiewskiego i ozdobiła po mnikiem— taż sama Żółkiewska, która swym listem: C i t o citissimo — jako prawdziwa małżonka rycerza, skłoniła T. Zamojskiego do zaciągów przeciw napadowi Tatarów i przeszko dziła żo czambuły tatarskie, mniejszą niż się obawiać można było, szkodę w granicach Rzpltćj sprawiły. Takim to sposobem trafność swojćj polityki, głębokie prze konanie o trudności przedsięwzięcia przypieczętował śmiercią zwycięzca w tylu bitwach. W tśjżo samćj sejrnowćj sali, gdzie hetman usprawiedliwiał się z zawartego w Jarudzo traktatu— w listopadzie 1620 r. wśród głuchego milczenia przytomnych oddawał T. Zamojski pieczęć i buławę zmarłogo. Obudziło się w narodzie sumienie, sejm odznaczył się dawno niewidzianą zgodnością. Skąpi zwykle posłowio uchwalili pobór, zaciągnię cie pożyczki — liczni kandydaci do buławy i pieczęci spokoj nie znieśli zatrzymanie wakansów, dopóki krew Żółkiewskiego pomszczoną nie będzie. Karol Chodkiewicz h. w. lit. sławny z żelaznego rygoru, który w wojsku utrzymywać umiał, miał stanąć na czelo wójsk Rzpltśj. Rozesłano poselstwa po Europio — do dalekiej Anglii nawet jeździł Jerzy Ossoliński. Polska przez zimę r wiosnę 1621 r. stała się jednym wielkim, gotującym si^ do wojny obozem. Rezultat tych przygotowań wszakże nie przenosił 40,000: drugie czterdzieści, rzecz to głęboko przyszłe dzieje objaśnia jąca, dostawił Konaszewicz hetman Zaporoża. Tureckie wojsko, „gdzieś widział Azyę i Afrykę, mieszkańców z nad Eufratu i Nilu ruszonych" dochodziło ogromnśj na onczas liczby 300000 żołnierza. Nigdy, odkąd Polska stała, taka potęga turecka niezagroziła jój granicom. Rok przedtem byłaby ona zwycięzki swój sztandar zatknęła na murach Krakowa, teraz śmierć het mańska upamiętała wszystkich — a najsilniejszą Polski wa rownią stał się człowiek którego już niebyło między żyjącemi! Jakoż o ile buta, zuchwalstwo, lekkmyślność garstki ry cerstwa cechuje wyprawę cecorską, o ile o miedzę graniczy w nićj, jak to zwykle bywa, przemądrzanie wodza i zapał walki na oślep z buntem i strachem panicznym, o tyle chocimska wyprawa jest wzorem roztropności i zręcznego użycia mniej szej siły przeciw ogromowi. Pozbywszy się szybko myśli o spo-
13 tkaniu nieprzyjaciela w wstępnym boju, zataczają głównodowo dzący Chodkiewicz i S t . Lubomirski obóz pod twierdzą chocimską a przebieg wojny jest oblężeniem, pełnśm szczęśliwych wy cieczek i utarczek z nieprzyjacielem. Cala to Iliada walk, któ rych krótkość czasu opisywać niepozwala, a w którój kolejno, niby królowie Homera, odznaczali się Lubomirski i Chodkiewicz, Ale ksander Sapieha i Piotr Opaliński, Mikołaj i Prokop Sieniawscy, Wajer wojewoda chełmiński z piechotą, niemiecką, Teofil Szemberk z armatą — Konaszewicz z kozakami swemi. Wśród boju nieustają układy o pokój , prowadzone za pośrednictwem Wewellego Włocha przoz Jakóba Sobieskiego, dyplomatę pol skiego obozu. Ale niechciała Opatrzność aby ta dzielność i zręczność sama dunk odniosła. Jeżli wojsko^ Osmanowe srogich od niewczasu, braku żywności i napadów
doznawało klęsk — zazie-
rać począł i do polskiego obozu głód i choroby. Na wielką bo leść rycerskiego serca przechorował całą wyprawę królewicz Władysław którego ojciee na ciężką wysługę publiczną nieposkąpił. Uległ śmiertelnej chorobie sam wódz wyprawy stary Chod kiewicz
a o to tyle ceniono magiczną s i l ę rygoru starca —
że zatajono śmierć jego i w jego imieniu prowadził komendę Lubomirski.
Ale
w
jednćj szczególniej
okoliczności, pokazał
B ó g miłosierną rękę nad llzecząpospolitą. W chwili gdy mię dzy wysilonemi wojskami
stawał traktat, traktat przypomina
jący we wszystkiem warunki w Jarudze opisane, będący zatem jedną więcój który
rehabilitacyą Żółkiewskiego, — traktat wszakże
Polskę i Chrześciaństwo
od
zguby
ratował — w tćj
chwili mówię — zwleczenie o jeden dzień, przerwanie układów na kilka godzin — przypuszczenie jednego szturmu więcćj — było śmiertelnem bo poradna zresztą intendentura obozu niespostrzegła, że proch jest już niedoużycia — że w obozie jedna już tylko explodującego prochu — beczka, pozostała.... Takie są dzieje — dwóch
pamiętnych wypadków histo-
ryi naszój, Cecory i Chocimia. Do odległój należą już one prze szłości — a przecież jak każdy przemawiają do pokolenia.
ustęp dziejów głosem wielkim
Wypadki dziejowe: to niby łuska
coraz nowa, w którą się jądro, dusza narodowa odziewa: jeżeli zewnętrzna
ich strona różna jak okoliczności, które na stwo
rzenie jój wpływały, to wewnętrzna zawsze
jedna, jak zawsze
14 jednym, nieprzerwalnym jest indywidualizm narodowy. Patrzący na łuskę, machają, ręką i mówią: To nas nioobchodzi, patrzący w treść widzą te same objawy i toż same przyczyny, pocho dzące z nieprzerwalności narodowego indywiduum. Dla nich boleść Żółkiewskiego jest boleścią, która żyje dotąd, oni w głębi narodowej duszy, widzą złe które się, złożyło na Cecorę i dobre które się złożyło na Chocim!... Czśm rachunek sumienia dla człowieka — tóm rachunek z dziejami dla narodu. Ale nie ten, który się chwycił jednego oderwanego prądu w przeszłości naszćj i uczynił go piedesta łem własnego dzisiejszego widzimisia politycznego, nie ten, który zasiada jako sąd nad zmarłemi i rzuca na groby przod ków kamień potępienia, który ostracyzm z żyjących przenosi na zmarłych i na odwrót, ale ten, który czyni, że czujomy się odpowiedzialnemi za przeszłość, że w sobie szukamy metamsykozy historycznej złego, aby go w sobie i innych wytępić, że w sobio szukamy tych przyschniętych dzisiaj ku dobremu skrzydeł, aby podnieść siebie i spółeczeństwo. Obudzeniem takiego sumienia powstają narody z gruzów, godzina ta kiego powstania jest w naszćj ręce, zależy od nas samych! W najstraszniejszćj doli ona jest bliską, jak bliskim każdego człowieka jest obranie dobrej drogi a porzucenie z łój — z niój jako z gorczycznego ziarnka ewangelii, strzela roślina przyszło ści, zwrót ku lepszój doli, zwrot ku odrodzeniu. Najprzyehylniejsze wypadki miną bez skutku, jeżli tego zwrotu niema, najgorsze dadzą się przetrwać, jeżeli się obronną ręką na jaw wydobędzie, dlatego, niech nam wolno będzie zakończyć słowo nasze dzisiajsze gorącćm życzeniem: Po Cecorze klęsk naszych daj nam Panie ducha ojców naszych, który pozwolił wytrzymać atak barbarzyństwa — w wałach fortecznych strzeżonych karno ścią poradnością, odwagą i łaską Bożą!
Prelekcya niniejsza niemogła dać pola do krytycznego traktowania rzeczy. Skoro wszakże, w skutek życzenia komitetu bratniej pomocy idzie do druku, chcemy podnieść tutaj jednę bodaj kwostyę a mianowicie kwestyę topograficznego położenia obozu Cecorsluego.
15 Baliński pisząc swoje studyum o cecorskićj wyprawie po starał się o zasiągnienie wiadomości na miejscu: kładzie tśż obóz Żółkowskiego między l'rutem i Żyżyją po prawym brzegu Prutu, trzymając się miejscowości,
zwanśj Cecora i tradycyi,
że pod Cecorą stał obóz Jana Zamojskiego w r. 1595. Tymczasem p o l a c e c o r s k i e sięgają w pojęciu
Pola
ków 1 6 2 0 r. tak daleko, że jeszcze G Pażdźiernika pisze het man: „ W obozie pod Cecorą". Cecorskich obozów Zamojskiego zaś jest dwa, jeden między Prutem i Jassą, gdzie wałów niesypal, ale „obyczajem polskim'' taborem z wozów stanął i drugi, gdzie Zamojski dowiedziawszy się o zbliżaniu Kazi-Giraj chana, „okopał się wałami" na drugim brzegu Prutu, połączony mo stem (przez Prut) z Jassami z kąd żywność dostawał. „Ogro mna tutaj rozwija się równina, pisze Heidenstein którśj jednak z dwóch stron P r u t bronił, a którą z dwóch innych rowami i szańcami umocnił hetman." (llel. Szemb.) Jeżeli zatóm Żółkiewski wały starego obozu Zamojskiego poprawiać kazał, mógł to czynić tylko z wałami owego dru giego obozu, a więc po lowym brzegu Prutu. Nigdzie też nio ma wzmianki, aby hetman stając w cecorskim obozie za Prut się przeprawiał albo opuszczając obóz tę rzekę przebywał. „12-Sept. przed świtem w stawszy, szło wojsko trzy mile dobre Deli doliną samą i przeszliśmy tę dolinę a z południa już co pierwsze pułki stanęły na Cecorze, na starym Imc Pana Zamojskiego okopie." Ucieczka Graziana, Kalinowskiego, Chmieleckiego i Ko reckiego za Prut i plan
uchodzenia Zapruciem
wtedy tylko
się tłumaczy. „Obiecywał Grazian pewne przez Prut i przez Bukowinę przejście." (Rei. Szemberka P . Żólk. 5 7 5 ) „ A l e którzyby się chcieli jako najprędzej deklarowali, iż
w domu
niechcą t a b o r e m ,
widzieć, z tćrn się
ale po Zapruciu
konno
uchodzić, niemając respektu ani na chorych ani na piechotę, ani na tak wiele synów szlacheckich,
których
przyszło odbie-
żeć, zaraz na rzeź albo na łup nieprzyjacielowi." (List do Zam. Baliń. 299) „ 2 9 Sept. Wywiódł nas (pisze Szemberk) hetman z Cecory. Tu zaraz obstąpili niem
na około
nas poganie i ustawicznym najeżdża
prowadzili całą noc, O północy
przechodząc, mieliśmy
Deli dolinę
przez r z e k ę trudną i zabawną prze-
16 prawę, na której mordował nas poganin bardzo i siła wozów, ludzi i koni uroniło się." Że t a rzeka niebyła Prutem świadczy text zaraz po cyto wanym następujący: „Równo z słońcem przyszliśmy d o P r u t u dwie mile wołoskie polmi
uszedłszy, a poganie nas tśż obstą
pili, by nas znieść." Widocznie chciano Polaków rzucić na P r u t i udało się tśź zwrócić ich ku Prutowi gdzie walną bitwę Jan czarom dać przyszło, zanim sobie dalszą drogę „ku Mohylowu od P r u t u otworzono." Już 1 9 Września mieli Turcy ten za miar. „Noc czarna wątpliwą bitwę rozjęła, choć bardzo pogań stwo usiłowało naszych do Prutu zagnać." Wejrzenie na specyalną mapę Mołdawy i Bessarabii na reszcie, potwierdza ostatecznie nasze spostrzeżenia. Znajdziemy tam Cecorę na prawym brzegu między Prutem a spływem Zyzyi z Bachlujcem a mała przestrzeń między temi rzekami niepozwala
przypuszczać, aby się
na niój mogły
rozwinąć siły
Skinderbaszy. P o l e w y m brzegu nad rzeczką Maro leży osada Cecoranów, powyżej zaś osady Kyrszty, Untin, Manditesz, Kodastich, przez które idzie gościniec w dolinę rzeczki D e l i , po lewym brzegu do Prutu wpadającej, gościniec, którym Żół kiewski mógł kroczyć ku rzece D e l i , przez którą „ciężką miał przeprawę." Dodać
tu winniśmy
że
hetmańska
droga
pod Cecorę
z pod Soroki na rzekę Kajnarę, Kobołtę, Ileut, wzgórza Mogury, Czuluki i Deli dolinę jest po dziś dzień komunikacyjnym gościńcem między
Jassami a Jampolcm.
Wracał zaś hetman
drogą ku Otakom i Mohilowu, przechodzącą dzisiaj pod Naduszytą rzekę Kobołtę. Tyle dla sprostowania opisów cennych zresztą monogra fii M. Balińskiego i Dr. Xaw. Liskego.
-r ^
*«0O°
'
i
A n hi ';u'. DfC U)'Ua,
Ą
5. 0X15-
- 45*«UT.
Biblioteka Narodowa Warszawa
30001019257851