EPITAFIUM (^(^.^¿^i±^i^t±K...
22 downloads
51 Views
10MB Size
EPITAFIUM (^(^.^¿^i±^i^t±K<±K(^(±K(±^(^<±>:(^(^<±K<±K(x^<^x:
G dyby K inga C hoszcz u ro d z iła się jak ieś trzy d zieści la t wcześniej, ok reślo n o by ją m ian em „h ip isk i”, „dziecka-k w ia tu ”. K ochająca w olność, pokój, lu d zi i p rzy ro d ę, boj k o tu jąca w spółczesny k o n su m p c jo n iz m d o sk o n ale w pisyw ałaby się w koncepcję ru c h u hipisow skiego. Świat p o z n a ł ją jak o Kingę „F reesp irit” - nie tylko d latego, że jej w łasne n azw isk o o k az ało się tru d n e do w ym ó w ien ia d la licznych przyjaciół i zn ajo m y ch z róż nych kontynentów . „F reesp irit” to w d osłow nym tłu m a c z e n iu „w olny d u c h ”. To o so b a n iezależn a, z w łasnym i p o m y słam i n a życie, p o d ąż ająca w łasn ą dro g ą, za głosem swojego su m ie n ia i p o w o łan ia. N iew ąt pliw ie K inga była ta k im „w olnym d u ch e m ”. P o rzu c iła p o sad ę n a uczycielki ang ielsk ieg o w szkole n a rzecz realizo w an ia swojej p a sji - p o z n a w a n ia św iata. U w ażała, że życie szczęśliw ego człow ieka p olega n a tym , żeby żyć najlepiej ja k tylko się d a, „bez w ieszania p op rzeczk i z b y t w ysoko”. P rag n ien ie p o d ró ż o w a n ia o g arn ęło K ingę ju ż w szkole średniej. W w ieku la t 18 sam o d zieln ie w y b rała się au to sto p e m do Irla n d ii P ółnocnej. P óźniej każd eg o la ta je ź d z iła po E uropie ja k o wolonta riu sz k a . W reszcie p o jech ała p rzez Polskę i Turcję a u to sto p e m do In d ii i N e p alu - krajów sw oich m arzeń . W racała p rzez Chiny, K a z a c h sta n , Rosję... P o d ró ż - a w łaściw ie w ty m p rz y p a d k u jej PIERW SZA WYPRAWA - trw a ła osiem miesięcy.
W 1998 ro k u K inga zam ierzała wziąć udział w rowerowym rajdzie pokoju, k tó ry m iał zacząć się w Kanadzie, a zakończyć dwa lata póź niej w Japonii. Stało się jed n ak inaczej: sp o tk ała R ad k a Siudę („Cho p ina”), k tó ry chciał przewędrować św iat n a piechotę. Zm ienili więc plany i razem wyruszyli autostopem w podróż dookoła świata, która trw ała aż pięć lat, W 2004 roku otrzym ali za n ią najbardziej presti żową nagrodę podróżniczą w Polsce - „Kolosa” w kategorii: podróże. Kinga prow adziła dziennik wyprawy, n a podstaw ie którego napisała polską i angielską wersję książki „Prowadził nas los”. Po pow rocie K inga n a p isa ła w sw oim d z ie n n ik u : Wiem, że dla mnie to jeszcze nie koniec podróży. Został jeszcze jeden, ostatni, olbrzymi, być może najtrudniejszy kontynent - Afryka. W reszcie, w p a ź d z ie rn ik u 2005 ro k u , w yruszyła. W Afryce speł n ia ła swoje kolejne m arz en ia. P rzem ierzała p u sty n ię n a w ielbłą dzie, p ro w a d z iła terenow e a u to po b ezdrożach, p o zn a w ała kolej nych lu d zi. D u ż o czasu sp ę d z a ła z dziećm i. Baw iła się z n im i, fo to g rafo w ała, o rg an izo w ała d la n ic h w arsztaty i k o n k u rsy rysow a nia. K ażdy d zień zapisyw ała w sw oim p a m ię tn ik u , a kiedy u d a wało jej się czasem znaleźć kafejkę internetow ą, zam ieszczała n a swojej s tro n ie najśw ieższe relacje, k tó re z z a p a rty m tch em śledziły tysiące in te rn a u tó w nie tylko w Polsce, O ta rg a c h dzieci-niew olników w W ybrzeżu Kości Słoniowej d o w iedziała się przypadkiem , z przew odnika. R ozpytyw anie w śród m ieszkańców zaprow adziło ją do b a ru zatru d n iająceg o nieletnie dziew czynki-niewolnice. Je d n ą z nich, 11-letnią A kuę, u d ało się w y kupić za 50 dolarów i zawieźć do jej rodzinnego d o m u w wiosce w G hanie. I w łaśnie ta m K inga z a p ad ła n a w yjątkow o ciężką o d m ianę m a la rii - m alarię m ózgową. P om im o dobrej opieki szpital nej i w sp arcia wielu ludzi, choroba okazała się śm iertelna. K inga „Freespirit” zm a rła 9 czerwca 2006 roku. Z a swoją p o d ró ż do Afryki zo stała u h o n o ro w a n a w 2006 ro k u N a g ro d ą S pecjalną „K olosów”. Z tej o sta tn ie j w ypraw y p o z o sta ło m n ó stw o zdjęć oraz p a m ię t n ik i i w pisy n a stro n ie internetow ej. D ojrzalsze, będące ju ż nie
tylko zw y k łą blogow ą rejestracją zd a rze ń , ale op isu jące rów nież ludzi, m iejsca, b arw y czy sm aki... To n a ich p o d staw ie p o w stała książk a „M oja A fry k a”, za k tó rą w 2009 ro k u K in g a o trz y m a ła n a grodę im . A rkadego F iedlera - B ursztynow ego M o ty la - p rz y zn a w a n ą za n ajlep szą książk ę p o d ró ż n ic zą. N ag ro d ę o d e b ra ła w p o d p o z n a ń s k im P uszczykow ie w d o m u -m u z e u m A rk ad eg o Fiedlera m a m a au to rk i, K ry sty n a Choszcz. N iedaw no o k az ało się, że K in g a p isała d z ie n n ik ta k ż e w ro k u 1995 po d czas swojej w ypraw y do In d ii i N epalu. Są to zap isk i sp o rz ąd za n e w zeszycie, n a bieżąco, czasem w p o śp iech u . W sc h ro n i sku, w po ciąg u , n a d a c h u d o m u , w k tó ry m a k u r a t się z a trz y m a ła n a nocleg, n a sch o d a ch św iąty n i; często p rzy św ietle świecy lub w b lask u księżyca, bo w gó rsk ich w io sk ach nie było elektryczności. Z p ew nością o n a sam a p rzy g o to w ałab y ten te k s t do d ru k u ja koś inaczej. Być m oże u z u p e łn iła , p opraw iła, zm ieniła... My w ydajem y go w takiej form ie, w jakiej go o trzym aliśm y. To h o łd złożony niezw ykłej p o d ró żn iczce. Pierwsza, ja k ż e w ażn a wy praw a, k tó ra o tw o rzy ła jej życie n a po d ró że, a jed n o cz eśn ie o sta t n ia k siążka, zam y k ająca p isarsk i d o ro b e k Kingi. Z apiski w zeszytach... K inga nie p lan o w ała tego p u b lik o w ać w tedy jeszcze n ie w iedziała, że b ęd zie p isark ą. Nie w ied ziała też, że stan ie n a jed n ej półce zT o n y m H a lik iem i A rkadym Fiedlerem . P a trz ą tera z n a m n ie z góry w szyscy troje. I n aw et sobie P ań stw o nie w yobrażają, ja k a to o d p o w ied zialn o ść być w ydaw cą k o goś, k to p a trz y n a ciebie... sta m tą d . W O JCIECH CEJROWSKI
WSTĘP
Azja. G órskie kró lestw o N e p a lu 1, p u sty n ie indyjskiego Rad ż a s ta n u , lodowce tajem n iczeg o P ak istan u . B uddyjskie k la sz to ry w H im alajac h , p alm y kokosow e, b o se dzieci, m agiczne św iąty n ie, w ąskie z a tło c zo n e uliczki, św ięte krowy... O siem m iesięcy azjatyckiej włóczęgi. Bez b iu ra p o d ró ż y czy w ielkich pieniędzy. L ądem . S to p e m , pociągiem , ciężarów ką, n a w ielbłądzie a lb o rykszą. Ten p a m ię tn ik jest p ró b ą u ch w y cen ia i u w ieczn ien ia cząstk i m ojej przygody, s p o tk a n ia z ty m fascynującym , o d leg ły m św iatem . N o tow ane co d zien n ie, n a bieżąco, opisy zd arzeń , m iejsc i s p o tk a nych ludzi po w stały w n ajp rzeró żn iejszy ch m iejscach: w pociąg u , n a p u sty n i, n a d a c h u tan ieg o h o te lik u czy w h in d u sk iej św iątyni. Nie są one w sta n ie o d d ać w szystkiego, co p rzeży łam , n a pew no je d n a k przy b liżą k lim a t tej niesam ow itej wyprawy. Nepal.., M oja obsesja. Nie w iem naw et, czy to o d n ied aw n a, czy m oże od zaw sze ch ciałam ta m pojechać. Mały, gó rzy sty kraj p o m ięd zy In d ia m i a Tybetem . W iększość lu d zi nie wie naw et, że tak i kraj istnieje. D laczego Azja? D laczego w łaśnie N epal? M oże kiedyś się dow iem . W róciłam w łaśnie z Irlan d ii. N ie n a d łu g o je d n a k . W łaściw ie tylko po to, aby przepakow ać plecak i ruszyć. P oza ty m Polska jest m niej więcej p o d ro d z e z Irla n d ii d o N epalu. i M onarchia w Nepalu została zniesiona dopiero w 2008 roku.
W N e p alu najpierw jadę n a obóz, a p o tem zobaczę. Dziś dopiero d o s ta ła m info -sh eet z SCI2. D o niedaw na n ik t w całym SCI nie wie dział, a n i kiedy się te n obóz w N epalu zaczyna, an i co ta m będziem y robić. T eraz ju ż wiem. 15 p aździernika. Czyli b a rd zo niedługo. In form acje n a te m a t m iejsca i pracy są dość oględne, a adres i nazw i sko osoby, do której m a m się zgłosić oraz w skazów ki do jazd u prawie nieczytelne. To nic, to jest dopiero w stęp do całej wyprawy. N a jtru d n ie js z a spraw a - ja k ta m się dostać? O d jakiegoś czasu czynię b ard ziej lub raczej m n iej sk u teczn e s ta ra n ia , aby się czegoś n a te n te m a t dow iedzieć. O czyw iście w ykluczam b ez p o śred n i sa m olot: je s t tak i, z W ielkiej B ry tan ii, i kosztuje p o n a d 1000 d ola rów. In n e wyjście to d ro g a lądow a. Gdy m ówię, ze chcę jech ać do N e p alu być m oże przez cały teren ZSRR, ludzie dziw nie n a m n ie p atrz ą. K ierow ca tira, z k tó ry m w ra cała m z Irla n d ii, m ów ił, że n a j dalej byl w Ałm a-Acie (h m m m , K a zac h sta n jest całk iem niedaleko N epalu). R az i nigdy więcej. - D zicz n ie do o p isa n ia - m ów ił. - T am trze b a by m u r w ybu dow ać, w iększy od chińskiego, i nie w pu szczać n ik o g o an i nie wy puszczać. W ten sp o só b wszyscy d o d a ją m i otuchy. Jestem w ty m m om encie zu p e łn ie zakręcona. Z atlase m w rę k u ro zw ażam jed n o cześn ie k ilk a m ożliw ości. J e d n a m niej re a ln a o d drugiej: 1. Przez Rosję, to znaczy re p u b lik i p o strad ziećk ie, czyli tirem do M oskw y, dale) jakoś p o ciąg a m i czy a u to b u s a m i do T ybetu i z T ybetu d o N epalu. P om ijając wszelkie k lim a ty Rosji, głów ną p rz eszk o d ą jest u zy sk an ie w izy chińskiej, niem ożliw e bez jak ieg o kolw iek p ap ieru z Tybetu. A sk ąd ja m a m go wziąć? 2. Przez Rosję do In d ii i z In d ii do N epalu. N iestety, po d ro d z e jest T ad ż y k ista n , A fg a n ista n i P ak istan . P om ijając spraw y wizowe, są to tereny ciągłych walk. 2
SCI (Service Civil International) - organizacja zajmująca się między innym i wysyłaniem wolontariuszy na międzynarodowe obozy pracy. Info-sheet - informacja o obozie, wysyłana do mających wziąć w nim udział wolontariuszy, zawierająca adres obozu, wskazówki, jak tam dojechać itd.
3. L ądem do T asz k en tu lub A lm a-A ty i s ta m tą d ja k im ś ta n im sam o lo tem do In d ii, jeżeli ta k ie sa m o lo ty istn ieją. N iestety, now o o tw arte w G d a ń sk u b iu ro A e ro fio tu jest ciągle z a m k n ię te , chociaż napis n a d rz w iach m ówi, że o tw arte. 4. Przez T urcję, Ira n , P a k ista n , In d ie do N epalu... 5. S tatk iem . Byłoby to być m o że najlepsze wyjście. P y tan ie tylko, czy jak iś sta te k m n ie zab ierze i ile ta k a p o d ró ż po trw a. W przyszłym ty g o d n iu o d p ły w a ja k iś h in d u sk i sta te k do In d ii, we w to rek za ty d zień m ogę p o g ad a ć z k ap itan e m . P o ju trze p o jad ę też do b iu ra P olskich L inii O ceanicznych w G dyni. Zobaczym y... W tym czasie m a m m asę in n y ch rzeczy do zro b ien ia: zaszcze pić się n a cholerę i tężec, załatw ić w izę in dyjską (n ep alsk ą z a ła tw i łam ju ż w Londynie), nap isać m asę listów, odw iedzić znajom ych... K upiłam now y śpiw ór - niestety, dość duży, ale b a rd z o lek k i i p o d o b n o ciepły. M a m też ju ż czeki p o d ró ż n e i zaśw iad czen ie o s ta nie zdrow ia.
«
§¡$2 ^gg^iggegigro
w pw s
liii
NEPAL - niewielkie państw o położone na południow ych sto
M
skiej dynastii M aila, Dźajasthitiego (ok. 1380-1400), któ ry m.in. skodyfikow ał system prawny, wprow adzając rygory styczny podział kastowy. Po przegranej „w ojnie granicznej”
kach Him alajów, pom iędzy Chinami a Indiami. Jego powierzch nia wynosi 147 191 km 2 (mniej więcej połow a te ryto riu m Pol ski). Stolicą je st Kathm andu, liczące około 550 tys. mieszkań ; BS; ta l
z wojskam i Kom panii W schodnioindyjskiej w XIX wieku Ne pal otrzym ał rezydenta brytyjskiego i u tra cił o ko ło 1/3 te rytoriu m . W 1923 roku W ielka Brytania uznała suweren
ców. Nepal je st znany z M o u n t Everestu, z pięknych krajobra zów oraz spektakularnych w idokó w Himalajów. Jest to także miejsce urodzenia Buddy. O ficjalnym językiem je s t nepali, w y wodzący się z sanskrytu, ale poza nim używa się jeszcze po
ność Nepalu, zachowując je dnak w p ływ
nad 50 języków. Flaga Nepalu je st jedyną flagą państwową, nie będącą czworokątem . D w a tró jk ą ty sym bolizują Himalaje oraz ■^ iii
W 1990 roku weszła w życie now a kon stytu cja w p ro w a d za ją ca dem okrację w ie lo p a rty jn ą , a kró l p rzyją ł funkcję m o
dwie religie: hinduizm i buddyzm. N arodow ym kolorem Nepalu
narchy konstytucyjnego. Sześć la t później m aoistow ska Ko m unistyczna P a rtia Nepalu rozpoczęła w ojnę lu d o w ą w imię „społecznej sp ra w ie d liw o ści” . W o jn a trw a ła do 2006 roku i p o ch ło n ę ła kilkanaście tysięcy o fia r. Szacuje się, że o ko ło 70 tysięcy osób było zm uszonych porzucić swoje d o m o stw a. 28 m aja 2008 roku Zgrom adzenie N arodow e o fic ja l nie zniosło m onarchię i p ro k la m o w a ło federalną republikę dem okratyczną.
Nazwa „N e p a l” zaczęła się pojawiać w i l l wieku p.n.e. Zgod
B
mi
rządy.
W 1951 roku Nepal sta ł się m onarchią ko nstytucyjną .
jest karm inow a czerwień.
iM
na jego
nie z je dną z legend, K otliną Kathmandu rządził król Nemnuni, przez poddanych nazywany „N e ” . O taczał ich troskliw ą opieką, czyli „p a l” . A więc „N e p a l” m iał oznaczać „k ra j pod opieką króla Ne” . Inna legenda głosi, że je st to przekształcona nazwy ludu Newarów, a jeszcze inna - że znaczy ona „D o m W ełny” , czyli kraj bogaty w owce, jako że „n e ” , to po tybetańsku „d o m ” , a „p a l” to wełna. N iektórzy wyw odzą także nazwę „N e p a l” od tybetańskiego słowa „n ia m p a l” , oznaczającego
K
Nepal należy do najbiedniejszych i najmniej rozw iniętych państw św iata, gdzie je dna trzecia ludności żyje poniżej gra nicy ubóstw a, a analfabetyzm sięga 5 0 procent. W ynika to przede wszystkim z izolacji spow odow anej niekorzystnym po łożeniem geograficznym . Nepal je s t krajem rolniczym , upra w ia się głów nie ryż, kukurydzę, pszenicę i trzcinę cukrową.
„św iętą ziemię” . fm
Pierwsze wzm ianki o Nepalu pojaw iły się w Kronikach W anśawali z końca XIV wieku, spisanych w sanskrycie oraz języku newarskim. Jest w nich m owa o pierwszej, mitycznej dyna stii G opala i panującej po niej dynastii Mahisapala. W III w.
!
D o 1951 roku w łaściw ie nie istn ia ł żaden przemysł. Na skutek
p.n.e. Nepal został p o d b ity przez władcę Indii Aśokę, od ll w. p.n.e. pozostawał w zależności od sąsiednich państw, w tym
w yw ołanych przez m aoistów niepokojów zanikł ruch tu ry styczny, będący głów nym źródłem dewiz. Turyści je d n a k po w racają do Nepalu, ponieważ przyciąga ich gościnna i przy
o d
ja zna natura jego mieszkańców, kierujący się zasadą: „gość rów ny Bogu” .
m
l i * ¡8 SSfeiliiiiMisil Ili® ,
mm
Mii i i
1-6 PAŹDZIERNIKA 1995
POLSKA •
B yłam w czoraj w W arszaw ie w a m b a sa d z ie In d ii po wizę. P o d o b n o zam iejsco w y m w ydaje się ją w c iąg u jed n eg o d n ia . N iestety, n ie było a k u r a t u rz ę d n ik a , k tó ry w ydaje wizy. D ro b iazg . M uszę p rz y je ch ać ponow nie. Je ste m ju ż za to z a szczep io n a, b o lały m n ie p o tych szc zep ien iach p rz ez jak iś czas ręce, ale ju ż m i przeszło. Z PLO nic nie w yszło, nie p o sia d a ją s ta t ków p asa żersk ic h . W ygląda n a to, że będę m u s ia ła jech a ć lądem . K u p iłam w W arszaw ie k sią ż k ę odlotow ego fa ceta o jego p o d ró ż y do In d ii (E di P yrek „N iech cały św iat m yśli, że je ste m szalony, czyli d o In d ii za 30 d o la ró w ”). B ard zo p o d n o s z ą c a n a d u c h u , szczeg ó ln ie w sy tu acji, k iedy c a la ro d z in k a p rzek o n u je m nie, abym zrezygnow ała. Da.lej p rzy g o to w u ję się do w yjazdu. D e n ty sta , o k u lis ta (nowe o k u la ry - nie chcę m yśleć, co by było, gdyby z b iła m i się m o ja je d y n a p a r a gdzieś p o ś ro d k u nep alsk ieg o b uszu), A e ro flo t (nie byli m i w s ta n ie u d zielić in fo rm a c ji n a te m a t ta n ic h przelotów ), n a d m a n g a n ia n p o ta s u (do o d k a ż a n ia w ody pitnej), le g ity m a c ja PTSM (zawsze m oże się przydać), od w ied zin y znajom ych, tysiąc in n y ch spraw... R o d z in k a ju ż p an ik u je, kiedy m ówię, że chcę w yruszyć p o ju trz e ran o . C hoć ciągle m n ie przekonują, żebym w szystko jesz cze raz p rzem yślała, ja w iem jedno: nie zrezygnuję n a pew no. Co m a się stać - i ta k się stanie. W ierzę, że będzie ta k ja k ze w szyst k im i m o im i p o p rz e d n im i w ypraw am i po Europie: gdy m o cn o cze goś chcę i w coś wierzę, n a pew no to osiągnę. N ie wiem , co to jest,
to, co m nie c h ro n iło i p ro w ad ziło d o tej pory, ale czuję, że jesz cze m n ie nie o p u ściło i m u szę jech a ć w łaśnie teraz, gdy nie jestem jeszcze n a tyle s ta ra (lub o d p o w ie d n io d o ro sła i o d p o w ied zialn a), by w im ię zdrow ego ro z są d k u zo stać w dom u. Z o stać w d o m u i ta k jak w szystkie „ n o rm a ln e ” dziew czyny w m o im w ieku zn aleźć sobie pracę, m ęża, założyć do m , ro d z in ę , gotow ać obiadki... „Lepiej żyć je d e n d zień ja k tygrys n iż sto d n i ja k ow ca” - przy słowie n ep alsk ie z k siążk i E diego P yrka. Ju tro jadę! C zas najwyższy. B yłam dzisiaj jeszcze n a ro z d a n iu dyplom ów w m o im collegeńi. M ilo było sp o tk a ć się i jed n o cześn ie pożegnać ze w szystkim i. Z d ro g i m orskiej nici. B yłam w M orskiej Agencji G dyńskiej. S ta tk i - ow szem , są. P o siad ają n aw et k ab in y p asażersk ie, z ty m że k o sztu je to tyle, co po b y t w ek sk lu zy w n y m h o telu , a b iorąc p o d uwagę dłu g o ść rejsu, jest to k ilk a k ro tn ie droższe n iż sam o lo t. Za łap an ie się n a sta te k w z a m ia n za p racę (chociażby szo ro w an ie p o kładu) je st w ykluczone. Cóż, o k azuje się, że n ajw yraźniej p isa n a jest m i d ro g a lądow a. W iem , że nic nie dzieje się bez przyczyny. Co m n ie n a tej d ro d z e sp o tk a? J u ż w k ró tce się p rz ek o n am . J u tro ru szam . D ziś w k o ń c u ten dłu g o oczekiw any dzień. W y ru szam . Z ciągle jeszcze m ę tn y m pojęciem którędy, ja k i czym. N iew ażne. Czuję, że w szystko będzie dobrze. Pierw szy etap m ojej wielkiej p o d ró ż y w y gląda dosyć p ro zaicz nie. P o ran n y ekspres z G d a ń sk a do Warszawy, Pierw sza rzecz: a m b a sa d a Indii. W niosek wizowy, k ilk a zdjęć, p a sz p o rt. Przyjść po p o łu d n iu . P rzychodzę. N a szczęście d o staję wizę bez problem u. I to n a sześć miesięcy, i to za d a rm o . N iestety, a m b a s a d a p a k is ta ń sk a o raz ira ń s k a są ju ż z a m k n ię te , m u sze przyjść ju tro . U siłując z z a ło ż en ia (i z konieczności!) wydawać ja k n ajm niej pieniędzy n a tę wypraw ę, pró b u ję znaleźć jak iś n iek onw encjo n aln y nocleg. Pom ysł p o d su w a m i m ijany po d ro d z e k laszto r. P u k a m n ieśm iało do drzw i. O tw iera ja k a ś n iew rażliw a n a losy p o dróżującego bliźn ieg o z a k o n n ic a i stanow czo tłu m aczy , że nie m a m iejsca, że to nie ho tel i ta k dalej. P rzychodzi ja k a ś w ażniej
1
17 |
szą ra n g ą sio stra, z a p ra sz a m n ie do śro d k a. Pierw sza sio stra m ilk nie zaw sty d zo n a. T ak więc n a tę pierw szą noc m ojej p o d ró ż y m a m sp o k o jn y d ac h n a d głową. A m b a sa d a P a k ista n u . Sym patyczny p a k is ta ń s k i u rz ę d n ik przez p rz y stą p ie n iem do fo rm a ln o śc i p ro p o n u je m i p a k is ta ń s k ą h erb atę (z d u ż ą ilością m lek a i cu k ru ) i h e rb a tn ik i. O kazuje się, że n o rm a ln ie czeka się n a wizę trz y dni. T łu m aczę, że się spieszę, że nie jestem z W arszawy, że m uszę... P an Z a h id Ali rozum ie. M ówi, że zrobi w szystko, co w jego mocy. Jest je d e n problem . U rz ęd n i kowi, k tó ry w ydaje wizy, u ro d z iło się dziecko. Nie w iadom o, czy w ogóle dzisiaj przyjdzie. Ali dziw i się, że chcę jech ać do P a k ista n u sam a. O p o w ia d a m i trochę o tym kraju. P rzy c h o d zą do pracy k o lejni urzęd n icy , ciągle je d n a k nie m a tego najw ażniejszego, o d wy d a n ia wizy. Pow ierzam A lernu w ypełnione fo rm u larze, zdjęcia i p a sz p o rt, p o czym , uzyskując zapew nienie, że będzie się sta ra ł, idę się przejść. W racam . Jest ju ż p a n o d w iz, o trzy m a ! m oje d o k u m en ty d o ro z p atrze n ia . M a m przyjść za g o d zin k ę. W k o ń cu o trz y m uję p a s z p o rt z u p ra g n io n ą p a k is ta ń s k ą wizą. Co praw d a tylko tran z y to w ą, do dw óch ty g o d n i, ale to w zu p ełn o ści p o w in n o m i w ystarczyć. T eraz tylko jeszcze w iza ira ń sk a . O k azu je się, że nie je st to ta kie „tylko”. Jad ę do innej części m iasta, o d n ajd u ję jak o ś b u d y n ek am basady. O toczony p ło te m z z a m k n ię tą b ra m ą . C hyba nie czynne. D zw onię. Po pew nym czasie w ychodzi p a n , k tó ry dziw iąc się lekko, w y jaśn ia m i rzeczowo: - W izę? D o Iran u , tak? Proszę w ypełnić te fo rm u larze; w płacić n ależn o ść (rów now artość 50 dolarów ), dołączyć cztery fotografie w ch u ście n a głowie i przyjść najw cześniej za m iesiąc. N a n ic z d a ją się m oje tłu m a c z e n ia , że tyle ab so lu tn ie nie m ogę czekać. K ażde p o d an ie w izow e w ysyła się do T eheranu, ta m je st ono ro z p atry w a n e i przesyłane z pow rotem tu ta j. Bez szans. Nie wiem , co m a m robić. Jestem z a ła m a n a , ale nie p o zostaje m i nic in nego, ja k po p ro stu ruszać. M oże u d a m i się u zy sk ać wizę n a g ra nicy. Jak o ś to będzie. T ak więc, nie tracąc czasu, jad ę dalej. N a p o łu d n ie. Tym razem sto p em . Pierw szym z a trz y m a n y m pojazd em je s t olbrzym i tir, ja dący p ro sto do K rakow a. W aldek, kierow ca, nie m oże uwierzyć,
kiedy m ów ię, d o k ą d się w ybieram . S am zjeździł tire m całą E u ropę Z a c h o d n ią o raz część Rosji. O p o w ia d a n iesam o w ite historie. Rosję - k tó ra do n ie d a w n a była w a ria n te m m ojej tra sy - n azy w a „D zikim i P o la m i” lub „krajem kurw y, w ó d k i i s z a ta n a ”, a o s ta tn io tylko „k u rw y i w ó d k i”, bo naw et s z a ta n s ta m tą d p o d o b n o uciekł. Przekonuje ran ie, żebym zrezygnow ała. W k o ń cu daję m u telefon. U m aw iam y się, że za d zw o n i za ro k , żeby spraw dzić, czy w ró ciłam i czy jeszcze żyję. Kraków. S ch ro n isk o m łodzieżow e. O dlotow e, m ię d z y n a ro dowe tow arzystw o. Śpię w jed n y m p o m ieszczen iu z g ru p ą H isz panów , z p a rą A nglików , z ch ło p ak ie m z K alifo rn ii, ze śm iesznym C zechem i z B elgiem w ybierającym się w łaśnie do In d o n ezji. M ie szają się naro d o w o ści, języki, opow ieści. Nie jestem sam a.
6-9 PAŹDZIERNIKA
SŁOWACJA, WĘGRY, RUMUNIA
G ra n ic a polsko-słow acka, Chyżne. P rzyjechałam tu s to p em i m am nadzieję, że ta k też się s tą d w ydostanę. W ym y śliła m sobie, że najlepiej byłoby złapać jakiegoś tira ja d ą cego p ro s to do Turcji, R o zm aw iałam z kierow cam i nielicznych cze kających n a odpraw ę ciężarów ek. N iestety, ż a d e n nie jedzie naw et m niej więcej w k ie ru n k u Turcji. Oczywiście, n a w jazd do Polski czeka c a ła kolejka tirów z całego św iata. Co m a m robić? P ozostają m i osobow e. W śród tych n a to m ia s t jest dosyć m ały ru ch . P rzew aż nie o b ład o w a n i, jad ąc y gdzieś nied alek o P olacy lub w racający do siebie Słowacy. P róbuję m im o w szystko. N a w szelkie m ożliwe autostopow iczow skie sposoby. W ybieram dobre m iejsce. Stoję. M a ch am . R obię nap is n a k aw ałk u k a rto n u . P odchodzę, pytam . Nic.... Robi się coraz później, p o z a tym strasz n ie chce m i się pić, a p rz ezo rn ie w y d ałam dziś w K rakow ie o s ta tn ie złotów ki, aby nie wozić ich n iep o trz eb n ie przez pó ł św iata. Stoję a k u r a t p rzed k a n torem . N ie m ogę się pow strzym ać. W ym ieniam jed n o d o laro w y b a n k n o t i w p o b lisk im sk lep ik u kupuję d u ż ą b u telk ę w ody m in e ralnej. G aszę p rag n ien ie i dopiero teraz do m n ie dociera: nie wy je ch a łam jeszcze z kraju, a ju ż wydaję dolary. Co będzie później? I czy w ogóle będzie jakieś później? M oże z o sta n ę ju ż n a zawsze n a polsko-słow ackiej granicy? Z rezygnow ana sia d a m n a ziem i. S ia d am i czekam , co się po p ro s tu wydarzy. G dy praw ie tracę ju ż resztk i nad ziei, n a d c h o d z i w k o ń cu rozw iązanie. A raczej n ad jeż d ż a - p o d p o sta c ią sym patycznego A nglika zm ierzającego sw oim czerw onym fordem p ro sto d o B u d ap esztu . Jestem u ra to w an a, Co
praw da to nie Turcja, ale je st p o d ro d z e, a najw ażniejsze - że się w k o ń cu s tą d w ydostanę. Je ff wyznaje, że nigdy nie bierze autostopow iczów . S am nie wie, dlaczego teraz się zatrzy m ał. Daje m i w szystkie m ap y i atlasy. Będę pilotować. Cieszę się, że m ogę się n a coś przydać. Przydaję się też jako tłu m a cz, gdy zatrzym uje n as słow acki policjan t za przekrocze nie prędkości. D alej ju ż spokojnie, bez większych p rzygód jedziem y przez pięk n ą Słowację. Późnym p o p o łu d n ie m przek raczam y wę gierską granicę i w ieczorem jesteśm y w m ały m m iastecz k u p o d Bu dapesztem , gdzie zatrzym ujem y się n a noc u znajom ych Jeffa. Sym patyczni Węgrzy, pyszna kolacja, w sp an iały prysznic. Le żąc w łóżku, pod su m o w u ję dzisiejszy dzień. P o m im o tru d n eg o p o cz ątk u n a granicy, nie jest źle. Jed en d zień - trzy kraje. Ju tro n a stępny, M oże następne? W k ażd y m razie - najpierw R u m u n ia . Nie jest to kraj cieszący się najlepszą sławą. Zwłaszcza u n as n iezbyt m iło się kojarzy: skulone, żebrzące n a ulicy i dw orcach postacie z g ru p k ą b ru d n y ch dzieci. Jak będzie tu taj? Przecież wszyscy R u m u n i nie m ogą ta k wyglądać. Tak m ało wiem o ty m kraju... T rochę jestem cie kawa, a trochę się obaw iam . Ale teraz nie m am ju ż chyba wyboru... W staję dziś wcześnie. P rzede m n ą kolejna g ra n ic a d o p o k o n a nia. Ż eg n am się z je ffe m , a jego przyjaciele p o d w o żą m n ie n a drogę w yjazdow ą w stro n ę R u m u n ii. Bez w iększych p ro b lem ó w za trzy m uję kolejne sam ochody, w k o ń c u ja k iś m in ib u s p ełen w ęgierskich i ru m u ń sk ic h stu d e n tó w zawozi m n ie n a sam ą g ranicę. D łu g a k o lejka o g ro m n y ch tiró w z całego św iata. K tóryś z n ich m u si p rze cież jechać do Turcji. Idę w z d łu ż kolejki. Z aczy n am gdzieś z p o c z ątk u , nie u śm iech a m i się k ilk u n a s to g o d z in n e czek an ie n a o d prawę. P atrzę n a rejestracje, s ta ra m się w ybierać w m ia rę p o rz ą d n ie w yglądających kierowców, p o d ch o d z ę, p ytam . O k azu je się, że w iększość kończy tra sę w R u m u n ii, część jedzie do B ułgarii, część do Grecji. Kierowcy z przeróżnych s tro n Europy. P oro zu m iew am y się za p o m o c ą dziw nego zlep k a różnych języków i m apy. Jedynie ze szk o ck im kierow cą m ogę się sp o k o jn ie dog ad ać po angielsku. N iestety, nie jedzie o n w m o im k ie ru n k u . W iększość tłu m a c z y m i coś o w ielkim p a rk in g u d la tiró w p o d B uk aresztem , sk ą d p o d o b n o bez p ro b lem u zn ajd ę tra n s p o r t p ro sto do Turcji. D ecyduję
się w k o ń c u n a p o d ró ż z m ło d y m C h o rw a te m ja d ą c y m w łaśnie n a ten p ark in g . C h o rw a t m ów i tylko po sw ojem u o ra z całkiem nieźle p o w łosku. N a szczęście w y n io słam coś z m oich p o d ró ż y po E u ro pie, ta k że sp o k o jn ie się dogadujem y. D o p iero po chw ili d o ch o d z i d o m n ie a b s u rd a ln o ś ć sytuacji: P o lk a z C h o rw a te m n a g ran icy w ę g iersk o -ru m u ń sk ie j ro z m a w iając a p o w łosku... W reszcie odpraw a. N ie jest to takie proste, przejechać tirem przez granicę. Tysiące papierów, d o kum entów , kontrole, celnicy, pieczątki. Jesteśm y w k o ń cu p o ru m u ń sk ie j stronie. C horw at zaprasza m nie n a obiad do p rzygranicznej restau racji i t u przeżyw am lekki szok. Nie w zw iązku z restau racją, a z m o im kierow cą, k tó ry daje m i do zro zu m ienia, czego ode m n ie oczekuje za podw iezienie do B ukaresztu... Źle trafił. Z ab ieram z kabiny plecak, zo staw iam oniem iałego C hor w ata, o d chodzę. Co ja tu w ogóle robię? Jestem sam a. W R um unii. Z araz zacznie się ściem niać. Po co m i to było? Tylko spokojnie. Przecież nie w szyscy kierow cy są tacy. Teraz ju ż nie m a m w y boru. Pieszo nie pójdę. M uszę próbow ać jeszcze raz. J e d n a k w idzę, że w iększość kierow ców szykuje się do z o s ta n ia tu n a noc. Pew nie, k to by jeźd z i! p o R u m u n ii nocą. Z agaduję je d nego faceta. N iem iecki T urek. B ardzo się m n ą przejął. S am nie je dzie do T urcji, ale m a kolegę. Kolega n ie d łu g o tu będzie. K o n tak tuje się z n im p rzez CB radio. P rzyjedzie dziś w nocy i z ra n a w y ru sza p ro sto do Is ta m b u łu . Nie m ogę uwierzyć. Byle tylko o k az ał się p o rz ą d n y m człow iekiem . Ten wydaje się w p o rz ą d k u , n a im ię m a Loke, je s t zu p e łn ie łysy i b a rd z o sym patyczny. - G dzie będ ziesz dziś spać? - pyta. - N ie wiem... Z ap rasza m n ie więc do kabiny. M a dw a łóżka. N a u c z o n a d o św iad czen iem u s ta la m pew ne rzeczy n a sam ym p o c z ą tk u . O k, n a wet m n ie nie d o tk n ie. W p ro w ad zam się więc d o śro d k a . C zęstuje m n ie so k iem p o m a ra ń c z o w y m i o p o w iad a o Turcji. S zu m y i trza sk i radia. O tw ieram oczy: kierow nica, siedzenia, szyby, za szy b am i znajom y p ark in g . Loke w ykrzykuje coś przez ra dio telefo n . Tak, jestem w k ab in ie tira , n a ru m u ń s k ie j granicy. Z a raz w y ru szam . Przez R u m u n ię n a p o łu d n ie. I dalej n a w schód. D o Nepalu?...
Czas wstawać. Po skrom nym , ś n ia d a n iu z b a n a n ó w i h e rb a tn i ków m ała przeprow adzka. P akuję śpiwór, zab ieram plecak i Loke prow adzi m nie do swojego przyjaciela, k tó ry m a zawieźć m n ie aż do Turcji. O kazuje się, że przyjaciół je s t dw óch, w dw óch olbrzym ich ciężarów kach. Niem ieccy Turcy: M u sta fa i D żan. Z ostaję przydzie lona M ustafie, że g n am się z Loke, ruszam y. S uniem y sobie powoli ze w zględu n a jak o ść tutejszych dróg, podziw iając ru m u ń s k ie k ra jobrazy. Dosyć biednie w yglądające w ioski, m iejscam i więcej wo zów konnych n iż sam ochodów . D ziś niedziela, w idać podążających tłu m n ie do kościoła, odśw iętnie ubran y ch ludzi. W iększość kobiet i dziew czynek w długich, kolorow ych sp ó d n icach i ch u stach . Pom iędzy w ioskam i niewiele się dzieje, poza tym , że powoli, ale system atycznie pogarsza się sta n dróg. M u stafa jest sympatyczny, ale za bardzo sobie nie pokonwersujemy. Z n a tylko k ilk a słów ła m a n ą angielszczyzną, ja jeszcze m niej po niem iecku, nie w spom inając o tu reckim . W czesnym p o p o łu d n iem zatrzym ujem y się n a p ark in g u n a lunch. Nie w iedziałam , że tiry z b o k u naczepy m ają specjalną wnękę do przechow yw ania jedzenia oraz lodówkę. M oi towarzysze podróży są świetnie zaopatrzeni, a poza tym doskonale gotują. N a turystycz nej kuchence przyrządzają m ak aro n z p ik an tn y m sosem tureckim , ja pom agam im zrobić sałatkę. Rozkoszujem y się posiłkiem , ła d n ą p o godą, krajobrazem . N ikom u nigdzie się nie spieszy. Jedziem y dalej. C oraz wolniej. Tutejsze drogi nieczęsto pozw a lają przekroczyć pręd k o ść 50 k m /h . Niewiele się zm ienia. T a sam a droga, te sam e pola, gdzieniegdzie wioski. Po p a ru g o d zin ac h za trzym ujem y się znow u. O kazuje się, że n iedługo się ściem ni. M u stafa tłum aczy, że po zm ro k u n ik t tu nie jeździ: ru m u ń sk ie drogi, Cyganie, m afia... W p o rząd k u . Idziem y z M u stafą i D żan em do przydrożnej, parkingow ej, zadym ionej restauracyjki. Jem y ogór kow o-pom idorow ą sałatkę, ja k iś dziw ny biały ser, w in o g ro n a. M oi kierowcy są w sw oim żywiole. Ju ż o d dw óch g o d zin rozm aw iają z in nym i kierow cam i, jed zą, piją... Biorę o d M u stafy kluczyki i idę spać. P rzeraża m n ie pow olność n aszeg o p rzem ieszczan ia się. Z robi liśm y dzisiaj ok o ło trz y stu kilom etrów . N a m apie to praw ie nic. Nie chcę n aw et m yśleć, ile zajm ie m i ta cala p o d ró ż do N epalu. Z resztą ile czego? D ni, ty g o d n i, miesięcy?... Zobaczym y. W k aż dym razie ju tro w stajem y o piątej ra n o , aby w yruszyć sk oro świt.
W leczem y się pow oli ju ż d ru g i dzień. M ustafie tem p o naszego p rz em ieszcz an ia się zdaje się n ie przeszkadzać. W ręcz przeciw nie, zawsze je s t zadow olony. A d la m n ie to praw dziw a lekcja cierpli wości. D roga, pola, w ioski. C zasem p o stó j w przydrożnej knajpce, o s ta tn io p rz y sta n ek n a z m ia n ę koła. P rzed B u k are sztem d ro g a as falto w a z m ie n ia się w coś (tru d n o to nazw ać drogą) z nierów no p o u k ła d a n y c h i m ak sy m a ln ie p o d ziuraw ionych betonow ych płyt. C ala k a b in a n iebezpiecznie się trzęsie, w szystko w niej d rg a i p o d skakuje. P ręd k o ść s p a d a do około 20 k m /h . N o ale zawsze to jakieś uro zm aicen ie. P o d w ieczór przybyw am y n a g ran icę ru m u ń sk o -b u łg a rsk ą . D o jej p rz ek ro c zen ia - oprócz d o k u m e n tó w - k onieczne o k az u ją się za ch o d n ie papierosy, alk o h o l i ta k dalej. M u sta fa w yjm uje o p a k o w anie przyw iezionych w ty m celu z N iem iec papierosów i hojnie o b d ziela po kolei w szystkich celników . P rzepuszczają gładko. P ro blem pow staje w m om encie, gdy k o ń czą się papierosy i jak iś celnik dostaje z a m ia s t tego colę. K rzyczy coś niezadow olony, ale colę za biera i w k o ń cu n a s przepuszcza. P rzepraw iam y się p ro m em przez D u n aj - do B ułgarii. N a n ajb liższy m p a rk in g u zatrzym ujem y się n a nocleg. P rzed tem je d n a k sp ęd z am z M u s ta fą i D żan em p arę g o d z in w m alej miejscowej knajp ce d la kierowców. M a m okazję p o zn a ć życie kie rowców tiró w o d drugiej strony. W szyscy stan o w ią je d n ą w spól notę. W tej knajpce wszyscy się znają. Po ciężkim d n iu za kółkiem czas n a za słu ż o n y odpoczynek. Jedzą, piją jak iś b u łg arsk i alkohol, gadają, d o b rze się baw ią. S am i m ężczyźni. M u s ta fa jak b y o d g a duje m oje m yśli i. zapoznaje m n ie z dw iem a m ło d y m i B u łg ark am i p racu jący m i tu taj. S iadają p rz y m o im sto lik u , w ypytują m n ie o w szystko, d ziw ią się, że ta k podró żu ję. Jedyny n a sz w spólny język to ła m a n y rosyjski, ale jak o ś się dogadujem y. J e d n a jest w m o im w ieku, d ru g a m ło d sza, obie w yglądają sporo starzej. Po pew nym czasie p rz ep ra sz ają m nie, m u s z ą iść się przebrać. Z a pó l godziny p rzy ch o d zą. O d m ien io n e, z o stry m m akijażem , w obcisłych s p ó d n iczk ach . Z aczynają pracę. P arkingow e p ro sty tu tk i...
10-12 PAŹDZIERNIKA
BUŁGARIA, TURCJA
Bułgaria. Niewiele się różni o d R u m unii. Podobne drogi, p o dobne krajobrazy, p o d o b n a prędkość przem ieszczania się. je st je d n a k sporo m niejsza i dzisiaj m am y p o d o b n o dotrzeć do Turcji. Nie przypuszczałam , że p o d ró ż do Turcji m oże tyle zająć. A utokarem daw no bym ju ż tam była. Myślę jed n ak , że w ten sposób więcej zobaczyłam i dośw iadczyłam , nie m ówiąc ju ż o kosztach. Po p o łu d n iu rzeczyw iście przybyw am y n a g ranicę. T utaj bez w iększych p roblem ó w za dziesięć d o laró w wklejają m i d o p asz p o rtu tu re c k ą wizę. N a stę p n e dziesięć w y m ien iam n a tu reck ie liry. D ostaję ich około pół m ilio n a - o sza ła m ia ją ca k w ota, ale nie jest to p o d o b n o zb y t wiele. O trz y m u ję za d a rm o ró żn e m ap y i p rze w o d n ik i tu ry sty czn e. K u ltu ra, z u p e łn ie in n y kraj. Po ok o ło trzech g o d z in a c h s ta n ia n a g ran icy w jeżd żam y do Turcji. T urcja - to ju ż b rzm i egzotycznie, ch o ciaż jak n a razie egzotyki nic nie zap o w iad a. W ręcz przeciw nie, w szystko jest o wiele b a r dziej cyw ilizow ane i zeu ro p eizo w an e n iż w dw óch p o p rz e d n ic h krajach, Pierw sza rzu cająca się w oczy z m ia n a to jak o ść dróg. Sze rokie, w ielopasm ow e, z g ład k im , n ie p o d ziu ra w io n y m asfaltem . Świeci słońce i w szystko wydaje się o wiele bardziej o p ty m isty czn e, Jedziem y w stro n ę Ista m b u łu . Z aczy n an i wierzyć, że n apraw dę ta m dojedziem y. Ista m b u ł, T am n ap raw d ę zaczy n a się Azja3. T ak 3 Istam buł jest jedynym miastem na świecie, położonym na dwóch kontynentach; część znajdująca się po zachodniej stronie Cieśniny Bosfor należy do Europy, część po stronie wschodniej - do Azji.
1 ■mm "■" •« •i-iiiN M i i Mii.n i ■■iiw - r t i
-----
25
ą
więc dzisiaj b ędę w Azji - m y ślam i w ybiegam n ap rzó d ... T eraźniej szość je d n a k w k ró tce sp ro w a d za m n ie n a ziem ię i po raz kolejny p rzek o n u ję się, że nie w a rto się spieszyć czy planow ać. Lepiej brać w szystko ta k ja k jest i cieszyć się k a ż d ą chw ilą, u n ik n ie się w tedy ro zczarow ań. Przybyw am y do jakiegoś m ałego m iasteczka, podjeżdżam y do w a rsztatu sam ochodow ego. M u sta fa zn ik a gdzieś z m ech a n ik am i w p o p lam io n y ch u b ran iach . Siedzę w kabinie, czekam . W racają, M u stafa m ów i, że to trochę po trw a. Nie m a jakiejś części. R ozum iem , że m a m się nie denerwować. Z ostaniem y tu n a noc. Spokojnie, ju tro n a pew no ruszym y. Niecałe 200 kilom etrów o d Istam b u łu ! N a d zisiaj nici z Azji. Idę w obec tego się przejść. Zobaczę przy n ajm n iej coś in n eg o n iż tylko o g lą d a n e o d k ilk u d n i dro g i i przy d ro ż n e knajpy. O kazuje się je d n a k , że m iasteczk o ja k m iasteczko, całk iem europejskie, tylko z t ą ró żn icą, że z a m ia st kościołów są tu m eczety, a nieliczn e kobiety c h o d z ą w c h u sta c h n a głowie. Jeszcze jed en szczegół: w szystko tu ta j - ulice, restauracje, sklepy - z d o m i n o w ane je s t przez m ężczyzn. K obiet praw ie nie m a, a te, k tó re wi dać, p rzew ażn ie n o szą zakupy. Z a k ła d a m n a głowę chustę, zd ej m uję b u ty i w ch o d zę do jed n eg o z m eczetów, o tej po rze praw ie p u stego. D o p iero tu ta j czuję in n ą tro ch ę tajem n iczą atm osferę. W ieczorem idę oczyw iście z M u sta fą i D ż a n e m d o m ałej re s ta u racyjki, gdzie, ja k zwykle, sp ęd z am y k ilk a go d zin . O lb rzy m i w y b ó r tu re c k ic h potraw , ale niestety, w iększość je st d la m n ie n ie d o stęp n a, b o nie jem m ięsa. Z ro zpaczony M u sta fa k u p u je więc p rz e różne sa ła tk i i owoce. O m aw iam y p la n n a ju tro . M u sta fa p o g o d ził się ju ż z m yślą, że m am z a m ia r przejechać s a m o tn ie p rzez całą T u r cję do Ira n u . O św iadcza m i je d n a k , że ab so lu tn ie, p o d żad n y m p o zorem nie m ogę jeździć w T urcji stopem . A ju ż n a pew no nie z kie row cam i tirów . O n ju ż tego dopilnuje. Ju tro będzie jeszcze m u siał zo stać w w arsztacie, nie w iad o m o zresztą ja k dłu g o , ale jego kolega przyjedzie p o m n ie ran o oso b o w y m sa m o ch o d e m i zawiezie m n ie do Is ta m b u łu . Nie, nie n a a u to s tra d ę w jazdow ą, n a dw orzec a u to busowy. Bo au to b u sy są tu ta j tanie. B ardzo w cześnie ran o ż e g n a m się z m o im i n ie z a p o m n ia n y m i kierow cam i, z k tó ry m i p rzejech ałam przez trz y kraje. T ak ja k się
t
26 #
um ów iliśm y, ich tu re c k i kolega w iezie m n ie do Is ta m b u łu . O lbrzy mie, w ielom ilionow e m ia sto z n iezliczo n y m i m e cz etam i i zabyt kam i. N a pew no w a rte bliższego p o z n a n ia , ja je d n a k nie m a m n a to czasu. Jadę do N ep alu . O g lą d a m więc je tylko zza szyby sa m o chodu. P rzejeżdżam y przez w ielki m o st. Jestem w Azji! C iężko ja koś w to uwierzyć. Przyjaciel M u s ta fy z a m ia st n a głów ny dw orzec au to b u so w y wie zie m n ie w ąsk im i u liczk a m i d o jak iejś dziw nej dzielnicy. T łu m y ludzi, m n ó stw o k ra m ó w i sklepików , n ap isy chyba we w szystkich językach św iata, n a n iek tó ry c h ta b liczk a ch rosyjski, n a n iek tó ry ch ch iń sk i, n a in n y ch polski. Z atrz y m u je się w m iejscu, gdzie jed n o przy d ru g im sk u p io n e są m in ia tu ro w e b iu ra podróży. W chodzim y do pierw szego lepszego i od tego m o m e n tu w szystko dzieje się w zaw ro tn y m tem pie: - A u to b u s do Iran u ? Nie m a sprawy, 20 dolarów . O d jeż d ża za półtorej godziny. Plącę gotów ką. M am bilet. To p ro stsze n iż k u p ien ie w G d a ń sk u b ile tu n a tram w aj. Tutejsze b iu ra oferują a u to b u sy w d o w o ln ą stro n ę św iata o k ażd ej porze. N ie p rz eszk a d za im , że nie m am irań sk iej wizy, nie w iem co z ty m fa n te m zrobić, ale pow oli uczę się nie m a rtw ić n a zapas. K upuję jak ieś owoce i chleb n a drogę, w racam p o d m oje biuro, je s t tu ju ż sp o ra g ru p k a ludzi. Turków ? Irańczyków ? N ie wiem. P o d jeżd ża m in ib u s . Nie jest to by n ajm n iej lu k su so w y au to k ar, ra czej coś w stylu n aszy ch daw nych „ogórków ”, ale jeszcze n a c h o dzie. R o zu m iem , że m a m p o p ro s tu to, za co płacę. S poro czasu trw a ład o w an ie b ag ażu , głów nie n a d ach . W k o ń c u je d n a k jeden z kierow ców sp raw d za bilety, ro z sa d z a w szystkich n a m iejscach i ruszam y. C iągle jeszcze nie m ogę o ch ło n ąć, ta k szybko w szystko się stało. Jedziem y. N a w schód, w stro n ę Iran u . C z w a rta n a d ranem . Ktoś d e lik a tn ie szarpie m n ie za rękaw: tea break. O tw ie ra m oczy. To siedzący obok m n ie Irań czy k . Jestem w a u to b u sie, ciągle jeszcze w Turcji, jad ę do Iran u . W łaśn ie za trz y m aliśm y się n a h erbatę. D laczego o takiej porze? N iew ażne. Wy ch o d zim y ro zp ro sto w ać kości, k to ś k u p u je m i h erb atę, k to ś czę stu je o rzeszkam i. P rzy g ląd am się m o im w sp ó łto w arzy szo m p o
I
27 #
1■ ’"H"—"1 IP WHm------n p
|f|W
dróży. Praw ie sam i Irańczycy, w w iększości m ężczyźni. Jako je dyna. s a m o tn ie p o d ró ż u ją c a dziew czyna o ra z je d y n a osoba spoza tego rejo n u w y ró ż n iam się tro c h ę z autobusow ego tłu m u , W zbu d z a m sp o re zain teresow anie. Ci, któ rzy m ów ią tro ch ę po angiel sk u ro zm aw iają ze m n ą, w y p y tu ją o w szystko, tłu m a c z ą resz cie pasażerów , oferują pom oc. Z ap o w iad a się ciekaw a podróż. Po k ró tk iej p rzerw ie p ak u jem y się wszyscy z p o w ro te m do a u to b u su i jedziem y dalej. Z n o w u w łączają sw oją s tra s z n ą m uzykę: tu re c k ą wersję n a szego disco polo. W szyscy w ydają się przy ty m do b rze bawić. D la m n ie o z n a c z a to koniec d rz em k i. Z resztą m oże i dobrze, bo z a czyna św itać i za o k n a m i pojaw iają się coraz to w spanialsze k ra jo brazy. Po o b u stro n a c h d ro g i niesam ow ite góry spow ite m głą, n a szczy tach ośnieżone. Aż szk o d a, że w ogóle była noc, s tra c iła m tyle pięknych widoków. W k a ż d y m razie pierw szą n o c m a m ju ż praw ie za sobą. P rzy p o m in a ją m i się p o cztów ki i zn aczk i, które k u p iła m w Istam b u le. O becnie są w m o im p leca k u n a d ac h u a u to b u su , do którego przez dwa n ajb liższe d n i nie b ędę m ia ła d ostępu. W ogóle nie chce m i się naw et myśleć, że p rzede m n ą jeszcze cały d łu g i dzień, noc o raz k o lejny d z ie ń w au tobusie. Aby tem p o było w ydajne, a u to b u s m a trz e c h kierow ców p ro w adzących n a zm ianę, ra k że jedziem y przez cały czas z k ró tk im i p rzerw am i n a p o siłk i i toaletę. N a razie nie jest źle. O g lą d a m k ra jobrazy, ro zm aw iam tro ch ę z siedzącym obok Irańczykiem . Ła m a n ą an g ielszczy zn ą za p ra sz a m n ie do siebie. M ieszk a w pięk n y m sta ry m m ieście Sziraz, W ogóle zap ro siła m n ie ju ż co najm niej p o łowa lu d zi z au to b u su : m ło d e m ałże ń stw o ze ślicznym niem ow lę ciem siedzące za m ną, sta rsz a p a ra za n im i, jed en b a rd z o k u ltu raln y Ira ń c z y k m ów iący św ietnie p o angielsku. Są b a rd zo m ili, nie w iem jeszcze, z którego za p ro sz e n ia skorzystam . N a razie nie m a m naw et irań sk iej wizy. Gdy d o w iad u ją się o ty m m o i w sp ó łp asa że rowie, są przerażen i. Z aczy n a się zacięta dyskusja, w szyscy coś m ó w ią, krzyczą, p lanują. Nie w iem , o co chodzi, O k azu je się, że a b s o lu tn ie nie je s t m ożliw e d o sta n ie wizy n a granicy, jedynie w a m b a sadzie. S zk o d a tylko, że nie w ied z ia łam o tym wcześniej, bo teraz ju ż tro ch ę pó źn o . Co m a m te ra z zrobić? A ta k ju ż w szystko dobrze
szło... N a ra tu n e k p rzy ch o d zą m i m o i au to b u so w i zn ajo m i. W szy scy chcą m i po m ó c, łącznie z d w o m a o tyłym i R o sja n a m i ze zło tym i zębam i. B urzliw a n a ra d a . W ym yślili. Jesteśm y tera z gdzieś p o śro d k u Turcji. N ied łu g o będ ziem y p rzejeżdżać p rzez o sta tn ie d u że m iasto n a d ro d z e do Ir a n u - E rz u ru m . T am p o d o b n o jest ira ń sk a am b asa d a. Szybko u z g a d n ia ją coś z kierow cam i. A u tobus z a trz y m a się n a p a rk in g u za m ia ste m . D a d z ą m i g o d zin ę n a za ła tw ienie sprawy. M iło z ich strony, ale n ie w iedzą chyba, że w Polsce przy d o b ry m szczęściu czeka się n a wizę około m iesiąca. M ów ią, żebym się nie m a rtw iła , p ó jd ą ze m n ą . I tu ta j staje się c u d (prze znaczenie? O p a trzn o ść? - coś, co n a d e m n ą zaw sze czuw ało, teraz też m n ie nie zawodzi): w śró d p asa żeró w zn ajduje się m ło d y m ęż czyzna, s tu d e n t medycyny, k tó ry tw ierd zi, że je st k u z y n e m k o n su la generalnego w tej am b asa d zie. M oże się uda. A m basada. Z z a w iąza n ą n a głow ie c h u s tą i z bijącym sercem w chodzę do śro d k a . S tu d e n t k aże m i w ypełnić w n io sek i w ogóle się nie odzyw ać. O n to załatw i. N ik t z resztą o nic m n ie nie pyta, bo tu nie m a zw yczaju ro z m a w ia n ia z kobietam i. C zek am niecier pliw ie n a k o ry ta rz u . Pól g o d zin y p ó źn iej „m ój” s tu d e n t w ręcza m i p a s z p o rt z w k lejo n ą wizą. Jestem u rato w an a! Co p ra w d a jest to tylko w iza tran z y to w a, n a pięć d n i, i k osztuje m n ie 50 dolarów , ale i ta k d o k o n aliśm y dziś niem ożliw ego. Teraz szybko do a u to b u su . C zasu jest m ało, bierzem y taksów kę, jedziem y n a p a rk in g za m iastem , kolejne 10 d o laró w d la tak só w k a rza . T ru d n o , niew ażne. W au to b u sie w szyscy św iętują m ój sukces. T eraz m ogę ju ż spokojnie jech a ć dalej. G ra n ica co raz bliżej, m am y d o trze ć ta m w nocy. Po d n iu p ełn y m w rażeń udaje m i się zd rzem n ąć . G dy b u d z ę się, za o k n a m i jest ju ż ciem no, a w śró d p a sażerów p an u je m ałe p o ru szen ie. Z b liżam y się do granicy. Wszyscy jed n o m y śln ie tw ierd zą, że m u szę się w zw iązk u z ty m przebrać. Z ajm ują się ty m kobiety. Sam e też ju ż ow inięte szczelnie czarn y m i c h u s ta m i i p ła c h ta m i, zabierają się za m nie. Z aw iązu ją m i n a g ło wie ch u stę o raz z a k ła d a ją c z arn ą , zak ry w ająca m n ie w całości pe lerynę zw an ą manto. Po czym , za p o śre d n ic tw em m ężczyzn - k o biety nie m ów ią t u po an g ielsk u - tłu m a c z ą m i, żebym p o d żad ny m p o zo rem nie p o k azy w ała się w Iran ie p u b liczn ie bez chusty, N ajw ażniejsze to m ieć za k ry te włosy. N ie p o w in n a m też p o k azy
wać się z m ężczy znam i, s a m a podróżow ać, a najlepiej to w ogóle nie być k o b ie tą albo zo stać w dom u. P o w in n a m to przem yśleć. N ie m a je d n a k n a to czasu. G ranica. Robi się stra sz n ie egzotycznie. W ielkie zam ieszan ie, w p o m iesz czen iach g ran iczn y ch koczuje tłu m kolorow ych p ostaci. N a p o d łodze śpią, jed zą, p iln u ją tobołów , kobiety z z a k ry ty m i tw arzam i k a rm ią dzieci, czekają. P o d o b n o to u ch o d ź cy z Syrii. O p ró cz tego Irańczycy, Turcy, w ielki kolorow y tłu m . I tu ta j m ój pierw szy b łą d - zafasc y n o w an a tą eg zo ty k ą w yciągam a p a ra t i robię zdjęcie. D o p a d a ją m n ie celnicy. G ran ica, fo tografow anie ściśle zabronione. C hcą m i skonfiskow ać a p a rat. Jak o ś im się je d n a k w yw ijam . M u szę bard ziej uw ażać. Z rezy g n o w an a siad am , ta k ja k wszyscy, n a p o d ło d z e i czekam . C zekam y ta k pól nocy. P o tem różne kontrole. P aszporty, wizy, pie czątk i. R ozład o w anie b ag a żu , szczegółow a k o n tro la. P rzed celn i k am i trz e b a o p ró żn ić k a ż d ą s z tu k ę bagażu. D ziw ią się, że nic nie przew ożę, w pisują do m ojego p a s z p o rtu zaw arto ść m ojego plecaka (oczywiście arab sk im i z n a c z k a m i - nie do od czy tan ia), w końcu p rzep u szczają. P rzesuw am y zeg ark i o 1,5 go d zin y d o p rz o d u . P ią ta ran o . Jestem w Iranie!
13-15 PAŹDZIERNIKA
IRAN
Iran. A d o k ła d n ie Isla m sk a R ep u b lik a Iran u . P ań stw o wy znaniow e. P aństw o, w k tó ry m k o b ieta m oże być a reszto w a n a za b ra k ch u sty n a głowie. P aństw o, z k tó reg o m u siał uciec Irańczyk, jak ieg o z n a ła m w Polsce, aby u n ik n ą ć p rz e śla d o w ań religijnych. N ie był m u z u łm a n in e m ... N a razie w szystko w p o rz ą d k u . D ziew iąta rano. S trefa p rzy g ra niczna. P oczątek trzeciego d n ia w au to b u sie. K tóraś z kolei p o li cyjna k o n tro la p a sz p o rtó w i bagaży. Z a k ażd y m ra zem o zn a cza to d łu ższy postój. Z a k aż d y m razem też, gdy w chodzi k o n tro la lub gdy ja chcę n a chw ilę wysiąść, m u szę przyw dziew ać p o życzone m i czarne szaty. N iew ażne, że jest u p a ł i że bez n ich jest w ystarczająco gorąco, w ażne, żeby być m a k sy m aln ie przykrytą, Jestem w lek k im szo k u k u ltu ro w y m . P oza ty m dają o sobie znać niew yspanie, zm ęczenie, gorąco o ra z ogólny n a d m ia r w rażeń . We d łu g b iu ra podróży, k tó re sp rzed ało m i bilet, p o w in n iśm y d ojeż d żać w łaśnie do T eheranu. O kazuje się jed n ak , że ja k w szystko d o brze pójdzie, d o trze m y ta m ju tro z ran a. Czyli jeszcze tylko jeden dzień i je d n a noc bez p ry sznica i sn u . D robiazg, Jed y n y m p o cie szeniem są m o i niesam ow ici w spółpasażerow ie. W łaśn ie odbyw a się b u rzliw a dyskusja bez m ojego u d z ia łu , jak , gdzie, czym i z kim najlepiej p o w in n a m jechać, aby m ieć ja k najlepszą i n ajb ezp iecz niejszą p o d ró ż. W ychodzi w k o ń cu n a to, że najlepiej w T eheranie w siąść w sa m o lo t p ro sto do P a k is ta n u , aby czym p rędzej opuścić ten kraj. Tego w łaśnie nie m a m z a m ia ru zrobić. M u szę w ykorzy stać w p ełn i m o ją cu d em zd o b y tą wizę.
W k aż d y m razie w T eheranie będę m ia ia gdzie się zatrzym ać. M am zap ro szen ie od sporej części auto b u so w eg o tow arzystw a. M yślałam o z a trz y m a n iu się u ro d z in k i m ilej p a n i z dzieckiem , je d n a k jej m ąż zbyt n a c h a ln ie próbuje m nie p rzekonać, żebym je c h a ła w łaśn ie z n im i, u niego n a pew no będę m ia ła najlepiej, jego d ru g a ż o n a nie będzie m ia ła nic przeciw ko, bo zakw ateruje m nie w lu k su so w ej w illi swojej m a tk i, gdzie m ieszk a też jego now a dziew czyna, a p o za ty m k u p i m i n a p o ż e g n a n ie b ilet n a sam o lo t p ro sto do In d ii. C hyba je d n a k nie skorzystam ... P rzerw a n a śn iad an ie. W przydrożnej re sta u rac ji m am okazję skosztow ać irań sk ieg o pieczyw a. W niczym nie p rz y p o m in a ono n aszeg o chleba, a idea naszej k a n a p k i nie jest tu w ogóle zn a n a. Jest to duży, cienki p ia t z sam ej m ą k i i wody, z którego o d ry w a się m ałe k aw ałk i i zagryza n im i in n e potraw y. C ałkiem niezłe. M in ęła jak o ś kolejna n o c w autobusie. O g lą d a m z o k n a w spa n iały w sch ó d słońca. Z b liżam y się d o T eheranu. D ecyduję się sk o rzy stać z zap ro szen ia n ajb ard ziej k u ltu ra ln ie w yglądającego ze w szystkich au to b u so w y ch Irańczyków . W jeżdżam y do stolicy. D u że, czyste, p rz e stro n n e m iasto. Gdyby nie p ostacie w czern i o raz p erskie n ap isy n a re k la m a c h i sklepach, m ogłoby u chodzić za praw ie europejskie. N a w ielk im p a rk in g u n a stęp u je rozład o w an ie a u to b u s u i n iekończące się p o ż e g n a n ia z resztą p asa żeró w .. W d o m u A sghara, m ojego go sp o d arza, w ita nas jego m ło d z iu tk a ż o n a z ich o śm io le tn im synkiem . N ie o k azuje naw et więk szego zd ziw ien ia n ieco d zien n y m gościem , b a rd z o serdecznie m nie przyjm uje. N iestety, w przeciw ieństw ie do m ęża, nie z n a an i słow a po an g ielsk u . D obrze im się pow odzi. A sghar je s t nieźle z a rab iają cym b izn esm en em , m ają duży, elegancko u rz ą d z o n y dom . M ogę w k o ń cu zdjąć chustę. Po tej długiej p o d ró ży m arz ę tylko o dw óch rzeczach: w ziąć prysznic i iść spać, M oje m a rz e n ia szybko się speł niają. P rysznic nigdy nie w ydaw ał m i się w sp an ialszy n iż teraz, po trzech d o b ac h w autobusie. T ak sam o jak łóżko z czystą pościelą. Po p o łu d n iu jedziem y n a zw iedzanie stolicy. N ajpierw do w iel kiego, p ięk n ie u trzy m a n eg o p a rk u z fo n ta n n a m i. Z u p ełn ie eu ropejski. Tylko te p o stacie w czerni... W szystkie kobiety w yglą d ają tu jed n ak o w o , z d a le k a m niej więcej ja k zakonnice, Ja w ty m
m om encie p o z a ob o w iązk o w ą c h u s tą zak ry w ająca w łosy jestem u b ra n a n o rm a ln ie i czuję n a sobie d ziw ne sp o jrze n ia w szystkich przechodniów . D opiero gdy idziem y w ieczorem d o m ecz etu , ow i ja m się szczelnie p o ży czo n ą m i c z a rn ą p łach tą. P o m im o , że cala się w n ią plączę i u tr u d n ia m i o n a n o rm a ln e p o ru sz a n ie , czuję się je d n a k lepiej n iż przyciągając uw agę o d m ien n y m stro jem . T utaj m usim y się rozdzielić. Idę z ż o n ą A sg h ara do sp ecjaln ie w yzna czonego w m eczecie p o m ieszc zen ia d la kobiet. O lb rz y m ia , b o g ato z d o b io n a św ią ty n ia robi n a m n ie w rażenie. P o g rąż en i w m o d li tew nym tra n sie ludzie, m o n o to n n ie recytow ane w ersety K oranu, niesam ow ity k lim a t. D zień upływ a m i n a ro zm o w ach z A sgharem i jed ze n iu , D ys k utujem y o tu tejszy ch obyczajach, m en taln o ści, k o b ietach , re ligii, K oranie. P o m im o że A sg h ar św ietnie zn a an g ielsk i, nie jest n a m łatw o się zro zu m ieć. Ja k k a ż d y praw dziw y m u z u łm a n in , o d pow iedź n a k aż d e życiow e p y ta n ie o d n ajd u je w ob jaw ien iu M a h o m e ta sp isan y m w K oranie. W ty m czasie jego ż o n a n ie u s ta n n e k rz ą ta się w k u c h n i. Po kolejnym p o siłk u oferuję p o m o c w zm y w aniu n aczy ń i p y tam , czy m o że ró w n ież A sghar m ó g łb y wyręczyć żonę. W yw ołuję ty m tylko rozbaw ienie. A sghar w sw oim życiu n i gdy jeszcze nie zm yw ał. O d czego w k o ń cu m a żonę? P o b rali się, gdy o n a m ia ła szesnaście lat. Było to, jak każe tradycja, m a łż e ń stw o aran żo w an e. Są k u z y n a m i. W Ira n ie m ło d zi lu d zie nie m ają okazji an i m ożliw ości z w łasnej in icjaty w y sam i kogoś p o zn ać. O d tej p o ry dziew czyna prow adzi d o m , g otuje w ychow uje syna. Wy chodzi głów nie po zakupy, czasem z m ężem do rodziny. Czy jest szczęśliwa? P roszę A sghara, aby ją zap y tał. Twierdzi, że nie m a p o trzeby. Przeciez k a ż d a ira ń s k a k o b ieta jest szczęśliwa... W ieczorem o g ląd am y telewizję. W yłącznie ira ń sk ą , b o zarów no z a c h o d n ie filmy, ja k i m u zy k a są tu zab ro n io n e jak o szerzące w ar tości n iezg o d n e z K oranem . D ziw nie tro ch ę w y gląda p re zen terk a w iadom ości w czarnej chuście n a głowie. O śm io letn i A m ir uczy m n ie liczyć p o p ersk u , ja jego - p o angielsku. Z A sg h arem ro bim y plan y co d o m ojej dalszej p o d róży, n ied łu g o koń czy m i się w iza. Chcę jech ać a u to b u sem w s tro n ę P ak istan u . A sg h ar nie chce o ty m słyszeć, bo niebezpiecznie, niew ygodnie, d łu g o . P o d o b n o
b a rd zo ta n ie są tu w ew nętrzne sam oloty, m o g łab y m polecieć p ro sto do Z a h e d a n u w p o b liż u p ak ista ń sk ie j granicy. Jedyny problem w ty m , że trz e b a rezerw ow ać b ilety z k ilk u ty g o d n io w y m w yprze d zen iem , a m o ja w iza za dw a d n i się kończy. O kazuje się, że sio s tra A sg h ara p racuje w lin ia c h lotniczych, więc je st szansa, że u d a się to jak o ś załatw ić. A sg h ar ju ż w czoraj do niej zad zw o n ił, z a n im jeszcze za częłam m yśleć o sam olocie. W ierzę, że czym kolw iek p o jadę, b ęd zie dobrze.
16-19 PAŹDZIERNIKA
PAKISTAN
Powoli przy zw y czajam się d o cudów . M am b ile t n a s a m o lot. B ilet, k tó ry k o sz tu je o k o ło sie d m iu do laró w , m n iej n iż ta k s ó w k a w Turcji. P o za ty m A sg h ar i ta k nie p o zw ala m i zapłacić. Jestem jego gościem . Z tru d e m też p rzek o n u ję go, że nie m u si ze m n ą lecieć do Z a h e d a n u , żeby p o m ó c m i w d a l szej d ro d z e. R a n o ż e g n a m się z jeg o ż o n ą i m ały m A m irem , a Asg h a r odw ozi m n ie n a lo tn isk o . N a p o ż e g n a n ie m ów i, żebym za wsze p a m ię ta ła , że „nie m a b o g a p ró c z A llach a, a M a h o m e t jest jego p ro ro k ie m ”. S am o lo t lin ii lo tn iczy ch Islam sk iej R ep u b lik i Ira n u . Trasa: Teh e ran -Z a h ed an , P a k ista ń sk a k o b ieta w śre d n im w ieku, o b o k k tó rej siedzę, z a m ie n iła się ze m n ą n a m iejsca, ta k że tera z m ogę p o dziw iać niesam o w ite w idoki z o k n a. O lbrzym ie, p u sty n n o -g ó rzy ste przestrzenie. Zero drzew, in n ej ro ślin n o ści czy zab u d o w ań . W szystko szaro-brązow e, p o za ty m spow ite lek k ą m glą. P o m im o całej m o n o to n ii tego k ra jo b ra z u ciężko jest o d erw ać o d niego w zrok. Z n o w u w szystko ta k szybko się stało i zn o w u bez m ojego u d ziału . D opiero co przybyłam do tego dziw nego k raju , do p iero co zaczęłam pozn aw ać lu d zi i ich ja k ż e o d m ien n e o d n aszego życie, a ju ż jestem w sam olocie lecącym w s tro n ę P a k ista n u . Z a chwilę kolejny kraj. Czy nie za szybko? J e d n a k m oja w iza nie p o zw ala m i z a trzy m ać się d łu żej w Iranie. W sam olocie serw u ją w łaśnie śn iad an ie . P a k is ta n k a zaczyna robić się rozm o w n a. D o Ira n u jeźd zi w interesach, teraz w raca w łaśnie do kraju. M ówi, że z Z a h e d a n u do g ran icy jeszcze jak aś
^
35
#
g o d z in a d ro g i. M o żn a się ta m d o stać tylko tak só w k ą . P roponuje w sp ó ln ą p o d ró ż , będzie tan iej. O koło p o łu d n ia z p u sty n n e g o k ra jo b razu zaczynają w yłaniać się jakieś zab u d o w an ia. L ądujem y w Z ah ed an ie. W w ielkim z a m ie szan iu o d n ajd u jem y jak o ś swoje bagaże. Ja m ój niew ielki plecak, m oja n o w a z n a jo m a tysiące toreb, pudeł, p ak unków . Nie p rzy p u sz czałam , że m o ż n a po d ró żo w ać z ty lo m a rzeczam i. Jej wydaje się to nie p rzeszk ad zać. Pchając p rz ed so b ą w ózek z to b o la m i znajduje tak só w k a rza , z k tó ry m z a czy n a długie, krzykliw e p e rtra k ta c je n a te m a t ceny. Po około p ię tn a s tu m in u ta c h k o m p ro m is zostaje o sią gnięty. P akujem y się z b a g a ż a m i do starego terenow ego a u ta i je dziem y do g ran icznego T a fta n u . W szystko robi się coraz bardziej egzotyczne. D ro g a prow adzi przez p u sty n ię, w o d d a li zarysow ują się góry, a n a sz kierow ca uprzejm ie zatrzy m u je się n a chwilę, gdy chcę sfo to g rafo w ać m ijającą n a s karaw anę w ielbłądów . G ran ica. T o taln y chaos. M oja p a k ista ń s k a z n a jo m a gdzieś z n ik nęła. Jestem sam a w śród kłębiącego się tłu m u kolorow ych, k rz y kliw ych p o staci. U staw iam się n a k o ń cu kolejki do o k ien k a p a sz portow ego. N a k o ń cu kolejki d la kobiet, m a się rozum ieć, bo są t u dwie o d d zieln e. Ciągle jeszcze jestem w Iranie. Ale ju ż niedługo. P o d ch o d zi do m nie ja k iś ce ln ik i prow adzi p ro sto do okienka, gdzie w bijają m i kolejną pieczątkę do m ojej kolekcji w paszporcie. P o tem jeszcze je d n ą i... jestem w P akistanie. Jestem w P ak istan ie - i co dalej? T łu m , ale k ażdy jest zajęty sw oim i spraw am i, p o za ty m n ik t nie m ówi po angielsku. D o o k o ła p u sty n ia . Jak m a m się s tą d w ydostać? N agle p o d c h o d z i do m n ie m io d y człow iek z plecakiem . P o dobnie ja k ja, nietutejszy. W p rz e ciw ieństw ie do m nie jest je d n a k bardziej zorientow any. M ówi, że jest tu p o ciąg , k tó ry n ie d łu g o m a w yruszyć d o Q u e tty - m ia s ta w c e n tru m kraju. Pociąg k u rsu je dw a razy w ty g o d n iu , więc m am y szczęście. Są jeszcze autobusy, ale trasa w iedzie przez p u sty n ię, a p o d o b n o nie w szędzie jest dro g a, więc po ciąg w ydaje się pew niej szy. P rzy n ajm n iej są tory. W siadam y. Mój now y znajom y n az y w a się Pu X iao n in g i jest sy m p aty cz nym m ło d y m C hińczykiem stu d iu ją cy m w Syrii. M ów i, że m a m się nie m a rtw ić o bilety. K upim y b ezp o śred n io od k iero w n ik a p o ciągu, k tó ry sam się do n a s zgłosi, ja k pociąg ruszy. A kiedy ruszy?
^
36 #
Tego nie wie n ik t. P raw d o p o d o b n ie, ja k się m a k sy m a ln ie zap ełn i. N a razie czekam y. E g zo ty k a n asz eg o p o ciąg u p rz e ra sta chyba w szystko, co do tej p o ry w id ziała m . Ju ż o d d łu ższe g o czasu p o woli z a p e łn ia się i tę tn i sw oim n ie p o w ta rz a ln y m , p o ciąg o w y m ży ciem. C iem ne ko b iety w w ielobarw nych szatach , m ężczy źn i w p a k ista ń sk ic h stro jach . Wszyscy z ty sią c a m i worków, p u d el, p a k u n ków, skrzynek. U pychają to w szystko w k ażdy w olny skraw ek p rze strze n i w w agonie. W chodzą, w y ch o d zą, k łó cą się, krzyczą. I tak ju ż o d k ilk u go d zin . W k o ń c u ruszam y. R uszam y, by zn o w u za trzy m ać się n a nie w iadom o, ile czasu , n a pierw szej m alej p a k i stań sk iej stacyjce. T utaj p o ciąg zo staje dosłow nie zaatak o w an y przez hałaśliw y ch w ym ieniaczy w aluty, sprzedaw ców papierosów , napojów , jed ze n ia. D opiero po zm ro k u , pow oli i z m o zo łem , n asz po ciąg decyduje się ruszyć n a dobre. O tw ieram oczy. Z a o k n em n ajp raw d ziw sza p u s ty n ia . O lbrzy m ie piaszczyste p rzestrzen ie, g d zieniegdzie ty lk o p rz y k u rzo n e k rzaczki, w o d d a li zam g lo n e sylw etki gór. Co jak iś czas m ijam y p u s ty n n ą w ioskę - k ilk a m ały ch lep ian ek i m ach ające pociągow i bose dzieci. Czasem, sta d o w ielbłądów . W szystko p o k ry w a się p o woli szarym , w ciskającym się w szędzie pyłem . S u n iem y pow oli do p rz o d u . Ju ż o d p o n a d d w u n a s tu g o d zin . P ołudnie. S tacy jk a kolejow a w wiosce gdzieś p o ś ro d k u p u styni. M iejscow i d o ro śli i dzieci c h o d z ą w z d łu ż p o c ią g u i, p rze k rzy k u jąc się naw zajem , sp rzed ają co się da: p a k is ta ń s k i czaj, czyli obrzydliw ie sło d k ą m ieszan in ę herbaty, m lek a i c u k ru , ryż, m e lony, ch leb k i-n aleśn ik i. M ały ch łopiec z w orkiem ugoto w an y ch ja jek p rz ech o d z i po raz k tó ry ś p o d n asz y m o k n em m o n o to n n ie n a w ołując: pokanda! pokanda! Jedziem y dalej. P ociąg m a specyficzny zwyczaj sta w a n ia w róż nych m iejscach z niew iadom ych przyczyn n a n ieo k reślo n y czas. N ikogo to je d n a k nie dziw i, n ik t się nie denerw uje. W szyscy w ie dzą, że i ta k prędzej czy p ó źniej dojedziem y wszyscy do Q uetty. W ieczór. M in ę ła ju ż p e łn a d o b a w pociągu, D o strzeg am y za o k n em o p ty m isty czn y akcent: sk u p isk o św iateł. Czyżby w k o ń cu Q u e tta ?
M ila re sta u rac y jk a h o te lik u „Isla m a b ad ”. D o tarliśm y tu z P u X iao n in g iem p ięk n ą, ko lo row ą rykszą m o to ro w ą sp o d dw orca. Te ra z ro zk o szu jem y się p a k is ta ń s k im i p o tra w a m i i tutejszym pie czyw em w k ształcie ow alnego placka. P u zostaje tu dłużej, ja ju tro ru s z a m dalej. P o d o b n o kolo p o łu d n ia jest ja k iś p o ciąg d o L ahore - n ied alek o g ran icy z In d ia m i. Q u e tta . To ju ż n ajp raw dziw sza Azja. Po w ąskich uliczkach, oprócz sam o ch o d ó w (z k iero w n icą po prawej stronie), chaotycz nie i jed n o cz eśn ie we w szystkich k ie ru n k a c h p o ru sz a ją się też ryksze, rowery, wózki zap rzę g n ię te w osiołki i woły, N igdy nie w idzia łam bard ziej kolorow ych i ozdobionych autobusów . Jed n y m z ta kich p o jazd ó w jedziem y ra n o n a bazar. P odziw iam y barw ne życie uliczne, w y m ien iam y pieniądze, próbujem y w yciskanego n a m iej scu so k u z trzcin y cukrow ej. Z afascynow ani ty m egzotycznym św iatem z a traca m y p o czucie czasu. N a dw o rcu okazuje się, że p ociąg ow szem jest, z ty m że n ale żało zro b ić rezerw ację k ilk a d n i wcześniej. Ale... ja k zw ykle czuw a ją c a n a d e m n ą w tru d n y ch chw ilach siła i teraz m n ie nie opuszcza. B ędąc s a m o tn ie p o d ró ż u ją c ą eu ro p ejsk ą k o b ie tą m a się specjalne względy. U b ran y n a biało k iero w n ik stacji osobiście prow adzi m n ie do p o ciąg u . P okazuje m i miejsce i każe o nic się nie m artw ić. To pierw sza n iesam o w ita rzecz. D ru g a jest ta k a , że d o siad a się do m n ie za chw ilę czterech Europejczyków . Czesi. Jesteśm y jedynym i b iałym i lu d ź m i w całym p o ciąg u . Ż eg n am się z Pu. Ruszam y. Z a p o w iad a się ciekawa p o d ró ż. Kolejne cztery go d zin y w p a k is ta ń sk im po ciąg u . P ak istań czy cy z naszego w agonu są b a rd z o m ili i sta ra ją się n a m i, E u ro pejczy k am i, ja k najlepiej zaopiekow ać. M am y więc p o siłki, h erb atk ę, a naw et m iejsce do spania. P ociąg w P ak istan ie to b a rd z o specyficzna in sty tu c ja . N ie m a tu p rzed ziałó w w naszy m ro z u m ie n iu tego słowa, są za to trzypiętrow e łóżka. N a k aż d y m po k ilk u pasażeró w w raz z to b o lam i. P rzez pierw sze k ilk a g o d zin p o p o c ią g u k rą ż ą cam i z p o w ro te m ta b u n y obnośnych sp rzedaw ców, g ło śn o naw ołujących do k u p ie n ia napojów , potraw , gotow a nych warzyw, orzeszków, pestek, suszonych owoców, słodyczy o raz
m asy innych, n iezn an y ch m i rzeczy. P o za cym n a k a ż d y m p o sto ju m o ż n a ku p ić p rzez o k n o czaj, a n a d łu ż sz y m w yjść n a p ero n i za k ilk a ru p ii delektow ać się p rz y sm a k a m i o d p ero n o w y ch straganiarzy. Spokojnie, w m o n o to n n y m ry tm ie w y stu k iw an y m p rzez koła naszego p o ciąg u m ija kolejny d zień . W ieczorem przy b y w am y do L ahore. Jest to duże, chao ty czn e m ia sto , gdzie sp o ty k ają się szlak i h an d lo w e i p rzem y tn icze m ięd zy P a k ista n e m a In d ia m i. S tą d ju ż tylko chw ila do Indii. Ale to ju tro . D zisiaj n a to m ia s t idę razem z C zecham i n a p o szu k iw a n ie jak ieg o ś tan ieg o noclegu, P rzeciska jąc się z p leca k am i w tłu m ie, m ięd zy ry k szam i, trą b ią c y m i a u to b u sam i i w ozam i zap rzę żo n y m i w woły, trafiam y w k o ń cu d o je d nego z w ielu tutejszych m ałych, o b sk u rn y c h hotelików . Są też h o tele czyste, p rz e stro n n e , z k lim a ty z acją , ten je d n a k bardziej o d p o w iad a n a m cenow o - około d w ó ch dolarów o d osoby. N ajw aż niejsze, że je st łóżko, jest naw et prysznic. T ak niew iele p o trz e b a do szczęścia p o do b ie spędzo n ej w p a k is ta ń s k im pociągu...
20-21 PAŹDZIERNIKA
INDIE iŁkłT<ćŁ>TT^T^T^^
Jed e n z Czechów, Zdene.k, jedzie do Indii. R azem więc o p u szczam y L ahore. W śród tysięcy po jazd ó w udaje n a m się ja k o ś znaleźć m in ib u s jad ąc y p ro sto p o d indyjską g ra nicę. G ran icę p rz ek ra cza się pieszo. N ik o m u się tu nie spieszy. W pisujem y nasze d an e do którejś z kolei w ielkiej księgi, p o d su w a nej n a m p rzez k o n tro leró w granicznych. Świeci słońce. P a k ista ń scy celnicy zap raszają n as n a herbatkę, P rzech o d zim y pas ziem i n i czyjej. P o te m zn o w u księgi, d ek laracje celne, pieczątki, kontrole... i jesteśm y w In d iach, Indie! D w a ty g o d n ie tem u , w yruszając z Polski, nie sąd ziłam , że to n ap raw d ę będzie m ożliw e. C iągle nie m ogę w to uwierzyć. S p o d g ra n ic y do najbliższej w ioski, sk ąd m o ż n a w yruszyć d a lej, są jak ieś dw a kilom etry. C hcem y przejść piech o tą. N ie pozw a lają n a m n a to je d n a k kierow cy ryksz rowerowych. Tak nalegają, że w k o ń c u w siadam y do jed n eg o z tych dziw nych, trzykołow ych pojazdów . M oja pierw sza ryksza rowerowa. Czuję się dziw nie, sie dząc i obserw ując w ysiłki naszego ry k szarza - k ilk u n a sto le tn ie g o chłopca. G dybyśm y je d n a k nie wsiedli, nie z a ro b iłb y sw oich 10 r u pii i nie w iadom o, czy jego ro d z in a m iałab y co jeść. K olejna a tra k cja to a u to b u s. Z a p rzy k ład em m iejscow ych zaj m ujem y miejsce,., n a d achu. Stw ierdzam y, że jest to zn aczn ie cie kaw szy sp o só b p o d ró żo w an ia. Nie jest ta k d u szn o , ja k w śro d k u , a p o za ty m w idoki są nieporów nyw alne. Jedziem y do pierw szego dużeg o m ia s ta w In d ia c h - A m ritsa ru . Słynie o n o głów nie ze w sp an iałej Złotej Św iątyni, w k tórej pieczołow icie przechow yw ane
są święte księgi sikhów . Sikhow ie stan o w ią w iększość m ie sz k a ń ców tego m iasta. Są łatw o ro z p o z n a w a ln i po sw oich tu rb a n a c h skryw ają p o d n im i d łu g ie włosy, k tó ry ch nigdy nie obcin ają, gdyż z a b ra n ia im tego religia. D la n as isto tn y m elem en tem ich w iary jest trad y c y jn a go ścin ność, k tó ra n a k a z u je każdej sikhijskiej św iąty n i p rzyjąć i n a k a r m ić p o d różnych . D o Złotej Ś w iąty n i przybyw ają tłu m n ie sikhow ie z najodleglejszych za k ątk ó w In d ii. N ie b ra k tu ró w n ież ta k ic h jak ja - białych p o d ró żn ik ó w , d la k tó ry c h jest specjalne p o m ieszcze nie, gdzie n a m a te ra c a c h m o ż n a za d a rm o przenocow ać. Z o s ta w iam y więc p lecak i i idziem y zw iedzić św iątynię. Jest o n a o tw a rta d la w szystkich, o b o w iązu ją tylko dwie zasady: trz e b a być boso o raz zakryć głowę ch u stą. S to jąca p o ś ro d k u z b io rn ik a w odnego Z ło ta Ś w iąty n ia je st napraw d ę im p o n u ją c a , a odbyw ające się we w n ą trz n ie u s ta n n e śpiewy, m o d litw y i czy tan ie św iętych tekstów w prow adza w n ie p o w ta rz a ln y n astró j. W spaniale zaczął m i się ten pierw szy d zień w In d iach ,
"TT”
m— —
r !
Kompleks świątynny wzniesiono na przełomie XVI i XVII wieku na planie prostokąta, w o kół zbiornika wodnego zwa
nego Amritsar, czyli Jezioro Nektaru. Prowadzą do niego cztery wejścia, po jednym z każdej strony, co symbolizuje akceptację
i otw artość dla wszystkich chcących oddać cześć wiecznemu guru, niezależnie od płci, pochodzenia, koloru skóry czy wyzna nia. Centralny pun kt stanowi właściwa Złota Świątynia, zbudo wana na wysepce pośrodku jeziora. Jej nazwa pochodzi od pły tek prawdziwego złota, którym i pokryte są górne kondygnacje i dach budowli. Z lądem łączy ją m arm urow y most, na który
wchodzi się przez m arm urową bramę Darshani Deori. W XVIII wieku świątynia była w ielokrotnie niszczona przez armię afgańską. Ostatecznie odbudow ana w XIX wieku za czasów panowania maharadży Ranjita Singha, po raz kolejny uległa zniszczeniu w 1984 roku, kiedy doszło do ciężkich walk między oddziałam i indyjskiej arm ii asikhijskim i separatystami, którzy schronili się w Złotej Świątyni i zamienili ją w twierdzę. Prace przywracające świetność tem u miejscu zakończono d o piero w 1999 roku. Zwiedzając Z ło tą Świątynię należy przestrzegać „zasady czystości miejsca i ciała” , a więc: - przed wejściem do pomieszczeń zdjąć buty, a nogi obmyć w specjalnym zbiorniku z wodą; - nie pić alkoholu, nie palić papierosów ani nie stosować in ZŁOTA ŚW IĄTYNIA (H arm a ndir Sahib, dosłow nie „Siedziba Boga” ) w Am ritsarze to najważniejsze miejsce kultu dla w y znawców sikhizmu: siedziba wiecznego guru, czyli Świętej
nych używek; - nie spożywać mięsa; - nie wnosić noży ani w yrobó w ze skóry;
Księgi Sikhów (Sri Guru G ranth Sahib). W ielu sikhów odw ie dza Z ło tą Świątynię przynajmniej raz w życiu, zwłaszcza przy
- posiadać nakrycie głow y ja ko oznakę szacunku dla świę tego miejsca.
ważnych okazjach, takich ja k urodziny, m ałżeństwo czy naro dziny dziecka.
ii -iia. Gm,Ilia:::
22-31 PAŹDZIERNIKA
WRESZCIE NEPAL ■TT<±>Tfac^^^
W iem , że do In d ii jeszcze wrócę. I ch o ciaż szk o d a m i o p u szczać Z ło tą Ś w iątynię, ru s z a m ra n o dalej. W stro n ę N epalu. Ż eg n a m się ze Z d en k ie m i jad ę ry k szą n a dw o rzec. T utaj, ja k zw ykle, o k azu je się, że nie m a ju ż biletów , bo n a leżało zrobić rezerw ację sp o ro wcześniej. W iem je d n a k , że istnieje coś takiego ja k generał compartment, czyli w agon bez m iejscówek. N ie chcą m i sp rz ed ać takiego b ile tu , tłu m a c z ą , że to nie miejsce d la białych kobiet. Jestem je d n a k zd e te rm in o w an a . Z d obyw am w k o ń c u bilet do G o ra k h p u r, k ilk a s e t k ilo m etró w n a w schód, nie d aleko nepalskiej granicy. Jeszcze tylko dw adzieścia cztery g o d ziny w po ciąg u . Bez m iejsców ki, p ra w d o p o d o b n ie z ty siącem lu dzi w w agonie. G dy czekam n a pero n ie, p o d ch o d z i do m n ie jeden z tra g a rz y i p ro p o n u je, że za pięć ru p ii w skoczy do n ad je ż d ż a ją cego p o ciąg u i zajm ie m i miejsce. N ie p ozostaje m i nic in n eg o , ja k się zgodzić. P la n zad ziałał. Siedzę. Nie je s t to je d n a k wcale pocieszające. O prócz m n ie siedzi w ty m w agonie napraw d ę około ty siąca osób, n ie m a t u lim itu osób n a m iejsce, a re sz ta tłoczy się n a p o d ło d z e o raz w k aż d y m w olnym z a k ą tk u p o ciąg u . Nie w iem , ja k przeżyję dzisiejszy d zień i n a d c h o d z ą c ą noc. Jak o ś udaje m i się przeżyć, ch o ciaż jest to koszm ar. N ajbardziej b e z n ad ziejn a ja k dotychczas część m ojej podróży. N igdy więcej ge nerał compartment. A ze straszn eg o p o ciąg u - do strasz n eg o m ia sta. G o ra k h p u r. O d ra z u n a p ero n ie oblega m nie k ilk a osób p y ta jąc, czy jadę do N epalu. P ó łp rz y to m n a ze zm ęczenia n ieo p a trz n ie
przyznaję się, że rak. Z aciąg ają m n ie d o jakiegoś b iu ra podróży, w ciskają m i b ilet p ro sto do K a th m a n d u - stolicy N epalu. C ena w y daje m i się tro ch ę w ygórow ana, ale tłu m a c z ą m i, że w łaśnie z a czyna się w N e p alu jak iś festiw al i że przez trzy d n i w ogóle nie b ę dzie żad n y ch au to b u só w , że te n je st o s ta tn i i o d jeżd ż a za dziesięć m in u t. Co m a m robić? K upuję te n bilet i w siad am d o jakiegoś z n is z czonego a u to b u su . Ale tylko d o granicy. P o tem m a być luksusow y, z k lim aty zacją. G ranica. Ja k zw ykle p rz ek ra cza m ją pieszo. T utaj okazu je się, ja k b a rd z o jestem n aiw n a. C zeka tu m a sa au to b u só w do K a th m a n d u , z tym , że k o sz tu ją około pięciu razy m niej n iż ja zap łaciłam . C zekając n a m ój p rzepłacony au to b u s, idę do jakiejś re sta u rac y jk i pocieszyć się czym ś sm acznym . N epal. Po trzech ty g o d niach niezwykłej p o d ró ży jestem w k o ń cu w m oim w y m arzo n y m N epalu. Jeszcze to do m nie nie dociera ale podśw iad o m ie czuję, że czeka m n ie tu taj coś wielkiego. O świ cie, po nocy spędzonej w au to b u sie przybyw am y do K a th m an d u . W au to b u sie zaopiekow ał się m n ą jakiś Nepalczyk, oferując m i p o m oc w o d n alezien iu adresu, p o d który m am się zgłosić w zw iązku z m oim obozem w o lo n tariuszy z SCI. O kazuje się, że nie jest to ta kie proste. M ój info-sheet z SCI pozostaw ia wiele do życzenia. Z t r u dem u daje n a m się odszyfrow ać adres: jak ąś nazw ę i num er. Z prze rażeniem stw ierdzam , że jest to nazw a dzielnicy, a dom y w ogóle nie m ają tu num erów . K rążym y więc po okolicy, pytając k a ż d ą n a p o tk a n ą osobę, czy m oże zn a Eibendrę. Potem przez parę godzin o b serwuję życie sklepiku w zap o m n ian ej wąskiej uliczce i czekam n a osobę, k tó ra zabierze m n ie n a miejsce obozu. P a n a u ti. M ałe m iasteczk o (lub bardziej d u ż a w ioska) w dolinie K a th m a n d u przech o d zi m oje najśm ielsze oczekiw ania. W ąskie uliczki, stare, rzeźbione dom y, k ilk u se tle tn ie św iątynie... N ie je stem w sta n ie tego opisać, A d o o k o ła góry, bliżej te niższe, a w o d dali to n ące w ch m u ra ch p o tężn e, h im alajsk ie szczyty. M agiczne miejsce. Z ap o zn aję się z p o zo stały m i w o lo n tariu szam i: dziesięcioro Europejczyków z różnych krajów i dziesięcioro N epalczyków . Bę
dziem y p o m ag ać przy budow ie jak iejś sceny w c e n tru m m ia steczka. W ieczorem idziem y ra z e m n a spacer la b iry n te m krętych uliczek. T ra fiłam n a n iesam o w ity okres. Dzisiaj w łaśn ie zaczy n a się trzydniow y festiw al“. W szystkie d o m y i ulice u d ek o ro w an e są g irla n d a m i p o m ara ń czo w y ch kw iatów , p rz ed k a ż d y m i d rzw iam i p alą się św ieczki i lam p k i zap raszające d.o do m ó w d o b re bóstw a. P rzyglądam y się g ru p k o m dzieci ch o d z ący m o d d o m u do d o m u i śpiew ającym tradycyjne n ep alsk ie pio sen k i. Ludzie o b d aro w u ją je słodyczam i i ow ocam i. P o d d ajem y się zaczarow anej atm osferze tego niezw ykłego m iejsca. Jak przez m głę dociera do m ojej św iad o m o ści ry tm bębnów i m o n o to n n a , m isty c zn a m elodia. W nocy sły szałam dzwony. A m oże m i się tylko śniło? Ale nie, p rz y p o m in a m sobie, że jestem w N epalu. O tw ieram oczy. W szyscy śpią, nie m a jeszcze szóstej. D źw ięki n asilają się. W ychodzę n a zew n ątrz. P rzed b u d y n k iem siedzi n a ziem i g ru p a w ieśniaków p o g rą ż o n a w tra n sie p o ra n nej m edytacji. Śpiewają, g rają n a b ęb n a ch , d z w o n k a c h i jak ich ś dziw nych in stru m e n ta c h . Z ap raszający m gestem p o zw alają m i się przysiąść. W ydaje m i się, że z a c z y n a m ro zu m ieć, d laczeg o w łaśnie tu m u sia ła m przyjechać. N ie z n a m b ard ziej niesam o w iteg o m iejsca. B udynek, n a k tó rego piętrze m ieszkam y, to d aw n a św iąty n ia. P rzed d rz w ia m i śpi b e z d o m n a kobieta, p o d n a m i m ie sz k a stale m ed y tu jący sadhu, św ięty m ąż. D o o k o ła sk u p isk o stary ch , m iste rn ie rzeźbionych św iąty ń odw iedzanych co d zien n ie przez h in d u só w z m iasteczk a. O b o k rzeka, za rz e k ą m iejsce p a le n ia zwłok. D zisiaj d ru g i d zień festiw alu. P o m im o , iż w n a ro d o w y m k alen d a rz u n e p a lsk im jest rok 2052, N ew arow ie, czyli g ru p a etn icz n a za m ie szk u jąca n asze m iasteczk o , św iętują w łaśnie rozpoczęcie ro k u 1116. T łu m n ie odw iedzają św iątynie, b iorą ry tu a ln ą kąpiel w rzece, o fiaro w u ją ryż, owoce, k w ia ty i m o n ety b ied ak o m o raz b o
4 Chodzi prawdopodobnie o odbywający się jesienią festiwal Tihar, czyli Święto Świateł.
gom w św iąty n iac h . W szędzie m u zy k a i śpiew, kobiety w odśw ięt nych sari, w ystro jo n e dzieci. W ieczorem zostajem y za p ro sze n i (po dwie osoby) do nepalskich ro d z in . W szyscy siad ają n a p o d ło d ze, k ażd y przed kręgiem m iste r nie w y k o n an y m z żó łtego i czerw onego p ro sz k u , kw iatów i ryżu. N ajpierw czczenie bogów. G o sp o d y n i zaczy n a d łu g ą, m ag iczn ą ce rem o n ię z o g n iem , k ad z id e łk a m i, k w iatam i, śpiew em . M aluje k aż dem u kolorow e zn a k i n a ciele, za k ła d a n a szyję girlan d y z kw ia tów. Z ac zy n a się u cz ta . N ajpierw d la każd eg o olbrzym i talerz ro z m a ity c h egzotycznych ow oców i słodyczy. N astęp n ie, n a świe żym liśc iu bananow ca, p e łn ią c y m fu n k c ję talerza, właściw y posi łek zło żo n y z tradycyjnych n ep a lsk ic h p o traw donoszonych w n ie sk o ń czo n o ść p rzez gospodynię. Ryz, w arzyw a, curry, czapati. Jem y ta k ja k wszyscy w N epalu, ręk ą, siedząc po tu re c k u n a podłodze. N ie z a p o m n ia n e przeżycie. M ieszk am t u ju ż od k ilk u d n i i chociaż je st to zup ełn ie in n y św iat, czuję się jak w d o m u. T rochę pracujem y (głów nie p rz e n o sząc cegły z m iejsca n a miejsce), gotujem y, robim y z a k u p y n a m iej scow ym ry n eczk u . W dycham y atm osferę m iejsca, atm osferę gór N epalu. T u taj w szystko to czy się n a ulicy. N a ulicy baw ią się dzieci, kobiety n o szą wodę, su szą się ste rty nie o b łu sk an eg o jeszcze ryżu, krawcy m ają swoje w arsztaty. O dw iedzam y sklepiki z tysiącem przep ięk n y ch m ateriałó w i u ulicznego kraw ca za grosze szyjemy sobie nowe, lekkie u b ra n ia . D zisiaj m am y dzień wolny, więc k ilk u o so b o w ą g ru p ą w ybie ram y się d o buddyjskiego k la s z to ru n a szczycie jednej z okolicz nych gór. Po d ro d z e m ijam y m ałe w ioski i śliczne n ep alsk ie dzieci m ach ające d o n as i krzyczące po an g ielsk u bye, bye! Im wyżej się w spinam y, ty m bardziej o sz a ła m ia ją n as rozpościerające się w o kół w idoki. Po k ilk u g o d z in a c h drogi, po o stry m po dejściu p o d górę w y ra sta przed n a m i k la sz to r z łopoczącym i n a w ietrze fla gam i m od litew n y m i. G o ścin n i m n isi, głów nie u ch o d źcy ty b e ta ń scy, z a p rasz ają nas do św iąty n i. Posągi Buddy, zdjęcia dalajlam y, siedzący rz ęd am i m ed y tu jący m n isi w bordow o-żóltych szatach. S iadam y n a po d ło d ze, d o stajem y ty b e ta ń sk ą herbatę: z solą, m le
kiem ja k a i m asłem . Z m u szam y się do w ypicia. P o te m ju ż tylko siedzimy. S iedzim y i słucham y. P o g rąż am y się w d źw ięk ach n ie ustan n ie, m o n o to n n ie p o w tarzan y c h słów ty b etań sk iej m an try .
1-30 LISTOPADA
WCIĄŻ NEPAL
K a th m a n d u . N ajbardziej n iesam o w ita z azjaty ck ich s to lic. M iejsce sp o tk a ń p o d ró ż n y ch z całego św iata. C hodzę ja k za czaro w an a w ąsk im i u liczk am i z tysiącem k o lo ro wych sklepików i straganów . M o ż n a t u kupić w szystko: ty b e ta ń skie m alow idła, indyjskie b atik i, n ep alsk ie n aszy jn ik i, k ad zid ełk a, u b ra n ia . W c e n tru m sk u p isk o k ilk u s e tle tn ic h św iąty ń . W szędzie coś się dzieje. P rzed św iąty n ią m ed y tu je u b ra n y w p o m arań czo w e szaty jo g in , obok m ały chłopiec sprzedaje ręcznie ro b io n e w isiorki, c h o d z ą tu ry ści z a p a ra ta m i. P o m im o dużej liczby białych p o d ró ż nych, hoteli i restau racji z eu ro p ejsk im jedzeniem , K a th m a n d u nie za traciło swojej n iep o w tarzaln ej atm osfery. W ieczór. M ały, w strę tn y p o k o ik p rzydrożnego h o te lik u w Trisuli. Z ielona jaszc zu rk a , sied ząca od. jakiegoś czasu p o d sufitem , schodzi w łaśnie pow oli po b ru d n e j ścian ie w k ie ru n k u m ojego śp i wora... Po k ilk u d n ia c h w K a th m a n d u p o stan o w iłam z C arą - Irla n d k ą p o z n a n ą n a obozie - w y ruszyć w góry. Nie n a ż a d n ą pro fe sjo n a ln ą w ypraw ę, ot, ta k po p ro stu , p rz ed siebie. Z am ierzam y z a cząć w ędrów kę w m alej górskiej w iosce R ak an i, o d d alo n ej m niej więcej trzydzieści k ilo m etró w o d K a th m a n d u . W N ep alu nic nie jest tak ie p ro ste jak w E uropie. Po pierwsze, dw orzec autobusow y. W to ta ln y m chaosie, n ie u s ta n n ie trąbiąc, p rzy jeżd ża i o d jeżd ża w różnych k ie ru n k a c h m n ó stw o a u to b u sów. P o zo stan ie je d n a k d la m n ie tajem n icą, sk ąd ludzie w iedzą,
k tó ry d o k ą d jedzie. Tylko n a nielicznych w id n ieją jakieś napisy, oczyw iście w n e p a lsk im alfabecie. W k o ń cu udaje n a m się znaleźć te n właściwy. To je d n a k p o ło w a sukcesu. R eszta polega n a tym , aby n ie d a ć się za b ard zo o szu k a ć gościowi pobierającem u o p łaty za przejazd. B iałem u tu ry ście podaje on zazw yczaj cenę zup ełn ie a b stra k cy jn ą, kilka- lu b k ilk u n a s to k ro tn ie w iększą od n o rm aln ej. B ard zo szybko n ab ieram y je d n a k w praw y w p e rtra k ta c ja c h i ju ż n ie przepłacam y. P o k o n a n ie trz y d z ie sto k ilo m e tro w e g o d y s ta n su zajm uje n a szem u au to b u so w i p o n a d dw ie godziny. B ardzo in teresu jące g o dziny. Z a ra z za m ia s te m p rz e sia d a m y się w raz z częścią p a s a ż e rów n a d a c h , gdzie do d re w n ia n e g o b a g a ż n ik a przy czepione są bagaże. A u to b u s p n ie się z m o zo łem p o d górę k rę ty m i, w ąsk im i d ró ż k a m i, ch w ilam i zb y t w ą sk im i i zbyt b lisk im i stro m eg o z b o cza. T ylko część d ro g i p o k ry ta je s t sz c z ą tk a m i dziuraw ego a s fa ltu . C zasem d ro g ę p rz e c in a p o to k , czasem rzeka. Nie m a m o stów, a u to b u s p o p ro s tu p rz e je ż d ż a p rzez w odę, n a szczęście dość p ły tk ą . W k o ń cu d o cieram y szczęśliw ie d o K a k a n i i k o n ty n u ujem y w ęd ró w k ę pieszo. Idziemy. W dycham y świeże n ep alsk ie pow ietrze. W p o b liż u w szystko in ten sy w n ie zielone, zbocza wokół górskich w iosek p o k ry te ta ra s a m i poletek upraw nych, w dole wije się rzeka. W d ali w szystko szaro -m g listo -g órzyste. N a o s ta tn im p lan ie potężne, o śn ieżo n e szczy ty zm ieszane z ch m u ra m i. W ieczorem docieram y d.o w iększej w ioski, gdzie zatrzy m u jem y się we w sp o m n ian y m b ru d n y m h o telik u . Jasz c z u rk a gdzieś sobie poszła, gasim y świeczkę, idziem y spać... C ara m a problem y z żo łąd k ie m , zostaje więc dziś w h o telik u . Idę więc s a m a pow ędrow ać g ó rsk im i ścieżkam i N epalu. P o sta n a w ia m d o trze ć do odizolow anej, położonej n a szczycie góry wioski N uw ak o t. M oje k ilk a g o d z in w spinaczki zostaje w y n ag ro d zo n e. W wiosce są jakieś stare św iąty n ie, ale ty m ra zem to nie one ro b ią n a m n ie najw iększe w rażenie, ale roztaczające się z góry w idoki, k lim a t, pow ietrze... O d ra z u w z b u d zan i zainteresow anie, n ieczę sto bow iem docierają tu biali p o d ró ż n i. P odekscytow ani ludzie konieczn ie ch cą m n ie gdzieś zaprow adzić. P o k azu ją mi p o sta ć p o
m iędzy c h a tk a m i. N iosący d z b a n w ody biały człow iek - A m ery k an in . M ieszka tu o d p o n a d ro k u , ucząc angielskiego. W asyście m ieszkańców w ioski za p rasz a m n ie n a dhal bhat, czyli ryż z socze wicą, typow y n ep alsk i posiłek. M ówi, że ilekroć zaw ita tu biaiy wędrowiec, ludzie biegną do n iego krzycząc: „chodź szybko, p rzy szedł tw ój przyjaciel”. R an ib an . I n n a m a ła w ioska w d o lin ie K a th m a n d u , miejsce m ojego d ru g ieg o ob o zu . T utaj, w ra z z k ilk o m a in n y m i w o lo n ta riuszam i z różnych krajów, b ęd ziem y przez dw a ty g o d n ie m iesz k ać i m alow ać w iejską szkołę. To u ro cze m iejsce o to czo n e d ż u n g lą i g ó ram i jest n a tyle p ry m ity w n e, że d opiero po pobycie tu ta j z a czniem y d o cen iać rzeczy p o jm o w an e d o tą d za oczyw iste. Nie m a bieżącej wody. P rzynoszenie jej w d z b a n a c h z o d d a lo n e g o o k ilo m e tr ź ró d ła jest co d zien n y m o b o w iązk iem kobiet i dzieci. O kazuje się, źe jeśli chcem y m ieć to aletę o ra z miejsce do m ycia, m usim y sam i o to zadbać. Z p o m o cą n ep a lsk ic h w o lo n tariu szy k o n s tru ujem y więc cztery ścian k i z p rętó w b a m b u s a i gałęzi. T utaj, m ając do dyspozycji w iad ro zim n ej w ody o raz naczynie do polew ania, m ożem y się w o d o so b n ie n iu um yć. M ieszkańcy w ioski ro zw iązu ją to. inaczej. C ałym i ro d z in a m i w y b ierająsię do pub liczn eg o źró d ła, gdzie kobiety w kolorow ych sari, k tó ry ch a n i n a chw ilę nie zdej m ują, z zap ałem szo ru ją siebie, włosy, dzieci, u b ra n ia . W szystko tą sa m ą k o stk ą szarego m ydlą. W zw ią z k u z typow ym d la N e p a lu b rak iem org an izacji, za m ia st m alow ać szkółkę czekam y n a farbę i pędzle. W ty m czasie obserw ujem y szkolne życie i czaru jące nepalskie dzieci. Wszyst kie ciem ne, w jed n ak o w y ch m u n d u rk a c h , dziew czynki ze zło ty m kolczykiem w nosie. Jesteśm y z a p ra sz a n i do klas, gdzie ku ucie sze uczniów uczym y angielsk ich piosenek. N epalskie dzieci, je śli m ają szczęście uczęszczać d o szkoły, bo n a u k a nie jest tu o b o w iązkow a, ticzą się angielskiego o d n ajm łodszych lat. Nie zawsze jest to je d n a k n a u k a efektyw na. M iałam okazję obserw ow ać lek cje, p o d czas k tó ry ch k ilk tiletn ie szkraby, siedząc szty w n o w ław kach, przez całą g o dzin ę p o w ta rz a ły chórkiem za nauczycielem w yrw ane z k o n te k s tu z d a n ia , z u p e łn ie ich nie ro zum iejąc. D latego
chyba z ta k im en tu zja zm em d zieciaki u czą się naszych piosenek, a my szybko zyskujem y m ałych przyjaciół. Nie tylko zresztą one się o d n as uczą, być m oże m y uczym y się więcej o d nich. O brzeża K ath m an d u . D om i ro d z in a Soloshany - młodej n a uczycielki, pierwszej osoby z mojej Servasowej listy. Z ostałam wczo raj członkiem Servas u - m iędzynarodow ej organizacji d la ludzi p o dróżujących po świecie. N ależący do niej podróżnicy otrzym ują ksią żeczkę z ad resam i m ieszkańców danego kraju, pragnących ich bezin teresownie ugościć. Trafilo m i się to w najbardziej odpow iednim m o mencie. Ju ż jestem po obozie, m am trochę czasu i n a d a rz a się w łaśnie okazja, aby poznać życie N epalu i jego ludzi od w ew nątrz. R o d z in a S oloshany p rzyjm uje m n ie niezw ykle serdecznie. O n a - nau czy cielk a biologii w p ry w atn ej szkole d la dziew cząt, on - p ra cow nik jakiejś firmy, oboje w ykształceni, in te lig e n tn i, nieźle za rabiający. P o m im o tego żyją w dość prym ityw nych w a ru n k ach . W m a ły m d o m k u jest tylko k ilk a podstaw ow ych m ebli, brak bie żącej wody. W odę p itn ą p rz y n o si codziennie S o lo sh a n a w b lasza nych d zb a n ach . W ieczorem p o m a g a m jej w k u c h n i. Siedząc n a p o d ło d ze kroję w arzyw a, z k tó ry ch o n a w yczarow uje w spaniałe potraw y. Jem razem z jej m ęż e m i dziećm i, oczyw iście ręką, sie dząc p o tu re c k u n a p o d ło d ze. S o lo sh a n a je do p iero wtedy, kiedy skończy obsługiw ać m ęża i dzieci, ta k ja k każe n ep a lsk i zwyczaj. B ardziej n iż p ry m ity w n e w a ru n k i szokuje m n ie m e n ta ln o ść tych ludzi. P o m im o że obydwoje p ra cu ją zaw odow o, wszelkie prace dom ow e n ależ ą do kobiety. S o lo sh a n a w staje przed św item , nosi w odę, robi zakupy, g otuje, pierze, zm ywa. Czy nie uw aża, że to niespraw iedliw e? N igdy się n a d ty m nie za sta n aw iała . T ak a jest rola kobiety. Gdy p y tam jej m ęża, czy nie p o m ó g łb y żonie w p o zm y w an iu n aczy ń , oboje w ybuchają śm iechem . Z zain tereso w a niem ale i ze sceptycyzm em w ysłuchują m oich opow ieści o jak ich ś dziw nych k rajach w odległej Europie, gdzie m ężczyźni ro b ią coś czasem w d o m u , a kobiety m o g ą sam e podróżow ać. Czuję, że wszy scy d u ż o w ynosim y z tego sp o tk a n ia . R a n o S o lo sh a n a u b iera m n ie w swoje n ajb ard ziej odśw iętne, czerw one, jedw abne sari. R obim y sobie p o że g n aln e zdjęcie. D ziś
op u szczam K a th m a n d u i w y ru sz a m w p ię tn a s to d n io w ą p o d ró ż n a zach ó d N epalu. N a tyle tylko p o zw ala m i p rz e d łu ż o n a w czo raj wiza. D y stan s około s tu k ilo m e tró w p o k o n u jem y p rzez p ó l d n ia , ale nie jest to czas stracony. Z o k ien lu b d a c h u zatło czo n eg o , m o zo l nie w spinającego się p o gó rsk ich se rp e n ty n a c h a u to b u s u ro z p o ścierają się zapierające dech w p iersiach w idoki. W ieczorem p rzy byw am do G o rk h i, m ałego, p o ło żo n eg o p o m ięd zy g ó ra m i m ia steczka. T utaj zjaw iam się n ieza p o w ied zia n a, ale n a ty c h m ia s t z o staję z o tw arty m i ra m io n a m i p rz y ję ta p rzez k o lejn ą ro d z in ę Servasow ych gospodarzy. Z a p rz y ja ź n ia m się z M o h an e m , starszy m p anem , d y rek to rem collegeki o ra z jego trz e m a có rk am i, m n iej wię cej w m o im w ieku. Dziewczyny nie m o g ą uw ierzyć, że o p u ściłam d om , że sa m a tyle przejech ałam , że sa m a p o d ró żu ję. O n e uczą się, a p o tem spokojnie czekają, aż rodzice z n a jd ą im k a n d y d a ta n a m ęża. H uczny ślub, p rz ep ro w a d zk a do ro d zin y m ęża, d o m , g o tow anie, dzieci. C ałe życie zap lan o w an e. Dziewczyny są w szoku, gdy p y tam , czy nie w olałyby sam e zn a le źć sobie m ęża. Skądże! P o c h o d z ą przecież z dobrej rodziny, p o z a ty m u fają sw oim ro d zico m , k tó rz y chcą przecież d la n ic h ja k najlepiej, d lateg o w ierzą, że wy b io rą im kogoś odpow iedniego. - Czy w E u ro p ie nap raw d ę n ie m a aran żo w an y ch m ałżeń stw ? d ziw ią się, po czym stw ierdzają: - D ziw ne miejsce... B hote W odar. Piszę te słow a p rzy św ietle lam py naftow ej, bo w d o m u m ojego kolejnego Servasow ego g o sp o d a rz a nie m a nie tylko bieżącej wody, ale i elektryczności. G o v in d a je s t 4 4 -letn im nauczycielem , czło n k iem A m n esty In te rn a tio n a l, w ielk im a k ty w i stą w d zied z in ie praw człow ieka. J e d n a k - p rzy n ajm n iej w edług m n ie - ju ż n a pierw szy rz u t o k a jego ideały m ijają się z rzeczyw i sto ścią d n ia codziennego. W ła sn ą żonę tra k tu je ja k p o m o c d o m ow ą, oprócz tego z a tr u d n ia jeszcze je d n ą słu żąc ą - dziesięcio le tn ią dziew czynkę, w yglądającą n a sześć lat. D ziecko no si wodę, k a rm i krowy, sp rz ą ta , zm yw a, a w szystko za niew iele więcej niż d ac h n a d głow ą i wyżywienie... Ludzie w w iosce żyją w sk ra jn ie pry m ity w n y ch w a ru n k ach . D om y są sklecone ze słomy, patyków , bam b u so w y ch prętów , cze
gokolwiek. Życie toczy się n a zew nątrz. N a d ro d z e p rz ed ch a ta m i kobiety m yją n aczy n ia, n a p o la c h p ra cu ją lu d zie z w ołam i, w szę dzie biegają bose, p ó łn ag ie, b ru d n e dzieci. Te starsze, zw łaszcza dziew czynki, alb o zajm u ją się m ło d szy m ro d z eń stw em - już p ię c io latk i d źw ig ają n a p lecach d w u letn ie m aleń stw a - albo n o szą wodę, d re w n o czy in n e rzeczy w plecionych koszach, albo p racu ją z całą ro d z in ą n a polu. W ioskow e życie toczy się pow oli i sp o k o j nie. D zień po d n iu u p ływ a n a tych sam ych cz y n n o ściach zapew niających m in im u m p o trz e b n e do egzystencji. N ik o m u się tu nie spieszy. P o m im o skrajnych w a ru n k ó w życia, a m oże w łaśnie dzięki n im , lu d zie tu ta j są jacyś w yciszeni, po g o d n i, spokojni. Szczęśliwi. A n a d n im i d o o k o ła to n ące w c h m u ra c h h im alajsk ie ośm iotysięczniki. P o k h ara. D ru g ie co d o w ielkości m iasto N epalu. Nie ta k n iesa m ow ite ja k K a th m a n d u , ale też p o sia d a swój u ro k . K olejną osobą z m ojej Servasowej listy o kazuje się być Shoba, dosyć z a m o ż n a k o bieta, k tó rej m ą ż h a n d lu je ja p o ń sk im i dyw anam i. N ow oczesny ja k n a n ep alsk ie w a ru n k i d om . Bieżąca w oda, eu ro p ejsk a to aleta, prysznic. Co p raw da tylko zim ny, ale praw dziw y prysznic, a nie s tu d n ia p o ś ro d k u wioski. Zwykle rzeczy, a ja k cieszą. Zw iedzam z S h o b ą św iąty n ię n a w zgórzu, a p o te m c e n tru m Pokhary. Pełno tu b iałych tu ry stó w z całego św iata, zach o d n ich restauracyjek, h o teli, sklepików . Siedząc n a d re w n ian y m tara sie „G anesh B akery” z n iesam o w ity m w idokiem n a jezioro i góry, w ypisuję k a rtk ę do rodziny. U d ało m i się d o stać p ię k n ą k artk ę , ręcznie m alo w an ą n a zasu szo n y m liściu. K artk ę z ch o in k ą. Z a niecały m iesiąc Boże N a rodzenie. N ie jestem w sta n ie w yobrazić sobie Świąt tu taj, gdzie nie m a i n ie będzie naw et cienia św iątecznej atm osfery, gdzie p o d koniec lis to p a d a nosi się k o sz u lk i z k ró tk im rękaw em i gdzie za m ia st ch o in ek ro sn ą bananow ce. Ciekawe, gdzie i ja k przyjdzie m i je spędzić. Z P o k h a ry w iększość lu d zi r u s z a n a tre k k in g w H im alaje. Ja nie jestem n a to p rzygotow ana, decyduję się je d n a k n a je d n o d n io w ą w ędrów kę p o b lisk im i szczytam i. Pierwszy z n ic h to S a ra n g k o t (1590 m n.p.m .) Po d ro d ze zachw ycam się coraz w sp an ia lsz y m i w i
d o k am i, k tó re p o d o b n o stają się praw dziw ie olśniew ające n a szczy cie, sk ąd m o ż n a podziw iać p a n o ra m ę H im alajó w w całej o k a z a ło ści. N iestety, w m om encie kiedy o sią g a m szczyt, w szystko d o k ła d nie p o k ry w a się c h m u ra m i. S p o ty k a m ta m za to m iłą, p o d ró ż u jącą ta k ja k ja k a n a d y jsk ą dziew czynę. P o trzeb n e m i je st tak ie s p o tk an ie, p o d trzy m u jąc e n a d u c h u i u p ew niające m n ie, że nie jestem jed y n ą Szaloną, k tó ra sa m a w łóczy się p o Azji. Kiedy n u d z i n a m się o g ląd an ie n ep a lsk ic h ch m u r, ru sz a m dalej. W ciąż szczytam i. Po d ro d ze m ija m m ałe w ioski, k ry te sło m ian y m i strz e c h a m i ch aty z w ik lin o w y m i k o szam i zaw ieszonym i n a g a n k u i słu żąc y m i jako kołyski d la niem ow ląt. W w ioskach b ieg n ą za m n ą dzieci, w ycią gając rączk i i prosząc po a n g ielsk u give me one pen. S p o ty k a m trzy dziew czyny z A u stra lii w pierw szym d n iu ich k ilk u n a sto d n io w e g o trek k in g u . Z ałatw iając w szystko p rzez agencję tu ry sty c z n ą i p ła cąc m asę pieniędzy, w ynajęły tra g a rz y o raz p rzew o d n ik a. Trochę im zazdroszczę, wiem , że kiedyś p rzy jad ę tu jeszcze, żeby powspinać się po górach. Kiedyś... T eraz je d n a k też nie m a m co n arzek ać. U św ia d a m ia m sobie, że dzięki o b o zo m , Servasowi o ra z w łaśnie brakow i p ien ięd zy m a m okazję zobaczyć i dośw iadczyć o wiele więcej z życia N e p a lu niż p rzeciętn y tu ry sta.
fjïffł§
S.^*$pÉÍÉg
Pierwszy dzień (kag tihar) je s t poświęcony krukom , za usznikom podziem nego św iata i zw iastunom śmierci. Rano, przed przystąpieniem do śniadania, wynosi się dla nich je dzenie w miseczkach zrobionych z liści. Drugi dzień (kukur ti har) to dzień psów - strażników w ró t podziem ia i rum aków boga zniszczenia. Tego dnia m aluje się każdemu psu na czole dużą, czerwoną tikę, znak błogosław ieństw a, oraz zawiesza girlandę z k w ia tó w na szyi, a potem daje do jedzenia same sm akołyki. Naw et bezdomne psy są tego dnia tra kto w a n e z należyta troską. Trzeci dzień, najważniejszy, to Lakszmi puja. W tym dniu bogini Lakszmi, żona W isznu, udaje się w podróż dookoła świata na swojej sowie, aby przekonać się, ja k oddaje jej się cześć. To także dzień krow y - sym bolu bogactwa, najświęt szego zwierzęcia dla hindusów oraz narodowego zwierzęcia Nepalu. Rano krow y otrzym ują znak błogosławieństwa oraz girlandy z kw iatów . W ieczór n atom iast je st poświęcony bogini
TIH A R - Święto Świateł, zwane także Dipawali, święto życia i dob ro bytu , jest obchodzone w Dolinie Kathm andu ku czci bogini Lakszmi. Zaczyna się ono trzynastego dnia po paź dziernikowej pełni księżyca i trw a pięć dni. Legenda głosi, że pewnego dnia astrolog przepowiedział królow i, że umrze on od ukąszenia węża. Aby tego uniknąć, w dniu bogini Lakszmi (Lakszmipuja) przez całą noc w o kó ł kró lewskiego łoża i w całym pałacu powinny płonąć lampy. Tej nocy wąż zjaw ił się w siedzibie króla, ale bogini pow strzym ała go przed zamiarem ukąszenia władcy. Dla upam iętnienia ta m tego wydarzenia w czasie św iętaT ih ar każdy dom rozświetlają tradycyjne lampki oliwne i kolorowe światełka elektryczne.
Lakszmi. Ponieważ bogini lubi miejsca schludne i czyste, już kilka dni wcześniej sprząta się i dekoruje dom ostw a. W yzna cza się także ścieżkę do specjalnego pomieszczenia, w którym przechowywane je st od pokoleń specjalne pudełko na pienią dze, składane tam co roku w czasie święta Tihar. Pieniądze te mogą być wykorzystane jedynie w przypadku w yjątkow ej ko nieczności. O d dom u do dom u chodzą grupki dziewcząt, śpie wając pieśni na cześć bogini Lalkszmi, za co zostają o b d aro wane upom inkam i i słodyczami. C zw arty dzień najczęściej je st poświęcony w ołom . Newarowie tego dnia obchodzą Nowy Rok. O statni, piąty dzień (Bhai tika) to dzień braterstw a. Tego dnia rodzeństwo pow inno być razem w swoim rodzinnym dom u. Siostry malują swoim bra ciom tikę na czołach i m odlą się do Yama Raja, boga świata podziemnego, o długie życie dla nich.
1-3 GRUDNIA
POŻEGNANIE Z NEPALEM
W E uropie ju ż pew nie od d a w n a zim a, a tu z a m ia s t śniegu u p a l i tro p ik a ln a ro ślin n o ść. W krótce k o ń czy się m oja w iza i m o ja p rz y g o d a z N epalem . Czas n a In d ie. N a razie d o św iad czam u ro k ó w p rz em ieszcz an ia się p o N e p alu lo k aln y m i a u to b u sa m i je d y n ą g łó w n ą d ro g ą, p rzecin ającą k raj ze w schodu n a zachód. D ro g a w większej części je st asfaltow a, cz asam i p rze ch o d z i tylko w k am ien isto -p iaszc zy stą. Jad ą c za in n y m p o jazd em n ie w idzi się nic p ró c z tu m a n ó w k u rz u , dostającego się w każdy z a k a m a re k a u to b u s u , u b ra n ia , plecak a. Wszyscy tu ry ści zo stali w K a th m a n d u lub w górach, tu , n a w yboistych d ro g a ch n a z a c h o dzie N ep alu jestem chyba jed y n ą b ia łą osobą, d lateg o p a trz ą n a m n ie tro ch ę ja k n a przybysza z in n ej planety. Jed n o cześn ie wszy scy są b a rd z o m ili, zawsze k to ś się zatro szczy o najlepsze m iejsce w au to b u sie o ra z o to, czy m a m co jeść i pić. G ranica. Ż e g n a m się z N ep alem , p o niew ielu fo rm a ln o śc iach pieszo p rzech o d zę n a d ru g ą stro n ę, gdzie indyjska ry k sza podw ozi m n ie do a u to b u su . W In d ia c h a u to b u sy są państw ow e, więc o d p a d a pro b lem ta rg o w a n ia się o cenę biletu. Jadę najp ierw do s to licy In d ii, D elhi.
SZKOŁA
4-31 GRUDNIA
ZN O W U IN D IE
Po cudow nie spokojnym N epalu, górskich św iątyniach i dzi kich him alajskich szczytach D elhi przypraw ia o lekki zawrót głowy. Ulice z m ilionem trąbiących i wydzielających tu m an y spalin autobusów , rykszy m otorow ych, rowerów i ciężarówek, z nie przebranym lu d z k im tłum em . O bok nowoczesnych biurowców, wiel kich apartam entow ców oraz zach o d n ich reklam - żebrzące dzieci, koczujący n a ulicy i w okolicznych slum sach ludzie. D aruję sobie zw iedzanie zabytków stolicy, załatw iam tylko k ilk a spraw i cieszę się, że m ogę stąd wyjechać. Jadę n a m ój o statn i obóz SCI. W ioska jest od d alo n a kilkadziesiąt kilom etrów o d Delhi, nie tak m alow nicza jak większość wiosek w Nepalu, ale przynajm niej z dala o d wielkiego m iasta. Nasz obóz jest wydzielony w części zamieszkanej przez trędowatych. Są tu same zaleczone przypadki, ludzie nie będący w stanie nikogo zarazić, a m im o tego odizolowani od społeczeństwa lękiem przed tą straszną chorobą. W zam kniętej społeczności mieszka tu kilka pokoleń. Zdrowe dzieci i w n u k i trędowatych rodziców i dziad ków, starsi ludzie, cale rodziny. Pracują n a polu i w dom ach, próbując jakoś się utrzym ać i wspierając się wzajemnie. Nasz obóz, oprócz prak tycznego celu, jak im jest pogłębianie do łu pod przyszły staw rybny, m a również cel psychologiczny: przebywanie z tym i dotkniętym i przez los ludźm i i pokazanie światu, a szczególnie m ieszkańcom okolicznych wiosek, że nie m ają się czego obawiać. Skoro my, biali ludzie, przyjeż dżam )' tu, pracujemy, przyjaźnim y się i wspólnie jemy z „trędow atym i”, to m oże nie są oni tacy groźni, m oże nie trzeba ich izolować.
O d ra n a kopiemy, Z ardzew iałym i łopatam i pogłębiam y dół. Z niem ały m w ysiłkiem tra n sp o rtu je m y w y k opaną ziem ię z m iejsca n a miejsce. Po p o łu d n iu okazuje się, że nie m ieliśm y staw u pow ięk szać, tylko wyrów nać. Ciężko się tu z kim kolw iek dogadać. N asz h in d u sk i k o o rd y n a to r n a w szystko m a je d n ą uspraw iedliw iającą odpow iedź: You know, this is India. B ezsensow ność naszej pracy z o staje w y n a g ro d zo n a przez ludzi z w ioski. Z apraszają nas do swoich skrom nych ch at, dzielą się tym , co m ają, cieszą k ażdym gestem . Nie m ów ią prawie wcale po angielsku, ale słowa nie są tu potrzebne. R a d ż a s ta n , p u sty n n y s ta n n a zachodzie Indii. Jo d h p u r, piękne m iasto z w ąsk im i u liczk am i i niebiesko-bialym i d o m am i. P rze d wczoraj skończył się m ój obóz. Dzisiaj bu d zim y się (ja oraz dwie dziew czyny z obozu: F ra n c u z k a R oseanne i N o rw eżk a C am ila) n a d a c h u jed n eg o z niebieskich dom ów p o d o lb rzy m im fortem . W czoraj zw ied zając m iasto zostałyśm y zap ro szo n e n a herb atę przez tu tejszy ch m ieszkańców , a p o te m zaoferow ano n a m nocleg... n a d ach u . R ozpościera się s tą d n iesam o w ity w idok: z jednej stro n y m am y potężny, górujący n a d n a m i fo rt, z d rugiej strony, w dole p a n o ra m ę całego m iasteczka. B udzi n as w schodzące słońce o raz m o n o to n n e dźw ięki m o d li twy, dolatu jące z m eczetu. W stajem y wcześnie. Jedziem y dalej n a za chód, do położonego p o śro d k u pustyni, niedaleko P ak istan u , m ia sta Jaisalm er. C hociaż nic n a to nie wskazuje, zbliżają się św ięta B o żego N aro d zen ia. Ciężko je sobie tu taj wyobrazić, bez śniegu, c h o inki, w igilijnego stołu, najbliższych... Nie będziem y naw et próbow ać obchodzić ich p o europejsku, ale zam ierzam y je spędzić w szcze gólny sposób. W yruszam y z Jaisalm eru n a k ilkudniow e camel safari, wyprawę w ielbłądam i n a pustynię. N ie m ogę się doczekać. W igilia. Jaisalm er. M iasteczko ja k z B aśni Tysiąca i Jednej Nocy. Położony n a w zgórzu fort, o to czo n e m u ra m i k rę te uliczki, domy, wieże, św iątynie. Cale m iasto. W szystko w kolorze piasku. Z fo rtu w idok n a „now e”, tylko k ilk u se tle tn ie m iasto, rozpościerające się u stó p w zgórza. A d o o k o ła p u sty n ia... O świcie p rzed n aszy m h o te lik ie m czekają n a n as cztery wiel błądy i p rzew o d n ik . W ielbłądy w yglądają w spaniale. Są olbrzym ie,
w iększe n iż p rz y p u szcz ałam , d u m n e , o m ąd ry c h o czach, w ydają się n ie u s ta n n ie uśm iechać. M ój n az y w a się M oria, je s t cudow ny i m a kolczyk w u ch u . S pokojnie leży, a p rz ew o d n ik p o k az u je mi, ja k n a niego w siąść. P rzeżyw am lek k i w strząs, gdy M o ria wstaje, ale później je st ju ż w p o rz ą d k u . O k rą ż a m y d o o k o ła fo rt i ru szam y w pu sty n ię. P rzed n a m i trz y n iesam o w ite d n i. Tylko wielbłądy, p u sty n ia, piasek, niebo... J a z d a n a w ielbłądzie je s t p ro s ts z a n iż oczekiw ałam . T rzeb a po p ro s tu siedzieć i p o d d a ć się ry tm ic z n e m u falo w an iu w ry tm k ro ków zw ierzęcia. T en ry tm z m ien ia się, gdy w ielbłąd zaczy n ia biec. Z m ien ia się też ciągle p u s ty n n y k rajo b raz. P odziw iam y go z wy sokości w ielbłądzich grzbietów. N ie je s t to n a razie ta k a p u sty n ia, ja k ą sobie wszyscy zawsze w yo b rażają, n a w ydm y piaskow e m am y dotrzeć dopiero ju tro . N a razie w okół n as sucha, sza ra ziem ia, k a m ienie, piasek, w y sch n ię ta traw a, g d zieniegdzie jak ieś k rz a k i czy olbrzym ie kaktusy . M ijam y k ilk a p u sty n n y ch ch at, ko b iety w n ie sam ow icie kolorow ych, pow iew nych szatach niosące n a głowie po k ilk a d zb an ó w z w odą, jed en n a d ru g im . Powoli p oznajem y c h a ra k te ry naszych zw ierzaków . M ój jest spokojny, w ielbłąd R osean n e je st w iecznie gło d n y i co ch w ila o d chodzi n a b o k sk u b a ć jak ieś ro ślin k i, a w ielbłąd C am ili, n a jm ło d szy, o im ie n iu P ap u , jest n ajb ard ziej sk o ry do p so t, ja k gryzienie sw oich kolegów w ogon. Szybko się d o n ich przyw iązujem y. Po krótkiej przewie n a lu n ch koło stu d n i z w odą jedziem y dalej. W ielbłądy są rewelacyjne. Pod wieczór, w raz z zajściem słońca, w ciągu kilku m in u t zm ien ia się klim at. T em p eratu ra gw ałtow nie spada, za kładam y wszystkie swetry i k u rtk i. Zatrzym ujem y się n a nocleg. Prze w odnik rozsiodłuje wielbłądy, ro zp ala ognisko i zabiera się do przy rz ąd za n ia kolacji wigilijnej. O kazuje się w spaniałym kucharzem . N a ognisku gotuje ryż, warzywa, curry, n a koniec olbrzym ie czapati, czyli placki z m ąk i i wody. Siedząc wokół o g n isk a dzielim y się wigilijnym czapati. P rzew odnik zaczyna śpiewać. Nigdy nie zapom nę tej wigilii. W chodzim y d o ro z p o sta rty c h n a ziem i śpiw orów, okryw am y się g ru b o kocam i i p rzed zaśn ięciem d łu g o w p atru jem y się w roz ciągające się n a d p u s ty n ią niebo. W śród tysiąca gw iazd o d n ajd u ję z n a jo m ą k on stelację - W ielki Wóz. In n y tro ch ę n iż u n as, jak b y o d w rócony, ale w iem , że to ten sam .
STYCZEŃ 1996
CIĄGLE INDIE
D elhi. Pierw szy d zień now ego ro k u . W czoraj w nocy była k a m e ra ln a im p reza z E u ro p ejczy k am i p o z n a n y m i n a o b o zie. D zisiaj dosyć w czesna p o b u d k a , bo idę z a ra z n a sp o tk an ie z p rzed staw icielam i „B u tterflies” - o rg an izacji zajm ującej się d ziećm i ulicy. M ili ludzie przy jm u ją m n ie w b iurze, o p o w iad ają o swojej pracy, p o k a z u ją m ateria ły i publikacje. P ro w ad z ą m ięd zy in n y m i n iefo r m a ln ą edukację, p ro sto n a ulicy, d la dzieci, k tó re nie m o g ą uczęsz czać do szkoły, d la dzieci biednych, bezd o m n y ch , pracujących. P ro p o n u ją m i sp ęd zen ie d n ia z je d n ą ze street educators, u lic z n ą n a uczycielką, m ło d ą dziew czyną o d w ied zającą ulice, dw orce i zau łk i D elhi. R ykszą row erow ą w y ru szam y n a sp o tk a n ie z d ziećm i ulicy - dziećm i w ielkiego m iasta, wielkiej cyw ilizacji i w ielkiej nędzy. S p o tk a n ie pierw sze. K ilku-, k ilk u n a s to le tn ie dziew czynki, bose, b ru d n e , w sta ry c h i p o d a rty c h , ale ciągle kolorow ych ja k m o tyle su k ien eczk ach o raz z w o rk a m i n a o d p ad k i. Zaw ód: ragpickers, zbieracze sz m a t i innych odpadków . R o zp ro m ien io n e i szczęśliwe n a w idok swojej znajom ej street educator, ze śpiew em i w p o d s k o k ach d o p ro w a d zają nas n a m iejsce sp o tk an ia: kaw ałek c h o d n ik a p o m ięd zy m u re m a u licą z tysiącem a u t, ryksz, rowerów, trą b ią cych autobusów , ludzi, krów, h a ła s u , sp alin . Siadają n a ziem i p o ś ro d k u tego w szystkiego i z m o zo łem staw iają pierw sze litery i cy fry w sw oich zeszytach. N iektóre cierpliw ie i w ytrw ale, n iek tó re przysiadają tylko n a chwilę i za ra z lecą dalej. In n e jeszcze p rzy ch o d z ą tylko porozm aw iać, nie zawsze m ają o ch o tę n a n a u k ę . I n ik t
ich do niej nie zm u sza. Są w olne. W iększość je d n a k sa m a rozum ie, że być m o że p rz y d a im się w życiu u m iejętn o ść c z y ta n ia i pisania. Siedzę chyba z p ó l g odziny z m a łą dziew czynką za nic nie m o g ącą sam o d zieln ie n ap isać cyfry „5 ”. P row adzę jej rączkę p o k a rtk a c h p o m ięteg o zeszy tu . W k o ń c u się udaje. S p otkanie drugie. „Butterfli.es R estau ran t” w całości prow adzona przez dzieci. Sam e tu gotują, zmywają, ustalają ceny, dzielą dochody. Z atrzym ujem y się n a posiłek. W yśm ienity ryż, w arzyw ne curry, czapati. D la „swoich”, czyli d la wszystkich d zieci ulicy - prawie za darm o. W nocy stoły są odsuw ane n a b o k i miejsce zam ienia się w noclegow nię d la dzieciaków z pobliskiego dworca autobusow ego i okolic. S p o tk a n ie trzecie. M iejsce najm ilsze, bo w m iarę czyste i s p o kojne - p a rk i b o isko jakiejś szkoły zakonnej. K ilk an aścio ro c h ło p ców i dziew czynek siad a ze m n ą i swoją m ło d ą n au czy cielk ą n a tra w n ik u , i rozm aw iam y. Są żyw o zainteresow ane, pytają, jak żyją dzieci ulicy w m o im k raju. M a la dziew czynka m ów i, że rodzice nie p o w in n i m ieć praw a bić sw oich dzieci. W reszcie pięcioletni c h ło piec p rzy n o si ze schow ka zeszyty i zaczy n a się n a u k a . K ażdy s ta w ia swoje koślaw e literk i czy cyferki w sw oim zeszycie. Jest też k ilk a książek . W iększość z z a p ałem zabiera się za n a u k ę , część je d n a k woli się bawić, więc o d b ieg a n a bok, żeby p o g ra ć w jak ąś grę, k tó ra nie w iem , n a czym polega, w iem tylko, że rz u c a się patykiem . S p o tk a n ie czw arte. G łów ny dw orzec kolei w New D elhi. Tu dzieciaki są w n ajtru d n iejsze j sytuacji. P rzew ażnie k ilk u n a s to le tn i chłopcy. Zawód: dw orcow i tragarze. P racu ją nielegalnie, są k o n k u re n cją d la oficjalnych, zarejestrow anych tragarzy, d lateg o są przez n ich p rz e g a n ia n i z m iejsca n a m iejsce oraz prześlad o w an i przez policję. N a dw orcu m ieszkają, śpią, pracują. Bez chw ili pew ności te ra z i bez p ersp ek ty w n a przyszłość. Nie m o g ą się dzisiaj uczyć, za d u ż o policji. D w orzec się rozbudow uje. N a budow ie p ra cują kobiety. Przez k ilk an aśc ie g o d z in dziennie ro z n o szą n a gło wie cegły, d o stając za to 45 ru p ii (około 1,5 dolara). Ich m ałe dzieci, roczne, d w u letn ie, k ilk u le tn ie p lączą się w śród cegieł, robotników , budow y, całego dworcowego życia. Po k ilk u d n ia c h sp ęd zonych w D elhi czuję, że czas n a coś sp o kojniejszego. R u szam n a p o łu d n ie . Po d ro d z e jest Agra, m iasto ,
gdzie znajduje się je d e n z cudów św iata, Taj M ah al. C zęść b o g aty ch tu ry stó w p rzy jeżd ża do In d ii tylko po to, by go zobaczyć. M nie takie tłu m n ie odw iedzan e za b y tk i m n iej in teresu ją, ale myślę, że skoro jest po d ro d z e, to m o ż n a go obejrzeć. K upuję b ilet do Agry. O kazuje się, że je d n a k nie jest m i d a n e ta m pojechać, p rz y n aj m niej nie teraz. W po ciąg u , czytając p rzew o d n ik , o d k ry w a m , że będziem y przejeżdżać przez V rin d a b a n - miejsce, gdzie p o d o b n o u ro d z ił się K riszna, święte m iejsce jego wyznawców. C oś każe m i t u wysiąść. Dziwny, trójkołow y p o ja z d podw ozi m n ie d o m ia steczka, gdzie p o d o b n o jest k ilk a tysięcy św iąty ń pośw ięconych K risznie. W d o m u g ościn n y m IS K C O N u (M iędzynarodow ego To w arzystw a Ś w iadom ości Kriszny) nie m a miejsc. N ic je d n a k nie dzieje się bez przyczyny. N a stę p u ją ca teraz seria z d a rz e ń sk ła n ia do zg o d z en ia się z k riszn o w cam i, że być m oże n iek tó re rzeczy są specjalnie za ara n ż o w a n e przez K risznę. W ędrując u lic z k a m i Vrind a b a n u w p o sz u k iw a n iu n o cleg u sp o ty k a m nagle bhaktę, k tórego p o z n a ła m zeszłego lata... n a m alej wysepce w Irlan d ii. P rzypadek? R ozm aw iam y. M ów i, że je st tu ta j P olka, z k tó rą m oże m n ie z a p o znać. Pierw sza P o lk a o d czasu w y jazd u z kraju. A gnieszka. D z ie w iętn asto letn ia bbdktinkd, k tó ra p rzy jech ała tu , p o d o b n ie ja k ja, lądem , praw ie bez pieniędzy, ju ż po ra z d ru g i. Tylko w tro ch ę in n y m celu: aby s p o tk a ć się ze sw oim m istrz e m d u chow ym . Z a p ra sz a m n ie do swojego p o k o ik u w aśram ie, W nocy d łu g o rozm aw iam y. A gnieszka m ów i, że ja i ta n asz a ro zm o w a śn i łyśm y jej się k ilk a ty g o d n i tem u. M ieszkając z bbdktdmi, przy sto so w u ję się do ich zwyczajów. Po b u d k a przed czw artą. Prysznic. W lodow atej tutejszej w odzie. Jest to konieczne, aby obm yć ciało po śnie. Sen jest nieczysty, p o n iew aż śniąc, z a p o m in a się o Krisznie. Jak zwykle, niesam ow icie trafiłam . N a sam p o czątek wielkiego festiw alu upam iętniająceg o setn ą rocznicę u ro d z in Prabhupady, k tó ry założył ISKCON. M asa lu d zi z całego św iata, n ieu stan n e śpiewy, tańce, cerem onie ofiarow ania, olbrzym ia uczta. Po p o łu d n iu u liczk am i V rin d ab an u przech o d zi procesja ze śpiewem, wie czorem o g ląd am y przedstaw ienie przygotow ane przez m alu tk ic h bhaktów, dzieci uczące się w krisznow skiej szkole G urkuli. P om im o
że b a rd z o d u ż o się tu tera z dzieje, w yczuw a się we V rindabanie ja kiś w ew nętrzny spokój. O prócz białych bhaktów jest tu wielu indyj skich joginów , świętych m ężów o raz zw ykłych H indusów , m iesz k ańców m iasteczka. Wszyscy in to n u ją święte im ię Kriszny. W świę tej rzece Ja m u n ie b iorą oczyszczającą kąpiel. M iejsce to upodobały sobie rów nież zw ierzęta. W rzece pływ ają olbrzym ie żółwie, po u li cach w łóczą się krowy, gdzieniegdzie osiołki, kozy, a naw et jest wiel b łąd ciągnący wóz. D o tego pełn o w szędobylskich m ałp. Nawet nie b ęd ąc bhaktą czuje się, że jest to miejsce szczególne. A gra. Z im n e i b ru d n e sch ro n isk o m łodzieżow e. Z aczynam żałow ać, że o p u ściłam piękny i spokojny V rin d ab an . Ale czas je chać dalej i b ęd ąc w Agrze zabaw ić się w tu ry stę i zw iedzić jeden z cu d ó w św iata: Taj M ah al. W ielka, im p o n u ją ca budow la, w okół p ięk n e fo n tan n y , k ró tk o p rzy strzy żo n e tra w n ik i, zagraniczne w y cieczki. Po ra z kolejny p rzek o n u ję się, że o wiele bardziej fascynują m n ie in n e rzeczy w ty m kraju . W ąskie u liczk i m ałych m iasteczek, toczące się ta m życie, sklepiki, krowy, osiołki, dzieci.
Jaip u r. „R óżow e m ia s to ” w R a d ż a sta n ie . P rzew ażnie pierw szą rzeczą po p rz y jech an iu d o now ego m iejsca jest zn alezien ie sobie n o cleg u i zostaw ienie ta m plecak a. C zęsto tę b a rd z o p ro s tą czyn ność u tru d n ia ją rykszarze, b ęd ący jed n o cz eśn ie n a g a n ia c z a m i h o telow ym i. T utaj, w ja ip u rz e , p rz e c h o d z ą sam ych siebie. O toczyw szy m n ie ze w szystkich s tro n k rzy czą jed n o cześn ie, że sch ro n isk o m łodzieżow e je s t z a daleko, że je s t z a m k n ię te , że n ied aw n o sp ło nęło, że w ogóle nie istnieje. Po p ro s tu nie m ają ta m prow izji o d przyw iezienia turystów . T ak sam o z au to b u sam i: p o d o b n o żad n e w ta m tą stro n ę nie jeżd żą, p o za cym n ie w olno w siad ać z pleca kiem i ta k dalej. C u d em udaje m i się w y m k n ąć o b u rz o n y m ryksza rzom i najzw yklejszym a u to b u se m za dwie ru p ie p o d jech ać p ro sto p o d schronisko. K ilk an aśc ie k ilo m e tró w o d c e n tr u m m ia sta , n a szczycie w zgó rza, zn a jd u je się w sp a n ia ły F o rt A m ber. M o ż n a tu w jechać n a sło n iu . N a d z ie d z iń c u m n ó stw o tu ry stó w , słoni, m ałp , sklepików , p rz e w o d n ik ó w i lu d zi u siłu ją c y c h sp rz ed ać p rz e ró ż n e rzeczy. Je d n a k fo rt je s t o lb rzy m i i szybko m o ż n a ich w szy stk ich zgubić. Z a le tą tego, że nie bierze się p rz e w o d n ik a , je s t to, że m o ż n a sa m e m u o d k ry w a ć ró ż n e z a k a m a rk i te g o n iesam o w iteg o m iejsca. P ełno tu k o ry tarzy , o p u szc zo n y ch k o m n a t, sch o d ó w i przejść. P raw dziw y la b iry n t. I n ie d o c h o d z ą t u g ru p y z p rz e w o d n ik a m i. Z o p u szczo n ej w ieży o b serw u ję o k o liczn e w zgórza ze s ta ry m i r u in a m i n a szczy tach , Kolejne piękne m iasto w R a d ż a sta n ie - U dajpur, nazy w an y „W enecją In d ii” ze w zględu n a swoje jeziora, rzeki i kan ały . N a je zio rach w ysepki z b iały m i p ałac am i, piękne, d o sk o n ale u trz y m a n e ogrody, egzotyczna ro ślin n o ść, a d o o k o ła góry. W ąskie u liczk i pełne galerii i sklepików sp rzed ający ch m iste rn ie m alo w an e o b razk i n a p łó tn ie - specjalność U d a jp u ru . P o d o b n e m alo w id ła zn a j d u ją się n a śc ia n a c h dom ów , szczególnie wokół drzw i. N ajczęstsze m o ty w y to wielbłądy, słonie o raz konie. S p o ty k am n a u licy m i łego, nieźle m ów iącego po an g ielsk u ch łopca, k tó ry oferuje się, że p o k aż e m i k ilk a ciekaw ych m iejsc w okolicy i - co n ajd ziw n iejsze nic za co nie chce. C h odzim y po za u łk a c h , pod w ó rk ach i m o stach , do któ ry ch nie docierają turyści, o g ląd am y stare św iąty n ie i rybac
*
81 £
kie łodzie. W izy ta oczyw iście kończy się w ro d z in n y m sk lep ik u m ojego m ałeg o p rz ew o d n ik a, w k tó ry m napraw dę nie m am z a m ia ru n ic kupow ać. Ale w k o ń c u daję się n am ó w ić n a dw a m a le ń kie o b ra zk i n a p łó tn ie: jed en ze słoniem , d ru g i z w ielbłądem , m o im i u lu b io n y m i zw ierzętam i. R a d ż a s ta n jest cudow ny, ja k n a razie to m oje u lu b io n e m iej sce w In d ia c h , ale chw ilowo m a m dość bycia tu ry s tą i je ż d ż e n ia o d m ia s ta do m ia sta . D latego jad ę do m alej w ioski w sąsied n im stan ie, G u d żaracie, gdzie zn ajd u je się siedziba S ervasu o raz o r g an izacja zajm u jąca się p o m a g a n ie m lu d zio m z innych w iosek. N ad rzeką, p o śró d kokosow ego gaju, stoi aśram , w k tó ry m dostaję m ały p o k o ik z balk o nem . W wiosce d u żo się dzieje. O rg an izo w an e są różne k u rsy i w a rsz ta ty d la tubylczej lu d n o ści, takie ja k tk a nie, szycie, g arn carstw o, b u d o w a s tu d n i czy p ro d u k c ja biologiczna gazu. Jest t u szk o ła zw an a „szkołą życia”, gdzie dzieci z n ajb ied niejszych ro d z in lub sieroty m ają okazję kształcić się lub zdoby w ać zaw ód. O b rad u je też tu ta j in sty tu c ja zw an a „O tw arty m S ą d em ”, k tó ry dw a razy w m iesiącu zbiera się p o d n ajstarszy m d rz e w em i w sp ó ln ie z m iejscow ą lu d n o śc ią łagodzi ro d z in n e , w ioskowe czy m iędzyw ioskow e spory. A w szystko to zap o czątk o w ał człowiek zw any B haiji, przyjaciel M a h a tm y G andhiego. Św ięto lataw ców . Ś w ięto k o ń c a zimy. W Polsce p ew n ie m ró z i śnieg , a tu ta j p iękne, k o lorow e św ięto. R a n o k a ż d e d ziec k o z a ś ra m u d o s ta ło od. B haiji b ib u łk o w eg o la ta w c a i te ra z Ce la taw ce szy b u ją p o b e z c h m u rn y m niebie. D o tego p le m ie n n e tań ce . P o ś ro d k u ch ło p cy w y b ijają ry tm n a b ę b n a c h , d o o k o ła ta ń c z ą c e w k ó łk u d ziew czy n k i w kolorow ych s u k ie n k a c h i c h u stach . W szyscy u ś m ie c h n ię c i, n ik o m u n ig d z ie się nie spieszy. Idę n a sp ac er do w io sk i po d ru g ie j stro n ie rzeki. K ilk a p ry m ity w nych c h a t z g lin ia n y m i p o d ło g a m i, w ielkie, b ia łe krow y, c z a rn e bawoły, p ó łn a g ie dzieci, za ciek aw ie n i lu d zie. K o b ieta w n ie b ie sk im sari z a p ra s z a m n ie d o sw ojej c h a ty n a czaj. C zuję, że b a r d zo c h c ia ła b y m p o m ieszk a ć w tak iej w iosce, c h o c ia ż p rz e z je d en d z ie ń p o c z u ć tu te jsz e życie, robić to, co wszyscy, czy to n a p o lu , czy p rz y b aw o łach , czy w rzece. W ieczo rem B haiji o b ie cuje, że d a m i ta k ą m ożliw ość.
M AKARA SANKRANTI - święto obchodzone w Indiach 14 stycznia, czyli w dniu przejścia Słońca na północną półkulę (ma kara oznacza znak Koziorożca, a san kranti - „przejście” ). Przej ście w znak Koziorożca uważane jest za jeden z najważniejszych m om entów w roku, ponieważ rozpoczyna sześciomiesięczny okres pomyślności. Dzień ten obchodzony jest różnie w róż nych regionach kraju. W stanie Gudżarat składa się symboliczną ofiarę Słońcu, puszczając latawce. Tysiące kolorowych latawców wznoszą się tego dnia w niebo nad miastami i wioskami, szcze• • •» golnie w pobliżu rzek, stawów i innych zbiorników wodnych. Za
•1■
zwyczaj są to małe, jednobarw ne latawce w kształcie rombu, ale widuje się też latawce wielkie, o powierzchni nawet kilku m etrów kwadratowych, ozdobne, z fantazyjnym i ogonami. Na niektó rych widnieją wizerunki bolywoodzkich aktorów czy sportow ców, a także bogów, głównie hinduskich.
W ioska. N ie w iem , ja k się nazyw a. J e d n a z wielu p o d o bnych dzie siątek, setek, tysięcy m ałych, prym ityw nych wiosek. M ogę m ieszkać tu przez dwa d n i z je d n ą ro d z in ą w m alej chacie. W chacie skleco nej tak jak wszystkie: trochę z patyków , trochę z cegieł, tro ch ę z k ro wiego łajna. Pierwsze pom ieszczenie, gdzie w łaśnie siedzę n a ple cionym łóżku, to rów nież pom ieszczenie d la zw ierząt. Są tu dw a ol brzym ie i dw a m ałe bawoły, i tak ja k one bez p ośpiechu żu ją sobie liście kukurydzy, tak powoli i sp o k o jn ie płynie tu życie. W szystko zabiera tu więcej czasu n iż gdziekolw iek indziej, ale n ik t się nie spie szy. W ioska nie m a bieżącej wody, jest tu tylko głęboka stu d n ia, z której za p o m o cą własnej liny w yciąga się wodę, a n astęp n ie niesie się w d zb a n ach n a głowie, jeden n a d ru g im , bez trzy m an ia. G otow anie to kolejne przeżycie. K u c h n ia to po p ro s tu kaw a łek p o d ło g i z krow iego łajna, k u c h e n k a to w y d rążo n a w p o d ło d ze
% 83 ^
■
d z iu ra , w k tó rej g o sp o d y n i ro z p a la ogień z gałęzi o ra z suszonych krow ich placków . P ółm rok. Tylko przez szczeliny w d a c h u w pa d ają sm ugi św iatła. S iedząc n a p o d ło d z e p rz y g lą d am się, ja k p o w stają o lb rzy m ie czap ati z m ą k i k u k u ry d z ia n e j, jeszcze w iększe n iż te, k tó re ja d ła m n a p u s ty n i w R ad ża sta n ie. Jak zwykle, g o sp o dyni z c ó rk ą najpierw serw u ją po siłek m ężow i i synom , a dopiero p o tem je d z ą sam e. S ta ra m się ja k m ogę uczestniczyć w życiu ro dziny. W yciągam w odę ze s tu d n i, p o m ag am łu sk ać k u k u ry d z ę , ale oczyw iście tra k tu ją m n ie ja k o d elik atn eg o gościa i nie pozw a lają za wiele robić. W wiosce jestem obiektem ciągłego z a in te re so w ania, szczególnie ze stro n y dzieci. S chodzą się tłu m n ie kobiety, og ląd ają m n ie, m oje u b ra n ia , nie m ogą pojąć, dlaczego m a m k o l czyk po prawej, a nie po lewej stro n ie nosa, o ra z b ra n so le tk ę tylko n a jednej, a nie n a dw óch k o stk a c h ja k wszyscy n o rm a ln i ludzie. Po p o łu d n iu idziem y n a pole zbierać baw ełnę. Z o tw arty c h p ą ków n a m ały ch k rz acz k ach zbieram y białe p ęki i w k ład am y do wi k linow ych koszy. P rzez całe życie n o szę b aw ełniane rzeczy, a nigdy p rzed tem n ie w id ziałam , ja k w ygląda, rośnie i je s t zb ieran a św ieża baw ełna. W ogóle po b y t w tak iej wiosce pozw ala u św iad o m ić sobie wiele rzeczy. D aje głębszy, praw dziw y k o n ta k t z n a tu rą . K o n ta k t bosych stó p z ziem ią, gołych, rą k z w odą, zw ierzętam i, ro ślin am i, pożyw ieniem ... Nie o d d ziela ją o d n a tu ry betonow e k la tk i bloków czy asfalt ulic. W m ieście, chcąc zjeść d an ie z ryżu, ku p u je się w su p erm ark ecie w oreczki „Uncłe B ens” i błyskaw icznie gotuje n a k u chence. T u taj p rzed u g o to w an iem pow oli i d o k ła d n ie przebiera się ryż, w ybierając wszelkie k am y k i i nie o b łu sk an e ziarn a. D ziś m ia łam o kazję to robić. Przez m oje ręce przeszło k ażd e ziarno. Z u pełnie inaczej sm akuje w tedy p ro sty posiłek. Jeszcze w iększe m usi być w rażen ie, kiedy sam em u się te n ryż zasiało, a p o te m zebrało. K ró tk i p o b y t w tej wiosce d a l m i więcej n iż zobaczenie w szystkich zab y tk ó w In d ii, Po cało n o cn ej jezdnie w sp a n ia ły w schód sło ń ca za o k n a m i p o ciągu. P o ciąg u d o Bom baju. P o stan o w iłam ruszyć n a p o łu d n ie. O bjechać ten olbrzym i kraj doo k o ła, w z d łu ż z a ch o d n ieg o wy brzeża n a sam o p o łu d n ie In d ii, p o tem w sch o d n im w ybrzeżem n a półn o c. D ługie godziny w po ciąg u , oprócz obnośnych sprze
dawców czaju i ro zm aiteg o je d z e n ia , u ro z m a ica m i n iesam o w ita k sią ż k a „M iasto ra d o ści”, o p o w iad a ją ca o życiu w k a lk u ck ic h slum sach. Nie m am o c h o ty zw iedzać k iik u m ilio n o w eg o m ia sta , więc w B om baju p rz e sia d a m się do kolejnego p o ciąg u , k tó ry zabierze m n ie dalej n a p o łu d n ie , do B angalore.
. ’-r&gur. .HL>*v
« ,t;$
WSZĘDOBYLSKIE MAŁPY
LUTY
NADAL INDIE
M ysore w sta n ie K a rn a ta k a . K ażdy sta n w In d ia c h m ógłby być o d d zieln y m krajem . R ó ż n ią się one nie ty lk o k ra jo b ra zem - o d górzystych, p o p rz ez rolnicze, aż do p u sty n n y ch - ale rów nież lu d n o ścią, językiem , zw yczajam i, a n aw et jed zen iem . P o łu d n ie to g en eraln ie wielkie p rz estrze n ie gajów kokosow ych. Palm y kokosow e i ich owoce w ykorzystyw ane są we w szystkich chyba d zie d z in a c h życia. Z p n i b u d u je się łodzie, su szo n e liście p o kryw ają dachy w iejskich ch at, z w łó k n a kokosow ego w y rab ia się sz n u rk i i in n e rzeczy, z owoców tło czy się olej oraz w ykorzystuje się je w kosm etyce i w k u c h n i n a tysiąc sposobów . W szędzie też p ełno ulicznych sprzedaw ców z o lb rzy m im i ste rta m i św ieżych, zielo nych jeszcze z ze w n ątrz , m łodych kokosów . Ich sok to najlepszy, najzdrow szy i najbezpieczniejszy n ap ó j. O b cin a się g ó rn ą część, w k ła d a słom kę i pije p ro sto z kokosa, p o te m ro złu p u je się go n a pól i w yjada m ięk k i, biały m iąższ. B ezpieczniejsze to i ta ń sz e niż tu te jsz a b u te lk o w a n a w o d a m in e ra ln a . Jed n a z najpiękniejszych rzeczy w Mysore to targ w arzyw no-ow o cowy. O lbrzym ie sterty najdziwniejszych warzyw i owoców, jakich n i gdy przedtem nie spotkałam . Naw et pospolite ziem niaki czy m ar chewka w yglądają inaczej, p o u k ład an e w niebosiężne sterty wśród m asy innych egzotycznych k ształtów i tysiąca barw. N iesam ow ite w rażenie spraw ia aleja bananow a. D ziesiątki sprzedawców i m iliony dużych, m ałych, żółtych, zielonych, a naw et czerwonych bananów . Le żących w stertach n a ziemi, w koszach lub wiszących jeszcze n a „ga łęziach” bananowców. Najpiękniej pachnie aleja kwiatowa. Nie sprze-
daje się t u kw iatów z łodygam i, ta k ja k u nas, lecz sypką m asę kw ia tow ą w olbrzym ich stertach lub w długich, kolorowych girlandach. Wszystko n a ofiarow anie w św iątyniach i dom ow ych ołtarzach. C ho dzę jak zaczarow ana po tym dziw nym miejscu, a n a d w szystkim unosi się odurzający zapach sprzedaw anych kadzidełek. Kerala. C iągnący się w zd łu ż oceanu s ta n - k ra in a zieleni, plaż, p alm kokosow ych i bananow ców . Po sześciu g o d zin ac h spędzonych w pędzącym z d zik ą prędkością, nie zw ażającym n a nierów ności koślawej d ro g i autobusie, przybyw am do C ochin. Miłe, położone n a półwyspie, tro ch ę zbyt turystyczne m iasteczko. C hińskie sieci rybac kie n a plaży, p ałac z m alo w id łam i ściennym i, sklepiki z antykam i, w ieczorem K atliak ali D ance - niesam ow ite przedstaw ienie, trady cyjny k eralsk i tan iec przy d źw ięk ach bębnów i śpiewach. Tancerze p rzedstaw iają h isto ry jki z Ram ajany, indyjskiej m itologii, p rzy stro jen i w n ajb ardziej oszałam iające stroje i m akijaże, jakie w idziałam . O dbijające się w w odzie palm y, n a brzegach c h a ty k ry te strze ch a m i z su szonych liści, k o b iety w kolorow ych sari robiące pranie, rybacy w d łu g ich , w ąskich ło d ziach . Jestem n a m ały m , p a sa ż e r sk im p ro m ie p ły n ący m k a n a ła m i K erali z A lleppey do Q uilon. Oczyw iście je d n o d n io w a p o d ró ż w ygodnym p ro m em pełnym t u rystów nie daje m ożliw ości u cz estn icze n ia w ty m spokojnym życiu p o d p o rz ą d k o w a n y m p a lm o m kokosow ym i w odzie. Jest się tu wy łącznie w id zem i czuję się w łaśnie ja k w sam y m ś ro d k u pięknego, egzotycznego film u. Po d ro d z e dow iaduję się o aśram ię p ro w a d zo nym przez n iesam o w itą osobę, je d n ą z niew ielu w In d ia c h kobiet g u ru , n a z y w a n ą po p ro s tu „ M a tk ą ”. D ecyduję się tu wysiąść. Z n ajd u jący się w śród palm ow ego gaju, pięć m in u t od b rzeg u oceanu, a śra m to w ielka w sp ó ln o ta s k u p io n a w okół Am m y M atki, około 400 stały ch m ieszkańców i m n ó stw o odw iedzających. D o staję m iejsce do sp an ia, zostaję o p ro w a d zo n a p o aśram ie i z a p ro szo n a n a w iec zo rn ą m edytację w św iąty n i - zbiorow e, ekstatyczne śpiew anie p rz y d źw iękach bębnów . Nie jestem w stan ie opisać w szystkiego, co dzieje się w a śra m ie, bo n a p o zio m ie fizycznym nie dzieje się wiele. Ciche m edy tacje o świcie n a d a c h u św iąty n i, z tw arzą zw ró co n ą w stro n ę
^
90
g
w schodzącego słońca. D ach to m iejsce ciszy, sk u p ien ia, m ed y ta cji. W św iąty n i m u zy k a, śpiewy. D la ch ętn y ch - w a rs z ta ty jogi. Po p o łu d n iu darshan o d Amrny, kiedy to w szczególnym , ek staty cz nym sta n ie przyjm uje o n a przybyłych ze w szystkich s tro n ludzi, jed n eg o po d ru g im , k ażd eg o o b d a rz a ją c b ło gosław iącym , m atczy nym uściskiem . Po ta k im u ścisk u ch o rzy zdrow ieją, słab i o d zy sk u ją siły, otrzy m u je się w ew nętrzny spokój. Darskan trw a wiele go d zin , czasem c a łą noc. A m m a nig d y n ie jest zm ęczo n a, ze sp okoj nym u śm iechem , szczęśliw a, p rzy jm u je każdego. W ieczorem idę ze śpiw orem n a d ach . P o trzeb a wiele czasu, aby to w szystko zro zu m ieć, więc n aw et nie próbuję, p o g rą ż a m się po p ro s tu w spokojnej m edytacji. N a niebie w ielki, p o m ara ń czo w y księżyc. Tysiące gw iazd. K anniyakum ari. M ałe m iasteczko w bardzo szczególnym miejscu. N a najbardziej w ysuniętym n a połu d n ie koniuszku Indii oraz całego kon ty n en tu azjatyckiego, nie licząc wysp. Miejsce, gdzie spotykają się wody M orza Arabskiego, O ceanu Indyjskiego oraz Z atoki Bengalskiej, jestem wdzięczna przewodnikowi „Lonely Planet” za to, że napisał, że m o żn a to miejsce om inąć, bo nie m a tu zbyt wiele do zobaczenia. Dzięki tem u jest tu ta k m ilo i spokojnie, bez tłu m u Europejczyków. Wąskie uliczki prow adzą m nie n a plażę. N ad brzegiem ciasno stłoczone m ałe chaty, długi pas p iasku, ocean. Rybacy powracający z połowów w wąskich, drew nianych łodziach zrobionych z pow iąza nych pni drzew. Wszędzie pełno bawiących się, ciem noskórych dzieci. Szczególnie u rzek a m nie je d n a scena: dwóch golutldch, k ilk u letn ich chłopców prow adzi delikatnie za ręce śliczną, m oże półto raro czn ą dziewczynkę w czerwonych m ajteczkach i srebrnych b ransoletkach n a nóżkach. O prócz dzieci, rybaków i lodzi n a brzegu, w K anniyaku m ari jest m nóstw o sklepików, stoisk i ulicznych sprzedawców najroz m aitszych m uszli, m uszelek i wszystkiego, co d a się z nich zrobić. N a jednej z takich m uszelkow ych uliczek podchodzi do m n ie h in d u sk i chłopak i prosi o k ilk a rupii n a d o m dziecka. I ta k zaczyna się moje sp o tk an ie z kolejnym niesam ow itym miejscem. G a n d h iji K a sth u r Baji C h ild re n H om e. M ały, b ied n y d o m d zieck a w p obliskiej wiosce. P ro w ad zący go Sw am i i jego ż o n a ser decznie m n ie zapraszają. D ostaję m ały pokoik. O d ra z u zap rzy
ja ź n ia m się z dzieciakam i. Jest ich około trzydzieściorga. kilku-, k ilk u n a sto le tn ic h , w szystkie bose, ciem noskóre, roześm iane. Wy py tu ją m n ie, o g lądają, w ciągają do swojej zabawy, choć n a zabawę nie m ają t u zb y t wiele czasu. Pierw sza rzu cająca się w oczy rzecz to skrajne p ry m ity w n e w a ru n k i życia. Śpią w dw óch pom ieszcze n iach , o d d zieln ie chłopcy, o d d zieln ie dziew czynki. C ztery ściany, beto n o w a p o d ło g a, k ilk a k u ferk ó w z całym d o b y tk iem dzieci, n a n oc ro z k ła d a n e sło m iane m aty. To wszystko. K u ch n ia to k ilk a k o ciołków p o d zad aszen iem n a po d w ó rk u . Z ac zy n a się w łaśnie w ieczo rn e gotow anie. D zieci ro b ią w szy stk o sam e, a nie je st to ta k ie proste. D ziew czynki p rz y n o sz ą ze s tu d n i w odę, ch ło p cy d re w n o n a ro zp ałk ę. R ozniecają ogień, k ro ją w arzyw a, d ziesię cio le tn i chłopiec z w y siłk iem m iesza ryż w o lb rz y m im g a rn k u . Ryż to p o d staw a . D w a ra zy d zien n ie , sie d e m d n i w ty g o d n iu . P o te m n a k ła d a ją go do b lasza n y ch m ise czek, sia d a ją w dw óch rz ę d a c h p o tu re c k u n a ziem i i p o k ró tk ie j w spólnej m o d litw ie m o ż n a za czą ć za słu ż o n y p o siłek . P rz y p o m i n a ją m i się p o lsk ie dom y d zieck a, ja k ie m ia ła m kiedyś okazję p o znać. Co z tego, że m ają lepsze w a ru n k i, k iedy są to p o p ro s tu in sty tu c je ? B ezd u szn e in s ty tu c je z z a tru d n io n y m i n a etacie p r a co w n ik am i: k u c h a rk a m i, sp rz ą ta c z k a m i, w ychow aw cam i. T utaj, p o m im o tego, że d ziec iak i ciężko p racu ją, są je d n a k w olne, s p o kojniejsze, szczęśliw sze. Być m oże p o m a g a im w ty m c o d z ie n n a m o d litw a - m ed y tacja. D zień w dzień, o szóstej ra n o i w ieczorem . W sp ec ja ln y m p o m ieszc zen iu p ełn y m zdjęć i o b ra zk ó w p rz e ró ż nych h in d u s k ic h g u ru i bogów (w śród n ic h S ai B aba, M a h a tm a G a n d h i, A m m a, K riszna, W iszn u i w ielu innych). P rzez praw ie g o d zin ę d z ie c ia k i z n ie sa m o w ity m e n tu z ja z m e m śpiew ają, g rają n a b ę b n a c h , d zw o n eczk ach , klaszczą. N a ko n iec o d b y w a się ofia ro w an ie o g n ia i ow oców o ra z cich a m edytacja. U dało m i się dziś w stać i zacząć d zień ze w szystkim i, a d zień z a czyna się t u wcześnie, jeszcze p rz e d szóstą. P o ra n n a to aleta. D zie ciaki polew ają się naw zajem i sz o ru ją w lodow atej w odzie p rz y n o szonej d z b a n a m i że stu d n i. Po k ąp ieli p o ra n n a m o d litw a . P otem p ra ca - dzisiaj łu sk an ie strąk ó w kurkum y. D opiero o dziew iątej śn iad an ie , p o te m szykow anie się, przy czym starsze dziew czynki
u bierają m ło d sze i za p latają im w arkoczyki, wreszcie w y m arsz do szkoły do sąsiedniej w ioski, p ó l g o d zin y pieszo. Po wyjściu dzieci Sw am i prosi, ab y m p o sied zia ła w jego m ały m sklepiku, b ęd ą cy m głów nym ź ró d łe m d o c h o d u d o m u dziecka. D o staję p o d opiekę cały sklepik n a k ilk a god zin . J u ż p o chw ili o rien tuję się, że nie je s t to zbyt d o ch o d o w a in sty tu c ja , n iem n iej b a r d zo w wiosce p o trz e b n a . R az n a p ó l g o d zin y p o jaw ia się k lie n t i za p ó l ru p ii k u p u je jed n eg o p ap iero sa czy o d ro b in ę ty to n iu d o żucia. Uczę się n az w tow arów w lo k aln y m języ k u . Nie m u szę n aw et znać cen, ludzie sam i w iedzą, ile zapłacić, w szyscy tu sobie ufają. Po p o łu d n iu ru c h się zw iększa, przychód zą co ch w ila ko b iety i dzieci po pięć czy dziesięć d e k a cu k ru . O d w ażan i, robię z gazety torebkę, p a kuję. Ludzie nie m ają tu pien ięd zy i w ielkich p o trzeb . P rzy ch o d zą po pó ł kokosa, dziesięć d ek a soczewicy, szczyptę p iep rzu , jed n eg o cukierka. Tak wiele się m ogę nauczyć w ta k m ałym sk lep ik u . K anniyakum ari, w schód słońca. Dziś otaczający ten koniuszek lądu ocean jest bard zo wzburzony. Fale zalewały p o k ład z pasażeram i i o m ało nie przew róciły łodzi płynącej n a pobliską wyspę-skalę, gdzie kiedyś m edytow ał Swam i V ivekananda. K an n iy ak u m ari to miejsce szczególne. D la H indusów , bo tu jest św iątynia boskiej dziewicy Kanniyi, więc pielgrzym ują tu ze w szystkich zakątków kraju. D la mnie, b o to nie tylko koniuszek Indii, ale też koniec k o n ty n en tu , n ajb ar dziej południow e miejsce, jakie jad ąc ląd em mogę osiągnąć. D o tego p u n k t zw rotny mojej podróży. Początek po w ro tu n a północ... M ad u rai. M ee n ak sh i Tem pie. N iesam o w ita, o lb rzy m ia św iąty n ia z w ielopiętrow ym i, rzeźb io n y m i k o lu m n a m i p o m alo w an y m i w najdziw niejsze kolory, n iem alże w sty lu D isneylandu. W śro d k u tysiące pielgrzym ów ze w szystkich s tro n Indii i w szystko, czego m o ż n a sobie zażyczyć: rzeźby, o łtarze, ofiarow ania, oczyszcza ją c a kąpiel w św iąty n n y m basenie, sk lep ik i z prasadą, d ew ocjona liam i, p a m ią tk a m i i tysiącem drobiazgów , a naw et praw dziw y, ol b rz y m i słoń błogosław iący w iernych sw oją trą b ą za je d n ą rupię. Przyjm uje rów nież banany, kokosy, trz c in ę cukrow ą, k tó re od ra zu zjada, ale błogosław i tylko za pien iąd ze. N ajpiękniejszy zw ierzak św iata. I najm ądrzejszy. S zk o d a tylko, że ta k dal się zniew olić czło
wiekowi. Ten słoń nie m a co p ra w d a zbyt ciężkiej pracy, ale cały zarobek, k a ż d ą ru p ię p rzek azu je n a ty c h m ia st właścicielowi, k tó ry zbija n a ty m niezły interes. M o g łab y m ta k g o d z in a m i w patryw ać się w tego sło n ia, siedząc w śró d rzeźbionych k o lu m n , kolorow ych m alow ideł, tłu m u pielgrzym ów i n a p o m ara ń czo w o u branych sadhu z d łu g im i w łosam i i b ro d a m i. W ś ro d k u zn ajduje się rów nież m u z e u m s z tu k i św iątynnej, ale je st to ab so lu tn e n iep o ro zu m ien ie: p o tłu c z o n e gabloty, z a m ia s t m alow ideł o d ra p a n e ściany, n ieliczne o b jaśn ien ia, jak ie się z a c h o wały, są głów nie w języku tam ilsk im . Tylko sala z lab iry n tem k o lu m n i p rz y k u rzo n y m i rzeźb am i i fig u rk am i najprzeróżniejszych bogów robi w rażenie. A p rz y tłu m io n e św iatło lu b w dalszych z a k ą tk a c h praw ie jego b ra k p lus k u rz i pajęczyny d o d a ją tem u o p u sz czonem u m iejscu pow iew u tajem niczości. M a n a p a ra l - m a la w io ska w p o łu d n io w y m sta n ie T am il N adu, 40 m in u t ja z d y od Trichy, d o m m oich now ych Servasow ych g o sp o darzy. W M a d u ra i nie m ia ła m szczęścia, m u sia ła m znaleźć sobie hotel za 50 ru p ii. Tym ra zem je d n a k tra fiła m do dosyć zam ożnej chrześcijańskiej ro d z in y prow adzącej „R ural D evelo pm ent C en tre ”, o rg a n iz u jący różne ak ty w n o śc i d la lu d zi z okolicznych w io sek: p ro g ra m y edu k acy jn e d la kobiet, w arsztaty, szkolenia. To b ard zo spokojne miejsce. K ilka budynków p o śro d k u niezbyt urodzajnej, wysuszonej przez słońce ziemi. Edward, nieu stan n ie za jęty w biurze, n am aw ia m nie, żebym została z n im i co najm niej dwa tygodnie albo naw et miesiąc i przy okazji podszkoliła ich d w u n a sto letniego syna K um ara, bo niedługo zdaje egzam iny n a koniec roku. Dzieciak chodzi oczywiście do pryw atnej, katolickiej szkoły z w ykła dow ym angielskim . M ają wiele różnych przedm iotów i przerabiają napraw dę niesam ow ity m ateriał, a wszystko w ja k najbardziej nie przystępnym i n u dnym angielskim . Jak zwykle główny nacisk kładzie się n a bezm yślne odtw arzanie. Z tym sobie K um ar nieźle radzi, gorzej z rozm ow ą n a najprostsze tem aty. Z o stałam też dzisiaj oprow adzona po okolicy. O bejrzałam training centre d la kobiet z wiosek: szlifowa nie kam ien i szlachetnych oraz szycie. Dalej dom m odlitw y, kuchnia, przęd zaln ia - t u kobiety, w śród nich dw u n asto letn ia dziewczynka, przez pięć d n i, do ośm iu g o d zin dziennie, p rzęd ą bawełnę w haiaśli-
wym, ciasnym pom ieszczeniu, zarabiając 20 rupii n a dzień. Jed n ak szczególnie fascynuje m nie szkółka d la dzieci z najbiedniejszych ro dzin. Zostaję zaproszona n a cały dzień n a wszystkie lekcje. S zkółka obejm uje LKG (Lower K in d erg arten , g ru p a przed-przedszkolna), HKG (H igher K in d e rg a rte n , przedszkole) oraz klasy o d I do V. S alki w y p o sażo n e są w yłącznie w tab licę i k rz e sło d la nauczycielki, dzieci sied zą n a betonow ej p o d ło d z e . Rów n ież z b ra k u fu n d u s z y z a tru d n io n e są tylko dw ie nauczycielki, je d n a uczy LKG, HKG, I i II k lasę jed n o cześn ie, d ru g a - III, IV i V klasę. N a szczęście klasy są nieliczne, k ilk o ro dzieci w k ażdej, ale i ta k o zn a cza co, że gdy n au czy cielk a zajm uje się je d n ą k lasą, p o zo stałe się n u d z ą , chyba że coś p iszą a lb o czytają. D y scy p lin a je d n a k jest n iesam o w ita, nie m a ab so lu tn ie żadnych ro zm ó w p o d czas lekcji, naw et po d czas lu n c h u p an u je id e a ln a cisza. A u to ry te t n a uczycielki jest n iep o d w ażaln y i dzieci ślepo i m ech a n iczn ie w yko n u ją każde jej polecenie. M ałe, k ilk u le tn ie , w p a tru ją się w n au czy cielkę w ielkim i, czarn y m i o czk am i i p o w tarzają m o n o to n n ie g ło ski angielskiego alfa b etu . S ztu k ę o d tw a rz a n ia o p an o w ały do p er fekcji i p o w tarzając bezm yślnie słow a n iezro zu m iałej angielskiej czyranki, id ealn ie n a ślad u ją o k r u tn ą wym owę, ak c en t i in to n ację n auczycielki, b ezlito śn ie kalecząc język. Tu ju ż trzy- czy cz te ro latk i u cz ą się czytać i pisać, a m ają ty m tru d n ie jsz e z a d a n ie , że jed n o cześn ie p o zn a ją trzy ró żn e języki, z k tó ry ch k ażd y m a in n y alfabet: w pierw szej kolejności swój lo k a ln y język - w ty m w y p a d k u ta m ils k i, p o tem język n a ro d o w y h in d i, wreszcie angielski. Są w y straszo n e, n iek tó re czu ją się najle piej, kiedy sied zą sk u lo n e w kącie klasy, kiedy niczego się o d nich nie w ym aga. W iększość w ogóle się n ie u śm iecha. N ic dziw nego, u n as naw et pięcio latk i w p rz ed szk o lu przez w iększość czasu b a w ią się i biegają, a p o p o łu d n iu m ają leżakow anie. T u taj m alu ch y z m u sza n e są przez sześć g o d z in siedzieć cicho i sp o k o jn ie w k la sie. Piszą n a m ały ch tab liczk ach , a te, któ ry ch rodziców nie stać n a tabliczkę, p o p ro s tu sied zą i p a trz ą . O bserw ując co w szystko, w p a d a m n a pom ysł. P y ta m nauczycielkę, czy m ogę n au czy ć dzieci angielskiej piosenki. D ostaję zgodę i śpiew am y „H ead a n d S h o u l d ers” o ra z „H okey Pokey”. S tarsze dzieci są zachw ycone, są to pierw sze angielskie piosenki, jak ich się nauczyły. M aluchy, n a po-
Ë
iÉ
f p
f c
*
cz ątk u onieśm ielo n e, szybko n ab ierają odw agi i zaczy n ają chw y ta ć nie ty lk o p o d aw an e przeze m n ie słowa, ale i ruchy. „H okey P o key” n a ty c h m ia s t staje się przebojem . N auczycielki zapisują sobie słowa, p ro sz ą o n au czen ie kolejnych klas. W szyscy z u lg ą przyj m u ją o d m ia n ę w szkolnej m o n o to n ii. D zisiaj d zień w olny o d pracy. Podw ójne św ięto - m u z u łm a ń ski koniec R a m a d a n u i ch rześc ijań sk a Ś roda Popielcow a. P onie w aż m ieszk a m z k ato lick ą ro d z in ą , w siadam y ra n o n a rowery i jedziem y d o p obliskiego kościółka. Kościół niby ta k i sam ja k w szę dzie, je d n a k ju ż po chw ili o rie n tu ję się, że jest tu coś innego. Nie m a ławek, w ierni sied zą po p ro s tu n a p o d ło d ze, zostaw iw szy wcze śniej b u ty p rz ed wejściem. Ja k zw ykle, w z b u d z a m m a łą sensację: siedzące po lewej stro n ie kościoła kobiety w kolorow ych, odśw ięt nych sari, z p rz y k ry ty m i w łosam i, są bardziej zain tereso w an e m n ą n iż ty m , co m ów i ksiądz, O żyw iają się je d n a k , gdy zaczynają się śpiewy. C ały kościół ro zb rzm iew a ra d o sn y m i m elo d iam i. W iem już, dlaczego te n kościół tylko z z e w n ątrz p rz y p o m in a k ażdy in n y w E uropie. Po p ro s tu p rz e p e łn ia go d u c h i atm o sfera Indii... P ow rót do d o m u i z okazji św ięta nicnierobienie, jedynie gra w scrabble z K u m arem i Daisy. Po lu n c h u cala ro d z in a za sia d a p rz ed telew izo rem i z z a p a rty m tch em i głośnym d o p in g iem przez trzy g o d zin y o g lą d a tra n sm ito w a n e n a żywo m istrz o stw a kryk ieta. N ie m a m pojęcia, o co ch o d z i w tej grze, ale w ygląda w y star czająco n u d n o , aby z a m ia st tego p oczytać książkę. N iezm ienny, d zik i upał. N aw et o dw udziestej drugiej, siedząc przy o tw a rty m oknie i w łączonym w entylatorze, kleję się o d p o tu . W nocy czasem ciężko spać z gorąca. Ludzie z w iosek c h o d z ą boso, a ja nie m ogę, b o ziem ia p arzy w stopy, ale p o d o b n o to dopiero p o czątek, N ie w iem , jak daje się tu przeżyć kolejne, coraz gorętsze m iesiące. Po p o łu d n iu w ybieram się n a spacer do pobliskiej w io ski. To zw yczajna, in dyjska w ioska z m ałym i, g lin ia n y m i c h a ta m i 0 sło m ian y ch d ach ach , kobiety noszące n a głow ach d z b a n y z w o d ą 1 pełn o p ó łn ag ich dzieci zbiegających się zew sząd, aby m n ie o g lą dać. W k ró tce zebrał się d o o k o ła m n ie n iem ały tłu m , aż żałuję, że nie z n a m tam ilsk ieg o , zeby się porozum ieć. Tylko n ajm n iej
s i 100 ^
sze dzieci były n ieufne, bały się po d ejść bliżej. K obiety za p o m o cą gestów spytały, czy chcę coś jeść alb o pić. P rzy n iesio n o m i stołek, abym sobie u sia d ła . N iesam ow ici są ci ludzie: sam i nic nie m ając, po d zielą się w szystkim . W d o m u m o d litw y od b y w a się „W omen A w arness M e e tin g ” czyli coś n a te m a t św iad o m o ści k o biet. E dw ard i p a ru in n y ch fa cetów wygłosili przem ó w ien ia do k o b iet z okolicznych w iosek n a cem aty o d ż y w ia n ia dzieci, z d ro w ia czy p la n o w a n ia rodziny. Też m ia ła m coś pow iedzieć n a jed en z pow yższych lu b p o krew nych tem atów , szczęśliw ie je d n a k u d a ło m i się przesp ać te n m o m en t w gorącej, p o p o łu d n io w ej drzem ce. Sobota. W ypad do Trichy. S riran g a m Tem pie - najw iększy chyba w In d iach kom pleks św iątyń, coś ja k M adurai, tylko jeszcze więk sze, olbrzym ie, rzeźbione gopuram, czyli wieże przy wejściu do św ią tyń, tłu m y pielgrzym ów , odpraw iające się różne cerem onie. Niestety, do pom ieszczenia, w k tó ry m zn ajduje się o łtarz z p o stacią jednego z bogów i gdzie ofiarow uje sięprasadę, w stęp m ają tylko hin d u si. D ru g a w a ż n a rzecz w Trichy to R o ck F o rt Tem pie, czyli św iąty n ia w forcie zb u d o w a n a n a dziw nej, stojącej p o ś ro d k u płaskiego lą d u , 83-m etrow ej skale. R o zciąg a się s tą d pięk n y w idok n a m ia sto i okolicę. T am , gdzie k o ń czy się Trichy, zaczy n ają się olbrzy m ie, zielone p rz estrze n ie gajów kokosow ych. G dyby tylko nie te n upal... Ledwo m o ż n a u stać b o sy m i s to p a m i n a ro z żarzo n y m g r u n cie, a w szędzie trz e b a zdejm ow ać buty. Ciągle trze b a pić i m o żn a zrujnow ać się, k u p u jąc wodę m in e ra ln ą , której p o trz e b a p rz y n aj m niej dwie b u te lk i dziennie, p rzy czym litr k o sztu je dw anaście ru p ii, p o d czas gdy ju ż za sześć ru p ii m o ż n a zjeść pyszny posiłek. R ów nież ciągle chciałoby się b rać zim n y prysznic, ale nie n a wiele się on zdaje, bo ju ż wycierając się, człow iek znow u się poci. N iedziela, nic się tu n ie dzieje. D o s ta ła m do p rz e jrz e n ia dw a ra p o rty z d z ia ła ln o ś c i GRAMODAYA: m ia ła m p o p raw ić błędy językow e. Z ro b iła m , co m o g łam , c h o c ia ż p isan e są ta k im języ kiem , że aby zrobić z n ich g ra m a ty c z n e , logiczne i sen so w n e tek sty, trz e b a by n a p isa ć je o d now a. Ale i ta k pew nie n ik t nie będzie tego czy tał, a jeże li naw et, to z p e w n o śc ią jego an g ie lsk i je s t n a
p o d o b n y m p o ziom ie... M o im z a d a n ie m było też ro z m a w ian ie p o a n g ie lsk u z K u m arem , a n a w e t d a n ie m u czegoś do n a p isa n ia . Wy k o rz y stu ją c ok azję, z a d a ła m d zieciak o w i k ilk a tru d n y c h p y tań . J e d n o z n ic h b rz m ia ło : I f y o u had a chance to be born again, would y o u rather be a boy or a girl? Why?5 O to , co K u m a r n a p isa ł w o d p o w ie dzi: I f I can born again, I like to be a boy. Because I w ant to be an IA S 6. I f I am a girl, I was married and I am in the house only. I w ant to be free and I don't w ant to born a girl7. Bez k o m e n ta rz a ... T a o d p o w ied ź w y ja ś n ia w szy stk o i p o k az u je , że ja k n a razie nie w id ać jeszcze n a w et p o c z ą tk u k o ń c a d y sk ry m in a c ji k o b iet w ty m k ra ju . K ażdy d zieciak zd aje sobie spraw ę, że ty lk o b ęd ąc facetem m o ż n a być t u w olnym . J u tro ju ż ru s z a m dalej, więc d ziś m ój o s ta tn i d z ie ń tu ta j. M ie liśm y w ieczo rem p o jech ać do T richy obejrzeć ja k ie ś tań ce, ale p o niew aż k iero w ca - bo tu ta j, o p ró cz k ilk u n a s to le tn ie j P a p a ti, k tó ra p o m a g a g o tow ać, zm yw a i sp rz ą ta , m ają oczyw iście praczkę, p ra sow acza o ra z szo fera - p rzybył o g o d zin ę za p ó źn o , nic z tego nie wyszło. P o jech aliśm y za to od w ied zić siostrę D aisy i Reginy, a n a stęp n ie d o h o te lu , p rzy czym „ h o te l” o zn a c z a tu re sta u rac ję . M ile m iejsce, s to lik i p o d go ły m n ieb em , niezłe jed zen ie. Z ja d ła m coś w ro d z a ju c u r ry n a bazie jo g u r t u i p rzy p raw (,kurm a) z n ie o d łą c z ny m cz a p a ti, n a s tę p n ie stuffed kułcba, czyli ta k i n ad ziew an y n a leśn ik o ra z m asalę z ciecierzycy, p o czym c z u ła m się a b s o lu tn ie n aje d z o n a . Po p o s iłk u p o ż e g n a ła m się z E dw ardem , k tó ry udaje się n a ja k ą ś k o n feren cję do B angalore. Z w ró ciła m uw agę, że w y jeżd ż ając n a trz y d n i, n aw et n ie p o cało w ał żo n y n a p o że g n an ie. W ogóle n ie w iem , ja k to jest. W szyscy śp ią w je d n y m pokoju. E dw ard, Daisy, K u m a r i R eg in a, sio stra Daisy. T rzy łó żk a są z łą czone, je d n o stoi o d d zieln ie, nie w iem , k to śpi gdzie, ale je st to 5 „Gdybyś m iał możliwość urodzić się drugi raz, chciałbyś być chłopcem czy dziewczynką? Dlaczego?” [tłum. red.] 6 IAS (Indian Administrative Service), służba cywilna, w Indiach. z „Gdybym mógł u rodzić się jeszcze raz, chciałbym być chłopcem. Bo chcę być urzędnikiem . Gdybym był dziewczynką, musiałbym mieć męża i tylko siedzieć w domu. Chcę być wolny i nie chcę być dziewczynką”, [tłum. red.]
1
102
^
dosyć dziw ne, b io rą c p o d uw agę, że m a ją w y starczająco d u ż o p o m ieszczeń. T h an ja v u r. Je ste m w łaśn ie w p ałac o w y m m u z e u m . D o o k o ła p e łn o w y k u ty ch w k a m ie n iu rz eźb n a jp rz eró ż n ie jszy ch bogów , ale o p ró c z tego rz ecz ą w a rtą z a n o to w a n ia je st ta b lic a p rz y w ejściu, k tó ra w dosyć szczeg ó ln y m ję z y k u głosi: These icons which have be hind them, historical values, spiritual lore and cultural mores o fth isp a rto f Indian heritage, are meaningfully m ute with wordless expresiveness. They influence, however, the viewingpersonageslikeyouto come out with instinc tive processions o f emotive articulations in their own way style. You are wel come to record y o u r feelings. Czyli m n ie j więcej: „te w iz e ru n k i, k tó re m ają za so b ą w a rto śc i h isto ry czn e , tradycje d u ch o w e i k u l t u ra ln e indyjskiej spuścizn y , zn a c z ą c o m ilczą w sw o im niem y m w yrazie. P ow o d u ją je d n a k , że o soby o g ląd ające je, ta k ie ja k ty, in s ty n k to w n ie u jaw n iają em ocje, n a swój w łasny sposób. W yraź swoje u c z u c ia ”. Z obaczyw szy m n iej więcej w szy stk o , co T h a n ja v u r m a d o za oferow ania, czyli ro b ią c ą w ra żen ie św ią ty n ię B rih a d e sh w a ra oraz m u z e a w p a ła c u , w ybieram się d o k in a . W łaśn ie g ra ją „R an g e etę” - j e d n ą z typow o indy jsk ich , k iczo w aty ch love story, ale R o sean n e i p arę innych osób było zachw yconych, więc obejrzę. M ając t r o ch ę cz asu d o ro z p o czę cia se a n su , sied zę sobie w lu k su so w ej, to zn a czy czystej, z m iły m w n ę trzem , k u ltu r a ln ą o b s łu g ą i k lim a ty zacją re sta u ra c ji. W łaśn ie z ja d ła m c z a p a ti za osiem ru p ii. Tutaj c z a p a ti o z n a c z a placek od ra z u z w arzy w n y m curry. N ie w tem , d laczeg o tu ta j lu k su so w e re sta u ra c je wcale n ie są d ro ż sze od b ru d n y c h , p rz y d ro żn y c h barów . S zk o d a, że nie je st ta k w szędzie. P ondicherry. M iejsce w k tó ry m żył i n au czał sły n n y indyjski g u ru Sri A uro b in d o . Jest tu. w ielu jego uczniów i wielbicieli z ca łego św iata. Jestem p a d n ię ta . N ie je s t to w su m ie aż ta k i d y stan s z T h a n ja v u r, ale przybycie tu w y m ag ało aż trzech au to b u só w i jesz cze czw artego, do sam ego sc h ro n isk a , a ju ż p rz ejażd ż k a jed n y m a u to b u se m w In d ia c h m o że być w ystarczającą atra k cją. W k o ń cu t u d o ta iJa m i ch o ciaż sch ro n isk o je s t tro ch ę z d a la o d ce n tru m , w a rto było, bo je st w m iłej okolicy, do tego n a d sam y m m orzem .
%
103
Ęf
P o n d ich erry słynie głów nie z a śra m u Sri A u ro b in d o 8, ale żeby brać pełny u d z ia ł w życiu a śra m u i m ieć w szędzie w stęp, trze b a za trzy m ać się w je d n y m z aśram ow ych guest kouse]ów, a te p o pierw sze są dosyć drogie, a po dru g ie, w iększość je st p ełn a, b o ju tro i p o ju trze jest św ięto. N a po ste re sta n te cz ek ała n a m n ie k a r tk a o d M argaret. S traszn ie m ilo jest d o stać pocztę, ale oczekiw ałam wieści z kraju. M oja ro d z in k a chyba się m n ie w yrzekła... M iałam dzisiaj m ało realistyczny plan: w stać ra n o i zobaczyć w schód słońca n a d m orzem - jestem w końcu n a w schodnim wy brzeżu - ale, jak zwykle, skończyło się n a dobrych chęciach, Ju tro n a sto procent. I ta k m iałam przyjem ny ranek, oglądając n adm orskie ży cie i rybaków wracających z połow u w m ałych, płaskich, cudem u trzy m ujących się n a falach łódkach. N a brzegu, gro m ad a m ężczyzn wy ciągała sieci - w yglądało to ja k przeciąganie liny z m orza, W końcu m ogłam zobaczyć zdobycz - m izerne rybki i kilka krabów walczących o życie z sieciami. Połów w ypełnił dwie m iski, które zostały przeka zane kobietom . W zdłuż plaży ciągną się osady rybackie, piękne chaty, zbudow ane w p ro st n a piasku z sam ych palm ow ych liści. Przypom i nają bardziej d uże n am ioty n iż domy. Z robiłam sobie spacer plażą od schroniska d o m iasta, który chw ilam i był co praw da m ało przyjemny, bo cała p laża służy jako publiczna toaleta, jedyna, ja k ą tu m ają. A te raz siedzę sobie w C ottage G uest House, gdzie w yświetlany jest film „Four A spects o f th e M o th er”, a potem będzie następny, o Sri Aurobindo. C hociaż nie m ieszkam w żadnym z aśram ow ych dom ów dla gości, u d ało m i się dostać przepustkę. Dziś wieczorem będzie pokaz ćwiczeń fizycznych, wpływających n a równowagę duchow ą.
s Aurobindo Ghose, Śri Aurobindó (1872-1950) - indyjski filozof, poeta, krytyk literacki, jeden z liderów ruchu na rzecz wyzwolenia Indii spod panowania brytyjskiego. Po wycofaniu się z życia politycznego poświęcił się życiu religijnemu, tworząc własną wizję postępu ludzkości i ewolucji duchowej. Założył aśram w Pondicherry, w którym zamieszkał. Jego najbliższym duchowym współpracownikiem była M irra Richard (1878-1973), nazy wana przez niego „Macką". Po śmierci Sri Aurobindo M atka kontynuowała jego dzieło, kierowała aśramem i prowadziła uczniów.
#
104#
Tak! W stałam dzisiaj o szóstej! D w ad zieścia m in u t później w drapuję się n a d a c h sch ro n isk a. Jest ju ż jasn o , ale sło ń ca jeszcze nie widać. M am stą d su p er w idok n a o d d alo n e d o sło w n ie o k ilk a m etrów m orze, rybaków , palm y, n ie b o o ra z H in d u só w w y ch o d zą cych z c h a t d o toalety, czyli n a plażę. W schodzi w łaśn ie słońce. M uszę zaraz ru sz ać do c e n tru m , bo w y k u p iłam k u p o n n a p o siłk i w aśram ow ej stołów ce (trzy p o siłk i z a 15 rupii), a ś n ia d a n ie ser w ują tylko do siódm ej czterdzieści pięć. P rzyjem nie byłoby pójść sobie plażą, gdyby nie ten o d ra żając y zwyczaj... P rzy o k azji in try guje m nie je d n a rzecz: gdzie i k ied y zała tw iają się kobiety. R ano i p o d czas d n ia p la ż a jest bow iem p e łn a bez s k ru p u łó w w y p in ają cych tyłki facetów. Ani jednej kobiety... 29 lutego to szczególny d zień w P ondicherry, G o ld en Day. Nie p a m ię ta m d o k ła d n ie dlaczego, ch y b a M atce objaw ił się „the D i v in e ’1 czy coś w ty m sty lu 9. W szystko je st tu su p er zo rg an izo w an e. Z okazji św ięta przybyły tłum y, k a ż d y je d n a k o trz y m a ł swój darshan spokojnie, bez tło k u i bez w yczekiw ania. P rze d te m było przej ście przez specjalnie o tw arte z tej okazji po m ieszczen ia, gdzie m ieszkali Sri A u ro b in d o i M atk a. W ieczorem odbyw a się zbiorow a m ed y tacja n a d z ie d z iń c u aśram ow ej szkoły, p o p rz e d z o n a prze m arszem w szy stk ich g ru p sp o rto w y ch w pełnym u m u n d u ro w a n iu - wszyscy w jed n ak o w y ch b iały ch k o szu lk ac h i sz o rta c h , k o b iety m ają n a głow ach d ziw ne b iałe n i to turb an y , n i to czapki. A śram ow a sto łó w k a serw uje n iesam o w ite p o siłk i - o p ró cz ryżu i dahlu pyszny curl, banany, no i to, co najlepsze: razow y chleb! Aż szk o d a w yjeżdżać. W racając do sch ro n isk a , idzie się sp o ry kaw ałek w ąsk ą uliczką. Po obu s tro n a c h sto ją m ałe chaty, p rzy czym w iększość, p o m im o biedy, jest p o rz ą d n a , m u ro w an a. K obiety co d zień ra n o o zd ab iają pro g i dom ów specjalnym i, n iep o w tarzaln y m i w z o ram i z białego pro szk u . S poro lu d zi je d n a k n o cu je n a zew nątrz, n a d ro d ze. Ju ż o dziew iątej w ieczorem w idać śpiące p rzed d rzw iam i n a sło m ia nych m a ta c h dzieci i u k ład ający ch się do snu dorosłych. W tych sam ych, b ru d n y c h u b ra n ia c h , bez ża d n eg o przykrycia. Po p ro stu k ła d ą się n a ziem i i śpią. 9 Chodzi o „Descent o f the Superm ind”.
MARZEC
JESZCZE W INDIACH WjW.WiWiW
.c
^ T < ix )T < x > T tć ^ T < ^ T ć c > T ^ ^ (
ł >Tcł>TFł >
M a h a b a łip u ra m . Z ach ó d sło ń ca n a skale z w ykutą, n a szczycie św iąty n ią. Piękne, spo k o jn e miejsce, w ielkie skały, pięknie rzeźb io n e św iątynie, p laża. Siedzę sobie n a skale z trz e m a lo k aln y m i ch ło p cam i. N ajp ierw chcieli zrobić ze m n ą b iz nes, sprzedając m i rzeźbione k a m ie n n e w isiorki. Są w ty m całk iem nieźli. Gdy zd a li sobie sprawę, że ża d n eg o bizn esu nie zro b ią, z o staliśm y przyjaciółm i. O p ró cz n as n a skale jest k ilk u in n y ch t u rystów, pełn o m ałp i naw et je d n a koza. C hłopcy o p o w iad ają mi o tym , ja k niebezpieczne m ogą być m ałp y i p o k a z u ją m i b lizny n a n o g ach i rękach. S zu k ając tan ieg o noclegu, z n a la z ła m jed en n a d ach u . W łaścicielka m a co p raw d a dw a pokoje do w ynajęcia, ale że zap o trzeb o w an ie jest duże, w ynajm uje ta k ż e d ach. Śpi ta m p o d o b n o ju ż k ilk a in n y ch osób. T aki n ie z a p o m n ia n y n o cleg ko sztu je 20 rupii. Praw ie nic nie w idzę, piszę p rzy św ietle księżyca n a n aszy m d a chu. M am tu m iłe tow arzystw o: B e rn a d e tte z A ustrii, jej c h ło p a k a z Francji, T heę z A nglii. Poszliśm y ra z e m n a czaj. I n iesam o w ita rzecz: s p o tk a ła m A my i jej trzech przyjaciół, k tó ry ch p o z n a ła m n a łodzi płynącej d o Q u ilo n . A niby to ta k i w ielki kraj... M ad ras. W ielkie m iasto n a w sc h o d n im w ybrzeżu. N ie za trzy m uję się tu n a dłu g o , ale... Z ro b iłam to dzisiaj!! W życiu bym nie p om yślała, że to zrobię, ale w su m ie - czem u nie? Tak, zg o liłam włosy. Z upełnie n a łyso. N iesam ow ite uczucie, P atrząc w lu stro , w i dzę z u p e łn ie in n ą tw arz. Po raz pierw szy w idzę sw oją tw arz praw-
dziwie, bez o to czk i włosów. N a razie noszę c h u stk ę (nosiłam ją też przedtem ), bo p o trzeb u ję o c h ro n y przed słońcem oraz chw ili, żeby się przyzw yczaić. N aszło m n ie tu ta j, w In d ia c h , gdzie sporo ludzi, szczególnie n a p o łu d n iu , często całe ro d zin y m ają zgolone włosy. Z ty m źe d la n ic h nie jest to k w estia m ody czy w yglądu - chociaż w yglądają niesam ow icie - ale ja k iś k ro k religijny, nie w iem d o k ła d nie, chyba o fiaro w an ie w łosów bogom jed n o cześn ie z ja k im ś przy rzeczeniem . T ak więc p rzy n ajm n iej nie p o w in n a m w zbudzać se n sacji. A czuję się z ty m z u p e łn ie inaczej, ale to m ile uczucie. C hw i la m i z a p o m in a m , a gdy p a m ię ta n i, jestem bardziej św iadom a sw o jej twarzy. M ia ła m p la n z a trz y m a ć się u kogoś, więc w sia d ła m w a u to b u s i p o je c h a ła m p ro sto p o d adres, ja k i m ia ła m w notesie, ale o k az ało się, że te n człow iek w y p ro w ad ził się ro k tem u . Idąc w u p ale zrezy g n o w an a, sp o co n a , u g in ając się p o d ciężkim pleca k iem o ra z p o d m yślą, ile to w ybulę za nocleg w ta k im m ieście ja k M a d ra s, z o b a c z y ła m n ap is „ C h ristia n A ssem bly”. P om yślałam : w a rto sp ró b o w ać. W ś ro d k u z a s ta ła m k ilk o ro lu d z i p rz y g o to w u jący ch salę n a ju trz e jsz ą , n ie d z ie ln ą uro czy sto ść. O k a z a ło się, że żeby ta m przen o co w ać, trz e b a m ieć p ozw olenie p a sto ra , a te n b ę dzie d o p ie ro ju tro , ale ja k zw ykle szczęście m n ie nie o p u ściło . K obieta, k tó ra ta m z a m ia ta , z a p ro s iła m n ie do siebie. M ila, choć b a rd z o b ie d n a ro d z in a . N o ta k , p ręd zej tacy b ie d n i, pro ści lu dzie w y c ią g n ą p o m o c n ą d ło ń n iż bogacze... M ieszk ają w k a m ie nicy z a ra z p rz y sali m o d litew n ej. W d o m u d o sło w n ie ża d n y ch m ebli. U b ra n ia i sk ro m n y d o b y tek trz y m a n y w k ilk u w a lizk ach , n a n oc ro z k ła d a się n a p o d ło d z e sło m ia n e m a ty i bez k o łd er czy p rześcierad eł po p ro s tu k ła d z ie się spać. M ieszk a tu siedem osób, w liczając dzieci. Praw ie nie m ó w ią tu po a n g ielsk u , ale jak o ś się dogadujem y. Jest m ło d a w dow a z d w o m a m a ły m i sy n k am i. M ło d szy je s t chory, m a d ziw n e w ypryski n a ca ły m ciele. M ąż k o biety był kiero w cą rykszy row erow ej, z a ra b ia ł 50 ru p ii d zien n ie , ale w szy stk o przep ijał, ro b i! aw an tu ry , bil i w k o ń c u z m a rł. T eraz dziew czy n a p ra cu je ja k o p o m o c dom ow a: sp rz ą ta , zm yw a i pie rze za 10 ru p ii dzien n ie. To ok o ło 30 centów a m e ry k a ń sk ic h ! Z a to m ą ż głów nej g o sp o d y n i d o m u , chyba jej siostry, k tó ry je st s tr ó żem , d o staje 1000 ru p ii m iesięcznie. W Ogóle tej ro d z in ie n ieźle
#
U 2 #
się pow odzi, b io rąc p o d uwagę, że n a c h o d n ik u p rz e d d rz w ia m i ich k a m ien icy m ie sz k a jeszcze więcej lu d zi. Też m a ją k u c h e n k ę , g a rn k i, w alizk i i s ło m ia n e m aty, z ty m że ich d o m e m je s t c h o d n ik przy ruchliw ej ulicy. U trz y m u ją się głów nie z w y ro b u i sp rz e d aż y k w iatow ych g irla n d . T u w szy stk ie ko b iety n o s z ą k w ia ty we w łosach, a z a ra z o b o k je s t m a la h in d u s k a św ią ty n ia , g d zie w szy scy o fiaro w u ją k w ia ty b ogom . To ta k ie n iesam o w ite. Z aw sze tra fię w jak ieś ciekaw e m iejsca. T a k ic h m iejsc są ty siące w sam y m tylko M ad rasie, ale re sz ta tu ry stó w m ieszk ający ch w h o te la c h n i gdy ich nie dośw iadczy. M iałam z a m ia r opuścić M ad ras i zatrzy m ać się d ziś u kogoś z Servasowej listy w A n d h ra P radesh. Ale to nie jest to tak ie proste, jak m ogłoby się wydawać. C h ciałam ruszyć rano, ale jest niedziela, a wczoraj m oja gospodyni przygotow yw ała kościół, więc w ypadało zostać n a n ied zieln ą m szę. Zaczęła się o dziesiątej i nie m ia ła m poję cia, że p o trw a cale trzy gadziny. M iałam zaszczyt usłyszeć n a jd łu ż sze i najnudniej w ygłoszone k azan ie n a świecie. Potem był lu n ch dla w szystkich w iernych i dopiero po lu n c h u m ogłam w k o ń cu wyje chać. Z o stałam odw ieziona m o tocyklem n a dworzec autobusow y. W skazano m i a u to b u s i zapew niono, że d o trze do G u n tu r o siedem nastej, czyli po około dw óch g o d zin ach . N a m apie d y stan s nie wy daw ał się zbyt duży, więc uw ierzyłam . Z resztą - czy m ia ła m inne wyjście? Gdy ruszyliśm y, d o w ied ziałam się, źe po pierw sze, ten a u tobus wcale nie jedzie do G u n tu r, tylko do Nellore, co n ie jest n a w et w połowie drogi, a po drugie, d o trzem y tam około d ziew iętn a stej. Po prostu u ro k i p o d ró żo w an ia w In d iach . Jak o że tu ta j nie m a nic ciekawego do zobaczenia, lepiej od ra z u ruszyć dalej. Tym razem pociągiem . Co praw da przybędę n a m iejsce - czyli do Vijayawady, bo dow iedziałam się, że to ciekawsze miejsce niż G u n tu r - o pierwszej w nocy, ale a u to b u sem zajęłoby to z osiem godzin. M am tylko n a dzieję, że będę m ia ła miejsce w p ociągu, bo nie m o żn a zrobić tu re zerwacji. Ale przynajm niej m am b ilet w ladies compartment. G u z ik praw da. N ie m a żad n eg o „p rzed ziału d la k o b iet”. Ale nie je st ta k źle. O b a w iałam się, że będzie ta k ja k z p o d ró ż ą d o G o ra k h p u r, a ty m cza sem tu jest tylko pięć o sób n a cztery m iejsca. Siedzę kolo ro d z in k i z trz e m a śpiącym i dziew czynkam i.
Vijayawada. P rosto z „ C h ristia n A ssem bly” w M adrasie do „A theist C e n tre ” - p o d ró ż o w an ie z Servasem je s t fascynujące. N i gdy nie wiesz, gdzie w ylądujesz, a po pew nym czasie m asz n ie zły o b ra z całego społeczeństw a: ludzie bogaci i biedni, z wiel kich m ia s t i zap ad ły ch w iosek, h in d u si, sikhow ie, różnego ro d zaju ch rześcijan ie i w k o ń c u ateiści. P ro p ag u ją ta k zw any „p o zytyw ny a tc iz m ” i m ają tu m asę różnych projektów , szczególnie w w ioskach. Facet, k tó ry założył to c e n tru m , G o ram , to p o d o b n o w y b itn a osobow ość. M iat dziew ięcioro dzieci - w szystkie rów nież w ybitne, k a ż d e specjalizujące się w swojej d zied z in ie social work, N ajstarszy syn, teraz sześćdziesięcioletni p ro p a g a to r p o zy ty w nego a te iz m u n a całym świecie, a u to r wielu książek, je s t Servasow ym g o sp o d arzem . Jed en z jego braci, a u to r jeszcze większej liczby książek i publik acji, jest z n a n y m w całych In d ia c h lekarzem . M a tu ta j szp ital, a p o za ty m p ro w ad zi wiele p ro g ram ó w zdrow otnych w w ioskach, o rg a n iz u je szczep ien ia dzieci i ty m p o d o b n e. W ogóle ciekawe to m iejsce, sporo je s t też ciekawych przybyszów ze św iata zach o d n ieg o : k ilk u H olendrów , dw óch A m erykanów , w tym jeden piszący k siążk ę o G h a n d im , a ta k ż e sio stra J o h n a L en n o n a z m ę żem , k tó rz y przy jech ali wczoraj! Byli ju ż tu ta j, pracow ali przez cały ro k z d ziećm i w w ioskach, p o te m w A nglii zbierali fu n d u sz e i tera z przy jech ali znow u. J u tro są jej urodziny. J u tro m a rów nież u ro d z in y m o ja sio stra Jo w ita, ju ż osiem naste. N ie m ogę uwierzyć... Ju tro też z o sta n ę o b u d z o n a o p iątej ran o bo lekkom yślnie zgłosi łam chęć u d z ia łu w p o ra n n e j g im nastyce d la m ieszk a n ek tu te j szego sc h ro n isk a d la kobiet. J u ż tera z tego żałuję... W ięc lepiej idę ju ż spać, bo o s ta tn ia noc była za rw a n a - część sp ę d z iła m w p o ciągu., część w p o cz ek aln i n a dw orcu. W ró ciłam w łaśnie z w ypraw y d o k to ra S o m o ro m a do jednej ze szkól, gdzie ra zem z k ilk o m a in n y m i lek arzam i p rz e b a d a ł w szyst kie dzieci, aby wykryć ew en tu aln e choroby serca. T u w iększość tych ch o ró b sp o w o d o w an a je s t niedożyw ieniem , a tylko część je st dzied ziczn a, ja k o że ta szkoła je st p ry w a tn a i uczęszczają do niej dzieci z dość zam ożnych ro d z in , nie było tu p rzy p ad k ó w n ied o ży w ienia, je d n a k ż e lekarze w ykryli cztery p rz y p ad k i choroby czy też niepraw idłow ości w pracy serca.
1
114#
D zisiejszy d z ie ń zaczął się d la m n ie w cześnie w n ajb ard ziej dosłow nym z n a c z e n iu tego słowa. Z o s ta ła m o b u d z o n a zg o d n ie z planem w nocy, n a dłu g o p rz ed w sch o d em słońca. J e d n a k za n im zw lokłam się z łóżk a i z a ło ż y łam coś n a siebie, g im n a s ty k a się skończyła. Ale nie szkodzi, z a p o z n a ła m się za to z k o b ietam i, k tó re w łaśnie zaczy n ały p o ra n n ą to aletę, mycie i sp rz ą ta n ie . Z o stałam przez nie dosłow n ie p o rw a n a i u b ra n a w p rzep ięk n e sari plu s w szystkie d o d a tk i, czyli b ra n s o le tk i i n asz y jn ik i. W m ojej nowej fryzurze, a raczej jej b ra k u , i sari m u sia ła m w y g ląd ać dość szczególnie. C iągle je d n a k nie ro z u m ie m , dlaczego te k o b iety m u szą w staw ać o ta k nieludzkiej p o rze. Tu, w In d iac h , w id ziała m ju ż chyba więcej w schodów sło ń ca n iż w całym m o im d o ty ch cz aso w ym życiu. W ty m rów nież dzisiaj, z d a c h u jed n eg o b u d y n k u , To byl interesujący, pełen w y d arzeń dzień. W czesna p o b u d k a , sari, w ypraw a n a je d n o ze w zgórz Vijayawady, kokos n a u ro d z in y Julie, d o k to r S o m o ro m i o słu ch iw an ie dzieci, a w k o ń cu w ieczo rem o g ląd an ie tradycyjnych tań có w indyjskich w k lubie ro ta ria ń sk in i n a d ru g im k o ń cu m iasta. P ięk n e kostium y, m u zy k a n a żywo, tań ce przedstaw iające epizody z życia p rzeróżnych bogów. Naw et nie ro zu m iejąc zbyt wiele z tych h is to rii, w arto było to zobaczyć. M am tylko n ad zieję, źe nie p rz y jd ą m n ie ju tro o b u d zić n a p o ra n n ą , a raczej n o cn ą , gim n asty k ę. N ad zieja jest n ik ła , ale tru d n o - j u t r o m a m z a m ia r się wyspać. W przeciw ieństw ie do w czorajszego, dzisiejszy d zień je st b a r d zo spokojny. N ic praw ie nie robię o p ró cz sp ak o w a n ia i w y siania p aczki. P oniew aż m ój plecak staje się z upływ em czasu co raz cięż szy, zd ecydow ałam się pozbyć n iek tó ry c h rzeczy, w ysyłając je do K 510, sk ąd k to ś ja d ą c y w k w ie tn iu n a w ielkie zeb ran ie SCI w Pol sce zabierze je ra zem z m o ją szm atą... sorry, przep ięk n y m kilim em . To znaczy, m a m ta k ą nadzieję. W k aż d y m razie plecak je st teraz sp o ro lżejszy. Z o sta ła m też dziś o p ro w a d zo n a po różnych sekcjach C e n tru m A teistycznego: jest ta m w y staw a nau k o w a, m iejsce, gdzie 10 K5 - indyjski oddział SCI, nazywany tak przez wolontariuszy od num eru budynku, mieszczącego się przy Green Park w Delhi, w którym oddział ten m a siedzibę.
ro b ią b a tik i, b a rw ią m a te ria ły i ręcznie m a lu ją sari, oprócz tego d ru k a rn ia , pracow nie kraw ieckie, w a rsz ta ty m aszy n o p isan ia , szpital, bib lio tek a. M asa różnych rzeczy. Ciągle odbyw ają się jakieś s p o tk a n ia u św iad am iające. Jest to niezw ykle m iejsce, w k tó ry m m o ż n a się wiele nauczyć, do tego ludzie są b a rd z o w p o rz ą d k u , no i jed ze n ie jest super. N ajpyszniejszy w świecie n ietu sk an y ryż i praw dziw a rz ad k o ść tu taj: to fu . M ogłabym tylko tym się żywić, chociaż k ażd y posiłek to m a sa różnych potraw , często z dziw nych, niezn an y ch warzyw. J u tro je d n a k ru sz a m ju ż dalej, b o nie m am w sum ie zb y t d u ż o czasu w In d iac h . Kirti, it’s a privilege to be in your diary and I hope thaty o u r stay in Vi jayawada will have given y o u afresh idea o f the humanistic potential o f a „positive” atheism allied with non-violence and a humble quest fo r truth. “Veritas” is the motto o f m y university in the U.S. (Harvard) and refers to a quality ive all seek and admire - and not to a “Pravda” that one person or party imposes on others. I hope w e’ll meet again!11 M a rk L indley12 W ieczór. V isa k h a p a tn a m . R an o o p u śc iła m C e n tru m A te istyczne i czekając n a a u to b u s d o stacji kolejowej, z d a ła m sobie sprawę, że m ój zegarek p ó ź n i się o pół godziny. W panice, że nie zd ążę n a p o ciąg , w zięłam rykszę, chociaż a u to b u s kosztuje dwie rupie, a ry k sz a - dw adzieścia. Oczyw iście p o ciąg przybył z p ó łto ra g o d z in n y m o p ó źn ien iem . N o rm a lk a . W ieczorem przyw lókł się
u v Kirti, to zaszczyt znaleźć się w Twoim dzienniku. Mam nadzieję, że pobyt w Vijayawadzie d.a Ci świeże spojrzenie n a hum anistyczny potencjał „pozytywnego” ateizm u powiązanego z unikaniem przemocy i pokornym dążeniem do prawdy. „Veritas” to m otto mojego uniwersytetu w USA (Harvarda), a odnosi się ono do cechy, której wszyscy poszukujemy i którą podziwiamy, a nie do „Prawdy”, którą jakaś osoba lub parcia narzuca innym. M am nadzieję, że się jeszcze spotkam y” [tłum. red.] iz M ark Lindley (ur. 1937) - amerykański muzykolog i historyk specjalizujący się w najnowszych dziejach Indii. Szczególną uwagę poświęca zagadnieniom walki o niepodległość oraz sylwetce M ahatm y Gandhiego.
% 116 #
do V isa k h a p a tn a m . M ój now y Servasow y g o sp o d arz, aby d o p eł nić w a ch larz a ró żn o ro d n o ści, o k a z a ł się być d ż in is tą . Tego jesz cze nie było. M iły, starszy p a n , w staje co d zien n ie o czw artej rano, czyli jeszcze w nocy, i idzie n a sp acer n a d m orze. Pew nie jeszcze b ęd ę tego żałow ać, ale p o w ied z ia łam , że się przyłączę. N ie w iem zbyt d u żo n a te m a t d ż in iz m u , ale d o w ied ziałam się ju ż , że jego w yznawcy nie je d z ą po zm ro k u , a p o z a ty m m ają w ielkie p o sz a n o w anie d la k ażd eg o życia i w z w ią z k u z ty m są najściślejszym i we g etarian am i. Ju ż po p o ra n n y m (nocnym) spacerze. H a rild wstaje codziennie 0 trzeciej trzydzieści, bierze kąpiel, oczywiście zim n ą, bo tylko ta k a tu istnieje, po czym ru sz a n a spacer u licam i śpiącego jeszcze m ia s ta do m orza, p o tem w zd łu ż brzeg u i z pow rotem . W su m ie niezłe parę kilom etrów . Po przyjściu kład zie się jeszcze n a tro ch ę spać i d o piero po w schodzie słońca je śn iad an ie. Spacer o takiej dzikiej porze jest napraw dę odlotowy. T otalnie in n a perspektyw a: te sam e ulice, w dzień hałaśliw e zatłoczone tysiącem ludzi, ryksz, krów, rowe rów i m otorów , teraz są zu pełnie ciche i opustoszałe. G dzieniegdzie tylko w idać śpiące n a c h o d n ik u postacie, a w krótce, tu ż po czwartej otw ierają się pierw sze czaj-shopy. Kiedy w racam y około piątej, ulice zaczynają żyć - kobiety n o sz ą wodę, m ężczyźni p ęd zą gdzieś krowy, rykszarze czekają n a pierw szych klientów , uliczni sprzedaw cy czaju zbijają niezły interes. S zkoda tylko, że w róciliśm y sp oro p rzed w schodem słońca, ja osobiście w olałabym pospać g o d zin ę dłużej 1 przy okazji spaceru zaliczyć w schód słońca n a d m orzem . Mój g o spodarz nie m oże się m n ą zajm ow ać, poniew aż m a sklepik z p ió ram i i d łu g o p isam i, w k tó ry m m u si siedzieć. D latego zad zw o n ił d.o swojego przyjaciela, k tó ry przybył n aty ch m iast, gotow y o p ro w adzić m n ie i pójść ze m n ą, d o k ąd tylko będę chciała. Pojechaliśm y więc n a jed n o ze w zgórz otaczających m iasto. Kolejny miły, starszy p an, pracow nik społeczny, szalony n a pu n k cie ekologii, szczególnie zadrzew ienia. P osadził w życiu tysiące drzew, ciągle nosi przy sobie przeróżne n asio n a, jako prezenty zaw sze daje sad zo n k i. W chodząc p o d górę opow iedział m i o w szystkich m ijanych drzew ach. Najwię cej było pięknie pachnących orzechów casbew, czyli nerkowców. Na szczycie św iątynia. W sum ie nic szczególnego, ale w arto było wejść
#
117#
DŻIN IZM to system filozoficzno-religijny, ja ki narodził się w Indiach około VI w. p.n.e. Nazwa w yw odzi się od sanskryckiego słowa „dżina” (Jina), oznaczającego „zwycięzcę, po grom cę”, którym określano świętych nauczycieli tej religii. W dżinizmie nie istnieje jeden Bóg-Stwórca, natom iast każdy człowiek ma w sobie potencjał, dzięki którem u może osiągnąć „najwyższy p un kt we Wszechświecie” . Liczbę wyznawców dżinizmu na świecie szacuje się - według różnych źródeł - od pię ciu do dziesięciu m ilionów, z czego ponad 90 proc. mieszka w Indiach. Życie wyznawców dżinizmu regulują następujące zasady, stworzone przez dżinę W ardham ana M ahawirę:
ahinsa, czyli powstrzyrhanie się od zadawania cierpienia wszelkim istotom żywym (stąd płócienne maseczki na tw a rzach mniszek, aby nie uśmiercać ow adów przypadkowo w pa dających do otw artych ust oraz zwyczaj zam iatania m iotełką ścieżki przed sobą, aby nie podeptać m rówek czy innych stw o rzeń);
satja, czyli powstrzym anie się od kłam stwa; asteja, czyli powstrzym anie się od kradzieży; brahmaćarja, czyli powstrzym anie się od cudzołóstwa, a w przypadku m nichów i mniszek - od wszelkich stosunków seksualnych;
dpdrigmhd, czyli powstrzym anie się od posiadania rzeczy zbędnych, a w przypadku m nichów i mniszek
posiadania
wszelkiej własności. Dżiniści wierzą, że św iat nigdy nie pow stał ani nigdy się nie skończy, przechodzi on jedynie przez cykle składające się z czterech wieków. Świat niebiański, lokd, tw o rzy siedem nie-
d la w idoków po drodze. T łu m y pielgrzymów, całe rodziny z ogolo nym i głow am i, więc w yglądam całkiem n a miejscu. Po p o łu d n iu k ró tk a w izy ta w d o m u dziecka. W szystkie dzieci w p o m ara ń czo w y ch u b ra n k a c h . W tej samej in sty tu c ji m ieści się do m d la starcó w i b ezdom nych. S krajnie p ry m ity w n e w a ru n k i i c ia sn o ta są dosyć przygnębiające, chociaż pew nie lepsze to n iż życie i że b ran ie n a ulicy. A za chw ilę być m oże najciekaw sza rzecz dzisiejszego dn ia: idę n a ślub. N ajpierw o g odzinie dw udziestej m a być u cz ta , n a to m ia s t w łaściw a cerem o n ia ślu b n a zacznie się około pó łn o cy i p raw d o p o d o b n ie będzie trw a ła do ra n a . W id ziałam ju ż k ilk a tu tejszy ch ślubów n a zdjęciach o raz n a w ideo, ale to będzie m ój pierw szy ślub o g ląd an y n a żywo. Niestety, m oja radość byia przedw czesna. Je d n a k nie zobaczę sam ej cerem onii. N a razie patrzę, ja k przybyw ają niekończące się tłum y gości, a zad an iem p a ń stw a m łodych jest uśm iechać się do w szystkich przez nie wiem ile go d zin oraz przyjm ow ać błogosła w ieństw o w p o staci szczypty ry żu n a głowę, g ratu lacje i prezenty od każdego z k ilk u se t przybyłych. G ratulacje i prezenty otrzym uje wy łącznie p a n m łody, p a n n a m ło d a jest przez w iększość ignorow ana, z m ały m i w yjątkam i: kiedy zjawiają się ciotki w podeszłym w ieku i babki ze strony m łodego, a o n a m usi p adać im do stóp. D osłow nie: m usi ręk am i d o tk n ąć ich stóp. P oza tym wszyscy p rzychodzą tu głównie p o to, żeby się najeść i pogadać. Stw ierdzam , że jedzenie.jest w p o rz ąd k u , chociaż nic nadzw yczajnego, jak n a ta k ą okazję. N a praw dę w spółczuję, szczególnie p a n n ie m łodej, tego sta n ia godzi n am i, w oślepiającym świetle k am ery bijącym p ro sto w oczy, kolo obcego w sum ie faceta, i u śm ie c h a n ia się w ym uszonym uśm iechem do m asy n ieznanych ludzi, k tó rzy przyszli tu się nażreć. Wszyst kiem u tow arzyszy orkiestra, z n ieustającym zapałem p ro d u k u jąc a ogłuszający h ałas, bo nie m o ż n a tego nazw ać m uzyką. P oza tym wszędzie p ełn o śmieci, bo goście, nie zważając n a to, że to nie ulica, rzucają papierow e serw etki p ro sto n a podłogę. I ta k m a trw ać do północy. O koło pierwszej m a się zacząć cerem onia, a właściwy m o m en t zaślu b in zo stał w yznaczony przez k a p ła n a n a podstaw ie h o roskopów m łodych n a trzecią pięćdziesiąt, po czym cerem onia m a trw ać dalej do m niej więcej siódm ej rano. Nie w iem , kiedy zatem m ają noc p o ślu b n ą, p oza tym nie w yobrażam sobie takiej nocy z to
H 120 #
taln ie obcym , w idzian y m po raz pierw szy w życiu facetem , w d o d a tk u H indusem , z obow iązkow ym w ąsem i w szystkim i m ęsko-szow inistycznym i p o g ląd am i. Jak pow iedział m i dzisiaj jed en facet z rodziny m ojego gospodarza: m ężczy zn a jest po p ro s tu lepszy o d kobiety, bo ta k im go Bóg stworzył. D latego kobieta p o w in n a m u się podporządkow yw ać, a żo n a - słu ch ać m ęża. N ajw iększe szczęście, jak ie s p o tk a ło m n ie w życiu, to to, że nie u ro d z iła m się w In d iac h . G o d z in a p ią ta trzydzieści, stacja kolejow a V is a k h a p a tn a m . P o ciąg do P u ri w sta n ie O risa do p iero około szóstej. Siedzę sobie n a peronie i piję czaj z plastikow ego k u b k a . T utaj p rzy n ajm n iej m asa w yrzucanych co m in u tę k u b k ó w d o s ta rc z a zajęcia o ra z staje się śro d k iem u trz y m a n ia dw orcow ych dzieci i b ezd o m n y ch d o ro słych, k tó rzy zbierają k ażd y k u b ek do sw oich b ru d n y c h worków. N ic tu się nie zm arn u je. D o s ta ła m n a drogę pyszny b iały chleb, k tó ry ja d ła m sobie, popijając czajem, gdy je d n a k p o d esz ła do m n ie żeb raczk a i o fiarow ałam jej k ro m k ę, sk rzy w iła się z n iesm ak iem , m ów iąc: paisa,paisa. P ieniądze, p ien iąd ze. Z achód słońca. Ciągle w pociągu. J u ż prawie dw anaście godzin. Oczywiście w yruszyliśm y z p o n a d g o d zin n y m o p ó źnieniem . Teraz stoim y sobie ju ż od jakiegoś czasu p o ś ro d k u pola, z niew iadom ej przyczyny. P oza ty m obow iązkow o zaliczam y w szystkie p o m n iej sze stacyjki, gdzie też trzeb a swoje odstać. Ale w sum ie p o d ró ż dość przyjem na, niezłe w idoki n a w zgórza Orisy, m iejsca dosyć, m o żn a się naw et położyć n a górnej półce. N aprzeciw ko m nie ro d z in a z prze śliczną, m ąd rą , m a łą dziew czynką z fry zu rą p o d o b n ą do mojej. G o d z in a d w u d z ie sta . Przez o s ta tn ie p arę g o d z in p o c ią g w ię cej stoi, n iż jedzie. N a p o p rz ed n iej stacji, gdzie s ta liś m y praw ie g o d zin ę, w iększość lu d z i w y siad ła. P ociąg w y g ląd a gorzej niż chlew, nic w su m ie dziw n eg o po ty lu g o d z in a c h jazdy, gdy w szy scy rz u c a ją śm ieci i o d p a d k i p ro s to n a p o d łogę, a d z ię k i k rą ż ą cym n ie u s ta n n ie sp rzed aw co m snacków , słodyczy, owoców, m asali, p ap iero só w i w szystkiego, czego m o ż n a sobie życzyć, w szy scy bez p rzerw y coś jed zą. N ajg o rsze są orzeszk i ziem n e, k tó ry c h łu p in y p o k ry w a ją w ty m m o m en cie c a łą p o d ło g ę p o ciąg u . Jedyny z tego p o ży tek , że - p o d o b n ie ja k p lastik o w e k u b k i - śm ieci d o sta rc z a ją czasem, z a ro b k u dw o rco w y m dziecio m , g łów nie je d n a k
#
121 #
n a w iększych stacjach . Z a m ia s t żebrać, z ro b io n ą z g ałąz ek m io tłą lu b p o p ro s tu s z m a tą z a m ia ta ją pociąg, a p asażero w ie rzu cają im k ilk a groszy. Z n o w u sto im y od jakiegoś czasu, n ik t nie wie dlaczego. Nie wiem , o któ rej p rzy b ęd ziem y do Puri, z pew n o ścią je d n a k zbyt późno, żeby sk o n ta k to w a ć się z Sevasow ym g o sp o d arzem . N a szczęście je s t ta m sch ro n isk o m łodzieżow e. P u ri to p o d o b n o b a r d zo tu ry sty czn e m iejsce, p o p u la rn e zarów no w śró d tubylców św ią ty n ia je s t o b iek tem pielgrzym ek h in d u só w z całego k raju - jak i za ch o d n ic h tu rystów , k tó ry ch przyciąga tu tejsza plaża. Tu, w In d ia c h naw et niebo jest inne. Przez k ilk a m iesięcy s z u k a ła m b ezskutecznie W ielkiego W ozu. Teraz, p a trz ą c z o k n a P o ciąg u n a gw ieździste niebo, w ko ń cu Z n a la z ła m , ale w dziw nej, takiej M niej więcej pozycji, p o z a ty m napraw dę W ielki, ro zstrzelo n y n a olbrzym iej przestrzen i. K o n arak . G o d z in a jazdy m in ib u se m z P uri. W ielka, n ie sa m o wicie rz eźb io n a Ś w iąty nia Słońca. Coś n a k s z ta łt olbrzym iego p o w ozu z 24 rzeźb io n y m i ko łam i. D zik i upal. C ały czas człow iek się poci i ciągle pić się chce, a trz e b a uw ażać n a wodę. P o zo stają k o kosy, ale w k o ń cu ile m o ż n a ich wypić? Z araz w racam do Puri. Nie m a ta m w su m ie nic do ro b o ty oprócz w ylegiw ania się n a plaży, a n a to raczej nie m am ochoty. Jest k ilk a rejonów plaży: jeden, n a j bardziej śm ierdzący, cały p o k ry ty gów nem , gdzie rybacy z wioski m ają swoje łodzie i sieci, d ru g i, gdzie k ąp ią się i o p alają z a c h o d n i tu ry ści o ra z trzeci, gdzie k ą p ią się tu ry ści z In d ii - głów nie m ęż czyźni i chłopcy, i tylko nieliczne kobiety, obow iązkow o w pełn y m u b ra n iu , w całym sari. B hubanesw ar. Mój now y g o sp o d arz założył i p ro w ad zi „C entre for Y outh a n d S ocial D ev elo p m en t”, czyli m o ż n a by to p rz e tłu m a czyć ja k o „O środek do spraw M łodzieży i R ozw oju S połecznego”. Z o stałam zak w atero w an a nie w jego do m u , bo m ieszka 30 k ilo m etrów stą d , w G u ttach, ale w łaśnie w ty m o śro d k u . M am pokój
# 122#
z łaz ie n k ą i w sp an ia ły m pry szn icem , zu p ełn ie ja k w h o te lu dobrej klasy. W okolicy je s t wiele n iesam o w ity ch św iątyń w specyficznym stylu Orisy. Nie w id z ia ła m ta k ic h n igdzie indziej. W szystkie m i stern ie rzeźbione, a oprócz tego robi w rażen ie ich liczba. W szystko w m iłym , sp okojnym oto czen iu , b a rd z o niew ielu tu ry stó w , za to m n ó stw o św iętych m ężów sadhu, k tó rzy ch ętn ie o p ro w a d z ą po św iąty n i, ale nie d a d z ą sp o k o ju , d o p ó k i nie d a się jak ieg o ś d a tk u . P o k azu ją przy ty m zaw sze „księgę g o ści” z w p isam i tu rystów , z których każd y rzek o m o ofiarow ał k ilk a s e t ru p ii. N a tk n ę ła m się dzisiaj n a dw a ślady rodaków : w k siążce hotelow ej w m o im h o te lu w P uri figuruje B enek z G d a ń sk a (!) o ra z w zeszycie jed n ej z tu te j szych św iątyń - A ndrzej. O bydw a w pisy są sp rzed k ilk u d n i. Tak, Polacy też p o d ró ż u ją . Nie b ard zo , co praw da, licznie, ale zawsze. N a n d a n K a n an . O gód b o ta n ic z n y i ZOO. M ogłoby być p rzy jem n ie ale... Z O O ju ż z sam ej d efin icji jest przygnębiające. Tylko nieliczne zw ierzęta m ają tu ta j w y starczająco d u żo m iejsca w p rzy p o m in ający m n a tu ra ln e o to czen iu . N ic je d n a k nie za stą p i wol ności. P oza ty m w iększość zw iedzających indyjskich tu ry stó w p o pisuje się, d ra ż n ią c zw ierzęta, rz u cając k a m ie n ia m i czy plując. Oczyw iście, m ow a tu o m ężczy zn ach i chłopcach. C o raz bardziej nienaw id zę h in d u s k ic h facetów... J e s t tu p ięk n e jezioro, m o ż n a wy nająć łódkę czy row er wodny, n a b rz e g u m o ż n a k u p ić sn ack i, sło dycze, łody i cho ciaż - o dziwo! - są kosze n a śm ieci, w szyscy rz u cają plastikow e k u b k i, pap iery i o d p a d k i n a ziem ię czy w p ro st do jeziora. O bleśni ignoran ci. O p ró cz tego w iększość reklam ow anych atrak cji p a rk u nie fu n k cjo n u je, ta k ja k m in ia tu ro w y p o ciąg , p rze ja ż d ż k i n a w ielbłądzie czy to, d la czego głów nie tu p rz y je ch ała m - p rzejażd żk i n a słoniu. Za to za niew ielki „bakszysz” z o sta ła m z a p ro w a d z o n a do zw ierzęcego sz p ita la , gdzie m ia ła m o kazję p o g łask ać olbrzym iego indyjskiego tygrysa. Poza ty m p o k a z a n o m i p ó łk i pełne słoików z zak o n serw o w an y m i w fo rm a lin ie p ło d a m i sło n i i innych zw ierząt oraz ró ż n y m i dziw nym i stw o rzen iam i. L ekko szokujący w idok. Jestem ju ż w a u to b u sie do B h u b an esw aru . T ak ja k wszędzie, nie m a tu ro z k ła d ó w jazdy, a u to b u s odjedzie, ja k się m a k sy m a l nie zap ełn i. Ten, ja k reszta tu tejszy ch autobusów , w y gląda ja k z in
#
123 #
nej epoki. T o taln ie zdezelow ane b laszane p u d ło , p o d ło g a z d z iu raw ych desek, nie m a szyb, z ok ien sterczy z a rd ze w iała blacha. Aż dziw, że coś tak ieg o w ogóle się p o ru sz a i że w d ro d z e się nie ro z sypie. Z ało g a m iejskiego a u to b u s u sk ła d a się przew ażnie z co n a j m niej z trze ch osób: kierowcy, pob ieracza o p ła ty o ra z najw ażniej szego - upychacza-naw oływ acza. O n to n a k aż d y m p rz y sta n k u , krzycząc, zb iera pasażerów , ro z sa d z a ich i upycha, przy w iększym tło k u p o d ró ż u je , w isząc n a zew n ątrz, i zawsze w skakuje w biegu. O n też daje kierow cy zn a k kiedy jechać (dwa w aln ięcia w blachę), a kiedy się z a trz y m a ć (jed no walnięcie). W o śro d k u , gdzie jestem zak w atero w an a, m ieszk a m iła ro d z in k a z m iesięczn ą córeczką. Ż o n a, oprócz zajm ow ania się dziec kiem , oczyw iście g otuje i zm yw a. N igdy je d n a k nie je d z ą razem . Z a d a n ie m żo n y jest najp ierw obsłużyć m ęża, a ten, jedząc, rz u ca rozkazy, co m a być doniesione, nie zw ażając n a to, czy zo stan ie coś d la niej. M ąż naw et p ró b o w ał protestow ać, gdy p o obiedzie zaczę ła m p o sobie zm yw ać. Nie to, zeby chciał m nie wyręczyć - o d tego jest żona. N ajw ażniejsze w ydarzenie d n ia: zdecydow ałam się w yw ołać m oje zdjęcia. W szystkie, od p o c z ą tk u podróży. P rzede w szystkim dlatego, że p o d o b n o zbyt długie przetrzym yw anie, do tego w ta k im upale, źle d ziała n a nie w yw ołany film , ale ta k napraw dę nie m o g łam się ju ż doczekać. Z d jęcia są super, p rzy n ajm n iej w ięk szość, W y b u liłam k u p ę forsy, w ybulę jeszcze więcej, wysyłając je d o kraju, b o przecież nie będę ich taszczyć ze sobą, ale i tak jest ta niej n iż w Polsce. D zięki zdjęciom ożyw ają w sp o m n ien ia z m agicz nego N ep alu , z p o czątk ó w m ojej podróży. Byłam d ziś tak że row erem n a w zgórzu Udajagi.ri, słynącego z w ydrążonych d aw no te m u przez d żin istó w i b o g ato rzeźbionych jask iń . P ięk n a wycieczka, tylko u p a l nieziem ski. J a z d a row erem , p o za sw o b o d ą p o ru s z a n ia się, tu ta j m a jeszcze jed en plus: a u to m atycznie elim in u je b ez u sta n n e: balio madam, rickshaw?, w ykrzyki w ane p rzez setk i rowerowych i m otorow ych rykszarzy. W łaśnie p rz e d chw ilą w ró ciłam ze ślubnego przyjęcia b ra ta żony m ojego g o sp o d arza. N iew ażne, że nik o g o ta m nie z n a ła m w k o ń cu było ta m z tysiąc osób. C erem onie ślubne odbyły się trzy
#
124 #
d n i tem u , dzisiaj tylko przyjęcie, ty lk o p an n y m łodej. N ie sa m o wicie w ystrojona, z o s ta ła u s a d z o n a n a p o d u sz k a c h n a specjal nej scenie w o to c z e n iu w szystkich ciotek, k u zy n ek , krew nych. Jej z a d a n ie m było w yłącznie robić namaste13 i przyjm ow ać prezenty, k tóre n a ty c h m ia st zostaw ały p rzek azy w an e siedzącej o b o k k rew nej, piastującej sp ec ja ln ą funkcję, p o legającą n a sk rz ę tn y m n o to w a n iu w zeszycie, kto, co i ile dał. N iek tó rz y daw ali zło te pierście nie i b ie d n a p a n n a m ło d a m ia ła zajęte ju ż w szystkie palce. Jed n a k w śród pięknych szat, w sp an iały ch dekoracji, św iateł, kolorów , prezen tó w i z ło ta nie w y g ląd ała n a zb y t szczęśliwą. N ie u sta n n ie sp u szczone oczy, bez uśm iech u , n aw et tego obow iązkow ego, ja k i w id ziała m n a różnych film ach z p o d o b n y ch cerem onii. W su m ie nic dziw nego. D ziew czyna d w u d z ie sto le tn ia, m ałże ń stw o oczyw i ście zaara n żo w an e , facet w yglądający n a sp oro starszego, nie za b ard zo , co praw da, obleśny, ale z o b ow iązkow ym w ąsem , n o i H in dus. P odczas gdy kobiety o taczały p a n n ę m ło d ą, m ężczyźni o ta czali telew izor p o k az u ją cy a k u ra t m ecz kry k ieta. W tej sam ej sali! J a chyba w ogóle nie wyjdę za m ąż, a jeżeli naw et w ezm ę ślub, to nie chcę żad n eg o wesela. N ie wiem , co m ają n a celu w szystkie te cere m onie. L udzkie u cz u cia nie m ają tu n ic do rzeczy, w a żn a je st tylko fo rm a, ile w ynosi p o sag i k to ile dał. O s ta tn i d z ie ń w B hubanesw arze, D ziś w nocy m a m p o ciąg d o K alkuty. U p a ln y d zień w m ieście o ra z m u z e u m s ta n u O risa. W ieczorem w ypraw a z Koko do D h a u li, n a w zgórze z im p o n u ją c ą b u d d y jsk ą św ią ty n ią n a szczycie. S k u terem . Kawałek n aw et s a m a pro w ad ziłam . Po ra z pierw szy w życiu i do tego p o ciem k u - p o za m ia ste m nie m a tu św iateł drogow ych. Jechałyśm y sobie spokojnie p rzez pew ien czas, gdy zd a ła m sobie sprawę, że nie w iem nawet, gd.zie są h am u lce, a do b rze czasam i to w iedzieć, ta k n a w szelki wy p adek. Ale w szystko dob rze się skończyło. n Namaste (czyli „pokłon tobie”) - tradycyjne indyjskie pozdrowienie. Często towarzyszy m u gest lekkiego ukłonu ze zlożony&i dłońmi, skierowanymi palcam i do góry i trzym anym i na wysokości serca. Wykonanie tego gestu w m ilczeniu m a takie samo znaczenie jak wypowiedzenie pozdrowienia namaste.
G o d z in a d w u d z ie sta trze cia trzydzieści. P ociąg do K alkuty. Zwyczajowo ru sz am y z o p ó źn ien ie m , je d n a k tylko p ó łg o d zin n y m , więc nie je s t źle. M am rezerw ację - m iejsce n a najw yższej półce, więc za ra z idę spać. Faceci z m ojego p rz ed ziału zawzięcie d y sku tują, o p o w iad ając sobie w in d y jsk im an g ielsk im najnow sze wieści z m istrz o stw k ry k ieta. D la m n ie to c z a rn a m agia, a tu wszyscy się tym fascynują. K alk u ta. N ajw iększe i ciągle najszybciej pow iększające się m ia sto Indii. M iasto k o n trastów , now oczesnych biurow ców , reprezen tacyjnych d zieln ic o raz b ru d u , tłu m u i ciasn o ty w ąskich uliczek. P ociąg przybył około dziesiątej i od. ra z u z n a la z ła m zakw aterow a nie u pierw szego Servasow ego g o sp o d a rz a , do którego z a d zw o n i łam . Nie m a go w d o m u , ale przyjęła m nie jego żona. T ak więc m ieszk am w H o w rah , k ilk a k ilo m e tró w od c e n tru m m iasta. C hcąc p rzem ieszczać się w ty m m ieście czy przejechać z K al k u ty do H o w rah po drugiej stro n ie m o s tu trz e b a zarezerw ow ać so bie m asę czasu i cierpliw ości n a sta n ie w ulicznych k orkach. Ż a d n a u lica tu nie w ydaje się w ystarczająco szeroka aby pom ieścić ta k i n a tło k au to b u só w , ryksz, rowerów, m otorów , ciężarów ek, w ozów i ludzi. J a z d a p o leg a więc p rzede w szystkim n a ciągłym p rz y sta w an iu wśród, zg iełk u k lak so n ó w i c h m u ry spalin. M n ó stw o t u też charak tery sty czn y ch , żó łto -czarn y ch taksów ek garbusów , a w.n ie k tó ry ch m iejscach - słynnych ryksz „lu d zi-k o n i”. Ich życie opisuje D o m in iq u e L apierre w swojej książce „M iasto ra d o śc i”. Książce o życiu i u m ie ra n iu w slu m sa ch tego niesam ow itego m iejsca, Cie szę się, że tu przy jech ałam , cieszę się też, że nie m u szę dłużej z o sta wać. P o ju trze jad ę do S iliguri. D zień z ro d z in k ą m oich g o spodarzy. O czyw iście są to kolejni p raco w n icy sp o łeczn i. N a p a rte rz e b iu ro o rg a n iz a c ji „ H arijan Sevak S a n g h ”, zało żo n ej jeszcze p rz ez d ru g ą w ojną św iatow ą, w al czącej o p raw a n ajn iższy ch k la s i n ied o ty k a ln y c h o raz p ro w a d z ą cej m asę in n y c h projektów , w tym p rz ed szk o la d la n aju b o ższy ch , szczególnie d la dzieci p ra cu jący c h m atek . O d w ie d z iła m d ziś je d n o z ta k ic h p rzed szk o li z je d e n a s to le tn ią có rk ą g o sp o d a rz y jak o p rz e w o d n ic z k ą i tłu m a c z k ą . Z okazji m ojej w izy ty czarn e
#
126#
b u zie d zieciaków z o sta ły u m y te, a raczej p rz e ta rte m o k rą sz m a tą u m o c z o n ą przez o p ie k u n k ę w w ia d rz e wody. D zieci p rzem iłe, choć biedne, b ru d n e , p ó łn a g ie i w y straszo n e. N a js ta rs z a , sied m io le tn ia d ziew czynka, n o sz ą c a n ie u s ta n n ie n a rę k a c h ro czn ą, w y lęk n io n ą siostrzyczkę, nie c h o d z i do szkoły. Z a to ra n o , jeszcze p rz e d przyjściem z m a łą do p rz e d sz k o la , p racu je ja k o p o m o c d o m ow a - za dwie rupie. O sw oiw szy się tro c h ę ze m n ą , d z ie c ia k i z a częły biegać i baw ić się w... rykszę, z ro b io n ą z k rzesła. C óż, w cze sne p rz y u cze n ie do zaw odu. W ięk szo ść ta tu sió w to p rzecież k ie row cy ryksz row erow ych. R ano, pożegnaw szy swoich gospodarzy, ru szyłam do K alkuty. Dziś niedziela, więc zadziw iająco m iło, luźne ulice, żad n y ch k or ków. Nie m ając zbyt dużo czasu, zw ied ziłam tylko St. P a u l’s C ath e d ral oraz głów ną atrakcję tu ry sty czn ą K alkuty, Victoria. M em orial, k tó ra napraw dę robi w rażenie. T eraz siedzę w całonocnym pociągu jad ący m z K alk u ty n a północ, do S iliguri. O bok m nie siedzi chyba najbardziej n iesam ow ita osoba, ja k ą p o z n a ła m w czasie tej podróży. D ziew czyna z Czech, Jan a. Ju ż od ro k u włóczy się po In d ia c h i N e palu. Jestem p o d w rażeniem jej w ypraw y do R ad ża sta n u . T ak jak ja jeźd ziła n a w ielbłądzie, z ty m że... z a m ia st w ynajm ow ać wiel błąda, po p ro s tu go kupiła. Z a w szystkie swoje pieniądze. A p o tem sp rzed ała z profitem ! S am a sobie była przew odnikiem , sp ala u lu d zi w w ioskach czy p o d gołym niebem . C zterdzieści d n i sam o tn ej w łó częgi po pu sty n n y ch piask ach i w ioskach R ad żastan u . Ale głów ną pasją Jany są góry, sch o d ziła w iększość n epalskich H im alajów . Gdy nie było jej stać n a w ykupienie pozw olenia, dzieci z górskich wiosek pom agały jej za k ilk a cukierków om ijać wszelkie p u n k ty k o n trolne, a p o tem ju ż szła d ro g am i o d d alo n y m i od o statn ich lu d zk ich osad o cale tygodnie w ędrów ki. Wiem, że Czesi są niesam ow ici, szczegól nie jeśli chodzi o podróże. S p o tk a ła m ju ż wielu Czechów, którzy zrobili p o d o b n ą trasę do mojej - lądem , w tym jednego pod ró żują cego stopem p o In d iach , ale J a n a bije wszelkie rekordy. Tak się składa, że J a n a też jedzie d o D ard ży lin g u , górskiego m ia steczka n a północy, w H im alajach, a p o te m do sta n u Sikkim . W Si liguri przesiadam y się n a w ąskotorow ą, m in ia tu ro w ą kolejkę zw aną toy train. Parow a lokom otyw a, kręte, wąskie tory pnące się p o d górę, za o k n am i coraz bardziej oszałam iające widoki. C hociaż d o śro d k a
1
127#
w padają g ru d k i w ęgla i w szystko pow oli pokryw a się węglowym py leni, ch ociaż lokom otyw a wydaje przeraźliw e dźw ięki, a pokonanie osiem dziesięciokilom etrow ej trasy zajm uje n a m p o n a d osiem go dzin, jestem zachw ycona k a ż d ą m in u tą tej podróży. C zuję się ja k w N ep alu , bo k ra jo b razy p o d o b n e i w iększość lu d ności o n e p a lsk im w yglądzie, nepalskie stroje, n ep alsk ie śm ieszne czapeczki. P ociąg su m ie sobie pow oli do p rz o d u z częstym i p rze rw am i n a d o ład o w a n ie w ęgla czy w ysypanie p o p io łu z lo k o m o tywy. T ory b ieg n ą o b o k w ąskiej drogi, n a której m o ż n a przeczytać takie o to znaki: „Drive w ith care, m ak e a c cid en t ra re” - o ty m , że rozw ażn a jazd a to m niej wypadków . „D riving faster m ay cause d is a s te r” - o ty m , że szybka ja z d a ozn acza kłopoty. „Ify o u sleep y o u r fam ily w ill w eep” - o tym , że jeśli zaśniesz, ro d z in a p o g rą ży się w sm u tk u . „ M o u n ta in are pleasu re only if you drive w ith leisu re” - o tym , że góry to s a m a p rzyjem ność, p o d w a ru n k iem , że p row adzisz bez pośpiechu. J a n a n ie czuje się je d n a k z b y t dobrze w kolejce i p rz esiad a się n a au to b u s, k tó ry pok o n u je tę trasę w niecałe trzy godziny. M am y sp o tk a ć się n a m iejscu. D ardżyling. „Triveni G uest H o u se”. Jestem w łaśnie po m ro żą cym krew w żyłach prysznicu. R óżnica tem p e ra tu r szokująca. Z g o rącego p o łu d n ia , gdzie właściwie m o ż n a nie w ychodzić spod zim nego prysznica, z upałów K a lk u ty - prosto tutaj. P odobno tylko w nocy je s t ta k m roźno, ale nic dziw nego - w końcu to p o n a d 2100 m etrów nad poziom em m orza. Mój w spaniały p o ciąg -m in iatu rk a przybył tu ju ż po zm roku. Zajęło m u to nie osiem godzin, jak n a m pow iedziano, ale dziesięć i pól. D robiazg. W spinając się po om acku zygzakow atym i uliczkam i z n a la z ła m jakoś n a sz ą „noclegow nię” stojącą n a szczycie wzgórza. B ardzo m iłe, p o p u larn e miejsce. C ho ciaż w szystko było pełne, dostaw iono n a m łóżka w d o rm ito riu m . W restauracji czekała ju ż n a m n ie Jana, p ojutrze ru szam y w góry. D zień w D ard ży lin g u , czyli łażenie po m iastecz k u , ciągle w górę i w dół. Z ałatw ien ie k ilk u spraw : napraw ienie z a m k a o d śpiw ora
u jednego z krawców, w ysłanie zdjęć d o k ra ju (m am n adzieję, że dojdą) o raz u zy sk a n ie p o zw o len ia n a S ikkim . To o s ta tn ie co ty pow y p rz y k ia d bezsensow nej tutejszej b iu ro k racji. N ajpierw w je d nym urzędzie z a ła tw ia się jed en papier, p o czym z ty m papierem trze b a d rałow ać p o d górę do u rz ę d u n a d ru g im k o ń cu m iastecz k a po pieczątkę, a w k o ń cu z p iecz ątk ą u d a ć się z p o w ro tem d o pierw szego urzęd u . P oza tym w szystko je st tu piękne, a ludzie m ili i k u l tu ra ln ie w yglądający. Byłam też d ziś w M o u n ta in e e rin g M u seu n i i w ogrodzie zoologicznym , gdzie głów nym i atrak cjam i były czer w ona p a n d a i syberyjski tygrys. T eraz m u szę tylko się p rz e p a k o wać, bo ju tro z sam ego ra n a ru sz a m y w góry. Kiedy słu c h a ła m h i sto rii z w cześniejszych w ypraw Jan y w góry H im al P radesh,. N e p a lu i S ik k im u , to nie m o g łam w to w szystko uw ierzyć i ża łu ję, że m oja w iza kończy się w krótce. W iem już n a pew no, że m u szę tu w rócić, to znaczy, w rócić w tyle m iejsc i zrobić tyle rzeczy... J a n a w ęd ro w ała sa m o tn ie n a w ysokościach p o n a d 5000 m etró w całym i ty g o d n iam i, śpiąc p o d gołym n iebem , taszcząc że so b ą jedzenie, bo do najbliższej osady było zazw yczaj k ilk a d n i m arszu .
HIMALAJSKI TREKKING .(^ .(^ i^ (b c K * ^ (^ ^ (± K (^ i^ i^ < ^ (^ (o ó .(b c K (x ^ < ± K (± > Z (± y i< x y .
P o ran n y a u to b u s zawozi n a s w górę do m ałej w ioski M an ay m b h n g an g , skąd. ro z p o czy n a m y w spinaczkę. Z sa m ego p o c z ą tk u szlak p ro w ad zi o stro p o d górę, idziem y więc pow oli, b io rąc p o d uwagę n a s z ą kondycję o ra z to, że jest to pierw szy d zień w ypraw y P oza ty m robim y ciągle p rzerw y ze w zględu n a ja n y hobby, najb ard ziej n iesp o ty k an e n a świecie: zbie ra n ie robaków , głów nie różnych żu czk ó w i nie wiem , czego tam jeszcze. W łaściw ie robi to d la sw oich przedziw nych przyjaciół, kolekcjonerów -specjalistów . R o b aczk i głów nie zam ie szk u ją k ro wie łajno i p o d o b n e m ile z a k a m a rk i, ale J a n a żad n eg o n ie o m inie. K rajobrazy i w szystko d o o k o ła jest szo kująco piękne. K w itnące n a biało i czerw ono drzew a, i n a różow o p rzeró żn e k rz ak i. N ajpięk niejsze są w ielkie, białe k w iaty n a b ezlistn y ch d rzew ach n a tle n ie bieskiego nieba. W d ali w idać o śn ieżo n e H im alaje, w dole zielone d olin y i nieliczne chaty. N epal!! Z u p ełn ie nieoczekiw anie. N ie w ied ziałam , że M egm a, gdzie za trzy m ały śm y się n a noc, je st ju ż w N epalu. W k o ń c u cie pło, b o po dość m ęczącym , ale cu d o w n y m d n iu siedzim y sobie p rzy k o m in k u w przepięknej, d rew n ian ej, nepalskiej chacie. G o sp o d y n i gotuje czaj i piecze czapati. N a tej w ysokości - 2900 m e tró w - nie m a elektryczności. W d zień było ciepło, szczególnie kiedy zasuw ało się n ie u sta n n ie p o d górę - w ystarczy! T -sh irt, p o d w ieczór n a to m ia s t te m p e ra tu ra szo k u jąco sp a d la i w k o ń cu m ogę w yciągnąć z p leca k a m oje cieple rzeczy, k tóre taszczy łam przez k ilk a m iesięcy d o o k o ła In d ii, nie używ ając ich a n i razu . O becnie
t
135#
m a m n a sobie praw ie w szystko: T -sh irt, k o szu lk ę z d łu g im rę k a wem, sweter, ciepłą bluzę z k a p tu re m i n a to k u rtk ę . Ale cieszę się n iezm iern ie, że tu jestem . W szystko jest niesam ow ite: góry, przy ro d a, drzew a, świeże pow ietrze, spokój, cisza, niebo czerw one o d za c h o d u słońca, chm ury... B oja m am tylko jeden świat: słońce, góry, pola, wiatr. I nic mnie więcej nie obchodzi, bom wędrowcem się urodził. Słow a n ie w iem sk ąd z a p am iętan ej piosenki. Przede m n ą w tym m om encie przepiękn y obrazek. Św iatło lam py n aftow ej, d rew n ian e w n ętrze nepalskiej ch aty i siedzący n a łó żk u trz y le tn i chłopczyk o skośnych oczkach, w g ru b y m swe terk u , tu lą c y i m iętoszący z u czu ciem puszystego szarego kota. Jau b ari. N asz kolejny nocleg. M iła, m a ła w ioska z odlo to w y m i w id o k am i z każd ej strony. W edług opisu tre k u w p rz ew o d n ik u Lonely P la n e t pow innyśm y były t u przybyć w czoraj, ale w końcu nie jest to wyścig, m am y czas i w ędrujem y sobie bardziej n iż p o woli, co daje Jan ie czas n a te jej niezw ykłe kolekcjonerstw o, a m nie n a ak lim aty zację, W k o ń cu przybyłyśm y p ro sto z zerow ych w yso kości aż tu , około 3000 m n.p.m . D zisiaj ju ż to czuję - p o z a n o r m aln y m b ó lem m ięśni po wczorajszej w spinaczce, d o d atk o w o zm ęczenie i ospałość, D latego w lo k łam się dzisiaj pow oli k ro k po k ro k u , zostaw iw szy Janę z jej ro b a k a m i gdzieś p o dro d ze. S p o tk a łyśmy się w Jau b a ri. D o tego zn o w u problem y z żo łądkiem : trw a jąca o d k ilk u d n i, pog arszająca się b ieg u n k a. Najlepiej nic nie jeść, ale p rzy ta k im w ysiłku nie w y o b rażam sobie. C iągle jesteśm y po nepalskiej stro n ie, m ijam y p o d ro d z e m ałe buddyjskie św iątynie. W m iejscu, gdzie spałyśm y wczoraj, z a m k n ię ty b u d d y jsk i k la sz to r zo sta ł o tw o rzo n y specjalnie d la nas. Z obaczyłam n iesam o w itą k o lekcję n ajb ard ziej przedziw nych figurek - poch o d zący ch z Birmy. Jesteśm y ju ż n a wysokości p o n a d 3000 m . Idziem y b ard zo , b a r d zo powoli. W spinam y się, ledwie dysząc, n a jak iś szczyt, a ta m n a stępny, p o te m jeszcze następny, p o te m ostro w dó ł tylko po to, aby znów iść p o d górę. W d o d a tk u się zachm urzyło, naw et zaczęło kro-
^
136
BUDDYZM TYBETAŃSKI (inaczej lamaizm) - pochodząca z In dii odm iana buddyzm u, zawierająca jego trzy głów ne nurty: hinajanę, mahajanę I wadżrajanę. W VIII wieku stał się reli gią państw ową Tybetu na m ocy decyzji panującego ówcześnie króla Trisong Decena. Obecnie je s t to głów na religia Tybetu i regionów sąsiadujących (Bhutan, Nepal, Sikkim, Ladakh), a także M ongolii i je j regionów sąsiadujących, w tym rosyjskich republik Buriacji i Kałmucji. Powstanie i rozwój buddyzmu w Tybecie ściśle zbiega się z ostatnim etapem rozwoju buddyzm u na terenach, gdzie obecnie znajdują się Nepal, Indie, Pakistan i Afganistan. Zaini cjowany został za czasów panowania im peratora Lha T h o th o ri Nyantsen o koło roku 173 n.e. Po roku 1959, na skutek aneksji Tybetu przez komunistyczne Chiny XIV Dalajlam a i wielu w y bitnych uczonych i m istrzów buddyzm u tybetańskiego zmuszo nych zostało do opuszczenia Tybetu i udania się na emigrację.
Buddyzm tybetański w kroczył wówczas w nową erę rozwoju we wcześniej niedostępnych dla buddyzmu krajach Zachodu. Cztery główne tradycje (szkoły) buddyzmu tybetańskiego to: Ningm a (ningmapa), czyli „starożytna tradycja” ; Kagju (kagjupa), odrzucająca magię, a skupiająca się na mi styce; Sakja (sakjapa), czyli szkoła medytacji i ascezy; Gelug (gelugpa), tzw. Szkoła Żółtych Czapek. Za piątą głów ną duchową tradycję, nie zaliczaną do tra d y cji wywodzących się od Buddy Siakjamuniego, uznaje się religię bon. Najważniejsze postacie w hierarchii lamajskiej to dalajlam a (wcielenie B oddhisattw y Avalokiteśvary) oraz panchenlama (inkarnacja Buddy Am itabhy). Dalajlam a je s t jednym z tulku, czyli iśtot, które po śmierci świadomie wybierają swoje kolejne wcielenie. Nowe wcielenie lamy odnajduje się na podstawie wielu skomplikowanych testów, a odnalezione w ten sposób nowo narodzone dziecko je st wychowywane i starannie kształ cone w klasztorze. Jest więc tylko jeden dalajlam a, a kolejne numery oznaczają jedynie kolejne wcielenia tej samej osoby. Ważną postacią je st również przywódca lamaistycznej w spól noty w M ongolii, bogdo-gegen. W buddyzmie tybetańskim przestrzega się dni świątecznych na podstawie kalendarza księżycowego. Są to cztery główne święta związane z życiem Buddy Siakjamuniego (święto Oświe cenia Buddy, święto Pierwszego O bro tu Kołem Dharm y przez Buddę, święto Odejścia Buddy w Paranirwanę oraz święto Sanghi, kiedy Budda pow ró cił z niebios), święta związane z na
rodzinam i bądź „odejściem w nirw anę” wielkich m istrzów tra dycji tybetańskich oraz dni specjalne, które sprzyjają w yko nywaniu dobroczynnych czynów. Unikalnym w ielkim świętem 'tybetańskim je s t Losar, Tybetański N ow y Rok, k tó ry zwykle w ypada w lutym . O dbyw ają się w te d y festiwale M onlam , w y pełnione rytualnym i tańcam i i ceremoniami. Buddyści tybetańscy, podobnie ja k wyznawcy innych o dła m ów buddyzmu, czczą cztery głów ne miejsca kultu związane zżyciem Buddy, m ianowicie Lum bini, Kushinagar, Both Gaya i Sarnath. Ponadto w Tybecie w ielką czcią otaczane są stupy* które sym bolizują oświecony umysł Buddy i które należy okrą żać trzykrotnie zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Okazuje się k u lt wszelkim innym form om buddyjskim , wliczając sa kralne dzieła sztuki, święte księgi, miejsca odkrycia term oraz same term y przechowywane w sanktuariach, m antry wyrzeź bione w skałach czy odciśnięte w kamieniu ślady stóp i dłoni.
pić. D ziś zn o w u zrobiłyśm y połow ę opisanej trasy. W raz z z a c h o dem sło ń ca g w ałto w n ie s p a d ła te m p e ra tu ra . W yczerpane, przyby wam y do c h a tk i w K alpokari. C iem no, zim no, m róz, m róz. H u lający d zik i w iatr, W d o d a tk u piep rzo n e d rzw i się nie zam ykają, więc jesteśm y w przew iew nej lodówce. Praw ie za m raża rce . W kła d a m w szystkie cieple rzeczy, k tó re przeleżały p a rę m iesięcy w ple ca k u n a g o rący m p o łu d n iu . Zjadłyśm y pyszną m a k a ro n o w ą zupę, zak o p ały śm y się głęboko we w szystkie śpiw ory i k o łd ry - tylko ta m się nie m arz ło - m ając n a sobie w szystkie m ożliw e u b ra n ia . Z ostałyśm y o b u d z o n e n a kolację. W k u c h n i przy o g n iu k o m in k a - d ało się w y trzy m ać. Z n o w u w chodzę do śpiw ora, przykryw am się kocam i. N ie m ogę zbyt d u ż o n ap isać bo ciężko trzy m ać d łu gopis w z a m a rz n ię te j d ło n i. P oza ty m piszę przy zapałce, bo z ro b io n a z b u te lk i i ze s z n u rk a la m p a n afto w a ciągle gaśnie. Z ap a łk a z resztą też, ale daje więcej św iatła. Trzęsie m nie z z im n a , a je d n o cześnie czuję, że m a m ro zp alo n e policzki i suche, p o p ęk a n e wargi. M oże jak o ś p rzetrw am y do ra n a. R an ek . C iąg le w K a lp o k a ri. C iągle w łó ż k u , c h o c ia ż je s t ju ż p ię tn a ś c ie p o d ziesiątej! W szyscy ju ż d aw n o w y ru sz y li. To je st p o p u la rn e m iejsce, sp o ro tu ry stó w : p a ra z A u s tra lii k tó rą s p o tk a ły śm y w cześn iej w toy train, je d n a J a p o n k a o ra z s ie d m io o s o bow a g ru p a z H is z p a n ii i A nglii. W czoraj p rzy b y ł tu c h ło p a k z K orei z n ie s p ra w n ą n o g ą o ra z H is z p a n , k tó ry z ro b ił tę tra s ę w je d e n d z ie ń (n am zajęło to trz y dni). M ia l p la n zajść n aw et dalej, ale p o d ro d z e się z g u b ił. W yruszył d z iś ra n o o św icie w p rz e c iw ie ń stw ie d o n as, b o w y ru sz y m y p ew n ie ko lo p o łu d n ia . P raw d ę m ó w iąc, w ogóle n ie w y c h o d z iła b y m s p o d k o łd e r n a to w ietrzy sk o . P o za ty m n ie z b y t d o b rz e się czuję. Ból w tyle głow y - nie w iem , czy to z p o w o d u ch o ro b y g ó rsk iej, w k o ń c u to p o n a d 3 0 0 0 m etró w , czy z pogody. D o tego w ciąż g orące p o liczki i cały czas p ro b lem y z ż o łą d k ie m . J a n a m a to sam o. Ale m im o w szy stk o czas ju ż ru sz a ć , d ziś n ie z b y t d alek o , ale z a to w ysoko, o s tro p o d górę, do n ajw y ż szeg o m iejsca n a trasie. M a m n ad z ie ję, że to przeżyję. W K alp o k a ri są obok siebie trz y tak ie czyste i m ile „noclegow n ie ”. Kiedyś w alczyły zawzięcie o turystów , ta k ja k w szędzie in
H
140
Ę
dziej, je d n a k o d jak ieg o ś czasu ich w łaściciele w p ro w ad zili m ą d ry system rotacyjny: o tw ierają n a zm ian ę , k ażd y in n eg o d n ia . W w io sce są przem iłe d zieciak i. W idzę m ałą, o śm io le tn ią dziew czynkę, ale w yglądającą n a pięć lat, z p rzy m o co w an y m n a plecach m a le ń stw em . M yślałam , że to jej sio strzy czk a, ale o k azało się że dziew czynka je st słu ż ą c ą i n ie u s ta n n ą baby sitter. P o ch o d zi z in n ej w io ski, ale jej rodzice piją i są b ied n i, więc o d d a li ją n a słu żb ę. N ie c h o dzi do szkoły, za to całym i d n ia m i n o si tego ro zp u szczo n eg o n ie m ow laka, k tó ry nie p o zw ala jej n aw et usiąść. S a n d a k p h u , 3636 m etrów . M yślałam , że się t u nie dowlokę. D ziw ne uczucie, gdy w sp in a ła m się z m ozołem , cała b y łam z la n a p o te m i ro z g rz a n a o d w ew nątrz, p o d cz as gdy n a ze w n ą trz wiał przenikliw ie m ro ź n y w iatr. Część tra sy szło się w zim nej mgle, k tó ra ta k nap raw d ę była ch m u rą. N a szczycie m ró z i p o g o d a ciągle n iezb y t p rzy jazn a, więc je d y n ą m ą d rą rzeczą je st nie w ychodzić sp o d kołder. Ja w ty m m o m encie chyba biję rekordy. M am n a sobie T -sh irt, sw eter i ciepłą b luzę z k a p tu re m , p o z a ty m jestem w śpiw orze, n a to w szystko n a rz u c iła m koc i dw ie k o łd ry i nie n a rz e k a m n a n a d m ia r ciepła. Je dyne ciepłe m iejsce je st w k u c h n i, k ilk a cen ty m etró w o d palącego się ognia. N iestety, gałęzie p ro d u k u ją tyle dym u, że łzaw ią oczy i nie m o ż n a oddychać. Z obaczyłam w lu strz e sw oją tw arz. L ekki szok: ca ła zbrązow iała od górskiego słońca, n a czole m a m bąble z n a d m ia r u te goż słońca, a n a spękan y ch u s ta c h zaczy n ają m i się robić niezłe syfy. M am nadzieję, że to przejściow e. S a n d a k p h u co p o p u la rn e m iejsce, jest tu sp o ro innych tu ry stó w , wszyscy je d n a k m ało en er giczni, z a k o p a n i szczelnie p o d sto sem śpiw orów i kołder. W idać gw iazdy, więc m a być ju tro ła d n a pogoda, M olley, 3300 m etrów . W iem , że staję się ju ż n u d n a , ale znow u... zim n o . Ci ze s p o tk a n y c h tubylców , k tó rz y w iedzą, g d zie je s t P ol sk a, d ziw ią się, że m i z im n o bo p rzecież Poland is a cold country. N ie w ied zą je d n a k , że u n a s ro z p o w szec h n io n y je st ta k i w y n a la zek ja k kaloryfer, o ra z że p rzew ażn ie o k n a m ają cale szyby. Ale nic, trz e b a p rz e trw a ć . D zisiaj ro b im y niezłe k ilk a n a śc ie k ilo m e
#
141 ^
trów. M ia ło być d la o d m ia n y p o p ła sk im , ale... m o ż n a sobie p o m arzyć. Z n o w u n ie u s ta n n ie w d ó l i w górę, ale ju ż spokojnie, bez p o k o n y w a n ia d z ik ic h szczytów . W edług p rz e w o d n ik a , z dzisiej szej tra sy p o w in n a ro z p o ściera ć się le g e n d a rn a p a n o ra m a H im a lajów. P o d o b n o n ie z a p o m n ia n y w idok. M am y, ow szem , n ie z a p o m n ia n y w id o k , ale n a w ielkie, ró ż n o b a rw n e , ró ż n o k sz ta łtn e ... chm ury. Ale p o z a ty m nie m a co n a rz e k a ć , te b liższe w idoki - n ie u s ta n n ie z m ien iając e się góry, skały, d ro g i, kw iaty, słońce, m o tyle, u sc h n ię te d rzew a, w yglądające ja k zak lę te n a tle g roźnego n ie b a - te ż n ie są zle. N ic p raw ie te ra z nie w idzę, b o w y p a liła m i się w łaśn ie je d y n a św ieczk a, a la m p a n a fto w a , ja k ą n a m d a n o , to b a rd z ie j chyba ż a r t n iż la m p a . Kolejne dw a d n i d ro g i za n am i. Dzisiaj tro ch ę więcej szczę ścia. R an o trz y g o d z in n a w ędrów ka w zim nej m gle, k tó ra - ta k ja k w czoraj - ta k napraw dę była w ielką ch m u rą . D opiero kolo p o łu d n ia w d ro d z e d o P h a lu t (p o n a d 3600 m etrów ) c h m u ry się ro z stą piły i u k a z a ły się ośnieżone H im alaje, ciągnące się przez pól N e p alu. M o u n t Everest w całej o k azało ści i w szystkie in n e szczyty. N iesam ow ite uczucie - p odziw ianie, choćby z daleka, najw yższego p u n k tu n aszej planety. J a n a ro zpoznaje każdy szczyt - sam a wiele z n ic h zdobyła. Po p o łu d n iu zn o w u c h m u ry z a sn u ły cale niebo i przez pew ien czas idziem y po o m a c k u w gęstej, szarej mgle. T rzy g o d zin n e zejście do doliny i p o d w ieczór docieram y do Gorkhey, n a w ysokość ok o ło 2000 m . P o g o d a dosyć przygnębiająca, w łaśnie zaczęło p ad ać, a p o d o b n o to p o ra sucha. Gdyby nie to, byłoby tu pięknie: więcej ro ślin n o ści, lasy, p ły n ąca w dole rzeczka. W cym m iejscu sp o ty k ają się N epal, B engal i S ikkim . J u tro zejdziem y jesz cze niżej, d o sam ej w ioski, sk ą d lokalny a u to b u s zawiezie n as do Pelling. Pelling. Z d a c h u naszego h o te lik u rozpościera się w idok n a ol brzy m ią, ta k ju ż bliską, praw ie n a m a c a ln ą K an czeń d zo n g ę - trz e cią co do w ielkości górę św iata, n a g ran icy S ik k im u i N epalu. Jest t u ta k p ięknie, iż nic dziw nego, że spotykam y lu d zi z n ajró ż n iej szych za k ą tk ó w św iata, p o d ró żu jący ch p o d o b n ie ja k my. S poro tu
też Tybetańczyków , k tó rzy zn a le źli w S ik k im ie sch ro n ie n ie i osie dlili się t u n a stale po inw azji C hiń czy k ó w n a ich kraj. O dw iedzam y słynny buddyjski k la sz to r Pem ayangtse. Kolorowe m alow idła, posągi Buddy, m aślan e lam p k i. M łodzi m n isi ćwiczą granie n a tradycyjnych ty b e ta ń sk ic h in stru m e n ta c h . D ow iaduję się, że m am ty betańsk ie im ię. Nigdy nie w iedziałam , czem u m n ie ta k ciągnie do buddy zm u . Teraz w iem , że m u szę pojechać do Tybetu. Nie wiem, czy jestem ju ż n a to gotow a, ale chcę spróbow ać. Problem w tym , że nie jest to tak ie proste. Istnieje g ó rska d ro g a z N ep alu , ale nie w iadom o, czy zo stan ie się w puszczonym . Po w izycie w k la s z to rz e ro b ię so b ie p ó łg o d z in n y sp a c e r n a je d n o ze w zg ó rz z r u in a m i d aw n ej sto lic y K ró le stw a S ik k im u . R u in y ja k ru in y , n ic szczeg ó ln eg o , ale p o d o b n o je s t to św ięte m iejsce i k ilk u b u d d y js k ic h m n ic h ó w sp o d s ik k im s k ie j g ra n ic y zro b iło sobie t u o b ó z. M ieszk a ją w m a le ń k ic h , b ia ły c h , w ła s n o rę czn ie ch y b a z ro b io n y c h n a m io ta c h . D o k ła d n ie o d w u n a s te j k a ż d y w sw oim n a m io c ie za czą ł g ło śn e śpiew y m o d lite w n e z t o w a rz y sz e n ie m in s tru m e n tó w . P o s ie d z ia ła m so b ie tro c h ę w tych ru in a c h z su p e r w id o k iem n a d o lin ę , w z g ó rza i g ó ry o ra z z o d lo to w ą k s ią ż k ą „T he H itc h h ik e r's G u id e to th e G a la x y '5. C oś d la m n ie. W h o te lu nie m a n ic szczególnego do ro b o ty o p ró cz sied zen ia g o d z in a m i w głów nej sali-restau racji, czy tan ia, g ad a n ia , o g lą d a n ia telewizji, n o i oczyw iście jed ze n ia. N a kolację najpyszniejsze w świecie cheesefried momos. N o i w yp ro w ad zili się p o p rz e d n i lo k a to rzy naszego d o rm ito riu m , a w p ro w ad ziła się m ila A m ery k an k a, p o d ró ż u ją c a p o Azji o d pięciu lat! P ask u d n e ch m u ry , mgły, a n aw et deszcz. N ik t nie wie, co się dzieje, nie p o w in n o ta k być o tej p o rz e roku. Po zjed zen iu pysz nego ciasta ban an o w eg o n a ś n ia d a n ie idziem y z J a n ą do jed n eg o z k laszto ró w n a w zgórzu. M iły spacer, je d n a k jak o w id o k i p o d ro dze m am y b ia łą ścian ę m gieł i ch m u r, a k la sz to r oczyw iście je st za m k n ię ty i nie zn ajd u jem y w p o b liż u nik o g o , k to m ógłby go o tw o rzyć. N a szczęście jest o tw a rta g ó rn a część, z ro z m a ity m i fig u r k a m i i m alo w id łam i, łącznie z p o sta c ia m i B uddy w n ajd ziw n iej
1
143 #
szych erotycznych pozycjach - bo to jest k la sz to r buddyjskiej sekty C zerw onych C zap ek 14. Poza ty m n iesam o w ita rzecz: sp o ty k am dziś dw óch Polaków. D w óch Jurków . P rzyjechali d o In d ii oddzielnie, obaj lądem , tą sam ą trasą , co ja. M ilo sp o tk a ć rodaków . R azem z Ja n ą , Ju rk a m i i Ju d y tą z N iem iec (4xJ) opuszczam y ra n o p o ch m u rn y , przygnębiający P ełling i jedziem y a u to b u sem do gorącego źró d ła . M iła, ciepła kąpiel, chociaż po pew nym czasie z a czyna ro b ić się tłoczno, a n a tu ra ln e źró d ło śm ierd zi nie n ajp rzy jem niej siarkow odorem . Ale jest czyste, zdrow e, a przede w szyst k im cieple. N iez ap o m n ian y ch w rażeń d o starc za n a m m o st przez rzekę - ze skleconych byle ja k b am busow ych prętów , chw iejący się niebezpiecznie p o d n aszy m i k ro k am i. W ygrzawszy się w źródle, łapiem y jeepa do J o re th a n g u , a s ta m tą d a u to b u s d o N am che. P rzyjechaliśm y Cu, bo zaczął się jak iś k u l tu ra ln y festiw al. W ystępy różnych zespołów , typow e tań ce i m u zyka h in d u s k a , zespoły dziecięce, tradycyjne ta ń c e w tradycyjnych stro jach z S ik k im u , A ssam u, N epalu. N iektóre rzeczy napraw dę w arte zo b aczen ia, szk o d a tylko, że skończył m i się film w aparacie. Gdy przybyłyśm y tu z ja n ą , sala byia pełna, więc u siad ły śm y sobie z p rz o d u n a p o d ło d ze, po chw ili je d n a k zostałyśm y zaproszone n a obszerne, w y godne fotele w pierw szym rzędzie d la VIP-ów. H er b atk a, ciasteczka, a facet z k a m e rą film ow ał m niej więcej tyle sam o występy, co n as. C iągle N am ch e. J a n a p o je c h a ła ju ż ra n o do D a rd ż y lin g u , m am y się ta m sp o tk a ć ju tro . J a zo staję z J u rk a m i. Z Ju rk ie m m ło d szy m ro b im y sobie p ię k n ą , k ilk u n a s to k ilo m e tro w ą w y cieczkę n a górę, d o p u n k tu w idokow ego. S uper sp acer przez las, p o te m sz c z y ta m i p o w ró t do N am ch e. W ieczorem jest d ru g a część w Sekta Czerwonych Czapek (Kagju) - jedna z czterech głównych szkół buddyzmu tybetańskiego, tzw. szkoła nowej cantry, założona w XI wieku przez Marpę, ucznia Naropy. Podstawą szkoły jest M aham udra, Sześć jog Naropy oraz praktyka medytacyjna zmierzająca do Oświecenia.
H
144
m
arty sty cz n y ch w ystępów , w ięk szo ść je d n a k to p o w tó rk a z p o p rz e d n ie g o d n ia . W ieczorem py szn a, p o lsk a k o lacja w p o k o ju : k a n a p k i z m a k s y m a ln ie p rz eterm in o w an y m , serk iem to p io n y m p lu s pom id o r, og ó rek i rz o d k ie w k a. Ju re k m ło d sz y to z a p alo n y g ó ro łaz i p o d ró ż n ik . R o zw ió d ł się z ż o n ą , chyba d la te g o , żeby m óc podróżow ać. Ż o n a była zb y t w ie lk ą d a m ą , żeby w y b rać się w ta k i sp o só b do Azji. D ru g i Ju re k , s ta rs z y n aw et o d m o jeg o ojca, też ro z w o d n ik , m a o s ie m n a sto le tn ie g o syna. C zasa m i śm ieszny, praw dziw y tu ry s ta starej daty, ze sw o im i z a sa d a m i. Z aw sze w ozi ze so b ą g rz ałk ę i k u b e k , za nic nie w ypije indyjskiego czuju z m le kiem . Ale obydw aj są b a rd z o w p o rz ą d k u . N o, m iło sp o tk a ć ro d a ków po p a ru m iesiąca ch w łóczęgi. A ha, z a p o m n ia ła m n a p isa ć , że szc zy t, n a k tó ry d z iś w eszli śm y z Ju rk ie m m ło d s z y m , je s t m ie jsc e m św iętym . N a p is głosi, że nie w o ln o p a lić , u ży w ać n ark o ty k ó w , ro b ić m asy in n y c h rz e czy, a o p ró c z tego „ a c tin g in in h u m a n m a n e r is s tric tly re s tric te d ”. C zyli „z a c h o w a n ie w s p o s ó b n ie lu d z k i je s t ściśle z a k a z a n e ”. I koniec.
2-15 KWIETNIA
Z POWROTEM W NEPALU fc( ^ ;^ T 6 c > T < ^ T ^ T ^ łł ^ <^-6t^.6c).< ^.6Ł ł.< ^J^.<3C>..Cg>.<3cł.CŁ>-
Pierw szy k w ietn ia. P rim a ap rilis. N ik t o ty m nie p am ięta. Tylko p a n i w n aszy m „C herry L odge” w N arnche p rzy szła oko ło p iątej n a d ra n e m i p rzy n io sła n a m h erb atk ę do łóżka. I nie był to b ynajm niej ż a rt prim aap riliso w y . D la n ich to n o rm a ln a pora. Ale dzięki te m u zd ąży liśm y n a a u to b u s o szó stej trzydzieści i w czesnym p o p o łu d n ie m jesteśm y ju ż w D ard ży lin g u , gdzie czek a n a n as Jan a . Jak o że w „Triveni” nie m a miejsc, kw ateruję się w sc h ro n isk u naprzeciw ko. D o rm ito riu m nie gorsze n iż w „Triveni”, za to w idoki jeszcze lepsze - n a cały D a rd ży lin g i góry dookoła. J u tro m o ż n a z b a lk o n u o g ląd ać w sch ó d słońca, nie trze b a nigdzie chodzić. J u tro też z J a n ą i starsz y m Ju rk ie m r u szam y do N epalu. N epal! W schód sło ń ca o g lą d a ła m w zam g lo n y m D a rd ży lin g u , a za ch ó d o g lą d a m z a u to b u s u do K a th m a n d u . O to k ilk a poezji w ybranych z przy d ro żn y ch zn ak ó w n a gó rsk ich d ro g ach S ikkim u: „Speed is th rillin g b u t also k illin g ” - o tym , że p rę d k o ść kręci, ale też zabija. “I f you w a n t to d o n a te blood, please do it in th e b lo o d b a n k n o t o n the ro a d ” - o ty m , żeby oddaw ać krew w b a n k u krw i, a nie n a d ro d ze. “Life is sh o rt, d o n ’t m ak e it s h o rte r” - o cym, że życie jest k ró t kie, więc nie skracajm y go bardziej. “D rin k an d drive. You w on’t survive” - czyli „prow adzenie i p i cie, zero szans n a przeżycie”.
1
151 #
“S afety saves” - czyli „bezpieczeństw o ra tu je ”. “D rive w ith carefu lly ” - p o p ro s tu „prow adź z o stro ż n ie ”. “B etter late th a n never” - o ty m , że lepiej p ó źn o n iż wcale. Ja k ju ż p is a ła m , w S ik k im ie d o w ie d z ia ła m się, że m a m ty b e ta ń s k ie im ię. P o w ied ziało m i to k ilk a o sób. D ziew czyna z „ C h erry L o d g e” w N a rn ch e m y ś la ła n aw et, że je s te m m n iszk ą, b u d d y jsk ą , b o p o pierw sze, m a m b u d d y jsk ie im ię , po d ru g ie , m a m zg o lo n e włosy, a p o trze cie, m a m k o sz u lę w ty b e ta ń s k im k olorze, to z n a c z y w k o lo rze s z a t b u d d y jsk ic h m n ich ó w . N ie je stem , co p ra w d a , m n is z k ą b u d d y js k ą , ale cz u ję coś do b u d d y zm u , o wiele cieplejsze u c z u c ia n iż d o K ościoła k a to lic k ie g o czy ja k ieg o k o lw iek in n eg o . I s tra s z n ie ch c ia ła b y m się d o s ta ć do Ty b e tu . Z o b ac zę więc, co się d a w tej spraw ie z a ła tw ić . N a razie nie m a m n aw et w izy n e p a lsk ie j - w yjeżdżając, n ie d o s ta ła m p ie c z ą tk i, gdyż u rz ą d n a g ra n ic y był z a m k n ię ty . W p u sz c z o n o m n ie je d n a k do k ra ju , d a ją c list, z k tó ry m m a m się zgłosić do u rz ę d u im ig ra c y jn e g o w K a th m a n d u , g dzie m a ją w ydać m i wizę. T ak więc te n p o b y t w N e p a lu b ęd z ie p o d z n a k ie m z a ła tw ia n ia r ó ż n y ch w iz, zobaczym y, z ja k im re z u lta te m . Z n o w u w K a th m a n d u . J a k m iło tu wrócić. Czuję się tu ja k w dom u: zn ajo m e uliczki, św iątynie, zn a jo m i n a ulicy.,. N ie jest je d n a k łatw o sk u teczn ie sk o n tak to w ać się z ja k im ś Sevasow ym g o sp o d arzem , O d w ied ziłam w sk lep ik u B ibendrę, k tó ry polecił m i jednego. O k a zało się jed n ak , że nie m oże m nie zakw aterow ać i wy n ajął m i po k ó j w „S u g at H o tel” przy sam y m D u rb a r Square. Nie jest źle, z łazien k ą, ciepłym p ry szn icem (!), dyw anem . J a n a z J u r kiem są w „P ag o d a G uest H o u se” n a Freak Street, n o co w ałam tam raz z C arą. W ty m m om encie chce m i się tylko spać po o statn iej, dość k o szm arn ej nocy w au to b u sie. A u to b u s co praw da był w p o rz ąd k u , w ygodne siedzenia, m ia ła m naw et z tylu m iejsce leżące, ale n ep alsk ie d ro g i w ykluczają m ożliw ość s p a n ia czy n o rm aln e j spokojnej jazdy. W ertepy są takie, że przy p o d sk o k a c h a u to b u s u dosłow nie w ylatuje się w pow ietrze, po czym gw ałtow nie sp a d a n a siedzenie. T ak a k u ra cja w strząsow a nie jest zbyt d o b ra d la k rę g o słupa. Ale jak o ś u d ało m i się to przetrw ać.
^
152 ^
U siłuję dow iedzieć się czegoś n a te m a t m ożliw ości p rz e d o sta n ia się do Tybetu. P rzede wszystkim , p o trz e b n a jest c h iń s k a wiza. M oja wiza, k tó rą d o s ta ła m w D elhi, stra c iła w ażn o ść 29 m arca i nie m a m ożliw ości jej p rz e d łu ż e n ia . Idę d.o am basady, g dzie s p o ty k am m n ó stw o lu d zi, bezsilnych p o d o b n ie ja k ja. M ogę z a p o m nieć o Tybecie i d o s ta n iu się do C h in z N ep alu . N O IN D IV I DUAL TRAVELLERS ARE A LLO W ED T O EN T E R O R TRAVEL IN TYBET. O k azu je się, że a m b a s a d a w ydaje w izę c h iń s k ą tylko w dw óch p rz y p ad k ac h : jeśli o k aże się b ilet sam o lo to w y z K a th m a n d u p ro sto do C h in , z p o m in ię c ie m Tybetu, lu b gdy w ykupi się wycieczkę do T ybetu w b iu rze podróży. I je d n a , i d ru g a opcja w m o im p rz y p a d k u o d p ad a. N a wycieczce zo rg an izo w an ej p o k a zu ją tylko to, co chcą alb o m o g ą p o k az ać, 1 1 0 i nie m a m ożliw ości o d łącz en ia się o d grupy. P oza ty m k o sztu je to strasz n e p ieniądze. T ak więc spraw a jest bezn ad ziejn a. N ie d a się nic zrobić. Będę m u siała więc w rócić d o In d ii (m am n adzieję, że ch o ciaż d o s ta n ę wizę indyjską), s ta m tą d p rzed o stać się d o P a k is ta n u i sp ró b u ję d o trzeć do C h in sław ną K a ra k o ru m Highway. M am nadzieję, że w D elhi d a d z ą m i n ow ą c h iń s k ą wizę, p o z a ty m m uszę też zała tw ić p a k i stań sk ą... P ieprzone wizy! Jestem w ściekła n a całą tę b iu ro k rację i o g ra n ic zen ia , ale nieco później z a c z y n a m ro zu m ieć, że ta k być m oże m iało być. M oże nie jestem jeszcze gotowa... O prócz am b asa d odw iedziłam d ziś S w ayam bunath, Św iątynię M ałp. Byłam ju ż tam , ale w nocy. W d zień zu pełnie in n e wrażenie. Z ro b iłam m asę odlotow ych zdjęć z m ałp am i, w śród stary ch rzeźb, figurek, m odlitew nych m łynków o raz z m ały m i ch ło p cam i - b u d dyjskim i m n ich am i. Poza tym o d w ied ziłam Janę i Ju rk a, i p o żeg n a łam się ju ż z n im i, bo J a n a ru sza ju tro n a trek, a Ju rek do N agarkot. D o m m oich now ych S ervasow ych gospodarzy. M iła, starsz a p a ra m ieszkająca przy sam ym c e n tru m w starej k am ien icy n a tej sam ej uliczce co „City View G u est H o u se ”, D o s ta ła m pokój słu żący ja k o d o m o w a św ią ty n ia czy raczej k ap liczk a z fig u rk am i i o b ra z k a m i przeróżnych h in d u s k ic h bogów. P o d o b n o co d z ie n n ie o piątej ra n o p rz y ch o d zą tu się m odlić. D ziś byłam w urzędzie ¿m igracyjnym. Z pow odu b ra k u jednego głupiego stem p elk a tyle zam ieszania. Ja straciłam tylko m asę czasu
1
153 $
i pięć dolarów , bo n a granicy w iza kosztuje 15 dolarów, a tu 20, ale byl tu wcześniej jakiś A m ery k an in z ta k im sam ym problem em i identycznym listem z K aharbity, k tó rem u odleciał przez to sa m o lot. Po p ro stu nie w ypuścili go z kraju, cofnęli go z lotniska. Szczyty biurokracji. J e d n a g łupia pieczątka. O ile przyjem niejszy byłby św iat bez granic, paszportów , wiz, pieczątek, biurokratycznych urzędów i ograniczonych urzędników . P odobnie jest ze w szystkim i pozw ole n iam i 11a trek k in g czy n a p rzykład w jazd d o S ikkim u. Urzędy, które te pozw olenia w ystaw iają o ra z nieskończona liczba p u n k tó w k o n trolnych, k tó re je spraw dzają istnieją głównie po to, aby zapew nić miejsce pracy m asie półanalfabetycznych urzędników . Kto i po co to w szystko wym yślił? Ludzie sam i sobie k o m p lik u ją życie. Nie jestem pew na ale zdaje się, że są teraz święta W ielkanocne. Nic n a to, co prawda, nie wskazuje, ale Jurek coś m ów ił w zeszłym tygo dniu. Kiedy zbliżało się Boże N arodzenie, były chociaż gdzieniegdzie dekoracje i napisy „M erry C h ristm as”, a p oza tym znało się datę, n a tom iast n a W ielkanoc - nic z tych rzeczy. W każdym razie, jeśli wie rzyć Jurkow i, to dzisiaj jest chyba pierwszy dzień świąt. Tak więc spę d ziłam m oją pierw szą W ielkanoc bez jajka. I wcale m i tego jajka nie brakuje. Poza tym jest tu tyle ciekawszych rzeczy... Byłam dziś n a przy k ład z m oim i g o spodarzam i n a schoolfare w szkole ich jedynego, roz pieszczonego, k ilk u nastoletniego syna. Schoolfare polega n a w ykłada n iu przez rodziców m asy pieniędzy n a różnego rodzaju konkursy, lo terie, lody i colę. R odzinka m oich gospodarzy nie należy do najbogat szych, ale wydali spokojnie p o n a d 200 rupii, bo ta k w ypadało. W idać, że led wo w iążą koniec z końcem , ale synalek m a wszystko, czego sobie zażyczy: niezły sprzęt m uzyczny z kolum nam i, gitarę, syntezator, ro wer górski. No, niezupełnie wszystko, bo nie doczekał się - jak n a ra zie - k o m p u tera i m otoru. Jego ojciec byl także jedynym synkiem , nie ziem sko rozpieszczonym przez m atkę. Zwierzał m i się dzisiaj, że o d żadnej innej osoby w życiu nie d oznał takiej m iłości, jak od nieżyjącej ju ż od daw n a m atk i. Jej głów nym i jedynym celem życia było pośw ię cenie się synowi i dbanie o jego szczęście. Po p o łu d n iu o d w ied ziłam P a s u p a th in a th - kom pleks św ią ty n n y n ad rzeką, gdzie odbyw ają się krem acje. M iałam okazję o b serw ow ać cały proces: b u d o w an ie sto su z d rew n a, o sta tn ie r y tu
% 154^
alne cerem onie n a d ciałem zaw in ięty m w białe p łó tn o , u ło żen ie n a stosie, w k o ń cu po d p alen ie. W szędzie m asa dym u. P aliło się k ilk a stosów. Przeżycie dosyć szokujące. Poza ty m rzeka, do której w rzu can e są pro ch y po krem acji, zre d u k o w a n a jest w ty m m o m e n cie do płytkiego, bagn isteg o , śm ierd ząceg o i p o tw o rn ie za śm ie co nego p o to k u . T u rów n ież w rz u can e są u b ra n ia zm arły ch , z d a rte tu ż przed k rem acją. W tym sam y m k a n a le b ro d z ą dzieci, s z u k a ją c w cu c h n ący m m ule m o n et, a m o że złotych zębów ze spalonych trupów , a k ilk a m etró w dalej k o b iety m yją n ac zy n ia - w tej sam ej wodzie! Jest co oglądać. D o k o ła m n ó stw o m ały ch św iąty ń , żeb ra ków, sadhu o raz m ałp. M iejsce robi w rażenie. W izyta w B haktapur. Mile, m ałe m iasteczko z w ąskim i ulicz kam i, starym i, rzeźbionym i w drew nie bud y n k am i oraz m asą św ią tyń. W K a th m a n d u i wszędzie w N ep alu jest tyle św iątyń, że po pew nym czasie m a się przesyt, ale w arto było zobaczyć sam e m iasteczko, szczególnie labirynt bocznych krętych uliczek i toczące się ta m życie. Poza tym z m ia n a Servasowych hostów. Jak zwykle m ila rodzinka. Tym razem bardziej zam ożna, k u ltu ra ln a willa, sam ochód, wszyscy m ów ią perfect po angielsku, ojciec ro d zin y jest d zien n ik arzem , ale zostałam zakw aterow ana w pobliskim , dosyć luksusow ym hotelu. R an o śn ia d a n ie u ro d z in k i. To sam o , co n a o b iad . N ie tru d n o się dom yślić - dhal bhat, sabji. Jesteśm y w N epalu. Po ś n ia d a n iu a m b a sa d a indyjska. T łu m czekających w kolejkach d o różnych okie nek tu ry stó w i m a k sy m a ln ie n iem ili urzędnicy. G dyby nie syn m o jego g o sp o d a rz a ze sw oim i zn a jo m o śc ia m i, m u siałab y m przyjść tu jeszcze ju tro , bo w łaśnie skończyli w ydaw ać fo rm u larze, a w ogóle nie w iadom o, czy d o stałab y m wizę. N iech ętn ie dają, ja k ju ż się było w In d iac h . Jedynie tran z y to w ą, n a 15 d n i, przy czym chyba trze b a p o k az ać b ile t n a w ylot z In d ii. T ak wiec m ia ła m szczęście. I ta k je d n a k m a m czekać tydzień, b o m u szę wysłać telex aż do Pol ski, nie w iem , w ja k im celu. Po wizycie w am b asad zie z o s ta ła m z a b ra n a n a p rzejażd żk ę m o torem do o gródków b o tan iczn y ch p rzez syna gospodarzy. Facet d o syć obleśny, p o d czterdziestkę, oczyw iście z wąsem , b ru d e m , łysiną, plujący, n a szczęście żonaty, z dw ójką m ałych synków. O g ró d w p o
1
155 #
rząd k u , w idoki po d ro d z e i p rz y ro d a do o k o ła super, je d n a k ja z d a m o to rem p o K ach m an d u i okolicach nie należy do przyjem ności. Pom ijając jak o ść dróg, m o ż n a u d u sić się w czarnych ch m u ra ch spa lin w ydzielanych przez antyczne ciężarów ki, a u to b u sy i inne m o tory. Cieszę się, że opuszczę n a jak iś czas m iasto. J u tro jadę do Nag ark o t, p o d o b n o są ta m fa n ta sty c zn e w idoki n a góry, szczególnie o w schodzie słońca, Zobaczym y. D h u lik h el. M ia ła m z a m ia r jechać najpierw do N a g ark o t, ale że nie było b ezp o śred n ieg o a u to b u su , w siad łam w a u to b u s do D h u lik h el. S tą d jest b a rd z o blisko do k la sz to ru N arao B u d d h a o raz P a n a u ti - jed n o d n io w a, p iesza w ypraw a. D o o k o ła w zgórza, a w dali p o w in n o być w idać o śn ieżo n e p asm a H im alajów . Niestety, chm ury... W szyscy przyjeżdżają tu w łaśnie po to, by zobaczyć te n o szałam iający w idok o w schodzie słońca, ale ja nie w iem , czy będę w sta n ie w stać około piątej. P o za ty m najlepszy w idok jest z p o bliskiego w zg ó rza z m a łą ś w ią ty n ią b o g in i K ali n a szczycie. By łam ta m dzisiaj, ale zero w idoku. Z obaczym y rano. D h u lik h el to m ałe, sp o k o jn e m iejsce, w k o ń c u od p o czy n ek od zatło czo n eg o Ka th m a n d u z k o rk a m i u liczn y m i i c h m u ra m i sp alin.
BUDDYZM TYBETAŃSKI różni się od pozostałych odłam ów bud dyzmu między innymi bardzo rozbudowanym rytuałem, ogromną liczbą bóstw, duchów, świętych i demonów. Demony mają zwykle groźną postać, są jednak obrońcami religii. Wyraźnie zauważa się w pływ y pierwotnego tybetańskiego szamanizmu i religii bon, Po wszechny jest kult duchów gór czy jezior. Jako jedyny używa także młynków modlitewnych (mani), na których wypisane są mantry i inne święte znaki; obracanie nimi daje efekt podobny do głośnego recytowaniamodlitw. Charakterystyczne jest także praktykowanie systemu rozwoju osobistego zwanego tantrą. Filozofia ta, znana także w hinduizmie, opiera się na praktykach i tekstach ezoterycz nych, zakładających dążenie do zjednoczenia z energią kosmiczną. Adept tantry musi przejść inicjację i być prowadzony przez mistrza (guru). Ćwiczenia tantryczne polegają na różnego rodzaju wizu alizacjach (podczas których adept wyobraża sobie siebie samego jako bóstwo), układaniu mandaii, czyli kolistych diagramów sym bolizujących niebo, nieskończoność i świętość, czy też recytowaniu mantr, takich ja k sławna „O m mani padme hum” (co mniej więcej
D ziesiąty k w ietn ia. M oje u rodziny. D w udzieste trzecie już! K u p iła m sobie w prezencie cztery piękne, g lin ia n e słonie.
oznacza: „Bądź pozdrowiony klejnocie w kwiecie lotosu” ).
B h a k ta p u r nie przestaje m n ie zachw ycać. C zarujące uliczki, co k ro k św iąty n ia, m istern ie rzeźbione stare b u d y n k i, a w szystko tę t niące kolorow ym życiem. W szędzie publiczne krany, gdzie kobiety coś m yją lu b p io rą u b ra n ia . Z a k ilk a d n i m a tu być w ielki chariotfe stival, czyli „festiw al rydw anów ” z okazji nepalskiego now ego ro k u - 2053! Jestem ju ż w N agarkot, P ię k n a p o d ró ż z B h a k ta p u r n a d ach u au to b u su , kręte, w ąskie, górskie d ro g i, czyli to, co lubię. U lo k o wawszy b ag aż w „Trekkers1 In n ” p o szłam n a spacer przez piękne górskie w ioski z p o m arań czo w y m i g lin ia n y m i d o m a m i o sło m ia nych strzech ach . J u tro ru s z a m z plecakiem n a m ały erek tra są o p is a n ą m i w czo raj przez dwie sp o tk a n e D u n k i. M a m też nadzieję, że będzie ju tro
kuchnię, łazienkę, magazyny żywności, niekiedy bibliotekę. Przed budową klasztoru lamowie i astrolodzy wybierają odpowiednie
Klasztory buddyzmu tybetańskiego są samowystarczalne, a więc oprócz sal medytacyjnych zawierają pokoje dla mnichów,
miejsce i czas. Klasztor wznoszą sami mnisi wraz z mieszkań cami pobliskich wiosek. Używa się materiałów dostępnych lokal nie - gliny (Ladakh) lub kamienia (Nepal). Zwracają uwagę pięk nie rzeźbione elementy drewniane oraz m alowidła o niezwykle jaskrawej, kontrastowej kolorystyce, przedstawiające zazwyczaj sceny mitologiczne. W samym Nepalu działa ponad 4000 klasz torów. Najbardziej znaną i największą tego typu budowlą jest wy budowany w XVII wieku Pałac Potala w Lhasie, do 1959 roku sie dziba dalajlamów. iimi
iiii*n>n■*ivi i'
w idać góry. D ziś ra n o w D h u lik h e l nie było nic w idać, w szystko w d ali sp ow ijała m g ła i chm ury. T eraz je d n a k n iebo jest przejrzy ste, w idać gwiazdy, W ielki W óz d o góry n o g am i, więc być może... B h o tech o u r. M ała w io ska w górach. R ano w sch ó d słońca w Nagarko t, p o te m jeszcze ch w ila s n u i ru sz a m p rz e d siebie w ąskim i ścieżkam i. P iękne, m ałe w ioski po dro d ze. Spokojny, niezbyt w y m agający trek . Po około sześciu g o d z in a c h m a rsz u z m ały m i p rz e rw am i w w io sk ach n a czaj d o ta rła m tu taj. Pierw si ludzie, których sp y tałam , gdzie tu m o ż n a przenocow ać, zap ro sili m n ie do swojej chaty. C h a ta p ry m ity w n a, g lin ia n a , ze sło m ian y m dachem , p ra k tycznie bez m ebli, tylko s ło m ia n a m a ta do sp an ia. M ila ro d z in k a , pięcioro dzieci, n ajstarsz y chłopiec i cztery dziew czynki. N a jsta r sza, d ziew ięcioletnia, najlepiej m ó w iąca z całej ro d z in y po angiel sku, zro b iła m i h erbatę. W ym agało to p rz y ta sz c z e n ia w ody z o d le głego dosyć k ra n u o raz k u p ie n ia w p o b lisk im sk lep ik u garści c u k ru . Po chw ili zbiegły się dzieci z całej okolicy, w śród któ ry ch s ta łam się n a ty c h m ia s t b a rd z o p o p u la rn ą po stacią. Z ab rały m nie n a spacer po w iosce o raz do swojej szkoły, gdzie z o sta ła m w ciągnięta w' d z ik ą zabaw ę w chow anego i in n e gry i piosenki. O d tego czasu m n ie nie o p u szczają i naw et tera z, kiedy piszę te słow a, jestem o to czona całą g ro m a d k ą . Przez chw ilę siedziały spokojnie, o b serw u jąc m n ie w n a b o ż n y m sk u p ien iu , ale im się zn u d ziło . Teraz k ażde chce się popisać. M ały V a san th a cz y ta m i coś po an g ielsk u ze sw o jej g ra m a ty k i, n ajsta rsz a dziew czynka śpiewa, a reszta się p rz e krzykuje. P o za ty m ju ż się ściem nia, a nie m a t u chyba elektrycz ności. S iedzim y sobie n a stry ch u przy ok n ie bez szyb, przez k tó re w p ad ają re sztk i św iatła d ziennego, a w oczy szczypie u n o szący się z d o iu dym , bo g o sp o d y n i g o tu je dhal bhat tarkari. W ty m m o m en cie nic ju ż praw ie nie widzę, więc lepiej skończę p isanie. Po około pięciu g o d zin ac h m a rsz u d o ta rła m dziś do jednego pięknego m iejsca z m ały m h o telik ie m (30 ru p ii za łóżko w d orm itorium ). Co p raw d a nie w idać s tą d gór, to znaczy ośnieżonych H i m alajów , ale za to jest to spokojna, zielona dolina, o to c z o n a w zgó rz am i p o ro śn ięty m i lasem , z sz u m ią c ą rzeką w dole i w o d o sp a dem n ieo p o d al. P rzybyłam tu koło p o łu d n ia , b o i też w y ru szy
łam wcześnie. W czoraj p o szliśm y sp ać (cała ro d z in k a i ja) około ósm ej, w krótce po z a p a d n ię c iu z m ro k u i zaraz po obiedzie. Nie m ając elektryczności, św iatła, telew izora, d o sto so w u ją ry tm sw o jego życia do ry tm u n atu ry . Nie jest to złe, ale je d n a k u n a s dosyć niem ożliw e. Pierw sza część dzisiejszej trasy to o stry m arsz p o d górę w ą skim i, k a m ie n isty m i ścieżkam i, p rzez las. Przyczepił się do m n ie chłopiec, m oże dziesięcioletni, bosy, z p u s ty m w iklinow ym , n e p a l sk im koszem n a plecach. S zedł w tę s a m ą stro n ę, p o k a z u ją c m i drogę. P rzekonaw szy się, że nie d o s ta n ie ode m n ie a n i one pen, a n i one nipee zaczął nalegać, że p oniesie m i w sw oim k o sz u plecak. Z zasady jestem ja k n ajb ard ziej przeciw ko child labour i w yzyskiw a n iu dzieci, ale p o m y ślałam sobie, że te n chłopiec i ta k co d z ie n n ie nosi kosze pełne d re w n a czy in n eg o ła d u n k u , i to za d a rm o , więc czem u nie dać m u zarobić, cym b ard ziej że pom ysł był jego. Ple ca k wcale nie byl lekki, a p o d górę było o stro , ale naw et bez b a g a ż u ledw o m o g łam n a d ą ż y ć za d zieciakiem . O czyw iście nie obyło się bez targ o w an ia, chciał w za m ia n m ój zegarek, b ra n so le tk ę lub k o szulkę. W k o ń c u d o sta ł 10 ru p ii, zjad ł w szystkie m oje orzechow e ciasteczka, a n a o d clio d n e d a ła m m u jeszcze p o m a ra ń c z e i b re lo czek. C hyba było fair. D a lsz a część tra sy ju ż po p łask im , a p o d koniec w dół, p iasz czy stą dro g ą, lasem , czasem z w id o k iem n a d o lin ę z ro zrzu co n y m i w iejskim i c h a ta m i. N iesam o w ita cisza i spokój, tylko śpiew p ta ków, szelest bu szu jący ch w liściach jaszc zu re k czy in n y ch stw o rzeń. R az naw et przebiegi m i drogę d z ik i z n ik n ą ł w b u sz u , n ie źle m n ie w ystraszyw szy. Po d ro d z e k rz a k i z dojrzew ającym i dziw n y m i p o m a ra ń c z a m i alb o m a lin a m i. M am nadzieję, że nie są t r u jące. W ogóle życie jest piękne, szczególnie, że jestem św ieżo po pierw szym p ry sz n ic u o d czasu w y jazd u z K a th m a n d u . M iejsce dzisiejszego no cleg u to M u lk h a rk a . S tą d tro c h ę w dół je s t S u n d arijal. P rzybyła do m ojego lodge je d n a A ngielka. Idzie n a ty g o d n io w y trek, ale z trag a rze m b ęd ą cy m jed n o cześn ie p rzew o d nik iem . Z n a d o b rze tra sę i góry, m ów i tro ch ę po an g ielsk u , szk o d a tylko, że nie u m ie czytać i nie o d cz y ta n a p rz y k ła d mapy, ale w su m ie o n m ap y nie potrzeb u je. A ngielka płaci m u 550 ru p ii d zien n ie i - nie jestem p ew n a - chyba też noclegi i wyżywienie. Jest b ard zo
zdziw iona, jak ja m ogę ch odzić po górach bez p rz ew o d n ik a, sam a. Ż ałuję tylko jed n ej rzeczy: że nie m ia ła m ze sobą m apy. P row adzili m n ie tylko s p o tk a n i po d ro d z e ludzie, o d n ich też się dow iadyw a łam , gdzie i k tó ręd y najlepiej iść. Jestem p a d n ię ta i w y czerpana, i dosyć po d le się czuję (dziś trzy nasty!), ale m im o w szystko - Szczęśliwego N ow ego R oku 2053! Tak, 2053 w n e p a lsk im n a ro d o w y m k alen d a rzu . N iew ażne, że w p a ź d z ie rn ik u o b ch o d ziliśm y 1116 w edług jak ieg o ś innego k a len d arza, a ta k w ogóle to je s t 1996, ale nic to. To o niczym nie św iadczy i w zajem nie się nie w yklucza. Pierw szy d zień nowego ro k u je st dosyć d łu g i i pełen w rażeń. P o b u d k a jeszcze w górach. G o d z in n e zejście do S u n d arijal. Po d ro dze tłu m y w alących n a piknikow e m iejsce n ep a lsk ic h tu ry stó w i. wycieczek szkolnych taszczących ze so b ą w szystko, co tylko m o gli zabrać, o d sk rzy n ek coli do niezbędnych olbrzym ich głośników od sp rz ę tu grającego. Z d o łu ju ż a u to b u s do K a th m a n d u . S koń czył trasę w d ziw n ie zn ajo m y m m iejscu, z d a la o d ce n tru m . O ka zało się, że to m iejsce, gdzie m ieszk a ro d z in k a m oich pierw szych Servasou ych hostów (gospodarzy) z czasów m ojej pierw szej w izyty w N epalu. P o szłam więc ich odw iedzić. Z a sta ła m S oloshanę ja k zw ykle p rzy pracy - m yjącą n a c z y n ia w ogrodzie, bo przecież nie m ają bieżącej wody. P am iętali m nie b a rd z o dobrze, zaprosili n a wczesny lu n ch , oczyw iście u g o tow any przez S oloshanę, n a k tó ry sk ład ały się ja k zw ykle dhal bhat, dw a ro d zaje c u rry o raz pikle. W ie dząc, że d ziś w B ah tap u rz e je s t festiw al rydw anów z okazji Nowego .Roku, spytałam . Soloshanę, czy nie chciałaby ze m n ą pojechać. Nie b ard zo m ogła, b o n ac zy n ia d o zm ycia, rzeczy do w yprania... - W ypierzesz ju tro , ju tro m asz d zień w olny - zg o d z ił się łask a wie m ąż. T ak wiec pojechałyśm y, je d n a k ca la rzecz m ia ia się zacząć d o piero około piątej, więc S o lo sh a n a z córeczką nie m ogły zostać. Bo o b iad do u g o to w a n ia i rzeczy trz e b a je d n a k w yprać dzisiaj - n a ju tro d la dzieci d o szkoły. R ozstałyśm y się więc, pow ied ziałam , że przyjadę, ja k się festiw al skończy. M n ó stw o ludzi. Jeden o lbrzym i „rydw an” - w ielka, chw iejąca się k o n stru k c ja , coś w ro dzaju drew nianej św iąty n i n a w ielkich,
d rew n ian y ch kolach. C iąg n ięte to za g ru b a śn e liny p rzez tłu m . j e żeli ju z ja k im ś cu d e m w praw iło się całą rzecz w ru ch , n ie w lu d z kiej m ocy było z a trz y m a ć ją w d o w o ln y m m om encie. P rzez jed n o z tych olbrzym ich k ó ł o m ało nie zo stały śm y zm ia ż d ż o n e - ja i sp o tk a n a ponow nie D u n k a z D h u lik h e l - gdy w sp a n ia ła m a c h in a wy m k n ę ła się z lek k a spod. k o n tro li i ru sz y ła p ro sto w tłu m . Stojąc p o d m u rem , nie m iałyśm y szan sy się cofnąć; k ilk a cen ty m etró w i byłoby po nas. P o m im o m asy lu d zi u d a ło n a m się je d n a k w d ra pać za m urek. M yślałyśm y, że ta m b ęd zie bezpiecznie, bo p rz y n a j m niej n as ju ż nic nie przejedzie. Ale w ielki p o jazd s ta l n a d n a m i jeszcze jakiś czas, nie m o g ąc ruszyć, chw iejąc się i trzeszcząc n ie bezpiecznie. Z dałyśm y sobie sprawę, że nie m o g ąc n a s przejechać, m oże jeszcze n a n a s ru n ą ć . W k o ń cu je d n a k po to czy ł się dalej. Nie to je d n a k było głów ną a trak cją festiw alu. N ajw ażniejszą rze czą o k azała się in n a k o n stru k cja, coś w ro d z aju niebosiężnego drąga, k tó ry - ciągnięty we w szystkie jed n ocześnie strony za zw ieszające się z w ierzchołka g ru b e liny - m ial być obalony. Padl w k o ń cu z wiel k im h ukiem , w zniecając tu m a n y k u rz u i nie wiem, ile osób przy ty m zabijając. N a szczęście sta ła m w bezpiecznej odległości. N a ty m m n iej więcej festiw al się sk o ń czy ł i czas był n ajw y ż szy w racać do d o m u . N a szczęście k u rso w a ł jeszcze k o s z m a rn ie z a p c h a n y tro lejb u s. N iestety, z c e n tr u m K a th m a n d u o tej p o rze, w Sum ie nie ta k p óźn ej, bo ok o ło w p ó ł d o d ziew iątej, d aw n o p rz e s ta ły już jeźd z ić a u to b u s y czy b u s ik i w stro n ę J a p a ti, gdzie m ie sz k a S o lo sh a n a , gdzie z o sta w iła m b a g a ż i gdzie m ia ła m dziś przenocow ać. T ak só w k a k o sz to w a ła 20 0 ru p ii, ry k sza 150. P o sta n o w iła m p rzen o co w ać n a F reak S tre e t w „ M o n u m e n ta l L o d g e” za 55 ru p ii. D lateg o w łaśn ie dosyć p o d le się czuję, bo p o p ierw sze, czek a ta m n a m n ie S o lo sh a n a, p o d ru g ie, nie m a m ze so b ą nic, a n i szczo teczk i do zębów, a n i piżam y, a n i rę czn ik a, a n i śp i w ora. M uszę zad o w o lić się śred n iej czy sto ści przy k ry ciem w śre d niej czystości p o k o ju , przy czym to je st k o m p le m e n t d la teg o p o ko ju . Ale nic, um yję się ju tro . Żeby p o d n ie ść się n a d u c h u p o sz ła m n a o b ia d do S hiv a’s i z ja d ła m p y szn ą, o lb rz y m ią serow o-czo sn k o w ą lasagne. A ha, po trzecie, m a m k a ta r, ledw o m ogę o d dychać, kończy m i się p ap ier to aleto w y słu żąc y za ch u stec zk ę do n o sa, d o tego zaczyna, boleć m n ie g ard ło . W ty m m o m en cie, po
przeży ciach pierw szego d n ia 2053 ro k u m a rz ę ju ż ty lk o o tym , żeby się w yspać. D o b ra n o c. Z p o w ro te m jestem u m o ich liostów w T ah a ch al. R ano odw ie d z iła m S o loshanę, k tó ra oczyw iście m a rtw iła się m oją n ieo b ec n o ścią. W y jaśn iłam , p rz ep ro siłam i było ok. D o s ta ła m n a p o że g n a nie w prezencie bluzeczkę. W szyscy są d la m n ie tacy m ili, a ja je stem ta k a podia... N a jsm u tn iejsza w iadom ość dzisiaj - d o w ied ziałam się, że d z ia dek nie żyje. W G PO czekał n a m n ie list od Ż a n i z K5. Nie wiem , ja k i kiedy to się stało, w y g ląd a n a to, że sp o ry ju ż czas tem u, bo Ż a n ia pisze ta k , jak b y ju ż o d daw n a w iedziała. Szok. Ju ż d ru g i d ziad e k o d szed ł, k ilk a m iesięcy po pierw szym , ta k sam o podczas mojej nieobecności. W iem , że jest k ilk a listów z do m u , k tóre - ja k n a razie - w ogóle do m n ie nie dotarły. D w a listy przesłał Bibend ra do K5, k tó re M arg aret ra zem z dw om a in n y m i p o sia ła n a p o ste re sta n te w Pondicherry. R ów nież w ysłała dw a listy od siebie do K alkuty, z ty m że m u siały ta m d o trzeć ju ż po m o im wyjeździe. D latego nie w iem , co się dzieje, zero k o n ta k tu z ro d z in ą . Jedynie ja piszę o d cz asu do czasu, ale nie w iem , czy m oje listy d o n ich docie rają. M am nadzieję, że tak. D zisiaj z okazji nowego ro k u z o sta ła m z a p ro sz o n a z ro d z in k ą m oich g o sp o d arzy do luksusow ej chińskiej restauracji. R odzice i dwie córki m niej więcej w m o im wieku: starsz a, A lki, u cz ąca w szkole i m ło d sza, Jo th i, s tu d iu ją c a angielski i in teresu jąca się p alm o lo g ią. Jed zenie niezłe, u d a ło m i się naw et zjeść pałeczkam i. M uszę się w praw ić, jeśli m a m z a m ia r nie zginąć z C h in ach z gło d u (o ile ta m dotrę). R estau ra cja napraw dę n a poziom ie, ra c h u n e k rów nież - p o n a d 1200 rupii! M o ż n a by pow iedzieć, że przecież raz w ro k u je s t N ow y Rok. Ale niepraw da. T utaj N ow y R ok jest co n a j m niej trz y razy w roku, b o są trzy różne k alen d arze, ale ten jest chyba d la n ic h najważniejszy. U d ało m i się p rzekonać m o ich hostów , żeby nie daw ali m i m iej sca w h o telu , że napraw dę nie p otrzebuję oddzielnego po k o ju a n i naw et łóżka, o raz że przeżyję bez ciepłego prysznica. S pokojnie w ystarczy kaw ałek podłogi, a raczej w ielkiego, m iękkiego dyw anu w jed n y m z po k o i n a dole.
Z o stały m i ju ż ty lk o dw a d n i w N ep alu . M oja w iza k o ń czy się 16 kw ietnia. J u tro z ra n a idę o d eb rać w izę indyjską, a p o ju trz e ru szam dalej. W stro n ę In d ii. N ajpierw p rzek lęty G o ra h p u r, p o tem V aranasi, D elhi, a p o te m - zobaczę. P iep rzo n a wiza! A raczej a m b a s a d a in d y jsk a z p rz era sta ją cą wy o b ra źn ię b iu ro k ra c ją i a ro g a n c k im i u rz ę d n ik a m i. P rzed e w szyst kim , jak ju ż w sp o m in a ła m , żeby o trz y m a ć wizę, m u sisz w ysłać te lex do „kraju osoby ubiegającej się o w izę”. Płacisz za to oczyw i ście ty - n iem ało , b o 300 ru p ii, nie w sp o m in ając o tym , ile cała p ro c e d u ra zajm uje czasu i ile trz e b a o d s ta ć w d łu g aśnej, pow olnej kolejce. Po czym czeka się tydzień. Po ty g o d n iu i p o n o w n y m o d s ta n iu w takiej kolejce m o ż n a ju ż złożyć p o d a n ie o wizę. Ale za p o m n ij o tym , jeśli nie m asz p rzy sobie k w itk a, św istk a p ap ieru w ydanego p rz ed ty g o d n iem i potw ierd zająceg o w p łatę 300 ru p ii za telex. O czyw iście n ik t wcześniej n ie p o w iedział, że je st to n ie zb ęd n y d o k u m e n t, bez któ reg o o trz y m a n ie w izy jest niem ożliw e. T ak więc ciągle jestem bez wizy i m a m przyjść ju tro z k w itkiem . C hyba tylko c u d spraw ił, że go nie w y rz u ciłam i u d a ło m i się go znaleźć w śród in n y ch śm ieci w p lecak u . J u tro też ko ń czy się m oja w iza nepalska, więc n astę p n y c u d m u si się zdarzyć, żeby u d a ło m i się d o k o n ać tych dw óch, jak się ok azu je, n iezbyt p ro sty ch rzeczy: d o stać p rz e k lę tą w izę ind y jsk ą o raz op u ścić N epal p rzed pó łn o cą. N ie wiem , do której o tw a rta je st g ran ica, nie w iem też nic n a te m a t autobusów . W szystko ro zstrzy g n ie się ju tro . P oza w izytą w am b asa d zie m ój o s ta tn i (m am nadzieję!) dzień w K a th m a n d u u p ły n ą ł m i n a ła ż e n iu po ulicach i sk lep ach oraz m ały ch za k u p ach . N ab y łam zło ty kolczyk do nosa, bo w Polsce chyba ciężko byłoby ta k i dostać, a p o z a tym tu jest taniej: 90 ru p ii, czyli 45 tysięcy zło ty ch 15, o raz sp ó d n icę. T ak, po raz pierw szy w ży ciu k u p iła m sobie spódnicę! Coś m n ie n a tc h n ę ło i p o c z u ła m ta k ą po trzeb ę. D ziw nie się tro ch ę czuję, ale chyba nie jest źle. S zkoda tylko, że m oja k a s a je st praw ie n a w y czerpaniu, tyle jest tu pięk nych rzeczy, k tó re chciałoby się kupić, w szystko i ta k o wiele tań sze
u Cena sprzed denominacji z 1995 roku - obecnie no 4,5 złotego.
£
163#
n iż w Polsce, ale nie m o ż n a szaleć, m ając o s ta tn ie trz y sta dolarów i kaw ał św iata d o p rz ejech a n ia po d ro d z e do kraju. O ile p ro stszy byłby św iat gdyby k to ś nie w ym yślił wiz. Jakoś p rz e trw a ła m k o szm ar najgorszej w świecie a m b asa d y indyjskiej. T łu m tu ry stó w , k ażdy z ja k im ś problem em , niekończące się ocze kiw anie n a łaskaw e przybycie indyjskiego oficera, k w iatk i, fo rm u larze, o k ien k a, kolejki. W k o ń cu , odw iedziw szy w szystkie m ożliw e o k ien k a i u rz ęd n ik ó w z o d p o w ie d n im i p ap ierk am i, u d ało m i się opuścić to strasz n e miejsce. M uszę jeszcze w rócić o w pół do pierw szej, czyli za g o d zin ę, żeby o d ebrać w k o ń cu wizę. M am nadzieję, że m i ją d a d z ą - przecież obiecali. N o rm a ln ie o d b ió r jest o sie dem n astej, ale w zw iązk u z k o ń cz ąca się dziś w izą n ep a lsk ą m am przyjść wcześniej. Potem m uszę d o stać się jakoś do granicy, c h o ciaż nie w iem jeszcze, sk ąd i jak. Ok, m a m ju ż wizę - w a żn ą trz y m iesiące, double entry, I siedzę ju ż w au to b u sie. M yślałam , że to n ic prostszego: m in ib u se m d o jadę do B alaju Bus S ta tio n , a ta m p oproszę o b ilet n a najbliższy a u to b u s d o g ra n ic y indyjskiej. N ie m a sprawy, ta k i a u to b u s odjeż d ż a za p ó l godziny, o p iętn astej. Jedzie, co praw da, do k o szm ar nego S o n a u li i, co praw da, nie m a sza n s n a d o tarcie ta m jeszcze dzisiaj, ale co robić? Jest to jedyne wyjście. M am y przybyć n a g ra nicę n a d ran em , m am nadzieję, że nie pow ieszą m n ie za to, że o p u ściłam N ep al k ilk a g o d zin później. P o d ró ż z K a th m a n d u do g ra n ic y średnio przyjem na. A utobus jest w m iarę wygodny, ale p o pierw sze, zap ch an y (koło m nie siedzi tłu s ta H in d u s k a zajm ująca cale swoje i w iększość m ojego miejsca), p o dru g ie, co g o d zin ę są p rz y sta n k i n a jedzenie, to aletę czy ta k po p ro stu , bez przyczyny, n a czas nieokreślony. W ś ro d k u nocy! M im o w szystko przybyw am y po n iesp ełn a d w u n a stu g o d zin ac h n a granicę. N ep alsk iem u u rz ę d n ik o w i nie w ydaje się p rzeszk a dzać, że s p ó ź n iła m się z o p u szczen iem kraju trz y godziny, m oże jest zb y t zaspany. Po nepalskiej stro n ie św iatła, o tw a rte czaj-shopy, toczące się życie. N a szczęście, zn ając te n teren, nie daję się ryksza rzom z ich zw yczajow ym chw ytem : Hello madam! Rickshaw! Border very far; two kilometers! W rzeczyw istości do g ranicy indyjskiej jest n ie sp e łn a 200 m etrów.
164 #
T ak więc aż do w yjazdu z N e p a lu w szystko było jasn e. K ilka m etrów dalej In d ie - k ra in a ciem ności. Nic nowego, zw ykle n o cn e przerw y w dostaw ie energii. N ie w idać dosłow nie nic, n aw et księ życ nie świeci. U daje m i się p o o m a c k u zn aleźć Im m ig ra tio n Office ze śpiącym p rz ed b u d y n k iem u rz ę d n ik ie m . N ie m a naw et zapałek, świecę m u więc ledw o ża rzą cą się la ta rk ą , gdy w y p ełn ia papiery i stem pluje m ój p a sz p o rt. C ofam w sk azó w k i zeg ark a o p iętn aście m in u t, bo tyle w ynosi tu ta j ró ż n ic a czasu, tracę tro ch ę ru p ii n a w y m ian ie n ep a lsk ic h n a indyjskie, p o czym w ciem n o ściach o d najduję au to b u s. R u szam w stro n ę V aranasi.
16 KWIETNIA-1 MAJA
JESZCZE RAZ INDIE
Z d a c h u m ojego h o te lik u obserw uję czerw o n ą k u lę sło ń ca w yłaniającą się zza świętej rzeki w tym cu d o w n y m m iej scu. V aranasi, inaczej B enares, św ięte m iasto n a d G a n g e sem . Jeszcze p rzed św item rzek a za c z y n a tę tn ić sw oim n ie p o w ta rzaln y m życiem . N a b rz eg u m n ó stw o joginów , św iętych m ężów w p o m ara ń czo w y ch sza ta ch o d łu g ic h w iosach i b ro d a ch , k a p ła n i błogosław iący w iernych, dzieci sp rzed ające kwiaty, w ioślarze za praszający do sw oich lo d zi o raz tłu m p o ra n n y ch pielgrzym ów b io rących oczyszczającą kąpiel. P rzy jeżd żają tu bogaci i b ied n i, sa m o tn ie i z ro d z in a m i, z najodleglejszych za k ątk ó w k raju , aby p rzy n ajm niej raz w życiu d o k o n ać ry tu a łu kąpieli w św iętym Gangesie. P rzyjeżdża t u d u ż o lu d zi stary ch i schorow anych, aby t u w łaśnie d o k o n ać żyw ota. W rzucenie p ro ch ó w p o krem acji do św iętej rzek i m a korzystny w pływ n a przyszłe wcielenia. M im o tłu m u i ciągłego z a m ie sz a n ia panuje tu ja k a ś szcze g ólna, sp o k o jn a atm o sfera. M o g łab y m ta k g o d z in a m i siedzieć n a d brzegiem i obserw ow ać toczące się życie. W ynajm uję n a pól g o d zin y łódź, aby zobaczyć w szystko z persp ek ty w y wody. P o d pływ a do n as chłopiec, sam w swojej lo d zi, sprzedający liścian e m i seczki z k w ia ta m i i m a lu tk ą św ieczką d o zap alen ia w ofierze rzece. P łynąc dalej m ijam y pło n ący ghat, czyli miejsce p a le n ia zwłok. O w in ięte w p łó tn a ciała u k ła d a n e są n a stosach d re w n a n a d b rze giem i p o d p a la n e . P ło n ą g o d z in a m i, d o starczając n iesam o w i tego w idoku. W łaściciel lodzi w y jaśn ia m i, że nie wszyscy m ogą z o stać skrem ow an i. C iała dzieci, k o b iet ciężarnych, św iętych mę-
% 167#
żów oraz tręd o w aty ch w rz u can e są w całości do G angesu. R zeka przyjm ie w szystko. O prócz p ro c h ó w i zw łok u m arły c h w p ad ają tu ścieki m iasta, t u w szyscy też piorą, m yją się, kąpią, w id ziała m n a wet sta d o k ąp iących się bawołów. M im o tego rzek a nie jest naw et śm ierd zą ca a n i ta k b ru d n a , ja k m ogłoby się wydawać. Pielgrzym i piją tę w odę o ra z n ab ierają jej do specjalnych p o jem n ik ó w i nie u sta n n ie z d a rz a się tu ta j jed en z niew yjaśnionych cudów - n ik t się tą w o d ą n ie z a tru ł, n ik o m u nie zaszk o d ziła. D la H in d u só w to oczyw iste. Jest przecież święta. Poza brzegiem G angesu sta re V aranasi to p lą ta n in a w ąskich, kręty ch u liczek z tysiącem sklepików . Z byt w ąskich n aw et d la rykszy. Pełno lu d zi, straganów , rowerów, kw iatów , krów. N ajbardziej indyjskie Indie. M yślałam ju ż, że m a m dosyć tego kraju, ale to m iejsce jest n ap raw dę szczególne. Ś rednio p rz e s p a n a noc n a d ach u . U pal, a trze b a się przykryć, bo kom ary. P oza ty m wyjące gdzieś n a dole psy, a n a d głow ą skaczące po g ałęziach w ielkiego drzew a m ałpy. N ajgorzej jest, kiedy m ałpy z p sam i z a c z n ą się gryźć. O piątej trzydzieści w schód sło ń ca oglą d a n y z d a c h u i m o ż n a z a p o m n ie ć o sp an iu , bo zbyt gorąco, zbyt ja sn o i głośno. A dzisiejsza noc będzie w p o ciąg u , m a m nadzieję, że d a się spać. D ziś ra n o łażenie n a d G angesem , p o te m w śród lab i ry n tó w uliczek. Idę jeszcze w ym ienić w jednym sklepiku przeczy tan e k siążk i n a nowe, p o tem ju ż p o w ró t do guest house, prysznic, spakow ać się i w drogę. Jeszcze ty lk o p rzepisać te k st M a tk i Teresy, znalezio n y w książce, k tó rą chcę w ym ienić, Beyond love: Live is a opportunity, benefit from it. Live is a beauty, admire it. Live is a bliss, taste it. Live is a dream, realize it. Live is a challenge, meet it. Live is a duty, complete it. Live is a game, play it. Live is a costly, care fo r it. Live is a wealth, keep it.
Live is a love, enjoy it. Live is a mystery, know it. Live is a promise, fulfill it. Live is a sorrow, overcome it. Live is a song, sing it. Live is a struggle, accept it. Live is a tragedy, confront it. Live is a adventure, dare it. Live is a luck, make it. Live is too precious, do not destroy it. Live is a life, fight fo r it.16 O dziew iętn astej trzy d zieści pociąg, W yruszył z g o d zin n y m opó źn ien iem , bo jak żeb y inaczej. Ale jestem jak n a razie s a m a w p u sty m ladies compartment, więc m o że wyśpię się tej nocy. D aw no nie je c h a ła m ju ż p ociągiem . S tw ierd zam je d n a k , że n a d łu g ie tra sy wolę p ociąg o d au to b u só w . Z n o w u D elhi. I zn o w u sch ro n isk o m łodzieżow e. M am co praw da całą d łu g ą listę g o sp o d arzy Servasow ych, a!e tu ta j to nie tak ie proste. D o n iek tó ry ch w ogóle nie m o ż n a się do d zw o n ić, k ilk u nie było w d o m u , jed n eg o nie m a w ogóle w In d iac h , jed en m oże się sp o tk ać, ale nie oferuje n o cleg u , w dw óch p rz y p a d k a c h zgłosiły się ko b iety nie ro zu m iejące słow a p o an g ielsku. T ak więc z po w ro tem sch ro n isk o w C h a n a k y a p u ri. P rzy n ajm n iej jestem n a przeciw ko a m b asa d y chińskiej, a n ied ale k o m a m też p a k is ta ń s k ą . is W tłum aczeniu z angielskiego: „Życie jest okazją, skorzystaj z niej. Życie jest pięknem, podziwiaj je. Życie jest rozkoszą, zakosztuj jej. Życie jest marzeniem, spełnij je. Życie jest wyzwaniem, staw m u czoła. Życie jest obowiązkiem, wypełnij go. Życie jest grą, prowadź ją. Życie jest skarbem, troszcz się o niego. Życie jest bogactwem, strzeż go. Życie jest miłością, raduj się nią. Życie jest tajemnicą, poznaj ją. Życie jest obietnicą, wypełnij ją. Życie jest sm utkiem , pokonaj go. Życie jest pieśnią, śpiewaj ją. Życie jest walką, podejmij ją. Życie jest tragedią, zmierz się z nią. Życie jest przygodą, odważ się. Życie jest szansą, skorzystaj z niej. Życie jest zbyt cenne, nie niszcz go. Życie jest życiem, walcz o nie”.
P oza tym pierw sza rzecz dzisiaj w D elhi to odw iedzenie K.5. Cze kają n a m n ie d w a listy: jeden od m am y, jeden o d M agdy (M oran ju ż teraz!) o ra z faks o d W ojtka. M a m a jak zw ykle tw orzy i wym y śla nowe rzeczy d la sw oich dzieci. O rg an izu je obóz d la całej klasy i w a rsztaty plasty czne z u d ziałe m m ięd zy n aro d o w y ch w o lo n tariu szy z SCI n a p o c z ą tk u czerw ca i chce, żebym d o tego czasu się p o jaw iła, żeby u czestniczyć w ty m obozie. P oza ty m dzieciaki biorą u d z ia ł w ja k im ś w ielkim m ięd zy n a ro d o w y m k o n k u rsie, p o d o b n o szan se m ają o g ro m n e, liczą n a w yjazd i chcą m n ie jak o tłum aczkę. Zobaczym y. W su m ie chciałabym pojechać z n im i n a ten obóz, b a rd z o się z w ią załam z I... nie, ju ż z Ila. Myślę też pow oli o p o w ro cie, właściw ie po pól ro k u być m oże ju ż czas, ale jest jed en problem : trasa , ja k ą w y b rałam , czyli K a ra k o ru m Highway, w najw yższych częściach (praw ie 5000 111 n.p.m .) przez w iększość czasu jest n ie p rz ejezd n a z p o w o d u śniegu. S łyszałam , że o tw ie ra n a je st dopiero n a p o c z ą tk u czerw ca, a w tedy w łaśnie zaczyna się obóz w Polsce. N ie wiem więc, co robić, m uszę jak o ś p o sta ra ć się zdobyć d o k ła d niejsze in fo rm ac je n a te n tem at. Lonely P lan et w ydal naw et p rz e w o d n ik „K a ra k o ru m H ighw ay”, z ty m że nigdzie nie m o ż n a go d o stać. N o nic. Nie b a rd z o chce m i się w racać tą sam ą trasą, k tó rą p rzy jech ałam , a do tego w ydaw ać 55 dolarów n a g łu p ią ira ń s k ą wizę. M usi być ja k a ś in n a m ożliw ość. B ezsensow na niedziela. G dybym tylko w iedziała, jak i to dzień ty g o d n ia, zo stała b y m jeden dzień dłu żej w V aranasi. A m basady i w szystko in n e p ozam ykane, co t u robić. Spokojny, relaksujący dzień. Z Jay, A n g ielk ą z m ojego po k o ju , poszłyśm y do k in a. D o syć daw no n ie byłam ju ż w kinie, ty m bardziej n a indyjskim fil mie. N iestety, „Species” o k az ał się beznadziejny (to d la niego k o m plem ent), to ta ln a szm ira. Je d n a k k in o było w yp ełn io n e p o brzegi, głów nie m ło d y m i indyjskim i fa c e ta m i w d żin sac h i o k u la ra c h sło necznych, O d rażające. P oza ty m nic ciekawego dziś się nie w yda rzyło. D ość ciekaw e jest tow arzystw o w m o im po k o ju w sc h ro n i sku. P oza śre d n io interesującym i dw iem a H in d u s k a m i je st w sp o m n ia n a d ziew iętn asto letn iajay , k tó ra u c z y la przez pó ł ro k u an g iel skiego w n ep alsk iej szkole, oprócz tego przesy m p aty czn a dziew
% 170 #
czyna z H o n g k o n g u p o d ró ż u ją c a po cały m świecie, p rzem ierzy ła też k ilk a razy K a ra k o ru m Highway. Po pobycie w Afryce i Azji jedzie n ied łu g o ląd em d o E u ropy tą s a m ą trasą , k tó rą ja p rzy jech a łam , i z a m ie rza d o trze ć d o Polski i k rajó w bałtyckich. P o za ty m je st dziew czyna z T a n z a n ii stu d iu ją c a w D elh i, ta k więc dosyć m ię dzynarodow o. Spać m i się chce, p o z a ty m b rz u c h m n ie boli z p rzejed zen ia, ale m u szę to opisać. N ie p o sm ak o w a ła m naw et połow y przysm aków , a n a p c h a n a jestem m ak sy m aln ie. Ale lepiej zacznę o d p o c z ą tk u dzisiejszego d n ia. R ano o d w ied zam am b asa d ę p a k is ta ń s k ą oraz... po lsk ą. K ażdy m u si bow iem przy n ieść list rek o m en d acy jn y z w łasnej am basady, że nic nie stoi n a p rzeszkodzie, aby w ydać m u wizę p a k is ta ń s k ą . C ałe szczęście, że jestem z Polski. A m b a sa d a b ry ty jsk a zd z ie ra za ten św istek 110 ru p ii. Jak iś S zk o t nie m ia l przy sobie tyle, więc w zięli o d niego zegarek. P oza ty m B rytyjczycy plącą 200 ru p ii za w izę, a ja tylko 120. N ie je s t źle, ju tro w iza będzie do o d e b ra n ia i ja k zdążę, to złożę p ap iery o ch iń sk ą. O p ró cz tego z m ie n ia m d z i siaj zak w atero w an ie - ze sc h ro n isk a p rzen o szę się do Servasow ych hostów , ro d z in k i d żin istó w . T ak tra fiła m , że szli dzisiaj n a ślub i oczyw iście z o s ta ła m zap ro szo n a. S tą d to przejedzenie... Ale po kolei. N ajpierw od b y ła się sk ro m n a c e rem o n ia w d o m u p a n a m ło dego. M ieszkan ie w b lo k u , więc tylko z n ajb liższą ro d z in ą . P o d czas gdy n ik t nie z w raca ł n a to uw agi i k ażd y zajęty był g a d a n ie m , k a p ła n odczyta! ileś ta m s tro n ze św iętych ksiąg, o d p raw ił ry tu ały i pobłogosław ił m łodego. N a stę p n ie k ażd y z ro d zin y zazn aczy ł m u n a czole czerw o n ą tikę, czyli z n a k błogosław ieństw a, p o b ło g o sław ił rzucając garść ry ż u n a głowę o ra z sy p n ął k asą lu b p o d a r k am i, co n a ty c h m ia s t o d n o to w an e z o sta ło w o d p o w ied n im zeszy cie, Po czym p a n m io d y w sw oim śm ieszn y m czerw onym tu rb a n ie n a głowie w siadł w sam o ch ó d przy o zd o b io n y różam i, re szta g o ści - w specjalny a u to b u s i wszyscy u d a li się w stro n ę d o m u p a n n y m łodej n a głó w n ą cerem onię, to znaczy, w ielkie żarcie. N ajgłów niejsza chyba rzecz n a s tą p iła wcześniej. O koło k ilo m e tra przed m iejscem przyjęcia czeka! b iały k o ń d la p a n a m łodego o ra z orkiestra: około d w u d z ie stu u m u n d u ro w a n y ch n a b iało bęb-
7
m arzy, trąb k arzy , „g rzec h o tn ik ó w ” (nie węży, tylko facetów z grze ch o tk am i) o raz ogólnych „h a ła śn ik ó w ”. D o tego d ziesią tk i tra g a rzy taszczących n a głow ach olbrzym ie, oślepiające lam py. T raga rze byli bez m u n d u ró w , boso, w b ru d n y c h ła c h m a n a c h , n ik o m u je d n a k to nie p rzeszk ad zało . P an m ło d y n a kon iu , za n im sa m o ch ó d z o g ro m n y m , h ałasu ją cy m zasilaczem d la la m p (przy czym ja k tylko zaczęła h ałasow ać o rk iestra , przestało być słychać zasi lacz), p rzed n im o rk iestra , w ś ro d k u k ilk u tańczących, a raczej p o pisujących się facetów, z b o k u sk ro m n ie idące, niesam ow icie wy stro jo n e kobiety, d o o k o ła tłu m ludzi. Z ta k ą procesją, z a trz y m u jąc się co k ilk a kroków, d o tarliśm y w ko ń cu d o m iejsca przyję cia. N a św ieżym po w ietrzu, o to czo n e ścian a m i z p łó tn a , n a ziem i zielona w y k ła d z in a dyw anow a. J e d n a k ani kosze n a śm ieci, ani p ię k n a w y k ła d z in a nie przeszk o d ziły gościom rzu cać d o o k o ła liścianych i plastikow ych talerzyków po p rz ek ąsk a ch o raz innych śm ieci. P an n y m łodej jeszcze nie było, najw ażniejszy je st przecież p a n miody. Z o sta ł zap row adzony n a specjalnie u d ek o ro w an e m iej sce, jak b y tro n , gdzie część gości zaczęła sobie robić z n im zdjęcia, w iększość je d n a k ru sz y ła n a ucztę. N ie w iem , ile setek tysięcy r u pii poszło n a tę im prezę, jak n a razie była to n ajb o g atsz a, w jakiej uczestn iczy łam . K rążący n ie u s ta n n ie kelnerzy z zim n y m i n a p o jam i, d łu g ie stoły z najprzeróżniejszym i indyjskim i p rzek ąsk am i, ow ocam i, su ro w y m i i g otow anym i w arzyw am i k ro jo n y m i n a m iej scu w ko stk ę i m ieszan y m i z m asalą. Ju ż po ty m człow iek czuł się najedzony. Ale p o te m dopiero zaczy n ały się stoły z obiadem . N aj pierw z zim n y m i p rzy staw k am i i s a ła tk a m i, n a stę p n ie z gorącym i d a n ia m i. W szystko ściśle w egetariańskie. Tutaj sam o o b słu g a. N a stęp n ie słodycze, zaró w no indyjskie, ja k i za ch o d n ie - różne ro dzaje lodów. N a koniec sok w yciskany n a m iejscu z owoców lub różne fanty, cole i in n e syfy. Lekki szok d la żołądka. W k o ń cu p rzybyła p a n n a m ło d a i tu w łaśnie zaciął m i się ap a rat. Nie m ogę tego przeżyć, bo w y g ląd ała im ponująco. Z o sta ła za p ro w a d zo n a n a tro n do p a n a m łodego. To był ju ż trzeci dzień cią g nących się cerem o n ii ślubnych. D zisiaj najw ażniejsze było z a ło żenie w ia n k a n a szyję p a n a m ło d eg o przez p a n n ę m ło d ą. S z tu k a polega n a tym , że facet stoi n a podw yższeniu i nie m oże schylić głowy, ale jak o ś u d a ło jej się to zrobić. Po tym m iały n a stą p ić jakieś
i i 176 #
in n e ry tu a ły i obrzędy, aie w ty m m o m en cie w iększość gości, łącz nie z m o im i g o sp o d arzam i, zaczęła się zm yw ać. S zkoda. W d ro d z e p o w ro tn ej m in ęliśm y jeszcze dwie procesje ślubne, jeszcze naw et bogatsze. W jednej p a n m łody, z a m ia s t siedzieć n a k o n iu , jechał w n iesam o w ity m pow ozie ciąg n ięty m p rzez dw a białe konie, a w d ru g iej - p rzez cztery k o n ie. O rk ie stra liczyła co n ajm n iej dw a razy tyle h ałaśn ik ó w , a lam p y to nie były gołe ja rz e niów ki, a ozdobne ży ran d o le n iesione p rzez pięknie u m u n d u ro w a nych tragarzy. N iesam ow ite, ile lu d zie p o tra fią w ydać n a b ezsen sow ne cerem onie. Ale to je s t tylko s k ro m n a część w ydatków . Z im lepszej (zam ożniejszej) ro d z in y p o c h o d z i p a n m łody, ty m więcej m u si w ynieść p osag p łacony w b iż u te rii, gotów ce lub sprzęcie d o m ow ym (lodów ka, telew izor, meble, czasem m o to r czy sam o ch ó d ). J u tro m ój h o st jed zie do R ish ik eszu negocjow ać m ałże ń stw o d la jed n ej ze sw oich córek. D o b ra p a rtia . Będzie go do kosztow ać 700 czy 800 tysięcy ru p ii, czyli jakieś k ilk a n a śc ie tysięcy dolarów . O czyw iście córka nie m a tu ta j nic do p o w ied zen ia, n ik t n aw et jej nie pyta, w k o ń cu je s t to p o rz ą d n a ro d z in a . Nie do p o m y ślen ia jest ż a d n e love marriage, m ałże ń stw o z m iłości. N ie w iem d o k ła d n ie , kiedy to się zaczęło ale o d jak ieg o ś czasu pow oli d o ch o d z i do m n ie św iadom ość, że p o d ró ż u ję ju ż siódm y m iesiąc i że być m o że czas pom yśleć o d ro d z e p o w ro tn ej. K o ń czą m i się ju ż p ien iąd z e, choć to a k u ra t nie jest najw iększym p ro blem em . D u ż o ich t u n ie trzeba, p o za ty m zawsze m o g łab y m p o m ieszkać sobie p arę m iesięcy czy n aw et ro k w jakiejś górskiej n e palskiej wiosce czy in n y m m iły m m iejscu, ucząc angielskiego. Kie dyś pew nie to zrobię, te ra z czuję je d n a k , że m uszę o brać k ie ru n e k n a zachód. M am wizę p a k ista ń sk ą . Tyle czasu zajęło je d n a k jej wystaw ie nie, że zdążyli z a m k n ą ć ju ż am b asad ę ch iń sk ą. Tak więc ju tro p o w in n a m z pow rotem pojechać nap ak o w an y m i au to b u sam i do Chan ak y a p u ri, żeby złożyć papiery, p o tem spędzić kilk a kolejnych d n i w D elhi, a potem znow u u dać się do am b asad y po odebranie wizy. S tw ierdziłam , że nie. Ju ż w ty m m om encie m am dosyć D elhi, nie zn io słab y m tu dodatk o w y ch k ilk u d n i. Pojadę więc do P ak istan u i ta m załatw iać będę wizę chińską. M am nadzieję, że nie będzie p ro
% 177 ^
blem u. S p o tk a ła m w am b asadzie p akistańskiej ludzi, co zrobili lub m ają z a m ia r zrobić tę sam a trasę. M ówią, że K a ra k o ru m Highway p o w in n a być o tw arta . Czuję, że czeka m nie kolejna przygoda... P oza ty m dzisiejszy d zień sp ę d z iła m w c e n tru m załatw iając sprawy: w y m ien iłam pien iądze, zarezerw ow ałam b ile t n a ju trz e j szą noc do S h im li, z a n io sła m a p a ra t d o napraw y (szokujące 400 rupii, p ien iąd ze id ą ja k w oda) o raz zro b iła m zakupy. K upiłam sobie dw a p ięk n e ciuchy, coś w ro d z a ju k o szu li i koszulo-sukieneczki. J u tro jeszcze jed en d zień w bezn ad ziejn y m D elhi, K5, wy sianie d o d o m u p ac zk i z rzeczam i, któ ry ch nie chcę ze so b ą ta sz czyć, o d b ió r a p a ra tu . W ieczorem w k o ń cu wyjazd. Pociąg do S h im li. G o d z in a d w u d z ie sta d ru g a czterdzieści pięć. P ow inien w łaśnie ruszyć. Ja k dobrze, że s tą d w yjeżdżam , z tych spalin , m ilio n a rykszy, autobusów , h ałasu . W K5 czekały dziś n a m n ie dw a listy o d ro d z in k i i G osi B ergan. S traszn ie m ilo. Ale szo kujące wieści: u k ra d li n a m sam o ch ó d . Trzeciego ju ż m alucha, P oza ty m ta ta pisze o m ojej zag in io n ej przesyłce. Są p rz ek o n an i, że to zdjęcia, więc ju ż się p rzestraszy łam , że m oja d ru g a przesyłka nie d o ta rła , ale, sąd ząc po dacie, nie m o g ą co być album y, które w ysiałam z D ard ży iin g u . Z a w cześnie. M usi to być więc p aczka św iąteczn a z N ep alu . Szok, że zajęło jej to tyle czasu i szok, że d o ta rła w ogóle ta k daleko, ja k p o c z ta n a Chełm ie. S zkoda tylko, że jak ieś ch am y bez sk ru p u łó w bezczelnie ją sobie przywłaszczyły. T ru d n o . P oza ty m ro d z in k a pisze z en tu zja zm em o plenerze przy gotow anym p rzez m am ę. Z ap o w iad a się nieźle, coraz bardziej m y ślę o pow rocie, i to pow rocie n a czas, aby uczestniczyć w ty m o b o zie. D zisiaj m u s ia ła m ju ż więc ruszyć w d alszą drogę. I w łaśnie r u szam . W ty m m om encie. D osłow nie. P ociąg w łaśnie o p u szcza s ta cję. N ajszybciej i najprościej byłoby p ro sto do A m ritsa ru , ale m am w sum ie jeszcze p o n a d m iesiąc. O koło piątej ra n o p rz esiad k a n a kolejkę w ąskotorow ą, coś w ro d zaju toy train, jak i jeździ do D ard ży iin g u . S uniem y sobie pow oli po krętych, gó rsk ich trasach , co chw ila w jeżdżając w w ydrążone w skale tu n ele. W idoki piękne. W spinam y się coraz wyżej. S h im la leży powyżej 2 0 0 0 m etrów. P o w in n iśm y w krótce przybyć. ■
H 178 #
S him la. N iesam ow ite m iejsce. Z u p ełn ie ja k nie In die. P rze stro n n e , n ie sp o ty k a n ie czyste m iasteczk o z eleg an ck im i sk lepi k am i, h o telam i, re sta u rac ja m i. Prawie ja k jak iś z a c h o d n i g órski resort. Oczywiście, ceny o d p o w iednie. W p o ró w n a n iu z re sz tą I n d ii - szokujące k o szty noclegu. D a ła m się zap ro w ad zić d o jed n eg o guest house!u za 50 ru p ii za pokój bez w id o k u . Tylko w ra m a c h wy ją tk u ta k tanio. C h ło p ak , k tó ry m n ie t u p rzy p ro w ad ził, pow ie dział, że jeśli znajdę w S h im li za k w atero w an ie za m n iej n iż 100 ru p ii, to m ogę m ieszkać w jego h o te lu za d arm o . S h im la to p ię k n a o d m ia n a po D elhi. Tego m i było trzeb a. C zysto, zero sp a lin , d o o koła piękne góry, świeże pow ietrze, p rz y je m n a te m p e ra tu ra . Nie ta k u p aln ie, w k o ń c u to około 2100 na n.p.m , S h im la je st p e łn a turystów , ale to praw ie sam i bogaci H in d u si. P o p u la rn e m iejsce n a p o d ró ż p o ślu b n ą , m iesiąc m io d o w y o raz ro d z in n e wakacje. O p ró cz tu ry stó w p ełn o t u m ałp, szczególnie p o d ro d z e o raz w okół św iąty n i H a n u m a n a , czyli m ałpiogłow ego boga, n a jed n y m z o k o licznych szczytów. N iek tó re m ałpy p o tra fią być bezczelne i n ieb ez pieczne. Je d n a nieźle m n ie w ystraszyła, gdy bez p o w o d u zaczęła sz a rp a ć m n ie za koszulę. C zasem p o tra fią p o d ra p a ć czy pogryźć, ja k są w złym h u m o rze, a do tego gło d n e. Lepiej za p o m n ie ć o n ie sieniu czegoś d o je d z e n ia - n a ty c h m ia s t zo staje to p o rw a n e p rzez ro zw y d rzo n e i b e z k a rn e m ałpiszony. Zauw ażyłam , że ta k jak b a rd zo d łu g o zachw ycona b yłam t u tejszym i pysznym i, w eg etariań sk im i p otraw am i, ta k o d jak ie goś czasu, ja k tylko to możliwe, p rzech o d zę n a europejskie ża r cie. Wcześniej nie m o g łam zrozum ieć turystów , k tó rzy p łacili d zi kie ceny w restauracjach, aby zjeść n aleśn ik a, gotow ane ziem n iak i czy coś p odobnie europejskiego. Ale w szystko m a swoje granice, ju ż n ie m ogę patrzeć n a ryż, czapati, dabl, sabji, a naw et u lubione wcze śniej samosy czy coś w tym stylu. O sta tn io najprzyjem niejsza rzecz n a świecie to robione w łasnoręcznie k a n a p k i z chleba (nawet tego beznadziejnego, białego, tostowego, a ja k u d a się gdzieś d.ostać ra zowy, to w ogóle święto), pom idorów , ogórków, rzodkw i i ta k dalej. D ziś za trzy rupie k u p iła m cztery spore p o m id o ry i swojskiego, dlugaśnego ogórka. Pycha. Poza tym jest sezon n a m ango. U w ielbiam robić zak u p y n a tutejszy ch przepięknych, kolorowych, w arzy w n o - owocowych targach.
#
179 #
Sbit! Shit! Shit! Po pierw sze, a p a ra t, za którego napraw ę zd a rli ze m n ie 400 ru p ii, zrobił wczoraj dw a zdjęcia, a dzisiaj zn o w u się p o psuł. Po d ru g ie, sp ó ź n iła m się pięć m in u t n a au to b u s. N igdy jesz cze nie zd a rzy ło m i się w In d ia c h , żeby a u to b u s czy po ciąg odje ch ał o czasie. A ty m jedynym razem ... pech. N astęp n y dopiero za dwie godziny, a p o d ró ż trw a nie w iem , ile go d zin , ale w y starcza jąco długo, żeby w ty m p rz y p a d k u zajechać n a m iejsce o zm ro k u . I to tylko d o K angry, nied alek o D h a ram sali. M am z a m ia r odw ie dzić M eenfego i M ary, k tó rzy m ieszk ają w m ałej wiosce niedaleko Kangry. Z obaczym y, czy u d a m i się ta m dziś dostać. P oza ty m nie w iem , co zrobić z ap aratem . Po d ro d z e b ęd ą n ie z a p o m n ia n e w i doki. Nie m a m naw et ja k reklam ow ać napraw y w D elhi. Kolejna n ap raw a to k o lejna k u p a forsy, oczyw iście znow u bez żadnej gw a rancji. W iększość dzisiejszego d n ia w au to b u sie - osiem godzin, ale d zięk i k ra jo b razo m za o k n em a n i przez chw ilę się nie n u d z iła m . N a szczęście w y k u p iłam rezerw ację n a pojedyncze siedzenie n a sam y m przedzie, więc po pierw sze, nic m i nie za sła n ia ło w idoku, a po d ru g ie, n ie g n io tła m się, ja k reszta pasażerów a u to b u su , po pięć osób n a trzyosobow ym siedzeniu. C hociaż... czasem m oże le piej byłoby nie w idzieć z b lisk a ja z d y naszego kierowcy, w ygląda jącej ch w ilam i n a sam obójcze zapędy. Teren górzysty, więc d ro g a s k ła d a ła się głów nie z za k rętó w i ciągle p ro w a d ziła w górę albo w dół, nie było a n i jednego p łask ieg o czy prostego kaw ałka. Pę d ziliśm y z sz a lo n ą p ręd k o ścią i k ilk a razy brakow ało tylko m ili m etrów od sto czen ia się w p rzep aść lub czołowego zd e rz e n ia z w y p ad a ją cą zza z a k rę tu , p ęd z ącą z p o d o b n ą p rę d k o ścią ciężarów ką. D zięki B ogu, obyło się je d n a k bez katastrofy. T utejsi kierow cy to profesjonaliści. K angra. N ie d o ta rła m je d n a k do A ndretty, gdzie m ieszkają M e eni i M ary. D ow lekliśm y się d o K angry p o zm ro k u , o dw udziestej pierw szej trzy d zieści jest a u to b u s do jakiegoś m ia ste c z k a o dle głego k ilk an aśc ie k ilo m etró w o d A ndretty, ale s ta m tą d z kolei nie m a o tej p o rze p o łączenia. Z a d z w o n iłam do M eenfego, a on d a ł m i adres swoich znajom ych tu taj, gdzie w łaśnie jestem . To m iła, dosyć e lita rn a ro d z in k a , są w łaścicielam i ekskluzyw nego h o telu , dzieci w najlepszych szkołach, wszyscy m ów ią perfect po angielsku. Z a
l i 180 #
p ew niają m nie, że to zaszczyt d la n ich , że m ogę u n ich p rz en o co wać. W rócił w łaśn ie ojciec ro d z in y i w ty m m om encie słu żąc y myje m u nogi w ciepłej w odzie. To ja k a ś w a żn a osobistość. K andyduje w w yborach do p a rla m e n tu , a w ybory są ju tro . P ow iedział, że za łatw i m i audiencję u d alajlam y w D h a ra m sa li. N o rm a ln ie n a ta k ą au d ien cję czeka się p o n a d m iesiąc. W czoraj około p o łu d n ia p rzy b y łam wreszcie do M een reg o i M ary. To starsze m ałże ń stw o - M ary p o c h o d z i z A nglii, a M eeni z In d ii. Jest długow łosy, siw obrody (b ro d a też p o tężn y ch ro z m ia rów), w yglądający tro ch ę jak sadhu. M ieszkają w pięk n y m , n iesa m ow icie spokojn y m m iejscu: m asa zieleni, zap ach kw iatów , śpiew p tak ó w oraz zapierający dech w p iersiach w idok n a o śn ieżo n e p a sm o H im alajów , k tó re wydaje się być ta k blisko... M eeni jest z n a ny m w śro d o w isk u arty sty czn y m g arn carzem , a M ary prow a dzi różnego ro d z a ju kursy, kluby, szk o len ia d la lo k aln y ch kobiet, szczególnie tych biednych, z niższy ch w arstw , bez pracy. Jed en z p rojektów to robienie sw etrów n a d ru ta c h : k u p u ją w ełnę p ro sto od pasterzy, sam e ją obrabiają, farb u ją, p rz ę d ą itp. W czoraj w ła śnie p o m a g a ła m M a ry przebierać wełnę. S zk o d a tylko, że nie m a m zbyt d u żo czasu, żeby z o stać tu dłu żej, bo strasz n ie tu m iło. M ary i M eeni zresztą byli ro zczaro w an i, że w p a d ła m tylko n a chwilę. S ą to m oje o sta tn ie d n i w In d ia c h i los p o m ag a m i w ykorzystać te n czas ja k najlepiej. Z o sta ła m z a p ro sz o n a n a ślub. K ilk a tylko d n i po p o p rz e d n im ślubie w D elhi. Tym razem je d n a k jest z u p ełn ie inaczej. To ślu b w dosyć b iednej ro d zin ie, w g lin ia n ej wiej skiej chacie. Pełen folklor. Nie m ogę przeżyć dw óch rzeczy: p o p s u tego a p a ra tu o ra z b ra k u p rzy sobie p a m ię tn ik a , nie m o g ła m więc u trw a lić a n i n a kliszy, a n i n a p ap ierze w y d arzeń n a żyw o, p o s ta ra m się je d n a k o d tw o rzy ć je n a tyle, n a ile będę w stanie. Ó sm a wieczór. Przybycie. Dwie w iejskie c h a ty n ied alek o siebie. M ijam y pierw szą, niżej p o ło żo n ą, gdzie ze b rała się ro d z in a p a n a m ło d eg o i cztero o so b o w a o rk iestra - dw óch d u d ziarzy i dw óch b ęb n iarzy - k tó ra s ta ra się zrobić m ak sy m aln ie d u ż o h ałasu , a w ry tm tego h a ła s u n a p o d w ó rk u o dbyw ają się tańce. W drugiej chacie zbiera się ro d z in a , zn ajo m i i sąsied zi p a n n y m łodej. A tm o s fera tu cokolw iek in n a , w k o ń cu jest to dzień, w k tó ry m ro d z in a n a
181
Ę.
zawsze straci córkę. N ie m a więc o rk iestry i tańców , tylko siedzące n a ziem i k o b iety w kolorow ych, o d św iętnych stro jach śpiew ają o d p ow ied n ie n a tę okazję pieśni. D o m , podw órko i b ra m a pięknie ozdob io n e, p rz ed c h a tą sp ec ja ln a k o n stru k c ja z kolorow o p o m a low anych b am b u so w y ch prętów , p o d k tó rą o d b ęd zie się głów na cerem onia. W sp ecjaln ie zo rg an izo w an ej k u c h n i n a zew nątrz, n a o g n iu , w w ielkich g arach p rzy g o to w y w an a jest u cz ta . O jciec p an n y m łod ej czyni jak ieś ofiary i m o d litw y w przydom ow ej św iątyni. Po chw ili g ru p a k o b iet w y p ro w ad za z chaty p a n n ę m ło d ą d ro b n iu tk ą , sie d e m n a sto le tn ią dziew czynę. I tu ta j m a miejsce pierwszy, najw ażniejszy obrzęd: ry tu a ln e w ykąpanie p a n n y m ło dej przez k o b iety z rodziiay m łodego. I odw rotnie, w ty m sam ym czasie w d ru g iej chacie p a n m łody jest k ąp an y przez m ężczyzn z ro dzin y m łodej. Po to, żeby upew nić się, że każde z n ich m a w szystko n a m iejscu, a w p rz y p a d k u p a n n y m łodej jeszcze i to, że rzeczyw i ście jest dziew icą. K ąpiel odbyw a się n a p o d w ó rk u p o d kocem p o d trzy m y w an y m p rzez dziew czynki. Słychać w ydobyw ające się spod tego k o ca szlochy p a n n y m łodej. N ie w iem , czy to praw dziw y żal, czy też jest to część przy pisanego ry tu a łu . Po kąpieli dziew czyna za w in ię ta w koc jest p ro w a d zo n a do do m u , a n a p o d w ó rk u trw ają p rz y g o to w an ia do uczty. Z o stają ro z w in ię te trz y d łu g ie c h o d n ik i i ro zło żo n e n a ziem i p łask ie talerze o ra z m ałe m iseczki z suszonych łiści. G ości spory tłu m , więc u c z ta będzie p o d z ie lo n a n a dwie tury. N ajpierw je d z ą m ężczyźni: n a p o czątek prasada, czyli pożyw ienie ofiarow ane w św iątyni, uśw ięcone, specjalnie pyszne roti. Do tego typow o, p ro sto, ale sm acznie: dabl i k ilk a rodzajów curry. Z m ia n a liściastych talerzy i. m iseczek, i po m ężczyznach kolej n a kobiety. Nie wiem , co dzieje się w ty m czasie z p a n n ą m ło d ą, czy zostaje n a k a rm io n a , czy m oże m u si pościć. W k aż d y m razie nie o p u szcza chaty. Po uczcie sp rz ątan ie. M ary i M eeni w racają do siebie, ja decy duje się zostać. N ajw ażniejsze przecież m a się w ydarzyć. O piekuje się m n ą Guy, m ieszkający tu praw ie n a stałe A nglik, którego S atia, m a tk a p an n y m łodej, ad o p to w a ła jak o swojego b ra ta . W łaściw y m o m e n t za ślu b in w yznaczony z o sta ł n a podstaw ie horoskopów p o m ięd zy g o d z in ą d ru g ą a trzecią w nocy, więc m a m jeszcze 'sporo czasu. Idę do chaty, gdzie n a p a rte rz e i n a piętrze k aż d y skraw ek
$
182#
p o d ło g i zajęty jest przez śpiące dzieci lu b u k ład ające się do sn u kobiety. Gaja, p a n n a m ło d a , we w szystkich o zd o b ach i b iżu terii, łącznie z tradycyjnym k o iczy k o -łań cu ch em od n o sa do u c h a , rów nież u ło ży ła się n a p o d ło d z e w śród tłu m u gości, chcąc złap ać tr o chę sn u p rz ed czekającym i ją w ielogodzinnym i, cerem o n iam i. G uy i ja, jako uprzyw ilejow an i goście, d o stajem y w drugiej chacie dw a łó żk a i idziem y się zd rzem n ąć . O koło drugiej w nocy nagły, d zik i h ałas bębnów i d u d w yryw a n as ze snu. P rzecierając oczy w leczem y się do c h a ty p a n n y m łodej. T utaj trw a przygotow y w an ie p o d a rk ó w d la p a n a m łodego. W p ła sk im w iklinow ym k o sz u u ło żo n e zostają: ko szu la, g a rn itu r, buty, sk a rp e tk i, szal, ch u stk i, naw et p a s ta do zębów, szc zo tk a i g rze bień, a do tego gotów ka. P an m ło d y p o cerem o n iach n a ze w n ą trz - k a p ła n czyta jak ieś p ism a, z a p alan e są tradycyjne k a d z id e łk a w chodzi do c h a ty i zostaje p o sad z o n y n a p o d ło d ze w pierw szej izbie. Tu k a p ła n razem z ro d zicam i p a n n y m łodej o d p raw iają w o kół niego różne obrzędy, a w ko ń cu , p o o d p o w ied n ich p o św ięce n ia c h i przejściach, n astęp u je o fiaro w an ie kosza z p o d a rk a m i. P an m łody, dotychczas u b ra n y w b ia łą szatę i różow y o zd o b n y tu rb a n , z p o m o c ą w yznaczoneg o p o m o c n ik a przeb iera się w p o d aro w an y g a rn itu r, sk a rp e tk i i buty. Teraz w p ro w ad za się i sad z a o b o k niego p a n n ę m ło d ą, k tó ra cały czas m a głowę i tw arz p rz y k ry tą czerw o ny m welonem . Z n o w u odbyw ają się ró ż n e obrzędy, p a n m ło d y k ła dzie jej n a głowę jeszcze dwie czerw one chusty, rodzice k ro p ią ich św iętą w odą (pew nie z G angesu), k a p ła n recytuje swoje teksty, aż p o pew nym czasie n a d c h o d z i jed en z najw ażniejszych m om entów : ta k ja k u nas w y m ien ia się obrączki, ta k tu ta j z a k ła d a się sobie w zajem nie n a szyje w ian k i. C zasem są to g irlan d y z kw iatów , tu ta j - w ia n k i ze złocistych kolorow ych folii. Tow arzystw o p rzen o si się n a ze w n ątrz . M ło d zi zo stają p o sa d z e n i p o d specjalnym b ald ac h im e m i ta k napraw d ę do p iero tu ta j zaczy n ają się długie, nie za b ard zo z ro z u m ia łe d la m n ie obrzędy. N ajw ażniejsze w ydaje się być ro zp alen ie św iętego o g n ia przez k a p ła n a , w yłącznie drzew em m an g o w y m , bo owoc m an g o to sy m bol płodności. T aki ogień trze b a n a s tę p n ie obejść d o o k o ła siedem razy. P otem odbyw ają się sk o m p lik o w an e obrzędy czczenia o g n ia, k a rm ie n ia go k laro w an y m m asłem ghee, kro p ien ie św iętą w odą.
^
183 #
W ty m czasie w y staw ia się n a p o k a z różne sprzęty - elem enty p o sag u o raz prezenty, W d n iu ślu b u m ło d a p a ra naw et z n ajb ied n iej szej ro d z in y zo staje w y p o sa ż o n a dosłow nie we w szystko, czego p o trzebuje, zaczy n ając now e życie. T ak więc pojaw iają się dw a łóżka, cztery k rzesła, ró żn e szafki, sk rz y n k i, naczynia, g a rn k i, obrazy, zegar, lu stro , u b ra n ia ... Podczas gdy k a p ła n n ie u sta n n ie recytuje teksty, n a d c h o d z i czas daw an ia prezentów , je d n a k nie bezpośrednio - jak ju ż zaobserw o w ałam p o p rzed n io , każdy p rezen t i kw ota pieniędzy, z jakiegoś p o w odu zawsze kończąca się n a jeden, a więc 11, 21, 51, 101 czy 1001 ru p ii, m usi zawsze zostać zarejestrow ana w specjalnym zeszycie, wszystko je st więc przekazyw ane w yznaczonej osobie. Jednocześnie kobiety p o d ch o d z ą po kolei do p an n y m łodej, siedzącej wciąż z za k ry tą tw arzą, i przyw iązują jej do rą k kokosy n a ozdobnych koloro wych sznureczkach. W k o ń cu b ie d n a Gaja m a obie ręce obciążone m asą kokosów, Tyle niesam ow itych kolorow ych rytuałów... A około piątej n a d ra n e m n o c zaczyna przem ieniać się w dzień i wszystko nab iera in n eg o św iatła, z m ro k u wyjawiają się ośnieżone szczyty H im alajów , n ied łu g o wzejdzie słońce. O brzędy ciągle trw ają, choć chyba dobiegają ju ż końca, więc idę się zdrzem nąć, G dy się b u d zę, m łodej p a ry ju ż nie m a. Po em o cjo n aln y m p o że g n an iu , w śró d w ielkich szlochów i lam en tó w G aja n a zawsze o p u szcza d o m rodzinny, w kraczając w zam ężne życie w do m u te ściów. W k ró tce p o taksów ce, k tó ra z a b ra ła m ło d ą parę, p rzyjeżdża ciężarów ka p o ste rtę p o sag u i prezentów . Część gości zostaje jesz cze n a lunch. P rzyjeżdżają M ary i M eeni, p o lu n c h u zabierają m nie do siebie, ale n ie jest to bynajm niej koniec cerem onii, k tó ra trw a zazwyczaj około pięciu dni. M ło d a p a ra w krótce w róci n a now ą porcję obrzędów . S atia była zgorszona, dow iedziaw szy się, że w E u ropie ślub to p rzew ażnie jed en dzień. - Czy Europejczycy nie k ochają swoich córek? - z a p y ta ła z d u m iona. H im a c h a l P rad e sh - górski s ta n w p ó łn o cn o za ch o d n ic h I n diach.. D h a ra m sa la , a k o n k re tn ie M cL eod G anj, jakieś 500 m etrów wyżej. P rzed w yjazdem z In d ii p o sta n o w iła m odw iedzić to szcze gólne m iejsce. T u w łaśnie, wśród, gór, osiedlili się u c h o d ź c y ty b e
m1 8 4 #
...
ta ń s c y w raz ze sw oim d u ch o w y m przy w ó d cą, d alajlam ą. M ile, czyste i spokojne m iejsce, z n iesam o w ity m i w id o k am i z jednej stro n y n a dolinę, z drugiej n a skaliste, o śn ieżo n e szczyty. M a sa re stau racy jek zarów n o z eu ro p ejsk im , ja k i tradycyjnie ty b e ta ń s k im jedzeniem . W sk lep ac h m o ż n a k u p ić praw dziw y razow y chleb czy b u lk i. P rzyjeżdżają tu ludzie z całego św iata, je d n i n a k ilk a d n i, in n i n a k ilk a m iesięcy, n iek tó rz y o sied lili się t u n a stale, aby zgłę biać i prak ty k o w ać b u d dyzm . P o śro d k u m iastecz k a jest św iąty n ia o to c z o n a czerw onym i m ły n k a m i m o d litew n y m i. Tu zbierają się n a w sp ó ln e m ed y tacje nie tylko ogoleni m n isi w bud d y jsk ich sza ta c h , ale i zw ykli ludzie, starsze ko b iety w tradycyjnych stro jach , p am iętając e jeszcze szczęśliwe czasy p o k o ju w swojej ojczyźnie, Tybecie. W szystko ab so lu tn ie fascynujące, a T ybetańczycy p ięk n i w p o ró w n a n iu z obleśnym i H in d u sa m i.
#
185 #
ife
Sfjjjylai 'filiiv
**!«%.
.rfo'*
M CLEOD GANJ, dawna brytyjska miejscowość letniskow a w pobliżu Dharam sali, je st głów nym ośrodkiem tybetańskiej emigracji w Indiach, miejscem zamieszkania XIV Dalajlam y oraz siedzibą Centralnego Rządu Tybetańskiego (rządu na uchodźstwie). Zezwolenie na osiedlenie się w M cLeod Ganj XIV D alajlam y i jego zwolenników , zmuszonych do opusz czenia Tybetu w 1959 roku, po wcieleniu Tybetu do Chiń-
I
w
m
«
Siedzę w łaśn ie n a d ac h u m ojego guest house^u i pisząc, p o d zi w iam w idoki. Z ac h o d zi w ty m m om encie słońce, rzu cając piękne św iatło n a oko liczn e w zgórza. P o szłam wcześniej n a spacer i o d k ry łam n ied alek o w sp an iały w odospad. Ż ałuję tylko, że nie m am więcej czasu, żeby zo stać tu d łu żej - w tyle m iejsc chciałoby się pójść, czy to n a jed n o d n io w y spacer, czy n a d łu ższy trek. W iem n a pew no, że m u szę t u wrócić. H im a c h a l P radesh to jed en z najpięk niejszych stan ó w i m a tyle do zaoferow ania, że b ęd ąc tu ta j, n a praw dę nie chce się w racać. K olejna rzecz to K aszm ir-L ad ak h , ale to n astę p n y m razem . A p o z a ty m Tybet... C ierpiąc o k ru tn ie , w idząc cały ten piękny św iat d o o k o ła i nie m ogąc u trw a lić go n a zdjęciach, k u p iła m dzisiaj ap a rat. N a jta ń szy, ja k i m ieli - za 444 rupie. C h ciałam ku p ić jednorazow y, ale tu nie m a tak ich , a ten jest w cenie jednorazow ego, a do tego p o d o b n o robi zdjęcia w p o rz ą d k u . To się dopiero okaże. W k aż d y m razie m ogę w y p stry k ać k ilk a film ów, a p o te m go sp rzed ać czy k o m u ś dać. J u tro o p u szc zam ju ż nie tylko to piękne m iejsce, ale cały H i m a c h a l P rad e sh i jad ę a u to b u se m do A m ritsa m , a po ju trze, ja k w szystko d o b rze pójdzie, w y jeżdżam z Indii. Z m ieniając tem at: ja k dobrze przejść n a jak iś czas n a eu ro p ej skie żarcie. W czoraj w ieczorem u M ary i M eeniego była pyszna z u p a p o m id o ro w a z g rz a n k a m i zap iek an y m i z praw dziw ym se rem , a dziś ra n o dom owej ro b o ty gofry z jo g u rte m . T utaj n a to m ia s t m a m razow y chlebek.,. Ciągle jeszcze M cLeod G anj. W czoraj ta k pięknie, a dzisiaj szaro i ulewa. N ie w ygląda, jak b y m iało w n ajb liższy m czasie p rz e stać p ad ać, więc nie pozostaje m i nic in n eg o ja k spakow ać się i r u szać p o m im o d zik iego deszczu. Jestem w łaśnie po śniadanku. - ty b e ta ń s k a o w sian k a z b a n a n a m i przy g o to w an a i serw ow ana przez ty b e ta ń sk ic h m nichów , któ rzy p ro w ad zą guest borne. S traszn ie tu m iło. A m ritsar. Z ło ta Św iątynia. Ju ż p o p o łu d n ie. N iesam o w ita s ta r sza k o b ieta z L itw y ju ż o d d łu ższeg o czasu naw ija m i dziw ne rze czy. Po rusku!!! M ieszka w In d ia c h ju ż od k ilk u lat, bez grosza, b ezd o m n a, z to ta ln ą obsesją n a p u n k cie Sai Baby, a p o za ty m a r ty stk a i psycholog. N am alo w ała sik h o m k ilk a obrazów ich p o
#
188 ^
m niejszych g u ru , d lateg o po zw alają jej zo stać dłużej. P a trz ą c n a zdjęcia Sai Baby d o staje dziw nych drgaw ek. D osłow nie w idać jej serce w yskakujące z piersi. N apraw dę szo k u jąca p o stać. Z ło ta Ś w iątynia. W p o rz ą d k u - t u sp ę d z iła m m oją pierw szą i t u sp ę d z a m m oją o s ta tn ią noc w In d ia c h . C hociaż u p a ł je st p a sk u d n y i nic nie ró w n a się ze sp o k o jn ą D h a ra m s a lą i p ię k n ą o k o licą, to m iło je st w rócić w to sam o m iejsce. Jak zw ykle p ełn o je st przybyw ających z ró żn y ch s tro n sikhów . Z głośników rozlegają się n ieustające śpiewy św iąty n n e, je d n a k p o m im o tłu m u p ielgrzy m ów p anuje szczególnie sp o k o jn a atm o sfera. K olacja w darm ow ej św iątynnej ja d ło d a jn i, te sam e cz ap ati i dahl. A ju tro p o w in n a m być ju ż w P akistan ie.
1-12 MAJA
PAKISTAN
Początek d ro g i pow rotnej. O p u szczam Indie. N ie w iem w ła ściwie, ile d n i m a kwiecień, ale jeżeli trzydzieści, to dzisiaj jest ju ż pierw szy m aja - św ięto p racy zresztą. D ow iem się n iedługo z d a ty n a pieczątk ach w paszporcie. Piętnaście po ósmej siedzę ju ż w au to b u sie do Wagi, m iastecz k a przy p ak istań sk iej g ra nicy. A utobus n a razie pusty, więc m in ie tro ch ę czasu, z a n im r u szymy. W szystko jest o tyle prostsze, jeśli było się tu ju ż wcześniej: nie trzeba szu k ać noclegu a n i się targow ać. Wie się, co gdzie jest i ile zapłacić rykszarzow i. R an o po szłam do św iątynnej jad ło d ajn i - nie m ogę pow iedzieć „stołów ki”, bo nie m a ta m stołów - n a śn iad an ie. T ak jak sześć m iesięcy tem u byłam zachw ycona, ta k teraz nie m ogę ju ż patrzeć n a dabl i czapati, a h erb ata sk ład a się chyba w yłącznie z cu k ru . Ale nic to, m a m jeszcze o s ta tn ią praw dziw a razow ą b u łkę z D h aram sali. T eraz ju ż tylko aby do P ak istan u , m oże u d a m i się u n ik n ą ć wątpliwej przyjem ności sp ęd zen ia nocy w Lahore, jeśli b ę dzie jak iś nocny p o ciąg do Islam ab ad u . W tym m om encie jestem spocona ja k mysz i w ykończona po w szystkich dzisiejszych przejściach. Przejściach n a przejściach gra nicznych. O dw iedziłam co najm niej dziesięć miejsc, gdzie spraw dzają p aszp o rt i w pisują wszystkie m ożliwe d an e do m asy ksiąg. Półgłów kowi urzędnicy, ledwo um iejący czytać czy pisać, a poza ty m każdy próbuje oszukać czy wyłudzić pieniądze. S korum pow ana ludność. S p o tk ałam tam sym patycznego W alijczyka z przem iłym akcentem , więc przechodziliśm y przez to wszystko razem . Po stronie indyjskiej k azan o n am zadeklarow ać wszystkie pieniądze. Indyjskie rupie też.
Podobno nie w olno ich wywozić, trzeba je więc w ym ieniać natych m iast n a pakistańskie, oczywiście po złodziejskim kursie, dlatego każdy próbuje nie deklarować. Walijczyk nie m a szczęścia do pienię dzy, traci je n a prawo i lewo. Teraz też nie zadeklarow ał swoich rupii i wpadł. Celnicy znaleźli dwieście rupii, które n aty ch m iast zarekw i rowali. D w a razy też m usieliśm y opróżnić bagaże. Po pakistańskiej stronie celnicy sam i się zaofiarow ali, że w ym ienią pieniądze po lep szym kursie, więc w ym ieniliśm y tylko p o to, aby dowiedzieć się, że poza przejściem granicznym oferują jeszcze lepszy kurs. N o cóż... O czyw iście p ró b o w an o n a s też o szu k ać w m in ib u sie od g ra nicy. N o rm a ln ie p rzejazd k o sztu je dwie tu p ie, ale ja k d la nas dziesięć. Ja się n ie d a ła m , tylko W alijczyk przepłacił, D o sta ła m za to m iejsce n a d ach u . Lahore. P rzyjechaliśm y t u ra zem z W alijczykiem , a teraz p rz e siad am y się d.o p o c ią g u jadącego n a północ, do R aw alpindi, rz u t k am ien iem o d Islam ab a d u . P o w in n iśm y dotrzeć ta m w ieczorem . Nie u d a ło n a m się zdobyć rezerw acji, więc tłoczym y się o k ru tn ie w strasz n y m u pale. M a m nadzieję, że n a p ó łn o cy będzie lepiej. W k ażd y m razie dobrze, że o p u szczam y ju ż to p a s k u d n e m iasto. Isla m a b a d być m o że jest ta k sam o p ask u d n y albo jeszcze bardziej, ale m u szę złożyć p ap iery o wizę ch iń sk ą. M a m tylko nadzieję, że nie będzie pro b lem u . P rzeklęty P ak istan . W ieczorem przybyliśm y d o R aw alpindi. R ussel, W alijczyk, m iał adres jak ieg o ś hotelu, k tó ry k to ś m u p o lecił. O d ra z u zo staliśm y dosłow nie n ap a d n ię ci przez tak só w k a rzy, żądających 100 ru p ii za k u rs o d dw orca do h o telu , o statec z nie sch o d ząc do 50. S pytany o drogę p o licjan t p o tra fił tylko p o wiedzieć: fifty rupees. W reszcie u d a ło n a m się złapać a u to b u s, k tó ry w yw iózł n as za daleko, bo ulica, gdzie m iał być te n hotel, ciągnie się po n o ć p rzez dw adzieścia kilom etrów . Po g o d zin ie jazdy, p a d nięci, sp oceni, w y kończeni w ylądow aliśm y w k o ń cu - dzięki p o m ocy jakiegoś P ak istań cz y k a - w in n y m ta n im h o telu . T a n im w p o ró w n a n iu z in n y m i, bo tylko za 120 rupii. O czyw iście p rze ścierad ła chyba nig d y nie były p ra n e, n a szczęście m a m swój śpi wór. Poszliśm y cos zjeść. W ybór o g ra n ic zał się do k ilk u b ru d n y ch restau racji z w iszącym i p rzed wejściem k u rc zak a m i. Co było ro
4
192#
bić? Z am ów iliśm y lassi, w arzyw ka i ryż. Ryż o k az ał się być cbicken pulao, a ra ch u n ek - 60 rupii!! Po w y k łó cen iu się z m a n a g e re m za płaciliśm y 40 i m ając ab so lu tn ie dosyć, w róciliśm y do h o telu . Tu do p ó ź n a w nocy gdzieś w p o b liżu n aszeg o p o k o ju w łączony był n a cały głos telewizor, a o p iątej ra n o w szyscy chyba zaczęli w staw ać, bo n a k o ry ta rz u rozlegały się h ałasy i k rzy k i, a nasze jed y n e o k n o w ychodzi w łaśnie n a k o ry tarz. P iękne p rz y w ita n ie P a k ista n u . K ocham P ak istan . Dzisiejszy d zień n a d ra b ia z n ad w y żk ą k o sz m ary wczorajszego d n ia i nocy. N ajpierw au to b u s z P in d i do Isla m abadu. Islam ab ad to duże, ale zask ak u jąco czyste, p rz estro n n e i prawie europejskie m iasto . N a szerokich d ro g ach m o ż n a sp o tk ać nie ryksze, rowery, m o to ry i krowy, ale zw ykłe sam ochody. Pierw sza profesjonalna i p o m o c n a rzecz: in fo rm ac ja turystyczna. D o sta liśm y m apy oraz ogólne w prow adzenie, s ta m tą d też zad zw o n iłam do am basady chińskiej. Wcześniej d o w ied ziałam się, że dziś św ięto i a m b a sa d a jest za m k n ię ta , ja k rów nież ju tro i pojutrze, co o zn acza łoby czekanie trzy d n i n a sam o złożenie papierów plus kolejne trzy n a odebranie wizy. U dało m i się je d n a k dodzw onić i dowiedzieć, że je d n a k jest o tw arta . Szybko więc w a u to b u s, a następ n ie w ta k sówkę. Ryksz tu nie m a. Pierwszy cu d - tak só w k arz nie m ia ł wydać z 50 rupii, więc stw ierdził że za d a rm o ok, no problem. Chwilę p o tem w ydarzył się jeszcze w iększy cud. U dało m i się dojechać d o a m b a sady chińskiej n a go d zin ę p rzed zam knięciem . W y p ełn iłam fo rm u larz i d o stałam kw itek, że m a m zgłosić się po odbiór za pięć dni. Je d n a k m iły uśm iech plus zapew nienie, że napraw dę p o trzeb u ję tej wizy w krótce, i to b ard zo , please, przek o n u ją chińskiego u rzęd n ik a. N a m iejscu wbija m i do p a sz p o rtu u p ra g n io n y stem pel. Nie pobiera naw et opłaty za ekspresow y term in. O d ra z u życie wydaje się pięk niejsze i prostsze. Z yskałam pięć dni, ju tro m ogę ru szać dalej. W ty m m om encie jestem w tourist camp, obo zo w isk u d la tu ry stów, M iłe, zielone m iejsce, drzew a p lu s ro sn ą ca d o o k o ła ganja. M o ż n a spać n a p o d ło d z e w zatło czo n y m pom ieszczen iu za p ięt naście ru p ii lub n a z e w n ątrz za... trzy rupie! W szystko dzisiaj ta kie łatw e i tak ie piękne. Poza ty m k u p iliśm y z R ussem w arzyw ka i jesteśm y w łaśnie p o pysznym p o siłk u z gotow anych ziem n iak ó w i olbrzym iej, przepysznej surówki..
Z w izą c h iń s k ą w paszporcie ru sz a m powoli n a północ. R ano p o b u d k a. W śród zieleni i śpiew u ptaków . Spakow aw szy się, o pusz czam już tourist camp, R ussa oraz całe m iłe m iędzynarodow e tow a rzystwo. Ludzie przeróżni, ze w szystkich stro n św iata, n a przykład jad ący w łasnym vanem z Anglii do In d ii Anglicy. P odobnie nie m iecka ro d z in a z dw iem a córkam i, cudnym i blondyneczkam i. In n a angielska p a ra zm ierza n a row erach z Turcji do In d ii - ja d ą ju ż o d trzech miesięcy. Dwaj Czesi, których sp o tk ałam wcześniej w am ba sadzie w D elhi, robią tę sam ą trasę, co ja, choć m u szą czekać, bie dacy, n a w izę c h iń sk ą pięć d n i. Zjeździli wcześniej ca łą południow a-: -w schodnią Azję plus Indie. Stopem ! D o tego jest jeden Irańczyk i je d en M u rzy n - naw iedzeni, now o n a ro d z e n i chrześcijanie. P ak ista ń czycy nie m ają w stępu n a tourist camp. W strętna dyskrym inacja. Z d ziesięcio m a o s ta tn im i ru p ia m i o p u śc iła m to m iejsce łu d ząc się, że w y m ienię gdzieś p o d ro d z e czeki p o d ró ż n e, je d n a k dzisiaj p iątek, a więc w szystko za m k n ię te . Tutaj p iątek to ja k n a sz a nie dziela, jed y n y o tw a rty p u n k t to w sp a n ia ła p ie k a rn ia fran cu sk a. K u p iłam razow e b u łk i i ciastk o z m orelam i, a do tego w ym ienili m i dziesięć dolarów , ta k że m o g łam ruszyć dalej. Jestem w ty m m om encie jak ieś dwie godziny d ro g i n a północ. A bbottabad. M iłe schronisko młodzieżowe. Z upełnie puste. O pie kuje się n im przem iły pan, starszy m u zu łm an in , który m ieszka tu z m ło d ą żo n ą i m łodym i dziećm i. D ostałam czysty dw uosobow y p o kój z dyw anem i łazienką! Jest tu jeszcze pełno pustych pokoi i dorm itoriówj ale gdy przyszli czterej p akistańscy studenci, m e zostali w pusz czeni ze względu n a m nie. Tutejszy regulam in nie pozw ala przebywać w sch ro n isk u jednocześnie m ężczyznom i kobietom . W k o ń cu to m u zu łm ań sk i kraj. M iałam szczęście, że schronisko było puste, ale p an m i wyjaśnił, że gdyby byli tu wcześniej mężczyźni, to i ta k nie zosta wiłby m nie n a lodzie. Jego obow iązkiem byłoby osobiście znaleźć m i hotel i jeszcze za niego zapłacić. P oza tym zaprosił m n ie n a lunch, a wieczorem n a obiad do dom u, no i w ogóle oboje z żo n ą nam aw iają m nie, żebym zo stała tu dłużej. Nie chcą nawet słyszeć, że ju tro jadę. J e d n a k w y ru sz a m w d alszą po d ró ż. N a p ó łn o c prow adzi tylko je d n a d ro g ą, w spinająca się sto p n io w o coraz wyżej aż do gór K a
l l 194 #
ra k o ru m . Z o k n a a u to b u su , a raczej m in ib u s u p o d ziw iam w idoki, z m in u ty n a m in u tę co raz bardziej zapierające d ech w piersiach. Zaczęło się ch m u rzy ć i k ra jo b raz s ta ł się groźny, ale z p rz eśw itu ją cym zza czarnych c h m u r słońcem , rzu cający m tajem n icze św iatło, w szystko w ygląda nie z tej ziem i. D ro g a jest w ąska i k rę ta . Z je d nej stro n y d o lin a, w d o lin ie w ijąca się rzeka, spływ ające z g ó r s tr u m ienie, olbrzym ie w odospady, często spad ające w p ro st n a jezd n ię. C zasem sp ad ają też k am ien ie z gór. K ilk a sp ad ło praw ie n a nasz au to b u s, kierow ca d o d a ł g azu i ledw o w yszliśm y z p o ślizg u . Parę razy m am y d łu ższe posto je n a oczyszczenie drogi, a o p ró cz tego re g u la rn e p rz y sta n k i n a czas m u z u łm a ń s k ie j m odlitw y. T ak a p o d ró ż w ym aga d u ż o czasu i jeszcze więcej cierpliw ości, ale je s t n ie z a p o m n ia n y m przeżyciem . W m in b u sie op ró cz m n ie jedzie dziesięć p a k is ta ń s k ic h kobiet. N a p o c z ą tk u nie w id ziała m ich tw arzy, b o w szystkie były je d n a kow o zasłonięte, do p iero kiedy ru szy liśm y i w yjechaliśm y z m ia steczka, zdjęły zasłony. P o m im o b ariery językowej za p rzy jaź n iły się b a rd z o ze m n ą , a w B esham zap ro siły n a lu n ch , ta m też z n a la zły m i ro d z in k ę , u k tórej m ogę się zatrzy m ać . T ak więc nie p o trz e buję naw et Servasu, aby m ieszkać u ro d z in . C iem no, a m y ciągle w dro d ze. O k azu je się że d ro g a do Gilgit, gdzie p lan o w a ła m dojechać ty m au to b u sem , jest chw ilowo zab lo k o w an a p rzez law inę, w zw ią zk u z czym zatrzy m u jem y się w C hilas. Z ostaję z a p ro sz o n a do m ieszkającej tu ro d z in k i z m a łym dzieckiem , p o zn a n ej w au to b u sie. Jeszcze tylko w ędrów ka przez deszcz i b ło to w to taln y ch ciem n o ściach , ale w k o ń c u d ocie ra m y p rzed p ó łn o c ą n a miejsce. R o d z in k a , k tó ra m n ie zap ro siła, to facet w m o im w ieku, jego sie d e m n a sto le tn ia ż o n a (oboje w yglą dają, jak b y m ieli co n ajm n iej pięć la t więcej) i 15-m iesięczny synek, ch o ry n a biegunkę. Ciągle p a d a i za czy n a grzm ieć, nie wiem , czy ju tro b ędę w s ta nie ruszyć dalej. D ro g i zam ien iły się ju ż pew nie w potoki... Rzeczywiście, d ro g a do Gilgit jest zablokow ana przez s tru m ie nie w ody i obsuw ające się z gór głazy, ale przynajm niej p rzestało ju ż padać, więc jest szan sa, że ju tro się s tą d w ydostanę. A tym czasem , dzięki kaprysom pogody, m ia ła m okazję doświadczyć życia w m a łej, górskiej, pak istań sk iej wiosce. K rajobraz d o okoła niesam ow ity,
#
195 #
piękne góry z ośnieżonym i szczytam i tonące w c h m u ra c h i we mgle, szkod a tylko, że zero słońca i przez w iększość d n ia padało. D opiero gdy trochę przestało, p o szłam z ch ło p cam i n a spacer w zdłuż s tru m ien ia podziw iać okolice. P rzyłączyła się do nas d ziec iarn ia z w io ski, nazryw ałi d la m n ie jakichś dziw nych owoców. W yglądają tro chę jak m aliny, tylko że są białe lu b czarne i rosną n a drzew ach. O d w iedziłam też z m oim gospod arzem , A bdulem , je d n ą z okolicznych chat. Prawie cała w ioska co je d n a ro d zin a. S am i kuzy n i, wujkowie i ta k dalej. W iększość z nich to b ard zo prości ludzie, m ieszkający w prym ityw nych ch atach z górskich kam ieni. Podczas deszczu p o d łoga z a m ie n ia się w błoto, ta k też było w k u c h n i u A bdula, gdzie sie dzieliśm y wszyscy grzejąc się przy o g n iu podczas długiego przygo tow yw ania czapati. A bdul m a siedem sióstr (m iał osiem , ale jedna, 17-łetnia, zm a rła niedaw no n a chorobę serca) i b ra ta rów nież w tej wiosce, a każde z n ich m a całą g ro m ad k ę dzieci. Kiedy dotrę ju ż do Gilgit, m ogę się ta m zatrzy m ać u jego najstarszej siostry. Cieszę się strasznie, że w ypadł m i tu ta j postój. D opiero m ieszkając z ro d z in k ą zobaczyłam , ja k in n y jest ten kraj o d Indii. D zisiaj m in ib u s zdecydow ał się ruszyć do G ilgit. J u ż p o łu dnie. I w k o ń c u p ięk n a, sło n eczn a p o g o d a, co o niczym zresztą nie świadczy. O k azu je się, że d ro g a ciągle jeszcze nie jest przejezdna. To ju ż d ru g i n iep lan o w an y p rz y sta n ek - n a pierw szym po p ro stu odw alo n o ręcznie olbrzym ie głazy blokujące drogę, ale ty m razem za p o w iad a się n a d łu ż s z y postój. D łu g a kolejka ciężarów ek, jeepów i vanów. C zekam y i patrzym y, ja k b u ld o ż e r spycha z d ro g i w prze paść n a g ro m a d z o n ą przez law inę ziem ię, k am ien ie i głazy. To n a praw dę n iesam o w ity w idok, d o tego odgłos lecących k ilk ad ziesiąt m etró w w d ó ł k am ien i, pociągających za sobą now ą law inę i k o ń czących z w ielk im p lu sk iem w płynącej w dole rzece. K ierow ca m o jego v a n a tra c i w k o ń cu cierpliw ość, każe w szystkim zabrać m an a tk i i stw ierd za, że w raca do C hilas. R atu ją m n ie dwaj p o z n a n i tu ta j Anglicy, pracu jący w P ak istan ie. J a d ą w łasnym jeep em i m ó w ią, że m ogę się z n im i zabrać. N a razie pozostaje czekać, kiedy o d b lo k u ją drogę. Co nie w iadom o, kiedy n astąp i, ale m iejm y n a dzieję, że jeszcze dzisiaj. P rzynajm niej p o g o d a je s t w p o rz ą d k u , a k ra jo b raz d o o k o ła - jeszcze bardziej.
4
196 #
Po k ilk u g o d z in a c h wreszcie ru szam y, d ro g a je s t z n o w u p rz e je z d n a , chociaż z pionow ej sk aln ej ścian y ciągle o b su w ają się m ałe kam yczki, nie w iad o m o kiedy m ające z a m ia r p rzek ształcić się w śm iercio n o śn a lawinę. U daje n a m się przejechać. W idoki po d ro d z e są coraz bard ziej zachw ycające, ch o ciaż zm ien iły się k o lory: z wcześniejszych zieleni n a b rą zy i szaro ści sk alisty ch gór, k a m ieni, rzeki... Tylko szczyty śnieżnobiałe. W ieczorem docieram y do Gilgit. Ta p o d ró ż zajęła m i cały prawie dzień, chociaż n o rm a ln ie jedzie się tylko dwie i p ó ł g o dziny z C hi las. P od o trzy m an y m adresem b a rd z o serdecznie przyjm uje m nie prz em iła p a k is ta ń sk a ro d z in k a siostry A bdula. R ozpiętości wie kowe są niesam ow ite. Jej m ąż w y gląda n a co najm niej pięćdziesiąt lat, a jej najm łodszy, dziesięcioletni b ra t jest w ujkiem jej synów: szes nasto-, czternasto- i jed enastoletniego, o raz dw uletniej córeczki. Gilgit. Sam o m iasteczk o to nic szczególnego, ale z każd ej stro n y w idoki piękniejsze je d e n o d drugiego. Nie wiem , ja k to m ożliw e, ale m ów ią m i, że to jeszcze nic i że n ajlep sze dopiero p rz ed e m n ą, w dalszej części d ro g i d o C hin. Jak d o b rze pójdzie to ju tr o alb o p o ju trz e p ojadę z p o z n a n y m i A n g lik am i d o m ałej w ioski w gó rach po d ro d z e do S k a rd u , gdzie jest m a ła elek tro w n ia w o d n a, w k tó rej p ra cu ją razem z jed n y m P ak istań czy k iem . Obydwaj są in ż y n ie ram i, przyjeżdżają tu co ro k u n a p arę m iesięcy, m ają do dyspozycji rządow y sam o ch ó d z kierow cą. P o d o b n o ta w ioska to p rzep ięk n e m iejsce. M oi g o sp o d arze za p rasz ają „m oich” A nglików , P etera i A lana, n a herbatę. W szystkie kobiety w d o m u n a ty c h m ia st zak ry w ają głowy c h u sta m i i. z n ik a ją w k u c h n i. P rzy g o to w u ją p o cz ęstu n ek , k tó ry je d n a k zostaje p o d a n y przez syna, a do k o ń ca w izy ty one sam e p o zo stają z a m k n ię te w k u ch n i. C hcieliśm y zab rać n a tę w ycieczkę k ilk u n a s to le tn ią córkę go sp o d arzy , ale w tej sy tu acji o w sp ó ln y m w yjeździe n ie m a n aw et mowy. Jeżeli m u z u łm a ń s k ie kobiety o d d alają się o d d o m u bard ziej n iż d o p obliskiego sklepu, to w yłącznie w tow arzystw ie m ęża lu b rodziny. Ciężko tro c h ę z ro z u m ie ć n iek tó re różnice k u ltu ro w e. D zisiaj m iły d zień w Gi lgit, ro d z in k a strasz n ie o m n ie dba. M ó w ią, że p rz y p o m in a m im z m a rłą w zeszłym ro k u siostrę, p o d o b n o
4
197#
m a m id en ty czn e dłonie. To sam o u sły szałam ju ż w C hilas... W k a ż dym razie k a rm ią m n ie t u w ybornie, a trz e b a p rzyznać, że g o tu ją super. P ieką n aw et razow e bu łeczk i n a śn iad an ie . O czyw iście, t u taj tylko kobiety n o n sto p g o tu ją, zm yw ają, za m ia ta ją , piorą, p ra sują i zn o w u g o tu ją , zm yw ają i ta k dalej. C ały dzień. M ąż i synowie nie z b ru k a ją się przecież k u c h e n n ą robotą... Po p o łu d n iu p o jech a łam z P eterem zw iedzić jask in ię. Peter skończy n ie d łu g o 50 lat, ałe w y g ląd a i zachow uje się o wiele m ło dziej. M a w A nglii córkę w m o im w ieku i k ilk o ro w nuków . Nie wiem , ile la t m a A lan, ale to n ajb ard ziej leniw y facet, jakiego s p o tk a ła m - w yłącznie je i śpi. N ic dziw nego, że m a w ielki brzuch. O czyw iście nie p ojechał z n a m i do jaskini, Nie wie, co stracił, Po d ro d z e za trzy m aliśm y się przy w ykutej w ysoko w skalnej ścianie p o staci stojącego B uddy17. Dosyć to niesam ow ite. Wreszcie jask in ia. Z m iejsca, gdzie zaparkow aliśm y, nie w ydaw ała się ta k a wielka. Ale p o dejście ta m po stra sz n ie stro m y m zb o c zu z obsuw a jącą się ziem ią i k a m ie n ia m i zajęło n a m z pół godziny. G ro ta o k a zała się n iesam ow itej wręcz w ielkości. Sam o wejście o g ro m n e n i czym wieżowiec, a o b o k w o d o sp ad - spadający z olbrzym iej w yso kości cienki s tru m ie ń wody. W śro d k u znow u b a rd z o scrom e p o dejście po obsuw ających się k am ien iac h , z k ap iącą n a głowę w odą. D o szliśm y do sam ego końca. S am o w nętrze ja sk in i plus w idok w dół w y n a g rad za ją cały tr u d w spinaczki. Zejście jest jeszcze b a r dziej niebezpieczne. Parę razy o m ało nie ześlizgnęłam się w p rz e paść razem ze staczającym i się k a m ie n ia m i, ale i ta k uw ażam , że w arto było, P rzep ięk n a p o d ró ż jeepem w z d łu ż rzeki S k ard u do o d d a lo nej o k ilk a g o d zin w ioski n a w ysokości 3500 m etrów , gdzie nie docierają tu ry ś c i i gdzie dopiero nied aw n o z a ło ż o n o elektrow nię w o d n ą, p ro d u k u ją c ą elektryczność d la okolicznych wiosek. W i d o k i jak zw ykle nieziem skie: niezw ykłe skały, szare góry, w o d o spady o ra z olbrzym ie ośnieżone szczyty. Daje się lekko odczuć zm ian ę w ysokości. Kiedy Peter, A lan i Z achore w dają się w szcze gółowe tech n iczn e dyskusje o tu rb in a c h i innych m aszy n ach elek 17
Chodzi o Kargah i posąg stojącego Buddy z VII-VIII wieku.
#
198 #
tro w n i, w ybieram się n a spacer k a m ie n is ty m i d ró ż k a m i w z d łu ż płynącej w dole rzeki. P o tem idę n a d ru g i spacer - tym ra z e m z Pe terem i w szystk im i ch ło p cam i z w ioski p o d ąż ający m i za n a m i, ale w bezpiecznej odległości. P eter p o k az u je im różne sz tu c z k i i trik i, a dzieciaki to uw ielbiają. U m ów iliśm y się, że aby nie szokow ać lu dzi z w ioski, b ęd ę u d aw ać córkę Petera, p o d ró ż u ją c ą p o P a k ista n ie z tatu siem . C óż - m u z u łm a ń s k i kraj. H u n z a. P o ż e g n a ła m się ra n o z „cacusiem ” i ru sz y ła m dalej. M iło jest m ieć czasem troskliw ego ta tu s ia . R an o p o d a ł m i do łóżka k u b ek gorącej czekolady, a n a d ro g ę za o p atrzy ł m n ie jeszcze w m asę przy sm ak ó w przyw iezionych z A nglii. M in ia tu ro w e żó łte serki, ciasteczka, czekoladki... O d jeżd żając cz u ła m się, jak b y m n a praw dę że g n ała się z k im ś b lisk im . W szyscy tu o m n ie straszn ie d b ają - ch ciałam zejść pieszo do głów nej d ro g i ale z o s ta ła m o d w ieziona jeepem i w sad z o n a do v a n a jad ąceg o do G ilgit. T am z ła p a ła m n astęp n eg o v an a, jad ąceg o do H unzy. P rzepiękne w idoki psuje je d n a k p o g o d a. Prawie zero sło ń ca, szaro, ch m u rzaście, nie w idać naw et sły n n eg o szc zy tu R a k a p o sh i (7800 m n.p.m .) C h ciałam z a trz y m a ć się w K arim ab ad zie, stolicy H u n z y - tu nie m a ju ż rm ast, n aw et m iasteczek , a sto lic a o zn a cza k ilk a ch a t i h o teli - ałe m ój v an je c h a ł do p obliskiej w ioski G anesh. Kierowca w y sad ził m nie n a ro z d ro ż u i stw ierdził: 10 minutes walking. Czyli sp acer z plecakiem p o d górę. O czek iw ałam je d n a k czegoś o d ro binę w iększego, a tu nic - w ąska d ro g a, góry, góry, k ilk a chat... W k o ń cu p o szłam chyba tro ch ę nie tędy, co trzeba, a nie było naw et kogo zapytać, bo sk o ń czy łam w ja k iś p u stk o w iu , p o m ięd zy p ły n ą cym s tru m ie n ie m i zb oczem góry. D o szła m do w o d o sp ad u i k o niec, dopiero w ysoko n a d w o d o sp ad em był m ost, jak aś d ro g a i b u dynek. Być m oże h o tel. Jedyne wyjście - przeskoczyć ja k o ś s tr u m ień (nie ta k a p ro s ta spraw a z ciężk im plecakiem n a plecach, ałe jak o ś m i się ud ało ) i w spiąć się n a górę. R zeczyw iście, b u d y n ek o k az ał się hotelem , a ja w p ełn i sobie n a niego zasłu ży łam . A k u ra t zd ą ży łam , gdy zaczęło się w łaśnie ściem niać. B ardzo nowe, czyste jeszcze m iejsce, ch o ciaż zim n e p a s k u d n a po g o d a. Ałe d o s ta ła m g o rącą herb atk ę, w iad ro ciepłej w ody (bo trze b a się czasem um yć) i g rzejn ik do pokoju. H o tel na-
% 199 #
żyw a się „Ideal View H o tel” i w p e łn i n a tę nazw ę zasługuje. M am s tą d w idok n a o śn ieżo n e szczyty, szare skały, czarn y lodowiec, zie lo n ą dolinę, fo rt A ltit, a p rzy n o rm a ln e j pogodzie - ta k ż e n a szczyt R ak ap o sh i. Z p o k o ju słyszę szu m iąc y w odospad. P iękne, re la k su jące m iejsce, nie m a tu jeszcze turystów , bo sezon z a czy n a się d o piero w czerw cu. Ju tro ru s z a m ju ż d o S u st - p a k ista ń sk ie g o przejścia gran icz nego. M am n adzieję, że d ro g a d o C h in i ch iń sk ie przejście g ra niczne są o tw arte. R ano. W ioska G anesh, sk ąd o nieokreślonym czasie m a odjechać au to b u s do Sust. Tu nic nie m o ż n a przew idzieć - w m o im h otelu p o wiedzieli m i, że au to b u s przyjedzie o dziew iątej, więc zerw ałam się rano, żeby zdążyć. Zejście do w ioski trw ało p o n a d pól godziny. Tu okazało się, że au to b u s m a przyjechać m iędzy je d e n a stą a d w u n a stą, a p o za ty m n astra szo n o m nie, że d ro g a do C hin z S ust do K hunjerab Pass jest niep rzejezdna z pow odu blokujących ją lodowców i obsunięć ziem i. N ik t je d n a k nie w iedział dokładnie, wszyscy p o d a w ali sprzeczne inform acje. W k o ń cu człowiek, k tó ry zaproponow ał m i przy okazji uczenie angielskiego w tutejszej szkole przez k ilk a miesięcy, zad zw o n ił do S ust i dow iedział się, że „podobno d ro g a jest o tw a rta ”. N a szczęście. Teraz tylko czekać n a autobus. Siedzę więc sobie w restauracji z w idokiem n a całą wioskę, ośnieżone góry oraz drogę, k tó rą - m iejm y nadzieję - przyjedzie kiedyś au to b u s. Sust. O s ta tn ia p a k is ta ń s k a w ioska, a właściwie ty lk o k ilk a ch a t i ho telik ó w p rzy d ro d ze. W czoraj a u to b u s dow iózł lu d zi do m iej sca, gdzie lodow iec zablokow ał drogę. Po obejściu lodow ca pieszo przesiedliśm y się do jeepa, k tó ry przyw iózł n as tu taj. C zekam tu więc ju ż o d w czoraj n a tra n s p o r t do C hin, ale w a ru n k i na. d ro dze u n iem o żliw iają przejazd. N ie tylko ja ta k czekam , jest t u k il koro lu d zi z różnych krajów, robiących p o d o b n ą trasę. N iektórzy czekają o d ty g o d n ia. Jest też g ru p a starych, b ro d a ty c h U jgurów w d łu g ich czarnych p łaszczach i w ysokich k o zakach. O d k ilk u d n i sied zą n a sw oich to b o łk a c h i cierpliw ie czekają. W n o cy po p ro stu k ła d ą się n a nich, w d zień zn o w u siedzą. Trzy jeepy, k tó re wczoraj w yjechały do C h in , jeszcze nie wróciły. Były zarezerw ow ane trzy
4
200#
m iesiące wcześniej. Praw ie z a b ra ła m się z n im i, ale... D w a jeepy, w iozące w ycieczki sin g a p u rsk ic h k o biet, m iały dw a m iejsca wolne, ale zbyt w ygodne b o g ate tu ry s tk i się nie zgodziły. T rzeci jeep byl p ełen P akistańczyków , a ci z kolei, p o m im o , że było dw a razy w ię cej pasażerów n iż m iejsc, z a p rasz ali m n ie, żebym je c h a ła z nim i. N o ale nie było ta m n ap raw d ę o d ro b in y m iejsca, ta k więc p o z o sta ło czekać do n a stę p n e g o d n ia. Przyjechał w k o ń cu jak iś m inibus, k tó ry decyduje się nas zabrać do C hin. A przynajm niej do najbliższego lodowca czy obsunięcia ziemi - w razie czego czeka n as obejście przeszkody i przesiadka. Z o baczymy. Ładujem y się do niego wszyscy: i my, biali, i Ujgurowie, i ru szamy. Powoli, po krętej, wąskiej drodze, ciągle po d górę. Przez k ilk a pierwszych godzin jest spokojnie, p o tem robi się coraz ciężej, zim no, do tego jest coraz więcej śniegu. D ocieram y n a wysokość 4300 m n.p.m ., jakieś siedem naście kilom etrów o d K hunjerab Pass. Tu m iała być przesiadka z m in ib u su do jeepów, bo tę trasę m ogą tylko pokonać a u ta z napędem czterokołowym , Jed n a k nie widać żadnych jeepów i p o próżnym czekaniu n a m rozie kierow ca zdecydował się spróbo wać jechać dalej. W okół sam e kam ienie, skały, góry i śnieg. Szaro, b rą zowo, biało. Zero zieleni. Brniem y więc z m ozołem aż do m o m en tu , kiedy m in ib u s zakopuje się w śniegu i napraw dę nie jest ju ż w stanie przejechać ani m etra. A jesteśm y ju ż p o d o b n o tylko trzy kilom etry od szczytu, od. najwyższego p u n k tu w ja k im w życiu byłam (około 4730 metrów). Kolejne trzy kilom etry za szczytem jest chiński p u n k t gra niczny. M inibus w raca do Sust. Ale n ik t nie chce ram wracać... „Z achodnia” część pasażerów decyduje się kontynuow ać p o dró ż pieszo. Kierowca puszcza nas dopiero po p o d p isan iu przez nas ośw iadczenia, że w razie naszej śm ierci nie będziem y rościć pre tensji ani do niego, an i do p ak istańskiego rządu. Z ak ład am y w ar stwowo wszystkie możliwe u b ra n ia i powoli ruszamy, b rn ąc po ko la n a w śniegu. Ju ż po chwili zdajem y sobie sprawę, jak szalone jest to przedsięwzięcie. Zachciało n a m się przygody. O prócz śniegu d o okoła nie widać nic, robi się coraz zim niej, wieje wiatr, wciąż p ad a śnieg, ciężko się oddycha rozrzedzonym n a tej wysokości powie trzem , każdy krok to potw orny wysiłek. Zostały jeszcze m oże trzy godziny św iatła dziennego. R ozpatrujem y nasze szanse. N a dzie sięć osób m am y dw a dw uosobowe nam ioty, ktoś m a turystyczną
H 201
#
kuchenkę, k to ś trochę prow iantu. W m om encie gdy zaczynam y ża łować naszej szalonej wyprawy, z zam ieci śnieżnej wyłaniają, się trzy jeepy wracające z C hin do P aitistanu. Jesteśm y uratow ani. Zabieram y się z nim i z pow rotem do Sust. Wszyscy oprócz dwóch A m erykanów i jednej A m erykanki, którzy zdecydowali się kontynuow ać marsz. Szaleńcy. Ale m ają n am iot, k uchenkę i prow iant, m oże przeżyją. Ale nic jeszcze nie oznacza, że jesteśm y u ra to w an i. N a razie jeepy ro b ią p o ślizg iem przez śn ieg k ilk a do k ilk u n a s tu m etrów , po czym z a k o p u ją się d o połowy. K ierowcy chw ytają za ło p aty i n a stępuje o d śn ieża n ie, popychanie, w yciąganie,,. Piszę te słow a sie dząc w trzecim , o s ta tn im jeepie, praw ie zam arzając. P rzede m n ą jest d ru g i za k o p an y jeep, a pierw szego nie w idać. Tylko ten pierw szy n a m a k o lach łań cu ch y przeciw śniegow e, d ru g i nie m a nic, a o naszy m kierow ca stw ierdził: machinę, no breaks. M oże z a m ia st p a m ię tn ik a p o w in n a m zacząć pisać testam en t? W śro d k u nocy, w yczerpani, przybyw am y je d n a k d o p rzek lę tego S ust. Ł u d z iła m się, że w y d o stałam się n a dobre z tego m iejsca. N iestety. P o d o b n ie ja k łu d z iła m się, że spędzając zim ę n a p o łu d n iu In d ii o m in ie m n ie przy jem n o ść o g lą d a n ia śn ieg u tego roku. M arzenia... Jedyne pocieszenie, że zo staliśm y w ysadzeni przy ja k im ś h o telu. C en a w n o rm ie - 50 ru p ii z a noc, a pokoje przepiękne: w szystko n o w iu tk ie i czyściutkie, do tego pościel zu p e łn ie nowa, jeszcze n ieu ży w an a. Po kolacji - cóż, jedyne co p o b lisk a k n a jp a serw uje to dw a ro dzaje dahlu i c z ap ati - p ro sto d o łóżeczek. To je dyne, o czym m arzyliśm y. D zisiaj będziem y ponow nie próbow ać w ydostać się do C hin. P o d o b n o b u ld o żery m ają o d śn ieżać drogę i p o d o b n o jeepy m ają ruszyć d opiero po p o łu d n iu . N ie w iem , ilu jest chętnych, ale n a sza g ru p a je st pierw sza n a liście. Oficjele też pew nie chcą się nas ja k najszybciej pozbyć, bo wszyscy d o staliśm y wczoraj pieczątkę w yjazdow ą do p asz p o rtó w i fo rm a ln ie o p u ściliśm y ju ż P ak istan i żeby tu w rócić, p o w in n iśm y m ieć co najm niej w izę z praw em d w u k ro tn e g o w jazd u do kraju, a wszyscy m am y pojedynczą. T ak więc przebyw am y tu nielegalnie. M oże dzisiaj n a m się u d a. M am też nadzieję, że a m e ry k a ń sk a e k ip a nie z a m a rz ła ta m n a górze w czorajszej nocy i że zobaczym y ich żywych..
^ 202 ^
Czekamy. S p ak o w an i i gotowi d o d ro g i n aprzeciw ko b iu ra NATCO (N o rth e rn A reas T ra n s p o rt C o rp o ra tio n ). Czekają też tu wszyscy Chińczycy, sied ząc n a sw oich w o rk ach i to b o łk a c h lub śpiąc po p ro s tu n a ziem i. P rzy n ajm n iej wyszło w k o ń cu słońce i w idać trochę niebieskiego nieba. C zekam y. T ak n a w szelki w y p adek, bo nie m o ż n a tu n ik o m u wierzyć, n ik t z resztą nie wie nic n a pew no. W szyscy m am y nadzieję, w szyscy się łudzim y. N ik t nie m a o c h o ty zad o m o w ić się n a stale w S u st. To śre d n io in teresu jące m iejsce, a do tego w szystko p o zam y k an e, b o to jeszcze n ie sezon. Jed y n a rozryw ka to o dw iedzenie k tó rejś z identycznych p rz y d ro ż nych re sta u rac ji i zam ów ienie kolejnego identycznego dahlu i cza p ati. Czekamy. W ieczór. C iągle tu taj. Z p o w ro te m w „T ourist L odge”, m o im pierw szym m iejscu z gorącym prysznicem . Nie w iadom o, czy wy d o stan iem y się s tą d ju tro . P o g o d a się, co praw da, p o p raw iła, ale m ów ią, że oczyszczanie d ro g i m oże zająć dw a do trze ch d n i. Wszy scy je d n a k się łu d z im y i ju tro zn o w u będ ziem y koczow ać p o d b iu rem NATCO. Piszę te stów a p rzy świeczce, bo w całym S u st nie m a a k u r a t elektryczności. W racałyśm y z Irin ą , dziew czyną z M oskwy, w to taln y ch ciem n o ściach ze sch ro n isk a , gdzie cala n a s z a g ru p a m ia ła w sp an iały o b ia d i gdzie n o cu ją „ n a si” Niemcy. Irin a , J u lia n z A u stra lii i ja śpim y w „T ourist L odge”, ale ju tro zn o w u wszyscy się spotkam y. Plus re szta lu d zi przybyłych dzisiaj i liczących n a szybki w jazd do C hin. S poro lu d zi robi tę trasę n a row erach, ale też zostali tu z a trz y m a n i przez p o g odę, bo w ystarczająco ciężko je st p rzedzierać się p rzez śnieg naw et bez rowerów. T ak ja k wszy scy, m u szą czekać n a o dblokow anie dro g i. Przybyli tu też dwaj Czesi, k tó ry ch s p o tk a ła m wcześniej w D elh i i w Islam ab ad zie, C hcieli przejść pieszo ca la trasę - p o n a d 100 k ilo m etró w - b o s to p e m się nie da, ale nie p u szczo n o ich. M u szą k u p ić bilety. Z a 850 rupii! I n ik o g o nie o b ch o d zi, że nie m ają kasy...
W TRASIE
;^in;
13-22 MAJA
CHINY
Kolejne dw a d n i o czek iw an ia n a popraw ę w a ru n k ó w n a drodze. N ic się n ie dzieje, n ik t nie wie nic n a te m a t m o żli wego te rm in u w yjazdu. W reszcie - h u rra a a ! - dziś n iesp o d ziew an ie ruszam y. Tym i sa m ym i jeepam i, k tó re u ra to w ały n a m życie. Dzisiaj je st ju ż m niej śn ieg u , jedziem y więc i po p o łu d n iu jesteśm y ju ż w C h in ach . W CHINACH!!! N a szczycie K h u n jerab Pass, 4700 m n.p.m . W k o ń c u pierw szy ch iń sk i p u n k t graniczny. P rzesunięcie w sk az ó wek o trzy go d zin y do p rz o d u , więc je s t ju ż czw arta po p o łu d n iu . Z m ia n a ru c h u drogow ego z lew o stro n n eg o n a praw ostronny. P ełno śniegu, ale ciepło. Chiny. O d lo t, to ta ln ie in n y kraj. Po p rz ek ro c zen iu K h u n jerab Pass w szystko stało się nagle zu p e łn ie in n e. Z m ia n a k raju i z m ia n a k ra jo b razu . W idoki n ie z tej ziem i. C iągle ośnieżone góry, ale inne, d o k o ła rozlegle p u s ty n n e tereny i n ajp rzeró żn iejsze zw ierzaki. W sp an iałe o lbrzy m ie jak i, s ta d a dziw nych kóz czy owiec, osiołki (często służące ja k o śro d ek lokom ocji i niosące kogoś n a g rzb ie cie), konie o raz n iesam o w ite, najpiękniejsze n a świecie wielbłądy. In n e je d n a k n iż w In d iach : dw u g arb n e, całe ow łosione, z d łu g ą sierścią. O bjuczo n e to b o la m i, p ro w ad zo n e przez w łaściciela ja d ą cego n a k u cy k u czy k o n iu . Jedw abny Szlak. T o ta ln a egzotyka. W ieczorem jeepy wysadzają, n as w T ash k u rg an ie i w racają do P a k ista n u . T a s h k u rg a n to nic szczególnego. Jesteśm y ca łą n a s z ą g ru p ą w jed n y m h o telu . W ieczór sp ęd z am y w pobliskiej lokalnej
knajpie. W ieczór przy piwie (ja nie piję, ale Czesi są siódm ym n ie bie) i ch iń sk ic h z u p k a ch , jed zo n y ch pałeczk am i oczywiście. N a szczęście Czesi p o tra fią w m iarę p o ro z u m ie ć się po ch iń sk u , bo byli tu ta j wcześniej. N o rm a ln ie n ik t w ty m k ra ju nie m ówi po an g ielsk u , więc będzie ciekawie. Ju tro spróbujem y d o trzeć do Kash g aru . S to p em , bo a u to b u s k o sztu je zbyt dużo: 77 juanów . A więc próbujemy. Nie jest to łatwe, bo jedyna droga w iodąca do K ashgaru jest prawie pusta, czasem tylko przejedzie ciężarówka. O so bowe sam ochody chyba tu w ogóle nie istnieją. W końcu zabieram y się jednym jeepem za 33 ju an y od osoby. No ale nie m am y zbytniego wyboru. P odróż do K ashgaru zajm uje prawie cały dzień. D roga pusta, wokół piękny, p u sty ń no-górzysty krajobraz. Pełno tylko włochatych kóz i owiec, jaków, osiołków, czasem w spaniałych wielbłądów. Po około o śm iu g o d z in a c h jazd y d o tarliśm y do K ashgaru pierw szego m ia s ta w C h in ach . T a sh k u rg a n w p o ró w n a n iu z n im to raczej w ioska. N iestety, czekając n a otw arcie d ro g i w S ust, sp ó ź niliśm y się n a słynny, p o d o b n o n iesam o w ity k ash g a rsk i ta rg n ie dzielny, D ziś jest chyba środa... K ash g ar to n ic ciekawego. N o i absolutny k o sz m a r d la wegefarian . U liczne sto isk a z jed ze n iem sp rzedają p rzeróżne części zw ie rz ą t p rz y rzą d zo n e n a przeróżne sposoby. P o dobnie w szystkie przy d ro ż n e knajpy. W szędzie w iszą połów ki kóz, cale k u rczak i, połcie św ini, k u rz e łapy. S m ażą się szaszłyki, g o tu ją pierożki z po siek a nym m ięsem ... P o zostają m i św ieże bułeczki plus w arzyw a z ta rg u . N iestety, w y b ó r m izern y i ceny szokujące: za jed n eg o p o m id o ra płacę jed n eg o ju a n a , czyli około pięciu rupii. W In d iac h tyle kosz tuje k ilo g ram pom idorów . Ale nie m am zbytniego w yboru. I ciągle zero owoców. N o ale p rzy n ajm n iej śpim y dziś za d arm o . Ja z C ze ch am i - w nam io cie, w p arczk u w c e n tru m m iasteczk a. Ju tro w y ru szam y dalej, nie w iem jeszcze d o k ład n ie, d o k ąd . Ju lian , D a n a i O li zo stają tu do niedzieli, b o chcą zobaczyć ten słynny targ. B udzim y się, w ychodzim y z n a m io tu , a ta m - kucająca p ó ł kolem w okół n a s g ru p k a lu d zi, czekająca n a nasze p rz e b u d z e nie i p rzy g ląd ająca się n a m ciekawie bez ża d n eg o skrępow ania. S traszn ie dziw ny n aró d .
^
210
*
A więc jedziem y dalej. N a m ap ie jest je d n a p ro s ta d ro g a do Airaa-Aty, je d n a k pro w ad zi p rzez K irg istan , ale to przejście g ra niczne nie jest o tw a rte d la tu ry stó w . M u szę zrobić więc wielkie kolo przez U ru m c h i, do k tórego s tą d je s t około 2 0 0 0 kilom etrów , a p o tem z p o w ro te m do Alma-Aty. Jedziem y. Idzie to tro ch ę pow oli b o n iezbyt d u ż o tu zw ykłych osobow ych sam ochod ó w , jedynie ro z k le k o ta n e ciężarów ki. K ra jo b raz y stały się n u d n e - o lbrzym ie, n iezag o sp o d aro w an e, niezam ieszk an e przestrzen ie. P u stk i. I n ic się nie zm ien ia. Jedynie n u m ery pokazu jące odległość o d U ru m c h i co k ilo m etr. Powoli zm niejszające się. W idzę, że d o tarcie ta m zajm ie m i tro c h ę czasu. S zalone odległości p o m ięd zy m iejscow ościam i - śre d n io około 250 kilom etrów . M am y za so b ą d łu g i dzień. I sp o ro kilom etrów . D o U ru m ch i ju ż „tylko” 1220 kilom etrów . Pierw sze dwieście ileś, do A ksu, p o ko n aliśm y w m g n ie n iu o k a m ały m lu k su so w y m v an em z ro d z in k ą b o g aty ch C hińczyków . Z a to kolejne dwieście - k ilk a d z ie sią t razy w olniej, ro z k le k o ta n ą ciężarów ką, z k ilk o m a p rzerw am i n a d ro b n e napraw y i je d n ą n a lu n ch . D ziś ra n o dzieciaki ze szkoły zro b iły n a m n iesp o d zie w an ą p o b u d k ę. Po ciem k u n ie było wiele w idać, a placyk, n a k tó ry m rozbiliśm y n a m io t, o k az ał się b o isk iem szkol nym . W zbudziliśm y ja k zw ykle n ie z łą sensację, ale „dzieci M ao ” ja k nazyw a je R ich ard , m u siały p o rzu cić po chw ili n as i n asz n a m io t, i włączyć się w p o ra n n y ap el szkolny z p ieśn iam i, s z ta n d a ram i, b ęb n a m i, m arszem ... C hińczycy to dziw n y n a ró d i d ziw n i, n ieo b liczaln i ludzie. Nie m o ż n a ich zro zu m ieć, i to nie d lateg o że ab so lu tn ie n ik t nie m ów i p o angielsku, ale ogólnie. Ze sto p em często jest te n p roblem , że nie ro z u m ie ją tu w ogóle idei sto p a i często oczekują kasy. Przew aż nie je st w p o rz ą d k u , ale nigdy nie w iad o m o , n a kogo się trafi. N a p rz y k ła d nasz pierw szy z a trz y m a n y kierow ca pró b o w ał być agre sywny. P odobnie je s t czasem w obleśnych przy d ro żn y ch knajpach: n a p o c z ą tk u p o d a ją je d n ą cenę, n a k o n iec żąd ają więcej. M oi Czesi nie m ają szczęścia. D ziś ra n o o m ało nie doszło do rękoczynów z lekko w a ln iętą i agresyw ną w łaścicielką knajpy. P ró b o w ała p o szczuć n a s stary m , poczciw ym w ilczu rem , k tó ry p a trz y ł tylko ze
4
211 #
zdziw ien iem i nie w iedział, czego o d niego chcą. R ich ard nakręcił krzy k i baby sw oją p o d rę c z n ą kam erą. M am tylko nadzieję, że nie będę m ia ła z b y tn ic h problem ów z dziw nym i C h iń czy k a m i p o d ró żując sam a. Teraz siedzim y sobie w p rzy d ro żn ej knajpie, z a ra z idziem y roz staw ić n a sz sk ła d a n y hotel. M oi Czesi żyją głów nie n a piwie, dosyć tu ta j ta n im , i p ap iero sach . R ów nież n a ch iń sk im żarciu, zu p k ach i do m o w y m m a k aro n ie. N iestety, we w szystkim n ie o d m ie n n ie jest choć o d ro b in a m ięcha. P rzed k a ż d ą k n a jp ą wisi p o łó w k a b aran a. H orror, Ja n a razie żyję n a b u łk a c h z pom idorem . P lan o w ałam d ziś ro zstać się z C zecham i - on i m ieli jechać d a lej p ro sto do U ru m c h i, a p o te m do P ekinu, a ja ch ciałam odbić sk ró te m n a p ó łn o c, a p o tem n a za ch ó d do K a z a c h sta n u i w stro n ę Europy. O kazało, się je d n a k , że dro g a, k tó ra m ia ła być m o im s k ró tem , p ro w ad zi p rzez w ysokie (nie w iem , ja k b ard zo , ale z p ew n o ścią w ystarczająco wysokie) góry, A n a m apie praw ie nie było ich w idać. Z a p o m o c ą w ym ow nych gestów kierow cy ciężarów ek w ybili m i z głow y ta k ie wyprawy. W ysoko, m róz, śnieg, a do tego d ro g a m oże w ogóle jest n iep rzejezd n a. Pozostaje in n a - do b ra, n u d n a , p la sk a i o k rężn a. O z n a c z a to n a d ro b ie n ie k ilk u se t k ilo m e tró w i co n ajm n iej je d e n d zień więcej. N ie w iem , czy zd ążę w z w ią z k u z tym d o Polski n a p o cz ątek czerwca, ale w ygląda n a to, że nie m am w yj ścia. T ak więc dalej jestem z m o im i C zecham i. S iedzim y w łaśnie w ciężarów ce, w nie w iadom o czym spow odow anym k o rk u i cze kam y, aż w szystko ruszy. Po dniu. sp ęd zo n y m w śre d n io w ygodnej ciężarów ce, trzeszczą cej i skaczącej p o dziuraw ych d ro g a ch , Czesi m ieli dosyć. Wczoraj p o d w ieczór ro z s ta ła m się z n im i w Korli, a sa m a zdecydow ałam się k o n ty n u o w ać p o dróż. Z m ien iłam tylko środek tra n s p o rtu . Te raz jestem w w ygodnej, choć pow olnej ciężarów ce z m ło d y m , w p o rz ąd k u , kierow cą. Jechaliśm y tro ch ę w nocy, p o tem zrobiliśm y p o stój, dziś o d ra n a jedziem y znow u. Jeszcze tylko 330 kilo m etró w d o U ru m ch i. W ty m m om encie przerw a n a śn iad an ie. Nic dziw nego, że nie m a tu ta j w egetarian . Wszyscy daw no u m arlib y z g ło d u w tym pa-
$
212 ^
d lin o ż e rn y m kraju. Ja k zw ykle p rz e d k n a jp ą wisi n a h a k u p o łó w k a b a ra n a czy m oże kozy, o b lężo n a p rzez m uchy, z k tó rej o d k raw ają po kaw ałku przed goto w an iem . O w szem , m ają tu też w arzyw a, ale w yłącznie zm ieszane z m ięchem , N ie m o ż n a naw et zam ów ić sa m ych, bo nie w iad o m o , n a ja k im tłu s z c z u je p rzy rząd zają. Jeżeli n aw et to olej roślinny , to i ta k zap ew n e był wcześniej u ż y ty setki razy d o sm a ż e n ia padliny. Jed y n a w e g etariań sk a rzecz to robiony n a m iejscu m a k a ro n . P od o b a m i się też jed zen ie p ałeczk am i, k tó re jest łatw iejsze n iż p rz y p u szcz ałam . S zk o d a tylko, że nieczęsto m a m okazję poćw iczyć, b ędąc z m u s z o n a jeść b u łk i z p o m id o rem . C zek am ju ż tylko n a m o m en t, kiedy o p u szczę ten kraj. Tylko dzięki tem u, że u d ało m i się zm ienić pow olną ciężarów kę n a dosyć szybko pędzącego jeepa, u d a ło m i się d o trzeć d o U ru m chi, a naw et jeszcze w ydostać się sta m tą d . T ak jak przypuszczałam , U ru m ch i to nic szczególnego, d u że now oczesne m iasto z k o m u n i styczną a rc h ite k tu rą , a hotel, w k tó ry m za trzy m ała się dziew czyna p row adząca w spom nian eg o jeepa k osztuje 20 dolarów za n a jta ń szy pokój, przy czym zag ran iczn i turyści płacą o połowę więcej. Tak więc zdecydow ałam się jak najszybciej opuścić U rum chi. Jest to rów nież p u n k t zw ro tn y w m ojej p o d ró ży - o d tego m o m e n tu w końcu zaczy n am się kierow ać n a zachód, czyli we w łaściw ą stronę. A dziś nocuję w C hangji, 36 kilom etrów w stro n ę dom u, w h o telu przy głównej drodze, do którego z o sta ła m zap ro w ad zo n ą przez m ło d ą C h in k ę i C hińczyka po bezskutecznej próbie złap a n ia stopa. N ależy m i się hotel po k ilk u o sta tn ic h d n ia c h p o d ró ży i noco w an iu w n a m iocie. M am nadzieję się w yspać i ju tro z ra n a ruszać dalej. W d ro d z e do k a z a c h sta ń sk ie j granicy. P o n ad 600 kilom etrów . D w ie ciężarów ki razem , dw óch kierow ców w każdej, co o z n a cza ja z d ę n o n sto p bez k o n ieczn o ści za trzy m y w an ia się n a o d p o czynki czy sen. Teoretycznie. P rak ty czn ie su n iem y b a rd z o powoli. N iekończące się p rz y s ta n k i n a je d z e n ie , toaletę, d ro b n e naprawy. W ty m m om encie k o lejn a g o d z in a s tra ty - z m ia n a kola. A n ajg o r sze, że nie w iem naw et, gdzie jesteśm y a n i ja k jeszcze dalek o , bo w szystko pisane c h iń s k im i zn a czk a m i. Co robić, nie m a m p rze cież w yboru.
^
213 ^
Środek nocy, g o d zin a pierw sza dw adzieścia. P rzy d ro żn a knajpa, a zarazem hotel, głów nie chyba d la kierowców. Z atrzym ujem y się je d n a k n a nocleg, choć z m oich obliczeń w ynika, że do granicy p o w in n o być ju ż poniżej setki kilom etrów . Ale jeśli się jedzie z p rę d k o ścią 40-50 k m /h , w poryw ach d o 60, i zatrzym uje co chwilę, m oże to zająć parę god zin . Poza tym n a rękę m i ten przystanek, b o ta k n a praw dę m oi kierow cy nie ja d ą do granicy, tylko skręcają wcześniej do Yining. T ak więc ju tro z ra n a ru sz a m dalej sam a i ja k w szystko dobrze pójdzie, p o w in n a m w krótce być w K azachstanie. Teraz jesteśm y w łaśnie po wielkiej uczcie. M oi kierow cy m ają p rz ed sobą p o p ó l m ichy m ięch a, flaków i p o d ro b ó w plus n ie odzo w n y m a k a ro n . A w szystko je d z ą siorbiąc, m laszcząc i plując k o śćm i n a stół i n a podłogę. Ja n a to m ia s t - chleb, a raczej coś w ro d zaju b u lek gotow anych n a parze, o raz m ichę surów ki. Jak o ś so bie radzę. S tra sz n ie fru s tru ją c y dzień. Po pierw sze, m oje o b licze n ia o k a zały się dosyć b łę d n e i o k az u je się, że jesteśm y o wiele dalej od g ra n ic y n iż p rz y p u sz c z a ła m . Po d ru g ie, w szystko o k ru tn ie się wlecze. N ajp ierw szczegółow a p o r a n n a to a le ta m o ic h kierowców, łącz n ie z m yciem głowy, p ra n ie m k o sz u l i ta k dalej. G dy w k o ń c u byli go to w i, ru sz y liśm y tylko p o to, aby za chw ilę z a trz y m a ć się n a n ie k o ń c z ą c ą się p rzerw ę n a p o siłek i o g lą d a n ie bezn ad ziejn y ch c h iń sk ic h film ó w n a w ideo. G dy ru szy liśm y p o n o w n ie, nie wiem , d laczeg o jech a liśm y z p rę d k o śc ią 25 k m /h . P oza ty m je s t m a sa in n y ch rzeczy, k tó ry c h nie w iem , n a p rzy k ład : d laczeg o część d ró g nie m a tu a s fa ltu tylko k a m ie n ie i dziury? d laczeg o n ik t nie m ów i po an g ielsk u ? o ra z dlaczeg o od p o n a d g o d zin y sto im y ju ż w d lu g a śn y m s z n u rz e ciężarów ek? N ie w iem , kiedy ruszym y, nie w iem , ja k , n ie w iem , ja k d alek o jeszcze do g ra n ic y a n i naw et czy je st o n a o tw a r ta d la turystów ... P oza ty m jeżeli n aw et d o s ta n ę się d o K a z a c h sta n u i d o trę ja k o ś do A łm a-A ty (w tym tem p ie i w ta k ic h o k o liczn o śc ia ch - nie w iad o m o , kiedy i jak) m oże się o kazać, że b ile t n a p o c ią g do M oskw y trz e b a rezerw ow ać z m iesięcznym w y p rz e d z e n ie m czy coś w ty m stylu. D laczego w szystko je st t a kie b ezn ad ziejn e? N ajgorsze, że nic nie w iad o m o i że nie m a n a w et z k im p o g ad a ć.
^ 2 1 4 #
D zisiaj z m ia n a k ra jo b razu . N ajp ierw było piękne, o lb rzy m ie je zioro, otoczone o śn ieżo n y m i szczy tam i. Tu w łaśn ie byl ten k ilk u g o d zin n y zastój i sko ń czy ła się dobra... no, byle jak a, ale asfalto w a dro g a. Tu też z m ie n iła m śro d ek tra n s p o r tu . Z k o ń ca kolejki cięża rówek przeszłam pieszo n a p o cz ątek i p rz e sia d ła m się n a a u to b u s jad ąc y do Yining. To jed en z tych ciekaw ych au to b u só w sypialnych z m iejscam i leżącym i z a m ia st siedzącym i. T u p rz y n ajm n ie j p o g a d a ła m sobie z d w o m a C h iń czy k am i m ów iącym i po ru s k u dzięk i częstym w ypraw om h an d lo w y m do K a z a c h sta n u . N ie wierzyli m i, że nie wiozę ża d n eg o to w aru . P o in fo rm o w ali m n ie też, że p o jed y n czy zag ran icz n i tu ry śc i nie są p rz e p u sz c z a n i p rzez g ranicę. T rzeba stw orzyć g ru p ę i w ykupić oficjalny b ilet do A łm a-A ty za 20 d o la rów. Nieźle. Ale zobaczym y ju tro . K orgas. P rzy g ran iczn e m iasto. W k o ń c u d o ta rła m tu p ó źn y m w ieczorem . W życiu nie p rz y p u szcz ałam , że tyle to m i zajm ie. N a m apie to tylko m ały kaw ałeczek. Z jed n eg o a u to b u s u p rz esiad k a n a następny, jad ąc y ju ż p ro sto do granicy, pełen k a z a c h sta ń sk ic h bussines tourists, w racających z w ypraw y handlow ej z m a k s y m a ln ą liczbą robolów. - Co wieziesz? - py tają ko b iety ze zło ty m i zębam i. - Nic - o d p o w iad a m . - Ja k to: nic? To co ty robisz? T ak tylko jeździsz? - nie m ogą tego zrozum ieć, a ja nie jestem w sta n ie w ytłum aczyć. K a zac h sta ń sk ie ko b iety strasz n ie się mną. przejęły i skończy ła m z ca łą g ru p ą w dość lu k su so w y m h o telu . K o m fortow y pokój, ciepła kąpiel w w annie! Wszyscy bez w y jątk u K azachow ie m ają zło te zęby. M am okazję poćw iczyć m ój rosyjski. T rzeba p rzyznać, dość m izerny. Ale p rzy d a m i się w krótce, to znaczy, jeśli p rz ep u sz czą m n ie przez granicę.
22-27 MAJA
KAZACHSTAN, ROSJA, BIAŁORUŚ. POWRÓT
M oja k a z a c h s ta ń s k a g ru p a o k a z a ła się w k o ń cu g ru p ą k ir giską. N iew ielka w su m ie ró żn ica. O dziew iątej trzy d zieści m iał przyjechać po n ich a u to b u s, ale że o wpół. d o je d e n a stej jeszcze się nie zjaw ił, zd ecy d o w ałam się ruszyć dalej sam a, tym bardziej, że o n i nie ja d ą do Aima-Aty, tylko do B iszkeku w Kirgizji. N o i się zaczęło. N ajpierw ry k szarz w iozący m n ie d o gran icy chciał m nie o szu k a ć n a k ilk an aśc ie ju anów . W k o ń c u w ziął cztery z a m ia s t dwóch. Ale to szczegół. G ran ica. T łu m lu d zi, głów nie K azachów i K irgizów z niew ia ry g o d n ą ilością toreb, p u d el, tobołków . Nie m o g ą uw ierzyć, że nie m a m żadnego to w aru , ja k i w ty m sens, ta k jeździć n a p ró żn o , nic nie wozić, nic nie sprzedaw ać, tylko trac ić pieniądze. P okazując p a s z p o rt w szystkim s tra ż n ik o m i celn ik o m p o d ro dze, p o szłam sp o k o jn ie do najw ażniejszego m iejsca, gdzie wbijają w p a sz p o rt pieczątk ę w yjazdow ą. W m om encie, gdy d o sz ła m do o k ien k a, oficjele zaczęli się zw ijać, stw ierdziw szy p o ru sk u : poslje obieda. Nie d ało się nic zrobić - poslje obieda i koniec. A p rz y ch o d zą z tego obieda o trzeciej. N iezła p erspektyw a, b io rąc p o d uwagę, że dopiero jed en a sta. N a szczęście p rz y p o m n ia ło m i się, że o n i p ra cują w edług p ek iń sk ieg o , a nie lo k aln eg o czasu, a więc p rzed e m n ą tylko dwie, a nie cztery g o d zin y czek an ia. W reszcie b u d k a się otw iera, c h iń sk i u rz ę d n ik zabiera m ój p a sz p o rt i... jedzie z n im n a k a z a c h s ta ń s k ą s tro n ą spraw dzić, czy nie p o trz e b u ję wizy. S a m a nie jestem pew na, m odlę się więc, abym nie potrzebow ała. N a szczęście w szystko w p o rz ą d k u , w puszczają
m nie. Bo do najbliższej a m b asa d y w P ekinie jest k ilk a tysięcy k i lom etrów... I kolejny non sen s: nie w olno przejść p iech o tą k ilk u s e t m etrów do k az a c h sta ń sk ie g o p o ste ru n k u , trze b a przejechać oficjalnym au to b u sem za 20 ju anów . D łużej trw a ło załad o w an ie go po brzegi to b o la m i k a z ach stań sk iej w ycieczki n iż sam przejazd. Ale ju ż je stem w K a zac h sta n ie i zab ieram się do A lm a-A ty sto p em z wy cieczką h an d larzy . Ju ż sied em n a sta . Z yskaliśm y g o d zin ę w s to s u n k u do p e k iń skiego lu b straciliśm y g o d zin ę w s to s u n k u do lokalnego c h iń skiego czasu. Zależy ja k n a to patrzeć. P rzypuszczam , że d o trzem y d o A lm a-A ty ju tro ran o , chociaż w su m ie lepiej nie przypuszczać, bo nigdy n ic n ie w iadom o... Ałma-Ata. D la odm iany wcześniej niż przypuszczałam . D obry au tokar. Dobre drogi, szybko i kom fortow o. I za darm o. Teraz jestem n a przedm ieściach, w dom u przew odniczki grupy, energicznej, z wiel k im i cycami. Tutaj wszyscy zostaw ili swój towar, tu przyjedzie też ka m az z resztą tow aru. D ostałam obiad - co praw da z w egetariańskich rzeczy są tylko ziem niaki i chleb, ale dobre i to. Przew odniczka p o ścieliła m i w w ielkim pokoju, całym w przeróżnych dyw anach, nie tylko n a podłodze, ale n a wszystkich ścianach. Czas ju ż chyba spać. W sum ie to byl bardzo udany dzień. Nie tylko zm ieniłam kraj, prze dostawszy się bez problem ów przez granicę, ale i d o ta rła m szokująco szybko do stolicy18. Kazachowie są b ard zo sym patyczni. R an o d o s ta ła m też śn iad an ie. P rzy jech ała cala g ru p a p o swoje to b o ły i m ilio n y k artonów . Z a b ra ła m się z n im i do c e n tru m . D o sta ła m też d ro b n e n a a u to b u s i jedzenie, żebym nie u m a rła z głodu z a n im w ym ienię p ieniądze. O k a zało się, że to około 10 $. Z o sta łam p o d w iezio n a d o b a n k u gdzie w ciągu pięciu m in u t w ym ienili m i czeki p o d ró ż n e, nie żądając n aw et p a sz p o rtu . To c e n tra ln a Azja, a wydaje mi się, że jestem w d o m u , to z n a czy w Europie. A łm a-A ta to czyste, now oczesne, m iasto , szerokie uLice, b iali ludzie, m o ż n a się po ro zu m ieć, sklepy, z a c h o d n ie to ib
Ałma-Aca (inaczej Al macy) była stolicą Kazachstanu do 1998 roku.
% 218 #
wary, a d o o k o ła p ięk n e góry p o k ry te w iecznym śn ieg iem . T rochę ja k Szw ajcaria. N iesam ow ite, że P a k is ta n i In d ie są ta k blisko, a cu - in n y kraj i to ta ln ie in n y św iat. D w orzec kolejowy. O d ra z u zo staję z a a ta k o w a n a p rzez m afię biletow ą: - Chcesz bilet do M oskwy? - Chcę, ale k u p ię w kasie. W ywołuję tym salw ę śm iech u . Idę do kasy, p a n i k asjerk a u śm ie ch a się dobrotliw ie: - M et, u nas biljetow niet. W raca m a fia. - To jak? C hcesz ten b ilet czy nie? C hyba je d n a k nie m a m w y boru. N ie p o zostaje m i nic innego, ja k zdać się n a lu d zi, k tó rzy tw ierd zą, że z a ła tw ią m i bilet. Nie wiem , ile n a tym zarab iają, ale i ta k z a p ła c iła m tyle, ile oczekiw a łam , a naw et tro ch ę m n iej - sześć tysięcy ichniej w aluty, czyli około 90 dolarów . Szybko i bezproblem ow o. - Pociąg za trzy godziny. Idź się p rzejdź, w róć za p iętn aście trzecia, w szystko b ędzie załatw io n e. Zjaw iam się o u stalo n ej g o d zin ie, zostaję za p ro w a d z o n a do p o ciąg u , p o k a z u ją m i m oje m iejsce i k o n d u k to ra , o p ie k u n a tego w agonu. Plącę. B iletu nie dostaję, ale m iejsce m am . O p iętn astej czterdzieści ruszam y. Teraz leżę n a g ó rn y m łó żk u , w zask ak u jąco czystym i k u ltu ra ln y m p o ciąg u . Z am ykany, czteroosobow y p rze d ział, św ieża pościel, czysta toaleta... Po p o n a d pól fo k u w In d ia c h o d w y k łam od ta k ic h luksusów . TyLko co ja będę tu robić p rzez n a j bliższe cztery doby? N ie m a m naw et nic do c z y ta n ia o p ró cz dw óch przeczy tan y ch ju ż książek. Jeśli ch o d zi o lite ra tu rę po an g ielsku, to w Aim a-Acie m o ż n a tylko d o stać sło w n ik angielsko-rosyjski, ew en tu aln ie rosyjsko-angielski. P rzede w szy stk im je d n a k m uszę o ch ło n ąć , w szystko ta k szybko się stało , wczoraj jeszcze byłam w C h in ach , dzisiaj jad ę do Moskwy. Nie w iem też, co będę tu jeść. Idę z a ra z do restau racy jn eg o w a g o n u n a kolację, to zobaczę, czy je s t coś w eg etariań sk ieg o ale nie m a m zbyt w ielkich nadziei. W k ilk u b a ra c h n a m ieście sp y tan i, czy m ają coś bez m ięsa, stw ierdzili:
#
219^
- U nas niczewo takowo niet. Żyjąc p o n a d p ó ł ro k u bez czekolady, twixów, snickersów, w A łm a-Acie p o c z u ła m się ja k w raju. Pierw szy ra z k u p iła m sobie tw ixa, a n a p o d ró ż czekoladę z o rz ech a m i i in n e pyszności. Z ad z i w iające je d n a k , ja k szybko nie m ogę ju ż n a to patrzeć... Pociąg. M in ę ła spokojnie pierw sza doba, m o ż n a było się wy spać, a te ra z odpoczyw ać za w szystkie czasy, aż do zn u d z e n ia , bo p o za ty m zb y t wiele do ro b o ty nie m a. M ogę p o g a d a ć ze w spół m ieszk a ń cam i p rz e d z ia łu (nie wiem , k tó ry ro ju ż ra z op o w iad am h isto rię m ojej podróży), pogapić się przez o k n o (nic ciekawego n a d łu ż sz ą m etę, w w iększości w idać olbrzym ie p u sty n n o -step o w e przestrzenie), p o czy tać ru sk ie gazety (coraz lepiej m i to idzie), o d w iedzić p rz ed ział restauracyjny. O k azu je się, że nie u m rę tu je d n a k z g ło d u . O czyw iście w w iększości serw ują m ię c h a i m ięcbop o d o b n e odpady, ale jest też w sp a n ia ła k asza g ryczana, surów ka z pom idorów , ogórków, rz o d k iew k i i koperku, chleb, kefir... P rze żyję. N a k o ry ta rz u a u to m a t z g o rą cą w odą. S am em u m o ż n a robić herbatę. W iększość lu d zi ja d a je d n a k w przed ziałach . T ak ja k P o lacy, raczą się głów nie h e rb a tą z c u k re m i chlebem z kiełbasą. W spółpasażerow ie w m oim przedziale ciągle się zm ieniają. Głównie są to „krótkodystansow cy”, czyli odbyw ający k ilk u n a sto g o d z in n ą p o d ró ż w obrębie K azachstanu. Nie wiem , jak to się dzieje, że byw a w poryw ach osiem osób w czteroosobow ym prze dziale, p rzy czym w iększość, ta k ja k ja, za m ia st kupow ać bilet, płaci bezpośrednio konduktorow i. N a szczęście m am swoją g ó rn ą półkę tylko d la siebie, więc m ogę cały dzień spać lub w ygodnie siedzieć, gdy n a dole się tłoczą. Wszyscy są b ard zo przyjaźni, częstują m nie herbatą, kiełbasą, rybą. Pociągowe życie urozm aicają krążący od czasu do czasu sprzedawcy różnych rzeczy. Nie są to jed n ak , ta k ja k w In d iach , w ydzierający się n a cale gardło b ru d n i H indusi; tu prze w ażają kobiety, często starsze, sprzedające odzież, buty, u b ra n k a dla dzieci, sk arp etk i, m ajtki. W szystko zazwyczaj chińskie. I ta k pow oli sobie suniem y przez puste, piaszczysto-traw iaste stepy. Jest ó sm a w ieczorem , siedzę sobie w w agonie re sta u rac y j nym po zjed zen iu pysznej, olbrzym iej sałatk i, i piszę. T utaj ciem no robi się o dziew iątej, choć w edług czasu m oskiew skiego to dopiero
220 ^
siódm a. T ak ja k w C h in ach , ta k i tu ta j nigdy nie w iad o m o , k tó ra je st g o d zin a i w ed łu g jak ieg o czasu. P rz e sta ła m p rzestaw iać ciągle m ój zegarek, b o czy to ważne?... Pociąg. Schyłek kolejnego d n ia . Z n o w u w agon restauracyjny. P rzychodzę tu nie tylko po to, żeby się najeść, ale głów nie po to, by w yrw ać się z tego k lau stro fo b ic zn eg o p rz ed ziału , w k tó ry m sie d zę lu b leżę ju ż trzeci dzień. Jestem tro c h ę chyba ro z p u szcz an a, b o ju ż d ru g ieg o w ieczo ru z kolei p o staw io n o rai sz a m p a n a i cze koladę. W czoraj sp ró b o w a łam też lo k aln eg o d e lik a te su - w ielbłą dziego m lek a sprzed aw an eg o p rzez k rążące po p o c ią g u kobiety. N a k a z a c h s ta ń s k ic h step ac h m o ż n a o d czasu do czasu zobaczyć te w sp an iale d w u g a rb n e zw ierzaki. T eraz ju ż skończyła się p u s ty n ia i stepy - za o k n em zw ykła traw a, drzew a, pola, wsie. Jesteśm y ju ż w Rosji, choć nie d ało się zb y tn io zauw ażyć zm ian y k raju , żad n eg o sp ra w d z a n ia p aszp o rtó w , nic w rym stylu. P ociąg sp o ro się o p ó ź n ił, w iększość lu d zi w y siad ła w U ralsk u . W m o im p rz ed ziale z o s ta ła tylko sym p aty czn a, tłu s ta b a b c ia z w n u czk ą, a p o te m p rzy szła jeszcze je d n a kobieta. Bez p ro b lem u ro zm aw iam ju ż po rosyj sku. T ak a p o d ró ż strasz n ie rozleniw ia, tylko spać i jeść, nie chce się nic robić. M am za to m asę czasu n a rozm yślanie, więc w m yślach p rzeży w am jeszcze raz całą m oją wyprawę. W łaśnie z ja d ła m m iskę p rzygotow anej specjalnie d la m n ie k a szy gryczanej z c e b u lk ą i p o m id o rem , p o p iła m to sza m p a n em i za ra z w racam do p rz e d z ia łu , a że nie m a m nic do c z y ta n ia w n o r m a ln y m języku, p o zo staje m i tylko um yć się i spać. Ju ż praw ie w M oskw ie. Jeszcze tylko niecałe trzy i p ó ł godziny, m niej n iż z G d a ń sk a do W arszawy. Śm ieszne, ja k kiedyś w ydaw ało się, że ro ta k dłu g o , a teraz - to d o słow nie nic w p o ró w n a n iu ze sp ęd z o n y m i w p o ciąg u d n ia m i. M oje w sp ó łp asażerk i o strzeg ają m n ie, ja k a ta M oskw a niebezpieczna. P oza tym też d zik o droga. N ajlepiej nic ta m nie zw iedzać i nic nie robić. Pierw sza rzecz to k u pić b ilet do Polski i czym prędzej wyjechać. M oskwa. Pełno różnych dworców. Z tego, n a który przyjechaliśm y dziś po południu, przem ieszczam się m etrem n a Białoruski, skąd o d
221
chodzi pociąg do Brześcia. Z now u wszystko dzieje się w zaw rotnym tempie. Udaje mi się wym ienić pieniądze, chcę kupić bilet do Brześcia, ale tutaj to nie ta k a prosta sprawa. Trzeba pokazać paszport, a będąc obcokrajowcem - kupow ać w specjalnej kasie za dolary, plącąc znacz nie więcej n iż Rosjanie. Z now u m a m szczęście. S potykam n a dworcu człowieka, k tó ry kupuje m i bilet za n o rm aln ą cenę. Jest to tym razem pociąg płackartnyj, prawie tak ja k w Indiach, bez przedziałów. Niezbyt kom fortow o, ale to niecała do b a jazdy, spokojnie ujdzie. Staw iam fa cetowi piwo, a on z wdzięczności zabiera m nie n a zw iedzanie swojej ukochanej stolicy. Ulica, budynki, p om niki, Plac Czerwony, cerkwie, m uzea, M au zo leu m Lenina. W szystko tylko z zew nątrz, bo nie m am y czasu. O prócz Krasnej Ploszczadzi M oskwa nie zrobiła n a m nie naj mniejszego w rażenia. Owszem: jest przestronnie, czysto, nowocze sne sklepy, w których są sam e zagraniczne towary. Czuję się tu ju ż jak w Zachodniej Europie, rów nież jeśli chodzi o ceny. W szystko droższe niż gdziekolwiek indziej. P om idory po 15 rubli, czyli trzy dolary za kilogram . Gdzie te czasy kiedy kupow ałam je za pięć rupii, czyli nie całe 15 centów... Tutaj za pościel w pociągu żądają więcej niż za hotel w Indiach, D zięki bardzo, m am swój śpiwór. Cale szczęście, że stąd w yjeżdżam , tylko nie w iadom o, czy w Polsce nie będzie jeszcze gorzej. A w ogóle szok: ju tro będę ju ż w Polsce. Wieczór. Ju ż w pociągu do białoruskiego Brześcia. K rajobraz, przy ro d a prawie ta k jak w Polsce, nic egzotycznego. P ogoda nie za bardzo, początek lata, a tu ludzie w k u rtk ac h , dzieci w czapkach. P ochm urno, w M oskwie naw et kropiło. Ju ż Białoruś. Jesteśm y ju ż za M ińskiem , pełny z p o czątk u pociąg zupełnie opustoszał. W błyskawicznym tem pie przejeżdżam przez kolejny kraj. Kolejne przesunięcie wskazówek zegarka. Z a trzy godziny m am y ju ż być n a polskiej granicy. Nie mogę uwierzyć, ja k szybko to wszystko się stało. W Indiach niejednokrotnie m iałam ju ż dosyć, a teraz, nie przyjechawszyjeszcze do kraju, tęsknię ju ż za krzykliw ym i sprzedaw cam i czaju w pociągu, ta n im i indyjskim i przekąskam i, kobietam i w sari, całą tą swojską kolorową egzotyką. Ta p o dróż to dw a wielkie szoki kulturow e: jeden przeżyłam , jadąc po raz pierwszy do Azji, drugi - wracając do Europy. Brześć. J u ż w p o ciąg u d o Siedlec. Z now u lekki szok. Tu ju ż A m eryka. B ilet k u p u je się w d o lara ch , i to wszyscy, nie tylko o b
%
222
cokrajowcy. Pięć d o laró w p lu s jed en aście tysięcy ichniej waluty. Tylko pociąg nie je s t am ery k ań sk i. Stary, to ta ln ie zdezelow any w rak. W szyscy tu ja d ą chyba w yłącznie n a przem yt. D o s ta ła m do przew iezienia k a rto n papierosów i b u te lk ę alk o h o lu . Po przejściu p u n k tu celnego n a dw o rcu i k o n tro li paszp o rto w ej wszyscy szu kają gorączkow o w p o ciąg u kogoś, k to przew iezie im tow ar. Będę chyba jeszcze k o n tro lo w an a , bo tu ta j starsz y p an , P olak, uk ry w a k a rto n y papierosów i flaszki w ró żn y ch z a k a m a rk a c h p o ciąg u . To w yjaśnia fa k t, dlaczeg o te n p o ciąg ta k i zdezelow any - p rzy s z u k a n iu to w a ru o d ry w an e są ściany, p o d ło g a... Interesująco. G ranica, Polska!!! W jeżdżam w n a sz ą b ru ta ln ą rzeczywistość. W Terespolu, ju ż po polskiej stronie, k o n tro la pociągu. Wszyscy wy pad i po k ilk u m in u ta c h celnicy wyszli z pełnym i w o rkam i tow aru. Po przejściu k o n tro li wszyscy gorączkow o w yjm ują u k ry te w sie d zen iach czy p o d p o d ło g ą k a rto n y papierosów i flaszki. Przelewają w ódkę i sp iry tu s z plastikow ych do firm ow ych butelek, n a najbliż szej stacji w siadają h u rto w i sprzedaw cy firm ow ych n ak rętek . O d byw a się gorączkow y h an d e l przem yconym tow arem . Jestem chyba jed y n ą osobą w tym pociągu, nie ro b iącą żadnego biznesu. Każdy m a tu ta j jak iś m ały przem yt, biznes, a wszyscy ruscy czy b ia ło ru scy obywatele p o d ąż ają n a polskie ry n k i czy bazary. P adają długo niesłyszane polskie przekleństw a. Co chw ila ktoś przychodzi z py tan iem : „Wódki nie m acie sprzedać?” S zara rzeczyw istość, szarzy ludzie, każdy w pogoni za pien ięd zm i i sw oim m ały m biznesem ... Z a g o d zin ę będ ziem y w Siedlcach. A ja za chw ilę będę w tych Siedlcach odw ied zać „batiuszkę”. Nie w iem , ja k się t u o d n ajd ę. Nie w iem , czy będę w stan ie m ów ić p o p o lsk u . W k o ń c u to ju ż tyle czasu... B ędzie m i się nie tylko z an g ielsk im , ale tera z i z rosyj sk im m ieszać. Ten p a m ię tn ik to jedyny k o n ta k t z p o lsk im języ kiem , w su m ie b a rd z o ważny, bo co d zien n y i n iezależny o d tego, ja k dalek o i w ja k ie z a k a m a rk i św iata m n ie poniosło. A teraz nie m ogę uwierzyć, że ju ż jestem w Polsce. Po prawie o śm iu m iesią cach. O śm iu n ieza p o m n ia n y ch m iesiącach azjatyckiej włóczęgi. Czuję, że d łu g o nie b ędę m o g ła się przestaw ić, ■ Z a o k n em sza ra p o g o d a, szare niebo i szary, l^ ^ d h ^ T O b sk i k ra jobraz... _ _ _ _ _ _ _ _
SPIS TREŚCI EPITAFIUM WSTĘP 1-6 PA ŹD ZIER N IK A 1995
POLSKA 6-9 PAŹDZIER N IK A
SŁOWACJA, WĘGRY, RUMUNIA 10-12 PAŹDZIERN IKA
BUŁGARIA, TURCJA 13-15 PAŹDZIER N IK A
IRAN 16-19 PAŹDZIER N IK A
PAKISTAN 20-21 PA ŹD ZIERN IK A
INDIE 22-31 PAŹDZIERN IKA
WRESZCIE NEPAL 1-30 LISTO PAD A
WCIĄŻ NEPAL 1-3 G R U D N IA
POŻEGNANIE Z NEPALEM 4-31 G R U D N IA
ZNOWU INDIE ST Y C Z E Ń 1996
CIĄGLE INDIE LUTY
NADAL INDIE M ARZEC
JESZCZE W INDIACH HIMALAJSKI TREKKING 2-15 K W IETN IA
Z POWROTEM W NEPALU 16 K W IE T N IA -1 MAJA
JESZCZE RAZ INDIE 1-12 MAJA
PAKISTAN 13-22 MAJA
CHINY 2 2 -2 7 MAJA
KAZACHSTAN, ROSJA, BIAŁORUŚ. POWRÓT