~ 1 ~ ~ 2 ~ Justice North jest twarzą Nowych Gatunków. Ujrzenie go z bliska sprawia, że serce Jessie zaczyna mocniej bić. Jest doskonałym samcem alfa ...
5 downloads
12 Views
5MB Size
~1~
Justice North jest twarzą Nowych Gatunków. Ujrzenie go z bliska sprawia, że serce Jessie zaczyna mocniej bić. Jest doskonałym samcem alfa - dużym, muskularnym, egzotycznie pięknym... i niebezpiecznym. I oczywiście, że jest też poza zasięgiem. Ale kiedy seksowny mężczyzna zamruczy, wszystkie założenia znikają. Jessie Dupree jest pyskatą, ognistą ludzką kobietą, która z Justice'a wydobywa zwierzę. Chce mu pokazać jak się zrelaksować, a on gotowy jest na wszystko, co ona chce zrobić, ale Justice poprzysiągł chronić swoich ludzi i wziąć sobie partnerkę z Gatunku. Jest rozdarty między kobietą, którą pragnie, a przysięgą, którą złożył. Jessie wie, że relacje między nimi prawdopodobnie dobrze się nie skończą; złamane serce będzie nieuniknione. Ale to nie powstrzyma jej przed uwolnieniem dzikości Justice'a i spędzaniem każdej chwili, jaką potrafi wykraść, owinięta wokół jego gorącego ciała, wydobywając z niego ryk namiętności.
~2~
Rozdział 1 Jessie obserwowała Justice’a Northa z dalekiego kąta pokoju i przygryzła wargę. Naprawdę chciała zapanować nad nerwami, by do niego podejść. Często był w wiadomościach, ale osobiście wydawał się być jeszcze wyższy i lepiej wyglądał. Niezbyt wiele osób ją przerażało, ale mężczyzna, który został wyznaczony na szefa Organizacji Nowych Gatunków przez jego własnych ludzi, był jednym z tych niewielu. Szanowała siłę i odwagę, coś, co wydawał się mieć pod dostatkiem. Debatowała nad sensownością odbycia z nim rozmowy. Justice dawał rozkazy jej szefom i miał władzę, by zmienić niektóre z zasad oddziału specjalnego, z którymi się nie zgadzała. Okazja, by znaleźć inną możliwości pogadania z nim, była żadna. Nie pozwalano jej uczestniczyć w odprawach lidera jej zespołu odbywających się z wysokim przywódcą NG 1. Jej opinia była dla niego nieistotna, ale problemy były ważne. Zawahała się, zastanawiając się nad konsekwencjami. Tim Oberto uziemiłby jej tyłek w swoim biurze, gdyby dowiedział się, że przerastała jego poziom umysłowy. Byłby swoim normalnym głośnym własnym ja i rozrywałby ją w ustnych strzępach. Jej spojrzenie omiotło pokój, przyglądając się NG. Byli dzielni po tym wszystkim, co przeżyli, każdy z nich był ofiarą wielkiego biznesu, który ich oszukał. Firma farmaceutyczna, Mercile Industries, stworzyła genetycznie zmienionych ludzi używając do tego zwierzęcego DNA, wychowywali ich gdzieś w tajnych obiektach i zmuszali do znoszenia dekad strasznych testów na ich torturowanych ciałach. Robili to, by zarobić pieniądze i co gorsza, byli częściowo finansowani przez rząd. Moje dolary z podatku, przyznała ponuro i zacisnęła zęby na to jak głęboko to ją wkurzało. Mercile skierowało propozycje starania się o cudowne leki, które pomogłyby rannym amerykańskim żołnierzom szybciej się leczyć, stać się fizycznie silniejszymi i zwiększać ich odruchy. Ci idioci z DC połknęli to i podpisywali czeki
1
Nie będę za każdym razem pisała Nowe Gatunki, więc skróciłam sobie do NG
~3~
płacąc za badania, ale później zaprzeczali, że mieli wiedzę, iż brały w tym udział żywe obiekty. Dała im trochę zaufania za natychmiastowe działanie, by wyjaśnić prawdę, gdy wyszły na jaw pogłoski o nielegalnych praktykach. Jak tylko urzędnicy mieli dowody, wojsko i służby policyjne współpracowały razem, by uratować wszystkich ocalałych zamkniętych przez Mercile Industries. NG zostały stworzone z amerykańskich dolarów z podatków i urodzone na amerykańskiej ziemi, co czyniło ich obywatelami. Włamano się do pierwszego obiektu i ocaleni zostali uratowani – uwolnieni. Lokalizacje trzech najbardziej potwornych miejsc zostały odkryte po tym jak przesłuchano pracowników. Zespoły uderzyły na nie ostro i szybko, ratując więcej ofiar, i wszystko wybuchło w diabły. Setkom ofiar musiano zapewnić zamieszkanie. Zostali umieszczeni w bezpiecznych lokalizacjach i zaczęła się gra w winę. USA dały Nowym Gatunkom nowo wybudowaną bazę wojskową, którą zmienili w Ojczyznę, społeczność prowadzoną przez NG, by chronić ich przed światem zewnętrznym. Pod presją rządu, Mercile Industries szybko zaspokoiło roszczenia postawione przez NG. Z tych pieniędzy kupili drugą dużą połać ziemi, którą nazwali Rezerwat. W Jessie uderzyło duże ciało, wytrącając ją z jej ponurych myśli i uśmiechnęła się do mężczyzny. Gatunki łatwo było zidentyfikować poprzez ich zwierzęce cechy. Nie byli całkowicie ludzcy, ale też nie byli cali genetycznie zmienieni tymi samymi genami, a nazywanie ich tym mianem przekraczało wszystkie różnice. Niektórzy zostali połączeni z DNA dużych kotów, inni z psowatymi i jeszcze inni z naczelnymi. - Przepraszam – mruknął, kiedy spojrzała w ładną parę kocich oczu. Kot, milcząco zidentyfikowała jego połączony gatunek. - Nie ma sprawy. Odszedł i westchnęła z rozczarowaniem. Niewielu z nich chciało rozmawiać z ludźmi. Nie mogła ich obwiniać po tym wszystkim, przez co przeszli. Mercile Industries opatrzyło każdego z nich liczbą i nazwali ich doświadczalnymi prototypami. Personel traktował dzieci, jakby byli podludźmi, laboratoryjnymi szczurami, bez duszy. Prowadzili zimne, ciężkie życie, opuszczając swoje cele tylko na szkolenia albo testy. Nowa rasa, jaką stworzyli, nie była potulna jak Mercile przedstawiało w swoim wielkim planie. Niektórzy z dorastających NG zbuntowali się i zabili ludzi, którzy spędzali lata na krzywdzeniu ich i torturowaniu. Zamiast laboratoryjnych szczurów, ~4~
spółka miała setki wściekłych, pełnych goryczy, naprawdę silnych więźniów, którzy mieli dość ich gówna. Ten fakt wywołał u Jessie uśmiech. Dobrze dla nich. Mam nadzieję, że zabili bandę tych łajdaków. Mercile zdecydowało się sprawdzić, czy mogą wyprodukować dzieci z mężczyzn i kobiet. Szybszym procesem było urodzenie przez kobietę kolejnego zmienionego dziecka niż wydawanie milionów dolarów na kopiowanie procedury, która ich stwarzała. Mercile chciało pozbyć się oryginałów, zacząć od początku i uczyć się na swoich błędach. Ich próby rozmnażania nieszczęsnych ofiar nie powiodły się. Mężczyźni i kobiety nie byli w stanie się rozmnażać. Wtedy to Mercile zaczęło sprzedaż innych eksperymentów, jakie stworzyli. Jessie czuła wściekłość na myśl o Kobiecie Prezencie, spółce farmaceutycznej, która parała się wabieniem większej ilość inwestorów. Celowo tworzyli mniejsze kobiety z nieagresywnym zwierzęcym DNA i używali leków, by kontrolować ich tempo wzrostu, chcąc być pewnym, że kobiety nigdy nie osiągną ponad metra sześćdziesięciu wzrostu. Członkowie zarządu Mercile Industries i wszyscy bogaci ofiarodawcy tych tajnych projektów dostawali Kobietę Prezent, gdy wystarczająca ilość pieniędzy zmieniła właściciela. Jessie zastanawiała się czy to było robione dlatego, by z Mercile nie odeszli oryginalni naukowcy. Lekarz, który zaprojektował NG, zniszczył swoje badania i zniknął, zabierając wiedzę ze sobą. Wystarczająco złe było to, że stworzyli ludzi, jako obiekty testu, ale przekazanie ich sadystycznym dewiantom wydawało się być stokroć gorsze. Kobiety Prezenty zostały sprzedane w seksualne niewolnictwo. Zostały zamknięte, głęboko ukryte i okropnie wykorzystywane. Były tam kobiety, którym Jessie pomogła dojść do siebie i takie, które trzymały ją w pogotowiu w nocy, niezdolne zasnąć. Ściągnęła swoje myśli z powrotem do teraźniejszości i wpatrywała się w Justice’a Northa przez pokój, postanawiając, że może lepiej wykonać swoją pracę, jeśli będzie mogła namówić go, by jej wysłuchał. Tim może być wkurzony, ale chodzi o to, by ułatwić sprawy tym biednym kobietom. Nigdy wcześniej nie widziała Justice’a w dżinsach i koszulce bez rękawów. Zazwyczaj na swoich konferencjach prasowych nosił garnitury. Jego nagie ramiona ukazywały mocno umięśnione bicepsy, złotą skórę i stał z taką swobodą, że to czyniło go bardziej przystępnym. Wzięła głęboki wdech, wypuściła i postąpiła naprzód. Mniejsze szczegóły stawały się bardziej widoczne, gdy zbliżała się do wysokiego przywódcy NG. Jego włosy były kasztanowe z blond pasemkami. W telewizji i na
~5~
zdjęciach wydawały się być w nieefektownym, uniwersalnym brązowym kolorze. Jego kocie oczy były egzotyczne i ciemniejsze, prawie czarne. Posiadał charakterystyczne szerokie kości policzkowe, które wystawały na zewnątrz bardziej niż u typowego człowieka, jego nos był bardziej płaski, wydając się bardziej zwierzęcy. Zawsze fascynowało ją, że kilku z nich miało zarost i zastanawiała się czy go golili. Jej oddech zamarł, gdy nagle się roześmiał, i to był chropawy, seksowny dźwięk. Jego pełne wargi były stworzone do całowania i które z radością, by skubała. Ta świadomość skłoniła ją, by się zatrzymała. Niedobrze, Jessie. Nie idź tam. On jest szefem twojego szefa i poza zasięgiem. Absolutnie muszę znaleźć sobie faceta. Jestem w punkcie, gdzie fantazjuję o facetach, z którymi pracuję. Poważny błąd. Odnotowała jego perfekcyjnie białe, równe zęby, które się ukazały, gdy się roześmiał. Nie zobaczyła żadnych kłów, ale było możliwe, że był jednym z tych rzadkich niewielu, którzy je nie mieli. Oczywiście, zauważyła też, że uśmiechał się mając wargi razem złączone. Pan North mógł nauczyć się je chować, odkąd miał styczność z publiką. Przypadkiem usłyszała jak Tim mówił, że niektórzy z nich mają takie, a wiedział to, ponieważ codziennie rozmawiał z wieloma mężczyznami NG. Justice rozmawiał z innymi mężczyznami NG, którzy byli kilkanaście centymetrów niżsi, a ich rozmowa wyglądała na intensywną, ponieważ ani razu nie spojrzał w jej stronę. Po szybkiej ocenie przywódcy NG, dała mu jakieś niecałe dwa metry. Wysoki. Niemal doszła do jego boku, gdy szorstka ręka chwyciła jej przedramię i szarpnęła ją do zatrzymania. Jessie zamaskowała swój niepokój, gdy jej spojrzenie opadło na dużą rękę na jej ramieniu, jego uścisk był niemal bolesny, i podniosła brodę, by spojrzeć w górę. Zastanowiła się czy był jednym ze strażników, którzy chronili Justice’a. Nauczyła się chować strach przed NG, gdy weszła w kontakt z facetami o agresywnym wyglądzie. Wszyscy oni byli duzi, umięśnieni i przerażający. Ten nie był wyjątkiem. To te zwierzęce rysy twarzy sprawiały, że wyglądali na tak przerażających… i ich ostre zęby i umiejętność wydawania groźnych dźwięków. Warknął głęboko w swoim gardle, podczas gdy jego zielone oczy zwęziły się piorunując ją wzrokiem. Jego kruczoczarne włosy spadały za jego ramiona, a jego ubranie było tak nowe, że jeszcze nie było prane. Cholera. Jessie rozpoznała nienawiść, jak tylko zobaczyła ją w jego spojrzeniu. Poprzedniej nocy przeprowadzono nalot na piąty obiekt i około dziewięćdziesięciu więźniów zostało uwolnionych od ich potwornej egzystencji. Była całkiem pewna, że
~6~
był jednym z nich. Wyglądał zbyt brutalnie, by już być spokojnym po swoich doświadczeniach. Najwyraźniej nienawidził każdego człowieka i to mogło jej zwiastować kłopoty. Szybko oceniła sytuację, wiedząc, że jest możliwość zmiany jej w koszmar. Był dużym draniem, najwyraźniej super zagniewanym i podczas gdy jego uścisk na jej ramieniu nie był zbyt bolesny, spojrzenie, które jej posyłał, wydawało się być zabójcze. Miał problem z jej rodzajem i jedną z nich miła przed sobą. Niedobrze. - Proszę, puść mnie – delikatnie nakazała. - Człowiek. – Warknął. Jessie spróbowała wyszarpnął nadgarstek z jego uścisku, ale jego palce tylko mocniej się zacisnęły, dopóki nie groziło to złamaniem kości. Nie stęknęła głośno od intensywnej męki bycia ściskaną, walczyła z tą reakcją i zamiast tego pozwoliła, by jej wyszkolenie wzięło górę zanim wyłamie jej ramię. Mógłby z łatwością to zrobić, gdyby zastosował więcej nacisku. Nie wyglądał na rozsądnego i nie chciała nosić gipsu przez tygodnie. Szybko weszła w jego ciało, prawie dotykając jego klatki piersiowej i szarpnęła ramieniem mocno w dół. Nie miał innego wyboru jak tylko ją puścić albo to wykręciłoby boleśnie jego nadgarstek. Jessie odskoczyła do tyłu, tworząc między nimi przestrzeń i napięła się. Albo zaatakuje albo zostanie na miejscu. Bycie mniejszym pomagało. Mając nieco ponad metr sześćdziesiąt, Jessie miała przewagę odsuwając swoje ciało, kiedy jej napastnik rzucił się na nią ze wściekłym warknięciem. Nie spodziewał się tego ruchu i jego ręce tylko chwyciły powietrze, gdy jego palce łapały tam, gdzie stała. Okręciła się w bok, wyprostowała i kopnęła butem. Uderzyła pozbawionego równowagi mężczyznę w biodro i grzmotnął o podłogę, rozkładając się na swoim boku. Jessie cofnęła się, by stworzyć jeszcze więcej przestrzeni między nimi. Mężczyzna NG szarpnął głowę w górę, wpatrując się w nią ze zdziwieniem i użył ramion, by skoczyć na nogi. Otworzył usta i warknął nieludzko, ukazując ostre, zabójcze zęby. Rzucił się jeszcze raz, tym razem szybciej. Jessie pomyślała jedno słowo zanim zanurkowała w bok, by uniknąć jego palców z pazurami. KURWA! Zwinęła się w kulkę, przetoczyła po podłodze i stanęła na nogi w sposób, w jaki została wytrenowana. Musiała pozostać poza jego zasięgiem i wiedziała, że wszystko się skończy jak tylko będzie miał ją w swoich rękach. Fizycznie nie mieli sobie równych, gdy chodziło o walkę wręcz. Starłby ją na proch. ~7~
Kątem oka złapała jak ponownie się na nią rzucił. Wyrzuciła nogę, pochyliła się i przycisnęła ręce do podłogi, by się podeprzeć, i uderzyła mężczyznę brutalnym wykopem. Siła zderzenia jej buta z jego ciałem zabolała ją w nogę, ale to musiało być bardziej bolesne dla niego. Zatoczył się do tyłu z głośnym sapnięciem i dotarło do niej, że zdołała uderzyć go w pachwinę. Obróciła się i wyprostowała, obserwując jak łapie się za przód swoich dżinsów i składa we dwoje. Jessie się skrzywiła. Nie miała zamiaru kopnąć go w przyrodzenie, ale poskutkowało. Celowała w brzuch, ale facet był zbyt wysoki, a jej nogi niewystarczająco długie. Jego głowa podskoczyła i nie miała wątpliwości, że pragnie jej śmierci. Czysta wściekłość była widoczna na jego ostrych rysach. - Uspokój się – zażądała Jessie, próbując brzmieć na opanowaną, chociaż taka nie była. – Nie zrobiłaby tego, gdybyś trzymał swoje ręce i temperament przy sobie. Nie skrzywdzę cię, jeśli ty nie spróbujesz skrzywdzisz mnie. Jessie wiedziała, że wokół niej rozpętało się piekło. Nie ośmieliła się odwrócić swojej uwagi od dużego mężczyzny, który piorunował ją wzrokiem, wciąż pochylony i trzymający się za zranione krocze. Miała wielkie szczęście, że usłyszała ostrzegawczy pomruk i przekręciła głowę, by sprawdzić nowe zagrożenie. Kolejny duży mężczyzna Gatunków paradujący w nowym ubraniu, roztrącił innych mężczyzn ze swojej drogi, którzy zamarli w oszołomionym wstrząsie. W jej stronę pędziło nowe zagrożenie i miała tylko sekundy, by ocenić sytuację. Kilku NG wyrwało się ze swojego otępienia i próbowało go zatrzymać, ale z łatwością roztrącił ich na boki. Nikt nie był w stanie uniemożliwić mu dojście do niej. - Cholera. – Jessie sapnęła, gdy jego pięść wystartowała w stronę jej twarzy. Sam instynkt wystrzelił jej ramieniem, by odrzucić jego pięść na bok i odparować bezpośredni cios, który byłby śmiertelną centrą w jej twarz. Jego knykcie otarły się o jej ucho i ból strzelił przez bok jej głowy. Chwycił jej koszulę drugą ręką. Nie zauważyła tego ruchu. Jej głównym priorytetem było uniknięcie pięści. Szarpnął ją w górę z nóg, jakby nic nie ważyła, i uderzyło w nią przerażenie. Prawdopodobnie chciał rzucić nią w coś albo połamać jej kości ciskając ją na coś twardego. Tak czy owak, to będzie bardzo bolesne. Nagle, dwie ręce szarpnęły stanowczo biodra Jessie od tyłu. Cholera. Jestem załatwiona. Miało ją dwóch z nich. Mogła mieć tylko nadzieję, że jacyś z Gatunków ~8~
przyjdą jej z pomocą zanim mężczyźni zrobią z niej miazgę. Chociaż była człowiekiem, wątpiła, żeby pozwolili ją zabić zanim wkroczą. Jak bardzo zostanie zraniona zanim będzie ocalona tego nikt nie wiedział. Ręce na jej biodrach mocno szarpnęły. Została oderwana od tego przed nią i rozległ się dźwięk dartego materiału. Zobaczyła jak tamten odchyla swoją pięść w próbie ponownego przyszpilenia jej, ale teraz była poza jego zasięgiem. Jej plecy uderzyły w twarde ciało i duży mężczyzna – przypuszczała, że nim był – obrócił ją od jej napastnika. Wsunął swoje ciało między nią, a nadchodzącą pięścią, sam przyjmując cios. Jessie poczuła jego siłę przez trzymającego ją mężczyznę i to oboje wytrąciło z równowagi. Zobaczyła zbliżającą się ścianę i odwróciła głowę, zgadując, że będzie bolało, gdy w nią uderzą. Zgniecie ją pomiędzy ścianą, a swoim ciałem. Mężczyzna trzymający Jessie jednak okręcił się w ostatniej sekundzie i to jego ramię i biodro uderzyły brutalnie w ścianę zamiast niej. Opuścił ją na nogi, poruszając się błyskawicznie szybko, by ustawić ją łagodnie przy ścianie i otarła się o tynk. To zostawiło ją gapiącą się na szerokie plecy mężczyzny NG, który przyszedł jej z pomocą. Napiął się, a jego ciało stężało, gdy głośne warknięcie wyrwało się z jego gardła. On mnie chroni. Jessie natychmiast się odprężyła. Facet był potężny i stał między nią, a tym kimś, kto chciał ją skrzywdzić. Kto powiedział, że rycerskość umarła? - Cofnij się – ryknął jej opiekun ostrym, brutalnym dźwiękiem. Jessie uważnie obserwowała jego plecy i dotarło do niej, że miał na sobie dżinsy i czarny bezrękawnik. Jego muskularne ramiona były dobrze wyeksponowane, a palce zawinięte w pięści, podniesione przy jego bokach i gotowe do walki. Jej spojrzenie przeniosło się wyżej na tył jego głowy i zidentyfikowało kasztanowe włosy z jasnymi pasemkami. I nagle uderzyło w nią, że to Justice North był mężczyzną, który uratował jej tyłek. - Ona jest człowiekiem – odszczeknął drugi głos. - To nikomu nie daje prawa do ataku. Ona jest tutaj gościem. – Justice warknął te słowa w oczywistym gniewie. – Przyjaźnimy się z ludźmi i nie atakujemy ich. A już szczególnie – wykrzyknął teraz – nie atakujemy kobiet. - Przepraszam, Justice – wydyszał nowy męski głos. – Powinniśmy zapewnić obecność większej ilości ochrony. ~9~
- Chcę, żebyście zgarnęli wszystkich nowych i zabrali ich natychmiast do stołówki. – Justice wydał polecenie z surową władzą. – To zostanie natychmiast ustalone. To jest drugi atak na ludzką kobietę od dzisiejszego poranka i nie będzie trzeciego. – Justice wywarczał te słowa. - Nawet nowe kobiety? – odezwał się ten mężczyzna bez tchu. - Nie. Tylko mężczyźni. Kobiety wydają się zachowywać lepiej. Chcę zobaczyć każdego nowego mężczyznę w stołówce za dziesięć minut. - Wedle rozkazu – oświadczył stanowczo inny mężczyzna. Jessie stała doskonale nieruchoma i czekała aż napięcie złagodnieje. Justice wciąż wydał się być gotowy do walki, ponieważ nie ruszył się ze swojej pozycji przed nią. Słyszała poruszenie w pokoju, ciche głosy, kilka warknięć i w końcu ciszę. Justice odprężył swoją postawę. Jego ramiona opuściły się do jego boków, jego pięści się rozwinęły i powoli się obrócił. Jessie zapatrzyła się na przystojną twarz Justice’a. Zapierający dech pasuje do niego, pomyślała, gdy zdała sobie sprawę, że przestała oddychać. Zassała powietrze w płuca i napotkała parę wściekłych kocich oczu w oprawie długich, czarnych rzęs. Były olbrzymim kontrastem do jego kasztanowo-blond włosów. W telewizji i na zdjęciach jego włosy wydawały się być dużo jaśniejsze i kamera nie wydobywała piękna jego oczu. Były tak egzotyczne, że były prawdopodobnie najpiękniejszym widokiem, jaki kiedykolwiek widziała. - Kim jesteś? – warknął łagodnie. – Jak przeszłaś przez ochronę? Jessie zmarszczyła brwi. Powinien wiedzieć, kim była i dlaczego tu była. Wzięła głęboki wdech. - Jestem Jessie Dupree i pracuję dla grupy zadaniowej przydzielonej do NGO. Jestem ich kobiecym ambasadorem w uratowanych Kobietach Prezentach. Wczoraj wieczorem byłam na wypadzie w Kolorado i przyjechałam tu z kobietami, które zostały uratowane. Przerwała i popatrzyła w jego intensywne oczy. Zdumiewające było przyglądanie się ich transformacji. Kolor się zmienił, gdy jego gniew zgasł. Było trochę niebieskiego w tych ciemnych głębiach. Na chwilę została tak rozproszona, że zapomniała, iż rozmawiała.
~ 10 ~
- Tiger pozwolił mi tu być. Przyleciałam helikopterem z waszymi kobietami i został mi przydzielony pokój na trzecim piętrze hotelu. Tammy zaprosiła mnie na swój ślub, więc oto jestem. Nie widziałeś mnie podczas ceremonii? - Nie. Byłem rozproszony przez długą głosową wiadomość od prezydenta. Miałem słuchawkę w uchu i go słuchałem, a potem musiałem dać mu moją odpowiedź. – Wziął głęboki wdech i wyciągnął rękę. Była duża z długimi, silnymi palcami i tymi świetnymi stwardnieniami pokrywającymi zarówno koniuszki palców jak i dłoń. – Jestem Justice North. To przyjemność poznać cię, pani Dupree. Umieściła swoją mniejszą rękę w jego. Gorąco od jego rozgrzanej skóry wstrząsnęło nią. Jego duża ręka ścisnęła jej zamiast potrząsnąć, jego palce zawinęły się wokół jej mniejszych, przytrzymując je. Jego spojrzenie opuściło się, by spojrzeć na ich połączone ręce. Jednak Jessie nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy. W końcu popatrzył w górę, gdy ją puścił. - Przepraszam za atak. Oni są nowi i muszą się dużo nauczyć. Zamierzam dać im kilka cennych lekcji manier w takich sytuacjach. Nie będziemy tolerować takiego zachowania. Wzruszyła ramionami. - Rozumiem, dlaczego nienawidzą mój rodzaj. Mają swoje powody. Doceniam, że pospieszyłeś z pomocą. Mogę na chwilę utrzymać kogoś z dala ode mnie, gdy się jednak skrzykną, to nie jest zazwyczaj bezbolesny czy dobry wynik dla mnie. Jego spojrzenie opuściło się z jej twarzy w dół ciała. Jego oczy się rozszerzyły i oddech nieznacznie zmienił, zwiększając do szybszego tempa. Jego nozdrza się rozdęły i miękki odgłos doszedł z głębi gardła. Jessie się uśmiechnęła. - Czy właśnie zamruczałeś? Jego spojrzenie się uniosło. - Ja nie mruczę. – Chwycił swój bezrękawnik w pasie, szybko szarpnął w górę swojego imponującego tułowia i przez głowę. Podał go jej. – Załóż to na swoją koszulę. Jessie spojrzała w dół na swoją klatkę piersiową i zauważyła, że w bijatyce jej koszula została podarta. Przyjrzała się swojemu czarnemu, koronkowemu stanikowi, wdzięczna za to, że nie miała na sobie tego białego, który nosiła wczoraj – brzydkiego, w pełni zakrywającego stanika. Czarna miseczka przykrywała jej piersi i podkreślała ~ 11 ~
ich wielkość. Wzdrygnęła się na widok tego jak blado wypadała jej skóra przy czarnym i miała nadzieję, że nie został oślepiony tym widokiem. Jessie się nie opalała, tylko się spalała, więc unikała słońca. - Dzięki, ale mogę przytrzymać to razem, dopóki nie dojdę do mojego pokoju. Jedna z waszych kobiet, Breeze, poratuje mnie jakimś ubraniem, ponieważ nie spakowałam się na podróż. Zostałam wezwana na wypad do Kolorado zbyt szybko, by to zrobić. Jessie unikała jego spojrzenia przyglądając się swojej koszuli, gdy mówiła, żałując, że zobaczył tak dużo jej piersi. Kilku guzików brakowało, a rozdarcie zaczynało się przy dziurce od guzika i kończyło pod jej piersiami, w pełni pokazując jej dekolt. Chwyciła materiał razem na piersiach, by ukryć je i miseczki stanika. To tyle, jeśli chodzi o pierwsze wrażenie. Tim przeżuje moją dupę i obwini za wywoływanie bójki z NG. Jej spojrzenie się podniosło. Jessie badała nagą pierś Justice’a i jej uwaga przylgnęła do kilku obszarów jego nagiej skóry. Zaczęłaby się ślinić, ale wiedziała, że to jest niezwykle niegrzeczne i niefachowe. Facet był opalony, a twarde mięśnie rozpychały jego mocny tułów. Jego sutki były nieco ciemniejsze niż jego miedziana skóra i w tej chwili były twarde. Nabrała chęci, by go polizać i sprawdzić, czy smakował tak dobrze jak wyglądał. NIEDOBRA JESSIE! wykrzyknął jej umysł. Zmusiła się do podniesienia wzroku, by odkryć, że obserwuje ją w milczeniu. - Powinieneś włożyć tę koszulkę z powrotem, panie North. Masz gęsią skórkę. Zamrugał. - Nie mam. Jej uwaga pomknęła do jego sutków, wciąż twardych kamyków. - Twój tors wydaje się z tym nie zgadzać i trudno jest mi nie gapić się na ciebie. Musisz dużo nad sobą pracować, żeby tak dobrze wyglądać. Powiedziałam to głośno. Cholera! Nie chciałam. Kolejny miękki odgłos doszedł z jego gardła i Jessie się uśmiechnęła, szybko zanim wymsknął się z jej ust. To z pewnością było mruczenie. On jest taki gorący. Wysoki, przystojny, potrafiący walczyć, staje w obronie kobiet i wydaje ten seksowny dźwięk. O tak, nie zapominaj, że jest poza zasięgiem! Justice zmienił swoją postawę i odchrząknął. ~ 12 ~
- Nie jest mi zimno. Odpuściła to, wiedząc, że powiedziała więcej niż trzeba, by zostać skrzyczaną przez swojego lidera i stanowczo zacisnęła usta razem. Justice założył z powrotem koszulkę i zapragnęła, by dla niego przestępstwem było okrywać ten wspaniały, seksowny widok umięśnionej męskości. Kiedy jego pierś ponownie została przykryta, jej uwaga skupiła się na jego twarzy i nie przegapiła tego, kiedy jego nozdrza się rozszerzyły, gdy głęboko się zaciągnął, wdychając jej zapach. Była zadowolona, że ostatnio wzięła prysznic i miała przy sobie dezodorant. Miała swój uśmiech wciąż na miejscu, gdy wepchnął bezrękawnik za pasek swoich dżinsów. Dzieliło ich tylko kilka kroków. Zaciągnął się jeszcze raz i jego nos drgnął. To było słodkie jak diabli, ale zmartwiła się, że uważał ją za odpychającą. - Mam nadzieję, że nie pachnę źle. Użyłam czegoś z pokoju, gdy przed ślubem brałam szybki prysznic. Szampon, który hotel udostępnia nie jest zły, ale trochę typowy. Zdałam egzamin? Jego spojrzenie napotkało jej. - Przepraszam. Ładnie pachniesz. To przez naturalny instynkt, jaki mamy. - W porządku. – Jessie pochyliła się trochę do przodu i zaciągnęła głęboko. Jej oczy pozostały złączone z jego. – Ty też ładnie pachniesz. Podoba mi się twoja woda kolońska. Jest taka leśna i męska. Miękko zamruczał i odchrząknął. - Dziękuję. - Dobrze się czujesz? Czy ten facet uderzył cię w gardło? – Zaczęła się martwić, że może został ranny po sposobie, w jaki wciąż wydawał odgłosy. Justice North się zarumienił. To ogłuszyło ją troszeczkę i sprawiło, że polubiła go jeszcze bardziej. - Nic mi nie jest. – Zamilkł. – Miło było cię poznać i przepraszam za atak. Powinienem pójść do stołówki, skoro zrobiłem spotkanie. Muszę nakrzyczeć na moich nowych mężczyzn i rzucić kilka gróźb na dodatek, by być pewnym, że nauczą się dobrego zachowania.
~ 13 ~
Obrócił się i zrobił od niej kilka kroków zanim umysł Jessie ruszył w pełni do funkcjonowania. Justice odchodził od niej, a ona nie mogła znieść myśli, że już nigdy go nie zobaczy. - Czekaj!
Tłumaczenie: panda68
~ 14 ~
Rozdział 2 Justice zamarł i się obrócił. Jego ciemne spojrzenie napotkało Jessie. - Tak, pani Dupree? - Chciałam się dowiedzieć, czy masz niedługo trochę wolnego czasu. Miałam nadzieję, że będziemy mogli porozmawiać o waszych kobietach. Jest kilka kwestii, które bardzo chciałabym z tobą omówić, a które muszą być zmienione. Zwróciłam na to uwagę Timowi Oberto, ale on nie bardzo jest wrażliwy na potrzeby kobiet. Jest jakaś możliwość, że będziesz miał trochę czasu, by wysłuchać moich pomysłów? Myślę, że one są ważne. Wydawał się to rozważać. - Jak długo zostaniesz w Rezerwacie? - Kilka dni, jeśli wszystko będzie w porządku. Pomyślałam sobie, że zostanę w pobliżu i pomogę nowym kobietom przystosować się do zewnętrznego życia, chyba że dostanę telefon od grupy zadaniowej. Mam dużo wolnego czasu między ich wyzdrowieniami. Przygryzł wargę. - Może pójdziesz ze mną do stołówki, skoro zostajesz? Chciałbym, żeby cię poznali, by upewnić się, że coś takiego już się nie powtórzy. Później moglibyśmy zjeść razem. To jedyny czas, który mam wolny. Możesz ze mną porozmawiać podczas jedzenia. Po obiedzie muszę się przygotować do konferencji prasowej o dziesiątej, odbywającej się poza bramami, w związku z działaniami ostatniej nocy. - To byłoby świetnie. – Przypomniała sobie o rozdartej koszuli. – Mam czas się przebrać? – Uśmiechnęła się. – Bo gdybym nie miała, mogę się założyć, że żaden z nich nigdy nie zapomni jak wyglądam, jeśli puszczę moją koszulę. Nie sądzę, żeby zapamiętali moją twarz, ale może to pomoże w wzmocnieniu stosunków ludzi z twoimi ludźmi, skoro zobaczyli mnie w staniku. Jego całe ciało zatrzęsło się od śmiechu. Justice jest piekielnie gorący, zdecydowała Jessie. Jego oczy się skrzyły, a jego duże usta rozszerzyły się ukazując ~ 15 ~
białe zęby. Dostrzegła błysk ostrych punktów pod jego dolną wargą. Jednak ma kły NG. Poczuła jak jej ciało odpowiedziało. Będzie musiała zmienić nie tylko koszulę, ale też stringi, jeśli nie weźmie się w garść. Zastanowiła się, jakie byłoby odczucie jego zębów na jej skórze, gdyby ją nimi uszczypnął. - Uspokój się, dziewczyno – wymamrotała. Jego śmiech zgasnął. - Co proszę? Usłyszał jej słowa. Zapomniała, że NG mają zwiększony słuch. - To nieistotne. – Uśmiechnęła się jeszcze raz. – Więc, mam się przebrać czy mogę iść tak jak teraz? - Dlaczego nie miałabyś zmienić koszuli? Będę z nimi rozmawiał, czekając na ciebie i przedstawię cię, gdy przyjdziesz. Wiesz, gdzie jest stołówka? - Jadłam tam śniadanie z Breeze dziś rano. - Widzimy się zatem, gdy wrócisz. – Obrócił się i odszedł. Jessie przyglądała się jego odejściu, dopóki nie zniknął jej z widoku. Mężczyzna pasował do pary jeansów lepiej niż jakikolwiek facet, którego kiedykolwiek widziała. Miał długie umięśnione nogi, które rozciągały dżins wokół jego ud i zaokrąglonego tyłka. Miał na sobie czarne wysokie boty. A te miały rzepy. Będą szybkie do zdjęcia. Uśmiechnęła się nad swoim samowolnym libido, ruszając szybko w stronę windy. Doceniała mężczyzn, którzy nosili rzeczy szybkie i łatwe do zdjęcia. Potrząsnęła głową na swoje odbicie wewnątrz windy, kiedy jechała na górę. To jest Justice North, z Nowych Gatunków, i wiesz, że nie możesz iść tą drogą. To będzie cię kosztować pracę. Tim nie tylko kopnie mnie w tyłek, ale też wykopie z grupy zadaniowej. Jessie pochyliła się do przodu, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze i się skrzywiła. Mogła zrobić sobie jakiś makijaż, ale rzadko się tym kłopotała, dopóki nie musiała. Robiła to wszystko dla swojego pierwszego męża i to była strata czasu. Oczekiwał, że będzie się dla niego stroiła albo się obrażał. Jej potrzeba zadowalania umarła wraz z jej małżeństwem. Łajdak romansował z koleżanką żołnierzem, podczas ćwiczeń treningowych. Cofnęła się i przebiegła palcami przez włosy. Były naprawdę jasnoczerwone, jeden bałagan, i nie mogła wyglądać gorzej, nawet jeśli by się postarała. Może ciągnęło ja do seksownego NG, ale on nie czuł tego samego do niej.
~ 16 ~
Drzwi windy się otworzyły i praktycznie pobiegła korytarzem. Nie była pewna, co w niej siedziało, dopóki nie spotkała Justice’a, ale facet ją podniecał. Minęło dużo czasu odkąd spotkała kogoś, kto by ją pociągał. Z pewnością sprawiał, że jej serce szybko biło, a szalone myśli wypełniały jej głowę. Minęły też dwa lata od jej gorzkiego rozwodu i nie interesowała się mężczyznami. No cóż, był jeden facet, przypomniała sobie, ale czy jednonocna przygoda po zbyt dużej ilości alkoholu się liczyła? Zdecydowała się nie brać pod uwagę tego jednego razu. To była ciężka noc i potrzebowała pociechy innej osoby. To było tuż po pierwszym razie, kiedy odzyskała ciało kobiety Nowych Gatunków. Łajdak, który ją zamordował, zakopał jej małe, połamane ciało pod podłogą sutereny w celi, gdzie trzymał ją przez wiele lat. Przyglądanie się jak wykopują ciało, zaprowadziło Jessie prosto do najbliższego baru i w ramiona pierwszego, przyzwoicie wyglądającego mężczyzny. Chciała zapomnieć o bólu świadomości, co zostało zrobione tej biednej ofierze i że przybyli za późno, by ją uratować. Ta jednonocna przygoda była niewypałem. Prowadził dobrą grę, ale gdy uderzył w bramkę, był nic nie warty. Weszła do swojego pokoju i złapała pierwszą koszulkę leżącą na łóżku, niebieski bezrękawnik. Był na nią za duży, ale nie była tym zaskoczona, ponieważ wszystkie kobiety NG mieszkające w Rezerwacie, były eksperymentalnymi prototypami kobiet od leków, które na nich używali, by uczynić je większymi i silniejszymi. Najmniejsza, jaką kiedykolwiek widziała, miała jakieś metr osiemdziesiąt. Najwyższa musiała mieć około metr dziewięćdziesiąt. Były mocno zbudowanymi kobietami, które mogły przerzucić przeciętnego mężczyznę, gdyby zaszła taka potrzeba. Magazyn odzieżowy dostarczył potrzebne ubrania mieszkankom Rezerwatu i prawdopodobnie nie zamówił małych ani średnich rozmiarów w czymkolwiek. Jessie wypadła z pokoju, wpychając klucz od pokoju z powrotem do dżinsów. Jedyne spodnie, jakie jej dali, to były spodnie dresowe. Nie podobały jej się. To zostawiło jej życie w parze czarnych dżinsów, które miała na sobie, gdy tu przyjechała. Nie była taką, która nosiła torebki, a jeśli coś nie mieściło się w kieszeni albo mogło być przypięte gdzieś na jej ciele, nie widziała potrzeby noszenia tego. Weszła do windy i sprawdziła jeszcze raz swoje odbicie. Jej długie włosy opadły za tyłek. To był wulgarna, jasna czerwień, kolor stworzony z dwóch pudełek farby do włosów. Znalazła odwagę, by wyłamać się z tłumu pracującego dla NG. Oni byli inni, specjalni i znajdujący swoje własne miejsce w życiu. Jessie zmieniła włosy na jasny, ~ 17 ~
krzykliwy kolor na przekór normom. Wiedziała, że prawdopodobnie powinna świecić w ciemności od jaskrawości swoich włosów, ale kochała to. To naprawdę uwidaczniało jej ciemnoniebieskie oczy i stanowiło drastyczny kontrast do jej naturalnej, prawie mlecznobiałej skóry. Nigdy się nie opalała i nie dbała o to. Drzwi windy się otworzyły i ruszyła w kierunku stołówki. Dwuskrzydłowe drzwi były szeroko rozwarte, a przy nich stało dwóch strażników NG. Zwolniła swoje tempo i przyglądała się mężczyznom, zastanawiając się czy Justice ich poinformował, że została zaproszona na spotkanie. Usunęli się z wejścia. Jessie błysnęła uśmiechem każdemu mężczyźnie i weszła do dużego pomieszczenia, tylko po to by zatrzymywać się kilka kroków za drzwiami. Od razu spostrzegła Justice’a, tak naprawdę nie mogła go przegapić, bo górował nad wszystkimi, stojąc na blacie stołu po drugiej stronie pokoju przy długim bufecie. Naturalnie i tak przyciągnąłby uwagę, ale na podwyższeniu wydawał się być przerysowany. - Ludzie nie są naszymi wrogami. Nie większość z nich. – Justice wyglądał na rozdrażnionego i jego twarz była trochę skrzywiona. – Są dobrzy ludzie i źli, tacy jak ci, z którymi zetknęliśmy się w Mercile. Źli stanowią mniejszość. Czy wyrażam się jasno? Dobrzy ludzie nas uwolnili i walczyli, by dać nam prawa i przywileje. Jesteśmy im we wszystkich równi dzięki nim. To nie oni nas zniewolili i torturowali. Nie wiedzieli, co było nam robione, ale kiedy nas znaleźli, zrobili wszystko, co możliwe, by pomóc nam dojść tu, gdzie jesteśmy dziś. Każdy z nas siedzi tutaj z powodu tych dobrych ludzi. Jeden z mężczyzn wstał. - Mamy teraz im zaufać? To trudne, Justice. Justice się odprężył, rysy jego twarzy się wygładziły. - Rozumiem waszą niepewność, ale z czasem musimy się zmieniać. Wczoraj byliście zamknięci w celach, a dzisiaj jesteście wolni. Wczoraj ludzie, z którymi mieliście do czynienia, byli diabelskimi potworami, a dzisiaj macie do czynienia z dobrymi ludźmi, którzy byli wstrząśnięci, gdy zdali sobie sprawę, co było nam robione przez ich własnych ludzi. Chcą tych ludzi ukarać tak bardzo jak my chcemy. Kilku mężczyzn z tyłu, nagle obróciło głowy i wpatrzyło się w Jessie. Trzymała swój uśmiech na miejscu i domyśliła się, że doszedł do nich jej zapach. Wszystkim zabrało tylko jakieś piętnaście sekund na uświadomienie sobie, że weszła do stołówki. ~ 18 ~
Nie ruszyła się spod drzwi i patrzyła na mężczyzn, zauważając na kilku twarzach gniew. - To jest Jessie Dupree – oświadczył głośno Justice. – Ona jest dobrym człowiekiem. Nikt ponownie jej nie zaatakuje. Jej pracą jest pomoc w zlokalizowaniu kolejnych NG, którzy nadal są uwięzieni. Przyłączyła się do zespołu wyszkolonych ludzkich mężczyzn, którzy walczą o naszą wolność i mogą z łatwością umrzeć przy ratowaniu nas. Jej pracą jest opieka nad naszymi uratowanymi kobietami. Była tam, gdy wczoraj wieczorem zostaliście uwolnieni i narażała swoje życie wchodząc tam i zabierając nasze kobiety w bezpieczne miejsce. Poświęca nam swoje życie, ale została zaatakowana przez kilku z was w holu. – Justice przerwał, jego surowe spojrzenie omiotło każdego mężczyznę zanim przemówił jeszcze raz. – Nie do przyjęcia jest to, co się jej przydarzyło. Nie atakujemy ludzi, chyba że zostaniemy zaatakowani pierwsi. - Ona mnie zaatakowała – warknął mężczyzna. Justice wygiął brew i skrzyżował ramiona na piersi, rozgniewane spojrzenie wróciło, gdy skupił się na mówiącym. - Naprawdę? Jak cię zaatakowała? Jessie przygryzła wargę, by trzymać buzię zamkniętą. Czekała w milczeniu, dopóki mężczyzna w końcu się nie odezwał. - Obraziła mnie i próbowała złamać mój nadgarstek. Justice zrobił groźny krok do przodu na stole, ale zatrzymał się na brzegu. - Czy dotknąłeś ją pierwszy? - Jej ramię. - Złapałeś ją. Widziałem ślady na jej nadgarstku i to ty je tam zostawiłeś. Zaatakowałeś ją pierwszy. Broniła się próbując się od ciebie uwolnić. – Justice zamilkł. – I to całkiem skutecznie. Mężczyzna warknął na znak protestu, a spojrzenie Jessie tak długo błądziło aż go znalazło. To tego faceta, który wydawał wściekłe odgłosy, kopnęła w jaja. Spróbowała się nie uśmiechnąć. Całkowicie na to zasłużył, mimo to miała zamiar uderzyć go piętą w żołądek. Ona była niska, on był wysokim facetem i zdarzył się bałagan. - Każdy człowiek w Rezerwacie jest zaproszony, jest tu z naszym błogosławieństwem i powitaniem. Są pod naszą ochroną i ich nie atakujemy. Nie ~ 19 ~
jesteśmy też dla żadnego z nich niegrzeczni. Nie możecie również nigdy atakować ludzkich kobiet i to bez względu na okoliczności. Ich kobiety nie są tak silne jak nasze i nie zostały wychowane na nasz sposób. Nie posiadają naszych bojowych umiejętności ani siły. Przysięgam, że zostaniecie potraktowani niezwykle surowo, jeśli tutaj zaatakujecie ludzką kobietę. Niektóre z nich żyją z naszymi mężczyznami, jako partnerki. Są oddani sobie nawzajem, sparowani na całe życie. Ci mężczyźni zabiją każdego z was, który dotknie jego kobiety, i to będzie jego prawo do zrobienia tego. Justice przerwał i wziął głęboki oddech zanim zaczął mówić dalej. - To są nasze prawa. Macie też nigdy nie atakować strażników ubranych w czarny uniform. Mają być szanowani i macie ich słuchać. Ich słowo jest prawem, tak jakby ja to powiedział. Nasze kobiety są poza zasięgiem, chyba że zgodzą się na bycie dotkniętą. Mam nadzieję, że nawet nie powinienem o tym wspomnieć, ale ja nie zostałem wychowany w tym samym obiekcie testowym, co wy. Traktujemy nasze kobiety z szacunkiem i nigdy nie uprawiamy z nimi seksu, chyba że to one same go zainicjują. Poznacie karę, jeśli którykolwiek z was odmówi żyć według tych zasad. Nie cierpię tego podkreślać, ale to są prawa, które nigdy nie mogą być złamane. Znajdziecie się w celi, jeśli nie będziecie potrafili żyć według nich i obiecuję, że nie zostaniecie wypuszczeni, dopóki nie uświadomicie sobie, że musimy mieć jakieś prawa, by żyć razem w spokoju. Wyrażam się jasno? Pokój pozostał w ciszy. Justice poświęcił czas, by napotkać spojrzenie każdego mężczyzny zanim powoli kiwnął głową. - A teraz, zostanie podany obiad. Uważamy tę sprawę za zamkniętą. Justice zeskoczył z gracją ze stołu, podchodząc bezpośrednio do Jessie. Wyglądał na ponurego, gdy zatrzymał się u jej boku. - Chodźmy coś zjeść. Nie była pewna, co powiedzieć, by złagodzić jego zły humor. Zaoferował jej swoje ramię. Wyciągnęła rękę i jej palce zakręciły się wokół jego przedramienia. Kolejny dreszcz strzelił przez jej ciało od jego gorącej, twardej skóry pod jej palcami. Mężczyzna był tak gorący, że prawie miało się wrażenie, jakby trawiła go gorączka. - Nie jemy tutaj? - Nie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, ale będziemy jedli w salonie mojego apartamentu. Naprawdę chcesz dyskutować przed nimi wszystkimi? Bo ja nie.
~ 20 ~
Nie są w tej chwili za bardzo szczęśliwi, że wyłożyłem im prawa, ale to musiało zostać zrobione. - Ja prawdopodobnie również nie jestem ich ulubioną osobą. W porządku. Serce Jessie waliło na myśl o byciu samą z Justice’m na obiedzie. To brzmiało bardziej intymnie niż biznesowo. Ale też, skoro miał biuro w Rezerwacie, byliby i tak sami, gdyby ją tam zabrał. Salon w jego apartamencie będzie większy niż biuro. Justice poprowadził ją w stronę wind. Justice odmawiał sobie patrzenia na Jessie jak tylko drzwi windy się zamknęły, spoglądając wszędzie tylko nie na nią. Jessie nie puściła jego ramienia, ale nabrała większych chęci. Dlaczego on na nią nie patrzy? Wziął głęboki wdech. - Zamówiłem dla nas obiad. Nie byłem pewny, co byś chciała. – Urwał. – Pozwoliłem sobie zamówić i przyniosą różne potrawy. Powinienem poczekać i cię zapytać, ale to zajęłoby więcej czasu. Mam po obiedzie do napisania przemówienie i im szybciej zjem, tym szybciej będę mógł się za nie zabrać. - To brzmi jak świetny plan. – Uśmiechnęła się. – Nie jestem zbyt wybredna w jedzeniu. Z przyjemnością coś zjem. W końcu przeniósł na nią swoje spojrzenie. - Nie wyglądasz, jakbyś dużo jadła. Jesteś mała. Roześmiała się. - Sprawiły to rygorystyczne treningi. Zarówno mój ojciec jak i brat byli w Marines, a sama wyszłam za Navy SEAL. – Wzruszyła ramionami. – Moja mama umarła, gdy miałam pięć lat, więc zawsze przebywałam w otoczeniu mężczyzn, którzy dbali o siebie. Stąd zdobyłam moje umiejętności walki. Chcieli się upewnić, że sama potrafię się sobą zaopiekować w każdych okolicznościach Zawsze byłam pyskata i ciekawska, jako dziecko, i z pewnością nie byłam nieśmiałym typem. Mój tata powiedział, że moja buzia i moje umiejętności znajdowania kłopotów oznaczają, że muszę potrafić obronić się sama. Miał rację. Justice stężał. Jego głos był z natury głęboki, ale teraz wyszedł ostrzejszy. - Twój mąż musi nie cierpieć twojej pracy, przecież trzyma cię z dala od niego. - Były mąż. Rozwiedliśmy się dwa lata temu.
~ 21 ~
Justice znowu unikał patrzenia na nią. Zauważyła, że trochę się odprężył, gdy drzwi na trzecim piętrze się otworzyły i mogli wyjść z windy. - Mieszkamy na tym samym piętrze. Justice nic nie mówił, gdy prowadził ją korytarzem. Szli w przeciwną stronę do jej pokoju. Przy końcu korytarza wyciągnął klucz z przedniej kieszeni dżinsów i odkluczył drzwi. Jessie musiała go puścić, gdy je otworzył i skinął na nią, by poszła przodem. Odnotowała miły apartament z rozległą przestrzenią do mieszkania. Przy jednej ścianie została zbudowana niewielka kuchenka z małym barkiem. Korytarz, który prowadził do sypialni był na drugim końcu pokoju. Justice skinął w stronę kanapy. - Proszę usiądź. Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli zdejmę buty? Nieważne jak długo je noszę, wciąż nie mogę się doczekać, by być boso. - To jest twoje miejsce. Czuj się wygodnie. Usiadła na kanapie. To była kolejna rzecz, jaką słyszała o NG od zespołu. Większość z nich nienawidziła nosić butów, woląc chodzić boso, ponieważ do tej pory nigdy nie nosili ich w swoich celach. Wiedziała z pierwszej ręki, że kobiety też nie czuły się zbyt dobrze w bieliźnie. Zastanawiała się czy tak samo było z mężczyznami i to wywołało jej uśmiech. Czy Justice też nie miał bielizny pod tymi dżinsami? Powiedz coś, nakazała swojej buzi, by odciągnąć swój umysł od tego tematu. - Ja też nie jestem zwolenniczką butów. Gdy jestem w domu, skopuję je w momencie jak wchodzę w drzwi i nie zakładam ich, dopóki nie muszę wyjść. Justice usiadł trochę dalej od niej i zdjął buty. Oderwał rzepy, odpinając buty i Jessie uśmiechnęła się na widok jego dużych, bosych stóp. Musiał również nie cierpieć skarpetek, ponieważ ich nie nosił. Szanse były takie, że był nagi pod tymi dżinsami. Mogła się o to założyć. Jej uwaga skupiła się na jego kolanach, gdy wstał, ale nie mogła powiedzieć tak czy inaczej. Jej spojrzenie podniosło się w górę jego ciała i nieznacznie się zarumieniła. Wpatrywał się w nią zmrużonymi oczami, najwyraźniej przyłapując na przyglądaniu się frontowi jego spodni. - Gapisz się na mnie. Zapomniałem zapiąć zamka w moich dżinsach? – Sięgnął w dół i otarł ręką o przód spodni. Potrząsnęła głową, bardziej niż zakłopotana. ~ 22 ~
- Nie. Nie zapomniałeś. Mrugnął. - To, w co się wpatrywałaś? Jest tam plama? Upuściłem coś na kolana, gdy jadłem lunch? – Pochylił się trochę do przodu, spoglądając w dół, a potem się wyprostował. – Nic nie widzę. Zawahała się. Gatunki lubiły szczerość. To była jedyna rzecz, jaką wiedziała o nich z całą pewnością. Doceniali uczciwość. - Nie lubisz butów ani nie nosisz skarpetek. Wiem, że wasze kobiety nie cierpią bielizny i niestosownie się zastanawiałam, czy mężczyźni czują to samo. Próbowałam ocenić, czy nosisz coś pod dżinsami, czy nie. Nie mogę powiedzieć. Przepraszam. To było niezwykle niegrzeczne z mojej strony. Jessie oczekiwała, że będzie urażony albo może przynajmniej rozzłoszczony. Zamiast tego jego oczy się zwęziły i głęboki śmiech wybuchł z jego gardła. To była miła niespodzianka, że był rozbawiony. - Rozumiem. Noszę ją. Stwierdziłem, że dżinsy są trochę szorstkie na wrażliwej skórze i mogą też uszczypnąć. Lubię nosić grubą, miękką bawełnę między dżinsami, a moją skórą. Jessie zastanowiła się jak bardzo wrażliwa była jego skóra tam, gdzie okrywała ją gruba, miękka bawełna. Czy był facetem od bokserek czy slipów? Może facetem lubiącym takie obcisłe? Miała nadzieję, że nie. Z czasem wybór bielizny przez jej byłego męża był coraz gorszy i nie chciała odkryć, że Justice miał coś wspólnego z Connerem. Dzwonek do drzwi rozproszył ich oboje. Justice podszedł do drzwi, jego pełne gracji, długie nogi szybko go tam zaniosły. - To pewnie nasz obiad. Nie mam stołu jadalnego, ale chyba nie będziesz miała mi za złe, jeśli zjesz ze mną przy ławie? Błysnął jej obraz jego rozłożonego na plecach, przy odrobinie szczęścia nagiego, a ona zjada jedzenie z jego muskularnego ciała. Odepchnęła to. Cholera, przestań! On jest szefem mojego szefa. Myśli takie jak te sprawią, że zostanę wywalona. Przestań fantazjować o Justice’ie! Skoncentruj się na czymś innym i odpowiedz mu. Był taki troskliwy i uprzejmy. To zaskoczyło ją bardziej niż trochę, zważywszy na sposób, w jaki został wychowany w obiekcie testowym. ~ 23 ~
- Będzie dobrze. Nigdy nie używam mojego stołu w domu. – Roześmiała się. – Jestem jedną z tych osób, które oglądając telewizję jedzą przy ławie. Wiem, że to jest naprawdę zły nawyk, ale mieszkam sama. Dlatego wolę coś oglądać niż wpatrywać się w przestrzeń. Jessie nie mogła zobaczyć, z kim Justice cicho rozmawiał, ale to była krótka rozmowa. Jej gospodarz wciągnął do pokoju srebrny wózek i zamknął drzwi. Na wózku stały cztery przykryte na wierzchu talerze, a na półce poniżej znajdowało się kilka różnych napojów i cztery małe przykryte pojemniki. Justice popchnął wózek przez dywanu do ławy. - Możesz wybierać, co tylko lubisz. Zamówiłem dania, które lubię, więc zjem wszystko, co zostanie. – Justice podniósł pokrywy i rzucił je na pobliski wyściełany fotel. Miał dobry cel, ponieważ każda pokrywka doskonale wylądowała na poprzedniej. Jessie spojrzała na cztery potrawy. Na jednym talerzu podano makaron w białym sosie z krewetkami i z boku pieczywo czosnkowe. Dobrze. Na następnym leżał prawdopodobnie największy kawałek żeberek, jaki kiedykolwiek widziała, do tego przystawka z pieczonych ziemniaków i innych warzyw. Trzecia potrawa prawie sprawiła, że się wzdrygnęła. To była w całości ugotowana ryba, chyba pstrąg, i napłynęły do niej wspomnienia z przeszłości na sam jej widok. Jej były jadł go bez przerwy i zaczynała nienawidzić tego zapachu. Czwarty talerz był napchany pieczonym kurczakiem z sosem pieczeniowym. - Wszystko dobrze wygląda z wyjątkiem ryby. – Uśmiechnęła się. – Wybieraj. Zawahał się zanim sięgnął po kurczaka. - Częściowo skłaniam się ku kurczakowi. Nigdy go nie miałem zanim nie zostaliśmy uwolnieni. - Nie wiedziałam. Nie karmili was kurczakiem? – Jessie sięgnęła po żeberka. Ostrożnie postawiła talerz na stoliku. Justice przeniósł się naprzeciw niej i usiadł twarzą do niej tak, że mogli oboje wygodnie wyciągnąć nogi pod stolikiem nie dotykając się. Również usiadła na podłodze. Jej plecy oparły się o kanapę, czując się naprawdę wygodnie. Justice był bliżej wózka. - Jaki chcesz napój? Lubisz gazowany?
~ 24 ~
- Wiśniowy, poproszę. Kocham go. Uśmiechnął się. - My też. - Nigdy nie podawano wam kofeinowych napojów. - Tylko wodę. Czasami dostawaliśmy sok. – Chwycił wiśniowy napój i podał jej. Ich palce otarły się o siebie. - Dziękuję. Oboje otworzyli zawleczki w swoich puszkach i rozłożyli sztućce. Justice zabrał się za swojego kurczaka i Jessie uśmiechnęła się na jego zdumiewająco dobre zachowanie przy stole. To jeszcze raz ją zaskoczyło. Jadła z kobietami NG mnóstwo razy. Przeważnie jadły palcami, rozrywając jedzenie i szybko przełykając, jakby miało im zostać wyrwane. Justice ciął i żuł jedzenie bez pośpiechu. Rzuciła okiem na pieczonego kurczaka. Jadł w pełni ugotowane mięso, co też ją zdziwiło. Może mężczyźni różnili się od kobiet, a może czas spędzony poza celą zmienił sposób jego odżywiania się. Jessie wiedziała, że ugotowane jedzenie smakuje o niebo lepiej od surowego albo prawiesurowego pożywienia. Wtem zadzwoniła komórka Justice’a i westchnął. Nagle Jessie wydał się zmęczony, a jego rysy zmieniły się w wymizerowane. Przesunął ciało, by sięgnąć do tylnej kieszeni spodni i go wyciągnąć. Spojrzał na ekran zanim napotkał zaciekawione spojrzenie Jessie. - Przepraszam. Muszę odebrać. - Nie krępuj się. – Miała nadzieję, że porozmawiają zanim zostanie gdzieś wezwany. Otworzył telefon, ale nadal jadł. - O co chodzi? Jessie jadła, kiedy Justice słuchał dzwoniącego, odpowiadał opryskliwymi odpowiedziami i wciąż jadł swój posiłek. Wyglądał na mężczyznę przyzwyczajonego do pracy z telefonem, nierezygnującego z posiłku, podczas prowadzenia rozmowy. Potrafił żonglować telefonem i sztućcami z wyćwiczoną łatwością. Żuł między
~ 25 ~
słowami. W końcu się rozłączył i użył swojej twarzy i ramienia, by zamknąć telefon. To był talent, który wywołał uśmiech na jej twarzy. Justice podniósł wzrok i wpatrzył się w nią, podczas gdy telefon zsuwał się po jego piersi, by z precyzją wylądować na jego kolanach. - Co jest takie zabawne? - Ty. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego talentu. Zamknąłeś telefon nawet bez potrzeby użycia rąk, a potem poruszyłeś się trochę i telefon zjechał w dół twojej klatki piersiowej na kolana. Często to robisz? Uśmiechnął się. - To jest umiejętność, której się nauczyłem. Telefon zadzwonił jeszcze raz i westchnął. Zamknął na sekundę oczy zanim odłożył widelec, by sięgnąć na kolana. Przyjrzał się ID dzwoniącego i rzucił telefon na narożnik stolika. Jego spojrzenie napotkało Jessie. - To mogę sobie odpuścić. To od jednej ze stacji próbujących dostać ode mnie wczesny komentarz. - Czy kiedykolwiek masz wolne dni? - Nigdy. – Wzruszył jednym ramieniem. – Wiedziałem, że to będzie trudna odpowiedzialność, gdy zostałem poproszony, by objąć przywództwo. - Objąć przywództwo? - Moi ludzie poprosili mnie, bym im przewodził. Byłem bardziej spokojny niż pozostali i rozsądny. Byłem też najlepszym wojownikiem i miałem najszybszy czas reakcji przystosowania się do miejsca, gdzie nas zabrali po uwolnieniu. Nie próbowałem też zabić żadnych ludzi, którzy denerwowali nas poprzez ich krytykowanie wszystkiego, co robiliśmy. Byłem zawsze buforem pomiędzy moimi ludźmi i wami. Byłem negocjatorem, gdy pojawiał się spór pomiędzy nami. Gatunki zostały poproszone o wybranie rzecznika, by ich reprezentować i zostałem poproszony przez moich ludzi, by być przywódcą. Przyjąłem to. Upiła łyk swojego napoju. - Robisz fantastyczną robotę. Mój ojciec to Senator Jacob Hills i on zawsze mi mówi, że twoja praca pierwotnie miała być ograniczona, ale wstawiałeś się za NG i
~ 26 ~
wykłócałeś się o to, by doprowadzić ich do tego, gdzie są dzisiaj. Mówi, że jesteś siłą natury, z którą nie powinien zadzierać ten, kto nie jest wystarczająco głupi. Justice zachichotał. - Lubię go. Nie zdawałem sobie sprawy, że jesteś jego córką. – Objęło ją jego spojrzenie. – Wcale nie jesteś do niego podobna. - Jestem podobna do mojej matki, ale ledwie ją pamiętam. Umarła, gdy miałam pięć lat, po tym jak pijany kierowca uderzył w jej samochód, kiedy wracała do domu z gimnastyki. Mam mnóstwo jej zdjęć i z pewnością mam wiele ze swojej mamy. - Przykro mi z powodu twojej straty. Twój ojciec jest bardzo lubiany. - On też cię lubi. Niewielu ludzi wie, że jestem jego córką i próbuje trzymać to w ukryciu. Jestem trochę dzika. – Dotknęła swoich włosów. – On nie cierpi tych włosów. Justice im się przyjrzał. - Nie urodziłaś się z takimi jaskrawymi włosami, prawda? Podobają mi się, ale nigdy wcześniej nie widziałem takiego koloru, a widziałem dużo ludzi od czasu naszego uwolnienia. - Jest prosto z butelki. To nie do koloru ma obiekcje, ale wolałby, żeby były dużo mniej kolorowe. To ich długości najbardziej nie cierpi. Odmawiałam obcinania ich po szczególnie brzydkim cięciu, gdy miałam szesnaście lat, które sprawiło, że wyglądałam jak chłopak, a to było na kilka dni przed moimi słodkimi szesnastymi urodzinami. To było wielkie wydarzenie towarzyskie i nienawidziłam ich przez jakiś czas. Przestałam obcinać je po tym fiasku. A potem mój były mąż zażądał po naszym ślubie, bym trzymała je na krótko. Powiedział, że są za długie, że zawsze go denerwują, on i mój ojciec próbowali zmówić się przeciwko mnie, bym obcięła je do ramion. Odpowiedzialni ludzie nie mają włosów do swoich tyłków. To cytat. – Jessie się roześmiała. – Nie chciałam obciąć włosów i tata okazuje mi w związku z tym żal, ilekroć go widzę. – Wzruszyła ramionami. Jego ładne oczy zmiękły. - Są piękne. Każdy, kto chce, żebyś je obcięła, jest głupcem. Nie wiem jak ktokolwiek może uważać je za denerwujące. Ja też mam długie włosy. Nie są tak długie jak twoje, ale wydaje się, że długie włosy u mężczyzny nie są modne, co powiedział mi nasz konsultant do spraw mediów. Ja również odmówiłem skrócenia moich włosów, ale pozwalam im trzymać je na wciąż równej długości. Jestem ~ 27 ~
odpowiedzialny i mam nadzieję, że ludzie również mnie takim widzą. Mam nadzieję, że zostawisz swoje spływające w dół. Lubi długie włosy. Jessie poczuła jak jej serce się przekręciło. Seksownie gorący, świetny tyłek, ciało, które się nie kończy, i lubi jej włosy. Był prawie idealny. Nagle zadzwonił jego telefon i sięgnął po niego. A niech to. Idealny facet nie miałby denerwującego telefonu, który dzwoni przez cały czas. Nie byłby pracoholikiem. Justice North żył i oddychał pracą. - Przykro mi, ale ten muszę odebrać. – Otworzył telefon. – Tu Justice. Jessie skończyła swój obiad. Justice skończył ze swoim również. W połowie rozmowy rzucił jej przepraszające spojrzenie i wstał na nogi. Podszedł do teczki leżącej na biurku przy głównych drzwiach i otworzył ją, by przewertować jakieś foldery, gdy cicho mówił. Pozostał na telefonie.
Tłumaczenie: panda68
~ 28 ~
Rozdział 3 Jessie uprzątnęła talerze z jedzeniem i położyła na najniższej pustej półce wózka. Podniosła pokrywki z czterech mniejszych naczyń, by znaleźć desery, więc wyciągnęła je i postawiła na górze. Wiedziała tyle o NG, że nie lubią czekolady i ignorują ciasto krówkowe na rzecz innych deserów. Jednym z nich była mieszanka różnych owoców ułożona na czymś, co wydawało się być biszkoptem. Pozostałe dwa to były kawałki placka jabłkowego i dyniowego. Spojrzała na chwilę na Justice’a, próbując zdecydować, które lubi bardziej. Wybrała owocowy i szarlotkę, złapała łyżkę i podeszła do niego. Musiał ją wyczuć za sobą. Obrócił się i przykrył telefon, by stłumić dźwięk swojego głosu. - Przepraszam. - Który? – Wyciągnęła oba. Uśmiechnął się i przyjął owocowy. Dobrze zgadła. Podała łyżkę, ale nie miał wolnej ręki, by ją wziąć. Uśmiechnęła się, a potem zanurzyła łyżkę w deserze, który trzymał, i podniosła go w stronę jego warg. Uśmiechnął się w odpowiedzi i otworzył usta. Zwróciła uwagę na jego kły, kiedy delikatnie wsunęła łyżkę na jego język, unikając ostrych czubków jego zębów. Zamknął usta wokół łyżki i Jessie nagle stała się piekielnie zazdrosna o ten kawałek srebra owinięty jego wargami. Wyciągnęła ją powoli na zewnątrz. Zamknął oczy, jakby delektował się smakiem, jego mina wskazywała czystą przyjemność, jakiej doświadczył, i miękko jęknął. Jessie odłożyła drugi deser na biurko, daleko od jego papierów, i wzięła ten, który trzymał. Jego oczy otworzyły się, by wpatrzyć się w nią, a ona trzymała swój uśmiech na miejscu pomimo przyciągania, jakie do niego czuła. Zanurzyła łyżkę jeszcze raz, by podać mu kolejny kęs. - Potrzebujesz obu rąk – wyjaśniła łagodnie. - Dziękuję – szepnął.
~ 29 ~
Wziął kolejny kęs, tak samo uwodzicielsko jak poprzednio, tyle tylko, że drugi raz trzymał swoje spojrzenie na jej twarzy. Jego niebieskie oczy pokazały więcej i zafascynowało ją jak ich kolor wydawał się zmieniać wraz z jego emocjami. Owalne źrenice skurczyły się trochę, zwęziły i więcej niebieskiego rozprzestrzeniło się w jego egzotycznie zabarwionych tęczówkach. Justice nagle przerwał kontakt wzrokowy, by czegoś poszukać. Złapał jakiś papier i przeczytał go. Poczuła utratę jego uwagi i z jakiegoś dziwnego powodu wypełniło ją rozczarowanie. Lubiła być jedynym skupiskiem jego uwagi w tych krótkich momentach. - Widzę to. Jest tuż przede mną. Powiedz im, że jest w porządku, ale zmuś ich, żeby spuścili cenę. Tylko dlatego, że wygraliśmy ten proces, nie oznacza, że jesteśmy na tyle głupi, by wszystko wydać na wygórowane oferty. – Justice odchrząknął. – Powiedz im, że podzwonisz po innych próbujących zdobyć tę pracę. To powinno zmusić ich do obniżenia ceny. Spróbuj w ten sposób, a jeśli tego nie zaakceptują, zadzwoń do innych i ponownie otwórz ofertę. Mamy ograniczony budżet. Jessie nakarmiła go następnym kęsem, gdy ta druga osoba w telefonie zaczęła mówić. Nie karmiła mężczyzny… nigdy. Podobało jej się to. Posłał jej kolejne wdzięczne spojrzenie, uśmiechając się do niej. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek karmiła go kobieta, mając nadzieję, że nie i pragnąc, by zapamiętał ją. Karmiła go owocami i ciastem tak długo, dopóki talerz nie był pusty. Odstawiła talerz na wózek i wzięła dla nich kolejne puszki picia. Wskazał na stół obok niego, uśmiechnął się z podziękowaniem i sięgnął po coś do teczki. Jessie otworzyła dla niego puszkę i postawiła. Podeszła do kanapy i zjadła szarlotkę. - Przepraszam za to. – Kilka minut później Justice opadł na kanapę obok niej po skończeniu rozmowy. Dzielił ich jakiś metr. – Dzięki za owoce. To było naprawdę dobre. Odwróciła się do niego przodem. - Rozumiem. Jego telefon zadzwonił jeszcze raz i jego uśmiech przygasł do grymasu. - Nie zamierzam nawet spojrzeć. Za grosik rzucę tę rzecz o ścianę i rozbiję. Dotknęła swoich przednich kieszeni. - Przykro mi, ale nie mam drobnych. Roześmiał się. ~ 30 ~
- Chciałbym, żebyś miała. - Czy twój telefon zawsze dzwoni non stop? - Tylko, gdy jest włączony, a tak jest zawsze. - Powinieneś mieć kogoś do pomocy. Jeden człowiek po prostu nie może robić wszystkiego. Wzruszył ramionami. - Nie znam nikogo, kto zrobiłby to wszystko, co ja robię. - Wyszkoliłabym ich tuzin i zniknęła na miesiąc na wakacje. Mogę się założyć, że marzysz o ukryciu się przed telefonami i innymi ludźmi. - Nie kuś mnie. – Wyraz tęsknoty przetoczył się przez jego twarz. – Myślisz, że zatrudniliby mnie, gdybym uciekł do cyrku? Jessie się roześmiała. - Jestem pewna, że tak. Jednak nie sądzę, żebyś choć trochę bardziej polubił tę pracę. Nie miałbyś telefonów, z którymi musiałbyś sobie radzić, ale współczynnik ludzi byłby cholernie większy. Ułożył swoje duże ciało na kanapie, unosząc nogi, by oprzeć o krawędź stolika. - O czym chciałaś rozmawiać? Naprawdę jestem zainteresowany usłyszeniem twoich pomysłów. Jessie się zawahała. - Przechodzisz przez to cały czas, prawda? Ludzie wciąż chcą twojej uwagi? – Współczuła mu. – Coś ci powiem. Napiszę do ciebie list, wyślę do twojego biura i będziesz mógł go przejrzeć, gdy znajdziesz trochę wolnego czasu. Nie powinieneś w tej chwili zajmować się pracą. Naprawdę potrzebujesz trochę czasu na relaks. - Chcesz wyjść? – Spiął się. – Rozumiem. Przepraszam, że przerywano nam w obiedzie. To było niegrzeczne z mojej strony, ale naprawdę musiałem odebrać te rozmowy. Przysięgam, że przeczytam, jeśli chcesz wysłać swoje pomysły pocztą. Po prostu wpisz swoje nazwisko tłustym czarnym drukiem na odwrocie koperty, a ja powiem mojej sekretarce, żeby przyniosła mi go jak tylko przyjdzie. Skupię na nim całą moją uwagę.
~ 31 ~
Jessie wstała. - Nie chcę wychodzić. Jesteś taki zestresowany. – Spojrzała na niego. – Pracujesz więcej niż ktokolwiek, kogo spotkałam. Mój ojciec jest pracoholikiem, ale on w porównaniu do ciebie blednie. Nie martw się o obiad czy telefony. Wiesz, czego potrzebujesz? Potrząsnął głową, ale ciekawość iskrzyła się w jego ślicznych oczach. Jessie się zawahała. Och, do diabła, kogo obchodzi, że to jest nieprofesjonalne? On jest zestresowany, ja chcę mu pomóc i to zrobię. To jest zły, okropny pomysł, ale chrzanić to. - Potrzebujesz masażu. Jego brwi się uniosły. - Co? Jego zaskoczona mina była zachwycająca i wyciągnęła z niej chichot, kiedy powtórzyła słowa. - Potrzebujesz masażu. Mogę ci pomasować ramiona, jeśli masz gdzieś jakiś balsam. Zwykłam robić go mojemu ojcu, gdy był zestresowany. To go rozluźniało i od razu czuł się lepiej. Justice przełknął ślinę. - Jest jakiś w łazience. Wszystkie pokoje są zaopatrzone w takie rzeczy. - Tamtędy? – Wskazała na korytarz. - Tak. - Ja pójdę. Ty się relaksuj. Oprzyj obie nogi, rozsiądź się wygodnie i nie waż się dotykać tego telefonu. Niech dzwoni. Jessie zdawała sobie sprawę, że straciła głowę. Justice mógł rozkazać jej szefowi wyrzucić jej tyłek i Tim by tak zrobił. Justice był przywódcą NGO, a ona planowała pozbyć się napięcia z jego mocnych, szerokich ramion. O do diabła, pomyślała, gdy rozejrzała się po sypialni i weszła do łazienki. Justice był przypadkiem stresu i musiał się odprężyć. Masaż poprawi mu świat. Zlokalizowała balsam i wróciła do salonu. Justice zastosował się do jej nakazów i oparł swoje duże stopy na stoliku. Jessie uśmiechnęła się, a potem zgięła, zdjęła swoje własne buty i napotkała jego niepewne ~ 32 ~
spojrzenie. Przyglądał jej się ostrożnie, jakby nie miał pojęcia, co ona zrobi. Powstrzymała śmiech nad jego konsternacją. Pomyślała sobie, że prawdopodobnie zastanawia się, czy jest szalona czy nie. - Zamierzam wspiąć się na oparcie kanapy i usiąść za tobą. Możesz zdjąć swoją koszulkę? Zawahał się tylko na sekundę zanim sięgnął do pasa, pochylił się trochę do przodu i podciągnął bezrękawnik w górę swojego torsu, by ponownie ukazać te fantastyczne mięśnie na swoim płaskim brzuchu. Jessie weszła na kanapę, usiadła za nim i ułożyła nogi przy jego biodrach. Otworzyła nakrętkę balsamu, przyglądając się jego masywnym ramionom, rozumiejąc jak wiele spoczywało na nich odpowiedzialności. Były wystarczająco imponujące, by jak zgadywała, mógł być jedynym mężczyzną, który potrafił udźwignąć funkcję bycia twarzą NG przed światem. Jego włosy opadły w dół, więc odstawiła balsam i sięgnęła do swojego końskiego ogona, ściągając przytrzymujący je rzemień. Jej palce zamachały tuż przed twarzą Justice’a. - Mógłbyś zebrać włosy na czubku głowy, by zabrać je z drogi, proszę? Zawahał się zanim to zaakceptował, podniósł wszystkie włosy do góry i przytrzymał kosmyki. Pomyślała, że chyba by się roześmiała, gdyby zobaczyła go od frontu. Zamiast tego skoncentrowała się na jego kuszących plecach, tęskniąc już do dotknięcia go i wylała balsam na jedną dłoń. Odstawiła butelkę i ogrzała kremową substancję między rękami. - Cały trik w odprężeniu się to zamknięcie oczu i pozwolenie, by się działo. – Rozsmarowała balsam na jego ramionach, jej palce chwyciły mięśnie. Napięcia w nim nie można było zaprzeczyć. Jego ramiona pod jej palcami i dłońmi przypominały w dotyku kamień. Pozwoliła swoim rękom sunąć po jego rozgrzanej skórze, dopóki balsam nie pokrył obszaru, który planowała wymasować. – Myślisz, że możesz to zrobić? - Spróbuję. – Jego głos wyszedł głęboki i ochrypły. - Dobrze. Po prostu zamknij oczy i się odpręż. Jessie wbiła palce w napięty mięsień. Używała swoich dłoni, by naciskać skórę i głębiej masować, wiedząc, że go nie skrzywdzi. Jej ręce nie były dostatecznie silne, by to zrobić. Wypełniła ją przyjemność na odczucie dotykania go, jej spojrzenie skupiło
~ 33 ~
się na opalonej skórze, którą manipulowała i miała nadzieję, że to pomoże. Justice musiał się odprężyć. Zbyt ciężko pracował. Jęknął, wydobywając z Jessie uśmiech – nie straciła kontaktu. Jej ręce pracowały na jego szyi, by wymasować jego mięśnie zanim powoli zsunęła się na szczyty jego ramion, a potem z powrotem. Jęknął i od czasu do czasu wydawał z siebie miękkie odgłosy. Telefon dzwonił kilka razy, ale zignorował go. Nie naprężył się na te zakłócenia ani nie poruszył pod jej rękami. W końcu ręce Jessie zaczęły już boleć od siły, jakiej używała. Zatrzymała się. - Tak jest lepiej? Jęknął. - Tak. - Czujesz się wolny od stresu? - Tak. - Moja misja relaksu jest teraz kompletna. Puściła z żalem jego ramiona. To była przyjemność mieć ręce na wysokim przywódcy NG. Próbowała nie pozwolić popłynąć w tę stronę swoim myślom i wiedziała, że to jest naprawdę coś złego, iż tak bardzo ciągnęło ją do niego. Jej palce zsunęły rzemień z jego włosów i schowała go do kieszeni. Idziesz w złą stronę. On jest poza moim zasięgiem i Tim skopie mi tyłek, jeśli dowie się, że tu byłam. Jessie zeszła z oparcia kanapy i przyjrzała się przystojnym rysom Justice’a. Jego ciemne, seksowne spojrzenie napotkało jej. Musiała przełknąć ślinę pod intensywnym spojrzeniem skoncentrowanym na niej, niepewna, co u niego oznacza ta powaga. Był naprawdę dobry w wytrącaniu jej z równowagi. - Co się stało? Wpatrujesz się we mnie, jakbyś jednak chciała coś powiedzieć. Powoli uniósł się na nogi, a był tak wysoki, że jej broda musiała się podnieść, by utrzymać jej spojrzenie na nim. Stała nieruchomo. Był niemal trzydzieści centymetrów wyższy od niej i był naprawdę imponujący w swoim rozmiarze. Zbyt duży. Odepchnęła tę myśl. To nie miało znaczenia, ponieważ nie czuła się przez niego zagrożona. Nadal wpatrywał się w nią uważnie, dopóki w końcu nie przemówił.
~ 34 ~
- Dziękuję - wychrypiał. - Proszę bardzo. Zamrugał. - Chyba powinnaś wyjść zanim zrobię coś, czego pożałuję. Dziękuję za zjedzenie ze mną obiadu i… nakarmienie mnie deserem. A już szczególnie, chcę ci podziękować za masaż. To było cudowne i potrzebne. Tętno Jessie trochę przyspieszyło, a ciekawości nie można było zaprzeczyć. - Co myślałeś zrobić, czego miałbyś pożałować? Jego spojrzenie poszukało jej i minęła długa chwila, podczas której wydawał się zastanawiać nad odpowiedzią. - Dotknąć cię. Jej serce zrobiło obrót. Teraz, gdy miała trop, zidentyfikowała wyraz jego oczu. Pożądanie. Justice pragnął jej tak jak mężczyzna pragnął kobietę. Jego nozdrza się rozszerzyły i zrobił ten miękki odgłos w swoim gardle, który tak cudowne wpływał na jej libido. - Mruczysz – szepnęła. Justice nakazał swoim rękom, by nie zacisnęły się w pięści przy jego bokach, martwiąc się, że Jessie może to odebrać, jako groźbę, ale tak rozpaczliwie pragnął ją dotknąć, że to stało się niemal niemożliwym pragnieniem. Mając jej ręce na sobie, wdychając jej kobiecy zapach tak blisko niego, gdy masowała jego ramiona, doprowadziło go to trochę do szaleństwa. Była człowiekiem, pracowała dla grupy zadaniowej przydzielonej pod jego dowództwo i czytał na temat właściwej ludzkiej etykiety w miejscu pracy. Molestowanie seksualne. Te dwa słowa powtarzały się w jego głowie. Nie była NG, jej zasady społeczne były całkowicie różne od tych, które były w świecie, w którym on żył, i to nie było proste rozwiązanie zapytać jej, czy chciałaby uprawiać z nim seks. Tak by zrobił, gdyby była jedną z jego kobiet. Wiedziały, że mogły swobodnie mu odmówić, a on by to uszanował. Ona może się wystraszyć albo obrazić, gdyby ośmielił się zadać to pytanie. Próbował przemówić do swojego pobudzonego ciała. Prawdopodobnie nie może uprawiać seksu z Jessie Dupree. Nie będzie go chciała. Jej czyny były oparte na ~ 35 ~
życzliwości i nie było w nich zaproszenia do położenia na niej jego rąk. Przyszła pomówić o pracy, a nie wylądować w jego łóżku. Wizja zgarnięcia jej w swoje ramiona i poniesienia korytarzem do jego pokoju wypełniła jego głowę. Zerwałby z niej ubranie, zbadał jej bladą skórę i przebiegł dłońmi po każdym centymetrze jej ciała. Jego fiut odpowiedział z pełną siłą, kiedy krew ruszyła do jego pachwiny, i niewygodny ciężaru erekcji sprawił, że chciał skorygować swoją postawę, ponieważ przyciskała się do ograniczającego ją dżinsu. Oddychaj, nakazał swojemu ciału. Sprzeciw się. Nie możesz zaproponować jej seksu. Ona jest człowiekiem i nie możesz jej mieć niezależnie od tego jak bardzo ją pragniesz. Te myśli pomogły mu odzyskiwać jakąś kontrolę nad jego szaloną potrzebą wzięcia jej. Warknąłby na nią, gdyby była NG, pokazał swoją dominację i zaoferował jej swoje ciało. Rozebrałby ją do naga w mniej niż minutę, gdyby zgodziła się uprawiać z nim seks i pokazał jej swoją biegłość, jako kochanka. Jednak uderzyła mała iskra niepewności i powstrzymał to warknięcie intencji blokując je w gardle, ponieważ nie była NG. Nie miał pojęcia, czy cokolwiek, czego dowiedział się o ludziach, dotyczyło jej. Przełknął ślinę, zachował milczenie i miał nadzieję, że wygląda na niegroźnego. Była znacznie mniejsza i słabsza niż kobiety NG. To była kolejna rzecz, jaka chłodziła jego rozgrzaną krew. Jessie wydawała się być krucha w porównaniu do nich i obawiał się, że w jakiś sposób zrobi jej krzywdę, gdyby poszedł za swoim instynktem i próbował wziąć ją do swojego łóżka.
Jessie wpatrywała się w piękne oczy Justice’a, gdy on pozostał całkowicie milczący. Pragnę go, przyznała cicho. Tim będzie miał mój tyłek, wyleje mnie, ale do diabła on jest wart ryzyka. Chce mnie dotknąć, a ja naprawdę go pragnę. Tim nie musi się dowiedzieć, prawda? Kto powie? Jej spojrzenie złamało kontakt, by omieść wokół pokój. Żadnych świadków, nikogo, kto by osądzał i oboje jesteśmy dorośli. Spojrzała na niego jeszcze raz, napotykając jego intensywne spojrzenie, gdyż nadal jej się przyglądał, tak jakby czekał na milczącą zgodę. Jeśli położą na sobie dłonie to może doprowadzić do seksu. Justice był potężnym facetem, naprawdę silnym i z NG. Zastanowiła się jak to będzie wyglądało między nimi w łóżku. Wiedziała, że niektóre kobiety ich poderwały. Poszła na ślub Tammy i Valiant'a, i Tammy naprawdę wyglądała na bardziej niż szczęśliwą pomimo ich drastycznej różnicy rozmiarów.
~ 36 ~
- Czy kiedykolwiek spałeś z człowiekiem? – Te słowa niespodziewanie i nie mogła uwierzyć, że powiedziała tę myśl na głos.
wyskoczyły
- Nie. Ich spojrzenia pozostały na sobie i to zachęciło ją do mówienia. - Nigdy wcześniej nie pociągał mnie twój rodzaj, ale ciągnie mnie do ciebie w najgorszy sposób. Nie jestem nazbyt szczera? Wiem, że całkowita szczerość powinna być normą dla NG. Więc po prostu każ mi się zamknąć, jeśli się mylę. - Też mnie pragniesz? – Jego głos obniżył się do ochrypłego warczenia. Całkiem przerażające, ale gorące, zdecydowała. Zmiana jego głosu sprawiła, że bicie jej serca przyspieszyło. Justice poruszył się wolno, pochylił bliżej swoje ciało i jego ręka się podniosła, by przykryć jej twarz dużą dłonią. Jego druga ręka wśliznęła się luźno wokół jej pasa, podczas gdy studiował jej oczy. Odpowiedz mu. - Tak – wydyszała. - Jesteś taka mała, a ja boję się, że cię posiniaczę albo przypadkowo skrzywdzę. Uśmiechnęła się, znajdując jego zmieszanie uspokającym. To dowodziło, że nie jest jedyną, pod którą drży ziemia, i wszystkie jej wątpliwości o związaniu się z nim zniknęły. - Jestem twarda i chętna do zaryzykowania. - Zobaczyłem, że jesteś silna, tam w holu, gdy zostałaś zaatakowana. – Przyciągnął ją bliżej tą ręką na jej biodrze i ich ciała przycisnęły się do siebie. – Podkręciłaś mnie. Jesteś mała, ale ostra. Walczyłaś niewiarygodnie dobrze. - Naprawdę? - Mhmm – warknął obniżając twarz. – Odsuń do tyłu swoje włosy, proszę. Chcę się dostać do twojej szyi. Bez wahania chwyciła swoje długie włosy i odrzuciła za ramię. Przechyliła głowę na bok, by dać mu swobodny dostęp do jej ramienia i gardła. Pochylił się mocniej i Jessie zadrżała w oczekiwaniu, gdy poczuła jak jego gorący oddech podrażnił jej skórę pod uchem. Justice zaciągnął się powoli i przesunął nosem od tego obszaru, tak delikatnie jak pieszczota bryzy, do miejsca, gdzie jej koszulka przykrywała ramiączko od stanika.
~ 37 ~
- Nie dotknę cię moimi zębami. Nie bój się. Zdaję sobie sprawę, że te spiczaste kły straszą ludzi. - Nie martwię się o to i możesz dotknąć mnie swoimi zębami, jeśli chcesz. – Ta myśl podekscytowała ją, ale miała jedno zastrzeżenie. – Tylko spróbuj nie przeciąć skóry. Nie bawią mnie malinki. Nie jestem fanem bólu. Zamruczał głęboko, ponownie wydobył się z niego seksowny pomruk. Jej ręka przycisnęła się do jego piersi i przybliżyła się, aż jej piersi wgniotły się w jego dużą sylwetkę. Mogła poczuć wibrację, gdy mruczał w ten sposób. Jessie sapnęła miękko z zaskoczenia, gdy nagle przeciągnął językiem po jej skórze. Jessie odwróciła głowę, znajdując swoje usta przyciśnięte do jego skóry i otworzyła je, by polizać jego sutek. Zamknęła wokół niego wargi i uszczypnęła łagodnie zębami, jednocześnie ssąc. Ciało pod nią się napięło i mruknął, wibrując jeszcze raz. Przerwał im denerwujący, przenikliwy dźwięk jego telefonu. Usta na jej szyi przestały całować i Justice wypowiedział warczące przekleństwo. Puściła jego sutek, podniosła brodę i napotkała jego wypełnione namiętnością spojrzenie. - Nie odbieraj. Niech dzwoni. – Wstrzymała oddech, mając nadzieję, że wybierze ją zamiast tego kogoś, kto dzwoni. - Chodźmy do sypialni z dala od tego. Wciągnęła powietrze do płuc, napięcie w jej ciele zelżało i się uśmiechnęła. To był jedyny sposób, by wprowadzić ją do jego pokoju. Oczywiście, była gotowa w tym momencie pójść za nim wszędzie. Odsunął się, by stworzyć przestrzeń między ich ciałami i kolor jego oczu okazał się być zauważalnie ciemniejszy. Zazwyczaj nie posuwała się z nikim tak szybko, ale ona pragnęła jego, on pragnął ją i nie chciała o tym myśleć zbyt głęboko. Wyciągnął rękę i skwapliwie umieściła swoją mniejszą w jego. Obrócił się, jego wzrok pozostał na niej, i wyprowadził ją z salonu. Justice puścił jej rękę, gdy weszli do dużej sypialni, sięgnął do tyłu i zatrzasnął drzwi. Zamek pstryknął w miejsce, dźwięk łatwy do zidentyfikowania. - Nie chodzi o to, żeby cię zatrzymać, ale by powstrzymać każdego innego przed przerwaniem nam. Czasami mężczyźni wyznaczeni do mojej ochrony, wchodzą do mojego apartamentu, a zamknięte drzwi zatrzymają ich po prostu przed ich otwarciem. - Okej. ~ 38 ~
Jessie sięgnęła do przodu jego dżinsów i rozpięła górny guzik. Patrzyła na jego twarz, gdy spuszczała zamek, szukając jakiegokolwiek znaku protestu. Namiętność płonęła w jego gorącym spojrzeniu i skierowała swoją uwagę w dół jego ciała, by przyglądać się jak jej palce odczepiają zapięcie i rozszerzają je. Miał na sobie czerwone, bawełniane bokserki. Wyglądały na drogie i były zdumiewająco miękkie, gdy otarła o nie knykciami. Nie żartował o lubieniu czegoś komfortowego między jego skórą, a dżinsami. Spuściła spodnie w dół jego muskularnych nóg zanim wróciła do jego bokserek, by je też usunąć. Nagle jego ręce chwyciły jej i spojrzenie Jessie uniosło się na spotkanie jego. - Działam zbyt szybko? Chcesz zwolnić? – Powstrzymała uśmiech rozbawiona na myśl, że mężczyzna może opierać się przed zostaniem jak najszybciej nagim z chętną kobietą w swojej sypialni. On nie jest taki jak inni faceci, przypomniała sobie. - Są rzeczy, o których najpierw powinnaś się dowiedzieć. Uh-oh. - Masz te same części, prawda? Męskie części? Błysnął uśmiechem. - Tak. - Zatem, co jeszcze mam wiedzieć? Zawahał się. - Mówiono nam, że jesteśmy więksi niż typowi mężczyźni. Więksi. Przełknęła. - Mogę sobie z tym poradzić. Większy to znaczy po prostu trochę większy czy raczej to nigdy nie będzie we mnie pasować? Śmiech uciekł z jego warg. - Twój rodzaj i mój rodzaj uprawiają ze sobą seks. Nie wydaje się, żeby mieli z tym jakieś problemy. - Dobrze wiedzieć. - Jest coś więcej.
~ 39 ~
Przygryzła wargę, niepewna czy naprawdę chce wiedzieć. Pewne rzeczy lepiej przemilczeć, ale doceniała, że chciał być całkowicie z nią szczery. - Bardziej niż duży? - Po prostu chcę, żebyś była świadoma. Niektórzy z Gatunków powiększają się jeszcze bardziej pod koniec seksu. Ja nie. Była trochę wstrząśnięta, słysząc ten fakt o NG. - Tammy powiedziała Valiant’owi, że na końcu jego nasienie jest zauważalnie bardziej gorące. To ją nie boli, ale czuje jak wypełnia ją gorąco, gdy wytryskuje swoje nasienie. Nie mam prezerwatyw i nie mogę pohamować mojego nasienia, jeśli to zrobimy. Poczujesz je, jeśli dojdę w tobie. – Wziął nagły oddech. – Nie muszę. Po prostu chciałem dać ci opcję, bym wysunął się z ciebie. - To ją nie boli? Potrząsnął głową. - Ona wydaje się to lubić, z tego co mi powiedział. Chciałem cię tylko ostrzec. - Zostałam ostrzeżona. Myślę, że mogę z tym żyć. – Jessie cieszyła się, że to nie było coś gorszego. Nasienie, które był cieplejsze od normalnego, nie było czymś przeszkadzającym w sypialni. Zawahał się. - Możesz zajść w ciążę? Czy zażywasz coś, by temu zapobiec? - Tak zażywam, ale wiem, że nie ma się, czym martwić, ponieważ nie możecie mieć dzieci. Prawda? Zawahał się. - Lepiej się zabezpieczyć. Wszyscy jesteśmy różni i dlatego zawsze jest jakieś prawdopodobieństwo. Wolę się zabezpieczyć niż ryzykować. - Regularnie chodzę do lekarza, jestem zabezpieczona i nie biorę niczego, co mogłoby temu zagrozić, więc jest dobrze. Nie mam też żadnych chorób. Robię regularne badania w moim gabinecie lekarskim i nie miałam partnera seksualnego od około roku. Jestem pewna, że jestem całkowicie zdrowa. Zaskoczenie rozszerzyło jego oczy.
~ 40 ~
- Rok? Wzruszyła ramionami. - A ty? - Minęło kilka miesięcy odkąd uprawiałem seks z kobietą. Była z Gatunków i my nie przenosimy waszych chorób drogą płciową. Nigdy nie byłem z człowiekiem jak powiedziałem. - Więc możemy zaczynać. Odbyliśmy odpowiedzialną rozmowę, omówiliśmy sprawę ciąży i oboje jesteśmy wolni od chorób. – Uśmiechnęła się i chwyciła pasek jego bokserek, by zsunąć je w dół jego muskularnych ud. Nie mogła się powstrzymać przed spojrzeniem na ciało, które odkryła, i jak tylko uwolniła jego fiuta, zamarła. Jej palce zacisnęły się wokół miękkiego materiału. - Jessie? Siłą oderwała wzrok od niższej połowy, by napotkać jego zaniepokojone spojrzenie. - Nie żartowałeś o byciu większym. - Chcesz się zatrzymać? – Jego śliczne kocie oczy się zwęziły, zmarszczył nieznacznie brwi i niepokój napiął jego rysy. Wpatrywała się w jego fiuta, studiując go. Nie był dziwacznie obdarzony, ale nigdy nie była z mężczyzną jego wielkości. - Nie zmieniłam zdania. Tylko zrób to powoli, ponieważ inaczej będzie bolało. – Puściła bokserki, pozwalając im osunąć się na podłogę. Jej uwaga wróciła do jego twarzy. – Wciąż cię pragnę. - Nie muszę w ciebie wchodzić. Możemy robić inne rzeczy. Nie skrzywdzę cię. Jessie się cofnęła, kiedy Justice kopnięciem uwolnił się od ubrania. Chwyciła w pasie swoją koszulkę, przeciągnęła przez głowę i upuściła na podłogę. Justice przyglądał jej się w milczeniu, kiedy zdejmowała dżinsy. - Jestem całkiem pewna, że jestem taka sama jak wasze kobiety. Żadnych niespodzianek w częściach ciała. Ponownie zamruczał.
~ 41 ~
- Twoja skóra jest taka blada. Jest piękna. Spojrzała na swoje piersi. - Cieszę się, że tak myślisz. Wasze kobiety są dużo bardziej opalone, naturalnie. - Twoja skóra przypomina mi mleko. Kocham mleko. Jego struktura i smak, gdy jest ciepłe, jest moją ulubioną. Jest dobry. Jessie uśmiechnęła się na jego komplement. Najlepsze było to, że nie wierzyła, by to był taki facet, który to ćwiczył, żeby potem wykorzystać u potencjalnych seksualnych partnerek. Justice nie był przeciętnym facetem, który rozwijał randkowanie i uczył się, co działało, by poderwać laski. Skoro powiedział, że jej skóra wygląda jak mleko, które lubił, tak musiało być. Zdjęła majtki i pasujący stanik, wdzięczna, że były ładne. - Jesteś piękna – mruknął Justice, wpatrując się w jej piersi. – I większa niż nasze kobiety. Zachichotała. - Cieszę się, że coś na mnie też jest. Wasze kobiety są całkiem imponujące. Ruszył do przodu, aż niemal się dotknęli, i jego ciepłe ręce łagodnie chwyciły jej biodra. A potem po prostu opadł na kolana i uklęknął przed nią, a jego twarz była teraz na poziomie jej piersi. Omył je gorący oddech i jej sutki zareagowały naprężając się. Spuściła wzrok na jego twarz i ich spojrzenia się zwarły. - Ostatnią rzeczą, o której powinienem cię ostrzec jest to, że z natury jesteśmy dominujący i agresywni. Nigdy cię nie skrzywdzę podczas seksu, ale mogę wydawać odgłosy, z którymi nie jesteś zaznajomiona. Nie chcę, żebyś się bała, jeśli zabrzmią przerażająco. Nie jest moim zamiarem być groźnym. - Lubię, gdy mruczysz. Wtedy wibrujesz i to mnie podkręca. - Staniesz się naprawdę pobudzona, jeśli będziesz ze mną taka szczera. Nie masz pojęcia jak bardzo cię pragnę, Jessie. Walczę z moimi pragnieniami, by nie zaatakowały cię z pełną siłą. Zastanowiła się, jakim pragnieniom się opiera. - Nie jestem krucha ani nie łatwo mnie przerazić, Justice. – Podniosła ręce i przykryła jego twarz, a wpatrując się w jego egzotyczne oczy chwyciło ją pragnienie
~ 42 ~
pocałowania go. Wiedziała wszystko o utrzymaniu kontroli w tym momencie. – Nie powstrzymuj niczego. Bądź sobą. Chcę cię poznać. Miękko na nią warknął, głębokim dudnieniem, które było najbardziej seksowną rzeczą, jaką kiedykolwiek słyszała. W tym momencie w pełni ukazał się niebieski kolor jego oczu, nie pozostawiając wątpliwości, jaki kolor czaił się w tych ciemnych głębiach, i przyglądała się jak zmieniały się jego rysy. - Weź mnie.
Tłumaczenie: panda68
~ 43 ~
Rozdział 4 Justice otworzył usta i liznął spód jednej z jej piersi. Jessie chwyciła za jego ramiona i lekko podrapała paznokciami jego skórę. Jego ręce zacisnęły się na jej talii i nakłonił ją do cofnięcia się, dopóki nie leżała płasko na plecach w poprzek jego materaca. Pochylił się do przodu i ściągnął ją niżej, aż jej tyłek oparł się o krawędź łóżka, a jego usta otworzyły się nad jej prawą piersią. Jego język posmakował jej, drażniąc i bawiąc się czubkiem. Przez Jessie rozprzestrzeniło się gorąco na dziwną fakturę jego języka. To była kolejna różnica NG. Był mokry, gorący i trochę szorstki, ale w najlepszym sensie. Jego spiczaste kły otarły się o jej skórę, wysyłając szarpnięcie namiętności przez jej ciało. - To jest talent – jęknęła. Zachichotał i puścił jej pierś. - Właśnie zacząłem. Jego ręce prześliznęły się z jej bioder na wewnętrzną stronę jej ud, rozsuwając je szerzej i przyciągając bliżej do jego bioder. Idealnie pasował do zaokrąglenia między jej nogami. Jego gorący, twardy fiut otarł się o jej cipkę, przesunął po łechtaczce i Jessie jeszcze raz jęknęła. Wiedziała, że jest już mokra i gotowa, by mieć go w sobie. Wygięła do góry biodra, ocierając się o jego penisa i zyskując więcej przyjemności. Zamruczał w odpowiedzi. - Spokojnie – szepnął. Spokojnie? Ten facet wiedział jak ją rozpalić. Przyssał się do jej lewej piersi aż w końcu chciała go błagać, by ją pieprzył, ale wydawało się, że miał zamiar zadawać jej tortury. Zaczął lizać i całować swoją drogę w dół jej żeber, brzucha i wgłębienia przy biodrach, cofając się aż jego fiut już na nią nie napierał. Wbiła paznokcie w jego ramiona, próbując przyciągnąć go z powrotem, ale oparł się temu. Dotarło do niej, że planował zejść w dół niej, bo jego wargi podążały niżej, a ręce rozsunęły szerzej jej uda, by zrobić miejsce dla jego twarzy. Jej oddech wzrósł w oczekiwaniu. Minęło naprawdę dużo czasu, odkąd facet zajmował się nią na dole, i nie ~ 44 ~
chodziło o to, że był w tym dobry, ale miała na to nadzieję z Justice’m. Puściła go, gdy ruszył dalej w dół jej ciała, nie mogąc już dłużej go dotykać. Ostre ugryzienie jego zębów, które przygryzły wewnętrzną stronę jej uda, wydobyło z niej jęk. To nie bolało aż tak bardzo, im bardziej zwiększała się jej potrzeba jego. Usztywniła swoje biodra, próbując się nie ruszać, zachęcając go, by szedł dalej, ale gdy jego usta zostawiły jej skórę, nie wrócił. Jej oczy się otworzyły – nie zdawała sobie sprawy, że je zamknęła aż do tej sekundy – i podniosła głowę, by spojrzeć w dół. Gorący oddech drażnił jej odsłoniętą cipkę. Był tak blisko, tylko centymetry od miejsca, które najbardziej pragnęło jego uwagi. Miękko na nią warknął, jego oczy się zwęziły, gdy ich spojrzenia się spotkały i zwarły. To był najbardziej erotyczny widok, jaki kiedykolwiek widziała. - Twój naturalny kolor? – Uśmiechnął się, spoglądając w dół i z powrotem w górę. Odchrząknęła. - Nie sądziłam, żeby farbowanie tam, było dobrym pomysłem. Nie lubię również być zupełnie wygolona. Zachichotał. - Kształt serca jest seksowny, a twoje jaśniejsze rude włosy są bardzo atrakcyjne. Nie wiem jak tak doskonale uzyskałaś ten wzór, ale podoba mi się jego widok. Chcesz poznać mój kolejny talent? Kiwnęła chętnie głową. - Oczywiście. - Zamknij oczy i odpręż się, Jessie. Pozwoliła głowie opaść na łóżko i uśmiechnęła się, zamykając oczy. - Używasz moich własnych słów przeciwko mnie. Podoba mi się to. Jednak mylił się mówiąc, że ją zrelaksuje. Jej ciało się napięło, gdy czekała, by zobaczyć, co zrobi następnie. Jej paznokcie wbiły się w materac, gdy jego język lekko przesunął się po jej łechtaczce. Zamruczał, głębokim dudniącym dźwiękiem i jego język powrócił, by nacisnąć mocniej na kłębek nerwów. Seksowne dźwięki trwały nadal i wibracje, które to powodowało, sprawiły, że Jessie krzyknęła. Jej biodra
~ 45 ~
drgnęły, ale jego ręce mocno ją chwyciły, ściągnęły jej tyłek w dół łóżka i otarł się ustami o jej rozwartą cipkę. Uderzyła w nią niekontrolowana ekstaza, gdy jego szorstki język poruszył się szybko tam i z powrotem, prześlizgując się w tym momencie po najbardziej wrażliwym obszarze jej ciała. Rzuciła się na łóżku, zacisnęła pięści na pościeli i dyszała. Justice nie pokazywał żadnej łaski, mimo że to było bardzo intensywne. Jej ciało wydawało się, że zamieniło się w kamień i każdy mięsień się napiął, gdy zamruczał głośniej, warknął, a wibrowanie stało się silniejsze. Orgazm uderzył w nią tak potężnie, że mogłaby przysiąc, iż zobaczyła tylną część swojej głowy, gdy jej oczy przetoczyły się do tyłu. Nie mogła myśleć, nie mogła oddychać i ledwie rejestrowała wychodzące z niej głośne odgłosy. To zniknęło wtedy, gdy Justice oderwał swoje usta. Leżała tak przez sekundy, próbując ponownie nauczyć się oddychać, zanim była w stanie otworzyć oczy i spojrzeć na niego. Jego oczy były tak niebieskie, że to ją oszołomiło. Jego usta wydawały się pełniejsze, bardziej nabrzmiałe i warknął na nią zanim się podniósł. Wcale nie czuła strachu ani zagrożenia, mimo jego surowej miny. Opuścił górną połowę swojego ciała na jej, podpierając większość swojego ciężaru na przedramionach, a jego wargi zawisły tak blisko, że oddychali tym samym powietrzem. Jessie wygięła kręgosłup, aż jej piersi przycisnęły się do jego torsu, a ramiona zawinęły się wokół jego szyi, by go przytulić i pozwolić paznokciom na sięgnięcie do jego pleców. Lekko przeciągnęła czubkami po jego ramionach. Justice wygiął się nad nią, przyciskając ją mocniej do łóżka i całkowicie obezwładniając ją pod sobą. Jego wielkość i siła podkręciły ją jeszcze więcej. Justice miał nie tylko zdumiewająco utalentowane usta, jego ciało było doskonałością, a wpatrywanie się w jego egzotyczne oczy wywoływało w niej ból za nim. To ją oszołomiło, biorąc pod uwagę fakt, że właśnie sprawił, iż doszła i powinna być zaspokojona, ale ból by zostać przez niego wypełnioną pozostał. Jej spuchnięta łechtaczka drżała po tej kochającej uwadze, którą właśnie otrzymała, ale chciała więcej. Całego jego, w sposób, w jaki powiedział, że jej da. Jessie odwróciła trochę głowę i podniosła ją, jej usta celowały w jego szyję. Jej wargi się rozdzieliły i posmakowała obnażonej dla siebie skóry, kiedy odsunęła jego włosy do tyłu. Nigdy nie była z mężczyzną mającym długie włosy, ale bardzo podobało jej się ich odczucie, gdy jej palce je przeczesywały. Były jedwabiste i miękkie, cudowne i wytyczyła ścieżkę pocałunków w dół do szczytu jego ramienia.
~ 46 ~
- Weź mnie – zażądała. Justice wygiął trochę nad nią swoje ciało i jedno ramię przesunęło się, dopóki nie chwycił jej tyłka dużą, silną ręką. Jessie podniosła nogi, owinęła je wokół jego pasa i spróbowała użyć ich siły, by przyciągnąć go bliżej. Czubek jego grubego penisa dotknął wejścia jej cipki, naparł na jej wilgotne gorąco, ale nie wszedł w nią. Zatrzymał się, jego ciało się napięło, a czas wydawało się, jakby zamarł. Zdezorientowana, Jessie przestała go całować, opuściła głowę na materac i wpatrzyła się w jego oczy. - Nie chcę cię skrzywdzić – wychrypiał miękko. – Boję się, że tak będzie. - Jestem twarda. Mogę cię wziąć. Jego ręka puściła jej tyłek i odsunął się na tyle, że nie przyciskał się do niej. Jego palce odnalazły linię jej mokrej cipki i rozszerzyły ją zanim zagłębił się jego palec. Warknął głęboko, jego pierś zadudniła, kiedy jego palec zatopił się mocniej. Jessie jęknęła, wyginając biodra do jego ręki na cudowne odczucie pieprzącego ją palca. - Jesteś taka gorąca i ciasna – mruknął, jego głos był znowu trochę przerażający, ale nie obawiała się. Jego palec poruszał się w niej, wolno ją torturując. – Jesteś dla mnie za mała. - Przewróć się na plecy na łóżku. Będę na górze. – Podniosła głowę i łagodnie ugryzła jego ramię. Zatrzymał palec, już nie dręcząc ścianek jej pochwy i prawie mogła wyczuć, że w pokoju coś się zmieniło. Jessie puściła jego skórę, jej głowa opadła z powrotem i odkryła, że patrzy na nią gniewnym spojrzeniem. To ją zaskoczyło. - Co się dzieje? Za mocno cię ugryzłam? - Chcesz, żebym ci uległ? - Nie. Chcę, żebyś położył się na plecach, skoro obawiasz się, że mnie skrzywdzisz. Będę na górze, mogąc kontrolować twoje wejście we mnie, a ty nie będziesz musiał się martwić, że poruszasz się zbyt szybko. Naprawdę wyglądał na wściekłego, jego rysy były twarde i to zaniepokoiło ją na tyle, że jej ciało napięło się w odpowiedzi, a trochę namiętności ostygło. - O co chodzi?
~ 47 ~
Podniósł swoje ciało znad jej, tworząc przestrzeń między ich torsami i odsuwając biodra. - Nie zrobimy tego. To jest poddanie się. - Ja ujeżdżająca ciebie jest poddaniem się? Nigdy wcześniej podczas seksu nie miałeś kobiety na górze? Potrząsnął głową. - Wasi mężczyźni tak robią? Pozwalają dominować swoim kobietom i rządzić nimi? Poddają się wam? Przecięło ją zdziwienie, gdy zaświtało jej, że on jest całkowicie poważny. Nigdy nie pozwolił kobiecie być na górze. Tu chodziło o dominację nad nimi i wydawało się, że rozgniewało go, gdy poprosiła o zmianę pozycji. Nowe Gatunki były znane z tego, że są agresywne i lubią kontrolę, ale nigdy wcześniej nie rozważała tego pod względem seksualnym. A on naprawdę był szczerze urażony jej ofertą ujeżdżania go. - Powinniśmy się ubrać. – Wszystkie emocje zniknęły z jego twarzy, maska kontroli spowiła jego rysy i wyprostował ramiona, by zupełnie wynieść się z łóżka. - Justice? Czekaj – zawołała Jessie, jej ręce chwyciły jego ramiona, by zatrzymać go nad sobą. – Nie chciałam cię urazić. Nie zdawałam sobie sprawy, że to jest zakazane. Zawahał się i coś zmiękczyło jego spojrzenie. - Nasze kultury się różnią, ale nie uświadamiałem sobie jak bardzo aż do tego momentu. Nie jestem urażony. Byłem, ale już nie jestem. Czy kobieta dominująca nad mężczyzną podczas seksu często się zdarza z waszymi mężczyznami? - Tak. Czy mógłbyś przynajmniej troszkę spróbować? Możesz natychmiast mnie przekręcić, jeśli ci się to nie spodoba. Proszę? Naprawdę cię pragnę, Justice. Jego spojrzenie zmiękło jeszcze bardziej. - Ja też cię pragnę. – Zawahał się, jego niezdecydowanie było widoczne, ale w końcu wypuścił głęboki wydech. – Możemy tego spróbować. - Dziękuję. Jestem całkiem pewna, że naprawdę ci się to spodoba. Zawahał się.
~ 48 ~
- Nie chcesz mnie związać? Potrząsnęła głową. - Nie zrobiłaby tego. Znam twoją historię, pamiętasz? Nigdy nie poprosiłabym o poskromienie cię w jakikolwiek sposób. Możemy tego próbować? Proszę? Przygryzł dolną wargę, niepewność była słodkim widokiem na jego twarzy. - Więc przetestujmy. Puściła go i przesunęła się w górę łóżka, dopóki już pod nim nie była. Usiadła, zsuwając się do krawędzi materaca i uśmiechnęła do niego. - Połóż się na plecach. Proszę? Pozostał na czworakach na łóżku. Dla Jessie był piękny, a jej spojrzenie pochłaniało jego ciało. Justice był zapierającym dech dziełem sztuki, wszędzie doskonale wyrzeźbionym, gdy jego mięśnie się napięły i przewrócił się, rozciągając swoje wysokie, duże ciało na powierzchni materaca. Niepewny wyraz na jego twarzy był bezcenny i całkowicie dla niej zachwycający. Jej uwaga skupiła się na jego grubym, nabrzmiałym fiucie i to potwierdziło jej przekonanie, że był doskonałością. Jessie uniosła się na kolana obok jego brzucha, by zajrzeć mu w oczy. - Odpręż się, Justice. Obiecuję, że będzie ci dobrze. Jeszcze raz przygryzł wargę, jako oczywistą oznakę niepewności. - Chcesz, żebym zamknął oczy? - Nie. Myślę, że spodoba ci się patrzenie na to, co chcę ci robić. Zaczesała włosy za jedno ramię i pochyliła się nad jego piersią. Jej spojrzenie uwięziło jego, by upewnić się, że nie jest zaniepokojony. Było napięcie, ale już nie gniew. Zatrzymała się tuż nad jego sutkiem zanim złamała kontakt wzrokowy. Miał ciemne sutki, były nieznacznie naprężone od chłodu albo podniecenia, i pokusa była zbyt wielka, by im się oprzeć. Zamknęła wargi na najbliższym szczycie, ssąc i ocierając się o niego czubkiem języka. Głęboki pomruk zadrżał przy jej ustach od wibracji, które to wywołały, nieznacznie łaskocząc, ale to jej nie zatrzymało. Jego ręka przyciągnęła jej udo bliżej do niego, gdy używała swoich ust, by bawić się jego ciałem, jej dłonie oparły się płasko na jego klatce piersiowej i brzuchu, rozkoszując się odczuciem twardej, gładkiej skóry, którą badała. Dłoń na jego brzuchu ~ 49 ~
przesuwała się w dół, dopóki nie otarła się o jego sztywnego fiuta, i łagodnie zawinęła palce wokół szerokiej podstawy. Cholera, jest duży. Odepchnęła ten fakt, puściła jego sutek z uścisku swoich zębów i rzuciła się na drugi. Jego fiut zadrżał w jej uchwycie, wydawał się bardziej powiększyć, jeśli to było możliwe, i już wiedziała, że podobają mu się rzeczy, które robiła. To zmotywowało ją do puszczenia go i wytyczenia ścieżki mokrych pocałunków przez jego żebra do twardych mięśni brzucha. Miał tarkę twardych mięśni i dała sobie czas, by je skubać, posmakować skóry cudownej i lekko słonawej. Jęknęła, gdy warknął na nią, wiedząc, że to dobra reakcja, a jego fiut wydawał się naprężyć w jej dłoni. Ruszyła niżej, wycałowując ścieżkę w dół jego brzucha. Jessie przerwała, gdy zaczęła studiować koronę jego fiuta. Nie była wstrząśnięta, że Gatunki były obrzezane, odkąd naukowcy je stworzyli i wychowywali, ale zaskoczyło ją, że była zauważalnie grzybiasta na czubku. Ścianki jej pochwy się zacisnęły. Mogę się założyć, że dobrze będzie go czuć we mnie. Spokojnie, rozkazała sobie, jej potrzeba, by usiąść na nim okrakiem stała się silniejsza, a poziom pobudzenia wystrzelił wyżej. Chcę, żeby to dla niego było naprawdę dobre, po tym, co właśnie mi zrobił. Jedynie tak będzie uczciwie, więc zwolnij! Te myśli uspokoiły jej potrzebę wspięcia się na jego kolana. Zamiast tego oblizała wargi i obróciła głowę, by spojrzeć na jego przystojną twarz. Niekontrolowany głód, który promieniał z jego pięknych oczu, upewnił ją, że jest całkowicie zgodny we wszystkim, co chciała zrobić. Jego palce masowały jej udo, ugniatając je do punktu prawie szaleńczego pragnienia, by przestała go dręczyć. - Nie będziesz protestował, jeśli cię tu poliżę, prawda? – Delikatnie ścisnęła jego penisa i przebiegła opuszkiem kciuka wzdłuż spodniej części, głaszcząc aksamitną miękkość skóry rozciągniętej przez gorące, stalowe pobudzenie. Zamruczał naprawdę głośno, jego oczy zwęziły się w szparki, a usta rozchyliły się, by ukazać kły, które wgniotły się w jego dolną wargę. Pospiesznie potrząsnął głową, zaprzeczając, że to go urazi. Przesunęła trochę swoje ciało, by utrzymać jego spojrzenie, otworzyła usta i nie chcąc odwracać wzroku, wystawiła język i przeciągnęła nim po krawędzi korony. Zamknął oczy, jego głowa opadła, a dźwięki, które z siebie wydał, nakręciły ją. Facet mruczał. To było seksowne jak diabli, że mogła sprawić, iż odpowiadał w ten sposób, więc wzięła go w pełni do swoich ust, koncentrując się na tym. ~ 50 ~
- Jessie – warknął. Zassała i wzięła więcej go między swoje wargi, sprawdzając jego obwód. Jej zęby lekko go drasnęły, ale tego nie można było uniknąć. Wzięła go głębiej w tył swojego gardła, dopóki już wiedziała, że osiągnęła swój kres, a potem powoli się uniosła, wirując językiem wzdłuż spodniej części, kontynuując mocne ssanie. Wydawał zwierzęce odgłosy, które uwielbiała słuchać. Nigdy wcześniej żaden mężczyzna nie odpowiedział na nią tak mocno. To pochlebiało i podniosło jej przyjemność za sprawianie, że dobrze się czuł. Jego ręka puściła jej udo i do jej uszu doszedł dźwięk rozdzieranego materiału. Odwróciła głowę, by ponownie na niego spojrzeć i zobaczyła, że jego głowa wciąż jest odrzucona do tyłu, jego kły zatopione bardziej w jego wardze, a palce drapią pościel. A im mocniej rozdzierał, tym więcej pokazywało się kłaczków z wnętrza materaca. Jego pazury rozerwały pościel na strzępy. Jessie odpuściła sobie robienie mu loda i powoli uwolniła go ze swoich ust. Justice warknął, jego oczy się otworzyły i wpatrzyły w nią tak intensywnym wzrokiem, że się zatrzymała. Wziął kilka nierównych oddechów i wiedziała, że jest okej, ale naprawdę był pobudzony. Podniosła udo, przerzuciła i usiadła okrakiem na jego biodrach. Sięgnęła i chwyciła jego fiuta. Jedną ręką oparła się o jego klatkę piersiową, by utrzymać równowagę, gdy poprowadziła go prosto tam, gdzie go pragnęła. - Możesz leżeć nieruchomo, dopóki nie przystosuję się do twojej wielkości? Jesteś naprawdę duży. Krótko kiwnął głową, a jego ręce popieściły jej biodra. Lekki połysk potu pokrył jego opaleniznę i muskularne ciało, sprawiając, że wyglądał bardziej seksownie, jakby został naoliwiony. Jessie była więcej niż gotowa i pragnęła poczuć Justice’a w sobie. Jessie jęknęła, gdy poczuła jak jej ciało opiera się jego penetracji, ale mocniej nacisnęła. Jego gruby fiut rozdzielił ją i z przyjemności odrzuciła do tyłu głowę, kiedy wolno się na niego osunęła. Wypełnił ją głębiej, rozciągając prawie do punktu bólu, ale tak dobrze było go czuć. Nadal pozwalała swojej wadze opuszczać ją w dół, przyjmując jeszcze kilka centymetrów. Jedna z jego rąk puściła ją i wyciągnęła, by złapać poduszkę obok jego głowy. Uniosła się i zatopiła w dół jeszcze raz, biorąc więcej niego w siebie. To była nieziemska rozkosz i miała nadzieję, że on czuje to samo. Jej tyłek otarł się o jego uda i wiedziała, że wzięła go niemal całego. Jej ciało przystosowało się szybciej niż myślała. Odgłosy jego mruczenia zmotywowały ją do ujeżdżania go szybciej. Nie była ~ 51 ~
pewna, które z nich było bardziej torturowane przez jej wolne ruchy. Opuściła się jeszcze raz, dopóki jej tyłek nie oparł się o jego biodra, odczucie go całkowicie z nią połączonego było czystą doskonałością i zatrzymała się, by rozkoszować się tym uczuciem. Justice warknął i drewno się złamało. Jej broda podskoczyła, by zobaczyć, co się stało. Justice puścił wezgłowie, które połamał. Złapał górną krawędź drewna, a jego siła była zbyt wielka dla tej biednej rzeczy. Jego oczy się otworzyły. Napotkał jej spojrzenie i Jessie się poruszyła, podejmując szybkie tempo, mocno go ujeżdżając. Odrzuciła do tyłu głowę, niezdolna już do utrzymania z nim kontaktu wzrokowego. Czuła jak buduje się jej orgazm, chociaż zawsze potrzebowała czegoś więcej niż tylko mężczyzny, by mogła dojść – ale nie z Justice’m. Ujeżdżała go jak oszalała, spalając się, by dojść, gdy opuszczała swoje biodra do jego z każdym pchnięciem w dół. Mięśnie jej pochwy mocno się zacisnęły i rozerwała ją przyjemność, gdy uderzył w nią orgazm. Wykrzyknęła jego imię. Justice się przetoczył, przyszpilając ją pod swoim ciałem i wbijając się w nią mocniej i szybciej. To podniosło jej przyjemność wyżej, sprawiło, że wciąż dochodziła, i nie była już pewna czy jej serce nie wybuchnie. Warknął przy ostatnim głębokim pchnięciu, takim groźnym dźwiękiem, i zaczął pulsować w niej gorącym wytryskiem swojego spełnienia. Jessie dyszała, uczepiona jego i ciesząca się tym odczuciem. Jakikolwiek lekki ból, jaki czuła w następstwie tego trochę ostrego seksu, zniknął. Otworzyła oczy i napotkała spojrzenie Justice’a. Unosił większą część ciężaru swojego torsu nad nią, podpierając się łokciami o łóżko. Jej ramiona były wokół jego szyi, ręce trzymały jego łopatki, a ona nawet nie przypominała sobie, że je tam położyła. - Zraniłem cię? – Niepokój zwęził jego piękne, kocie oczy. - To było fantastyczne. Uśmiechnął się. - Tak. Było. Jessie przyciągnęła go bliżej i otarła się ustami o jego. Jęknął i zmusił jej wargi, by otworzyły się dla jego badającego języka. Była tą, którą w końcu przerwała pocałunek. Ich spojrzenia się spotkały i zwarły. - Czy moje gorąco ci przeszkadzało? ~ 52 ~
- Lubię to. Byłam trochę obolała przez kilka sekund, ale teraz już nie. Powinieneś to butelkować, jako cudowną miksturę uspokajającą kobiety po seksie. – Roześmiała się. Uśmiechnął się. - Podoba mi się poddanie się tobie. Spojrzała nad ich głowami. - Połamałeś wezgłowie. Podniósł brodę, by spojrzeć na wezgłowie, i na jego twarzy pokazał się śmieszny wyraz. Jessie nie mogła się powstrzymać i się roześmiała. Jego spojrzenie napotkało jej. - Nie przypominam sobie, żebym to zrobił. - W takim razie zgaduję, że nie powinnam wspominać o materacu. Zmarszczył brwi. Jessie puściła jedną ręką jego plecy, sięgnęła w bok i złapać garść wypełnienia. Pokazała mu to. - Powinieneś obciąć paznokcie, skarbie. Zniszczyłeś łóżko, ale dzięki za to, bo zamiast mnie rozerwałeś je. Moje niezranione uda naprawdę to doceniają. Justice gapił się na kłaczki, oszołomiony. - Nie przypominam sobie, żebym to też zrobił. - Myślę, że byłeś za bardzo skupiony na mnie. - Z pewnością byłem. Jesteś piękna, Jessie. Już ci to mówiłem? – Wpatrzył się głęboko w jej oczy. – Jesteś czymś najpiękniejszym, co chyba kiedykolwiek widziałem, gdy byłem w tobie i podobało ci się nasze zespolenie. - To najlepsza rzeczą, jaką ktokolwiek kiedykolwiek mi powiedział. Jessie przewróciła głowę, by spojrzeć na zegar na stoliku nocnym. - O, cholera. – Jej spojrzenie poleciało na Justice’a. – Jest dziewiąta trzydzieści. - I co?
~ 53 ~
- Twoja konferencja prasowa. Justice zbladł i delikatnie przeklął. - Zapomniałem. Uśmiechnęła się. - Cofam tamto oświadczenie. To jest najlepsza rzecz, jaką ktokolwiek kiedykolwiek mi powiedział. Sprawiłam, że król pracoholików zapomniał o pracy. Roześmiał się. - Zostań ze mną na noc. Wezmę prysznic, pójdę do bram i porozmawiam z prasą, a potem wrócę. Wypełniło ją szczęście, że nie chciał zakończyć ich wspólnego czasu. - Bardzo bym chciała. Masz jeszcze jakąś pracę na wieczór? Zsunął się z niej i wyciągnął wciąż twardego fiuta. Coś bliskiego żalu pokazało się na jego twarzy, gdy rozdzielił się z jej ciałem. Podniósł się i przesunął do końca łóżka. - Jedyną pracę, jaką mam po rozmowie z mediami, to priorytet na to, co właśnie robiliśmy. Sądzę, że zdołam to zrobić. – Jego spojrzenie przemierzyło jej ciało. – Zainspirowałaś mnie, by pójść do bram i wrócić jak najszybciej. Pospieszę się na tej konferencji prasowej. Jessie usiadła na łóżku, podciągając kolana i przytulając je. - Nie napisałeś przemówienia. Wzruszył ramionami, obrócił się w stronę łazienki i Jessie zapatrzyła się w jego tyłek. Z pewnością miał najświetniejszy, jaki kiedykolwiek widziała w całym swoim życiu, w albo bez dżinsów. - Będę improwizował. – Odwrócił się w drzwiach łazienki. – Chcesz pójść ze mną na konferencję? Musisz wziąć ze mną prysznic, jeśli chcesz. Mój zapach jest na tobie całej, chyba że nie masz nic przeciwko temu, że wszystkie Gatunki, które zbliżą się do ciebie, dowiedzą się, co właśnie zrobiliśmy. – Zachichotał. – Byłbym zadowolony, gdybyś zatrzymała mój zapach na sobie, ale wiem, że ludzkie kobiety mogą być drażliwe na punkcie publicznego odkrywania tych rzeczy.
~ 54 ~
- Myślę, że zostanę tutaj, jeśli pozwolisz. Nie jestem zbytnim fanem cyrków z trzema okręgami kamer. Roześmiał się. - Ja też nie. – Zniknął w łazience. Jessie wyskoczyła z łóżka i mu się przyjrzała. Kołdra była historią. Zerwała ją z materaca i zwinęła w kupkę. Obróciła się i zaśmiała, zdając sobie sprawę, że prześcieradła też są uszkodzone. Jego pazury wbiły się w kołdrę i przedarły na wskroś aż do prześcieradeł. Po ich usunięciu, roześmiała się jeszcze raz. Rozdarł nawet materac. Ta sytuacja ją rozbawiła i zaczęła się śmiać. - Co? Jessie musiała złapać oddech zanim odwróciła się do niego, widząc, że już wziął prysznic i była pod wrażeniem, że udało mu się to zrobić tak szybko. - Masz chody w tym hotelu, co? - Jest naszą własnością. - Lepiej zadzwoń. Potrzebujesz całej nowej pościeli i może nowy materac. Uwaga Justice’a przeniosła się na łóżko. Wpatrzył się w nagi materac i uśmiechnął. - Och. - Wiedziałam, że kołdra jest już historią, a potem odkryłam, że prześcieradła również. – Roześmiała się. – Ale załatwiłeś nawet materac. Sądzę, że możemy go przerzucić. - Zajmę się tym, gdy wrócę. – Jego oczy się skrzyły. – Pospieszę się z powrotem. - Nie mogę się doczekać. Miękko zamruczał, gdy objął spojrzeniem jej nagie ciało od stóp do głów. - Ani ja. - Trzymaj się tego, dopóki nie wrócisz. - Muszę pójść, ale się pospieszę. - Idź już, żebyś mógł jak najszybciej wrócić. Wezmę prysznic, gdy wyjdziesz. ~ 55 ~
- Czuj się jak u siebie w domu. Przyglądała się jak otwierał drzwi od sypialni, wychodzi i zamyka je za sobą. Spojrzała na łóżko i znowu zaczęła się śmiać. Słyszała o łamaniu łóżka podczas seksu, ale on rozwalił całe łóżko. Gdyby to nie był imponujący seks, nie była pewna, co by było. Szybko wzięła prysznic, pamiętając jego oświadczenie, by czuła się jak w domu. Znalazła w komodzie jeden z jego podkoszulków i założyła go, ponownie będąc głodną. Podeszła do drzwi, by poszukać resztek z ich obiadu, ale doszedł zza niej dźwięczący odgłos. Jej porzucone na podłodze spodnie zadzwoniły jeszcze raz. Popędziła do swojej komórki. Wykopała ją przy czwartym dzwonku i otworzyła, odczytując, że dzwonił Tim Oberto. Odpowiedziała na wezwanie z lękiem. Miała cholerną nadzieję, że nikt do niego nie zadzwonił, by poinformować, że spędziła czas z jego szefem, Justice’m Northem. To byłoby czyste piekło, gdy tak się stało i dzwonił, by ją wylać. - Co się dzieje, Tim? - Dostaliśmy namiary na możliwą lokalizację Kobiet Prezentów. Właśnie przyszedł nakaz. Potrzebuję cię zaraz. Adrenalina uderzyła mocno i szybko. - Kiedy ruszamy? - Jak tylko się tu znajdziesz. - Och… - Dostałem twoją wiadomość, że zatrzymałaś się w Rezerwacie i wysłałem w tę stronę helikopter. Powinien wylądować za dziesięć minut i twój tyłek ma czekać na niego przy ich lądowisku heliportów. – Rozłączył się. Cholera. Zamknęła telefon i wpatrzyła się w nagi materac. Kochała swoja pracę, ale tym razem chciała móc odmówić tego zadania. Justice wróci i stwierdzi, że zniknęła, bo nie chciała spędzić z nim nocy. Oczywiście zrozumiałby, że jedna z jego Kobiet Prezentów mogła być ocalona i nie miała żadnej wymówki, by zostać. Smuciło ją jednak to, że musi wyjść. Prawdopodobnie nigdy go już nie zobaczę, chociaż chciałam spać w jego ramionach. Jej ramiona opadły, ale odsunęła to. Musiała iść. Kończyło się jej dziesięć minut. ~ 56 ~
Rozdział 5 Justice czytał notatkę, którą Jessie zostawiła na łóżku. Został przytrzymany przez reporterów, ale pospiesznie wrócił do swojego pokoju nie mogąc doczekać się bycia z nią. Przeczytał notatkę jeszcze raz, rozumiejąc, że dostała nagłe wezwanie z grupy zadaniowej, po tym jak otrzymali trop na kolejną kobietę Nowych Gatunków, i że musiała wyjść. Tim Oberto musiał kogoś wysłać, żeby ją zabrał. Warknął i zmiął notatkę w pięści. Justice wyciągnął telefon i zamarł. Co miał zamiar zrobić? Zadzwonić do szefa grupy zadaniowej i poskarżyć się, że rozkazał Jessie wrócić do pracy, gdy on, Justice, chciał wsunąć się z nią z powrotem do łóżka? Przeklął i opuścił komórkę. Jessie nigdy by mu nie wybaczyła, gdyby to zrobił. Ludzkie kobiety zachowywały swoją prywatność odnośnie swojego życia seksualnego i były niezależne. Wątpił, by chciała, aby grupa zadaniowa i ludzie, dla których pracowała, wiedzieli, że była w jego łóżku. Być może miałaby mu również za złe, że przeszkadza jej w pracy. Co wkurzyło go najbardziej to jej napisane słowa. Że dobrze się bawiła i podziękowała mu. Gorzej, kazała mu więcej się relaksować i próbować mniej pracować. Jeszcze raz wyrwało się z niego warknięcie frustracji, jego instynkty były sprzeczne z jego rozumowaniem. Powinna była obiecać, że wróci albo dać mu numer swojego telefonu z zaproszeniem do zadzwonienia. Ale tego nie zrobiła. Podziękowała mi za miły czas. Zacisnął zęby. Napisała, że było zabawnie. ZABAWNIE! Kolejne warknięcie wydarło się z jego gardła, kiedy jego gniew wzrósł. To było coś więcej niż zabawa! Justice wpatrywał się w łóżko i jego temperament w końcu pękł. Jessie powinna tu być, czekać na niego, by znowu ją dotknął i trzymał w swoich ramionach, gdy będą spali. Rozśmieszała go, seks był niewiarygodny i chociaż raz był szczęśliwy. Zapanowała nad nim wściekłość na tę stratę i rzucił się do przodu, a jego instynkty nie dały się już zaprzeczyć. Zaatakował materac z werwą. Jego pazury wbiły się w materiał i podarły go. Gdy to nie pomogło mu poczuć się lepiej, podniósł cały materac i rozszarpał go. Następnie zaatakował obramowanie łóżka, roztrzaskując drewno swoimi stopami i łamiąc ramę
~ 57 ~
na kawałki. Wezgłowie, jako ostatnie, uległo jego napadowi złości, mimo że już wcześniej je zniszczył. Stanął zdyszany pośrodku swego pokoju otoczony bałaganem. Ocenił szkody i przeklął, ledwie co zakłopotany zniszczeniem, które stworzył. Nie pozwolił swojemu temperamentowi ukazać się w pełnej sile odkąd został uwolniony, mimo że wiele razy był naprawdę zły. Teraz stracił go z całą pewnością. Ponuro zbadał zniszczenia zanim wypadł jak burza z sypialni. Rzucił się na kanapę, biorąc głębokie oddechy, ale jej słaby zapach wypełniał jego nos. Obrócił się, ukrył twarz w poduszkach i odetchnął głęboko. To pomogło mu przypomnieć sobie każdy szczegół tego jak się dotykali, jego zmysł węchu żywo połączył się z jego wspomnieniami i jęknął. Chciał autentyku, a nie tylko wąchać to, co miał. Co ja robię? Podniósł głowę ze wstrętem. Wąchał kanapę tylko po to, by poczuć Jessie Dupree. Wypowiedział gwałtowne przekleństwo i wstał, by wychodzić swoją frustrację. W końcu uspokoił się na tyle, żeby wykonać telefon. W ciągu kilku minut zażądał przyniesienia nowego łóżka i pościeli. Rozłączył się i zamknął oczy. Jessie Dupree doprowadziła go do szaleństwa. Był Justicem Northem. Nie miał czasu tracić zmysłów ani rozumu przez kobietę, nawet przez taką gorącą i seksowną, która go uszczęśliwiła, gdy nie był wściekły. Dwaj mężczyźni Nowych Gatunków, którzy przynieśli nowe łóżko, skrzywili się na Justice’a, gdy uprzątnęli zniszczone łóżko i wezgłowie. Spiorunował ich wzrokiem, rzucając im wyzwanie, by tylko ośmielili się coś powiedzieć o kwiatowym zapachu w jego apartamencie. Wszedł do łazienki i znalazł puszkę odświeżacza pod umywalką, żeby zamaskować zapach Jessie zanim przyszli. Nikt nie powinien wiedzieć, że była w jego łóżku, by jej kobieca duma pozostała nietknięta, mimo że byli ze sobą tak intymnie. Mężczyźni wyszli i Justice otworzył swój telefon. Zawsze miał pracę, która go rozpraszała i nagle z chęcią ją powitał. Zadzwonił do swojego nocnego personelu, wiedząc, że nie będą spali w swoich pokojach, i zamówił kawę. Lubił ten słodki, gorący napój. Omijając kanapę ustawił swój komputer przy barze. Pół godziny później już był połączony ze swoim personelem przez interfejs i pogrążony w pracy. Przed sobą miał kawę, a jego personel był zajęty przekazywaniem mu najświeższych informacji na temat rozpoczynających się właśnie projektów. U drzwi zadzwonił dzwonek i na sekundę chwyciła go nadzieja, że to może być Jessie, ale za nimi stał Tiger, gdy z szarpnięciem otworzył drzwi. Milcząco zaprosił go do środka usuwając się na bok.
~ 58 ~
- Wszystko z tobą w porządku? – Tiger zmarszczył brwi. – Jako szef ochrony jestem o wszystkim powiadamiany. Otrzymałem telefon, że skasowałeś swoją sypialnię. To jest do ciebie niepodobne, Justice. Powiedzieli, że wszystko, od pościeli do wezgłowia, musiało zostać wymienione. Justice przyglądał się ostrożnie Tiger’owi. Był zaufanym przyjacielem i chciał z kimś pogadać. - To przez kobietę. - Ach. – Tiger się uśmiechnął. – Mam nadzieję, że ona ma się lepiej od rzeczy w twojej sypialni? - Nic jej nie jest – warknął Justice. – Wiesz, że nigdy nie skrzywdziłbym kobiety. - To była zła próba żartu. Chcesz o tym porozmawiać? – Tiger usiadł na oparciu kanapy. - Chciałem, żeby została na noc, ale wyszła, gdy byłem na konferencji prasowej. Straciłem kontrolę. Nie jestem z tego dumny, ale pragnąłem spędzić z nią więcej czasu. Reporterzy byli brutalni i chcieli dowiedzieć się każdego szczegółu na temat akcji. Nie docenili tego, że powiedziałem im o niektórych rzeczach, które były poufne, a ja odmówiłem im podania numerów telefonów. W końcu zajmujemy się ofiarami, a oni nie przejmują się naszą prywatnością. Wydają się również nie rozumieć, że za każdym razem im więcej jest nas ocalanych, tym bardziej to podjudza ludzi, którzy nas nienawidzą. Wprawili mnie w zły humor, a kiedy tu wróciłem odkryłem, że zniknęła. - Więc zniszczyłeś łóżko? Rozumiem. Naprawdę rozumiem. – Tiger wyglądał na pełnego zrozumienia. – Może zmieni zdanie i później zapuka do twoich drzwi. - Nie zrobi tego. Tiger przekrzywił głowę. - Znasz nasze kobiety, Justice. Wszystkie te lata niewoli sprawiły, że są niechętne do bycia z nami przez więcej niż kilka godzin i stają się nerwowe, jeśli napomykasz o czymś więcej niż seks. Nie chcą się wiązać, ponieważ nie chcą, by ktoś próbował im mówić, co mają robić. Naszą naturą jest dominować i jesteśmy trochę kontrolujący. Znają nasze wady tak dobrze jak my znamy ich i dlatego unikają czegokolwiek oprócz kilku godzin fizycznej przyjemności z nami. Justice nie skorygował przypuszczeń Tigera, że to nie z kobietą Gatunku był.
~ 59 ~
- Nie prosiłem jej, by się do mnie wprowadziła. Chciałem tylko, by spędziła ze mną noc. Tiger się uśmiechnął. - Zawsze możesz wziąć inną kobietę. Jesteś Justice North. Wszystkie nasze kobiety są trochę w tobie zakochane. Możesz wejść do pokoju, wyciągnąć swoje ramiona i jedna z nich natychmiast w nie wskoczy. Jesteś najsilniejszym mężczyzną, który je pociąga. Masz nie tylko siłę fizyczną, ale jesteś postrzegany, jako facet o żelaznej woli z powodu twojej pracy. - Ciągnie je do mnie ze złych powodów. A to dlatego, że myślą, iż są mi coś winne za to, co robię. Nie chcę kobiety, która czuje tylko wdzięczność. Uśmiech Tigera przygasł. - Chcesz takiej, która przyjdzie do ciebie, ponieważ polubi cię takim, jaki jesteś. - Tak. - Jesteś samotny, prawda? Justice westchnął. - Chyba tak. Miło byłoby mieć kogoś, z kim można by było wszystko dzielić. Cieszyłbym się z posiadania kobiety, z którą mógłbym iść wieczorem do łóżka i zatrzymać. - Rozumiem samotność. Czuję to czasami. – Nagle się uśmiechnął. – Ale potem znajduję kogoś do mojego łóżka i po tym czuję się dużo lepiej. Justice się roześmiał, jego rozbawienie na proste rozwiązanie przyjaciela tego, co mu dolegało, było niemal komiczne. - Jesteś za łatwy. - Dla mnie to działa. - Poczekaj aż spotkasz taką, którą będziesz chciał zatrzymać na dłużej niż kilka godzin. Uśmiech Tigera zniknął. - Znalazłeś taką szczególną, z którą chciałbyś spędzać więcej czasu?
~ 60 ~
- Tak. Niestety. Powinienem odwołać tę konferencję prasową, odrzucić wszystkie telefony i zatrzymać ją w łóżku ze mną na tak długo jak to możliwe. - Zatrzymać? Miałeś ją w swoim łóżku? Justice westchnął. - Tak. - To dobrze, co? Jestem pewny, że ostatecznie wróci i spędzi więcej czasu w twoim łóżku. Jesteś bardzo lubiany i szanowany. - Nie sądzę, żeby była mną zainteresowana. - Wszystkie nasze kobiety są. Justice tylko kiwnął głową. Nie chciał przyznać, że nie była jedną z ich kobiet, ale byłoby cholernie łatwiej, gdyby była. Przynajmniej miałby do niej dostęp i zwabił z powrotem do swojego łóżka, gdyby mieszkała w Rezerwacie albo Ojczyźnie. Nie miał dostępu do Jessie, ponieważ żyła w zewnętrznym świecie. - Zostań ze mną przez chwilę. – Justice nie cierpiał prosić nikogo o nic, ale jeszcze bardziej gardził pomysłem zostania samemu. Seksowna kobieta i tak będzie go prześladować. – Obejrzymy sobie filmy, które ostatnio poleciła mi Ellie i zamówię jakieś jedzenie. Tiger wstał i ścisnął jego ramię. - Brzmi jak dobra zabawa. Nie jestem seksowny, nie wypieprzę cię, ale przenocuję tutaj. – Zachichotał. Justice się zaśmiał. - Za to, możesz zamówić jedzenie.
***
Jessie przypięła broń do uda i zacisnęła kamizelkę kuloodporną, jednocześnie przyglądając się mężczyznom wokół siebie. Wyglądali na spiętych, ale nie winiła ich za to. Przypadkiem usłyszała, że dowódca zespołu analizuje stopień niebezpieczeństwa, któremu mają stawić czoła. Starszy człowiek, który był ~ 61 ~
właścicielem rezydencji, był paranoikiem i miał bzika na punkcie zatrudniania najemników, by chronili jego tereny. Tim Oberto podszedł do Jessie, wyglądając ponuro. - Masz zostać z tyłu, słyszysz mnie? Tylko dlatego, że twój tatuś dał ci pozwolenie na noszenie broni nie czyni z ciebie prawdziwego członka zespołu. Jesteś tu, by trzymać kobietę za rękę i zapobiec, by duzi chłopcy nie wystraszyli jej na śmierć. Ta akcja będzie niebezpieczna, Jessie. Osobiście przełożę cię przez kolano przed całym zespołem i zbiję twój tyłek, jeśli wykręcisz numer podobny do tego w Meksyku pięć miesięcy temu. Przypominasz mi moją córkę i zrobiłbym to samo jej. Jessie zmarszczyła brwi. - Meksyk nie był moją winą. Prychnął. - Gówno prawda. Usłyszałaś krzyk kobiety i nie poczekałaś na zespół, by oczyścił miejsce zdarzenia. Poleciałaś tam i jedyną rzeczą, która uratowała twój tyłek było to, że jesteś niska. Ta kula chybiła twoją głowę o centymetry, ponieważ celował wyżej, spodziewając się mężczyzny, gdy kopnęłaś w drzwi. Trzymaj się z tyłu, dopóki miejsce zdarzenia nie zostanie oczyszczone, a kobieta zabezpieczona. Wtedy i jedynie wtedy możesz wziąć ją w swoje ręce. - Jedynym powodem tego, że ta kobieta w Meksyku żyje, był ten, że tam weszłam. Planował podpalić to miejsce, z nią przywiązaną do łóżka, by zniszczyć dowody, którymi była ona. Jeszcze parę minut i dokończyłby robotę. - Twoje życie jest ważniejsze. Potrząsnęła głową. - Ty i twoi ludzie ryzykujecie życie. Dlaczego nie mogę robić tego samego dla Gatunków? - Ponieważ ja tu dowodzę i tak mówię. – Uśmiechnął się z wyższością. – Kolejny taki wyczyn jak w Meksyku i przysięgam, że wyciągnę twój tyłek przed ludzi i wychłoszczę go, jakbyś była moją córką. Potem zadzwonię do twojego ojca. Mogę się założyć, że szarpnie za twój łańcuch tak mocno, że w ciągu pięciu minut będziesz w domu piekła mu ciasteczka. To właśnie zrobię.
~ 62 ~
- Nie znasz mojego ojca. – Jessie spiorunowała go wzrokiem. – Wychowywał mnie i znam go dużo lepiej niż ty. Nauczył mnie być twardą i że niektóre rzeczy warte są podejmowania ryzyka. Będzie w tym ze mną. Te Gatunki, które ratujemy, są warte narażania naszego życia i on wie to równie dobrze jak ja. Jeśli komukolwiek zostanie szarpnięty łańcuch to będzie twój, więc przestań walić się w pierś i mówić mi, że mam działać jak twoja wersja tego, czym kobieta powinna być. Okręcił się gwałtownie. Patrzyła jak podszedł do pojazdu bojowego, gdzie założył stanowisko dowodzenia. - Suka – zagrzmiał. Jessie zerknęła na swój zegarek, nie pozwalając mu zniszczyć jej nastroju. Tim był kutasem, ale troszczył się o swój zespół, w tym o nią. Była druga trzydzieści rano i nalot wkrótce się zacznie. Pomyślała o Justice’sie i wywnioskowała, że z pewnością śpi o tak późnej godzinie. Westchnęła, pragnąc być obok niego w jego łóżku, zwinięta przy jego boku. Oczywiście, pragnienia nie czyniły rzeczy rzeczywistymi, ponieważ była dwa stany dalej od niego. Jimmy Torres wskazał na swój zegarek, uniósł jeden palec i wskazał kciukiem w stronę jednego z czarnych pojazdów. Ściągnęła włosy do tyłu, zabezpieczając je mocno przy podstawie szyi w koński ogon. Wyraźnie chciała zostać zidentyfikowana, jako kobieta, a długie włosy w tym pomagały. Jej czarny, nieporęczny strój z pewnością nie wyglądał na kobiecy, a kamizelka ukrywała jej piersi. Zbliżyła się do zespołu. Pięciu ludzi czekało w czarnym SUV-ie zaparkowanym przecznicę dalej od ich celu. Usiadła na tylnym siedzeniu. Zrobił się mocny ścisk, by nawet zamknąć drzwi, i spojrzała na dwóch facetów dzielących siedzenie razem z nią. Grupa zadaniowa składała się z samych mężczyzn, którzy mieli powyżej metra osiemdziesięciu i byli muskularnie zbudowani. Wynajmowali tylko dużych, silnych mężczyzn, ponieważ czasami nie chcieli, by mężczyźni Gatunków byli zauważalni wśród ludzi, z którymi pracowali. To czyniło ich łatwiejszymi celami do zabicia, gdyby kiedykolwiek doszło do wymiany ognia. Jessie zadrżała, myśląc o tym. Do tej pory miała szczęście. Najbliżej postrzelenia była wtedy podczas misji w Meksyku. Wymieniono strzały, ale Jessie trzymała się z dala od walki, dopóki nie wyłamała się z szeregu. Ludzie zostali przyszpileni, ale on była w stanie prześliznąć się wkoło, by wejść tylnymi drzwiami tego domu i ruszyć za tą biedną Kobietą Prezentem. Dzisiejszej nocy wchodzili wszyscy od razu. To był duży majątek z trzema budynkami na terenie. ~ 63 ~
Kobieta NG mogła być ukrywana w każdym z tych trzech miejsc. Jeśli ten bogaty dupek wciąż ją ma. Jeśli ona wciąż żyje i jeśli kretynowi, który zapłacił Mercile, dano jedną z kobiet. Szanse są dobre. Wiesz to. Myśl pozytywnie. Nie dostajemy wezwań, dopóki szczerze nie wierzą, że możemy odzyskać jedną z nich. - Skąd mamy cynk na tę jedną? – Jessie spojrzała na Jimmy'ego, siedzącego obok niej. - Otrzymaliśmy wskazówkę od anonimowego dzwoniącego, że ten palant trzyma na swojej własności kobietę o dziwnym wyglądzie i jest zakuta w łańcuchy. Gdy policja sprawdziła jego powiązania, okazało się, że ma silne związki z Mercile. Zadzwonili do nas. Taki raport natychmiast dostał czerwona flagę. Informator również zasugerował, że ten bogaty dupek ma zamiar przenieść kobietę. Wiedzieliśmy, że musimy ruszyć tej nocy. Mamy nadzieję, że jeszcze jej nie przeniósł, mimo że ten ktoś, kto dzwonił, powiedział, że ma to się stać jutro rano. Jessie poczuła nadzieję. - To brzmi jak pewny cynk. - Tak właśnie powiedzieli szefowie. – Jimmy się uśmiechnął. – Więc kiedy zaszyjesz się ze mną w motelu, żebym mógł niecnie wykorzystać twoje ciało? Uśmiechnęła się na tę rozmowę, którą zawsze dzielili przed nalotem. Była całkiem pewna, że były Marine tak na poważnie nie dostawia się do niej, tylko że po prostu próbuje ją rozśmieszyć i oderwać od stania się zbyt zdenerwowaną. Był w tym dobry. - Kiedy będę miała dziewięćdziesiąt dwa lata. Myślisz, że do tego czasu wciąż będziesz mnie pragnął? Roześmiał się. - Pewnie. Pozwolę ci wspiąć się na moje kolanach, gdy będę na wózku inwalidzkim. Połknę kilka niebieskich tabletek i pogadamy o pierwszej rzeczy, która się uniesie. Śmiech uniósł się miękko w środku SUV-a. Jessie uśmiechała się, trochę odprężona. Lubiła większość mężczyzn z grupy zadaniowej. Droczyli się z nią, ale żaden z nich nigdy jej nie molestował. - Może będzie dość sztywno. – Jessie puściła oko.
~ 64 ~
Więcej śmiechu wypełniło pojazd. Kierowca i dowódca zespołu, Trey, nagle odchrząknął. - Przygotować się, chłopcy i dziewczynko. Włóżcie swoje słuchawki. Rozbijemy to przyjęcie. Jessie założyła swoje słuchawki i przymocowała je mocno do ucha. Czekała. Sześć sekund później głos przez nadajnik powiedział, Sprawdzone. Jessie uniosła kciuk. Inni mężczyźni też to zrobili. Trey kiwnął głową. - Wszyscy jesteśmy w porządku i możemy was słyszeć. - No dobra, ludzie – powiedział Tim w urządzeniu w uchu Jessie. – Trzymamy się planu. Na moje ruszamy uderzamy w to mauzoleum i sprawdzamy, czy możemy obudzić zmarłych. Jessie wzięła głęboki wdech i wypuściła go. Chwyciła się drzwi, jej buty oparły się płasko na podłodze i przełknęła, pochylając brodę trochę w dół. Była na tylu nalotach, że wiedziała, czego się spodziewać. - Ruszamy! – wrzasnął Tim. – Wszyscy ruszamy! Pojazd wystrzelił do przodu i plecy Jessie uderzyły o oparcie od nagłego zrywu, ale była przygotowana. Nie nałożyła pasa. Żadne z nich go nie miało, ponieważ musieli szybko opuścić pojazdy jak tylko się zatrzymają. SUV szybko nabierał prędkości. Brama obok drogi była jedyną rzeczą, jaką zobaczyła po ciemku, dopóki nie dojechali do dobrze oświetlonego terenu, gdzie stały bramy wpuszczające odwiedzających majątek. Trey skręcił ostro kierownicą, zjeżdżając z drogi na podjazd. Przed nimi nastąpił wybuch, błysnęło jaskrawe światło i zamki na żelaznych bramach wybuchły. Ich zespół musiał być zdeterminowany skoro wysadzenie zamków w bramie było najszybszym wejściem, a strzelec wyborowy rozbił je ładunkiem wybuchowym z naprzeciwka. Ściany miały czujniki ruchu, więc wejście tam na pieszo nie byłoby skuteczne. Ten bogaty facet miał również czujniki ruchu na ziemi. Więc liczyła się szybkość i nie mieli czasu na spowolnienie w postaci cholernych zamków. Jessie zdała sobie sprawę, że są samochodem wiodącym, kiedy Trey wymierzył pojazdem prosto w żelazną bramę. Nie otworzyły się jak szeroko, ale uszkodzone zamki było widoczne nawet z daleka. Uderzyli mocno, posypały się iskry i bramy rozsunęły się z ogromnym hałasem. Jessie wiedziała, że w tej chwili musiały w
~ 65 ~
rezydencji rozbrzmieć alarmy. Odwróciła głowę, dostrzegając skierowane na nich sześć par reflektorów, które jechały po dwa. Trey mocno szarpnął kierownicą, zjeżdżając z podjazdu i podskakując nad krawężnikiem. Zostali wyznaczeni do uderzenia w dom gościnny. Jeden pojazd podążył za nim, wciąż blisko ich tyłu. Najłatwiejszym skrótem do tego miejsca był przejazd przez prywatne pole golfowe. - Unikaj piasku – powiedział Bob, członek zespołu siedzący na miejscu pasażera, i zachichotał. – To pułapka. Jessie się uśmiechnęła. Naprawdę ich lubiła i te ich przemądrzałe odzywki. To pomagało utrzymać przerażenie w ryzach tak długo jak to było możliwe. Pojazd zwiększył prędkość. - Trzymajcie się. Będziemy lecieć, dzieciaki – ostrzegł Trey. Jessie zobaczyła małe wzgórze, na które szybko wjechali i zagryzła zęby. Maska SUV-a wysunęła się ponad szczyt i polecieli. Pojazd mocno trzasnął, gdy wylądował. Trey wpadł w lekki poślizg, ale zachował kontrolę. Rozpęd powinien rzucić nią do przodu, ponieważ nie ważyła tyle, co faceci, ale Jimmy zarzucił ramię przez jej kolana, gdy koła straciły ziemię. Powstrzymał ją przed zbytnim poruszaniem się. - Zostały tam nasze żołądki, ale zabierzemy je w drodze powrotnej – mruknął Bob. – Przypomnijcie mi, że następnym razem, kiedy będziemy tego próbować, mam kupić nam wszystkim dmuchane poduszki. Jessie zobaczyła dobrze oświetloną, dwupiętrową strukturę szybko się zbliżającą. Sięgnęła w dół i odpięła pasek mocujący jej broń w kaburze na udzie. Jej serce waliło. Wiedziała, że to może obrócić się w coś naprawdę złego, ale wciąż była dobrej myśli. Strach będzie trzymał ją ostrożną i gotową. Przerażenie było dobrą rzeczą w niebezpiecznej sytuacji. Dotarli przed front gościnnego domu i Trey mocno wcisnął hamulce, wpadając tyłem w poślizg i wyłączając silnik. Jessie otworzyła szeroko drzwi i wyskoczyła, ruszając szybko w stronę głównych drzwi. Trey i Bob byli już przed nią. Jimmy, Mike i Shane pozostali za nią. Trey trzymał metalowy taran jakiejś metrowej długości i szarżował z nim z pełną siłą, by uderzyć zamknięte dwuskrzydłowe drzwi w słaby punkt. Drewno rozłupało się od uderzenia, rozdzieliło i otworzyło. Trey rzucił taran, po prostu odrzucając go na
~ 66 ~
bok, i złapał obie swoje bronie. On i Bob weszli pierwsi, rozchodząc się na boki drzwi. Jessie przywarła do ściany obok wejścia, wyszarpując swoją broń i czekając. - Czysto – zawołał Bob. Jessie obeszła rozbite drzwi. Rozejrzała się po dużym holu, obejmując spojrzeniem zakręcone schody, wysokie sufity i długi korytarz prowadzącym do innych części domu. Trey i Bob szli od drzwi do drzwi, sprawdzając pokoje, podczas gdy ona nie ruszała się ze swoją bronią wymierzoną w stronę szczytu schodów, by kryć Jimmy'ego i Shane’a, którzy popędzili na górę. Mike przyjął pozycję naprzeciw Jessie, by strzec drzwi. Ktokolwiek, kto chciałby wejść lub wyjść natknąłby się na mocno uzbrojonego mężczyznę. Jak tylko obaj mężczyźni doszli do górnego podestu, opuściła broń i odwróciła się, by skierować ją na rozbite drzwi. Czekanie było najgorszym, co Jessie mogła znieść. Nagle usłyszała strzelaninę, która wybuchła na górze. Cholera. Jej spojrzenie poleciało do Mike’a, napotkała jego ponurą, napiętą minę i miała nadzieję, że to jej zespół strzelał. Szarpnął swoją głowę w stronę głównych drzwi. Ruszyła, podążając za jego milczącym poleceniem i wyszła na zewnątrz. Jej plecy były przyciśnięte do domu, kiedy z drugiego piętra rozbrzmiewała strzelanina. Zaczęła się bitwa na broń. - Strzelanina wewnątrz domu gościnnego! – wykrzyknął głos Tima w jej uchu. – Czterech uzbrojonych ludzi. Na drugim piętrze. - Załatwimy ich – warknął głos Jimmy'ego. – Jeden mniej. Jeszcze trzech. Spojrzenie Jessie nadal przeczesywało podwórze za jakimkolwiek ruchem chcącym ich zaatakować. Głos Tima wewnątrz jej ucha informował na bieżąco, co działo się z jej zespołem i innymi. - Mamy osiem zbliżających się plam ciepła w dwóch samochodach pędzących w stronę domu gościnnego od południa. Jessie obróciła głowę w tamtym kierunku, ale niczego nie zobaczyła. Za mniej niż dziesięć sekund to się zmieniło. W dali pojawiły się reflektory i szybko się zbliżały. Ruszyła, wśliznęła się do domu i kiwnęła głową do Mike’a. - Ubezpieczę cię, jeśli poradzisz sobie z samochodami. – Spojrzała na jego broń. – Masz lepsze zabawki. Uśmiechnął się kpiąco. ~ 67 ~
- Trzymaj nisko głowę. - To nie problem. Jestem niska, pamiętasz? - Przestańcie gadać – rozkazał Tim. – Wasze mikrofony są słyszalne, odkąd zostaliście zaatakowani, zespół pięć. Świetnie. Jessie przewróciła oczami na Mike’a. Uśmiechnął się i rzucił się obok Jessie, bliżej do otwartych drzwi. Dźwięk piszczących opon skłonił go do otwarcia ognia. Jessie uniosła rękę, by przykryć ucho będące blisko jego broni. Wymierzyła swoją broń w stronę schodów, by upewnić się, że nikt nie spróbuje zajść ich od tyłu. Trey i Bob oczyścili parter i pędzili z powrotem. - Jessie, rusz tyłek bardziej w głąb – zarządził Trey. – Bob, idź na górę wesprzeć Jimmy'ego i Shane’a. Ja stanę za tobą, Mike, by bronić drzwi. Nie zastrzel mnie. - Spróbuję – mruknął Mike. Strzelanina była ogłuszająca. Jessie została pchnięta głębiej do domu. Chcieli, żeby zeszła z linii ognia, ale to było trudne, kiedy strzelano zarówno z góry jak i z zewnątrz. Kule zasypały front domu i utkwiły w ścianie przy schodach. - Trzech z nich właśnie wyskoczyło z samochodów, by obejść z tyłu – wysyczał Mike. – Znajdź schronienie, Jessie. Zamierzają spróbować zaatakować nas od tyłu domu. Mamy przerąbane! - Kurwa – warknął Trey. – Przyszpilili nas! Powtarzam, przyszpilili nas! Cholera. Wzdłuż całego korytarza, aż do otwartego salonu, były okna. Jeśli ci trzej mężczyźni wyłamią je, wtedy będzie celem nieważne, gdzie stanie. Wyjdą zza narożnika i zabiją jej przyjaciół, sprzątając każdego, kto ukrywał się po drodze. Rozejrzała się i rzuciła w stronę drzwi do pralni. To było jedyne miejsce, gdzie nie powinna widzieć okna. Usłyszała jak niezbyt daleko od niej rozbiło się szkło i słuchała z przejęciem. - Wdzierają się przez salon – ostrzegła cicho Jessie. – Będę was ubezpieczała, chłopcy. - Cholera, Jessie – warknął Trey. – Trzymaj się nisko i znajdź schronienie. Spróbuję ubezpieczać nasze tyły z tej lokalizacji. Chciał, żeby się ukryła. Gdyby tych trzech mężczyzn zaszło od tyłu Treya i Mike’go, znaleźliby się w potrzasku i bez ubezpieczenia w tym długim przejściu ~ 68 ~
pomimo słów dowódcy jej zespołu. Wiedział, tak samo jak ona, że zostali przyszpileni. Przyznał to już wszystkim. - Ubezpieczę tyły – powtórzyła bardziej stanowczo. Usłyszała jak ktoś nastąpił na szkło, ponieważ głośno zachrzęściło. Wzięła głębokie wdechy i wysunęła się zza drzwi, wyszła na korytarz i podkradła się do jego końca. Zatrzymała się tam, ściskając mocno broń i zerknęła do salonu. Podniosła uzbrojoną rękę, a widząc jak mężczyzna przechodzi przez roztrzaskane okno, wycelowała i strzeliła. Krzyknął upadając. Kule od jego dwóch towarzyszy rozerwały ścianę obok niej. Jessie wycofała się z powrotem i się schyliła. Pozostali dwaj byli już w środku. - Jeden załatwiony – powiedziała cicho. - Jessie – wysyczał Trey – znajdź kryjówkę. Zignorowała polecenie. Wzięła kolejny głęboki wdech i wyjrzała zza rogu, będąc na kolanach. Jeden z mężczyzn pomalutku zbliżał się do niej wzdłuż ściany salonu. Jego oczy się rozszerzyły, gdy spuścił brodę w dół wpatrując się w nią ze zdziwieniem. Otworzyła ogień i dwie kule uderzyły w jej cel. Jedna znalazła swój punkt w jego klatce piersiowej, a druga trafiła go w twarz. Szarpnęła się z powrotem, kiedy zobaczyła jak trzeci mężczyzna rzuca się zza kanapy, by do niej strzelić. - Dwóch mniej – szepnęła Jessie do swojego zespołu. – Został jeden. Jessie miała pomysł. - Tak naprawdę nie jestem postrzelona. Zamierzam go nabrać, by wystawił tyłek i zmusić do przyjścia do mnie. Przytulcie się do ścian i zróbcie z siebie mniejsze cele, panowie. Jestem pewna, że nie może zobaczyć, czy jesteście w bliskiej odległości od drzwi. Szafka powinna zasłaniać mu wasz widok. - Jessie! – warknął Trey. – Nie rób tego. - Zamknij się i trzymaj się blisko tej cholernej ściany – odwarknęła. Wydała z siebie głośny szlochający dźwięk. – Zostałam postrzelona. O mój Boże. Zostałam postrzelona. Umieram. Nie mogę się ruszyć. Niech mi ktoś pomoże. Ostrożnie cofnęła się do tyłu tak daleko jak mogła, aż wcisnęła się za suszarkę. Było ciasno, gdy czekała. Facet najwyraźniej uwierzył, że był lepszym strzelcem niż faktycznie nim był. Nagle wyskoczył zza drzwi i wycelował swoją broń w podłogę tam, gdzie powinna być Jessie. Jessie się nie wahała, gdy broń faceta wybuchła kulami ~ 69 ~
strzelając w podłogę metr od niej. Postrzeliła go trzy razy w pierś. Jego oczy się powiększyły, usta otworzyły i buchnęła krew zanim padł do tyłu. - Trzech załatwionych. – Jessie miała drżący głos. – Sprawdzę funkcje życiowe. - Nie ruszaj się, Jessie! – wrzasnął Tim. – Czekaj na wsparcie. Och, jest wkurzony, a ja jestem w świecie gówna. Jednak naprawdę nie miała wyboru. Trey i Mike mieli pełne ręce, zostali przyszpileni i obaj potrzebowali, by te palanty zostały powstrzymane. Potrzebowali tych drzwi do salonu, jako bezpiecznego wyjścia. To oznaczało, że ktoś musiał pilnować ich tyłów. To zostawiało Jessie, dostępną do obserwowania salonu, i to zrobiła. Rozległ się głos Jimmy'ego. - Czterech załatwionych. Powtarzam, czterech załatwionych. Drugie piętro jest zabezpieczone. Nie mu tu kobiety. Trey i Mike wciąż wymieniali ogień przy głównych drzwiach, dopóki nie przybędzie kolejny zespół zadaniowy i rozprawi się z napastnikami, którzy zostaną załatwieni bez wsparcia. Dwóch strażników posiadłości nie żyło, a pozostali trzej poddali się w tym momencie. Jessie wyszła z pralni na korytarz jak tylko zostało ogłoszone wszędzie czysto. Trey doszedł do niej pierwszy. Przyglądał jej się ponuro zanim się pochylił i pocałował jej policzek. - Dobra robota. - Dwaj leżą w salonie, ale nie sprawdziłam czy wciąż oddychają. – Unikała patrzenia na martwego faceta przed drzwiami pralni. – Ten z pewnością nie żyje. Trafiłam go prosto w twarz. Trey zerknął w dół. - Taa, potrzeba będzie odcisków palców. Sprawdzę funkcje życiowe innych. – Odszedł, by to zrobić. - Ktoś będzie w tarapatach – zawołał Mike, krocząc korytarzem i trzymując swoją broń w ramionach. – Zostaliśmy przyszpileni, ale dobrze zrobiłaś, dziecino. Dzięki. Jessie kiwnęła głową. Trey wrócił z salonu. ~ 70 ~
- Od wszystkich trzech trzeba pobrać odciski. Trafiłaś jednego w szyję, a drugiego w twarz i klatkę piersiową. Sądzę, że te ćwiczenia ze strzelania do celu opłaciły się, Jessie. Złą wieścią jest to, że nie ma tu żadnej kobiety. Rezydencja została właśnie zabezpieczona przez nasze zespoły. Garaż i kwatery personelu też zostały zabezpieczone przez nasze zespoły. Musieli ją przenieść zanim przyjechaliśmy. Jessie zmarszczyła brwi. - Pilnowali tego budynku z jakiegoś powodu. Okręciła się i niemal biegnąc przeszukała dolne piętro. Spojrzała na schody i skierowała się w tamtą stronę, ale Trey złapał jej ramię. - Tam wszystko zostało sprawdzone, Jessie. Przykro mi. Nawet jeśli tu była, teraz już jej nie ma. Wiem, że trudno to zaakceptować, ale straciliśmy ją. - Znalazłeś pokój, w którym mogliby ją trzymać? - Nie. Nikt z zespołu tego nie zgłosił. A zrobiliby to. - Bronili czegoś. To jest dom gościnny, ale jest pusty. Wszystkie te ciała to ochrona. Ci nieżywi faceci mieli w tym cel. Po co umieszczać w tym miejscu czterech ludzi bez wyraźnej przyczyny, a potem wysyłać tutaj ośmiu więcej? – Nie miała zamiaru tracić nadziei. Trey wzruszył ramionami. - Może ta czwórka tu mieszkała. Jessie wyszarpnęła ramię z jego uścisku. - Mam zamiar się rozejrzeć. Nie dbam o to, jeśli będziemy musieli rozwalić to miejsce, ale chronili coś, czego jeszcze nie znaleźliśmy. Trey się zawahał. - Pospiesz się. Tim jest już w drodze i naprawdę jest na ciebie wkurzony. Wbiegła po schodach. Ci mężczyźni czegoś strzegli. Jej brzuch krzyczał to do niej. Facet, który posiadał ten dom gościnny, był powiązany z Mercile Industries. Najwyraźniej był bogatym łajdakiem i prawdopodobnie niezbyt miłym facetem, skoro zatrudnił najemników, by pilnowali jego posiadłości.
~ 71 ~
Doszła do pierwszego pokoju, nie znajdując żadnych mebli i przeszukując otwartą szafę. Użyła latarki, by przeszukać każdy cal pokoju, kopnęła we wszystkie ściany i odkryła, że są solidne. Podskoczyła lekko na podłodze wewnątrz szafy i pokoju, ale nic nie wskazało na żadną poluzowaną deskę podłogową. W następnym pokoju stał rozstawiony stolik do kart, a na podłodze leżeli rozłożeni dwaj martwi mężczyźni. Stół i cztery krzesła były jedynymi meblami w tym pokoju. Najpierw podeszła do szafy, nie tęskniąc do potrzeby przetoczenia zwłok, by sprawdzić pod nimi podłogę. Przeszukała ją latarką, ale nic nie zobaczyła. Kopnęła jeden bok i usłyszała solidny dźwięk. Kopnęła tylną ścianę, ale ta nie zabrzmiała prawidłowo. Zmarszczyła brwi i kopnęła jeszcze raz. Pustka. Jessie przykucnęła i użyła latarki, żeby dokładnie przestudiować podłogę. Odkryła lekkie zadrapania kilka centymetrów od obramowania. Jej palce otarły się o to. - Niech to szlag, Jessie! Cholera ostrzegałem cię – wykrzyknął zza niej Tim. – Przerzucę cię przez kolano. - Zamknij się. Coś znalazłam. – Nawet nie spojrzała na swojego szefa, zbyt skupiona na ścianie przed sobą. Za nią nastała cisza. Jessie przygryzła wargę i pchnęła ścianę, ale się nie poruszyła. Wstała, cofnęła się i przyjrzała się ścianie z nowego kąta. Obejrzała się na swój zespół, zauważając Tima czekającego w drzwiach i piorunującego ją wzrokiem. Trey i kilku innych facetów obserwowali go. Jessie się obróciła, mocniej waląc w ścianę. Jej stopa nawiązała kontakt i przebiła się trochę przez tynk. Gips miał cal grubości, ale zamiast drewnianych podpór albo izolacji, która powinna za nim być, w małej dziurze, którą zrobiła, pojawiła się jedynie ciemność. Przykucnęła i skierowała latarkę w dziurę. - Co tam jest? – Trey znalazł się u jej boku. - Zdejmij to – nakazała miękko Jessie. – To fałszywa ściana. – Zeszła mu z drogi. Trey wyjął latarkę z jej ręki i przykucnął celując światłem w małą dziurę, a potem kiwnął głową. - Ma rację. – Trey wstał. Rzucił jej latarkę, robiąc krok do tyłu. Kopnął gipsową ścianę. – Cofnij się bardziej. Jessie dała mu przestrzeń, by zrobił swoje. Trey był potężnym facetem, silnym i miał na nogach dobre do kopania wojskowe buty. W ciągu kilku minut zniszczył dość ~ 72 ~
gipsu, żeby zrobić dziurę wystarczająco dużą dla mężczyzny, by mógł tam wpełznąć. Sięgnął po swoją własną latarkę przyczepioną do paska, opadł na kolana i drugą ręką wyciągnął przyboczną broń. - Tu jest drugi pokój – potwierdził, pomalutku wchodząc. Serce Jessie waliło, gdy Trey na czworakach zniknął w dziurze. Sekundy mijały tak wolno, jakby były minutami. Nagle Trey krzyknął. - Jessie, chodź tutaj. Ona żyje.
Tłumaczenie: panda68
~ 73 ~
Rozdział 6 Justice ziewnął i spojrzał na zegarek. - Jest po trzeciej. - Jestem gotowy nazwać to nocką. – Tiger rozciągnął się na kanapie. – To był dobry film akcji. - Dzięki, że ze mną zostałeś. - Nie ma problemu. W każdej chwili. – Tiger napotkał jego spojrzenie. – Kobiety to kłopoty. Nigdy o tym nie zapominaj. Jest nam lepiej bez nich. - Nie jestem pewien, czy się zgadzam. - Chcesz, żebym został w pokoju gościnnym? - Czujesz się na siłach, żeby jechać do domu? - Nie bardzo. – Tiger ziewnął. – Nie jestem przyzwyczajony do tych późnych nocy. Justice wyłączył telewizor i odtwarzacz DVD, wstał i upuścił piloty na stolik. - Zostań. Zjemy razem śniadanie i pomówimy o nowych kamerach, które chcesz zainstalować na bramach. – Wyciągnął telefon i go otworzył. - Do kogo dzwonisz o tej godzinie? - Do Ojczyzny. Nasz ludzki zespół roboczy ruszył na misję i chcę sprawdzić, czy odzyskali jedną z naszych kobiet. - Zadzwonią. – Smutek wypełnił oczy Tigera. – Wiesz, jak te sprawy idą. Dostalibyśmy wiadomość, gdyby jakąś znaleźli. Wiem, że mieli uderzyć na tę lokalizację o drugiej. To chyba nie był dobry trop. To by oznaczało, że Jessie została wezwana po nic. Przynajmniej pocieszające było myślenie, że został bez niej za uratowanie jednej z jego kobiet. - Prawda. ~ 74 ~
- Mam nadzieję, że następnym razem znajdą jakąś. - Miejmy nadzieję. Dobranoc. Obrócił się na pięcie, przeszedł szybko korytarzem i cicho zamknął za sobą drzwi. Jego wzrok pomknął do świeżej pościeli na nowym łóżku, które wstawili w jego pokoju. Nie utrzymywał się tu już żaden ślad zapachu Jessie i nie mógł nikogo winić za ten fakt tylko siebie. Cholernie dobrze spryskał pomieszczenie odświeżaczem powietrza. Dobrą wiadomością było to, że Jessie jest bezpieczna. Zaczął zdejmować ubranie, ziewnął i miał nadzieję, że gdziekolwiek była, myślała o nim. Gdyby była w jego łóżku pocieszyłby ją z powodu nieudanej misji. Cholernie dobrze upewniłby się, co do tego. Jego fiut drgnął na myśl, jakby ją rozproszył, i wysyczał przekleństwo. Musiał zapomnieć o seksownym człowieku. I tak Jessie Dupree nie była kimś, z kim mógłby sobie pozwolić spędzać zbyt dużo czasu. Wiedział o bezcelowości ich przyszłości. Zatrzymał się przed lustrem na komodzie, wpatrywał się w swoje lekko zmienione rysy i po raz pierwszy pożałował, że jest z Gatunków. Miał twarz swojego ludu, symbol, jaki świat widział i nigdy nie będzie miał swobody, o którą tak mocno walczył, by dać swoim ludziom. Wypełniła go zazdrość, gdy pomyślał o Furym, Slade’ie i Valiancie. Zakochali się w ludziach i zachowali je. Mężczyźni, którzy kochali i szli spać ze swoimi partnerkami. Mieli anonimowość, by to zrobić. Justice North biorący partnerkę byłby światową wiadomością i gdyby to zrobił, to musiałaby być kobieta Gatunku. Nie tylko oczekiwałby tego jego lud, ale także cała ludzka populacja. Jego ramiona opadły, gdy się odwrócił, nie mogąc już dłużej patrzeć na swoje odbicie. Unikał kontaktu z ludzkimi kobietami nie bez powodu. Wiele uderzało do niego już wcześniej, ale żadna z nich nie poruszyła go w sposób, w jaki zrobił to ognisty rudzielec. Miała odwagę, by sprawić sobie takie żywe włosy i zaangażowała się w walkę z samcami. Była gorąca, piękna i poza zasięgiem. Pochylił się, wyciągnął telefon ze spodni i umieścił na nocnym stoliku. Usiadł ciężko na skraju materaca, myśli o Jessie wciąż go prześladowały, i sięgnął do światła. Zapomnij o niej. Nie masz wyboru. To nie ma prawa istnieć i dobrze, że została odwołana. Byłoby katastrofą, gdyby stała się zbyt ważna. To tylko bolałoby bardziej, ponieważ nie ma sposobu, byś z nią był, żeby świat się nie dowiedział. ~ 75 ~
Wsunął się pod kołdrę i rozłożył na plecach. Jego fiut wypełnił się krwią, kiedy przypomniał sobie ten ostatni raz w tej pozycji na łóżku z ciepłymi, seksownymi ustami Jessie na swoim ciele, jej włosami łaskoczącymi jego uda. Jęknął i się przewrócił. Zapomnij o niej, cholera. Ona zapomniała o tobie. To była tylko jednonocna przygoda i to wszystko, co kiedykolwiek może być.
***
Jessie nie wahała się opaść na kolana i wczołgać w ciemność. Ruszyła do Treya, około trzech metrów na lewo. Skierował latarkę na podłogę, gdy znalazła się u jego boku. - Nie chcę jej przestraszyć – szepnął. – Jest przykuta w rogu, ale nie mogę znaleźć włącznika światła. – Trey wskazał kierunek pod latarką, więc Jessie wiedziała, gdzie ma szukać. - Odsuń się – powiedziała Jessie. – Przynieś tu lampę. Cokolwiek. Wycofał się i Jessie włączyła swoją latarkę. Jessie powoli podnosiła światło aż zauważyła dużą klatkę wielkości psa i cienki materac na jej podłodze. W narożniku kuliła się mała kobieta, mająca na sobie długą nocną koszulę, która była tak brudna i obskurna jak materac, na którym siedziała. Wyglądało to tak, jakby żadne z nich od dłuższego czasu nie widziało wody. Jessie podniosła światło odrobinę wyżej, uważając, by nie błysnąć w twarz kobiety. - Na imię mi Jessie – oznajmiła cicho. – Zamierzam cię stąd wydostać i zabrać do bezpiecznego miejsca. Podejdę do ciebie bliżej, ale nie bój się. Nigdy cię nie skrzywdzę, okej? – Skierowała promień na swoją twarz i pozwoliła jasnemu światłu oślepić się na chwilę, by kobieta mogła dobrze jej się przyjrzeć. – Ja też jestem kobietą. Widzisz? Nie jesteśmy tutaj, by cię skrzywdzić. Jessie zniżyła światło i poczekała aż punkciki w jej oczach zanikły, a potem ostrożnie przeniosła promień tam, gdzie kuliła się kobieta. Objęła nim więcej kobiety, gdy przesunęła światło na jej nogi. Bez wątpienia należała do NG. Jej włosy były czarne, a rysy określały ją, jako nosicielkę DNA naczelnych. To było oczywiste z jej
~ 76 ~
delikatnych rysów, z bardziej zaokrąglonego kształtu jej ciemnych brązowych oczu i ślicznego, zadartego noska. Jessie podczołgała się bliżej. - Wiesz, że istnieją inni podobni do ciebie? Mam zamiar zabrać cię do nich do domu, do twojej rodziny. Szukali cię już od dłuższego czasu. Możesz powiedzieć mi swoje imię? Kobieta mocniej przyciągnęła kolana do piersi, a wyraz twarzy pokazywał przerażenie. Jessie nie winiła jej o strach. - Naprawdę nie zamierzam cię skrzywdzić. Jestem tu, aby zabrać cię stąd w bezpieczne miejsce. Mam zamiar zabrać cię do twojej rodziny. Są ludzie tacy jak ty, tacy, którzy zostali skrzywdzeni przez innych, i tam będzie dla ciebie bezpiecznie. Już nikt nigdy ponownie nie zamknie cię w klatce. Jestem Jessie – powtórzyła. – A jakie jest twoje imię? Kobieta otworzyła usta i wyszeptała ciche słowo, które trudno było złowić. - Mud / Błoto. Jezu! Wściekłość wstrząsnęła Jessie, kiedy usłyszała to gówniane imię, jakie nadali jej porywacze, ale starała się to ukryć. - Tak naprawdę to nie jest twoje imię. Pamiętasz, jakie było? Jak cię nazywano zanim zostałaś tu sprowadzona? Kobieta się zawahała. - Miałam na imię Monkey / Małpka. Jessie policzyła do dziesięciu, by ochłodzić swoją wrzącą krew. Sukinsyny. Czy nie było końca tego podłego gówno, jakie ludzie sprawili tym ludziom? - Powiem ci coś. Może nazwiemy cię Beauty / Piękna? Podoba ci się to imię? Myślę, że ono bardziej do ciebie pasuje niż pozostałe dwa. Ci mężczyźni na zewnątrz przyszli ze mną, by zabrać cię od mężczyzny, którzy cię tu trzymał. Zamierzam zabrać cię w bezpieczne miejsce. Możesz mi zaufać. Jessie podczołgała się jeszcze bliżej, ponieważ kobieta wydawała się uspokoić, a trochę strachu odpłynęło z jej delikatnych rysów. Zwróciła swoją uwagę na klatkę, zauważając zamek i łańcuchy, które prowadziły przez kraty od kostek kobiety do
~ 77 ~
śruby wbitej w podłogę kontenera. Śruba przebijała się przez deski i znikała pod spodem. Nie będzie łatwo uwolnić ją z tych ciężkich kajdan. Zwykle zabierali je w łańcuchach, jeśli nie byli w stanie ich uwolnić na miejscu, ale tę śrubę będzie piekielnie ciężko wyłamać. - Mogę spojrzeć na twoje kostki, proszę? Chciałabym sprawdzić, czy można zdjąć te kajdany, a spojrzenie na zamek pokaże mi, czy będą łatwe do zdjęcia czy nie. - W porządku – zgodziła się niepewnie. Jessie sięgnęła przez kraty, by delikatnie chwycić jeden z okowów. W każdym z nich była dziurka od klucza, a metal był ciężki, solidny i nie rozerwie się od tego, co przynieśli. Zamki były skomplikowane i to nie wróżyło nic dobrego. - Poszukajcie kluczy – powiedziała do mikrofonu. – Przykuli ją do śruby, którą trudno będzie usunąć, ponieważ jest przez podłogę, a wyłamanie zamka nie jest rozwiązaniem. Mogę dostać się do klatki, w której ją trzymali, ale te kajdany to inna historia. - Nie wiem, gdzie one są – szepnęła Beauty. Jessie położyła latarkę tak, że dawała im wystarczająco dużo światła, by widziały siebie nawzajem, gdy oglądała jej kostki. Podniosła rękę i wskazując na ucho odwróciła głowę, by pokazać drugiej kobiecie. - Mam urządzenie w uchu, które pozwala ludziom, którzy pomogli cię uratować, słyszeć, co mówię. Ja również mogę ich słyszeć. To do nich mówiłam, że mają poszukać klucza. Jeśli nie będą mogli go znaleźć, spróbujemy przeciąć łańcuch. Wyciągniemy cię stąd. To obietnica. Dobrze, Beauty? - Tak. Naprawdę chcesz mnie zabrać? - Przysięgam ci, że cię wyciągnę. - Znalazłem zestaw kluczy przy martwym facecie. – To powiedział Tim. – Znaleźliśmy również przedłużacz i lampę. - Po prostu daj mi klucze i wyślij Treya, ponieważ już go widziała. Niech wejdzie powoli. – Jessie uśmiechnęła się do Beauty. – Ten mężczyzna, który tu był kilka minut temu, przyniesie klucze, które jak sądzimy są do zamków. Nie bój się go. On jest moim przyjacielem i nigdy nie skrzywdzi kobiety.
~ 78 ~
Beauty wyglądała na przestraszoną, ale dzielnie skinęła głową. Trey wpełzł do pokoju i usiadł obok Jessie. W drugiej ręce miał cztery włączone latarki, by oświetlały pokój. Jessie błysnęła mu wdzięcznym uśmiechem, gdy brała klucze. Cofnął się kilka kroków. - Mam iść czy zostać? – Jego głos był miękki. Jessie przyjrzała się kobiecie, która patrzyła na Treya, ale nie wydawała się być spanikowana czy przerażona. - Zostań – zdecydowała Jessie. Trey się nie ruszał, kiedy Jessie próbowała klucze. Najpierw odkluczyła klatkę, łatwo otworzyła drzwi i zawahała się zanim dotknęła Beauty. Druga kobieta wysunęła nogi, by pomóc. Jessie posłała jej ciepły uśmiech i kobieta też uśmiechnęła się w odpowiedzi. - Bingo. Mamy zwycięzcę. – Jessie uśmiechnęła się do Beauty, gdy odblokowała kajdany na jednej kostce. – Widzisz? Znaleźliśmy klucze. – Jessie odblokowała drugie. Beauty była wolna. - Zmywajmy się stąd i dajcie nam bezpieczną drogę do pojazdu – nakazała cicho Jessie. – Zabierzmy ją stąd. - Robi się – westchnął Tim. – Dobra robota, Jessie. Przegapilibyśmy ją, gdybyś nie znalazła tego ukrytego pokoju. Twój tyłek nadal jest mój, gdy ją zabezpieczymy. Jessie przewróciła oczami, ale w dalszym ciągu uśmiechała się do Beauty, jednocześnie cofając się, by dać kobiecie miejsce do wyjścia z klatki. - W porządku. Możesz wstać? – Jessie powoli uniosła się na nogi i wyciągnęła ręce do kobiety. – Możesz wziąć moje ręce i ci pomogę. Kobieta się zawahała zanim powoli pochyliła się do przodu, wypełzła przez otwarte drzwi klatki i wyciągnęła drżącą, bladą rękę do Jessie. Jessie chwyciła ją ostrożnie, próbując zwalczyć łzy. Ta część nachodziła ją za każdym razem. Strach w ich oczach zmieniający się w nadzieję, w zaufanie i wiarę, że nikt już nie będzie ich dręczył, zawsze łamało jej serce. Jessie pomogła jej wstać. - Ruszamy – poinformowała Jessie zespół. – Jest czysto? - Czysto – odpowiedział cicho Tim. – Mamy pojazd tuż przy frontowych drzwiach i schowaliśmy zmarłych z widoku. Jimmy zerwał kilka zasłon, by zetrzeć krew. ~ 79 ~
Prawdopodobnie ją wyczuje, jeśli odziedziczyła zmysł powonienia Gatunków, ale nie przerazi się widoku. - Ona jest z naczelnych – odpowiedziała Jessie, dając znać zespołowi, że uwolniona kobieta raczej nie wyczuje zapachu śmierci czy rozlanej krwi. Naczelne nie miały tak wyostrzonego zmysłu węchu. – Skontaktuj się od razu z Ojczyzną i zapytaj, gdzie chcą ją umieścić, żeby inne naczelne już tam były, gdy przyjedziemy. Ona musi poznać swoją rodzinę. Jessie wciąż trzymała przerażoną kobietę. Beauty miała nieco ponad metr pięćdziesiąt, a jej wychudłe ciało pokazywało, że była na pół zagłodzona. Jessie mogła wynieść jej niewielkie ciało z domu, jeśli kobieta nie mogłaby wyjść o własnych siłach. Zdusiła łzy, kiedy szły powoli przez dom. Kobieta została niedawno pobita i nie kąpała się, w ocenie Jessie, od kilku dni. Jej włosy były skołtunione, trochę tłuste, a brud przylgnął do jej rąk i nóg od zakurzonego, ukrytego pokoju. Trey pozostał milczącym wartownikiem za ich plecami i wiedziała, że pozostanie tam, w razie gdyby kobieta NG zemdlała z powodu swojego osłabionego stanu. Jessie wyprowadziła Beauty przez drzwi na świeże nocne powietrze i prosto do otwartych tylnych drzwi SUV-a. Uśmiechnęła się uspokajająco. - Wsiądziemy do środka tej rzeczy i wtedy zrobimy coś naprawdę ekscytującego. Polecimy prosto do nieba w większej rzeczy, by zapewnić ci odrobinę pomocy medycznej, i spotkasz się ze swoją rodziną. Będą bardzo szczęśliwi widząc cię. - Nie zostawisz mnie? – Beauty wyglądała na przerażoną i chwyciła się kurczowo Jessie. - Nie, Beauty, nigdzie nie pójdę. Będę trzymała twoją rękę przez cały czas. – Jessie czule ścisnęła jej dłoń. – Nie pozwolę, żeby coś ci się stało i zostanę z tobą tak długo jak będziesz chciała. Jessie nakłoniła ją, by usiadła na środkowym miejscu i przypięła ją pasem. Jessie ponownie się uśmiechnął, pocieszając ją. - Usiądę tuż obok ciebie, a Trey będzie nas wiózł. On jest miłą osobą. – Jeszcze raz sprawdziła pas, pochyliła się, by założyć włosy Beauty za jej ucho i posłała jej szczere spojrzenie. – Wszystko będzie w porządku, Beauty. Ja… Ból eksplodował w plecach Jessie. Została rzucona do przodu i jej ciało osunęło się na Beauty i siedzenie. Kobieta NG krzyknęła.
~ 80 ~
- Snajper! – wrzasnął Trey. Jessie walczyła, by się podnieść, chociaż nie była w stanie wziąć oddechu od bólu w plecach. Beauty jeszcze raz krzyknęła przerażona i szkło eksplodowało w oknie od strony pasażera. Jessie znalazła siłę, by unieść tułów do góry, pchnęła Beauty na bok na siedzenie i rzuciła się na drugą kobietę. - Mam cię – wydyszała Jessie nad krzyczącą kobietą i strzelaniną. Ból ponownie wybuchł na karku Jessie, wysyłając ścieżkę ognistego bólu z miejsca między jej łopatkami do tyłu głowy. Tym razem ból był zbyt wielki. Próbowała wciągnąć powietrze, ale nie przyszło. Wszystko ściemniało, ból zanikł, a wrzaski Beauty były ostatnią rzeczą, jaką słyszała.
***
Justice warknął, gdy przewrócił się na łóżku i spojrzał na zegarek. Była czwarta trzydzieści rano. Pomacał w ciemności za swoją komórką i gwałtownie otworzył, przyciskając do ucha. - Lepiej, żeby to było coś dobrego – mruknął. - Justice? Przepraszam za godzinę. Naprawdę. Mamy nagły wypadek. Potrzebuję twojego pozwolenia na kilka rzeczy. - Co się stało, Brass? I mam wydać pozwolenie na co? – Usiadł i sięgnął do lampy przy łóżku, natychmiast się budząc. - Musimy wysłać nasz helikopter z Ojczyzny na natychmiastowy odbiór jednej z naszych Kobiet Prezentów, która została ocalona niecałą godzinę temu. Potrzebujemy również pozwolenia na sprowadzenie jej do Rezerwatu. Mają najlepszą placówkę medyczną, a ta wydaje się być w bardzo złym stanie. Jest w dużym szoku. Musieli podać jej środki uspokajające tam na miejscu z powodu emocjonalnej traumy. Pomyślałem, że poradzą sobie z tym najlepiej w Rezerwacie. Doktor Trisha wciąż tam jest. Justice wziął głęboki oddech.
~ 81 ~
- Dobrze. Wyślij helikopter, by odebrał naszą kobietę. Śmiało przyślij ją tutaj. Lecz wezwij doktora Harrisa zamiast doktor Trishy. On jest na dyżurze, a ona na wakacjach. Nie ma potrzeby jej wzywać. – Nie wspomniał, że miała swoje dziecko, ponieważ linie telefoniczne nie zawsze były bezpieczne. – Wiesz o tym. - Racja. Przepraszam. Jestem wykończony. Grupa zadaniowa chciała umieścić naszą kobietą na pokładzie prywatnego samolotu, by wysłać ją do nas, ale powiedziałem im, że to będzie za długo trwało. Wtedy zażądali naszego helikoptera z Ojczyzny. Ale masz jeden w Rezerwacie. Justice zmarszczył brwi. - Dlaczego sami jej nie sprowadzą? Czy ich helikopter jest w naprawie? Wiem, że mają jeden. Musiałem walczyć, by uzyskać na niego fundusze. - Jest w użyciu. Jeden z grupy zadaniowej został postrzelony podczas akcji. Musieli użyć tego helikoptera do transportu swojego rannego członka do najbliższego centrum urazowego jakieś sto kilometrów dalej. - Jeden z nich został postrzelony? Jak źle jest z tym mężczyzną? Będzie żył? - To nie mężczyzna. To ta ludzka kobieta ambasador w zespole. To dlatego nasza kobieta jest w takim szoku. Gdy ludzka kobieta została postrzelona to zostawiło naszą kobietę tylko z mężczyznami. Serce Justice’a opadło. Jessie była jedyną kobietą, która pracowała z grupą zadaniową, z tego co wiedział. - Co się stało? - Tim Oberto uważa, że to nasza kobieta była celem. Snajper próbował zdjąć naszą kobietę, tak mi powiedziano, a zamiast tego została postrzelona ludzka kobieta. Nie wiem, jak poważne to jest, ale musi być bardzo źle, skoro mieli potrzebę powietrznego przetransportowania jej zamiast przywieźć do nas naszą kobietę za pomocą helikoptera. - Jessie Dupree została postrzelona? Brass się zawahał. - Nie znam jej nazwiska. - W tej chwili daj mi numer do Tima Oberto – warknął Justice.
~ 82 ~
- Uh, gotowy? Justice wyskoczył z łóżka i wybiegł z sypialni. - Czekaj. – Znalazł długopis i złapał pierwszy folder leżący na biurku. – Dawaj. – Zanotował numer. – Brass, rób, co uważasz za najlepsze. Nie musisz mnie najpierw pytać. Dowieź naszą kobietę do domu, bez względu na konsekwencje i dopilnuj, żeby się nią zajęto. – Justice rozłączył się i wykręcił numer Tima Oberto. Czekał cztery dzwonki. - Tim Oberto – westchnął mężczyzna. - Tu Justice. Właśnie usłyszałem nowiny. Czy Jessie Dupree została ranna? - Tak. Justice chciał zaryczeć z czystej wściekłości. - Czy ona żyje? - Pracują nad nią w jednej z sal operacyjnych. – Tim wziął głęboki oddech. – Nie znam jej stanu. - Została postrzelona? – Justice drżał. - Tak. Jeden postrzał z tyłu głowy. To źle wyglądało. – Głos Tima się załamał. – Snajper próbował zdjąć Kobietę Prezent, ale Jessie była na drodze. Rzuciła się na waszą kobietę i przyjęła trzy trafienia ochraniając ją. Jej kamizelka przyjęła dwa strzały, ale trzeci w nią trafił. - Gdzie były twoi ludzie? – wrzasnął Justice. – Ona jest ambasadorem. Ma wchodzić, kiedy jest bezpiecznie. - Nie krzycz na mnie – krzyknął Tim. – Mieliśmy zabezpieczony teren zanim pozwoliliśmy Jessie wyprowadzić waszą kobietę. To był snajper. Zostaliśmy przyszpileni zanim mogliśmy go zlokalizować. Kocham tę dziewczynę jak własną córkę. To ja podniosłem ją z waszej kobiety i trzymałem w ramionach, dopóki nie dotarł do nas nasz helikopter. Mam jej krew na całym moim ubraniu i jestem tym, który będzie musiał powiadomić jej ojca, gdy powiedzą mi jak się czuje. Justice opadł na twarde biurko, siedząc oszołomiony i zamknął oczy. Z początku nie mógł oddychać, zbyt przerażony na wieść, że ta żywa kobieta, który dzieliła z nim łóżko, została postrzelona. Wiele go kosztowało wciągnięcie bolesnego oddechu.
~ 83 ~
- Myślisz, że ona umrze? - Została postrzelona w tył głowy. Jak myślisz? Nie przebudziła się i to było złe. Ból szarpnął piersią Justice’a. Jessie była stracona dla niego na zawsze. Jej twarz przemknęła przez jego umysł, wspomnienie jej leżącej nago pod nim z ramionami owiniętymi wokół jego szyi, uśmiechająca się do niego swoim ślicznymi niebieskimi oczami. Czerwone włosy były rozpostarte na jego łóżku. Więcej bólu szarpnęło jego piersią. - Gdzie jesteście? Już jadę. Tim się zawahał. - Oczywiście. Polityka – burknął. – To będzie miła okazja do zdjęcia, prawda? Możesz stanąć przed szpitalem i powiedzieć jakieś bzdury reporterom o tym, jaka była odważna, by oddać swojej życie w służbie ratowania twoich ludzi. Nie znasz jej. Gniew wstrząsnął Justice’m. - Znam Jessie. Nigdy więcej nie oskarżaj mnie o coś tak kłamliwego. Mam gdzieś to, czy zrobią mi zdjęcie albo, co ludzie pomyślą sobie w tej chwili. Chcę wiedzieć, gdzie ona jest, ponieważ przyjdę ją zobaczyć. Tim westchnął. - Przepraszam, Justice. Nie chciałem tego. Wiem, jakim jesteś dobrym facetem, ale w tej chwili mam całkowicie popieprzony umysł. To mnie rozrywa. Czy to rozumiesz? Ona jest jak moja córka. Groziłem jej, że przełożę ją przez kolano i wysmagam jej tyłek za to, co zrobiła, a dziesięć minut później trzymam ją w ramionach przyglądając się jak krwawi. Nigdy w życiu nie czułem się tak cholernie bezużyteczny i teraz jestem tak wkurzony na to, co się stało, że wyżywam się na każdym, na kim mogę. Cierpienie. To było uczucie, które wyrażał Tim, a Justice zidentyfikował ze sobą, kiedy ta emocja przelała się przez jego własne ciało. - W porządku, Tim. Gdzie ona jest? - Jesteśmy w Portland, w Oregonie. To było najbliższe centrum urazowe, do którego mogliśmy ją zawieźć. Akcja wydarzyła się w stanie Waszyngton w odległej części. – Podał nazwę szpitala.
~ 84 ~
- Przyjeżdżam. Masz mój numer komórki, prawda? Jeśli nie, masz go teraz, gdy właśnie zadzwoniłem do ciebie. Chcę, żebyś skontaktował się ze mną jak tylko dowiesz się czegoś o jej stanie. - Dobrze, Justice. Ponownie przepraszam. Nie chciałem mówić tych bzdur. - Nie myśl już o tym. – Rozłączył się i zadzwonił do centrum kontroli Rezerwatu. Zorganizował śmigłowiec, by został zatankowany, by piloci zostali obudzeni i szczegóły ochrony, by spotkać się z nim za pięć minut. Pamiętając o Tigerze w pokoju gościnnym, też go obudził i pospieszył do swojego pokoju się ubrać. Zamarł, znieruchomiał, kiedy siedział na łóżku, by wciągnąć buty. Obraz Jessie utrwalony w jego umyśle kazał mu zdusić kolejny ryk bólu. Nigdy już nie dostanie szansy, by ponownie ją pocałować lub zobaczyć jej uśmiech. Co najwyżej może dotrze do niej, zanim umrze i potrzyma jej małą bladą rękę. Życie nie było sprawiedliwe, wiedział to, wręczono mu już dostatecznie dużo gówna w jego życiu, ale jej utrata też zostawi emocjonalne blizny. Mieli tylko kilka wspólnych chwil, ale były tymi, których nigdy nie zapomni. To bolało.
Tłumaczenie: panda68
~ 85 ~
Rozdział 7 Justice po raz setny z zaciętą miną poprawił krawat, kiedy spojrzał na swój zespół ochroniarzy. Ludzie patrzyli się na nich, gdy weszli do holu szpitala, ale to nie było niezwykłe. Sześciu dużych samców NG, wszyscy ubrani w czarne mundury i jeden w ładnym garniturze, siłą rzeczy musieli zwrócić dużo uwagi. Justice przeciągnął swoimi nerwowymi rękami w dół ciemnoszarej marynarki, gdy zatrzymał się przy stanowisku pielęgniarek. Kobieta podniosła brodę i jej usta opadły, prawie konkurując z jej szeroko otwartymi oczami. Spróbował nie przestraszyć kobiety mówiąc miękkim tonem. - Przyszliśmy zobaczyć Jessie Dupree. Została tu przywieziona, jako ofiara postrzału. Kobieta z kłapnięciem zamknęła usta i przełknęła mocno. - Jesteście Nowym Gatunkiem, prawda? Justice powstrzymał się od warknięcia i obnażenia kłów. Nie chciał przedłużać rozmowy z pielęgniarką. Nie chciał grać w dwadzieścia pytań. Jessie nadal żyła, z tego, co wiedział, i chciał dotrzeć do jej boku zanim będzie za późno. Tiger stężał przy jego boku i wyciągnął rękę, by umieścić ją na blacie. - To jest pilna sprawa – warknął cicho Tiger. – Proszę odpowiedzieć Panu North i pamiętać być profesjonalistką. Justice normalnie by się żachnął, ale dzisiaj nie przeszkadzało mu, że jeden z jego ludzi się wtrącił. Chciał współpracy tej kobiety bez względu na to jak ją zdobędzie. - Tak. Jak powiedziałem, jesteśmy tu, by zobaczyć Jessie Dupree. Pielęgniarka spojrzał w komputer, wpisała informację i podała im kierunek korytarzem do poczekalni. Nie zrobili jeszcze dziesięciu kroków od biurka jak usłyszeli kobietę mówiącą komuś przez telefon, że w szpitalu jest grupa przerażająco wyglądających NG. - Myślisz, że zadzwoniła do lokalnych stacji informacyjnych? – mruknął Tiger. – Nienawidzę tych drani. ~ 86 ~
Justice wzruszył ramionami. - Wymkniemy się im jak będziemy wychodzić. Jednak tak naprawdę nie dbał o prasę. Czy Jessie nadal żyje? Czy dostanę się do niej zanim umrze? To mnie zabija. Po prostu musiał ją zobaczyć. Chciał wdychać jej zapach i dotknąć jej ten jeden ostatni raz. Pierś bolała go okropnie na świadomość, że nie ma żadnej nadziei w jego przyszłości, by spędził z nią noc. Tiger pierwszy wszedł do poczekalni, trzymając swoje ciało przed Justicem i upewniając się, że w pomieszczeniu nie ma żadnej formy zagrożenia. Justice od razu zauważył siedzącego na krześle Senatora Jacoba Hills’a z twarzą ukrytą w dłoniach, pochylonego do przodu i cicho płaczącego. Justice zamarł w środku na ten pełen rozpaczy dźwięk. Czuł jak jego własne emocje wyłączają się z bólu na myśl, że Jessie już umarła. Jego palce zwinęły się w pięści, a wściekłość błysnęła i poprzysiągł zemstę. Zamierzał dowiedzieć się, gdzie trzymali snajpera, który ją zabił, a jeśli ten człowiek nadal żył miał zamiar zabić go gołymi rękami. Rozerwie skurwysyna za zabicie Jessie, zmusi go do krzyku i cierpienia zanim umrze. Walczyła w nim czysta wściekłość i ból, dopóki nie odzyskał kontroli na tyle, by przemówić. Tim Oberto dzielił pokój z czterema innymi mężczyznami wciąż ubranymi w ich mundury zadaniowe. Justice musiał nadal brać głębokie oddechy, by powstrzymać się przed utratą chwiejnej kontroli, którą znalazł. Zwierzę w nim nalegało, by posunął się dalej, chciał rozwalić pokój i zwariować z wiedzy, że Jessie już nie było. Senator Hills podniósł wzrok, jego ręce opadły i wypełnione łzami oczy odkryły Justice’a. Wyglądał na zaskoczonego widząc NG i stanął niepewnie na nogi. - Justice, co ty tu robisz? Justice przełknął mocno. - Usłyszałem o Jessie i od razu przyleciałem. Senator mruganiem powstrzymał łzy i się zbliżył. Otarł rękę o spodnie i wyciągnął. - Dziękuję. Nie spodziewałem się, że któryś z was tu przyjdzie, ale to wiele dla mnie znaczy. Potrząsnęli rękami.
~ 87 ~
- Lekarz był na miejscu. – Senator się uśmiechnął. – Przepraszam za ten pokaz łez, ale myślałem, że moja córka umiera. – Więcej łez zalało jego oczy. – Jednak wyjdzie z tego. Ogromna ulga przebiegła przez Justice’a, za którą podążyło poczucie potrzeby znalezienia Jessie. - Gdzie ona jest? - Myją ją. – Senator się roześmiał. – Zawsze mówiłem, że ma twardą głowę. Kula drasnęła jej czaszkę, ale się nie przebiła. Justice zamknął oczy, by ukryć swoje szalejące emocje. Jessie będzie żyła, a draśnięcie oznaczało, że nie była poważnie ranna, ani też nie było żadnych urazów mózgu spowodowanych przez uderzenie. Otworzył oczy i wziął uspokajający oddech. Musiał zachować kontrolę. To, co on naprawdę chciał zrobić, to rozwalić szpital, dopóki nie znajdzie Jessie. Chciał zanurzyć swoją twarz przy jej szyi i wdychać jej zapach. Jednak się nie poruszył, obawiając się, że na tym by nie poprzestał. - Jest wkurzona o swoje włosy. – Senator wytarł łzy, śmiejąc się. – Możesz w to uwierzyć? Mogła umrzeć, a jest zdenerwowana o to, że musieli zgolić jej włosy z tyłu głowy. - Ogolili jej głowę? – warknął Justice. Wziął głęboki oddech. Tylko straciła włosy, a nie życie. Te odrosną. Senator napiął się, przypatrując mu się w oszołomieniu. - Jesteśmy dziwni, gdy chodzi o golenie głowy – stwierdził Tiger, wysuwając się do przodu, by włączyć do rozmowy. Strzelił Justice’owi zmartwionym spojrzeniem, ale zmusił się do uśmiechu. – Cieszymy się, że wasza kobieta będzie żyła. Justice skinął głową. - Przepraszam. Jestem zdenerwowany, że Jessie została ranna. – Zmusił się, by przejść do trybu Justice’a Northa, mężczyzny, który reprezentował wszystkich NG. – Chcieliśmy pokazać nasze wsparcie. Senator się uśmiechnął. - Wiedziałem, że jesteś dobrym człowiekiem, Justice. Moja córka z przyjemnością by cię poznała. Nie miałbyś nic przeciwko, żeby pokręcić się tu przez chwilę? Przeleciałeś taki kawał drogi, a ona będzie wniebowzięta z poznania mężczyzny, o którym opowiadałem jej tak dużo.
~ 88 ~
- Poznałem ją – poinformował go Justice. – Chciałbym ją zobaczyć. Senator wydawał się być zaskoczony. - Spotkałeś Jessie? - Tak. Przyprowadziła grupę naszych kobiety do Rezerwatu i została tam aż do ostatniej nocy. - Twoja córka potrafi być całkiem zawzięta. – Zachichotał Tiger. – Myślałem, że mnie zastrzeli, kiedy powiedział jej, że nie może eskortować naszych kobiet i pomóc im rozgościć się w Rezerwacie po nalocie w Kolorado. Senator się roześmiał. - Cała moja dziewczynka. Wychowałem ją, by nie przyjmowała nie, jako odpowiedzi. Jest małym twardym gówniarzem. Wzięła to po matce i to mnie przerażało, bo zawsze była taka mała, ale z wielką osobowością. Można powiedzieć, że była ponad dwumetrowym napastnikiem ze swoją postawą. – Pokazał ojcowską dumę. – Może być łobuzem. - Tak – zaśmiał się Tim. – Jest. Ostatniej nocy zamierzałem przerzucić ją przez kolano i zbić jej tyłek. Senator odetchnął. - Co zamierzałeś zrobić? Tim otrzeźwiał. - Ona przypomina mi moją córkę. Mieliśmy sytuację, gdzie przetrzymywano Kobietę Prezent. Dwóch naszych mężczyzn zostało przypartych, a trzech napastników włamało się do tylnej części domu. Jessie rozkazano, by trzymała się z dala, ale nie chciała słuchać. Zatrzymała tych trzech drani i zabiła zanim dotarli do moich chłopaków. Potem, gdy nie mogliśmy znaleźć kobiety, poszła jej szukać i niech ją szlag, jeśli jej nie znajdzie. Przegapilibyśmy kobietę, gdyby Jessie nie była tak pewna, że ona tam jest. Jeden z członków grupy zadaniowej stanął bliżej. - Jestem Trey Roberts, lider zespołu Jessie. Uratowała mój tyłek i Mike'a. – Kiwnął głową w stronę drugiego mężczyzny stojącego obok niego. – Zostaliśmy
~ 89 ~
przyparci, a te dupki by nas zdjęły, ponieważ nie mogliśmy się wycofać. Byliśmy pod ostrzałem. Jessie zastrzeliła wszystkich trzech. - Jednego nabrała – zachichotał Mike. – Udawała, że jest postrzelona i umiera, by wyciągnąć tego sukinsyna, żeby ją dobił. Zdjęła go w mgnieniu oka. Usta Senatora opadły. - Zabiła trzech mężczyzn? Nikt mi tego nie powiedział. Tim zbladł. - Zrobiłbym to, ale właśnie przyjechałem. Kazałem jej znaleźć schronienie, sir. Powinna była się ukryć, zanim moglibyśmy do niej dotrzeć, ale nie chciała mnie słuchać. To dlatego zamierzałem przełożyć ją przez kolano. - Ona nie powinna znaleźć się w niebezpieczeństwie. – Senator dyszał. – Nie powinieneś jej wysyłać, dopóki nie będzie dla niej bezpiecznie, by nawiązać kontakt z NG. - To ty dałeś jej broń – mruknął Tim. – Ona myśli, że jest częścią zespołu, ponieważ wciąż jej mówisz, że nim jest. Wiesz, jaka potrafi być uparta. Mówię jej, co ma robić, ale ona nie słucha. Gdyby to zrobiła, poczekałaby na zewnątrz, ale do diabła nie. Nie twoja córka. Zażądała wejścia razem z mężczyznami, żeby mogła być bezpośrednio na miejscu dla kobiety, gdybyśmy jakąś znaleźli. Prawdopodobnie ukradłaby samochód i staranowała bramę na własną rękę, gdybym nie umieścił ją z zespołem. Senator brał głębokie oddechy, by się uspokoić, ale wciąż wyglądał na zagniewanego. - Masz rację. Taka jest Jessie. – Jego usta się napięły. – Jest zwolniona. Nigdy nie myślałem, że to będzie tak niebezpieczne, by musiała zabić trzech mężczyzn albo zostać postrzeloną. Ona nie wróci. Natychmiast znajdę zastępstwo do zespołu, ale to już nie będzie ona. – Jego wzrok zwrócił się na Justice’a. – Chciałbym poprosić jednego z twoich ludzi, by tymczasowo zajął jej miejsce, dopóki nie znajdziemy kogoś zaufanego. Nie obchodzi mnie, czy to będzie mężczyzna czy kobieta, ale zespół potrzebuje kogoś, kogo wasze kobiety nie będą się bały. Kto najlepiej zaopiekuje się którąś z nich jak nie jeden z waszych? Justice również nie chciał, by Jessie wróciła do pracy, zważywszy na to, że mężczyźni w jej zespole pozwolili prawie ją zabić. ~ 90 ~
- Znajdę zastępstwo. – Studiował mężczyzn wewnątrz pomieszczenia, którzy należeli do zespołu Jessie, aż wpatrzył się w lidera jej zespołu, Treya Robertsa. – Kto będzie działać lepiej z twoim zespołem? Jeden z naszych mężczyzn czy kobieta? – Zamilkł. – Należy pamiętać, że nasze kobiety staną się drażliwe, jeśli któryś z twoich ludzi będzie je nękał albo seksualnie niepokoił. Trey zamrugał. - Zdecydowanie mężczyzna. Droczyliśmy się z Jessie przez cały czas, ale ona wiedziała, że żartowaliśmy. To jest wyłącznik stresu. Nie wiem, czy któraś z waszych kobiet zrozumiałaby te żarty, a któremuś z moich chłopaków może się coś wymsknąć. - Dobrze. Poproszę kogoś na ochotnika i każę mu skontaktować się z tobą w ciągu najbliższych kilku dni. – Justice przeniósł swoją uwagę na Senatora. – Musimy wybrać takiego ze względu na to, gdzie mieszka, i jaki będzie najbezpieczniejszy. Nie wystawimy żadnego z moich mężczyzn na otwarty cel grup, które nas nienawidzą. Musi mieć zapewnione bezpieczne warunki życia. - Zrobi się. Drzwi się otworzyły, by ukazać pielęgniarkę. Zagapiła się w NG. Długie sekundy zmieniły się w minutę. Senator ruszył do przodu, zwracając uwagę kobiety. - Tak? Zmusiła się przenieść swoje spojrzenie na niego. - Uh, pańska, uh, córka. Jest gotowa do wyjścia. Jej wszystkie badania wyglądają dobrze i odmawia zostania na obserwacji. Oni... – Odwróciła głowę, by zagapić się w Tigera. - Co oni? – warknął Senator. Uwaga pielęgniarki poleciała do niego. - Opuściła oddział. Puścili ją jak tylko się ubrała. – Kobieta obróciła się i umknęła. - Czy powinienem nosić nasze zdjęcia i po prostu je rozdawać? – Zaśmiał się Tiger. – W ten sposób będą mogli wpatrywać się jak długo będą chcieli. - Wątpię, żeby to pomogło. Będą jeszcze chcieli, by złożyć na nich autograf. – Justice uśmiechnął się, by złagodzić swoje słowa. Tiger się wzdrygnął. ~ 91 ~
- Mogę powiedzieć, że nie wiem jak napisać moje imię, gdy mnie o to poproszą. Mnóstwo ludzi sądzi, że nie umiemy czytać, więc to kupią. Trey się roześmiał. - To się często zdarza, co? Tiger skinął głową. - Tak. Byliśmy zaproszeni do rezydencji gubernatora dwa tygodnie temu i mieliśmy do czynienia z wieloma ludźmi na tej imprezie. Chcieli, żebyśmy podpisywali im różne rzeczy, wciąż próbowali nas dotykać i prosili nas o pozowanie z nimi do zdjęcia. Kobiety wtykały numery swoich telefonów do mojej dłoni, gdy podawaliśmy sobie dłonie. Mike się roześmiał. - Człowieku, chciałbym, żeby kobiety mnie dawałby swoje numery. To nie brzmi tak źle. - Nie chciałbyś tego, gdybyś to przeżył – stwierdził cicho Justice. – Nie jesteś już postrzegany, jako osoba, ale jako rzecz. Obiekt. Coś, co nie czuje. - Ale kobiety... – Zamrugał Mike. Tiger się uśmiechnął. - Oni są zbyt kruche. Mike otwarcie przyjrzał się Tigerowi od głowy do stóp zanim spojrzał na swoje własne ciało. - Jesteśmy tacy sami. - Nie. Nie jesteśmy. Jestem silniejszy. – Tiger się roześmiał, błyskając kłami na Mike’a. – Mam ostre zęby. Wasze kobiety są zbyt delikatne. - Och. Wasze kobiety lubią ostre zęby? Wow. To raczej fajne. Tak. Teraz rozumiem, gdzie nie możesz zrobić tego z naszymi. Kiedyś ugryzłem jedną taką w tyłek, a ona mnie rzuciła twierdząc, że jestem świrem. – Mike pokazał swoje zęby. – Moje są gładkie i proste, i zapłaciłem dentyście dwa kawałki, więc lepiej by takie były. Miała całkiem świetny tyłek. Tam właśnie zatapia się zęby.
~ 92 ~
Justice westchnął, rzucając Senatorowi przepraszające spojrzenie. Senator uśmiechnął się w odpowiedzi, obaj zdając się rozumieć, że czasem ich mężczyźni rozmawiają o tym, o czym raczej nie powinni. Justice zignorował rozmowę Tigera i członka zespołu. Naprawdę chciał wyjść i znaleźć Jessie. - Zostań i porozmawiaj ze swoim nowym przyjacielem, Tiger. Będę za drzwiami – oznajmił Justice, ruszając w ich kierunku. - Nie zapomnij o mnie – zażartował Tiger. Justice rozejrzał się po korytarzu, gdy wyszedł na zewnątrz ze swoimi innymi strażnikami. Senator trzymał się jego boku. Umysł Justice’a pracował na najwyższych obrotach i zdał sobie sprawę, że zobaczenie się teraz z Jessie może nie być najlepszą rzeczą. Obserwowali ich ludzie, zebrani w grupkach po obu stronach korytarza i patrzyli na niego. Niektórzy wyciągnęli telefony, by pstryknąć zdjęcia, nie kłopocząc się nawet ukryciem swoich intencji. Opanował go silny gniew, gdy zdał sobie sprawę z zagrożenia stwarzanego dla Jessie. Jakiekolwiek zdjęcie lub wideo z nim mocno na nią reagującego, zostanie sprzedane do lokalnych stacji. Do północy to będzie hit dnia w każdym medium na całym świecie, a plotkarze będą spekulować, że może chodzą ze sobą, i stanie się celem reporterów i wrogów NG. A oni się nie spotykali – poza tym nie dała do zrozumienia, czy jeszcze kiedykolwiek chce go zobaczyć, a on nie był pewny, czy tak było. Miał nadzieję, że chciała, ale to nie czyniło tego faktem. Mógłby zrobić coś głupiego, prawdopodobnie by zrobił, gdyby miał okazję jej dotknąć, a musiał tego uniknąć. Jednak jego pragnienie porozmawiania z Jessie musiało zostać stłumione. Tak czy inaczej, chciał uzyskać możliwość stanięcia z nią twarzą w twarz, ale w bezpieczniejszych warunkach. Nie miał zamiaru stawiać ją w niebezpieczeństwie. Napotkał spojrzenie Senatora, rozwiązanie wskoczyło na miejsce. - Jessie potrzebuje pracy, a ja mam jedną bezpieczną do zaoferowania. To jest najmniej, co mogę zrobić, ponieważ została zraniona ratując jedną z naszych kobiet. Może nadal z nimi pracować, ale w stabilnych warunkach. Senator się uśmiechnął. - To byłoby świetne, Justice. Ale tak naprawdę, będzie wkurzona jak diabli, gdy dowie się, że ją wywaliłem. Uratujesz mój tyłek. Moja córka ma temperament. Co to za praca? ~ 93 ~
Justice się zawahał. Wymyślił to na poczekaniu. - Będzie mieszkała w Ojczyźnie. Tam jest bezpiecznie i pewnie dla niej. Mamy oddzielne akademiki, gdzie mieszkają nasze kobiety. Byłoby wspaniałe dla nich mieć Jessie wokół siebie i jestem pewien, że będzie ogromnie pomocna. Senator skinął głową. - Brzmi dobrze. - Może zacząć tak szybko jak wyzdrowieje. – Justice musiał zdusić uśmiech. Będzie mógł częściej widywać Jessie, jeśli zamieszka w Ojczyźnie. Cholera, będzie miał do niej większy dostęp, gdyby chciał przekonać ją do powrotu do jego łóżka. Ta myśl pomogła złagodzić jego pragnienie, by od razu ją zobaczyć. – Będziemy szczęśliwi mogąc ją mieć. Ja będę cholernie szczęśliwy mając ją. Obraz jej pod nim na łóżku poprzedniej nocy mignął w jego głowie, ale odepchnął go zanim skusiło go, by ruszyć jak burza korytarzem, zlokalizować Jessie i zarzucić ją sobie na ramię. Nie rób tego. Jest tu zbyt wielu przeklętych ludzi, prasa już prawdopodobnie przyjechała i nie możesz zawieść swoich ludzi. Jesteś twarzą Nowych Gatunków. Wkrótce ją zobaczysz. Bardzo szybko. - To prawdopodobnie będzie dzisiaj, znając moją córkę. Dzisiaj. Justice nie mógł powstrzymać uśmiechu, który rozciągnął się na jego twarzy. - Natychmiast zlecę wszystkie przygotowania. Zadzwonił telefon Justice’a. - Przepraszam. Muszę odebrać. - Rozumiem – odezwał się Senator. Justice odszedł, odbierając rozmowę. Była na temat nowej kobiety, którą Jessie uratowała. Słuchał. - Utrzymuj ją na środkach. Chcę, żeby natychmiast przeniesiono ją do Ojczyzny. Justice wrócił do Ssenatora. - Muszę jechać. Chodzi o kobietę, którą Jessie uratowała. Jest w kiepskim stanie umysłowym. Właśnie się obudziła, odmówiła uspokojenia się i personel medyczny
~ 94 ~
musiał ponownie ją uśpić, kiedy próbowała od nich uciec. Kiedy Jessie zechce działać, będzie musiała najpierw pomóc nam z tą kobietą. Możesz do mnie zadzwonić i zorganizujemy transport dla Jessie do Ojczyzny. - Dobrze. Osobiście ją przywiozę. Mam prywatny samolot do dyspozycji. Justice wyciągnął rękę. - Bardzo się cieszę, że nic jej nie jest. - Dziękuję za przybycie. W ciągu kilku minut Justice i jego ludzie opuścili szpital. Samochody prasowe czekały już na zewnątrz i Justice westchnął z frustracji, kiedy reporterzy rzucili się na nich i zaczęli wykrzykiwać pytania, ale słyszał tylko mruczane przekleństwa Tigera. - Nasze życie czasami jest do dupy. Justice skinął głową na zgodę. Zrobił dobrze wychodząc, pomimo gryzącego żalu, który skręcał jego jelita, że nie był w stanie upewnić się, czy z Jessie było naprawdę dobrze. Chociaż bardzo chciał ją trzymać w ramionach, upewnić się, że żyje, to nie chciał zniszczyć jej życia na skutek tego.
Jessie powstrzymała pragnienie płaczu. Dotknęła bandaża z tyłu głowy, skrzywiła się i nienawidziła tego, że ogolili część jej włosów. Pielęgniarka posłała jej współczujące spojrzenie. - Nikt nie będzie wiedział, jeśli zbierzesz je w koński ogon albo pozostawisz luźne. To jest z tyłu głowy, więc ktoś zobaczy to tylko wtedy, gdy rozdzielisz włosy albo zrobisz warkocze. Z czasem odrosną, ale przy tej długości, wiem, że to będzie trudne. Jak tylko odrosną zmieszają się z resztą włosów i trudniej będzie zobaczyć. Musisz zachować te szwy suche. - Wiem. – Jessie pozwoliła kobiecie pomóc się podnieść ze szpitalnego łóżka. Wykrzywiła wargi na spodnie, które zostały jej wręczone. Ojciec kupił je w szpitalnym sklepie i biły po oczach, ale nie miała wyboru. Generalnie nienawidziła spodni dresowych, a fakt, że były jeszcze oznaczone nazwą i logo szpitala, czyniło to gorszym. – Mam instrukcję mówiącą jak o nie dbać. - Musisz usiąść na wózku. To jest polityka Szpitala, by koniecznie odwieźć cię do frontowych drzwi. ~ 95 ~
- Świetnie – prychnęła Jessie, zatrzymując komentarz dla siebie, ponieważ pielęgniarki były miłe. Usiadła i pokornie pozwoliła kobiecie wypchnąć się z pokoju, po położeniu torby z jej zakrwawionymi ubraniami na kolanach. Jessie zauważyła ojca i Tima jak tylko wyjechały na korytarz. Niektórzy z zespołu też się pokazali. Mike, Trey, Jimmy i Bob opierali się o ścianę przyglądając się jej z kpiącym uśmiechem. Shane był jedynym nieobecnym członkiem jej zespołu. Senator Jacob Hills uśmiechnął się, gdy ją zauważył, ucinając rozmowę z Timem i pospieszył korytarzem. - Jak tam moje dziecko? - Tak – uśmiechnął się Trey, podprowadzając wszystkich bliżej. – Jak się masz, dziecino? Palec Jessie zaswędział, by pokazać mu ten wskazujący, ale zamiast tego zmusiła się do uśmiechu. - Wspaniale. Jestem gotowa wrócić do domu. – Jej spojrzenie napotkało Tima, niezbyt dobry znak, ponieważ ponuro przytrzymał jej wzrok. To znaczyło, że nadal był na nią wściekły za nie posłuchanie jego rozkazów. – Jak Beauty? Powiedziano mi, że nie została ranna. Dobrze to zniosła, gdy chcieli ją wysłać? Tim się zawahał. - Musieliśmy ją uśpić, Jessie. Dostała histerii po tym jak zostałaś postrzelona i nie mogliśmy jej uspokoić. Wezwaliśmy NGO tuż po tym jak zajęliśmy się tobą. Został z nią Shane, bo jak powiedział, chciałabyś, żrby jeden z zespołu był z nią, dopóki nie zostanie odebrana. NGO przysłało po nią helikopter i przetransportował ją osobiście do Rezerwatu, ale teraz jest w drodze do domu. Zapewnią jej bezpieczeństwo, a poza tym spała jak dziecko, kiedy ostatni raz ją widział. Bob zachichotał. - Shane wypełnił jej dokumentację i umieścił Beauty, jako jej imię. Pomyśleliśmy, że byłabyś wkurzona, gdyby napisał Mud czy Monkey. Senator odetchnął, strzelając spojrzeniem do Boba. - To ty nazwałeś ją tymi imionami? Uśmiech Boba zamarł.
~ 96 ~
- Nie. Tak właśnie na nią wołali. Jessie przemianowała ją na Beauty. - Och. – Senator się odprężył. – Myślałem, że będę miał z tego powodu koszmary. Nigdy nie nazywaj ich obraźliwymi imionami. Wyleję cię, jeśli kiedykolwiek to zrobisz. Zawsze traktuje je z szacunkiem, jakby były rodziną. Jessie się uśmiechnęła. - Masz na myśli to jak nazwałam Jake’a matołem i śmierdzielem? To nazywasz rodziną. Może powiesz im, żeby traktowali je jak każdego oprócz rodziny. Senator się uśmiechnął. - Twój brat nienawidzi tych przezwisk, Jess. Gdyby był tutaj zamiast w Afganistanie, sam by ci powiedział. - Jessie – poprawiła uśmiechając się. – Cieszę się, że przyszedłeś, tato. Jestem gotowa iść do domu i wrócić do pracy. Tim odchrząknął i kiwnął kciukiem na mężczyzn. Jessie zmarszczyła brwi, kiedy zespół szybko odszedł, zostawiając ją z ojcem. Wyglądał ponuro, kiedy patrzyła na niego, zmieszana. - Co do tego. – Jego niebieskie oczy się zwęziły. – Zostałaś zwolniona. - Co? – krzyknęła. - Cisza, Jessico Marlee Dupree – rozkazał surowym głosem. To był ten sam ton, który używał przez całe jej życie, gdy była w głębokim gównie. – Nie posłuchałaś rozkazów ostatniej nocy i zabiłaś trzech mężczyzn. Zrobiłaś dobrze, ochroniłaś swoich współkolegów z zespołu i wiem to. Ale zabiłaś trzech mężczyzn. – Jego głos się załamał i łzy zalały jego oczy. – Masz szczęście, że twój mózg nie został naruszony. Czy wiesz jak się poczułem, gdy dostałem telefon, że zostałaś postrzelona? – Wziął drżący oddech. – Jesteś zwolniona. Kocham cię, ale nie mogę żyć ze świadomością, że postawię cię w sytuacji, gdzie musiałabyś zabić więcej ludzi albo oni zabiliby ciebie. Masz nową pracę, więc posłuchaj mnie zanim stracisz panowanie. Jessie była w szoku. Jej ojciec był bardziej zdenerwowany niż kiedykolwiek mogła sobie przypomnieć oprócz jednego razu. Płakał, gdy umarła jej matka i nigdy w pełni nie otrząsnął się z tej straty. Oparła się o wózek, jej napięte ciało odprężyło się, a wina ją jadła, gdy patrzyła na niego. Przeszedł przez piekło po jej postrzeleniu i wiedziała to. Bolała ją utrata pracy, ale swojego tatę kochała bardziej.
~ 97 ~
- Jaka nowa praca? Zawahał. - Żadnych krzyków i wymówek, że cię wylałem? Potrząsnęła głową. - Płaczesz. Przykro mi, tato. Straciłeś mamę, a ona tak wiele dla ciebie znaczyła. Prawie straciłeś mnie i rozumiem to. Przykro mi, ponieważ uwielbiałam tę pracę i kocham tych facetów z grupy zadaniowej, ale rozumiem twoje piekielne położenie. Co to za nowa praca, ale zapomnij o niej, jeśli powiesz mi, że wsadzisz mnie do biura. Pochylił się i chwycił mocno Jessie, przytulając ją. Przytuliła go również i zapragnęła móc oddychać. Poruszyła się w jego ramionach i w końcu ją puścił. Wyprostował się, otarł łzy. Uśmiechnął się do niej i to sprawiło, że warto było utracić pracę i prawie zsinieć od braku tlenu. - Mam dla ciebie pracę w Ojczyźnie NGO, Jessie. Jak ci się podoba, jako nagroda pocieszenia za utratę pracy w grupie zadaniowej? Będziesz pracowała bezpośrednio z Organizacją NG, ale w bezpiecznym miejscu. – Uśmiechnął się. – Przyleciał tu Justice North, by sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku i sam zaproponował tę pracę! Szok przebiegł przez Jessie. - Justice tu jest? – Jej głowa się odwróciła, szukając go. - Otrzymał telefon alarmowy dotyczący tej kobiety, którą uratowałaś ostatniej nocy. Musiał wyjść, ale powiedział, że możesz zacząć, kiedy tylko będziesz gotowa. Wiedziałem, że zechcesz natychmiast wrócić do pracy. – Roześmiał się. – Znam moją dziewczynkę i, że zechcesz tę pracę, więc mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, ale wysłałem już kogoś do twojego mieszkania. Jest pakowane, kiedy rozmawiamy, twoje rzeczy zostaną wysłane, a wszystkie twoje meble przechowane. Chłopaki, którym kazałem spakować twoje rzeczy, prześlą ci tam wszystko. To może potrwać kilka dni, ale dość szybko przyjdą. - Dzięki. To zostało wspaniale pomyślane. – Zmusiła się do uśmiechu, by ukryć swoje zaskoczenie na drastyczne zmiany w jej życiu. – Wiedziałeś, że zechcę tę pracę. Justice pojawił się i zniknął, ale nie zobaczył się z nią. Zamaskowała swoje emocje przed ojcem, bojąc się, że będzie zmieszany smutkiem, jaki czuła na świadomość, że Justice przyszedł, ale nie został wystarczająco długo, by ją zobaczyć. Czuła też trochę złości, ale odpuściła sobie. ~ 98 ~
Przyleciał aż z Kalifornii, by przyjechać do szpitala. To musiało coś znaczyć, prawda? Mógł zostać i powiedzieć cześć. Bardziej upewnić się, że z nią wszystko w porządku. Westchnęła. - Co z tą Kobietą Prezentem? Co to za nagły wypadek? - Nie wiem, ale gdy zajedziesz do Ojczyzny NGO jestem pewien, że się dowiesz. Kazał ją tam przenieść i powiedział, że to będzie twoja pierwsza praca. Jessie zastanowiła się nad tym. Justice mógł być zły za jej odejście i to mógł być powód, dlaczego nie został. Zostawiła go. Jednak to była praca i musiała wyjść. Powinien to zrozumieć. No cóż, żeby być szczerym, pomyślała, on też musiał zostawić ją dla pracy. - Chciałabym pożegnać się z moim zespołem. - Zrobisz to. Są w poczekalni. Mam czekający na zewnątrz samochód, który zawiezie nas na lotnisko. Zatrzymamy się i kupimy ci po drodze jakieś ubrania, by wystarczyły ci na kilka dni. – Spojrzał na jej spodnie. – Wiem, że te ci się nie podobają, ale to było wszystko, co mieli, chyba że chciałabyś letnią sukienkę w jasnopomarańczowy kwiatowy wzór. Zrobiła minę. Senator się roześmiał. - Wiem. Nie widziałem cię w sukience odkąd ukończyłaś liceum i musiałaś założyć togę. Założyłaś pod nią obcięcie dżinsy i koszulkę bez rękawów, jeśli dobrze pamiętam. Uśmiechnęła się. - To nie była koszulka. To był sportowy biustonosz. Wyciągnął ręce i przykrył jej twarz. - Cała moja dziewczynka. Zawsze musiałaś być inna. Obraz Justice’a przemknął przez jej umysł i zastanowiła się, czy może to było częściowym powodem tego, dla którego tak ją pociągał. Lubiła robić inaczej i cholernie mocno lubiła jego. Pragnęła tylko, by kręcił się w pobliżu i się z nią zobaczył.
Tłumaczenie: panda68
~ 99 ~
Rozdział 8 Jessie była zdenerwowana, gdy wysiadła z taksówki i zarzuciła swoją torbę na ramię. Widok demonstrantów maszerujących w pobliżu bramy natychmiast ją rozgniewał. Czy oni nie mają swojego życia? Czegoś lepszego do roboty niż nękanie grupy ludzi, którzy nigdy nic im nie zrobili? Jessie zatrzymała się obok okna taksówki i wręczyła kierowcy pieniądze. - Zatrzymaj resztę. - Dzięki. – Wycofał pojazd. Jej wzrok studiował mężczyzn i kobiety, kiedy kierowała się do bramy. Ojczyzna NGO była głównym domem dla Gatunków, ale mieli też ogromny zalesiony teren, który kupili i nazwali Rezerwatem. Była tu wcześniej, ale nigdy nie musiała wchodzić przez frontową bramę. Przylatywała helikopterem, oddawała kobiety i natychmiast odlatywała, nigdy nie wychodząc poza rejon lądowiska. Teraz będzie mieszkać i pracować w Ojczyźnie. Chodziły plotki, że Justice mieszkał tu przez cały czas, a to znaczyło, że prawdopodobnie czasami go zobaczy. - Co ty tu robisz? – To był facet po czterdziestce, który wyszedł z linii, trzymając tablicę z napisem Obrzydliwości nie będą tolerowane, kocham Pana. Jessie się zatrzymała, przechyliła głowę i obrzuciła go krytycznym okiem. - Co ty tu robisz? Zmarszczył brwi. - Używam mojego prawa, jako Amerykanin, by wyrazić swoje zdanie. Wzruszyła ramionami. - Ja jestem tutaj, bo mój amerykański tyłek chce tu być. Pokonała kolejne pięć metrów zanim ten kretyn się poruszył, wskakując jej w drogę. Zatrzymała się, jej ciało się napięło i oceniła go, jako potencjalne zagrożenie. Był jakieś trzynaście centymetrów wyższy od niej i nie był w dobrej formie ze swoim
~ 100 ~
piwnym brzuchem i zwiotczałymi ramionami. Spojrzał na jej torbę przymrużonymi oczami. - Zostajesz tutaj? - Jesteś naprawdę bystry. Tak. Dlatego mam ze sobą torbę. Zmarszczył się, wyglądając na jeszcze bardziej wkurzonego. - Nie możesz tam pójść. To jaskinia zła. Jessie parsknęła śmiechem. To sprawiło, że nieznajomy się wściekł. - Wątpisz we mnie? Mam słowo Pana po mojej stronie. Kazał mi tu przyjść i powiedzieć im, że nie są mile widziani w Ameryce. Jesteśmy krajem kochającym Boga. Jessie uwielbiała takich facetów. Tylko poprawił jej dzień, więc się roześmiała. - Wow. Bóg przemówił do ciebie? To świetnie. Możesz mu powiedzieć, że chciałabym pokoju na świecie i powrotu Elvisa? Marzę, żeby przyłączył się do jakiegoś fajnego zespołu metalowego. Mogliby razem stworzyć jakąś zajebistą muzykę. Mężczyzna gapił się na nią, ale w końcu zamknął usta. Jego oczy zrobiły się okrągłe, a jego twarz się zaczerwieniła. - Drwisz ze mnie? Drwisz z Boga? - Nie. Nigdy nie żartowałabym sobie z Boga. Drwię z tego, że jesteś idiotą, który wydaje się tego nie wiedzieć. Zamiast tutaj tracić swój czas, powinieneś raczej zająć się swoim własnym życiem. Zastanawiam się, co Bóg ma do powiedzenia na temat oceniania innych? Pamiętasz to? Ja tak, ze szkolnej Biblii. Nie raz widziałam naklejki na zderzakach mówiące Jezus albo Bóg cię kocha, dopóki… nie wypełnisz formularza. Zajmij się swoim życiem i uświadom sobie, że gdyby Bóg naprawdę przemówił do ciebie, miałby ci lepsze rzeczy do powiedzenia niż marnowanie twojego czasu na denerwowaniu dobrych ludzi. Mówiłby o miłości i akceptacji, a nie głupocie i nienawiści. – Jej uwaga przeniosła się na transparent, a potem na niego. – Może warto by było, żebyś wziął też kilka lekcji, ponieważ nie wydajesz się wiedzieć, że tam gdzie jest przecinek powinna być kropka. Mógłbyś się też czegoś nauczyć o współczuciu, gdy będziesz je brał. Wiem, że miło tak sobie spacerować na zewnątrz i oddychać ~ 101 ~
świeżym powietrzem, ale rób to w parku, a nie nękaj dobrych ludzi, którzy próbują polepszyć swoje życie. Powinieneś kiedyś tego spróbować. To może zrobić z ciebie porządnego człowieka. Obecnie robisz tu gównianą robotę. Jessie obeszła go. Był wkurzony, zszokowany i bełkotał. Jessie zauważyła dwóch oficerów NG uśmiechających się z miejsca, gdzie strzegli wejścia do bramy. Było jasne, że słyszeli każde słowo. Trzymała ręce tak, żeby mogli je widzieć i starała się wyglądać na niegroźną osobę, kiedy się zbliżała. Pozostali po drugiej stronie bramy i byli mocno uzbrojeni. - Witam. Jestem Jessie Dupree. Sięgnę teraz do przedniej kieszeni i powoli wyciągnę moje prawo jazdy. Jeden z nich dał jej zgodę. Wyciągnęła prawo jazdy i wręczyła je przez kraty. - Justice North rozmawiał z Senatorem Jacob’sem dzisiaj wcześnie rano i zaproponował mi pracę w Ojczyźnie. Nie spodziewano się mnie w żadnym określonym czasie, ale oto jestem. Jeden z nich zwrócił jej dokument. Zawahał się zanim sięgnął na ścianie do czegoś, co było poza jej widokiem. Wyciągnął podkładkę i przejechał palcem w dół. - Wpuść ją. Jest na liście. Drugi oficer odblokował bramę. Jessie weszła do środka, zatrzymała się i patrzyła jak brama się za nią zamyka. Pierwszy oficer posłał jej uprzejmy uśmiech i pokazał, że powinna pójść za nim. Jessie pożegnała protestujących środkowym palcem zanim zniknęła im z oczu. Mury wokół Ojczyzny miały dziesięć metrów wysokości i korytarze do chodzenia, gdzie patrolowało więcej oficerów NG. - To standardowa procedura, by sprawdzić twoją torbę. Każdy musi być przeszukany. Musimy również cię obszukać. Przepraszam za to, ale ze względu na poważne groźby kierowane do NGO, to jest konieczne. Mogę wezwać kobietę oficera, by cię obszukała, jeśli będziesz czuła się niekomfortowo, kiedy będę cię dotykał. Mogę sprowadzić którąś w ciągu dziesięciu minut. Mamy kilka butelek wody i napoje, żeby wygodnie było ci czekać. Jednak teraz musimy przeszukać twoją torbę. Musimy się upewnić, że nie ma tam żadnej broni ani bomby. - Rozumiem. Zazwyczaj noszę broń, mam pozwolenie, ale nie zabrałam jej ze sobą. Byłam świadoma, że to nie byłoby tutaj właściwe, więc zostawiłam ją z moim zespołem.
~ 102 ~
Mężczyzna zamrugał. - Jakim zespołem? - Pracowałam w Ludzkiej Ratowniczej Grupie Zadaniowej dla NGO aż do dziś rano. Uśmiechnął się. - Nie wiedziałem, że mieli tam jakieś kobiety. - Ja byłam jedyną. – Odwróciła się przodem do ściany i rozłożyła kończyny. – Śmiało obszukaj mnie. Mężczyzna był kompetentny i nie zrobił nic, by Jessie chciała go uderzyć. Jego ręce przebiegły po jej piersiach, ale się nie zatrzymały, ścisnęły czy obmacały. Przykucnął i zaczął od jej kostek, prowadząc dłonie w górę. Użył krawędzi dłoni, by upewnić się, że nie schowała pistoletu wewnątrz majtek. Wstał i się odsunął. Jessie się odwróciła i wpatrzyła w niego. - Dziękuję. Powiadomiliśmy biuro o twoim przyjeździe i już wysłali po ciebie Jeepa, pani Dupree. - Po prostu Jessie. Dziękuję. Uśmiechnął się. - Jestem Flame, a mój partner obserwujący protestujących to Slash. Dziękuję za rozrywkę, kiedy rozmawiałaś z tym człowiekiem. On kocha nas drażnić. - Cała przyjemność po mojej stronie. Kiedy zacznie jeszcze raz, po prostu zacznijcie śpiewać Elvisa i założę się, że się zamknie. – Mrugnęła. – To najlepszy sposób radzenia sobie z nimi. To całkowicie go wkurzy, uzna to za obrazę, ale to nie zabrzmi w ten sposób dla nikogo innego tylko dla niego. Oficer się roześmiał. - Będę pamiętał i przekażę to innym. - Tylko tak uczciwie mu oddasz. Jestem pewna, że musiałeś cholernie dużo znieść. Mogę zadać ci osobiste pytanie? Wzruszył ramionami. - Pewnie. ~ 103 ~
- Dlaczego wybrałeś Flame / Płomień na swoje imię? Mogłabym to zrozumieć, gdybyś miał płomienne włosy, ale twoje są ciemnorude. Uśmiechnął się. - Uwielbiam patrzeć na płonący ogień i często spędzam moje noce na zewnątrz siedząc przy ognisku. Zapach palącego się drewna jest przyjemny, a płomienie są piękne i takie żywe. - Zawsze lubię zapytać. Masz szczęście, że mogłeś wybrać swoje imię. Ja utknęłam z Jessica Marlee Dupree. – Potrząsnęła głową. – Moi rodzice powiedzieli, że tak było ładnie. Myślę, że palili trawkę, by zrymować moje dwa imiona. Roześmiał się. - Dlatego nalegam, by nazywano mnie Jessie. Jak słyszę, kiedy ktoś woła mnie pełnym nazwiskiem, po prostu się wzdragam. Brzmi, jakbym powinna nucić jakieś stare piosenki country albo coś w tym stylu. A ty swojemu imieniu nadałeś znaczenie. - Wesoło jest mieć cię blisko. – Uśmiechnął się. – Twoi rodzice zrobili coś dobrego. - Dzięki. - Naprawdę będziesz tu pracować? - Tak. Nie wiem, co będę robiła, ale dziś rano zostałam wywalona z zespołu. I zostałam przysłana tutaj. Jego uśmiech zbladł. - To znaczy zwolniona? Dlaczego cię zwolnili? - Zostałam postrzelona. Tak naprawdę to było tylko draśnięcie. I zabiłam też trzech dupków, ale zasłużyli na to. To długa historia. To były dobre strzały, ale moim ojcem jest Senator Jacob Hills, więc się przeraził. Zwolnił mnie, by być pewnym, że już nigdy więcej nie znajdę się w niebezpieczeństwie, albo w sytuacji, gdzie mogłabym zostać zmuszona zabić dupków. – Uśmiechnęła się, by złagodzić swoje słowa. – Myślę, że doszedł do wniosku, iż tu będę bezpieczniejsza. – Przyjrzała się wysokim murom i uzbrojonym oficerom NG patrolującym teren z dużymi spluwami. – Jak widzę, to miejsce jest dość bezpieczne. Flame się uśmiechnął.
~ 104 ~
- Gdzie zostałaś postrzelona? Odwróciła się, by pokazać mu plecy i sięgnęła do włosów. W sekundzie rozdzieliła je, by ukazać wygolone miejsce, pięć na dwa i pół centymetra, osłonięte bandażem. - To było tylko draśnięcie. Kula ścięła trochę włosów, ale... – Puściła włosy i obróciła się do niego. – Pamiętaj, by zawsze nosić na służbie kamizelkę. – Spojrzała na jego. – Przyjęłam dwie kule w plecy od snajpera. – Wskazała jego kamizelkę. – Dobrze działają. Wszystko, co mam, to tylko kilka siniaków. - Niesamowite. – Uśmiechnął się. – Masz tu jakiś przyjaciół? Praca z grupą zadaniową musiała przynieść ci kilku. - Nie. Poznałam kilka osób, ale nikogo, z kim spędzałabym dużo czasu. – Z wyjątkiem Justice’a. Nie wspomniała jednak o tym głośno. - To może zadzwonisz do mnie, kiedy już się rozgościsz? Mamy tu bar. Z przyjemnością postawię ci piwo i przedstawię wszystkim. Myślę, że zdobędziesz tu wielu przyjaciół. Jesteś bardzo zabawna. - Chciałabym. Nigdy nie masz dość przyjaciół. - Mamy spis telefonów. Jestem na liście. Po prostu pod nazwą Flame. Nie mam nazwiska. Nie miałem powodu, by wybrać sobie jakieś. Do bramy zbliżył się Jeep, prowadzony przez kobietę NG. Była dużą kobietą, najwyraźniej eksperymentalnym prototypem, a nie Kobietą Prezentem. Jessie nie miała zbyt dużego doświadczenia z tymi kobietami, oprócz jednej, z którą spędziła czas w Rezerwacie. Bardzo lubiła Breeze. - To twoja podwózka. Mam nadzieję, że spodoba ci się życie i praca tutaj, Jessie. To była prawdziwa przyjemność cię spotkać. Mam nadzieję, że już wkrótce postawię ci piwo. Zadzwoń do mnie. – Flame pomachał. Chwyciła swoją torbę i odmachała. - Mnie też było przyjemnie cię poznać. Zadzwonię w sprawie tego piwa. – Skierowała się do Jeepa. Duża kobieta NG skrzywiła się. - Człowieku, jedziesz ze mną. - Cześć. Jestem Jessie. Jesteś moją podwózką? ~ 105 ~
- Tak. – Nie wyglądała na szczęśliwą. – Jestem Midnight. Proszę wsiądź. Jessie rzuciła torbę na tylne siedzenie i usiadła w fotelu pasażera. Nie sięgnęła po pas. Na posiadłościach NG nie było konieczności przypinania się pasami. Nie mieli też zbyt wielkiego ruchu ani przekroczeń prędkości. Głównie widziała wózki golfowe zaparkowane wzdłuż większości krawężników. Kierująca zawróciła Jeepa i ponownie spojrzała na Jessie, najwyraźniej niezbyt szczęśliwa z przypisania do zawiezienia jej gdziekolwiek. - Generalnie nie lubisz ludzi czy tylko mnie? – Jessie trzymała uśmiech na miejscu. - Nie chciałam być nieuprzejma. – Spojrzała na Jessie łagodniejszym wzrokiem. – Nie jestem przyzwyczajona do zajmowania się twoim rodzajem, a moje doświadczenia nie były dobre. - Rozumiem. No cóż, jestem absolutną mądralą, ale zawsze jestem miła dla ludzi, chyba że oni nie są mili dla mnie. Nie sądzę, żebyś była niegrzeczna. Chciałabym tylko, żebyś dała mi szansę zanim zdecydujesz się mnie nie lubić. Jestem otwarta na ciebie. Midnight się uśmiechnęła. - Rozumiem. Jessie całe życie musiała uczyć się jak przełamywać lody. Jako córka osoby publicznej miała do czynienia z wieloma nieznajomymi w różnych scenariuszach. Mogła być bardziej otwarta i szczera z NG niż z ludźmi i to jej się podobało. NG nie bawiły się w gierki ani łatwo nie kłamały. Byli prostolinijni. - Więc, ty jesteś tą, która powie mi, gdzie pracuję, co robię, gdzie będę spała i kiedy zaczynam? Jestem trochę ciemna oprócz tego, że mam pracę i mieszkam tutaj. Midnight błysnęła swoim niebieskim spojrzeniem na Jessie. - Ja mam tylko cię podwieźć i zaprowadzić do jednego z domków. Powiedziano mi, że mam ci pokazać dom, poczekać aż będziesz gotowa, a potem zabrać do Centrum Medycznego. Nie wiem nic więcej. Ci ludzie potrzebują pomocy z ich programem orientacji pracy, zdecydowała Jessie. - No tak. Czy będę musiała z kimś mieszkać czy dostanę własny pokój? ~ 106 ~
- Otrzymasz swój własny domek. Nie dzielimy przestrzeni życiowej, chyba że mieszkamy w akademiku dla kobiet, ale wszyscy mamy swoje własne apartamenty. Dzielimy tylko wspólne obszary. Są tylko dla NG, a odwiedzającym ludziom przypisane są domki. To są domy znajdujące się na zabezpieczonych terenach, odcięte od reszty ogólnej populacji. Jessie pozostała milcząca, pozwalając, by te informacje w nią wsiąkły. Zabezpieczone tereny odcięte od ogólnej populacji brzmiały dość ponuro. Midnight nie była gadułą i wydawało się, że nie przeszkadza jej cisza, która rozciągała się między nimi. Jessie rozglądała się po otoczeniu. Było wiele budynków, które nie miały nazwy, ale litery, żeby je zidentyfikować. Zdała sobie sprawę, że w ogóle nie widzi żadnych liczb, na niczym. Wzruszyła ramionami. Zostawiły budynki za sobą i jechały przez duży park. Było tu mnóstwo drzew i oczywiście sztuczne jezioro. - Tu jest naprawdę ślicznie. Midnight spojrzała na wodę. - Bardziej lubię Rezerwat. Mają tam naprawdę duże jezioro i jest ładnie. Byłam tam cztery tygodnie w zeszłym miesiącu i chcę wrócić. - A co robisz tutaj? Coś lepszego niż podwożenie nowych pracowników? – Powiedziała to w formie żartu. - Slade, który prowadzi Rezerwat, poprosił o kobiecą pomoc, kiedy skończono tam budowę. Potrzebował pomocy przy ochronie, więc dwadzieścia z nas tam mieszkało. Jak tylko wszystko zostało zrobione przywieźli nas tu z powrotem. Tęsknimy za tamtym miejscem. Tu jest ładnie, ale Rezerwat jest lepszy. Teraz mamy wymianę grup, więc idę tam na miesiąc, ale potem się zmieniamy. To dobrze działa i w ten sposób nasze kobiety są równo podzielone między dwiema lokalizacjami. - Czy bycie równo podzielonym jest ważne? Midnight się zawahała. - Jest nas o wiele mniej niż mężczyzn, a oni są bardzo opiekuńczy wobec nas. Jeśli coś złego stanie się w jednym miejscu, chcą być pewni, że nie wszystkie z nas zginą. – Zamilkła. – Cały czas dostajemy groźby od twojego rodzaju, że nas wysadzą i zapolują na nas jak na zwierzęta. To sprawia, że mężczyźni martwią się o nas i równomiernie rozdzielają naszą ilość. - Rozumiem. Ludzie potrafią być naprawdę wstrętni, no nie? ~ 107 ~
Midnight posłała jej zdziwione spojrzenie. - Wiem, jak skażeni jesteśmy my ludzie. – Jessie wzruszyła ramionami. – Niektórzy z nas są dobrzy, podczas gdy inni zasługują na kulkę w głowę. Kobieta NG się uśmiechnęła, ale próbowała to ukryć obracając głowę do przodu na drogę. - Jesteśmy tu również potrzebne, ponieważ Justice i Rada zdecydowali, że powinnyśmy dbać o naszych ludzi. Niektóre z naszych kobiety nie mieszkały tu aż do niedawna, a oni potrzebują nas silnych kobiet do opieki nad nimi. Jessie poprawiła się na siedzeniu. - Masz na myśli Kobiety Prezenty? Nagłe ostrożne spojrzenie Midnight pomknęło do Jessie i zmarszczyła brwi. - Co o nich wiesz? - Tak naprawdę, cholernie dużo. Aż do dzisiejszego poranka byłam częścią zespołu, który je odzyskiwał i pomagał wrócić do waszych ludzi. Kobieta uderzyła mocno po hamulcach. Jessie prawie trzasnęła w deskę rozdzielczą. Kobieta cała się odwróciła na swoim miejscu, by spojrzeć na Jessie, studiując jej włosy. - To jesteś ty! Jesteś tą Jessie! – Uśmiech pokazał się na twarzy Midnight. – Tiny i Halfpint cały czas o tobie mówią! Wszystkie to robią, ale szczególnie te dwie. Jessie odzyskała równowagę po niemal zostaniu rozgniecioną na przedniej szybie i wsunęła tyłek z powrotem na siedzenie. - Tiny i Halfpint są tutaj? Naprawdę? Co się dzieje z odzyskanymi kobietami, które tu mieszkają? - Och, nigdzie ich nie odsyłamy. Jest zbyt niebezpiecznie. Nie chcemy, żeby te miłe ludzkie kobiety lub nasze kobiety zostały skrzywdzone. One dostają groźby śmierci za ukrywanie NG. – Midnight wciąż się uśmiechała. – Poczekaj aż im powiem, że tu jesteś. One cię uwielbiają. Gdy czują się przestraszone albo przerażone, myślą o Tobie. Jesteś mała tak jak one, ale powiedziały, że jesteś ostra. – Midnight spojrzała na Jessie i jej uśmiech nieco zbladł. – Nie wyglądasz na ostrą. Wyglądasz na małą i jakby słabą.
~ 108 ~
Jessie się roześmiała. - Jestem silniejsza i bardziej twarda niż wyglądam. Midnight nie wydawała się być przekonana. - Zawiozę cię do domku i do Centrum Medycznego. Powiem kobietom, które uratowałaś, że tu jesteś. Mogą zechcieć ci coś upiec. Uczą się jak to robić i są dumne ze swoich umiejętności. – Midnight podniosła but z hamulca i nacisnęła gaz. – Nie zrań ich uczuć. – Zabrzmiało to groźnie. Jessie oparła się plecami o siedzenie. - Nie przyszłoby mi to do głowy. Uwielbiam pieczone dobroci i z radością je zobaczę. Jakieś dwa tuziny naprawdę ładnych domków zostało wybudowanych po drugiej stronie jeziora. Każdy miał inny kolor. Jessie miała nadzieję, że dostanie taki z widokiem. Były większe niż myślała, że będą, gdy usłyszała o domku. Tak naprawdę nie przypominały domków, ale zbyła to wzruszeniem ramion. Domy, które widziała miały około sto czterdzieści metrów kwadratowych. Midnight nie zwolniła Jeepa, gdy przejechały przez bramę wiodącą do tych domów. - To nie są te domki? – Jessie patrzyła za nimi. - Nie. Powiedziano mi, żebym zabrała cię do innych domków. - Jest ich więcej? - To był ludzki obszar dla ludzi, którzy pracują lub odwiedzają Ojczyznę. Ty zostałaś przydzielona do obszaru NG. Jessie zmarszczyła brwi i odwróciła się, by spojrzeć na Midnight. - Obszar NG, to znaczy, że mieszkają tam tylko NG? - Tak. Nie wiem dlaczego. Pytałam, ale powiedziano mi, bym tak zrobiła. Więc tak robię. Podjechały do następnej strzeżonej bramy. Przed budką wartowniczą czekał inny oficer NG w czarnym mundurze. Midnight nacisnęła na hamulec. - To jest ta ludzka kobieta? – Mężczyzna przyglądał się ciekawie Jessie. - Tak – oznajmiła Midnight. – To ona. ~ 109 ~
Oficer się uśmiechnął. - Witamy. Twój dom jest już przygotowany i kazano mi powiedzieć, że jeśli będziesz czegoś potrzebowała masz dać mi znać, pani Dupree. Jeśli nie mnie to temu, kto będzie na służbie. Jeden zawsze stoi przy bramie. Wystarczy nacisnąć przycisk wewnątrz swojego domu przy drzwiach, by nas wezwać. Jest wyraźnie oznaczony. To da nam znać, że potrzebujesz pomocy. – Jego wzrok zwrócił się na Midnight. – To ten różowy przy ciemnoniebieskim. To ten najwyżej na szczycie wzgórza. – Wskazał. - Dziękuję. – Jessie wymusiła uśmiech. Dlaczego mnie tutaj umieścili? Oficer otworzył elektronicznie bramę i ta otworzyła się szeroko. Midnight przez nią przejechała. Jessie przyglądała się domkom, które mijali. Były podobne do domków, które zostawiły za sobą, tam gdzie mieszkali wszyscy ludzie. To były słodkie, nowe domki, ale wyglądały na nieco większe od tych ludzkich. Wspólnota została zbudowana na wzgórzu z widokiem na Ojczyznę. Midnight jechała drogą aż na górę, gdzie stał jeden wyjątkowo duży ciemnoniebieski dom, z dala od wszystkich innych domów, a nieco mniejszy różowy był obok niego. Po każdej stronie obu domów znajdowały się duże dziedzińce, oddzielając je od innych domów na tej drodze. - Oto on. – Pokazała Midnight. – Jest duży jak na jedną osobę. - Tak. – Jessie była w szoku. – Spodziewałam się, że zostanę po prostu przypisana do pokoju. Midnight zaparkowała na podjeździe i wysiadła. Jessie wydostała się z ociąganiem. Sięgnęła do tyłu i chwyciła swoją torbę, podążając za Midnight do drzwi. Klucz był zostawiony w zamku. Midnight wyciągnęła go i podała Jessie. - Twój. – Midnight pchnęła drzwi i otworzyły się szeroko. Jessie weszła do środka. Salon był ładnej wielkości, w pełni umeblowany i miał kominek z szarego kamienia. Było uroczo i spodobało jej się. Rzuciła torbę zanim odwróciła się ponownie do Midnight. - Chodźmy do Centrum Medycznego. - Nie chcesz trochę pooglądać? - Nie. Zrobię to później. Umieram z chęci dowiedzenia się, co mam teraz robić.
~ 110 ~
Midnight zamrugała. - W porządku. Jessie zamknęła drzwi i włożyła klucz do kieszeni. Poszła za Midnight do Jeepa. Oficer przy bramie zatrzymał ich z głębokim zmarszczeniem. - Coś nie tak? Midnight wzruszyła ramionami. - Powiedziała, że rozejrzy się później. Chce iść do pracy. Wyciągnął rękę i wbił kod, by otworzyć elektryczną bramę. - Dobrego dnia. Centrum Medyczne było usytuowane w pobliżu frontowej bramy. To był jednopiętrowy budynek ze szklanym frontem. Wyglądał na opuszczony, gdy Midnight zaparkowała Jeepa przy krawężniku. Nikogo również nie było na ulicy. Jessie wysiadła. - Tutaj cię zostawię. – Midnight skinęła jej głową. – Miłej pracy, cokolwiek to może być. - Dziękuję. – Jessie się zawahała. – Jak później dostanę się do domku? Midnight wzruszyła ramionami. - Nie wiem. Nikt mi nie powiedział, żebym po ciebie podjechała. – Pomachała na pożegnanie i odjechała. Jessie wsadziła ręce do tylnych kieszeni dżinsów i przyglądała się jak Midnight znika w Jeepie za zakrętem. Westchnęła. Jak do tej pory to był jeden z najdziwniejszych dni. Odwróciła się, spoglądając na Centrum Medyczne i pchnęła szklane drzwi. Wewnątrz naprzeciw okna stały krzesła, była jedna długa lada, a z tyłu za ladą kilka stołów do badań. Były wystawione na widok każdego, kto wszodził. Brwi Jessie się uniosły. Rozejrzała się po pokoju, ale nikogo nie zobaczyła. Dostrzegła drzwi i kilka korytarzy po drugiej stronie długiej lady. - Witam! – Jessie tak naprawdę nie krzyknęła, ale wiedziała, że ktoś musi ją usłyszeć.
~ 111 ~
- Idę – krzyknął z korytarza mężczyzna. Wyszedł i spojrzał na nią. – Ty musisz być panią Dupree. Jestem Paul, tutejszy pielęgniarz. Lekarz Ted Treadmont jest z tyłu z Beauty. Tak się cieszymy, że tu jesteś. Nie podoba nam się utrzymywanie jej w śpiączce, ale była naprawdę w szoku po ostatniej nocy. Chcemy ją obudzić i pozwolić jej cię zobaczyć. Uważamy, że to może ją uspokoić, gdy zobaczy cię u swojego boku. Gdy obudziła się dziś rano, kiedy leki przestały działać, nie przestawała krzyczeć. Musieliśmy natychmiast ją uśpić. Jessie obeszła ladę. - Zrobię, co będę mogła. - Dziękuję. Ulżyło nam, kiedy usłyszeliśmy, że przyjeżdżasz. Trisha, och, doktor Norbit, jest na wakacjach i nie jest w stanie wrócić, by nam pomóc. Pomyśleliśmy, że kobieta może pomóc. Rozważaliśmy sprowadzenie innej z NG, by z nią posiedziała, ale nie chcieliśmy jeszcze bardziej jej zszokować. Większość z nich jest zbyt młoda, by dużo pamiętać i kiedy zobaczą swój własny gatunek, są przerażone. Niektóre z nich nie wiedzą, że wyglądają inaczej od nas. Widziały tylko ludzi, więc widząc kogoś z Gatunku są przerażone na śmierć. Jessie zamrugała. - Nigdy o tym nie pomyślałam. Jeszcze nie znalazłam kobiety, która miałaby lustro niezależnie, w jakim więzieniu została zamknięta. - Tak. To jest proces uczenia się. Będę zadowolony, gdy wróci Trisha. Od kilku miesięcy potrzebują jej w Rezerwacie. Paul poprowadził ją korytarzem. Na ostatnim łóżku w rogu leżała Beauty. Jessie przyjrzała się starszemu mężczyźnie z siwymi włosami, który siedział na krześle z laptopem na kolanach. Nosił okulary i uśmiechnął się do Jessie. - Musisz być panią Dupree. Bardzo dziękuję za przyjazd. Poinformowano mnie o tym, co sie stało ostatniej nocy. – Jego uśmiech zamarł. – Masz zawroty głowy? Występują nudności? Bóle głowy? - Nic mi nie jest. – Jej uwaga przesunęła się na Beauty. Jessie zauważyła, że wykąpali tę wątłą kobietę. Jej włosy miały teraz piękny, błyszczący brąz. Były długie, spływały za ramiona i wyglądała na spokojną w swoim śnie. Pościel tym razem była czysta i miała na sobie ładną nocną koszulę w kwiatki. Jessie skrzywiła się nad materiałem. Była ładna w rodzaju Mam osiemdziesiąt lat i jest ~ 112 ~
fajnie przypominać kwiaciarnię, ale ostatnią rzeczą, o jaką Beauty musiała się martwić to zmysł mody. Jessie podeszła bliżej. - Myślałam, że siniaki będą gorsze. - Większość z nich to był brud. – Paul pokręcił głową. – Słyszałem, że była w naprawdę kiepskim stanie, kiedy tu przybyła. Jessie rzuciła mu ostre spojrzenie. - To nie ty ją obmyłeś? – Spojrzała na lekarza, decydując, że wygląda na zbyt delikatnego, by zajmować się taką pracą. - Przyszło kilka kobiet z akademika. – Paul się zawahał. – Mężczyznom nie wolno dotykać żadnej z nich bez ubrania, no chyba, że to jest sprawa życia lub śmierci. Myślę, że się boją. – Odchrząknął. – No wiesz. – Wskazał głową. – Widzisz kamerę? Zainstalowali, by ją obserwować. - Martwią się o to, że któryś z was będzie ją molestować? – Jessie się odwróciła, zobaczyła kamerę i pomachała. Odwróciła się plecami. – Czy można ich winić? Jestem pewna, że macie ich zaufanie, ale te kobiety przeszły przez najgorsze nadużycia. Paul skinął głową. - Powiedziały, że większość z tego to był brud. - Jest w dobrej kondycji oprócz bardzo ubogiej diety i niektórych nadużyć, które wycierpiała. – Doktor Treadmont westchnął. – Pozwolili mi ją zbadać przy obecności czterech ich kobiet. – Napotkał spojrzenie Jessie. – Była poważnie wykorzystywana od lat. Była również głodzona. Zrozumiała to, czego nie powiedział głośno. - Jeszcze nie znaleźliśmy takiej, która nie byłaby wykorzystywana czy zagłodzona. – Zbliżyła się do łóżka i podniosła rękę Beauty, by ją potrzymać. Była delikatna i mała w jej łagodnym uścisku. – Wiesz, jakie dokładnie jest moje zadanie? – Spojrzała na lekarza. Wzruszył ramionami.
~ 113 ~
- Jakie zadanie? Powiedziano mi, że jesteś tu, by z nią rozmawiać, kiedy się obudzi. – Mężczyzna zerknął na zegarek. – Co powinno stać się wkrótce. – Wstał. – Będę w moim biurze. Jedno z nas powinno być z nią przez cały czas. Paul napotkał spojrzenie Jessie. - Po prostu krzyknij, gdy będziesz potrzebowała pomocy. – Przystawił wolne krzesło do łóżka, by Jessie mogła usiąść i nadal trzymać Beauty za rękę. – Powiedziano mi, że lepiej jak nie będzie w pobliżu mężczyzn, gdy będziesz z nią rozmawiała. Powodzenia. - Czekaj. Wiesz, jaka jest moja praca? Zawahał. - Żeby być tutaj dla niej. Kiedy z nią porozmawiasz i się oswoi, wiem, że będą chcieli, byś przedstawiła ją kilku innym kobietom. Po prostu chcą, żeby najpierw przestała się ich bać. Gdy będzie bardziej stabilna medycznie, zostanie przeniesiona do akademika kobiet. Świetnie. - Więc zadzwonisz do kogoś, by dać im znać, kiedy będzie gotowa do przedstawienia jej innym kobietom? Wskazał na kamerę. - Ona ma dźwięk i cały czas monitorują. Mów do kamery i dawaj im znać, czego potrzebujesz. – Wyszedł. Jessie bliżej się przyjrzała Beauty. Wyglądała młodo, ale zazwyczaj były starsze niż na to wyglądały. Przypuszczała, że kobieta miała prawdopodobnie grupo po dwudziestce. Zwykle miała czasu na przestudiowanie danych zaangażowanych w to męskich porywaczy, by zdobyć ogólne informacje na temat tego, co za potwór krzywdził kobiety, ale nie tym razem. Zastanawiała się, jaki tym razem potwór zamknął Beauty. Weszła w to na ślepo. Ale to, co liczyło się najbardziej, to wyciągnięcie Beauty z szoku na drastyczną zmianę jej życia. Beauty się poruszyła i Jessie wstała, przytrzymując rękę kobiety trochę mocniej. Brązowe oczy zamrugały i się otworzyły, i Jessie się uśmiechnęła. - Cześć, Beauty. To ja Jessie. Pamiętasz mnie? U mnie w porządku. A ty jak się masz? ~ 114 ~
Strach był natychmiastowy. Kobieta stężała i chwyciła mocniej rękę Jessie. Wpatrywała się w Jessie szerokimi, zaniepokojonymi oczami, zanim wydawało się, że się uspokoiła. - Myślałam, że umarłaś. - Nie. Zostałam tylko draśnięta w głowę. U mnie w porządku. Jak się czujesz? Kobieta się zawahała. - Boję się. Jessie mówiła do niej, uspokajała ją, dopóki strach kobiety nie złagodniał. Dowiedziała się, że Beauty była u swojego porywacza od dłuższego czasu. Nie mogła sobie przypomnieć placówki przeprowadzającej testy i nie miała pojęcia, czym była. Jessie musiała jej to wytłumaczyć, ale nie wiedziała skąd zacząć. Nie chciała opowiadać jej o tych wszystkich okropnościach w Mercile Industries i tym, co robili. To była historia na inny czas, kiedy kobieta będzie silniejsza. Zamiast tego, delikatnie wyjaśniła, że między nimi są pewne fizyczne różnice, a potem zaczęła mówić, że ludzie podobni do Beauty chciał ją poznać. - Pamiętasz, co mówiłam ci wczoraj w nocy? Że zamierzam zawieźć cię do domu, do twojej rodziny i będziesz bezpieczna? Cóż, jesteś tu. – Jessie zerknęła na kamerę. – Chciałabym, żebyś poznała kilku z nich. Kilka naprawdę miłych kobiet polubiło cię. Wkrótce tu przyjdą i poznają cię. – Skierowała całą swoją uwagę na kobietę na łóżku. Beauty ponownie wyglądała na przestraszoną, więc Jessie spróbowała ją uspokoić. - One cię nie skrzywdzą. Bałaś się mnie, kiedy się spotkałyśmy, ale już się nie boisz, prawda? - Nie. Jesteś miła. Jessie się uśmiechnęła. - One też. Szukaliśmy cię. – Jessie usłyszała miękki odgłos i odwróciła głowę w stronę drzwi. Uśmiechnęła się do Halfpint, zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie czekały na korytarzu. Jessie pomachała do niej i obserwowała Beauty.
~ 115 ~
- To jest Halfpint. Była taka jak ty, Beauty. Była zamknięta i krzywdzona. – Głos Jessie zmiękł. – Ona jest naprawdę miła i wie jak się w tej chwili czujesz. Była tam, gdzie ty. Beauty spojrzała na niską kobietę, która lękliwie weszła do sali szpitalnej i odetchnęła. Halfpint podniosła stopę, by zrobić krok w tył, ale Jessie pokazała gestem, by została. Beauty puściła rękę Jessie i podniosła obie ręce do własnej twarzy. Jessie zrozumiała. - Czy Halfpint nie jest piękna? Tak jak ty jesteś – powiedziała miękko Jessie. – Mówiłam ci, że masz tu rodzinę. Beauty patrzyła na Jessie ze wzrastającym zrozumieniem. - Jestem podobna do niej, nie do ciebie? - Tak. Jesteś o wiele ładniejsza niż ja kiedykolwiek będę. Zazdroszczę ci. Chciałabym mieć twoje kości policzkowe i twoje piękne oczy. Beauty się uśmiechnęła. - Naprawdę? - Tak. Jak myślisz, dlaczego nazwałam cię Beauty? Jesteś piękna. Beauty spojrzała nieśmiało na Halfpint. - Spotkało cię to, co mnie? Też byłaś zamknięta przez złych ludzi? Halfpint zamrugała, by powstrzymać łzy. - Tak, byłam. Jessie mnie też znalazła i przyprowadziła do domu. Jestem już wolna od jakiegoś czasu i jestem tu szczęśliwa. Mogę cię dotknąć? Chciałabym cię przytulić. Spojrzenie Beauty pomknęło do Jessie. Jessie skinęła głową, odsunęła się i zamieniła się miejscami z Halfpint. W ciągu minut kobiety przytulały się i rozmawiały. Jessie w końcu wymknęła się z pokoju i zauważyła Tiny czającą się na korytarzu. - Jessie! Jessie mocno ją przytuliła. Tiny była kolejną uratowaną kobietą, która wyglądała w stu procentach zdrowo i szczęśliwie.
~ 116 ~
***
Justice odwrócił uwagę od kamery i znalazł Tigera stojącego za nim, i uśmiechającego się. - Podoba mi się ten człowiek. Naprawdę jest dobra z naszym rodzajem. - Tak – zgodził się cicho Justice. – Taka jest Jessie. Uśmiech Tigera zbladł. - Jesteś pewien, że chcesz, by mieszkała na naszym obszarze? Nigdy nie mieliśmy tam człowieka. - Przysiągłem jej ojcu, że będę miał na nią oko i że będzie bezpieczna. Nigdzie nie będzie bardziej chroniona niż mieszkając tam, gdzie jest. Tiger nie wyglądał na zachwyconego. - Cieszę się, że mieszkam kilka domów dalej od niej. Mam nadzieję, że nie ma żadnych dziwnych nawyków. Justice przyjrzał się przyjacielowi. - Jakich nawyków? - Nie wiem. Może gotuje cuchnące jedzenie albo gorzej, może słucha głośnej muzyki, której nie cierpię. Justice spojrzał z powrotem na ekran monitora. Jessie pozostawała teraz poza zasięgiem kamery, bo opuściła pokój, w którym była trzymana Beauty, a on bardzo chciał, żeby wróciła. Pragnął patrzeć na nią, słyszeć jej głos i chciał zobaczyć ją osobiście. - Wyślij kogoś, żeby ją odebrał i zawiózł do domku. Miała długi dzień. Powiedz jej, żeby wróciła do Centrum Medycznego rano. Jutro może przenieść Beauty do akademika, jeśli Ted na to pozwoli. Niech też ktoś zabierze ją na kolację. Nie powinna dzisiaj gotować po minionych dwunastu godzinach, jakie przetrwała. Lubi żeberka. Brew Tigera się uniosła. - Skąd to wiesz?
~ 117 ~
Justice wewnętrznie się skrzywił na ujawnienie zbyt wiele. - Po prostu wiem. Upewnij się, że dostanie opiekę i zostanie dobrze nakarmiona. Muszę wykonać kilka telefonów. Gubernator nalega, żebyśmy poszli na imprezę charytatywną w przyszłym miesiącu i mam zamiar to przyjąć. Jest na rzecz praw zwierząt i byłby zły rozgłos, gdybyśmy odmówili, więc przygotuj się, że będziesz zdenerwowany. - Cholera – jęknął Tiger. – Weź Brassa. - On też pójdzie, ale chcę, żebyś ty tam był. – Rozbawienie wykrzywiło usta Justice’a. – Jeśli ja muszę cierpieć, ty też powinieneś. Żona gubernatora uważa cię za szczególnie czarującego. - Poklepała mnie w tyłek! - Widzisz? Jest przyjazna Gatunkom. Justice się roześmiał, wychodząc szybko z budynku ochrony i mając nadzieję na wyczyszczenie swojego harmonogramu tak szybko jak to możliwe. Jessie była w Ojczyźnie, a on chciał z nią porozmawiać.
Tłumaczenie: panda68
~ 118 ~
Rozdział 9 Jessie zamknęła drzwi trzymając wielką torbę jedzenia na wynos z restauracji NGO. Nie jadła cały dzień i zapach obiadu sprawił, że burczało jej w brzuchu. Włączyła światła, by obejrzeć salon, zastanawiając się czy najpierw zjeść czy zwiedzić. Jej brzuch zaburczał jeszcze raz, kończąc debatę. Kanapa była miękka i wygodna, gdy usiadła, postawiła torbę przed sobą na stole i otworzyła ją. Zapach wybornych żeberek wywołał jej jęk. To Justice musiał je dla niej zamówić, ponieważ nie zapytano jej, co chce. Przynajmniej miała nadzieję, że to on zrobił coś tak miłego. Z tego, co wiedziała, żeberka mogły być specjalnością dnia. Znowu mogła spędzić czas z Tiny i Halfpint. To było wspaniałe. Zawsze uważała, że jej praca jest satysfakcjonująca, od kiedy dołączyła do grupy zadaniowej, ale nic nie potwierdzało tego bardziej niż zobaczenie zmian u tej dwójki. Były przerażonymi, poranionymi, molestowanymi kobietami, które były zamknięte w swoich skorupach, kiedy je uratowano. Teraz były spokojnymi, kwitnącymi osobami, które odnalazły szczęście. Restauracja dostarczyła wszystko od sztućców do serwetek, po dwa rodzaje napojów gazowanych. Jadła – niemal pochłaniając jedzenie – i cieszyła się każdym kęsem. Zignorowała telewizor po drugiej stronie pokoju, dużą plazmę wisząca nad kominkiem, i rozglądała się trochę wokół, myśląc jak ładna jest jej katera. To był duży dom, w pełni umeblowany i nowy. Jej uwaga w końcu zatrzymała się na torbie, którą przyniosła i wiedziała, że musi się rozpakować. Chciała mieć swoje ubrania z domu, ale musiała zadowolić się tymi, które kupił jej ojciec w wielkim domu towarowym. Próbował znaleźć firmowe sklepy, ale Jessie odmówiła. Jej ojciec potrafił być gorszy od jej przyjaciółek, gdy chodziło o wybieranie ubrań. Po prostu nie potrafił siedzieć cicho, kiedy ona robiła zakupy, tylko wygłaszał komentarze, zwłaszcza kiedy nie zgadzał się z jej wyborami. Chwyciła uchwyt torby, wstała i ruszyła korytarzem. Pierwsza sypialnia była typowa, miła. Ruszyła do następnej. To był duży pokój, główny, i się uśmiechnęła. - Mogę się do tego przyzwyczaić – mruknęła. Wysokość wielkiego łóżka uniosła jej brwi. – Chyba będę potrzebowała podnóżka, żeby się na nie wdrapać. – Pokój miał ~ 119 ~
masywną komodę z dziewięcioma szufladami, na której stał telewizor z płaskim ekranem. To był prawdopodobnie czterdziestocalowy telewizor. Fajnie. Uśmiechnęła się szeroko. Dwie nocne szafki wykańczały mebel. Okręciła się, zobaczyła otwartą garderobę i ciemne wejście. Łazienka była ogromna. Gapiła się na wannę z jacuzzi zajmującą cały narożnik i upuściła torbę. Nie mogła oprzeć się pokusie wejścia do środka, więc usiadła i zachichotała. Mogło tu się zmieścić czworo ludzi. Były w niej dysze i zdecydowała, że zamiast prysznica weźmie kąpiel. - Najpierw muszę się rozebrać. – Ale nie chciało jej się ruszyć. To naprawdę był długi dzień i ból głowy groził powrotem, gdy poczuła lekkie pulsowanie w skroniach. Podniosła rękę, by delikatnie dotknąć tyłu głowy, odnalazła opatrunek i głośno westchnęła. Jej życie się zmieniło, ponieważ została postrzelona. Jej praca z grupą zadaniową była historią. Miała nowy dom, jednak absolutnie nie miała pojęcia, czego się spodziewać. To, czego potrzebowała, uświadomiła sobie, to przynajmniej zapoznać się ze swoim otoczeniem, począwszy od reszty domu. Jessie zmusiła swoje ciało do podniesienia się, decydując, że nadszedł czas, by obejrzeć swój domek, i wyszła z wanny. Była w nim przyjemna kuchnia, a przy salonie otwarta jadalnia. Otwierała szafki i szuflady, znajdując wszystko od sztućców do przeróżnych naczyń. Sapnięcie wyszło z jej rozchylonych ust, gdy otworzyła lodówkę i odkryła, że została zaopatrzona w wystarczającą ilość żywności, by wykarmić co najmniej ośmioosobową rodzinę przez tydzień. Zamrażarka też była cała zapakowana, od lodów po mrożone mięso.
***
Jessie szybko posprzątała po obiedzie i wzięła jedną z tabletek przeciwbólowych, które przepisał jej lekarz. Wzywała ją wanna. Rozpakowała się i złapała bokserki i krótki top zanim wróciła do łazienki. Długo nie trwało napełnienie dużej wanny, więc się rozebrała i powoli zanurzyła w ciepłej wspaniałości bulgoczącego jacuzzi. Dysze na plecach były boskie i uniosła stopy, podtykając je do dwóch następnych dysz będących naprzeciw miejsca, gdzie siedziała. Ból głowy powoli zanikał, gdy delikatnie odchyliła głowę na krawędź, jej ciało się rozluźniło i uwolniła cały swój tłumiony stres. ~ 120 ~
- Och, nigdy stąd nie wyjdę – wyszeptała na głos, jej oczy były zamknięte. – To jest życie.
***
Justice spojrzał na zegarek, zniecierpliwiony, by wyjść już z biura, ale został powiadomiony, że wynikła pewna sytuacja, którą należało załatwić. Pomasował swój kark i pomyślał o Jessie. Została podrzucona do domu i pewnie do tej pory zdążyła się już rozlokować. Chciał się z nią zobaczyć bardziej niż cokolwiek innego, w tym zajęcie się jakimkolwiek problemem, jaki powstał. Do jego drzwi rozległo się pukanie, które natychmiast się otworzyły, i do środka weszli Fury oraz Tiger. Obaj mężczyźni wydawali się być spięci i rozdrażnieni, gdy trzasnęły drzwi – kolejny dowód ich złych humorów. Opadli na krzesła naprzeciw niego. - Co się dzieje? – Spojrzał na nich. - To, co normalnie – mruknął Tiger. – Groźby śmierci i dostarczono nam wezwanie do stawienia się w sądzie. Fury warknął, groźnym dźwiękiem, i czysta wściekłość rzuciła cień na jego rysy. - Ojciec Ellie żąda, żeby wstawiła się przed sędzią w sprawie swojej umysłowej poczytalności. Justice’a opanowało niedowierzanie. - Co? - Musiała odwołać jego wizytę. Jest zły i wierzy, że chcę ją odciąć od jej rodziny. - Rozprawa w sprawie poczytalności? To sugeruje, że oni wierzą, iż nie jest zdrowa na umyśle, prawda? – Gniew ukłuł Justice’a. – Czy on ją oskarża o niepoczytalność, ponieważ cię kocha? - Tak. – Dłonie Fury'ego chwyciły krzesło na tyle mocno, by sprawić, że drewno jęknęło. – Ona nosi nasze dziecko i jest na tyle oczywiste z jej porannymi mdłościami, że zauważyłby to, gdyby został z nami kilka dni. I jeszcze mówią, że jest przeze mnie molestowana. Nie powinno jej się denerwować, ale muszę jej o tym powiedzieć. ~ 121 ~
Będzie zła, a to sprawi, że ja się wścieknę. Tiger rzucił mu spojrzenie i jego brwi się uniosły. - Ty? Wściekły? Niewiarygodne. Justice stłumił uśmiech na ten żart i się odprężył. - Nie mów jej, Fury. Nie ma potrzeby. - Musi się dowiedzieć. Dostarczyli wezwanie do bramy z jej nazwiskiem, a ja zawsze wszystkim się z nią dzielę. - Ona jest twoją partnerką, mieszka w Ojczyźnie. To czyni z niej Gatunek. – Justice pochylił się do przodu i skrzyżował ramiona opierając je na biurku. – Ich prawo nas nie dotyczy. Nie mają tu jurysdykcji i nie mogą niczego wyegzekwować. Nadzieja wypełniła zmartwione oczy Fury'ego. - Jesteś pewny? - Tak. Nie denerwuj swojej partnerki. - To jej ojciec. Jestem pewien, że może o tym wspomnieć, gdy będzie z nim rozmawiała przez telefon. - Masz rację. Poinformuj ją, że świat zewnętrzny nic nie może zrobić. Nie mogą wkroczyć do Ojczyzny i to jest ich taktyka, by wzbudzić niepokój. To ucichnie jak tylko jej ojciec się uspokoi. Powiedz jej o tym zanim przekażesz jej wiadomość, że stwarza problemy. - Chciałbym, żeby świat zewnętrzny nigdy nie dowiedział się o Ellie i o mnie – warknął cicho Fury. – To wywołało tak wiele smutku. Wszyscy wierzą, że ją krzywdzę albo, że nie powinna ze mną być. Dlaczego nie mogą zostawić nas w spokoju? - Wy dwoje należycie do siebie. – Tiger wzruszył ramionami. – Wasza miłość do siebie nawzajem jest oczywista i być może są zazdrośni. Do tego, ludzie potrafią być naprawdę głupi, gdy chodzi o nas. Justice zgodził się ponuro. – Twoja partnerka i nienarodzone dziecko są bezpieczni, Fury. Nikt nie może zabrać ich od ciebie ani przekroczyć naszych bram, by ją zabrać. Dbaj o nią, kochaj i
~ 122 ~
bądź dla niej. - Zawsze. – Fury podniósł się na nogi. – Nadal chciałbym, żeby świat zewnętrzny nigdy się o nas nie dowiedział. Widzę, że czasami to wywołuje u niej ból, a to rozdziera mnie od środka. Chcę ją chronić, ale to jest człowiek, który pomógł dać jej życie. Rozumiem jego rozczarowanie, ale oskarżanie mnie o to, że ją krzywdzę albo jej, że jest szalona za to, że mnie kocha, jest frustrujące. – Spojrzał na każdego mężczyznę. – Jeśli kiedykolwiek sparujecie się z człowiekiem, chrońcie ją lepiej niż ja moją Ellie. Teraz idę do domu. Nienawidzę zostawiać jej na dłużej niż kilka godzin. – Wymaszerował z biura. - Cholera. – Tiger westchnął, osuwając się na krzesło. – Nie zazdroszczę mu rozmowy, jaką będą musieli przeprowadzić. To dlatego wyrzekłem się kobiet z zewnątrz. Przychodzą ze wścibskimi rodzinami, które wydają się sprawiać więcej kłopotów, niż te związki są warte. To też sprawia, że czuję się szczęśliwy, iż nie mamy rodziców. Przez głowę Justice’a przemknęła myśl o Jessie. Jej ojciec był senatorem, który zabierał głos na spotkaniach w sprawach NG i walczył w Waszyngtonie o prawa, które dostali. Zaczął pojawiać się niepokój. Czy ojciec Jessie zareagowałby nieprzychylnie, gdyby dowiedział się, że jego córka pozwoliła mu się dotknąć? Jak wiele problemów by im przysporzył, gdyby się dowiedział? Miał realną władzę, nie był jakimś tam człowiekiem, który chciał protestować przed bramą albo wysyłał im paskudne wiadomości. Osunął się na swoim krześle, odchyliwszy się do tyłu. - Mamy szczęście, że jesteśmy sami. Justice napotkał nieruchome spojrzenie Tigera. - Naprawdę? Myślę, że Fury by się nie zgodził. Dla niego, jego Ellie jest tego warta. Ich miłość jest prawdziwa. - Taa. Masz rację, ale ja też – Tiger uśmiechnął się szeroko. – Zawrzyjmy pakt. Nikomu nie powiemy, jeśli kiedykolwiek zakochamy się w kobiecie z zewnątrz. Między ludźmi myślącymi, że jesteśmy pokręconymi draniami, którzy robią pranie mózgu kobietom, by były z nami, a naszym własnym rodzajem obserwującym nas, by zobaczyć, co się stanie, gdy będziemy z ludźmi, darujmy to sobie i trzymajmy to w ukryciu. - Że co? - To termin, którego nauczyłem się od człowieka. To znaczy zachować to w ~ 123 ~
tajemnicy. Że to nie jest niczyja sprawa, zatem nikt nie może wywołać żadnych kłopotów, gdyby nie zgadzał się ze związkiem. Ten mężczyzna powiedział, że zrobił tak z nieatrakcyjną kobietą. – Jego twarz spoważniała. – Śmiał się, kiedy stwierdziłem, że jej wygląd powinien być bez znaczenia, skoro uczyniła go szczęśliwym. Nie byłem pewny jak to przyjąć, ale sądzę, że za bardzo dbał o pozory. Ten termin ma to samo na myśli. Oznacza być z kimś, ale nikt o tym nie wie. Justice wstał. - Nie podoba mi się ten termin. Ktoś, kto odrzuca osobę z powodu tego jak wygląda, nie jest kimś wystarczająco inteligentnym, by się tego nauczyć. - Idziesz do domu? – Tiger zerknął na zegar na ścianie zanim posłał mu zaciekawione spojrzenie. – Źle się czujesz? Nigdy nie wychodzisz tak wcześnie. - Jestem zmęczony. Nie spałem zbyt wiele. – To było częściowo prawdą. Nie spał zbyt wiele, ale chciał zobaczyć Jessie. – Nie siedź do późna. - Pewnie. – Tiger wzruszył ramionami. – Wciąż mam trochę papierkowej roboty do zrobienia, ale potem idę do domu. Justice pospiesznie wyszedł z pokoju, a myśli o Jessie go rozpraszały. Chciał ją chronić i uniknąć kłopotów z jej ojcem, ale to oznaczało, że w ogóle z nią nie będzie. Zacisnął zęby w gniewie. Nie to mogło być problemem. Mogła tylko chcieć uprawiać z nim seks.
***
Jessie podskoczyła, gdy do drzwi zadzwonił dzwonek, i zdała sobie sprawę, że przysnęła. Usiadła i chwyciła się krawędzi wanny, by podnieść swoje ospałe ciało i złapała ręcznik. Dzwonek zadzwonił ponownie. Jessie zaklęła, osuszyła się i włożyła bokserki i krótki top. Pobiegła do frontowych drzwi. Dzwonek rozbrzmiał po raz trzeci. - Idę – zawołała. Miała nadzieję, że ktokolwiek tam stoi nie odejdzie. Szarpnięciem otworzyła drzwi. Justice miał na sobie granatowy garnitur z jasnoszarym krawatem. Jego włosy zostały ściągnięte w koński ogon, z dala od jego przystojnej twarzy. Jego intensywne, ~ 124 ~
ciemne spojrzenie powoli opuściło się w dół jej ciała, chłonąc jej wilgotną skórę, jej ubiór. Zawahał się na jej piersiach. Jessie spojrzała w dół, by zobaczyć, co przyciągnęło jego uwagę – jej sutki były twarde. Nie wytarła się też dobrze, więc ubranie miejscami przylgnęło do niej. Skrzyżowała ramiona na piersiach i starała się nie zarumienić. - Cześć, Justice. Brałam kąpiel. Jak się masz? Nie spodziewałam się, że ktoś przyjdzie, bo inaczej wciągnęłabym inne ciuchy. Jak leci? – To ja tak paplam? Jessie chciała się kopnąć. Na jej progu stał Justice i wyglądał na tyle dobrze, by go zaatakować. Zamknęła usta, wzięła wdech i zmusiła się do uśmiechu. – Chcesz wejść? Jego wzrok zszedł niżej i uśmiech szarpnął jego ustami. - To są męskie bokserki? Ponownie spojrzała w dół. - Ukradłam je mojemu starszemu bratu, kiedy w tym samym czasie zatrzymaliśmy się u taty. – Roześmiała się, zerkając na jego twarz. – Rozporek jest zaszyty i są wygodne do spania. Tata miał je w swoim samolocie z innymi moimi rzeczami i przywiózł je, by dać mi następnym razem, kiedy się spotkaliśmy. Justice wszedł do środka i delikatnie zamknął za sobą drzwi. Jessie zauważyła, o ile był wyższy, kiedy była boso. Buty dodawały jej kilka centymetrów wzrostu. To sprawiło, że w jej opinii wydawał się być niezwykle imponujący. - Przyszedłem powitać cię w Ojczyźnie i zobaczyć jak sobie radzisz. – Jego uwaga skierowała się na jej włosy. – Boli cię? - Już nie. Niedawno wzięłam tabletkę przeciwbólową. Zawahał się. - Mogę zobaczyć twoją ranę? - Pewnie. Tak naprawdę nie ma, co oglądać, poza opatrunkiem. – Odwróciła się, ustawiając się do niego plecami i sięgnęła do włosów, by wyciągnąć szpilki. Palce Justice’a musnęły jej, unieruchamiając je. - Pozwól mi. – Jego głos był zaledwie szeptem. Serce Jessie zabiło na ochrypłą zmianę w jego głosie. Dla niej to zabrzmiało całkiem seksownie. Wzięła wdech i niemal głośno jęknęła. Pachniał tak dobrze, że aż ~ 125 ~
chciała się obrócić i ukryć nos w jego koszuli. Jakiejkolwiek używał wody kolońskiej, były to dobrze wydane pieniądze. Przypomniała jej sugestywnie o poprzedniej nocy, gdy byli nadzy i się dotykali. Obraz tego jak opadała na jego fiuta przemknął przez jej pamięć i gorąco rozlało się między jej udami. Zaczęła pulsować pragnieniem. Przestań, nakazała sobie. Przyszedł sprawdzić, co ze mną, i powitać mnie w Ojczyźnie. Obawiała się, że jeśli nie weźmie się w garść, odwróci się, gdy skończy oglądać jej głowę, a potem rozerwie jego ubranie i przeciągnie językiem po każdej interesującej części ciała, na jaką się natknie. Z Justice’em to oznaczało każdy cholerny cal jego skóry. Justice, jedna po drugiej, wyciągał szpilki z jej włosów. Jej ciało odpowiedziało na jego delikatny dotyk, kiedy uwolnił jej włosy i użył palców, by je przeczesać. Jessie zacisnęła zęby, walcząc, by powstrzymać jęk. - Nie jest tak źle. To tylko powierzchowna rana. Jest kilka szwów, ale nie mogę zdjąć opatrunku przez dwa dni. Muszę zachować je suche. - Musieli ściąć trochę twoich pięknych włosów – warknął. Jessie obróciła głowę, by na niego spojrzeć, zastanawiając się, dlaczego nagle w jego głosie zabrzmiał gniew. Wyraz w jego oczach była taki, jaki widziała już wcześniej, taki, który jej posyłał, gdy nabijała się na jego fiuta. Ostro zaczerpnęła powietrza, gdy nagle jego ręce chwyciły od tyłu jej biodra, i powoli przyciągnął ją do swojego dużego ciała. - Martwiłem się o ciebie. Myślałem, że umrzesz. – Wziął wdech. – Byłem pewny, że już więcej cię nie dotknę. – Zaciągnął się głęboko, a mruczenie zawibrowało w jego piersi. – Prawie oszalałem, Jessie. Pozwól mi zostać z tobą. Jesteś mi winna noc w łóżku. Nie było mowy, żeby chciała któremukolwiek z nich odmówić spędzenia więcej czasu razem, zwłaszcza kiedy jej ciało tęskniło za nim. Ponownie zamruczał, gdy ją odwrócił przodem do siebie. Silne ramiona podniosły ją wyżej, aż jej stopy oderwały się od podłogi i owinęła nogi wokół jego pasa. Jedno jego ramię podsunęło się pod jej tyłek, by ją podeprzeć, gdy jego usta odnalazły jej. Jessie jęknęła pod jego językiem, który zagłębił się w jej ustach, i zarzuciła swoje ramiona wokół jego szyi. Chwyciła za rzemyk w jego włosach i pociągnęła uwalniając je, aż nie spłynęły po jego plecach. Ich jedwabista miękkość była czymś, czym nie mogła się nacieszyć, tak jak jego namiętnym pocałunkiem. Przywarła biodrami do ~ 126 ~
twardego pobudzenia wtulonego w krocze jej szortów. Justice warknął pod jej ustami. Przełamał pieczęć ich warg i odsunął twarz, a jego spojrzenie powędrowało za nią. Justice przeszedł przez salon w kierunku korytarza i wiedziała, gdzie ją niesie. Usta Jessie ocierały się o jego szyję, umieszczała otwartymi ustami pocałunki na napotykanej gorącej skórze. Roześmiała się, gdy się potknął, kiedy lekko ugryzła jego skórę i polizała ucho. - Myślisz, że to śmieszne? – Zachichotał. – Rozpraszasz mnie od wszystkiego, kiedy używasz swoich zębów i języka. Wszedł do głównej sypialni i opuścił ją na wysokie łóżko. Nie chciała go puścić, ale wiedziała, że to jest jedyny sposób, by się rozebrać. Jej ramiona i nogi puściły go z żalem, trochę za bardzo uwielbiając bycie owiniętymi wokół niego. Patrzyła jak się cofa, sięga do krawata i szorstko szarpie, dopóki nie przeciągnął nad głową. Jako następna na podłogę spadła jego marynarka, a ona odchyliła się do tyłu na materacu, używając łokci, by się podtrzymać. W rekordowym czasie rozpiął koszulę, ściągnął ją i odrzucił. Buty równie szybko zostały skopane i uśmiechnęła się, zauważając, że znowu nie ma na sobie skarpetek. - Co cię tak bawi? – Jego ręce zatrzymały się przy pasku spodni. - Nigdy nie nosisz skarpetek, prawda? - Nigdy. Nie mam nawet jednej pary. – Szarpnięciem odpiął spodnie. – Dlaczego jestem jedynym rozebranym? - Ponieważ uwielbiam się przyglądać jak zdejmujesz ubrania. Pognieciesz swój garnitur, a wygląda na drogi. Chcesz wieszak? Justice zsunął spodnie i bokserki w dół ciała. Wyszedł z nich i stanął nagi przy krawędzi łóżka. - Nie dbam o garnitur. Chcę tylko ciebie Jessie. Jessie podniosła się do pionu i ściągnęła koszulkę przez głowę. Odrzuciła ją zanim opadła na plecy. Złapała za pasek bokserek, uniosła biodra i zsunęła je na tyle, by skopać. - Zamierzasz zniszczyć moją kołdrę? – Zachichotała, doceniając każdy nagi cal Justice’a, gdy stał nad nią. Przesunęła się na środek łóżka, nie odrywając od niego oczu. Jej spojrzenie wędrowało po jego szerokich barach, muskularnych ramionach i stwardniałych sutkach. Jej spojrzenie obniżyło się, by delektować się widokiem jego w ~ 127 ~
pełni pobudzonej męskości. - To wszystko dla mnie? Justice warknął w odpowiedzi, kiedy rzucił się do przodu, wszedł na łóżko i podczołgał się na rękach i kolanach, wyglądając zmysłowo i wygłodniale. Zatrzymał się, podparł swój ciężar i chwyciwszy za obie jej kostki rozsunął jej nogi. Puścił je i wspiął się na nią wyżej, aż stykali się piersią do piersi. Jego duże ciało przyparło jej do łóżka, a jego egzotyczne oczy zwęziły się, gdy wpatrzył się głęboko w jej oczy. - Nigdy nie umieraj, Jessie. Nigdy. – Jego ręką pogładziła jej twarz w delikatnej pieszczocie. – Nie mogę czekać. Muszę cię mieć. Muszę być w tobie. Trochę ogłuszona niekontrolowanymi emocjami, które widziała w jego oczach i słyszała w jego głosie, skinęła głową. Nigdy wcześniej żaden mężczyzna nie pragnął jej ani nie potrzebował tak mocno. Justice opuścił usta, otarł się wargami o jej, a ona otworzyła usta do pocałunku. Zamruczał głęboko, jego pierś zawibrowała potężnie, i nie było żadnej czułości czy figlarności w tym pocałunku. Justice natarł na nią niczym głodny mężczyzna, a ona była jego ostatnim posiłkiem. Jessie jęknęła, gdy jej palce wbiły się w jego ramiona. Jego pocałunek uczynił ją tak gorącą, że zapłonęła z pragnienia, przycisnęła się mocniej do niego i wygięła biodra ku twardemu, gorącemu naciskowi jego fiuta uwięzionego między pościelą, a jej udem. Justice się przesunął i jego ręka skierowała się między ich ciała. Jessie oderwała swoje usta od jego, by krzyknąć, kiedy jego palec bez ostrzeżenia naruszył jej cipkę. To było tak niesamowite, że nie mogła złapać tchu, gdy niemal całkowicie wysunął go z jej przyjaznego ciała, a potem pchnął głębiej, rozciągając ją grubym palcem. Poruszał nim szybciej, pieprząc ją mocno i szybko, i warcząc na nią. - Jesteś taka gorąca i mokra dla mnie. Tak cholernie ciasna. – Warknął jeszcze raz, naprawdę przerażającym dźwiękiem i wyszarpnął palec z jej cipki. Jego ciało się napięło i zsunął się z łóżka, odtaczając się od niej. – Niech to szlag! – Wykrzyczał te ostatnie słowa, kiedy usiadł na skraju łóżka tyłem do niej. Jessie leżała oszołomiona, zastanawiając się, dlaczego przestał i co się stało. Kilka sekund zabrało jej, by się poruszyła, usiadła i zapatrzyła na niego. Wtedy zauważyła, że podrapała jego plecy – czerwone krwawe ślady po czubkach jej paznokci – i jej usta opadły. - Bardzo przepraszam. Nie chciałam cię podrapać do krwi. ~ 128 ~
Głowa Justice’a odwróciła się gwałtownie w jej stronę, by spojrzeć na nią przez ramię. Wyraz jego twarzy przestraszył ją. Wyglądał na całkowicie rozwścieczonego, że aż zapomniała oddychać. Obrócił się do niej przodem, jego ręce były zawinięte w pięści i warknął jeszcze raz. - Justice? – Jej głos był prawie jak szept. – Przepraszam. Nie chciałam cię zranić. Wzdrygnął się i uniósł brodę, dopóki jego twarz nie była skierowana w sufit, i już nie trzymał jej wzroku. Oddychał ciężko i szybko, dysząc. - To ja powinienem przepraszać, Jessie. Mogłem cię skrzywdzić. – Jego oddech spowolnił. – Nie miałem takiego zamiaru, ale prawie straciłem kontrolę. - Jak? – Była zbita z tropu. – Justice? Justice nie chciał spojrzeć na Jessie, bojąc się, że znowu zobaczy w jej wyrazistych oczach strach. To właśnie widział, gdy na nią warknął. Jego oczy się zamknęły, próbując uspokoić nierówne bicie serca i wzburzone ciało. Jego fiut pulsował, bolał i jego pięści zacisnęły się mocniej, dopóki paznokcie nie wbiły się w jego dłonie. Stracił wszelkie ślady rezerwy, gdy owinęła się wokół niego, kiedy się całowali. Nie była kobietą NG, ale zapomniał o tym olbrzymim fakcie, dopóki nie poczuł jak niewiarygodnie mocno jej mięśnie zacisnęły się wokół jego palca. Nie była zbudowana na tyle solidnie, by poradzić sobie z mężczyzną w pełni powiększonego od pożądania, a tak dokładnie ją zaatakował. Chciał ją przerzucić, unieść jej pupę do góry i pieprzyć do zapomnienia. I właśnie świadomość tego jak bolesne byłoby to dla niej, sprawiło, że zadrżał ze strachu. Zostawiłby siniaki na jej biodrach, gdyby trzymał ją nieruchomo, by pozostała tam, gdzie chciał; mógłby wywołać krwotok od swojego brutalnego wejścia, gdyby zaczął ją pieprzyć, a nie byłby w stanie przestać, gdyby już zaczął. Wspomnienia o tym jak dobrze było ją czuć, upewniły go, co do tego. - Justice? Jej nieśmiały, niepewny głos szarpnął nim i otworzył oczy, wpatrując się w wysoki sufit sypialni, wiedząc, że powinien wyjść. Do tego winny był jej wyjaśnienie. Opuścił głowę i napotkał jej zaniepokojone spojrzenie. - Bardzo przepraszam, że cię podrapałam. Twoje plecy krwawią. - To nie dlatego. ~ 129 ~
Jego głos wyszedł zbyt szorstki, z cierpkim tonem, który zapragnął usunąć, ale jego uczucia były zbyt blisko powierzchni. Ta jego druga strona, którą próbował trzymać w ryzach, nie miała być spuszczona ze smyczy, poza fasadą, którą pokazywał światu na zewnątrz murów Rezerwatu i Ojczyzny. W tej chwili był mężczyzną Gatunków, takim z uczuciami do kobiety, której jak wiedział nie będzie mógł mieć, i to rozrywało go od środka. Skuliła się na środku łóżka, wydając się mniejsza niż normalnie, blada, a jej jaskrawoczerwone włosy spływały w dół jej klatki, skrywając piersi. Wyglądała jak nimfa – taki niewinny, całkowity wizerunek kobiety, która nigdy nie powinna być na jego łasce w sypialni. - Co się stało? Dlaczego przestałeś? Wciąż jestem na zastrzyku. Nie biorę niczego, co mogłoby temu zaszkodzić. Upewniłam się, co do tego w szpitalu, zanim mnie wypisali. Pamiętała, że martwił się o ciążę i to sprawiło, że poczuł do siebie trochę więcej odrazy. Jessie wzięła wszystko pod uwagę, pamiętając o tych małych szczegółach, które wywoływały jego niepokój, a mimo to nie udało mu się przypomnieć swoim rozszalałym hormonom, by czule zabawiał się z jej delikatnym ciałem, gdy uwięził ją pod sobą. Nie byłaby w stanie go powstrzymać i miała zerowe szanse na stawianie oporu, gdyby zaczął się ból. Podwyższyłby nawet poziom na swojej skali łajdaka. - Prawda jest taka, że niemal cię skrzywdziłem, Jessie. Pragnąłem cię za bardzo, za mocno, ale na szczęście zebrałem się w sobie na tyle, by cię puścić, zanim byłoby za późno. Obrócił się do niej twarzą, wiedząc, że jego penis wciąż pręży się z potrzeby. Ona też to zauważyła – jej spojrzenie opadło tam zanim jeszcze raz popatrzała mu w oczy. Na jej twarzy nie pokazał się strach na widok tego jak bardzo na niego wpłynęła, ale Jessie Dupree była odważną kobietą. Między swoją pracą, a sposobem, w jaki poradziła sobie z atakiem mężczyzny NG, podziwiał jej odwagę. Inna kobieta już dawno uciekłaby od niego z krzykiem, ale ona wciąż trwała. - Pożądanie nie jest czymś złym i absolutnie nie mam nic przeciwko temu. – Opuściła ramiona, którymi obejmowała nogi, pochyliła się do przodu, rozkładając dłonie płasko na łóżku i wyeksponowała mu swoje śliczne, krągłe piersi. – Doceniasz szczerość, więc taka dokładnie będę. Weź wdech i będziesz wiedział jak bardzo cię pragnę, skoro odczucie jak jestem mokra nie wystarczy, by cię przekonać. Użyj tego wyostrzonego zmysłu węchu, skoro twój zmysł dotyku cię nie przekonuje.
~ 130 ~
- Zaatakowałem cię nie biorąc pod uwagę twojej kruchości. Ku jego zdumieniu, uśmiechnęła się i jej niebieskie oczy zaiskrzyły się humorem. - Byłam opisywana wieloma słowami w moim życiu, ale ten wyraz nie był często używany. Przynajmniej nie częściej niż raz, ponieważ zazwyczaj zrywałam z facetami, którzy wyciągali tę bzdurę. Dla ciebie zrobię wyjątek, ponieważ jesteś tak słodki jak tylko możesz być i różnisz się od innych mężczyzn. Nie myślę, żebym mogła cię powalić w sparingu, nie z twoim refleksem i siłą. Jednak nie złamiesz mnie w łóżku. - Zapomniałem, że jesteś człowiekiem – przyznał. - A jest jakaś różnica? - Tak. – Zamknął usta, nie chcąc rozmawiać więcej o tej sprawie. - Jestem mniejsza niż wasze kobiety, nie tak silna ani tak twarda. Jednak to nie znaczy, że jestem mniej nieustępliwa. Mogę ci to obiecać. Jego ciało chciało jej uwierzyć, ale to umysł rządził. - Mogę poważnie cię skrzywdzić. Musisz to zrozumieć. - Okej. Rozumiem, ale przestałeś jak tylko pomyślałeś, że możesz mnie skrzywdzić. Opuściła nieznacznie brodę i jej niebieskie oczy przesuwały się po nim, gdy podczołgała się trochę bliżej. Nie mógł się powstrzymać od reakcji na niewiarygodnie seksowny widok, jaki stanowiła na rękach i kolanach, podchodząc do niego. Jego serce mocno waliło, jego fiut zadrżał w odpowiedzi na potrzebę wzięcia jej, ale oparł się pragnieniu przytrzymania jej i wypieprzenia. - Przejdziemy przez to, będziemy to robić powoli, tak, żebyś się nie wystraszył. – Jej uśmiech się powiększył. – Zrobiliśmy to już raz i chcę zrobić to jeszcze raz. - Jessie – warknął w ostrzeżeniu. – Przestań. Dotknę cię, a nie dam rady utrzymać pod kontrolą moich pragnień. - Twoje pragnienia czują się całkiem fantastyczne, odkąd się powstrzymałeś. – Znieruchomiała i usiadła, jej nogi się rozchyliły i ręce chwyciły za uda od wewnętrznej strony. Jego oddech zmienił się w dyszenie, jego spojrzenie się obniżyło i mruczenie wyrwało się z jego gardła. To go zaalarmowało, że nie będzie mógł przestać robić tego ~ 131 ~
przy niej, wprawiło nieznacznie w zakłopotanie, ale zapach jej potrzeby doprowadzał go do obłędu. Chciał przewrócić ją na plecy, zanurzyć twarz między te śliczne uda i posmakować jej. - Pragniesz mnie – szepnęła. – Ja pragnę ciebie. W czym problem? - Nie masz pojęcia. – Zadrżał jeszcze raz i wiedział, że powinien wyjść. Jednak jego ciało nie odpowiedziało na żądanie wstania, a jego spojrzenie odmówiło odwrócenia się od widoku kuszącego pasemka jej bledszych rudych włosów, które ledwie zasłaniały miejsce, gdzie chciał przyłożyć swoje usta. – Jestem niebezpieczny. - Jestem uzależniona od adrenaliny, a ty jesteś niezwykle seksowny, Justice. Oboje jesteśmy dorośli i nadzy w moim pokoju. Potrzebujesz więcej bodźców? Prawie stracił głowę, gdy jej ręka puściła udo, prześliznęła się niżej po jej ciele i jej palec wsunął się do szparki jej cipki. Wyciągnęła go, błyszczącego od jej miodu, a on stracił zdolność myślenia.
Tłumaczenie: panda68
~ 132 ~
Rozdział 10 Jessie wiedziała, że przycisnęła Justice’a do granic wytrzymałości, gdy jego kocie oczy skoncentrowały się na każdym jej ruchu, jakby była dla niego najbardziej fascynującą rzeczą na świecie. Jego oddech stał się nieregularny. Miękkie odgłosy, jakie wydawał, były czysto zwierzęce i nakręciły ją jeszcze bardziej. Przyznał, że jest niebezpieczny, ale ani przez sekundę nie wierzyła, że może ją skrzywdzić. To mogło być szalone, ale jej instynkty były zawsze czymś, na co liczyła. I nie uruchamiały się żadne alarmy, gdy chodziło o przywódcę Nowych Gatunków. Jej pociąg do niego nie był najmądrzejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek czuła, ale odrzucała zaprzeczanie tego. Chciała go wystarczająco mocno, by walczyć o niego. To oznaczało bycie prowokacyjną w łóżku i sprawienie, by złamał swoją żelazną kontrolę. Niespodziewanie złapał jej palec i przyciągnął do swoich warg. Jessie była oszołomiona, gdy zniknął w jego ustach, warczał i ssał. Przyglądanie się jego reakcji było erotyczne. Potrzeba wyostrzyła jego rysy i czyste pożądanie błyszczało w jego spojrzeniu, gdy się w nią wpatrywał. Złagodził mocny uścisk swoich warg i języka na jej palcu, powoli go wysuwając i zerkając na swoje kolana. Jej spojrzenie podążyło za jego, by docenić twardy jak skała stan jego płci. Poruszył się nagle i jego ręka wystrzeliła, by chwycić jej ramię, ale jego uścisk był delikatny. Nacisnął na jej skórę, zachęcając do położenia się na plecy i uderzyło w nią rozczarowanie. Ponownie ją odrzucił. Nie potrzebowała słów, by wiedzieć, że tą jedną próbę sił przegrała. Usiadła z powrotem na tyłek na łóżku, gotowa przysunąć kolana do swojej piersi, by przykryć ciało, ponieważ wydawał się nie chcieć oglądać go już dłużej. Puścił jej ramię i obie jego ręce złapały za jej łydki. Była zbyt wstrząśnięta, by cokolwiek zrobić oprócz przewrócenia się. Jej nogi się rozwarły, gdy rozłożył ją płasko na plecach, przyciągnął do siebie dobre trzydzieści centymetrów i jeszcze mocniej rozłożył jej kolana. Jessie sapnęła, gdy Justice pochylił się do przodu i ukrył twarz przy jej kolanie. Wtulił się mocno i głośno zamruczał. Puścił jej nogi, by złapać za wnętrzna jej ud, rozszerzając ją bardziej dla swojego języka, który otarł się o jej łechtaczkę. Szybkimi
~ 133 ~
muśnięciami uderzał w kłębek nerwów swoim silnym, szorstkim językiem i krzyknęła na natychmiastową przyjemność. Jej palce złapały za pościeli obok jej bioder, wbijając się w kołdrę, by czegoś się uchwycić. Pragnienie złapania jego głowy nie było łatwe do przeciwstawienia się, ale uchwyciła się miękkiego materiału zamiast złapania garści jego włosów. - O, Boże – wydyszała, słysząc jak głośno zabrzmiał jej głos, ale ani trochę ją to nie obchodziło. Zbyt dobrze było czuć Justice’a. Nie mogła myśleć i nawet nie chciała. – Tak! Był nieustępliwy, znalazł ten dokładny punkt, który wywołał jej stęknięcie, sam jęknął i zmiażdżył jej cipkę pod swoimi ustami. Chciała dojść i wiedziała, że jest blisko. Jej ciało się naprężyło, każdy mięsień się zacisnął. Jej plecy wygięły się nad materacem, kiedy przyjemność zmieniła się prawie w ból, a orgazm zbudował się do punktu bez odwrotu. Nagle przestał, a ona krzyknęła na znak protestu. Była tak blisko. Jego język zniżył się i wsunął w jej cipkę zanim mogła wykrztusić prawdziwe słowa i przekazać, że nie chce, by przestał dręczyć jej łechtaczkę. Odczucia sprawiły, że odrzuciła głowę do tyłu i inny rodzaj przyjemności przedarł się przez jej ciało. Nigdy wcześniej żaden facet tego nie robił, nie pieprzył ją swoimi ustami, i zdała sobie sprawę jak wiele straciła. Wsunął język trochę głębiej, poruszając się w niej powoli w tę i z powrotem, a jego nos trącał jej łechtaczkę. - Justice – jęknęła. – Proszę. – Nie byłam błagającym typem. Chciała tylko dojść, potrzebowała tego. Jej ciało się spalało. – Proszę, skarbie. Jego język się cofnął i jego wargi skubnęły wyżej, zamykając się wokół jej spuchniętej łechtaczki. Jego język nacisnął na nią i zamruczał głośno. Wibrowanie i manipulacja na jej wrażliwym sednie, gdy zaczął go ssać, doprowadzało Jessie do obłędu. To było zbyt dobre, zbyt intensywne i nie mogła tego znieść. Jęczała i kwiliła. Dyszała. Jej ciało się wygięło i wessała powietrze, kiedy z oślepiającą intensywnością uderzyła ekstaza. - Justice! – Jej ciało wstrząsnęło się mocno. Jego usta oderwały się od jej łechtaczki, gdy się zatrzęsła, doznając zawrotów od najsilniejszego orgazmu, jaki kiedykolwiek doświadczyła w swoim życiu. Ledwie dotarło do jej wirującego umysłu, że jego ręce puściły jej uda i jedna wsunęła się pod jej tyłek, by przykryć pośladek dużą dłonią, podczas gdy druga okręciła się wokół jej ~ 134 ~
biodra. Jessie nie miała siły, by wyrazić swoje zaskoczenie, gdy Justice przewrócił ją na brzuch. Jego ręce się dopasowały, chwyciły jej biodra i jej ciało zsunęło się w dół łóżka, gdy przyciągnął ją bliżej do siebie. Nie obchodziło ją, dlaczego to zrobił ani jaka była jego intencja. Jej ciało wciąż drżało od przyjemności po jego zdumiewających umiejętnościach języka. Materac się poruszył, kiedy jego ciężar zniknął, ponieważ zsunął się z końca łóżka. Justice ciągnął ją, dopóki jej nogi nie znalazły się za łóżkiem, postawił ją i pochylił do przodu zatrzymując ją zgiętą nad materacem. Jedna z jego stóp zahaczyła się o jej kostkę, rozszerzając jej nogi i korona jego fiuta przycisnęła się do jej cipki. Wypełniła ją przyjemność, kiedy jego gruby penis zaczął powoli penetrować ją od tyłu. Jessie jęknęła, gdy rozciągnął ścianki jej pochwy. Pchnął głębiej, wsuwając się tak wolno, że to prawie było torturą. Seksowne dźwięki, jakie wydawał, pasowały do jej, gdy go zachęcała, a jej palce zacisnęły się na łóżku, by się podeprzeć. Wycofał się trochę i powoli zaczął kołysać się w niej w tę i z powrotem. Głośne mruczenie wypełniło jej uszy, gdy jego biodra wbijały się szybciej. Jessie chciała więcej. Mogła wyczuć, że się powstrzymuje, a nie chciała tego. - Szybciej. Justice, tak dobrze cię czuć – dyszała. – Więcej. Daj mi wszystko. Jego twarz zanurzyła się przy jej szyi i to stłumiło warknięcie, gdy wydawał się porzucić opanowanie, jakie jeszcze miał. Wjechał w nią głębiej, jego biodra uderzyły w jej tyłek i szybkie uderzenie jego fiuta w jej zakończenia nerwowe wysłały ją do nieba. To zalało jej zmysły, jej ciało ponownie się naprężyło i krzyknęła, gdy wybuchł drugi orgazm. Bryknęła pod nim, jej mięśnie zacisnęły się mocno wokół jego płci i ostre zęby wgryzły się w jej skórę na szczycie jej ramienia. Jęknął głośno i wstrząsnął się przy niej, jego fiut zanurzył się głęboko i został tam, a ona poczuła jak ciepło jego nasienia omywa ją od środka. Jessie nie mogła się ruszyć. Była tak zaspokojona, że nie wiedziała czy jej ciało nadal składało się z ciała i kości, czy było galaretą. Ciało Justice’a przytrzymywało ją od zsunięcia się z krawędzi łóżka i opadnięcia na podłogę w pozbawionym kości bycie, ponieważ jej nogi za nic by jej nie utrzymały. Dyszeli, jego zęby się wysunęły i gorący oddech owiał jej skórę, gdy odzyskiwali zmysły. Było oczywiste, że podtrzymywał swój ciężar przed całkowitym zmiażdżeniem jej, pozwalając jej złapać oddech.
~ 135 ~
Mgiełka seksualnej rozkoszy się rozwiała, wróciły normalne funkcje i uśmiechnęła się, pragnąc móc zobaczyć jego twarz. Powiedziała pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy. - To była piętnastka na dziesięciostopniowej skali wrażeń. - Przepraszam, Jessie. Nigdy nie miałem zamiaru stracić kontroli. Jesteś taka mała, ale zapragnąłem cię do punktu, gdzie już nie mogłem myśleć. Możesz mi wybaczyć? Roześmiała się. - Przepraszasz mnie? Poważnie? Nie ma nic do wybaczenia. – Odwróciła głowę na tyle, by napotkać jego zaniepokojone spojrzenie i utrzymała uśmiech na miejscu. – To było doskonałe, fantastyczne i cudowne. Złamał kontakt wzrokowy, obniżył twarz i wycisnął pocałunek na jej karku. - Jesteś delikatna i po prostu nie wydajesz się tego wiedzieć. Naprawdę mogłem uszkodzić twoje ciało. - Jestem mała, nie mogę temu zaprzeczyć, ale twoja wersja bezmyślności była niewiarygodna. Justice dmuchał na jej szyję, trzymając twarz tam, gdzie nie mogła jej zobaczyć. - Musisz mi wierzyć, kiedy mówię, że jesteś krucha w stosunku do mnie. Jesteś obolała? Nie byłem zbyt szorstki? – Jego głos zmiękł. – Chcesz, żebym wezwał lekarza? - Nie potrzebuję lekarza. Wyolbrzymiasz to. – Chciała się znowu roześmiać na jego przesadzony niepokój - graniczył niemal ze śmiesznością - ale nie chciała ryzykować zranienia jego uczuć. Głęboko wzruszyło ją to, że był tak pełny obaw o jej dobre samopoczucie. Warknięcie zagrzmiało w jego piersi. - Wziąłem cię, jakbyś była jedną z naszych kobiet, ale nie jesteś. Na szczęście nie straciłem całej kontroli. – Justice odsunął się od niej, całkowicie usuwając swój ciężar. – Nie wiem, co jest ze mną nie tak, gdy chodzi o ciebie. Nie jestem sobą. Jessie przewróciła się, by na niego spojrzeć, podziwiając widok opalenizny, wzrostu i seksu. Po prostu wiedziała, że widok jego wyrzeźbionych mięśni i mocno zbudowanego ciała zawsze będzie na nią wpływać.
~ 136 ~
- Może to jest problem. Wziąłeś na siebie dużą odpowiedzialność bycia twarzą NG. – Usiadła, dobrze się czując w swojej nagości i przyglądała mu się ze współczuciem. – Wiem jak to jest udawać kogoś, kim nie jesteś. Mój ojciec jest senatorem. Zostałam wychowana wśród polityków i innych idiotów, i musiałam przywdziać ten doskonały obraz, jakiego domagał się mój ojciec. – Wzruszyła ramionami. – Prawda jest taka, że tak naprawdę nie jestem taka uprzejma. Jestem bardziej chłopczycą niż damą i to, co naprawdę chciałam zrobić, to trzepnąć większość z tych ludzi, z którymi byłam zmuszona prowadzić grzeczne rozmowy. Justice usiadł na brzegu łóżka, odwracając bokiem swoje ciało, i patrzył na nią, trochę zdezorientowany. - Nie rozumiem. - Stoisz przed tymi kamerami, reporterami i światem udając, że jesteś cały ludzki, ale nie jesteś. Ze mną po prostu możesz być sobą, Justice. Akceptuję cię za to, kim i czym jesteś. Jesteś facetem, który mruczy i warczy, traci trochę kontroli, kiedy się całujemy, i nie ma w tym nic złego. – Odepchnęła się do przodu, ręce ułożyły się płasko na łóżku i wstała na kolana. Jej spojrzenie trzymało jego, gdy próbowała pokazać mu, że mówi poważnie. – Nic złego się z tobą nie dzieje, Justice North. Myślę, że jesteś fantastyczny i nie chcę, żebyś się przy mnie powstrzymywał. Chcę poznać prawdziwego ciebie, nie jakiś wizerunek, który próbujesz udoskonalić do swojej pracy. Jesteś po godzinach pracy i to jest czas zabawy. Zamierzam cię nauczyć jak dobrze się bawić i zburzyć te ściany, które zbudowałeś. Jestem bezpieczna, Justice. Justice chciał wyciągnąć ręce, wciągnąć Jessie w swoje ramiona i trzymać ją. Oferowała mu akceptację, zrozumienie i szansę bycia mężczyzną, jakim był zanim podjął się reprezentowania swoich ludzi. Tęsknota ścisnęła go do punktu bólu i w tej chwili wiedział, co musiało zostać zrobione. Ostre ukłucie dźgnęło go w serce, ale złożył obietnicę, przysięgał wykonywać swoją pracę i zbyt wielu na niego liczyło, by teraz podążył za swoim sercem. Jasność zabolała mocniej. Zakochał się w Jessie Dupree, prawdopodobnie od momentu, gdy wyrwał ją z ramion innego mężczyzny, ochronił ją własnym ciałem, a ona się uśmiechnęła. Wierzyła, że uosabia dla niego bezpieczeństwo, ale nie mogła bardziej się mylić. Zachwycający rudzielec z jej żywym uśmiechem, hojnym sercem i zapraszającymi ramionami był najbardziej niebezpieczną, ale piękną pokusą, jaka kiedykolwiek weszła mu w drogę. - Jesteś głodny? Jadłeś? Mogę ci coś zrobić.
~ 137 ~
Przyjął kolejny cios w serce. Chciała go nakarmić, martwiła się, że może być głodny i wspierała go. To również przypomniało mu, że z pewnością nie jest z Gatunków – ich kobiety wolały, by to mężczyźni całkowicie zajmowały się nimi po seksie. - Halo? Gapisz się na mnie, ale nie odpowiadasz. – Pochyliła się bliżej. – Jesteś zmęczony? Muszę cię ostrzec, że lubię spać skórą do skóry. Planuję owinąć się wokół ciebie i tulić. Zamierzał warknąć jeszcze raz, stracić kontrolę i pocałować jej miękkie usta. Pragnienie, by rozłożyć ją na plecy i kochać się z nią, ponownie zaszalało w jego żyłach. Jego pięści się zacisnęły, gdy walczył z pragnieniem, by wrócić w jej niebiański uścisk. Musiał pamiętać nie tylko o własnym życiu, ale też o tym, co bycie z nim uczyni jej. Wyrzucił słowa, które miały sprawić, żeby się wycofała. - Mój rodzaj gryzie podczas seksu i to będzie bolało, a ty jesteś dużo mniej tolerancyjna na ból. Nabrałem chęci zatopienia moich zębów w twojej skórze, odkąd posmakowałem twojej krwi, Jessie. Nie chcę cię straszyć, ale chciałaś uczciwości. Jestem naprawdę silny i nie będziesz miała żadnych szans przeciwko mnie, gdybym kiedykolwiek stracił kontrolę. Mogę przypadkowo połamać ci kości albo mogę się nie zatrzymać, jeśli wymknę się spod kontroli. Jestem niebezpieczny. - Nie skrzywdzisz mnie. – W jej niebieskich oczach nie pojawił się żaden strach, ani się nie odsunęła. – Nie lubię bólu, ale też nie boję się twoich zębów. Nie ugryziesz mnie na tyle mocno, by przeciąć moją skórę. Nie wierzę, że zrobiłbyś którąkolwiek z tych rzeczy. Dotrze to do ciebie całkowicie po kilku nocach ze mną. Musiał wyjść, uciec od niej, zanim ulegnie swojemu pragnieniu, by być samolubnym. Jego ludzie polegali na nim, że będzie silny, oczekiwali tego i złożył obietnicę, że tak zrobi. Nic dobrego nie wyjdzie z tego ich bycia razem, także dla Jessie. Jej rodzaj nie zrozumie, a jej ojciec nie wesprze już NGO. Wszyscy będą cierpieć. Ona zacznie żywić do ciebie urazę, gdy utknie mieszkając w Ojczyźnie, po tym jak grupy nienawiści obiorą ją za cel. Nie zapomnij o Valiant’cie, który mówił ci jak najlepsza przyjaciółka Tammy przecięła między nimi więzi, gdy odmówiła zostawienia go. Kogo straci Jessie? Jak długo to potrwa zanim mnie znienawidzi? Lepiej będzie zostawić ją teraz, zanim któreś z nas jeszcze bardziej zostanie zranione. - Nigdy więcej nie będzie już naszej kolejnej wspólnej nocy. Przykro mi, ale nie możemy zrobić tego jeszcze raz. ~ 138 ~
Jej wstrząśnięty wyraz twarzy sprawił, że się skrzywił. - Co takiego? – Zaskoczenie szybko zmieniło się w gniew, kiedy jej oczy się zwęziły i nos rozszerzył. – Nie ma mowy. Pociągam cię i ja czuję to samo. Masz paranoję. - To najlepsze wyjście. Pociągamy się nawzajem, ale to musi się skończyć. W końcu się cofnęła, opadając tyłkiem na łóżko. Jej broda się uniosła i wpatrzyła się w niego. - Po prostu chciałeś dwu-nocnej przygody. Rozumiem. Źle odczytałam sygnały, myśląc, że jest coś między nami, ale najwyraźniej nie ma. Odczytałam cię jasno i wyraźnie. Zranił ją i wiedział to. Próbowała ukryć ból, ale jej pełne wyrazu oczy oddawały emocje. Opacznie zrozumiała jego słowa, że to, czego od niej chciał, było tylko przemijającym wybuchem żądzy. Mądry mężczyzna pozwoliłby jej w to wierzyć, ale jego serce miało inne priorytety. Będzie raczej szczery niż zostawi ją z uczuciem odrzucenia. - Nie ufam sobie przy tobie i przerażasz mnie, Jessie. Zawsze panuję nad sobą, ale nie dziś wieczorem. Moja druga część chciała posiąść cię w każdym sensie. Chciałem twojego zapachu i twoich… uczuć. Ja… – Zrobił głęboki wdech. – Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale niech to szlag, straciłem kontrolę i raczej nigdy więcej cię już nie dotknę niż zaryzykuję skrzywdzenie cię. Jej wzrok zmiękł i jej napięte ramiona odprężyły się. - Nie skrzywdzisz mnie. - Nie wiem tego i ty też nie, Jessie. - Naprawdę próbuję być do ciebie cierpliwa, ale zaczynasz mnie wkurzać. Jestem dużą dziewczynką, dorosłą, a jeśli to jest ryzykowne, chcę poradzić sobie z konsekwencjami. Ufam ci i taka jest tego konkluzja. - Jesteś człowiekiem. – Powitał gniew zamiast smutku na odrzucenie jej. – Dlatego nigdy nie zaangażowałem się z jedną z was. – Przeczesał palcami przez swoje włosy, zaciskając zęby i próbując skoncentrować swoje myśli. – Najlepiej będzie, jeśli zakończymy to zanim się zacznie.
~ 139 ~
- Jesteś szczerze przerażony. – Nagle się uśmiechnęła. – Mnie. To jest nawet zabawne. – Jej spojrzenie przemierzyło w dół jego ciała zanim wróciło do jego oczu. – Powiedzieliśmy sobie, że będziemy razem spać i trzymam cię za słowo. – Poklepała łóżko. – Którą stronę wolisz? Chciał zostać, trzymać ją w ramionach i dowiedzieć się, po raz pierwszy w swoim życiu, jakby to było nie spać samemu. Ich kobiety nigdy nie chciały być trzymane dłużej niż to było konieczne. Zawahał się nad swoją potrzebą wyjścia i pragnieniem spędzenia więcej czasu z Jessie. Pragnienie zwyciężyło. To była jedna noc, ostatnia, jaką kiedykolwiek będą dzielili i nie zamierzał odmówić sobie tej przyjemności. - Zakluczę drzwi i pogaszę światła. Pospieszę się. Uśmiechnęła się. - Poprawię łóżko. Umknął zanim mógł ponownie rozważyć swoją decyzję. Zabezpieczył dom, powyłączał wszystko i żwawo pomaszerował z powrotem do jej sypialni.
Jessie przyglądała się jak odchodzi i jej uśmiech zgasł jak tylko zniknął jej z widoku. Justice był uparty, paranoiczny i niewiarygodnie słodki. Jego powody do zakończenia ich związku zanim cokolwiek mogło rozwinąć się między nimi, były uzasadnione, ale nie była taką, która bałaby się wyzwania. Dobrze się razem bawili, tęskniła za nim i nawiedzał jej myśli od czasu jak rozmawiali. Zeszła z łóżka, poprawiła pościel i wskoczyła z powrotem na wysoki materac. Nie powiedział jej, którą stronę woli, więc położyła się na środku, a jej uszy wytężyły słuch, by usłyszeć jego nadejście, ale niepotrzebnie to robiła. Justice poruszał się bezszelestnie, kiedy wszedł z powrotem do pokoju. Uśmiech zagroził ponownym pojawieniem się. Czy on miał pojęcie jak seksownie wyglądał, wchodząc z tą gracją, płynnym ruchem, cały nagi? Wątpiła w to. Zachwycała się widokiem mięśni i nagiej skóry zanim ciemność okryła pokój po pstryknięciu wyłącznika pod jego palcem. Łóżko się ugięło, gdy jego ciężar osiadł po jej prawej stronie. Obróciła się, sięgając do niego po omacku i koniuszkami palców napotkała rozgrzaną skórę. Nie było żadnego wahania, gdy się przybliżyła, zarzucił jedną nogę na jego i przylgnęła do całej jego długości. Położył się na plecach, podczas gdy ona leżała na boku. Jej głowa
~ 140 ~
się dopasowywała, dopóki jego pierś nie stała się oparciem dla jej policzka, a bicie jego serca było stałym rytmem w jej uchu. Uśmiechnęła się w ciemnościach. - Chcę trzymać cię w inny sposób. Nie masz nic przeciwko? To jak szorstko mówił było słodkie. - Pewnie. Jak chcesz spać? - Odwróć się. Chcę przytulić się do twoich pleców. Z przykrością pomyślała o puszczeniu go, ale zrobiła jak prosił. Jego ramię wsunęło się pod jej głowę, by stać się poduszką, a drugie ramię zawinęło się wokół jej pasa i przyciągnął jej pupę do swojego ciała, aż nie byli mocno spleceni. - Podoba mi się – przyznała. - Zimno ci? Mam przykryć nas prześcieradłem? - Jest ładna noc i wydzielasz dużo gorąca. Jest mi wygodnie. A tobie? - Bardzo. – Dmuchnął na jej szyję i trącił nosem jej nagie ramię. – Podoba mi się. - Mnie również. Dlatego proponowałam, żebyśmy zrobimy to jeszcze raz w najbliższej przyszłości. Jego ramię wokół jej pasa napięło się. - Najlepiej dla nas obu będzie, jeśli tego nie zrobimy, Jessie. Nie ufam sobie przy tobie. Sprawiasz, że staję się trochę szalony z pragnienia ciebie. Przeraziłbym cię, gdybym całkowicie puścił moje zahamowania i postąpił tak jak sprawiasz, że się czuję. Zmarszczyła brwi, chcąc by zarzucił swoją żelazną kontrolę. - Nie chcę z tobą walczyć, ale jesteś zbyt opiekuńczy. Jak do tej pory nic, co powiedziałeś, nie uczyniło mnie nieufną, więc musi być coś innego, czego nie mówisz. - Gdy dochodzę w tobie, chcę krzyczeć. Tym razem trudno było zwalczyć to pragnienie. - Ludzie wydają dźwięki, gdy uprawiają seks. – Uśmiechnęła się. –Ja wydaję ich mnóstwo, jeśli pamiętasz. I przypadkiem lubię te, które ty wydajesz.
~ 141 ~
Jessie nagle obróciła się na plecy w jego ramionach i zarzuciła nogi na jego muskularne uda. Jej dłoń odnalazła i popieściła bok jego twarzy zanim przebiegła palcami przez jego włosy, by pomasować skórę jego głowy. Ciche mruczenie wypełniło pokój. - Taaak. Lubię dźwięki, które wydajesz. Są dla mnie seksowne. Będziesz musiał widywać się ze mną czasami, teraz, kiedy mieszkam i pracuję w Ojczyźnie, prawda? Ostrzegam cię, że nie zamierzam odpuścić, Justice. To byłaby całkiem inna historia, gdybym nie wierzyła, że naprawdę cię pociągam, i że to mogłoby dokądś prowadzić. Jednak to nie ten przypadek. Jesteś wystraszony, dlatego że ci zależy, prawda? Jego ciało się spięło i mruczenie obniżyło się do cichego pomruku. - Tak. Tak właśnie myślałam. - Jessie – wychrypiał – przykro mi, ale to jest ostatnia noc, jaką spędzimy razem. W mojej głowie mam długą listę powodów oprócz tych, o których wspomniałem. Przygryzła wargę i westchnęła. - W tej chwili jesteś po prostu zdenerwowany. Zmienisz zdanie, a kiedy to zrobisz, wiesz, gdzie jestem. - Stanęłabyś w obliczu niebezpieczeństwa wiążąc się ze mną. Nie możemy zrobić tego jeszcze raz. Poruszyła pupą na jego udach, czując jak jego fiut zareagował twardniejąc, stając się grubszy. Uśmiechnęła się w ciemność. Jego usta mogły mówić jedno, ale jego ciało i jej były ze sobą zgrane. - Okej – powiedziała, by go uspokoić. Był dużym pesymistą, ale zajmie się tym później. Jej najbliższy celem, było kochać się z nim. Może po kilkunastu razach skończy z tą swoją ja-duży-silny-Gatunek-ty-kruchy-ludzki-człowiek bzdurą. Zdołała nie roześmiać się z tej analizy. – Porozmawiamy później. Jej druga ręka otworzyła się na jego brzuchu. Chciała, żeby leżał na plecach i mogła dotykać więcej jego ciała. Obwiodła palcem wokół pępka, a potem zsunęła palce niżej i użyła paznokci, by lekko go podrapać. Justice warknął. Odwróciła się na bok, przycisnęła do niego tyłek i przyparła plecami do jego piersi nie pozostawiając między nimi żadnej przestrzeni. Kochała gorąco, które wydzielał. Z jego ciałem zawiniętym wokół jej i jego ramieniem wokół jej talii, nigdy nie czuła się bardziej właściwie w czyichś ramionach. ~ 142 ~
Wdychała cudowny zapach, który był Justicem i słuchała jego mruczenia. Zakochuję się, przyznała. Mocno i szybko. Wspomnienie miłosnego odlotu przemknęło przez jej pamięć. Strach przed wysiadką był nieodparty, ale chciała latać. Zdobyła się na stanowczy krok, rozłożyła ramiona i bez wahania rzuciła się na główkę. Justice pobijał to doświadczenie każdego dnia i chciała tak skoczyć jeszcze raz. Złamane serce było lepszym ryzykiem, niż gdyby nie otworzył się spadochron, i dużo mniej niebezpiecznym. Drgnięcie twardej długości jego fiuta, który był uwięziony między nimi, odciągnął ją od tych myśli. Decyzję nie trudno było podjąć – to było takie proste. Zsunęła rękę po jego biodrze, przesunęła do tyłu i przykryła jego mocny pośladek. Zamruczał zanim łagodnie przeklął. - Do diabła, kobieto. Przestań to robić. Poruszyła się, wymownie pokręciła biodrami i chwyciła jego nadgarstek. Nie sprzeciwił się, gdy podniosła jego rękę i położyła na swojej piersi. Jej ręka przesunęła się do góry, przykryła jego i ścisnęła, zmuszając jego palce do zamknięcia się wokół pagórka. Jessie przycisnęła pupę do jego teraz już naprężonego fiuta, obróciła głowę, by wyeksponować swoją szyję na jego usta i oblizała wargi, by je zwilżyć. Jej ciało nie potrzebowało żadnej gry wstępnej. Była gotowa do działania i pragnęła gorąco mieć go w sobie jeszcze raz. Wspomnienie jego języka robiącego cudowne rzeczy z jej łechtaczką i sposób, w jaki go czuła, gdy ją pieprzył, wystarczyły, by już ją tam zabrać. - Weź mnie jeszcze raz – szepnęła. – Potrzebuję cię, Justice. Nie odmawiaj mi tego. Jego ręka masowała jej pierś, tym razem bez jej pomocy. - Cholera, Jessie. – Jego wargi otarły się o jej obnażone gardło i jego biodra się poruszyły, kołysząc się przy niej powoli. - Tak – jęknęła. - Nie ruszaj się. Zrobimy to powoli. Jessie rozłożyła uda, odmawiając zastosowania się do jego polecenia czy robienia tego powoli. Był zbyt ostrożny, cholernie za bardzo, a ona chciała, by sobie odpuścił. Pragnęła prawdziwego Justice’a, mężczyznę, który warczał i pomrukiwał, który chciał być głośny podczas seksu. Puściła jego rękę, sięgnęła między swoje nogi i zawinęła palce wokół jego sztywnego członka. ~ 143 ~
- Jessie – warknął. - Pieprz mnie, dziecino. Mocno, szybko. Daj mi to. Użyła swojej nogi, przewieszonej na jego udzie, żeby przechylić biodra i poprowadzić koronę jego kutasa, by otarła się po wargach jej cipki, przekręciła biodra, gdy znalazła właściwe miejsce i użyła ciężaru nacisku, jaki miała, by ich połączyć. Odczucie bycia rozciąganą, braną przez niego, wzmocniło jej pożądanie. Nagle zęby chwyciły szczyt jej ramienia, gdy Justice wbił się w jej skórę wystarczająco mocno, by wysłać dreszcz prosto do jej pachwiny. Nie przeciął skóry, ale to była cienka granica między przyjemnością, a bólem. Jessie jęknęła głośniej, ale ostre czubki odsunęły się, kiedy uwolnił ją od swoich kłów. - Nie ruszaj się – warknął. - Nie. – Użyła drugiej ręki, żeby złapać za ramię podpierające jej głowę, by uzyskać siłę do poruszania się, i kręciła gorączkowo biodrami, zmuszając go do ruszania się w niej. Przyspieszyła tempo i przełożyła rękę na jego tyłek, by wziąć jego fiuta głębiej. – Nie torturuj mnie – dyszała. – Zapomnij o powolności. Justice wydał przerażający dźwięk – głębokie, brutalne warknięcie – i jego zęby ponownie opadły na jej ramię. Odczucie jego ugryzienia nie bolało, ale podniosło jej namiętność wyżej. Przyjemność strzeliła przez jej ciało i jego ręka chwyciła jej biodro w mocny uścisk. Pomyślała, że może będzie chciał wykorzystać swój chwyt, by unieruchomić jej biodra, ale nigdy wcześniej nie była tak szczęśliwa, że się myliła. Justice głęboko wsunął się w nią swoim fiutem, jego biodra zakołysały się szybciej i wbijał się w jej tyłek na tyle mocno, że trząsł łóżkiem i uderzał wezgłowiem o ścianę. Jessie nie mogła myśleć. Była zbyt zagubiona w ekstazie i erotycznych uczuciach o nim wciąż trzymającym jej ramię swoimi zębami. Nie zwolnił, nie przerwał i jej mięśnie zacisnęły się w oczekiwaniu na zbliżający się orgazm. Justice wbijał się w nią raz za razem – szybko, mocno, głęboko. Trochę inaczej ustawił swojego fiuta i uderzył w to miejsce, co sprawiło, że zobaczyła gwiazdy, i wydawał się o tym wiedzieć. Kontynuował uderzanie tam główką kutasa, nie wchodząc tak głęboko jak przedtem, ale dokonując tego. Jessie odrzuciła głowę na jego ramię i mocno doszła. Jej wargi się rozdzieliły i ledwie zauważyła, że krzyczy. Jego zęby oderwały się od jej skóry, uścisk nad jej biodrze się zacisnął i podążył za nią. Wypełniły ją gorące strumienie jego nasienia. Mogła poczuć każdą kroplę, kiedy
~ 144 ~
mięśnie jej pochwy go doiły. Grzmiący ryk niemal ją ogłuszył, bo jej ucho było zbyt blisko jego ust. W następstwie tego oboje dyszeli, jego uchwyt nad niej złagodniał i palce pomasowały jej biodro. Jessie chciała się śmiać, ale nie mogła zebrać siły. To był Justice, którego chciała zobaczyć. Jej słuch mógł już nigdy więcej nie być taki sam w tym uchu, ale warto było. Uśmiechnęła się. Gorący, mokry język polizał jej ramię i otworzyła oczy, by wpatrzyć się w ciemny pokój. Był taki słodki. Najpierw pocierał nieznacznie bolące miejsce, gdzie ją trzymał, a teraz używał swoich ust, by złagodzić obszar, na którym zacisnął zęby. To było trochę dziwne, ale nie nieprzyjemne. Mogła się do tego przyzwyczaić. - To był mój najlepszy seks – zamruczała. – Podoba mi się jak mnie liżesz, gdybyś jednak chciał przyjąć wskazówki, co do lokalizacji, gdzie bardziej cieszyłabym się tym językiem, po prostu daj mi znać. Przestał omywać jej skórę i jego oddech zwolnił. - Czyszczę twoją ranę. Do diabła, Jessie, to dlatego nie możemy być razem. To był najlepszy seks, ale zraniłem cię. - Jaką ranę? – Odwróciła głowę, ale nic nie mogła zobaczyć. - Ugryzłem cię w ramię. – Zabrzmiał smutno. – Przepraszam, skarbie. Nie boli? - Nie. Widocznie nie jest tak źle. Nie martw się o to. – Mogła pogodzić się z małymi malinkami. Lubiła to. Napiął się. - Nie martw się o to? Ugryzłem cię, do cholery. Upuściłem krew. W oddali rozbrzmiały głośne alarmy i Justice przeklął. - W porządku – mruknęła, trochę zaskoczona, że krwawiła, ale to nie bolało. – To prawdopodobnie tylko alarm samochodowy. - Nie. – Wyciągnął swojego wciąż twardego fiuta z jej ciała i przetoczył ją na brzuch, by uwolnić ramię spod jej głowy, ale zrobił to tak szybko, że sapnęła. Łóżko się poruszyło, gdy zniknął jego ciężar. – Usłyszeli nas przy bramie strażniczej.
~ 145 ~
Oślepiło ją światło, gdy włączył lampkę na nocnym stoliku. Poczekała aż jej wzrok się uregulował. Mogła tylko patrzeć jak Justice wciąga bokserki na swoje biodra, pochyla się i podchodzi z rzeczami zaciśniętymi w ręce. Promieniał od niego gniew. - Natychmiast wskakuj pod prysznic albo wyczują na tobie mój zapach. Jessie usiadła. - Nie obchodzi mnie to, jeśli ktoś się dowie. - Mnie tak. Nie wpuszczaj ich do swojego pokoju, gdy przyjdą do drzwi albo tutaj też mnie wyczują. Powiedz im, że byłaś pod prysznicem i niczego nie słyszałaś, gdy zadadzą ci pytania. Rusz się, do diabła. Masz około trzech minut albo nawet mniej zanim przyjadą. Mają klucze uniwersalne do wszystkich domów i wejdą do środka, jeśli nie otworzysz drzwi. Podszedł do okna i otworzył je szarpnięciem. Jessie patrzyła na niego ze zdumieniem, gdy wybił siatkę łokciem, by usunąć ją z drogi, i wyszedł przez parapet. Sięgnął do środka, pociągnął za okno, by je zamknąć i wepchnął siatkę z powrotem na miejsce tak mocno, że aż okno zadzwoniło. Odsunął się od okna i zniknął w ciemności. Jej umysł zbudził się w mgnieniu oka. - Niech to szlag – syknęła Jessie, prawie spadając z łóżka w pośpiechu pobiegnięcia do łazienki. Naprawdę mocno się starała, by nie czuć się urażoną. O, to boli, więc nawet temu nie zaprzeczaj. Było jasne, że nie chciał, by ktokolwiek się o nich dowiedział. Żenowała go? Włączyła światło, rzuciła się do kabiny z prysznicem i nawet nie ustawiła temperatury, gdy weszła pod silny strumień lodowatej wody. - Sukinsyn – wysyczała, złapała butelkę z płynem do mycia ciała i wylała niemal połowę, by rozetrzeć z wściekłością na swojej skórze. – Mężczyźni! Nie mogę w to wierzyć. Co za dupek. Przerwała, zastanawiając się, dlaczego robi to, co kazał. On mógł mieć problem z ludźmi dowiadującymi się, że spali razem, ale nie ona. Zimna woda lała się na nią, zadrżała i przeklęła jeszcze raz. Odczucie pieczenia wywołało jej grymas i przekręciła głowę na tyle, by zlokalizować źródło. Czerwień zauważalnych śladów po ugryzieniu mieszał się z wodą. Mogła zobaczyć ukłucia od jego kłów i czerwone zarysy jego przednich, ~ 146 ~
normalnych zębów. Wsunęła ramię pod wodę, zmyła drażniące mydliny i pieczenie ustało. Może dlatego nie chciał, by ktokolwiek dowiedział się, że spali ze sobą. Justice North, potężna twarz Nowych Gatunków, stracił swoje opanowanie na tyle, by zatopić zęby w jednego człowieka. Prasa aż za bardzo rozdmuchałaby tę historię, uczyniłaby z tego jakiś rodzaj wstrętnego, pokręconego scenariusza w sposób, w jaki zazwyczaj to robili, i rozpętałoby się piekło. - Cholera! – Zakręciła wodę, wyszła i złapała ręcznik, by wytrzeć się czym prędzej. Na blacie stał flakonik perfum, który wypakowała, i teraz przyciągnął jej uwagę. Nigdy nie używała takich rzeczy, ale ojciec podał go w kasie, gdy płacili za jej nowe ubranie. Może nie był tak nieprzydatny jak myślała. NG nie cierpieli sztucznych zapachów i to zamaskowałoby zapach Justice’a. Upuściła ręcznik, złapała pudełko i rozerwała je, spiesząc do sypialni. Zakrztusiła się trochę, gdy mocno spryskała kwiecistymi perfumami powietrze wokół siebie, zamknęła oczy i weszła w nie, by zrosiły jej ciało. Nie mogła zmoczyć swojego bandaża, a Gatunek miał zdumiewając nos. Mogli wyłapać coś z jej włosów, ale teraz mogli złapać tylko zapach gardenii. - Fuj. Jeśli to nie zamaskuje jego zapachu, to nic. Rzuciła butelkę na łóżko, szybko ubrała się we wcześniej zdjęte ubranie i pamiętała, by chwycić butelkę, gdy wybiegała z pokoju, kiedy od frontu domu zabrzmiało walenie. Jessie pryskała perfumami, gdy pędziła w stronę drzwi, w ostatniej chwili rzucając butelkę w kierunku kanapy. Zamachała gwałtownie ramionami, by rozproszyć okropny zapach, wygładziła swoją krótką koszulkę upewniając się, że nie pokaże piersi, i otworzyła frontowe drzwi. Stało tam dwóch oficerów NG i wyglądali ponuro. Jessie się cofnęła robiąc między nimi tak dużą odległość jak to było możliwe. Obaj mężczyźni ściskali broń osobistą, ich spojrzenia były na niej zanim omietli pokój za nią i jeden z nich zrobił krok, by wejść do jej domu. Rozłożyła ramiona, chwytając za framugę i zablokowała go. - Co się dzieje? Co to było, alarm samochodowy? Ten, który chciał wejść do jej domu, musiał się cofnąć, więc się nie dotknęli. ~ 147 ~
- Czy to ty krzyczałaś? - Nie. Byłam pod prysznicem i tylko usłyszałam ten hałas, gdy zakręciłam wodę. Jeśli to nie był alarm samochodowy, to może pożar? Dwóch mężczyzn spojrzało na siebie, a potem wpatrzyło się w nią. Ten drugi wziął głęboki wdech, powąchał i skrzywił się. Ręka wystrzeliła do jego twarzy, by przykryć nos, i zrobił wielki krok w tył. Drugi zrobił to samo. Nie miała ich wyostrzonego zmysłu węchu, ale smród gardenii niemal i ją doprowadził do łez. - Możemy przeszukać twój dom? - Nikogo tu nie ma oprócz mnie. Myślisz, że krzyczałam? Nie. Nic się nie stało oprócz tego, że włączył się czyjś alarm. Może wiatr włączył alarm samochodowy. To się zdarza. Wydawali się być niepewni tego, co mają zrobić, ale cofnęli się, prawdopodobnie nie przepadając za tym, co czuli. - W porządku. Cieszymy się, że jesteś tu bezpieczna. Zamknij na klucz swoje drzwi. Jeśli coś usłyszysz albo zobaczysz, naciśnij alarm. – Wskazał na ścianę. - Pewnie. Nie ma problemu. Dzięki! – Jessie zamknęła drzwi i zakluczyła. Oparła się o drewno, jej napięte ciało zaczynało się rozluźniać i zamknęła oczy. Wzięła głęboki wdech, skrzywiła się i oderwała od drzwi. Musiała wywietrzyć dom, by pozbyć się tego smrodu, i znowu wziąć prysznic.
***
Justice przepływał kolejną długość basenu, dopóki nie usłyszał skrzypnięcia, i zatrzymał się, pływając w miejscu. Zrobił wdech i obrócił się, lokalizując dwóch pracowników ochrony zbliżających się od strony bocznego podwórza. Użyli tamtej bramki, by go znaleźć, zamiast wejść do jego domu. - Co się dzieje? Co włączyło alarm? Słyszałem jak włączył się przed chwilą. Czy wszystko w porządku? – Jadła go wina za to małe kłamstwo, coś, czego nie cierpiał robić, ale musiał chronić Jessie. Wątpił, żeby komuś powiedzieli, ale niektórzy z jego ludzi żyli w przyjaźni z ludzkimi pracownikami. Jedna pomyłka i to doszłoby do
~ 148 ~
niewłaściwych uszu. Nie chciał podejmować z nią tej szansy. – Mamy naruszenie zasad bezpieczeństwa? Jeden z nich wzruszył ramionami. - Usłyszeliśmy krzyk i ryk. Justice przećwiczył swoją historię. - Ja ryknąłem, ale krzyku nie słyszałem. – Wskazał na swoje ubranie przy tylnych drzwiach. – Potknąłem się o nogę krzesła, gdy wyszedłem, by popływać po długim, ciężkim dniu. Uderzyłem się w palec u nogi i byłem wściekły. Ryknąłem, zdjąłem ubranie i zacząłem pływać, by wyrzucić swój gniew. Ten drugi się przesunął, marszcząc brwi. - Nie słyszałeś krzyku? - Nie. Może mylnie wzięliście uderzenie krzesła o ścianę, jako krzyk. Rozwaliłem je, gdy się o nie potknąłem. - Przepraszamy, że ci przeszkodziliśmy, Justice. Pomyśleliśmy, że może człowiek został zaatakowany. - Jessie Dupree? Nic jej nie jest? - Nie. Najpierw poszliśmy do jej domu, ale nie pozwoliła nam przeszukać swojego domu. - Ona pachniała – przeklął ten drugi. – Jak obrzydliwe kwiaty. - Perfumy – warknął ten pierwszy. – Powinieneś ustanowić prawo, żeby nie używali tutaj tego, Justice. Wciąż piecze mnie nos. Justice ukrył uśmiech, że Jessie zna ten trik. Mocne perfumy podrażniły ich nosy i zmyliły ich zmysł węchu. Pracowała dla Tima Oberto w grupie zadaniowej i musiała podłapać niektóre fakty dotyczące Gatunków od członków zespołu, którzy blisko pracowali z jego mężczyznami. - Wyślę jej notatkę służbową. Obaj mężczyźni wyglądali na zdezorientowanych.
~ 149 ~
- Może ktoś oglądał horror. W nich ludzkie kobiety krzyczą przez cały czas. Będziemy musieli zapytać każdego, czy nie oglądał ten typ filmu, by wytropić źródło zakłócenia. - Nie niepokójcie nikogo innego. Jedyną samotną kobietą jest tu Jessie Dupree i powiedzieliście, że nic jej nie jest. - Zraniłeś się, gdy złamałeś to krzesło, Justice? Mogę wezwać kogoś, by na to spojrzał. Justice potrząsnął głową, podpływając do brzegu basenu. - Nic mi nie jest. To tylko mnie wkurzyło. Mężczyźni się zawahali. Justice wydostał się z basenu i podszedł do ręcznika, który rzucił na fotel kilka dni wcześniej. Zawinął go wokół bioder i wygiął brew, gdy stanął naprzeciw nich. - Coś jeszcze? - Dlaczego ta ludzka kobieta tu mieszka? Nie kwestionujemy twoich decyzji, Justice, ale jesteśmy ciekawi. - To jest najbardziej chroniony obszar Ojczyzny. Jej ojciec jest kimś, kto nas wspiera i w naszym imieniu działa przez kwestie prawne. Dałem mu moje słowo, że będzie bezpieczna. Ona również ratowała nasze kobiety i przywoziła je do nas, i to była jej ostatnia praca. Jessie Dupree jest zaufanym przyjacielem. Jeden z nich przemówił. - Rozumiemy. Dziękuję za wyjaśnianie. Justice poczekał aż sobie poszli zanim potrząsnął swoimi mokrymi włosami, próbując je wysuszyć. Odwrócił się, by spojrzeć nad murem na sąsiedni dom. Światło w sypialni Jessie pozostało włączone. Pragnął przeskoczyć przez mur i zapukać do jej okna. Chwyciła go frustracja, gdy się odwrócił. Chcenie i robienie musiały być różnymi rzeczami w jej przypadku. Stracił kontrolę, wytoczył krew podczas seksu i ściągnął na nich uwagę, gdy byli razem, rykiem ogłaszając swoją przyjemność. To głęboko go zaniepokoiło, bo to było coś, czego nigdy wcześniej nie robił z kobietą. Ujawniła te jego strony, którym nie chciał pozwolić, by się uwolniły. Kropka.
~ 150 ~
Musiał pomyśleć, oczyścić swoją głowę i trzymać się od niej z daleka, dopóki nie wymyśli jak utrzymać na smyczy te przerażające uczucia, które z niego wydobywała. Jedno wiedział na pewno… Jessie Dupree doprowadzała go do obłędu.
Tłumaczenie: panda68
~ 151 ~
Rozdział 11 - Breeze! – Jessie uśmiechnęła się szeroko. – Ty tutaj w żeńskim akademiku! Dlaczego nie jesteś nadal w Rezerwacie? Mająca ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu kobieta uśmiechnęła się. - Przyjechałam dziś wcześnie rano. Moja najlepsza przyjaciółka Ellie chciała, bym przyszła do domu, by podzielić się nowinami i będę tutaj przez jakiś czas. Jest człowiekiem i poślubiła Fury’iego, który jest z Gatunków. - Słyszałam o nich - w telewizji, gdy brali ślub. Mam nadzieję, że to były dobre wieści? - Najlepsze. Przykro mi, ale nie mogę się nimi podzielić. Wszystko, co mogę powiedzieć to, że jest to coś, co ona i jej mąż chcieli, odkąd odnaleźli swoją miłość i w końcu to osiągnęli. - Czyli dobre wieści. - Co ty tu robisz? Sprawdzasz kobiety, które do nas przywiozłaś? One nadal są w Rezerwacie i mają się świetnie. Dobrze się zaaklimatyzowały. Zdecydowano, że powinny tam pozostać zamiast zostać przyniesione tutaj, by cieszyły się drzewami i kilometrami ziemi, które mogą przemierzać. - Tak naprawdę, teraz pracuję tutaj. To długa historia. Oczy Breeze się powiększyły. - Naprawdę? Co robisz? Jessie odwróciła głowę, by zerknąć na Beauty. Spędziła cały ranek i większą część popołudnia pomagając jej rozlokować się w żeńskim akademiku. Dobrze zniosła przenosiny, w przeważającej części. Tiny i Halfpint były nieodłącznymi towarzyszkami Beauty, co też pomogło. Jedyny zgrzyt w niemal gładkim przejściu nastąpił wtedy, gdy Beauty zobaczyła znacznie wyższe, mocno zbudowane kobiety. Wystraszyły ją, ale teraz siedziała w salonie i rozmawiała z pół tuzina ich bez strachu. ~ 152 ~
- To Beauty. Odzyskaliśmy ją noc wcześniej z majątku w Waszyngtonie. Nie wiem wszystkiego, z czym wiąże się moja nowa praca, ale w tej chwili mam jej pomagać przystosować się do jej nowego życia. Dobrze to znosi. - Podoba mi się jej imię. Pasuje. Dobrze wybrała. – Breeze się uśmiechnęła i zwróciła uwagę z powrotem na Jessie. - Tak naprawdę, to ja je wybrałam. Wciąż jej mówię, że w każdej chwili może je zmienić, i mam nadzieję, że to zrobi. Dziwnie się czuję nadając imiona dorosłym osobom. – Jessie wzruszyła ramionami. – Musiałam szybko jakieś wymyśleć i takie przyszło mi do głowy. - Dlaczego musiałaś nadać jej imię? Jessie zacisnęła zęby. - Ponieważ poprzednie dwa imiona, którymi jak zapamiętała ją nazywano, tak bardzo mnie wkurzyły, że nie chciałam pozwolić, by ktokolwiek kiedykolwiek tak ją nazywał. Musimy zrobić papierkową robotę i zostanie przypisane do niej w rejestrze. Odmówiłam podania tych imion. Twarz Breeze stężała. - Jak ją nazwali? Jessie wpatrywała się w wyższą kobietę. - Naprawdę nie sądzę, żebyś chciała wiedzieć. - Powiedz mi. Jessie westchnęła, uświadamiając sobie, że Breeze ma prawo wiedzieć. - Nazywali ją Mud i jak przypuszczam oznaczyli ją imieniem Monkey, gdy była młodsza. To były jedyne dwa imionami, które zapamiętała. Wysoka kobieta NG warknęła i wypluła stek przekleństw, które zawstydziłyby nawet wieloletniego marynarza. Jessie skinęła głową na znak zgody. Dwie kobiety wpatrywały się w siebie, dopóki gniew Breeze nie przeminął. - Dziękuję. Wybrałaś naprawdę dobre imię i do niej pasuje. Myślę, że może je zatrzymać i że zrobiłaś jej dużą przysługę.
~ 153 ~
- Dzięki. – Jessie nagle się uśmiechnęła. – Więc teraz nie możesz się doczekać złapania jakiegoś przyzwoitego spania, kiedy opuściłaś hotel? Breeze się roześmiała. - Na dobre wysłali już Tammy i Valianta do jego domu. Justice powiedział, że potrzebują prywatności, odkąd się pobrali. Postawił strażników wokół ich posiadłości, by pomóc Valiantowi ją chronić. Może to jest ludzko-Gatunkowa sprawa, ale nikt nigdy nie uprawiał seksu tak głośno jak ta dwójka. Jessie udało się utrzymać uśmiech na miejscu – ledwie – przypominając sobie poprzednią noc. Ona i Justice byli tak głośni, że włączyli alarm ochrony. - Mogę cię o coś zapytać? - Pewnie. – Breeze poprowadziła ją do kuchni i wyjęła z lodówki napoje. Wskazała Jessie stołek. – Dawaj! Uwielbiam tak mówić. Jessie usiadła obok niej. - Mieszana para, która właśnie wzięła ślub, uh, on jest lwem, prawda? - Tak sądzimy. Przeważnie możemy tylko zgadywać, z czym jesteśmy zmieszani, ponieważ akta zostały zniszczone. Z jego ubarwienia i jego osobowości możemy przypuścić, że został zmieszany z tym DNA. A co z nim? - Spotkałam Justice’a Northa i on ma taki sam rodzaj oczu jak Valiant. Czy on jest lwem? – To wyjaśniałoby ryk po seksie. - Jego ubarwienie nie jest właściwe. W swoim wolnym czasie studiuję zwierzęta. Chcę lepiej odgadywać, z czym niektórzy z nas zostali zmieszani. – Breeze wyglądała na dumną. – Myślę, że on raczej jest zmieszany z czarnym lampartem, ludzie nazywają je panterami. Jessie udało się powstrzymywać usta przed opadnięciem pomimo wstrząsu. - Czy jego włosy nie powinny być czarne? To znaczy, Valiant ma pomarańczowoczerwone włosy podobne do lwa. Spotkałam Flame’a i on ma jasnoczerwone włosy, ale ma kocie oczy. Mogła to od razu zobaczyć. Breeze przygryzła wargę. - Nie mogę tego z tobą omawiać, Jessie.
~ 154 ~
- Czemu nie? Breeze znowu się zawahała, a potem wypuściła oddech. - Jesteś naszym przyjacielem i ratujesz nasze kobiety. Wiem, że jesteś godna zaufania. Niektórzy z nas farbują swoje włosy. To wszystko, co mogę powiedzieć. Czy Justice farbował swoje włosy? To wyjaśniałoby, dlaczego wyglądał inaczej na żywo, a inaczej w telewizji i na niektórych zdjęciach w gazecie. Wyglądał inaczej, ponieważ kolor jego włosów się zmieniał. - Dlaczego miałby… To znaczy, wszyscy to robicie? - Niektórzy z nas muszą wyglądać bardziej ludzko, a nasze naturalne ubarwienie czasami czyni to trudnym. Proszę nie powtarzaj tego nikomu. Mogę wpaść w kłopoty. - Nie powiem nikomu. Masz na to moje słowo. Więc tak dla przykładu, ktoś z blond włosami tak naprawdę może mieć czarne włosy? - Dokładnie. To sprawia, że niejeden z nas wygląda bardziej ludzko i mniej groźnie. Ktoś w oczach publiki. Ktoś, kto staje przed ludźmi przez cały czas. Jessie spróbowała wyobrazić sobie Justice’a z czarnymi włosami, ale trudno było to zrobić. To nagle wyjaśniło, dlaczego jego długie rzęsy były czarne. Czasami widziała trochę granatu na dnie jego oczu, mimo że z daleka wydawały się być najciemniejszym odcieniem brązu, graniczącego z czarnym. Z czarnymi włosami wyglądałby… Obraz Justice’a z czarnymi włosami mignął w jej głowie. Odstraszająco. Przerażająco. Dziko. Justice z jasnymi włosami wyglądał na bardziej ludzkiego i było mniej prawdopodobne, że kogoś wystraszy. To ma sens. Jessie sypiała z mężczyzną zmienionym dzięki DNA pantery. To wyjaśniałoby mruczenie, kocie oczy i jego ryk po seksie. Zniszczył pościel i podrapał materac swoimi paznokciami. Pazurami. Pantery były niebezpiecznymi zwierzętami. Może miał dobry powód, by bać się zranienia mnie. - O czym myślisz? Jessie odciągnęła swoją uwagę od myśli i zmusiła się do uśmiechu do Breeze. - O mężczyźnie. Uśmiech ukazał się na twarzy Breeze.
~ 155 ~
- Wykrztuś, dziewczyno. Jessie potrząsnęła głową. - Nie mogę. - Och. Pytasz o naszych mężczyzn nie bez przyczyny, prawda? Słyszałam, że Flame mówi o tobie. On jest kotowatym i to dlatego pytałaś o Valianta, tak? Wymsknęło ci się i wspomniałaś jego imię. Przysięgam, że nikomu nie powiem ani słowa. Flame jest atrakcyjny i przystojny. Ma też dobre poczucie humoru. Flame? Jessie nie wiedziała, czy powinno jej ulżyć na przypuszczenia Breeze. To zbijało jej poprawne zgadywanie, że Jessie myślała o Justice’ie. Jessie tylko się uśmiechnęła. - Flame cię lubi. Słyszałam, że wywarłaś na nim wrażenie. - Słyszałaś to? Zaproponował, że postawi mi piwo i mnie przedstawi, żebym mogła znaleźć sobie przyjaciół. - Powinnaś mu pozwolić. - Tu chodzi o tę całą ja-jestem-człowiek-on-jest-Gatunkiem rzecz. Uśmiech na wargach Breeze zniknął. - Nie będziesz z jednym z mojego rodzaju? - To nie to. – Przygryzła wargę, ostrożna, co ma powiedzieć. – Rozmawiałam z kilkoma waszymi mężczyznami – skłamała, tworząc scenariusz, który pasowałby do jej prawdziwej rozterki. – Nazbyt jasno się wyrazili, że nie będą sypiali z ludzką kobietą. On, to znaczy, oni powiedzieli, że nie chcą angażować się z człowiekiem i byli stanowczy w tym, że zbyt się boją, iż stracą kontrolę i ją skrzywdzą. - To jest uzasadniony strach. Nasi mężczyźni są silni i lubią dominować. Wiedziałaś o tym? - Większość mężczyzn jest apodyktyczna. To uniwersalna cecha, która przychodzi wraz z posiadaniem chuja. Breeze nie roześmiała się na próbę humoru Jessie. - Nie. Twoi mężczyźni mówią kobietom, co robić, ponieważ po prostu chcą to robić. Nasi mężczyźni dominują fizycznie i potrzebują to robić. To jest duża różnica.
~ 156 ~
- Możesz mi to wyjaśnić? Naprawdę jestem ciekawa. - Kiedy mężczyzna i kobieta naszego rodzaju uprawiają seks, oni biorą nas od tyłu. Użyją swoich zębów na naszym ramieniu, by nas unieruchomić, jeśli czują, że jego dominacja jest zagrożona. Ich potrzeba kontroli podczas seksu jest obezwładniająca. Trudno to opisać, ale jest takie miejsce po obu stronach… – Wyciągnęła rękę i dotknęła jej ramion. – Jeśli mężczyzna chwyta nas swoimi zębami, to czuje się naprawdę dobrze i nie boli. Nigdy nie przecinają skóry, ale wiemy, że lepiej się wtedy nie wyrywać, bo mogą zdarzyć się wypadki. Jessie poczuła ssanie w żołądku – miała opatrunek ukryty pod swoją koszulą. - Jakiego rodzaju wypadki? - Ich zęby zatopią się wystarczająco mocno, by upuścić krew albo mogą okaleczyć naszą skórę. To jest rzadkie, ale kiedyś miałam mężczyznę, który wziął moją krew. Zabił jednego z techników, gdy ten przyszedł zabrać mnie z jego celi po tym jak uprawialiśmy seks. Nie chciał mnie puścić ani dzielić się mną z innymi mężczyznami. Był bardzo zaborczy. Czuł do mnie miłość i przypuszczam, że ugryzł mnie, by pokazać swoją dominację i to, że byłam jego, może też oznaczyć mnie, ponieważ nie próbowałam wyzwać go podczas seksu. Powiedział, że jego wnętrzności krzyczały, by mnie zatrzymać, ale oni wiedzą, że nie chcemy być zatrzymywane. To dlatego, niezbyt często, uprawiamy seks z tym samym mężczyzną teraz, gdy jesteśmy wolne. Chcemy być pewne, że zapamiętają, iż nie chcemy zostać przez nich zatrzymane, i to daje im znać, żeby nie czuli się w stosunku do nas zaborczy. Nasi mężczyźni mogą być niebezpieczni dla twojego rodzaju. - Dlaczego cokolwiek z tego miałoby być niebezpieczne dla ludzi? - Gdy nasi mężczyźni zaciskają swoje zęby, nie możesz walczyć ani się wyrywać. Mógłby oszaleć, gdybyś to zrobiła. Upewniamy się, że chcemy rozmnażać się razem i to musi być absolutnie wzajemne, gdy to robimy. Gdyby mężczyzna był za tobą i mocno wgryzł się w twoją skórę, to by cię nie zaalarmowało? Walczyłabyś, prawda? Wyrywała się? Jego zęby są ostre i mogą rozerwać twoją skórę, albo jego ręce mogą sprawić ci ból, gdy spróbuje trzymać cię nieruchomo dla twojego własnego bezpieczeństwa. Mogą być łagodni i ujmujący, jeśli jednak zakwestionowałabyś jego dominację podczas seksu, poczułby niepohamowany popęd, by udowodnić, że na to zasługuje. To jest potrzeba. To jest to, czym są. Jeśli pozwolisz jednemu z naszych mężczyzn często uprawiać ze sobą seks, może chcieć cię zatrzymać, bo zacznie odczuwać zaborczość. Mężczyzna Gatunku nie pozwoli ci odejść, jeśli tak się stanie,
~ 157 ~
będzie walczyć, by cię zatrzymać, i zabije każdego, kto spróbuje zabrać cię od niego. Może czuć miłość, jeśli pozwolisz mu bardzo dobrze cię poznać, a to jest bardzo niebezpieczne dla naszego rodzaju. - To nie może być tak niebezpieczne. Są przecież mieszane pary. - Tak, ale mężczyźni zabiją każdego, kto dotknie jednej z ich partnerek. Spotkałaś Tammy i Valianta. Nie lubi, kiedy inni mężczyźni na nią patrzą. Ona chętnie mu się poddaje i całkowicie mu się oddaje, ale oni się kochają. Valiant rozdarłby każdego gołymi rękami, gdyby myślał, że ona jest zagrożona, Jessie. To jest niebezpieczeństwo z naszymi mężczyznami i musimy rozważać, co się zdarzy, gdyby jeden z nich czuł miłość do kobiety, która by tego nie odwzajemniała. Nigdy by jej nie skrzywdził, ale myślimy, że jakikolwiek mężczyzna, który spróbowałby jej dotknąć, straciłby część ciała. Rozumiem strach, jaki nasz rodzaj odczuwa do seksu z ludźmi i to jest rozsądne. Jeśli zdecydujesz się uprawiać seks z Flame’em, muszę najpierw cię przeszkolić, żebyś wiedziała jak bezpiecznie poradzić sobie z jednym z naszych mężczyzn. Jessie nie była pewna, czy chce znać odpowiedź, ale jednak zadała pytanie. - Co muszę wiedzieć? - Nigdy nie proś mężczyzny, by ci uległ. Oni są dominujący i to uczyniłoby ich gniewnymi i niebezpiecznymi, gdybyś to zrobiła. Dla nich to byłoby wyzwanie. Że wątpisz w ich umiejętności. Mężczyźni zawsze kontrolują seks. Nie walcz podczas seksu, jeśli Flame kiedykolwiek chwyci cię swoimi zębami. To oznacza, że stracił kontrolę i musisz pozostać nieruchomo. - Czy utrata kontroli jest czymś złym? - Tak! – Breeze omiotła spojrzeniem ciało Jessie, rzucając na nią okiem. – Połamie cię. Nasi mężczyźni są silni i naszą ideą gry wstępnej byłyby ostre zapasy z tobą. - Okej – wyrzuciła z siebie, znowu oszołomiona. - Nigdy nie patrz w oczy zagniewanego mężczyzny, ponieważ to też jest wyzwanie. Spuść wzrok i stój nieruchomo, dopóki nie uspokoją swojego gniewu. Również, nigdy nie pozwól mu uprawiać z tobą seksu, jeśli jest naprawdę podniecony, ponieważ mogą być agresywni, by zaspokoić swoje potrzeby. Powiedz nie, jeśli Flame kiedykolwiek będzie pragnął cię ugryźć i wziąć twoją krew podczas seksu. To sprawi, że będzie się czuł zaborczy względem ciebie i raczej nie będziesz tego chciała z jednym z naszych mężczyzn, chyba że jesteś gotowa utknąć z nim na zawsze.
~ 158 ~
- Myślę, że rozumiem. Dzięki. Proszę zapomnij o imieniu Flame, dobrze? Nie zastanawiam się nad sypianiem z nim. Byłam tylko ciekawa. Breeze się uśmiechnęła. - Pewnie. Druga kobieta jej nie uwierzyła, ale Jessie niedbała o to. - To był długi dzień i idę do domu. Najpierw sprawdzę, co z Beauty i upewnię się, że nie będzie miała nic przeciwko mojemu odejściu. Cieszę się, że tu jesteś i będziemy częściej się spotykały. - Przywitam się z nią i będę na nią uważać, gdy pójdziesz. Możesz iść i odpocząć. Wrócisz tu jutro? - Tak. Jessie wyszła z akademika, a jej umysł rozpamiętywał to, czego się dowiedziała. Zgodnie z radą Breeze, czego nie robić w łóżku z mężczyzną Gatunków, już tak naprawdę wszystko schrzaniła. Poprosiła Justice’a, by pozwolił jej być na górze, co go wyzwało. Jego reakcją było niemal wyjście z sypialni i skończenie ich spotkania. Breeze powiedziała, że nigdy nie pozwolą kobiecie dominować w seksie w łóżku, ale Justice pozwolił, by była na górze. Nie miała pojęcia, co robić, chociaż może nie był przywiązany do takich zachowań jak większość NG, ponieważ codziennie musiał radzić sobie z tyloma ludźmi. Ludzie pracowali w Ojczyźnie i musiał porozumiewać się z mediami, jej ojcem i mnóstwem innych ludzi, którzy zainwestowali w dobro Gatunków. Czuła zęby Justice’a na swoim ramieniu, ale nie wiedziała, co to oznaczało. Zignorowała jego apel, by się nie ruszać, nieświadomie prowokując go do próby ustalenia jego dominacji. Poruszała się pod nim, naciskała, by wziął ją w sposób, w jaki chciała i ugryzł ją w ramię wystarczająco mocno, by upuścić krew. To było kolejne zaprzeczenie. Oczywiście on nie chciał zatrzymać jej na zawsze. Nie. Chciał zakończyć ich krótki związek zanim będzie miał okazję się zacząć. Nic dziwnego, że nie chce widzieć się ze mną ponownie. Mocno uderzyła depresja, gdy Jessie prowadziła swój wózek golfowy do domu. Wcześniej tego dnia obudziła się i znalazła jeden z nich zaparkowany na swoim podjeździe wraz z wyraźną mapą od jej domu do akademika kobiet. Oficer postawiony przy bramach do obszaru jej zamieszkania, zapewnił ją, że jest do jej użytku. Miała sposobność objechania Ojczyzny, ale nie miała dokąd pójść tylko do swojego samotnego domu. ~ 159 ~
Posterunek ochrony obsługiwał nowy oficer, ale jej nie zatrzymał. Uśmiechnął się i pomachał do niej, otwierając bramy prowadzące do obszaru mieszkalnego. Jessie odmachała i zaparkowała na swoim podjeździe. Nie mogła się nadziwić jak głęboko zdołała schrzanić wszystko z Justice’em. Gatunek powinien zapoznać się z przewodnikiem zatytułowanym Randkowanie z bezmyślnymi ludzkimi dziewczynami i pięćdziesiąt rzeczy, by uniknąć robienia tego, co mogłoby je obrazić. Otworzyła główne drzwi zadowolona, że kiedy weszła perfumy w końcu zniknęły. Jej spojrzenie przemknęło do rośliny doniczkowej tuż na lewo i uśmiechnęła się. Tam ukryła butelkę na wypadek, gdyby jeszcze kiedykolwiek musiała zamaskować zapach Justice’a. Jej nastrój szybko opadł, ponieważ bardzo wątpiła, że wróci. Szybki prysznic, przebranie się w wygodne ciuchy i pragnienie zajęcia swojego czasu w kuchni pomogło utrzymać jej myśli z dala od Justice’a. Lubiła gotować, to ją relaksowało i uwielbiała jeść. Jedynym problemem była polędwica, którą włożyła do rożna, a które mogło żywić ją jeszcze przez tydzień w postaci okładu do kanapek. Przygryzła wargę, patrzyła jak wolno się obraca, jak puszcza soki do brytfanny i zdecydowała, że zawsze może wziąć kanapki kobietom w akademiku. Była zdumiona ilością zasobów żywności i olbrzymimi wielkościami porcji. Oczywiście, Gatunki prawdopodobnie zjadały pięć kilo mięsa na jedno posiedzenie, ale ona z pewnością nie. Odwróciła się, postanawiając wyprać swoje nowe ubrania zanim założy resztę nich i umyśliła wziąć długą kąpiel, by zabić czas zanim obiad będzie gotowy. Dysze były cudowne, a woda ciepła. Oceniła swoje życie. Jej życie intymne mogło być spieprzone, ale mieszkała w miłym miejscu i lubiła swoją nową pracę. Do drzwi zadzwonił dzwonek, powodując, że szybko tam ruszyła, ale się uśmiechnęła. To musiał być Justice! Wytarła się pospiesznie i z powrotem włożyła ubranie, jej umysł pracował nad sposobem rozmowy z tym tępym mężczyzną, po tym jak zwolni swojego strażnika i każe mu wrócić, gdy droga będzie wolna. Dzwonek u drzwi zabrzmiał jeszcze raz i wypadła z łazienki. - Idę. Chwileczkę! Jessie przekręciła zamki, jej serce biło gwałtownie i uśmiechała się, podekscytowana ujrzeniem go po poprzedniej nocy. Za nimi stali dwaj duzi mężczyźni Gatunków. Obaj byli w zwykłym ubraniu, paradowali w dżinsach i koszulkach, i wpatrywali się w nią ponuro, co pokazywało, że nie byli szczęśliwi. Ten po prawej przemówił. ~ 160 ~
- Jestem Night. Dostarczono twoje rzeczy i kazano nam je przynieść. Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli teraz wyładujemy Jeepa i wniesiemy pudła do środka? Musimy cię poinformować, że twoje rzeczy zostały przeszukane przez ochronę. To jest standardowa procedura, ale nic nie zostało skonfiskowane. - Okej. Dzięki. Pewnie – zgodziła się. – Pozwólcie mi założyć buty i pomogę. Mężczyzna po lewej zmarszczył się z niezadowoleniem. - Nie. Jesteś za mała i tylko byś nas spowalniała. Po prostu usiądź i zachowaj spokój. Nie chcemy cię skrzywdzić. – Nabrał tchu. – Jestem Sword. Nie jesteś w żadnym niebezpieczeństwie. Jego słowa wznieciły rozbawienie, jakby obawiał się, że może się ich przerazić, ale ich napięcie zmusiło ją do ukrycia tego. Naprawdę wydawali się być zdenerwowani mając z nią do czynienia, więc spuściła wzrok. Byli z Gatunków i chciała, żeby czuli się z nią komfortowo. Dobrą etykietą zyskiwało się więcej w osiągnięciu celu. - Dziękuję. Poczekam w środku i zapamiętam, że nie jestem w niebezpieczeństwie. – Cofnęła się. - Dobrze. – Night chrząknął, okręcił się na pięcie i pomaszerował chodnikiem. Ten drugi podążył za nim. Jessie podniosła wzrok, by przyglądać się jak łapią pudła z tyłu zapełnionego Jeepa i w końcu pozwoliła, by uciekł z niej chichot. To było słodkie, kiedy przypuszczali, że będzie nimi przerażona i słodkie, że chcieli ją zapewnić, iż nie są tu po to, by ją zamordować. Roześmiała się jeszcze raz, a potem jej spojrzenie przeniosło się do salonu i spostrzegła miejsce, gdzie mogli ułożyć pudła. - Możecie rzucić je tam. – Wskazała, trzymając się z daleka. – Dziękuję. Przykro mi, że jest ich tak wiele. Nie zdawałam sobie sprawy, że zgromadziłam aż tyle rzeczy. Pomysł narodził się, gdy jeden z nich powąchał powietrze, a jego uwaga skierowała się do otwartego przejścia do kuchni, ale potem obaj wciąż to robili ilekroć wnosili nowe pudła. Zaciągnęła się nęcącym aromatem mięsa, uświadamiając sobie, że mogą być głodni i zdecydowała się spróbować zaprzyjaźnić. To powstrzyma ją od siedzenia przez całą noc i rozmyślania o Justice’ie oraz o tym jak rozwiązać problemy, które mają. Faceci w końcu wnieśli ostatnie dwa pudła. - Bardzo wam dziękuję. Doceniam to. Chcielibyście zostać na kolacji? Mam tego mnóstwo i to jest ludzki zwyczaj pożywić ludzi, jako sposób na okazanie uznania. ~ 161 ~
Mężczyźni spojrzeli jeden na drugiego, ich obawa była prawie komiczna. - Mam polędwicę. To stek, który cienko się kroi i nabrał już odpowiedniej różowości. To nie jest tak krwiste jak większość z was lubi, ale myślę, że będzie wam smakowało. Skorzystam z okazji zyskania nowych przyjaciół. Właśnie się tu przeprowadziłam i nie znam zbyt wielu ludzi. Sword odpowiedział za nich obu. - Przyjmujemy zaproszenie. Powinnaś poczuć się mile przez nas witana, a przyjaciele są ważni. - Są. – Uśmiechnęła się. – Może usiądziecie na kanapie? Możecie zrzucić buty, włączyć telewizję i odprężyć się, gdy ja pójdę pokroić mięso i wsadzę ziemniaki do mikrofali. To nie powinno zająć więcej niż kwadrans. Zamknęli frontowe drzwi i podeszli wolnym krokiem do kanapy. Jessie się obróciła, weszła do kuchni i wyjęła polędwicę piętnaście minut wcześniej. Wydawała się być z wierzchu naprawdę ugotowana, ale będzie bardziej krwista niż zwykle ją jadła, innymi słowy doskonała dla jej gości. To była szybka praca opłukać trzy ziemniaki, nakłuć je widelcem i upiec w mikrofali. Ugotowała też trochę warzyw, poszatkowała trochę szczypiorku do ziemniaków i przygotowała stół dla trojga. Opanowało ją podniecenie na perspektywę rozmowy z dwoma mężczyznami. Była obeznana z kobietami, ale ich odpowiedniki różniły się diametralnie. Miała nadzieję, że poznając ich, pomoże jej to następnym razem poradzić sobie z Justicem. Może będą wystarczająco przyjaźni, by odpowiedzieć na kilka pytań, jakie do nich skieruje. Jessie weszła do salonu. - Obiad gotowy. Zechcecie pójść za mną czy mam przynieść wasze talerze tutaj, jeśli wolicie ten niski stolik. Obaj mężczyźni natychmiast wstali i ostrożnie się zbliżyli, jakby nadal obawiali się, że ona może uciec z przerażenia. Sword wydawał się być bardziej rozmowny z nich dwóch, bo się odezwał. - Będziemy zaszczyceni zjedzeniem przy twoim stole w kuchni. Dziękuję, pani Dupree. - Proszę po prostu nazywajcie mnie Jessie i to ja jestem zaszczycona mieć was, jako gości. – Zaprowadziła ich do kuchni i skierowała się do lodówki. Po zapytaniu, czego się napiją, przyniosła im napoje i usiadła przy stole uśmiechając się do obu ~ 162 ~
mężczyzn. – Wcinajcie. Nie jestem formalistką, więc nie martwcie się o maniery przy stole. Po prostu czujcie się jak u siebie w domu, okej? Jest mnóstwo jedzenia i mam nadzieję, że dacie radę zjeść to wszystko albo będę zmuszona użyć resztek, by zrobić tonę kanapek. Zaoszczędzicie mi kłopotu. Night wbił nóż w płat mięsa, wpatrując się w nie, jakby bał się ugryź, ale potem wepchnął cały do ust. Jessie zamarła chcąc przyjrzeć się jego reakcji, mając nadzieję, że to polubi. Uśmiechnął się, gdy żuł. Jego zaskoczenie było oczywiste, gdy się w nią wpatrywał, dopóki nie przełknął. - To jest dobre naprawdę! Dziękuję, Jessie. - Tak – zgodził się Sword, połykając swój pierwszy kawałek. – Pyszne. Nie przypuszczałem, że to może tak smakować. My po prostu rąbiemy mięso na duże płaskie płaty i przypiekamy je. Mogłabyś nam powiedzieć jak ugotować je w ten sposób. - Z przyjemnością zapiszę to dla was. To jest łatwe. – Wskazała na maszynę z rożnem. – To robi całą pracę. Ja tylko doprawiam mięso, wkładam do tego i czekam aż będzie gotowe. Każdy może to zrobić. Jedli w ciszy, a mężczyźni konsumowali ogromne ilości mięsa. Jessie oparła się pragnieniu, by zarzucić ich pytaniami. Przynajmniej poczekaj aż skończą i będą pełni, myślała. Night w końcu przestał jeść, odłożył widelec i wpatrzył się w nią. Napotkała jego spojrzenie. - Nie bałaś się zaprosić nas na obiad? Jesteśmy dwoma agresywnymi mężczyznami w twoim domu, których nie znasz. Sądziliśmy, że będziesz przerażona. Sword odchrząknął. - Nie chcieliśmy przywieźć tych pudeł, ponieważ myśleliśmy, że kiedy nas zobaczysz to zaczniesz krzyczeć. – Zrobił straszną minę i zadrżał. – Nie mogę znieść płaczu. Jessie walczyła ze śmiechem, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu, który rozprzestrzenił się na jej twarzy. - Jestem przyzwyczajona do obecności większych mężczyzn, więc tak łatwo się nie przestraszam. Wiecie, jaka była moja ostatnia praca? Obaj mężczyźni potrząsnęli głowami. Jessie zaczęła opowiadać im o swojej pracy z grupą zadaniową, o mężczyznach, z którymi pracowała i o wszystkich z Gatunków, ~ 163 ~
których spotkała i uratowała. Obaj mężczyźni słuchali uważnie z zainteresowaniem. Skończyła tym jak została draśnięta przez kulę i znalazła się w Ojczyźnie. - Wiedziałaś, że cię nie zaatakujemy i zmusimy do uprawiania z nami seksu? – Sword wyglądał na szczerego. – Jeden facet powiedział, że prawdopodobnie zobaczysz nas obu i pomyślisz, że przyszliśmy cię zgwałcić. Night się roześmiał. - Powiedział, że swoim wrzaskiem zranisz nasze uszy jak tylko otworzysz drzwi. - I płaczem. – Sword się zaśmiał. – Miałem nadzieję, że pomyślisz, iż jestem gwałcicielem i po prostu zaczniesz krzyczeć zamiast wpaść w histeryczny szloch. To mniej zraniłoby moje uszy. Jessie się roześmiała. - Powiedz twojemu przyjacielowi, że przykro mi go rozczarować. - Będzie rozczarowany, gdy mu powiemy o obiedzie, którym nas poczęstowałaś. – Night uśmiechnął się szeroko. – To jemu kazano przyjść, ale byłem mu winny przysługę. Powiedział mi, że muszę iść w jego miejsce i będziemy kwita. Sword znowu się roześmiał. - Powinieneś zabrać dla niego kawałek steku. Roześmiałbym się widząc jego twarz, gdy posmakuje mięsa, którym nas poczęstowałaś. Jessie wstała. - Dam wam torebkę i możecie zabrać dla niego kilka kawałków. - Jesteś dobrym człowiekiem, Jessie. – Rozpromienił się Night. – Cieszę się, że nie wywołałem u ciebie krzyku czy płaczu. - Ja również. – Jessie zachichotała, umieszczając kilka plastrów polędwicy w torebce zanim wróciła do stołu. Wciąż się śmiali, gdy groźny pomruk wstrząsnął nimi wszystkimi w tym samym momencie. Jessie okręciła się na głośny, zaskakujący dźwięk i zagapiła się na widok Justice’a stojącego w otwartym przejściu między salonem, a kuchnią. Wściekłość błyszczała w jego zwężonych oczach, jego pięści były zaciśnięte przy jego bokach i nawet nienaganny, szyty na miarę szary garnitur nie mógł złagodzić niebezpiecznych wibracji, jakie wysyłał. ~ 164 ~
Nie patrzył na nią, ale wydawał się być skupiony wyłącznie na jej gościach. Dźwięk krzesła uderzającego o podłogę sprawił, że odwróciła głowę w tamtym kierunku. Zarówno Night jak i Sword wstali szybko, ich głowy się pochyliły aż ich brody niemal dotykały ich torsów, a ich spojrzenia skupiły się na podłodze. Odsunęli się od stołu, a ich twarze zbladły ze strachu. Jessie zmarszczyła brwi, gdy odwróciła się, by spojrzeć na Justice’a, potem na mężczyzn, chcąc ustalić, co się dzieje. Z jakiegoś powodu Justice był wściekły, jego ludzie byli przerażeni jego pokazem temperamentu i byłaby bezmyślna, gdyby nie wiedziała, dlaczego zachowywał się tak zwariowanie. - Witam, panie North. – Nie chciała nazywać go Justicem, odkąd wyraźnie zaznaczył, że nie chce, by ktokolwiek dowiedział się, że razem spędzają czas. – Dziękuję za dostarczenie moich rzeczy. Nie wiem, dlaczego jesteś zdenerwowany, ale jedliśmy obiad. Zapraszam usiądź, jeśli jesteś głodny. Wściekłe ciemne spojrzenie Justice’a napotkało jej. Warknął na nią i pokazały się jego ostre zęby. Jessie skrzyżowała ramiona na piersi, jednocześnie patrząc mu w oczy. Chciała go zapytać, jaki miał problem. - Wyjść – warknął Justice. – Natychmiast. Obaj mężczyźni obeszli pokój trzymając się jak najdalej od swojego przywódcy, idąc wzdłuż ścian i zachowując bezpieczną odległość. Spojrzała na stół, zauważyła zapomnianą torebkę z mięsem i chwyciła ją. Ruszyła za mężczyznami. Uniknęła Justice’a również go obchodząc. - Czekajcie. Dwaj mężczyźni byli przy drzwiach, gdy zatrzymała ich swoim głosem i wyciągnęła torebkę. - Zapomnieliście o tym dla twojego przyjaciela. Nie wiem, co się dzieje, ale przepraszam za to. Night zerknął na nią. - Nigdy nie patrz Gatunkowi w oczy, gdy warczy na ciebie. Jest o coś wkurzony. – Wziął torebkę. – Dziękuję, Jessie. Groźny ryk wypełnił pokój za Jessie. Night się wzdrygnął i obaj mężczyźni umknęli. Jessie zacisnęła zęby i powoli zamknęła drzwi. Słyszała jak Jeep odjechał i
~ 165 ~
wzięła kilka głębokich, uspokajających oddechów zanim się odwróciła, by stanąć twarzą w twarz z wkurzonym facetem za sobą. Justice piorunował ją wzrokiem z jakiś dwóch metrów i znowu na nią warknął. Jego kocie oczy błyszczały czystą wściekłością, jego ręce wciąż były zaciśnięte w pięści i prezentował doskonale proste zęby i kły wyglądające na ostre. Jessie odwzajemniła się spojrzeniem, tracąc swój własny temperament i już dłużej nie potrzebując się martwić o świadków, ponieważ teraz byli sami. - Co to było? – krzyknęła. – Zaprosiłam ich na obiad po tym jak wnieśli wszystkie moje rzeczy i pomyślałam, że miło by było zyskać jakichś przyjaciół. Jak śmiałeś tak po prostu wejść do mojego domu i ich wystraszyć. Nie przegapiłam także tej części, że wprosiłeś się do mojego domu. Przegapiłeś dzwonek? Twoje ręce są połamane, że nie mogłeś zapukać? Kolejny niski pomruk wyszedł z jego gardła. Podniósł rękę, chwycił krawat i zerwał go. Następnie sięgnął do marynarki, nie fatygując się jej rozpiąć, więc materiał też się podarł i guziki posypały się na podłogę. Jessie obserwowała go i jej gniew przeminął od wstrząsu. - Nie wolno ci wpuszczać mężczyzn do swojego domu i zapraszać ich, by zostali – warknął. – Weszli tu i zostali zbyt długo. Wyobraziłem sobie najgorsze, gdy nie wyszli. - Obserwowałeś mój dom? Zrzucił buty ze stóp, a jeden z nich trafił w kanapę. Drugi pożeglował w powietrzu, dopóki nie uderzył w ścianę przy drzwiach. Oddychał gwałtownie, a wszystkie oznaki zadbanego, zazwyczaj spokojnego mężczyzny zniknęły. To była ta jego strona, której nigdy nie widziała i musiała przyznać, że to było przerażające. Spróbowała brawury, ponieważ to zawsze pomagało jej w przeszłości. - Dlaczego obserwujesz mój dom? Zapomniałeś o tym, co powiedziałeś mi wczoraj w nocy, że już tu nie wrócisz? Pamiętam tę rozmowę naprawdę dobrze. Pamiętam też jak wyszedłeś przez okno, żeby nikt się nie dowiedział, że potężny Justice był w łóżku z człowiekiem. Nie wróciłeś. Czy sypianie ze mną oceniasz na równi z posiadaniem pcheł? Oczy Justice’a się zwęziły i warknął. - Uciekaj – ostrzegł głębokim głosem. – Musisz uciec ode mnie.
~ 166 ~
- To jest mój dom – sapnęła. – Ty wyjdź. Nie zamierzam się ukrywać, dopóki nie przejdzie ci twój napad złości. Rzucił się. Jessie natychmiast poczuła niebezpieczeństwo. To nie był jej były mąż. Krzyczał na nią, gdy był wkurzony, ale Justice wyglądał dziko atakując ją. To obejmowało coś więcej niż krzyk. - Cholera – syknęła. Napięła się i przypomniała sobie słowa Breeze. Opuściła głowę, zamknęła oczy i zamarła. Potem zaczęła się modlić. Natychmiast był przy niej, oddychając z trudem. Jej serce waliło, gdy się zastanawiała, czy potrafiłby ją skrzywdzić. Już nie była taka pewna. Sekundy wolno płynęły, dopóki nie odczuła tego, jakby minęła wieczność. Oddech Justice’a zwolnił, gdy wziął głębokie wdechy. Omyła ją ulga, kiedy poczucie niebezpieczeństwa minęło. Rada Breeze była bardzo właściwa. - Jessie? – Dobywający się głos Justice’a wciąż brzmiał zwierzęco, ale bardziej miękko, i nie brzmiał już groźnie. Otworzyła oczy, by wpatrzyć się w jego tors będący mniej niż trzydzieści centymetrów od niej. - Co? Już jest dla mnie bezpiecznie, bym mogła się poruszyć, czy zamierzasz mnie skrzywdzić? - Niech to szlag – syknął, odwracając się gwałtownie. Jessie spojrzała w górę i zobaczyła plecy Justice’a. Nie wiedziała, co się dzieje ani, dlaczego tak się zachowywał, ale w tym momencie nie była pewna czy chce się tego dowiedzieć. Skierowała się do kuchni, po prostu odchodząc. Przestrzeń między nimi wyglądała na naprawdę dobry pomysł. Sprzątnęła ze stołu i opłukała talerze, by załadować je do zmywarki. Odłożyła niewielką ilość resztek i powłóczyła nogami unikając salonu. Nie słyszała jak frontowe drzwi się otwierają, co znaczyło, że wciąż tam jest. - Jessie? Odwróciła się, by znaleźć Justice’a w kuchni przy drzwiach, wyglądającego już normalnie, oprócz ubrania będącego w nieładzie i braku butów. - O co chodzi?
~ 167 ~
- Nie mogę być z tobą właśnie dlatego. – Jego mina była nieczytelna. – Zobaczyłem ich jak weszli i pomyślałem, że jeden z nich cię dotyka, gdy nie wyszli. Straciłem kontrolę. Gdyby dotknęli cię choćby jednym palcem, zabiłbym ich. – Jego głos się załamał i odchrząknął. – Zabiłby moich własnych ludzi. Teraz jestem już spokojny, ale ty nigdy więcej nie wpuszczaj mężczyzn do domu. Nigdy już nie będziesz sama z jednym z nich. Nigdzie. Jessie tylko patrzyła, gdy jego słowa zatapiały się w jej ogłuszony mózg. Nie chciał jej, ale też nie chciał, by ktokolwiek ją miał. Sukinsyn. - Pozwól, że ci powiem jak to będzie, Justice. Nie będziesz mi mówił, kogo mogę i nie mogę wpuszczać do mojego domu. Pracuję dla NGO, ale moje życie osobiste jest moją własnością. Straciłeś prawo do dawania mi twojej opinii – podkreśliła ostatnie słowo – o tym, co robię albo nie robię w sekundzie, kiedy zdecydowałeś, że nie chcesz mnie już widzieć. Nie chcesz mnie, więc nie waż mi się mówić, że nie mogę spędzać czasu z innymi mężczyznami. Poruszył się tak szybko, że nie miała czasu spróbować się obronić. Justice ją złapał, świat przekręcił się do góry nogami i szok powstrzymał ją przed stawieniem oporu, kiedy ciężkim krokiem ruszył w stronę jej sypialni mając ją przerzuconą przez ramię. Kopnięciem zamknął za nimi drzwi, tak mocno, że głośno trzasnęły, i rzucił ją szybkim ruchem na plecy na środku jej łóżka, co zostawiło ją oszołomioną przez kilka sekund. Justice spiorunował ją wzrokiem. - Jeśli kogoś chcesz, masz mnie – warknął. Jego palce wsunęły się między guziki jego drogiej koszuli, rozerwał ją i zdarł ze swojej piersi. Jego ręce zniżyły się do spodni. – Jestem jedynym mężczyzną, który cię dotknie. Jessie była wstrząśnięta, ale nie przestraszona. Jednak ciężko oddychała, wciąż trochę zła, ale oceniła swoje uczucia, jako przeważnie zaskoczenie. Jej wzrok przemknął po Justice’ie, gdy zerwał rzemień trzymający jego włosy, pozwalając im rozsypać się po ramionach. Widok, jaki sobą przedstawiał, był takim, którego nigdy nie zapomni. Wyglądał seksownie, gwałtownie, pierwotnie i każdy mięsień w jego ciele był wyraźnie zarysowany dzięki adrenalinie, której najwyraźniej doświadczał. Spodnie zostały zerwane, odrzucił je i ujrzała kolejną oznakę tego, co czuł. Był podniecony, jego fiut był w pełnej erekcji i to rozproszyło ją na tyle, by przegapić jak jego ręka się wyciągnęła i złapała ją za kostkę. Przyciągnął ją do siebie, zmusił jej ciało, by ~ 168 ~
prześliznęło się po pościeli, a jego druga ręka zacisnęła się na jej spodniach. Materiał się rozdarł i podczas sekund, kiedy pozostała w swoim otępieniu, całkowicie zerwał je z jej ciała. Instynkt i lata szkolenia w końcu doszły do głosu i jej stopa wystrzeliła uderzając mocno w jego brzuch. Uderzenie było na tyle mocne, że rozluźniło jego uścisk na jej kostce i posłało go do tyłu z głośnym stęknięciem bólu. Jessie się przetoczyła, opadła na nogi po drugiej stronie łóżka i spiorunowała go wzrokiem. - Nie zamierzam pozwolić ci mnie skrzywdzić. – Jej głos drżał i ramiona uniosły się w obronnej postawie. Spojrzał na nią gniewnie, pocierając brzuch. Został czerwony ślad. - Nie zamierzam cię skrzywdzić. Zamierzam cię pieprzyć. Chciałaś zobaczyć prawdziwego mnie. – Jego broda się uniosła i rozłożył szeroko ramiona. – Oto jestem, dziecino.
Tłumaczenie: panda68
~ 169 ~
Rozdział 12 O cholera. No cóż, powiedziałam, że chcę, by przestał się powstrzymywać. Przypuszczam, że powinnam być bardziej ostrożna w tym, czego sobie życzę. Jessie odepchnęła swoje myśli, obrzuciła go dokładnym spojrzeniem i wygięła brwi. - Miły język. To wprawi mnie w nastrój. To sarkazm, gdybyś nie zrozumiał. Zapomnij o tym, Justice. Dlaczego po prostu nie nasiusiasz na brzegu łóżka, by oznaczyć swój teren? Warknął, ale Jessie już się nie bała. Jej szok ustąpił i była teraz przygotowana na niego. Był zazdrosny. To rozdrażniło ją bardziej niż cokolwiek innego. Nie chciał jej, ale nie chciał też, by ktokolwiek inny z nią był. - Jeśli myślisz, że pozwolę ci zaatakować mnie w ten sposób, pomyśl jeszcze raz. Rzuciłeś mnie. Musisz wyjść, dopóki wiesz, czego chcesz. Potem porozmawiamy. Justice skradał się wzdłuż krawędzi łóżka z wciąż otwartymi ramionami. Planował ją złapać zamiast odejść, a ona cofnęła się w przestrzeń między oknem i wezgłowiem. Nie zamierzała wyskoczyć przez okno. - Wiem, czego chcę. Ciebie. - Przestań. Zatrzymał się, ale nie wyglądał na szczęśliwego z tego powodu. Jego spojrzenie trzymało jej, jego nozdrza były rozszerzone, a ramiona opuszczone wzdłuż boków. - Nie. Chodź do mnie, Jessie. Potrząsnęła głową. - Nie jestem taka łatwa, dziecino. – Użyła jego własnego słowa, kiedy zwróciła się do niego. – Wczoraj w nocy wyskoczyłeś przez okno, by ukryć fakt, że się widujemy. Jednak nie to było wystarczająco złe, tylko to, że nie wróciłeś. Czekałam na ciebie i wkurzyło mnie zostanie potraktowaną w ten sposób. Zmarszczył brwi. - Chroniłem nas wszystkich. ~ 170 ~
- Byłeś dupkiem i mogłeś spać w moim łóżku, ale nie zrobiłeś tego. Nikt by się nie dowiedział, gdybyś podkradł się z powrotem. Kryłam cię i zamaskowałam twój zapach przed oficerami. Nie mieli pojęcia, że tu byłeś. - Chcesz się teraz sprzeczać? – Zerknął na swoją wyprężoną płeć, a potem na nią. Prawie się roześmiała na jego sfrustrowany wyraz twarzy. Pragnęła go, był nagi w jej sypialni i zawsze mogli porozmawiać później. Cała ta sprzeczka, strach i teraz gniew sprawiły, iż czuła, że żyje. Kwestią zasadniczą było to, że ona pragnęła jego, a on pragnął jej. Nie kwestionował swojej obecności z nią w tym momencie. Sięgając do swojej koszuli, zobaczyła jak jego oczy się rozszerzają, gdy przyglądał się jak ją rozpina i bez pośpiechu się rozbiera. Zamierzała sprawić, by zapłacił trochę za to gówno, na które je naraził. Rzuciła w niego koszulą i złapał to. Jej stanik opadł następny, kolejna rzecz, którą rzuciła w jego stronę. Zaciągnął się głęboko, wdychając zapach jej odzieży i na ślepo upuścił ją na podłogę. Łatwo było stwierdzić, że chciał rzucić się na nią, ale się powstrzymywał, znowu walcząc o kontrolę. Teraz, kiedy zgadzali się, co do wylądowaniu w łóżku razem, chciała, by ruszył na nią w taki sam sposób, w jaki zrobił to wcześniej zanim go kopnęła. Jej kciuki zahaczyły się o bieliznę na biodrach i obróciła się trochę, nie tracąc go z pola widzenia, i powoli potrząsała pupą, kiedy ją opuszczała. Jego spojrzenie skupiło się na tym i doszło od niego mruczenie, gdy przyglądał się jak się zgina, dopóki z niej nie wyszła. Zostawiła ją na podłodze, jej ręce złapały za krawędź łóżka i zerknęła przez ramię. - Co? Chcesz pisemnie zaproszenie, by do mnie dołączyć? Może najpierw wejdziesz do łóżka, a o naszych sprawach podyskutujemy później? Szybko się poruszył, rzucił się na nią zamiast na łóżko i jego ręce chwyciły jej biodra. Nie spodziewała się tego, że zostanie podniesiona, przekręcona w powietrzu i rzucona na plecy na miękki materac. Odbiła się raz i ręce złapały za jej uda. Rozłożył je szeroko, podniósł do góry i zupełnie odsłonił jej cipkę. Jej spojrzenie się obniżyło i zdała sobie sprawę, że jego fiut jest centymetry od wejścia w nią. Napięła się trochę, bojąc się, że może po prostu ją od razu wypieprzyć, gdy tak naprawdę chciała najpierw, choć trochę gry wstępnej. - Zaprosiłaś mnie na obiad, ale ja chcę zjeść tylko ciebie – wychrypiał.
~ 171 ~
Jego słowa dotarły do jej świadomości, gdy zrobił krok do tyłu, zgiął się nad nią i jego włosy opadły do przodu lądując na jej podbrzuszu. Wycisnął pocałunek na wewnętrznej stronie jej uda, jego uchwyt poprawił się na jej nogach i zaczął ucztować na jej łechtaczce. Jessie odrzuciła głowę do tyłu, ścisnęła w pięściach kołdrę i jęknęła na natychmiastową przyjemność, jaką dały jej jego gorące usta. Jego język ocierał się szybko o wrażliwy pąk, pobudzając jej namiętność do wybuchowych poziomów i puściła pościel, by przykryć swoje piersi. Ścisnęła je, zwiększając wrażenia i wibracje, które zostały dodane do tej mieszanki, gdy od Justice’a zaczęły dochodzić głębokie mruczenia. - O, Boże, uwielbiam, gdy to robisz – dyszała. – Jestem tak blisko, skarbie. Nie przerywaj ani nie zwalniaj. Przyspieszył, a ten seksowny dźwięk stał się głośniejszy i Jessie krzyknęła, gdy orgazm uderzył szybko i wściekle. Bryknęła biodrami, ale jego silne ręce trzymały ją przyciśniętą do materaca, jego usta ją puściły i w końcu puścił jej uda. Otworzyła oczy i obserwowała go jak wspina się nad nią w sposób, który przypominał jej o tym, że jest częściowo panterą. Uczynił z niej niewolnicę dzięki temu jak z gracją skradał się w górę jej ciała. Ich spojrzenia się spotkały i jego usta opadły, by wziąć jej w pocałunku, który ukradł jej oddech. Zahaczyła łydki tuż nad jego tyłkiem, gdy wbił się w nią. Jego kutas rozdzielił ścianki jej pochwy jednym szybkim pchnięciem. Krzyknęła pod jego ustami, a on warknął, rozbijając pocałunek. Miała na sobie prawie sto dziesięć kilogramów niepohamowanego mężczyzny pieprzącego ją do nieświadomości, wbijającego się w nią mocno i szybko. Ekstaza bycia braną w ten sposób, to jak dobrze było go czuć, wysłała ją w drugi orgazm. Justice przekręcił się trochę, schował twarz w pościeli obok niej i ryknął, kiedy podążył za nią, gdy ścianki jej pochwy zacisnęły się wokół jego grubego penisa. Tym razem dźwięk nie zaszkodził jej uszom, bardzo stłumiony przez okrycia i uchwyciła się go, dopiero wtedy uświadamiając sprawę, że jej ramiona były owinięte wokół jego barków. Badała jego ciepłe plecy wędrującymi rękami, kochając uczucie posiadania go na sobie, w sobie. Justice trzymał twarz w pościeli, jego ramiona były na tyle podparte, że utrzymywały jego tors, by nie udusić jej swoim ciężarem, i odwróciła się, by pokryć pocałunkami jego szyję. - To było fantastyczne.
~ 172 ~
Podniósł głowę, napotkał jej spojrzenie i zmarszczył brwi. - Nie byłem delikatny. - Nie skarżę się. Ta fantastyczna część była komplementem. – Uśmiechnęła się. – Najlepszy szybki numerek świata. W jego gardle zagrzmiał dźwięk – taki słodki z niezadowolenia – a jego twarz zawisła o centymetry nad jej. Przesunął swój ciężar i jedną ręką przykrył bok jej twarzy. Jego kciuk otarł się o jej policzek, pieszcząc go. - Przepraszam, straciłem kontrolę i działałem tak… - Chujowo? Dupowato? Zazdrośnie? – Z przyjemnością sugerowała słowa, gdy wydawał się nie wiedzieć. Jego egzotyczne spojrzenie się zwęziło. - Szorstko – zdecydował. – Przyznaję się do zazdrości. Jeśli kiedykolwiek pozwolisz komuś innemu się dotknąć, zabiję go, Jessie. Rozerwę go. Rozumiesz mnie? Jej uśmiech przygasł. - Naprawdę tak myślisz, co? Gniew błysnął w tych pięknych oczach. - Tak. Ta myśl wprawia mnie w szaleństwo zabijania. – Jego głos się pogłębił. – Po prostu myśl o innym mężczyźnie całującym cię, kładącym ręce na tobie, nawet… - Rozumiem – przerwała mu zanim naprawdę się zdenerwował. – Prawdziwe złe gówno i przemoc. Koroner będzie musiał wznieść się na wyżyny swoich możliwości. – Przeniosła ręce, by przycisnął je do jego piersi, jej palce pieściły go. – Zawrzyjmy umowę. - Tu nie ma żadnych negocjacji. - Przestań mówić mi, że to koniec, że nie możemy się widywać, a nie będziesz miał powodu, by odczuwać zazdrość, ponieważ ja nie oszukuję. – Trzymała jego spojrzenie. – Mam faceta w moim życiu i w moim łóżku. Nie potrzebuję dwóch. Chcę tylko ciebie. Jego gniew złagodniał. - To nie takie proste. ~ 173 ~
- Nic, co w życiu warte, nie jest takie. - Zobowiązałem się do czegoś wobec moich ludzi, a związanie się z tobą doda problemów, jakie mamy. – Wziął głęboki wdech i jego gniew przeminął, by zostać zastąpiony przez smutek, gdy wpatrywał się w jej oczy. – Mogę wymyśleć tysiąc powodów, dlaczego bycie z tobą jest złym pomysłem, ale wciąż tu jestem. Jesteś moją jedyną słabością, Jessie. Pragnę cię i najwyraźniej logika nie pomaga, by trzymać się z dala. To sprawiło, że roztopiła się trochę w środku dla niego, że się do tego przyznał. - Jak myślisz, jakiego rodzaju problemy może wywołać bycie ze mną? Powiedz mi. - Jak tylko wyjdzie na jaw, że spotykamy się ze sobą, to tylko wpędzi te grupy nienawiści w kolejne szaleństwo, że jesteśmy zwierzętami, i jak złe jest to, że pozwala nam się żyć. Fanatycy religijni będą krzyczeć o grzechach, że zwierzęta uprawiają seks z ludźmi. – Nikły uśmiech wykrzywił jego wargi. – To jest grzeszne, to jest wspaniałe, ale rozumiesz to. Zachichotała. - Taa. Najlepsze jest to, że większość ludzi myśli, iż te grupy są pełne idiotów i ich nie słuchają. - Oni terroryzują bramy, grożą śmiercią i mam również inne rzeczy do rozważenia. – Jego humor zniknął. – Wezmą cię na cel. Nauczyliśmy się tego z pierwszej ręki. Oni nie atakują nas bezpośredni tylko kobiety, z którymi jesteśmy. Nie mogłabyś opuścić Ojczyzny nie znajdując się w niebezpieczeństwie. - Jestem dobra w troszczeniu się sama o siebie i zdarzyło mi się pracować i żyć tutaj. Naprawdę się o to nie martwię. – Przebiegła rękami po jego ramionach, masując będące tam napięcie i pozbywając się swojego. – Nienawidzę zakupów, więc tak naprawdę nie będę tęskniła za centrami handlowymi i mogę kupować wszystko, co potrzebuję, tak długo jak będę miała internet. Co następne? Zawahał się i jego uwaga przeniosła się do jej włosów, rozpostartych na łóżku. Wiedziała, że czegoś unika i poruszyła się pod nim, by przyciągnąć jego uwagę z powrotem do jej oczu. Napotkał jej spojrzenie i wygięła brwi. - Co jeszcze? Powiedz mi, do cholery. Możesz być całkowicie szczery. Po prostu wyrzuć to. ~ 174 ~
- Twój ojciec. Te dwa słowa wywołały w niej uczucie chłodu. - Prawda. Mój tata. Tak, to może być problem. - Może zakończyć swoje wsparcie dla naszej sprawy i przestać reprezentować Nowe Gatunki w Waszyngtonie. Liczymy na niego i mogłoby stać się nieprzyjemnie, gdyby się o nas dowiedział. Ciężko. Brzydko. To mogłoby zaszkodzić moim ludziom. - On dobrze przyjmie nasze bycie razem. Wcale się tym nie martwię. Jednak jest osobą publiczną, Panem Reputacją, i może być burza gówna w jego pracy, jeśli jego córka - ja - będę z tobą. Niektórzy mogą domagać się od niego rezygnacji, ponieważ jest zbyt emocjonalnie związany, mimo wszystko. – Przygryzła dolną wargę. - Nie zaakceptuje tego, że będziesz ze mną. Odprężyła się. - Będzie zadowolony tak długo jak będę szczęśliwa. Zaufaj mi. Bardziej martwię się jego pracą niż czymkolwiek innym. Reprezentowanie Nowych Gatunków stało się jego p... – Urwała tę linię rozmowy, przerywając powiedzenie projekt zwierzak, ponieważ to prawdopodobnie nie było najlepszy terminem do użycia, biorąc pod uwagę to, że Justice mógł się obrazić. Odchrząknęła. – Pasją w życiu – zastąpiła. Justice westchnął. - Dokładnie. Nasze bycie razem może wywołać dla nas wszystkich mnóstwo kłopotów i … - I co? - Nie jesteśmy pewni, gdzie to prowadzi. - Racja. – Zgodziła się. – Ledwie się znamy. - Dlatego chciałem uniknąć spotykania się z tobą – przyznał. – Naprawdę powinniśmy to rozważyć, Jessie. - Chcę być z tobą i ty też chcesz tu być. Mylę się? - Nie. - Okej. – Westchnęła. – A więc są tylko dwa rozsądne wyjścia, jakie możemy zrobić. Albo przestaniemy się spotykać, czego żadne z nas nie chce, albo po prostu ~ 175 ~
możemy przemilczeć, że się spotykamy, dopóki się nie upewnimy, że jest o czym mówić. Przyglądał się jej. - Nie zrani cię to, jeśli zatrzymamy nasz związek w sekrecie? Nie wstydzę się bycia z tobą. Oskarżyłaś mnie o to, a to nie jest prawda. - W tej chwili to jest dość mądre zagranie, jeśli zachowamy to między nami, prawda? Sądzę, że oboje się zgadzamy, iż najlepiej będzie rozważenie wszystkiego, co może zagrozić. Naprawdę nie chcę sprawiać kłopotu mojemu ojcu ani rozjuszać tych szaleńców przy bramach. Twoi biedni oficerowie już znoszą zbyt wiele nękania od nich. Nie chciałabym tego zwiększać. Zmarszczył brwi. - Nie jestem zwolennikiem kłamstw. - Nie mówienie nie jest kłamaniem. – Uśmiechnęła się. – Przynajmniej byłam tego pewna u mojego ojca, ale on zajmuje się polityką. Po prostu udawaj, że radzisz sobie z prasą. Musisz się nauczyć jak dawać sobie z nimi radę. Dopóki będziemy absolutnie szczerzy ze sobą, to wszystko, co się powinno liczyć. – Przykryła jego twarz. – Więc jak będzie, Justice? Chcesz się potajemnie spotykać? Minus część randkowa, ponieważ to oznaczałoby, że ktoś zobaczy nas razem. – Zachichotała. – Nie przepadam za kolacyjkami i chodzeniem do kina. Lubię ciche wieczory w domu. - Jesteś doskonała. - Och, chciałbym, żeby to była prawda. Zostaniesz na noc, tak? Muszę jeszcze przespać się z tobą, a mówi się, że do trzech razy sztuka. - Spróbuj wygonić mnie ze swojego łóżka. – Opuścił swój ciężar, by przycisnąć ją bezpiecznie pod sobą. - Jestem zbyt zmęczona i nie mam żadnej motywacji, by cię ruszyć, ponieważ podoba mi się to, gdzie dokładnie jesteś. Nie spałam zbyt wiele wczoraj w nocy i wiem, że jest wcześnie, ale jestem zmęczona. - Ja też nie. Chciałem wrócić, ale nie wiedziałem czy powitałabyś mnie po tym jak umknąłem, by uniknąć wykrycia. Przepraszam za to. Nie chcę cię ranić, ale muszę myśleć o moich ludziach i wszystko, co robię, odbija się nad nich. Czułem się tak rozdarty.
~ 176 ~
- Rozumiem to bardziej niż możesz sobie wyobrazić. Mój ojciec cierpiał, kiedy mój brat albo ja coś schrzaniliśmy, gdy dorastaliśmy. Wszystko, co robiliśmy, odbijało się na nim, a ty reprezentujesz Gatunki światu. Masz z nim dużo wspólnego, ale nie w ten straszny, uprawiam-seks-z-kimś-podobnym-do-mojego-taty sposób. Roześmiał się, jego ciało zatrzęsło się nad jej i uśmiechnął się. - Uszczęśliwiasz mnie, Jessie. Bardzo się cieszę, że weszłaś do mojego życia. Jesteś oddechem słońca w ciemnym bezruchu, jakim stało się moje życie. - Ty zakołysałeś moim światem i moim wezgłowiem. Rozbawienie naprawdę dobrze pasowało do niego, zdecydowała, podziwiając jego przystojne rysy. Była zadowolona, że już nie próbuje zaprzeczać temu, że coś jest między nimi. Rozumiała, dlaczego miał opory do dalszego spotykania się z nią. Każda obawa, o jakiej wspomniał, była ważna dla nich obu. Poświęciła się chronieniu i lokalizowaniu Gatunku, nie wywoływaniu u nich więcej smutku. Po prostu zachowają swoje zaangażowanie w tajemnicy. Tak unikną problemów i nie miało sensu ruszanie gniazda szerszeni, dopóki nie będą pewni, dokąd zmierza ich związek. - Przynajmniej dziś wieczorem nie włączyliśmy żadnych alarmów. – Powoli wysunął się z jej ciała i przetoczył na bok, rozkładając ramiona i cicho nakłaniając ją do zbliżenia się. Jessie nie wahała się wtulić w jego ciepły uścisk. Było wspaniale tak schronić się przy nim i to uczucie bycia tam, gdzie należała, do kogo należała, uderzyło w nią jeszcze raz. Nie pozwoliła mu się przestraszyć, ponieważ była zbyt zmęczona, by się martwić o możliwe przyszłe złamanie serca. On był wart ryzyka. - Śpij, Jessie – wychrypiał, całując czubek jej głowy. – Jestem tu i nie odejdę. - To miło – przyznała. – Powinieneś tu spać, co noc. Serce Justice’a ścisnęło się na ciche zaproszenie Jessie, by stale dzielić jej łóżko. Chciał tego. Tęsknota uderzyła mocno i szybko, by tak właśnie robić. Pomysł, że ona należy do niego, wyzwolił uczucia, których nigdy wcześniej nie doświadczył. Zamknął oczy, zaciągnął się jej zapachem i jego ramiona zacisnęły się wokół niej. To szczęście musi być tym, co Fury, Slade i Valiant czują, gdy trzymają swoje partnerki. Ta myśl gwałtownie otworzyła jego oczy, a jego serce zabiło szaleńczo. Pomysł zatrzymywania Jessie u swojego boku, w swoim łóżku i zobowiązania się
~ 177 ~
wobec niej pod każdym względem nie zasiało strachu w jego sercu. To zostawiło go obolałego, a jego fiut stwardniał w odpowiedzi, chcąc ją zatwierdzić. Cholera. Spokój, cicho nakazał swojemu ciału. Oddech Jessie się zmienił, spała spokojnie obok niego i nie chciał jej budzić, by się z nią kochać jeszcze raz tak szybko. Powstrzymał prychnięcie. Wziął ją w sposób, w jaki w żadnej książce nie byłoby to uznane za kochanie się. Był zbyt szorstki, zbyt szaleńczy, by pokazać jej, że jest jej mężczyzną i że tylko on powinien być jedynym w jej łóżku. Wspomnienie wtargnięcia do jej domu zawstydziło go. Zabiłby Nighta albo Sworda, gdyby odkrył, że jeden z nich próbował uprawiać seks z jego Jessie. Jednak wściekłość pozostała na samą myśl o innym mężczyźnie kładącym ręce na jego kobiecie. Moja. Taa. Tak właśnie o niej myślę i jestem w niej bardzo zakochany. Przyciągnął jej ciało do swojego, przytrzymał trochę mocniej, upewniając się, że jej nie zmiażdży. Wydawała się być maleńka w stosunku do niego, krucha, i jego opiekuńcze instynkty wybuchły do życia jak nigdy wcześniej. Nie łatwo było przyznać, że zabiłby jednego ze swoich mężczyzn, ale nie wykręcał się od prawdy. Dla Jessie by to zrobił. Żałowałby tego później, ale jednak miałby krew Gatunku na swoich rękach. Niepokojąco było uświadomić sobie jak głęboko, w tak krótkim czasie, wrosły w niego uczucia. Ciche brzęczenie zwróciło jego uwagę i ostrożnie przesunął Jessie, by uwolnić swoje ciało nie budząc jej i odtoczył się. Musiał odebrać telefon albo ktoś przeszuka jego dom, by upewnić się, że nic mu nie jest, i odkryje, że go tam nie ma. To go zdenerwowało, gdy wysunął się z łóżka, złapał swoje rozdarte spodnie i pospiesznie wyszedł z jej sypialni, wyciągając komórkę z nietkniętej kieszeni. - Tu Justice. – Nie spojrzał na ID dzwoniącego. - Przepraszam. Gdzie jadłeś? Pod prysznicem? Pięć dzwonków zabrało ci odebranie. Nie chcę nawet słyszeć o tym, że byłeś w łazience robiąc inne rzeczy. – Tiger zachichotał. – Tego nie można odłożyć. - Zjadłem zanim wyszedłem z biura. Byłem po prostu z dala od telefonu. O co chodzi? - Zgadnij, kto pojawił się przy bramie żądając natychmiastowego zobaczenia się z tobą? Twoja ulubiona reporterka i czeka na odpowiedź. - Nie. – Błysnęło rozdrażnienie. – Odmawiam ponownej rozmowy z tą kobietą.
~ 178 ~
- Jest stanowcza. Grozi, że opublikuje w porannej gazecie wiadomości o Gatunku poślubiającego w Rezerwacie człowieka. Wszedł do salonu i zaczął chodzić. - To nie ma znaczenia. Tammy powiedziała swoim przyjaciołom i zostało już ustalone, że Valiant ją poślubi. Już zostali sfotografowani razem, gdy została porwana i zespół ją wytropił i ocalił. Spodziewałem się, że to się wydarzy. - Okej. Czy zawsze nie mówisz, że lepiej być uprzejmym w stosunku do tych sępów niż uczynić ich za bardzo wściekłymi, by zniszczyli nas w ich gazetach? - Nie chcę znowu widzieć tej kobiety obok siebie. Tiger się roześmiał. - Ona chce kawałka Justice’a. Warknął w odpowiedzi. - Ona jest utrapieniem, które sądzi, że jestem zbyt głupi, żeby wiedzieć, że próbuje mnie uwieść, by dobrać się do poufnych informacji. Ona nie szuka partnera tylko cyklu ekskluzywnych artykułów, które pobudzą jej karierę. - Ona jest słodka, jednak nieco za gadatliwa. - Przysiągłem, że nigdy już nie pozwolę jej na kolejny wywiad po tym ostatnim. - Chciałbym móc zobaczyć twoją twarz, gdy pokazała ci swoje cycki. – Tiger prychnął. – Nie miałby nic przeciwko zobaczeniu ich. Jak wyszedłeś z tego bałaganu? - Krzyknąłem na moją sekretarkę, by weszła do biura i służyła za przyzwoitkę przez resztę wywiadu. Ty porozmawiaj z tą reporterką. Może jeszcze raz pokaże swoje piersi, jeśli uwierzy, że jesteś wystarczająco naiwny, by sądzić, iż jest szczera w swoim seksualnym zainteresowaniu tobą i będzie myślała, że słodkim gadaniem wyciągnie od ciebie informacje w łóżku. - Do diabła nie. Unikam ludzkich kobiet. Jestem na to zbyt mądry. Justice pozostał milczący, niezdolny do powiedzenia czegokolwiek, gdy Jessie spała na końcu korytarza, ich zmieszany zapach namiętności wciąż drażnił jego nos i utrzymywał twardym jego kutasa z ponownego pragnienia jej.
~ 179 ~
- Zajmę się tym sępem. Powiem jej, że cię tu nie ma, bo musiałeś lecieć na spotkanie do Rezerwatu. A mówiąc o tym, dzwonił Miles Eron, by ci przypomnieć, że masz wpaść do jego biura o dziewiątej rano. - Świetnie. – Powstrzymał się przed warknięciem, zmęczony spotkaniami. - Martwi się o nasz image i dlatego go zatrudniliśmy. – Tiger zamilkł. – Proszą cię, by mogli znowu pofarbować twoje włosy. Ściemniają się. Wiesz, jacy są nasi konsultanci od mediów. - To jest tortura, gdy się mną zajmują. To gówno śmierdzi. - Dlatego cieszę się, że nie jestem tobą. Zajmę się tą piersiastą ekshibicjonistką, a ty wracaj do tego, co tam robiłeś. Justice się zawahał. - Mogę prosić cię o przysługę? - Oczywiście. - Jestem zmęczony, Tiger. Chciałbym jednej nocy nieprzerwanego snu. Czy możesz zająć się wszystkim, co się pojawi, i zapewnić, żeby mi nie przeszkadzano? Współczucie pojawiło się w tonie drugiego mężczyzny. - Oczywiście. Zasługujesz na to i to bardzo. Zajmę się wszystkim, co się pojawi. Śpi i odpocznij. To spotkanie z rana będzie piekłem i obaj wiemy, że w biurze będzie już czekała ta kobieta, by pofarbować twoje włosy. Zostanę w biurze i przekieruję tu wszystkie telefony. - Dziękuję. - Prześpij się i nie martw. Ze wszystkim sobie poradzę i zadzwonię do strażników, by upewnić się, że będą trzymali się z daleka od twojego domu. Nie chcę, żeby patrolowali zbyt blisko i cię budzili. - To nie jest konieczne. Już kazałem im omijać mój dom. - Martwią się o ciebie i chcą być pewni, że jesteś bezpieczny. Nie możemy pozwolić, by coś ci się stało. – Tiger się roześmiał. – Nikt inny nie chce twojej pracy. Każdy za bardzo cię potrzebuje, ponieważ nie ma takiego wśród nas, który byłby tak spokojny niezależnie od tego, co ludzie powiedzą albo zrobią. Jesteś najbardziej tolerancyjny, dobrze wychowany z nas wszystkich. Wpadlibyśmy w świat gówna, ~ 180 ~
gdybyś został zabity, ponieważ nikt inny nie potrafiłby utrzymać tego wszystkiego razem. Ramiona Justice’a gwałtownie opadły. - Nie sądzę, żeby to była prawda. - Jest. – Cały humor znikł z głosu Tigera. – To dlatego, cholernie dobrze zamierzam się upewnić, że się prześpisz. Mamy przerąbane bez ciebie. Śpij głęboko, mój przyjacielu. – Odłożył słuchawkę. Justice zamknął swój telefon, chwycił w pięść i ledwie uniknął zgniecenia go. Spojrzał w stronę korytarza, tam gdzie spała Jessie. Nigdy nie wyobrażał sobie pragnienia czegoś więcej niż opiekowania się swoimi ludźmi i upewnienia się, że zdołali połączyć się ze światem poza obiektami testowymi. Jeden seksowny, płomienny rudzielec zmienił jego życie. Pragnął jej, ale wątpił, żeby mógł mieć obie te rzeczy. Zostawił telefon na stoliku w przedpokoju, zamknął drzwi od jej sypialni i spojrzał na zegar. Było za wcześnie, by iść spać, ale był zmęczony swoim życiem, wyczerpany od niesienia na swoich barkach tak wielkiej odpowiedzialności i przybity, że pewnego dnia będzie musiał zrezygnować z Jessie dla dobra swoich ludzi. Wpełzł do jej łóżka, zaciągnął się jej zapachem i wziął ją w swoje ramiona. Zamruczała jego imię we śnie, wycisnęła pocałunek na jego piersi, a potem jej twarz otarła się o niego, gdy mocniej zawinął ramiona wokół niej. Bycie Justicem Northem było do dupy, ale teraz zamierzał mieć coś, czego chciał najbardziej. Zamknął oczy, zdecydowany cieszyć się każdą sekundą, jaką mógł spędzić z Jessie.
Tłumaczenie: panda68
~ 181 ~
Rozdział 13 - Więc kiedy spędzimy noc w twoim łóżku? Jessie wstawiła ostatni talerz od zmywarki i się obróciła. Justice siedział przy stole z otwartym laptopem. Spał każdą noc w jej domu przez ostatnie cztery dni, ale wieczorami wciąż spędzał godziny, by dokończyć pracę. Rankami znikał zanim się obudziła i nie było go przez cały dzień. Wychodził z biura na czas, by zjeść z nią obiad, i doceniała to wiedząc, że był pracoholikiem. Jej ojciec nigdy nie był tak taktowny, gdy z nim mieszkała, a Justice najwyraźniej robił ten wysiłek, by spędzać z nią czas. Nie spojrzał w górę. - Nie możemy. Zmarszczyła brwi. - Jeszcze nie widziałam twojego domu, a miałabym ochotę. W końcu zerknął znad ekranu. - Jessie, zbyt wielu ludzi odwiedza mój dom. Zawsze wpadają z takiego czy innego powodu, a do tego mężczyźni Gatunków sprzątają mój dom. Nie możesz mnie odwiedzić ani tam spać. - Dlaczego nie? - Każdy, kto by wszedł do mojego domu, wyczułby cię i wiedział, że tam byłaś. Mężczyzna, który sprząta moją sypialnię, z pewnością wiedziałby, że uprawialiśmy seks, kiedy wymieniałby moją pościel albo stałby się podejrzliwy, gdybym zaczął prać ją sam. – Posłał jej przepraszające spojrzenie zanim zwrócił swoją uwagę z powrotem na komputer. – Nikt nie ma żadnego powodu, by przyjść tutaj, więc jest bezpiecznie. Przyglądała mu się jak pisze, dopóki nie zadzwonił jego telefon. Po omacku sięgnął po niego i odebrał. Mówił do kogoś łagodnie przez około dziesięć minut o obiedzie na bankiecie i sprawach dotyczących ochrony. Telefon zadzwonił kilka minut później – ktoś próbował ustalić spotkanie z Justicem na wywiad, z tego, co mogła ustalić z części jego rozmowy. ~ 182 ~
Jessie wyszła z kuchni, gdy się nimi zajmował i opadła na kanapę. Próbowała, choć trochę, nie użalać się nad sobą. Był na telefonie i komputerze przynajmniej do dziesiątej przez parę ostatnich wieczorów. Używał jej stołu w jadalni, jako swojego domowego biura i westchnęła, gdy wypłynęły wspomnienia z jej dzieciństwa. Przysięgała, że nigdy nie zakocha się w człowieku, który byłby opętany swoją pracą w sposób, w jaki był jej ojciec, ale przy Justice’sie wszyscy innych pracoholicy bledli. To było ironiczne jak diabli, a ona nie cierpiała ironii. Uśmiechnęła się kpiąco. Przynajmniej pracoholicy, którzy mieli dziewczyny, mogli dać uzasadnione powody do wzięcia sobie wolnego wieczoru. Justice nie pozwalał nikomu dowiedzieć się o Jessie. Nie mogła zobaczyć jego domu ani spędzić jednej nocy w jego łóżku. To musiał być jej umysł dziecka, że zgodziła się na ukradkowe randki, ale rzeczywistość tego była do dupy. Będzie lepiej, pocieszała się. Przyzwyczaił się do życia w samotności, może nadrabia jakieś zaległości w pracy, by znowu wziąć całą noc wolnego… a ty jesteś pełna gówna. On się nie zmieni i jeśli ktoś to wiedział, to powinnam być ja. Wstała, rozciągnęła się i ruszyła powoli do przesuwanych szklanych drzwi. Na zewnątrz był słaby wiaterek, kiedy je otworzyła i wyszła na podwórko. Jej spojrzenie uniosło się do gwiaździstego nieba, prawie pełnego księżyca i skrzyżowała ramiona na piersi. Związki były trudne, wiedziała to, a jednak zakochała się w facecie z mnóstwem obowiązków. To było częściowym powodem, dla którego go kochała, i czyniło go tym, kim był. Oczekiwać, by się drastycznie zmienił, byłoby nie w porządku. Nauczyła się tego z pierwszej ręki podczas swojego małżeństwa z Connerem. Poślubił córkę senatora – jej obraz – ale prawdziwa osoba nie była całkiem taka, jakiej się spodziewał. Wkurzał ją tym, by była bardziej podobna do osoby publicznej, jaką musiała być dla korzyści jej ojca, dopóki ich związek się nie rozpadł. - Jessie? Odwróciła się, by zobaczyć wychodzącego Justice’a, który był zachmurzony. Był bez telefonu i z dala od komputera. Uśmiechnęła się. - Cześć. - Obiad był świetny. Smakował mi. Dziękuję. - Domyśliłam się tego, ponieważ wszystko zjadłeś, a kiedy napełniłam ponownie twój talerz, też go wyczyściłeś. ~ 183 ~
- Przepraszam, że cały czas rozmawiałem przez telefon, ale to była ważna rozmowa. Próbujemy kupić posiadłość w Nowym Meksyku. To nigdy nie jest dla nas proste. Musimy nie tylko kupić ziemię, ale też zdobyć lokalne wsparcie i upewnić się, że stan zechce z nami współpracować zanim ją kupimy. To dlatego, jak do tej pory, jedyne dwie posiadłości, jakie posiadamy, są w Kalifornii. Mamy problemy w niektórych stanach. - To brzmi jak duży kłopot. - Nie masz pojęcia. Dlaczego wyszłaś? - Jest mi gorąco. Może pójdę pomoczyć się w wannie. Justice zmniejszył dystans między nimi, uśmiechnął się i złapał jej rękę. - Chodź ze mną. – Poprowadził ją głębiej w podwórko w stronę muru domu po sąsiedzku. - Gdzie idziemy? Zachichotał. - Tuż obok. Podniosła wzrok. - Dlaczego? - Tam jest basen, a powiedziałaś, że jest ci gorąco. Jessie się roześmiała. - Hm, Justice? Myślę, że temu komuś nie spodobałoby się, gdybyśmy skorzystali z jego basenu. Obrócił się i puścił jej rękę. - Podniosę cię. Usiądź okrakiem na murze. Przeskoczę pierwszy i opuszczę cię. Gotowa? - Zostaniemy przyłapani – ostrzegła Jessie. - Jesteś gotowa? Uśmiechnęła się, podekscytowana tym, że robi coś tak spontanicznego i ryzykownego, by z nią być. Chwycił jej biodra i podniósł z łatwością, by usadzić na ~ 184 ~
murze. Przerzuciła nogę i przyglądała się jak Justice zdejmuje swoją wizytową koszulę po tym jak ją rozpiął. Jego krawat i marynarka były w jej salonie, wraz z butami, które zawsze ściągał jak tylko wchodził do domu. Jego szybki, pełen gracji skok nad murem zabrał jej oddech, wywarł na niej głębokie wrażenie i uśmiechnęła się szeroko, gdy podniósł do niej swoje ramiona. Chwycił jej biodra, a ona się pochyliła, by oprzeć ręce na jego ramionach, i zdjął ją z muru, by powoli przesunąć jej ciałem w dół swojej wysokiej sylwetki. To było seksowne, tak jak on, i jej libido natychmiast wystrzeliło na najwyższe obroty. Nie był teraz cały biznesmenem, ani też przywiązany do laptopa czy telefonu. Był mężczyzną, który patrzył na nią, jakby chciał ją zniewolić, mieć ją nagą w basenie z tyłu ciemnego domu, i miała nadzieję, że chciał postąpić z nią po swojemu. - Idziemy popływać. – Złagodził swój uścisk. – Czeka na nas miła, chłodna woda. Nie miałaby nic przeciw odmówienia sobie basenu, by go pocałować. Na perspektywę jego nagiego i mokrego, utworzył się uśmiech. A więc pocałunek mógł poczekać. - Nie wiń mnie, gdy zostaniemy przymknięci za wkroczenia na teren prywatny, gdy właściciel przyjdzie do domu. Zapłacisz za nas kaucję – droczyła się. - Jestem Justice North. Kto mnie zaaresztuje w Ojczyźnie? – zachichotał. Podniosła ramiona, gdy chwycił brzeg jej koszulki i przeciągnął nad jej głową. Jessie się roześmiała i pomogła mu oswobodzić ją z ubrań. Pozbył się swoich spodni i bokserek, zgiął i zgarnął ją w swoje ramiona. Wiedząc, co ma zamiar zrobić, złapała się za nos, kiedy zawahał się na krawędzi i napotkał jej spojrzenie. Kiwnęła głową i wszedł do najgłębszej części basenu. Zalała ich chłodna woda i puścił ją, żeby mogli wypłynąć na powierzchnię. Śmiała się, odrzucając włosy z twarzy do tyłu, a księżyc świecił na tyle, by z łatwością go widzieć. Podpłynęła bliżej, dopóki nie zawinął ramienia wokół jej talii, holując ją w stronę płytszego końca, gdzie mógł stanąć. Trzymał Jessie trochę z dala od siebie z rękami na jej biodrach. - Teraz chłodniej? Uśmiechnęła się. - Nie. Jeszcze goręcej. - Goręcej?
~ 185 ~
Jessie sięgnęła między ich ciała, aż przykryła jego fiuta. Masowała go, dopóki nie stał się gruby i twardy. Zamknął oczy w przyjemności i mruczenie zagrzmiało w jego gardle. Jessie zaplotła ramię wokół jego szyi i zawinęła swobodnie nogi wokół jego bioder, wciąż go głaszcząc. - Ty czynisz mnie gorącą – szepnęła Jessie. Piękne oczy się otworzyły i wpatrzyły w nią. - Ty sprawiasz, że płonę. Jej ręka ściskająca penisa ustawiła go pod nią i użyła swoich nóg, by poprawić swoje ciało. Justice odrzucił do tyłu głowę, gdy Jessie wzięła do w siebie. Zamruczał miękko, gdy zacisnęła uda wokół jego bioder, biorąc go głębiej do swojej cipki. - Samo patrzenie na ciebie czyni mnie mokrą. Czujesz? - Tak. – Justice cofał się do tyłu, gdy Jessie poruszała się na nim, używając swojego chwytu na jego ramionami i biodrami, jako dźwigni, by wolno go pieprzyć. Jęknęła, poruszając się szybciej i zachwycając się jak dobrze było go czuć, gdy tak ją ujeżdżał uderzając w te wszystkie zakończenia nerwowe. Był twardy i duży wewnątrz niej. Justice warknął łagodnie. Nagle złapał ją i rozplątał jej nogi ze swojego pasa. Jessie zaprotestowała pomrukiem, gdy Justice wysunął swojego fiuta. Jej oczy gwałtownie się otworzyły. - Co się stało? Błysnął zębami, kiedy szeroko się uśmiechnął i usiadł na schodach w wodzie. Odwrócił Jessie w swoich ramionach, tak by jej plecy przycisnęły się do jego piersi. Opuścił ją wolno na swoje kolana. Jessie jęknęła, gdy znowu się w nią wśliznął. Justice rozłożył swoje uda, zmuszając jej, by otworzyły się szeroko, dopóki nie były na zewnątrz jego. Mocne dłonie zsunęły się z jej talii, by chwycić jej uda. Justice pchnął w górę. Jessie odrzuciła do tyłu głowę na jego ramię. - Tak! Jedna ręka zsunęła się niżej i Justice potarł od przodu palcem po jej łechtaczce. Wbijał się od dołu szybszym tempem, naciskając mocniej na kłębek jej nerwów i jęk wyrwał się z jej ust. Justice zamruczał zza niej, jego gorący oddech owiał jej kark, gdy opuścił głowę i ugryzł jej ramię. Jessie zaczęła krzyczeć, gdy ostre uszczypnięcie bólu wysłało ją za krawędź. Justice oderwał swoje usta i rykiem oznajmił swoje własne spełnienie. ~ 186 ~
Ręce Justice’a owinęły się wokół jej pasa, przytulił ją mocno i trącił nosem jej szyję. Jego ostre zęby skrobnęły jej ramię i jego język omył jej skórę. Uśmiechnęła się, zadowolona, że ją trzyma, bo prawdopodobnie roztopiłaby się na jego kolanach i spłynęła prosto do basenu, od tego jak odprężone było jej ciało. - Sprawiłeś, że znowu krwawię? – Nie obchodziło to jej, nawet gdyby to zrobił. – Nie szkodzi, jeśli to zrobiłeś. Dobrze to czuć. - Nie przeciąłem skóry – odpowiedział łagodnie. – Ale jestem pewny, że ochrona ponownie zapuka do twoich drzwi. – Stał się poważny. – Myślę, że byliśmy zbyt głośni. Musimy zanieść cię z powrotem do twojego domu zanim przyjdą cię sprawdzić. Zostaw tylne drzwi otwarte dla mnie, a ja… Coś głośno skrzypnęło i Justice stężał. Jego refleks był szybki, gdy zrzucił ją ze swoich kolan, okręcił w ramionach i wciągnął do głębszej wody. Jej plecy uderzyły w ścianę basenu, jego duże ciało przycisnęło ją i pochylił się bardziej, ochraniając ją. - Wynoście się – warknął Justice. - Usłyszeliśmy jakieś niepokojące odgłosy – odezwał się mężczyzna po drugiej stronie podwórka. - Natychmiast odejdźcie. – Justice brzmiał na wściekłego. - Ale usłyszeliśmy cię, Justice. Czy wszystko w porządku? Słyszeliśmy kobiecy krzyk. - Nie jestem sam. Natychmiast odejdźcie – warknął Justice. Brama trzasnęła i Justice miękko zaklął. Zanurzył się bardziej do wody, pozwalając jej łatwiej oddychać i zwiesił głowę. Martwiła się. Przyznał się do bycia z kobietą w czyimś basenie, do wkroczenia na teren prywatny, ale powstrzymał strażników od węszenia. - Jutro zamierzam z nimi porozmawiać o różnicy między wykonywaniem swojej pracy, a byciem denerwującym. Nie chcę, żeby gonili do mnie za każdym razem jak ryknę. Zawahała się. - Myślisz, że mnie widzieli?
~ 187 ~
- Nie. Byliśmy pod wiatr i mieliśmy szczęście. Ci dwaj mężczyźni nie wiedzieli, że to byłaś ty, Jessie. Przypuszczą, że przywiozłem jedną z naszych kobiet przez tylne wejście, by uniknąć jej zobaczenia. Mam prywatną drogę do wspólnoty. - Spój na to z jasnej strony. Nie jesteśmy w tarapatach za wkroczenia na teren prywatny, ani nie zostaliśmy aresztowani. - To mój dom i basen. – Nagle się uśmiechnął. – Nigdy z tego powodu nie byliśmy w żadnym niebezpieczeństwie. Zaskoczona, Jessie spojrzała na niego. Jej spojrzenie przeniosło się na wielki, ciemny dom. Był największy we wspólnocie i poczuła się trochę zbita z tropu, że nie odgadła, do kogo należał. Oczywiście to musiał być jego. - Zakwaterowałeś mnie zaraz obok siebie? - Chciałem mieć cię blisko, by cię chronić. Studiowała jego twarz, gdy przyglądał się jej, dopóki się nie uśmiechnął. - Miałem nadzieję, że będziesz chciała mnie z powrotem w swoim łóżku. Musisz przyznać, że tak jest dla nas łatwiej, by być razem i nikt się nie dowiedział. Ten domek najbliżej twojego jest pusty i nic nie ma po drugiej stronie mojego domu. Tak to zostało zaprojektowane dla prywatności tych dwóch domów. Jessie zawinęła ramiona wokół jego szyi i uśmiechnęła się. - Dlaczego tuż przy twoim stoi dom, skoro nie chciałeś mieć sąsiada po drugiej stronie? Jego uśmiech przygasł. - Bo chciałbym mieć w końcu partnerkę, a wiedziałem, że kobieta nie będzie mieszkała ze mną w domu. Kazałem zbudować ten domek, by umieścić tam moją partnerkę, gdy decyduję się jedną wziąć. Kobiety potrzebują swojej przestrzeni i wolności. Miałem tylko nadzieję, że nie będzie miała problemu być tak blisko mnie, ale chciałem mieć ją wystarczająco blisko, by ją chronić. Jessie poczuła jak ból przebija jej serce. Zakwaterował ją w domu, w którym pewnego dnia będzie mieszkała jego żona. Dokładnie wiedziała, dlaczego kobieta chciałaby mieć swój własny dom i wolność, by żyć z dala od Justice’a. Liczył, że jego partnerka będzie z Gatunków. Złapała sposób, w jaki sformułował swoje ostatnie zdanie – źródło jej bolesnego rozczarowania. Powiedział mam nadzieję, jakby wciąż ~ 188 ~
tego chciał. Nigdy nie rozważał Jessie, jako kogoś, kogo chciał zatrzymać. Była tylko dla niego do seksu. Jessie puściła jego ramiona. - Jestem zmęczona i muszę iść do domu. – Odsunęła się od niego, by przebrnąć przez wodę w stronę schodów. - Jessie? Coś jest nie w porządku? Poza tobą będącym draniem? Chciała powiedzieć to głośno, ale nie powiedziała, zbyt wystraszona tym, że wyjawi jak bardzo zraniły ją jego słowa. - Co może być nie w porządku? – Ból skręcił się w jej wnętrzu, gdy wlokła się po schodach. Powietrze wydawało się być chłodne, kiedy opuściła nagrzany basen i pospieszyła do swoich porzuconych ciuchów. - Jessie? Co się dzieje? – Justice wyszedł z basenu. Oceniła mur, gdy narzucała na siebie koszulę i spodnie, bieliznę wpychając do kieszeni. Był zbyt wysoki do wspięcia się, więc obróciła się i zauważyła krzesła ogrodowe. Podniosła jedno, zaniosła do muru i łatwo się na niego wspięła. Ból wystrzelił w jej kostkach, gdy wylądowała na miękkiej trawie na swoim podwórku i ruszyła szybko, by dostać się do środka, z dala od niego. Justice z łatwością przeskoczył po niej mur. - Jessie? Do cholery, co się stało? Spojrzała przez ramię. - A co mogło się stać? Przeszła przez otwarte suwane szklane drzwi i skierowała się w stronę jadalni. Nagi Justice podszedł blisko od tyłu, woda kapała na jej dywan, ale ona ledwie to zauważała skupiona na swoim celu. Zamknęła jego laptopa, pochyliła się, by złapać rączkę jego teczki i położyła otwartą na stole. - Co robisz? – Justice brzmiał na rozdrażnionego i zmieszanego. Jessie zignorowała go wsuwając jego laptop do teczki i ostrożnie podniosła foldery rozłożone na stole. Wrzuciła jego telefon, jako ostatni i zamknęła teczkę. Chwyciła rączkę, obróciła się i wyciągnęła w jego stronę, gdy w końcu jej spojrzenie napotkało jego. ~ 189 ~
- Zabieraj swoją pracę i idź do domu. - Jessie? Wpatrywała się w jego piękne, zmieszane oczy. Nie miał pojęcia, dlaczego była wkurzona ani dlaczego chciała, by wyszedł, to było tak jasne jak mars na jego twarzy. To był problem. Trąciła go teczką jeszcze raz. - Weź to albo upuszczę. Chwycił od dołu. - Co się stało? Walczyła ze łzami, gdy patrzyła na niego. Była naprawdę zraniona i co gorsze, naprawdę wściekła. Nie powinna mu tego wyjaśniać, ale widziała, że nie zrozumie, dopóki tego nie zrobi. Puściła teczkę, by położyć ręce na biodrach, gotowa powiedzieć mu dokładnie, w czym był problem. - Mam dość, Justice. Nie chciałeś, by ktokolwiek się o nas dowiedział, ponieważ wiedziałeś, że nie przetrwamy. Powiedziałeś, że to po to, by wszystkich chronić, ale przypuszczałam, że to będzie trwało tylko tak długo, dopóki się nawzajem nie poznamy. Jaka byłam naiwna, szczerze myśląc, że chcesz się spotykać, ponieważ mamy przyszłość. Zakwaterowałeś mnie w domu swojej przyszłej partnerki i właśnie bardzo wyraźnie dałeś do zrozumienia, że stawiasz na kobietę Gatunków. No cóż, wiesz co? Pieprz się, Justice. Ja mam uczucia. Rozumiesz? – Wykrzyczała ostatnią część. Jego oczy się zwęziły. Wciąż wydał się być zaskoczony jej wybuchem. - Nie patrz na mnie w ten sposób. To nie ze mną jest coś nie tak. Ty jesteś problemem. Ta niewarta ciebie ludzka kobieta ma dość. Śpisz ze mną, kochasz się ze mną, podaję ci obiad, a jednak ukrywasz fakt, że jesteśmy razem. - Omówiliśmy to i wiesz, że to ma chronić… - Bzdura! – Nie pozwoliła mu dokończyć. – Tak, rozumiem, dlaczego powinniśmy ukrywać nasz związek, ale myślałam, że kiedy staniemy się sobie bliżsi, może uświadomimy sobie, że to jest coś długoterminowego, że to się zmieni. Tak nigdy nie będzie, ponieważ mnie rzucisz, kiedy zdecydujesz się wziąć partnerkę. Czy kiedykolwiek byłbyś z kimś, kto nie chce przyznać się do ciebie publicznie? Spróbujmy może tak. Czy byłbyś z kobietą, która by ci powiedziała, że zamierza cię rzucić jak tylko znajdzie mężczyznę, którym na poważnie się zainteresuje i wyraźnie ~ 190 ~
da do zrozumienia, że to nigdy nie będziesz ty, ponieważ wstydzi się bycia z tobą? No cóż, ja nie. Natychmiast do cholery stąd wyjdź. Jessie się obróciła, obeszła go i wyszła z kuchni. - Jessie! Poczekaj. Nie wstydzę się ciebie. Prychnęła i okręciła się twarzą do niego. - Pewnie. To dlatego nie mogę spać w twoim łóżku ani, do diabła, nawet wejść do twojego domu. Ktoś może się dowiedzieć, że się ze mną zadajesz. Czy nie tak powiedziałeś? - Nie powiedziałem tego w ten sposób – warknął. – Zgodziliśmy się utrzymać nasz związek w tajemnicy. Powiedziałaś… - Do cholery wiem, co powiedziałam. Nie wiedziałam, że planujesz wykorzystać i odrzucić mnie niezależnie od uczuć, jakie dzieliliśmy. Taki jest końcowy rezultat. Nie chcesz, by ktokolwiek dowiedział się, że wielki dowódca Nowych Gatunków woli wspinać się do łóżka z człowiekiem, ale tylko Gatunek będzie twoją partnerką. – Piorunowała go wzrokiem. – Wynoś się i nie wracaj. Nie zrobię już więcej tego, Justice. Podążył za nią, gdy weszła do sypialni. Obróciła się, zobaczyła, że idzie i spróbowała zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Jego ręka błyskawicznie się wysunęła i jego otwarta dłoń uderzyła w nie, by powstrzymać drzwi przed zamknięciem. Pchnął je, by się otworzyły. - Nie wstydzę się ciebie, Jessie. Chodzi o to, że jestem osobą, która jest twarzą Nowych Gatunków. O czym, by to świadczyło, gdybym podał do wiadomości, że wolę człowieka? Cholernie dużo ryzykuję, by być z tobą, ponieważ bardzo cię pragnę. Nawet jeszcze cię nie spotkałem, gdy miałem sporządzone plany tego domu. Nie możesz mieć mi tego za złe. Umieściłem cię tutaj, żebyśmy mogliśmy być razem. - Powiedziałeś, że masz nadzieję, że ona nie będzie miała problemu z mieszkaniem tak blisko ciebie. Masz NADZIEJĘ! Nie nadzieję. NADZIEJĘ! Czas teraźniejszy zamiast czasu przeszłego. Wyłapałam to. A teraz wynoś się stąd i idź znaleźć sobie kobietę z Gatunku, z którą będziesz. Kogoś, kogo będziesz chciał, żeby o niej wszyscy wiedzieli. Odejdź. Justice warknął. - Do cholery, Jessie. Nic nie rozumiesz. Bardzo dużo ryzykuję będąc tutaj. ~ 191 ~
- Wielka mi sprawa. To nie jest żadne ryzyko, gdy wiesz, że prawie nie ma szansy, by ktokolwiek się dowiedział. To dlatego zmusiłeś mnie do zamieszkania obok ciebie. Po prostu możesz przeskoczyć przez mur, w sposób, w jaki to robiłeś inne noce, gdy twoi ludzie podeszli do drzwi. To właśnie robiłeś, prawda? Po prostu przeskoczysz przez mur i będziesz mógł otworzyć swoje własne drzwi, gdy przyjdą cię sprawdzić. Nie mogę tego robić i, co ważniejsze, nie będę, dopóki nie zechcesz powiedzieć wszystkim, że jesteśmy razem. W innym razie, nie chcę być z tobą. Udowodnij mi, że znaczę dla ciebie więcej niż tylko ktoś, z kim sypiasz, czekając na odpowiedni moment, czekając na wzięcie żony. - Nie mogę ujawnić naszego związku, Jessie. Nawet nie dla ciebie. – Jego spojrzenie pociemniało, gniew wyostrzył jego rysy i cichy pomruk wymknął się przez jego rozdzielone wargi. – Mam całą rasę ludzi, którzy mnie podziwiają i którzy liczą na mnie, że się nimi zaopiekuję. Muszę robić to, co jest najlepsze dla ich, a dawanie fanatykom powodu, by wzięli nas na cel, nie pomoże im ani trochę. Ci ludzie naprawdę nas znienawidzą, gdy dowiedzą się, że jeden z nas jest z ludzką kobietą. Byłabyś w niebezpieczeństwie. Nie mogłabyś opuścić Ojczyzny nie będąc nękaną, w najlepszym wypadku, a zabitą w najgorszym. Pomyśl też o swoim ojcu. - Wynoś się. Justice potrząsnął głową. - Porozmawiajmy o tym. Musisz posłuchać głosu rozsądku. Jessie policzyła do dziesięciu, ale to niewiele ją uspokoiło. - Potrzebuję drinka. - Najpierw porozmawiajmy. Chcę to rozwiązać. Dużo dla mnie znaczysz, Jessie. - Czy znaczę dla ciebie aż tyle, by powiadomić ludzi, że jesteśmy razem? Czy obchodzę cię na tyle, by zaryzykować dostanie kilku obraźliwych listów nad nasz związek? - Naprawdę wiele dla mnie znaczysz, ale po prostu nie mogę tego zrobić. Często o tym myślałem i nie ma mowy, żebym mógł podać do wiadomości, że jesteśmy parą. Byłabyś w niebezpieczeństwie i to wywołałby zbyt wiele problemów. W tej chwili jesteśmy szczęśliwi. Nikt nie musi wiedzieć, że dzielimy w nocy łóżko. Nie mam żadnych planów wzięcia sobie partnerki w najbliższej przyszłości i zbyt wiele doszukujesz się w tym, co powiedziałem.
~ 192 ~
Ból był ostry w sercu Jessie. Nigdy nie zamierzał przyznać się do tego, że z nią jest, a to, że nie chciał poślubić kogoś innego w tej chwili, nie złagodziło palenia wiedzy, że to nigdy nie byłaby ona, że nie z nią planował przyszłość. - Chce mi się pić. Chcesz napój? - Nie. – Był rozdrażniony. - Ja sobie wezmę. Obeszła go i jak tylko znalazła się na korytarzu, pobiegła, co sił w nogach w stronę salonu. Justice przeklął głośno, gdy zdał sobie sprawę, że planuje umknąć, i ledwie zdążyła do drzwi zanim złapał ją za ramię. Jej ręka uderzyła w guzik, który się zapalił i na zewnątrz zapiszczał alarm. Napotkała jego oszołomione, szerokie spojrzenie. - Dlaczego to zrobiłaś? Podniosła brodę. - Lepiej zabierz swoje rzeczy i uciekaj, Justice. Zamierzam wpuścić ich do środka i znajdą cię nagiego, jeśli nie wyjdziesz. Spróbuj to wyjaśnić swoim strażnikom. Warknięcie wyrwało się z jego gardła. Puścił ją i złapał teczkę i marynarkę. Pamiętał o butach i krawacie, i odzyskał je zanim umknął przez otwarte suwane drzwi. Jessie podbiegła do nich i zamknęła za nim. Sprawdziła okna i upewniła się, że też są zamknięte, dopóki nie zadzwonił dzwonek u drzwi. Jessie złapała butelkę perfum ukrytą w donicy przy drzwiach i mocno spryskała. Zakasłała i skrzywiła się na wyraźny kwiatowy aromat, a potem ukryła je z zasięgu wzroku i otworzyła drzwi. Za nimi stało dwóch strażników trzymających broń. Było oczywiste, że ciężko oddychają, ponieważ biegiem przybyli do jej domu. - Tak bardzo mi przykro! Przypadkowo w to uderzyłam i nie wiedziałam jak wyłączyć. Jeden ze strażników Gatunków zmarszczyli brwi. Zaciągnął się i odskoczył do tyłu z kichnięciem. - Jak włączyłaś to przypadkowo? – Sięgnął do środka, nacisnął guzik i alarm zamilkł. - Wyszłam na zewnątrz, by wyjąć coś z mojego wózka golfowego, i wróciłam. Uderzyłam w to zamiast we włącznik światła. Naprawdę mi przykro. – Cierpiała z
~ 193 ~
powodu ukłucia winy za wykorzystanie ich, by zmusić Justice’a do wyjścia, ale mógł namówić ją do dania mu kolejnej szansy. Zasłużyła na coś więcej niż bycie czyjąś tymczasową partnerką do łóżka. – To się więcej nie powtórzy. - Jesteś pewna, że nic ci nie jest? - Tak. Naprawdę przepraszam za spowodowanie zakłócenia. Zawahał się. - Może byś tak nie używała tak dużo… – Skrzywił się. – Co to za zapach? - Świece zapachowe – skłamała. – Nie podobają ci się? Kichnął jeszcze raz i cofnął się. - Sądzę, że jesteśmy uczuleni. Proszę znajdź coś innego do używania, jeśli chcesz zmienić zapach swojego domu. - Dobrze. Dziękuję. Przepraszam za naciśnięcie niewłaściwego guzika i sprawienie, że kichasz od moich świec. – Zamknęła i zakluczyła drzwi. Pięć minut później usłyszała stukanie do przesuwanych drzwi i weszła do salonu. Justice założył dżinsy i top. W ciszy stał po drugiej stronie szkła i wskazywał na zamek. Potrząsnęła głową i wyłączyła w salonie światła, nie chcąc już o tym dyskutować. Weszła do swojej sypialni. - Jessie? – Teraz był za oknem jej sypialni. – Wpuść mnie. - Jeszcze raz wezwę ochronę, jeśli nie pójdziesz. Odejdź! – Zaciągnęła zasłony i wyłączyła światła. Przeklął, ale potem nastała cisza. Czekała dość długo, ale nie próbował już przyciągnąć jej uwagi. Wpięła się na łóżko, wyszarpnęła bieliznę z kieszeni i rzuciła ją na podłogę. Łzy wypełniły jej oczy i spłynęły w dół policzków. Zakochała się w mężczyźnie, który nigdy nie pozwoli sobie na odwzajemnienie jej miłości. Jego praca i ludzie byli na pierwszym miejscu i zawsze będą. To naprawdę bolało.
Justice uderzył w ścianę i warknął. Jego kostki zaczęły krwawić od siły uderzenia, gdy przebiły się przez gips. Jessie była zraniona, nie chciała z nim rozmawiać i nie mógł winić nikogo tylko siebie. Mówił nie myśląc, wspominając o pierwotnych planach, jakie miał, i schrzanił wszystko odpowiadając na jej pytania. ~ 194 ~
Wyszarpnął pięść z powrotem, przyjrzał się krwi i przycisnął do niej drugą rękę. Rozcięta skóra piekła, bolała i cieszył się tym bólem. Zasłużył na to i na wiele więcej. Pamięć bólu jego Jessie była tak wyraźna w jej oczach, że to go dręczyło. Pragnienie, by pójść do niej, trzymać ją w ramionach, stało się fizyczną potrzebą. - Cholera – wychrypiał, a potem się obrócił i oparł o uszkodzoną ścianę swojego domu. To najlepsze wyjście, przekonywała jego logiczna strona. Jego druga strona zaprotestowała głośno, gdy jego ciało się napięło i chwyciło go pragnienie ryku, więc musiał brać głębokie wdechy przez nos, dopóki to nie minęło. Jessie była uparta. Nie spotka się z nim ponownie, dopóki nie ogłosi ich związku do publicznej wiadomości i robiła słuszne uwagi, gdy na niego krzyczała. Walczył z pragnieniem, by wypaść z domu, przeskoczyć przez mur i wedrzeć się przez suwane drzwi, by dostać swoją Jessie. Zrobiłby to, gdyby sądził, że potrafiłby ją nakłonić, by pozwoliła mu spać w swoim łóżku, ale znienawidziłaby go rano. Podjęła decyzję, żeby już więcej nie spotykać się z nim potajemnie. - Cholera! – Warknął, zamknął oczy i odchylił głowę na ścianę. Pragnął jej, potrzebował być z Jessie jak następnego oddechu, ale jego ludzie mogliby ucierpieć. Ona by cierpiała. Już zbyt długo miał do czynienia z grupami nienawiści i prasą, żeby być na tyle naiwnym, by nie wiedzieć jak to się rozwinie. Reporterzy rozgłosiliby całą historię, to byłaby ogólnoświatowa wiadomość, że Justice North spotyka się z człowiekiem, i wybuchnie piekło, za które trzeba będzie zapłacić. Jej wizerunek będzie pokazywany w każdej gazecie i stacji telewizyjnej. Będą grzebali w jej przeszłości, poruszą niebo i ziemię, by rozerwać jej życie i przekażą na publiczne spożycie. Potem stanie się celem dla każdego, kto sądzi, że wstrętnym jest, by człowiek sypiał z Gatunkiem, obrzucą ich okropnymi epitetami i niektórzy szaleńcy będą życzyli jej śmierci. Zaczęłaby go nienawidzić za chaos, jakim stało się jej życie. Senator prawdopodobnie straciłby swoją pozycję albo, co gorsze, zwróciłby się przeciwko NGO, jeśli wkurzy się, że jego córka wolała mężczyznę z Gatunków ponad ludzkim. Wsparcie, które wciąż otrzymywali z Waszyngtonu, wyschłoby. Pieniądze pochodziły z procesów przeciwko Mercile Industries, ale działo się to strasznie powoli, i mogą minąć lata zanim zostaną w stu procentach finansowo spłaceni. Ich rządowe kontakty były przypisane do ludzkiej grupy zadaniowej, by pomóc im odzyskiwać więzione Gatunki i dawały im dostęp do tropienia wszystkich zapisów księgowych inwestorów tej firmy farmaceutycznej. ~ 195 ~
Gatunek by umarł, nigdy by nie został odnaleziony, gdziekolwiek byli przetrzymywani, gdyby stracili zespoły zadaniowe. Pracownicy Mercile, którzy uniknęli aresztowania, nigdy nie zostaliby postawieni przed sądem, gdyby grupy przestały na nich polować. To byłaby katastrofa, zostałyby stracone życia, a on przysiągł zrobić wszystko, co mógł dla swoich ludzi. Kochanie Jessie było ryzykiem dla tego wszystkiego. Jego kolana się ugięły i zsunął się po ścianie, dopóki nie usiadł na podłodze. Myślał, że przeżycie lat w obiekcie testowym będzie najbardziej bolesnym smutkiem, jaki wycierpiał. Nie miał nadziei, żadnej przyszłości, a teraz miał coś cudownego. Utrata szczęścia zostawiła gorzki smak w jego ustach. Po prostu nie mógł zatrzymać Jessie. To kosztowałoby zbyt wiele, a cenę nie tylko on by zapłacił. Umarłby za nią, ale tu nie chodziło tylko o jego życie. Jej ojciec może cię zaakceptuje, szepnął jego wewnętrzny głos. Może nie być aż tak źle. Mógłbyś ją mieć i zatrzymać zespoły zadaniowe. Ona może nie dbać o to, co się dzieje w świecie zewnętrznym, skoro jest tu, gdzie brzydota nie może jej dotknąć. Jego oczy się otworzyły i wpatrzył się w ścianę naprzeciw pokoju. To było ryzyko, olbrzymie, i po prostu nie mógł podjąć takiej szansy. Nie dla jego ludzi i z pewnością nie dla życia Jessie. Ból przebił jego serce i wiedział, że najlepiej będzie, jeśli nie podejmie tej szansy. Raczej straci Jessie niż sprawi, że go znienawidzi, kiedy wszystko wokół niej zostanie dotknięte przez brzydotę, którą stanie się świat zewnętrzny. Woli, by raczej została trochę zraniona niż przyglądać się jak cierpi tracąc wszystko, co było jej drogie. Zgiął kolano, oparł o nie ramię i opuścił czoło. Nie chciał pozwolić spłynąć łzom, które wypełniły jego oczy. Znalazł miłość, ale nie mógł jej mieć. Będzie mu musiało wystarczyć obserwowanie jej z oddali, być jego jedyną pociechą.
Tłumaczenie: panda68
~ 196 ~
Rozdział 14 Justice trzasnął pięścią w biurko i spiorunował wzrokiem telefon, który właśnie odłożył. Jakiś nowy kościół nienawiści pomstował na falach radiowych, że Nowe Gatunki były zwierzętami, a nie ludźmi, i określił NGO, jako nic więcej tylko prywatne zoo. To wzburzyło w nim krew. Żaden z Gatunków nie prosił się, by zostać genetycznie zmieniony zwierzęcym DNA – to nie był wybór, jaki im dano – i ich jedynym, tak zwanym przestępstwem, było przeżywanie rok po roku nadużyć z rąk naukowców, lekarzy i pracowników naukowych, którzy używali ich ciał, by stworzyć leki pomocne ludziom. Do tego jeszcze nie otrzymywali zbyt wiele wdzięczności za każde medyczne postępy, jakie ich cierpienia im dostarczały. Otworzyły się drzwi i Tiger ostrożnie wsunął swoją głowę. - Usłyszałem twoje warczenie przez zamknięte drzwi. – Wszedł do środka i zamknął drzwi. – Wszystko z tobą w porządku? - To tylko zły dzień. - To nie jest rzadkie. Czy wydarzyło się coś, co jest wyjątkowo złe? - Właśnie mamy nową grupę osób do zwalczania. - Zawsze mamy. – Tiger usiadł, skrzyżował ramiona na piersi i zmarszczył brwi. – Wyglądasz jak sam diabeł. Spałeś całą wczorajszą noc? – Jego spojrzenie opuściło się na rękę Justice’a. – Mam nadzieję, że cokolwiek uderzyłeś wygląda gorzej niż twoja ręka. Szerokie ramiona się uniosły. - Straciłem kontrolę. - To jest niepodobne do ciebie. Musisz zrobić sobie przerwę. - Wiem, ale kiedy mam czas?
~ 197 ~
- Jak idzie budowa twojego domu w Rezerwacie? Planuję przyjść cię odwiedzić i usiąść na tym zadaszonym ganku, jaki zobaczyłem w planach. To ładnie wygląda, a widok na jezioro powinien być wspaniały. Możemy iść na ryby. - Dopiero jakieś trzy tygodnie temu został skończony i dostaję bólu głowy na samą myśl o tym. Mieszkańcy nie byli zadowoleni, że mieli na swoim terenie budowniczych. Slade jest gotowy mnie rozstrzelać za zmuszenie go do radzenia sobie z większą ilością ludzi. – Justice podniósł rękę i uwolnił włosy od rzemienia, który trzymał je w końskim ogonie, przeczesał palcami przez kosmyki i odchylił się na krześle. – I jeszcze nie wiem, czy kiedykolwiek będę miał czas na cieszenie się nim. - Pracujemy nad tym. Rada jest gotowa przejąć niektóre z twoich obowiązków. Masz mnie, Slade’a i Brassa. Wszystko dla ciebie zrobimy. - Wiem i doceniam to. - Co do diabła jest z tobą, człowieku? Szczerze mówiąc, cały dzień terroryzowałeś każdego, kto zbliżył się do ciebie. Zachowujesz się bardziej jak niedźwiedź niż przywódca. To nie leży w twoim charakterze. - Usiądź w moim krześle, a potem zobaczymy jak przyjazny będziesz każdego dnia. Tiger zamrugał kilka razy i pozwolił ciszy stać się niezręczną zanim znowu się odezwał. - Cokolwiek jest złe, musisz znaleźć drogę, by przez to przejść. Wszyscy już zauważyli twój gniew. Czy masz do nas jakieś pretensje? W ciągu minionych kilku godzin przyszło do mnie siedmiu naszych mężczyzn i zadało mi to pytanie. Czy opanował cię stres? Justice westchnął. - Mam zły dzień. Każdy ma. - Ty nie. Jesteś najbardziej zrównoważonym mężczyzną, jakiego znam, i zachowujesz swoje poczucie humoru. Pokazujesz tę stronę tylko naszym wrogom, gdy musisz im przypomnieć, że z nami się nie zadziera. Chcesz walczyć? Zaskoczenie przemknęło przez twarz Justice’a. - Co?
~ 198 ~
Tiger opuścił ramiona, chwycił oparcia krzesła i pochylił się do przodu. - Walczyć. Musisz wyrzucić z siebie trochę agresji? To jest dobre, a ty nie robiłeś tego od jakiegoś czasu. – Wstał. – Chodźmy. Justice się zawahał. - Teraz – warknął Tiger. – Zdejmij maskę i przypomnij sobie, kim naprawdę jesteś. Wstał powoli i obszedł wokół biurko. Tiger szarpnięciem otworzył drzwi i przeszedł przez recepcję. Justice zerknął na swoją recepcjonistkę. - Robię sobie przerwę. Kiwnęła głową. - Będę odbierała twoje telefony. – Nie chciała spojrzeć mu w oczy. Chwyciła go wina, że mógł przestraszyć kobietę swoją szorstkością. - Dziękuję – odpowiedział szczerze. – Będę wdzięczny. - Chodźmy. Tiger otworzył zewnętrzne drzwi do głównej części budynku NGO i wyszli razem na zewnątrz na słońce. Brass siedział w Jeepie przy krawężniku. Justice był zaskoczony widząc go, ale mężczyzna tylko ponuro kiwnął mu głową. Tiger wskazał Justice’owi miejsce dla pasażera, a potem chwycił się relingu, wskoczył do środka i opadł na tylne siedzenie. Justice usiadł, wciągnął stopy do środka i silnik się zapalił. Pojechali do głównego budynku ochrony i weszli do sali treningowej, której używali, by utrzymać formę. Tiger spojrzał na Gatunki w środku. - Wszyscy wyjść. Nikt nie zbliża się do drzwi. Brass i ja zamierzamy pokazać Justice’owi kilka nowych technik szkoleniowych i jeśli mu się spodobają, niedługo zacznę uczyć kilku nowych umiejętności. Twarze spojrzały w ich stronę, ale cała ósemka ich ludzi wyszła w ciszy. Tiger zamknął drzwi i Brass przeciął pokój, by zamknąć drugie drzwi. W dużej sali nie było żadnych okien, jedynie maty na podłodze i zestaw wyposażenia do ćwiczeń rozstawionych wzdłuż jednej ze ścian. Justice się zawahał.
~ 199 ~
Tiger wrócił, pochylił się i zerwał buty. Podniósł głowę, wyprostował się i zaczął wyjmować swoją broń. Ruch po jego lewej stronie zwrócił uwagę Justice’a na Brassa. Mężczyzna również zdjął buty i broń. - Powinienem zacząć się martwić? – Utrzymywał swój spokój ton. – Dwóch przeciwko jednemu? Bras błysnął mu uśmiechem. - Zdejmij garnitur. Nie chcielibyśmy go zniszczyć. – Jego spojrzenie zbiegło po całej jego długości. – Jest miły. My nie. Będziemy unikać twojej twarzy. Musisz ładnie wyglądać dla kamer. Justice zawęził swoje spojrzenie, gdy sięgnął do krawata. - Ładnie? Tiger zachichotał. - Ładnie. Uwielbiamy też włosy. Każda kobieta byłaby dumna mając taki ładny kolor. Zrobili dobrą robotę z tym farbowaniem. Gniew zadrżał przez Justice’a. - Czy wiesz jak bardzo nie cierpię tego smrodu? Tiger wszedł na największą matę, stając naprzeciw niego i przeciągnął przez głowę koszulkę. Rzucił ją tak daleko, że spadła na podłogę przy skraju maty treningowej. - Opowiedz nam o tym. Musimy wąchać cię od kilku dni. Brass zdjął swoją koszulę i wszedł na matę. - Jednak jest całkiem ładny. Widziałeś okładkę tego czasopisma o fitnesie, na którym widnieje? Byłem pod wrażeniem. – Zachichotał. – Ten garnitur ukrywa jego mięśnie, nie sądzisz? Nie sprawia, że wygląda, iż jest w formie, chyba że siedzenie za biurkiem jest ostrym treningiem. Gniew rozpalił się jaśniej na ich przekomarzanie się, więc Justice upuścił krawat, zdjął marynarkę i koszulę. Zwiększał kupkę swojej odzieży, dopóki nie stanął w samych bokserkach.
~ 200 ~
- Nie pozowałem do tego. Zrobili mi zdjęcie na imprezie dobroczynnej i tam wlepili. – Zrobił groźny krok w ich stronę. – Naprawdę chcecie to zrobić? – Jego pięści się zacisnęły. - Powinieneś powiesić garnitur na tamtych sztangach. Pogniecie się. – Prychnął Brass. – To znajdzie się w wieczornych wiadomościach, jeśli założysz pogniecione ubranie, które nie zostały umieszczone tam przez żelazko. To postawi nas w złym świetle. Z Justice’a wyrwało się warknięcie i Tiger zadał pierwszy cios. Jego cios uderzył Justice’a w ramię, a on zareagował wykopem, uderzając przyjaciela w biodro i sprawiając, że wylądował na tyłku. Brass warknął, nisko przykucnął i Justice się rzucił. Ich ciała się splątały, uderzyły o podłogę i zaczęła się walka. Wymienili kilka ciosy w tułów swoimi przedramiona, rzucali sobą nawzajem aż wreszcie Justice odepchnął Brassa od siebie. Brass przetoczył się po macie i Tiger zanurkował na Justice’a. Odtoczył się z drogi, skoczył na nogi i obrócił na czas, by uderzyć Brassa, który też go zaatakował. Cała trójka walczyła, zwracając cios za cios, unikając nawzajem swoich twarzy, i wplatając w to trochę kickboxingu i zapasów. Brass odpadł pierwszy po tym jak Justice rzucił go na matę. Dysząc, uniósł ramiona, kończąc. Tiger warknął i rzucił się na Justice’a, ale on był przygotowany na ten ruch. Uskoczył, pochylił się i wyrzucił ramię, by przygwoździć mężczyznę, który ominął go o centymetry. Tiger uderzył plecami o matę, jęknął i spojrzał na niego. - Poddaję się – powiedział Tiger i podniósł ręce. Pot lał się z Justice’a, gdy tak stał, patrzył na swoich przyjaciół i zdał sobie sprawę, że przez kilka dni będzie miał siniaki. Ból był dobry, czuł się pełny życia i zniknęło trochę jego gniewu. Tiger obrócił głowę, by spojrzeć na Brassa. - Rozumiesz teraz, dlaczego kazałem ci przyjść – wydyszał. – Nigdy nie mogę go pobić. Brass mruknął, potarł jedno swoje ramię i kiwnął głową. - Może wyglądać na cywilizowanego, ale ma brutalną umiejętność walki. Tiger napotkał spojrzenie Justice’a. - Czujesz się lepiej? ~ 201 ~
Owszem. - Taa. - Będziemy musieli robić to codziennie? - Cholera – wymamrotał Brass – mam nadzieję, że nie. Tiger zachichotał. - Ja też. Łatwo zapomnieć, że jest czymś więcej niż ładną twarzą. Justice potrząsnął głową. - Próbujecie znowu mnie rozgniewać. - Nie, droczę się. To właśnie robią przyjaciele. - Myślałem, że gdy dostanie nasze tyłki, pozbędzie się agresji. – Brass podciągnął się na kolana, podniósł i wstał. – To właśnie robią przyjaciele. – Podszedł bliżej i chwycił ramię Justice’a. – Nie trzymaj tego gówna w sobie. Jesteśmy tu dla ciebie. Będziemy to robić codziennie, jeśli potrzebujesz komuś dokopać. - Mów za siebie. Ja żartowałem. – Tiger się przetoczył, podniósł na nogi i rozciągnął, krzywiąc się trochę. – Potrzebuję gorącej kąpieli i kobiety, by wycałowała moje siniaki. – Odwrócił się do Justice’a i jego uśmiech przygasł. – Cokolwiek ci dolega, albo omów to z nami albo zajmij się tym. Ostatnio nie jesteś sobą, zatrzymujesz wszystko dla siebie, a przecież jesteśmy rodziną. Jesteś gotowy, by podzielić się tym, co się dzieje? Justice zacisnął usta. Jessie nie była tematem do dyskusji. - Tak właśnie myślałem. – Tiger stanął przed nim i przytrzymał jego spojrzenie. – Sądzę, że zrobimy to jeszcze raz jutro, skoro jesteś w złym humorze. I następnego dnia. Nieważne jak długo to potrwa. Idź do domu i przestań wszystkich straszyć. Weź sobie wolne na resztę dnia. - Dziękuję. – Justice naprawdę tak myślał, spoglądając na nich obu. – Potrzebuję tego. - Wiemy. – Brass opuścił ramię. – Weź Jeepa. Kluczyki są tam obok moich butów. Justice szybko wziął w szatni prysznic, ubrał się i pomachał do swoich przyjaciół, gdy wychodził. Złapał kluczyki, ale wiedział, że powrót do biura nie miał sensu.
~ 202 ~
Walka pomogła, ale wściekłość wciąż paliła się w jego duszy. Był zły na życie, zły, że Jessie go wyrzuciła i że ją stracił. Obrał prywatną drogę do swojemu domu, ponieważ nie chciał odpowiadać na pytaniami strażników u wejścia do części zajmowanej przez Gatunki, dlaczego był w południe w domu. Kiedy zaparkował pożyczonym pojazdem na swoim podjeździe, jakiś dźwięk kazał mu się odwrócić i patrzył przymrużonymi oczami jak Jessie jedzie ulicą, parkuje tuż obok i unika nawet spojrzenia w jego stronę. Zignorowała go i to go wkurzyło. Zawahał się i rozejrzał. Nikogo nie było w zasięgu wzroku. Odwrócił się z powrotem, by obserwować jak idzie do swoich drzwi. Ruszył szybko, utrzymując lekkie tempo i nie zobaczyła go, dopóki nie stanął tuż za nią. Odkluczyła drzwi, otworzyła je i weszła do środka. Potem się obróciła, zobaczyła go i jej oczy się rozszerzyły. Wszedł do środka zanim mogła zareagować, jego ręka wystrzeliła, by zamknąć drzwi i wsunął swoje ciało między nią a alarm, który powiadomiłby strażników, by pospieszyli do jej domu. Nie pozbędzie się go znowu tak łatwo. - Musimy porozmawiać. Jej niebieskie oczy błysnęły zdziwieniem, ale szybko zwęziły się ze złości. Cieszył się, że jej nie przestraszył – nie taka była jego intencja – i podszedł bliżej, by naruszyć jej osobistą przestrzeń. Jej zapach torturował go. Jej wargi się rozdzieliły i jego spojrzenie tam opadło. Pragnienie, by ją pocałować, mocno go chwyciło i zacisnął dłonie w pięści, by powstrzymać je od przykrycia jej twarzy. - Nie masz jakieś kobiety Gatunku do zalecania się, by została twoją partnerką? Czy powinnam już spakować swoje rzeczy, żeby mogła się wprowadzić? - Nie szukam partnerki. – Jego gniew się nasilił. – Próbowałem ci to powiedzieć wczoraj wieczorem. - Chcesz zabrać mnie gdzieś na kolację, ale nie prywatnie? Drażniła go. - Wiesz, że to się nie zdarzy. Mówiliśmy już o tym. To jest niebezpieczne dla… - Twojej przyszłej partnerki Gatunku, gdy dowie się o nas? Czy to zaszkodzi twoim szansom u niej, by przyjęła dom, gdzie mieszkała twoja była kochanka? - Jessie – warknął. – Przestań. ~ 203 ~
Nagle podniosła ręce, oparła je na jego koszuli i popchnęła. - Wyjdź. Nacisnął z powrotem, jego ciało uwięziło jej przy ścianie i jego dłonie rozłożyły się płasko na powierzchni obok niej, zatrzymując ją tam. - Tęsknię za tobą. Nie spałem wczoraj w nocy. Nie możemy racjonalnie o tym podyskutować? - Nie. – Oblizała wargi, przyciągając jego uwagę. – Nie możemy. Frustracja, gniew i żal przemknęły przez niego ostro i zareagował. Jego głowa opadła, jego wargi zamknęły się na jej, a kiedy sapnęła, jego język skorzystał z okazji. Smakowała słodką kawą i czekoladą, gdy ją całował. Napięła się i spróbowała odwrócić się od jego głodnych ust, ale przykrył dłońmi jej twarz i unieruchomił. Jej ręce zacisnęły się na jego koszuli, ale nie pchnęła. Odpowiedziała i warknął, gdy namiętność zastąpiła wszystko inne. Jessie była jego do wzięcia i jego fiut wypełnił się krwią. Jego potrzeba, by pokazać jej jak dużo znaczy, przysłoniła wszystko inne i puścił jej twarz, by zdjąć swoją marynarkę. Materiał się rozdarł, ale miał to gdzieś. Jessie zaczęła pomagać, aż guziki odpryskiwały od jego koszuli i stukały o płytki w przedpokoju. Rozchyliła jego koszulę siłą, nie poświęcając czasu na jej rozpięcie. Jego ręce wśliznęły się między nich, chwyciły jej koszulkę i z łatwością rozdarły. Zajęczała pod jego językiem, całowała go jak szalona, a jej ręce pocierały jego nagą pierś. Przykrył jej piersi, pociągnął za stanik, który powstrzymywał go przed czuciem ich miękkości, a potem szarpnął miseczki w dół, by uwolnić jej sutki. Jego palce i kciuki odnalazły naprężone czubki, uszczypnęły je łagodnie, a ona jęknęła. Puścił je, jak oszalały zabrał się za odpięcie jej spodni i zahaczył kciuki za pasek, chwytając za wąskie paski jej majtek. Przerwał pocałunek, gdy osunął się na kolana, wycałowując ścieżkę po jej gardle do piersi, gdzie zassał sutek do ust. Jej palce wsunęły się w jego mokre włosy i przytrzymały je mocno, gdy on właśnie ściągał jej odzież, uwalniając ją ze wszystkiego od pasa w dół. Jego kolano się przesunęło, oparło się o podłogę, by ich utrzymać, a ona wytrząsnęła stopy z plątaniny materiału. Zapach jej podniecenia doprowadzał go do obłędu. Pragnął jej i sądząc po ciężkim zapachu pożądania, ona pragnęła go równie mocno. Nie mógł już czekać. Jego ręce
~ 204 ~
odnalazły przód jego spodni, po prostu je rozerwały i uwolniły jego pulsującego kutasa. Oderwał usta i złapał jej biodra, gdy wstał. Jessie wiedziała, że powinna powstrzymywać to szaleństwo, ale była zgubiona. Jej stopy uniosły się nad podłogę, gdy duże ciało Justice’a przycisnęło jej mocno do ściany, przytrzymało tam i jej nogi podniosły się i zawinęły wokół jego pasa. Z początku nie mogła znaleźć podparcia – zawadzało jego cholerne ubranie, ale kilka poruszeń wystarczyło, by zsunąć je niżej. Jej uda uchwyciły się skóry, gdy jego biodra zostały obnażone. Przesunął swoje biodra, główka jego fiuta otarła się o jej cipkę, znalazła właściwy kąt i krzyknęła, gdy wbił się w nią jednym płynnym pchnięciem, które prawie wywołało u niej orgazm. Paliła się żywcem, była podniecona i zastanowiła się, czy zupełnie straciła rozum, ale odczucie go był niewiarygodne. Wycofał się, prawie wychodząc z jej ciała i jego usta zgniotły jej. Jego język wepchnął się do środka, by spotkać się z jej, i jednocześnie jego biodra uderzyły w górę zatapiając jego grubego penisa w jej wnętrzu aż po rękojeść, a jego ręce chwyciły jej tyłek przyciskając jej miednicę do siebie. Krzyknęła z czystej przyjemności, ale jego pocałunek uwięził ten dźwięk, stłumił go i przycisnął ją mocniej do ściany. Ich ciała ocierały się o siebie, gdy brał ją przy chłodnej, gładkiej ścianie, i poruszał się w tę i z powrotem w jej ciele w szybkim tempie, co zaprowadziło ją w mgiełkę rozkoszy. Przeniósł swój chwyt, by wsunąć ramię pod jej tyłek. Jego druga ręka wkręciła się między nich, jego kciuk nacisnął na jej łechtaczkę i pieprzył ją jeszcze mocniej. Chwyciła się jego ramion, oderwała usta zanim go ugryzła i ukryła twarz przy jego szyi. Wciąż mieli na sobie koszule, ale między nimi było dość przestrzeni, by jej sutki ocierały się o jego skórę, gdy razem się kołysali, i wdychała zapach mydła i szamponu pochodzący od niego. Pokręcił biodrami, znalazł swoim fiutem to szczególne miejsce, co wywołało u niej gwałtowny wdech zaskoczenia i nadal uderzał w niego, jakby mógł czytać w jej myślach. - Tak – dyszała. – Nie przestawaj. - Nigdy – warknął. Ścianki jej pochwy zacisnęły się mocno, jej ciało się zatrzęsło, a brzuch zadrżał. Była przygwożdżona, nie mogła poruszać się w sposób, w jaki ją trzymał, i mogła tylko czuć, gdy manipulował jej ciałem. Jego kciuk pieścił jej łechtaczkę, ~ 205 ~
podwyższając jej namiętność i krzyknęła, gdy uderzył w nią orgazm, przedzierając się przez nią. - Jessie – jęknął, jego biodra szarpnęły się mocno i gorące nasienie omyło jej wnętrze, gdy zaczął dochodzić. Opuścił głowę, ukrył twarz przy jej barku i jęknął głośniej. Poruszał się w niej wolniej swoim grubym fiutem, przedłużając zakończenie ich kochania się, aż w końcu tylko ją trzymał, gdy próbowali złapać swoje oddechy. Powoli zaczęła docierać rzeczywistość. Właśnie uprawiała fantastyczny seks z kimś, kogo się wyrzekła. Mogła winić gniew, który z pewnością stanowił część jej przejścia od chłodu do błyskawicznego rozpalenia, ale raczej musiała przyznać, że to z powodu tego, iż go kochała. Chciał od niej seksu – jedyną rzecz, jaką akceptował – i dała mu to. Był po prostu zbyt seksowny, jego pocałunki były nie do odparcia, a te jego usta powinny być opatrzone etykietką z ostrzeżeniem, w jej opinii. Jeden pocałunek i mógł sprawić, że kobieta traciła swoją głowę i majtki. Justice wycisnął pocałunek na jej gardle, gdy obrócił nieznacznie głowę, a jego gorący, ciężki oddech połaskotał jej szyję. Ponownie zmienił swój chwyt i wyciągnął rękę spomiędzy ich ciał, by uchwycić jej tyłek obiema rękami. - Złap się mnie. Zaniosę cię do łóżka. Później zjemy. Pragnę cię jeszcze raz. Smutne było to, że chciała mu pozwolić ją tam zabrać. Spędzenie godzin na dotykaniu i zatraceniu się w jego ramionach było tak kuszące, że sprzeciw bolał. Nie chciała być wycieraczką, kobietą, z którą sypia, dopóki nie postanowi, że chce się ustatkować – musiała zająć stanowisko. Nie chciała być wykorzystywana przez żadnego mężczyznę. - Postaw mnie. - Nie jesteś ciężka. – Odsunął się od ściany i musiała chwycić się jego ramion, by pozostać prosto i nie przewrócić się do tyłu, gdy zabrał ją ze sobą. Poruszyła się gwałtownie, podniosła do góry naciskając ramionami na jego barki i ścisnęła mięśnie pochwy. To zmusiło jego wciąż twardego kutasa do wysunięcia się z niej. W sekundzie jak się rozdzielili, opuściła nogi z jego pasa i pchnęła. Potknął się, ale nie upuścił jej. Zamiast tego warknął, gdy szarpnęła głową do tyłu wpatrując się w jego zaskoczone oczy. ~ 206 ~
- Jessie? - Puść. Zmieszanie przyszło, jako następne, emocja, z którą się identyfikowała. Sprawił, że tak się czuła, więc słusznym było, by też tak cierpiał. Opuścił ją, ale nie uwolnił jej całkowicie. - Coś nie tak? Roześmiałaby się, gdyby to nie było tak smutne. - To niczego nie zmienia. To był tylko przygodny seks. - Co? – Zagapił się w nią. - Przygodny seks – powtórzyła. Puściła jego ramiona, by pchnąć jego pierś. – To się zdarza. Jest coś między nami, ale to nie oznacza, że będzie trwało. Masz swoje plany, a ja nie jestem ich częścią. Justice szybko warknął. - Nic podobnego. Nie zerwaliśmy. Pójdziemy do łóżka i porozmawiamy. – Spróbował ją przyciągnąć. – Jesteśmy szczęśliwi razem. - Czy wyglądam na szczęśliwą? – Popatrzyła w jego twarz. – Chcę czegoś więcej niż być tylko kobietą, z którą spędzasz swoje noce. Chciałabym być też za dnia. Chcę poznać twoich przyjaciół i może nawet zobaczyć twoje biuro. Chcę pojechać z tobą, jeśli będziesz musiał pojechać do Rezerwatu i zostać tam na kilka dni, żebyśmy nie musieli być osobno. Wszystkiego, co się da. Tego chcę, Justice. Pełnych praw dziewczyny. Zagrzmiało od niego kolejne warknięcie. - To nie jest bezpieczne. Już to przerabialiśmy. - Tak, owszem. Ty już podjąłeś decyzję i ja też. Wiesz jak to się nazywa? - Upór z twojej strony, by nie widzieć logicznych powodów, dlaczego byłoby złe to, gdyby wszyscy się dowiedzieli, że jesteśmy razem? Chciała móc się uśmiechnąć, ale to za bardzo bolało. - Puść mnie, Justice.
~ 207 ~
Jego palce się napięły, ale złagodził uścisk, a potem jego ręce opadły do jego boków. - Proszę. Nie dotykam cię. - Miałam na myśli puść mnie. Nie chcesz mnie skrzywdzić, prawda? Masz paranoję, by tego nie zrobić. Bycie z tobą w sposób, w jaki jesteśmy, już mi nie odpowiada. Nie możesz albo nie chcesz dać mi tego, czego potrzebuję. To mnie rani. – Łzy wypełniły jej oczy. – Ty mnie ranisz. Potrząsnął głową. - Nie. - Tak. – Ściągnęła razem swoją rozdartą koszulę, by przykryć piersi, pragnąc, by była trochę dłuższa, ponieważ w tym momencie czuła się zbyt odsłonięta, zarówno fizycznie jak i emocjonalnie. – Proszę odejdź, Justice. Jeśli ci na mnie zależy, weź swoje ubranie, przeskocz ścianę i odejdź. – Odwróciła się, nie mogąc znieść wyrazu udręki na jego twarzy, i podeszła do tylnych rozsuwanych drzwi. Odblokowała je i rozsunęła, nie chcąc ponownie na niego spojrzeć. – Idź. Proszę. Nie możemy zrobić tego jeszcze raz. To jest zbyt bolesne. - Czy cię skrzywdziłem? Byłem zbyt brutalny? – Wychrypiał te słowa, brzmiąc na tak udręczonego jak wyglądał. – Jessie? Spójrz na mnie. Odmówiła. - Idź, Justice. Po prostu… idź. - Nie mogę – wyszeptał. – Myślę o tobie. Ja… Justice nie wiedział, co powiedzieć. To go rozrywało, widząc jak Jessie była przygnębiona. Jej ramiona opadły i ściskała swoją rozdartą koszulę, jakby to miało ją pocieszyć przed czymś bolesnym. Dlaczego nie potrafił znaleźć właściwych słów i sprawić, by zrozumiała jak wiele dla niego znaczyła? Często pisał przemówienia adresowane do świata ludzi, ale nie udawało mu się wyrazić swoich uczuć do ten jednej z nich, która zdobyła jego serce. - Idź – szepnęła, w jej głosie słychać było łzy. – Nie zmuszaj mnie do krzyku albo naciśnięcia jeszcze raz tego cholernego alarmu. To sprawiło, że wyglądałam na idiotkę, gdy się pokazali i musiałam udawać, że zrobiłam to przypadkiem. Potrzebuję przestrzeni. Jeśli ci zależy, udowodnij to. Odejdź.
~ 208 ~
Rozdzierała go udręka, gdy obrócił się na zdrętwiałych nogach, zebrał swoją odzież i zawahał się u jej boku. - Jessie? Proszę porozmawiaj ze mną. Nie każ mi iść. Chcę z tobą zostać. – Kusiło go, by ją chwycić, przerzucić przez ramię i przywiązać do łóżka. Mógł ją zmusić, by zobaczyła, że należą do siebie, ale jej ból go zatrzymał. Jej widok w tym stanie, rozdzierał go do środka. – Jessie, ja… - To koniec. - Nie przyjmuję tego. – Ożywił się gniew. To nie było koniec. Nie zaakceptuje tego. Obróciła się i pospieszyła do frontowych drzwi. Nagły ruch zaskoczył go i wolno zareagował, dopóki się nie okręciła, jej plecy nie uderzyły o ścianę, a ręka podniosła się i zawisła nad guzikiem alarmowym. Potem napotkała jego spojrzenie, jej oczy były wypełnione łzami. - Czy naprawdę muszę to nacisnąć jeszcze raz? Naprawdę? Idź. - Nie. Jej palec postukał w to lekko. - Tym razem nie prysnę perfumami, by przykryć twój zapach. Wszyscy się o nas dowiedzą, gdy nacisnę. Nie będę się z tobą cackać. – Jej broda uniosła się wyzywająco, gniew błysnął w jej oczach. – Nie wracaj tu, dopóki nie umówisz się z mną na randkę, publicznie. To ostatnia rzecz, którą mam do powiedzenia, oprócz tego, że masz pięć sekund, by zniknąć. - Jessie, nie rób tego. - Raz. - Niech to szlag, kobieto. Możemy jakoś to zorganizować. - Dwa. – Jej plecy się usztywniły i zassała powietrze. Chwycił go gniew. - Nie dam się zastraszyć.
~ 209 ~
- Trzy i zrobię to, Justice. Na pięć naciskam guzik i wpuszczam ich do domu. Po tym nie będziesz miał wyboru. Wszyscy będą o nas mówić i to prawdopodobnie nawet znajdzie się w prasie. Wiesz, że oni kochają pikantne plotki i to rozgłoszą. Znajdzie się w niebezpieczeństwie. Warknął. - Cztery. Okręcił się, wypadł jak burza z jej domu i przeskoczył przez mur. Chciał zaryczeć. Chciał coś rozerwać. Uspokoi się. Będzie tęsknić za mną tak bardzo jak ja za nią. Po prostu potrzebuje czasu. To rozumowanie pomogło, kiedy wszedł tylnymi drzwiami i rzucił się na najbliższe krzesło. Upuścił ubranie na podłogę i zamknął oczy. Wściekłość i smutek walczyły w jego sercu i umyśle.
Tłumaczenie: panda68
~ 210 ~
Rozdział 15 Minęły dwa tygodnie cierpienia odkąd wykopała Justice’a ze swojego domu. Zostawił ją w spokoju, zdołał całkowicie jej unikać. Skierowała więc swoją uwagę na Breeze. Wielki budynek wyłonił się zza kobiety Gatunków, a podniecenie błyszczało z jej oczu. - To jest to. Będziesz się dobrze bawiła, Jessie. - To jest twoje duże ulubione miejsce, hę? - Tak. To bar i dansing w jednym. To tutaj przesiadujemy z przyjaciółmi albo umawiamy się z mężczyzną, gdy chcemy dzielić seks. Przedstawię cię i zyskasz nowych przyjaciół. Tańce są fajne i stajemy się przy tym dobrzy. Ellie uwielbia tańczyć i nauczyła nas jak to robić. Będzie lepiej dla ciebie robić coś więcej niż pracować czy zostawać w domu. - Kocham Ellie – przyznała Jessie. Spotkała tę kobietę, która prowadziła kobiecy akademik, i natychmiast świetnie się porozumiały i stały przyjaciółkami. Ellie była pierwszą ludzką kobietą, która poślubiła mężczyznę Gatunków. W akademiku pracowała tylko kilka godzin na dobę, ale prowadziła go płynnie. Jessie spędzała cały swój czas w akademiku, gdy nie dąsała się na swój dom. Wydawało jej się, że praca w NGO, składała się ze spędzania czasu z kobietami i byciem ich przyjaciółką. - Ja też kocham Ellie – przyznała Breeze. - Ona jest fajna, ale mam nadzieję, że wkrótce poczuje się lepiej. Ta grypa żołądkowa mnie martwi. Dzisiaj znowu zwymiotowała. - Jest pod opieką lekarza i będzie dobrze. – Breeze zmieniła temat. – Teraz rozumiesz, dlaczego jest moją najlepszą przyjaciółką? - Tak. Z głębi budynku rozbrzmiała głośna muzyka zanim doszły do dwuskrzydłowych drzwi. Breeze otworzyła jedną stronę i wskazała Jessie, by weszła, a jej uśmiech był szeroki z powodu podzielenia się klubem Gatunków. To bardzo rozbawiło Jessie, która w duchu myślała, że prawdopodobnie to będzie najbardziej nieudany bar i dansing,
~ 211 ~
jaki kiedykolwiek widziała, ponieważ ci ludzie byli nowi na scenie przyjęć, ale przysięgła sobie, że spróbuje dobrze się bawić. Pomieszczenie było duże, otwarte i słabo oświetlone. Bar biegł wzdłuż jednej ściany koło drzwi głównych i w tym samym obszarze postawiono stoliki. Do tego dodano stoły bilardowe i flipery. Z tyłu budynku, kilka stopni w dół, był parkiet wypełniony poruszającymi się ciałami, które przyciągnęły jej uwagę. Oszołomiło ją ujrzenie tam z tuzina kobiet z akademika będących z jeszcze większą ilością mężczyzn. Musiało ich być tam ze stu, a ich umiejętności do tańca wydawały się być całkiem zaawansowane. Obserwowała ich jak kołyszą się z gracją, ich ruchy były seksowne i wcale nie głupawe. Jej brwi się uniosły, ale trzymała swój uśmiech na miejscu, gdy drzwi się za nimi zamknęły i Breeze chwyciła jej rękę, ciągnąc ją w stronę baru. - Uwielbiamy tańczyć – wykrzyknęła Breeze ponad muzyką. – Napijmy się. Jessie zamówiła mieszanego drinka, chcąc wprawić się w trochę lepszy humor po tygodniach, jakie przeżyła, ale zauważyła, że większość klientów sączy napoje prosto z puszek. Zajęły miejsca przy barze. Breeze okręciła się na swoim miejscu, sącząc swój napój i wpatrując się z tęsknotą w tancerzy. - Idź potańczyć, Breeze. Widzę, że tego chcesz. Breeze spojrzała na nią. - Chodź ze mną. - Za chwilę, ale najpierw chcę skończyć mojego drinka. - Więc przyjdź i znajdź mnie jak już skończysz. Nasi mężczyźni są uprzejmi i cię nie zaatakują. Musisz im powiedzieć, że chcesz dzielić z nimi seks, jeśli będziesz chciała zabrać któregoś ze sobą do domu. Uwielbiam tańczyć! – Breeze wystrzeliła ze swojego miejsca, zostawiała swój napój i niemal pobiegła w kierunku parkietu. Jessie była zadowolona, że nie przełknęła swojego drinka, gdy usłyszała ostatnie słowa drugiej kobiety. Dzielić seks? Zabrać kogoś do domu? Cholera! Wypiła łyk napoju, mając nadzieję, że jej nowa przyjaciółka nie oczekuje, iż poderwie jakiegoś facetem dla przelotnej przygody. Odbyła dość rozmów z kobietami, wiedziała, że często to robią, ale nie spodziewała się, że Breeze myśli, iż ona może polubić tę rozrywkę. Dokończyła swojego drinka z tą ponurą myślą wiszącą w jej głowie.
~ 212 ~
Barman był kobietą Gatunków o imieniu Christmas. Była z natury pogodną osobą i uśmiechała się przez cały czas. Podeszła do Jessie z kolejnym drinkiem, a potem się oddaliła. Jessie wzruszyła ramionami i wypiła łyk, podziwiając ich obsługę klienta. Nie wymieniali pieniędzy, najwyraźniej nie czekali aż ktoś ponownie zamówi drinka i upewniali się, że ich klienci nigdy nie są spragnieni. Jessie obróciła się na swoim miejscu, przyglądała się tancerzom i spostrzegła Breeze tańczącą z wysokim mężczyzną Gatunków z przodu. Uśmiech był natychmiastowy. Para poruszała się razem, pierś do piersi i nieprzyzwoicie flirtowali. Prawie mogła sobie wyobrazić jak uprawiają seks, gdy wysoka kobieta obróciła się w ramionach wyższego faceta, potarła tyłkiem o przód jego dżinsów i poruszyła się w jego ramionach. Jessie przełknęła kolejny łyk, uświadamiając sprawę, że prawdopodobnie będzie musiała sama zawieźć się do domu, ponieważ Breeze znalazła sobie randkę i zdecydowała się wyjść po drugim drinku. Nie chciała pić i prowadzić, nawet jeśli to był tylko wózek golfowy. Wypiła swojego drugiego drinka i Christmas napotkała jej w oczy. Jessie potrząsnęła głową na nie. Barmanka odeszła i Jessie ponownie zwróciła się w stronę parkietu. Breeze i mężczyzna zatańczyli razem cztery piosenki, przez cały czas muzyka miała szybkie tempo, ale kiedy piosenka się skończyła, następna miała wolniejszą melodię, nastawioną na wolny taniec. Całkiem wielu tancerzy opuściło parkiet i skierowało się do baru. Mogła potwierdzić po przyglądaniu się im jak tańczyli, że muszą być spragnieni. Kiedy ciała się przerzedziły pewna tańcząca para przyciągnęła uwagę Jessie. Uśmiech zniknął z jej twarzy, a ból strzelił przez jej serce. Justice tańczył z Kit, kobietą Gatunków, z którą dość często rozmawiała w kobiecym akademiku. Jej jasne czerwone włosy spadały na jej ramiona. Miała jakieś sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i piękne kocie oczy. Miała na sobie czarną skórzaną mini i krótką koszulkę, która ukazywała jej naprężony brzuch. Jessie dostrzegła zgrabne nogi, które wydawały się ciągnąć bez końca aż do seksownych, nabijanych ćwiekami, szpilek. To prawdopodobnie tłumaczyło, dlaczego wydała się być prawie tak wysoka jak mężczyzna, który trzymał ją w swoim mocnym uścisku, gdy poruszali się razem. Justice był świetnym tancerzem. On jest panterą, przypomniała sobie Jessie. Byli pełnymi gracji zwierzętami i to ujawniało się w uwodzicielskim sposobie, w jakim się poruszał. Jego muskularne ramiona były wyeksponowane przez koszulkę bez rękawów
~ 213 ~
i miał na sobie ciasne, podkreślające figurę, wyblakłe dżinsy. Jego włosy były luźne, niezwiązane w jego zwykły koński ogon, i wyglądał seksownie jak diabli. Kit przysunęła się do niego bliżej i obracała, dopóki jej plecy nie przycisnęły się do torsu Justice’a. Justice wyciągnął ręce i złapał jej biodra, poruszając się erotycznie przy niej tak, jakby się kochali. Kit odwróciła głowę, zerknęła na Justice’a i uśmiechnęła się. Wyglądali jak doskonała para, bo Kit była jakąś mieszanką kota, tak jak Justice. To była jego idealna partnerka. Żołądek Jessie zacisnął się na świadomość, że Kit może być tą, którą pewnego dnia wprowadzi do jej domu. Jessie przemogła łzy, które wypełniły jej oczy, ale nie miała zamiaru płakać nad dupkiem i zacisnęła zęby, by z nimi walczyć. Ich obraz, razem w łóżku, był tak żywy, kiedy ich ciała poruszały się do muzyki, dotykały, gdy ręce Justice’a były na biodrach Kit. Jedno z jego ramion owinęło się wokół jej pasa, by przyciągnąć ją bliże i Kit się zaśmiała. Kobieta się obróciła, zawinęła luźno ramiona wokół jego szyi i otarła się ciałem wzdłuż jego z wargami niemal się dotykającymi. Jessie się odwróciła, zahaczyła stopy o stołek i podniosła się z siedzenia, by pochylić się do przodu. Jak oszalała spojrzała przez bar i złapała uwagę Christmas. Powiedziała bezgłośnie jeszcze jednego proszę. Christmas machnęła. Jessie usiadła z powrotem na stołek i obróciła głowę, niezdolna do odwrócenia wzroku od porażki, jaką doznało jej złamane serce. Justice wciąż tańczył z Kit, uczepionej go. Gdy Jessie patrzyła, kobieta opuściła swoje ciało, otarła się o przód Justice’a, a jego ręce rozpłaszczyły się na jej nagim brzuchu. Jessie zmusiła się do odwrócenia, uważając to za zbyt bolesne do oglądania, ale w samą porę bo Christmas postawiła przed nią drinka. Jessie wymusiła uśmiech, by jej podziękować, czekając tak długo aż barmanka odeszła, a potem duszkiem wypiła go w kilku dużych haustach. - Jessie! Flame podszedł do jej boku, uśmiechając się. - Jesteś tu. - Jestem. Jak się miewasz? – Pobiegła do niego wzrokiem, szczęśliwa, że swoim dużym ciałem zasłonił jej widok na parkiet. Miał na sobie koszulkę bez rękawów jak większość mężczyzn i czarne spodnie. Jego włosy były zebrane w koński ogon. - Świetnie. Nie zadzwoniłaś. No nie. ~ 214 ~
- Przepraszam. To jest pierwszy wieczór, kiedy tu przyszłam. Breeze mnie przyprowadziła. Usiadł na stołku obok niej. - Jak twoja praca? - Jest łatwa. Siedzę bezczynnie przez cały dzień rozmawiając z kobietami i namawiając, by otworzyły się przede mną. Uczę ich gotowania i pokazuję jak korzystać z internetu. – Wzruszyła ramionami. – Podoba mi się to. - Zaprzyjaźniłaś się z kimś? - Owszem. – I mówiła prawdę. Zdobyła wiele żeńskich przyjaciółek. Tyle tylko, że nie mogła opowiedzieć im o swoich problemach, ponieważ jej głównym był Justice North. – A jak idzie w twojej pracy? Uśmiechnął się. - Teraz my zaczęliśmy nękać protestujących i nie podoba im się to. Niektórzy z nich odeszli. Roześmiała się, trochę bardziej niż podchmielona i szczęśliwa, że uczepiła się innego tematu, który powstrzyma ją przed zerkaniem przez ramię, by zobaczyć, co Justice robi z Kit. - To świetnie. - Zatańcz ze mną. – Wyciągnął rękę. – Nie bój się. Jeśli nie umiesz tańczyć, to nie ma znaczenia. Połowa z nas nie umie, ale lubimy się bawić. Jessie się zawahała. Jej spojrzenie przeniosło się z lękiem na parkiet, ale Justice’a już tam nie było. Wyszedł z Kit, a ogarniające spojrzenie wkoło nie znalazło go i zdała sobie sprawę, że wyszedł całkowicie z baru. Skoro zniknął nie musiała się martwić, że na niego wpadanie. Może taniec oderwie jej myśli od zastanawiania się, co robi z wysoką, seksowną kocią kobietą. Włożyła swoją rękę w większą Flame’a. Jego skóra była gorąca, przypominając jej o Justice’sie. Odepchnęła tę myśl, nie chcąc wybuchnąć łzami. Jessie uświadomiła sobie, że jest najniższą osobą na parkiecie, i dotarło do niej o ile wyżsi są wszyscy ludzie wokół niej. Flame się uśmiechnął i zaczął tańczyć, będąc w tym lepszym niż sugerował. Odpuściła sobie wszystko oprócz muzyki i po prostu
~ 215 ~
wczuła się w rytm. Alkohol też pomógł, a kiedy Flame się przysunął, nie wahała się już przy nim tańczyć. Justice wyszedł z łazienki i ruszył do baru, gdzie jak powiedziała Kit spotka się z nim, po tym jak sama skorzysta z żeńskiej. Zamówiła mu sok i pomachała do kilku ludzi. Wyczuł kogoś nadchodzącego do niego od tyłu i odwrócił się, by przywitać się z Breeze. - Hej, Justice. Jak się masz dziś wieczorem? Dla odmiany masz wolny wieczór? Uśmiechnął się. - Każdy powinien mieć wolny wieczór. - Masz wiadomości od Tammy i Valianta? Jak się miewają? - Dobrze, Breeze. Z przyjemnością mogę powiedzieć, że już nikogo nie terroryzują swoimi sypialnianymi zwyczajami. Breeze się uśmiechnęła i obróciła, spoglądając na parkiet. Roześmiała się. - Dobrze. Świetnie się bawi tańcząc. I robi to też naprawdę dobrze. Justice wziął łyk napoju, jaki podała mu Christmas. - Kto? Przyprowadziłaś tu kogoś nowego? - Tak jakby. – Breeze się roześmiała. – Ona jest nowa, ale to nie jest Beauty. Przyprowadziłam Jessie Dupree. Justice niemal upuścił swoją szklankę. Okręcił się na swoim miejscu i przejrzał parkiet, nie musząc zbyt mocno się starać, by znaleźć Jessie. Tańczyła z Flame’em na zewnętrznej krawędzi grupy. Oczy Justice skupiły się na parze. Włosy Jessie były rozpuszczone, ocierały się o ciasną parę jeansów, która opinała jej pupę, a do tego miała czarną, wydekoltowaną, obcisłą koszulkę ukazującą zbyt dużo kremowego dekoltu. Tańczyła tak dobrze, że natychmiast wypełniła go zazdrosna wściekłość, gdy przyglądał się jak Jessie porusza swoją pupą i unosi ramionami nad głową. Flame złapał rękę Jessie i obrócił ją w swoje ramiona aż upadła na jego pierś, jej ręka chwyciła jego ramię i Flame ośmielił się ją przegiąć. Widok mężczyzny wyginającego w tył jego kobietę i przyciskającego się do niej mocno, wyrwał warknięcie z jego gardła. Tak szybko skoczył na nogi, że stołek uderzył o podłogę.
~ 216 ~
Breeze i Kit szarpnęły głowy w jego stronę. Breeze odezwała się pierwsza. - Co to? Co jest? Spiorunował wzrokiem Breeze. - Przyprowadziłaś tu człowieka? Wyglądała na wstrząśniętą. - To Jessie. Nikt jej nie będzie zaczepiał. - Ona jest tu bezpieczna – potwierdziła Kit. – Wszyscy ją kochają. Mężczyźni będą się zachowywać. - Jej tu nie powinno być. – Zdołał na tyle ujarzmić swój temperament, by nie warknąć na obie kobiety. Jego wściekłe spojrzenie wróciło do Jessie na czas, żeby zobaczyć więcej jej piersi niż chciał, by ktokolwiek inny widział. – Natychmiast ją stąd zabierz. Breeze sapnęła. - Ale Justice, przysięgam, że nikt jej nie skrzywdzi. Gwałtownie obrócił głowę w jej kierunku i popatrzał spode łba. - Ona jest człowiekiem i pod naszą ochroną. Nie wszyscy z nas lubią ludzi. Natychmiast zabierz ją do domu, gdzie będzie bezpieczna. - Ona jest z Flame’em. Nikt nie ośmieli się do niej zbliżyć, gdy jest z nim. Obroni ją w razie, gdy pojawi się problem. – Breeze przygryzła wargę. – Jest bezpieczna ze mną i jest bezpieczna z nim. Flame nigdy nie pozwoli, by coś stało się Jessie. On ją lubi. Kit prychnęła. - Flame lubi Jessie? To mało powiedziane. Ona jest wszystkim, o co pyta, gdy go spotykam. Mówi o niej w nieskończoność. Nie musisz się martwić, Justice. Mogę się założyć, że jeśli Flame się postara, będzie pilnował jej ciała przez całą noc na wszystkie możliwe sposoby. Jedyną rzeczą, jaką pozwoli dotykać jej dziś wieczorem będzie on sam. Justice się wściekł i ruszył jak burza w stronę parkietu. Flame puścił Jessie, ale nadal tańczyli zbyt blisko razem. Justice przypatrywał się Jessie, a sposób, w jaki się
~ 217 ~
poruszała, przypomniał mu o jej pierwszej nocy, jaką spędzili razem, gdy wspięła się na niego, a on zatopił się w niej. Justice doszedł do parkietu, gdy plecy Jessie były zwrócone do niego. Uniosła ręce nad głowę, splotła nadgarstki i poruszała ciałem. Spojrzenie Justice zatrzymało się na jej kształtnej pupie i zapragnął jej tak bardzo, że jego spodnie stały się nieznośnie ciasne. Jego serce zabiło gwałtownie, krew popędziła do uszu i wiedział już w tym momencie, że jeśli Flame sięgnie po jego kobietę, ten cholerny facet straci swoją rękę.
Jessie dobrze się bawiła. Flame był świetnym tancerzem. Wygiął ją kilka razy i okręcił nią jeszcze raz. Jessie uwielbiała lecącą teraz piosenkę, to była jedna z jej ulubionych, i uniosła ręce w górę kołysząc się do rytmu. Nagle duża ręka zacisnęła się wkoło obu nadgarstków Jessie nad jej głową. Stęknęła, gdy silne palce chwyciły je niczym w kajdany i nie mogła opuścić ramion. Okręciła głowę i została oszołomiona wściekłym wyrazem twarzy Justice’a. Jessie była wstrząśnięta odkryciem, że wciąż jest w barze. Była pewna, że wyszedł z Kit. Obszedł wkoło, by stanąć przed nią, trzymając jej ramiona unieruchomione nad nią i dalej piorunował ją wzrokiem. Wściekłość wylewała się z jego spojrzenia, które wydawało się być ciemniejsze niż normalnie – nie pokazała się żadna odrobina zwykłego niebieskiego. Szybko otrzeźwiała. - Hej, Justice. – Krzyknął Flame, by być słyszanym. – Jakiś problem? Justice w końcu przeniósł z niej swoje spojrzenie, by skierować je na Flame’a. Ciemne oczy się zwęziły, nos rozszerzył, a zamiast słów wyszło warknięcie, gdy jego wargi się rozdzieliły. Flame zbladł i cofnął się. Justice go zignorował i wpatrzył się ponownie w Jessie. - Musisz iść do domu. To nie jest bezpieczne miejsce dla człowieka. – Jego głos wyszedł surowy, szorstki i nie całkiem ludzki. Zacisnęła zęby, gdy wezbrał jej własny gniew. Justice był po prostu wkurzony, że ona tu jest i tańczy z innym mężczyzną. Nie musiała umieć czytać myśli, by wiedzieć, dokąd biegły jego myśli – mowa jego ciała krzyczała wybuchem zazdrości. Sukinsyn był hipokrytą. - Bzdura. Bawię się z moimi przyjaciółmi i tańczę.
~ 218 ~
- Natychmiast wychodzisz. – Nos Justice’a się rozszerzył. Jessie nienawidziła go w tym momencie. Naprawdę. Był tu z inną kobietą, musiała przyglądać się jak się o niego ocierała, i jeszcze miał czelność rozkazywać jej, by wyszła. - Przykro mi, panie North – oświadczyła wyzywająco Jessie. – Poprosiłabym o twoją zgodę, ale widziałam jak tańczyłeś z Kit. Nie chciałam ci przerywać, kiedy oboje się dotykaliście i ocieraliście o siebie. Justice zbladł nieznacznie i coś w jego oczach się zmieniło, zmiękło. Jego chwyt na jej nadgarstkach złagodniał i szarpnęła je w dół, by zrobić krok do tyłu i stworzyć przestrzeń między nimi. - Pomówimy o tym później. Idź do domu. - Tak naprawdę, nie mamy o czym dyskutować. Wierz mi. Przyszłam tu i całkowicie odebrałam swoją nauczkę. Nigdy więcej już nie popełnię tego błędu. – Walczyła ze łzami. – Baw się dobrze z Kit. Wyglądacie tak… doskonale razem. Justice wpatrywał się w jej oczy i zrobił niepewny krok bliżej. Jessie zamrugała raptownie na łzy, które wypełniły jej oczy i obróciła się, całkowicie gotowa rozpaść się w swoim upojonym stanie, ale zbyt dumna, by to zrobić. Zrobiła tylko kilka kroków, gdy zatrzymała ją duża, ciepła ręka chwytając za przedramię. Spojrzała w górę na Justice’a. - Przepraszam za dzisiejszy wieczór, ale tak musi być. Są takie chwile, kiedy musimy robić pewne rzeczy dla dobra wszystkich. Co to znaczyło? Załapała część z przepraszam. Reszta tego była dla Jessie niepojęta. Nie zrozumiała ani słowa. - Nie łapię ostatniej części. Przyglądał jej się przez długie sekundy i jego palce puściły. - Porozmawiamy o tym jutro. Jutro. Nie zamierzał iść do domu albo miał zamiar mieć towarzystwo, które powstrzymałoby go przed rozmową z nią tego wieczoru. Rozdarł ją ból na te sugestie. Kit i Breeze kierowały się w ich stronę. Kit zatrzymała się obok Justice’a i położyła rękę na jego ramieniu.
~ 219 ~
- Justice, ona po prostu dobrze się bawiła. Zostaw ją w spokoju i chodź ze mną zatańczyć. Breeze patrzyła. - Przysięgam, że jeśli pozwolisz jej zostać pomogę Flame’owi ją chronić. Flame pospieszył się przyłączyć. - Będą ją chronił moim życiem, Justice. Justice zwrócił się do Breeze. - Zabierz ją do domu, teraz. Flame wyciągnął rękę do Jessie. - Ja zabiorę cię do domu. Jessie zobaczyła jak nos Justice’a się rozszerza i spiorunował ją wzrokiem. Jej wzrok się opuścił, gdy ręka Kit pomasowała jego biceps, ale on nie odsunął się od jej dotknięcia. To tak to jest. On może sobie sypiać z Kit, ale ja nie mogę rozmawiać z innymi mężczyznami. Jessie zmusiła się do uśmiechu, mimo że rozerwał ją ból. - Będę ci bardzo wdzięczna jak zabierzesz mnie do domu, Flame. Dziękuję. – Chwyciła jego rękę i odwróciła się do Justice’a. – Zbyt wiele wypiłam i nie powinnam prowadzić. - Jessie? – warknął Justice. Spojrzała nad ramieniem. - Pamiętasz, co mówiłem o relacjach z mężczyznami Gatunków? Odbyłem z tobą tę rozmowę. Lepiej starannie sobie przypomnij, co powiedziałem. Sapnęła, puściła Flame’a i powoli się odwróciła, by stanąć twarzą do mężczyzny, którego kochała. Pamiętała jak przysięgał, że zabije jakiegokolwiek mężczyznę, któremu pozwoli się dotknąć. Kit przycisnęła swoje ciało do jego boku, przebiegając palcami w dół jego ramienia, by spocząć na jego brzuchu, a potem połaskotać go tuż nad paskiem jego dżinsów. To była poufała rzecz do zrobienia. - Uspokój się, Justice – powiedziała Kit. – Martwisz się o nią, ponieważ jest pod twoją ochroną, ale Flame jej nie skrzywdzi. ~ 220 ~
- Breeze, zabiera ją do domu. Flame, zostaje tutaj. – To był surowo wydany rozkaz w rzeczowym, groźnym tonie. W Jessie wybuchł gniew. Łajdak! - Panie North, jestem dużą dziewczynką i jestem wolna. Nie mam nikogo, komu musiałabym się opowiadać, a już szczególnie komuś, kogo nie znam. Miałam byłego męża, ale był nieuczciwym łajdakiem, który nie potrafił być lojalny. Puszczał się na prawo i lewo, ale oczekiwał, że ja sama będę siedziała w domu. Rozwiodłam się z nim, ponieważ tak się już dłużej nie dało i nigdy się nie da ze mną. Skoro mężczyzna oszukuje kogoś innego, nie ma prawa się wściekać, gdybym uprawiała seks z kimś innym. Więc pójdę do domu, ale dziękuję za twoją… – Zawahała się wiedząc, że powiedziała zbyt wiele, ale nie dbając o to. – Troskę. – Jessie się odwróciła. – Chodźmy, Flame. Oprowadzę cię po moim domu, ponieważ jesteś na tyle miły, by zawieźć mnie do domu. Zrobili kilka kroków, gdy zdała sobie sprawę, że nie trzyma się zbyt stabilnie na nogach i Flame chwycił ją za ramię, śmiejąc się. - Zbyt dużo wypiłaś, mała Jessie. - Prawdopodobnie. Wypiłam trzy, a w zasadzie nie piję. - Kiedy ostatnim razem piłaś? - Och, jakiś rok temu. To był pierwszy… Nagle ramię zagięło się wokół jej talii, poderwało z nóg i uderzyła w ciepłe, twarde ciało. Była zbyt oszołomiona, by zrobić coś więcej niż sapnąć, a potem jej nogi ponownie dotknęły podłogi. Silne ramiona trzymały ją obezwładnioną w ramionach i niezdolną do poruszania się. Głośne warknięcie ogłuszyło ją w jednym uchu, tym bliższym do ust Justice’a, a Flame się obrócił, by zobaczyć, co się z nią stało. - Ona jest pijana i nigdzie jej nie zabierzesz. – Justice warknął jeszcze raz. – Odejdź, Flame. Ja ją chronię i to nie podlega dyskusji. Jej ojciec byłby wściekły, gdyby każdy ją dotykał, skoro przesadziła z drinkami. Flame się cofnął, wyglądając na wstrząśniętego i odszedł szybko bez słowa. Jessie wciągnęła głęboki wdech, jej ogłuszony mózg próbował ogarnąć to, co się właśnie stało, ale gorący oddech owiał jej skórę, gdy Justice opuścił głowę i wyszeptał jej do ucha.
~ 221 ~
- Zabiję go, Jessie. Tego właśnie chcesz? Zobaczyć jak rozrywam Flame’a, kończyna po kończynie? Pomyśl zanim coś powiesz czy zrobisz. Nie pieprzę Kit. Nie dzieliłem seksu z nikim tylko z tobą, odkąd się spotkaliśmy. To było tylko dla pozorów, po to, by sprawić, żeby moi ludzie czuli się pewnie i wierzyli, że wszystko jest w porządku. – Jego ramiona się poluźniły. – Idź do domu. Mam za godzinę helikopter, bo muszę uczestniczyć w spotkaniu w Rezerwacie z samego rana. Skończymy tę dyskusję jak przylecę popołudniu do domu. – Jego duże ciało zadrżało za nią. – Masz szczęście, że muszę wyjechać, ponieważ nie chciałabyś rozmawiać ze mną w tej chwili. Jestem niebezpieczny. Nauczę cię, dlaczego nigdy nie zaakceptujesz żadnego mężczyzny oprócz mnie. Puścił ją tak szybko jak ją złapał, cofnął się i strzelił groźnym spojrzeniem do Breeze. - Zabierz ją do domu i trzymaj z dala od wszystkich mężczyzn. Wypiła alkohol, musi być chroniona i nie jest trzeźwa. Powąchaj ją, a zrozumiesz. Jeśli coś jej się stanie, ty odpowiadasz tyłkiem. – Ruszył jak burza w stronę głównych drzwi. - Justice? – Kit przeklęła. – Cholera! – Podeszła do Jessie i położyła ręce na biodrach. – Sprawiłaś, że się wściekł – wydęła wargi. – Dobrze się bawiliśmy i nie lubię twojego ojca, jeśli nakłada na Justice’a taki niepokój o twoje bezpieczeństwo. Breeze podeszła bliżej, wyglądając na zdezorientowaną. - Chodźmy, Jessie. – Powąchała. – Ile drinków wypiłaś? Mów, nakazała swojemu kręcącemu się umysłowi. - Umm, kilka. – Zamknęła usta. Breeze wyprowadziła ją na zewnątrz do wózka golfowego i zawiozła do domu. Między nimi rozciągała się cisza. Jessie nadal czuła się zraniona randką z tańcami Justice’a, upokorzona sceną, jaką stworzył i naprawdę pijana. Nie powinna była pić tego trzeciego drinka. - Odprowadzę cię do środka. – Druga kobieta jej się przyglądała. – Gatunki rzadko piją alkohol. Brzydko smakują i pachną. - Uprzejmie mówisz, że śmierdzę, prawda? Odpowiedział jej śmiech i Breeze pomogła jej wstać. Świat zakołysał się trochę dla Jessie i przypomniała sobie, że nie często pije bez powodu. Była lekka. Ręka zacisnęła się na jej ramieniu i przytrzymała ją. ~ 222 ~
- Jesteś mała i nie powinnaś pić tych okropnych rzeczy, Jessie. Jesteś mądra i nie potrzebujesz tego. Powinnaś zobaczyć, jaka jesteś nieskoordynowana, a twoje oczy całe błyszczą. - Niezbyt dobry wygląd jak na mnie, hę? - Nie. Jessie się zaśmiała, uwielbiając to jak szczere były Gatunki. Spróbowała otworzyć drzwi, ale ta przeklęta dziurka się ruszała. Breeze miękko warknęła, wyrwała klucz z jej ręki i otworzyła. Włączyła światła. - Pomogę ci się położyć do łóżka. - Sama to mogę zrobić. To nie jest moje pierwsze pijackie rodeo. - Co to znaczy? Nie mieliśmy żadnych byków przy barze. Z Jessie wydobył się kolejny chichot, gdy spojrzała na wysoką kobietę. - To takie powiedzenie. Byłam już wcześniej nawalona. Dziękuję za odwiezienie mnie do domu, ale teraz już sobie poradzę. - Jesteś pewna? - Pewnie. Dziękuję. – Okręciła się, potknęła i skupiła się na stawianiu jednej stopy przed drugą. Drzwi głośno się za nią zamknęły, upewniając ją, że przyjaciółka wyszła. Uderzyła w nią mocno depresja. Justice i Kit dobrze wyglądali razem i mógł z nią ostatnio nie sypiać, ale poufały sposób, w jaki kobieta Gatunków go dotykała, nie pozostawiał wątpliwości, co do tego, że w przeszłości byli kochankami. Prawdopodobnie cieszył się życiem i flirtował z innymi kobietami, podczas gdy Jessie zostawała w domu, nieszczęśliwa. To uczyniło ją wściekłą i co gorsza, naprawdę bolało. Nie była pewna, czy powiedział jej prawdę. Z tego, co wiedziała, mógł pieprzyć każdą kobietę Gatunków w Ojczyźnie. Gorące łzy wypełniły jej oczy i pożałowała, że się upiła, ponieważ to uczyniło ją bardziej uczuciową, a mniej racjonalną. Justice był palantem, ale gorącym palantem. Uwielbiała być w jego ramionach, do tego facet mógł sprawić, że dochodziła z krzykiem. To było też częścią tego, że się w nim zakochała, ale prychnęła na to.
~ 223 ~
- Mam zły gust, co do mężczyzn – pociągnęła nosem. Dźwięk jej łamiącego się głosu i bólu w nim roztrzaskały ostatnie ślady brawury, jaką miała, i uderzyła w płacz. Powlokła się do łóżka, wspięła się na nie, zwinęła i podciągnęła kolana. Zakochała się w facecie pracoholiku, przywódcy Nowych Gatunków, jej szefie. To wróżyło katastrofę od momentu, w którym zobaczyła jak seksownie wyglądał w swojej koszulce bez rękawów. Ciasne dżinsy też nie pomogły. Kobieta musiałaby być ślepa i martwa, by nie zauważyć Justice’a. - Jessie? – Jasne światło zalało sypialnię, gdy Breeze wpadła do pokoju. – Upadłaś? Zrobiłaś sobie krzywdę? Cholera! Wytarła twarz, podciągnęła nosem i zmusiła ciało do ruszenia się. Usiadła, ale nie chciała spojrzeć w kierunku drzwi. - Nic mi nie jest. Płaczę, gdy wypiję. To po prostu ludzka rzecz – skłamała. – Myślałam, że wyszłaś. - Wiem, że niektórzy ludzie stają się chorzy i wymiotują, gdy się upiją. Jestem twoją przyjaciółką i odpowiadam za ciebie przed Justicem. Usłyszenie jego imienia tylko bardziej zabolało i szloch wstrząsnął jej ciałem. Przytknęła ręce do twarzy, przysięgając już nigdy więcej nie pić i spróbowała rozmawiać. - Nic mi nie jest. Idź do domu, Breeze. Rano będzie już dobrze. - O co chodzi, Jessie? Zawsze jesteś taka wesoła, a teraz jesteś czerwona, mokra i smutna. – Breeze chwyciła jej ramię i zmusiła jej ręce do opuszczenia, by poszukać wzroku Jessie. Breeze miękko przeklęła. – Widzę ból. Kto go spowodował? - Nic takiego. Nikt mnie nie skrzywdził. - Odwracasz ode mnie wzrok – oskarżyła ją Breeze. – Kłamiesz. Nie rób tego. Przyjaźnimy się, ale nie chcę mieć nieuczciwej osoby wokół siebie. Musisz być szczera. Poczucie winy mocno gryzło Jessie. Breeze zawsze była uczciwa i miła dla niej. Podzieliła się sekretami o Gatunkach, zaufała jej i oczekiwała tego samego, ale to było zbyt ważne, by to powiedzieć. - Chciałabym móc wyrzucić to wszystko z siebie, ale po prostu nie mogę.
~ 224 ~
Gniew nagle wypełnił twarz Breeze. - Czy Flame zadał ci ból? Dotknął cię w niewłaściwym miejscu? Za bardzo się naprzykrzał w barze? Sprawię mu tak wielki ból, że on… - Nie – potrząsnęła głową Jessie. – Był całkowitym dżentelmenem, gdy tańczyliśmy. Breeze była zbita z tropu. - To, co wywołało twój ból? Jesteś chora? Potrzebujesz lekarza? - Nie masz pojęcia jak bardzo potrzebuję kogoś, z kim mogłabym pogadać, ale po prostu nie mogę. - Rozumiem. To jest tajne. My też mamy takie sprawy. Jessie zapłakała mocniej. Jak bardzo to pasowało do związku jej i Justice’a. Nikt nigdy nie powinien się dowiedzieć. Breeze mówiła łagodne, kojące słowa i założyła ramiona wokół Jessie. Klepała ją niezgrabnie po plecach, gdy ją tuliła. W końcu Jessie przestała płakać. - Bardzo przepraszam, że się rozkleiłam. Nie powinnam była pić. Zazwyczaj potrafię się kontrolować, gdy taka jestem. - W porządku, Jessie. Wszyscy mamy momenty, gdy płaczemy. - Ty płaczesz? – Jessie się jej przyjrzała. Breeze się zawahała. - Tak, gdy byłam młodsza, ale nauczyłam się, że łzy nie uśmierzają bólu ani nie zmieniają powodu, z jakiego to robisz. Zazdroszczę ci umiejętności uwolnienia trochę tego bólu przez fizyczny wysiłek płaczu. Pewnie jesteś teraz zmęczona i będzie spała po tak wielkim płaczu. Otulę cię i zostanę z tobą, dopóki nie zaśniesz. Nasze kobiety, te które nam przyprowadziłaś, cieszą się z tego. To sprawia, że wiedzą, iż się troszczymy, a teraz ja zatroszczę się o ciebie, Jessie. Jesteś moją przyjaciółką. - Dziękuję. Ty też jesteś moją przyjaciółką. Doceniam to, że pozwoliłaś mi się rozkleić w sposób, w jaki to zrobiłam. Naprawdę pomaga to, że nie jesteś sam. - Kiedy tylko chcesz. – Breeze się zawahała. – Tylko spróbuj ostrzec mnie następnym razem, gdy się tak poczujesz. Założę grubszą koszulę, żeby twoje łzy nie zmoczyły mojej skóry. ~ 225 ~
Z Jessie wybuchł śmiech. - Przepraszam za zmoczenie twojej skóry. Obiecuję, że następnym razem natychmiast ci powiem, gdy poczuję zbliżającą się potrzebę płaczu. - Dziękuję. – Breeze puściła do niej oko. Breeze odsunęła nakrycia i Jessie się wsunęła. Breeze zniknęła w łazience Jessie i chwilę później wyszła ze szczotką do włosów i chusteczką. Podała ją Jessie. - Wydmuchaj nos. - Dzięki, mamo. Breeze się roześmiała i wskazała na włosy Jessie. - Wyszczotkuję je. To cię uspokoi i każdy lubi, kiedy mu to robią. - To miło. Doceniam to. Jessie się odprężyła, gdy druga kobieta zgarnęła jej włosy na plecy, przytknęła szczotkę od dołu i powoli zaczęła rozczesywać wszystkie sploty. To naprawdę było miłe. Jej ciało się zrelaksowało i ziewnęła. Szczotka się zatrzymała i łóżko się ugięło, gdy Breeze się przesunęła. Jedna z jej rąk odgarnęła włosy Jessie i przełożyła przez jej ramię, a wtedy wyrwał się z niej cichy pomruk. - Kto ci to zrobił? Zdezorientowana, Jessie odwróciła głowę i zmarszczyła na nią brwi. - Co zrobił? Breeze chwyciła jej ramię, odsunęła z drogi koszulkę i odsłoniła więcej jej skóry. Spojrzała w dół i zobaczyła prawie wyleczone czerwone znaki, które pozostały, kiedy to Justice ugryzł ją na tyle mocno, by przeciąć skórę, i wiedziała, że kolor odpłynął z jej twarzy. Prawdopodobnie zostanie tam nikła blizna na resztę jej życia jak tylko zaczerwienienie zniknie. - Jessie? Kto to zrobił? To jest od jednego z naszych mężczyzn. – Breeze wypluła brzydkie słowo. – Są tylko dwa sposoby dla mężczyzny, żeby tak ugryzł. Albo posiadł cię od tyłu i walczyłaś, więc ugryzł cię, żeby zmusić do zostania pod nim, albo jeden z mojego rodzaju dopadł cię i krąży wkoło gryząc ludzi. Niektórzy z ludzi, którzy spali z Gatunkiem, błagają naszych mężczyzn, by ich ugryźli. Myślą, że to daje większe podniecenie, ale to jest ściśle zakazane dla naszych mężczyzn. ~ 226 ~
- Zostawmy to w spokoju – nalegała cicho Jessie. Bryza puściła ramię Jessie, wstała i spiorunowana ją wzrokiem. - Dopadł cię mężczyzna Gatunków. To zostało zrobione siłą albo jeden z nich gryzie kobiety dla nowości tego. Ta rana nie jest taka stara. To dlatego płakałaś? W tej chwili chcę imię. - Proszę, Breeze. To nie tak. Musisz to odpuścić. - Wzywam strażników. Nie rozumiesz powagi tego. Jeśli jeden z naszych mężczyzn zmusza wasze kobiety do seksu albo gryzie je dla zabawy, muszą zostać natychmiast powstrzymani. – Breeze okręciła się do drzwi. - Zatrzymaj się! Bryza się obróciła i Jessie posłała jej błagalne spojrzenie, spanikowana myślą, że jej przyjaciółka zrobi to wezwanie. - To nie tak. Pomruk wyrwał się z Breeze. - Więc jak? Wzywam strażników. Justice będzie wściekły. Ich tajemnica zostanie ujawniona, jeśli zostaną w to zamieszani strażnicy. Każda odrobina bólu, przez jaką przeszła, będzie na darmo i pomyśli, że zrobiła to z zemsty. Nie była tak małostkowa. - Jeśli powiem ci prawdę przysięgniesz mi, że nigdy nikomu nic nie powtórzysz? Breeze wyglądała na niepewną. - Nie będę milczeć, jeśli mężczyzna krzywdzi kobiety. - Tak się nie stało. To nie zostało wymuszone i… – Dotknęła śladu po ugryzieniu. – Nie jest tak, że po prostu jeden z waszych mężczyzn krąży wkoło i dla draki gryzie mój rodzaj. Breeze usiadła na łóżku. - Daję ci moje słowo. Mów. Przygryzła wargę.
~ 227 ~
- W dniu, w którym Tammy i Valiant brali ślub, poznałam jednego z waszych mężczyzn. Zostałam zaatakowana przez świeżo uwolnionego mężczyznę i ten facet mnie obronił. Jedliśmy razem obiad i jedno pociągnęło za sobą drugie. To było wzajemne. - Jego imię? Miała nadzieję uniknąć odpowiedzi. - Uprawialiśmy seks za obopólną zgodą. - Ugryzł cię? – Breeze ponuro się skrzywiła. – Czy zmieniłaś zdanie podczas seksu i próbował zmusić cię do zostania pod nim? Oni nie mają dużo kontroli jak już zaczną. Przykro mi, Jessie. Bardzo cię zranił? - Wcale mnie nie zranił. - Zobaczyłaś go ponownie. Tutaj? – Jej spojrzenie spoczęło na znaku na jej ramieniu. – To jest ledwie zaleczone. Jesteś tu zaledwie od około trzech tygodni, prawda? - To było tutaj. - Jak to się stało, że cię ugryzł? - Uprawialiśmy seks. – Urwała. – Chwycił mnie swoimi zębami. Kazał mi być nieruchomo. Naprawdę muszę to głośno powiedzieć? - Musisz, jeśli nie chcesz wyjaśniać tego naszym oficerom. Wyduś to. Policzki Jessie się zaczerwieniły. - Próbował być naprawdę powolnym i łagodnym ze mną, ponieważ nie chciał ryzykować skrzywdzenia mnie, ale ja chciałam, żeby taki nie był. Trochę przedobrzyłam sprawę i mnie ugryzł. To takie proste. To nie bolało, jemu było przykro, ale mnie nie bolało. Breeze nadal się w nią wpatrywała, milcząca, i zachowała grymas na miejscu. - Co? - Dlaczego wcześniej płakałaś? Czy on mieszka w Rezerwacie i musiał wrócić? Wiem, że kilku naszych mężczyzn stamtąd było tu parę tygodni temu. Powiedz mi
~ 228 ~
jego imię, a go tu sprowadzę. Najwyraźniej tęsknisz za nim, skoro ronisz łzy z powodu jego nieobecności. - Już się nie spotykamy. Zerwałam z nim. - To dlaczego płaczesz? Zmieniłaś zdanie i chcesz go z powrotem? - Chciałabym, żeby to było takie proste. – Więcej łez zagroziło wylaniem się. – Muszę mieć twoją obietnicę, że nikomu nic nie powiesz. Naprawdę w tej chwili potrzebuję przyjaciela, Breeze. Potrzebuję kogoś, z kim mogłabym porozmawiać. Kogoś, komu mogę ufać. - Możesz zaufać mi. Jaki sekret doprowadza cię do łez? Nie odpuszczę tego. - Musiałam z nim zerwać, ponieważ on nie chciał, by ktokolwiek się dowiedział, że ze mną sypiał. – Gorące łzy spływały po jej twarzy. – Spał w moim łóżku noc po nocy, ale w ciągu dnia, gdybym przeszła obok niego, prawdopodobnie nie zaszczyciłby mnie spojrzeniem. Jestem w nim tak zakochana, że to czyni mnie chorą. Ma ustalone w swojej głowie, że pewnego dnia weźmie sobie kobietę Gatunków za swoją partnerkę. To jest jego wielki plan, a mnie w nim nie ma. Bryza miękko przeklęła. - On jest głupi. Jesteś świetną kobietą, Jessie. Którykolwiek z naszych mężczyzn powinien być dumny, że cię zatwierdził. Jak długo byliście razem? - Spał w moim łóżku przez cztery noce i prawdopodobnie nadal by w nim był, gdybym mu nie powiedziała, że nie mogę już dłużej trzymać w sekrecie tego, iż jesteśmy kochankami. Po prostu nie mogę żyć w ten sposób, Breeze. To boli, że on nigdy nie zamierzał otwarcie przyznać się do mnie. - On jest głupi. Niektórzy z naszych mężczyzn sparowali się z twoim rodzajem i są szczęśliwi. Mam plan. Będę udawała, że nic nie wiem i zmuszę go, żeby spędzał czas koło Ellie i Fury’ego. Wtedy zobaczy jak oni są szczęśliwi i dowie się, że może udać się też między wami. Powiedz mi jego imię, a ja to zrobię. – Breeze się uśmiechnęła. – Naprawimy to. - On już ich zna. To starło uśmiech z twarzy Breeze. - To w czym problem? Każdy widzi jak oni są szczęśliwy. Powinien korzystać ze szczęścia, jakie może mieć z tobą. ~ 229 ~
Serce Jessie zabiło, ponieważ się zawahała. - Problem jest w tym, że on sądzi, iż może zawieść swoich ludzi, jeśli będzie ze mną. Martwi się, że grupy nienawiści oszaleją, że mój tata zrezygnuje ze swojego wsparcia w sprawach Gatunków w Waszyngtonie i że wybuchnie istne piekło. Myślę, że również martwi się tym, iż da zły przykład swoim ludzi, jeśli wybierze mnie zamiast jednej z waszych kobiet. Breeze zmarszczyła brwi. - Nikt nie ma aż takiego wpływ na nas wszystkich ani na twojego ojca. - Jest jeden – szepnęła Jessie. Kolor powoli odpłynął z twarzy Breeze. - Justice. Jessie wybuchła łzami i Breeze miękko przeklęła.
Tłumaczenie: panda68
~ 230 ~
Rozdział 16 Breeze przemierzała sypialnię, strzelając spojrzeniami na Jessie i zaciskając pięści. - Teraz to ma więcej sensu. Justice jest bardzo mądry. – Przerwała. – Teraz to rozumiem. Wprowadził cię do tego domu, by trzymać cię zaraz obok siebie. Wszyscy się dziwili, dlaczego umieścił tu człowieka. Oni mieszkają tylko w ludzkiej wiosce, oprócz Ellie, która mieszka z Furym. Powiedziano nam, że to dlatego, iż Justice jest blisko z twoim ojcem i on chciał, żebyś była w najbezpieczniejszym miejscu w Ojczyźnie. Te domy są pilnowane i zabezpieczone bardziej od innych. - Wiem. - Mieszka obok i może tu przyjść bez niczyjej wiedzy. Jessie kiwnęła głową. - Wiem. Bryza wpatrzyła się w nią. - On jest taki bystry. Dziś wieczorem… – Breeze przytknęła rękę do ust zanim opuściła ją do boku. – Nie martwił się o twoje bezpieczeństwo ani o to, że byłaś w barze z naszym rodzajem. Był zazdrosny. Był bardzo wściekły na ciebie, że tam byłaś i tańczyłaś z Flame’em. - To też wiem. Oczy Breeze się zwęziły. - On był taki wściekły, Jessie. Mogłaś sprawić, że Flame zostałby zabity, gdy zgodziłaś się z nim zatańczyć i dlatego powstrzymał go przed zabraniem cię do domu. Zaborczość w naszych mężczyznach jest niebezpieczna, ale ostrzegałam cię przed tym. - Justice wyszedł z Kit. Nie mamy już zobowiązań. Przestałam się z nim widywać dwa tygodnie temu. - Widziałaś jego wściekłość? - A ty widziałaś jego ręce na Kit i sposób, w jaki go dotykała? ~ 231 ~
- Racja. – Breeze usiadła. – Biedna Jessie. - Nikomu nie powiesz, prawda? Proszę nie. - Nigdy nie zrobię niczego, by skrzywdzić Justice’a. Teraz to wszystko ma sens. On nie jest głupi. To jest Justice North. - Więc nazwisko czyni go mądrym? – Jessie uśmiechnęła się kpiąco. Wargi Breeze zmiękły w uśmiechu. - Nie. Po prostu ma sens to, dlaczego cię nie zatwierdził i ukrywał bycie z tobą. On reprezentuje nas wobec twojego świata i wszyscy go podziwiamy. On jest niezwykle szanowany i doceniany za wszystko, co robi. – Uśmiech Breeze przygasł i smutek wypełnił jej spojrzenie. – Bycie z człowiekiem może wyrzucić mu krzywdę na wiele sposobów, Jessie. Jej ramiona opadły. - Wiem. Rozumiem to. Naprawdę. Pamiętam jak prasa oszalała, gdy Ellie i Fury się pobrali. To był cyrk i wszystkie te grupy nienawiści występowały w telewizji pomstując o tym jak złe jest to, że są razem. A Fury i Ellie są tylko zwykłymi ludźmi, których nikt nie znał aż do tamtego czasu. Justice jest… - Justice North. Każdy zna jego twarz i imię. – Breeze wyciągnęła rękę i ścisnęła kolano Jessie w poparciu. – To będzie wielka sensacja, gdy weźmie partnerkę, nieważne, kim będzie. To byłoby bardziej akceptowane w obu naszych światach, gdyby ona była z mojego rodzaju. Oczekiwane. - Wiem. – Świeże łzy wypełniły jej oczy. – Nie mówisz nic, co mnie szokuje. Breeze się zawahała. - Powiedziałaś mi swoje tajemnice. Mogę powiedzieć ci jedną z naszych? Musisz przysiąc na swoje życie, że nigdy nie powiesz, Jessie. To jest bardzo poważne. Odczuwasz bardzo wielki ból, ale musisz poznać jeszcze inny powód, dlaczego Justice postanowił wziąć jedną z mojego rodzaju, jako partnerkę zamiast ciebie. - Przysięgam. Co to jest? - Dużo o nas wiesz, ale wiesz, że nie możemy mieć dzieci? - Tak. Nie dbam o to. Chętnie odpuściłabym posiadanie rodziny, by z nim być.
~ 232 ~
- Jessie, jeśli Justice miałby wziąć cię, jako partnerkę, będzie się martwił o coś, co może się zdarzyć, a co może ujawnić jedną z naszych najbardziej skrywanych tajemnic. Musimy bronić się przed pewnymi rzeczami, które się wydostają na zewnątrz. Justice przez cały czas znajduje się w centrum publicznego zainteresowania i ty też byś była, jako jego partnerka. Nie moglibyście wiecznie ukrywać sekretu, że jesteście razem. Nasze inne mieszane pary mogą być ukryte i nikt na twoim świecie nie zadawałby pytań. Będzie ciężej z Ellie i Furym, ale wiadomości o nich ucichły jak tylko się pobrali. Oni również nigdy nie opuszczają Ojczyzny i nie muszą rozmawiać z żadnymi ludźmi, jeśli tego nie chcą. - Nie rozumiem. Dlaczego mieszane pary muszą być ukrywane? Breeze zwarła się spojrzeniem z Jessiem. - Przysięgnij na swoje życie, że nigdy nie wyjawisz tego, co właśnie ci powiem. To naraziłoby wiele żyć na niebezpieczeństwo. - Przysięgam. Breeze poprawiła się na łóżku. - Pamiętasz jak mówiłam, gdy przyjechałam do domu, że Ellie ma nowiny, którymi chce się ze mną podzielić? - Tak. - Ona jest w ciąży. Jessie wstrząsnął szok. - Jak? - Uprawiała seks ze swoim partnerem po odbyciu operacji udrożnienia zablokowanego jajowodu. To powstrzymywało ich przed udaną ciążą, ale teraz wszystko działa. - Ale… - Ludzkie kobiety i mężczyźni Gatunków mogą razem począć dziecko. Odkryliśmy to przypadkiem, gdy jedna z waszych kobiet zaszła w ciążę z jednym z naszych mężczyzn. Ukryliśmy to przed ludźmi, ale to dziecko już się urodziło. Nasze zmutowane geny są dominujące i niemowlę okazało się być w pełni Gatunkiem.
~ 233 ~
Myślimy, że wszystkie dzieci urodzone z mieszanych par takie będą. Gdyby twój świat odkrył… - O Boże. – Jessie zachwiała się z szoku. – Te fanatyczne grupy nienawiści by oszalały. Oni są pewni, że pewnego dnia wy wszyscy się zestarzejecie i wymrzecie. Już się zakładają, kiedy ostatni z was umrze, jak te zakłady śmierci, które robią niektórzy szaleńcy w stosunku do celebrytów. To są takie dupki. - Tak. Jeśli Justice miałby wziąć ludzką partnerkę, ten sekret wyjdzie na jaw, gdybyś zaszła w ciążę. – Breeze się zawahała. – Nasi lekarze pracują nad dowiedzeniem się, dlaczego my nie możemy zajść w ciążę - najwyraźniej to jest kobiecy problem, nie naszych mężczyzn. Żeński układ płciowy jest dużo bardziej skomplikowany i nie jesteśmy pewni, czy kiedykolwiek do tego dojdą. Mamy nadzieję, że pewnego dnia to będzie możliwe, ponieważ wszyscy pragniemy dzieci. On też pragnąłby dziecka, gdyby Justice wziął cię za swoją partnerkę. On miałby wybór. Mnie byłoby trudno oprzeć się nie mieć dziecka, gdybym mogła. Nie mógłby ukryć ciebie ani tego dziecka, ponieważ będąc jego partnerką, każdy dostrzegłby twoją nieobecność przy jego boku. Mamy nadzieję, że z czasem te grupy nienawiści rozwiążą się i wszyscy zaakceptują nasze istnienie, ale w tej chwili to byłby nieodpowiedni czas, by powiadamiać świat, że jest dziecko Gatunków. Bardzo się boimy, że staną się celami i za wszelką cenę musimy ich chronić. Oni są naszą przyszłością. Jessie zamknęła oczy, palił ją ból, a waga pozycji Justice’a nigdy nie była tak wyraźna. - Rozumiem. On nigdy nie może być ze mną. - Zbyt wiele by ryzykował. To nie tylko naraziłoby twoje życie na niebezpieczeństwo, ale też jego własne i tych dzieci. Wszystkie z twojego rodzaju, które się sparowały albo mogłyby sparować się z naszymi mężczyznami, stanowią możliwość stworzenia więcej nas. Nic nie zatrzymałoby grup nienawiści, żeby temu zapobiec. - Rozumiem. – Jej serce było złamane. Miała nadzieję, że zatęskni za nią, zmieni zdanie, ale teraz to roztrzaskało się w kawałki. Nie miał paranoi. Wcale nie pomniejszał niebezpieczeństwa. – To naprawdę koniec między nami. - Chcesz przenieść się do akademika kobiet, Jessie? Czy mieszkanie tuż obok niego nie jest zbyt trudne?
~ 234 ~
- Muszę nad tym pomyśleć. - Nigdy nie byłam zakochana, ale to musi być tortura. Śmiech wykipiał z Jessie. - Tak. To doskonałe słowo do opisania tego. - Justice nie myśli serio o Kit. Czasami zabierze kobietę na tańce albo będzie uprawiał seks, jeśli oboje będą zainteresowani. Nigdy nie widuje się z nikim jak tylko raz. Czy to ci pomogło? Jeśli posiądzie dziś wieczorem Kit, to będzie tylko seks. Ty jesteś kobietą, którą umieścił blisko swojego domu i spał w jej łóżku. Nigdy wcześniej nie prosił o to żadnej kobiety. Usłyszałabym o tym i, szczerze mówiąc, zgodziłyby się pozwolić Justice’owi na ograniczenie trochę ich wolności. Jest bardzo szanowany i każda kobieta byłaby zaszczycona tym, gdyby chciał mieć ją blisko siebie. On czuje coś do ciebie. Wiesz to i niech to będzie twoim pocieszeniem. Wszystko, co Jessie czuła to był przenikliwy, okropny, szarpiący żołądek ból. - Muszę się napić. - Dołączę do ciebie. Nie cierpię alkoholu, ale będziemy cierpieć razem. - Jesteś świetną przyjaciółką. Dziękuję. - Przykro mi, że zakochałaś się w Justice’sie. Flame byłby lepszym wyborem i mogłabyś go mieć za swojego partnera.
***
Justice przemierzał salon w Rezerwacie. Dręczyły go wspomnienia o Jessie. Zawsze dostawał ten sam apartament hotelowy, gdy tu przyjeżdżał, był uważany za jego drugi dom, i jego spojrzenie zatrzymało się na kanapie, gdzie robiła mu masaż. Tęsknił za nią. To były stały ból, który nigdy nie zanikał, ból, który ranił jego serce i głęboki smutek, który go nie opuszczał. Jessie Dupree zmieniła jego życie i próby zapomnienia o niej wydawały się być niemożliwe. Przeklął, przebiegł palcami przez włosy i nienawidził życia.
~ 235 ~
Ekran komputera kusił go i usiadł na brzegu kanapy, blisko tego samego miejsca, gdzie był, gdy Jessie położyła na nim swoje ręce. Zacisnął zęby. Wiadomości żyły historią mężczyzny Gatunków, który ożenił się z człowiekiem. Nie znali imion Valianta i Tammy, ale to nie powstrzymało prasy od wydrukowania tego czy nadania w telewizji. Czytał raport po raporcie o przychodzących telefonach z groźbami śmierci, kilka notatek o incydentach przy bramach zarówno w Ojczyźnie jak i Rezerwacie, gdy protestujący stali się zbyt chuligańscy na wieść o ślubie i w końcu o poziomie oceny ludzkiej grupy zadaniowej, którą przysłali. Byli w stanie wysokiej gotowości do ataku. Kiedy zadzwonił telefon chwycił go, otworzył i przycisnął do ucha. - Justice. - Przepraszam, że dzwonię tak późno – powiedział Brass i westchnął. – Jeszcze nie spałeś? Wiem, że godzinę temu właśnie przyjechałeś i masz spotkanie z samego rana. - Jeszcze nie śpię. Co jest? Wahanie ze strony innego mężczyzny sprawiło, że stężał. To musiało być naprawdę złe skoro Brass nie chciał podzielić się informacjami albo że zadzwonił do niego o tak późnej porze. - Powiedz mi. Wyobrażam sobie coś bardzo złego. - Wątpię w to. Twoje spotkanie zostało przeniesione i oni przychodzą tu do twojego biura zamiast ty iść do nich. Dzwonił Miles Eron, włamano się do ich biur i chociaż nie dostali się naszych akt, takie najwyraźniej były ich zamiary. Pojawił się ból głowy i Justice odchylił się do tyłu, wolną ręką pocierając czoło. - Skąd to wiedzą? Może to było tylko ludzkie przestępstwo. - Miles powiedział, że trzyma wszystkie akta o nas zamknięte w sejfie i kiedy nie mogli się do niego włamać, wymalowali graffiti na ścianach. To zostało skierowane przeciwko nam. - Co zostało napisane? - Tylko ogólne rzeczy i jak są źli, że Miles i jego spółka pracuje dla nas. Powiedział, że szkody są minimalne, ale obawia się, że twoje przyjście tam będzie ryzykowne dla twojego bezpieczeństwa. Zamiast tego przyjedzie tutaj.
~ 236 ~
- Niech to szlag. - To są albo ludzie, którzy nas nienawidzą, albo sępy szukające imion Valianta i Tammy. Kilku z naszych strażników zgłosiło, że jacyś paparazzo przychodzą do bram i proponują im pieniądze za informacje o parze. Byli przez nich mocno nękani przez cały dzień i wieczór. To ciągle trwa. Nie zdziwiłbym się, gdyby to oni włamali się do biura Milesa, a sprawili, żeby to wyglądało na działanie grup nienawiści. Zgodził się ze mną, tak samo policja, ale szkody nie były poważne i nic nie zostało ukradzione. Ich celem był sejf, tak jakby wiedzieli, gdzie szukać. - Tylko tego nam trzeba. - Mam również inny problem. - Straszne. Co jeszcze się stało? - Mieliśmy dwa naruszenia w Rezerwacie. Zostali złapani zanim pokonali mur, ale doszli na szczyt zanim zostali zaaresztowani. Jeden z nich miał kamerę i wiadomo z jego policyjnej kartoteki, że wkraczał na tereny prywatne, by robić zdjęcia sław i sprzedawać brukowcom. Drugi mężczyzna był uzbrojony i grzmiał o zabiciu kobiety, która zhańbiła się pozwalając pastorowi poślubić ją przed Bogiem. Obu przekazaliśmy miejscowemu szeryfowi. Jeden idzie do więzienia, a drugi został wysyłany do szpitala na ocenę zdrowia psychicznego. - Czy to wszystko? - Tak. Justice westchnął głośno, znowu myśląc o Jessie. Ten człowiek z bronią mógłby ją zaatakować, gdyby wszyscy dowiedzieli się, że się widują. To właśnie udowodniło, że bycie z nim stawiało ją w zbyt wielkie niebezpieczeństwo. Może za nią tęsknić i to może go rozrywać, ale przynajmniej była bezpieczna. - Justice? - Jestem. - Miles spotka się z tobą w twoim biurze o dziewiątej. Przepraszam, że ci przeszkadzam. - To moja praca. - Dobranoc i spróbuj zasnąć.
~ 237 ~
- Ty również. Rozłączył się i zapatrzył w miejsce, gdzie Jessie siedziała na kanapie. Jego oczy się zamknęły i pozwolił, by chwycił go ból. Jego palce zacisnęły się mocniej wokół telefonu. Pragnienie, by zadzwonić do jej domu, było tak silne, że niemal mu uległ, ale to tylko uczyniłoby sprawy trudniejszymi. Porozmawia z nią jutro jak wróci do Ojczyzny. Zrobi to przed imprezą w barze, która została zaplanowana na jutrzejszy wieczór, by pomóc w relacjach Gatunków z ludźmi. Musiała zostać podjęta decyzja, czy powinien nadal ją zmuszać do mieszkania w sąsiedztwie jego domu. Zbyt kuszące było to, by być tak blisko niej, ale myśl o Jessie przebywającej gdziekolwiek indziej, była po prostu zbyt trudna do rozważenia. Może i nie mógł z nią być, ale świadomość, że jest tak blisko, pomoże. Wstał, wyłączył wszystko i ruszył do łóżka. Wątpił, że zaśnie. Jego myśli były rozbiegane między bezpieczeństwem jego ludzi, a faktem, że pragnął długowłosego rudzielca czekającego między jego prześcieradłami. Obrazy wypełniły jego głowę, co zrobiłby z Jessie, gdyby tu była. Dotknąłby i pocałował każdy cal jej ciała. Jego fiut drgnął na rozważane możliwości. Przeklął, gdyż prawie mógł wyczuć jej zapach. Powąchał pokój, pewny, że jej prawdziwy zapach już dawno zniknął. Nie pozostał żaden ślad. To było wszystko w jego głowie. Niektórzy mężczyźni, którzy się sparowali, mówili o swojej obsesji potrzeby bycia blisko ich partnerek. To zamroziło go w drodze do łazienki. O Boże. Ona nie jest moją partnerką. Przestań! Nie idź w tę stronę! Już jest wystarczająco źle bez tych szalonych myśli. Wszedł do łazienki, włączył światło i chwyciwszy się blatu pochylił się do przodu. Spojrzał głęboko w swoje własne oczu, ich wygląd był tak inny od ludzkich i stanowił stałe przypomnienie tego, że życie poddawało go trudnym wyzwaniom. Gdyby jakikolwiek inny mężczyzna chciał wziąć człowieka za partnerkę, mocno by ich poparł. Chętnie zająłbym się każdym problemem, który powstałby z tego zakochania. Uknuliby najlepszy sposób, by zająć się każdymi groźbami, jakie by powstały i poradziliby sobie z nimi. Nie zważaliby na wyzwania – życie byłoby bez nich prostsze, ale nie bali się walki z nimi. Oczywiście to nie jego kobieta byłaby narażona na niebezpieczeństwo. Jessie byłaby tą z tarczą na plecach, jemu przybyłoby kłopotów, a on przysięgał robić wszystko, co w jego mocy, by ułatwić życie Gatunkom. Gniew zacisnął jego uścisk na ~ 238 ~
krawędzi blatu i ten pękł pod jego silnymi dłońmi. Spojrzał w dół, zobaczył szkody, cicho przeklął i puścił. Wszystko, czego się dotknął, wydawało się łamać, gdy chodziło o Jessie. Jego szczęki się zacisnęły i warknięcie zagroziło wybuchem. - Nie ona, nie dla mnie. Nie narażę kobiety, którą kocham, na niebezpieczeństwo.
***
Trzy piwa później Jessie wiedziała, że przekroczyła stan dobrze pijana do całkowicie urżnięta. Breeze sama wykończyła sześciopak piwa i wypiła większą część butelki wina, jaką znalazła schowaną z tyłu lodówki. Breeze przyglądała się Jessie. - Myślałam. - Nie mogę wstać. Breeze się roześmiała. - Czujesz się lekka. Justice zasługuje na ciebie. Jesteś wspaniała i zasługujesz na dobrego mężczyznę, jako twojego partnera. On powinien zaryzykować i ty też. Może twój świat nie będzie aż tak przeciwny temu pomysłowi jak myśli Justice. Zasadniczo dobrze znieśli to, gdy Ellie i Fury wzięli ślub. Z początku to było wyboiste, ale wydaje się, że twój rodzaj pokochał ich po tym jak Fury omal nie umarł chroniąc Ellie. Może pewnego dnia dowiedzą się o naszych dzieciach i nie będą nieprzyjemni. Kto tak naprawdę mógłby nienawidzić słodkiego niemowlaczka? Ty i Justice zasługujecie na to, by być razem i być szczęśliwymi. - On tak nie myśli i nie podoba mi się ta część, że Fury niemal umarł. Nie chcę, żeby postrzelono Justice’a. - Nasi mężczyźni czasami są uparci i trzymają się swego. Nie słuchają głosu rozsądku, kiedy powinni. Powinniśmy otworzyć mu oczy, że powinien z tobą być pomimo kłopotów, jakie to wywoła. Breeze się rozmazała, gdy Jessie na nią popatrzyła, całkiem pewna, że to z powodu jej wzroku, a nie tego, że kobieta się rozpływała. - Nie sądzę, żeby tak się stało. Nie będzie słuchał. ~ 239 ~
- Jutro wieczorem jest przyjęcie w barze, na które idziemy. Zamierzam cię zaprosić, Jessie. A ty się ładnie ubierzesz i pokażesz Justice’owi, że nie może cię ignorować. Jessie się roześmiała i niemal spadła z krzesła. Chwyciła się stołu, by utrzymać się prosto. Jedna ręka nie trafiła i uderzyła o jej udo. - Jessie? Spójrz na mnie. Jessie spojrzała. - Którą z was? Jest was dwie. Breeze zatrzęsła się ze śmiechu. To sprawiło, że Jessie poczuła się chora i jęknęła. - Nie martw się. Wszystkim się zajmę. Sprawimy, że Justice uświadomi sobie, iż jesteś kobietą dla niego. Już nie będziesz płakała. - Co to znaczy? Breeze wyglądała na zamyśloną. - Mam nadzieję, że nie jesteś nieśmiała. - Nieśmiała? – Jessie cierpiała z powodu ataku zawrotów głowy. Spróbowała przesunąć się na swoim miejscu, ale spadła. Breeze się roześmiała, gdy złapała Jessie zanim ta uderzyła o podłogę. - Czujesz się lekka – zachichotała, podnosząc ją i zarzucając ją sobie na ramię. Breeze zaniosła ją do sypialni i rzuciła na łóżko. – A teraz zobaczmy, czy posiadasz coś seksownego. – Zbliżyła się do szafy ze zdecydowanym wyrazem na twarzy.
Tłumaczenie: panda68
~ 240 ~
Rozdział 17 - Moja głowa – jęknęła Jessie. Breeze się roześmiała, sprawiając, że głowa jeszcze bardziej ją rozbolała. Połknęła dwie aspiryny i modliła się rozpaczliwie, by szybko zadziałały. Czuła się tak, jakby ktoś używał wiertarki udarowej za jej czołem. - Nigdy nie powinnaś pić. – Breeze zachichotała. - Przestań się śmiać. Proszę? To boli. - Musiałam zanieść cię do łóżka. - Niczego nie pamiętam po drugim piwie. Ile wypiłam? - O wiele za dużo, ale ja wypiłam trzy razy tyle, co ty. I nie zemdlałam. Spróbowałam namówić cię do napicia się wina po tym jak zniknęło piwo, ale tylko powiedziałaś, że jest mnie dwie. - Dzięki za wsadzenie mnie do łóżka. - Przyniosłam ci coś. - Co? Mam nadzieję, że klin, który mnie z powrotem znokautuje. Breeze wyszła z łazienki, gdzie Jessie moczyła się w wannie, i wróciła niosąc w swojej ręce torbę. - To jest sukienka i wszystko, co do niej potrzeba. Ellie pomogła mi znaleźć dla ciebie coś ładnego do założenia. Jesteś jej rozmiaru, ale twoje cycki są większe. Będzie pasowała. - Nie noszę sukienek, ale dziękuję. Czy wczoraj wieczorem mówiłam bez ładu i składu o jakiś pieprzonych rzeczach albo coś podobnego? - Założysz ją dziś wieczorem. Jessie zmarszczyła brwi. - Dlaczego? Co jest dziś wieczorem? ~ 241 ~
- Idziesz ze mną na przyjęcie. Nie pamiętasz? Jessie potrząsnęła głową i natychmiast tego pożałowała. Ruch był zły. - Jakie przyjęcie? Breeze się uśmiechnęła. - To naprawdę będzie świetne. Nie przypominasz sobie, jak o tym rozmawiałyśmy. – Jej śmiech rozbrzmiał ponownie. – Idziesz na przyjęcie Gatunków, jako mój gość. Będą też inni ludzie i będzie fajnie. - Nie sądzę, Breeze. Justice wyraził się całkiem jasno, że jestem wykluczona ze spotkań towarzyskich Gatunków, a głowa boli tak bardzo, że tylko chcę wspiąć się z powrotem do łóżka aż do przyszłego tygodnia. - Wszystkim się zajęłam i idziesz. Wszystko już zaklepane. - Czy wspominałam, że nie noszę sukienek? Mój ojciec jest senatorem i zaciągał mnie na tyle przyjęć, gdy dorastałam, że nie mogę znieść ich widoku. – Trochę bólu w jej czaszce zelżało, znak, że tabletki działają i spojrzała ostrożnie na Breeze. – Do tego, jak wiesz, ktoś w pewnym momencie wspomni Justice’owi, że poszłam na to przyjęcie. Nie chcę z nim walczyć. Gdy rozmawiamy nie chcę, żeby pociągało to za sobą wrzaski. Breeze usiadła na blacie. - Na to jedno pójdziesz i założysz sukienkę. Chcę, żebyś nałożyła makijaż w sposób, w jaki robią to twoje kobiety, i będziemy się dobrze bawić. To jest ustalone i zawyję, jeśli będziesz się sprzeczać. Jestem zmieszana z psowatymi i ćwiczyłam. – Uśmiechnęła się, najwyraźniej z tego dumna. – To jest wystarczająco głośne, by sprawić, żeby twoje uszy chciały krwawić, więc zamknij się, moja przyjaciółko. A teraz umyję ci włosy i wyjdziesz z wanny zanim pomarszczy ci się skóra. Mamy tylko kilka godzin, by cię przygotować, ponieważ spałaś cały dzień. - Która godzina? - Czwarta po południu. Jessie jęknęła. - Nie może być. Miałam dzisiaj pracować.
~ 242 ~
- Powiedziałam Ellie, że dziś cię nie będzie. Weszła do internetu, wysłała człowieka, by przyniósł rzeczy, które wybrała z zewnątrz i wszystko dostarczyli do bramy. Wszystko ci kupiła na dzisiejszy wieczór. Musiałam przyjść zabrać jeden z twoich butów i spojrzeć na twój stanik, by dobrać twój rozmiar. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, ale pożyczyłam twój klucz do drzwi. Zadaliśmy sobie wiele trudu, więc nie kłóć się, Jessie. Idziesz na to przyjęcie, nawet gdybym musiała cię zanieść. Zrobiłam to wczoraj w nocy, zrobię to jeszcze raz. Więc teraz, odsuń się od brzegu i pozwól sobie umyć włosy. Dwie godziny później Jessie czuła się sto razy lepszy. Aspiryna w pełni zadziałała, kąpiel pomogła i ból głowy był po prostu wspomnieniem. Breeze uszykowała się wraz Jessie na przyjęcie, prawie przestraszona, że ucieknie. Przyznała, że może się na to skusić, jeśli wyższa kobieta nie będzie miała jej przez cały czas w zasięgu wzroku. Jessie gapiła się na swoje odbicie i próbowała ukryć swoją konsternację. Breeze stroiła się przy jej boku, szczęśliwa jak można było z tego wywnioskować. Sukienka była zbyt ciasna, odkrywała zbyt wiele w głębokim dekolcie, a szeroka spódnica ukazywała zbyt wiele nóg. - Ellie wybrała tę sukienkę? – Spojrzała na Breeze dla potwierdzenia. - Powiedziałam jej, że chcę, żebyś wyglądała bardzo seksy i ładnie. Stwierdziła, że ta sukienka sprawi, iż zauważy cię każdy mężczyzna. Myślę, że jest doskonała, ale chcę, żebyś ułożyła włosy w jeden z tych ładnych koków, jakie noszą twoje kobiety. Widziałam jak robili to w telewizji, gdy idą na fajne przyjęcia. – Podeszła bliżej. – Makijaż ukrył ślady Justice’a, które na tobie zostawił, więc nie ma powodu, by twoje włosy spadały luźno za ramiona. - Lubię mieć rozpuszczone. Są takie długie, że wywołają ból głowy, jeśli ułożę ja na czubku głowy przez więcej niż kilka godzin. - Dobrze wyglądasz. – Breeze strzeliła jej uśmiech. – Wszyscy tak pomyślą. Albo pomylą mnie z dziwką. Powstrzymała się przed powiedzeniem tego na głos, nie chcąc wyjaśniać tej definicji Breeze ani zranić jej uczuć. Przyjęcie wydawało się bardzo wiele znaczyć dla jej przyjaciółki i przez to wszystko zniesie i zamknie się. - Mam nadzieję, że nie będzie tańców. – Jessie spuściła wzrok na swój odsłonięty dekolt. – Ta sukienka nie przeżyje niczego innego jak tylko wolne tańce bez chęci zaaresztowania mnie za publiczne obnażanie się. Boję się wziąć głębszy oddech, bo inaczej moje piersi się wyleją. Myślę, że mam inny stanik, który nie jest push-up. ~ 243 ~
- Nie zmienisz ani jednej rzeczy, jaką wybrała dla ciebie Ellie. Ona wie, co robi i zadała sobie dla nas wiele trudu. Będą tańce, ale nikt nie powiedział, że musisz w nich uczestniczyć. Masz wspaniałe ciało i wyglądasz cudownie. Nie masz naszych muskułów i jesteś blada, ale nie masz nic do ukrycia, Jessie. Jak to się mówi? Jeśli to masz, obnoś się z tym? Masz to, noś to dumnie. Jessie nagle zmarszczyła brwi, przyglądając się Breeze. Jej wewnętrzne alarmy ostrzegły ją, że coś jest na rzeczy. - Co ty knujesz? Jesteś z siebie bardzo zadowolona i masz ten błysk w swoich oczach. - Nic. – Breeze odwróciła wzrok, patrząc wszędzie tylko nie na Jessie i bawiąc się swoimi rękami. - Czy Justice też tam będzie? – To był najgorszy scenariusz, o którym mogła pomyśleć. – Powiedziano mi, że jest w Rezerwacie, gdy jego sekretarka zadzwoniła do mnie, by wyjaśnić, że nasze spotkanie zostało odwołane. Musiał jej powiedzieć, że mamy takie, ponieważ faktycznie nie wspomniał, że przyjdzie tu, by nakrzyczeć na mnie za wczorajszy wieczór. - Został zatrzymany przez jakieś kłopoty w Rezerwacie. – Breeze napotkała jej spojrzenie i przytrzymała. – To byłoby interesujące, gdyby mógł być obecny. Każdy mężczyzna będzie na ciebie patrzył i chciał cię posiąść. Jessie westchnęła. - Nie chcę już nigdy więcej powtórki z wczorajszego wieczora. To było krępujące zostać potraktowaną jak pięciolatka, którą wysłało się do jej pokoju. Wywołał na parkiecie scenę z Flame’em, gdy przeszkodził mi w wyjściu razem z nim. Ten psotny błysk wrócił do ciemnych oczu Breeze. - To się nie zdarzy dziś wieczorem. Justice nie będzie mógł krzyczeć, gdy mężczyźni będą z tobą tańczyć i będziesz chciała dzielić z nimi seks. - Breeze, zmusiłaś Ellie do wybrania tej sukienki, by celowo wkurzyć Justice’a, gdy mężczyźni będą do mnie uderzali, prawda? On usłyszy o tym i się wścieknie. Breeze nie patrzyła na nią, ale jej uśmiech się rozszerzył. - Breeze!
~ 244 ~
- To będzie dla niego dobre. Doprowadził cię do łez. Rozgniewasz go, a on nie będzie mógł nic z tym zrobić dziś wieczorem. Rada i wszyscy nasi ludzie, oprócz tych pracujących w ochronie, tam będą i nie będzie miał żadnych logicznych wymówek, żeby powiedzieć ci, że nie powinnaś przyjść na przyjęcie. To jest twoja noc, by się odegrać, Jessie. Justice będzie musiał pohamować swój temperament, nawet jeśli to miałoby go zabić, gdy odkryje, że tam jesteś. Możesz flirtować i tańczyć ze wszystkimi mężczyznami, z jakimi chcesz, a on będzie cierpiał zastanawiając się, czy któryś z nich zdobędzie twoją uwagę. Dobrze będzie mu się dowiedzieć jak to jest, gdy odkryje jak atrakcyjna jesteś dla naszych mężczyzn. Pomyśl jak ty się czułaś, dowiadując się, że zabrał Kit na tańce. Stawiam, że po dzisiejszym wieczorze nauczy się, by już nigdy więcej nie wychodzić z innymi kobietami. Z tego właśnie powodu powinnaś to zrobić, Jessie. Jessie westchnęła. - Nie chcę, żeby naprawdę się zdenerwował. - Nasi mężczyźni się nie denerwują. Złoszczą się, wybuchają, ale szybko po tym dochodzą do siebie. Sposobem, by policzyć się z jednym z naszych mężczyzn jest wkurzenie go i zrobienie tego, gdy nie może wziąć odwetu. W ten sposób się nauczy i zapamięta. - Masz na myśli, że nie weźmie odwetu dziś wieczorem. A co będzie jutro? Jego sekretarka powiedziała, że wróci rano. - Dziś w nocy śpisz w akademiku kobiet. Nie jestem głupia. Myślałam nad tym. Mamy piżamowe przyjęcie w bibliotece akademika i zostałaś zaproszona. Będzie trwało przez kilka dni. Już zapakowałam twoją piżamę do torby. Zanim wrócisz do domu, on się uspokoi i dostanie swoją nauczkę. Jessie żuła dolną wargę, rozważając to. - Jesteś pewna? Musiała przyznać, że to było kuszące. Justice wpadnie w szał, gdy dostanie telefon, że była na przyjęciu i nie przestrzegała jego polecenia. Zasłużył na małą zgryzotę. Breeze się uśmiechnęła.
~ 245 ~
- Nie martw się o Justice’a. Obiecuję, że tak czy inaczej, uspokoi się do czasu, gdy spotka się z tobą na osobności. Nasi mężczyźni nie pozostają zbyt długo źli. Chodźmy. Nie chcę się spóźnić. – Chwyciła jej ramię i szarpnęła. – Ja prowadzę. Breeze zaparkowała dalej na ulicy przy barze. Jessie wysiadła z wózka golfowego i spotkała się z Breeze na chodniku. - Przyjęcie odbywa się w barze? - To tu odbywają się wszystkie nasze spotkania towarzyskie. - Z jakiej okazji? Zapomniałam zapytać. - Robimy to, co jakiś czas. Dobrze jest dla nas mieszać się ze sobą i ludźmi. To jest jedna z tych rzeczy, o jakich pomyślała Ellie, by pomóc zmniejszyć przepaść między naszymi różnicami i to zostało dobrze przyjęte. Mieliśmy dwa takie w zeszłym roku. Są fajne i lubiane przez ludzi, z którymi współpracujemy, i przez naszych ludzi. – Zawahała się. – Jestem zaskoczona nie byłaś na żadnym. Pracowałaś z ludzką grupą zadaniową, a oni byli zaproszeni. - Mój szef nigdy mi nie powiedział. Tim tak jakby niańczy mnie. - Co to znaczy? - Jest opiekuńczy i traktuje mnie niczym swoją córkę. Prawdopodobnie nie zaprosił mnie, myśląc, że mężczyźni będą mnie podrywać. - Och. To jest przekonywujące. – Breeze ruszyła szybciej do drzwi. – Pospieszmy się. Niektórzy z Gatunków przyjadą też z Rezerwatu, tylko po to, by być obecnym. Nie mają tam tak dużego budynku, by to robić. Mamy noclegowe akademiki i zawsze możemy umieścić tam więcej ludzi dla wygody. Mogą zostawać na kilka dni. Niektórzy z mężczyzn i kobiet, których pomogłaś uratować w Kolorado, też tu będą. Chcieliśmy, żeby podzielili się z nami swoją radością z wolności. Część o uwolnionych Gatunkach z obiektu badawczego w Kolorado, napełniła Jessie odrobiną strachu, ponieważ pamiętała atak na siebie, ale liczyła, że będzie dobrze. Będą tu inni ludzie, co oznaczało, że byli gotowi na kontakty z nimi. Breeze pomachała na nią, by weszła do środka. Muzyka głośno pompowała przez duże pomieszczenie, a nad parkietem włączono światła błyskowe. Miejsce było zapełnione ludźmi – kobiety miały na sobie piękne sukienki, mężczyźni paradowali w garniturach albo ładnych spodniach i koszulach.
~ 246 ~
- Rada też tu jest. Później cię przedstawię. – Breeze musiała przekrzyczeć ten hałas. – Są przyjaźni. Jessie nigdy nie spotkała czterech męskich członków rady. Każdy z nich reprezentował jeden z obiektów badawczych i Gatunki, które zostały umieszczone w każdym z nich. Jessie przypuszczała, że wkrótce będą mieli piątego członka z nowo odkrytego obiektu w Kolorado, jeśli już nie mieli. Breeze chwyciła jej rękę. - Chodź. Zatańczymy! Dostrzegła Treya, swojego starego dowódcę zespołu i kilku członków z grupy zadaniowej siedzących przy barze. - Poczekaj. Zobaczyłam kilku przyjaciół. Chcesz poznać facetów, z którymi kiedyś pracowałam? - Nie teraz. – Breeze szarpnęła nią jeszcze raz. – Chodźmy tańczyć. Przywitamy się z nimi później, gdy będziemy spragnione i chciały się napić. Usiądziemy i pogadamy. Jessie była pewna nie będzie chciała pić po swoim okropnym kacu. Zespół będzie tu przez kilka godzin, noc wciąż była młoda, a przyjęcie właśnie się rozpoczęło. Do tego nie miała wyboru, ponieważ uścisk jej przyjaciółki był mocny i Breeze ciągnęła ją na parkiet w morze poruszających się ciał. Jessie była niska, ale zobaczyła kilka niższych kobiet na parkiecie. Tiny i Beauty tańczyły razem. Beauty uśmiechała się, stała na parkiecie, gdy Tiny tańczyła wokół niej i przyglądała się jak wszyscy inni tańczyli. Jessie się roześmiała, szczęśliwa, że nie widzi strachu na twarzy drugiej kobiety wśród takiego wielkiego tłumu ludzi. Kilka rzeczy o Gatunkach stało się wyraźne dla Jessie, gdy tak tańczyła w ich grupie. Tańczyli razem, ale nie w parach w przeważającej części, po prostu zgromadzeni razem w grupie. Bardziej się odprężyła i po prostu dała się ponieść muzyce. Breeze się pochyliła. - Naucz mnie czegoś seksownego. Jessie przestała kołysać się do rytmu. - Na przykład czego?
~ 247 ~
- Tego czegoś, co robiłaś, gdy tańczyłaś tamtej nocy z Flame’em. – Breeze się cofnęła i uniosła ramiona, by poruszyć biodrami. – Tego ruchu. Jessie uniosła ramiona w górę i pokazała jej. Zrobiła obrót i zakołysała biodrami, coś, co nauczyła się podczas lekcji tańca brzucha przed laty. Breeze zaczęła ją naśladować tak samo jak kilka innych kobiet w pobliżu. Pokazała im to, co umiała, zadowolona z nauczenia ich. Breeze przysunęła się bliżej. - Zrób to. – Breeze pokazała jej kilka ruchów. Jessie bawiła się jak nigdy dotąd. Tańczyła od jednego mężczyzny do drugiego, tak jak robili wszyscy, gdy zmieniały się piosenki. Zaczęła się kolejna piosenka i mężczyzna chwycił ją w pasie od tyłu. Jessie wykręciła się od mężczyzny Gatunków, z którym właśnie tańczyła, by zatańczyć z innym, wdzięczna, że nie jest w domu i rozpamiętuje Justice’a. Wyjście wydawało się być idealnym rozwiązaniem do poradzenia sobie z mężczyzną, którego kochała.
Justice nie miał ochoty być obecny na tym przyjęciu, ale to było oczekiwane. Kit prosiła, by była jego randką, ale ją odrzucił. Wczoraj wieczorem dawała do zrozumienia, że będzie uważała się za jego partnerkę, gdy zabrał ją na obiad. Dość jasno się wyraziła, że mógłby przynajmniej uprawiać z nią seks i pożałował, że zgodził się z nią wyjść. Zrobił to tylko dlatego, że sądził, iż bycie z kimś, z kim mógłby porozmawiać przez wieczór, oderwie go od obsesyjnych myśli o Jessie i uspokoi niepokój wszystkich, że wygląda na szczęśliwego. Zamiast być przyjacielem, Kit próbowała go uwieść. Czterech członków rady siedziało z nim przy stole i obserwował ich. Chcieli więcej kontroli i żeby on oddał im trochę swoich obowiązków. Chętnie zgodził się na poranne spotkanie, by omówić sprawy, nie mogąc się doczekać oddania choć kilku swoich obowiązków. To by mu pomogło, pozwoliło pracować mniej godzin i sprawiło, że mieliby wrażenie, iż robili więcej dla swojego rodzaju. Jego myśli ponownie podryfowały do Jessie. Wczoraj wieczorem niewiele spał, a gdy już zasnął, cierpiał z powodu snów, że była w jego łóżku pod nim. Obudzenie się samemu z dotkliwą erekcją nie sprzyjała miłemu porankowi. Wziął prysznic i poszedł do biura tylko po to, by posprzeczać się z Milesem. Miles przyprowadził kobietę, która ufarbowała włosy Justice’a, i swoją denerwującą asystentkę, Tonyę, która poprzednio nastawała na Justice’a. Była ~ 248 ~
agresywną kobietą, która próbowała zwabić mężczyzn Gatunków do swojego łóżka. Zawsze czuł się jak ścigany, gdy musiał mieć z nią do czynienia. Współczuł głupcowi, który taką brał. Miała podłe serce, zimne oczy i wyrachowane czyny, jakby wszystko było grą. - Co to za rozdrażniony wyraz na twojej twarzy? – Niski głos należał do Jadeda. Podniósł wzrok, by wpatrzyć się w jasno zielone oczy członka rady. - Widzisz moje włosy? - Są jaśniejsze. Ten odcień brązu nie jest twoim kolorem. – Uśmiechnął się inny facet i dotknął swoich własnych kruczoczarnych kosmyków. – Ten wyglądałby znacznie lepiej na tobie. - Przestań mu dokuczać – nakazał łagodnie Cedar, inny członek rady, swoim pozornie chłodnym głosem. – Dużo dla nas robi i jestem pewny, że smród czegokolwiek, co użyli, bardziej go denerwuje niż nas. Mogę poczuć to przez stół. Ktoś się zbliżył i oderwał Justice’a od ich przekomarzania się. Wiedział, że to ma poprawić jego nastrój, ale wątpił, żeby cokolwiek mogło. Tim Oberto uśmiechnął się, gdy zatrzymał się przy stole. - Dziękuję za zaproszenie nas, Justice. – Zerknął na członków rady zanim ponownie zwrócił swoją uwagę na przywódcę NGO. – Wciąż nie podałeś mi imienia następcy, którego potrzebuję. Mamy kilka tropów, które sprawdzamy i chcę na pokładzie kogoś z Nowych Gatunków zanim zlokalizujemy odszukany cel. Brawn pochylił się do przodu. - Następcę? - Przepraszam, Tim. – Justice miał dużo na głowie. – Tim chce jednego z naszych mężczyzn, by przyłączył się do zespołu, który ma pierwszy kontakt po znalezieniu Kobiety Prezentu. – Napotkał spojrzenie człowieka. – Obiecuję, że jutro przejrzę akta, znajdę kogoś, kto jest dobry w kontaktach z ludźmi i kto z chęcią zgodzi się żyć na zewnątrz. Przypuszczam, że planujesz ich chronić, gdy będą tam żyli? - Owszem. - Wybiorę kogoś, a on skontaktuje się z tobą przed końcem jutrzejszego dnia pracy.
~ 249 ~
- To wystarczy. – Tim spojrzał na członków rady. – Panowie2. – I umknął. Brawn zachichotał. - On nas nie zna, bo nigdy nie użyłby tego terminu odnosząc się do każdego przy tym stole, oprócz Justice’a. Myśli Justice’a popłynęły jeszcze raz do Jessie. Po przyjęciu planował przeskoczyć tylni mur, namówić ją, by wpuściła go do swojego domu i wtedy porozmawiają. Nie będzie uprawiała seksu z nikim tylko z nim. Tak właśnie będzie, albo zabije każdego mężczyznę. Miał plan. Przysięgną, że nie będą spotykać się z innymi. To go powstrzyma przed dokonaniem morderstwa i nigdy nie będzie musiał oglądać tego zranionego wyrazu w jej oczach, który zobaczył, gdy zdała sobie sprawę, że wyszedł z Kit. - A mówiąc o nie byciu dżentelmenem, kocham ludzkie kobiety. – Jaded zachichotał. – Jest w nich coś takiego, co czyni mnie twardym, gdy je widzę. Nie wiem, czy to dlatego, że one są tak różne od naszych kobiet, czy dlatego, że są po prostu tak różne od nas. Cedar się roześmiał. - Jestem twardy już w tej chwili, obserwując człowieka, z którym tańczyłem wcześniej zanim podszedłem do stołu. Wciąż mam fantazje o jej małych rękach muskających moje ciało. Wiem, że dobrze byłoby je czuć, kiedy by mnie dotykały. Jej skóra była taka kremowa i chociaż ich twarze są dziwne, jej sprawia, że uważam ją za piękną. - Widzę ją – powiedział Bestial i kiwnął głową. – Chciałbym zdjąć z niej tę sukienkę i zobaczyć, czy wszędzie jest taka kremowa. – Warknął. – Kim ona jest? – Bestial znacząco wpatrzył się w Justice’a. – Kim jest ten człowiek tam? Chcę poznać jej imię i kiedy będą się za nią uganiał, będę miał przewagę. Myślę, że jej uda będą doskonale pasowały nad moich ramionach. Mężczyźni się roześmiali, podczas gdy Justice potrząsnął głową na Bestiala w rozbawieniu. - Prawdopodobnie mówisz o Ellie. Są tu dziś wieczorem, chociaż ona nie pokazuje się dość często nieznajomym, by ją zauważono. Powinieneś przestać. Jest sparowana z 2
Tu należy się małe wyjaśnienie do zdania poniżej. W oryginale jest użyte słowo gentleman, a ponieważ dosłowne tłumaczenie nie brzmiałoby po polsku, dlatego są panowie
~ 250 ~
Furym, a on położyłby twoje własne uda wokół twoich ramion zanim wepchnąłby cię do torby i wysłał do domu do Rezerwatu za patrzenie na jego kobietę. Jedyną inną ludzką kobietą, która mogłaby tu być, jest ta nowa lekarka, którą zatrudniłem. Jest atrakcyjna i wolna, ale nie sądzę, żeby była gotowa na ciebie. Jest trochę nieśmiała. Bestial zażądał. - Jak ona ma na imię? Chyba wyrwie zamek w moich spodniach, jeśli jeszcze trochę potrzęsie tą słodką pupą. Justice się uśmiechnął i odwrócił na swoim miejscu na tyle, by podążyć za wskazującym palcem członka rady. Spotkał nową lekarkę, Allison Baker, tydzień temu. Była słodka, trochę nieśmiała i mówiła miękkim głosem. Ktoś tak szorstki jak Bestial, próbujący skusić ją do dzielenia seksu, był wręcz zabawny. Miał tylko nadzieję, że biedactwo nie rezygnuje ze swojej nowej pracy ze strachu, nie zdając sobie sprawy, że nie była w żadnym niebezpieczeństwie. Ludzka kobieta była łatwa do zlokalizowania ze swoim niższym, mniejszym ciałem i przedarł się przez niego szok, gdy uświadomił sobie, kto jest źródłem erekcji Bestiala. Jej czarna sukienka tylko podkreślała żywy kolor jej włosów opadających do jej tyłka. Jej blada skóra niemal świeciła w porównaniu z opalonymi Gatunkami obok niej. Tam była Jessie i to o jej słodkim tyłku fantazjował Bestial. Natychmiast wstrząsnęła nim wściekłość i nie mógł złapać tchu. Tańczyła między dwoma mężczyznami Gatunków, tak blisko, że nie unikała ocierania się o nich, a gdy patrzył, położyła ręce na piersi tego, który był przed nią. Justice wciągnął powietrze do swoich wygłodniałych płuc, czerwona mgła niemal go oślepiła i zamarł. Byli obecni ludzie, cała grupa zadaniowa, kilku pracowników, których zatrudniali w Ojczyźnie, i personel medyczny, włącznie z nową lekarką. Zmusił swoje ciało do rozluźnienia. Potrzeba było każdego grama jego kontroli, by nie zerwać się z krzesła, ale starał się być rozsądny. Tańczyła z mężczyznami, nie dzieliła z nimi seksu. To było przyjęcie. Nie było niebezpieczeństwa, że pójdzie do domu z jednym z nich, i z pewnością nie zrobiłaby tego z którymś z nich. Musiał wymyśleć sposób zabrania jej do domu bez wywoływania sceny. Jego wzrok rozejrzał się wkoło, szukając Breeze. Musiał zamienić z nią słowo na osobności, powiedzieć, że Jessie jest w niebezpieczeństwie i rozkaże jej odprowadzić ją do domu. - Widzisz, co mam na myśli? – zachichotał Cedar. – Tańczyłem z nią. Ma najmniejsze i najbardziej delikatne ręce. Chciałbym, żeby przesunęły się po mnie.
~ 251 ~
Ludzie ręce są miękkie. Nie mają szorstkich zrogowaceń. Mogę się założyć, że lepiej być pieszczonym przez miękkie dłonie. - Podoba mi się sposób, w jaki się porusza. – Bestial ponownie warknął. – Wyobraź sobie mieć ją pod sobą. Justice nie musiał sobie wyobrażać. Wiedział jak to jest mieć obezwładnioną Jessie pod sobą. Ponownie zalała go wściekłość i skierował spojrzenie na czterech członków rady. Zignorowali go, wpatrując się w Jessie, jakby była królikiem, którego chcieli upolować i zjeść. Zacisnął zęby. - Ona jest zajęta. Zapomnijcie o niej. – Justice zdołał zachować swój ludzki ton. Bestial spojrzał na niego. - Przez jednego z naszych? Justice nic nie odpowiedział, zbyt zajęty zwalczaniem swojej wściekłości. Bestial wzruszył ramionami i znowu zapatrzył się w Jessie. - Pokazałbym jej, o ile byłbym lepszy od jej ludzkiego kochanka. Jest głupkiem pozwalając jej iść gdziekolwiek bez niego. Tańczyłbym z nią w moich ramionach, upewniając się, że nikt inny jej nie dotknie. Jej ludzki kochanek jest zbyt głupi, by ją zatrzymać. Cedar się roześmiał. - A co, jeśli jest mężatką? - Rozwiodą się. Ludzcy mężczyźnie są zbyt słabi, by zatrzymać kobietę – stwierdził Bestial. – To jest kobieta, którą chciałbym mieć. - Sparujesz się z nią? – Cedar spojrzał na kobietę. – Taa. Gdybym miał sparować się z człowiekiem, to byłaby ta. Mógłbym spędzić resztę życia dosiadając ją. Jaded odezwał się nisko. - Wyobraź ją sobie w ciąży z dzieckiem. Teraz jestem naprawdę twardy. Brawn, ostatni z członków rady, zagrzmiał. - Z chęcią posiadłbym kobietę tak w pełni. Chciałbym posmakować mleka z jej ~ 252 ~
piersi. Teraz, kiedy ją wskazałeś, Bestial, dzięki. Sądzę, że pójdę sprawdzić, czy uważa koty za seksowne. – Brawn wstał. Justice musiał trzymać swoją wściekłość na krótkiej smyczy. - Ona pracuje i mieszka tutaj. Siadajcie. - Dobrze. – Brawn się uśmiechnął. – Nie będzie musiała daleko się przeprowadzać, gdy wezmę ją do mojego łóżka. Ona jest seksowna. - Nie znasz jej. Może być irytująca. – Justice czuł jak jego kontrola umyka. - Nie dam o to. Spójrz na nią. – Brawn napotkał spojrzenie Justice’a. – Zamierzam zatwierdzić ją przed końcem nocy. – Błysnął kłami. – Zabiorę ją do domu, posiądę ją i będę ją pieprzył, dopóki nie zacznie krzyczeć, i będę to robił, dopóki nie spuchnie tym, co moje. Justice warknął głośno i wolno wstałana nogi. Jego oczy się zwęziły i każdy mięsień w jego ciele się napiął. Brawn nadal się uśmiechał, najwyraźniej nieświadomy niebezpieczeństwa, ale pozostała trójka członków rady wstała, by stworzyć dystans między nimi, a stołem. - Jakiś problem, Justice? – Brawn wygiął brew. – Wyglądasz na wkurzonego. - Nie zbliżysz się do niej – warknął Justice. Brawn przechylił głowę, wciąż się uśmiechając. - Z jakiego powodu nie mogę? - Ona tu pracuje. Brawn wzruszył ramionami. - Nie należy do żadnego z Gatunków i to stawia ją w lepszej pozycji. Nie chodzi o to, że planuję się z nią zabawić. Znasz jej ojca, prawda? - Tak i przysiągłem ją chronić. - Zamierzam ją zatwierdzić, więc nie ma przed czym ją chronić. Uczynię ją moją, wypełnię ją moim nasieniem i tam się zasieje. Będzie doskonałą partnerką i matką dla mojego młodego.
~ 253 ~
Ryk wyrwał się z gardła Justice’a i przewrócił stół, który już nie był między nim, a Brawn’em. Ludzie wokół nich się zapatrzyli, przestali rozmawiać i szybko odsunęli od dwóch spiętych mężczyzn. Ręce Justice’a zacisnęły się w pięści, jego oddech wzrósł do dyszenia, a kły wysunęły, gdy wykrzywił się drwiąco do członka rady pragnącego jego kobiety. Brawn zrobił ostrożny krok w tył. - Brawn – ostrzegł cicho Cedar – poszedłeś za daleko. Brawn obserwował Justice’a, zrobił kolejny krok w tył, żeby stworzyć między nimi więcej przestrzeni i przeniósł spojrzenie na przewrócony stół. - Jeśli nie dziś wieczorem, to może kiedy indziej. Opuścił brodę do piersi, zniżył wzrok i cofnął się bardziej, aż obrócił się na pięcie i zniknął w grupie przy barze. Justice przyjrzał się swoim ludziom, po tym jak zwalczył pragnienie wytropienia Brawna i pobicia go. Słowne zatwierdzenie, jakie próbował dokonać na Jessie, było dostateczną motywacją, by walić pięściami w tę zadowoloną z siebie twarz. Gatunki wpatrywały się w niego z nerwowymi, zdezorientowanymi spojrzeniami, przyglądały mu się w milczeniu, nie próbując nawet kontaktu wzrokowego z nim. Było oczywiste, że prawie pobił się z członkiem rady. Nikt do niego nie podszedł, jego wściekłość była wciąż widoczna, a pozostali członkowie rady trzymali się z dala. Jego spojrzenie zwróciło się na parkiet. Jessie i inni będący tam ludzie byli nieświadomi napiętej sytuacji, muzyka zagłuszyła odgłosy starcia. Widok jej ciała ocierającego się o jakiegoś mężczyznę wystrzeliła jego wściekłość wyżej. Zwalczył kolejny ryk, dyszał i stał tak, dopóki nie poskromił swojej wewnętrznej bestii. W przeciwnym razie ktoś zginie. Wiedział jak jest niebezpieczny w tym stanie, nie tylko dla swojej kobiety, ale też dla swoich ludzi. Wolne, głęboki wdechy pomogły. Jego palce się rozwinęły i zasłonił wargami swoje kły. Jessie musiała wyjść, przestać pozwalać innym mężczyznom być tak blisko niej, albo wywoła jeszcze gorszą scenę niż ta, którą już zrobił. To będzie cud, jeśli uda mi się ją stąd zabrać zanim poleje się krew. Ta możliwość pomogła mu jeszcze bardziej się uspokoić.
Tłumaczenie: panda68
~ 254 ~
Rozdział 18 Jessie odwróciła się, gdy ręka złapała ją silnie w talii. Mężczyzna był trochę agresywny trzymając ją tak mocno podczas tańca, ale wiedziała, że nikt jej nie skrzywdzi. Spojrzała w górę i stęknęła. Justice groźnie na nią patrzył. Był na przyjęciu i nie wydawał się być zadowolony widząc ją, sądząc po sposobie, w jaki wściekłość błyszczała w jego ciemnych oczach. Zerknęła w dół, gdy jego druga ręka się wyciągnęła i obie zamknęły się wokół jej bioder. Miał na sobie ciemnoniebieski garnitur, czarny jedwabny krawat i wyglądał cywilizowanie od szyi w dół. - W tej chwili musisz iść do domu. Jessie ponownie napotkała jego spojrzenie, pojmując skalę jego gniewu, kiedy studiowała jego ostre rysy. On jest wściekły. Jego nos się rozdął, miękko warknął i jego palce zwiększyły swój uścisk, by potwierdzić jej ocenę. Gorączkowo odwróciła głowę, by poszukać nad swoim ramieniem, zauważyła Breeze i nie zobaczyła zaskoczenia na jej twarzy. Opanował ją złe przeczucie, że przyjaciółka ją wrobiła i wiedziała, że Justice będzie na przyjęciu. - Wychodzisz – zażądał surowo Justice, jego głos był szorstki jak żwir. Breeze przestała tańczyć, potrząsnęła głową i dała jej pierwszy znak. Jej ciemne spojrzenie śmignęło przez parkiet i mrugnęła, gdy spojrzała ponownie na Jessie. Uśmiechnęła się, jakby chciała zapewnić Jessie, że jest bezpieczna. - Jessie? Słyszałaś mnie? Spójrz na mnie. Obróciła z powrotem głowę, spojrzała na Justice’a i zachmurzyła się. Nie ośmieli się wywołać kolejnej sceny podobnej do tej z poprzedniego wieczoru. Byli tu inni ludzie i będzie musiał się wycofać, gdy mu się postawi. Był wściekły, że tańczyła. Nie trzeba było geniusza, by domyślić się, że prawdopodobnie nie aprobował też tego jak była ubrana, i chciał pozbyć się jej z baru. - Nie. Dobrze się bawię i nie wyjdę. Na to przyjęcie zostali zaproszeni ludzie i ja też zostałam zaproszona. Jego oczy się zwęziły, a palce napięły na jej biodrach. ~ 255 ~
- Nie będę powtarzał. Idź do domu. Jej gniew wzrósł. - Słuchaj, jeśli chcesz tańczyć, poproś mnie i zatańczymy. Jeśli nie, puść mnie, żebym mogła się bawić. To właśnie robię. Przyszłam z Breeze i z nią wyjdę. – Jej głos się zniżył. – Nie ma potrzeby na zwyczajowe bicie się w piersi, więc odpuść sobie. I nie chodzi o to, że pozwalam każdemu mężczyźnie przesuwać ich rąk po całym moim ciele w sposób, w jaki ty pozwoliłeś Kit zrobić to na swoim. Żaden z nich nie przyciska swoich bioder do mojego tyłka. Gwałtownie odsunął ręce od jej ciała, jakby go paliła, cofnął się i jego oczy rozszerzyły się od szoku na jej odmowę posłuchania go i na jej jawne powołanie się do jego zachowania poprzedniej nocy. Jessie się odwróciła, prezentując mu swoje plecy i podeszła bliżej do Breeze. W ogóle jej nie zaskoczyło, że nie chciał z nią tańczyć. To było już zbyt publiczne, ludzie zobaczyliby jego ramiona wokół niej, a to było coś, czego nie zrobi. Przynajmniej nie z człowiekiem. Zastanawiała się, czy Kit też tu była, by go obłapiać i ocierać się o niego swoim ciałem. Doszła do Breeze, skrzywiła się i posłała jej mroczne spojrzenie. Gatunek uśmiechnął się w odpowiedzi, ale jej spojrzenie uniosło się, by wpatrzyć się w coś za plecami Jessie. Cały kolor spłynął z jej twarzy i prawie wpadła na innego tancerza w pośpiechu stworzenia między nimi przestrzeni. Co do diabła? Jessie obróciła się gwałtownie, by zobaczyć, co tak przeraziło Breeze i uderzyła w solidne ciało okryte drogim, miękkim garniturem. Spojrzała na jego zaciśnięte po bokach dłonie, jej broda szarpnęła się w górę i w swojej podróży zerknięcia na jego twarz zauważyła jego niezwykle napiętą postawę. W jego oczach widoczna była wściekłość, gdy ich spojrzenia się spotkały, jego usta były rozchylone i błyskał ostrymi czubkami swoich kłów. - Powiedziałem idź do domu. - Opanuj się – zawołała Breeze na tyle głośno, by być słyszaną przez dźwięk piosenki. – Nie strasz jej, Justice. Taa. Opanuj się. Głupie gadanie i chociaż jest moim szefem, teraz jestem po pracy. Wyprostowała swoje ramiona i nie odwróciła wzroku od jego wrogiego spojrzenia. - Dziękuję za twoją troskę, ale jestem bezpieczna i dobrze się bawię z moimi przyjaciółmi. Przy twoim przeładowanym harmonogramie, jestem pewna, że ~ 256 ~
powinieneś robić coś innego, a nie mnie nękać. To jest parkiet, więc tańcz albo odejdź. Już znam na to odpowiedź, więc dobrej nocy, panie North. - Jessie – warknął – idź do domu. Ruch, który złapała kątem oka, przyciągnął jej uwagę. Przemknęła spojrzeniem na prawo, krzywiąc się w duchu, gdy uświadomiła sobie, że inni ludzie nie tylko stworzyli szeroki łuk, ale także przestali tańczyć, otwarcie przyglądając się jej i Justice’owi. Obróciła głowę w lewo i znalazła więcej ludzi patrzących na nich od strony baru. Jessie spojrzała na Justice’a, nienawidząc go trochę za to, co robił, i zdała sobie sprawę, że nie zamierza odpuścić, dopóki nie wyjdzie. To zdecydowanie będzie równie żenujące jak ostatnim razem, może nawet gorsze, i poczuła jak jej temperament umyka. Zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech i policzyła wolno do dziesięciu. Jeden. Dwa. Trzy. Cztery. Pię… - Jessie? Rusz tyłek za drzwi i idź do domu. I nigdy więcej już nie przychodź do tego baru. Dość tego. Oczy Jessie się otworzyły i zrezygnowała z prób zachowania chłodu. - Pracuję dla ciebie, ale to jest mój wolny czas. Wiem, że wszyscy się ciebie boją, ponieważ jesteś Justice North, ale wiesz co? Nie jesteś moim przywódcą. Rzucam tę pracę, jeśli masz mnie tak traktować za każdym razem jak gdzieś pójdę. Czy to cię zadowoli? Pójdę do domu i natychmiast się spakuję. Nie potrzebuję tego, panie North. Wyjadę z Ojczyzny w ciągu godziny i już nie będziesz musiał troszczyć się o mnie. Jessie się okręciła i tupiąc skierowała się w stronę drzwi. Nowe Gatunki ustępowały jej z drogi, sprawiając, że poczuła się tak, jakby nagle zachorowała na trąd, poprzez sposób w jaki utworzyli szeroki łuk, by uniknąć znalezienia się w odległości dziesięciu kroków od niej. Była tak rozwścieczona, że łzy groziły wylaniem, ale powstrzymała je. Nie da mu satysfakcji zobaczenia jak głęboko ją zranił. Sukinsyn! Właśnie rzuciłam pracę. Uwielbiałam pracować z kobietami i mieszkać w tym domu. Nie będzie więcej moczenia się w tej cudownej wannie, ale w porządku. Znajdę inną pracę i Justice może się pieprzyć. On… - Jessie? – warknął Justice. Gwałtownie się zatrzymała, wstrząśnięta donośnością jego głosu i się obróciła. ~ 257 ~
Ostatnia drobina jej powściągliwości trzasnęła. Gniew zapalił się jasno i miała dość uważania na jego napady temperamentu. Kochała go, ale był kompletnym dupkiem. Nie zamierzała przyjmować tego gówna od żadnego mężczyzny, nawet od niego. - Co? Podążył za nią i tylko krok ich rozdzielał, gdy zatrzymał się i wpatrzył w nią, najwyraźniej niepomny gapiących się ludzi. Chciała móc zapomnieć, że prawdopodobnie dwieście Gatunków i tuziny ludzi są świadkiem ich kłótni. Muzyka umilkła i w pomieszczeniu nagle zrobiło się tak cicho jak w kościele. Cholera. - Chodź tu. Wpatrywała się, oszołomiona. - Proszę? - Chodź tu. – Wskazał na podłogę przed sobą. O, cholera nie. Okręciła się i ponownie ruszyła w stronę drzwi. Jeśli chciał krzyczeć, mógł to zrobić bez publiczności. Może takie było zachowanie Gatunków, by werbalnie ochrzaniać czyjś tyłek na oczach publiczności, gdy byli źli, ale ona nie zamierzała podejść do niego i przyjąć takiego traktowania. Ktoś stanął na jej drodze i się skrzywiła. Tim Oberto wyglądał na wzburzonego, gdy napotkała jego wściekłe spojrzenie, pewna, że krzyknie na nią jak tylko wyjdą na zewnątrz za pyskowanie drogiemu przywódcy NGO. Zablokował drzwi i nie było sposobu, by go uniknąć. Trey stanął obok jej dawnego szefa, chwycił go za ramię i syknął mu coś do ucha. Jej koledzy z grupy podeszli bliżej do dwóch mężczyzn, strzelając nerwowymi spojrzeniami wokół nich, a napięcie było wyraźne na ich twarzach. Spodziewali się kłopotów i chcieli wyjść z budynku. To była obowiązująca procedura działania. Jessie chciała krzyczeć z frustracji i gniewu. Jak moja noc mogła zmienić się w taką złą, i to tak szybko? Ona i Breeze będą musiały zamienić słowo. Była pewna, że kobieta chciała dobrze, ale wszystko, co osiągnęła to wpakowanie Jessie w tonę kłopotów. Jej ojciec usłyszy o tym i prawdopodobnie palnie jej kazanie na temat braku szacunku, powie jej, że powinna wyjść zaraz za pierwszym razem jak Justice kazał i że po prostu powinna przyjąć to w milczeniu bez protestów, chyba że powiedziałaby swojemu ojcu prawdę. To nie zostałoby dobrze przyjęte. Jej tata nie będzie ~ 258 ~
zadowolony, że sypiała z Justicem. Zawsze wolał udawać, że jest małą dziewczynką, a nie kobietą z potrzebami. - Wracaj tu! – ryknął Justice. Serce Jessie zabiło gwałtownie, ponownie się zatrzymała i nie była pewna, co zrobić. Każdy w pomieszczeniu go słyszał. Do diabła, prawdopodobnie słyszeli go przy wejściu do frontowej bramy. Oszołomiło ją, że zrobił tak wielkie widowisko z ich kłótni. Wszyscy będą gadać o tym tygodniami, jeśli nie miesiącami. Jessie obróciła się powoli. Justice stał w tym samym miejscu, co przedtem, nie ruszył się ani o centymetr, a jego palec wciąż wskazywał podłogę, gdzie chciał, żeby była. Wzięła głęboki wdech i zacisnęła zęby, gdy powoli postawiła jedną stopę przed drugą. Jego palec się rozluźnił, opadł do jego boku, a jego druga ręka rozwinęła się z pięści. Zatrzymała się trzy kroki przed nim, by podnieść wzrok do jego egzotycznych oczu. - Co? Wywołałeś scenę. Kazałeś mi wyjść i to robiłam. – Głos zachowała cichy i miała nadzieję, że nikt jej nie słyszy. - Nigdy nie robisz tego, co ci mówię. – Nie zniżył swojego głosu, mówił głośno i wyraźnie, a dźwięk łatwo roznosił się przez salę. Jessie opuściła wzrok na jego czarny krawat, pamiętając o unikaniu kontaktu wzrokowego, teraz gdy się trochę uspokoiła. Nie chciała go wyzwać. Wątpiła, żeby było jeszcze gorzej, ale nie miała zamiaru przetestować tej teorii. - Robię to, co chcesz, wychodzę. Idę do domu się pakować. – Nadal mówiła niskim głosem. – Wszyscy się na nas gapią. Chciałabym, żeby pode mną otworzyła się dziura, by mnie stąd zabrać, i nie mam zamiaru pozwalać ci upokorzyć mnie kiedykolwiek jeszcze. Jessie obróciła się i zrobiła trzy kroki zanim Justice ją złapał. Okręcił nią za łokieć, a jego drugie ramię zawinęło się wokół jej pasa. Sapnęła, gdy przyciągnął ją do swojego ciała. Jessie gwałtownie uniosła głowę do góry, by spojrzeć na niego zszokowanymi, rozszerzonymi oczami. Przycisnął ją mocniej do swojej wysokiej sylwetki, unieruchomił jej ciało przy swoim i puścił jej łokieć. Ta ręka wsunęła się w jej włosy przy podstawie czaszki, zacisnęła w pięści ich garść i łagodnie odciągała, dopóki nie odchyliła jej głowy do tyłu. - Co robisz? – wysyczała. – Oszalałeś? ~ 259 ~
Justice bardziej pochylił twarz, spojrzał głęboko w jej oczy i cały jego gniew przeminął. - Prawie coś straciłem. Robię to, co powinienem zrobić od początku. Jessie rozpłaszczyła dłonie na jego piersi, by łagodnie się odepchnąć, ale jego ramię nie rozluźniło się wokół jej talii. - O czym ty mówisz? Jego głos był jak chropawe dudnienie. - Publicznie cię zatwierdzam, Jessie. Daję wszystkim znać, że jesteś moja. Jessie była zadowolona, że ją trzyma, ponieważ jej kolana uciekły spod niej. Jego silne ramię powstrzymało ją przed upadkiem na podłogę, gdy zachwiała się od jego słów, jej umysł poszukiwał pod nimi znaczenia. - Ale… – Nie mogła znaleźć słów. - Niemal cię straciłem. – Jego głos stał się szorstki, głośniejszy i niemal grzmiał słowami. – Nie odejdziesz z mojego życia. Jesteś moja, Jessie. Należysz do mnie. Przeciągnął językiem po swoich wargach, jego spojrzenie opadło na jej usta i zdała sobie sprawę, że ma zamiar ją pocałować, gdy powoli obniżył głowę. Nie mogła się ruszyć, zbyt zdumiona, by zrobić coś więcej niż tylko patrzeć jak jego usta zniżają się do jej. Jego wargi otarły się o jej i zamknęła oczy, napinając się. Język Justice’a wśliznął się do środka, zmuszając jej usta do szerszego otwarcia się i warknął. Namiętność, którą w nią uderzył, obezwładniła ją w ciągu kilku sekund. Roztopiła się pod nim, jej palce chwyciły się klap jego marynarki i zacisnęły się na drogim materiale, by po prostu czegoś się przytrzymać. Minęły tygodnie odkąd jej dotykał, jej ciało pamiętało i tęskniło za jego dotykiem, i wszystko zniknęło oprócz Justice’a. Oddała mu pocałunek, zastępując jego potrzebę swoją własną i jęknęła pod jego językiem. Ręka ściskająca jej włosy się rozluźniła, by ułożyć się na tyle jej głowy i Jessie zapomniała o sali pełnej ludzi będących świadkiem ich opętania na środku pomieszczenia. Zapomniała, że była na niego wściekła. Byli tylko oni, byli razem i nie chciał, żeby go zostawiła. Jej ręce puściły materiał koszuli, by wśliznąć się wokół jego szyi, a jej stopy oderwały się od podłogi, gdy Justice podniósł ją wyżej w górę
~ 260 ~
swojego ciała. Justice w końcu przerwał pocałunek. Odurzona, Jessie spojrzała na niego, dysząc, jej ciało było podniecone i wtedy przypomniała sobie, gdzie byli. Rumieniec rozpalił jej policzki i nie ośmieliła się odwrócić wzroku od jego seksownego spojrzenia, gdy tak wpatrywali się w siebie. Nie była gotowa poradzić sobie z reakcjami w pomieszczeniu. Jedyne, co się liczyło, było tuż przed nią, trzymając ją mocno. Justice odwrócił od niej wzrok i poprawił swój chwyt, porywając ją w swoje ramiona, by ułożyć ją przy swojej piersi z jej nogami zwieszonymi przez jedno z jego silnych ramion. Uchwyciła się jego szyi i zauważyła, że starannie chwycił jej spódnicę, gdy podniósł jej nogi, by ukryć je przed pokazaniem ich komukolwiek. Odważyła się rozejrzeć wkoło, by zobaczyć, co zrobi. Każda twarz, zarówno człowieka jak i Gatunków, wydawała się być całkowicie oszołomiona. - To jest Jessie. – Justice zamilkł, obracając głowę i wydawało się, że chciał zaadresować to do każdego. – Ona jest człowiekiem. Wiem, że niektórzy mogą mieć z tym problem. Przykro mi, jeśli tak jest, ale nie zrezygnuję z niej niezależnie od waszych reakcji. Ona jest moja i będzie moją partnerką. Jessie cieszyła się, że ją trzyma. Jej ramiona zacisnęły się wokół jego szyi i rzuciła spojrzenie swojemu byłemu szefowi. Usta Tima wisiały otwarte, jego twarz była czerwona, a oczy wypełnione niedowierzaniem. Szybko odwróciła wzrok. Trey wciąż trzymał ramię starszego mężczyzny, szarpiąc go mocno, by odsunąć go z blokowania drzwi, i jej były przywódca grupy uśmiechnął się, gdy złowił jej spojrzenie. Pociągnął Tima do baru, machnąwszy reszcie zespołu kiwnięciem głowy, żeby się wycofali. - Wiem, że to wywoła problemy z niektórymi ludźmi z powodu mojej pozycji. – Justice przerwał i Jessie wpatrzyła się w jego oczy. Spojrzał w bok. – Jestem bardziej niż skłonny ustąpić, jeśli myślicie, że tak powinno się stać. Po prostu dajcie mi jutro znać, jaką podjęliście decyzję. W tej chwili zabieram moją partnerkę do domu, by robić ślubne plany. Cieszcie się przyjęciem i dobrze się bawcie. – Ruszył w stronę drzwi. - Justice? Justice się zatrzymał, jego uchwyt nad niej się zacieśnił i powoli się odwrócił, by potwierdzić tożsamość głębokiego męskiego głosu, który zawołał jego imię. Jessie rozejrzała się po sali, przeszukując wszystkie twarze za mówiącym. Wysoki mężczyzna wyszedł do przodu – duży facet z szeroką piersią i masywnymi ramionami. ~ 261 ~
Jego kocie oczy zatrzymały się na Justice’sie, gdy podniósł rękę zaczesując proste czarne włosy za ucho. Justice warknął nisko, groźnym dźwiękiem, i Jessie nie trzeba było mówić, że jest gotowy do walki. - Możesz wziąć tę pracę, jeśli chcesz, Brawn. Nie będę z tobą walczył i narażał mojej partnerki na niebezpieczeństwo. - Witamy twoją partnerkę – ogłosił głośno Brawn. – Nikt nie zajmie twojego miejsca, więc nie oczekuj jutro telefonu każącego ci ustąpić. Będzie mile widzianym dodatkiem do naszej rodziny. – Jego kocie oczy skupiły się na Jessie. – Nie chcę z nim walczyć, ale przyznam, że jestem trochę zazdrosny. Zaopiekuj się nim, partnerko Justice’a. Jessie była zbyt oszołomiona, by odpowiedzieć, ale Justice nie miał tego problemu. - Dziękuję. Mężczyzna opuścił głowę i swoje spojrzenie w stronę podłogi. Justice się odwrócił i ruszył szybko do drzwi. Strażnik pospieszył do nich, uśmiechnął się i przytrzymał szeroko drzwi pozwalając mu wynieść ją w nocne powietrze. - Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś – szepnęła Jessie. Justice uśmiechnął się szeroko spoglądając na nią. - Ja też, ale cieszę się, że to zrobiłem. Zabiorę cię do domu, żebyś spakowała swoje rzeczy. Jeszcze dzisiaj wieczorem przeprowadzisz się do mojego domu i nigdy z niego nie odejdziesz. – Stanął i jego spojrzenie przytrzymało jej. – Pobierzemy się i to nie podlega dyskusji. - Mogłeś mnie zapytać. – Wypełniło ją rozbawienie i szczęście. Przekrzywił głowę. - Mogłem. – Odwrócił wzrok, roześmiał się i zaniósł ją do swojego Jeepa, by umieścić ją na miejsca dla pasażera. Jessie usłyszała jak w barze ponownie zaczęła grać muzyka, gdy mężczyzna, którego kochała, wskoczył na siedzenie kierowcy. Zerwał krawat i odwrócił się na swoim siedzeniu, by zadyndać nim między nimi. - Zanim odpowiesz, pozwól, że powiem ci kilka rzeczy. Nie przyjmę odmowy do ~ 262 ~
wiadomości. Użyję tego, by przywiązać cię do mojego łóżka, dopóki nie zmienisz zdania, jeśli nie odpowiesz tak jak chcę. – Zachichotał jeszcze raz. – Wyjdziesz za mnie? Uśmiechnęła się. - Nie wiem. – Jej uwaga przez kilka sekund skupiła się na krawacie zanim jej spojrzenie ponownie nie napotkało jego. – Może pokuszę się powiedzieć nie, tylko po to, byś przywiązał mnie do twojego łóżka. To brzmi zabawnie i perwersyjnie. - Jessie – zamruczał. - Tak. - Tak do twojego imienia, czy tak, że mnie poślubisz? Przygryzła wargę, posyłając mu przekorne spojrzenie. - Wciąż myślę o tym, co ze mną zrobisz, gdy mnie rozbierzesz i przywiążesz do łóżka. Daj mi minutkę. Upuścił krawat na kolana i uruchomił Jeepa. - Ustalimy to w domu. Roześmiała się. - Więc, skoro jestem twoją partnerką, to znaczy, że zatrzymam mój dom? Zbudowałeś go dla kogoś, kto nią będzie. To czyni go moim i wciąż mogę tam mieszkać. Potrząsnął głową. - Kazałem go zbudować dla partnerki Gatunków. Będziesz mieszkała ze mną i spała w moim łóżku każdej nocy, albo spalę ten dom. - Ale to jest taki piękny dom. Obrócił głowę uśmiechając się do niej. - Więc powinnaś nienawidzić myśli o zobaczeniu go zniszczonym. Pamiętaj o tym, jeśli kiedykolwiek pomyślisz o zostawieniu mojego łóżka na rzecz twojego starego.
~ 263 ~
- Wyjdę za ciebie. - Nie martwiłem się. Mówiłem poważnie o przywiązaniu cię do mojego łóżka, dopóki nie zmienisz zdania. Mówiłem też, że to nie podlega dyskusji.
*** Breeze powoli zbliżyła się do stołu, spojrzała na czterech siedzącym tam mężczyzn i założyła ręce za plecy. Poczekała aż nie zdobyła ich pełnej uwagi zanim przemówiła. - Dziękuję – powiedziała łagodnie, szczerze. - Powiedziałaś, że mu na niej zależy – narzekał Brawn. – Nie powiedziałaś mi, że ma obsesję aż do punktu, by zdziczeć. Niemal straciłem głowę, gdy mu powiedziałem, że planuję ją zatwierdzić. Cedar się zaśmiał. - Może nie przewróciłby stołu ani nie chciał oderwać ci głowy, gdybyś tylko powiedział, że zamierzasz ją zatwierdzić. Breeze prosiła, żeby wzbudzić w nim zazdrość, żeby przyznał się do swoich uczuć do człowieka. To ty go sprowokowałeś, że chciał cię zabić. Bestial się uśmiechnął. - Podobała mi się ta część o zabraniu jej do domu, wzięciu jej i pieprzeniu, dopóki nie zacznie krzyczeć. Justice’owi z pewnością to się nie spodobało, ale ja byłem rozbawiony. Jaded zachichotał. - Tak. Nie zapominajmy o tej klasycznej linii, która w końcu złamała jego ledwie hamowaną kontrolę. Co powiedziałeś, Brawn? Że zamierzasz wypełnić ją swoim nasieniem i sadzić go? To była wyszukana zagrywka. Breeze wyciągnęła rękę i ścisnęła szerokie ramię Brawna. - To wszystko mu powiedziałeś? Sączył swój sok. - Straciłem głowę. Jako twoja osoba z rady, zawsze jestem tu dla ciebie, gdy potrzebujesz przysługi. Jednak następnym razem, ostrzeż mnie, jeśli będziesz chciała ~ 264 ~
mnie zabić, żebym przynajmniej wiedział, że to nadejdzie. Spodziewałem się gniewu, ale on szczerze chciał rozedrzeć mnie na strzępy. Następnym razem jak będziesz potrzebowała przysługi, chcę być Gatunkiem, który skłamie dla ciebie i wykona telefon, udając sekretarkę Justice’a. Breeze podeszła bliżej do jego krzesła. - Jesteś moim bohaterem. Chciałbyś zatańczyć? Czujesz się spięty, a ja wiem jak to rozładować. Oczy Brawna się rozszerzyły i się uśmiechnął. - Z przyjemnością. Breeze podniosła palec, by przeciągnąć po odsłoniętej skórze jego szyi. - Chodźmy. Brawn wstał i mrugnął do pozostałych trzech mężczyzn. - Narażanie mojego tyłka się opłaciło, więc nie śmiejcie się za bardzo. Siedźcie tu, podczas gdy ja zatańczę z piękną kobietą. - Pomogliśmy – powiedział Bestial i się roześmiał. - Masz jakieś przyjaciółki, które chciałbym z nami zatańczyć? Breeze pokiwała na nich palcem. - To wieczór imprezy. Wszyscy jesteśmy w nastroju, by trochę się zabawić. Cedar wstał. - Dobre uczynki się opłacają. Jaded dopił swojego drinka i wstał. - Uwielbiam takie imprezowe wieczory. - Ja też – rzucił Bestial. – Chodźmy spędzić kilka godzin na zabawie z naszymi kobietami.
~ 265 ~
Rozdział 19 Jessie zapięła swoją torbę gimnastyczną, ale Justice zabrał ją jej zanim mogła podnieść ją z łóżka. Uśmiechnęła się, rozbawiona, że naprawdę zawiózł ją prosto do domu, by się spakowała. Pomógł pakując wszystko, co było w łazience, i zaniósł już większość tego do siebie. - Mogłam zrobić to jutro, gdy będziesz w pracy. - Chcę to załatwić dziś wieczorem. – Justice podniósł rękę i popieścił jej policzek koniuszkami palców. – Nie chcę, żebyś miała powód przychodzić tu jeszcze raz. Mieszkasz ze mną. Jego czułe słowa napełniły ją szczęściem. Teraz całkowicie zaangażował się w ich związek, nie był już tajemnicą i wcale się nie wahał, by uczynić go stałym. - Co z tymi wszystkimi pudłami w salonie? Też zamierzasz je przenieść? - Nie. Każę komuś zrobić to rano. Jessie rozejrzała się po pokoju, upewniając się, że niczego nie zostawiała. - Skończyłam. To był ostatni. - Chodźmy. – Justice opuścił rękę i złapał drugą torbę. – Prowadź, partnerko. Jessie wchodziła po frontowych schodach domu Justice’a trochę zdenerwowana, ponieważ nigdy wcześniej nie była w środku. Miała nadzieję, że pokocha go tak bardzo jak dom, który właśnie opuściła. Sięgnęła do klamki u drzwi, by otworzyć je dla niego. - Czekaj. Spojrzała na niego, wygięła brew i skrzyżowała ramiona na piersi, gdy postawił jej torby. - Co? Zostawiłeś tam bałagan?
~ 266 ~
Zachichotał. - Zostań tu. Nie zaglądaj. – Otworzył drzwi, pchnął je szeroko i ponownie podniósł jej torby. Zniknął w środku. Nic nie mogła zobaczyć, ponieważ nie włączył świateł. Poruszał się w środku. Mogła go słyszeć, ale nie miała pojęcia, co próbował przed nią ukryć. Z jej szczęściem facet był flejtuchem, ale takim seksownym. Wspominał jednak, że ma mężczyznę, który mu sprząta. Przynajmniej nie będzie skazana na zbieranie po nim. Wyszedł z ciemności na ganek i sapnęła zaskoczona, gdy nagle się zgiął, a jego ramię przycisnęło się do jej biodra i ramię posunęło pod jej nogi. Szybko wstał, zarzucił na swoje plecy i włączył światło za drzwiami. Jego druga ręka masowała jej pupę, gdy wniosił ją do środka, używając stopy, by kopnięciem zamknąć drzwi i zachichotał. - Zaklucz drzwi. Musiała złapać włosy w garść, by coś widzieć, przekręciła zasuwkę obok swojej twarzy i obróciła głowę, by uzyskać ograniczony wgląd na zadziwiająco zadbany salon. - Postaw mnie. - Nie. Nie jestem taki ciemny, gdy chodzi o ludzi. Zawsze studiowałem ich zachowania i znam zwyczaj przenoszenia panny młodej przez próg, kiedy pierwszy raz wchodzi do ich wspólnego domu. Jesteśmy sparowani z tego, co mi wiadomo, a ślub jest tylko formalnością dla twojego świata, ale nie mojego, skarbie. Zaniosę cię do łóżka i pokażę właściwy szacunek, na jaki zasługujesz, postępując zgodnie z waszymi cennymi tradycjami. To było tak słodkie, że nie miała serca powiedzieć mu, że większość facetów nie przerzuca kobiet przez swoje ramię. Zachichotała, puściła włosy i przykryła jego muskularny tyłek, gdy szybko przemierzał korytarz. Miał najlepszy tyłek na świecie i ledwie zwróciła uwagę na jego pokój, gdy tam weszli, gdy włączył światło. Poprawił ją i zgiął, ułatwiając jej zajęcie miejsca na brzegu materaca i przykucnął przed nią. Uśmiechnął się. - Witam w naszym domu. A teraz zdejmij ubranie. Tęskniłem za tobą i jeśli wkrótce nie będę się z tobą kochał, chyba stracę całą kontrolę. – Wstał, zrzucił swoje ~ 267 ~
buty i szarpnął za marynarkę. – Pospiesz się – warknął miękko. Jessie przyglądała się jak szybko się rozbiera, ciesząc się widokiem każdego seksownego cala skóry i mięśni, jakie odsłaniał. Spojrzał zanim zdjął spodnie, zwęził oczy i zmarszczył brwi. - Rozbieraj się. Mówię poważnie, Jessie. Minęły dwa tygodnie i nie chciałbym zerwać jej z ciebie. To ładna sukienka. Jessie skopała buty. Sięgnęła za siebie i rozpięła sukienkę, a potem stanik. Pozwoliła im zsunąć się w dół swojego ciała, gdy zsunęła się z łóżka. Justice zamruczał, gdy rozebrała się z majtek. Cofnęła się, gdy zrobił krok do niej. - Czekaj. Justice zamarł. - Co? - Musimy przez chwilę porozmawiać. - Nie chcę rozmawiać. - No cóż, powinniśmy. Warknął. - O czym? - Spałeś z Kit? Zmarszczył brwi. - Nie. Sama zmarszczyła brwi, uważnie studiując jego twarz w poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu kłamstwa lub winy. - Naprawdę? - Jedyną kobietą, jakiej pragnę, jesteś ty. Nie zadowalam się czymś pomniejszym, w tym, czego chcę. Kiwnęła głową, pewna, że jest szczery. ~ 268 ~
- Czy ta cała partnerska sprawa oznacza, że nie będziesz mnie zdradzał? Uśmiechnął się. - Właśnie to oznacza. Ty jesteś dla mnie, ja jestem dla ciebie. To jest zobowiązanie, żeby być tylko ze sobą nawzajem. - Do końca życia? - Na zawsze. - Okej. Dobrze. - Skończyliśmy już rozmawiać? Zerknęła na łóżko i uśmiechnęła się. - Jeszcze tylko parę rzeczy do uzgodnienia. Zacisnął ręce, jego ciało się napięło i jego pobudzony fiut zadrżał wyraźnie, machając trochę na nią. - Co jeszcze? - Odzyskam moją pracę, z której zrezygnowałam dziś wieczorem? Lubię pracować z kobietami w akademiku. - Nigdy nie straciłaś swojej pracy. Nie przyjąłem twojej rezygnacji. Jessie się uśmiechnęła. - Dobrze. - Teraz skończyliśmy rozmawiać? - Jest jeszcze tylko jedna rzecz. - Co? – Zbliżył się pomalutku, wyglądając na gotowego rzucić się na nią. Jessie zassała swoją dolną wargę do ust. - Ty. Zamrugał.
~ 269 ~
- Co ja? - Chcę cię na łóżku i chcę być na górze. Jego oczy się zwęziły, a Jessie wstrzymała oddech. Wpatrywali się w siebie nawzajem i zrobił krok do tyłu. - Chcesz policzyć się za dzisiejszy wieczór i poprzedni. Chcesz, żeby ci się poddał, by ułagodzić twoją zranioną dumę. - Nie. Po prostu chcę być na górze. Podobało ci się ostatnim razem i mnie też. - Chcesz, żebym pozwolił ci kierować naszym seksem? - Lubię tę pozycję i przysięgam, że nie chodzi o policzenie się ani o dominację. Posłał jej ostrożne spojrzenie i wspiął się na łóżko, obracając się na plecy. - Tylko dla ciebie, a jeśli kiedykolwiek powiesz… – Jego spojrzenie przemierzyło jej ciało. – Będę musiał publicznie domagać się mojej dominacji nad tobą w gorszy sposób niż zrobiłem to w barze. - Co to znaczy? – Jessie pochyliła się nad łóżkiem. – Dlaczego te łóżka są takie wysokie? Muszę mieć stołek, żeby się tam dostać. Justice się roześmiał i wyciągnął rękę, by chwycić jej nadgarstki i wciągnąć całkowicie na materac. - Jesteśmy wysocy. Pomogę ci dostać się do łóżka. A skoro z wydostaniem się z niego będziesz miała problem, w takim razie z chęcią cię tu zatrzymam. Musiałbym posiąść cię przed wszystkimi moimi ludźmi, gdybym chciał domagać się mojej dominacji. Jessie zaśmiała się z jego żartu, ale on nie. Zamiast tego wygiął brew, obserwując ją w milczeniu. Przestała się śmiać, zdając sobie sprawę, że jest poważny. To nią wstrząsnęło i zaszokowało. - Naprawdę? To… Jeśli kiedykolwiek spróbowałbyś mi to zrobić przed innymi, zastrzelę cię. Naprawdę uprawiałbyś ze mną seks przed nimi wszystkimi? Jestem absolutnie przeciwna całej tej podglądackiej rzeczy. Nagle się roześmiał.
~ 270 ~
- Nie. Chciałem tylko zobaczyć wyraz twojej twarzy. Jessie się odprężyła i uśmiechnęła. - A co tak naprawdę byś zrobił, gdybym komuś powiedziała, że pozwoliłeś mi to zrobić? – Jessie usiadła okrakiem na jego udach i opuściła swoje ciało na jego. Jej głowa się pochyliła i jej język liznął jego brzuch koło pępka. - Musiałbym cię ukarać – cicho jęknął. Jessie przesunęła się wyżej, by polizać jego sutek i zassać twardniejące ciało między zęby. Uszczypnęła go, a on wydał cichy mruczący dźwięk. Jessie poczuła jak jego uwięziony między ich brzuchami twardy fiut szarpnął się w odpowiedzi. Puściła jego sutek i zaczęła wyciskać pocałunki na jego torsie, dopóki jej usta nie napotkały jego drugiego sutka, by go podrażnić. - Jak byś mnie ukarał, Justice? Jego ręce chwyciły jej biodra. - Torturowałbym cię, Jessie. Lubisz jak poruszam się w tobie szybko, ale przytrzymałbym cię i ruszał się tak wolno, aż błagałabyś mnie, bym pieprzył cię w sposób, w jaki lubisz. A ja nie zrobiłbym tego. Przeciągałbym to, dopóki nie mogłabyś już tego wytrzymać. Całe ciało Jessie odpowiedziało na jego zmysłową groźbę. Przesunęła biodra i podniosła się, odsuwając się od jego sutka i siadając prosto. Jej palce zakręciły się wokół penisa, którego chwyciła, pogłaskała aksamitną długość i otarła kciukiem po koronie. Wilgoć przedwytrysku pomogła jej go podrażnić, gdy rysowała kółka. - Wiesz, że jeśli będziesz mi groził drażnieniem się, to ja mogę zrobić to samo, kochanie. - Jessie – zamruczał – minęły tygodnie. Chcę, żeby było ci dobrze, ale rób tak dalej, a nie wytrzymam. Jessie ustawiła swoje biodra nad jego, poprawiła jego fiuta i otarła się o niego cipką. Jęknęła cicho, ciesząc się tym, że podrażnił jej łechtaczkę, gotowa wziąć go w siebie. Ona również za nim tęskniła, wiedziała jak dobrze będzie go poczuć i pchnęła biodra w dół. Justice odrzucił głowę do tyłu i puścił ją, by chwycić się łóżka, gdy wzięła go do środka.
~ 271 ~
- Pazury – jęknęła. – Tak dobrze cię czuć. Tylko nie zniszcz łóżka. Później będę w nim spała razem z tobą. - Pieprzyć łóżko – warknął Justice. - Pieprz mnie. – Jessie jęknęła, opuściła brodę i wpatrzyła się w jego wypełnione namiętnością oczy. Jessie zamknęła oczy, odrzuciła do tyłu głowę i zatopił się mocniej, biorąc więcej niego, ciesząc się rozciąganiem ścianek jej pochwy. Odczucie Justice’a wypełniającego ją było czymś najlepszym na tym świecie. Naciskała w dół, dopóki nie poczuła, że jest cały, dokładnie usadowiony, a ich połączenie jest kompletne. Zaczęła się lekko poruszać w górę i w dół, by się przystosować, biorąc go najpierw powoli, a to było torturą. Pragnienie jej ciała, tego by dojść, zachęcało ją, żeby ujeżdżać go szybciej. Justice mruczał i warczał, wydawał erotyczne dźwięki, które podkręcały jej namiętność. Jego ręka się zbliżyła, chwyciła jej nogę, a jego kciuk wśliznął się między jej rozszerzone uda. Otarł się o jej łechtaczkę i rysował kółka z wystarczającym naciskiem, by sprawić, żeby mięśnie jej pochwy zacisnęły się wokół jego grubego obwodu. Jessie jęknęła głośniej, ujeżdżając go szybciej. Justice nagle się przetoczył. Jessie sapnęła zaskoczona, ale potem mruknęła, gdy zaczął się w nią wbijać głębiej i szybciej, obezwładnił swoim ciężarem, i wiedziała, że zachowuje kontrolę. Wyglądał seksownie i gorąco, gdy miękko na nią warczał, pokazał zęby, kiedy się uśmiechnął, i napinał ramiona, by bardziej unieruchomić ją pod sobą. - Moja kolej. Justice wbijał się w nią szybko i mocno, z niczym się nie wstrzymując, a ona owinęła się wokół niego. Jej nogi zahaczyły się nad jego tyłkiem, jej ramiona oplotły się wokół jego szyi. Ich ciała idealnie poruszały się razem, gdy wbijał się w nią, uderzając w każde zakończenie nerwów, które wołało o spełnienie. Zanurzał się w niej głębiej, z większą siłą i ustawił swojego fiuta tak, by uderzać w miejsce, które wydobyło z niej krzyk z jego imieniem. Wybuchła w niej przyjemność, gdy Justice poruszał się szybciej i mocniej. Wykrzyknęła jego imię, kiedy uderzył w nią orgazm. Justice odrzucił głowę do tyłu i ryk wyrwał się z jego gardła. Ich ciała zatrzęsły się i zwarły ze sobą. Jessie odprężyła
~ 272 ~
się, gdy omyła ją ostatnia fala przyjemności, a ciało Justice’a owinęło się wokół jej. - Jesteś moją partnerką – wyszeptał Justice do jej ucha, wyciskając pocałunek na jej gardle. - Dzięki Bogu! – odszepnęła. Justice zachichotał. - Jest coś, co chciałbym ci powiedzieć. – Podniósł głowę, by mogła na niego spojrzeć. - Co takiego? - Odkryliśmy, że jest u nas możliwe posiadanie dzieci, kiedy człowiek zajdzie w ciążę z jednym z naszych mężczyzn. Ich zdrowe, silne dziecko urodziło się kilka tygodni temu. – Chwycił w dłonie jej twarz. – Dziecko jest Gatunkiem, ma nasze rysy twarzy i jest podobne do swojego ojca. Chcę mieć z tobą dziecko. Pomyślisz o tym? Uderzył w nią szok – nie chodziło o to, że mogli mieć dzieci, coś, o czym już wiedziała, a nie powinna dzięki zaufaniu Breeze do niej. Chodziło o fakt, że Justice chciał mieć z nią dziecko. Przeszedł od zwalczania ich bycia razem do proszenia jej, by została matką jego nienarodzonych dzieci. To był szybkie przejście. Justice przetoczył ich na bok, stworzył małą przestrzeń między ich ciałami i przykrył dłonią jej brzuch. - Chcę, żebyś nabrzmiała moim dzieckiem i pragnę, żebyś związała się ze mną w każdy możliwy sposób. – Wpatrywał się głęboko w jej oczy. – Chcę zrobić wszystko, by przywiązać cię do mnie pod każdym względem. Uszczęśliwiasz mnie. – Uśmiechnął się. – Czynisz moje życie kompletnym. Łzy wypełniły oczy Jessie. - Jesteś taki dobry w słowach. Zmarszczył brwi. - Co to znaczy? Roześmiała się i otarła łzy. - To znaczy, że bardzo chciałabym mieć z tobą dziecko, jednak chcę zaczekać ~ 273 ~
przynajmniej rok. Najpierw chcę spędzić z tobą trochę czasu, a ty musisz wziąć więcej wolnego czasu od pracy zanim będziemy jakieś mieć. Chcę, żebyśmy razem wychowywali nasze dziecko, albo dzieci, a nie, że ja sama będę wychowywała nasze dziecko, podczas gdy ty pójdziesz do pracy. - Jestem twoim partnerem. Będziemy wszystko robili razem. - Skarbie, jesteś pracoholikiem. – Oblizała swoje wargi. – Mój tata jest taki i nie był zbyt często blisko mnie, gdy byłam dzieckiem. Moim najgorszym lękiem było dorastanie i poślubienie kogoś podobnego do niego. Ironia, prawda? Ty sprawiasz, że on wygląda na wręcz leniwego, gdy chodzi o godziny, które poświęcasz pracy, ale jestem dorosła. Rozumiem, dlaczego tak ciężko pracujesz, ale dzieci nie zrozumieją jak ważna jest twoja praca. One po prostu będą się czuły porzucone i na drugim miejscu. Rozumiesz? Musisz się nauczyć jak bardziej się odprężać zanim zostaniemy rodzicami. - Zamierzam przekazać niektóre obowiązki radzie i to uwolni dużo mojego czasu. Mogę poczekać rok i zobaczysz, że spędzimy razem mnóstwo czasu. Mogę się odprężać, a ty nauczysz mnie jak. Nie miałem życia, byłem tylko twarzą moich ludzi. Teraz wszystko się zmieniło, Jessie. Kocham ich, ale jesteś moim priorytetem numer jeden. – Jego oczy się zwęziły. – Jesteś moją partnerką. Zajmujesz pierwsze miejsce przed wszystkimi innymi. Nawet ustąpię z samego rana, żeby ci pokazać jak wiele dla mnie znaczysz. Kocham cię i jesteś dla mnie wszystkim. Wiedziała, że mówi to na poważnie i jej miłość do niego wzrosła. - Nie chcę, żebyś zrezygnował, ale chcę, żebyś pracował mniej godzin. To, co robisz jest bardzo ważne i nie chcę zmieniać tego, kim jesteś. Jesteś mężczyzną, z którym chcę być. Proszę tylko o więcej twojego czasu. Otrzymanie pomocy od twojej rady brzmi idealnie. Uśmiechnął się. - Zgoda. Chciałbym mieć więcej niż jedno dziecko. Chciałbym, żebyś stale była w ciąży i mogę to zrobić. - Porozmawiamy o ilości, po tym jak będziemy mieli nasze pierwsze. Wyglądał na pełnego nadziei. - Ale przynajmniej dwójka? ~ 274 ~
- Kocham cię z całego serca i ty też mnie uszczęśliwiasz. – Uśmiechnęła się. – Kiedy mnie nie wkurzasz, mimo to kocham cię bardziej niż chcę cię zabić. Ty też sprawiasz, że moje życie jest kompletne. - Powiedziano mi, że ta następna rzecz to dobre wieści. Gdy uczynię cię brzemienną, co jest najgorszą rzeczą w byciu w ciąży? - Tycie. Roześmiał się. - Druga najgorsza rzecz? - Poranne nudności. - A co powiesz na dziewięć miesięcy bycia w ciąży? - Tak. To brzmi jak ból, ale jest tego warte. Justice nagle przetoczył się na Jessie i obezwładnił ją pod sobą. - Będziesz nosiła dziecko Gatunku, Jessie. Pierwsze dziecko urodziło się w ciągu dwudziestu tygodni, zdrowe i o czasie. Leczymy się szybciej niż wy i zostaliśmy inaczej zaprojektowani. Najwyraźniej nasze dzieci rozwijają się szybciej niż wasze. Druga ludzka przyszła matka doświadcza takiej samej przyspieszonej ciąży. Myślimy, że dwadzieścia tygodni jest długością ciąży. – Jego spojrzenie poszukało jej. – Nadal będziesz chciała nosić moje dziecko? Jessie była oszołomiona. Pięć miesięcy? Justice stoczył się i usiadł. - To zbyt wiele, prawda? Czy teraz boisz się rozważać posiadanie mojego dziecka? Jessie przewróciła się na bok i podparła głowę na zgiętym ramieniu. - Nie. Po prostu próbuję przetworzyć te wiadomości. To jest oszałamiające. - Czy to cię odrzuca? - Nie. Nigdy. Bardzo chciałabym nosić w sobie nasze dziecko i to jest całkiem fajne. Do diabła, prawie będę mogła mieć dwoje naszych dzieci w czasie, który zabiera mojemu rodzaju mieć jedno dziecko. Odetchnął z ulgą. ~ 275 ~
- Więc zgadzasz się mieć przynajmniej dwoje. Dobrze. Przysunęła się bliżej, wyciągnęła rękę i potarła jego udo. - No, jeszcze masz dla mnie jakieś niespodzianki? - Lekarze pomogli partnerce Fury’ego, Ellie, zajść w ciążę. Miała coś nazywanego zablokowanym jajnikiem, ale teraz mają dziecko. Planujemy przenieść ich do Rezerwatu, by to ukryć, gdy zacznie być bardziej widoczna. Nie możemy pozwolić, by twoi ludzie już się dowiedzieli. Nie sądzimy, żeby byli gotowi usłyszeć, że możemy mieć dzieci, i martwimy się jak źle zareagują, gdy dowiedzą się, że istnieją dzieci Gatunków. Nasze dziecko nie będzie samo. Jessie kiwnęła głową. - Będziemy musieli otworzyć szkołę dla naszych dzieci zanim staną się na tyle duże, by jej potrzebować. Z pewnością nie możemy ich wysłać do publicznych szkół za bramami. Byłyby w zbyt wielkim niebezpieczeństwie. Justice przykrył jej rękę i przytrzymał. - Moja partnerka jest bystra. O jakich innych rzeczach myślisz? - Myślę, że musimy poćwiczyć zachodzenie w ciążę. Chcemy to dobrze zrobić. Spojrzał na nią i warknął. W sekundzie ją przerzucił i ustawił na czworaka. Wszedł w nią łagodnie, pieprząc głęboko i Jessie jęknęła. Justice wsuwał się w nią powoli i równomiernie, dopóki prawie nie doszła. Przerwał, gdy była tuż przy krawędzi. Obróciła głowę. - Nie przestawaj. - Narzekasz? Potrzebuję praktyki? Nagle wbił się mocno i szybko, zawinął się wokół jej pleców i jego zębów chwyciły jej ramię. Jedna z jego rąk oderwała się od łóżka i jego palec zaczął brzdąkać na jej łechtaczce. Jessie doszła krzycząc, a Justice rykiem oznajmił po niej swoją własną przyjemność. Opadli na łóżko tuż obok siebie, wciąż połączeni, i Jessie roześmiała się jak tylko złapała oddech. Czasami niezrozumienie przez niego tego, co próbowała
~ 276 ~
powiedzieć, nie było czymś złym. Pomylił jej żart ze skargą. Justice ugryzł jej ramię i drgnęła od szarpnięcia przyjemności. To wysłało impuls prosto do jej łechtaczki, przypominając jej jak wrażliwa była w tej chwili. Jego zęby puściły ją. - Jak było? Odwróciła głowę, by zajrzeć w jego zadowolone oczy. - To był ludzki żart. Przepraszam. Kocham sposób, w jaki mnie wziąłeś, Justice. Nic nie robisz źle. To tylko powiedzenie. To oznacza, że powinniśmy uprawiać całe mnóstwo seksu, więc mówi się praktyka uczyni cię ciężarną, jako żart. Zachichotał. - Rozumiem. - Ale nie omieszkam powiedzieć ci tego jeszcze raz. Kiedy to powiem, czy mógłbyś zapomnieć, że wiesz, co to naprawdę oznacza? Cholernie mi się to podoba. - Więc chcesz dużo więcej seksu? - Zawsze cię pragnę. Uśmiechnął się szeroko. - Jesteśmy zaprojektowani dla wytrzymałości i siły. Wiesz, do czego jeszcze? - Jesteś szalenie przystojny i masz najlepsze ciało, jakie kiedykolwiek widziałam w całym moim życiu, i to sprawia, że się ślinię, gdy zdejmujesz swoje ubranie? Pocałował ją. - Oprócz tego. - Co? - Nasz czas regeneracji. Chcesz więcej seksu? – Poruszył się w niej wolno. – Czy kiedykolwiek się zastanawiałaś, dlaczego zawsze wysuwam się z ciebie po seksie? Nie mięknę, gdy jestem w tobie. Tak długo jak jestem w tobie potrafię tak całymi godzinami.
~ 277 ~
Jessie jęknęła. - Tym razem zrobimy to wolniej. Potrząsnęła głową. - To będzie torturą. Justice przytrzymał ją, cały czas poruszając się w niej. Jego druga ręka przemierzyła jej brzuch, jej piersi i bawiła się jej sutkami. - Pokochasz to. Zamierzam tak wolno i rytmicznie poruszać się w tobie, jednocześnie wszędzie cię dotykając. To jest mój kolejny talent. - Zamierzasz mnie zabić. - Nie. Po prostu daję ci to, co chciałaś. - Szybciej. - Jaka niecierpliwa. – Jego ręka zostawiła jej pierś, przesunęła się w dół jej brzucha i użył swojej nogi, by szerzej rozłożyć jej uda, unieruchamiając je takie otwarte, żeby dotknąć jej obnażonej łechtaczki koniuszkami palców. – Powoli i miarowo, Jessie. Jessie prawie osiągnęła orgazm od uczucia delikatnego rytmu, jakim bębnił po kłębku nerwów. Wbijał się wolno, nie spiesząc się, gdy igrał z jej ciałem. - Naprawdę mnie kochasz, Jessie? - Tak! Przestał w nią uderzać, jego ręka się przekręciła i palec oraz kciuk uszczypnęły łagodnie jej łechtaczkę, szarpiąc trochę i pocierając. Ujeżdżał ją rytmicznie, ale przesunął biodra, wpychając się w nią głębiej. W ciągu sekund Jessie wykrzyknęła jego imię, gdy doszła. Jutice odrzucił do tyłu głowę, wygiął kręgosłup i rycząc doszedł, wypełniając ją swoim ciepłym spełnieniem. Długie minuty później Jessie otworzyła oczy i przekręciła głowę, by uśmiechnąć się do Justice’a. - Może powoli jest miłe. - Miłe? – Uśmiechnął się i wygiął brwi. – To było tylko miłe? ~ 278 ~
- To było fantastyczne. Justice wolno wysunął się z jej ciała i przetoczył ich na boki, przytulając się do jej pleców. - Nie chcę, żebyś była obolała. Zadziwię cię jeszcze później, gdy trochę odpoczniesz. - Kocham cię. Justice pocałował krzywiznę jej ramienia. - Ja też cię kocham, Jessie. Śpij. Chcę trzymać cię przez całą noc. – Sięgnął do tyłu i zdołał wyłączyć światło na stoliku nocnym. Jessie wtuliła się w niego i zamknęła oczy. Wyjdzie za Justice’a i powiedział, że jest jego partnerką. Uczucie bycia w jego ramionach, w jego łóżku, było najbardziej właściwą rzeczą, jaką kiedykolwiek czuła.
Justice słyszał zmianę oddechu u Jessie i wiedział, że jego partnerka śpi. Przyciągnął ją trochę mocniej do swego ciała, zakrzywiając nogi, by przysunąć ją bliżej i wciągnąć w płuca jej kuszący kobiecy zapach. Była jego na wieczność i już dłużej nie będzie sam. Była jego drugą połową, tą bardziej miękką stroną, której nigdy by nie miał bez niej, a także jego największą słabością. Zrewidował swoje uczucia, martwiąc się, że może pożałować posiadania tej nowej rysy na swojej poprzednio nieprzeniknionej zbroi, ale zamiast tego odczuwał tylko spokój. Rano trzeba będzie zapłacić za piekło, jakiemu będzie musiał stawić czoła z powodu publicznego jej zatwierdzenia, ale to nie miało znaczenia. Jessie była warta zmierzenia się ze światem, jeśli to właśnie miało nastąpić. Jej ojciec będzie zdenerwowany, prawdopodobnie wycofa swoje poparcie, ale znajdzie sposób, by to załatwić. Upewni się, że pozostanie bezpieczna. Będzie ją chronił za wszelką cenę, a gdyby niebezpieczeństwo stało się zbyt wielkie, ustąpi ze swojego stanowiska. Mogą przeprowadzić się do Rezerwatu do Dzikiej Strefy, blisko Valianta i Tammy. Budowa jego domu nad jeziorem postępowała do przodu, planowana, jako odskocznia przed napięciem jego życia, ale mógł stać się ich pełnym domem. Miałby swoje własne osobiste wojsko prawie zdziczałych Gatunków, by pomogli mu utrzymać z dala od jego partnerki całe niebezpieczeństwo. ~ 279 ~
Wyobraził sobie porzucenie swoich garniturów na rzecz przepasek, czegoś, do czego niektórzy z tamtejszych mężczyzn wrócili, i uśmiechnął się. Być może mógłby namówić Jessie do noszenia takiej. Mogliby bawić się przez cały dzień i wszystko, na czym musiałby się skoncentrować, to kochanie jej. Rzeczy nagle nie wydawały się już być takie ponure, gdy wyobrażał sobie ich przyszłość. Odprężył się i zamknął oczy, trzymając ją mocno i wiedział, że tak czy inaczej to wypali. Nie zaakceptuje nic mniej. Miał Jessie i to było wszystko, co się liczyło.
Tłumaczenie: panda68
~ 280 ~
Rozdział 20 Justice obudził się na dziwny, cichy dźwięk, coś nieznanego, i otworzył oczy. Jessie pozostała bezpiecznie wtulona przed nim, ich ciała wciąż przyciskały się mocno do siebie i oddychała wolno i rytmicznie, śpiąc. Cokolwiek zakłóciło jego sen nie pochodziło od niej. Słuchał, stawiając swoje zmysły w stan pogotowia i usłyszał odgłos zbliżającego się pojazdu. Obrócił głowę, zerknął na zegar i zdał sobie sprawę, że jest kilka godzin przed wschodem słońca. Nikt o tym czasie nie powinien jeździć blisko jego domu. Ochrona patrolowała obszar, ale trzymała się z dala od jego domu tak jak im rozkazał, po tym gdy zmył im głowę za zakłócanie jego prywatności za każdym razem, gdy ryknie. Ostrożnie rozluźnił uścisk na swojej partnerce i wysunął się z łóżka nie budząc jej. Wyszedł pospiesznie z pokoju, potem korytarzem i do salonu. Światła wciąż były włączone na drodze, którą przyprowadził Jessie do domu, więc popędził do swojego ciemnego biura, ruszył do frontowego okna i przesunął nieznacznie zasłonę, by wyjrzeć na zewnątrz. Jakiś SUV zjechał na bok i zaparkował trochę dalej na wzniesieniu, blisko domu Tigera, na pustym miejscu obok starego domu Jessie, i silnik umilkł. Jego serce biło gwałtownie. Coś było nie tak. Nie mieli zapalonych reflektorów zanim zaparkowali i żadne wewnętrzne światło też się nie zapaliło, gdy otworzyły się cztery drzwi. Wszystkie pojazdy NGO miały w pełni działające wyposażenie, w tym światła. Ktoś je usunął, by mieć pewność, że nie nawali. Pojawiło się pięć ciemnych postaci, pozostawiając szeroko otwarte drzwi. Jedynym powodem zrobienia tego, było uniknięcie hałasu. Jego oczy się zwęziły, skupiając się na tej piątce. Zdał sobie sprawę, że są ubrani na czarno od stóp do głów. Ich twarze również były zakryte ciemnymi maskami albo były pomalowane, by zataić ich rysy. Zbliżyli się do domu obok, gdzie mieszkała Jessie. Obserwował ich wystarczająco długo, by zauważyć sposób, w jaki się poruszali i używali zbyt znajomych sygnałów, by się komunikować. Zamierzali się rozdzielić i otoczyć coś lub kogoś.
~ 281 ~
Justice wymknął się z biura i pospieszył korytarzem do jednej z dodatkowych sypialni, gdzie miał lepszy widok, po tym jak zniknęli z zasięgu jego wzroku. Zobaczył jak jedna ciemna postać przeskakuje nad bramą, prowadzącą od frontu na podwórko domku obok. Było oczywiste, że ich celem musiała być Jessie. Wściekłość przemknęła przez każde włókno jego ciała. Opuścił zasłonę, cofnął się i chwycił telefon z nocnego stolika. Wystukał domowy telefon Tigera, jego umysł już knuł, co robić. Dzwonił, dopóki nie odezwała się maszyna. Rozłączył się i wykręcił numer jego komórki. Dzwoniło trzy razy. - Jest czwarta trzydzieści rano – burknął Tiger, trochę bez tchu. – Lepiej, żeby to było coś naprawdę ważnego, że mi przeszkadzasz, gdy jestem zajęty. - Pięciu naszych mężczyzn okrążyło domek Jessie. Weszli ukradkiem, ubrani tak, by ukryć swoją obecność, co oznacza, że planują atak – warknął Justice. – Zadzwoń do mężczyzn, którym ufasz i przyjedź do mojego domu. Rusz się. Najwyraźniej nie popierają mojego wyboru partnerki. - Sukinsyny – warknął Tiger. – Nie ma mnie w domu. Jestem w akademiku kobiet. Złapię kilku mężczyzn, którzy wciąż tu są i przyjdziemy. Nie zajmuj się nimi, dopóki nie przyjedziemy. Jesteś w mniejszości. Justice się rozłączył i następnie wykręcił numer budki strażniczej przy bramie. Dzwoniło sześć razy, ale nikt nie odebrał i zacisnął zęby. Albo oficer dyżurny brał w tym udział, albo tych pięciu mężczyzn obok coś mu zrobiło. Nie miał żadnego natychmiastowego wsparcia. Justice pobiegł z powrotem do swojej sypialni. Dopadł do łóżka i rzucił się na Jessie. Jedna z jego rąk przycisnęła się do jej ust, a druga chwyciła jej biodro. Przeciągnął jej ciało ze środka łóżka do jego krawędzi, podniósł ją całkiem z materaca i Jessie sapnęła pod jego dłonią. Pochylił się do jej ucha i syknął zanim miała czas na walkę. - Pięciu mężczyzn Gatunków jest w twoim domu. Bądź cicho, ubierz się i trzymaj się mojego boku. Widzę na tyle dobrze w ciemności, że cię poprowadzę. Jessie kiwnęła głową w zrozumieniu. Odsunął rękę z jej ust, opuścił ją aż jej nogi utrzymały jej ciężar i złapał jej ramię. Szafa była blisko. Otworzył drzwi i wciągnął ją do środka. Drzwi się zamknęły i włączył wewnętrzne światło, na chwilę oślepiając ich oboje. Jessie przyglądała mu się ponuro swoimi pięknymi niebieskimi oczami i pojawiła ~ 282 ~
się duma, że jego partnerka wydawała się być tak spokojna. Nie marnowała czasu bombardując go pytaniami ani nie zareagowała atakiem histerii na to, co powiedział. Puścił ją, złapał koszulę i rzucił w jej stronę. Z szarpnięciem wyciągnął szufladę, wyjął im obu bokserki i ubrał się obok niej w ciasnej przestrzeni. - Powiedziałeś pięciu? – szepnęła, gdy zawijała pasek pożyczonych bokserek. - Tak. Z Gatunków, przypuszczam, że to są mężczyźni. - Cholera. Nie mógł bardziej się zgodzić. Pozwolił, by gniew przejął kontrolę, i wiedział, że poleje się krew, gdy mężczyźni uświadomią sobie, że nie ma jej w domu, i ośmielą się przyjść do jego domu poszukując jej. To będzie oznaczało dla nich śmierć bez żadnych wątpliwości. Zabije albo zginie, żeby chronić swoją partnerkę. Chciał z nią umknąć, ale mogło być ich więcej, czekających na zewnątrz, takich którzy przyszli piechotą. W domu przynajmniej będzie mógł zachować swoją pozycję, dopóki nie przybędzie Tiger z posiłkami. Odepchnął wstrząs, że jego właśni ludzie chcą zabić jego partnerkę. To było przerażające i było czymś, czego nigdy się nie spodziewał. Jessie próbowała ukryć swoje przerażenie, gdy szarpnęła za koszulkę, którą dał jej Justice. Nie obchodziło jej, czy była założona na lewą stronę czy tyłem do przodu. Informacja, którą się z nią podzielił, ledwie dotarła do jej zamglonego snem mózgu, ale byli w głębokim gównie, bo jak powiedział byli z Gatunków i to musiało być już całkiem złe. Chcieli jej. Patrzyła jak Justice staje przodem do ściany szafy, łapie pręt wieszaka, na którym wisiały jego garnitury, i wyrywa całą rzecz. Puścił to, wszystko spadło na podłogę, i sięgnął do ściany u góry, a koniuszki jego palców czegoś szukały. Nastąpiło kliknięcie i ściana po jednej stronie się otworzyła. Złapał to i otworzyły się ukryte drzwi szafy. Jej wargi się rozchyliły, ale ścisnęła je razem, nic nie mówiąc na widok dwóch krótkich broni przyczepionych do ściany i torebek z dodatkowymi magazynkami obok nich. Tylko patrzyła, gdy złapał kuloodporną kamizelkę. Okręcił się, rzucając ją w jej stronę. - Załóż to. - Ty. ~ 283 ~
Jego oczy się zwęziły. - Zrób to. Nie mamy czasu na dyskusje, Jessie. Uleczę się i poruszam się szybciej od ciebie. Mój rodzaj będzie walczył z innym Gatunkiem, jak równy z równym, ale ty jesteś człowiekiem i nie jestem pewien, czy okażą ci taki respekt. Mogą mieć broń i cię zastrzelić. Załóż kamizelkę. Miał to zadecydowane spojrzenie, które powiedziało jej, że ta kłótnia będzie tylko stratą czasu. Przyjęła ciężką kamizelkę, włożyła i spróbowała dopasować za duże części. Justice nie przypiął broni, tylko się obrócił wpychając jej w ręce. Jego schowek z bronią był imponujący, gdy do niego zerknęła. - Ładnie. Zakładam, że trzymasz tam strzelbę? Potrząsnął głową. - Nie używamy na siebie broni, Jessie. Walczymy swoimi ciałami. Jednak ty nie jesteś z Gatunków. Przegrałabyś z jednym z naszych mężczyzn, gdyby do tego doszło. Nie chcę cię stracić. Będziesz potrzebowała pomocy, gdy dojdzie do najgorszego. - Myślisz, że oni tu przyjdą? - Domyślą się, gdzie musisz być, skoro nie ma cię obok. Muszą bardzo cię chcieć, by tak ryzykować, i przypuszczam, że potem przyjdą tutaj. - Cholera. – Jessie sprawdziła zabezpieczenie broni, upewniła się, że są zablokowane i otworzyła magazynek, widząc, że jest w pełni załadowany. – Tak mi przykro. To przeze mnie. Justice poruszył się błyskawicznie szybko, złapał jej brodę i odchylił głowę, by napotkała jego spojrzenie i miękko warknął w gniewie. - Nie ty to zrobiłaś. Partnerzy są szczególnie cenni, muszą być za wszelką cenę chronieni i uważani za jednego z Gatunków. Ci mężczyźni są winni zdradzenia nas. – Jego ręka opadła. – Chcę, żebyś poszła usiąść w wannie w łazience. Tam są tylko dwa wejścia. Zabij każdego, kto przejdzie przeze mnie. To będzie znaczyło, że nie żyję. Jej usta opadły. - Oni nie ośmielą się cię skrzywdzić. Jesteś ich przywódcą. Złapał cztery magazynki do pistoletu i wepchnął je do przednich kieszeni jej ~ 284 ~
kamizelki. - Przypuszczam, że chcą mnie wyrzucić. Ruszaj się, Jessie. – Jego spojrzenie zmiękło. – Tiger i inni ludzie są już w drodze. Zaufaj mu. Zapewni ci bezpieczeństwo i odda twojemu ojcu, jeśli coś mi się stanie. - Dałeś mi oba pistolety. – Podała mu jeden, kolbą naprzód. – Proszę weź jeden. - Gatunki nie używają broni, by walczyć ze sobą, ale ty ich potrzebujesz. Nie walcz z nimi jak równy z równym. Po prostu pociągnij za spust zanim będą mogli zaatakować. Jessie wpatrzyła się w ciemne oczy Justice’a. - Nie schowam się w łazience, gdy ty staniesz sam naprzeciw pięciu. Mogę strzelać i zostanę u twojego boku. Ta broń i ja możemy całkiem szybko zmniejszyć ich liczebność. Nagle się przychylił i pocałował jej usta. - Kocham cię. – Jego uśmiech zamarł i oczy się zwęziły. – Nie mamy czasu głosować na mój plan. W całym domu zapiszczał alarm i Justice przeklął. - Włamali się do naszego domu. Idź do łazienki. Nie będę mógł się skoncentrować, jeśli nie będę wiedział, gdzie jesteś. Zrób to albo sprawisz, że oboje zginiemy. Wyłączył światło, złapał jej ramię i pchnięciem otworzył drzwi szafy. Była prowadzona przez jego silny uścisk, skierowana do sypialni, którą szybko sprawdził zanim ją tam zostawił. Sukinsyn. Zamierzał sam stanąć przeciwko pięciu mężczyznom Gatunków, ponieważ miała piersi… albo może faktycznie dlatego, że była człowiekiem. Nie mogła wyobrazić sobie jak mówi którejkolwiek umięśnionej kobiecie Gatunków, by ukryła się w łazience, podczas gdy on będzie walczył. Były twardzielkami i zatrzymałby kobietę Gatunków przy swoim boku, by pomogła wyrównać szanse. Jessie oparła się pragnieniu podążenia za nim, wiedząc, że to go rozproszy, ponieważ wydawał się być pewny, że potrzebuje jego ochrony, i miała nadzieję, że nikt tak naprawdę nie ośmieli się zaatakować Justice’a. Gatunki go uwielbiały i doceniały wszystkie poświęcenia, jakie robił. To było niewyobrażalne, żeby ~ 285 ~
którykolwiek z nich życzył mu źle. Ledwie mogła dostrzec ciemne wnętrze pokoju, widząc więcej cieni niż cokolwiek innego. Jej spojrzenie przemknęło do najlepszej lokalizacji dla zorganizowania ataku – to był odległy kąt z dala od jedynego okna i od otwartych drzwi sypialni. Wanna była takiej samej wielkości i modelu jak ta w jej starym domu. Była doskonała, zapewniała ukrycie i wspięła się do tej dużej rzeczy, przykucając, by uczynić z siebie mniejszy cel. Przeniosła magazynki do wnętrza dużej kamizelki, więc już nie uwierały jej piersi i chwyciła broń obiema rękami. Jej spojrzenie popędziło od okna do otwartych drzwi sypialni. Okno było wystarczająco duże, by mogła przez nie przejść osoba, a otwarte drzwi sypialni pozwalały jej śledzić to, co działo się w reszcie domu. Oczywiście wyjący alarm działał jej na nerwy. Został jakoś wyciszony na tyłach domu, ale zapragnęła mieć połączenie z Justicem. To była umysłowa, by kupić w przyszłości, rzecz na jej liście do zrobienia. Alarm został wyłączony i została jedynie upiorna cisza. Miała nadzieję, że to jest dobra rzecz. Może mężczyźni umknęli, gdy zdali sobie sprawę, że usłyszy to ochrona, i pospieszą Justice’owi na pomoc. Z pewnością przyjdą, gdy zaryczy, a już syreny zdecydowanie spowodują ich przybiegnięcie. Czas upływał i nieświadomość przyprawiała ją o lekkie szaleństwo. Przygryzła wargę, wstała i przeszła przez krawędź wanny. Chciała zerknąć na zewnątrz, mieć okazję zobaczenia, czy cokolwiek się dzieje, i niepewnie zbliżyła się do okna. Wsunęła jedną broń między swoje uda, posłuchała upewniając się, że nic się nie rusza po drugiej stronie i poszukała zamka. Otworzyła i podsunęła szybę wzdłuż okiennicy, wciągając świeże powietrze. Jej ręka ponownie chwyciła drugą broń, podniosła ją i poczuła się bezpieczniej z ciężarem obu nich spoczywających w jej dłoniach. Nic się nie poruszyło na ciemnym podwórku ani przy konturze basenu, gdzie przyćmiony blask świateł od dołu dostarczał jakiegoś widoku. Cofnęła się. Jej spojrzenie odwróciło się do drzwi, by upewnić się, że nic nie podkradało się do niej niepostrzeżenie. Usłyszała cichy głuchy odgłos i jej uwaga pomknęła z powrotem do otwartego okna, by na czas dostrzec ogromną postać spieszącą z jednej strony podwórka prosto na nią. Może to ochrona, a co jeśli nie? Strach sprawił, że cofnęła się od okna i szybko wróciła do wanny, gdzie weszła i przykucnęła. Wycelowała broń w podwórko, ~ 286 ~
wstrzymała oddech, a jej serce biło gwałtownie. Cień przesłonił róg okna. Powąchał głośno i warknął. To był cichy, groźny odgłos, który upewnił ją, że to nie był ktoś, kto był zadowolony ze złapania jej zapachu. Mężczyzna Gatunków wyczuł ją, odkąd tam stanęła. Jej palce zacisnęły się na spuście i czekała na niego aż się ruszy.
Justice usłyszał słaby odgłos kroków na dachówkach i to podało mu lokalizację jednego z mężczyzn. Był blisko końca korytarza, który prowadził do sypialni. Zbliżający się intruz nosił buty, które skrzypiały, nowe, które czasami to robiły, gdy podeszwy nie były jeszcze starte i to naprowadziło go na fakt, że ci mężczyźni nie byli dobrze wyszkoleni. Żaden z jego strażników nie zrobiłby takiego błędu. Byli za bardzo wyszkoleni w skradaniu się, by hałasować. Zastanawiał się, czy nie popełnił błędu, osądzając ich jako Gatunki, ale żadni ludzie nie poruszali się w sposób, w jaki widział poruszających się na zewnątrz mężczyzn. Ich gracja i płynność była zbyt zwierzęca, podczas gdy ludzie byli sztywniejsi i chodzili ciężej. To go zaniepokoiło, ponieważ wszyscy jego mężczyźni musieli przejść szkolenie, a ci nie byli wytrenowani. Oparł się o ścianę sypialni obok otwartych drzwi do korytarza. Nie chciał odchodzić zbyt daleko od Jessie. Ta pozycja pozwalała mu bronić okien sypialni i wejścia od strony holu. Spojrzał na drzwi łazienki, upewniając się, że do tej pory jest bezpieczna. Jego ucho złapało kolejny dźwięk, taki, który zidentyfikował, jako otwieranie się okna. Zacisnął zęby ustalając, że nadszedł z łazienki, gdzie ukryła się Jessie, ale strzelanina nie rozbiła cichego domu. Jessie zastrzeliłaby każdego próbującego włamać się do domu przez mniejszy pokój. To musiało być inne okno i błędnie ocenił kierunek. Usłyszał następny nieznaczny dźwięk, jakby drewno skrobnęło o tynk, i zdał sobie sprawę, że intruz przesuwa się korytarzem bliżej do sypialni. Niecałe trzy metry od jego sypialni stał stół. Najwyraźniej wpadł na niego, kolejny raz zdradzając swój brak wyszkolenia. Chwyciła go wściekłość, gdy się zaciągnął, łapiąc charakterystyczny zapach Gatunków. To byli jego mężczyźni, którzy chcieli zaatakować jego partnerkę. Pięciu mężczyzn najwyraźniej chciało go zabić, by dobrać się do Jessie. Musieli wiedzieć, że umrze, by chronić ją przed krzywdą. Złapał smród potu, smaru i czegoś metalicznego. Jego palce wygięły się w pazury. ~ 287 ~
Mężczyzna Gatunków przyniósł broń albo nóż do walki, broń, która miała być użyta przeciwko Jessie. Wyskoczył ze swojego miejsca ukrycia na korytarzu. Ryk wyrwał się z jego gardła, gdy złapał mężczyznę, podniósł go i trzasnął ciężkim ciałem o ścianę. Tynk odłupał się od tej siły, mężczyzna syknął z zaskoczenia i bólu, i zaczęła się walka. Cios pięścią trafił Justice’a w szczękę, a był na tyle silny, że potoczył się do tylu i stracił swój chwyt. Jego przeciwnik uderzył o podłogę w kucki i skoczył, celując w jego pierś. Justice użył zębów, by rozedrzeć skórę. Mężczyzna spróbował zmiażdżyć jego żebra w niedźwiedzim uścisku. Mężczyzna krzyknął i Justice złapał klatkę piersiową mężczyzny, wbił się i połamał kości. Ciało pod nim było już martwe, gdy upadli na podłogę. Justice zepchnął ciało i wypluł krew. Napiął się, widząc ruch na końcu korytarza. Ryknął jeszcze raz i popędził za wycofującym się cieniem.
Jessie usłyszała ryk Justice’a, potem głośny syczący dźwięk i duży huk. Nie było wątpliwości, co do brutalnych odgłosów walki, i chciała wypaść z łazienki, by wskoczyć prosto w nią. Jednak pozostała nieruchoma, ponieważ ciemny kształt został przy oknie. Osoba wciąż czekała na atak, a ona skupiła na nim swoją uwagę. Wiedziała, że Justice nadal żyje, gdy ponownie ryknął. Walka wydawało się, że się skończyła, i mogła się tylko modlić, że wygrał. Przy krawędzi okna nastąpił ruch. Ręka chwyciła się ramy i w mgnieniu oka duży kształt wypełnił przestrzeń. Przykucnął na parapecie okiennym. Mężczyzna powąchał i jego głowa wydawała się odwrócić tak, że patrzyła prosto w nią. Groźny, niewyraźny kształt nie wyglądał ani na człowieka ani na Gatunek. Wyglądał diabelnie przerażająco i był duży. Jessie nacisnęła spust w obu pistoletach, kilkakrotnie strzelając i cień spadł do tyłu, po tym jak przebiła go czterema kulami. Pozostała na miejscu, czekając, by być pewną, że nie wstanie i nie zaatakuje jeszcze raz, ale nie zrobił tego. Sekundy mijały i odgłos kolejnej walki wypełnił jej uszy. Na froncie domu roztrzaskały się meble, a zwierzęce warknięcia i odgłosy uderzających o ciało pięści dręczyły ją. Podniosła się, przeszła nad wanną i zaryzykowała podejście do okna, chcąc się upewnić, że zlikwidowała zagrożenie, które na nią ruszyło. Wyjrzała na zewnątrz, dostrzegając kształt mężczyzny, który się nie ruszał. ~ 288 ~
Zasunęła okno, zamknęła zamek kciukiem i pobiegła do sypialni. Każdy, kto próbowałby przejść przez okno łazienki, będzie musiał je rozbić, by dostać się do środka i to ją ostrzeże. Potrzeba znalezienia i pomożenia Justice’owi odpędziła jej strach i uczyniła ją lekkomyślną, kiedy włączyła światła, bardziej martwiąc się o bycie niewidomą w ciemności niż zdradzeniem swojej pozycji. Na końcu korytarza roztrzaskało się szkło, gdy rzuciła się w tamtym kierunku, zatrzymując się tylko po to, by włączyć światło w drodze do salonu. Widok, który ją tam przywitał, był wstrząsający i przerażający. Na plecach leżał rozłożony duży mężczyzna, jego koszula była zerwana z jego żeber, a jego skóra rozerwana. Walczyła z chęcią zwymiotowania, gdy wizualnie badała zwłoki. Krew była wszędzie wkoło – rozpryśnięta na ścianach i rozlana na dywanie. Mężczyzna na podłodze był ubrany na czarno, jego twarz była usmarowana czarną farbą do malowania twarzy i na głowie miał czarną czapkę, by ukryć jego włosy. To nie był Justice, więc ruszyła dalej. Musiała przejść przez ciało, jej bosa stopa zatopiła się w ciepłej wilgoci i wiedziała, że to jest krew. Jednak szła dalej. Odgłosy walki wciąż szalały gdzieś blisko. Trzymała swoją broń nakierowaną i gotową do wystrzelenia w każdego, kto ją zaatakuje, dopóki nie doszła do dużego, otwartego, ciemnego obszaru salonu. Uderzyła łokciem we włącznik światła, by je zapalić, i wpatrzyła się w zniszczony pokój. Kanapa była przewrócona, szklany niski stolik roztrzaskany, regał leżał przodem do podłogi przewrócony na zrzucone książki półtora metra po jej lewej, ale to, co przyciągnęło jej uwagę, to byli dwaj walczący mężczyźni, którzy stali rozdzieleni na samym środku tego bałaganu. Justice miał na sobie bokserki, krew była rozmazana na całym jego ciele i wyglądał groźnie, gdy warczał na ubranego na czarno mężczyznę. Nie zaszczycił jej spojrzeniem, gdy okrążał swojego przeciwnika, ale nie mogła przestać wpatrywać się w głębokie zadrapania na jego plecach, ramionach i na ranę na jednym policzku, gdzie został wystarczająco mocno uderzony, by pokazał się już tworzący się siniak. Drugi mężczyzna krwawił mocno ze swojej twarzy – jego nos był złamany, wargi rozbite i jedna kość policzkowa uszkodzona. Jego czarny strój zakrywał jakiekolwiek inne urazy, ale jedno ramię wyglądało na mokre, prawdopodobnie od krwi, i mignięcie skóry na jego boku pokazywało, gdzie został podarty materiał. - Cofnij się, Jessie – rozkazał szorstko Justice. – Słyszałem strzały. Jesteś ranna?
~ 289 ~
Jessie kątem oka złapała ruch i obróciła głowę na czas, by zobaczyć kolejnego napastnika biegnącego z kuchni. Nie myślała, bo jak tylko zobaczyła czarną odzież i czarną wysmarowaną twarz, wycelowała broń. Poruszał się szybciej niż człowiek, ale jej kule nie chybiły. Wrzasnął głośno, wysokim zawodzeniem z bólu i upadł na podłogę, by wylądować na czymś, co było niskim stolikiem. Nie poruszył się. - Nic mi nie jest. Kryję twoje tyły, skarbie. Chcesz, żebym zastrzeliła tego drania obok ciebie? – Głos Jessie drżał, ale jej ręce nie. - Trzymaj się z dala od tego i jest jeszcze dwóch. - Został tylko jeden poza tym dupkiem, z którym walczysz. Zabiłam kogoś, kto próbował przejść przez łazienkę. To właśnie jego słyszałeś, gdy strzeliłam. Ja nie chybiam. Justice warknął i Jessie wiedziała, że jest wkurzony, ale zajmie się jego gniewem później. Wsunęła broń ze swojej lewej ręki między uda, używając ściany do zachowania równowagi, i wyrzuciła magazynek z broni w swojej prawej ręce. Wyciągnęła nowy z kamizelki i wepchnęła do pistoletu. Złapała broń spomiędzy swoich ud. - Czyżby twój człowiek walczył za ciebie? – wypluł mężczyzna, który zaatakował Justice’a. – Jesteś zbyt słaby, by nami dowodzić. - Kim jesteś? – warknął Justice. – Nawet cię nie znam, a śmiesz ścigać moją partnerkę? Justice napiął się i ryk wyrwał się z jego gardła, gdy rzucił się na drugiego mężczyznę. Wyskoczył z szybkiego przysiadu i pożeglował w powietrzu. Musiał mieć silne nogi, by to zrobić. Zobaczenie to zadziwiło Jessie, ale musiała zachwycić się pięknem tego ruchu. Przeleciał około półtora metra zanim jego ciało uderzyło w drugiego mężczyznę. Przewrócili się razem, obracając się, i warknięcia wyrwały się z ich gardeł. Walczyli niczym zwierzęta, cięli swoimi pazurzastymi palcami i gryźli. Justice używał też swoich nóg. Udało mu się zawinąć jedną z nich wokół uda drugiego mężczyzny i szarpnął mocno. Facet pod Justicem zawył z cierpienia, gdy jego noga wygięła się pod niewygodną pozycją. Ponownie się przetoczyli, a wtedy to Justice skończył pod mężczyzną, ale pchnął tak mocno, że odrzucił napastnika na ścianę. Postać w czerni uderzyła w nią na tyle ~ 290 ~
mocno, że uszkodziła tynk. Justice złożył swoje ciało na pół i skończył na kuckach. Rzucił się ciałem na faceta, który próbował oddzielić się od tynku. Przelecieli przez ścianę i Jessie zagapiła się w dużą dziurę, jaką stworzyli. Nie chciała opuszczać bezpiecznego korytarza, ale nie mogła już widzieć Justice’a. Było tu łukowate przejście do innego pokoju, w którym nigdy nie była. Jej dom nie miał tego samego rozkładu pokoi. Podbiegła do przejścia. To było domowe biuro prawie tak duże jak salon. Justice i mężczyzna Gatunków byli rozdzieleni, na nogach i krążyli wokół siebie, każdy szukający słabości. Jessie pomalutku weszła do pokoju i przyłożyła plecy do ściany. Nie chciała, żeby ktoś podkradł się za nią, ale nie mogła wejść dalej do pokoju. Ogromne szklane, suwane drzwi ukazały na zewnątrz ciemność. Ktoś mógłby zaatakować ją tą drogą, więc zbyt ryzykowne było podejście za blisko. - Nigdy nie będziemy dowodzeni przez miłośnika ludzi – szczeknął drugi mężczyzna. – Przynosisz nam wstyd. Justice warknął. - Jesteście z obiektu badawczego numer pięć, prawda? Ty głupi draniu. Wszystko to zbudowaliśmy, gdy zostaliśmy uwolnieni, żebyśmy również ciebie mogli ocalić. Zdradzasz swój własny rodzaj z powodu swojej nienawiści do ludzi? Nie słyszałeś, co do ciebie powiedziałem? Nie rozumiesz, co nasi ludzie osiągnęli? Znaleźliśmy tu spokój. Obiekt badawczy numer pięć? Usta Jessie opadły. To był ten w Kolorado, który pomagała zaatakować. Wpatrywała się w mężczyznę, wciąż okrążającego Justice’a, i wiedziała, że jego przypuszczenie musiało być poprawne. Intruz był jednym z mężczyzn, którego pomogła uwolnić. - Jestem najlepszy i wygram – warknął mężczyzna. – Poprowadzę naszych ludzi, gdy twoje ciało będzie zimne i złamię kark twojej ludzkiej kobiety. Pokażę naszym ludziom jak należy traktować ludzi. Śmierć dla nich wszystkich za to, co zrobili. Justice zaryczał i zaatakował. Wydawał się nie zauważyć, kiedy mężczyzna chwycił coś za swoimi plecami, ale Jessie zobaczyła. Gdy Justice go dosięgnął, błysnął nóż. Próbowała krzyknąć w ostrzeżeniu, ale było już za późno. Jessie krzyknęła, gdy mężczyzna odepchnął od siebie Justice’a. Mężczyzna, którego kochała, uderzył plecami o podłogę, jęcząc i złapał się za swoje krwawiące ciało.
~ 291 ~
- Hej! – wrzasnęła Jessie, ogarnęła ją czysta wściekłość. Facet się obrócił i warknął. - Zmierz się z tym, skurwielu. – Strzeliła mu prosto w twarz i opróżniła magazynek w jego ciało po tym jak upadł na dywan. Jessie wyrzuciła pusty magazynek z broni i podbiegła do Justice’a. Przyciskał mocno jedną rękę do swojego biodra, ale krew wciąż moczyła jego bokserki. Jego spojrzenie zwarło się z jej i nie mogła przegapić zdziwienia na jego przystojnej twarzy. - Użył noża. Jessie obróciła wkoło głową, spodziewając się ataku piątego mężczyzny. Justice mocno krwawił i łzy wypełniły jej oczy. Odsunęła jego rękę i zobaczyła nierówne rozdarcie w jego bokserkach. Rzuciła broń na swoje kolana, ukucnęła na kolanach obok niego i bardziej rozerwała materiał. Obok jego kości biodrowej była szarpana rana, która wydobyła z niej jęk bólu. To źle wyglądało. Nagle huknął głośny odgłos i w salonie pękło drewno. Zabrzmiało to tak, jakby ktoś wyważył frontowe drzwi. Złapała rękę Justice’a, by przycisnąć ją do jego rany. - Naciskaj tutaj, trzymaj mocno i się nie ruszaj. Kocham cię. Złapała niezaładowaną broń i sięgnęła do koszuli. Jej ręka rozmazała krew Justice’a po całej kamizelce, koszuli i piersiach, gdy wyszarpnęła magazynek. Zatrzasnęła go w pustej komorze wstając na nogi. Chwyciła oba pistolety w pięści i rozstawiła stopy stawiając je po obu stronach bioder Justice’a. To było złe miejsce, żeby mieć taktyczną przewagę. Wokół nich wszędzie były okna – ogromne szklane przesuwane drzwi i otwarte przejście, które prowadziło do salonu. Nie było żadnego miejsca do ukrycia. Justice był zbyt ciężki i za bardzo ranny, by go ruszyć. Piąty mężczyzna chciał uderzyć i miała nadzieję, że przyjdzie od strony przejścia, ponieważ właśnie stamtąd usłyszała włamanie do domu. Jej oczy jak oszalałe rozejrzały się po pokoju. W sekundzie, w której zobaczy ruch, planowała zabić sukinsyna. Nie dopadnie Justice’a. - Jessie, wynoś się stąd i znajdź jakieś bezpieczne miejsce, z którego będziesz mogła zobaczyć jak nadchodzi. - Zamknij się. Nie zostawię cię. ~ 292 ~
- Proszę, Jessie. – Jego ręka potarła jej kostkę. – Ratuj się. Walczę, by tu zostać. Jessie spojrzała w dół na bladą twarzy swojego partnera. Jego naturalnie opalona skóra była bielsza niż kiedykolwiek widziała. Krew rozlewała się na dywan obok jego biodra, a jego bokserki były przemoczone. Uśmiechnął się, gdy ich spojrzenia się spotkały. - Jesteś taka piękna, kiedy jesteś nade mną. – Jego oczy się zamknęły i uśmiech zgasł, gdy jego głowa osunęła się na bok. - JUSTICE! – Rozpacz sprawiła, że wykrzyknęła jego imię. Jego pierś unosiła się i opadała, upewniając ją, że nie umarł, ale wiedziała, że niedługo to się stanie. Jessie musiała naciskać jego ranę, ale jednocześnie musiałaby odłożyć broń, by to zrobić, a to było coś, co zapewniłoby im obojgu śmierć. Położyła swoją bosą stopę na krwawiącym biodrze Justice’a i nacisnęła z taką siłą, jaka myślała, że powinna pomóc i nie pogorszy zranienia. - Justice! – ryknął mężczyzna z salonu. Jessie skierowała jedną broń w stronę przejścia, gdy zobaczyła ruch. Znajoma twarz nagle weszła do pokoju i Jessie ledwie powstrzymała swój palec przed pociągnięciem spustu. Tiger wpatrywał się w nią, podczas gdy więcej mężczyzn wypełniło za nim przestrzeń, w sumie dziewięciu. Przybyły posiłki. - Został pchnięty nożem. – Głos Jessie się załamał. – Ci czterej dranie nie żyją, ale jednego brakuje. Dzwońcie po karetkę. Oszołomione spojrzenie Tigera opadło na Justice’a leżącego na podłodze. Nagle z prawej strony wybuchło szkło i Jessie drgnęła w tamtym kierunku. Coś dużego z czarną twarzą nadchodziło przez roztrzaskane przesuwane drzwi prosto na nią i Justice’a. Instynkt ocalił jej życie. Wystrzeliła z obu pistoletów. Ciężkie ciało uderzono w jej i rzuciło ją na plecy, z dala od Justice’a. Jessie leżała tak obolała pod niemal stu piętnastoma kilogramami zwiotczałego i pozbawionego życia mężczyzny Gatunków. Nie mogła oddychać – powietrze zostało wyparte z jej płuc. Wydawało się, że minęła wieczność, a w rzeczywistości to były jedynie sekundy. Nagle ciało zostało z niej odrzucone i zaczerpnęła powietrza, kiedy jej spojrzenie zwarło się z Tigera. Pochylił się i wyciągnął do niej rękę. - Lekarze są ze mną i zrobią wszystko, by uratować Justice’a – obiecał. – Pozwól, ~ 293 ~
że pomogę ci wstać.
Tłumaczenie: panda68
~ 294 ~
Rozdział 21 - Justice’owi nic nie będzie. – Doktor Treadmont uśmiechnął się uspokajająco. – Przeszedł operację i użyliśmy leków, by pomóc przyspieszyć jego leczenie. Jessie zamknęła oczy i walczyła ze łzami ulgi. - Dziękuję. – Otworzyła oczy i posłała lekarzowi pełne wdzięczności spojrzenie. – Bardzo dziękuję. Tiger odchrząknął i przyciągnął jej uwagę. On i około pięćdziesiąt innych Gatunków było stłoczonych na obszarze recepcji Centrum Medycznego razem z nią. Niektórzy z nich siedzieli na krzesłach, na długiej ladzie koło drzwi głównych i na podłodze. Ona zajęła miejsce na biurku, które przyciągnęła obok pokoju Justice’a, kiedy przechodził operacji. - Czy teraz możemy zabrać cię pod prysznic i przebrać? – Tiger podszedł bliżej. Jessie spojrzała na siebie, zauważając, że nie zdjęła kamizelki ani okrwawionego ubrania. Potrząsnęła głową. Tiger mocno zmarszczył brwi i niepokój zwęził jego kocie oczy. - Przecież wiesz, że Justice chciałby, żebyśmy się tobą zajęli, kiedy on nie może. Jesteś w szoku i pokryta krwią. Proszę pozwól nam zadbać o ciebie, Jessie. - Nie zostawię go. Doktor Treadmont westchnął. - Możesz wziąć prysznic tutaj w jednym z pokojów. Jestem pewny, że ktoś może ci przynieść czyste ubranie. Breeze wstała z lady. - Kazałam jednej z kobiet już to zrobić. – Jej spojrzenie napotkało Jessie. – Justice będzie chciał zobaczyć cię czystą, kiedy się obudzi. – Uśmiechnęła się słabo, by zmiękczyć swoje słowa. – Wyglądasz przerażająco. ~ 295 ~
Jessie wzruszyła ramionami. - Chyba tak, ale nie zostawię Justice’a. Tiger przygryzł swoją wargę. - Mogę dostać broń? Jessie zacisnęła na nich swój uchwyt. - Nie. - Jedynymi z Nowych Gatunków, którzy mają pozwolenie na wstęp do Centrum Medycznego, są ci z obiektu badawczego Justice’a oraz ci, którym najbardziej ufa, Jessie. Jest bezpieczny. Nikt tu go nie skrzywdzi i nikogo z obiektu badawczego numer pięć tu nie ma. - Ufam ci, ponieważ Justice ci ufał. Ufam Breeze, ponieważ wiem, że ona jest moją przyjaciółką. – Jessie rozejrzała się po sali, napotykając zaniepokojone spojrzenia. – Nie wiem, komu innemu zaufać. – Wpatrywała się w Tigera. – Nie zostawię go, gdy jest nieprzytomny. Tiger się cofnął. - Okej, Jessie. Breeze podeszła bliżej, ale zatrzymała się dziesięć kroków od niej. - A co powiesz na taki plan, Jessie? Tiger i ja będziemy tu siedzieć i nikt, poza lekarzem i pielęgniarzem Paulem, nie wejdzie do pokoju. Przysięgamy, że nikomu nie pozwolimy się do niego zbliżyć. Pójdziesz pod prysznic? Oddasz mi broń? Jesteś w szoku. Justice teraz jest już bezpieczny, ale nie odejdziemy od jego drzwi, dopóki nie wrócisz, możesz być tego pewna. Jessie zamrugała na łzy. - Zawierzę wszystkim tym ludziom, ponieważ powiedziałaś, że nigdy nie będą chcieli go skrzywdzić i też mają prawo tu by, ponieważ go kochają. Zastrzelisz któregokolwiek z nich, gdyby próbowali przejść przez ciebie do jego drzwi? Mijały długie sekundy. Breeze wyglądała na oszołomioną. - Tak właśnie myślałam. Zabiję każdego, kto stanowi dla niego niebezpieczeństwo. ~ 296 ~
Usiądę tutaj. Tiger ponownie zrobił krok w przód. - Zabiję każdego, by go chronić. Justice jest moim najlepszym przyjacielem i moim bratem, Jessie. Jessie się zawahała, ale Justice kazał jej ufać Tigerowi. Wolno się poruszyła, zsunęła z biurka i stanęła na drżących nogach. - Okej. Wyciągnął rękę. Było oczywiste, że chciał broń. - Przysięgasz? – Zawahała się. - Masz moje słowo, Jessie. Nikt nie przedostanie się przeze mnie. Breeze i ja będziemy go strzec i zastrzelę każdego, oprócz lekarza i pielęgniarza, kto spróbuje wejść do Justice’a. Jessie wolno położyła broń w czekającą rękę Tigera. - Nie ruszajcie się stąd jak sobie pójdę. - Druga broń, Jessie. – Tiger otworzył drugą rękę. Potrząsnęła głową. - Tę zatrzymam. Halfpint wstała i skradającym się ruchem obeszła ladę. - Jessie? Może pozwolisz mi sobie pomóc? Wiem, który pokój jest bliski tego z prysznicem. Odprowadzę cię tam, a Tiny pobiegnie do akademika po ubranie. Czy tak będzie dobrze? Jessie pozwoliła Halfpint zaprowadzić się sąsiednim korytarzem do pustego pokoju. Wewnątrz było szpitalne łóżko i łazienka wciśnięta w narożnik. Halfpint powiodła ją do małego pokoju i zamknęła za nimi drzwi. Jessie położyła broń na zlewie, rozpięła kamizelkę, wyciągnęła ostatni magazynek amunicji i położyła obok broni. Łagodne ręce pomogły jej się rozebrać i przyjaciółka włączyła prysznic, regulując wodę. Justice przez to przejdzie. Cierpię z powodu ~ 297 ~
ciężkiego szoku i chcę tylko zwinąć się w kulkę i szlochać. Opanowało ją wyczerpanie, na równi z winą. To by się nie wydarzyło, gdybym go nie naciskała na publiczne zatwierdzenie mnie. To moja wina, że nie byłam zadowolona z samych nocy, które u mnie spędziliśmy. - Jessie? Woda jest ciepła. Zostanę tutaj. – Halfpint potarła jej ramię. – Wyglądasz na taką smutną, ale wszystko będzie w porządku. Justice jest silnym mężczyzną i przeżyje. Otrząsnęła się ze swoich myśli, by spojrzeć na przyjaciółkę. - Nie dotykaj broni. Chcę ją zatrzymać i nie chcę ryzykować, że przypadkowo z niej wystrzelisz, myśląc, że robisz mi przysługę pozbywając się jej, gdy będę pod prysznicem. Halfpint zerknęła na zlew, potem z powrotem na Jessie. - Nie zrobiłabym tego. One mnie przerażają. Jessie jej uwierzyła i weszła pod ciepły natrysk wody. Spojrzała w dół wpatrując się w wodę, która zrobiła się czerwona u jej stóp od krwi spływającej z jej ciała. Zabiła kilku z Gatunków. To była ich krew, spadająca do cieku, wraz z jej przyszłym szczęściem. Jedna noc roztrzaskała cały jej świat. - Jessie? Wszystko w porządku? Nic nie robisz. Podniosła głowę i zmusiła kończyny do poruszenia się, gdy przyjęła podaną sobie myjkę. Użyła mnóstwa mydła, by wyszorować swoją skórę, umyć włosy i pozwoliła przyjaciółce umyć sobie plecy tam, gdzie nie mogła sięgnąć. - Nie cieszę się z tego, że to się stało – mruknęła druga kobieta. – Ale cieszę się, że tu jestem i że tym razem to ja ci pomagam. Opiekowałaś się mną, gdy zostałam ocalona. Będzie dobrze, Jessie. Powiedziałaś mi te słowa, a ja w nie uwierzyłam. Miałaś rację. Teraz twoja kolej posłuchać jak je mówię i uwierzyć mi. Wszystko będzie w porządku. Jessie wiedziała, że to nie może dobrze się skończyć. Justice zatwierdził ją i kilku jego ludzi próbowało go zabić. Powinna była go słuchać, gdy mówił, że nikt nie może się o nich dowiedzieć. Myślała, że był nadopiekuńczy i miał paranoję, błąd z jej strony, a teraz Justice leżał zdrowiejąc po operacji. Był bliski śmierci i jedynym sposobem rozwiązania tego problemu będzie zostawienie go. Jej serce się złamie. ~ 298 ~
Osuszyła się szybko i ktoś lekko zastukał do drzwi. Otworzyła je Tiny i zerknęła do środka, a potem szybko weszła i zamknęła za sobą. Przyglądała się Jessie, wyciągając złożoną odzież. Spojrzała na Halfpint. - Z jej dużymi piersiami nie sądzę, żeby nasze koszule pasowały, i wiem, że ludzie noszą staniki. Nie mamy żadnego, żeby jej dać, ale pożyczyłam koszulę do mężczyzny na zewnątrz, który miał dodatkową czystą koszulę w swoim Jeepie. To zapobiegnie swobodnemu poruszaniu się jej piersi i pomoże zachować skromność. Spodnie powinny pasować. Jak się czujemy? Halfpint zawahała się. - Dobrze. Chociaż niewiele mówi. Tiny posłała Jessie słaby uśmiech. - Wszyscy mówią o tym, co zrobiłaś. Ocaliłaś Justice’a. Oni myślą, że jesteś bardzo odważna i powinnaś być eksperymentalnym prototypem kobiety, co jest komplementem. Kilku naszych mężczyzn powiedziało, że pilnowałaś Justice’a z dwoma, wycelowanymi w nich pistoletami, gdy dostali się do domu i że zabiłaś czterech mężczyzn. Nikt się nie zmartwił ich śmiercią. Boisz się tego? Nie jesteśmy wściekli. Jesteśmy wdzięczni. - Zabiłam czterech mężczyzn Gatunków. Jak możecie być wdzięczni? - Nie mieli racji ścigając ciebie i Justice’a. Mieli nie po kolei w swoich głowach i ci, którzy obracają się przeciwko swoim nie powinni żyć. Dla nikogo nie jest już bezpiecznie. Dziękujemy Bogu, że ty i Justice żyjecie, i że cię nie zabili. Jessie musiała usiąść, nie dbając o to, że miała na sobie tylko ręcznik. Opadła na deskę sedesową. - Nie wszyscy będą wdzięczni. To znaczy, że to wkurzy niektórych z Gatunków i spróbują ponownie zaatakować Justice’a z mojego powodu. – Nieproszone łzy spłynęły po jej policzkach. – Mówił mi, że nikt nie powinien się o nas dowiedzieć, i że to będzie niebezpieczne. Nigdy bym nie pomyślała, że jego właśni ludzie spróbują go zabić. Wywołałam wojnę domową. Tiny wydawała się być skonsternowana. - Oto ubranie. – I wyszła.
~ 299 ~
- Ubierzmy cię – nakazała łagodnie Halfpint. – Daj spokój, Jessie. Będzie dobrze. Chcesz wrócić i usiąść przy nim, prawda? Jessie założyła pożyczone spodnie i obszerny T-shirt, który opadł jej do ud. Nie miała stanika ani majtek, ale nie dbała o to. Jej odbicie zakpiło z niej, gdy stanęła przed lustrem. Była bledsza niż zwykle i jej oczy wyglądały źle – ich niebieskie głębie były ciemniejsze niż zwykle i miały czerwoną obwódkę od płaczu. Jej ręka na ślepo zacisnęła się wokół broni i spojrzała na narzędzie śmierci. - Jestem gotowa wrócić. - Nie potrzebujesz broni, Jessie. - Zatrzymam ją. – Zacisnęła w pięści pozostały magazynek. – To nie koniec. - Okej. Zatrzymaj to, jeśli to sprawia, że czujesz się bezpieczna. Wróciły z powrotem do głównego pokoju i skierowała się prosto na Tigera. Wstał z miejsca na biurku, więc mogła zająć swoją pozycję, by strzec swojego partnera. - Jessie? Proszę, czy mogę dostać broń? Potrząsnęła głową. - Nie, dopóki nie wstanie i nie będzie w stanie sam się bronić. - To mogą być dni – próbował argumentować. – Podali mu leki, by pomóc mu się uleczyć, ale to jednak zajmie trochę czasu. To była poważna rana. - W takim razie dostaniesz ją za parę dni. Westchnął. - Musisz się też przespać. Możesz przypadkiem postrzelić siebie albo kogoś innego. Jessie przytrzymała jego spojrzenie. - Wyglądaj wojny domowej, Tiger. Zmarszczył brwi. - To jest coś, co często się zdarza. Chcesz poznać najgorszą część historii? To
~ 300 ~
zazwyczaj się powtarza. Nie oddam broni i nie zostawię Justice’a, chyba że będę musiała skorzystać z łazienki. Wtedy ty możesz go chronić. - Wiem, czym jest wojna domowa, ale to nie stanie się z Gatunkami. Tych pięciu mężczyzn, którzy zaatakowali, byli zbyt nowi na wolności i nie rozumieli jak sprawy mają się na zewnątrz. To już się nigdy nie powtórzy. - Co z innymi z tego obiektu badawczego? Nie wiesz, czy na pewno nie będą zagrożeniem dla Justice’a. Nie podlegałeś personelowi Mercile, który uczynili ich tak pełnymi nienawiści do wszystkich oprócz Gatunków i nie masz pojęcia, co się tam działo. Nie byli wolni wystarczająco długo, by wiedzieć, że nie wszyscy ludzie są tacy jak ci, z którymi przebywali przez całe swoje życie. Dla nich jestem wrogiem i oskarżyli Justice’a o zdradzenie ich, ponieważ mnie zatwierdził. Drzwi Centrum Medycznego się otworzyły i Jessie się spięła. Weszli Ellie i jej mąż Fury i podeszli do niej. - Stop – polecił im Tiger. – Przysięgła zabić każdego, kto podejdzie dziesięć kroków do drzwi pokoju Justice’a. – Tiger spojrzał na Jessie. – Mogą podejść do ciebie? Ellie jest człowiekiem, a Fury jest też jednym z najbardziej zaufanych przyjaciół Justice’a. Ellie zbladła. - Jessie? W porządku. Dowiedzieliśmy się, co się stało. Wczoraj wieczorem wyłączyliśmy telefon i spaliśmy do późna. - Ufam ci. – Przyjrzała się Fury’emu. – Tobie też odkąd z nią jesteś. Spojrzenie Ellie rozszerzyło się na widok broni w ręce Jessie. Przygryzła wargę i pomalutku podeszła bliżej. - Wszystko z tobą dobrze? Jessie potrząsnęła głową. Ellie podniosła rękę i podała kubek turystyczny. - Mam kawę. Może się napijesz? Wyglądasz tak, jakbyś potrzebowała czegoś ciepłego. Jessie się zawahała, ale podniosła rękę. ~ 301 ~
- Dziękuję. Chce mi się pić. - Nie chciała przyjąć od nas niczego do picia ani do zjedzenia – powiedział łagodnie Tiger. – Boi się, że ją uśpimy. Ellie przekazała kubek. - Nie zrobiłby ci tego. Wszyscy jesteśmy po twojej stronie. To, co się przytrafiło tobie i Justice’owi, jest przerażające. To było kilku szalonych mężczyzn, którzy nie zdawali sobie sprawy jak byli głupi. Wiesz jak to jest. W każdej grupie jest kilku takich. - Dzięki. – Jessie sączyła kawę. – Wiem, ale nie chcę narażać życia Justice’a. To wszystko jest moja wina i po raz drugi nie zaryzykuję pomyłki. On nie chciał, żeby ktokolwiek się o nas dowiedział, ale myślałam, że przesadza. – Walczyła ze łzami. – Miał rację. - Nie. – Ellie potrząsnęła głową. – Wy dwoje kochacie się nawzajem, a mnie nikt nie daje odczuć, że jestem w pełni ludzka. Nikt mnie źle nie traktuje, Jessie. Zaakceptowali mnie z otwartymi ramionami. Było kilka czarnych owiec, które stworzyły ten bałagan. Zabiłabym i umarła, by chronić Fury’iego. Rozumiem jednak, dlaczego jesteś tak przestraszona i dlaczego masz broń. – Jej spojrzenie przemknęło do niej. – Możesz ją odłożyć, gdy ze mną rozmawiasz? Po prostu połóż ją obok siebie? Te rzeczy mnie przerażają. Jessie umieściła ją na biurku tuż obok swojego uda. - Przepraszam. - W porządku. Jesteś głodna? Mogę iść do domu i przygotować ci śniadanie. Mogę też przynieść ci więcej kawy. - Byłabym wdzięczna, gdybyś to zrobiła. Powinnam jeść, żeby zachować siłę. Ellie kiwnęła głową. - Okej, Jessie. Wypij to i przyniosę ci więcej. Mam tylko jeden kubek z pokrywką. Co chcesz zjeść? Jessie wypiła resztę kawy i zwróciła kubek. - Coś prostego. Nie ma znaczenia. Nie chcę… ~ 302 ~
Jessie spróbowała usunąć plamki, które pojawiły się przed jej oczami. Przełknęła, jej usta zdrętwiały, a język stał się ciężki. Spróbowała wyciągnąć rękę, żeby dotknąć swoich ust, ale jej ramiona odmówiły podniesienia się. Znaczenie jej objawów dotarło do jej świadomości, ale było już za późno. Jej oczy powiększyły się od wstrząsu, gdy wpatrywała się w Ellie. - Podałaś mi środek usypiający. Ellie się cofnęła. - Przykro mi, ale jesteś w szoku i nie słuchasz głosu rozsądku. Ty i Justice, oboje jesteście bezpieczni. Po prostu… Tiger złapał Jessie zanim jej ciało się osunęło. Chwycił broń i podał Fury’emu. Ułożył ją w swoich ramion, usiadł na biurku i przycisnął ją do swojego torsu. - Dziękuję, Ellie. Wiem jak wiele znaczyła ta prośba, ale wiedziałem też, że jeśli miałaby przyjąć jedzenie albo picie od kogokolwiek, to tylko do ciebie, ponieważ jesteś człowiekiem i kochasz jednego z Gatunków. Wiedziała, że potrafisz wczuć się w jej sytuację. - Czuję się jak gówno – przyznała Ellie. – Naprawdę zabiła czterech z nich? Tiger kiwnął głową. - Ten dowodzący im sukinsyn użył noża i pchnął nim Justice’a. Gdy wszedłem, stała nad Justicem i broniła go z dwoma pistoletami w swoich rękach. Omal nas nie zastrzeliła. Ten ostatni sukinsyn zdecydował się zrobić ostatni wysiłek i spróbował zabić ją albo Justice’a, rzucając się przez suwane drzwi. Zareagowała zanim mógł to zrobić ktokolwiek z nas i władowała pięć kul w łajdaka zanim się do niej dobrał. Nie żył zanim uzmysłowił sobie, co go uderzyło. - Jessie obawia się, że zaczęła wojnę domową – poinformowała ich Halfpint. Ellie się okręciła. - Powiedziała to? Tiny przygryzła wargę. - Co to jest?
~ 303 ~
- Coś, co się nigdy tu nie zdarzy – warknął Fury. – To dzieje się wtedy, gdy członkowie tej samej grupy osób odwracają się przeciwko sobie i walczą na śmierć i życie. To dzieje się wtedy, gdy jedno rozdziela się na dwie części i walczy o dominację. - To się nigdy nie zdarzy – zgodziła się Breeze. – Mamy dość idiotów, z którymi musimy walczyć bez stawania przeciwko sobie. Po pokoju rozbrzmiał śmiech. Tiger się nie śmiał. - Zabezpieczyliśmy każdego z obiektu badawczego numer pięć tu i w Rezerwacie – burknął Tiger. – Jessie im nie ufa i muszę się z nią zgodzić. Nie mamy pewności, z czym musieli się mierzyć w Kolorado. Niektórzy z nich mogą ponownie zaatakować. - Chcesz ją położyć? – Ellie spojrzała na Jessie na kolanach Tigera. - Wyślę ją do łóżka z Justicem, kiedy lekarz powie, że jest dobrze. Chciałby ją mieć przy sobie, a ja chcę mieć ją blisko niego. - Będziemy musieli porozmawiać z każdym nowym. – Fury zmienił postawę. – Nie chciałbym tego mówić, jeśli jednak nie będą mogli być częścią nas, nie chcę, żeby kręcili się w pobliżu. - Fury! – sapnęła Ellie. – Chcesz powiedzieć, że powinniśmy ich zabić? - Powiedziałem, że nie chcę, żeby kręcili się w pobliżu. Może uda nam się przyhamować tych bardziej niebezpiecznych, dopóki nie zmądrzeją. - O tym zadecyduje Justice. A teraz – Tiger zerknął na śpiącą postać Jessie – mamy ich rozdzielonych i odpowiadamy za nich. Poślę strażników, którzy porozmawiają z nimi wszystkimi i dowiedzą się, gdzie mają swoich szefów. Moją główną troska jest Jessie. Albo dojdzie po tym do siebie, albo zabije każdego, komu nie ufa, a kto zbliży się do Justice’a. – Nagle się uśmiechnął. – Hej, mogłaby zastrzelić reporterów. To jest plan. Fury zachichotał. - Nie podniecaj się. Wiem, jakie to byłoby wspaniałe, ale potem Justice byłby zły, że zamknięto jego partnerkę do pudła. - Mówi się w pudle. I tak, zaszkodziłoby jej wysłanie do więzienia. Oczywiście, jako jego partnerka, jest Gatunkiem i nie mogą jej stąd zabrać, ponieważ ich prawo tu ~ 304 ~
nie obowiązuje. – Ellie wyciągnęła palec w stronę Tigera. – Nawet o tym myśl i zetrzyj ten uśmiech ze swojej twarzy. Nie możesz wysłać jej za nimi, nieważne jak bardzo nienawidzisz tych sępów. Czy ktoś dzwonił do jej ojca? Może on mógłby pomóc jej z tego wyjść i uświadomić, że nie jest tak źle jak myśli. - Żadnych ludzi – oświadczył Tiger. – Wyobraź sobie jak by to brzmiało, gdyby wyciekło. Rozpoczęliśmy kampanię jesteśmy lepszymi ludźmi, a teraz mamy pięciu martwych zabójców z Gatunków. To byłaby katastrofa. - Całkowity koszmar w public relations – zgodził się Fury. – Nie zamierzamy wzywać jej ojca. Drzwi od pokoju Justice’a się otworzyły i wyszedł pielęgniarz Paul. - Ma się świetnie. – Paul spojrzał na Jessie w ramionach Tigera. – Przepraszam – szepnął. – Nie wiedziałem, że zasnęła. Z Justicem wszystko będzie dobrze i niedługo powinien się obudzić. Tiger zsunął się z biurka. - To dobrze. Chodźmy do jego pokoju i położę ją obok niego. Paul potrząsnął głową. - Ona nie może być umieszczona w łóżku razem z nim. Tiger wygiął brew. - Naprawdę? Powstrzymaj mnie od położenia jej tam. – Przecisnął się obok Paula. Tiger łagodnie położył Jessie na łóżko przy Justice’sie. Oboje spali, gdy na nich patrzył. Wypełniła go czysta wściekłość. Jego najlepszy przyjaciel i jego partnerka mogli zostać zabici. Jego uwaga skupiła się na Jessie i jego gniew złagodniał. Była twarda i kochała Justice’a. Jego najlepszy przyjaciel dobrze wybrał swoją partnerkę. Cofnął się od łóżka, zostawiając ich w spokoju, i wrócił usiąść się na biurku.
Tłumaczenie: panda68
~ 305 ~
Rozdział 22 Justice się obudził i uświadomił sobie od razu trzy rzeczy. Jessie leżała przy nim śpiąc, odczuwał ból i Tiger siedział na krześle obok niego, przypatrując mu się w milczeniu z ponurą miną. Przeżył atak skoro był w Centrum Medycznym. - Jak złe są moje rany i czy złapałeś piątego mężczyznę? - Jessie go zabiła. Miałeś operację, ale dojdziesz do siebie w ciągu kilku dni. Prosiłem doktora Treadmonta, żeby podał ci leki, by pomóc ci szybciej się wyleczyć, więc stąd powód, dlaczego czujesz się trochę agresywnie. Proszę kontroluj to. Justice obrócił głowę, by przyjrzeć się Jessie. Leżała zwinięta na boku twarzą do niego, jego ramię leżało pod jej głową, a ręka była zakręcona wokół jej pleców. Nie widział żadnych śladów na jej delikatnych rysach, co uspokoiło go, że nie została ranna. Poczuł ulgę. Jego uwaga przeniosła się z powrotem na Tigera. - Kiedy zasnęła? - Nie zasnęła. – Tiger się zawahał. – Nie wściekaj się, ponieważ mogę wyjaśnić. Jest pod wpływem środków odurzających. Nie mieliśmy innego wyboru. - Dlaczego? – Justice warknął miękko. – Została zraniona i musiała odpocząć, by wyzdrowieć? - Nic jej nie jest oprócz faktu, że dałeś jej dwa nabite pistolety z dodatkowymi magazynkami i stała przed tym pokojem grożąc, że zabije kogokolwiek z Gatunków poza Breeze i mną, gdy zbliżą się na odległość dziesięciu kroków od twoich drzwi. I mówiła to poważnie. Powiedziała, że mi zaufa, ponieważ ty też mi ufasz, i zaufa Breeze, ponieważ jest jej przyjaciółką. - Nie wiedziała, komu zaufać, po tym jak ci mężczyźni nas napadli. – Uśmiechnął się. – Złamała moje polecenie zostania w łazience i uratowała mi życie. Ona jest bardzo wojownicza, Tiger. Powinieneś ją zobaczyć. - Widziałem. Przyjechaliśmy i znaleźliśmy ją ustawioną opiekuńczo nad tobą, trzymającą dwa pistolety. Mam szczęście, że tu jestem, ponieważ wycelowała je prosto we mnie. Piąty mężczyzna był za tylnymi suwanymi drzwiami twojego biura. Musiał
~ 306 ~
zdać sobie sprawę, że kiedy przybyliśmy, ma ostatnią okazję zabić was oboje. Rzucił się przez szkło. Skierowała na niego oba pistolety, ani razu nie spudłowała i nie żył nim dotknął któreś z was. Zareagowała zanim ja mogłem. Musieliśmy ją uśpić, Justice. Była w szoku i powiedziała Halfpint i Tiny, że sądzi, iż będziemy cierpieli z powodu wojny domowej. Była gotowa zabić kogokolwiek z nas, kto zbliży się do ciebie, myśląc, że pękła w nas lojalność. Jest bardzo opiekuńcza względem ciebie. Justice się uśmiechnął i jego ramię zacisnęło się mocniej wokół niej. - Jest idealną partnerką. Tiger się roześmiał. - Też tak mówię. Przypominaj mi, żebym nigdy cię nie wkurzał. Ona zada mi ból. - Wyjaśnię jej wszystko, kiedy leki przestaną działać. – Justice przerwał. – Musimy usunąć tych nowych i upewnić się, że żaden z nich nie będzie chciał ścigać Jessie ani mnie. Nie pozwolę, żeby to się stało. - Już o tym pomyślałem i rozkazałem, żeby wszystkich nowych, w tym kobiety, zatrzymano w celu przesłuchania. Nasi oficerowie porozmawiają z każdym z nich, by sprawdzić, czy mamy jeszcze jakieś problemy. – Zamilkł. – Zajmiemy się nimi, jeśli będzie więcej takich, którzy aż tak bardzo nienawidzą ludzi, by nakręcić przeciw swoich własnych ludzi. Nie możemy im pozwolić, by zagrażali któremukolwiek z nas, jeśli będą niezrównoważeni. - Wiem. – Justice westchnął. – Czy kiedykolwiek myślałeś, że będziemy o tym dyskutować? - Nigdy. Jednak to musi być zrobione. - Tak. - Rada jest w poczekalni. Przyszli cię prosić, żebyś dał im pozwolenie na przejęcie twoich obowiązków na czas twojego leczenia. Prosili mnie także, żebym ci powiedział, że jeśli potrzebujesz trochę czasu – spojrzenie Tigera przeniosło się na Jessie – by uspokoić swoją kobietę, to proszę bardzo możesz wziąć tyle tygodni wolnego, ile potrzebujesz. – Uśmieszek nagle wypłynął na jego twarz. – Wszyscy jednak proszą, żebyś w przyszłości ukrył przed nią broń. - Może je zatrzymać, gdy tylko zda sobie sprawę, że to się nie powtórzy. – Justice nagle się roześmiał. To zabolało i jęknął. – Czułbym się w nocy bezpieczniej wiedząc, że ma dostęp do broni. Może mnie obronić, ale ukryję je, kiedy ją rozgniewam. ~ 307 ~
Tiger się zaśmiał. - Mam wszystkim powiedzieć, że to jest powód, dla którego nie odbierzesz jej broni? Oni mogą w to uwierzyć i nie wiedzieć, że kpisz. - Nie. – Justice się roześmiał. – Po prostu powiedz im, że pomyślę o tym. – Jego uśmiech nagle zamarł. Spojrzał na Jessie, a potem na Tigera. – Mówiła coś o mnie? - Martwiła się i płakała, gdy myśleliśmy, że tego nie przeżyjesz. - Miałem na myśli to, że rozerwałem pierwszego mężczyznę, który zaatakował naszą sypialnię. Była wstrząśnięta? Zdenerwowana? Miała mdłości? Nigdy nie chciałem, żeby zobaczyła tę stronę mnie. - Nie powiedziała ani słowa, ale widziałem ciało. Przeszła przez jego krew i musiała widzieć jak go zabiłeś. To było oczywiste. Nie powiedziałeś jej, że nie używamy broni przeciwko sobie? Że to jest nasz sposób? Nie powiedziałeś jej, że jesteśmy pewni, iż to skutkuje śmiercią, gdy nasi mężczyźni walczą, kiedy chodzi o ochronę partnera? - Nigdy nie wyjaśniłem tego tak dokładnie, ze szczegółami. - Boisz się, że nie będzie potrafiła spojrzeć na ciebie i nie pamiętać? Jestem pewien, że nadal będzie cię kochała. - Martwię się, że będzie się mnie bała. - Jesteś jej mężczyzną, Justice. Jej partnerem. Przez kobietę rozerwałeś na strzępy swoje łóżko w Rezerwacie. To była ona, prawda? Była tam tej nocy, ale nagle musiała wyjść do swojej pracy. Musiałem dać pozwolenie na lądowanie ich helikoptera, żeby ją odebrał, podczas gdy ty miałeś konferencję prasową z reporterami poza bramami. Powinienem złożyć to razem, ale przypuściłem, że kobieta była jedną z naszych. - Powinienem był ci powiedzieć, ale wiesz, jaki jesteś, gdy chodzi o naszych mężczyzn i ludzi. Martwiłbyś się. Ona jest wszystkim, czego chciałem odkąd pierwszy raz jej dotknąłem, i wszystkim, o czym mogłem myśleć. - Poradzi sobie z tym, jeśli to ją martwiło, Justice. Ona nie jest dla ciebie obca. Zna cię, a mimo to wchodzi ci do łóżka. To jest ufność, że nigdy jej nie skrzywdzisz. Zabiła, by cię chronić i siedziała po drugiej stronie drzwi mierząc oboma pistoletami w członków rady. – Tiger się roześmiał. – Myślała, że cię chroni. Justice jęknął. ~ 308 ~
- Nie zrobiła tego. - Pewnie, że tak. Byli rozbawieni, ale trzymali się z dala więcej niż dziesięć kroków. No cóż, oprócz Brawna. Podszedł bliżej. Wiesz jak uwielbia przeciągać strunę. - Co się stało? - Wycelowała jeden z pistoletów w przód jego dżinsów i powiedziała mu, że jeśli nie chce być wysterylizowany, powinien się cofnąć. I się cofnął. Justice zachichotał. - Żałuję, że tego nie widziałem. Tiger uśmiechnął się szeroko. - Ja widziałem i będę miał dużo śmiechu z tego wspomnienia. A mówiąc o Brawnie, zdali sobie sprawę, że nikogo nie wybrałeś na miejsce Jessie w grupie zadaniowej, a wiedzieli, że dziś rano masz spotkanie z Timem. Więc Brawn się z nim spotkał i zgłosił się na ochotnika do tej pracy. Wyszedł pół godziny temu. Justice się spiął. - Grupa zadaniowa? Uśmiech wypłynął na twarz Tigera. - Czyż nie będą się świetnie bawić? - Powinieneś go powstrzymać. Tiger roześmiał się mocniej. - Ty byłeś tym, który zgodził się na to, żeby pomogli ci podejmować decyzje i przejęli trochę twoich obowiązków. Justice się odprężył i uśmiechnął. - Chciałbym zobaczyć jak współdziała z ludźmi. Co za koszmar. Byłby moim ostatnim wyborem. Myślałem, że Flame będzie idealny, ponieważ lubi spędzać czas z ludźmi. - Tak. – Tiger zachichotał. – Zgadzam się, ale zamiast niego dostali Brawna. Biedny Tim.
~ 309 ~
Nagle Jessie poruszała się obok Justice’a. Odwrócił się do niej, ignorując Tigera. Powieki Jessie zatrzepotały i się otworzyły, a on uśmiechnął się do niej, przykrywając dłonią jej twarz. - Cześć, Jessie. Jessie uśmiechnęła się w zamian, ale wróciła pamięć i jej oczy rozszerzyły się z niepokoju. Spróbowała poderwać się z łóżka, ale Justice ją przytrzymał wzmacniając na niej swój uchwyt. - Już po wszystkim. Jesteśmy bezpieczni. Uspokój się, skarbie. Jessie przemknęła spojrzeniem wokół pokoju i znalazła Tigera. Spiorunowała go wzrokiem. - Zmusiłeś Ellie, żeby mnie odurzyła. - Tak. Nie posłuchałabyś, więc pomyślałem, że posłuchasz Justice’a. – Wstał i wyszedł z pokoju. Jessie była wściekła. - Uśpił mnie. Justice się uśmiechnął. - Prawdopodobnie bał się, że moja partnerka go zabije. Jestem z ciebie dumny, ale… – Jego uśmiech zniknął. – Mam zamiar cię ukarać za nieposłuszeństwo. Powinnaś zostać w łazience. - Uratowałam ci tyłek. - Wiem. I dziękuję. Jednak nadal musisz zostać ukarana i zdecydowałem się na najlepszy sposób, żeby dać ci nauczkę. Była wkurzona. - Nie mówisz poważnie? Uratowałam ci życie, Justice. To, że jestem człowiekiem, nie oznacza, że musiałam ukryć się w łazience. Nigdy nie poprosiłbyś o to jedną ze swoich kobiet. Ty… Justice ją pocałował. Jessie jęknęła pod jego ustami, szczęśliwa, że czuje jego wargi na swoich, wzruszona, że czuje się na tyle dobrze, by to zrobić. Jej ręce sięgnęły
~ 310 ~
do jego piersi upewniając się, że jego serce mocno bije. Odsunął się i wpatrzył głęboko w jej oczy. - Czy przynajmniej posłuchasz, jaką dostaniesz karę zanim zaczniesz krzyczeć? - Dobrze. Powiedz mi, a ja powiem tobie, czy możesz czy nie. W głębi jego gardła zabrzmiał pomruk, gdy jego oczy się zwęziły. - Wysyłam cię do Rezerwatu. Zdecydowałem, że najlepszym sposobem nauczenia cię, byś mnie słuchała, jest spędzenie tam, co najmniej dwóch tygodni. - Odsyłasz mnie? – Była oszołomiona i zraniona. – Ale… - Jeszcze nie skończyłem. – Uśmiechnął się. – Zamierzam osobiście dawać ci mnóstwo poleceń, a ty nauczysz się jak wypełniać każde z nich. – Przyciągnął ją bliżej. – Zamierzam domagać się, żebyś zdejmowała ubranie i wspinała się ze mną do łóżka. Więc, myślisz, że to jest stosowna kara? Uśmiechnęła się szeroko. - Musiałam być bardzo niegrzeczna. Jego wargi otarły się o jej. - Musisz się nauczyć jak przyjmować rozkazy. Powinniśmy zacząć w tej chwili? Jej oczy szybko pomknęły do bandaża na jego biodrze. - Jesteś ranny. - Żyję i jesteś w moich ramionach. Zawsze cię pragnę. Jessie nagle się uśmiechnęła. - Wszystkie te ruchy nie mogą być dla ciebie dobre. Wiesz, co to znaczy? Wygiął na nią swoją brew. - Powinnam wykonać całą pracę. – Pchnęła go na plecy. – Powinieneś położyć się na plecach i pozwolić mi się tobą zająć. Warknął, ale pozostał na plecach. Jessie usiadła i pochyliła się nad nim. Jej język okrążył jego sutek i zassała go do swoich ust. Palce Justice’a zagrzebały się w jej włosach i z jego gardła zadudniło mruczenie. Drażniła i bawiła się jego sutkiem, dopóki chwyt na jej włosami nie stał się zbyt mocny. Zaśmiała się i puściła jego sutek. ~ 311 ~
- Wolno i rytmicznie, prawda? - Podali mi leki, żeby pomóc mi się uleczyć – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Nie mam cierpliwości. Czuję się niezwykle prymitywnie. - Co to znaczy? Jego oczy się zwęziły i nos rozszerzył. - Jestem super napalony i agresywny, więc nie drażnij się ze mną za długo. Nie zniosę tego w tym stanie ograniczonej kontroli. Nie chcę cię skrzywdzić, ale jeśli będziesz drażniła mnie zbyt długo, mogę poddać się mojej potrzebie bycia w tobie. Jessie zsunęła się z łóżka, zerknęła na drzwi i ściągnęła pożyczone spodnie. Wspięła się z powrotem na łóżko i spojrzała na prześcieradło przykrywające Justice’a. Uśmiechnęła się szeroko. - Zrobiłeś namiot. Zachichotał i podniósł prześcieradło. - Chcesz wspiąć się tu ze mną? Jessie zerknęła na jego biodro. Jeśli będzie naprawdę uważała, może na nim usiąść i nie dotknąć rany. - Nie chcę się wspiąć do. Chcę wspiąć się na. – Chwyciła prześcieradło i podniosła je na tyle, by ostrożnie przerzucić nad nim kolano. Stanęła na kolanach, okraczając jego biodra, i sięgnęła między nich. Jej ręka zawinęła się wkoło jego gorącego, sztywnego penisa, głaszcząc go. Zamruczał i zamknął oczy. Jessie powoli naprowadziła fiuta Justice’a do wejścia swojej cipki i opuściła się na niego. Jego ręce nagle chwyciły jej biodra i jego oczy się otworzyły, by napotkać jej spojrzenie. Spróbował poruszać nią na sobie rękami, ale pacnięciem je odsunęła. - Leż nieruchomo – nakazała łagodnie. – Twoje szwy. Warknął i jego ręce się zacisnęły. Jego zniecierpliwienie i agresywność podnieciły ją jeszcze bardziej. Nie powściągał tego. Opuściła swoje ciało niżej, pozwalając mu zatopić się w niej głębiej. Jęknął. - Szybko i mocno, Jessie. Zawahała się.
~ 312 ~
- Nie ruszaj się. Zrobimy to wolno i miarowo. - Chcesz mnie zabić. - Nie, zamierzam sprawić, że przetestujesz w oknach szyby, by sprawdzić czy są ryko-odporne. Twoja rana cię zabije, jeśli nie będziesz leżał nieruchomo. W ogóle nie powinniśmy tego robić, ale pragnę cię tak bardzo jak ty pragniesz mnie. - O tak – zgodził się. Nagle za nimi otworzyły się z trzaskiem drzwi. Justice natychmiast usiadł i zawinął opiekuńczo ramiona wokół Jessie, a ona sapnęła. Do pokoju wszedł Tiger i zamknął za sobą drzwi. Okręcił się, pokazując im swoje plecy. - Przepraszam! - Wynoś się – warknął Justice. Jessie była wstrząśnięta. Siedziała okrakiem na Justice’sie, a Tiger naszedł ich jak uprawiali seks. Zeskoczyłaby z jego kolan, ale trzymał ją tak mocno, że była na niego nabita. - Przepraszam – powtórzył Tiger, robiąc krok w stronę kąta i unosząc ramię. Jessie zagapiła się na kamerę, gdy Tiger zerwał ją ze ściany. Jej twarz opadła na ramię Justice’a, przypominając sobie kamerę będącą w pokoju Beauty, która również miała dźwięk. To znaczyło, że jeśli była tu kamera obserwująca Justice’a dla celów bezpieczeństwa, nie tylko wszystko widziano, ale też słyszano. - Przykro mi. Nikt inny tu nie wejdzie i ja, uh, spalę taśmę. – Umknął. Justice roześmiał się tak mocno, że wstrząsnął ciałem Jessie na sobie. Podniosła głowę i spiorunowała go wzrokiem. - Co w tym takiego zabawnego? Wiedziałeś, że to tam jest? Spoważniał. - Nie pomyślałem o tym. Trzymamy je dla kobiet, żeby były bezpieczne. Kto poza tobą zaatakowałby mnie seksualnie? – Ułożył się ostrożnie na łóżku. – To jest zawsze mile widziane. – Popieścił jej biodra. - Kto obserwuje tę kamerę? Czy powiedział taśmę? To było nagrywane? ~ 313 ~
- Oglądał cały pokój ochrony. – Oblizał wargi. – No cóż, mam dobre wieści i złe wieści. Zmarszczyła brwi. - Jakie? - Złe wieści są takie, że teraz moi mężczyźni wiedzą, iż Justice North poddaje się w łóżku swojej partnerce. A dobre wieści są takie, że jak przypuszczam, moja groźba wzięcia cię publicznie nie jest już wiarygodna, ponieważ wszyscy to słyszeli. – Uśmiechnął się. Walczyła z pragnieniem roześmiania się. - Teraz będę musiała się ukrywać. Justice pchnął w nią. - Zostaniesz tutaj, tak samo jak ja. Zamruczał. Na jęk Jessie pchnął w nią jeszcze raz. Jessie kołysała biodrami, ujeżdżając go. Całkiem zapomniała o swoim zażenowaniu i uprawiała miłość z mężczyzną, którego kochała.
Tłumaczenie: panda68
~ 314 ~
Rozdział 23 Jessie wpatrywała się w swojego ojca, podczas gdy Senator Jacob Hills przyglądał jej się w milczeniu. Jego niebieskie oczy były nieodgadnione, odkąd przebywali w biurze Justice’a. Jessie poprosiła Justice’a, by wyszedł, żeby mogła na osobności porozmawiać ze swoim ojcem. - Więc – skończyła. – Ja kocham jego, a on kocha mnie. Spróbujemy zachować to w tajemnicy, dopóki nie wrócimy z Rezerwatu. Justice bierze kilka tygodni wolnego, by dać nam trochę czasu na spędzenie go razem. Jessie przyglądała się twarzy ojca, by odnaleźć jakikolwiek ślad emocji, ale nie była w stanie żadnej dostrzec. Cokolwiek myślał czy czuł, zachował to dla siebie. Ten człowiek był mistrzem w robieniu tego. To dlatego był tak dobry w swojej pracy. - Powiedz coś. - Jesteś, co do tego pewna? Zmarszczyła brwi. - Zadzwoniłam do ciebie, żebyś tu przyszedł, ponieważ chcę, byś poprowadził mnie na moim ślubie. Wychodzę za niego, tato. Kocham go i jest dla mnie wszystkim. Nigdy niczego nie byłam tak pewna w swoim życiu. Powiedz w tej chwili, jeśli nie chcesz tego zrobić, ponieważ za dziesięć minut biorę ślub. Justice jest niewzruszony w sprawie poślubienia mnie przed miesiącem miodowym. – Uśmiechnęła się. – Nie dbam o to, samo bycie z nim jest wystarczające, ale on chce to zrobić właściwie. Uśmiech przełamał usta senatora Jacoba Hillsa i jego spojrzenie zmiękło. - Cieszę się, że to słyszę. Będę zaszczycony mając go za syna i będę dumny z odprowadzenia cię do ołtarza. Jessie rzuciła się na swojego tatę. Przytulili się mocno, on bardziej niż ona. - Nie. Mogę. Oddychać. Potrzebuję powietrza – zasyczała. Puścił ją, chichocząc. - Przepraszam. Gdzie jest Justice? ~ 315 ~
- Sam chciał ci o nas powiedzieć, ale niejako mu zagroziłam, że kupię mu skarpetki, jeśli to mnie nie pozwoli tego zrobić. Jej ojciec się roześmiał. - To była przekonywująca groźba? Roześmiała się. - Ten facet nie posiada skarpet i je nienawidzi. - Pozwól mi uścisnąć jego dłoń i powitać w rodzinie. Za dziesięć minut, hę? – Spojrzał na swój zegarek. – Mogłaś przynajmniej dać mi jakiś znak, że będzie ślub. Ubrałbym się lepiej. – Jego spojrzenie przemierzyło ją całą. – Dżinsy, Jess? Naprawdę bierzesz ślub w dżinsach? - Justice mnie kocha. Poprosiłam ładnie i zgodził się, żebyśmy wzięli w nich ślub. Jacob się roześmiał. - Zwolniłaś go od garnituru i krawata? Poślubi cię w dżinsach? Złapała jego rękę. - Chodź. Martwił się, że spróbujesz mnie od tego odwieść. Boi się, że zmienię zdanie. Powiedziałam mu, że tak się nie stanie, ale on wciąż się uczy, że ja tak łatwo nie rezygnuję.
Justice czekał w końcu korytarza, wyglądając na spiętego. Jessie mrugnęła. Justice wyraźnie się odprężył. Wyciągnął ręce z frontowych kieszeni swoich dżinsów. Jessie spostrzegła dżinsy i czarną koszulkę bez rękawów, które miał na sobie. To był strój, w którym go poznała. Wyglądał bardzo gorąco i seksownie w tych ciuchach, z rozpuszczonymi włosami, że aż oblizała wargi. Pojawiło się pragnienie ślinienia. Dwaj mężczyźni uścisnęli sobie ręce i jej ojciec chwycił jego ramię. - Witamy w rodzinie, Justice. Będziesz miał pełne ręce roboty z tą tutaj. – Puścił go. Justice zachichotał. - Czekam na to każdego dnia.
~ 316 ~
Jessie zaśmiała się widząc ten podniecający błysk w oczach Justice’a, wiedząc, że jego myśli były skierowane na seks. Wymienili się żartami, gdy ich spojrzenia się spotkały. Justice wysunął ręce i wciągnął Jessie w swoje ramiona, by przycisnąć ją do przodu swojego ciała. Tiger wyszedł na korytarz i zerknął na ich trójkę. Wypuścił głośno powietrze i się uśmiechnął. - Więc wszystko jest dobrze? Ojciec Jessie się zaśmiał. - Jestem szczęśliwy, że Jessie i Justice biorą ślub. Czy kiedykolwiek były wątpliwości, że nie byłbym? Tiger kiwnął głową. - Do diabła tak. Jest już pastor. Jesteśmy gotowi? Jessie odwróciła głowę i spojrzała na Justice’a. - Ja jestem gotowa. - Ja też. – Przytulił ją zanim niechętnie wypuścił ze swojego uścisku. Spojrzał na swojego przyszłego teścia. – Spędzimy dwutygodniowy miesiąc miodowy w Rezerwacie, ale niedługo planujemy zorganizować bardziej publiczny ślub. Zdajemy sobie sprawę, że to będzie koszmar prasowy. Chcieliśmy zrobić ten mały, prywatny już teraz i wyjechać razem zanim będziemy musieli poradzić sobie z tym jak przyjmą to twoi ludzie. - No cóż, stanę pierwszy przed nimi mówiąc jak byłem szczęśliwy, gdy to ogłosiliście i że nie mogłem wybrać lepszego mężczyzny dla mojej jedynej córki. Justice odchrząknął. - Dziękuję, Jacob. Jestem głęboko zaszczycony i zabiję albo umrę, by ją chronić. Ona czyni moje życie kompletnym. Jej szczęście będzie przed moim, zawsze. - Wiem. – Jacob Hills mruganiem powstrzymał łzy. – Do diabła. Nie doprowadzajcie mnie do łez. – Roześmiał się. – Idźcie wziąć ten ślub, żebyście mogli odjechać na swój miesiąc miodowy.
~ 317 ~
Wszyscy wyszli na zewnątrz. Jessie zobaczyła, że jej ojciec jest trochę oszołomiony rzędem wózków golfowych czekających przy drzwiach. Spojrzał na nią, jakby czekając na odpowiedź. - To jest ślub na powietrzu? - W Ojczyźnie jest tylko jedno miejsce na przyjęcie. Czy kiedykolwiek byłeś w barze? - Nie. Nie byłem. Uśmiechnęła się szeroko. - W taki razie będziesz się świetnie bawił. Będą tańce. Jego twarz się rozjaśniła. - Uwielbiam to. Nauczyłem się tańczyć walca na ten bal, na który zaproszono mnie w Białym Domu w przyszłym miesiącu. Wszyscy w wózkach golfowym się roześmiali z wyjątkiem Jacoba Hillsa. Zmarszczył brwi. - Co jest takie śmieszne? - To są tak naprawdę zabawowe przyjęcia, tato. Żadni politycy nie mają wstępu i wyrzuć ten krawat. - Będziesz się dobrze bawił – zapewnił go Justice, wziął dłoń Jessie i pocałował. – Zaplanowaliśmy piękny ślub, żeby wszyscy mogli się cieszyć. Jej ojciec spojrzał na Justice’a. - Jestem szczerze zadowolony, że będę cię miał za syna, Justice. Cokolwiek będziesz robił, nie odbieraj telefonu ani laptopa podczas waszego miesiąca miodowego. – Roześmiał się. – Jedyną pracą, jaką powinieneś robić, to upewniać się, że trzymasz moją córkę z dala od kłopotów. Justice się uśmiechnął. - Mam zamiar spędzić cały mój czas na niezwykle dogłębnym poznaniu twojej córki. Przysięgam, że jest moim priorytetem i praca idzie w odstawkę, więc będę miał dla nas mnóstwo czasu. Jessie uśmiechnęła się szeroko. ~ 318 ~
- Zamierzam nauczyć go jak się relaksować i dobrze się bawić. Napotkał jej wzrok i wiedziała, że przypomniał sobie noc, której zrobiła mu masaż na kanapie, i miękko zamruczał. - Ty zrobiłeś ten dźwięk? – Jacob wpatrzył się w swojego przyszłego zięcia. Jessie się zaśmiała. - Nie. To byłam ja – skłamała. – Czasami to robię, ponieważ to jest fajne. – Posłała mu niewinne spojrzenie. – Daj spokój, nabrałeś się na to? Mój przyszły mąż jest absolutnym twardzielem, a nie jakimś kociakiem. Jej ojciec się roześmiał i odwrócił się, idąc za Tigerem do jednego z wózków. - Jessie – szepnął Justice, upewniając się, że nikt nie słyszy. – Dziękuję. Spojrzała na niego i mrugnęła. - Jesteś moim dłużnikiem. – Jej spojrzenie opuściło się wzdłuż jego ciała i zatrzymało nad przedzie jego dżinsów zanim ponownie spotkała się z nim spojrzeniem. – Zawsze będę chroniła twoje tyły i twój front.
Tłumaczenie: panda68
~ 319 ~