Olivia Cunning – One Night with Sole Regret 07 – Tease me Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden Rozdział 1 Jej życie się skończyło. Madison ni...
17 downloads
35 Views
682KB Size
Olivia Cunning – One Night with Sole Regret 07 – Tease me
Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden
Rozdział 1
Jej życie się skończyło. Madison nie mogła uwierzyć w to, co właśnie się działo. Nie jej. Była dobra w swojej pracy. Musiała źle zrozumieć słowa swojej szefowej. - Co masz na myśli, mówiąc, że musisz mnie odprawić?- Madison zapytała schrypniętym głosem. Joanna przez chwilę wpatrywała się w swoje dłonie, a potem uniosła swój wzrok. - Muszę cię zwolnić, panno Fairbanks. Zwolnić ją? W jakiś sposób to brzmiało gorzej, niż odprawienie. - Dlaczego?- zapytała. Była tak zaskoczona, że aż mrowiła ją twarz. Serce zaczęło bić coraz bardziej. Wątpiła w to, że jej kolana dałyby rade ją utrzymać, jeśli musiałaby wstać z chropowatego krzesła.- Jestem dobra w tym co robię. Jestem dobrym pracownikiem. Dlaczego chcesz mnie zwo… odprawić? Ciemne oczy Joanny przesunęły się na jej biurkowy kalendarz, po czym przesunęła palcem wzdłuż gładkich krawędzi. - Niedawno dowiedziałam się, że sypiasz z klientem. Powietrze wyparowało w płuc Madison. Nie mogła temu zaprzeczyć – tak się składało, że była to prawda. Ale jakim cudem Joanna dowiedziała się o jej związku z gitarzystą prowadzącym Sole Regret? Uważała na to, żeby nikt z pracy nie dowiedział się o jej nieprofesjonalnym związku. Do diabła, nawet jej rodzice nie mieli pojęcia, że się z nim widywała. - W swoim gabinecie – dodała Joanna. Madison nie mogła zaprzeczy i temu. Kto się o tym dowiedział? Kto ją wydał? Zostali podsłuchani? Co do tego to też bardzo uważała, trzymając jęki rozkoszy w sobie. - Zaprzeczasz temu?- Joanna nacisnęła. Madison była kiepską kłamczuchą, ale jeżeli dzięki kłamstwu miała zachować swoją pracą… a kochała ją. Ale Adama kochała bardziej. - Masz jakiś dowód?- zapytała Madison, czując, jak ściska się jej żołądek. - Wystarczy. Madison spojrzała na zdjęcie, które stało na biurku Joanny. Kobieta głaskała psy rasy collie i uśmiechała się do niej. Wbiła wzrok w psy i zmusiła się do racjonalnego myślenia. - To moje pierwsze ostrzeżenie – powiedziała spokojnie.- I Adam już nie przychodzi tutaj na terapie. Być może bezpłatny urlop byłby bardziej racjonalny. - Wolę odprawić cię już teraz. Zanim twoje nawyki spowodują jeszcze gorsze szkody naszej reputacji. Jej nawyki? Nie wiązała się z klientami seksualnie - Adam był wyjątkiem. - Popełniłam błąd, zakochując się w kliencie – powiedziała.- Przyznaję. - I co powinnaś z tym zrobić? Madison zamknęła oczy. Wiedziała, co powinna zrobić. Nawet zaczęła już postępowanie w tej sprawie, zanim zdecydowała, że nie było to dobre dla Adama
narkomana, nawet jeśli ochroniłoby to Adama, jej kochanka. - Powinnam przekazać jego sprawę innemu terapeucie – powiedziała.- Ale wreszcie zrobił prawdziwy postęp w swoim leczeniu i wiedziałam, że jeśli przekażę go komuś innemu, to cofnie się do punktu wyjścia. Nie otwiera się łatwo przed innymi. Zajęło mi miesiące, aby zaczął ze mną rozmawiać. - Owszem, powinnaś go przekazać innemu opiekunowi – Joanna sięgnęła po pióro i zaczęła nim stukać w biurko. Madison zwalczyła pragnienie, żeby go jej wyrwać i rzucić przez pokój.- Twoją inną opcją było nie roztwieranie nóg. Madison zesztywniała i zacisnęła szczękę. Co? Nie mogła uwierzyć, że Joanna powiedziała coś tak podłego pracownikowi. Byłemu pracownikowi, Madison przypomniała sobie. - No chyba, że zrezygnujesz z widywania się z tym mężczyzną… - Nie zrezygnuję – wypaliła. - W takim bądź razie nie widzę innej alternatywy. Jesteś miłą dziewczyną, panno Fairbanks. Szkoda tylko, że padłaś ofiarą niewłaściwego mężczyzny. Madison skrzywiła się. Dlaczego każdy zakładał, że to ona była ofiarą, a Adam tym złym facetem? - Jest dobrą osobą. Tylko, że… - Niezrozumianą?- Joanna uniosła na nią brew. - Dokładnie! - Cóż, wszyscy popełniamy błędy – powiedziała Joanna.- Szkoda tylko, że ten miał konsekwencje, które wpłynęły na twoją karierę. Życzę ci dobrze, panno Fairbanks. Dionne pomoże ci posprzątać twój gabinet. Madison zerwała się z krzesła, nie będąc w stanie wytrzymać kolejnych słów, które padły z ust tej kobiety, a dotyczyłyby Adama. Jej kolana już się nie trzęsły, więc wyparowała z biura Joanny w swoje znacznie mniejsze. Była zbyt wściekła, aby błagać, aby nie zostać w pracy. Jak ktokolwiek śmiał robić jakieś założenia jaki był Adam? Nie był błędem. Był najlepszą rzeczą w jej życiu. Nigdy nie wybrałaby pracy zamiast niego. Dionne weszła do gabinetu niosąc kilka pustych kartonów i nieczytelną minę. Czy to ona powiedziała Joannie? Jako stała recepcjonistka, Dionne była świadoma wszystkich przyjść i wyjść konsulatorów oraz pacjentów, niż ktokolwiek innych. Być może wiedziała o wizytach Madison o wiele więcej, niż po sobie pokazywała. - Muszę przyznać, że nieźle mnie to zdziwiło – powiedziała Dionne. - Co takiego? - Nie będę pytać, dlaczego zostałaś zwolniona, bo to nie moja sprawa, ale jeżeli miałabym stawiać na kogoś kto miałby zostać stąd zwolniony, to na pewno nie ty, laleczko, bo jesteś na samym dole tej listy. Wszyscy cię uwielbiają. Dolna warga Madison zadrżała. Nie zamierzała się teraz rozsypać. Zamierzała spakować swoje rzeczy, zanieść je do swojego samochodu i pojechać prosto na lotnisko. Bardziej niż cokolwiek innego, to chciała się teraz znaleźć w ramionach Adama. Aby przypomniał jej, dlaczego zaryzykowała wszystko aby być właśnie z nim. Dionne wyciągnęła chusteczkę z pudełka na biurku i wcisnęła ją w dłoń Madison. - Nie rób tego. Jeśli zaczniesz płakać, to i ja zacznę płakać, a to będzie strasznie brzydki widok. Madison otarła oczy chusteczką. Była lekko wilgotna, gdy wrzuciła ją do kosza. - Nie płaczę – powiedziała.- Jestem tylko nieco wstrząśnięta. - Nie powiesz mi dlaczego zostałaś zwolniona, prawda?- zapytała Dionne. Madison wypuściła drżący oddech. Dlaczego nie powinna powiedzieć Dionne? Przecież się tego nie wstydziła. - Zakochałam się we właściwym mężczyźnie w
nieodpowiednim czasie. Dionne uniosła tylko pytająco brew na nią. Madison pokręciła głową. - Nie chcę o tym rozmawiać. Weźmy się za to wszystko – powiedziała i zaczęła wkładać zdjęcia do jednego z pustych pudeł. Zdjęcie z jej bliźniaczką, Kennedy, podczas ich pierwszego dnia w przedszkolu i podczas ukończenia liceum. Zdjęcie jej rodziców. Jej ulubionych zwierząt. Jej koni. Było nawet jedno z jej ukochaną babcią, która zmarła lata temu. Ale nie było tam żadnego zdjęcia Adama. Przynajmniej była jedna dobra rzecz w tym, że została przyłapana i straciła pracę: już nie musiała ukrywać swojego związku z Adamem Taylorem. Nie przed swoją szefową. Ani współpracownikami. Nie przed swoimi rodzicami czy opinią publiczną. Było coś orzeźwiającego w tym, że wreszcie swobodnie mogła powiedzieć światu, że był jej mężczyzną. Już dochodziła do siebie wobec tego, że straciła pracę i że za kilka godzin z powrotem znajdzie się w ramionach Adama. Być może jej życie wcale się nie skończyło. Może był to dopiero początek. A może była zbyt optymistycznie nastawiona dla swojego własnego dobra.
Rozdział 2
Adam zacisnął mocno szczękę i wyrwał notatnik z rąk Jacoba. W tym pierdolonym busie już niczego nie mógł mieć dla siebie. - To twoje teksty w tym notesie?- zapytał Jacob. Adam wepchnął notatnik pod materac swojego łóżka, nie będąc pewien dlaczego go ukrywał. Przecież nie było tak, żeby ktoś tu szanował jego prywatność. - Taa. Co z tego? - Jest niemal pusty – Jacob uniósł brwi.- Z wyjątkiem szkiców cycków i orłów. Adam pokręcił głową i spróbował stłumić śmiech. Jacob nigdy go nie rozpieszczał – co było dobre – ale też nigdy nie dawał mu przerwy, co zaczynało wkurzać Adama. - Taa, cóż, nie ma niczego interesującego w byciu w busie z bandą dupków – tak naprawdę to nie uważał, żeby członkowie jego zespołu byli dupkami. Ale swojego czasu Jacob z pewnością nim był. Jacob przechylił głowę na bok, marszcząc brwi w konsternacji. - Więc co robisz, gdy zamykasz się na tyłach busu? Walisz sobie konia? Myślałem, że pisałeś. Zwykle znajdujesz całą inspirację, gdy jesteś w trasie. Ale nie podczas tej trasy. Adam nie wiedział w czym leżał problem. Chciał pisać piosenki. Próbował pisać piosenki. Zamknął się w tylnej sypialni ze swoją gitarą i notesem. Ale kończyło się na tym, że przez godziny wpatrywał się w pustą kartkę, podczas gdy nic do niego nie docierało. Jego umysł był tak samo pusty, jak kartka, która zdawała sobie z niego kpić. Kiedy byli w trasie, to zwykle pisał kartkę za kartką tekstów i koniec końców było ich tak wiele, że podczas przerwy po trasie, aby napisać nowy album, musieli tylko poprzeglądać jego zapiski. Nigdy nie brakło mu kreatywności podczas trasy. Oczywiście ostatnie trzy trasy spędził będąc na haju. Nie mógł przestać się zastanawiać, czy właśnie w tym tkwił problem. Może jego uzależnienie od narkotyków napędzało jego kreatywność, a nadpływające teksty nie miały niczego wspólnego podekscytowaniem spowodowanym bycia w trasie. - Przed nami jeszcze miesiące w trasie – powiedział Adam.- Jestem pewien, że pod koniec będę miał mnóstwo materiału. Ale nie był tego taki pewien. Ani trochę. Prawdę mówiąc, to zaczął nieco panikować, że jeżeli nie wyskoczy z niczym interesującym, to Sole Regret się rozpadnie. Albo gorzej, zastąpią go kimś, kto ich nie zawiedzie. - Może na tym albumie powinniśmy połączyć siły z kimś innym – powiedział Jacob.Wiem, że uwielbiasz widzieć swoje imię jako główny kompozytor naszej całej muzyki… - Po prostu lubi zbierać wszystkie laury!- Owen zawołał z przodu busu. Adam pokazał mu środkowy palec. Jacob zignorował go. - Może jeżeli zaczęlibyśmy pracować nad tym razem, to byśmy coś stworzyli. - Coś innego, niż moja zwykła wizja?- Adam zapytał wyzywająco. Jacob wzruszył ramionami. - Nie dowiemy się, dopóki nie spróbujemy.
- Daj mi czas do końca trasy. Jeżeli pod koniec nic nie zaskoczy, to spróbujemy czegoś innego. - Może laska Kellena miałaby jakieś pomysły, aby pokonać twoją blokadę twórczą. Wiesz, jest kompozytorką. Taa, wiedział. Oczywiście, że wiedział. Kellen już zdążył się pochwalić tą informacją kilka razy przez kilka ostatnich godzin. Właśnie słuchał jej różnych kompozycji, przez co przyprawiał o rumieniec atrakcyjną, rudowłosą kobietę, gdy wychwalał w kółko jej talent. Ale Dawn komponowała klasyczną muzykę, więc Adam nie miał pojęcia jak niby miała mu pomóc napisać mroczną i niepokojącą muzykę, którą zwykle tworzył. Adam wyciągnął swój notatnik spod materaca i skierował się w stronę sypialni na tyłach busu. - Prawdę mówiąc, to mam pomysł. Jacob uśmiechnął się. - Świetnie. Wiesz, że nasz zarobek zależy od ciebie – puścił Adamowi oczko, dając mu znać, że tylko żartował, ale presja, która na nim ciążyła, tylko bardziej wgniotła go w ziemię. - Więc przyciszcie się – powiedział, rozglądając się po busie i po swoich kumplach, którzy tego ranka byli niezwykle pobudzeni. Zamknął drzwi, usiadł na pobliskim łóżku w gnieździe poduszek i znowu spojrzał na pustą stronę, żałując, że nie był na haju, ale ciesząc się, że jednak nie był. - Jestem popierdolony – powiedział kilka godzin później, gdy bus zatrzymał się za halą w Nowym Orleanie. Z wyjątkiem pająka zwisającego z brzegu kartki, cała reszta była pusta.- Całkowicie popierdolony. Przecierając twarz obiema rękami, zastanawiał się, czy Madison kiedykolwiek słyszała o ćpunie, który stracił swój talent po tym jak wyszedł na prostą. Musiał ją o to zapytać tego wieczora. Może mogłaby mu coś poradzić. Była dobra w naprawianiu jego problemów. Każdy wiedział, że on był w tym beznadziejny. Nie będąc w stanie dalej tkwić w busie z pustym notatnikiem, Adam wepchnął swoje łatwo rozpoznawalne włosy pod czapkę z daszkiem i wyszedł na zewnątrz. W samotności spacerował po ulicach Nowego Orleanu, czując jak w myślach kłębiły się wątpliwości. Nie miał pojęcia gdzie się znajdował, ale wystawa w sklepowym oknie przykuła jego uwagę, więc się zatrzymał. Pomyślał, że Madison musiała to zobaczyć. Adam naciągnął czapkę nisko na czoło, przycisnął kołnierz swojej skórzanej kurtki blisko szyi i wziął uspokajający oddech. Zerknął przez ramię, aby się upewnić, że nikt na niego nie patrzy, zanim pchnął drzwi sklepu. W powitaniu zadzwonił dzwonek, przez co jego serce zaczęło bić szybciej, a dłonie spociły się. Naprawdę zamierzał to zrobić? Musiał oszaleć. Wziął kolejny głębokich oddech i spojrzał na najbliższą wystawę, pełną drogocennych metali, kolorowych kamieni i błyszczących diamentów. Zanim zdążył zrobić krok w stronę błyskotek, usłyszał za lady sztywny głos: - W czymś mogę pomóc, proszę pana? Adam uniósł głowę i dostrzegł drobną brunetkę, która uśmiechała się do niego słabo. Dłoń miała opartą na brzegu lady. Adam nie miał wątpliwości, że miała zamiar wcisnąć przycisk awaryjny, jakby okazało się, że zamierzał obrabować sklep. Zastanawiał się, czy to jego normalny wygląd twardziela, czy jego niecodzienna nerwowość zaniepokoiła ekspedientkę. Pewnie połączenie jednego i drugiego. - Nie jestem pewien – powiedział.- Chcę się nieco rozejrzeć. - Szuka pan czegoś szczególnego? - Nie – powiedział.- Tylko patrzę.
Powędrował w stronę wystawy prostych, złotych łańcuchów. Może kupiłby kolejny łańcuch do swojej kolekcji i udawał, że właśnie dlatego wszedł do sklepu z biżuterią. Nie był pewien, czy podążanie za pierwotnym impulsem było dobrym pomysłem czy nie. Gdy zobaczył na wystawie pierścionek zaręczynowy, to natychmiast pomyślał o Madison i naszła go szalona ochota, aby włożyć go na jej palec, ale gdy pierwsze pragnienie się ulotniło, to zaczął się zastanawiać, czy w ogóle by go przyjęła. Widywali się od ponad roku, ale powiedzenie Kocham cię zobowiązanie było nowe w ich związku. Być może się spieszył. A może powinien się pospieszyć. Zaledwie kilka dni temu jego ojciec uparł się, że prędzej czy później Madison zorientuje się, że Adam nie był da niej wystarczająco dobry. Dobre dziewczyny nie kończyły z takimi facetami jak on. Koniec końców znajdywały zdrowy rozsądek i dochodziły do wniosku, że nie można było naprawić tego, co było zepsute. A jak nie patrzeć, to był zepsuty. Dopiero z pomocą Madison zaczął wchodzić na odpowiednią ścieżkę. Adam przetarł twarz dłonią. Kurwa. Może jego staruszek miał rację. Być może nigdy nie mógłby stać się oczekiwaniami Madison. Może nigdy nie będzie jej idealnym mężczyzną. Ale Adam chciał nim być. Chciał być dla niej wystarczająco dobry. Być jej idealnym mężczyzną. Nie popieprzonym wrakiem człowieka, którym zawsze był i pewnie będzie. Zakrył usta jedną dłonią i ścisnął sobie twarz, wciskając kciukiem policzek na ostrą krawędź swoich zębów. Dlaczego w ogóle pozwolił, żeby bzdury, które wygadywał ten staruch, do niego dotarły? Przecież nie było tak, że ten facet był przykładnym ojcem, który rzucał dobrymi radami. Nigdy nie spotkał Madison. Więc jak w ogóle mógł pomyśleć, że była za dobra dla jego syna? Być może dlatego, że byli do siebie zbyt podobni. - Jesteś zainteresowany złotymi łańcuchami?- zapytała sprzedawczyni. Adam odwrócił się i skupił swój wzrok na niespokojnej, lecz wciąż uśmiechniętej twarzy. Kobieta puściła przycisk i stanęła po drugiej stronie wystawy. Uniosła rękę w stronę jego piersi i przechyliła głowę. Zerknął w dół na kolekcję swoich łańcuchów, które zwisały z jego szyi i uśmiechnął się. - Prawdę mówiąc, to nie – powiedział.- Mam kumpla, który twierdzi, że ciężko jest wybrać dla mnie prezent, więc co święta kupuje mi nowy łańcuch.- Ja… - zerknął na wystawę przy oknie.- … myślałem o… - oderwał wzrok od wystawy na której znajdował się pierścionek i spojrzał w brązowe oczy kobiety.- Bo widzi pani, jest pewna kobieta. Może nieco zbyt się spieszę, sam nie wiem, ale zobaczyłem przez okno pierścionek i… - wzruszył ramionami, połowicznie zawstydzony przez swoją paplaninę. - Och!- powiedziała sprzedawczyni, nagle wracając do życia z podekscytowania.Myślałam, że… - Że obrabuję to miejsce? - Nie! Oczywiście, że nie – powiedziała zdecydowanie zbyt szybko.- Po prostu zdawał się być pan bardziej zdenerwowany niż większość naszych klientów, a nie powinniśmy otwierać wystawy, no chyba że jeszcze przy innym pracowniku. Ale mogę opowiedzieć panu o pierścionku. Którym jest pan zainteresowany? - Tym przy oknie – wskazał kciukiem na wystawę przy oknie, która zwróciła jego uwagę. Ruszyła w tamtym kierunku, zaś Adam wręcz deptał jej po piętach. Musiał wyciągnąć szyję, aby zerknąć na wystawę i zastanawiać się który pierścionek przykuł jego uwagę. - Chodzi mi o ten złoty, drugi na prawym końcu. Ten z wielkim, kwadratowym
kamieniem – wskazał na niego, jakby miało jej to w czymś pomóc. Sprzedawczyni odwróciła się i spojrzała na niego wielkimi oczami. - Jest pan pewien? Jest pewnie dla pana zbyt drogi. Mamy o wiele tańsze pierścionki na tamtej wystawie – skinęła głową w stronę odległego kąta sklepu. Adam ugryzł się w język, aby nie zbluzgać Panny Bigot. Jeśli wszedłby tu ubrany w garnitur od Armaniego, to nie macałaby bo guziku i nie zakładała, że nie stać go było na coś tak niecodziennie drogiego dla Madison? - Mogę porozmawiać z inną osobą, która tu pracuje?- zapytał. - Margaret poszła do łazienki, ale powinna za chwilę wrócić. Ja ę panu pokazać wszystko, na co będzie miał ochotę. - Nie, nie może pani. Zmarszczyła czoło. - Dlaczego nie? - Bo nie chcę, żeby zarobiła pani na tej sprzedaży. I z powodu nieuprzejmości sprzedawczyni, nie było mowy, żeby wyszedł bez tego pierścionka, nawet jeśli miało to oznaczać, że pierścionek leżałby w jego kieszeni przez kolejne trzydzieści lat, podczas których zbierałby się na odwagę, aby dać go jednej szczególnej damie z Dallas w Teksasie.
Rozdział 3
Madison uczepiła się oparcia fotela, gdy lądowaniu samolotu towarzyszyło kilka uderzeń i turbulencji. Nie była wielką fanką lotów i gdyby nie chodziło tu o zobaczenie się z Adamem, to pewnie w ogóle nie wsiadłaby na pokład. Ten mężczyzna był silną motywacją w jej życiu. Temu nie potrafiła zaprzeczyć. Ciśnienie wcisnęło jej głowę w zagłówek, ale gdy powoli zaczęli się zbliżać do ich bramy, wyjrzała przez okno, jakby połowicznie spodziewała się ujrzeć Adama na asfalcie. Co było głupie. Nie wyobrażała sobie, że jego chęć zobaczenia się z nią była choć w połowie tak silna jak jej potrzeba bycia z nim. Ostatni tydzień był prawdziwą próbą jej wytrzymałości. Myślała o nim niemal przez cały czas. Gdy nie zastanawiała się co robił, myślała o rzeczach, które chciała mu powiedzieć - i jakie z nim zrobić - tego weekendu. I po okropnym poranku jaki miała za sobą, nie wyobrażała sobie nic lepszego jak zatracenie się w nim na zawsze. Kiedy samolot się zatrzymał, Madison jako pierwsza zerwała się na nogi. Wyszarpnęła swoją torebkę spod siedzenia i przerzuciła ją przez ramię. Student, który zajmował miejsce obok niej, spojrzał na nią w zaskoczeniu. Nie zdążył jeszcze odpiąć swojego pasa. - Czeka cię gorąca randka czy coś w tym stylu?- zapytał, odpinając swój pas i sięgając pod siedzenie po swój plecak. Madison zaczerwieniła się i nieświadomie oblizała wargi. Była aż taka przewidywalna? - W sumie to tak. Chłopak zaśmiał się. - Szkoda, że ja nie mam tak ślicznej dziewczyny, która chciałaby się ze mną zobaczyć. Masz jakąś radę dla samotnego faceta? - Um - powiedziała, szukając jakiejś porady na zdobycie randki.- Zacznij grać na gitarze? Muzyka Sole Regret nie była powodem dla którego zakochała się w Adamie, ale
jego talent wzniecił jej zainteresowanie nim i wiedziała, że tysiące kobiet pożądało mężczyzny, który całkowicie uwodził je swoimi umiejętnościami grania na gitarze. Madison nie mogła się doczekać, aby zobaczyć jego koncert dzisiejszego wieczoru. Nie mogła się doczekać. Oczywiście gdyby miała wybór, wolałaby spędzić wszystkie chwile z nim na osobności, ale musiała przyznać, że oglądanie go na scenie było przyjemnym afrodyzjakiem. - Już tego próbowałem - powiedział chłopak.- Nie skończyło się to dla mnie zbyt dobrze. Może trąbka? Ten instrument przyciąga jakieś laski? Zaśmiała się. - W Nowym Orleanie? Tak, możesz spróbować. Grasz jazz? - Najczęściej hymn Stanów Zjednoczonych. - Być może jakaś niezwykle patriotyczna kobieta stwierdzi, że jesteś nie do odparcia - powiedziała ze śmiechem. Chłopak zmierzył ją wzrokiem. - Nazwałabyś siebie niezwykle patriotyczną kobietą? Madison zdała sobie sprawę, że facet z nią flirtował. Naprawdę była nieporadna w tych sprawach. Czasami zastanawiała się, czy kiedykolwiek zorientowała się, że Adam na nią leciał, gdyby jasno tego nie podkreślił poprzez skradnięcie ich pierwszego pocałunku, gdy pewnego wieczoru wypychała go ze swojego gabinetu. Po miesiącach rozmów wciąż nie wpadła na to, że jego droczenie się z nią było flirtem. Pragnęła go, chociaż wiedziała, że nie powinna mieć niestosownych myśli o swoim kliencie, ale nigdy nie pomyślała, aby przejść do konkretów, aż wreszcie popchnął ją na jej biurko i udowodnił kilka rzeczy. - Nie jestem zbyt wielką patriotką - skupiła swój wzrok na wąskim korytarzu, mając nadzieję, że trąbkarz złapie aluzję i da jej spokój. Nie chciała z nim flirtować i była wręcz przekonana, że poprzez rozmawianie z nim odniósł mylne wrażenie. Podczas lotu była pochłonięta mroczną opowieścią. Dobra, było to kłamstwo. Musiała przeczytać każde zdanie kilka razy, bo nie mogła przestać myśleć o Adamie. Gdy tylko udało się jej oderwać je od tego mężczyzny, natychmiast zaczęła myśleć o bombie, jaką kilka godzin temu zrzuciła na nią jej szefowa. Jednak udawanie, że czytała, powstrzymywało nieznajomego obok od zachęcenia jej do podjęcia rozmowy. Jednak nie powstrzymało go to od gapienia się. Kilka razy przyłapała go na tym, gdy zerkała w jego stronę. Kiedy chłopak nie ruszył się z miejsca pomimo jej intensywnego wpatrywania się w linię pasażerów, którzy kierowali się do wyjścia, powiedziała: - Mógłbyś proszę mnie wypuścić? - Jeśli zdradzisz mi swoje imię. Westchnęła, dochodząc do wniosku, że dostanie szybciej to czego chciała, jeśli
będzie współgrać. - Madison. - Słodko - powiedział, w końcu wychodząc na korytarzyk.- Tak jak i ty. Przecisnęła się przed niego, zaś on podążył jej krokiem. - Ja mam na imię Chris. Jesteś stąd? Przydałaby mi się pomoc w ogarnięciu miasta. - Przykro mi, ja też nigdy wcześniej nie byłam w Nowym Orleanie. Mam się tu z kimś spotkać. Z moim chłopakiem - wyjaśniła, uśmiechając się, gdy użyła tego słowa. Teraz naprawdę był jej chłopakiem, chociaż brzmiało to tak, jakby znajdowali się w siódmej klasie. Jednak inne określenie brzmiało zimniej, a kochanek był zbyt ryzykowny. Więc musiał wystarczyć chłopak. - Więc ta gadka o randce nie była wymówką? - Obawiam się, że nie. Gdy wychodziła, Madison uśmiechnęła się do przyjaznej stewardessy, po czym szybkim krokiem zeszła ze schodów i ruszyła w stronę terminalu. - Więc w którym hotelu się zatrzymujesz?- zapytał Chris, dotrzymując jej kroku. - Nie jestem pewna - odpowiedziała, mając nadzieję, że nie będzie musiała być wobec niego nieprzyjemna, ale wychodziło na to, że nie złapał aluzji, iż nie była zainteresowana rozmową z nim. Nie chciała być wredna, jednak zaczęła się czuć niekomfortowo przez niego.- Mój chłopak organizuje wieczór. Powiedział, że chce mnie zaskoczyć. Była pewna, że niespodzianka Adama będzie wyjątkowa. Zawsze były. Były też gwarancją, że oderwie swe myśli od kłopotów. Od wszystkich. Nawet od tych wielkich, które próbowała zignorować. Jak mogła zostać zwolniona? Jej rodzice będą strasznie rozczarowani. I nie przeżyje w spokoju ani dnia, gdy jej siostra zacznie z tym swoim A nie mówiłam. - Przyjechałem tutaj, aby rozwinąć skrzydła - powiedział Chris.- Właśnie skończyłem studia i znalazłem pierwszą pracę. Doszedłem do wniosku, że powinienem spuścić nieco z pary zanim zacznę zabawę w prawdziwego dorosłego. Praca. Madison ścisnął się żołądek. Nie, nie będzie teraz o tym myśleć. Pomyśli o tym we wtorek, kiedy to jej czas z Adamem dobiegnie końca i będzie musiała wrócić do swojej ponurej rzeczywistości. - To miło - odpowiedziała sztywno. Przystanęła na końcu rampy, aby rozejrzeć się po nieznanym lotnisku i dostrzec jakieś znaki dotyczące odbioru bagażu. Chris zatrzymał się obok niej. Zerknęła na niego; biedak wyglądał na niemal tak zagubionego, jak sama się czuła. Być może naprawdę szukał osoby, która pomogłaby mu się poruszać po nowym
mieście, ale natrafił na złą osobę. Miała już plany i tyczyły się one tylko Adama. - Gratulacje z powodu ukończenia studiów i znalezienia pracy - dodała.- Nie jest łatwo jej znaleźć w czasach dzisiejszej ekonomi. Sama skrzywiła się na tą rzeczywistość. Do diabła! Sama mogła już nie znaleźć pracy. Z całą pewnością, jeśli Joanna da jej paskudne referencje. Może powinna sprzeciwić się decyzji Joanny co do jej zwolnienia. Ale wtedy romans Madison wypłynąłby na światło publiczne i już nigdy mogłaby nie znaleźć pracy. Cholera, cholera, cholera! I co teraz miała zrobić? Myśl o Adamie, tylko o Adamie. Sprawi, że całe to paskudztwo zniknie. Przynajmniej na weekend. Madison wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę odbioru bagażu, podążając za znakami i unikając kolizji z innymi pasażerami. - Prawdę mówiąc, to dostałem dwie oferty pracy - kontynuował Chris, idąc za nią. Madison stłumiła poirytowane westchnięcie. Z całą pewnością zgubi go przy odbiorze bagażu. Adam ją uratuje. - To miło - dla niego. - Gdzie uczęszczałaś na studia, Madison? Zaśmiała się, gdyż mimo wszystko połechtał jej ego. - Już lata temu skończyłam studia. - Nie wierzę. Miałaś wyjątkowy talent czy coś? Uniosła brew i pokręciła głową. - Nic takiego. Już od jakiegoś czasu bawię się w prawdziwego dorosłego - i czasem było do bani. Ale przez większość czasu uwielbiała swoje życie. - Więc jesteś z Dallas? - Taa. Cóż, z rancza na obrzeżach Dallas - o co chodziło z tym trzecim stopniem? - Och, więc jesteś kowbojką - poruszył na nią brwiami, jakby właśnie każda jego fantazja się ziściła. - Nie, jestem terapeutką - a raczej była terapeutką. Zagryzła wargę i schyliła głowę, aby nie dostrzegł w jej oczach całkowitej paniki. O Boże, co teraz miała zrobić? Niby jak miała się utrzymać? Nie sądziła, żeby jej siostra wyrzuciła ją z domu, ale będzie się okropnie, jeżeli nie będzie mogła dołożyć pieniędzy do ich wydatków na życie.
- Terapeutką od małżeństw?- nacisnął Chris. Dlaczego ten facet nie chciał dać jej spokoju? - Od uzależnień. Chris gwizdnął. - Mogę się założyć, że spotykasz interesujących ludzi. Nie było mowy, aby udało się jej go spławić, ale ostatnie co chciała robić, to mówić o swojej pracy - lub o jej braku. Dostrzegła znak przy najbliższej toalecie i znalazła swoją drogę ucieczki. - Owszem, to prawda. Powodzenia z nową pracą - powiedziała i zniknęła w toalecie. Bez pośpiechu ulżyła swojemu pęcherzowi, umyła ręce, zerknęła na swoją twarz i włosy, nałożyła błyszczyk i wysłała wiadomość do Kennedy, tłumacząc swojej bliźniaczce, iż bezpiecznie dotarła do Nowego Orleanu. Nie powiedziała jej o spotkaniu ze swoją szefową - byłą szefową. Kennedy już nie lubiła Adama. Rozerwałaby go na kawałki, gdyby dowiedziała się, że to on był powodem przez który Madison została zwolniona. Zwolniona. O Boże, co miała teraz zrobić? Myśl tylko o Adamie. Był wart tej kłody, jaką życie rzuciło jej pod nogi, nie ważne jak mocno upadła na tyłek i że to wyzwanie ją oślepiło. Mogła przez to przebrnąć. Przebrnie przez to. Nie miała innego wyboru. Gdy tylko wysłała wiadomość do Kennedy, jej telefon zawibrował przez wiadomość od Adama. Przycisnęła telefon do piersi i wzięła głęboki oddech, zanim ją przeczytała. Spotkamy się przed lotniskiem. Mam dla ciebie niespodziankę. Niespodziankę? Serce zabiło jej mocniej, a ciało między udami napuchło z potrzeby. Nie musiał wyjaśniać, co dla niej miał. Była pewna, że było to dokładnie tym, czego teraz potrzebowała. Nie mogę się doczekać, odpisała. Niebawem przyjdę. Idę właśnie po bagaż. W pośpiechu wyszła z toalety i zatrzymała się w pół kroku, gdy Chris - który stał przed damską toaletą - posłał jej przyjazny uśmiech. Z irytującego faceta stał się prześladowcą. W jednej chwili pożałowała, że Adama nie było na lotnisku, aby trzymał ją za dłoń - wyglądając przy tym twardo i groźnie i całkowicie nieprzyjaźnie. Choć Madison nie bała się Adama, to nie oznaczało, że Chris by się nie wystraszył. Zwalczając chęć ucieczki, odwróciła się na pięcie i ruszyła prosto w stronę taśmy wydającej bagaże unikając spojrzenia Chrisa i nie odwzajemniając uśmiechu. - Odnoszę wrażenie, że nie chcesz ze mną rozmawiać - powiedział, przepychając się
między ludźmi, aby znowu zrównać z nią kroku. - Nie znam cię - odpowiedziała. - Jestem w porządku facetem, naprawdę. - Wierzę ci na słowo - powiedziała.- Ale czuję się przez ciebie niekomfortowo. Proszę, przestań za mną chodzić. Podeszła do taśmy i zaczęła się modlić, aby jej walizkę już wyciągnięto z samolotu. Najwidoczniej jej przeciągnięta - jednak nie wystarczająco długo - podróż do łazienki, dała pracownikom czas na wyładowanie bagażu. - Więc gdzie jest twój chłopak?- zapytał Chris i stanął obok niej, podczas gdy ona przyglądała się nieznanym walizkom. - Czeka na zewnątrz - odpowiedziała. - Taa, jasne - powiedział.- Nie jesteś pierwszą kobietą, która mnie zlewa i z całą pewnością nie będziesz ostatnia. Miłego życia. Kątem oka dostrzegła, jak odchodzi, zauważając, że nie wziął ze sobą żadnego większego bagażu. Madison wzięła uspokajający oddech. Nie chciała był niemiła wobec ludzi, jednak Chris z pewnością zrozumiał, że samotnie podróżująca kobieta czuła się zagrożona, kiedy obcy facet łaził za nią po lotnisku bez żadnego powodu. Odgarnęła kilka kosmyków za ucho i uśmiechnęła się z ulgą, kiedy jej różowa walizka pojawiła się na taśmie. Teraz mogła zobaczyć się z Adamem i zapomnieć o bożym świecie. Uwalniał ją od zmartwień, a to uczucie było bardziej uzależniające od jakiejkolwiek substancji jaką kiedykolwiek próbowała. Było tak przynajmniej w jej przypadku. Madison wyjechała ze swoją walizką przed terminal. Nie mogła się powstrzymać przed rozejrzeniem się za seksownym motocyklistą, który zaparkował przed wyjściem. Nie było nic seksowniejszego od faceta w dżinsie i skórze, siedzącego na Harleyu. Skóra mężczyzny o szerokich ramionach była pokryta tatuażami, jego ciemne włosy były ścięte w niedbałym stylu i sięgały mu ramion, zaś jego dżinsy przykuły jej uwagę do jego wąskich bioder i twardego tyłka, który aż się prosił o chwycenie. Jego głowa była skierowana w przeciwną stronę od niech, gdy rozmawiał z kierowcą taksówki, która była zaparkowana za motocyklem, ale Madison wszędzie by go rozpoznała. Nie był to byle jaki seksowny motocyklista. Był jej. Ale jakim cudem Adam przewiózł swój motocykl z Austin do Nowego Orleanu? Czując dziwne nerwowe podekscytowanie, Madison chwyciła mocno za rączkę swojej walizki i powstrzymała się od pobiegnięcia w jego stronę. Była pewna, że Adam był zbyt zajebisty, aby zostać ściągniętym z motocykla, żeby mogła wycałować każdy skrawek jego twarzy przed taksówkarzem. Kierowca zauważył ją, gdy stanęła za Adamem i uśmiechnął się do niej.
Adam odwrócił głowę, zanim w ogóle zdołała sformułować przywitanie, objął rękami jej talię i w jednej chwili znalazła się przy jego motocyklu, w jego silnych ramionach. Jego wargi poruszyły się przy jej, biorąc je w głębokim pocałunku. Odsunął się powoli, zaś uśmiech na jego ustach jaśniał tak samo jasno, jak błysk w jego ciemno szarych oczach. I tak jak się spodziewała, wszystkie jej problemy zniknęły w jednej chwili. - Cóż, witaj - powiedziała bez tchu, obejmując rękami jego szerokie plecy, przesuwając palcami po wysłużonej skórze jego kurtki. - Tęskniłem za tobą - powiedział cicho do jej ucha. - Ja za tobą też - znowu go pocałowała i zdając sobie sprawę, że wyglądała na zbyt napaloną w miejscu publicznym, ukryła twarz w jego szyi i zaciągnęła się mieszanką zapachu jego wody kolońskiej, jego skóry i skóry kurtki.- Mmm - mruknęła.- Pocałunek był cudowną niespodzianką. - To akurat nie była niespodzianka - powiedział, śmiejąc się cicho. Odchyliła się, aby spojrzeć mu w oczy, czując jak serce jej wali przez jego bliskość. Boże, co ten facet z nią robił. - W takim bądź razie co nią jest? - Siedzisz na niej. - Na twoim kolanie?- zapytała z przebiegłym uśmiechem.- Wiesz, że to moja ulubiona niespodzianka. - Niespodzianka jest na później. Miałem na myśli motocykl. Wypożyczyłem go, abyśmy mogli urwać się na przejażdżkę. Skoro ostatnio narobiliśmy kłopotów przez porwanie limuzyny zespołu, doszedłem do wniosku, że trzeba pogłówkować i znaleźć nasz własny środek transportu. Był znany z tego, że brał to co chciał, nie myśląc o konsekwencjach. O dziwo podniecało ją to, ale myślenie o innych było dobrą oznaką tego, że wychodzenie z nałogu szło dobrze. Dotknął jej włosów, gdy spojrzał jej w oczy. - Ale masz spódnicę, więc będziesz musiała pojechać w taksówce ze swoją walizkę, zanim przebierzemy cię w odpowiednie ubranie. Jej radość spowodowana myślą, że będzie siedziała za nim, przyklejona do jego pleców i z dłońmi wędrującymi po jego twardym torsie i płaskim brzuchu, prędko obróciła się w gorzkie rozczarowanie. - Co?- powiedziała.- Dlaczego? - Chcę, abyś była bezpieczna.
- Nie umawiam się z tobą, bo jesteś bezpieczny, Adamie Taylor - wypaliła. - Więc dlaczego się ze mną umawiasz? Bo był całą przeciwnością bezpieczeństwa. Nie był to jedyny powód, ale jeśli miała być wobec siebie szczera, to był to główny powód. - Bo cię kocham - przyznała. Kąciki jego ust uniosły się w górę. - To nie powód. - Pozwól mi z tobą jechać - powiedziała, całując go pod uchem w zamiarze przekonania go.- Ufam ci, że dowieziesz nas do celu w jednym kawałku. - Ale ufasz całej reszcie kierowców na drodze stąd do hotelu? Bo ja z całą pewnością nie. - Proszę. Jego mina złagodniała. - Kobieto, wiesz, że nie potrafię ci odmawiać. Dlaczego mnie tak kusisz? - Czy to oznacza tak?- zapytała z nadzieją? - Owszem - powiedział.- Ale założysz kask. Nie obchodzi mnie, jeśli zniszczy ci fryzurę - wygładził jej lok między palcami. Uśmiechnęła się i zarzuciła ramiona na jego szyję, ściskając go entuzjastycznie. - Więc naszym pierwszym przystankiem będzie sklepu z motocyklowymi powiedział. - Z motocyklowymi? Wszędzie mogę dostać dżinsy. - Dżinsy? Założysz skórę, kochanie. Nie zmienię zdania, więc nawet nie próbuj mnie przekonać tymi ślicznymi, niebieskimi oczkami. Pod koniec tej godziny chcę ujrzeć twój fantastyczny tyłek w skórze. Skórzane spodnie? Nie było mowy, żeby mogła założyć skórzane spodnie. Otworzyła usta, aby zaprotestować, ale zakrył je palcem. - Nie sprzeciwiaj się - powiedział, spoglądając na nia z pragnieniem, przez co zadrżała.- Albo pojedziesz w taksówce. Skinęła głową. Podejrzewała, że jednak mogłaby się wcisnąć w parę skórzanych spodni, jeśli to miałoby go uszczęśliwić. Zawsze siłą wypychał ją z jej strefy komfortu i uwielbiała każdą chwilę. Była pewna, że ta ich mała przygoda nie będzie wyjątkiem.
Adam poinstruował kierowcę taksówki, aby zabrał jej walizkę do hotelu i żeby ktoś zabrał ją do ich apartamentu. Dał kierowcy dwie stówy i kazał zatrzymać resztę. Po tym jak kierowca załadował walizkę i odjechał, Madison zapytała: - Naprawdę wierzysz, że dostarczy moją walizkę do hotelu? Może zwyczajnie zatrzymać pieniądze i moje rzeczy. - Zaufałbym mu z tym, że dowiózłby ciebie bezpiecznie do hotelu, a jesteś dla mnie bardziej ważna niż twoje rzeczy. Cóż, skoro tak się miała sprawa, to Madison nie dbała już o to, czy kierowca spędzałby na eBayu wszystkie jej rzeczy. - Naprawdę cię kocham - przyznała. - Ja ciebie też. A teraz wsiadaj i chwyć się mocno - gdy zsunęła się z jego kolan, stanął obok niej i podał jej kask.- Załóż go. Założyła na głowę czarny kask, zaś on zapiął pasek pod jej brodą i podał jej dłoń, aby mogła zająć miejsce za nim. Założył swój własny kask i uruchomił motocykl. Silnik ryknął do życia, wibrując pod całym ciałem Madison. Jęknęła zaskoczona, gdy jej majtki natychmiast stały się mokre od seksualnego podniecenia. Zamierzała się nauczyć zapanować nad takim, aby móc wybierać się w długie, samotne, nocne wędrówki, gdy nie będzie mogła widzieć się z Adamem. Uporała się z materiałem swojej dżinsowej spódnicy poprzez podciągnięcie materiały między i wokół nóg. Jej kowbojki ślizgały się nieco na podstawkach pod stopy, ale zahaczyła korkiem o rurkę, przez co bardziej stabilnie oparła stopę. Do chwili w której Adam nie dodał gazu i nie odjechał. Zacisnęła uda na biodrach Adama i uczepiła się jego torsu niczym kot unikający kąpieli, przyciskając swoje piersi na jego plecach tak mocno, że aż ją rozbolały. Może jednak powinna zgodzić się na podróż taksówką. Adam zatrzymał się na czerwonym świetle i nakrył jej dłoń swoją. - Wszystko w porządku?- spróbował przekrzyczeć hałas wydobywający się z silnika.Nie boisz się, prawda? Bać się? Oczywiście, że się bała. Rozluźniła swój morderczy uścisk z jego ciała i spróbowała rozluźnić uda, ale te odmówiły współpracy. - Nic mi nie jest!- odkrzyknęła. Gdy światło zmieniło się na zielone, samochód przed nimi zmusił Adama, aby powoli ruszył do przodu. Zmienił pasy, wyprzedził samochód i zajął pas tuż przed nim. No dobra, jednak nieco się bała i czuła się całkowicie bezsilna, gdy tak przylegała do jego ciała. Ufała Adamowi, zaś on zdawał się wiedzieć co robi, ale miała nadzieję, że potraktuje ją łagodnie. Była to jej pierwsza jazda na motocyklu. Potrzebowała kilka chwil na przyzwyczajenie się do faktu, że między nią, a ulicą znajdowało się tylko powietrze. To
doświadczenie przypomniało jej o pierwszym razie, gdy Adam ją zerżnął - też jej tego nie ułatwiał. Wbijał się w jej cipkę tak mocno, że czuła go w sobie kilka dni później. I po raz pierwszy w życiu czuła się dziwnie, seksualnie spełniona. Nigdy nie spodziewała się, że spodoba się jej bycie zerżniętą na ostro, ale najwidoczniej wtedy też wiedział co robił. Madison nieco rozluźniła ucisk wokół jego bioder i skoncentrowała się na powolnym oddychaniu. Gdy już się uspokoiła, to zaczęła się dobrze bawić. Właśnie to robił dla niej ten mężczyzna; wyrzucał ją z jej strefy komfortu prosto w dobrą zabawę. Musiała tylko pamiętać, że wszystko było dla niej nowe. Taka przygoda była częścią jego codziennego życia, więc nie mogło to być czymś wielkim. Wiedziała, że musi odpuścić sobie swój pilnie strzeżony byt i żyć nieco bardziej, ale nie była przyzwyczajona do rzeczy do których ją nakłaniał. Cóż, było to trudne na samym początku. Gdy już zdobyła się na odwagę, aby pochwycić za rogi swoją dziką naturę, było zabawnie. Przytuliła się do pleców Adama i przesunęła dłoń na jego tors, aby wyczuć pod nią bicie jego serca. Nie musiała się niczego bać, gdy tylko z nim była. Zatrzymali się na parkingu. Podskok na krawężniku sprawił, że Madison znowu mocno uczepiła się Adama. Znalazł wolne miejsce blisko drzwi, wystawił nóżkę i wyłączył silnik. Ściągnął kask i posadził go między swoje nogi, po czym przeczesał dłońmi swoje gęste, czarne włosy. - Nie musisz się do mnie przytulać, jakbyś zaraz miała umrzeć - powiedział z rozbawieniem swoim głębokim głosem.- Już się zatrzymaliśmy. Natychmiast go puściła i bez wdzięku zeszła z motocykla. Gdyby nie złapał jej za rękę dla zachowania równowagi, to z pewnością skorzystałaby z kasku, jeśli upadałaby na asfalt. - Podejrzewam, że motocykle nie przypadną ci do gustu - powiedział odpinając pasek pod jej brody i ściągając kask. Spojrzeli sobie w oczy i poczuła się tak, jakby została przyłapana na okropnym kłamstwie. - To moja pierwsza przejażdżka - powiedziała.- Spodobało mi się nieco i się rozluźniłam. Zaśmiał się. - Właśnie dlatego twoje nogi wreszcie uwolniły moje biodra? Myślałam, że zablokowałaś swoje mięśnie. Zarumieniła się. - Musiałam sobie przypominać, że wiesz co robisz. Że ufam ci na tyle, że nie zrobisz mi krzywdy - uśmiechnęła się.- No chyba, że cię o to poproszę. Odgarnął jej włosy z twarzy. Była pewna, że kask spłaszczył jej loki, z wyjątkiem długich końców, które były rozwiane przez wiatr.
- Nikt mnie jeszcze nie oskarżył o to, że nie wiem co robię - powiedział, przesuwając wzrok na jej wargi. - To dlatego, że nie poświęcają czasu, bo dostrzec prawdziwego ciebie. Nie żeby dał komuś taką szansę. Była pewna, że jedynym powodem dla którego mogła zobaczyć jaki jest w środku, był fakt, iż była jego terapeutką i była wobec niego strasznie cierpliwa, co pozwoliło na powolne zdobycie jego zaufania. Musiała się sprzeciwić wszystkiemu, czego nauczyła się jako profesjonalistka, gdy to wściekła gwiazda rocka spędziła pierwszy miesiąc terapii gapiąc się w jej biurko i nie wypowiadając z siebie ani słowa, natomiast w kolejnym miesiącu opowiedział jej o takich rzeczach, o których nikt nie miał pojęcia. Chociaż jej mózg próbował ją powstrzymać przed zakochaniem się w nim, jej serce miało rację - ten mężczyzna był wart zrozumienia. Wart poznania. Wart kochania. Żadna praca na świecie nie była warta, aby z niego zrezygnować. Nic jej nie będzie, a jej sytuacja jakoś się rozwiąże. Tak długo jak miała Adama. - Muszę ci coś powiedzieć - stwierdziła, przesuwając wzrok na zamek jego skórzanej kurtki. - To dobre wieści? Nie jestem pewien, czy tego weekendu jestem gotów na jakieś złe. Przesunęła wzrok z powrotem ku jego. Zmartwi go fakt, że została zwolniona przez ich związek. Będzie winić siebie. A nie była to jego wina. To ona powinna postawić granicę. To ona powinna zarządzać, aby przyznano mu innego terapeutę, gdy zaczęła się w nim zakochiwać. To ona powinna była z niego zrezygnować. To ona powinna mieć zamknięte kolana, nie ważne jak bardzo się na nich chwiała przez niego. Ale była słaba. To też nie była jego wina. - Oczywiście, że to dobre wieści - powiedziała.- Mam nieco dodatkowego wolnego czasu, więc pomyślałam, że może mogłabym pojechać z zespołem do następnego miasta. To znaczy, jeśli nie masz nic przeciwko. Gapił się przez nią przez jakąś dobrą minutę. - Kochanie, nie wiem, czy to dobry pomysł - powiedział wreszcie. Ścisnęło się jej serce. - Och. W następnym mieście czekała na niego inna kobieta? Powiedział jej, że zrezygnował ze swojego haremu, ale może - nie, nie mogła myśleć w ten sposób. Musiała mu zaufać. Wierzyć w niego. - Zespół... - pomasował sobie kark i spojrzał ponad czubek jej głowy.- Chciałbym mieć cię przy sobie, ale oni... - Nic nie szkodzi - powiedziała, krzywiąc się na swój osowiały ton. Wyskoczyła z tym
pomysłem znikąd - ponieważ jedyną pozytywną rzeczą, jaka przyszła jej na myśl poprzez stracenie pracy była masa wolnego czasu. Myślała, że jak zareaguje? Spodziewała się, że będzie tak samo jak ona podekscytowany tą myślą. - Coś wymyślimy - powiedział i zszedł z motocykla.- Obydwoje wiemy, że nie wystarczy nam ten weekend. Uśmiechnęła się, czując jak radość wraca. Nie odrzucił całkowicie jej pomysłu. Ale zamierzała traktować te trzy dni i dwie noce, jakby jutro miał się skończyć świat. Ruszył w stronę drzwi wejściowych do sklepu i przytrzymał je otwarte, aby zachęcić ją do wejścia do środka. Zapach skóry wypełniał sklep. Madison zaciągnęła się mocno. Zapach skóry zawsze przypominał jej Adama. Skórzane kurtki, spodnie i ochraniacze wypełniały długie rzędy. Skórzane buty znajdowały się na jednej ścianie, zaś czarne koszulki na drugiej. Bandany i skórzana biżuteria zajmowała całą resztę wolnego miejsca. - Tak szybko wróciłeś?- zapytała Adama atrakcyjna sprzedawczyni.- Nie żebym narzekała - mocno wytatuowana kobieta uśmiechnęła się do Adama, zaś Madison - czując się nieadekwatną i typową wiejską dziewczyną - wsunęła dłoń w jego. - Muszę ubrać swoją kobietę w coś bardziej odpowiedniego do jazdy - powiedział Adam, wyciągając Madison na pokaz.- Coś skórzanego i obcisłego. - Lepiej spraw jej kilka tatuaży, skoro już tu jesteście - kobieta powiedziała z uśmiechem.- Jest dla ciebie zbyt czysta, Adamie Taylor. - Prawdę mówiąc, to myślałem, że ja jestem dla niej zbyt brudny. Madison energicznie pokręciła głową, na co kobieta zachichotała. - Znacznie łatwiej jest dodać brud, niż go zmyć - powiedziała. Ruszyła w stronę rzędu czarnych, skórzanych spodni i zaczęła w nich grzebać. Wyciągnęła parę i podała ją Madison. Madison zerknęła metkę, zdumiona, że były odpowiedniego rozmiaru. Przysunęła je do swoich bioder, próbując sobie wyobrazić jakby w nich wyglądała. Zdecydowanie były obcisłe. - Idź je przymierz - Adam powiedział jej do ucha, brzmiąc nisko i uwodzicielsko. Zadziałało to na końcówki jej nerwów, przez co zaczęła czuć napięcie. - Garderoba jest na końcu - powiedziała sprzedawczyni.- Znajdę ci buty. - Mam już buty - odpowiedziała Madison, zerkając na swoje brązowe kowbojki. - Miałam na myśli przyzwoite buty - powiedziała.- Buty do jeżdżenia. - Od lat jeżdżę w tych butach - oczywiście jej przejażdżki odbywały się na
czteronożnych bestiach, a nie dwukołowych maszynach. - Niech zatrzyma kowbojki - Adam powiedział z uśmiechem.- Bez nich nie byłaby Madison. - W takim razie wybierzemy inną skórę - powiedziała sprzedawczyni. Wyciągnęła z rak Madison czarne, błyszczące spodnie i zastąpiła je kremowymi z matowym wykończeniem. Pióra i krągłe wykończenia ozdabiały górną część tyłu, natomiast wokół bioder i zewnętrznych ud ciągnęła się czarna i kremowa nitka. - Ładnie - Adam stwierdził uwodzicielskim tonem. Z pewnością wyobraził sobie, jak miała je na sobie. Madison ruszyła w stronę garderoby. - Mamy dopasowaną kurtkę z wszystkimi skrzydłami anioła z tyłu - sprzedawczyni powiedziała do Adama.- Wydaje się być odpowiednia dla twojego słodkiego cukiereczka. Madison odniosła wrażenie, że pracownica sklepu kpi sobie z niej, ale gdy zerknęła przez ramię i dostrzegła, że Adam idzie za nią do przymierzalni, nie troszczyła się o to zbytnio. Ekspedientka była wyraźnie zazdrosna, zaś Madison nie potrafiła jej winić. - Dobra, więc to - powiedział Adam, gdy szybkimi krokami zbliżył się do Madison.- I czarna koszulka. Madison popędziła do przymierzalni i zamknęła drzwi. Puls jej szalał. Jej sutki stwardniały. Jej cipka była napuchnięta i obolała. A to wszystko dlatego, że podążył za nią do garderoby i użył tego swojego despotycznego, uwodzicielskiego głosu. Była to zupełnie inna reakcja niż ta, gdy tamten oblech poszedł za nią do lotniskowej toalety. Nie miała nic przeciwko bycia prześladowaną, jeśli miał to robić Adam. Madison odpięła swoją spódnicę i pozwoliła jej opaść na ziemię. Ściągnęła buty i wciągnęła na siebie skórzane spodnie. Wypięła się do lustra i przesunęła dłońmi po swoich pośladkach. Była całkiem pewna, że Adam wybrał te skórzane spodnie dlatego, że zdobienia pod paskiem przyciągały uwagę do jej tyłeczka. Nie tak źle. - No i?- Adam odezwał się po drugiej stronie garderoby. Otworzyła zamek i uchyliła nieco drzwi, spoglądając na niego z walącym sercem. Spodoba mu się w nich? A może była zbyt czysta, aby dobrze wyglądać w skórze? Nawet w niemal białej skórze. - No i jak wyglądam?- zapytała cicho. - Obróć się - powiedział z kompletnie nieczytelną miną. Odwróciła się, aby pokazać mu tył, zaś jego ręka uderzyła w drzwi kabiny, przez co te walnęły o ścianę.
Objął ją w talii i przyciągnął do siebie tak bardzo, że jej plecy uderzyły o jego tors. Poczuła jego kutasa - który już był twardy jak granit - przy swoim tyłeczku. Zrobił dwa kroki, wciągając ją w głąb przymierzalni i zamykając za nimi drzwi, zasuwając zasuwkę, po czym spojrzał w lustro. Zadrżała, gdy usłyszała zgrzyt zamykanych drzwi. Rozerwał przód jej prostej koszuli i wypełnił dłonie jej piersiami. Otwartymi ustami zaczął pieścić bok jej szyi i ścisnął jej piersi przez koronkę różowego stanika. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa, kobieto - szepnął jej do ucha. Mogła tylko odpowiedzieć jękiem udręki. O Boże, zamierzał ją tu przelecieć? Ze sprzedawczynią za ścianą, która z pewnością zdawała sobie sprawę z tego co właśnie robili. Miała taką nadzieję i zamierzała zrobić wszystko, aby przekonać go do wzięcia jej ciała. Mocno. Madison chciała, aby ta kobieta wiedziała, że nie była taka czysta na jaką wyglądała. I że miała swoje powody, aby być zazdrosną. Madison sięgnęła za siebie, aby odpiąć rozporek Adama. Sam przesunął rękę w dół jej nagiego brzucha i zanurzył ją w przodzie skórzanych spodni, które tak go podniecały. Obcisłość spodni nie pozwoliła mu na zbyt wiele manewrów, więc chwycił jej cipkę przez gruby materiał i ścisnął. Jęknął, gdy uwolniła jego fiuta i przesunęła dłonią po grubej, gładkiej długości. - Nie chciałem, żeby zaszło to aż tak daleko - powiedział. - Dlaczego nie? Jęknął w udręce, gdy powoli go pomasowała. Delikatnie. Wiedząc, że to droczenie doprowadzi go do szaleństwa. - Dla twoje dobra, kochanie - powiedział ochrypłym szeptem.- Nie dla mojego. Odpiął guzik i rozporek jej spodni. Następne co wiedziała to to, że jej spodnie i majtki znalazły się na podłodze, sama była zgięta w pasie, zaś jego utalentowane palce badały śliskie fałdki pomiędzy jej udami. Zadrżała, gdy wsunął te palce w jej środeczek. Adam jęknął, gdy zacisnęła się zachęcająco na jego palcach. Boże, pragnęła go. - Zawsze myślę o tym, że gdy pewnego dnia cię dotknę, to nie będziesz tak na mnie gotowa. Uśmiechnęła się i napotkała jego spojrzenie w lustrze. - Dzisiaj to nie nastąpi. Przesunęła biodra do tyłu i otarła się o główkę jego kutasa, podczas gdy jego palce były w niej głęboko zanurzone. Obrócił nadgarstek, przez co czubki jego palców znalazły mały punkcik w jej środku, przez który jęknęła w ekstazie. Jego kciuk zaczął masować jej pulsującą łechtaczkę. Niecierpliwie pociągnęła go za fiuta, aż odsunął jej rękę na bok i chwycił siebie w wolną rękę.
Odsunął się nieoczekiwanie, odwrócił ją, przycisnął jej plecy do ściany, kładąc rękę na jej piersiach. Czuła się uwięziona. Serce zabiło jej z podekscytowania i lekkiego strachu. - Czego chcesz, Madison?- powiedział, przysuwając twarz tak blisko, że poczuła oddech jego słów na swoich wargach. - Ciebie - odpowiedziała bez wahania. - Moich palców? - Tak - przyznała. - Mojego fiuta? - Tak. - Którego z nich? - Obu - powiedziała, gdy zakręciło się jej w głowie od potrzeby wzięcia czegokolwiek, co zechciałby jej dać. - Obu? Wsunął w nią palec, na co jej cipka zacisnęła się wokół nieco. Pomasował jej wewnętrzną ściankę, aż trysnęła. Kciukiem potarł jej opuchniętą łechtaczkę, przez co krzyknęła. - W takim razie dostaniesz jedno i drugie - powiedział. Otworzyła szeroko usta w zdziwieniu, kiedy wcisnął w nią czubek swojego kutasa. Wciąż miał w niej swój palec i po kilku powolnych i delikatnych pchnięciach, aby nawilżyć się jej sokami, jego fiut także znalazł w niej swoje miejsce. - Jakie to uczucie?- zapytał, powoli wycofując palec, kiedy jego fiut zanurzył się głęboko, a następnie wsunął palec do środka, cofając swojego kutasa. Odpowiedziała jękiem rozkoszy. - Dobrze?- zapytał.- Jest ci przyjemnie, Madison? - T-tak. I... moja łechtaczka też - powiedziała, czując się rozpaczliwie przez stymulację jaką czuła.- Dotknij mnie. Krzyknęła, kiedy zrobił to o co prosiła, poprzez pomasowanie jej guziczka kciukiem. Jej cipka zacisnęła się mocno wokół jego palca i fiuta, próbując wciągnąć go głębiej. - Twoja cipka zawsze jest taka łakoma mojego fiuta - powiedział jej.- Zdajesz sobie z tego sprawę? - Tak!- zgodziła się.- Pieprzyć to.
- Co pieprzyć, kochanie?- dalej kontynuował swoje powolne ruchy, doprowadzając ją do szaleństwa przez pieszczenie jej palcem. - Mój środek - wydyszała. - Który twój środek? Boże, jak uwielbiał się droczyć. - Moją cipkę. Zerżnij ją mocno, Adam. Dłużej tego nie wytrzymam. - Wiesz, że uwielbiam, gdy podniecasz się tak bardzo, że tracisz nad sobą panowanie. - Proszę. Musisz mnie zerżnąć - zacisnęła dłonie na jego czarnych włosach.- Teraz. - Nie mogę cię wziąć na ostro w tej pozycji - powiedział, poruszając biodrami strasznie powoli, gdy głębiej wsuwał swój palec i fiuta. - Więc jak? Potrzebuję tego. Proszę. Wysunął się, na co przełknęła szloch udręki. - Muszę cię obrócić, aby zerżnąć cię na ostro w tak małym miejscu. Nie opierała się, gdy odwrócił ją twarzą do ściany. Rozsunęła nogi, zadowolona, iż nie tracił ani chwili, aby wziąć jej cipkę mocnym, głębokim pchnięciem. Jego długie, twarde palce - palce gitarzysty - wbiły się w jej biodra, gdy wbijał się w nią mocno, pocierając ten guziczek w środku, przez co nigdy nie będzie usatysfakcjonowana przez delikatne uprawianie miłości. Musiała go poczuć. Twardo. Głęboko. Aż bolało, ale nie do końca. Tylko Adam wiedział, jak dać jej dokładnie to, czego potrzebowała. Jego kciuk masował jej zawsze chętne, tylne wejście, aż myślała, iż umrze, jeśli następnie tam jej nie zerżnie. Wiedział, jak uwielbiała być brana od tyłu. Zawsze sprawiał jej tam przyjemność. Jednak nie dał jej tej ekstra nagrody. Jego palce przesunęły się na jej cipkę, pocierając szybko jej najwrażliwszy punkcik, aż krzyknęła w rozkoszy. Potem zadrżał za nią, gdy sam doszedł, chwytając ją za piersi, aby ją unieść i przytulić mocno do siebie, gdy doszedł w niej kilka konwulsyjnymi pchnięciami. Pomasował jej piersi, gdy już po orgazmie poruszał się w niej jeszcze chwilę. - Chciałaś więcej, prawda?- zapytał ją, przyglądając się jej w lustrze. - To było idealne - odpowiedziała. - Nie chciałaś, abym zerżnął twój tyłeczek?- pocałował ją w ucho, uśmiechając się ze zrozumieniem.- Bardziej łakomą rzeczą od twojej cipki jest ta ciasna dziurka. Uderzył ją w pośladek, na co jej tyłeczek napiął się z potrzeby. Owszem, chciała go tam poczuć w środku. Nawet teraz.
- Cóż - powiedziała, rumieniąc się.- Może tylko troszkę. Wiesz, jak to uwielbiam. - Przygotowałem małą niespodziankę na naszą jutrzejszą przygodę w seks klubie. Ale do tej pory żadnego anala. Nie była pewna, czy powinna czuć się podekscytowana nadchodzącym doświadczeniem w klubie, czy rozczarowania, że nie będzie żadnego pieprzenia się z drugą dziurką. - Żadnego?- zapytała.- Nawet nie palcem? Wtyczką? Niczym? Roześmiał się, czując rozbawienie przez jej desperację. - Dopiero jutrzejszego wieczoru. - Ktoś już ci powiedział, że droczenie się nie jest miłe?- zapytała, sięgając między swoje nogi, aby musnąć palcami jego jądra i zakryć dłonią miejsce w którym wciąż byli połączeni. Napiął się i westchnął w jej szyję. - Nie sądzę, że będziesz na to narzekać po jutrzejszej nocy - powiedział, zakręcając biodrami, aby wsunąć się w nią głębiej. Zaczął w niej mięknąć, ale najwidoczniej nie miał zamiaru z niej wyjść.- Czeka cię niespodzianka. - Kolejna?- zapytała. Zadrżał jej brzuch, gdy dostrzegła w lustrze demoniczny uśmiech. - Najlepsza. Boże, nie mogła się doczekać, aby się przekonać co dla niej miał. Kiedy kilka chwil później Madison i Adam wyszli z przebieralni, sprzedawczyni zaklaskała powoli, kręcąc na nich głową, jakby przyłapała napalone dzieci bawiące się w doktora w jej szafie. Madison wtuliła twarz w ramię Adama, czując przyjemny chłód skóry przy swoich rozpalonych policzkach. - Sprawiasz, że dobre dziewczynki stają się złe, Adamie Taylor - kobieta skomentowała z ochrypłym chichotem.- Nigdy nie powinnam była wątpić w twoje umiejętności. Adam objął ramieniem talię Madison. - Jest tylko troszkę zła, Phaedra - powiedział.- Ciężko pracowała, aby wyprowadzić na prostą. Phaedra zaśmiała się histerycznie. - Z całą pewnością powinna sobie odpuścić w tym momencie - powiedziała.Osobiście sądzę, że nie ma szans. Lepiej żebyś znalazł kogoś, kto polubi cię za to kim
jesteś, a nie za osobę, którą uważa, że powinieneś być. Madison zesztywniała i uniosła głowę, aby spojrzeć twardo na kobietę. - Kocham go za to kim jest w środku. Za tą wrażliwą część, której nie ukazuje większości ludzi. Phaedra pokręciła na nią głową. - Naprawdę cię oszukał, prawda?- przesunęła swoje brązowe spojrzenie na Adama.Daj mi znać, kiedy znudzisz się już z tą Pollyanną, kotku. Wiesz, że nigdy ci nie wystarczy. Adam pocałował Madison w skroń i szepnął jej do ucha: - Poczekaj na mnie na zewnątrz. - Co?- zmrużyła oczy, gdy spojrzała na niego. Jej ból przez bycie obrażoną przez Phaedrę szybko zastąpiła dezorientacja. I lekka podejrzliwość.- Dlaczego? - Muszę na osobności pogadać z Phaedrą - nie patrzył na Madison. Jego zimne spojrzenie powędrowało na kobietę, która nagle przyciskała do piersi kremową kurtkę, którą dobrała do spodni Madison. - Ale... - Idź. - Adam? Jego spojrzenie złagodniało, gdy spojrzał na nią. Uniósł dłoń i delikatnie musnął opuszkami jej policzek. - Nic się nie dzieje, kochanie. Po prostu zrób o to o co cię proszę. Wciąż nie chciała go zostawić z kobietą, którą zdawał się znać i najwidoczniej była nim zainteresowana nieco bardziej, niż zwykłym klientem, ale zrobiła to co Adam ją poprosił i wyszła na zewnątrz. Jednakże nie spuściła go z oczu, gdy czekała na zewnątrz, wpatrując się w oko. Nie usłyszała co mówił, ale najwidoczniej był wściekły, gdy wrzasnął na Phaedrę, gestykulując agresywnie - jedną ręką machnął w stronę drzwi, przez które wyszła Madison, drugą zgiął i poklepał się nią po torsie, a potem wytknął palcem Phaedrę, która skrzywiła się tak, jakby ją spoliczkował. Madison nadstawiła uszu, ale nie mogła ich zrozumieć przez ruch uliczny za jej plecami. Próbowała wyczytać słowa z ruchu jego warg. Wyglądało na to, że co drugie słowo Adama było kurwa, ale nie była pewna. Dlaczego kazał poczekać jej na zewnątrz? Chętnie by posłuchała, jak przeklina Phaedrę. Madison sięgnęła do klamki i otworzyła drzwi, załapując się na koniec tyrady Adama. -... nikt poza nią nie dał mi pierdolonej szansy!
Dzwoneczek przy drzwiach oznajmił, że ktoś wszedł do sklepu, więc Adam odwrócił głowę, aby spojrzeć na Madison. - Powiedziałem ci, żebyś poczekała na zewnątrz - powiedział głosem wciąż ostrym od gniewu. - Nie będę czekać na zewnątrz - powiedziała, uparcie krzyżując ręce na piersiach.Powinieneś zaufać mi na tyle, żebym mogła usłyszeć co masz do powiedzenia. - Ma rację - wtrąciła Phaedra.- Widziała kiedykolwiek tą stronę ciebie? Podczas pierwszych dni terapii Madison widziała ją mnóstwo razy, ale odpuścił sobie gniew, gdy zaczął się otwierać i zaufał jej na tyle, aby pokazać jej swoje prawdziwe uczucia. Albo przez cały ten czas skrywał swój gniew dla jej dobra. - Już taki nie jestem - Adam zwrócił się do Phaedry. - Wyglądasz jak ty, brzmisz jak ty i zachowujesz się jak ty, więc niby kto to ma być, Adam?- zapytała Phaedra. - Odpierdol się, Phaedra - powiedział Adam. Przecisnął się obok Madison i wyszedł ze sklepu. Madison pewnie pobiegła by zanim, gdyby ostrzeżenie Phaedry jej nie powstrzymało. - Nie możesz wyjść w tych spodniach jeśli za nie nie zapłacisz. Najchętniej ściągnęłaby je i pobiegła za nim w samych majtkach, ale zamiast tego wyciągnęła kartę kredytową ze swojej małej torebki i podała kobiecie. - Ja za nie zapłacę. Phaedra chwyciła za kartkę. - A kurtka? - Taa, co tam chcesz. - I czarna koszulka - nie było to pytanie. Madison wybiegła ze sklepu i rozejrzała się za Adamem. Dostrzegła go na końcu budynku. Był skierowany plecami do ulicy, przedramiona opierał na ceglanej ścianie i wpatrywał się w popękany asfalt między swoimi butami. Jego prawa dłoń była zaciśnięta w pięść, zaś jego ciało było napięte. Madison wzięła uspokajający oddech i ruszyła w jego stronę. Jego ciało podskoczyło tak, jakby go dźgnęła, gdy go dotknęła. - Daj mi chwilę - powiedział.- Muszę się uspokoić. - Dlaczego jesteś zdenerwowany? Porozmawiaj ze mną.
Pokręcił lekko głową. - Nie chcę teraz żadnej terapeutycznej sesji, panno Fairbanks. - Adam, rozmawianie ze mną nie oznacza, że mamy sesję. Poza tym... powiedziała, czując w piersi nagle bolesny ucisk. Wzięła głęboki oddech i wydusiła z siebie te słowa.- Już nie jestem terapeutką. Poderwał głowę do góry i spojrzał na nią ze zdziwieniem swoimi szarymi oczami. - Co masz na myśli? - Dzisiaj rano zostałam zwolniona. - Co?- obrócił się i chwycił jej ramiona w dłonie.- Co się stało? Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? Wzruszyła ramionami. - Nie sądzę, żeby jeszcze w pełni to do mnie dotarło - powiedziała.- To był szok. I nie chcę, żeby moje problemy zrujnowały mój weekend z tobą. - Madison, kochanie, możesz mi powiedzieć o czymkolwiek. O wszystkim. - Tak samo jak ty mówisz mnie o czymkolwiek? Albo o sposobie w jaki wyrzucasz mnie na zewnątrz, gdy nie chcesz, żebym coś usłyszała? Przesunął wzrok na jej czoło i zacisnął szczękę. - Byłem wkurwiony. Nie chcę, żebyś widziała mnie w takim stanie. - Adam, ja muszę cię takiego widzieć. Muszę zobaczyć całego ciebie. Kocham cię. - Tak bardzo się staram już nie być tamtym facetem, ale czasami... - pokręcił głową.- Powiedz mi co się stało z twoją pracą. Nie było sensu ukrywać przed nim szczegółów. - Ktoś doniósł, że mam romans z klientem. I cóż, moja szefowa pomyślała, że taki mam zwyczaj. - Więc to moja wina, że cię zwolniono - skrzywił się, wbijając palce w jej ramiona. Pokręciła głową. - Oczywiście, że nie. Można powiedzieć, że to ja powinnam być bardziej ostrożna nie pozwolić ci się zbliżyć i mieć zamknięte nogi - ale nie żałuję przespania się z tobą i nie żałuję tego, że się w tobie zakochałam. - Ale pewnego dnia możesz zacząć. Madison pokręciła głową.
- Nie ma na to szans. Objął ją ramionami i przytulił do siebie. - Tak bardzo mi przykro, kochanie. Będziesz w stanie znaleźć inną pracę? Wiem jak bardzo kochasz swoją pracę i jak ci wszyscy popierdoleńcy na świecie cię potrzebuję. Wiem, że nie jestem jedyną osobą, którą uratowałaś. - Nie uratowałam cię. Pomogłam ci uratować samego siebie. I jestem pewna, że wszystko się ułoży - powiedziała bardziej, aby uspokoić jego obawy niż utwierdzić samą siebie w tym przekonaniu. Pewnie już nigdy nie będzie miała szansy aby pracować z uzależnionymi osobami. Ale Adam był wart każdego poświęcenia. Była to tylko praca praca, którą zdobyła z trudem, ważna praca, spełniająca praca, ale wciąż tylko praca. Było całe mnóstwo inny zawodów jakich mogła spróbować, ale był tylko jeden mężczyzna którego kochała i był nim właśnie on.- Kocham cię. - Ja ciebie też kocham - powiedział w jej włosy.- Mam się skontaktować z twoją szefową? Może ja będę mógł wszystko wyprostować. Madison była przekonania, że wersja Adama w naprawianiu wszystkiego wiązała się z dużą ilością krzyczenia i przeklinania. - Nie, nic mi nie będzie - powiedziała.- I nie chcę, żebyś przez to się winił. - Niby dlaczego miałbym to robić? To twoja wina. Uniosła wzrok i spojrzała na niego w niedowierzaniu. Musiał ją nieco obwiniać za to, że straciła swoją pracę. - Być może gdybyś nie była tak cholernie seksowna... - powiedział.- To trzymałbym ręce przy sobie. Przesunął rękoma po jej krągłym tyłeczku i przycisnął ich ciała do siebie. - Może gdybyś nie była ta cholernie słodka - kontynuował.- To bym cię tak nie całował. Pocałował jej szczękę. Jej wargi. Czubek jej nosa. - Gdyby twoje serce nie było tak wielkie, to nie kusiłoby mnie tak bardzo, aby mieć je dla siebie. Chwycił tył jej głowy w jedną dłoń i wtulił jej twarz we wgłębienie swojej szyi. Objęła go ramionami i przytuliła się bliżej. Był cudowny. Tak twardy. I silny przy niej. Wiedziała, że wszystko będzie dobrze. Nie bez powodu się spotkali. Była pewna, że to dlatego, aby móc spędzić ze sobą resztę życia. - Więc to wszystko to twoja wina, panno Fairbanks - mruknął.- To twoja wina, że się w tobie zakochałem.
Uśmiechnęła się przy jego piersi. - Cóż, skoro tak uważasz... z chęcią wezmę winę na siebie.
Rozdział 4
Rozdarty w swym niezdecydowaniu, Adam przesuwał palcami po pierścionku w swojej kieszeni, podczas gdy przyglądał się jak Madison poszła do sklepu po swoje rzeczy. Nie sądził, by była to odpowiednia chwila aby poprosić ją o rękę. Nie teraz, gdy zrzuciła na niego taką bombę. Pomimo tego, że dała mu do zrozumienia, iż strata pracy nie było dla niej nic wielkim, wiedział swoje. Gdy już całkowicie ogarnie swoją bezrobotną sytuację, będzie zdruzgotana. I chciał być tym jednym, który ją przytulił i zcałuje jej łzy, gdy pęknie. Kurwa. Od kiedy zaczął mieć takie wrażliwe myśli? Czasami nie potrafił pojąć jakim cudem te słodkie gówna przychodziły mu na myśl i przechodziły przez usta. Przez tą kobietę myślał jak nie on. I chociaż odpowiedział Phaedrze w gniewie, to zmartwił go fakt, iż powiedziała, że Madison nie lubiła go za to kim był. Mężczyzna, którego kiedyś znała Phaedra, był całkowicie zły dla słodkiej terapeutki, która zyskała jego serca. Wiedział o tym, jednak teraz był nowym człowiekiem. Dobrym człowiekiem. Och, kogo próbował oszukać? Być może tylko samego siebie. Każdy wokół niego wciąż widział go jako dawnego Adama i może właśnie to oni mieli rację. Było tylko kwestią czasu, kiedy znowu pogrąży się w ciemności. Wiedział, że nie będzie mógł być z Madison, jeżeli ten moment się ziści. Nie chciał zranić jej uczuć, ale nie mógł pociągnąć jej ze sobą w ciemność, w otchłań tego całego gówna i nieszczęścia. Nie mógłby znieść tego, jeśli zaczęłaby go nienawidzić. Wolałby umrzeć, niż zyskać jej nienawiść. Gdy Madison wyszła ze sklepu mając na sobie tą seksowną skórę wartą grzechu, jego ponure myśli ustąpiły miejsca całkowitej jasności, jaką ze sobą niosła. Być może było miejsce pomiędzy jego cieniami i jej promieniem, gdzie mogliśmy istnieć we wspólnej harmonii. Musiał w nią uwierzyć; uwierzyć w nich. Jeżeli tego nie zrobi, to nie będzie go obchodzić gdzie poniesie go życie. Wszystkie ścieżki i tak prowadziły do śmierci, a już kilkakrotnie tam zajrzał, więc nie przerażało go to. Nigdy nie przerażało. Ale obawiał się stracenia jej. Nie mógł jej stracić. Była jego światłem. Jego wszystkim. - Tak w ogóle, to jak poznałeś tą kobietę?- zapytała Madison, próbując wyglądać nonszalancko, ale zamiast tego wyglądała tak, jakby miała zaraz eksplodować. Adam przyciągnął ją do siebie i zaczął jeden po drugim odpinać jej perłowe guziki
koszuli w różowo niebieską kratę. Otworzyła szeroko oczy i trzepnęła go po ręce, aby przerwał w połowie drogi. - Co ty wyprawiasz?- zapytała. Unikam twojego pytania. - Pomagam ci się przebrać - odpowiedział. - Tutaj? - Nie możesz mieć na sobie tej koszuli do tych spodni. I tak jest kiepsko z tymi butami - sięgnął do spodu koszuli i zaczął ją odpinać od drugiej strony, aż został tylko jeden guziczek skryty pod jej dłonią. - Adam! - Co?- chwycił jej brodę palcem wskazującym i kciukiem, całując.- Próbuję tylko pomóc. - Z całą pewnością. Zaraz wrócę - chwytając się za przód koszuli, z powrotem wbiegła do sklepu. Zaśmiał się i pokręcił głową. Wciąż była dobrą dziewczyną. I może właśnie to go tak w niej pociągało. Nie ważne jak mocno wpychał ją w swoją ciemność, to jej środek i tak jaśniał. Wątpił, aby kiedykolwiek udało mu się ją przyćmić, ale przyszła klęska nie powstrzymywała go od próbowania. Tak jak ona nie przestawała nakłaniać go do zostania lepszym człowiekiem. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek któreś z nich naprawdę się zmieni na lepsze lub gorsze. Chwilę później Madison wybiegła ze sklepu, wpychając swoją kraciastą koszulę do torby pełnej zakupów. Miała na sobie czarną, obcisłą koszulkę, przez którą coś ożyło w kroczu Adama. Cholera, przez tą kobietę aż gotowała mu się krew. Ledwo co jej spróbował i już chciał więcej. Jego najnowszy nałóg, Madison Fairbanks. Nikt nigdy by go nie przekonał, aby z niego zrezygnował. Założyła swoją skórzaną kurtkę - kremowa skóra podkreślała jej cudowną figurę - i spojrzała mu w oczy. - Lepiej?- zapytała. - Będzie się w tym lepiej jechało - powiedział.- Ale wolę cię nagą. - Hej, ta przejażdżka była twoim pomysłem - oparła dłoń na biodrze.- Myślałam, że będziemy nadzy przez większość popołudnia. - Kurwa, więc dlaczego nie powiedziałaś? Wskakuj na motocykl, abyśmy mogli pojechać do hotelu i porzucić ubrania. - Och, nie ma mowy, Adamie Taylor - powiedziała.- Nie kupiłam tego stroju, abyś od
razu mógł mnie rozebrać. Obiecałeś mi przejażdżkę. - Zamierzałem zabrać cię na przejażdżkę w hotelowym łóżku. Uderzyła go w tors workiem z ubraniami. - Później skorzystam z tej przejażdżki. W tej chwili jedyne co będzie między moimi udami, to tył tego motocykla. Cóż, jeżeli to miało zapewnić im erotyczne zabawy... - Jesteś pewna, że się nie boisz? Droczył się, jednak wyglądała na głęboko urażoną. - Oczywiście, że się nie boję. Mam na sobie skórę - przerzuciła swoje gęste, kręcone włosy za ramiona i wyprostowała się. Przez co wypięła swoje piersi w najbardziej rozpraszający sposób.- Nie możesz się bać, gdy masz na sobie skórę. To niemożliwe. Roześmiał się i przytulił ją mocno. Zawsze polepszała mu nastrój. Przyprawiała o uśmiech. Rozśmieszała go. Doprowadzała do pożądania z szaleństwa. Nigdy sobie nie wyobrażał siebie jako jednego z tych facetów, który będzie kochać kobietę bardziej niż cokolwiek innego w swoim życiu; jak tego faceta, który uklęknie na jedno kolano i zapyta swoją kobietę, czy zechce spędzić z nim resztę swojego życia. Wypuścił ją niespodziewanie - nie będąc pewnym dlaczego tak mocno waliło mu serce - i zajął swoje ręce poprzez podanie jej kasku. Nie pierścionka. Nie był jeszcze na to gotów. - Więc powiesz mi wreszcie o tej sprawie z Phaedrą?- zapytała, gdy założyła kask na swoje loki i zapięła pasek pod brodą. - Nie mam na sobie wystarczającej ilości skóry, aby zdobyć się na odwagę i ci powiedzieć - zapewnił ją. - Nie wkurzę się. Po prostu chcę wiedzieć. Możesz powiedzieć mi o wszystkim. Pamiętasz? Natychmiast się napiął, gdy zdecydował jej powiedzieć. - Kiedyś przez dnie wciągaliśmy kokę i się pieprzyliśmy. Właśnie to chciałaś usłyszeć? - To prawda?- spojrzała mu w oczy i nie ważne jak bardzo chciał, nie mógł oderwać wzroku. I z jakiegoś powodu - chociaż był ekspertem w ukrywaniu tajemnic - nie mógł jej okłamać. - Tak. - Więc właśnie to chciałam usłyszeć. Kiedy ostatnio się z nią pieprzyłeś? - Kilka lat temu.
Uśmiechnęła się. - Właściwa odpowiedź. Chwyciła go za ramię i przy drobnej pomocy zajęła miejsce za nim. Kiedy objęła go ramionami i przycisnęła się do jego pleców, napięcie ulotniło się z jego ciała. I to wszystko? Nie zamierzała robić mu wyrzutów na temat jego przeszłości z Phaedrą? Może naprawdę mógł jej powiedzieć o wszystkim. Już powiedział jej więcej niż komukolwiek w swoim życiu, ale tak długo skrywał prawdę o sobie przed tymi na których mu zależało, że stało się to nawykiem. Złym, który wreszcie musiał przezwyciężyć. - Nie jesteś zła?- zapytał. - Dlaczego miałabym być zła? Jest twoją przeszłością, a ja teraźniejszością. I będę twoja w przyszłości. Była jego. Teraz i zawsze. Uniósł rękę i ścisnął jej dłoń na swoim torsie. - Muszę przyznać, że jest okropną suką - Madison uścisnęła go i dodała.- Jeżeli byłabym gwałtowną osobą, to zdzieliłabym ją. Uśmiechając się, Adam uruchomił motocykl i dołączył do ruchu ulicznego. W głowie nie miał żadnego kierunku, po prostu chciał jechać. Wyjechali z miasta z zatłoczonych ulic na bardziej samotną autostradę. Biorąc pod uwagę w jaki sposób ciało Madison przylgnęło do jego, a jej dłonie krążyły po jego piersi, brzuchu i wreszcie twardniejącej długości jego fiuta, zdecydowanie była bardziej zrelaksowana na motocyklu nic podczas jazdy z lotniska. Być może skóra faktycznie zwiększała jej odwagę. Zawsze wahała się ze spróbowaniem nowych rzeczy, ale gdy tylko przełamała swoją naturalną barierę, uwielbiała ich wspólne przygody. Ale jeżeli będzie się z nim droczyć przez spodnie w taki sposób, nie było mowy, aby nie dodał do listy ich przygód "pieprzenia na motocyklu" i rozebrania jej zanim dojadą do hotelu. Telefon Adama zawibrował w jego kieszeni. Zignorował wiadomość, jako, że jedyna osoba z jaką chciał teraz rozmawiać, trzymała rękę w nieprzyzwoitym miejscu. Poza tym prowadził. I tak nie mógł przeczytać wiadomości. Minutę później jego telefon znowu zawibrował. Powtórzyło się to też kilka sekund później. Doszedł do wniosku, że musiało to być pilne, skoro ktoś się tak do niego dobijał. Zjechał z głównej drogi na jakąś boczną uliczkę i zatrzymał się pod ogromnym dębem. Cień mógł dać im nieco ulgi od nieustępującego gorąca i wilgoci, odkąd nie owiewał ich chłód powietrza podczas jazdy, zwłaszcza, że noszenie skóry w czerwcu było nie do zniesienia. Madison niemal natychmiast rozpięła swoją skórę i powachlowała szyję jedną dłonią. Drugą dalej trzymała na jego kolanie. - Dlaczego się zatrzymaliśmy?- zapytał.- Potrzebujesz przerwy? - Wiesz, czego mi trzeba - powiedział.- A raczej twoja ręka wie. Wyżej wymieniona ręka ścisnęła z uznaniem wypukłość w jego spodniach.
- Ale ktoś dobija się do mojego telefonu. Adam wyciągnął telefon z kieszeni, mając nadzieję, że nie była to osoba, jaka przeszła mu przez myśl: jego ojciec. Tego weekendu nie miał ochoty na kontaktowanie się z tym staruszkiem. Adam zdziwił się, gdy dostrzegł kilka wiadomości od wokalisty ich zespołu. I choć raz w wiadomościach nie chodziło mu o przywalenie mu za bycie spóźnionym czy coś takiego. Adam uśmiechnął się i zachichotał na widok muczącego Owena na raczej obrażoną krowę. Krowę? Mieli krowy w Nowym Orleanie? Mógł tylko zgadywać dlaczego spodnie Owena spadły z jego tyłka. Gdzie u diabła jesteście? Napisał Adam. Owszem powiedział, że słyszał o jakiejś knajpie z żarciem Cajun, które muszę spróbować. Dla rozrywki zatrzymaliśmy się na pastwisku. Stary, to chore. Nie dla TAKIEGO typu rozrywki. Kellen jest z wami? Jest z tą rudą laską. Pomyśleliśmy z Owenem, że sobie odsapniemy. Przez kilka godzin unikniemy Lindsey. Gorąc wpełzł na twarz Adama i zerknął na Madison. Pewnie powinien jej powiedzieć, że być może zapłodnił jakąś laskę, ale nie sądził, żeby ten weekend był dobrym momentem. Jego telefon znowu zawibrował. Chcesz do nas dołączyć na wcześniejszą przystawkę? Nie jesteś zbyt daleko od nas. Skąd Jacob o tym wiedział? Adam zaczął pisać pytanie, kiedy przypomniał sobie, że przekonał się do tego, aby zainstalować na swoim telefonie aplikację, która pozwalała jego znajomym zlokalizować go gdy chciał lub nie chciał być znaleziony. Myślałem, że muczycie na krowy. Nadeszło kolejne zdjęcie na którym Owen przeskakiwał przez lichy płot, uciekając przed rozwścieczonym bykiem. Adam roześmiał się, przez co Madison wbiła palce w jego ramię, aby unieść się i spojrzeć na ekran. - Co u licha?- zapytała. - To pomysł Owena i Jacoba na zapewnienie sobie popołudniowej rozrywki.
Przeskoczył na zdjęcie muczącego na krowę Owena, na co się roześmiała. Jej śmiech stał się silniejszy, kiedy pokazał jej kolejne zdjęcie wściekłego byka, który pędził za basistą zespołu. - Nie sądzę, aby byk docenił poooodryw jego kobiety przez Owena - powiedziała Madison. Adam parsknął śmiechem i pokręcił głową. Więc jego kobieta opowiadała kiepskie dowcipy no i co z tego? Wydaje mi się, że Owen już się obrażaniem byczków. Następna wiadomość od Jacoba przyszła szybko. Zawsze korzystał z metody mówionej-pisanej, jakby nie mógł po prostu napisać palcami. Dołącz do nas. Możesz zabrać ze sobą swoją dziewczynę. Nie zrobimy ci wstydu. Nastąpiła pauza, po czym telefon Adama otrzymał krótką wiadomość z jednym słowem. Zbytnio. Adam był pewien, że zawstydzą go i to mocno, jednak nie miał nic przeciwko. Tęsknił za kumpelskimi relacjami z wczesnych lat zespołu. Zanim jego problemy z nałogiem nie próbowały zniszczyć jego przyjaźni. Był wdzięczny, że te więzi nie przerwały się całkowicie i był bardziej niż gotów, żeby wszystko naprostować. - Lubisz kuchnię Cajun?- Adam zapytał Madison. - Pewnie. Im ostrzejsze, tym lepsze. - Chcesz przyłączyć się do Jacoba i Owena na późny lunch? Mówią, że restauracja nie jest daleko od nas. - Nie widzę problemu. Na pytanie Adama, Jacob wysłał mu adres i mówiąc, że nie byli tak daleko, Jacob miał dwadzieścia mil różnicy i całkowicie inną autostradę, ale przynajmniej Adam miał nieco więcej czasu, aby poczuć Madison przy swoich plecach, powiew wiatru na swoim karki i mruczący motocykl między swoimi udami. Życie było świetne. Nie mógł się przestać uśmiechać. Okazało się, że restauracja Cajun była starym kamperem, którego wnętrze zostało zmienione w przenośną kuchnię. Piknikowe stoliki, które otaczały jadłodajnię były w większości zajęte. Biorąc pod uwagę, że było tylko osiem stolików, nie było zbyt wielkiego tłumu. Jednak porcja raka słodkowodnego przed Jacobem była wręcz nieprzyzwoita. - Zamierzasz się podzielić?- zapytał Owen, gdy Adam nakierował Madison w stronę stolika, trzymając dłoń na dolnej części jej pleców. Jacob walnął Owena po ręce, warcząc z pełnymi ustami.
- Nikt nie staje pomiędzy Jacobem a rakami - stwierdził Adam. Jacob przerwał swoją ucztę na tyle długo, aby skinąć głową w stronę Madison i uśmiechnął się do Adama, ale nie był rozproszony na tyle, aby przegapić kolejną próbę Owena na podkradnięcie kawałka raka z jego talerza. - Powinniśmy się nimi podzielić - poskarżył się Owen.- Właśnie dlatego złożyliśmy podwójne zamówienie. - Zamówmy też coś dla siebie - zasugerowała Madison. - Zamówicie mi jeszcze jedną porcję - powiedział Jacob, gdy przełamał skorupkę, aby dostać się do pysznego mięsa w środku. - Sam sobie zamów - odpowiedział Adam i zeskoczył ze stolika na ziemię. Zdawało się, że spotkał Madison po raz pierwszy.- Hej - powiedział.- Kiedy stałaś się taka seksowna? - Zawsze była seksowna - powiedział Adam, obejmując ją ramieniem w talii i przyciągając do swojego boku. - Nie - odpowiedział Owen.- Zawsze była słodka. Teraz jest seksowna. - To pewnie przez ten gorąc Louisiany - Madison powiedziała z południowym akcentem i dramatycznie się powachlowała. - To raczej przez tą skórę - stwierdził Owen. - Lepi się do ciała w tej wilgoci, ale jest lepiej podczas przejażdżki. Jest nieco chłodniej. I zabawniej. Uwielbiam to. Jest jak jazda konna, tylko że szybciej i nieco nieprzewidywanie. Przechyliła głowę w stronę Adama, aby posłać mu dumny uśmiech, przez co nie mógł się oprzeć pokusie pocałowania jej prosto w usta. Poszli za Owenem do okienka, gdzie składania zamówienia i podczas czekania porozmawiali z Owenem na temat jego przygody z bydłem. - Jako pierwszy zacząłeś dokuczać krową?- zapytał Adam. - Wyglądały na znudzone - odpowiedział Owen. - Krowy zawsze wyglądają na znudzone - Madison powiedziała ze śmiechem. - Po prostu potrzebują kogoś, to pokaże im jak się zabawić - uparł się Owen, przesuwając po ladzie talerz z kawałkami raka, frytkami Cajun, czerwoną fasolką i ryżem. - Jestem pewien, że byłeś godnym kandydatem - powiedział Adam. Pokręcił głową na swojego kumpla i chwycił za talerz jego i Madison. Ona sama chwyciła za napoje i plastikowe sztućce.
- Jestem wiecznym imprezowiczem, skarbie - powiedział Owen, podchodząc do stolika i zajmując miejsce obok Jacoba. - Wieczny imprezowicz jest, ale w twoich spodniach - odpowiedział Jacob, zerkając na kolejkę. Jego porcja raczków zmniejszyła się bardzo szybko, a nikt z nich nie zamierzył się z nim podzielić, skoro sam nie chciał tego zrobić. Zmierzył się nawet na spojrzenia z Madison, ale ta tylko uniosła brew, przysunęła porcję bliżej siebie i zaczęła jeść. - Lepiej uważaj z tym imprezowiczem - Madison powiedziała ze śmiechem.- Albo wpadniesz z jakąś fanką. Adamowi ścisnął się żołądek. Całe ciało Jacoba zadrżało. Owen nagle dziwnie pozieleniał. - Taaa - Owen powiedział cicho.- Nie chcielibyśmy, żeby to się stało. Jacob przesunął resztki swojej porcji na środek stołu. Najwyraźniej stracił apetyt. Owen zaczął pochłaniać swoje frytki i dodatki, jakby nie jadł od miesięcy. Adam dziobał swoje jedzenie, zastanawiając się, czy powinien ostrzec Madison o sytuacji z Lindsey już teraz, czy poczekać aż wyraźnie ciężarna kobieta stanie tuż przed nią. Było wysoce prawdopodobne, że spotkają się przed koncertem. Jak niezręczne by to było? Jego dziewczyna poznałaby przyszłą mamuśkę. Mamuśka poznałaby... Ugh. Nie chciał myśleć o Lindsey w ten sposób. Adam był niemal przekonany, że to dziecko nie było jego. I miał nadzieję, że nie było. Byłby okropnym ojcem i wiedział o tym. Ostatnią rzeczą jakiej potrzebował w swoim życiu było dziecko. Czuł się nieswojo na samą myśl o dzieciach. W przeciwieństwie do Jacoba... prawdę mówiąc, Jacob lubił dzieci. Adam zerknął na swojego kumpla, który wpatrywał się w swoje zaciśnięte pięści, które położył na wysłużonym stoliku. Był dobrym ojcem wobec Julie, ale Adam miał nadzieję, że nienarodzone dziecko nie było też Jacoba. Ten facet miał już wystarczająco dużo problemów w radzeniu sobie z jedną szaloną mamuśką. Z całą pewnością nie potrzebował drugiej. A Owen... cóż, wyglądało na to, że był gotów ponieść winę, więc proszę bardzo. Bardziej obstawiał na niego. - Co się stało?- zapytała Madison, spoglądając od jednego do drugiego. Musiała zauważyć, że atmosfera całkowicie się zmieniła, gdy zażartowała o wpadce z jedną z groupies. Była w tym dobra, co sprawiało, że była niesamowitą terapeutką. I straciła pracę, bo nie mógł utrzymać swojego kutasa w spodniach. I dlatego, że nie mógł utrzymać swojego fiuta w spodniach, być może niebawem jego dziecko przyjdzie na świat z połową przeklętych genów od Adama. Może powinien zainwestować w klatę dla swojego fiuta, aby powstrzymać go od dalszych kłopotów i bezpiecznie trzymać w spodniach. - Nie powiedziałeś jej?- zapytał Jacob. - O czym mi nie powiedziałeś?- Madison napiła się swojego napoju, jakby od dni podróżowała po pustyni.
- O niczym - powiedział Adam.- Chcesz jeszcze jeden napój? - Lepiej jej powiedz - powiedział Jacob.- Może być twoje. Nie ma sensu pogarszać tego jeszcze bardziej. Marszcząc brwi, Madison wypuściła z ust słomkę i spojrzała do na Adama, to na Jacoba. - Co może być twoje? - Pewnie jest moje - Owen powiedział ponuro.- Imprezowicz w moich spodniach wpakowałby mnie w kłopoty. Prędzej czy później. Madison spojrzała na Adama, później na Owena, aż zatrzymała wzrok na Jacobie. - Czy ktoś może mi powiedzieć o czym mówicie? - Ktoś zalał fankę, która zjawiła się kilka dni temu - powiedział Jacob.- Jest tak jakby w szóstym miesiącu ciąży i twierdzi, że któryś z nas jest ojcem jej dziecka. - Który z was? Jacob wzruszył ramionami. - Nie mam pojęcia. Madison pokręciła głową, jakby próbowała pozbyć się głupich słów, które bzyczały jej między słowami. - Jak możecie nie wiedzieć? Ojcem jest ten, który uprawiał z nią seks. - W tym tkwi problem - odpowiedział Jacob. - Wszyscy uprawialiśmy z nią seks - powiedział Adam, przecierając twarz dłonią. Madison uderzyła dłonią w jego pierś. - Obiecałeś mi!- krzyknęła. Nie, nie obiecał. Dopiero niedawno obiecał jej, że nie będzie sypiał z innymi kobietami. Z tego co wiedział, "ostatnio" nie zaliczało się do sześciu miesięcy wstecz. - Nie zdradziłem cię - powiedział Adam.- Nie przesadzaj. - Nie mam przesadzać? Jak można nazwać przesadzaniem zamordowanie cię moim widelcem?- machnęła białym widelcem w stronę jego twarzy i wyglądała na tak wściekłą, że była gotowa wygrzebać mu oczy.- Jak mogłeś mi to zrobić, Adam? - Ciii - Jacob powiedział, gdy wszystkie pary oczu zwróciły się ku nim.- To nie miejsce na kłótnie. Adam przyznał mu rację, jednak Madison miała więcej do powiedzenia. Ściszyła
swój głos do rozwścieczonego szeptu, ale nie opuściła swojej plastikowej broni. - Obiecałeś mi, że zawsze założysz ochronę podczas seksu z inną kobietą. Zawsze. Obiecałeś mi to. Nigdy bym nie pozwoliła... - urwała ze wściekłym warknięciem. Och, więc to miała na myśli. - Zabezpieczyłem się - powiedział. Nie mówił tego, aby ją tylko dlatego, żeby ją uspokoić. - Więc jak możesz być ojcem tego dziecka, Adam?- dźgnęła go w obojczyk widelczykiem, miotając ogniem w swych niebieskich oczach.- Jak? - Wszyscy się zabezpieczyliśmy - wtrącił Jacob. - Więc jakim cudem zaszła w ciążę?- Madison ryknęła. - Też chciałbym mieć na to odpowiedź - powiedział Owen. Madison rozluźniła się nieco, gdy skrzywiła się na swoje jedzenie i wreszcie opuściła widelec. Adam praktycznie widział, jak jej umysł próbuje połączyć ze sobą informacje, które zostały na nią zrzucone. Po chwili powiedziała: - Jeżeli wszyscy się zabezpieczyliście, to jakim cudem któryś z was ją zapłodnił? Równie dobrze może być paskudną kłamczuchą. Adam już doszedł do wniosku, że taki był fakt. Lidnsey zaciążyła z jakimś frajerem w domu, a nie jak twierdziła, z jakimś frajerem z zespołu. Po prostu szukała szybkiego i łatwego dostępu do kasy. Naprawdę miał nadzieję, że podejrzenia Madison okażą się być prawdą. - Zdaje się, że upatrzyła sobie mnie - powiedział Owen.- Więc jeśli dzieciak nie urodzi się z potarganymi, czarnymi włosami, stałym grymasem na twarzy albo z gitarą w swoich małych rączkach, to nie musisz się o nic martwić, Madi. Uśmiechnęła się na to. Och nie, myślenie o małym Adamie nie powinno przyprawiać jej o uśmiech. A może uśmiechała się z jakiegoś innego powodu. Adam miał taką nadzieję. Nie chciał żadnych dzieci w swoim życiu. Nawet z nią. Ale już w szczególności nie z Lindsey. - Wszystko co musicie zrobić, to testy na ojcostwo - powiedziała Madison.Udowodnić, że nie jest ono żadnego z was. Pozbyć się jej raz na zawsze. - Zrobimy to gdy tylko dziecko się urodzi - powiedział Jacob.- Do tej pory musimy poczekać. - Pierdolić to - powiedziała Madison, przez co trójka mężczyzn spojrzała na nią w zdumionym niedowierzaniu. Nie była typem kobiety, która powiedziałaby "pierdolić" w
przyzwoitym towarzystwie. Pewnie, że wykrzykiwała je w sypialni, ale nigdy nie przeklinała przed członkami zespołu Adama.- Można teraz zrobić testy podczas ciąży. Nie musicie czekać, aż urodzi. - Naprawdę?- Owen znowu pozieleniał. Adam zastanawiał się dlaczego. Może był powód dla którego Lindsey upierała się, że dziecko było Owena. Być może ukrywał coś, co się stało między nim i Lindsey i bez powodu niepokoił resztę zespołu. Gnojek. Madison skinęła głową. - Jeden z moich klientów wpakował dziewczynę w kłopoty - albo tak twierdziła. Okazało się, że dziecko nie było jego. Zrobili testy, zanim urodziła. - Nie jestem pewien, czy chcę wiedzieć - powiedział Owen. - Jest twoje, co nie?- Adam oskarżył Owena.- Jest twoje i o tym wiesz, żadnego być może pomiędzy. Doszedłeś w niej, prawda?- Adam sięgnął przez stół i spróbował chwycić Owena za koszulkę, ale ten odskoczył do tyłu i zasłonił się ręką. Owen pokręcił głową. - Nie wiem nic na ten temat. Naprawdę nie wiem na pewno, czy jest moje. Po prostu mam to nieprzyjemne uczucie, że jest moje. Pewnie dlatego, że ciągle to powtarza. Podejrzewam, że jeśli usłyszysz coś kilka razy, to zaczynasz w to wierzyć. - Dlatego dzisiaj wyciągnąłem go z busu - powiedział Jacob.- Ta laska nie da mu spokoju. To psycholka. Jacob z pierwszej ręki wiedział, jakie były szalone laski, czego Adam nie zamierzał kwestionować. Madison sięgnęła przez stół i poklepała Owena po dłoni. - Wszystko rozwiąże się tak, jak powinno. Adam szczerze w to wątpił. Ktoś w jego zespole miał przesrane. I to nie w dobry sposób. - Wszystko będzie dobrze, dopóki nie będzie moje - powiedział Adam.- Wiedziałem, że w zeszłym roku powinienem był poddać się wazektomii. Miałem już umówione spotkanie, ale musiałem je anulować. Madison powoli odwróciła głowę, otwierając szeroko usta. - Wazektomia? - No i znowu się zaczyna - mruknął Jacob. - Zamierzałeś się ze mną skontaktować, zanim byś to zrobił?- syknęła Madison.
Adam uniósł na nią brew. - Dlaczego miałbym się z tobą skontaktować? To moje jajka. - Ale to nasze przyszłe dzieci - powiedziała. Adam wbił w nią wzrok, całkowicie zdumiony, że wyobrażała sobie dzieci w ich przyszłym życiu. - Dzieci? Nie będziemy mieć dzieci. - A niby kiedy o tym zdecydowaliśmy? - Nie zdecydowaliśmy - wskazał na swój tors.- Ja zdecydowałem. Kilka razy otworzyła i zamknęła usta, jakby nie mogła znaleźć słów na niego. - Nie sądzisz, że powinniśmy to przedyskutować?- zapytała wreszcie. - Nie - nie było niczego do dyskutowania. Nie chciał mieć dzieci. Koniec dyskusji. Zerknęła na Jacoba i Owena, którzy patrzyli na nich jakby ich sprzeczka była widowiskowym sportem, a na boisku znalazłaby się piłka. - Porozmawiamy o tym później - powiedziała. Nie, jeżeli miał tu coś do powiedzenia. - Skończyłeś jeść?- Jacob zapytał Owena.- Jestem gotów, aby wrócić do busu. - Może zamówisz obiad dla reszty zespołu i załogi, podczas gdy ja skończę swoją porcję?- zasugerował Owen. - Dobry plan - powiedział Jacob. Jacob wstał ze swojego miejsca i ruszył do kampera, będąc śledzonym przez spojrzenia każdej laski. Nawet laski Adama. - Na co się tak gapisz?- zapytał. Był przyzwyczajony do tego, że wszyscy gapili się na Jacoba i na niego w różne sposoby, więc nie był zazdrosny. Po prostu lubił się z nią droczyć. Zarumienione policzki Madison poczerwieniały jeszcze bardziej. - Um... - odchrząknęła i oderwała wzrok od szerokich pleców Jacoba. A może gapiła się na jego tyłek?- Jak się miewa twój ojciec?- zapytała, skupiając swój wzrok na Adamie.Wciąż jest w szpitalu? Adam uniósł na nią brew. - Próbujesz zmienić temat?
Owen zaśmiał się na jej oczywisty dyskomfort, przez co rzuciła w niego frytką, którą wepchnął do ust, dodając kilka swoich własnych. - Naprawdę chcę wiedzieć - powiedziała i zrobiła swoją najlepszą minę Jestem doskonałym słuchaczem, na swojej ślicznej twarzy. Chciał rozmawiać o swoim ojcu tak samo, jak chciał poruszyć temat dzieci. Jacob wrócił do stołu i chwycił za resztki ze swojego raka. Adam również skupił się na swoim posiłku. Dopóki Madison nie położyła dłoni na jego udzie i nie oparła się o jego ramię. - Adam? Westchnął. Nie było mowy, aby mógł spławić tą wścibską kobietkę. - Wyszedł już ze szpitala i zatrzyma się u znajomego w El Paso. - Więc nie ma go już u ciebie? - Nie. Wyrzuciłem go. - A jak się przez to czujesz?- zapytała. Adam uniósł na nią brew. Chciała go zachęcić do terapii? Przed chłopakami? Nie było mowy. - Porozmawiamy o tym później - powiedział. Zerknęła na Jacoba i Owena, którzy przyglądali się im uważnie i posłała Adamowi wyrozumiały uśmiech. - Poznałaś w ogóle staruszka Adama?- zapytał Jacob, rzucając skorupki an pusty talerz i częstując się tymi z talerza Adama. Madison przecząco pokręciła głową. - Nie jest taki zły - powiedział. - Tylko jego dziewięćdziesiąt dziewięć procent - Owen dodał ze śmiechem. - Nie chcę, żeby go poznała - powiedział Adam. - Dlaczego nie?- zapytał Jacob. Adam wzruszył ramionami, ale wiedział dlaczego. Nie chciał, aby zobaczyła jakim wrakiem człowieka był jego ojciec i żeby nie zauważyła, że jabłko nie upadło daleko od drzewa. Do momentu w którym skończyli swoje posiłki i odebrali zamówienie oraz posprzątali po sobie, było zbyt późno na relaks w hotelowym pokoju przed koncertem. Adam z Madison pojechali za Jacobem i Owenem do areny. Jeżeli chodziło o Adama, to
mógł jeździć na swym motocyklu przez wieczność i ignorować cały ciężar jaki ciągnął go w dół, ale musiał nauczyć się współpracować z prawdziwym życiem. Musiał z nim współpracować, chociaż jego pierwszym odruchem było wzięcie dragów, aby zapomnieć o problemach - Madison pokazała mu, że narkotyki tylko pogarszały jego problemy, zaś on sam był zbyt naćpany, aby dostrzec prawdę - zaś drugim instynktem była ucieczka, aby ich uniknąć. Wciąż pracował nad swoją tendencją, do unikania ich. Zaparkował motocykl za busem i pomógł zsiąść Madison. - Moja walizka jest w hotelu, prawda? - Potrzebujesz coś z niej? Nie mam czasu, aby z tobą pójść, ale możesz pojechać taksówką. No chyba, że chcesz sama pojechać motocyklem. Spojrzała na motocykl, jakby rzeczywiście brała pod uwagę samodzielną przejażdżkę, ale ostatecznie pokręciła głową. - Nie sądzę, aby był to dobry pomysł. Po prostu przebiorę się w ubrania, które miałam w samolocie. Roztapiam się w tej skórze. Był to pech, bo wyglądała fantastycznie w swoim nowym stroju. Ale Adam chciał, aby czuła się komfortowo, więc klepnął ją w tyłek i wysłał ją do busa z siatką jej starcy ubrań. Owen skierował się do hali z jedzeniem. Uwielbiał sprawiać miłe rzeczy innym i lubił też zbierać pochwały za swoje przypadkowe plusy. Jacob skierował się do busu z Adamem na piętach. Jacob wyciągnął piwo z lodówki i otworzył kapsel. - Więc jak tego popołudnia poszło pisanie piosenki?- zapytał Jacob, pociągając łyk swojego piwa. Adamowi ścisnął się żołądek, więc natychmiast odpowiedział. - Świetnie - powiedział. Co było całkowitym kłamstwem. Tego popołudnia niczego nie napisał. Nie napisał ani jeden rzeczy, odkąd był czysty. Próbował, ale nic do niego nie przyszło. Mógł przez godzinę siedzieć z gitarą w rękach i nie stworzyć niczego. Wpatrywał się w czystą kartkę dwa razy długi i napisał pojedyncze słowo. The. Ostatnimi czasy każdy tekst zaczynał się od słowa "the" i od tego momentu żadna piosenka nie posunęła się dalej. Być może powinien zacząć pisać od "a" albo "when". - Więc napisałeś coś?- nacisnął Jacob. - Taa - nie, nie napisałem ani jednej cholernej rzeczy. Kurwa. Dlaczego zawsze kłamał, aby ukryć swoją słabość? Ale jeżeli szybciej coś by napisał, to Jacob nigdy nie dowiedział się o tym, że dzisiaj niczego nie stworzył. - To coś dobrego? - Oczywiście, że tak.
- Chciałbym to usłyszeć - powiedział Jacob. Tak samo jak i ja. - Wolałbym cię zaskoczyć - powiedział Adam. - Jest w twoim notesie pod materacem?- Jacob odepchnął się od blatu o który się opierał i skierował się do łóżka Adama.- Zobaczmy. Adam pędem wpadł między niego, a łóżko. - Zobaczysz wtedy, kiedy będę gotów ci pokazać. - Po prostu powiedz wprost, Adam. Nie jesteś tak dobrym kłamcą jak myślisz. Adam zacisnął szczękę. Nie lubił być nazywanym kłamcą, nawet jeśli była to prawda. Wiedział, że musiał pozbyć się tego nawyku, gdy próbował się osłonić, ale był to wzór, który powtarzał przez cały czas i nie potrafił tego przełamać. - Nie napisałem zbyt wiele - przyznał.- A raczej nie napisałem niczego - dodał, podczas gdy Jacob dalej wpatrywał się w niego wyczekująco. Jacob skinął głową. - Zauważyłem - powiedział.- Więc w czym tkwi problem? - Nie wiem - Adam pokręcił głową. Tak jakby wiedział. Chyba.- Myślę... myślę, że jestem zbyt szczęśliwy. Jacob spojrzał na niego dziwnie. - Co? - Muzyka zawsze wychodziła z najmroczniejszej części mnie. Była jak balsam dla mojej nieszczęśliwej duszy, a skoro nie jestem już taki nieszczęśliwy... - Adam uniósł przed siebie dłonie, uniósł ramiona i pokręcił głową. - Chcesz, żebym cię unieszczęśliwił? Jestem do tego zdolny - Jacob zaśmiał się. - Nie wiem. Jeśli to pomoże. Nie chcę cię zawieść. Albo zespołu. Fanów. Jeżeli muszę być nieszczęśliwy do tworzenia muzyki, to zrób co musisz. Jacob uniósł pięść. Adam napiął się, szykując się na cios, który pewnie zachwieje kilka zębów. Jacob serdecznie poklepał Adama po ramieniu. - Wena przyjdzie, daj jej nieco czasu. Wciąż myślę, że powinieneś porozmawiać z laską Kellena. Komponuje muzykę. Może będzie miała dla ciebie kilka wskazówek. Adam skrzywił się na Jacoba.
- Komponuje muzykę klasyczną. To zupełnie co innego. - Nie do końca - powiedział Jacob.- To muzyka. Musi mieć dobre ucho do różnych instrumentów, jeżeli tworzy harmonię, crescendo i takie tam. - Najpierw zacznę od tekstu. Zawsze tak robię. Słowa są opowieścią do której dodaję muzykę. Nie ma opowieści, nie ma muzyki. Wiesz o tym. - Może nadeszła pora na zmianę. Adam nie chciał tego przyznać, ale Jacob mógł mieć rację, więc nie odpowiedział niczym innym jak wzruszenie ramionami. - I może nadeszła pora, aby pozwolić reszcie z nas napisać nieco muzyki - dodał Jacob.- Wiesz, nie jesteś jedyną utalentowaną osobą w tym zespole - puścił mu oczko. Jeżeli straciłby pozycję głównego tekściarza Sole Regret, Adam naprawdę poczułby się do zastąpienia. Powodem dla którego chłopacy wytrzymali z nim podczas jego walki z nałogiem był fakt, że był głównym, kreatywnym silnikiem zespołu. Musiał im udowodnić, że cała ich cierpliwość była warta kłopotu. - Popracuję nad tekstem w ten weekend - powiedział. Jacob otworzył usta, ale z powrotem je zamknął. Skinął głową. - Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć co stworzysz. Adam nieco żałował, że Jacob nie narobił nieco kwasu. Nie dał mu czegoś, na co mógłby być wkurzony lub przygnębiony. Adam wkładał w teksty wiele emocji, więc jeśli jego życie dalej będzie takie słoneczne i proste, to niebawem zacznie pisać o kociakach i wróżkach strzelających z tyłka brokatem. Madison wyszła z łazienki w swojej luźnej, dżinsowej spódnicy i prostej koszuli. Ostrożnie zwinęła skórę i przycisnęła ją do piersi. - Tak lepiej - powiedziała.- Myślałam, że zapocę się do śpiączki. - Dodajmy to do listy rzeczy, których teraz mi nie trzeba - powiedział Jacob i wyciągnął swoje okulary za koszulki. Jeszcze dodał coś od siebie, zanim wyszedł z busu.Wciąż uważam, że powinieneś z nią porozmawiać, jak jej tam było. - Z Dawn?- powiedział Adam. Łatwo było mu zapamiętać jej imię, gdyż miała włosy, które przypominały mu o wschodzie słońca. Ugh. Znowu zaczęły się wesołe myśli. - Taa, z nią. Gdy został z Madison sam, odwróciła się do niego. - Dawn?
- To dziewczyna, którą ostatnio poznał Kellen i się nad nią rozczula. - Och. Jest ładna? Czyżby usłyszał w jej głosie zazdrość? Uśmiechnął się. Madison nie musiała się o nic martwić. Była jedyną kobietą, której pragnął. - Taa. No i? - Dlaczego Jacob uważa, że powinieneś z nią porozmawiać? - Jest kompozytorką. Myśli, że może mi pomóc z blokadą twórczą. - Masz twórczą blokadę? Nie wspominałeś mi o tym. Wzruszył ramionami. - Nie sądziłem, że mogłoby cię to zainteresować. Odłożyła swoje ubrania na stół i objęła jego szyję ramionami. Spojrzała mu w oczy i powiedziała: - Oczywiście, że interesuje mnie to. Wszystko co robisz mnie interesuje. Kocham cię. Jestem tu, aby wspierać cię kiedykolwiek będziesz mnie potrzebować. Odgarnął włosy z jej twarzy i spojrzał jej w oczy. Nigdy nie miał takiej osoby, która oferowałaby mu tyle co ona. Jej oddanie cieszyło go, ale jednocześnie przerażało. Była dla niego za dobra. Nie zasługiwał na nią. Ale jego serce nie przejmowało się tym. Radośnie akceptowało to, co mu dawała i było gotowe na więcej. Nie chciał rozbudować namiętności, gdy ją pocałował, ale jak zwykle żar między nimi momentalnie wzniecił ogień. Przycisnęła się mocno do niego, co instynktownie odwzajemnił, pogłębiając pocałunek i przesuwając dłońmi po jej plecach, aby przysunąć ją bliżej. Oderwał od niej usta i odwrócił ją w drugą stronę. Wbił palce w jej biodra, aby przyciągnąć jej tyłeczek do swojego twardniejącego fiuta. Jęknęła i otarła się o niego. Nie mógł się teraz zatracić. Zamierzał ją niejednokrotnie drażnić, aż do jutrzejszej nocy, gdy zabawią się w seks klubie. Inaczej nie sądził, aby zgodziła się na to co przygotował dla niej Adam i właściciel klubu, Adam. Ale chciał, aby wiedziała jak twardy był dla niej. Jak chciał zanurzyć w nią swojego fiuta. Chciał, aby błagała go o bycie wypełnioną. Chciał zostawić ją czekającą, nawet jeżeli sam też musiał poczekać. Nawet jeżeli zaprzeczanie ich oznaczało dla niego wyrok śmierci. W jedną dłoń chwycił jej pierś i pociągnął twardniejący wzgórek przez jej ubrania, aż jęknęła. Ugiął kolana i otarł się o jej tyłeczek, tak że mógł wsunąć jej dłoń pod jej luźną spódnicę i musnąć udo. Jego palce odnalazły śliskie, ciepłe ciało między jej udami, które ocierało się pod elastycznym materiałem jej majtek, które już były mokre. Uśmiechnął się na jej chęć i użył swojej twarzy, aby odgarnąć jej włosy na bok, aby móc possać puls pod
jej uchem, podczas gdy jego palce masowały jej cipkę, zanurzyły się, a później znowu masowały na zewnątrz. Otarła się tyłeczkiem o jego sztywnego kutasa, sprawiając trudności w zapamiętaniu, że nie mógł jej mieć. Nie jeszcze. A gdy zaczęła szeptać jego imię pomiędzy jękami rozkoszy, trzeba było jego całej silnej woli, aby nie cofnął palców z jej jedwabistego wejścia i nie zastąpił ich swoim fiutem. Jej ciało zadrżało, gdy jej rozkosz zwiększyła się, a jej cipka zacisnęła się wokół jego palców, gdy z trudem szukała szczytu. Wysunął rękę spod jej spódnicy i chwycił szczękę w dłoń. Dotknął palcem wskazującym i środkowym jej rozchylonych warg. Były śliskie od jej soków. - Obliż je - warknął jej do ucha.- Wyliż je do czysta. Nie wahała się ani chwili. Jego fiut zapulsował z podniecenia, kiedy zassała do ust jego palce. - Dobrze - mruknął.- Rób dalej co ci mówię, a dostaniesz to, czego chcesz. Ścisnął jej pierś i odsunął się. Jego żołądek był ściśnięty, jądra były pełne i ciężkie, a fiut obolały z potrzeby. Ale dyskomfort czekania będzie wart tego później. Wiedział, że go nie rozczaruje. - Co u diabła, Adam?- zapytała, gdy skierował się do wyjścia. - Pójdę teraz porozmawiać z Dawn - powiedział.- Zanim zacznie się koncert. - Zamierzasz zostawić mnie taką rozgrzaną i napaloną? Uśmiechnął się. - Właśnie tak. - Droczenie się nie jest miłe - powiedziała z dąsem. Jego uśmiech poszerzył się. - Myślę, że jutrzejszej nocy będziesz krzyczeć co innego. Puścił jej oczko i zbiegł ze schodów busu w poszukiwaniu nowego płomienia Kellena. Znalazł ją siedzącą w garderobie zespołu obok gitarzysty rytmicznego, który nie miał na sobie koszulki. Kellen trzymał jedną dłoń na jej kolanie i szeptał do jej ucha coś, co przyprawiało ją o uśmiech. Adam usiadł obok niej na kanapie i zignorował obrażone spojrzenie Kellena. Przecież nie chodziło o to, że Adam przyszedł mu ją odbić. Po prostu chciał pożyczyć jej mózg na kilka minut. - Jak pokonać swoją blokadę twórczą?- Adam zapytał wprost. Nie miał czasu na
uprzejme gadki. Przed koncertem chciał się jeszcze zabawić z Madison. Poczekałby z pogadaniem z tą zgrabną kobietą - która jak właśnie zauważył, miała urocze piegi - ale znając moc podrywu swoich kumpli zespołu, było tylko kwestią czasu, aż Kellen ją przegoni. Dawn zarumieniła się mocno. - Um, cóż, ja, uch... Adam nie brał jej za kobietę, która miała problem z wyrażeniem siebie, więc jej jąkanie zdumiało go. Wzrok Adama przesunął się na Kellena, który uśmiechał się tak szeroko, że jego twarz niemal pękła na pół. - Była zainspirowana - powiedział Kellen. Czyżby Kellen się przechwalał? Adam parsknął śmiechem na dumę swojego kumpla. - Twoim kutasem?- zgadł Adam. - Uch - jęknęła Dawn.- Nie, jego kutas zjawił się później. Kellen roześmiał się i objął ręką jej ramiona. - Wcale nie tak późno. - Przestań - powiedziała, klepnąwszy Kellena w udo.- Sprawiasz, że było to kiczowate, a było piękne. Odwróciła głowę, aby spojrzeć na Adama. - Zainspirowała mnie jego pasja. Adam wyjrzał za nią, aby uważniej przyjrzeć się Kellenowi. - Fuj - powiedział, zrywając się na nogi.- Wychodzę. Dawn złapała Adama za nadgarstek i z powrotem pociągnęła na miejsce obok siebie. - Twoją inspiracją nie musi być piękny, przemoczony wojownik, który wychodzi z morza w burzową noc. - Że co?- zapytał Owen, który siedział przy barze, najwidoczniej próbując zapomnieć, że Lindsey wisiała mu na ramieniu, gdy za pomocą lewej ręki wlewał w siebie litry alkoholu. Jacob, który najwidoczniej też podsłuchiwał, parsknął śmiechem. - Myślę, że można znaleźć inspirację we wszystkim, co tobą wstrząśnie - Dawn wzięła głęboki, drżący oddech i przycisnęła opuszki palców do swoich rumianych policzków.- Już sama nie wiem, może to jednak jego fiut tak mnie zainspirował.
- Chcesz nieco więcej inspiracji?- szepnął Kellen. - Nie masz wystarczająco dużo czasu przed koncertem, aby poświęcić mi uwagę i troskę na jaką zasługuję - powiedziała Dawn i pocałowała go w czubek nosa. Adam zachichotał. Już lubił tą kobietę, ale gdy Madison weszła do pomieszczenia, cała jego uwaga skierowała się ku niej. - Uch, to na razie - powiedział i wstał z kanapy. Zamierzał podejść do Madison powoli, obserwując ją kątem oka, gdy skierował się najpierw do baru, aby sprawdzić jej reakcję na jego zwłokę. Wiedział, że Madison czuła się niekomfortowo na backstage'u - zwłaszcza wtedy, gdy była pozostawiona sama sobie - ale musiała się pozbyć swojej nieporadności, jeżeli zamierzali być razem. Był mile zaskoczony, że tak szybko z własnej woli zjawiła się w garderobie. Doszedł do wniosku, że niebawem będzie musiał wrócić do busa, aby ją nakręcić. Może wreszcie przyzwyczaiła się do idei bycia dziewczyną gwiazdy rocka. Zastanawiał się, czy była gotowa na zostanie żoną gwiazdy rocka. Adam zamówił dla siebie piwo, a dla Madison butelkę wody. Nie piła alkoholu. Nigdy. Kiedy zapytał ją o powód, powiedziała mu, że jej dziadek został zabity przez pijanego kierowcę, zostawiając jej ukochaną babcię na resztę lat jako wdowę. Dla Adama było dziwne, że coś, co miało miejsce przed jej narodzinami, miało taki mocny impakt na jej życie. Do diabła, osobiście doświadczył wiele negatywnych konsekwencji z rąk narkotyków i alkoholu, jednak nigdy nie powstrzymało go to, aby sięgnąć po więcej. Szukające spojrzenie Madison wylądowało na Adamie i uśmiechnęła się. Dobrze. Nie była na niego zła za porzucenie jej w busie. Ruszył w jej stronę i podał jej butelkę wody. Podziękowała mu, ale ledwo co na niego spojrzała. Jej wzrok utkwił w ślicznej, ciężarnej blondynce, która przylepiła się do boku Owena. - To ona?- Madison zapytała szeptem. - Nie - powiedział Adam.- Kobiety w ciąży wychodzą Owenowi uszami. Madison przewróciła na niego oczami, po raz ostatni rzuciła okiem na Lindsey i przesunęła wzrok na odpowiednią osobę. Na niego. - Dlaczego zostawiłeś mnie w busie? Więc mimo wszystko była zła. - Abyś miała nieco czasu aby pomyśleć o tym, jak przyjemnie się przy mnie czułaś. - Nie trzeba mi czasu, aby o tym myśleć - powiedziała.- Obydwoje wiemy jak się czuję przez twoje droczenie.
- Więc jak? - Robię się napalona. Z trudem powstrzymał uśmiech zwycięstwa i przysunął się bliżej, tak, że jego pierś musnęła jej ramię, a jego udo dotknęło jej dłoni. - Wpadłaś na jakiś pomysł co mógłbym zrobić z tym uczuciem? Nie żeby już planował coś z tym zrobić. Chciał, aby przez całą dzisiejszą noc i jutrzejszy dzień była podniecona, bo był całkiem pewien, że wtedy chętniej zgodzi się na zabawę w nocnym klubie. Sam niemal stchórzył i nie zgodził się na ten plan, ale Tony potrafił przekonać facetów niemal do wszystkiego. I biorąc pod uwagę całe Adamowe doświadczenie w klubach Tonego, ten facet jeszcze nie nakierował go źle. - Myślałam głównie o tym, aby zrobił te same rzeczy swoim językiem - powiedziała, przesuwając wzrok na jego wargi. - Te rzeczy?- przechylił głowę i delikatnie possał jej skórę po uchem. Jego język musnął kilkakrotnie puls na jej szyi, dokładnie tak samo jakby robił to z jej cipką. Jęknęła z podniecenia, a jej ciało napięło się przy nim. - Właśnie tak - szepnęła.- Tylko, że niżej. Przesunął wargi kilka cali niż i powtórzył ruch. - Och - jęknęła bez tchu. Adam uniósł głowę i skubnął zębami płatek jej ucha. Całe jej ciało zadrżało. Sekundy dzieliły go od zapomnienia o swoim planie droczenia się z nią całą noc i zamiast tego niemal wciągnął ją do pobliskiej łazienki, aby dać jej to, czego pragnęła. Zamiast tego posadził ją na kanapie, mając nadzieję, że uspokoi się na tyle, aby móc zagrać na koncercie, jeśli będzie dzieliło ich kilka cali. Niestety odległość między nimi ani trochę nie zmniejsza czucia jej obecności. - Adam?- szepnęła, momentalnie się rumieniąc. - Taa? - Zostawiłam w busie swoje majtki. Pierdolona piątka! Adam kątem oka dostrzegł ruch w rogu i jęknął w środku, kiedy Gabe stanął przed nim z tą samą kobietą u boku. Adam rozpoznał piękną brunetkę, ale za cholerę nie potrafił przypomnieć sobie jej imienia. Zawsze był kiepski z imionami. Zwłaszcza wtedy, gdy skupiał się na fakcie, iż Madison siedziała obok niego bez majtek pod tą swoją słodką, dżinsową spódniczką.
- Hej - Adam powiedział do towarzyszki Gabe'a.- Jesteś tą laską ze śniadania. Madison napięła się u jego boku. Pewnie zastanawiała się dlaczego jadł śniadanie z atrakcyjną brunetką. Kobieta zaśmiała się. - To dobrze, że mnie pamiętasz. - Znasz ją?- zapytała Madison, wypalając dziurę w czole Adama. - Jest z Gabe'em - powiedział Adam. Madison skinęła lekko głową i przysunęła się bliżej, tak, że dotykała ramieniem jego. Spodobała mu się jej postawa, która jasno mówiła odwal się, suko, on jest mój. - Jak ma na imię?- zapytała Madison. - Za cholerę nie pamiętam - powiedział Adam.- Pamiętam tylko tyle, że siedziałem obok niej podczas śniadania. - Adam był zbyt zajęty myśleniem o tobie, żeby chociażby zapamiętać moje imię odpowiedziała kobieta. Adam chciał ją pocałować za tą uwagę. Ale nie naprawdę. Wolał pocałować części Madison, które były ukryte pod jej spódnicą. Kobieta zerknęła na Gabe'a, który całkowicie zamilkł i powiedziała: - Mam na imię Melanie. No właśnie. Melanie. Adam już sobie przypomniał. Była koleżanką tej niesamowitej ślicznotki, która przeleciała Shade'a w saunie tego samego ranka, którego mieli śniadanie. I jasny piorun by go strzelił, jeżeli pamiętał i jej imię. - Madison - Madison przedstawiła się i uśmiechnęła do towarzyszki Gabe'a. - Więc pewnie znasz chłopaków znacznie dłużej niż ja - zgadała Melanie.- Są jakieś mroczne tajemnice o których powinnam wiedzieć? Adamowi nie umknął fakt, że Madison zerknęła w stronę Lindsey. Napiął się, mając nadzieję, że Gabe przygotował Melanie, bo jeśli tak nie było, to był pewien, że za pięć sekund zrobi się głośno. Madison zaśmiała się. - Mam kilka rzeczy do powiedzenia. - Whoa!- powiedział Gabe, zakrywając Melanie uszy.- Świetnie było cię znowu widzieć, Madison. Trzymaj Adama z dala od kłopotów.
Gabe puścił Madison oczko, zanim nakierował Melanie w przeciwną stronę i podprowadził ją do Kellena i Dawn. Dziwne, że potrafił zapamiętać jej imię. Prawdę mówiąc, to ucieszył się, ta parka nie stała przy nich zbyt długo. Nie chodziło o to, że Adam nie lubił Melanie albo o fakt, iż nie sądził, aby było ważne żeby Madison poznała inne dziewczyny chłopaków z zespołu. Po prostu miał rozpraszającą sytuację w swoich spodniach i nie miał ochoty na luźne gadki. Zwłaszcza wtedy, kiedy Madison przez cały czas pocierała jego udo pod osłoną swojej spódnicy. I nie miała na sobie żadnych cholernych majtek. - Wydawała się być miła - powiedziała Madison. - Nie wiem zbyt wiele na jej...- Adam zassał powietrze, kiedy Madison znalazła wyjątkowe wrażliwe miejsce z boku jego biodra. - Wie o Lindsey?- zapytała, rozglądając się za blondynką w ciąży. - Nie jestem pewien - powiedział.- Będzie najlepiej jak usłyszy to od Gabe'a. Uniosła na niego brew. - Tak jak ja usłyszałam to od ciebie? Spojrzał na jej rękę, która spoczywała na jego kolanie. - Powiedziałem ci o tej sytuacji. - Tylko dlatego, że ktoś inny o niej wspomniał. Nie chciał się z nią kłócić. - Naprawdę chcesz o tym teraz rozmawiać? - Więc wolisz porozmawiać o chęci zrobienia wazektomi? - Nie. - Adam, wiem, że jest ciężko ci się otworzyć, ale jeżeli zamierzamy być ze sobą... Uciszył ją pocałunkiem, wtulając wargi w jej, aż rozpłynęła się przy nim. Przesunął dłonią w górę jej uda, powstrzymując się przed dotknięciem jej cipki. Nieco bał się tego co zrobi, gdy już ją zaspokoi. Jęknęła w jego usta, więc przerwał pocałunek. - Jeżeli naprawdę chcesz teraz porozmawiać... - mruknął, pocierając nosem bok jej szyi. Madison pokręciła głową i szepnęła: - Teraz chcę cię zaciągnąć z powrotem do busu. - I zrobić co?- zapytał.
Jej oddech załaskotał go w ucho, gdy powiedziała: - Oddać cześć twojemu fiutowi. - Rękoma? - Owszem. Praktycznie poczuł delikatny dotyk czubków jej palców na swoim wrażliwym ciele, przez co jego fiut podskoczył z podekscytowania. - I moimi ustami - powiedziała, rozsypując delikatnie pocałunki po jego szyi. Świetnie pamiętał jakie to było uczucie, gdy te pełne wargi zamknęły się na jego główce, całując, ssąc i drocząc się do punktu szaleństwa. - I językiem?- nacisnął, zatracając się w fantazji pomimo tłumu w pokoju. - Oczywiście - szepnęła.- Ale najbardziej chcę, abyś zanurzył się głęboko w mojej... Cudowna obietnica jej słów została przerwana przez przybycie ciepłego jedzenia. Prawdę mówiąc, było to cudowne wybawienie. Być może zapanowałby nad swoim pożądaniem, jeżeli wepchnąłby do ust coś innego niż jej język i zajął swoje ręce czymś innym, niż to co miała pod spódniczką. Adam praktycznie zerwał się z kanapy, zanim stracił ostatnią nitkę silnej woli, zaciągnął Madison do najbliższego kąta i zerżnął ją. Wyciągnął ku niej dłoń, aby pomóc jej wstać, ale nie patrzyła na niego. Jej wzrok był skupiony na łazience. - Nie jesteś głodna?- zapytał. - Nieco - powiedziała, wciąż obserwując drzwi.- Muszę skorzystać z łazienki. Za chwilę do ciebie przyjdę. Adam podejrzliwie przyglądał się jej, jak ruszyła do drzwi. Lepiej żeby nie rozpracowała sama swojej seksualnej frustracji, bo jeśli to zrobi, to upewni się, że pożałuje tego przez całą noc.
Rozdział 5
Madison otworzyła drzwi o łazienki i zajrzała do środka. Jej wzrok wylądował na ślicznej blondynce z ogromnym brzuchem, która przed lustrem nakładała błyszczyk pewnie po to, żeby nakłonić Owena do pocałunku. Chociaż Madison poszła do łazienki po to, aby poznać wersję kobiety, to z trudem powstrzymała się od gapienia na jej wyraźnie zaokrąglony brzuch. Była to marna próba. Co jeśli dziecko było Adama? Co jeśli ta suka nosiła jego dziecko, zaś Madison nigdy nie dostanie tej samej szansy? Nie mogła w to uwierzyć, że Adam nigdy wcześniej nie wspomniał o swojej awersji wobec dzieci. Tak naprawdę, to nigdy nie rozmawiali o ważnych rzeczach w życiu. Wszystko pomiędzy nimi było frywolne i okręcało się wokół zabawy. I jak na razie nie miała nic przeciwko. Ale za kilka lat być może będzie chciała się ustatkować, mieć kilkoro dzieci i co wtedy? Nie wyobrażała sobie Adama w domowym szczęściu. W ogóle. Jak będzie wyglądać przyszłość z nim? Madison podeszła do drugiego zlewu i umyła ręce, obserwując Lindsey w odbiciu lustra. Nie wiedziała, czego spodziewać. Jak ta kobieta w ciąży będzie wyglądać - jak gigantyczna, chodząca wagina, która za jednym razem będzie w stanie pomieścić sześć fiutów? Brudna bezdomna z logiem "Dojdź dla mnie" na przodzie? - ale wyglądała podejrzliwie niewinnie i normalnie, z tymi szerokimi, niebieskimi oczami i anielską urodą. Nie mogła mieć więcej, niż dwadzieścia lat. Madison chciała ją znienawidzić, ale nie mogła się do tego zmusić. Nie tak do końca jej współczuła. Lindsey z własnej woli rozłożyła nogi - jak podejrzewała Madison - i to kilkakrotnie. Ta kobieta musiała mieć tego świadomość, że ciąża była możliwa nawet przy słabym kontakcie seksualnym. Lindesy wreszcie zorientowała się, że Madison próbowała wypalić dziurę w odbiciu jej brzucha, więc opuściła rękę i potarła razem wargi, aby rozprowadzić błyszczyk. Nie miała już przy sobie Owena, odkąd puściła jego rękę na tyle długo, aby wejść do damskiej toalety. Nawet Jordan powstrzymał się od tego, aby wejść tu za nią. Będąc samą odkąd Madison zobaczyła ją po raz pierwszy, Lindsey wyglądała jak narażona istota, gdy pospiesznie schowała błyszczyk do swojej torebki, aby jak najszybciej móc wyjść z łazienki. Błyszczyk Lindsey ominął jej torebkę, odbił się od podłogi i poturlał do kabiny. Nie schyliła się, aby go podnieść. Przyglądając się ostrożnie Madison, Lindsey skierowała się
do drzwi. Przycisnęła swoje plecy do ściany i przesunęła się w stronę wyjścia, zachowując tyle dystansu między sobą a Madison jak tylko było to możliwe. Zachowywała się tak, jakby Madison miała jakąś obrzydliwą, zaraźliwą chorobę albo zamierzała ją zatłuc na śmierć. Madison nie mogła pozwolić, aby okazja porozmawiania z tą kobietą na osobności umknęła jej sprzed nosa. Pospiesznie zablokowała wyjście. Stając przed drzwiami, Madison odwróciła się do niej twarzą i skrzyżowała ręce na piersiach, zatrzymując Lindsey w miejscu. Kobieta wzdrygnęła się i cofnęła. Dziwne. - Hej, nic ci nie zrobię - powiedziała Madison, opuszczając ręce.- Chcę z tobą tylko porozmawiać. - Raczej przywalić mi w twarz, prawda?- zapytała. - Nie, tylko porozmawiać. Ktoś cię uderzył?- zapytała Madison. Zachowanie Lindsey sprawiało, że zadzwoniły wszystkie dzwonki alarmowe. Może i Madison nie miała już pracy terapeutki, ale nie mogła uciszyć instynktu. - Nikt stąd - powiedziała Lindsey.- Ale spodziewam się, że ktoś wreszcie to zrobi. - Więc ktoś cię uderzył? Kto to był. Lindsey zagryzła wargę i opuściła wzrok. - Nie chcę o tym rozmawiać. Chcesz czegoś ode mnie? Madison zastanawiała się, czy Lindsey zauważyła, iż powoli się cofała. Zdecydowanie się bała. - Chcę tylko porozmawiać. Lindsey spojrzała tęsknie na zablokowane drzwi. - Nie sądzę, żeby był to dobry pomysł. - Adam i ja... - Myślę, że nie jest jego - powiedziała pospiesznie, obejmując rękami swój brzuch. - Myślisz, że nie jest jego czy nie chcesz, żeby było jego? Skuliła się. - Jedno i drugie. Nie sądzę, aby był dobrym ojcem. Jest... szorstki. - Ale Owen będzie dobrym? Lindsey uśmiechnęła się i potarła brzuch obiema dłońmi.
- Tak sądzę. A ty nie? Owen jest taki słodki. Najlepszy z nich wszystkich. Madison skrzywiła się, całkowicie nie zgadzając się z opinią Lindsey. Było jasne, że wolała Adama. I chociaż zdawało się, że nie chce mieć dzieci, to wiedziała, że będzie świetnym ojcem, jeżeli otworzyłby się na miłość, jaką miało do zaoferowania dziecko. Dlaczego by nie miał? Lindsey posłała drzwiom ostatnie, tęskne spojrzenie i zrobiła kilka kroków w tył, aby oprzeć się o ścianę obok dozownika papieru. Madison zrobiła kilka kroków w jej stronę, ale zachowała dystans. Nie chciała, żeby ta zamilkła na wieki. - Uważam, że Adam będzie świetnym ojcem - powiedziała.- Jeżeli tylko zaufa samemu sobie. Wielu ludzi ma problemy z zaufaniem. Nie ufają innym ludziom. Ale Adam nie ufa samemu sobie. Gdy już się z tym upora... - Madison zauważyła, że częściowo próbuje przekonać Lindsey do tego, że Adam byłby najlepszym ojcem jej dziecka, a było to przeciwieństwo tego co sama czuła.- Więc uczepiłaś się Owena, bo najbardziej ci współczuje. Łączy się to jakoś? - Był pierwszy. Madison opadła szczęka. - Byłaś dziewicą? Lindsey parsknęła śmiechem. - Uch, nie. Był pierwszy tamtej nocy. Z Kellenem. A potem Shade. A później wszystko wymknęło się spod kontroli. Ale Owen był dla mnie miły. Nawet, gdy było po wszystkim. I nie musi mnie kochać, żeby być dobrym ojcem. Nie zamierzam go zdobyć dla siebie. Chcę po prostu, żeby nasze dziecko dorastało znając swojego tatusia, to wszystko. Nasze dziecko. Lindsey naprawdę była przekonana, że Owen był ojcem. Madison nie kupowała tego, że Lindsey sama nie była zainteresowana Owenem. Było oczywiste, że była w nim zakochana. Za każdym razem gdy Owen wchodził do pomieszczenia, zapalała się niczym laser i upewniała się, że przez cały czas była blisko niego. Cholera, była zdziwiona, że Lindsey nie wciągnęła go ze sobą do łazienki. Jak bardzo Lindsey będzie zdruzgotana, jeśli Owen nie okaże się być ojcem jej dziecka? Madison z pewnością by była. Ale poprzez chcenie czego - nie ważne jak silne było pragnienie - nie sprawiało, że zmieniało się w rzeczywistość. - Co zrobisz, jeśli testy na ojcostwo wykażą, że Owen nie jest ojcem?- Madison zabawiła się w adwokata diabła. - Będę się martwić o to po tym, jak urodzi się dziecko. Ale wiem, że dziecko jest jego. Mogę to wyczuć. Chyba bardziej była skupiona na tej myśli. Madison nie była też pewna, że wyniki
testów na ojcostwo zmieniłoby jej spostrzeżenie kto był jej ojcem. Madison zastanawiała się, czy Owen miał to w sobie, aby być wrednym wobec kobiety, bo musiał przejąć inicjatywę, jeśli chciał zerwać z Lindsey to niezdrowe przywiązanie. Nie było mowy, żeby Lindsey z niego zrezygnowała, jeżeli dalej będzie dla niej taki miły. - Rozmawiał z tobą o zrobieniu testów zanim dziecko się urodzi? Twarz Lindsey pobladła. - Zanim? Madison skinęła głową. - Wspomniał o tym? - Nie. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, aby porozmawiać. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak zajęty będzie podczas trasy. Jestem wyczerpana próbując za nim nadążyć. Z pewnością było ciężko za nim nadążyć z pewnego konkretnego powodu. Madison nie wiedziała komu powinna współczuć bardziej - Owenowi czy Lindsey. - Rozmawiałaś wiele z Owenem odkąd to... odkąd wydarzyła się ta noc?- zapytała Madison. Jeżeli porozumiewali się w sekrecie, zauroczenie Lindsey miałoby większy sens. - Tylko w moich snach. Obsesja prędko potrafiła przerodzić się w coś brzydkiego. Madison musiała ostrzec Owena. Jeżeli zdawałby sobie sprawę co się działo, to pewnie przestałby zachęcać Lindsey do myślenia, że był księżycem i gwiazdami. A może po prostu przeznaczone było być im razem. Chociaż dla Madison była to niepokojąca myśl, takie rozwiązanie byłoby najprostsze dla wszystkich. Jeżeli Owen kochałby tą dziewczynę i chciałby zostać ojcem jej dziecka, to nie byłaby taka natrętna. Z tego co wcześniej powiedział Owen, Madison doszła do wniosku, że było to jednostronne zauroczenie. Co oznaczało, że komuś stanie się krzywda. Miała nadzieję, że nie dziecku. - Naprawdę istnieje test, który można zrobić zanim dziecko się urodzi?- zapytała Lindsey, wpatrując się w swoje splecione dłonie. - Owszem. Prawdę mówiąc, to są dwa typy. - Będę musiała się z nimi zapoznać - Lindsey rozplotła palce i objęła ramionami swój brzuch. - Życzę ci szczęścia i mam nadzieję, że dziecko będzie kochane przez oboje rodziców - powiedziała Madison. Lindsey uniosła głowę, spojrzała Madison w oczy i uśmiechnęła się. - Ale jeżeli nie będzie to możliwe z jakiegokolwiek powodu, to dasz sobie radę sama, Lindsey. Wiele kobiet znajduje się w takiej sytuacji.
Lindsey zmrużyła i jej ostrożny uśmiech zniknął. - Ale nie powinny wychowywać dziecka samotnie. Ja nie powinnam. W tym momencie przyłapała Madison. - Wiem, że każdy uważa, że ta ciąża jest tylko moją winą i jakoś zasługuję na to co mi się przytrafiło nie tylko dlatego, że uprawiałam seks dla zabawy, ale dlatego, że czułam przyjemność do ostatniej minuty z każdym członkiem zespołu. Ale każdy mężczyzna w tym busie uprawiał seks dla zabawy. I jeżeli mówią, że nie podobało im się, to kłamią. Więc jaka różnica jest w tym, kiedy ja to zrobiłam? Bo jestem kobietą? Bo to ja powinnam być tą odpowiedzialną? Dlaczego żadna z tych odpowiedzialności nie spadnie na tych mężczyzn? Bo są gwiazdami rocka i oczekuje się od nich, że będą sypiać z byle kim? A może dlatego, że ludzie myślą o mnie jak o naciągacze? Madison z trudem powstrzymała się od potaknięcia, gdy przysłuchiwała się tyradzie kobiety. Lindsey pokręciła głową, jakby czytała w myślach Madison. - Nie obchodzą mnie pieniądze - powiedziała Lindsey.- Chcę wszystkiego co najlepsze dla mojego dziecka. Starałam się zrobić to sama, ale nie udało mi się, dobra? Nawet nie stać mnie na wynajęcie jakiegoś miejsca. Nikt nie zatrudni mnie w moim stanie. Poszłabyś do pomocy społecznej zamiast pociągnęła jednego z tych mężczyzn do odpowiedzialności? Właśnie tego chcesz? Aby podatnicy byli ukarani za to co zrobiliśmy? Tak, my. Trzeba dwojga do zrobienia dziecka. W tym przypadku piątki. Albo szóstki? Madison otworzyła usta, ale Lindsey wciąż nie skończyła swojej tyrady. - Jezu, dlaczego to faceci mają odgrywać ofiarę, bo ja zaszłam w ciążę? Nikt nie zmuszał ich do włożenia we mnie ich fiutów. Madison nie mogła się kłócić z jej logiką. Była to prawda. W świecie były obrzydliwe, podwójne standardy, jeśli chodziło o seks. I nie było to sprawiedliwe. - Poza tym - Lindsey kontynuowała, unosząc ręce do podkreślenia słów.- Byłam zabezpieczona! Brałam pieprzone pigułki i zażywałam je codziennie tak jak powinnam. Pomimo tego co mówią o mnie ludzie, nie próbowałam zajść w ciążę. Nie chciałam zajść w ciążę. Ale jestem w ciąży i mam już dość, jestem już zmęczona bycia miłą do tych wszystkich dupków i ich zazdrosny dziewczyn, podczas gdy to ja biorę na siebie całą odpowiedzialność i winę za tą sytuację! Madison nie była pewna, czy powinna podziwiać czy być podejrzliwą wobec nagłej odpowiedzi Lindsey. Skrywała to przez cały wieczór - Madison nie wiedziała dlaczego - a ta kobieta nie była tą osobą, jaką zgrywała. - Lindsey... - Pierdol się - Lindsey odepchnęła się od ściany i skierowała w stronę wyjścia,
najwidoczniej będąc zbyt wściekłą, aby się bać.- I jeśli uważasz, że Adam będzie dobrym ojcem, to musisz sobie chirurgicznie wyciąć głowę z tyłka. Lindsey odepchnęła Madison na bok, otworzyła drzwi i zamknęła je z trzaskiem za sobą, zostawiając za sobą zdumioną Madison. Naprawdę miała głowę w swoim tyłku? Madison zaczęła się zastanawiać czy to właśnie dlatego lubiła tak seks analny, bo czuła go nawet w koniuszku swojej głowy. Madison skorzystała z toalety i zajęła się sobą, aby pozbierać myśli. Może skonfrontowanie się z Lindsey nie było najlepszym pomysłem, jednak przynajmniej wiedziała co myślała o tym ta kobieta. Gdy dołączyła do reszty zespołu, załogi i gości na kolację, całe jedzenie zniknęło. Zauważyła, że Owen przygotował talerz dla Lindsey. Dziwne. Madison była pewna, że chciał tylko dobra dziecka, ale nigdy nie spotkała tak troskliwego mężczyznę jak on. Zwłaszcza w stosunku do kogoś, kim nie był zainteresowany. Nic dziwnego, że Lindsey się go uczepiła. Adam nakłonił Madison, aby usiadła przy nim, aby podzielić się tym co zostało na jego talerzu. - Nie sądziłem, że zajmie ci to tak dużo czasu - powiedział.- Powstrzymałbym Jacoba od wzięcia trzeciej dokładki. - Mogłeś spróbować - Jacob odezwał się znad talerza pełnego pustych skorup.- Ale odniósłbyś porażkę. - Populacja raków słodkowodnych drastycznie spada, gdy Jacob jest w regionie Owen odezwał się z boku. - Co chcesz przez to przekazać?- zapytał Jacob, sięgając go stołu, aby podkraść kilka raczków z talerza Lindsey. Madison zmarszczyła nos. Nie była pewna jak mógł znieść taką ilość ostrego jedzenia. Wzięło ją na mdłości, gdy pomyślała o zjedzeniu kolejnych raczków. - I tak nie jestem głodna. - Jestem pewien, że Adam mógłby ci zaoferować szejka proteinowego, który postawiłby cię na no... - słowa Owena zostały uciszone przez rękę Adama. Lindsey intensywnie koncentrowała się na swoim talerzu - nawet nie patrząc na Madison - że tylko cudem kawałek plastiku nie rozpłynął się pod jej gorącym spojrzeniem. Madison nigdy nie powiedziałaby tym wszystkim ludziom o jej prywatnej konwersacji. Mogła sobie tylko wyobrażać jak Lindsey było ciężko siedzieć wśród nich i wiedzieć co każdy o niej myślał. Madison napięła się, gdy dłoń Adama przesunęła się wzdłuż jej nogi, podciągając jej spódniczkę do tego stopnia, że chłodne powietrze owiało rozgrzane ciało między jej
nogami. Jeżeli ktokolwiek byłby pod stołem, to nie miała wątpliwości, że zobaczyłby rzeczy, które normalnie skrywały majtki. Majtki, które zostawiła w busie. Jego kciuk zatoczył kółeczka wokół jej obolałej cipki, powodując, że napuchła i zwilgotniała z oczekiwania. Rozsunęła pod stołem nogi, zaskoczona swoją odwagą i jeszcze bardziej zaskoczona nagrodą ze strony Adama, który przesunął palcem po jej szparce i zanurzył go w jej śliskie otwarcie. Rozchyliła wargi z których uciekł jęk. Zamknęła usta i rozejrzała się dookoła, aby sprawdzić czy ktoś zauważył jej reakcję i odgadł co było jej przyczyną. Napięła się, gdy zauważyła wszechwiedzący uśmieszek Jacoba. Podejrzewał, że Adam posuwał ją palcem tuż przy stole z jedzeniem? - Dobra, chłopaki - niemożliwe seksowna menadżerka zespołu, Sally, odezwała się od drzwi.- Pora na spotkanie z fanami. - Dokończymy to później - obiecał jej Adam, wsuwając palec o cal głębiej, zanim wysunął go. Pocałował ją w policzek i zostawił siedzącą tam, taką zarumienioną i podnieconą. Boże, jak ona go pragnęła. Madison ścisnęła uda i spróbowała pozbierać myśli. Jedno było jasne: Adam zamierzał ją zabić poprzez brak seksualnego spełnienia. Nie sądziła, że możliwym było umrzeć przez bycia napaloną, ale ten mężczyzna był zdeterminowany udowodnić jej co innego. Gdy rozejrzała się dookoła, starając się myśleć o czymś innym niż pulsowaniu między udami, zauważyła jak Lindsey coś szepcze do ucha Jordana. Skinął głową i niemal potknął się o własne nogi, gdy poleciał za zespołem. Lindsey wyszła za nim chwilę później. Cóż, podziałało. Podniecenie Madison przygasło niczym rozmoczona fajerwerka. Co zamierzała zrobić Lindsey? Lepiej żeby trzymała się z dala od Adama, albo polecą głowy. Albo Madison zrobiłaby z nią coś mnie gwałtownego. Madison zerknęła w górę, gdy Melanie zajęła miejsce obok niej, które opuścił Adam. - Więc o co chodzi z Lindsey?- zapytała bez ostrzeżenia. Gabe jeszcze niczego jej nie powiedział? Madison nie chciała rozpowiadać plotek przy tak delikatnym sekrecie, więc wzruszyła ramionami. - Nie wiem. Najwidoczniej zaszła w ciążę z Owenem i nie ma się gdzie podziać. Nie są parą czy coś takiego. Melanie wbiła w nią wzrok. Odgadła, ze Madison nie powiedziała wszystkiego? Była beznadziejną kłamczuchą. Ścisnął się jej żołądek, gdy czekała na kolejne słowa Melanie. - Więc Owen jest ojcem?- zapytała Melanie.- Gabe brzmiał na niepewnego. - Z tego co wiem - powiedziała Madison.- Cały czas się na nim uwiesza, więc tak
pomyślałam... dlaczego? Słyszałaś co innego? Jeżeli Melanie już wiedziała szokującą prawdę o ciąży Lindsey, to Madison zamierzała pociągnąć temat, jednak jeżeli Melanie niczego nie wiedziała, Madison nie zamierzała wpakować Gabe'a w kłopoty. Naprawdę lubiła Gabe'a. Musiał być powód dlaczego jeszcze niczego nie wyjaśnił Melanie. Melanie pokręciła głową. Cóż, cholera. W takim razie Madison nie miała nikogo do plotkowania. Zastanawiała się jak zareagowałaby Melanie, jeśli dowiedziała się o tym, że to Gabe może być dzieckiem Lindsey. Albo, że może ono być Adama. Madison nie mogła sobie wyobrazić Adama wychowującego dziecko w i tak już przepełnionym życiu. Z czegoś musiałby zrezygnować. I nie mogła zaprzeczyć, że bała się o to, że osobą, która będzie musiała się wycofać była ona. - Więc skąd jesteś?- zapytała Melanie. Madison ucieszyła się, że Melanie zmieniła kierunek ich rozmowy na zwykłą pogaduchę. Chciała, aby jej weekend z Adamem pomógł jej zapomnieć o jej problemach, a nie dodawać ich więcej. I jeżeli chodziło już o problemy, to ten z Lindsey był kolosalny burger. Z serem. I dodatkowym bekonem.
Rozdział 6
Adam na chwilę zamknął oczy, gdy oślepiające światło sceny uderzyło prosto w jego twarz. Tłum ryknął, gdy jego palce przesunęły się po stalowych strunach. Były tylko dwa miejsca do których wiedział, że należy - scena z czwórką wiernych przyjaciół i ramiona Madison. Gdy zawiłe gitarowego intro zmieniło się w bardziej powtarzalne riffy pozostałej części wersu, Adam zerknął, aby znaleźć miejsce w którym znajdowała się Madison w skrzydłach. Chociaż oglądała ich występ, nie mógł nic poradzić na to, tylko zauważyć jej troskę. Wiedział, że miała wiele na głowie, ale miał nadzieję, że odpuści i pozwoli sobie na nieco zabawy. On zamierzał się dzisiaj dobrze bawić - podczas koncertu i tuż po nim. Jeżeli nie mógł zwrócić jej uwagi poprzez granie na gitarze, z całą pewnością uda mu się oderwać jej myśli od prawdziwego życia, gdy będą sami w hotelowym pokoju. Ale do tej pory zamierzał zrobić jak najwięcej, aby wywołać uśmiech na jej twarzy. Kiedy pierwsza piosenka dobiegła końca i Jacob poczekał, aby tłum ucichł na tyle, aby móc zacząć swoje typowe, banalne przywitanie, Adam zbiegł ze sceny, chwycił Madison za rękę, obrócił ją dookoła aż zachichotała, klepnął w tyłek i znowu wbiegł na scenę, aby stanąć obok Jacoba. - Mało kto wie, że Adam zaczął jako bluesowy gitarzysta - Jacob powiedział do mikrofonu. Na jego oczach znajdowały się jego okulary przeciwsłoneczne z których był znany. Prawdę mówiąc, to początki Adama w bluesie były kiedyś mało znanym faktem. Ale odkąd Jacob opowiadał tą samą ciekawostkę podczas ich każdej trasy na południe, był to raczej dobrze znany fakt. Zwłaszcza w Nowym Orleanie. - To prawda - powiedział Adam, wygrywając kilka nut, które brzmiały bardziej na metalowe, niż bluesowe. Powodem dla którego przerzucił się na metal był taki, że nie ważne jakiego gatunku muzyki się chwycił, to pod jego palcami i tak brzmiała jak metal.Jednak nigdy nie byłem w nim dobry.
- Przez jakiś czas nawet próbował z country - powiedział Owem. - Cóż, jestem z Teksasu - Adam przypomniał mu, wygrywając kilka riffów, które także brzmiały ja metal. Zaśmiał się ze swojego braku umiejętności.- Najwidoczniej metal jest częścią Teksasu. Tłumowi najwidoczniej spodobał się ten pomysł, bo zawiwatowali na prezentowane odmienne gatunki muzyki. - Cuff jest lepszy w country niż ja - Adam zażartował z Kellena, który zagrał intro dobrze znanego banjo. Adam powtórzył nuty i jak można było się spodziewać, muzyka banjo zabrzmiała jak rozbite, głośnie nuty gitary metalowej, gdy je zagrał. - Przepraszam - Adam powiedział z uśmiechem.- Nie ważne jak bardzo próbuję, wciąż mogę grać tylko metal. Widownia zawiwatowała, nie mając nic przeciwko temu brakowi w jego umiejętnościach. - W takim razie znalazłeś się na właściwej scenie - powiedział Jacob, unosząc rękę, aby dać sygnał Gabe'owi do zaczęcia perkusyjnego intra kolejnej piosenki. Adam wszedł w piosenkę ostrymi szarpnięciami strun, kończąc finalną serię głośnym zawodzeniem. Jacob podłapał entuzjazm Adama, podsycając ekscytację tłumu z większym entuzjazmem niż zwykle. Kellen zdawał się być bardziej skoncentrowany na idealnym zagraniu każdej nuty - pewnie dlatego, że próbował zaimponować swojej kompozytorce ale to Owen zachowywał się jak nie on sam. Zazwyczaj był duszą towarzystwa, teraz trzymał się na końcu sceny i z przygnębieniem grał na swoim basie. Nie żeby riffy basu były jakoś wyjątkowo radosne, ale Owen grał je tak, jakby pod koniec wieczoru każdy miałby popełnić samobójstwo. Adam zakradł się za niego i starał się jak mógł, aby sprawić wrażenie, iż ocierał się strunami swojej gitary o bezkablowy wzmacniacz Owena, tworząc przy tym potworną kakofonię. Adam był pewien, że z przodu wyglądało to tak, jakby posuwał tyłek swojego basisty, ale było to warte całej zabawy jaka nastąpiła później, gdy Owen potknął się o kilka kroków do przodu w całkowitym szoku i parsknął śmiechem, gdy zdał sobie sprawę kto go tak atakował. - Naćpałeś się?- zapytał, a potem zrzedła mu mina, gdy pomyślał, że odkrył prawdę. - Życiem!- Adam krzyknął i wspiął się na platformę na której znajdowała się perkusja, aby móc stuknąć swoją gitarą w jego cymbały. - Nie wiem co jest w tutejszej wodzie - Jacob powiedział na końcu piosenki.- Ale najwidoczniej Adam czuje się po niej dobrze.
Adam wskazał na Madison, która wgapiała się w niego ze swojego miejsca z boku sceny, po czym zeskoczył z perkusyjnej platformy i dołączył do Jacoba. - Czuję się świetnie - powiedział Adam.- A jak wy się dzisiaj czujecie?- zapytał tłumu. Ludzie zawiwatowali entuzjastycznie. - Cóż, z kolei ja - powiedział Jacob.- Czuję się na nieco zakręconego. Co było wskazówką dla Adama, aby zacząć intro jednej z ich najpopularniejszej piosenki. Przez chwilę zastanawiał się, czy kiedykolwiek w przyszłości napisze coś tak dobrego jak "Twisted", czy jednak jego kariera zmierzała na dno. Odepchnął tą myśl na bok i dał z siebie wszystko. Później będzie się martwić o przyszłość. Albo nigdy. Brzmiało to jak dobry plan. Kiedy po bisie zgasły światła sceny, Adam rzucił swoją gitarę czekającemu technikowi i skierował się prosto do Madison. Po skradzeniu tęsknego pocałunku, podniósł ją i przerzucił sobie przez ramię, wsuwając jedną rękę pod jej spódniczkę i opierając dłoń na jej nagim udzie. Odwrócił się na pięcie i zbiegł ze schodów. - Zwariowałeś!- oskarżyła go ze śmiechem, gdy niósł ją przez korytarz prowadzący do wyjścia. - Och nie, poryw wiatru - powiedział, podnosząc jej spódniczkę. Na szczęście nie na tyle wysoko, aby ktokolwiek zobaczył, że nie miała majtek, ale na tyle by klepnąć ją w pośladki, gdy zaśmiała się i zaczęła wiercić na jego ramieniu. - Przestań! Postradałeś rozum?- zapytała. Pewnie tak. Miał cały wolny weekend aby cieszyć się towarzystwem Madison i nie zamierzał pozwolić takiej głupocie jak odpowiedzialność, zmartwienia czy rzeczywistości wpłynąć na jego entuzjazm. Podczas gdy reszta zespołu zamierzała wyjechać z miasta na weekend, Adam cieszył się, że wypożyczył motocykl dla własnego użytku. Właśnie dlatego nie musiał czekać na chłopaków, aż ci zbiorą swoje rzeczy. Był cholernie chętny, aby zabrać Madison do hotelu i spędzić z nią nieco czasu. Miał mnóstwo droczenia się w zestawie, ale lubił też być w jej towarzystwie. Uszczęśliwiała go i sprawiała, że czuł się żywy. Nie mógł powiedzieć tego samego o jakiejkolwiek innej osobie na świecie. Postawił ją na nogi przed schodami busu. - Załóż swoją skórę - mruknął jej do ucha. Na samą myśl o tych obcisłych, skórzanych spodniach czuł podniecenie i gorąc, a uczucie to miało mało wspólnego z wilgocią nocnego powietrza. - Myślę...
- No chyba, że chcesz poczekać pół godziny na taksówkę - nie chciał się z nią kłócić. I nie zamierzał jej pozwolić na jazdę motocyklem w spódnicy. Widział co droga może zrobić z nagim ciałem i nie zamierzał narazić na uszczerbek jej idealnej skóry - nie ważne jakie bliskie spotkanie z chodnikiem czekało na nich podczas drogi z areny do ich hotelu. - Nie zamierzałam odmawiać - powiedziała.- Chciałam powiedzieć, że potrzebna mi jest twoja pomoc. Chwyciła go za dłoń i wprowadziła po schodach do busu. - Zdaje się, że dzisiejszej nocy dobrze bawiłeś się na scenie - powiedziała, gdy poszła na tył pustej sypialni, nie odrywając od niego wzroku. - To prawda - powiedział.- Dzięki tobie mam dobry humor. - Dzięki mnie? Skinął głową. - Zazwyczaj przed chłopakami próbuję ukryć jak się czuję dzięki tobie, ale wzruszył ramionami.- Jestem w tym momencie życia w którym nie przejmuję się tym, co o nas pomyślą -bądź co bądź, gdy zobaczy ją następnym razem, zamierzał włożyć na jej palec ten cholerny, ogromny diament, a wtedy z pewnością zrozumieją, że traktował Madison poważnie. - Jesteś gotów, aby mnie wprawić w dobry nastrój?- zapytała sugestywnie, na co kutas w jego spodniach zapulsował z zainteresowania. - Jeszcze nie jesteś? - Czuję się świetnie, ale mogę czuć o wiele lepiej. Kopniakiem zamknął za sobą drzwi od sypialni, pogrążając ich w ciemności. Jej dłoń na jego ramieniu była jedyną wskazówką jakiej potrzebował. Upadł przed nią na kolana i podciągnął jej spódniczkę. Przez dotyk odnalazł jej napuchniętą cipkę, więc zaczął pieścić ustami jej rozgrzane ciało. - Och, Adam - jęknęła.- Tak bardzo cię potrzebuję. Uśmiechnął się do siebie, przyciskając język do jej szparki. Jeśli myślała, że potrzebowała go teraz, to nie mógł sobie wyobrazić co będzie następnej nocy. Odpiął jej spódniczkę, gdy w obie dłonie chwyciła jego włosy i przycisnęła swoją cipkę do jego twarzy. Jeżeli siłą woli mógłby zrezygnować ze swojego narkotykowego nałogu, to droczenie się z tą kobietą byłoby łatwą nutą A. Taa, jasne. Ułożył ją plecami na łóżku i ściągnął jej buty. Zamierzał natychmiast ubrać ją w
skórzane spodnie, ale najpierw musiał nieco spróbować. Już była strasznie podniecona, więc musiał się postarać, aby nie doszła. Madison szeroko rozsunęła nogi, gdy ukląkł na podłodze na końcu łóżka. Gdy chwycił pośladki w obie dłonie, przycisnęła swoją cipkę do jego ust i krzyknęła, wyginając plecy w łuk na materacu. Muskał językiem po jej otwarciu, zbierając piżmowy smak jej cipki do ust. Jego kutas zapulsował z podniecenia na obietnicę zanurzenia się w tym śliskim cieple. Odsunął się i wziął głęboki oddech. Kurwa, niby jak miał ją trzymać na krawędzi, jeśli chciał się z niej wzbić z małą pomocą? Wbiła pięty w jego plecy i przyciągnęła go do siebie. Jęknął, wbijając palce w jej pośladki, gdy odnalazł ustami jej cipkę i zaczął muskać ją językiem, aż zaczęła się wić z rozkoszy. Odsunął się, dyszał mocno przez nos i próbując się powstrzymać od tego, co naprawdę chciał zrobić - zerżnąć ją mocno tak jak lubiła. - Adam - jęknęła, gdy usiadła, aby chwycić go za tył głowy. Gdy oparł się pociągnięciu, puściła go i sięgnęła między swoje uda, pocierając swoją cipkę mocnymi ruchami, dzięki którym szybko osiągnęłaby szczyt, którego tak pragnęła. Złapał ją za nadgarstki i przytrzymał jej ręce po obu stronach jej bioder. - Jeśli dojdziesz dzisiejszej nocy, to jutro nie zabiorę cię do seks klubu - powiedział. - Co?- brakowało jej tchu z podniecenia, na sam dźwięk ścisnęły mu się jaja. Pochylił głowę ku jej przemoczonej cipce. - Żadnego orgazmu - powiedział, zwracając swoją uwagę na jej cipkę. - O Boże - jęknęła, kołysząc biodrami w zgodnym rytmie jego języka.- Ja muszę. - Nie, jeśli chcesz zobaczyć jutrzejszą niespodziankę. - To nie ma sensu - poskarżyła się. Zaśmiał się. - Dla mnie ma - wiedział jakim wyzwaniem byłoby wypchnięcie jej z tej strefy komfortu. Musiała znaleźć się na samym brzegu przepaści, zanim jutrzejszej nocy zjawią się klubie, albo inaczej nie zgodzi się na to co miał do zaproponowania. - Zakładaj spodnie - powiedział, wstając na nogi i cofając się do drzwi, bo wiedział, że jeśli zostałby przy niej, to jego tak zwana silna wola skończyłaby się w dwadzieścia sekund i jego własne spodnie wylądowałyby na podłodze. - A jeśli odmówię?- zapytała silnym głosem. - Pojadę do hotelu bez ciebie i wyślę ci zdjęcia jak walę sobie konia. Zapalił światło, przez co zaparło mu dech w piersiach, gdy zobaczył ją taką
podnieconą w słodkiej koszuli w kratę i niczym innym. - Nie zrobiłbyś tego! - Jesteś taka pewna?- bo zamierzał sobie zwalić konia w każdej chwili. Boże, miej dla niego litość za to, że postanowił zabrać swoją kobietę w kreatywne, seksualne przygody i zaoferować jej nowe wyżyny podniecenia. Cały czas patrząc na niego, jedną ręką przesunęła po swoim brzuchu i za pomocą dwóch palców rozsunęła swoje fałdki. - Nie powinieneś był mnie podniecać, jeżeli nie zamierzasz dokończyć. - Zamierzam pozwolić ci dojść - zapewnił ją i pochylił się, aby delikatnie odsunąć jej dłoń od jej cipki. Przesunął ją nad jej głowę i przycisnął do materaca, zanim pocałował długo i głęboko. Jego biodra zdawały się żyć własnym życiem, gdyż zaczął się ocierać swoją zbolałą długością o jej szparkę. Nawet przez ubrania czuł jak jej żar obiecuje mu nirwanę. Powoli oderwał od niej wargi i odsunął się, zanim całkowicie stracił kontrolę. - Ubieraj się - powiedział ochrypłym głosem. Przygryzła czubek swojego palca, przyglądając mu się uważnie. Był tak samo podniecony jak ona i dobrze o tym wiedziała. - Myślę, że najpierw przyda mi się lanie - powiedziała.- Myślę teraz tylko o sprośnych rzeczach. - Nie jesteś jedyna. Ściągnął z szafki jej skórzane spodnie i rzucił jej je. Jej różowe, koronkowe majtki też poleciały w powietrze. Musiała je schować, aby nikt się na nie przypadkiem nie natknął, gdy wcześniej je ściągnęła. - Załóż je - rozkazał szorstko. Zamiast się posłuchać, przesunęła palcem po swojej szparce. - Najpierw chcę się nieco pobawić. Nie chcesz się zabawić wraz ze mną? Kurwa, tak, chciał się z nią zabawić, ale powiedział: - Dopiero jutrzejszego wieczoru. Westchnęła - głośno i długo - i sięgnęła po swoje majtki. - Przez ciebie wpadnę w kompleksy. Przyglądał się, jak wsunęła w majtki swoje kształtne nogi, podciągnęła je, uniosła tyłeczek z łóżka i naciągnęła je na biodra. Później założyła te cholerne, skórzane spodnie.
Myślał, że zakrycie jej skóry pozwoliłoby mu ochłonąć, ale jeśli już, to te seksowne jak diabli, skórzane spodnie sprawiły, że fiut jeszcze bardziej mu stwardniał. Nie wiedział jak to było fizycznie możliwe, ale Boże, pragnął jej. Przyłapała go na gapieniu się, gdy ściągnęła koszulę, odkrywając swój koronkowy, różowy stanik. Odrzuciła koszulę na bok i spodziewał się, że założy czarną koszulkę, którą kupiła, ale zamiast tego sięgnęła za plecy i odpięła zapięcie stanika, odrzucając go na bok, aby odkryć swoje piersi. - Madison - powiedział. Chciał, aby ton jego głosu był besztający za doprowadzanie go do nieprzytomności z pożądania, ale jęknął z udręką.- Co ty wyprawiasz? - Zakładam skórę - powiedziała i założyła swoją nową kurtkę. Nie kłopocząc się zapięciem materiały, sięgnęła po swoje kowbojskie buty i założyła je. Nie mógł się powstrzymać od wgapiania się z rozdziawioną buzią na krągłości jej piersi, które wystawały spod rozchylonych krawędzi kurtki. Założyła drugiego buta i wyprostowała się, odrzucając masę swoich brązowo złotych włosów za pleców. Ten ruch spowodował, że dostrzegł jej różowe sutki, przez co jego opanowanie jeszcze bardziej się wykruszyło. W jednej chwili znalazł się przy niej, przyciskając ją do drzwi, całując ją namiętnie, wypełniając swoje dłonie jej piersiami, wsuwając udo pomiędzy jej nogi i ocierając się swoim zbolałym fiutem o jej biodro. Był zbyt podniecony, aby ją powstrzymać, kiedy jej palce odpięły jego rozporek. Zbyt podniecony, aby zaprotestować, kiedy gładkie, delikatne dłonie wyciągnęły z jego spodni jego fiuta. Był zbyt bliski eksplozji, aby zrobić cokolwiek innego z wyjątkiem jęknięcia, gdy osunęła się po drzwiach na kolana i wzięła do ust jego fiuta. Chwyciła jego długość w obie dłonie, gdy całowała, ssała i lizała wrażliwą główkę. Wplątał dłonie w jej włosy, koncentrując się mocno na nieporuszaniu się, na nie wbijaniu swojego fiuta w jej gardło i zerżnięcia jej twarzy. Wbił palce w jej skalp i krzyknął, gdy wzięła go do swoich ciepłych ust. Wciągnęła go głęboko, na tyle głęboko, że jego główka uderzyła o tył jej gardła. Possała mocno i odsunęła się powoli. Jęknął, czując jak jego jądra robią się coraz cięższe i zaraz wybuchną. Nie wytrzymałby długo i był zbyt podniecony, aby to go martwiło. Kiedy jego kutas wyskoczył z jej ust, chwyciła go w dłoń, kciukiem delikatnie pocierając główkę. Spojrzał na nią, gdy tak była na kolanach u jego stóp z jego fiutem w ręku, którego z kolei dzieliło kilka centymetrów od jej słodkich ust, na co jaja ścisnęły mu się z oczekiwania. Uśmiechnęła się złowieszczo i schowała jego fiuta z powrotem w jego spodnie, zanim zapięła mu rozporek. - Nie tylko ty wiesz jak się droczyć - powiedziała. Wstała na nogi i zapięła swoją kurtkę, zatrzymując zamek tuż poniżej piersi, tak, że miękkie krągłości były razem ściśnięty i ledwo co wystawały, prezentując mu najbardziej nieziemski widok jaki kiedykolwiek widział. Och, kurwa. Miał kłopoty.
Rozdział 7
Coś ciepłego i mokrego pociągnęło za sutek Madison, jednocześnie wybudzając ją z niespokojnego snu. Wplotła palce we włosy Adama i przytrzymała jego usta przy swojej piersi. Pogładził jej drżący brzuch, przesuwając palce niżej, aż pomyślała jak okrutne to było, że przez całą noc trzymał ją w stanie stałego podniecenia, nie dając jej rozkoszy której tak rozpaczliwie potrzebowała. Wstrzymała westchnienie przyjemności i napięła swoje mięśnie, aby nie zdradzić się wierceniem. Jeszcze nigdy nie była podniecona do tego stopnia, żeby dojść poprzez pieszczenie sutka i głaskanie brzucha, ale była niemal na szczycie. Jeszcze troszkę stymulacji i wreszcie mogłaby się pozbyć tej seksualnej frustracji, która doprowadzała ją do szaleństwa. Jej ciało zdradziło ją, drżąc bez opanowania, przez co Adam uniósł głowę. Uśmiechnął się do niej, odgarniając włosy z jej twarzy. Uzgodnili między sobą, że nie doprowadzą się do orgazmu i chociaż miała ochotę zamknąć się w łazience i wziąć sprawy w swoje ręce, wiedziała, że szykuje dla niej coś spektakularnego, a nie chciała zepsuć niespodzianki. Poza tym wiedziała, że cierpiał z powodu niespełnienia tak jak i ona. Nie wstrzymywał jej szczytu dlatego, że był okrutny; robił to po to, żeby jej późniejszy orgazm był bardziej ekscytujący. Ostatniej nocy godzinami próbowała go przekonać i zachęcić do zmiany decyzji, ale twardo trwał w swoim postanowieniu. Ale jeżeli pękłby tego ranka i wreszcie dał jej orgazm którego pożądała, to nie skarżyłaby się. Cholera, rozpłakałaby się z ulgi. - Dobrze spałaś?- zapytał. W jego stalowych oczach pojawił się złowieszczy błysk. - Nieszczególnie - odpowiedziała.- Jakiś facet przeszkadzał mi w odpoczynku. - To nie było miłe - powiedział.- Jak ci przeszkadzał? - Jego ulubioną taktyką było pocałowanie mojego różowego ciała. - Takiego jak twoje usta?- wymruczał, zanim złożył na jej wargach przelotny pocałunek. - Czasami - przyznała.- Ale zdawał się być bardziej zainteresowany moją południową częścią.
Uniósł się, aby usiąść okrakiem na jej ustach, pochylił się do przodu i chwycił jedną pierś w dłoń. Pomasował jej sutek, aż ten stwardniał pod jego kciukiem, napinając się coraz bardziej. - Mówisz o tym różowym ciele?- zapytał, szczypiąc jej sutek i wydobywając z niej jęk. - Tak, o tym, ale popłynął na głębokie południe - powiedziała bez tchu.- I rozbił tam obóz. Być może przemyślał swoją intencję bezlitosnego droczenia się i w końcu zamierzał ją wziąć. Spojrzała między swoimi piersiami i serce zabiło jej dziko, gdy dostrzegła jego sztywnego kutasa. Puścił jej pierś i chwycił swoją długość w jedną rękę, aby potrzeć swoją główką o szparkę pomiędzy jej napuchniętymi wargami. Pisnęła, próbując rozsunąć nogi, ale były unieruchomione przez jego uda. - Pocałował cię tam?- zapytał ze zmartwieniem na swojej przystojnej twarzy.Podczas gdy próbowałaś spać? - Tak zrobił - powiedziała, chwytając w dłonie pościel. Chciała przerzucić go na plecy i ujeżdżać przez godziny jego długiego, grubego fiuta.- Ale nie to było najgorsze. - Szczerze mówiąc, nie wiem co mogłoby być gorsze. - Nałożył na moją drugą dziurkę mrowiący żel i pocierał mnie tam z całą pewnością zamierzając mnie wziąć od tyłu, ale koniec końców odwrócił się i poszedł spać. Adam wyglądał na szczerze zbulwersowanego. - Co za drań! Parsknęła śmiechem. - Nie posłuchałaś się go i umyłaś się? Przecząco pokręciła głową. - Nie, ale po jakimś czasie przestało łaskotać. - Więc przez całą noc nie zmrużyłaś oka myśląc o tym jak brałbym cię od tłu? - Nie przez całą - przyznała.- Ale wciąż jestem tam lepka i mokra, co jest rozpraszające. - Ach, moje biedactwo - powiedział z przebiegłym uśmiechem.- Zdumiewa mnie, że w ogóle udało ci się usnąć. Szczerze mówiąc, ją też to zdumiewało. - A ty jak spałeś?- zapytała.
- Całkiem dobrze. Przez całą noc śniłem o pożeraniu cipki i ssaniu cycuszków. - Jesteś pewien, że śniłeś? - Z całą pewnością, bo obudziłem się napalony. - Myślę, że powinniśmy coś z tym zrobić - powiedziała, wypuszczając z uścisku pościel i sięgając po jego fiuta, który opierał się na jej ogolonym łonie. Złapał ją za nadgarstek. - Myślę, że powinniśmy wyjść i zwiedzić miasto. Nowy Orlean jest jednym z moich ulubionych miejsc. Chciałbym ci pokazać co nieco. - Przez cały dzień powinniśmy zostać w łóżku - powiedziała. - Jestem pewna, że zawstydzę cię przez publiczne posuwanie twojej nogi. Roześmiał się. - Ani trochę by mnie to nie zawstydziło. Ale jeżeli przez cały dzień zostaniemy w łóżku, to nie wytrwam do wieczora. Będę musiał cię wziąć. - Teraz naprawdę nie chcę wychodzić z łóżka - powiedziała. - Jak uważasz - powiedział i pochylił się, aby pocałować ją w usta. Potem zszedł z łóżka i rozsunął zasłony. Będąc oświetlonym przez promienie słońca, wyciągnął ręce nad głowę i przeciągnął się leniwie, przyciągając jej wzrok do swojego twardego tyłka, wąskich bioder i szerokich ramion. Naprawdę był pięknym mężczyzną. Jęknęła w udręce, wsuwając dłoń między uda, gdyż nie mogła już znieść braku spełnienia. Zerknął przez ramię i przyłapał ją dokładnie na tym, czego obiecała, że nie zrobi. Odwrócił się, a do jej ust napłynęła ślinka na widok jego sztywnego fiuta. Właśnie tego tak naprawdę chciała. Nie swojej własnej ręki. Nie była satysfakcjonującym substytutem jej wyobraźni. - Adam - szepnęła. Skrzyżował ręce na swoim wyrzeźbionym torsie, mięśnie jego brzucha napięły się, jakby dostał skurczów. - Chyba jednak popatrzę sobie jak się zadowalasz, zanim wyjdę - powiedział.Kontynuuj. - Ale ja pragnę ciebie - uparła się, wolnymi kręgami masując swoją cipkę z której kapały jej soki. Naprawdę chciała, aby wziął ją w niebiosa. Gdy sama sprawiała sobie przyjemność, nie było to nawet w połowie tak przyjemne. - Skończyłaś już?- zapytał.- Zadzwonię to Tonego i powiem mu, że dzisiejszego
wieczoru nie będziesz gościem honorowym. Jej ręka zatrzymała się w miejscu. - Gościem honorowym? - Taa. Myślisz, że dlaczego tak mocno pracuję, aby cię przygotować? Ale zrozumie. Już go uprzedziłem, że nie lubisz zbytnio przygód. Powiedział, że wierzy w moje umiejętności przekonywania do rzeczy, do których oboje moglibyśmy się nie przekonać. Chyba jednak ślepo w nas uwierzył. Wiedziała, że manipulował nią, aby zachowywała się w konkretny sposób, ale była napaloną i ciekawską kobietą, więc nie obchodziło jej to. - Mogę wziąć udział w tej przygodzie. - Udowodnij to. - Jak? - Nie zakładaj dzisiaj żadnych majtek pod swoją spódnicę. Jej cipka zacisnęła się na ten pomysł. - Dlaczego? Zamierzasz mnie zerżnąć przy ścianie jakiejś opuszczonej uliczki?- miała taką nadzieję. - Nie dzisiaj - powiedział.- Ale zamierzam przez cały dzień droczyć się z twoją cipką, tak, że będziesz cała mokra. - W takim bądź razie lepiej wsadzę sobie tampon. Skrzywił się. - Chyba nie dostaniesz okresu, prawda? Pokręciła głową. - Jeżeli moja cipka ma być mokra przez ciebie i jeżeli nie mam mieć majtek, to nic nie powstrzyma moich soków. Próbowała go zwabić - a jego fiut dalej sztywno sterczał - ale jedynie skinął głową. - Dobrze. Podoba mi się ten pomysł. Odwrócił się i skierował do łazienki. Jeżeli złamie daną mu obietnicę, to natychmiast zadzwoni do Tonego, aby anulować ich zjawienie się w klubie. W tym momencie spojrzała na jego telefon znajdujący się na stoliku nocnym i uśmiechnęła się. Ufał jej. Było to dla niej coś wielkiego. Nie była pewna, czy przez cały dzień wytrzyma jego droczenie się z nią, ale chciała
zobaczyć co dla niej szykował przez to wiecznego opóźnianie. Usłyszała jak włącza prysznic, a następnie rozległ się głośny wrzask Adama. Zerwała się z łóżka i wbiegła do łazienki, aby zobaczyć jak drży pod strumieniem wody. - Wszystko w porządku? Dlaczego krzyknąłeś? - Nie byłem przygotowany na to, że zimny prysznic będzie tak kurewsko zimny powiedział, a jej serce zabiło mocniej na jego krzywy uśmiech. - Pewnie powinnam do ciebie dołączyć. Zaciągnął prysznicową zasłonę. - Och, nie ma mowy. Jeżeli do mnie dołączysz, to nigdy nie upchnę mojego fiuta w spodnie. Uśmiechnęła się. Było to wyzwanie, którego chciała się podjąć. Odniosła sukces w próbach podniecenia go, jednak sama potwornie cierpiała. Było mocno po dziesiątej, gdy wyszli z hotelu i doszli do wniosku, że będzie jednak lepiej, jeśli założy majtki. Bardziej przydałby się im pas cnoty. - Niczym prawdziwi turyści pojedziemy do Dzielnicy Francuskiej - poinformował ją Adam. Nie mogła powstrzymać rozczarowania, kiedy wsiedli do taksówki. - Nie pojedziemy dzisiaj na motocyklu?- zapytała. Już polubiła tą potężną maszynę i czekała na okazję, aby móc się przytulić do pleców Adama podczas zwiedzania miasta. I to całe wibrowanie między jej udami... poruszyła się niespokojnie na swoim miejscu. - Nie, jeżeli masz na sobie spódniczkę. - Mogę się przebrać w skórę. Wypuścił z siebie zduszony śmiech. - Przy skórzanych spodniach będę mieć zerową szansę, aby osiągnąć sukces. - Jaki sukces? - W utrzymaniu mojego fiuta w portkach. - A to zaskakujące - powiedziała, przesuwając dłoń po jego udzie i zatrzymując ją między jego nogami. Nie dotknęła żadnych prywatnych miejsc, ale po sposobie w jaki się napiął i zaczął wiercić, każdy pomyślałby, że robi mu loda na tyłach taksówki. Taksówkarz wysadził ich nieopodal Jackson Square i chociaż ruszyła w stronę białej katedry z wieżyczkami, na których dachach znajdowały się spiczaste końce co nadawało budynkowi wyglądu zamku rodem z Disneya, Adam pociągnął ją przez tłum w stronę zatłoczonej kawiarni z biało zieloną markizą.
- Nie można odwiedzić Dzielnicy Francuskiej bez zamówienia ciastka beignet i café au lait z Café du Monde - powiedział Adam. - Że bei co? - Są pyszne. Zaufaj mi. - Ufam ci. Uśmiechnął się i pocałował ją. Nie mogła nie zauważyć, jak kilka osób się obejrzało. Tłumaczyła to sobie tym, że to Adam był niemożliwie seksowny, a nie dlatego, że wyglądali na niedobraną parę. Zastanawiała się, czy gapiono by się na nich tak samo, jeśli założyłaby swoją nową skórę. Gdy przeszli do stolików na zewnątrz, jakaś para zwolniła miejsce przy płotku. Adam bez wahania objął Madison w talii i przełożył ją przez metalowe ogrodzenie, aby stanęła obok stolika. - Zajmij nam miejsca. Ja pójdę zamówić. Pocałował ją i pobiegł do wejścia, w którym już znajdowała się kolejka. Podejrzewała, że były to osoby czekające za stolikiem. Rozejrzała się, aby sprawdzić, czy ktoś zauważył cwany ruch Adama. Taa, jeszcze więcej gapienia się. Rumieniąc się, podciągnęła spódnicę pod ufa i usiadła przy stoliku, który dla nich zagarnął, przyglądając się otoczeniu lokalu. Słodki zapach smażonych owoców podrażnił jej nozdrza, przez co zaburczało jej w brzuchu. Uśmiechnęła się nostalgicznie, gdy zapach przypomniał jej zapach ciast wypiekanych na festynach. W latach nastoletnich spędziła mnóstwo czasu na festynach i rodeo, zawsze zamawiając racuchy - czasami dzieliła się z siostrą, czasem zjadała wszystkie sama. Wątpiła, żeby to coś na ben, czy jak to tam nazwał Adam, mogły równać się z przysmakami z jej dzieciństwa. Jak nie patrzeć były z kuchni francuskiej. Madison dostrzegła jedną iglicę katedry na dalekim końcu parkowego skwerku po drugiej stronie ulicy. Miała nadzieję, że Adam miał ochotę na zwiedzenie budynku. Uwielbiała architekturę. Nie przypominała sobie, aby mu o tym wspomniała. Większość wspólnego czasu spędzali w łóżku i chociaż uwielbiała chwile spędzone na odkrywaniu jego ciała, to byłoby miło odkryć inne rzeczy i zainteresowania, które ich łączyły. Też lubił budynki? Wiedziała, że rysował zwierzęta tuszem i węglem - oznaczało to, że lubił naturę? Było tak wiele rzeczy, których chciała się o nim dowiedzieć, ale wiedziała, że gdy tylko wróci, to jej hormony znowu dadzą jej kopniaka i jej myśli odpłyną siną w dal. Jak zwykle. W pobliżu jakiś muzyk wygrywał na swoim saksofonie niską, prześladująca melodię. Blues nie był typem muzyki jaki słuchała, ale nie mogła zaprzeczyć, że ten dźwięk chwycił ją za duszę. Dostrzegła, jak jakiś koń ciągnął dorożkę i zaczęła podziwiać to piękne zwierzę. Musiała znaleźć nieco więcej czasu na przejażdżki z Ginger. Podejrzewała, że skoro teraz nie miała pracy, to będzie miała wiele czasu na ćwiczenia z jej ufną klaczą. Opierając łokieć na lepkim stoliku, oparła brodę na dłoni i zmarszczyła czoło. Wciąż nie wiedziała jak Joanna dowiedziała się o jej związku z Adamem. Adama nie było w jej
gabinecie już od kilku miesięcy. Zakończył swoją roczną terapię i jako, że trzymał się z dala od kłopotów, to nie musiał już uczęszczać na terapię. Joanna miała informację dotyczące romansu Madison od tak długiego czasu? Było dziwne, że jej związek z Adamem teraz stał się problemem, a nie gdy po raz pierwszy się ze sobą przespali. Madison skrzyżowała nogi na samą myśl o uprawianiu seksu z Adamem w swoim gabinecie. Cholera, było to seksowne. Nawet bardziej gorące niż czerwiec w Nowym Orleanie. Nie żeby środek Teksasu był znacznie chłodniejszy, ale wilgotność powietrza była tak uciążliwa, że mogła spowodować zawał. Odwróciła twarz w stronę delikatnego powiewu powietrza i zamknęła oczy, aby rozkoszować się miłą ochłodą. - Madison? Otworzyła oczy, słysząc swoje imię w ustach nieznajomego. Nie była zbyt szczęśliwa faktem, że ktoś w Nowym Orleanie znał jej imię. Skrzywiła się. Facet, który śledził ją na lotnisku, nie znajdował się na liście ludzi z którymi chciała spędzić czas. - Hej, Chris - powiedziała, zmuszając się do bycia przyjazną wobec jego osoby. Cholera.- Zwiedzasz miasto? - Tak jakby - odpowiedział.- Hej, tak się zastanawiałem, czy będziesz chciała dzisiaj zwiedzić miasto. - Już mam plany ze swoim chłopakiem - odpowiedziała. Chris sceptycznie spojrzał na puste siedzenie obok niej. - Nie rozumiem co w nim widzisz - zaśmiał się. - Składa w środku zamówienie. - Jak uważasz, cukrowe usteczka - powiedział Chris. Zasalutował jej jednym palcem i szybko zniknął w tłumie. Madison otrząsnęła się z nieprzyjemnego uczucia, które wywołało zobaczenie tego faceta. Jakie były szanse? Podejrzewała, że ten przypadek nie był aż tak astronomiczny. Obydwoje byli turystami w bardzo turystycznej części miasta, ale musiała przyznać, że poczuła się nieswojo, gdy znowu go spotkała. Nie wydawał się być niebezpieczny czy wyjątkowo obleśny, był tylko zainteresowany. Nieco za bardzo. A może sobie schlebiała. Przez ten cały czas Chris nie narzucał się jej. - Beigneta za twoje myśli - powiedział Adam. Wyprostowała się na swoim krześle i uśmiechnęła do niego, dziwnie się ciesząc, że go widzi. Położył przed nią koszyk z trzema kwadratowymi ciastkami. Pączko wyglądające ciastka były całkowicie pokryte cukrem pudrem. - Och - powiedziała.- Wyglądając świetnie!- zaciągnęła się mocno, a do jej ust napłynęła ślinka.- Pachną jeszcze lepiej.
Jej brzuch zaburczał w zgodzie. Przy pierwszym kęsie jej kubeczki smakowe po prostu się rozpłynęły. Beignet był podobny do pączka, tylko że bardziej się ciągnął. I był brudniejszy. Wkrótce wszędzie miała cukier puder. Adam usiadł naprzeciwko niej i pociągnął łyk swojej kawy. - Coś się stało?- zapytał.- Krzywiłaś się, gdy podszedłem. Pokręciła głową. - Tylko myślałam - uśmiechnęła się do niego.- Umiem to robić, gdy nie ma cię na widoku. - Cóż, jeżeli krzywisz się przez myślenie, to lepiej będę blisko ciebie przez cały czas. - Nie będę się na to skarżyć - powiedziała. - Myślisz o swojej pracy?- chwycił za róg jednego z ciastek i wrzucił go sobie do ust. - Taa - powiedziała.- Zastanawiam się dlaczego Joanna czekała aż do teraz ze zwolnieniem mnie. Nie było cię w moim gabinecie kilka miesięcy. Od jak dawna o nas wie? Adam wzruszył ramionami. - To dziwne. Chciałbym, abyś pozwoliła mi zamienić z nią kilka słów. - Myślę, że sama spróbuję z nią jeszcze raz porozmawiać - powiedziała Madison.Byłam tak zdumiona, że mnie zwolniła, że nawet nie przemyślałam dobrze tej sprawy. Teraz, gdy mam nieco czasu na przemyślenie, to może będę miała szansę na odzyskanie swojej pracy. Adam sięgnął przez stół i ścisnął ją za dłoń. - Jeśli tego właśnie chcesz. Jeżeli zmienisz zdanie co do potrzebowania mnie tam, to powiedz tylko słowo, a zjawię się. Odwróciła dłoń i splotła palce z jego. - Potrzebuję cię - powiedziała.- Myślę tylko, że do tej sprawy trzeba nieco finezji. Oblizał cukier z palców swojej wolnej ręki. - Uważasz, że nie jestem w stanie być finezyjny? Uch, nie. Wiedziała, że nie będzie w stanie zachować spokoju, jeżeli jej szefowa zacznie z nim rozmawiać w taki sposób w jaki rozmawiała z Madison. - Praktycznie nazwała mnie zdzirą i powiedziała, że powinnam mieć zamknięte nogi. Adam uderzył pięścią w stolik, wylewając kawę z ich filiżanek. - Co za pierdolona suka. Lepiej żeby nie zwracała się do ciebie w taki sposób, gdy z
tobą będę, chyba, że chce oberwać prosto w zęby. Uśmiechnęła się, wiedząc, że tylko tak gadał, ale zdając sobie też sprawę, że takie nastawienie nie pomogłoby jej przypadkowi. - Właśnie o takiej finezji wspominała, kochanie. Wzięła łyk swojej kawy, która zaskoczyła ją swoim bogatym, nieco pikantnym smakiem. - Jest naprawdę dobra - powiedziała, biorąc kolejny łyczek. - To cykoria. - Nie mam pojęcia czym jest cykoria, ale całkowicie się zgadzam. Beignety również były fantastyczne i gdy teraz Adam był tuż obok, znowu zapomniała o problemach i skupiła swoje myśli na nim. Może i centrum jej świata nie obracało się tylko wokół niego, ale było to lepsze od dąsania się wobec swojej rzeczywistości. Chociaż przyglądała się z fascynacją przechodzącym ludziom i przysłuchiwała się wyćwiczonym odgłosom trąbki pobliskiego muzyka, to nigdy nie była świadoma Adama na takim poziomie, czego zresztą nie doświadczyła z żadną inną osoba. Było to podobne do tego samego uczucia, gdy jej bliźniaczka była blisko, ale ta świadomość była zupełnie inna. Tylko jedna część była seksualna; reszty nie umiała nazwać. - Madison? Odwróciła głowę, aby napotkać jego spojrzenie i niemal natychmiast zatopiła się w jego ciemno szarych oczach. - Masz nieco... - pochylił się nad stolikiem i pocałował ją, przesuwając lekko językiem po jej wargach. Będąc całkowicie pod jego urokiem, pochylając się ku niemu i jęknąwszy w proteście, gdy się odsunął. - Cukrowe usta - powiedział z uśmiechem, który ujawnił głęboki dołeczek w kąciku jego zmysłowych ust.- Jeszcze słodsze niż zmysłowe. Cukrowe usta. Ten facet, Chris, też ją tak wcześniej nazwał. Całkowicie zapomniała o jego niespodziewanym pojawieniu. Powinna o nim wspomnieć Adamowi? Nie. Nie było co mówić. Nie było tak, że ją napastował. A zobaczenie go było czystym przypadkiem. W tym konkretnym momencie połowa turystów Nowego Orleanu była we Francuskiej Dzielnicy. Pochłonąwszy już pierwsze ciastko, sięgnęła po drugie i starła cukier ze swoich ust. - Och - powiedziała.- Chyba mam tu co nieco... Adam zaśmiał się i pochylił, aby skraść kolejny pocałunek. Rozpłynęła się pod jego
uwagą i odwzajemniła pocałunek z pasją. Pod spódnicą, jego dłoń przesunęła się po nagiej skórze jej kolana. Była tak podniecona, że zwykły dotyk jego palców na jej skórze wysłał łaskoczące fale przyjemności do pulsu w jej udzie i do jej cipki. - Już nadeszła pora, abyśmy pojechali do klubu?- zapytała bez tchu, kiedy oderwał się od jej warg. - Jeszcze nie. Cholera. - Udało ci się pokonać swoją blokadę twórczą?- zapytała Madison, mając nadzieję oderwać myśli od tego rozproszenia siedzącego naprzeciwko niej. - Nadejdzie - powiedział, chwytając na róg ciastka i wrzucając do ust kolejny kawałek. Nie mogła się przestać zastanawiać, czy celowo uniknął jej spojrzenia.- Dzisiaj chcę się skupić na tobie. - Nie mam nic przeciwko. Po śniadaniu chwycił ją za rękę i wyszli na ulicę. Artyści i wróżbici rozsiedli się na chodniku wzdłuż Parku Jacksona, który został nazwany po Andrew Jacksonie, jak stwierdził Adam. Pośrodku parku znajdował się pomnik Jacksona, bohatera Bitwy Nowego Orleanu. Zatrzymali się, gdy wysoki, chudy mężczyzna, który przypominał Madison ogolonego Abrahama Lincolna, wszedł im w drogę. Dotknął ramienia Madison i przyjrzał się jej twarzy. - Co do cholery?- powiedział Adam, odpychając na bok rękę faceta. - Muszę cię narysować - powiedział facet. - Możesz narysować sobie gówno - warknął Adam. Podczas gdy Madison zdawała się być zafascynowana grupką ulicznych artystów, Adam był nimi zirytowany. Ale nie była to jego pierwsza wizyta w Nowym Orleanie, więc każdy niuans nie był dla niego wielką przygodą. Madison przyjrzała się karykaturom artysty i zaśmiała się z jego interpretacji piegów Morgana Freemana i czoła Nicole Kidman. - Chcę, żeby mnie narysował - powiedziała Madison i usiadła na krzesełku obok sztalugi artysty. - Jest karykaturzystą - powiedział Adam, jakby wypowiadał się o przejechanym zwierzęciu. - Wiem. Artysta usiadł i zaczął szkicować. - Jeżeli chcesz, żeby ktoś cię narysował, to ja to zrobię - powiedział Adam.
Chciała zobaczyć, co by z tego wyszło. - W takim razie bierz się do roboty - powiedziała.- Zobaczymy kto postara się bardziej. Adam odwrócił się do ulicznego artysty. - Ile za czystą kartkę papieru i ołówek z węgla? - Uch... dwadzieścia dolców? Adam spojrzał na niego ze złością, dając do zrozumienia, że czuł się okradziony, ale zapłacił mu, zebrał swoje przybory wraz z podkładką i usiadł na chodniku blisko ściany. Nawet nie spojrzał na Madison, gdy pracował, ale to ona nie mogła oderwać od niego wzroku. Nie była też zainteresowana pogawędką Pana Lincolna. Karykaturzysta nie pokazał Madison swojej skończonej pracy, gdy czekali, aż Adam skończ rysowanie. Madison powachlowała się dłońmi. Nawet w cieniu robiło się jej nieprzyjemnie gorąco. Adam musiał konać w swoich dżinsach, jeśli jej było gorąco w spódnicy. Przyglądała mu się z podziwem, gdy Adam spojrzał na nią nieoczekiwanie. Dodał małe wykończenie do swojego rysunku i wyciągnął rękę, aby mu się lepiej przyjrzeć. Po kilku dodatkowych pociągnięciach ołówkiem, wstał na nogi. - Nie mogłem sobie przypomnieć po której stronie masz pieprzyk - Adam pocałował mały pieprzyk pod jej lewym okiem.- Nie mogę uwierzyć, że zapomniałem. Narysował ją z pamięci i czuł się źle, że zapomniał o tak małym szczególe? Nie była pewna, czy chciała zobaczyć co narysował. Postanowiła się zachwycać, nie ważne jak rysunek byłby kiepski. - Ty pierwszy - Adam zwrócił się do Pana Lincolna. Artysta odwrócił swoje płótno. Talent mężczyzny był oczywisty, jednak ta ogromna przerwa między przednimi zębami Madison, jej wydłużona szyja i kosmiczny rozstaw oczu połączony z potarganymi oczami, które zdawały się przebijać nawet Teksas na mapie, sprawiły, że straciła pewność siebie. - Nawet nie wygląda jak ona - powiedział Adam. - Bo nie powinnam - Madison przypomniała mu.- Cóż, nie do końca. - Zobaczmy twoje - powiedział Pan Lincoln. Adam odwrócił swoją podkładkę, przez co Madison opadła szczęka. Z szoku, na widok niekwestionowanego talentu jakiego użył, aby odwzorować ją na papierze. Kolejnym szokiem było to, że była całkowicie naga. Poczerwieniała, gdy przyjrzała się sobie, gdy to wsunęła obie dłonie między nogi, wypięła razem piersi, a jej sutki sterczały. Wyraz jej twarzy mógł określony mianem szczytowania. - Adam!- pisnęła, zanim złapała za podkładkę i ukryła ją przed przechodniami,
przyciskając ją do swoich piersi. - Wygrałeś - powiedział Pan Lincoln.- Ile chcesz za niego? Madison poczerwieniała jeszcze bardzie. - Nie jest na sprzedaż - powiedział Adam. Madison odeszła od mijanych przechodniów i jeszcze raz zerknęła na dzieło Adama. Był tak utalentowany, że łzy wypełniły jej oczy. Pewnie, że wyglądała tu jak gwiazda porno i musiała się zastanowić, czy właśnie tak ją sobie wyobrażał za każdym razem gdy na nią patrzył - jeśli tak, to nic dziwnego, że zawsze był napalony - ale każdy detal jej ciała był uchwycony z niesamowitą dokładnością. Z pamięci. Nie tylko była zdumiona faktem, że znał jej ciało tak dobrze, ale również schlebiało jej to. - Wstydzisz się mnie za to co narysowałem?- zapytał Adam z nietypową chrypką w głosie. Zerknął przez jej ramię na kartkę. - Czy się wstydzę?- zapytała.- Oczywiście, że się ciebie nie wstydzę. To najbardziej niesamowita rzecz jaką widziałam w życiu. Nie chcę tylko, żeby obcy widzieli mnie w taki sposób. - Więc przeszkadza ci, że ludzie zobaczą cię nagą i szczytującą, chociaż to najpiękniejszy widok na świecie? - Oczywiście, że to mi przeszkadza. - Cóż, cholera. Pewnie powinniśmy wrócić do hotelu, żeby inaczej się zabawić powiedział i chwycił ją za rękę. - Co? - A może jednak lepiej zrobić to tutaj - ruszył w dół ulicy, wciąż trzymając ją za dłoń, aby za nim poszła. - Co zrobić tutaj? - Och, nic - powiedział.- Chcesz, żebym to poniósł? Wyciągnął rękę w stronę podkładki, którą trzymała. Otworzyła szeroko oczy, gdy zdała sobie sprawę, że każdy mógł to zobaczyć, kiedy próbowała załapać o jakim droczeniu mówił. Zatrzymując się pod drzewem, wyciągnęła kartkę i obróciła ją czystą stroną. Tak było lepiej. Teraz ani się nie pogniecie, ani nikt niczego nie zobaczy. - Przepowiadam przyszłość, czytam z rąk - mocno opalona i pomarszczona kobieta zawołała z pobliskiego stolika, na który znajdował się fioletowy, satynowy obrus o złotej nitce, a na środku stała szklana kula. - Jesteś tym zainteresowana?- Adam zapytał, wskazując na wróżkę.
Madison nie wierzyła w żaden kult czy we wróżbitów, jednak mogła to być dobra zabawa. - Chętnie dowiem się czegoś o mojej przyszłości, jeśli dasz jej poczytać z twojej ręki. - Nie, dzięki - powiedział. Chwyciła go za koszulkę i zaciągnęła do stolika. - Chciałby, aby poczytano mu z dłoni - powiedziała Madison. Adam z irytacją pokręcił głową, ale wyciągnął dłoń w stronę kobiety. - Bardzo interesujące - powiedziała wróżbitka, mrucząc nad dłonią Adama.- Widzę, że masz wiele talentów. Co pewnie zdradziła twarda skóra na czubkach jego palców od grania na gitarze i brudne ślady węgla na boku jego ręki, jak domyślała się Madison. - Droga za tobą była znacznie bardziej burzliwa, niż ta przed tobą. - Mam taką nadzieję. Coś jeszcze? - Twoja linia miłosna jest niezachwiana. - A to oznacza, że? - Że przez resztę życia będziesz kochać jedną, wyjątkową osobę. Potarł o biodro swoją wolną dłonią i zerknął na Madison. - Mnie pasuje. Chętnie zapłacił kobiecie i pociągnął Madison w stronę stolika. Nie rozumiała, dlaczego jej żołądek ściskał się jej z nerwów, kiedy usiadła naprzeciwko kobiety i jej kryształowej kuli. Po niepotrzebnym pocieraniu jasnej powierzchni kuli na stole, kobieta powiedziała: - Zostałaś zdradzona przez kogoś bliskiego. Madison uniosła na nią brew. Nikt bliski niej jej nie zdradził. - Uważaj na węże w trawie. - Ma uważać na prawdziwego węża czy to przenośnia?- zapytał Adam, uważając, że jego stwierdzenie było trafne. - Na jedno i drugie - powiedziała kobieta, zaglądając w swoją kulę. - Na jedno i drugie?- Madison zaśmiała się.
Kobieta oderwała wzrok od swojego okna na przyszłość i wbiła w nią twarde spojrzenie. - Nie powinno się śmiać z ostrzeżeń, kochanie - powiedziała. - Nie brzmi to zbyt dobrze - powiedział Adam, odruchowo pocierając swoją brodę. Och, proszę. - Wystrzegaj się nieznajomego. Cudowna rada. Jej matka wbiła jej to do głowy zanim poszła do przedszkola. Następne! - Coś jeszcze?- zapytała Madison. - Pomyśl o tym czego tak naprawdę chcesz, zanim mu odpowiesz. - Komu? Skinęła głową na Adama. - Jemu. - Dobra... masz jakieś konkretne plany na przyszłość w tej szklanej kuli? Tak jakby co powinnam zrobić z utratą swojej pracy? - Powiedziałam ci już, że ktoś bliski cię zdradził. Taa, to było strasznie pomocne. - Dobra - powiedziała Madison.- I co powinnam z tym zrobić? - Unikać węży. Skoro kobieta zaczęła się powtarzać, Madison doszła do wniosku, że jej paranormalna sesja dobiegła końca. - Um... dzięki? Madison wstała, nieco zdziwiona i poczekała, aż Adam zapłaci starej kobiecie. - To było niepokojące - powiedział Adam, gdy już odeszli kawałek. - Dlaczego? Nie powiedziała mi niczego konkretnego. - Wiedziała, że ktoś bliski cię zdradził i przez to straciłaś pracę. Madison pokręciła głową. - O niczym nie miała pojęcia. To ja zapytałam ją o moją pracę - której nigdy nie wspomniała - a potem powtórzyła dokładnie to, co powiedziała za pierwszym razem. A później stwierdziła, że mam unikać węży. Co to niby ma wspólnego z moim byciem
terapeutką? - Może twoja następna praca będzie związana z gadami - powiedział Adam, wyglądając na zamyślonego.- Mieszkasz blisko zoo? - Nie - odpowiedziała, gotowa mu przywalić.- Możemy teraz pójść do katedry?wysokie, białe iglice ją wzywały. - Co tylko cię uszczęśliwi - powiedział. Przytulił ją do siebie, kiedy ruszyli w stronę skweru. Kiedy wyszli za rogu, pomyślała, że dostrzegła kogoś kto przygląda się im za krzaków. A może wyobraźnia płatała jej figle. Pewnie był to jakiś turysta, który był zajęty swoimi sprawami. Nic ważnego. Nie musiała się niczego bać, skoro miała Adama przy sobie. - Ty mnie uszczęśliwiasz - powiedziała mu. - Ty mnie także. Chociaż nie mogę się doczekać dzisiejszego wieczoru, to dobrze się z tobą bawię. - Ja też - powiedziała.- Z dwóch stron. Dobrze się bawiła spacerując po idealnie utrzymanym ogrodzie, podziwiała pomnik Jacksona i przyglądała się architekturze Katedry Świętego Louisa. Gdy przechadzali się Dzielnicą Francuską, była oczarowana ceglastymi budynkami ze swoimi wymyślnymi, żelaznymi płotkami i skrzyniami z kwiatami. Jedzenie w klubie jazzowym, w którym zjedli lunch było najlepsze, a połączone smaki zaserwowały kopniaka w jej kubki smakowe. Ale to towarzystwo najbardziej jej odpowiadało.Każdy skradziony pocałunek, każde tęskne spojrzenie, każdy rozgrzany dotyk przypominał jej, że była najszczęśliwszą kobietą na świecie. - Jesteś gotowa na powrót do hotelu?- Adam zapytał podczas ich romantycznego spaceru wzdłuż fontanny.- Zobaczyłaś już wszystko co chciałaś? - Chciałabym zobaczyć prawdziwe bagna - powiedziała z żartobliwym uśmiechem. Wolała jednak wrócić do hotelu, aby mieć nieco czasu dla siebie zanim wybiorą się do klubu. I z całą pewnością musiała wziąć prysznic, bo spociła się po całym dniu w wilgoci. - To całe miejsce jest jak bagno. - Chyba masz rację. Miałam na myśli bardziej naturalne bagno. Bez budynków i ludzi. - Czyż na bagnach nie kryją się węże?- zapytał. Zaśmiała się. - Pewnie tak. Chyba nie myślisz ciągle o tym co powiedziała ta wróżbitka, prawda?
- Nie. Jutro zabiorę cię na prawdziwe bagna - obiecał.- Ale teraz muszę zobaczyć cię nagą. Zaśmiała się. - Wydaje mi się, że masz mnie nagą wrytą w pamięć - powiedziała, unosząc podkładkę z jego rysunkiem. Nosiła ją ze sobą przez te wszystkie godziny. - Nie zrozum mnie źle, wyglądasz świetnie - powiedział.- Ale czucie cię jest znacznie lepsze. - Taxi!- krzyknęła ochryple, unosząc rękę w powietrze, aby zwrócić na siebie uwagę taksówkarza. Jeżeli teraz myślał, że jej napalenie było zabawne, to niech poczeka, aż będą sami. Umrze ze śmiechu. Wsiadła do taksówki i pomyślała, że Chris obserwował jej z drugiej strony ulicy, ale nikogo nie zauważyła, gdy przyjrzała się uważnie. Widziała różne rzeczy. Być może zbyt wiele czasu spędziła na słońcu.
Rozdział 8
Żołądek Madison ścisnął się z nerwów, kiedy Adam sprowadził ją po wąskich schodach do piwnicy, która znajdowała się pod starą hurtownią. Wbiła wzrok w stare cegły ścian korytarza, gdy Adam zastukał rytmicznie w małą, drewnianą klapkę, która była wmontowana w środek ciężkich, żelaznych drzwi zapewne służyła do podglądania. Imponująca, czarna bariera miała grube nity i nie tylko. Nie zdziwiłoby, jeżeli byłyby odporne na wybuch granatu. Aż tak bardzo nie chcieli wpuszczać ludzi do środka? A może nie chcieli ich wypuszczać na zewnątrz? Dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa. To miejsce było o wiele bardziej podejrzanie, niż sobie wyobrażała. O czym Adam sobie myślał? - Adam... - powiedziała, czując jak jej nerwy nagle poleciały w górę schodów, czyli tam, gdzie chciała się znaleźć. Ścisnął jej rękę, a po chwili drewniane drzwiczki się otworzyły. - Mandarynki pasują do mango - Adam powiedział w stronę pary oczu, które przypatrywały się im z klubu. O ile to miejsce w rzeczywistości było klubem. Słyszała uwodzicielską muzykę, głosy i nawet kilka jęków. Przez otwór wymsknęło się czerwone światło, ale jak do tej pory to miejsce nie było jak jakikolwiek inny klub w którym była. - Jak zimno jest na Syberii w grudniu?- zapytał mężczyzna, jego głos był tak niski, że Madison zjeżyły się włoski na karku. - Zbyt zimno na wódkę. Mężczyzna odsunął się o drzwi i Madison usłyszała, jak mówi: - VIPy przybyły - zanim zamknął drewnianą klapkę i otworzył masywną strukturę, która stała im na drodze. Adam wszedł jako pierwszy i wciągnął Madison za sobą, wciąż trzymając ją za dłoń. Dostrzegła przy barze kilka nagich kobiet i z tego co dostrzegła Madison, jedna z nich nalewała komuś piwo z butelki przymocowanej do swojej waginy. Po chwili została wciągnięta do ciemnego pokoju.
W pewnym momencie puściła dłoń Adama i nie mogła niczego dostrzec. Wyciągnęła przed siebie dłonie, aż natrafiła na coś twardego i ciepłego. - Spokojnie - powiedział Adam, jakimś cudem odnajdując jej ręce w ciemnościach. Pogładził je uspokajająco, ale nie wypuściła z siebie powietrza, które przetrzymywała, dopóki nie zapaliło się światło. Chociaż oświetlenie było słabe, to zamrugała kilkakrotnie, aby przyzwyczaić oczy po nagłej, całkowitej ciemności. - Dobrze widziałam?- zapytała Madison.- Tam była kobieta, która polewała piwo ze swojej rzeczy? Adam zaśmiał się. - Taa, jest z tego znana. A noc wciąż jest młoda - powiedział.- O północy będzie serwować wino. - Bez jaj!- powiedziała, rozdziawiając usta.- Chyba nie zrobisz tego ze mną, prawda? - Oczywiście, że nie - powiedział.- Nie lubię ciepłego piwa. Przeszedł przez pomieszczenie i podniósł ozdobioną, białą maskę ze stołu. Założył ją na twarz, przysłaniając swoje czoło, policzki i nos. Ale nie usta. Jego wargi były odsłonięte dla pocałunków. I nagle z jakiegoś powodu chciała go pocałować. Podszedł do niej z drugą maską i pomógł ją jej założyć. - Nie ściągaj jej, dobrze? Wszystko co tu zrobimy pozostanie anonimowe. Cokolwiek tu zrobisz lub zobaczysz nie może wyjść poza te mury. Nie możesz nikomu opowiedzieć co dzieje się w klubach Tonego. Rozumiesz? Skinęła głową. Jakby w ogóle zamierzała przyznać się przed kimkolwiek innym niż jej siostrą, że poszła do seks klubu. Przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze, które całkowicie pokrywało jedną ścianę małego pomieszczenia. Musiała przyznać, że wyglądała seksownie w masce. Adam musiał uważać to samo, bo stanął za nią i momentalnie poczuła jego podniecenie na swoich pośladkach. Otarła się o niego i zadrżała z tęsknoty. Nie była pewna jak jeszcze długo uda się jej znieść jego droczenie. Resztę czasu w hotelu spędził na wypełnianiu każdego jej skrawka, tak jak obiecał. Ale nie pozwolił jej dojść. Przyjemność, jaką jej dał, była jak tortura - słodka, zmysłowa tortura - więc była zdesperowana, aby osiągnąć szczyt. - Dzisiejszej nocy nie jesteś Madison Fairbanks. Jesteś królową - jego palce przesunęły się po guzikach jej koszuli, powoli je rozpinając. Obydwoje przyglądali się w lustrze, jak odsłonił jej koronkowy stanik.- Moją królową - dodał. Więc przyprowadził ją tutaj, aby mogli założyć maski i mieć "anonimowy" seks w jakimś schowku z lustrem? Z pewnością nie tego się spodziewała. Boże, już lepsze były zakupy w Walmarcie.
Jej koszula upadła na podłogę i chwycił jej obie piersi w dłonie, ocierając wrażliwe czubki o materiał. - Tak strasznie mnie podniecasz - powiedział, dysząc jej do ucha. - Nawet nie masz pojęcia jak bardzo jestem dla ciebie podniecona - powiedziała. Jej cipka z pewnością stanęłaby w ogniu, jeżeli rozgrzałaby się jeszcze bardziej. To dobrze, że była taka mokra. Madison odwróciła się na dźwięk stukania do drzwi. Potem znowu odwróciła. Tak naprawdę dźwięk dobiegł z naprzeciwka nich. Za lustra. Madison zmrużyła oczy na szkło, zastanawiając się, czy byli obserwowani z drugiej strony. - Twoje damy przygotują cię na dwór - powiedział Adam. - Dwór? Adam nie odpowiedział, tylko pstryknął palcami w stronę wielkiego lustra. Ściana z lustrem rozsunęła się i do pomieszczenia weszły dwie nagie kobiety, których odcień skóry przypominał kawę z mlekiem. Obydwie kobiety chwyciły Madison za dłonie i wprowadziły ją do wielkiego pomieszczenia, zostawiając za sobą to maleńkie, w którym była z Adamem. Madison rozejrzała się nerwowo, nie wiedząc czego się spodziewać. Pośrodku pokoju znajdowała się duża platforma z czarno białymi płytkami, które były ułożone we wzór szachownicy. Łóżko stało przy ścianie po dalekiej stronie pokoju. Czerwona satyna przystrajała zagłówek jak i materac. Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu Adama. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdował się szeroki, drewniany fotel, który przypominał Madison tron. Brał na poważnie swoją rolę króla, więc gdyby nie była jednocześnie zaintrygowana i zdenerwowana, to pewnie roześmiała się z jego twardej miny, gdy przyglądał się jak jej "damy" zaprowadziły ją do platformy. Potknęła się na stopniach i niemal przewróciła, gdy odwróciła się twarzą do swojego króla. - Jaki jest rozkaz waszej wysokości?- zapytała niższa z dwóch nagich kobiet. - Rozbierzcie ją. Co? Jej rozpięta koszula zsunęła się z jej ramion zanim zdołała ją złapać. Chwilę później stanik zniknął z jej ciała, więc skrzyżowała ręce na nagich piersiach, kiedy kobiety ściągnęły z niej spódnicę. Stojąc w niczym innym jak w swoich kowbojkach, Madison nie wiedziała, czy powinna się wstydzić, wściec czy bać. Podejrzewała, że nie powinna się tak podniecać, ale cóż. - Wygląda na spiętą - powiedział Adam.- Pewnie masaż nieco ją rozluźni. Taa, te dwie nagie laski powinny zniknąć, aby mogła przyjąć masaż ze strony w
pełni ubranego, ale męskiego Adama Taylora. Wyższa kobieta zachęciła Madison, aby usiadła na łóżku, by móc ściągnąć jej buty i skarpetki. Druga kobieta podeszła do Adama, przez co Madison wyciągnęła szyję, aby zobaczyć co się dzieje. Madison ufała Adamowi, ale nie była pewna, czy ufała też tym kobietom. Kobieta obok Adama zaoferowała mu do powąchania kilka złotych olejków. Kiedy wybrał jeden, który mu się spodobał, kobieta pospiesznie wróciła do Madison. - Chwilka... Ale nie czekały. W jednej chwili znalazła się rozciągnięta na brzuchu na czerwonej satynie, czując jak słodko pachnący olejek zostaje wsmarowany w jej mięśnie, które teraz były jak miękkie masło. Oparła głowę tak, że mogła patrzeć na Adama; wyglądał na znudzonego, gdy przyglądał się jak kobiety ugniatały i gładziły ciało Madison. Nigdy nie spodziewała się, że spodoba się bycie dotykaną przez kobietę, ale wow, było przyjemnie. Z jej rozchylonych warg wymsknęły się krótkie jęki. - Wydaje się być zbyt zrelaksowana - powiedział Adam i skinął na jedną z kobiet.Pomasuj jej łydki - następnie zwrócił się do drugiej.- A ty spraw jej lanie, aż każę ci przestać. - Co! Protest Madison spotkał się z klapsem w jej odsłonięte pośladki. Uwielbiała, gdy Adam sprawiał jej lanie, ale to było inne. To było... och. Klapsy zaserwowane przez kobietę użądliły jej wrażliwe pośladki, ale nie były tak mocne jak te Adama, kiedy prosiła go o lanie. Cipka Madison była przemoczona po kilku ciosach, więc wiła się na materacu z podniecenia, zanim poczuła jakikolwiek ból. Niski śmiech Adama zdawał się przebiec wzdłuż jej kręgosłupa, przez co zadrżała. - Przestań - rozkazał. - Co - szepnęła Madison. Nie była jeszcze gotowa na przerwę. - Teraz potrzyj różowy punkcik jej pośladków - powiedział Adam. Cóż, nie brzmiało to źle. I nie było. Jęknęła z rozkoszy, gdy zwinne palce pomasowały jej pośladki, a potem napięła się, kiedy za bardzo zbliżyły się do jej pulsującego, tylnego wejścia. Boże, pragnęła poczuć w sobie fiuta Adama. Z przodu, od tyłu, z boku. Miała jakieś boczne wejście? Nie obchodziło jej z której strony by ją penetrował. Po prostu go pragnęła. - Adam?- powiedziała, przygotowując się do błagania, jeśli byłoby to konieczne. - Nie znam żadnego Adama - odpowiedział Adam. Podejrzewała, że nie powinna używać jego imienia podczas ich zabawy.
- Mój królu? - Tak?- jego głos był spokojny i pewny. Była to zmysłowa pieszczota dla jej uszu. - Weź mnie. Proszę. - Jeszcze nie. Odwróćcie ją - poinstruował. Jeżeli było to możliwe, to masaż jej frontowej strony był znacznie bardziej erotyczny, niż tyłu. Jej ramiona, obojczyk, piersi i brzuch były pieszczone przez jedną kobietę, a stopy, łydki, kolana i uda przez drugą. Muskanie po wewnętrznej części ud i podbrzuszu sprawiał, że Madison niemal oszalała z potrzeby. - Wasza wysokość?- powiedziała kobieta, która teraz masowała jej biodra. - Tak? - Jej cipka już ocieka. Mogę ją spróbować? Całe ciało Madison zadrżało na samą myśl, że dotkną ją tam kobiece wargi. - Nie - powiedział Adam.- Jej cipka jest moja i tylko moja. Jest już gotowa? - Chyba tak - kobieta zachichotała z wijącego i jęczącego spektaklu jaki prezentowała sobą Madison. - Tak!- Madison krzyknęła.- Jestem gotowa. Obydwie kobiety odsunęły się na bok i wycofały, kiedy Adam wstał z fotela. Ściągnął z siebie ubrania i podbiegł do przodu, emanując pewnością siebie, gdy był taki nagi. Był pięknie męski. Taki twardy i ogromny i och, pragnęła go. Zatrzymał się na platformie, tuż przed łóżkiem, jakby czekając na jakąś podpowiedź. Momentalnie rozsunęła nogi i nie obchodziło jej, czy tamte dziewczyny obserwowałyby jak będą uprawiać seks. Prawdę mówiąc, to chciała, aby zobaczyły jak ona i Adam dobrze ze sobą współpracują. - Dwór nadchodzi - przez interkom nad nią rozległ się głos. Drzwi z jednej strony pokoju otworzyły się z jednej strony pokoju i weszło kilku nagich mężczyzn, każdy z nich miał białą maskę. Utworzyli rząd na brzegu platformy, tuż za Adamem. Każdy z nich stanął albo na białym albo czarnym kwadracie podłogi. Madison była zbyt zdezorientowana, aby się zasłonić. - Twoja świta może działać, zachęcać albo tylko obserwować - poinstruował ją głos z głośniczka.- Wybór należy do ciebie, moja królowo. Madison przesunęła wzrokiem po grupce mężczyzn, którzy stali na krawędziach platformy. Każdy z nich był całkowicie nagi z wyjątkiem białej maski na twarzy i grubym, białym kołnierzyku, który pośrodku miał metalową zawieszkę. Dopiero po chwili
zorientowała się, że zawieszki były elementami z szachów - dwie wieże, dwóch gońców, dwóch rycerzy i dwa pionki. Chociaż wszyscy różnili się rozmiarem i kształtem, a także kolorem skóry, wszyscy wyglądali smakowicie. Nawet jeśli nie widziała ich twarzy, to zauważyła, że fiut każdego z nich był twardy. Przyglądali się, jak damy przygotowywały ją na spotkanie? A może sami doświadczyli erotycznego przygotowania? Nie ważne co, będą obserwować jak będzie uprawiać seks z ich królem, nic więcej. Nie będzie zachęcać swojej świty. Chciała tylko Adama. Zawsze chciała tylko Adama. - Pierwszy ruch należy do ciebie, moja królowo - odezwał się nieznajomy głos. - Chcę, aby mój król wylizał mi cipkę, aż dojdę - powiedziała, zaskakując samą siebie pewnością, która czuła. Jak odważnie brzmiała. Być może odwaga wynikała z założenia maski; nikt w pomieszczeniu nie wiedział kim była, więc mogła być kimkolwiek i robić co chciała. Mogła odegrać tą wersje. A może była silna dlatego, że posiadała moc, jaką jej ofiarowano. A może zamierzała poprosić o to, czego po prostu chciała, bo ostatnie zachowanie Adama doprowadzało ją do szaleństwa. Jakikolwiek był powód, nawet się nie napięła, kiedy Adam wyciągnął się na swoim brzuchu, rozsunął szeroko jej nogi i wziął ją swoim językiem. Jako, że przez cały dzień była podniecona, doszła zdecydowanie zbyt szybko, ale skoro jej środek był pusty, orgazm nie był satysfakcjonujący. - Twój ruch, mój królu - powiedział głos. Adam wycisnął przeciągły pocałunek na jej cipce i uniósł głowę. Spojrzał jej w oczy i posłał uśmiech, przez który szybko zrzuciłaby majtki, jeśli jakieś by na sobie miała. - Moja królowa będzie ujeżdżać mojego fiuta tak długo, aż mnie zadowoli. Och, jak ona kochała tego mężczyznę. Właśnie to by wybrała, jeżeli teraz była jej kolej na wykonanie ruchu. Chętna, aby zostać nim wypełniona tak długo jak się da, popchnęła go na plecy i usiadła okrakiem na jego biodrach. Był gorący, gruby i twardy, zaś ona była strasznie podekscytowana, więc wszedł w nią z łatwością. Jęknęła w rozkoszy, gdy wsunął się w nią głęboko. Boże, tak, wreszcie. Chwycił jej piersi w dłonie i przyglądał się jak unosiła się i opadała przed nim. Z jego ust wymsknął się zduszony jęk, ale zaraz zagryzł wargę, aby zatrzymać resztę. Madison ujeżdżała do mocniej, biorąc go głęboko i powoli. Każdy czujnik rozkoszy w jej ciele zamrowił z przyjemności. Coś w posiadaniu świadomości, iż jakiś tuzin mężczyzn obserwował ją, jak pieprzy Adama, jej króla, podniecało ją jak nic innego czego doświadczyła do tej pory, ale nie ważne jak mocno go brała, jej tyłeczek czuł się
niedoceniony. Pusty. Wsunęła palec do swoich ust i sięgnęła za swoje ciało, aby pomasować swoje tylne wejście. Jęk uciekł z jej ust, gdy jej tyłeczek zacisnął się z potrzeby. Właśnie dlatego Adam nie chciał wypełnić tej potrzeby? Aby rozpaczliwie potrzebowała spełnienia w tamtym miejscu w klubie? Wiedziała, jaki będzie jej kolejny ruch. Ale najpierw musiała wypełnić polecenie Adama, na jakie składało się ujeżdżanie go, aż będzie usatysfakcjonowany. - Moja królowa zdaje się lubić analną zabawę - dobiegł głos z głośniczka. Madison podskoczyła. Tak zatraciła się w uczuciu, że zapomniała, że tam była. - Uwielbia to - Adam powiedział spod niej bez tchu. - Ruch rycerza - odezwał się głos. Chwila. Że co? Inni też mieli swoje ruchy? Myślała, że będzie tu chodzić tylko o nią i Adama. - Rycerz żąda przywileju zadowolenia tyłeczka królowej - wśród zebranych odezwał się głos. Madison obejrzała się przez ramię. W tym głosie było coś znajomego, jakby już wcześniej gdzieś go słyszała. Należał do jednego z jej klientów? Kolegów z pracy? Jak zawstydzające by to było? Naprawdę była anonimowa w tej masce? Próbowała przeszukać pamięć, aby dołączyć twarz do tego głosu, ale poległa. - Czy królowa wyraża zgodę?- zapytał prowadzący. Madison znieruchomiała. Nie była pewna co powinna na to odpowiedzieć. - Moja królowo?- nacisnął głos. Adam nie będzie miał nic przeciwko? Spojrzała na niego, jednak jego mina była nieczytelna pod maską. Powstrzymałby ją, jeżeli zrobiłaby coś złego, prawda? - T-tak? - Możesz działać, Rycerzu. Madison całkowicie znieruchomiała, kiedy ręka chwyciła ją za nadgarstek i odsunął jej dłoń od jej tyłeczka. - Skoncentruj się na zadowalaniu swojego króla - za jej pleców odezwał się głos.- Ja zajmę się tyłem. Kiedy nieznana para palców po raz pierwszy dotknęła jej tyłeczka, napięła się. Jak dziwne było to, że jakiś obcy facet zabawiał się z jej tyłeczkiem? W istocie było to dziwne. Ale gdy jej ciało odpowiedziało na jego podsycający podniecenie dotyk, rozluźniła się i zapomniała o tym kto sprawiał jej przyjemność, tylko dlatego, że ta przyjemność istniała. Jej maska pomagała zachować jej anonimowość. Pozwalała jej na doświadczenie tego co działo się z jej ciałem bez połączenia się z prawdziwą sobą. Pozwoliło jej na zostanie
królową bez strachu czy wyrzutów sumienia. Pozwoliło na cieszenie się podnieceniem i ekscytacją z beztroską błogością. Adam uniósł się do pozycji siedzącej i objął ramieniem dolną część jej pleców. Odgarnął włosy na bok, aby móc szepnąć do jej ucha. - Ty tu dowodzisz - powiedział.- Jeżeli nie podoba ci się jego dotyk... - Podoba mi się - wypaliła. Pocałował ją delikatnie i znowu się położył, unosząc biodra z materaca, aby zanurzyć się głęboko, zanim rozluźnił się pod nią. Ani na chwilę nie oderwał wzroku od jej twarzy, gdy pieściła jego fiuta unosząc się i opadając na jego sztywnej długości. Jęki jej rozkoszy stały się bardziej donośne, gdy palce pocierające ją od tyłu doprowadziły ją do szaleństwa. Szukający palec wcisnął się w jej tylne wejście. - Tak!- krzyknęła, zakręcając biodrami, aby dać łatwiejszy dostęp odważnemu rycerzowi. Za swoją pomysłowość zastała wynagrodzona kolejnym palcem, i jeszcze jednym, które wsuwały się w nią głęboko i szybko, gdy unosiła się i opadała. - Och, och, och - jęknęła, gdy jej ciało zadrżało od nieoczekiwanego orgazmu. - Rycerz prosi o przywilej zerżnięcia tyłeczka królowej. - Co?- usłyszała Adama, ale sama już pospieszyła z odpowiedzią. - Zezwalam! Wokół zebranych rozległ się pomruk uznania. Poprzez szum dudniącej krwi w uszach usłyszała, jak paczuszka z prezerwatywą została otworzona, a żel został nałożony. Co ona wyprawiała? Przecież nie mogła pozwolić innemu mężczyźnie, aby ten wszedł w jej ciało. Poczuła go przy swoich pośladkach i zamiast napiąć się, gdy otarł się o jej otwarcie, rozluźniła się tak, jak nauczył ją Adam. Wypełnił ją gorąc, gdy twardy, gruby fiut wypełnił ją od tyłu. - O Boże. Starała się jak najlepiej potrafiła, aby zadowolić obydwa fiuty, ale nie potrafiła znaleźć odpowiedniego ruchu. Para rąk chwyciła ją za biodra, pomagając wziąć ich głęboko. Wysuwać. Brać głęboko. I... i, och Boże, umarła i poszła do nieba. Nigdy w życiu nie czuła się tak kompletna. Tak pełna. - Ruch Gońca - powiedział głos. - Goniec prosi o przywilej zadowolenia łechtaczki królowej, aż ta dojdzie. Tak, właśnie o tym pomyślała.
- Tak!- rozkazała.- Doprowadź mnie, ty, ty... facecie - kimkolwiek on był. Nie przejmowała się tym zbytnio.- Gońcu. Chwilę później coś zabzyczało przy jej cipce, roznosząc potężne fale wibracji i doszła, gdy krzyknęła. Jej ciało zacisnęło się na dwóch fiutach w rytmicznych spazmach. Kiedy uspokoiła się, jej cipka nagle zrobiła się pusta, ale nie trwało to długo. Ktoś pieprzył ją ogromnym dildo. Już nie wiedziała na co się godziła. Usta ssały jej sutki, jej palce, cipkę. Zęby zatapiały się w jej piersiach i tyłeczku. Fiuty w jej ustach. W jej dłoniach. Posuwały ją od tyłu. Pomiędzy piersiami. Była bita i szczypana. Pieszczona i masowana. Była tak dokładnie wzięta, że nie mogła się ruszyć, gdy czas jej panowania jako królowa dobiegł końca. Każdy skrawek jej ciała pulsował od przyjemności i bólu. Drżał od wyczerpania. Nie była pewna, czy zasnęła, ale ocknęła się na dźwięk trzaśnięcia drzwiami. Coś wylądowało na środku jej pleców. - Ubieraj się - Adam warknął na nią. - Adam?- mruknęła. Uniosła się na drżącej ręce i ściągnęła maskę. Boże, jej ręka nie przestała drżeć. - Cóż, widzę, wczułaś się w grę, moja królowo - powiedział Adam.- Niczego sobie nie odmawiałaś. Nie brzmiał na zbyt uszczęśliwionego tym faktem. Odwróciła głowę. Zajęło jej to chwilę, ale zorientowała się, że byli sami. No chyba, że ten facet za głośnikiem wciąż ich obserwował. - Zakładaj te pierdolone ubrania, Madison! Spróbowała przewrócić się na bok, ale nie miała w sobie siły, aby się poruszyć, tym bardziej ubrać. I dlaczego na nią krzyczał? - Co się dzieje? Policja wtargnęła do klubu czy co?- zanim weszli do klubu ostrzegł ją, że to może się zdarzyć. - Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłaś, aby to z tobą zrobili. - Co?- podniosła głowę z widocznym wysiłkiem.- Na co im pozwoliłam? Jej umysł był tak samo zdrętwiały jak jej ciało. Nie czuła niczego. Z wyjątkiem swojego tyłeczka. Boże, była tam strasznie obolała. Ktoś nieźle ją załatwił. Nie wziął jej tak, jak lubiła. Nie tak jak to robił Adam. Wątpiła, żeby jeszcze kiedykolwiek zdołała usiąść na tyłku. - Na wszystko czego chcieli - powiedziała. - Dlaczego jesteś taki wściekły?- zapytała, przeciągając głoski jakby była pijana.
- Nie wiem, Madison. Być może dlatego, że patrzyłem jak moja dziewczyna została zerżnięta przez tuzin facetów i rozkoszowała się każdą chwilą. - To ty mnie tu przyprowadziłeś - powiedziała, znajdując w sobie tyle siły, aby wzbudzić w sobie gniew.- To ty mi zawsze powtarzasz, że muszę się rozluźnić. Doświadczyć życia. Pożyć nieco. - Jesteś niekwestionowalnie rozluźniona i jak na jedną noc wystarczająco pożyłaś powiedział.- Wychodzimy. Ubieraj się. - Z chęcią - krzyknęła.- Ale nie mogę ruszyć rękoma i nogami! Jego grymas momentalnie zastąpiła troska. - Któryś z nich zrobił ci krzywdę? Pokręciła głową na tyle jak było to możliwe, wiedząc, że nie chciał słyszeć jak się skarży na swój obolały tyłek. - To tylko wyczerpanie. Dojdę do siebie. - Przepraszam, że cię tu przyprowadziłem - powiedział i chwilowa troska zniknęła, ustępując miejsca skrzywieniu. Ściągnął z jej pleców ubrania i założył majtki na jej drżące stopy. Była nieprzyjemnie mokra między nogami, ale nagle poczuła nagły wstyd, aby przykuć uwagę do swojego dyskomfortu. Jej ciało dojdzie do siebie, ale zastanawiała się, czy tak samo będzie z jej związkiem z Adamem. Coś między nimi się zmieniło. Wyczuła to przez szorstki sposób, w jaki wepchnął na nią ubrania. Brakowało czułości, którą zwykle jej okazywał. Jego spojrzenie było twarde. I zimne. Nie chciał na nią patrzeć, zobaczyć jej. Blokował ją, tak jak to było za pierwszym razem. Nie mogła tego znieść. Uniosła słabą dłoń, aby dotknąć jego twarzy, ale odskoczył, potykając się na platformie w próbie ucieczki do wyjścia. Aby uciec przed jej dotykiem. Uciec przed nią. –
Zaczekam na zewnątrz - powiedział i zniknął, zanim zdołała powiedzieć, aby się tym nie kłopotał.
Rozdział 9
Adam wziął głęboki oddech i uderzył pięścią o ceglaną ścianę. Musiał wziąć się w garść zanim Madison wyjdzie z klubu, bo wiedział, że tylko sekundy dzieliły go od stracenia wszystkiego, co zdobył z takim trudem. Będzie mógł jeszcze na nią spojrzeć bez przypomnienia sobie, jak dotykali ją inni mężczyźni? Będzie mógł otrząsnąć się z nieprzyjemnego wrażenia, gdy to jej cipka zacisnęła się wokół jego fiuta, gdy to dwóch innych mężczyzn doprowadziło ją do orgazmu? Czy usłyszy jeszcze te seksowne dźwięki, jakie wydawała, bez przypomnienia sobie, że były jeszcze głośniejsze, gdy jakiś obcy facet posuwał jej tyłek? Była tylko jedna rzecz, która sprawiała, że zapominał jak czuć. Zapominał jak się przejmować. Zapominał o bólu życia i strachu umierania. Jedna rzecz sprawiała, że wszystko znikało. Ale już nie brał tego gówna. Wiedział, że jeżeli teraz by pękł - jeśli dołączyłby do chłopaków, którzy wciągali kreskę koki z nagiego tyłka jakiejś kobiety na barze, albo wstrzyknąłby sobie heroinę w łazience - nie zdołałby niczego naprawić. Nie naprawdę. Przez kilka godzin zdawałoby się, że jego troski zniknęły i przyprowadzenie Madison do tego klubu nie było wielkim błędem, ale wiedział, że efekt narkotyków przeminie i będzie potrzebować więcej, aby się nie martwić. A później będzie potrzebować więcej i więcej, aby odsunąć od siebie iluzję bólu. A potem wróci do punktu z którego zaczął i znienawidzi to miejsce. Nienawidził go znacznie bardziej, niż tego złamanego uczucia w środku. Więc musiał się szybko wziąć w garść. Dla jej dobra. Ale głównie dla swojego własnego. Przez moment zliczył swoje błogosławieństwa. Czasami czuł, że nie ma ich wiele, ale jeżeli zreflektowałby się na pozytywnych rzeczach w swoim życiu, radzenie z negatywami stawała się łatwiejsza. Miał swoją muzykę i kumpli z zespołu, którzy nie opuścili go podczas tego całego gówna, chociaż dał im nieźle popalić. Miał także rysowanie. I... i miał Madison. Madison. Co do kurwy było z nim nie tak? Nie mógł zniszczyć tej jeden z kilku dobrych rzeczy przez wściekłą zazdrość. Jak mógł być tak głupi? Jak mógł jej powiedzieć
te rzeczy? Jak mógł ją zostawić w klubie samą? Zagubił się, bo nie mógł sobie poradzić z tym, że będzie się zachowywała tak jak się spodziewał. Tak jak chciał, żeby się zachowywała. Albo tak myślał. Cholera, od tygodnia planował i fantazjował o tym scenariuszu, przygotowując ją na niego przez dwa dni. Kurwa, nie mógł się na niej wyżywać tylko dlatego, że jego oczekiwania i rzeczywistość okazały się tym, czego myślał że chce. Ale jego reakcja na jej odwagę była całkowicie zaskakująca. Jeżeli obserwowałby inną kobietę, która zostałaby porządnie zerżnięta, pomyślałby, że to najseksowniejsza rzecz na świecie. Ale nie była to żadna inna kobieta, tylko to była jego kobieta. Dlaczego nie zorientował się, że nie będzie mógł znieść widoku jak dotyka ją inny mężczyzna? Musiało być za późno? Być może dlatego, że oczekiwał, iż przekroczy granicę. Ale nie zrobiła tego. Przekroczyła ją bez cienia wahania. Kurwa. I kogo miał za to winić? Siebie samego. Nic dziwnego, że każdy uważał, że jest taki popierdolony. Ciągle im to udowadniał, ziszczając ich oczekiwania wobec jego osoby. Każdego, z wyjątkiem Madison. Wierzyła mu. Ufała mu, zaufała mu, że będzie przy nim bezpieczna. I zawiódł ją. Niewiadoma co ci mężczyźni by z nią zrobili, gdy uciekł. Wrócił do środka i znalazł ją tam, gdzie ją zostawił. Leżała na plecach i wpatrywała się w sufit z całkowicie pustą miną. Było tak, jakby była w jakimś transie. Usiadł obok niej na materacu - starając się nie myśleć o tym co wydarzyło się w tym pomieszczeniu jakieś pół godziny temu - i dotknął jej ramienia. Nie spojrzała na niego, ale się odezwała. - Co ze mną jest nie tak? Jak mogłam to zrobić? Jak mogło mi się to spodobać? - Wszystko jest z tobą w porządku - powiedział.- Powinno ci się to spodobać. Scenariusz był ustawiony tylko po to, żeby sprawić ci przyjemność. - Więc dlaczego mnie nienawidzisz?- zamknęła oczy, a jej ciało zaczęło niekontrolowanie drżeć. - Nie nienawidzę cię - powiedział.- Kocham cię, więc dlatego tak zareagowałem. Dlatego musiałem wyjść. Robiłem takie rzeczy z tuzinem kobiet. Nie z szachownicą, ale inne gry. - Cudownie to słyszeć - powiedziała tępo. - I podobała mi się każda chwila - zmusił się do kontynuowania.- Ale z tobą... - Zauważyłeś, jaką niemożliwą wywłokę masz za dziewczynę. - Nie jest to nawet bliskie prawy - powiedział.- Nie mogłem znieść, gdy cię dotykali. Nie mogłem znieść myśli, że podoba ci się seks z kimkolwiek innym niż ze mną.
Ponieważ... Otworzyła oczy i spojrzała na niego. - Ponieważ? Wziął głęboki oddech. - Bo jesteś moja - spojrzał na nią, wyzywając ją, aby temu zaprzeczyła. Ulżyło mu niesamowicie, gdy tego nie zrobiła. - Jestem twoja, Adam.- Kiedy mnie dotykali i robili ze mną różne rzeczy, nie byłam sobą. Odgrywałam rolę królowej. - Myślałem, że o tym wiem - powiedział.- Ale nie uspokoiło mnie to ani trochę. Zrobiło mi się niedobrze, gdy patrzyłem na to co wyprawiają. I było jeszcze gorzej, że ich nie powstrzymałem. Nie powstrzymał ich dlatego, bo zdawało się jej to podobać nieco za bardzo, a jej bezmyślna radość, która nie wymagała jego uczestnictwa wkurzała go. Niech ją zerżną, pomyślał, kiedy stracił erekcję i musiał zrezygnować z gry. Nie obchodzi mnie to. Zachowywał się jak małe dziecko i zostawił ją samą z nimi. Z nimi wszystkimi. Naprawdę mogli zrobić jej krzywdę. Nie był nawet pewien co się działo, bo nawet nie patrzył, nie mógł, chociaż Tony - który wydawał polecenia - zapewnił go, że nikt nie złamał jego zasad. Nikt oprócz niego nie wziął jej cipki. Być może wziął każdy kawałek jej, ale nie tamten. Teraz wiedział, że był to głupi tryb myślenia. Jej cipka nie była jedyną świętą rzeczą w niej. Była nią cała ona. A mimo to przyprowadził ją tutaj, wiedząc co się stanie. Co do cholery było z nim nie tak? - To oznacza, że z nami koniec?- zapytała. Zastanawiał się dlaczego myślała, że musi wziąć za to winę na siebie. Zmusił się do uśmiechu, mając nadzieję rozjaśnić sytuację oraz nieszczęśliwą minę z jej pięknej twarzy. - Nie, nie oznacza to, że z nami koniec. Oznacza to, że już nigdy nie będziemy uczestniczyć w żadnej klubowej orgii. Nie obchodzi mnie jak rozpaczliwie będziesz potrzebować kutasa. - Ale możemy wziąć udział w przeciętnej orgii, prawda?- usłyszał śmiech w jej tonie, przez co znowu niemal się wkurzył.- To znaczy, wiesz jak rozpaczliwie potrzeba mi fiuta. Trzeba mi go dwadzieścia cztery godziny na dobę. - Zrobię co w mojej mocy, aby zaspokoić twoją desperację - powiedział, gładząc jej policzek. Zaśmiała się. A potem zagryzła wargę. Jej oczy wypełnili się łzami i musiał odwrócić wzrok, gdy w jego gardle pojawiła się gula. - Przepraszam - powiedziała.- Tak bardzo cię przepraszam, Adam.
- Nie przepraszaj... wszyscy mamy swoje słabości. Moje są bardziej chemicznej natury. Ty tylko pragniesz anala. Nie mógł znieść tego, że cierpiała, że to on był powodem jej zmartwień. Szczerze mówiąc, to zawsze był powodem jej zmartwień. Ale nie zamierzał z niej zrezygnować na dobre. Miała z nim być na dobre i na złe. Był samolubny w ten sposób. - Nie potrzebuję anala, Adam - powiedziała.- Potrzebuję tylko ciebie. Co miała przez to na myśli? Jej mina była szczera i wiedział, że była beznadziejną kłamczuchą, więc pozwolił sobie jej uwierzyć. Bo musiał jej uwierzyć. Wziął ją w ramiona, udając, że nie zauważył jak się wzdrygnęła, gdy jej nagie pośladki znalazły się na jego kolanach. - Masz mnie - zapewnił ją, gdy pogładził jej miękkie włosy i wtulił jej twarz w zgięcie swojej szyi. - A ty masz mnie - powiedziała. Liczył na to. Bo bez niej jedyne jego szczęście znajdowało się w chemicznej formie. Zdanie sobie sprawy z tego, jak łatwo mógł wrócić do nałogu, przerażało go.
Rozdział 10
Adam pomógł Madison wyjść spod prysznica i owinął ją w gruby, biały ręcznik, zanim zaniósł ją do łóżka. Powrotna jazda do hotelu była przeklęta tortura milczenia. Żadne z nich nie powiedziało, że coś było nie tak, ale był pewien, że czuła napięcie tak samo jak on. Osuszył ją ostrożnie i spojrzał na nią w lekkim świetle, które wydobywało się z łazienki. Naprawdę go kochała? Bo jeżeli tak, to mógł przez to przejść. Oni mogli przez to razem przejść. Ale jeżeli tylko tak mówiła i myślała o czymś innym... Zamknął oczy i rozsypał pocałunki na jej szyi i obojczyku. Nie zaprotestowała, gdy zostawił na jej piersiach malinki. Normalnie nie pozwalała mu na to, przynajmniej nie tam, gdzie malinki były widoczne. Ale może pozwoli mu na to dzisiejszej nocy, odkąd nie miała już swojej pracy, więc nie miało znaczenia, gdzie znajdą się krwiste ślady. A może zorientowała się jak bardzo potrzebował zaznaczyć, że była jego. Aby pokazać to ludziom tak bardzo, jak to sam czuł. Chciał usunąć wszystkie wspomnienia tych mężczyzn z jej umysłu i ciała. Użył swojej ręki, aby nakierować siebie w jej ciepłą, śliską cipkę i wplótł obie dłonie w jej włosy, patrząc głęboko w jej oczy, gdy brał ją powolnymi, zmysłowymi ruchami. Rozchyliła wargi i zaczęła szybciej oddychać. Zarumieniła się, wygięła ku niemu, dłonie przesunęła na jego pośladki, aby zachęcić go, aby wziął ją głębiej. Gdy jej przyjemność zwiększyła się, zamknęła oczy, ale nie zamierzał jej na to pozwolić. Pociągnął ją za włosy i przestał się poruszać, aż znowu je otworzyła. Ponownie skupiła wzrok na jego, przez co znowu zaczął swe pchnięcia, zanurzając się w niej cały i ocierając biodrami. Gdy ich ciała połączyły się, a dusze splotły, jego rozkosz skierowała się w stronę szczytu. Wysunął się tuż przed tym, zanim się zatracił. Potrzebował więcej czasu, aby wymazać innych mężczyzn. Wciąż czuła na sobie ich dłonie? Ich usta? Ich fiuty? Nie miał pojęcia, czy czuła czy nie. Ale on wciąż je widział. Widział je za każdym razem, gdy na nią patrzył. I mógł winić za to tylko siebie. - Adam? Jego imię na jej słodkich ustach sprawiło, że ścisnęło mu się serce. Rozsypał
pocałunki po całym jej ciele - pomiędzy jej idealnymi piersiami, w dół drżącego brzucha i niżej, aż jego twarz zniknęła między jej udami. Zaczął pieścić jej cipkę swoimi wargami i językiem, od czasu do czasu zostawiając ssące pocałunki na jej drżącym ciałem. Przesunął się w górę, łapiąc resztki jej orgazmu poprzez pieprzenie jej zaciskającej się cipki. - Och Boże, Adam - powiedziała pomiędzy westchnięciami.- To było niesamowite. Ale daleko było mu do końca. Znowu się wysunął i znowu zaczął pieścić ją ustami. Za każdym razem gdy doprowadzał ją do orgazmu ustami, ujeżdżał ją mocno, ale nie odważył się długo w niej zostać. Nie był gotów, aby pozwolić jej odpocząć. Nie, jeśli nie dojdzie tak mocno, jak przy rycerzu, gdy ten znalazł się za jej plecami i wepchnął swojego fiuta w jej tyłek. Sam musiał doprowadzić ją do tak mocnego orgazmu. Prowadził osobistą zemstę na jej orgazmie. Musiał jej udowodnić - a może samemu sobie - że był wystarczająco dobry, aby ją w pełni zadowolić. Po kilku nieudanych próbach, aby doprowadzić jej ciało do szczytu jaki poznała, obawiał się, że naprawdę potrzebowała podwójnej penetracji, aby znaleźć prawdziwą przyjemność. - Adam, musisz przestać. Nie zniosę już tego dłużej - powiedziała, chwytając się jego włosów, gdy znowu zaczął pieścić jej cipkę ustami. Być może doszła tak mocno, bo zanim dotarli do klubu pieścił ją bezlitośnie. Może w tym tkwiła różnica. Wsunął palec w jej tyłek, wiedząc, że była tam obtarta, jednak poprosiła o więcej, zamiast zaprotestować. - Och tak - jęknęła.- Głębiej. Proszę. Obrócił ją na bok, przerzucił jedną nogę przez swoje biodro, aby mieć łatwiejszy dostęp do pieszczenia jej swoim fiutem i palcem. Nie do końca była to podwójna penetracja, ale tylko tyle mógł zrobić bez udziały seks zabawek. Albo innych mężczyzn... Kurwa. Madison krzyknęła, gdy przeszedł przez nią wyjątkowo silny orgazm. Nie sądził, że był tak samo mocny jak w klubie, ale był blisko. Podczas gdy szukał swojego własnego uwolnienia, obiecał sobie, że następnym razem uda mu się. Jego orgazm szybko nadszedł i jęknął głośno, gdy wreszcie doszedł. Wypełnił ją swoim nasieniem, orientując się, że żaden z tych mężczyzn nie doświadczył tego co on teraz. W całym jej życiu żaden mężczyzna nie doszedł w jej środku. Tylko on. A gdy znowu będzie twardy, to zrezygnuje ze swojej gumki, aby zerżnąć jej tyłeczek na ostro, aby tamtą dziurkę też wypełnić swoim nasieniem. Zrobił kolejną malinkę na jej ramieniu. Jego zaborczość była całkowicie przytłaczająca, ale nie mógł zaprzeczyć, że istniała. Madison była jego, do cholery. Nie był dobry w dzieleniu się. Oparł głowę na jej ramieniu i zamknął oczy. Jego. Musiała być jego. Musiała. Obudził go dzwonek jego telefonu. Nie był pewien czy zasnął, ale znajomy dzwonek
- Bad to the Bone - nie był tym, którego spodziewał się usłyszeć. Wychylił się z łóżka, aby wyciągnąć telefon z kieszeni swoich dżinsów. - Co się stało?- odpowiedział Adam, czując, jak serce wali mu w piersi. Wiedział, że powinien nienawidzić swojego ojca. Miał wiele powodów, aby go nienawidzić. Ale ten dureń był jedyną rodziną jaką miał i zawiezienie go do szpitala w zeszłym tygodniu przypomniało Adamowi jaki byłby samotny, gdyby ten sukinsyn umarłaby. - Potrzebuję więcej pieniędzy - jego ojciec powiedział swoim naturalnie głośnym i szorstkim głosem. - Powiedziałem ci, żebyś nie dzwonił, jeżeli nie będzie to nagły wypadek - nagła panika Adama została zastąpiona irytacją. - Do nagłych wypadków możemy zaliczyć fakt, że skończyła mi się benzyna trzysta mil od El Paso, gdy utknąłem pośrodku pustyni Teksasu. - Skorzystaj z tych dodatkowych pieniędzy, które już ci dałem. Madison dotknęła jego ramienia i uniosła głowę, aby powiedzieć bezgłośnie: - Kto to jest? - Mój ojciec - odszepnął Adam. - Skończyły mi się pieniądze - odpowiedział jego tato. - Jakim cudem skończyły ci się pieniądze? Jezu. Adam dał mu pięć tysięcy dolarów, aby urządził się ze swoim kumplem Jose, który mieszał w El Paso. Dał też swojemu ojcu jeden z samochodów które posiadał, ale którym nigdy nie jeździł. - Wziąłem Honey na zakupy. Adam jęknął w swym środku. Co z nią znowu robił? - Wziąłeś swoją byłą na zakupy na mój koszt? Jego ojciec roześmiał się radośnie. - Dzięki twojej kasie nie jest już moją byłą. Za kilka tygodni przyjedzie do El Paso, aby się ze mną zobaczyć. Adam był o tym przekonany. Tak długo, jak jego durny ojciec będzie wydawać na nią pieniądze Adama. - Cóż, pomożesz mi czy nie? Adam chciał odpowiedzieć, że nie, ale zamiast tego powiedział:
- Prześlę nieco pieniędzy na benzynę... - A reszta?- wtrącił się jego ojciec.- Przez cały dzień niczego nie jadłem, a wiesz, że muszę mieć coś w przełyku, gdy biorę moje tabletki. Adamowi ścisnął się żołądek na wspomnienie o tabletkach. Ostatnie przedawkowanie jego ojca znacznie uszkodziło jego starzejące się serce. Lekarz powiedział, że prawdopodobnie lata wcześniej miał zawał, ale nie kwapił się pójść do szpitala z bólami klatki piersiowej. Pierdolony idiota. Ktoś musiał się nim zaopiekować. Adam miał nadzieję, że Jose pójdzie lepiej niż jemu samemu. Jose był w porządku facetem. Jasne, że miał problemy z prawem, ale teraz kroczył po normalnej ścieżce. Przynajmniej tak twierdził ojciec Adama. - I na resztę - powiedział Adam.- Ale to wszystko. Wyślę Jose'owi kasę na pół roku czynszu i potrzebne rzeczy - odkąd jego staruszkowi nie można było powierzyć gotówki. - Taa, taa. Znowu spierdoliłem. Wiedziałeś, że tak będzie. Skąd to rozczarowanie? - Mogę z nim porozmawiać?- zapytała Madison. Adam odwrócił głowę, aby się w nią wgapić. Dlaczego do cholery chciała porozmawiać z jego ojcem? Wyciągnęła telefon z dłoni Adama, zanim zdążył odmówić. - Panie Taylor? - Kto kurwa mówi? Adam był na tyle blisko, że mógł usłyszeć zdziwienie w głosie swojego ojca. - Nazywam się Madison Fairbanks. Chciałabym się z panem spotkać. - Po co? - Prowadziłam terapię pana syna. - Jego terapię?- zarechotał.- Chyba raczej posuwałaś go. Opowiadał mi o tobie. Madison zerknęła na Adama, otwierając szeroko swoje niebieskie oczy z ciekawości. Adam odwrócił wzrok. Taa, w zeszły weekend porozmawiał ze swoim ojcem o Madison, zakazując ojcu spieprzenia sprawy pomiędzy nimi. - Nasz związek rozwinął się z czasem - powiedziała Madison z lekkim rozbawieniem w głosie.- Ale wcześniej byłam jego terapeutką. - Potrafisz zaciągnąć ćpuna na odwyk, ale nie potrafisz go wyprowadzić na prostą staruszek najwidoczniej myślał, że jest zabawny, gdy zaśmiał się radośnie. - To prawda - odpowiedziała Madison.- Wyjście na prostą jest ciężką pracą. Osoba musi chcieć być czysty. A pan tego chce, panie Taylor?
Adam skrzywił się w stronę podłogi. Wciąż nie był na sto procent pewien, czy chciał być czysty. Wiedział, że już nigdy nie chciał rozczarować Madison. Tak ciężko pracowała, aby był czysty. Zamierzał się tego trzymać. Dla niej. Mógł zrobić wszystko - nie ważne jak wyzywające to było - jeśli tylko ją miał. A niebawem - w sumie to bardzo szybko - będzie jego legalnie.
Rozdział 11
Adam skierował swój motocykl na oddzielną drogę, która prowadziła w stronę dawno zapomnianego bagna. Zaparkował na trawie i odwrócił się do Madison, która obejmowała jego pas. Ściągnął swój kask i przyjął też jej, przyglądając się jak przeczesuje palcami swoje loki, gdy słońce rozświetliło jej skórę, przebijając się przez korony drzew nad ich głowami. Blisko drogi drzewa nie były takie gęste, jednak baldachim liści gęstniał nad pozieleniałą wodą, która odbijała się i spływała w delikatnych falach pod dziwnie poskręcanymi korzeniami mangrowca. Klepnął komara, który bzyczał blisko jego ucha i wyciągnął ku Madison rękę, aby mogła zsiąść z tyłu motocyklu. - Cóż, chciałaś zobaczyć prawdziwe bagna, więc oto jesteśmy - powiedział.- I co o tym sądzisz? - Zabawnie pachnie - powiedziała ze śmiechem. Adam zakrył swój nos, aby osłonić go przed przykrymi rozkładających się rzeczy w wodzie. - Zabawnie to inne określenie na kiepsko? - W tym przypadku?- zacisnęła usta i zmarszczyła swój zadarty, piegowaty nos.Owszem. Zaśmiał się i zszedł z motocykla, aby stanąć obok niej. Objął jej ramiona ręką, ciesząc się, że dyskomfort jaki panował nimi zeszłej nocy, zniknął wraz z pojawieniem się promieni słońca. Z tego co zauważył, wrócili do dawnej relacji prostej koleżeńskości. Umiejętność wybaczania przez tą kobietę zdumiewała go. Już wybaczył jej jej dzikie zabawy w nocnym klubie, a przecież sam bardzo ciężko pracował nad wybaczaniem. To wybaczenie było wyzywające. Zwłaszcza, gdy wzdrygała się za każdym razem, gdy siadała. Przyciągnął ją do siebie bliżej. Były to zwykłe chwile, kiedy byli sami i w ciszy -
dotykając się, ale nie pod względem fizycznym - którymi się z nią delektował. Ale czuł się przez to nieco głupio. Seks z Madison zawsze był spektakularny i wiedział, że powinien najbardziej cieszyć się z ich intymności, ale jeszcze nie był z żadną kobietą na tyle długo, aby czuć się z nią całkowicie swobodnie - niekoniecznie w jej środku, ale z nią. Ta emocjonalna część bycia z kobietą była dla niego całkowicie nowa i cholera by wzięła, jeżeli nie miała w sobie mocy, która mogłaby go zniszczyć. Przytulił ją do siebie, palcami bawiąc się jej kręconymi włosami, gdy wpatrywali się w mroczną, śmierdzącą wodę i zastanawiali się, czy ten podejrzanie dryfujący pomiędzy korzeniami mangrowca, chropowaty przedmiot był zwykłą kłodą, czy też aligatorem. Odpędzali się od komarów i przyglądali, jak czapla polowała na ryby po drugiej stronie rzeki, śmiejąc się, kiedy ptak ich zauważył i pomachał swoimi rozłożystymi skrzydłami. Treściwie i szczęśliwie. Adam rzadko kiedy czuł jedno i drugie. Był to jeden z tych nielicznych momentów. Adam wsunął czubek swojego małego palca w ciepłą obręcz pierścionka, który znajdował się w kieszeni jego dżinsów. Pogładził gładki i ciepły metal, zastanawiając się, czy powinien skusić się na ten szalony pomysł czy poczekać, aż będzie pewna czy będzie chciała za niego wyjść. Prawdę mówiąc, to nie rozmawiali o małżeństwie, ale wiedział, że rodzina była dla niej ważna, więc jeśli gdyby się z nią ożenił, nie będzie tylko jej przyjaciele i kochankiem, ale też jej rodziną. Jeżeli ich związek był na tyle silny, aby przetrwać wczorajszą noc bez większej szkody, to małżeństwo będzie pestką. Prawda? Oczywiście, że tak. Podejrzewał, że nie było co unikać nieuniknionego. Chciał, aby została jego żoną, więc po co czekać? Adam nie był tym typem faceta, który padał na kolano i zamierzał o cokolwiek prosić, ale zamierzał pójść z Madison na ustępstwo. Odzyskała dla niego jego życie; kochał ją; zasługiwała na najlepsze. Na najlepszy pierścionek zaręczynowy. Na najlepsze oświadczyny. Na najlepszego męża. Cóż, przynajmniej wiedział, że pierścionek był odpowiedni. Adam wziął głęboki oddech, wyciągnął pierścionek ze swojej kieszeni i opadł na jedno kochano na miękki mech u stóp Madison. Ściągnęła brwi w dezorientacji, gdy na niego spojrzała. Jej urocza twarz w kształcie serca sprawiła, że serce zabiło mu mocniej i to tylko dlatego, że na nią patrzył. - Wszystko w porządku?- zapytała, przechylając głowę, aby spojrzeć na niego i sprawdzić, dlaczego nagle ugięły się pod nim nogi. Nie mógł powstrzymać się od chichotu, choć żołądek ściskały mu nerwy. - Jest idealnie - powiedział.
Szalenie idealne. Chwycił jej prawą dłoń w swoją, zanim przypomniał sobie, że powinien nasunąć pierścionek na lewy palec serdeczny. Pocałował jej knykcie, zanim sięgnął po drugą dłoń. Najwidoczniej ten ruch uświadomił jej co zamierzał zrobić. Otworzyła szeroko oczy i zbladła. Zachwiała się lekko i zaczął się zastanawiać, czy zemdleje. - Adam! - Madison - zaczął, szukając słów i znajdując zaledwie kilka. Pewnie powinien pomyśleć o tym nieco bardziej. Nie o poproszeniu ją o rękę - bez wątpienia wiedział, iż chciał, aby została jego żoną - ale nad samymi oświadczynami. Pewnie powinien wymyślić coś bardziej romantycznego niż ten przelotny moment oświadczyn na bagnach, na których jedynymi świadkami były komary, czapla i być może aligator.- Nie mogłem myśleć o niczym innym jak o włożeniu go na twój palec, gdy zobaczyłem ten pierścionek. O tym jak bardzo chciałem uczynić cię swoją żoną. Kocham cię, Madison. Wyjdziesz za mnie? Zatrzymał pierścionek na opuszku jej palca serdecznego, czekając na to trzyliterowe słowo, które powinno przywitać jego uszy. Jej dłoń zamknęła się nieoczekiwanie, powstrzymując go przed wsunięciem na palec pierścionka zaręczynowego i cofnęła się o krok. - Adam - powiedziała tym swoim spokojnym, racjonalnym głosem, które używała wobec swoich klientów. Tego samego głosu, którego wielokrotnie używała ku niemu, gdy był na terapii. Wstrzymał oddech, gdy ta kobieca pięść, którą tak rozpaczliwie trzymał w swojej dłoni, zdawała się przebić jego klatkę piersiową i wydrzeć z niej jego serce. Dlaczego nie piszczała z radości? Dlaczego nie rzuciła mu się w ramiona i nie pocałowała go w ustach, przyciskając do niego swoje ciało? Dlaczego nie pozwoliła założyć jego pierścionka? Dlaczego nie powiedziała tak? - Madison - wyszeptał jej imię z bólem. - To raczej nagłe - powiedziała.- N-nie wiem co powiedzieć. - Powiedz, że mnie kochasz - powiedział, nie będąc pewnym dlaczego jej twarz nagle stała się rozmazana.- Powiedz, że mnie chcesz. Powiedz tak. - Adam, kocham cię - powiedziała spokojnie. Nie wierzył jej. Nie wtedy, gdy powiedziała to w taki sposób. - Musimy o tym porozmawiać. Nie chciał kurwa o tym rozmawiać. Chciał, aby go zaakceptowała. Całego jego. Zerwał się na nogi i schował pierścionek z powrotem do kieszeni. Sięgnęła do jego ramienia, ale odsunął się od jej żałosnego dotyku. Kochała go kiedykolwiek tak naprawdę,
czy zawsze było to tylko współczucie? Do jasnej cholery. Dlaczego zaufał jej swoim sercem? Dlaczego w ogóle pomyślał, że go chciała? Podszedł do Harleya i wsiadł na niego. Za każdym razem gdy chciał uciec przed tym, co obecnie pożerało go żywcem - a zdawało się to być codziennością - wsiadał na swój motocykl i ruszał w długą przejażdżkę. Ale gdy uruchomił silnik, wiedział, że tym razem ucieczka nie zadziała. Nie mógł uciec przed Madison. Była pod jego skórą. Zagnieździła się w jego sercu. I nie mógł zostawić jej wśród węży i innych niebezpiecznych stworzeń. - Wsiadaj na motocykl - powiedział. - Adam... - Wsiadaj na ten pierdolony motocykl, Madison! Ściskając w dłoniach rąbek swojej koszulki, po prostu stała tam, patrząc na niego. - Nie zostawisz mnie tu? To zabolało niemal bardziej, niż jej odrzucenie. - Kocham cię na tyle, aby poprosić cię o rękę, ale nie sądzisz, że kocham cię na tyle, aby cię podwieźć? - Ale jesteś wściekły. - Nie jestem wściekły - powiedział. Cierpiał. Był złamany. Wypatroszony. Nic nie znaczył, był beznadziejny i zdruzgotany. Dodajmy do tego jeszcze inne rzeczy. Ale nie był wściekły. - Przepraszam - zamrugała, aby powstrzymać łzy i pewnie wściekłby się, jeśli zaczęłaby płakać. Nie miała prawa nad tym płakać. To on powinien ronić łzy. Oderwał od niej wzrok i wbił go wprost przed siebie, odpalając silnik. - Wsiadaj już. - Adam, ja... Zacisnął zęby. - Wsiadaj. Już. - Myślę... że powinnam... wrócić do domu - powiedziała. - W takim bądź razie odwiozę cię na lotnisko - odpowiedział, zmuszając się do spokoju.- Ale nie zostawię cię tutaj.
- Adam, potrzeba mi nieco czasu na przemyślenie tego. To będzie dla mnie wielki krok. Dla nas. Nie jestem pewna, czy jestem na to gotowa. Może jeśli o tym porozmawiamy... - Nie chcę o tym teraz rozmawiać - powiedział, znowu podkręcając silnik. - W takim razie kiedy?- zapytała. - Może po tym jak wepchnę swoje wnętrzności tam, gdzie jest ich miejsce westchnął cicho i pokręcił głową. Właśnie dlatego odpychał od siebie ludzi. Dokładnie dlatego. Miał słabą tolerancję na ból. Nie fizyczny ból - ten mógł znieść. Ale za każdym razem, gdy wpuszczał kogoś do środka, ta osoba go raniła. To emocjonalne gówno zawsze rozrywało go na kawałki. Nie mógł tego znieść. Musiał jakoś uciec. Na swoim motocyklu. W swoją muzykę albo rysunki. W narkotyki, seks albo co innego. A skoro teraz jedyną dostępną opcją był jego Harley, znowu ryknął silnikiem. Madison dotknęła jego rękawa, ale nie mógł się zmusić, aby na nią spojrzeć. Wiedział, że wpatrywała się w niego ze współczuciem i była to ostatnia pierdolona rzecz jakiej chciał w tym momencie. I jeżeli go rozumiała, to wiedziała o tym.
Rozdział 12
Madison uczepiła się bioder Adama i przycisnęła twarz do jego pleców, zwalczając łzy i próbując oddychać przez ściśnięte gardło. Nie chciała go skrzywdzić, ale wiedziała, że było na to zbyt późno. Jak mógł tak niespodziewanie poprosić ją o rękę? I dlaczego tak bardzo ją to zaskoczyło? Wciąż drżała. Musieli o tym porozmawiać. Małżeństwo było ogromnym krokiem i chociaż pewnego dnia chciała się ustatkować, nie była pewna, czy był to odpowiedni moment. Nie chciała popędzać czegoś tak ważnego. Nie miała pojęcia, że Adam w ogóle brał pod uwagę małżeństwo. I chociaż chciała kiedyś nazwać Adama swoim mężem, nie mogła zignorować wątpliwości, które wciskał jej każdy, kto nie myślał, że mieli szansę w związku, a dopiero co jako mąż i żona. I był jeszcze fakt, że nie chciał mieć dzieci. A nigdy nie rozmawiał z nią na ten temat. Nigdy nie rozmawiał z nią o niczym. Jak ich małżeństwo mogło się ułożyć, jeżeli ukrywał przed nią takie rzeczy? Przynajmniej były dla niej ważne. On zlewał je, jakby były frywolne. Gdy dojechali do hotelu, uspokoiła się niemal na tyle, aby móc pomyśleć. Wciąż nie była pewna co powinna mu powiedzieć, aby wszystko naprawić. Chciała być jego przyjaciółką, jego kochanką, jego kobietą. Ale czy chciała zostać jego żoną? Beztroska część niej, którą rozbudził Adam, chciała przystać na tą propozycję i spędzić z nim swoją przyszłość, ale zakorzeniona część niej bała się tego i chciała się wycofać. Adam zatrzymał motocykl i po prostu siedział na nim. - Adam?- zapytała po niewygodnie długiej minucie ciszy. - Schodź. Ześlizgnęła się z motocyklu, przytrzymując się jego ramienia dla stabilności. Ściągnęła swój kask i zaczekała. Uczucie w jej sercu i żołądku było niemal nie do zniesienia.
- Możemy o tym porozmawiać - powiedziała. Chciała o tym porozmawiać. Aby móc rozgryźć co działo się w jego głowie, zanim zajęłaby się swoimi własnymi myślami. - Możesz pójść sama do pokoju?- zapytał cicho.- Potrzebuję chwili. - Adam, tu nie chodzi o to, że ja nie... - Proszę - jego głos nagle stał się słaby. Zrozpaczony. Nigdy wcześniej go takiego nie słyszała. - Dobrze - powiedziała.- Ale musimy porozmawiać. Spróbowała podać mu kask, ale gdy zacisnął dłonie na rączkach motocykla, położyła go na ziemi obok jego ciężkiego, skórzanego buta. - Niebawem - dodała, zanim się odwróciła.- Musimy porozmawiać niebawem. Przeszła przez parking i skierowała się do hotelowej windy, mając nadzieję, że krzyknie za nią, że jest gotów na rozmowę. Modląc się, że nie zniszczyła więzi między nimi. Zatrzymała się w windzie i nacisnęła na guzik prowadzący do recepcji. Zanim drzwi zamknęły się, zauważyła jak ściąga kask i ociera oczy wierzchem dłoni. Gdy drzwi się zamknęły, serce pękło jej na pół. Musiała to naprawić. Albo przynajmniej przekonać go o jej uczuciach wobec niego i dać sobie nieco czasu na przemyślenie ich przyszłości. Wiedziała, że nie był gotów na rozmowę. Trzeba będzie czasu, aby się otworzył. I będzie musiała być cierpliwa. Ale jak mogła powstrzymać go od odsunięcia się, jeśli zraniła go tak dogłębnie? Pierwszy raz wczorajszej nocy i drugi dzisiaj. Potrzebowała czasu, aby wszystko sobie poukładać, ale Adam nigdy nie był cierpliwym mężczyzną. Był przyzwyczajony do brania czego chciał i jeśli nie mógł tego zyskać, to ruszał do kolejnej rzeczy. Nie chciała, aby ruszył do czego innego. Kochała go za bardzo, aby pozwolić mu odejść. Weszła do pustego pokoju hotelowego i wyjrzała na korytarz, rozglądając się w obie strony, mając nadzieję, że dobiegnie do niej, zanim zamknie drzwi. Zawsze najlepiej łączyli się ze sobą na emocjonalnym poziomie, gdy byli połączeni na tym fizycznym. Więc jeśli będzie mogła go zwabić do łóżka, zrozumie, że wciąż go kochała, chciała go, wciąż go potrzebowała i może jeżeli przemyśli pomysł zostania jego żoną nieco dłużej niż pięć sekund czy godzinę, to zechce za niego wyjść. Ale nie zamierzała składać żadnych obietnic, których nie będzie mogła dotrzymać, nie ważne jak bardzo chciała oszczędzić jego uczucia. Rozebrała się i weszła do łóżka, zwijając się wokół poplątanej pościeli. Jej umysł pędził przez setki możliwości jakie byłoby jej życie, gdyby została żoną Adama. Gdzie by zamieszkali? Jej rodzina zaakceptowałaby go? Czy świat zaakceptowałby ją - czyli nikogo jako żonę legendarnego gitarzysty? Jak często będzie się z nim widywać? Będzie mogła
dołączyć do niego w trasie? Chciałaby w ogóle? Choć było zabawne, to wyglądało na niestabilne życie. Przynajmniej na jakiś czas. Zmieniłby zdanie na temat posiadania dzieci? Posiadanie ich było dla niej ważne. Posiadanie stabilizacji było dla niej ważne. Chociaż bardzo go kochała, mogła stworzyć przyszłość, która usatysfakcjonowałaby ich oboje? I jak miała znaleźć odpowiedź na te wszystkie rozmowy, gdy do cholery nie chciał z nią rozmawiać? Wcześniej zadziałała na niego cierpliwość, zrozumienie i słuchanie, kiedy zdecydował się na rozmowę, ale w tej sytuacji nie chodziło tylko o niego. Chodziło tu też o nią. Warknęła z frustracji i rzuciła poduszką przez pokój. Zaparło jej dech w piersiach, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Stanął w progu, przez chwilę otwierając drzwi na oścież. Madison naciągnęła pościel na nagie biodra i spojrzała na niego, bojąc się odezwać słowem, bo była przekonana, że wyszedłby, jeśli by to zrobiła. - Mogę wejść?- zapytał. Dziwne, że pytał. To był jego hotelowy pokój. - Oczywiście. Podszedł do łóżka i zatrzymał się na brzegu. Przesunął wzrokiem po jej twarzy, nagim ramieniu i krągłości biodra pod pościelą. Zassał powietrze i uniósł wzrok, aby wyjrzeć przez okno na dalekim końcu pokoju. Po chwili patrzenia na niego i spostrzeżeniu, że jego mina była nieczytelna, zapytała: - Jesteś gotów na rozmowę? Pokręcił głową. - To wciąż... zbyt świeże. - Może ci się spodobać to, co mam do powiedzenia. - Albo i nie. Był niezwyczajną mieszanką siły i wrażliwości. Nie zdawała sobie sprawy, że ma w sobie tyle mocy, aby go zranić. Odkąd odeszła jego matka, nikomu nie dał takiej siły. Zaufał jej swym sercem i nie była z nim wystarczająco ostrożna. - Mogę cię dotknąć?- zapytała. - Jeśli tego nie zrobisz, to równie dobrze mogę umrzeć. Madison uklękła na łóżku, opuszczając pościel na swoje nogi. Wsunęła obie dłonie
pod jego koszulkę, unosząc miękki materiał w górę, gdy jej dłonie przesunęły się po mocnych mięśniach jego brzucha i torsu. Zniecierpliwiony ściągnął koszulkę przez głowę i odrzucił ją na bok. Rozsypała delikatne pocałunki na jego brzuchu, rozpinając jego rozporek, gdy dotarła do swojego celu. Jęknął z przyjemności, gdy wzięła go do ust, ssąc, całując i liżąc jego długość, aż zrobił się twardy z podniecenia. - Madison - szepnął, przesuwając palcami przez jej włosy, aby odchylić jej głowę do tyłu. Zaciskając usta na jego czubku, uniosła wzrok ku jego. - Powiedz mi to, co muszę usłyszeć - powiedział. Nie była pewna co chciał usłyszeć. Chciała mu powiedzieć, że go kochała, ale bała się, że odrzuci to tak jak wcześniej. - Pragnę cię - powiedziała. Odsunął się i popchnął ją na łóżko, nakrywając ją swoim ciałem i zanurzając się między jej udami. –
Wystarczająco blisko - powiedział, biorąc ją mocnym pchnięciem.
Rozdział 13
Adam wiedział, że Madison potrzebowała czasu, aby pomyśleć o jego oświadczynach, ale nigdy nie był cierpliwym człowiekiem. - Wiem, że jesteś przeciwna wyjścia za mnie - powiedział Adam, muskając opuszkami palców jej nagie ramię.- Ale możemy po prostu zamieszkać razem. Będzie to bardziej rzeczowy kolejny krok? Przez długą chwilę milczała, więc uniósł głowę, aby sprawdzić, czy nie zasnęła. Wziął ją raczej entuzjastycznie, ciesząc się, że wciąż chciała być z nim na fizycznym poziomie, nawet jeżeli nie była przekonana do małżeństwa. Zauważył, że nie spała. Wpatrywała się w ścianę. - Madison? Przesunęła ku niemu spojrzenie. - Nie sądzę, abym była gotowa zrobić kolejny krok - powiedziała.- Jakikolwiek krok. - Nigdy? Zagryzła wargę i odwróciła wzrok. - Nie wiem, kiedy będę gotowa. Właśnie straciłam pracę i nagle moje życie strasznie się skomplikowało. Mniej skomplikowało, ale powiedziałby, że miała nieco racji. - Nie sądzę, żeby to był moment na dodawanie kolejnych komplikacji. Więc właśnie tym dla niej był, komplikacją? Naprawdę widziała go w taki sposób? - Może moglibyśmy wrócić do tego, co łączyło nas wcześniej - powiedziała.- No wiesz, zanim zrobiło się poważnie. Spostrzeżenie uderzyło w jego pierś niczym żelazny młot. - Nie kochasz mnie - nawet gdy nacisnął na nią wcześniej, powiedziała, że go
pragnie, a nie kocha. Kochała go kiedykolwiek? - Oczywiście, że cię kocham, Adam. Po prostu uważam, że zbyt szybko próbujemy przesunąć nasz związek na kolejny poziom. Rok był zbyt szybkim okresem? Wiedział, że źle zareagował na jej odrzucenie jego niespodziewanych oświadczyn, ale nie uważał, żeby przez to miała się w nim zakochać. Ta myśl sprawiła mu taki ból, że natychmiast odsunął ją od siebie. Może wszystko czego jej było, to poukładania. Nie powinien jej zmuszać. Powinien być cierpliwy. Powinien się zachować jak kochający, wyrozumiały chłopak, a nie jak samolubny dupek. Takie bycie dobrym było naprawdę wyzywające dla niego. O wiele łatwiej było wziąć to co chciał albo znaleźć inną rozrywkę, która odwróciłaby jego uwagę. Ale nie chciał zrezygnować z Madison. Za bardzo ją kochał. Więc zamierzał zgodzić się na kompromis, nawet jeżeli ten miałby go zabić. I pewnie mógł. - Nie chciałem z tym tak wyskakiwać - powiedział.- Wiem, że teraz sprawy nie mają się zbyt dobrze, zwłaszcza, gdy straciłaś pracę. Dam ci tyle czasu ile potrzebujesz, abyś znalazła pracę, przemyślała, a wtedy zaczniemy właśnie od tego. Zrób co musisz. Ja zaczekam. Gwałtownie pokręciła głową. - Adam, nie chcę, żebyś czekał. Ouch. Skrzywił się, gdy zakuło go serce. - Chcę być z tobą teraz - powiedziała.- Ale nie jestem pewna, czy jestem gotowa na kolejny krok. Nie możemy po prostu się dobrze bawić i kochać się bez tej całej presji? Musiał się zaśmiać z tej ironii. Mniej niż dwa tygodnie temu nie był gotowy, aby nazwać ją swoją dziewczyną, a teraz chciał ją uczynić swoją żoną. Nie mógł wrócić do przeszłości. Pokonał strach przywiązania się do kogoś i wskoczył na głęboką wodę. Chciał wszystkiego, albo nie chciał nic. Nie mógłby wrócić do beztroskiego związku, gdzie spotykali się - uprawiali wspaniały seks, śmieli się, co zresztą uważała za wielką przygodę ale rozdzielali się bez jakichkolwiek obietnic. Nie mógł uwierzyć, że rzeczywiście podobał mu się taki rodzaj związku i nie mógł pojąć, że chciała do niego wrócić. - Powiedzmy sobie wprost - powiedział, czując jak jego ból natychmiast obraca się w gniew.- Chcesz się ze mną spotykać od czasu do czasu, zerżnąć się, a później wrócić do swojego świata? - Sprawiasz, że brzmi to negatywnie. Działało to przez ten rok. - W zeszłym tygodniu to ty powiedziałaś, że musimy się jakoś zobowiązać, aby zostać w tym związku. - Chcę zobowiązania - powiedziała.- Chcę, żebyś sypiał tylko ze mną. I ja też będę sypiać tylko z tobą. Tylko, że to... to dzieje się zbyt szybko i zbyt poważnie. Nie jestem
gotowa. Sypiać ze sobą? Tylko tego od niego chciała? Nie mógł uwierzyć w to, co mówiła. - Nie możesz mieć jednego i drugiego, Madison. Nie możesz wymagać ode mnie oddania i traktować mnie tak, jakbym nic dla ciebie nie znaczył. Chwyciła jego twarz w dłonie. - Kochanie, jesteś dla mnie wszystkim. Odepchnął jej dłonie i pokręcił na nią głową. - Jak możesz tak twierdzić? - Bo to prawda. Jakim cudem mogła to być prawda? Nie chciała za niego wyjść. Nie chciała z nim zamieszkać. Cholera, nie zdziwiłoby go, gdyby przeniosłaby się do innego pokoju na dzisiejszą noc, jeżeli osiągnęłaby seksualne spełnienie. Wziął uspokajający oddech. Wiedział, że chciała osiągnąć kompromis. A raczej oczekiwała, że to on zrezygnuje ze wszystkiego czego chciał, aby móc ją zatrzymać. Ale to nie był kompromis. Było to sposobem na zdobycie czego chciała bez obietnic przyszłości jakiej pragnął, całkowite wycofanie się z drogi do której zmierzali. Nie lubił być manipulowany i teraz czuł się jak kukiełka za której sznurki pociągała właśnie ona. - Nie musisz godzić się na wzięcie ślubu ze mną, Madison - powiedział.- Ale jeśli myślisz, że co kilka tygodni będę pędzić do Dallas na złamanie karku, aby tylko cię zerżnąć, to zapomnij. Jest sporo kobiet, które mogę zerżnąć gdziekolwiek i kiedykolwiek będę chciał. Nie przeczę, że nasze życie seksualne jest świetne z tego powodu co do ciebie czuję, a nie, że jesteś w tym jakoś szczególnie dobra. Opadła jej szczęka. Pewnie powinien zwerbalizować to inaczej, ale taka była prawda. Była dla niego wyjątkowa z innych powodów niż tylko seks. A seks z Madison był świetny dlatego, że był do niej emocjonalnie przywiązany. Podejrzewał, że nie było to takie same dla niego, ale teraz był przekonany, że jej tak zwane uczucia wynikały z jej seksualnego zainteresowania, a nie czegoś innego. Lubiła go, bo potrafił ją zerżnąć, a nie dlatego, że dogadywali się za sypialnią. Dlaczego wcześniej tego nie zauważył? - Czasami wychodzi z ciebie prawdziwy dupek - powiedziała z oburzeniem i wytoczyła się z łóżka. - Dokąd idziesz? - Wracam do Dallas. - Odchodzisz - nie było to pytanie; odchodziła. Bez walczenia z nim. Tak jak zrobiła to jego matka. Ale Madison nie zrobiłaby mu tego, prawda? Powinni popracować nad tym, aby zbudować silny związek - powoli, jeśli tego właśnie chciała - ale nie mogli się cofnąć.
Za nim znajdowała się tylko samotność i gorycz. Adam nie mógł się cofnąć. Mógł tylko przeć do przodu. Kurwa, to ona właśnie tego go nauczyła. Adam usiadł na środku łóżka, pociągając pościel na jego kolana i nogi. Przyglądał się, jak Madison się ubierała. Obserwował, jak wepchnęła swoje rzeczy do walizki. Patrzył, jak wydzierała mu serce. Albo to, co z niego zostało. Kiedy już się spakowała, odwróciła się i stanęła przy łóżku, nie patrząc mu w oczy. - Dałaś mi coś czego myślałem, że nigdy nie będę mieć, a teraz mi to zabierasz?powiedział zaskoczony szorstkością własnego głosu. - Nie chcę odchodzić, Adam. Powiedz jedno słowo, a wrócę do twojego łóżka. Do jego łóżka. Nie chciał jej w swoim pieprzonym łóżku. Chciał jej w swoim życiu, w każdym jego pierdolonym aspekcie. Spojrzał na nią ze złością. - Naprawdę, Adam, nie rozumiem, dlaczego jesteś taki zły. Wciąż możemy być kochankami. Chcę po prostu zwolnić. Nie chciała zwalniać. Chciała, aby ktoś ją zerżnął, a nie żeby ktoś ją kochał. - Potrzebuję u swojego tylko jednej osoby, Madison. Jednej osoby, która zaufa mi bez wahania. Jednej osoby, która uwierzy we mnie. Myślałem, że ty jesteś tą osobą. - Bo jestem tą osobą, Adam - powiedziała. Wczoraj by jej uwierzył, ale teraz nie był tego taki pewien. Patrzyła na niego tak, jakby miała tysiąc rzeczy do powiedzenia, ale albo nie potrafiła odnaleźć słów, albo nie chciała. - Czego ode mnie chcesz?- zapytał. Pewnie nie chciał znać odpowiedzi, ale wolał wiedzieć z czym ma do czynienia i spróbować współpracować, zamiast ruszać w różne kierunki.- Powiedz mi. - Sama chciałabym wiedzieć - powiedziała, kręcąc głową.- Myślałam, że wiem, ale teraz nie jestem tego taka pewna. Muszę przemyśleć to wszystko zanim coś powiem, albo później będę tego żałować. - W ogóle jesteś czegokolwiek pewna?- zapytał. - Jestem pewna, że jestem najszczęśliwsza, gdy jestem z tobą. Zawsze się świetnie bawimy. Przesunęła palcami po jego nagim ramieniu i zrozumiał, że jeśli pozwoli jej odejść, to ten dotyk będzie tylko wspomnieniem, a nie częścią jego rzeczywistości. - Jestem pewna, że potrafisz zadowolić moje ciało jak nikt inny - powiedziała. Czekał, aż powie słowa, które chciał usłyszeć, ale nie nadeszły. Nie była pewna, czy
go kochała, więc pewnie właśnie przez to tak nagle się na niego emocjonalnie zamknęła. A może była pewna, że go nie kochała i po prostu nie skończyła jeszcze wykorzystywać go dla własnej rozrywki. - Widzę, jak to jest między nami - powiedziała, odsuwając jej rękę.- Zamiast zrobić dla nas czystą przerwę, która byłaby najlepsza, chcesz, abym czekał, aż zdecydujesz, że masz mnie dosyć. Dlaczego ociągać to, co jest nieuniknione? Zamknęła oczy i przechyliła głowę do tyłu, oddychając powoli. Nie obchodziło go, jeżeli doprowadzi ją do łez. - Ale ja nigdy nie będę miała dość, Adam. Nie rozumiesz, że jestem od ciebie uzależniona? Uzależnienia nigdy nie były zdrowe. Był na to pozytywnym przykładem. - Obydwoje znamy najlepszy sposób na zerwanie z nałogiem - powiedział. Skinęła głową, a świeże łzy spłynęły po jej policzkach. - Całkowite z nim zerwanie. Naprawdę zamierzała odejść? Naprawdę zamierzał powiedzieć, aby odeszła? Co do kurwy było z nim nie tak? Nie zamierzał pozwolić, aby go wykorzystała tylko po to, żeby zostawić go później. Właśnie to było z nim nie tak. - Masz rację - powiedziała, gdy patrzył na nią przez długą chwilę ze złością.- Będzie lepiej, jeśli już pójdę. Nie zamierzała o niego walczyć? Ani trochę? Tak łatwo z niego zrezygnowała. Nie zaskoczyło go to - każdy w jego życiu ostatecznie z niego rezygnował - ale to wciąż sprawiało ból. Czuł żywy ból. - Taa - powiedział. Chciał ją wziąć w ramiona i pocałunkami wbić jej nieco rozumu do głowy. Chciał zmusić ją, aby go zrozumiała i kochać ją bez wyjątków - rozpaczliwie też chciał, aby i ona go tak kochała. Część niego chciała wycofać się z tego wszystkiego i dać jej to czego chciała, aby móc ją wciąż mieć. Ale pozwolił jej odejść. Musiał. Bo druga część niego nie mogła się wycofać. Musiał wiedzieć, że była gotowa o niego walczyć, wybrać jego. Że wreszcie zdecyduje się odepchnąć od siebie wszystkie swoje obawy i po prostu powie, że go kocha, nie ważne co. Próbował być lepszym mężczyzną i robić odpowiednie rzeczy, próbował być silny i bronić tego w co wierzył, próbował być racjonalny i nie kierować się swoimi emocjami lub libido.
Boże, zachowywanie się jak dorosły było do bani. - Zadzwonię do ciebie, gdy już wszystko sobie poukładam - powiedziała z otwartych drzwi.- Proszę, nie rezygnuj z nas jeszcze. Ja? pomyślał. To ty z nas zrezygnowałaś. Ale powiedział: - Będę czekać na twój telefon. I wiedział, że tak będzie, bo nic się nie zmieniło w tym co do niej czuł. Jeśli już, to kochał ją jeszcze bardziej za posiadanie siły, aby od niego odejść. Co nie miało dla niego sensu. Drzwi zamknęły się za nią z karzącym kliknięciem. Adam opadł z powrotem na materac i ukrył twarz pod poduszką. Idź za nią. Idź za nią, nakazywała jego lekkomyślna strona. Niech zostanie. Spraw, aby została, nawet jeśli będziesz musiał ją porwać i przywiązać do pierdolonego łóżka. Daj jej przestrzeń, powiedziała jego racjonalna strona. Zaufaj jej, że wie czego chce. Znienawidzi cię, jeśli będziesz zachowywać się jak stalker. Wróci, jeśli naprawdę cię kocha. Więc poszedł na kompromis. Da jej tydzień na rozpatrzenie tej psychologicznej bzdury i na zadzwonienie do niego. Jeżeli przez ten czas się do niego nie odezwie, pojedzie do niej i wytłumaczy dlaczego uważa, że powinni być razem. Tydzień? zaprotestowała jego beztroska strona. - Trzy dni - powiedział na głos i odrzucił poduszkę na bok, aby móc wbić wzrok w sufit i przemyśleć słowa, których musiał użyć, aby ją odzyskać. Nie był pewien jak długo wpatrywał się w sufit albo jak długo myślał o tym, gdzie popełnił błąd. Pewnie leżałby tak przez całą noc, gdyby nie zadzwonił jego telefon. Po spędzeniu większości wieczora na gapienia się w niego i chceniu, aby zadzwonił, zdziwił się, że odebrał z taką wątpliwością. Na ekranie pojawiło się imię Gabe'a, a jego serce ścisnęło się od rozczarowania. Więc Madison jeszcze nie podjęła decyzji. Przynajmniej mógł z kimś porozmawiać. - Joł - odpowiedział, mając nadzieję, że Gabe nie dostrzeże emocji w jego głosie. Musiał się wziąć w garść zanim chłopaki wrócą do Nowego Orleanu. - Jesteś w hotelu?- zapytał Gabe. - Taa. - Mógłbyś coś dla mnie zrobić?
- Tak sądzę - nie było przecież tak, że miał coś lepszego do roboty. - Mógłbyś sprawdzić jak ma się przyjaciółka Melanie, Nikki? Przez cały weekend nie odezwała się do niej, przez co Mel zaczyna się martwić. - Uch - Adam doszedł do wniosków, że była to dziwna prośba.- Niby jak mam sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku? - Po prostu zapukaj do drzwi od jej pokoju, które są obok twoje i sprawdź, czy odpowie. Adam wyślizgnął się z łóżka i złapał za parę spodenek, które leżały na kanapie. Telefon przytrzymał ramieniem przy uchu, gdy je założył. - Jest jakiś powód?- zapytał Adam, łapiąc za klucz swojego pokoju, gdy wyszedł na korytarz. - Przy Nikki zawsze jest jakiś powód, aby zacząć się martwić - powiedział Gabe. - Jest tam?- Adam usłyszał Melanie w tle. - Sprawdza. - Pewnie nic jej nie jest - powiedziała Melanie.- Pewnie nie odbiera telefonu, bo jest na mnie zła. Adam zastukał do drzwi obok jego i zaczekał. Zapukał głośniej, gdy po drugiej stronie nie rozległ się żaden dźwięk ruchu. - Nikki, jesteś tam? Wciąż żadnej odpowiedzi. - No i?- zapytał Gabe. - Nie otwiera drziw. Wydaje mi się, że zasnęła. - Ma mocny sen?- Gabe zapytał Melanie. - Nie, cierpi na bezsenności. No chyba, że śpi ze mną, albo bierze tabletki. - Pewnie zwiedza miasto - Gabe próbował przekonać swoją zmartwioną dziewczynę. Adam stanął przed pokojem hotelowym i skinął głową w stronę dobrze ubranej kobiecie, która znalazła się na korytarzu. Jej kroki zwolniły, gdy zbliżyła się do niego, aby móc uważniej przyjrzeć się jego nagiemu torsowi. Jeżeli szukałby towarzystwa, a to z pewnością by mu się przydało, pewnie by się na nią zdecydował. Ale chciał tylko wrócić do swojego pokoju i zostać sam na sam ze swoimi zmartwieniami. Odwrócił się plecami do kobiety i oparł nagim ramieniem o ścianę. - Mogę już zająć się sobą?- zapytał Adam.
- Możesz skoczyć po zapasowy klucz i sprawdzić, czy jest w środku?- zapytał Gabe. Adam westchnął. - Ta kobieta w ogóle potrafi zająć się sobą? - Nieszczególnie. W tym właśnie tkwi problem. - Dobra - powiedział Adam, zanim poszedł po zapasowe klucze, które każdy mu zostawił zanim rozjechali się w różne strony podczas ich krótkiej przerwy. Po złapaniu za odpowiedni, wsunął go w zamek i został nagrodzony zielonym światłem. Zabezpieczanie nie było włączone, więc pewnie nikogo nie było w pokoju, ale wiedział, że Gabe i Melanie nie dadzą mu spokoju dopóki nie sprawdzi porządnie. Otworzył drzwi. - Nikki, tu Adam. Wchodzę. Wszystko w porządku? Poczekał przez napiętą chwilę, nasłuchując dźwięków jakiegoś ruchu. - Jest tam?- Gabe znowu zapytał. - Spokojnie, stary. Właśnie sprawdzam. Nie chcę od tak sobie wejść, gdy ktoś wyceluje we mnie ze spluwy. Szerzej otworzył drzwi. Pokój był ciemny i opuszczony. Na jednym łóżku znajdowała się otwarta walizka i kosmetyczka w łazience, ale nie było innych oznak, że ktoś był w pokoju. Żaden z ręczników nie był użyty, a łóżko wciąż było zaścielone. - Nie ma jej tutaj. Wygląda na to, że nie było jej przez cały dzień. Być może nawet ostatniej nocy. - Nie ma jej tam - Gabe powtórzył Melanie. - Gdzie mogłaby być?- zapytała Melanie, teraz brzmiąc na bardziej zmartwioną niż była na początku, gdy Gabe zadzwonił do niego. - Jestem pewien, że nic jej nie jest. - Zostawię jej notatkę, aby do was zadzwoniła i jeśli usłyszę, żeby później przyszła, to sam do ciebie zadzwonię i dam wam znać - powiedział Adam, gdy zaczął szukać czegoś do pisania. - Dzięki, stary. Naprawdę doceniam twoją pomoc. - Nie zrobiłem zbyt wiele - Adam naskrobał koślawą wiadomość i przykleił ją do drzwi łazienki. Podejrzewał, że Nikki w końcu ją zauważy, bo była niemożliwa do przegapienia. - Hej, próbowałeś. Sory, że ci przeszkadzam. Dobrze się bawisz ze swoją kobietą? Adam zawahał się. Większość czasu z Madison była niesamowita, a nie chciał poruszać swoich problemów z Gabe'em - czy z kimkolwiek - więc powiedział:
- Taa. Muszę kończyć. - Okay. Później do ciebie zadzwonię. Jeszcze raz dzięki, stary - Gabe rozłączył się. Uwagę Adama przykuła kosmetyczka i kosmetyki, które znajdowały się na blacie łazienkowej półki. Nie mógł się powstrzymać przed dotknięciem kobiecej zawartości. W jego hotelowej łazience nie będzie takich rzeczy. Żadnych namacalnych dowodów z wyjątkiem dziury, jaką Madison zostawiła w jego piersi. Pewnie powinien wyjść i zatopić swoje smutki w butelce whiskey. A może powinien znaleźć coś, co bardziej by mu się spodobało. Jego żyły zamrowiły na samo wspomnienie heroiny, którą w nie wstrzykiwał. Ścisnął mu się żołądek na uczucie tego pragnienia, które tak naprawdę nigdy go nie opuściło. Jego umysł zatopił się w myśląc euforii o jego ulubionej części bycia na haju - nie martwienia się o nic. Ale już nie próbował rozwiązać swoich problemów w ten sposób. Tylko że teraz nie miał pojęcia jak spróbować je rozwiązać, gdy był czysty. Zwykle dzwonił do Madison i rozmawiał z nią o tym, ale te bezpieczne niebiosa były już dla niego zamknięte. Zniknęła kilka marnych godzin temu, a już zwiądł bez niej. - Do jasnej cholery, poradzisz sobie przez trzy dni - skarcił samego siebie. Dawniej musiał znieść zacznie dłuższą rozłąkę. Ale nigdy wcześniej nie przechodził przez tą druzgocącą agonię i nie był pewien jak sobie z nią poradzić. Nie wiedział jak zapomnieć o bólu. Cóż, w sumie to wiedział. Nie wiedział tego, czy będzie w stanie oprzeć się pokusie.
Rozdział 14
Madison spojrzała na znak odprawy nad bramką i zacisnęła dłonie. Dlaczego nie powiedziała tak? Dlaczego odeszła? I dlaczego była tak cholernie głupia? Kochała Adama. Chciała za niego wyjść. Chciała z nim spędzić resztę swojego życia. Powinna skorzystać z tej okazji zostania jego żoną. A jej wahanie zraniło go. Wiedziała o tym. Widziała jego ból w tym jak opuścił ramiona i uniknął jej dotyku, gdy nie chciał spojrzeć jej w oczy. Próbowała trzymać go na wyciągnięcie ręki, aby zniszczenie jej nie skończyło się tak beznadziejnie. Bardzo beznadziejnie. Była przekonana, że przez nią czuł się tak, jakby już niczego nie znaczył. Że był jak utalentowana, seks zabawka, ale nie było to nawet bliskie prawdy. Myślała, że dając mu to co myślała, że chce - cudowny seks podczas gdy próbowała poukładać swoje durne myśli przemyśleć głupie życie zaspokoi jego zainteresowanie na tyle długo, aby mogła sobie wszystko przemyśleć. Nie udało się. Praktycznie powiedział jej, że ma się pierdolić. Najgorsze było to, że zasługiwała na jego pogardę. Jak na kogoś, komu płacono, aby pomogła innym ludziom nakierować życie na właściwą ścieżkę, z pewnością kiepsko radziła sobie ze swoim własnym. Wsunęła dłoń w kieszeń swoich dżinsów i wyciągnęła telefon. Mogła do niego zadzwonić. Przeprosić. Przyjąć jego oświadczyny. Zamieszkać z nim. Powiedzieć mu, że nie chciała tylko jego ciała, ale pragnęła też jego serca. Jego duszy. Chciała go całego. Zamiast tego wybrała numer do Kennedy. Od urodzenia były nierozłączne - w sumie to ich więź zaczęła się przed narodzinami. Nikt nie znał jej lepiej niż jej bliźniaczka. Jeżeli ktoś mógłby wyjaśnić Madison dlaczego zachowywała się jak postrzelona idiotka, to tą osobą była Kennedy. I Madison wiedziała, że jej siostra nie szczędziłaby jej szorstkich słów. Madison uniosła swój smartphone do ucha i zmarszczyła brwi, gdy czekała na połączenie. Miała nadzieję, że jej siostra nie była z pacjentem. Naprawdę musiała z kimś porozmawiać. - Uch, jakim cudem znalazłaś chwilę, aby do mnie zadzwonić?- odebrała Kennedy.-
Nie jesteś zbyt zajęta uprawianiem seksu, że znalazłaś dla mnie chwilę? Oczy Madison wypełniły się łzami na same usłyszenie przekory w głosie Kennedy. - Wszystko spieprzyłam - Madison powiedziała szybko. Gula w jej gardle utrudniała oddychanie, nie wspominając już o mówieniu. - Co się stało? Brzmisz na smutną, a kiedy ty jesteś smutna, to ja też jestem. - Adam poprosił mnie o rękę. Po drugiej stronie nastała długa chwila ciszy. - I?- Kennedy przeciągnęła to słowo. - I nie powiedziałam tak. Następna przerwa. - Powiedziałaś nie? - Tego też nie powiedziałam. Nie dokładnie. Powiedziałam mu, że musimy o tym porozmawiać, a potem wystraszyłam się. A potem przespaliśmy się ze sobą i poprosił mnie, abym z nim zamieszkała i znowu się wystraszyłam. A później chyba z nim zerwałam. Nie jestem pewna. W tej chwili nie jestem pewna niczego. Wyszłam, ale nie sądzę, żebym chciała odchodzić. Nie chciałam odchodzić, ale wtedy wydawało mi się to jedyną możliwą opcją, bo nie myślałam jasno i nie słuchałam uważnie. Co ja wyprawiam, Kennedy? Nie wiem co ja wyprawiam - otarła głupie łzy. Lotnisko nie było miejscem na emocjonalne załamanie się. Ludzie zaczęli się gapić. - Gdzie jesteś, kochanie? - Jestem na lotnisku i próbuję znaleźć wcześniejszy lot - miała nadzieję, że prędko zwolni się jakieś miejsce, aby nie musiała spędzić całego dnia na lotnisku. Jej zarezerwowany lot miał miejsce dopiero następnego dnia, więc nie wróżyło to niczego dobrego. - To dobrze. Pomogę ci wszystko poukładać, gdy już wrócisz. O której ląduje twój samolot? Upewnię się, żeby wrócić do domu, gdy przyjedziesz. - Nie odwołuj spotkań czy czegoś. Nic mi nie będzie. - O której, Madison? - Myślę, że wpół do czwartej. Powiedzieli, że moje najlepsze szanse są na lot po drugiej - otarła kilka łez, które dalej nadpływały. Zawsze mogła liczyć na swoją siostrę, że ta będzie dla niej.- Jestem pewna, że przez odejście popełniłam straszny błąd, Kennedy, ale nie wiedziałam co zrobić. Spanikowałam. - Zrobiłaś właściwą rzeczy. Nie powinno mu odwalać, bo powiedziałaś, że musisz
porozmawiać o czymś tak poważnym jak małżeństwo. Nawet nie wiedziałam, że małżeństwo znajdowało się w jego planach. Jednym z głównych problemów było to, że Adam nie brał małżeństwa na poważnie. Uważał, że był to kaprys. Madison podciągnęła nosem i sięgnęła do swojej torebki po chusteczkę. - Ja też nie. Byłam całkowicie zaskoczona. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to zrobił. Ale tak strasznie to spieprzyłam. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek mi wybaczył. - To nie ty spieprzyłaś, tylko on. I najwidoczniej traktuje cię bardziej poważnie niż ty jego. Madison zamknęła oczy i pokręciła głową. - Ale tak nie jest. Powinnam się zgodzić. Nie wiem, dlaczego tego nie zrobiłam. Jest dla mnie wszystkim. Kocham go. Chcę za niego wyjść. Naprawdę. Tylko, że ja... jestem zdezorientowana. Albo... nie wiem. Chyba majaczę. Pogryzły mnie komary. Do symptomów Eboli zalicza się majaczenie? - Nie masz Eboli, Madison. Komary jej nie przenoszą. - Wiem. To tylko taki żart - najwidoczniej nie był dobry. - Szczerze mówiąc, Madi, coś cię powstrzymało. Jakiś ważny powód powstrzymał cię od przyjęcia jego oświadczyn. - Ale ja go kocham. Tak bardzo go kocham, Kennedy. - Nie wystarcza tylko miłości, aby zostać żoną mężczyzny. Wiesz, że wzięcie z nim ślubu będzie wielkim wyzwaniem. Jest celebrytą. I nałogowcem. - Na odwyku - czasami nienawidziła jak szczera potrafiła być jej siostra. Rzadko kiedy się unosiła. I Madison kiedyś była taka sama. Cieszyła się, że Adam pokazał jej jak kierować się namiętnością. Żałowała tylko, że zaakceptowanie tej części siebie przerażało ją tak bardzo. Kennedy zignorowała jej uwagę. - Rozmawiałaś z nim wcześniej o małżeństwie zanim z nim wyskoczył? - Nie - powiedziała Madison.- Właśnie dlatego tak mnie to odrzuciło. Staliśmy na bagnach i żartowaliśmy na temat ryb, aligatorów i komarów, a następne co było, to oświadczył się na jednym kolanie i... Wciąż mogła sobie go wyobrazić u jej stóp, wpatrującego się w nią w absolutnym uwielbieniu, podczas gdy w pierścionku odbijały się promienie słońca. Wzięła głęboki oddech. - Powinnaś zobaczyć ten pierścionek, który próbował mi dać. Był piękny. I moje
serce chciało, abym powiedziała tak, ale całkowicie zamarłam - wydmuchała nos i wyrzuciła chusteczkę do pobliskiego śmietnika. - Próbowałaś z nim o tym porozmawiać? - Oczywiście, że tak, ale skrzywdziłam go tym, że nie przyjęłam go natychmiast. Myśli, że go nie kocham dlatego, że nie kierowałam się ślepymi emocjami tylko logiką. - Powiedział ci to? Madison zaczęła bawić się plastikowym oparciem swojego krzesła. - Cóż, nie dokładnie, ale mogłam odgadnąć o czym myślał. - Może potrzebuje kilku dni dla siebie, aby to przemyśleć - powiedziała Kennedy. - Ale boję się, że pomyśli, iż go nie kocham. Że dlatego odeszłam. Że naprawdę go zostawiłam. Na dobre. Wydaje mi się, że muszę natychmiast wracać i sprawić, aby mnie wysłuchał. Aby zrozumiał. - On nie jest rozsądnym mężczyzną, Madison. Całkowicie kieruje się emocjami i pożądaniem. Naprawdę nie rozumiem co w nim widzisz. Jesteście całkowitymi przeciwieństwami. Madison westchnęła. - Właśnie to kocham w nim najbardziej, że jesteśmy tacy różni. Wyciąga ze mnie rzeczy, o których nie miałam pojęcia, że w sobie wstrzymuję. Wiesz o tym?- oczywiście, że Kennedy nie wiedziała. Umawiała się tylko z Panem Jestem Bezpieczny i Doktorem Odpowiednim.- Potrzebuję tego, Kennedy. Potrzebuję go w swoim życiu. A on potrzebuje mnie w swoim. - Doktor Fairbanks - Madison usłyszała recepcjonistkę Kennedy.- Jeden z pani pacjentów jest tutaj. - Dziękuję, Cyndi. Daj mi chwilkę - odpowiedziała jej Kennedy.- Będę w domu, gdy przyjedziesz, więc wtedy porozmawiamy o tym jak rozsądni dorośli - powiedziała Madison. Miała na myśli, że jak psychiatra i terapeutka. Kennedy wciąż nie wiedziała, że Madison została zwolniona. Nie miały czasu, aby dodać tą odrobinę szaleństwa do ich obecnej rozmowy. Kennedy już wystarczająco nie przepadała za Adamem; wkurzyłaby się, gdyby dowiedziała się, że to on był odpowiedzialny - przynajmniej częściowo - za zwolnienie Madison. - Dobrze - powiedziała Madison.- Zobaczymy się za kilka godzin. - Kocham cię, siostrzyczko. - Ja ciebie też kocham.
Gdy się rozłączyła, Madison poczuła się tak jakby koło ratunkowe zostało wyszarpnięte z jej rąk. Zawsze czuła się nieco odłączona od świata, gdy nie widziała swojej bliźniaczki przez kilka dni, więc nagłe uczucie paniki stało się jeszcze silniejsze. I śmieszniejsze. Nigdy nie zrozumiała tak do końca przez co przechodzili jej pacjenci podczas napadów lękowych. Teraz całkowicie to rozumiała i żałowała, że nie była bardziej wyrozumiała w ich potrzebie zażycia Valium. Madison wzięła kilka uspokajających oddechów i schowała telefon do torebki. - Proszę pasażerkę Madison Fairbanks do zgłoszenia się do Bramy C10. Pasażerka Madison Fairbanks. Madison zawahała się po usłyszeniu tego ogłoszenia, ale nie wiedziała dlaczego. Musiała wrócić do domu, gdzie czuła się pewnie i bezpiecznie, aby móc zdecydować się na kolejny krok. Adam powiedział, że poczeka. Ale jak długo? Sam się nie określił. Nie był cierpliwym człowiekiem. Im szybciej uzmysłowi sobie jak pojednać serce z głową, tym szybciej będzie mogła do niego wrócić. Bo była całkiem pewna, że jej serce wygra tą konkretną walkę. Wstała z niewygodnego, lotniskowego krzesła i skierowała się do okienka bramki. - Nazywam się Madison Fairbanks - powiedziała obsłudze. - W następnym locie do Dallas znajduje się wolne miejsce. Kobieta oderwała wzrok od ekranu, gdy Madison nie odezwała się ani słowem. - Jeżeli zmieniła pani zdanie, to jest inny pasażer... - Wezmę je - powiedziała, nie będąc pewna dlaczego na te słowa ścisnął się jej żołądek. Jeżeli dla odmiany Adam porozmawiał z nią wtedy, kiedy musiała porozmawiać i wysłuchałby ją, to nie musiałaby wyjeżdżać. I jeżeli nie byłaby takim tchórzem wobec podejmowania życiowych decyzji... Ale powinna móc przemyśleć takie sprawy, prawda? To że on był impulsywny, bezmyślny i odważny nie oznaczało, że ona też musiała, prawda? Przetarła twarz obiema dłońmi. Kennedy pomoże jej rozwikłać tą plątaninę myśli. Nagle nie mogła się doczekać, aby wrócić do domu. - Poproszę o dowód ze zdjęciem. - Słucham?- powiedziała Madison, słysząc co mówiła kobieta, ale współpracując z całą resztą. - Prawo jazdy? Paszport? - Och, przepraszam - powiedziała.- Jestem nieco rozkojarzona. Pokazała jej dowód i dostała bilet na pokład. Ruszyła w stronę ogromnych okien, przez które oglądała jak pracownicy lotniska przerzucają bagaże do wózków, które znajdowały się pod samolotem. Nie była pewna, czy jej różowa walizka trafi do
odpowiedniego samolotu. Co prawda sprawdzili ją, gdy poszła do odprawy, ale nie sądziła, że będą wiedzieli w jakim samolocie ją umiejscowić. Jednak lotnisko zdawało się mieć rozwiązanie dla jej sprawy, więc pewnie nie powinna się tym martwić, aż nie wróci do Dallas. Jeszcze minie sporo czasu, zanim wejdzie na pokład. I weekend, którego tak wypatrywała, dobiegnie końca. Kompletna katastrofa. Czy jej życie jeszcze bardziej mogło się pogorszyć? Doszła do wniosku, że nie powinna była kusić przeznaczenia, gdy tak wpatrywała się w samolot, który wkrótce uniesie ją dziesięć tysięcy stóp nad ziemię. Napięła się, gdy wyczuła za sobą czyjąś obecność. - Więc znowu się spotykamy - dziwnie znajomy głos powiedział jej do ucha.Spotkanie się raz było szansą, za drugim razem był to przypadek, za trzecim cud, ale za czwartym? Musi to być przeznaczenie. Już wcześniej słyszała ten głos - u rycerza, który odważnie prosił o zadowolenie tyłka królowej. Odwróciła głowę i ścisnął się jej żołądek. Dobrze znała tą twarz. Był to chłopak, który siedział obok niej w samolocie do Nowego Orleanu i śledził ją na lotnisku. To on był właśnie tą osobą, która rozpoczęła jej upadek bez powrotu w klubie? Cóż, na to wychodziło. Jasne, przeznaczenie, pomyślała. Śledził ją. Ale dlaczego? - Teraz już nie jesteś dla mnie taka dobra, mała królowo?- powiedział. Złapał między swoje zęby dolną wargę i zmierzył ją wzrokiem. Znowu. Jednak nie wyobrażał sobie jej nagiej. Widział ją słabą. Albo najsilniejszą w tym całym bałaganie. - Przepraszam - powiedziała, zgrywając głupią.- Czy my się znamy? - Twój tyłeczek dobrze zapoznał się z moimi ustami. Palcami. Moim fiutem. Uniosła na niego brew i pokręciła głową. - Obawiam się, że pomyliłeś mnie z kimś innym. - Po minie twojego kochanka załapałem, że nigdy nie doszłaś tak mocno jak wtedy, gdy pierdoliłem twój tyłek. - Nie masz pojęcia o tym do jakiego orgazmu potrafi doprowadzić mnie mój kochanek. I jak sobie przypominam, był we mnie w tamtym momencie. Chris zaśmiał się. - Nie na długo. Jak ja sobie przypominam, gdy tylko doszłaś, opadł mu i wyszedł z pokoju. A gdzie jest teraz? Jak na kogoś kim nazywasz chłopakiem, z pewnością często
zostawia cię samą. Jej serce ścisnęło się. Adam teraz naprawdę będzie często zostawiać ją samą. - Mój związek z moim kochankiem nie jest twoją sprawą. A teraz spadaj. Nie powinniśmy rozmawiać o sprawach z klubu poza jego ścianami. Pamiętasz. - Moja pamięć nie zawodzi - przesunął palcem w dół jej policzka, przez co trzepnęła go w rękę.- Miałem fiuta w twojej dupie za każdym razem, gdy doszłaś tamtej nocy. Nie miałaś dojść. Nie jesteś taka słodka i niewinna jaką zgrywasz. Parsknęła śmiechem. - Masz rację, nie jestem. Lubię na ostro i brudno. Gdy ktoś mnie pieprzy od tyłu dochodzę jak nigdy. Ale to nie oznacza, że możesz rozmawiać ze mną poza klubem. Spadaj. Zrzedła mu mina. - Nie możesz mnie odprawić. - Wydaje mi się, że już to zrobiłam. Chris skrzywił się na nią. - Wy, suki, jesteście takie same. - Masz rację, żadna z nas cię nie chce. Chris odsunął się, na co Madison chwyciła się ramy okna za sobą - nie zamierzała się ruszyć ze swojego miejsca, chociaż chciała uciec. Kiedy chodziło o podjęcie walki lub zastosowanie ucieczki, zazwyczaj uciekała, ale nie tym razem. Nie była już przerażonym kociakiem. Była tygrysicą - lwicą - i już nie będzie powstrzymywać swojego ryku. Rozkwitła w niej nowo znaleziona siła. Nie wiedziała kiedy ani nawet dlaczego, ale nie bała się już powiedzieć tego, czego chciała. A w tym momencie chciała, aby ten dupek spadał. Bała się, że mógł jej zrobić fizyczną krzywdę? Cholera, oczywiście. Przerażał ją fakt, że ciągle na siebie wpadali? Oczywiście. Ale skończyła z byciem cudzą wycieraczką. Teraz zamierzała bronić swojego zdania i brać to, czego chciała. Gdyby tylko mogła zorientować się czego tak chciała. - Pierdol się - powiedział Chris. - Już to zrobiłeś. I wierz mi, miałam lepszych - machnęła na niego lekceważąco. Posłał jej ostatnie spojrzenie pełne obrzydzenia - jego wargi i brwi wygięły się w nieprzyjemnym grymasie - zanim odwrócił się i odszedł. - Jeżeli znowu cię zobaczę, to zadzwonię na gliny!- krzyknęła za nim. Nie była pewna, czy usłyszał jej groźbę. Skupił się na odejściu.
Kiedy zniknął jej z oczu, Madison wciągnęła głęboki oddech, a jej całe ciało zadrżało od adrenaliny, która wypełniła jej żyły. Obiema dłońmi potarła swoją twarz i osunęła się na pobliskie krzesło. Gdy próbowała złapać oddech, czuła się bardziej jak zdegustowany kot domowy niż lwica. Dlaczego ciągle wpadała na tego chłopaka? Było niemal tak, jakby ją śledził. I jakim cudem dostał się do klubu? Wiedziała, że w tym miejscu dostaje się tylko zaproszenia. Leciał na nią, czy był to przypadek? Obydwie opcje przyprawiały ją o dreszcz. A obecne, ponowne wpadnięcie na niego na lotnisku? Było to zbyt dziwne. Zaczęła się zastanawiać, czy powinna zacząć się martwić jego ponownym pojawieniem, czy pozbyła się go na dobre. Nagadanie mu było cudownym uczuciem. Była zbyt zmęczona bycia miłą i pokorną. Pewnie powinna winić Adama za jej oddanie w wybraniu tej dzikiej ścieżki, wypięciem się i wygranej. Adam. To nie on ją zmienił. Po prostu pomógł jej odkryć to kim była. Musiała znaleźć sposób, aby do niego wrócić. Jej pierwszym instynktem było natychmiastowe opuszczenie lotniska i zrobienia wszystkiego, aby go odzyskać. Ale musiała sobie wiele przemyśleć - to się nie zmieniło. Musiała zdać sobie sprawę czego tak naprawdę chciała, zanim by za nim ruszyła. Cholera. Miała nadzieję, że jej serce, głowa i dusza prędko dojdą do porozumienia, bo to przeciąganie doprowadzało ją do szaleństwa. Mogła sobie tylko wyobrażać jak w tej pochrzanionej sytuacji czuł się Adam. Ale była chętna, zawsze była chętna, na bycie cierpliwą wobec jego potrzeb. Nie powinien zrozumieć chociaż tego? Kilka godzin później Madison upuściła swoją torbę - dotarła do odpowiedniego samolotu i została wypakowana jako pierwsza - na progu tylnych drzwi starego, skrzypiącego domu na farmie, który dzieliła z siostrą. Podczas lotu poukładała nieco swoje poplątane uczucia. Cieszyła się, że Chrisa nie było na pokładzie jej samolotu. Dzięki Bogu, że przepadł na dobre. Nie potrzebowała dodatkowego stresu. Mentalnie przybiła sobie piątkę za poradzeniem sobie z nim, gdy podszedł do niej w terminalu. Była pewna, że już nigdy go nie zobaczy, nawet jeżeli będzie pamiętać o nim przez kilka dni - raczej jej tyłek, który wciąż odczuwał jego braki delikatnych umiejętności. Po wydarzeniach w klubie była pewna, że uwielbiała seks analny dlatego, że to Adam był w nim taki dobry. Nie zdawała sobie sprawy jakie miała szczęście. Nieziemski zapach cynamonu i wanilii oraz wypiekanego ciasta drożdżowego poprowadziło ją prosto do kuchni. Zatrzymała się w progu i zaciągnęła głęboko zapachem, gdy przyglądała się jak Kennedy nałożyła lukier na parujące cynamonowe bułeczki, które właśnie wyciągnęła z piekarnika. - Kocham cię - Madison powiedziała słabo. Nie pamiętała, kiedy ostatnio Kennedy
zrobiła cynamonowe bułeczki. Jej siostra była tak bardzo zajęta szkołą medyczną i swoją rezydenturą jako psychiatra, że ledwo co znajdowała czas na jedzenie, nie wspominając już o pieczeniu. Kennedy odwróciła się, aby uśmiechnąć się do niej. Na opalonym policzku miała rozmazaną mąkę i na chwilę Madison przeniosła się do czasów, kiedy to ich babcia stała przy tym samym piekarniku z mąką na swoim policzku, uśmiechając się, gdy obserwowała swoje dwie wnuczki jak te chichoczą podczas ugniatania ciasta z tego samego przepisu, którego właśnie użyła Kennedy. Boże, jak Madison tęskniła za tą niesamowitą kobietą. Przynajmniej wciąż miała dom i wspomnienia. A co było najważniejsze w tym momencie, jej przepis na przepyszne cynamonowe bułeczki. - Kochasz mnie czy moje wypieki?- zażartowała Kennedy. - Jedno i drugie - Madison usiadła na stołku przy wyspie, która znajdowała się pośrodku kuchni i wsunęła pod siebie stopy. - Pomyślałam, że przyda ci się nieco słodkiej terapii. - Mądrala - powiedziała Madison. Kennedy nałożyła jedno ciepłe, lepkie ciastko na talerz i popchnęła go w stronę Madison, zanim sama się obsłużyła i zajęła miejsce obok niej. - Jak minął ci lot?- Kennedy zapytała Madison, gdy ta chwyciła za przysmak i wsunęła go sobie do ust. Jej uwadze nie umknęło, że Kennedy wybrała dla niej najlepszy kawałek - najmiększy i najbardziej ciągnący się. Zwykle walczyły ze sobą o przywilej najlepszego kąska. - W porządku - powiedziała Madison, zlizując lukier z palców.- Nieco martwiłam się o mój bagaż, ale trafił do odpowiedniego samolotu i czekał na mnie, gdy wylądowałam w Dallas. - A teraz mów - powiedziała Kennedy.- No chyba, że muszę cię wypytać? Nie musiała, nie Kennedy. Mogła powiedzieć Kennedy o wszystkim. Więc to zrobiła. Zaczęła od zakupów i od tego, jak Adam poprosił ją, aby poczekała na zewnątrz, podczas gdy sam pokłócił się z Phaedrą. - Zawsze ukrywa przed tobą rzeczy - powiedziała Kennedy. - Nie sądzę, iż wierzy, że ktokolwiek może pokochać go całego. Kennedy pokręciła głową. - W ogóle nie jest gotowy na małżeństwo. Madison nie patrzyła tak na to z tej strony, przynajmniej nieświadomie. Ale może właśnie dlatego się zawahała. Nie dlatego, że to ona nie była gotowa się ustatkować i
wyjść za Adama, ale ponieważ wiedziała, że to on nie był gotowy na ten krok. - Chyba masz rację - powiedziała Madison. - Wiesz, że zawsze ją mam. - Kocham cię. - Kochasz mnie czy moją psychiatryczną ewolucję? Madison zaśmiała się. - Jedno i drugie. Następnie Madison opowiedziała jej o wczesnym obiedzie z Shade'em i Owenem. Na wzmiankę o Owenie, Kennedy się podekscytowała. - Wciąż chciałabym go zapytać dlaczego zrobił sobie kolczyk w swoim sprzęcie. Madison pokręciła na nią głową. - Myślisz. Tylko. O. Jednym. - Możesz go o to zapytać dla mnie - stwierdziła Kennedy. - W tym momencie musi się martwić o inne rzeczy - odpowiedziała jej Madison. Jej siostrze opadła szczęka, gdy opowiedziała Kennedy o ciąży Lindsey. - O mój Boże, skończycie w programie Maury'rego Povich'a, prawda? - Zamknij się. Nie skończymy. - Poznałaś tą laskę? Jest największą zdzirą jaką kiedykolwiek widziałaś? - Taa, poznałam ją. I jest tylko normalną dziewczyną. Bardzo ładną. Całkowicie skupiła się na Owenie. - Jak kobieta może nie wiedzieć kim jest ojciec jej dziecka? To znaczy, no powiedz mi, Madison, jak kobiecie może podobać się seks z bandą nieznajomych facetów? To pochrzanione na czyjekolwiek standardy. Madison poczerwieniała i skupiła się na swojej bułeczce, jakby próbowała poruszyć nią siłą umysłu. - Nie mówisz mi o czymś - powiedziała Kennedy. Dźgnęła Madison łokciem w żebra, gdy ta dalej wgapiała się w swój talerz.- Madison? - Adam zabrał mnie do pewnego klubu - powiedziała.- No i... - wzruszyła ramionami. - Do seks klubu? Myślałam, że będziesz tylko obserwować.
Madison zagryzła wargę. - Cóż, właśnie to planowałam, ale zatraciłam się w chwili. Cóż, mam doświadczenie w przespaniu się z bandą nieznajomych. Teraz nie mogę za to oceniać Lindsey, prawda? Madison zerknęła na swoją siostrę, która zdawała się próbować złapać muchy swoją rozdziawioną buzią. Kiedy Kennedy wreszcie wciągnęła oddech, wypaliła: - Nie mogę uwierzyć, że Adam zmusił cię... - Nie zmusił mnie. Prawdę mówiąc, to zaniepokoiło go moje zachowanie. - Jeżeli by cię tam nie zabrał... - Przestań go obwiniać za wszystko, Kennedy. Nie jest czarnym charakterem. - Nie jesteś tą samą osobą odkąd go poznałaś. - Masz rację, nie jestem. Jestem bardziej szczera wobec siebie samej. O wiele mniej boję się być, kim powinnam. Nawet nie wiem dlaczego wróciłam do domu - powiedziała Madison, zsuwając się ze swojego krzesła.- Muszę wrócić i wszystko naprawić. - Co? Dzisiaj?- Kennedy zeskoczyła ze swojego stołka i złapała Madison w niedźwiedzi uścisk.- Nie porozmawiasz z nim o tym dopóki tego nie prześpisz. Poza tym nie masz czasu, aby rzucić wszystko i znowu rzucić się za nim w pogoń. W poniedziałek zaczynasz pracę. Madison zatrzymała się i zwiotczała w jej uścisku. - Co do tego... I zwyczajnie ją to przerosło. Nie dawała już rady. W przeciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin jej życie rozbiło się na pół i ciężar tego spadł na nią niczym lawina. Spróbowała powstrzymać łzy, ale te i tak pojawiły się w jej oczach. Kennedy chwyciła ją za ramiona i potrząsnęła. - Co się stało, Madison? - Straciłam p-p-pracę. - Co? Jakim cudem cię zwolniono? - Jakimś cudem Joanna dowiedziała się o moim związku z Adamem i... - O Boże - powiedziała Kennedy, zakrywając usta drżącą dłonią.- O Boże. O Boże. Tak bardzo przepraszam, skarbie. Tak bardzo cię przepraszam - przytuliła mocno zdumioną Madison.- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo mi przykro. O Boże.
Madison pozwoliła Kennedy na tulenie jej, gładzenie po włosach i płakanie wraz z nią, dopóki jej umysł nie zaczął się obracać wokół myśli dlaczego Kennedy było tak strasznie przykro. - To ty jej powiedziałaś!- Madison oskarżyła, odpychając swoją siostrę. Kennedy nie musiała zaprzeczać podejrzeniom Madison; wyraz winy na jej twarzy był oczywisty. - Nie miałam pojęcia - powiedziała Kennedy, unikając oskarżycielskiego spojrzenia Madison. - Nie miałaś pojęcia? Nie miałaś pojęcia o czym, Kennedy? Że przespanie się z jednym z moich klientów jest nieetyczne? - Cóż, o tym akurat wiedziałam - powiedziała.- Nie miałam pojęcia, że cię przez to zwolni. Myślałam, że po prostu porozmawia z tobą o tym, abyś pozbyła się tej trucizny ze swojego życia. - Trucizny? Naprawdę w ten sposób myślisz o Adamie? - Wiesz, że tak myślę, Madi. Już wiele razy powtarzałam ci, że nie jest dla ciebie odpowiedni, ale moje słowa wlatują ci jednym uchem, a wylatują drugim. Pomyślałam, że jeżeli powie ci to ktoś, kogo szanujesz, to może ta myśl zakotwiczy cię między uszami w tej twojej ciemnej masie. - Nie mogę uwierzyć, że wplątałaś w to moją szefową. O czym do cholery myślałaś? - Wiesz, że chcę dla ciebie tego, co najlepsze. - Co jest dla mnie najlepsze! Jakim cudem to miało być dla mnie najlepsze? Straciłam moją pracę i być może miłość życia. Dlaczego tak zaryzykowałaś? Aby udowodnić mi, że masz rację? Naprawdę chcesz, żebym była szczęśliwa? Została zwolniona przez swoją własną siostrę. Madison była tak zdumiona, że nie potrafiła pojąć tej zdrady. Madison wiedziała, że Kennedy nie lubiła Adama - chociaż nigdy go nie spotkała - ale żeby została zwolniona przez związek? Dlaczego zrobiła coś tak druzgocącego dla kariery Madison? Gniew coraz bardziej ją ogarniał, gdy dłużej myślała o przebiegłości swojej siostry. A pod całą tą złością czuła ból. Kennedy chwyciła twarz Madison w swoje dłonie i spróbowała ją zmusić, aby na nią spojrzała. - Oczywiście, że chcę twojego szczęścia. Właśnie dlatego zainterweniowałam. Po prostu nie poszło tak, jak planowałam. Ten mężczyzna jest jak zasłona w twoim życiu, Madi. Widzisz tylko jego. Madison wbiła rozwścieczone spojrzenie prosto w oczy swojej siostry.
- Bo go kocham! A teraz spojrzała na nią spojrzeniem zbitego szczeniaczka. - Powiedziałam, że mi przykro, Madi... - I niby mam się przez to poczuć lepiej? Ugh! Nie mogę nawet na ciebie patrzeć, ty zdradliwa, podła, okrutna, samolubna żmijo - Madison ogarnął gorąc, gdy krzyknęła.Przestań mnie dotykać!- odepchnęła od siebie Kennedy i wybiegła na werandę, gdyż było to jedyne otwarte miejsce do którego jej zdradliwa, och-tak-mi-przykro siostra nie blokowała jej miejsca. Jak Kennedy mogła to zrobić? Naprawdę aż tak bardzo nie mogła znieść związku Madison z Adamem? Jej siostra normalnie była inteligentną osobą. Troskliwą siostrą. To bez wątpliwości była najbardziej głupia i okrutna rzecz jaką kiedykolwiek zrobiła. I Madison nie obchodziło ile razy Kennedy będzie przepraszać, nie zamierzała jej tak łatwo za to wybaczyć. Przezroczyste drzwi otworzyły się z trzaskiem i Madison zbiegła po skrzypiących schodach werandy. Przebiegła przez podwórko, wbijając buty w wysuszoną trawę. Zatrzymała się przed rozłożystym dębem na którego gałęzi wisiała opona robiąca za huśtawkę i pochyliła się, aby dotknąć szorstkiego materiału. Drżały jej kolana. Cholera, całe jej ciało się trzęsło. Madison potarła środek swoich piersi i zassała uspokajające oddechy. Nie miała do kogo uciec. Nie do Adama - nie będzie chciał usłyszeć jej historii po tym jak go zostawiła. Nie do jej najlepszej przyjaciółki - bo była nią Kennedy. Większość jej znajomych była z jej pracy, więc ukrywała przed nimi swój związek z Adamem. Jak zdumieni by byli, jeśli odkryliby, że weszła w związek ze swoim klientem? A jej rodzice? Zawsze stawali po stronie Kennedy. Wątpiła, że będą popierać jej rolę w zwolnieniu Madison, ale wiedziała, że wkurzą się, gdy dowiedzą się, że ukrywała przed nimi Adama. A babci już nie było. Musiała sama poradzić sobie z tym bałaganem. - Madison!- Kennedy zawołała z drugiej strony podwórza.- Musimy o tym porozmawiać. - Pierdol się - Madison odkrzyknęła i odepchnęła się od drzewa. Ledwo co widziała dach domu jej rodziców w górze drogi. Może i jej rodzice tam byli, ale to nie dlatego ruszyła w tamtym kierunku. Była tam Ginger. Czasami dziewczyna musiała wybrać się na konną przejażdżkę. - Coś ty powiedziała?- Kennedy zapytała ze zdumieniem. - Pierdol się!- powiedziała znacznie głośniej, unosząc środkowy palec nad ramieniem w przypadku, gdyby jej siostra nagle ogłuchła. Obydwie znały język migowy. Usłyszała westchnienie Kennedy, które było pełne niedowierzania.
- Naprawdę? Właśnie tak zamierzasz rozmawiać ze swoją siostrą? - Nie jesteś moją siostrą. Moja siostra nie jest zrzędzącą suką! Madison szła dalej, czując jak słońce z późnego popołudnia przyprawia ją o lekki pot. - Chcę ci pomóc to wszystko naprostować - Kennedy zawołała za nią.Powiedziałam, że mi przykro! - A ja nie przyjmuję przeprosin!- Madison odkrzyknęła. Z pewnością wybaczy swojej siostrze, ale to nie był dzień na to. Gdy tylko Madison zobaczyła pastwisko, jej piękna gniada klacz zarżała radośnie i podbiegła do płotu tak szybko, jak mogły ponieść ją jej kopyta. Ludzie zawsze mylili bliźniaczki Fairbanks, ale ich konie nigdy. Srebrny wałach Kennedy, Bullet, uniósł swój łeb aby zobaczyć skąd te zamieszanie, ale natychmiast odwrócił swoją uwagę do kępki trawy. Ginger już dreptała przy płocie, kiwając swoją wielką głową na przywitanie. Uśmiechając się, Madison przebiegła przez żwirową drogę i rozłożyła obie ręce, aby poklepać szyję Ginger. Ogromne zwierze wtuliło się w ramię Madison, ogrzewając swym oddechem jej potargane włosy. Zachichotała, gdy klacz załaskotała ją w szyję. - Chcesz się wybrać na przejażdżkę, dziewczynko? Madison podskoczyła ze zdziwienia, gdy Ginger zarżała głośno do jej ucha. Zaśmiała się i pogładziła szeroką szyję konia. - Ja też - powiedziała. Nigdy nie czuła się bardziej wolna, gdy galopowała na koniu z rozwianymi włosami i gdy wszystko prześlizgiwało się wokół niej w rozmyciu. Właśnie dlatego Adam tak lubił przejażdżkę motocyklem? Wyciągnęła kilka źdźbeł trawy z grzywy Ginger, gdy wspomniała Adama. Może tak bardzo się od siebie nie różnili. Może szukali tego samego komfortu, ale na inne sposoby. Chciałaby zapoznać Adama ze swoim koniem. Nie była pewna, czy kiedykolwiek jeździł na jakimkolwiek. Pewnie tak, jako że pochodził z małego miasteczka za Austin, ale nigdy o tym nie wspomniał. Kiedy mówiła o radosnych wspomnieniach o wyścigach dookoła beczki w rodeo i wychowywaniu koniu na rodzinnej farmie, zawsze wyglądał na smutnego. Czuła się skrępowana tym, że miała kochającą rodzinę i dobre relacje z nimi, więc nie wspominała o nich zbyt często. Wiedziała, że brak troskliwej rodziny zniszczył go. O Boże, jeżeli czuła taki ból przez bycie zdradzoną przez swoją siostrę jeden raz, to musiał żyć w prawdziwym piekle, jako że oboje jego rodziców w kółko go zdradzało.
Rodzina powinna się kochać i wzajemnie wspierać. Rodzice powinni chronić swoje dzieci. Siostry nie powinny robić sobie na złość. Być może nie mówienie o swojej rodzinie wyrządziło więcej szkody niż pożytku. Musiał wiedzieć o niej wszystko, tak samo jak i ona chciała poznać każdy jego szczegół. Oddzielała go od tego - pokazywała mu tylko tą część siebie, którą myślała, że pasuje do niego najlepiej. Dlaczego musiała mieć złamane serce, aby to zobaczyć? Wraz z Ginger przespacerowały się wzdłuż płotu, który oddzielał konia od jeźdźca, aż dotarły do stodoły. Ginger już czekała na padoku, gdy Madison weszła do stodoły z drugiej strony. Część ogromnego budynku ze strony pastwiska była zawsze otwarta, aby dać koniom schronienie przed burzami czy brutalnym słońcem Teksasu. Ginger wzięła długi łyk wody, podczas gdy Madison wzięła się za sprzęt. Koń bez protestu przyjął wędzidło do swojego pyska. Madison przesunęła skórzaną uzdę przez jedwabiste uszy Ginger i ostrożnie zamocowała osłonę, aby skóra nie ciągnęła za grzywę. Koń przesunął językiem po kawałku metalu. Interesujące. Madison zaczęła się zastanawiać jakie to byłoby uczucie, gdyby miała taki kawałek w swoich ustach. Była pewna, że Adam chętnie by jej pokazał, jeśli ładnie by poprosiła. Nie, pewnie nie pokaże. Nie po tym jak go zostawiła. Nie zdziwiłoby jej, jeśli już nigdy nie chciałby się z nią zobaczyć. I nie mogła go za to winić. To ona była zbyt ostrożna, głupia i przerażona, aby przyjąć to co oferował. Czego chciała. Kurwa. Otarła łzę i sięgnęła po derkę, która wisiała na wysokiej, pomarańczowej poprzeczce. Gdy się odwróciła, dostrzegła swojego ojca, który wszedł przed drzwi stodoły. Jej pierwszym instynktem było podbiegnięcie do niego i poproszenie, aby wszystko naprawił, jak to się działo, gdy była dzieckiem. Ale jeśli zrobiłaby to, z pewnością chciałby się dowiedzieć, dlaczego jest smutna. A to doprowadziłoby do wielu pytań, a w tej chwili nie miała ochoty na nie odpowiadać. Musiała się uspokoić. Gdy wróci z przejażdżki, to usiądzie ze swoimi rodzicami i opowie im co działo się w jej życiu przez kilka ostatnich lat. Rezygnując z reszty dodatków do Ginger, kliknęła językiem na konia i pociągnęła delikatnie za uzdę, aby poprowadzić zwierzę wzdłuż płotu. Jej ojciec pomachał gorliwie i zawołał: - Wybierasz się na przejażdżkę? - Tak - odkrzyknęła, nawet na niego nie patrząc. Wiedząc, że pęknie, jeśli to zrobi. Poczuła dziecięcą słabość, gdy tylko zobaczyła jego silny profil w tym kapeluszu marki Stetson.- Nie zajmie to nam dużo czasu - powiedziała, aby nie podchodził i dodała.Przyjdę do domu, gdy wrócę. Podeszła do bramy i wspięła się na nią, aby przerzucić nogę przez nagi grzbiet Ginger, zanim odwróciła konia w stronę pastwiska.
- Uważaj na siebie - powiedział jej ojciec. - Nie martw się o mnie! Ginger wytruchtała ze stodoły i sprintem rzuciła się przez pastwisko z wysoko uniesioną głową, jakby chciała się pochwalić przed innymi końmi, że to ona wybiera się na przejażdżkę ze swoim człowiekiem i reszta nie jest zaproszona. Madison uderzyła kolanami w boki Ginger, gdy koń zatoczył nagłe koło wokół Bullet'a i niemal ją zrzucił. Najwidoczniej wyjechanie bez siodła nie było najlepszym pomysłem. Minęły miesiące odkąd Madison ostatnio jeździła konno i nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz jechała na oklep. Ginger automatycznie skierowała się w stronę bramy, która prowadziła do osiemdziesięciu akrów posesji Fairbanksów. Dodatkowe pastwiska nie były zbyt często wykorzystywane, odkąd jej rodzice przestali hodować bydło i zatrzymali tylko połowę koni do rekreacyjnego użytku. Wolna ziemia przypominała teraz bardziej dzicz niż ranczo, ale lubiła te szlaki. Teren był jej znany, więc nie musiała się martwić o to, że zboczy z drogi i natknie się na niezbyt uradowanego, innego ranczera ani że dźwięki sprzętów mechanicznych zdenerwują Ginger. Stały kłus Ginger pozwolił jej myślą na wędrówkę, więc wróciła nimi do jednej osoby: do Adama. Jedyne co było jasne dla Madison, to fakt, że go kochała. Nie mogła pozwolić mu odejść. Wciąż ją zdumiewało z jaką łatwością potrafił odrzucić rzeczywistość na bok i ruszyć w stronę wieczności. Nawet w połowie nie była tak impulsywna jak on. Nigdy nie będzie. Podziwiała go za tą umiejętność, jednak gdy musiała się skonfrontować ze skokiem przez barierkę, gdy za nią była przepaść z klifu, panikowała. Właśnie to się stało, gdy poprosił ją o rękę. I stało się ponownie, gdy zasugerował wspólne mieszkanie. Spanikowała. Zachęcał ją, aby była bardziej spontaniczna - bardziej beztroska - ale gdy dochodziło do podjęcia decyzji, była nadzwyczajnie ostrożna. Zawsze taka będzie. Żałowała, że nie mógł zrozumieć jej wahania i że od razu nie wskoczyła na pokład jego szalonego pociągu. Nie chciała, aby sądził, że nie chciała z nim być. Potrzebowała tylko czasu, aby pomyśleć, a skoro jej mózg nie myślał, kiedy jego seksowna osoba była w jej towarzystwie, to oznaczało, że musiała to zrobić, kiedy nie było go w pobliżu. Całą przejażdżkę spędziła na myśleniu. O swoim życiu. O sytuacji z pracą. O sytuacji jej mieszkania. Myślała o swoich rodzicach i siostrze. Ale najbardziej myślała o Adamie. Już za nim strasznie tęskniła. I chciała, aby wrócił do jej życia. Zamierzała go odzyskać i już nigdy nie puścić. Gdyby miała ze sobą swój telefon, to pewnie zadzwoniłaby do niego i powiedziała mu o tym. Niestety zostawiła go w swojej torebce, która znajdowała się w kuchni obok cynamonowych bułeczek. Nie było to takie trudne, prawda? Po raz pierwszy głos rozsądku w jej głowie należał do niej, a nie jej siostry.
Nie było to trudne, ale też nie było łatwe. Zawróciła Ginger i skierowała się w stronę stodoły. Gdy już uporała się z tym szaleństwem, mogła wrócić do Adama i wyjaśnić mu gdzie znajdowało się jej serce. Miała nadzieję, że zdoła naprawić między nimi pewne sprawy. Musiał ją przyjąć, po prostu musiał. Zaśmiała, słysząc, iż brzmiała jak nastolatka, która zauroczyła się po raz pierwszy. Ale nie była już nastolatką i nie zauroczyła się w Adamie. Po tym jak do niego zadzwoni, wskoczy w najbliższy lot do Nowego Orleanu i zobaczy się z nim zanim wieczór dobiegnie końca. A jeżeli nie będzie mogła złapać samolotu, to będzie jechała przez całą noc - zrobi wszystko, aby dotrzeć do niego jak najszybciej. Dlaczego w ogóle go zostawiła? Och tak, bo kochał ją na tyle, aby wziąć z nią ślub. - Ginger - powiedziała, klepiąc konia po łopatce.- Czasami jest ze mnie straszna kretynka. Ginger pokiwała swoją głową, najwidoczniej się zgadzając, na co Madison roześmiała się. - Cieszę się, że odbyłyśmy tą rozmowę. Jesteś świetną słuchaczką. Może rozważysz karierę jako terapeutka? Ginger parsknęła. - No dalej - Madison przesunęła się do przodu, aby zachęcić Ginger do galopu. Teraz, gdy miała już wszystko zaplanowane - był to słaby plan, ale zawsze jakiś - była gotowa wprowadzić go w życie i spędzić swoje na zawsze z Adamem. Jeżeli będzie chciał założyć na jej palec pierścionek zaręczynowy, to będzie go nosić. Jeżeli będzie chciał, aby zamieszkali razem, spakuje swoje rzeczy. Jeżeli chciał, aby dołączyła do niego przed ołtarzem - cóż, nie była jeszcze gotowa na ten krok, ale przedłużone zaręczyny brzmiały fantastycznie. Ginger bez ostrzeżenia zatrzymała się, stanęła dęba i zarżała w przerażeniu. Madison spróbowała złapać za szyję przerażonego konia, ale już poleciała do tyłu. Poczuła przeraźliwy ból w swoich plecach i lewym ramieniu, gdy rąbnęła o ziemię. Jej ręka zgięła się, gdy instynktownie chciała złagodzić upadek. Zęby trzasnęły o siebie, gdy tyłem głowy uderzyła o ziemię. Całe powietrze z jej płuc wyleciało przez siłę upadku i leżała tam, nie będąc w stanie się ruszyć czy krzyknąć. Z trudem łapała powietrze, ale jej płuca zapiekły w proteście. Próbowała przesunąć rękę do twarzy, ale jej ramie nie ruszyło się. Cholera, podczas treningów rodeo mnóstwo razy spadła z konia. Wiedziała lepiej, żeby tak nie lądować. Auć. Skrzywiła się i obróciła głowę, ale dostrzegła tylko trawę, gdy zaczęła mieć mroczki przed oczami. Nie mdlej, pomyślała, gdy usłyszała uderzenia kopyt Ginger, gdy ta się oddalała. Nigdy cię tu nie znajdą. Nie możesz zemdleć.
Złowieszczy grzechot rozwścieczonego węża przekonał ją co spłoszyło jej wiernego konia. - Adam - szepnęła chwilę przed tym, jak jej świat pociemniał.
Rozdział 15
Siadając na stole piknikowym za busem, Adam spojrzał na dziurkę w szyjce swojej brązowej butelki i pozwolił, aby w jego głowie kłębił się tylko chaos. Naprawdę myślał, że Madison zależało na nim. Jednak wszystko czego tak naprawdę chciała, to twardy fiut i dobra zabawa. Tak jak i inne dziewczyny. Dlaczego w ogóle się przejmował? Owszem, wciąż o niej myślał. Jedna noc całkowicie pozbawiona snu nie wymazała jej z jego myśli. Wątpił, aby lata bezsennych nocy zdołałyby przegonić ją z jego myśli. Ale właśnie tego potrzebował - przestać o niej myśleć. Wziął łyk swojego piwa, żałując, że nie ma czegoś mocniejszego - znacznie mocniejszego - na złagodzenie bólu. Aby mógł zapomnieć. Aby się nie przejmować. Troszczenie się o kogoś było do dupy. Nie popełni już drugi raz tego samego błędu. Skończył z kobietami. I związkami. I całym tym świństwem jakie im towarzyszyło. Zawsze był samotnikiem i teraz był gotów wrócić do swojej normy. Cóż, większości z jego normy. Wciąż nie zamierzał ćpać i przez większość czasu być trzeźwym. Drewniany stolik obok niego przesunął się lekko i ciepłe, szczupłe ramię musnęło jego. Jego serce zabiło mocniej z oczekiwania i poderwał głowę, ale to nie była ona. Madison nie wróciła. Była to ta laska, którą Jacob przeleciał kilka dni temu, ta sama, która była koleżanką dziewczyny Gabe'a. Ta sama, która poprzedniej nocy nie spędziła w pokoju hotelowy. Za cholerę nie mógł sobie przypomnieć jej imienia. Jednak zapamiętał jej twarz. Była przyjemna dla oka. Nie żeby go to obchodziło. Już nic go nie obchodziło, tym bardziej atrakcyjne kobiety. - Dlaczego sam tu siedzisz?- zapytała. Wzruszył ramionami i wziął kolejny łyk swojego piwa, mając nadzieję, że zostawi go w spokoju, aby mógł pogrążyć się w swojej rozpaczy. Wyciągnęła butelkę z jego ręki, sama wzięła łyk i zwróciła mu ją. Okej, dzielił się nawet jeśli tego nie chciał. Dlaczego przyszła tu, żeby zawracać mu głowę? Nie było przecież tak, że mieli coś ze sobą wspólnego. - Czego chcesz?- zapytał.
- Jestem tylko samotna - powiedziała.- Mel pojechała za Gabe'em. Powinnam była się domyślić, że tak zrobi. I niby dlaczego miało go to obchodzić? - Myślałam - powiedziała, wpatrując się w przestrzeń między stołem, a białą ścianą busu.- Myślałam, że ona... że może mnie pokocha. Ale nie, nawet nie ona. Dlaczego nikt mnie nie kocha? Może jednak mieli coś wspólnego. Ale nie miał pojęcia dlaczego ta dziewczyna uważała, że będzie dobrym powiernikiem. Nie zauważyła, że był zbyt pochłonięty swoimi własnymi problemami, aby martwić się o cudze? Jeżeli nie mógł łatwo rozmawiać z kobietą, którą kochał, to dlaczego miałby brać pod uwagę rozmowę z tą chodzącą katastrofą? - Jestem pewien, że ktoś cię kocha - powiedział.- Może twoi rodzice? Pokręciła głową. - Mój ojciec uwielbiał mnie gwałcić, a moja matka kochała mnie odrzucać. To się liczy? Pokręcił lekko głową. - Rodzice są do dupy. - Twój ojciec też cię zgwałcił? Uniósł brew i spojrzał na nią. Uśmiechnęła się słabo i zdał sobie sprawę, że jej pytanie było marną próbą żartu. - Nie. Ale zrobił ze mnie ćpuna. Adam dokończył swoje piwo - w trzech długich łykach - i rzucił butelkę o autobus, czując satysfakcję, gdy szkło się rozbiło. Żałował, że reszta tego, co w nim narastało, nie mogło tak łatwo ulec zniszczeniu. - A twoja mama?- zapytała. - Zostawiła mnie z nim - dlaczego tą kobietę tak to obchodziło? Poprzedniej nocy nawet nie potrafił jej pomóc. Był za bardzo pochłonięty swoim własnym nieszczęściem, aby zainteresować się innymi. Zbyt pochłonięty sobą, aby zapamiętać jej imię. Kurwa, naprawdę był dupkiem. Nic dziwnego, że Madison go zostawiła.- Przepraszam, ale zapomniałem twoje imię. - Nikki. - No właśnie. Już jest z tobą lepiej?- wciąż nie wiedział co się z nią działo, wiedział tylko tyle, że laska Gabe'a martwiła się na tyle, że przyleciała z Austin do Nowego Orleanu pośrodku ich romantycznego weekendu. Był całkiem pewien, że zabrali Nikki do szpitala.
Była pobita. Dostrzegł siniaki na jej ramionach. Na jej gardle. Na jej twarzy. Wbiła wzrok w swoje splecione dłonie i pokręciła głową. - Staram się, żeby wszystko było ze mną dobrze, ale nie potrafię. Nie tak naprawdę. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek wszystko będzie ze mną dobrze. Melanie ułatwia mi udawanie. Nie był pewien co miała przez to na myśli, więc niczego nie powiedział. Westchnęła. - Przeszło ci kiedyś przez myśl, że cała reszta miałaby się lepiej, gdybyś nigdy nie istniał? - Nie myśl w taki sposób - pociesznie położył dłoń na dolnej części jej pleców, przez co odskoczyła, jakby uderzył ją w twarz. - Przepraszam - powiedziała.- Jestem dzisiaj nieco nerwowa. Nie sądzę, abym miała ochotę seks po ostatniej nocy, ale jeżeli chcesz, to mogę ci obciągnąć. W ciągu jego życia podrywało go wiele kobiet, ale jej sugestia zszokowała go do głębi. - Nie chcę z tobą uprawiać seksu, Nikki. Z powrotem wbiła wzrok w swoje dłonie. - Och. Więc chyba masz dziewczynę czy kogoś w tym stylu. - W sumie to nie. Rzuciła mnie - i chociaż miała do niego napisać, bo pewnie i tak nie zadzwoni, był przekonany, że był to koniec z Madison. Jeszcze nie pozwolił, aby prawda w niego wsiąkła. Wciąż zamierzał do niej pojechać za tych kilka dni, ale był przekonany, że i tak będzie to bezowocne przedsięwzięcie, przez które narazi się na jeszcze większy ból serca.- Ale nie dlatego nie chcę tego zrobić. - Och - powiedziała, marszcząc brwi.- Jestem zbyt brzydka? Adam przetarł dłonią twarz. Był zbyt zirytowany, aby zaoferować tej młodej, zniszczonej kobiecie opieki, której potrzebowała. - Naprawdę uważasz, że twoje dobre cechy znajdują się tylko między twoimi nogami? Nie odpowiedziała, tylko objęła się ramionami i przechyliła głowę do przodu, ukrywając twarz za osłoną swoich czekoladowych włosów. Kropelka spadła na jej dżinsy i wtopiła się w materiał. Kurwa, nie chciał jej doprowadzać do łez. W tej chwili nie potrzebował dodatkowych komplikacji, jednak nie mógł zostawić kobiety, która tak bardzo cierpiała.
- Jesteś piękna, Nik. I nie tylko na zewnątrz. Wierzysz w to? Kolejna łza dołączyła do poprzedniej. Podciągnęła cichutko nosem, jakby już dawno temu nauczyła się płakać w ciszy. Uniósł rękę, aby odgarnąć jej włosy za ucho, aby mógł zobaczyć jej twarz i jej łzy nie zmartwiły go tak bardo, jak siniak na policzku. Opuszkami palców przesunął po śladzie, ale nie dotknął jej. Nie miał zamiaru jej dotykać. Opuścił dłoń i zacisnął ją w pięść na swoim kolanie. Jak mógł dotrzeć do tej kobiety? Wiedział, jak to było być pociągiem, który rozbijał się w swoim pędzie na ścianie z cegły. I owszem, często myślał, że każdemu będzie lepiej bez niego. Jacob próbował powstrzymać tą nieuniknioną kolizję, ale nie był w stanie dotrzeć do Adama. Tylko Madison to się udało. W czym tkwiła różnica w tym co robił Jacob a ona? Cofnął się pamięcią do pierwszych sesji, kiedy był zbyt wściekły na świat, aby odpowiadać na jej pytania, aż wrócił do sesji w których zaczął się wreszcie otwierać. Co zrobiła inaczej? Była cierpliwa. Znalazła nić porozumienia. A co ważniejsze, słuchała bez osądzania. Adam mógł to zrobić dla Nikki, jeśli ta zdecydowałaby się otworzyć. Wiedział, że jej ducha nie złamał facet, który posiniaczył jej twarz. Jej rany były zbyt głębokie i emocjonalne. Zagnieździły się w jej duszy już dawno temu. - Czasami myślę, że bardziej nienawidzę swojej matki niż ojca - powiedział Adam. Położył dłonie po obu stronach bioder na suchym drewnie stolika i odchylił się do tyłu, wdychając powietrze. Nikki otarła twarz rąbkiem koszulki i odsunęła się od niego. - Dlaczego?- zapytała po długiej chwili ciszy. - Może i jest pokręconym skurwysynem, ale był tutaj. Ona z kolei wiedziała jaki był mój ojciec, wiedziała, że był ćpunem i nadużywał siły. Uciekła i cieszę się, że uciekła od niego, ale nie zabrała mnie ze sobą. Po prostu mnie z nim zostawiła, wiedząc, że zrobi mi krzywdę. Zawsze miałem nadzieję, że weźmie się w garść i wróci po mnie, aby wszystko naprawić, ale nigdy tego nie zrobiła. To dzięki Madison zmierzył się ze swoją nienawiścią do matki, której nigdy nie zauważał i dzięki temu mógł wreszcie ruszyć do przodu. Co miał zrobić bez Madison ze swoim życiem? Wrócić do bycia zgorzkniałym, wściekłym i naćpanym, bo tylko tak mógł funkcjonować bez gniewu? Nie było to funkcjonowanie. Nie było to nawet życie. Bez kierunkowskazów Madison nie miał pojęcia gdzie wyląduje w swoim życiu ani dokąd zmierzał. Nie chciał być już tamtym facetem, ale tym, którym zaczął się stawać. Wiedział, jak być tamtym facetem. Wiedział, jak unikać rzeczywistości. Wiedział, jak być ćpunem. Wciąż nie wiedział jak być czystym. Był czysty, ale nie miał pojęcia jak czuć się normalnie w tej nowej skórze. Zdawała się być dla niego zbyt mała, jakby musiał się z niej wydostać.
Zerknął na Nikki, zastanawiać się, czy to właśnie przez seks radziła sobie z bólem, czy to seks był jej narkotykiem. - Czy ktoś wiedział o tym co robił ci twój ojciec? Przesunęła lekko twarz w jego stronę i zerknęła na niego kątem oka. - Nie musisz mi mówić - powiedział i położył się na stole, opierając stopy na ławce. Splótł razem palce, wsunął je pod głowę i spojrzał w niebo. Białe kłęby chmur przesuwały się leniwie po lazurowym polu. Przeszukiwał niebo za znajomymi kształtami chmur.- Ta wygląda jak żółw. - Co? - Ta chmura - powiedział.- Wygląda jak żółw. Nikki uniosła twarz ku górze, przyglądając się niebu. - Gdzie? - Właśnie tam - skinął głową w stronę chmury, która kształtem przypominała żółwia. - Nie widzę jej. - Chodź tu. Posłała mu niepewne spojrzenie, marszcząc brwi, przygryzając lekko pękniętą wargę. Podejrzewał, że myślała, iż próbuje ją poderwać, ale tak naprawdę chciał, aby przestała trzymać przed nim swoją barierę. Nie miał pojęcia dlaczego tak chciał, żeby mu się zwierzyła. Może był zbyt pewien siebie, myśląc, że mógł zaoferować jej nieco komfortu poprzez pokazanie jej, że był tak samo popieprzony jak i ona i hej, nie było to takie złe, zwłaszcza, że każdy był rąbnięty w tą czy w tamtą stronę. Ich dwójka po prostu miała o kilogram lub dwa za dużo w bagażu. Znowu zwrócił swoją uwagę w stronę nieba. - Królik. Położyła się na stole obok niego, kładąc swój zgięty łokieć cale od jego. - Wszystko co widzę, to babeczki - powiedziała po chwili. - Gdzie? Wyciągnęła jedno ramię spod głowy i wskazała na chmurę. - Właśnie tam. - Oślepłaś?- zapytał.- To żółw.
- W ogóle nie przypomina żółwia. - Wygląda, jeśli przymkniesz oczy - zmrużył oczy i zamknął je całkowicie, na co się roześmiała. Muzyka dla jego uszu. - A tam jest marchewka! Otworzył oczy i podążył za jej uniesionym palcem w kierunku chmury, która wyraźnie przypominała królika. - To królik - powiedział. - Nie, nieprawda. To marchewka. Chwycił ją za nadgarstek i przesunął jej palcem po zarysie chmury. - Królik - uparł się. Sama zarysowała kształt marchewki w czymś, co przypominało królicze uszy. - Marchewka. Leżeli tak przez długi moment, rozróżniając kształty chmur. On zawsze widział zwierzęta. Ona zawsze widziała jedzenie. Po chwili chwyciła go za dłoń i trzymała ją delikatnie. Pozwolił jej na to. Jej dotyk nie był seksualny - znał różnicę - była to dłoń w potrzebie złapania za coś. Dłoń w poszukiwaniu czegoś mocnego i prawdziwego. Dobrze znał to uczucie. Przypomniał sobie jak Madison po raz pierwszy chwyciła go za dłoń podczas ich sesji. Z jej strony było to całkowicie niewinne, ale zmieniło się go to gdzieś pośrodku. Po raz pierwszy pragnął dotknąć kogoś, aby przypomnieć sobie, że nie był sam w swojej walce. Była tam dla niego. W końcu to pragnienie zmieniło się na seksualne, ale nie zaczęło się w taki sposób. Musiał uważać jak traktował Nikki. Nie chciał, żeby sobie coś pomyślała. Nie chciał, aby pomyślała, że jest nią zainteresowany. Nie dlatego, że nie była tego warta, ale dlatego, że oddał swoje serce komuś innemu, nawet jeśli ona go nie chciała. Odwrócił głowę w stronę Nikki i spostrzegł, że wpatrywała się w niego intensywnie. - Moja matka wiedziała - powiedziała. Nie musiała tłumaczyć więcej. Wiedział, że odpowiadała na jego wcześniejsze pytanie. I zrozumiał, że taka będzie jej odpowiedź. Jedno zranione stworzenie rozpoznawało rany w innym. Coś zaskoczyło w jego głowie i zobaczył, jak ich dwójka leży ramię w ramię pośrodku pustynnego piasku, przyglądając się rzeczom o wiele straszniejszym, niż chmury nad nimi. I słowa rozbrzmiały w jego głowie, jakby ktoś szeptał mu je do ucha. One wounded beast recognizes another (Jedna zraniona bestia rozpoznała inną) Together we watch the buzzards circle (Razem przyglądamy się, jak myszołowy zataczają
koło) Who will be the first torn to shreds? (Które z nas zostanie pierwsze rozszarpane na kawałki?) I can’t watch (Nie mogę patrzeć) Close my eyes (Zamykam oczy) Behind blistered eyelids I see nothing but red (Za popękanymi powiekami widzę tylko czerwień) I still feel the pain though I must be dead (Wciąż czuję ból, choć muszę być martwy) Eaten alive (Pożarty żywcem) I’ll take the coward’s way and beg it ends (Obiorę drogę tchórza i będę błagać, aby się to skończyło) I’ll go first; say goodbye, my friends (Pójdę pierwszy; pożegnajmy się, moi przyjaciele) Devoured from the inside (Pożarty od środka) Never to finish life’s ride (Nie mając szansy na dokończenie przejażdżki życia) Better dead than outliving your screams (Lepiej żebym umarł, niż przeżył twoje krzyki) Better dead than forgetting your dreams (Lepiej bym umarł, niż zapomniał o twoich marzenia) Better dead than lying in wait (Lepiej żebym umarł, niż leżał czekając) Kissing the devil might change my fate (Pocałunek diabła może zmienić moje przeznaczenie) I’ve touched brimstone; why hesitate? (Dotknąłem siarki; dlaczego mam się wahać?) She’ll wait for me at the pearly gates (Zaczeka na mnie u perłowych bram) But will only be disappointed (Ale tylko się rozczaruje) When she realizes she’ll spend her eternity alone (Gdy zorientuje się, że spędzi swoją wieczność w samotności) As I rot in Hell (Gdy ja będę gnić w piekle) Adam zassał oddech i wstrzymał go, czekając, aż nadejdzie więcej słów. Musiał je zapisać, zanim je zapomni. Tekst był szorstki, ale mógł go wykorzystać do piosenki. Część niego - ta część, która napisała piosenki, które rozsławiły Sole Regret - tęskniła za tym mrokiem, za tym toksycznym miejscem, w którym rozkwitała jego kreatywność. Ale większa część niego tęskniła za światłem w jego życiu. Madison nie było przy nim tylko od kilku godzin, a już w pełni rozpaczał. Był pełen ciemności. Jak ciemno się stanie, zanim całkowicie da się pochłonąć? Już poczuł, jak pęknięcia zaczęły formować się wokół jego duszy. Była to tylko kwestia czasu zanim pęknie.
Adam usiadł i delikatnie wysunął rękę z dłoni Nikki. Zamrugała na niego kilka razy. - Zaczekasz tu na mnie chwilkę?- zapytał. Potrzebował czegoś do pisania, jednak nie miał niczego przy sobie. - Tak sądzę. - Chcesz piwo, gdy będziesz na mnie czekać? - Rzucisz nią o bok busu, gdy skończę? Uniósł na nią brew. - Jeżeli będę miał ochotę. Uśmiechnęła. - Tak, może być piwo. No chyba, że masz coś mocniejszego. Adam pokręcił głową. Coś silniejszego zawsze prowadziło do kłopotów. I zamierzał unikać tych kłopotów tak długo, jak będzie mógł. - Piwo wystarczy - Nikki przechyliła twarz w stronę nieba. Promienie słońca ucałowały jej gładki policzek i zatańczyły w smutnych, niebieskich oczach. Patrząc na nią, Adam poczuł kolejną iskrę kreatywnej inspiracji. Naprawdę potrzebował ołówka i kartki papieru. Może znowu powinien zacząć nosić w swojej kieszeni notes. Nie robił tego od dawna. Nie potrzebował. Ponieważ gdy w jego życiu pojawiła się jasna iskra, jego kreatywność umilkła. W busie wyciągnął z lodówki kilka piw, zanim wyciągnął spod swojego materaca kilka węglowych ołówków i notatniki. Wsunął je pod pachę i znowu skierował się w stronę piknikowego stolika za busem, powtarzając w głowie słowa piosenki i szukając więcej. Nikki nie ruszyła się z miejsca w którym ją zostawił, ale już nie wpatrywała się w chmury. Miała mocno zaciśnięte powieki, usta także, a brwi zmarszczyła jakby w bólu. - Wszystko w porządku?- zapytał jej, gdy usiadł obok niej na stole. Wyciągnęła rękę i odnalazła jego. Gdy zacisnęła na nim mocno palce, jej ciało rozluźniło się i zaczęła powoli oddychać. - Nie lubię być sama - szepnęła.- Dzieją się złe rzeczy, gdy zostaję sama. - Właśnie dlatego tak uczepiłaś się Melanie? Otworzyła oczy i spojrzała na niego ze złością. - Nie uczepiłam się jej. Prychnął w rozbawionym niedowierzaniu.
- Jeśli tak twierdzisz. Jej uścisk powoli się rozluźnił, aż wreszcie puściła jego rękę. Otworzył notatnik i napisał "dzieją się złe rzeczy, kiedy zostaję sama". Coś w tym zdaniu poruszyło w nim odpowiednią strunę. Potem przewrócił czystą kartkę, zaznaczył margines i zaczął spisywać słowa, które wcześniej do niego przyszły. - Co robisz?- zapytała Nikki. - Piszę coś. - Taa, zauważyłam. Ale co piszesz? - Tekst piosenki. Uniosła ze stołu swoją głowę i wyciągnęła szyję, aby zobaczyć co tak pospieszenie spisywał na kartce. Przycisnął notes do swojej piersi i uniósł na nią brew. - Mam cię poprosić, abyś sobie poszła? To ściśle tajne. Westchnęła głośno i znowu położyła się na stole. - Wiesz, że jestem wielką fanką Sole Regret, prawda? Nie możesz oczekiwać, że nie będę podglądać. Na jedno z jej oczu padł cień. Przypominał mu czaszkę. Porzucając szukanie dalszego tekstu, zaczął szkicować jej twarz, w połowie tworząc jej realistyczną, piękną idealność, druga część była odkryta do kości, zaś jej ciało było wyrywane przez dwa myszołowy, które trzepotały swoimi skrzydłami na rozgwieżdżonej ziemi obok niej, gdy walczyły o serce, które wyrwały z jej teraz pustej piersi. - Rysujesz coś?- Nikki zapytała po kilku długich chwilach ciszy. - Taa. Zanim zdołał ją powstrzymać, chwyciła za notatnik i przechyliła ku sobie. Zaparło jej dech w piersi. - To ja - powiedziała. Nie był pewny, czy wkurzy się na widok siebie narysowanej w taki sposób, z połową rozgryzionego ciała. Jej pierś była pustą przepaścią. - Jest piękny - powiedziała. Piękny? Nie do końca takiej reakcji się spodziewał. - Gdzie nauczyłeś się tak rysować?- podciągnęła się do pozycji siedzącej, przesuwając palcami po swojej naszkicowanej twarzy, a także po kościach i swojej czaszce. Jej dotyk był na tyle delikatny, że nie rozmazała węgla. Nie był pewien dlaczego jego serce zabiło mocniej, gdy zainteresowała się jego rysunkami. Jej palce zawahały się
na dwóch ptakach, które ciągnęły jej serce w przeciwnych kierunkach. - Moi rodzice... - szepnęła, a potem odwróciła wzrok. Skinął głową i pogładził dłonią tył jej głowy. Jej brązowe włosy były jedwabiste pod jego dotykiem. - Nie chodzi tutaj tylko o to które z nich wyrwało twoje serce, ale jest tak, że walczą o to, które zrani cię bardziej. - Tak, dokładnie tak - Nikki przyglądała mu się przez chwilę, skupiając się na jego twarzy, a potem spoglądając mu w oczy.- Jesteś inny, gdy jesteś z kimś sam na sam. Uniósł na nią brew. - Inny na lepsze - dodała pospiesznie.- Zawsze myślałam, że jesteś zajebisty i szczerze mówiąc, że dupek z ciebie, ale naprawdę jesteś miły. I głęboki - skinęła na niego głową.- I... - Przerażający. Zaśmiała się. - Nie, nie przerażający. Mroczny, ale nie przerażający. Realizm tej piersi, którą narysowałeś... jest całkiem drastyczny - uśmiechnęła.- To tekst jest nieco przerażający. Adam znowu przycisnął notatnik do piersi. Zapomniał, że był spisany na marginesie. - Nie powinnaś tego zobaczyć. - Przepraszam. Powiedziałam ci, że jestem fanką. Nie mogłam nic na to poradzić. Naprawdę są niesamowite. Napisałeś jakiś inny tekst? Prychnął. - Napisałem każdą piosenkę Sole Regret, którą wypuściliśmy. - Bez jaj? Może jednak jesteś przerażający - powiedziała.- Oczywiście w dobry sposób. - Połóż się, abym mógł dokończyć rysunek - powiedział. Znowu wygodnie rozłożyła się na stole. - Zawsze zakładałam, że Shade pisze teksty jako wokalista - powiedział.- Nawet nie masz pojęcia ile razy leżałam rozbudzona, słuchając jak śpiewa te słowa dla mnie. Krzyczy mi je do uszu. Jak wyobrażam sobie, że napisał je dla mnie, ponieważ dotarły do mnie tak głęboko i ożywiły moje nadzieje. Czułam wobec niego wielką namiętność i do piosenek, które mi śpiewał. A to ty napisałeś te wszystkie piosenki - zerknęła na niego i uśmiechnęła się.- Więc przez cały czas powinnam spróbować się dostać do twoich spodni, a nie Shade'a.
Pokręcił na nią głową. - Już powiedziałem, że nie jestem zainteresowany seksem. - Ale możemy zostać przyjaciółmi?- zapytała, a niewinność w jej głosie ścisnęła mu serce. - Taa, możemy zostać przyjaciółmi. Sięgnęła do jego kolana i ścisnęła je lekko. - Tylko przyjaciółmi - dodał, spoglądając na jej dłoń. Zapraszająca dłoń zsunęła się z jego kolana i położyła ją u czubka swojej głowy, gdy znowu przesunęła wzrok ku niebu. Najwidoczniej zostanie tylko przyjaciółmi oznaczało dla niej, że zagada go podczas gdy dodawał detale do swojego szkicu. Gdy rysował linie jej wiotkiego ramienia, opowiedziała mu jak poznała Melanie, gdy były jeszcze dziećmi. Gdy dodawał detale do jej paznokci i delikatnej strukturze jej dłoni, opowiedziała mu jak poszła na studia z Melanie, pomijając koszmar jaki przeżyła jako nastolatka w swoim domu rodzinnym, bo był pozbawiony Melanie. Gdy próbował wyobrazić sobie jej piersi - taa, była to ciężka praca - aby mógł wykonać przyzwoitą pracę przy rysunku i dziurze w jej klatce piersiowej, opowiedziała mu jak Melanie uratowała ją przed nią samą. Nikki podkochiwała się w nowej dziewczynie Gabe'a. Chociaż nie była to sprawa Adama, pewnie powinien go ostrzec, zanim ktoś by na tym ucierpiał. I biorąc pod uwagę jego doświadczenie, to on był tą stroną w związku, której wydzierano serce i który zatapiał swoje smutki w butelce piwa, podczas gdy rysował idealne cycki Madison na innej kobiecie. Mam ze sobą problemy, pomyślał, gdy dorysował motyla, który spoczął na boku głowy Nikki - na tej pięknej stronie, nie szkielecie. Skrzydła motyla były połowicznie uniesione, dając iluzję ruchu. Najbardziej lubił rysować to cycki i zwierzęta. Nie ominął detali w szponach myszołowów, ich piór i oczu, a także wzoru na skrzydłach, chudych nóżkach, czy płaskim brzuchu motyla. Nie oszczędził też szczegółów piersiom Nikki, bo piersi zasługiwały na szczególną uwagę. Piersi zawsze zasługiwały na jego uwagę. Niemal ze smutkiem przesunął się do płaskiego brzucha i krągłych bioder, do zgiętej nogi, która zakrywała jej kobiece części. I tak posunął się za daleko, wyobrażając sobie jak wyglądały jej piersi - skończyło się na tym, że narysował piersi Madison. Adam nie miał żadnego powodu, aby zainteresować się tym jak wyglądała cipka tej kobiety. Jednak uważał, że na rysunku musiała być naga. Ubrania przysłoniłyby uczucie odkrycia. Ale jej wszystkie sekrety nie musiały być obnażone. Wciąż zastanawiał się jak naszkicować jej duży palec u nogi, kiedy zorientował się, że zamilkła. Zerknął na jej twarz, spodziewając się, że usnęła, ale zwyczajnie przypatrywała się mu. Pewnie zmęczyła się mówieniem o Melanie. - Prawie skończyłeś?- zapytała. - Prawie.
- Nie mogę się doczekać, aby to zobaczyć. Kiedyś karykaturzysta narysował mój portret - powiedziała.- Ale nie obchodził mnie rezultat. Ubódł mnie nieco w moje ego, gdy dorysował mi końskie zęby i pucołowate poliki, a także szerokie oczy, które praktycznie znajdowały się po dwóch stronach mojej twarzy. Adam pokręcił głową. Jemu też nie spodobał się rysunek, który jakiś facet narysował na wzór Madison na Skwerze Jacksona. - Powinno powstać jakieś prawo, które zakazuje przekształcać piękno w szyderstwo. - Mogę już zobaczyć rysunek?- była jak dziecko, które nie mogło się doczekać otwarcia prezentu. - Jeszcze nie. Skrzywił się na nią. - Dorysowałeś mi końskie zęby, prawda? Zaśmiał się. - Nie, końskie zęby są nieużyteczne. Zwłaszcza, kiedy brakuje ci połowy twarzy. - Nie mogę już wytrzymać - jęknęła. - Możesz się ruszyć. Nigdy ci tego nie zabroniłem. Poza tym wcześniej nie miałaś problemu z kłapaniem swoją jadaczką. Było w tym wiele ruchu. Walnęła go w nogę. - Zamknij się. Zaśmiał się, dodając niego cienia prawie skończonego rysunku. Usiadła obok niego i otworzyła piwo, które zrobiło na stole sporą mokrą plamę blisko jej biodra. Jej palce zaczęły się bawić wodą i wzięła łyk z brązowej butelki. - Gorąco tutaj - powiedziała. Było raczej ciepło. Adam był tak pochłonięty swoją twórczością, że nie zauważył tego, dopóki o tym nie wspomniała. - Powinniśmy wejść do środka - powiedział. - Dopiero po tym jak zobaczę rysunek. Powiedział z pokerową miną: - Wydaje mi się, że podrę ten kawałek i zacznę od nowa. Opadła jej szczęka i wyrwała notes z jego lekkiego uścisku. Skończył już kilka minut temu, ale był zbyt zdenerwowany, aby pokazać jej efekt końcowy. Zwykle zachowywał
swoje rysunki tylko dla siebie z wyjątkiem tych tatuaży jakie zaprojektował dla swoich kumpli z zespołu i tego seksownego rysunku Madison. Jego muzyka była dla całego świata, ale rysunki były tylko dla niego. - Jestem naga!- pisnęła, przesuwając po rysunku wzrokiem, gdy przyglądała się każdemu detalowi szkicu.- Och, Adam, to piękne. Ja jestem piękna. - Już ci to powiedziałem. Otworzyła szeroko oczy i uniosła dłoń, aby przesunąć nią po żywym motylu w jej włosach. - Dlaczego go narysowałeś?- zapytała oskarżycielskim tonem.- Nie opowiedziałam ci o tym, że Melanie wsuwała w moje włosy motyle. Podsłuchiwałeś nas wcześniej? Kiedy powiedziałam jej, że ją kocham? Adam wzruszył ramionami. - Nie podsłuchiwałem. Było tu wiele pustego miejsca, więc stwierdziłem, że motyl będzie wyglądać lepiej niż skorpion, ale jeśli chcesz, to możemy to zmienić... Wyciągnął rękę po notes, ale przycisnęła go do piersi. - Nie, nie zmieniaj tego - powiedziała.- Jest idealnie. Lepiej niż idealnie. - Jakim cudem może być lepiej niż idealne? - Po prostu jest!- powiedziała z zaszklonymi oczami. Przyglądała mu się ostrożnie i gdy wreszcie przekonała się, że nie zabierze jej rysunku, odsunęła go od piersi, aby jeszcze raz rzucić okiem.- Dobra, jednak nie jest idealny. Pochylił się bliżej, aby móc spojrzeć na swoje dzieło bardziej krytycznie. - Powinienem zrobić większe zęby. Uderzyła go dość mocno. - Nie chodzi o to. Moje cycki tak nie wyglądają. - Cóż, właśnie dlatego je sobie wyobraziłem. I tak je narysowałem. - Moje są większe, a tu nie są takie szerokie - powiedziała, wskazując na otoczkę.- I moje sutki są większe. Wcisnęła notes w jego rękę i sięgnęła po rąbek swojego topu. - Pokażę ci. Adam pewnie nie powinien się zdziwić, kiedy Nikki zaczęła się rozbierać w ciągu dnia - wiele kobiet pokazywało mu swoje biusty w miejscach publicznych - ale zaczęli się łączyć na przyjaznym poziomie, więc gdy ściągnęła swój top i koronkowy stanik, nie mógł
przestać się gapić. Najwidoczniej nie tylko on się gapił. Z ciężarówki, która zaparkowała koło busu, rozległo się kilka niskich, wilczych gwizdów. Załoga zespołu zrobiła sobie przerwę w przygotowywaniu sceny. Adam nie zauważył ich dopóki nie skierowali swojej uwagi w stronę nagle półnagiej kobiety u jego boku. - Widzisz - powiedziała Nikki, chwytając piersi w obie dłonie, aby pokazać je jego artystycznemu oku.- Moje cycki wyglądają inaczej niż te. Cóż, nie sądził, żeby były inne. W większości przypadków generalna struktura piersi była inna. Ale diabeł tkwił w szczegółach. I miała rację. Nie narysował ich odpowiednio. Wymazał sutki i spody piersi, po czym zaczął rysować bardziej realistycznie. - Ściągnij wszystko, skarbie!- krzyknął jeden z techników. Nikki pokazała mu środkowy palec. - Spieprzaj, skarbie. Tłum mężczyzn, który się im przyglądał, zrobił się niekomfortowo duży. - Wejdźmy do środka - zasugerował Adam.- Nie mogę się skoncentrować przy tym hałasie. - Dobrze - Nikki zeskoczyła ze stołu i podniosła swoją koszulkę. Przytrzymała ją przy piersiach, znalazła stanik i przerzuciła go przez jedno ramię, zanim chwyciła za piwo i skierowała się do busu. - Bierz się za nią, Adam - zawołał jeden z techników.- Zerżnij ją mocno i dobrze za mnie. Adam przewrócił oczami i pokręcił głową. Nie oznaczało, że ją zerżnie, bo tylko szedł do busu za piękną, półnagą dziewczyną. Zamierzał właściwie narysować jej piersi. Nie był zainteresowany seksem z kimkolwiek innym niż Madison. I być może jeżeli miłość jego życia wreszcie zorientuje się czego tak naprawdę chce, to będzie ją posuwać, ale nie Nikki. Nie ma mowy. - Gdzie mnie chcesz?- zapytała Nikki, gdy rozejrzała się po wnętrzu busu. - Na łóżku. Nikki zaśmiała się. - Więc jednak próbujesz mnie uwieść. - Jeżeli bym próbował, to nie musiałabyś pytać - powiedział. Zadrżała.
- Mmm, naprawdę zaczynam sądzić, że w zeszłym tygodniu wzięłam się za złego członka zespołu. - Jeżeli nie przestaniesz, to narysuję twoje cycki tak, jak będą wyglądać za pięćdziesiąt lat. Opadła jej szczęka i chwyciła swoje piersi w dłonie, pocierając kciukami o sutki, aż te stwardniały. - Nie zrobiłbyś tego - wydęła wargi.- Powiedziałeś, że powinni ustawić prawo, aby nie niszczyć czegoś pięknego. - Nie zniszczę ich. Po prostu dam ci zerknąć w przyszłość. Znieruchomiał, kiedy jej stanik i koszulka trafiły w jego twarz. - Jesteś wredny - powiedziała. Odsunął jej ubrania i upuścił do swych stóp. - Jeśli próbujesz mnie obrazić, to będziesz musiała się bardziej postarać. - Nie próbowałam cię obrazić. Chcę tylko, żebyś narysował mnie piękną na swoim rysunku - zatrzepotała na niego rzęsami. - Więc połóż się na łóżku i przestań zgrywać głupią. Dobrze wiesz, że nie próbuję cię uwieść. - Jezu, tylko żartowałam - powiedziała i potupała do sypialni. Rozciągnęła się na łóżku i wsunęła jedno ramię pod głowę, przesuwając poduszkę na zagłówek. Adam ściągnął swoje buty i też wszedł na łóżko, aby usiąść po nim po turecku. Przesunęła palcami po różowym czubku. - Chcesz, żeby były twarde do rysunku?- zapytała niskim, uwodzicielskim głosem.Mnie się wydaje, że wyglądają lepiej, gdy są twarde, nie sądzisz? Jeżeli nie przestanie, to jego fiut zmieni zdanie co do tego, czy był zainteresowany seksem. - Nie ruszaj się - powiedział. - Robią się naprawdę twarde, gdy się je liże - przesunęła po wardze koniuszkiem języka i schowała go do ust. - Wiesz w ogóle jak nawiązać nieseksualną znajomość?- zapytał. - Wiem jak - powiedziała z urazą. - W takim razie udowodnij to.
- Ciężko mi się nie podniecać, kiedy tak na mnie patrzysz - powiedziała. - Niby jak?- przysunął ołówek do papieru i zaczął szkicować krągłości jej piersi, że nie wyglądały jak te Madison. - Jakbym była warta bycia obserwowaną. - Już uzgodniliśmy, że jesteś. A teraz przestań gadać, żebym mógł się skoncentrować. Uśmiechnęła się i znieruchomiała, obserwując go jak rysuje i już nie próbując skusić go, aby przekazał dowodzenie swojemu fiutowi. Skupił się na jej sutkach, uważnie rysując każde jej podobieństwo. Te różowe, miękkie pączki rzeczywiście lepiej wyglądałyby, gdyby były twarde, ale nie zamierzał ich wylizać dla dobra sztuki. Przez chwilę kusiło go, aby zmienić wizję rysunku i narysować jej pełne piersi, a nie dziurę w miejscu jej serca, które było rozrywane przez walczące ptaki. Może kiedyś znowu pozwoli mu się narysować. Adam niespodziewanie ziewnął. - Przepraszam, że moje cycki są dla ciebie takie nudne - powiedziała Nikki, wykrzywiając usta w cierpkim uśmiechu. - Twoje cycki są naprawdę hipnotyzujące - zapewnił ją.- Tylko, że nie spałem zbyt wiele w nocy - a jego mózg w końcu zorientował się, że przydałoby mu się łóżko do drzemki. Wrócił do swojego rysunku, teraz poruszając się szybciej, ponieważ nagle chciał skończyć tak szybko jak to możliwe, aby móc się nieco zdrzemnąć przed koncertem. - Ja świetnie spałam, gdy zeszłej nocy Melanie wzięła mnie do łóżka - powiedziała Nikki. Adam przerwał i spojrzał na jej twarz. Uśmiechała się z rozmarzeniem, przez co jej sutki stwardniały bez dotykania ich. Taa, zdecydowanie musiał ostrzec Gabe'a o dziwnej relacji między tymi dwiema kobietami. - Myślałem, że nie chce cię w taki sposób. Nikki westchnęła. - Bo nie chce. A teraz, gdy już wie, że to ja chcę jej w taki sposób, pewnie już nie pozwoli mi się do siebie tulić, kiedy będę spać. Nie mogę zasnąć, no chyba, że wezmę kilka. Wsunęła dłoń do kieszeni swoich dżinsów i wyciągnęła małą paczuszkę białych pigułek. Adamowi zacisnął się żołądek. Taa, jemu też przydałoby się kilka.
- Co to?- zapytał, ale już wiedział. - Xanax. Chcesz trochę? Boże, tak, chciał. Chciał pożreć całą paczuszkę. - Rysuję - powiedział. Jego dłonie zaczęły drżeć, gdy przysunął czubek ołówka do uwodzicielskiego szkicu na kartce. Wrzuciła kilka pigułek i połknęła je, popijając swoim piwem. Postawiła butelkę na nocnym stoliku i położyła się na plecach. - Adam? Spojrzał na rysunek, sprawdzając czego przegapił, dodając mały pieprzyk pod krągłością jednej z pełnych piersi. Cholera, mógł oddać każdy szczegół, odkąd miał do swojego użytku żywą modelkę. - Hmm? - Przytulisz mnie? Gdy będę zasypiać. Potem już będzie dobrze. Nie będę o tym śnić, więc nic nie będzie. Jego pierwszym instynktem było odmówienie, ale patrzyła na niego z taką nadzieją, że zmiękł. - Taa, dobra. Ale do momentu w którym uśniesz. Odłożył na bok swoje przybory i uśmiechnęła się do niego. - No i to są moje cycuszki - powiedziała. Zaśmiał się i położył obok niej. - Cieszę się, że się zgadzasz. Nikki przesunęła się, opierając głowę na jego ramieniu i wtulając w jego bok. - Dziękuję - szepnęła. Nie miał nic przeciwko. W sumie to podobało mu się to uczucie, że go potrzebowała. Nawet jako poduszkę. Wolną ręką pogładził jej jedwabiste włosy, dzięki czemu rozluźniła się przy nim. Wkrótce jej oddech stał się głęboki i równy. Chociaż był wyczerpany, Adam nie zasnął tak łatwo. Chwycił tabletkę, którą mu dała, w palec wskazujący i kciuk, wpatrując się w nią. Co mogło zaszkodzić? Była to tylko jedna tabletka. Przecież i tak nie będzie na haju. Weźmie go na krawędź, pozwoli mu się rozluźnić. Pozwoli oczyścić umysł. I może znaleźć sen. Pomyślał, że w tej tabletce było wiele dobrej mocy. Co mogłoby być złego w tym, że połknąłby jedną tabletkę?
Powinien zadzwonić do Madison i porozmawiać o swoich przemyśleniach, nie będąc powstrzymać się od tych pragnień. Ale zostawiła go i nie miał do kogo się zwrócić. Narkotyki zawsze na niego czekały; nigdy go nie zawiodły. Spieprzyły go i wyruchały, owszem, ale zawsze dawały mu dokładnie tego czego chciał. Albo tak myślał. Czy podczas odwyku i terapii nic się w nim nie zmieniło? Wciąż chciał żyć poza rzeczywistością. Rzeczywistość sprawiała ból. Była do dupy. Więc co złego mogło się stać? Tylko jedna butelka. Co w tym złego?
Rozdział 16
Coś mocno uderzyło w brzuch Adama. Zassał zdumiony oddech do swoich płuc i zamrugał kilka razy, zanim otworzył oczy i skupił się na tej osobie, która nad nim stała. Okazało się, że laska Gabe'a wpatrywała się w niego ze złością i wyglądała na wkurzoną. Dziwne. - Jak mogłeś?- Melanie ryknęła na Adama i znowu rąbnęła go w brzuch.- Jak mogłeś ją wykorzystać po tym wszystkim przez co przeszła przez ten tydzień, ty pieprzony dupku? Adam zdołał złapać ją za pięść, zanim znowu mu przyłożyła. - Co jest kurwa?- warknął, nie będąc w pełni obudzonym, aby znieść tą bzdurę. - Masz w ogóle sumienie? Cóż, to było wątpliwe, ale w tym przypadku nie miał pojęcia dlaczego ta laska się tak wściekała. Ciepłe ciało obok niego jęknęło w proteście, gdy Melanie odwróciła od niego swoją uwagę. - Nikki - powiedziała Melanie, energicznie potrząsając Nikki za ramię.- Nikki, słyszysz mnie? Nikki była nieprzytomna, co nie dziwiło Adama, biorąc pod uwagę ilość Xanaxu jaką łyknęła. - Co jej dałeś?- Melanie powiedziała, zaś jej głos otarł się o rozpacz. - Ja jej dałem?- zapytał Adam, którego dezorientacja prędko przeszła w irytację.Niczego jej nie dałem. Dlaczego nie zapytasz jej na temat co ona dała mnie? - Nikki, coś ty wzięła? Obudź się. Porozmawiaj ze mną! - Daj jej spać, do jasnej cholery - burknął Adam.- Jest emocjonalnie wyczerpana. Adam wytoczył się z łóżka wprost na pięść Gabe'a. Gdyby Adam stanął na nogi, cios w ramię pewnie złamałby mu obojczyk, ale teraz ledwo co powalił go z powrotem na
łóżko. Nie był pewien dlaczego był atakowany. Do cholery, nie zrobił niczego złego. - Co kurwa z wami jest?- Adam wrzasnął i zerwał się na nogi, zaciskając obie dłonie w pięści. - Naćpałeś ją, żeby ją przelecieć?- Gabe zapytał niskim głosem, mrużąc swoje zielone oczy. - Że co?- Adam zerknął na półnagą, nieprzytomną kobietę na łóżku i wreszcie uzmysłowił sobie jak musiało to wyglądać dla dwójki wścibskich idiotów.- Nie przeleciałem jej. - Więc dlaczego jest naga?- Melanie krzyknęła na niego, zanim zwróciła swoją uwagę do swojej przyjaciółki.- Nikki? Nikki, otwórz oczy. - Nie jest naga - zauważył Adam.- Tylko ściągnęła koszulkę. - Melanie?- Nikki zapytała zaspanym głosem. - Tak, to ja. Co wzięłaś? - Wzięła Xanax - powiedział Adam.- Powiedziała, że pomaga się jej rozluźniać. I zasypiać. - Ile wzięła?- zapytała Melanie. - Nie wiem. Nie jestem jej opiekunem. - Jesteś pewien, że nie wykorzystałeś jej?- zapytał Gabe. - Tylko ją rysowałem - machnął ręką w stronę szkicownika, który leżał przy lampie na stoliku nocnym.- Obydwoje byliśmy zmęczeni, więc zasnęliśmy. - A ty ile wziąłeś Xanaxu?- zapytał Gabe, a na jego szczupłej twarzy pojawiło się rozczarowanie. - To nie twój pierdolony interes, ale nie wziąłem żadnego. Gabe uniósł brew, przyciągając uwagę do pary ciemnych siniaków wokół jego oczu.Siniaki, na które pewnie sobie zasłużył noc wcześniej, kiedy sprowokował tego faceta, który skrzywdził Nikki. Potrzeba Gabe'a aby chronić kobiety była dziwna, ale Melanie naprawdę zaczęła wariować. Posadziła Nikki na krawędzi łóżka, otulając jej nagie ciało pościelą. - Coś ci zrobił?- zapytała Melanie, gdy odgarnęła włosy z bladej twarzy Nikki.- Jeśli tak, to przysięgam, że go kurwa zabiję. Dolna warga Nikki zadrżała, a jej oczy wypełniły się łzami. Odwróciła twarz, aby uniknąć przeszywającego spojrzenia Melanie. Oszalałby, jeżeli zamierzała skłamać Melanie, że Adam ją molestował, tylko po to,
aby zyskać współczucie kobiety wobec której miała obsesję. Już w tej chwili ledwo co nad sobą panował. Nie potrzebował więcej dramatu w swoim życiu. - Możesz mi powiedzieć - Melanie powiedziała łagodnie, obejmując Nikki ramieniem i przyciągając ją do swojego boku. - Pierdolę to - powiedział Adam.- Niczego jej nie zrobiłem. Chwycił za notes, który leżał na stoliku nocnym i skierował się do otwartych drzwi. Gabe stanął na jego drodze do wolności, krzyżując ramiona na torsie. - Nie wyjdziesz stąd dopóki Nikki nie przedstawi swojej wersji. - Widziałaś, co narysował?- zapytała Nikki. Jej głos wciąż był zaspany, jednak pojawiła się w nim jakaś emocjonalna iskierka. Gabe wyciągnął szkicownik z jego ręki i przyjrzał się rysunkowi. - Nieco obrzydliwe, ale jak zwykle niezwykłe - odwrócił rysunek w stronę Melanie. - Jest naga - Melanie zauważyła, wciągając przez nozdrza ostry oddech. - N-nie to - powiedziała Nikki i dotknęła boku swojej głowy.- Motyl. Narysował motyla w moich włosach. Adam i Gabe wymienili zdumione spojrzenia, kiedy Nikki wybuchła mocnym płaczem. Podczas gdy Melanie próbowała ją pocieszyć, obydwoje wyszli z pokoju i zamknęli drzwi, aby dać im nieco prywatności. Albo uniknąć sceny. Jak kto wolał. - Ta kobieta potrzebuje profesjonalnej pomocy - powiedział Gabe. - Więc dlaczego z nią chodzisz? Gabe'owi opadła szczęka, ale potem zachichotał, gdy zorientował się w żarcie Adama. - Miałem na myśli Nikki. Daj mi to - wskazał na szkicownik, wyszarpując go z rąk Adama.- Napisałeś też tekst? Adam skinął głową. - To pierwszy, jaki napisałem odkąd wyruszyliśmy w trasę. - Kurwa, tak - powiedział Gabe, gdy przeczytał słowa.- Jacob naprawdę zaczął się o ciebie martwić. - Ja też się zacząłem o siebie martwić - przyznał Adam. - I to!- powiedział Gabe, stukając palcem w szkic Nikki, który zajmował całą dużą stronę.- Musimy to umieścić na okładce albumu.
Twarz Adama mocno poczerwieniała. - Co? Nie, nie sądzę... - Stary, to niesamowite. Adam zagryzł wargę i zmarszczył brwi, gdy przyjrzał się rysunkowi. Zdecydowanie nie był na tyle dobry, aby znaleźć się na okładce albumu. Ale nie był też straszny. Gabe wyciągnął telefon z kieszeni i zaczął pisać smsa. - Jacob musi usłyszeć te słowa - powiedział.- Rozwalą go. - Jeszcze nie są skończone - zaprotestował Adam. - Pewnie nie masz pojęcia jak się martwił twoim zatorem twórczym, co nie?- zapytał Gabe, wciąż wystukując słowa na telefonie.- Wystraszyłeś nas wszystkich, kiedy na backstage'u zapytałeś Dawn o radę. Reszta nas może spróbować pisać teksty, ale wszyscy wiedzą, że nie będą one tak samo kreatywne jak te twoje. Jacob zapytał mnie, czy chwycimy się za te rzeczy które odrzuciłeś z trzech wcześniejszych albumów, bo stwierdziłeś, że nie były wystarczająco dobre. - Bo nie były wystarczająco dobre - powiedział Adam. Ale trzymał te notesy w pudle w swojej szafce, jeżeli tak rozpaczliwie by ich potrzebowali. Nie żeby jeszcze musiał się martwić o swoją twórczą blokadę. Był tak zrozpaczony odejściem Madison, że miał pełno pomysłów na kolejne dwadzieścia cztery godziny. Wyciągnął swój telefon z kieszeni w razie gdyby przegapił jakiś telefon lub wiadomość od niej, podczas gdy spał. Nic. Była po prostu uparta, czy naprawdę zrezygnowała z niego tak szybko? Może powinien przełknąć swoją dumę i zadzwonić do niej. Ale nie zrobił tego. Jeszcze nie. Nie chciał wyglądać na desperata, nawet jeśli czuł się w taki sposób. Za dwa dni nie będzie się wstrzymywać, ale musiał dać jej czasu, którego tak potrzebowała. Podczas gdy czekali, aż Jacob wróci do busu, Adam odebrał od Gabe'a notatnik i rozsiadł się przy stole. Pożerał go kolejny pomysł.
Last Goodbe, napisał. (Ostatnie pożegnanie) How could I have known it would be our last goodbye? (Skąd mogłem wiedzieć, że będzie to nasze ostatnie pożegnanie?) The hundreds before never counted for much (Wcześniejsze setki nigdy tyle nie znaczyły)
A word, a glance, a simple touch (Słowo, spojrzenie, zwykły dotyk) He took you (Zabrał cię) Before I could let you go (Zanim byłem gotów pozwolić ci odejść) Ashes to ashes (Z prochu w proch) How could I know (Skąd mogłem wiedzieć) That you would say our last goodbye? (Że wypowiesz nasze ostatnie pożegnanie) Dust to dust (Z pyłu w pył) You were gone in the blink of an eye (Zniknęłaś w mgnieniu oka) Now I’m alone (Teraz jestem sam) Never to see you (Już nigdy cię nie zobaczę) Never to touch you (Nigdy nie dotknę) Never to hear you (Nigdy nie usłyszę) Again (Znowu) How could I have known it would be our last goodbye? (Skąd mogłem wiedzieć, że to będzie nasze ostatnie pożegnanie?) The hundreds before now mean so much. (Wcześniejsze setki nigdy tyle nie znaczyły) Any word, every glance, each touch (Każde słowo, każde spojrzenie, każdy dotyk) You gave me (Który mi dałaś) I won’t ever let you go (Nigdy cię nie opuszczę) Ashes to ashes (Z prochu w proch) Because now I know (Bo teraz już znam) A way to never say goodbye (Sposób, aby nigdy się nie żegnać) Dust to dust (Z pyłu w pył) I’ll be gone in the blink of an eye (Zniknę w mgnieniu oka) Just to see you (Aby cię zobaczyć) Just to know you (Aby cię poznać) Just to love you (Aby cię pokochać) Again (Znowu)
Adam kątem oka dostrzegł ruch i uniósł głowę, skupiając wzrok na uśmiechniętej twarzy Jacoba, który usiadł przy stole naprzeciwko niego. - Wena wróciła?- zapytał Jacob, przytakując gorliwie głową. - Taa, chyba tak - powiedział Adam. Ale za jaką cenę? Artysta naprawdę musiał cierpieć dla swojego dzieła? Czy tylko Adam musiał cierpieć dla swojego? - Napisałeś już jakieś gitarowe riffy? Jestem gotów na harmonię - powiedział Jacob, sięgając po notes. - A ja jestem gotów na wystukanie nowego tempa - powiedział Gabe. - A ja jestem gotów na bzykanko - powiedział Owen z szerokim uśmiechem.- Gdzie jest Caitlyn, gdy jej potrzebuję? Adam pokręcił głową, ale jego uśmiech był szeroki przez ich entuzjazm. Zapomniał jaką frajdę sprawiało mu tworzenie. - Nie mam jeszcze gitarowych riffów. Dopiero co zacząłem z tekstem. Jacob przewrócił kartkę, aby zobaczyć poprzednie wersy i upuścił notes. - Coś ty do cholery zrobił z Nikki? - Nie podoba ci się?- zapytał Gabe.- To ten szkic o którym z tobą rozmawiałem. Świetnie pasuje do okładki albumu. - To chore - powiedział Jacob.- Jak mogłeś narysować żywą istotę w tak rozdartej postaci? - Wciąż jest tak rozdarta - powiedział Adam, przyciągając notes ku sobie.- Jesteś po prostu zbyt ślepy, aby to dostrzec. Adam odwrócił nową stronę i napisał Torn Apart (Rozdarty) They don’t see what I see when I look at you (Nie widzą tego, co widzę ja, gdy na ciebie patrzę) A perfect outer shell that hides so many secrets (Idealną skorupę, która ukrywa zbyt wiele sekretów) Scars so deep and (Blizn tak głębokich i )
- Co masz na myśli, mówiąc, że jest w ten sposób rozdarta?- wrzasnął Jacob, zdumiewając Adama na tyle, że ten odwrócił się od swojego zajęcia. Gabe położył dłoń na ramieniu Jacoba.
- Nie dosłownie. Nic jej nie jest. Cóż, przynajmniej nie pogorszyło się od momentu w którym widziałeś ją po raz ostatni. - Nie strasz mnie tak więcej - powiedział Jacob.- Nie potrzebuję koszmarów. Wystarczy, że moje życie już nim jest. Adam przerzucił kartę i napisał My Life, I don’t need the nightmares. My life is enough of one already. (Moje Życie, Nie potrzebuję koszmarów. Wystarczy, że moje życie już nim jest.) - Tworzysz tekst z moich komentarzy?- zapytał Jacob. - Nikt nie jest bezpieczny - Owen powiedział i roześmiał się. Adam przewrócił kolejną stronę i napisał No One Is Safe, dark things reside deep in my thoughts. My greatest concern is if I’ll get caught (Nikt nie jest bezpieczny, mroczne rzeczy tkwią w moich myślach. Moim największym zmartwieniem jest to, czy mnie złapią) Owen zacisnął dłoń na koszulce Adama. - Hej, przestań - zażądał Owen. Hey, stop that, napisał tylko dlatego, aby zrobić sobie jaja z Owena. Gabe zaśmiał się. - Myślę, że stworzyliśmy potwora. The monster I created znalazł się na kolejnej stronie. Ten pomysł nieco bardziej mu się spodobał. - Ołówkowa seks maszyna - powiedział Owen. Adam spojrzał na niego, pytająco unosząc brew. Owen zaśmiał się i poklepał Adama po ramieniu nieco zbyt mocno. - Tylko sprawdzam, czy zwracasz uwagę na wszystko co mówimy. Pay Attention (Skup się) Adam napisał na pustej kartce. I know a guy named Owen (Znam faceta o imieniu Owen) A civilian who wears dog tags
(cywila, który nosi nieśmiertelniki)
And they call him pencil dick the love machine (I nazywają go ołówkową seks maszyną) - Ołówkowa seks maaaaaszyna - Jacob zaśpiewał imitując Barry'ego White'a do playlisty filmu porno. Nawet zakołysał biodrami dla specjalnego efektu. - Jestem pewien, że będzie to pierwszy singiel nowego albumu - powiedział Gabe. Adam roześmiał się, kiedy Owen rzucił się na plecy Gabe'a i zaczął go przyduszać.
- Nie zadzierałbym z nim - powiedział Jacob.- Ostatnio pobił się z profesjonalnymi zawodnikami MMA. - Półprofesjonalnym... zawodnikami... UFC - Gabe powiedział bez tchu, wymierzając mocny cios łokciem w żebra Owena. - Och, mój błąd - powiedział Owen, krzywiąc się, ale nie rozluźniając uścisku.Myślałem, że oberwał od Pillsbury'ego Doughboy'a. - Chcesz powiedzieć, że to byłeś ty?- zapytał Gabe. Owen mocniej go ścisnął. - Niektórzy z nas pracują nad perfekcją, cieniasie. Jacob roześmiał się. - Wasza dwójka naprawdę musi popracować nad obelgami. - Gabe?- z drzwi odezwał się cichy głos. Uśmiech Adama zniknął, kiedy dostrzegł minę Melanie. Znał to spojrzenie. Właśnie tak się czuł, kiedy Madison zamknęła za sobą drzwi hotelowego pokoju, zostawiając go. Owen rozluźnił swój uścisk i zsunął się z pleców Gabe'a. - Coś się stało?- zapytał Gabe, stając przed nią. Chwycił ją za przedramiona i spojrzał na jej zapłakaną twarz. - Muszę wyjechać - powiedziała. - Co? Myślałem, że pojedziesz z nami w trasę. - A pojedzie?- zapytał Jacob, ale został zignorowany. - Chciałabym, ale Nikki, ona... - Melanie, nie możesz pozwolić, aby zapanowała nad twoim życiem. - Boję się, że znowu spróbuje odebrać sobie życie, jeśli ją zostawię. - Znowu?- zapytał Gabe. Skinąwszy głową, Melanie odgarnęła włosy za uszy. Dłonie drżały jej tam mocno, że Adam mógł dostrzec ich ruch z odległości dziesięciu stóp. - Jest teraz w delikatnym stanie. - Właśnie dlatego powinna pójść się przebadać - powiedział Gabe.- Nie jesteś psychiatrą, Mel. Ona potrzebuje profesjonalnej pomocy. - Myślisz, że o tym nie wiem!- wrzasnęła Melanie.
Gabe odsunął się w tył, jakby uderzyła go w twarz. - Przepraszam - powiedziała, dotykając jego policzka.- Nie chciałam krzyczeć. I nie odchodzę na zawsze, tylko do momentu w którym będzie stabilna. Ona mnie potrzebuje. - Ja ciebie też potrzebuję - powiedział Gabe. Adam zwrócił swoją uwagę na notatnik, rysując skrzydlicę w rogu kartki. - No więc?- Owen powiedział głośno.- Co o nich myślicie, kowboje? Myślicie, że wygrają w tym roku Super Bowl? - Skąd mam wiedzieć?- powiedział Jacob, widocznie załapując próbę zmiany tematu przez Owena.- Sezon jeszcze się nie zaczął. - Nie zrywam z tobą - Melanie powiedziała wyraźnie, jakby ona i Gabe nie mieli małej, a mimo to nieswojej widowni.- Po prostu muszę to zrobić. Rozumiesz? Proszę, nie utrudniaj mi tego bardziej. - Czuję się tak, że Nikki zawsze będzie na pierwszym miejscu - powiedział Gabe. - Szczęściara - zażartował Owen. - Zamknij. Się. Owen - powiedział Gabe, rzucając w jego stronę mordercze spojrzenie przez ramię. Owen przykrył usta jednym palcem i przycisnął je do zębów. - Nie zawsze będzie na pierwszym miejscu, Gabe. Teraz przechodzi przez naprawdę ciężki okres. Jaką będę przyjaciółką, jeśli teraz się na nią wypnę? Przepraszam, ale nie mogę tego zrobić. - Powinnaś zostać - powiedziała Nikki, gdy wyszła z sypialni mając na sobie koszulkę z logiem zespołu.Twarz Melanie była zroszona łzami, ale to twarz Nikki była nimi zalana.- Sama mogę trafić do domu. Adam posłał Nikki zachęcający uśmiech, ale była zbyt skupiona na Melanie, aby go dostrzec. Gabe zmierzył Nikki spojrzeniem, zatrzymując wzrok na jej gardle i policzku, gdzie kolorowe siniaki zdobiły jej ciało. Westchnął i znowu zwrócił uwagę na Melanie. - Kiedy znowu się zobaczymy?- zapytał ją. - Niebawem - powiedziała.- Obiecuję. - Pojechałbym z tobą do domu i pomógłbym ci z tym, jeśli nie byłbym w trasie. - Wiem o tym - powiedziała, całując go lekko w usta.- To właśnie jedna z tysięcy rzeczy przez które tak ciężko jest mi cię zostawić.
Ale odeszła. Spakowała siebie i swoją przyjaciółkę i wróciła do Kansas. Adam kontynuował zabawę ze swoimi tekstami przy jadalnym stole, dopóki Gabe nie usiadł po drugiej stronie, po tym jak wsadził obie kobiety do taksówki. Gabe splótł dłonie na stole przed sobą. - Dlaczego kobiety zawsze się do nas garną, ale trudno zatrzymać na te, które naprawdę coś dla nas znaczą? Adam napiął się. Skąd wiedział, że Madison odeszła? Adam nikomu o tym nie wspomniał. Z pewnością wyglądało to tak, że próbował mu współczuć, co oznaczało, że mieli coś wspólnego w tych smutnych chwilach. Może nie było w tym nic złego. Chociaż w ciągu dnia było wokół niego całe mnóstwo ludzi, nigdy nie czuł się bardziej samotnie. Adam pokręcił na niego głową. - Nie mam pojęcia, ale jeśli to ogarniesz, to daj mi znać. Gabe uniósł wzrok i spojrzał mu w oczy. - Ty też? Adam skwapliwie skinął głową. - Co się stało? Nie chciał o tym rozmawiać, więc ominął szczegóły. - Powiedziała, że potrzebuje czasu, aby sobie wszystko przemyśleć. Więc odeszła. - Cóż, przynajmniej nie przy sobie kuli u nogi w postaci swojej przyjaciółki. - Nie bądź zbyt ostry wobec Nikki - powiedział Adam.- Przez wiele przeszła. I nie tylko podczas tego weekendu. Przez całe swoje życie. Gabe przetarł twarz obiema dłońmi i pochylił się do przodu, uderzając czołem o blat stołu. - Wiem. Właśnie dlatego czuję się jak kompletny dupek, gdy myślę o tym, że powinna. Zwyczajnie. Zniknąć. - Już zniknęła - zauważył Adam. Gabe zaśmiał się i uniósł głowę ze stołu. - To prawda, ale niestety zabrała ze sobą Mel. - Wróci - powiedział Adam, sięgając przez stół, aby poklepać Gabe'a po przedramieniu. Nie był przyzwyczajony do pocieszania ludzi. Było to dziwne, ale musiał przyznać, że było w tym coś miłego. Poczuł się lepiej sam ze sobą, co było jeszcze
dziwniejsze. - Jestem pewien, że Madison też wróci - powiedział Gabe. Adam nie był o tym taki pewien - chyba powinna do niego napisać, jeśli chciała go jeszcze zobaczyć - ale skinął głową. - Mam nadzieję, że masz rację. Adam przeszedł przez swoje rutynowe zajęcia przygotowujące do koncertu, ale nie miał do tego serca. Ten durny, obolały organ był skupiony gdzieś 500 mil stąd, w Dallas. Jednakże jego muza żywiła się jego cierpieniem. Pomiędzy sprawdzaniem dźwięku i ustawianiem sprzętu wypełnił kilka kolejnych kartek. I gdy złapał za gitarę na backstage'u, zaczął wybrzdąkiwać nowe riffy. - Miło - powiedział Adam, powtarzając ruchy na swoim basie. - Taa, mnie też się podoba - powiedział Kellen. Całkowicie przegapił próbę dźwiękową, ale kilka chwil temu zjawił się na backstage'u. - Wychodzi na to, że minęła ci blokada - Kellen powiedział z zachwyconym uśmiechem. - Zgadza się - powiedział Adam i zamilkł. Nie był gotowy, aby powiedzieć dlaczego. Strasznie się starał, aby nie myśleć o powodzie swojej nagłej inspiracji. A może to przez to, że skupił się na pisaniu tekstu, a teraz gitarowych riffach. - Cóż, trzymaj tak dalej - powiedział Kellen, klepiąc mocno Adama po plecach.Brzmi świetnie. Telefon w kieszeni Adama zawibrował przy jego udzie. Serce zatrzymało mu się na chwilę. Proszę, niech to będzie Madison, pomyślał, gdy wyłowił telefon z kieszeni. Serce zabiło mu szybciej, gdy rozpoznał jej imię na ekranie. Drżącym palcem odebrał połączenie i przysunął telefon do ucha. - Madison?- zapytał bez tchu.- Tak się cieszę, że zadzwoniłaś. Myślałem... - Nie mówi Madison - powiedział ktoś, kto strasznie przypominał Madison. - Co? - Tu jej siostra, Kennedy. Słuchaj, Adam, nie lubię cię. Cóż, tak naprawdę to cię nie znam, ale nie podoba mi się kim stała się moja siostra, odkąd zaczęła z tobą chodzić. Zmieniła się i to nie na lepsze. - Dlaczego do mnie dzwonisz?- mógł myśleć tylko o tym, że Madison za bardzo stchórzyła w rozerwaniu go na kawałki i poprosiła swoją siostrę, żeby to zrobiła. I mogła wybrać gorszy moment? Za kilka minut musiał wejść na scenę. Madison wiedziała o tym. - Był wypadek.
Coś kopnęło go prosto w żołądek i wydusiło z niego całe powietrze. - Co? - Madison spadła z konia. Uderzyła się w głowę i cały czas bełkocze, jednak ciągle powtarza twoje imię. Zdecydowała, że odsunę na bok moje osobiste uczucia wobec waszego niezdrowego związku i poproszę cię, abyś przyjechał do szpitala. Może ty do niej dotrzesz. Nie chce mieć ze mną niczego wspólnego. Poczuł silne uczucie spokoju. Mógł być tam dla Madison. Będzie tam dla niej. Z tego co wiedział, nic nie mogło go powstrzymać. Nawet ona. Przełożył przez głowę pasek od gitary, odstawił instrument na stojak i skierował się do wyjścia. - Gdzie jest?- zapytał jej siostrę. - W Medycznym Centrum Baylor. - Już jadę - powiedział.
Rozdział 17
- Adam?- Madison szepnęła po raz setny tej nocy, ale tym razem faktycznie odpowiedział. - Jestem tutaj - silna dłoń ścisnęła jej palce. Otworzyła oczy, czując mętlik w głowie przez środki przeciwbólowe, które wpływały do jej żył przez kroplówkę. A może wciąż nie odzyskała przytomności. Przynajmniej teraz wiedziała jak to jest stracić przytomność. Nigdy nie była tak przerażona jak wtedy, gdy próbowano wytłumaczyć jej obrażenia, gdy żadne słowo nie miało sensu. Nic nie miało sensu. Z wyjątkiem Adama. Była pewna tylko jego uczuć, odkąd Ginger ją zrzuciła. Może nawet przed tym bolesnym momentem. - To naprawdę ty?- zapytała. Może znowu miała zwidy. Była pewna, że wcześniej widziała swoją babcię, która stała przy jej łóżku, co było śmieszne. Jej babcia zmarła wiele lat temu. - To ja - Adam powiedział, pochylając się i odgarniając włosy z jej twarzy, aby móc złożyć czuły pocałunek na jej skroni.- Przyjechałem tak szybko, jak mogłem. - Która jest godzina?- przez okno dostrzegła, że wciąż było ciemno, ale nie była pewna ile minęło godzin, odkąd była operowana. Próbowała podciągnąć swoje ciało do góry, aby sprawdzić godzinę, ale przez ciężar gipsu na jej ramieniu i rurek, które były do niej przymocowane, nie mogła zrobić niczego innego jak napięcie swojego brzucha. - Myślę, że chwila po piątej - powiedział. - Nad ranem?- spojrzała na jego twarz, dostrzegając zmarszczki zmęczenia wokół jego oczu. - Taa. - Straciłam cały dzień? Pokręcił głową. - Nie, to ja jechałem przez całą noc - przez ramię zerknął na otwarte drzwi.- Nie wiem ile mogę zostać. Nie chcieli, abym zakłócał twój odpoczynek, ale nie zamierzałem ich
słuchać po tym jak jechałem całą noc - uśmiechnął się krzywo i pogładził jej policzek.Jestem pewien, że ochrona jest już w drodze, żeby mnie wyrzucić. - Zawsze sprawiałeś kłopoty - powiedziała, myśląc, że pęknie jej serce z tego powodu, że przyjechał - jadąc przez całą noc - tu dla niej. Nigdy się po nim nie spodziewała, że pokona dla niej taką odległość, że będzie tak bezinteresowny. Cieszyła się, że tak wiele osób myliło się co do niego i że to ona była taka doskonała w ocenie charakteru. - Nie mogę niczego na to poradzić - powiedział, strzelając knykciami.- Właśnie tak żyję. Zaśmiała się i jęknęła, gdy jej bok zaprotestował. Gdyby nie podano jej środków przeciwbólowych, to prosty śmiech wywołałby u niej łzy. Lekarze stwierdzili, że jej żebra nie były złamane, a tylko posiniaczone, ale z całą pewnością czuła co innego. - Więc co ci się stało?- zapytał Adam.- Twoja siostra kazała mi tu przyjechać, nie mówiąc zbyt wiele. Zdradliwa suka, było pierwszą myślą Madison. - Rozmawiałeś z nią? - Krótko. To ona do mnie zadzwoniła i powiedziała mi, że mnie tu potrzebujesz. - Och - cóż, Madison wciąż była wkurzona na Kennedy, ale może kiedyś naprawią swoją zniszczoną więź. Może. Madison odrzuciła koc na bok swoją zranioną ręką, na co wstrzymał oddech. - Złamana kość promieniowa i łokciowa, nadwyrężony łokieć, wybite ramię powiedziała, wskazując na swoją rękę.- Próbowałam załagodzić upadek. I to był mój błąd. - Myślałem, że jesteś dobra w jeździe konno. - Bo jestem w tym dobra- powiedziała obronnie. - Mój koń się spłoszył. Przez węża. Adam pokręcił głową, jakby był na nią zły. - Dlaczego zbliżyłaś się na swoim koniu do węża? Nie pamiętasz tego co powiedziała wróżka z Nowego Orleanu? Z niedowierzaniem pokręciła głową. - Nie zabrałam jej specjalnie do węża. Ukrywał się... - słowa wróżki rozbrzmiały echem w jej głowie. - W trawie? Skinęła głową.
- To nie ma znaczenia. Musiałam się wybrać na przejażdżkę - uśmiechnęła się.Szukałam ciebie. - Że co? - Nie przejmuj się, już cię znalazłam. Ostrożnie dotknął opuszkami palców jej skroni. - Jesteś pewna, że nic nie stało ci się z głową? - Nie jest gorzej niż poprzednio - zapewniła go. - Twoja siostra powiedziała, że straciłaś przytomność. - To prawda. Ale czuję się znacznie lepiej. Zwłaszcza, że ty tutaj jesteś. Uśmiechnął się, przez długi moment patrząc jej w oczy. Kiedy jego oczy zabłysły od łez, zwrócił swoją uwagę na bandaże na jej ramieniu. - A tu co się kryje?- zapytał, przesuwając po nim palcem. - To przemieszczony obojczyk. Musieli we mnie wkręcić kawałek metalu. - Auć - zmierzył jej ciało wzrokiem, zanim znowu spojrzał jej w oczy.- Jesteś w obrzydliwie dobrym nastroju jak na kogoś tak połamanego - zauważył. - Czuję się teraz mniej połamana niż w momencie w którym cię zostawiłam. Wziął drżący oddech. - Naprawdę? Skinęła głową, sięgając ku niemu swoją zdrową ręką. - Przyjechałeś. - Oczywiście, że przyjechałem. Jezu, Madison, mogłaś umrzeć. Dlaczego jesteś tak cholernie bezmyślna? Pomimo jej obitych żeber, zaśmiała się tak mocno, że aż zadrżał jej brzuch. - Ja? To ty jesteś tu tym bezmyślnym. - W takim bądź razie jestem dla ciebie złym przykładem. Skończy się na tym, że zabijesz się przeze mnie. W tej chwili nie obchodziło go nic więcej, niż on. - Pocałujesz mnie wreszcie, czy jak?- zapytała. - A mogę?
Uniosła na niego brew. - Nigdy wcześniej nie pytałeś. - Taa, cóż, próbuję nie być dupkiem. Staram się jak mogę, aby się dla ciebie zmienić. Teraz to ona była mocno zdezorientowana. Nawet wtedy, kiedy wstrząsnęło jej mózgiem. - Zmienić?- wyjąkała.- Dlaczego miałbyś się dla mnie zmienić? - Ponieważ... - opuścił wzrok i potarł palcem jej mocny gips.- Ty jesteś taka dobra, a ja nie. - Nie chcę, żebyś się zmieniał, Adam - powiedziała.- Kocham cię za to jaki jesteś. - Więc dlaczego mnie zostawiłaś? - Bo to przerażające, kochać kogoś tak mocno, jak ja kocham ciebie. I nie mogłam zrozumieć dlaczego twoja zachęta na rozbudzenie między nami szaleństwa aktywowała u mnie chęć walki albo ucieczki. Więc wybrałam ucieczkę. Ale powinnam wybrać walkę. Teraz ją wybieram, Adam. Będę o ciebie walczyć. Już nie ucieknę. Uniósł swoje szare oczy, napotykając jej spojrzenie. - Ona nigdy o mnie nie walczyła. - Kto? - Moja matka. - Ja nie jestem twoją matką. - Jestem tego w pełni świadom. - I będę o ciebie walczyć, Adam. Będę. Obiecuję ci to. Spojrzał jej w oczy i przechylił lekko głowę. - Wierzę ci - powiedział.- Ale może powinnaś poczekać z tą walką, aż wyzdrowiejesz. Chociaż jeden porządny cios tym gipsem pewnie powstrzymałby pędzącego byka - ostrożnie dotknął gipsu, jakby bojąc się, że sprawi jej ból. - Kocham cię - powiedziała i przełknęła nerwową gulę, która utknęła jej w gardle. Naprawdę zamierzała to zrobić? Co jeśli zmienił zdanie. - Adam? Uniósł głowę i zdziwiła się, gdy dostrzegła łzy w jego oczach. - Ja ciebie też kocham - powiedział.
Skinęła głową, czując jak słone krople wypełniają i jej oczy. - Jeżeli wciąż chcesz się ze mną ożenić, to ja... ja przyjmuję twoje oświadczyny. Znowu zmierzył ją wzrokiem. - No nie wiem, Madison - powiedział.- Nie jestem pewien, czy jeszcze będziesz mogła mi zrobić dobrze. Uniosła zapasową poduszkę, aby go walnąć, wdzięczna za to, że nie czuła bólu. - Lekarz powiedział, że powinnam całkowicie wydobrzeć, jeśli będę odpoczywać i ćwiczyć. Czeka cię wiele spektakularny waleń konia. - Skoro jesteś pewna. Skinęła głową i wyczekująco spojrzała na jego kieszeń. - Nie zamierzam cię teraz poprosić - powiedział jej. - Nie?- rozczarowanie spowodowane jego słowami uderzyło w jej piersi.- Chodzi tutaj, że jestem w złym stanie, prawda? Obiecuję, że w mgnieniu oka dojdę do siebie sześć czy osiem tygodni nie było takim długim czasem, jeżeli zamierzali spędzić ze sobą resztę życia. - Nie o to chodzi. Sądzę, że najpierw powinienem poznać twoją rodzinę. Sprawdzić w jakie szaleństwo chcę się wżenić. - Moją rodzinę? A co z twoją rodziną?- już rozmawiała z jego ojcem przez telefon i doszła do wniosku, że będzie do nie dotrzeć tak samo ciężko, jak do syna. Zaśmiał się. - Już wiesz, że moja rodzina jest pokręcona. I twoja siostra zdawała się być fajna. Może ją do siebie przekonam, jeśli poznamy się lepiej. Chociaż bardzo kochała swoją rodzinę, to wciąż była wściekła na Kennedy. Nie obchodziło jej, czy kiedykolwiek zaakceptuje Adama. Niech się wali. - Nie jest taka fajna jak ci się wydaje. Dowiedziałam się, że to ona wydała mnie mojej szefowej - powiedziała. - Nie... - Tak, to była Kennedy. Adam otworzył szeroko oczy. - Twoja siostra? Dlaczego to zrobiła? Wiem, że mnie nie lubi, ale myślałem, że jesteście ze sobą blisko.
- Też tak myślałam. Przez chwilę się dąsała tak bardzo, że aż rozbolała ją szczęka. - Wiesz, zawsze myślałam, że powinnam nadstawić drugi policzek i pasywnie zaakceptować swoją przyszłość. Aby przyjąć ją bez oporów. - Nic nie szkodzi, jeżeli tak ktoś ma. Dzięki temu jesteś dobrym człowiekiem - Adam potarł jej brew kciukiem, delikatnie muskając palcami jej szczękę. - Nie zawsze - powiedziała.- Czasami musisz zawalczyć o to co jest właściwe. - Ciągła walka jest wyczerpująca. Powinienem o tym wiedzieć. Mam w sobie bardzo mało kompromisu. Zaśmiała się i potarła swoje żebra, gdy znowu zaczęły piec. Może nadeszła pora na leki. - A ja mam go aż zbyt wiele, więc gdy czegoś bardzo mocno chcę... - Tak jak mnie?- uśmiechnął się do niej. - Tak, dokładnie ciebie. Nie wiem jak wziąć to czego chcę bez poczucia winy. Zmarszczył razem brwi. - Poczucia winy? Dlaczego miałabyś mieć wyrzuty sumienia przez to, że chcesz mieć to, czego pragniesz? Zwłaszcza, gdy to coś jest ci dawane z własnej woli? - To dziwne, prawda? Wiem o tym. To właśnie dzięki byciu z tobą wiem, że czasami nie zaszkodzi, jeśli wezmę to, czego chcę. Że nie muszę iść na kompromis. Nie muszę się wstrzymywać, ani sobie niczego odmawiać. Nie zawsze. Chwyciła go za pasek i przyciągnęła bliżej, aby móc sięgnąć do przedniej kieszeni jego dżinsów. Bok jej dłoni otarł się o długość jego fiuta i nawet w tym całym bólu poczuła nagłą ekscytację i ścisk w swoim środku. - Wiesz, że możesz to dostać kiedy tylko będziesz chciała, kochanie - powiedział z przekornym uśmiechem.- Nie trzeba tu żadnego kompromisu. - Cieszę się, że mnie rozumiesz - złapała w końcu za pierścionek w jego kieszeni i wsunęła go na kciuk, aby móc go wyciągnąć.- Ale chcę tego - powiedziała, unosząc ku niemu pierścionek zaręczynowy.- I tych wszystkich przerażających i pięknych obietnic, które z nim idą. - Jesteś pewna? Jeżeli włożę ci go na palec, nie pozwolę ci już ode mnie odejść. Nigdy. Serce zabiło jej szybciej i skinęła głową, zaskoczona tym, że oczy wypełniły się jej łzami.
- Nigdy w życiu nie byłam niczego bardziej pewna. - Już nie sądzisz, że powinniśmy o tym porozmawiać? - A chcesz o tym porozmawiać?- zapytała, zdumiona jego nagłym wahaniem. - Nie, ale sądziłem, że tego właśnie chciałaś. Próbuję być lepszy w kompromisach. Dla ciebie. - Cóż, możesz przestać. Możemy później pójść na kompromis; po tym jak zgodzisz się na moje wymogi. Uśmiechnął się, gdy spojrzał jej w oczy i uniósł jej połamaną, lewą rękę. Jego dłonie drżały, kiedy wsunął pierścionek na jej palec. - Naprawdę chcesz za mnie wyjść?- zapytał i niepewność pojawiła się w jego oczach, przez co ścisnęło się jej serce. - Powiedziałam już, że tak, prawda? Zmarszczył brwi. - Nie, powiedziałaś... Zakryła jego usta zdrową dłonią. - Chcę za ciebie wyjść, Adamie Taylor. Kocham cię bardziej niż cokolwiek w tym wszechświecie i nie mogę się doczekać, aż wyjdę ze szpitala, abym mogła dołączyć do ciebie podczas trasy czy chcesz mnie tam czy nie. - Nie ma to znaczenia - powiedział. - Co nie ma znaczenia? - Jestem całkiem pewien, że nie tylko przekroczyłem, ale przeskoczyłem granicę, kiedy wczorajszej nocy bez słowa zniknąłem przed koncertem. Trasa, zespół? Jak dla mnie to koniec. Madison zrzedła mina. - Co zrobiłeś? - Kennedy zadzwoniła i powiedziała, że mnie potrzebujesz, więc o to jestem. I nie żałuję, że to zrobiłem. Mogę stracić swój zespół, ale nie ciebie. Cholera, ten mężczyzna był impulsywny. I kochała go za to, ale z pewnością będzie to dla niej ciągłe wyzwanie. - Nie powiedziałeś im nawet dokąd wyjeżdżasz? Pokręcił głową.
- W tamtej chwili nie było to ważne. Wszystko o czym myślałem to to, jak najszybciej tu dojechać. Uniosła rękę i chwyciła nią za łańcuchy, aby przyciągnąć go bliżej do pocałunku. - To najsłodsza rzecz jaką kiedykolwiek ktoś dla mnie zrobił - powiedziała. Uśmiechnął się. - Ależ proszę bardzo. - Jeżeli mogłabym się ruszać, to skopałabym ci tyłek. Nie mogę uwierzyć, że wyszedłeś bez wyjaśnienia. Musisz to naprawić, Adam. Zadzwonić do chłopaków. Powiedzieć im co się dzieje, że był to pilny wypadek. Adam lekko pokręcił głową. - Później do nich zadzwonię. Teraz jestem zbyt szczęśliwy tym, że jesteś moja i zbyt zdenerwowany, tym, że stała ci się krzywda, żeby wysłuchać zrzędzenie Jacoba. Będzie najlepiej, jak zadzwonię po tym, jak się wyśpię. Jestem pewien, że tylko pogorszę tym sprawę, jeśli teraz z nimi pogadam. Była to nieludzka godzina, żeby do kogokolwiek zadzwonić. Zwłaszcza do gwiazdy rocka. - Wyglądasz na zmęczonego - powiedziała, klepiąc na materac po lewej stronie swojego biodra. Nie było dla niego zbyt wiele miejsca, ale jeżeli by się ścisnął, to mógłby odpocząć koło niej.- Może położysz się ze mną. Rano zadzwonimy do chłopaków. Prześlę im zdjęcia moich obrażeń i skany prześwietlenia, aby wiedzieli, że to coś poważnego. Adam zerknął na drzwi. - Zastanawia mnie, dlaczego jeszcze nikt mnie stąd nie wyrzucił - powiedział. - Może zapomnieli, że tutaj jesteś. - Mam przeczucie, że twoja siostra trzyma ich w ryzach. - Cóż, jest upartą, zarozumiałą krową. - Która wygląda niepokojąco tak jak ty - powiedział Adam. Ściągnął buty i swoją skórzaną krótką, rzucając ją na puste krzesło w nogach łóżka. Położył się obok niej, przysuwając się do jej zdrowego boku. Chwycił delikatnie jej dłoń i przesunął palcem po pierścionku, który dopiero co założył. - To musiał być najgorszy tydzień twojego życia - powiedział. Ścisnęła jego palce. - Żartujesz sobie? Zaręczyłam się w ten weekend.
Zaśmiał się. - I niby to powinno ci wynagrodzić to wszystkie gówno, przez które przeszłaś? - Z całą pewnością. Nie mógłbyś mnie bardziej uszczęśliwić, jeśli byś próbował. - Czy to wyzwanie? Żałowała, że nie ma dwóch sprawnych rąk, aby móc go przytulić. Ścisnęła jego dłoń jeszcze mocniej. - Jeżeli chcesz to wziąć w taki sposób. Wtulił twarz w jej szyję i połaskotał podbicie jej stopy dużym palcem. - Tak pasuje?- zapytał. - To dobry początek, ale nieco kiepski jak na twoje możliwości - powiedziała ze śmiechem. - Nie chcę zrobić ci krzywdy. Pęka mi serce, gdy widzę cię w takim stanie. Sprawia, że chcę napisać słowa piosenek i gitarowe solówki. Nie była pewna dlaczego jej obrażenia nagle natchnęły go do tworzenia muzyki. - Nic mi nie będzie - powiedziała, czując przyjemne łaskotanie wzdłuż swojej szyi, gdy rozsypał na jej skórze delikatne pocałunki. Całkowicie znieruchomiała, gdy dotarło do niej coś strasznego.- Te obrażenia naprawdę wpłyną na nasze życie seksualne, prawda? - Wymyślę nowe sposoby na podniecenie cię dopóki w pełni nie wyzdrowiejesz. Już ją podniecał, gdy przesunął zębami po płatki jej ucha. - Ale to osiem tygodni!- zaprotestowała. - Nie obwiniaj mnie - powiedział, dmuchając ciepłym powietrzem na jej szyję.- To ty spadłaś z konia. Ścisnęła go za rękę, czując jak nowy pierścionek przyjemnie jej ciążył. - Że proszę? Zostałam zrzucona z konia. - Więc będę delikatny, dopóki nie dojdziesz do siebie. Delikatne pocałunki, lekkie muśnięcia, powolne liźnięcia, spokojne ssanie, ale zero pieprzenia. - Nigdy sobie z tym nie poradzę - poskarżyła się.- Dwa dni niemal mnie zabiły. Pocałował kącik jej ust. - Nauczę cię pokochania każdej sekundy. - Uwielbiam każdą chwilę z tobą - powiedziała, uchwytując jego wargi z czułym
pocałunku.- Więc rób to co musisz, Adam. Drocz się ze mną.