ZNAK BESTII TIM LAHAYE JERRY B. JENKINS Prolog —Panie i panowie, obywatele Globalnej Wspólnoty. Za chwilę prze- mówi wasz NajwyŜszy Potentat, Jego Wys...
9 downloads
19 Views
1MB Size
ZNAK BESTII TIM LAHAYE JERRY B. JENKINS
Prolog
—Panie i panowie, obywatele Globalnej Wspólnoty. Za chwilę przemówi wasz NajwyŜszy Potentat, Jego Wysokość Nicolae Carpathia. Nicolae uczynił kolejny krok w stronę kamery. Patrzył wprost w obiektyw. — Moi ukochani poddani — rozpoczął. — PrzeŜyliśmy wspólnie niezwykły tydzień. Czuję się głęboko poruszony tym, Ŝe do Nowego Babilonu przybyły miliony pielgrzymów na uroczystości, które, na szczęście, nie okazały się moim pogrzebem. Mimo to ten wielki przejaw uczuć wielce mnie poruszył. Jak juŜ wspomniałem, pozostają jeszcze nieliczne ogniska oporu zagraŜające światowemu pokojowi i harmonii. Są nawet ludzie, którzy robią karierę, głosząc na mój temat rzeczy najbardziej krzywdzące, bluźniercze i fałszywe. Wierzę, Ŝe udowodniłem Wam dzisiaj, kim jestem. Wybierzecie właściwie, podąŜając za głosem rozumu i serca. Wiecie dobrze, coście widzieli, a wasze oczy nie kłamią. Zapraszam do naszych szeregów wszystkich dawnych zwolenników radykalnych sekt, którzy przekonali się, Ŝe nie jestem ich wrogiem. Wręcz przeciwnie mogą mnie teraz czcić w ramach swojej religii. Będę modlił się, aby nie zamykali swojego umysłu na tę moŜliwość. Na zakończenie chciałbym zwrócić się wprost do moich przeciwników. Zawsze byłem tolerancyjny. Są jednak wśród nas ludzie, którzy nazywali mnie otwarcie Antychrystem, a czasy, w których Ŝyjemy, okresem ucisku. Potraktujcie moje słowa jako ostrzeŜenie. Jeśli będziecie kontynuowali swoje przewrotne ataki wymierzone w moją osobę i światową harmonię, w której stworzenie włoŜyłem -5-
tyle trudu, nawet słowo Wielki Ucisk nie zdoła oddać tego, co was spotka. Jeśli miniony okres trzech i pół roku był waszym zdaniem czasem ucisku, przygotujcie się na Okres Wielkiego Cierpienia.
Biada ziemi i morzu - bo zstąpił do was diabeł, pałając wielkim gniewem, świadom, Ŝe mało ma czasu. Ap 12,12
Rozdział pierwszy
W Nowym Babilonie było późne południe. David Hassid wpatrywał się w ogromny telebim zainstalowany na dziedzińcu pałacu Globalnej Wspólnoty. Cały ekran wypełniała twarz zmartwychwstałego Potentata, który właśnie - podczas własnego pogrzebu - wyszedł z trumny. Hassid zaczynał martwić się o Annie. Dzwonił do niej kilkakrotnie, ale nie odbierała. JuŜ od dłuŜszej chwili zamierzał pójść do sektora, gdzie odbywała słuŜbę, nie mógł jednak oderwać wzroku od Carpathii. Z niepokojem dostrzegał w tym człowieku oznaki opętania. Choć powierzchowność Nicolae nie wzbudzała niepokoju -jego sylwetka, włosy, cera, wszystko wyglądało tak jak dawniej - to z jego oczu biła jakaś niezwykła energia. Uśmiechał się łagodnie i pobłaŜliwie, spokojnie przemawiał do tłumu, moŜna było jednak odnieść wraŜenie, jakby ciało Nicolae nie mogło pomieścić uwięzionej w nim siły. Napięte mięśnie karku i ramion zdradzały tłumioną agresję. Spojrzał uwaŜniej na tę przystojną twarz o regularnych rysach i poczuł jak przechodzi go zimny dreszcz. Nie był przygotowany, Ŝe napotka stalowy wzrok nieprzyjaciela swojej duszy. Znał Nicolae od dawna, pamiętał jego spojrzenie wyraŜające akceptację i zachętę do rozmowy, którym tak łatwo zjednywał sobie ludzi. Nowe spojrzenie Potentata przeszywało człowieka na wylot, zdawało się czytać w ludzkich myślach, tak iŜ Ŝaden sekret przed nim się nie ukryje. Hassid wiedział, Ŝe szatan nie jest wszechwiedzący, trudno mu było jednak otrząsnąć się z tego wraŜenia. Na szczęście Nicolae w końcu odwrócił się od kamery.
-7-
David wrócił pospiesznie na swoje stanowisko, gdzie okazało się, Ŝe ktoś zabrał jego wózek golfowy. Zdenerwowany nie na Ŝarty wyciągnął telefon i połączył się z szefem parku maszynowego: — Gdzie jest mój wózek — wrzasnął do słuchawki. — Miał pan wózek elektryczny? — zapytał głos z wyraźnym australijskim akcentem. — Oczywiście! — Chętnie oddam panu własny, zwaŜywszy na okoliczności. — Jakie okoliczności? — Mam na myśli zmartwychwstanie Potentata! Właśnie wybierałem się oddać mu hołd. — Proszę przyprowadzić... — Czy sądzi pan, Ŝe mnie do niego dopuszczą? Jestem przecieŜ w mundurze. Zawracają cywilów, którzy chcą się dostać na wewnętrzny dziedziniec. Skoro jestem jednak pracownikiem... — Nie mam pojęcia! Proszę przyprowadzić mi wózek! — Czy mógłby mnie pan po drodze podwieźć na dziedziniec... — Tak! Pospiesz się! -— Widzę, Ŝe jest pan bardzo podekscytowany zmartwychwstaniem Jego Wysokości... — Jestem podekscytowany twoim wózkiem! — warknął David i rozłączył się. Zadzwonił do słuŜb porządkowych. — Szukam Annie Christopher — powiedział. —Sektor? — Pięćdziesiąty trzeci. — Sektor pięćdziesiąty trzeci jest pusty, dyrektorze. Ta kobieta mogła zostać oddelegowana w inne miejsce lub zakończyć słuŜbę. — Gdyby została oddelegowana w inne miejsce, wiedziałby pan o tym, prawda? — Chwileczkę. Tymczasem pojawił się rozpromieniony szef parku pojazdów. David wsiadł do wózka, nie odrywając telefonu od ucha. -8-
- — Ujrzę boga — westchnął Australijczyk. Tak — skinął głową David. — Za minutę. — Dałby pan temu wiarę? Potentat musi być bogiem. Kim innym mógłby być? Widziałem wszystko na własne oczy, no, na telebimie. Powstał z martwych. Widziałem go nieŜywego, jestem tego pewien. Jeśli zobaczę go teraz z bliska, nie będzie juŜ Ŝadnych wątpliwości, prawda? David skinął głową, zasłaniając ręką drugie ucho. — Powiedziałem, Ŝe nie będzie juŜ wtedy Ŝadnych wątpliwości! — śadnych wątpliwości! — mruknął David. — Daj mi minutę! — Proszę ruszać, dyrektorze, miał mnie pan zawieźć na dziedziniec. — PrzecieŜ to ty siedzisz za kierownicą! Jedź, dokąd chcesz i wyskakuj ! — Przepraszam! David zwykle nie traktował ludzi w taki sposób, teraz jednak coraz bardziej niepokoił się o Annie. — Nie mam Ŝadnych informacji — stwierdził koordynator słuŜb porządkowych. — Czy to znaczy, Ŝe skończyła słuŜbę? — zapytał David z poczuciem ulgi. — Przypuszczalnie tak. Nie mam w komputerze nic na jej temat. David chciał zadzwonić do słuŜb medycznych, po chwili jednak postanowił nie wpadać w panikę. Szef parku pojazdów powoli przedzierał się przez tłum. Ludzie zaczynali się rozchodzić. Byli rozczarowani i rozgoryczeni, Ŝe nie wpuszczono ich na dziedziniec. Przybyli tu na pogrzeb ukochanego przywódcy, stali wiele godzin, aby podejść do trumny i osobiście się z nim poŜegnać. A teraz, gdy zmartwychwstał, odpędzono ich od niego. — Dalej tym nie dojadę — westchnął Australijczyk. Zatrzymał wózek tak gwałtownie, Ŝe David musiał chwycić za poręcz, aby nie wypaść. — Odprowadzi go pan?
-9-
— Oczywiście — przytaknął David, starając być uprzejmym i przynajmniej mu podziękować. Kiedy wysiadł, David zapytał go: — Był pan w Australii od czasu reorganizacji? Tamten zmarszczył brwi. — Człowiek na pańskim stanowisku powinien umieć odróŜnić Australijczyka od Nowozelandczyka. — Bardzo przepraszam i dziękuję za wózek. Gdy odjeŜdŜał, męŜczyzna zwołał: — Oczywiście, teraz i tak wszyscy jesteśmy dumnymi obywate lami Stanów Zjednoczonych Pacyfiku! David starał się unikać spojrzeń Ŝałobników, którzy świętowali zmartwychwstanie Potentata. Ludzie dawali mu znak, aby się zatrzymał. Czasami musiał hamować, aby kogoś nie przejechać - wszyscy pytali o to samo. — W jaki sposób moglibyśmy zobaczyć Jego Wysokość? — Nie mogę państwu pomóc — odpowiadał David. — Proszę się odsunąć. Jadę w sprawie słuŜbowej. — To niesprawiedliwe! Czekaliśmy przez całą noc i pół dnia w takim upale. Inni tańczyli na ulicach, wyśpiewując hymny na cześć Carpathii, w których uznali nowego boga. David spojrzał ponownie na telebim. Nicolae ściskał właśnie dłonie ludziom zgromadzonym na dziedzińcu. Wiele osób traciło przytomność pod wpływem jego bliskości. — Kolejka zamknięta! — Wykrzykiwali straŜnicy stojący przy wejściu na dziedziniec. Ponad pozdrowieniami Nicolae przebijał się głos Fortunata: — Miło mi pana poznać. Dziękuję za przybycie. Wszystkiego najlepszego. Oddaj cześć swojemu władcy — przemawiał kojąco. — ZłóŜ pokłon Jego Wysokości. Oddaj hołd Panu Nicolae, twemu bogu. Jedynie straŜnicy zdawali się nie poddawać stanowi ogólnej euforii. Kierowali ruchem rozhisteryzowanych ludzi i odnosili na bok omdlałych w ekstazie. -10-
— Zachowują się absurdalnie! — narzekali, dołączając swoje głosy do kakofonii dźwięków unoszących się nad dziedzińcem. — Proszę nie stawać! Dalej! Dokąd pan idzie! Proszę się zatrzymać! Tędy proszę! David dotarł w końcu do sektora pięćdziesiątego trzeciego. Tak jak mu powiedziano, był zupełnie opustoszały. Bramki, przez które przepuszczano ludzi, były powywracane, gigantyczne transparenty leŜały w strzępach na ziemi- Oparł łokcie na kierownicy wózka. Zsunął czapkę i zastanawiał się, co robić dalej. Dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo piecze go skóra spalona słońcem. Nie mógł sobie jednak pozwolić na schronienie się w cieniu, dopóki nie odnajdzie Annie. Obok opustoszałego sektora ciągle przesuwały się tłumy. David zmruŜył oczy i spojrzał na topiący się w słońcu asfalt. Oprócz walających się wszędzie papierków po lodach i kubków dostrzegł opakowania po środkach opatrunkowych. JuŜ miał wysiąść i przyjrzeć się im bliŜej, gdy do wózka wsiadła starsza para i poprosiła o zawiezienie na przystanek, z którego odjeŜdŜają autobusy na lotnisko. — To nie autobus — powiedział, nie patrząc w ich stronę i wyciągając kluczyki ze stacyjki. — CóŜ za chamstwo! — krzyknęła kobieta. — Daj spokój, kochanie — uspokajał ją męŜczyzna. David przyklęknął. Czuł, jak gorąco wysysa z niego energię. W cieniu setek przechodniów oglądał plastikowe opakowania po bandaŜach, gazie, maściach, a nawet rurki tlenowe. Najwyraźniej udzielano tutaj komuś pomocy. Nie musiała to być Annie. Mimo to trzeba było się tego dowiedzieć. Kiedy wrócił do wózka, wszystkie miejsca z wyjątkiem fotela kierowcy były zajęte. — Jeśli nie jadą państwo do centrali słuŜb medycznych, to znajdu jecie się w niewłaściwym pojeździe — stwierdził, wyjmując telefon.
Rayford był tak podekscytowany oglądaniem nowej bazy. Opozycji Ucisku, Ŝe zapomniał o tym, jak źle potraktował Albiego. Wie-
dział, Ŝe wkrótce pozna prawdę o swoim ciemnoskórym, niepozornym przyjacielu z Bliskiego Wschodu. Albie miał bowiem doprowadzić samolot myśliwski z Palwaukee do Kankakee, skąd mieli wrócić razem helikopterem Globalnej Wspólnoty. Oprócz pokoju wyposaŜonego w najnowocześniejsze komputery Rayford odkrył małą sypialnię przylegającą do ogromnego dyrektorskiego gabinetu. Była urządzona jak luksusowy apartament hotelowy. Obok gabinetów na innych piętrach odnalazł podobne pokoje. — Będziemy mieli tutaj luksusowe warunki — oznajmił swoim wyczerpanym towarzyszom z Opozycji Ucisku. — Dopóki nie za malujemy okien trzeba będzie przesunąć łóŜka na korytarze, bliŜej wind, aby nie moŜna było ich zobaczyć z zewnątrz — dodał. — Sądziłam, Ŝe nikogo nie ma w pobliŜu — zdumiała się Chloe. Kenny spał na jej kolanach, a Buck drzemał z głową opartą na jej ramieniu. — Nigdy nie wiadomo, co widać na zdjęciach satelitarnych — powiedział Rayford. — PomóŜ mi połoŜyć gdzieś tych dwoje, zanim się przewrócę — poprosiła. — No to do roboty — stwierdziła Leah, podnosząc się wolno z miejsca. — Gdzie są te łóŜka i gdzie trzeba je przestawić? — Chciałbym pomóc — wybełkotał Chaim, który wciąŜ miał unieruchomioną szczękę. Rayford dał mu znak, aby został na swoim miejscu. — Jeśli ma pan zamiar z nami pozostać, musi pan wykonywać moje polecenia. Pan i Buck musicie jak najszybciej wyzdrowieć - to jest wasze główne zadanie. — Musisz dojść do siebie, Ŝeby się uczyć — wtrącił Tsion. — Kiedyś ja musiałem przez ciebie wkuwać do egzaminów, teraz ty się przygotuj do intensywnej nauki. Przez pół godziny Rayford z Chloe, Leah i Tsionem przesuwali łóŜka na korytarz dwudziestego piątego piętra. Kiedy Rayford wchodził ostroŜnie na pokład helikoptera kołyszącego się niepewnie na pro-
wizorycznym dachu wieŜowca, który był niczym innym jak sufitem trzydziestego dziewiątego pietra, wszyscy z wyjątkiem Tsiona juŜ spali. Włączył oświetlenie zegarów i zgasił zewnętrzne światła. Odpalił silniki, lecz nie wystartował od razu - poczekał aŜ oczy przywykną do ciemności. Po obu stronach helikoptera było około dwudziestu stóp wolnego miejsca. Rayford widział w Ŝyciu katastrofy helikopterów spowodowane przez zbyt długie pozostawanie w jednym miejscu. Mac McCullum próbował wyjaśnić mu procesy fizyczne, jakie wówczas zachodzą, Rayford nie słuchał go jednak dość uwaŜnie. Mac wspominał coś o tym, Ŝe silnik moŜe zassać powietrze spod maszyny, co powoduje utratę jej właściwości lotnych. Zanim pilot zdąŜył się zorientować, Ŝe spada w próŜnię, którą sam wytworzył, rozbijał helikopter. Steele był bardzo zmęczony, podobnie jak pozostali, musiał jednak polecieć po Albiego. Chciał się dowiedzieć, kim naprawdę jest ten człowiek. Widział, co prawda, znak na jego czole, jednak jego zachowanie wzbudzało niepokój. Przebiegłość Albiego i umiejętność zachowania zimnej krwi w sytuacji najwyŜszego zagroŜenia czyniły z niego groźnego przeciwnika. Rayford bał się, Ŝe ściągnął na swoich towarzyszy niebezpieczeństwo. W końcu wstrzymał oddech i wystartował. Bał się zawadzić łopatą wirnika o sterczące w niebo ściany wieŜowca. Starał się trzymać maszynę pośrodku pustej przestrzeni i lecieć pionowo w górę. Miał wyłączone światła i trzymał się na niskim pułapie, poniŜej zasięgu radaru. Zdawał sobie jednak sprawę, Ŝe ciepło wytwarzane przez silniki było łatwe do zauwaŜenia na noktowizorach.
W Nowym Babilonie przed głównym wejściem do pałacu Globalnej Wspólnoty tłoczyło się kilka tysięcy osób. StraŜnicy starali się wyjaśnić im, Ŝe zmartwychwstały Potentat nie znajdzie dla nich czasu. David zatrzymał się przy stanowisku słuŜb medycznych, aby przyjrzeć się tłumowi. Ludzie nie chcieli się rozejść. StraŜnicy, widząc, -13-
Ŝe zebrani ignorują podawane przez megafon komunikaty, w końcu teŜ przestali słuchać. Zdumiony David podjechał do jednego z nich. Ten wzruszył ramionami: — MoŜe pan spróbować. To daremne. — Mamy inny pomysł — zawołał jakiś męŜczyzna z hiszpańskim akcentem. — Słucham — zachęcił straŜnik. — Pójdziemy oddać cześć posągowi! — powiedział tamten. Setki ludzi stojących wokoło krzyczało radośnie. — Co on powiedział? Co on powiedział? — pytano w tłumie. — Czy NajwyŜszy Zwierzchnik Fortunato nie powiedział nam, co powinniśmy robić? — zapytał męŜczyzna. — Skąd jesteś, przyjacielu? — dopytywał się straŜnik, z wyraźnym podziwem w głosie. — Mexico\ — wykrzyknął w swoim ojczystym języku. — Masz serce toreadora! — odparł straŜnik. — Spróbujmy! Wsiadł do samochodu i zaczął rozmawiać z kimś przez telefon. —- Macie pozwolenie, aby oddać cześć posągowi Jego Wysokości, zmartwychwstałego Potentata! — krzyknął przez okno swego samochodu. — Nasi przywódcy uznali to za wyśmienity pomysł. Na te słowa ludzi ogarnęła radość. Śpiewając i skandując tłum ruszył w stronę dziedzińca. — Proszę o zachowanie porządku! — wołał straŜnik. — Będziecie mogli wejść na dziedziniec dopiero za godzinę. David zawrócił i skierował swój wózek w stronę stanowiska medycznego. Ludzie, których mijał po drodze, zatrzymywali go: — Czy to prawda? Czy będziemy mogli przynajmniej złoŜyć hołd posągowi? David starał się ignorować te pytania, lecz w końcu musiał zwolnić, aby nikogo nie rozjechać. Co jakiś czas kiwał twierdząco głową, czym wzbudzał entuzjazm ludzi. Czy ten dzień nigdy się nie skończy? -pomyślał.
Rozdział drugi
Rayford musiał skorygować swoje plany. Sugerując się prędkością myśliwca i gulfstreama, niewłaściwe ocenił czas całej akcji. Słońce zaczęło się juŜ wznosić nad horyzontem. Zaczął gorączkowo szukać telefonu. Był bliski paniki, jednak wiedział, Ŝe właśnie teraz musi wziąć się w garść. Przypomniał sobie, jak jeden z jego kolegów ze studiów uczył go, Ŝe gdy człowiek jest bardzo zdenerwowany powinien reagować odwrotnie, niŜ czuje. Jeśli ma ochotę krzyczeć, powinien mówić szeptem. Jeśli pragnie kogoś uderzyć, powinien delikatnie klepać go po ramieniu. Rayford postanowił wypróbować tę metodę. Miał ochotę przeklinać siebie za to, Ŝe zgubił telefon. Przeciwieństwem przekleństwa było błogosławieństwo. Kogo miałby jednak błogosławić i za co? Innym przeciwieństwem wydała mu się modlitwa, — Panie — zaczął. — Potrzebuję Twojej pomocy... W tym momencie przypomniał sobie, Ŝe jego telefon ma Albie. W przyszłości trzeba będzie zorganizować bazę radiową w wie Ŝowcu Stronga z bezpiecznym kanałem do komunikowania się z he likopterem. Tymczasem będzie musiał zawiadomić jakoś pozosta łych członków Opozycji Ucisku, Ŝe wróci dopiero następnego wie czoru. . .
'
'
.,
David nagrał kolejną wiadomość na poczcie głosowej Annie i zaczął wydzwaniać wszędzie, gdzie tylko przyszło mu do głowy, aby -15-
zdobyć o niej jakąkolwiek informację. Ludzie ze słuŜby medycznej byli zbyt zajęci, Ŝeby szukać danych w swoich komputerach. — Nie byłoby jej w systemie, nawet gdyby tutaj leŜała — powiedziano mu. — Nie skanujecie kodów kreskowych z plakietek przyjmowanych pracowników? — Nie mamy na to czasu. Wszyscy sanitariusze są zajęci, udzielają pierwszej pomocy, a ciała zmarłych odsyłają do kostnicy. Rejestrowanie pacjentów jest najmniej waŜne w tej chwili. Tym zajmiemy się na końcu. — To jak mam się dowiedzieć, czy ona tu jest? — MoŜe pan sam sprawdzić, tylko proszę nie przeszkadzać sanitariuszom. — Gdzie macie izbę przyjęć? — Musi pan pójść do głównego namiotu. — Pewnie najwięcej jest ofiar udaru słonecznego? — zapytał David. — PoraŜenia piorunem, dyrektorze.
—WieŜa do helikoptera Globalnej Wspólnoty! Czy mnie słyszysz? — Tu helikopter, Kankakee — odparł Rayford, starając się ukryć drŜenie głosu. — Przepraszam. Przysnąłem trochę za sterami. —Co takiego?! — śartuję. — Podaj cel swego lotu! — Jestem cywilnym pracownikiem, podlegam pułkownikowi Marcusowi Elbazowi. — Pan Berry? — Tak jest. — Pułkownik Elbaz prosił przekazać, Ŝe nie musi się pan martwić o swój telefon. -16-
— Zrozumiałem. — MoŜe pan lądować od strony południowej. Pułkownik będzie czekał na pana przy hangarze drugim. Będzie pan musiał sam zrobić przegląd i zatankować maszynę. Mamy niedobory kadrowe. Dziesięć minut później Rayford pytał Albiego, jak długo jeszcze zamierza udawać wyŜszego oficera Globalnej Wspólnoty. — Tak długo, jak długo Hassid będzie pracował w pałacu Global nej Wspólnoty. To wyjątkowy fachowiec! Muszę jednak wyznać, Ŝe kilka razy najadłem się strachu, kiedy przechodziłem przez punkty kontrolne. Rayford zmruŜył oczy. — A mnie pozwolili wylądować bez pytania. Nie musiałem się nawet kontaktować z wieŜą. — To dlatego, Ŝe jesteś ze mną i jesteś cywilem. — Udało ci się ich przekonać? — Całkowicie. A wszystko dzięki Davidowi. Umieścił w międzynarodowej bazie danych Globalnej Wspólnoty moje nazwisko, stopień i numer identyfikacyjny, a takŜe przydział do tej części Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Wyszło więc na to, Ŝe jestem tutaj, poniewaŜ tutaj powinienem się znajdować. Kontrola poszła sprawniej niŜ w przypadku większości prawdziwych funkcjonariuszy Globalnej Wspólnoty. — David jest naprawdę dobry — przyznał Rayford. — Najlepszy. Wybuchnąłem gniewem, udałem zniecierpliwienie i powiedziałem, Ŝe będą mieli kłopoty, jeśli zatrzymają ranie zbyt długo. Nie przejęli się tym za bardzo, dopóki w drugim punkcie kontrolnym nie sprawdzono moich danych w bazie. Będzie mi musiał kiedyś wytłumaczyć, jak udało mu się tam włamać. Zacząłem wydawać rozkazy i poleciłem, aby przygotowali wszystko na twój przylot. Oznajmiłem, Ŝe mamy pilną sprawę i musimy zaraz wyruszyć w dalszą drogę. — Nie powinniśmy lecieć do wieŜowca Stronga przed zmrokiem, teraz udamy się do Palwaukee po gulfstreama. -17-
— Nie masz ochoty, by się trochę rozerwać? — zapytał Albie. — Sprawdźmy, czy agenci Globalnej Wspólnoty podpalili waszą starą kryjówkę? Jeśli okaŜe się, Ŝe nie, to sami rozpalimy wielkie ognisko. — Niezły pomysł — przyznał Rayford. — Jeśli ją podpalili, to w porządku. Jeśli jednak zaczęli przeszukiwać dom, mogą coś znaleźć. — Nie mają dość ludzi, aby to zrobić — powiedział Albie, ruszając w stronę helikoptera. — Zatankowałeś? Rayford skinął głową. — Myśliwiec teŜ ma pełne zbiorniki — mówiąc to Albie wsadził rękę do torby, wyciągnął z niej telefon i rzucił Rayfordowi. — Trzy nieodebrane telefony — mruczał Rayford, gdy szli w kierunku helikoptera. — Mam nadzieję, Ŝe w Chicago wszystko w porządku. — Wszyscy dzwonili jakieś pół godziny temu. Nie wyświetlił się Ŝaden numer. Gdy juŜ zapięli pasy, Rayford stwierdził: — Lepiej zadzwonię do naszej kryjówki. Telefon odebrał zaspany Tsion. — Przepraszam, Ŝe cię obudziłem — zaczął Rayford. — Nic się nie stało. Właśnie zasnąłem. Telefon Chloe dzwonił i dzwonił, a ona spała jak zabita. Nikt się nie podniósł, by go odebrać. Są wyczerpani. Nie zdąŜyłem podbiec, jednak gdy zadzwonił ponownie, podniosłem słuchawkę. Rayford, to była Hattie Durham! — Jesteś pewien? — Tak, była załamana. Błagałem, aby powiedziała mi, gdzie jest, i zapewniłem, Ŝe wszyscy ją kochamy, Ŝe nam na niej zaleŜy i Ŝe się za nią modlimy. Chciała mówić wyłącznie z tobą. Powiedziała, Ŝe próbowała zadzwonić na twój numer. Zapewniłem ją, Ŝe ja równieŜ spróbuję. Usiłowałem się do Ciebie dodzwonić, ale mi się nie udało. Podam ci jej numer. — Zaraz do niej zadzwonię. — Daj mi znać, o co chodzi.
-18-
— Odpocznij trochę, Tsion. Masz tyle do zrobienia, Musisz zorganizować salę komputerową, zacząć nauczać Chaima... — Rayford, jestem tym tak podekscytowany, Ŝe ledwie mogę się opanować. Chciałbym tyle napisać moim czytelnikom. Musisz jednak skontaktować się z Hattie i dowiedzieć, po co do ciebie dzwoniła. Szczerze mówiąc, sądziłem, Ŝe o tej porze będziesz juŜ z nami. — Źle obliczyłem czas, mogę wrócić dopiero po zmroku. Będę j ednak miał włączony telefon. — Skontaktowałeś się juŜ z naszym przyjacielem? — Tak, jest ze mną. , — Czy dobrze zrozumiałem, Ŝe Albie jest nowym wierzącym? — Tak. — Zostanie z nami? — Pewnie tak. — Z chęcią będę nauczał takŜe jego;
David był przeraŜony tym, co ujrzał w pomieszczeniach słuŜb medycznych. Wielokrotnie odwiedzał te budynki, które, mimo malejącej liczby pracowników, były prowadzone wzorowo. Ośrodek, który miał stanowić główną stację pierwszej pomocy, przypominał obecnie frontową klinikę chirurgiczną. Pozostałe stacje pierwszej pomocy medycznej zostały zlikwidowane, rannych zaś przeniesiono na dziedziniec lub do pomieszczeń wewnątrz pałacu. Cały dziedziniec wypełniały rzędy łóŜek polowych. — Dlaczego nie przeniesiecie tych ludzi do środka? — zapytał, rozpinając kołnierzyk. — Proszę pilnować własnych obowiązków i zostawić nam nasze — odburknął doktor, odwracając się na krótką chwilę od ofiary upału. — Nie miałem zamiaru nikogo krytykować. To dlatego... -19-
— To dlatego, Ŝe wszyscy tutaj jesteśmy — dokończył lekarz. — A przynajmniej wielu z nas. Chorzy, których moŜna wyleczyć, to ofiary udaru słonecznego i odwodnienia. Większość zmarłych to ofiary uderzenia pioruna. — Szukam... — Przykro mi, dyrektorze. Nie wiem, kogo pan szuka, moŜe pan jednak liczyć wyłącznie na siebie. Nie zwracamy uwagi na nazwiska i narodowość pacjentów. Staramy się jedynie utrzymać ich przy Ŝyciu. Później zajmiemy się papierkową robotą. — Mój podwładny miał słuŜbę w sektorze... — Pan wybaczy! Nie mówię tego ze złej woli, ja naprawdę nie umiem panu pomóc. — Ona wiedziała, jak uniknąć udaru słonecznego... — To dobrze. A teraz muszę pana poŜegnać. — Była w sektorze pięćdziesiątym trzecim... — Jestem pewien, Ŝe wolałby pan nie wiedzieć, co tam się stało — mruknął lekarz, odwracając się do swojego pacjenta. — Co takiego?! — Przywieziono wiele ofiar uderzenia pioruna. Było tam Ogromne wyładowanie. — Gdzie zabrano rannych. Doktor skinął na swojego asystenta. — Powiedz mu. Młody męŜczyzna w fartuchu chirurgicznym mówił z francuskim akcentem. — Ranni leŜą wszędzie. Niektórzy są tutaj. Innym udzielono po mocy w sektorze. Jeszcze inni są w środku. David chciał wrócić do swojego wózka elektrycznego, porzucił go jednak i zaczął biegać pomiędzy rzędami łóŜek. To niemoŜliwe. W jaki sposób ma ją rozpoznać. Annie była w mundurze, jednak spod prześcieradeł, które miały przynieść cierpiącym ochłodę, wystawały jedynie buty. David musiałby podnosić kaŜde prześcieradło, aby zobaczyć twarz chorego. Takie zachowanie mogłoby wywołać sprzeciw sanitariuszy. -20-
Sięgnął po butelkę z wodą, okazało się jednak, Ŝe była pusta. Nie pamiętał juŜ, kiedy ostatnio coś pił. Na telebimie pokazywano tymczasem Viv Ivins, Leona Fortunato i Nicolae Carpathię, którzy witali i błogosławili ludzi. David czuł gorąco bijące od rozgrzanego asfaltu, mundur kleił mu się do ciała. Przystanął i pochylił się, aby złapać oddech. Miał spuchnięte gardło, w ustach brakowało mu śliny, z trudem oddychał. Zawroty głowy. Annie. Omdlenie. Gorąco. Annie. Wszystko wokół wiruje. Pragnienie. Czerwone dłonie. Zrobił krok do przodu. Czapka zsunęła mu się z głowy i potoczyła po asfalcie. Chciał się schylić, Ŝeby ją podnieść, ale nie mógł się ruszyć. Zamortyzuj upadek! Zamortyzuj upadek! Nie mógł jednak ruszyć ręką. Uderzył czubkiem głowy o chodnik. Poczuł silny ból i gorąco asfaltu. Przed oczami przesunęły się białe smugi. Otworzył oczy i ujrzał swoją krew na chodniku. Próbował się poruszyć, zawołać. Zaczął tracić przytomność. ZdąŜył jedynie pomyśleć, Ŝe jest kolejną osobą na długiej liście ofiar.
— Chcesz, Ŝebym pilotował maszynę, gdy będziesz rozmawiał? — zapytał Albie. i.i — Chyba tak będzie lepiej — odpowiedział Rayford. Zamienili się miejscami, gdy wybierał numer Hattie. Odpowiedziała po pierwszym sygnale ochrypłym, pełnym lęku szeptem. — Rayford, gdzie jesteś? — Nie mogę powiedzieć, Hattie. Opowiedz o sobie. Gdzie jesteś? — W Colorado. — A dokładniej? — W Pueblo. Tak mi się przynajmniej wydaje. — Złapali cię?
-21-
— Tak. Zamierzają odesłać mnie do Buffer. Rayford zamilkł. — Nie zostawiaj mnie, Rayford. Tak długo się znamy... . — Nie wiem, co powiedzieć, Hattie. — Co?! — Czego ode mnie oczekujesz? — Przyjedź i wydostań mnie stąd! Nie mogę wrócić do Belgii! Zginę tam. — Co mam zrobić? — To, co naleŜy, Ray. — Inaczej mówiąc, narazić własne Ŝycie i wystawić na niebezpieczeństwo... Hattie rozłączyła się. Rayford nie wiedział, czy zrobiła to dlatego, Ŝe poczuła się ura Ŝona, czy usłyszała, iŜ ktoś nadchodzi. Opowiedział wszystko Albiemu. — Co masz zamiar zrobić? Spojrzał na Albiego i potrząsnął głową. — Ta kobieta przysporzyła nam wielu kłopotów. — Jednak zaleŜy wam na niej. Sam mi to powiedziałeś. — Naprawdę? — Kilka razy napomknąłeś. MoŜe dowiedziałem się o tym od Maca. — Mac jej nie zna. — Ale zna ciebie. Nie rozmawialiście o niej? Rayford skinął głową. — Wiemy, Ŝe wypuścili ją z Buffer w nadziei, iŜ doprowadzi ich na nasz trop... — Z Buffer? — Zakładu karnego dla kobiet, w Belgii. — Chyba powinienem to zapamiętać. — W kaŜdym razie wiemy, Ŝe liczyli na to, iŜ naprowadzi ich na nasz trop podczas wielkiej światowej gali w Jerozolimie. Ona jednak... -22-
— Przepraszam, Rayford. Chcesz, Ŝebym ustawił kurs na waszą starą kryjówkę czy lecimy prosto do Palwaukee? — To zaleŜy, czy zdecyduję się polecieć do Colorado. — Decyzja naleŜy do ciebie. Twoi ludzie podziwiają i szanują cię — to oczywiste... — Nie powinni... — PrzecieŜ pojednałeś się z nimi, Rayford. Przebaczyli ci. Co zamierzasz zrobić w sprawie tej Hattie Durham? Zdecyduj coś. Powiedz mi, zawiadom swoich ludzi w wieŜowcu Stronga i zrób to. — Sam nie wiem, Albie. — Nigdy nie będziesz wiedział. RozwaŜ róŜne moŜliwości, przeanalizuj wszystkie „za" i „przeciw", i działaj. W kaŜdym razie wasza stara kryjówka jest w odległości zaledwie dziesięciu minut drogi stąd. Zacznij od podjęcia małej decyzji. — Polećmy tam. — Bardzo dobrze, Rayford. — Nie traktuj mnie protekcjonalnie, Albie. Jesteśmy w helikopterze Globalnej Wspólnoty. Wiem, Ŝe nie wzbudzimy niczyich podejrzeń. — Chodziło mi o to, Ŝe właśnie dokonałeś wyboru. A teraz pomyśl na głos o powaŜniejszej decyzji. Polecimy do Colorado? — Mówiłem, Ŝe zamiast doprowadzić agentów Globalnej Wspólnoty na nasz trop, udała się właśnie tam. Straciła całą rodzinę, mogła jednak sądzić, Ŝe uda jej się nawiązać kontakt z dawnymi przyjaciółmi z Colorado. Kto wie? Nie wiem nawet, czy poplątanie szyków Globalnej Wspólnoty było genialnym posunięciem z jej strony, czy zwykłym łutem szczęścia. Myślę raczej, Ŝe to drugie. — MoŜe zatem stara się doprowadzić ciebie do nich, a nie na odwrót. Rayford odwrócił się od Albiego i wyjrzał przez okno. Modlił się w milczeniu. Jeszcze nie tak dawno temu poŜądanie, jakie budziła w nim Hattie Durham, omal nie doprowadziło do rozpadu jego małŜeństwa. Zamknął ten rozdział Ŝycia, lecz od tego czasu przysparza-
-23-
ła im samych kłopotów. Wszyscy członkowie Opozycji Ucisku kochali ją i udzielali rad, dbali o nią i prosili, aby przyjęła Chrystusa. Ona nie dała się jednak przekonać i powaŜyła się na realizację niebezpiecznego planu, który naraził ich na niebezpieczeństwo. Z tego, co wiedział wynikało, Ŝe to przez nią agenci Globalnej Wspólnoty odkryli w końcu ich kryjówkę. Zadzwonił telefon. — Hattie? — Usłyszałam kroki. Zamknęli mnie w areszcie oddalonym o godzinę drogi na południe od Colorado Springs. — Jestem daleko. — Dziękuję ci, Rayford. Wiedziałam, Ŝe mogę na ciebie liczyć... — Jeszcze nie postanowiłem, co zrobię, Hattie. — Pewnie, Ŝe postanowiłeś. Nie zostawisz mnie tutaj. Co mam zrobić? Obiecać, Ŝe uwierzę w Chrystusa? — Jeśli nie masz takiego zamiaru, nie rób tego. — Nigdy nie uwierzę, Ŝe waszemu Bogu na mnie zaleŜy, jeśli po mnie nie przyjedziesz. Rayford z trzaskiem zamknął aparat i głęboko westchnął. — To idiotyzm! To oczywiste, Ŝe agenci usiłują zwabić do niej kogoś z nas. Złapią mnie i zatrzymają jako zakładnika, aby uzyskać informacje o pozostałych członkach Opozycji Ucisku. Oczywiście, zaleŜy im głównie na Tsionie. To on jest ich najgroźniejszym wro giem. — A zatem musisz dokonać wyboru pomiędzy panną Durham a Tsionem Ben-Judah? Decyzja jest przecieŜ oczywista! — To nie takie łatwe, jak ci się wydaje. Chcemy, aby weszła do Królestwa, Albie. Wszystkim nam naprawdę na tym zaleŜy. — Obawiasz się, Ŝe jeśli teraz ją zostawisz, nigdy nie podejmie decyzji wiary. — Sama to powiedziała. — Ta decyzja naleŜy do niej. Mam rację? Nie moŜecie podjąć jej za nią. -24-
— Lot tam byłby najgłupszą rzeczą w moim Ŝyciu. Złapali ją, osadzili w areszcie i zagrozili, Ŝe zamkną ją w więzieniu na dobre. Mimo to zostawili jej telefon. To pułapka. Albie spojrzał na horyzont. — W takim razie twoja decyzja jest prosta. — Chciałbym, aby tak było. — Tak właśnie jest. Nie polecisz do niej i postarasz się pomóc jej w inny sposób. — Co masz na myśli? —- Jest ktoś, o kim zapomniałeś. MoŜe nawet dwie osoby. — O kogo ci chodzi? — Poproś Davida Hassida, aby się dowiedział, gdzie dokładnie ją przetrzymują, i wysłał rozkaz z dowództwa, aby nie przenosili jej bez wyraźnego polecenia. Następnie zadzwoń do niej i powiedz, Ŝe nie przyjedziesz. Przekonaj o tym ją i tych, którzy będą podsłuchiwali waszą rozmowę. A później zjaw się nieoczekiwanie i odbij ją, kiedy agenci Globalnej Wspólnoty będą sądzili, Ŝe ją porzuciłeś. Rayford wydął wargi. — MoŜe to ty powinieneś dowodzić Opozycją Ucisku. Zaskoczenie nie gwarantuje sukcesu. Przypuszczalnie sam zginę w tej akcji. — Zapomniałeś o drugiej osobie. — Słucham?
— Proszę pana? Dyrektorze? Nic panu nie jest? — Stracił przytomność. — Ma otwarte oczy, doktorze. — Uderzył się w głowę, szamanko. — Prosiłam, aby nie nazywał mnie pan szama... — Przepraszam. Nie mam pojęcia, jak leczycie rannych wojowników w rezerwacie, ten nie był nawet w stanie zasłonić się podczas upadku. Nie potrafiłby zamknąć oczu, nawet gdyby chciał. -25-
— Proszę pomóc mi połoŜyć go na... — Starzejesz się, kochana. Nie jestem sanitariuszem. — To pan się starzeje, doktorze! MoŜe go tu zostawimy i pozwolimy, by wykrwawił się na śmierć, mamy przecieŜ zbyt wielu pacjentów... David miał spuchnięty język i nie mógł mówić. Czuł ogromne pragnienie. — Podajcie spray! — zawołała smagła pielęgniarka. Ktoś rzucił jej butelkę. Skropiła twarz Davida letnią wodą, a on nie mógł nawet zamrugać oczami. W porównaniu z rozgrzanym asfaltem, który mu siał mieć jakieś czterdzieści osiem stopni, woda wydawała się lodo wata. Kilka kropel dosięgło jego ust, ale nie dał rady ich wypić. Lekarz i pielęgniarka delikatnie przewrócili go na plecy. Chciał zmruŜyć oczy pod wpływem ostrego słońca, jednak nie mógł, czuł tylko piekący ból. Kobieta litościwie zakryła mu głowę własnym czepkiem. Kiedy odzyskał czucie, próbował leŜeć nieruchomo, aby go nie zrzucić. Chciał zapytać o Annie, nie miał jednak siły. Ona pewnie teŜ go szukała. Kiedy przenoszono go na płócienne łóŜko polowe, czepek zsunął mu się z twarzy. Otrzymał ostatni skrawek cienia w namiocie. — Stan krytyczny? — usłyszał czyjeś pytanie. — Nie — odrzekł lekarz. — Proszę szybko zszyć mu ranę na głowie. Zastrzyk wywołał u niego dreszcze. Trząsł się jak w febrze. Po kilku sekundach poczuł, jak drętwieje mu skóra na głowie. — MoŜe pani to zrobić? — odezwał się doktor. — To nie musi być szew kosmetyczny, prawda? — zapytała pielęgniarka — MoŜe pani zrobić taki szew jak na piłce do footballu. To bez znaczenia. Zawsze moŜe przecieŜ nosić czapkę. Szczerze mówiąc, takŜe Davidowi nie bardzo zaleŜało na tym, jak będzie wyglądał ten szew. Pielęgniarka szybko ogoliła włosy wokół rany, spryskała go wodą i zaczęła przygotowywać igłę -26-
— Głęboka? — wyjąkał David. — Będzie pan Ŝył — odpowiedziała. — To powierzchowna rana. — Wod...
— Słucham? — Wody... Pielęgniarka szybko zdjęła nakrętkę butelki, w której pozostało nieco wody na dnie. — Proszę otworzyć usta. Większość płynu spłynęła mu na kark, odzyskał jednak władzę nad językiem. — Szukam dowódcy Christopher — powiedział. — Nie słyszałam o nim — odparła pielęgniarka. — Proszę się teraz nie ruszać. — To kobieta. Annie Christopher. —Dyrektorze, mogę poświęcić panu pięć minut. Jeśli będzie pan miał szczęście, przyniosę kroplówkę i podam panu wodę doŜylnie. Musi pan jednak zamilknąć i leŜeć spokojnie, gdy będę zszywała ranę. — Czy widzisz to, co ja? — powiedział Albie, mruŜąc oczy. i Rayford podąŜył za jego wzrokiem, zdumiony jego gwałtowną reakcją. Przed nimi wznosił się słup dymu. — Myślisz, Ŝe to...? — zapytał. — Chyba tak — skinął głową Albie. — Podleć tak blisko, jak się da — poprosił Rayford. — Przez długi czas był to mój dom. — Postaram się. Chcesz zatem pomóc Hattie Durham?
Rozdział trzeci
Buck obudził się w południe. Uniósł powieki i powoli zaczął wracać do świadomości. Dobiegły go stłumione głosy i zapach świeŜo parzonej kawy mieszający się ze słodkawą wonią pudru dla niemowląt. Przewrócił się na plecy i oparł na łokciach. Kenny siedział spokojnie na swoim kocyku i z zadowoleniem bawił się rozwiązanymi sznurówkami. — Kenny Bruce — szepnął Buck. -— Chodź przywitać tatusia. Kenny uniósł główkę, stanął na czworakach i wygramoliwszy się na równe nogi podreptał do łóŜka. — Ta-ta. Buck pomógł mu się wdrapać i połoŜył go sobie na piersiach. Chłopiec nie miał zwykle dość cierpliwości, by leŜeć spokojnie w ramionach ojca, tym razem jednak był wyraźnie gotów uciąć sobie drzemkę. Cameron czuł bicie jego maleńkiego serduszka - mógłby tak leŜeć przez całą wieczność. — Ta-ta, pa-pa? — powiedział Kenny. Buck nie mógł powstrzymać łez.
Rayford podjął w końcu decyzję. Widząc, jak płonie ich stara kryjówka, polecił Albiemu, aby zawrócił do Kankakee, skąd mogli polecieć myśliwcem Globalnej Wspólnoty do Colorado. — Teraz mówisz jak naleŜy, kapitanie — skwitował Albie. — Obaj moŜemy zginąć — zripostował Rayford. — Postępujesz słusznie. -28-
Rayford nie mógł nawiązać kontaktu z Davidem w Nowym Babilonie, pozostawił mu więc wiadomość, aby oddzwonił do niego i podał, gdzie dokładnie przetrzymywana jest Hattie. Poprosił go takŜe, by powiadomił straŜników, Ŝeby nie odstawiali jej na razie do więzienia na własną rękę, tylko czekali na konwojentów. Davidowi udawało się zwykle łamać systemy zabezpieczeń Globalnej Wspólnoty i wysyłać takie rozkazy, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. To w końcu on opracował wszystkie kody bezpieczeństwa. Rayford zamierzał przesłać swoje zdjęcie oraz nowe dane Hassidowi, aby umieścił je w bazie danych Sił Pokojowych Globalnej Wspólnoty. Tymczasem on i Albie mieli dolecieć do zrujnowanej Bazy Powietrznej w Peterson, odebrać jeepa, którego David dla nich tam wyśle, i pojechać po Hattie. Aby nie zbudzić Rayforda, Albie zwlekał z lądowaniem, dopóki wystarczało paliwa. Steele spał ponad dwie godziny. W końcu Albie potrząsnął nim i powiedział, Ŝe nie otrzymali jeszcze odpowiedzi od Davida. — Niedobrze — odparł Rayford i znów spróbował połączyć się z Nowym Babilonem. TakŜe tym razem nie uzyskał odpowiedzi. -— Masz komputer, Albie? — Małego palma. MoŜna go jednak podłączyć do systemu łączności satelitarnej. — Potrafisz połączyć się z komputerem Davida? — Mogę przynajmniej spróbować, podaj mi jego współrzędne. Rayford wyjął komputer z torby lotniczej Albiego. — Baterie są wyczerpane — zauwaŜył. — Podłącz go do sieci samolotu — odrzekł Albie. — Nie mam zapasowych baterii. — Nie wyłączaj zasilania, gdy wylądujemy — poprosił Rayford. — To moŜe chwilę potrwać. Albie skinął głową i połączył się drogą radiową z posterunkiem Globalnej Wspólnoty.
-29-
— GW NB4047 do wieŜy w Peterson. — Powinien pan wiedzieć, Ŝe obecna nazwa lotniska brzmi Carpathia Memoriał — usłyszał w odpowiedzi. — Moja wina — skwitował Albie. — Dawno tutaj nie byłem — mówiąc to mrugnął porozumiewawczo do Rayforda, który oderwał na chwilę wzrok od komputera. Albie nigdy wcześniej nie był w Ameryce. — Wkrótce usuniemy słowo „Memoriał" z naszej nazwy. — Co powiedziałeś? — On zmartwychwstał. Albie spojrzał na Rayforda. — Tak, słyszałem. Niezwykłe, prawda? — Powinieneś odpowiedzieć: „Zmartwychwstał prawdziwie". Rayford skrzywił się. — Naprawdę w to wierzę — odpowiedział Albie. — Przylatuje pan do nas w interesach? — Jestem pułkownikiem Globalnej Wspólnoty. Przybywam w poufnej sprawie. — Pańska godność? — Marcus Elbaz. — Jedną chwilę. — Kończy się nam paliwo. — Mamy mało ludzi, pułkowniku Elbaz. Proszę dać mi minutkę. — I tak musimy wylądować — wyjaśnił Rayfordowi, który usiłował nawiązać kontakt z komputerem Davida. — Odnalazłem pana — odpowiedziała wieŜa. — Jest pan w naszym systemie. Nie został pan jednak tutaj przydzielony. Był pan w Kankakee? — Właśnie stamtąd lecę. — Jaki jest cel pańskiej podróŜy? — Mówiłem juŜ, Ŝe to poufna misja. — Faktycznie, przepraszam pana. MoŜemy jakoś pomóc? — Powinniście otrzymać polecenie dotyczące zatankowania maszyny i podstawienia samochodu. -30-
— Jak powiedziałem, nie otrzymaliśmy dyspozycji w pańskiej sprawie. MoŜe pan zatankować, jeśli posiada pan uprawnienia. Niestety, mamy niewiele naziemnych środków transportu. — Mam nadzieję, Ŝe coś wymyślicie. — Mamy bardzo ograniczone moŜliwości i... — JuŜ pan to mówił. Oczekuję mimo wszystko, Ŝe ten, kto wami dowodzi, wykona rozkaz i załatwi samochód. DłuŜsza chwila milczenia. — PrzekaŜę pańskie polecenie, pułkowniku. — Dziękuję. — Ma pan zgodę na lądowanie.
David obudził się w pałacowym szpitalu. Głowa bolała go tak bardzo, Ŝe ledwie mógł otworzyć oczy. Na jego sali leŜało dwóch innych, pogrąŜonych we śnie pacjentów. Nie miał juŜ na sobie munduru, tylko nędzną szpitalną piŜamę, a w jego Ŝyle tkwiła igła kroplówki. Z trudem sięgnął po zegarek. Spał dwadzieścia jeden godzin. To niemoŜliwe! Za oknami było zupełnie ciemno. Pokój zaś rozjaśniało jedynie niebieskawe światło telewizora. Retransmitowano właśnie wczorajsze wydarzenia. Na szafce nocnej odnalazł pilota i włączył dźwięk. W tle brzmiały słowa pieśni na cześć zmartwychwstałego Potentata. Tłum na dziedzińcu był niemal tak duŜy jak podczas pogrzebu. Wpadł w panikę. Od ponad dwudziestu godzin nie odbierał wiadomości z komputera ani z telefonu. Nacisnął przycisk, aby przywołać pielęgniarkę, lecz nikt się nie pojawił. Pomyślał, Ŝe na jedną pielęgniarkę przypada na pewno tłum pacjentów, jednak jako dyrektor liczył na specjalne traktowanie. Po kolejnej nieudanej próbie wymacał przycisk z boku łóŜka i opuścił je na dół. Dotknął nogami podłogi i spróbował przenieść na nie -31-
cięŜar ciała. Marmurowa posadzka była osobliwie zimna jak na gorący klimat Iraku. Stał, kołysząc się. Czuł silne zawroty głowy i próbował odzyskać równowagę. Wyjął z Ŝyły wenflon i ruszył w stronę łazienki. Po kilku sekundach usłyszał sygnał alarmu w pokoju pielęgniarek, informujący o odłączeniu kroplówki. W drodze powrotnej otworzył szafę. Znalazł ubranie, lecz nie dostrzegł telefonu. Zaczął gorączkowo zastanawiać się, co się mogło wydarzyć w czasie, gdy spał. MoŜe został juŜ zdemaskowany? Gdzie jest Annie? Czy Ŝyje? — Dlaczego pan wstał? — nie była to pielęgniarka, lecz sanitariuszka. — Musiałem pójść do łazienki — odpowiedział. — Proszę wracać do łóŜka — rozkazała. — Co pan zrobił ze swoją kroplówką? — Nic mi nie jest — odparł. — Mogę przynieść panu basen i... — PrzecieŜ juŜ byłem w toalecie... — Proszę mówić ciszej, inni chorzy śpią. — Muszę się dowiedzieć... — Czy mamy przywiązać pana do łóŜka? Proszę mówić ciszej! — PrzecieŜ mówię cicho! Proszę posłuchać... — nagle David zrozumiał, Ŝe przez bandaŜ na głowie słyszał gorzej i dlatego mówił podniesionym głosem. — Przepraszam — powiedział. Jestem dyrektor Hassid. Muszę odnaleźć... — Jest pan dyrektorem? Czy został pan raŜony piorunem? — Tak, piorun uderzył mnie w czubek głowy, mimo to stoję tu przed panią... — Nie muszę tego wysłuchiwać... — Przepraszam. Po prostu zemdlałem z upału. Nic mi nie jest. — Miał pan operację. — Drobny zabieg. A teraz... — Jeśli jest pan dyrektorem muszę powiadomić przełoŜonych, Ŝe się pan obudził. -32-
— Dlaczego? Dlaczego zapytała, czy raził mnie piorun? Czy Annie takie raził piorun? Czy zostaliśmy zdemaskowani? Bezładne myśli wirowały w jego głowie. — Nie wiem, proszę pana. Wykonuję tylko polecenia. Sześć pielęgniarek i dwie osoby personelu pomocniczego mają na głowie cały oddział. Na niektórych piętrach jest jeszcze mniej pracowników, dlatego... — Muszę odnaleźć swój telefon. Miałem go przy sobie. Nie znalazłem go w moim mundurze. Wiem, Ŝe zabroni mi pani wziąć z powrotem mój mundur, lecz... — Wręcz przeciwnie, dyrektorze. Jeśli pana obraŜenia nie kwalifikują się do hospitalizacji, sądzę, Ŝe powinien się pan ubrać. -— Tak pani uwaŜa? Ona coś knuje. Coś jest nie w porządku. David sądził, Ŝe będzie musiał wymknąć się stąd ukradkiem, a teraz przynaglano go do pośpiechu? — Wezwę swojego przełoŜonego. MoŜe pan zacząć się ubierać. Da pan radę? — Oczywiście, chciałbym jednak... — Za chwilę zjawi się tu moja przełoŜona. David przecenił swoje siły. Wyciągnął z szafy ubranie i usiadł na krześle, aby się ubrać, szybko jednak stracił oddech i poczuł zawroty głowy. W końcu udało mu się włoŜyć mundur i otworzył szerzej drzwi, aby wpuścić do środka trochę światła z korytarza. Spojrzał w lustro i wzdrygnął się. Z jego twarzy znikła owa radość, dzięki której ludzie brali go czasami za nastolatka. Zestarzał się w ciągu jednej nocy. PrzełoŜona pielęgniarek zapukała cicho i weszła do sali, gdy David zabierał się do załoŜenia skarpetek. Była tlenioną blondynką, wysoką i szczupłą, mogła mieć czterdzieści kilka lat. Wyprostował się, aby wziąć oddech i odczekał kilka sekund, aŜ miną zawroty głowy. — Pomogę panu — powiedziała z akcentem zdradzającym jej skandynawskie pochodzenie. Przyklęknęła i załoŜyła mu skarpetki, -33-
buty i zawiązała sznurówki. David wzruszył się tym gestem. Czy ta kobieta była chrześcijanką. — Proszę pani — powiedział szeptem. Spojrzała na niego. Popatrzył badawczo na jej czoło, mając nadzieję, Ŝe odnajdzie na nim znak wierzącego. Nie dostrzegł jednak niczego. — Dziękuję. — Proszę bardzo — odrzekła pospiesznie. — Cieszę się, Ŝe mogłam pomóc. Gdyby to ode mnie zaleŜało, pozostałby pan na naszym oddziale jeszcze kilka dni, moŜe nawet dłuŜej. — Muszę jak najszybciej wyjść. Ja... — Rozumiem, nikt nie chce przebywać w szpitalu. Po zmartwychwstaniu Potentata zapanowała taka radosna atmosfera - kto chciałby leŜeć teraz w łóŜku, podczas gdy cały świat świętuje! Jego Wysokość zwołał jednak spotkanie dyrektorów wszystkich departamentów i urzędników wyŜszego szczebla w swoim biurze o dziesiątej wieczorem. Czekają juŜ na pana. — Na mnie? — Dzwonili od pana z biura. Lekarz dyŜurny powiedział im, Ŝe ma pan udar słoneczny i przeszedł pan drobny zabieg ambulatoryjny. Kazali przekazać panu, Ŝe ma się pan stawić na zebraniu. — Zrozumiałem. — Cieszę się, Ŝe ktoś to rozumie. Powinien pan leŜeć. Nie pozwoliłabym panu tak szybko opuścić oddziału... — PrzecieŜ sama pani powiedziała, Ŝe miałem tylko drobny zabieg. — Słyszał pan pewnie, Ŝe drobny zabieg to operacja przeprowadzona na kimś innym niŜ my. Wie pan, Ŝe to pielęgniarka zszyła panu ranę na głowie. — Wie pani, kto to był? Mam wraŜenie, Ŝe była rdzenną... — Hannah Palemoon — odpowiedziała przełoŜona. — Zastanawiam się, czy to ona ma mój telefon. Był w moim... —Wątpię. Znajdzie pan swój portfel, kluczyki i dokumenty. Wiemy, Ŝe nie naleŜy zabierać przedmiotów naleŜących do osób pańskiej rangi — uśmiechnęła się. -34-
— Doceniam to, lecz... — Nikt nie zabrał pańskiego telefonu. MoŜe go pan upuścił, upadając na ziemię? MoŜe został w samochodzie? David potrząsnął głową. Było to moŜliwe, lecz mało prawdopodobne. Nie rozmawiał przez telefon, gdy się przewrócił. — Gdzie znajdę pielęgniarkę Palem... — PrzecieŜ powiedziałam panu, Ŝe ona nie ma pańskiego telefonu. Nie powiem panu, gdzie mieszka. Po dwudziestu czterech godzinach pracy mamy dwadzieścia cztery godziny przerwy. Siostra Palemoon na pewno odsypia teraz dyŜur. Nie naleŜy jej przeszkadzać. David skinął głową. — Proszę pani, muszę odnaleźć mego podwładnego. Nazywa się Annie Christopher. Jest szefem cargo. Przydzielono ją do stanowiska kontroli ruchu w sektorze pięćdziesiątym trzecim. — To niedobrze. — Tak słyszałem. Było tam wyładowanie. — Tak. Kilka osób zginęło, są teŜ ranni. Mogę sprawdzić, czyjej nazwisko figuruje w naszym systemie. MoŜe pan teŜ sprawdzić w kostnicy. David wzdrygnął się na myśl o tym. — Będę zobowiązany, jeśli zrobi to pani dla mnie. — Dobrze, sprawdzę to. Tymczasem powinien pan iść do swojej kwatery i odpocząć przed spotkaniem. Proszę za mną. Zaprowadziła go do pokoju pielęgniarek, gdzie sprawdziła dane w bazie komputerowej. — Nie figuruje u nas Ŝadna Christopher — powiedziała. — Mamy jednak ogromne zaległości we wprowadzaniu danych. — Powinna mieć odznakę pracownika Globalnej Wspólnoty — wtrącił David. — Mam sprawdzić w kostnicy? — Proszę spojrzeć na to pozytywnie — odrzekła. — MoŜe panna Christopher nie odniosła Ŝadnych obraŜeń. Dlaczego nie mógł się z nią skontaktować? Dlaczego nie próbowała się z nim porozumieć? -35-
— Nic — odparł Rayford. — David nie korzystał ze swojego komputera od wielu godzin. Jego telefon teŜ nie odpowiada. Teraz nie mogę nawet zostawić wiadomości, zupełnie jakby miał nieczynny aparat. — To dziwne — powiedział Albie. — Zatem ci w Pueblo nie wiedzą o naszym przyjeździe. — Nie pojedziemy, jeśli nie dowiemy się, gdzie ją trzymają. — Dowiemy się. — Wiem, Ŝe jesteś zaradnym facetem, Albie, ale... — Nie ma sytuacji bez wyjścia, Ray. — Jaki masz plan? — W Bazie Powietrznej w Peterson będę najwyŜszym rangą oficerem. Zwalę brak rozkazów na karb zamieszania, jakie wybuchłe w Nowym Babilonie po zmartwychwstaniu Potentata. To chyba wiarygodne? Ty natomiast nie będziesz juŜ cywilem, lecz rekrutem, pracownikiem, którego szkolę. — Nieźle. — Będę nie tylko nalegał, Ŝeby dali mi samochód, lecz takŜe dowiem się, gdzie jest areszt. — Akurat ci powiedzą! — Sam zobaczysz! Uwielbiam się popisywać. — Rayford zamknął komputer Albiego. — Wiem coś o tym.
Kenny Bruce wspiął się na kolana ojca i połoŜył łączki na jegc policzkach. Spojrzał Buckowi w oczy i powiedział: — Mama? — Za chwilę zaprowadzę cię do mamy, kochanie — odparł Buck — Ta-ta — gaworzył Kenny. — Ma-ma. Buck wstał i posadził sobie Kenny'ego na biodrze.
-36-
— Chciałbym móc zabierać cię wszędzie ze sobą — powiedział. — Mama. Ta-ta. — Tak. JuŜ idziemy razem, kolego. Buck przygotował się na to, Ŝe czeka go kłopotliwe powitanie, wstał bowiem jako ostatni, jednak jego pojawienie się nie zwróciło niczyjej uwagi. Leah siedziała okryta szlafrokiem, opierając się plecami o ścianę. Owinęła mokre włosy ręcznikiem. Chaim sączył kawę, wpatrując się w blat stołu. Tsion stał przy oknie i modlił się. Zapłakana Chloe chodziła po pokoju z telefonem przy uchu. Spojrzała mu prosto w oczy. — Rozumiem, Zeke... Wiem, kochany. Bóg wie... Wszystko bę dzie w porządku. Przyjedziemy po ciebie. Nie martw się... Zeke, Bóg wie o tym... Zjawimy się po zmroku. Bądź dzielny, słyszałeś? — mówiła Chloe. Kiedy odłoŜyła słuchawkę, wszyscy spojrzeli na nią pytająco. — DuŜy Zeke został aresztowany — powiedziała. — Zeke senior? — zapytał Tsion. ChociaŜ Zeke junior był znacznie postawniejszy od ojca, ludzie i tak nazywali ich DuŜym Zeke i Małym Zeke. Skinęła głową. — Agenci Globalnej Wspólnoty aresztowali go dziś rano. Został oskarŜony o działalność wywrotową. — W jaki sposób Zeke junior im się wymknął? — zapytał Buck, stawiając w końcu Kenny'ego na podłogę. — Zeke! — zawołał wesoło Kenny. Chloe wzruszyła ramionami. — Ich podziemny schron był lepiej zamaskowany od naszego. Nie sądzę, aby Mały Zeke kiedykolwiek wychodził na zewnątrz. — Zeke! — zawołał ponownie Kenny. — Czy Mały Zeke do nas dołączy? — zapytała Leah. —A gdzie miałby pójść? Powiedział, Ŝe agenci Globalnej Wspólnoty zastawili pułapkę na ich stacji benzynowej i sprawdzają ludzi, którzy przyjeŜdŜają zatankować. -37-
— Tylko tego brakuje, aby odnaleźli jego kartotekę i urządzenia do fałszowania dokumentów — stwierdził Buck. — Przyda się nam tutaj — powiedział Tsion. — Będzie bezpieczny i pomoŜe wielu ludziom. Cameron, jak się czujesz? — Chyba lepiej niŜ Chaim. Starszy pan podniósł głowę i spróbował się uśmiechnąć. — Wszystko będzie dobrze — wycedził przez zaciśniętą szczękę. — Nie Ŝartujcie sobie ze mnie. Jestem gotów uczyć się i studiować. Tsion odsunął się od okna. — Ja równieŜ, szczególnie ze studentem, który nie moŜe mówić. Musi słuchać i czytać. Zanim zdąŜysz się zorientować, będziesz ekspertem w sprawach swego narodu - wybranego ludu BoŜego. To prawdziwa radość móc o nim nauczać. Udowodnię ci teŜ, Ŝe Carpathia jest Antychrystem. — Przygotowałeś juŜ kolejny wykład? — zapytał Buck. — Tak — odparł rabin. — Wszystko stało się jasne. Nie ma juŜ co do tego Ŝadnych wątpliwości. Jestem przekonany, Ŝe Leon jest jego fałszywym prorokiem. O tym równieŜ będę mówił. Ci, którzy mają uszy do słuchania, nie dadzą się zwieść. JuŜ wkrótce Bestia zwróci swój gniew przeciwko śydom. Chaim podniósł rękę. Buck z trudem wydusił z siebie pytanie: — Co mamy robić? Nie zdołamy się mu przeciwstawić. — Zobaczysz, przyjacielu — odparł Tsion. — Dzisiaj poznasz nie tylko dzieje Izraela, lecz takŜe jego przyszłość. Bóg ochroni swój lud, teraz i na wieki. — JuŜ mi się podoba, Ŝe jestem chrześcijaninem — wydobył z siebie Chaim. — Buck, musimy opracować plan wydostania Zeke'a — powiedziała Chloe, zbliŜając się, aby go objąć. — Właśnie tego dzisiaj potrzebowałem - kolejnej misji. — PrzecieŜ spałeś. Czy się mylę? — Jak zabity.
— Niemów tak.
-JS-
— Dobrze... — Pojedziesz ty albo ja, kolego — szepnęła Chloe. — Jeśli potrzebujesz dodatkowego dnia odpoczynku... — Będę gotów — zapewnił Buck. — Mogę pomóc — wtrąciła się Leah. — Nic mi nie jest. — MoŜe oboje pojedziecie po niego — stwierdziła Chloe. — Trzeba przekazać najświeŜsze wiadomości członkom naszej sieci handlowej, musimy rozwinąć współpracę. — Będziemy potrzebowali pilota — zasugerował Buck. — Wylądujemy helikopterem Globalnej Wspólnoty, udzielimy agentom reprymendy, Ŝe nie aresztowali drugiego zbiega, aresztujemy Małego Zeke'a i przywieziemy go tutaj. Co sądzicie? Jak to brzmi? — Nie mamy helikoptera, kochanie — powiedziała Chloe. — Będziemy mogli go uŜyć pewnie dopiero jutro wieczorem. Nie moŜemy zostawić Zeke'a tak długo bez pomocy. — Rozumiem. Gdzie jest helikopter i twój ojciec? Gdzie Albie?
Rozdział czwarty
David pognał do swojego biura i zadzwonił do Annie. Nikt nie odebrał. Zadzwonił do parku maszyn. MęŜczyzna, który przyprowadził mu wózek, miał akurat wolny dzień, a pracownik, z którym rozmawiał, powiedział: — Nie, panie dyrektorze. Nie znaleźliśmy Ŝadnego telefonu. Niczego pan nie zostawił. Znaleźliśmy tylko pusty wózek. Szef był wściekły, dopóki nie dowiedział się, Ŝe pan zasłabł na słońcu. Wszystko w porządku? — Tak. — Będzie panu potrzebny wózek? — Nie. — Gdybym mógł coś dla pana zrobić... David juŜ się jednak rozłączył. Włączył komputer i zauwaŜył wiadomości od Opozycji Ucisku. Nie miał jednak ani chwili do stracenia przed czekającym go piekielnym spotkaniem - musiał odzyskać telefon i dowiedzieć się, gdzie jest Annie. Spojrzał na zegarek. Było pięć po wpół do dziesiątej. Wszedł do bazy danych Globalnej Wspólnoty. Wybrał kategorie: pracownik medyczny, pielęgniarka, kobieta, na literę P. Znalazł: „Palemoon, Hannah L.", pokój i telefon numer czterdzieści dwa dwadzieścia trzy. Po piątym sygnale usłyszał w słuchawce zaspany głos. — Czy rozmawiam z panią Palemoon? — Tak, kto mówi? — Przepraszam, Ŝe dzwonię o tak później porze. Przykro mi, Ŝe panią obudziłem... — Hassid?
-40-
— Tak, proszę mi wybaczyć... — Mam pański telefon. — Dziękuję... to wspaniale! Jest włączony? — Nie, wyłączyłam go. Przyjdzie pan po niego, czy mogę iś6 spać? •: ;
— Naprawdę mógłbym? Gdyby była pani tak uprzejma... — I tak muszę coś panu pokazać. O co jej chodzi? Czy to pułapka? Dlaczego była taka chętna, abym do niej przyszedł? I dlaczego to właśnie ona go zabrała? Aby się zabezpieczyć, uruchomił komputer i wyłączył umieszczony na korytarzu mikrofon nagrywający rozmowy prowadzone w jej pokoju. Wychodząc z programu, ponownie ujrzał migający sygnał informujący o nadejściu pilnych wiadomości. Wyglądało na to, Ŝe Rayford i Albie rozpaczliwie próbują nawiązać z nim kontakt. Nie miał czasu, aby im teraz odpowiedzieć. MoŜe wiedzą, co się stało z Annie? Postanowił przeczytać te wiadomości. Ich prośba wprawiła go w zdumienie. Było za późno, aby pomóc Albiemu i Rayfordowi w Colorado, mimo to wprowadził ciąg cyfr, aby złamać kody bezpieczeństwa Globalnej Wspólnoty. Posługując się fałszywym nazwiskiem wyŜszego dowódcy z Nowego Babilonu, oddelegował Marcusa Elbaza na lotnisko Carpathia Memoriał w Colorado Springs. UpowaŜnił go teŜ do odebrania samochodu i przejęcia kobiety zbiegłej z zakładu karnego w Belgii, przetrzymywanej w areszcie w północnej części Pueblo. Nacisnął kilka klawiszy i zorientował się, gdzie ten areszt się znajduje i kto nim dowodzi - oficer nazwiskiem Pinkerton Stephens. Na szczęście, Stephens był niŜszy stopniem od pułkownika Elbaza. Za dziesięć dziesiąta David stwierdził, Ŝe nie ma juŜ czasu, Ŝeby wymyślać nowe dane personalne dla Rayforda. Hannah Panemoon czekała na niego, poza tym nie mógł się spóźnić na spotkanie z Potentatem. Gdyby był zdrowy i w dobrej formie, mógłby próbować dotrzeć do jej pokoju, odebrać telefon i zjawić się na czas na zebraniu. Był jednak ranny i nie wierzył, Ŝe mu się to uda. -41-
Mógł w ostatniej chwili zadzwonić do Fortunato i wyjaśnić, Ŝe wyszedł ze szpitala i moŜe spóźnić się kilka minut. Nie chciał jednak niczego przegapić. Zamknął drzwi i ruszył szybko w stronę windy. Nagle zachwiał się i oparł o ścianę. Weź oddech, powiedział do siebie. Lepie] się spóźnić niŜ w ogóle nie dotrzeć.
— Podaj mi moją maszynkę do golenia—poprosił Albie. — Trudno mi będzie udawać pułkownika, jeśli nie będę wyglądał jak naleŜy. — Będziemy na ziemi za niecałą minutę — zdziwił się Rayford. — PrzecieŜ mam drugiego pilota. Rayford wyciągnął maszynkę elektryczną z torby Albiego i przejął stery. Gdy stanęli na płycie lotniska, Rayford ze zdumieniem stwierdził, Ŝe niewysoki mieszkaniec Bliskiego Wschodu rzeczywiście mógł swym wyglądem wzbudzać respekt. — Pułkowniku Elbaz, pokieruję pana do obszaru tankowania, aby mógł pan nabrać paliwa przed odlotem. — MoŜecie to dla mnie zrobić, skoro tu dowodzę? — Bardzo mi przykro, panie pułkowniku. Mamy mało... — Wiem. Proszę wykonać polecenie. Idąc do pomieszczeń biurowych, Rayford trzymał się o krok za Albiem. Miał nadzieję, Ŝe gdy David wciągnie go do bazy pracowników Globalnej Wspólnoty, otrzyma wyŜszy od niego stopień.Człowiek siedzący przy biurku zasalutował i powiedział: — Poinformowałem mojego przełoŜonego, Ŝe nie otrzymaliśmy Ŝadnych dyspozycji dotyczących pańskiego przybycia. Będzie się pan zatem musiał sam postarać o środek transportu. Jeśli poda mi pan jednak swój kod dostępu, będzie pan mógł... — Przepraszam, nie zrozumiałem — przerwał mu Albie. — Będzie pan mógł sam zatankować maszynę, poniewaŜ... —Wiem. Potrzebuję samochodu do wykonania waŜnej misji. Natychmiast. Oczekujecie, Ŝe pojadę po samochód do wypoŜyczalni? -42-
—Pułkowniku, powtarzam jedynie słowa mojego przełoŜonego. Ja... — Proszę go tu sprowadzić. Szefowa lotniska pojawiła się, zanim oficer zdąŜył do niej zadzwonić. Zasalutowała, lecz nie uśmiechnęła się. — Judy Hamilton. Melduję się na rozkaz. — Obawiam się, Ŝe nie jest pani nazbyt skora do wykonywania moich rozkazów. — Mogę pomóc jedynie w ramach moŜliwości, którymi dysponuję. Jestem jednak otwarta na wszelkie sugestie. — Macie jakiś wóz? — Wszystkie są zajęte, panie pułkowniku. — Potrzebuję auta najwyŜej na pół dnia. — Nie mam Ŝadnego wolnego samochodu. — A pani prywatny wóz? — Mój samochód, panie pułkowniku? Albie wciągnął głośno powietrze przez nos. — Nie rozumie pani po angielsku, Hamilton? Czy ma pani samochód? m-;ir. .-....,„. — Nie przydzielono mi samochodu słuŜbowego. — Nie pytałem o słuŜbowy wóz. Jak przyjeŜdŜa pani do pracy? — Samochodem. — Musi go więc pani posiadać. — To mój prywatny wóz, panie pułkowniku. — Właśnie to miałem na myśli, pytając, czy ma pani prywatny samochód. Jeśli poŜyczy mi pani swój wóz na pół dnia, Globalna Wspólnota będzie pani głęboko zobowiązana. Będziemy tak zobowiązani, Ŝe zapłacimy pięć centów za kaŜdą przejechaną milę. Hamilton uniosła brwi. — Zgodnie z procedurą naleŜy się połowa tej stawki. — Wiem — odparł Albie. — Zwiększyłem ją, widząc pani chęć do współpracy. — Zapłaci pan pięć centów za kaŜdą milę przejechaną moim sa mochodem? -43-
— Szybko załapała pani, co chodzi. — Nie zgadzam się. — Nie?
— Nie będzie pan uŜywał mojego samochodu. — Co to ma znaczyć, Hamilton? — Za dwie godziny mam spotkanie w Monument. Droga C została otwarta tydzień temu. Nie wszystkie pasy są czynne. Muszę niebawem wyjechać. — UwaŜa pani, Ŝe jej spotkanie jest waŜniejsze od misji pułkownika? — Dzisiaj, tak. Z powodu pańskiej postawy. — A więc odmawia pani? — Szybko załapał pan, o co chodzi. Albie zmruŜył oczy i poczerwieniał ze złości. — Stanie pani do raportu, Hamilton. Dopilnuję, aby została pani ukarana. — Z pewnością nie stanie się to tego popołudnia. Pan równieŜ zostanie ukarany. — Ja? — zdziwił się Albie. — Minęło juŜ dobrych kilka godzin od zmartwychwstania Potentata, a mimo to nie powitał pan oficera dyŜurnego i mnie nowym pozdrowieniem. — Przez ostatnie godziny byłem bardzo zajęty. —Nie wie pan, Ŝe witamy się teraz pozdrowieniem „On zmartwychwstał", na które naleŜy odpowiedzieć „Zmartwychwstał prawdziwie"? — Oczywiście, proszę pani. Proszę o podanie dokładnego poło Ŝenia obiektu na północy Pueblo, gdzie... — Nie ma pan rozkazów na piśmie, pułkowniku? —Nie. — Kapralu, proszę ponownie sprawdzić w komputerze. Zobacz my, co tam mamy na temat pułkownika Elbaza i czy do notatki na jego temat moŜna dodać wzmiankę o pogróŜkach i próbach zastra szenia. -44-
— Hamilton, ja... Uciszyła go gestem ręki. — Jeszcze przed chwilą tego nie było — zawołał kapral. — Są rozkazy. Proszę spojrzeć. Hamilton rzuciła okiem na monitor i pobladła. Odchrząknęła. — Wydaje się, Ŝe wszystko jest w porządku, pułkowniku. Chciałabym zaproponować rozejm. — Słucham. — Otrzyma pan samochód. Coś dla pana znajdziemy. Jeśli chce pan skorzystać z mojego, chętnie przesiądę się do jeepa. — Ach, doprawdy, zmieniła pani zdanie? — Nie tylko poŜyczę panu mój prywatny wóz, lecz nie wspomnę o naruszeniu przez pana protokołu, jeśli cała nasza rozmowa pozostanie między nami.
Kiedy Tsion i Chaim byli zajęci nauką, Buck i Chloe zostawili Kenny'ego pod opieką Leah i udali się do podziemnego garaŜu, gdzie Buck zaparkował rangę rovera. — MoŜemy być wdzięczni, Ŝe firma Stronga miała bogatą klien telę — powiedziała Chloe. — Spójrz tylko na te samochody. Buck nie mógł opanować uśmiechu na widok róŜnicy pomiędzy nimi a sponiewieranym rangę roverem, który był przecieŜ całkiem nowy. Uderzył dłonią w dach samochodu tak, Ŝe echo rozeszło się po całym garaŜu. — Wiele razem przeszliśmy, prawda, maleńka? Chloe potrząsnęła głową. — Maleńka? Skąd wy, męŜczyźni, macie tę skłonność do przypisywania kobiecych cech waszym samochodom. — Daj spokój — przerwał jej Buck. — Pomyśl, ile ten samochód przeszedł razem z nami. Dzięki niemu wydostaliśmy się z korka, gdy wybuchała wojna. Ocalił cię, gdy wjechałaś na drzewo. Prze-45-
wiózł mnie bezpiecznie przez szczeliny powstałe po trzęsieniu ziemi, nie wspominając o innych przeszkodach. — Masz rację — powiedziała Chloe. — śaden męŜczyzna by tego nie dokonał. Myślę, Ŝe tym razem będziemy mogli pojechać hummerem. — A jest tu jakiś? — Dwa. Za rogiem, obok luksusowych limuzyn. Zaprowadziła go do drugiej części podziemnego garaŜu. — Wszystkie samochody są ponumerowane. Kluczyki są w budce wartownika. Większość jest zatankowana. — Ludzie musieli być przygotowani na kaŜdą ewentualność. — Najwyraźniej niektórzy słyszeli pogłoski o zbliŜającym się wybuchu wojny. Buck obejrzał zaparkowane samochody. — W większości nowe — zagwizdał nisko z podziwu. — Gdy Bóg błogosławi, nie przebiera w środkach. Chloe nagle ucichła. — O czym myślisz? — zapytał. Zacisnęła wargi i wetknęła dłonie w kieszenie Ŝakietu. — Pomyślałam, ile mielibyśmy frajdy, gdybyśmy byli kochanka mi w innych czasach. Skinął głową. — Nie bylibyśmy jednak wówczas chrześcijanami. — Czuję się tak, jakbym znalazła się w salonie samochodowym i mogła wybierać, co mi się podoba, nie licząc się z kosztami. Oparła się o białego hummera. Buck poszedł za jej przykładem. — Jesteśmy nad wiek postarzali, poranieni i przeraŜeni. Niebawem naszym jedynym celem stanie się przeŜycie. Trudno jest Ŝyć w takich czasach, nie dałabym sobie rady bez ciebie. — Poradziłabyś sobie. — Wcale bym tego nie chciała. A ty, chciałbyś Ŝyć beze mnie? MoŜe nie powinnam o to pytać? -46-
— Nie, Chloe. Wiem, co masz na myśli. śyjemy dla sprawy, mamy misję do spełnienia. Wszystko wydaje się jasne. Jednak ja równieŜ nie chciałbym bez ciebie Ŝyć. Musiałbym Ŝyć dla Kenny'ego, dla Boga, dla pozostałych członków Opozycji Ucisku. Jesteś najlepszym, co mnie w Ŝyciu spotkało. Troszczmy się o siebie, podtrzymujmy się wzajemnie przy Ŝyciu. Pozostało nam tylko trzy i pół roku. Chcę wytrwać do końca. A ty? — Oczywiście. Odwróciła się i przytuliła go.
Kiedy David w końcu dotarł niepewnym krokiem na czwarte piętro, gdzie znajdowały się mieszkania pracowników, zauwaŜył, Ŝe drzwi do pokoju Hannah Palemoon są lekko uchylone. JuŜ miał zapukać, gdy zza drzwi wysunęła się dłoń i podała mu telefon. — Dziękuję pani — powiedział. — Muszę biec. — Dziękuję pani?! — zaprotestowała pielęgniarka. — Nie jestem aŜ tak stara, chłopcze. Ile masz lat? — Dlaczego pani o to pyta? Otworzyła drzwi i oparła się cięŜko o futrynę. Jej.włosy były związane w kucyk. Miała opuchniętą twarz i spoglądała na niego zaspanymi oczami. David zdumiał się jej niskim wzrostem. — Nie mam nawet trzydziestki — powiedziała. — Nie nazywaj mnie panią, dobrze? — W porządku. Posłuchaj, spieszę się na spotkanie. Chciałbym ci podziękować i... — PrzecieŜ powiedziałam, Ŝe chcę ci coś pokazać. — Co takiego? I dlaczego wzięłaś mój telefon? — Właśnie dlatego muszę ci coś pokazać. Stała tam z załoŜonymi rękami, patrząc na niego spod uniesio nych brwi. — Dobrze, co to takiego? — zapytał. -47-
— Zapomniałam, Ŝe stoisz w ciemności — zawołała. Wyprostowała się i nacisnęła włącznik umieszczony przy wejściu. Słabe światło nad drzwiami oświetliło ich oboje. Wtedy zobaczył znak na jej czole. — MoŜesz sprawdzić — powiedziała. — Nie będę miała o to pretensji. Wiem, Ŝe twój jest prawdziwy. Przetarłam go spirytu sem. David rozejrzał się wokoło, poślinił kciuk i potarł nim jej czoło. Rozejrzał się ponownie i ją przytulił. — Cieszę się, Ŝe cię poznałem, siostro — wyszeptał. — Nie sądziłem, Ŝe mamy kogoś w słuŜbach medycznych. — Nie wiedziałam, Ŝe są tu jacyś wierzący — odparła. — Gdy tylko ujrzałam twój znak i rozpoznałam stopień, od razu postanowiłam zabezpieczyć twój telefon. — Jesteś fantastyczna — powiedział. — Dziękuję. Będziemy w kontakcie. — Z pewnością. — Dziękuję, siostro P... — Jestem Hannah — przerwała. — Proszę, David... W drodze powrotnej do windy sprawdził wiadomości nagrane na telefonie. Było ich kilka, lecz Ŝadna nie pochodziła od Annie. Postanowił, Ŝe pójdzie do kostnicy dopiero w ostateczności. Wybrał numer biura NajwyŜszego Zwierzchnika i połączył się z Sandrą - asystentką Carpathii i Fortunato. — Cieszę się, Ŝe zaraz będziesz — powiedziała. — Czekają na ciebie. Powiedziałam, Ŝe zjawisz się za kilka minut.
Widząc, Ŝe David wreszcie wprowadził do systemu rozkazy dla Albiego, Rayford pobiegł, jak mógł najszybciej, do samolotu po jego komputer, w nadziei, Ŝe David przesłał teŜ informacje na temat połoŜenia aresztu w Pueblo. -48-
— Kiedyś była to autostrada międzystanowa — stwierdził, jadąc na południe drogą C-25 bliŜej nieokreślonym minivanem Judy Hamilton. — Dopóki nazwy wszystkich miejsc nie zostały przemianowane na św. Nicolae. — To tutaj — powiedział Albie. Estakady i zjazdy są nadal w budowie, dlatego wypatruj ostrego skrętu w lewo na Pueblo. Poprowadzę cię od tego momentu. Hmmm. Pinkerton Stephens. Wymyślę coś na ciebie. Mam nadzieję, Ŝe niebawem się poznamy. — Słyszałeś o nim? — Albie potrząsnął głową. — Jutro mnie o to zapytaj. Kilka minut później ujrzeli barak z blachy falistej, stojący daleko od drogi. — Mam pytanie? — powiedział Rayford. — Dlaczego nie zjawimy się tam w jeepie Globalnej Wspólnoty, by dopełnić obrazu? — Aby ich zaskoczyć. Powiedziałeś pannie Durham bez ogródek, Ŝe po nią nie przyjedziesz. Nie spodziewają się więc nikogo. Niech się zastanawiają, kto do nich przybył. Później dopiero wysiądę w mundurze, w randze, która przewyŜsza ich stopnie oficerskie. Będzie im bardziej zaleŜało na tym, aby zrobić na nas dobre wraŜenie, niŜ zastanawiać się, czy nie jesteśmy oszustami. Poza tym nie chciałbym przewozić tej kobiety w otwartym samochodzie. A ty? Rayford potrząsnął głową. — Naprawdę sądzisz, Ŝe ich zaskoczymy? — W pierwszej chwili tak. — StraŜnik przy bramie zawiadomi ich, Ŝe przybyła jakaś szycha. Rayford zawrócił i ruszył w kierunku bramy. StraŜnik zapytał go o cel wizyty. — Przywiozłem pułkownika Globalnej Wspólnoty. MęŜczyzna zajrzał do środka, przyjrzał się Albiemu i zasalutował. — Z kim jest pan umówiony? — Ze Stephensem. Pan wybaczy, ale się spieszę. -49-
— Proszę tu podpisać. Rayford podpisał się jako „Marvin Berry" i wartownik machnął ręką, Ŝe mogą jechać. Kiedy wchodzili do recepcji, kobieta siedząca za biurkiem przysłuchiwała się dziwnie brzmiącemu głosowi dochodzącemu z interkomu. Głos był wysoki i nosowy. Rayford nie potrafił powiedzieć, czy naleŜał do męŜczyzny, czy kobiety. — Pułkownik chce mnie widzieć? — dopytywał się głos. — Tak, panie Stephens. Sprawdziłam go w bazie danych Globalnej Wspólnoty. Jedyny Marvin Berry, którego tutaj mamy, nie słuŜy w siłach pokojowych. To stary rybak z Kanady. — Coś mi tu śmierdzi — odparł głos. A zatem to on. Czemu ma taki dziwny głos? — pomyślał Rayford. — Chwileczkę — powiedziała kobieta, wstając na widok Albiego. — Czy pan nazywa się Berry? — Berry to mój szofer — warknął Albie. — Moje nazwisko Elbaz. Proszę sprawdzić w komputerze. Nikt w mojej rodzinie nie zna się na łowieniu ryb. — Zagadka rozwiązana, panie Stephens — zakomunikowała kobieta przez interkom. — Wartownik poprosił o podpis szofera. — Idiota! — dziwaczny głos Stephensa rozległ się w głośniku interkomu. — Przyślij go do mnie! — StraŜnika? — Pułkownika! Wskazała im pierwsze drzwi w krótkim korytarzu. Kiedy Rayford ruszył za Albiem, recepcjonista zawołała: — Tylko pan pułkownik. — Ten człowiek jest ze mną — stwierdził Albie. — Załatwię to z pani szefem. — Sama nie wiem. — Proszę się o to nie martwić — przerwał jej Albie. Zatrzymał się przed drzwiami i zapukał. — Wejść — rozległ się bezcielesny głos. -50-
— Wejść? — powtórzył szeptem Albie. — Będzie zakłopotany, gdy stwierdzi, Ŝe nie pofatygował się, by otworzyć drzwi oficerowi wyŜszemu stopniem. Albie otworzył drzwi, zrobił krok do przodu i stanął jak wryty, tak gwałtownie, Ŝe Rayford wpadł na niego. — Przepraszam — wymamrotał Rayford. Nie dostrzegł Stephensa, tylko usłyszał odgłos elektrycznego silnika. — Proszę mi wybaczyć zaniedbanie protokołu — usłyszał, gdy wózek Stephensa ukazał się w świetle. MęŜczyzna miał tylko jedną nogę, po drugiej pozostał kikut obcięty nad kolanem. W miejscu palców prawej dłoni sterczały równieŜ kikuty, na drugiej widać było blizny po rozległych poparzeniach. — Rozumiem — odparł Albie, ostroŜnie ściskając zdrową dłoń tamtego. Rayford uczynił podobnie i obaj usiedli na krzesłach wskazanych przez Stephensa. Co się stało z jego twarzą? Z wyjątkiem warg była jedną wielką blizną. Na głowie miał perukę. — Nie znam pana, Elbaz — powiedział Stephens, swym dziwacznym głosem. — Pana wygląd, Berry, wydaje mi się dziwnie znajomy. Pracuje pan dla Globalnej Wspólnoty? — Nie — odparł Rayford. — Jestem tutaj słuŜbowo — wtrącił się Albie. — Nie mam rozkazów na piśmie, lecz... — Pan wybaczy, pułkowniku. Za chwilę dojdę do pana. — Tak, ale... — Proszę dać mi chwilę. Wiem, Ŝe jest pan wyŜszy stopniem, lecz jeśli bardzo się pan nie spieszy, proszę okazać odrobinę cierpli wości. Sprawdziliśmy was. Udzielę wam wszelkiej pomocy w ra mach swoich moŜliwości. Panie Berry, czy słuŜył pan kiedykolwiek w siłach Globalnej Wspólnoty? Rayford zawahał się, wytrącony z równowagi widokiem okaleczonego ciała Stephensa. — Nie... nie, proszę pana. Nigdy nie słuŜyłem. -51-
— A jednak takie wraŜenie odniosłem. Był pan w jakiś sposób związany z Globalną Wspólnotą? Pana wygląd wydaje mi się znajo my. Znam pana, albo przynajmniej widziałem pana na zdjęciach. Albie spojrzał wymownie na Rayforda, który natychmiast zamilkł. Gdzie mógł poznać Pinkertona Stephensa i jak mógł o nim zapomnieć, skoro kiedyś się spotkali? — Byłem wówczas zdrowym męŜczyzną, panie Berry, jeśli pan naprawdę tak się nazywa. Rayford poczuł się niepewnie. Stephens nachylił się, aby rzucić jeszcze jedno badawcze spojrzenie na Rayforda, a następnie zwrócił się w stronę Albiego. — Przejdźmy teraz do pana, pułkowniku Elbaz. Co pana do mnie sprowadza? — Zostałem przysłany, aby odeskortować waszego więźnia. — Kto wam wydał taki rozkaz? — Mój zwierzchnik. Poinformował mnie, Ŝe więzień nie chce współpracować, Ŝe jakiś plan nie wypalił i Ŝe trzeba przetransportować go z powrotem do Buffer. — Buffer? A cóŜ to takiego. — Wie pan to doskonale, Stephens, jeśli jest pan tym, za kogo się pan podaje. — Prawda, Ŝe nie ma sensu, iŜ taki wrak człowieka jest dowódcą Globalnej Wspólnoty? — zapytał Stephens. — Tego nie powiedziałem. — Ale pan pomyślał, prawda? —Nie.
— Nigdy nie widział pan inwalidy na stanowisku dowódczym, panie Elbaz? — Nie. — Jest mi obojętne, czy to się panu podoba, czy nie. Musi pan mieć ze mną do czynienia. — Nie mam nic przeciwko temu. Kiedy sprawdzicie rozkazy, okaŜe się, Ŝe wszystko jest w porządku i... -52-
— Czy powiedziałem panu, Ŝe przetrzymujemy tu więźnia, pułkowniku? — Nie, wiem jednak o tym. — Wie pan? — Tak. — Buffer to zakład karny dla kobiet. CzyŜby odniósł pan wraŜenie, Ŝe trzymamy tutaj jakąś kobietę? Albie skinął głową. — Czy to miejsce wygląda na ośrodek odosobnienia? — Takie miejsca mają róŜny wygląd w róŜnych czasach. — Faktycznie. Dlaczego nie przywitał mnie pan zgodnie z nowymi zasadami protokołu. — Jeszcze ich nie zapamiętałem, panie Stephens. — Doprawdy? Co to za smuga na pańskim czole? Albie drgnął. — Tak? — zapytał niewinnie, przecierając czoło dłonią. — Teraz lepiej — odparł Stephens. Albie powoli opuścił dłoń na kaburę. Rayford zaczął Ŝałować, Ŝe nie ma przy sobie broni. — Panowie — oznajmił Stephens swoim dziwacznym głosem — wyświadczcie mi grzeczność i chodźcie za mną do innego pokoju. Tym razem zaczniemy zgodnie z zasadami nowego protokołu. Co panowie na to? Przejechał obok nich, sięgnął do klamki, otworzył drzwi i przejechał, zanim się zatrzasnęły. Albie i Rayford podąŜyli za nim. Steele zastanawiał się, czy zdąŜy wybiec przez frontowe drzwi do vana. Albie odpiął pasek kabury swojego pistoletu. Odwrócił się i skinął na Rayforda, aby poszedł przodem. Nie mieli wyboru, musieli odegrać swoje role do końca.
Rozdział piąty
Buck zdecydował się na białego hummera, sprawdził, czy wóz ma pełny zbiornik i dobre opony. Później przyniósł kluczyki z budki wartowniczej i uruchomił silnik. Postanowił, Ŝe zobaczą się z Zekiem dopiero kilka godzin po zmierzchu. Wcześniej kilkakrotnie nawiąŜą z nim kontakt, aby dowiedzieć się, gdzie przyczaili się agenci Globalnej Wspólnoty. Było pewne, Ŝe czekają na rebeliantów, którzy przyjadą zatankować na stacji Zeke'a seniora. Kiedy wrócili na górę, Kenny drzemał, a Leah czytała ksiąŜkę. — Tsion powiedział, Ŝebyś przyłączył się do niego i Chaima — stwierdziła. — Chloe moŜe teraz zapoznać mnie ze sprawami sieci handlowej. — Dobrze. Na początek musimy nawiązać kontakt ze wszystkimi — przytaknęła Chloe, wyjmując komputer. Leah podsunęła jej krzesło. Buck tymczasem poszedł na górę do kryjówki Tsiona. Rabin zdąŜył juŜ urządzić sobie gabinet. W jego pokoju stało biurko w kształcie litery U, na którym znajdowały się wszystkie potrzebne urządzenia. Całość przypominała nieco kabinę pilota. Tsion siedział na swym fotelu obłoŜony dookoła ksiąŜkami - był gotów do pracy. Buck zdumiał się, jak niewiele ksiąŜek zabrał ze sobą. Doktor BenJudah wyjaśnił mu, Ŝe większość materiałów została zeskanowana i zapisana na twardym dysku jego komputera. Naprzeciwko rabina siedział Chaim - tryskał radością i zapałem do nauki. — O wielu rzeczach słyszałeś od dzieciństwa, Chaim — zaczął rabin. — Teraz jednak, gdy Bóg otworzył twoje oczy i poznałeś, Ŝe -54-
Jezus jest Mesjaszem, zdziwisz się, jak wszystkie znajome fakty nabiorą nowego sensu. Chaim zakołysał się na krześle i westchnął: — Tak, tak. Buck siedział zasłuchany, mimo Ŝe to, o czym mówił, Tsion czytał juŜ wcześniej w jego przesłaniach. Rabin czasami dawał się ponieść emocjom, przerywał wykład i wołał: — Chaim, nie wiesz, jak gorliwie modliliśmy się za ciebie, jak prosiliśmy Boga, aby otworzył twoje oczy! Chaim dał znak ręką, Ŝe chce coś powiedzieć mimo opatrunku na szczęce. — Bóg otworzył moje oczy na tyle rzeczy — wybełkotał spod bandaŜa. — Cameron, podejdź tutaj. Muszę cię o coś zapytać. Buck spojrzał pytająco na Tsiona, a gdy ten skinął głową, przysunął swoje krzesło do Chaima. — Zawsze zastanawiałem się, dlaczego nie przyszedłeś na pierwsze spotkanie zespołu najbliŜszych współpracowników Nicolae, gdy objął urząd przewodniczącego Organizacji Narodów Zjednoczonych. Pamiętasz? — Oczywiście. — Nie mogłem tego pojąć! Taki wyjątkowy przywilej. Okazja, jakiej nie przepuściłby Ŝaden szanujący się dziennikarz. Ja sam cię wtedy zaprosiłem! Powiedziałeś, Ŝe przyjdziesz, lecz się nie zjawiłeś. Mówił o tym cały Nowy Jork. Z tego powodu straciłeś pracę. Dlaczego nie przyszedłeś? — AleŜ ja tam byłem! — Nikt cię nie widział! Nicolae był rozczarowany, wściekły. Wszyscy o ciebie pytali. Twój szef... jak on się nazywał? — Steve Plank. — Pan Plank nie mógł w to uwierzyć! Była tam takŜe Hattie Durham! To ty poznałeś ją z Carpathią. — Ja tam byłem, Chaim. — I ja tam byłem, Cameron. Twoje miejsce przy stole było puste.
-55-
Buck juŜ miał powtórzyć, Ŝe tam był, lecz nagle zrozumiał, co się wydarzyło i dlaczego Chaim powrócił do tego zdarzenia po tak dłu gim czasie. — Bóg naprawdę otworzył twoje oczy? Starszy pan połoŜył dłoń na kolanie Bucka. — Nie mogłem tego pojąć. To nie miało najmniejszego sensu. Jonathan Stonagal wyszedł, Ŝeby cię poszukać. Nicolae tak go za to publicznie skrytykował i ośmieszył, Ŝe biedak popełnił samobójstwo, zabiwszy przedtem Joshuę Todd-Cothrana. Buck nie przerywał Chaimowi. — To wszystko nie miało Ŝadnego sensu —jęknął Rosenzweig. — śadnego! Jednak oczy nie kłamią. Stonagal wyrwał pistolet straŜnikowi, zastrzelił kolegę, a sekundę później palnął sobie w łeb. — Nie, Chaim — wyszeptał Buck. — Oczy nie kłamią, lecz Antychryst, tak. Rosenzweig zadrŜał. — Dlaczego cię tam nie było, Cameron? — Dlaczego miałbym tam nie przyjść? — Nie mam pojęcia! — Ja równieŜ. — Co się wiec stało?? Buck nie odpowiedział. Zrezygnował z prób przekonania Rosenzweiga. — Miałem tam być. Mój szef oczekiwał, Ŝe się tam pojawię. — No właśnie! — Był to najlepszy temat w dziejach wszystkich gazet. Byłem wtedy u szczytu kariery. Czemu miałbym zrezygnować z takiej okazji? Rosenzweig potrząsnął głową. — Nie zrezygnowałbyś. — Pewnie, Ŝe nie! — MoŜe wiedziałeś, Ŝe Nicolae jest Antychrystem i nie chciałeś się do niego zbliŜać? -56-
— Wiedziałem o tym, tak mi się przynajmniej zdawało. Nie poszedłbym tam bez pewności, Ŝe Bóg nade mną czuwa. — Ale miałeś tę pewność? — Tak. — Czemu więc cię tam nie było... Czy to Bóg cię osłonił przed naszym wzrokiem? Buck tylko skinął głową. Rosenzweig zamyślił się. — Zatem byłeś tam! — Tak, byłem. — I wszystko widziałeś! — Widziałem to, co wydarzyło się naprawdę. Widziałem prawdę. Chaim objął głowę rękami i wyjęczał. — To Nicolae! Nicolae zamordował tych ludzi! Kazał Stonagalowi uklęknąć i strzelił mu w głowę! — Tak było, Chaim... — Później nas zahipnotyzował i powiedział, co mamy pamiętać! Chaim wciąŜ trzymał się rękami za głowę. — Mój BoŜe! Mój BoŜe! — modlił się. — Otwórz moje oczy. PomóŜ mi zawsze widzieć prawdę. Nie pozwól, aby zwiódł mnie szatan. Nicolae jest naprawdę Antychrystem — zwrócił się do Tsiona. — Trzeba go powstrzymać. Zrobię wszystko, co w mej mocy. Tsion uśmiechnął się smutno. — Nie pamiętasz, Ŝe juŜ raz próbowałeś? — Pamiętam, lecz uczyniłem to z innych powodów niŜ dzisiaj. — Sądzisz, Ŝe poznałeś całą jego niegodziwość? — zapytał Tsion. — Poczekaj, aŜ zobaczysz, co zaplanował dla ludu BoŜego. Chaim usiadł i sięgnął po notatnik. — Powiedz mi wszystko, nie oszczędzaj mnie. Proszę. — We właściwym czasie, przyjacielu. Musimy jeszcze omówić okres kilku tysięcy lat.
-57-
David był przeraŜony samą myślą o zbliŜającym się spotkaniu z opętanym Carpathią. W samą porę przypomniał sobie nauczanie Tsiona o tym, Ŝe szatan - chociaŜ potęŜniejszy od ludzi - nie moŜe równać się z Bogiem. Nie jest wszechwiedzący - nauczał Tsion. Nie jest teŜ wszechobecny. Jest wielkim uwodzicielem, umie podejść najinteligentniejszych ludzi i wziąć ich w niewolę, lecz większy jest Ten, który jest w nas, od tego, który jest na świecie. Zaczął się modlić. Podziękował za Annie, za pielęgniarkę Palemoon i za Tsiona. — Czekają na pana — powiedziała Sandra. — Potentat najwyraźniej nie chce, aby pan cokolwiek stracił z tego, o czym będą mówić. — Bardzo dobrze. — Skoro pan przyszedł, mogę juŜ iść. Miałam cięŜki dzień. — Ja takŜe. — Dobrze się pan czuje? Słyszałam, Ŝe pan zasłabł. — Lepiej. — Dobranoc, dyrektorze Hassid... ach, zapomniałam. — On zmartwychwstał. — Zmartwychwstał prawdziwie — odpowiedział, nie miał jednak na myśli Nicolae Carpathii. Zapukał i wszedł do środka. Zdumiało go, Ŝe stał nie tylko Carpathią i Fortunato, lecz takŜe pozostali dyrektorzy. — Umiłowany Davidzie — zaczął Carpathią. — Dobrze, Ŝe mogłeś się do nas przyłączyć. — Dziękuję — odrzekł David, gdy szef wywiadu Jim Hickman wskazał mu krzesło. — Tak — potwierdził Hickman. — Dobrze, Ŝe jesteś! Spojrzał rozpromieniony na Carpathię, szukając aprobaty w jego oczach. Potentat jednak go zignorował. David odniósł wraŜenie, Ŝe uczynił to celowo, gdyŜ Hickman był protegowanym Fortunato. Zespół oprócz Nicolae i Leona liczył dwanaście osób. Wszyscy zasiedli wokół ogromnego mahoniowego stołu. David po raz pierw-58-
szy uczestniczył w takiej naradzie. Gdy siadał, spostrzegł podniszczony egzemplarz Biblii, który leŜał na stole przed Carpathią. Ogarnęło go złe przeczucie. Nicolae tryskał energią, oddychał szybko, ze świstem wciągając powietrze przez zęby. Przypominał konia, który nie moŜe się doczekać startu. — Panie i panowie — zaczął. — Dano mi nowe Ŝycie! Zgromadzeni wybuchnęli śmiechem. — Wierzcie mi, cudownie jest wstać z martwych. Widząc, Ŝe szef bezpieczeństwa Walter Moon patrzy na niego, David uśmiechnął się takŜe. — Jeśli ktoś z was ma wątpliwości, potwierdzam, Ŝe byłem na prawdę martwy. Dyrektorzy ponownie kiwnęli głowami. — Pan Fortunato powinien opublikować w prasie zdjęcia z autopsji mojego ciała, raport koronera i zdjęcia wykonane podczas zmartwychwstania. Zawsze znajdą się jacyś sceptycy, lecz ci, którzy byli na miejscu, znają prawdę. — Wiemy o tym — odpowiedziało kilku z obecnych. David czuł tak wielkie zło emanujące z Carpathii, Ŝe robiło mu się słabo. Nagle Nicolae zwrócił się wprost do niego. — Dyrektorze Hassid, pan tam był. — Tak, Wasza Wysokość. — Widział pan wszystko? — Doskonale. — Widział pan, jak powstałem z martwych... — Nie mogę temu zaprzeczyć. Carpathią zaśmiał się serdecznie. Podszedł do swojego biurka i stanął za ogromnym fotelem z czerwonej skóry. Z lubością przejechał po nim ręką. — Czuję się, jakbym ujrzał wszystko po raz pierwszy — powiedział, zwracając się do dwunastu par zaciekawionych oczu. — Leon, jakie pomieszczenia znajdują się nad moim gabinetem? — Jesteśmy na ostatnim, osiemnastym piętrze, Wasza Wysokość. -59-
— Nie ma tam maszynowni mieszącej urządzenia poruszające windami? — Nie. — Potrzebuję więcej miejsca. Robisz notatki? — Tak. — Co zapisałeś do tej pory. — Zdjęcia z autopsji, raport koronera, zmartwychwstanie. — Dopisz, Ŝe chcę, aby powiększono mój gabinet. Musi być dwa razy wyŜszy i mieć szklany sufit, abym mógł patrzeć w niebo. — Wasza Wysokość moŜe uznać, Ŝe sprawa jest juŜ załatwiona. — Na kiedy moŜecie to wszystko przygotować? — zapytał Carpathia. — Kto moŜe mi to powiedzieć? — Fortunato wskazał na dyrektora departamentu budowlanego, który kiwał głową. — Tak, tak. — Wiem, Ŝe na kilka dni będę musiał się stąd wyprowadzić z powodu bałaganu, jaki zrobicie podnosząc sufit. Chcę jednak, aby roboty zostały wykonane najszybciej, jak to tylko moŜliwe. Wie pan dlaczego? — Chyba tak, Wasza Wysokość. — Naprawdę? MęŜczyzna skinął głową. — Niech pan powie głośno! — PoniewaŜ nie jest pan zwyczajnym człowiekiem. Mógłby pan wykonać pracę szybciej niŜ mój najlepszy zespół. — Tylko Bóg mógł udzielić panu takiej mądrości, dyrektorze. — Wierzę, Ŝe stoję w jego obecności, Wasza Wysokość. Nicolae uśmiechnął się. — Ja równieŜ w to wierzę. Powiedziawszy to, odwrócił się do wszystkich i wykonał szeroki gest. — Kiedy leŜałem martwy przez trzy dni, mój duch był tak mocny i potęŜny, Ŝe wiedziałem, iŜ mój czas dopiero nadejdzie. ChociaŜ śmierć panowała nade mną tak długo, mocą własnej woli powsta-60-
łem. Podniosłem się z grobu. Przywróciłem samego siebie do Ŝycia. Na sali rozległ się pomruk. Zebrani wyraŜali głośną aprobatę, składając dłonie jak do modlitwy. Nicolae podniósł Biblię. — Pewnie zastanawialiście się, co robi tutaj ta ksiąŜka — powiedział. Otworzył ją i z hukiem upuścił na stół. — Tą ksiąŜką bawią się ludzie, którzy mi się sprzeciwiają. Nazywają ją Pismem Świętym, nawet po tym wszystkim, co widzieli na własne oczy — mówiąc to uderzył pięścią w Biblię. — Są w niej kłamstwa o wybranym narodzie Boga oraz kłamstwo najwyŜsze, Ŝe istnieje ktoś wyŜszy ode mnie. Zgromadzeni wydali pomruk dezaprobaty. Carpathia stał na szczycie stołu, z rękami załoŜonymi na piersi. — Wykorzystamy tę ksiąŜkę przeciwko nim, rzucimy ich na ko lana. śydzi, którzy oczekują swego Mesjasza w Ziemi Świętej, za mierzali mnie zabić. Powrócę tam w chwale i dam im jedyną szansę nawrócenia. Judaici, którzy wierzą, Ŝe cieśla z Nazaretu jest ich Mesjaszem, równieŜ wywodzą swoje korzenie z Jerozolimy. Jeśli chcą zobaczyć prawdziwego boga, niech się tam wybiorą, wkrótce bowiem przybędę do Jerozolimy. Jeśli Świątynia Jerozolimska jest mieszkaniem Boga NajwyŜszego, powinienem w niej zasiąść, wywyŜszony na tronie. Ujrzą mnie w mieście, w którym mnie zabili - triumfującego i wywyŜszonego. Porozmawiamy teraz o planach na najbliŜszą przyszłość. PoniewaŜ nie mam wątpliwości, co kaŜdy myślący człowiek sądzi na mój lemat, nie będę taił niczego przed członkami mojego zespołu. Nasz drogi przywódca, NajwyŜszy Zwierzchnik Leon Fortunato, wiernie mi słuŜył od czasu, gdy objąłem władzę, dlatego teraz mam dla niego inną waŜną rolę, którą z entuzjazmem zgodził się przyjąć. To, co było wcześniej celem bezowocnych, lecz szlachetnych dąŜeń, przemieni się teraz w sukces i zwycięstwo. -61-
Wspólna Wiara Świata - Enigma Babilonu - nie doprowadziła do zjednoczenia wszystkich religii świata. DąŜyła do zaprowadzenia jedności, lecz nigdy jej nie osiągnęła. Jej bóg był bytem nieokreślonym i bezosobowym. Jednak wszyscy mieszkańcy tego świata z Leonem Fortunato jako NajwyŜszym Wielebnym Ojcem carpathianizmu, będą odtąd czcili boga, który dowiódł mocy, potęgi i chwały, wskrzeszając siebie z martwych! Rozległy się oklaski, a Carpathia skinął na Leona, aby zabrał głos. Leon, podszedł do Nicolae, padł przed nim na kolana i ucałował jego dłonie. Po chwili wstał i wrócił do stołu. — Odczuwam głęboką pokorę wobec tej misji — rzekł. — Wielka eksplozja uczuć naszych obywateli w dniu zmartwychwstania Jego Wyso kości zrodziła we mnie myśl, aby wykonać kopie posągu Jego Wysokości i umieścić je we wszystkich głównych miastach świata. Rozesłałem juŜ plany i wydałem polecenie, aby kaŜde miasto miało własny posąg. Gdy nasz umiłowany Potentat spoczywał martwy, udzielił mi władzy sprowadzenia ognia z nieba, aby zabić tych, którzy się mu sprzeciwiali. Obdarzył mnie teŜ mocą udzielenia daru mowy posągowi. Utwierdziło mnie to w pragnieniu, aby słuŜyć mu jako bogu do końca mych dni. Będę czynił to tak długo, jak długo Nicolae Carpathia obdarzy mnie tchnieniem Ŝycia. — Dziękuję, umiłowany sługo — powiedział Nicolae, gdy Leon usiadł. — Błogosławieni towarzysze, przygotowałem dyspozycje dla wszystkich i dla kaŜdego z was z osobna. Opracowałem je juŜ przed swoim odejściem. Najpierw jednak moja najdroŜsza przyjaciółka coś wam wyjaśni. Bardzo proszę, Viv. Viv Ivins podeszła do Nicolae i pocałowała go w policzek. Kiedy rozdawała dyrektorom teczki z rozkazami, Nicolae kontynuował: — Wielu z was wie, Ŝe pani Ivins pomagała moim rodzicom, gdy byłem dzieckiem. Byliśmy sobie bardzo bliscy. Pomogła mi teŜ teraz przygotować projekt, który wprowadzi pewne, niestety konieczne, środ ki kontroli obywateli. Wiem, Ŝe większość ludzi jest mi oddana. Wielu uwierzyło we mnie po moim zmartwychwstaniu. -62-
Są jednak pewne nielojalne odłamy, przede wszystkim sekty, o których wspomniałem. Być moŜe teraz dostrzegą swój błąd i nawrócą się. Zamierzam poprosić tych, którzy są wierni Globalnej Wspólnocie, a konkretnie mnie samemu i mojej religii, aby dobrowolnie przyjęli na czole znak lojalności. Walter Moon wstał, słysząc te słowa. — Panie, błagam cię, abyś pozwolił, bym jako pierwszy przyjął twój znak. — Nie wybiegaj przed szereg — odpowiedział Nicolae. — Mogę bowiem spełnić twoje Ŝyczenie. Jestem poruszony twoim oddaniem, ale skąd wiesz, Ŝe nie napiętnuję cię rozgrzanym Ŝelazem, jak się znakuje bydło? Moon połoŜył dłonie na stole i skłonił głowę. — Zniosę to dla ciebie i z dumą będę nosił twój znak. — Jestem poruszony — odrzekł Nicolae. — Jeśli lud podzieli uczucia dyrektora Moona, nie będziemy musieli wprowadzać Ŝadnych obostrzeń. David otworzył swoją teczkę i przeglądał strony, dopóki nie natknął się na zdumiewające słowo. — Gilotyny? — powiedział na głos, zanim zdąŜył się opanować. — Nie wybiegajmy zanadto do przodu — powiedział Nicolae. — Będzie to środek ostateczny. Wolałbym, by nie był potrzebny. — Chętnie połoŜyłbym własną głowę — zapiał Moon — gdy bym okazał się na tyle głupi, aby wyprzeć się mojego pana. Nicolae zwrócił się do Davida. — Jest pan odpowiedzialny za zakup urządzeń technicznych, prawda? David skinął głową. — Nie sądzę, abyśmy mieli wystarczającą liczbę tych urządzeń. Jak powiedziałem, moim marzeniem jest, aby nikt nie odmówił przyjęcia znaku lojalności, naleŜy jednak rzetelnie ocenić potrzeby i naleŜycie się przygotować. A teraz zabierze głos pani Ivins. — Na pierwszej stronie waszych dokumentów... — zaczęła — na długo przed gilotynami... — w tym miejscu zrobiła pauzę i roze-63-
śmiała się — znajduje się lista dziesięciu regionów świata i przyporządkowane im szeregi cyfr. Znak lojalności, o którym za chwilę powiem, będzie się rozpoczynał właśnie od tego kodu, wskazującego na pochodzenie danego obywatela. Kolejne cyfry zapisane na biochipie umieszczonym pod skórą będą jeszcze precyzyjniej określały daną osobę. Nagle powstał Leon i zaczął przemawiać, jak w transie: — KaŜdy męŜczyzna, kobieta i dziecko, niezaleŜnie od pozycji społecznej, otrzyma znak na prawej ręce lub czole. Ci, którzy odmó wią jego przyjęcia, nie będą mogli kupować ani sprzedawać, dopóki nie zmienią zdania. Ci, którzy będą uparcie odmawiać, zostaną zabi ci. Wszyscy lojalni obywatele będą mieli prawo i obowiązek nosze nia go. Znak będzie zawierał imię Jego Wysokości i kod cyfrowy. Powiedziawszy to, Leon opadł cięŜko na krzesło. Viv Ivins uśmiechnęła się dobrotliwie i powiedziała: —Dziękuję ci, Wielebny Ojcze. Uwaga ta sprawiła, Ŝe wszyscy, łącznie z Leonem, się roześmiali. David obawiał się, Ŝe drŜenie głowy i rąk zwróci na niego podejrzenia. Co się stanie, jeśli ktoś wpadnie na pomysł oznaczenia najbliŜszych współpracowników Carpathii jeszcze tej nocy? — Skorzystaliśmy ze zdobyczy nowoczesnej technologii — kontynuowała Viv. — Miniaturowy biochip z ciągiem cyfr moŜe zostać umieszczony pod skórą prawie bezboleśnie. Obywatele będą mogli wybrać miejsce, w którym zostanie on załoŜony. Po zabiegu pozostanie jedynie niewielka blizna, a po jej lewej stronie czarny tatuaŜ składający się z sześciu elementów — liczba oznaczająca region, z którego pochodzi dana osoba. Liczba ta moŜe zostać zapisana na chipie pod skórą, jeśli dana osoba będzie wolała, aby na ciele widoczne było jedno z imion Potentata. — Jedno z imion? — ktoś zapytał. —Tak. Sądzimy, Ŝe większość obywateli będzie wolała mieć liczbę obok małej blizny. Niektórzy mogą jednak wybrać małe inicjały — nie większe od cyfr — NJC. MoŜna teŜ wytatuować imię lub -64-
nazwisko Potentata. Na przykład, imię Nicolae będzie zajmowało całą lewą część czoła. — To rozwiązanie dla ludzi najbardziej oddanych — odrzekł Nico lae z przekąsem. — Dla kogoś takiego jak... jak dyrektor Hickman. Hickman zarumienił się, lecz zawołał: — MoŜesz mnie zapisać, Viv! — Zaleta umieszczonego pod skórą chipa jest podwójna — kontynuowała Viv Ivins. — Po pierwsze, będzie widzialnym znakiem lojalności wobec Potentata, po drugie, stworzy moŜliwość bezgotówkowego regulowania naleŜności podczas transakcji kupna-sprzedaŜy, poniewaŜ zastąpi karty kredytowe i całkowicie wyeliminuje gotówkę. Skanery zainstalowane na wysokości oczu będą bezbłędnie identyfikowały kaŜdego obywatela. Na sali rozległo się kilka gwizdów podziwu. David poczuł ból głowy. — Dyrektorze Hassid? — przerwała Viv. — Kiedy zamierzamy wprowadzić to rozwiązanie? — Martwi się pan, Ŝe pana głowa nie zniesie kolejnej ingerencji? — zapytała z uśmiechem. — Proszę się nie martwić — powiedziała. — Mimo Ŝe Potentat i były NajwyŜszy Zwierzchnik uwaŜają, Ŝe jego najbliŜsi współpracownicy powinni świecić przykładem i przyjąć znak natychmiast, będzie pan miał trzydzieści dni począwszy od jutra na spełnienie tego obowiązku. — Uczynię to jutro wieczorem — zawołał jeden z obecnych. — Nie tak jak Hickman! Miesiąc, pomyślał David. Miesiąc, aby się stąd wydostać. Viv zapowiedziała, Ŝe dopilnuje, aby w ciągu kilku następnych dni kaŜdy z dyrektorów dowiedział się, jakie zadania zostały mu przydzielone w projekcie ustawienia posągów Carpathii w głównych miastach oraz akcji oznakowania obywateli znakiem lojalności. — Pozwólmy teraz, aby przemówił Jego Wysokość. — Dziękuję, Viv — powiedział Nicolae. — Opowiem wam o jednej z rodzin, które dzisiaj poznałem, a widziałem ich tysiące. Mamy -65-
wspaniałych, lojalnych obywateli! Była to wierna rodzina z Chin nazywali się Wong. David zebrał wszystkie siły, aby się opanować. — Ich córka pracuje dla nas w Buffer w Brukseli. Jej rodzice są zamoŜnymi ludźmi, którzy udzielają znacznego wsparcia Globalnej Wspólnocie. Ojciec był wyraźnie dumny ze swojej rodziny i własnej lojalności. Największe wraŜenie zrobił jednak na mnie jego siedemnastoletni syn, Chang. To chłopak, który według swojego ojca, miłuje mnie z całego serca i cieszy się światem, w którym Ŝyjemy. Nie pragnie niczego bardziej, niŜ pracować dla mnie w pałacu. Pozostał mu wprawdzie jeszcze jeden rok studiów, wolałby wykorzystać jednak swoje talenty w pracy dla nas. Jest niezwykle uzdolniony! Zadbam o to, aby mógł dokończyć tutaj naukę, młodzieniec ten bowiem jest prawdziwym geniuszem! To znakomity programista komputerowy. Nie były to tylko czcze przechwałki jego ojca. Pokazał mi jego indeks i listy polecające z firm, dla których pracował. Taka młodzieŜ to nasza przyszłość! Ten chłopak raczej umrze, niŜ przyjmie twój znak, pomyślał David.
Rozdział szósty
Rayford szedł korytarzem za wózkiem Stephensa jak na ścięcie. Nie mógł uwierzyć, Ŝe popełnił tyle błędów. Pinkerton Stephens otworzył jakieś drzwi i wjechał do ciasnego pomieszczenia. Za całe wyposaŜenie słuŜyło tu brzydkie metalowe biurko i kilka obskurnych krzeseł. Wskazał Ray fordowi jedno z nich, ustawione naprzeciw biurka. Albie usiadł po lewej stronie Rayforda. Stephens zamknął drzwi i przekręcił klucz. Podjechał wózkiem do biurka i oparł łokcie o blat. — A teraz, pułkowniku Elbaz — zaczął wolno — proszę zdjąć rękę z rewolweru. Nie macie się czego obawiać. Gramy w tej samej druŜynie. Rayford osłupiał. — Zaczniemy jeszcze raz, panowie? — zapytał Stephens. — Panie Elbaz, pan jest tutaj najwyŜszy rangą. Myślę, Ŝe to pan powinien rozpocząć naszą rozmowę zgodnie z obowiązującym protokołem. — On zmartwychwstał — odrzekł Albie, choć zdaniem Rayforda, wypadło to dość marnie. — Kto zmartwychwstał prawdziwie? — zapytał Stephens. Albie spojrzał na niego badawczo, zdjął rękę z rękojeści pistole tu, ale nie zapiął jednak kabury. — Pułkowniku Elbaz, przybył pan tutaj w interesach. Pozwolę panu zrealizować ten zamiar, najpierw chcę jednak zaspokoić swoją ciekawość co do was. Wiem, Ŝe przykro na mnie patrzeć. Zastana wiacie się pewnie, co mi się stało. Czy widzieliście juŜ kiedyś czło wieka, który utracił twarz. Stephens wsadził swój jedyny kciuk pod brodę. -67-
— Kiedy zdejmę protezę, nikt nie moŜe mnie zrozumieć, dlatego nawet nie będę starał się mówić. Rayford wzdrygnął się, widząc, Ŝe Stephens zdejmuje plastikową osłonę zapiętą pod brodą. Proteza zakrywała większą część brody, nosa i czoła. Była przymocowana do czaszki za pomocą metalowych uchwytów. Stephens podtrzymywał ją kikutem ręki. Albie podniósł rękę. — Panie Stephens, niech pan przestanie... Rayford omal nie zasłonił oczu. Człowiek, który przed nimi siedział, nie miał nosa, a jego gałki oczne były całkowicie odsłonięte. Pomyślał, Ŝe przez otwory w czaszce moŜna by zobaczyć mózg. Rayford odetchnął, kiedy Stephens zaczął ponownie zapinać protezę. — śaden z was nie zobaczył tego, co chciałem wam pokazać. — Proszę przejść do rzeczy — odparł zniecierpliwiony Albie. Pinkerton nie spuszczał z niego wzroku. — Nie odpowiedział pan, na moje pytanie. Kto zmartwychwstał prawdziwie? Albie poruszył się na krześle i chrząknął. — Wydawało mi się, Ŝe protokół nakazuje odpowiedzieć: „Zmartwychwstał prawdziwie". — Słusznie. To jednak wciąŜ nie jest odpowiedź na moje pytanie. Kto zmartwychwstał prawdziwie? — Na miły Bóg! — westchnął Albie. — Mam juŜ dość tej gry. — Chrystus! — szepnął radośnie Stephens. — Dajcie spokój, bracia! Odpowiedź na moje pytanie brzmi: Chrystus! Chrystus zmartwychwstał prawdziwie! Widzę znak wiary na waszych czołach! Wy nie zauwaŜyliście mojego, bo zakrywa go proteza. Spójrzcie teraz! Ponownie odpiął protezę, odsłaniając czoło. Rayford i Albie pośrodku zniekształconego czoła ujrzeli wyraźny znak. Kiedy Stephens wkładał swoją maskę, Rayford odwrócił się i chwycił głowę Albiegą i mocno potarł jego czoło dłonią. -68-
— Zadowolony? — zapytał z uśmiechem Albie. Rayford drŜał. Opadł na krzesło i dyszał cięŜko. — Kim jesteście? — powiedział Stephens. Rayford pochylił się do przodu. — Nazywam się... — Wiem, kim pan jest. Poznałem pana od początku. Podoba mi się pana nowy wygląd. Nie wiem jednak, kim jest pański towarzysz. Albie przedstawił się. Stephens pochylił się w jego stronę i uścisnął mu rękę. Po chwili spojrzał na Rayforda. — CzyŜbym wprawił pana Steele'a w zakłopotanie? — Delikatnie mówiąc, tak — przytaknął Rayford. — Pracowaliśmy kiedyś razem dla Carpathii, Rayford. Wcześniej pracował dla mnie pański zięć. — Jesteś Steve Plank? — Raczej to, co z niego pozostało po trzęsieniu ziemi w dniu Gniewu Baranka. Po tej katastrofie przez wiele tygodni czytałem artykuły Bucka i odkrywałem prawdę o Carpathii. W końcu uznałem, Ŝe wierzący mają rację co do globalnego trzęsienia ziemi. Rayford potrząsnął głową. — Po co ta cała mistyfikacja? Po co znowu pracujesz dla Carpathii? — To zaczęło się, gdy jeszcze byłem w szpitalu. Nikt, takŜe ja sam, nie wiedział, kim jestem. Kiedy odzyskałem pamięć, wymyśliłem sobie nazwisko i nowy Ŝyciorys. Było to rok i dziewięć miesięcy temu. Podczas rocznej terapii i rehabilitacji miałem dość czasu, by zastanowić się, co chcę robić dalej. Postanowiłem niszczyć Globalną Wspólnotę od środka. — Dlaczego nikogo nie powiadomiłeś? Wszyscy sądzili, Ŝe nie Ŝyjesz. — Najłatwiej dochować tajemnicy pomiędzy dwojgiem ludzi, jeśli jeden z nich nie Ŝyje. Nawet nie wiecie, jak ucieszyłem się na wasz widok! Jednym z najbardziej niegodziwych postępków Carpathii był jego romans z Hattie Durham. Wstąpiłem do Sił Globalnej Wspól-69-
noty i śledziłem jej losy. I wyśledziłem ją aŜ tutaj. Modliłem się, by nadszedł ten dzień. Ratujcie ją!
Po zakończonym posiedzeniu wszyscy ustawili się w szeregu, by złoŜyć pokłon Potentatowi. Carpathia stał w drzwiach, obejmował wychodzących, wymieniał uściski dłoni, pocałunki i pokłony z kaŜdym dyrektorem. Bezwstydny Hickman padł na ziemię, objął dłońmi kolana Nicolae i głośno zapłakał. Potentat odwrócił się i spojrzał porozumiewawczo na Fortunato. David zaczął się rozpaczliwie modlić. Nie wiedział, co ma robić - nie chciał zostać zdemaskowany, nie chciał takŜe oddać pokłonu Antychrystowi. PrzecieŜ nie uściśnie mu dłoni i nie powie: Cieszę się, Ŝe czuje się pan lepiej po tej szopce ze zmartwychwstaniem. Witamy z powrotem. Mimo wyraźnej odrazy, jaką odczuwał do Hickmana, Carpathia chłonął z lubością wszelkie oznaki czci. — Dziękuję panu. Jestem wdzięczny za pańską współpracę i wsparcie. Czekają nas wspaniałe dni. Tak. Tak. David był bliski omdlenia. Gdy dyrektor stojący przed nim od szedł po wymienieniu długiego uścisku z Potentatem, David zamarł bezruchu. Carpathia objął go ramieniem i powiedział: — David, mój umiłowany David. Hassid stał jak skamieniały, czuł na sobie karcące spojrzenia innych dyrektorów. Carpathia wyglądał na zdumionego. — Poten... Poten... Wasza... — wyjąkał i runął głową do przodu. Ostatnią rzeczą, którą zapamiętał, zanim upadł, uderzając zabanda Ŝowaną głową o podłogę, było to, Ŝe zwymiotował na Carpathię.
-70-
— Jak się ma nasz Zeke? — zapytał Buck. Wyobraził sobie ubranego na czarno, przeraŜonego chłopaka skulonego w podziemnym schronie pod stacją benzynową. — W porządku — wyszeptał Zeke. — Oglądałem telewizję, lecą same filmy propagandowe o Carpathii. Przygotowałem prowiant do zabrania. — Masz oko na agentów? — Tak. Za kaŜdym razem, gdy słyszę dźwięk nadjeŜdŜającego samochodu, sprawdzam na monitorze, co robią. Niektórzy z przyjezdnych w ogóle nie byli naszymi stałymi klientami. Po prostu przejeŜdŜali tędy i zatrzymali się, Ŝeby zatankować. Wóz Globalnej Wspólnoty natychmiast zajeŜdŜał im drogę. — Jeep? — Nie, jakiś ciemny czterodrzwiowy compact. — Dobrze. — Dlaczego dobrze? — PoniewaŜ przyjadę po ciebie białym hummerem, którym rozgniotę ten samochodzik jak chrząszcza. Jesteś pewien, Ŝe przyjechali tylko jednym samochodem? — Tak. Sprawdziłem to. — Damy ci znać, kiedy będziemy dojeŜdŜać do stacji, wyjdziesz wtedy ze schronu i podejdziesz do tylnych drzwi. Podjedziemy pod samo wejście i uchylimy drzwi samochodu, a wtedy wczołgasz się do środka. — Muszę zabrać sporo rzeczy. — W porządku. Jeśli agenci zatrzymają mnie, jakoś dam sobie radę. Wolałbym jednak, Ŝeby niczego nie zauwaŜyli. W tym momencie Buck spostrzegł, Ŝe ma połączenie na drugiej linii. Na wyświetlaczu pojawił się numer Rayforda. — Zaczynaj się pakować, Zeke — mówiąc to, przełączył się na drugą linię. — Witaj, Ray!
— Nie uwierzysz, kogo spotkałem! -71-
— Hattie? —Nie, nigdy się nie domyślisz.
David obudził się w pałacowym szpitalu, czując, Ŝe ktoś głaszcze jego dłoń. — Nic nie mów — usłyszał szept Hannah Palemoon.— Stałeś się sławny. — Ja? — Mów ciszej. W całym pałacu opowiadają, Ŝe zwymiotowałeś na Carpathię. ZauwaŜył, Ŝe jest ponownie podłączony do kroplówki. — Przebrałaś mnie? — Tak, nic nie mów. — Sądziłem, Ŝe masz wolne. — Wezwali mnie do ciebie, poniewaŜ to ja zakładałam ci szwy ostatnim razem. Poza tym Ŝaden lekarz nie dałby się ściągnąć z łóŜka. — Hannah, muszę się stąd wydostać. — Nie, powinieneś poleŜeć przez kilka dni. — Nie mogę. Ty teŜ musisz uciekać — opowiedział jej, o czym mówiono na spotkaniu. — Musimy opuścić to miejsce w ciągu trzydziestu dni lub przygotować się na więzienie i śmierć. — Jestem na to gotowa, David. A ty nie? — Muszę odnaleźć narzeczoną i dwóch pilotów. Jeśli znasz tutaj innych wierzących... — Narzeczoną? Jesteś zaręczony? — Tak z Annie Christopher, szefem cargo. — Nie wiem, co ci powiedzieć. Gdyby tutaj była, figurowałaby juŜ w naszej bazie danych. — MoŜesz sprawdzić to jeszcze raz? Poproś Maca McCulluma i Abdullaha Smitha, aby mnie odwiedzili.
-72-
— Masz niezły pseudonim, Albie — stwierdził Plank. — Mam napisać w raporcie, Ŝe przybył tutaj pułkownik Elbaz ze wszystkimi wymaganymi papierami i Ŝe przekazałem mu więźnia? — Figuruję na tak widocznym miejscu w ich bazie danych, Ŝe nikt nie będzie miał Ŝadnych podejrzeń — powiedział Albie. — Będą się zastanawiać, dlaczego wcześniej o mnie nie słyszeli. — Wkrótce i ja zostanę wciągnięty do ich bazy — powiedział Rayford. —Jako zwierzchnik Albiego. Martwię się, Ŝe moŜemy narazić na niebezpieczeństwo naszego człowieka w kwaterze głównej, który przygotowuje to wszystko. Plank wyprowadził ich z pokoju i poprowadził korytarzem obok stanowiska recepcjonistki do części budynku, w której znajdował się areszt. — Minutę temu słyszałam jakiś hałas — zawołała pani Garner zza biurka. — Coś się stało? — Ktoś uderzał w kraty, to wszystko. Plank zaprowadził ich do celi Hattie i zapukał, lecz nie było Ŝadnej odpowiedzi. — Proszę pani — zawołał. — Przybyli agenci Globalnej Wspól noty, którzy odwiozą panią do Buffer. Plank sięgnął po kółko z kluczami, otworzył drzwi i pchnął je. Uchyliły się zaledwie na cal. Albie i Rayford chcieli mu pomóc, lecz Plank powstrzymał ich ruchem ręki. — Dam sobie radę — powiedział. Obrócił wózek tyłem i wjechał z impetem w drzwi, które - jak się okazało - ktoś zastawił łóŜkiem. W pokoju panował mrok. Kiedy przekręcili włącznik światła, z instalacji elektrycznej na suficie posypały się iskry. Przewód leŜał na podłodze, zostało do niego przywiązane prześcieradło, którego drugi koniec był okręcony wokół szyi Hattie. Kobieta leŜała na podłodze. -73-
— Próbowała się powiesić na przewodzie elektrycznym — stwier dził Plank. Albie razem z Rayfordem uwolnili ją z prześcieradła. Rayford delikatnie odwrócił bezwładne ciało na plecy. Sądził, Ŝe Hattie nie Ŝyje, jednak, gdy jego wzrok przyzwyczaił się do półmroku, spostrzegł, Ŝe dziewczyna ma otwarte oczy i rozszerzone źrenice. — Porusza się! — wyszeptał Albie. Rayford zaczął ją reanimować. — Zamknij drzwi — rzucił Piankowi Albie. Uratujemy ją, lecz nikt oprócz nas nie moŜe o tym wiedzieć. — Czuję tętno — powiedział Albie. Rayford prowadził sztuczne oddychanie, dopóki Hattie nie zaczęła kaszleć. Steele usiadł cięŜko na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Hattie płakała i przeklinała. — Nawet nie potrafię się zabić! — westchnęła. — Dlaczego nie pozwoliliście mi umrzeć? Nie mogę wrócić do Buffer! Opadła na posadzkę, płacząc. — Nie poznaje cię — stwierdził Albie. Hattie podniosła głowę, mruŜąc oczy. Rayford pochylił się nad nią i zapalił małą lampę. — Nie! Nikogo nie poznaję — powiedziała, wpatrując się w Albiego i rzucając przelotne spojrzenie na Rayforda. — Znam tylko komendanta Pinkertona, ale nie wiem, kim są ci dwaj. — Ten tutaj ocalił ci Ŝycie. Ja jestem jego przyjacielem — wyjaśnił Albie, wskazując na Rayforda. Hattie usiadła na podłodze. Zaklęła ponownie. — Nie pojedziesz do Buff er, Hattie — powiedział w końcu Ray ford. Poznała go po głosie. — Co? — zapytała ze zdziwieniem. — Tak, to ja — odparł Rayford. — W tym pokoju moŜemy otwarcie rozmawiać. — Przyjechałeś? — pisnęła.
-74-
Od razu przypomniała sobie jednak o obecności Pianka. — Pan...
— On jest po naszej stronie — wyjaśnił Rayford zmęczonym głosem. — Omal się nie zabiłam — westchnęła Hattie. — Owszem, zabiłaś się — powiedział Albie. — Co takiego? — Chcesz stąd wyjść? Chcesz, aby Globalna Wspólnota przestała deptać ci po piętach? Jeśli tak, to musisz wyjechać stąd nogami do przodu! — Jak to? — Zadzwoniłaś do swojego dawnego przyjaciela, aby przybył ci na ratunek. Odmówił. Byłaś zrozpaczona. Kiedy utraciłaś wszelką nadzieję i byłaś pewna, Ŝe trafisz do Buffer, utraciłaś resztkę wiary, napisałaś list poŜegnalny i powiesiłaś się. Kiedy weszliśmy do celi, było juŜ za późno. Mogliśmy jedynie napisać raport o twoim samobójstwie i zabrać ciało. — Faktycznie, napisałam list — mówiąc to wskazała na kawałek papieru leŜący obok łóŜka. Rayford podniósł karteczkę i przeczytał. Dzięki, Ŝe nie zrobiliście niczego, aby mnie ocalić, starzy PRZY JACIELE! Przysięgłam, Ŝe nigdy więcej nie wrócę do Buffer i do trzymam słowa. Nie zdołacie ich wszystkich pokonać. . — Podpisz to — powiedział Rayford. Hattie skreśliła na kartce swoje imię. — Wywieziemy cię stąd pod prześcieradłem. Będziesz musiała udawać martwą, dopóki nie wsadzimy cię do samolotu. Dasz radę? — Zrobię wszystko, co będzie trzeba — mówiąc to, spojrzała na Pianka. — Pan równieŜ w tym uczestniczy? — Im mniej będziesz wiedzieć, tym lepiej — odparł, a następnie spojrzał na Albiego i Rayforda. — Nie powinna o mnie wiedzieć. Skinęli głowami. -75-
Plank polecił, aby nie ruszali prześcieradła, na którym Hattie usiłowała się powiesić. — Przykryjcie ją prześcieradłem z łóŜka — powiedział i otworzył drzwi. — Pani Garner! — zawołał. — Zdarzył się wypadek! — O! Mój... — Niech pani zostanie na miejscu. Uwięziona się powiesiła. Ci dwaj panowie muszą wywieźć zwłoki. — Och! Komendancie... Czy... czy to ten hałas, który słyszałam? — Być moŜe. — MoŜe powinnam była...? — Nie mogła pani niczego zrobić. Ci panowie zajmą się wszystkim. Proszę przyprowadzić nosze na kółkach. — Nie będę musiała na nią patrzyć, prawda? — Ja się wszystkim zajmę. Proszę tylko przyprowadzić nosze. Później podyktuję pani raport. Rayford zauwaŜył, Ŝe pani Garner bacznie obserwowała, jak umieszczają ciało w samochodzie. Plank tymczasem zadzwonił na lotnisko Carpathia Memoriał i poprosił, aby nie robili zamieszania wokół pułkownika Elbaza i pakunku, który będzie ładował na pokład myśliwca. W drodze na lotnisko Hattie co chwila wystawiała głowę spod prześcieradła i z zaciekawieniem wyglądała przez okno. Na miejscu Rayford i Albie załadowali ciało na pokład samolotu, nie wzbudza jąc niczyich podejrzeń.
Rozdział siódmy
Po zmroku Buck wyprowadził hummera z garaŜu. Całe popołudnie spędził na konstruowaniu wyłącznika wstecznych świateł i świateł stopu. Poruszając się drogą stanową poza granicami Chicago, nie mógł ryzykować, Ŝe zostanie zatrzymany z powodu braku świateł hamulcowych i wstecznych, ale nie chciał teŜ, aby się włączyły, gdy podjedzie na tyły stacji benzynowej. Zeke był prawdziwym ekspertem w tej dziedzinie i przez telefon mówił Buckowi, co ma robić. Buck pomyślał, jak wspaniale będzie mieć na stałe takiego fachowca. Odłączył światła stopu, a światła wsteczne moŜna było teraz włączać i wyłączać wedle Ŝyczenia. Podczas hamowania światła stopu trzeba było uruchamiać ręcznie. Nikt nie wiedział, czy Globalna Wspólnota kontrolowała miasto, które zostało uznane za skaŜone. Na wszelki wypadek Rayford startował i lądował na dachu wieŜowca jedynie w nocy. TakŜe samochodami członkowie Opozycji Ucisku wyjeŜdŜali tylko nocą. Buck wolno wyjechał z garaŜu. Olbrzymi hummer z łatwością poruszał się po wyboistym terenie. Musiał przyzwyczaić się do tego samochodu - największego, jakiego w Ŝyciu prowadził. Z początku obawiał się, Ŝe jego nowy pojazd będzie głośny jak czołg, tymczasem auto okazało się niezwykle ciche jak na tę moc silnika. Brnąc przez ciemne ulice, Buck nie mógł poznać pełni moŜliwości swego nowego wozu. Po pół godzinie dojechał do granic Chicago i skręcił na opustoszałą obwodnicę, którą mógł wyjechać z miasta. Zapalił światła i przyspieszył.
W okolicy Park Ridge, na krótkim odbudowanym odcinku drogi, było nawet kilka sprawnych latarni. Pozostała część północnego Illinois była praktycznie nieprzejezdna. Drogi były zawalone gruzem. Buck dostrzegł kilka wozów patrolowych Globalnej Wspólnoty, lecz ruch był niewielki. Kiedy uznał, Ŝe jest bezpieczny, postanowił wypróbować moŜliwości hummera. Nabrał prędkości i zrobił kilka ostrych zakrętów, czując, jak pas bezpieczeństwa coraz mocniej wpija się w jego ciało. DuŜy rozstaw kół, waga i moc pojazdu sprawiały, Ŝe był on niesłychanie zwrotny. Na piaszczystej drodze rozpędził wóz do stu trzydziestu kilometrów na godzinę, po czym wcisnął hamulce i gwałtownie skręcił. Samochodu nawet nie zarzuciło, Buck był wniebowzięty, juŜ nie mógł się doczekać wyścigu z patrolem Globalnej Wspólnoty. Zastanawiał się, czy nie podjechać na stację od frontu jak zwyczajny klient, poczekać aŜ wóz Globalnej Wspólnoty zatarasuje drogę, a następnie staranować go. Uświadomił sobie jednak, Ŝe radiowozy mają system łączności i agenci na pewno zdąŜyliby wezwać posiłki. Najlepiej będzie zatrzymać się z tyłu stacji tak, Ŝeby go w ogóle nie zauwaŜyli. Zadzwonił telefon. — Jesteś niedaleko? — zapytał Zeke. — Tak. Co się stało? — Będziemy musieli podpalić stację. — W końcu i tak by ją podpalili, prawda? — Tak, ale przedtem jeszcze raz ją dokładnie przeszukają i mogą znaleźć schron. Wolę nie myśleć, co się stanie z ojcem, gdy dowiedzą się, Ŝe brał udział w fałszowaniu dokumentów. Teraz mogą go oskarŜyć tylko o nielegalny handel paliwem. — Słusznie — przytaknął Buck. — Niech pan nie zapomina, Ŝe zaopatrywaliśmy ludzi w Ŝywność, panie Williams. Sam pan wie, duŜo od nas kupowaliście. Zmajstrowałem pewne proste urządzenie, które spowoduje wybuch we właściwym momencie. Wie pan, benzyna nie zapala się samoczynnie. -78-
— Co takiego? — Buckowi zrobiło się głupio, Ŝe taki niewykształcony smarkacz go poucza. — Tak, to nie benzyna się pali. Kiedy pomagałem ojcu na stacji benzynowej, gasiłem papierosy w wiadrze z benzyną. — Nie opowiadaj. — Słowo. Wrzucałem tlące niedopałki do wiadra z benzyną. Syczały tak, jakbym wrzucał je do wody. — Nic nie rozumiem. — Trzymaliśmy tam benzynę, aby myć w niej ręce zabrudzone smarem. — Jakim cudem nie wysadziliście się w powietrze? — To opary benzyny są łatwopalne, gdy benzyna się ustoi i opary znikną moŜna wrzucać do niej niedopałki. — Aha. Co masz zamiar zrobić? — Widzisz, Buck, podobna reakcja zachodzi w silniku. W silniku z wtryskiem paliwa do cylindra wtryskiwana jest benzyna i pojawia się iskra, aby doszło do eksplozji. Jednak wtryskiwane paliwo nie pali się. — Podczas wtrysku dochodzi do emisji oparów i to właśnie one wybuchają w cylindrach. — OtóŜ to. — Dobrze. Przejdź do rzeczy, bo jestem coraz bliŜej. — Umieściłem dwa duŜe kartony z moimi rzeczami obok sterty śmieci na tyle domu. Będę miał teŜ jedną duŜą torbę z materiału z moim archiwum i sprzętem. Znalazłem nawet trochę miejsca na prowiant. — Widzę, Ŝe obmyśliłeś cały plan. A co z podpaleniem? — JuŜ mówię. Z tyłu biegnie rura prowadząca do zbiornika paliwa. Przetnę ją i zamontuję na końcu wtryskiwacz paliwa. Gdy będziemy odjeŜdŜać, wyjmę zawór i do wtryskiwacza zacznie płynąć paliwo, a ten zacznie tłoczyć je do zbiornika. — I po chwili cały podziemny zbiornik wypełni się benzyną. — Oparami.
-79-
— Słusznie. A wtedy, biegnąc do samochodu, wrzucisz zapałkę do środka? Zeke zaśmiał się. — Gdybym wrzucił do środka zapałkę, eksplozja wystrzeliłaby mnie wprost do Chicago. PodróŜ byłaby zbyteczna, co? — Jak zamierzasz ją więc podpalić? — Ustawię iskrownik z zapalnikiem czasowym. Dam nam pięć minut na ucieczkę. A we właściwym momencie: Bum! — Zeke, nawet gdybym się na to zgodził, nie zdąŜyłbyś wszystkiego przygotować. Będę u ciebie za niecałe dziesięć minut. — Wszystko jest juŜ gotowe. — śartujesz! — SkądŜe. Jeśli jesteś w odległości dziesięciu minut drogi, ustawię włącznik czasowy na piętnaście minut. OdjeŜdŜając, będę musiał jedynie wyciągnąć zatyczkę. — Zeke, wyświadcz mi przysługę. Ustaw włącznik czasowy na pięć minut i uruchom go dopiero, gdy będziemy odjeŜdŜać. — W porządku. — I coś jeszcze. Upewnij się, Ŝe nikogo nie ma na stacji, zanim wyciągniesz zatyczkę. — Oczywiście.
— Jej nazwisko nie figuruje w naszym rejestrze — powiedziała pielęgniarka Palemoon. — Nie musi to jeszcze oznaczać najgorszego. — Skąd wiesz? Niebawem wzejdzie słońce, a ja nie mam od niej Ŝadnej wiadomości. Skontaktowałaby się ze mną, gdyby mogła! — David, weź się w garść. To miejsce nie jest bezpieczne. —Wiem. Hannah, musisz mnie stąd wyciągnąć. Nie mogę zostać tutaj ani dnia dłuŜej. Powinienem zrobić jeszcze tak wiele przed opuszczeniem Nowego Babilonu. -80-
— Mogę załatwić ci leki i ubranie, ale jeszcze długo nie będziesz czuł się dobrze. — Nie martwię się o to. Czy mogłabyś... — głos mu się załamał. — Czy mogłabyś... — Chcesz, Ŝebym sprawdziła w kostnicy? — zapytała z takim współczuciem w głosie, Ŝe David omal się nie załamał. Skinął głową. — Zaraz wrócę. Jeśli w tym czasie zjawią się twoi przyjaciele, przypomnij im, Ŝe tutaj ściany mają uszy.
Rayford, Albie i ich pasaŜerka wylądowali na małym lotnisku w pobliŜu Bozeman w Montanie. Albie poinformował personel naziemny, Ŝe transportują więźnia. WypoŜyczyli jeepa i pojechali do miasta. Bozeman było niemal doszczętnie zniszczone. Teraz pozostało tylko kilka budynków, wśród nich opustoszały hotel, w którym wynajęli dwa pokoje. — Nie sądzę, abyśmy musieli cię pilnować — powiedział Rayford do Hattie. — W porównaniu z Buffer nowa kryjówka wyda mi się rajem. — Będziesz tam pilnowana jak nigdy dotąd — odparł. — Jest nas teraz więcej, staniesz się głównym obiektem naszej uwagi. — Będę posłuszna — odpowiedziała. — Nie Ŝartuj sobie. -—JuŜ dawno przestałam Ŝartować. Hattie miała milion pytań na temat Pinkertona Stephensa, lecz Albie i Rayford powiedzieli jej tylko, Ŝe stoi po ich stronie. Później namówiła Albiego, Ŝeby opowiedział jej o tym, jak z muzułmanina stał się chrześcijaninem. — Wiesz, kim jest Tsion Ben-Judah? — zapytał. — Czy wiem? — powtórzyła pytanie. — Znam go osobiście. Mówimy o kochającym tych, których trudno kochać... -81-
— Masz na myśli siebie, Hattie? Skinęła głową. — Ja równieŜ nie zasługiwałem na miłość. Kiepski był ze mnie mąŜ i ojciec. Teraz cała moja rodzina nie Ŝyje. Byłem przestępcą. Interesowali się mną tylko terroryści. Nie znałem wtedy słowa Anty chryst. Zajmowałem się przemytem, zanim jeszcze świat pogrąŜył się w chaosie. Moim bogiem była forsa. I świetnie wiedziałem, jak ją zarabiać. Kiedy Mac i Rayford zwrócili się do mnie o pomoc, ucieszyłem się. JuŜ nie pomagałem przestępcom. Obserwowałem ich i słuchałem, o czym rozmawiają. W oczach Globalnej Wspólnoty byli przestępcami wyjętymi spod prawa, dla mnie jednak współpraca z nimi była zaszczytem. Kiedy zaczęły się spełniać przepowiednie, o których od nich usłyszałem, ogarnęło mnie przeraŜenie. Zacząłem śledzić nauczanie doktora Ben-Judah w internecie. W tym, czego nauczał, najbardziej uderzyło mnie to, Ŝe Bóg kocha wszystkich ludzi. Ja czułem się wtedy złym człowiekiem i nie wierzyłem, Ŝeby ktokolwiek mógł mnie kochać. Zacząłem czytać Biblię, a wkrótce potem wyszeptałem moją pierwszą modlitwę. Powiedziałem Bogu, Ŝe jestem grzesznikiem i Ŝe pragnę uwierzyć w to, iŜ mnie kocha i mi wybaczy. Nic szczególnego wtedy nie czułem, moŜe było mi trochę głupio, Ŝe mówię do kogoś niewidzialnego. — To wszystko? — zapytała Hattie. — Nic więcej? Uśmiechnął się. — Opowiedz mi, co się stało później. — Następnego dnia zbudziłem z niejasnym uczuciem, Ŝe coś się musi wydarzyć. Nie wiedziałem tylko co. Czułem wtedy wielki głód Słowa BoŜego. Czytałem i czytałem. Pragnąłem czytać jeszcze wię cej! Ciągle nie było mi dosyć. Dopiero po południu osłabłem z gło du i przypomniałem sobie, Ŝe nie jadłem nawet śniadania. -82-
Co jakiś czas przerywałem lekturę i sprawdzałem, czy w internecie nie ma kolejnego przesłania doktora Ben-Judah. Odnalazłem wtedy napisaną przez rabina modlitwę grzesznika. Zdałem sobie sprawę, Ŝe ja juŜ się tak modliłem. Poczułem się wtedy człowiekiem wierzącym, dzieckiem BoŜym, otoczonym miłością i przebaczeniem. Wydawało się, Ŝe Hattie nie moŜe wydobyć z siebie słowa, Rayford widywał ją juŜ wcześniej w takim stanie. Słyszała wiele opowieści o nawróceniu. Znała prawdę i wiedziała, jaka droga do niego prowadzi. Nigdy jednak nie odwaŜyła się podjąć ostatecznej decyzji. — Chciałem ci opowiedzieć moją historię — kontynuował Albie — nie tylko dlatego, Ŝe chcę cię przekonać. Kiedy powiedziałaś, Ŝe nie zasługujesz na miłość, poczułem więź z tobą. Doktor często powtarzał, Ŝe prawda zadaje kłam fałszywym twierdzeniom. Te słowa odnoszą się takŜe do ciebie. Niedawno cię poznałem, a Bóg wzbudził juŜ we mnie miłość do ciebie. Rayford i jego bliscy takŜe cię kochają. A to znaczy, Ŝe jesteś godna miłości. — Nie powinni mnie kochać — wyszeptała Hattie. — Oczywiście, Ŝe nie. Znasz przecieŜ siebie. Wiesz, jaką jesteś egoistką, znasz swoje grzechy. RównieŜ Bóg nie powinien nas kochać, a jednak On nas kocha! My, ludzie, moŜemy kochać się wzajemnie tylko dzięki Niemu. Rayford słuchał tej rozmowy, modląc się w milczeniu za Hattie. Nagle Hattie wstała i podeszła do Rayforda. Pochyliła się i pocałowała go w czoło, odwróciła się, pocałowała Albiego i ukryła twarz w dłoniach. -— Nie martwcie się o mnie — powiedziała. — Będę czekać na was rano. — Nie masz powodu, aby uciekać — powiedział Albie. — Nie jesteś przecieŜ w więzieniu. Właściwie, jesteś martwa. — Zresztą nie masz dokąd uciekać — powiedział Rayford, wstając. — Gdzie byłabyś bezpieczniejsza niŜ z nami? — Dziękuję, Ŝe ocaliliście mi Ŝycie — powiedziała Hattie i ruszyła korytarzem. -83-
Kiedy zamknęły się za nią drzwi, Rayford westchnął: — Mam nadzieję, Ŝe to wszystko nie było na próŜno. Usłyszeli, jak Hattie otwiera swój pokój i wchodzi do środka. — Nie było — zapewnił Albie. Rayford leŜał juŜ w łóŜku, gdy jego uszu dobiegły dziwne dźwięki, stłumione szumem wody z łazienki, w której Albie brał prysznic. Wstał i zaczął nasłuchiwać, odgłosy dochodziły z sąsiedniego pokoju. PrzyłoŜył ucho do ściany. Dolatywał stamtąd cichy kobiecy szloch. Pół godziny później, gdy zasypiał, szloch nadal dochodził zza ściany. — BoŜe, ocal tę dziewczynę — wyszeptał.
Buck minął małą stację benzynową, udając, Ŝe nie zauwaŜył radiowozu Globalnej Wspólnoty, zaczajonego pośrodku małego sadu. Zadzwonił do Zeke. — Coś się wydarzyło od czasu naszej rozmowy? — Nic. Czy to ty minąłeś stację? Fajna bryka. — Zamierzam objechać zabudowania. Sprawdzę, czy uda mi się podjechać z wyłączonymi światłami. MoŜe mi to zająć jakieś dzie sięć minut. Zadzwonię, gdy będę na miejscu. Buck jechał, dopóki zarys stacji nie zniknął w bocznym lusterku Uznał, Ŝe równieŜ agenci stracili go z oczu. Wyłączył światła i skręcił w pole. Był w odległości kilku kilometrów od stacji. Przejechał kawałek i zawrócił. Nagle wpakował się samochodem do jakiegoś dołu. Usłyszał uderzenie chłodnicy o coś twardego, nacisnął hamulce i włączył na chwilę światła. Zgasił je natychmiast z nadzieją, Ŝe agenci nie zauwaŜyli niczego z oddali. Zobaczył przed sobą stertę ziemi i śmieci, zaczął tyłować z wyłączonymi światłami. Chciał zapalić reflektory, aby zobaczyć, czy nie napotka innych przeszkód, obawiał się to jednak uczynić. Kiedy rozpoznał majaczące w oddali zarysy zabudowań, zwolnił do kilku kilometrów na godzinę, aby nie wzbudzić tumanu kurzu. -84-
Zadzwonił do Zeke. — Słyszę juŜ twój samochód — powiedział tamten. — Słyszysz? Ze schronu? To niedobrze. — TeŜ tak myślę. Mogę juŜ wyjść? — Pospiesz się. Masz coś ze sobą? — Tak, jeszcze jedną torbę. Pomyślałem Ŝe lepiej zabrać jak najwięcej. — W porządku. MoŜesz wyjść. — Otworzę zawór i uruchomię włącznik czasowy. — Ile będziemy mieli czasu? — Pięć minut. — Widzisz coś na monitorze? — Siedzą w wozie. — Dobrze. Do dzieła. Buck wiedział, Ŝe moŜe wrócić tą samą drogą, którą przyjechał, i chociaŜ ziemia była wyboista, sądził, Ŝe zdoła jechać z prędkością nawet sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. Wewnętrzne oświetlenie nie zapaliło się, gdy otworzył drzwi. Otworzył teŜ tylne drzwiczki hummera i przeszedł pochylony wokół wozu, aby wnosić do środka przygotowane pakunki. Pierwsze pudło było tak cięŜkie, Ŝe z trudem je uniósł. Ledwie się powstrzymał, by nie jęknąć pod przygniatającym cięŜarem. Kiedy wrócił po następny karton nieoczekiwanie wpadł na zdumionego chłopaka. Zeke stanął jak wryty. Buck próbował dać mu znak, lecz chłopak rzucił torbę i wbiegł do domu, trzaskając za sobą drzwiami. Cameron usłyszał, jak zbiega po schodach.Otworzył skrzypiące drzwi i zawołał najciszej, jak potrafił: — Zeke, to ja! Szybko! — Buck! — zawołał Zeke. — Myślałem, Ŝe to oni! Uruchomiłem włącznik i wtryskiwacz paliwa. Oni tutaj idą, Buck! Widzę na monitorze. Buck odwrócił się i otworzył tylne drzwi samochodu. Po chwili Zeke wrzucił torby do środka i zwalił się całym cięŜarem na siedze-85-
nie. Buck wskoczył za kierownicę i ruszył. Zeke runął do tyłu, wyrzucając na zewnątrz torbę leŜącą w pobliŜu otwartych drzwi. Buck wcisnął gaz do dechy, lecz Zeke zawołał: — Nie moŜemy zostawić tej torby! Mam w niej mnóstwo nie zbędnych rzeczy! Buck raptownie nacisnął hamulec. — Idź po nią! — krzyknął. Zeke odsunął na bok pakunki i wyskoczył z samochodu, zaplątał się przy tym nogą w drugą torbę. Wtedy właśnie zajechał im drogę samochód Globalnej Wspólnoty. — Jedź! Jedź! — wrzasnął Zeke, wskakując na tylne siedzenie z dwiema torbami. Buck ruszył. Dodał gazu i uderzył w wóz agentów. Funkcjonariusze trzymali broń gotową do strzału. Buck włączył wstecz ny bieg i wjechał na stertę gruzu w pobliŜu drzwi. Zatrzymał się na szczycie, jakieś cztery metry wyŜej od swoich przeciwników. Ru szył z impetem. Agenci w ostatniej chwili opuścili samochód. Hum mer uderzył nich czołowo, miaŜdŜąc przód małego samochodu. Z chłodnicy trysnęła gorąca woda i para. Nie patrząc na agentów, wycofał jakieś dwa metry, skręcił w prawo i dodał gazu. Zeke w końcu zamknął drzwiczki. Hummer jechał po wertepach z duŜą prędkością. Po niecałych pięciu minutach, kiedy znaleźli się na drodze wiodącej do Chicago, na nocnym niebie pojawiła się ogromna pomarańczowa kula ognia, a zaraz potem rozległ się huk i samochodem wstrząsnęła fala uderzeniowa wybuchu. Buck poczuł przypływ adrenaliny - wiedział, Ŝe cudem uniknęli śmierci. Zeke śmiał się jak dziecko, obserwując przez tylną szybę rozświetlony ogniem horyzont. — Niezła robota! — powiedział, chichocząc.
Rozdział ósmy
Mac i Abdullah siedzieli ponuro w szpitalnym pokoju Davida, szepcząc między sobą. — Trzydzieści dni? — powtarzał Mac. — Trudno w to uwierzyć. — Nie moŜemy tutaj zostać — skwitował Abdullah. — Wcale tego nie Ŝałuję... No, dobrze. Pewnych rzeczy będzie mi brakować. — Wiem — przytaknął David, nasłuchując kroków na szpitalnym korytarzu. — Wewnątrz pałacu mogliśmy dokonać znacznie więcej, niŜ gdy będziemy na zewnątrz. Mac westchnął cięŜko. Wszyscy wiemy, ile moŜesz zdziałać dla sprawy, pracując w pałacu Globalnej Wspólnoty. Myślę, Ŝe kiedy wyzdrowiejesz, mógłbyś włamać się do centralnego komputera z dowolnego miejsca na świecie. — Teoretycznie jest to moŜliwe — przyznał David. — Nie będzie to jednak łatwe. — Jakoś udało ci się zainstalować wszędzie urządzenia podsłuchowe i monitorować wszystko, co się dzieje. MoŜesz chyba włamać się do systemu z komputera zainstalowanego w Chicago, gdzie wszyscy pewnie skończymy? David wzruszył ramionami. — To moŜliwe, ale nie potrafię teraz o tym myśleć. Umieram ze strachu o Annie. — mówiąc to David rzucił okiem na Maca i Abdullaha. — Co? — zapytał. — Coś ukrywacie przede mną? Mac potrząsnął głową. — Martwimy się o nią tak samo jak ty. Na pewno skontaktowała by się z tobą, gdyby mogła — powiedział Mac. — Chyba Ŝe ponow nie zatrzasnęła się w pomieszczeniu gospodarczym. -87-
David roześmiał się wbrew sobie. Annie była jednym z jego najbardziej zdyscyplinowanych i zorganizowanych pracowników, ale to jedno niefortunne zdarzenie będzie rzucać na nią cień do końca Ŝycia. Hannah Palemoon zapukała do drzwi. Jedno spojrzenie wystarczyło Davidowi, aby zrozumieć, po co przyszła. — Proszę wejść — powiedział Mac. David starał się nie patrzeć na pudełko, które Hannah trzymała w rękach. Podeszła wolno do łóŜka i postawiła je obok stóp Davida. — Bardzo mi przykro — powiedziała. David poczuł, Ŝe coś w nim pękło. Jęknął i skulił się, zakrywając głowę dłońmi. — Piorun? — zapytał z trudem przez ściśnięte gardło. — Tak — wyszeptała Hannah. — Nie czuła bólu, nie cierpiała. Dzięki przynajmniej za to, pomyślał. — David — szepnął Mac. — Poczekamy ze Smittym na zewnątrz. — Mam jej rzeczy osobiste — powiedziała Hannah. David próbował usiąść, lecz poczuł zawroty głowy. — Jej torebkę i telefon, biŜuterię i buty. David usiadł i sięgnął po pudełko. Poczuł duszącą woń spalenizny. Telefon Annie roztopił się. Jeden z butów w miejscu palców i pięty miał wypalone dziury. — Muszę ją zobaczyć — powiedział. — Odradzałabym to — wtrąciła Hannah. — Nie rób tego, David — poprosił Mac. — Muszę! Jeśli nie zobaczę, nigdy nie będę miał pewności, Ŝe zginęła. To tylko jej rzeczy. Czy ją widziałaś, Hannah? Pielęgniarka skinęła głową. — Ale ty jej nie znałaś! Potrząsnęła głową. — Nie wiem, jak ci to powiedzieć. Nawet gdybym ją znała, nie rozpoznałabym jej. David odsunął pudełko i zaszlochał. -88-
— Ona była moją pierwszą miłością... Nikt się nie odezwał. — Umawiałem się z innymi dziewczynami, ale ona była miłością mojego Ŝycia. Mac wstał i zamknął drzwi. PołoŜył delikatnie dłoń na ramieniu Davida. — BoŜe — wyszeptał. — JuŜ dawno przestaliśmy Cię pytać, dla czego. Wiemy, Ŝe czas, który nam pozostał, nie jest naszą, lecz Two ją własnością. Nie rozumiemy tego. Trudno nam to zaakceptować. Dziękujemy Ci, Ŝe Annie nie cierpiała... — głos mu się załamywał. — Zazdrościmy jej, poniewaŜ jest z Tobą. A jednak odczuwamy jej brak. Prosimy Cię, Panie, pomóŜ powrócić Davidowi do zdrowia i kontynuować Twoje dzieło. Mac nie mógł dłuŜej mówić. — Przez Chrystusa Pana naszego. Amen — zakończył Abdullah. — Dziękuję wam — powiedział David. — Proszę, nie odchodźcie jeszcze. David uświadomił sobie, Ŝe Annie nie będzie miała oficjalnego pogrzebu, a nawet gdyby miała - w końcu była pracownikiem Globalnej Wspólnoty - musiałby pójść tam jako jej szef, a nie narzeczony. Hannah wsunęła pudło z rzeczami Annie pod łóŜko. — Potrzebujesz snu — powiedziała. — Przynieść ci coś? Pokręcił głową. — Hannah, ja naprawdę muszę ją zobaczyć. Odłącz mnie od kro plówki. Spojrzała, jakby miała zamiar odmówić, lecz powiedziała. — Jesteś tego pewien? — Absolutnie. — Sprowadzę wózek i pojedziemy razem z kroplówką.
-89-
Buck przedstawiał Zeke'a Tsionowi i pozostałym członkom Opozycji Ucisku w ich nowym schronieniu. — Kiedy wróci szef, oficjalnie przyjmiemy cię do naszego grona — zapewnił go. — Tymczasem rozgość się. — Powiedz, jeśli będziesz czegoś potrzebował — powiedział Tsion, klepiąc chłopaka po ramieniu. Stanowili razem dosyć zabawny widok. Zeke - ubrany od stóp do głów na czarno w skórzane ubranie motocyklisty - przewyŜszał o głowę rabina, który stał obok niego w swym domowym ubraniu i kapciach. — Witaj i niech Bóg ci błogosławi. Zeke z początku onieśmielony obecnością Tsiona, szybko odnalazł się na nowym miejscu. Rozpakował swoje rzeczy i ułoŜył cały dobytek na łóiku. Po czym poszedł rozejrzeć się. — Niezła rezydencja — podsumował godzinną przechadzkę po wieŜowcu Stronga. — Masz rację — skinęła głową Leah. Zeke sięgnął do kieszeni i wyciągnął kilka grubych zwitków banknotów dwudziestodolarowych. — Nie chcę być dla was cięŜarem — powiedział, rzucając je na stół. — DołóŜcie to do wspólnej kasy. — MoŜe poczekajmy z tym do oficjalnego przyjęcia — zasugerował Buck. — Rayford wróci jutro wieczorem i... — W porządku. Uznajcie to za darowiznę, nawet jeśli nie zostanę przyjęty... — Nie sądzę, aby tak się stało — powiedziała Chloe, trzymając na ramieniu śpiącego Kenny'ego Bruce'a. — Człowieku! — zakrzyknął Zeke na widok dziecka. Podszedł powoli i ostroŜnie pogładził chłopca po główce. — Mogę? — Chloe skinęła głową. — Usiądź, a dam ci go. Buck zauwaŜył, Ŝe Chaim ma łzy w oczach. -90-
— Ty teŜ chcesz go potrzymać? — szepnął Buck. — Tak dawno nie miałem w rękach niemowlęcia. Kenny się nie przebudził, gdy podawali go sobie z rąk do rąk. Tsion oddał go Chloe, wyraźnie poruszony. — Moje dzieci były nastolatkami, gdy... gdy...
— Musimy zidentyfikować ciało — oznajmiła Hannah Palemoon, pchając wózek Davida i stojak z kroplówką w stronę kostnicy. — Proszę podpisać — powiedziała znudzona starsza recepcjonistka. — Dajmy sobie z tym spokój — odparła Hannah. — Mamy kilkudniowe zaległości. I tak nikt tego nie sprawdzi. Kobiela wydę\a usta. — Tym mniej pracy dla mnie — odpowiedziała. — Wypełniam tylko swoje obowiązki. Serce Davida łomotało jak oszalałe, gdy Hannah pchała wózek pomiędzy rzędami ciał, które leŜały na noszach, w chłodniach i uło Ŝone ramię przy ramieniu na podłodze. — Nie ma jej tutaj, prawda? — Jest w drugiej sali. Hannah zatrzymała wózek przy łóŜku, na którym leŜało przykryte prześcieradłem ciało. Uniosła prześcieradło w nogach i spojrzała na kartkę przyczepioną do duŜego palca. — Jesteś pewny, Ŝe chcesz ją zobaczyć. David skinął głową, chociaŜ wcale nie był tego pewny. Pokazała mu kartkę z nazwiskiem. Numer identyfikacyjny był prawidłowy. Zgadzała się teŜ data urodzin i śmierci. David nie miał wątpliwości, Ŝe widzi stopę Annie. Wziął ją w dłoń. Zdumiała go jej sztywność i chłód. Na drugiej stopie znajdował się nadpalony but. David zaczął odsuwać prześcieradło, nie zwracając uwagi na to, Ŝe Hannah wyjąkała: -97-
— David, nie... Wzdrygnął się na widok rany. Zakrył stopę i zwiesił głowę. — Jesteś pewna, Ŝe nic nie czuła? — Jestem pewna. — Fortunato otrzymał władzę ściągnięcia ognia z nieba na tych, którzy nie oddadzą czci posągowi. — Ja równieŜ mogłem zostać poraŜony. I ja. — Dlaczego właśnie ona? Hannah nie odpowiedziała. David spróbował wjechać pomiędzy łóŜka, aby zbliŜyć się do drugiego końca. Przewód kroplówki niebezpiecznie się napręŜył. — Pomogę ci — powiedziała Hannah, wolno popychając wózek. Kiedy sięgnął po róg prześcieradła, Hannah połoŜyła mu dłoń na ramieniu. — Ma powaŜnie uszkodzoną czaszkę. David wzdrygnął się. — Nie wiem dlaczego, lecz nikt nie zamknął jej oczu. Próbowa łam, lecz... no wiesz... stęŜenie pośmiertne... będą to musieli zrobić pracownicy zakładu pogrzebowego. Skinął głową, uniósł prześcieradło i odsłonił ciało aŜ do szyi. Wziął głęboki oddech i spojrzał w jej oczy. To, co ujrzał, w pierwszej chwili nie przypominało Annie. Oczy zmarłej wpatrywały się w jakiś punkt w oddali. Ciało było opuchnięte. Blizny po oparzeniu na uszach i szyi wskazywały, Ŝe w chwili śmierci miała na sobie naszyjnik i kolczyki. Siedział, nie odrywając od niej wzroku. Trwało to tak długo, Ŝe w końcu Hannah zapytała: — Wszystko w porządku? David potrząsnął głową. — Chcę wstać. — Nie powinieneś. — PomóŜ mi. Przysunęła mu stojak z kroplówką, -92-
— Złap się tego. Zablokowała koła jego wózka i pomogła mu wstać. David dotknął policzka Annie. Pochylił się nad nią i odgarnął jej włosy z czoła. Ku swemu przeraŜeniu zobaczył w jej czole wielką dziurę. Teraz dopiero uwierzył, Ŝe Annie nawet nie zdąŜyła zorientować się, co się dzieje. Hannah zostawiła go samego. Siedział z głową w dłoniach, niezdolny uronić jednej łzy. Patrzył, jak pielęgniarka poprawia prześcieradło i starannie okrywa Annie, tak jakby nadal Ŝyła. Wzruszyła go ta troskliwość. Kiedy wyprowadzała jego wózek z sali, podziękował jej szeptem. — śałuję, Ŝe jej nie poznałam — powiedziała Hannah.
Poprzedniego wieczoru Rayford powiadomił Bucka, Chloe iTsiona o tym, co się stało, więc gdy dzwonek telefonu obudził go w Montanie, sądził, Ŝe to jedno z nich. Kiedy sięgnął po słuchawkę, stwierdził jednak, Ŝe było to lokalne połączenie. Nie podał nikomu tego numeru, któŜ mógł więc do niego dzwonić? — Słucham? — Ray? To ja — powiedziała Hattie. — Obudziłam się i wstałam. Umieram z głodu. Chcę wyruszyć jak najwcześniej. Jęknął i spojrzał na sąsiednie łóŜko. Albie był pogrąŜony w głębokim śnie. — Jak na mnie zadzwoniłaś trochę za wcześnie — powiedział. — Śpię. Jestem w łóŜku. Nie jestem głodny. Nie ma sensu wyjeŜdŜać tak wcześnie, i tak nie moŜemy dotrzeć do Kankakee przed zapadnięciem zmroku. — Rayford! Nudzi mi się. Poza tym nie Ŝyję, pamiętasz? Od dawna nie czułam się taka wolna! Dzięki tobie! MoŜe zjedlibyśmy coś na śniadanie? — Nie powinniśmy pokazywać się publicznie. -93-
— Naprawdę chcesz jeszcze raz zasnąć? — Jeszcze raz? Ja się w ogóle jeszcze nie obudziłem. — PowaŜnie? — Nie, pewnie i tak juŜ nie zasnę. Ktoś rozrabia w pokoju obok. Uderzyła pięścią w ścianę. — Będę tak waliła dopóki nie znajdę kogoś, kto zje ze mną śniadanie. — W porządku, martwa dziewczyno. Daj mi dwadzieścia minut. — Będę za piętnaście. — Zatem poczekasz sobie na mnie pięć minut pod drzwiami. Rayford ubrał się i wziął prysznic, uwaŜając, by nie obudzić Albiego. Wyjrzał przez okno i niczego nie spostrzegł. Przez wizjei w drzwiach zobaczył koło schodów prowadzących na drugie piętro, jak Hattie przeciąga się w promieniach słońca. Wyjrzał przez firankę. Wokół nie było Ŝywego ducha. Kiedy wyszedł z pokoju. Hattie rzuciła się na niego. — Daj mi zobaczyć! Daj mi zobaczyć! — zawołała. — Widzę twój! — krzyczała radośnie. — To znaczy, Ŝe ty moŜesz dostrzec mój! Widzisz go, prawda? Jego wzrok nie przyzwyczaił się jeszcze do słońca, lecz gdy zaciągnęła go w cień drzwi, natychmiast zrozumiał, o co jej chodziło. — O, Hattie! — powiedział, wyciągając do niej ręce. Rzuciła mu się w ramiona i zaczęła ściskać tak mocno, Ŝe w końcu musiał ją od siebie odsunąć, aby go nie udusiła. — Czy mój wygląda podobnie jak twój? — zapytała. Uśmiechnął się. — Skąd mam wiedzieć? Nie moŜna zobaczyć własnego. Twój wygląda tak jak inne, które widziałem. Dla takiej wiadomości warto obudzić Albiego. Rayford otworzył drzwi i Hattie wskoczyła do środka. — Ty śpiochu, wstawaj! Albie nawet się nie poruszył. Przysiadła na skraju łóŜka i zakołysała nim. Albie jęknął. -94-
— Nie wygłupiaj się! Wstawaj, póki dzień jest jeszcze młody. — Co? Stało się coś złego? — zapytał, siadając nieprzytomnie na łóŜku — JuŜ nigdy nie wydarzy się nic złego! — zawołała Hattie, ujmując jego twarz w dłonie i kierując jego zaczerwienione oczy na swoje czoło. — Zobacz mój znak!
Rozdział dziewiąty
Buck obudził się o świcie i zrobił obchód po nowej siedzibie Opozycji Ucisku. Uśmiechnął się na widok kącika Zeke'a. Chłopak zdąŜył juŜ podłączyć swój komputer i zainstalować wszystkie pozostałe urządzenia potrzebne do fałszowania dokumentów. Teraz spał w najlepsze, tyle Ŝe... na podłodze obok swojego łóŜka. KaŜdy śpi jak mu wygodnie, pomyślał Buck. Leah do późna w nocy rozmawiała przez telefon z Ming Toy, która wróciła do Buffer przeraŜona. Jej rodzice postanowili pozostać w Nowym Babilonie, dopóki jej brat nie dostanie pracy w administracji Globalnej Wspólnoty. Chloe rozsyłała ze swego komputera e-maile do członków międzynarodowej sieci wymiany handlowej. Zachęcała dziesiątki tysięcy swych respondentów, aby zapoznali się z kolejnym rozwaŜaniem Tsiona, dotyczącym wejścia w Ŝycie zarządzenia w sprawie kupowania i sprzedawania. Prosiła teŜ pilotów i kierowców, aby przybyli do Izraela swymi maszynami w celu przeprowadzenia tajnej misji. Tylko dwóch członków Opozycji Ucisku pracowało o tak wczesnej porze. Chaim siedział pochylony nad stertą ksiąŜek Tsiona. — Panna Rosę... — zaczął Chaim. — Leah. — Jest dyplomowaną pielęgniarką, wiesz? Buck skinął głową. — Powiedziała, Ŝe moŜe wyjąć mi te druty, gdy mi się zrośnie szczęka. Chciałbym, Ŝeby zrobiła to jak najszybciej, nie mogę jeść z zadrutowaną szczęką. Poza tym chcę znów wyraźnie mówić! — A jak się czujesz?
-96-
—Jestem starym człowiekiem. PrzeŜyłem katastrofę lotniczą. Czy mam prawo narzekać na zdrowie? Cameron, ten dom jest darem od Boga! Jeśli mamy Ŝyć na wygnaniu, to właśnie tutaj. Jeśli zaś idzie o to, co młody Tsion dał mi do czytania, cóŜ... Widzisz, nazywam go młodym, poniewaŜ był kiedyś moim studentem. Chyba o tym wiedziałeś. Czasami Pismo Święte przypomina mi krzywe zwierciadło, gdyŜ ukazuje brzydotę i grzeszność mojej duszy. Jednak po chwili raduję się odkupieniem, moim odkupieniem! — Jadłeś juŜ śniadanie? — PrzecieŜ nie mogę jeść. Ograniczam się do płynów. Właśnie piję z krynicy prawdy BoŜej. — Nie przestawaj. — Wcale nie mam zamiaru! Nawiasem mówiąc, Tsion cię szukał. —Właśnie do niego idę. Buck wszedł piętro wyŜej i znalazł doktora Ben-Judah, piszącego coś na komputerze. Nie chciał mu przeszkadzać, rabin usłyszał go jednak. Nie przestając stukać w klawiaturę, zapytał: — Cameron, to ty? Mamy dzisiaj tyle do zrobienia. Obawiam się, Ŝe będę zajęty przez cały dzień. ChociaŜ nadchodzą mroczne dni, moja radość jest zupełna. Z kaŜdą minutą spełniają się kolejne pro roctwa. Czy widziałeś, co zrobił dla mnie Zeke?.Ten młodzieniec jest bezcennym skarbem! Buck rozejrzał się ponownie po pokoju. Tsion miał teraz w pokoju małą sieć złoŜoną z komputera i dwóch laptopów. — Nie muszę juŜ tracić czasu na przełączanie programów. Biblia na jednym komputerze, komentarze na drugim, a ja mogę spokojnie pisać. — Cieszysz się, Ŝe wróciłeś do pracy? — Nawet sobie nie wyobraŜasz jak bardzo. — Nie chcę przeszkadzać. — Nie, nie! Podejdź, Cameron. Potrzebuję cię. Rabin skończył pisać i dał komendę „drukuj". Gdy drukarka zaczęła wciągać kartki, rozsiadł się wygodnie w fotelu. -97-
— Usiądź, proszę! Będziesz moim pierwszym czytelnikiem. — Będę zaszczycony, ale... — Powiedz mi, jakie mamy wiadomości z linii frontu? — Niewiele wiemy. Nie mieliśmy Ŝadnych wieści od Davida Hassida. — Ray i Albie mieli problem z nawiązaniem z nim kontaktu. Potrzebowali jego pomocy w czasie akcji uwolnienia Hattie Durham. Musiał otrzymać od nich wiadomość w ostatniej chwili, poniewaŜ zdąŜył jeszcze wprowadzić odpowiednie dane do systemu komputerowego Globalnej Wspólnoty i cała misja zakończyła się powodzeniem. Tsion skinął głową. — Chwała Panu — powiedział cicho. — Kiedy ona się tu zjawi? — Dziś wieczorem. Spodziewamy się całej trójki po zapadnięciu zmroku. — Będę się modlił, Ŝeby mieli bezpieczną podróŜ. Wszyscy musimy nadal wstawiać się za Hattie. Bóg połoŜył mi na sercu ogromną troskę o tę kobietę. Buck skinął głową. — Mnie równieŜ. Czasami myślę jednak, Ŝe to beznadziejny przy padek. — Beznadziejny przypadek? Cameron! Ty i ja byliśmy bezna dziejnym przypadkiem! My wszyscy. Kto był bardziej beznadziej nym przypadkiem niŜ Chaim! Nie trać nadziei! Dla Boga wszystko jest moŜliwe. A ten chłopak, którego przywiozłeś tutaj ostatniej nocy? — Zeke? — On chyba takŜe nie był ministrantem. To prawie analfabeta. Potrzebowałby trzy i pół roku, aby przeczytać jedną z ksiąŜek, które Chaim skończy czytać do jutra. Ale cóŜ to za wielkie serce! No i talent informatyczny! Buck uderzył dłońmi o uda i zaczął się podnosić. — Nie chcę ci przeszkadzać. -98-
— Nie przeszkadzasz mi! Jeśli nie jesteś dzisiaj zbyt zajęty, mógł byś mi pomóc. Buck usiadł, a Tsion wręczył mu plik wydruków komputerowych. — Muszę tu jeszcze sporo dopisać, chciałbym się jednak dowiedzieć, jakie jest twoje pierwsze wraŜenie. — Wszystkie twoje teksty były znakomite. Z chęcią przeczytam to, co napisałeś. — A zatem, do dzieła! To będzie dzień, pomyślał Buck.
Do: Umiłowanych świętych czasu ucisku, rozproszonych po czterech krańcach ziemi, wierzących w jedynego prawdziwego Boga i Jego Jednorodzonego Syna, Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela i Pana. Od: Waszego sługi, Tsiona Ben-Judah, obdarzonego przez Pana błogosławieństwem odpowiedzialności i niewypowiedzianym przy wilejem nauczania w mocy Jego Ducha Świętego zgodnie z Biblią, Jego Słowem. Temat: Nadejście czasu Wielkiego Ucisku. Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie, Dziękuję kaŜdemu z was za wasze modlitwy i troskę. Moi towarzysze i ja jesteśmy bezpieczni i wielbimy Pana w naszej nowej siedzibie. Dziękuję Bogu za osiągnięcia współczesnej techniki, które pozwalają mi komunikować się z wami wszystkimi na całym świecie. Z niecierpliwością oczekuję dnia, kiedy spotkamy się w niebie. Proszę, aby ci z was, którzy ofiarowali się tłumaczyć te słowa na obce języki, natychmiast przystąpili do pracy. Na terenach, gdzie nie ma komputerów, trzeba będzie rozpowszechnić je w postaci drukowanej. Wielbię Boga za to, Ŝe liczba moich czytelników przekroczyła miliard. Codziennie przyłączają się do naszego grona setki tysięcy ludzi. -99-
ChociaŜ podjąłem się nauczania Słowa Prawdy, Bóg raz po raz przypominał nam, iŜ to On jest jego autorem. Od wieków teolodzy zdumiewali się tajemniczością prorockich fragmentów Biblii, kiedyś i ja naleŜałem do ich grona. Język tych tekstów wydawał mi się wówczas tajemniczy, przesłanie głębokie i ulotne, znaczenie zaś symboliczne. Dopiero gdy odpowiadając na BoŜe wezwanie, rozpocząłem studiowanie tych ksiąg, odsłonił On przede mną znaczenie tych tekstów. Niemal trzydzieści procent tekstów biblijnych (Starego i Nowego Testamentu) stanowią księgi prorockie. Proroctwa mesjańskie były dla mnie od razu całkiem zrozumiałe i doprowadziły mnie do wiary, śe to Jezus z Nazaretu jest Mesjaszem. Modliłem się, aby Bóg objawił mi sens pozostałych tekstów prorockich. W odpowiedzi Pan natchnął mnie, abym rozumiał tekst Apokalipsy dosłownie, podobnie jak inne fragmenty Pisma, jeśli autor tekstu nie zaznaczył wyraźnie, Ŝe jest on symboliczny. Inaczej mówiąc, zacząłem odczytywać proroctwa podobnie jak słowa: „Co byście chcieli, aby inni wam czynili, to i wy czyńcie". Tak samo zacząłem interpretować fragment, w którym Apostoł Jan powiada, iŜ ujrzał Siwego Konia. Wiedziałem oczywiście, Ŝe obraz ten ma takŜe symboliczne znaczenie, ale Biblia stwierdza, Ŝe Apostoł Jan go UJRZAŁ. Przyjąłem więc ten werset dosłownie, podobnie jak inne wersety prorockie (chyba Ŝe pojawiały się w nich wyraŜenia typu „na podobieństwo " lub inne wskazówki informujące, iŜ tekst naleŜy interpretować w sposób przenośny). Drodzy przyjaciele, dzięki temu Pismo Święte otworzyło się przede mną. Dowiedziałem się o zerwaniu Pieczęci i o głosie Trąb Sądu, o tym, jaką postać przyjmą i w jakiej kolejności się pojawią. Dzięki temu wiem równieŜ o Czasach Sądów, które jeszcze nie nadeszły, i o tym, Ŝe będą one straszniejsze od tego wszystkiego, co nas do tej pory spotkało. W ten sposób odkryłem równieŜ, Ŝe te plagi i próby będą czymś więcej niŜ sądem nad upadłym i niewierzącym światem. Zrozumiałem, Ŝe cały okres dziejów, w którym przyszło nam Ŝyć, jest kolejnym znakiem miłości i miłosierdzia naszego Boga. -100-
Bracia, czas wystąpić w nowej roli. Drodzy sceptycy - a wiem, Ŝe wielu z was zagląda na nasze strony, aby przekonać się, jakie mamy zamiary - czasy dyplomacji dobiegły końca. Do tej pory, chociaŜ nauczałem Pisma bez ogródek, starałem się nie wypowiadać na temat władców tego świata. PoniewaŜ wypełniły się wszystkie proroctwa Biblii - o tym, Ŝe przywódca tego świata głosił pokój, a przyniósł miecz; Ŝe od miecza zginął i zmartwychwstał; Ŝe człowiek będący jego prawą ręką otrzymał złowieszczą moc - nie moŜe być wątpliwości, iŜ: Nicolae Carpathia, nazywany Jego Wysokością i NajwyŜszym Potentatem Globalnej Wspólnoty, jest wrogiem chrześcijaństwa i Antychrystem wcielonym. Leon Fortunato, który rozkazał wznieść posąg przedstawiający Antychrysta i zmusza wszystkich do oddawania mu pokłonu na własną zgubę, jest fałszywym prorokiem Antychrysta. Zgodnie z przepowiednią Pisma posiada on władzę obdarzania posągu zdolnością mowy i sprowadzania ognia z nieba, pochłaniającego tych, którzy nie chcieli oddać mu pokłonu. Co nas jeszcze czeka ? Przeczytajmy fragment prorocki z Apokalipsy 13,1 I-I8: „Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: miała dwa rogi podobne do rogów Baranka, a mówiła jak Smok. I całą władzę pierwszej Bestii przed nią sprawuje; ona sprawia, Ŝe ziemia i jej mieszkańcy oddają pokłon pierwszej Bestii, której śmiertelna rana została uleczona. I czyni wielkie znaki, tak iŜ nawet na jej rozkaz ogień zstępuje z nieba na oczach ludzi. I zwodzi mieszkańców ziemi znakami, które jej dano uczynić przed Bestią, mówiąc mieszkańcom ziemi, by wykonali obraz Bestii, która otrzymała cios mieczem, a oŜyła. I dano jej, by duchem obdarzyła obraz Bestii, tak iŜ nawet przemówił obraz Bestii i mógł sprawić, Ŝe zostaną zabici wszyscy, którzy nie oddadzą pokłonu obrazowi Bestii. I sprawia, Ŝe wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i Ŝe nikt nie moŜe kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia imienia Bestii lub liczby jej imienia. Tu jest [potrzebna] mądrość. -101-
Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć". Juz wkrótce wszyscy będą zmuszeni oddać pokłon Carpathii lub jego posągowi i przyjąć na czoło lub naprawą rękę jego znak, w przeciwnym razie poniosą straszne konsekwencje. Ludzie nie posiadający tego, co Biblia nazywa Znakiem Bestii, nie będą mogli legalnie kupować ani sprzedawać. Jeśli publicznie odmówimy jego przyjęcia, zostaniemy ścięci. ChociaŜ największym pragnieniem mojego Ŝycia jest ujrzenie Chwalebnego Przyjścia mojego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa pod koniec okresu Wielkiego Ucisku, co stanie się za niecałe trzy i pół roku od dziś, to wolałbym oddać głowę pod miecz, niŜ przyjąć znak Bestii. Miliony będą zmuszone to uczynić. PoniewaŜ cała nasza natura sprzeciwia się śmierci, obawiamy się, Ŝe w godzinie próby zabraknie nam odwagi i wiary. Bracia, pragnę dodać wam otuchy! Bóg, który wzywa nas do złoŜenia najwyŜszej ofiary, daje teŜ potrzebną moc. Nikt nie moŜe otrzymać Znaku Bestii przez przypadek. Jest to wołna decyzja, która skaŜe człowieka na spędzenie wieczności bez Boga. Jeśli jesteś juŜ człowiekiem wierzącym, Bóg się tobą zaopiekuje, byś nie odwrócił się od Chrystusa. Chwała niech będzie Bogu. Jeśli się jeszcze nie zdecydowałeś, zastanów się, co uczynisz, gdy staniesz przed wyborem przyjęcia Znaku Bestii lub utraty głowy? Wzywam cię, abyś jeszcze dziś podjął decyzję wiary, przyjął Chrystusa i znalazł się pod opieką NajwyŜszego. Wkraczamy w najkrwawszy okres w historii świata. Ci, którzy przyjmą Znak Bestii, zostaną ukarani przez Boga. Ci, którzy odmówią, staną się Jego męczennikami. Sam Bóg nadał nazwę kolejnemu okresowi liczącemu trzy i pół roku. W Ewangelii świętego Mateusza 24,21-22 Jezus mówi: „Będzie bowiem wówczas Wielki Ucisk, jakiego nie było od początku świata aŜ dotąd i nigdy nie będzie. Gdyby ów czas nie został skrócony, nikt by nie ocalał. Lecz z powodu wybranych ów czas zostanie skrócony ". Jest to najkrótszy okres w historii zbawienia, mimo to Biblia poświęca mu wiele uwagi. ChociaŜ hebrajscy prorocy określali ten -102-
okres mianem „czasu pomsty BoŜej", za śmierć proroków i świętych zgładzonych w ciągu minionych wieków, jest to równieŜ czas miłosierdzia. Bóg sięgnął po środki ostateczne, aby przywołać ludzi do siebie. Z pewnością będzie to najstraszniejszy okres w historii, nie wolno nam jednak zapominać, Ŝe wyraŜa on miłosierdzie BoŜe, poniewaŜ wzywa ludzi, by zawierzyli Chrystusowi do końca. Jesteśmy armią BoŜą, która ma przed sobą ogromne zadanie. Powinniśmy wykonać je z entuzjazmem i odwagą, gdyŜ niezliczona rzesza dusz potrzebuje zbawienia, my zaś znamy prawdę. Ludzie mogą nie rozpoznać miłosierdzia Boga wśród nieszczęść, które na nich spadną. Jesteśmy uczestnikami wielkiego boju z szatanem o ludzkie dusze. Nie sądźcie, Ŝe lekko przychodzi mi pisanie tych słów. ZłoŜyłem jednak wiarę i ufność w Bogu. NajbliŜszym wydarzeniem, którego moŜemy się spodziewać, będzie publiczna profanacja Świątyni w Jerozolimie. Potentat zamierza złoŜyć w Świątyni Jerozolimskiej ofiarę ze świni, będzie teŜ bluź-nił Imieniu Pańskiemu i zaprzeczy Jego zmartwychwstaniu. Antychryst nie poprzestanie na prześladowaniu śydów, będzie zabijał takŜe wierzących w Chrystusa. Jeśli to nie nastąpi, moŜecie mnie nazwać heretykiem lub szaleńcem i szukać nadziei poza Pismem. Dziękuję Bogu za to, Ŝe pozwala mi pisać do was. Pozwólcie, Ŝe zakończę słowami nadziei. W moim kolejnym przesłaniu zajmę się róŜnicą pomiędzy Księgą śycia a Księgą śycia Baranka oraz tym, co to oznacza dla was i dla mnie. Niech was Bóg błogosławi i niech was podtrzyma, niech rozjaśni nad wami swoje oblicze i obdarzy was pokojem.
Buck skończył i ze zdumieniem stwierdził, Ŝe rabina nie ma w pokoju. Wiedział, Ŝe czytelnicy Tsiona są spragnieni prawdy i będą -103-
łakomie pochłaniać kaŜde jego słowo. Jaka jest róŜnica miedzy Księgą śycia a Księgą śycia Baranka? Nigdy o niej nie słyszał i nie mógł się doczekać, by dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Wychodząc z pokoju, dostrzegł kartkę leŜącą na biurku. Cameron, chętnie wysłucham twoich sugestii. Jeśli uznasz, Ŝe tekst nadaje się do opublikowania, wciśnij „enter" i wyedytuj go na naszej witrynie. Być moŜe było to drobne, niewielkie zadanie, Buck uznał to jednak za niezwykły zaszczyt. Podbiegł do komputera i z dumą wysłał słowa do milionów uŜytkowników. .' .. ....' ,. ..... .'.
Rayford pilotował samolot do Palwaukee. Do tej pory Albie wykonywał większość „latania i kłamania" jak to nazywali. Obaj byli wyczerpani. Wiedział, Ŝe dopóki David Hassid nie załatwi mu fałszywego nazwiska, numeru identyfikacyjnego i munduru, wszystko będzie spoczywało na barkach Abdullaha. Nie mógł się juŜ doczekać, Ŝeby zobaczyć miny członków Opozycji Ucisku, gdy ujrzą pieczęć Boga na czole Hattie. Towarzysze Rayforda, podobnie jak on sam, tracili juŜ nadzieję, Ŝe ta kobieta kiedykolwiek się nawróci. Tymczasem ona teraz siedziała koło niego i kazała Albiemu raz po raz opowiadać o głodzie Biblii, który Bóg wlał w jego serce. — Nie wiem, czy ja juŜ go mam — powiedziała. — Bardzo mnie to jednak ciekawi. Czy masz przy sobie Biblię? Okazało się, Ŝe Rayford zostawił swoją w nowym domu Opozycji Ucisku, Albie takŜe nie miał swego egzemplarza przy sobie. Po chwili przypomniał sobie: — Mam tekst Biblii na twardym dysku! — Znakomicie — zawołała uradowana. Jednak gdy Albie uruchomił program, okazało się, Ŝe tekst został spisany w jego ojczystym języku. -104-
— Gdybym to zrozumiała, byłby prawdziwy cud! — stwierdzi ła. Albie spróbował uruchomić program do tłumaczenia tekstu, lecz nie obsługiwał on tego języka. — Chyba będziemy musieli poczekać z tym do wieczora — powiedział. — Obawiam się tego wieczora — westchnęła. — Widzisz, Albie, jestem winna tym ludziom przeprosiny. — Naprawdę? — Tak. Nie wiem nawet, od czego powinnam zacząć. Gdybyś wiedział, ile zła im wyrządziłam. — Mam nadzieję, Ŝe twoi bracia i siostry nie będą chcieli o tym pamiętać. Jeśli twoi przyjaciele dowiedzą się, Ŝe jest ci przykro i głęboko Ŝałujesz, na pewno ci wybaczą. W tym momencie zadzwonił telefon Rayforda. Kod obszaru wskazywał, Ŝe to ktoś z Colorado. — Słucham. — Pan Berry? Rayford rozpoznał głos S teve'a Pianka. — Przy telefonie. — Nie wspomnieliście o mnie naszej drogiej zmarłej? — Nie, panie Stephens. Czy to połączenie jest bezpieczne? — Absolutnie. — Mogę panu z radością oznajmić, Ŝe Hattie zmartwychwstała fizycznie i duchowo. Zapanowała chwila milczenia. — Mówisz powaŜnie? — NajpowaŜniej. — Wspaniale! PrzekaŜ jej moje najlepsze Ŝyczenia. —PrzekaŜę! — Mam równieŜ dobre wiadomości dla was dwóch. Zawiadomi łem przełoŜonych o nieszczęśliwym zdarzeniu w naszej izbie za trzymań. Polecili, abym pozbył się ciała i sporządził raport. Zapytałem, co mam zrobić ze zwłokami, a oni na to, Ŝe wolą tego nie wiedzieć. Domyślam się, Ŝe mają problemy z kremacją zwłok. — CóŜ za ironia losu - kiedyś to władze Globalnej Wspólnoty upozorowały jej śmierć.
— Przypominam sobie. Kiedy znaleźli się w przestrzeni powietrznej lotniska w Kankakee, Albie nawiązał kontakt radiowy z wieŜą. Przedstawił się jako pułkownik Elbaz i poprosił o zgodę na załadowanie ciała do helikoptera w celu „pozbycia się go". — Nie mamy personelu, który mógłby wam w tym pomóc, pułkowniku. — W porządku. Nie jesteśmy do końca pewni przyczyny zgonu, nie moŜna więc wykluczyć choroby zakaźnej. — W samolocie jest pan, pan Berry i ciało? — Tak, prześlemy wam dokumenty z centrali. —Wszystko załatwione. Aha, proszę zaczekać, pułkowniku. Przypomniałem sobie, Ŝe otrzymał pan ściśle tajną przesyłkę z Nowego Babilonu. — Przesyłkę? — Opatrzono ją pieczęciami „poufne" i „ściśle tajne". Zajmuje pół palety, waŜy około dwustu funtów. — Czy moŜecie ją przetransportować do helikoptera? — Zobaczę, co da się zrobić. MoŜe znajdę wolnego człowieka i wózek widłowy. Mamy załadować ją na pokład? — Tak. W pół godziny później Rayford i Albie przenieśli Hattie na pokład helikoptera. — Czy ktoś jest w pobliŜu? — zapytała. — Nie, ale leŜ cicho — odparł Rayford.
— Potrzebuję nowych dokumentów. — Zamknij usta albo cię tu zostawię — powiedział Albie. — Wiem, Ŝe nie zrobiłbyś tego. Kiedy udał, Ŝe puszcza nosze, Hattie krzyknęła przeraŜona. -106-
— Wpadniemy przez tych dwoje — mruknął Rayford. Gdy tylko Hattie znalazła się na pokładzie, Rayford polecił, aby trzymała się z dala od okien, dopóki nie wystartują. Powiedziawszy to, zasiadł za sterami. Zanim Rayford wystartował, Albie odwrócił się i sięgnął ponad ukrytą pod prześcieradłem Hattie, aby sprawdzić przesyłkę. Okazało się, Ŝe zawierała czarną farbę w sprayu. Szelest folii wzbudził ciekawość Hattie. — Co ty u licha wyprawiasz? — zapytała. — Uprzątam drogę do drzwi, aby Rayford mógł cię wyrzucić, jeśli będziesz się źle zachowywała. Po jednym dniu spędzonym w łóŜku David poczuł się na tyle do brze, Ŝe mógł opuścić szpital. — Jak się czujemy? — zapytała Hannah, zaglądając mu w oczy. — My? Dlaczego wszystkie pielęgniarki uŜywają liczby mnogiej? — Tak nas nauczono. — Fizyczne czuję się znacznie lepiej. — Mimo to nie wolno ci się forsować. — Czeka mnie duŜo roboty, Hannah. . — Wiem, Ŝe musisz pozałatwiać mnóstwo rzeczy. Musisz teŜ jednak bardzo na siebie uwaŜać. — Pewnie sobie nie poradzę. — Zrób to dla Annie. — Daj spokój. — Naprawdę tak uwaŜam. Jeśli poddasz się Ŝałobie, zmarnujesz wielką szansę - okaŜe się, Ŝe jest juŜ za późno na działanie i trzeba uciekać. . Skinął głową. — Pomyślałam sobie... — zaczęła. -107-
Nieźle się zapowiada, pomyślał. « — Nie sądziłem, Ŝe ktoś jest jeszcze do tego zdolny. ".' ' —Wiedziałam, Ŝe zostanę pielęgniarką juŜ w szkole średniej, gdy pracowałam jako pomocnik weterynarza. David uniósł brwi. — Rozumiem, Ŝe trafiłem pod fachową opiekę. — Nie Ŝartuj. Nasz gabinet oferował usługę wszczepiania biochipów pod skórę zwierząt domowych, aby moŜna je było łatwo znaleźć. Czy nie to władze Globalnej Wspólnoty zamierzają zafundować wszystkim obywatelom? Skinął głową. — Będą potrzebowali ludzi do szkolenia innych, jak wszczepiać biochipy pod skórę, oraz ekspertów, którzy nadzorowaliby całą ope rację. A ja juŜ się znam na tym... David wzdrygnął się. — Pewnie tak. Co? Sądzisz, Ŝe trafiła ci są robota Ŝycia, Ŝe bę dziesz miała okazję podróŜować i zwiedzać świat? Hannah westchnęła. — Z chęcią dałabym ci w łeb, gdyby nie to, Ŝe przed chwilą sama załoŜyłam ci opatrunek. Sądzisz, Ŝe byłabym do tego zdolna? Szukam sposobu, w jaki moglibyśmy opuścić to miejsce bez wzbudzania podejrzeń. Chcesz się znaleźć na liście dziesięciu osób najbardziej poszukiwanych przez reŜim Carpathii? — Nie. — A zatem przyjdź tutaj z Viv Ivins i zaoferuj jej usługi swoich pilotów oraz pielęgniarki, która ma pewne doświadczenie we wszczepianiu biochipów. Później nas gdzieś wyślij. Jesteś przecieŜ pomysłowy... — To interesujące... — Wsadź nas wszystkich na pokład jakiegoś samolotu, moŜe jednego z tych duŜych i drogich, poniewaŜ im większe kłamstwo, tym więcej ludzi pragnie w nie wierzyć. Rozbij go później - na przykład na środku oceanu - w miejscu, w którym wydobycie wraku i po:
-108-
twierdzenie naszej śmierci będzie kosztowało więcej niŜ utracona maszyna. A potem dołączymy do twoich przyjaciół bez obawy, Ŝe agenci Globalnej Wspólnoty depczą nam po piętach. — Podoba mi się ten pomysł. — Mówisz powaŜnie? — Idealne rozwiązanie. Powtórzę to Macowi i Abdullahowi. Są dobrzy w wynajdywaniu słabych punktów róŜnych planów i... — JuŜ to zrobiłam. Spodobał im się. — A moŜe zaangaŜowałaś juŜ wszystkich w pałacu do wykonania mojej roboty? Zagryzła wargi. — Chciałam tylko pomóc. — I pomogłaś.
— Oboje wiemy, Ŝe nikt nie mógłby cię zastąpić. — Przestali, daj spokój. — David! Zastanów się. Spójrz, jak wiele tutaj zdziałałeś. MoŜesz przecieŜ ciągnąć tę robotę, gdy wyjedziemy z Nowego Babilonu.
Kiedy Buck usłyszał dzwonek telefonu, pomyślał, Ŝe to Rayford chce mu powiedzieć, Ŝe są juŜ niedaleko. Tymczasem dzwonił Mac McCullum. — Cześć, Mac! — zawołał, dając znak innym, Ŝeby się uciszyli. Kiedy usłyszał, co się stało, usiadł z wraŜenia. — Nie... nie... To straszne... Naprawdę?... Jak on się czuje?... Powiedz mu, Ŝe jesteśmy z nim, dobrze? — twarz Bucka przebiegł bolesny skurcz. Nie mógł powstrzymać łez. — Dziękuję, Ŝe dałeś nam znać, Mac. Chloe podbiegła do niego. — Co jest, Buck? Powiedz mi, co się stało. »
Rozdział dziesiąty
— Wybacz mi, Rayford — powiedziała Hattie, kładąc mu rękę na ramieniu, kiedy lecieli helikopterem nad Chicago w stronę wieŜowca Stronga. Albie spał w najlepsze. Rayford zdjął słuchawki i spojrzał na nią pytająco. — Martwię się, jak oni mnie przyjmą. — śartujesz? Chyba oszaleją z radości. — Byłam dla nich okropna. — To było kiedyś. — Chyba powinnam przeprosić. Nie wiem nawet, od czego zacząć. MoŜe od moich intryg przeciwko Amandzie. — PrzecieŜ juŜ się do tego przyznałaś, Hattie. — Nie pamiętam, abym za to przeprosiła. To było okropne, co zrobiłam. — Nie zaprzeczam — przytaknął. — Niech to jednak pozostanie między nami. — Naprawdę potrafisz mi wybaczyć? — Nie ja. — Chloe całkiem straciła do mnie cierpliwość. — Do mnie równieŜ, Hattie. ZasłuŜyłem sobie na to. — Wybaczyła mi ? — Oczywiście. Miłość wybacza wszystko. Hattie zamilkła. Rayford czuł jednak nadal jej dłonie na oparciu fotela. — Miłość wybacza wszystko — powtórzyła. — To słowa z Biblii, z trzynastego rozdziału Pierwszego Listu do Koryntian. -110-
— Nie wiedziałam — odparła. — Mam nadzieję, Ŝe szybko się tego nauczę. — Chcesz poznać inny fragment? Jeśli przebaczymy innym, Bóg przebaczy nam, jeśli jednak tego nie uczynimy i On nigdy nam nie wybaczy. Hattie roześmiała się. — Więc nie mamy innego wyj ścia? — Chyba tak. — Sądzisz, Ŝe powinnam nauczyć się tego wersetu na pamięć. Powiedzieć im, Ŝeby mi wybaczyli dla własnego dobra. Rayford odwrócił się i spojrzał na nią, unosząc brwi. — śartuję — powiedziała. — Myślisz, Ŝe oni znają ten werset? —Tsion zna go na pewno. Przypuszczalnie w kilkunastu językach. Siedziała przez chwilę cicho. Rayford wskazał na rysujący się w od dali wieŜowiec Stronga i lekko poklepał Albiego w kolano. — MoŜe chciałbyś się obudzić i to zobaczyć, przyjacielu — powiedział. — Jestem zdenerwowana — wyjąkała Hattie. — Jeszcze niedawno czułam się przygotowana na to spotkanie, a teraz sama juŜ nie wiem. — Zaufaj im choć trochę — poradził Rayford. — Zobaczysz, Ŝe wszystko będzie dobrze. Wybrał numer Bucka i podał telefon Hattie. — Powiedz mu, Ŝe za chwilę nas usłyszą.
Buck przekazał Chloe wiadomości o śmierci Annie, a następnie zwołał wszystkich na modlitwę. Członkowie Opozycji Ucisku nie znali osobiście Annie, lecz Tsion, Buck, Chloe i Leah, którzy stale kontaktowali się z Davidem, mieli poczucie, Ŝe była jedną z nich. Po modlitwie za członków Opozycji Ucisku przebywających w Nowym Babilonie, Zeke poprosił, by pomodlili się za jego ojca. -111-
— Nie wiem nawet, dokąd go zabrali, znam jednak tatę. Jestem pewien, Ŝe nie będzie chciał z nimi współpracować. — David powiedział, Ŝe władze zamierzają znakować więźniów — stwierdził Buck. — Tata wolałby raczej umrzeć. Zadzwonił telefon. Buck był zadowolony, Ŝe Chloe pierwsza podniosła słuchawkę. -— Hattie? — zapytała. — Gdzie jesteście?... Tak blisko? A zatem do zobaczenia... Tak, słyszeliśmy, Ŝe tata i Albie spotkali kogoś z naszych. Powinnaś być wdzięczna za ich czas i wysiłek - nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, jak ryzykowna była ta akcja. Nie płacz, Hattie, nie weźmiesz mnie na litość. Zbyt dobrze się znamy... tak, porozmawiamy o tym, gdy dotrzecie na miejsce... Nasza grupa jest teŜ liczniejsza niŜ wcześniej. Nawet w tak duŜym budynku wspólne Ŝycie nie będzie łatwe, szczególnie z ludźmi, którzy przedkładają własne potrzeby nad potrzeby innych...
Hattie zamknęła aparat i wcisnęła go w dłoń Rayforda. — Domyślam się, Ŝe nie rozmawiałaś z Buckiem — powiedział. — Ona mnie nienawidzi! — stwierdziła Hattie. — Mój przyjazd tutaj to był zły pomysł. Powinieneś był mnie zostawić, pozwolić, aby odesłali mnie do Buffer. Pewnie bym tego nie przeŜyła, lecz przynajmniej byłabym juŜ w niebie. — MoŜe powinniśmy teŜ pozwolić, Ŝebyś popełniła samobójstwo? — Nie odniosłam wraŜenia, Ŝe Chloe mi wybaczyła. Nie powinnam mieć do niej pretensji. ZasłuŜyłam sobie na to. — Nie słyszę — odpowiedział, manewrując maszyną w kierunku wieŜowca. — Powiedziałam, Ŝe gdybym była na jej miejscu, pewnie zareagowałabym podobnie.
Hannah Palemoon zmieniła Davidowi opatrunki. Hassid czuł się prawie normalnie, ale na zdjęcie szwów trzeba było poczekać przynajmniej dwa dni. Zatrzymał się z ręką na klamce drzwi swego gabinetu, gdy w korytarzu zobaczył Viv Ivins. — Musimy się spotkać — powiedziała swoim rzeczowym gło sem. — W pańskim gabinecie czy u mnie? David ucieszył się, Ŝe nie rozpoczęła obowiązkowym pozdrowieniem „On zmartwychwstał". David, Mac, Abdullah Smith i Hannah postanowili, Ŝe będą odpowiadali „Zmartwychwstał prawdziwie", w skrytości duszy odnosząc te słowa do Chrystusa. Być moŜe Vivian zrezygnowała z oficjalnego pozdrowienia, poniewaŜ z formalnego punktu widzenia nie naleŜała do hierarchii Globalnej Wspólnoty. Wszyscy w pałacu wiedzieli doskonale, Ŝe była przyjaciółką matki Potentata, a on uwaŜał ją za swoją ciotkę. Trzeba jej było przyznać, Ŝe nigdy nie obnosiła się z tym, Ŝe mimo braku oficjalnego stanowiska, dysponuje ogromną władzą. Między nią a pozostałymi pracownikami panowała w tej kwestii milcząca zgoda. Zawsze otrzymywała to, czego chciała. — Proszę wejść — odparł David. Rozbawiła go myśl, Ŝe za chwilę posadzi ciotkę Carpathii tuŜ obok komputera, którego uŜywał do sabotowania działań Potentata. Asystentka Davida na widok wchodzącego gościa przysiadła z wraŜenia. — Panna Ivins — wyszeptała. Viv skinęła nieznacznie głową. David uchylił drzwi i zaprosił ją gestem do środka. Viv czekała, aŜ podsunie jej krzesło. — Powiedziano mi, Ŝe juŜ czuje się pan lepiej — powiedziała, otwierając teczkę, którą połoŜyła na kolanach, i wyjmując ołówek zza ucha. Postanowiłam nie odkładać tego spotkania. Mam nadzieję, Ŝe pozbierał się juŜ pan po tym niefortunnym wydarzeniu. -113-
— Ma pani na myśli to, Ŝe zwymiotowałem na przywódcę świa ta? — zapytał, wywołując grymas na jej twarzy. — Wiem, Ŝe takie wiadomości szybko się rozchodzą. Staram się juŜ o tym nie myśleć. — WyŜsi urzędnicy okazali zrozumienie — powiedziała Viv. Postawiła maleńki znaczek obok pierwszego punktu na swojej liście. David był ciekaw, jak go sformułowała. MoŜe: „Zwymiotowanie"? — Musimy omówić kilka spraw — powiedziała. — Po pierwsze, pana bezpośrednim przełoŜonym będzie teraz James Hickman. — Czy mój departament będzie teraz podlegał wywiadowi? — Nie, Jim został awansowany i zajął miejsce opuszczone przez Wielebnego Fortunato. Przypuszczam, Ŝe była to decyzja Leona... Zwierzchnika Fortunato... me zaś Potentata — powiedziała. David wyczuł w jej tonie cień uśmiechu. — Zatem Jim przeniesie się do dawnego biura Leona? — zapytał. — O tym za chwilę, panie Hassid. Proszę, by uŜywał pan właściwych tytułów, a przynajmniej poprzedzał imiona zwrotem grzecznościowym, mówiąc o dostojnikach tak wysokiej rangi. Będzie pan podlegał panu Hickmanowi jako NajwyŜszemu Zwierzchnikowi oraz panu Fortunato, jako Wielebnemu Ojcu lub NajwyŜszemu Przewielebnemu Ojcu. Czy mam wybór? — pomyślał. Wolałby raczej zwymiotować na Leona, niŜ nazwać go NajwyŜszym Przewielebnym Ojcem. Ugryzł się w język, aby nie zapytać Viv, to jest pannę Ivins, czy Hickman otrzymał awans z powodu swojego słuŜalczego zachowania. A moŜe ten niezwykły przejaw lojalności był podziękowaniem za awans, o którym Hickman juŜ wiedział. — Nie — kontynuowała Viv. — Nowy NajwyŜszy Zwierzchnik nie przeniesie się do dawnego biura Wielebnego Fortunato. Pan Hickman będzie dzielił biuro z asystentką Jego Wysokości. — Naprawdę? — zapytał David. — Miałem wraŜenie, Ŝe Sandra ledwie się w nim mieści. — Jak mam to ująć? ChociaŜ pan Hickman będzie nosił ten sam tytuł, co pan Fortunato, jego wpływy będą znacznie mniejsze. -114-
— Co to znaczy? Viv sprawiała wraŜenie rozdraŜnionej. — Panie Hassid, powinno być dla wszystkich oczywiste, Ŝe przy wódca, którego boskość została potwierdzona, nie potrzebuje takiej pomocy jak dawniej. Pan Fortunato był w istocie dyrektorem zarzą dzającym, działającym w imieniu Jego Wysokości. Pan Hickman będzie spełniał raczej słuŜebną funkcję. Będzie zatem zwykłym funkcjonariuszem? — chciał zapytać David. — Oczywiście, zna pan nowe obowiązki Wielebnego Fortunato. Lepiej niŜ pani. Tytuł „fałszywego proroka " nie prezentowałby się jednak zbyt dobrze na wizytówce. — Proszę mi przypomnieć. — Pan Fortunato będzie duchowym przywódcą Globalnej Wspól noty, odpowiedzialnym za wszystkie sprawy związane z kultem Po tentata. David skinął głową. — Proszę wybaczyć, Ŝe zapytam, co będzie się znajdowało w dawnym gabinecie Leona, przepraszam Wielebnego Fortunato? — Jego gabinet zostanie włączony do nowego gabinetu Potentata. — Sądziłem, Ŝe w gabinecie Jego Wysokości zostanie tylko podniesiony sufit. Będzie takŜe poszerzany? — Tak, musi robić imponujące wraŜenie. Potentat teraz nie potrzebuje snu. Pracuje dwadzieścia cztery godziny na dobę, musi zmieniać jednak środowisko pracy. — Rozumiem. — Tego nam było trzeba. Wcielonego szatana, który działa bez chwili wytchnienia. — Nowy gabinet Potentata będzie oszałamiający, dyrektorze Hassid. Będzie obejmował dawny gabinet pana Fortunato i salę konferencyjną, zostanie teŜ podwyŜszony o trzydzieści stóp. — To brzmi naprawdę imponująco. — Jestem pewna, Ŝe będzie pan miał okazję bywać tam na au diencjach — stwierdziła Viv. — ChociaŜ częściej będzie się pan kon taktował z nowym NajwyŜszym Zwierzchnikiem. -115-
— Gdybym był Potentatem, chciałbym mieć na tyle duŜe biuro, aby móc trzymać się ode mnie z daleka. — Nie zrozumiałam. — Miałem na myśli ostatni incydent. — A! O to panu chodzi. Zabawne. — Viv Ivins nie wydawała się jednak rozbawiona. — Czy pan Hickman będzie miał własny gabinet, czy teŜ będziemy musieli mówić przyciszonym głosem, aby nie przeszkadzać asystentce Potentata? — Jestem pewna, Ŝe zdołacie znaleźć jakieś rozwiązanie. MoŜecie spotykać się na przykład tutaj. Ach, nie spojrzałam na zegarek. Mam umówionych jeszcze kilka spotkań. Proszę wybaczyć, Ŝe przejdę dalej. Nie, twój czas juŜ się skończył. Wyjdź z mojego gabinetu. — Oczywiście, panno Ivins. Rozumiem doskonale. — W okresie pańskiej choroby musieliśmy dokonać kilku pilnych zakupów. NaleŜy równieŜ zamówić za granicą kilka urządzeń technicznych i sprowadzić je do Nowego Babilonu. David dobrze wiedział, o czym mówi panna Ivins, i miał nadzieję, Ŝe uda mu się odwlec złoŜenie zamówienia, aby choć trochę pokrzyŜować wysiłki Potentata. — Urządzenia techniczne? — zapytał. —Aparaty do wprowadzania biochipów pod skórę. No i, oczywiście, urządzenia do egzekwowania lojalności. Urządzenia do egzekwowania lojalności? Czemu nie nazwać ich aparatami do oddzielania głowy od tułowia? — Ma pani na myśli gilotyny? Viv Ivins skrzywiła się z niesmakiem. — Panie dyrektorze, bardzo pana proszę. To słowo ma takie XVIIIwieczne brzmienie. Chyba pan rozumie, Ŝe chcemy uniknąć okre śleń, które mogą sugerować przemoc. — Przepraszam panią najmocniej, czy nie sądzi pani jednak, Ŝe ludzie nie odgadną prawdziwego przeznaczenia tych gilotyn lub urzą-116-
dzeń do egzekwowania lojalności? Do czego innego mogłyby zostać wykorzystane? Do szatkowania kapusty? — Nie uwaŜam, aby to, co pan powiedział, było zabawne. — To wcale nie miało być zabawne. Nazywajmy jednak rzeczy po imieniu. Gilotyna to gilotyna. Panna Ivins poruszyła się na krześle, umieściła kolejny znaczek obok wypisanych punktów i powiedziała: — MoŜe nie powinnam mówić tego tak otwarcie. Przypuszczam jednak... nie, szczerze wierzę, Ŝe będą one bardzo rzadko uŜywane lub okaŜą się całkiem zbyteczne. — Naprawdę tak pani sądzi? — Tak. Pozostaną jedynie widzialnym znakiem powagi sprawy. — Inaczej mówiąc: Dowiedź swojej lojalności lub pozbawimy cię głowy? — Nie trzeba będzie tego mówić — Nie jestem tego pewien. — A ja jestem. Niech pan sam powie, kto przy zdrowych zmysłach, ujrzawszy zmartwychwstanie człowieka, który nie Ŝył od trzech dni, nie uwierzyłby w jego boskość?
Spotkanie nie przebiegło tak, jak się tego spodziewał Rayford. Chloe podbiegła do nich i powiedziała o śmierci Annie. Odniósł wraŜenie, Ŝe większość unika spojrzeń Hattie. — Rozmawialiście z Davidem? — zapytał Rayford. — Jak on się czuje? — Nie, kontaktowaliśmy się tylko z Makiem — powiedział Buck. — David stracił przytomność i rozbił sobie głowę w czasie upadku. Dlatego dowiedział się o śmierci Annie dopiero po pewnym czasie. Rayford siedział, kiwając głową. ChociaŜ od dawna wiedział, jaki los ich czeka, jednak nie umiał się z tym godzić. -117-
— Ale wy się chyba nie wszyscy znacie — powiedział i dokonał krótkiej prezentacji. — Przepraszam, czy mógłbym zadać głupie pytanie? — odezwał się Zeke. — MoŜesz pytać, o co chcesz — odparł Rayford. — Proszę się nie obrazić, lecz nie spodziewałem się, Ŝe ujrzę znak na czole tej pani. Tsion podniósł się z miejsca i podszedł do Hattie. — Czy to prawda, kochanie? — zapytał, kładąc jej dłonie na ra mionach. — Pozwól, Ŝe ci się przyjrzę. Hattie skinęła głową. Tsion objął ją i zapłakał. — Chwała Bogu! Chwała Bogu! — westchnął. — Panie, uratowałeś jeszcze jedną duszę. Odnowiłeś jeszcze jednego człowieka. — Opowiedz nam. Kiedy? Jak? Co się stało? — zwrócił się do Hattie. — Niecałe dwadzieścia cztery godziny temu — powiedziała. — Nie był to wynik jakiegoś jednego wydarzenia, lecz całej waszej troski, miłości, wstawiania się w mojej intencji. Jeśli nie znacie jeszcze opowieści Albiego, musicie jej koniecznie wysłuchać. Pochyliła się i powiedziała coś Tsionowi na ucho. — Oczywiście — powiedział. — Chaim, Zeke, Albie i Leah, zo stawmy na chwilę naszą nową siostrę z rodziną Steele'ów. Będzie my mieli jeszcze dość czasu na wzajemne zapoznanie. Tamci wstali i podąŜyli za Tsionem. — Jestem szczęśliwa z twojego nawrócenia — powiedziała Chloe. — Naprawdę szczęśliwa. śałuję, Ŝe nie powiedziałaś mi o tym, zanim tak na ciebie nakrzyczałam. — Nie, Chloe. ZasłuŜyłam na to. Chciałabym wam tyle wytłumaczyć. Chciałabym was przeprosić. Zachowywałam się wobec was fatalnie. Nie wiem, czy zdołacie mi przebaczyć. — Hattie, wszystko jest w porządku — powiedziała Chloe. — Nie musisz... -118-
— Muszę. Muszę ci wyznać Chloe, Ŝe nigdy nie zapomniałam o tym, co powiedziałaś mi dawno temu, chociaŜ bardzo się starałam. Kiedy spotkaliśmy się w domu Loretty, oskarŜyłam was, Ŝe staracie się wpłynąć na moją decyzję w sprawie aborcji i jesteście gotowi mnie pokochać jedynie, jeśli będę się z wami we wszystkim zga dzać. Pamiętasz? Chloe skinęła twierdząco głową. — ChociaŜ byłaś znacznie młodsza ode mnie — kontynuowała Hattie — powiedziałaś, Ŝe chcecie jedynie kochać mnie taką miłością jak Bóg. Powiedziałaś teŜ, Ŝe będziecie mnie kochali niezaleŜnie od tego, jaką decyzję podejmę, poniewaŜ Bóg was umiłował, wówczas gdy byliście martwi w swoich grzechach. — Nie pamiętam, abym wyraziła się wtedy tak ostro — wtrąciła Chloe ze łzami w oczach. — Miałaś słuszność — powiedziała Hattie. — Bóg umiłował mnie, gdy byłam na dnie. Uratował mnie w ostatniej chwili, gdy omal nie odebrałam sobie Ŝycia. Hattie opowiedziała Buckowi i Chloe o wszystkim, począwszy od momentu aresztowania przez agentów Globalnej Wspólnoty aŜ do chwili obecnej. — Tak się martwiłam, Ŝe nigdy nie zdołacie mi przebaczyć — zakończyła. Chloe wstała i objęła ją. Później przytulił ją Buck. — Hattie, a czy ty mi wybaczyłaś? — zapytał.
— Co takiego? — To, Ŝe poznałem cię z Nicolae Carpathią. Skinęła głową, uśmiechając się przez łzy. — To nie był dobry pomysł — przytaknęła. — Skąd miałeś jed nak wiedzieć? Początkowo udało mu się omamić niemal wszystkich. śałuję, Ŝe go poznałam, dzisiaj nie zmieniłabym jednak ani jednego szczegółu w moim Ŝyciu. Wszystkie wydarzenia doprowadziły mnie do chwili obecnej.
-119
David zaczął się niecierpliwić. Chciał, aby Viv Ivins wyszła, by mógł się zabrać do pracy, ona jednak terkotała coś o Fortunato. — Przeniesie się do dawnego gabinetu Petera Mathewsa, jednak wszystko zostanie tam zmienione. Nie ma Enigmy Babilonu Wspólnej Wiary Świata, jej „enigma" bowiem juŜ się wyjaśniła. Wiemy, komu naleŜy oddawać cześć, prawda, panie Hassid? — Oczywiście — przytaknął. — Mam jeszcze jedną sprawę — powiedziała. Czy wie pan, Ŝe kilka dni temu stracił pan jednego z pracowników? — mówiąc to odwróciła stronę w swoim notatniku i przeczytała: NiezamęŜna, rasy białej, płeć Ŝeńska, wiek dwadzieścia dwa lata... prawie dwadzieścia trzy. Angel Rich Christopher. Rich to pewnie nazwisko. David wstrzymał oddech i skinął głową. — Ofiara uderzenia pioruna — dodała Viv. — Jedna z wielu. — Słyszałem o tym. — Chciałam powiedzieć, Ŝe jeśli planuje pan jakąś uroczystość poŜegnalną, odradzam to. — Przepraszam? — Straciliśmy zbyt wielu pracowników, aby urządzać im wszystkim oddzielne pogrzeby. Byłoby to niepraktyczne. David poczuł się uraŜony. — Uczestniczyłem w takich uroczystościach. Są krótkie, lecz wszystko odbywa się z godnością. — W tym przypadku urządzanie uroczystości poŜegnalnej nie byłoby właściwe. — Przepraszam, nie zrozumiałem, o co pani chodzi. Dlaczego urządzenie pogrzebu naszego pracownika miałoby być... — Panie Hassid, panna Christopher została raŜona piorunem, gdy Wielebny Fortunato wezwał ogień z nieba na tych, którzy nie chcieli uznać Jego Wysokości Potentata za prawdziwego, Ŝywego boga. — Sugeruje pani, Ŝe nie była lojalna? -120-
— MoŜe ją pan nazwać nielojalną lub jak pan sobie chce. Dla wszystkich obecnych było jasne - wiem teŜ, Ŝe jest to jasne dla pana - iŜ tego dnia z powodu uderzenia pioruna zginęli jedynie niewie rzący w boskość Nicolae Carpathii. David wydął wargi i podrapał się w głowę. — Rozumiem, Ŝe nie chcemy uczcić pamięci tych pracowników, którzy nie uznali Nicolae Carpathii za bóstwo. Podporządkuję się poleceniu. — Tak teŜ pomyślałam — mówiąc to wstała, podeszła do drzwi, i zaczekała, aŜ je otworzy. — śyczę miłego dnia, dyrektorze. Proszę pamiętać, Ŝe chętnie pomogę, jeśli będzie pan czegoś potrzebował. — Mam pewną sprawę. — Słucham. — Wspomniała pani o urządzeniach do wszczepiania biochipów. Czy urządzenia te róŜnią się od tych, które słuŜą do umieszczania biochipów pod skórą zwierząt domowych? — Sądzę, Ŝe nie bardzo. — Jedna z pielęgniarek, które mnie doglądały, wspomniała, Ŝe na początku swojej kariery pracowała jako pomoc weterynaryjna. Zastanawiałem się, czy nie moŜemy wykorzystać jej doświadczenia w tej dziedzinie. — Słusznie. Proszę podać mi jej nazwisko. Sprawdzę to. — W tej chwili nie pamiętam — odpowiedział. — Sądzę jednak, Ŝe szybko uda mi się to ustalić. Zadzwonię do pani i przekaŜę dane. Kiedy Viv wyszła, David zadzwonił do Hannah. — Podam twoje nazwisko Viv Ivins. Czekaj na jej telefon. Powiadomił ją, Ŝe nie mogą uczcić pamięci Annie nawet chwilą milczenia. — To znakomicie — stwierdziła Hannah. — Annie na pewno się cieszy, Ŝe nie zostanie uczczona jako wierna funkcjonariuszka Glo balnej Wspólnoty.
Rozdział jedenasty
Przez kilka kolejnych dni Rayford obserwował, co dzieje się w ich grupie, i robił notatki. Tsion i Chaim spędzali większość czasu na nauce. Leah najwyraźniej była znudzona pomaganiem Chloe w organizowaniu międzynarodowej sieci handlowej. Hattie zaś szybko zaczęła działać wszystkim na nerwy. Wszystkim z wyjątkiem Zeke, który zdawał się nie zwracać uwagi na nikogo. Rabin na prośbę Rayforda prowadził codziennie krótkie studium biblijne i wspólną modlitwę. Buck powrócił do redagowania swojego pisma internetowego Słowo Prawdy. Jego gazeta była teraz jedną z najbardziej popularnych stron w internecie, ustępując moŜe tylko witrynie Tsiona. Dzięki międzynarodowej sieci udało mu się dotrzeć do drukarzy, którzy byli gotowi naraŜać Ŝycie, aby drukować kolejne numery jego pisma oraz przesłania Tsiona dla ludzi, którzy nie mieli dostępu do komputerów, Hattie z nieśmiałego przybysza zamieniła się w Ŝywą, pełną entuzjazmu osobę, jaką była pierwszego ranka po swoim nawróceniu w Bozeman. Rayford i Tsion cieszyli się jej entuzjazmem. Inni byli juŜ trochę zmęczeni jej krzykiem, gdy odkrywała coś nowego w Biblii. PowaŜnym problemem był brak świeŜego powietrza. Wewnętrzny system wentylacyjny funkcjonował bez zarzutu, wszyscy marzyli jednak o wychodzeniu na zewnątrz. Rayford uwaŜał, Ŝe opuszczanie budynku jest zbyt ryzykowne. Nawet spacery z Kennym odbywały się po zmroku. Nikt nie chciał siedzieć bezczynnie. Ludzie przychodzili do niego jeden po drugim i prosili, Ŝeby przydzielił im jakąś pracę. Tylko Zeke nigdy się na nic nie skarŜył, stale dłubał w swoim komputerze i przeglądał sterty dokumentów, które przywiózł ze sobą. -722-
— Nie jestem facetem, który czyta ksiąŜki — wyjaśnił Rayfordowi.—Wiem jednak, co nas czeka. — Naprawdę? Zeke skinął głową.
— Doktor Ben-Judah przygotowuje Chaima do powrotu do Izra ela pod fałszywym nazwiskiem. To oznacza, Ŝe muszę mu przygoto wać nowe dokumenty. Trzeba teŜ zmienić jego powierzchowność. Musi wyglądać całkiem inaczej niŜ kiedyś, poniewaŜ jest rozpozna wany na całym świecie. Rayford skinął głową. — Nie moŜna zmienić wzrostu i wagi człowieka, nie jestem chirurgiem plastycznym. Coś da się jednak zrobić. Mógłby zapuścić brodę i ogolić głowę. Znajdę teŜ dla niego kolorowe szkła kontaktowe. Będzie wyglądał na młodszego. — Nieźle — stwierdził Rayford. — Powiedz mi, Zeke, dlaczego sądzisz, Ŝe Chaim wróci do Izraela? — CzyŜbym się pomylił? Tak tylko przypuszczałem. — Nie powiedziałem, Ŝe się mylisz. Zapytałem tylko, jak doszedłeś do takiego wniosku. — Sam nie wiem. Ktoś będzie musiał tam pojechać. Wiem, Ŝe nie poślecie tam doktora Ben-Judah. — Dlaczego ktoś z nas musi pojechać do Izraela? Zeke zmarszczył brwi. — Nie mam pojęcia. Często zdarza mi się mylić, tata twierdzi jednak, Ŝe mam intuicję. Codziennie staram się zrozumieć kolejne przesłania Tsiona, lecz czytanie nie jest moją mocną stroną. Nie przy pominam sobie, abym przeczytał jakąś ksiąŜkę od deski do deski. MoŜe tylko poradnik z informacjami na temat części samochodo wych jakieś sześć lat temu. Z tego, co pisze Tsion, wywnioskowałem, Ŝe Carpathia coś szykuje. Coś w Jerozolimie. Doktor uwaŜa, Ŝe Antychryst nie tylko wystąpi przeciwko śydom, lecz takŜe złamie ich prawo w ich własnej Świątyni. -123-
— Dobrze to ująłeś, Zeke. A co Chaim ma z tym wszystkim wspólnego? — Tsion mówi, Ŝe Bóg przygotowuje bezpieczne miejsce ucieczki dla śydów, muszą mieć jednak jakiegoś przywódcę. Tsion moŜe być ich przywódcą przez internet, oni potrzebują jednak kogoś na miejscu. Ten człowiek musi być śydem, musi być znaną postacią lub przynajmniej mieć zdolność pociągnięcia za sobą ludzi. Musi teŜ być wykształcony. Jedyną osobą, która spełnia te warunki, jest Chaim. Jestem pewny, Ŝe Tsion myśli podobnie. — Byłaby to bardzo niebezpieczna misja, nie uwaŜasz? — No pewnie. Carpathia raczej nie zapomniał człowieka, który wbił mu miecz w głowę. Myślę, Ŝe poradzilibyśmy sobie jakoś -mam na myśli wierzących - bez Chaima. Natomiast bez Tsiona mielibyśmy problem. Zeke poczuł się głupio, Ŝe to powiedział, i zaczął chodzić po pokoju. Rayford wstał. — Twój ojciec miał rację - masz intuicję, Zeke. — Chyba będę mógł wam pomóc. Jak on się teraz nazywa? — Tobias Rogoff. — Słusznie. Obawiam się, Ŝe wiele osób rozpozna jego głos i charakterystyczną sylwetkę. Ludzie zwracają teŜ uwagę na dłonie. Będę musiał coś wymyślić. — Masz rację. Niektórzy od razu go rozpoznają. Jeśli rzeczywiście Globalna Wspólnota ma taśmę z nagraniem zabójstwa Carpa-thii, istnieje zagroŜenie, Ŝe ją wyemitują w telewizji. Co prawda Carpathia publicznie przebaczył swojemu zabójcy, jednak... — Powiedział takŜe, Ŝe nie moŜe ręczyć za to, co obywatele zrobią z tym człowiekiem. — Musimy ufać, Ŝe Bóg otoczy go swoją opieką. Powiedziałeś, Ŝe nie jesteś chirurgiem plastycznym. Czy nie ma mniej drastycznych sposobów zmiany czyjegoś wyglądu? Zeke skinął głową. — Są róŜne gadŜety dentystyczne. -124-
— Masz na myśli protezy? — Tak. UŜyłem takiej w przypadku Leah. Mam ich wiele. Proteza moŜe znacznie zmienić kształt szczęki. — A jeśli człowiek ma druciane szwy w szczęce? — To nawet lepiej. Słyszałem, Ŝe Leah wkrótce mu je wyciągnie. Trzeba teŜ zmienić jego ubiór i nauczyć innego sposobu poruszania. Mogę mu włoŜyć podkładkę do buta, Ŝeby lekko utykał.
David starał się nie rozmyślać o śmierci Annie - pracował do upadłego lub spał twardym snem. Polecił, aby Mac i Abdullah szczegółowo zaplanowali ich ucieczkę. Umieścił w systemie komputerowym wiele kodów dostępu, dzięki którym mógł bez trudu wejść do centralnego systemu Globalnej Wspólnoty i monitorować to, co się dzieje w Nowym Babilonie z dowolnego miejsca na świecie. Prawie uzaleŜnił się od podsłuchiwania rozmów prowadzonych przez Nicolae, Leona i Hickmana. DuŜą frajdę sprawiało mu teŜ podsłuchiwanie szefa bezpieczeństwa, Waltera Moona. Uznał wprawdzie za mało prawdopodobne, by Moon się nawrócił, któŜ mógł być jednak tego pewien? Gdyby miał się nawrócić, musiałby to zrobić przed przyjęciem znaku Bestii, Tsion bowiem podkreślał, Ŝe będzie to nieodwołalna decyzja. Moon otwarcie rozmawiał ze swoim asystentem i najbliŜszym współpracownikiem o tym, Ŝe został pominięty przy rozpatrywaniu kandydatury na nowego NajwyŜszego Zwierzchnika. Często zaklinał się, Ŝe nie przyjąłby tego stanowiska, nawet gdyby mu je zaproponowano. To, Ŝe myśli inaczej, było tak oczywiste, iŜ nawet jego zaufani powiernicy odpowiadali bez wahania: Oczywiście, Ŝe byś je przyjął, gdyby ci zaproponowali. David zastanawiał się nieraz, jakby to było mieć Moona po swojej stronie - rozczarowanego urzędnika wysokiego szczebla, który wydawał się skłonny do zdrady swego urzędu. -125-
Nowym szefem wywiadu, który zastąpił Jima Hickmana, był Pakistańczyk Suhail Akbar. Oddany zwolennik Carpathii, zawsze opanowany i rozwaŜny. Miał znacznie wyŜsze kwalifikacje niŜ jego poprzednik. David obawiał się, Ŝe ten inteligentny męŜczyzna moŜe być dla niego groźnym przeciwnikiem. Bardzo waŜne jest, abyśmy nie pozostawili ani cienia wątpliwości, co do naszej lojalności wobec Globalnej Wspólnoty, a szczególnie wobec Carpathii, napisał w e-mailu do Maca. Czasami celowo kieruję podejrzenia dygnitarzy na inne osoby. Jestem przekonany, Ŝe posądzają o zdradę tych, którzy są całkowicie lojalni. Mac, musimy dobrze zaplanować dalsze posunięcia, umiejętnie zaaranŜować nasze zniknięcie i zabrać ze sobą jak najwięcej drogiego sprzętu, którego utrata będzie bolesna dla Globalnej Wspólnoty. MoŜe nasz samolot spadnie do morza wraz z aparatami do wszczepiania biochipów wartymi kilka milionów dolarów i kilkoma „maszynami do egzekwowania lojalności". Ciekaw jestem, czy mają specjalny spis urządzeń i akcesoriów słuŜących do oddzielania głowy od tułowia. Przepraszam za mój wisielczy humor. Na szczęście dzień, w którym Bóg nas wskrzesi do Ŝycia wiecznego, jest bliski. Carpathia zaplanował spotkanie z Hickmanem, Moonem, Akbarem i Fortunato, które zamierzam nagrać na taśmę. Prześlę ci nagranie drogą elektroniczną. Nie zapomnij o kodzie zabezpieczającym tajne dane i umoŜliwiającym bezpieczną transmisję. To waŜne, gdyŜ wpisanie niewłaściwego kodu powoduje uruchomienie groźnego wirusa. Więcej napiszę w kolejnym e-mailu. W ciągu następnych czterdziestu ośmiu godzin znajdę jakiś pretekst do spotkania z tobą i Abdullahem. Do tego czasu powinniście zaopiekować się Hannah. Dodajcie jej odwagi, zapewnijcie ją, Ŝe wydostaniemy się stąd we właściwym czasie.
KaŜdy z członków Opozycji Ucisku miał ściśle określony zakres obowiązków, dlatego przybycie czterech nowych osób z Nowego Babilonu wiązało się z podjęciem pewnych decyzji organizacyjnych. Rayford nie był pewny, czy cała Opozycja Ucisku powinna być zgrupowana w Chicago. Mieli do przeprowadzenia dwie waŜne misje opóźnianie akcji znakowania ludzi i pozyskanie jak największej liczby wierzących. Jeśli Zeke miał dobrą intuicję co do planów Tsiona, trzeba będzie zmobilizować tysiące pilotów na całym świecie, aby przewieźli wierzących śydów w bezpieczne miejsce. Starsi, doświadczeni piloci, tacy jak Mac iAbdullah, mogli pomóc w zorganizowaniu całej akcji. Rayford uświadomił sobie, Ŝe ma niezwykle mało czasu na podjęcie tych decyzji, a niedawno jeszcze sądził, Ŝe ma na to ponad dwa tygodnie. Te rozwaŜania przerwał mu dzwonek telefonu. Była to wiadomość od Lukasa Miklosa: Zostaliśmy zdemaskowani, pisał. Demeter i moja Ŝona zostali aresztowani. Zatrzymano równieŜ, innych. Módlcie się za nas. Błagamy o pomoc. Podziemny Kościół w Ptolemais był największą wspólnotą wierzących w Grecji, przypuszczalnie równieŜ na terenie całych Stanów Zjednoczonych Carpathii. Do tej pory obecność sił Globalnej Wspólnoty w tym rejonie nie stwarzała problemu. Wierzący Grecy byli ostroŜni, o czym Rayford mógł się swego czasu przekonać osobiście. Jednak juŜ wtedy obawiali się, Ŝe agenci wywiadu Globalnej Wspólnoty mogą przeniknąć w ich szeregi. Do tej pory lokalni przywódcy Globalnej Wspólnoty woleli udawać, Ŝe na obszarze nazwanym imieniem Potentata nie ma rebeliantów. Jednak po zmartwychwstaniu Carpathia przestał juŜ dbać o pozory i zaŜądał Ŝelaznego egzekwowania prawa. Rayford juŜ dawno zamierzał poprosić Davida, aby zorientował się, co Opozycja Ucisku mogłaby zdziałać w tym rejonie. Przez chwilę usiłował wyobrazić sobie, jak mogło wyglądać aresztowanie Demetriusa Demetera. Widział oczyma wyobraźni dzielną -127-
panią Miklos, jak rzuca się na agentów, którzy przyszli przeszukać jej dom. Przerwał szybko te rozmyślania i postanowił, Ŝe spróbuje się czegoś dowiedzieć za pośrednictwem Davida i, być moŜe, poleci na miejsce razem z Albiem. Nie wykluczał równieŜ posłania tam Bucka. Albie jako doskonały pilot mógł się okazać bardzo potrzebny w Chicago.
David zamierzał właśnie wysłuchać spotkania Carpathii z Hickmanem i innymi, kiedy zadzwonił Rayford, aby powiadomić go o akcji podjętej przez Globalną Wspólnotę przeciwko wierzącym w Grecji. — Zawiadomię cię, gdy się czegoś dowiem — obiecał Rayfordowi. Zanim jednak zdąŜył wykręcić numer Waltera Moona, ujrzał na pagerze, Ŝe jest wzywany do gabinetu Hickmana. OdłoŜył słuchawkę i wybrał numer swojego nowego szefa. Odebrała asystentka Carpathii, Sandra. — Mówi Hassid, czy otrzymałem właściwą wiadomość pagerem? — Tak, panie Hassid. NajwyŜszy Zwierzchnik chciałby spotkać się z panem w sali konferencyjnej na osiemnastym piętrze. Na osiemnastym piętrze panował okropny bałagan. Dzień pracy juŜ się kończył i Sandra przygotowywała się do wyjścia, robotnicy nadal się jednak uwijali. Wszędzie leŜały porozrzucane narzędzia a w powietrzu unosił się kurz. — Nie przenieśli cię na czas robót? — zapytał David. — Jak widzisz, nie — odpowiedziała Sandra i wyszła z biura. Hickman otworzył drzwi do sali konferencyjnej i skinął na Davida. — Pospiesz się. Chcę jak najszybciej zamknąć te drzwi, Hassid Mniej kurzu naleci do środka. -128-
Nowy NajwyŜszy Zwierzchnik, zachodnia wersja Fortunato, wykazujący się jeszcze mniejszą klasą od swojego poprzednika, wyciągnął do Davida swą mięsistą dłoń. — Cześć! Co u ciebie słychać? Hm, on zmartwychwstał? — Hm — odparł David, a kiedy Hickman spojrzał na niego znacząco, dodał: — prawdziwie. Hickman sprawiał wraŜenie podenerwowanego. David pomyślał, Ŝe moŜe wyciągnąć od niego jakieś informacje, jeśli będzie udawał głupiego. — Pewnie niebawem skończysz, hm? Jak ci się pracuje z... — Nie ma o czym mówić — powiedział Hickman, siadając i rozpinając mundur, aby uwolnić pokaźny brzuch. — Mam spotkanie z waŜnymi osobami. Wolałbym nie iść na nie nieprzygotowany. Czeka cię niezły dzień, pomyślał David. — Jak mogę ci pomóc? — zapytał. — Czy wszystko idzie zgodnie z planem? David pokręcił głową ze zdumieniem. — Chyba tak. O co ci chodzi? Hickman wziął sfatygowany notatnik i przewrócił kilka kartek. — O gilotyny i strzykawki. — Masz na myśli urządzenia do egzekwowania lojalności i aparaty do podskórnego umieszczania biochipów? — Właśnie, dzięki! — powiedział Hickman, bazgrząc coś w swoim kajecie. —Wiedziałem, Ŝe Viv wymyśliła dla nich jakieś specjalne nazwy. Słuchaj, Hassid, jestem zwykłym gliną. Czuję się zaszczycony wyróŜnieniem i tym wszystkim, co mnie spotkało, muszę jednak udowodnić Jego Ekscelencji... Jego Wysokości, Ŝe potrafię sobie poradzić i Ŝe nowe obowiązki mnie nie przerastają. — Naprawdę sądzisz, Ŝe sobie radzisz? — Sądzę, Ŝe moja lojalność i oddanie Potentatowi skompensują wszelkie braki wynikające z braku doświadczenia w zarządzaniu na tak wysokim szczeblu. Więc co z tymi gilotynami? Co mam powiedzieć Potentatowi? -129-
— Powiedz, Ŝe wszystko idzie zgodnie z planem, tak jak powinno. — Dobrze. Cieszę się, mogę na ciebie liczyć. — MoŜesz zawsze na mnie polegać, Jim... przepraszam, NajwyŜszy Zwierzchniku. — Kiedy jesteśmy sami moŜesz mnie tytułować Zwierzchnikiem. Oczywiście, wobec innych zwracaj się do mnie, uŜywając oficjalnego tytułu. — Oczywiście. — Nawiasem mówiąc, czy pomyślałeś o zakupie trzody chlewnej? — Masz na myśli mięso? Nie, tym zajmują się słuŜby aprowizacyjne. — Nie, chodzi mi o Ŝywe zwierzęta. — Obawiam się, Ŝe to nie mój dział. Ja zajmuję się samochodami, samolotami, komputerami i środkami łączności. — A kto moŜe sprowadzić mi świnię? — Świnię, Zwierzchniku? — DuŜą Ŝywą świnię, Hassid. — Nie mam zielonego pojęcia! Hickman spojrzał na niego przeciągle. — Mogę to sprawdzić — powiedział David. — Ale... — Wiedziałem, Ŝe mogę na ciebie liczyć, David. Porządny z ciebie facet. Zadzwoń do mnie jutro z samego rana. Doszły mnie słuchy, Ŝe szef przydzieli mi dzisiaj to zadanie. — Jeszcze tego nie wiesz? — Nie, to przeciek od przychylnych kolegów. — Naprawdę? —Tak. Facet taki jak ja musi mieć przyjaciół na wszystkich szczeblach hierarchii. Kolega powiedział mi, Ŝe był dziś na spotkaniu z Fortunato i Car... przepraszam! Powinienem był pamiętać. Nie wolno wymieniać tych nazwisk, szczególnie w obecności podwładnych. Jako twój przełoŜony, proszę, abyś zapomniał o tym, co powiedziałem, Hassid. -130-
— Ma się rozumieć, Zwierzchniku. — Dobrze. A zatem, ten facet był na spotkaniu z Jego Wysokością i NajwyŜszym Przewielebnym. Mówił mi, Ŝe byli bardzo oŜywieni - wiesz, co mam na myśli? MoŜe powinienem raczej powiedzieć, zaaferowani. — Zrozumiałem, Zwierzchniku. — Byli zdenerwowani, wściekli... jakkolwiek chcesz to nazwać... z powodu judaitow. — Słyszałem o nich. — Wiem, Ŝe słyszałeś. Nasi agenci sądzili, Ŝe ich przywódca wystraszył się i zamilkł na dobre, teraz jednak odezwał się ponownie z nowego miejsca. Nie wiemy, skąd nadaje, co nie wprawiło Carp... Potentata w dobry nastrój, jeśli wiesz, co mam na myśli. Ten herszt judaitow jest coraz bardziej wrogo nastawiony do Carpathii... mam nadzieję, Ŝe w tym kontekście uŜycie nazwiska Potentata było właściwe. No więc ten facet rozsiewa wszędzie wrogą propagandę. Twierdzi, Ŝe Biblia przepowiada, iŜ Antychryst - bo tak, tylko sobie wyobraź, właśnie nazywa Jego Wysokość - zamierza sprofanować Świątynię i złoŜyć na ołtarzu ofiarę ze świni. — Co za brednie! — Nie Ŝartuję. Mój kumpel powiedział, Ŝe Potentat wpadł we wściekłość. Bardzo się rozgniewał. — WyobraŜam sobie. — Ja równieŜ. A zatem, rozgniewał się i powiedział do Przewielebnego coś w rodzaju: Skoro tak bardzo tego pragną, to będą to mieli. — Rozumiem. — I w tym ujawnia się geniusz Nicolae Carpathii, jeśli wybaczysz mi to poufałe stwierdzenie. Pomyślał, Ŝe wypełni to proroctwo... to z Biblii i z nauk zwolenników Ben-Judah, czy jak mu tam... — Tsion Ben-Judah. — Właśnie. Postanowił rozmyślnie złoŜyć ofiarę ze świni na ołtarzu Świątyni w Jerozolimie. Zrobi to na przekór im, prawda? -131-
— Z pewnością. — Nie dowiedziałem się tego jeszcze oficjalnie, rozumiesz? — Tak. Przytoczył mi pan tylko słowa swojego kumpla. — No właśnie. Gdy on... no, wiesz kogo mam na myśli... poprosi mnie, abym sprowadził mu świnię, wtedy powiem, Ŝe to Ŝaden problem. Mogę tak powiedzieć? Sprawdź, co da się zrobić, dobrze. UŜyj swoich wpływów, abym załatwił mu tę świnię, dobrze? — Postaram się, Zwierzchniku. — Ta świnia powinna być tak duŜa, aby Jego Wysokość mógł jej dosiąść. — Słucham? — Słyszałeś, co powiedziałem. Załatw mi świnię, wielkości kucyka. — Nie jestem pewien, Zwierzchniku. — Chcę zyskać na tym kilka punktów, zrozumiał mnie pan, dyrektorze? Podobnie jak ty, chociaŜ ty nie musisz się specjalnie wysilać, poniewaŜ jesteś naprawdę dobry. Chcę zasugerować Jego Wysokości, Ŝe jeśli zamierza rzucić rękawicę i zmierzyć się ze swoim największym wrogiem, powinien zrobić coś naprawdę wyjątkowego. Rzucić rękawicę i zmierzyć się ze swoim największym wrogiem? Annie spodobałaby się ta metafora, pomyślał Hassid, a głośno powiedział: — Coś wyjątkowego? — Powinien wjechać na świni do świątyni. — Nieźle. — David nie mógł sobie wyobrazić, by Carpathia, nawet w największym przypływie nikczemności, zniŜył się do odegrania takiego spektaklu. — Tak, Hassid. Czytałeś kiedykolwiek Biblię? — Fragmenty. — Znasz zatem opowieść o Jezusie wjeŜdŜającym do Jerozolimy na osiołku i ludziach ścielących mu drogę gałęziami palmowymi i płaszczami? — Odebrałem Ŝydowskie wychowanie. -132-
— Nie znasz zatem Nowego Testamentu. W kaŜdym razie jest tam taka opowieść. Nie mam co do tego wątpliwości. Wyobraź so bie, jaką frajdę miałby Jego Wysokość, jadąc na świni i patrząc, jak ludzie śpiewają na jego cześć i rzucają mu swoje nakrycia do stóp. Panie, proszę, niech to się skończy! —jęczał w myślach David. — Nie potrafię sobie tego wyobrazić. — Mógłbym powitać go wraz z nimi, prawda Hassid? — Mógłby pan, Zwierzchniku. — Powinienem tam pojechać. Tymczasem załatw mi świnię, dobrze? Powiem mu, Ŝe juŜ ją mamy. — Dam panu znać. David ruszył do drzwi, gdy Hickman zawołał: — Zapomniałem ci o czymś powiedzieć — przypomniał sobie, przewracając kartki notatnika. — W naszych słuŜbach medycznych jest dziewczyna, pielęgniarka. JuŜ mam. Pracowała kiedyś jako weterynarz czy ktoś w tym rodzaju. Wszczepiała biochipy psom i kotom. — Naprawdę? — zapytał David. — Zobacz się z nią, by sprawdzić, czy nie moglibyśmy wykorzystać jej doświadczenia. Wiesz, mogłaby szkolić ludzi. — Sprawdzę. Jak ona się nazywa? — Nie wiem, czy dobrze zapisałem, Hassid. To jakieś śmieszne nazwisko. Będziesz musiał ją odszukać. — Zapytam o pielęgniarkę o śmiesznym nazwisku.
Rozdział dwunasty
Rayford nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok, aŜ w końcu postanowił wstać i trochę się przejść. Przemierzając korytarze wieŜowca Stronga, dotarł do pokoju Chaima. Przez uchylone drzwi dostrzegł przygarbioną sylwetkę starszego pana. Rosenzweig siedział nieruchomo na łóŜku. — Wszystko w porządku? — szepnął Rayford, wtykając głowę do środka. Chaim westchnął głęboko. — Sam nie wiem, przyjacielu. — Chcesz porozmawiać? Rosenzweig roześmiał się. —Znasz kulturę, w której się wychowałem. Rozmawianie to nasze ulubione zajęcie. Steele wszedł do pokoju i nie zapalając światła usiadł naprzeciw Chaima. — Ta pielęgniarka wyjmie mi jutro druty ze szczęki. — Leah, tak. Ale chyba nie dlatego nie moŜesz spać. Chaim nic nie odpowiedział. Zakrył twarz dłońmi i rozpłakał się. Rayford połoŜył mu dłoń na ramieniu. — Powiedz mi, o co chodzi. — Tak wiele utraciłem! — szepnął Chaim. — Rodzinę! Współpracowników! I to ja sam jestem winny ich śmierci! — To Carpathia jest winny ich śmierci! — Byłem taki dumny! Tsion, Cameron, Chloe i ty... wszyscy, którym na mnie zaleŜało... ostrzegaliście mnie, próbowaliście przekonać. Ale ja czułem się od was mądrzejszy! -134-
— W końcu jednak przyszedłeś do Pana, Chaim. Nie wolno rozpamiętywać przeszłości, rozpocząłeś juŜ nowe Ŝycie. — Pomyśl, gdzie byłem jeszcze niedawno! Tsion tak bardzo cieszy się z mojego nawrócenia, tak mnie zachęca. Boję się, Ŝe odbiorę mu tę radość. — CóŜ cię trapi? — Czuję się winny! Mógłbym pozostawić przeszłość za sobą, gdyby dotyczyła tylko mnie, gdyby chodziło tylko o moje grzechy. Jednak przez pychę i ignorancję ściągnąłem śmierć na przyjaciół. Zostali zamordowani w moim własnym domu! Rayford z niesmakiem odkrył, ile frazesów cisnęło mu się na usta. — Wszyscy wiele straciliśmy — wyszeptał. — Ja utraciłem jed ną Ŝonę po drugiej, syna i wielu przyjaciół. Zbyt wielu. Zwariował bym, gdybym stale o tym rozmyślał. Chaim otarł twarz dłońmi. — Ja takŜe omal nie oszalałem z bólu z powodu straty najbliŜszych. Ale najbardziej męczy mnie poczucie winy. Zabiłem człowieka! Wiem, Ŝe to Antychryst, który miał umrzeć, aleja tego wtedy nie wiedziałem. Zamordowałem człowieka, który zdradził mnie i moją ojczyznę. Zamordowałem! Rozumiesz, co to znaczy zabić człowieka?! UwaŜano mnie za bohatera narodowego, a ja zniŜyłem się do zabójstwa. — Rozumiem cię, Chaim. Sam planowałem zabić Carpathię, chociaŜ wiedziałem, kim jest i Ŝe zmartwychwstanie. — Ja zamordowałem go z premedytacją. Przez miesiące przygotowywałem się do tego. Sam sporządziłem sobie broń, upozorowałem udar mózgu, aby nie wzbudzać podejrzeń ochroniarzy, a później zrealizowałem swój zamiar. Jestem mordercą. Rayford spuścił głowę. — Czy wiesz, Ŝe omal cię nie ubiegłem? — Nie rozumiem. — Czy tuŜ przed zaatakowaniem Carpathii słyszałeś huk wystrzału? — Tak. — To ja strzelałem.
-135-
— Nie wierzę ci! Rayford opowiedział mu całą historię swojej wściekłości, kryzysu wiary i planów zabicia Carpathii. Chaim słuchał go uwaŜnie. — W końcu jednak nie uczyniłeś tego, a ja tak. Zabiłem go z entuzjazmem. AŜ do chwili, w której uwierzyłem, Ŝe to Bóg jest Panem Ŝycia i śmierci, cieszyłem się ze swego czynu. — Czy nie przynosi ci pociechy to, Ŝe śmierć Antychrysta została zapowiedziana przez Biblię. Poza tym Potentat zmartwychwstał. Czy moŜna się dręczyć poczuciem winy z powodu zamordowania kogoś, kto Ŝyje? — Oddałbym wszystko, co posiadam, za jedną chwilę spokoju. Nie chodzi o to, kogo zabiłem, lecz o to, Ŝe to zrobiłem. Nie znałem głębi własnej nieprawości. — Mimo to Bóg cię ocalił. — Powiedz mi, czy człowiek czuje, Ŝe Bóg mu wybaczył? — Dobre pytanie. Sam się nad tym zastanawiałem. Wierzyłem, Ŝe Bóg ma władzę oddzielić nas od naszych grzechów tak jak oddzielił wschód od zachodu. Człowiek jest jednak słabym stworzeniem i często nie umie przyjąć BoŜego przebaczenia, poniewaŜ skupia się na sobie i rozpamiętuje własną niedoskonałość. Jednak to, Ŝe wciąŜ odczuwa smutek z powodu swoich grzechów, nie znaczy, Ŝe Bóg mu nie wybaczył. — Tsion uwaŜa, Ŝe Bóg powoła mnie do wielkiego dzieła, abym został przywódcą mego narodu i poprowadził go na miejsce, gdzie nie będą musieli się obawiać Antychrysta. Nie jestem godny takiej misji. Rayford wstał. — Zaufaj Panu, to On będzie działał przez ciebie. On nie powołuje sprawiedliwych, lecz grzeszników. — Kim ja jestem? Nie znam BoŜego Słowa. Ledwie się nawróciłem. Jeszcze kilka dni temu byłem niewierzący. — Jako dziecko musiałeś słuchać Tory. -136-
— Oczywiście. — Czy jesteś gotów zaufać Bogu do końca? JeŜeli Bóg rzeczywiście powoła cię do tego dzieła, On da ci siły, abyś je wypełnił. Chaim jęknął i ponownie opadł na łóŜko. — Chcę być gotów. Pragnę zaufać Bogu. — To dobry początek. — Jednak czuję, Ŝe nie nadaję się do tej misji. — Bóg obdarzy cię wszystkim w odpowiednim czasie. — Człowiek, który przyjmie taką misję, musi mieć czyste sumienie, pewność, Ŝe spełnia wolę Boga, i wielką charyzmę, aby pociągnąć za sobą ludzi. Ja umiem mówić do kilkudziesięcioosobowej grupy studentów, ale nie do wielotysięcznego tłumu. Nie potrafię publicznie przeciwstawić się Antychrystowi i namówić do tego tysięcy. — Musisz uwierzyć, Ŝe Bóg tego dokona, posługując się tobą. — To moja jedyna nadzieja. Moje siły się wyczerpały.
W Nowym Babilonie było południe urzędowego czasu Carpathii. David po raz pierwszy od kilku dni opuścił pałac. O drugiej był umówiony z Hannah Palemoon na zabieg usunięcia szwów. Upał panujący na dworze przywołał w pamięci Hassida wspomnienie dnia, kiedy zginęła Annie. Smutna to była przechadzka. Miasto, które było kiedyś tętniącą Ŝyciem metropolią, przypominało dziś własny cień. Na niegdyś rojnych dziedzińcach pałacu Globalnej Wspólnoty dziś moŜna było spotkać tylko grupki turystów. W oddali ujrzał wycieczkę zgromadzoną wokół wystawionych na zewnątrz monitorów, na których przez dwadzieścia cztery godziny na dobę moŜna było oglądać wiadomości Globalnej Wspólnoty. Podszedł do grupy turystów i stanął z tyłu. Telewizja pokazywała właśnie przywódcę nowej religii - carpathianizmu. Przewielebny -137-
Leon Fortunato wygłaszał swoją pierwszą mowę od czasu objęcia tego urzędu. David pokręcił głową ze zdumienia. Leon miał na sobie długą bordowo-granatową szatę. Wyglądał w niej na duŜo wyŜszego i szczuplejszego niŜ zazwyczaj. Podawał właśnie wyniki międzynarodowego współzawodnictwa, chwalił miasta i regiony, które najszybciej wzniosły posągi Carpathii. Oczywiście prym wiodły Stany Zjednoczone Carpathii. Raport przeplatały materiały filmowe z całego świata. Prawo nakazywało, aby pomniki były co najmniej naturalnej wielkości i miały jednolitą barwę. Poza tym lokalne komitety mogły popisywać się nieograniczoną pomysłowością. W większości posągi były czarne, inne wykonano ze złota, kryształu lub włókna szklanego. Jedna z rzeźb była zielona, inna pomarańczowa, trafiały się takŜe dwukrotnie większe od oryginału. Fortunato wydawał się z nich szczególnie zadowolony i zapowiedział, Ŝe osobiście odwiedzi miejsca, w których je wzniesiono. — Muszę oznajmić, Ŝe w Izraelu wzniesiono kilka posągów, mię dzy innymi w Hajfie i Tel Awiwie, jednak w Jerozolimie nawet nie rozpoczęto prac — zagrzmiał Leon — Przemawiając w imieniu zmar twychwstałego Potentata, mówię: Biada! Biada! StrzeŜcie się wro gowie pana tej planety, którzy nie chcecie wypełnić prawa. Po tych słowach zaczął ponownie przemawiać głosem dobrego wujka. — Wiecie, Ŝe najwyŜszy obdarzył mnie mocą, abym mógł doko nywać takich samych cudów jak on. ChociaŜ dowiodłem swojej mocy, ściągając ogień z nieba, aby pochłonął niewiernych, wasz pan, Jego Wysokość, jest przecieŜ ucieleśnieniem miłości, przebaczenia i współ czucia. Wbrew mojej radzie Potentat poprosił mnie, abym powie dział, iŜ pamięta o swoich wiernych wyznawcach w Jerozolimie, któ rzy cierpią z powodu błędów i pychy przywódców tego regionu. Za tydzień od dziś nasz ukochany władca odwiedzi osobiście swoje dzieci w Jerozolimie. Uda się tam nie tylko po to, aby wystąpić otwar-138-
cie przeciwko swoim wrogom, lecz takŜe, by udzielić błogosławieństwa i przyjąć wyrazy hołdu i uwielbienia od obywateli, którzy chcą być mu wierni. Jako wasz najwyŜszy kapłan wzywam niezliczone rzesze uciskanych wyznawców carpathianizmu, prześladowanych przez obłąkanych buntowników z Jerozolimy, aby śmiało oddawały cześć temu, który godzien jest wszelkiej chwały i czci, gdy przybędzie do ich miasta. Zgotujcie mu triumfalny wjazd do Jerozolimy! W imieniu naszego pana, w obliczu potęŜnych sprzeciwów naszych wrogów udzielam wam gwarancji ochrony przed zemstą przeciwników naszego pana. Wiem, Ŝe w Jerozolimie niewielką przewagę zyskali judaici i ortodoksyjni śydzi. NaraŜają się oni na gniew jedynego prawdziwego boga, jeśli nadal trwać będą w swym szaleństwie. Jeśli nie uznają swojego błędu i nie ugną kolan przed panem, to ściągną na siebie jego gniew. Tym, którzy powiadają, Ŝe Świątynia znajduje się poza zasięgiem władzy Potentata, mówię: Nie waŜcie się sprzeciwiać naszemu panu. Jest on bogiem pokoju i pojednania, ale nie radzę wam oddawać czci innym bóstwom. Na tej planecie nie będzie miejsc innego kultu niŜ carpathianizm! Nicolae Carpathia, Potentat, zmartwychwstał! Grupa zgromadzonych przed ekranami udzieliła zwyczajowej odpowiedzi, David zaś powiedział cicho: — Jezus Chrystus zmartwychwstał prawdziwie. Fortunato przypomniał światu, Ŝe w ciągu dwóch dni wszystkie posągi Carpathii muszą zostać ukończone, aby lud mógł oddawać im cześć. — Z radością informuję was, Ŝe pierwszych sto miast, które wy stawi posągi, będzie miało zaszczyt przyjęcia znaku lojalności w pierwszej kolejności. Po tych słowach pomocnicy Leona wnieśli tablicę instruktaŜową i ustawili ją za jego plecami. W porównaniu z nimi Leon wydawał się nienaturalnie wysoki - z całą pewnością stał na jakimś podwyŜszeniu. Posługując się wskaźnikiem, Przewielebny zaczął objaśniać widzom -139-
schemat aparatu do umieszczania znaku lojalności. Urządzenie miało być zainstalowane na platformie mieszczącej jednorazowo kilka tysięcy ludzi. Będą tam takŜe ustawione głośniki, aby wszyscy mogli słuchać przemówień Carpathii i Fortunato. Obywatele mieli zajmować miejsce w specjalnych kabinach, gdzie pozostawało juŜ tylko podjąć decyzję w sprawie wyglądu i rozmiaru znaku oraz tego, czy ma on zostać umieszczony na czole, czy na prawej dłoni. — Udzielę wam przyjacielskiej rady — dodał Fortunato. — Jeśli nie będziecie się mogli zdecydować, znak zostanie umieszczony na prawej dłoni. Będzie się on składał z prefiksu określającego region waszego pochodzenia, obok niego zaś będzie niewielka blizna po wstrzyknięciu biochipa pod skórę. Pytano mnie wielokrotnie, jak zamierzamy zapobiec próbom odrobienia znaku. Skanera nie da się oszukać. KaŜda osoba, Mtó; biochip nie zostanie potwierdzony przez skaner, zostanie stracov|.bez moŜliwości apelacji. Biochip będzie niezbędny przy dokonywaniu wszystkich transakcji handlowych. W kaŜdym punkcie umieszczania znaku lojalności będą teŜ urządzenia słuŜące do egzekwowania lojalności. Ku zaskoczeniu Davida na ekranie telewizorów ukazało się zdjęcie ogromnej gilotyny. Fortunato wskazał na nią z jowialnym uśmiechem. — Nie sądzę, aby obywatele Globalnej Wspólnoty musieli się tym przejmować, chyba Ŝe są członkami sekty judaitów lub Ŝydow skimi fundamentalistami. Powiem szczerze. Tylko ludzie ślepi nie widzieli zmartwychwstania naszego boga i władcy, nie sądzę więc, aby poza Jerozolimą pozostali jeszcze jacyś sceptycy — stwierdził, ponownie wybuchając śmiechem. — Jednak, jak juŜ zapewne wie cie, niedługo zabawią wśród Ŝywych. Fortunato sięgnął po stertę listów. — Moi przyjaciele, oto prośby od tych, którzy pragną jako pierw si odebrać znak lojalności wobec Jego Wysokości, tutaj w naszym mieście. Wszyscy obywatele Globalnej Wspólnoty mogą przyjąć znak w Nowym Babilonie, jednak kod regionu będzie odpowiadał obsza-140-
rowi, z którego pochodzą. Z powodu technicznych ograniczeń, prosimy o szybkie zgłaszanie wniosków. Zapewniam was, Ŝe wstrzyknięcie biochipa nie jest bolesne. Zabieg będzie wykonywany przy miejscowym znieczuleniu.
Rayford wrócił do łóŜka, nadal nie mógł jednak zmruŜyć oka. Przez kolejne godziny rozmyślał, jak rozdzielić zadania członkom Opozycji Ucisku i w końcu postanowił, Ŝe do Grecji powinni pojechać Albie i Buck. Cameron będzie mógł napisać sprawozdanie z tego wyjazdu i opublikować je w swojej gazecie internetowej. ' Rozstrzygnąwszy tę kwestię, Rayford postanowił, Ŝe rano poprosi Zeke'a o przygotowanie nowych dokumentów dla Bucka oraz skontaktuje się z Davidem i zapyta go, czy mógłby w jakiś sposób ułatwić ich misję.
David poinformował szefa słuŜb aprowizacyjnych, Ŝe NajwyŜszy Zwierzchnik Hickman Ŝyczy sobie, aby na wizytę Carpathii w Izraelu przygotować Ŝywą świnię wielkości kucyka. Potem wpadł do biura, by sprawdzić pocztę. Znalazł e-maila od Ming Toy. Nie wiem, do kogo innego mogłabym się zwrócić, pisała. Jestem zdruzgotana wiadomością o śmierci Annie. Mogę się jedynie modlić, aby Bóg udzielił ci sił. Czy widziałeś się z moją rodziną od czasu, gdy wyjechałam? Bardzo się o nich boję. Zaproponowano im bezpłatne zakwaterowanie, dopóki Chang nie otrzyma pracy. Ojciec jest tym bardzo podekscytowany. Matka jak zwykle nic nie mówi, powiadomiła mnie jednak, Ŝe Chang jest zrozpaczony. Praca dla Globalnej Wspólnoty jest ostatnią rzeczą, jaką chciałby robić w Ŝyciu, mimo to ojciec nalega, aby ją przyjął. Oddanie syna na słuŜbę Carpathii uwaŜa z.a wielki zaszczyt. -141' .' '(
Chang dowiedział się, Ŝe wszyscy pracownicy otrzymają znak w ciągu kilku kolejnych tygodni, krąŜą jednak pogłoski, Ŝe nowo przyjęci zostaną oznakowani jako pierwsi. Czy ta wiadomość dotarła takŜe do ciebie? Czy to prawda? Niestety, myślę, Ŝe jest to bardzo prawdopodobne. Będą chcieli upewnić się o ich lojalności, zanim podpiszą z nimi umowy. Ojciec nalega, aby Chang jak najszybciej złoŜył swoje dokumenty w dziale personalnym. Pragnie, by jego syn znalazł się wśród tych, którzy jako pierwsi otrzymają znak lojalności, szczególnie Ŝe sam będzie mógł być przy tym obecny. Chang jest bliski wyznania mu, Ŝe wierzy w Jezusa. Obawia się jednak dwóch rzeczy. Po pierwsze, Ŝe ojciec na niego doniesie; po drugie, Ŝe będzie chciał poznać prawdę o mnie. Uwierz mi, znam mojego ojca. Sprzedałby nas oboje, aby dowieść swojej lojalności wobec Carpathii i Globalnej Wspólnoty. Zaklinałam brata, aby o niczym nie wspominał ojcu, nie wiem jednak, jak długo będzie mógł milczeć. Jedynym sposobem uniknięcia oznakowania jest ucieczka lub wyznanie ojcu prawdy. Czy moŜesz nam jakoś pomóc? Przepraszam, Ŝe zawracam ci głowę w tak trudnym dla ciebie czasie. Modlę się za ciebie codziennie. Leah powiadomiła mnie, Ŝe równieŜ twoi z Opozycji Ucisku modlą się za ciebie codziennie. Twoja siostra w Chrystusie, Ming Toy. David zadzwonił do działu kadr. — Co się dzieje w sprawie Changa Wonga? — JuŜ mówię, panie dyrektorze. Ten Wong ma imponujący Ŝyciorys. Wśród dygnitarzy mówi się o nim, wspominał o nim nawet sam Carpathia. Wspaniały chłopak. Przyjmiemy go, gdy tylko złoŜy podanie. Domyślam się, Ŝe chciałby mieć go pan u siebie. Wszyscy chcą. — Nie wiem jeszcze. Zastanawiałem się tylko. — W pańskim dziale byłby najbardziej przydatny. Przyjąłby go pan, prawda? — Za wcześnie jeszcze o tym mówić, nie jestem człowiekiem, który ulega wpływom. To, Ŝe wszyscy chcą go mieć u siebie, nie oznacza, Ŝe ja go potrzebuję w moim dziale. -142-
— Fakt. W kaŜdym razie byłby cennym nabytkiem. — Kiedy będziecie coś wiedzieć? — Nie mam pojęcia. Miał przyjść wczoraj. Inicjatywa naleŜy do niego. Musi wypełnić formularze i złoŜyć oficjalne podanie o pracę, a wówczas przedstawimy mu naszą propozycję. — Nie ukończył jeszcze studiów. — MoŜe skończyć w Nowym Babilonie, zresztą ten chłopak mógłby sam nauczać. — Kiedy zacząłby pracę? — Za kilka dni. Mogą być pewne opóźnienia z powodu kolejnego cięcia kosztów. Słyszał pan o tym? — Nie. — Powinien pan otrzymać informację pocztą elektroniczną. — Zapoznam się z nią. Dziękuję. Nie miał duŜo czasu do namysłu. Gdyby pozyskał Changa dla swojego działu, a później upozorował jego śmierć w wypadku, wówczas chłopak byłby wolny bez Ŝadnych konsekwencji dla jego rodziny. JeŜeli okaŜe się, Ŝe przed przyjęciem do pracy musi zostać oznakowany, wtedy wyda się, Ŝe jest chrześcijaninem. — Mógłbym przeprowadzić z nim rozmowę kwalifikacyjną? — Rozmowę? Hm. Nie ma o tym mowy w procedurze, nie widzę jednak Ŝadnych przeszkód. — W którym pokoju on mieszka? — Cztery tysiące pięćdziesiąt cztery. To niedaleko Hannah, pomyślał. — Dziękuję. Davidpobiegł do szpitala. — Rana wygląda duŜo lepiej, prawie się zagoiła — powiedziała Hannah, przemywając mu głowę środkiem dezynfekcyjnym. — Wiedziałaś, Ŝe państwo Wong zamieszkali na twoim piętrze? — Kim są Wongowie? — David wskazał palcem na swój znak BoŜej pieczęci. — To świetnie — powiedziała. — Zamknij oczy. -143-
Kiedy spełnił to polecenie, zapytała ponownie: — Kim są ci Wongowie? Opowiedział jej całą historię. — Co masz zamiar zrobić? — zapytała. — ZałoŜę podsłuch w ich pokoju. — MoŜesz to zrobić? — Tak. — W jaki sposób? — Nie mogę ci powiedzieć, bo... David zasyczał z bólu. — Musisz wytrzymać — powiedziała, lejąc na opatrunek wodę utlenioną. — Czy dzięki temu łatwiej będzie zdjąć bandaŜ? — Tak — odpowiedziała. — Na szczęście miałeś dobrego chirurga, czyli mnie. Ogoliłam ci wtedy skórę wokół rany i dlatego teraz nie muszę wyrywać ci włosów. — Nie moŜesz po prostu zerwać tego opatrunku? — Nie, gdyŜ pod nim są szwy. Trzeba je wyjąć w odpowiedni sposób. Spróbuj pomyśleć o czymś innym. — Na przykład o czym? — Pomyśl o wolności — poradziła. — O tym, Ŝe juŜ nigdy tu nie wrócisz. — To jest dla ciebie wolność? To tylko inna forma uwięzienia. — Myślałam o tym — odparła. — Kiedy stąd uciekniemy, nie będziemy musieli aŜ tak bardzo się bać, prawda? — Będziemy musieli bać się czego innego. Aj! — Przepraszam. Wytrzymaj jeszcze troszkę. Mów dalej. — Nie będziemy musieli uwaŜać na to, czy ktoś na nas patrzy ani czy nas słucha. Nie będę się musiał martwić, czy ktoś się włamał do mojego komputera. Nie będziemy teŜ musieli zastanawiać się, czy nas zdemaskowali i czekają, abyśmy doprowadzili ich do pozostałych. Nie będziemy jednak wolni. Będziemy banitami. — Widzę, Ŝe nie spodobał ci się mój pomysł ucieczki. -144-
— Dlaczego tak sądzisz? Poprosiłem Maca i Abdullaha, Ŝeby się nad nim zastanowili. — Gdyby udało się zrealizować mój pomysł, nikt nigdy nie będzie nas szukał. Załatwimy sobie nowe dokumenty, zmienimy wygląd i zaczniemy wszystko od nowa. — Zapomniałaś o znaku lojalności. Hannah wzdrygnęła się. Uniosła w górę bandaŜ, trzymając go noŜyczkami chirurgicznymi. Była na nim krew i odcisk rany, dwóch klamer i kilku szwów. — Czy mogę o coś spytać cię? — powiedział. — O coś zupełnie nie na temat? — Chciałeś powiedzieć: „Czy mogę cię spytać"? — Właśnie. Nie musisz się popisywać. — Przepraszam. To nieuleczalne. — Myślę, Ŝe kiedy juŜ stąd uciekniemy, udzielisz mi kilku lekcji gramatyki. Nawiasem mówiąc, dlaczego sądzicie, Ŝe pacjenci chcą oglądać takie rzeczy? Mam na myśli te obrzydliwe bandaŜe. — Och, rzeczywiście, jakie obrzydliwe bandaŜe! — Przedrzeźniała go. — Lekarze i pielęgniarki zawsze tak robią. Myślicie, Ŝe jak pacjent się nie napatrzy, to nie będzie chciał zapłacić. Wzruszyła ramionami. — Musicie to lubić — ciągnął swoje David. — Tak mi się wydaje. Skoro o tym mowa, nie wspomniałaś o klamrach. — Sam odpowiedziałeś na swoje pytanie. — Pogubiłem się w tym wszystkim. — Pokazałam ci zdjęty opatrunek, abyś wiedział, co cię teraz czeka. Najpierw zdejmę ci szwy, to nie jest bolesne. Klamry zdejmę na końcu, najpierw muszę sprawdzić, czy rana się zabliźniła i czy zdoła utrzymać twój wielki mózg. Na końcu usunę te dwie klamry szczypcami do cięcia drutu, — śartujesz.
— Nie Ŝartuję. Przetnę klamrę... -145-
— Będzie bolało? — Nie, jeśli się nie poruszysz. — UwaŜaj, Ŝeby ci ręka nie zadrŜała. — Jestem w tym naprawdę dobra, słowo. — Czuję, Ŝe to będzie bolało. — Przyznaję, Ŝe zdjęcie klamry jest bardziej bolesne od usunięcia szwu. Klamra jest załoŜona głębiej niŜ szew, dlatego jej wyjęcie będzie bardziej skomplikowanym przedsięwzięciem. — Bardziej skomplikowanym przedsięwzięciem? Mogłabyś wykładać zarządzanie i marketing. — A co miałam powiedzieć? UwaŜaj, moŜesz poczuć, jak klamra wychodzi. — Nie podoba mi się to „wychodzi". — Uspokój się, jeśli uznam, Ŝe ten zabieg zagraŜa twojemu Ŝyciu, natychmiast przerwę. — Przestań drwić z rannego człowieka, Hannah. Wyjmij wreszcie tę klamrę! Chcę mieć to juŜ za sobą! — Nie chcesz mieć powodu, aby przychodzić do mnie do szpitala? — powiedziała z udawaną urazą. — Nie o to chodzi. — Nie znam innych wierzących, którzy mieliby powody, by tutaj zaglądać. Nic nie szkodzi. MoŜesz mnie zostawić, będę cierpiała w samotności. — Zajmij się wreszcie tą klamrą. — Dobrze, tylko przestań mówić. Pomyśl o czymś innym. — Czy potrafisz jednocześnie pracować i rozmawiać? — Pewnie. Mówiłam ci przecieŜ, Ŝe jestem w tym dobra. — Opowiedz mi swoją historię, kiedy będziesz znęcała się nade mną. — Moja opowieść będzie trwała dłuŜej od całego zabiegu. — Nie musisz się spieszyć. — Nareszcie! Miło było to usłyszeć.
Rozdział trzynasty
Słuchanie opowieści Hannah Palemoon tak wciągnęło Davida, Ŝe zapomniał na chwilę o wszystkich zmartwieniach. Wychowała się w rezerwacie Czirokezów połoŜonym na terenie byłych Stanów Zjednoczonych Ameryki. — Nie uwierzyłbyś, ile błędnych opinii na temat Indian funkcjonuje w powszechnej świadomości — powiedziała. — Nigdy nie byłem w Stanach, nawet gdy nosiły jeszcze nazwę USA. Czytałem jednak o Indianach. Nazwali was Indianami z powodu pomyłki Kolumba. — Tak właśnie było. Sądził, Ŝe znalazł się w Indiach Zachodnich i w ten sposób zostaliśmy Indianami. Teraz mamy indiańskie to i indiańskie tamto. Indiańskie plemiona. Indiańską społeczność. Indiańskie rezerwaty. Problem indiański. Amerykanów pochodzenia indiańskiego — to moje ulubione określenie. Oczywiście ci, którzy nigdy w Ŝyciu nie byli w rezerwacie, sądzą, Ŝe mieszkamy w namiotach tipi. — Ja równieŜ tak sądziłem — powiedział David. — Widziałem na zdjęciach. — Zrobiono je w wioskach dla turystów. Oni chcą oglądać dawną kulturę rdzennych mieszkańców Ameryki, więc im pokazujemy. Ubieramy się w dawne stroje, prezentujemy stare tańce, sprzedajemy pamiątki. Nie chcą oglądać naszych prawdziwych domów. — Rozumiem, Ŝe nie mieszkacie w tipi. — Mieszkamy całymi rodzinami w niewielkich domkach lub przyczepach kempingowych. Turystów nie interesowało to, Ŝe mój tata był mechanikiem, a mama pracowała w biurze firmy wodno-kanali-147-
zacyjnej. Woleli wierzyć w to, Ŝe są członkami zbrojnej bandy, piją wodę ognistą lub pracują w kasynie. — Twoi rodzice naprawdę tam nie pracowali? — Mama lubiła grywać na jednorękim bandycie, a ojciec przegrał pewnej nocy wszystkie pieniądze w oczko. JuŜ nigdy tam nie wrócił. — A ty zostałaś weterynarzem. — Pomocnikiem weterynarza. Mój wuj, brat mamy, był weterynarzem samoukiem. W rezerwacie nie trzeba mieć dyplomu, pod warunkiem, Ŝe nie przyjmujesz obcych. Wuj leczył tylko nasze zwierzęta. Turyści pytali, czy jest szamanem, czy próbuje tańcem i śpiewem wskrzesić martwe sztuki. Wuj lubił czytać i studiował wszystko, co wpadło mu w ręce na temat leczenia zwierząt. Bardzo je lubił i miał ich całe mnóstwo. — Nie chciałaś zostać weterynarzem? — Nie. Przeczytałam wszystkie ksiąŜki o Clarze Barton i Florence Nightingale . W szkole dobrze się uczyłam, byłam szczególnie dobra w naukach przyrodniczych. Nauczycielka zachęciła mnie, abym zdawała na uniwersytet. Zaczęłam studiować na Uniwersytecie Stanowym w Arizonie i marzyłam, aby nigdy juŜ nie wrócić do rezerwatu. — Dlaczego? — Sądziłam, Ŝe na zewnątrz będę miała więcej szans. Udało mi się. — Gdzie usłyszałaś o Bogu? — Słyszałam o Nim wszędzie. W rezerwacie byli chrześcijanie. My nie chodziliśmy do kościoła, lecz znaliśmy wielu, którzy uczęszczali regularnie. Ta nauczycielka, która namówiła mnie na studia, często rozmawiała ze mną o Jezusie. Nie byłam tym zainteresowana. Ona nazywała to „składaniem świadectwa", co wydawało mi się dziClara Barton - załoŜycielka Czerwonego KrzyŜa w USA (przyp. red.). Florence Nightingale - angielska pielęgniarka i działaczka społeczna (przyp. red.).
-148-
waczne. Z chrześcijaństwem miałam teŜ kontakt na uczelni. Chrześcijanie byli wszędzie. Często słyszałam, jak rozmawiali o swojej wierze. — Nigdy cię to nie zaciekawiło? — Nie na tyle, aby pójść na ich spotkanie. Bałam się, Ŝe wciągną mnie do jakiejś sekty. Moi wierzący koledzy mówili, Ŝe ludzie są grzesznikami i nie mogą tego zmienić. Szczerze mówiąc, wówczas nie czułam się grzesznikiem. — Nie umieli z tobą rozmawiać. — Nie była to ich wina. Oczywiście, grzech ciąŜył na mnie, ale chociaŜ tego nie dostrzegałam. — Co cię przekonało? — Kiedy odkryłam, kto zaginął w czasie masowej fali zniknięć, byłam wściekła. Zniknęli Indianie, którzy chodzili do kościoła, chrześcijanie z mojego uniwersytetu i moja nauczycielka ze szkoły średniej. — Dało ci to pewnie do myślenia. — Nie. Wtedy juŜ nie musiałam się zastanawiać, miałam pewność. Ludzie mówili, Ŝe to dzieło Boga, a ja im wierzyłam. 1 nienawidziłam Go za to. Rozmyślałam o tych ludziach, o tym, jacy byli uczciwi i poboŜni, jak troszczyli się o mnie. Nie chciałam mieć nic wspólnego z Bogiem, który ich zabrał. Później usłyszałam o Carpathii. Biblia mówi, Ŝe wielu da się zwieść. Byłam jedną z pierwszych. Uwierzyłam w tę jego gadaninę. Gdy dowiedziałam się, Ŝe potrzebuje personelu medycznego, wsiadłam w samolot i poleciałam do Nowego Jorku. Nie byłam pewna, czy chcę się przeprowadzić na tę pustynię, byłam jednak wówczas lojalnym obywatelem. Zaczęłam być podejrzliwa w stosunku do Carpathii, gdy zaczął przemawiać jak typowy polityk, który przedstawia sprawy tak, jak mu jest na rękę. Miałam wraŜenie, Ŝe nigdy nie odczuwał autentycznego Ŝalu z powodu chaosu, jaki zapanował na świecie i licznych ofiar. Nie zgadzałam się z nim, gdy twierdził, Ŝe wszystko to dowodzi, iŜ za falą masowych zniknięć nie moŜe kryć się Bóg, w przeciw-149-
nym razie nie byłby Bogiem miłości. Wierzyłam, Ŝe Bóg to uczynił i Ŝe wcale nie jest taki miłosierny. Hannah zakończyła usuwanie szwów. Zdjęła rękawice i wrzuciła je do kubła. Umyła ręce i załoŜyła nową parę. Usiadła na stołku obok Davida. — Pozostały jeszcze klamry. ZasłuŜyliśmy sobie na chwilę przerwy. — Ktoś musiał przyprowadzić cię do Boga. Umieram z ciekawości, kogo wierzącego tutaj poznałaś. — Nie sądziłam, Ŝe są tu chrześcijanie, dopóki nie ujrzałam znaku na twoim czole, gdy leŜałeś nieprzytomny na ziemi. Starałam się go zmyć, a później omal nie tańczyłam z radości. Nie widziałam własnego znaku ani nigdy nie widziałam go na czyimś czole. Czytałam tylko o nim. Pamiętasz, jak ogłoszono wprowadzenie zakazu odwiedzania strony internetowej Tsiona Ben-Judah? — Oczywiście. — Właśnie ten zakaz mnie zachęcił. Natychmiast ją odnalazłam. Nie rozumiałam, o czym pisał, dopóki nie przepowiedział trzęsienia ziemi. Po pierwsze, wydarzenie to naprawdę miało miejsce. Po drugie, ziemia pochłonęła mieszkańców rezerwatu. Straciłam wszystkich. Mamę, tatę, dwóch małych braci i członków dalszej rodziny. Z naszego rezerwatu dosłownie nikt nie ocalał. — To straszne. — WyobraŜasz sobie, jak się czułam. Byłam pogrąŜona w rozpaczy. Samotna. Wściekła. Zdumiona tym, Ŝe ten dziwak pisujący artykuły w internecie wszystko to przewidział. — Nie mogę sobie wyobrazić, by to cię przekonało. Musiałaś być rozgniewana na Boga jeszcze bardziej niŜ wcześniej. — W pewnym sensie tak. Zaczęłam jednak dostrzegać prawdę o Nicolae. Byłeś wówczas tutaj, prawda? Słyszałeś pogłoski? David skinął głową. — Ludzie opowiadali, jak podczas trzęsienia ziemi odpychał innych, by dostać się na pokład helikoptera. Nietrudno mi było w to -150-
uwierzyć. Przypuszczalnie zachowałabym się podobnie jak on. Instynkt samozachowawczy i tak dalej. On jednak nic nie zrobił dla nikogo, nie wysłał na miejsce ekipy ratunkowej. Ludzie wisieli uczepieni płóz jego helikoptera, błagali, aby im pomógł. Mimo to polecił pilotowi wystartować. Pewnie i tak nie zdołałby nikogo uratować, cały budynek się wtedy zawalił. Ale on nawet nie kiwnął palcem! Wróciłam do pracy, ale zapomniałam o moim idealizmie, wciąŜ odwiedzałam stronę Tsiona Ben-Judah. Razem ze mną odwiedzały ją miliony innych. Wiele osób uwierzyło. Czytałam o znaku stanowiącym pieczęć wierzących i zazdrościłam im. Nie byłam jeszcze pewna, czy chcę go mieć, pragnęłam jednak naleŜeć do jakiejś rodziny. Wiesz, co mnie najbardziej ujęło w Tsionie? To Ŝe wszyscy zwracali się do niego po imieniu. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe to jeden z najwybitniejszych umysłów, a jednak potrafił pisać w sposób zrozumiały dla takich ludzi jak ja. Wiedziałam, o czym mówi. Wszystko było jasne. On sam stracił całą rodzinę, podobnie jak ja. Tyle w nim było miłości! MoŜna ją było wyczuć nawet za pośrednictwem internetu. Modlił się za ludzi i słuŜył im. — I to cię przekonało? — Szczerze mówiąc, nie. Wierzyłam, Ŝe ten człowiek jest szczery, potrzebowałam jednak czasu. Zamierzałam wszystko uwaŜnie i bez pośpiechu przestudiować. Później Tsion przepowiedział nadejście plag, i plagi spadły na ziemię. Widziałam, jak wszyscy wokół mnie cierpią, a jednocześnie zdawałam sobie sprawę, Ŝe po nich nadejdą inne. Wtedy podjęłam decyzję. — Czy właśnie wtedy uznałaś swą grzeszność? Hannah wstała i znalazła małe szczypce do przecinania drutu. , — Tylko nie to — westchnął błagalnie David. — Rozluźnij się. Posłuchaj dalszego ciągu opowieści — mówiąc to, naciągnęła skórę głowy palcami i wsunęła szczypce pod klamrę. Przecinana klamra wydała charakterystyczny dźwięk. -151-
David podskoczył. — śyjesz? — zapytała. — Nic nie poczułem. Przestraszyłem się tylko. — Wróćmy do opowieści o moim Ŝyciu — powiedziała, wyjmując kawałki klamry. — Tsion nas ostrzegał. Na pewno o tym słyszałeś. Musiałeś czytać jego codzienne rozwaŜania. David skinął głową. — Rozmawiałem z nim. — śartujesz?! Potwierdził ruchem głowy.
— Nie kręć głową, dopóki nie skończę. Jeśli mnie okłamujesz, zrobię to tak, Ŝe będzie bolało. — Mówię prawdę. Pewnego dnia poznasz go osobiście. — Chyba zapadnę się pod ziemię z wraŜenia. — Ja równieŜ. — PrzecieŜ go znasz! — Znam go tylko przez telefon. — Tylko przez telefon — powtórzyła, przedrzeźniając go. — Tak, rozmawiamy czasami. Dzwoni do mnie co jakiś czas i mówi: Jak leci, Dave? Właśnie skończyłem moje jutrzejsze rozwaŜanie. David musiał się uśmiechnąć. Szybko zdał sobie sprawę, Ŝe uczynił to po raz pierwszy od śmierci Annie. — Mniejsza o to — ciągnęła Hannah, zgrabnie wyjmując kawał ki klamer. — Widzisz? Mam dobry czas i znakomitą technikę. O, czyŜbym ujrzała mózg? Nie, ta czaszka musi być pusta w środku. David poruszył głową. — Wróćmy do twojej historii, Hannah. — Właśnie. Tsion obiecywał, Ŝe jeśli zaczniemy czytać Pismo Święte, stanie się ono dla nas zwierciadłem i to, co ujrzymy moŜe się nam nie spodobać. Pamiętasz? — No jasne! Druga klamra wyszła równie łatwo. Pokazała mu ją, lecz on machnął ręką, by dała spokój. -152-
— Nie miałam Biblii. Jak pewnie zauwaŜyłeś, nie kładą jej tutaj na nocnym stoliku. Ściągnęłam sobie cały tekst Pisma Świętego ze strony Tsiona. — I nie mogłaś się oderwać? — Niezupełnie. Zrobiłam wszystko inaczej niŜ trzeba. Nie przeczytałam krótkiego wprowadzenia o tym, od czego trzeba zacząć lekturę i czego szukać. Zaczęłam czytać od początku. Bardzo lubiłam opowieści z Księgi Rodzaju, kiedy jednak dotarłam do Księgi Wyjścia i... jak się nazywa kolejna? — Księga Kapłańska. — Właśnie. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest to zwierciadło, o którym mówił? W końcu wróciłam na jego stronę, do programu, w którym moŜna było zadawać pytania. Tego dnia pytania zadało jakieś milion osób. Nie oczekiwałam, Ŝe udzieli mi osobistej odpowiedzi. Faktycznie tego nie uczynił. Pewnie rozmawiał właśnie przez telefon ze swoim kumplem Dave'em. Ktoś jednak odesłał mnie do jego wprowadzenia. Zaczęłam czytać Nowy Testament począwszy od Ewangelii świętego Jana, później przeczytałam List do Rzymian i Ewangelię świętego Mateusza. I wtedy rzeczywiście ujrzałam siebie! Zrozumiałam, Ŝe moim głównym grzechem był pycha. Tej nocy nie mogłam zasnąć, ale następnego dnia pracowałam przez całą zmianę w ogólne nie odczuwając zmęczenia. Chciałam opowiedzieć wszystkim o tym, co wydarzyło się w moim Ŝyciu. Hannah obmyła głowę Davida wodą utlenioną i wysuszyła czystym ręcznikiem. — JuŜ prawie po zabiegu. Musimy iść stąd, zanim zaczną nas szukać. — Jeszcze minutkę. — Tak?
— Chciałem ci podziękować. Potrzebowałem umocnienia. Takie opowieści zawsze dodają nadziei. — Dzięki, David. Czy wyobraŜasz sobie, jak długo musiałam czekać, aby ją komuś opowiedzieć? Aha! Jeszcze jedno. -753-
— Co?
— Pozdrowisz ode mnie Tsiona?
— śartujesz — powiedział Buck. — Wcale nie! — zaprzeczył Zeke. — Sam zobacz. Buck poszedł za Zekiem do jego pokoju, spoglądając wymownie na Rayforda i Chloe. Tak jak mówił Zeke, w jego szafie wisiały cztery brudne i wygniecione mundury funkcjonariuszy Globalnej Wspólnoty. — Skąd je wytrzasnąłeś? — Zdobyłem je po ataku jeźdźców — odparł Zeke. — Pamiętasz? Buck skinął głową. —Wszędzie leŜały ciała zabitych funkcjonariuszy. Tata woził mnie po okolicy przez całą noc. Nie podobał mi się pomysł zdejmowania mundurów z zabitych, obaj uznaliśmy jednak, Ŝe jest to dar od Boga. Mam takŜe ich dokumenty, nie moŜna jednak uŜywać ich nazwisk. — Dlaczego? Zeke westchnął. — Tych facetów wciąŜ uwaŜa się za zaginionych. Jeśli będziesz posługiwał się ich nazwiskiem, stopniem i numerem paszportu, posądzą cię, Ŝe ich zamordowałeś. — Co zamierzasz zrobić, umieścić na mundurze nową naszywkę z nazwiskiem? Przygotować nowy komplet dokumentów? — Trzeba będzie wszystko wymieszać i dopasować. Najpierw musimy sprawdzić, na kogo będą dobre. Ten jest największy. — Od razu widzę, Ŝe będzie za krótki. — Spójrz na mankiety koszul i marynarek. Widać, Ŝe były skracane rękawy. Nie szyli munduru na miarę dla kaŜdego. — Znasz się na krawiectwie, Zeke? — Znam się na wszystkim. Pełna obsługa. -154-
Buck znalazł spodnie, które pasowały w pasie, lecz były za krótkie. Koszula leŜała całkiem dobrze, miała jednak za krótkie rękawy. Podobnie było z marynarką. Czapka teŜ była za mała. Buck pokręcił głową ze zdumienia, widząc jak Zeke wyciąga przybory do szycia. Nie mógł powstrzymać śmiechu, gdy zobaczył to wielkie chłopisko z ustami pełnymi szpilek. — Co miałeś na myśli, mówiąc, Ŝe trzeba będzie wszystko wymieszać i dopasować? — Twoje dokumenty zabraliśmy zabitemu cywilowi — odparł Zeke przez zaciśnięte wargi. — Po tym wypadku nie trzeba ci będzie robić operacji plastycznej, efekt jest podobny. Przefarbujemy ci włosy, załoŜymy ciemne szkła kontaktowe i zrobimy zdjęcie do nowych papierów. Chcesz poszukać sobie papierów kogoś, kto jest do ciebie podobny? Widziałeś moje teczki, gdy wybierałeś dla siebie dokumenty Grega Northa. Znajdź kilku nowych kandydatów, kogoś naprawdę podobnego. Im mniej będę musiał zmieniać, tym lepiej. — Czy moŜesz nadać mi stopień wyŜszy od Albiego? — Nie! Spójrz na dystynkcje na rękawach i kołnierzu marynarki. To twój stopień w siłach pokojowych Globalnej Wspólnoty. Gdybyś zamiast poziomego miał jeden lub dwa pionowe paski, mógłbym cię zrobić nawet dowódcą. — Nie da się tego przeszyć? — To bardzo uciąŜliwa robota. Będziesz musiał zapłacić podwójną stawkę. Buck uśmiechnął się nieznacznie, a Zeke wybuchnął śmiechem. — Mało brakowało, a sięgnąłbyś do portfela, Ŝeby sprawdzić, czy moŜesz sobie na to pozwolić? — Faktycznie. — Tata mówi, Ŝe jest ze mnie niezły oryginał — powiedział Zeke, nagle przybierając powaŜny wyraz twarzy. — Wiesz, gdzie mogą go przetrzymywać? Zeke potrząsnął głową. -755-
— Nie podoba mi się to, co widziałem w telewizji. Mówili, Ŝe rozpoczną znakowanie obywateli od więźniów. Wykorzystają ich jak zwierzęta doświadczalne. — Twój tata nie zgodzi się na przyjęcie znaku. — Jestem tego pewny. Nie ma mowy. Nigdy. To oznacza, Ŝe pewnie go juŜ nie zobaczę. — Nie myśl tak, Zeke. Zawsze jest nadzieja. — MoŜe i tak. Modlę się za niego. Będą mieli wybór, prawda? — Tak zrozumiałem. — Tata nawet o tym nie pomyśli. Otrzymał juŜ znak. Widziałem jego znak, a on widział mój - w ten sposób się dowiedzieliśmy. Nawet nie pomyśli, Ŝe moŜna mieć dwa i zostać przy Ŝyciu. Powie: Nie zgadzam się, a oni go za to zabiją. Tata wyjdzie z więzienia w trumnie.
David wracał do biura w zupełnie niezłym, biorąc pod uwagę okoliczności, nastroju. Bardzo polubił Hannah i jej poczucie humoru. ChociaŜ była od niego sporo starsza, nie dawało się tego odczuć. Zalogował się do swego komputera i włączył podsłuch w pokoju Wongów. ZałoŜył słuchawki i znalazł się w samym środku gwałtownej kłótni. Usłyszał dźwięk telewizora i krzyki pani Wong. Pan Wong wrzeszczał coś po chińsku. Hassid domyślił się, Ŝe ojciec spiera się o coś z synem, a matka chce oglądać telewizję. Jedynymi wyrazami, które David rozumiał, były pojawiające się czasami słowa „Globalna Wspólnota" i „Carpathia". Ojciec krzyczał na syna, ten zaś odpowiadał mu coś płaczliwym głosem. David zapisał rozmowę na wypadek, gdyby udało mu się znaleźć program rozpoznający język chiński. Nagle pan Wong zaczął mówić bardziej surowym głosem, Chang zaś rozpłakał się. Matka ponownie zaŜądała, aby się uciszyli, a ojciec coś jej odwarknął. Ktoś podniósł słuchawkę i wybrał numer. MoŜe wreszcie zaczną mówić po angielsku! -156-
— Pana Akbar, wy mówić po chiński?... Pakistański? Ja nie znać. Angielski. Tak, Wong! Mieć do pana pytanie. Nowy pracownik otrzy mać najpierw znak lojalności, tak?... Rozumieć. Jak szybko?... Nie wcześniej niŜ... MoŜe być szybciej, Dobrze, dobrze. Pani Wong i ja teŜ mogą dostać? W porządku? Moja syn, Chang Wong, chcieć otrzy mać znak jako pierwsza. Chłopak coś krzyknął. Ktoś wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. David uznał, Ŝe musiał to być Chang. — Pana Akbar, wy dać znak chłopiec, matka i ojciec?... Nie zajmo wać się tym? Kto?... Moon? Walter Moon?... Nie robić tego osobi ście?... Ludzie Moona, Dobrze. Syn pierwsza! Zdjęcie! Zrobić zdjęcie moja syn!... Kiedy?... Tak. Porozmawiam z ludźmi Moona. śegnać. David zastanawiał się, czy Chang wyznał ojcu, dlaczego nie chce przyjąć znaku. Kiedy w pokoju zapanowała cisza, przerwał nagranie, zapisał plik i przesłał go Ming Toy z prośbą: Przetłumacz mi jak najszybciej treść rozmowy. Przepraszam, Ŝe ich podsłuchuje, jestem jednak przekonany, iŜ. ty równieŜ chcesz zapobiec tragedii. Po wysłaniu wiadomości, zadzwonił do pokoju Chińczyków. Słuchawkę podniósł pan Wong. — Poproszę Changa. — Chcesz rozmawiać z Chang Wong? — Tak, moŜe go pan poprosić? — Chcieć rozmawiać o praca dla Globalna Wspólnota? — Tak. — Ty być pan Moon? — Nie. Ja jestem David Hassid. Poznaliśmy się tydzień temu. — Pamiętać! Pana Hassid! Chang pracować dla pan? — Jeszcze nie wiem. Chciałbym z nim o tym pomówić. — On być tutaj. Ty z nim porozmawiać. Pracować w dział komputerowy, tak? — W duŜej części, tak. — On być najlepsza. Pomóc pana! Pracować dla niego. Ty z nim pomówić. Czekać... -157-
Powiedział coś po chińsku, a chłopak odkrzyknął do niego z in nego pokoju. W końcu podszedł do telefonu. — Słucham. — Chang, tu David. Posłuchaj uwaŜnie. Twoja siostra powiedziała mi, co się dzieje. Chcę ci pomóc. Czy ojciec da ci na chwilę spokój, jeśli zgodzisz się na rozmowę kwalifikacyjną? — Tak. — Zyskamy w ten sposób trochę czasu. Nie martw się o nic, dobrze? — Spróbuję. — Nie wspominaj o tym nikomu, moŜe wydostaniemy cię stąd. — Zanim otrzymam znak? — Nikomu o tym nie mów, Chang. Udawaj, Ŝe jesteś zadowolony. Zrozumiałeś? — Tak, David. — Zwracaj się do mnie panie dyrektorze, dobrze? Udawaj, Ŝe to oficjalna rozmowa w sprawie pracy. — Tak, panie dyrektorze. — Bardzo dobrze, Chang. Zróbmy wszystko jak naleŜy. Zadzwonisz jutro do mojej asystentki i umówisz się ze mną na spotkanie. Powiesz Tiffany, Ŝe czekam na twój telefon, Ŝe kazałem ci zadzwonić. Dobrze? — Tak, panie dyrektorze. — Wszystko będzie dobrze, Chang. — Mam nadzieję. — MoŜesz mi zaufać.
— Tak, panie dyrektorze.
Rozdział czternasty
Tsion zaprosił wszystkich mieszkańców wieŜowca Stronga na wykłady o historii ludu BoŜego, które przygotowywał dla swojego dawnego profesora. Po usunięciu drutów Chaim zaczynał powoli dochodzić do siebie. Nie odzyskał jednak dawnej energii i pomimo wielu starań Tsiona wciąŜ chodził smutny. — Chodź, chodź do nas Chaim! — zawołał Tsion. — To będzie wspaniała opowieść. Najniezwyklejsza historia na świecie! Wiem, jakie schronienie Bóg przygotował dla swojego ludu, jednak chcę ci opowiedzieć wszystko od początku. Musisz być gotów, gdy Bóg zechce cię powołać na swojego wojownika. Wierzę, Ŝe gdy to się stanie, udzieli ci nadprzyrodzonej mocy, abyś mógł stawić czoło szatańskim cudom Antychrysta. Wyobraź sobie, jakie to będzie zwycięstwo! JakŜe bym chciał, aby Bóg posłał tam mnie! — Ja równieŜ — odparł Chaim. — Nie, nie! Nie wolno ci odsuwać tego najświętszego powołania i obowiązku. Nie lękaj się niczego. Jezus jest Mesjaszem! Jezus jest Chrystusem! On zmartwychwstał! — Zmartwychwstał prawdziwie — odpowiedział Chaim, lecz uczynił to z mniejszym entuzjazmem niŜ Tsion. — Gdybyś mógł usłyszeć samego siebie — westchnął Tsion. — Zmartwychwstał prawdziwie — wymamrotał, parodiując Chaima. — Nie tak trzeba to mówić! On zmartwychwstał! Prawdziwie! Amen! Chwała Panu! Alleluja! MoŜesz pojechać do Jerozolimy jako przywód ca, jako zdobywca! Stawisz czoło kłamcy bluźniącemu Panu NajwyŜ szemu. Wyjawisz światu podstępy Antychrysta - człowieka opętanego przez szatana - i staniesz na czele wierzących, którzy sprzeciwili się Bestii! -159-
Chaim, Chaim! Tak wiele się nauczyłeś. Twój umysł jest wciąŜ otwarty. Kto tam pojedzie, jeśli nie ty? Moim zdaniem doskonale nadajesz się do tego zadania. JakŜe ja chciałbym się tam znaleźć i oglądać wszystko na własne oczy! Jeśli pojedziesz do Jerozolimy, będziesz musiał szczegółowo zdać mi ze wszystkiego sprawę. Bóg wskaŜe ci drogę i miejsce, a ty, mój przyjacielu, poprowadzisz tam lud. Pan Bóg będzie cię chronił i opiekował się tobą, będzie cię strzegł i obdarzy swoim błogosławieństwem. Czy zdajesz sobie sprawę, Ŝe Bóg przepowiedział to wydarzenie przed wiekami? Tylko o tym pomyśl! ChociaŜ Izraelici byli słabi i grzeszni, chociaŜ byli niewierni, chociaŜ go obraŜali, Pan troszczył się o nich. A teraz to ty moŜesz poprowadzić swój lud, Jego lud, na miejsce, gdzie nikt inny nie zdoła się dostać - na miejsce, którego nie będziecie mogli opuścić. Będziecie tam przebywali do czasu powtórnego przyjścia Chrystusa. W tym czasie sam Bóg będzie się o was troszczył, o to, co będziecie jedli i w co będziecie się ubierali. Ześle wam mannę z nieba! A propos, wiesz, w co będziecie się ubierali? — Nie mam pojęcia — odpowiedział Chaim znuŜonym głosem, w którym zabrzmiała nutka kpiny. — Nie zapomnij mi powiedzieć. — Nie zapomnę! Zdziwisz się, jak to usłyszysz. Wasze ubrania nie będą się niszczyć! — Tsion zrobił wymowną pauzę. — Naprawdę? Powiedz mi coś więcej. — Zatem chcesz o tym słuchać? — Zawsze chciałem słuchać. Jedyny problem w tym, Ŝe nie jestem tego godny. Jestem śmiertelnie przestraszonym, nieprzygotowanym i grzesznym starcem. — Jeśli to Bóg cię powoła, staniesz się niczym MojŜesz! Pan Abrahama, Izaaka i Jakuba będzie kroczył przed tobą, Jego zaś chwała będzie twoją tylną straŜą. — Tylną straŜą? Ktoś będzie mnie ścigał? — Zapewniam cię, Ŝe nie będzie to armia faraona. Będą was ścigały siły podległe Carpathii. ChociaŜ Potentat tyle mówi o rozbrojeniu, tak naprawdę ma całe arsenały broni, przekazanej dobrowolnie -160-
przez narody świata. Jeśli będzie trzeba, Bóg ponownie przeprowadzi swój lud przez Morze Czerwone! Czego się nauczyłeś się z naszych lekcji, mój uczniu? — Hm? — Hm? Nie mów do mnie hm! Powiedz swojemu rabinowi, czego się nauczyłeś z wielkich opowiadań, z cudów opisanych w Torze. — śe nie są to jakieś opowieści ani mity. — Czym więc są, mój najlepszy uczniu? — Są prawdą. — OtóŜ to! Wydarzyły się naprawdę, poniewaŜ Bóg tak chciał. Zatem jeśli Bóg powiedział, Ŝe znowu dokona swoich cudów... — Uczyni, jak obiecał. — Uczyni, jak obiecał! Odrzuć swój lęk. Nie poddawaj się zwątpieniu. Powierz siebie Bogu. Ofiaruj mu siebie ze wszystkimi słabościami, to bowiem właśnie one czynią nas mocnymi. MojŜesz był słaby. Miał wadę wymowy! Chaim! MojŜesz, bohater naszej wiary, miał do zaofiarowania mniej od ciebie! — Nie był mordercą. — Był! Zapomniałeś! Nie wiesz, Ŝe zabił człowieka? Pomyśl tylko! Twój umysł, sumienie i serce mówią, Ŝe Bóg nie moŜe ci przebaczyć. Wiem, Ŝe to poczucie winy jest jeszcze świeŜe. Wiem, Ŝe jest bolesne. Jednak w głębi serca wiesz, Ŝe łaska BoŜa jest większa od twojego grzechu. W przeciwnym razie nasze Ŝycie nie miałoby sensu! Czy dla Boga jest coś niemoŜliwego? Czy jest grzech zbyt wielki, aby nie zdołał go wybaczyć? Takie twierdzenie byłoby bluźnierstwem. Chaim! Gdybyś był zdolny do popełniania grzechu, którego Bóg nie potrafiłby wybaczyć, byłbyś silniejszy od Niego. StrzeŜ się, gdyŜ rozpacz z powodu własnych grzechów wynika z pychy. On jest stwórcą świata! UniŜ się przed Panem, a On cię wywyŜszy! — Wolałbym pomówić o moim nowym ubraniu — przerwał mu Chaim. — Naprawdę dostanę ubranie, które nie zniszczeje aŜ do powtórnego przyjścia Jezusa? -161-
Tsion usiadł i zrezygnowany machnął ręką. — Chaim, jeśli Bóg mógł zbawić ciebie i mnie, i cały nasz lud, przebaczyć nam grzechy i wskrzesić z duchowej śmierci do Ŝycia, cud z ubraniem naprawdę nie jest najwaŜniejszy.
David sprawdzał właśnie działanie systemu monitorującego cały pałac Globalnej Wspólnoty. Mac i Abdullah mieli wpaść do niego za godzinę, aby porozmawiać o planie ucieczki. Postanowili uwaŜnie wypatrywać nowych wierzących. Wiedzieli juŜ, Ŝe będą musieli zabrać ze sobą Changa Wonga. Teraz zamierzali dopracować wszystkie szczegóły. Upewniwszy się, Ŝe wszystko działa jak naleŜy, Hassid zaczął przeglądać archiwum z nagraniami podsłuchanych rozmów. W katalogu Carpathii było nagranie jego spotkania z Suhailem Akbarem, Walterem Moonem, Leonem Fortunato i Jimem Hickmanem. Szybko obszedł biuro, aby sprawdzić, czy wszyscy są zajęci swoją robotą. Nie dawało mu spokoju to, co Hannah powiedziała kilka dni temu. — Skąd wiesz, Ŝe ktoś, równie uzdolniony jak ty, nie kontroluje ciebie? Odpędził złą myśl. Opracował programy zabezpieczające i urządzenia uniemoŜliwiające podsłuch. Miał wszędzie swoje elektroniczne uszy i wierzył, Ŝe usłyszałby, gdyby ktoś choćby tylko o tym wspominał. Poza tym to niemoŜliwe! Dygnitarze na pewno nie rozmawialiby z nim tak swobodnie, gdyby wiedzieli, Ŝe ich podsłuchuje. Na pewno juŜ by go aresztowali. Próbował wyjaśnić to Hannah. — Obyś miał rację, David. Być moŜe jesteś największym geniuszem komputerowym na świecie, wolałabym jednak, Ŝebyś był ostroŜny. — PrzecieŜ jestem.
-162-
— Wspomniałeś mi niedawno o telefonach i poczcie elektronicznej od twoich towarzyszy z Ameryki. — Są nie do wykrycia. Nie rozszyfruje ich Ŝaden haker. — Sam jesteś hakerem i jakoś ci się udaje. — Jestem dobry. — Bardzo ryzykujesz, David. — Nie moŜna inaczej. Hannah skwitowała te słowa wzruszeniem ramion. David sądził, Ŝe poruszyła ten temat tylko z troski o niego. W końcu w sprawach technicznych była zupełnym laikiem. Jednak ta rozmowa zasiała w jego sercu ziarno niepewności. Teraz przy kaŜdej rozmowie telefonicznej, przy kaŜdej transmisji danych miał dręczące uczucie, Ŝe ktoś moŜe go podsłuchiwać. Stale sprawdzał swoje programy, w poszukiwaniu śladów intruza. Cała wiedza, którą posiadał, mówiła mu, Ŝe nie jest to moŜliwe. Postanowił jednak, Ŝe zachowa wzmoŜoną czujność. Zaczął odsłuchiwać nagranie z gabinetu Carpathii. Przypomniał sobie ostatnią modlitwę Nicolae do Lucyfera. Teraz Nicolae był szatanem. Czy szatan moŜe się modlić sam do siebie? Nie modlił się, lecz prowadził ze sobą głośną rozmowę. David zdumiał się znakomitą jakością dźwięku. Zainstalował zwykły interkom umoŜliwiający przekazywanie głosu w obie strony, jednak urządzenie znacznie przekroczyło jego oczekiwania. Słyszał kaŜde westchnienie Potentata, kaŜde kaszlnięcie, najdrobniejszy pomruk. Ten człowiek, który podobno nigdy nie sypiał, wciąŜ kipiał niespoŜytą energią, nawet gdy był sam. David słyszał ruch, dźwięk kroków i przesuwanie sprzętów. — Hm! — powiedział miękko Carpathia, jakby się zastanawiał. — Lustra. Chcę mieć tutaj lustra — mówiąc to, zachichotał. — Dla czego miałbym się pozbawiać przyjemności, patrzenia na siebie? Inni mogą na mnie patrzeć, gdy im się tylko spodoba. Nacisnął przycisk interkomu i David usłyszał głos jego asystentki. — Słucham, Wasza Wysokość — powiedziała Sandra. -163-
— Czy majster jest gdzieś w pobliŜu? — Tak, Wasza Wysokość. Chciałby pan się z nim widzieć? — Nie, proszę przekazać mu polecenie... albo chodź tu na chwilę. — Z przyjemnością — odpowiedziała z przejęciem, jakby rzeczywiście nie marzyła o niczym innym. Sandra zawsze sprawiała na Davidzie wraŜenie osoby oschłej i znudzonej pracą sekretarki. Od dawna zastanawiał się, jak zachowuje się wobec Carpathii, od którego była starsza o ponad dwadzieścia lat. David usłyszał skrzypnięcie fotela, a po chwili delikatne pukanie i dźwięk otwieranych drzwi. — Wasza Wysokość — zaczęła nieśmiało. — Sandro, nie musisz klękać za kaŜdym razem, gdy... — zaprotestował Carpathia. — Proszę mi wybaczyć, Wasza Wysokość — odrzekła. — To sprawia mi wielką radość. — Jeśli tak... — Wiem, Ŝe pan tego nie wymaga, uwaŜam to jednak za swój przywilej. Nicolae westchnął głęboko, bez najmniejszej oznaki zniecierpliwienia. — CóŜ za piękne uczucie — powiedział w końcu. — Przyjmuję twoje oddanie z zadowoleniem. — Czym mogę ci słuŜyć, mój panie? — zapytała. — Spełnianie twoich rozkazów jest dla mnie zaszczytem. — Pragnę, aby w moim nowym gabinecie ściany zostały wyłoŜone lustrami. Uznałem, Ŝe to będzie miły akcent. — Całkowicie się z panem zgadzam. Cieszę się na samą myśl, jak powielą one pański obraz. — Dziękuję. PrzekaŜ moje polecenie, komu trzeba. . — Uczynię to niezwłocznie, Wasza Wysokość. — Później moŜesz iść do domu. — A spotkanie... — Osobiście przywitam gości. Nie musisz zostawać po godzinach. -164-
— Jak pan sobie Ŝyczy. Proszę pamiętać, Ŝe byłabym szczęśliwa, gdyby pozwolił mi pan zostać. — Wiem, Sandro. David usłyszał skrzypnięcie drzwi. Po chwili do jego uszu doleciał ledwie słyszalny szept: — Ja równieŜ drŜę na samą myśl o powieleniu mojego obrazu, ty brzydka, stara chabeto. Nie moŜna jednak zaprzeczyć, Ŝe potrafisz sprawić, by męŜczyzna czuł się wielbiony. Hassid usłyszał suwanie krzeseł. — Akbar, Fortunato, Hickman, Moon. Nie Moon, lecz Akbar... Powinno to dać Leonowi do myślenia, skłonić do zastanowienia, ja kie stosunki nas łączą i czy nie zamierzam go odsunąć. Dzięki temu zachowa czujność. Hickman potrzebuje wsparcia. W porządku. Po chwili powiedział do interkomu: — Sandro, czy jesteś tam jeszcze? — Tak, Wasza Wysokość. — Przed wyjściem połącz mnie z panem McCullumem. David struchlał. Czego on mógł chcieć od Maca? — Kapitanie McCullum, miło pana słyszeć — odezwał się po kil ku minutach Carpathia. — Wie pan zapewne, Ŝe dziesięć procent świa towych arsenałów broni przekazano Globalnej Wspólnocie, gdy wy stępowała jeszcze pod nazwą Narodów Zjednoczonych... Resztę znisz czono. Z zadowoleniem muszę przyznać, Ŝe nasze źródła potwierdziły ten fakt. Jeśli pozostała gdzieś jeszcze jakaś amunicja, jest jej niewie le, nie stanowi więc powaŜniejszego problemu. Chciałbym zapytać, czy wie pan, gdzie przechowujemy tę broń?... Nie miał pan z tym nic wspólnego?... Rozumiem, tak, oczywiście, Ŝe wiem, kapitanie! Moje pytanie miało charakter czysto kontrolny. SłuŜył pan w wojsku, jest pan pilotem, ma pan tutaj duŜo kontaktów. Jestem ciekaw, czy do wia domości publicznej przeciekły jakieś informacje o miejscu, w którym przechowujemy broń... Dobrze. To wszystko, kapitanie. Mac musiał powiedzieć Nicolae, Ŝe nie ma pojęcia, gdzie przechowywana jest broń. David sądził, Ŝe tak faktycznie jest. Pomyślał, -165-
Ŝe to bardzo dziwne. Przekazywanie broni przez poszczególne państwa Organizacji Narodów Zjednoczonych było operacją na ogromną skalę. Jak to moŜliwe, Ŝe miejsce jej składowania było nikomu nieznane? I po co Carpathia o to pytał? — Panowie! — Kilka minut później Carpathia witał czterech gości. — Zapraszam do środka. — Pozwól, panie, Ŝe uklęknę przed tobą jako pierwszy i ucałuję twoją dłoń — poprosił Leon. — Dziękuje ci, Wielebny, nie będziesz jednak pierwszym, który to uczynił... — Ani ostatnim! — wtrącił Hickman. David usłyszał dźwięk składanych pocałunków. — Dziękuję ci, NajwyŜszy Zwierzchniku. Bardzo dziękuję. Dyrektorze Akbar, dziękuję i panu. Panu równieŜ, dyrektorze Moon. Wielebny Fortunato, proszę tego nie czynić. Będę wdzięczny, jeśli raczy pan tutaj usiąść. — Tutaj? — zapytał Leon najwyraźniej zaskoczony. — Co pana tak dziwi? — Usiądę, gdzie Wasza Wysokość rozkaŜe. Jeśli wyrazi pan Ŝyczenie, gotów jestem stać. — Ja byłbym gotów klęczeć przez całe spotkanie — stwierdził Hickman. — Siadaj tutaj, przyjacielu — powiedział Carpathia. — Wasza Wysokość? — zaczął Leon, gdy wszyscy zajęli miejsca. — Czy zdołał pan się zdrzemnąć? Choćby odrobinę odpocząć? — Martwisz się o mnie, Wielebny? — Oczywiście, Wasza Wysokość. — Sen to coś przynaleŜnego śmiertelnym, przyjacielu. — Dobrze powiedziane, Wasza Wysokość... —Jestem pewien, Ŝe śmiertelni nie spali dobrze ostatniej nocy. Widzę, Ŝe nie jesteście w formie — rzekł Hickman. Zapadło kłopotliwe milczenie. — MoŜemy zacząć? — zapytał Carpathia.
-166-
Hickman zaczął mamrotać przeprosiny, lecz Nicolae zwrócił się juŜ do szefa wywiadu Akbara. — Suhail, upewniłem się, Ŝe połoŜenie naszych magazynów broni pozostaje tajemnicą. — To prawda, Wasza Wysokość, chociaŜ muszę wyznać, Ŝe wprawia mnie to w zdumienie. — Wprawia w zdumienie! Dobrze powiedziane! — przytaknął Hickman. — W tej operacji brały udział setki naszych Ŝołnierzy... bardzo przepraszam... poczekam na swoją kolej. David wyobraził sobie, jakim wzrokiem Carpathia musiał spojrzeć na Hickmana. Nicolae powinien jednak zdawać sobie sprawę, kogo awansował na tak wysokie stanowisko. Nie bez powodu oddelegował go do pokoju Sandry i traktował jak chłopca na posyłki. — Czy siły pokojowe są przygotowane do przeprowadzenia ofensywy, dyrektorze Moon? — Tak, Wasza Wysokość. Gotowe do uderzenia, w kaŜdym miejscu i w kaŜdym czasie. ZmiaŜdŜymy wszelki opór. — Jakieś nowe wiadomości, Wielebny? — W sprawie znaku lojalności? Jerozolimy? Nowej religii? —Oczywiście, Ŝe Jerozolimy! — powiedział Carpathia z sarkazmem. Leon musiał poczuć się uraŜony. — Powiem krótko, Wasza Wysokość — oznajmił. — Opracowaliśmy plan działania, lojaliści czekają w gotowości. Przygotują Waszej Wysokości uroczysty wjazd do miasta. — Dyrektorze Hickman, moŜe pan opuścić rękę. Zaraz udzielę panu głosu — przemówił Carpathia pobłaŜliwie. — Czy mógłbym coś wtrącić? — Nie, nie moŜe pan przerywać. Zaprosiłem panów, aby usłyszeć od nich najświeŜsze wiadomości. — Tak jest. Jestem gotów. Przygotowałem się. Ja... — Udzielę głosu, gdy będę chciał poznać pana zdanie. Zrozumiał pan? — Tak, Wasza Wysokość. Bardzo przepraszam, Wasza Wysokość. — Nie musi pan przepraszać.
-767" .;'.
':,
! ' &
.
— Proszę mi wybaczyć. — Suhail lub ty, Walterze, powiedzcie mi, jakiego rodzaju oporu moŜemy się spodziewać w Jerozolimie? Zapanowała chwila milczenia. David domyślił się, Ŝe obaj dyrektorzy spojrzeli na siebie, aby nie zacząć mówić równocześnie. — Śmiało, panowie — zachęcił ich Carpathia. — Mam na głowie całą tę planetę -— roześmiał się, jakby powiedział dobry Ŝart. Pierwszy zabrał głos Akbar. Mówił wolno i starannie. — Szczerze mówiąc, nie sądzę, aby judaici się ujawnili. Nie lekcewaŜę tego ruchu. NaleŜy do niego wielu ludzi, prowadzą podziemną działalność i kontaktują się za pomocą internetu. Przypuszczalnie nie będziemy mieli jednak do czynienia z masowym wiecem podobnym do tego, jaki miał miejsce na stadionie Kolleck, kiedy Tsion Ben... — Nie musi mi pan tego przypominać, Akbar. Czy pana zdaniem wiara wielu z nich nie została zachwiana przez moje prawdziwe zmartwychwstanie? Zmartwychwstanie nie wymagające ślepej wiary? Zapanowało milczenie. Słychać było, jak ktoś odchrząknął. — Nie? — ChociaŜ moŜe się to wydać zdumiewające, myślę, Ŝe nie, Wasza Wysokość. Wydarzenie to przekonałoby mnie o bóstwie Waszej Wysokości, gdybym juŜ wcześniej nie był w nie wierzył. — Mnie równieŜ! — wtrącił Hickman. — Bardzo przepraszam. — I mnie—dodał Fortunata. — Miałem osobiste doświadczenie, które to potwierdziło. Tak, wiem, Ŝe Wasza Wysokość nie udzielił mi głosu. — Wasza Wysokość, ze strony internetowej judaitów wynika, Ŝe umocnili się jeszcze w swojej wierze — kontynuował ostroŜnie Akbar. — UwaŜają, Ŝe zmartwychwstanie Waszej Wysokości dowodzi czegoś wręcz odwrotnego, niŜ sądzą wszyscy myślący ludzie. David wzdrygnął się, słysząc głośne uderzenie w stół, dźwięk odsuwanego krzesła i przekleństwa miotane przez Carpathię. Było to coś nowego. Dawny Nicolae potrafił panować nad sobą. — Wybacz mi, Wasza Wysokość — zaskomlał Akbar. — Przyta czam jedynie to, co mówią moi najlepsi analitycy... -168-
— Wiem! — warknął Carpathia. — Nie rozumiem, czego jeszcze trzeba, by przekonać tych ludzi, kto jest godzien ich czci! Zaklął ponownie, a zebrani dyrektorzy zaczęli głośno pomstować na sceptyków. — Sądzi pan, Ŝe będą nas oglądać w telewizji ze swych kryjówek? — Tak. — To bardzo niedobrze. Miałem nadzieję, Ŝe będę mógł nad nimi zatriumfować. Czy udało się potwierdzić, Ŝe ukrywają Rosenzweiga? David po raz kolejny wstrzymał oddech. — Muszę przyznać, Ŝe nie mamy Ŝadnych informacji na ten temat — odezwał się Walter Moon. — Sprawdziliśmy kilka tropów, kierując się zeznaniami świadków, którzy twierdzili, Ŝe widzieli, jak uciekał i wsiadał do taksówki. Wiadomo, Ŝe symulował wylew. — MoŜe pan powtórzyć — poprosił Nicolae. — Udawał! — wtrącił się usłuŜny Hickman. — O, przepraszam. — Oszukał mnie — powiedział Nicolae. — Muszę to przyznać. — Czy mógłbym o coś zapytać Waszą Wysokość? — Proszę, Walterze. — Czy przebaczył pan swojemu zabójcy, nie wiedząc, kim on jest? Carpathia ryknął śmiechem. — Sądzisz, Ŝe nie wiedziałem, kto mnie zamordował? Pamiętam jak uniosłem w górę jego rękę, aby wywołać owacje zebranych. W chwilę później podciął mi nogi tym piekielnym wózkiem. Od razu wiedziałem, co się dzieje, chociaŜ nie miałem pojęcia, jak zamierza mnie zabić. Rosenzweig nie był słabym staruszkiem. Jego ręka wcale nie była sparaliŜowana i bezwładna, gdy wbijał we mnie swój miecz. — Trzeba przekazać to światowej prasie. UŜyć wszelkich środków, aby go schwytać — powiedział Hickman. — Scena zabójstwa została zapisana na taśmie! PokaŜmy ją światu! — W odpowiednim czasie — odpowiedział Carpathia, wyraźnie uspokojony. — Przebaczyłem mu, wiedząc, Ŝe pomszczą mnie moi wierni poddani, jeśli tylko wytknie nos ze swojej nory. — Udało się nam ustalić jego wspólników? — zapytał Carpathia. -169-
— Chodzi o tego wariata z pistoletem? — zapytał Moon. — Nie sądzimy, aby pochodził z Bliskiego Wschodu. Znaleźliśmy jego ubranie i broń. śadnych odcisków palców. śadnych śladów. Czy wasza Wysokość jest przekonany, Ŝe działali wspólnie? — Przekonany? To pan jest ekspertem w tej dziedzinie. ZbieŜność tych dwóch ataków wydaje się jednak zbyt duŜa, aby uznać to za zwykły przypadek. Zamachowiec z pistoletem mógł mieć na celu odwrócenie uwagi. Ma szczęście, Ŝe nikogo nie zabił. Akbar zakaszlał. — Czy Wasza Wysokość wiedział, Ŝe istnieje związek łączący Rosenzweiga i Ben-Judah? — Proszę mi o tym powiedzieć — poprosił Nicolae. — Ben-Judah był kiedyś studentem Rosenzweiga. — NiemoŜliwe — zdziwił się Nicolae. — Hm. Znajdziemy tego Ben-Judah i Rosenzweiga. — Ja teŜ o tym pomyślałem — powiedział Hickman. — Posłuchamy teraz twojego raportu, Jim. — Mojego? Ja? Wasza Wysokość chce, naprawdę? Wszystko idzie jak naleŜy. Aparaty do wszczepiania chipów, gilotyny... Jedną minutkę. Viv... panna Ivins podała mi nazwy, którymi naleŜy się posługiwać. Proszę o chwilę cierpliwości. JuŜ mam! Urządzenia do potwierdzania lojalności. Czekamy na nie. Są juŜ w drodze tutaj i do innych miejsc, w których będą potrzebne. Oczywiście, nie wszystkie. Niektóre są jeszcze w fabryce, lecz zdąŜymy na czas. Znaleźliśmy pielęgniarkę, która zajmowała się umieszczaniem biochipów pod skórą... pod skórą psów... zwierząt domowych. PomoŜe nam wyszkolić personel. Podjąłem teŜ starania o sprowadzenie pańskiej świni. — Mojej świni? — No... jeśli nie będzie jej pan potrzebował, odeślemy ją do rzeźni. Gdyby była jednak potrzebna, dostarczymy największą, jaką uda się znaleźć. — A po co mi świnia, Jim?
-170-
— Nic nie słyszałem... nie wiedziałem... to jest, domyślałem się tylko, Ŝe będzie pan potrzebował świni. Gdyby okazała się potrzebna, proszę tylko dać mi znać. Nie potrzebuje pan świnki? — Z kim pan rozmawiał, dyrektorze? — Tak? Słucham? — Słyszał pan, o co pytam. — A o co pan pytał? Carpathia wpadł w szał. — Hickman, to, o czym rozmawiamy W moim gabinecie, jest ścisłą tajemnicą. Pojmuje pan? — Tak, Wasza Wysokość... — Powtarzam panu, ścisłą tajemnicą! Bezpieczeństwo Globalnej Wspólnoty zaleŜy od tego, czy umiemy zachowywać tajemnice państwowe. Słyszał pan przysłowie: „Nieroztropne wargi topią okręty"? — Słyszałem. Wiem, co Wasza Wysokość ma na myśli. — Ktoś musiał panu powiedzieć o rozmowie, która odbyła się w tym pokoju, i o tym, Ŝe będzie nam potrzebna świnia. — Wolałbym... — Sądzę, Ŝe wolałby pan powiedzieć, kto przekazał panu tę informację, Hickman! Wyjawienie treści poufnej rozmowy z Potentatem Globalnej Wspólnoty jest zdradą stanu, prawda, panie Moon? — Tak jest, Wasza Wysokość. To zdrada stanu. — James, radzę, abyś wyznał mi, kto ci o tym powiedział. Czekam. David usłyszał, jak Hickman skomli ze strachu. — Czekam na nazwisko, dyrektorze. Hickman w dalszym ciągu walczył ze sobą. — Ma pan dziesięć sekund. Hickman westchnął. — Zostało tylko pięć. — To... to... — Panie Moon, proszę aresztować pana Hickmana. , — Ramon Santiago! — wykrztusił Hickman. — Błagam, Wasza Wysokość, proszę nie... -171-
— Panie Moon. — Proszę! Nie! David usłyszał, jak Moon wyjmuje swój telefon komórkowy. — Mówi Moon. Proszę aresztować Santiago... Tak, tego z sił pokojowych... Natychmiast... Tak. Dopóki nie przyjdę. — Sam chcę wykonać egzekucję! — ryknął Carpathia. — Jak Wasza Wysokość sobie Ŝyczy. — Nie! Błagam! — Jim, mam nadzieję, Ŝe gdy jutro ogłosimy wiadomość o egzekucji wyŜszego oficera sił pokojowych, zrozumiesz, jak waŜne jest przestrzeganie zasad. David usłyszał szloch Hickmana. — Zrozumiał pan, NajwyŜszy Zwierzchniku? — Tak! — Mam nadzieję. Rzeczywiście, będę potrzebował tego zwierzęcia. Świni tłustej, mięsistej, ogromnej, z wielkim ryjem, tak utuczonej, by nie miała siły mnie zrzucić, gdy będę jechał na jej grzbiecie Via Dolorosa, przez sam środek Świętego Miasta, Hickman. Masz taką świnię. — Nawet jej jeszcze nie widziałem —jęknął Ŝałośnie Hickman. — Ale... — Ale zrozumiałeś moje polecenie. . — Tak — odpowiedział drŜącym głosem Hickman. — Ma być olbrzymia, tłusta i ohydna! — Tak — wyszeptał Hickman. — Nie dosłyszałem, Jim. Chcę dostać wielką brudną świnię prosto z chlewu. — Tak jest! — Gniewasz się na mnie, mój wierny sługo? — Nie! — Pamiętaj, chcę, Ŝeby świnia była brudna i śmierdziała! Rozległo się pukanie do drzwi. David zerwał się na równe nogi. Przyszli Mac i Abdullah.
Rozdział piętnasty
Buck, wysiadając na lotnisku w greckim Kozani, z zakłopotaniem stwierdził, Ŝe odczuwa większe zmęczenie zmianą czasu od znacznie starszego Albiego. — Wykorzystaj to zmęczenie — poradził Albie. — Co masz na myśli? — Zmęczony człowiek jest zwykle rozdraŜniony. To bardzo dobrze. Powinieneś być niemiły i arogancki. Agenci Globalnej Wspólnoty to twardzi faceci - prawdziwi macho. Lubią pokazywać, kto tu rządzi. — ZdąŜyłem to zauwaŜyć. — Nie proś o nic, nie przepraszaj. Jesteś zajęty. Masz do wykonania waŜną misję, wiele spraw na głowie. — Rozumiem. — Powiedziałeś to zbyt uprzejmie. — Mam się tak zwracać do ciebie? — Poćwicz trochę, Buck. Jesteś znanym dziennikarzem, a nie potrafisz zdobyć się na trochę arogancji? — Sądzę, Ŝe potrafię. — PokaŜ to. W jaki sposób zdobywałeś najbardziej sensacyjne materiały? Jak załatwiałeś wywiady z najwaŜniejszymi osobami? — Wykorzystywałem swoją pozycję w środowisku. — No właśnie. — Pracowałem wtedy dla Global Weekly. — Powiem więcej. Nazywałeś się Buck Williams — sławny Buck Williams z Global Weekly. Zawdzięczałeś sukces talentowi i cięŜkiej pracy, byłeś więc pewny siebie. -173-
— Pewnie tak. — Pewnie tak — przedrzeźniał go Albie. — Śmiało, Buck! PokaŜ, jaki jesteś dumny facet. — Chcesz, Ŝebym się puszył jak paw? — Chcę, Ŝebyś załatwił nam samochód, którym pojedziemy po Demetera, panią Miklos i kilka innych osób z ich wspólnoty. — Czy nie byłoby lepiej, gdybyś ty to załatwił? — Dlaczego? — Masz wyŜszy stopień. — A ty będziesz wydawał rozkazy w moim imieniu. — Dobrze, spróbuję. — Jesteś beznadziejny. — Mówię, Ŝe potrafię to zrobić. — Zaczynam mieć wątpliwości. — Sam zobaczysz. — Tego się właśnie obawiam. Zobaczę, jak cię zdemaskują — Z drogi! — Teraz trochę lepiej. — Mam poprosić, aby zatankowali samolot, gdy znajdziemy się w Ptolemais? — Nie, Buck, sam to zrobisz. — Daj spokój. Nie znam się na samolotach. — Wykonać i juŜ. Od tej chwili będę złym, zmęczonym loteia, rozdraŜnionym pułkownikiem. Nie mam ochoty na rozmowę. — Wszystko spadnie na moje barki? — Wykonać rozkaz! — Przestań Ŝartować. Albie nie odpowiedział. Gdy szli od samolotu do budynków terminalu, zacisnął zęby, a w jego oczach pojawił się charakterystyczny błysk. Cel ich misji znajdował się około trzydziestu kilometrów na południe od lotniska. Buck zagadnął jakiegoś kaprala: — Mówisz po angielsku? — Tak jest!
-174-
— Odprowadź nasz samolot do hangaru i zatankuj go. Razem z moim przełoŜonym musimy wyruszyć natychmiast w waŜnej sprawie. — Dobra, ale najpierw wypastuj mi buty — roześmiał się chłopak. — Udam, Ŝe tego nie słyszałem. — W porządku. Ja równieŜ. — Kiedy Ŝołnierz chciał odejść, Buck chwycił go za ramię. — Masz wykonać rozkaz. — Sądzisz, Ŝe znam się na tankowaniu samolotów? SłuŜę w piechocie, człowieku. Znajdź sobie innego lokaja. — Dobrze ci radzę. Znajdź kogoś, kto wie, jak to zrobić i wykonaj polecenie. — Chyba Ŝartujesz! Albie nie wtrącił się do rozmowy, lecz Buck zauwaŜył, Ŝe z trudnością tłumi śmiech. — Zrozumiałeś, synu? — zapytał Buck. — Nie jestem stąd. Zaryzykuję. Nic mi nie moŜesz zrobić, nie wiesz nawet, jak się nazywam. — Wystarczy, Ŝe ja wiem — odezwał się Albie. Chłopak zbladł. — Wykonasz rozkaz albo wrócisz do rodzinnego miasta w cywilnym ubraniu. — Tak jest! — zawołał, salutując. — Lepiej mnie nie zawiedź, chłopcze — zawołał za nim Albie. Buck spojrzał wymownie na przyjaciela. — Myślałem juŜ, Ŝe jesteś niemy. — Ktoś musiał cię wybawić z opresji. — Ten chłopak miał taki sam stopień jak ja! — Ale jesteś ze mną! Ja mam władzę, lecz to ty musisz jej uŜywać. Spróbuj jeszcze raz. — O co chodzi tym razem? — JuŜ ci powiedziałem. Potrzebujemy samochodu -775-
— No tak. Buck wszedł do terminalu, w którym pełno było Ŝołnierzy Globalnej Wspólnoty. — Daj mi swoje dokumenty — - powiedział Albiemu. — Po co? — Dawaj! Natychmiast! Buck stanął na początku kolejki, w której czekali Ŝołnierze sił pokojowych Globalnej Wspólnoty. — Zmiataj stąd! — zawołał pierwszy z nich. — Sam stąd zmiataj! — odpowiedział Buck. — Jesteś pułkownikiem lub eskortujesz jakiegoś? Jeśli nie, to lepiej zejdź mi z drogi. Buck spojrzał znacząco na Albiego, a następnie zagadał do funkcjonariusza siedzącego za szybą. — Kapral Jensen. Jestem adiutantem pułkownika Marcusa Elbaza, przylecieliśmy z Ameryki z pilną misją. Musimy mieć samochód, aby dostać się do Ptolemais. — Tak jak dwustu innych chłopaków — odpowiedział oficer, niespiesznie przeglądając ich dokumenty. — Mam wraŜenie, Ŝe znaleźliśmy się na początku kolejki, jeśli wolno mi zauwaŜyć. — Ten twój pułkownik naprawdę jest Amerykaninem? Wygląda na kogoś z Bliskiego Wschodu. — Nie ja zajmuję się przydzielaniem ludzi do jednostek. Radzę z nim nie zaczynać. Zresztą pogadaj z nim, będę miał niezły ubaw. Powiedz mu, Ŝe wygląda jak mieszkaniec Bliskiego Wschodu i Ŝe masz wątpliwości, czy słuŜy w Stanach. Śmiało. Na co czekasz? Oficer wydął wargi i podał ich dokumenty pod szybą. — Zwyczajny wóz, tak? — Cokolwiek. Elbaz jest dzisiaj nieznośny. Nie zasługuje na miłą przejaŜdŜkę. Weźmiemy wszystko, co nam dacie. śołnierz podał Buckowi kluczyki z szarym kartonikiem. — PokaŜ to ludziom na parkingu obok bramy wyjazdowej. Kiedy ruszyli w stronę bramy, Albie zaczął parodiować Bucka. -776-
— Jest dzisiaj rozdraŜniony. Nie zasługuje na miłą przejaŜdŜkę. Powinienem cię odesłać do harcerstwa. — Jeszcze jedno słowo, a wrócisz do domu w cywilnym ubraniu.
— Carpathia coś szykuje — powiedział Mac, siadając obok Abdullaha w gabinecie Davida. — Bardzo chętnie opuszczę to miejsce -— stwierdził Abdullah. David poruszył się na krześle. — Naprawdę? — A ty nie masz ochoty zniknąć? — Przepraszam, Smitty — odparł David. — Mówiłem do Maca. — Po tysiąckroć przepraszam. — Popatrz tylko na niego — powiedział Mac. — Zobacz jak się dąsa. — Nie dąsam się! Odczepcie się! Mac poklepał Abdullaha po ramieniu, a Jordańczyk odpowiedział uśmiechem. — Wracając do tematu — powiedział Mac, patrząc na Davida — Carpathia zadzwonił do mnie jakiś czas temu i pytał; czy wiem, gdzie są nasze składy broni. Oczywiście, nie wiedziałem, chociaŜ duŜo bym za to dał. Wiele się mówi o cudzie odbudowy dokonanym przez Carpathię. Nic, mówię wam, nic nie moŜe się równać ze skłonieniem wszystkich państw do zniszczenia dziewięćdziesięciu procent uzbrojenia i przekazania mu pozostałych dziesięciu procent. — Nieroztropne wargi topią statki — David zacytował Potentata. — Sądzisz, Ŝe ludzie wiedzą, ale trzymają język za zębami? — Chyba tak. — Jak tyle osób mogłoby dochować sekretu? — Myślę, Ŝe wiem jak—powiedział David i opowiedział przyjaciołom o podsłuchanym spotkaniu. Abdullah słuchał, kiwając głową. -177-
— Nicolae Carpathia to zły człowiek. Mac spojrzał na Abdullaha, a później na Davida. — Daj spokój, Smitty! Dopiero teraz to odkryłeś czy teŜ wiedziałeś wcześniej, tylko nic nam nie powiedziałeś? — Wiem, Ŝe stroicie sobie ze mnie Ŝarty — westchnął Abdullah. — Poczekajcie tylko, aŜ poznam lepiej wasz język. Nagle zadzwonił telefon Davida. Otworzył aparat i uniósł palec w przepraszającym geście. — To Ming — wyjaśnił. — Mamy wyjść? — zapytał Mac. David zaprzeczył ruchem głowy. — Miałeś rację, co do tej kłótni — powiedziała. — Ojciec chce, aby Chang natychmiast podjął pracę w biurze Globalnej Wspólnoty i znalazł się wśród pierwszych, którzy otrzymają znak. Chang zaklina się, Ŝe nigdy tego nie zrobi. — Czy powiedział ojcu, dlaczego się nie zgadza? — Nie. Myślę, Ŝe nigdy tego nie powie, chyba Ŝe ojciec jakimś cudem się nawróci. Nie straciłam jeszcze nadziei. Nadal się za niego modlę. Dopóki ojciec nie uwierzy w Boga, Chang nic mu nie powie. Ojciec mógłby nas zdradzić. — Czy twoja matka wie? — Nie! Na pewno by mu powiedziała. Obawiam się, Ŝe jest przez niego tak zdominowana, iŜ będzie stała przy nim do końca. David, nie moŜesz dopuścić, aby Chang dostał tę pracę, szczególnie jeśli nowi pracownicy otrzymają znak jako pierwsi. — Słyszałem, Ŝe najpierw będą znakować więźniów. Nowi pracownicy będą następni w kolejce. Przypuszczalnie otrzymają znak w momencie przyjmowania do pracy. W ciągu kilku tygodni wszystkich nas to czeka. — Co zamierzasz, David? Ty i twoi przyjaciele? — Właśnie o tym mówimy. Musimy stąd uciec. — MoŜecie zabrać ze sobą Changa? — Porwać go? -178-
— Nie słyszałeś, co przed chwilą powiedziałeś? Chcesz go zostawić, by przyjął Znak Bestii lub został ścięty za odmowę. Porwijcie go! Jestem pewna, Ŝe nie będzie stawiał oporu. — Jutro odbędę z nim rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy. — Musisz odrzucić jego kandydaturę i zdyskredytować go jako potencjalnego pracownika lub powiedzieć mu o planie waszej ucieczki. — Bardziej prawdopodobne wydaje się drugie rozwiązanie. Jak miałbym go zdyskredytować? Byłby cennym pracownikiem w kaŜdym wydziale, szczególnie w moim. — Wymyśl coś. Powiedz, Ŝe jest chory na AIDS. Mam doprowadzić twojego ojca do samobójstwa? — MoŜe jakaś wada wrodzona? — A ma jakąś? — Nie! — To się nie uda, Ming. Mogę tylko przeciągnąć sprawę. — Lepsze to niŜ nic. — Pod warunkiem Ŝe nie skieruję w ten sposób podejrzeń na siebie. Mamy zamiar wydostać się stąd w taki sposób, by nie posądzali nas o zdradę. — Doskonały pomysł. Powiedz im, Ŝe chcesz zabrać ze sobą Changa, aby go sprawdzić przed pojęciem decyzji. — MoŜe to dobry pomysł. — To musi się udać. Czy mamy wybór? — A jeśli nie zgodzą się na to? Jeśli zatrudnią go od razu? — Musimy spróbować. Chang jest bardzo zdolnym informatykiem, to jednak jeszcze dziecko. Nie potrafi zadbać o siebie. Nie potrafi się nawet przeciwstawić ojcu. — Zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy, Ming. — To brzmi jak odmowa. — Przykro mi, lecz nie mogę obiecać ci niczego więcej. — David, mówimy o moim bracie! Czy gdyby chodziło o Annie, teŜ byś mówił: zrobię wszystko, co będę mógł? -779-
David nie odpowiedział. — Wybacz mi! Nie powinnam była tego mówić! — Widzisz, ja... Naprawdę chciałbym uratować twego brata, ale wiem, Ŝe to będzie bardzo trudne. — Dziękuję. Będę się modliła za ciebie. .Kiedy odłoŜył słuchawkę, Mac zapytał: — Co ona ci powiedziała? David opowiedział mu o Changu. — Coś ci powiem — rzekł Mac. — Jeśli ten chłopak jest chrześcijaninem, to musimy go ratować. Powinniśmy zabrać stąd wszystkich wierzących, których spotkamy przed naszym wyjazdem. Co ty na to, Smitty? — Zgadzam się z tobą.
Kiedy ruszyli, Buck sięgnął po swój bezpieczny telefon, aby zadzwonić do Lukasa Miklosa zwanego Laslosem. MęŜczyzna był zrozpaczony. — Dziękuję, Ŝe przylecieliście. Nie sądzę, aby udało się wam coś wskórać. Więzienia są doskonale strzeŜone, a wy pewnie nawet nie macie ze sobą broni. — Faktycznie nie jesteśmy uzbrojeni. — I tak nie dalibyście rady ich odbić. Czy wiecie, Ŝe przywieźli juŜ gilotynę? — Co? — To prawda. Moi przyjaciele widzieli to na własne oczy. Funkcjonariusze Globalnej Wspólnoty obwoŜą ją po mieście na odkrytej platformie, aby zastraszyć ludzi. Nasz kraj został przyłączony do Stanów Zjednoczonych Carpathii. Nicolae chce, abyśmy stali się przykładem dla świata. W telewizji powtarzają, Ŝe gilotyny zostaną najpierw ustawione w więzieniach, a dopiero później w miejscach znakowania obywateli. Obawiam się, Ŝe moja Ŝona i Demetrius Deme-180-
ter zginą za parę godzin. Jeśli uda wam się do nich dostać, proszę, powiedz mojej Ŝonie, Ŝe ją kocham i stale o niej myślę. Jeśli nie ujrzymy się więcej w tym Ŝyciu, spotkamy się w niebie. Powiedz jej... — głos mu się załamywał. — Powiedz jej... powiedz, Ŝe kocham ją z całego serca. — Powiem, Laslos. PrzekaŜę ci wiadomość od niej. — Dziękuję ci, bracie. Jestem wdzięczny, Ŝe przyjechałeś. — Czy wiesz, dokąd ich zabrali? — Tylko się domyślam. Kiedy agenci Globalnej Wspólnoty wpadli na spotkanie głównej grupy, aresztowali moją Ŝonę oraz siedemdziesięciu innych wierzących. Nie udało im się jednak złapać nikogo z dziewięciu pozostałych grup. — To dobrze. — To nie koniec. Ktoś z naszych musiał załamać się w trakcie przesłuchania, władze wiedzą bowiem o pozostałych. Zaczęły się rewizje. Teraz w ogóle zaprzestaliśmy spotkań. śałuję, Ŝe nie byłem wtedy razem z Ŝoną, teraz bylibyśmy razem.
— Oprócz kilku sugestii mamy teŜ kilka pytań. Nawiasem mówiąc, Smitty bardzo mi pomógł we wszystkim — powiedział Mac. — Dokuczamy mu z powodu jego angielszczyzny, jest to jednak bardzo inteligentny człowiek. To był komplement, Abdullah. — Dziękuję, kowboju. Od razu wiedziałem! — Aleś się odgryzł! Wracając to tematu, pytanie brzmi: Czy będziemy czekać do samego końca, zakładając, Ŝe uda ci się ustalić, kiedy rozpocznie się akcja znakowania pracowników, czy teŜ zaplanujemy jakiś margines bezpieczeństwa? David juŜ się nad tym zastanawiał. — Nie chodzi jedynie o margines bezpieczeństwa, Mac. Chodzi takŜe o zachowanie pozorów. Gdybyśmy zwlekali z ucieczką do koń ca, musielibyśmy wzbudzić podejrzenia. -181-
— To samo mówiłem! — zawołał Abdullah. — Prawda, Mac? —Abdullah powiedział dokładnie to samo. To trafna uwaga. Jeśli zrobimy to wcześniej, mamy do wyboru wiele moŜliwości. Siły pokojowe zaczęły rozsyłać te urządzenia... Jak oni nazywają te maszyny? Urządzenia do... miało to jakiś związek z lojalnością... — Nazywajmy rzeczy po imieniu — powiedział David. — W porządku. Wiem, Ŝe ostatniej nocy wysłali gilotyny do Grecji. — Na pewno nie stąd — wtrącił David. — Wiedziałbym o tym. — Wyprodukowano je w Istambule i przetransportowano do Grecji drogą lądową. Niebawem dotrą równieŜ tutaj. Będziemy wówczas musieli zająć się transportem. Powinieneś powiedzieć im, Ŝe musisz osobiście nadzorować któryś z transportów. Znajdziesz jakiś powód, aby zabrać ze sobą Hannah i Changa, jak mu tam... Ja zwrócę się z prośbą o moŜliwość wykorzystania phoenixa 216. — Phoenixa 216? Czym to uzasadnisz? Chcemy uniknąć podejrzeń. MoŜna przewieźć dwóch pilotów i trzech pasaŜerów w czymś tańszym od ulubionego samolotu Nicolae wartego piętnaście milionów dolarów. — Racja, jeśli jednak zabierzemy ze sobą duŜy ładunek gilotyn oraz biochipów i aparatów do ich wszczepiania, nie wzbudzi to podejrzeń. — To za mało, aby uzasadnić uŜycie phoenixa 216. — A gdyby to miejsce znajdowało się na trasie planowanej podróŜy świętego Nicolae? — Powiedz mu, kto wpadł na ten pomysł — wtrącił Abdullah. — Myślę, Ŝe sam mu to właśnie powiedziałeś, plotkarzu. — Plotkarzu? — śartuję, Smitty. Nie popędzaj swojego wielbłąda. David skinął głową. — Czy myślisz to, co sądzę, Ŝe myślisz? — To jakaś gra słów? — zapytał Abdullah. — Obaj o tym pomyśleliśmy — odparł Mac. — Jerozolima! David zaczął rozwaŜać róŜne moŜliwości. -182-
— Wspomnę tu i ówdzie, Ŝe chcemy tam pojechać. WyraŜę Ŝyczenie zabrania ze sobą eksperta od biochipów i nowego informatyka. Carpathia chce zademonstrować w Jerozolimie swoją potęgę. To dobrze. Weźmiemy jego najlepszy samolot i załadujemy na pokład maksymalny ładunek biochipów i gilotyn. Czuję, Ŝe spodoba mu się ten pomysł. Połechcemy jego ego. — Sądzisz, Ŝe Carpathia jest egoistą? — zapytał Mac, udając powagę. David uśmiechnął się. — Znowu Ŝartuje? — zdziwił się Abdullah. — Mac odchylił głowę i głośno się roześmiał. — David był pogrąŜony w myślach. — Phoenixa 216 moŜna zdalnie sterować... — Tak jak kaŜdym innym nowoczesnym samolotem. — Wylądujemy bezpiecznie na jakimś odludziu, a później rozbijemy tę kosztowną maszynę z całym bezcennym ładunkiem gdzieś nad oceanem. — Tak, aby wszyscy to widzieli. — MoŜesz powtórzyć? — Niech zobaczą wypadek na własne oczy! Chciałeś, abyśmy wymyślili jakieś logiczne wyjaśnienie katastrofy: PrzecieŜ niedawno straciliśmy szefa cargo. Annie nie dopuściłaby do takiego przeciąŜenia samolotu, jednak ja sądziłem, Ŝe maszyna z nim sobie poradzi. Będziemy sterować zdalnie samolotem i równocześnie nadawać dźwięk z jego pokładu. Będę pomstować na wagę ładunku, na to, Ŝe niebezpiecznie przemieszcza się w ładowniach, Ŝe trudno zapanować nad maszyną. Ratunku! śegnaj okrutny świecie! — Jesteście wspaniali — powiedział David. — Dziękuję. — Obaj — wtrącił Abdullah. — Prawda? — Oczywiście — przytaknął David. — Przyszedł mi do głowy jeszcze jeden dobry pomysł - ode zwał się Abdullah. -183-
— Na dziś wystarczy — przerwał mu Mac. — Przestań się wygłupiać. Rozbijmy samolot, gdy Carpathia będzie witał tłumy w Tel Awiwie. Zatopimy maszynę w Morzu Śródziemnym, by wiedzieli, Ŝe zginęliśmy. Jestem pewien, Ŝe nie będą wyciągać jej z morza, bo koszty tej operacji są za wysokie. — A gdzie my mielibyśmy się schować w chwili katastrofy? — zapytał Mac. — Bardzo trudno będzie się ukryć w Tel Awiwie. — Nie wylądujemy w Tel Awiwie. W czasie katastrofy będziemy w Jordanii. Znam pewne miejsce. Będziemy mogli tam wylądować tak, aby nikt nie zauwaŜył. — Z jakiej odległości moŜna zdalnie sterować samolotem, Smitty? — Niezbyt duŜej. Przeprowadzimy tylko zdalną procedurę startu, a wszystkie inne elementy lotu będziemy musieli wcześniej wprowadzić do komputera pokładowego. Mac przeniósł wzrok z Abdullaha na Davida. — Smitty moŜe zaprogramować lot. — Naprawdę? — dziwił się David. — Naprawdę moŜna zaprogramować wszystko z takimi szczegółami? — Będzie to wymagało trochę czasu. Zabieraj się do roboty. — JuŜ wszystko przygotowałem! — Zadzwonił telefon Davida. — Dzwoni Hannah — zakomunikował kolegom. — Odbierz — powiedział Mac. — Co się dzieje? — zapytał David. — Jesteś pewien, Ŝe to połączenie jest bezpieczne? — Absolutnie. Co się stało? — Czy wiesz, Ŝe Carpathia skazał na śmierć wyŜszego oficera sił pokojowych? — Szczerze mówiąc, tak. Mówisz o Santiago? — Dlaczego mi nie powiedziałeś. Musiałam pójść po ciało do aresztu sił bezpieczeństwa. —
-184-
— Nie miałem czasu, aby cię o tym zawiadomić, Hannah. Skąd miałem wiedzieć, Ŝe właśnie tobie kaŜą to zrobić? — To było straszne. Cały czas stykam się ze śmiercią, ale to było naprawdę okropne. Ten potwór chciał wykonać egzekucję osobiście! Zabił go strzałem między oczy. Wiesz, za co go zabili? Jestem pewna, Ŝe tak. Ty wszystko wiesz. — Za duŜo mówił. — Tyle to i ja wiem. Podobno przekazał coś, o czym Carpathia mówił na poufnym spotkaniu. — Przykro mi, Ŝe musiałaś na to patrzeć, Hannah. — Chyba domyślam się, kto go zdradził. — Naprawdę? — A ty? — zapytała. — Jato wiem. — Jak moŜesz Ŝyć, wiedząc to wszystko? — Nie jest mi łatwo. — Czy to Hickman go wydał? — Tak. — Właśnie przywieźli jego ciało do kostnicy. Znaleziono go martwego w jego biurze. Strzelił sobie w głowę.
Rozdział szesnasty
WjeŜdŜając do Ptolemaidy, Buck i Albie minęli kilka kolumn pojazdów opuszczających miasto. — Spójrz tylko na to — powiedział Albie, wskazując na otwar te cięŜarówki wiozące gilotyny. — Paskudnie wyglądają. Nie uwa Ŝasz? Buck potrząsnął głową. — Pisałem niedawno artykuł o produkcji gilotyn. To nieskomplikowane urządzenia zbudowane z prostych elementów. KaŜde składa się z drewnianej ramy, ostrza, spręŜyny i sznura. Bardzo łatwo je wyprodukować. Produkcja idzie pełną parą zarówno w duŜych fabrykach, jak i zakładach rzemieślniczych. — A wszystko w celu dostarczenia wystarczającej liczby urządzeń do... jak oficjalnie nazywają je ci z Globalnej Wspólnoty? — Wizualnego odstraszania. Ustawiają takie maszyny w kaŜdym miejscu znakowania obywateli, aby ludzie bez szemrania poddawali się zabiegowi wszczepiania. Albie zatrzymał pojazd na skrzyŜowaniu, gdzie młoda funkcjonariuszka sił pokojowych Globalnej Wspólnoty kierowała ruchem. Albie skinął na nią ręką. — Nie widzi pan, Ŝe jestem na słuŜbie — zaczęła opryskliwie, dopóki nie spostrzegła munduru. — Na rozkaz, pułkowniku! — zasalutowała. — Muszę się dostać do miejscowego zakładu karnego. Zostawiłem mapę w torbie. Daleko jeszcze? — Do głównego zakładu karnego, panie pułkowniku? — Tak sądzę. -186-
— To jakieś trzy mile na zachód. Proszę skręcić w lewo na następnym skrzyŜowaniu i pojechać bitą drogą aŜ do miejsca, w którym łączy się ponownie z autostradą. Więzienie będzie z prawej strony, zaraz za granicą miasta. Na pewno traficie. To duŜy budynek otoczony drutem kolczastym. Jest tam zgrupowanie naszych sił. Proszę się pospieszyć, jeśli chce pan zobaczyć widowisko. Na dziś wieczór zaplanowano kilka egzekucji. — Tak? — Buntownicy, którzy nie chcą przyjąć znaku lojalności, zostaną straceni, chyba Ŝe zmienią zdanie.
David czuł się zupełnie wyczerpany. Dochodziła jedenasta wieczór czasu urzędowego Carpathii, gdy wlókł się z biura do swojego mieszkania. Nagle usłyszał energiczne kroki za plecami. Odwrócił się i ujrzał Viv Ivins wyglądającą tak świeŜo, jakby właśnie wstała w słoneczny poranek. Niosła pod pachą skórzaną teczkę i uśmiechała się przyjaźnie do Davida. — Dobry wieczór, dyrektorze Hassid — powiedziała, mijając go. — Dobry wieczór pani. — Mamy przed sobą wspaniałe dni, prawda? David nie wiedział, jak długo jeszcze będzie miał siłę udawać. — Faktycznie, czekają nas ciekawe chwile — odpowiedział. Zatrzymała się. — Lubię, gdy się wszystko dobrze układa. David wzdrygnął się, Viv bowiem była głównym koordynatorem produkcji i dystrybucji gilotyn. — Wszystko idzie po pani myśli? — zapytał. — Udało mi się przekonać naszych przywódców, aby nie wystawiać urządzeń do egzekwowania lojalności w pałacu. —Tak?
— Niezbyt ładnie wyglądają.
-757-
— Pokazujemy je na całym świecie. — Nie mam nic przeciwko temu. Jakoś to przeŜyje. Właściwie nawet jestem za. Poza stolicą Globalnej Wspólnoty i kwaterą główną moŜna spotkać ludzi, którzy potrzebują tej pomocy wizualnej. Tylko osoby patologicznie uwikłane w swoje sekty zdecydują się odmówić przyjęcia znaku. — Nie ustawimy jednak tych pomocy wizualnych w Nowym Babilonie? — Sądzę, Ŝe nie jest to konieczne. Dlaczego ktoś miałby chcieć tu pracować, gdyby nie był lojalny zmartwychwstałemu Potentatowi? Chcę widzieć tutaj jedynie zdjęcia i obrazy przedstawiające szczęśliwych, pełnych zapału i radości lojalnych podwładnych. Obywatele Globalnej Wspólnoty powinni widzieć entuzjazm ludzi, którzy wprowadzają nowy porządek na świecie. Musimy być dla nich przykładem radosnego poświęcenia. Czy pan rozumie, co mam na myśli? — Tak. Podoba mi się pomysł, aby nie psuć tutejszego krajobrazu tymi ohydnymi urządzeniami. — Absolutnie się z panem zgadzam. Jutro rozpoczniemy akcję znakowania nowych pracowników. Są pełni entuzjazmu, bo jako pierwsi otrzymają znak Potentata. Wszyscy chcą go nosić na czole. Miło jest patrzeć na dzisiejszą młodzieŜ, która z takim zapałem zgłasza się do pracy. Słyszałam, Ŝe ma pan odbyć jutro rozmowę kwalifikacyjną ze studentem. — To prawda. — Cudowne dziecko z Chin? -—To on.
— CóŜ to za rodzina! Ojciec błaga, aby jego syn mógł przyjąć znak jako pierwszy. To niestety niemoŜliwe, akcje znakowania bo wiem rozpoczynamy od więźniów politycznych. Chłopak moŜe się jednak znaleźć wśród pierwszych pracowników Globalnej Wspól noty, którzy otrzymają znak. David pobladł.
-188-
— Nie został jeszcze zatrudniony—powiedział, starając się ukryć emocje. — To zwykła formalność. — Muszę z nim porozmawiać, Ŝeby stwierdzić, czy się nadaje i czy zdoła ukończyć tutaj studia. Trzeba zobaczyć, jaki rodzaj pracy będzie dla niego najbardziej odpowiedni... — Prawdopodobieństwo, Ŝe nie zostanie przez nas zatrudniony, jest znikome. Kiedy tylko wprowadzimy jego dane, będzie mógł podjąć pracę dosłownie w kaŜdym dziale. — Nie podoba mi się ten pośpiech... — wyrzucił z siebie David. — Dlaczego? — Odnoszę wraŜenie, Ŝe zbyt nam na tym zaleŜy, Ŝe chcemy to zrobić za szybko. Pozwólmy, aby procedura rozwijała się zgodnie z własnym rytmem, zróbmy wszystko jak naleŜy. W końcu to jemu powinno zaleŜeć, a nie nam. — MoŜe ma pan rację, panie Hassid. To jednak nieszkodliwe odejście od procedury. Wzruszył ramionami. — Słyszałem, Ŝe chłopak boi się chorobliwie igieł i wcale nie ma ochoty zgłosić się na znakowanie. — Nawet za cenę utraty wspaniałej okazji, jaka mu się tutaj nadarza? PrzecieŜ i tak w końcu będzie musiał przyjąć znak. — MoŜe za jakiś czas oswoi się z tą myślą. — Gadanie, dyrektorze Hassid. Jeśli tak jest naprawdę, to najwyŜszy czas, by wreszcie dorósł. Ten zabieg trwa kilka sekund. — Spotkam się z nim o jutro o dziewiątej. Czy do tego czasu moŜemy przestać go namawiać? Wolałbym nie prowadzić z nim rozmowy kwalifikacyjnej, gdy będzie miał histerię. — No dobrze. Nie wyobraŜam sobie, abyśmy rozpoczęli znakowanie przed dziewiątą. Kilka minut później, kiedy znalazł się juŜ w swoim pokoju, za pomocą palma połączył się z komputerem sekretarki. Nie poinformowała go o godzinie spotkania z Changiem. Chłopak potwierdził -189-
je pod koniec dnia, a sekretarka umówiła go na drugą po południu. Przesunął godzinę spotkania w jej kalendarzu na dziewiątą rano. Kiedy skończył, wykręcił numer pokoju Wonga i nagrał wiadomość na sekretarkę: Chang, nasza jutrzejsza rozmowa odbędzie się o dziewiątej rano. Nie idź do kadr ani nigdzie indziej, dopóki się nie zobaczymy. Do zobaczenia jutro. Zadzwonił do Ming. Dziewczyna była przeraŜona. — U nas juŜ się zaczęło — powiedziała. — Au was? — Spokojnie, Ming. Co się zaczęło? — Znakowanie! Dzisiaj rano aparaty dotarły do Buffer, a wieczorem zaczęliśmy ich uŜywać. — Wszczepialiście więźniom chipy? — Tak! Wkrótce zajmą się personelem. Muszę się spieszyć. Zanim ucieknę, chcę jeszcze coś załatwić. — Czy są tam jacyś wierzący? Czy ktoś odmówił przyjęcia znaku? — Ani jedna osoba. Wszyscy więźniowie ustawiają się w kolejce, jakby całe Ŝycie byli porządnymi obywatelami. Pewnie mają nadzieję, Ŝe dostaną dodatkowe punkty za dobre zachowanie. Prawda jest taka, Ŝe będą tu gnić aŜ do śmierci. David opowiedział jej o swojej rozmowie z Viv. — Nie! Błagam! — zawołała. — O dziewiątej Chang musi znik nąć. Wydostań go stamtąd. — Nie jesteśmy jeszcze przygotowani, Ming. — Co zamierzasz zrobić? — Będę musiał coś wymyślić. Znaleźć jakiś powód, dla którego nie nadaje się do tej pracy. MoŜe uda mi się dowieść jego niedojrzałości, no wiesz... Ŝe nie kwalifikuje się z powodu młodego wieku. — Postaraj się, aby zabrzmiało to przekonywająco. To musi zadziałać. — Będę miał całą noc, aby coś wymyślić. — A ja całą noc, by się modlić. — Uczynię wszystko, co będzie trzeba, Ming. Posłuchaj, pozwól, Ŝe coś dla ciebie zrobię. Oddeleguję cię do Stanów. -190-
— MoŜesz to załatwić? — Oczywiście. JuŜ to robiłem za pomocą komputera i nikt nie miał Ŝadnych wątpliwości. Ludzie widzieli, Ŝe rozkaz został wydany przez kogoś wyŜszego stopniem, i nie zastanawiali się. Gdzie chcesz jechać. — Więzienia znajdują się we wszystkich stanach — powiedziała. — Ale przecieŜ i tak nie mogę juŜ wrócić do pracy w Globalnej Wspólnocie? — Prawda. Wyjedziesz z Buffer i wsiądziesz do samolotu, a później znikniesz. Rozpłyniesz się w powietrzu, a my nie będziemy cię mogli znaleźć. Musisz dotrzeć do naszej kryjówki w Chicago. — Czy oni mnie znają? — Daj spokój, Ming! Leah opowiedziała wszystkim o tobie. Nie mogą się doczekać twojego przybycia. Słyszeli o tobie i twoim bracie. Wiedzą, Ŝe kiedyś do nich dołączycie. Przydacie się nam oboje. To gdzie mam cię oddelegować? MoŜe gdzieś niedaleko Chicago, Ŝebyś mogła bezpiecznie dotrzeć do naszej kryjówki, ale nie za blisko, Ŝeby nie zaczęli się czegoś domyślać. — Nie znam Stanów — odpowiedziała. —Wiem, Ŝe w Baltimore jest duŜy zakład karny, który zawsze potrzebuje pracowników. — To za daleko od Chicago. Zaczekaj! Czy mogłabyś pojechać do Grecji? — Kiedy? — Jak najszybciej, nawet dziś wieczorem. — Jeśli wydasz takie polecenie, będą musieli mnie tam przewieźć. Jest tam teraz niebezpiecznie i aŜ się roi od funkcjonariuszy Globalnej Wspólnoty. Chcą urządzić pokazówkę z udziałem więźniów politycznych. Nie chcę tam pracować ani się tam ukrywać. David powiedział jej, Ŝe z Grecji do Stanów zabraliby ją członkowie Opozycji Ucisku. — Więc jednak Bóg istnieje — westchnęła. — Gdzie miałabym spotkać twoich przyjaciół? — Pojedź na lotnisko w Kozani. Znajdą cię. — -191-
— MoŜesz wysłać tam Changa? Proszę, zrób to David! Wyciągnij go z pokoju rodziców, wyślij do Grecji. Razem polecimy do Chicago! — Ming, daj spokój. Jego zniknięcie musi mieć jakieś uzasadnienie. Gdybym zrobił tak, jak mówisz, twoi rodzice zaczęliby się czegoś domyślać i wszystkie ślady doprowadziłyby do mnie... nie wspominając o tobie! Zastanów się, Ming. Nie chcę, aby ludzie z Globalnej Wspólnoty zaczęli się mną interesować. — Wiem, David. Rozumiem. Boję się o brata i dlatego nie mogę jasno myśleć.
— CzyŜbyśmy mieli jakieś problemy? — zapytał dowódca sił pokojowych Globalnej Wspólnoty nadzorujący grecki zakład karny, — Postępujemy zgodnie z regulaminem. — Szczerze mówiąc, to miejsce przypomina dom wariatów — powiedział Buck, oglądając kompleks złoŜony z pięciu prostych budynków, w których kiedyś mieściła się fabryka. W oknach umieszczono kraty, całość zaś otoczono zasiekami z drutu kolczastego. Wszędzie kręcili się funkcjonariusze Globalnej Wspólnoty. — Starafny się, jak moŜemy — odpowiedział dowódca, spoglądając nerwowo na Albiego. — Ilu więźniów przetrzymujecie? — kontynuował Buck. — Około dziewięciuset. — Widzę, Ŝe macie duŜo ludzi. — Niezupełnie. — Co oni wszyscy robią? To straŜnicy więzienni? — Większość obsługuje stanowisko do znakowania zorganizowane w środkowym budynku. — Co jest w pozostałych pawilonach? — W pierwszym przetrzymujemy nastolatków i młodych ludzi, męŜczyzn w skrzydle zachodnim, kobiety we wschodnim. — W oddzielnych celach? -192-
— Bardzo rzadko. — A pozostałe budynki? — W następnym są kobiety. Środkowy stoi pusty. MęŜczyźni ulokowani są w dwóch pozostałych. — Za jakie wykroczenia zostali skazani? — Głównie za cięŜkie przestępstwa, ale są wśród nich takŜe złodzieje i kieszonkowcy. — A sprawcy brutalnych przestępstw? Dowódca więzienia skinął twierdząco głową. — Mamy sprawców zabójstw, napadów z bronią w ręku i tym podobnych. — A więźniowie polityczni? — Głównie w drugim pawilonie. Mamy teŜ dysydentów religijnych, głównie męŜczyzn — mówiąc to wskazał ponownie na ostatni budynek. — Trzymacie dysydentów ze sprawcami brutalnych przestępstw? — zapytał Buck, przypatrując się tabliczce z jego nazwiskiem. — Nie mam wpływu na to, gdzie ich umieszczają. Koordynuję akcję oznaczania osadzonych znakiem lojalności. Za pięć minut powinienem być w środkowym pawilonie. MoŜe chcą panowie pomóc? Rozesłałem moich ludzi, aby dokonali wstępnej selekcji. — Co pan ma na myśli? — Chcemy ustalić, czy któryś z więźniów planuje odmówić przyjęcia znaku. — A jeśli tak? — Trzeba ich jak najszybciej wyłowić. Nie będziemy tracić czasu w trakcie znakowania. — A jeśli podczas oczekiwania niektórzy zmienią decyzję? — W ostatniej chwili dojdą do wniosku, Ŝe nie chcą otrzymać znaku? Tego nie przewidziałem! — Gdyby tak jednak się stało? — Szybko się z tym uporamy. Ogólnie wolelibyśmy jednak znać ich decyzję z wyprzedzeniem, aby nie utrudniać sobie roboty. A te-193-
raz, proszę wybaczyć. Mam do wykonania rozkazy. Pomogą nam panowie w dokonaniu wstępnej selekcji? — Czy będziecie jej dokonywać jednocześnie we wszystkich pawilonach? — zapytał Buck. — Nie, rozpoczniemy od zachodniego pawilonu. Przesłuchania będą odbywać w środkowym budynku. — PomoŜemy — powiedział Buck. —Athenas! — krzyknął dowódca. Do pokoju wszedł krótko ostrzyŜony zwalisty Ŝołnierz Globalnej Wspólnoty. TuŜ za nim podąŜali trzej męŜczyźni i dwie kobiety w mundurach. — Jesteście gotowi, Alex? — Tak jest! — odpowiedział Alex cienkim głosem, który zupełnie do niego nie pasował. — Zabierzcie ze sobą Jensena i Elbaza. — Mamy dość ludzi, panie oficerze. Dowódca pochylił się do przodu, wbijając wzrok w Athenasa. — Ci panowie przyjechali ze Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Nie zauwaŜyliście, Ŝe pan Elbaz jest pułkownikiem? — Tak jest! Czy pan pułkownik będzie dowodził? Albie wydął pogardliwie wargi i potrząsnął przecząco głową.
W Chicago była druga po południu. Członkowie Opozycji Ucisku, zgromadzili się przed telewizorem. W wiadomościach lokalnych ogłoszono, Ŝe w więzieniach i aresztach rozpoczęto akcję znakowania. Zeke zasłonił usta obiema dłońmi i kołysał się na krześle, nie odrywając oczu od ekranu. Na pytanie Rayforda, czy przygotował juŜ dokumenty i przebranie potrzebne do misji Chaima w Jerozolimie, odpowiedział, nie odrywając wzroku od ekranu: —Wszystko jest gotowe z wyjątkiem szaty. Skończę ją jutro wieczorem. Tsion podsunął pomysł, aby ubrać Chaima w grubą brązową suknię z kapturem, zakrywającą znaczną część twarzy, a na nogi dać mu -194-
sandały. W pasie miał być przewiązany plecionym sznurem. Wszyscy uznali, Ŝe taki strój będzie prosty, a jednocześnie wystarczająco powaŜny, aby ludzie zwracali na niego uwagę. Chaim ostatecznie zgodził się na swoją misję. — Nadal uwaŜam, Ŝe to Tsion powinien pojechać do Jerozolimy. — Chcę ci coś powiedzieć, przyjacielu — powiedział Tsion. — Pozwól Bogu, aby cię poprowadził. Prezenter wiadomości telewizyjnych oznajmił, Ŝe wbrew oczekiwaniom lokalnych władz, które sądziły, iŜ zastosowanie urządzenia do egzekwowania lojalności nie będzie konieczne, jeden z więźniów odmówił przyjęcia znaku i został stracony. — Egzekucję wykonano w dawnym więzieniu hrabstwa w DuPage. Dysydent został stracony przed niespełna dziewięćdziesięcioma mi nutami. Osobnik ten został zatrzymany za nielegalną sprzedaŜ ben zyny. Był to pięćdziesięcioczteroletni Gustav Zuckermandel, zamiesz kały na terenie Des Plaines. Zeke ukrył twarz w dłoniach i zaczął cicho płakać. Pozostali podeszli do niego i płakali razem z nim. Tsion zaczął się modlić. — Ojcze nasz, znów utraciliśmy osobę, którą kochaliśmy. Prosi my, umocnij naszego brata, który stracił ojca. Spraw, abyśmy wszy scy pamiętali, Ŝe nadejdzie dzień, w którym ponownie ujrzymy tego dzielnego męczennika. Kiedy Tsion skończył się modlić, Zeke otarł twarz — Trzymasz się, synu? — zapytał Rayford. — Mam robotę — odpowiedział Zeke i ruszył do swojego pokoju.
Buck juŜ wcześniej teŜ widział tyle nieprawości i chaosu, Ŝe starczyłoby do obdzielenia kilku dziennikarzy. To, co zobaczył teraz, przekraczało jednak wszystkie jego poprzednie doświadczenia. śałował, Ŝe nie wzięli ze sobą broni, aby przynajmniej podjąć próbę odbicia zatrzymanych. -195-
Sytuacja była jednak beznadziejna. Więzienie było doskonale strzeŜone, ich dokumenty sprawdzono przy zewnętrznym ogrodzeniu zachodniego pawilonu, a później ponownie przy głównym wejściu. Wiedział, Ŝe na jego oczach miało się ponownie wypełnić biblijne proroctwo. Kiedy weszli do środka pawilonu, Bucka uderzył straszliwy smród. Wewnątrz ogromnej klatki stało stłoczonych ponad stu więźniów. Byli to przewaŜnie młodzi chłopcy. Niektórzy spoglądali groźnie, inni sprawiali wraŜenie otępiałych. Obok klatki siedziało pięciu uzbrojonych straŜników, którzy, wyraźnie znudzeni, palili i czytali gazety. Na widok przybyszów więźniowie oŜywili się i zgotowali radosną owację. — Uwolnijcie nas! — zawołał jeden z nich, na co pozostali zareagowali śmiechem. — Przyszli nas wyzwolić! — krzyknął inny, wywołując tym falę gwizdów i szyderstw. Athenas wystąpił przed straŜników i uciszył więźniów ruchem ręki. Buck tymczasem podszedł do straŜnika. — Co tak cuchnie? — To zbiorniki. Stoją w naroŜnikach klatki, widzi pan? Buck podniósł głowę i ujrzał duŜe metalowe beczki o pojemności jakichś dwustu litrów stojące w rogach klatki. Obok kaŜdej ustawiono prowizoryczne drewniane schodki. Na szczycie beczek leŜały źle dopasowane deski klozetowe. — Nie macie tutaj toalet? — Tylko dla straŜników — odparł Ŝołnierz. —Znajdują się w głębi korytarza. — Nie moŜna by ich tam prowadzać? — zapytał Buck, kręcąc głową. — Jest nas za mało. Alex Athenas zaczął przemawiać. — Przypadł wam zaszczyt znalezienia się wśród pierwszych, któ rzy będą mogli okazać wierność i oddanie Jego Wysokości, zmartwych wstałemu Potentatowi Globalnej Wspólnoty, Nicolae Carpathii! -796-
Ku zdumieniu Bucka słowa te spotkały się z owacją i entuzjastycznym wybuchem radości. Niektórzy zaczęli nawet wznosić okrzyki i śpiewać na cześć Carpathii. Athenas uciszył ich ponownie. — Za chwilę pójdziecie do środkowego pawilonu, w którym będziecie mogli zadeklarować, czy chcecie mieć znak lojalności na czole, czy na prawej ręce. Kiedy nadejdzie wasza kolej, wej dziecie do kabiny, gdzie otrzymacie biochip. Równocześnie na waszej skórze wytatuowana zostanie liczba 216, oznaczająca, Ŝe jesteście obywatelami Stanów Zjednoczonych Carpathii. Cały za bieg będzie trwał kilka sekund. Płyn dezynfekcyjny jest jednocze śnie środkiem znieczulającym, dlatego nie musicie obawiać się bólu. Ostrzegam, Ŝe najmniejsze zakłócenie porządku będzie karane śmiercią. Słowa te spotkały się z wrzaskiem i obelgami. W tym momencie uwagę Bucka zwrócił chłopiec stojący w środku tłumu. Miał czarne kręcone włosy, szczupłą, chorowitą postać i przekrzywione okulary, w których brakowało jednego szkła. Chłopiec był tak młody, Ŝe ledwie kwalifikował się do tej grupy, jednak wzrok Bucka przykuł znak na jego czole. — Pan wybaczy, oficerze! — powiedział, odsuwając na bok Athenasa. — Ty! Tak, do ciebie mówię! ZbliŜ się! Chłopiec wyszedł do przodu i stanął przy prętach klatki. — Otworzyć mi te drzwi! — warknął. Nikt się nie poruszył. Odwrócił się do straŜnika, z którym wcześniej rozmawiał, ten jednak spojrzał na Athenasa. — Reszta, cofnąć się! — rozkazał Athenas i skinął głową w stronę straŜnika, by otworzył klatkę. Buck wszedł do środka i chwycił chłopca za złachmaniony szary sweter. Wywlókł go z klatki i ruszył w kierunku wyjścia, trzymając przeraŜonego chłopaka za łokieć. Po drodze głośno mu wymyślał: -797-
— Wyśmiewasz się z Ŝołnierzy Globalnej Wspólnoty, smarkaczu? Nauczę cię szacunku. — Nie, proszę pana. Błagam pana... ja... ja... — Milcz!
Buck
wyprowadził go z pawilonu. — Stój! Co robisz! Musimy go poddać selekcji! — Później! — odburknął Buck. — Co pan ze mną zrobi?—jęczał chłopak. — Odeślę cię do domu — wyszeptał Buck. — Zostali tam moi rodzice. — Podaj mi ich nazwiska — powiedział Buck. — Nie mogę obiecać, Ŝe ich stąd wyciągnę. Ty jednak nie umrzesz dzisiejszej nocy. — Jest pan chrześcijaninem? Buck skinął głową. Minęli posterunek przy zewnętrznym ogrodzeniu i Buck zaprowadził chłopaka do jeepa stojącego po drugiej stronie drogi. Kiedy przechodzili ze światła do cienia kilka osób odwróciło się ciekawie w ich stronę, aby zobaczyć, co się stanie. — Siadaj z przodu — polecił Buck. — Są tam inni wierzący? Chłopak potrząsnął głową. — śadnego nie widziałem. — Podaj mi nazwisko któregoś z więźniów, jednego. — Którego? — Pierwszego lepszego. Potrzebuję nazwisko. — Paulo Ganter. — Zapisałem. Posłuchaj uwaŜnie. Słuchasz, co do ciebie mówię? Gdy stwierdzisz, Ŝe nikt na ciebie nie patrzy, wyjdź z samochodu i uciekaj. Zrozumiałeś? Chłopiec skinął głową. — Mam wraŜenie, Ŝe teraz jest dobry moment — powiedział Buck. PołoŜył dłonie na głowie chłopca, mówiąc: — Niech ci Pan błogosławi. Niech Pan rozjaśni nad tobą swoje oblicze i obdarzy pokojem. Uciekaj, synu. -198-
Buck ruszył w stronę bramy. Kiedy po chwili obejrzał się za siebie, chłopaka juŜ nie było. śołnierze pilnujący drzwi pawilonu zapytali o nazwisko więźnia, którego wyprowadził. — Ganter, Paulo — odpowiedział Buck. — Kazałem go odesłać do więzienia w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Alex Athenas właśnie kończył. — Czy ktoś z was nie chce przyjąć znaku lojalności? Więźniowie roześmiali się. — Nikt? Nikogo takiego nie widzę? Ktoś chce odmówić? MęŜczyźni popatrzyli po sobie i ucichli. Buck czekał w napięciu. — A jeśli odmówimy? — rozległ się drwiący głos. — Znacie konsekwencje — stwierdził Alex, mówiąc to przesunął palcami po szyi. — Stanie się właśnie tak — dodał. — Inne pytania? — Nie ma wśród nas Ŝadnych buntowników! — zawołał jeden z więźniów. — Sami lojalni i praworządni obywatele! — To właśnie chcieliśmy usłyszeć. śadnych pytań? — Czy będziemy mogli wybrać kształt znaku? — Nie. Z powodu waszej sytuacji otrzymacie jedynie podstawowy chip i wytatuowany numer. Przez tłum więźniów przeszedł pomruk niezadowolenia. Athenas dał znak swoim Ŝołnierzem i straŜnikom, aby trzymali broń w pogo towiu. — Spokój!
Rozdział siedemnasty
Rayford wstąpił na chwilę do Zeke'a, aby sprawdzić, co się u niego dzieje. Chłopak właśnie wykańczał szatę Chaima. — Mam duŜo materiału. Zastanawiam się, czy nie uszyć mu dru giego ubrania— powiedział Zeke. — Słyszałeś, co mówił Tsion? Zeke skinął głową. — Mówił, Ŝe ubrania nie będą się niszczyły, ale nie mówił, Ŝe nie będą się brudziły. Rayford wzruszył ramionami. — Podziwiałem twojego ojca, Zeke. Wiesz o tym? Zeke kiwnął głową, nie odrywając się od pracy. — Był odwaŜny, dzielny do końca. — Nie zaskoczyło mnie to — powiedział Zeke. — PrzecieŜ mówiłem, Ŝe tak się zachowa. — Modlę się, abyśmy wszyscy mieli taką odwagę. Zeke podniósł oczy i potrząsnął głową, spoglądając w dal. — Mógłby jeszcze tyle zdziałać dla wierzących. Więcej niŜ ja. — Ciebie równieŜ podziwiam, Zeke. Wszyscy cię podziwiamy. Zeke skinął ponownie głową. — Powinieneś opłakiwać ojca, obchodzić Ŝałobę. Nie ma w tym nic złego. — Bardzo mi go brakuje. — Bóg dopuścił na świat te nieszczęścia, ale to nie znaczy, Ŝe nie mamy prawa czuć bólu. Nie wolno nam jedynie tracić nadziei. Wiemy przecieŜ, Ŝe kiedyś ujrzymy naszych ukochanych. Zeke nagle wstał. -200-
— Chyba nie powinienem prosić, Ŝeby oddali mi jego ciało. Rayford pokręcił głową. — Będą chcieli ustalić związek, który łączy cię ze zmarłym. Sam wiesz, co później zrobią. — Zapytają, czemu jeszcze nie mam znaku lojalności. — Wszyscy bolejemy z powodu śmierci twojego ojca. — Wolę nie myśleć, co z nim zrobią. Nie chcę sobie wyobraŜać... no wiesz... — Wiem. Jednak niezaleŜnie od tego, jak postąpią z ciałem twojego ojca, Bóg będzie znał prawdę. Jego dusza jest teraz w niebie, a wkrótce znajdzie się tam równieŜ jego ciało. Jeśli Bóg potrafi wzbudzić z martwych ciało poddane kremacji... wiesz, o co mi chodzi? — Spalone, tak? — To moŜe wskrzesić kaŜdego. Pamiętaj, Ŝe stworzył nas z prochu ziemi. — Dziękuje, kapitanie Steele. Kocham was wszystkich. — My równieŜ cię kochamy, Zeke. Rayford wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Spostrzegł Tsiona, opartego o ścianę, z załoŜonymi rękami. — Wybacz — powiedział doktor Ben-Judah. — Nie chciałem się przysłuchiwać waszej rozmowie. Nie wiedziałem, Ŝe tu będziesz. — W porządku. — Cieszę się z tego, co usłyszałem. Bóg uczynił cię na powrót przywódcą. — Dziękuję ci, Tsion. Bóg okazał mi więcej cierpliwości, niŜ na to zasłuŜyłem. — Czy nie jest podobnie z nami wszystkimi? Przeszli do bieŜących spraw. — Kilka minut temu rozmawiałem z Chloe. Chciałem sprawdzić, jak radzi sobie z zadaniem, które jej zleciłeś. śywo mnie to interesuje, wiesz przecieŜ. — Masz na myśli zorganizowanie samolotów i pilotów? Co ci powiedziała. -201-
— Umieściła w internecie apel do członków sieci wymiany han dlowej, by pomogli w ucieczce wierzących na miejsce wskazane przez Boga. Odzew był bardzo duŜy. Chloe uwaŜa, Ŝe ludzie przejawiają większą chęć do udziału w niebezpiecznych akcjach niŜ do rutyno wych lotów związanych z funkcjonowaniem sieci wymiany. Zza rogu wybiegł Kenny, a za nim Leah. — Dziadzia! — zapiszczał, wyciągając rączki do Rayforda. Jednak w ostatniej chwili zmienił kierunek i rzucił się w ramiona rabina. — Wujek Tsion! Leah roześmiała się i wyciągnęła ręce. — Ten staruszek nie zdoła cię ocalić! — powiedziała, gdy chło piec ukrył twarz na piersi Tsiona. — Staruszek? — zaśmiał się Tsion. — Zraniłaś mnie, Leah! Kiedy Tsion odnosił Kenny'ego do jego matki, Leah została z Rayfordem. — Rayford, czuję się naprawdę potrzebna, pomagając Chloe. To niezwykła dziewczyna. Mogłaby zarządzać wielką firmą. Lubię teŜ pomagać jej w opiece nad dzieckiem. — Ale... — ...ale wiesz, co nas czeka. Skinął głową. — Nadal zastanawiam się nad przydziałem obowiązków dla kaŜdego z nas — odpowiedział. — Twoje zadanie będzie się wiązało z opuszczeniem na jakiś czas tego miejsca. — Dziękuję ci, Rayford. Nie chcę być samolubna. Wiem, Ŝe Chloe takŜe nie moŜe juŜ wytrzymać w zamknięciu, tak samo jak ja. — Chloe powaŜnie traktuje swoją rolę i myślę, Ŝe juŜ się z nią pogodziła. — CóŜ, nie mogę się wypowiadać w jej imieniu, ja jednak czułabym się na jej miejscu jak w pułapce — powiedział Leah. — W pułapce macierzyństwa? Leah uśmiechnęła się. -202-
— Mówisz jak męŜczyzna. Jak ktoś, kto zajmuje się dzieckiem po pracy. Trochę się z nim pobawi i myśli juŜ o powrocie do innych zajęć. Jeśli ją jednak gdzieś wyślesz, choćby na krótko, chętnie ją zastąpię. — Potrafisz prowadzić sprawy sieci wymiany handlowej i opiekować się dzieckiem? — Pewnie. Tylko męŜczyźni nie umieją łączyć pracy zawodowej z wychowywaniem dzieci. Rayford popatrzył na nią wymownie. — Nie Ŝartuję, Ray. Powiedz, czy mam się przygotować na podróŜ do Izraela? — A chciałabyś tam polecieć? — Wszystkie najwaŜniejsze wydarzenia rozgrywają się w Jerozolimie. — RównieŜ te najbardziej niebezpieczne. — O co ci chodzi? Rayford pokręcił głową. — No tak. Marzysz o przygodach. — Marzę, aby słuŜyć innym, Ray. Marzyłam o tym, zanim zostałam chrześcijanką. Chcę być przydatna dla sprawy. — Wyglądasz jak Amerykanka, nawet Zeke nie zrobi z ciebie śydówki. — W takim razie moŜe Davidowi uda się wyrobić mi papiery pracownika Globalnej Wspólnoty. Rayford uniósł brwi. — MoŜe faktycznie pojedziesz. Kto wie — powiedział.
Buck i Albie przeszli do Ŝeńskiej części pawilonu, w którym przetrzymywano nastolatków. Panowały tutaj podobne warunki, jak w męskiej części. Więźniarek pilnowały dwie straŜniczki i kilku straŜników. Dziewczyny nie były tak hałaśliwe jak chłopcy, lecz skład gru-203-
py był podobny. Były tam kobiety o wyglądzie recydywistek oraz inne, które najwyraźniej padły ofiarą pomyłki. Wszystkie przypatrywały się im z zaciekawieniem. Buck przyjrzał się uwaŜnie zebranym. Spostrzegł, Ŝe patrzy na niego wysoka brunetka, dziewczyna miała znak na czole. Spojrzał na nią porozumiewawczo, by go nie zdemaskowała. Kiedy Alex Athenas wyjaśniał kobietom, jak będzie przebiegało znakowanie, Cameron przysunął się niepostrzeŜenie do Albiego. — Myślisz, Ŝe uda się nam kogoś stąd wydostać? — MoŜe — odparł Albie. — Chyba nie masz zamiaru robić tego samego numeru w kaŜdym pawilonie. — Nienawidzę bezczynności. — Ja równieŜ. Nie moŜemy jednak ryzykować. A jeśli będzie ich kilka? — Na razie widzę jedną. Albie westchnął. — Która to? — Buck wskazał ją ruchem głowy. — Patrz i ucz się — powiedział Albie. — Powiedziawszy to, ruszył do klatki, głośno krzycząc. Alex zamilkł i obserwował wraz z pozostałymi, jak Albie chodzi tam i z powrotem wzdłuŜ siatki z oczami utkwionymi w swojej zdobyczy. — Ty! Do ciebie mówię! Jesteś ze Stanów Zjednoczonych Ame ryki Północnej? Dziewczyna znieruchomiała, nie odrywając oczu od Bucka, który lekko skinął głową. Spojrzała ponownie na Albiego i powiedziała ściśniętym głosem: — Nie! Jestem... — Nie kłam, ty brudna pokrako! Potrafię rozpoznać takie jak ty! — miotał się Albie. — Alex, niech no który otworzy klatkę. Odwrócił się w stronę więźniarki. — Do drzwi! Jazda! Ręce nad głową. -204-
Kiedy straŜnik otworzył drzwi, dziewczyna ruszyła do przodu na sztywnych nogach. Albie złapał ją i wykręcił ręce. — Kajdanki — rozkazał. Jeden ze straŜników rzucił mu parę. Pchnął ją na siatkę i skuł ręce. WłoŜył klucz do kieszeni i wyprowadził na zewnątrz. — Nieźle się z nią zabawi — powiedział straŜnik, gdy przecho dził obok niego. Albie odwrócił się, złapał go za marynarkę i przyparł do ściany. — Powtórz to, Ŝołnierzu? — Przepraszam, panie pułkowniku. To było niegrzeczne. Albie ścisnął go jeszcze raz i odwrócił się do dziewczyny, wypychając ją z pawilonu. Wrócił po kilku minutach i oddał kajdanki z kluczem Ŝołnierzowi, który mu je poŜyczył. Buck był zaszokowany, kiedy jedna z kobiet odmówiła przyjęcia znaku. Inne więźniarki odwróciły się, Ŝeby ją zobaczyć. Buck przypatrywał się, czy nie ma znaku czole. Nie zauwaŜył niczego. — Odmawiasz przyjęcia znaku lojalności wobec Globalnej Wspólnoty — zapytał Alex. — Muszę się nad tym zastanowić — odpowiedziała dziewczyna. — To waŜna decyzja i nie chciałabym jej podejmować pochopnie. —- Rozumiesz, jakie mogą być tego konsekwencje? — Chciałabym to tylko przemyśleć. — Rozumiem. Ktoś jeszcze? Nikt się nie odezwał. — Posłuchaj, dziewczyno, poniewaŜ jesteś sama w tym pawilonie, nie zostaniesz odesłana natychmiast do urządzenia do egzekwowania lojalności. Będziesz mogła wszystko sobie przemyśleć, czekając w kolejce. Prawie wszyscy wasi koledzy zostali juŜ oznakowani. Od tego, w jakim miejscu kolejki się znajdziesz, będzie zaleŜało, ile czasu na zastanowienie otrzymasz. Kiedy przyjdzie twoja kolej, będziesz miała ostatnią szansę podjęcia decyzji. — A później? -205-
— Zostaniesz zaprowadzona do urządzenia do egzekwowania lojalności... — Wiesz, co to takiego, głupia? — zawołała któraś z więźniarek. — Zamknij się! i — To gilotyna! Utną ci głowę. Dziewczyny zamilkły, czując na sobie wzrok Athenasa. — Nadal chcesz to sobie przemyśleć? — Mówicie powaŜnie? Chcecie odrąbać mi głowę za to, Ŝe muszę się nad tym zastanowić? — Nie za zastanawianie, panienko, Za odmowę. — Zatem właściwie nie mam wyboru. — Skąd ty się urwałaś? — zapytała inna, a po chwili przyłączyły się do niej pozostałe. — Oczywiście, macie wybór — oznajmił Alex. — Mam nadzieję, Ŝe wszystko jest jasne. Trzeba przyjąć znak albo... — Znak albo śmierć. Tak? — Nadal chcesz to sobie przemyśleć? Dziewczyna potrząsnęła głową. — Nie wiedziałam, Ŝe nie mamy Ŝadnego wyboru. Przed przejściem do baraku, gdzie przetrzymywano starsze kobiety Buck i Albie poszli za grupą dziewcząt do środkowego pawilonu. Wszystko było tam wzorowo zorganizowane. Więźniowie przesuwali się do przodu. Wybrali juŜ miejsce umieszczenia znaku. Obsługa sprawnie nakładała środek dezynfekująco-znieczulający. Urządzenia do umieszczania chipów pod skórą wydawały odgłos przypominający dźwięk elektrycznego zszywacza. ChociaŜ niektórzy ze znakowanych wzdrygali się na ich widok, chyba nikt nie odczuwa bólu. Niemal wszyscy chłopcy prosili o umieszczenie znaku na czole Jeden ze stojących na końcu uniósł ręce w górę i zawołał: — Niech Ŝyje Carpathia! Wkrótce stało się to zwyczajem, podobnie jak to, Ŝe młode kobie ty prosiły o umieszczenie znaku na ręce. - 206 -
Buck patrzył na to wszystko jak oniemiały, Ŝałując, Ŝe nie moŜe przemówić do zebranych. To prawda, sami podejmowali decyzję, czy jednak naprawdę wiedzieli, co wybierają? Nie był to wybór między lojalnością a śmiercią, lecz między niebem a piekłem, wiecznym Ŝyciem a wiecznym potępieniem. Serce zaczęło mu bić coraz Ŝywiej, gdy kolejka młodych kobiet stawała się coraz krótsza. Wiedział, Ŝe w następnym pawilonie znajduje się pani Miklos. Ilu wierzących jest razem z nią? W pawilonie dla starszych kobiet nie było klatki. Więźniarki siedziały na posadzce, zwykle w odrętwieniu, niektóre cicho rozmawiały, wszystkie jednak zwróciły uwagę na druŜynę Athenasa. Buck obszedł wolno pierwszą grupę, rozglądając się za Ŝoną Laslosa. W końcu dostrzegł w rogu gromadkę około dwudziestu klęczących kobiet. Wśród nich była pani Miklos. — Zamknąć się i słuchać! — wrzasnął straŜnik. — Oficer Athenas ma dla was ogłoszenia i instrukcje. Alex rozpoczął swoje wystąpienie, lecz kobiety z tyłu sali nie zwracały na niego uwagi i modliły się dalej. Buck dostrzegł znaki na ich czołach. Niektóre z nich patrzyły w zakratowane okna, inne zerkały na Alexa. Buck zauwaŜył, Ŝe niektóre z nich nie miały znaku. Widocznie Ŝona Laslosa starała się pozyskać nowe wierzące. Athenas zaczął się niecierpliwić kobietami klęczącymi w kącie sali. — Drogie panie, bardzo proszę! — powiedział, lecz zignorowały go. Skinął na jedną ze swoich asystentek, która oddała karabin i pistolet swojemu towarzyszowi, wyjęła pałkę i ruszyła na tył sali. — Jak powiedziałem... — zaczął ponownie Alex, lecz przestał, gdy uwaga zebranych kobiet skupiła się na miejscu, do którego zmierzała straŜniczka. — Wy! — zawołała. — Przestańcie mruczeć pod nosem i odwróćcie się w stronę oficera, kiedy do was mówi. Wiele kobiet posłuchało. Niektóre powstały i odsunęły się od pogrąŜonej w modlitwie grupki. Inne pozostały na kolanach, lecz spu-207-
ściły oczy. Pani Miklos klęczała odwrócona plecami do straŜniczki. Modliła się cicho ze złoŜonymi dłońmi i opuszczoną głową. StraŜniczka trąciła ją pałką tak, Ŝe omal nie straciła równowagi. Kiedy pani Miklos odwróciła się, by na nią spojrzeć, kobieta pochyliła się i wrzasnęła: — Rozumiesz, co do ciebie mówię? Pani Miklos uśmiechnęła się słabo. StraŜniczka, wyraźnie rozwścieczona, chwyciła mocniej pałkę i zamachnęła się. Buck z trudem powstrzymał się, by nie krzyknąć. Albie musiał go złapać, gdy pałka uderzyła w głowę pani Miklos. Krew ochlapała kilka kobiet stojących w pobliŜu, a Ŝona Laslosa runęła na ziemię w drgawkach. Kilka więźniarek zaczęło krzyczeć. Wiele klęczących powstało i przyłączyło się do głównej grupy. Jedna z kobiet uklękła nad swoją ranną przyjaciółką. StraŜniczka zadała jej cios w twarz. Kobieta upadła, uderzając tyłem głowy o posadzkę i zasłaniając twarz rękami. Więźniarki rozstąpiły się i straŜniczka wróciła na swoje miejsce. Pani Miklos podniosła się na kolana i wróciła do modlitwy. Wszyscy widzieli krew płynącą z jej rany, musiała mieć pękniętą czaszkę. StraŜniczka sprawiała wraŜenie zadowolonej z siebie. Buck stał bez ruchu, z trudem łapiąc powietrze. Z bijącym sercem wysłuchał głównego pytania Alexa. — Muszę wiedzieć, ile z was chce odmówić przyjęcia znaku lo jalności i wybrać alternatywne rozwiązanie? — powiedział. Pani Miklos wstała i zwróciła się w jego stronę. Twarz kobiety była trupio blada, jej usta drŜały. Widać było, Ŝe z trudnością oddycha. Mimo to uniosła obie dłonie, a na jej twarzy pojawił się nawet cień uśmiechu. — Wybrałaś śmierć — ogłosił Alex. Kobieta klęcząca obok Ŝony Laslosa, podniosła się i uniosła dłoń. Miała opuchniętą twarz i wybity górny ząb. — Wy dwie? -208-
Było ich jednak znacznie więcej. Więźniarki odwracały głowy, aby zobaczyć, kto miał dość odwagi, by podjąć taką decyzję. Z grupy modlących się kobiet sześć podniosło ręce. — Wszystkie chcecie umrzeć dzisiejszego wieczoru? — zawołał z niedowierzaniem Alex. — Naliczyłem osiem. Osiem kobiet uda się... teraz juŜ dziewięć... uda się do miejsca... dziesięć — zostaniecie zaprowadzone na miejsce, gdzie stoi urządzenie do egzekwowania lojalności. W porządku, moŜecie opuścić ręce. Jeszcze dwie. Dobrze, dwanaście osób. Kilka kobiet stojących z przodu spojrzało po sobie i ruszyło na tył sali. Kiedy unosiły dłonie na ich czołach pojawił się znak wierzących. — W porządku — powiedział Alex. — Gdy wejdziemy do środ kowego pawilonu te, które zdecydowały się na przyjęcie znaku, mają stanąć po lewej stronie. Samobójczynie mają stanąć po prawej stro nie. Kiedy mówił te słowa za Ŝoną Laslosa ustawiły się jeszcze trzy kobiety. Buck z trudem opanował łzy. Mało brakowało, a dołączyłby do nich. Wiedział, Ŝe wkrótce złoŜą swoje ciała jako Ŝywą ofiarę, zginą męczeńską śmiercią i ukaŜą się pod ołtarzem Boga w niebie, odziane w białe jak śnieg szaty sprawiedliwości. Zazdrościł im. Kiedy wyprowadzano je z pawilonu, Alex zawołał gromkim głosem, starając się przekrzyczeć zgiełk: — MoŜecie jeszcze zmienić zdanie! Jeśli Ŝałujecie swojej błęd nej decyzji, wystarczy, Ŝe przejdziecie na drugą stronę! Kiedy kobiety mijały Bucka, widział znaki na ich czołach i wiedział, Ŝe Ŝadna się nie cofnie - ani jedna. Ruszył za straŜniczką odprowadzającą skazane do środkowego pawilonu. Funkcjonariuszka poszła na czoło kolumny, aby porozmawiać z dwoma męŜczyznami obsługującymi gilotynę, a wtedy Buck podszedł do pani Miklos. — Laslos kazał powiedzieć, Ŝe kocha panią z całego serca i Ŝe niebawem zobaczycie się w niebie. -209-
Odwróciła się w jego stronę, ledwie trzymała się na nogach. Spoj rzała na mundur, a później na znak na jego czole. W końcu popatrzy ła mu prosto w oczy. — Znam cię — powiedziała. — Skinął twierdząco głową. — Chyba nie poznałeś pani Demeter — powiedziała. Buck był zaskoczony. Siostra Demetriusa otrzymała cios w twarz. — Uściskałabym cię, ale nie wiem, jak byś się z tego wytłuma czył. Pani Miklos nachyliła się nad Buckiem. — Powiedz Laslosowi, Ŝe jestem mu wdzięczna za to, iŜ wskazał mi drogę do Chrystusa. Za chwilę Go ujrzę. Zobaczę mojego Zbawi ciela. Nie mogę się doczekać, aby być z Nim! Kolana się pod nią ugięły i Buck musiał ją podtrzymać. Nagle obok nich pojawiła się straŜniczka i chwyciła ją. — Nie, nie uda się ta sztuczka! — zawołała. — Podjęłaś decyzję i poniesiesz konsekwencje. Buck z trudem powstrzymał się, aby nie uderzyć jej w twarz. StraŜniczka zwróciła się w jego stronę i powiedziała: — Co zrobimy z ciałami? Nie byliśmy na to przygotowani. Buck poszedł na tył pawilonu, gdzie stali oparci o ścianę straŜnicy. Była to pierwsza egzekucja, której mieli być świadkami, i widać było, Ŝe nie mają zamiaru przepuścić takiej okazji. Po chwili przyłączył się do niego Albie, wyraźnie przygnieciony tym, co zobaczył. — Rozmawiałem z siostrą proboszcza i panią Miklos. Albie skinął głową. — Te kobiety są męczennicami, Buck. Nie wiem, czy dam radę na to patrzeć. — Wyjdźmy stąd. — MoŜe powinniśmy zostać z nimi do końca. — Zacznę od ogłoszenia — zaczął Alex Athenas. — Ten, kto chce przejść na drugą stronę, moŜe to uczynić w kaŜdej chwili. Kiedy rozpocznie się egzekucja, będzie juŜ za późno. -210-
Buck stał jak sparaliŜowany, widząc jak prowadzą panią Miklos w stronę gilotyny. — Sprawdziliście, czy działa? — krzyknął Athenas. — Działa bez zarzutu! — odkrzyknął jeden z dwóch funkcjonariuszy. — Do roboty! Z odległości około dziesięciu metrów Buck odczytał ruch warg kata. — Masz ostatnią szansę. śona Laslosa uklęknęła i jeden z Ŝołnierzy włoŜył jej głowę do gilotyny. — Odwróćcie ją! — ktoś zawołał. — Chcemy wszystko widzieć! Albie spojrzał na niego gniewnie. — Zamknij się! To nie cyrk! W sali zaległa martwa cisza. Buck usłyszał delikatny głos pani Miklos: — Mój Jezu, kocham Cię. Głos uwiązł jej w gardle. Funkcjonariusz zapiął klamrę i uniósł w górę rękę. Na ten znak drugi Ŝołnierz pociągnął za sznur. CięŜkie ostrze runęło w dół. Buck torował sobie drogę przez tłum, aby znaleźć się pod nocnym niebem. W uszach dźwięczał mu jeszcze śmiech straŜników. Zwymiotował. Stał na trawniku i daremnie zakrywał uszy, aby nie słyszeć łoskotu spadającego ostrza i wybuchów śmiechu. Po chwili z pawilonu wyszedł Albie i połoŜył mu dłoń na ramieniu. — Kiedy trafię do nieba, te kobiety będę pierwszymi osobami po Jezusie, z którymi będę chciał się zobaczyć — wyszeptał.
Rozdział osiemnasty
Chaim przemierzał korytarze wieŜowca Stronga, powtarzając w kółko te same słowa. Zwykle brał ze sobą Biblię, czasami takŜe komentarz lub własne notatki. Jego słowa nie wydawały się Rayfordowi ani błyskotliwe, ani śmiałe, ani przekonywające. Odniósł wraŜenie, Ŝe Chaim stara się zapamiętać rzeczy podstawowe i mieć ogólne pojęcie o tym, co powinien przekazać ludziom. Przedstawiał raczej Ŝałosny widok. Steele uświadomił sobie, Ŝe obaj musieli po swoim nawróceniu zmierzyć się z tymi samymi wątpliwościami. Nie rozpoznali prawdy od razu, później zaś lękali się, Ŝe przyszli do Boga jedynie po to, aby uniknąć piekła. Rayford musiał pokonać wiele oporów, by uwierzyć, Ŝe Bóg nie wylicza mu jego grzechów, ale spogląda na niego poprzez swojego bezgrzesznego Syna, Jezusa. KimŜe był, aby mówić Chaimowi Rosenzweigowi, Ŝe wystarczy mieć wiarę i ufność, Ŝe Bóg zna i rozumie go lepiej niŜ on sam? Ze wszystkich mieszkańców wieŜowca Stronga w najlepszej formie była Hattie. Ironia tego faktu nie umknęła uwagi Rayforda. Niecałe dwadzieścia cztery godziny temu próbowała popełnić samobójstwo. Kilka miesięcy temu tłumaczyła tym, którzy mieli dość cierpliwości, aby prowadzić z nią spór, Ŝe rozumie i wierzy w Ewangelię zbawienia Chrystusa. Mimo to świadomie postanowiła ją odrzucić nawet jeśli dla Boga jej grzechy nie stanowiły problemu, dla samej Hattie stanowiły ogromny problem. Bóg mógł jej ofiarować przebaczenie, ona jednak nie zamierzała przyjąć Jego daru. Kiedy jednak w końcu się nawróciła, cały jej upór zniknął, chociaŜ pod wieloma względami nie zmieniła się. Była równie nieznośna jak dawniej. -212-
Chaim wydawał się zdezorientowany jej zachowaniem. Nawrócili się niemal w tym samym czasie, mogłoby się wydawać, Ŝe powinni się dobrze rozumieć. Tymczasem róŜnili się od siebie całkowicie. Hattie nie miała juŜ Ŝadnych wątpliwości, napełniała cały dom swą egzaltowaną radością neofitki. Rayford zastanawiał się, czy nie poprosić jej, aby porozmawiała z doktorem Rosenzweigiem i pomogła mu rozwiać jego wątpliwości. Tsion był przekonany, Ŝe Chaim jest męŜem opatrznościowym, który zaprowadzi swoich rodaków w miejsce wyznaczone przez Boga, Rayford zaś nauczył się ufać intuicji rabina. Jednak Chaim na razie wzbudzał raczej litość niŜ podziw. Hattie właśnie kończyła karmić dziecko Williamsów. Kenny miał szczęście, Ŝe tyle osób się nim opiekowało! Mieszkańcy wieŜowca Stronga mieli bzika na jego punkcie, nawet Zeke lubił się nim zajmować. — Masz minutkę? — zapytał, kiedy Hattie układała dziecko do snu. — Jeśli zaśnie, będę miała cały czas tego świata, który - według naszego ulubionego rabina - nie będzie trwał dłuŜej niŜ trzy i pół roku. Hattie nie jest tak zabawna, jak sądzi, pomyślał Rayford. Coś jest jednak w jej słowach. — MoŜesz mi wyświadczyć przysługę? — powiedział. — Cokolwiek zechcesz. — Nie mów tego zbyt pochopnie, Hattie. --- Naprawdę. Zrobię wszystko, aby ci pomóc. — Jeśli ci się uda, pomoŜesz sprawie. — Wiem, Ŝe nie przyszedłeś prosić o nic dla siebie. O co chodzi? — Chodzi o Chaima. — Coś z nim nie tak? — Chaim jest wspaniały, Hattie. Potrzebuje jednakczegoś; czego ani Tsion, ani ja nie moŜemy mu dać. — Rayford! On jest dwa razy starszy ode mnie! -213-
Buck razem z Albiem przeszli do następnego pawilonu, w którym miała być przeprowadzana selekcja. Ze słów oficera, który właśnie stał na warcie, wynikało, Ŝe przetrzymywano w nim sprawców lŜejszych przestępstw. Poinformował ich takŜe, Ŝe członkowie nielegalnej organizacji religijnej zostali osadzeni w ostatnim pawilonie razem z najgroźniejszymi kryminalistami. Podeszli do posterunku przy pawilonie numer cztery. — Nadeszła nasza kolej? — zapytał jeden ze straŜników z wyraźną naleciałością gwary londyńskiej. — JuŜ niedługo — odparł Buck. — Jesteście następni w kolejce. — Słyszałem, Ŝe ktoś juŜ wybrał gilotynę? Buck skinął głową. — Więcej niŜ jedna? — zapytał tamten. Buck ponownie przytaknął. — Nie był to przyjemny widok. — Naprawdę? śałuję, Ŝe nie mogłem tego zobaczyć. Nie sądziłem, Ŝe ktokolwiek odmówi przyjęcia znaku lojalności. Widział pan to wszystko? — Skąd bym wiedział, gdybym nie widział? — Przepraszam! Tylko pytałem. Ile egzekucji pan widział? — Jedną. — Stracili ich więcej. A pan, pułkowniku? Został pan do końca przedstawienia? — Daj mi spokój — warknął Albie. — Rzeczywiście, kilka kobiet podjęło taką decyzję i były dzielne do końca. — Dobrze im tak, prawda? Te kobiety nie były lojalne wobec Potentata! — Były wierne swoim przekonaniom — odparł Albie. — Przekonanie i przestępstwo to bardzo podobne słowa, panie pułkowniku. — Czy byłbyś gotów umrzeć za coś, w co głęboko wierzysz? -214-
— Ja głęboko wierzę, Ŝe Carpathia jest bogiem. Widziałem w te lewizji, jak powstał z martwych. Uzbrojeni straŜnicy odprowadzali oznakowane kobiety do pawilonu kobiecego, druŜyna Athenasa zaś przyłączyła się do Bucka i Albiego. Buck zwrócił uwagę, Ŝe ludzie Alexa są przygnębieni. — Załatwmy sprawę do końca — westchnął Athenas, wchodząc do pawilonu. Wśród skazanych za drobne wykroczenia panował spokój. Potulnie wysłuchali Athenasa — nikt nie wybrał gilotyny i wszyscy pozwolili się eskortować do budynku, gdzie znakowano ludzi. Gdy wychodzili, Buck poczuł woń krwi dolatującą ze środkowego pawilonu i znowu dostał mdłości. Tymczasem wśród więźniów rozeszła się wieść, Ŝe kilka kobiet zostało ściętych i w grupie zmierzającej na znakowanie zapadła grobowa cisza. Cameron z trudem podąŜył za Albiem do pawilonu, gdzie zostali zatrzymani wierzący męŜczyźni — wiedział, Ŝe kilku z nich wybierze śmierć i odbędą się kolejne egzekucje. Zadzwonił telefon Bucka. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość: Sprawa najwyŜszej wagi. Zabierzcie na pokłóci oficera słuŜby więziennej oddelegowanego z Bujfer do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Pilne. W dokumentach określimy jej adres docelowy. Dwadzieścia kilka lat, ciemne włosy. Nazywa się Ming Toy. Ma pieczęć. Będzie czekała na was na lotnisku w Konzani około godziny pierwszej. — Będziemy mieli towarzystwo dzisiejszej nocy — powiedział Buck Albiemu.
W Chicago było późne popołudnie. Oprócz Rayforda, wszyscy byli czymś zajęci. Zeke kończył szyć strój dla Chaima. Tsion pisał. Chloe pracowała przy komputerze. Leah kopiowała jakieś dane. Chaim uczył się na pamięć swojej roli. Kenny spał. Hattie xaś podeszła do Chaima. Starszy pan spojrzał na nią z kanapy, wyraźnie zaintrygowany. -215-
Rayford usiadł w pobliŜu nich, udając, Ŝe jest pilnie zajęty czytaniem. — Mogę ci przerwać? — zapytała Hattie. — Nie uda ci się mnie zbyć — mówiąc to, usiadła na podłodze u jego stóp. — Widzę, Ŝe nie mam wyboru. Przyda mi się odrobina urozmaicenia. O co chodzi? — Ty teŜ jesteś nowy — powiedziała. — ZauwaŜyłam, Ŝe z nikim o tym nie rozmawiasz. — Czeka mnie waŜne zadanie. Muszę się wiele nauczyć. Pamiętasz, jak to było na studiach? — Nie studiowałam. Chciałam poznać świat. Chyba nie pozwolisz, aby nauka odebrała ci radość Ŝycia, co? śycie chrześcijańskie powinno być czymś więcej od akademickich zajęć, w przeciwnym razie nie byłoby zabawne. — śycie chrześcijańskie nie kojarzy mi się z zabawą. Uwierzyłem, podobnie jak ty, w najgorszym okresie dziejów, trudno więc, abym się cieszył. Chodzi o to, by przeŜyć. Później przyjdzie czas na radość. Gdybym uwierzył przed Pochwyceniem, miałbym pewnie więcej powodów do radości. Hattie zrobiła nachmurzoną minę. — Nie chodzi mi o zabawę. MoŜemy chyba pozwolić, aby radość dotarła do naszego serca, prawda? Znalazła się w naszym wnętrzu? Ogarnęła nas? Chaim pokiwał głową. MoŜe i tak. — Naprawdę tak myślisz? Nie wyglądasz wcale na radosnego. — Jestem z wami. Wierzę. Mam ufność. — Nie masz jednak radości. — Powiedziałem ci juŜ, co sądzę o radości. — Pewnie i tak nie wygram z takim geniuszem jak ty, łatwo się jednak nie poddam. Chcę, Ŝebyś coś zrozumiał. — Spróbuję — odparł. — Co powinienem zrozumieć? — śe na świecie wciąŜ są rzeczy, za które moŜna dziękować Bogu. -216-
— Zgadzam się z tobą. —Ale nie słyszę w twoim głosie radości. — Mylisz się, Hattie, ja na swój sposób odczuwam radość. Hattie westchnęła cięŜko. — To przekracza moje siły. Nie potrafię cię przekonać. Nawet mnie ogarnia radość na myśl o tym, do czego Bóg cię powołał. — Rozumiem cię. Wiem, Ŝe Tsion ma słuszność i nadaję się do tej misji. Pogodziłem się z tym. Wiem teŜ, Ŝe będę musiał podjąć się tego zadania, nie wprawia mnie to jednak w taki entuzjazm jak ciebie. To będzie bardzo trudna misja. Wybacz, ale nie mam ochoty skakać z radości. Skinęła głową. — Masz rację. Czy jednak nie powinniśmy przyjmować wyroków BoŜych z pokorą i ufać, Ŝe On da nam siły, abyśmy wypełnili Jego wolę? — Z pewnością, czasami jednak proszę Boga, aby, jeśli to moŜliwe, oddalił ode mnie ten kielich. Hattie pokiwała głową. — Będę się modliła za ciebie, abyś któregoś dnia powiedział: Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie. Chaimowi głos uwiązł w gardle. W oczach pojawiły się łzy i w końcu wyszeptał: — Bardzo ci dziękuję, moja młoda siostro. Znaczy to dla mnie więcej, niŜ potrafię wyrazić.
W drodze do ostatniego pawilonu, Buck szedł kolo Alexa Athenasa, który robił jakieś notatki. — Paskudna robota — zagaił Buck. — Gorsza, niŜ sądziłem — odburknął Alex. — Kto by pomyślał, Ŝe te kobiety będą takie zdecydowane? Teraz będziemy mieli do czynienia z ich męŜami. Ciekawe, czy oni będą równie szaleni. -217-
— Trudno mi uwierzyć, Ŝe umieściliście członków nielegalnych grup religijnych z groźnymi kryminalistami. — To nie był mój pomysł. Mam inne obowiązki. — Nie chciałbym znaleźć się na twoim miejscu. — Nie prosiłem się o tę robotę. — Przyznasz jednak, Ŝe to dziwne trzymać w jednym pawilonie wyznawców religijnych z mordercami i gwałcicielami. Na te słowa Alex przystanął i przyjrzał się uwaŜnie Buckowi. — Czy mógłbym cię o coś zapytać, Jensen? Rozmawiałeś kie dyś z Nicolae Carpathią? Buck zamarł. — Bardzo dawno temu — odpowiedział. — Ja równieŜ. Potentat uwaŜa, Ŝe dysydenci są równie niebezpieczni jak notoryczni przestępcy. Jedni i drudzy są kryminalistami. — Zabójcy i wyznawcy religijni? —Ludzie wyznający fałszywą wiarę są wrogami Globalnej Wspólnoty, są nietolerancyjni wobec myślących inaczej niŜ oni. Buck pochylił się nad nim. — Alex, zastanów się, co mówisz. Właśnie straciłeś kilkanaście kobiet za to, Ŝe nie chciały przyjąć wiary Nicolae Carpathii. I kto tu jest nietolerancyjny wobec ludzi inaczej myślących? Alex spojrzał na niego zdumiony. — Zaczynasz mnie zastanawiać. Czy ty na pewno jesteś lojalnym obywatelem? — Ja równieŜ się nad tym zastanawiam. Co się stało z wolnością? — PrzecieŜ jesteśmy wolni, Jack — zaoponował Alex. — Ci ludzie mogą podjąć decyzję, czy chcą Ŝyć, czy umrzeć. Buck wszedł za nim do pawilonu. Było to największy budynek w całym kompleksie. Więźniowie spacerowali lub stali w grupkach i rozmawiali. Spojrzał na Albiego. — Widzisz ich? — zapytał.
-218-
Albie skinął głową. Widok tylu wierzących był poruszający, oznaczał jednak kolejną rzeź. Buck zastanawiał się, jak odnaleźć Demetera, nie wywołując go z nazwiska. — Kto jest przywódcą miejscowych judaitów? — zapytał straŜ nika. — Miejscowych... juda...itów? Buck wzruszył ramionami. — Czy nie tak ich nazywają? StraŜnik pokiwał twierdząco głową i wskazał na wysokiego ciem nowłosego męŜczyznę otoczonego gromadką innych. Przemawiał do swoich towarzyszy szybko i z zapałem, Ŝywo przy tym gestykulując. Cameron podszedł bliŜej, aby usłyszeć, o czym mówi. — Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, Ŝe Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami (Rz 5,8). Umarł za was i za mnie. Błagam was bracia, nie przyjmujcie znaku Bestii. Wybierzcie Chrystusa. — Zapłacimy za to Ŝyciem — odpowiedział jeden ze słuchających. — To prawda, zapłacimy Ŝyciem, ale Ŝyciem ziemskim! Zyskamy jednak Ŝycie wieczne! Jeszcze dziś moŜemy być w niebie. MoŜemy takŜe przyjąć znak Bestii, by zyskać kilka łat Ŝycia na ziemi i stracić wieczność. Wybieram Chrystusa — odparł męŜczyzna. — Módlcie się razem ze mną. — Zgromadzeni wokół męŜczyźni upadli na kolana. — Wstać! — zawołał Alex. — BoŜe, wiem, Ŝe jestem grzesznikiem — zaczął Demeter. — Powiedziałem! Wstawać! — Przebacz moje grzechy i zbaw mnie. — Nie zmuszajcie mnie, Ŝebym uŜył siły! — Dziękuję, Ŝe posłałeś swojego Syna, aby umarł za mnie na —
krzyŜu!
— Dowas mówię!Wstawać! -219-
— Przyjmuję teraz Twoje przebaczenie i wyznaję, Ŝe jesteś moim Bogiem. — Nie mówcie, Ŝe was nie ostrzegałem! — Amen. Kiedy straŜnik podszedł do Demetera, ten wstał i podniósł swego towarzysza. — Słuchajcie no, wy dwaj! Gdy straŜnik się oddalił, ktoś wyszeptał: — Pomódłmy się jeszcze. Proboszcz zaczął cichą modlitwę, nie zwracając uwagi na Alexa, który kończył właśnie swoje wystąpienie. W klatce słychać było szmer modlitw, lecz straŜnicy nie mogli wyłowić buntowników, którzy stali w róŜnych miejscach. — Chciałbym wiedzieć, czy są wśród was tacy, którzy nie chcą przyjąć znaku lojalności. Ustawimy was po prawej stronie! — Chcę się znaleźć właśnie po tej stronie! — zawołał Demeter. — Nie chcesz przyjąć znaku lojalności? — Nie! — Rozumiesz konsekwencje? — Tak. Sprzeciwiam się władzy księcia tego świata i pragnę... — Nie prosiłem o wyjaśnienia. Stawaj po prawej stronie... — Wierzę w jedynego, Ŝywego Boga i Jego Syna, Jezusa Chrystusa! — Zamknij się! — On ofiarowuje darmo dar zbawienia kaŜdemu, kto wierzy! — Uciszcie go! — — — — —
Co moŜecie mi zrobić, zabijecie mnie drugi raz? —Ktoś jeszcze? Ja! I ja! Ja równieŜ.
— Ja teŜ. Chrześcijanie krzyczeli jeden przez drugiego. -220-
— Uwierzyłem tej nocy! Na tej sali! Przyjmijcie Chrystusa, bracia! Bóg was kocha! — Cisza! — Zostałem aresztowany za to, Ŝe czciłem jedynego prawdziwego Boga! — StraŜ! StraŜnicy z pałkami ruszyli za ludźmi Alexa do klatki. — Nie stawiajcie oporu! — zawołał Demetrius Demeter. —Wkrót ce będziemy wolni! Dajcie ludziom, którzy was biją, świadectwo prawdy, zanim będzie dla nich za późno! Demetrius upadł na ziemię pod ciosem straŜnika. Jeden z przestępców złapał straŜnika i odepchnął go z całej siły. — Nie opierajcie się, bracia — wołał inny wierzący. — Dajcie świadectwo! Jednak niewierzący więźniowie wszczęli zamieszanie. — Nie rób im krzywdy! — wrzeszczał jeden. — Jestem tchó rzem! Oni są odwaŜni! Mają więcej odwagi niŜ my wszyscy razem wzięci! Jeden ze straŜników rzucił się na niego, złapał za głowę i jednym szarpnięciem skręcił mu kark. Alex wystrzelił w powietrze i więźniowie uspokoili się. — Spokój, albo otworzymy ogień! Ci, którzy chcą otrzymać znak wierności Globalnej Wspólnocie i zmartwychwstałemu Potentatowi, mają przejść na lewą stronę. Pozostali stają z prawej... — Albowiem jeden jest Bóg, jeden teŜ pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus (1 Tm 2,5). — Uciszcie tego człowieka! Wierzący pomogli Demetriusowi podnieść się, nie mógł jednak ustać o własnych siłach. Zaprowadzili go na początek grupki stojącej po prawej stronie Alexa. Za nim ustawiło się kilkunastu następnych. Nagle męŜczyźni zaczęli śpiewać. Co moŜe zmyć moje grzechy ? Nic prócz krwi Jezusa! Co moŜe mnie odnowić? Nic prócz krwi Jezusa! -221-
— Odprowadzić więźniów do środkowego pawilonu! Najpierw wyprowadźcie tych pod gilotynę! Ruszać! Szybciej! Jakie cenna jest krew, która czyni mnie białym jak śnieg! — śpiewali wierzący. Kiedy męŜczyźni mijali Bucka, ten chwycił Demetriusa za koszulkę i przyciągnął do siebie. Płacząc, wyszeptał mu do ucha: — Jezus zmartwychwstał! — Zmartwychwstał prawdziwie! — wyjąkał Demetrius Demeter, ledwie trzymając się na nogach. Buck obserwował grupę męŜczyzn z pieczęcią Boga na czole, którzy szli na śmierć, śpiewając hymn ku chwale Zbawiciela. Nie mógł pójść za nimi, nie zniósłby po raz drugi widoku egzekucji. Skinął na Albiego. Ruszyli do jeepa. Buck uruchomił silnik, aby nie słyszeć dźwięków dochodzących ze środkowego pawilonu i z piskiem opon ruszył w mrok nocy. Nie wymienili z Albiem ani słowa podczas drogi do oddalonego o trzydzieści kilka kilometrów na południe lotniska w Kozani. Buck zaparkował wóz na parkingu przy terminalu i ruszyli pospiesznie w stronę bramy. — Zostawiliście kluczyki? — ktoś zawołał za nimi. Buck skinął twierdząco głową. Szli asfaltową drogą prowadzącą do pasa startowego, gdzie czekał na nich zatankowany samolot. Na ławce koło latarni siedziała drobna Azjatka. Światło padające na jej czerwony mundur słuŜby więziennej Globalnej Wspólnoty sprawiało, Ŝe w jej wyglądzie było coś anielskiego. Na ich widok wstała i wyciągnęła z kieszeni kartkę z rozkazami. — Jesteś Ming Toy? — zapytał szorstko Buck, dziwiąc się brzmie niu własnego głosu. — Tak, to ja. Ty jesteś Cameron Williams? Buck skinął głową. — A to pewnie Albie? — Dopóki nie znajdziemy się na pokładzie, zwracaj się do nas Jensen i Elbaz — powiedział Albie, biorąc jej walizkę i torbę. -222-
— Nawet nie wiecie, jaka jestem wdzięczna za waszą pomoc. — Do czasu wejścia do samolotu, panno Toy, wykonujemy jedynie rozkazy i przewozimy pracownika Globalnej Wspólnoty — wyjaśnił Albie. Buck wrzucił jej walizkę za tylne siedzenie, a następnie pomógł wejść na pokład i wskazał fotel. Kiedy zapinała pasy, Albie zajął miejsce za sterami. Cameron spojrzał na Mirig. — Panno Toy... — powiedział, tłumiąc szloch. — Musimy wyko nać procedurę przedstartową i poprosić o zgodę na start. Spojrzała na niego, mruŜąc oczy. Pomyślał, Ŝe w taki sam sposób patrzyła na więźniów w Buffer. — Kiedy znajdziemy się w powietrzu... — powiedział w prze rwach pomiędzy kolejnymi wybuchami szlochu — opowiem ci o czymś, w co i tak nie uwierzysz.
Rozdział dziewiętnasty
David budził się co kilka godzin i nerwowo sprawdzał, która godzina. W końcu, o szóstej rano, wstał z łóŜka i poszedł biegać. Później zjadł śniadanie, wziął prysznic i załoŜył mundur. O siódmej trzydzieści był juŜ w swoim biurze. — To pan zmienił godzinę spotkania z Changiem? — zapytała jego sekretarka. — Tak. Przepraszam, Tiff. Czy to dla ciebie kłopot? — Nie, byłam tylko ciekawa. David zadzwonił do pokoju cztery tysiące pięćdziesiąt cztery, aby się upewnić, czy Chang jest nadal u siebie i przyjdzie na ich spotkanie o dziewiątej. Kiedy się przedstawił, pani Wong wyjaśniła: — Pana Wong nie być teraz w pokoju. On oddzwonić, gdy wróci, dobrze? — Czy mogę mówić z Changiem? — Nie. Chang pójść z jego ojciec. — Wie pani, gdzie go mogę znaleźć? — Mieć spotkanie z pan Moon. — Ma teraz spotkanie z Moonem? — On oddzwonić, gdy wrócić. — Pani Wong, rozumiem, Ŝe mąŜ i syn pani są teraz na spotkaniu z Monnem? — Ja nie rozumieć. Pana zadzwonić do pan Moon. David zadzwonił do gabinetu Moona, gdzie powiedzieli mu, Ŝe Walter poszedł do działu kadr. W dziale kadr powiedziano mu, Ŝe dyrektorzy są na spotkaniu. -224-
— Czy rozpoczęli juŜ znakowanie nowych pracowników? — O ile wiem, nie. Akcję znakowania zaplanowano na dzisiaj. Właśnie dlatego zorganizowano spotkanie. — Czy jest wśród nich kandydat, który ma pracować w moim dziale, nazywa się Chang Wong? — Mam wraŜenie, Ŝe widziałam tego chłopca i jego ojca dzisiaj rano. Byli z panem Moonem. — Wie pani, gdzie mogą teraz być? — Nie mam pojęcia. Podać panu numer pokoju Wongów? Są w apartamencie... — Nie, dziękuję. Właściwie powinienem pogadać z Moonem. — Powiedziałem juŜ panu, Ŝe Moon jest na spotkaniu z dyrektorami personalnymi. — Mam pilną sprawę. — To pan tak uwaŜa. — Droga pani, jestem dyrektorem. Czy byłaby pani łaskawa wejść na spotkanie i poinformować pana Moona, Ŝe muszę z nim natychmiast porozmawiać. — Nie. — Przepraszam, nie dosłyszałem. — Miałam juŜ nieprzyjemności, gdy przerwałam mu spotkanie. Jeśli sprawa jest waŜna, proszę przyjść tutaj osobiście. David odłoŜył słuchawkę i pobiegł do działu kadr. Sala konferencyjna była pusta, natknął się jednak na recepcjonistkę, która właśnie rozmawiała przez telefon. — Niech pani przerwie na chwilę rozmowę — powiedział. — Mam pilną sprawę. — Proszę zaczekać. — Ślicznie dziękuję! A teraz... — Proszę poczekać na swoją kolej. — Muszę... Sekretarka zignorowała jego prośby. Kiedy kończyła, zadzwonił telefon na drugiej linii. Podniosła słuchawkę i zaczęła udzielać ko-225-
muś informacji nie zakończywszy poprzedniej rozmowy. David pochylił się nad jej biurkiem i rozłączył obie rozmowy. — Dyrektorze Hassid! ZłoŜę na pana skargę! — Lepiej niech się pani poskarŜy, zanim panią wyleję — powiedział. — Gdzie jest to spotkanie? — Nie mam pojęcia. — Nie spotkali się tutaj, więc gdzie? — Widocznie gdzie indziej. — To znaczy gdzie? — Naprawdę nie wiem. MoŜe w piwnicy budynku D. — To ćwierć mili stąd! Dlaczego nie powiedziała mi pani o tym, gdy rozmawialiśmy przez telefon. — Nie sądziłam, Ŝe pan naprawdę zechce przeszkadzać panu Moonowi. Telefon zadzwonił ponownie. — Niech pani nie podnosi słuchawki. — To moja praca. — MoŜe juŜ niedługo. Dlaczego urządzono spotkanie w budynku D. — Nie jestem pewna, Ŝe tam właśnie się spotkali. Domyślam się tylko. — Dlaczego pani uwaŜa, Ŝe mogli się spotkać właśnie tam? — PoniewaŜ właśnie tam urządzono stanowisko do znakowania — mówiąc to, odebrała telefon. David uderzył dłońmi w biurko tak, Ŝe sekretarka podskoczyła ze strachu. Kiedy wybiegał z pokoju, zawołała za nim. — Dyrektorze Hassid! Dzwoniła pańska asystentka! Zawrócił, lecz spojrzała na niego wyniośle. — Chyba nie sądzi pan, Ŝe pozwolę panu uŜywać mojego telefonu — po tych słowach wskazała aparat stojący w poczekalni. — Tu David. — Cześć. Dzwonił Walter Moon. — Gdzie on jest? — Przepraszam. Nie powiedział, a ja nie pomyślałam, by zapytać. Chcesz, abym go odnalazła? -226-
— Czego chciał? — Powiedział, Ŝe osobiście przeprowadzi rozmowę zaplanowaną na dziewiątą. Wspomniał, Ŝe on i ojciec Changa są wdzięczni za twoje zainteresowanie... znasz tę gadkę. — Co Chang robił z Moonem tego ranka? — Nie mam pojęcia. Jeśli chcesz, mogę się dowiedzieć. — Odszukaj Moona i poproś, Ŝeby zadzwonił na moją komórkę. David pobiegł do budynku D, który byl otoczony kordonem Ŝołnierzy. Musiał się długo tłumaczyć, Ŝeby wpuścili go do środka. Kiedy dotarł w końcu do podwójnych drzwi prowadzących do ogromnej sali konferencyjnej, zauwaŜył, Ŝe przygotowania do znakowania ludzi były prawie ukończone. W głównym holu znajdowały się barierki i kabiny, w których testowano aparaty do umieszczania chipów pod skórą. — Po co to wszystko? — zapytał kobietę zajętą ustawianiem krzeseł. — PrzecieŜ pan wie. — Czy to prawda, Ŝe najpierw oznakują nowych pracowników? Kobieta wzruszyła ramionami. — Pozostali otrzymają znak wkrótce po nich. Lepiej od razu wszystko sprawdzić, prawda? — Czy widziała pani dzisiaj rano szefa bezpieczeństwa Moona? — Był tutaj przed chwilą. — Ktoś z nim przyszedł? — Nie potrafię powiedzieć, kto to był. Jacyś ludzie z kadr. . -— Ktoś jeszcze? Skinęła głową. -— Tak, nie zwróciłam jednak na nich uwagi. — Wiesz, dokąd mogli pójść? Zaprzeczyła. — Słyszałam jakieś plotki. — Jakie?
Uśmiechnęła się. — Biednym dyrektorom brakuje plotek, co? — Myślisz, Ŝe sami nie plotkujemy? —
-227-
— Sądzę, Ŝe rozpuszczacie większość z nich, a przynajmniej wywołują je wasze decyzje. — Fakt. O czym się mówi tego ranka? — śe Moon jest kandydatem na NajwyŜszego Zwierzchnika. — Naprawdę? — Lubię go. Myślę, Ŝe nadaje się na to stanowisko. Zadzwonił telefon Davida. — Ludzie Moona mówią, Ŝe ma teraz spotkanie z Carpathią -— usłyszał głos sekretarki. : — Jest z nim sam? — Przepraszam, David. Nie zapytałam o to. Dowiem się wszystkiego, co zechcesz, musisz mi jednak powiedzieć, o co ci chodzi. — Czy wspomnieli, Ŝe Walter przyjedzie z Changiem na spotkanie o dziewiątej? — Tak! Przynajmniej to wiem! Tak! — Czy Chang poszedł z Moonem do Carpathii? — Przepraszam. Nie mam pojęcia. — Wracam do biura. David wykręcił numer do apartamentu Wongów. Tym razem odpowiedział pan Wong. — Nie być go tutaj. Ty spotkać go o dziewiąta, prawda? — To prawda. Wszystko z nim w porządku? — Więcej niŜ w porządku! Jest bardzo szczęśliwy! Pana Moon przyprowadzić nas na rozmowa. — Pan teŜ ma zamiar przyjść? — MoŜe przyjść? — David westchnął. — Czemu nie. — Nie? — AleŜ tak. David dotarł do swojego biura na piętnaście minut przed umówionym spotkaniem i włączył podsłuch zainstalowany w gabinecie Carpathii. Usłyszał głos Nicolae. -228-
— Hickman był bufonem! Lepiej mi się pracuje bez niego. Nie wiem, co Leon w nim widział. . — MoŜe sądził, Ŝe gdy zajmie nowe stanowisko, nie będzie miał problemu z upilnowaniem Jima. Carpathia roześmiał się. — Znasz się na ludziach, Walter. Stanowisko Hickmana obejmiesz ty albo Suhail. Suhail ma imponujący dorobek, lecz niedawno awan sował. — Mógłby pan zaufać Pakistańczykowi? Ja ich nie rozumiem. —A komu moŜna dzisiaj ufać? Nie wiem, czy przywiązujesz wagę do ceremonii, nie chcę robić wielkiej sprawy z twojej nominacji. Otrzymasz biuro, którego nie będziesz musiał z nikim dzielić, chciałbym jednak poprzestać jedynie na wydaniu komunikatu i nie robić wokół tego wiele hałasu. — Znakomicie — powiedział Walter. — Nie chcę odwracać uwa gi poddanych od Waszej Wysokości. David słyszał jednak rozczarowanie w jego głosie. — Jak nam idzie z organizacją brygad StróŜów Moralności Glo balnej Wspólnoty — zapytał Carpathia. Moon wydał się zaskoczony tym pytaniem. — Brygady działają od dłuŜszego czasu. Codziennie przekazują mi nowe dane. Wiem, Ŝe Suhail przedstawia ich raporty podczas na rad w departamencie wywiadu. Carpathia był najwyraźniej zniecierpliwiony. — Panie Moon, z pewnością słyszał pan moją niedawną sugestię, by zmobilizować siły z kaŜdego plemienia i narodu, aby... — Oczywiście, Wasza Wysokość. Pracuję z dyrektorem Akbarem... — Nie do wiary! Nie zrozumiałeś, co mam na myśli! Walter! Chcę otoczyć się ludźmi, którzy odgadują moją wolę! — Przykro mi, Wasza Wysokość. Sądziłem... — Mimo wszystkich swoich słabostek Leon jest człowiekiem, który wiernie trwa u mojego boku, przewiduje moje potrzeby, pra gnienia i strategie. Czy wiesz... -229-
— Takim podwładnym pragnę być.. — Proszę, nie przerywaj mi! — Przepraszam. — Wiesz, gdzie jest teraz Leon? — Słyszałem, Ŝe poleciał do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej... — Jest w Watykanie! Zaprosił na spotkanie dziesięciu regionalnych Potentatów. KaŜdy z nich miał przybyć do tego bastionu chrześcijaństwa ze swoim najbardziej zaufanym i lojalnym duchowym doradcą. — Nie rozum... — Nic dziwnego! Pomyśl! WyobraŜam sobie Wielebnego Fortunato, który klęczy w Kaplicy Sykstyńskiej, potentaci regionów zaś, reprezentujący religię carpathiańską na całym świecie, wkładają na niego ręce i udzielają namaszczenia do wielkiej misji, jaka go czeka. — śałuję, Ŝe mnie tam nie ma, Wasza Wysokość. — Jesteś szefem słuŜb bezpieczeństwa, a nawet o tym nie wiedziałeś! Zamierzam mianować cię NajwyŜszym Zwierzchnikiem, lecz musisz sprostać wyzwaniu! — Uczynię, co w mojej mocy. — Leon zadzwonił o świcie i poinformował mnie, iŜ polecił zniszczyć wszystkie relikwie watykańskie, wszystkie obrazy i dzieła sztuki wyraŜające hołd Bogu Biblii. Wśród potentatów, a nawet wyznawców carpathianizmu znaleźli się ludzie, którzy pragnęli ocalić te tak zwane bezcenne skarby historii. Historia! Nie przypominam sobie, bym był kiedykolwiek bardziej dumny z Leona. Kiedy powróci, w Watykanie nie pozostanie nawet najmniejszy ślad świadczący o kulcie innym niŜ carpathianizm. — Amen, Wasza Świętość. Zmartwychwstałeś prawdziwie. — Oczywiście, przecieŜ patrzył na to cały świat! Kiedy jakiś czas temu wspomniałem o brygadach, miałem na myśli najbardziej oddanych mi ludzi, StróŜy Moralności Globalnej Wspólnoty. Chcę, abyś udzielił im wsparcia! Chcę, aby zostali doskonale wyposaŜeni! Pra-230-
gnę, abyś dostarczył im nowoczesnej broni, by mogli skutecznie działać. Ludzie powinni ich szanować i bać się ich. — Chce pan, aby obywatele Ŝyli w strachu? — śaden człowiek, który mnie miłuje i czci, nie musi się lękać. Wiesz to przecieŜ. — Tak, Wasza Wysokość. — Jeśli jednak jakaś kobieta, męŜczyzna lub dziecko ma powód, aby obawiać się StróŜów Moralności Globalnej Wspólnoty, to zaiste chcę, aby drŜał ze strachu na ich widok! — Rozumiem, Wasza Wysokość! — Naprawdę mnie rozumiesz, Walterze? Muszę to wiedzieć. — Absolutnie. — Nie interesuje mnie, kogo mianujesz szefem bezpieczeństwa. Chcę, abyś wiedział, Ŝe jesteś osobiście odpowiedzialny za funkcjonowanie brygad StróŜów Moralności Globalnej Wspólnoty. — Jakim budŜetem będę dysponował? — Walterze, odpowiadasz za to bezpośrednio przede mną. Sprawuję polityczną, militarną, duchową i ekonomiczną władzę nad światem. Nie musisz oszczędzać, lecz zorganizować najpotęŜniejszą formację militarną w historii. — Tak jest. — Pospiesz się. Chcę, aby jeden oddział liczący co najmniej sto tysięcy uzbrojonych po zęby Ŝołnierzy znalazł się w Izraelu, gdy zawitam tam w chwale. — AleŜ Wasza Wysokość, pozostało zaledwie kilka dni. — CzyŜbyśmy nie mieli ludzi? — Mamy. — Nie mamy broni? — Mamy. Czy Wasza Wysokość znosi zakaz demonstrowania siły militarnej? — Zaczynasz chwytać, o co mi chodzi. Chcę zmiaŜdŜyć wszelki opór w Izraelu. Skąd moŜna spodziewać się buntu? — Judaici i... -231-
— PrzecieŜ mówiłeś, Ŝe pewnie się nie ujawnią. Atakują nas w wirtualnym świecie internetu. Czy odwaŜą się stawić nam czynny opór w Jerozolimie? Znasz moje plany. — Niezupełnie, Wasza Wysokość. — Wiesz wystarczająco duŜo, aby zgadnąć, kogo chcę sprowokować w Izraelu. — Ortodoksów, Wasza Wysokość. Religijnych, konserwatywnych śydów. David usłyszał szurnięcie przesuwanego krzesła. — Walter, jakim zagroŜeniem będą dla mnie ci śmieszni ludzie z brodami, pejsami i myckami, gdy ujrzą uzbrojonych po zęby Ŝołnierzy oraz rzesze wiernych, którzy przybędą, aby oddać mi cześć? — Niewielkim, Wasza Wysokość. — Słusznie, Walter. śyczę ci udanego dnia. David domyślał się, Ŝe Moon zdąŜy na wyznaczone spotkanie. Miał zamiar pogadać z Walterem, powiedzieć kilka komplementów panu Wongowi i jakoś się ich pozbyć, aby móc porozmawiać z Changiem sam na sam. JuŜ miał wyłączyć komputer, gdy usłyszał, Ŝe Carpathia mruczy coś pod nosem, a później śpiewa. David słuchał jak oniemiały. Pozdrówcie Carpathię, naszego pana i zmartwychwstałego króla; Pozdrówcie Carpathię, władcę świata. Będziemy go wielbić aŜ do śmierci; Naszego umiłowanego Nicolae. Pozdrówcie Carpathię, naszego pana i zmartwychwstałego króla.
W Chicago był środek nocy. Rayford i Tsion czuwali. Wszyscy mieszkańcy byli podekscytowani powrotem Bucka i Albiego wraz z ich nową towarzyszką Ming Toy. Chloe i Leah kazały się obudzić, gdy tylko przyleci helikopter. Tsion pracował przez cały dzień nad nowym, chociaŜ krótkim przesłaniem. -232-
— Za chwilę umieszczę je w internecie — powiedział Rayfordowi. — Będę wdzięczny, jeśli rzucisz okiem na to, co napisałem. To interesujące studium, nie jest jednak przeznaczone dla początkujących. Codziennie przybywają setki tysięcy nowych wierzących, nie mogę mimo to zapominać o potrzebach bardziej dojrzałych chrześcijan. Trzeba zacząć karmić ich stałym pokarmem, a nie mlekiem. Pewnego dnia ktoś, moŜe Chaim, zajmie się nauczaniem młodych w wierze. Rayford z radością wziął do ręki wydruk rozwaŜań Tsiona. ; Drodzy w Chrystusie! ' Z listów, które do mnie przysyłacie, wynika, Ŝe gnębią was pytania dotyczące pewnych tekstów biblijnych. Chciałbym dzisiaj rozwiać choć część waszych wątpliwości. Cieszę się, Ŝe czytacie, studiujecie i Ŝe pragniecie się uczyć i wzrastać w wierze. Jeśli uwierzyliście w Chrystusa jako jedyną drogę zbawienia, jesteście prawdziwymi świętymi okresu ucisku. ChociaŜ, wszyscy radujemy się naszym nowym Ŝyciem w Bogu przeszliśmy bowiem ze starego do nowego, ze śmierci do Ŝycia, z ciemności do światłości - smucimy się jednak tym, Ŝe nasz czas jest tak krótki. W swych listach piszecie, Ŝe jednym z waszych głównych celów jest dotrwanie do Chwalebnego Przyjścia Pana. Podzielam to pragnienie, chciałbym jednak wam przypomnieć, Ŝe to nie jest najwaŜniejsze. JeŜeli Chrystus zechce powołać nas do siebie wcześniej, będziemy mogli radować się Jego powrotem jako mieszkańcy nieba. Umiłowani, naszym głównym dąŜeniem nie powinno być przetrwanie na ziemi ani nawet pokrzyŜowanie zamysłów Antychrysta, chociaŜ, codziennie o to walczymy. Naszym najwaŜniejszym zadaniem jest walka o dusze naszych braci, którzy jeszcze nie poznali Chrystusa. Wielu z was lęka się, Ŝe gdy staną pod gilotyną, nie wystarczy im odwagi, aby sprzeciwić się złemu. Boją się, Ŝe ze strachu o Ŝycie wyprą się swego Zbawiciela. -233-
Mam dla was dobrą wiadomość, która jest trudna do zrozumienia nawet dla mnie, waszego pasterza i nauczyciela Słowa BoŜego. Biblia powiada, Ŝe pieczęć BoŜa lub znak Bestii - symbole lojalności są nieodwołalne. Inaczej mówiąc, jeśli zawierzyłeś Chrystusowi i zostałeś zapieczętowany BoŜym znakiem, juŜ nic nie zdoła cię oddzielić od Niego! Wnioskuję z tego, Ŝe, gdy zostaniemy poddani ostatecznej próbie, Pan udzieli nam łaski, abyśmy się go nie zaparli. Słyszałem opowieści o świętych, którym kazano wyrzec się wiary - mimo to wytrwali i oddali za nią Ŝycie. Po napisaniu ostatniego rozwaŜania usłyszałem o człowieku, który został poddany próbie jako jeden z pierwszych. Nie mamy relacji naocznych świadków, nikt teŜ nie wie, jak dokładnie rozegrały się wypadki. Wiemy jednak, Ŝe wszyscy inni stanęli po lewej stronie, aby otrzymać znak Bestii (ze względów bezpieczeństwa nie wymienię nazwy miejsca, w którym się to działo), a tylko jeden odwaŜył się odmówić. Wolał raczej umrzeć, niŜ zaprzeć się Jezusa Chrystusa. Serce mi pęka na myśl o tym człowieku. Mimo to raduję się, gdyŜ Bóg, który jest Bogiem Wiernym, był przy nim w tej strasznej godzinie. Teraz nasz brat jest jednym z męczenników Boga. Kiedy Antychryst i fałszywy prorok będą rozsiewali po świecie kłamstwa, słowa nienawiści i fałszywą naukę, zmuszając miliony do oddawania czci szatanowi, otuchy mogą nam dodać słowa Apokalipsy wg św. Jana 20, 4: „I ujrzałem trony, a na nich zasiedli sędziowie, i dano im władzę sądzenia i ujrzałem dusze ściętych dla świadectwa Jezusa i dla Słowa BoŜego, i tych, którzy pokłonu nie oddali Bestii ani jej obrazowi i nie wzięli sobie znamienia na czoło swe ani na rękę. OŜyli oni i tysiąc lat królowali z Chrystusem ". Wasi umiłowani, którzy w oczach tego świata zginęli krwawą i niegodną śmiercią, powrócą wraz z Chrystusem w chwili Jego Chwalebnego Przyjścia! Chwała niech będzie Bogu Ojcu i Jego Synowi Jezusowi Chrystusowi! -234-
W Apokalipsie 14,12-13 czytamy: „Tu się okazuje wytrwałość świętych, tych, którzy strzegą przykazań Boga i wiary Jezusa. 1 usłyszałem głos, który z nieba mówił: Napisz: »Błogosławieni, którzy w Panu umierają juŜ teraz- Zaiste, mówi Duch, niech odpoczną od swoich mozołów, bo idą wraz z nimi ich czyny« ". Co zaś czeka tych, którzy cieszą się przychylnością władcy tego świata ? Tych, którym uda się uniknąć gilotyny i będą zaŜywali doczesnej pomyślności? W Apokalipsie 14,9-11 święty Jan przytacza słowa anioła: „A inny anioł, trzeci, przyszedł w ślad za nimi, mówiąc donośnym głosem: Jeśli kto wielbi Bestię, i jej obraz, i bierze sobie jej znamię na czoło lub rękę, ten równieŜ będzie pić wino z,apalczywości Boga przygotowane bez rozcieńczenia w kielichu Jego gniewu; i będzie katowany ogniem i siarką wobec świętych aniołów i wobec Baranka. A dym ich katuszy na wieki wieków się wznosi i nie mają spoczynku we dnie i w nocy czciciele Bestii i jej obrazu, i ten, kto bierze znamię jej imienia ". Umiłowani bracia i siostry, pozwólcie, Ŝe wyjaśnię teraz znaczenie wersetów, które wzbudziły pytania wielu z was. W Psalmie 69,29 psalmista zanosi taką prośbę dotyczącą swoich nieprzyjaciół: „ Niech zostaną wymazani z księgi Ŝyjących i niech nie będą zapisani z prawymi! ". W Księdze Wyjścia 32,33 czytamy: „Pan powiedział do MojŜesza: Tylko tego, który zgrzeszył przeciw Mnie, wymaŜę z mojej księgi". Słowa te sprawiły, Ŝe niektórzy zaczęłi się lękać, iŜ mogą nie zostać zbawieni. Według mnie we fragmentach tych jest mowa o Księdze Boga Ojca zawierającej imiona wszystkich łudzi, których stworzył. W Nowym Testamencie czytamy o Księdze śycia Baranka. Wiemy, Ŝe Barankiem tym jest Jezus, Jan Chrzciciel bowiem powiedział o nim: „ Oto Baranek BoŜy, który gładzi grzech świata" (J 1,29). Jezus Chrystus przyszedł na świat, aby zbawić grzeszników, dlatego Księga śycia Baranka zawiera imiona tych, którzy przyjęli dar śycia wiecznego. -235-
NajwaŜniejsza róŜnica między tymi dwiema księgami polega na tym, Ŝe imię człowieka moŜe zostać wymazane z księgi Ŝyjących. Natomiast w Apokalipsie 3,5 Jezus osobiście obiecuje: „Tak szaty białe przywdzieje zwycięzca, i z księgi Ŝycia imienia jego nie wymaŜę. I wyznam imię jego przed moim Ojcem i Jego aniołami". Ci, którzy zaufali Chrystusowi, zostali zapisani w Księdze śycia Baranka i otrzymają od Niego Ŝycie wieczne. Rayford musiał przyznać, Ŝe sam martwił się, jak zareaguje, gdy przyjdzie mu stanąć pod gilotyną. — Nie zmieniłbym w tym ani jednego słowa — powiedział. — Twoje rozwaŜanie doda otuchy milionom. Zapewniam cię, Ŝe bardzo mi pomogło.
Rozdział dwudziesty
David bardzo denerwował się spotkaniem. Nie wiedział, jak ma je rozegrać. MoŜe powinien zakwestionować umiejętności Changa? Nie, to bez sensu, Chang jest juŜ sławny w całym pałacu. Zaczął chodzić nerwowo po pokoju, co chwila poprawiając mundur. Kiedy Moon, pan Wong i Chang w końcu przybyli, David zdumiał się wyglądem Changa. Drobny siedemnastolatek o jasnej karnacji miał na sobie ubranie w kolorze khaki - prostą koszulkę, lekką marynarkę zapinaną aŜ pod szyję i czerwoną czapkę baseballisty nasuniętą na oczy. Wyraźnie unikał wzroku Davida. Walter Moon i pan Wong rozmawiali z oŜywieniem i wciąŜ się śmiali. — Czy widział pana kiedyś tak przestraszona chłopak? —- zapytał Wong. — Nie przypominam sobie! — Zdjąć czapka na spotkanie, Chang — powiedział ojciec. Po raz pierwszy od dnia, w którym poznali się na pogrzebie Carpathii, David zauwaŜył, Ŝe Chang zignorował polecenie ojca. Pan Wong poczerwieniał z gniewu. Szybko się jednak opanował i uśmiechnął się do Davida. — On zdjąć ta czapka do fotografii! David wyciągnął dłoń do Changa, który zignorował przyjacielski gest. Stał ze wzrokiem wbitym w ziemię. Ojciec omal nie wybuchnął. — Podaj ręka twoja szef, Chang! Chłopak niechętnie wyciągnął dłoń. Nie odwzajemnił jednak uścisku. -237-
— On zmartwychwstał — przywitał się Walter Moon. Pan Wong i David odpowiedzieli: — Zmartwychwstał prawdziwie! — Chrystus zmartwychwstał prawdziwie — wymamrotał Chang. Chłopak na pewno chciał zachować się po bohatersku, dla Davida była to jednak zwyczajna lekkomyślność typowa dla nastolatka. Na szczęście Moon i Wong nie usłyszeli tych słów. — Proszę spocząć, panowie — poprosił David. — Planowałem przeprowadzić rozmowę kwalifikacyjną z kandydatem w cztery oczy, jednak obecność panów nie powinna nam przeszkodzić. Przestudiowałem procedury dotyczące zatrudnienia i, szczerze mówiąc, nie widzę sposobu na obejście klauzuli minimalnego wieku. — Jaka klauzula? — zapytał pan Wong, wyraźnie zaskoczony. — Znakomicie — powiedział Chang i podniósł się, by wyjść z pokoju. — Siadaj! Zachowywać się jak naleŜy! Przyszła na rozmowa kwalifikacyjna! Chang opadł powoli na krzesło. Moon zbył wątpliwości Davida lekcewaŜącym gestem. — Jego Wysokość uchyli ten przepis, poza tym... — Regulamin nie przewiduje Ŝadnych wyjątków — upierał się David. — Dyrektorze Hassid — zaczął powoli Walter. — Potentat jest prawem. Jeśli on uzna, Ŝe ten młody człowiek z uwagi na swoją nieprzeciętną inteligencję i wykształcenie informatyczne będzie cennym nabytkiem dla Globalnej Wspólnoty, sprawa będzie zamknięta. David wziął głęboki oddech, szykując się do przypuszczenia ataku. Jednak Moon jeszcze nie skończył. — Wie pan zapewne, Ŝe Potentat Carpathia zezwolił mu na dokończenie studiów w Nowym Babilonie. — Sądziłem, Ŝe tutejsze szkoły zostały załoŜone z myślą o dzieciach naszych pracowników — wtrącił David. -238-
— Nie sądzę, aby wykładowcy przywiązywali wagę do tego, gdzie pracują rodzice ich studentów. Powiedz lepiej panu Wong, na jakim stanowisku chciałbyś zatrudnić Changa. Pan Wong uśmiechnął się szeroko. Obawiam się, Ŝe będziesz rozczarowany, pomyślał David. — Chciałbym, Ŝeby wrócił do Chin, aby skończyć studia i odbyć konieczny staŜ przed przyjazdem tutaj. Z twarzy pana Wonga zniknął uśmiech. — Co? — zapytał zdumiony, zwracając się do Moona. — David! — zawołał Walter. — Co to ma znaczyć? — Spójrzcie tylko na niego — powiedział David. Obaj męŜczyźni odwrócili się. Chang siedział z rękami w kieszeni i wzrokiem wbitym w podłogę. — Siedzieć prosto, chłopcze! Wiedzieć, jak się zachowywać. Przynosić wstyd ojcu. Chang wyprostował się niechętnie, jednak wciąŜ siedział w wyzywająco niedbałej pozycji. Ojciec złapał go za poły marynarki, lecz Chang mu się wyrwał. — Nie sądzę, aby ten chłopak chciał tu pracować — kontynuował David. —Jest młody i niedojrzały. Nie jest jeszcze gotów, Ŝeby wejść w dorosłe Ŝycie. Nie wątpię w jego moŜliwości, wolałbym jednak, Ŝeby stroił fochy w Chinach, a nie w moim dziale. — Nie osądzaj go pochopnie, David — przerwał mu Moon. -— Chłopak jest nieco roztrzęsiony. David pochylił głowę, udając, Ŝe gotów jest rozwaŜyć ten argument. — Tak? — Tak — przytaknął pan Wong. — Być rozdraŜniony. Obawiać się igła. Nie chcieć zastrzyk. Krzyczeć. Płakać. Starać się wyrwać. My go przytrzymać. Pewnego dnia być mi za to wdzięczna. MoŜe juŜ jutro. — Jaki zastrzyk? — Biochip! — oznajmił dumnie pan Wong. — Otrzymać go jako jedna z pierwszych! Chcieć zobaczyć? -239-
Sięgnął, by zdjąć chłopcu czapkę, lecz Chang wstał ponownie i odwrócił się plecami do ojca. David starał się opanować. — Kiedy? Jak to się stało? — wyjąkał. — Dzisiejszego ranka — odparł Walter. — Niestety stanowiska wszczepiania biochipów nie były jeszcze gotowe. Musieliśmy trochę poczekać, ale po zainstalowaniu i przetestowaniu pierwszego urządzenia młody Wong był pierwszym, którego tutaj oznakowano. Chłopak nie był z tego powodu szczęśliwy. — No, to... to jest... — westchnął David. — To jest coś, prawda? — zapytał Walter. — Myślę, Ŝe chłopak jest rad, Ŝe ma juŜ to wszystko za sobą. Gdyby był szczery, przyznałby, Ŝe nic nie bolało. — Ja być dumny! Moja syn wkrótce być z tego dumna, ty sam się przekonać. Teraz moŜe podjąć praca. śadna problem wiek. Szkoła teŜ. To miejsce być dla niego luksus. — MoŜe pracować dla Globalnej Wspólnoty — powiedział David bezbarwnym głosem. — Lecz nie w moim wydziale — dodał. — Nie upieraj się, David. PrzecieŜ wyjaśniliśmy ci przyczynę jego zachowania. Obaj wiemy, Ŝe świetnie się sprawdzi w twoim dziale. — Jeśli chcesz, to sam go zatrudnij. Ja nie mam kwalifikacji, Ŝeby wychowywać zbuntowaną młodzieŜ. — MoŜe pracować dla mnie. — David wstał i rozłoŜył dłonie w geście zgody. — W takim razie załatwione. Chang zaczął wstawać, lecz ojciec go powstrzymał. Pan Wong spojrzał na Moona. — Poczekaj, David — poprosił Walter. — Dajmy chwilę Changowi. MoŜe on zdoła cię przekonać. — Przypuszczam, Ŝe pobiegniecie do Potentata, jeśli odmówię. Moon nachylił się nad biurkiem i szepnął: — Nie powinniśmy zachowywać się w taki sposób przed ludźmi z zewnątrz, szczególnie przed takimi patriotami jak pan Wong. Masz -240-
słuszność, Ŝe poszedłbym z tym do szefa. PrzecieŜ wiesz, Ŝe Carpathia... Jego Wysokość chce, aby ten chłopak dla nas pracował — mówiąc to wyprostował się i zwrócił do Wonga. — Dajmy im kilka minut. Kiedy za wychodzącymi zamknęły się drzwi, Chang przesiadł się na środkowe krzesło. David usiadł za biurkiem i wyciągnął z szuflady jakieś ankiety. — Czy Ŝaluzje na drzwiach są podniesione? — wymamrotał, udając, Ŝe przegląda papiery. — Tak. — Opuść je. — Po co? Chcę, Ŝeby widzieli, iŜ nie chcę z tobą gadać. — Nadal tu są? — Tak. — Powiedz mi, kiedy odejdą. -—Wychodzą.
— Opuść Ŝaluzje chłopcze. Nie chcę denerwować się ty mr Ŝe ktoś tu zaraz moŜe wejść. — Na przykład twoja sekretarka. — Asystentka. — Nazywaj ją, jak chcesz. Tiffany, prawda? — Jesteś spostrzegawczy. —Zwracam na wszystko uwagę, zauwaŜyłem na przykład, Ŝe nie jest wierząca. David podniósł się zza biurka i opuścił Ŝaluzje. — Co miałem zrobić, synu? O niczym nie wiedziałem... Kiedy David wrócił za biurko, Chang wyprostował się. — Nie mów do mnie: synu. Nie znoszę tego! — mówiąc to zdjął czapkę. — Spójrz na mnie! Zobacz, co mi zrobili! David pochylił się nad biurkiem, aby zobaczyć znak lojalności na czole Changa. — To dziwne — powiedział, widząc go po raz pierwszy W rze czywistości, a nie, jak wcześniej, na rysunku, -241-
— ZauwaŜyłeś coś szczególnego? — Widzę obydwa znaki. Nadal widzę pieczęć Boga, Chang. David nie mógł oderwać wzroku od małego ciemnego tatuaŜu z liczbą trzydzieści oraz niewielkiej blizny, która po kilku dniach miała się zamienić w ciemną linię. — Nadal nie rozumiem znaczenia tych prefiksów — westchnął David. — Mówisz powaŜnie? — Zupełnie. — Nie mów mi, Ŝe nie wiesz, dlaczego Carpathia ma taką obsesję na punkcie liczby dwieście szesnaście. — To akurat wiem — powiedział David. — Prosta sprawa. — Podobna logika kryje się za prefiksami. To dziesięć regionów zarządzanych przez wicepotentatów, jak Carpathia nazywa ich ostatnio. My określamy je mianem królestw. Dziesięć prefiksów odnosi się do Carpathii. To, Ŝe jedno z nich ma prefiks dwieście szesnaście, powinno dać ci pewną wskazówkę. — Nie mów mi, Chang. Sam zgadnę. — Powinieneś był to zrobić dawno temu. — Odpuść mi trochę. Nie wiem, jak mogłem zapobiec temu, co cię spotkało. Nasz wybieg okazał się nieskuteczny. Twoja siostra mnie zabije. — Czy dasz wiarę, Ŝe mój ojciec i Moon myślą, Ŝe się tak szarpałem, poniewaŜ boję się zastrzyków? — Cieszę się, Ŝe nie zacząłeś wrzeszczeć, Ŝe jesteś wierzącym. — Kim ja teraz właściwie jestem, Hassid? — Jeśli nie chcesz, bym zwracał się do ciebie „synu", nie mów do mnie „Hassid". — Przepraszam. Jak mam się do ciebie zwracać? — Kiedy jesteśmy tutaj, „panie Hassid" lub „dyrektorze Hassid". Kiedy wyjedziemy, moŜesz mi mówi „David" lub „bracie". — Mówisz jak stary. — To dlatego, Ŝe jesteś taki młody. PoniewaŜ masz dwa znaki, musisz naleŜeć do szczególnej kategorii. -242-
— Doktor Ben-Judah tyle pisze o wyborze pomiędzy pieczęcią Boga a znakiem Bestii. Wybrałem, a jednak mam dwa. Co teraz? David pokręcił z niedowierzaniem głową. Chang uniósł głowę i wydął wargi. — Znam odpowiedź. Chciałem się przekonać, czy i ty ją znasz. CzyŜbyś nie był tak inteligentny, jak sądzą? Nie potrafisz odczytać prefiksów, nie potrafisz... — Po pierwsze, chociaŜ nie jestem tak inteligentny, jak uwaŜają, mogę cię zaskoczyć. — Jestem zaskoczony, ile czasu potrzebujesz, aby to zrozumieć. — Od kilku miesięcy Ŝyję w wielkim stresie, ostatnie tygodnie były nie do zniesienia. — Wiem. Bardzo mi przykro z powodu... Byliście zaręczeni? Była twoją narzeczoną? — Tak, potajemnie. Chang rozparł się wygodnie na krześle i załoŜył nogę na nogę. — Znasz osobiście Ben-Judah? — Nie poznaliśmy się osobiście, jednak współpracujemy ze sobą. — Masz jego numer telefonu? — Oczywiście. — MoŜesz do niego zadzwonić, aby go poinformować... albo daj mi jego numer to sam z nim porozmawiam... — Chyba nie. — Rozumiem. Zadzwoń do niego, jeśli uznasz, Ŝe warto. Wierzę w Jezusa. Nic się nie zmieniło. Biblia powiada, Ŝe nic nie moŜe nas oddzielić od miłości Chrystusa. Bóg mówi, Ŝe ukrył nas w swojej dłoni i Ŝe nikt nas z niej nie wydrze. Nie wybrałem znaku. Zmusili mnie. Widzę same korzyści tej sytuacji. — Co ma zatem oznaczać ta cała scena? — Nie odkryłem tego od razu. Pewnie, Ŝe nie chciałem tego znaku. Nie podoba mi się to, lecz co się stało, to się nie odstanie. Inteligentny facet powinien umieć dostrzec pozytywną stronę kaŜdej sytuacji. -243-
— Rozumiem, Ŝe ty ją dostrzegasz, geniuszu. — Drwisz ze mnie! Nie powinienem był ci o niczym wspominać. David wstał i usiadł na blacie biurka, tak Ŝe jego kolana niemal dotykały kolan Changa. — Posłuchaj. Wszyscy wiedzą, Ŝe jesteś cudownym dzieckiem, małym geniuszem. Mówili mi, Ŝe znasz całe rozdziały z Biblii na pamięć. MoŜe się to okazać przydatne, gdy zabronią jej czytania. Nauczyłeś się tego wszystkiego, studiując rozwaŜania umieszczone w internecie? Chang skinął głową. — Nie zaleŜy mi na tym, aby być najmądrzejszym facetem na świecie — kontynuował David. — Kiedy byłem w twoim wieku, takŜe lubiłem się popisywać. W porządku. Jesteś najlepszy. Jesteś inteligentniejszy od mnie. W porównaniu z tobą jestem czeladni kiem, zwykłym wyrobnikiem. To chciałeś usłyszeć? Naprawdę nie przeszkadza mi, Ŝe wyprzedzasz mnie o kilka kroków. Dlatego od puść sobie i przestań szukać sposobu, aby mi dopiec. Na czym ma polegać „korzyść" płynąca z twojej... nie znajduję lepszego określe nia... bilojalności? I jak odgrywanie się na mnie ma pomóc naszej sprawie? — Cieszę się, Ŝe o to zapytałeś. Mogę zacząć od początku? David skinął głową. — Po pierwsze, podoba mi się określenie „bilojalność". Takie właśnie moŜna odnieść wraŜenie. Chrześcijanie nie uwierzą, Ŝe jestem jednym z nich. Będą sądzili, Ŝe znak BoŜej pieczęci został sfałszowany, poniewaŜ nie moŜna sfałszować znaku Bestii. Gdybym był na ich miejscu, teŜ bym tak sądził. — Jednak ludzie wierni Carpathii... oni nie mogą zobaczyć znaku pieczęci, nie mają teŜ powodu sądzić, Ŝe widniejący na moim czole znak lojalności nie jest tym, za co go uwaŜają. Dlatego mogę Ŝyć wśród nich - kupować i sprzedawać, przyjeŜdŜać i odjeŜdŜać. Mogę nawet tutaj pracować, nie wzbudzając ich podejrzeń. Jeśli będę ostroŜny, niczego nie ryzykuję. -244-
— Jesteś naprawdę bystry, Chang. Jednak twój ostatni wniosek jest bardzo dziecinny. Chang pomyślał przez chwilę i skinął głową na znak zgody. — MoŜe masz rację. Szkoda, Ŝe nie będę miał obok siebie starszego faceta, tak mądrego i doświadczonego jak ty, aby chronił mnie przed moją niedojrzałością. — Zaczynam czuć się tak, jakbym był prawdziwym wapniakiem. — Bo nim jesteś. — Zabawne. — Pytanie, jak zamierzasz się stąd wydostać z trójką swoich przyjaciół i w jaki sposób mam zająć twoje stanowisko? — Nie otrzymasz mojego stanowiska. — Dałbym sobie radę. — Być moŜe. Nie sądzę jednak, by Carpathia to zaryzykował. Musisz zapracować na awans. Nie mam pojęcia, kogo mogą mianować na moje miejsce. Będziesz pewnie podlegał tej osobie. — Niedobrze. Jeśli masz słuszność... — Mam. Jesteś inteligentny, sam się zastanów. PrzecieŜ nie umieszczą nastolatka na dyrektorskim stanowisku. Zastanów się. Od ośmiu lat jestem tu najmłodszym dyrektorem. — Gratulacje. — Nie o to chodzi. Jeśli masz tutaj pozostać i być lepszym szpiegiem ode mnie - a znak daje ci niepodwaŜalną wiarygodność - musisz pracować w strategicznym miejscu. Wykorzystaj swoją sytuację. Rób to, co potrafisz. —Czyli co?
— Przed odjazdem mogę cię wszystkiego nauczyć. Na ustach Changa pojawił się uśmiech. — O co ci chodzi? — zapytał David. — Widzę, Ŝe nie moŜesz się doczekać, by coś powiedzieć. — Chciałem powiedzieć, Ŝe pewnie nie zajmie to zbyt duŜo czasu. — Kpiarz z ciebie. ChociaŜ jestem taki ograniczony, sądzę Ŝe jeszcze nieraz cię zaskoczę. Najbardziej martwiłem się, Ŝe w końcu wy-245-
mienią całe oprogramowanie, a wraz z nim mój program zdalnego dostępu do systemu Globalnej Wspólnoty. — Nie musisz się juŜ o to martwić — powiedział Chang. — Dlaczego? — Dlatego, Ŝe ja tu zostanę. — Nie będziesz jednak dyrektorem. Nie będziesz wiedział, jakiego systemu uŜywają ani na jaki chcą go zmienić. — Przystosuję twój program tak, aby działał takŜe w nowym systemie. — Pewnie ci się to uda. — Jestem o tym przekonany. David zastanawiał się, dlaczego od razu nie dostrzegł róŜnych moŜliwości. — Niepokoi mnie twoja nadmierna pewność siebie. — W większości jest udawana. — Naprawdę? — Tak. Droczyłem się z tobą. Działałem ci na nerwy dla Ŝartu. Chciałem ci pokazać, jak znakomicie tutaj pasuję. Odrobina sarkazmu, chłodnej wyŜszości onieśmiela ludzi. Sądzisz, Ŝe domyśla się, iŜ jestem jednym z judaitów? — Zastanawiam się, kim naprawdę jesteś, Chang. — Co masz na myśli? — Chodzi mi o Ŝycie duchowe. Twoja siostra jest twardą funkcjonariuszką więzienną... — Nawet w połowie mi nie dorównuje. — Promieniuje z niej jednak duchowość, pokora. Ma w sobie Chrystusowe cechy. — Nie okazuje ich w towarzystwie więźniów. — I ja tak sądzę. Jaki jesteś naprawdę, Chang? Czy wiesz, kim jesteś? Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo jesteś zdeprawowany? Czy wiesz, Ŝe Bóg cię zbawił, gdy byłeś martwy w swoich grzechach? Chang skinął głową, nie odwracając od niego oczu. — Dziękuję, Ŝe mi o tym przypomniałeś. . -246-
— W porządku. Mam pewien plan, Chang. — To dobrze. Ja równieŜ mam plan. Miałem jednak nieco więcej czasu, aby go przemyśleć, więc zacznij pierwszy. — Zacznę pierwszy, poniewaŜ jestem starszy, przewyŜszam cię stopniem, a na dodatek prowadzę z tobą rozmowę kwalifikacyjną. Nawet jeszcze tutaj nie pracujesz. — Słusznie. Mój i tak będzie lepszy, wal śmiało... Ŝartowałem! — Powiedziałeś, Ŝe udawałeś przed ojcem i innymi. Daj ojcu choć odrobinę nadziei, zanim stąd wyjedzie. Musi uwierzyć w to, Ŝe chcesz tu zostać. — Nie ma problemu. — A zatem udawaj, Ŝe mimo wewnętrznych oporów zgadzasz się zacząć tu pracować i Ŝe podjąłeś w końcu decyzję pracy w moim wydziale, chociaŜ nie jesteś nim szczególnie zachwycony. Nie moŜesz sprawiać wraŜenia zbyt chętnego do tej roboty. Jeśli o mnie chodzi, nie będę udawał bardziej zachwyconego, niŜ byłem w trakcie rozmowy z Moonem. Przydzielę cię facetowi, którego przypuszczalnie umieszczą na moim miejscu. Po godzinach pracy będziemy porozumiewać się ze sobą - głównie za pośrednictwem telefonu i poczty elektronicznej - i pokaŜę ci programy, które zainstalowałem. W trakcie dnia będziesz pracował razem z nim, poniewaŜ wkrótce staniesz się jego podwładnym. Radzę, abyś się opanował i nie odgrywał gwiazdy. Spraw, aby obdarzył cię zaufaniem. W ten sposób będziesz najbardziej przydatny dla sprawy. — Wymyśliłeś to na poczekaniu? — Nie zaczynaj. — Mówię powaŜnie. Pomyślałem dokładnie o tym samym. Niczego bardziej nie pragnę, niŜ uŜywać darów, które otrzymałem od Boga, w sposób najlepszy dla sprawy. Czy powinienem naleŜeć do Opozycji Ucisku? Czy aby być jednym z was, trzeba przebywać w waszej kryjówce? — UwaŜają mnie za jednego ze swoich. Oczywiście, centrum Opozycji Ucisku jest w Ameryce, są jednak zaleŜni od informacji, których im dostarczamy. -247-
— Powinni mnie więc przyjąć wkrótce do swojego grona. — Tak mi się wydaje. — Czy mogę uścisnąć twoją rękę, dopóki nikt nie patrzy? David i Chang wymienili mocny uścisk dłoni. — Nie traktuj mnie zbyt powaŜnie. Lubię droczyć się z ludźmi. — W tym takŜe jesteś najlepszy — powiedział David. — Pewnie! — Kiedy wyjdziemy, nic im nie powiem. Zapytają, co postanowiłem. Odpowiem z ociąganiem, Ŝe cię przyjmę, jeśli tak nalegają. — Kiedy uciekniesz, nie będą podejrzewali, Ŝe miałem z tym cokolwiek wspólnego. — Tak. Właściwie jednak... — Pomyślałeś o tym, aby wasze zniknięcie nie wyglądało na ucieczkę przed otrzymaniem znaku? David przytaknął. — Masz jeszcze kilka minut, Chang?
Rozdział dwudziesty pierwszy
W tydzień przed szeroko zapowiadaną uroczystą wizytą zmartwychwstałego Carpathii w Jerozolimie Rayford Steele zwołał zebranie wszystkich członków Opozycji Ucisku. Był przybity wiadomościami z Grecji, ale starał się nie okazywać emocji, wiedział, Ŝe jako przywódca, musi dodać otuchy swoim ludziom. Kiedy mieszkańcy zaczęli zajmować miejsca, Rayford rzucił okiem na swoje notatki i rozpoczął zebranie. W holu siedziało jedenaście osób, w tym trzech członków dawnej Opozycji Ucisku - on, Buck i Chloe - oraz Kenny Bruce. Do pierwotnej grupy dołączyli później Tsion, Leah, Albie, Chaim, Zeke, Hattie i Ming. — Nie moŜemy zapominać o naszej dalszej rodzinie — przypo mniał Rayford. — W Grecji pozostał nam jedynie Laslos. W No wym Babilonie mamy Davida, Maca, Abdullaha, Hannah Palemoon i Changa Wonga. JuŜ wkrótce mogą do nas dołączyć. Tymczasem jestem wdzięczny Bogu za kaŜdego z was tu obecnych. Rayford poprosił Tsiona o rozpoczęcie modlitwy. — BoŜe, Ojcze nasz, przychodzimy do ciebie słabi i poranieni. Tak wiele utraciliśmy, mimo to chcemy dziękować Ci za Twoją ła skę i miłosierdzie. Jesteś dobrym Bogiem, Bogiem pełnym współ czucia. Modlimy się za kaŜdego członka naszej rodziny. Wiemy, Ŝe troszczysz się o nasze ukochane osoby bardziej niŜ my sami. Nie moŜemy doczekać się chwili, gdy ujrzymy Cię twarzą w twarz. Prosimy Cię, Panie, daj nam łaskę, abyśmy mogli przypro wadzić do Ciebie naszych zagubionych braci, którzy jeszcze Ciebie nie znają. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen. Kiedy wszyscy usiedli, Rayford przeszedł do rzeczy. -249-
— Przygotowałem zadania dla kaŜdego z was. Podczas akcji, którą nazwałem „Operacja Orzeł" w Chicago pozostaną: Chloe i Kenny, Ming, Zeke oraz Tsion. Mam nadzieję, Ŝe w przyszłości będziemy mogli przydzielić Ming zadania na zewnątrz, teraz jednak, po jej dezercji z Buffer, byłoby to zbyt niebezpieczne. Na razie niech Zeke zajmie się zmienieniem twojego wyglądu i przygotowaniem nowych dokumentów. Albie i ja polecimy jutro dwoma samolotami - myśliwcem i gulfstreamem - do Mizpe Ramon w Negebie, aby zbadać na miejscu stan przygotowań pasa startowego i punkt tankowania dla samolotów naszych ludzi. Buck i Chaim polecą lotem rejsowym do Jerozolimy pod przybranymi nazwiskami. Chaim zatrzyma się w odbudowanym hotelu „Król Dawid" i zaczeka tam aŜ do przybycia Carpathii. Hattie i Leah polecą samolotem pasaŜerskim do Tel Awiwu, gdzie zajmą się zorganizowaniem transportu na wypadek, gdyby trzeba było przewieźć wierzących z Jerozolimy do samolotów oczekujących w Negebie. Będą takŜe obserwowały przybycie Carpathii do Jerozolimy. Hattie i Buck będą stali w tłumie i obserwowali katastrofę samolotu, którą zaaranŜują nasi bracia z Nowego Babilonu. Później pojadą za świtą Carpathii do Świętego Miasta. Leah wypoŜyczy samochód i pojedzie po czwórkę naszych przyjaciół do Jordanii, na lotnisko Queen Alia, nazywane obecnie „Międzynarodowym Lotniskiem Zmartwychwstania". Zabierze ich później na nasz pas startowy w Negebie, skąd - po zakończeniu misji przetransportowania wierzących - polecą do Stanów wraz ze mną i Albiem. Są jakieś pytania? Chaim podniósł rękę. — Mamy tysiące pytań. Czy nie nadszedł czas, aby mój nauczy ciel wyjawił, gdzie będzie miejsce schronienia wierzących? Tsion uśmiechnął się i spojrzał na Rayforda. — Wkrótce dowiecie się, gdzie to jest. Zgadzam się Chaimem, Ŝe powinieneś wiedzieć, dokąd masz poprowadzić swoich rodaków. Jesl to miasto, które doskonale znasz. Z pewnością słyszałeś o nim wiele -250-
historii. Nie byłbym zaskoczony, gdybyś mi powiedział, Ŝe odwiedziłeś je jako turysta. To jedno z najstarszych miast Bliskiego Wschodu. Niektórzy nazywają je Miastem Czerwonej RóŜy. Oczy Chaima rozbłysły. Petra! — zawołał. — W staroŜytnym kraju Edomu. — Zgadłeś — przytaknął Tsion. — Powinienem był się domyślić. Nawet nam samym trudno będzie się tam dostać, a co dopiero ścigającej nas armii. — Masz rację, Chaim — powiedział Tsion. — Bóg sam będzie was bronił. Powiedz, byłeś w Petrze? — Dwa razy, w młodości. Nigdy zapomnę tego miejsca. Tsion, to doprawdy niezwykłe miasto. — UwaŜam, podobnie jak wielu innych badaczy, Ŝe powstało właśnie w tym celu.
W Nowym Babilonie trwały przygotowania do ucieczki. David mógł widywać się z Makiem, Abdullahem i Changiem, ale po zdjęciu opatrunków nie miał juŜ pretekstu, Ŝeby spotykać się z Hannah. Kontaktował się z nią wyłącznie za pośrednictwem bezpiecznych telefonów i poczty elektronicznej. Chang okazał się lepszym informatykiem, niŜ David się spodziewał. ChociaŜ młody i porywczy, był prawdziwym komputerowym geniuszem. Poświęcił się bez reszty pracy, zadziwiając swego przełoŜonego pomysłowością i zaradnością. Kiedy jego rodzice wrócili do Chin, przydzielono mu stałą kwaterę, w której wspólnie z Davidem zainstalowali doskonale zabezpieczony komputer skonfigurowany na wzór komputera Hassida. Członkowie Opozycji Ucisku na całym świecie mieli dostęp do wszystkich programów, które David zainstalował w systemie komputerowym pałacu Carpathii. W tej chwili najwaŜniejsze było jednak to, Ŝe Chang mógł śledzić ich ucieczkę i pozostawać w stałej -251-
łączności z Opozycją Ucisku w Chicago. Wszyscy mogli wiedzieć, gdzie są pozostali i jak przebiega misja. Hannah zwróciła im uwagę, Ŝe mogą zabrać tylko kilka niezbędnych przedmiotów, tak jakby wybierali się w krótką podróŜ. Nie pakujcie się, jakbyście wyjeŜdŜali stadna zawsze, przestrzegła ich w swym e-mailu. KaŜdy miał pozostawić w szafie większość ubrań, pewne niedokończone sprawy zawodowe, zdjęcia krewnych oraz przedmioty osobiste. Oprócz tego listę rzeczy do zrobienia, jedzenie w lodówce i nieprzeczytaną korespondencję. David z Ŝalem przyznał, Ŝe ze sprzętu komputerowego moŜe zabrać ze sobą tylko laptopa. Mac umówił się na wizytę u lekarza na drugi dzień po planowanym powrocie. Abdullah wysłał dwa mundury do pałacowej pralni i umówił się, Ŝe je odbierze wieczorem po powrocie. David zaplanował spotkania z pracownikami w celu sporządzenia raportu z podróŜy dla głównych dygnitarzy. Wysłał zaproszenia do kolegów z prośbą, aby powiadomili go o sprawach, które chcą poruszyć na zebraniu, gdy tylko ta zwariowana sytuacja nieco się uspokoi. Ogłoszenie powołania Waltera Moona na stanowisko NajwyŜszego Zwierzchnika odbyło się bez pompy i przeszło niemal bez echa. Podczas ich pierwszego spotkania po nominacji, David zapytał zdawkowo, czy po zmianach na najwyŜszych stanowiskach powinien wprowadzić jakieś korekty do swojego planu podróŜy. — Co to za plan, dyrektorze Hassid? — Mac i Abdullah mają polecieć phoenixem 216 do Tel Awiwu, gdzie Potentat Carpathia i jego świta będą obserwowali pierwszą publiczną uroczystość nadawania znaku lojalności. Jak rozumiem, przez kilka dni mają odbywać tam spotkania. — Słusznie. Potentat i Wielebny Fortunata zaplanowali długie spotkania z wicepotentatami i lokalnymi przywódcami religijnymi. — Oprócz pilotów na pokładzie będzie takŜe pielęgniarka z naszych słuŜb medycznych, która ma doświadczenie we wszczepianiu biochipów. — Trzeba będzie to zmienić, David. Jego Wysokość jest dumny ze swojego samolotu i lubi się pokazywać w nim obywatelom. -252-
— Pomyśleliśmy, Ŝe Mac mógłby urządzić mały pokaz lotniczy, aby ludzie mogli zobaczyć, co potrafi ta maszyna. — A, to co innego. Potentatowi na pewno spodoba się ten pomysł — zauwaŜył Walter. — Mnie równieŜ, jeśli nie uzna go pan za zbyt ekstrawagancki. — Nie mam Ŝadnych zastrzeŜeń. MoŜecie rozpocząć przygotowania. — Mac i jego pierwszy oficer potrafią wykonywać na nim prawdziwe akrobacje. Zamierzamy takŜe załadować na pokład urządzenia do wszczepiania biochipow. Po wylądowaniu zainstalujemy sprzęt, a nasza specjalistka przeszkoli personel. — Znakomicie. Jego Wysokość zjawi się później na miejscu i pojedzie do Izraela, gdzie zaplanowano kolejne uroczystości. Wyznaczonego dnia Mac i Abdullah wstali przed świtem. David osobiście nadzorował załadunek phoenixa 216, najtrudniejszym wyzwaniem dla pracowników cargo był załadunek na pokład olbrzymiej świni, którą poprzedniej nocy dostarczono z Bagdadu. — W Ziemi Świętej nie ma świń? —- dopytywał się NajwyŜszy Zwierzchnik Moon. Młody Rosjanin, który za zgodą Davida przejął rolę kierownika załadunku, odpowiedział: -— Pan Hickman, niech odpoczywa w spokoju, nalegał, aby sprowadzono mu największą świnię świata. Oto ona. David lubił Rosjanina za to, Ŝe był wielkim słuŜbistą. Okazało się to bardzo pomocne, gdy w hangarze zjawiła się Hannah, aby dopilnować załadowania urządzeń do wszczepiania biochipow. Po burzliwej wymianie zdań z kierownikiem załadunku, podeszła do Davida i podała mu oficjalną listę ładunku cargo. W punkcie „uwagi dodatkowe" nakreślono odręcznym pismem: Z powodu usilnych nalegań pani Palemoon, twierdzącej, Ŝe działa na bezpośrednie polecenie dyrektora Hassida, samolot ma przeciąŜenie, które szacuję na co najmniej dwadzieścia procent. W związku z powyŜszym pracownicy cargo nie odpowiadają za jego sterowność. -253-
— To mi się podoba — powiedział David, składając swój podpis. — Kiedy maszyna runie do morza, dochodzenie rozpocznie i zakoń czy się na naszym rosyjskim przyjacielu. Stanie się smutnym boha terem, którego ostrzeŜeń nikt nie słuchał. Pewnie awansują go na upragnione stanowisko, my zaś - wraz z wartym miliony dolarów samolotem i cennym ładunkiem - zostaniemy umieszczeni w kate gorii „błąd człowieka". — Jestem z ciebie dumna — powiedziała Hannah, podając mu dłoń. To znakomity plan. Mogę to powiedzieć, poniewaŜ nie brałam udziału w jego przygotowaniu. — Ja równieŜ — wtrącił David. — Jeśli się uda, będzie to zasługa Maca i Abdullaha. Dwie godziny później Mac i Abdullah wykonywali procedurę przedstartową, kiedy na pokład weszli David i Hannah. Rosjanin dawał nerwowo znaki głową, próbując przywołać pilotów na stronę. — To on jest tu szefem — powiedział Mac, wskazując na Davida. — Rób, co do ciebie naleŜy i wykonuj polecenia. Pamiętaj, Ŝe jesteś jego podwładnym. — Ciekawe, co powiesz, gdy samolot się rozbije z tobą na pokładzie — odpowiedział. — Gdybym naprawdę sądził, Ŝe grozi nam katastrofa, nie wykonałbym rozkazu. — Ja mam czyste sumienie, ostrzegałem was — powiedział Rosjanin. — Lecicie na własną zgubę. W rzeczywistości Hannah przeszacowała wagę sprzętu załadowanego na pokład. Ładunek był sporych rozmiarów i zajmował duŜo miejsca, został jednak przymocowany linami w taki sposób, Ŝe środek cięŜkości był umieszczony prawidłowo. Mac miał nad nim pełną kontrolę. Jedynym elementem ładunku, którego masa przekraczała umieszczoną w raporcie, był bagaŜ pilotów i pasaŜerów. Hannah uznała, Ŝe jeśli jakiś ładunek ma wypłynąć na powierzchnię, muszą to być ich walizki z ubraniami, butami, rzeczami osobistymi i przyborami toa-254-
letowymi. KaŜdy wziął ze sobą dodatkową walizkę, aby po pozostawieniu dowodów, nie zostać bez niezbędnych przedmiotów. — Zobacz — zawołał Mac, wyprowadzając maszynę z hangaru na płytę lotniska. Mówiąc to, wykonał lekki zwrot, tak by zakołysała się, nieznacznie zmieniając tor. — To powinno dać mu do myślenia. Podczas oczekiwania na pozwolenie do startu operator wieŜy kontroli lotów przypomniał Macowi o uwadze szefa załadunku, Ŝe mają przeciąŜenie. — Wiemy o tym — odpowiedział. — Poradzimy sobie. — Przerwij procedurę startu, jeśli zauwaŜysz, Ŝe maszyna nie przyspiesza jak naleŜy. — Zrozumiałem. Mac zakołysał lekko maszyną podczas przyspieszania i odebrał ponowne ostrzeŜenie wieŜy. — Przyjąłem. Wyznaczył kurs na Tel Awiw. Kiedy znaleźli się w połowie drogi pomiędzy Międzynarodowym Lotniskiem Zmartwychwstania w Jor1 danii a Nowym Babilonem, poinformował, Ŝe zamierza wylądować w Jordanii, aby jednak dla bezpieczeństwa wyładować część ładunku. — Drugą część ładunku wyślemy do Tel Awiwu cięŜarówkami. Leah, z rozkazem dostarczonym przez Davida, oczekiwała na pasie startowym w niepozornym vanie. Zajechała do zatoczki cargo, gdzie piloci i pasaŜerowie pomogli załadować do vana dwie gilotyny i pół tuzina urządzeń do umieszczania biochipów. Mac uruchomił automatycznego pilota, po czym cała czwórka wpełzła do samochodu i połoŜyła się na podłodze. Leah wjechała powoli miedzy dwa hangary, skąd Mac mógł widzieć samoloty. Za pomocą przenośnej radiostacji nawiązał łączność z wieŜą i zdalnie wystartował samolot. Kiedy maszyna zaczęła znikać na horyzoncie, powiadomił wieŜę, Ŝe zaczyna tracić łączność radiową. Poprosił, aby zawiadomili wieŜę kontroli lotów na lotnisku Ben Guriona, Ŝe wszystko odbywa się zgodnie z rozkładem i Ŝe wykona -255-
pokaz lotniczy, ale zaraz potem będzie chciał wylądować. Napomknął jeszcze coś, Ŝe Ŝałuje, iŜ nie pozbył się większej części ładunku, chociaŜ jest pewny, Ŝe zdoła wykonać pozostałą część planu. — Powinieneś zrezygnować z pokazu — powiedział człowiek z wieŜy w Jordanii. — Proszę o powtórzenie, — Zrezygnuj z pokazu. — WieŜa, nic nie słyszę. Mac wyłączył radio. Leah zapuściła silnik i ruszyli do Mizpe Ramon. — MoŜemy wszyscy trzymać kciuki — powiedział Mac. — Te samoloty potrafią wyczyniać niezwykłe rzeczy, kierowane komendami wprowadzonymi do programu lotu. Naszą maszynę czeka jednak stosunkowo długi rejs. — Mamy trzymać kciuki? — zapytała Hannah. — Tylko Bóg moŜe sprawić, Ŝe to się uda. Wiem, Ŝe jest pan ekspertem, kapitanie McCullum, jeśli jednak ta maszyna nie wpadnie do morza, bardzo szybko odkryją, Ŝe na pokładzie nie było nikogo.
Dzień wcześniej Buck i Chaim zatrzymali się w hotelu „Król Dawid". Chaim był nadal trochę niepewny i przywiózł sobie dwa komentarze biblijne w walizce. Buck pomyślał, Ŝe w tej szacie jego przyjaciel wygląda na starego mądrego mnicha, jednak miał wątpliwości, czy starszy pan zdoła pociągnąć za sobą ludzi. Buck wspomniał swoje pierwsze spotkanie Rosenzweigiem. Było to wtedy, gdy przeprowadzał wywiad z doktorem, wkrótce potem, jak Global Weekly ogłosił go człowiekiem roku. Był wtedy zdumiony angielszczyzną Chaima, który co prawda świetnie znał ten język, mówił jednak z fatalnym akcentem. Mimo to w jego głosie słychać było pasję naukowca i miłość do Ŝycia. Cameron zastanawiał się, czy to wystarczy, aby pociągnąć za sobą rzesze ludzi. Chaim będzie musiał rzu-256-
cić wyzwanie księciu tego świata, przeciwstawić się wojskom Antychrysta. Swego czasu miał wprawdzie dość odwagi, aby podnieść rękę na Carpathię, jednak nie wiedział wówczas, z kim ma do czynienia. MoŜna było odnieść wraŜenie, Ŝe wszyscy mieszkańcy Izraela pragną powitać Potentata na lotnisku Ben Guriona. Cały kraj chciał zobaczyć na własne oczy powrót zmartwychwstałego władcy narodów do miasta, w którym został zamordowany. KrąŜyły plotki, Ŝe Jego Wysokość zamierza przejść Via Dolorosa, aby obrazić uczucia religijne judaitow. Miał podobno takŜe zamiar wkroczyć do odbudowanej Świątyni Jerozolimskiej. Chciał jednego dnia zbezcześcić miejsca kultu chrześcijan i Ŝydów, aby zademonstrować swoją siłę dwóm grupom religijnym, które wciąŜ opierały się przed przyjęciem carpathianizmu. Buck na łamach swojego pisma Słowo Prawdy opisał, jak przebiega znakowanie więźniów, jak wyglądają egzekucje. Miał nadzieję, Ŝe ta relacja zaszokuje takŜe zwolenników Carpathii. W tych dniach do Jerozolimy ściągały nie tylko tłumy wyznawców Carpathii, ale takŜe jego przeciwnicy -Tsion wezwał do świętego miasta chrześcijan, a Chloe zwerbowała pilotów i kierowców. SłuŜby miejskie w ciągu jednej nocy przystroiły Jerozolimę we flagi i plakaty z wizerunkiem Carpathii. Mimo Ŝe jeszcze nie odbudowano miasta po ostatnim trzęsieniu ziemi i dziesięć procent budynków leŜało w gruzach, władzom lokalnym udało się wprowadzić świąteczną atmosferę. W kioskach i na straganach oprócz czapeczek i znaczków z wizerunkami zmartwychwstałego Potentata, sprzedawano takŜe gałązki palmowe, aby kaŜdy mógł powitać nowego boga. W Tel Awiwie droga prowadząca wzdłuŜ brzegu morza do wielkiego amfiteatru, w którym miało się odbywać znakowanie obywateli, była zapchana pieszymi i pojazdami. Wszystko było juŜ gotowe na przyjęcie wielkiej liczby lojalistów, brakowało jedynie aparatów do wszczepiania biochipów oraz urządzeń do egzekwowania lojalności. Ludzie oczekiwali juŜ w kolejce, aby znaleźć się wśród pierwszych, którzy przyjmą znak lojalności Nicolae. Buck patrzył na to wszyst-257-
ko ze zgrozą, dławiło go poczucie bezsilności, miał ochotę krzyczeć do tych ludzi, aby się opamiętali. Nie miał jednak za duŜo czasu na rozmyślania. Spojrzał na zegarek i ruszył w kierunku amfiteatru. Chciał mieć jak najlepsze miejsce, aby obserwować pokaz powietrznej akrobacji, który miał się zakończyć wielką katastrofą. Idąc drogą wzdłuŜ morza, zadzwonił do Rayforda. — Zobaczymy go za cztery minuty — poinformował teścia. — Za chwilę znajdę sobie dobre miejsce widokowe. — Zapamiętaj kaŜdy szczegół. — Nie Ŝartuj, tato. Jak mógłbym coś takiego zapomnieć? Czy wszystko idzie zgodnie z planem? — Są w drodze. Manewr na lotnisku powiódł się. Martwili się o system sterowania, nie mogą go bowiem nadzorować. Gdyby coś się zepsuło, zginęliby niewinni ludzie. — Byłbym jednym z nich. — Mac porozumiał się z Moonem drogą radiową, podał mu godzinę pokazu i poinformował o problemach z łącznością. — A jak przygotowania do ewakuacji wierzących? — Wszystko idzie znakomicie. Nasi bracia świetnie wykonali swoje zadanie. Zrobili więcej niŜ Albie i ja oczekiwaliśmy, znacznie wyprzedzili plan. Na miejscu czeka juŜ kilkanaście helikopterów. Przewiozą ludzi do Petry tak, Ŝe nie będą musieli przechodzić przez wąwóz. Tymczasem Buck dotarł juŜ na miejsce i znalazł dogodny punkt obserwacyjny. Wokół niego tłoczyło się masę ludzi. Potentat nie sprawił zawodu swoim wyznawcom. Na teren amfiteatru wjechała kawalkada limuzyn, z których wysiedli władca świata i jego świta. Ruszyli niespiesznym krokiem na trybunę, przy dzikiej owacji tłumu. Carpathia bił wszelkie rekordy obłudy. Bardzo pokornie podziękował wszystkim za przybycie, gorąco powitał Fortunata oraz dziesięciu wicepotentatów wraz z ich doradcami. Po powitaniu wygłosił zwyczajową mowę o poprawie sytuacji na świecie i swojej -258-
nowej energii po trzech dniach oŜywczej drzemki. Wspomniał teŜ, Ŝe z niecierpliwością oczekuje wizyty w Tel Awiwie i Jerozolimie. — A teraz — powiedział z wyraźną rozkoszą — przed niespo dzianką, jaką wam przygotowałem, oddam głos nowemu przywódcy naszej religii, NajwyŜszemu Przewielebnemu Ojcu Leonowi Fortunato. Leon natychmiast przyklęknął na jedno kolano, chwycił prawą dłoń Carpathii i ucałowawszy ją, przemówił. — Chciałbym nauczyć was nowego hymnu na cześć tego, który za nas umarł, a teraz Ŝyje. Po tych słowach zdumiewająco czystym barytonem, odśpiewał pieśń: Bądź pozdrowiony, Carpathio, nasz panie i zmartwychwstały królu. Na widok nadlatującego samolotu Buck zadrŜał. Tłum szybko podchwycił śpiewną melodię i proste słowa. Po powtórnym odśpiewaniu pieśni Carpathia zaczął rozwodzić się nad nowoczesną technologią, której okazem był jego nowy samolot. — Pilot mojego phoenixa 216, kapitan Mac McCullum, zademon struje państwu próbkę moŜliwości tego samolotu. śyczę wam do brej zabawy. Gdy nad amfiteatrem przeleciała ogromna maszyna, tłum zawył z zachwytu. Buck był zdumiony, jak nisko leciała. Ludzie nie przestawali wydawać okrzyków zachwytu, przekonani, Ŝe jest to zaplanowany element ewolucji powietrznej. Samolot leciał wzdłuŜ brzegu mieniącego się w promieniach słońca. Nagle przyspieszył i opuścił skrzydło. Po chwili wyrównał lot, aby ponownie się przechylić i obniŜyć pułap - leciał teraz tuŜ nad wodą. Po chwili zrobił raptowny zwrot i przemknął nisko nad trybuną. Dygnitarze odruchowo pochylili się i zasłonili głowy rękami. Niektórzy zerwali się zdenerwowani i z przeraŜeniem obserwowali samolot zmierzający z powrotem w kierunku morza. Tłum wydał pomruk zgrozy, gdy samolot gwałtownie wzbił się w górę, wykonał przewrotkę i zaczął opadać. Ludzie rozmawiali - 259 -
w podnieceniu, oczekując na kolejny manewr pilota. Sądzili, Ŝe podniesie samolot i poleci w stronę lotniska Ben Guriona. Tymczasem maszyna wciąŜ zniŜała pułap, a za ogonem pojawiła się smuga dymu. Samolot zawrócił w kierunku brzegu, by po chwili runąć na plaŜę jakieś około kilometra od zebranych gapiów. Tłum zamarł. W powietrzu nadal pobrzmiewał huk silników. W dwie sekundy później zebranych dobiegł potęŜny grzmot eksplozji. Nikt się nie poruszył. Ludzie nie rzucili się do ucieczki. Stali nieruchomo i nie odrywali wzroku od czarnego krateru. Kolejna tragedia na tym padole łez. Carpathia stanął za pulpitem i zaczął przemawiać. — Pokój wam. Pokój mój wam daję. Nie tak, jak świat daje. Pro szę, abyście w ciszy i spokoju odeszli stąd, milczeniem oddając cześć temu świętemu miejscu, w którym zginęli nasi dzielni ludzie. Proszę organizatorów dzisiejszego święta o przeniesienie znakowania gdzie indziej. Odwrócił się i szepnął coś do ucha Leonowi, który wziął mikrofon i rozłoŜył szeroko dłonie. — Umiłowani, chociaŜ to tragiczne wydarzenie spowodowało, Ŝe wydarzenia zaplanowane na dzisiejszy dzień muszą zostać odwoła ne, jutrzejsze spotkania odbędą się zgodnie z planem. Czekamy na was w Jerozolimie. Buck pobiegł pędem do samochodu i zadzwonił do Rayforda. — Samolot roztrzaskał się na brzegu — wykrztusił z przeraŜe niem. W drodze do Jerozolimy Cameron czuł lęk, jakiego nigdy jeszcze nie doświadczył. Wiedział, Ŝe jutro stanie na pierwszej linii odwiecznej walki dobra ze złem o ludzkie dusze.
Epilog
Potem posłyszałem donośny głos ze świątyni, mówiący do siedmiu aniołów: Idźcie, a wylejcie siedem czasz gniewu Boga na ziemię! I poszedł pierwszy, i wyłałswą czaszę na ziemię. A wrzód złośliwy, bolesny, wystąpił na ludziach, co mają znamię Bestii, i na tych, co wielbią jej obraz. Ap 16,1-2