Julie Elisabeth Leto
Podwójna rozkosz
Prolog
Reina Price oblizała usta w nadziei, że w ten sposób
uda się jej złagodzić napięcie i wzrastającą dusznoś...
10 downloads
9 Views
638KB Size
Julie Elisabeth Leto
Podwójna rozkosz
Prolog
Reina Price oblizała usta w nadziei, że w ten sposób uda się jej złagodzić napięcie i wzrastającą duszność. – Coś wspaniałego – westchnęła. Claudio di Amante pochylił się, by sprawdzić, który to rysunek Reina podziwia z takim zachwytem. – Ach, to chluba kolekcji. Sam Il Gioielliere pozował do odlewu. Został wykonany z delikatnego dmuchanego szkła i wzmocniony kunsztowną złotą koronką. Legenda głosi, że szkło dmuchała jego kochanka. Miał to być prezent na jej własny użytek w chwilach, gdy on sam był... nieosiągalny. Il Gioielliere, szesnastowieczny włoski jubiler i poprzednik Casanovy, musiał być wspaniałym kochankiem. Sądząc z kształtu i grubości penisa wymodelowanego w szkle i złocie, mężczyzna był wyjątkowo dobrze wyposażony. Jako dodatek do swych naturalnych atrybutów stworzył imponującą kolekcję akcesoriów i zabawek seksualnych. Niektóre wyglądały jak biżuteria,
lecz wszystkie miały też tajemne, zmysłowe zastosowanie. Niestety, oryginały uległy zniszczeniu, a Claudio di Amante, nieznajomy, który nieumówiony wszedł do galerii Reiny w dzielnicy artystycznej Nowego Orleanu, chciał, żeby odtworzyła wszystkie przedmioty w ciągu dwóch tygodni. Choć Reinę nauczono, by była dumna ze swych reakcji i impulsów seksualnych, jednak to, co przyniósł w sfatygowanej teczce ten człowiek, silniej działało na wyobraźnię niż jakiekolwiek dzieło sztuki erotycznej. Już same rysunki sprawiły, że zrobiło jej się gorąco i oddychała z trudem. Przyjęcie zlecenia Claudia byłoby więc w równym stopniu wyzwaniem zawodowym, jak i osobistym. Claudio di Amante, ostatni żyjący potomek Il Gia, usiadł w wysokim, obszernym skórzanym fotelu. Reina usiłowała nie przyglądać mu się zbyt natarczywie. Pomimo wieku był bez wątpienia przystojny, a w jego ciemnych oczach tańczyły tajemnicze iskierki. Przypuszczalnie mógłby być jej ojcem, lecz tego nie była w stanie stwierdzić z całą pewnością, ponieważ nie wiedziała, ile lat naprawdę miał jej ojciec. Tak czy owak, wzbudził jej ciekawość z kilku różnych względów – poczynając od tego, dlaczego spośród tylu znanych artystów wybrał właśnie Reinę i jej chciał powierzyć zadanie odtworzenia kolekcji biżuterii erotycznej. Jako jedynaczka podróżująca po świecie u boku sławnej matki, Reina z nudów zajęła się wytwarzaniem biżuterii. Kiedy miała piętnaście lat, jej projekty zaczęły odzwierciedlać zmysłowy, pełen seksu styl życia matki, przyjaciółek i, co tu dużo kryć, jej samej. Wtedy właśnie
broszki, kolczyki, naszyjniki i wisiorki Reiny zaczęły przyciągać uwagę ludzi, którzy znali się na modzie i nie wahali się dobrze za nią płacić. Pięć lat temu, gdy postanowiła dołączyć do matki i zamieszkać w Nowym Orleanie, otworzyła własną galerię. Dopiero niedawno została ona zauważona w prasie branżowej. Kiedy jednak słynny projektant haute couture ozdobił jej dziełami swą zeszłoroczną wiosenną kolekcję, praca Reiny wreszcie zyskała prawdziwy rozgłos. Mimo to nie miała jeszcze wyrobionej marki. Z trudem utrzymywała galerię na powierzchni, szczególnie po dwóch włamaniach, które sprawiły, że groziła jej niewypłacalność, i postawiły pod znakiem zapytania przyszłość jej projektów. Dlaczego więc Claudio wybrał właśnie ją? I to w takim momencie? Mężczyzna twierdził, że jest przedsiębiorcą na dorobku, ale nie potrafił ukryć swej wrodzonej, naturalnej elegancji. Miał na sobie ciemny garnitur z wąskimi klapami i jeszcze ciemniejszą koszulę, a jego oliwkowa cera stanowiła niezwykłe tło dla oczu o barwie onyksu i macicy perłowej. Pasemka siwizny na skroniach łagodziły nieco połyskliwą, kruczą czerń włosów, które w czasach jego młodości kolorem zapewne przypominały jej własne. Reina przełknęła ślinę, zastanawiając się, kiedy wreszcie przestanie doszukiwać się ojca w każdym napotkanym mężczyźnie powyżej pięćdziesiątki. Jak do tej pory, Claudio di Amante był chyba jednym z najmniej prawdopodobnych kandydatów. Był wprawdzie przystojny, lecz niedostatecznie bogaty, a te pieniądze, które miał, starał się wydawać w przemyślany sposób – tyle
przynajmniej Reina wywnioskowała z ich krótkiej rozmowy. Z tego, co mówił, wynikało, że mieszka na przedmieściu Wenecji, całkiem niedaleko letniego domu jej matki. Kiedy jednak wspomniał o okazałym, lecz podupadającym palazzo, Reina upewniła się ostatecznie, że nigdy nie wzbudziłby zainteresowania zachłannej Pilar. Przez dwadzieścia ciężkich lat Claudio z trudem wiązał koniec z końcem, patrząc, jak niszczeje jego ukochana rodzinna siedziba. Po tym, jak skradziono dzienniki jego przodka i opublikowano je bez zgody spadkobiercy, uznał, że nadszedł czas, by wydobyć na światło dzienne szkice Il Gioiellierego i odzyskać utraconą rodzinną fortunę. A teraz te niezwykle wartościowe rysunki i bezcenne klejnoty pragnął powierzyć Reinie. I to w najgorszym z możliwych momencie. Wysłuchała jego propozycji ze szczerym zaciekawieniem, chociaż nie przeszło jej nawet przez myśl, że mogłaby przyjąć to zlecenie. Reina zebrała wszystkie fotokopie ręcznie wykonanych wykresów, żeby popatrzeć na nie po raz ostatni. W ustach miała suchość, palce świerzbiły ją, a oczy aż rwały się do tego, by dokładniej przestudiować rysunki. Nie mogła jednak przyjąć tego projektu. Biżuteria, którą obiecał dostarczyć jutro, nie byłaby u niej bezpieczna. – Przykro mi, signore di Amante – zaczęła. – Proszę mówić mi Claudio. Wiem przecież, że Amerykanie nie przykładają wagi do ceremoniałów. – To prawda, nie przykładają. To znaczy, nie przykładamy – poprawiła się, wciąż nieprzyzwyczajona do tego, że sama jest Amerykanką, ponieważ większość życia spędziła poza Stanami Zjednoczonymi. – Przez lata zdążyłam się już o tym przekonać.
– Ale jest pani Amerykanką, prawda? Uśmiechnęła się, świadoma, że mężczyźnie takiemu jak Claudio może spodobać się wstydliwe wyznanie. – Urodziłam się w Nowym Jorku podczas jednego z tych okresów, gdy moja matka występowała na Broadwayu. Na stałe mieszkam w Stanach zaledwie od pięciu lat. Kocham ten kraj i Nowy Orlean, ale ciągle się przystosowuję. Kiedy byłam dzieckiem, matka wciąż podróżowała po świecie. – Ach, twoja matka. Wielka aktorka teatralna. – Znasz moją matkę? Zaśmiał się, lecz był to śmiech cichy i stłumiony, jakby Claudio wiedział coś, czym nie zamierzał się z nią podzielić. – A kto w Europie nie słyszał o wielkiej Pilar Price? Kto na całym świecie nie słyszał o Pilar? – można by zapytać. Po raz kolejny Reina musiała sobie przypomnieć, że chociaż teatr coraz bardziej tracił popularność zarówno w Stanach, jak na całym świecie, to jej matka nadal była znakomitością o międzynarodowej sławie – jeśli nie z powodu dokonań zawodowych, to ze względu na swój styl życia. Paparazzi wciąż jeszcze czatowali na chodniku przed jej domem w Dzielnicy Francuskiej, w nadziei, że uda im się dostrzec jakiegoś senatora lub gubernatora chyłkiem wymykającego się z sypialni aktorki w środku nocy. W przeciwieństwie do matki Reina nie lubiła wystawiać na publiczny widok swego życia uczuciowego. Najlepsza przyjaciółka, Chantal Dupre, określała jej partnerów jako ,,kochanków w przelocie’’, co zresztą zupełnie odpowiadało Reinie. Zdecydowanie nie dla niej
były romantyczne uwikłania i zagmatwane dramaty uczuciowe w stylu matki. Wolała skupić się na interesach, a wrodzony urok i egzotyczny seksapil wykorzystywała do ich prowadzenia. To, co z początku było tylko publicznym wizerunkiem stworzonym jako dodatek do jej sugestywnej biżuterii, stało się z czasem pożytecznym atutem, jej najskuteczniejszą bronią. Maska obojętności i znudzenia w połączeniu z dużym temperamentem seksualnym wywierała wrażenie zarówno na mężczyznach, jak i na kobietach. Te ostatnie ją podziwiały i chciały naśladować. Mężczyźni pragnęli pójść z nią do łóżka, lecz wątpili, czy potrafią sprostać jej wymaganiom. Tak czy owak, to Reina dyktowała warunki – ostrożnie dobierała sobie przyjaciół oraz wspólników i starała się chronić swoją prywatność... i, co ważniejsze, swoje serce. Pokręciła głową, a spod luźnego koka, który tego ranka spięła hebanową klamrą, wymknął jej się jeden lok i opadł na twarz. Zdmuchnęła go i z wielkim żalem złożyła papiery, po czym przesunęła je po lśniącym blacie biurka. – Nie masz nawet pojęcia, Claudio, jak bardzo chciałabym przyjąć to zlecenie. Ale nie mogę tego zrobić z czystym sumieniem. Twoje klejnoty nie byłyby u mnie bezpieczne, a ja nie mam pieniędzy na dodatkowe środki ostrożności. Claudio pokiwał głową, ale nie dotknął nawet projektów. – Słyszałem o kradzieżach w twojej galerii. To bardzo niefortunne. Reina zerknęła z ukosa na leżący na brzegu biurka list,
przysłany w zeszłym tygodniu przez agenta ubezpieczeniowego, który likwidował jej polisę. Po dwóch niewyjaśnionych włamaniach do sejfu w biurze firma ubezpieczeniowa nie chciała już dalej zajmować się jej galerią. Stało się to w najgorszym możliwym momencie. Najpierw podniosła się wrzawa w świecie mody, a potem jeszcze ten artykuł w ,,Elle’’, w którym podkreślano jej szczególne zainteresowanie przerabianiem klejnotów rodowych na erotyczne skarby. Od tamtej chwili musiała odpowiadać na listy od bogaczy z całego świata, którzy chcieli wiedzieć, co też dałoby się stworzyć ze starej rubinowej broszki babki albo kolekcji niedobranych szafirów. Nie było jej jednak stać na płacenie wyższych składek nowemu ubezpieczycielowi ani na zwiększenie ochrony. Rozważała już możliwość przechowywania kosztowności w pracowni wyłącznie wtedy, gdy nad nimi pracuje, i zamykania ich na noc w skrytce bankowej – bo przecież żadna z kradzieży nie odbyła się za dnia. Nie mogła mieć jednak pewności, czy złodziej, albo złodzieje, nie staną się bardziej zuchwali. Dopóki zatem obydwa śledztwa nie zostaną zakończone, musiała odrzucać wszystkie zlecenia, jeśli w grę wchodziło oprawianie na nowo drogocennych kamieni. Takie zlecenia jak to. – Wprost niewiarygodnie niefortunne. Nie jestem w stanie zagwarantować bezpieczeństwa twoich kamieni ani rysunków... – włożyła je z powrotem do teczki – więc z ogromnym żalem muszę odrzucić tę ofertę. Tego ranka Reina dzwoniła na policję, modląc się w duchu, żeby znaleźli już winnego i aresztowali go, lecz
okazało się, że nie poczyniono żadnych postępów. Wszystko wskazywało, że to sprawka kogoś z galerii, ale Reina nie miała pojęcia, kto mógłby ją zdradzić. Jej osobista asystentka, Judi, pracowała dla niej od chwili, gdy pięć lat temu Reina przeniosła się do Stanów, i przez ten czas została jej przyjaciółką. Wszystkich artystów wystawiających swe prace w galerii szczegółowo przesłuchano. Nie było jednak śladów włamania, sejf ani zamek nie zostały uszkodzone, tak jakby złodziej znał kombinację. To znowu wskazywałoby na artystę lub pracownika galerii. Po pierwszej kradzieży Reina zmieniła cyfry w kombinacji i nikomu nie zdradziła nowego szyfru. Wydała także większość wolnych środków na instalację kamer bezpieczeństwa i zatrudnienie strażnika, którego uderzeniem pozbawiono przytomności podczas drugiego napadu. Taśmy wideo z kamer zniknęły. Z kapitałem zamrożonym w różnych inwestycjach i pozbawiona ubezpieczenia, nie mogła wystawić klejnotów Il Gioiellierego na takie niebezpieczeństwo. – Przyszłość jest teraz, Reino – nalegał Claudio. – Oglądałaś ostatnio listy bestsellerów? Dzienniki Il Gioiellierego sprzedają się w milionach egzemplarzy na całym świecie. Prędzej czy później ktoś spróbuje odtworzyć biżuterię według opisów w książce. Oczywiście nie są one tak szczegółowe jak moje szkice, ale nie możemy przegapić takiej okazji. Oboje mamy wiele do zyskania i sporo do stracenia. Kiedy Claudio przyszedł do niej, już na wstępie wyjaśnił Reinie, że oryginalne dzienniki skradziono mu przed wielu laty i opublikowano teraz bez jego wiedzy
i zgody. A zatem ktoś inny – ktoś, czyjego nazwiska wydawca nie chciał ujawnić – zbierał żniwo popularności książki. A zyskała ona niesamowity wręcz rozgłos. Ukazywały się artykuły, w których nazywano Dzienniki Il Gioiellierego nową Kamasutrą. Dzieło miało zostać sfilmowane. Egzemplarze znikały z półek jak świeże bułeczki. Reina zauważyła wzrost zainteresowania szklanymi penisami autorstwa Shamar, które wystawiała od paru miesięcy w swojej galerii. Żaden z nich nie był jednak równie delikatny i kunsztowny, jak ten, który zobaczyła na jednym z tych rysunków. – Przydałoby mi się teraz trochę pozytywnego rozgłosu – mruknęła. – Oboje możemy się niewyobrażalnie wzbogacić. – Jeśli zechcemy podjąć tak wielkie ryzyko. – Nie ma zysku bez ryzyka. Poza tym nie musisz wcale trzymać klejnotów tutaj, gdzie nie są bezpieczne. Czy mogłabyś pracować gdzie indziej? – Mam pracownię u siebie w domu – myślała głośno Reina. – Właściwie, najczęściej pracuję właśnie tam, a czas spędzany w galerii poświęcam na sprzedawanie prac. – No widzisz? Zawieziemy je do ciebie. Reina pokręciła głową. – Nie mogę dać ci gwarancji, że mój dom jest bezpieczniejszy niż galeria. Claudio jednak, niczym niezrażony, uśmiechnął się pod swym cienkim wąsikiem. – W takim razie znajdź sposób, żebym miał taką gwarancję. Chwycił notatnik, który leżał na brzegu biurka, i poprosił, żeby podyktowała mu swój adres.
– Spotkamy się u ciebie w domu jutro wieczorem. Przyniosę szkice i klejnoty. Jeśli do jutra znajdziesz sposób na zapewnienie im bezpieczeństwa, to wtedy, jak mawiacie w Ameryce, ubijemy interes. Zabrał teczkę, a Reina wstała. Podała mu rękę, zaś on ujął ją delikatnie, pochylił się i złożył na wierzchu dłoni zamaszysty rycerski pocałunek. – Do jutra, bella. Kiedy wyszedł, Reina opadła z powrotem na fotel, oparła płasko dłonie o szklisty blat biurka i siedziała tak z ustami otwartymi ze zdumienia. Na co się zgodziła? Przystała na umowę, która mogła zamienić jej złą passę w finansowy boom. Tyle że wciąż miała ten sam problem. A właściwie dwa. Po pierwsze musiała pozbyć się jakoś nadwyżki energii seksualnej, zanim przystąpi do pracy nad projektami. W przeciwnym razie może się wygłupić, jeśli będzie siedziała napalona nad piórkiem i atramentem. Po drugie trzeba było wymyślić sposób, jak ochronić klejnoty w domu, kiedy już przejmie je w posiadanie. Hmmm... energia seksualna, ochrona, jej dom... W chwili, gdy do głowy przyszło jej rozwiązanie, Reina zaśmiała się głośno. Chwyciła słuchawkę, wykręciła numer i poczekała, aż odezwie się powitanie poczty głosowej. Kiedy usłyszała sygnał, odezwała się, nadając swemu głosowi jak najbardziej zmysłowy i głęboki ton: – Zane, tu Reina. Strasznie cię potrzebuję. Oddzwoń koniecznie.
Rozdział pierwszy
Grey Masterson pokręcił głową, próbując dociec, co też u licha skłoniło go, żeby zadzwonić do brata. Przerzucił strony działu rozrywkowego dzisiejszej gazety i sprawdził obecną fazę księżyca. Jeszcze nie było pełni. A zatem nie w tym tkwił problem. Być może po prostu postradał zmysły. – Ugania się za tobą piękna kobieta – sparafrazował jego słowa brat głosem niemal identycznym, jeśli pominąć charakterystyczny, wyćwiczony ton, który sugerował: ,,Nudzę się; zabaw mnie’’. – A ty narzekasz? Czy może coś mi umknęło? Sądząc z reakcji na to, co właśnie opowiedział mu Grey, jego brat bliźniak musiał podejrzewać, że Grey, redaktor naczelny drugiej co do wielkości gazety w Nowym Orleanie, pominął w swojej wypowiedzi jakiś istotny element. Tymczasem przedstawił on fakty najprościej, jak to możliwe, zaczynając od publikacji książki z osobistymi wynurzeniami jego byłej dziewczyny,
aktorki kina klasy B, Lane Morrow. Oczywiście Zane wiedział już o tej książce. Cały Orlean słyszał już o tej cholernej książce. Wiedział już o niej cały cholerny anglojęzyczny świat. Po czterech tygodniach na listach bestsellerów relacja Lane z ich niegdyś potajemnego romansu uczyniła z niego znaną osobistość. Oprócz dziennikarzy, którym sam wypisywał czeki, każdy reporter posiadający legitymację prasową albo dzwonił do niego z prośbą o udzielenie wywiadu, albo czatował przy jego apartamentowcu, obserwował biuro, a nawet jego stałe miejsce do parkowania przy pralni chemicznej. Rozważał już nawet pozwanie Lane do sądu za wyjawienie szczegółów ich życia seksualnego – co oczywiście było z jej strony jawną próbą zwrócenia na siebie uwagi – lecz nie trwało to dłużej niż dziesięć sekund. Opisała ich namiętne, gorące spotkania wyłącznie po to, żeby podbudować swój wizerunek gwiazdy. Ujawniła niezaspokojone apetyty seksualne Greya, by potem stwierdzić, że jej odejście zniszczyło jego popęd. Akurat, jeszcze czego! A jednak czytelnicy kupili to i widzieli w niej wytrawną uwodzicielkę, zaś w nim – szaleńca złamanego jej zdradą. Z początku był zbyt wściekły, żeby zaprzeczać; miał zresztą nadzieję, że cały ten zgiełk ucichnie szybciej, jeśli nie będzie dolewał oliwy do ognia. Notowania Lane w Hollywood i tak już poskoczyły. Postanowił więc nie wychylać się, siedzieć cicho i szukać ukojenia w swym pełnym stresu, lecz uporządkowanym świecie. Potem zjawiła się ta dziewczyna – piękna, trzeba przyznać – która najwyraźniej oczekiwała, że Grey zaspokoi jej apetyt na sławę. Zadzwonił do brata
w nadziei, że jego bliźniak, który sam wiecznie był w jakichś tarapatach, mógłby poradzić mu, jak się pozbyć prześladowczyni. Tymczasem Zane nie widział w tym żadnego problemu. – Nic nie rozumiesz. Ton wyższości, który zwykle przybierał Grey, zabrzmiał tym razem nieco zbyt wyraźnie, lecz przecież czasami trzeba było przypomnieć bratu, kto urodził się pierwszy, nawet jeśli rodzice pomylili ich, gdy byli jeszcze niemowlętami i imiona zostały nadane w odwrotnej kolejności. To Grey miał wziąć na swe barki dziedzictwo rodzinnego interesu. To Grey miał poświęcić swe życie na zapewnianie dobrobytu każdemu, kto nosi nazwisko Masterson. Zane nie pojmował, czym jest obowiązek i odpowiedzialność. Nie wiedział, co znaczy stres, presja lub załamanie nerwowe, ani teraz, ani nigdy wcześniej. Skąd jednak miał wiedzieć? Jego życie upływało na nieustannej zabawie. – Czegóż to nie rozumiem? – zapytał Zane? – Nie dość, że prześladuje mnie jakaś wariatka... – Jest chora psychicznie? – Nie, oficjalnie nie jest, a przynajmniej nie stwierdził tego mój detektyw... – A dlaczego miałbyś w ogóle coś robić? – zapytał Zane z niedowierzaniem w głosie. Grey wyobraził sobie Zane’a rozpartego na skórzanej sofie, z bosymi stopami opartymi o niski stolik do kawy, który zapewne kosztował więcej niż nowy system komputerowy zakupiony niedawno dla redakcji gazety. – Bo mnie śledzi, do cholery – odparł.
– Czego chce? – Nie wiem... – To może ją zapytaj. – ... i nie obchodzi mnie to – nie dał sobie przerwać Grey. Boże, naprawdę nie miał ochoty zajmować się tym wszystkim! Zdradą Lane, jej skandalizującą książką i zamieszaniem, jakie spowodowała w jego życiu. Kłopotami w gazecie. Nieuchronną dezaprobatą ojca i pełnym rozczarowania spojrzeniem matki. Ta prześladowczyni właściwie nie miała większego znaczenia w porównaniu z dręczącymi go obecnie ważkimi kwestiami. Czego tak naprawdę pragnął od życia? I dlaczego zadawał sobie to pytanie dopiero w wieku trzydziestu dwóch lat? – Mam ważniejsze zmartwienia niż kobiety i ich niemożliwe do zaspokojenia żądze. – Z książki Lane wynika coś innego. Grey stłumił wściekły pomruk. – Jestem zdumiony, że to przeczytałeś. Jakbyś nie miał nic do czytania, prócz tego cholernego steku... – Naprawdę się z nią kochałeś na tylnym siedzeniu limuzyny, podczas gdy dziennikarze czekali, aż udzieli im wywiadu? Tak. I choć wtedy było to podniecające jak diabli, to teraz uświadomił sobie, że chwilowy przypływ adrenaliny nie był wart takiej ceny. – To moja prywatna sprawa. – Nie, niestety jest to już sprawa publiczna. Bardzo, bardzo publiczna. Nawet ja nie robiłem tego w łazience w ratuszu. Przez te wszystkie lata udawałeś powściągliwego, a potem czytam książkę o tym, jak...
– Zane, proszę. Jeśli już skończyłeś bawić się moim kosztem, to może mógłbym skorzystać z twojej wiedzy? – To ja mam jakąś wiedzę? A w jakiej dziedzinie? Umieram z ciekawości. Grey niemal bał się zadać to pytanie. – Chyba masz licencję prywatnego detektywa? – Instruktorka była po prostu powalająca. Jedynym sposobem, żeby się do niej zbliżyć, było zapisanie się na kurs. – A pamiętasz chociaż coś z zajęć? – Miała najwspanialszą parę... – Chodzi mi o treść kursu! Grey potarł skroń i sięgnął po prawie już pustą fiolkę z aspiryną. – Przecież zdałem egzamin końcowy, no nie? Jasne, że zdał. Ten, kto umie wszystkiego po trochu, nie umie nic naprawdę. Cóż, cholera, nadszedł czas, żeby Zane zrobił użytek z jednej ze swoich zachcianek. – W takim razie zakładam, że mogę na ciebie liczyć. – Jak na siebie samego. Mamy przecież taki sam iloraz inteligencji. – Tak, ale ja ze swojego robię użytek. – Przypominam, że to ty prosisz mnie o pomoc. Grey odetchnął głęboko. Przez całe życie radził sobie z problemami własnymi i całej rodziny, zupełnie sam. Matka zawsze prosiła, żeby pilnował Zane’a, kiedy wraz z ojcem wyjeżdżali na te swoje wycieczki na Zachód. Czynny wypoczynek na ranczu. Spędy bydła. Badanie zabytków kultury Indian Navajo z kanionu de Chelly.
Chociaż oboje urodzili się w Luizjanie, rodzice Greya uwielbiali Dziki Zachód i wspaniale się bawili, podążając śladami pionierów. Ojciec wcześnie przeszedł na emeryturę i ster rodzinnego interesu przekazał w ręce Greya, który ledwie skończył studia. Teraz jednak jakaś nieznana siła zagrażała gazecie stanowiącej sztandarowy produkt koncernu medialnego, który uczynił Mastersonów jedną z najbogatszych rodzin w Nowym Orleanie. Co jednak było w tym wszystkim najgorsze? Otóż w głębi serca Grey miał to gdzieś. – Ktoś próbuje zaszkodzić gazecie. Wydaje mi się, że to może być moja prześladowczyni. Nazywa się Toni Maxwell. Kłopoty zaczęły się wraz z jej pojawieniem. – Postaw więc strażnika, żeby jej nie wpuszczał. – Postawiłem dwóch strażników, Zane. – No i? – Udało jej się przejść tuż pod ich nosem – w przebraniu goryla. – Co takiego? – No wiesz, udawała śpiewający telegram – jedną z tych bezrobotnych piosenkarek, które wprawiają ludzi w zakłopotanie, śpiewając im na urodziny głupie piosenki. W słuchawce rozległ się beztroski śmiech Zane’a. – Bardzo sprytne. – Być może, ale mało zabawne. – Racja. Mało zabawne. Grey usłyszał, jak jego brat dusi się niemal, usiłując stłumić rozbawienie. – I co takiego nabroiła ta śpiewająca gorylica?
Grey zamknął oczy, próbując odpędzić okropne wspomnienie. – Na początek się rozebrała. – Do naga? – Nie zdążyła wiele zdjąć, bo powstrzymali ją ochroniarze. – Szkoda. Zane’owi bez wątpienia spodobałoby się to przedstawienie. Kiedyś być może nawet Grey uznałby całą sytuację za zabawną. Niestety, było to bardzo dawno temu. – I o to właśnie chodzi, bracie. Podczas gdy ta Toni Maxwell moim kosztem zabawiała personel redakcji, ktoś dolał oleju do farby drukarskiej. Musieliśmy po raz drugi drukować cały nakład i numer trafił do kiosków z trzygodzinnym opóźnieniem. – Podejrzewasz, że ta Toni Maxwell była podstawiona? – W głosie Zane’a zabrzmiała nuta zrozumienia, która przyniosła Greyowi chwilową ulgę. – Cóż, to raczej pewne, że nie pełni na co dzień usług jako śpiewający telegram. – Przesłuchałeś ją? Grey nie odpowiedział. Powinien był wezwać policję. Znał nazwisko tej kobiety, a nawet nazwę butiku, który prowadzi w Dzielnicy Francuskiej. Do diabła, detektyw dostarczył mu jej adres domowy, imiona sióstr, które z nią mieszkają, i do tego jeszcze zaproponował, że przyniesie worek ze śmieciami, zwinięty niedawno sprzed jej domu. Grey odmówił, przyjął pozostałe informacje, po czym zadzwonił do brata. Zane chlubił się swą reputacją playboya. Któż więc lepiej niż on uporałby się
z kobietą, a zwłaszcza taką, która uporczywie go prześladowała? Grey nie chciał już mieć nic wspólnego z kobietami, które nie grały w otwarte karty albo miały wobec niego jakieś ukryte zamiary. – Chcesz, żebym ją przesłuchał? – zgadywał Zane. – Ja nie mam na to ani czasu, ani ochoty. Grey nie był pewien, jak daleko może się jeszcze posunąć, ale postanowił iść na całość. Nie mógł przyznać otwarcie, że oczekuje od Zane’a czegoś więcej niż tylko pomocy w pozbyciu się Toni Maxwell, lecz był winny bratu szczere wyjaśnienie. – Sprzedaż gazety spada. Koszty papieru i energii wciąż rosną. Związek zawodowy przypiera moich adwokatów do muru. Będę musiał niedługo zwolnić ludzi, którzy pracują u nas od wielu lat. Jakby tego było mało, muszę borykać się z efektami ubocznymi książki Lane. Nie jestem w stanie zajmować się jeszcze kobietą, która mnie prześladuje. – Potrzebne ci wakacje. Grey pokręcił głową. To prawda, potrzebował wakacji. Najlepiej, gdyby zaszył się w odległym zakątku Antarktyki, ale w końcu jakiś wytrwały dziennikarz i tak by go tam wytropił i zapytał, czy lód i śnieg to jego najnowszy sposób na rozpalone libido. – Jasne, po prostu gdzieś polecę i zostawię za sobą wszystkie problemy. – A dlaczego nie? – zapytał Zane. – Kłopoty i tak będą czekać tu na ciebie, kiedy wrócisz. Cóż, nie była to odpowiedź, jakiej oczekiwał Grey. – Być może ty potrafiłbyś zostawić wszystko i wyjechać na wakacje, podczas gdy tutaj rozpada się rodzinny
interes, ale nie ja. – Odetchnął głęboko. – Nie martw się, Zane. Jakoś sobie poradzę. – A może na jakiś czas zamienimy się miejscami? – zaproponował Zane po chwili milczenia. Zamienić się miejscami? Boże, tej sztuczki nie próbowali już od lat! Propozycja była bez wątpienia kusząca. Już na samą myśl o beztroskim życiu nawet przez krótki czas stałe napięcie w klatce piersiowej odrobinę ustąpiło. Grey nie uśmiechnął się jednak w obawie, że jeśli zgodzi się zbyt łatwo, Zane może zmienić zdanie. Jego bliźniak uwielbiał wyzwania tak samo jak on. – No pewnie, a ty doprowadzisz firmę do zupełnej ruiny. – Ejże, ważniaku. Sam chyba już się nieźle pogrążasz. A tak, jeśli wypłyniemy brzuchem do góry, będziesz mógł obwinić mnie. – Nie wiem, czy powinienem dać ci się na to namówić. – Będziesz się świetnie bawił. Staniesz się mną. Pomyśl tylko... sypianie do piątej po południu, prawie codziennie rano pączki i kawa w Café du Monde, zlizywanie cukru pudru z paluszków pięknych... – Pozostanę przy oblizywaniu własnych palców, dzięki. – No, daj się przekonać. Ja ożywię tę gazetę. Poza tym mam przecież ten nieszczęsny dyplom z dziennikarstwa, a jeszcze nigdy nie zrobiłem z niego użytku. Grey nie zapomniał o tym. Zane nie miał jednak żadnego doświadczenia w pracy dla ,,Louisiana Daily Herald’’. – I właśnie to mnie martwi.
– Zastanów się. Koniec ze zgrają paparazzich uganiających się za tobą i pytających o twoje wybryki seksualne. Koniec z użeraniem się z marudnymi prawnikami. Koniec z troską o niezapłacone rachunki. – Naprawdę chcesz się zamienić? – Grey nie zdołał usunąć żałosnego tonu ze swego głosu. Miał tylko nadzieję, że jego brat jest zbyt pochłonięty sobą, żeby to zauważyć. – Cholera, dam sobie radę. Na pewno masz tam jakichś kompetentnych pracowników, więc nie mogę za bardzo nic schrzanić. Kupię sobie nawet okulary do czytania i będę je nosił. Ale gdybyś zwolnił się na jeden dzień z pracy i poddał się operacji oczu tak jak ja, nie musiałbym zaprzątać sobie tym głowy. Grey zsunął swoje cienkie złote oprawki i potarł zmęczony grzbiet nosa. Po prostu nie był na tyle próżny, żeby ryzykować uszkodzenie wzroku wyłącznie w celu pozbycia się okularów. Przynajmniej tak to sobie tłumaczył. W rzeczywistości niezbyt uśmiechał mu się sam zabieg, znieczulenie i kontakt z ostrymi narzędziami chirurgicznymi. – Nic ci się nie stanie, jeśli ponosisz jakiś czas zerowe szkła. – Dobra. Musisz tylko coś dla mnie zrobić. – Co? – Dzwoniła do mnie znajoma, Reina Price... Grey nadstawił uszu. – Reina Price, ta artystka-jubilerka? – Chociaż nie poznał tej kobiety osobiście, słyszał o niej różne rzeczy. Widział jej zdjęcie. I natychmiast go zafascynowała. Teraz miał okazję wreszcie się z nią spotkać – i to w chwili, kiedy postanowił skończyć z kobietami.
– Znasz Reinę? Grey zakasłał, usiłując w ten sposób ukryć zaciekawienie. – W zeszłym roku opublikowaliśmy artykuł o otwarciu jej galerii. A skąd ty ją znasz? – Spotykamy się czasem. Dzierżawi ode mnie dwa budynki, a teraz ma jakiś problem w pracy i potrzebuje pomocy. Jeśli mamy się zamienić, będziesz musiał mnie zastąpić. To może być trudne. Ona mnie dość dobrze zna. Umówiłem się z nią na jutro po południu. Grey zerknął na swój terminarz. – A ty musisz iść dziś wieczorem na ponowne otwarcie klubu Carnal. – Tak jakbym się tam nie wybierał – mruknął Zane. Nocny klub Carnal, najmodniejsze w Orleanie miejsce spotkań, gdzie po prostu trzeba bywać, zmienił niedawno właścicieli – była to świetna okazja do urządzenia elitarnej imprezy. Zane z pewnością figurował na czele listy najbardziej pożądanych gości, ponieważ lokal, w którym się pojawiał, natychmiast był na topie i ściągali tam wszyscy. – Tak, ale jako ja będziesz musiał pójść tam wcześniej, zrobić wywiad z nową właścicielką i może z kilkoma stałymi gośćmi, a potem wynieść się, zanim impreza za bardzo się rozkręci. – Chciałeś powiedzieć, zanim zrobi się ciekawa – odparował Zane. – Na jak długo się zamieniamy? – Jak długo zechcesz. – A zajmiesz się Reiną Price? – Jeśli ty zajmiesz się Toni Maxwell – podsumował Grey i coś mu mówiło, że ubił właśnie całkiem niezły interes.
Reina odsunęła się od okna i westchnęła, krzyżując ramiona na piersi obciągniętej elastycznym, białym koronkowym topem. Przesunęła dłońmi po udach w obcisłych czarnych legginsach wetkniętych w wysokie do kostek buty. Odstawiłam się, a tu nie ma gdzie iść, pomyślała. Tak naprawdę mogła przecież zejść na dół, ale właściwie po co? Jedynym powodem, dla którego w ogóle się tu pojawiła, była przyjaźń z nową właścicielką klubu, Chantal Dupre. Znała już większość mężczyzn wijących się pośród kłębów pachnącej piany, tańczących, pijących i flirtujących z najgorętszymi laskami w mieście. Żaden z nich jej nie interesował. Ostentacyjna nuda przestała być już elementem jej publicznego wizerunku. Reina była znudzona naprawdę. Całym tym clubbingowaniem. Swoim przewidywalnym do bólu życiem osobistym. Chwyciła maleńką torebkę z biurka Chantal i ruszyła w kierunku windy. Zanim zdążyła wcisnąć guzik, drzwi się rozsunęły, a zza nich wyskoczyła jej najlepsza przyjaciółka. – A dokąd to się wybierasz? – zapytała Chantal. Reina udawała niewiniątko. – Na dół, spróbować kąpieli z bąbelkami. Chantal parsknęła. – Już to widzę. Przecież zniszczysz sobie buty. Wciskasz mi kit. Złapana na kłamstwie Reina westchnęła ciężko. – Chantal, jestem bardzo dumna z ciebie, że kupiłaś ten klub od brata, zorganizowałaś wspaniałą imprezę i że udało ci się ściągnąć na nią wszystkich wpływowych ludzi. Ale oszaleję, jeśli każesz mi zostać.
– Kiedyś uwielbiałaś chodzenie po klubach. – Kiedyś lubiłam też jeść na śniadanie watę cukrową i oglądać ,,Beverly Hills, 90210’’. Ludzie się zmieniają. Chantal zaśmiała się, przemierzając długi pokój na czwartym piętrze, w którym jej brat urządził biuro klubu. – Chętnie zobaczyłabym, jak oznajmiasz Pilar, że życzysz sobie na śniadanie watę cukrową. – Myślisz, że mi nie pozwalała? Była nieskończenie pobłażliwą matką. Chantal, mogę iść? Proszę! Wrzuciwszy torbę do szuflady biurka, Chantal zmierzyła wzrokiem przyjaciółkę od stóp do głów. Reina nie musiała zbytnio się wysilać, żeby okazać po sobie zniecierpliwienie. Jeśli zaraz nie zdoła się stąd wyrwać, może zrobić coś zupełnie nieobliczalnego. Na przykład zacząć krzyczeć. – No, już dobrze. Nie chodzi przecież o to, żebyś siedziała na dole i napełniała mój skarbiec rachunkami za drinki. A dokąd ty właściwie idziesz? Masz jakąś ognistą randkę? – No... – Powiedz mi! – Chantal złapała ją za nadgarstek i pociągnęła na długą skórzaną sofę. – Nie ma nic do opowiadania. Mam randkę z pewną podniecającą książką. – Z książką? Okropna dziewczyno, nie wolno drażnić w ten sposób świeżo rozwiedzionej kobiety. A ja już myślałam, że wreszcie się załamałaś i wzięłaś sobie kochanka. Reina wywróciła oczy do góry. – A dlaczego to ja mam brać sobie kochanka, żeby
zaspokoić twoje potrzeby? Sprawa rozwodowa dobiegła końca trzy miesiące temu, Chantal, i jestem pewna, że każdy z tych ogierów na liście gości chętnie zadba o twoje libido. Chantal oblizała obwiedzione ciemną konturówką usta i podeszła do rzędu uchylonych okien, z których roztaczał się widok na klub z wysokości czterech pięter. Dyskotekowe kule i nowoczesne laserowe światła zalewały mroczne wnętrze biura powodzią kolorowych migoczących błysków. Najnowsze dźwięki techno narastającym rytmem dudniły poprzez ściany. Reina patrzyła na przyjaciółkę, która stukała wysokim obcasem w rytm muzyki i spoglądała w dół na tłum naładowanych seksualnie ludzi, tańczących i pijących alkohol. – Znalazłoby się tam paru nawet niezłych przystojniaków – powiedziała w zamyśleniu. – Widziałaś brata bliźniaka Zane’a – Greya? – To Zane ma bliźniaka? – zapytała zdumiona Reina. Zane Masterson był nie tylko właścicielem budynku jej galerii w Dzielnicy Sztuki i jej domu w Dzielnicy Ogrodów – uważała go także za swego przyjaciela. Za namową wspólnych znajomych mieli ze sobą kilka randek, ale uznali, że lepiej będzie poprzestać na zwykłej znajomości. Uważała, że są sobie dość bliscy, lecz widocznie nie na tyle, żeby Zane wyznał jej, iż dzieli z kimś identyczny zestaw genów. – Nie wiedziałaś? – zapytała Chantal. – Słyszałam, że ma brata, który wydaje ,,Louisiana Daily Herald’’, ale nie miałam pojęcia, że są bliźniakami. Zaraz, zaraz... Grey Masterson, Grey Masterson...
– Powinnaś go wypróbować – stwierdziła Chantal. – Jest słodki, ale na swój poważny i nieufny sposób. Wygląda zupełnie jak Zane. Albo Zane wygląda jak on. Już nie pamiętam, który się pierwszy urodził. Tak czy owak, przed chwilą robił ze mną wywiad do swojej gazety. Reina wreszcie sobie przypomniała. – Czy to ten sam Grey Masterson, o którym napisała w książce ta tandetna aktorka? Ta, która grała w tym ostatnim horrorze z krwawą jatką? Chantal skinęła głową. – Tak, właśnie. – Zachichotała. – Prawie bym zapomniała. Czytałaś tę książkę? Parzyli się jak króliki po całym mieście. Reina zadrżała. Nie miała nic przeciwko odważnemu życiu seksualnemu, ale nade wszystko ceniła sobie prywatność. Przerażała ją myśl o własnych miłosnych eskapadach opisanych w jakimś bestsellerze. Przypomniała sobie, jak kilka lat temu jej matka usiłowała sprzedać historię swoich romansów, lecz na szczęście żaden szanujący się wydawca nie chciał wypłacić pokaźnej zaliczki sławnej, lecz gasnącej już gwieździe. – O, nie, dziękuję. Prywatność zbyt wiele dla mnie znaczy. – Cóż, to nie on napisał książkę, ale ta zdzira. Słyszałam, że się nieźle wkurzył. – Nie dziwię się. A skoro mówimy o książkach... – złapała znowu torebkę, ruszyła w stronę windy i tym razem zdołała już do niej wejść, choć przyciskiem zatrzymała drzwi, żeby się nie zasunęły – ...to mam randkę z pewnym bestsellerem. Nie bądź urażona, jeśli
się okaże, że to ja lepiej się bawię, czytając Dzienniki Il Gioielierego niż ty, zarabiając pieniądze. Chantal podbiegła bliżej. – A więc zdobyłaś egzemplarz? W księgarni ,,Book Star’’ od tygodnia nie można jej dostać. Ja to muszę przeczytać! Reina zmarszczyła brwi i rozłożyła dłonie. – Właściwie to nie mam tej książki, ale mogę się założyć, że moja matka ją zdobyła. – W takim razie jestem następna w kolejce. – Dam ci znać. Zwolniła wciśnięty przycisk i gdy drzwi powoli się zasuwały, z rozbawieniem patrzyła na rozmarzony i pełen zazdrości wyraz twarzy Chantal. – Egzemplarz? Kochanie, mam ich całe pudło. Pilar Price półleżała na obitym aksamitem szezlongu, sącząc swój wieczorny koniak przy stoliku skąpanym w blasku kilkunastu świec. Reina nachyliła się i pocałowała matkę, zachodząc w głowę, jak to możliwe, że ta kobieta wygląda wyjątkowo pięknie, nienagannie i zmysłowo o tak późnej porze. Jej kruczoczarne włosy, błyszczące po niedawnym farbowaniu, były upięte do góry w kunsztowny kok. Otulona jedwabną koszulą nocną nie wyglądała wcale starzej od Reiny, zwłaszcza w blasku świec. Doskonale wiedziała, jak wytworzyć uwodzicielski nastrój. – Jest w salonie, pod stolikiem w stylu królowej Anny. – Pudło? – To teraz gorący towar. Zamówiłam je na prezenty.
Idź i weź jedną dla siebie. Ale nie mam czasu na pogawędkę, mi amore. W tym momencie do pokoju wpadła służąca matki, Dahlia. – Reinita! Wiesz dobrze, że nie powinnaś pokazywać się tutaj o tej porze – skarciła ją łagodnie. Reina uśmiechnęła się, gdy Dahlia pospiesznie, lecz przyjaźnie pocałowała ją w policzek. – Mogłabym się natknąć na jakiegoś oblubieńca, prawda? Dahlia tylko cmoknęła językiem. – Może powinnaś znaleźć sobie własnego oblubieńca. Poza tym kobieta taka jak ty nie powinna uganiać się o tej porze po Dzielnicy Francuskiej. – Och, daj spokój, Dahlio – uciszyła ją Pilar, machnąwszy ręką. – Reina nigdzie się nie ugania. Nie tego ją nauczyłam. Przyszła tylko pożyczyć książkę, a ja dałam jej dzienniki w prezencie. – Dziękuję, mamo. Nie będę nadużywać twojej gościnności. – Szybko poszła do salonu i wyjęła książkę z ogromnego pudła, które, jak głosiła nalepka, dostarczono prosto od wydawcy. Przycisnęła do piersi pozłacaną okładkę, nie mogąc się doczekać rozpoczęcia lektury. Wróciła do biblioteki, gdzie odpoczywała matka. – Mam jutro ważne spotkanie i muszę odrobić pracę domową. – Spotkanie? Z kim? Pilar skubała koronkę przy rękawie, udając w ten sposób brak zainteresowania, lecz Reina znała matkę dostatecznie dobrze, by widzieć, że skręca się z ciekawości. Tymczasem postanowiła jednak nie wspominać matce o Claudiu i jego propozycji.
Kiedy opowiedziała Pilar o kradzieżach w galerii, ta wpadła w panikę i zażądała, żeby córka się do niej przeprowadziła. Reina nie zastosowała się do tego polecenia, mimo że matka nie odzywała się do niej przez dwa tygodnie. Nie omieszkała jednak zadzwonić do szefa policji i ku zakłopotaniu Reiny domagać się wszczęcia szeroko zakrojonego śledztwa. Miała przecież trzydzieści lat, na litość boską! Nie potrzebowała pomocy matki. Zdecydowała się więc zachować w tajemnicy możliwość, która się przed nią otwierała. – Z Zane’em Mastersonem. Reina uśmiechnęła się szeroko, gratulując sobie w duchu, że tak szybko udało jej się wymyślić odpowiedź, unikając kłamstwa. W końcu to od matki nauczyła się tej zabarwionej obłudą szczerości. – Och – jęknęła Pilar, wywracając oczy do góry. – Marnujesz tylko czas. To zdeklarowany kawaler, który do niczego i do nikogo nie potrafi się przywiązać. A może to właśnie dlatego zaczęłaś z nim kręcić po tylu latach? Żeby się przypadkiem nie zakochać? Brwi Reiny podskoczyły do góry. Jej matka nie była głupią kobietą, ale zazwyczaj nie wykazywała takiej przenikliwości. Tak czy owak Reina nie widziała przeszkód, żeby przyznać rację Pilar i w ten sposób zaspokoić jej ciekawość. – Rzeczywiście, mamo, tak właśnie jest. Pilar skinęła głową z roztargnieniem, natychmiast kierując uwagę na to, jak jedwabna koszula układa się na udzie. – W taki razie baw się dobrze, kochanie.
Lekkim machnięciem dłoni Pilar odprawiła Reinę, która bezzwłocznie skorzystała z okazji, żeby uciec, zanim Dahlia zdąży wtrącić swoje trzy grosze; zwykle jej uwagi sprowadzały się do tego, że Reina powinna już znaleźć męża, czy innych podobnych bzdur. Na męża nie miała czasu, tak samo zresztą jak na kochanka. Tego ostatniego zresztą nie potrzebowała, przynajmniej dziś wieczorem – miała przecież książkę, no i bujną wyobraźnię.
Rozdział drugi
– Spóźniłeś się. Grey był oburzony. Owszem, spóźnił się. Ale z pewnością nie spodziewał się wejść do galerii Reiny Price i wysłuchiwać gderania kogoś, kto ewidentnie nie był właścicielem. Już otworzył usta, żeby sprowadzić kpiącą bezczelność małej kobietki do rozmiarów bardziej odpowiadającym jej filigranowej posturze, lecz zamiast tego cmoknął tylko i uśmiechnął się szeroko. Grey Masterson nie zniósłby nieuprzejmego powitania, ale Zane Masterson miałby to z pewnością gdzieś. – Co nowego? – zapytał, niespiesznie wsuwając się za szklane drzwi. Jego pytanie powstrzymało marsz kobietki kroczącej przez galerię na wysokich obcasach. Odwróciła się, a na jej twarzy porcelanowej laleczki malowało się zdumienie. – Nigdy się nie spóźniasz. Jeżeli nie idziesz akurat na imprezę.
Grey usiłował utrzymać nonszalancką minę, a jednocześnie odnotował w pamięci tę informację do późniejszego użytku. – To w takim razie dziś nie ma imprezy, nie? Pokręciła głową i wśliznęła się z powrotem na wysoki stołek za ladą recepcji. – Tego nie wiem – odparła. Nałożyła słuchawki i wystukawszy numer w telefonie, młoda kobieta odprawiła go, nie patrząc już więcej w jego stronę. Ciekawe co też Zane mógł zrobić tej dziewczynie, że zasłużył sobie na taką wrogość. Prawdopodobnie ją rzucił. Albo gorzej – nie chciał jej. Przez chwilę rozglądał się po galerii, usiłując nie sprawiać wrażenia kogoś, kto po raz pierwszy w życiu widzi dzieła rozwieszone na białych ścianach i spoczywające w szklanych gablotach rozsianych na całej przestrzeni czarnej posadzki. Grey zerknął na obrazy, które uznałby za pornograficzne, gdyby nie umiejętny dobór barw i oryginalny sposób nałożenia farby. Przystanął i podziwiając szklany model kobiecej piersi o sterczącym, pozłacanym sutku, zastanawiał się, gdzie umieściłby takie dzieło, gdyby mógł wybulić na nie – Boże drogi! – dziesięć tysięcy dolarów. Gdzieś za nim rozległ się dźwięk brzęczyka. Mała recepcjonistka przywołała na twarz swój najuprzejmiejszy uśmiech i skinieniem dłoni zaprosiła do środka dwie dobrze ubrane pary. Sądząc ze strojów tych ludzi, mogli pozwolić sobie na luksus robienia tutaj zakupów. Pamiętał, jakie potępienie przedstawicieli świata kultury wywołało otwarcie galerii Reiny. Był to jednak tylko przedsmak jeszcze silniejszego sprzeciwu, gdy
Muzeum Narodowe zezwoliło na otwarcie Galerii Sztuki Erotycznej Joshuy Eastmana. Reinę uważano wówczas za intruza, europejską karierowiczkę, która wypłynęła dzięki popularności swej matki, światowej sławy aktorki teatralnej, Pilar Price. Krytyka przeniosła się potem na Galerię Eastmana, ponieważ rodzina Eastmanów mieszkała w Nowym Orleanie na długo przed Wojną Secesyjną. Najwyraźniej wielkie damy Nowego Orleanu pragnęły, by wszystko, co otwarcie odnosi się do seksu i erotyki, bez względu na to, czy jest nowe, czy stare, ograniczyło się do sklepów z T-shirtami na Bourbon Street. Jeszcze kilka miesięcy temu Grey był zwolennikiem takiego kodu obyczajowego. Według niego upodobania seksualne i poczynania erotyczne powinny zostać za zamkniętymi drzwiami sypialni. Teraz, kiedy książka Lane kilka tygodni spędziła na liście bestsellerów, wątpił, czy kiedykolwiek dane mu będzie znowu zaznać życia osobistego. Jedną z dobrych rzeczy w byciu Zane’em okazało się to, że nikt nie oczekiwał od niego dyskrecji. Przed zamianą Grey miał niewiele czasu na wymaglowanie brata, więc opierał się tylko na podstawowej wiedzy o nim. Ale brak informacji czynił grę tym zabawniejszą. Jak zwykle Zane nie miał żadnych poważnych związków z kobietami, o które Grey musiałby się martwić, ani innych istotnych zobowiązań oprócz spotkania z Reiną. Przyznał wprawdzie, że kilka razy umówił się na randkę z tą projektantką egzotycznej biżuterii, ale teraz byli tylko przyjaciółmi i wspólnikami w interesach. Grey nie musiał więc udawać, że Reina go
pociąga, ani wdawać się w żaden uciążliwy, otwarty flirt, jak to miał w zwyczaju jego brat, skoro romans ten od dawna należał już do przeszłości. Jednak gdy Reina wyszła ze swego biura, doszedł do wniosku, że być może będzie musiał... chciał... trochę poudawać. Ubrana w wąskie spodnie z czarnego jedwabiu i przezroczystą, opinającą ciało bluzkę z długimi rękawami, Reina Price wyglądała oszałamiająco. Ciemny kolor jej stroju w połączeniu z błyszczącą czernią zaczesanych do góry włosów dodawały tajemniczości pełnej rezerwy twarzy kobiety. Jej uśmiech promieniował naturalnym ciepłem, lecz usta, pociągnięte ciemną szminką, wyginały się raczej powściągliwie. Czarne, duże oczy, ocienione długimi na kilometr rzęsami, wzmacniały jeszcze starannie wypracowaną aurę tajemniczości. Grey wsunął ręce w kieszenie spodni, wstrząśnięty swą natychmiastową fizyczną reakcją. Zdjęcia opublikowane w jego gazecie nie oddawały jej sprawiedliwości. Nie przypuszczał, że jest taka wysoka, taka... ponętna. Wrażenie to wzmagały prawdopodobnie wysokie szpilki i widoczny spod bluzki satynowy stanik, lecz to nie miało żadnego znaczenia. Grey zagwizdał głośno, przekonany, że Zane nie ukryłby swego podziwu dla tak zachwycającej piękności. Lekko zmarszczyła brwi, przywołała gestem dłoni współpracownicę, przeprosiła klientów i podeszła do niego, krzyżując ramiona tuż pod piersiami, które z bliska robiły jeszcze większe wrażenie. – Gdzie ty się podziewałeś, Zane? Mówiłeś, że będziesz o piątej. – Zerknęła na wyeksponowany
w widocznym miejscu gigantyczny zegar o kształcie męskich genitaliów. – Przepraszam – powiedział Grey, wzruszając ramionami. – Utknąłem. – Taak, nie wątpię. Mam nadzieję, że była tego warta, bo będziemy musieli wyjść, zanim zdążę cię wtajemniczyć. Spotykam się z Claudiem u mnie w domu za dwadzieścia minut. – Z Claudiem? – Z Claudiem di Amante. Wyjaśnię ci to w samochodzie. Wezmę tylko torebkę i pogadam chwilę z Judi. Jeśli wyjdziemy za pięć minut, będziemy w domu przed nim. Grey zwalczył swą naturalną skłonność do zadawania pytań i ruszył do drzwi. Nawet w pośpiechu Reina poruszała się z niezwykłą precyzją, delikatnie stukając obcasami o wykładaną kafelkami podłogę; jej biodra kołysały się w słodkim, lecz kontrolowanym tańcu. Szła z wdziękiem, który świadczył o sporej praktyce. Czyżby tam, skąd pochodziła, uczono tańców towarzyskich? Wtedy przypomniał sobie, że jest przecież obywatelką Stanów Zjednoczonych. Pomimo pragnienia, by porzucić na jakiś czas gazetę i swój stateczny tryb życia, natychmiast po zakończeniu rozmowy z bratem postanowił dowiedzieć się czegoś o tej kobiecie. W artykule, który znalazł w archiwum, jeden z jego dziennikarzy dość skąpo opisał jej przeszłość. Była córką Pilar Price, aktorki teatralnej o międzynarodowej sławie. Urodziła się w Nowym Jorku, ale wychowywała głównie w Europie, a uczyła się u prywatnych nauczycieli lub w ekskluzywnych szkołach. W tekście nie było żadnej
wzmianki o jej zainteresowaniach lub życiu towarzyskim, skoro jednak obracała się w tych samych kręgach, co jego brat, musiało ono polegać na imprezowaniu w najbardziej odjazdowych miejscach, z najatrakcyjniejszymi ludźmi. Cóż, ona sama bez wątpienia się do takich zaliczała. Wyłoniła się z biura z wąską skórzaną teczką i w czarnym szalu przerzuconym przez jedno ramię. Przystanęła przy recepcji i poufnym szeptem zamieniła kilka słów z recepcjonistką, po czym dołączyła do niego i czekała, aż otworzy jej drzwi wejściowe. Zbiło go to na chwilę z tropu. – Przepraszam – mruknął, ale ona tylko ze zniecierpliwieniem machnęła ręką. – Dlaczego się spóźniłeś? Ruszyła prosto do klasycznego czerwonego jaguara Zane’a, który parkował na chodniku o kilka kroków od drzwi galerii. Najwyraźniej to on miał prowadzić. – Nic się chyba nie stało, prawda? – zapytała. Grey wyłączył alarm i otworzył drzwiczki po stronie pasażera. Cofnął się, żeby mogła wśliznąć się do nisko zawieszonego samochodu, a sam dzięki temu widział lepiej, jak jej ciało falującym ruchem sadowi się w ciasnej przestrzeni. Jak można było przewidzieć, dokonała tego wyczynu z wielkim wdziękiem godnym tancerki. Zatrzasnął drzwi, żałując, że Reina nie ma na sobie spódnicy. I to krótkiej. Uśmiechnął się szeroko. Zaledwie od kilku godzin był Zane’em, a już zaczynał myśleć tak jak on. – Nie, nic wielkiego – odparł, zapiąwszy pasy. – Powinienem był to odłożyć na później.
Przekręcił kluczyk w stacyjce, zjechał z chodnika i dopiero kiedy dojechał do skrzyżowania, uświadomił sobie, że nie wie, dokąd jedzie. Chwileczkę. Myśl! No tak. Wiedział przecież. Mieszkała w domu na First Street, odziedziczonym przez Zane’a po ich prababce, która przyszła na świat w sypialni od strony ogrodu, a umarła w kuchni wkrótce po upieczeniu kolejnej partii swych słynnych ciasteczek orzechowo-migdałowych. Grey uśmiechnął się. Grand-mère Lukrecja, która przeniosła się na tamten świat, doczekawszy słusznego wieku stu czterech lat, była ulubienicą bliźniaków. Nigdy nie podnosiła głosu, nie zabraniała buszować po całym domu, odkrywać tajemnych przejść i ukrytych pokoi. Grey do dziś pamiętał jej wojenne opowieści. Byłby może nawet zazdrosny o to, że Zane otrzymał w spadku ten dom, gdyby sam nie odziedziczył wyspy, na której osiedliła się rodzina prababki po przybyciu z Kanady. Pokręcił głową. Ile to czasu minęło, odkąd ostatni raz odwiedził swoją wyspę? Reina przerwała mu rozmyślania. – Claudio uparł się, że jestem jedyną projektantką, która odda sprawiedliwość jego kolekcji. Ale wybrał fatalny moment. – Dlaczego? Jesteś wspaniałą projektantką. – Tak, wspaniałą projektantką, która nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa swym klejnotom. A raczej jego klejnotom. Dlatego do ciebie zadzwoniłam, Zane. Potrzebuję twojej pomocy. Grey pokiwał głową, chociaż nie miał pojęcia, o czym mówi Reina. Dlaczego nie potrafiła zabezpieczyć kosz-
towności? W galerii widział przecież kamery bezpieczeństwa, dostrzegł nawet strażnika. I skoro ten cały Claudio chciał, żeby Reina pracowała nad jego kolekcją, to dlaczego mieli się spotkać u niej, a nie w galerii? Pytanie to wydało mu się dość naturalne i uznał, że może je zadać, nie narażając się na zdemaskowanie. – Oczywiście możesz na mnie liczyć, Reino. Ale dlaczego nie umówiliście się w galerii? – Tam nie jest bezpiecznie, przecież wiesz. Teraz już wiedział. Postanowił zaryzykować. – Czy wydarzyło się coś nowego, o czym nie wiem? Reina sprawiała wrażenie osoby bardzo skrytej. A jego brat nie lubił wtrącać się w czyjeś sprawy. Grey nie wątpił w przyjaźń Zane’a i Reiny, podejrzewał jednak, że nie są dla siebie prawdziwymi powiernikami. Z tego, co wiedział, Zane nie miał i wcale nie chciał mieć kogoś, przed kim mógłby otworzyć serce. W przeciwnym razie wybrałby chyba własnego brata, czyż nie? – Po drugim włamaniu dwa tygodnie temu odebrano mi ubezpieczenie. Ale nie martw się o koszty – uspokajała. – Każdy z artystów, których prace wystawiam w tej chwili, ma własną polisę i nie zamierzam przyjmować zleceń, które wymagają pracy nad bardzo cennymi kamieniami. A właściwie nie zamierzałam. Dopóki nie pojawił się Claudio. Grey wątpił wprawdzie, czy Zane’a choć trochę obchodzą koszty ubezpieczenia, wiedział jednak, że brat bardzo dba o swoje inwestycje. Prowadząc rodzinną rachunkowość, Grey mógł się zorientować, że Zane od
lat nie uszczknął nic ze swego funduszu powierniczego. Tak naprawdę mógł przejąć całkowitą kontrolę nad pieniędzmi po skończeniu trzydziestu lat, wolał jednak, żeby Grey zarządzał jego portfelem, tak jak robił to, odkąd osiągnęli pełnoletność. – Nie martwię się ubezpieczeniem – powiedział, starając się, by brzmiało to równie beztrosko, jak przypuszczalnie potraktowałby tę sprawę Zane – ale martwię się o ciebie. Nie powinnaś tracić wspaniałych ofert dlatego, że budynek, który dzierżawisz ode mnie, nie jest zabezpieczony. – Nie wracajmy do tego znowu, Zane. Nie pozwolę, żebyś płacił jeszcze więcej za ochronę budynku. Gdybyś wydzierżawił go tamtemu domowi aukcyjnemu, to jego właściciele ponosiliby odpowiedzialność za bezpieczeństwo swoich dzieł sztuki. Tak samo jak ja. Zresztą i tak założyłeś system alarmowy, zanim otworzyłam tam swoją firmę. – Tak, ale tylko w galerii – odparł z nadzieją, że kolejny strzał także będzie celny. – Nie w domu. – Wtedy nie widziałam takiej potrzeby. Jej głos ścichł trochę, a Grey dosłyszał w nim wyraźną nutę zwątpienia. – To jest wielki, stary dom – stwierdził, pozwalając na chwilowe zmniejszenie napięcia. – Dzięki grubej na trzy metry ścianie i krzewom jeżyn moja prababka czuła się tam bezpiecznie nawet wówczas, gdy mieszkała zupełnie sama. – Dlatego właśnie nie założyłam sobie alarmu. A teraz po prostu mnie na to nie stać. Wydałam wszystkie pieniądze oprócz tych, które muszą mi starczyć na życie
i utrzymanie galerii. Reszta jest zamrożona w różnych inwestycjach co najmniej do końca roku. – Wcale nie musisz dysponować taką sumą. To nadal mój dom i mam obowiązek dopilnować, żeby mojemu lokatorowi nie stała się żadna krzywda. Reina milczała. Grey poruszył się niespokojnie w skórzanym fotelu w obawie, że popełnił błąd mówiąc o obowiązku, skoro miał być przecież Zane’em. Wątpił czasami czy takie słowo w ogóle figuruje w słowniku brata, lecz teraz wmawiał sobie, że w końcu mają taki sam materiał genetyczny i wychowali się razem w pełnym miłości domu. Oprócz tego, że chodzili do innych szkół, ukształtowali się pod wpływem niemal identycznych czynników. A jednak pozostawali najbardziej różniącymi się bliźniakami jednojajowymi, jakich znał. – Zane, nie masz pojęcia, jak bardzo chciałabym ci zaprzeczyć. – Nie chcesz, żebym ci pomógł. To dlaczego zadzwoniłaś? Reina dotknęła środkowym palcem prawej dłoni samego środka czoła, tak jakby ten niewielki nacisk miał ulżyć temu, co ją gnębiło. – Zadzwoniłam, bo bez względu na to, jak bardzo mi nie w smak prosić cię o pomoc, nie mogę pozwolić, żeby wymknął mi się Claudio di Amante z klejnotami i bardzo hojną ofertą. Może to zabrzmi wulgarnie, ale ja po prostu potrzebuję forsy. I, co za tym idzie – twojej pomocy. Nie widział w tym nic wulgarnego. Zane prawdopodobnie też nie byłby tym wstrząśnięty. Wychowywali się w zamożnym domu, ale nigdy nie zapomnieli, że
rodzinną fortunę zawdzięczają przedsiębiorczemu duchowi i pracowitości swych przodków. Gdy stanęli na czerwonym świetle, Grey odwrócił głowę i spojrzał na nią, starając się nie oferować pomocy zbyt natarczywie. – Najmniej, co mogę zrobić, to załatwić ochronę dla domu. Ale jeśli to nie wystarczy? Żaden alarm ani gwizdek nie powstrzyma kogoś, kto naprawdę będzie chciał dostać się do środka. Reina puściła to ostrzeżenie mimo uszu i siedziała w milczeniu, nie zmieniając nawet wyrazu twarzy. Po chwili wsunęła dłoń do teczki, wyjęła ciemne okulary i ukryła za nimi oczy przed jego spojrzeniem. Jeśli była bardzo zmartwiona, nie okazała tego podczas jazdy z galerii do Dzielnicy Ogrodów. Niektóre kobiety trudno było rozgryźć. Kiedy Lane coś trapiło, zawsze zagryzała dolną wargę, ale spontaniczne zaciągnięcie jej do łóżka zwykle rozwiązywało problem. Skręcił w St Charles Street, zastanawiając się, co zrobiłaby wyniosła Reina Price, gdyby stanął teraz w pustej bocznej uliczce i spróbował odpędzić jej troski długim, namiętnym pocałunkiem. – O czym myślisz? – zapytała. Nie zauważył nawet, że skupiła na nim uwagę. Odchrząknął i odparł: – Lepiej, żebyś nie wiedziała, chère. Roześmiała się. – Tylko nie wciskaj mi tych swoich bzdetów, Zane Masterson. – Bzdetów? Teraz rzeczywiście jesteś wulgarna.
– Wystarczająco długo mieszkam w Stanach. – No tak... zapomniałem, że w Europie nikt nie przeklina. Jej śmiech zabrzmiał teraz głębiej, a Grey rozkoszował się tym dźwiękiem. Był głęboki. Gardłowy. Szczery. A jednocześnie tajemniczy, jakby Reina nader rzadko dawała upust rozbawieniu. Ale nie w towarzystwie Zane’a. Uczucia Reiny w stosunku do jego brata odzwierciedlało to, jak siedziała w fotelu – odprężona i ufna – oraz sposób, w jaki do niego mówiła, nie ważąc słów i czyniąc swobodne wyznania. Ciekawe, jak blisko byli kiedyś z Zane’em. Ten sam stopień zażyłości Grey powinien odtworzyć, udając swego brata. Pokręcił w milczeniu głową. Jednomyślnie postanowili nie mówić nikomu o zamianie. Chociaż Zane zapewniał, że Reinie można bez obaw powierzyć ich sekret, Grey przypomniał mu, że wtajemniczanie kogokolwiek zepsułoby zabawę. W końcu miał zrobić sobie wakacje od bycia Greyem i w pełni na tę nagrodę zasłużył. – Och, jasne, że w Europie się przeklina – przyznała Reina. – Ale inny akcent łagodzi nieco wulgarność, nie mówiąc już o pięknym brzmieniu niektórych języków. Uwielbiałam, kiedy moja matka wpadała w złość po hiszpańsku albo po włosku. Wydawało mi się, że to niezła zabawa. Grey rozumiał, co ma na myśli. Jego prababka mogła przeklinać po francusku na czym świat stoi, a brzmiało to tak, jakby recytowała poezje. – Mówisz po włosku?
Reina rzuciła mu spojrzenie znad okularów. O kurczę! – To znaczy, czy nadal mówisz po włosku? Reina wsunęła okulary głębiej na nos. – Matka nigdy nie bawiła długo we Włoszech po tym, jak się urodziłam, mimo że miała tam letnią posiadłość, którą odwiedzałyśmy co kilka lat. W restauracji sobie poradzę. Lepiej znam hiszpański i francuski. Pilar wolała występować w Londynie, Madrycie, Paryżu, Pradze – ale czeskiej gramatyki nigdy nie załapałam. Dużo czasu spędzałyśmy w Nowym Jorku. – A teraz mieszka w Nowym Orleanie. – Tak... no cóż, w twoim mieście moja matka dostała własny teatr, własny zespół aktorów i wolną rękę na każdym etapie produkcji. Czy kobieta równie utalentowana – i próżna – jak moja matka, mogłaby coś takiego odrzucić? Grey wiedział, że jest to pytanie retoryczne, więc skupił się na przypominaniu sobie drogi do domu prababki. Ostatni raz był tam wiele lat temu, zanim jeszcze nauczył się prowadzić. Na szczęście dobrą stroną Nowego Orleanu, oprócz wspaniałego jedzenia, było to, że niewiele się tutaj zmieniało. Po kilku minutach niepewności okazało się, że skręcił tam gdzie trzeba i wkrótce kluczył małym sportowym samochodem po wąskiej alejce prowadzącej do garażu na tyłach domu. Po krótkich zmaganiach z żelazną bramą, przyrzekłszy że zmieni ją na automatyczną jeszcze przed instalacją kamery bezpieczeństwa, Grey pomógł Reinie wysiąść z samochodu. Już miał poprosić, żeby zaczekała na niego, zanim wejdzie do środka, ale zobaczył błyszczącą
czarną limuzynę, która właśnie zajeżdżała przed dom od frontu. Bez wątpienia był to ów tajemniczy Claudio di Amante. – On podejdzie do drzwi frontowych, więc spotkamy się w środku – powiedziała. – Nie chcę, żeby czekał za długo. Kiedy tylko Reina zniknęła w tylnym wejściu do domu, Grey zaklął siarczyście. Nie miał czasu sprawdzić tego faceta. Licząc na to, że w tak piękny sobotni wieczór jego brat nie będzie siedział w redakcji, Grey szybko wykręcił numer działu kryminalnego gazety, jednocześnie parkując wóz w wolnostojącym garażu. – Shelby Parker, słucham. – Shelby, tu Grey. Potrzebuję informacji. Co masz na temat włamań do Galerii Price na Julia Street? Jego dzielna, choć bardzo młoda dziennikarka od spraw kryminalnych nie traciła ani chwili. – Były dwa. – Słyszał, jak jej palce tańczą na klawiaturze. – Pierwsze miało miejsce około dwa miesiące temu. Z zamkniętego sejfu zabrano kolekcję zabytkowych rubinowych naszyjników. Pani Price podobno projektowała nowe oprawy dla tych kamieni na zlecenie wnuczki pewnej księżnej, która właśnie odziedziczyła je po babce. – Księżna? Shelly parsknęła. – Nie, wnuczka. Widziałeś projekty Reiny Price? Działają przede wszystkim na młodych odbiorców. Tak, oddziaływania prac Reiny doświadczył na własnej skórze i wątpił, czy wiek miał tu jakiekolwiek znaczenie.
– A drugie włamanie? – zapytał, żeby sprowadzić myśli z powrotem na bieżące sprawy. – O, jest. Nie pisałam o nim... to było miesiąc temu. Kolejna kasetka z biżuterią skradziona z sejfu, który miał być bezpieczniejszy niż tamten. – Shelby zaczęła recytować wszystkie szczegóły sprawy, a Grey natychmiast notował je w pamięci. – Strażnik zatrudniony po pierwszym napadzie został pobity do nieprzytomności. Taśmy z kamery bezpieczeństwa zniknęły. Policja podejrzewa... – ...udział któregoś z pracowników. Podczas stażu i później, jako świeżo upieczony dziennikarz, Grey zajmował się trochę sprawami kryminalnymi. Nauczył się myśleć jak detektyw i potrafił zadawać właściwe pytania. Nigdy jednak nie przypuszczał, że będzie musiał wykorzystać te doświadczenia, pomagając przyjaciółce. Przyjaciółce Zane’a. A może kiedyś – swojej. – Są jacyś podejrzani? – Nie, tu nie ma nic na ten temat. Nie śledziliśmy dalej przebiegu tej sprawy. Chcesz, żebym się tym zajęła? Chociaż podziwiał entuzjazm Shelby, nie chciał, żeby akurat teraz wtykała swój wścibski nos w sprawy Reiny, zwłaszcza że sam pragnął trzymać rękę na pulsie, dopóki nie upewni się, że jest bezpieczna. Nie potrafił sprecyzować, kiedy taki plan narodził się w jego głowie, doszedł jednak do wniosku, że stało się to mniej więcej w chwili, gdy Reina, zmysłowa i urocza, wyszła ze swojego biura. – Na razie mi wystarczy, dzięki. Aha, słuchaj, jeśli
spotkamy się w redakcji, nie wspominaj o naszej rozmowie, dobra? Pracuję nad czymś. – Czy to ma coś wspólnego z piaskiem w zbiornikach z paliwem? – syknęła wyczekująco zaintrygowana Shelby. Piasek w zbiornikach z paliwem? Najwyraźniej coś nowego wydarzyło się w redakcji. Grey powstrzymał się od zadawania pytań pomimo troski i zaciekawienia, postanawiając pozwolić, żeby Zane sam borykał się z problemami rodzinnymi. Po prostu będzie musiał później dowiedzieć się od brata szczegółów tej sprawy. Teraz trzeba skupić się na Reinie. – Nie, zupełnie nic. Shelby umilkła, a Grey słyszał niemal zgrzytanie trybów pracujących w jej reporterskim umyśle. – Czy mogę w czymś pomóc, szefie? Grey zamknął oczy. Zapach kwitnącego jaśminu w ogrodzie Reiny przywiódł mu na myśl egzotyczną woń jej perfum. Pozwolił zniewalającej esencji ukoić swe napięte nerwy i przez mgnienie oka wyobraził sobie, jak nasiliłby się ten zapach, gdyby przycisnąć delikatny biały płatek do gładkiej, ciepłej skóry Reiny. – Nie, dziękuję, Shelby – mruknął. – Wracaj do roboty. Mam już to, czego szukałem.
Rozdział trzeci
Schowana za paprotką zwieszającą się przy oknie, Reina przyglądała się Zane’owi wychodzącemu z garażu z telefonem przy uchu. Znała go od pięciu lat, ale nigdy nie wyglądał tak poważnie. Już nie wspominając o tym, że był dzisiaj jakiś... przystojniejszy, bardziej tajemniczy, bardziej seksowny. Jak potężny zwierz zamknięty w klatce. Wygłodniały. Dziki. Reina zamknęła oczy i na chwilę puściła wodze fantazji. – W porządku, to normalne – powiedziała na głos do siebie i potrząsając głową, weszła do łazienki dla gości, żeby sprawdzić stan makijażu i fryzury, zanim otworzy drzwi przed Claudiem, który w każdej chwili mógł zapukać. – Po prostu dawno nie miałam kochanka. Jak inaczej można wytłumaczyć to, że nagle poczuła tak nieprzeparty pociąg do mężczyzny, z którym się zaprzyjaźniła głównie dlatego, że nie miała ochoty pójść z nim do łóżka? Obwiniała też dziennik, który czytała do późna w nocy, a także długi dzień spędzony w galerii
pośród wyrafinowanych dzieł sztuki o treści erotycznej oraz to, że sprzedając je klientom, wykorzystywała własną zmysłowość. Subtelna aura seksu zbijała ludzi z tropu. Nie wiedzieli, jak zareagować, co odpowiedzieć, więc Reina miała nad nimi kontrolę. Przez całe życie obserwowała, jak jej matka stosuje tę samą taktykę – tyle że Pilar w ten sposób usidlała kochanków, Reina natomiast wolała wykorzystać swe zdolności w interesach. Gdzieś w głębi duszy zapragnęła sprawdzić, co by się stało, gdyby zastawiła pułapkę na Zane’a. Zerknęła jeszcze raz przez okno. Boże, chyba naprawdę zwariowała. A jednak wyczuwała w starym znajomym jakąś zmianę, coś bardzo subtelnego. Ukrywał coś, ale Reina nie miała pojęcia, co to takiego. Przez chwilę brała nawet pod uwagę możliwość, że Zane próbuje stłumić pociąg do niej, lecz czy to możliwe? Przecież ich przyjaźń została zbudowana na tym, że nie pragną się nawzajem i nie starają się uwodzić ani imponować sobie za wszelką cenę. Zane, jako kawaler cieszący się ogromnym powodzeniem, rzadko spotykał kobietę, która nie chciałaby zaciągnąć go do łóżka. Natomiast Reina, wyniosła uwodzicielka, trzymała mężczyzna na dystans, dając im do zrozumienia, że i tak nie sprostają jej wymaganiom. Czyżby teraz, po pięciu latach wygodnej platonicznej przyjaźni wszystko się nagle zmieniło? Odezwał się dzwonek, przywołując Reinę do rzeczywistości. Zaczerpnęła głęboko tchu i odzyskała panowanie nad skołatanymi nerwami. Zachowywała się niedorzecznie. Chwyciła swą ulubioną szminkę i szybkim ruchem obwiodła usta, przywołując na twarz wyraz
pewności siebie i opanowania. Claudio chciał, żeby odtworzyła jego kolekcję, a ona bardzo chciała dostać tę pracę. Jeśli będzie trzeba, wykorzysta każdy fortel ze swego zmysłowego arsenału, żeby przekonać Claudia, iż potrafi zapewnić klejnotom bezpieczeństwo. Bez względu na te nowe, dziwaczne wibracje Zane obiecał jej pomóc. A to napięcie między nimi jest po prostu wytworem jej nadpobudliwej wyobraźni. Reina się zmieniła. Nie chodziło o ubranie, bo nie miała czasu się przebrać. A jednak, kiedy Grey wszedł do środka tylnymi drzwiami i usłyszał jej głos, a potem skręcił za róg akurat w porę, żeby zobaczyć, jak w salonie nalewa wino swojemu gościowi, natychmiast zauważył subtelną, lecz rzucającą się w oczy zmianę w jej zachowaniu. Poruszała się z precyzją, lecz powoli – leniwie, jak rozpieszczona kobieta, która ma nieskończenie dużo czasu. Kiedy podawała mężczyźnie kieliszek, jej delikatne palce musnęły kokieteryjnie opaloną dłoń gościa. Pozostała blisko niego, dopóki nie skosztował wina, a jego pełne uznania mruknięcie nagrodziła zniewalającym, pełnym zadowolenia uśmiechem. Reina nastawiła swą zmysłowość na pełny regulator. Grey prawie zagwizdał z uznania. Jak to możliwe, że ta kobieta potrafi tak go podniecić, nie wiedząc nawet, że on tu jest i uwodząc zupełnie innego mężczyznę? Uwodzicielska aura zbladła w chwili, gdy Reina przeniosła wzrok na dwóch niewiarygodnie potężnych mężczyzn, którzy stali po dwóch stronach Claudia di Amante.
– Na pewno nie ma pan ochoty napić się czegoś, panie...? – Moi pracownicy mają jeszcze coś do załatwienia – odparł starszy mężczyzna z silnym włoskim akcentem. – Muszą zachować, jak to się mówi, jasność umysłu. Reina uśmiechnęła się promiennie, wyginając nieśmiało wargi. – Oczywiście. Ale mogą usiąść, prawda? Guido i Rocco wymienili spojrzenia. Jeden z osiłków usiadł na krześle przy oknie, a drugi obok drzwi salonu. Grey musiał chyba jęknąć głośniej, niż zamierzał, bo Reina go usłyszała. Zaprosiła go do pokoju w chwili, gdy Rocco sięgał już za połę marynarki. – Claudio di Amante, chciałabym ci przedstawić mojego gospodarza, Zane’a Mastersona. Rocco odprężył się. Grey stłumił westchnienie ulgi. – Zane obiecał pomoc w zapewnieniu bezpieczeństwa twojej kolekcji na czas, gdy będzie się znajdowała u mnie – wyjaśniła Reina. Grey wyciągnął dłoń, a mężczyzna wstał z fotela. – Miło mi pana poznać, signore di Amante. – Mnie również, panie Masterson. Claudio uścisnął jego dłoń nieco gwałtowniej, niż można by się spodziewać po człowieku sprawiającym wrażenie tak wyrafinowanego. Jego ciemne oczy były niezwykle łagodne, gdy z podziwem patrzył na Reinę, teraz natomiast utkwił w Greyu surowe, nieruchome spojrzenie. Grey nie pamiętał już, kiedy ostatnio ktoś tak bezczelnie mierzył go wzrokiem, uznał jednak, że mężczyzna ma zapewne dostateczny powód.
Albo nie lubi, jeśli ktoś wkracza na jego terytorium. – Reina nie zdążyła mi opowiedzieć o pańskiej kolekcji – powiedział, chcąc złagodzić napięcie – ale zakładam, że jest niezwykle cenna. – Jest bezcenna. – Di Amante usiadł, a potem gestem pokazał Greyowi, by zrobił to samo. – Przywiozłem te skarby aż z Wenecji, gdzie spoczywały w ukryciu przez wiele pokoleń. Posiadam tylko klejnoty, drogocenne kamienie i metale, które stanowiły trzon słynnej kolekcji biżuterii erotycznej stworzonej przez mojego przodka. Nazywał się Gianni di Carlo. Za życia znany był ze swej profesji jubilera – po włosku il gioielliere. Większość ludzi mówiła o nim po prostu ,,Il Gio’’ i każdy wiedział, o kogo chodzi. Grey zauważył cień dumy w głosie di Amantego. Bogata przeszłość dużo dla niego znaczyła, a Grey rozumiał te uczucia, zważywszy jego własną fortunę odziedziczoną wraz z ,,Louisiana Daily Herald’’. Usiadł w rozłożystym fotelu naprzeciwko Włocha. – Ale kolekcja została zdekompletowana? Claudio smutno pokiwał głową. – Il Gio stworzył biżuterię dla swojej kochanki. Po jej śmierci rozmontował wszystko i zamknął w ukryciu. Ale jego rodzina wiedziała o tym romansie. Córka, która darzyła sympatią kochankę ojca, dopilnowała, żeby pozostałości kolekcji nie rozpierzchły się, i od tego czasu, przez całe stulecia, były przekazywane z matki na córkę. Moja matka nie miała córki, a ja się nie ożeniłem, więc dziedzictwo to przypadło mnie. Teraz chciałbym, żeby Reina przywróciła kolekcji jej pierwotną postać. Same klejnoty zresztą są najwyższej jakości. Złoto jest tak
czyste, jak tylko pozwalały na to techniki obróbki w szesnastym wieku. – W szesnastym wieku? – zapytał Grey, zdumiony, że klejnoty są aż tak stare. Reina wręczyła Greyowi napełniony winem kielich i z wdziękiem usadowiła się na zabytkowej sofie. W dłoni trzymała swoje wino i przysłuchiwała się z uwagą i zachwytem na twarzy. Oczy błyszczały jej z zaciekawienia. Można by pomyśleć, że Claudio di Amante właśnie zdradzał jej tajemnicę utrzymania pokoju na świecie, a nie opisywał komplet starej biżuterii. – Dziedzictwo po ukochanym przodku. Słyszał pan o Il Gioielliere? – zapytał Claudio, czekając aż Grey skinie głową. Rzeczywiście słyszał coś o tym człowieku dzięki artykułowi w dziale książkowym swojej gazety. Jego dziennikarz opisywał historię jakichś pamiętników, które stały się najnowszym bestsellerem. Grey nie zaprzątał sobie tym głowy – zauważył tylko, że książka zepchnęła brukowy śmieć Lane Morrow ze szczytu listy przebojów wydawniczych w ,,New York Timesie’’. – Już sama wartość sentymentalna czyni te klejnoty tak wyjątkowymi – dodał Claudio. Grey sączył wino, rozpierając się wygodnie w fotelu, i obserwował oczy mężczyzny. W wyrazie twarzy Claudia di Amante było coś, co wzbudziło dziennikarską czujność Greya. Ten człowiek nie mówił wszystkiego. Trzymał w zanadrzu coś ważnego – ukrywał to nie tylko przed nim, lecz także przed Reiną. – A może pańscy... pracownicy zorganizowaliby ochronę klejnotów? – zasugerował.
Cludio uśmiechnął się szeroko. – Ci panowie łaskawie zgodzili się nadzorować przekazanie kamieni w utalentowane ręce pani Price. Obawiam się, że nie mogę więcej od nich wymagać. A więc pan mógłby zająć się ochroną pani Price... i kosztowności, si? Grey wyprostował się. – Czy istnieje powód, by przypuszczać, że posiadanie klejnotów może narazić Reinę na niebezpieczeństwo? – Absolutnie nie, chyba że złodziej, który ostatnio obrał sobie za cel jej galerię, uderzy znowu i tym razem zastosuje bardziej drastyczne metody, takie jak napaść na dom. Grey obserwował Reinę kątem oka, ale ta nie odzywała się słowem. Uświadomił sobie, że do tej pory nie brała jeszcze udziału w rozmowie i nie protestowała – jak większość kobiet na jej miejscu – gdy rozmawiano o niej, jakby nie było jej w pokoju. Jedno spojrzenie w oczy Reiny wystarczyło, by stwierdzić, że stara się zachować wielką powściągliwość i uważnie przysłuchuje się ich konwersacji, niedbale popijając wino. Cóż takiego widziała tymi wielkimi, ciemnymi oczami? – Dlatego właśnie tu jestem – uspokoił go Grey. – Nie pozwolę, żeby coś stało się pani Price albo klejnotom. Mam bliskiego znajomego, który zajmuje się ochroną. Jeszcze przed północą postaram się, żeby zainstalowano w domu najnowocześniejszy sprzęt. Claudio dalej popijał wino i wpatrywał się w niego przenikliwym wzrokiem, z wyrazem nieufności na twarzy.
– Reino, czy sądzisz, że pan Masterson potrafi cię ochronić? Nie chciałbym, żeby z mojej winy stała ci się krzywda. Reina odstawiła kieliszek na niski stolik z marmurowym blatem i rozpromieniła się w swym jak zawsze nieśmiałym uśmiechu. – Mam do Zane’a całkowite zaufanie. Zawsze był moim przyjacielem i wiem, że mogę na nim polegać. Nie zawarłam zbyt wielu przyjaźni od powrotu do Stanów, ale przyjaciołom, których mam – takim jak Zane – mogłabym powierzyć własne życie. Grey, wstrząśnięty tym, co usłyszał, usiłował otrząsnąć się z szoku, popijając wino. Nie wiedział, co zdumiało go bardziej – to, że Reina tak bezgranicznie ufała jego bratu, czy to, że nie miała wcale tłumu przyjaciół i wielbicieli. Znał ją krócej niż godzinę, a już z łatwością potrafił wyobrazić sobie, że robi wszystko, co w jego mocy, by uchronić ją przed niebezpieczeństwem. Nie dalej jak wczoraj sądził, że jest zbyt wycieńczony, żeby radzić sobie jednocześnie z kłopotami w gazecie, własną zniszczoną reputacją i szurniętą prześladowczynią. Ale złodzieje klejnotów? Może nawet mafia? I wszystko to dla Reiny? Claudio, najwyraźniej przekonany, kiwnął głową do Guida. Potężny mężczyzna natychmiast wydobył zamkniętą na zamek metalicznie połyskującą teczkę, którą Grey zauważył dopiero teraz. Claudio puknął palcem w swój zegarek, wysuwając w ten sposób przegródkę, gdzie spoczywał maleńki kluczyk. Otworzył teczkę, a potem spojrzeniem oddalił ochroniarzy z pokoju. Jeden z nich wyszedł głównym wejściem, a drugi zamknął
skrzydłowe drzwi między salonem a holem i zapewne stanął za nimi w foyer. Grey nie wiedział, czy te tajemnicze zabiegi mają po prostu zrobić wrażenie, czy rzeczywiście są konieczne, tak czy owak okazało się, że jego decyzja, by zająć miejsce brata, zaczęła nabierać zupełnie nowego znaczenia. Oczekiwał, że wśliźnie się w beztroskie życie Zane’a, będzie imprezował, podróżował i leczył swe obolałe ego wykwintnym jedzeniem i drogim winem. Tymczasem okazało się, że jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo i ochronę jakichś cholernych kamieni z Wenecji. Dlaczego więc wcale mu to nie przeszkadzało? Czuł zamiast tego przypływ adrenaliny silniejszy niż wszystko, czego do tej pory doświadczył, nawet wówczas, gdy kusił los i ryzykował zdemaskowanie podczas swych eskapad z Lane. Claudio otworzył walizkę i wyjął zeń sfatygowaną, wypchaną papierami skórzaną teczkę. Pod nią, ukryte w ciemnej gąbce, połyskiwały diamenty, szafiry, rubiny, szmaragdy, opale, kilka podłużnych lapis-lazuli oraz maleńka fiolka pereł. Poza tym było tam mnóstwo rzadkich kamieni, których Grey nie był w stanie zidentyfikować. Reina w milczeniu wpatrywała się tęsknie w Claudia, aż ten w końcu pozwolił jej dotknąć kamieni. Grey poruszył się w fotelu, czując narastające podniecenie na widok żądzy, która pojawiła się w jej błyszczących oczach barwy obsydianu. Nie miałby nic przeciwko temu, żeby pewnego dnia spojrzała tak na niego, a nie na jakiś cholerny diament.
Nie sięgnęła jednak po diament, lecz wybrała ogniście pomarańczowy kamień prawie tak duży jak jej dłoń. Niedbałym ruchem odchyliła abażur lampy i zbliżyła klejnot do światła. Wydawało się, że z jego wnętrza buchają płomienie i tańczą na jej skórze. – Mój Boże – szepnęła Reina. – Przepiękny, prawda? – zapytał Claudio, wyraźnie odprężony. – Spójrz, jak jest oszlifowany. Gio zrobił to osobiście. Reina siedziała z zapartym tchem, lecz po chwili odetchnęła powoli. – Jeszcze projekty. Przyniosłeś wszystkie? – Oczywiście – odparł Claudio. – Oryginały są w teczce, ale w podziemiach banku we Włoszech umieściłem ich kopie. Mimo to powierzam ci właśnie całe swoje życie, Reino. Moje dziedzictwo. Obróciła twarz do Claudia, a Grey obserwował, jak wyraz niekłamanego przerażenia wpełza na jej rozanieloną do tej pory twarz. Nie znał wszystkich szczegółów, ale nie musiał być wcale spostrzegawczym dziennikarzem, aby zorientować się, że dla obojga wartość kolekcji zdecydowanie wykracza poza sprawy finansowe. – Powinieneś znaleźć innego artystę – oświadczyła Reina pełnym żalu głosem. Claudio uśmiechnął się uprzejmie. – Jeśli chodzi o tę kolekcję, żaden inny artysta nie wchodzi w grę. Grey nie pojmował logiki, którą kierował się Claudio, ale postanowił odłożyć te wątpliwości na później. – Czy ktoś wie, że klejnoty są tutaj? Reina pokręciła głową.
– Nikomu nie mówiłam. – Nikomu z galerii? – dopytywał się Grey. – Oczywiście, że nie – upewniła go. – Judi i artyści, których prace wystawiam, wiedzą, że Claudio przyszedł do mnie wczoraj, ale kiedy wyszedł, powiedziałam im, że odrzuciłam jego zlecenie ze względów bezpieczeństwa. – No, a co ze mną? – pytał dalej Grey. – Jak im wytłumaczyłaś moją dzisiejszą wizytę w pracowni? Reina uśmiechnęła się szeroko. – Chyba napomknęłam coś o popsutych rurach w łazience na górze. – A pan, Claudio? – Grey wierzył, że być może przez pewien czas nikt w pracowni Reiny nie nabierze podejrzeń, ale jak długo da się wszystkich okłamywać? – Pańscy towarzysze za drzwiami niewątpliwie doskonale wiedzą, co tutaj przynieśli. Claudio pokręcił głową. – Moi towarzysze są przyjaciółmi mojego przyjaciela, bardzo zaufanego człowieka, który w ten sposób spłaca mi stary dług. Ta sprawa ich nie interesuje. Jestem całkowicie pewien, że kiedy tylko stąd wyjdą, natychmiast zapomną o moim istnieniu. – A kiedy wyjdą? – zapytał Grey. – Kiedy tylko wprowadzi pan tu środki bezpieczeństwa. Grey wyjął z kieszeni telefon komórkowy. – W takim razie, jeśli pozwolicie, zajmę się szczegółami. Reino? Reina siedziała na podłodze z podwiniętymi nogami i oglądała garść pereł, na które zamieniła wielki poma-
rańczowy kamień. Podniosła na chwilę wzrok, zapewniła go, że wszystko w porządku, i wróciła do oględzin. Jej oczy błyszczały nieskrywanym zachwytem. Nie był to jednak rodzaj zachwytu, który wynikał z zachłanności – takie emocje widywał już nieraz na twarzach wielu kobiet. Jej podziw był raczej wyrazem czci, którą tylko prawdziwy artysta potrafi odczuwać wobec tworzywa, z którego powstają jego dzieła. Czci, którą mógłby wyrazić kochanek wobec ciała oblubienicy. Grey otrząsnął się czym prędzej z tych myśli i wyszedł do kuchni, żeby zadzwonić do firmy ochroniarskiej ,,Ochrona na każdą okazję’’ należącej do Brandona Chance’a, starego znajomego, któremu mógł zaufać. Zaufanie. Interesujące zjawisko, dumał Grey, czekając aż działająca po godzinach pracy centrala przełączy go na komórkę Brandona. A więc Reina tak bardzo ufała jego, wydawałoby się, nieodpowiedzialnemu bratu, że mogłaby powierzyć mu swoje życie i bezcenne klejnoty Claudia. Gdyby chodziło o inną kobietę, uznałby, że jest po prostu kolejną niemądrą dziewczyną tak zaślepioną urokiem jego brata, że przypisuje mu zalety, których ten nie posiada. Jednak w przypadku Reiny nie mógł tak łatwo zlekceważyć jej opinii o solidności Zane’a. W głębi tych zmysłowych, czarnych oczu wyczuwał mądrość, widział, w jaki sposób przyglądała się Claudiowi, wyczuł, że bada go, podczas gdy sam wypytywał pana di Amante o bezpieczeństwo Reiny. Nie spieszyła się, obserwowała wszystko powoli, wsłuchiwała się w szczegóły, którymi ktoś inny nie zaprzątałby sobie głowy.
Nagle Grey uświadomił sobie, że nigdy nie postarał się poznać lepiej własnego brata. Kochał Zane’a bezwarunkowo, ponieważ jednak przez większość życia obaj starali się udowodnić, jak różnią się od siebie identyczni bliźniacy Masterson, przegapił okazję, żeby naprawdę zbliżyć się do brata. I z wzajemnością. – Brandon Chance – odezwał się głos w słuchawce. – Cześć, Brandon, mówi Zane Masterson. Co słychać? – Zane? Właśnie czekałem na telefon od twojego brata. Czy chodzi o gazetę? Grey wzdrygnął się. – O gazetę? Nieee... to działka Greya – odparł, starając się naśladować niedbały i swobodny sposób mówienia Zane’a. – Mam lokatorkę w Dzielnicy Ogrodów, która potrzebuje ochrony w domu. To musi być najlepszy sprzęt. Instalacja jeszcze dziś wieczorem. Grey usłyszał, jak Brandon przekłada telefon do drugiej ręki. – Podaj mi szczegóły techniczne i adres. Mogę tam być za godzinę. Reina oparła się ciężko o drzwi frontowe, przyciskając rozpalone czoło do chłodnego szkła witraża. Nie była pewna, czy po wyjściu Claudia czuje się lepiej, czy gorzej. Przedstawiciele miejscowej Cosa Nostra zostali przed domem, chroniąc ją i drogocenne kamienie, dopóki nie zastąpi ich kolega Zane’a. Była jednak w domu sama z Zane’em i znowu zaczęło dokuczać jej własne pobudzone libido. Odsunęła się od drzwi, ściskając mały, zapisany
odręcznie pamiętnik, który Claudio pospiesznie i potajemnie wsunął jej w dłoń, kiedy tylko Zane wyszedł z pokoju. – To tylko dla ciebie – szepnął, wyciągając książeczkę spod warstwy gąbki, w której spoczywały szlachetne kamienie. Oprawiony w skórę tomik o pozłacanych, wygniecionych stronach zaciążył jej w dłoniach. Zuchwałe spojrzenie mężczyzny sprawiło, że ciężar stał się jeszcze większy. – Należał do mojej matki – wyjaśnił. – Wiele lat temu, kiedy była młodą kobietą, znalazła dodatek do dzienników Il Gioiellierego. Był ukryty w rezydencji rodzinnej i najwyraźniej zapomniany. Chcąc lepiej nauczyć się angielskiego, sama przetłumaczyła te zapiski. To, co odkryła, zmieniło jej życie. Reina otworzyła tomik na pierwszej stronie, gdzie widniał starannie wykaligrafowany pięknym, pochyłym pismem tytuł: Wspomnienia Viviany Bazardi. Z zachwytu zaparło jej dech w piersiach. Zaczęła nabożnie przewracać strony i od razu napotkała słowa, który obudziły jej ciekawość: ,,namiętność’’, ,,nienasycony’’, ,,oszalały z pożądania’’. Viviana Bazardi była kochanką, dla której Il Gioielliere stworzył swą bezcenną, zmysłową kolekcję. Była kobietą, którą miliony czytelników w całym kraju zdążyły już bardzo blisko poznać dzięki zapiskom jej potajemnego niegdyś kochanka. A teraz Reina trzymała w ręku kronikę najintymniejszych tajemnic i przeżyć Viviany, zastanawiając się, jak takie wyznania mogą zmienić życie kobiety. Niecierpliwie otworzyła książkę w samym środku.
Nauczyłam się na pamięć jego długości. Zapamiętałam jego grubość. Jego żar. Gdyby inny mężczyzna znalazł się w mym łożu, nawet gdybym była ślepa, poznałabym mojego Gianniego, mojego Gioielliere, gdy tylko przywarłby swym fallusem do mego uda. Przez cały rok nie pozwalał mi poczuć go w sobie. Dziś jednak spełniło się me najskrytsze marzenie i moje ciało wciąż... – Poszedł już? Na dźwięk głosu Zane’a Reina podskoczyła, zachowała jednak na tyle zimną krew, żeby nie chować pospiesznie książki. Opuściła po prostu niedbale rękę, w której trzymała pamiętnik. Chociaż rzeczywiście ufała Zane’owi bezgranicznie, nie chciała na razie mówić mu o tych zapiskach. O ile go znała, od razu chciałby przeczytać je razem z nią, a miała wątpliwości, czy jej ciało wytrzyma taki ładunek zmysłowości. Nawet teraz, kiedy stał tak blisko, nie była w stanie się skupić. – Claudio? – zapytała. – Tak, właśnie wyszedł. Wie, że nie mogę się doczekać, aż zacznę pracę. Zane wyjrzał na zewnątrz, odsuwając ozdobne przezroczyste zasłonki. – System bezpieczeństwa będzie założony dopiero za kilka godzin, ale wygląda na to, że Rocco i Guido wciąż trwają na posterunku. – Odwrócił się i oparł nonszalancko o parapet. – Myślę, że nie byłoby dobrze, gdyby kamienie leżały na wierzchu, kiedy przyjedzie Brandon. – Nie ufasz swojemu przyjacielowi? – Brandonowi? Oczywiście, że mu ufam. Ale wolałbym zachować to wszystko w ścisłej tajemnicy. Moim zdaniem mamy do rozwiązania dwa problemy. Przede
wszystkim musimy ochronić klejnoty. Po drugie trzeba ustalić, kto stoi za kradzieżami w galerii. Po trzecie, pomyślała Reina, trzeba dociec, dlaczego nagle zacząłeś mi się wydawać tak niewiarygodnie pociągający, panie Masterson. Zacisnęła usta, przekonana, że nie powinna się przyznawać do tej osobliwej zmiany. Nie żeby Zane miał być zaskoczony, iż stał się przedmiotem pożądania kolejnej kobiety. W chwili kiedy pojawiali się razem na imprezie, wernisażu czy uczestniczyli w innym towarzyskim wydarzeniu, natychmiast wokół niej rozlegał się szum zazdrosnych szeptów. Aż do dzisiejszego popołudnia sądziła, że sama jest odporna na jego sztuczki. Pamiętała dobrze chwilę, kiedy poznała, a raczej zobaczyła Zane’a pierwszy raz. Było to podczas przyjęcia, ale nie mogła sobie przypomnieć ani gospodarza, ani okazji. Kiedy wszedł spóźniony do pokoju, zauważyła go natychmiast, ponieważ wywołał o wiele większe poruszenie niż jakikolwiek inny gość – tak jakby wszyscy, włącznie z mężczyznami, spodziewali się, że skoro przyszedł Zane, czeka ich wspaniała zabawa. Reina, biegła w sztuce obserwowania ludzi, natychmiast znalazła sobie korzystny punkt do prowadzenia obserwacji. Przycupnąwszy na szczycie schodów, przypatrywała się jego nieustannej wędrówce po pomieszczeniu, z subtelnych zmian w uśmiechu wnioskowała o stopniu jego zainteresowania rozmówcami, uczyła się czytać język jego ciała. Ręce w kieszeniach? To znaczyło, że lubi osobę, z którą rozmawia. Ramiona skrzyżowane na piersi? Jest znudzony. Lewą dłonią przeczesuje włosy? Chętnie ruszyłby dalej.
Kiedy wreszcie dotarł do niej, zdążyła przejrzeć go na wylot. Zane, który także był niezłym obserwatorem, od razu to zrozumiał. Wyłączył zatem swój czar i po prostu się z nią zaprzyjaźnił. Reina podziwiała Zane’a, ufała mu i uważała, że byłby świetną partią dla kobiety, która zdołałaby przebić się przez mur jego donżuańskich zagrywek. Nigdy jednak nie fantazjowała o nim, nie pragnęła poczuć na ciele dotyku jego dłoni, nie marzyła, żeby poznać smak jego ust w długim, wilgotnym pocałunku. Tak było aż do dziś. Przeszła obok niego i wróciła do salonu, gdzie schowała książkę do walizki i zatrzasnęła zamek. – Dlaczego mamy martwić się teraz galerią? – zapytała Reina. – Zamierzam pracować nad kolekcją w domu. Judi poradzi sobie z prostymi transakcjami, a jeśli zajdzie potrzeba, mogę od czasu do czasu się tam pojawić. – Nie sądzisz, że personel albo artyści staną się podejrzliwi, jeśli nagle przestaniesz przychodzić codziennie do galerii? – Powiem im, że pracuję nad ulepszeniem systemu bezpieczeństwa w galerii. Pomyślą, że szukam inwestora. Zane pokiwał głową, pełen uznania. – To powinno wystarczyć, przynajmniej na jakiś czas. Ukrywając się przed kolegami z pracy, będziesz miała czas na wykończenie kolekcji Claudia, ale co potem? Chyba zdajesz sobie sprawę, że wszelkie dowody wskazują na to, iż włamania były robotą kogoś z wewnątrz?
O nie, o tym Reina nie miała ochoty rozmyślać. A jednak rozważanie takiej zdrady pozwoliło jej przynajmniej ujarzmić wciąż powracające erotyczne myśli. – Oczywiście. Policjanci z wyraźną przyjemnością obstawali przy tym scenariuszu. – Nie wierzysz w to? Westchnęła. Nie wiedziała, w co ma wierzyć. Fakty przedstawione przez policję rzeczywiście wskazywały na sprawcę, który znał takie szczegóły jak kombinacja do sejfu, rozmieszczenie kamer bezpieczeństwa i sama obecność cennych klejnotów. Reina często pracowała nad niezwykle wartościowymi dziełami, ale gdy tylko były gotowe, bez zwłoki oddawała je właścicielom. Tymczasem w obu wypadkach kamienie skradziono niemal natychmiast po dostarczeniu do galerii, zanim jeszcze zdążyła przekształcić je w swą niepowtarzalną biżuterię. – Gdybym nie wierzyła, nie poprosiłabym cię o pomoc, Zane. Nie mogę teraz koncentrować się na dalszym śledztwie, dopóki nie odtworzę kolekcji Claudia i mu jej nie zwrócę. Kiedy tylko twój kolega założy i uruchomi system bezpieczeństwa, nie będziesz musiał już tu siedzieć, jeśli nie chcesz. – A kto mówi, że nie chcę? W głosie Zane’a było coś zmysłowego i podniecającego, co sprawiło, że Reina poczuła, iż lepiej będzie, jeśli na niego nie spojrzy. Zignorowała jednak to ostrzeżenie i zerknęła w jego stronę, ze zdumieniem odkrywając nienasycone pragnienie w oczach mężczyzny, gdy patrzył na nią – swoją przyjaciółkę. Boże, nic dziwnego, że kobiety omdlewały na jego
widok. Jedna iskierka pożądania w tych błękitnych, przejrzystych oczach sprawiła, że żądza przebiegła jej ciało niczym błyskawica. Reina odchrząknęła, w nadziei że zdoła ukryć się za swą maską wyniosłości, której nigdy nie musiała nakładać w obecności Zane’a. Aż do dzisiaj. – Myślałam po prostu, że jesteś z kimś umówiony na przyjęciu... albo w sypialni. Błąd. Rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku schodów. – Nie, żadna sypialnia nie czeka na mnie dzisiaj, Reino – oświadczył Zane, choć i on zerknął w tę samą stronę. – Oprócz twojej, rzecz jasna.
Rozdział czwarty
Reina uśmiechnęła się szeroko. – Daruj sobie ten flirt, Zane. Kiedy wreszcie zrozumiesz, że zupełnie na mnie nie działasz? Jej słowa miały świadczyć o obojętności, ale przeczył im głęboki rumieniec, który pokrył jej szyję. Grey widział, jak w obecności Claudia zamienia się w niedostępną uwodzicielkę, i zastanawiał się nad źródłem oraz celem takiego zachowania. Z pewnością jednak nie chciał, żeby przywdziewała tę maskę, będąc z nim sam na sam. Zastąpił Reinie drogę ucieczki i delikatnie dotknął palcem smugi czerwieni u dołu jej szyi. – Może wreszcie to zrozumiem, jeśli nie będziesz oblewać się rumieńcem na myśl o kochaniu się ze mną. Oczy Reiny rozwarły się szerzej, lecz jeśli nawet miała ochotę odpowiedzieć, ciemne tęczówki nie zdradziły tego zamiaru. Pochyliła się i chwyciła metalową walizkę, tak zamaszyście nią bujając, że Grey musiał odskoczyć.
– Wszystko, czego mi trzeba, mam w tej walizce. No, i w różowym pudełku pod łóżkiem. Obawiam się, że będziesz musiał znaleźć własny sposób na zaspokojenie swych żądz. – Przeszła obok niego, kołysząc biodrami i uśmiechając się od ucha do ucha. – Zawołaj mnie, kiedy przyjedzie Brandon. Aha, i zamów kolację. Umieram z głodu. Zniknęła na górze, a jej wesoły śmiech zamierał, aż ucięło go trzaśnięcie drzwi. Boże, ona sądziła, że to tylko żarty! Grey rozpaczliwie pragnął dowiedzieć się, jak wyglądają relacje między Reiną a jego bratem. Wyjął telefon komórkowy, ale zawahał się, zanim wybrał numer Zane’a. A właściwie własny numer. Czy jego brat powinien wiedzieć, że Grey właśnie rozważa pomysł uwiedzenia jego lokatorki – kobiety, z którą bliźniak był na tak przyjaznej stopie, że nie krępowała się mówić mu nawet o tajemniczym różowym pudełku pod łóżkiem? A zresztą, na co liczył, igrając z takim ogniem? Czyż nie zaspokoił już swej żądzy przygód z Lane, po to tylko, żeby każdy, kto posiadł umiejętność czytania i ma w kieszeni dwadzieścia cztery dolary i dziewięćdziesiąt dziewięć centów plus podatek, mógł poznać jego tajemnice? Najwidoczniej jednak nie, zważywszy intensywność jego erekcji. Grey zajrzał do książki telefonicznej w komórce Zane’a i wcale nie zdziwił go widok długiej listy numerów przeróżnych restauracji. Znalazł taką, którą lubił, i zamówił dwie porcje pożywnej zupy z ketmii i kurczaka, bochenek chleba będącego specjalnością
tamtejszej kuchni oraz sernik. Z przyjemnością zamawiał swój ulubiony deser, pamiętając czasy, gdy musiał odmawiać sobie mlecznych przysmaków z powodu diety Lane. Reina, choć miała szczupłą talię i płaski brzuch, nie sprawiała wrażenia kobiety, która obawiałaby się jakichkolwiek zmysłowych rozkoszy, włącznie z kulinarnymi. Kiedy tylko upewni się, że Reinie i klejnotom nic w tym domu nie grozi, zamierzał na różne sposoby przekonać się, czy te domysły są słuszne. Brandon Chance przyjechał zgodnie z obietnicą, obejrzał dom i na skrawku papieru w kuchni wyrysował plan instalacji. Z furgonetki zaparkowanej za domem wyniósł wraz ze swoją wspólniczką urządzenia elektroniczne, które dla Greya stanowiły całkowitą zagadkę. Wyczuł natychmiast napięcie i zakłopotanie starego przyjaciela. Kiedy tylko Reina zeszła na dół i zapewniła go, że świetnie sobie poradzi sama, a on tymczasem może pojechać do domu po ubranie na zmianę, Grey przeprosił i wymknął się do garażu. Brandon jednak dopadł go w chwili, gdy wyjeżdżał stamtąd jaguarem Zane’a. – No dobra, Grey. Co ty znowu kobinujesz? Grey jęknął tylko, nie próbując nawet sprzeczać się z facetem, który znał go od czasów, gdy grali w piłkarzyki w trzeciej klasie podstawówki. – Nic nie kombinuję, Brandon. Zrobiłem sobie tylko chwilę oddechu. To nie pierwszy raz, jak zamieniamy się z Zane’em rolami. Brandon roześmiał się. – To prawda, świetnie pamiętam, jak to zrobiliście
– Boże, kiedy to było? – w ósmej klasie? A ty akurat zapomniałeś, że ma być ustny sprawdzian z historii. – Zane nienawidził historii jeszcze bardziej niż ja. Nie zamieniłby się, gdybym mu powiedział. – No i przez niego oblałeś. Grey wzruszył ramionami. – Cóż, to mi po prostu obniżyło poprzeczkę na resztę roku. Siostra Katarzyna uważała się potem za najlepszą nauczycielkę w całej szkole, kiedy przed końcem semestru udało jej się wyciągnąć na piątkę takiego słabego ucznia. – Musi być miło mieć brata bliźniaka, który bierze na siebie twoje porażki. Czy to dlatego teraz on prowadzi gazetę? Jeśli nastąpi klapa, to będzie wina Zane’a? Grey nie miał ochoty ciągnąć dalej tej rozmowy. Poza tym Zane potrafi poradzić sobie z problemami w redakcji. Miał przecież krew Mastersonów, ich geny, dyplom z dziennikarstwa i wysoki iloraz inteligencji. Nie wspominając już o niewyczerpanych zasobach cierpliwości i luzu, którego Grey, jak sam był gotów przyznać, nigdy nie posiadał. – A od kiedy to jesteś taki przenikliwy? – zapytał Grey, nie kryjąc rozdrażnienia. Brandon uśmiechnął się od ucha do ucha. – Tak działa małżeństwo, a zwłaszcza jeśli żenisz się z kobietą, która zarabia na życie, zgłębiając emocje i niosąc ukojenie ludziom. Grey uniósł brwi ze zdziwieniem. Facet właśnie opisał swoją żonę jakby była psychologiem, gdy tymczasem prowadziła w Dzielnicy Francuskiej gabinet odnowy biologicznej specjalizujący się w aromaterapii.
– Coś mi się zdaje, że za dużo się nawąchałeś tych śmiesznych kwiatków Sereny – zażartował Grey. – A mnie się zdaje, że ty wąchasz za mało kwiatków, śmiesznych czy nie. Słuchaj, jeśli chcesz sobie zrobić wakacje i powąchać kwiatki przez jakiś czas, to super. Ale te włamania u Reiny to poważna sprawa. Może ją spotkać krzywda. Ciebie też. – Skąd o tym wiesz? Brandon wsunął dłonie w kieszenie dżinsów. – Pilar Price jest jedną z najlepszych klientek Sereny. Tak, wiem o wszystkim. Zaproponowałem Reinie pomoc, ale nie miała pieniędzy, żeby zapłacić mi za usługę i nie zgodziła się przyjąć kredytu. Pilar zgłosiła nawet gotowość sfinansowania systemu ochrony, ale Reina odmówiła. Naprawdę chciała poradzić sobie z tym sama. To, że poprosiła ciebie... – Poprosiła Zane’a – sprostował Grey. – Nieważne. To, że w ogóle kogoś poprosiła o pomoc, oznacza, że jest naprawdę zdesperowana. Właściwie to jej nie znam. Sprawia wrażenie miłej osoby, ale... – Chyba nie zamierzasz ostrzegać mnie, żebym jej nie skrzywdził, prawda? Brandon oparł dłonie o drzwiczki samochodu. – Nie, cwaniaczku. Reina poradzi sobie nawet z tobą. Jej matka jest urodzoną femme fatale z sejfem pełnym błyskotek od senatorów i mężów stanu. To ciebie chciałem ostrzec przed niebezpieczeństwem. Grey zaklął, wrzucił wsteczny bieg i wycofał się po podjeździe, starając się nie uderzyć w furgonetkę Brandona, mimo że świerzbiło go, żeby przyłożyć mu w nos.
Wiedział, że przyjaciel ma dobre intencje, ale od kiedy to potrzeba mu ochrony przed kobietami? Wychylił głowę przed okno. – Ty się martw przede wszystkim o dom, Brandon. Jeżeli ktoś choćby oprze się o bramę, chcę o tym wiedzieć. Zresztą wracam tu za godzinę. Brandon pomachał mu, uśmiechając się krzywo. – Będę tutaj. To chyba potrwa całą noc. Grey wrzucił bieg i ruszył jak najszybciej brukowanym podjazdem, a skręcając zdążył jeszcze pomachać Rocco i Guidowi, którzy siedzieli w czarnym sedanie zaparkowanym przy wylocie drogi. Zanim dojechał do skrzyżowania z St Charles Street, jego gniew zmienił się w zwykłe rozdrażnienie. Nie mógł przecież winić Brandona za to, że nieproszony udzielał mu rad. W końcu byli kumplami od wielu lat. Jechał do mieszkania Zane’a, klucząc ciemnymi ulicami Nowego Orleanu i zastanawiając się, co zrobiłaby Reina, odkrywszy, którego z braci Mastersonów gości w swoim domu. Pomimo ostrzeżeń Brandona, że może być równie szczwaną sztuką jak jej matka, Grey potrafił już rozpoznać prawdziwą twarz kobiety o kamiennym sercu. Reina tak nie wyglądała. Lane – jak najbardziej. Była głodna władzy, spragniona uznania, rozpaczliwie pragnęła widzieć swe nazwisko w każdym środku przekazu, od telewizji po gazety, czasopisma i witryny internetowe. Żeby osiągnąć ten cel, zdradziła swego kochanka. Zdradziła samą siebie. Reina natomiast swą wrodzoną zmysłowość nosiła niczym płaszcz – uszyty z jedwabiu, podszyty norkami. To oczywiste, że onieśmielała słabszych mężczyzn swą
odważną seksualnością, arystokratycznym erotyzmem. Greyowi wydało się także całkiem zrozumiałe, że jego brat pozostaje w przyjaźni z kobietą taką jak ona – obojętną na jego osobliwy czasami, choć bez wątpienia skuteczny czar. Taką, która potrafiła pokazać mu, gdzie jego miejsce. Włączył migacz i skręcił na parking przy ekskluzywnym apartamentowcu brata. Nie znał swego bliźniaka tak dobrze, jak powinien, a mimo to zgodził się wskoczyć w życie Zane’a i przejąć jego zobowiązania. Zrobił to jednak w chwili desperacji, zakładając głupio, że każdy problem Zane’a można załatwić w pięć minut. Dobrą stroną tej sytuacji było to, że przez cały dzień nie musiał zamartwiać się gazetą, nawet po uwagach Shelby o piasku w zbiornikach z paliwem, ale czy Zane da sobie radę z tym wszystkim? Najwyraźniej jednak jego bliźniak zdobył zaufanie Reiny, co zapewne nie było łatwym wyczynem. Tak, poradzi sobie z gazetą. Grey natomiast stał przed o wiele ciekawszym wyzwaniem. Miał doświadczenie dziennikarskie i zupełną swobodę ruchów. Nie tylko zamierzał rozwiązać zagadkę kradzieży w galerii Reiny Price i ochronić kolekcję di Amantego, lecz także poznać tajemnicę kryjącą się w obsydianowych oczach Reiny i sprawdzić, czy jej ostentacyjna zmysłowość sięga tak głęboko, jak podejrzewał. – To powinno wystarczyć – oznajmił Brandon, przechodząc przez parapet okna w sypialni Reiny i ostrożnie manewrując swym potężnym ciałem, tak żeby nie
uderzyć głową o framugę. Przyciął ostatni kabel, zakamuflował go imitującym drewno szczeliwem, a potem opuścił i zatrzasnął okno. – Skończyłeś? Reina udawała, że czyta czasopismo, a teraz zamknęła je i oparła się o ułożone na łóżku poduszki, za którymi schowana była metalowa walizeczka. Poznała Brandona Chance’a przez matkę i uważała go za uczciwego i honorowego człowieka, ale nie chciała narażać dziedzictwa Claudia nawet na najmniejsze ryzyko. Im mniej ludzi będzie wiedziało o obecności klejnotów w jej domu, tym lepiej. – Tutaj skończyłem – odparł Brandon. – Zostały mi jeszcze do okablowania dwa okna w sypialni, a potem muszę zainstalować monitory w pokoju gościnnym z drugiej strony holu – chyba że chcesz je mieć u siebie? Reina wykrzywiła usta, obiegając wzrokiem pokój, który tak starannie urządziła, chcąc stworzyć sobie otoczenie maksymalnie wygodne i odprężające. Pod koniec długiego dnia ściany – w jej ulubionym bursztynowym odcieniu – otulały ją swym ciepłem. Erotyczne dzieła sztuki, które zgromadziła przez lata, koiły jej umysł obrazami pożądania. Prostymi. Zmysłowymi. Suszone kwiaty i świece wypełniały powietrze staroświecką wonią. W tym pokoju uciekała do innego świata. Ostatnią rzeczą, której jej tu brakowało, były monitory wideo i błyskająca, brzęcząca technika. – Nie, w pokoju gościnnym będzie idealnie. Brandon skinął głową i wsunął śrubokręt do przegródki w pasie z narzędziami. – Sam już prawie skończyła pracę na dole i przy
tylnym wejściu. Aha, posłaniec przyniósł kolację. Kazałem mu zostawić ją w kuchni. Reina sięgnęła po leżącą na łóżku torebkę. – Dziękuję. Ile jestem... Brandon machnął ręką i puścił do niej oko. – Dopisałem to do rachunku Zane’a. Przepraszam, że to tak długo trwa, ale on nalegał, żeby zrobić to solidnie. Reina rzuciła torebkę z powrotem. – Zgadzam się. I doceniam, że zgodziłeś się zostać do późna. Czy twojej żonie nie przeszkadza, że pracujesz po nocach? Brandon ruszył do drzwi. – Wynagradzam jej to z nawiązką po powrocie do domu. – Mrugnął do niej znowu, po czym wyszedł i zamknął drzwi. Co do tego nie miała wątpliwości. Reina nie pamiętała, kiedy ostatnio otaczało ją tylu seksownych mężczyzn. Najpierw Claudio, potem Zane, teraz Brandon. Która kobieta potrafiłaby się oprzeć takiemu przystojnemu byczkowi obładowanemu sprzętem i narzędziami, z których najwyraźniej potrafił zrobić użytek? Reina westchnęła z uznaniem. Tak, jego żona była szczęściarą. Za to Reina była podniecona. Podczas gdy Brandon pracował na dole, zdążyła przeczytać kilka pierwszych wpisów w dzienniku Viviany. Zdumiewała ją odważna szczerość kochanki i jej naturalny, współczesny język, po chwili jednak przypomniała sobie, że tekst pamiętnika został zapewne ubarwiony przez tłumaczkę – matkę Claudia. Wyglądało na to, że obie kobiety ceniły sobie bardziej uczuciową stronę seksualności, aniżeli uznawały jej potęgę.
,,Seks to władza’’. Reina nie przypominała sobie, kiedy dokładnie jej matka po raz pierwszy uraczyła ją tą sentencją, ale była wówczas bardzo młoda. Z pewnością nie zaczęła jeszcze dojrzewać, a na pierwsze doświadczenia seksualne miała czekać jeszcze bardzo długo. Wciąż pamiętała, jak łatwo przychodziło jej zniewalanie chłopców, którzy z okazji potańcówek i zawodów sportowych odwiedzali jej prywatną szkołę dla dziewcząt. Wystarczyło, że przeszła kilka kroków, kołysząc biodrami, a już miała wokół siebie grupę wielbicieli. Jedno mrugnięcie okiem, sugestia pocałunku i miała więcej zaproszeń na bal niż wszystkie dziewczęta z internatu. Sztuka polegała na tym, żeby utrzymać wokół siebie aurę tajemniczości i nigdy nie dać zalotnikowi wszystkiego, czego chciał. Tego także nauczyła ją Pilar. Seks przysporzył jej matce ogromnego bogactwa i wpływów. Nawet obietnica seksu – nigdy nie spełniona – okazywała się wartościowa. Pilar urodziła się w ubogim regionie Hiszpanii, samodzielnie przyswoiła sobie kilka języków, a wrodzone zdolności aktorskie wykorzystywała, opowiadając turystom wymyślone historie. Uciekła z pierwszym mężczyzną, który obiecał, że zrobi z niej gwiazdę. Zdaniem Pilar nie zamierzał spełnić przyrzeczenia, ale w końcu to zrobił. Uwiodła go, zniewoliła, okręciła sobie wokół palca, aż wreszcie przedstawił ją prawdziwemu producentowi w Madrycie. Miała wówczas nie więcej niż piętnaście lat. Kiedy osiągnęła cel, rzuciła tego mężczyznę. Prawdziwa z niej była Lolita. Reina wysłuchiwała tej historii częściej niż inne dzieci bajek
o śpiących królewnach lub prostych dziewczątkach w jaskiniach pełnych niedźwiedzi. Teraz Reina miała do przeczytania inną opowieść. O prawdziwej miłości, o obsesji. O prawdziwej uległości wobec mężczyzny. Na szczęście Reina przeczytała już dziennik Il Gia i poznała głębię jego miłości do Viviany. Wiedziała, że zasługiwał na całkowite zaufanie kochanki, mimo że nie mógł ofiarować jej daru, którego pragnęła najbardziej – małżeństwa. Jawności. Reina odrzuciła na bok czasopismo i wyjęła dziennik, chcąc koniecznie przeczytać jeszcze kawałek przed rozpoczęciem pracy nad biżuterią. Nie zdążyła przebiec oczami nawet jednej linijki, kiedy z dołu dobiegł ją głos Zane’a. – Reino? Zaklęła i schowała pamiętnik. – Tutaj jestem – zawołała, wysuwając głowę za drzwi. – Wiem, ale kolacja czeka. Zane wszedł po schodach, a atmosfera w ciasnym korytarzu zmieniła się w chwili, gdy ukazał się jej oczom. Był naprawdę niesamowity. Miał głęboko osadzone, zamyślone niebieskie oczy. Miękkie, falujące włosy, trochę krótsze niż zazwyczaj, a jednak stworzone do tego, żeby zanurzyły się w nich kobiece palce. I ten uśmiech. Zawsze lekko wygięty w jedną stronę, jakby ciągle bawiło go coś, o czym nie miała pojęcia. Tyle że dzisiaj uśmiech Zane’a wydawał się mniej wykrzywiony niż zwykle. Błąkał się po nim cień czegoś, co Reina określiłaby jako niepewność. Wręcz ostrożność.
Dreszcz przebiegł po jej ciele, nie wiedziała jednak, czy powodem tego była zmiana w wyrazie twarzy Zane’a, czy też to, że przekroczył granicę jej przestrzeni osobistej i stał oparty o framugę drzwi z twarzą tuż przy jej twarzy. – Czyżbyś nie zgłodniała? Pytanie to było tak silnie nasycone podtekstem seksualnym, że Reina natychmiast przywdziała swą ochronną maskę. Oblizała usta, cofnęła się i otwarcie zmierzyła go wzrokiem. – Po prostu umieram z głodu. Ujął jej dłoń. – W takim razie chodź ze mną. – Nie chcę zostawiać moich... – urwała, widząc Brandona, który pracował po drugiej stronie korytarza – ...skarbów bez opieki. Tym razem Zane obrzucił jej kibić pełnym uznania spojrzeniem. – Nie, na to nie możemy pozwolić. – Kiwnął głową w kierunku sypialni. – Jeśli zechcesz, pokażę ci, jak poradzić sobie z tym problemem. Reina zagryzała usta, powstrzymując się od uśmiechu. Ten flirt mógłby być niezłą zabawą, zwłaszcza że miała przecież świadomość, iż Zane tylko z nią igra, wiedząc, że mu wolno. Tak przecież było, czyż nie? A przynajmniej kiedyś. Na przyjęciach nieraz udawali z Zane’em czułych kochanków, głównie po to, żeby rozbawić towarzystwo i powstrzymać zapędy przyjaciół, którzy chcieli ich wyswatać. Udawanie wzajemnego pociągu seksualnego zawsze było tylko ich prywatnym żartem.
Zane wciągnął ją do środka i cicho zamknął drzwi. Rozejrzał się po pokoju, w milczeniu kiwając głową. – O co chodzi? – zapytała. Odchrząknął. – Próbuję sobie przypomnieć, jak wyglądał ten pokój, zanim przeprowadziłaś remont. Reina sama musiała się nad tym przez chwilę zastanowić. Remont sypialni był jej pierwszym projektem. – Ściany były obite perkalem, chyba w róże. Zane przytaknął. – Rzeczywiście, grand-mère uwielbiała motywy kwiatowe. A pamiętasz, gdzie stało łóżko? Reina zamknęła oczy. Tak, przesunęła łóżko, uderzyło ją bowiem natychmiast, że prababka Zane’a ustawiła je w dziwnym miejscu, tak, że częściowo zasłaniało okno. – Tam – wskazała. Zane ruszył w stronę okna, które niedawno okablował Brandon, a potem zrobił pięć kroków w kierunku ściany. Mniej więcej w połowie drogi przystanął i zapukał pięścią w ścianę. Dźwięk był przytłumiony i głuchy. Przesunął dłoń kilka centymetrów dalej i zastukał znowu. Tym razem rozległ się pogłos. W tej samej chwili, z mechanicznym zgrzytem, odsunęła się część ściany. – Co to ma... Zane rozpromienił się w uśmiechu. – Chyba nigdy nie wspominałem ci o pewnych wyjątkowych właściwościach tego starego domu. Reina rzuciła się do otworu, lecz cofnęła się natychmiast, uderzona intensywną wonią stęchlizny.
Chwyciła dużą świecę zapachową i wetknęła ją w wąską szczelinę. Płomień zachybotał się, ale nie zgasł i ustabilizował się, gdy do środka napłynęło świeże powietrze. W pokoiku, a właściwie we wnęce, ledwo wystarczało miejsca dla jednej, wyprostowanej osoby. – To jakiś dodatkowy schowek? – zapytała. Zane wziął od niej świecę. – Niezupełnie. Nachylił się, zanurzając w ciemność, i popukał w ścianę wewnątrz wnęki. Odsunęła się kolejna partia muru. Ze środka wydobyło się stęchłe powietrze, drażniąc nozdrza Reiny tak, że prawie kichnęła. – Czy to następny pokój? – zapytała, biorąc chusteczkę z pudełka na toaletce. – Jest ich kilka – powiedział Zane. – Większość znajduje się na parterze, ale to piętro i strych też mają po jednym, a do pozostałych ukrytych pomieszczeń prowadzą stąd specjalne korytarze. Grand-mère twierdziła, że ukrywano w nich zbiegłych niewolników, zanim mogli zostać przemyceni na jankeskie statki. Bawiliśmy się tu z bratem w chowanego. – Kto jeszcze wie o tych pokojach? – Reina odebrała mu świecę i odważnie weszła do środka. – Mój brat, rzecz jasna. Ojciec prawdopodobnie też, chociaż pewnie o nich nie pamięta. Jego matka nie była w najlepszych stosunkach z prababką. W młodości nie bywał tu więc zbyt często. Reina natknęła się na coś lepkiego i jedwabistego. Zerwała pajęczynę. – Sądzisz, że klejnoty byłyby tu bezpieczne? – Myślę, że mogłabyś tu bezpiecznie pracować. Te-
raz tego nie widać, ale za dnia do pomieszczenia wpada dużo światła ze świetlika ukrytego pod okapem dachu. – Będzie gorąco. – Czyż nie jest tak zawsze, kiedy pracujesz? – Zane zachichotał, a Reina pożałowała, że nie sformułowała tego inaczej. – Mogę zamontować wentylator. Widziałem jeden w garażu – jest stary, ale może jeszcze działa. Reina wsunęła rękę w ciemność, oświetlając wewnętrzny pokój chwiejnym płomieniem. Pomieszcze-nie było puste, z wyjątkiem kilku starych skrzynek i zwałów zgromadzonego przez dziesięciolecia kurzu. Powinna tu porządnie posprzątać, zanim będzie mogła otworzyć interes, ale z pomocą Zane’a być może uda się jej zabrać do pracy nad kolekcją już jutro po południu. Pokiwała głową, w milczeniu przystając na propozycję. Nie miała wcale ochoty zamykać kamieni za każdym razem, kiedy będzie musiała wyjść z pracowni, żeby skorzystać z łazienki albo wziąć coś do picia. Teraz jednak, w obecności Zane’a, dzięki tajemnemu pomieszczeniu i systemowi bezpieczeństwa Brandona otaczającemu cały dom, czuła wreszcie pewność, że może pracować w spokoju. Ostrożnie wycofując się z ciasnego przedsionka, stwierdziła z zaskoczeniem, że Zane zastąpił jej przejście do sypialni. Płomień świecy zamigotał, kiedy zatrzymała się gwałtownie o kilka centymetrów od piersi Zane’a. – Lepiej być nie może, zgodzisz się? – zapytał. Zerknęła w ciemność przez ramię. – Miejsca powinno wystarczyć, a jeśli obiecujesz, że będzie światło...
– Zawsze spełniam obietnice. Reina zaczerpnęła haust zatęchłego powietrza i poczuła w ustach jego suchy, gorzki smak. Co się działo z Zane’em? Działał ostro, nawet jak na niego. A może zawsze w ten sposób z nią flirtował, ale w normalnych okolicznościach potrafiła spławić go bez namysłu. Na tym w pewnym sensie polegała ich gra, którą zazwyczaj jednak prowadzili w towarzystwie. Kiedy byli sami, Reina i Zane tworzyli między sobą strefę bezpieczeństwa, margines, na którym mogli trwać oboje, nie przejmując się, co sobie pomyśli to drugie albo czego może pragnąć. A jednak Reina, coraz bardziej znudzona niekończącym się imprezowaniem, nie pamiętała już nawet, kiedy po raz ostatni byli sami. I coś w ich ustalonych relacjach bez wątpienia uległo zmianie. – Ty wcale nie masz w zwyczaju składać obietnic, Zane. Przez jego twarz przemknął wyraz zwątpienia. Cały Zane’owy tupet opadł z niego w jednej chwili, a zanim zdmuchnął świecę, pogrążając ich w mroku, w jego oczach na moment pojawiła się niepewność. Przecisnął się przez wąskie tajemne przejście z powrotem do sypialni. – Żadnych obietnic. To dobry sposób, żeby nikogo nie zawieść. Podał jej rękę i pomógł wyjść, ale puścił palce Reiny natychmiast, kiedy znalazła się w pokoju. Pokręciła głową. – Czyżby na tym polegał twój sekret? – Nie mam żadnych sekretów – powiedział, unikając jej wzroku. – Żadnych dobrych, w każdym razie.
Reina wyjęła spod pościeli metalową walizkę, a on umieścił ją w tajemnym przedsionku, po czym zapukał w ścianę i poczekał, aż się zamknie. Reina stała tuż przy nim, chcąc zwrócić uwagę Zane’a, podobnie jak on robił to przed chwilą. – Z takich sekretnych pokojów można zrobić niezły użytek – stwierdziła. – Zupełnie jak ze mnie. Reina gwizdnęła z zamyśleniem, po czym bez słowa przeszła przez pokój i otworzyła drzwi na korytarz. Rzuciła okiem na wybrzuszenie pod kołdrą, gdzie spoczywał w ukryciu pamiętnik Viviany, a potem na miejsce pod łóżkiem, gdzie trzymała swą kolekcję zabawek erotycznych. Nie pamiętała, kiedy po raz ostatni używała tych, które przeznaczone są dla par. – Użytek, mówisz? – powiedziała. – O tym przekonamy się przez najbliższe dni, prawda?
Rozdział piąty
Grey przeciągnął się z całych sił, aż chrupnęło mu w kościach, i zerknął na zegarek przy swoim wciąż nietkniętym łóżku. Była trzecia nad ranem. Brandon skończył pracę i wyszedł niespełna dwadzieścia minut temu. Dom przy First Street był teraz najbezpieczniejszym budynkiem w całej Dzielnicy Ogrodów. Reina poszła spać, a Grey został gruntownie przeszkolony w obsłudze systemu bezpieczeństwa, by móc pokazać jej rano, jak działają urządzenia. Reina jednak nie spała. Spod drzwi jej sypialni sączyła się wąska strużka światła. Co jakiś czas, pośród odgłosów starego domu i cichego buczenia monitorów, do jego uszu dochodził wyraźny szelest ciała przesuwającego się w pościeli, zgrzytnięcie sprężyn w materacu, skrzypienie deski u wezgłowia łóżka, które stało w tym pokoju od ponad stu lat. Przeczesał palcami włosy wciąż wilgotne po kąpieli pod prysznicem, zawiązał w pasie spodnie od piżamy
i szybko narzucił T-shirt. Może nie spała, bo martwiła się klejnotami. Honor nakazywał mu oczywiście uśmierzyć jej obawy, czyż nie? A może zaszkodziła jej kolacja, którą zamówił... ale to raczej wątpliwe. Siedzieli długo przy jedzeniu, rozkoszując się smakiem potraw i własnym towarzystwem. Grey zabawiał Reinę opowieściami o dziecinnych przygodach, jakie przeżywali z Zane’em w tym starym domu, wiedząc już, że Zane niewiele jej o tym mówił. Musiał bardzo uważać, żeby nie obarczać swego brata winą za ich kolejne wybryki, ponieważ sam miał być Zane’em. Dzięki temu zyskał nową, ciekawą perspektywę. Być może tak naprawdę Zane wcale nie ponosił winy za wszystkie ich psoty. Ciekawe, w którym dokładnie momencie z taką łatwością uznano brata za ,,tego złego bliźniaka’’. Stało się to tak wcześnie, że żaden z nich nie miał innego wyjścia, jak tylko dostosować się do oczekiwań dorosłych. Ale co teraz? Grey zdawał sobie sprawę, że uwielbia ryzyko i lubi szukać przygód, zupełnie tak samo jak jego brat. Wolał tylko, żeby te wyczyny pozostały jego prywatną sprawą. Tak jak tutaj, w domu Reiny. W jej sypialni. Zastukał do drzwi. – Reino? – Wejdź – odpowiedziała ospałym, zmysłowym głosem. Przekręcił gałkę i zaczerpnął głęboko tchu, spodziewając się, że ujrzy ją skuloną pod kołdrą. Tymczasem jednak Reina siedziała oparta o stos poduszek; twarz miała oczyszczoną z makijażu, włosy luźno upięte do
góry, a jej ciało spowijała długa, jedwabista, czarna piżama. – Nie możesz zasnąć? – zapytał. Uśmiech ledwie wygiął jej usta, ale za to rozświetlił oczy. – Och, myślę, że zasnęłabym bez trudu, ale jeszcze nie próbowałam. Brandon już wyszedł? Grey skinął głową. – Jesteśmy całkowicie bezpieczni. Kiedy odwrócił się do stolika przy jej łóżku, wsunęła pod kołdrę małą książeczkę. – Może brandy? – zaproponowała, wskazując karafkę i kieliszek stojące pod lampą. – Jasne. Wziął kieliszek, a potem rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu miejsca, gdzie mógłby usiąść. Chociaż miał do dyspozycji wyściełany szezlong i wygodny fotel, wolał być bliżej niej. Przysiadł więc na brzegu łóżka i oparł się o jeden z wysokich narożnych słupków. Wyglądało na to, że Reina nie ma nic przeciwko temu, więc uśmiechnął się szeroko. – Co czytasz? – zapytał. Zasznurowała usta, a Grey uświadomił sobie, że mina, którą podziwiał cały dzień, nie była wynikiem starannie nałożonej pomadki. Dolna warga Reiny wyginała się w naturalny sposób, co od razu przykuło jego uwagę i sprawiło, że natychmiast zapragnął ją pocałować. – Pamiętnik – odparła. Grey napił się brandy. Niesamowicie gładki i niewątpliwie bardzo drogi trunek rozgrzał go i odprężył.
– Tego jubilera? Zawahała się, przesunęła językiem po zębach i sięgnęła przez poduszki, żeby nalać sobie drinka. – Niezupełnie. – Reina ma sekret – powiedział z uśmiechem. – W przeciwieństwie do Zane’a, Reina ma wiele tajemnic. – Zdradź mi jedną z nich. Napiła się i wyciągnęła przed siebie nogę. Wedle projektu jej piżama miała być zapewne skromna. Długie spodnie i rękawy, obciągnięte satyną guziki. Krojem przypominała męską piżamę, ale na niej wyglądała zdecydowanie kobieco. Bujne piersi kusząco rysowały się pod jedwabną tkaniną i nawet jej czarny kolor nie był w stanie ukryć zarysu sutek ani kształtu ud. – Tylko jedną? – Na początek. Reina rzuciła szybkie spojrzenie w bok i wzdrygnęła się lekko. Grey wyczuł w jej ciele i emocjach napięcie, które było dla niej zupełnie nietypowe. Wiedział już, że w obecności jego brata Reina zmieniała maskę wyniosłej uwodzicielki, przeznaczoną dla mężczyzn takich jak Claudio czy klienci w galerii, na swą naturalną zmysłowość, którą jednak nie zawsze potrafiła utrzymać w ryzach. Miał niejasne wrażenie, że w jego obecności – czyli obecności Zane’a – czuła się skrępowana. I podniecona. A może to po prostu były tylko pobożne życzenia? Postawiła kieliszek na stoliku i wyjęła dziennik spod kołdry. – Napisała go kochanka jubilera.
Wręczyła mu książkę. Na skórzanej oprawie nie było ani jednego wgniecenia czy zarysowania. Papier w środku pożółkł wprawdzie, a atrament lekko zblakł, ale nawet niewprawne oko było w stanie stwierdzić, że dziennika nie spisano w szesnastym wieku. – Nie wygląda wcale na taki stary. – Bo nie jest. To przekład jej pamiętnika sprzed jakichś pięćdziesięciu, sześćdziesięciu lat. Tłumaczenia dokonała matka Claudia, chcąc zapewne wprawić się w angielskim. Czytam już od kilku godzin. Naprawdę świetnie jej to wyszło. Przewrócił kilka stron, żałując, że nie ma okularów. Wykładał je już kilka razy tego wieczoru, kiedy Reiny nie było w pobliżu. Zane poddał się operacji skorygowania dalekowzroczności, więc nie wypadało teraz, żeby Grey nosił okulary. – Przeczytaj mi trochę. Wyrwała mu książkę z rąk. – Lepiej nie. – Dlaczego? – To jest bardzo... śmiałe. Napił się jeszcze brandy. – Tak, zauważyłem. Nawet bez okularów i przy nieco przytłumionym świetle, dostrzegał jej rumieniec. – Czytałeś Dzienniki Il Gioiellierego? Pokręcił przecząco głową. – Cóż, jego opowieść o schadzkach z kochanką wszyscy nazywają teraz nową Kamasutrą. Prowadził obszerne zapiski dotyczące najlepszych sposobów zaspokojenia kobiety, nie mówiąc już o kilku ciekawych
spostrzeżeniach na temat sposobów sprawienia rozkoszy mężczyźnie. Ale wspomnienia Viviany... – podniosła książkę – są naprawdę prowokacyjne. Teraz już rozumiał fizyczne poruszenie Reiny. Ona rzeczywiście była podniecona. Ale niestety nie z jego powodu. Jeszcze nie, w każdym razie. – Przeczytaj mi kawałek. Znowu oblizała usta. Szybki rzut oka na pamiętnik świadczył, że trudno jest jej oprzeć się pokusie. – Jesteś pewien? W jej pytaniu kryło się więcej, niż można było przypuszczać. Czyżby to Zane był tym, który zakończył ich związek? Czyżby to on obstawał przy tym, żeby ich relacje pozostały platoniczne? To nie było wykluczone. Głupie, ale nie wykluczone. Jeśli związek z Reiną zabrnął za daleko, stał się zbyt poważny, Zane na pewno znalazł sposób, żeby go zakończyć. Tak naprawdę, z tego, co wiedział Grey, jego brat nigdy nie pozostawał z kobietą w relacji, którą można by w ogóle nazwać związkiem. To Grey miał związki. Zane miewał chwilowe fascynacje. Tej nocy zaś, i przez co najmniej kilka kolejnych dni, miał być Zane’em. – Całkowicie – odparł. Wahała się jeszcze tylko przez sekundę, po czym wzięła do ręki książkę i zaczęła ją przeglądać, aż znalazła poszukiwaną stronę. – Tutaj przychodzi do niej po raz pierwszy. Ten mężczyzna miał klasę. Cierpliwość i klasę. Reina powoli zwilżyła usta językiem, oparła się wygodnie na poduszkach i zaczęła czytać.
Odwiedził mnie dzisiaj Il Gio. Przyniósł pieniądze za naszyjnik, a okazał się bardzo hojny i zapłacił więcej niż było warte to świecidełko. Przyniósł mi także podarunek – bardzo długi, cienki, złoty łańcuszek o pięknych, delikatnych ogniwach i z ciężkim złotym wisiorem w kształcie puklerza. Sądziłam, że chce być po prostu miły albo nawet jest mu przykro, że muszę sprzedawać moją piękną biżuterię po to, żeby zapłacić podatki. Oświadczył jednak, że metal będzie służył mi za ochłodę podczas upalnych letnich nocy. Powiedział, że powinnam owinąć łańcuszek wokół szyi i trzymać puklerz blisko serca. W jego oczach tańczyło światełko tajemnicy. Nie mogłam mu się oprzeć. Do snu ubrałam się skąpo – miałam na sobie tylko koszulkę i jego łańcuszek. Drzwi balkonowe zostawiłam otwarte, modląc się o bryzę. Nie przyszła. Ale zjawił się on. Nie wiem, kiedy się obudziłam i uświadomiłam sobie, że stoi obok mnie. Nie otworzyłam oczu. Ale wiedziałam, że to on. Wyszeptał moje imię. Utrzymywał, że tak naprawdę wcale go przy mnie nie ma, że to tylko zjawa, przywołana przez moje własne żądze. Pościel leżała splątana wokół moich ud. Zerwał ją ze mnie. Pod koszulką nie miałam nic. Wiedziałam, że księżyc stoi wysoko na niebie. A więc widział mnie. Całą. Nie dotykając mojego ciała, zdjął ze mnie koronki. Szeptał, że jestem piękna. Że mnie pragnie. Ale jestem jak bezcenny diament i jeszcze nie może sobie na mnie pozwolić. Gdybym chciała, gdybym się zgodziła, zapłaciłby za moją miłość rozkoszą. Rozkoszą? Roześmiałam się. Przyznałam mu, że owszem, czytałam o tym historie i słyszałam różne opowieści, ale sama nigdy nie zaznałam miłosnych uniesień. Odparł, że moja rozkosz będzie jego najwspanialszym dziełem, jeśli tylko
obiecam nie otwierać oczu. Zgodziłam się. Oczami duszy wciąż przecież widziałam jego postać, jego smagłą skórę i jasne, błękitne oczy... Głos Reiny załamał się nagle. Odchrząknęła i sięgnęła po kieliszek, żeby napić się brandy. Musiała minąć chwila, zanim Grey uświadomił sobie, że opis mężczyzny pasuje także do niego. – Jak się poznali? – zapytał Grey, chcąc przerwać milczenie. Reina uśmiechnęła się. – Była młodą wdową uważaną za niezwykłą piękność. Ale ponieważ mąż nie zostawił jej posagu, lecz ogromne długi, żaden mężczyzna nie chciał jej za żonę. Nie miała rodziny. Żeby zachować dach nad głową, sprzedawała Il Giowi swoją biżuterię. – Dlaczego się z nią nie ożenił, skoro... był taki zainteresowany? – Miał już żonę. – Ale jej nie kochał? Reina przytaknęła. – To było zaaranżowane małżeństwo z oziębłą kobietą. Z jego zapisków wynika, że gdy usiłował rozbudzić w żonie seksualne popędy, uciekła do zakonu i tam przez rok z górą modliła się za jego duszę. Po powrocie zabroniła mu wchodzić do swojej sypialni, chyba że będzie chciał mieć więcej dzieci. Mieli już trzech synów. – W takim razie uprawiali jednak seks. Z nocnego stolika wzięła egzemplarz dziennika Il Gia i rzuciła książkę w stronę Greya.
– To wszystko jest opisane w kilku pierwszych rozdziałach. Owszem, kochał się ze swoją żoną, ale nie było to doświadczenie godne zapamiętania. Niektórzy ludzie po prostu do siebie nie pasują. Z tego, co przeczytałam, wynika, że żona zachęcała go, żeby wziął sobie kochankę. Początkowo. Grey przerzucił kilka stron, ale szybko odłożył książkę na bok. Nie mógł czytać bez okularów, a ponadto pragnął, żeby to Reina opowiadała dalej, choćby po to, żeby słuchać jej głosu. Był cichy i zmysłowy, naturalnie melodyjny, naznaczony odcieniem europejskiego akcentu. Zaokrąglone samogłoski i urywane spółgłoski. I chociaż byli sami w domu, mówiła szeptem, tak jak przy kolacji, jak gdyby chciała zmusić go, żeby nachylił się w jej stronę. – Potem to się zmieniło? – Kochanka stała się jego obsesją. Przez jakiś czas cierpiała na tym jego praca, ponieważ wszystko tworzył dla Viviany, a nie na sprzedaż. Wkrótce jednak rozeszły się plotki o jego biżuterii i jej potencjalnym erotycznym zastosowaniu. Ludzie zjeżdżali z całych Włoch, żeby kupować jego wyroby. Stał się bardzo bogaty. Nigdy jednak nie sprzedał nic z tego, co stworzył dla Viviany, nawet kopii tych przedmiotów. Grey kiwnął głową w kierunku odłożonego na bok przekładu pamiętnika. – A kiedy obsesja osłabła? Reina odstawiła kieliszek i sięgnęła znowu po książkę. Krótka przerwa w czytaniu wypełniona rozmową na nowo obudziła jej entuzjazm. – Według zapisków Viviany, nigdy. Tej pierwszej
nocy rozpoczęły się podchody, uwodzenie i rozkosz, które trwały dwadzieścia lat. Grey zagwizdał. Nie potrafił sobie wyobrazić tak długiego romansu. Małżeństwo, owszem. Jego rodzice byli razem już prawie czterdzieści lat. Chociaż nie eksperymentowali raczej z zabawkami erotycznymi – wolał nawet nie rozważać takiej możliwości – namiętność między Elizabeth a Nathanem Mastersonami wydawała się równie żywa i świeża, jak wówczas, gdy Grey i Zane byli nastolatkami. Wtedy chłopcy z zakłopotaniem patrzyli na uściski i pocałunki rodziców, ale wzrastanie w domu pełnym miłości i okazywanych uczuć bez wątpienia przyczyniło się do tego, że obydwaj już od wczesnej młodości wykazywali zdrowe upodobanie do seksu. – Poczytaj jeszcze – poprosił Grey. – Już późno. Aż jęknął, słysząc tak kiepską wymówkę. – I co z tego? Bywaliśmy razem na imprezach, które trwały całą noc i zahaczały o następny dzień. Chcę się dowiedzieć, jak ten facet ją uwiódł. Tej pierwszej nocy. Jak daleko się posunął? Ponaglił Reinę ruchem brwi, całkowicie pewien, że jego brat byłyby równie zaciekawiony jak on sam. Z drugiej jednak strony oczywiste było, że kierują nim pewne ukryte motywy. Chciał, żeby Reina czytała dalej, bowiem wyznania Viviany budziły jej podniecenie. Świadczył o tym wiele mówiący rumieniec i łagodne, rozmarzone spojrzenie oczu barwy obsydianu. Wzięła książkę i znalazła miejsce, w którym przerwała.
Tak jak nakazał, położyłam puklerz przy sercu i dwa razy owinęłam łańcuszek wokół szyi. Był taki długi! Nie mogłam zrozumieć, po co komuś łańcuszek sięgający prawie do kolan. Ale on, swymi delikatnymi palcami, pokazał mi jego przeznaczenie. Ujął ciężki złoty wisiorek, a potem rozwinął chłodny metalowy łańcuszek, wodząc delikatnymi ogniwami po mojej obnażonej skórze. Zanurzył puklerz między moimi nogami, a jego ciężar leciutko muskał moje łono. Łańcuszek zacisnął się nieco na mojej szyi, ale bardzo lekko, na tyle by przypomnieć mi, żebym leżała bez ruchu. Nie mogłam się zakrztusić, ale gdybym zbyt gwałtownie odwróciła głowę, zerwałyby się jego cieniutkie złote ogniwa. Il Gio manipulował łańcuszkiem, muskając chłodnym metalem moje sutki, okręcając złote ogniwa wokół piersi. Owinął je kilka razy i pociągnął mocniej. Zaczęłam się wić pod wpływem nowych doznań, a puklerz uderzał mnie lekko między nogami. Do głowy zaczęły napływać mi szalone myśli. Pragnęłam poczuć złoto w sobie. Jego nacisk. Jego ciężar. Czułabym się zawstydzona, gdyby nie zabronił mi się wstydzić. Twierdził, że kobiety stworzone są do rozkoszy. I od chwili, kiedy zaczął mnie całować, splatając swój język z moim, wierzyłam jego słowom. Reina zamknęła książkę. – To wszystko? – zapytał Grey, wyraźnie rozczarowany. Złapał się na tym, że bezwiednie zamknął oczy, porwany melodią jej głosu malującego pełen erotyzmu obraz. – Czy kochałeś się kiedyś z dziewicą? Grey zaśmiał się, zdumiony, z jaką łatwością Reina przeskakuje z jednego tematu na drugi.
– Ale Viviana nie była dziewicą, prawda? – Dosłownie – nie. Ale nigdy nie zaznała rozkoszy, nie miała orgazmu, dopóki nie poznała Il Gia. Czy byłeś kiedykolwiek tym pierwszym dla kobiety? Grey w zamyśleniu ściągnął brwi, w pełni świadom, że jest to grymas o wiele bardziej charakterystyczny dla niego niż dla Zane’a. Tyle że naprawdę nie mógł sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek był pierwszym kochankiem, co, jeśli się nad tym zastanowić, wiele mówiło o typie kobiet, jakie go pociągały. A Zane? Szczerze mówiąc, także i jego brat raczej nie gustował w dziewicach. Obydwu ciągnęło do bardziej wyrafinowanych, doświadczonych kobiet, które nie miały powodu, by lękać się tego, co nieznane, i nie cofały się przed seksualnym spełnieniem. Kobiety w typie Reiny... chyba że... Usiłował nie zdradzać najmniejszych oznak zaciekawienia. Masz być znudzony. Bądź znudzony. – Dlaczego pytasz? Wydała pełne żalu westchnienie. – Czasami z trudem przypominam sobie swój pierwszy raz. Byłam tak młoda. – Machnęła ręką, po czym sięgnęła po brandy i jednym haustem opróżniła kieliszek. – Ale już ci o tym opowiadałam. Grey zaklął w duchu. Nie mógł przecież udać, że nie pamięta czegoś tak doniosłego i osobistego, żeby skłonić ją do ponownego opowiedzenia tej historii, bez względu na to, jak bardzo pragnął ją usłyszeć. Była młoda. Ale jak młoda? Miała szesnaście lat? Może mniej? Kim był jej pierwszy kochanek? Na szczęście już dawno doprowadził do perfekcji
umiejętność zadawania pytań. Dzięki temu mógłby teraz uzyskać odpowiedź, nie zdradzając się, że nie jest tym z braci Mastersonów, któremu kiedyś wyznała swój intymny sekret. – Widujesz jeszcze swojego pierwszego kochanka? – Martine’a? – Na jej usta wypłynął słodki uśmiech. – On nadal mieszka w Saint Tropez. Widziałam go jakieś pięć lat temu. Ożenił się, ma trzy córki. I wciąż prowadzi wraz z ojcem ten stary hotel. Dlaczego nie zdziwiło go wcale, że Reina utrzymuje przyjazne stosunki z mężczyzną, który pozbawił ją dziewictwa? – Uwodził mnie przez całe lato. Melancholia w jej głosie i zamglone, pełne nostalgii spojrzenie poruszyły Greya. Nagle poczuł się zazdrosny o chłopaka, który poświęcił tyle czasu na rozbudzenie zmysłów swojej kochanki. Tacy jak on zbijali Greya z tropu. – Więc poradził sobie, tak? Reina zamrugała oczami, odpędzając wspomnienie. – Martine? Był taki delikatny i zafascynowany moimi reakcjami, jakby sporządzał w myślach notatki. Na pewno był trochę niezdarny, ale skąd mogłam o tym wtedy wiedzieć? Miałam tylko czternaście lat. Grey gwałtownym ruchem odstawił kieliszek, usiłując ukryć zdumienie. – O co chodzi? – zapytała, wyczuwając jego poruszenie. – Przecież już ci o tym mówiłam. Jeśli dobrze pamiętam, to nawet bawiliśmy się w zgadywanie i wygrałam równowartość czynszu za pierwszy miesiąc wynajmowania twojego domu.
Przysunęła się na łóżku bliżej niego, próbując dojrzeć twarz mężczyzny przez szkło kieliszka, za którym usiłował się ukryć. Szybko dopił brandy i zakłócił jej obserwację, oddając swój kieliszek. – Wiem. Ale nadal robi to na mnie wrażenie. Odstawiła kieliszek na stolik i z powrotem oparła się na poduszkach, ale tym razem siedziała odrobinę bliżej niego niż poprzednio. – Ty przecież nie byłeś dużo starszy, prawda? A może wtedy trochę przesadziłeś? Spojrzała na niego wyzywająco i w zadziorny sposób nachyliła się, podpierając się rękami tak, że piżama rozsunęła się trochę z przodu i Grey, widząc przez chwilę zarys jej piersi, nie był w stanie zebrać myśli. Przełknął ślinę, ale wciąż czuł suchość w ustach. Był spragniony. Pragnął jej. Chciał posmakować brandy, której zapach czuł w jej rozpalonym oddechu. – Miałem piętnaście lat. To była prawda, także w przypadku Zane’a. Obaj stracili dziewictwo z tą samą kobietą, ich dwudziestoletnią sąsiadką, która postawiła sobie za punkt honoru uwieść bliźniaków, chociaż żaden z nich o tym nie wiedział ani nie dbał o to, kiedy już było po wszystkim. Skinęła głową i przysunęła się bliżej, a zapach jej perfum przypominał mu ostrą woń cynamonu. – A zatem obydwoje byliśmy młodzi, zostaliśmy uwiedzeni i obojgu nam doświadczenie to niezwykle się spodobało. – Jej piersi zafalowały, gdy westchnęła ciężko. – Nic dziwnego, że oboje jesteśmy tak seksualnymi istotami.
Pochwyciła jego wzrok, a jej tęczówki i źrenice stopiły się w niezgłębione otchłanie czerni. Kiedy kusicielsko oblizała usta, Grey przestał walczyć z instynktem. Nawet Zane nie oparłby się chęci pocałowania tak zmysłowej kobiety, bez względu na ich wspólną przeszłość. Kiedy nachylił się ku niej, ich usta zetknęły się w pół drogi. Na skutek szoku czy też pożądania – nie miał pojęcia, z jakiego powodu i nic go to nie obchodziło – Reina rozchyliła wargi. Jej żar nie przestawał przyciągać go i zniewalać nawet wówczas, gdy ich języki zwarły się i splotły ze sobą. Ale ona odsunęła się nagle. Zerwała się z łóżka, odwróciła na sekundę i cofnęła o dwa kroki. – Ty nie jesteś Zane!
Rozdział szósty
Grey odetchnął głęboko, starając się z wyrazu twarzy odczytać, co odczuwa. Wstrząs? Z pewnością. Przerażenie? Raczej nie. Złość? Tak, z początku, ale oburzenie szybko przerodziło się w chłodną, wypracowaną obojętność. – Ty... nie jesteś... Zane... Masterson. Wypowiedziawszy to spostrzeżenie drżącym głosem, Reina zacisnęła wargi, jakby chciała stłumić emocje wywołane nagłym odkryciem. Przez chwilę Grey miał wrażenie, że widzi iskierkę rozbawienia w jej oczach, ale doszedł do wniosku, że to tylko złudzenie. Został złapany na gorącym pocałunku. Nie znał kobiety, która takie oszustwo uznałaby za zabawne. A jednak... Reina nie była zwyczajną kobietą. – Niech zgadnę. Czyżbyśmy całowali inaczej? – zaryzykował. Jej brwi powędrowały do góry, ale natychmiast opadły z powrotem. W każdym razie zdradziła się ze
swym zaskoczeniem, zapominając na chwilę o masce apatii. – Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. – Co takiego? Wzruszyła ramionami i wróciła do łóżka, jakby ani jego kłamstwo, ani pocałunek nie miały większego znaczenia. Na szczęście on doskonale wiedział, że jest inaczej. – Nigdy nie całowałam się z twoim bratem. Grey potrzebował czasu, żeby zarejestrować tę informację. – Nie spałaś z nim? Reina uśmiechnęła się szeroko, rozbawiona tym, jak trudno oswoić mu się z prawdą, którą właśnie poznawał. – Zane i ja zawsze byliśmy i na zawsze pozostaniemy tylko przyjaciółmi. Jeżeli on powiedział ci coś innego, Grey... – z naciskiem wymówiła jego imię – ...to skłamał. Albo przesadzał. W końcu słynie z tego. Nic dziwnego, że Zane tak lubił tę kobietę. Jego donżuańska charyzma nie wywierała na niej najmniejszego wrażenia. Niewątpliwie miała bardzo dobry wpływ na przerośnięte ego brata. Grey rozłożył ręce. – Nie, nic mi nie opowiadał. Mówił tylko, że jesteście dobrymi przyjaciółmi, ale ja sam doszedłem do wniosku, że... – Kiedyś byliśmy kochankami? – Jesteś niezwykle piękną kobietą. A poza tym między nami coś przecież zaiskrzyło. Reina odchrząknęła i dolała sobie brandy. – Tak, już to powinno mi zasugerować, że nie jesteś Zane’em. Przypisałam to jednak lekturze dzienników
i obejrzeniu kolekcji Claudia. Ale najwidoczniej chodziło o coś więcej. – Cóż... – mruknął Grey. – Coś więcej dopiero może się wydarzyć. Jesteśmy na dobrzej drodze. Spodziewał się, że mu zaprzeczy, zwłaszcza że ją okłamał, ale oparła się o poduszki z kieliszkiem brandy w dłoniach. Przez chwilę sączyła trunek w zamyśleniu. – Lubię znać tożsamość mężczyzny, z którym się całuję – stwierdziła, po czym nagle, bez ostrzeżenia, przesunęła się na materacu prawie w to samo miejsce, gdzie siedziała, kiedy ją pocałował. Znalazła się tak blisko, że znowu poczuł egzotyczny zapach jej perfum. I woń brandy na jej ustach. Jej siła i pewność siebie sprawiły, że omal nie odskoczył, ale powstrzymał się i nachylił bliżej. Była niesamowicie fascynującą kobietą. Przypominała tajemnicę, którą trzeba odkryć, dochodzenie, które należy zakończyć przed oddaniem do druku porannego wydania gazety. – Przepraszam za tę zamianę – powiedział, a jego palce przesunęły się odrobinę na kołdrze, przyciągane jakąś niewytłumaczalną siłą ku jej miękkiej piżamie. Reina siedziała bez ruchu i patrzyła na niego cierpliwie, lecz z wyczekiwaniem. Grey jednak był w stanie myśleć tylko o kontynuacji pocałunku. – Chyba nie uważasz, że to wyjaśnienie ma mi wystarczyć? – zapytała i szybko napiła się brandy. – A może powinnam zadzwonić do Zane’a, jeśli chcę poznać całą prawdę? – Nie słyszałaś, że z bliźniaków Masterson to ja jestem tym uczciwym i pracowitym bratem?
– Tak, wiem o tym od Zane’a. Myślę, że on docenia twoje wysiłki, żeby być jego całkowitym i bezwzględnym zaprzeczeniem. Sam zawsze uchyla się od ponoszenia zbytniej odpowiedzialności za cokolwiek. Może jednak powinnam do niego zadzwonić, żeby sprawdzić, czy daje sobie radę. Przypuszczam, że będąc tobą, jest bardzo zajęty. – Zerknęła na zegarek przy łóżku. – Hm. Co takiego Grey Masterson, słynny nowoorleański kochanek i wydawca prasowy, mógłby robić w środku sobotniej nocy? W zwykłych okolicznościach oczywiście. Grey zmarszczył czoło. – Prawdziwy Grey Masterson pewnie siedziałby jeszcze w redakcji, chcąc nadążyć z przygotowaniem poniedziałkowego numeru. Ale mój brat dzwonił kilka godzin temu i powiedziałem mu, żeby robił, co chce, nie pytając go nawet, gdzie jest ani z kim. To dlatego masz mnie tutaj, Reino. Zmęczyłem się ciągłym byciem sobą. – Tak jak wielu ludzi. Szkoda, że wszyscy nie mamy bliźniąt, z którymi moglibyśmy się zamieniać, kiedy mamy ochotę uciec od samych siebie. Wy dwaj macie szczęście. – Nie gniewasz się, że nie powiedziałem ci, kim jestem? Że Zane cię nie ostrzegł? Zamyśliła się, zaciskając lekko usta. – Jakoś to przeżyję. A jeśli Zane wcale nie reprezentuje cię w taki sposób, jak byś chciał? – Zane nie może już zrobić ze mnie większego głupka niż Lane Morrow. Udało jej się przekonać wszystkich, że nie tylko okiełznała moje dzikie żądze, ale do tego jeszcze złamała mi serce i porzuciła, żebym po-
grążył się w rozpaczy, niezdolny do nowych związków z kobietami. – Próbowałeś udowodnić, że to nieprawda? – A po co? – rzucił, po czym zamilkł. Reina nie musiała przecież wysłuchiwać jego narzekań. Zamienił się z bratem przede wszystkim po to, żeby uciec od rozmyślań o Lane, o brukowcach, swojej gazecie i o wszystkim, co miało związek z jego własnym życiem. Nawet teraz, gdy poznała już ich tajemnicę, Grey nie zamierzał wrócić do swych dawnych zwyczajów. Pragnął nadal być Zane’em i dobrze się bawić. Nawet jej kłopoty związane z włamaniami do galerii nie były w stanie go zniechęcić. – Jestem pewien, że Zane już dopilnuje, żeby udowodnić jej kłamstwo. Grey opowiedział Reinie o prześladującej go kobiecie i o problemach w redakcji. A także o wrzodzie żołądka, który próbował sam zaleczyć, łykając różne lekarstwa, chociaż nie zamierzał aż tak bardzo wdawać się w szczegóły. Był jej jednak winien wyjaśnienia, zwłaszcza że pomoc Reiny była mu potrzebna, jeśli chciał dalej prowadzić swą grę. – A więc Zane prowadzi redakcję? – Reina nie próbowała nawet ukryć cynicznego tonu głosu i wyrazu twarzy. – Teraz jego kolej. W końcu ma prawie tyle samo udziałów, co ja. No i zrobił przecież dyplom z dziennikarstwa. Czy wspominał ci o tym? – Nie, ale ja na przykład skończyłam historię sztuki, co wcale nie upoważnia mnie do prowadzenia Luwru – odparowała.
– Poradzi sobie. Patrzyła na niego sceptycznie, ale można było odnieść wrażenie, że wcale nie wątpi w umiejętności Zane’a, lecz raczej w nie poparte niczym zaufanie, jakim Grey darzy swojego brata. Tak, bez wątpienia była przenikliwą kobietą. Rzeczywiście nie obchodziło go zbytnio, czy Zane zdoła uratować gazetę. Chciał się po prostu wyłączyć. – Twój brat jest niezwykle zaradny i aż zanadto wykształcony – stwierdziła. – Ja też jestem pewna, że sobie poradzi. Ale dziwię się, że nie powiedział mi o waszej zamianie. Doskonale wie, że dochowałabym tajemnicy. Grey pokiwał głową. Wprawdzie Zane też go o tym zapewniał, ale Grey wolał nie wciągać Reiny do spisku. W przeszłości, za każdym razem, kiedy zamieniali się rolami, nikt oprócz ich dwóch nie miał prawa wiedzieć o zamianie. Uważali wówczas, że obecność współspiskowców mogłaby zepsuć zabawę. – Nie przypuszczałem, że Zane ma przyjaciółkę, której może tak bezgranicznie zaufać. Jak widać, myliłem się. Nie będąc nawet kochankami, opowiedzieliście sobie o swoich pierwszych doświadczeniach seksualnych. Reina uśmiechnęła się chytrze. – Teraz i ty znasz moją tajemnicę, prawda? Grey wyprostował się nieco. – A czy Zane poznał więcej szczegółów? Bo ja osobiście chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej. Właściwie, to jest konieczne. Jeśli mam zachowywać się jak mój brat, powinienem wiedzieć wszystko to, co on. Zwłaszcza jeśli chodzi o ciebie. Próba żartu nie okazała się aż tak chybiona, jak Grey
przypuszczał. Jeden kącik zmysłowych ust leciutko, prawie niezauważalnie uniósł się w górę. – Chciałbyś, prawda? Ale wszystko w swoim czasie, Greyu Masterson. Nie jesteś tym, kim sądziłam, więc co ja mam teraz z tobą zrobić? Zmęczenie dawało się już Reinie we znaki silnym bólem mięśni wokół oczu, a jednak nie usiłowała nawet zasnąć, dopóki nie uzyska odpowiedzi na kilka niezwykle palących pytań. Wiedziała już przynajmniej, skąd ten nagły przypływ pożądania wobec mężczyzny, na którego wdzięk była odporna od lat. Seksowny, czarujący przystojniak po prostu nie był Zane’em, ale Greyem – zdaniem Zane’a – poważniejszym z bliźniaków. Ciekawe. Z Greyem nie miała przecież nic do stracenia. Niewątpliwie lubił seks tak samo jak ona. Nie szukał zapewne poważnego związku, a po aferze z Lane Morrow ponad wszystko cenił dyskrecję. Na Boga, ten mężczyzna wyczyniał z jej libido takie rzeczy, że była bliska obłędu. Pragnęła go szaleńczo, a uczono ją zawsze, by sięgała po to, czego pragnie. Grey zabrał jej brandy, postawił kieliszek na podłodze i znowu przysunął się blisko. – Mam parę pomysłów na to, co mogłaby pani ze mną zrobić, pani Price, jeśli oczywiście zechce pani je usłyszeć. – Wolałabym doświadczyć tego, co masz na myśli – odparła. – Niektórzy mężczyźni potrafią tylko gadać. Jego chytry uśmieszek przerodził się w szeroki uśmiech. – Mógłbym powiedzieć to samo o większości kobiet.
No właśnie. Lane Morrow z pewnością nie szczędziła słów, ale dopiero po tym, jak już zrobiła swoje. Cóż, Reina nie zamierzała zostać wciśnięta do jednej szufladki z taką lafiryndą. Przysunęła twarz trochę bliżej do niego, nie mogąc oderwać oczu od jego kształtnych ust i pragnąc znowu poczuć ich smak. – Ja nie jestem większość kobiet – szepnęła, muskając lekko wargami jego usta. – Udowodnij to. Słysząc to wyzwanie, poczuła nagły przypływ adrenaliny i wiedziona impulsem przycisnęła usta do jego warg. Grey odwzajemnił się jej równie namiętnie, a ona bezwiednie zanurzyła dłonie w jego włosach i ścisnęła je z całej siły, gdy jej tłumiona długo żądza znalazła nagłe ujście, a Reina poczuła, że porywa ją nowy, niezbadany dotąd wir doznań. Nie była w stanie myśleć racjonalnie. Kiedy ją odsunął, w oczach kobiety malowało się zdumienie, lecz szybko odzyskała panowanie nad sobą. – No, no... – powiedział. Reina odgarnęła włosy. – To tylko pocałunek – stwierdziła, chcąc przekonać go, a raczej samą siebie, że nie wydarzyło się nic szczególnego, nic nowego i zaskakującego. Grey zmrużył oczy. – Chyba nie wierzysz w to, co mówisz? Zwilżyła językiem usta, nie mając wcale ochoty przyznawać, że zwykły pocałunek wstrząsnął nią aż do głębi. – Czego ty chcesz, Grey? – To oczywiste. Pragnę ciebie, Reino. Pragnę cię od chwili, kiedy wszedłem do galerii.
Potrząsnęła głową, usiłując wyrwać się z oszołomienia. Reina nigdy nie uciekała od swej seksualności i nie cofała się przed pójściem do łóżka z pożądanym mężczyzną. Ale nigdy też nie pragnęła żadnego mężczyzny na tyle, by tak się niecierpliwić i nie przeciągać celowo wzajemnego uwodzenia, rozpalać iskry pożądania tak długo, aż buchnie ona nieokiełznanym płomieniem. Chwyciła poły piżamy, rozerwała ją i zaśmiała się na dźwięk rozsypujących się po podłodze guzików. Powoli wysunęła ramiona z rękawów, rzuciła koszulę w ślad za guzikami i spojrzała na Greya, który opuścił wzrok na jej nagie piersi i sterczące sutki. – Na co czekasz? – zapytała. Pożądanie rozszerzyło jasne, błękitne oczy mężczyzny. Objął jej talię i zaczął powoli przesuwać dłonie w górę, a jego dotyk był badawczy, lecz władczy zarazem. Zamknęła oczy, przygotowana, że wreszcie poczuje go w pełni. Kiedy zatrzymał ręce na wysokości jej żeber, Reina spostrzegła w oczach mężczyzny odbicie swego ciała. – Znowu na coś czekasz – zauważyła. – Nie znasz mnie przecież. – Wiem to, co potrzeba. – Ale ja nie wiem, czego ode mnie chcesz. Uśmiechnęła się leciutko i szybkim ruchem ściągnęła mu koszulę przez głowę. Położyła ręce na jego szerokiej piersi, zanurzyła palce w porastających ją miękkich, kręconych włosach i mocno przycisnęła dłonie, aż poczuła przyspieszone bicie jego serca. – Chcę seksu, Grey. Niezwykłego seksu. Zwalającego z nóg. Takiego, o którym można napisać książkę.
Zerknęła na pamiętnik Viviany, który prawie całkiem zniknął w fałdach coraz bardziej skotłowanej pościeli. Szkoda, że nigdy nie miała zwyczaju opisywać swoich przygód miłosnych, bowiem teraz, kiedy dłonie Greya powoli sunęły w górę po jej brzuchu, a szorstkie koniuszki palców pieściły krągłość piersi, nie mogła sobie przypomnieć, żeby z jakimkolwiek kochankiem połączyła ją tak nagła, zniewalająca więź. – Nie piszę książek o seksie – powiedział. – I nie lubię ich czytać. Chyba że mają kilkaset lat. Owładnięta pożądaniem Reina zapomniała zupełnie o Lane Morrow. – Trudno się dziwić – odparła. – Dyskrecja to coś, co mnie bardzo podnieca, Grey. A może powinnam powiedzieć: Zane? Zagram we wszystko, co zechcesz. Grey zamruczał, pociągnął ją do góry i zaczął całować długo i namiętnie. – Lubię gry, Reino, ale w twoim łóżku chcę pozostać Greyem. I zamierzam się z tobą kochać. Odchyliła głowę do tyłu, odpięła klamrę i rozpuściła włosy. – Znowu gadasz. Czy to jedyny użytek, jaki potrafisz zrobić z tych swoich ust? – Poczekaj tutaj. Zerwał się z łóżka i wybiegł tak szybko, że ledwie usłyszał jeszcze pełne rozczarowania westchnienie. Wpadł na chwilę do pokoju gościnnego i wyjął ze swojej torby prezerwatywę, po czym zbiegł na dół po schodach. Czyżby oszalał, zostawiając Reinę samą na tak długo? Doszedł jednak do wniosku, że zasługuje ona na coś
więcej niż szybki, gwałtowny seks. Być może miała to być ich jedyna schadzka, więc powinna zapaść im w pamięć. Grey wierzył, że Reina zachowa dyskrecję. Wierzył, że ceni sobie twórczy seks. I wchodząc do dawnej werandy, którą przerobiła na pracownię, spodziewał się znaleźć tam coś, co sprawi, że ich pierwszy raz będzie niezapomnianym przeżyciem. Wróciwszy do sypialni spostrzegł, że światło lampy zastąpił teraz migotliwy blask kilkunastu świec. Reina zdjęła spodnie od piżamy i leżała na łóżku, nieskrępowana w swej nagości, zaś kołdra spoczywała zwinięta u jej stóp. Zdjął szybko spodnie i rzucił kondom na nocny stolik. W ukrytej za plecami dłoni trzymał zwój złotego łańcuszka, zabrany przed chwilą z jej pracowni. – Co tam masz? – zapytała. – Niespodziankę. Zamknij oczy. Uśmiechnęła się. – Nie jestem Vivianą, Grey. Wiem, co to rozkosz. Zaśmiał się cicho, nie chcąc pozwolić, by rzekome doświadczenie Reiny pokrzyżowało jego plany. Rzeczywiście czuł się upokorzony pisaniną Lane, ale zakłopotanie to wcale nie wynikało z opisów jego wyczynów miłosnych. Owszem, był nienasyconym, wymagającym kochankiem. Owszem, jego żądzę mogło rozpalić nawet coś tak zwykłego jak wspólne jedzenie pysznego deseru albo przejażdżka na tylnym siedzeniu limuzyny podczas burzy. Ale zawsze potrafił zadbać o to, żeby jego kochanka miała orgazm. Nawet Lane to przyznała, czarno na białym. Więc bez względu na to, jak wielkie umiejętności w dziedzinie rozkoszy posiadła Reina, nie
miała jeszcze przyjemności przeżyć orgazmu z Greyem Mastersonem. – Ach tak? Doprawdy? Wyjął zza pleców zwój błyszczącego złota, odwinął kilkanaście centymetrów, a potem oplótł nim jej brzuch, przeciągnął pod piersiami i w poprzek jej napiętego sutka, muskając skórę kobiety lekko zaostrzonym końcem łańcuszka. Reina westchnęła i zgodnie z jego poleceniem zamknęła oczy.
Rozdział siódmy
Zdumiewające. – Unieś trochę głowę – polecił Grey. Reina usłuchała, domyślając się, że zamierza spowić ją w złoto tak samo, jak Il Gio przystroił Vivianę. Wiedziała, że łańcuszek, który zabrał z jej pracowni, jest masywniejszy i grubszy niż ten opisany przez kochankę, a mimo to w pełni ufała Greyowi. Metal chłodził jej skórę. Kiedy mężczyzna owijał złotem jej piersi, sutki naprężyły się, a dotyk każdego ogniwa z osobna podniecał ją tak, jakby tysiące palców wędrowało po jej skórze. – Masz niesamowite piersi. – Grey oplótł łańcuszkiem prawą pierś, a potem przeciągnął go na drugą stronę, żeby zrobić to samo z lewą. – Tak równomiernie opalone. Krągłe i wrażliwe. Czujesz, jak twoje sutki prężą się ku mnie? Westchnęła tylko w odpowiedzi, wiedząc, że wcale nie oczekuje od niej potwierdzenia. Skupiła całą uwagę
na wzrastającym napięciu, gdy mężczyzna zataczał złotym łańcuszkiem coraz mniejsze ósemki, owijając to jedną, to drugą pierś, a chłodny metal zbliżał się coraz bardziej do ich najwrażliwszych punktów. W oczekiwaniu na gwałtowne doznanie, kiedy zimne ogniwa wreszcie dotkną rozpłomienionych szczytów, Reina zaczerpnęła głęboko tchu. Tymczasem Grey skierował łańcuszek w dół jej brzucha, a sutki pozostały nieskrępowane, nadal łaknąc jego dotyku. – Unieś biodra, chère. Reina podniosła zgięte kolana, świadoma, że Grey pilnuje, aby wyłącznie łańcuszek ocierał się o jej skórę. Jego ciało i dłonie zaś były wciąż tylko falą gorąca, która prowadziła złote ogniwa po jej brzuchu, a potem między nogami, rozdzielając delikatnie jej wargi, by przewlec łańcuszek pod udem i z powrotem wokół biodra. – To jak zawijanie podarunku – szepnął – i otwieranie prezentu zarazem. Wciąż unosiła biodra nad materacem, podczas gdy Grey snuł swą magiczną przędzę wokół brzucha kobiety, a potem znowu w dół, by przewlec ją z drugiej strony, rozchylając jej wargi. Kiedy wreszcie polecił, by się odprężyła, uczyniła to ostrożnie, aż sycząc z rozkoszy, gdy łańcuszek napiął się leciutko w najwrażliwszym miejscu. Musiała trzymać kolana w górze i rozchylać nogi, nie chcąc dopuścić, żeby ogniwa zmieniły swe rozkoszne położenie. Jeszcze nigdy nie czuła się tak odsłonięta, bezbronna i wielbiona jednocześnie. Sutki łaknęły dotyku jego języka, a z jej wnętrza dobyła się fala gorącej wilgoci. – Czy mogę już otworzyć oczy? – zapytała.
– Jeszcze nie. Usłyszała, że odchodzi od łóżka w stronę toaletki. Wróciwszy, położył obok niej coś płaskiego i ciężkiego, potem oddalił się i znowu wrócił. – Teraz? – Prawie, ale najpierw trzeba dopełnić całości dzieła. Nałożę ci na usta trochę tego koloru, który miałaś wcześniej. Ta szminka, nawiasem mówiąc, doprowadza mnie do szaleństwa. Niespiesznie powiódł błyszczykiem po jej ustach, niczym artysta nadający ostateczny kształt swemu arcydziełu. Ta dbałość o szczegóły zdumiała Reinę, wzmagając przy tym jej zaciekawienie Greyem i tym, co zamierza dalej z nią zrobić. – Nie przypuszczałabym, że jesteś takim wzrokowcem – powiedziała, gdy zakręcał szminkę. – Przecież żyjesz w świecie słów. – Ale jestem mężczyzną, a my z natury jesteśmy wzrokowcami. A to, co teraz widzę, jest niezwykle podniecające. – Szkoda, że sama nie mogę tego zobaczyć. Materac poruszył się, kiedy Grey podniósł ów ciężki, płaski przedmiot, który zawczasu położył obok niej. – Ależ możesz, Reino. Odwróć twarz w moją stronę i otwórz oczy. Reina zatrzepotała rzęsami i przez moment musiała przyzwyczajać wzrok do półmroku panującego w pokoju. Po chwili ujrzała swoje własne odbicie w pozłacanym lusterku kupionym w jednym ze sklepów ze starociami Dzielnicy Francuskiej. Najpierw pozwolił jej zobaczyć tylko twarz – oczy szeroko rozwarte z pożądania,
błyszczące ciemnym szkarłatem usta. Zerknęła na Greya, który stał przy łóżku, zachwycający w swej nagości, on jednak nakłonił ją, żeby nie odrywała oczu od lustra. Odsunął się o krok i odwrócił lustro tak, by mogła zobaczyć swe piersi spętane złotem na tyle mocno, że na skórze pojawiły się delikatne wgłębienia, a sutki sterczały bardziej w górę. Potem nachylił zwierciadło nad jej brzuchem, po którym przebiegała pojedyncza ścieżka złotych ogniw, aż wreszcie lustrzana tafla odbiła pełny obraz jej pożądania. – Czy widziałaś kiedyś samą siebie tak podnieconą? Zaschło jej w gardle, lecz bała się potrząsnąć w odpowiedzi głową, żeby nie zerwać kunsztownej złotej sieci. – Nie – powiedziała ochryple. Ujął jej wolną od złotych więzów rękę, uniósł ją do ust i zaczął delikatnie całować każdy palec po kolei, po czym rozpalonymi wargami powędrował w górę, aż do ramienia. Dotarłszy do łańcuszka, sunął wzdłuż niego językiem, a potem wokół jej piersi, wciąż podążając śladem złotych splotów, aż każdy odsłonięty fragment skóry został zwilżony jego ustami, a sutki wyprężyły się w oczekiwaniu na pieszczotę. Powoli, z niezwykłą precyzją okrążył językiem obwód stwardniałego sutka, po czym wziął go do ust. Reiną wstrząsnęła gwałtowna fala doznań. Wyprężyła się, wciskając ciało głębiej w jego usta, lecz ucisk łańcuszka przypomniał jej, żeby nie robiła zbyt gwałtownych ruchów. Grey zajął się jej drugą piersią, a tymczasem dwa walczące ze sobą instynkty, nakazujące leżeć spokojnie i wić się z rozkoszy, sprawiły, że zapadła
w końcu w stan erotycznej błogości, jakiego nigdy wcześniej nie zaznała. Wargi mężczyzny powędrowały w dół, wzdłuż szlaku złotych ogniw. Grey przesunął się obok jej uniesionych kolan i zbliżył usta tam, gdzie najbardziej pragnęła go poczuć. Ale jakże uda jej się pozostać bez ruchu, jeśli zanurzy w niej język? – Grey – zdołała wykrztusić w ramach przestrogi. Widząc jej niepewność, uśmiechnął się szelmowsko, a po chwili wyprostował się, prężąc nad nią swe nagie, wspaniałe ciało. Mięśnie ramion napięły mu się z wysiłku, lecz sięgnął do jej szyi i poluzował nieco łańcuszek. Potem zatrzymał się na moment i spojrzał prosto w jej oczy. – Nie chcę, żebyś bała się poruszyć, kiedy będę cię smakował. Reina wpatrywała się badawczo w jego oczy. Jak to możliwe, żeby mężczyzna wydawał się tak władczy i bezinteresowny zarazem? – Najpierw mnie pocałuj. Zacisnął usta w zamyśleniu, po czym potrząsnął głową. Jeszcze raz przebył ustami tę samą drogę w dół jej ciała, nadal wilgotnym szlakiem na skórze, skubiąc lekko zębami oba sutki, a potem wsunął ramiona w zgięcia jej kolan. Pochwycił jej spojrzenie, kiedy jego głowa znalazła się tuż nad jej wzgórkiem Wenus. Jednak zamiast języka wsunął pod łańcuszek palec i szarpnął, mocno napinając ogniwa na jej nabrzmiałym ciele. – Co za słodycz – szepnął ochryple, a potem zaczął ją pocierać, najpierw delikatnie, a potem coraz silniej, aż Reina niemal wzleciała pod sufit.
Chwyciła go za głowę, ciągnąc ku sobie, kierując go, bowiem jakaś drobna część jej umysłu pamiętała, że ten mężczyzna nie zna jej przecież, nie zdążył poznać jej upodobań i skłonności. Grey odsunął się i zmierzył ją pełnym urazy spojrzeniem. – Odpręż się, Reino. Pytałaś, czy oprócz gadania potrafię zrobić użytek z moich ust. Właśnie chcę ci to udowodnić. Zaufaj mi. Powstrzymała się od odpowiedzi, zamknęła oczy i próbowała spełnić jego prośbę. Zaufać mu? Nigdy jeszcze od czasu Martine’a nie pozwoliła żadnemu kochankowi odkrywać swego ciała bez nadzoru, jeśli nie wiedział dokładnie, czego i w którym momencie od niego oczekuje. Jak mogła mu zaufać? Jeśli nie da jej rozkoszy, jeśli nie sprawi, że spontaniczna decyzja, by pójść z nim do łóżka okaże się słuszna, co będzie oznaczał ten romans? Jak wówczas zdoła usprawiedliwić swoją uległość? Jakże jednak mogła mu nie ufać, kiedy za pomocą ust, łańcuszka i palców doprowadził ją na skraj otchłani rozkoszy. Wykrzyczała jego imię, ponaglając go jeszcze i żądając więcej, aż jej wnętrze zaczęło eksplodować raz po raz pulsującymi falami. W owej chwili oszałamiającego pędu w dół Grey wyswobodził ją ze złotych więzów, nałożył prezerwatywę i położył się obok niej. Reina, idąc za głosem instynktu, przytuliła się do gorącego, silnego ciała mężczyzny. Została zaspokojona, ale nie na długo. Wciąż pobrzmiewały w niej echa nienasyconej żądzy. Dopóki nie poczuje go w sobie, dopóki nie doświadczy bliskości tego mężczyzny w całej jego okazałości, nigdy nie dozna zaspokojenia.
– Więc jednak potrafisz zrobić użytek ze swoich ust – mruknęła. – Ale co z innymi umiejętnościami? A może teraz ja pokażę, co potrafię... Grey zaśmiał się, nie wiedząc, jak rzadko miała w zwyczaju składać takie propozycje. Reina sama nie mogła uwierzyć, że z jej ust padły słowa tak... odważne i bezpośrednie. Kochała się w życiu z dziesiątkami mężczyzn – tych zaś wybierała bardzo starannie, od pierwszego pocałunku wiedząc dokładnie, ile będzie w stanie dać im z siebie zarówno w łóżku, jak w życiu. Dzięki Greyowi poznała intensywną przyjemność oddania się we władzę kochanka, ale stare przyzwyczajenia trudno było przezwyciężyć. Pchnęła mężczyznę na plecy i dosiadła go. Nim zdążyła w pełni odczuć ów błogi moment, gdy twardy koniec jego członka napierał na jej pulsujące łono, wsunęła go w siebie i wyprężyła się w górę. Przeszyła ją natychmiastowa rozkosz. Grey uśmiechnął się szeroko, ściskając dłońmi jej biodra. – Pasuję do ciebie idealnie, prawda? Potrząsnęła głową, usiłując odegnać burzę, która zaczęła szaleć w jej ciele, lecz on tylko unosił biodra wyżej, sięgając coraz głębiej... Po chwili wsunął dłoń między ich ciała i jednym palcem pozbawił ją resztek kontroli. Od tej chwili pędzili już tylko bezwolnie, porwani nieokiełznaną lawiną, aż w końcu oboje zaczęli wić się w spazmach długiego, intensywnego orgazmu. Grey nie miał pojęcia, jak długo Reina na nim leżała, wciąż połączona z jego ciałem, na przemian dysząc głośno lub oddychając prawie niedosłyszalnie, jakby co
pewien czas, wstrzymując oddech, chciała go uspokoić. Wiedział, że nie lubiła wypuszczać steru z ręki, a jednak to on zdołał utrzymać ów ster dostatecznie długo, by udowodnić jej, jak wspaniała może być uległość wobec kochanka. Prawie nie znał Reiny, ale jej potrzeby wydawały mu się równie oczywiste jak słowa wypisane czarnym atramentem na białej kartce papieru. Słysząc pełne znużenia westchnienie kobiety, odwrócił ją na plecy i wysunął się z jej ciepłego ciała. Pogasił świece i nakrył ich oboje zmiętą kołdrą, ignorując wysyłane przez Reinę sygnały, świadczące o tym, że woli, by poszedł spać do własnego łóżka. Za późno. Zdążył już poznać słodycz sterowania pragnieniami Reiny Price. Dopóki więc będzie w stanie zastąpić je czymś lepszym, czymś czego ona pragnie, sama o tym nie wiedząc, tak subtelny zabieg jak odsunięcie się i kurczowe ściskanie pościeli nie skłoni go do zmiany zdania. Nie po raz pierwszy kochała się z mężczyzną. Przyznawała to z dumą, bez wstydu. To dobrze. Ale Grey był gotów założyć się o cały dochód, jaki jego gazeta uzyskiwała z reklam, że od czasów tego młodego ogiera na francuskiej plaży nigdy nie pozwoliła mężczyźnie na całkowitą swobodę w obcowaniu z jej ciałem. Z zamyślenia wyrwało go jej westchnienie. Zgasił lampę i wziął Reinę w objęcia. Przez dłuższą chwilę panowało milczenie. Ale jej szybki oddech upewnił Greya, że Reina nie zapadła jeszcze w sen. – Nie musisz tego robić – odezwała się wreszcie. – Czego?
– Tulić mnie, dopóki nie zasnę. Udawać, że łączy nas czułość i głębokie uczucie. Nie jestem tego rodzaju kobietą. To zuchwałe oświadczenie nie powinno go zdziwić, a jednak był zaskoczony. – To znaczy jaką? – Taką, która przypisuje coś głębokiego seksualnemu spełnieniu. Jesteś niesamowitym kochankiem, Grey, ale nie zamierzam się w tobie zakochiwać. Nie wiedział, czy powinien obrazić się, czy też odczuwać ulgę albo podziw. Reina Price uwielbiała sprawiać wrażenie osoby nonszalanckiej i wyzwolonej, ale nie wiadomo było, w jakim stopniu ten obraz jest prawdziwy. W końcu i on starał się zachować podobne pozory, choć w głębi serca pragnął znaleźć bratnią duszę jak każdy mężczyzna, który wreszcie uświadomił sobie własną samotność. – Jesteś tego całkowicie pewna? – zapytał. – Oczywiście. Nie zamierzam się w nikim zakochiwać. – Nigdy? Leżała w jego objęciach, więc poczuł, jak wzrusza ramionami. – Och, nigdy nie mów nigdy. Może kiedyś, kiedy wreszcie odkryję, czego tak naprawdę oczekuję od małżeństwa. Instytucja ta jest mi raczej słabo znana. – Twoja matka nigdy nie wyszła za mąż? Grey wiedział, że Pilar Price słynie ze swych romansów, nie znał jednak szczegółów jej życia. Nawet jeszcze przed tą całą aferą z Lane Morrow sprawy związane z działem rozrywki przekazał w ręce
redaktorów, których bardziej ciekawiły najnowsze ploteczki ze świata show biznesu. – Nie. Kiedyś powiedziała mi, że przed wielu laty oświadczyła się pewnemu mężczyźnie, lecz ten ją odrzucił, więc od tej pory robiła to samo każdemu, kto miał odwagę poprosić ją o rękę. – A ty chcesz być taka sama jak matka? Słysząc to, Reina usiadła gwałtownie. – Uważaj, co mówisz! Kocham moją matkę, ale jest ostatnią kobietą na świecie, którą chciałabym naśladować. Wciąż leżał obok niej, ale teraz podłożył ręce pod głowę. – Więc dlaczego to robisz? – Co robię? – Naśladujesz ją. Nakładasz tę swoją maskę egzotyki i tajemniczości. Miewasz kochanków, ale nie chcesz się zakochać. Toż to wykapana Pilar! Czy coś się nie zgadza? Blask księżyca wdarł się przez okno srebrnym strumieniem, oświetlając twarz Reiny na tyle, że Grey dostrzegł jej zaciśnięte z oburzenia usta. – Owszem. To, że ja miewam kochanków po to, by zaspokoić swe potrzeby seksualne, a nie finansowe. To, że ja mam kontrolę nad własną karierą, nad własną sztuką, zamiast robić chałtury. To, że... Im głośniej mówiła, tym większe było jego poczucie winy. Nie chciał przecież jej zdenerwować. Szybkim ruchem znowu wziął Reinę w ramiona. Początkowo się opierała, ale ustąpiła, gdy powiedział ,,przepraszam’’. – Za co? – zapytała. – Za to, że mówię o czymś, o czym nie mam pojęcia. Jestem dziennikarzem. Nie powinienem się tak zachowywać.
Nie odpowiedziała, ale z ruchu jej policzka przy swojej piersi Grey wywnioskował, że się uśmiecha. – Czy uzyskałem przebaczenie? – Nie jesteś pierwszym mężczyzną, który w ten sposób mnie osądza – wyznała, a w jej głosie pojawiła się znajoma nuta wyuczonego znudzenia. – I wątpię, żebyś był ostatnim. Grey zaklął w duchu, ale zanim wymyślił sposób, by skierować rozmowę na bezpieczniejsze tory, Reina zasnęła. Był otępiały ze zmęczenia. Ziewnął, a ciepło jej bezwładnego ciała zaczęło powoli kołysać go do snu i Grey zamknął oczy. A jednak, wraz z zapachem jaśminu i drogich francuskich perfum drażniącym jego nozdrza, kilka istotnych pytań nie dawało mu spokoju. Czyżby pragnął udowodnić jej, że myli się co do niego? A może jednak powinien trzymać się swego planu, sformułowanego po południu w galerii, gdy postanowił wdać się w krótki, dyskretny romans z Reiną i na tym poprzestać? Niestety, o wszystkim zapewne zdecydowała ta głupia rozmowa, którą sam zaczął. – A może jednak nie jest tak źle – mruknął z zadowoleniem, kiedy dłoń Reiny sennie zsunęła się na jego członek.
Rozdział ósmy
Reina podparła się pod boki i przyjrzała swemu dziełu, nie zważając na kurz pokrywający jej skórę, włosy i ubrania. Kiedy tylko weźmie prysznic, ostatni ślad kilkusetletniego brudu zniknie z ukrytego pokoju na dobre. W kącie pomieszczenia szumiał filtr powietrza. Drewniana podłoga błyszczała jak wypolerowany bursztyn. Odkurzacz z kablem owiniętym wokół rury i po raz drugi już wymienionym workiem, stał w przedsionku między wejściem do skrytki a sypialnią i czekał na powrót do szafy w korytarzu. Reina spojrzała na zegarek. Jak na dość niedoświadczoną gospodynię spisała się całkiem nieźle – zdołała bowiem wysprzątać pokój do jedenastej, czyli przed upływem dwóch godzin od przebudzenia się z najbardziej relaksującego snu, jakiego doświadczyła od lat. – No, no, jak na debiutantkę całkiem nieźle sobie radzisz z Pronto – powiedział Grey, przeciskając się obok odkurzacza z filiżanką kawy w ręku.
Reina wytarła dłonie o nylonowe szorty i wzięła od niego napój. – Ja nigdy nie byłam debiutantką – odparowała, wdychając orzeźwiający zapach kawy i cykorii, po czym ostrożnie upiła łyk. Jak na jej gust dodał za dużo cukru i mleka, ale doceniła jego dobre chęci. – A co to jest Pronto? Uśmiech Greya świadczył o tym, że ani przez chwilę nie wierzy w jej zupełną niewiedzę w dziedzinie środków czystości. No dobrze, zdarza jej się czasem oglądać telewizję. I brak natchnienia często usiłuje zwalczyć, łapiąc za ścierkę i polerując podarowane przez matkę srebra – pozostałości po romansie z brytyjskim finansistą. Co z tego? – Ach, zapomniałem – powiedział. – Jesteś przedstawicielką klasy próżniaczej. Reina nie zdołała powstrzymać szyderczego prychnięcia. – Jasne. Przedstawicielką klasy próżniaczej, która ma pełne ręce roboty. Kiedy będę mogła zacząć pracę nad kolekcją? Grey wsunął ręce do kieszeni dżinsów. Spodnie miały dość luźny krój, ale i tak podkreślały nieprzyzwoicie umięśnione uda mężczyzny. Oczywiście widok ten bynajmniej nie pomógł Reinie wymazać z pamięci niezwykle wyrazistego obrazu postaci Greya chodzącego wczoraj wieczorem wokół jej łóżka w swej imponującej nagości. Pociągnęła spory łyk kawy i wzdrygnęła się, kiedy zbyt gorący napój sparzył jej język. – Kiedy tylko skończymy, przeniosę tu twój warsztat i wentylator. Będziesz mogła zacząć dziś po południu.
– Skończymy? Przecież pokój jest już nieskazitelnie czysty. Reina zaczerpnęła głęboko powietrza i nakazała sobie cierpliwość. Chciała już wziąć się do pracy. Całkowicie skupić się na klejnotach i projektach. Żeby tylko nie myśleć o przenikliwym spojrzeniu diabelskich oczu Greya. Skinął głową. – Nie o tym mówiłem. Muszę ci pokazać, jak działa system bezpieczeństwa. Przeglądałem też policyjne sprawozdania z włamań do galerii i nasunęło mi się kilka pytań. – Czy one nie mogłyby poczekać? – Jeśli każesz mi czekać, to co mam robić przez cały dzień, kiedy będziesz pracować? Chociaż uśmiech Greya nie był tak zawadiacki jak Zane’a, wydał jej się równie czarujący. – Możesz wyjść – zaproponowała. – I zostawić cię z kolekcją na cały dzień bez opieki? – Przecież mamy system bezpieczeństwa – przypomniała. – Tak, ale co poczniesz tutaj zupełnie sama, jeśli ktoś będzie próbował się włamać? – Dwoma długimi krokami pokonał dzielącą ich odległość, a Reina już chciała się cofnąć, lecz zwalczyła ten odruch. Do licha, on naprawdę potrafił wytrącić jej broń z ręki. – Pewnie już samym swoim urokiem zmusiłabyś tego nieszczęśnika, żeby zostawił cię w spokoju... – dotknął jej brody zgiętym palcem, a Reina zuchwale spojrzała mu w oczy – ...ale jeśli złodziejem jest kobieta? Będziesz wtedy zupełnie bezbronna.
Prychnęła niecierpliwie, ale nie zadała sobie nawet trudu, by polemizować z tą trzeźwą i jakże trafną oceną. Rzeczywiście traktowała swą seksualność jako narzędzie i myśl ta po raz drugi w ciągu dwóch dni uświadomiła jej, że wbrew własnej woli coraz bardziej przypomina matkę. – Nie mamy żadnych powodów, by sądzić, że ktoś będzie chciał się tu włamać. – Ze sprawozdania policji wynika, że nie mamy też powodów, by to wykluczyć, ponieważ nie wiemy, kim jest ten ktoś. Mogę oczywiście zmienić zdanie, kiedy odpowiesz na moje pytania. Im szybciej złapię złodzieja, tym prędzej będziesz miała cały dom znowu dla siebie, jeśli właśnie to cię tak martwi. – Nie przeszkadza mi, że tu jesteś – skłamała, po czym natychmiast odwróciła się, postawiła filiżankę na parapecie i zaczęła zbierać porozrzucane po całym pokoju ścierki i papierowe ręczniki. – Doceniam to, że pomagasz mi ochraniać kolekcję. Sądziłam po prostu, że wolałbyś mieć trochę czasu, żeby naprawdę być Zane’em, tak jak chciałeś. I cieszyć się życiem, jak on. Przecież dlatego zamieniłeś się z nim, prawda? – Ale ja się świetnie bawię tutaj. A ty nie? – W łóżku było wspaniale, jeśli o to ci chodzi. Wzruszył wymijająco ramionami. – I nadal może być wspaniale, jeśli tego pragniesz. Zabrał jej stos ścierek, wrzucił je do wiadra i postawił u jej stóp. Zapach jego imbirowej wody toaletowej podrażnił jej powonienie i sprawił, że natychmiast wróciła myślami do łóżka w sąsiednim pokoju. W ramionach tego
mężczyzny przespała całą noc. Kiedy ostatnio pozwoliła kochankowi pozostać aż do świtu w swym prywatnym sanktuarium? Tylko że Grey wcale nie został tam do świtu. W chwili gdy przestała czuć przy sobie jego ciepło i zapach, natychmiast się obudziła i zobaczyła, jak mężczyzna po cichu wymyka się do swojego pokoju. Była nadal wycieńczona, więc przewróciła się na drugi bok i z powrotem zapadła w sen, pocieszenie znajdując w marzeniach sennych pełnych niezwykłego, wszechogarniającego ciepła Greya. To, jak udało jej się pomylić tego mężczyznę z jego bratem, musiało na zawsze pozostać zagadką. Woda po goleniu, której używał Zane, choć równie kosztowna, skłaniała się raczej ku nucie cytrusowej, co dawało efekt świeżości i elegancji. Grey natomiast podkreślał swój naturalny męski zapach piżma bardziej wyrazistymi kompozycjami. Były to mieszanki zapachów, których nie potrafiła nawet zdefiniować, podobnie zresztą jak mężczyzny, który się nimi spryskiwał. Pomimo swego bogatego doświadczenia z osobnikami rodzaju męskiego Reina nie mogła rozgryźć Greya. Tak rozpaczliwie pragnął wolności, że postanowił udawać swego brata i porzucił ukochaną pracę. A jednak, zamiast rzucić się w wir tak lubianych przez Zane’a imprez i spontanicznych wypadów do egzotycznych miejsc, Grey chciał zostać z nią tutaj, uwięziony w jej domu, i upierał się, żeby rozwikłać sprawę kradzieży w galerii. A już najbardziej zdumiewające było to, że doświadczywszy niedawno publicznego upokorzenia ze strony kobiety, która wyjawiła światu jego niecodzienne upodobania seksualne, bez chwili wahania wdał się w romans z Reiną.
Wątpiła jednak, czy warto tracić czas i energię na próby rozszyfrowania tego człowieka i czy byłoby to rozsądne. A jeśli spodoba jej się to, co odkryje, i zapragnie poznać go jeszcze lepiej? Albo gorzej – jeśli wcale nie zachwyci jej coś, co kryje się pod tajemniczym urokiem mężczyzny, ale straci dla niego głowę w trakcie dochodzenia do prawdy? Odrzuciła natychmiast ten niepokojący scenariusz, zadając Greyowi oczywiste pytanie. – A która kobieta nie pragnie wspaniałego seksu? Śmiech Greya odbił się echem w pustym pokoju. – Uwierz mi, w bardzo krótkim czasie mógłbym przedstawić ci całkiem pokaźną ich listę. Reinie trudno było w to uwierzyć. Z wyjątkiem jej asystentki, Judi, która w ciągu swego niedługiego życia przeszła zbyt wiele tragicznie zakończonych związków, wszystkie znane jej kobiety nieustannie polowały na zdolnych kochanków. Choćby jej najlepsza przyjaciółka, Chantal. Matka Reiny. A niech to, nawet służąca matki, Dahlia, miała oczy szeroko otwarte. Reina musiałaby być idiotką, żeby spławić Greya tylko dlatego, że istniało jakieś głupie podejrzenie, iż jest on typem mężczyzny, w którym mogłaby się zakochać. – Mogę cię zapewnić, że mnie na tej liście nie ma. Nie mając już nic do zrobienia w tajemnym pokoju, przeszła przez ciasny przedsionek do sypialni, ciągnąc za sobą odkurzacz. – Wcale nie uważam, że jesteś. Reina rzuciła spojrzenie na łóżko – to łóżko, na którym spali razem – i odwróciła się do niego. Jeśli chce jeszcze dziś zacząć pracę nad kolekcją, musi pozbyć się tego mężczyzny ze swej sypialni.
– Więc może obejrzymy ten system bezpieczeństwa i sprawozdania policyjne? – zaproponowała, wiedząc, że Grey rozłożył swoje papiery na stole w jadalni. – Pewnie chciałabyś najpierw wziąć prysznic i się przebrać. Ja tymczasem odgrzeję wczorajszą zupę i będziemy mogli rozmawiać przy jedzeniu. Reina otarła dłonie o szorty. Wspaniale. Był więc także troskliwy. No i jak, u licha, ma sobie z tym poradzić? – Niezły plan. Czy mógłbyś to zabrać? – Przetoczyła odkurzacz do drzwi, dając jasno do zrozumienia, że nie zamierza zdjąć z siebie ani skrawka ubrania, dopóki Grey nie wyjdzie z pokoju. – Trzymam go w szafie na końcu korytarza. Grey pojął w lot jej aluzję. – Jasne – odparł. Złapał za uchwyt i wytoczył odkurzacz z pokoju. Odwrócił się w chwili, gdy zamykała za nim drzwi. – Nie musisz się zamykać na klucz. Nie zamierzam tu wchodzić nieproszony. Stłumiła gniewny grymas i zmusiła się do uśmiechu. – To oczywiste. Pan jest, jak się zdaje, dżentelmenem bez skazy, panie Masterson. Nachylił się lekko do niej, a ruch ten sprawił, że serce zamarło na moment w jej piersi i Reina uświadomiła sobie, iż skrycie obawia się – lub ma nadzieję – że Grey jednak złamie złożone przed chwilą przyrzeczenie. – To zależy, jaka jest twoja definicja słów: ,,dżentelmen’’ i ,,bez skazy’’. Grey po raz ostatni szybko omiótł ją wzrokiem, a w jego oczach rozbłysły podziw oraz niepohamowana żądza. Potem zagwizdał i zniknął w głębi korytarza.
Reina cicho zamknęła drzwi, oparła się o chłodne drewno i westchnęła głęboko. Doskonale wiedziała, jak zdefiniować oba wyrażenia. Pytanie brzmiało, czy Grey Masterson rzeczywiście tak idealnie odpowiada jej kryteriom, czy też znowu odgrywa tylko jakąś rolę. Grey rzucił okiem na nazwisko dzwoniącego, które właśnie pojawiło się na wyświetlaczu telefonu obok warsztatu Reiny. Rozmontował już oświetlenie i urządzenia powiększające, a teraz pracował przy obszernym stole, kiedy rozległ się dzwonek telefonu. Dom był stary, więc plusk wody spływającej rurami z prysznica dawał się słyszeć aż tutaj. Dzwoniła matka Reiny. Ciekawiło go, jaka będzie reakcja Pilar na to, że Zane odbiera telefon w domu jej córki. Podniósł słuchawkę i odezwał się charakterystycznym dla brata, rozdrażnionym tonem. – Zanie Masterson, dlaczego odbierasz telefony u mojej córki? Z głosu Pilar trudno było wywnioskować, czy jest zła, zirytowana, czy po prostu zdziwiona. – Mówię ,,halo’’. Skąd wiedziałaś, że to ja? Usłyszał znudzone westchnienie. – Gdzie jest Reina? – Pod prysznicem. – Sama? Widzę, że coraz gorzej z tobą. Grey milczał przez chwilę. W porządku, tę sprawę rzeczywiście zaniedbał, ale jej uwaga najwyraźniej świadczyła o tym, że Pilar zdążyła poznać Zane’a nie tylko jako przyjaciela córki i właściciela wynajmowanego przez nią domu. Odpowiedział na jej zaczepkę głośnym parsknięciem.
– Nie wierzysz chyba w to, co mówisz, prawda? Pilar mruknęła sceptycznie, ale zmieniła temat. – Dlaczego Reina nie jest w galerii? Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek opuściła choćby jeden dzień, nawet dla kogoś tak uroczego jak ty. – Och, daj spokój. Nikt nie jest tak uroczy jak ja. – Czy mogę z nią porozmawiać? Grey usłyszał, że woda przestała szumieć, więc zerknął w stronę schodów. Miał teraz wspaniały pretekst, żeby pobiec na górę i wręczyć Reinie słuchawkę. Ale dobierać się do Reiny w chwili, gdy będzie rozmawiała z matką – to było jednak zbyt perwersyjne, nawet jak na niego. – A może ja mógłbym w czymś pomóc? – Dzwonię, żeby jej przypomnieć o przyjęciu w Galerii Eastmana. Dziś o siódmej. Grey usiłował sobie przypomnieć coś na ten temat. Jego gazeta z pewnością miała zamieścić sprawozdanie z tego wydarzenia, ale jako sponsor muzeum bez wątpienia otrzymał osobiste zaproszenie. Przed zamianą z Zane’em bardzo starannie przejrzał swój terminarz, ale nie pamiętał takiego zapisu. Przyjęcie mogło być jednak prywatne, a wówczas mógłby rzeczywiście o nim nie wiedzieć. – Galeria Eastmana? Miałem zamiar się tam pojawić. – Przyjdź koniecznie. Reina będzie zachwycona, że ma partnera. Takie imprezy bywają męczące. – To po co na nie chodzić? Pilar roześmiała się, a jej śmiech był tak idealnie wyuczony i dopracowany, a zarazem kobiecy i seksowny, że Grey oddalił nieco słuchawkę od ucha, zdumiony
niezwykłymi umiejętnościami Pilar. Gdyby nie doświadczenia z Lane, być może nie potrafiłby tak dobrze wyczuć fałszu. – Właśnie, po co? Ale ty musisz przyjść. To będzie przynajmniej jakaś nowość. Rozłączyła się, nie pozostawiając Greyowi żadnego pretekstu, żeby przeszkodzić Reinie w kąpieli. Wrócił więc do pracowni i dokończył rozmontowywanie jej sprzętu. Właśnie wstawił do mikrofalówki zupę z ketmii, kiedy do kuchni weszła Reina. Włosy miała zaplecione w wilgotny warkocz, twarz oczyszczoną ze smug kurzu i upudrowaną, a usta pociągnięte bordowym błyszczykiem, który minionej nocy doprowadził go do szaleństwa. – Dzwoniła twoja matka. – Odebrałeś? – Wybałuszyła oczy ze zdziwienia. – A dlaczego nie? Zane nie miałby raczej oporów. Skinęła głową, przyznając mu rację. – Chciała, żebym oddzwoniła? – Nie wiem. Chciała ci tylko przypomnieć o dzisiejszym przyjęciu w Galerii Eastmana. Reina umilkła i zamyśliła się głęboko, po czym zniknęła w pracowni i wróciła ze swoją torebką. Wyjęła terminarz i zajrzała na stronę z aktualną datą. Zatrzasnęła głośno oprawioną w skórę książkę. – Mogłabym przysiąc, że już jej mówiłam, że nie idę. Mikrofalówka zadzwoniła. Grey wyjął miseczki z zupą, postawił je na stole. – Pewnie zapomniała. – Moja matka nigdy nie zapomina o niczym, co wiąże się z jej życiem towarzyskim. Już bardziej
prawdopodobne jest to, że liczy na mnie, mimo że nie chciałam iść. Grey wyjął z pieca bułeczki, jeszcze od wczoraj owinięte w folię aluminiową, a potem nalał mrożonej herbaty do wysokich szklanek. Reina patrzyła na jego kuchenne poczynania z niekłamanym podziwem. On zaś poszedł na całość i odsunął jej krzesło. Opadła na siedzenie i roześmiała się w końcu, kiedy rozłożył jej serwetkę na kolanach. – Chyba nie powiesz, że byłeś kiedyś kelnerem. Grey usiadł obok niej. – Przejąłem rodzinny biznes, kiedy byłem bardzo młody, i obawiam się, że nie mam doświadczenia w żadnym innym zawodzie. Ale stara maksyma mówi, że droga do serca mężczyzny prowadzi przez żołądek, a ja zawsze podejrzewałem, że dotyczy to także kobiet. One uwielbiają mężczyzn, którzy radzą sobie w kuchni. To je znacznie odciąża. – Pewnie masz rację, ale ja, nawiasem mówiąc, potrafię gotować – powiedziała Reina, biorąc łyżkę. Grey uniósł brwi. – Francuska szkoła? – Oczywiście – odparła. – Nie sądzisz chyba, że to matka mnie nauczyła? Ona wynajęłaby catering, żeby sobie zagotować wodę na herbatę. Lubię gotować, ale rzadko jestem w domu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz upichciłam coś w tej kuchni. Grey odchrząknął i już chciał złożyć pewną propozycję, ale ugryzł się w język. – Cóż, to się da jakoś załatwić. Pokiwała głową, lecz Grey nie był pewien, czy błysk
w jej oku pojawił się dlatego, że myślała o tym samym co on, czy też po prostu odgrzana zupa smakowała jej jeszcze bardziej niż zeszłego wieczoru. – Więc naprawdę potrafisz gotować, czy tylko zamawiasz jedzenie, a potem wprawiasz kobietę w zachwyt umiejętnością podgrzewania i podawania potraw? Greyowi stanęła nagle przed oczami pewna sesja kulinarna z niedalekiej przeszłości, lecz nie miał ochoty o tym myśleć, kiedy Reina była tak blisko. Zawsze za nietakt uważał myślenie o seksie z inną kobietą w obecności nowej kochanki, zwłaszcza że ta ostatnia była o wiele bardziej szczera i autentyczna niż poprzednia. Coś musiało zmienić się w wyrazie jego twarzy, bo odłożyła łyżkę i zaczęła przyglądać mu się ze smutkiem. – Myślisz o Lane Morrow, prawda? – Nabrał do ust pełną łyżkę zupy i potrząsnął głową. – Owszem, myślisz. – Popijała herbatę, jakby jego zaprzeczenie nie miało żadnego znaczenia. – Nie chcę o niej rozmawiać. To stara historia. – Kobiety jej pokroju są takie żałosne – ciągnęła Reina, nie zważając na niego. – To naprawdę żenujące. Nagle zapragnął stanąć w obronie Lane, co mogło wydawać się dziwne, zwłaszcza że zgadzał się w zupełności z trzeźwym osądem Reiny. Jednak stwierdzenie, że Lane jest samolubną dziwką bez serca, którą bardziej obchodzi własna sława niż dobre imię osoby, której zaufanie zawiodła, źle świadczyłoby także o nim jako o mężczyźnie, który się w niej zadurzył. Dokończył bułeczkę i dopiero potem odpowiedział. – Przez całe życie była aktorką i pragnie bez przerwy pozostawać w centrum zainteresowania. Nie
powinienem się dziwić, że wykorzystała mnie, żeby zapewnić sobie zaproszenie do wszystkich możliwych talk show. – Dziwić może nie – powiedziała Reina, odrywając kawałek chleba – ale to nie znaczy, że nie masz prawa być na nią wściekły. – Byłem wściekły, możesz mi wierzyć. – Byłeś? Grey już raz okłamał Reinę, udając przed nią swojego brata. Od tamtej pory był jej zatem winien szczerość, nawet jeśli pewne rzeczy wolałby przemilczeć. – Nie mogę marnować już więcej czasu na złość. To jeden z powodów, dla których zamieniłem się z Zane’em. Uznałem, że jeśli na pewien czas usunę się w cień i ucieknę od mediów, będę miał okazję zapomnieć o tej porażce. – Więc tym bardziej powinieneś wyjść dziś z domu. W parku jest odjazdowy koncert, na którym wstyd się nie pojawić. Powinieneś iść. – Odjazdowy? Reina cmoknęła z dezaprobatą. – Tak, skoro chcesz upodobnić się do Zane’a, musisz chodzić na takie imprezy i nauczyć się odpowiednich słów. Grey uśmiechnął się pod nosem, widząc jej determinację. – A więc tym bardziej powinienem tutaj zostać. Przyrzekam, że nie poczujesz nawet, że jestem w domu. Poza tym, jeśli chcesz, żebym znowu był Zane’em, będę go udawał dzisiaj w Galerii Eastmana. – Zane za nic w świecie nie pokazałby się na przyjęciu charytatywnym na rzecz kolonii artystów walczących o przetrwanie w górach Hiszpanii – odrzekła chłodno.
– To dlaczego ty tam idziesz? – Nie idę. Matka poprosiła mnie, żebym pojawiła się tam w jej imieniu. Chyba miała kiedyś romans z malarzem, który prowadzi galerię, i teraz nie ma ochoty go spotkać. Ale sprawę oczywiście wspiera nadal. Sama udziela się artystycznie w trupie teatralnej. Nie chciałaby pewnie obrazić nikogo, kto mógłby kiedyś sięgnąć do portfela w jej sprawie. – W takim razie lepiej do niej zadzwoń. Była przekonana, że idziesz. Reina pokręciła głową i zamoczyła pieczywo w zupie. – Nie mam ochoty się z nią spierać. Dowie się, że nie poszłam, kiedy nie znajdzie jutro mojego nazwiska w rubryce towarzyskiej twojej gazety. – No właśnie, gazeta – powiedział Grey, trawiony ciekawością, jak prezentuje się dzisiejsze wydanie. – Och, zupełnie zapomniałam. Pewnie leży na ganku. Grey machnięciem ręki nakazał jej, żeby została, a sam pospiesznie zjadł resztkę zupy. – Ty jedz, a ja chciałbym omówić działanie systemu bezpieczeństwa i sprawę włamań, a potem urządzić ci do końca twoją tajemną pracownię, żebyś mogła zająć się wreszcie kolekcją. Reina nagrodziła jego entuzjazm podejrzliwym uśmiechem i żartobliwym tonem. – Nie wiedziałam, że tak głęboko przejmujesz się moją pracą. Grey urwał kawałek bułki, którą trzymała w ręku. – Nie przejmuję się. Ale widziałem, jak biżuteria cię podnieca i szczerze mówiąc – jestem gotów pomóc ci osłabić trochę to seksualne napięcie.
– Ty draniu – powiedziała, lecz zarzut ten złagodził figlarny błysk w jej oczach, widoczny tylko przez moment, zanim zadarła nos do góry, demonstracyjnie ignorując Greya. – Nawet nie masz pojęcia, jaki ze mnie drań – odparł. Na ganku znalazł opakowaną w folię gazetę, ale zamknął drzwi i zawahał się przez chwilę, zanim ją rozwinął. Oto miał przed sobą pierwszy numer gazety, który Zane zamknął w całości sam, bez żadnego wkładu z jego strony. Jak bardzo był nieudany? Grey odpakował gazetę i obejrzał pierwszą stronę, idąc z powrotem do kuchni. Kątem oka dostrzegł, że Reina wstaje od stołu i niesie swoją miseczkę do zlewu. Nagłówki były wykonane porządnie, bez literówek i błędów ortograficznych, nie zauważył też żadnych dwuznacznych podtekstów. Wszystkie artykuły zawierały obowiązkowe streszczenie faktów w pierwszych dwóch akapitach tekstu. Wszystkie, oprócz jednego. W specjalnej, przyciemnionej ramce pojawiła się nowa rubryka, wzbogacona o jego własne zdjęcie i podpisana jego nazwiskiem. Grey pobieżnie przeczytał artykuł, po czym usiadł i ryknął śmiechem. – Co się stało? – Przeczytaj mój raport specjalny. – Popukał palcem w szarą ramkę. – Wygląda na to, że wdałem się w gorący romans z seksowną, tajemniczą kobietą. I cały Nowy Orlean zna już jego najpikantniejsze szczegóły.
Rozdział dziewiąty
Reina wzięła ścierkę do naczyń i wytarła ręce, bardziej nawet zafascynowana swobodnym, gromkim śmiechem Greya niż tym, co Zane napisał w gazecie. Czyżby to było o niej? Raczej mało prawdopodobne. Zane nie naruszyłby jej prywatności nawet dla dobra brata. A gdyby to zrobił, na pewno wiedział, że rozszarpałaby go za to na strzępy. Wziąwszy gazetę do ręki, Reina z ulgą przeczytała artykuł wstępny Greya – a raczej Zane’a – na temat jego romansu z seksowną właścicielką butiku, występującą pod inicjałami T.M. – Czyżby to Toni Maxwell? Twoja prześladowczyni? Grey otarł łzę z oka. – Otóż to. Żartowaliśmy z Zane’em, że mógłby uwieść ją po to, żeby sprawdzić, co właściwie knuje. Powinienem był się domyślić, że nie przepuści takiej okazji.
Reina kilka razy zamrugała oczami, czytając cały artykuł, a w miarę jak śledziła słowa, w uszach brzmiał jej głos Zane’a, jakby to on sam wygłaszał tekst. Według artykułu ,,Grey’’ miał poznać Toni Maxwell na uroczystym otwarciu klubu Carnal, a potem spotkać ją znowu podczas kolacji z politykami w restauracji ,,U Muriel’’. Zaiskrzyło między nimi natychmiast. Para planuje spędzić razem kilka najbliższych dni, a ,,Grey’’ zamierza opisywać swój romans czytelnikom wraz z najpikantniejszymi szczegółami. A gazetę ,,Louisiana Daily Herald’’ niewątpliwie czekał wzrost sprzedaży. – Wygląda na to, że Zane bawi się lepiej jako Grey niż ty jako Zane – podsumowała Reina i rzuciła gazetę z powrotem na stół. Grey złapał jej rękę, zanim zdążyła ją cofnąć. Podniósł jej dłoń do ust i zaczął pokrywać ją delikatnymi pocałunkami. Nie odrywali od siebie wzroku; Grey przyciągnął Reinę bliżej i przekręcił jej nadgarstek, chcąc dosięgnąć językiem wnętrza dłoni. Ta prosta czynność poruszyła ją tak, jakby pieszczota była o wiele intymniejsza. Kiedy powiódł językiem po jej linii życia, znacząc ją wilgotnym szlakiem aż do nadgarstka, poczuła, że drżą jej nogi. Nie miała pojęcia, jak on tego dokonał – jakim sposobem ten bezpretensjonalny, inteligentny mężczyzna z taką łatwością uśpił jej czujność. Czyżby matka niczego jej nie nauczyła? – To niemożliwe – stwierdził. – Jeśli on bawi się w tej chwili lepiej niż ja, to tylko dlatego, że umarł i jakoś udało mu się wkręcić do nieba. Reina przełknęła szybko ślinę, chcąc pozbyć się nagłego ucisku w gardle.
– Nie przeszkadza ci, że Zane rozgłasza na całe miasto, że przeżywasz namiętny romans? I opisuje go ze szczegółami? – Ależ to wspaniałe – odparł, składając trzy pocałunki wzdłuż jej ramienia. – Brukowce miały prawdziwe używanie, pisząc w kółko, że nie spotykam się z kobietami od czasu Lane, bo złamała mi serce. Jeśli Zane dobrze rozegra swój flirt z panną Maxwell, może to tylko zadziałać na moją korzyść. – A co z twoją prywatnością? Grey odsunął krzesło od stołu i przyciągnął Reinę jeszcze bliżej. – Nie narzeka. Jest tutaj, z tobą. Zanim zaczął ją dalej hipnotyzować, Reina złapała najbliższe krzesło i usiadła na nim, przysuwając do siebie stertę papierów, które zostawił na stole. Oboje mają przecież dużo pracy. Na zabawę przyjdzie czas później. Och i to na jaką zabawę! – O co chciałeś mnie zapytać w związku z kradzieżami w galerii? W jego oczach pojawiło się rozczarowanie, po chwili jednak sięgnął po leżący pod papierami notes i mrugnął do niej. – Gorąco się tu zrobiło, prawda? – Jakoś to zniosę – odparła i pochyliła się kokieteryjnie do przodu, świadoma, że obcisły T-shirt podkreśla jej krągły biust. – Nie lubię być popędzana. Grey zerknął na swoje notatki, z całych sił starając się skoncentrować. W kuchni unosił się zapach perfum Reiny, zmieszany z wonią przypraw do zupy z ketmii,
ostrym zapachem cykorii i wciąż gorącej kawy. Zabrał notatnik i tekturowe teczki, po czym przeniósł się na opustoszałą teraz przeszkloną werandę, gdzie został tylko zestaw wiklinowych mebli, które pamiętał jeszcze z dzieciństwa. Spojrzał na zegarek. Dochodziła trzecia. Nadszedł czas, żeby znowu stać się Greyem. Czas wejść w temat. Czas rozwiązać zagadkę, nawet jeśli rozwikłanie sprawy kradzieży mogłoby oznaczać przedwczesny koniec romansu, który, choć trudno było w to uwierzyć, zaczął się zaledwie wczoraj. Tak, czuł, że się zakochuje, i to w zastraszającym tempie. Ale czy mogło być inaczej? Reina stanowiła właściwie wierne odzwierciedlenie jego ideału kobiety. Była seksowna. Śmiała. Wykształcona. Ceniła prywatność. Może nawet za bardzo, uświadomił sobie nagle. Skryta za zasłoną zmysłowości, Reina wzniosła wokół swego serca bariery, które mogły śmiało konkurować z Chińskim Murem. Nie kryła wcale, że Grey ją pociąga, on jednak nie miał pojęcia, czego, oprócz seksu, ta kobieta oczekuje od życia, mężczyzn lub partnera. Wszystkie kobiety, z którymi spotykał się dotychczas, natychmiast chciały obnażać przed nim swoje uczucia. Tak było nawet w przypadku Lane, choć to, co wyznała mu podczas intymnych rozmów, okazało się stekiem kłamstw. Zresztą jej oszustwa nie bolały go już tak bardzo. Był pewien, że jeśli Reina kiedykolwiek się przed nim otworzy, powie mu samą prawdę. Sztuka polegała na tym, żeby przełamać jej system obronny, wytrącić jej z ręki tę potężną broń, którą stanowił fakt, że w sprawach seksu nie bała się niczego. Jak każdy porządny
dziennikarz, musiał bowiem poznać prawdę. I jak każdy porządny Masterson, nie zamierzał poddać się bez walki. Ta myśl naprowadziła go z powrotem na notatki, które sporządził podczas rozmowy z Reiną. Podobnie jak policja, Grey był przekonany, że złodziej klejnotów musiał być jednym z pracowników galerii albo mieć wśród nich wspólnika. Reina jednak twierdziła, że żaden z artystów, którzy przewinęli się przez galerię w ciągu ostatnich pięciu lat, nie mógł chować do niej urazy. Nigdy też nie zwolniła nikogo z podwładnych, nawet posłańca. Ci, którzy sami odeszli, zrobili to z powodu przeprowadzki do innego miasta lub dlatego, że znaleźli lepiej płatną pracę. Każdy otrzymał od niej bardzo pozytywne referencje. Podczas pierwszego rabunku złodziej otworzył sejf, nie pozostawiając odcisków palców. Kilkoro pracowników i artystów znało jeszcze wówczas szyfr. Ale po włamaniu Reina wymieniła sejf na nowszy model i nikomu nie zdradziła nowej sekwencji cyfr. Według jej zapewnień, nie zapisała jej nawet dla siebie. Mimo to przy kolejnym napadzie znów nie uszkodzono sejfu ani mechanizmu zamykającego. Zdaniem Reiny nikt nie mógł też złamać szyfru. Wybrała bowiem własną, bardzo osobistą kombinację cyfr, której nie sposób było odgadnąć, chyba że ktoś znałby na wylot jej autorkę. Grey postanowił na tym poprzestać, ponieważ wśród jej personelu na pewno nie było takiej osoby. Zresztą ktoś taki zapewne w ogóle nie istniał. Z wyjątkiem... Grey popędził na górę i wszedł do jej sypialni przez
otwarte drzwi. Reina zamknęła tajemne przejście do dużego wewnętrznego pomieszczenia, a w małym przedsionku powiesiła kilka bluzek, chcąc jak najbardziej upodobnić go do zwykłej szafy. Mężczyzna zapukał lekko, w umówiony sposób, który miał oznaczać, że chce wejść do środka. – Proszę – usłyszał odpowiedź. Grey odsunął ścianę, ale nie wszedł. Na stole do pracy rozłożone były arkusze papieru ze schematami. Obok leżała mała lutownica, a na skrawku materiału spoczywały bryłki złota i złote łańcuszki. Reina zatknęła okulary ochronne za wycięty dekolt podkoszulka. Wyglądała na zapracowaną i nie chciał zbyt długo jej przeszkadzać, zwłaszcza że już z radością czekał na to, co nastąpi wieczorem, gdy Reina skończy pracę na dziś. – Mam tylko jedno pytanie. Chodzi o tę drugą kombinację, której podobno nikt nie zdołałby odgadnąć – jakie liczby wybrałaś? Nie wahała się ani przez chwilę. – Dwadzieścia pięć, szesnaście, siedem. – Co one oznaczają? Coś musi łączyć te liczby, prawda? Co takiego? Czy to szyfr do twojej szafki w szkole średniej? – Nie sądzisz chyba, że jestem taka głupia? Po tym, jak mnie okradziono, nie wybrałabym przecież czegoś tak oczywistego. Liczby te oznaczają mój wiek za każdym razem, kiedy matka kupowała nowy dom w Stanach Zjednoczonych. Miałam siedem lat, gdy kupiła wiejski domek w Wirginii. Mieszkałyśmy tam latem, kiedy grała na Broadwayu. Potem kupiła dom nad morzem w Malibu – miałam wówczas szesnaście lat.
Mieszkałyśmy tam podczas jej występów w teatrze i zdjęć do filmu. Skończyłam dwadzieścia pięć lat na krótko przed zakupem domu w Nowym Orleanie. A niech to diabli, ta kobieta naprawdę potrafiła rozumować w skomplikowany sposób. – A zatem twoja matka mogłaby odgadnąć kombinację? Reina roześmiała się głośno. – Pilar? Moja matka nie pamięta własnego numeru telefonu. Ani prawdziwego roku swojego urodzenia. – A jej służąca? Tym razem zamilkła na chwilę. – Dahlia może pamiętać daty naszych pobytów w Stanach, ale skąd wiedziałaby, że utworzyłam z nich szyfr do sejfu? Czy w ogóle ktoś mógłby się tego domyślić? Poza tym użyłam tylko liczb związanych z zakupem domów. Kilka razy zatrzymywałyśmy się w hotelach. – A jednak... To był strzał na oślep, ale Grey nie miał żadnego innego punktu oparcia. – Powiedzmy, że Dahlia jest jasnowidzem albo kryminalnym geniuszem. Dlaczego miałaby mnie okradać? Grey pokręcił głową. Nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań, ale miał przynajmniej trop – niewyraźny wprawdzie – którym mógł jednak podążać. – Ufasz tej kobiecie? – Dahlii? Ona była jedynym stałym elementem mojego dzieciństwa. Matka zatrudniła ją zaraz po moim urodzeniu. To więcej niż służąca. Jest prawą ręką Pilar. To ona mnie wychowywała.
– Więc zwierzałaś się jej często, prawda? Reina rozchyliła lekko usta i Grey z niepokojem dostrzegł wyraz przerażenia, który na chwilę pojawił się na jej twarzy. Otrząsnęła się jednak szybko i machnęła ręką. – Dahlia nie ma żadnego powodu, żeby kraść. Matka płaci jej naprawdę dobrze, a ona nie ma zbyt wielu wydatków. Pilar kupuje jej ubrania, zabiera w egzotyczne podróże. Nie wspominając już o tym, że zapisała Dahlii w testamencie sporą część swego majątku. Gdyby dopuściła się takiej zdrady, matka bez mrugnięcia okiem wyrzuciłaby ją na bruk. Straciłaby wszystko. Skradzione klejnoty były mniej warte niż to, co może zyskać dzięki mojej rodzinie. Argumenty Reiny były przekonujące, ale Grey postanowił drążyć dalej. Już wcześniej zdecydował, że sprawdzi dokładnie przeszłość każdego pracownika i artystę związanego z galerią. Do listy trzeba więc będzie po prostu dopisać Dahlię. – Masz rację – powiedział, chcąc podnieść ją na duchu. Rozważanie możliwości, że wieloletnia przyjaciółka rodziny tak okropnie ją zdradziła, nie było z pewnością tym, czego potrzebowała teraz najbardziej. – Próbuję tylko czegoś się złapać. A teraz wracaj do pracy. Grey zasunął ścianę i zbiegł na dół, a następnie podłączył telefon komórkowy do komputera, zalogował się do swojej ulubionej przeglądarki i zaczął od wyszukiwania najbardziej podstawowych informacji, takich jak numer ubezpieczenia, ostatnie miejsce zamieszkania, historia zatrudnienia, sprawozdania o zaciągniętych kredytach. Używając linii telefonicznej Reiny, zamówił przez Internet skrzynkę koniaku dla swojego
starego kumpla z uczelni, pracującego dla Interpolu, i kazał dostarczyć ją natychmiast do jego mieszkania w Londynie. Okazało się bowiem, że większość współpracowników Reiny ma powiązania z Europą. Będzie zatem potrzebował pomocy Richarda. Skrzywił się na widok ceny trunku, uznał jednak, że inwestycja warta jest tak wysokich nakładów. Szczególnie dlatego, że jeśli rozwiąże tajemnicę kradzieży, zasłuży na dozgonną wdzięczność Reiny. Na razie jednak będzie musiał znaleźć prostszy sposób, by się do niej zbliżyć. Już dziś wieczorem. Reina zerknęła do góry na świetlik, widząc, że ostatnie promienie słońca zniknęły za horyzontem już dwie godziny temu. Nie przyniosła do pracowni zegarka, ale domyślała się, że pracuje bez przerwy już od dobrych pięciu godzin. Przez ten czas zdążyła zrekonstruować model jednego z pierścieni. Był to przepiękny szafir, który Il Gio miał wedle dziennika nakładać, by przekazać w ten sposób Vivianie sekretny znak, że tej nocy zamierza wkraść się do jej sypialni, lecz będzie w przebraniu. Sporządziła też projekt rekonstrukcji pojedynczego kolczyka w kształcie półksiężyca z perłą w środku. Jubiler nosił go także specjalnie dla Viviany. Kolczyk wzbogacony był o długi łańcuszek i zapięcie, które artysta mógł przyczepić do swego członka lub do sutka – gdziekolwiek zażyczyła sobie Viviana – i nosić pod ubraniem podczas wszelkich spotkań towarzyskich, w których uczestniczył wraz z żoną; było to intymne przypomnienie, do kogo Il Gio należy naprawdę.
Wykonanie ostatniego z dzieł nie powinno nastręczać wielu trudności, lecz praca nad nim zabrała Reinie większość popołudnia. Projekt był zawiły i wzbudził jej ciekawość na tyle, że zaglądała nie tylko do rysunków i dzienników Il Gia, lecz przewertowała także pamiętnik Viviany w poszukiwaniu jej osobistych doświadczeń. Choć eksperymentowała już z przeróżnymi akcesoriami i zabawkami erotycznymi, nigdy nie próbowała czegoś takiego. Była zresztą przekonana, że żadna z zabawek dostępnych na Bourbon Street nie może równać się z dziełami Il Gia pod względem funkcjonalności i piękna. Przedmiot wykonany był z czystego złota i obciążony rubinami, które Reina zamierzała umieścić w oryginalnych, rzeźbionych wisiorkach z kości słoniowej. Otaczała go miękka koźla skórka i fakt ten prawie uniemożliwił Reinie ukończenie projektu, ponieważ użyty przez Il Gia materiał dawno już zetlał. Wtedy przypomniała sobie o rękawiczkach kupionych w zeszłym roku w Aspen i po gorączkowych poszukiwaniach w cedrowej skrzyni wróciła zadowolona do pracy. Pomimo bólu między łopatkami i kurczu w szyi, których w żaden sposób nie łagodził własnoręczny masaż, Reina nie mogła oprzeć się pokusie napoczęcia tego właśnie projektu. Nie chciała jednak sama obcować z tak wspaniałym dziełem – byłaby to strata czasu, gdyby Grey nie pomógł jej w pełni doświadczyć jego możliwości. Zastała mężczyznę w kuchni, zajętego gotowaniem. W nozdrza uderzył ją zapach pikantnych kiełbasek, czosnku, cebuli i zielonego pieprzu, sprawiając, że kiszki zagrały jej marsza.
– Wcale nie żartowałeś, mówiąc o trafieniu do serca kobiety, prawda? – zapytała, idąc wprost ku niemu i skwierczącej patelni, której doglądał. Grey sięgnął po miseczkę z ubitymi jajkami. – Nigdy nie żartuję w poważnych sprawach. – Wprawnym ruchem wlał jajka na patelnię. – Siadaj. Właśnie miałem ci to zanieść. – Nie dość, że uzdolniony kulinarnie, to jeszcze troskliwy... – mruknęła, zerkając na niego przelotnie. – Mój brat nie jest jedyną złotą rączką w rodzinie. Skończyłaś na dzisiaj? Reina milczała przez chwilę. Z technicznego punktu widzenia, owszem. Mimo że używała przyrządów powiększających, bolały ją oczy. Palce miała zdrętwiałe. W normalnych okolicznościach napięcie spowodowane pracą starałaby się złagodzić lampką bourbona i długą kąpielą. Ale tym razem czuła, że pod stanikiem piersi prężą się w oczekiwaniu na rozkosz, którą miały przynieść jej łańcuszki, zaciski i klejnoty ze zbiorów Il Gia. Ciekawość, żądza i podniecenie sprawiły, że krew zaczęła krążyć jej szybciej. Gdzieś głęboko, w ukrytym zakątku serca, skąd rzadko dochodził jakikolwiek głos, Reina czuła, że gdyby Grey nie został jej kochankiem, nie przeszłoby jej nawet przez myśl, żeby wypróbować odtworzone przedmioty. – Nie całkiem. Jeden z przedmiotów, którymi się dziś zajmowałam, jest nieco skomplikowany. Chciałabym zasięgnąć twojej... opinii. Grey, do tej pory skupiony na przewracaniu omletów na patelni, spojrzał jej w oczy. – W takim razie dajmy sobie spokój z kolacją.
– Będziesz potrzebował energii – odparła, starając się ukryć triumfalną nutę w głosie. – Będziemy jedli szybko. Reina roześmiała się, nalewając czerwone wino, które Grey otworzył z wielkim pośpiechem. Chociaż oboje połknęli przepyszne omlety w rekordowym tempie, popijając je sporą ilością wina, to lekki zawrót głowy, który poczuła, gdy wchodzili po schodach, trzymając się za ręce, nie miał nic wspólnego z działaniem alkoholu. Ów przemożny impuls, który pchał ją teraz do sypialni, każąc bez zastanowienia zignorować nawet dzwonek telefonu, wynikał z pożądania, jakie budził w niej ten mężczyzna. Bez wątpienia jednak kryło się w tym coś więcej, niż była do tej pory gotowa przyznać sama przed sobą. Po przeczytaniu zapisków Viviany o tym, jak poznała właściwości tego właśnie klejnotu, Reina wiedziała już, czego chce od Greya. I zamierzała to dostać. Stanął w drzwiach, gdy tylko ściągnęła przez głowę podkoszulek. – Czy mogę patrzeć? – zapytał. – Właściwie – odpięła górny guzik dżinsów – to tak. Skrzyżował ramiona na szerokiej piersi i oparł się umięśnionym ramieniem o klamkę u drzwi. Poza ta podkreślała wielkość i siłę mężczyzny, sprawiając, że Reinie zabrakło tchu. – Gdzie mam się przenieść? Reina zdjęła sandałki. – Na łóżko oczywiście. Pewnie najpierw chcesz się rozebrać, ale przykryj się. – Nie wstydzę się swojej nagości – przypomniał jej.
– Nie masz powodu się wstydzić. Ale żeby właściwie wykonać ten eksperyment, nie możemy się spieszyć. Przeszedł przez pokój, kilkoma szybkimi ruchami pozbywając się koszuli i dżinsów. – Jak uważasz, chère. Ty tu rządzisz. Reina uniosła brwi, zdumiona jego przypuszczeniem, że to ona chce być górą. Ale nie powinna się chyba temu dziwić. Jeszcze wczoraj w nocy walczyła z całych sił, by nie pozwolić mu na przejęcie kontroli w łóżku. Gdyby nie jego sprawne usta i dłonie – no i ta niezrozumiała chęć zaufania mu – nie pozwoliłaby Greyowi narzucić własnego tempa i samemu dyktować warunków. Dzięki temu jednak zaznała rozkoszy i wolności, o jakich jej się nie śniło, na dodatek będąc spętana łańcuchem... No właśnie... Wzięła z toaletki dzieło Il Gia, ciekawa, czy Grey dostrzega z daleka, co to jest. – Nie, dzisiaj nie chcę rządzić. Grey właśnie wszedł pod kołdrę i opierał poduszki o wezgłowie łóżka, kiedy dotarła do niego jej odpowiedź. Odwrócił się i zmrużył oczy, a widok jego zdumionej miny sprawił, że dreszcz podniecenia przebiegł Reinie po skórze. – Cóż to takiego? – Przedmiot, który chcę wypróbować. Sceptycyzmowi w oczach Greya towarzyszył wyczekujący uśmiech. – A do czego to służy? Reina wzięła pamiętnik Viviany i rzuciła go na łóżko. – Otwórz na stronie zaznaczonej czerwoną wstążką. Czytaj na głos. Dowiemy się razem.
Rozdział dziesiąty
Grey nie był głupcem i natychmiast wykonał polecenie. Mimo że poczuł gwałtowną erekcję, złapał książkę i otworzył ją na właściwej stronie. Tymczasem Reina przeszła powoli przez pokój, gasząc górne światło i zapalając lampę przy łóżku. – Będziesz miał światło do czytania – powiedziała. Skinął głową w milczeniu, ale wciąż widział nieostro odręczne pismo pamiętnika. Cholera, zapomniał okularów. Gdzie one się podziały? Reina opadła na kolana i wyjęła druciane oprawki z jego porzuconej na podłodze koszuli. Wstała, przełożyła nad nim nogę i usadowiła się na jego kolanach, po czym sama umieściła mu okulary na nosie. Zakołysała biodrami, ocierając się bielizną o jego wypukłość pod kołdrą. Mógł jednak teraz tylko czekać i świadomość ta sprawiła, że jęknął z niecierpliwości i pożądania. – Władza cię podnieca, prawda? – domyśliła się Reina.
Spostrzegł teraz, że pomalowała usta błyszczykiem, który tak uwielbiał. Na myśl, że zatroszczyła się o ten szczegół specjalnie dla niego, poczuł suchość w ustach. – Władza podnieca każdego. – Niektóre kobiety lubią być uległe. – Poprawiła mu okulary na nosie delikatnym, zmysłowym ruchem. – A inne tylko bawią się w uległość – zgadywał Grey, zastanawiając się, cóż takiego Reina planuje i jak daleko chce się posunąć. – Ty nie potrafisz być uległa. To nie leży w twojej naturze. W jej oczach pojawiło się lekkie zdziwienie. – Widocznie za mało mnie znasz. – Kochanie, wystarczy przebywać w twojej obecności przez dziesięć sekund, żeby zorientować się, że lubisz dyktować warunki. W odpowiedzi uroczo wzruszyła ramionami. – Zeszłej nocy to nie ja byłam górą. – I spodobało ci się to, prawda? Bardziej niż przypuszczałaś. Może aż tak bardzo, że chciałabyś znowu spróbować? – Musisz o to pytać? Grey był oczywiście gotów podjąć wyzwanie. Nie zamierzał jednak zmarnować także własnej szansy. Reina oczekiwała czegoś wyjątkowego. Chciał zaspokoić jej pragnienie, ale jednocześnie otrzymać coś w zamian. – Pod jednym warunkiem. Objęła dłońmi jego szyję. – Czego chcesz? – Odpowiedzi. Pokiwała głową ze zrozumieniem, patrząc mu prosto w oczy.
– Nie chodzi ci o odpowiedzi, ale o wyznania. – Cóż za inteligentna kobieta z ciebie. I nieprzyzwoicie wręcz seksowna. – Zaczął kąsać lekko jej ramiona i szyję, a smak jej skóry jeszcze bardziej zaostrzył jego apetyt. – Jestem bardzo skrytą osobą, Grey. Odsunął cienkie ramiączko jej stanika i pocałował w obojczyk. – Możesz być pewna... że wszystko.... pozostanie... między nami – powiedział, nie starając się nawet ukryć szelmowskiego błysku w oku. Z zadowoleniem stwierdził, że Reina nie pozostaje mu dłużna. – No proszę, a cały Nowy Orlean sądzi, że to Zane jest tym niegrzecznym bratem. – To dopiero frajerzy, prawda? Przesunął językiem po wypukłości jej piersi nad brzegiem stanika, zatrzymując się nad sutkiem, by zanurzyć język głębiej i musnąć wrażliwą brodawkę. Reina drgnęła i zerwała się z łóżka, jak porażona prądem. – Nie zapędzaj się za daleko, bo pożałujesz. Oboje pożałujemy. Dobrze, przyjmuję twoje warunki. Ty dasz mi to, czego pragnę, a odwdzięczę się tym samym. Przecież na tym opiera się nasz romans od samego początku, prawda? Reina zsunęła się z kolan Greya i wróciła do toaletki. Czego po niej oczekiwał? Jakich wyznań? Ciekawe, czy w ogóle uświadamiał sobie wagę swoich żądań. Prawdopodobnie tak, bo potrafił czytać w niej z niezwykłą przenikliwością – mieli przecież ze sobą tyle wspólnego.
Teraz jednak nie powinna się nad tym zastanawiać. Chciała przecież, żeby ich dzisiejsza schadzka oznaczała rozkosz, ryzyko i nowe, nieznane jeszcze doznania. Oczekiwała przy tym naiwnie, że uda się sprowadzić wszystko do fizycznych, zmysłowych doświadczeń. Powinna była się domyślić, że Grey znajdzie jakiś sposób, by podnieść poprzeczkę. Stanęła przed lustrem i rozpięła stanik. Następnie sięgnęła po łańcuszek, ujmując go za maleńkie zaciski obszyte miękką skórką jej rękawiczek, zamknęła oczy i z całych sił skoncentrowała się na chwili obecnej. Potem spojrzała na odbicie pogrążonego w lekturze Greya. – Co nam mówi Viviana na temat tego przyrządu? – zapytała. Podniósł wzrok znad książki. – Nie czytałaś? – Tylko przejrzałam. Nie chciałam popsuć sobie niespodzianki. Zaśmiał się i wrócił na wcześniejszą stronę. – Chodź do mnie – zażądał. Dobry początek, pomyślała Reina. Złożyła łańcuszek w starej, wyściełanej aksamitem szkatułce. Spoczywał w niej przedtem naszyjnik z pereł, który dostała od kogoś w podarunku. Bez chwili wahania wrzuciła perły do szuflady z bielizną, przekonana, że dzieło, które z takim trudem rekonstruowała przez całe popołudnie, zasługuje na lepszy schowek niż metalowa teczka z gąbkową wyściółką. Zdjęła majtki i usiadła na łóżku obok Greya, kładąc między nimi płaską, prostokątną szkatułkę.
Wyraz zdumienia nie schodził z twarzy mężczyzny. – No, no – powiedział Grey, przebiegając wzrokiem po wersach. – Długo się namyślał, zanim ją uwiódł, nie ma co. – Z zapisków wynika, że kochali się dopiero w rok po pierwszym spotkaniu. Grey zmarszczył brwi. – A więc dla nas jest już za późno. Reina wzruszyła jednym ramieniem. – Ja nie chcę być Vivianą. Pragnę tylko spróbować tego, czego ona doświadczyła. – Czy była równie uparta, jak ty? Reina wskazała na pamiętnik. – A jak sądzisz? Grey zaczął czytać na głos. Ręce mi drżą, kiedy piszę te słowa. Bicie mego serca przypomina tętent kopyt tysiąca rozpędzonych koni. Postanowiłam nawet nie pisać już w swojej sypialni, jak dotychczas, lecz w jednym z małych, ukrytych zakamarków domu. U stóp postawiłam maleńką świeczkę. Ach, gdyby ktoś odkrył moją tajemnicę...! – Chyba czujesz, jak miota się między fascynacją zakazanym owocem a poczuciem winy? – zapytała Reina. Grey przytaknął i czytał dalej. Wczorajszej nocy pieszczoty Il Gia odsłoniły moją prawdziwą tożsamość. Jestem przerażona tym, co odkryłam. Czymże jest kobieta, która dla rozkoszy zrobiłaby wszystko?
A mimo to nie wstydzę się. Nie potrafię. Bowiem mój kochanek, nawet wówczas, gdy wydaje rozkazy, trzyma moje serce w czułych dłoniach – w dłoniach, które przyniosły mi tyle rozkoszy, że trudno mi wyobrazić sobie, cóż jeszcze może on dać kobiecie. Grey podniósł na nią wzrok, a wyraz jego twarzy, niezgłębiony i poważny zarazem, sprawił, że zwątpiła lekko w swój plan. Była pewna, że mężczyzna przystanie na wyznaczone przez nią reguły gry. Czyżby jednak Grey trzymał jej serce w czułych dłoniach? – przyszło jej nagle do głowy. Jeśli tak, to jakim sposobem dostał je w swoje ręce? Wczoraj rano przysłał mi aksamitną szkatułkę. W środku była biżuteria – nie wiedziałam jednak, do czego służy. Przypominała naszyjnik, ale zdążyłam się już przekonać, że dzieła Il Gia mają zwykle podwójne zastosowanie – upiększają ciało i przynoszą mu rozkosz. Łańcuszek miał trzy końcówki... Reina cofnęła się w drugi kraniec łóżka i wyjęła łańcuszek ze szkatułki, po czym rozłożyła go między nimi, zgodnie z opisem Viviany. Grey zamknął książkę. – Nie chcesz, żeby Viviana pouczyła nas, jak tego używać? – zapytała. W odpowiedzi ujął jeden z dużych, przykręcanych zacisków. – Nie jestem kobietą z szesnastego wieku, Reino. Ty też nie. Oboje wiemy, do czego to służy.
Wyciągnął rękę, trzymając zacisk na wysokości jej sutka, lecz był za daleko, żeby go dosięgnąć. – Będę musiał przysunąć się bliżej. Podpełzł do niej na czworakach, skradając się jak tygrys do swej ofiary. W półmroku jego błękitne oczy błyszczały od czystej żądzy i niezachwianej determinacji. Łańcuszek zaiskrzył się odbitym blaskiem lampy. Reina usiadła na piętach, a jej piersi znalazły się na wysokości jego oczu. Grey pokręcił głową. – Nie jesteś jeszcze wystarczająco pobudzona. Będę musiał się tym zająć. Jej ciałem wstrząsnął gwałtowny dreszcz. Wstrzymała oddech. – Podaj mi pierś – rozkazał. Puls jej przyspieszył, ale wykonała polecenie i uniosła pierś do jego ust tak, żeby nie musiał się ruszać. Grey natychmiast nagrodził jej posłuszeństwo, ssąc jej sutek, aż stała się wilgotna, napięta i rozpłomieniona. Na koniec pocałował ją tak delikatnie i czule – patrząc jej prosto w oczy – że Reina poczuła pieczenie pod powiekami. – A teraz drugą. Kiedy już była gotowa, ukląkł naprzeciw niej i rozwinął łańcuszek. Złote ogniwa opadły wzdłuż nagiego ciała mężczyzny, ocierając się o jego nabrzmiały członek i potężne uda. Reina patrzyła, jak Grey boryka się z zapięciem, a jej zniecierpliwienie narosło do tego stopnia, że musiała zacisnąć pięści, by nie wyrwać mu zacisków i założyć ich sobie na sutki. Przy innym
mężczyźnie nie byłaby w stanie się pohamować. Przy innym mężczyźnie w ogóle nie zdobyłaby się odwagę, by okazać cierpliwość. Co innego Grey. Co się z nią działo? Mechanizm odtworzony przez nią zaledwie kilka godzin temu z części, które przetrwały w ukryciu ponad trzysta lat, wydawał się zbyt drobny jak na jego duże, męskie dłonie. A jednak palce Greya okazały się nad podziw zwinne. Po chwili miękkie, wyściełane koźlą skórką brzegi zacisków obejmowały z dwóch stron jej sutek. – Musisz dać mi znać, kiedy będzie za ciasno – powiedział, po czym zaczął dokręcać śrubkę. Reina nie wiedziała, które z doznań wstrząsało nią silniej – narastający powoli ucisk na wrażliwej brodawce, czy też ogień, który płonął w spojrzeniu mężczyzny. Opuściła wzrok, przestraszona tym, co ujrzała w jego oczach. Kryła się tam zbyt wielka dbałość o jej wygodę, zbyt wielka troska nie tylko o jej ciało. – Spójrz na mnie – powiedział, dokręcając jeszcze śrubkę. Westchnęła gwałtownie i popatrzyła mu w oczy. – Wystarczy już? – zapytał. – Nie. Grey musnął opuszkiem palca jej stwardniały sutek. Jęknęła w odpowiedzi, czując niesamowitą mieszaninę rozkoszy i bólu. – Jesteś pewna? Nie chciałbym cię skrzywdzić. – Jeszcze troszeczkę... Zaczął więc powoli dokręcać śrubkę, lecz przestał,
kiedy Reina wydała cichy okrzyk. Sięgnął po drugi zacisk i przeniósł rozkoszną torturę na jej lewą pierś. Kiedy oba zaciski były na miejscu, Grey ujął rozdwojony na końcu łańcuszek. Przepiękny rubin w kształcie łzy, który Reina umieściła w miejscu złączenia zgodnie z projektem il Gia, znalazł się tuż nad jej pępkiem. Stamtąd jedno z odgałęzień łańcuszka sięgało jeszcze dalej, a na jego końcu widniał mniejszy zacisk zaopatrzony w maleńką sprężynkę. Grey wziął go do ręki. – Gdzie powinienem przyczepić tę część? Reina spojrzała na swój ciemniejący trójkąt, nie wiedziała bowiem, czy zdoła cokolwiek powiedzieć, czując na sutkach nieprzerwany, cudowny napór maleńkich zacisków. – Ale kiedy Il Gio użył tego po raz pierwszy, nie zamierzał jeszcze kochać się z Vivianą, prawda? Pokręciła głową i zacisnęła mocno usta przyjemnie śliskie od połyskliwej szminki. Tej, którą tak lubił. Tej, której użyła tylko dla niego. Grey wypuścił z dłoni ostatni zacisk i przysunął się bliżej. Jego członek trącił o łańcuszek i odchylił go nieco na bok, przez co Reina poczuła lekkie szarpnięcie na sutkach. Jęknęła, ale mężczyzna zdawał się nie zwracać na to uwagi. – Bawił się z nią po prostu, prawda? Ale ona nie wiedziała, co traci, jeśli dawał jej rozkosz, nie będąc w środku. Jeszcze nie wiedziała. Ale ty wiesz, Reino, prawda? Ty już wiesz. O tak, wiedziała doskonale! Nie chciała jedynie pustej rozkoszy, orgazmu bez stosunku. To potrafiła zapewnić
sobie sama. Pragnęła tego, co chyba tylko Grey mógł jej dać – całkowitego spełnienia. Rozkoszy, która przeniknie ją do głębi, na wskroś. Z trudem zdołała pokiwać głową. – Odpowiedz mi. – Pragnę cię. – Och, to wiem. Ale w tej chwili pragnęłabyś chyba każdego mężczyzny, mam rację? Znowu szarpnął leciutko łańcuszek, tym razem w swoją stronę, niewypowiedzianie delikatnie rozciągając jej sutki. – Nie – wyznała. – Tylko ciebie. – Dlaczego? Pokręciła głową, nie chcąc teraz przywoływać na nowo zdolności myślenia po to, by sformułować odpowiedź. Musiałaby wówczas odwrócić uwagę od wszystkich tych cudownych doznań, od ucisku na piersiach i narastającego pulsowania. – Powiedz, Reino. Przecież taka była umowa, pamiętasz? Dostrzegła szelmowski błysk w jego oczach i zaklęła w duchu. – A więc dlaczego? Przełknęła ślinę, usiłując zmusić usta do posłuszeństwa. – Podniecasz mnie. – Nie tak trudno cię podniecić, zwłaszcza teraz. – Wypuścił łańcuszek i położył dłonie na jej pośladkach. Zaczął ściskać je i ugniatać zaborczymi palcami, a wówczas Reina przypomniała sobie o innych erogennych strefach swego ciała, którym nie poświęcała dotąd
uwagi, pochłonięta przeżywaniem rozkosznej tortury. – Jesteś świadoma wszelkich swoich pragnień i potrzeb. I gotowa zrobić wszystko, żeby tylko je zaspokoić, prawda? Stłumiła jęk i wyprężyła plecy. Nie wiedziała, czy stwierdzenie Greya miało stanowić komplement, czy też naganę, ale nie dbała o to. Była, jaka była i nie potrafiłaby się zmienić. Zresztą wcale nie zamierzała. Dla żadnego mężczyzny. Nawet dla niego. – Tak, i co z tego? – A czy jesteś gotowa złożyć broń? Zdradź mi jakąś tajemnicę, Reino. Wczoraj mówiłaś, że masz ich wiele. Zdradź mi taką, której nigdy bym się nie domyślił. Zanim zdążyła odpowiedzieć, zanim zdecydowała, czy w ogóle zamierza mu odpowiedzieć, Grey pochylił głowę i trącił językiem jej sutki. Reinę przeszył silny dreszcz tak, że musiała chwycić go za ramiona, żeby nie upaść. Jej piersi, odrętwiałe już od ciągłego ucisku, łaknęły dotyku jego ust, jak wysuszona ziemia spragniona wody. Przesunąwszy rozpłomienionymi wargami od jednej piersi do drugiej, powiódł dalej językiem w górę, ku jej szyi, znacząc ją delikatnymi ukąszeniami. Kiedy wyprostował się i zbliżył jeszcze trochę, by popieścić jej ucho, jego członek wśliznął się między uda Reiny. Nagle opadły ją wspomnienia ostatniej nocy, gdy tak idealnie do siebie pasowali, i nie była już w stanie zdobyć się na jakąkolwiek odpowiedź. Grey odsunął się, pozostawiając na jej skórze wilgotne ślady pocałunków. – No i co? Czekam.
Reina spróbowała uspokoić oddech i w głębi jego oczu zaczęła szukać odpowiedzi na to niełatwe pytanie. – Nie wiem, czego ode mnie chcesz, Grey. – Czyżby? Chcę wejrzeć w twoje serce. Chcę wiedzieć, czego tak naprawdę oczekujesz od mężczyzny, oprócz orgazmu. Zaczęła bezwiednie kręcić głową, zanim nawet uświadomiła sobie, że nie potrafi mu odpowiedzieć. Nie dlatego, że nie miała ochoty zbliżyć się do niego tak, jak on by tego pragnął, ale dlatego, że nie znała odpowiedzi – najzwyczajniej w świecie, nie miała pojęcia. – Niczego od ciebie nie chcę. Grey uniósł jedną brew. – Tak ci się tylko wydaje. Zajrzyj w głąb siebie, Reino. Powiedz mi, czego pragniesz. Obiecuję, że zrobię, co w mojej mocy, żeby ci to dać. Upór Greya ją rozgniewał, ale bliskość jego ciała pulsującego pożądaniem tak samo jak jej ciało sprawiła, że złość przerodziła się w zwykłe rozdrażnienie. – Przysięgam, Grey. Nie chcę od ciebie niczego, pragnę tylko poczuć cię w sobie i przez chwilę wznieść się poza siebie. Odwróciła wzrok, by odzyskać równowagę, a wtedy Grey usiadł, nałożył prezerwatywę i zaczął zdejmować zaciski z jej sutek. Jego czuły, delikatny dotyk sprawił, że ogień na nowo zapłonął w jej krtani. W chwili gdy złote narzędzie tortur spadło na kołdrę, piersi Reiny ogarnął palący żar. Zadrżałaby zapewne, gdyby Grey pieszczotą warg i dłoni nie ukoił jej rozpalonej skóry, na nowo rozbudzając jej pożądanie.
– To będzie więcej niż chwila, Reino – powiedział, rozsuwając jej nogi i przyciągając ją ku sobie. – Daj mi tyle, ile chcesz, Grey. Nie będę prosić o.... – Umilkła nagle, czując, że coraz bliższa jest wyznania prawdy, lecz on w odpowiedzi tylko chwycił ją wpół i wszedł w nią. – Mnie nie musisz o nic prosić. Wiem, czego pragniesz, chère, bo ja pragnę tego samego. Ostrożnie obrócił ją na plecy, odrywając się od niej tylko na chwilę tak, że prawie nie odczuła tej krótkiej rozłąki, po czym znowu pchnął z całych sił, zanurzając się aż do końca. Ujął nadgarstki Reiny i przełożył jej za głowę. Przełożył oba jej nadgarstki do jednej dłoni, a drugą uniósł jej kolana i przycisnął je do muskularnego torsu. Dzięki temu mógł wejść głębiej, dotrzeć dalej. Kiedy delikatnie wyprostował jej nogi i położył sobie kostki na ramieniu, miała wrażenie, że oto udało mu się przekroczyć ostatnią z barier, które czyniły z nich dwie osobne istoty. Leżąc w tej pozycji, nie mogła go dotykać ani pieścić, a jedynie zatracić się w całkowitym i nieskrępowanym spełnieniu swych najgłębszych pragnień. A jednak słyszała podniecenie kochanka w jego coraz szybszym oddechu, w zniżonym głosie – zatem, by zaznać rozkoszy spełnienia, wystarczyło mu tylko to, że czuła go całą sobą. Powoli narastające napięcie wybuchło wreszcie falą doznań, której Reina nie była w stanie już dłużej tłumić. Zresztą nie tego wcale oczekiwał Grey. – Tak, właśnie tak – powtórzył, gdy zaczęła jęczeć coraz głośniej i krzyczeć w uniesieniu, a on parł coraz głębiej.
Szczytowali jednocześnie – gwałtownie, intensywnie, długo. Wykrzyczała jego imię, lecz on nie przestawał nacierać, wnikając w nią tak głęboko, że otworzyła szeroko oczy w zdumieniu i zachwycie. Potem Reina nie pamiętała już nic do chwili, gdy Grey przytulił się do niej pod kołdrą i opiekuńczo objął ramieniem jej kibić. Leżała, wsłuchując się w jego oddech w oczekiwaniu aż stanie się równomierny, a kochanek pogrąży się we śnie. Czekała jednak na próżno. Minuty wlokły się powoli, a Reina obserwowała cyfry zmieniające się na elektronicznym zegarku zawieszonym na staroświeckim parawaniku, który kupiła zeszłego lata na Royal Street. Próbowała teraz przypomnieć sobie tamte zakupy – z kim chodziła po sklepach, co jeszcze kupiła, gdzie jadła lunch tego dnia. Wszystkie szczegóły przebiegały jej przed oczami i natychmiast ulatywały, nie dając jej ani chwili wytchnienia, którego tak rozpaczliwie pragnęła, dręczona myślą o tym, że Grey Masterson zaczyna dla niej coś znaczyć. Coś ważnego. I nawet jeśli odszedłby nazajutrz, nie byłaby już tą samą kobietą, co przedtem, a cele, jakie sobie wyznaczała, także zmieniłyby się na zawsze. – Reino? Zanim zdążyła się odezwać, po drugiej stronie korytarza rozległ się mechaniczny dźwięk brzęczyka. Oboje poderwali się na łóżku. Reina złapała kołdrę i przyciągnęła ją do piersi. – Co to? – zapytała. Było jasne, że ktoś aktywował system bezpieczeństwa, a jednak nie chciała przyjąć tego do wiadomości.
– Alarm. Zostań tu – powiedział i w mgnieniu oka znalazł się po drugiej stronie łóżka, chwytając po drodze spodnie. Tym razem jednak Reina nie zamierzała wypełniać jego poleceń.
Rozdział jedenasty
Grey pospiesznie wciągnął dżinsy, nie tracąc nawet czasu na zapinanie rozporka. Usłyszał szelest pościeli, gdy Reina owinęła się prześcieradłem i stanęła za nim, gotowa do wyjścia. Wstukał kod na zdalnym przełączniku w sypialni, a brzęczyk umilkł natychmiast. – Dlaczego nie włączył się cały system? Nie słychać głównego alarmu – zapytała Reina, zadyszana i wyraźnie rozdrażniona. – Chcesz przestraszyć złodzieja, czy złapać go na gorącym uczynku? Nie odpowiedziała, a Grey poczuł, że krew się w nim burzy. Niewątpliwie Reina była z natury osobą lubiącą ryzyko, ale wyglądało na to, że kolekcji nie naraziłaby na niebezpieczeństwo w żadnym wypadku – nawet za cenę ujęcia złodzieja. Wszystkie klejnoty Il Gia – z wyjątkiem owego przyrządu, z którego zrobili tak wspaniały użytek – były rzecz jasna bezpiecznie ukryte w tajemnej pracowni za ścianą jej sypialni. Nie można było zresztą
stwierdzić, czy ten, kto właśnie wdarł się na teren domu Reiny, był osobą odpowiedzialną za poprzednie kradzieże. Grey wiedział tylko, że tego wieczoru jej matka wstąpiła na chwilę, by dowiedzieć się, dlaczego Reina nie przyszła na przyjęcie dobroczynne w Galerii Eastmana. Na tablicy kontrolnej sprawdził rozmieszczenie świateł w domu i włączył monitory wideo. – Ktokolwiek to jest, nie przyszedł głównym podjazdem – stwierdził, czekając, aż w zasięgu kamery umieszczonej nad gankiem pojawi się jakaś postać. – A przecież to był brzęczyk zamontowany na bramie frontowej. – Na bramie frontowej? To mi nie wygląda na włamywacza – powiedziała z lekką drwiną w głosie. – Raczej na gościa. Grey spojrzał na zegar w komputerze. Było już po dziesiątej. – O tej porze? – W Nowym Orleanie to normalne. Czy widać, kto to jest? Grey czekał dalej, ale niczego nie dostrzegł. Obraz zamkniętej bramy wciąż był pusty. Przełączył na tylne wyjście. Też pusto. Księżyc krył się za chmurami, a światło na ganku skierowane było tylko na drzwi i okna, więc nie mógł stwierdzić, czy ktoś nie czai się wśród gęstych paproci, za masywnymi pniami dębów lub potężnymi krzewami magnolii. – Może ktoś schował się na podwórzu. Reina ziewnęła. – A może to jakieś zwierzę uruchomiło alarm. Kot albo wiewiórka – zastanawiała się.
Grey pokręcił głową i czekał dalej. – Nie sądzę. Mam dziwne przeczucia... Podniósł słuchawkę i wykręcił numer, który Brandon zapisał na kartce i przyczepił do głównego monitora. Podał adres i kod dostępu, po czym wydał polecenie, by przez najbliższą godzinę ignorowano każdy alarm, jaki włączy się pod tym adresem. – Dlaczego to zrobiłeś? Nie odrywając wzroku od ekranu monitora, Grey zapiął spodnie i włożył podkoszulek. Z dna torby wyjął pistolet, włączył bezpiecznik i wsunął broń do kieszeni. – Nie chcę go wystraszyć. – Wziął swój telefon komórkowy i rzucił go Reinie. Złapała, ale prawie straciła prześcieradło, którym była owinięta niczym togą. Nie omówili zawczasu planu działania na wypadek napaści, ale był przekonany, że dzięki swej inteligencji i zaradności Reina będzie w stanie stawić czoło każdemu wyzwaniu. Wskazała telefonem jego pistolet. – Nie wiedziałam, że redaktorzy gazet chodzą uzbrojeni po zęby – stwierdziła, ale w tonie jej próżno było doszukiwać się zarówno uznania, jak dezaprobaty. Jej umiejętność ukrywania emocji zaczynała już działać Greyowi na nerwy. – Redaktorzy gazet muszą czasami zapuszczać się w nieciekawe dzielnice. A ja, jak to się mówi, nie jestem w ciemię bity. Nie martw się, umiem się z tym obchodzić. Reina wywróciła do góry oczy z uroczym zniecierpliwieniem. – Co do tego nie mam wątpliwości. Ale jeżeli mam
zmierzyć się z napastnikiem, to nawet jeśli miałabym tylko zaatakować go tym telefonem, to wolałabym być przy tym ubrana. Ruszyła w stronę swojej sypialni, a Grey, tłumiąc śmiech, ostrzegł ją szeptem: – W porządku, ale nie zapalaj światła. Wolałbym, żeby ten ktoś sądził, że nie ma nas w domu. Pochylił się nad biurkiem i przebiegając wzrokiem tam i z powrotem po trzech małych monitorach, zastanawiał się z żalem, czemu nie poprosił Brandona o założenie dodatkowych detektorów dźwięku. Przyjaciel proponował mu to, ale Grey odmówił, sądząc, że instalacja tak zaawansowanego systemu bezpieczeństwa w domu i tak już graniczy z przesadą. A teraz żałował, że nie może usłyszeć nic oprócz odgłosu prześcieradła opadającego na podłogę w jej pokoju. Ciche skrzypnięcie drzwi szafy. Dźwięk przesuwanych wieszaków. Otwieranie i zamykanie szuflady. Szybko rzucił okiem na drzwi sypialni Reiny, ale okazało się, że zgodnie z jego poleceniem nie zapaliła światła. Ciekawe, jak kobieta z klasą ubiera się na spotkanie z potencjalnym włamywaczem? Im dłużej nikt nie pojawiał się przy frontowych ani tylnych drzwiach, tym bardziej Grey utwierdzał się w przekonaniu, iż alarm przy bramie był fałszywy albo wręcz przeciwnie – mieli już napastnika w ręku. Dwukrotnie zdawało mu się, że widzi jakiś ruch na samym skraju ziarnistego, czarno-białego obrazu na ekranie monitora. Rozważał, czy nie wyjść, żeby przeszukać teren wokół domu, ale postanowił się ruszać się nigdzie, dopóki nie wróci Reina.
A wróciła bardzo szybko, ubrana od stóp do głów w czarny, obcisły kombinezon, długi, cienki płaszcz i buty na miękkich podeszwach. Stanęła za nim i obserwowała monitory zza jego pleców. – Gdyby wszystkie policjantki w Nowym Orleanie ubierały się tak jak ty, przestępcy z własnej woli oddawaliby się w ich ręce – zażartował. Cmoknęła z udawanym niezadowoleniem. – Mundur oddałam do krawca i tylko to udało mi się znaleźć. Grey przełknął ślinę, czując, że dławi go nowy przypływ pożądania. – I jak zwykle wyglądasz zachwycająco. Uderzyła go lekko w ramię i wskazała palcem monitor. – Zauważyłeś coś? – Tylko kilka podejrzanych cieni. Ale gość chyba zapukałby już do drzwi, nie sądzisz? – Raczej tak – zgodziła się. – Czy kolekcja jest bezpieczna? – Zamknięta na cztery spusty w pracowni. Co robimy? Grey odsunął sobie krzesło stojące przy biurku, usiadł i posadził ją sobie na kolanach. – Poczekamy jeszcze pięć minut. Jeżeli nikt się przez ten czas nie pojawi, zejdę na dół i rozejrzę się. Reina przełożyła nogi na drugą stronę, chcąc zapewne usadowić się wygodniej, ale jednocześnie rozbudziła na nowo jego pożądanie. Poczuł zapach seksu, ciepły, zabarwiony piżmem i subtelną nutą jej ulubionych perfum.
Kiedy poruszyła się po raz drugi, Grey jęknął. – Lepiej przestań – ostrzegł. – Przepraszam – odparła, ale żartobliwy ton głosu świadczył, że nie jest jej ani trochę przykro. – Chyba muszę usiąść na krześle. – Chociaż to dla mnie tortura, moje kolana muszą ci wystarczyć – powiedział i przesunął się tak, że jego nabrzmiały członek znalazł się w zagłębieniu jej pośladków. – Jesteś nienasycony, prawda? – Tak samo nienasycony jak ty. Mimo że ty czasami się wycofujesz – stwierdził z przekąsem. Odwróciła się tak szybko, że jej włosy smagnęły go po twarzy. – Z niczego się nie wycofuję. Powinien wprawdzie obserwować monitory, ale rzucił jej krótkie, powątpiewające spojrzenie. – Czyżby? Więc dlaczego o nic mnie nie poprosisz? – A dlaczego mężczyznom tak bardzo doskwiera to, że kobieta ich nie potrzebuje? Odpowiedział, przyciskając gwałtownie jej biodra do swego twardego członka. – Ależ ty mnie potrzebujesz, chère. – Chodzi mi o to, że nie oczekuję niczego poza seksem. Przecież to cię właśnie niepokoi, prawda? Ale niepotrzebnie, zważywszy, że liczę na ciebie i twoją pomoc przy czuwaniu nad bezpieczeństwem kolekcji. – Poprosiłaś o to w odruchu desperacji i tylko dlatego, że sądziłaś, iż jestem moim bratem, który, jak twierdzisz, wcale cię nie pociąga. – Zane jest moim przyjacielem. I zamierzam go
zabić, kiedy tylko go spotkam – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Ale zawsze mogłam na nim polegać. – Więc nie spotkałaś nigdy innego mężczyzny, na którym można polegać? Ponownie zwróciła wzrok na monitor. – Nie. Na jej nieszczęście Grey nie miał w zwyczaju tak łatwo rezygnować z odkrywania tajemnicy lub ciekawej historii. – A twój ojciec? Czy na nim nie mogłaś polegać? Wiedział, że to ryzykowne pytanie. Choć wyglądało na to, że z matką utrzymuje zażyłe stosunki, ani razu nie wspomniała mężczyzny, który dał jej drugą połowę genów. – Nie wiem, kim on jest. – Nigdy go nie poznałaś? – Nie wiem nawet, jak się nazywa. – I nie zapytałaś o to matki? W jej śmiechu nie było ani śladu rozbawienia. – Pytałam, ale nie chciała mi powiedzieć. Przypuszczam, że nawet Dahlia nie wie, bo matka zatrudniła ją, będąc już ze mną w ciąży. – Nie przeszkadza ci, że nie znasz swojego ojca? – Jasne, że mi przeszkadza. – Westchnęła głęboko, zanim zdecydowała się mówić dalej. – Przez wiele lat za każdym razem, gdy spotykałam atrakcyjnego mężczyznę w wieku mojej matki, zastanawiałam się – cholera, robię to do tej pory – czy to może być on. To, czy jestem do niego podobna, nie ma znaczenia, bo wdałam się w matkę. – I nigdy nie natrafiłaś na jego trop?
Pokręciła głową. – Jako dziecko często buszowałam w rzeczach mamy w poszukiwaniu jakichś wskazówek. Przeczytałam nawet jej pamiętnik, przy którym wyznania Viviany wydają się niewinne jak przepis na szarlotkę. Kimkolwiek był mój ojciec, najwidoczniej nie miał matce nic do zaoferowania, bo inaczej zatrzymałaby go przy sobie na dłużej. Grey pokiwał głową. Zastanawiał się, czy wniosek, który właśnie mu się nasunął, jest słuszny. – A zatem nie wiążesz się z mężczyznami ze strachu, że porzucą cię tak, jak twój ojciec? Roześmiała się głośno. – Ojej, doktorze Masterson, cóż za przenikliwa diagnoza. A ja nawet nie sprawdziłam pańskiej licencji terapeuty! – Może powinienem poprowadzić rubrykę porad w gazecie. Zachichotali oboje. Wspólny śmiech złagodził trochę napięcie w jej ciele, więc Reina odprężyła się i oparła lekko o jego ramię. Po dłuższej chwili milczenia powiedziała coś, czego Grey zupełnie się nie spodziewał. – Wcale nie jestem taka skomplikowana. Całe życie patrzę, jak moja matka niszczy mężczyzn, wysysając z nich pieniądze i miłość. Istnieje prawdopodobieństwo, że tak samo postąpiła z moim ojcem. Bardzo ją kocham, ale nie chcę być taka jak ona. Grey zacisnął usta. Serce biło mu jak oszalałe i poczuł lekki zawrót głowy. Był pewien, że to wyznanie kosztowało Reinę więcej, niż warta była cała kolekcja
kamieni zamknięta w kryjówce za ścianą. Tego właśnie pragnął, kiedy się kochali – wejrzeć na chwilę w jej serce. Nie przypuszczał jednak, że znajdzie tam taki smutek. – Nie chciałbym znowu tego powtarzać – powiedział, mając świadomość, że wpływa na niebezpieczne wody. – Ale pod wieloma względami jesteś podobna do matki. Wyglądasz jak ona, masz tę samą wrodzoną zmysłowość... – Wrodzoną? Mój drogi – odparła, a sposobem mówienia tak bardzo przypominała Pilar Price, że Grey się wzdrygnął – moja zmysłowość nie jest ani trochę wrodzona. – Zarzuciła nogi na oparcie krzesła i pogładziła jego szorstki, nieogolony od wczoraj policzek. – Pochodzę z rodu kobiet, które całymi latami ćwiczą się w sztuce uwodzenia. Grey zmarszczył brwi. Po raz pierwszy, odkąd ją poznał, dostrzegał różnicę pomiędzy zmysłowością, którą potrafiła uruchomić na zawołanie – jak podczas spotkania z Claudiem poprzedniego wieczora – a tym urokiem, który roztaczała w jego obecności nawet wówczas, gdy brała go za Zane’a. Zwłaszcza gdy brała go za Zane’a. Podziękował bratu w myślach za to, że nigdy nie starał się uwieść tej niezwykłej kobiety, zaprzyjaźnił się z nią i zdobył jej zaufanie, któremu Grey, już jako kochanek, mógł teraz nadać nowy wymiar. – Ta wasza zmysłowość to potężna broń – powiedział. Z wyrazem znudzenia w oczach Reina leniwie odwróciła się ku monitorom. – Tak, chyba masz rację.
Grey już miał odpowiedzieć, kiedy wstała nagle, przyciskając palec do środkowego ekranu. – Spójrz tylko! Zerwał się na nogi tak gwałtownie, że krzesło odjechało daleko w tył i zderzyło się bezgłośnie z łóżkiem. Drobna postać cała ubrana na czarno – od czapki, po kurtkę i dżinsy – weszła ukradkiem na ganek z tyłu domu. Rozejrzała się na boki, potem po raz ostatni sprawdziła podjazd, by wreszcie ruszyć w stronę drzwi. Następnie wyjęła z kieszeni pęk kluczy. – Mój Boże – szepnęła Reina ochrypłym z wrażenia głosem. – To Judi. Zakryła dłonią usta, starając się utrzymać nerwy na wodzy. Kątem oka obserwowała, jak Grey całkowicie dezaktywuje alarm. Nie chciał wystraszyć Judi jego wyciem, żeby mogła wejść do środka bez przeszkód. Patrzyli, jak otwiera zewnętrzne, oszklone drzwi i wkłada klucz do zamka. – Dałaś jej klucz do domu? – zapytał. – Nie, jedyny zapasowy jest u Zane’a. – Ale miała dostęp do twojej torebki, prawda? Tym razem Reina musiała przytaknąć. Oczywiście, że Judi miała dostęp do jej torebki! Były przecież przyjaciółkami i wspólniczkami. Przedstawiła nawet dziewczynę swojej matce, bowiem Judi twierdziła, że podziwia talent aktorski Pilar od chwili, gdy oglądała jej występ w swym rodzinnym Nowym Jorku. Nie miała rodziny w Nowym Orleanie, więc bywała u Pilar w Święta Dziękczynienia, a w Wigilię wymieniały się prezentami z Reiną – nocowała wówczas w pokoju
gościnnym, który teraz pełen był urządzeń mających wykryć jej zdradzieckie zamiary. – Czy ona wie, gdzie mieści się twoja pracownia? – zapytał. – Wie wszystko to, co ja. Ale nie zdradziłam jej kombinacji do drugiego sejfu. Grey pokręcił głową ze złowieszczą miną, jakby fakt ten nie miał jego zdaniem żadnego znaczenia. – Ale wiedziała o kamerach, które zainstalowałaś po pierwszym włamaniu. Mogła nakierować jedną z nich na sejf w chwili, kiedy wprowadzałaś szyfr. Reina nie potrafiła w to wierzyć. Judi nie była przecież taka zmyślna! Prawie miesiąc zabrało jej opanowanie nowego systemu obsługi poczty głosowej. – Ochroniarz by to zauważył. – Mówisz o tym samym ochroniarzu, który utrzymuje, że pobito go do nieprzytomności podczas drugiego napadu? Reina tupnęła ze zniecierpliwieniem, wiedząc jednak, że teoria Greya jest bardziej prawdopodobna, niż miałaby ochotę przyznać. Z dołu dobiegł ich hałas, a potem stłumiony okrzyk, jakby Judi wpadła na jakiś mebel. Był to zapewne wiklinowy fotel przesunięty na drugą stronę przeszklonej werandy po tym, jak Grey zdemontował warsztat Reiny i przeniósł go na górę. – Nigdy bym nie przypuszczała, że Judi może być tak wyrachowaną oszustką – szepnęła Reina. – A miałam już do czynienia z najbezczelniejszymi kłamcami na zachodniej półkuli. Grey wzruszył ramionami.
– Jeszcze nie wiemy, jakie są zamiary Judi. Może powinniśmy to sprawdzić, zanim zaczniemy ją oskarżać o przestępstwo. – Włamanie i wtargnięcie na teren posesji to już coś. Tyle chyba możemy jej udowodnić, nie uważasz? Wzburzona Reina ruszyła w stronę drzwi, lecz zatrzymała się gwałtownie, gdy Grey złapał ją za nadgarstek. Wtedy wróciła myślą do chwili, gdy równie mocno trzymał jej ramię – był wówczas w niej, a ich ciała tworzyły jedność w momencie najwspanialszego miłosnego uniesienia w jej dotychczasowym życiu. – Co chcesz zrobić? – zapytał. Reina uniosła jedną brew. Miała nieodpartą chęć wymierzyć kopniaka tej dwulicowej kreaturze, ale wychowanie nie pozwalało jej zniżyć się do takiego czynu. – Szczerze mówiąc, nie wiem. Zejdźmy na dół, a potem wymyślimy coś na poczekaniu.
Rozdział dwunasty
Reina oparła się na chwilę o framugę drzwi i zaczęła oddychać głęboko, chcąc ujarzmić nieco gniew, który skurczył się stopniowo i przycupnął gdzieś w głębi jej żołądka. Ukryta w ciemności obok werandy, obserwowała Judi, która rozpaczliwie grzebała wśród poduszek na wiklinowej sofie, rozrzucając je po podłodze. Grey stał tuż za Reiną, a dotyk jego muskularnej piersi i kojący zapach korzennych perfum dodawały jej pewności siebie. Przekręciła włącznik światła, a pomieszczenie zalał zwodniczo ciepły blask. Judi odwróciła się gwałtownie, straciła równowagę i opadła na sofę. – Reina! Reina uśmiechnęła się kpiąco. Wytrawna włamywaczka? Nic podobnego. – Judi. Jej asystentka zakrztusiła się, przełknęła ślinę i podniosła się z sofy z wdziękiem ciężarnej słonicy.
– O, to ty, Zane! Ojej, nie sądziłam, że jesteście w domu. Dzwoniłam do drzwi... – Kłamstwo numer jeden – szepnął Grey do ucha Reiny, najwyraźniej uradowany, że może przekazać jej dowodzenie. Trudno było traktować Judi jako poważne zagrożenie, dopóki Reina w pełni nie uświadomi sobie rozmiarów jej zdrady. Judi była nie tylko jej pracownicą, lecz także przyjaciółką. Reina przyjęła ją u siebie w domu, przedstawiła rodzinie. A ona targnęła się na coś więcej niż cenną własność i dobre imię przyjaciółki – podkopała fundamenty jej zaufania. Tego zaufania, którym Reina właśnie zaczęła darzyć Greya. Zaufania, które być może nawet tego wieczoru pozwoliło jej uczynić pierwszy krok ku miłości. Choć jego obecność dawała jej siłę, Reina odsunęła się o krok od mocnego, męskiego ciała. – Dziwne, powinnam była usłyszeć dzwonek, bo jest zamontowany przy schodach na górze. Judi przenosiła nerwowo wzrok z Greya na Reinę. Wydawało się wątpliwe, żeby oczekiwała od mężczyzny, którego brała za Zane’a, potwierdzenia jej historyjki lub jakiegokolwiek wsparcia. Tych dwoje serdecznie się nie znosiło od chwili, gdy Judi poczuła miętę do Zane’a, a on dał jej kosza. – Może byłaś zbyt zajęta. – Trudno było nie zauważyć szyderstwa w jej głosie, lecz Reina puściła uwagę mimo uszu. – Dlaczego tu przyszłaś, Judi? Dziewczyna zaczęła pospiesznie grzebać w kieszeni obszernej kurtki, do złudzenia przypominającej tę, którą
ochroniarz w galerii nosił podczas chłodniejszych nocy. Brakowało na niej tylko odznak firmy ochroniarskiej. – Chciałam ci to przynieść. – Wystąpiła krok naprzód, wręczyła Reinie rachunek ze sprzedaży, po czym wycofała się na bezpieczną w swym mniemaniu odległość. Reina przeczytała treść rachunku odbitego na żółtej kalce. – Pani Davis kupiła rzeźbę Raziego. Najwyższy czas. Od pół roku przychodziła i ją obmacywała. Ze spokojnego tonu jej głosu Judi wywnioskowała, że niebezpieczeństwo minęło. Wydała westchnienie ulgi, które słychać było zapewne w następnej przecznicy. – Tak, wiem. Prowizja za tę rzeźbę jest bardzo wysoka, więc pomyślałam, że chciałabyś się o tym dowiedzieć natychmiast. Może nie będziesz już musiała szukać inwestora. Stać cię na nowe ubezpieczenie. Reina zmrużyła oczy. Istotnie powiedziała podwładnym i artystom o wstrzymanym ubezpieczeniu, a prowizja za transakcję z panią Davis rzeczywiście była imponująca – prawie dziesięć tysięcy dolarów. Ale to wszystko nie wyjaśniało, dlaczego Judi wtargnęła do jej domu bez zaproszenia. – Mogłaś do mnie zadzwonić. – Dzwoniłam! Nikt nie odbierał. Kolejne pytanie Reina rzuciła bez zastanowienia, dotyczyło bowiem jedynej rzeczy, której była stuprocentowo pewna. – Skąd masz klucz do mojego domu? Nie dawałam ci go przecież. Judi rzuciła pełne popłochu spojrzenie ku drzwiom,
na Zane’a, i znowu na Reinę. Po długim milczeniu w jej wybałuszonych oczach pojawił się błysk zrozumienia. – O co mnie oskarżasz, Reino? Reina wpatrywała się w nią nieruchomo. – Oskarżam cię o to, że weszłaś do mojego domu, posługując się kluczem, którego ci nie dałam. Roztrzęsiona Judi wyprostowała się nieco. – Twoja matka dała mi klucz. Była w galerii przy tym, jak pani Davis kupowała rzeźbę Raziego. Uznała, że w zaistniałych okolicznościach na pewno chciałabyś o tym wiedzieć. Reina niedbale skrzyżowała ramiona na piersiach, chowając zaciśnięte w pięści dłonie. Dlaczego nie mogła jakoś uwierzyć w historyjkę Judi? W pobladłej twarzy dziewczyny i jej rozbieganych oczach kryło się coś, co kazało podejrzewać ją o kłamstwo. Bez słowa przeszła do kuchni, wzięła z półki szklankę i nalała sobie wody z dużej butelki na lodówce. Grey ruszył za nią, ale powstrzymała go ruchem ręki. Potrzebowała chwili czasu, by przywołać swój słynny zewnętrzny chłód, nałożyć tę maskę wyniosłości, którą nieraz zrzucała w obecności Judi. Miała nadzieję, że Grey to zrozumie. Puścił do niej oko i odwrócił cię z powrotem do Judi. – Skąd Pilar wzięła się w galerii? Grey postanowił kontynuować przesłuchanie, jako że zadawanie pytań należało do jego mocnych stron. Choć dla postronnego obserwatora Reina mogła wydawać się po prostu lekko spragniona, wiedział, że jest wstrząśnięta do głębi. Potrzebowała teraz chwili wytchnienia.
– Przyszła z panią Davis. Grey zerknął za siebie przez ramię. Reina nie reagowała, uznał więc, że nie dziwi jej powiązanie matki z wielbicielką sztuki o grubym portfelu. Swoją drogą ciekawe, dlaczego Pilar nie wspomniała o tym zakupie, kiedy dzwoniła wcześniej do córki. I dlaczego Judi nie powiadomiła swej szefowej po południu, bezpośrednio po transakcji? No właśnie. To się nie trzymało kupy i dlatego Judi siedziała teraz jak trusia, a ręce tak bardzo jej się trzęsły, że wsunęła je w końcu pod uda. Rozglądała się po pokoju, starannie unikając ich wzroku, a kiedy wreszcie napotkała spojrzenie Greya, po policzku spłynęła jej łza. Jeśli płacz był udawany, to ta kobieta posiadała większy talent niż Lane Morrow, która otrzymała przecież Złoty Glob za umiejętność przekonującego wylewania wodospadów łez. Judi czuła się zraniona podejrzeniami Reiny, lub, jak przypuszczał Grey, usiłowała coś ukryć – prawdopodobnie nieczyste sumienie. Choć Reina wciąż stała w kuchni z beznamiętnym wyrazem twarzy, po jej oczach widać było, że usilnie coś rozważa. Podobnie jak tamtego wieczoru z Claudiem w salonie, wycofała się, przyjmując postawę biernego na pozór obserwatora. Grey jednak poznał ją już na tyle dobrze, by wiedzieć, że bierność nie leży w naturze Reiny Price. Teraz tylko przysłuchiwała się, przyglądała i oceniała sytuację z pewnego oddalenia. Była taka inteligentna. I piękna. W końcu Reina wróciła do pokoju, niosąc tym razem kieliszek wina, który podała Judi. – Wypij to – poleciła.
Grey odsunął się nieco na bok, rzucając jej pytające spojrzenie, lecz Reina go zignorowała. Skąd ta gościnność? Wraz z winem podała dziewczynie chusteczkę, a ta przyjęła jedno i drugie. – Przepraszam, Reino. Nie powinnam była słuchać twojej matki i przychodzić tutaj. Reina usiadła obok niej. – Słuchanie rad Pilar Price nie jest najmądrzejszą rzeczą. Judi piła wino, lecz nie odpowiadała. Fakt ten był widocznie istotny dla Reiny, ponieważ triumfalnie spojrzała na Greya, po czym położyła dłoń na kolanie Judi. – Muszę zapytać cię o coś ważnego. Co Pilar może wiedzieć na temat kradzieży w galerii? W oczach Judi pojawił się błysk, a ręka z kieliszkiem zadrżała tak, że kilka kropel wina rozprysło się na boki. – Nie wiem. Pewnie to, co sama jej powiedziałaś. – Nie mówiłam jej nic od czasu pierwszego napadu. – Naprawdę? Reina pokręciła głową. – Ona nic nie wie o ubezpieczeniu ani o moich kłopotach z pieniędzmi. A w każdym razie nie dowiedziała się o tym ode mnie. Jeśli dobrze pamiętam, to prosiłam cię, żebyś zachowała te informacje dla siebie. – I tak zrobiłam! – Dlaczego więc moja matka zachęcała cię, żebyś powiadomiła mnie o wysokiej prowizji? Dla kobiety jej pokroju dziesięć tysięcy dolarów to drobna sumka. Judi dopiła pospiesznie wino i zerwała się na nogi.
– Nie wiem, Reino. Nie mam pojęcia. Zrobiłam tylko to, o co mnie prosiła. – Łzy na nowo popłynęły jej po policzkach. Otarła je tym, co pozostało z chusteczki. – Ja... Reina wstała i uciszyła ją łaskawym skinieniem głowy, zanim Judi zdążyłaby powiedzieć coś, co jeszcze bardziej mogło ją obciążyć. Do czego zmierzała? – Idź do domu, Judi. – Co takiego? – krzyknął Grey. Reina spojrzała na niego, wzburzona. – Judi nie miała złych zamiarów. Zwróciła się z powrotem do swojej asystentki i poklepała ją po ramieniu, ale lekka sztywność jej ruchów świadczyła o tym, że ani trochę nie wierzy w to, co mówi. Judi postawiła kieliszek na stole i otuliła się połami kurtki. – Nie miałam. Naprawdę nie miałam. – Minęła Reinę, lecz nagle zawróciła i rzuciła się jej na szyję. – Tak mi przykro. Przepraszam... Reina nie odpowiedziała. Nie odwzajemniła uścisku i nie wyrzekła słowa, gdy Judi sunęła w stronę wyjścia. Grey złapał ją za zbyt obszerną kurtkę. – Zane, proszę... – Klucze – zażądał, wyciągając rękę. Opamiętała się i umilkła, po czym oddała mu klucze do domu Reiny i wybiegła na dwór. Grey cisnął je z brzękiem na stół i westchnął głęboko. – Nie mogę uwierzyć, że ją wypuściłaś. Ona wie więcej, niż mówi. Współczujący wraz twarzy, jaki Reina przybrała
w obecności Judi, ustąpił teraz pełnej determinacji, zaciętej minie. Chwyciła klucze i obejrzała przyczepiony do nich breloczek. Najpierw pokiwała głową, a potem zaczęła kręcić nią z oburzeniem. Dolna warga zadrżała jej trochę, lecz gdy na niego spojrzała, nie dostrzegł w jej oczach nic, prócz zimnego, stalowego błysku. Uśmiechnęła się smutno, lecz w jej głosie zabrzmiała nuta ironii. – Ten breloczek rzeczywiście należy do mojej matki. Dahlia podarowała go jej, kiedy mieszkałyśmy w Austrii. – Więc uważasz, że Judi nie przyszła tu w poszukiwaniu klejnotów? – Tego nie powiedziałam. Zwróciłeś uwagę na jej strój? Przypomniał sobie obszerną, wojskową kurtkę dziewczyny. – To dziwne ubranie, jak na kogoś, kto lubi modnie wyglądać. Reina zaniosła kieliszek do zlewu i umyła go. – Ochroniarz, którego zatrudniłam po pierwszej kradzieży, nosi bardzo podobną kurtkę. A tak nawiasem mówiąc, to na dworze jest dzisiaj blisko trzydzieści stopni. Grey patrzył, jak Reina spokojnie i uważnie wyciera kryształowy kieliszek, ani przez chwilę nie dając po sobie poznać, że podejrzenia choć trochę ją martwią. – Sądzisz, że Judi z ochroniarzem są zamieszani w kradzieże? Reina odwróciła wzrok. – Nic nie wskazuje na to, żeby Judi się wzbogaciła. Ochroniarz nadal u mnie pracuje. A zresztą, żeby
uzyskać przyzwoitą cenę za szlachetne kamienie tej klasy, trzeba mieć odpowiednie koneksje. W lombardzie nie zostaną wycenione właściwie. Chyba nadszedł czas, żeby zadać sobie parę poważnych pytań. – No właśnie, a tymczasem wypuściłaś Judi. – Jeśli mnie zdradziła, to jestem ostatnią osobą, której powie prawdę. Ale nie przypuszczam, żeby to był jej pomysł. – A komu może powiedzieć prawdę? Reina podeszła do stołu i ścisnęła w dłoni breloczek. – To proste. Mojej matce. Prowadząc samochód, Grey zadzwonił z komórki do firmy ochroniarskiej i kazał reaktywować system alarmowy. Gdyby ktoś włamał się do domu podczas ich nieobecności, policja miała się o tym natychmiast dowiedzieć. A ponieważ większość klejnotów z kolekcji Claudia spoczywała w sakiewce, którą Reina miała przewiązaną w pasie, zaś oryginalne projekty leżały schowane w ukrytym pokoju, mogli opuścić dom oboje, zupełnie spokojni o los dziedzictwa Il Gia. Najwyraźniej jednak stan ducha Reiny daleki był od spokoju. Od chwili gdy podała mu adres Pilar, nie odezwała się ani słowem, a Grey nie zmuszał jej do mówienia. Ciekawe, o czym mogła myśleć? Pozostawał jeden niezbity fakt – Judi dostała klucz od Pilar. Był to klucz, którego Reina nigdy nie dawała matce. Grey podejrzewał, że Pilar jest w jakiś sposób uwikłana w kradzieże. Podpowiadał mu to dziennikarski instynkt. Choć jej matka zgromadziła majątek, który
z powodzeniem starczyłby na całe życie, to jednak Reina musiała przyznać, że ona z pewnością wiedziałaby, jak upłynnić klejnoty, uzyskując za nie odpowiednią cenę. Mimo że Reina nie dopuszczała nawet myśli, że matka mogłaby tak haniebnie zdradzić własną córkę, Greya nurtowały wątpliwości. Na razie jednak postanowił zdać się na osąd Reiny. Jako inteligentna kobieta lepiej niż ktokolwiek inny potrafiła przejrzeć intrygi swojej matki. Nie mając na razie żadnych dowodów, postanowił powstrzymać się od snucia domysłów na głos. Do tej pory sądził, że najgorszej z możliwych zdrad dopuściła się Lane, wydając swoją książkę, a potem biorąc udział we wszystkich telewizyjnych talk show, żeby nawet analfabeci dowiedzieli się, jakim on jest maniakiem seksualnym. Ale jeśli Pilar jest zamieszana w kradzieże? Jej rodzona matka? Jedynymi osobami, na które Grey mógł zawsze liczyć, była najbliższa rodzina. Zane udowodnił to, zajmując się gazetą. Jego rodzice zaś, kiedy tylko brukowce zaczęły rozpisywać się o wynurzeniach Lane, zadzwonili do niego z zapewnieniem, że nie wierzą w ani jedno słowo i nie musi martwić się o ich opinię, gdy wybuchnie skandal. Po prostu kochali go, i tyle. A on kochał Reinę, i tyle. Uczucie to uderzyło go niczym cios pięści w brzuch. Miłość? Czy to możliwe? Właśnie teraz? Grey zacisnął zęby. Nie był przecież idiotą. Nigdy jeszcze nie wyznawał miłości kobiecie, ale nie zamierzał zrobić tego po raz pierwszy w chwili, gdy obiekt jego uczuć jest na skraju załamania. Reina wyglądała na
opanowaną i nie groził jej atak histerii, ale podjeżdżając pod dom jej matki, Grey wyczuł, że zamknęła się w sobie i ukryła całkowicie pod pancerzem ochronnym. Przed domem parkowało coupé Judi. – Poleciała prosto do niej – stwierdził. Reina zacisnęła lekko usta. – To mnie raczej nie dziwi. Judi przyjaźni się z moją matką. Nocuje nawet czasem w pokoju gościnnym, kiedy kłóci się ze swoją współlokatorką. Jeżeli jest zdenerwowana po tym, jak nakryliśmy ją u mnie, to normalne, że tu przyjechała. Grey skręcił, żeby obejrzeć podjazd z drugiej strony domu. Zatrzymał się, czekając, aż jakiś ciemny sedan skończy się wycofywać. Średnich rozmiarów limuzyna szybko odjechała. Grey ruszył ponownie podjazdem, ale Reina kazała mu się zatrzymać. – Czekaj, ktoś stoi przy tylnym wejściu. Wchodzi do środka. – To mężczyzna – powiedział Grey, gasząc reflektory. Reina przechyliła się w jego stronę, żeby mieć lepszy widok, a woń jej perfum podrażniła zmysły mężczyzny. Nie mogąc się powstrzymać, Grey pocałował ją, po czym zaklął bezgłośnie, gdy prychnęła z oburzeniem i opadła z powrotem na oparcie fotela. – Nie ma sensu teraz do niej iść – powiedziała z rozdrażnieniem. Grey zawahał się, nie chcąc tak łatwo dać za wygraną. To zrozumiałe, że Reina z niechęcią myśli o tym, że musi postawić własnej matce dość mętne zarzuty posiadania klucza niewiadomego pochodzenia. Ale przecież
nie powinna się poddawać z powodu nocnego gościa Pilar. – Nie chcesz się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? Reina niecierpliwie machnęła ręką, bezskutecznie próbując ukryć rozgoryczenie. – Nie ma sensu. Najwyraźniej moja matka ma dzisiaj schadzkę. O ile ją znam, oddała Judi pod opiekę Dahlii, a sama całą uwagę poświęca nowemu kochankowi. – I nie każe mu zaczekać, żeby porozmawiać z rodzoną córka? Reina rzuciła mu spojrzenie, które świadczyło o gruntownej wiedzy na temat zwyczajów Pilar Price. – Gdybym wdarła się siłą i zażądała wyjaśnień, dałaby mi akurat tyle czasu, żebym zdążyła się skompromitować. Nie, jeżeli chcę porozmawiać z matką i usłyszeć od niej prawdę, nie mogę pojawiać się tu jako oskarżyciel. Muszę zdobyć więcej dowodów – ten klucz i dziwne zachowanie Judi to jeszcze za mało. Tym razem to Grey musiał jej zaufać. To był jej problem i jej matka. A poza tym, dlaczego tak bardzo się spieszył z wyjaśnianiem sprawy kradzieży? Kiedy zagadka zostanie rozwiązana, nie będzie już powodu, żeby u niej mieszkał i nadal pozostawał w jej życiu. – Może twoja matka jest tylko niewinnym pionkiem. Judi mogła ją wykorzystać, żeby dowiedzieć się więcej o tobie i wkupić w łaski twojej rodziny. – Moja matka nie była niczyim pionkiem od czasów swego niemowlęctwa. Rozsądek podpowiada mi, że jest to absolutnie niemożliwe.
– A co mówi ci serce? Nie odpowiedziała, ale Grey poczuł, że żołądek zaciska mu się w twardy węzeł. Serce prawdopodobnie nie mówiło jej nic. Zdołała stłumić jego smutny głos, chroniąc się w ten sposób przed skutkami bolesnych rozczarowań. Doskonale znał ten mechanizm, i to z własnego doświadczenia. Dopóki jednak jej serce pozostanie zamknięte na głucho, Reina nie uświadomi sobie własnych uczuć wobec niego i nie przyjmie do wiadomości, jak bardzo mu na niej zależy. – W takim razie jedziemy do domu – powiedział, wrzucając bieg. Reina powstrzymała go jednak, kładąc rękę na jego dłoni. – Nie. Proszę, przejedźmy się trochę. Słysząc jej smutny i cichy głos, Grey poczuł, że serce pęka mu na pół. Skinął głową i wykręcił w drugą stronę, po czym ruszył jaguarem, rozwijając największą prędkość, na jaką pozwalała konstrukcja brytyjskiego silnika. Pilar nigdzie się nie wybierała, a zatem Reina miała naprawdę dużo czasu, żeby zdecydować się na rozmowę z matką i odkryć prawdę. Zawiózł ją nad Missisipi, w odludne miejsce na skraju parceli przemysłowej przylegającej do głównego kompleksu zabudowań redakcji. Drzewa i pagórkowaty teren kryły ich przed wzrokiem osób pracujących na nocnej zmianie, zaś z drugiej strony chroniła ich rozległa toń rwącej brązowej wody. Siedzieli na zimnej kamiennej ławce i obserwując przepływającą barkę, nie mogli
się nadziwić, jak tankowiec tych rozmiarów może wyglądać niczym miniaturowa zabawka. To rzeka potęgowała takie wrażenie. Jej bezkresne, wieczne, szumiące wody. Szumiące tak głośno, że zagłuszały nawet zamęt panujący w myślach Reiny. Nie mogli porozmawiać, nie przekrzykując się, więc Grey ujął po prostu jej dłoń. Przycisnął ją do siebie i zmusił, żeby oparła mu głowę na ramieniu, a potem oplótł ją ramieniem, chcąc przypieczętować wzajemną bliskość. Opierała się przez chwilę, lecz w końcu uległa z westchnieniem, które poczuł tuż przy swoim sercu. Grey nie miał pojęcia, jak długo tak siedzieli. Pozwolił, by miarowy plusk wody wypłukał z jego umysłu wszelkie myśli, gdy nagle Reina uniosła dłoń i zaczęła powoli rozpinać guziki jego koszuli. Zanurzyła palce we włosach na piersi mężczyzny, pociągając je jakby dla zabawy, gdy jednak rozchyliła mu koszulę aż do pasa, zrozumiał, że pragnie czegoś więcej. Chciała się z nim kochać. Znieruchomiał na moment, nie wiedząc, co powinien teraz zrobić lub powiedzieć. Czy kochając się z nią w chwili, gdy jest tak bezbronna, postąpiłby słusznie? Bał się wykonać jakikolwiek ruch. Przy innej kobiecie nie miałby zapewne takich wątpliwości. Gdyby to była inna kobieta, użyłby po prostu swych umiejętności seksualnych, żeby oderwać ją od trosk. Ale z Reiną było inaczej. Zdążył się już zorientować, że seks jest dla niej bronią, sposobem na to, żeby trzymać mężczyzn na dystans. Swoim kochankom wytyczała jasno określone granice, mówiła, co mają
robić, a gdy wykonali swoje zadanie, odprawiała ich z kwitkiem. Grey nie zamierzał dołączyć do grona tych mężczyzn. Kiedy usiadła mu na kolanach i zaczęła zdejmować koszulę, złapał ją za nadgarstki i pokręcił głową. Zwolnił jednak uchwyt, widząc pełne zmieszania, skrzywdzone spojrzenie Reiny. Ona zaś ściągnęła mu koszulę przez głowę i złożyła czuły pocałunek tuż nad jego sercem. Grey sięgnął pod jej cienki płaszcz i znalazłszy zamek błyskawiczny kombinezonu, usiłował pociągnąć go w dół. Reina jednak odchyliła się do tyłu, oblizała usta i tym razem to ona pokręciła głową. Potem nachyliła się z powrotem i zaczęła całować go delikatnie, po razie nad każdym okiem i w oba policzki. Zaczął tracić oddech, a jego serce po prostu przestało bić. Tu nie chodziło o seks. Chodziło o niego. Chciała pokazać mu, co czuje, ponieważ nie umiała tego powiedzieć. W jej duszy pędził teraz wezbrany nurt silnych emocji, na które nie była przygotowana. Uśmiechnął się i skinął głową, a Reina rozpoczęła powolną i gruntowną wędrówkę po jego ciele. Najpierw rozebrała go bez pośpiechu, a spodnie złożyła w schludną kostkę, kładąc na nich koszulę i slipki. Potem zdjęła swój cieniutki, przezroczysty płaszcz i rozpuściła włosy, na tym jednak poprzestając. Obeszła ławkę, stanęła za nim i zaczęła starannie masować jego szyję. Kiedy zaczęła lekko kąsać jego małżowiny, ciałem Greya wstrząsnął dreszcz. Reina wróciła na przód ławki,
ujęła jego twarz w obie dłonie i pocałowała. Jej język był rozpalony, twardy, natarczywy. Znowu chciała być u steru, lecz tym razem jedynym jej celem było zaspokojenie kochanka. Kiedy opadła na kolana i zaczęła rozchylonymi wargami całować jego sutki, brzuch i pępek, Grey był bliski obłędu. Oplotła go ramionami, chwyciła za pośladki, i pociągnęła na skraj ławki, na skraj orgazmu. Jej broda ocierała się o czubek jego członka, a włosy rozsypały się ponętnie na obnażonych udach mężczyzny. Nie mógł się powstrzymać, by nie zanurzyć dłoni w tych kruczoczarnych splotach; gdyby nie to, niechybnie połamałby sobie palce – tak mocno zaciskał je na kamiennej ławce. Nie wzięła go do ust od razu. Najpierw nieśmiało musnęła go wargami, a potem polizała od dołu do góry, zaś Grey zastanawiał się, czy robi to po raz pierwszy w życiu. Wszelkie myśli jednak uleciały w chwili, gdy wzięła go do ust, nie przestając cudownie pieścić dłońmi jego ciała, a pieszczoty jej języka i zębów sprawiły, że porwał go obłąkańczy wir żądzy i obezwładniającej rozkoszy. Cholera, pragnął tej kobiety. Kochał ją. Cholera, chyba dochodził. Kiedy skończył, przyjęła to, co jej dał, a potem dopełniła jego rozkoszy pocałunkami i delikatnym dotykiem. Wreszcie opadła na ziemię, kładąc głowę na jego kolanach, a Grey zatracił się do końca w gęstwinie jej jedwabistych włosów. Gdy znowu był w stanie zebrać myśli, uświadomił sobie, że dała mu coś więcej niż tylko fizyczne speł-
nienie. Odsłoniła przed nim tę część swego serca, której strzegła do tej pory niczym unikatowego dzieła sztuki, posiadającego większą wartość niż wszystkie klejnoty, nad którymi kiedykolwiek pracowała, delikatniejszego niż ogniwa złotego łańcuszka. Odsłoniła ją, lecz nie oddała. Do tego potrzebne są bowiem słowa – słowa, które on był już gotów wypowiedzieć; wątpił wszakże, czy Reina jest gotowa je usłyszeć.
Rozdział trzynasty
Zanim zdążył wyjechać z ukrytego zakątka nad rzeką, Reina już spała, oparta ramieniem o drzwi samochodu, z policzkiem lekko przyciśniętym do szyby. Ta kobieta potrafiła kontrolować nawet swój sen, zasypiając w najdogodniejszej chwili, by uniknąć rozmowy o tym, co ich przed chwilą połączyło. Zaparkował jaguara w garażu obok domu na First Street, po czym obudził ją, potrząsając delikatnie. Otworzyła oczy, a jej pełne ciepła spojrzenie i łagodny, subtelny uśmiech sprawiły, że Grey podjął decyzję. Nie zamierzał stracić tej kobiety. Nie pozwoli jej odejść. Nigdy. – Cześć – powiedziała. – Cześć. Jesteśmy w domu. Wtuliła się w skórzany fotel. – To nie był sen, prawda? – zapytała. Grey odsłonił zęby w szerokim uśmiechu. – W pewnym sensie, był. Najpiękniejszy, jaki miałem od lat.
Odwzajemniła uśmiech, lecz gdy usiadła prosto, twarz jej spochmurniała. – Ale jesteśmy już w domu. Sen się skończył. – Wcale nie musiał – odrzekł Grey, gładząc jej policzek. Ich oczy spotkały się w blasku rzucanym przez lampkę w samochodzie, lecz nagle w ciszę wdarł się wibrujący, mechaniczny dźwięk. Dzwoniła komórka Greya. Odebrał natychmiast. – Pan Masterson? Tu monitoring od Dawsona. W posesji przy Frist Street włączył się alarm. Grey wyskoczył z samochodu i szybko zgasił światło, które przy otwieraniu drzwi automatycznie zapaliło się w garażu, po czym zaczął nasłuchiwać, czy z domu nie dochodzi jakiś dźwięk. Już wcześniej wyłączył syreny, więc alarm był cichy. Dzięki temu wiedział, że w środku ktoś jest, natomiast ten, kto wyłamał zamek w drzwiach, nie miał pojęcia, że zostanie złapany. Gestem nakazał Reinie wysiąść po cichu z samochodu. – Czy powiadomiono policję? – zapytał pracownika ochrony. – Zaraz ich panu przyślę. Mamy tu wtargnięcie tylnymi drzwiami i aktywację czujników ruchu. Jest pan pewien, że to nie fałszywy alarm? Judi miała wystarczająco dużo czasu, żeby wrócić na miejsce zbrodni, wątpliwe jednak, że to zrobiła. Jej historyjka była zmyślona, ale strach – prawdziwy. Nie była chyba zresztą taka głupia, żeby włamywać się drugi raz tej samej nocy. W domu Reiny był ktoś inny. Może Pilar? Albo ktoś, kogo się nie spodziewali.
– Nie, to nie jest fałszywy alarm – odparł i rozłączył się. Reina czekała na niego w mroku garażu. – Ktoś się włamał? – Tak, i chyba nadal jest w środku. Skrzyżowała ręce na piersi i zaczęła rozcierać sobie ramiona, jakby zmarzła nagle pomimo ciepła nowoorleańskiej nocy. – Czy policja już tu jedzie? – Tak, zostali wysłani. Ale nie wiadomo, czy tu dotrą, zanim intruz zdąży coś znaleźć albo da za wygraną i wyjdzie. Reina pokręciła głową, odrzucając jego czarny scenariusz. – Najcenniejsze kamienie mam przy sobie. Poza tym nikt nie znajdzie ukrytej pracowni. – Chyba że przypadkowo. – Chcesz tam wejść? – zapytała drżącym głosem. – Poprosiłaś mnie o pomoc w rozwiązaniu tej zagadki. Najłatwiej będzie to zrobić, jeżeli złapiemy złodzieja na gorącym uczynku – odparł, widząc, że Reina wpatruje się uparcie w tylne drzwi. I tym razem nie było na nich widać śladów włamania, przynajmniej z tej odległości. – A jeśli Judi kłamała? – rozmyślała głośno Reina. – A jeśli ukradła klucz mojej matce, żeby rzucić na nią fałszywe podejrzenia, i teraz odwleka tylko chwilę, kiedy wreszcie upłynni to, co zrabowała z sejfu? – Czy trzymasz zwykle w domu wartościowe kamienie? Zmarszczyła brwi.
– Przechowuję je w sejfie w galerii, a najcenniejsze klejnoty wyjmuję stamtąd dopiero wówczas, gdy kończę pracę nad danym przedmiotem. Nigdy nie przynoszę ich do domu. – O ile nam wiadomo, Judi nie wie o klejnotach Claudia i nie ma też powodu przypuszczać, że pracujesz nad czymś wyjątkowo cennym. A jeśli coś jednak zwąchała? Przecież ruszyła prosto do twojej pracowni. – Nie mogła w żaden sposób dowiedzieć się o istnieniu kolekcji. – Może podsłuchiwała twoją pierwszą rozmowę z Claudiem, a ty jej nie zauważyłaś. Reina zacisnęła usta i zamyśliła się. – Musiałabym zauważyć. Mój gabinet mieści się naprzeciwko recepcji, po drugiej stronie galerii. Judi nie może nawet odebrać telefonu czy wpuścić do środka klienta, żebym nie dostrzegła tego zza szklanych drzwi. – A czy do podsłuchu mogła użyć telefonu wewnętrznego? Albo interkomu? Reina umilkła i zmrużyła z powątpiewaniem oczy, ale kiedy spojrzała na Greya, ten dostrzegł w nich cień podejrzliwości. – A ci mężczyźni, którzy asystowali Claudiowi, kiedy przywiózł mi kamienie? – rzuciła domysł. – Może postanowili tu wrócić i wykiwać Claudia. Nie chcę, żebyś wchodził tam, zanim przyjedzie policja. To zbyt niebezpieczne, Grey. Powinniśmy zostać tu i poczekać. Pomysł Reiny brzmiał rozsądnie. Miał wprawdzie pistolet, który ukrył w schowku samochodu, kiedy wyjeżdżali do Pilar, ale nie był gliniarzem.
– A jeżeli w środku jest twoja matka? Chciałabyś, żeby nakryła ją policja? Twarz kobiety zastygła w obojętną maskę. Spędzili ze sobą dopiero dwa dni, ale Grey wiedział już, że zewnętrzny stoicyzm Reiny pomaga jej walczyć z lękiem, złością i poczuciem krzywdy. Wszystkie te uczucia były w jej sytuacji zupełnie naturalne, ale nauczyła się ukrywać je po to, żeby nikt nie sądził przypadkiem, że jest taka sama jak inni. Ludzka. Słaba. Wrażliwa. – To może jej nawet wyjść na dobre. Wdzięcząc się i flirtując z policjantami, pewnie zdoła uniknąć kajdanków. Ze mną nie będzie mogła zastosować swoich sztuczek. Grey pokiwał głową. Ani przez chwilę nie wątpił, że złość Reiny będzie straszna, kiedy już postanowi ją okazać. Jeżeli Pilar rzeczywiście jest w środku, to niech modli się o przyjazd gliniarzy, bo tylko oni będą mogli ją ochronić przed gniewem córki. Jeżeli w ogóle przyjadą. Grey spojrzał na zegarek, a potem zaczął nasłuchiwać w oczekiwaniu na oznaki obecności włamywacza. Minęło dopiero pięć minut, a dla policjantów wtargnięcie do prywatnego domu, zwłaszcza jeśli nikt nie był w niebezpieczeństwie, nie stanowiło sprawy priorytetowej. Zanim się zjawią, złodziej dawno już zdąży wziąć nogi za pas. Im dłużej zaś przebywał w środku, tym większą miał szansę odkryć tajemny pokój. – Powinniśmy przynajmniej pilnować obydwu wejść. Ja pójdę do drzwi frontowych, a ty zostań tutaj. – Podał jej telefon komórkowy. – Jeżeli kogoś zauważysz, naciśnij dziewięćset jedenaście.
– Okropnie się rządzisz – powiedziała Reina z przekąsem. – Wszyscy mi to mówią – odparł. Dotknął lekko jej ramienia i powiódł palcem po szyi aż do policzka. – Nie chcę, żeby coś ci się stało. – Słodki jesteś – powiedziała. Grey wziął z samochodu pistolet, po czym musnął wargami jej usta i ukrył broń pod ubraniem. – O tak, wiem. Schowaj się. Słysząc to ostatnie polecenie, z irytacją wywróciła oczy do góry, ale kiedy zniknął w cieniu wysokiego żywopłotu otaczającego podwórze, zrobiła to, co kazał i ukryła się w mroku. Grey ruszył w stronę drzwi frontowych w nadziei, że do domu Reiny wtargnęła mafia albo ktoś obcy, a nie jej własna matka lub inna, bliska jej sercu osoba. Nie zasługiwała na kolejną dawkę zdrady dziś wieczorem. I nigdy więcej. Do niego zaś należało zapewnienie jej bezpieczeństwa. Reina usiłowała nie spuszczać wzroku z tylnych drzwi, ale była strasznie senna. Za każdym razem, kiedy powieki same opadały ze zmęczenia, przed oczami stawał jej obraz tego, co robiła z Greyem – a właściwie Greyowi – nad brzegiem Missisipi. Intymność i bezinteresowność tego, co zrobiła, przyprawiały ją o zawrót głowy. Po raz pierwszy w życiu bowiem dała rozkosz kochankowi... nie pragnąc niczego dla siebie. Tam, nad rzeką, jeszcze nie uświadamiała sobie w pełni znaczenia tego faktu. Chciała po prostu, żeby mężczyzna, którego kocha, przeżył dzięki niej
orgazm; chciała patrzeć, jak rozkosz maluje się na jego twarzy, pragnęła czuć reakcję jego ciała. Mężczyzna, którego kocha? Reina uśmiechnęła się i pokręciła głową. Zupełnie niedorzeczna myśl. Znała Greya Mastersona od niespełna trzech dni, a nawet dwóch, zważywszy że z początku brała go za Zane’a. Ale znała przecież doskonale jego brata bliźniaka. Dla Zane’a miała uczucie, jakim nigdy nie darzyła innego mężczyzny – kochała go jak brata. A mimo różnic, których dopatrywali się wszyscy między braćmi Mastersonami, Reina była przekonana, że mają ze sobą więcej wspólnego, niż obaj są skłonni przyznać. Obydwaj byli troskliwi i lojalni. Przy upodobaniu Zane’a do hedonistycznego stylu życia, trudno było dostrzec, że w jego sercu kryje się głębokie przywiązanie do rodziny. Zgodził się przecież zastąpić swego brata. Wziął na siebie odpowiedzialność, której unikał przez całe życie. Dzięki swym nieszablonowym pomysłom, takim jak rubryka poświęcona romansowi z Toni Maxwell, mógł tchnąć nowego ducha w podupadającą gazetę. Reina nigdy nie wątpiła w inteligencję i pomysłowość Zane’a, a teraz przekonała się, że Grey nie ustępuje mu po tym względem ani o krok. Jakże więc mogła nie kochać Greya? Jak mogła nie kochać mężczyzny, który jest wierną kopią Zane’a, a jednocześnie jako kochanek potrafi dać jej rozkosz, jakiej istnienia nawet nie podejrzewała. Od czasów Martine’a nigdy nie pozwoliła mężczyźnie tak dominować nad swym ciałem i kontrolować jego potrzeb oraz reakcji. Po swym pierwszym miłosnym doświadczeniu
wiedziała już, czego pragnie, i sama przejęła kontrolę nad następnymi kochankami. Mówiła im, co i kiedy mają robić. Wszyscy byli posłuszni. Natomiast Grey zabrał ją o krok dalej, poza sferę czystej fizyczności. Odwrócił role, odbierając jej władzę, a jego namiętność skruszyła mur, który Reina wzniosła wokół siebie, by uchronić się przed miłością. Skąd zatem wiedziała, że go kocha? Jak to możliwe, że tak szybko się zaangażowała? I co powinna teraz począć? Rzuciła szybkie spojrzenie na jaguara Zane’a. Kluczyki tkwiły w stacyjce, odbijając słabe światło z tylnego ganku domu. – O Boże – szepnęła. Zapragnęła uciec. Ale tchórzliwy odwrót nie był w jej stylu. Musi po prostu odzyskać jakoś panowanie nad sytuacją. I to szybko. Zanim będzie za późno. Zanim całkowicie straci głowę. A to oznaczałoby uległość. Słabość. Czyż nie? Jakiś ruch na ganku kazał jej powrócić do rzeczywistości. Usunęła się dalej w cień, nie spuszczając wzroku z domu. W środku otworzyły się drzwi i już tylko szklane drzwi zewnętrzne oddzielały ją od intruza. Na ganku pojawiła się postać mężczyzny w chwili, gdy podwórze wypełniły oszałamiające błyski wirujących, niebiesko-czerwonych świateł. Reina opadła bez tchu na ścianę domu. – Claudio!
Przez kolejne kilka minut na podwórzu wrzało jak w ulu. Policjanci otoczyli dom. Z początku Grey sądził, że są oblężeni przez całą policję Nowego Orleanu, ale uspokoiwszy się nieco stwierdził, że na wezwanie przybyło czterech gliniarzy, po dwóch w każdym z wozów zaparkowanych teraz od frontu budynku. Reina szła właśnie w stronę domu w towarzystwie policjanta, wyjaśniwszy mu zapewne, kim jest. Grey zrobił to samo, a teraz czekał obok żywopłotu, w połowie drogi między frontowym podwórzem a tylnym wejściem, podczas gdy drugi gliniarz oglądał jego prawo jazdy i pozwolenie na broń. Claudio, spocony i wstrząśnięty, stał na ganku ze skutymi na plecach rękami i twarzą przyciśniętą do ściany, miotając raz po raz wściekłe przekleństwa. Na szczęście klął po włosku, więc policjanci nie mieli pojęcia, jakimi obelgami ich obrzuca. Kiedy dostrzegł zmierzającą w stronę domu Reinę, natychmiast przeniósł na nią całą uwagę. – Reino, bella, wszystko w porządku? Proszę, powiedz tym ludziom, kim jestem. To jest jakieś... – przerwał, szukając w myśli odpowiedniego słowa po angielsku – ... nieporozumienie. Reina skrzyżowała ramiona na piersi. W oczach miała wściekłość; usta zacisnęła w wąską, niewzruszoną linię. Grey zaczął wyobrażać sobie przeróżne scenariusze wydarzeń. Według najbardziej prawdopodobnego z nich Claudio chciał ukraść własną kolekcję, żeby otrzymać odszkodowanie z polisy ubezpieczeniowej, której rzekomo wcale nie posiadał. Po cóż innego miałby włamywać się do domu Reiny w środku nocy?
– Niech więc pan się wytłumaczy, signore – odparła, a jej zwykła pewność siebie zachwiała się tak lekko, że tylko Grey to zauważył. Policjant, który sprawdzał tożsamość Greya, oddał mu obydwa dokumenty. – Nie musi pani z nim rozmawiać – poinformował Reinę drugi. – Już my sobie poradzimy z przesłuchaniem. Grey przebiegł przez podwórko, wsuwając portfel do kieszeni. – Co do tego nie mam wątpliwości – wtrącił – ale przede wszystkim jestem ciekaw, dlaczego na wezwanie przyjechały aż dwa patrole. – Mieliśmy zgłoszenie od tego obywatela zaraz przed aktywacją alarmu. Wozy zostały więc wysłane oddzielnie. – Policjant, którego autorytatywny ton nie licował zupełnie z młodzieńczym obliczem, zwrócił się znowu do Reiny. – Czy zna pani tego mężczyznę? Claudio wyrzucił z siebie kolejną wiązankę włoskich przekleństw. – Przecież to ja wezwałem policję! – Co takiego? – zdziwił się Grey. – Si. Próbowałem wcześniej się do ciebie dodzwonić – powiedział do Reiny. – Chciałem sprawdzić, jakie robisz postępy, ale nie odbierałaś telefonu. Przyszedłem tu nawet i zapukałem do drzwi. Na górze paliło się światło, ale nie zeszłaś mi otworzyć. Po krótkim zastanowieniu Grey uświadomił sobie, że Claudio mógł tu być, kiedy kochali się na górze. – Nie mogłem cię nigdzie znaleźć, więc wróciłem i zapukałem, znowu bezskutecznie. Tym razem w domu
było zupełnie ciemno. Zaniepokoiło mnie to, więc zadzwoniłem na policję, a potem wszedłem do środka, żeby sprawdzić, czy nic ci się nie stało. Reina przyglądała mu się sceptycznie. – Dlaczego się zaniepokoiłeś? Wiedziałeś przecież, że jestem z... Umilkła nagle, a Grey zawahał się przez chwilę. Zdradził już policjantowi swą prawdziwą tożsamość, doszedł bowiem do wniosku, że będąc sobą, lepiej poradzi sobie z policjantami niż jako Zane, który przy każdej okazji doprowadzał stróżów prawa do białej gorączki. O tym jednak nie wiedzieli ani Reina, ani Claudio. Ponieważ jego brat właśnie używał życia, romansując w jego imieniu z Toni Maxwell, Grey uznał, że lepiej będzie, jeśli jak najmniej osób dowie się o zamianie. – Ze mną – podpowiedział. – Jestem z Reiną, odkąd opuścił pan ten dom zeszłego wieczoru. Nie było powodu do niepokoju. Claudio wbił wzrok w ziemię, a Grey poczuł, że ciarki przechodzą mu po plecach. Podobnie jak Judi, ten człowiek musiał ukrywać coś ważnego i być może bardziej wstrząsającego niż chęć zrabowania własnej kolekcji. Grey miał nadzieję, że jego znajomy z Interpolu już wkrótce przyśle dane na temat Claudia. Trzeba jak najszybciej sprawdzić pocztę elektroniczną. – Miałem swoje powody – odparł cicho starszy mężczyzna. Reina zwróciła się do policjanta. – Proszę dać mi chwilę czasu, a wejdę do środka i sprawdzę, czy moje kosztowności są nienaruszone.
– To brzmi rozsądnie, ale sam powinienem przedtem obejrzeć dom i upewnić się, że nikogo więcej tam nie ma. Potem wezwę panią. Reina zerknęła na Greya, najwyraźniej nie mając ochoty zdradzić miejsca ukrycia klejnotów nawet przed policją. Nie mógł jej za to winić. Sprawa kradzieży w galerii wciąż pozostawała niewyjaśniona i Reina nie miała powodu ufać obcym, zwłaszcza że ludzie, których znała – Judi, Claudio, a może nawet Pilar – okazali się niegodni jej zaufania. Policjanci szybko przeszukali dom, po czym jeden z patroli wrócił do swojego rewiru, zaś pozostali dwaj na prośbę Reiny pozostali na ganku z Claudiem i Greyem, podczas gdy ona poszła na górę. Wróciwszy, skinęła głową Greyowi, na znak, że wszystko jest w porządku. – Ten człowiek jest klientem pani Price – powiedział Grey do policjanta – i choć jego wersja wydarzeń może się wydawać nieco dziwna, sądzę, że mówi prawdę. Reina nagrodziła go łagodnym uśmiechem. – Z domu nic nie zginęło – oznajmiła. Policjanci niezbyt chętnie przyznali, że nie ma żadnego śladu włamania, a kiedy Reina i Grey jeszcze raz poświadczyli prawdomówność Claudia – odjechali, ostrzegając Włocha, że jeśli znowu wpakuje się w kłopoty, zawiadomią urząd imigracyjny. – Jak się dostałeś do środka? – zapytała Reina, kiedy tylko wóz policyjny zniknął za bramą. – Drzwi były zamknięte na klucz. – Całkiem nieźle radzę sobie z... narzędziami – odparł Claudio, po czym sięgnął do doniczki z kwiatami i wyjął stamtąd małą skrzyneczkę, zawierającą zapewne
przeróżne akcesoria, które pozwoliły mu ominąć przeszkodę w postaci zamka bez pozostawienia najmniejszej nawet rysy na drzwiach. – Czyżbyś był złodziejem z zawodu? – Ależ nie. We Włoszech pracuję jako prywatny detektyw. Reina zacisnęła usta. – Dlaczego się do mnie włamałeś? – Niepokoiłem się o ciebie. Nie kłamię. – Ale dlaczego? Coś przede mną ukrywasz, Claudio. Jeżeli jestem w niebezpieczeństwie, to chcę wiedzieć, co mi grozi i z czyjej strony. Nalegam, żebyś mi powiedział. Grey usiadł i przyglądał się, jak Reina usiłuje wyciągnąć coś z Claudia – tym razem jednak nie posłużyła się do tego celu swą zmysłowością. Żadnych zalotnych spojrzeń, prowokacyjnego ściągania ust. Tylko surowe, ciemne, głęboko osadzone oczy, rozszerzone gniewnie nozdrza i dłonie wsparte na ponętnych biodrach. Grey pokręcił głową, nie dając Claudiowi żadnych szans wobec takiego przeciwnika. – Proszę, wejdźmy do środka – poprosił Claudio, który nagle jakby się trochę postarzał. – Nie mam zamiaru cię skrzywdzić, Reino. Nie mógłbym tego zrobić. Nigdy. – Dlaczego? A kim ja dla ciebie jestem? Obcą osobą. Artystką, którą zatrudniłeś, żeby pomogła ci się wzbogacić. Claudio przeniósł wzrok na Greya, a ten poczuł nagły przypływ adrenaliny, tak jak zawsze wówczas, gdy wpadał na trop świetnego materiału na artykuł. To, co
ukrywał Włoch i pod naciskiem Reiny mógł wyjawić, miało bez wątpienia wstrząsnąć jej życiem. Claudio znów spojrzał na Reinę i wyciągnął dłoń, jakby chciał pogładzić jej policzek. – Widzisz, to wcale nie jest prawda. Nie jesteś dla mnie obcą osobą. Kiedyś już się spotkaliśmy. Dawno temu.
Rozdział czternasty
Reina nie poczęstowała Claudia winem ani brandy, nie zaproponowała mu nawet, żeby usiadł, choć podpowiadało jej to dobre wychowanie. Nie była w stanie niczego z siebie wykrztusić. Słowa kłębiły się w jej głowie niczym stado żarłocznych sępów krążących nad padliną. Wolała milczeć, niż wyjść na bełkoczącą nieskładnie idiotkę. Na szczęście jednak Claudio nie oczekiwał od niej odpowiedzi. Spełniając jej prośbę, Grey poszedł na górę, zabierając ze sobą kamienie. Reina wątpiła, czy Claudio będzie całkowicie szczery, jeśli Grey zostanie w pokoju. Postanowiła więc zaryzykować. Wprawdzie di Amante nie był do tej pory uczciwy wobec niej, ale raczej nie stanowił zagrożenia. – Per favore, bella. Usiądź. Wiem, że przeżyłaś dzisiaj duży wstrząs. Reina postanowiła jednak stać, chociaż była to jedynie żałosna próba panowania nad sytuacją, która ewidentnie wymykała jej się spod kontroli.
– Wstrząs? Ależ nie, jestem po prostu zdezorientowana. Reina prychnęła cicho, rozbawiona własnym doborem słów. Dezorientacja ani w drobnym ułamku nie oddawała szalejącej w jej sercu burzy sprzecznych emocji,. Dziwne zachowanie Judi i jej domniemany udział w kradzieżach? Zaskakujące? Owszem. Zaliczała w końcu tę młodą kobietę do grona swych przyjaciół. A możliwy udział jej matki? Jedyną emocją, jaką budziła w niej myśl, że Pilar wykorzystała ją dla pieniędzy, których nie potrzebowała, był gniew – ślepa furia, którą tłumiła w sobie przez całe życie, aż w końcu nauczyła się ukrywać na zawołanie. Próbowała wyrzucać z pamięci wszystkie swoje urodziny, kiedy Pilar oddawała ją pod opiekę Dahlii, by służąca prowadziła ją do zoo albo do wesołego miasteczka, zaś sama szła na jakieś nudne przyjęcie albo wylegiwała się w łóżku z najnowszym kochankiem. Starała się nie myśleć o szkołach z internatem ani o zagranicznych podróżach mających zbliżyć matkę i córkę, które kończyły się tym, że sama chodziła zwiedzać zabytki, podczas gdy Pilar wdzięczyła się do jakiegoś przystojniaka z wypchanym portfelem. I wreszcie jej zacięte milczenie, kiedy Reina chciała dowiedzieć się czegoś o swoim ojcu. Miała tak wiele pytań do matki, ale już dawno przestała je zadawać, zniechęcona daremnością swych wysiłków. Opadła w końcu na fotel i ukryła twarz w dłoniach. To było ponad jej siły. Musi natychmiast odzyskać panowanie nad sobą. Odnaleźć równowagę.
Ale jak? – Wiem o twojej asystentce – powiedział Claudio, nachylając się w jej stronę. Dobrze. Temat Judi wydawał się w tej chwili względnie najbezpieczniejszy. To dobry początek, pomyślała. – Skąd? Claudio zawahał się przez chwilę. Widząc napięcie na jego twarzy, Reina pożałowała swojego pytania. Być może lepiej byłoby, gdyby nie poznała odpowiedzi. – Kiedy cię nie zastałem, poszedłem do twojej matki. Rzeczywiście, nie to pragnęła usłyszeć, ale przynajmniej wiadomo już, kim był mężczyzna wchodzący do domu Pilar tylnymi drzwiami. – Znasz moją matkę? Zadała mu już raz to pytanie, kiedy Claudio przyszedł do niej z propozycją odtworzenia kolekcji. Twierdził wówczas, że zna Pilar tylko jako aktorkę. Tymczasem okazało się, że zna nawet jej adres w Nowym Orleanie! I jak gdyby nigdy nic wchodzi do jej domu w środku nocy! – Poznaliśmy się dawno temu – wyznał cicho. Reina popatrzyła na niego spod przymrużonych powiek, ale była zbyt zmęczona, by oskarżać go o kłamstwo sprzed kilku dni. Nie miało to już zresztą większego znaczenia. – Musiała być zdziwiona, widząc cię. – Nie widziała mnie. Przyszedłem tam zaraz po twojej asystentce. I po tym, co usłyszałem, doszedłem do wniosku, że muszę sprawdzić, czy u ciebie wszystko w porządku. – Co zrobiłeś? Schowałeś się w szafie?
Potrząsnął głową, lecz bez przekonania, tak jakby Reina niewiele się pomyliła. – Nie. Dahlia otworzyła mi drzwi. Czekając w korytarzu, usłyszałem ich rozmowę, a potem wymknąłem się, zanim Pilar w ogóle zorientowała się, że przyszedłem. Reino, uważam, że Judi brała udział w kradzieżach w twojej galerii. Ciągle mówiła o tym, że cię dziś skrzywdziła, i wspominała coś o włamaniu się do twojego domu. Była zła na Pilar, ale nie jestem pewien, z jakiego powodu. Wróciłem, żeby upewnić się, że nic ci nie jest. Reina usiłowała opanować nerwy. A więc Pilar była jednak w to zamieszana, chociaż jeszcze nie wiadomo, co zrobiła i dlaczego. – Mówiłeś, że mnie znasz i że kiedyś już się spotkaliśmy. W uśmiechu Claudia kryła się nuta goryczy. – Byłaś wtedy dzieckiem. Nad wiek rozwiniętym, bystrym. Miałaś nie więcej niż cztery lata i biegałaś wokół letniego domu twojej matki pod Wenecją. Na pewno tego nie pamiętasz. Reina poczuła ucisk w piersi. – A dlaczego ty zapamiętałeś mnie? W tym momencie w drzwiach stanął Grey. Na twarzy miał nieco surowszy niż zwykle wyraz, a w postawie – jakąś sztywność i nieugiętość. Mimo to na jego widok Reinę przeszedł wewnętrzny dreszcz. Kiedy rzucił jej krótkie, pełne miłości spojrzenie, poczuła, że rozpłynie się zaraz na oczach Claudia. – Reina dużo dziś przeszła. Więcej niż powinna. Skoro już ustaliliśmy, że działał pan w trosce o jej dobro, myślę, że powinien pani już iść i pozwolić jej odpocząć.
Grey podszedł do fotela i położył jej dłoń na ramieniu, pozbawiając ją resztek energii. Pragnęła dowiedzieć się więcej, ale Claudio przecież nigdzie nie wyjeżdżał, dopóki jego majątek znajdował się w jej rękach. Cokolwiek chciał powiedzieć, mogło to poczekać do jutra. Zgodziła się z Greyem, kiwając głową. – Kolekcja jest bezpieczna i ja też. – Położyła rękę na silnej dłoni Greya. – Zadzwonię do ciebie rano i ustalimy, kiedy będziesz mógł obejrzeć to, co zrobiłam do tej pory. Claudio machnął ręką i wstał. – Nie przejmuj się tym. Weź sobie kilka dni wolnego, jeśli jesteś zmęczona. Kolekcja jest cenna, ale nie tak jak ty, bella. Wyciągnął ramię, jakby znowu chciał pogłaskać ją w policzek, jednak nie dotknął jej skóry. Reina wiedziała, że Włosi lubią okazywać uczucia, więc nie odsunęła się, pragnąc w namacalny sposób doświadczyć silnych emocji, które odmalowały się w oczach mężczyzny. Ale jedno spojrzenie na Greya wystarczyło, żeby Claudio szybko się pożegnał i zniknął za drzwiami. – Co to miało znaczyć? – zapytała. – Co masz na myśli? – Jesteś zły na Claudia. Dlaczego? Grey pomógł jej wstać i obejmując w talii, poprowadził Reinę do schodów. – Zupełnie niepotrzebnie cię dzisiaj zdenerwował. Reina była wykończona, ale zachowała przytomność umysłu. Grey musiał coś wiedzieć. Wpadł na jakiś trop, który świadczył o tym, że Claudio wdarł się do jej domu nie tylko z troski o jej bezpieczeństwo. – Nie, wcale nie o to chodzi – odparła.
Weszli powoli po schodach, wspierając się wzajemnie w sposób, który wydał jej się niezwykle erotyczny. Znowu go zapragnęła. Mimo zmęczenia chciała poczuć go w sobie jeszcze raz, zanim pogrąży się we śnie. Pragnęła, by przepędził poczucie krzywdy, konsternację i niepokój, które sprawiły, że jej świat zaczął chwiać się w posadach. I chociaż to on był przyczyną jej największych rozterek, ich niezwykły seks stanowił w tej chwili dla niej jedyne prawdziwe oparcie. Na półpiętrze Reina przystanęła, by spojrzeć mu w oczy. Przez uchylone drzwi jego pokoju dostrzegła ekran włączonego laptopa. W pełnej skrzypnięć ciszy starego domu rozlegał się szum przenośnej drukarki. – Pracujesz? – zapytała. – Tak. Prześpij się. Na razie nie znalazłem jeszcze nic konkretnego, ale do rana powinienem zdążyć. – Rano muszę spotkać się z matką – stwierdziła, wiedząc, że jeśli jak najprędzej nie rozmówi się z Pilar, być może nigdy nie pozna prawdy. – Powinna wyjaśnić mi kilka spraw. – Tak, rzeczywiście. A jeśli wszystko pójdzie dobrze – skinął głową w stronę swojego pokoju – będę mógł dać ci broń do ręki. Na myśl o tym Reina zadrżała. – Nie potrzebuję broni przeciw kobiecie, która dała mi życie, Grey. Poradzę sobie z Pilar. Moja matka jest świetną aktorką, ale nie potrafi kłamać, tylko zręcznie omijać prawdę. A na to jej tym razem nie pozwolę. – Chcesz, żebym poszedł z tobą? – Do łóżka? – zapytała, uśmiechając się figlarnie pomimo ogromnego zmęczenia.
– Do matki – wyjaśnił, a w jego oczach zatańczyły iskierki zwiastujące możliwości, których jednak nie zamierzał dziś wprowadzić w życie. – Nie. Przebywając w tym samym pokoju z przystojnym mężczyzną, Pilar koncentruje się wyłącznie na uwodzeniu go, więc jeśli tam pójdziesz, nie zwróci na mnie najmniejszej uwagi. Skierowała się do sypialni ze świadomością, że naprawdę musi spać dziś sama. Dlaczego jednak myśl o samotnej nocy wydała jej się nagle tak nieznośna? To oczywiste. Kochała Greya. Reina przyjęła tę konstatację bez zastrzeżeń, bowiem zabrakło jej energii, by dalej unikać spojrzenia prawdzie w oczy. – Śpij dobrze, Reino – powiedział Grey, całując ją w policzek. Obudził go dźwięk klaksonu, po którym na dole rozległ się odgłos kroków i trzaśnięcia drzwiami. Czyżby Reina już wyszła? Zbiegł co prędzej na dół po to tylko, by zobaczyć odjeżdżającą taksówkę. Zaklął, uderzając ze złości w drzwi, a wtedy zauważył kartkę przyczepioną tuż nad wizjerem. Kochany Greyu! Piszę, bo nie chciałam Cię budzić. Jadę do matki. W razie potrzeby dzwoń na komórkę. Kiedy wrócę, porównamy nasze wyniki. Całuję, Reina Kochany Greyu? Och, gdyby to była prawda! Teraz jednak nie było czasu na takie rozważania. Sprawy uczuciowe trzeba zostawić na później, kiedy już upora się z coraz bardziej zawikłaną i niepokojącą
sytuacją Reiny. Kiedy spała, przeczytał raport nadesłany przez znajomego z Interpolu. Zastanawiał się, czy nie powinien natychmiast zadzwonić do niej i powiedzieć, czego dowiedział się na temat Pilar. Albo wyjawić własne, jeszcze bardziej szokujące podejrzenia, które żywił wobec Claudia di Amante. Uznał, że musi najpierw zgromadzić więcej faktów, więc wstawił kawę, a potem wziął prysznic, ogolił się i ubrał. Zadzwonił szybko do Zane’a, który nie wybierał się dziś do biura. Dzięki temu Grey mógł pójść do redakcji gazety i skorzystać ze swych najbardziej niezawodnych źródeł informacji. Przed wyjściem zajrzał jeszcze dla pewności do tajnej pracowni i odkrył, że Reina znowu zabrała ze sobą najcenniejsze kamienie. Potem włączył wszystkie alarmy i kamery wideo. Wątpił, że ktoś może być na tyle głupi, by znowu podjąć próbę włamania, zwłaszcza w biały dzień. Teraz miał na głowie poważniejsze sprawy. Chociaż zgromadził już wszystkie części łamigłówki związanej z kradzieżami w galerii oraz propozycją Claudia złożoną w tak dziwnym momencie, to musiał sprawdzić jeszcze kilka faktów, zanim zacznie rzucać oskarżenia. Wstąpił na chwilę do swojego mieszkania, żeby ubrać się bardziej po ,,greyowemu’’: modne spodnie koloru khaki zmienił na tradycyjne, ciemnoszare spodnie od garnituru, a obcisły T-shirt na elegancką koszulę i krawat. Potem pojechał do redakcji, zaparkował na ulicy wściekle czerwonego jaguara Zane’a i wszedł do głównego budynku bocznym wejściem. Zauważył, że znacznie wzmocniono ochronę. Po korytarzach kręciło się
więcej strażników, wszędzie wisiały kamery, a odwiedzających zdecydowanie ubyło. Na szczęście nikt go nie zaczepił i Grey zdołał dotrzeć do swojego gabinetu, niezauważony nawet przez własną sekretarkę. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, poczuł dziwny przypływ mocy. Niech to diabli, stęsknił się za tym miejscem i to bardziej, niż przypuszczał. Bardziej, niż to się wydawało możliwe. Wziął głęboki wdech, przekonany że czuje zapach farby drukarskiej, mimo że drukarnia mieściła się kilka pięter niżej. Wsłuchał się w odgłosy pracy dochodzące zza ściany, z redakcji działu miejskiego. Rozdzwonione telefony, gwizd faksów, stukot klawiatur. Głosy ludzi, przenikające nawet przez grubą ścianę gabinetu. Właśnie powstawał nowy materiał. Znalazł na biurku notatkę, z której wynikało, że niedzielne wydanie gazety sprzedało się znakomicie dzięki artykułowi Zane’a na temat romansu z Toni Maxwell. Utwierdził się dzięki temu w przekonaniu, że jego decyzja o oddaniu spraw w ręce brata była słuszna. Grey podszedł do długiego szeregu okien i spojrzał na Missisipi toczącą w dole swe wody. Zaczął rozglądać się po posesji w poszukiwaniu owego zakątka tuż za parkingiem, gdzie zabrał Reinę zeszłej nocy, ale tak jak się spodziewał, drzewa zasłaniały widok. Poczuł nagły dreszcz pożądania, lecz szybko stłumił swą reakcję. Zanim skłoni Reinę, by rozpędziła gnębiące ją demony, i zdoła wreszcie zajrzeć w jej serce, będzie musiał pomóc jej te demony zidentyfikować, nawet jeśli były nimi osoby, które kochała. Usiadł w fotelu i poczekał, aż miękka skóra przystosuje się do kształtu jego ciała. Stęsknił się za swoim
biurkiem. Nie było go tutaj tylko cztery dni, ale w chwili gdy wpisał do komputera swoje hasło i nałożył słuchawki od telefonu, wiedział już, że nie mógłby robić w życiu nic innego. Połączył się z Internetem i wszedł na stronę swojej ulubionej przeglądarki artykułów prasowych opublikowanych w sieci. Wpisał nazwisko Claudiego di Amante i poczekał na wynik. Po kilku sekundach na ekranie pojawiła się zdumiewająco długa lista tytułów, w większości pochodzących z włoskich gazet. Grey uruchomił program do tłumaczeń i spróbował ponownie. I wtedy, w artykule z jednego z weneckich dzienników, znalazł to, czego szukał. Kliknął opcję drukowania, po czym zadzwonił z komórki do hotelu, gdzie zatrzymał się Claudio. – Di Amante – usłyszał głos starszego mężczyzny. – Claudio, mówi... – Zawahał się przez chwilę, ale uznał, że jeśli chce usłyszeć od Włocha słowa prawdy, sam powinien zdobyć się na szczerość. – Grey Masterson. Zane jest moim bratem bliźniakiem. – Czy coś się stało Reinie? Co z nią? Troska w głosie mężczyzny powiedziała Greyowi wszystko, czego chciał. – O ile wiem, wszystko jest w porządku. Pojechała szukać matki. Chce zadać jej kilka pytań. Claudio odpowiedział dopiero po chwili milczenia. – Przynajmniej tyle jej się należy. Grey uśmiechnął się szeroko. – Też tak sądzę. Czy moglibyśmy się spotkać? Jestem wydawcą gazety, signore, ale to, co mi pan powie, pozostanie między nami. Nie przypuszczam, żeby Pilar
Price wyjawiła swojej córce całą prawdę. A po tylu latach Reina chyba na to zasługuje, nie sądzi pan? Claudio zgodził się, a Grey podał mu adres kawiarni naprzeciwko i odłożył telefon. W zamyśleniu zaczął bębnić palcami o biurko. Pomysł, który zaczął rodzić się w jego głowie kilka minut temu, teraz nabrał pełniejszych kształtów. Postanowił zaryzykować. Zadzwonił do kierowniczki działu graficznego, młodej kobiety, którą zatrudnił przed trzema laty, kiedy była świeżo po studiach. Doskonale potrafiła zadbać o dobór czcionki, rozkład tekstu i zdjęć, ale Grey zawsze był ciekaw, jak ta zdolna dziewczyna poradzi sobie z bardziej nowatorskim pomysłem. I właśnie zamierzał się o tym przekonać. Reina wróciła do domu wykończona. Przez cały dzień szukała swojej matki, ale Pilar okazała się nieuchwytna. Komórkę miała wyłączoną, podobnie jak Dahlia. Kiedy nikt nie otwierał drzwi, Reina wezwała taksówkę i wyruszyła na poszukiwanie obydwu kobiet. W gabinecie kosmetycznym, który odwiedzały co wtorek, minęła się z nimi o włos. Potem czekała przed restauracją, gdzie zwykle jadały lunch, po to tylko, by zobaczyć ich samochód w chwili, kiedy ruszał z parkingu. Wezwała więc kolejną taksówkę i kazała zawieźć się pod dom matki. Czekała tam, aż zmęczona grą w kotka i myszkę i wróciła do siebie. Włożyła ubranie robocze i zjadłszy w przelocie trochę owoców i sera, zapukała w ścianę sypialni i weszła do ukrytej pracowni. Zamknęła za sobą drzwi i przez chwilę z rozczarowaniem myślała o Greyu, który nie wrócił ani nawet nie zadzwonił.
Reina marzyła o jego dotyku bardziej niż o tym, by poznać prawdę. To tylko kwestia czasu, nim dopadnie wreszcie swoją matkę i zrozumie, jakimi pobudkami kieruje się Pilar. Rozpaczliwie pragnęła rozmówić się z matką i poznać wszystkie szczegóły, żeby mieć to już z głowy, zanim wróci Grey. Z głowy? Tylko jak długo miała jeszcze czekać? Nawet jej cierpliwość i opanowanie miały swoje granice. W ustroniu pracowni Reina zaczęła się śmiać, aż w końcu śmiech przerodził się w płacz... i szlochała, dopóki starczyło jej łez. Płakała z powodu matki, która prawdopodobnie nie zawahała się wykorzystać własnej córki i nadszarpnąć dobrego imienia jej firmy dla swych niewiadomych, choć zapewne płytkich celów. Płakała z powodu Judi i Dahlii, wciągniętych w sieć intryg prawdopodobnie bez własnej wiedzy. Ale przede wszystkim płakała nad kobietą, którą sama się stała – wyniosłą i niedostępną. Zdolną odczuwać rozkosz płynącą z fizycznej miłości, ale lękającą się doświadczyć prawdziwego uczucia. Jakże jednak mogła naprawdę kogoś pokochać, jakże zaufać komukolwiek, skoro jedyna osoba, na którą powinna liczyć w każdej sytuacji – rodzona matka – nauczyła ją, że ufność jest słabością i w każdej chwili może zostać wykorzystana przeciwko niej? Reina podejrzewała, że tak się właśnie stało – Pilar nadużyła jej zaufania. A zatem, nawet jeśli kochała Greya, to jak mogła... Wzniosła wokół siebie tyle barier i szczelnie zamkniętych wrót, że nawet tak pomysłowy i zdolny mężczyzna jak on nie był w stanie ich wszystkich pokonać. Szloch znowu schwycił ją za gardło, ale zdławiła go sporym łykiem wina. Pociągając nosem, Reina wzięła ze
stołu chusteczkę i otarła łzy. Dosyć tego. Miała przecież dużo pracy. Żale trzeba zostawić na później. Spojrzała na zegarek i przejrzawszy rysunki Claudia, postanowiła odtworzyć broszkę oraz grzebyk. Obydwa projekty były proste do wykonania, a przedmioty te nie miały żadnego erotycznego przeznaczenia, jedynie sugestywne kształty. Reina pracowała, dopóki słońce nie zaszło, a lampa nie pomagała już jej zmęczonym oczom. Oszlifowała wszystkie kamienie potrzebne do wykonania broszki i wycięła kilka zębów grzebyczka, musiała jednak przylutować pewne drobne jego elementy zrobione ze srebra i hebanu. Obydwa przedmioty nakryła miękką szmatką. Zamierzała dokończyć je nazajutrz rano, jeśli nic nie stanie na przeszkodzie. Na przykład jej pożałowania godna rodzina. Będąc tego dnia w domu Pilar, Reina postanowiła trochę tam pomyszkować i teraz, kiedy silne emocje opadły nieco na skutek ciężkiej pracy, poczuła, że jest w stanie pomyśleć o tym, co znalazła. W zabytkowym sekretarzyku matki ukryte były stare listy od wierzyciela hipotecznego. Reina nie miała pojęcia o istnieniu żadnej hipoteki. Pilar w życiu nie kupowała nic na kredyt. Nie zaprzątała sobie głowy nawet miesięcznymi opłatami, a zresztą rzadko zdarzało jej się zagrzać gdzieś miejsca na tyle długo, żeby doczekać się rachunku. Poza tym, była zdania, że bogaci i sławni płacą za wszystko gotówką. Wyglądało jednak na to, że jej bogata i sławna matka zalegała z hipoteką na dom od sześciu miesięcy, potem zaś dokonała dużej wpłaty, regulując cały dług. Może więc to nie Judi potrzebowała pieniędzy. Reina nie znała jednak wszystkich szczegółów i nie była
w stanie ich ustalić, dopóki Pilar nie pozwoli się wreszcie odnaleźć. Zostawiła matce kartkę z prośbą o telefon i wróciła do domu. Teraz kręciło jej się w głowie. Wyszła z pracowni i przez chwilę nasłuchiwała, czy Grey nie wrócił, a potem rozebrała się, napełniła wannę gorącą wodą i olejkami eterycznymi, po czym zanurzyła zmęczone ciało w pachnącej kąpieli. Kiedy wszystko inne zawodziło, Reina zwykle szukała odprężenia w wannie. Ale dzisiaj pragnęła tylko Greya. Potrzebowała go i po raz pierwszy w życiu zdołała przyznać to przed samą sobą. Kiedy więc zapukał do drzwi, temperatura w łazience wzrosła tak gwałtownie, jakby Reina dolała do wanny wrzątku. – Wszystko w porządku, Reino? – zapytał. – Zdecydowanie nie. Jego śmiech wywołał w niej dreszcz podniecenia. – Czy mogę ci jakoś pomóc? – Mmm... – odparła wymijająco, rozbawiona własnym rozpaczliwym wysiłkiem, by udawać nieprzystępną, skoro tak naprawdę miała ochotę wrzasnąć, żeby natychmiast do niej dołączył. Grey bez wahania przekręcił gałkę i stanął w drzwiach, opierając się zawadiacko ramieniem o framugę. – Przepraszam, ale nie jestem pewien, czy twoja odpowiedź była przecząca, czy twierdząca. – To ty jesteś dziennikarzem. – Uniosła gąbkę i polała piersi parującą wodą. W wannie nie było piany, a włosy miała niedbale upięte do góry, więc oprócz delikatnej pary unoszącej się w powietrzu, nic nie przesłaniało mu widoku jej ciała. – Jak ci się wydaje?
Rozdział piętnasty
Pragnął jej nieprzytomnie. Poczuł, że narastająca erekcja napiera na zamek jego spodni. Węzeł krawata, choć poluzowany już nieco w czasie pobytu w biurze, nagle zaczął przypominać zaciskającą się pętlę. Grey zerwał krawat z szyi i schował do kieszeni marynarki. Nigdy nie wiadomo przecież, kiedy mógł się znowu przydać. – Coś ci przyniosłem – powiedział, gdy szelest papieru przypomniał mu, co trzyma w ręku. Reina wychyliła się przez krawędź wanny i dostrzegła gazetę. – Czyżby Zane napisał kolejny fascynujący artykuł o tobie i Toni Maxwell? – Owszem, ale nie z tym przyszedłem. Grey udał się do redakcji z dwóch powodów. Po pierwsze, chciał sprawdzić, czy rzeczywiście tęskni do swojej pracy równie silnie, jak stara się tego wyprzeć, a po drugie, pragnął zgromadzić wszelkie informacje,
które pozwoliłyby wreszcie uwolnić Reinę od kłopotów rodzinnych i zawodowych. Po raz pierwszy w życiu przeklinał swą wrodzoną zdolność dochodzenia prawdy. Tego popołudnia spędził godzinę przy biurku, przeglądając zebrany materiał, i zdążył pogryźć w drzazgi dwa ołówki, zanim najnowszy artykuł Zane’a na temat Toni Maxwell wpadł mu w oko, podsuwając świetny pomysł. Wezwał do biura kierowniczkę działu graficznego i najlepszego faceta od makiet, zamówił obiad i wziął się do roboty. Teraz, o wpół do jedenastej wieczorem, trzymał w ręku owoc swojej pracy. – To nie może czekać. Chyba powinnaś się ubrać. Reina zachichotała i polała wodą nagie, ponętne, zmysłowo krągłe ramiona. – Nie mam najmniejszej ochoty się ubierać, Grey. Na Boga, mógłby spędzić całe życie z kobietą, która tak dobrze wie, czego chce. Tylko czy pozwoli mu zostać u swego boku tak długo? Czy wybaczy, że wdarł się przemocą w jej prywatność? – Być może zmienisz zdanie, kiedy to przeczytasz. Podał jej ręcznik, żeby wysuszyła ręce, po czym zapalił światło, zdmuchnął świeczki ustawione wokół krawędzi wanny i wręczył Reinie makietę pisma. Przeczytała tytuł, unosząc ze zdumieniem brwi. – ,,Chwila Szczerości’’? – To nie jest ostateczna nazwa, tylko jeden z pomysłów. Myślę, że ten tytuł może być chwytliwy. To będzie zbiór artykułów napisanych w pierwszej osobie. Wiadomości z punktu widzenia osób w nich uczestniczących, komentowane z pomocą wytrawnego dziennikarza
– w tym przypadku, moją. To tylko makieta, wyłącznie dla twojego użytku. Reina przeczytała nagłówek: ,,Stulecia tajemnic’’ i u dołu artykułu dostrzegła podpis. – Claudio? – Rozmawiałem z nim dzisiaj przez dwie godziny. Jestem głęboko przekonany, że to, co tu znajdziesz, jest prawdą – powiedział, biorąc jej szlafrok z kołka przy drzwiach i wyciągając dłoń, by pomóc jej wyjść z wanny. – I uważam, że powinnaś czytać to na suchym lądzie. Z jego tonu musiała przebijać powaga, ponieważ Reina usłuchała natychmiast, wytarła się bez słowa i poszła za nim do sypialni. Podał jej gazetę. Możliwe, że chciałaby zostać sama, ale uznał, że powinien jednak zostać, i usiadł na fotelu w kącie pokoju. Reina położyła się na łóżku, rozłożyła gazetę i zaczęła przebiegać tekst wzrokiem tak szybko, że Grey wątpił, czy w ogóle można czytać w tym tempie. Po chwili uświadomił sobie, że czyta wciąż od nowa ten sam fragment. Usiadła po turecku, jak dziecko nad książką z obrazkami, i zaczęła wodzić po linijkach palcem, jakby nie chciała uronić ani jednej litery. Grey już miał wstać i nalać jej brandy, kiedy górna warga zaczęła jej drżeć. Wbiła w niego spojrzenie pełne skrajnej rozpaczy. – Gdzie on jest? – Jeszcze nie skończyłaś, kochanie. Przeczytaj do końca. Musisz poznać wszystkie fakty, zanim staniesz z nim twarzą w twarz.
Cisnęła gazetę na łóżko i zerwała się na nogi; jeszcze nigdy nie widział jej tak bliskiej wybuchu. – Gdzie on jest? – powtórzyła. Grey wstał i położył jej dłonie na ramionach. Uspokoił się nieco, bo Reina się nie wyrywała. – Na dole. Ruszyła do drzwi i wybiegła z sypialni, a potem omal nie spadła ze schodów, pokonując po dwa stopnie na raz. Dotarłszy do salonu, gdzie zostawił Claudia, zadyszana stanęła w progu, opierając się o framugę. Grey pobiegł za nią, ale został nieco w tyle. Chociaż pragnął nade wszystko wziąć ją w ramiona i swoją obecnością dać jej poczucie bezpieczeństwa, nie wiedział, jak zareaguje na to Reina. Przede wszystkim nie chciał utrudniać jej tego, co i tak było ciężkie do zniesienia. – Od jak dawna o tym wiesz? – zawołała. Claudio omal nie przewrócił się o stolik do kawy. – Dopiero od kilku miesięcy, przysięgam. Po pierwszej kradzieży Dahlia skontaktowała się ze mną. Zdradziła mi, kto przed laty ukradł dzienniki i kto zorganizował włamanie do twojej galerii. Powiedziała też, że jestem twoim ojcem, ale Pilar zataiła to przed tobą tak samo jak przede mną. Dahlia uznała, że mógłbym ci jakoś pomóc. Chciałem to zrobić, zlecając ci odtworzenie kolekcji. Grey spojrzał na drżące ręce Reiny i zapragnął zabrać ją stąd, ochronić przed wstrząsem, jaki spowodowało wyznanie jej ojca. Znając już całą historię dzięki dzisiejszej rozmowie z Claudiem, przy całym podziwie wobec do tego człowieka, Grey nie potrafił pohamować złości. Oburzała go skomplikowana sieć niedopowiedzeń
i kłamstw, którą zaczął snuć Claudio, pojawiwszy się w galerii Reiny ze swoją lukratywną ofertą. Powinien był już wtedy powiedzieć jej prawdę. Mężczyzna kierował się wszakże słusznymi pobudkami. Dlaczego Reina miałaby uwierzyć obcemu, zamiast własnej matce? Dahlia nie zgodziła się potwierdzić jego opowieści ze strachu o swoją posadę. Claudio obmyślił zatem własny sposób zdobycia zaufania córki, a Grey miał nadzieję, że Reina zdoła zapomnieć o tym, że ją oszukiwał, i doceni siłę charakteru ojca. – Dlaczego to zrobiłeś? Przecież mnie nie znałeś, nie wiedziałeś nawet, że masz dziecko – powiedziała drżącym głosem, przerywając milczenie. – Bo twoja matka kiedyś mnie kochała. – A ty? Kochałeś ją? – Nie, ale to nie znaczy, że nie mogę kochać ciebie. Nie znaczy to też, że miała prawo mi cię odebrać. Moją córkę. Nie miałem pojęcia, że istniejesz. Wszelkie tamy puściły i Claudio porwał Reinę w objęcia. Wtulił głowę w jej ramię, a jego uścisk pełen był bezgłośnej rozpaczy i desperacji. Wydawało się, że ściskając córkę z całych sił, pragnie wydusić z niej ból i gniew niczym sok z cytryny. Reina nie zareagowała jednak z równą wylewnością. Plecy miała sztywne. Szyję wyniośle wyciągnęła do góry i wyprostowała ramiona. Claudio nie mógł dłużej ignorować jej obojętnej postawy, więc uwolnił ją z objęć i poprowadził do sofy, trzymając tylko za rękę. Grey już miał zostawić ich samych, lecz porzucił ten zamiar, kiedy nagle otworzyły się drzwi frontowe i do salonu wpadła Pilar, niczym świetnie ubrane tornado.
– Zabieraj łapy od mojej córki! – wrzasnęła. Cisnęła torebką w głowę Claudia, ten jednak zachował na tyle przytomności, by uchylić się w odpowiedniej chwili. Reina poderwała się z kanapy. – Jak śmiesz! – krzyknęła. – Mamo, to jest mój dom. Nie masz prawa urządzać tu awantur po to, by odwrócić uwagę od skutków własnego postępowania. – Ja nic nie zrobiłam – oznajmiła Pilar, ale nawet umiejętności aktorskie nie pozwoliły jej ukryć tak bezczelnego kłamstwa. Cofnęła się, wpadając na Greya, który podtrzymał ją za łokieć. Reina popatrywała to na ojca, uparcie wbijającego wzrok w podłogę, to na matkę, która aż kipiała świętym oburzeniem, jakby niczemu nie była winna. Reina najwyraźniej nie wiedziała, od czego zacząć, do kogo najpierw się odezwać. Stawić czoło kłamstwom z przeszłości, czy może wyjaśnić te najświeższe? Porozmawić z ojcem, którego widziała pierwszy raz w życiu, czy zmierzyć się ze zdradą matki, której, jak się okazało, nigdy tak naprawdę nie znała? Trudno dociec, co postanowiła, lecz kiedy spojrzała Greyowi w oczy, ten wiedział już dokładnie, czego od niego oczekuje. Ściskając mocno łokieć Pilar, zaczął prowadzić ją w stronę kuchni. – Pani Price, lepiej będzie, jeśli na chwilę zostawimy ich samych. – Nie zamierzam... Reina ucięła protest matki ciemnym i surowym jak granitowa skała spojrzeniem. Nastąpiła potyczka pozbawiona słów i gestów – starły się tylko zimne,
rozdzierające spojrzenia dwóch kobiet, połączonych niegdyś więzią, która leżała teraz w strzępach u ich stóp. Mając czyste sumienie, Reina zwyciężyła bez trudu. Pilar wyrwała się Greyowi i ruszyła w głąb domu, wybijając obcasami na drewnianej podłodze chwiejny, urywany rytm. – Jeśli będziesz mnie potrzebowała, jestem za ścianą – powiedział Grey. Reina przycisnęła do piersi gazetę, jakby chciała uściskać papier i farbę drukarską za to, że odsłoniły przed nią prawdę. Oczy miała błyszczące od łez, ale wargi nie drżały jej już tak mocno. – Tak, zaraz będziesz mi potrzebny. Ale najpierw muszę porozmawiać z Claudiem sam na sam. Skinął głową i ruszył za Pilar, by dogonić ją, zanim zrobi jakieś głupstwo albo ucieknie tylnymi drzwiami, co było dość prawdopodobne, bowiem musiała zdawać sobie sprawę, że nic jej już nie uratuje. Zdążył jednak zrobić tylko kilka kroków, gdy Reina podeszła do niego i złapała za rękę. Swymi drobnymi palcami ujęła jego dłoń i podniosła do ust, by złożyć na niej delikatny pocałunek. – Dziękuję ci, Grey. – Do oczu napłynęła jej kolejna fala wilgoci, którą powstrzymywała tylko tama rzęs. – Jesteś świetny w tym, co robisz. Grey zagryzł usta, walcząc ze sobą, by nie porwać jej w ramiona i scałować łzy, które tak dzielnie trzymała na uwięzi. – Wszyscy mi to mówią. Puścił do niej oko, a Reina uśmiechnęła się leciutko. Zmusił się, żeby wyjść, wiedząc, że Reina powinna
uporać się z rodzinnymi sprawami, zanim będzie mogła podjąć jakąkolwiek decyzję związaną z nim. Pilar przeszła przez kuchnię, a teraz leżała wsparta na wiklinowym szezlongu na oszklonej werandzie. Twarz ukryła dramatycznym gestem w dłoniach, a jej powiewna spódnica podjechała nieco do góry, ukazując ponętny w jej przekonaniu widok kształtnych nóg. Grey pokręcił głową i zabrał się do parzenia kawy. Barki bolały go po całodziennym garbieniu się przed komputerem. Oczywiście mógł to po prostu opowiedzieć Reinie. Mógł zachęcić Claudia, żeby ten spotkał się z córką, o której istnieniu nie wiedział jeszcze kilka miesięcy temu, i opowiedział o swym romansie z jej matką. Nie wiadomo jednak, dlaczego zapragnął najpierw opisać na papierze tę skomplikowaną opowieść. Może po prostu czuł się bezpieczniej w świecie słowa pisanego. Grey potrafił operować słowami. Ale dzisiaj wyszło na jaw, że nie pamięta, jak się nimi posługiwać do innych celów, niż opisanie faktów i zarobienie w ten sposób kilku dolarów. ,,Chwila Szczerości’’ miała to zmienić, czyniąc jego pracę ciekawszą i po raz pierwszy w jego karierze – nieprzewidywalną. Kazał sporządzić biznesplan przedsięwzięcia swym najlepszym księgowym i specom od marketingu. Zamierzał oczywiście nadal wydawać dziennik, ale ,,Chwila Szczerości’’ miała stać się regularnym dodatkiem piątkowym do ,,Louisiana Daily Herald’’, powiększając imperium prasowe rodziny Mastersonów. Zane mógłby brać udział w tworzeniu dodatku, jeżeli zechce. Najlepiej, jeżeli zajmie się kreatywną stroną pisma. Bliźniacy nigdy nie robili niczego razem. Za
wszelką cenę starali się różnicą osobowości zatuszować fizyczne podobieństwo. Grey miał wielką nadzieję, że to się zmieni, tak jak zmieniło się jego własne życie, odkąd wcielił się w brata i poznał kobietę swych marzeń. Jakie miejsce zajmie w tym planie Reina – trudno było orzec. Nie miał pojęcia, jak zmieni ją dzisiejszy wieczór. Zapewne postanowi opuścić Nowy Orlean. I jego. Grey włączył ekspres i oparł się o blat, nie zważając na żałosne pojękiwanie Pilar. Z całą pewnością pragnęła, żeby z nią porozmawiał – nie miał jednak najmniejszego zamiaru odezwać się nawet słowem. – Byłeś jej pierwszym impresariem, prawda? Reina wciąż ściskała artykuł Greya, rozpaczliwie pragnąc przeczytać go do końca. Chciała wreszcie wszystko zrozumieć, ale w głębi duszy czuła, że najpierw musi usłyszeć szczegóły z ust Claudia. Jego własne słowa. Teraz patrzyła mu w oczy, szukając w nich szczerości. I żalu. – Impresario to zbyt szumne słowo. Tak jak ona, byłem jeszcze dzieckiem – chłopcem z głową pełną marzeń. Pilar była najpiękniejszą dziewczyną, jaką znałem, i miała wprost niewiarygodny talent aktorski. Pragnąłem związać życie z teatrem, a ona mogła mi w tym dopomóc – ja zaś mogłem się jej odwzajemnić. Gdyby tylko dała mi szansę. – Ile miałeś lat? Mówiła mi, że była piętnastolatką, kiedy poznała mężczyznę, który odkrył jej talent. – Nie więcej niż siedemnaście. Podróżowałem wów-
czas po Hiszpanii jako asystent człowieka, który zajmował się produkcją sztuk teatralnych w całej Europie. Byliśmy na wakacjach na wsi, kiedy ją poznałem, i przyrzekłem przedstawić swojemu pracodawcy. Nie pamiętam dlaczego, ale musiał nagle wyjechać, zanim zdążyłem spełnić obietnicę. Więc zostałem z Pilar. – Ale jej nie kochałeś? Claudio potrząsnął głową i spojrzał jej prosto w oczy. – Reino, miałem tylko siedemnaście lat. Co mogłem wiedzieć o miłości? Nie więcej niż Pilar, zaręczam ci. Zresztą ona nie chciała, żebym ją kochał, przynajmniej na początku. Chciała, żebym zrobił z niej gwiazdę. – I spróbowałeś? – Zabrałem ją do Rzymu i przedstawiłem wszystkim znajomym. Byliśmy młodzi, zadurzeni w sobie. To była przygoda. Potem rzuciła mnie dla Salvatore Balducciego – starszego, naprawdę wpływowego mężczyzny. To on załatwił jej pierwsze role w teatrze, umożliwił rozpoczęcie kariery. – I nigdy nie powiedziała ci o mnie? – Niezupełnie. – Co to znaczy? – Byliśmy razem przez trzy lata, zanim Balducci zaczął wreszcie traktować ją poważnie. Przyszła do mnie i postawiła przed wyborem. Jeśli się z nią ożenię, jeśli będę ją kochał, wróci ze mną do Wenecji i zostanie moją żoną. Jeśli nie zechcę jej poślubić, odejdzie do Balducciego i zostanie gwiazdą. – Czy już wtedy była w ciąży? – Nie. Byłabyś teraz dużo starsza. Ale ja jej nie kochałem – nie na tyle, żeby wziąć ją za żonę, lecz
wystarczająco, by wiedzieć, iż powinna gonić swe marzenie. Powiedziałem więc, żeby odeszła, i tak zrobiła. Reina zamyśliła się nad jego słowami, zestawiając je z tym, co słyszała przez całe życie od Pilar. Z jej opowieści jednak nigdy nie wynikało, że mężczyzna, który bawił się uczuciami matki, był również ojcem jej dziecka. – Złamałeś jej serce. Jeżeli moja matka była kiedykolwiek zdolna do miłości, to jej tę zdolność odebrałeś, czyż nie? Mężczyzna zacisnął usta, rozważając jej słowa z powagą, którą dać mu mogły tylko wiek i osobiste doświadczenie. – Tak, być może w ostatecznym rozrachunku to wszystko moja wina. – Mówił coraz ciszej, aż w końcu zapadło długie milczenie. Reina zerknęła na gazetę, znowu przebiegając wzrokiem słowa, które potwierdzały to, co jej opowiedział. Uświadomiła sobie, że jeśli chce wiedzieć wszystko, musi przewrócić stronę albo zapytać ojca. Postanowiła więc czytać dalej. Śledziła z uwagą tekst, usiłując nie zważać na silne wzruszenie, które zaczęło chwytać ją za gardło. – A więc wróciła do ciebie... Później, już jako gwiazda... Claudio zaśmiał się cicho. – Prawdziwa zemsta, nie sądzisz? Chciała mi pokazać, do czego doszła beze mnie, i udowodnić, że teraz – kiedy zdobyła sławę – już mnie nie pragnie. Nie wiedziała jednak o mojej tajemnej broni – dziennikach Il Gia. Nasz drugi romans przerodził się w bitwę woli. Skończyło się na tym, że znowu chciała za mnie wyjść,
a ja nadal jej nie kochałem. Odeszła i nigdy już nie dała znaku życia. Dopiero kilka miesięcy później, kiedy już była w Stanach, uświadomiłem sobie, że ukradła dzienniki. – Dlaczego to zrobiła? – Z zemsty – odparł chłodno. – Zorientowała się, że zamierzam zbić na nich majątek. Skoro nie chciałem się z nią ożenić – ponieważ nie kochałem jej prawdziwie, a ona nie wiedziała, jak kochać mnie – postanowiła mnie zranić. – Ale nie wykorzystała ich w żaden sposób. – Nie musiała. I tak na długo zrujnowała moje marzenia. – I nadal mieszkałeś w Wenecji? Skinął głową. – Jeździłyśmy tam na wakacje. Matka miała dom pod Wenecją. Mówisz, że raz mnie widziałeś. Nie dało ci to do myślenia? Claudio wziął od niej gazetę i przebiegł wzrokiem stronę, po czym wskazał palcem akapit u dołu drugiej szpalty. – Pilar zmieniała kochanków jak rękawiczki. Nie kochałem jej, ale który mężczyzna mógł się jej oprzeć? Zawsze kiedy zjawiała się w Wenecji, wynajdywałem powód, żeby wyjechać. – Ale widziałeś mnie! Tak wczoraj twierdziłeś. – Si, si. Ale każdy, kto znał Pilar i ciebie, przypuszczał, że jesteś dzieckiem jakiegoś zagranicznego księcia albo hollywoodzkiego gwiazdora. Plotkom nie było końca, ale nikt nie podejrzewał mnie. Możesz mi wierzyć, gdyby powstały takie domysły, natychmiast doszedłbym prawdy. Pilar jednak skrzętnie to ukrywała.
Claudio ponownie ujął jej dłonie, a gdy ich oczy spotkały się, Reina wiedziała, że cokolwiek teraz powie, będzie prawdą. – Byłem głupcem, Reino. Młodym, beztroskim głupcem, który nie przypuszczał ani przez chwilę, że Pilar może ofiarować mi rzadki i cenny dar, jakim jest dziecko. Przykro mi. Powinienem był się domyślić. Reina pokręciła głową. Jak mógł się domyślić? I jaki sens miało teraz roztrząsanie tej sprawy? Przecież gdy tylko dowiedział się, że ma córkę, opuścił swój kraj, przyjechał do Stanów z zamiarem wyciągnięcia jej z kłopotów spowodowanych czynami matki. Pospieszył jej z pomocą bez chwili wahania. Dahlia zadzwoniła – przyjechał. Koniec, kropka. – Dlaczego Pilar w końcu opublikowała dzienniki? – Musiałabyś ją o to zapytać. Dahlia mówiła coś o pieniądzach. – I to ona zorganizowała kradzieże w mojej galerii? Claudio zacisnął usta, jakby nie miał ochoty odpowiadać, ale skinął głową. – Dlaczego Dahlia po prostu mi nie powiedziała? Uwierzyłabym jej. Zaprzeczył ze smutkiem. – Nie wiedziała o tym. Twoja matka jest niezwykle silną i władczą kobietą. Ale nie powiem ci, dlaczego to zrobiła. Nigdy jej nie rozumiałem. Skoro jednak dzienniki zostały wydane, mogłem ci pomóc tylko w jeden sposób – zlecając odtworzenie kolekcji. Przy pomocy moich ograniczonych środków próbowałem ochronić ciebie i klejnoty. Po zniknięciu dzienników zostałem prywatnym detektywem, ale tutaj nie miałem żadnych
koneksji. Na szczęście znalazłaś pana Mastersona, który ci pomógł. – Rzeczywiście, miałam szczęście. Claudio rozprostował gazetę, po czym złożył ją tak, że okładka była na wierzchu. – To dobry człowiek, Reino. Bardzo cierpliwy. I inteligentny. – Wygląda na to, że znalazł wielbiciela – zażartowała i uśmiechnęła się, słysząc gromki śmiech Claudia. – Chyba tak. Ale nie we mnie. Widziałem, jak patrzyłaś na niego przed chwilą. Jesteś w nim przecież zakochana. – Nie mogę teraz o tym myśleć. Znalazłam wreszcie ojca, ale tak naprawdę go nie znam. Poza tym muszę skończyć pracę nad kolekcją i... – Przestań – rozkazał. – Słucham? Claudio delikatnym, lecz stanowczym ruchem chwycił ją za ramiona. – Nie jesteś przecież tchórzem, bella. To wszystko może poczekać. Czyżbyś nie nauczyła się niczego od Il Gia i Viviany? Nie czułaś, jakim żalem są przepełnione ich słowa? Obydwoje zaprzedaliby własną duszę, żeby móc być razem na zawsze, a nie tylko na krótkie, skradzione chwile. Żyli w innych czasach, ale ty jesteś wolna i możesz robić to, co chcesz, brać z życia to, czego pragniesz. Nie wymyślaj więc wymówek po to tylko, żeby ochronić swoje serce. – Jeszcze nigdy nie byłam zakochana – wyznała. Uśmiechnął się. – Ja też nie i, oprócz tego, że cię nie znałem, tego
właśnie najbardziej żałuję w życiu. Otrzymałaś szansę, Reino – wykorzystaj ją. Może znajdziesz to, czego ani ja, ani twoja matka nigdy nie mieliśmy. Reina wstała, ujęła w dłonie twarz ojca i powstrzymała łzy wzruszenia. Nic dziwnego, że jej matce wydawało się, iż jest w nim zakochana. – Mamy sobie tyle do powiedzenia. Claudio dumnie poklepał się w pierś. – Jestem bardzo dziarskim starszym panem, bella. Zdrowym i, już wkrótce, dzięki kolekcji, bardzo bogatym. Mamy dużo czasu, żeby się poznać. Idź teraz do matki. Dowiedz się całej prawdy, żebyś mogła mieć to już za sobą. Roześmiała się. – Mówisz, jakby to było takie proste! – A nie jest? – Nie, bo muszę uporać się z Pilar – jęknęła Reina. – Uporaj się więc, moja droga – powiedziała Pilar, stając w drzwiach, jakby ich framuga była złoconą ramą, a ona sama – tematem jakiegoś bezcennego arcydzieła – bo już mnie zmęczyło to czekanie.
Rozdział szesnasty
Z jedną ręką wspartą na biodrze, a drugą zwieszoną niedbale wzdłuż boku, Pilar rzuciła nieme wyzwanie, którego Reina nie mogła zlekceważyć: ,,Proszę, oskarżaj mnie albo daj mi spokój’’. Reina wstała i zacisnęła pasek szlafroka. Lepiej niż ktokolwiek inny znała metody działania matki, która potrafiła wybrnąć z każdej opresji, grając na ludzkich emocjach.. Claudio wstał i podszedł do Reiny, kładąc jej dłoń na ramieniu. – Siadaj, Claudio – rzuciła Pilar pogardliwym tonem. – Moja córka nie potrzebowała cię przez trzydzieści lat. Nie potrzebuje i teraz. Reina odchrząknęła. – Ciekawe od kiedy tak się troszczysz o moje potrzeby. – Nie bądź niewdzięczna. Wiesz przecież, jak się dla ciebie poświęcałam. Reina milczała przez chwilę, przyznając w duchu, że
jej matka istotnie potrafi kierować się uczuciem – ale tylko wtedy, kiedy jest jej to na rękę. Trudno zaprzeczyć, że jako rodzic Pilar bywała hojna i czuła, z wyjątkiem chwil, kiedy stawała się samolubna i nieprzystępna. – Cóż, chcemy usłyszeć prawdę. Mów. – Reina ruchem ręki nakazała Claudiowi usiąść, po czym sama wygodnie usadowiła się pośród poduszek na sofie i założyła nogę na nogę. – Jestem przekonana, że przygotowałaś wspaniałe przedstawienie. Od czego zaczniemy? Już wiem. – Wyciągnęła dłonie i ułożyła palce w prostokąt, kierując go na matkę, jak obiektyw kamery – Akcja! Pilar zmrużyła oczy, ale nie zareagowała na jadowity ton córki ani jej protekcjonalne zachowanie. – Nie bądź złośliwa. – A ty nie kłam – odparła Reina. – Nie chciałam cię skrzywdzić. – Kiedy? Przez całe życie ukrywając przede mną, kto jest moim ojcem? Czy wcześniej, gdy nie powiedziałaś mu o mnie? A może całkiem niedawno, kiedy namówiłaś Judi, żeby wykradła kamienie z galerii? Pilar stała niewzruszona, lecz tylko fizycznie. Oczy bowiem zwilgotniały jej nagle, jakby ostre słowa córki rzeczywiście boleśnie ją ugodziły. Ale Reina nawet w to nie potrafiła uwierzyć. Ta kobieta umiała rozpłakać się na zawołanie i za udawanie emocji dostała wiele nagród. Czyż mogłaby się teraz powstrzymać od wykorzystania tego talentu? – Claudio mnie nie kochał. Byłam zbyt dumna, żeby powiedzieć mu, że jestem w ciąży. Skupiłam się więc na zarabianiu pieniędzy – chciałam być bogata. Nigdy
niczego ci nie brakowało, prawda? Nawet miłości. Może jestem płytka i egoistyczna, ale potrafiłam okazać miłość. Reina nie mogła temu zaprzeczyć. Wiedziała, że matka kocha ją tak, jak potrafi. Dała jej wspaniałe życie, pełne podróży i przygód, zapewniła wykształcenie. Dawne grzechy niech zatem odejdą w niepamięć. – W takim razie pomówmy o galerii. Jak udało ci się zdobyć kombinację do drugiego sejfu? – Poleciłam Judi uwieść strażnika. Potem oboje patrzyli przez kamerę, jak wstukujesz cyfry. Reina pokiwała tylko głową. Grey przewidział taki scenariusz. – Dobrze, a teraz najważniejsze: dlaczego to zrobiłaś? Pilar machnęła ręką, jakby pytanie było prostackie i błahe. – Potrzebowałam pieniędzy. To było oczywiste, ale nawet znalezione przez Reinę listy nie tłumaczyły, co się stało z milionami matki. – A twoje weksle, lokaty, kosztowności? Pilar usiadła w fotelu i nalała sobie brandy z karafki. – Większość osobistego majątku utopiłam w projekcie teatralnym. Wygląda na to, że choć mam talent do gromadzenia pieniędzy, to inwestowanie nie jest moją dobrą stroną. – Dlaczego po prostu nie poprosiłaś mnie o pomoc? – Ty też nie miałaś forsy. Wiedziałam, że każdy cent wkładasz w galerię. Z gotówką nie było u ciebie najlepiej, nawet zanim Judi zabrała ci pierwszy zestaw kamieni.
– Poprosiłaś ją, żeby mnie okradła? – Byłam w rozpaczliwej sytuacji. Judi jest młoda i zrobi wszystko, żeby ją doceniono. A ty miałaś ubezpieczenie, więc nic ci nie groziło. Zanim Reina zdążyła zaprotestować przeciw tym pokrętnym wyjaśnieniom, Claudio zadał własne pytanie. – A co z dziennikami? Okazały się bestsellerem, a przecież to ty sprzedałaś je wydawnictwu. Dlaczego nie wykorzystałaś zysków do spłacenia długu? Pilar napiła się brandy. – Dali mi żałośnie niską zaliczkę, a nie było gwarancji, że erotyczne wyznania jakiegoś nieznanego jubilera będą się sprzedawać. Zresztą nie zobaczę zysków jeszcze co najmniej przez trzy miesiące. Potrzebowałam pieniędzy natychmiast, bo inaczej straciłabym dom. Wyobrażacie sobie, jakie to byłoby potworne? Ja? Pilar Price? Brukowce miałyby niezłe używanie. – To nie usprawiedliwia okradania własnej córki – powiedział Grey. Reina dopiero teraz zauważyła, że wszedł do pokoju. Poczuła, że ogarnia ją fala ciepła i ulgi – nie dlatego jednak, że wstawił się za nią. Wiedziała, że dopóki Grey jest w pobliżu, ona zdoła wznieść się ponad tych, którzy ją zdradzili. Tak jak on. – Kradzież to nieodpowiednie słowo – stwierdziła Pilar. – Ja tylko zaciągnęłam pożyczkę. Po otrzymaniu zysków ze sprzedaży dzienników zamierzałam zwrócić ci wszystko z nawiązką. Ale wtedy ty zjawiłeś się w jej życiu – powiedziała, wbijając w Greya lodowate spojrzenie – i zacząłeś bawić się w Herkulesa Poirota. No i ty!
– Prychnęła szyderczo na Claudia. – Podsłuchiwałeś jak prostak, za którego zawsze cię uważałam. Reina wstała, przerywając tę tyradę, zanim matka mogła posunąć się za daleko. Znała już prawdę, a przynajmniej wiedziała wszystko, co potrzeba. Claudio di Amante był jej ojcem. Zlecił jej odtworzenie kolekcji, chcąc w ten sposób zadośćuczynić za stracone lata i złagodzić skutki knowań matki. Pilar zorganizowała kradzieże, żeby napełnić sobie kiesę, ale została złapana, ponieważ Dahlię zaczęło męczyć sumienie i skontaktowała się z Claudiem, zaś Grey wykorzystał swój talent do odkrywania prawdy. Cóż jeszcze powinna wiedzieć? – Jestem zmęczona – powiedziała. – Byłabym wdzięczna, gdybyście oboje wyszli. Claudio wstał jednocześnie z Reiną. Nachylił się i delikatnie ucałował ją w policzek, po czym ruszył w stronę drzwi. – Czy mogę jutro zadzwonić? – zapytał. Reina uśmiechnęła się. Znał ją zaledwie od kilku dni, a już wiedział, jak wkraść się w jej łaski. – Tak. Pilar nie dała się jednak tak łatwo wyprosić i gniewnie tupnęła nogą, kiedy tylko za Claudiem zamknęły się drzwi. – Czy to wszystko, co masz mi do powiedzenia? – Tak naprawdę, nie mam ci nic do powiedzenia, mamo. Jestem zbyt wściekła. Potrzebuję czasu, by zdecydować, co robić. – Co robić? – Pilar zbliżyła się do niej, pełna niedowierzania. – Zamierzasz wezwać policję?
Reina nie zareagowała. Wahała się przez chwilę, czy zapewnić matkę, że nie potrafiłaby odpłacić się jej równie okrutną zdradą. Doszła do wniosku, że nerwowa, nieprzespana noc dobrze zrobi Pilar. – Jeszcze nie wiem, co zamierzam. Tymczasem znajdź nową pracę dla Judi i zostaw w spokoju Dahlię. Ona chciała zrobić dobry uczynek, co mnie dziwi, biorąc pod uwagę, że przez tyle lat żyła pod twoim wpływem. Wszystko zostało powiedziane, więc Pilar opuściła dom w podobny sposób, jak do niego weszła – niczym burza. Kiedy zamknęły się za nią drzwi, Reina poczuła, że napięcie z sykiem wydobywa się z pokoju, jak powietrze z przekłutego balonu. Została sama z Greyem. Stał przy drzwiach i wydawał się równie wyczerpany jak ona. Zapragnęła rzucić mu się w ramiona, poczuć na swej skórze ciepło bijące od jego ciała i ukryte w słabym, znużonym uśmiechu mężczyzny. – Dziękuję – powiedziała. Wsunął ręce do kieszeni, wzruszając skromnie ramionami. – Za co? Za to, że wywróciłem ci życie do góry nogami? Zdemaskowałem twoją matkę? Wydałem ojca, zanim był na to gotów? Musisz wyrazić się precyzyjniej, bo możliwości jest wiele. Reina nie mogła powstrzymać uśmiechu. Kierowana nagłym impulsem, otoczyła Greya ramionami i przycisnęła ucho do jego piersi, wsłuchując się w bicie jego serca. Jego zapach podziałał na nią jak afrodyzjak, napełniając jej ciało nowym zastrzykiem energii. – Chyba najbardziej jestem ci wdzięczna za to, że pomogłeś mi się pozbyć mojej rezerwy. Poza obojętnego
znudzenia jest być może modna i seksowna – podniosła na niego wzrok, by spostrzec, że twarz rozjaśnia mu się w uśmiechu – sieje okropne spustoszenie w duszy. – Coś o tym wiem. Tego właśnie się nauczyłem, będąc Zane’em. Odrzucając bariery, którymi otaczaliśmy się w życiu, stajemy się wolni. Reina wtuliła nos w jego pierś. – Nie oszukuj się. Zane wznosi wokół siebie takie same bariery jak ty czy ja. Może nawet trudniejsze do zburzenia niż nasze. Mam nadzieję, że ta cała Toni Maxwell stanie na wysokości zadania. Grey nachylił się i pocałował ją w czubek głowy. – Dlaczego rozmawiamy o moim bracie i jego kochance? – Bo dzięki temu możemy uniknąć rozmowy o nas. – A co nam w tym przeszkadza? Spojrzała na niego ze zdumieniem. Czyżby nie wiedział? – Chyba nie jesteśmy w tym najlepsi. – Ale robimy, co możemy. Reina oblizała usta i przylgnęła do niego mocno całym ciałem, czując przez ubranie narastające podniecenie mężczyzny. – Próbujesz mnie rozproszyć – powiedział z jękiem. – I udaje mi się? – Chère, dobrze wiesz, że tak. – Kochaj się ze mną, Grey – poprosiła. Nigdy nie musiała prosić o to żadnego ze swych rozlicznych kochanków. Ale nigdy też nie chciała od mężczyzny niczego ponad to, co mógł dać jej ciału. Ujęła jego dłonie i poprowadziła ku schodom.
Wchodząc na pierwszy stopień, Grey zawahał się. – Zaczekaj – powiedział. – Dlaczego? – Odwróciła się. – Bo cię kocham. To wyznanie wcale nie powinno jej zdziwić. Przecież na tyle sposobów udowodnił już głębię swoich uczuć. Teraz ona zamierzała pokazać mu, co czuje. Kiedy tylko zdołała opanować oddech i rozszalałe bicie serca, wyciągnęła dłoń i położyła mu na policzku. – Tym bardziej więc powinieneś pójść ze mną na górę. Oczy Greya zwęziły się, a kąciki ust lekko opadły. Być może należało po prostu odwzajemnić jego wyznanie. To dziwne, ale nie przyszło jej nawet do głowy, żeby wyrazić uczucia słowami. Wolała mu je pokazać. – Koniec z zabawą w chowanego, Reino – szepnął Grey. – Koniec z udawaniem kogoś, kim nie jesteś. Uniosła jedną brew. – I ty to mówisz? Dopiero co sam udawałeś swojego brata. – Ale teraz nie udaję. Jestem Greyem Mastersonem i kocham cię, Reino Price. Nie mam pojęcia, jak to się stało, bo jeszcze kilka dni temu byłem całkowicie pewien, że większość kobiet nie zasługuje na zaufanie, a te, które zasługują, są ze mną spokrewnione. A już najmniej należy ufać kobietom takim jak ty – seksownym i uwodzicielskim. Tymczasem ty od razu jasno określiłaś, czego pragniesz. Udało mi się nawet złamać kilka twoich zasad, a jednak nadal tu jestem. Czy możesz to wyjaśnić? Reina zacisnęła usta. Była roztrzęsiona i kręciło jej się w głowie. Czuła niemal... onieśmielenie. Czy to w ogóle możliwe?
– Chcesz to usłyszeć z moich ust, prawda? – Owszem, chcę. Zerknęła w stronę sypialni. – O wiele lepiej idzie mi wyrażanie uczuć poprzez sztukę. – Ale ja nie jestem kamieniem jubilerskim. Dlaczego nie potrafiła wypowiedzieć tych słów? Bo nigdy tego nie robiła? Do diabła, w ciągu ostatnich trzech dni z Greyem robiła po raz pierwszy w życiu tyle rzeczy, a jednak nie wahała się ani chwili. Dlaczego teraz nie potrafiła zdobyć się na szczerość? Przestąpiła z nogi na nogę i szarpnęła pasek szlafroka. Było jej gorąco; czuła się uwięziona. Pod wpływem nagłego impulsu zbiegła ze schodów, złapała go za rękę i pociągnęła do ogrodu. Zaprowadziła go do małej kamiennej ławeczki ustawionej przy fontannie, którą zamierzała odnowić zaraz po przeprowadzce, ale nigdy nie znalazła na to czasu. Rozwiązała pasek i zrzuciła szlafrok. Potem przeczesała palcami niesforne, splątane włosy, rozpostarła ramiona i w zaczerpnęła głęboko powietrza. – Co robisz? – Nigdy jeszcze nie kochałam się na dworze. A ty? – Dobrze wiesz, że tak – odburknął. – Nie, nie wiem. Nie czytałam książki Lane. I obiecuję, że nigdy nie przeczytam, jeżeli pozwolisz mi to zrobić po swojemu. – Co zrobić? W odpowiedzi Reina przysunęła się blisko i zaczęła rozpinać mu koszulę. Najpierw mankiety. Potem wyciągnęła ją ze spodni i zaczęła rozpinać guziki od dołu do góry.
Położyła dłonie na jego gorącej skórze, po czym, pokrywając leniwie pocałunkami sutki i barki mężczyzny, zsunęła mu po kolei rękawy z ramion. Przesunęła rozpalone wargi po jego prężnym, umięśnionym brzuchu, aż do pępka. Rozpięła mu pasek, zdjęła spodnie i bieliznę, a potem buty. Ze zdumieniem zauważyła, że nie nosi skarpetek. Kiedy pojawił się w łazience, jego ,,greyowy’’ strój nie zapadł jej w pamięć. Wtedy miała ważniejsze sprawy na głowie. Ale teraz? Podniosła wzrok, zdziwiona swobodą jego ubioru. – Chyba jednak przeszło na mnie coś z Zane’a – wyjaśnił. Uśmiechnęła się, bowiem im więcej ,,przechodziło’’ z jednego bliźniaka na drugiego, tym lepsi stawali się obydwaj. Już zbyt długo żyli dwiema skrajnościami, odgrywając swe role ,,dobrego’’ i ,,złego’’ brata. Reina pragnęła kochać się z prawdziwym Greyem Mastersonem równie silnie, jak on chciał usłyszeć od niej szczerą deklarację uczuć. Dziś po raz pierwszy mieli szansę na spełnienie obu życzeń. – Wydaje mi się, że coś z ciebie przeszło też na mnie – stwierdziła, całując wnętrze jego dłoni, po czym poprowadziła go do ławeczki, którą wysłała swym miękkim szlafrokiem. – Jak to? – Odchylił się do tyłu i poklepał zachęcająco w kolano. Reina usiadła mu na kolanach, przyciskając piersi do twardego torsu mężczyzny. – Kocham cię, Greyu Mastersonie. – I żeby to wyznać, musiałaś koniecznie rozebrać się do naga w ogrodzie? – zapytał z rozbawieniem.
– Czyżbyś narzekał? – Ja nie narzekam, kochana. Dostrzegam tylko piękną, zachwycającą kobietę. Reino, tak dużo dzisiaj przeszłaś. Wolałaby zignorować jego troskliwy ton, nie mogła jednak zaprzeczyć, że przez ostatnie kilka dni kręciła się w jakimś emocjonalnym diabelskim młynie. Może nie powinna podejmować życiowych decyzji bez zastanowienia, ale tym razem pragnęła pójść za głosem instynktu. – Tak, i dzięki temu mam na tyle rozumu, żeby nie odrzucić miłości, skoro wreszcie ją znalazłam. Nie będę jak Viviana, która musiała dzielić miłość swojego życia z inną kobietą. Pragnę poważnego związku, Grey. A jeśli ty nie – powiedz mi to od razu. Ujęła w dłonie jego twarz i przypieczętowała swe wyznanie długim pocałunkiem. Przez jej ciało przetoczył się rwący strumień doznań, wypłukując resztki strachu, torując drogę do jej serca, które mogło należeć do Greya, jeśli tylko zechce przyjąć je w darze. A jeśli nie – przeżyłaby i to. Poznała własne serce na tyle, by uwierzyć w swą odwagę. A wszystko to dzięki niemu. – Chcę być z tobą, Reino. Na zawsze. Widać było, że Reina usiłuje ukryć triumfalny uśmiech, a Grey musiał przyznać, że bardzo jej z tym do twarzy. – A ja chcę być z tobą. Zdumiewające, nie? – Jeszcze nie. Grey przemieścił się odrobinę, po czym z powolną czułością wsunął się w nią, a gdy ich ciała połączyły się, zamknął oczy, chcąc dokładnie zapamiętać każde
doznanie, choć wiedział, że nie po raz ostatni przeżywa to niebiańskie doświadczenie. – To. To jest zdumiewające. Kochanie się z kobietą, którą kochasz i która odwzajemnia twoje uczucie. – Hm... to naprawdę coś niezwykłego. I nie potrzeba żadnej biżuterii ani zabawek, by przeżywać podwójną rozkosz. – Cóż, nie obrażę się, jeśli zechcesz jeszcze kiedyś poeksperymentować. Nie możemy zapomnieć, jak to się wszystko zaczęło. – Ja nie zamierzam, jeśli i ty nie zapomnisz. Ale po chwilach uniesienia, które potem nastąpiły, oboje wiedzieli już, że to niemożliwe. Czy drugi brat-bliźniak, lekkomyślny Zane Masterson rzeczywiście sprawdzi sie jako redaktor naczelny ,,Louisiana Daily Herald’’? O co właściwie chodzi Toni Maxwell, która próbowała wtargnąć do gabinetu Greya w stroju Goryla? Przeczytacie o tym w książce ,,Skandalistka Toni’’.