Jennifer Lewis Przełomowa noc ROZDZIAŁ PIERWSZY - Nie chcę jej. Głos Elana Al Mansura zabrzmiał w słuchawce ostro i kategorycznie. Zaskoczona, wstrzym...
5 downloads
20 Views
604KB Size
Jennifer Lewis
Przełomowa noc
ROZDZIAŁ PIERWSZY - Nie chcę jej. Głos Elana Al Mansura zabrzmiał w słuchawce ostro i kategorycznie. Zaskoczona, wstrzymała oddech i zastygła bez ruchu. Nacisnęła guzik aparatu łączącego ją z jej nowym szefem, chcąc o coś zapytać, widocznie jednak rozmawiał z kimś w gabinecie. Sara zdrętwiała ze strachu, choć przecież nie miała powodów, by się go obawiać - była tu dopiero od kilku godzin. - Ależ panie Al Mansur... - Rozpoznała głos Jill Took,
S
kierowniczki działu personalnego. - Licencjat z biznesu jako
R
dodatkowego przedmiotu, studia geologiczne, druga praca licencjacka na temat dochodów płynących z wykorzystania nowych technologii w zakresie przemysłu wydobywczego i do tego świetne referencje. Mówili o Sarze. Jej palec zadrżał na przycisku, choć zdrowy rozsądek podpowiadał, żeby się czym prędzej rozłączyć. Wstrzymała oddech, ale nie nacisnęła guzika. - Czy nie informowałem pani, że moja asystentka ma być dojrzałą kobietą? - Z trudem hamował irytację. - Tak, ale... - Ile lat ma pani Daly?
- Dwadzieścia pięć - przyznała pani Took. - Jednak sprawia wrażenie osoby wyjątkowo dojrzałej. Według mnie jest... - Dwadzieścia pięć! - Sara usłyszała lekceważące prychnięcie. - To pani nazywa dojrzałością?! Czy nie powiedziałem jasno, że chcę, aby moja asystentka miała za sobą dziesiątki lat doświadczenia, a najlepiej, żeby jej włosy były już przyprószone siwizną? Dłoń Sary znów drgnęła, ale nie nacisnęła guzika. Zmarszczyła brwi. Chciał siwowłosej asystentki? - Panie Al Mansur, obawiam się, że nie dostaliśmy zbyt wielu podań o pracę od seniorek... - Czy pani Daly jest mężatką?
R
S
- Nie, proszę pana. Zdaje mi się, że nie. Jednakże, jak pan wie, tego rodzaju informacje nie należą... Jill zamilkła i Sara przycisnęła słuchawkę do ucha, ale zdołała wyłowić tylko głośne skrzypnięcie i jakieś szelesty. Elan Al Mansur musiał uciszyć Jill gestem. - Pani Took - odezwał się głosem, który sprawił, że Sarze ścisnął się ze strachu żołądek - Jestem zapracowanym człowiekiem. Nie mam czasu na kaprysy i zachcianki frywolnych panienek Oboje wiemy, z jakiego rodzaju problemami borykało się ostatnio nasze biuro. Pani Daly musi odejść. - Ależ panie Al Mansur...
- To moje ostatnie słowo w tej kwestii. Pani Daly? Sara podskoczyła na krześle, gdy jej nazwisko zostało wywołane w słuchawce. Widocznie Al Mansur także nacisnął guzik telefonu. - Tak? - wyjąkała. - Bardzo proszę przyjść do mojego biura. - Tak, proszę pana. - Ostrożnie odłożyła słuchawkę. Wyleją ją. Słyszała ciche odgłosy ich rozmowy za ciężkimi, mahoniowymi drzwi - bez wątpienia omawiali rozwiązanie jej umowy o pracę. Po jednym poranku? Przeniosła się o tysiąc mil od domu w
S
Wisconsin, żeby zacząć pracę w Placer, pośród szczytów górskich i dzikich dolin pustyni Nevada. Cała gotówka poszła na
R
ubezpieczenie, mieszkanie i naprawę samochodu. Groza sytuacji dosłownie ścięła ją z nóg.
Ta praca była spełnieniem jej marzeń. Wysoka pensja umożliwiłaby spłacenie przytłaczających długów, które zaciągnęła, żeby ukończyć studia. Mogłaby też podjąć walkę z chorobą matki. Gdyby pracowała w pełnym wymiarze godzin, wkrótce ukończyłaby pracę magisterską. Etat menedżera i głównej asystentki w jednej z najlepiej się rozwijających firm w przemyśle wydobywczym ropy naftowej otwierał przed nią możliwość dalszej kariery i podnoszenia kwalifikacji. A teraz ta szansa jej się wymykała, ponieważ nie była
siwowłosą starszą panią. To nie w porządku. Powinna przynajmniej dostać czas, by móc pokazać, ile jest warta. Nie zamierzała łatwo rezygnować. Kiedy wstała z krzesła, wypełniały ją jednocześnie strach i gniew. Zapięła guziki skromnego, eleganckiego kostiumu, który kupiła specjalnie do pracy, i skierowała się ku gabinetowi. Drżącą ręką chwyciła klamkę i pchnęła drzwi. - To zwykła dziewczyna, jestem pewna, że to nie typ... - Sara usłyszała słowa pani Took i rumieniec pokrył jej policzki. Poczuła na sobie wnikliwy wzrok szefa i nagle straciła całą
S
odwagę. Al Mansur oparł się wygodniej w skórzanym fotelu, położył ręce na oparciach i pogładził rzeźbione wykończenia.
R
Wszystko w tym mężczyźnie zdawało się budzić grozę. Począwszy od kruczoczarnych włosów, ciemnej karnacji, ostrych rysów twarzy, aż po szerokie ramiona, których mięśnie były widoczne nawet pod świetnie skrojonym garniturem. Elan Al Mansur emanował siłą, wydawał się niebezpieczny. Protest zamarł na ustach Sary, kiedy zmarszczył brwi i zacisnął wargi. - Pani Daly. - Słucham? - spytała pozornie spokojnym głosem. W jego oczach można było zobaczyć nutkę lekceważenia. Uniósł brwi i lekko wydął wargi. Nie odrywał od niej wzroku,
jakby ją badając. W Sarze zakipiała złość i jeszcze jakieś inne, nieznane jej dotąd uczucie. - Została pani przeniesiona do księgowości. Pani pensja i umowa o pracę pozostają takie same. Zaczyna pani od zaraz. Do księgowości? Przeprowadziła się tutaj, żeby zdobyć wysoką pozycję jako prawa ręka szefa firmy, z przekonaniem, że jej obowiązki będą znacznie przekraczały zadania administracyjne. Transfer do księgowości był krokiem w tył. Odebrała to jak policzek.
S
- Ale dlaczego? - Słowa wymknęły jej się, zanim zdołała je przekształcić w jakieś bardziej inteligentne pytanie.
R
Zakłopotana Jill Took zesztywniała na krześle. - Hm, uważamy, że pani dokładność i umiejętności będą tam dobrze wykorzystane.
Sara odwróciła oczy od pani Took i spojrzała na mężczyznę, który chciał, żeby odeszła. Nawet jej jeszcze nie poznał, a już nią pogardzał. Czuła, że za moment nie będzie w stanie się powstrzymać przed ostrą wymianą zdań z nim. Miała jednak wszystko do stracenia i nic do zyskania, jeśli go do siebie zrazi. Lepiej działać ostrożnie. Jego aroganckie rysy twarzy wydały jej się niepokojąco ciekawe. Z pewnością kobiety uważają, że jest atrakcyjny. Tak się
jednak składa, że dla niej jest po prostu szefem. Zwykłym człowiekiem w ciemnym garniturze, który przewiercał ją wzrokiem na wskroś. Patrzyła na niego przez kilkanaście sekund, nie spuszczając oczu. Jego nieruchome spojrzenie przybrało jakiś dziwny wyraz. Rozchylił lekko usta, ale nic nie powiedział. W końcu przechylił się do przodu i sięgnął po leżący na biurku długopis. - Otrzyma pani rekompensatę za tę niedogodność, pani Daly. - Nie chcę rekompensaty - oznajmiła, sama się dziwiąc swojemu zdecydowaniu. - Chcę tej pracy. Mam odpowiednie
S
kwalifikacje i jestem bardzo pracowita. Będę najlepszą asystentką, jaką pan kiedykolwiek miał, panie Al Mansur. Nie rozczaruje się pan.
R
Nie mogła uwierzyć, że prosi o pracę faceta, który najwidoczniej nie chciał jej mieć w pobliżu, ale niech ten gbur nie sądzi, że Sara tak łatwo pozwoli, żeby taka szansa przeszła jej koło nosa. - To nie jest możliwe, pani Daly. Ten jego kamienny wyraz twarzy zaczynał ją już złościć. - Przez przypadek usłyszałam państwa rozmowę - wymknęło jej się, zanim zdążyła pomyśleć o konsekwencjach i ugryźć się w język. Dobrze. Najwyższy czas, żeby wyłożyć karty na stół. Al Mansur uniósł brwi i przez twarz przeleciał mu cień
zniecierpliwienia. Wbił w nią wzrok jeszcze intensywniej niż wcześniej. - Słyszałam, jak pan mówił, że jestem za młoda na tę posadę - ciągnęła Sara. - Hm, pani Daly... - Jill Took uniosła się z krzesła, ale widząc uciszający ją gest szefa, zamilkła. - Pani Daly, będę z panią szczery - przemówił niskim głosem, niezdradzającym żadnych emocji. Oparł się wygodniej w fotelu, który zareagował cichym skrzypnięciem, i skrzyżował ręce na piersi. - Zastęp lekkomyślnych panien tylko czeka w kolejce, żeby
S
upolować tu sobie męża. I niech pani nie sądzi, że sprawia mi przyjemność, że to ja jestem obiektem ich starań. Szczerze
R
mówiąc, uważam, że te kobiety są żałosne. - Na jego twarzy odmalowało się obrzydzenie. - Prowadzę poważne interesy i nie zamierzam dłużej tolerować takich zachowań i osób, które myślą o wszystkim, tylko nie o pracy. Z tego też powodu nie zatrudniam już na to stanowisko młodych, samotnych kobiet. Ponownie pochylił się nad biurkiem i sięgnął po długopis. Czuła się, jakby miał podpisać na nią wyrok. - To chyba wszystko, pani Daly. Ogarniała ją coraz większa złość. Wstała, położyła ręce na mahoniowym biurku i pochyliła się w jego stronę, tak że jej twarz znalazła się dokładnie naprzeciw jego twarzy. Była tak blisko, że
poczuła zapach jego wody kolońskiej. Bardzo pociągający zapach... Powoli opadł z powrotem na oparcie fotela. Czuła, że jest w ofensywie i że musi to wykorzystać. - Panie Al Mansur, może jestem młodą, samotną kobietą, ale proszę mi uwierzyć, nie mam żadnych innych zamiarów jak tylko ten, by wykonywać pracę zgodną z moimi kwalifikacjami. Mam doświadczenie na stanowisku głównej asystentki. I jestem - jak to nazwała pani Took? - zwyczajną dziewczyną? Zwyczajną, tak? Tym lepiej.
S
- Pana firma jest właśnie takim szybko się rozwijającym, przyszłościowym przedsiębiorstwem, w którym zawsze chciałam
R
pracować. W ciągu pięciu lat zwiększyli państwo znacznie dochody z ropy naftowej. Firma testuje nowe technologie wydobywania i ograniczania szkód w środowisku. - Uspokoiła się trochę, nie chcąc opaść z sił pod jego przeszywającym spojrzeniem. - Pańska firma otrzymała główną nagrodę za stworzenie przyjaznego środowiska pracy. Być może wcale na nią nie zasłużyła, biorąc pod uwagę, jak ja zostałam potraktowana. Jeśli pan mi tę posadę odbierze, pozwę pana do sądu za dyskryminację z powodu wieku. Gdy te słowa rozbrzmiały w ciszy gabinetu, opadła na krzesło. Splotła nerwowo ręce. Własna asertywność z jednej strony
sprawiła jej przyjemność, z drugiej jednak przeraziła ją. Sprawa w sądzie? Nie było jej stać nawet na kostium. Blefowała, ale nie miała za wiele do stracenia. Poza posadą w księgowości. Za którą dostałaby tę samą, doskonałą pensję. Do jej skołatanej głowy zaczęły się wkradać poważne wątpliwości, czy dobrze robi. Zachowała jednak pokerową twarz. Spojrzała na niego. Gdyby wzrok mógł zabijać... Twarz Al Mansura wyraźnie stężała. - Pani - wymówił to słowo tak dobitnie, że aż uwięzło mu w
S
gardle. Zamilkł, po czym podniósł się z krzesła. - Pani... mnie pozwie?
R
- To nie jest w porządku, że nie dał mi pan nawet szansy. Zwalnia mnie pan za coś, co zrobił ktoś inny - powiedziała spokojnie. - Proszę mi pozwolić udowodnić, że potrafię wykonywać tę pracę. Jeśli nie będzie pan zadowolony z efektów, może mnie pan przenieść lub wyrzucić z firmy, i wtedy odejdę bez słowa skargi. Przez chwilę się zastanawiał, zmarszczywszy brwi. Rzucił okiem na Jill Took. - Dobrze, pani Daly. Umowa stoi. Ma pani miesiąc. Poczuła ulgę. - Nie rozczaruje się pan. - Miała ochotę zasalutować. Wstała
z krzesła, zamierzając wyjść. Zobaczyła, że Al Mansur wyciąga do niej rękę i choć miała ochotę jak najszybciej zniknąć z zasięgu jego wzroku, zbliżyła się do biurka i uścisnęła wyciągniętą prawicę. Zelektryzowało ją. Dopiero w tym momencie do niej dotarło, jak wielkie podjęła wyzwanie. Gdy ich dłonie się spotkały, przeszył ją niewidzialny dreszcz. Co, u licha? Chemia? Sara potrząsnęła szybko jego dłonią, starając się zrobić to jak najbardziej oficjalnie, i cofnęła się w obawie, że jej niecodzienne uczucia zostaną dostrzeżone. O Boże! Jak
S
mężczyzna, którego w ogóle nie znała i w dodatku nie polubiła, mógł na nią działać w ten sposób?
R
Chrząknęła, starając się odzyskać pewność siebie i okazać profesjonalizm, do którego się zobowiązała. - Czy na razie to wszystko, proszę pana? - spytała. Musi się stąd wydostać. Szef obrócił się i zaczął porządkować stosy dokumentów na swoim ogromnym biurku. - Tak - burknął, nie unosząc wzroku. Skinął głową obydwu kobietom na znak, że mogą odejść. - Dziękuję. Jill Took wstała i pospieszyła w kierunku drzwi. Sara podążyła za nią, czując się jak wystraszony królik. Gdy opuściły gabinet, Jill zwróciła się do Sary.
- Saro, to co mówiłam, kiedy weszłaś, o tym, że jesteś zwyczajną dziewczyną... - Jill zaczerwieniła się. - Wiesz, że próbowałam tylko przekonać pana Al Mansura, żeby zmienił zdanie. - Oczywiście. - Sara skinęła energicznie głową, zastanawiając się, dlaczego szefowa działu kadr jest taka czerwona, jeśli nie ma nic na sumieniu. - Jestem ci wdzięczna, że się za mną wstawiłaś. Nie zawiodę twojego zaufania. - Wiem, że nie. To ja cię zatrudniłam, pamiętasz? Sara roześmiała się. Napięcie opadło. Jill zniżyła głos do szeptu.
S
- On jest naprawdę w porządku. I... szczerze mówiąc, ma
R
rację. Zatrudniłam jego dwie ostatnie asystentki. Wydawało mi się, że mają umiejętności i są godne zaufania. Miały dobre referencje, nienaganny wygląd, ale... Nie wiem, jak to wyjaśnić. Obie dostały na jego punkcie bzika. - Oczy Jill komicznie się rozszerzyły. Sara zamrugała powiekami i przełknęła ślinę. Posmakowała już trochę tego afrodyzjaku. Do tej pory lepiły jej się od niego dłonie. - To znaczy, nie zrozum mnie źle, to przystojny facet i w ogóle - ciągnęła Jill, zerkając na zamknięte drzwi gabinetu. - Ale wywiera dziwny wpływ na kobiety, które wpadają w jego ramiona w sposób naprawdę żałosny. A zapewniam cię, że te, które
zatrudniłam, nie miały czegoś takiego w zwyczaju. Sara czuła się trochę jak Alicja w Krainie Czarów. Spuściła wzrok przed tą trzydziestoparoletnią blondynką w świetnie skrojonym kostiumie. Miała lekkie poczucie winy z powodu swoich irracjonalnych odczuć sprzed kilku minut. Najwyraźniej Jill była odporna na klątwę, jaka zawisła nad głową Elana Al Mansura. - Ja się tym nie przejmuję - powiedziała Sara. - Zależy mi na pracy i zamierzam się utrzymać na tej posadzie. - Poradzisz sobie - zapewniła ją Jill i poklepała po przyjacielsku po ramieniu.
S
- Jasne, że tak - przytaknęła Sara.
R
Pozwie go do sądu za dyskryminację ze względu na wiek? Elan uniósł brwi. To coś nowego. Najprawdopodobniej zupełnie się nie orientowała w prawie w zakresie dyskryminacji, ale dotknęła go do żywego, oskarżając o uprzedzenia. Nie miał nic przeciwko przyjmowaniu do pracy kobiet. Zatrudniałby je nawet na terenach, gdzie się wydobywa ropę naftową, gdyby miały ochotę tam pracować. Nie chciał tylko mieć nic wspólnego z mizdrzącymi się młódkami, które wdrapywały się na jego biurko i trzepotały rzęsami nad jego poranną kawą. Wykończyły go intrygami i flirtowaniem. A żadna z nich nie potrafiła nawet zrobić
przyzwoitej kawy. Rozległo się pukanie do drzwi. Uniósł wzrok. - Proszę wejść. Do gabinetu weszła Sara i położyła na biurku raport, o który prosił. - Czy przynieść coś panu? - spytała bardzo oficjalnie. Czekała w milczeniu. Fala jasnych włosów opadła jej na policzek i Sara odgarnęła ją niedbałym ruchem. - Może filiżankę kawy? - Nie umiem robić kawy. - Patrzyła mu prosto w oczy,
S
niemalże bezczelnie. Cofnął się w fotelu, zaskoczony jej odmową. - Podejrzewam, że z łatwością się pani nauczy - wycedził
R
przez zęby. - Ale nieważne. Zbyt duża ilość kofeiny źle działa na nerwy.
Na jej ustach na chwilę pojawił się uśmiech rozbawienia, ale zaraz znikł, i znowu przybrała kamienny wyraz twarzy. Widział jej nieprzejednanie i musiał przyznać, że mu się to podobało. Ta kobieta twardo stała na ziemi i to było godne podziwu. Pochyliła się nad biurkiem i wzięła do ręki pióro. Niesforny kosmyk znowu opadł jej na policzek. Gdy go odgarnęła dłonią, ich oczy się spotkały. Nieme wyzwanie. Nagle w gabinecie zrobiło się jakoś
gorąco. Spokojnie oczyściła pióro chusteczką, zatkała zatyczką i położyła na biurku. Potem odwróciła się i bez słowa wyszła. Dobry znak. Nie będzie mu zabierała czasu pracy na pogawędki. Dał jej szansę, o którą poprosiła. Której zażądała. Widział w jej miodowych oczach gniewne błyski. Potrafiła zachować spokój, choć, jak widać, bardzo jej zależało na tej posadzie. Dopiero gdy się zgodził, jej twarz pokrył piękny rumieniec. Zwyczajna dziewczyna? Co za wyrażenie. Ciekawe, jak ludzie określają piękno, które tak bardzo rzuca się w oczy. Dla
S
niego prawdziwe piękno było jakością, która olśniewała i oślepiała jak poranne słońce wschodzące zza ciemnych szczytów górskich.
R
Siłą, która może się okazać niebezpieczna dla obserwatora. Uroda Sary nie wywierała na nim jednak żadnego wrażenia. Widział w życiu wiele jeszcze bardziej oczywistych atrybutów kobiecego piękna. Wtedy w Rzymie... Szybkie samochody, szybkie kobiety, komfort i swoboda bycia samemu w łóżku pod koniec dnia. Żadnych więzów, odpowiedzialności, zobowiązań. Coś, co było czymś niesłychanym, może nawet przerażającym dla ludzi, których zostawił w Omanie. Ale to tu miał wszystko, czego potrzebował, nie wyłączając wolności od krępujących więzów tradycji, na którą nie ma miejsca
we współczesnym świecie. Sara większą część popołudnia spędziła, porządkując dokumenty na swoim stanowisku pracy. Zwyczaje poprzedniczki wprawiły ją w zakłopotanie. Chociaż z tego, co słyszała, nie zagrzała tu długo miejsca. Ani ta, która była jeszcze wcześniej. Czyżby naprawdę wszystkie uległy urokowi szefa, który chciał od nich jedynie efektywnej pracy? Wkładała ostatnie dokumenty do kolejnej podpisanej teczki, gdy szef wyszedł z gabinetu, minął ją, nie zaszczycając nawet spojrzeniem, i nie odezwawszy się ani słowem, podążył w
S
kierunku windy pewnym krokiem drapieżcy. Kiedy zamknęły się za nim mahoniowe drzwi windy, Sara
R
pomyślała, że Elan jest najprawdopodobniej jedynym powodem, dla którego ta praca może być ciężką próbą. I nie chodziło o to, że - jak zdołała już zauważyć - był tytanem pracy i oczekiwał od swoich pracowników tego samego. O to się akurat nie martwiła, bo lubiła ciężko pracować. Obawiała się jego samego. Miała pewne wątpliwości, czy może wchodzić do jego gabinetu, gdy go nie ma, ale właściwie jej tego nie zabronił. Miała zamiar zrobić mu taki porządek na biurku, żeby się potem zastanawiał, jak w ogóle mógł sobie bez niej dawać radę. Pchnęła mahoniowe drzwi i weszła do olbrzymiego gabinetu.
Żaden obraz, posąg czy choćby jedno zdjęcie nie zdobiły jego biurka. Najwidoczniej Elan zajmował się tu tylko i wyłącznie interesami. Czuła potrzebę pokazania mu, że nie jest kelnerką od noszenia kawy. Chciała udowodnić, że zrobi wszystko, co w jej mocy, żeby praca Elana przebiegała sprawnie i bez zakłóceń. Zaczęła sortować dokumenty i wkładać je do odpowiednich teczek. Naostrzyła ołówki, wyrzuciła wypisane długopisy. Z szuflady swojego biurka wydobyła WD-40, aby zlikwidować irytujące skrzypienie jego skórzanego fotela. Dumna z tego, że jest
S
osobą, która chętnie zakasuje rękawy, uklękła koło fotela i wtedy drzwi gabinetu się otworzyły.
R
- Co, u diabła...? - Ostry głos szefa zagrzmiał w cichym gabinecie.
Ze swojej pozycji mogła dostrzec tylko dwa czarne lśniące półbuty i odprasowane mankiety spodni. Lęk ścisnął jej serce. Instynktownie zrywając się na równe nogi, zawadziła głową o poręcz fotela. Stłumiła przekleństwo, a półbuty zbliżyły się i stanęły o krok od niej. Sara przełknęła głośno ślinę. Zręcznie manewrując, wydostała się spod biurka i z taką godnością, na jaką było ją stać w tej sytuacji, stanęła przed szefem, obciągając spódnicę. Zachodzące słońce lekko ją oślepiło. Podobnie jak widok
Elana w rozpiętej marynarce i poluzowanym krawacie. Zamrugała powiekami. Kamienna twarz Elana Al Mansura ani na moment się nie rozpogodziła. Spojrzał surowo na mahoniowe biurko, na których piętrzyły się sterty dokumentów i papierów, po czym z powrotem na Sarę i na puszkę, którą trzymała w ręku. - Co pani robi? Chrząknęła. - Pańskie krzesło skrzypi. Jedna czarna brew uniosła się. - Nie zauważył pan? To naprawdę denerwujące. Zobaczmy, czy udało mi się to naprawić. - Usiadła na rozłożystym skórzanym
S
fotelu, odchyliła się i z przyjemnością stwierdziła, że nie wydaje on już żadnych odgłosów. - Udało się.
R
Twarz Al Mansura nawet nie drgnęła. - Co pani zrobiła z moim biurkiem? - Oderwał od niej wzrok i zerknął z przerażeniem na odgruzowany mahoniowy stół. - Posortowałam pana papiery i dokumenty na odpowiednie kategorie. Niczego nie wyrzuciłam, ale sądzę, że ten stos po lewej się do tego kwalifikuje. Zmarszczył brwi, a jego twarz pociemniała. Przebiegł po niej cień podejrzliwości. - Jakim sposobem może pani aż tyle wiedzieć o tym, co robię, żeby segregować mi moje dokumenty już pierwszego dnia w pracy?
- To instynkt. Który natychmiast zniknął pod wpływem utkwionych w niej oczu szefa. - Bardzo proszę zwolnić mój fotel - powiedział tak powoli, jakby się komunikował z kimś, kto niezbyt dobrze włada językiem angielskim. Zerwała się na równe nogi. Była tak zaabsorbowana, że nawet nie zauważyła, że wciąż siedzi na osobistym tronie szefa. - Co panią skłoniło do wyciągnięcia wniosku, że może pani wchodzić do mojego gabinetu i przejmować moje osobiste dokumenty bez mojego pozwolenia?
S
Z trudem udało jej się utrzymać profesjonalną postawę.
R
- Czyż utrzymywanie porządku na pana biurku nie należy do moich obowiązków?Pochylił głowę i przyjrzał jej się badawczo. - Skąd mogę wiedzieć, czy nie podłożyła mi pani pluskwy? - Pluskwy? - Podsłuchu, który nagrywa moje rozmowy. Zapłonęła oburzeniem. - A czy mówi pan coś, co byłoby warte nagrania? Natychmiast pożałowała swojej infantylnej irytacji. Elan gapił się na nią nieco zbity z tropu. Jednak jego odpowiedź była grzeczna i spokojna. - Dla moich rywali biznesowych, tak.
Wyminął ją, uklęknął przy biurku i przesunął dłonią pod blatem. Sara złapała się na tym, że wpatruje się w jego wspaniały, ciemny kark i umięśnione plecy. Boże, ten facet był zbudowany jak atleta, a poruszał się zwinnie jak kot. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że Elan Al Mansur sprawdza, czy pod biurkiem nie ma elektronicznego podsłuchu. Ogarnęła ją złość na niego za taką podejrzliwość. Nigdy dotąd nie została oskarżona o działalność kryminalną i nie lubiła, gdy ktoś okazywał jej brak zaufania. Odkąd skończyła piętnaście
S
lat, pracowała w różnych firmach i jak dotąd zawsze ją podziwiano i wspierano.
R
Dokonawszy oględzin biurka i fotela, który, jak mógł się osobiście przekonać, faktycznie został naoliwiony, Elan nie patrząc na swoją nową pracownicę, nadal stał przy biurku. - Czy wciąż pan sądzi, że jestem wtyczką? - powiedziała złośliwie i wyzywająco. Przesunął wielką dłonią po czarnych, lśniących włosach. - Poprzednio pracowała pani w firmie elektronicznej, prawda? - Tak, w Bates Electronics. Dwa lata. Ta firma nie ma żadnych powiązań z przemysłem naftowym ani powodów do tego, by organizować wywiad. Nie jestem szpiegiem.
- Czy w sprawie mojego fotela nie mogła pani wezwać konserwatora budynku? - Jasne, tylko że naprawiłam go, zanim ktoś by się tu zjawił. Nie ma nic trudnego w spryskiwaniu sprzętów smarem. Nie mogąc wymyślić więcej argumentów, Elan ściągnął marynarkę, zawiesił ją na krześle stojącym obok Sary, a sam wyminął ją i zasiadł w fotelu. Sara wciągnęła ostry, męski zapach pomieszany z drogą wodą kolońską i musiała spuścić oczy, żeby ukryć silne zmysłowe doznanie. Oparła się o krzesło. Co, do cholery, się z nią dzieje? Patrzyła ukradkiem na jego silne ramiona,
S
których kształt widać było wyraźnie pod koszulą. Na ręce miał spory, złoty zegarek, najpewniej rolex, który zapewne kosztował
R
więcej niż ostatnia chemioterapia jej matki. Czymże był taki wydatek dla właściciela olbrzymiej firmy? - Nie masz nic do zrobienia, Saro? - Spojrzał na nią znad dokumentów. Pierwszy raz zwrócił się do niej po imieniu, a na jego wargach błąkało się coś na kształt lekkiego uśmiechu. Wyrwana z zamyślenia, podskoczyła. - Nie byłam pewna, czy pan czegoś nie potrzebuje. - Jeśli będę czegoś chciał, dam ci znać. - Jego wielki palec spoczywał na blankiecie do wypełnienia. - W międzyczasie mam nadzieję, że zdołasz sobie zapewnić rozrywkę. Był świadom tego, że na niego patrzyła. Być może był też
świadom piorunującego wrażenia, jakie na niej wywarł. I tego, jak bardzo lubiła patrzeć na jego umięśnione ciało. Upokorzenie wywołało rumieniec na jej policzkach. Szybko się odwróciła, żeby szef tego nie zauważył. - Czy chciałby pan, żebym wymieniła wodę w wazonie z różami? - Bez wątpienia to prezent od jednej z tłumu wielbicielek. Spojrzał przelotnie na wazon z bukietem. - Nie. - Wrócił do papierów. - Może zechciałabyś wziąć je do domu? Nie lubię kwiatów. - Nie mogę ich wziąć. Jeżdżę do pracy na rowerze. Ale
S
postawię je na swoim biurku. Trochę uprzyjemnią to miejsce, dziękuję.
R
Przystanęła i zanurzyła twarz w żółtych kwiatach. Przepiękny zapach. Od razu się rozluźniła. - Są wspaniałe.
- Nie dla mnie. Usychają w ciągu dwóch dni. Patrzenie, jak umierają, nie sprawia mi żadnej przyjemności. - A ja z chęcią popatrzę na ich ostatnie chwile. Jeśli nie ma pan dla mnie żadnych poleceń, to pójdę już. Zerknął na swój złoty zegarek. - W porządku. - Z obojętnością wrócił do dokumentów. Sara wzięła wazon z różami i skierowała się do drzwi, które otworzyła biodrem.
- Miłego wieczoru - rzuciła, obracając się do niego. Jego twarz nie wyrażała niczego poza skupieniem. Podniósł wzrok. - Jeździsz do pracy na rowerze? - Tak. - Zatrzymała się, oczekując na komentarz pełen dezaprobaty. - Rozumiem - odrzekł z nieprzeniknioną miną, po czym wrócił do papierów. Sara wyślizgnęła się z gabinetu i gdy usłyszała zamykające się za nią drzwi, westchnęła z ulgą. Elan położył podpisane dokumenty na stercie i powoli wstał
S
z fotela. Stanął naprzeciwko oszklonej ściany swojego gabinetu i zapatrzył się na ciemne wierzchołki gór ponad parkingiem.
R
Było już ciemno, parking przed biurem zaczynał pustoszeć, pracownicy wracali do domów. Nagle na ciemnym pustym parkingu mignęła samotna kobieca postać. Przechylił się i przyjrzał uważniej. Sara. Nie miała już na sobie beżowego kostiumu. No pewnie, przecież nie mogła jechać na rowerze w krótkiej spódnicy. No, może nie krótkiej, ale wystarczająco dopasowanej, żeby można było zauważyć jej długie, szczupłe nogi. Teraz miała na sobie obcisłe, ciemne getry, które podkreślały świetną budowę ciała. Elan przełknął głośno ślinę i mimowolnie
przywarł do szyby, gapiąc się na nią. Blondwłosy miała spięte w młodzieńczy kucyk i ubrana była w dżinsową kurtkę. Wskoczyła zwinnie na rower i popedałowała w stronę ulicy. Jej długie nogi pracowały tak zwinnie, że pomknęła z prędkością błyskawicy. Elan kaszlnął i odwrócił się od okna. Czuł, jak serce bije mu szybko. Nagle zrobiło mu się gorąco i wyobraził sobie Sarę nago. Odpiął kolejny guzik koszuli i ściągnął krawat. Rozzłościł się na siebie za te myśli i postanowił natychmiast wracać do pracy. Zwyczajna dziewczyna? Nie bardzo.
S
Po prostu, by pokazać swój kobiecy urok, używa innych sposobów niż krótkie spódniczki i wysokie obcasy.
R
Ale już wiedział, że niczym się od tamtych nie różni.
ROZDZIAŁ DRUGI - Możesz mi mówić po imieniu. Serce zabiło jej mocniej na dźwięk jego głosu. Przełknęła ślinę. - W porządku, Elan. To imię, w końcu przez nią wypowiedziane, zabrzmiało w jej ustach dziwnie intymnie. Propozycję szefa odebrała jako nagrodę za swoje sukcesy w pierwszym tygodniu pracy. Wiedziała, że był z niej zadowolony. Dwa razy wysłał ją jako przedstawiciela firmy na
S
spotkanie, a nawet pozwolił jej negocjować kontrakt z dostawcą rur wodociągowych.
R
Miała nadzieję, że dziwny urok, jaki ten mężczyzna na nią rzucał, szybko zniknie wskutek trudów współpracy. Niestety, jak na razie emocje nie osłabły. - Saro, oto moje przemówienie na konferencję w przyszłym tygodniu. Zrób, proszę, korektę tekstu i powiedz, co o nim sądzisz. Uniósł plik ręcznie zapisanych kartek. Z rozgoryczeniem zauważyła, że nawet jego pismo jest seksowne. - Z przyjemnością. - Wzięła papiery i natychmiast odwróciła od niego wzrok. Musiała się bardzo pilnować, żeby się na niego nie gapić. Wiedziała przecież, że nie znosił admiracji pracowników płci żeńskiej.
Podziwiała determinację, z jaką Elan pracował codziennie po kilkanaście godzin. Pod koniec dnia był tak spięty, że chętnie zrobiłaby mu rozluźniający masaż. Odwiązałaby mu krawat, rozpięła górne guziki koszuli i po kilku minutach Elan wydałby pierwsze westchnienie ulgi, a jego umięśnione ciało powoli zapominałoby o stresie całego dnia. Czemu nie mogła się pozbyć takich myśli? Zachowywała się jak zakochana uczennica i gotowa była zepsuć wszystko, co przez ten tydzień wypracowała. A przecież ten mężczyzna trzymał w ręku klucze do jej przyszłości. Zmarszczyła brwi.
R
S
- Jeśli chcesz, możesz przeczytać moją mowę tutaj. Nie będą ci przeszkadzać ciągłe telefony. - Wskazał ciemnozielony skórzany fotel z niewielkim biurkiem w kącie swojego gabinetu. - Świetnie, dzięki. - Kolejny zaszczyt, na który najprawdopodobniej nie zasłużyła. Usadowiła się wygodnie i zagłębiła w rękopisach, zasłaniając się kartkami, żeby się nie rozpraszać. Im dłużej ze sobą pracowali, tym bardziej dojmująca stawała się chęć dotknięcia go. Kiedy się do siebie zbliżali - a w ciągu pełnego zajęć dnia w biurze zdarzało się to często - miała wrażenie, że przestrzeń między nimi jest pod napięciem i lada
chwila posypią się iskry. Jednak dystans między nimi, choć częstokroć niewielki, był nie do przebycia i Sara wiedziała, że gdyby spróbowała wykonać pierwszy ruch, runęłaby w przepaść. Być może jakiś delikatny dotyk, zwykłe muśnięcie dłoni zaspokoiłoby pragnienie bliskości z tym mężczyzną, jednak rozsądek jej mówił, że praca jest ważniejsza. I nie chodziło tylko o pieniądze, których tak potrzebowała. Elan dawał jej sposobność, by pokazała, co potrafi w świecie biznesu. Otrzymała szansę zbudowania kariery, która byłaby zabezpieczeniem na resztę życia. A kiedy osiągnie sukces, nie będzie musiała być zależna od
S
żadnego mężczyzny. Będzie się utrzymywać sama. Nie znajdzie się w takiej sytuacji jak mama, którą życie złapało w pułapkę i
R
zmusiło do tkwienia w małżeństwie bez miłości, żeby wykarmić rodzinę.
Jednakże było coś w ostrych rysach twarzy Elana Al Mansura, co nie dawało jej spokoju. Kiedy opierał twarz na dłoni, nie mogła się powstrzymać od zastanawiania się, czy jego skóra jest szorstka, czy gładka, i jakie są w dotyku jego czarne włosy. Było coś w jego zmysłowych ustach, co sprawiało, że myślała o tym, by włożyć w nie swój język. - Na co patrzysz? Wyrwana z rozmarzenia drgnęła na skórzanym fotelu. No tak, zapatrzyła się na niego znad dokumentów i Elan zauważył jej
roztargnienie. Ciekawe, czy na jej twarzy malowało się pożądanie, które nie pozwalało jej pracować? - Przepraszam, zamyśliłam się. - To widzę. - Rozparł się w fotelu i obserwował jej zmieszanie. Przymrużył oczy, a przez wargi przebiegł mu delikatny uśmiech. Pewnie się domyślał, że go pragnie, tak jak jej poprzedniczki. Nie spuściła wzroku. Elan przeciągnął się, a jego ręka zmysłowym ruchem przesunęła się po biodrze. Miał na sobie granatowy garnitur i niebieską koszulę. Trzeba przyznać, że ubierał się
S
bezbłędnie. Garnitury leżały na nim jak ulał, podkreślając umięśnioną sylwetkę, a ich dobrze dobrane kolory współgrały z ciemną karnacją.
R
Rozległo się pukanie do drzwi i Sara wstała szybko, zgarniając kartki z przemówieniem Elana. - Nie bądź taka nerwowa - mruknął. - Proszę wejść - powiedziała nienaturalnie głośno, starając się przypomnieć sobie, jakiego tonu używała w sprawach służbowych. Do gabinetu weszła Dora, a jej koralowe wargi rozciągnęły się w miłym uśmiechu. - Mam próbki, o które prosiłeś. Pochodzą z terenów Daviesa. - Dora była jedną z największych plotkarek w biurze. Z prawdziwą przyjemnością opowiedziała Sarze o jej poprzedniczkach i
przyczynach ich zwolnienia. Dora miała ze sobą prostokątny metalowy pojemnik z flakonikami wypełnionymi czarną substancją. - Wezmę je - powiedziała Sara i przejęła pojemnik od Dory. Spojrzała na Elana, czekając na instrukcje. - Połóż je na biurku. Sara spełniła polecenie i postawiła przed nim metalowe pudełko. - Dziękuję ci, Doro. - Al Mansur odprawił ją skinięciem głowy, biorąc do ręki jedną z fiolek.
S
Dora wyszła, ale cóż to? Czy Sarze się wydawało, czy też ledwo dostrzegalny uśmieszek pojawił się na jej twarzy? Czyżby
R
od razu się domyśliła, co Sara ukrywa? Być może wiedziała już, że kroczy tą samą ścieżką, co jej poprzedniczki? - Wiesz, co to jest? - Elan przechylił flakonik i ciemny płyn błysnął metalicznie przez szkło. - Ropa naftowa? - Tak. Powód, dla którego wszyscy tu jesteśmy. - Patrzył, jak po wstrząśnięciu płyn wraca do dawnej konsystencji. - Czarne złoto. Odkorkował buteleczkę, zbliżył ją do nozdrzy i westchnął z satysfakcją. - Nigdy mi się nie znudzi ten zapach. - Wstał, obszedł biurko
i stanął obok niej. - Miałaś kiedyś w ręku czystą ropę naftową? - Jeszcze nie doświadczyłam tej przyjemności - odparła Sara, patrząc na niego. Fizyczna bliskość sprawiła, że jej dłonie lekko drżały. Elan zamoczył palec w płynie i patrząc na nią, wolno podsunął go jej przed nos, żeby powąchała. Zapach był tak odurzający, że trochę się odsunęła i z trudem opanowała ochotę do śmiechu. Następnie dotknęła jego dłoni i podstawiła ją sobie pod sam nos, wdychając zapach głębiej. To był błąd. Pomiędzy ich dłońmi przeleciał prąd i Sara spłonęła rumieńcem, odwracając
S
wzrok. Spojrzał na nią ze zdziwieniem. Naprawdę go dotknęła!
R
Uśmiech Elana był jednak wyjątkowo ciepły i chyba jej towarzystwo sprawiało mu przyjemność. Czemu tak się jej przypatrywał?
Potrącając go lekko, sprawiła, że niewielka ilość substancji musnęła okolice jego górnej wargi. Roześmiała się. - Wyglądasz jak Charlie Chaplin. - Och, nigdy nie sądziłem, że przypominam tego przystojniaka, ale uznaję to za komplement - powiedział i również się zaśmiał. - Przyniosę ci chusteczkę.
Sięgnęła na jedną z półek i wyciągnęła z pudełka chusteczkę higieniczną. Jej dłoń powędrowała do jego twarzy; skóra nie była szorstka, ale nie była też zbyt delikatna. Sara opanowała przemożne pragnienie zamknięcia oczu. Nagle uświadomiła sobie coś, do czego nie chciała się przyznać sama przed sobą przez cały ten tydzień - marzyła o pocałowaniu Elana. Przygryzła wargę i starała się nie myśleć o dreszczu podniecenia, jaki nią wstrząsnął. Serce waliło jej jak młotem. Nagle drzwi do gabinetu się otworzyły i ponownie stanęła w nich Dora z kolejnym pojemnikiem próbek. Trudno było nie
S
zauważyć, że próbowała ukryć rozbawienie. Sara uświadomiła sobie, że w oczach koleżanki ta scena mogła wyglądać tak, jakby
R
Sara ścierała z ust swojego szefa ślady swojej szminki. Co za myśl.
Schowała chusteczkę do kieszeni i wzięła od Dory naczynie z fiolkami. Niemal oczekiwała, że Elan wytłumaczy pracownicy, że nic nie zaszło. Ale on spokojnie stał przy biurku. Rzucił Dorze wyzywające spojrzenie mówiące, że jeśli chodzi o niego, Dora może myśleć, co jej się żywnie podoba. Sara przesunęła rozłożone na biurku dokumenty i postawiła pojemnik. - Dziękuję ci, Doro. Dora skinęła głową, zaciskając usta, żeby się nie uśmiechnąć,
i wyszła. Kiedy drzwi się za nią zatrzasnęły, Sara zerknęła na szefa. Zobaczyła w jego oczach błysk rozbawienia. - Jest przekonana, że się całowaliśmy - skomentował. Jego dziwny ton oraz fakt, że powiedział głośno to, o czym oboje myśleli, sprawiły, że Sara zadrżała. Była jeszcze bliżej przepaści niż wcześniej. - Na szczęście nic takiego nam nie grozi - zauważyła chłodno. - Chcesz chusteczkę? - Tak, dzięki.
S
Podała mu ją, tym razem ledwo dotykając dłoni. W je-go oczach wyczytała wyzwanie. Pozwoliła mu wyczyścić palce i
R
podeszła do dokumentów, które zostawiła w kącie. - Przeczytam przemówienie u siebie - zdecydowała, zbierając papiery.
Skinął głową. Pospiesznie wyszła z gabinetu, cicho zamykając za sobą drzwi. Rozluźniła się dopiero przy swoim biurku. Czemu ogarniał ją taki strach? Pożądanie, jakie czuła w stosunku do Elana, było niedopuszczalne. Dotykanie go - zakazane. Zawarli umowę, w której szef jasno dał to do zrozumienia. Więc dlaczego tak łatwo wyobrażała sobie jego gorący oddech przy swoich ustach i jego wielkie dłonie obejmujące ją i przyciągające do siebie?
Miała w planie karierę i dążyła do rozszerzenia zakresu swoich obowiązków w tej firmie - a co za tym idzie - zwiększenia wpływów. Czuła, że jest to możliwe. Ale pragnęła Elana. Te dwa pragnienia się wykluczały. Okazanie uczuć, jakie żywiła do szefa, byłoby równoznaczne z zakończeniem pracy w firmie. Nadal była tu na próbę. Miała za sobą tylko jeden tydzień. I trzy przed sobą. - Co to takiego? - Elan spojrzał na nią i uniósł gniewnie brwi.
S
Dotknął nowej, zapewne bardzo drogiej skórzanej poduszki na swoim fotelu.
R
- Poduszka terapeutyczna. Pomaga utrzymać kręgosłup w wygodnej pozycji. Zauważyłam, że po kilku godzinach pracy rozciągasz mięśnie pleców, a ten przyrząd sprawi, że kręgosłup nie będzie ci się wykrzywiał. A jeśli już mamy być szczerzy, nie mogę spokojnie patrzeć, jak pod koniec dnia raz po raz zmysłowo się przeciągasz. Sięgnął i dotknął skórzanego obicia palcami. - Hm - mruknął tylko. - To tylko na próbę. Jeśli ci będzie niewygodnie, odeślę poduszkę. Jeszcze nie wrzuciłam jej do kosztów. - Obróciła się i zaczęła podlewać rośliny doniczkowe, które kupiła do gabinetu,
żeby jakoś ocieplić to pomieszczenie. Nie oczekiwała, że będzie wniebowzięty. Przyzwyczaiła się już, że jedyną reakcją Elana na jej ponadprogramowe inicjatywy było zdziwienie lub konfuzja, choć - trzeba przyznać - miło było z jego strony, że próbował je ukryć. Być może za bardzo się starała. Większą część wolnej soboty spędziła na szukaniu rzeczy, które mogą złagodzić stres. Miała jeszcze kilka pomysłów na zmiany w gabinecie, ale nie chciała przesadzić. Usłyszała, jak Elan rozsiada się w fotelu, i nie mogła się
S
powstrzymać, żeby się nie odwrócić i nie sprawdzić jego reakcji. Rozzłościła się, łapiąc się na tym, że czeka na jego uśmiech.
R
Tymczasem Al Mansur z ponurą determinacją pochylił się nad dokumentami. To rozdrażniło ją jeszcze bardziej. Wróciła do podlewania, ale czuła, że szef się jej przygląda. Spojrzała na niego i zaczerwieniła się, uświadamiając sobie powód jego zaciekawienia. Patrzył na jej stopy. Och, buty! - Przepraszam, moje buty są bardzo niewygodne. Myślałam, że już dziś nie wrócisz do biura. Zaraz je włożę. Elan chrząknął. - Nie ma takiej potrzeby. Dzień zbliża się ku końcowi i jesteśmy tu tylko ty i ja. Możesz mieć na sobie, co chcesz. Sara zastanawiała się, czy to jej obsesja, czy też rzeczywiście
nawet najbardziej niewinne słowa w jego zmysłowych ustach brzmią prowokująco. - Dzięki. - Zmusiła się do grzecznego uśmiechu. Przybrał w fotelu jeszcze bardziej niewygodną pozycję niż do tej pory, ale nawet się nie skrzywił. - Nie podoba ci się, prawda? - Nie, po prostu nie jestem przyzwyczajony. Skrzyżował ręce na piersi charakterystycznym dla siebie seksownym ruchem. Sara odwróciła wzrok i skupiła się na roślinach. Wlała trochę wody do dekoracyjnego żwirku, którym pokryła ziemię. Zielone rozłożyste
S
liście palmy uczyniły gabinet weselszym. Teraz było tu naprawdę miło, szczególnie po tym, jak przekonała Elana do kilku
R
ciekawych abstrakcyjnych obrazów, które teraz wisiały zarówno na ścianach gabinetu, jak i niewielkiej salki konferencyjnej. - Saro.
Wstrzymała oddech, jak zawsze, kiedy wymawiał jej imię tym swoim niskim, matowym głosem. - Tak? - Nie odwracając się, udawała, że jest zajęta podlewaniem. - Podlewanie kwiatów w moim gabinecie lub naprawianie fotela dla mojej wygody nie należy do twoich obowiązków. Dziwny ton kazał jej spojrzeć w jego stronę. - Tak, ja po prostu... - Nie bardzo wiedziała, co powiedzieć.
Sama nie miała pojęcia, dlaczego to robi. - Podobnie jak nie oczekuję od ciebie, że będziesz mi robić kawę. Nie chcę, żebyś się koncentrowała na takich błahostkach. Jest późno i powinnaś już wracać do domu. Wzdrygnęła się. Zrobiło jej się przykro, że Al Mansur odrzuca jej starania, żeby mu uprzyjemnić pracę w biurze, ale mogła winić tylko siebie. Elan o nic takiego nie prosił. - Przepraszam. Zdaje się, że działam ci na nerwy tym... wszystkim. - Wskazała na obrazy, rośliny i nowy świetny ekspres do kawy, który stał w kącie gabinetu. Chyba trochę przesadziła.
S
- Wręcz przeciwnie. Sprawiłaś, że mój gabinet jest o wiele przyjemniejszy - powiedział niezbyt głośno i spojrzał na nią z
R
wdzięcznością. Serce ścisnęło jej się z radości. - Lubię się zajmować takimi rzeczami, ożywiać przestrzeń i tak dalej. - Bezwiednie przytuliła konewkę do piersi. - Mam mnóstwo wolnego czasu, kiedy nie siedzę w pracy, a nie jestem przyzwyczajona do samotności. Mam dużą rodzinę: trzy siostry i czterech braci. - Nie zapanowała nad głosem, który zadrżał jej odrobinę. - Moja mama długo chorowała. Opiekowałam się nią i zajmowałam domem. Przyzwyczaiłam się do ciągłych zajęć. Jeszcze nie nawykłam do wracania do pustego domu... Saro, zamknij buzię! Co ona do cholery robi, gadając o tym, jaka jest ostatnio
żałośnie samotna? To nie jego problem. Sama podjęła decyzję, żeby się tu przeprowadzić. Wiedziała, że odtąd będzie gotować dla jednej osoby, sama z sobą rozmawiać w maleńkiej kuchni i ciągle przestawiać meble w swoim ciasnym mieszkaniu, ponieważ nic innego nie ma do roboty. Poczuła, że głęboki rumieniec wykwitł jej na policzkach. Elan nawet nie drgnął. - Jestem ci wdzięczny za twoje starania - rzekł miękko. Rozumieć potrzeby innych, jeszcze zanim je wypowiedzą, to naprawdę wielki dar. - Choć nie spuszczał z niej wzroku, jego
S
twarz wyrażała rezerwę. - Twoja życzliwość jest dopełnieniem świetnej pracy.
R
Zamrugała ze zdziwieniem powiekami i przygryzła wargę, starając się nie okazać zbytniej radości. Jego druzgocąca powaga oraz pierwszy komplement, jaki wypowiedział pod jej adresem, omal nie wytrąciły jej z równowagi. - Dziękuję - powiedziała poważnie. Elan natychmiast zaczął grzebać w dokumentach, jakby praca znów go całkowicie pochłonęła. Czyżby jego ciemna cera pociemniała jeszcze bardziej? - zastanowiła się Sara, patrząc na jego kark. Elan chrząknął i rozluźnił krawat. - Dobranoc - powiedziała cicho, kierując się do drzwi. - Dobranoc, Saro - odpowiedział ochrypłym głosem, jakby
krawat nadal go uwierał. Jego słowa dźwięczały jej w uszach jeszcze na korytarzu, potem towarzyszyły w windzie, a wreszcie w cichym mieszkaniu. Elan usiadł wygodniej w fotelu, obserwując, jak Sara używa całego asortymentu perswazji wobec klienta z Kanady. Miesiąc próbny miał się ku końcowi i Sara bez cienia wątpliwości udowodniła, że jest warta znacznie więcej, niż oczekiwał od asystentki. - Jak pokazałam, nowe technologie, które wykorzystujemy, redukują takie ilości osadu ropy naftowej, że znajdujemy się
S
znacznie powyżej wymaganego poziomu. Nowe metody, jakie zastosowaliśmy w ciągu ostatnich dwóch lat, pozwalają nam
R
efektywnie eksploatować tereny, które do tej pory uchodziły za niemal całkowicie jałowe. Zapewniamy cały zakres usług: od wydobywania ropy, po jej rafinowanie, co umożliwia naszym klientom czerpanie zysków z wykorzystywania nowych technologii bez konieczności inwestowania we własną infrastrukturę. Jej bystry umysł i talent do wnikliwych analiz imponowały mu. W połączeniu z delikatnością, życzliwością i troskliwością w stosunku do innych stanowiło to intrygującą całość. Jak na tak młodą osobę wydawała się niezwykle mądra. Jej inteligencja szła w parze z wrodzoną empatią, która niejednokrotnie wprawiała go
w podziw. W dodatku nierzadko wykazywała poczucie humoru i umiała wychodzić cało z trudnych sytuacji. Późne popołudniowe słońce wnikało do gabinetu złotawoczerwonymi promieniami, bardziej niż zwykle rozświetlając delikatną twarz Sary, otoczoną jasnymi włosami, które musiały być niezwykle miękkie. Al Mansur zastanawiał się, jakie są w dotyku. Jakie byłyby w jego dłoniach, gdyby objął nimi jej głowę i złożył pocałunek na jej ustach... Och, co za głupie myśli! Za żadne skarby nie związałby się
S
ze swoją podwładną. Takie zachowanie to niewybaczalne nadużycie władzy. Nigdy jeszcze na coś takiego sobie nie
R
pozwolił. Chociaż nie obyło się bez zabiegów żeńskiej części firmy. A przecież kobieta, która wpada w ramiona mężczyzny zajmującego w pracy wyższe stanowisko, nigdy nie mogłaby się cieszyć jego szacunkiem czy sympatią. Nie do końca rozumiał, co je w nim tak pociąga. Nie uważał się za przystojniaka, który samym wyglądem rzuca kobiety na kolana. Jego ciało było masywne i spracowane od zajmowania się końmi. Nie był też uroczym dżentelmenem, jednym z tych, za którymi kobiety przepadają. Oczywiście było jeszcze jego bogactwo. Zawsze był zamożny - nawet zanim kupił niewielką podupadającą rafinerię i
przekształcił ją w korporację zajmującą się wydobywaniem, przetwarzaniem i sprzedażą ropy naftowej. Zmysł do robienia interesów na ropie naftowej, który wyssał z mlekiem matki, wzbogacał jego rodzinę i kraj od dziesięcioleci. Czy podobnie należało tłumaczyć fakt, że kobiety nie potrafiły mu się oprzeć? Nieważne. Poprzedniczki Sary opuściły firmę z własnej, nieprzymuszonej woli. Okazało się, że nie spełniają oczekiwań, jakie miał wobec nich. Żadna z wcześniejszych asystentek nie miała takiego talentu jak Sara. Już teraz wypełniała obowiązki znacznie wykraczające
S
poza jej stanowisko. Sara to skarb, którego nie chciał utracić. I nie straciłby jej, gdyby tylko mógł poradzić coś na to, co czuł.
R
Uzgodnili, że Sara poleci z nim jutro zobaczyć nowe tereny eksploatacji, które firma niedawno wykupiła. Wyprawa miała poszerzyć jej wiedzę o realiach wydobywania ropy i przygotować ją na przejęcie obowiązków ważniejszych niż dotychczasowe. Tymczasem Sara przeszła przez salę konferencyjną i zaczęła wypisywać składniki, z którymi klient chciał się zaznajomić. Wzrok Elana zatrzymał się na jej kształtnych biodrach i wąskiej talii ściśniętej czarnym skórzanym paskiem. Odrzuciła na plecy długie jasne włosy i wyciągnęła się, żeby sięgnąć do górnej części tablicy. Zrobiło mu się gorąco. Rozluźnił krawat, który zaczął go
nagle uwierać, nie pozwalając swobodnie oddychać. Wiercił się niespokojnie na krześle, nie mogąc oderwać od niej oczu. Co się z nim, do licha, działo? Sara zastanawiała się, czy wypisała już wszystkie składniki, i przygryzała lekko końcówkę pisaka. Elan wstał nerwowo z krzesła i chrząknął. Zaczął sporządzać na swojej kartce jakieś bezsensowne notatki, byleby tylko zmusić się do oderwania od niej wzroku. Miał wrażenie, że lada chwila klient i jego piękna pracowniczka zobaczą, co się z nim dzieje. Gdy Sara zaczęła wyjaśniać klientowi koszty związane z
S
rafinowaniem, Elan powoli uniósł wzrok. Nie, problem nie leżał w sukience, która nie była ani za bardzo wydekoltowana, ani za
R
obcisła. Właściwie była skromna i stonowana. Gdyby Jill Took przyszła do pracy w takiej sukience, Elan nawet by okiem nie mrugnął.
Problem leżał w tym, co było pod sukienką. I w nim samym.
ROZDZIAŁ TRZECI - Nie myśl o tym, myśl o czymś przyjemnym. - Głos Sary drżał, a gardło było ściśnięte ze strachu. - Saro, przeżyłaś, otwórz oczy. - Do jej uszu dotarły słowa Elana, mimo że ściskała głowę rękami. - O Boże - westchnęła z ulgą. Cała drżała z emocji. Nie mogła zmusić zaciśniętych powiek, by się uniosły. - Jesteśmy już nad chmurami. Nic nam nie grozi - mówił do jej ucha. Ostrożnie otworzyła oczy i oślepiły ją ostre promienie
S
słońca, które wpadały przez szybę. Na ich tle rysowała się ciemna
R
sylwetka Elana, a na jego twarzy widać było konsternację. Zdała sobie sprawę, że jego ręce są uwięzione w jej zaciskających się kurczowo dłoniach. Zmieszała się. Pożądanie, które czuła do Elana, nie miało z tym nic wspólnego. Przywarła do niego ze strachu. I po prostu nie mogła go puścić. - Widzisz? Nie jest tak źle. Samolot leci według planu. Jesteśmy tak wysoko, że nawet nie widać ziemi. - O, Boże! - Myśl, że ziemia jest całe kilometry pod nią, sprawiła, że żołądek podszedł jej do gardła. - Mdli cię? Boże, proszę, nie pozwól, żebym zwymiotowała. - Nie sądzę.
- To dobrze. - Przepraszam. Jestem... - Mięczakiem? Słabeuszem? - Daj spokój. Wielu ludzi boi się latać. - Ścisnął jej dłonie uspokajająco. Wzięła głęboki oddech, potem następny. Unosili się w powietrzu. O Boże. - To twój pierwszy lot? - Jego spojrzenie pełne współczucia i zainteresowania trochę poprawiło jej nastrój. - Tak. - Myślałem, że Amerykanie wszędzie latają.
S
- Pewnie niektórzy tak. Ale nie ja. - Mimowolnie wyjrzała przez okno i zobaczyła niebieskie niebo, a poniżej obłoki. Nadal
R
nie mogła uwierzyć, że unoszą się ponad chmurami. Na samą myśl nowa fala strachu ścisnęła jej żołądek. Zaczęła dygotać. Elan odpiął pasy i objął ją silnym ramieniem. Nadal drżała sama już nie wiedziała, czy ze strachu, czy z emocji związanych z jego bliskością. Bezwiednie oparła czoło o jego ramię. Poczuła zapach - seksowny, intensywny, męski. Może jednak jakoś to przeżyje. - Twoja rodzina nie latała samolotami na wakacje? Zachichotała. Jej nerwy były napięte do granic możliwości. - Nie, rzadko się ruszaliśmy z miasta. Finanse na każdy miesiąc były dokładnie obliczone.
- Byliście biedni? - Bardzo. - Ach tak. Jego wargi zacisnęły się, jakby mu to dało do myślenia. Czy zmieni o niej zdanie na gorsze? Pewnie nie. Trudno ją za coś takiego winić. W przyszłości, jeśli tylko będzie to od niej zależało, Sara nie zamierzała już nigdy cierpieć biedy. - Ale jesteś z Wisconsin, tak? Jak się dostałaś do Nevady? - Szosą. - Chyba nie przemierzyłaś tej drogi na rowerze? - Elan uniósł brwi.
S
Ponownie się roześmiała. Śmiech i miła rozmowa koiły jej nerwy.
R
- Nie, jechałam samochodem. Starym gruchotem. Odmówił posłuszeństwa zaraz po tym, jak się tutaj dostałam. Dlatego teraz jeżdżę na rowerze. Uśmiechnął się. - Kamień spadł mi z serca. Ale kupisz sobie auto, prawda? - W końcu chyba tak. Gdy tylko spłacę tysiące dolarów kredytu. Sara nie chciała, żeby szef o tym wiedział. Jej osobisty ciężar nie powinien nikogo obchodzić. - Na twoje policzki wraca kolor - powiedział łagodnie. Niski,
ciepły tembr jego głosu wytwarzał między nimi intymną atmosferę. Nagle uświadomiła sobie, że ich ciała się stykają, a Elan nadal obejmuje ją delikatnie ramieniem. Ogarnęło ją zupełnie inne uczucie. Pożądanie. Czyżby jej potajemne marzenia zaczynały się spełniać? Może objął ją ze współczucia? Ciało Sary zadrżało z ekscytacji, więc spojrzała na Elana. W jego zwężonych oczach wyczytała to, co było także w jej wzroku. Pragnę cię.
S
Tak, marzyła o tym - zarówno na jawie, jak i we śnie. Ten
R
mężczyzna opanował jej myśli. A teraz była bliżej spełnienia tych marzeń niż kiedykolwiek wcześniej. Wpatrywał się w nią z niespotykaną intensywnością. W tym momencie wiedziała dokładnie, o czym myśli. Podobnie jak on wiedział, o czym myśli Sara. Z nagłym ożywieniem wyplątali się z objęć. Sara chrząknęła i poprawiła dekolt bluzki, który niespodziewanie wydał jej się zbyt nieskromny. Elan chwycił „Wall Street Journal" i szeleszcząc stronami, rzucił go sobie na kolana. Zagłębiając się w gazecie, majstrował coś przy swoim krawacie. Przesunął dłonią po włosach i nie przestawał się wiercić.
Sara obserwowała go spod oka. Podwinął mankiety koszuli i wyjrzał przez okno, unikając jej wzroku. Zastygła w bezruchu. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje jej torba podróżna. W paraliżującym strachu nie potrafiła się na niczym skupić. W głowie miała jedynie chęć ucieczki. Zastanawiające, że teraz nie odczuwała już lęku. Został on wyparty przez równie silne emocje związane z fizyczną bliskością jej szefa. Chrząknęła. - Hm, nie mogę sobie przypomnieć, gdzie położyłam torbę.
S
Posłał jej krótkie, spanikowane spojrzenie i wskazał miejsce, gdzie znajdowały się jej rzeczy.
R
- Dziękuję. - Sara wzięła torbę i zaczęła w niej grzebać, pozwalając, aby jej długie włosy spływały na twarz, która pokryła się szkarłatnym rumieńcem. Wyciągnęła raport, nad którym ostatnio pracowała, długopis, i udała, że zagłębia się w lekturze. Jednak kompletnie nie mogła się skupić. - Przepraszam - wyrwało jej się. Przepraszam, że nie mogę przestać cię pragnąć, co budzi w tobie pogardę. - Za co? - zapytał, przybierając obojętny ton i nie odwracając oczu od gazety. - Nie miałam pojęcia, że się będę tak zachowywać. Spani-
kowałam. - Przygryzła wargę. Odkrycie, że tak kiepsko nad sobą panuje w przypływie paniki, było dość upokarzające. - Nie przejmuj się. To bez znaczenia - rzucił szorstko Elan, nie zaszczycając jej nawet jednym spojrzeniem. Przewrócił stronę. Jego twarz, jak dawniej, nie wyrażała żadnych uczuć. - To żaden wstyd okazywać strach, kiedy się jest pierwszy raz w samolocie. Gdy na nią spojrzał, jego rysy złagodniały. Sara przełknęła głośno ślinę. Wszystkie dotychczasowe emocje -strach, upokorzenie, podniecenie i ekscytacja - skłębiły się w niej i poczuła się nagle bardzo zmęczona.
S
Biedna Sara! Widział, jak bardzo cierpi. Ani przez chwilę się nie zawahała, czy ma lecieć, ani słowem nie wspomniała, że nigdy
R
nie latała samolotem. Dopiero gdy się unieśli w powietrze, ogarnęła ją panika.
Jej strach wywołał w Elanie uczucia, jakich do tej pory nigdy nie zaznał - odezwał się w nim instynkt opiekuńczy, a widok Sary dziwnie go poruszył. Miał ochotę przytulić ją i nie wypuszczać z objęć przez całą podróż. To go przeraziło znacznie bardziej niż pożądanie, jakie do niej czuł, oraz nieustanne myśli o seksie z nią. Elan odszedł z domu, zostawiając okrutnego ojca, żeby zbudować własne życie, wolne od zobowiązań i więzów, które mu nie odpowiadały. Nie potrzebował nikogo i nikt nie potrzebował jego. Tak było do momentu, gdy zobaczył strach w wielkich
miodowych oczach Sary i gdy poczuł, jak jej delikatne ciało drży. Nie potrafił siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak cierpi. A przytulenie jej było przyjemnością, która przekroczyła wszelkie marzenia. Pod wpływem jego dotyku rozluźniła się, a targające nią emocje wyraźnie złagodniały. Jej ciało stało się ciepłe i przestało drżeć, a nawet - zapewne bezwiednie - umościła się wygodnie w jego ramionach. Dziwne, intensywne doznanie będące mieszaniną pożądania i czułości wstrząsnęło nim całym. Pragnął znacznie więcej niż otarcia jej łez. Pragnął dać jej rozkosz, jakiej nigdy nie zaznała.
S
Gdy spojrzała na niego i się uśmiechnęła, omal jej nie pocałował. I widział, że nie miałaby nic przeciwko temu.
R
Już to spostrzeżenie powinno ostudzić jego emocje. - Założę się, że byłeś dzieckiem, kiedy pierwszy raz leciałeś samolotem. - Głos Sary wyrwał go z dręczących rozmyślań i ponownie zmusił do udawanej koncentracji na lekturze gazety. - Tak, w wieku jedenastu lat. - Nie odważył się podnieść wzroku. Te ogromne oczy i jej piękny uśmiech mogły stanowić pokusę nie do odparcia. - Leciałeś na wakacje z rodzicami? Wakacje? Czy w jego kraju w ogóle coś takiego istniało? - Nie. - A więc? - zagadnęła. Zerknął na nią spod oka. Uśmiechnęła
się delikatnie, czekając na odpowiedź. Te miękkie, pełne wargi tak łatwo układały się w uroczy uśmiech. Tak zachęcały do pocałunku. Zmusił się do koncentracji na jej pytaniu o pierwszy lot samolotem. To wspomnienie zepsuło mu całą przyjemność patrzenia na nią. - Po raz pierwszy opuściłem swój dom w Omanie, żeby się uczyć w szkole z internatem w Anglii. To był dzień, w którym zostawił za sobą wszystko, co było mu znane i drogie. Znalazł się całkiem sam w obcym, zimnym
S
kraju, gdzie nikt nie rozumiał jego mowy ani zwyczajów. To była podróż, z której tak naprawdę nigdy nie powrócił. - Bałeś się?
R
- Tak. Chociaż pewnie nie tego, o czym myślisz. Lot samolotem mi się podobał. Młodych chłopców fascynuje potęga wielkich maszyn. - Zmusił się do uśmiechu. - Dlaczego twoi rodzice wysłali cię do szkoły? Właśnie. Dlaczego? Nie po to, aby otrzymał doskonałe wykształcenie, chociaż tak się w rezultacie stało. Nie po to też, aby się zaznajomił z zachodnią kulturą. Po prostu w ten sposób jego ojciec mógł ukarać matkę. Wydrzeć jej z ramion ukochane dziecko i skazać je na wygnanie w dalekim kraju. Chciał jej pokazać, co potrafi.
Na wspomnienie mamy szlochającej i błagającej męża, by nie wysyłał synów, wciąż ogarniała go złość. Wtedy widział ją po raz ostatni. Była słabego zdrowia. Miała dolegliwości neurologiczne, a po tym, jak jej odebrano ukochanego syna wraz z jego braćmi, poczuła się jeszcze gorzej i szybko umarła. Nigdy nie wybaczył ojcu, że pozbawił ją życia. To było niemal tak, jakby wziął nóż i wbił jej w serce. Nagle zdał sobie sprawę, że Sara czeka na jego odpowiedź. - Myśleli, że to zrobi ze mnie mężczyznę. To była prawda. Jego ojciec odkrył bliską więź Elana z
S
matką. Nie znosił, kiedy Elan, będąc małym chłopcem, wślizgiwał się do łóżka matki, bo się bał nocnych koszmarów. Towarzyszył
R
też mamie w jej codziennych obowiązkach, śmiał się razem z nią i z innymi kobietami, cieszył się jej radością i czułą opieką, jaką mu zapewniała.
„Żaden z moich synów nie będzie się chował za kobiecymi spódnicami!" - słowa ojca nadal dźwięczały Elanowi w uszach. - Opuszczenie domu w tak wczesnym wieku musiało być bardzo trudne - powiedziała miękko Sara. Zdał sobie sprawę, że mu się przygląda ze współczuciem. Wstyd walczył w nim z chęcią opowiedzenia jej więcej. - Tak. Mój angielski był kiepski. Wcześniej rzadko bywałem w pobliskich miastach. Dużo czasu spędzałem na łonie rodziny i
nagle oderwano mnie od wszystkiego, co znałem. Obcy język, obcy ludzie, obce jedzenie, angielska pogoda... - Pod skupionym spojrzeniem Sary rozwiązał mu się język. - Brakowało mi gorącego słońca niemal tak samo jak rodziny. - Słyszałam, że pogoda w Anglii jest ponura. - Uśmiechnęła się delikatnie. - Moje konie były tak samo zaskoczone jak ja. Nie rozumiały, dlaczego nie ma słońca i czemu ciągle leje się na nie woda. Pocieszały się wyjątkowo świeżą zieloną trawą. - Zabrałeś z sobą konie do szkoły z internatem? - W jej
S
oczach pojawiły się zdumienie i zainteresowanie, które były dlań jedyną motywacją, by powrócić myślami do tamtych odległych lat.
R
Nie odświeżał tych wspomnień od niepamiętnych czasów. - Tak. Wziąłem ze sobą dwa ulubione ogiery. Szkoła nalegała, żeby je wykastrować. Utrzymywali, że ogiery nie mogą być trzymane z innymi końmi. Bolesne wspomnienie dwóch kompanów, którzy zostali uśmierceni w tak młodym wieku, ukłuło go boleśnie. Wtedy wydało mu się to niemal symboliczne. Cała ich trójka wystraszeni cudzoziemcy na obcej ziemi, pozbawieni wrodzonej siły i pozycji oraz wszystkiego, co kochali. Ale razem znaleźliby sposób na przetrwanie, poznaliby nowe reguły gry i jakoś się do nich przystosowali.
To długie i ciężkie wygnanie z kraju i pozbawienie obecności wszystkich ludzi, których kiedykolwiek kochał, uczyniło z niego takiego człowieka, jakim był teraz. - Ogiery były niebezpieczne dla pozostałych? - Bezwiedny wyraz podziwu, jaki malował się na twarzy Sary, sprawił, że mrok wspomnień został gdzieś w tyle. - Ogiery muszą mieć zapewnioną właściwą opiekę. Mężczyzna, który kiedykolwiek jeździł na ogierze, nie zadowoli się później żadnym innym koniem. Zawładnąć dziką i nieokiełznaną siłą przywódcy stada i poruszać się z nim w jednym
S
rytmie to doświadczenie nieporównywalne z żadnym innym. Sara zmieszała się. Elan zauważył, jak jej delikatna skóra na
R
dekolcie lekko się czerwieni. Teraz, kiedy na nią patrzył, mógł myśleć tylko o jednym. O zespoleniu się z nią we wspólnym rytmie, o dzikiej i gwałtownej namiętności. Chrząknął i szybko sięgnął po gazetę. Spojrzała na niego pytająco. - Przepraszam. Coś mi utkwiło w gardle. Czemu, do diabła, ta dziewczyna wywoływała w nim tak silne uczucia? Czuł się jak człowiek, który błądził miesiącami po pustyni i nagle stanął przed oazą. Tylko że Elan usychał z tęsknoty i pragnienia, które nie miało nic wspólnego z jedzeniem i piciem. W ostatniej dekadzie nie żył w celibacie. Kobiety wprost
rzucały mu się w ramiona, więc czasem przyjmował ich propozycje. One miały swoje potrzeby, a on swoje. Przyjemność była obustronna, a rychłe rozstania oczywiste. Niektóre z nich szukały bogatego faceta, który by je rozpieszczał, inne egzotycznego kochanka, z którym chciały spędzić namiętną noc. Mógł im zapewnić to, o czym marzyły, nie dając z siebie nic. Żadna z nich nie poznała go takiego, jaki był naprawdę. Nie wiedziały, jak bardzo został upokorzony z powodu wielkiego uczucia, jakim obdarzał najbliższą mu osobę. Samotna dusza, która nauczyła się od ojca, że za miłość i przywiązanie czeka surowa kara.
S
Nie był już zdolny do miłości, a świadomość tego nie sprawiała mu bólu.
R
I tak powinno być nadal.
Zerknął znad gazety na Sarę. Czyżby zasnęła? To dobrze.
Naprawdę jej współczuł. Lepiej dla niej będzie, jeśli się nie obudzi, póki nie znajdą się na ziemi. I tak zetknięcie z nią będzie gwałtownym wyrwaniem z drzemki. Lotnisko, na którym mieli lądować, było nowe, a teren wokoło skalisty, wskutek czego pas do lądowania miał bardzo nierówną nawierzchnię. Cicho złożył gazetę, nie chcąc jej przeszkadzać szelesz-
czeniem. Sara wyglądała na zupełnie uspokojoną i zrelaksowaną. Jej delikatne, długie rzęsy kładły cień na zaróżowionych policzkach. Nie używała tuszu i jej rzęsy miały kolor ciemnego złota. Ta barwa przypominała mu kolor ziemi w jego kraju. Jej wargi były leciutko rozchylone i wilgotne, jakby dopiero co je zwilżyła językiem. I może tak właśnie było. Ciekawe, o czym śniła. Jakie obrazy sprawiały, że na jej ustach drżał nikły uśmiech? Była zachwycająca. W tym momencie nie czuł czegoś tak prozaicznego jak pożądanie. Jej urok stanowił balsam dla jego duszy.
S
Pomyślał o interesach, które dla niego załatwiała. Cenił ją jako pracowniczkę. Podziwiał swobodę, z jaką się odnosiła do
R
kontrahentów firmy, oraz jej rozeznanie w rynku naftowym. Jednocześnie zachowywała dystans i lekką rezerwę, mimo że dla wszystkich była naprawdę miła. Elan zdawał sobie sprawę, że w jej obecności często musiał sprawiać wrażenie nieprzystępnego i napuszonego. Był ciekaw, czy Sara za takiego go uważa. Pewnie tak. I najprawdopodobniej ma rację. W ciągu krótkiego czasu ich współpracy Elan zorientował się, że Sara jest naprawdę niezwykłą kobietą, i to pod wieloma względami. Kobietą, która zasługuje na szacunek. A oznaką szacunku Elana było między innymi to, że w żaden sposób nie
chciał wykorzystać swojego wyższego stanowiska. Był dorosłym człowiekiem. Potrafił panować nad swoimi instynktami i trzymać je na wodzy, tak jak to robił ze swoimi ogierami. Sara była cenną pracowniczką. Powinien o tym pamiętać, gdy znowu się w nim odezwie żądza. - O Boże! - Silne uderzenie sprawiło, że Sara obudziła się i rozejrzała nieprzytomnie wokół. - Rozbiliśmy się? - Skądże! - Elan przypatrywał jej się. - Wylądowaliśmy. Jesteśmy już na ziemi. Samolot trząsł się i drżał, tak że ciało Sary boleśnie od-
S
czuwało każdy wybój na pasie lądowania. Wciąż jeszcze była półprzytomna.
R
- Zasnęłam? - Głupie pytanie. Oczywiście, że tak. Ale nie miała pojęcia, jak to się stało. Może to wskutek nadmiaru wrażeń? - Nie odpowiadaj.
Elan nie wyglądał, jakby miał zamiar odpowiadać. Banalne pogaduszki nie były w jego stylu. Nagle przypomniało jej się wszystko, co zaszło przy starcie samolotu. Jak Elan ją uspokajał i obejmował. Spojrzała na niego z wdzięcznością. - Dziękuję. Nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć. Elan ledwie skinął do niej głową, po czym zajął się składaniem gazety i
chowaniem jej do walizki. Hałas dobiegający z platform wiertniczych zupełnie ją ogłuszył. Kierowca jeepa zaparkował tuż przy pierwszej platformie i Sara z Elanem wysiedli. Powietrze przesączone było ostrym zapachem ropy. To pole naftowe zostało odkryte bardzo niedawno temu i firma Al Mansur Associates agresywnie walczyła na licytacji, aby kupić ten teren. Gdy Sara stanęła obok Elana na tarasie widokowym i jej oczom ukazał się skalisty krajobraz przeorany co kilkadziesiąt metrów wieżami wiertniczymi, poczuła ukłucie lęku.
S
Znała teorię dotyczącą biznesu naftowego, znała rynek naftowy i zjawiska, jakie zachodzą w glebie. Wiedziała, jak
R
wygląda proces wydobywania ropy naftowej z punktu widzenia technicznego i ekonomicznego. W tym momencie natomiast nie była pewna, czy chce się naocznie przekonać, jak wygląda proceder wydzierania ziemi jej najcenniejszych skarbów. Elan przedstawił jej człowieka, który miał ich oprowadzić. Zostawili w biurze torby i dokumenty i ruszyli za nim w teren. Włożyli kaski, okulary ochronne i zabrali ze sobą słuchawki na uszy, zaś przewodnik udzielił im mnóstwa ostrzeżeń na temat tego, gdzie nie mogą stanąć, co się ewentualnie może wydarzyć i jak się mają wtedy zachować. Gdy skończył, jej nerwy były już napięte do granic możliwości.
Stanęła tak blisko olbrzymiego wiertła, jak tylko pozwalała jej na to odwaga. Gdy wiertło zdwoiło obroty i zaczęło się wbijać w litą skałę, Sara pomyślała, że wygląda to jak ogromny ząb dinozaura. Elan stał obok i zerkał na nią spod oka -wyraźnie obserwował jej reakcję, kiedy platforma trzęsła się i drżała pod wpływem wibracji machiny. - To moja ulubiona część! - krzyknął, usiłując przekrzyczeć motory. - Typowy samiec! - odparowała. Elan przez chwilę wyglądał na skonfundowanego, po czym
S
się uśmiechnął. Zbliżył się do niej, zamierzając jej coś powiedzieć, więc zdjęła słuchawkę.
R
- Masz nieprzyzwoite myśli - powiedział jej do ucha, a jego usta nieomal dotknęły jej skóry. Zadrżała.
Tak, miała nieprzyzwoite myśli. Odkąd zatrudniła się w biurze Al Mansura, jej ciało zdawało się nie słuchać, co ma do powiedzenia zdrowy rozsądek, i zaczęło żyć własnym życiem. Elan uśmiechnął się, połyskując śnieżnobiałymi zębami, a Sara mogła sobie tylko wyobrażać, o czym myśli, patrząc, jak wiertło wbija się konwulsyjnie w glebę coraz głębiej i głębiej. Kiedy wiercenie ustało, Elan delikatnie objął ją w pasie i skierował w stronę drabiny prowadzącej w dół. Ten zwykły
opiekuńczy gest zrobił na niej silne wrażenie. - Czy to jest samoczynny wytrysk ropy? - zapytała żartobliwie, kiedy już się znaleźli na pewnym gruncie. - Jeszcze nie. - Uśmiechnął się. - Muszą jeszcze wypompować błoto, a to ciężka praca. Nie zobaczysz tryskającej w powietrze ropy. Nasza firma nie traci ani jednej beczki. Resztę popołudnia spędzili na oglądaniu otworów w różnych fazach wiercenia i pompowania. Elan oglądał pracę jak człowiek, który przywykł do zarządzania ogromną liczbą ludzi i prowadzenia wielu przedsięwzięć równocześnie. Sara czuła się wyróżniona, że
S
Elan chciał jej powierzyć większy zakres obowiązków i wzmocnić przez to jej pozycję w firmie. Postanowiła wyjść naprzeciw jego oczekiwaniom.
R
Gdy znaleźli się znowu w prywatnym samolocie Elana, zajął miejsce tuż za nią. Sara zastanawiała się, dlaczego nie zrobił tego wcześniej, skoro byli jedynymi pasażerami. Westchnęła z rezygnacją. Prawdopodobnie dlatego, że wczepiła się w niego jak rzep. Być może chciał być blisko niej, na wypadek gdyby trzeba ją było cucić? A czy teraz tego nie potrzebowała? Jeśli chodzi o samolot - z pewnością nie. Przeżyła swój pierwszy raz i każdy następny powinien już być bardziej znośny.
ROZDZIAŁ CZWARTY - Teraz, kiedy już się przyzwyczaiłam do samolotu, czuję się naprawdę dobrze. Naprawdę, ja... - Spojrzała za okno. - Och! Zamilkła i opadła na fotel, przyciskając dłoń do piersi. Elan wychylił się zza jej siedzenia i zobaczył przed nimi światła na pasie lądowania. Pilot manewrował maszyną i przechylili się w prawo. - Wielkie nieba! Zawsze się tak przechyla? - Jej głos drżał lekko; oblizała wargi ze zdenerwowania.
S
- Tak, zawsze się tak dzieje, gdy samolot kołuje, żeby
R
właściwie podejść do lądowania.
Przycisnęła dłoń do ust, nie mogąc oderwać wzroku od bocznych okien, przez które widać było przesuwające się szybko światła lotniska. Elan chciał ją pocieszyć, chwycić za rękę, ale... „Typowy samiec" - brzmiało mu w uszach. Pierwszego dnia w pracy zapewnił ją, że nie jest typowym samcem i że dochowa zobowiązania, choćby go to miało zabić. Była od niego o siedem lat młodsza. Niewiele wiedziała o świecie. Brak doświadczenia w lataniu był tego jaskrawym dowodem. Elan był odpowiedzialny za nią i za siebie, za to, żeby nic między nimi nie zaszło. Był odpowiedzialny za Al Mansur
Associates, które bardziej potrzebowało jej bystrego umysłu w biurze niż on jej miękkiego ciała w łóżku. Samolot dość gwałtownie przechylił się tym razem w lewo, a dwa rzędy świateł zajaśniały pośród ciemności dokładnie naprzeciw nich. Usłyszał, jak Sara chichocze nerwowo przez zaciśnięte wargi. - Ludzie zawsze widzą zbliżające się do nich światła na moment przed śmiercią, prawda? Instynktownie wysunął rękę i pogłaskał ją po złocistych
S
włosach, dodając otuchy. W tym momencie nie myślał już, co robi. Chwycił jej dłoń, która była zimna jak metal. Ścisnął ją mocno.
R
- Nie martw się. Lądowałem tu chyba z tysiąc razy. Te przechyły to rutyna... - Urwał, bo Sara osunęła się na krześle. Natychmiast odpiął swoje pasy bezpieczeństwa i podparł jej głowę. Trzymał ją, gdy zaczęli podskakiwać na asfalcie. - Saro. - Głaskał ją delikatnie po policzkach. - Ocknij się. Jej twarz była bardzo blada, a ciało spoczywało bezwładnie na jego rękach. Jej słodki oddech musnął mu dłoń i Elan nie mógł się powstrzymać, żeby się nad nią nie pochylić. Przed oczami stanął mu obraz Sary rozkoszującej się zapachem róż i uśmiechającej się z lubością. Te róże przeszkadzały mu swoim szybkim umieraniem - do momentu, gdy
zobaczył, jak Sara potrafi się nimi cieszyć. Dopiero ona pozwoliła mu dostrzec piękno tych kwiatów. Ostatnio wiele rzeczy ujrzał w zupełnie nowym świetle. Sara była inna od wszystkich kobiet, jakie znał. Urocza mieszanka niewinności i doświadczenia, szczerości i powściągliwości. Świetnie wiedziała, kiedy milczeć i uczyć się, a kiedy przejąć dowodzenie i pójść własną drogą. Zwyczajna dziewczyna? Jak mógł się tak dać nabrać? Nie poruszyła się. Pochylił się nad nią tak nisko, że musnął dłonią jej piersi.
S
Odgarnął pukiel złotych włosów, który jej opadł na czoło. Jego dłonie wyrywały się, żeby się zagłębić w tych włosach tak pięknie
R
opadających na śnieżnobiałą szyję, a usta tęskniły za pocałunkiem. Pocałunkiem przywracającym życie? Ona oddycha, głupcze. Pragnienie dotknięcia jej warg nie miało nic wspólnego z pierwszą pomocą. Elan usłyszał, jak otwierają się drzwi kabiny. - Mam nadzieję, że lot był przyjemny, proszę pana. Dobry Boże, czy ona zasnęła? - Zemdlała. - Ale oddycha? Elan skinął głową, a pilot zbliżył się i pochylił nad Sarą z niepokojem. Mięśnie Elana gwałtownie się naprężyły, gdy
zobaczył, że pilot zbliżył się do Sary tak, jakby chciał jej zajrzeć w oczy. - Nic jej nie będzie. - Agresja w głosie Elana zdumiała nawet jego samego. Pilot niemal odskoczył od Sary i wycofał się. - Sam się nią zajmę. Choć nie zachował się zbyt miło, Elan ucieszył się, że odstraszył pilota i został z Sarą sam na sam. Włożył pod jej bezwładny kark ramię i objął ją, rozkoszując się dotykiem jej miękkiej skóry. Równocześnie cierpiał niewysłowione męki, że nie może jej do siebie przygarnąć i pocałować.
S
- Saro. - Wymówił jej imię jak zaklęcie przeciwko ogarniającemu go pożądaniu. Jej powieki drgnęły. Żołądek
R
skurczył mu się na myśl o tym, że za chwilę te piękne oczy barwy miodu spojrzą na niego. Zbliżył się do niej jeszcze bardziej, tak że jego wargi prawie dotykały jej skóry. - Obudź się. Sara rozchyliła wargi i wzruszenie wzięło w Elanie górę. W tym momencie cieszył się, że stoi pewnie na ziemi. Przytulił ją mocniej do siebie, walcząc ze sobą, żeby jej nie pocałować, przywracając świadomość. - Hm, panie Al Mansur, przepraszam, może trzeba wezwać karetkę? - usłyszał głos pilota, jakby z odległości tysiąca kilometrów. - To nie będzie konieczne - odburknął. Pilot zaczynał go
irytować. Elan odsunął się nieco od Sary. Chciał już zobaczyć, jak jego piękność się budzi. Złote rzęsy zadrżały i uniosła powieki. Uśmiechnął się, widząc zdziwienie w jej wielkich miodowych oczach. - Co się stało? - Nagle Sara przestraszyła się i zaczęła się wyrywać z jego objęć. Nie do końca wiedząc, czemu to robi, trzymał ją nadal, czerpiąc z tego wciąż taką samą przyjemność. - Puść mnie! - Zaczęła się wić. Elan postawił ją na ziemi i zwolnił uścisk. - Z przyjemnością, szanowna pani.
S
Poprawiła nerwowo kostium i przygładziła włosy Rozejrzała się, najwyraźniej, żeby sprawdzić swoje położenie.
R
- Czemu się uśmiechasz? - spytała z gniewem w oczach. - Cieszę się, że odzyskałaś przytomność. I że jesteś płomienna jak nigdy.
Zerknęła szybko za okno. - Wylądowaliśmy. - W rzeczy samej - potwierdził ze sztuczną powagą. Nic nie mógł poradzić na to, że jej konfuzja go śmieszyła. Nadal stała tak, jakby się gotowała do skoku niczym rozjuszona tygrysica. Pilot otworzył drzwi wyjściowe. - Chyba powinniśmy pomóc młodej damie zejść ze schodów. Może się czuć słabo po omdleniu.
- Owszem... Czy mógłby pan wziąć nasze bagaże? - Jednym zwinnym ruchem Elan zbliżył się do niej i wziął ją na ręce. Była bardzo lekka. Nie mógł się powstrzymać od szerokiego uśmiechu, gdy wpiła w jego ramię drobne dłonie, chcąc się wyzwolić z uścisku. - Puść mnie! Mogę pójść sama. - Nie ma mowy. Twoje omdlenie może mieć następstwa. Na wszelki wypadek zaniosę cię w bezpieczne miejsce. - To śmieszne. Niemal czekał, aż Sara go ugryzie. Nieznacznie wzmocnił uścisk
S
- Nie walcz ze mną. Postawię cię na ziemi - powtórzył bez
R
zniecierpliwienia. Ostatnie uszczypnięcie w łokieć wywołało tylko uśmiech na jego twarzy.
Przechyliła głowę i spojrzała na niego. - Czy musisz się ciągle tak znacząco uśmiechać? - Och, wybacz. Po prostu cieszę się, że znowu jesteś przytomna... czego najlepszym dowodem jest to, że mnie kopiesz. - Zachichotał. Urocza twarz Sary zmarszczyła się. Ta sytuacja bawiła Elana tym bardziej, im bardziej ona traktowała ją poważnie. Czuł, że jest roztrzęsiona po tym, co się stało. Jej drobne ciało bezwiednie przywarło do jego klatki piersiowej, gdy ją
wynosił z samolotu. Czuł szybkie bicie jej serca. Jej kobiece ciało było drobne, ale mięśnie naprężone - była gotowa walczyć i wiedziała, jak to się robi. W tym momencie Elan nie mógł mieć najmniejszych wątpliwości, czego pragnie. Był zadowolony, że ciemność wieczoru ukryła ewidentny dowód jego pożądania. Czemu, do diabła, zachowywała się w tak dziecinny sposób? Widziała przecież wyraźnie, że jej gwałtowny opór dostarczał mu niezłej zabawy. Gdy wpiła się w niego palcami, Elan delikatnie wzmocnił
S
uścisk, dając jej do zrozumienia, jaką siłą fizyczną dys-ponuje. W uścisku jego silnych ramion zrobiło jej się gorąco. Czuła się
R
śmiesznie, kiedy ją tak niósł, równocześnie jednak dawno już nie było jej tak przyjemnie.
U podnóża schodków ostrożnie postawił ją na płycie lotniska, wciąż asekurując. Sarze serce waliło jak młotem, była cała czerwona i ledwie żywa z emocji. Elan kompletnie ją rozbroił swoją opiekuńczą postawą. - Dobrze się czujesz? - Tak - odrzekła zdecydowanie. - Jesteś w stanie dojść do samochodu czy mam cię zanieść? Zanieś mnie. - Mogę pójść sama.
Skoncentrowała się na tym, aby iść w miarę pewnie, podczas gdy on odebrał od pilota bagaże i pożyczył mu dobrej nocy. Podeszli do czarnego sedana, Elan wrzucił bagaże na tylne siedzenie i pomógł Sarze zająć miejsce, a następnie zapiął ją pasem. Opiekował się nią, jakby była dzieckiem. Najdziwniejsze było jednak to, że bardzo jej się to podobało. - Twój adres? - zapytał, ściągając krawat i rzucając go na tylne siedzenie. - Słucham? - Gdzie mieszkasz? Odwiozę cię do domu, chyba że masz teraz ochotę na długi spacer.
S
- Och, oczywiście. Railroad Avenue pięćdziesiąt pięć. Po-
R
wiem ci, kiedy najlepiej zjechać z głównej drogi. - Zastanawiała się, co Elan pomyśli, gdy zobaczy jej obskurny blok. Pieniądze, jakie jej płacił, mogłyby jej zapewnić całkiem ładny dom, ale Sara miała inne zobowiązania finansowe. W zeszłym tygodniu zapłaciła pierwszą ratę z olbrzymiego rachunku matki za szpital i miała z tego o wiele większą satysfakcję, niż gdyby mieszkała w luksusach. Jechali z lotniska w milczeniu. Ciemne drogi były zupełnie puste, księżyc świecił jasno pomiędzy chmurami. Sara wydała lekki okrzyk, gdy gwałtownie zahamowali. - Kojot.
Zobaczyła w reflektorach samochodu jasne, błyszczące oczy. Nocne stworzenie zastygło na chwilę bez ruchu, po czym zniknęło w mrokach pustyni. - O rany! Ale się przestraszyłam. - Jestem pewien, że strach zwierzęcia był znacznie większy niż twój. Podwójny księżyc zawieszony tak nisko nad ziemią musi być niezwykłym przeżyciem dla nocnego wilka. - Doskonale go rozumiem. Ja chyba także nie nadążam za cywilizacją. Dziś podczas obu lotów zachowywałam się naprawdę dziwnie. Przepraszam za te sceny w trakcie podróży.
S
- Nie przejmuj się. - Obrócił się do niej i uśmiechnął ciepło. Żołądek ścisnął jej się pod wpływem tego uśmiechu. Och, przestań, Saro!
R
To, że był rozluźniony i swobodny, działało na nią jak afrodyzjak. Elan miał podwinięte rękawy koszuli i zmierzwione włosy. Jego silne ramiona przypomniały jej, jakie są w dotyku, i przez ciało Sary przebiegł prąd. - Jestem głodny - zakomunikował, gdy wjechali na przedmieścia rozświetlonego miasta. - Ja też - przyznała. Głodna także innych wrażeń. - Kupmy coś do jedzenia. Na co masz ochotę? - Nie znam tutejszych restauracji. Nie byłam w żadnej, odkąd się tu przeprowadziłam. - Bo ciągle oszczędzam.
- Niedaleko są bardzo dobre pieczone kurczaki. Jest też świetne meksykańskie jedzenie na wynos. Sara zerknęła na Elana zajętego śledzeniem neonów restauracji. Zdziwiło ją, że jej szef zamawia jedzenie na wynos jak zwykły śmiertelnik. - Co wolisz? - Może stek fajitas? - Spojrzał na nią pytająco. - Brzmi nieźle. - Przełknęła ślinę. O cholera. Kiedy Elan podjechał pod wskazane miejsce, przekonała się, że to restauracja dla zmotoryzowanych. Czy to
S
oznaczało, że powinna go zaprosić do siebie, żeby mogli spokojnie zjeść? A może po prostu odwiezie ją, a sam zje w swoim domu? Pewnie to drugie.
R
Zabrał jedzenie z okienka i podał torby Sarze. Boże, ależ była głodna. Mocny aromat steku z grilla, cebuli i przyprawionego sosu sprawił, że zaburczało jej w brzuchu. Elan zachichotał. - Głód wydobywa na powierzchnię twoją lepszą stronę. Nie wiedziałeś? - Mhm - potwierdziła słabo. - Musimy zjeść od razu - postanowił Elan, zjeżdżając z głównej drogi. - Znam doskonałe miejsce. Sarze było całkowicie obojętne, gdzie zjedzą, byleby to nastąpiło jak najszybciej.
Zdziwiła się jednak, gdy Elan wyjechał z miasta i zaczęli jechać w stronę pustyni. Droga była zupełnie ciemna i rzadko uczęszczana. Na rozjeździe Elan skręcił w kierunku gór. Przez jakiś czas jechali w milczeniu. Kręta droga pod górę otoczona była piaskiem i skałami. Nie dłużej niż pięć minut później samochód zatrzymał się. Sara ostrożnie otworzyła drzwi i oboje wysiedli. Pod stopami czuła pustynny piasek. Elan wyciągnął coś z bagażnika i oddalił się o kilka metrów. Zobaczyła błysk zapałki i niewielki stosik, który natychmiast zajął się ogniem.
S
- Czego używasz na podpałkę? - zapytała ciekawie.
R
- Jadłoszynu. Zawsze mam zapas w bagażniku. Ogień odstraszy zwierzęta, na wypadek gdyby chciały się przyłączyć do naszej kolacji.
Świetnie. To ją uspokoiło. Położył koc na ziemi, podczas gdy Sara wyciągnęła z samochodu jedzenie i napoje. Noc była ciepła, zaś świeże górskie powietrze przyjemnie pobudzające. Światła miasta mrugały w dolinie pod nimi - przypominało to dywan złożony z drogich kamieni. Sara westchnęła z rozkoszy, gdy ściągnęła niewygodne buty. Kopnęła je i usiadła na miękkim kocu. Rozpakowała jedzenie i podała mu wodę mineralną.
- Często tu przyjeżdżasz? Och, ale głupie pytanie! Zaśmiał się. - Często. - Sam? Saro! Zapchaj buzię jedzeniem, to może przestaniesz paplać! - Czasami. - Jego ciemne oczy błysnęły znacząco. Aluzja wywołała rumieniec na jej twarzy. To tylko twoja wyobraźnia! Szybko otworzyła swoją paczkę i wbiła zęby w stek. Elan siedział obok ze skrzyżowanymi nogami. Zerknął na
S
nią, po czym bez pośpiechu zaczął odwijać swoje danie z papierka. Uderzyła ją nietypowość tej sytuacji. Siedziała przy ognisku,
R
daleko od ludzi, na pustyni, z nieprzyzwoicie bogatym potentatem przemysłowym, który wzbudzał w niej niewiarygodne pożądanie. Gdyby moi przyjaciele mnie teraz zobaczyli... Zerknęła na niego znad jedzenia. Elan rzucił jej rozbawione spojrzenie. Czyżby się z niej śmiał? Nie zaczął jeszcze jeść i Sara zawahała się przed kolejnym kęsem. - Po wielu latach spędzonych w Anglii lubię zaczynać posiłek od toastu - powiedział. Blask ognia oświetlał jego twarz, z której nic nie wyczytała. - Za ciebie i za to, że przeszłaś chrzest latania. Zdrowie! - Stuknęli się kubkami. Sara ochoczo wzniosła swoje naczynie.
- Na zdrowie. - Upiła łyk wody. Zimne bąbelki mile podrażniły jej gardło. - I za mój drugi lot, choć niemal przypłaciłam go śmiercią ze strachu. - To prawda. Twoja reakcja na lądowanie była dość zaskakująca. - W jego oczach ponownie zabłysły wesołe ogniki. - Dziękuję, że się mną zająłeś. - Spuściła oczy, przypominając sobie, że nie ma pojęcia, jak to się stało, że nagle wylądowała w potężnych ramionach Elana. Utkwił w niej swoje ciemne oczy. - Cała przyjemność po mojej stronie. - Jego głos wywoływał w niej nieprzyzwoite myśli.
S
Ponownie wgryzła się w fajitę, starając się nie myśleć o jego
R
zmysłowych wargach całujących ją wszędzie i o rozbierających ją silnych dłoniach...
Boże, o czym ona myśli? Ziemia do Sary! Elan zdawał się zupełnie pochłonięty trzema przystawkami, które zajadał z imponującym apetytem. Skubnęła jeszcze trochę swojego mięsa i napiła się wody, nie mogąc z podziwu oderwać od niego oczu. - Co? - W kąciku jego ust drgał uśmiech. - Och, nic takiego. - Bzdura. Śmieją ci się oczy. Co cię tak bawi? - Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tyle zjadł w tak krótkim
czasie. - Zawsze mam ogromny apetyt. - Patrzył na nią spokojnie, lekko przekrzywiając głowę. Wyobrażam sobie. - A nie jedliśmy dzisiaj lunchu. Od kilku godzin umierałem z głodu. - Ja też - przyznała. Elan wyciągnął się swobodnie na kocu, opierając jedną rękę na brzuchu, a drugą podpierając głowę. Sara wolała nie patrzeć na jego potężne ciało, które prezentował teraz w całej okazałości.
S
Obawiała się, że się nie powstrzyma, pochyli nad nim i go pocałuje. Zapatrzyła się w ogień.
R
- Jadłoszyn nie pali się tak wolno jak wielbłądzie łajno powiedział z cierpkim uśmiechem, jakby do jakichś wspomnień. Sara roześmiała się głośno.
- Chyba trudno jest znaleźć na pustyni wiele rzeczy do spalenia. - Uczysz się wykorzystywać to, co masz pod ręką. - Wychowałeś się na pustyni? - Tak. - Zapatrzył się w ogień. - Nasz dom był w Maskacie, stolicy Omanu, ale ojciec zazwyczaj jeździł tam sam, w interesach. - Tęsknisz za ojczyzną? - Czasami. - Spojrzał na nią, jakby zaskoczony. - To dziwne,
że ci to wyznaję. - Dlaczego? - Żyję tu już od wielu lat. Wyjechałem z Omanu w wieku dwudziestu jeden lat w okolicznościach, które sprawiły, że nigdy nie chciałem tam wracać. - Przymknął powieki, jakby nie chciał, żeby w tej chwili widziała wyraz jego oczu. - Przyzwyczaiłem się do życia na emigracji. - Nie brakuje ci rodziny? - Moi rodzice nie żyją. - Lekki grymas przebiegł przez jego twarz, która po chwili znowu nabrała kamiennego wyrazu. Sara
S
bardzo chciała zapytać o szczegóły, ale pomyślała, że to nie jest dobry moment.
R
- A rodzeństwo? - Nie potrafiła sobie wyobrazić dorastania bez braci i sióstr. Gdy rodzice dogryzali sobie nawzajem lub na siebie krzyczeli, rodzeństwo pomagało jej to przetrwać. Sara była najmłodsza i bracia i siostry przyczynili się do tego, że wyrosła na taką osobę, jaką była teraz. Każde z nich chciało w jakiś sposób pomóc rodzinie i wesprzeć matkę po śmierci ojca, ale tylko ona i Derek mieli wystarczające dochody, żeby wziąć na siebie poważny kredyt na leczenie matki, która była chora na raka. A Derek już wtedy bardzo wiele dla Sary poświęcił. Teraz nadeszła jej kolej. Powinna o tym pamiętać, a nie tracić resztek rozsądku, zakochując się
głupio w swoim szefie. - Mam dwóch braci. - Elan uniósł wzrok znad ognia. Jego oczy były ciemne i nieprzeniknione. - Teraz ledwo ich znam. Od smutku w jego głosie ścisnęło ją w gardle. Blask płomieni rzucał na jego posępną twarz dziwne błyski. - Jak się nazywają? Mieszkają w Omanie? - Chciała się dowiedzieć o Elanie jak najwięcej. Sądziła, że jego relacje z rodziną dużo jej o nim powiedzą. Jednak w odpowiedzi na jej pytanie Elan spojrzał na nią ze zdziwieniem. Znowu weszła w zakazaną strefę. Niewinne pytania nagle wydały jej się natarczywe i wścibskie.
S
- Mój młodszy brat, Quasar, jest finansistą w Nowym Jorku.
R
Jest dość szalony. Najmłodsze dziecko w rodzinie. Zawsze pakował się w tarapaty. Kazał mi się ścigać na naszych najdroższych wielbłądach i chował owady do szlafroków kobiet, które potem wrzeszczały przerażone. - Uśmiechnął się z rozczuleniem. - I nadal używa swoich wariackich sztuczek, ale teraz czytam o nich w gazetach. Zmarszczył brwi. - Chciałbym wiedzieć o nim więcej, ale obaj jesteśmy zajęci. Sara przesypywała w dłoniach ciepły piasek. Miała wielką ochotę wyciągnąć się obok niego na kocu i rozprostować kości, ale nie śmiała. Elan wstał i zwinnym ruchem okrył jej plecy miękkim,
bawełnianym swetrem. Nie zdążyła zaprotestować, po jej plecach rozeszło się miłe ciepło, a powietrze wypełniło się męskim zapachem. - Mój starszy brat, Salim, przejął władzę po śmierci ojca. - W rodzinnych interesach? - Tak. - Elan podparł ręką brodę. - Podejrzewam, że wolałby zostać w Ameryce. Przyjechał tu do college'u, jak my wszyscy. Ale miał silne poczucie obowiązku i nie chciał unikać odpowiedzialności. - Twoi bracia nie zostali wysłani do tej samej szkoły co ty?
S
- Nie. Quasar poleciał do szkoły w Europie, a Salim miał w domu prywatnego nauczyciela. - Elan wstał i dołożył gałązek do
R
ognia. Miał bardzo prężne ciało i zwinnie się poruszał. Kiedy się podnosił, widać było, jak jest masywny. Sara nie mogła się powstrzymać od rozmyślania o tym, że trzymał ją w ramionach, gdy się obudziła z omdlenia. Opanuj się, Saro. Jesteś po prostu samotna. Gdzie jak gdzie, ale w ramionach szefa nie będziesz bezpieczna. - Dużo czasu ci zajęło przyzwyczajenie się do przebywania z dala od rodziny? - Przygryzła wargę. - Ja bardzo tęsknię za swoją. Wiem, że to tylko miesiąc, ale... - Urwała, nie chcąc się nad sobą użalać. - Nigdy nie wyjeżdżałaś na dłużej z domu? Potrząsnęła
głową, spodziewając się kpin. Jednak ciepłe spojrzenie, jakim ją obdarzył, wyprowadziło ją z błędu. - Przez długi czas płakałem każdej nocy - powiedział miękko. - Czułem się jak kartka wyrwana z ulubionej bajki. Bezładna mieszanina słów i obrazów, które nie mają sensu bez kontekstu. W moim kraju rodzina jest wszystkim. Jesteśmy ze sobą bardzo związani, śpimy bardzo blisko siebie, razem jemy i się bawimy. Rozdzielenie z ludźmi, z którymi spędzałem każdy dzień i każdą noc... nie przesadzę, jeśli powiem, że omal mnie nie zabiło.
S
- O rany. - W oczach Sary stanęły łzy. Potrząsnęła gwałtownie głową. - Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jakie to
R
musiało być dla ciebie trudne. Jeśli chodzi o mnie, to przynajmniej była to moja decyzja. Odeszłam, bo chciałam rozpocząć życie na własną rękę.
- Rozumiem. - Jego niski głos wibrował jej w uszach. - Ja podjąłem swoją decyzję, kiedy opuściłem ziemię rodzinną po raz drugi, już jako człowiek dorosły, i na stałe osiedliłem się w Ameryce. W pewnym sensie to boli nawet bardziej, bo za swoją izolację nie możesz winić nikogo poza sobą. Ale czas goi najgorsze rany, nawet te, które sami sobie zadajemy. - Wyraźnie chciał ją pocieszyć. A jednak coś w jego znękanym wzroku kazało jej myśleć, że
w jego przypadku jest inaczej. W tym momencie Sara zobaczyła, że samotność Elana jest udręką, która być może nigdy go nie opuści. Nie myśląc nad tym, co robi, wyciągnęła rękę i dotknęła jego przedramienia pokrzepiającym gestem. Drgnął. Chciała wycofać rękę, ale chwycił ją i spokojnie umieścił na swoim ramieniu. - Samotność jest prawdziwym przekleństwem człowieka. Gdy raz opuści matczyne łono, jest skazany na to, żeby się błąkać w poszukiwaniu tego, co utracił. Uniósł jej dłoń do swojej twarzy. Sara gwałtownie wciągnęła
S
powietrze, gdy położył ją sobie na policzku. Złożyła usta do odpowiedzi, ale jakoś jej nie znalazła.
R
Bezładne myśli kołatały jej się po głowie, gdy Elan zbliżył usta do jej warg.
Pocałował ją z taką namiętnością, że Sara nagle zyskała pewność, że Elan - tak jak ona - marzył o tym od dawna. Być może od pierwszej chwili. Wziął ją w ramiona i jej ciało, podtrzymywane tylko jego silnymi ramionami, bezwładnie opadło na miękki koc. Całował jej usta, szyję i ramiona. Jak bardzo go pragnęła! Jego wargi były miękkie i pełne, a policzki, odrobinę szorstkie, tarły ją po skórze, sprawiając jeszcze większą przyjemność. Ogromne dłonie wślizgnęły się pod jej bluzkę i gładziły
skórę. - Pragnę cię, Saro - szepnął jej do ucha, głosem ochrypłym z pożądania. - I wiem, że ty też mnie pragniesz. - Tak - powiedziała po prostu. Zdjął jej bluzkę i biustonosz i dotykał piersi najpierw delikatnie, a potem z coraz większą namiętnością. Jęknęła z rozkoszy. W głowie coś jej krzyczało: co ty robisz? Nie powinnaś... Jednak głos rozsądku został całkowicie zagłuszony przez pożądanie. Elan zaczął wodzić językiem po jej piersiach. Kiedy
S
rozpinał guziki spódnicy, w głowie tłukła jej się myśl: co dobrego może przyjść z przespania się ze swoim szefem?
R
Jednak w tym momencie nie postrzegała już Elana jako szefa ani tego, co robili, jako „przespanie się". To była namiętność, jakiej nigdy nie zaznała.
Zdecydowanym ruchem rozpięła mu guziki koszuli. Spojrzał na nią pytająco, jego oczy były bardzo ciemne. Oddychał szybko. Chciała czuć jego potężne ciało przy swoim. Patrzyła, jak unosi się na ramionach i klęka, żeby ściągnąć koszulę. Nie odrywał od niej wzroku, szukając w jej oczach potwierdzenia. Dotknęła stopą jego spodni, pokazując mu w ten sposób, że ma je zdjąć. Tak - teraz ona tu objęła dowodzenie - i bardzo jej się to podobało!
Gdy się rozebrał, Sara przyciągnęła go gwałtownie do siebie. Delikatnym ruchem ściągnął jej bieliznę, po czym odsunął się od niej na chwilę. Jego twarz pogrążona była w mroku, ale po krótkiej chwili księżyc wychylił się zza chmur i widziała, jak Elan klęczy przed nią jak skamieniały i patrzy, uśmiechając się z zachwytu i zdumienia. - Nigdy wobec żadnej kobiety nie czułem takiego pożądania. - Pochylił się nad nią i dotknął delikatnie jej uda. Przygarnęła go, a on położył się na niej. Ich usta spotkały się w długim i
S
gwałtownym pocałunku. Krew zawrzała w jej żyłach. Czuła, że jeśli za chwilę w nią nie wejdzie, zwariuje. - Nigdy nie czułem... -
R
szepnął jej do ucha. Jego głos urwał się gwałtownie. Miał gorący oddech. - Saro, ja...
Nigdy się nie dowiedziała, co chciał powiedzieć, ponieważ kiedy ich ciała się połączyły, poczuła rozkosz, o jakiej nawet nie śniła. A potem Elan kochał ją... kochał każdym najdrobniejszym nerwem swojego ciała.
ROZDZIAŁ PIĄTY Gdy leżeli obok siebie wyczerpani, Elan gładził ją wolnym ruchem po policzku. Sara wciąż drżała z rozkoszy. Przysunął się do niej, aż ich ciała się zetknęły. Odgarnął czułym gestem złote włosy z jej czoła i pocałował ją delikatnie w policzek Kiedy jego brzuch się naprężył, myślała, że coś powie, ale nadal leżeli w milczeniu. Być może nie znalazł odpowiednich słów. Ona z pewnością ich nie znajdowała po tym, co się między nimi wydarzyło.
S
Wiedziała, że Elan nie chce jej wypuścić ze swoich ramion.
R
Nie chce zrywać tej delikatnej, zupełnie wyjątkowej więzi, jaka ich połączyła. Może on także czuł się bezpiecznie i dobrze, i bezgranicznie szczęśliwie - tak jak ona. Leżąc w jego objęciach i patrząc w gwiazdy i księżyc, czuła, że jest wolna od racjonalnych myśli i wątpliwości i że nie zapomni tego momentu do końca swoich dni. Jednak po jakimś czasie ognisko zupełnie wygasło i Sara dostała gęsiej skórki. Pomyślała o dzikich zwierzętach, które lada chwila wyłonią się z ciemności. Usłyszała szelest piasku nieopodal. Może byli tu jedynymi ludźmi, ale na pewno nie byli na tej pustyni sami. - Lepiej stąd chodźmy, zanim nas ugryzie jakiś zwierzak -
powiedziała z ociąganiem. Elan bawił się jej uchem. - Jesteś w niebezpieczeństwie, bo mam na ciebie wielką ochotę. Każdy inny zwierzak, próbując się dobrać do mojej piękności, będzie miał ze mną do czynienia. - Uniósł się na rękach i udał, że chce ją ugryźć w ucho. Wyślizgnęła się spod niego ze śmiechem. Łatwo było sobie wyobrazić Elana walczącego z dzikim zwierzęciem. Miał olbrzymie, silne ciało, które było niesłychanie zwinne i gibkie. - Ale masz rację, moja ślicznotko. Musimy już iść.
S
Pocałowali się ostatni raz, z trudem od siebie odrywając. Zaczęli zbierać rozrzucone ubrania.
R
Gdy wsiadali do auta, Sara uświadomiła sobie z całą mocą, że opuszczają magiczny świat, który na ten krótki czas razem stworzyli. Odgłos zapinanego pasa bezpieczeństwa wydał jej się symboliczny - oto wracali do świata reguł i obowiązków. Koszula Elana wisiała niedopięta nad jego spodniami i Sara miała wielką ochotę ją poprawić. Ale wiedziała, że nie powinna tego robić. Skończył się czas intymności i pieszczot. Na myśl o nich zesztywniała. Elan patrzył przed siebie. Jego twarz przybrała dawny, kamienny wyraz. Zapanowało między nimi dziwne na-pięcie. Sara zastanawiała się, co mogłaby powiedzieć - coś lekkiego i
zwykłego, aby rozładować atmosferę i pokazać mu, że nie ma o nic pretensji. Jednak żadne słowa zdawały się nie pasować do tej dziwnej sytuacji. Dzięki, niezła zabawa! Ależ piękna jest pustynia wieczorem, prawda? Lepiej się teraz prześpijmy, mamy jutro spotkanie z samego rana... Wciągnęła w płuca powietrze. Gdy dotarło do niej, co zrobiła, zmartwiała. Spała ze swoim szefem. Nie, to nieprawda. Nie spała z nim. Z rozkoszy wbijała mu w
S
plecy paznokcie, przyciągała do siebie jego biodra, skłaniając, by wszedł w nią głębiej, i krzyczała jego imię tuż przed orgazmem. O Boże!
R
Być może gdyby teraz siedzieli i gawędzili, jaki film obejrzą w sobotę, to, co zaszło, wydałoby się obojgu normalne, a w każdym razie w porządku. Jednak sądząc po tym, jak zajadle Elan patrzył przed siebie, zaciskając dłonie na kierownicy, wiedziała już, że nie jest to pierwszy dzień zwykłego związku i chodzenia na randki. No tak, ale który facet chciałby dziewczynę, która mu się oddała na pierwszej randce? Zresztą randka to za dużo powiedziane. Zaproponował jej kolację, a ona rzuciła mu się w ramiona.
Nie była niewiniątkiem. W liceum miała chłopaka, a drugiego w college'u. Jednak nigdy dotąd nie miała ochoty uprawiać seksu z kimś, z kim nie była związana. Jeśli się nie szanujesz... Do tej pory brzmiały jej w uszach pogodne ostrzeżenia najstarszej siostry, Nathalie. Nauka była udzielana w formie zabawy, ponieważ nikt i tak się nie spodziewał, że Sara będzie takich lekcji potrzebować. Nie były jej potrzebne. Dopóki nie spotkała Elana. Rozbroił ją z przerażającą łatwością. Wydobył z niej coś, czego nie mogło usunąć żadne wychowanie.
S
- Tutaj w lewo - pokierowała. Stanęli obok bloku. - Masz ochotę na kawę? - zapytała uprzejmie, nie zdradzając
R
tonem głosu, co sama o tym sądzi. Marzyła o tym, by wszedł z nią na górę. Porozmawialiby i jakoś zagłuszyli tę ciszę, która wyrosła między nimi jak mur.
- Myślę, że oboje powinniśmy się trochę przespać - powiedział miękko. Podjechał pod same drzwi niskiego bloku i po raz pierwszy, odkąd zostawili za sobą pustynię, spojrzał na nią. Dalekie spojrzenie jego ciemnych oczu dotknęło ją. Miała ochotę zbliżyć się do niego i pocałować w policzek, ale Elan ani drgnął. Sara czuła, że dystans między nimi rośnie. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć lub ją pocałować, ale nie wykonał żadnego ruchu. Zaraz potem mocno je zamknął.
Miała wielką ochotę pocałować go na dobranoc, ale zacięty wyraz jego twarzy odstraszał ją. - Dobranoc, Saro. - Dobranoc, Elanie - odpowiedziała drżącym głosem i spostrzegła, że spojrzał na nią ciepło. Wysiadła z samochodu, chwytając torbę i ubrania. Wielki sedan nie ruszył się, póki nie weszła do środka, nie słyszała więc, jak odjeżdża. Ale cierpiała z powodu tego odjazdu. Stała się jakby częścią Elana, która została gwałtownie oderwana od reszty. I jeśli wcześniej czuła się samotna, to teraz - jakby ją ktoś wydrążył od środka.
S
Następnego dnia rano Sara szła przez parking w kierunku
R
biura, ściskając w dłoni kluczyk od roweru. Wiedziała, że Elana jeszcze nie ma w pracy, ponieważ zawsze przyjeżdżała na tyle wcześnie, by zdążyć się jeszcze przebrać w elegancki strój i zrobić porządek na swoim biurku, zanim się zaczną najgorętsze godziny. Elan zazwyczaj nie pojawiał się w biurze przed dziewiątą. Gdy dochodziła dziewiąta, Sara zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie skoncentrować się na pracy. Łapała się na nerwowym bębnieniu długopisem o biurko albo czytała kilka razy to samo zdanie, nie rozumiejąc jego sensu. Co do siebie powiedzą? Dzień dobry? Napiłbyś się kawy? Podobałam ci się, leżąc nago na pustyni? Ogarnął ją straszny
wstyd. Przygotowywała dość skomplikowany raport z wieloma kolumnami cyfr i pozycji, a liczby i słowa latały jej przed oczami, jakby miała gorączkę. Za każdym razem, gdy otwierały się drzwi windy, Sara podskakiwała nerwowo na krześle. Ach, to tylko dyrektordziału finansowego! Kilka nieznajomych twarzy z księgowości. Za każdym razem serce zaczynało jej bić szybciej. Nerwowo poprawiała włosy. Wszedł posłaniec z firmy kurierskiej z wielką paczką owiniętą w złoty papier. Oczy Sary rozszerzyły się ze zdziwienia.
S
Czyżby Elan jej coś przysłał? Z uśmiechem na ustach przyjęła przesyłkę. - Dzięki!
R
Drżącymi palcami otworzyła kartkę. Panie Al Mansur, dziękujemy za wszystko, co pan dla nas zrobił w Albercie. Czekamy na kolejny rekordowy rok. Pański Tony Leon, dyrektor Firmy Naftowej Acme. To nie było dla niej. Jakiś prezent od spółki nafciarskiej. Prawdopodobnie kolejny zestaw pozłacanych kijów do golfa. Sara podupadła na duchu. Skąd jej w ogóle przyszło do
głowy, że Elan będzie wykonywał teraz jakieś romantyczne gesty? Położyła pudełko na jego biurku i wróciła do pracy. Tymczasem Elan się nie pojawiał. Około południa zaczęła się już naprawdę denerwować i nie wiedziała, co ma robić. Nie było go na ważnym spotkaniu z dostawcą, a mimo to nie otrzymała żadnych wskazówek, czy ma go zastąpić. Najwyraźniej inne spotkania odwołał osobiście. - A kiedy będzie? - pytali kolejni dzwoniący. - Przykro mi - przepraszała. - Niestety nie wiem. - Jej zwykła pewność siebie tego dnia odrobinę ją zawiodła. Zwykle znała
S
każdy jego krok, dokładny rozkład dnia i zadania do wypełnienia. Miała ochotę zadzwonić do niego do domu, żeby sprawdzić,
R
czy wszystko w porządku, ale skoro odwołał inne spotkania, to najwyraźniej miał się dobrze. Po prostu zdecydował, że nie przychodzi dzisiaj do biura. Że nie chce jej widzieć. - Kiedy pan Al Mansur wraca z Turcji? - Co takiego? - Sara uniosła wzrok znad pracy i ogarnął ją niepokój. Zastępczyni szefa produkcji stała przed jej biurkiem i przyciskała długopis do swoich świeżo pomalowanych ust. - Muszę mieć jego podpis pod tymi dokumentami. Nie miałam pojęcia, że leci dzisiaj do Turcji.
- Ja też nie. - Ogarnęła ją rozpacz. Wyjechał z kraju i nawet jej nie powiadomił? - Dobrze się czujesz? - Kobieta przyjrzała jej się z troską, po czym odłożyła dokumenty, które trzymała przy piersi. - Pewnie. - Odpowiedź jej samej wydała się trochę sztuczna i wypowiedziana nieco za głośno. Sara próbowała odzyskać profesjonalny ton. - Nie jestem pewna, kiedy wraca - dodała już ciszej. Nie miała nawet pojęcia, jakimi liniami poleciał. Musiał sam kupić bilet. - Poleciał na kontrolę pól w El Barak? Tam, gdzie trzeba ryć głębiej, niż przewidywano?
S
- Tak sądzę. Dam ci znać, kiedy wróci, jak tylko będę miała jakieś wiadomości.
R
- Nie wyglądasz za dobrze. Jesteś pewna, że dobrze się czujesz?
- Tak. Trochę mnie głowa boli. Wezmę aspirynę. Kiedy zniknęła za drzwiami windy, Sara oparła chłodne czoło o biurko. Ta kobieta, starsza od niej o dziesięć lat, miała pozycję, o jakiej Sara tylko marzyła. Miała wszystko, co Sara podziwiała: współpracownicy i pracownicy ją lubili, była szanowana za szybkie myślenie, bystry umysł i efektywną pracę z zespołem. Za jakieś dziesięć lat Sara też mogłaby osiągnąć taką
pozycję. Gdyby się nie przespała ze swoim szefem. Gdyby tak aspiryna mogła pomóc na ból serca... Elana nie było cztery dni. Dwa razy rozmawiała z nim przez telefon - zupełnie oficjalnie. Prosił o przesłanie mu mejlem kilku dokumentów. Powiadomił ją, kiedy ma lot powrotny. Sara streściła mu przebieg spotkania, które Elan opuścił. Żadne z nich nie wspomniało ani nie zrobiło aluzji do tego, co się między nimi wydarzyło. Sara była niemal pewna, że dostanie wypowiedzenie, gdy tylko Elan wróci. W końcu złożyła przecież obietnicę, że jeśli nie
S
będzie się zachowywać tak, jak on oczekuje - a więc nie będzie trzymać rąk z dala od swojego szefa - natychmiast będzie mógł ją wyrzucić.
R
Miała wielką ochotę nanieść zmiany w swoim CV z myślą o nowej pracy, ale zdała sobie sprawę, że nie jest nawet pewna, czy Elan wystawi jej dobre referencje. Poza tym pracowała w firmie zaledwie od miesiąca. Byłoby oczywiste, że została zwolniona. - Dzień dobry, Saro. - Elan przemknął obok niej jak wicher i zanim zdążyła wyjść z osłupienia czy chociażby odpowiedzieć na powitanie, zatrzasnęły się za nim drzwi gabinetu. Serce biło jej mocno, gdy zerwała się na równe nogi. Drżącymi dłońmi zebrała dokumenty. Odczekała kilka minut, zdenerwowanie jednak nie malało. Ale musi jak najszybciej mieć
to za sobą. Zanim zapukała do jego gabinetu, zawahała się. Czy powinna wspominać o tym, co się stało? Spróbować go przeprosić za swoje niestosowne zachowanie? Zapukała. - Proszę wejść. Otworzyła drzwi i ujrzała Elana siedzącego jak król na tronie. Wyglądał, jakby był zaskoczony jej widokiem, chociaż musiał się przecież jej spodziewać. - Saro. Przełknęła ślinę. - Tak?
S
Patrzył na nią. Mięśnie jego twarzy były napięte, a wzrok ponury.
R
- Czuję, że jestem ci winien przeprosiny za to, co się wydarzyło w zeszłym tygodniu.
Sara wstrzymała oddech. Zwolni ją czy nie? - Jesteś tu bardzo cenioną pracowniczką. Myślę, że byłoby najlepiej, gdybyśmy już nie wracali do tego, co się stało. Ach tak! Czyli Elan chciał o tym zapomnieć. Powinna się cieszyć, że jej nie zwalnia, tymczasem rozczarowanie niemal zwaliło ją z nóg. Ale czego się właściwie spodziewała? Że będzie chciał kontynuować intymną relację ze swoją podwładną? - Tak - odrzekła, nie okazując uczuć. - Dziękuję.
Dostrzegła, że się wzdrygnął. Czyżby oczekiwał, że Sara złoży wypowiedzenie? Pewnie taki bogacz jak on nie rozumiał, że czasem praca jest ważniejsza niż duma. Chrząknęła i przybierając służbowy ton, zreferowała mu, co się wydarzyło podczas jego nieobecności. Wręczyła mu listę wiadomości i telefonów, które miał wykonać. Kiedy mówiła, Elan skrupulatnie unikał jej wzroku. Dyskomfort, jaki odczuwał w jej obecności, był oczywisty. Ustalili harmonogram na najbliższy tydzień, a właściwie to Sara zaproponowała mu swoją wersję. Elan w milczeniu skinął głową.
S
- Czy to już wszystko? - zapytała, kierując się do drzwi.
R
- Tak. Saro! - zawołał za nią, gdy sięgała do klamki. - A czy u ciebie... czy wszystko w porządku? - Tak. - Co miała odpowiedzieć? Że czuje się fatalnie, że chętnie zapadłaby się pod ziemię? Nie była pewna, czy w ogóle jeszcze kiedykolwiek będzie się czuła dobrze. Odwróciła się, uniosła dumnie głowę i nie oglądając się za siebie, wyszła.
ROZDZIAŁ SZÓSTY - Bardzo chętnie dobijemy z państwem targu. Proszę przemyśleć naszą propozycję. Dziękuję, że zechcieli panowie do nas przyjechać. - Sara uścisnęła dłoń reprezentanta firmy z Nowego Jorku. Wyprowadziła grupę gości z sali konferencyjnej, uśmiechając się uprzejmie. Gdy za mężczyznami zamknęły się drzwi windy, opadła na krzesło. Sześciogodzinne spotkanie z dyrektorem naczelnym i całym
S
zarządem bardzo cenionej na rynku naftowym firmy.
R
Prowadziła spotkanie sama.
- Jestem pewien, że poradzisz sobie ze szczegółową prezentacją - powiedział do niej Elan i poinformował ją, że ma na to przedpołudnie inne plany. Firma Anderson Capital inwestowała w niewielkie firmy zajmujące się odwiertami próbnymi na terenach dotąd niezbadanych i miała w planach zatrudnienie Al Mansur Associates w celu wykorzystania technologii oraz wieloletniego doświadczenia firmy. Anderson Capital, wykorzystując owe technologie, badałaby równocześnie ich skuteczność oraz wprowadzała unowocześnienia zwiększające ich efektywność. Sara wiedziała, że firma z Nowego Jorku mogłaby przynieść Al
Mansur Associates miliony dolarów rocznie. I Elan powierzył jej taką sprawę. To, czy firma wygra, czy przegra, będzie tylko jej winą lub zasługą. Sara nie mogła się oprzeć wrażeniu, że Elan chciał, żeby poniosła porażkę. Chciał, żeby się poddała i odeszła. I chciał tego tak bardzo, że nie zawahał się zaryzykować sprawy wartej miliony dolarów. Raz już nawaliła. Zawiodła jego zaufanie. Złamała obietnicę, że w kontaktach z szefem nie będzie wykraczać poza służbowe stosunki. Tym razem była bardzo zdeterminowana, żeby nie ponieść klęski.
S
Każdego dnia zakres jej obowiązków i odpowiedzialności się
R
zwiększał. Elan rzucał jej wyzwania, które znacznie przekraczały jej doświadczenie i wiedzę - i musiał sobie z tego zdawać sprawę. Ostatnio nie sypiała więcej niż cztery godziny na dobę, bo chciała się dobrze przygotować do wszystkich powierzonych jej zadań. Jej komórka zawibrowała - ponownie - i Sara ze zniechęceniem pomyślała o stercie dokumentów, umów i projektów, która zapewne zdążyła się uzbierać na jej biurku. Wzięła głęboki oddech. - Tak? - Przyjdź, proszę, do mojego gabinetu. Elan. Ogarnęła ją złość na szefa. Jak mógł zwalać na nią tyle
pracy? - Zaraz będę - odparła chłodno. Ale przecież tego właśnie chciała, prawda? Pracy pełnej wyzwań, odpowiedzialnej i dobrze płatnej. Rzecz jasna, nawet jej się nie śniło, że tak szybko będzie wykonywać obowiązki bardziej godne zastępcy dyrektora firmy niż asystentki. Powinna mu za to podziękować, choć była to ostatnia rzecz, na jaką miała teraz ochotę. Wybiegła z windy jak burza, zabrała z biurka dokumenty i weszła do jego gabinetu.
S
- Jak spotkanie? - Elan wyciągnął się w fotelu. - Sądzę, że poszło dobrze - odrzekła, stanąwszy przed nim
R
sztywno. - Mieli wątpliwości, czy zdołamy w krótkim czasie zwielokrotnić naszą produkcję, gdyby zostały odkryte ogromne złoża, więc zapoznałam ich z wykresami, które jasno pokazały, jak szybko rozwija się nasza firma. - To dobrze. Chciałbym, żebyś przygotowała propozycję kontraktu uwzględniającego wszystkie szczegóły, o których wspominali reprezentanci Anderson Capital, i żebyś podsumowała, najlepiej w cyfrach, jakość naszych usług. Ciekawe, czy to mu sprawiało satysfakcję. Skinęła głową. Czy to naprawdę ten sam mężczyzna, który ją przytulał tamtej nocy na pustyni?
Wtedy patrzyła mu w oczy i czuła łączącą ich więź i porozumienie. Obejmował ją tak delikatnie i z taką czułością. Miała wrażenie, jakby się znali od lat. Myślała, że znalazła swoją bratnią duszę. Pomyliła się. Przełknęła głośno ślinę i zacisnęła mocno usta. - Będzie na twoim biurku jutro z samego rana. Elan oparł się o siedzenie fotela i przymknął oczy. Ta kobieta była uparta jak wielbłąd i dwa razy bardziej twarda. Każdy inny człowiek już by się poddał, ale nie Sara.
S
Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Miała odwagę, której mógł jej pozazdrościć niejeden facet. Pech chciał, że miała też męską
R
inteligencję i opanowanie umysłu i niezależnie od obciążenia pracą jakoś dawała sobie radę. Zaczynał się już zastanawiać, czy nie przychodzi do niej wieczorami jakiś pomocnik. Ale nie. Wiedział, że się nie spotyka z innymi mężczyznami. Raz popełnił błąd w jej ocenie, ale teraz już zbyt dobrze ją poznał. Ta dziewczyna dotknęła w nim jakiejś struny, którą już dawno pogrzebał i o niej zapomniał. Otworzyła stare rany, o których myślał, że już są zagojone. Poprzez jego bogactwo, karierę, pozycję zobaczyła w nim kogoś, kim był naprawdę.
Tamtej nocy czuł, że jej potrzebuje. Gwałtownie uniósł się z fotela. Ogarnęła go złość. Nie potrzebował nikogo i nie pozwoli, by to się kiedykolwiek zmieniło.
ROZDZIAŁ SIÓDMY Pochylona nad umywalką w łazience biura Sara cierpiała kolejny atak nudności. Była wycieńczona i podupadła na duchu.
S
No i... była w trzecim miesiącu ciąży.
R
Przed wizytą u lekarza dzisiejszego popołudnia nawet nie przyszło jej to do głowy. Miała przecież miesiączkę, wprawdzie lżejszą niż zazwyczaj, ale zawsze. Od czasu do czasu pobolewał ją brzuch, ale złożyła to na karb stresu w pracy i braku snu. Gdy niespodziewanie zaczęły występować krwawienia, udała się do ginekologa. Diagnoza brzmiała: ciąża. Krwawienie nie było normalne i na twarzy lekarki pojawił się niepokój. Sara nie miała pojęcia, co było widoczne na jej własnej twarzy: zdumienie, niedowierzanie czy przerażenie. Jednak niedowierzanie zniknęło, kiedy zobaczyła obraz monitora na USG. Moje dziecko. Maleńkie serduszko biło bardzo
szybko, można też było zobaczyć małe rączki i główkę. Zdenerwowanie Sary zwróciło chyba uwagę pielęgniarki, ponieważ ta miła kobieta położyła jej rękę na ramieniu. - Nie martw się, kochanie. Otoczenie maciczne wygląda prawidłowo. Niektóre kobiety krwawią jeszcze jakiś czas po zapłodnieniu zupełnie bez powodu. Jak widać, twojej ciąży nic nie zagraża. Sara poczuła, że zaraz się rozpłacze. Jeszcze nigdy nie doznała takich uczuć. Pomyśleć tylko, że nie miała pojęcia, że w jej brzuchu rośnie mała istotka - jej dziecko. Pokochała je
S
natychmiast. Może nawet tym mocniej i gwałtowniej, że się go zupełnie nie spodziewała.
R
Wróciła do biura, żeby skończyć raport, który miała przygotować na następny dzień. Jednak kiedy usiadła przy biurku i oparła chłodne czoło na dłoni, nie była w stanie myśleć o niczym innym, jak tylko o dziecku. Zaraz potem dopadły ją nudności. Pomyślała, że musi stąd jak najszybciej uciec. Nie będzie w stanie znieść dzisiaj żadnej konfrontacji. Nagle Elan wyrósł jak spod ziemi. Przechodząc obok jej biurka, przystanął i przyjrzał jej się uważnie. - Saro, kiepsko wyglądasz. - Tak. - Nie była w stanie przemówić głośniej niż szeptem. Poczucie winy i przerażenie wywołane sytuacją dosłownie ją
sparaliżowały. Bała się, że widać po niej, że coś ukrywa, a nie chciała teraz rozmawiać. - Może zbyt ciężko pracujesz? - Elan uniósł brwi. - Mhm... - Wydawało jej się, że w tym momencie nie potrafi sformułować żadnego innego zdania poza: Będę miała dziecko. Musi stąd wyjść. Elan oparł się o jej biurko. Na jego twarzy widać było zatroskanie. Miała ochotę uciekać, ale Elan, na którego bała się spojrzeć, stał tam i tarasował jej drogę. Zauważył chyba, że Sara zerka w stronę wyjścia. - Jesteś chora. Nie powinnaś jeździć na rowerze. Odwiozę cię dzisiaj do domu.
S
- Nie! - wyrzuciła z siebie gwałtownie. - Będziesz miał coś
R
przeciwko temu, jeśli wrócę do domu już teraz? - Skądże.
Wzięła torebkę i wyminęła go bez słowa szybkim krokiem, kierując się ku windzie. Spojrzał na nią ze zdziwieniem. Jednak w tym momencie o tym nie myślała. Niby co miała mu powiedzieć? Ach, nie jestem chora. Jestem tylko w ciąży. Spodziewam się twojego dziecka. - Żartujesz - wykrztusiła Erin po długiej chwili milczenia. Siostra była pierwszą osobą, do której Sara zadzwoniła. Pomyślała, że Erin, jako matka, łatwiej zrozumie sytuację. - Czy żartowałabym sobie z czegoś takiego? - Sara
uspokajała się w duchu. Była tak zdenerwowana, że miała ochotę walić pięścią w szafkę kuchenną lub rzucić telefonem o ścianę. - Jesteś w ciąży? Ale z kim? Przecież dopiero co się przeprowadziłaś, a tu z nikim się nie spotykałaś. A może było inaczej? - Nie. Nie spotykałam się z nikim, odkąd zerwałam z Mikiem w zeszłym roku. - Umilkła i wyjrzała przez okno. Słońce zachodziło już za górami. Niedługo zapadnie zmrok. Przełknęła ślinę i ścisnęła mocno słuchawkę. - Spałam ze swoim szefem.
S
- Z szefem? Myślałam, że twój szef to właściciel firmy. - Tak - wychrypiała. Smutna prawda wypowiedziana na głos
R
brzmiała jeszcze gorzej, niż kiedy ją miała w głowie. - Czyż nie jest to jakiś ohydny potentat finansowy, już po pięćdziesiątce?
- Nie, oczywiście, że nie - żachnęła się, przymykając oczy. Ma trzydzieści dwa lata. - Jest przystojny. I gardzi mną. - A więc to coś na kształt związku? - Nie. - Sara zagryzła wargi z upokorzenia. Łzy podeszły jej pod powieki. - To była jedna noc. Popełniłam błąd. Usłyszała, że Erin wciąga powietrze ze zdumienia. - O rany. To tak zupełnie do ciebie niepodobne...
- Wiem. Zdobycie tej pracy kosztowało mnie wiele wysiłków i starań, a wiesz, jak bardzo potrzebujemy pieniędzy. Ale w nim było coś takiego... - Sara nie mogła się powstrzymać od westchnięcia. - Musi być niezły. Jak ma na imię? - Elan. - Samo wypowiedzenie jego imienia sprawiło, że się zaczerwieniła. - O rany! Jest żonaty? - Ależ skąd! Sądzisz, że mogłabym iść do łóżka z żonatym facetem? - Sarze zrobiło się przykro, że siostra posądza ją o coś takiego.
S
- Nie. Ale też w głowie mi nie powstało, że mogłabyś się przespać ze swoim szefem. Ani mnie.
R
- Nie powiedziałaś mu jeszcze, prawda? - Nie. Jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię. To, że się nie będzie cieszył, to mało powiedziane. Oznajmił mi, że nie powinniśmy już nigdy wspominać o tym, co się między nami stało. - Mogłabyś go pozwać do sądu za napastowanie seksualne. Głos siostry był poważny. Musiała się bardzo przejąć sytuacją i współczuć Sarze. - Nie mogę. Właściwie on to przewidywał. Właśnie z tego powodu nie chciał zatrudnić młodej asystentki i postanowił mnie
przenieść do innego działu już pierwszego dnia. Zapewniłam go, że gdyby moje zachowanie było nieprofesjonalne, będzie mógł mnie natychmiast zwolnić. - Och, Saro. - Przez chwilę w słuchawce zaległa cisza, po czym Sara usłyszała, jak jej mały siostrzeniec mówi coś do mamy, a ona szeptem mu odpowiada, po czym wraca do słuchawki. - Nie mów mu. Poważnie. Nie chcesz przecież stracić ubezpieczenia zdrowotnego? W tym jednym musisz mi uwierzyć. Mam kiepskie doświadczenia. Nie wyobrażam sobie, co bym zrobiła, gdyby Derek mi nie pomógł.
S
- Derek nie zniesie kolejnego ciosu. - Derek, ich najstarszy brat, był dla Sary trochę jak ojciec. A nawet kimś więcej, niż był
R
prawdziwy ojciec. Bardzo ciężko pracował, pomagając rodzinie wychodzić z coraz to nowych kryzysów finansowych. Wszyscy byli niemile zaskoczeni nieplanowaną ciążą Erin. Zaraz po niej przyszło zdiagnozowanie białaczki u mamy. Ostatnią rzeczą, jakiej chciała Sara, to dobijać brata kolejną złą wiadomością. - Derek jest jak skała. Nigdy mi nie robił wyrzutów, za to nieustannie mi pomagał w trakcie ciąży i po porodzie. Nie martw się. Damy radę. Będziemy cię wspierać. Kristin zaopiekuje się dzieckiem, kiedy będziesz w pracy. Będzie mogła zostawać z obojgiem w domu. To niezła zabawa. Tak się za tobą stęskniłam. Wrócisz do domu, prawda?
To było pytanie, które zadawała sobie, odkąd się dowiedziała o dziecku. Jak mogłaby w tej sytuacji być z dala od rodziny? Ale z drugiej strony, jak mogła wrócić? - Tam nie znajdę pracy w mojej branży. - Wyjrzała za okno i spojrzała na pustynny krajobraz i granatowe bezchmurne niebo. Pięknie. - W Bates Electronics przyjęliby cię z powrotem. - Nie zarobię tyle, żeby uregulować rachunek mamy ze szpitala. Wiem, że wszyscy się staramy spłacić ten dług, ale jak na razie moja pensja jest najwyższa. Poza tym są jeszcze moje długi z
S
college'u. Wy macie swoje problemy finansowe i nie mogę teraz oczekiwać od was pomocy.
R
- Nie musisz być zawsze superwoman, wiesz? Nic się nie stanie, jeśli będziesz tylko człowiekiem. Nie, to nieprawda. Raz już popełniłam ten błąd, pewnej nocy na pustyni. - Nie sądzę, żeby Elan mnie zwolnił. Gdyby zamierzał to zrobić, już by mnie tu nie było. Pierwszego dnia w pracy zobowiązałam się do czysto formalnych stosunków między nami. Zdaje się, że mnóstwo kobiet wprost rzucało mu się w ramiona. Nie mogę uwierzyć, że okazało się, że jestem jedną z nich. - A więc to musi być niezły przystojniak. Pewnie też bym mu nie odpuściła..,
Słowa Erin niemal doprowadziły Sarę do śmiechu. - Obawiam się, że właśnie tak to się mniej więcej zaczęło... Wzięła głęboki oddech. - Powiem mu jutro o ciąży. - Och, Saro. - Ożywiony głos siostry nagle przygasł. - Wiesz, że Gavin mnie rzucił, kiedy się dowiedział. Sara przetarła dłonią powieki. - Wiem. Mam tylko nadzieję, że będę tak silna jak ty. W porządku. To jest ten moment. Wkroczysz do jego gabinetu i powiesz to. Jestem w ciąży. Jadąc windą, Sara wzięła kilka głębokich wdechów. Jejserce
S
biło jak oszalałe. Nawet na rowerze jechała ubrana w kostium, żeby natychmiast być gotowa do konfrontacji. Niestety powyżej
R
prawej kostki zabrudziła rajstopy smarem. Później się tym zajmie. Drzwi windy otworzyły się i jej zdenerwowanie przeszło w zdumienie.
Jej biurko zostało przesunięte w prawo, a obok niego postawiono drugie, identyczne. Drzwi gabinetu były otwarte i Elan od razu zaprosił ją do środka. - Saro. - Potężny niski głos Elana zabrzmiał twardo i donośnie nawet w tak wielkiej przestrzeni. Jego powitanie przyprawiło ją o wzmożone bicie serca. Jestem w ciąży. Jednak teraz nie mogła mu tego powiedzieć - w pokoju była
jeszcze inna osoba. - To jest pani Dixon - oznajmił Elan z uśmiechem satysfakcji. - Jest nowym członkiem naszego zespołu. Będzie na stanowisku głównej asystentki. Sara zmartwiała. Czyżby została zastąpiona kimś innym? - Obejmie obowiązki sekretarki, które do tej pory należały do ciebie. Odbieranie telefonów, korespondencja firmy, wypełnianie dokumentów i tak dalej. Sara starała się nie okazywać żadnych emocji. A co ja będę robić?
S
- Ty natomiast skoncentrujesz się na projektach, które ci przydzielę. - Wskazał na biurka. Jego złoty zegarek błysnął w
R
porannym słońcu. - To zorganizowanie miejsc pracy jest niezbyt wygodne, ale tymczasowe. Chciałbym, żebyś wykorzystała swoje doświadczenie biznesowe i wiedzę na polu praktycznym, żebyś jeździła na spotkania i reprezentowała firmę i jej interesy. Sara zamrugała, jakby promienie słoneczne ją oślepiły. Zerknęła na panią Dixon. Kobieta miała siwe włosy, usta zaciśnięte w wąską kreskę i chyba była bardzo zasadnicza. Była nienagannie ubrana i rzucała Sarze spojrzenia pełne niesmaku. „Powiedziałem jasno, że chcę, aby moja asystentka miała za sobą dziesiątki lat doświadczenia i najlepiej, żeby jej włosy były już przyprószone siwizną" - przypomniała sobie jego słowa.
Sara została zastąpiona przez inną kobietę. Elan chciał się jej po prostu pozbyć. - Twoja pensja, rzecz jasna, wzrośnie. - Słowa Elana wyrwały ją z gorzkich rozmyślań. Patrzył na nią uważnie. Proporcjonalnie do nowych obowiązków i niedogodności. Jasne - miał na myśli latanie. Czy właśnie w ten sposób chciał się jej pozbyć? Wykorzystując jej słabość? - To awans, choć twój tytuł pozostaje bez zmian. - Dziękuję. Z chęcią podejmę nowe wyzwania - zadeklarowała sztywno.
S
- To dobrze. Mam teraz spotkanie. Proszę, zapoznaj panią Dixon z pracą w naszym biurze. Dzisiaj już nie wrócę do firmy.
R
Rano przywieziono mi nową klacz. - Z tymi słowami skierował się do drzwi windy.
- Bardzo mi miło panią poznać - zagadnęła Sara, wyciągając dłoń do starszej kobiety. Kobieta skinęła głową i wymieniła konwencjonalny uścisk dłoni z Sarą. Jej dłoń była zimna i nieprzyjemna. - Mnie także - powiedziała łaskawie. - Długo pani tu pracuje? - Niemal pięć miesięcy. Och, a tak przy okazji: jestem z nim w ciąży. Jak w tej sytuacji kiedykolwiek mu o tym powie? Pewnie ta siwa pani będzie ciągle na straży. Z uchem przy dziurce od klucza.
Ale zapewne właśnie o to Elanowi chodziło. - Pracowałam trzydzieści lat jako główna asystentka. Kobieta spojrzała znacząco na stertę korespondencji oraz folderów na biurku Sary. - Szybko doprowadzimy to biuro do porządku. Muszę mu to powiedzieć. Dzisiaj. Sara pedałowała szybko po zakurzonych ulicach. Dochodziła jedenasta i słońce mocno grzało. Sara dowiedziała się, gdzie Elan mieszka, ale nie miała pojęcia, że jego farma jest tak daleko od centrum miasta. Była jednak pewna, że dobrze robi, jadąc do niego i unikając w ten sposób wścibstwa współpracowniczki.
S
Kobieta z pietyzmem wykonywała całą sekretarską robotę, kilka razy dziennie nosiła Elanowi kawę, a nawet stenografowała
R
jego listy, dając mu je później tylko do podpisania. Sara czekała na moment, w którym mogłaby zostać z Elanem sam na sam, ale przekonała się, że pani Dixon nie pozwoli jej na to. Starsza pani była absolutnym przeciwieństwem Sary, z czego zdawała sobie sprawę. Podczas gdy Sara lubiła nowe wyzwania, merytoryczne rozmowy z kontrahentami, spotkania biznesowe, jednym słowem, chciała budować własną karierę i mieć poważne obowiązki w firmie, starsza pani była sekretarką starej daty. Elan wykorzystał ambicję Sary, żeby się jej pozbyć. W następny czwartek miała w harmonogramie trzytygodniowy wyjazd do Meksyku na pływającą platformę wiertniczą i spotkanie
z kontrahentami. Potem miała być w Kanadzie, gdzie będzie musiała zrobić trzy raporty z dochodów z inwestycji na tamtejszych odwiertach. Nie kwestionowała, że były to wspaniałe wyzwania, jednak miała wrażenie, że znacznie przekraczały jej możliwości. Nie miała wątpliwości, że Elan stawia ją pod murem i sprawdza granice jej wytrzymałości. Nie będzie go widywać ani on jej. I dobrze. Tylko skąd się brał ten ogromny żal, jaki do niego miała za to, że ją odsyła? Nie obawiała się, że ją zwolni, kiedy mu o wszystkim powie. Po kilku miesiącach w firmie wiedziała już, że Elan traktuje
S
swoich pracowników bardzo dobrze i że mu zależy na tym, by zawsze postępować wobec nich fair. W firmie było kilka kobiet w
R
ciąży i Elan dał im wszystkim jeden dzień w tygodniu na pracę w domu, żeby im ulżyć.
Jej obawy były więc wyłącznie osobiste. Powiedzenie mu prawdy stanowiło olbrzymie ryzyko, ale Sara nie należała do osób, które potrafią lub chcą ukrywać tak poważną sprawę. Przecież to także jego dziecko i Elan ma prawo o nim wiedzieć. Nie uprzedziła go o swojej wizycie. Pomyślała, że tak będzie lepiej. Elan nie zdąży pomyśleć z niechęcią, że Sara znowu chce od niego czegoś, na co on zupełnie nie ma ochoty. W pewnym momencie zobaczyła go i zamarła. Jechał
galopem na pięknym koniu, o jakieś kilkaset metrów od niej. Była już blisko od jego farmy. Jeździec na pięknym brązowym koniu w galopie stanowił wspaniały widok. Miał na sobie przetarte dżinsy, a jego silne ramiona pewnie prowadziły wierzchowca. Sara była tak zdenerwowana, że nie śmiała zawołać na Elana. Jednak on zauważył ją i natychmiast się do niej zbliżył. Jego spocone, potężne ciało błyszczało w południowym słońcu. - Sara? - Był wyraźnie zaskoczony, jednak nie okazał ani niechęci, ani radości. Zeskoczył z konia i podał jej rękę. - Co cię do mnie sprowadza? - Wziął zwierzę za uzdę i poklepał delikatnie
S
po pysku. - Ta klacz jest uparta jak osioł i traktuje mnie z pogardliwym lekceważeniem - skwitował ze śmiechem.
R
- Ale jest bardzo piękna - odrzekła Sara z wyraźnym podziwem.
- Piękno bez lojalności może złamać serce - powiedział na pół żartobliwie. - Wyobraź sobie, że ta klacz próbuje mnie tak wyszkolić, żebym ją zostawił w spokoju, wtedy będzie mogła się do woli popaść. - Uśmiechnął się szeroko, odsłaniając białe zęby. Widać było, że wie, jak postępować nawet z najbardziej niesfornymi końmi. Sara zerknęła na żywe oczy klaczy i jej buntownicze szarpnięcia uzdą. Rzeczywiście nie wyglądała na potulną. Jednak Elan poklepał konia pobłażliwie, nic sobie nie robiąc z jego
niesforności. - Na szczęście to tylko kwestia czasu. Prędzej czy później będzie się musiała podporządkować. Karmię ją, dbam o nią i daję jej schronienie przed słońcem. Nauczy się, że to wszystko ma swoją cenę i nauczy się ją płacić. Serce Sary ścisnęło się na myśl o klaczy, która wyrywała się na wolność. Sara znała to uczucie. Nagle dziecko w jej brzuchu poruszyło się. Jej dłoń instynktownie powędrowała w pobliże brzucha i pogłaskała go uspokajająco. - Muszę z tobą porozmawiać. - Zaczęła szybciej oddychać,
S
wiedząc, że nadeszła decydująca chwila. - Tak?
R
- Czy... Wiem, że jesteś zajęty, ale czy moglibyśmy wejść do środka? - Czuła, że nie wytrzyma długo w tym upale. Była zmęczona i marzyła o tym, żeby usiąść. - Oczywiście. Odstawię tylko Leilę na wybieg. - Wyraz jego twarzy wskazywał na to, że domyślił się od razu, że to poważna sprawa. Obok boksu Elan oblał się lodowatą wodą, po czym wziął rower Sary i podprowadził pod drzwi domu. Sara nie śmiała na niego spojrzeć, ponieważ w tym nieformalnym stroju działał na jej zmysły jeszcze bardziej niż w eleganckim garniturze. Obawiała się, że podniecenie wywołane jego fizyczną bliskością sprawi, że
utraci jasność umysłu. Jego dom był wspaniale i bardzo przytulnie urządzony. Bez wątpienia stanowił dla Elana schronienie przed światem biznesu. Był cały z kamienia i drewna. Przestrzenny salon prowadził na taras z widokiem na pustynię i góry. Miękka sofa i fotele stały naprzeciw kominka. Nie było w nim nic z oschłości i surowości wnętrz w biurze i w jego gabinecie. Trudno by było odgadnąć, że jego mieszkańcem jest potentat finansowy. Wskazał jej pokrytą haftowanymi poduszkami kanapę. - Proszę, rozgość się. Zaraz przyjdę.
S
Wrócił po kilku minutach przebrany w czyste dżinsy o intensywnie niebieskim kolorze i świeży podkoszulek. Przyniósł
R
tacę z sokiem pomarańczowym, wodą sodową i kubkami lodu. - Napij się. Od razu się lepiej poczujesz - powiedział i nalał jej soku z lodem. Usiadł naprzeciwko, także popijając. Sara wypiła pół kubka. W powietrzu zawisła pełna wyczekiwania cisza. - Hm, Elan... - Zaczerwieniła się gwałtownie. W myślach dopingowała samą siebie do powiedzenia całej prawdy. Nie czas teraz na myślenie o sobie i użalanie się nad sobą. Musi pomyśleć o dziecku. - Muszę ci coś powiedzieć. Elan zmarszczył brwi. Czekała, aż wypowie jakąś formułkę w stylu: „Ach tak?" lub „Co takiego?", ale milczał.
- Ja... - Znowu utknęła i wbiła sobie paznokieć w rękę. Nie, nie potrafiła. Strach opanował jej serce. Elan odstawił swoją szklankę i pochylił się ku niej, zachęcając do mówienia. - Jestem w ciąży - wykrztusiła. Zamrugał. Poza tym nie drgnął mu żaden mięsień twarzy. Patrzył na nią nieruchomym wzrokiem. Sara czuła, jak wszystko się w niej kurczy. Czyżby jej nie wierzył? - Jestem... - w czwartym miesiącu. Uniósł brwi i otworzył usta. Jego wzrok ześlizgnął się na jej
S
brzuch. Nadal się nie odezwał. Jej słowa zawisły w ciszy. Jakby nie mogąc znieść napięcia, zerwał się na równe nogi i
R
zaczął chodzić szybkim krokiem po pokoju. Sara zastanawiała się wcześniej, jak Elan zareaguje. Czyżby się wściekł? A jednak było po nim widać jedynie napięcie i jeśli był zły, to albo skrzętnie to ukrywał, albo kontrolował gniew. - Ukrywałaś to przede mną od miesięcy? - wyrzucił w końcu. - Wiem o tym dopiero od dwóch tygodni - szepnęła. Patrzył na nią przez kilka sekund, po czym podszedł do sofy i przykucnął przy niej. Niewątpliwie zachowywał się zupełnie niekonwencjonalnie. - Mogę zobaczyć twój brzuch? - Jego głos był cichy, ale czuło się w nim napięcie. Ton prośby nie był uprzejmy, ale Sara ze
zdziwieniem dostrzegła starannie ukrywane przez Elana wzruszenie. Wstała i podciągnęła podkoszulek. Wiedziała, że jej twarz płonie krwawym rumieńcem, kiedy zluzowała gumkę w szortach. Elan wolnym ruchem położył jej na brzuchu olbrzymią, ciepłą dłoń. Nie śmiała spojrzeć mu w twarz. Słyszała tylko, jak wstrzymuje oddech, by po długiej chwili wypuścić powietrze. Jego dotyk nadal doprowadzał ją do wrzenia. Nawet teraz, w tej tak dziwacznej sytuacji, pragnęła go. Elan usiadł obok niej. - Musimy się pobrać.
S
Te słowa sprawiły, że zapomniała o podnieceniu.
R
- Co takiego? - Z trudem rozpoznała swój własny głos w zdumionym pisku, jaki z siebie wydała. Jego oczy płonęły ciemnym ogniem. Na twarzy widać było determinację i nieugięte postanowienie. Jeśli wyobrażał sobie, że w życiu także będzie jej rozkazywał jak podwładnej, to się grubo mylił. - Zostaniesz moją żoną - powtórzył władczo. Na taką konfrontację Sara zupełnie nie była gotowa. Owszem, przeszło jej przez myśl, że Elan się jej oświadczy, bo byłoby to honorowe wyjście z sytuacji,a on był honorowym człowiekiem. Myślała jednak, że jeśli w ogóle to nastąpi, to
znacznie później. Pokręciła głową. - Nie mogę za ciebie wyjść - oznajmiła cicho, lecz stanowczo. - Dlaczego nie? - zapytał, przybierając groźny ton. - Ponieważ... Ponieważ mnie nie kochasz. Nie potrafiła tego powiedzieć. Znalazła się w tak zwanych kłopotach i to Elan ją w nie wpędził. Nawet w dwudziestym pierwszym wieku ludzi honoru nadal obowiązywały pewne zasady. Powinien zaproponować nazwisko dziecku. Z tej samej przyczyny
S
ojciec Sary oświadczył się jej matce, kiedy niespodziewanie i przypadkowo została poczęta jej najstarsza siostra.
R
Elan wyglądał na zupełnie zbitego z tropu i niesłychanie zaskoczonego. - Odmawiasz mi?
Sara przełknęła głośno ślinę. - Tak - odrzekła. - Mogę wychować dziecko sama. Nie ukrywał konfuzji. Miała ochotę objąć go i powiedzieć: Tak, wyjdę za ciebie, będę twoją żoną. Będziemy szczęśliwi. Ale Sara wiedziała, że to nie takie proste. Te same złudzenia zwiodły jej matkę, która tak bardzo się obawiała samotnego macierzyństwa, że zgodziła się na kiepskie małżeństwo. W rezultacie, mimo słabego zdrowia, ciągle albo była w ciąży, albo
opiekowała się dziećmi. Była uwiązana przy złym człowieku, który ją zdradzał, i skazana na słabo płatną dorywczą pracę, która nigdy nie dała jej szansy na ucieczkę od męża. Sara nie zamierzała popełnić podobnego błędu.
ROZDZIAŁ ÓSMY Elan miał mętlik w głowie. Jedyne, o czym mógł myśleć, to że Sara spodziewa się jego dziecka.
S
Musiał położyć dłoń na jej brzuchu, żeby to sobie
R
uzmysłowić. Czuł, jakby w ciągu tej krótkiej chwili jego serce gwałtownie podskoczyło. Zalała go fala dziwnych uczuć, jakich już od dawna nie zaznał. Nie wiedziałby nawet, co to było. Może rozrzewnienie? Wyobraził sobie Sarę, jak mieszka w jego domu, a jego cicha farma wypełnia się śmiechem ich dziecka. Przez chwilę wszystkie te zależności i więzy, których tak się dotąd obawiał, wydały mu się czymś niebiańsko rozkosznym, plastrem na jego rany. Sara w jego łóżku każdego ranka. Rodzina, którą kocha i którą się opiekuje. Jednak Sara odmówiła. Stała przed nim, taka drobna i delikatna, a mimo to taka harda. Gdy zajrzał jej w oczy, przygryzł wargi. Nie potrafił się na
nią złościć, a mimo to czuł do niej urazę. - Masz zamiar odmówić mi prawa do wychowywania mojego dziecka? Wzdrygnęła się, kiedy powiedział „mojego dziecka".Patrzyła w podłogę. Do jego serca wkradła się nieprzyjemna myśl, która sprawiła, że zrobiło mu się zimno. Wyznała, że jest w ciąży, ale nie powiedziała, że to jego dziecko. Czy to możliwe, żeby była w ciąży z kimś innym, a jego chciała tylko powiadomić o tej sytuacji jako swojego szefa? Myśl
S
o Sarze z innym mężczyzną wyprowadziła go z równowagi. - Czy to moje dziecko? - wyrzucił z siebie. Nie było sposobu
R
na godne zadanie tego pytania, ale musiał to wiedzieć. Sara zaczerwieniła się po korzonki włosów. - Tak - powiedziała ze ściśniętym ze wstydu gardłem. Ogarnęło go poczucie winy, kiedy zobaczył, jak ją zawstydził swoimi wątpliwościami. - Bardzo cię przepraszam. Nie chciałem insynuować... - Nie mógł się zdobyć na dokończenie. Obraz Sary z innym mężczyzną odbierał mu dech w piersi. Od czasu tamtej nocy na pustyni Elan mimowolnie przypominał sobie delikatny dotyk Sary, jej piękne ciało, jej oddanie i żarliwość. Jeszcze nigdy z nikim nie było mu tak dobrze
i nigdy nikogo tak bardzo nie pożądał. Jednak wspomnienia wypierane były przez poczucie winy. Czuł się, jakby ją wykorzystał. Sara była młodą dziewczyną, świeżo po studiach. Nawet jeśli wtedy przez krótką chwilę go pragnęła, jako doświadczony mężczyzna, a na dodatek jej szef, nie powinien był dopuścić do tego, co się stało. Od tamtej pory postanowił ją traktować po koleżeńsku, jednak gdy była w pobliżu, przeżywał nieprawdopodobne męki pożądania. Kiedy Sara nie widziała, nie mógł się powstrzymać od patrzenia na jej piękne, miękkie włosy opadające na ramiona i
S
muskające długą szyję i na jej zmysłowe usta, które często przygryzała białymi ząbkami. Pamiętał, jak te zęby wbijały się w
R
jego ramiona, kiedy jęczała z rozkoszy. Nie, po prostu nie mógł już z nią pracować. Wiedział, że któregoś dnia zatrzasnąłby za nią drzwi swojego gabinetu i zaczął ją namiętnie całować. To go doprowadzało do obłędu. Musiał ją gdzieś wysłać, bo nie potrafił dłużej walczyć z tak silną żądzą. A ostatnie, czego chciał, to wywierać presję na osobę, którą zatrudniał. Poza tym wmawiał sobie, że jej nie potrzebuje. Że nie potrzebuje nikogo. Ale teraz, kiedy miało się pojawić dziecko - ich dziecko wszystko się zmieniło. Nadal jej pragnął. Potrafił sobie wyobrazić ich wspólne życie. Był pewien, że to słuszna decyzja.
Powoli zbliżył się do niej i odgarnął złociste pukle włosów z jej czoła. Patrzyła na niego spokojnie. Zdał sobie sprawę, że teraz pragnie jej jeszcze bardziej niż wcześniej. Ogarnęła go złość na myśl o tej niezwykłej władzy, jaką nad nim miała, i która jeszcze wzrosła, gdy mu powiedziała, że nosi jego dziecko. Dlaczego go odrzuciła? Nie rozumiał jej. Może czuje się winna, że złamała obietnicę, jaką złożyła pierwszego dnia pracy? Ale przecież złamali ją oboje. - To ja jestem odpowiedzialny za tę sytuację. Ty nie ponosisz żadnej winy...
S
- Ależ ja... - zaczęła protestować, ale uniósł dłoń, uciszając ją.
R
- Nasze formalne stosunki zostały naruszone przez moje pochopne działanie, nie twoje. Zapewniam cię, że jako mojej żonie nie będzie ci brakowało niczego. Zapewnię tobie i dziecku prawdziwą rodzinę, opiekę i nazwisko. Serce biło mu szybko, kiedy to mówił. A mówił to, co myślał. Jakie to dziwne, że życie dawało mu taką możliwość! Właśnie teraz. Przeznaczenie rzucało go w ramiona kobiety, o której nie przestawał myśleć, odkąd ją pierwszy raz zobaczył. Małżeństwo było idealnym wyjściem z tego dziwnego położenia, w jakim się znaleźli. - Jutro ogłosimy nasze zaręczyny, a przed końcem miesiąca
się pobierzemy. Nasze dziecko nie dozna żadnego wstydu. Zacisnął dłonie. - Zaplanujemy ślub od razu, może nawet w przyszłym tygodniu... - Nie mogę za ciebie wyjść - powtórzyła cicho, z dziwnym uporem. Jej ponowna odmowa była jak uderzenie w twarz. - Ależ musisz. Nie widzisz tego? - zirytował się. Spojrzała na chwilę w bok, jakby zbierała myśli. - Zdaję sobie sprawę, że małżeństwo wydaje się w tej sytuacji rozsądnym rozwiązaniem, ale wiem też, że w przyszłości
S
byśmy tego żałowali. Czulibyśmy się jak w pułapce, zmuszeni do związku, którego żadne z nas nie chciało.
R
- W moim kraju zaaranżowane małżeństwa są bardzo częste. Nieliczne są zawierane z miłości. Większość dopiero na nią pracuje.
Okrutna ironia losu. To samo powiedział mu jego ojciec, kiedy Elan osiągnął dojrzałość. Godna małżonka, życie pełne obowiązków i wyrzeczeń. Odrzucił to wszystko w imię walki o własne wybory, własne życie. - A twoi rodzice byli szczęśliwi w małżeństwie? Pytanie Sary dotyczyło najgorszych wspomnień Elana o człowieku, który ograbił go z dzieciństwa. - Nie. - Nie chciał jej okłamywać. Obróciła się, stając
naprzeciw niego. - Więc doskonale wiesz, że małżeństwa z rozsądku nie zawsze się kończą miłością. - Na ostatnim słowie lekko zadrżał jej głos. Miłość. Wątpił, czy rozpoznałby miłość, gdyby się z nią kiedyś zetknął. Nawet niegdyś ukochani bracia, teraz byli dla niego obcymi ludźmi - wszyscy oni byli ofiarami gry sił, jaką prowadził ich ojciec. - Co było nie tak w małżeństwie twoich rodziców? -zapytała poważnie Sara.
S
O niektórych rzeczach nie powinno się mówić. Nie znosił publicznego roztrząsania problemów. Ale wiedział, że Sara nie pyta o to ze wścibstwa.
R
- Mój ojciec lubił sprawować władzę i dbał o to, żeby wszyscy wokół wiedzieli, do kogo ona należy. - I próbował kontrolować twoją matkę? - pytała ostrożnie. - Tak. Mama była od niego dużo młodsza, była bystra i miała niezależny umysł. Miała swój własny pogląd na to, jak żyć. - Elan przełknął ślinę. Po wszystkich tych latach nadal miał przed oczami jej pełen ciepła uśmiech. Lubił to wspomnienie, bo było jedynym balsamem na samotność. - Ojciec nie znosił jakiegokolwiek sprzeciwu. - Więc się kłócili?
- Tak. O wiele rzeczy. Zawsze mawiał, że to jego dom i on tu o wszystkim decyduje. Kiedy matka się sprzeciwiła, ukarał ją w najokrutniejszy sposób. Odesłał daleko jej synów. - Nie wyłączając ciebie - powiedziała, patrząc na niego. W jej oczach dostrzegał niekłamane współczucie. - Tak. Mama umarła wkrótce po naszym wyjeździe, a kara ojca była wymierzona w nasz wszystkich. Umarł jako samotny i pełen żalu starzec. Stracił żonę i synów. - To straszne. Elan miał ogromną ochotę objąć Sarę i zanurzyć twarz w jej
S
włosy, ale jej postawa pełna dystansu zupełnie go odpychała. Nie potrzebował od nikogo współczucia. Doświadczenie
R
okrucieństwa ojca i samotności wryło się głęboko w jego psychikę. Nie potrafił już ani ofiarować, ani przyjąć miłości. Widać Sara miała świadomość jego uczuciowej ułomności. Była pełną życia, młodą dziewczyną, która chciała się związać z człowiekiem, który będzie ją kochał, a nie takim, którego samotność doszczętnie spustoszyła duchowo. Przerwała jego ponure rozmyślania. - Jeśli uważasz to za stosowne, odejdę z pracy. - Nie - zaprotestował gwałtownie. Zrobiło mu się gorąco. Sara cofnęła się w przestrachu, kładąc dłoń na brzuchu. - Nie możesz opuścić pracy. - Myśl o jej ucieczce dosłownie
go paraliżowała. Oczami wyobraźni zobaczył, jak Sara się pakuje, wsiada do pociągu i wyjeżdża z miasta. Jedynie małżeństwo mogło temu zapobiec. - Nigdzie nie pojedziesz. W twoim stanie nie ma mowy o wsiadaniu do samolotu... - Jeśli zostanę w pracy, chciałabym wypełniać obowiązki, które mi wyznaczyłeś - odrzekła chłodno. - Nie ma mowy o specjalnym traktowaniu. W przyszłym tygodniu lecę do Meksyku... Elan roześmiał się głośno.
S
- Nie możesz chodzić po pływającej platformie wiertniczej. Tam jest niebezpiecznie i brudno.
R
- Nie bardziej niż wczoraj, kiedy to powiadomiłeś mnie o nowych obowiązkach.
- Wczoraj nie byłaś w ciąży. - Przejechał dłonią po włosach. To znaczy, oczywiście byłaś, ale ja o tym nie wiedziałem. Potrzebuję cię w biurze i nie ma o czym mówić. Sara dumnie uniosła podbródek. Jej oczy błyszczały. Elan podziwiał tę młodą kobietę. Choć bała się latania, nie powiedziała ani słowa. Domyślał się, że nie ma zbyt wiele pieniędzy, a mimo to upewnia go, że poradzi sobie ze wszystkim sama. Jest gotowa zwolnić się z pracy, o którą tyle walczyła. Ta kobieta była mu przeznaczona.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Zupełnie ją zaskoczył. Siedziała, zajadając brokuły, bo Elan zaprosił ją do siebie do gabinetu na lunch, który zamówił w jakiejś restauracji, kiedy nagle położył przed nią kluczyki. Nalegał, żeby przyjęła mercedesa E500, którego zamówił bez konsultacji z nią. - Nie, nie mogę - odmówiła stanowczo. - To wyłącznie kwestia efektywności. Wykorzystasz ten czas na pracę zamiast na jeżdżenie na rowerze. Ogarnął ją gniew.
R
S
- Nie jeżdżę na rowerze w czasie przeznaczonym na pracę, tylko w swoim czasie wolnym. Czyż nie jestem codziennie najwcześniej w biurze?
Elan zawahał się przez chwilę, czy ma powiedzieć o prawdziwych powodach prezentu. Sara prosiła, żeby nie ujawniał, że to z nim jest w ciąży, ponieważ obawiała się, że straci prestiż. - Czy twój lekarz nie odradził ci forsowania organizmu? - Lekarka powiedziała, że dopóki czuję się na siłach,nie tracę oddechu i nie jestem zmęczona, mogę nie zmieniać trybu życia. Wspomniała nawet, że aktywność fizyczna może pomóc zarówno w noszeniu ciąży, jak i przy porodzie. - Ech... Co ci lekarze wiedzą? Jeżdżenie dużym, klima-
tyzowanym autem jest o wiele zdrowsze i... bezpieczniejsze. Przynajmniej inni kierowcy widzą cię z daleka. - Nie mogę go przyjąć. - Odłożyła widelec i skrzyżowała ramiona na piersiach. Elan rozparł się wygodnie w fotelu i spojrzał na Sarę uważnie. W jego oczach widać było rozbawienie i podziw dla jej dumy. - Hm... Muszę przyznać, że jeżdżenie na rowerze dobrze wpływa na twoją cudowną figurę - zauważył z uśmiechem, lustrując ją bez skrępowania od stóp do głów. Sara roześmiała się.
S
- Ach, więc tak mnie próbujesz podejść. Nic z tego, Elan, nie przyjmę go.
R
To była jego nowa taktyka. Odkąd powiedziała mu o wszystkim trzy dni temu, gdy tylko byli sami, nieustannie z nią flirtował. Teraz wpatrywał się w nią tak, że Sara spuściła oczy. Gdzie się podział ten oschły i sztywny człowiek w garniturze, który nawet na nią nie patrzył? Widocznie Elan tylko takiego udawał. Teraz mierzył ją bezczelnie wzrokiem i prowadził grę w aluzje. Sara uwielbiała go takiego, jaki był dla niej ostatnio. Nie wspominając o tym, że otaczał ją opieką, nieustannie się o nią martwił i był bardzo czuły. A niech go! Naprawdę przejął się sytuacją. I stał się taki
czarujący... Nawet o interesach potrafił mówić, patrząc na Sarę tak, że robiło jej się gorąco. Wciąż się uśmiechając, wstał z fotela, okrążył biurko i stanął przed nią. Pochylił się i odgarnął jej włosy z czoła. Sarze serce zaczęło bić gwałtowniej. I wtedy drzwi gabinetu się otworzyły. Sara aż podskoczyła na krześle, tymczasem Elan nie odsunął się od niej ani na centymetr i tylko zmarszczył brwi. - Przepraszam, że przeszkadzam, panie Al Mansur. Jest do pana pilny telefon. Dzwoni pan Redding.
S
- Wezmę naczynia. - Sara usiłowała pokryć zmieszanie. W gruncie rzeczy cieszyła się, że przerwano im tę rozmowę, która
R
zaczynała przybierać niebezpieczny charakter. Z jednej strony pragnęła Elana, ale z drugiej bała się takich sytuacji. Elan jej nie kochał. Chciał się z nią ożenić z zupełnie innych przyczyn. - Pozwól, że ja się tym zajmę, złotko - powiedziała pani Dixon i Sara uśmiechnęła się, wiedząc, że protest na nic się nie zda. Mimo wścibstwa i tego, że jako konserwatywna sekretarka dogadzała swojemu szefowi, jak mogła, czego Sara nie mogła znieść, pani Dixon okazała się miłą, starszą panią. - Proszę mi pozwolić przynajmniej wziąć talerze. Dobrze mi zrobi rozprostowanie nóg.
Kiedy już były w windzie, Sara nie mogła się powstrzymać od pytania. - Pani Dixon, wiem, że wykonuje pani swoją pracę od lat. Ja nie mam takiego doświadczenia i ciekawi mnie, jak pani wytycza granicę pomiędzy tym, co jest pani gotowa zrobić dla szefa, a czego by pani nie zrobiła? - Granicę? Nie ma żadnej. Zatrudniono mnie po to, żebym wychodziła naprzeciw potrzebom mojego szefa. - To brzmi dość niebezpiecznie! - Sara roześmiała się. - Jakie były najbardziej skandaliczne prośby pani pracodawców?
S
Położyć się z nim nago na pustynnym piasku? Wielkie nieba, co by pomyślała ta przyzwoita kobieta, gdyby wiedziała?
R
- Cóż. - Pani Dixon na chwilę zacisnęła usta, a na jej upudrowane policzki wystąpił rumieniec. - Niektórzy prosili mnie, żebym się zajmowała wysyłaniem prezentów i aranżowaniem schadzek z ich... jak to określić? - Pokręciła głową. - Z ich utrzymankami. - Ach tak! Czyżby wszyscy zdradzali swoje żony? - Mężczyźni mają swoje potrzeby, złotko. Lepiej się z tym pogodzić. Najwięksi potentaci finansowi też są przecież tylko ludźmi. - Tu pani Dixon teatralnie zniżyła głos do szeptu. - Nie dalej niż dzisiejszego ranka pan Al Mansur poprosił mnie, żebym się zajęła ubezpieczeniem i transportem klejnotów dla jednej z
jego pań. - Co? - zapytała Sara trochę za głośno. Z trzaskiem wrzuciła talerze do zlewu. - Tak. Powinnaś je zobaczyć. Cudowne i bardzo szykowne. Pan Al Mansur pokazywał mi kilka zdjęć w komputerze i pytał o zdanie. - Ścisnęła ramię Sary. - Sześćdziesiąt tysięcy dolarów szepnęła z przejęciem. - Ta, która je dostanie, jest niezłą szczęściarą. Plamki zaczęły latać Sarze przed oczami i czuła, że nogi się pod nią uginają. Dziewczyna? A może są dla mnie?
S
Od czasu spotkania w jego domu nie wspominali już o
R
małżeństwie. Zdawał się stracić zainteresowanie tym tematem. A może będzie próbował ją przekupić? Nic z tego- Tak, prawdziwa szczęściara. Pewnie czeka na niego w Vegas, bo tam mają zostać wysłane klejnoty. Słowa raziły ją jak piorunem. Vegas? Przecież to setki kilometrów stąd. Zabawne, że pomyślała, że klejnoty są dla niej. Jakby rzeczywiście dostała kiedykolwiek taki prezent! To żałosne. Zacisnęła zęby. Czy nigdy się nie nauczy? Teraz dopiero zdała sobie sprawę, jaką przyjemność sprawiła jej myśl, że Elan chciałby jej coś takiego kupić. Była godna
politowania. Pani Dixon, widząc zmieszanie Sary, zachichotała. - Pewnie trudno ci jest wyobrazić sobie pana Al Mansura z jedną z tych striptizerek z Vegas, ale wierz mi, to właśnie najbardziej ich pociąga. Poza tym nie jest żonaty. Dlaczego nie miałby korzystać z uroków życia? Nie. Nie jest żonaty. Myśl o Elanie z inną kobietą rozzłościła ją. Czy naprawdę chciał się z nią żenić i mieć kochanki, do których latałby w weekendy? Dokładnie jak jej ojciec.
S
- Chyba musimy wracać za biurka. Nie chcemy przecież, żeby pan Al Mansur zobaczył, że nas tam nie ma - paplała starsza
R
pani.
Sara zatopiła się w myślach. Cieszyła się, że nie przyjęła od niego samochodu. Jeśli Elan sądził, że może ją kupić do swojego haremu, grubo się mylił. Następnego ranka Elan raz po raz zerkał na zegarek. Gdzie ona się podziewa? Wizyta u lekarza, o której Sara wczoraj mu wspominała, powinna się skończyć przed dziewiątą trzydzieści. Stanął przy oknie, wypatrując roweru, do którego Sara tak była przywiązana. Gdy zobaczył, jak drobna jasnowłosa dziewczyna w szortach skręca na parking, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Dobrze, że przynajmniej ją przekonał, że powinna nosić kask ochronny. Nagle z parkingu z głuchym warkotem wyjechała ciężarówka. Jechała prosto na nią. Sara nie zdążyła wykonać żadnego manewru. Groza ścisnęła serce Elana. Ciężarówka nie jechała szybko, ale usłyszał tylko pisk hamulców i odgłos zderzenia. Zanim jasno zdał sobie sprawę z tego, co zaszło, pędził już po schodach, wykręcając w biegu 911. - Słucham? - Karetkę! Miała wypadek!
S
- Przepraszam pana, czy mógłby pan mówić wolniej?
R
- Na Sarę najechała ciężarówka. Była na rowerze. - Głos uwiązł mu w gardle i pierwszy raz w życiu zrobiło mu się ciemno przed oczami. - Canyon Street, pięćset. Proszę, pospieszcie się! Dopadł do ciężarówki i zobaczył Sarę na asfalcie. Leżała z zamkniętymi oczami. Chwycił ją za rękę. Na szczęście wyczuł puls. Oddychała. - Nie widziałem jej - mówił rozdygotanym głosem kierowca ciężarówki. Elan nie zwracał na niego uwagi. Czuł obezwładniające pragnienie wzięcia jej w ramiona. Wiedział jednak, że mogła doznać uszkodzeń ciała i że nie powinien jej ruszać. Chciało mu
się krzyczeć z bólu i ze strachu, ale Sara mogła go usłyszeć. Właśnie, może mogła go usłyszeć. - Saro? Żadnej odpowiedzi. Nawet nie drgnęła. Strach go obezwładniał. Przycisnął do ucha słuchawkę, ale nie mógł sobie przypomnieć numeru pogotowia. Niejasno zdał sobie sprawę, że musi być w panice. W końcu drżącymi dłońmi wykręcił numer. - Gdzie karetka? - Już jedzie, proszę pana. Czy ofiara jest przytomna? - Nie. - Mówił urywanym głosem. - Pospieszcie się! Ona jest w ciąży.
S
- Czy ma kłopoty z oddychaniem? - Nie. Oddycha.
R
- Proszę jej nie ruszać. Karetka będzie na miejscu za pięć minut.
Na miejscu wypadku zebrał się już tłum ludzi, ale Elan patrzył tylko na Sarę. Jej ciało było takie drobne i kruche, kiedy tak leżała nieprzytomna na gorącym chodniku. Nigdy jeszcze nie czuł się tak bezradny jak w tej chwili. Chciał zrobić cokolwiek, żeby jej pomóc. - Saro, kochana, słyszysz mnie? Żadnej odpowiedzi. Na parking wjechała karetka na sygnale i ludzie się rozstąpili, robiąc jej miejsce. Kiedy wzięto Sarę na nosze, Elan błagał, żeby
byli ostrożni. - Proszę się odsunąć - polecił lekarz, chcąc zamknąć przed nim drzwi karetki. - Proszę mnie wpuścić - krzyknął Elan rozdzierająco, nie panując nad sobą. - Przykro mi, proszę pana, nie ma miejsca. - Ależ to moja... jestem jej... jestem ojcem jej dziecka! krzyknął. - Przykro mi, proszę pana. Bierzemy ją do Szpitala Głównego. Może pan jechać za karetką.
S
Ogarnęła go wściekłość i rozpacz, gdy drzwi karetki się zamknęły i samochód odjechał, zabierając Sarę.
R
Zaklął pod nosem. Kluczyki od auta! Przepchnął się przez tłum i wbiegł do biura. Pięć minut później jechał już w szaleńczym tempie do szpitala.
- Nie pozwólcie jej umrzeć! - Na pół się modlił, na pół krzyczał nad kierownicą. Z piskiem opon zahamował na parkingu przed szpitalem. Minął grupkę śmiejących się i zajadających lunch lekarzy i dopadł do dyżurki szpitalnej. - Gdzie jest Sara Daly? - zapytał bez tchu, przerywając recepcjonistce rozmowę z inną kobietą. - Proszę chwilę zaczekać.
- Właśnie ją tu przywieziono. Jest ciężko ranna! -powiedział i zaczął biec w stronę dwuskrzydłowych drzwi. - Nie! Proszę pana, nie może pan tam wchodzić! - Ale ona mnie potrzebuje... - Dwóch sanitariuszy zatrzymało go, chwytając za ramiona, nim sięgnął drzwi. - Państwo nie rozumieją. Jestem jej... Kim? Nie był przecież jej mężem, nie był nawet jej narzeczonym. Był tylko jej szefem. - Proszę pana, proszę pozwolić, że zaprowadzimy pana we właściwym kierunku. - Sanitariusze przywiedli go z powrotem
S
przed dyżurkę i dość stanowczo usadowili na krześle. - Sara Daly - powiedział do siwej kobiety za biurkiem Elan. -
R
Muszę z nią być - dodał głosem nieprzyjmującym sprzeciwu. - Rozumiem, proszę pana. Sprawdzę jej kartę zapisu. Kobieta pochyliła się nad komputerem, obrzuciwszy Elana pełnym sympatii spojrzeniem. - Aktualnie pacjentka znajduje się w sali badań. Jest z nią lekarz. Elan zesztywniał na myśl o tym, że Sara jest sama z jakimś obcym facetem. - Będzie pan musiał tu zaczekać, aż przyjdzie lekarz i powie panu... - Nie mogę! - Wstał gwałtownie. Natychmiast zjawiło się przy nim dwóch sanitariuszy.
- Proszę pana, rozumiemy, że przeżywa pan trudne chwile, ale nie chciałby pan chyba przeszkadzać lekarzom i pielęgniarkom w ratowaniu pacjentki? - Nie. - Elan opadł na krzesło zrezygnowany. Zaraz jednak wstał i zaczął chodzić nerwowo po korytarzu. Sara musi żyć. A kiedy odzyska zdrowie, już jego w tym głowa, żeby nigdy nikt nie mógł jej z nim rozdzielić. Sara rozejrzała się po sali, w której zostawiły ją pielęgniarki. Właściwie „sala" to za dużo powiedziane. Leżała po prostu na korytarzu, oddzielona jedynie niebieską zasłonką. Kostka tak ją
S
bolała, że niemal żałowała, że się nie zgodziła na podanie środków przeciwbólowych, zaraz jednak zerknęła na leciutko zaokrąglony brzuch.
R
Nie miała pojęcia, jak długo znajduje się w szpitalu, chociaż odzyskała przytomność już w karetce. Badania zdawały się trwać całą wieczność. Strach zmienił się w wyczerpanie i nie mogła się już doczekać powrotu do domu. Nagle stanął przed nią Elan, jakby wyrósł spod ziemi. - Saro - wydusił ze ściśniętym gardłem. - Wszystko w porządku. Mam tylko skręconą kostkę powiedziała dzielnie. - A dziecko kopie jak szalone. Elan wziął ją za rękę. Zrobiło jej się ciepło. Po raz pierwszy tego dnia poczuła się bezpiecznie.
- To cud, że nic poważnego ci się nie stało. Tak się martwiłem - mówił, patrząc na nią czule, jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że jest cała i zdrowa. Kiedy na niego patrzyła, największy ból jej sprawiało, że nie jest jej. Zwłaszcza teraz. Pragnęła, żeby Elan nie martwił się o nią tylko ze względu na dziecko, ale dlatego, że ją kocha. - Muszę cię zabrać do domu - stwierdził i zacisnął zęby z determinacją. - Zdaje się, że pielęgniarka ma przynieść mój wypis ze szpitala. Lekarz chciał mnie tu zatrzymać na jedną noc ze względu
S
na utratę przytomności, ale ponieważ dziecko się rusza i badania wyszły dobrze, zgodził się mnie wypuścić.
R
- Świetnie. - Elan klasnął w dłonie z radości. - Gdzie ta pielęgniarka? A przy okazji, wracasz do domu ze mną. I nawet nie myśl o tym, żeby się sprzeczać.
- Wręcz przeciwnie, będę ci bardzo wdzięczna, jeśli mnie odwieziesz. Spojrzał na nią i zmarszczył groźnie brwi. - Kiedy powiedziałem „do domu", miałem na myśli mój dom. Sara niemal podskoczyła na łóżku. - Och, nie. To niemożliwe. - Czy pytam cię o zdanie? - Po czym ruszył na poszukiwanie pielęgniarki.
Sara próbowała wstać, ale ból w kostce był nieznośny. Jedna zdrowa noga nie udźwignie całego ciężaru jej ciała, które w ostatnim czasie zaczęło gwałtownie przybierać na wadze. Jęknęła. Elan szybko wrócił. - Co się stało? - Próbowałam wstać - pisnęła. - Nie ma potrzeby, żebyś gdziekolwiek chodziła. Wezmę cię na wózek, a do samochodu i z samochodu cię przeniosę. Proszę, nie pogłębiaj urazu. Ja się wszystkim zajmę. - Naprawdę chcę wrócić do siebie. - Marzyła tylko o tym,
S
żeby się już położyć we własnym łóżku.
- To niemożliwe - powiedział, odwracając od niej wzrok.
R
Kiedy przyszła pielęgniarka i wypełniła dokumenty, a Sara je podpisała, Elan zwrócił się do pielęgniarki. - Sara została uderzona w głowę. Nadal istnieje ryzyko wstrząśnienia mózgu, prawda? - Tak, to doprowadziło do utraty przytomności. Wprawdzie nie ma rany otwartej, ale... - A więc teraz istotne jest, żeby ktoś z nią był, kto w razie pierwszych symptomów odwiezie ją z powrotem do szpitala? - Jak najbardziej. Elan zapewnił pielęgniarkę, że Sara będzie miała dobrą opiekę, a starsza kobieta uśmiechnęła się, mówiąc, że chyba nigdy
nie widziała nikogo tak troskliwego jak on. Gdy pielęgniarka wyszła, spojrzeli na siebie. Sara zagryzła wargę. - Rozluźnij się, Saro. Napięcie spowalnia proces leczenia powiedział i jego oczy zaśmiały się. Spakował jej rzeczy do torby, po czym najspokojniej w świecie wziął ją ostrożnie w ramiona i wyniósł ze szpitala.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
R
- Muszę ci coś wyznać, Saro.
S
Sara została usadowiona pośród poduszek na jego wygodnym łóżku, które znajdowało się tuż przy werandzie. Na stoliku przy łóżku Elan postawił pojemnik z lodem i kilka soków owocowych, stertę książek i czasopism oraz położył pilot od telewizora znajdującego się naprzeciw łóżka. Lekko uchylone drzwi balkonowe dawały przewiew. Sara czuła się bardzo dobrze. Patrząc na nią, Elan miał satysfakcję, że udało mu się wszystko tak zorganizować, żeby czuła się tu jak w domu. Na jego słowa oczy Sary się zwęziły i odwróciła wzrok. - Co takiego? - Jest duże prawdopodobieństwo, że nieumyślnie zdradziłem,
kto jest ojcem twojego dziecka. Przechyliła głowę, ale nic nie powiedziała. Elan przesunął dłonią po włosach. - Kiedy na parking wjechała karetka, było tam mnóstwo ludzi. Zdaje się, że spanikowałem. Krzyczałem coś, że jestem ojcem twojego dziecka. Sam nie wiem, jak mogło do tego dojść. Patrzył z napięciem w posmutniałe oczy Sary. - Trudno. I tak prędzej czy później by się wydało - powiedziała cicho. - Zabierali cię i nie wpuścili mnie do karetki. Nie pamiętam,
S
co dokładnie mówiłem. Wiem tylko, że chciałem powiedzieć: to moja żona.
R
Twarz Sary złagodniała i spojrzała na niego niemal wesoło. - Wyobrażasz sobie to poruszenie w biurze? - Zamyśliła się. - Prawdę mówiąc, zupełnie mnie nie interesuje, co ludzie pomyślą. Obchodzisz mnie tylko ty i dziecko. Czy masz wszystko, czego potrzebujesz? Przynieść ci coś? - Tak. - Sara roześmiała się, pokazując białe zęby. - Księżyc na sznurku. Elan uniósł brwi. - Czy to jakiś rodzaj cukierków? - Elan, żartuję. - Nadal się uśmiechała. - Rozpieszczasz mnie, zapewniając wszystkie możliwe wygody.
Pogładziła się po brzuchu. Miała na sobie olbrzymi podkoszulek Elana i bokserki, które jej pożyczył. To ciekawe, że fizycznie pasowali do siebie tak idealnie, a rozmiary mieli zupełnie inne. Elan patrzył na nią z zachwytem. - Jak cudownie jest słyszeć twój śmiech. W tej chwili pomyślał, że choć absolutnie nie życzy Sarze bólu, to nie chciałby, żeby jej kostka szybko się zagoiła. Był pewien, że Sara czuje się u niego dobrze, może nawet na tyle dobrze, żeby już nigdy nie wracać do siebie.
S
Sarze należał się ten odpoczynek i jeszcze nigdy nie czuła się tak komfortowo, oddając się lenistwu.
R
Elan drugi dzień uwijał się przy niej, doglądał jej, zgadywał jej życzenia, a nawet kładł ją spać. Jeszcze nigdy nikt się nią tak nie opiekował. Elan sprawiał wrażenie, jakby zapomniał o istnieniu firmy. Dzisiaj chodził po domu ubrany tylko w sprane dżinsy. Czy ten facet nie ma nad nią litości? Sara przeżywała męki, patrząc na jego silne, umięśnione ramiona i przypominając sobie, jak je ściskała, gdy na niej leżał. Wiedziała, że Elan robi to celowo. Musiał widzieć, że Sara nie może się na niczym skupić i że kiedy się do niej zbliża, ona oblewa się rumieńcem. Poza tym wierciła się na swoim siedzisku,
a kiedy podchodził i z niewinną miną pytał, co jej jest, odburkiwała mu tylko. Ależ on był przystojny. Przełknęła ślinę. Elan spojrzał na nią znad czasopisma. - Masz ochotę na masaż? - W kącikach jego ust drżał ledwo dostrzegalny uśmiech. - Nie, nie mam ochoty na masaż - mruknęła ze złością. Ta sytuacja ją przerastała. Nieustannie myślała o kochaniu się z nim. O rany, przepraszam. Chyba jestem nieznośna. Muszę być dla ciebie strasznym ciężarem.
S
Elan uśmiechnął się szelmowsko.
- A ty byś się mną opiekowała, gdybym został ranny?
R
- Przechylił głowę na bok.
- Nie ma mowy. Zostawiłabym cię konającego przy drodze. Sara gwałtownie otworzyła gazetę.
- Nie wierzę ci. Ale jeśli to prawda, cieszę się, że nasze dzieci będą miały mnie, kiedy coś im się stanie. - Jego uśmiech i sposób, w jaki na nią patrzył, wywoływał na jej ciele gęsią skórkę. - Nasze dzieci? - spytała ze złością. - Spodziewam się jednego dziecka. Widziałam USG. - Jak na razie. - Uśmiechnął się enigmatycznie. - Myślę, że masaż jest wskazany. Widzę, że jesteś bardzo spięta. - Jego głos był dziwnie niski i Sara gotowa była przysiąc, że
Elan oblizał przy tym wargi. Zanim zdążyła zaprotestować, Elan już był przy niej. Usadowił się za nią, odsuwając poduszki. Odgarnął jej włosy i położył swoje duże dłonie na jej karku. - Och - jęknęła pod wpływem bólu i ulgi, jakich jednocześnie doznała. - Widzę, że wskazana jest seria głębokich masaży - wyszeptał jej do ucha. Jego gorący oddech palił jej skórę. - Bardzo głębokich. Jego palce mocno masowały jej mięśnie i Sara nie była zdolna wykonać żadnego ruchu. Czuła zapach jego ciała i wody
S
kolońskiej. Jego dłonie, za których dotykiem tak tęskniła, sprawiały jej jednocześnie ból i rozkosz. Czuła jego gorący,
R
przyspieszony oddech na swoim karku. Nagle poczuła go tuż przy uchu. Chciała,żeby ją pocałował, ale równocześnie nie chciała, żeby przerywał to, co robił.
- Muszę ci wyznać coś jeszcze. Sara przełknęła ślinę. Czyżby zamierzał się przyznać do swoich romansów? Nie chciała tego słyszeć. - Chcę cię przeprosić za to, że zasypałem cię taką górą obowiązków. - Wbił kciuki głębiej w jej ciało tuż nad talią. - To niewybaczalne. - Przeciwnie. - Z trudem dobierała słowa. Serce waliło jej jak oszalałe, a mięśnie rozluźniały się pod wpływem dotyku jego
silnych dłoni. - Jestem ci wdzięczna za to, że mogłam pokazać, na co mnie stać. Niewielu szefów daje taką szansę. Elan zachichotał. - To prawda, niewielu. Muszę się przyznać, że moje intencje nie były zupełnie uczciwe. Zamarła. Jego palce także zastygły w bezruchu. - Chciałem cię obciążyć pracą tak, żebyś pożałowała, że mnie kiedykolwiek poznałaś. Wiedziała. Ogarnęła ją złość.
S
- Nie miałem pojęcia... - przysunął twarz do jej włosów - że tak świetnie sobie poradzisz z tymi zadaniami. Przekonałem się za
R
to, i nie mam już co do tego żadnych wątpliwości, że jesteś jedyną kobietą dla mnie.
Sara poczuła, jak wargi Elana delikatnie dotykają jej szyi. Odgarnął jej włosy i całował kark i szyję. Poczuła, jak jego zęby delikatnie wbijają się w jej skórę, i zadrżała. Jego język wodził po jej skórze, a gdy doszedł do ucha, coś zadzwoniło jej w głowie na alarm. - Poczekaj. - Nie mówisz tego poważnie - szepnął jej do ucha. Doskonale wiedział, jak bardzo Sara go pragnie. I miał rację. Nie była zdolna mu się oprzeć. Odkąd się
rozstali po pamiętnej nocy na pustyni, marzyła o tym, żeby ją całował. - Jesteś moim przeznaczeniem, Saro. Jedyną kobietą we wszechświecie, którą chcę poślubić. Byłem zbyt ślepy, żeby to dostrzec, i zbyt uparty, żeby w to uwierzyć, dopóki nie położyłem ręki na twoim brzuchu i nie poczułem, że jesteśmy dla siebie stworzeni - szeptał jej do ucha, gryząc je lekko. Sara drżała z podniecenia i radości. Dlaczego jego słowa były dla niej tak oczywiste? Sara uniosła swój podkoszulek i ściągnęła go.
S
- Chcę cię czuć całym ciałem - poprosiła. Teraz miała na sobie jedynie biały biustonosz i bokserki
R
Elana. Tak jak wtedy na pustyni, Elan objął ją w talii silnymi dłońmi i położył przed sobą.
- Moja Sara. - Jego zaborcze słowa sprawiały jej przyjemność i podniecały ją. Nigdy nie znała takiego mężczyzny. Niebezpieczny w swojej potędze, namiętny i rozpalający, a równocześnie opiekuńczy, czuły i zabawny. Czuła, że jeśli zaraz jej nie pocałuje, umrze. Tymczasem Elan wsunął dłonie pod jej biustonosz i pieścił sutki. Kiedy już nie mogła dłużej tego znieść, przyciągnęła jego twarz do swojej. Pocałowali się tak namiętnie jak nigdy wcześniej. W jego ramionach czuła się tak bezpiecznie.
Kocham cię. Czuła, że te słowa wypływają z jej wnętrza. Miała ogromną ochotę je wypowiedzieć, a jednak coś trzymało je w jej głowie. Dlaczego nie potrafiła wyznać tego, co czuje? Nie ufała mu. Przez głowę przeleciała jej myśl o sześćdziesięciu tysiącach dolarów, jakie wydał na biżuterię dla innej. Gdy to sobie uświadomiła, zesztywniała. - Nie mogę - powiedziała do niego nagle. Elan, kompletnie zaskoczony, puścił ją i usiadł na łóżku. Był zmieszany i wyglądał, jakby się przebudził ze snu. Jego ciało drżało.
S
- Nie chcę być najnowszym dodatkiem do twojego stada. Nie chcę być twoją nową klaczą.
R
Elan uśmiechnął się drwiąco, co rozzłościło ją jeszcze bardziej.
- Każdy ogier potrzebuje pięknej partnerki. - W jego oczach widać było, że niezbyt poważnie traktował to, co mówiła. - Każdy ogier ma całe stado klaczy. Nie mam zamiaru żyć w ten sposób. Mój ojciec traktował tak moją matkę. Ja wolałabym umrzeć z głodu. - O czym ty mówisz? Nie mam intencji wiązania się z jakąkolwiek inną kobietą prócz ciebie. Ty najlepiej powinnaś wiedzieć, że zanim cię poznałem, miałem dość kobiet. - Elan
zmarszczył brwi. Sara uniosła dumnie głowę. - Pani Dixon powiedziała mi o biżuterii, którą wysyłasz do Las Vegas. Chyba wszyscy wiemy, co się dzieje w Sin City. - Na policzki Sary wystąpił silny rumieniec. Elan wybuchnął śmiechem. - Pani Dixon ci to powiedziała? Muszę przyznać, że jestem zaskoczony. Wydawało mi się, że jest uosobieniem dyskrecji i mogę jej powierzyć moje małe sekrety. Sara zawrzała. A więc nie traktował jej poważnie! Jak śmiał? - Jak możesz się z tego śmiać? Wiesz, jak się czuję, kiedy
S
proponujesz mi dozgonny związek, a nie dalej jak kilka dni temu kupiłeś drogie prezenty innej kobiecie?
R
Elan spojrzał na nią z podziwem, po czym nie mogąc się powstrzymać, znowu wybuchnął śmiechem. - O rany, zazdrosna jak kotka! Zaraz będę miał jej pazury na swojej piersi. A niech mnie, Saro, jesteś najcudowniejszą kobietą pod słońcem! - A z ciebie jest... - zawahała się, szukając słów - zwykła świnia! Elan szybko i zwinnie pochylił się nad nią i położył ją na łóżku. - Zamówiłem tę biżuterię dla ciebie, kochanie - oświadczył, a w jego oczach znowu zatliła się namiętność.
- Nie wierzę ci, nie mieszkam w Las Vegas. - Nie - odrzekł, patrząc jej w oczy - ale koordynatorka naszego ślubu, owszem. Chciała zobaczyć biżuterię, żeby móc dopasować do niej twoją suknię ślubną. Widzę, że mój podstęp się nie udał. Umysł Sary nie nadążał za tym, co on mówił. - Naszego ślubu? - Zamrugała zdumiona. Przez moment Elan zawahał się, a potem pocałował ją w policzek. - Saro, zaczekaj tu chwilkę.
S
Wyszedł z pokoju. Jej kostka pulsowała gwałtownie i Sara usiadła na łóżku. Powinna być wściekła. Elan planował ich ślub,
R
mimo że mu odmówiła. Jego arogancja nie miała granic. Więc dlaczego drżała z radości na myśl o tym, że naprawdę mogliby wziąć ślub?
Wrócił, trzymając ręce za plecami. - Saro, chciałbym ci dać skromny prezent, który, jak się okazało, wywołał niewielkie nieporozumienie. Wczoraj odesłano mi go z Las Vegas razem z kilkoma innymi rzeczami na nasz ślub. Wyciągnął dłonie. Leżała na nich złota diamentowa kolia oraz bransoletka. Biżuteria błyszczała oszałamiająco w jasnych promieniach słonecznych. Sara była olśniona. - Mogę ci ją włożyć?
Sara przełknęła ślinę. A więc Elan zadał sobie tyle trudu dla niej. - Tak. Usiadł naprzeciw niej, otoczył ją swoimi silnymi ramionami i zapiął kolię. Gdy się odsunął, żeby zobaczyć efekt, Sara zaczerwieniła się. Była naga od pasa w dół i czuła się jak Kleopatra. - Takie piękno zasługuje na miarodajną oprawę. Zaraz przyniosę lustro. Gdy się zobaczyła w lustrze, omal nie zemdlała z wrażenia.
S
To prawda - wyglądała pięknie. Jasne włosy cudownie współgrały ze złotą barwą kolii, a błyszczące oczy z brylantami.
R
- Pozwól, że włożę ci też bransoletkę. Zauważyłem, że nie nosisz kolczyków.
- Ja... nie wiem, co powiedzieć. - Dotknęła kolii. Sześćdziesiąt tysięcy dolarów na biżuterię. Specjalnie dla niej. - Moja Saro - powiedział z dumą. - Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie. Sara zarzuciła mu ręce na szyję. Ich usta spotkały się w pocałunku. Wiedziała, że oboje czują to samo: są mężem i żoną, a ich ciała należą do siebie. - Saro? - Spojrzał na nią pomiędzy jednym pocałunkiem a
drugim. - Wyjdziesz za mnie? - Tak.
ROZDZIAŁ JEDENASTY Rano obudziła się w śnieżnobiałej pościeli w sypialni Elana. Było jej przyjemnie i chłodno. Sądząc po tym, gdzie się w tym momencie znajdowało słońce, spała chyba do południa. Po chwili Elan wpadł do sypialni jak wicher. Zamiast
S
dżinsów i podkoszulka, do których się przyzwyczaiła, miał na
R
sobie odprasowany garnitur. Strój szefa.
- Idziesz do biura? - Usiadła i odłożyła książkę. - Pojadę z tobą. Mogę już wrócić do pracy. - Po trzech dniach spędzonych na lenistwie dostawała już świra. - Nie ma takiej potrzeby. - Uśmiechnął się szeroko. Poprowadziłem wszystkie dzisiejsze spotkania z mojego gabinetu przez wideotelefon. - Ach, tak. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a w jego oczach błysnęła ekscytacja. - Ogłosiłem też nasze zaręczyny. Strach ścisnął jej serce. - Powiedziałeś ludziom w biurze, że się pobieramy?
- Tak, i że będziemy mieli dziecko. - To stało się tak szybko. - Dziecko w jej łonie wykonało niespokojny ruch i Sara położyła rękę na brzuchu, żeby je uspokoić. Elan uniósł głowę i spojrzał na nią ostro. - Nie chcesz się dzielić naszą radością ze światem? - Chcę, ale... - Ale co? - Może byłoby miło, gdybyśmy robili takie rzeczy razem. Skinął głową ze zrozumieniem. - Masz rację. Odtąd wiele rzeczy będziemy robić razem. Ale
S
tymczasem musisz odpocząć. Miałaś wypadek, a to niebezpieczne dla kobiety w ciąży. Im więcej masz spokoju, tym lepiej.
R
- Noga już mnie prawie nie boli. - To była prawda, natomiast nadal czuła lekkie osłabienie i miała zawroty głowy. Sądziła jednak, że im wcześniej zacznie normalne życie, tym prędzej się z tego wykaraska. - A te wszystkie siniaki i stłuczenia na twoim pięknym ciele? - Uśmiechnął się, pewnie na myśl o tym, że wszystkie je dokładnie obejrzał. Sara uśmiechnęła się także. - Sądzę, że wszystkie twoje pocałunki mają magiczną moc gojenia moich ran. Czuję się jak nowo narodzona. - Być może wieczorem zaaplikujemy jeszcze trochę tego
lekarstwa, ale na razie muszę jechać na spotkanie. Złożyłem wniosek o pozwolenie na ślub cywilny i dzisiaj mam rozmowę w tej sprawie. - Co takiego? - Musimy się pobrać jak najszybciej. Już teraz jesteś moją żoną w wielu znaczeniach tego słowa, ale chciałbym, żebyś się nią stała także w oczach świata. - Sięgnął po jej dłoń i pocałował ją. To będzie skromna uroczystość. Tylko ty, ja, reprezentant urzędu i Olga, moja kucharka, jako świadkowie. Organizatorka ślubu zatrudniła utalentowanego fotografa, który zrobi zdjęcia przepięknej pannie młodej.
S
- Ale ja... - Sara czuła, że łzy ma tuż po powiekami. -
R
Zawsze... chciałam mieć duże wesele. Z całą moją rodziną. Chciałam, żeby mój najstarszy brat poprowadził mnie do ołtarza. Spojrzała na Elana. - Ma na imię Derek. Nawet nie znasz imion moich braci i sióstr. Chciałabym, żeby cię poznali. - Na to będzie czas później - powiedział łagodnie i przytulił ją do siebie. - Bardzo chcę ich poznać. Wszystkich tu przywieziemy. Może zrobimy wielką uroczystość, kiedy urodzi się dziecko? Sara uświadomiła sobie, że nie zadzwoniła nawet do rodziny, żeby ich poinformować, że wychodzi za mąż. Elan tak gruntownie owinął ją w kokon wygody i komfortu, że świat poza nimi - nawet
jej rodzina - wydawał się odległy o lata świetlne. - Chcę, żebyś jak najszybciej stała się moja na zawsze. Jutro przyjedzie organizatorka ślubu, żebyś przymierzyła suknię. Sara czuła, że wszystko dzieje się za szybko, a ona nie ma nad tym żadnej kontroli. Chwyciła się ostatniej deski ratunku. Była przecież potrzebna w biurze i wiedziała o tym. - Zostawiłam w biurze kilka niedokończonych spraw. Naprawdę powinnam z tobą pojechać, choćby po to, żeby zgrać pewne pliki i pracować potem w domu. - Saro. - Elan zachichotał, kiedy Sara chwiejnie wstała. -
S
Będziesz moją żoną. Nie ma potrzeby, żebyś zarabiała na życie. Nie będzie ci niczego brakować.
R
- Ale ja lubię pracować, poza tym mam kilka długów do spłacenia, ogromnych długów. - Spojrzała na niego nieufnie, nie wiedząc, jak na to zareaguje.
Ale on machnął dłonią lekceważąco. - Twoje długi anulowano. Sara zesztywniała z wrażenia. - Jak to? Spłaciłeś je? Skinął głową. - Ale skąd wiedziałeś? Podrapał się po głowie. - Mam swoje sposoby. Tak czy inaczej, odpoczywaj, kochanie, żebyś była wypoczęta i w pełni zdrowa na naszym ślubie. To mówiąc, pocałował ją w czoło i poprawił poduszki. Niebawem wrócę z obiadem.
Moja Sara. Sara nie wiedziała czemu, ale te słowa jeszcze długo krążyły jej po skołatanej głowie. Zanim zasnęła, Elan jawił jej się jako huragan pustynny, który zmiecie na swojej drodze wszystko, co przeszkodzi mu w osiągnięciu celu. Szła, drżąc na całym ciele, a ludzie patrzyli na nią z podziwem. Była cała pokryta złotą farbą, miała na sobie strojną, ale zbyt ciasną złotą suknię i ciężką biżuterię. Było jej niezmiernie gorąco w upale. - Jak pięknie wygląda! - mruczeli do siebie ludzie. - Nie mogę oddychać! - chciała krzyczeć, ale nie była zdolna wydobyć z siebie głosu.
S
- Duszę się! - usłyszała swój krzyk i obudziła się. Nie
R
wiedziała, jak długo spała ani która jest godzina. Nie przyszło jej na myśl, że ma gorączkę. Jedyne, o czym myślała, to że Elan przejął kontrolę nad jej życiem i zamknął ją w złotej klatce. Usiadła gwałtownie na łóżku. Kostka była już niemal wyleczona. Nie było powodu, żeby leżała jak tuczna świnia. Przed oczami mignął jej obraz samej siebie, zniewolonej, zależnej od Elana, niepracującej. Władza, jaką nad nią miał, przerażała ją. Gasił jej protesty namiętnymi pocałunkami i Sara zapominała, co chciała powiedzieć. Dbał o wszystkie jej potrzeby, zanim zdążyła o cokolwiek poprosić. Troszczył się o wszystko i sam wszystko za nią załatwiał.
Nie mogła żyć w ten sposób. - Elan? - Chciała mu to powiedzieć natychmiast. Ale chyba jeszcze nie wrócił. - Nie może w życiu prywatnym zachowywać się jak szef - mówiła do siebie, ubierając się. - Mam swoje własne cele, swoje życie. Chcę zrobić karierę. Wyszła na zewnątrz pierwszy raz od trzech dni. Wciągnęła świeże powietrze. Po lekkim chłodzie zorientowała się, że musi już być późne popołudnie. Nagle osłupiała. Rower. Lub raczej to, co z niego zostało.
S
Podeszła do swojego ulubionego wehikułu, który leżał w rozsypce, zdeformowany i rozłożony na części. Mógł się
R
wykrzywić pod wpływem wypadku, ale przecież nie aż tak. Co on z nim zrobił? Dlaczego go w ogóle tu przywiózł? Wiedziała, że Elan nie znosił tego roweru, ale nie przyszłoby jej na myśl, że może zniszczyć niemal jedyną jej własność. Ostatnia namiastka wolności, jaką miała, leżała w ruinie. - Nie! - krzyknęła głośno. Gdzie była jej rodzina? Jej przyjaciele? Miała tylko Elana. Nigdy nie powiedział, że ją kocha. Chciał, żeby została jego żoną, ale oboje z własnego doświadczenia wiedzieli, że to nie to samo. Prędzej czy później będzie musiała się podporządkować.
Karmię ją, dbam o nią i daję jej schronienie przed słońcem. Nauczy się, że wszystko to ma swoją cenę. Nauczy się płacić. Dla Sary cena była zbyt wysoka. Muszę się stąd wydostać, pomyślała.. - Moja Sara. - Elan wbiegł do domu, nie mogąc się doczekać, kiedy weźmie ją w ramiona. Jak cudownie było mieć ją u siebie, wiedzieć, że ktoś na niego czeka. Niedługo będą na niego czekać dwie osoby. Na tę myśl serce ścisnęło mu się ze wzruszenia. - Saro! - zawołał. - Już jestem! Cisza. Wszedł do salonu. Nikogo. Nie było jej też w sypialni.
S
Na zasłanym łóżku leżała kolia oraz koperta. Drżącymi dłońmi rozerwał ją. Drogi Elanie,
R
Obawiam się, że nie mogę Cię poślubić... Przeleciał oczami kartkę, szukając informacji, dokąd pojechała. Wracam dzisiaj do Wisconsin. Proszę, nie jedź za mną. Skontaktuję się z Tobą, gdy będę gotowa. Na pewno pojechała pociągiem. Z powodu skręcenia kostki nie mogła prowadzić, a do samolotu nie wsiadłaby z własnej woli. Wskoczył do auta i ruszył gwałtownie. Wiedział, że Sara musi
najpierw wsiąść do pociągu do Chicago, a ten odjeżdżał raz dziennie o szesnastej trzydzieści. Miał dwadzieścia minut. Nie wiedział nawet, jak i kiedy znalazł się na dworcu. Całą trasę od samochodu na dworzec pokonał w pełnym biegu i wskoczył do pociągu, kiedy ten już ruszał. Nie zawahał się ani przez chwilę. Zmęczony szedł pomiędzy przedziałami, szukając jasnych włosów i ukochanej twarzy. Nie mógł jej pozwolić odejść. Po prostu nie mógł. Byli dla siebie stworzeni. - Sara - wydał stłumiony okrzyk, gdy zobaczył ją z twarzą
S
zwróconą do okna. Gdy na niego spojrzała, z oczu popłynęły jej łzy.
R
Poczuł wielką ulgę, że ją odnalazł. Usiadł naprzeciw niej i ścisnął jej dłonie.
- Dlaczego mnie opuściłaś? - zapytał z bólem. Nic nie odpowiedziała, a z jej oczu wciąż płynęły wielkie łzy. Elanowi ścisnęło się serce. - Moja kochana Saro, nie płacz. Nie ma problemu, którego byśmy nie mogli rozwiązać razem. - Ucałował jej dłoń i przycisnął do piersi. - Dziękuję niebiosom, że cię odnalazłem. Możemy wysiąść na następnej stacji i wrócić taksówką do domu. Spojrzała na niego zdumiona i przestała płakać. - Nie mogę - powiedziała.
Jej odmowa zaskoczyła ją samą. Pięć minut temu patrzyła w okno i powtarzała jego imię. Chciała z nim zostać, nieważne za jaką cenę. Kochała go, potrzebowała bardziej niż swojej niezależności, którą wypracowywała przez lata. Bardziej niż swojej dumy. Jednak teraz, kiedy znowu z nim była, wypełniała ją chęć buntu. - Ale dlaczego? - Czytałeś mój list? - zapytała, przypatrując mu się badawczo.
S
- Pisałaś, że nie możesz za mnie wyjść i że wyjeżdżasz... Nie było czasu na czytanie reszty - przyznał ze skruchą. - Nie mam go ze sobą.
R
Sara wydała z siebie gardłowy odgłos, który mógł uchodzić za histeryczny śmiech.
- Nawet go nie przeczytałeś! - wykrzyknęła, kręcąc głową. Nie obchodzi cię, co chciałam ci powiedzieć. Wiedziałeś tylko, że musisz po mnie pojechać jak po zbiegłą klacz! Powody ucieczki są dla ciebie nieistotne?! - Ja... ja po prostu nie mogłem pozwolić ci odejść - powiedział Elan. - I o to właśnie chodzi. Ty zawsze wiesz lepiej, prawda? Wiedziałeś, że mamy wziąć ślub, i nie odpuściłeś, póki się nie
zgodziłam. Potem wymieciesz całe moje dotychczasowe życie i zastąpisz je nowym. Ale ja mam swoje plany i nie zamkniesz mnie w złotej klatce tylko dlatego, że się spodziewam twojego dziecka, Elan, czy ci się to podoba, czy nie. Zamilkła, żeby złapać oddech. Otworzył usta. Bez wątpienia chciał zaprotestować lub ją uciszyć, ale nic nie powiedział. Zapadło milczenie. - Kocham cię, Saro - oświadczył w końcu poważnie. Powiedział to miękko, przepraszająco i patrząc jej prosto w oczy. Po prostu cię kocham. Serce jej się ścisnęło.
S
Kochał ją. Nie mogła w to uwierzyć.
R
- Jesteś moją żoną, wiesz, że nią jesteś. Nie musimy mieć na to żadnych dokumentów, nie potrzebujemy do tego ślubnej sukni. Nasze małżeństwo i tak jest zapisane w gwiazdach. - Uniósł głowę. - Jeśli nie chcesz za mnie wychodzić, dobrze. Ale ja nie chcę bez ciebie żyć. Nie chcę mieć nad tobą żadnej kontroli. Chcę cię tylko kochać. Ciebie i nasze dziecko. Sara także tylko tego pragnęła. Czuła przemożną potrzebę zatonięcia w jego ramionach, które dawały jej poczucie bezpieczeństwa. Ona także go kochała, całym sercem. - Wypełniłaś mój pusty dom i moje puste serce miłością szepnął. - Nie sądziłem, że w ogóle jestem jeszcze do niej zdolny.
To, co nas połączyło, jest zupełnie wyjątkowe i nie chcę tego stracić. - A co się stało z moim rowerem? Zniszczyłeś go? - Tak - przyznał. W jej głowie rozległ się alarm. - Celowo zniszczyłeś mój jedyny środek transportu? Jak mogłeś? - Rower zniszczył się w wypadku. Poza tym kupiłem ci samochód. - Elan spuścił oczy. - Ten wypadek przeraził mnie nie na żarty. Myślałem, że cię stracę. Wyładowałem się na rowerze.
S
Nie powinienem był tego robić. Przepraszam. Kupię ci nowy rower.
R
Skrucha w jego oczach była szczera. Naprawdę było mu przykro.
Jej protest wyraźnie słabł. Elan zupełnie ją rozbrajał. - Sama kupię sobie nowy rower. - Dobrze. - Jego oczy rozbłysły. - Albo lepiej kupimy go wspólnie. Chcę, żebyś prowadziła dokładnie takie życie, jakie chcesz. Będę zawsze przy tobie, u twego boku. Czyżby widział, że Sara mięknie? - A co z biurem? Chcę pracować. - Uniosła dumnie głowę. - Oczywiście. Razem będziemy zarządzać firmą. - Elan wyglądał na uszczęśliwionego. - Nie pragnę niczego innego.
Razem będziemy wychowywać dziecko, rządzić firmą i szaleńczo się kochać. To będzie prawdziwe partnerskie małżeństwo. Nie pozwolimy, żeby negatywne wzorce naszych rodziców rzutowały na nasze życie. Udowodniłaś, że wspaniale potrafisz stać u mego boku w firmie. Będziemy stanowić doskonałą parę: w łóżku i w biurze. Sarę ogarnęła fala wzruszenia. Czy to naprawdę możliwe? Czyżby jej marzenia miały się spełnić? Patrzyli sobie prosto w oczy. W tym spojrzeniu była miłość, oddanie, namiętność. Jej wzrok wyrażał zgodę na życie z nim, mimo że słowa uwięzły jej w gardle. Pocałowali się.
R
S
Nagle wydała stłumiony okrzyk, wpadając na doskonały pomysł.
- Jedź ze mną, Elanie - szepnęła. - Jedź ze mną do Wisconsin i poznaj moją rodzinę. Jedźmy razem w tę podróż, a dowiesz się, kim jestem. Pocałował ją w usta. - Tak - powiedział z mocą. - Pojedziemy w tę podróż razem. Pojadę z tobą, gdzie tylko zechcesz, Saro. Zatonęli w pocałunku, który wyrażał wszystkie ich uczucia. Tymczasem pociąg stanął na stacji. Elan ścisnął ją za rękę.
- Co? - Stacja. Roześmiali się i zajęli miejsca obok siebie. - Nie mam biletu - powiedział Elan z szerokim, beztroskim uśmiechem. - Nie mam nawet portfela. - Nie martw się. Zaopiekuję się tobą - odparła spokojnie i zerknęła na niego filuternie. - Tak, Saro - zgodził się. - Zaopiekuj się mną, a ja zaopiekuję się tobą. - Cała przyjemność po mojej stronie.
R
S