CALY’S LION LIZZIE LYNN LEE Tłumaczenie: Karko_ Beta: borena Ranny lew jest niebezpieczną bestią… Odkąd od kilku tygodni ukrywania się przed zaciekłym...
8 downloads
19 Views
781KB Size
CALY’S LION LIZZIE LYNN LEE Tłumaczenie: Karko_ Beta: borena
Ranny lew jest niebezpieczną bestią… Odkąd od kilku tygodni ukrywania się przed zaciekłymi bojownikami w chacie, którą nazywa „domem”, Caly Anderson nadziewa się na rannego lwa. Chociaż dzika bestia piekielnie ją wystrasza, pielęgniarka wygrywa walkę ze sobą, zmuszając się by pomóc dużemu, cierpiącemu kotu …. tylko jak skończy wariować. Jej panika powraca, kiedy budzi się i stwierdza, że lew jest teraz gorącym przystojnym mężczyzną, który patrzy na nią jakby była przepysznym deserem. Jax Rarh, zmiennokształtny lew z dumy Serengeti, szuka w Afryce wskazówek dotyczących starego przyjaciela, który zaginął. Ranny w ukryciu, nie spodziewał się, że piękna, kształtna pielęgniarka wejdzie do jego kryjówki i uratuje go. Jej zapach doprowadza go do szaleństwa, a oglądanie apetycznie zaokrąglonego ciała czyni go twardszym niż kiedykolwiek. Jego każdy instynkt krzyczy aby ją oznaczył, ale Caly, świeża rozwódka, jest nie tylko nieugięta, ale ma również miękkie serce. Niemniej jednak, Jax jest zdeterminowanym dużym kotem, i nie ma takiej opcji, że pozwoli jej odejść. Tylko ona jeszcze tego nie wie. Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.
Rozdział 1 Caly Anderson miała dwie opcje. Pierwszą- zostać zabitą przez bojowników … albo drugą- zostać zjedzoną przez lwa. Zdawała sobie sprawę, że żadna z tych opcji nie była gorsza, chociaż ten pierwszy mógłby być mniej bolesny niż drugi- jeśli- wojskowi najpierw się z nią nie zabawią. Była jedyną osobą z Zachodu na tym obozie dla uchodźców i pasowała tu jak pięść do nosa. Szybko zamknęła drzwi chaty- miejsce, które służyło jej za dom przez ostatnie tygodnie, i przytaszczyła do połowy napełnioną beczkę oleju aby zablokować wejście. Bojownicy Janjaweed z Darfuru byli w szale polowania. Przez krótki czas spędzony tutaj, nauczyła się, że Ahmad Ibrahim, szef obozu do którego została przydzielona, nie miał żadnego wyboru tylko targować się z Omer Abuda- którego ludzie przybili konno i w otwartych pojazdach- aby nie skrzywdzili uchodźców. W zamian, Ibrahim musiał dać Abudzie- głowie bojowników, połowę pomocy, którą otrzymywał. Chociaż, jako iż ona nie była uchodźcą, przypuszczała, że Abuda nie weźmie jej pod uwagę w sprawie paktu. Więc, kiedy wiatr szepnął Abudzie, że ona Amerykańska pielęgniarka, została wysłana do obozu, wiedziała, że to tylko kwestia czasu zanim on przybędzie obejrzeć ją i wziąć jako zakładnika. I po zaledwie dwóch tygodniach, nadeszła ta chwila. Wiedziała również, że jakikolwiek zabłąkany Amerykanin na tym zrujnowanym skrawku ziemi był wart wielu pieniędzy dla kogoś w pozycji Abudy. Tylko, gdyby fundacja dla której pracowała mogłaby zapłacić okup dla porywaczy. A nie mogli, ponieważ nie negocjują z terrorystami. Kiedy została zatrudniona do humanitarnej pracy, musiała podpisać zwolnienie dla takich ryzyk. Nawet, jeśli coś by się jej tutaj stało, sama w pełni ponosiła odpowiedzialność. Caly opiekowała się nową matką i jej dzieckiem kiedy Mali, biegacz Ibrahim, ostrzegł ją że Abuda i jego ludzie mają zamiar szturmować obóz. Ryk ich pojazdów i gromkie dźwięki galopujących koni słychać było w zasięgu mili. Caly zaczęła biec- najszybciej jak tylko mogła- do chaty usytuowanej obok wielkiego, zwiędłego drzewa. Mieszkała tam w wydrążonej dziurze odkąd przybyła. Ibrahim powiedział jej, że to dla jej bezpieczeństwa, i teraz jak nie wcześniej, uwierzyła mu. Chata miała klapę przykrywającą jej gniazdko, ale nie mogła dostać się do środka, ponieważ olbrzymi samiec lwa siedział na niej. Gdyby została tam gdzie była, Abuda na pewno wziąłby ją jako zakładnika. Gdyby zbliżyła się do klapy, lew potraktowałby ją jako przekąskę. Więc teraz, stała nieruchomo jak tylko mogła.1 Caly nie słyszała o żadnych zaobserwowanych lwach w tej części Afryki, ale teraz jeden z nich wpatrywał się w nią. Wzrastająca adrenalina podjęła za nią decyzję. Jeśli jest głodny i pragnie ją zjeść, w ostateczności, to byłaby godna śmierć. W przeciwieństwie do alternatywy. Abuda i jego ludzie byli znani z sadystycznych zachowań. Nawet nie chciała myśleć, co mogliby jej zrobić, Amerykańskiej kobiecie, w tym kraju rozdartym wojną. Przykucnęła obok beczki, dzięki czemu zmalała. Lew nawet nie drgnął tylko wciąż ją obserwował. Żadnego warczenia, ruchu, po prostu nic. Był jedynie olbrzymi. Łapy miał ogromne i tak samo zabójcze. Była pewna, że mógłby powalić swoją ofiarę jednym cięciem. Jego ciało było silnie umięśnione i faliste, a ogon długi, którym chłostał ziemię. 1
Bawi się z lwem w muchy i pająka :P
Grzywa lwa była bujna i złota, bestia faktycznie imponowała jej, chyba że zaczynała świrować. Jego bursztynowe oczy błyszczały, i jeżeli się nie myli dostrzegała w nich inteligencję, o wiele większą niż u innych dzikich zwierząt jakie kiedykolwiek spotkała. Nagle Caly zauważyła coś więcej. Krople krwi. Był ranny. Nie wydawał się przejęty raną na prawej łapie, ale Caly wiedziała, że ten obrzęk nie wyglądał zbyt dobrze. Jeśli rana nie zostanie opatrzona prawdopodobnie mogłoby się wdać w nią zakażenie. Poza tym, wiedziała, ż utrata dużej dawki krwi zwiastuje katastrofę dla jakiegokolwiek porywczego ssaka. Przepłynął przez nią dziwny instynkt macierzyński. Chciała- nie, musiała- mu pomóc. A może to było coś więcej, jako że była pielęgniarką, i nie mogła tak stać bezczynnie patrząc na cierpiącą istotę, nie próbując nic zrobić. Ale przecież nie była weterynarzem. Oraz, jak mogłaby się nim zająć bez zostania ranną. Koncepcja napływała do jej głowy. Na kanałach przyrodniczych w telewizji, widziała jak weterynarz uspokajał dzikie zwierzęta zanim się do nich zbliżył. Tym gorzej dla niej, awaryjna apteczka była wsunięta dokładnie tam- gdzie nie miała jak się teraz dostać. Caly była medykiem dla Amerykańskiego wojska przez cztery lata. Stacjonowała w Iraku po tym jak trzy miesiące temu honorowo odeszła. Leczyła wiele urazów na strefie wojennej. Miała tylko nadzieję, że opatrywanie rannego zwierzęcia nie różni się znacznie od żołnierzy którymi się zajmowała. Z wyjątkiem tego, że jej pacjent mógłby warczeć a nie jęczeć i kląć. Gdyby tylko dostała się do swojej kryjówki, mogłaby chwycić apteczkę i opatrzyć kontuzjowanego lwa. Raczej mało prawdopodobne. Chociaż, lew nie wydaje się skłonny poruszyć w najbliższym czasie. Wciąż wpatrywał się w nią swoim błyszczącym, złotym, drapieżnym spojrzeniem. Tymczasem, na zewnątrz, słyszała jak ludzie Abudy robili kakofoniczne hałasy kiedy sprawdzali chałupy i namioty, przy okazji nękając uchodźców. Cholera. Caly musi się dostać do ukrytej dziury. Bojownicy mogliby bardziej niż chcieć sprawdzić chałupę, w której przebywała ponieważ była największa i służyła jako przechowywania paliwa i jedzenia. Nagle, lew nisko warknął. Włoski na jej karku stanęły dęba a gęsia skórka pokryła całe ciało. Lew podniósł się i syknął w kierunku wejścia chałupy. Potem spojrzał w tą i z powrotem pomiędzy nią a drzwiami, jakby wiedział co się dzieje. Niesamowity. Lew pokuśtykał w kierunku drzwi, głębiej warcząc. „ Cii.”- Caly szepnęła bezmyślne. –„ bo nas usłyszą.” Lew nagle ucichł, jakby rozumiał co powiedziała. To była najdziwniejsza rzecz w historii. Oraz sposób w jaki skulony, położył się pomiędzy drzwiami i miejscem gdzie się ukrywała aby pozornie ją chronić. Cały strach Caly został zastąpiony przez zdumienie. Może ten lew był wytresowanym zwierzęciem. Jednak nie mogła sobie wyobrazić jak mógł się tu dostać albo zostać rannym. Caly obniżyła spojrzenie na klapę. Teraz, gdy lew odsłonił jej wejście, mogła udać się do swojej kryjówki. Wahanie zapulsowało u podstawy jej kręgosłupa. Czy lew zaatakuje ją kiedy rzuci się ku kryjówce ? Rozważała to przez moment. Podjęła ryzyko. Powoli, czołgała się koło wielkiej bestii w kierunku stosu skrzyń. Jej serce biło tak szybko, że słyszała dziki, gromki puls z jej uciśniętej piersi. Lew bez żadnych przeszkód pozwolił jej się
minąć. Caly pchnęła rząd pustych skrzynek, które pomagały chronić klapę. Znalazła rączkę i szarpnęła ją. Ciężkie drzwi zbudowane z desek zaskrzypiały ujawniając krótkie, pokrzywione schody prowadzące do ciemności. Była w połowie drogi do dziury, kiedy naszła ją myśl. Jeśli bojownicy włamią się do chałupy i znajdą lwa, była pewna, że bez mrugnięcia oka by go zabili. Mógł być wielkim drapieżnikiem, ale nie równał się karabinom, strzelbom i automatom . Ponadto, był ranny. Caly wspięła się do góry i wystawiła głowę przez otwór. –„ Hej, panie Lwie.” To głupie. Nic z tego nie będzie. Ku jej zdumieniu, lew odwrócił się i spojrzał w jej kierunku. Niech mnie diabli. –„ Ukryj się tu. Jeśli źli panowie cię zobaczą, zastrzelą cię.”- ostrzegła. Ale lew odwrócił się do drzwi. Okay, to byłoby zbyt piękne żeby było prawdziwe. O czym ja myślałam? Mówię do lwa jakby był golden retriverem ? Caly zamierzała właśnie zamknąć klapę kiedy lew poruszył się w jej kierunku, powodując że skamieniała na moment. Nie ma mowy. Czy on naprawdę rozumie co do niego mówię ? Ich spojrzenia spotkały się. Lew wydawał się patrzeć na schody. Cholera jasna. On naprawdę do zrobi. Caly wyszła na zewnątrz przepuszczając go. Lew obwąchał ją zanim wszedł do środka- jakby był panem tego miejsca. Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Chwyciła starą plandekę i przykryła zapadnię najlepiej jak potrafiła, i zamknęła. Schodziła na dół, następując po jednym stopniu na raz. Kiedy poczuła grunt pod stopami, po prostu usiadła na schodku. Lew musi gdzieś tu być. Jej gniazdko było stosunkowo niewielkie, rozmiary wynosiły około 20x15 metrów. Wyposażone w mały stoliczek, łóżko dziecinne i stos drewnianych skrzyń w których znajdowały się jej rzeczy, w tym ubrania. Siedziała nieruchomo i nasłuchiwała. Miała zapalniczkę w kieszeni, ale nie ośmieliła się jej użyć. Również posiadała świeczki i staroświecką latarkę dla źródła światła. Ale musi poczekać z ich korzystaniem, aż faceci Abudy opuszczą obóz, by uniknąć wykrycia. Minutę później, głośne, charakterystyczne odgłosy kopania w drzwi zabrzmiały nad jej gniazdkiem. Ciężkie buty zagrzmiały z góry. Mężczyźni krzyczeli na siebie. Rozpoznała głos Ibrahima tłumaczącego się przed facetami Abudy po arabsku. Sprzeczali się. Caly modliła się aby nie zauważyli śladów krwi. Chatka była raczej ciemna a podłoga głównie pokryta brudem i trocinami. Ta szczególna grupa bojowników nie była szczególnie mądrym gronem, i nie wyglądali jak śledczy, więc miała szczerą nadzieję, że poszukiwanie wskazówek będzie ostatnią rzeczą jaka najdzie ich słabe, małe umysły. Caly wypuściła oddech, gdyż targowali się o coś innego. Jej przypuszczenia były trafne. Usłyszała jak kilka pudeł zostało wyniesionych z chałupy. Wygląda na to, że Ibrahim przekupywał ludzi Abuda MREs- lub jedzeniem gotowym do spożycia. Cale przeklęła pod nosem. Jedzenie było dla uchodźców. Kobiety, dzieci i starsi potrzebowali je bardziej niż ci cholerni bojownicy. Ona i Ibrahim starannie porcjowali posiłki aż do następnej dostawy. Teraz, więcej niż kilku osób nie będzie miało co jeść. Caly wciąż gotowała się ze złości kiedy mężczyźni opuścili chatkę i drzwi zostały zamknięte. Gdyby była super bohaterem, wysłałaby ich skopane tyłki aż na Mars. Wracając z Armii, dostała M-16, ale tu, nie przywiozła swojej jedynej formy obrony. Fundacja była organizacją religijną więc krzywo patrzyli na posiadanie broni. Niezależni kontrahenci, jak Caly, musieli walczyć z gubernatorami wojskowymi jak Omer Abuda miłością i modlitwą. Dźwięk kociego sapnięcia sprowadził ją do rzeczywistości. Cholera. Zapomniała, że miała gościa. Lwa.
Odkąd dosłownie, uniknęli kuli, Caly czuła się na tyle pewnie aby użyć zapalniczkę. Wyciągła ją z kieszeni i pstryknęła. Ogień oświetlał jej gniazdko. Lew wylegiwał się na jej łóżku dziecinnym. Na szczęście, był zbudowany z ram łóżka i materaca. W przeciwnym razie, wątpiła aby utrzymał ekstremalną wagę lwa. Caly podczołgała się do miejsca gdzie umieściła świeczkę i zapaliła ją. Gniazdko stało się nieco jaśniejsze. Lew wydawał się być zainteresowanym źródłem światła, które trzymała w ręce. Obserwował ją, jak stwierdziła, z pytaniem w oczach. Jego przednia łapa wciąż krwawiła. –„ Jeśli pozwolisz, mogę ci pomóc.”- Caly szepnęła. Lew przekrzywił głowę. –„ Mam zestaw medyczny. Mogę zatrzymać krwawienie i sprawić, że woje kuku poczuje się lepiej.” Lew mrugnął. –„ Powiedz miau jeśli rozumiesz.” Głośny wyk wypełnił gniazdko. –„ Whoa. Spokojnie. Źli ludzie dowiedzą się, że tu jesteśmy.”- Caly podrapała się po głowie. –„ Jestem szalona czy co ? Ale… to wygląda jakbyś mnie rozumiał.” Lew posłał jej, jeżeli się nie myli, spojrzenie pełne wyrzutu. –„ Nie zrozum mnie źle. Myślałam, że to delfiny są najmądrzejsze ze zwierząt, ale wydajesz się być cholernie inteligentny. Będę cię dotykać. Nie zjesz mnie, dobrze ?”- Caly odważyła się go dotknąć. Kiedy lew nie wykonał żadnego ruchu, które miałoby pozbawić ją głowy, pogłaskała jego przednią łapę i posunęła się do przodu by lepiej się przyjrzeć jego kuku. Środek uspokajający ? Jaki środek uspokajający ? Lew musiał wiedzieć o czym myślała, gdyż zaofiarował swoją ranną łapę dla zbadania. Cała ta sytuacja była surrealistyczna. Caly nie wiedziała czy wszystkie lwy były inteligentne, ale miała wrażenie, że ten był dość wyjątkowy. Postawiła świecę na skrzyni. Chwyciła apteczkę i poszukała rzeczy, których potrzebowała- gaza, bandaże i maść. Wzięła paczkę sterylizowanych chusteczek i zdezynfekowała ręce. Skupiła się na źródle krwi. Uznała to za ranę postrzałową- wiele ich widziała podczas wdrożeń z wojskiem. Ty biedaku.”- zanuciła. –„ Czym sobie na to zasłużyłeś ?” Mogłaby przysiąc, że lew uśmiechnął się do niej. Nah. To musi być jej wyobraźnia. Pysk lwa uniósł się do góry. Może odczuwał ból ? Otrząsnęła się i kontynuowała. Wzięła zwitek gazy i nałożyła na nią maść. Lew patrzył jak oczyszczała obszar jego rany. Ujrzała wejście i wylot rany- wygląda na to, że kula przeszła na wskroś. Sądząc po jej średnicy, szkoda została spowodowana przez broń małego kalibru. Sądziła, że bojownicy zazwyczaj nosili przy sobie olbrzymy jak Uzis czy Sowiecki AK- 47s, choć szczerze, nie miała możliwości wglądu na ich broń. „ Masz szczęście, wiesz ? Ktokolwiek to zrobił mógł cię łatwo zabić”- odpowiedział cichym pomrukiem. Caly polubiła tego lwa. Zauważyła, że krew zaczęła krzepnąć. Spróbowała ustalić, czy pocisk uszkodził mu kości lub tętnice. Badając ją, doszła do wniosku, że była czysta w każdym calu. Kula ominęła jego wszystkie ważne części. Rana wlotu była mała, ale wylotu nieco większa, i może wymagać szycia. Założyła świeżą gazę i kontynuowała nacisk w celu zatrzymania krwawienia. Praca nad wylotem rany będzie trudniejsza. Caly przygotowała szew i namówiła lwa aby przekręcił
łapę. Nie była pewna jak to zrobić. Szycie człowieka było czasem jak wrzód na tyłku, a najbardziej kiedy żołnierze, którzy udawali macho wzdrygali się i krzyczeli z bólu. Nie miała pojęcia co lew zrobi. Ale do tej pory, był idealnym pacjentem. Nie marudził, a zwłaszcza nie odgryzł jej głowę. Założyła mu tyle szwów aby zamknąć ranę, więc nie dostanie infekcji, kiedy nastąpi na brud, ale zostawi trochę miejsca wolnego dla drenażu. Nagle, lew warknął kiedy zszywała jego łapę, ale nie drgnął ani jej nie zjadł. Był tak dobry. Bardzo dobry. Gdyby miała lizaka, dałaby mu go. Caly skończyła zakładając świeżą gazę i mocno zabandażowała łapę. Nie wiedziała jak długo będzie ją miał. Zwierzęta miały tendencje lizać lub żuć każdy obiekt, który został przymocowany do ich ciał. Kiedy Caly golden retriever został wykastrowany, pies musiał nosić stożek wokół obroży, który uniemożliwiał mu lizanie szwów. Ku jej zdziwieniu, lew nawet nie próbował dotknąć bandaża. Zamiast tego, wyciągnął szyję i polizał jej twarz. „ Proszę bardzo.”- Caly zachichotała niskim głosem, pozbawiona strachu. Jego język był jak papier ścierny. Ten lew był przyjazny i zaskakująco mądry. Być może był trenowany w cyrku ? Albo zwierzęciem behawiorysty przy rezerwacie dzikich zwierząt. Caly ostrożnie przebiegła palcami po jego grzywie. Na początku nie była pewna, czy pozwoli jej się dotknąć. Ale kiedy pierwsze sekundy minęły, wydawało się, że wystarczająco jej zaufał i pozwolił się dotknąć. Czując się pewniej, głaskała go i sprawdzała jego wielkie ciało, czy był postrzelony gdzie indziej. Kiedy dotarła do powierzchni brzucha, wydał głośny ryk. Zatrzymała się. Wygląda na o, że lew nie lubi być tam dotykany. Okay. Skoncentrowała się na ponownym pieszczeniu jego grzywy, co jak stwierdziła lubił. Razy czy dwa oglądała w telewizji programy o lwach. Były odważnymi i dostojnymi zwierzętami. Caly przypomniała sobie jak jej nauczycielka w gimnazjum mówiła, że Egipcjanie uwielbiali lwy tak bardzo, że Faraon Ramzes II ruszał do walki z towarzyszącym mu zwierzęciem. Dreszcz przebiegł prze nią. Głaskanie olbrzymiego lwa było zupełnie inne niż rozpieszczanie jakiegoś zwierzaka domowego. Jak jej psa. Był przewidywalny … ale ten lew na pewno nie. Choć miała nadzieję, że była w błędzie, ponieważ realistycznie, w każdym momencie kiedy zrobi coś co mu się nie spodoba, może odgryźć jej głowę. I tak, niebezpieczeństwo stało się ekscytujące. Może jak Egipcjanie adorowali te wspaniałe, szlachetne zwierzęta w pierwszej kolejności. Ha ! Czuła się jak Ramzes II. Igrając z ogniem. Brakowało jedynie liści palmowych i służących topless noszących tace pełne dojrzałych owoców. Lew wydawał brzmiące zachwycająco pomruki i położył głowę na zdrowej przedniej łapie. Caly pozwoliła mu spać. Zabrała swoją apteczkę i schowała. Nagle wyczerpanie odezwało się w jej mięśniach. Może od napięcia. Może od gorąca. Jej gniazdko było przyjemnie chłodne i ciemne, choć powietrze było nieco zestarzałe. Znalazła idealne miejsce do odpoczynku w środku całego obozu. Caly oparła się o pokrytą deską ścianę. Jej otoczenie umilkło. Zazwyczaj, słyszała bawiące się dzieci albo rozmowy. Ale nie dziś, nie po nalocie Abudy. Każda żywa dusza ukrywała się w namiotach lub szałasach. Tak jak ona. I lew. Wpatrywała się tępym wzrokiem w blask świec do czasu gdy sen w końcu zmógł ją, wysyłając daleko do Krainy Nibylandii.
Rozdział 2 Jax Rath został wyrzucony ze swojego snu i sprowadzony do rzeczywistości, kiedy gniewny głos zagroził, że zmiażdży jego głowę jeśli nie obudzi się i wytłumaczy swoje pojawienie. Jęknął, patrząc spod przymrużonych powiek na właścicielkę głosu, która krzyczała na niego. Bolała go głowa. Każda część jego ciała czuła się obolała, jakby został potrącony przez ciężarówkę. Zamrugał. Twarz kobiety nabrała ostrości. Dzierżyła w ręce rurkę i syknęła, że nie zawaha się jej użyć jeśli nie odpowie na jej pytania. Ale jak one brzmiały ? –„ Przepraszam, pani.”- Jego gardło było wysuszone. Jax potrzebował wody. – „Czy możesz powtórzyć ?” „ Kim jesteś ? Jak się tu dostałeś ?”- Spojrzała na jego zabandażowaną rękę. –„ To niemożliwe. Nonowo. Jesteś pieprzonym lwem. Opiekowałam się tobą.” I to miał być powód tego całego zamieszania ? –„ Jestem lwiołakiem.”- Jax powiedział słabo. Bolała go głowa tak samo jak brzuch. „ Zmiennym- czym ?” „ Lwem.” „ Lwiołakiem ? Jak … wilkołak ?” „ Tak, właśnie.” „ Ale to jest kurwa niemożliwe.” „ Więc wyjaśnij jak się tu dostałem.” Rura obniżyła się nieznacznie. Jej policzki zaróżowiły się. –„ Nie wiem. Musiałeś się wkraść kiedy spałam.” „ A co z lwem, który tu spał ?” Jej zielone oczy błysnęły. –„ Wygoniłeś go stąd.” „ A bandaż ?” Zacisnęła usta, kiedy zabrakło jej logicznego wyjaśnienia. –„ Kim jesteś ? „ Jestem Jax. Mogę usiąść ?” Obniżyła rurę. Tylko trochę. Obserwowała jego każdy ruch, pełna nieufności. Jax podniósł się do pozycji siedzącej. Jego głowa spuchła. Stracił wczoraj dużo krwi. Kiedy wczoraj został zauważony przez ludzi Omer Abudy, postrzelili go z bliskiej odległości. Błędem z jego strony było niedocenianie ich. Kule przebiły jego jelito i rękę. Zmiennokształtni jak on mogli regenerować swoje ciało, ale po tym jak wyleczył swoją ranę w jelitach, nie miał siły by uleczyć łapę. Leżał rozciągnięty przez całą drogę z Al. Fashir do obozu dla uchodźców Ibrahima. Podjął szybką decyzję, aby ukryć się w baraku, odpocząć i zregenerować siły. Nie spodziewał się spotkać piękną pielęgniarkę.
Jax głęboko oddychał. Jego ranne jelito ładnie się zagoiło, ale upiorny ból jeszcze nie zniknął. Kobieta zmrużyła oczy. –„ Dobrze się czujesz ?”- Jej głos wydawał się być wypełniony sympatią. „ W porządku.” Obniżyła wzrok na jego brzuch. Miał obnażony tors. Ze względu na panujący upał, kiedy Jax się przemienił, miał na sobie tylko dżinsy i trampki. K’stal była jedyną istniejąca dumą zmiennokształtnych zdolnych do zachowania noszonych na sobie ubrań kiedy przybierali nieludzką formę. Inni zostawali nadzy, albo niszczyli odzienie w trakcie przemian. „ Masz bliznę na brzuchu.”- oświadczyła. –„ Jest nowa, czy stara ?” „ Można powiedzieć, że nowa.” „ Jak długo ?” „ Ma tyle samo co dziura w mojej ręce.” Wydawała się zainteresowana. –„ Żartujesz.” „ Pani, dlaczego miałbym żartować z czegoś takiego ? To nie jest zabawne.” „ Więc dlaczego ona wyleczyła się szybciej niż ta ?” Jax uśmiechnął się. –„ Zabrakło mi moich super mocy. Wiesz, zdarza się.” Wyglądała jakby chciała się kłócić, ale zmieniła zdanie. –„ Pokaż mi swoją rękę.” „ Jeśli obiecasz, że nie uderzysz mnie tym wielkim kijem. Odchrząknęła i odłożyła rurę. –„ Pokaż mi ją.”- zażądała. Jax wyciągnął zabandażowaną rękę. W tym czasie wyjęła nożyczki z czegoś co wyglądało jak zestaw medyczny. Rozcięła bandaż i ostrożnie uniosła gazę. Sucha krew pokryła opatrunek. Czuł lekkie szczypanie. Żadnych nowych rozdarć. Powierzchnia jego skóry uzdrowiła się całkowicie, pozostawiając jedynie bliznę wielkości dziesięciocentówki. Gwizdnęła zdziwiona. Odwróciła jego rękę. Zdjęła okład z taką samą łagodnością jak wcześniej. Rana wylotu na jego dłoni została zamknięta, pozostały tylko szwy, które założyła ostatniej nocy. „ Nie ma takiej kurwa opcji.”- szepnęła, wyraz podziwu promieniował od jej ładnej twarzy. Jax chciał prychnąć. Najwyraźniej, Pani Pielęgniarka miała również niewyparzony język. Czy ona całowała swoją mamę tymi ustami ? On by mógł. Oczywiście jej usta, nie jej matki. Jax musiał przyznać, że rozsiewała szczęście w tym ponurym, przygnębiającym miejscu. Była ubrana w zielony mundur i parę zdartych butów. Sądząc po jej Bitewnej Sukience, Jax na początku pomyślał, że jest z ONZ bądź pokojowych sił NATO. Jednak to, że była jedyną osobą na tym obozie przeczyło z jego teoriami. Oraz po kilku próbach podsłuchał, że była prywatnie zatrudnioną pielęgniarką przez Latarnię Morską, charytatywną fundację podobną do Czerwonego Krzyża. Wszyscy mówili do niej Pielęgniarko Anderson. Jax wolał nazywać ją Seksowną Pielęgniarką.
Nie spełniała standardów seksapilu Hollywood, czyli patykowatą figurę z powiększonym biustem. Miała krzywizny. Zazdrośni ludzie mogli nazywać ją pulchną, ale Jax wolał myśleć o niej jak o zmysłowo bujnej. Jak prawdziwa kobieta powinna wyglądać. Włosy miała truskawkowo blond- oraz prawdziwy blond, gdyż nie widział żadnych czarnych odrostów. I ściśnięte w ciasny kok. Jej skóra może była w rzeczywistości mleczna, ale praca przez wiele godzin na gorącym słońcu nadała jej odcień zdrowej opalenizny. Liczne piegi na całym nosie i policzkach sprawiły, że była dużo ładniejsza. Oczy miała wyjątkowo zielone, błyszczące jak szmaragdy. Nos smukły i lekko zadarty. Miała wysokie kości policzkowe, a usta kształtne i zmysłowe. A jej ciało… Jaxa naszły brudne myśli. Jej piersi były duże, ale nie cudacznie wielkie. Wyglądały tak jakby zostały stworzone dla jego rąk. Nie za duże. Nie za małe. Po prostu idealne. I sądząc po ich prezencji, były również prawdziwe… „ Hey !”- Odwrócił wzrok na jej zmarszczone brwi. –„ Moja twarz jest tutaj.” „ Przepraszam, szukałem twojego identyfikatora.” „ Nie mam go.” „ Tak, racja.” „ Jak masz na imię.” „ Anderson.” „ To twoje nazwisko. Jak masz na imię ?” „ A jak ty masz na imię ?” „ Już ci mówiłem. Jax.” „ Twoje nazwisko ?” „ Rath. Jax Rath.” Wydawała się zażenowana. –„ Co to za nazwisko ? Jak się je wymawia ?” „ R-a-r-h. To ze starego języka Bantu. Więc, Pielęgniarko Anderson, jak masz na imię ?” Zatrzymała się zanim odpowiedziała cicho, wpatrując się w jego dłonie. –„ Caly.” „ Caly Anderson.”- Jax zastanowił się. –„ Piękne imię.” Rumieniec pokrył jej policzka. Wzniosła ręce ku górze. –„ Nie uwierzyłabym w to, gdybym nie ujrzała szwów. Albo jesteś lwem, którym twierdzisz, że jesteś, albo ja miałam jakieś cholerne halucynacje wczorajszej nocy.” „ Mam dla ciebie dobre wieści- nie miałaś wczoraj halucynacji.”
Jej zielone oczy uważnie wpatrywały się w jego. –„ Zmiennokształtni nie istnieją.” „ Jeśli tak uważasz, to ja jestem tak prawdziwy jak Święty Mikołaj.” Skrzywiła się. –„ Jax Rath, co ?” „ Tak, proszę pani.” „ Masz Amerykański akcent.” „ A ty Południowy, Tennessee ?” Spojrzała na niego z zainteresowaniem. Jax wzruszył ramionami. –„ Mieszkałem w Bostonie przez dziesięć lat, zanim zdecydowałem wrócić do domu.” „ Dom. Naprawdę jesteś zmiennym ?” „ Chcesz się założyć ? Mam dziesięć dolców w kieszeni.” „ Pokaż mi.” „ Moje dziesięć dolców ?”- dokuczył. „ Jax !” „ Obiecujesz, że nie będziesz krzyczeć ?” Przytaknęła. Jax westchnął. –„ Sądzę, że byłaś dla mnie milsza, kiedy byłem lwem.”- Zebrał w sobie moc i przemienił się. *** Caly uszczypnęła swoje ramię by przypomnieć sobie, że nie śni. Ała. Nie, nie śniła. Dla jej wiedzy, nie miała halucynacji. Jedynie- była głodna i spragniona. Od wczoraj nie miała nic w ustach. Mężczyzna przed nią przemienił się w lwa, którym zajmowała się zeszłej nocy. W dziwny sposób, to miało sens. Inteligencja lwa. I jego brak agresywności. Dzikie lwy albo rzucały się do ucieczki lub atakowały kiedy zbliżali się do nich ludzie. Ten nic nie zrobił. Oraz miał imię. Jax Rath. Był zabójczo oszałamiający. Pogłaskała przelotnie jego grzywę zanim jego łapa chwyciła jej nie puściła. W mrugnięciu oka, Jax powrócił do swojej ludzkiej formy. Uśmiechał się od ucha do ucha. –„ Przyznaj się. Masz coś do lwów.” Caly wyszarpnęła rękę. –„ Czułam się jak Egipski faraon.” „ Przepraszam ?” „ Ramzes II. Był przyzwyczajony do towarzystwa swojego zwierzątka lwa na polu bitwy.” „ Wow. Jest o wiele milszy on Juliusza Cezara. Nie wiem czy to prawda, ale słyszałem, że ubił
czterysta lwów kiedy odbyły się obchody poświęcenia jego forum.” „ Rzymianie byli bandą sadystów.” „ Nie mieli telewizji, więc przypuszczam, że musiał dostarczać rozrywki.”- Jax spojrzał na jej rękę. – „Masz znak na palcu … byłaś zaręczona ?” Szybko zakryła ją drugą ręką. –„ To nie twoja sprawa.” Dlaczego nagle stał się taki wścibski ? Z pewnością, nie był nią zainteresowany, racja ? Nie sądzi, żeby dobrze się prezentowała. Poza tym, Jax był naprawdę przystojny. Był pięknym lwem, a tym bardziej jako człowiek. Blond włosy sięgające ramion i opalone ciało. Miał silną szczękę i idealnie zakrzywiony nos. Jednodniowy zarost pokrywał jego policzka i żuchwę, który czynił go jeszcze bardziej sexy. Nigdy nie widziała ludzi posiadających prawdziwe bursztynowe oczy, a Jax był typem, który mógłby roztopić kobietę jednym spojrzeniem. A jego ciało… Doskonale umięśnione i falujące jak u lwa w pełni sił. „ Mężatka ?”- spytał „ Lecisz na mnie ?” „ Kochanie, gdybyśmy byli w Bostonie, zabrałbym cię na kolację do Pigalle. Ale ponieważ jesteśmy w szczerym polu, myślę, że być może zainteresuję cię złapanie ochłody w domu mojej dumy, kiedy rozwiążemy kilka spraw.” Gorąco wpełzło na jej twarz. Czy on ją zapraszał na randkę ? Caly była zaszczycona, a za razem podejrzliwa. Jej rozwód niedawno został prawomocny, a nowy romantyczny przerywnik był ostatnią rzeczą o jakiej teraz myślała. Calton, jej były mąż, zranił ją jeszcze bardziej niż mogła sobie wyobrazić. Kiedy została rozlokowana w Iraku, potajemnie przyjął służącą, której zafundował podróż do Las Vegas z Caly ciężko zarobionych pieniędzy. Dowiedziała się o romansie kiedy wróciła do domu dzięki niespodziewanej przerwie na odpoczynek, znajdując Caltona i tą wywłokę na gorącym uczynku. W jej łóżku. Za które zapłaciła, harując jak wół jako medyk w armii amerykańskiej. Calton dwa lata wcześniej stracił pracę i nie udało mu się znaleźć nowej. W tym wypadku sama musiała wziąć na barki ciężar finansowy. W tym samym dniu, jego zdrada przepełniła czarę. Nie mogła wziąć rozwodu, kiedy była rozlokowana, więc nie miała wyboru tylko czekać aż zostanie wysłana do Stanów. Podczas trwania rozwodu zdecydowała nie odnawiać werbunku. A kiedy wszystko dobiegło końca, jej przyjaciel, Dr. Cassidy, z kim zaprzyjaźniła się na wspólnym poborze, zaoferował jej humanitarną pracę, którą teraz wykonywała. Caly myślała, że ta fucha byłaby dla niej dobra. Nowe miejsce, nowa praca, coś dzięki czemu mogłaby zapomnieć o swoim dawnym, szarym życiu. Po prostu nie spodziewała się, że będzie pracować na tych samych warunkach i niebezpieczeństwie jak wtedy, gdy była wdrożona. Los jakiś ludzi. Jax studiował jej twarz. –„ Więc ? Co powiesz ?” Caly próbowała odbiec od tematu. –„ Daj mi rękę. Muszę zdjąć ci szwy.” Otworzył dłoń. Rana była już zamknięta, pozostawiając niewielką bliznę. Caly wzięła pęsetę z apteczki
i właśnie miała usunąć szwy kiedy zauważyła, że „unosiły się” na jego naskórku. Przetarła je. –„Szybko się leczysz. Kim jesteś, Wolverine ?’- spytała „ To byłoby miłe, posiadać ostrza ze stali i bawić się nimi.” „ To są pazury. Adamantium.” „ Jesteś fanką X- Men ?”- spytał „ Czytałam komiksy kiedy byłam nastolatką.” Jax przetarł ręce. –„ Nie chcę się narzucać, ale masz trochę wody ?” Caly wstała z podłogi. Miała kilka butelek ukrytych w swojej skrzynce. Woda nie była oczyszczona i należało ją przegotować, lub użyć tabletek odkażających, by była bezpieczna do spożycia dla ludzi. Fundacja wysyłała butelki z wodą, i Caly zazwyczaj przechowywała kilka dla siebie. Mogłaby obejść się bez racjonalnego MREs, ale nie bez czystej, smacznej, wody pitnej. W tym miejscu to było tak cenne jak złoto. Podała jedną Jax. „ Jesteś pewna, że mogę ?” „ Oczywiście.” „ Dziękuję.”- Odkręcił zakrętkę i opróżnił butelkę kilkoma długimi łykami. Kilka kropel spłynęły mu po brodzie na gardło i powiodły wzdłuż klatki piersiowej. Nagle, Caly zapragnęła zlizać je z jego ciała. Pokręciła głową. O czym ona myślała ? „ O jak dobrze. Przetrwałem dwa dni bez płynów.”- Jax zasalutował jej pustą butelką. –„ Bardzo to doceniam.” „ Co tu robisz ?” „ Szukam starego przyjaciela. Zaginął kilka tygodni temu. Jego żona poprosiła mnie o pomoc w zlokalizowaniu go.” „ Kogo ?” „ Richard Cassidy. Znasz go ?” „ Doktora Cassidy ?”- Caly zmarszczyła brwi. –„ Wrócił do Los Angeles.” „ Nie. Sprawdziłem. Nigdy nie wydostał się z Sudanu. Imigranci nie mają żadnych zapisów jakoby opuścił kraj.” „ To niemożliwe.” „ Kiedy ostatnio z nim rozmawiałaś ?” „ Kiedy odszedł.”
„ Jak mogę nawiązać kontakt z jego pracodawcą ?” „ Oh, fundacja ma oddział w Nairobi.” „ Kiedy ostatni raz rozmawiałaś ze swoim przełożonym ?” Caly zmarszczyła brwi. –„ Hmm, około dwa tygodnie temu. Nasze radio komunikacyjne zostało uszkodzone. Dr. Cassidy obiecał wysłać nowe w kolejnej dostawie.” „ Kiedy ona będzie ?” „ Za trzy dni od teraz.” „ Mówisz, że obyłaś się bez jakiejkolwiek formy komunikacji ze światem przez dwa tygodnie? Czy nie uważasz, że to trochę dziwne ?” „ Dziwne ?”- Caly parsknęła. –„ Znalezienie lwa przemieniającego się w faceta jest dziwne. Utrata kontaktu z centralą nie.” „ Muszę ci powiedzieć, że jesteś naprawdę kimś. Chcę cię stąd zabrać. Szkoda, że nie jesteśmy w Bostonie.” „ Tak, szkoda.”- odpowiedziała, udobruchają go. „ Mówię poważnie. Moja siedziba dumy ma super generatory i podgrzewaną wodę. Oraz mamy kilka odjazdowych jacuzzi i gorące kąpiele.” „ Bez jaj.” „ Kiedy ostatni raz brałaś miłą, gorącą kąpiel ?” „ Próbujesz mnie przekupić ?” „ Zalecam się. My lwy zalecamy się do naszych potencjalnych partnerek.” „ I myślisz, że jestem dobrą partią ?” „ Bardziej niż spełniasz niezbędne warunki. Twój zapach jest nieprawdopodobny.” „ Czy chcesz powiedzieć, że śmierdzę ?”- Caly żachnęła się. Obwąchała się. Nie było tak źle. Woda była na kartki a prysznice były luksusem. Stosowała regularnie dezodorant i nie brała kąpieli na co dzień. Jax roześmiał się. –„ Nie, nie ten rodzaj zapachu. Rujowego rodzaju. Mógłbym go wyczuć w odległości mili.” „ Co ?” „ Nic. Zresztą, to nie jest dla ciebie bezpieczne miejsce. Musisz opuścić ten obóz.” „ Czy ty zwariowałeś ? Nie mogę zostawić tych ludzi. Oni mnie potrzebują.”
„ Caly.”- Jax wstał z łóżeczka. Był tak wysoki, że czuła się przed nim jak krasnal. Choć mierzyła pięć stóp i sześć cali, nie była całkowicie skrzatem. „ Nie pomożesz im jeśli zostaniesz zabrana. Wszyscy wiedzą, że Abuda i jego zgraja szukają cię.” „ Tak, wiem to.” „ A jak masz zamiar zatrzymać ich przed przechwyceniem siebie ? Twój kolega zaginął. Nie masz możliwości skontaktowania się z siedzibą. Coś tu jest nie tak.” „ Wymyślę coś. W wojsku, improwizowaliśmy … dużo.” „ Byłaś w wojsku ?”- Jax spojrzał zaciekawiony. „ Lekarzem bojowym. Służyłam w Iraku. Honorowo zwolniona.” „ Więcej punktów bonusowych jako partnerka. Rozwiedziona ?”- Jego spojrzenie zwróciło się na miejsce po jej pierścionku. Caly zamilkła. Nie miała ochoty rozmawiać o swoim życiu prywatnym z nieznajomym, którego właśnie poznała. A samo myślenie o Caltonie ją wkurzało. Poza tym, nie chciała zrujnować dobrą rozmowę, którą prowadzili. Jax westchnął teatralnie. –„ Musiał być kutasem, jeśli nie chcesz o nim mówić, kimkolwiek jest.”Przebiegł rękoma po swoich złotych włosach. –„ Ta cała sprawa staje się coraz bardziej skomplikowana niż pierwotnie sądziłem. Najpierw muszę dowiedzieć się co stało się z Cassidy. Potem wydostanę cię stąd.” „ Jeśli.”- Rozdrażnienie wzrosło w jej gardle. Za kogo on się uważa. Decydując co było w jej najlepszym interesie ? –„ Nie jesteś moim szefem.” „ Dobrze. Po prostu poczekam, aż ludzie Abudy dorwą cię, a potem, może będziesz bardziej skłonna opuścić ten przygnębiający obóz. Nie możesz się tu ukrywać przez całe życie. Są zobowiązani donosić, gdziekolwiek pójdziesz. W końcu, ktoś powie Abudzie o twojej kryjówce. A gdy tak się stanie, będziesz krzyczeć. Ale nie w dobrym znaczeniu tego słowa.” Eww. Ale miał rację. „ Muszę już iść. Ale wrócę po ciebie.”- Jax umieścił pocałunek na jej czole. –„ Dziękuję za ostatnią noc.”- Wspiął się po schodach. „ Gdzie idziesz ?” „ Poszukać Cassidy.”
Rozdział 3 Świt ledwie załamywał się nad horyzontem, gdy Jax spojrzał przez szparę pękniętych drzwi chałupy. Wszędzie było cicho. Żadnego śladu po ludziach Abudy. Prześlizgnął się przez obóz i przemienił w zwierzęcą formę, biegnąc w kierunku trawiastego obszaru. Przemknął koło namiotów uchodźców, wykonanych z wszelakich dostępnych materiałów. Kozy beknęły w oddali. Suche powietrze dotarło do jego nozdrzy. Jax skoczył w kierunku skał i nierównych obniżeń terenu, w poszukiwaniu idealnego miejsca do ukrycia. Słońce pokrywało zbocza krwawym blaskiem z poświatą hiacyntu. Temperatura powoli wzrastała, niosąc ze sobą obietnicę skwaru. Położył się na obumierającym gąszczu. Piasek pokryty liśćmi i wysoka trawa pomogły maskować jego obecność, podczas gdy obserwował obóz z bezpiecznej odległości. Caly wyszła z chałupy. Zarzuciła swój zestaw medyczny na plecy i poszła do wielkiego namiotu, gdzie jak przypuszczał zajmowała się uchodźcami, którzy potrzebowali opieki lekarskiej. Został poinformowany, że w obozie Ibrahima było ponad tysiąc osób, w przewadze kobiety, dzieci i starsi. Prawie wszyscy z nich zostali wysiedleni z ich domów i rodzin z powodu ciągłego niepokoju w kraju. Milicja zawsze pozostaje w konflikcie z rządem, bądź gubernatorami wojskowymi stale toczącymi ze sobą spory. Od żony Cassidy, Jax dowiedział się, że kilka miesięcy temu, ONZ wyznaczyło trzech rozjemców, w tym lekarza, aby wspierali obóz. Ci sami rozjemcy zostali zabici w wyniku brutalnego ataku Janjaweed. Lekarz dalej nie został odnaleziony, przypuszczalnie był już nieżywy. Od tej pory, fundacja przejęła większość obowiązków Ibrahima, ale nie miała nic wspólnego z kontraktem z Omer Abuda. Bojownicy oszczędzą uchodźców tak długo jak będą wynagradzani. Richard Cassidy był jego współlokatorem na MIT, ale przed rozpoczęciem drugiego semestru zapisał się w Harvardzie na wydział medyczny. Jax i Cassidy byli najlepszymi przyjaciółmi, do czasu gdy ukończyli uczelnię. Dopiero gdy Jax podjął pracę w znanej finansowej firmie, zaczęli się od siebie oddalać. Jednak wciąż okazjonalnie jedli razem obiady bądź oglądali mecze. Jax był nawet drużbą Richarda kiedy przyjaciel poślubił Claire. Ale wkrótce po tym Jax musiał wrócić do domu do Afryki. Już od przeszło pięciu lat nie miał kontaktu ze swoim przyjacielem. Był totalnie zaskoczony, kiedy otrzymał wiadomość od Claire, mówiącą, że jej mąż zaginął. Obarczony poczuciem winy, że nie utrzymywał kontaktu ze swoim długoletnim przyjacielem, Jax obiecał Claire, że pomoże jej na każdy możliwy sposób. Cyeon, kuzyn Jaxa, poleciał z nim do Al. Fashir, prywatnymi liniami. Rozstali się, próbując przeszukać większy obszar, chcąc znaleźć miejsce pobytu Cassidy tak szybko jak to możliwe. Aby dowiedzieć się, kiedy lekarz był ostatni raz widziany, Jax zdecydował, że najlepiej będzie gdy zacznie od obozu. Wówczas, Jax nie wiedział, że obóz Ibrahima był bezpośrednio wewnątrz terytorium Omer Abudy. A teraz musiał rozważyć możliwość, że jego przyjaciel miał do czynienia z przestępstwem. Jak poprzedni doktor. Jax zastanawiał się czy jego przyjaciel przeciwstawiał się Abudzie- prawdopodobnie wdał się w dyskusje na temat kradzieży pomocy ludziom, którzy jej najbardziej potrzebowali. Jaxa pierwszą myślą było, że jego stary przyjaciel, Richard Cassidy zwariował. Dlaczego wciąż pracuje jako humanitarysta w miejscu, gdzie Bóg został przeklęty wiele, wiele lat temu ? Nie było tajemnicą, że Cassidy poszedł do szkoły medycznej by zostać lekarzem, ponieważ kochał pomagać ludziom w potrzebie. Tylko po prostu … Jax nigdy nie wyobrażał sobie jakich rozmiarów jest poświęcenie jego przyjaciela. I teraz, wydawało się bardzo prawdopodobne, że to wielkie zaangażowanie mogło wysłać go dokładnie na sam środek tej tragicznej sytuacji.
Choć Cassidy był miłą osobą, w sumie miał skłonności do konfrontacji gdy ktoś grzebał w rzeczach, w które wierzył. I tego rodzaju postawy mogą łatwo przełożyć się na życzenie śmierci, zwłaszcza gdy ma się do czynienia z roztrzepanym łajdakiem jak Omer Abuda. Im bardziej Jax nie chciał się do tego przyznać, tym bardziej o tym myślał i był coraz mniej pewien czy jego przyjaciel wciąż żyje. Ale nie mógł tracić nadziei. Nie. Nie dopóki nie dostanie niezbitych dowodów. Na tą chwilę wiedział jedynie, że Richard Cassidy zniknął dwa tygodnie temu oraz nie słyszał o żadnym żądanym okupie. Cassidy wyjechał z fundacji Land Roverem do lotniska Al. Fashir skąd po prostu rozpłynął się w powietrzu. Więc, gdzie on jest ? Niezdolny przerwać potoku myśli, jego umysł oderwał się na chwilę… A co z pielęgniarką ? Ona też musiała być jakąś obcokrajową maniaczką, chętną do pracy w sercu krwawych zamieszek. Potrafił zrozumieć motywację Cassidy. Jej, nie bardzo. To nie mogły być pieniądze, gdyż wiedział, że takie organizacje nieprzynoszące dochodów nie płacą kokosów swoich pracownikom. Myślał, aż w końcu wpadł na pomysł, dlaczego podjęła się tej pracy. Ta piękna i bujna pielęgniarka Anderson musi od czegoś uciekać. Gdyby miał zgadywać, to postawiłby na toksyczny związek. Może, małżeństwo. Jaśniejszy znak na palcu świadczył, że być może niedawno zdjęła obrączkę. Przynajmniej, tak czuł w kościach. W przeciwnym razie, dlaczego doświadczony medyk podjąłby się niebezpiecznej pracy, która jest prawdopodobnie najmniej opłacana ? Jax był pewien, że fundacja nie zwabiła ją lukratywnymi korzyściami, takimi jak Armia U.S. Nie, wyglądało na to, że pielęgniarka Anderson chciała uciec od tego wszystkiego aby zacząć od nowa, bez względu na niebezpieczeństwo. Podczas gdy sytuacja wydawała się dawać jej nieźle w kość, przynajmniej dla Jaxa, było to szczęście w nieszczęściu. Poszukiwał partnerki odkąd jego kuzyni, Cyeon i Keto znaleźli swoje. A Caly Anderson była właśnie kobietą, której szukał. Ładna, zabawna i miała dobre serce. Nie wspominając o bujnym ciele, przez które czuł suchość w ustach. Odkąd na nią spojrzał, zapragnąć jej. Obłędnie. I miał zamiar uczynić ją swoją. Szkoda tylko, że musieli się spotkać w takich gównianych okolicznościach. Jax nie pragnął niczego więcej niż koncentrować się na zalotach, gdyby nie bardziej nagląca sprawa, jak znalezienie Richarda Cassidy. Słońce już wzeszło, a obóz zaczął tętnić życiem. Dym buchał z ceramicznych garnków. Dzieci przylgnęły do nóg matek. W miarę upływu czasu, obóz wznowił swoje codzienne czynności, nie pozostawiając żadnych dowodów nalotu bandy Omer Abudy. Jax zdecydował, że czas odejść. Nie podobała mu się myśl, aby zostawić tu Caly, ale wiedział, że nie opuści obozu i jego uchodźców, bez względu na niebezpieczeństwo w jakim się znajduje. Chociaż to, że się spotkali, było boleśnie oczywiste. Musiał wrócić do Al. Fashir i poprosić Cyeona o wsparcie. Oczywiście, komunikacja byłaby o wiele prostsza, gdyby nadal miał w posiadaniu swoją komórkę, ale niestety została przypadkowo zgnieciona podczas ucieczki przed pieprzonymi Janjawed, którzy do niego strzelali. Potrzebował Cyeona, aby obstawiał tyły, kiedy ponownie zakradnie się do kompleksu Abudy. Musiał wiedzieć, czy Abuda zasadził pułapkę na Cassidy w drodze na lotnisko. Korzystając ze swojego wyostrzonego wzroku, Jax dostrzegł Rovera na podwórzu Abudy. Pojazd był podpalony prawie nie do poznania, ale niektóre oznaczenia, które przetrwały sugerowały, że auto należało do fundacji. Kiedy
Jax podszedł aby lepiej się mu przyjrzeć, kilku skurwieli strzelało do niego, zmuszając do ucieczki. Ale, kilku popaprańców z bronią czy nie, on i tak wróci. Tym razem, ze wsparciem. Czy znajdzie Cassidy u Abudy, czy nie, był pewien, że jego kolejnym priorytetem będzie zabrania Caly daleko od obozu, nawet jeśli będzie ją musiał stamtąd wynieść, kopiącą i krzyczącą. Obszar ten nie był bezpieczny dla Amerykańskich kobiet. Jeśli ona była tak piekielnie nastawiona na bycie humanitarną, Jax chętnie pośle ją do kilkunastu innych miejsc w RPA, gdzie mogłaby wykorzystywać swoje umiejętności. Ale nie tutaj. Miała szczęście, że nie została znaleziona przez milicjantów. Zbrodnie i przemoc seksualna wobec kobiet w tych częściach były niewymownie przerażające. Zmrużył oczy, obserwując Caly stojącą obok kobiety, która gotowała coś w dużym garnku. Kilkoro dzieci przymilało się jej – wydawało się, że walczyli o jej uwagę. Caly roześmiała się i podniosła najmniejszą z grona dziewczynkę i trzymała ją, z jak mu się wydawało prawdziwą miłością. Ona będzie dobrą partnerką. I wspaniałą matką. Jax świsnął ogonem i opuścił obóz. Lwy nie były znane ze swojej wytrzymałości jak gepardy. Kilkaset metrów przebieżki mogłyby zwykłe lwy wprawić w zadyszkę, i przeważnie ograniczyć do polowania na długą odległość. Ale bycie zmiennokształtnym lwem dało mu kilka bonusów. Szybkie gojenie ran, zwinność, wytrzymałość, szybkość. Jeśli Jax będzie biegł dość szybko, powinien osiągnąć swój cel przed zapadnięciem zmroku. *** Nie może przestać o nim myśleć. Jax, piękny zmiennokształtny lew. Ten zarozumiały duży kot. Boże. Nie myślała, że jego rodzaj istnieje. Ale oczywiście, to była prawda. Myślała, że będzie bardziej wariować, ale tak się nie stało. Jedynie kilka niespodziewanych dreszczy przetoczyło się przez nią, kiedy przebywała z nim. Być może przez jego wygląd. Albo wesołe usposobienie. Co dziwne, że czuła się przy nim komfortowo, choć szczerze, odkrycie, że był po części „lwem” denerwowało ją na początku. Nie mogła zaprzeczyć temu, że czuła do niego przyciąganie. A która kobieta nie ? Ta twarz. To gorące ciało. Sposób w jaki się uśmiecha i droczy. Zaloty, co ? Lubiła flirty, a także jego prostolinijność. Nie czuła zawrotów głowy odkąd Carlton zaproponował, że zabierze ją na Dziękczynną kolację, na oczach jej rodziny. Spędzili ze sobą kilka miłych chwil, ale teraz, było po wszystkim. Może nadszedł czas, by zacząć wszystko od nowa. Myślenie o Jax sprawiło, że jej serce tańczyło cha-chę. Jej zainteresowanie nią, nie było tylko złośliwością, prawda ? Czy on tylko flirtował ? Miała szczerą nadzieję, że nie. Ale wątpiła, czy to był dobry moment, aby tak szybko otwierać serce. Niespełna kilka miesięcy temu jej rozwód stał się prawomocny.
Przeleciała pół świata aby nie zobaczyć twarzy Carltona, jej rodziców, bądź rzeczywistości, że była żoną oszusta. Jej rodzice nigdy nie zaakceptowali zięcia. Próbowali otworzyć jej oczy, ale była w nim zakochana, więc za niego wyszła. Ostatniej rzeczy jakiej Caly pragnęła było usłyszeć od nich „A nie mówiłam/em” Uch. A więc, wylądowała tu, w Sudanie. Caly rozejrzała się, czy ktoś zauważył, że uśmiechała się jak idiotka. Nikt. Dzieci u jej stóp prawdopodobnie myślały, że uśmiecha się do nich. Byli jej ulubieńcami. Wydawały się nigdy nie tracić swojego szczęścia i niewinności, nawet jeśli przeszli przez tyle trudności. Ahmad Ibrahim, przywódca obozu, podszedł do niej. –„ Musimy porozmawiać.”- jego głos brzmiał poważnie. Pomarszczona twarz okalała wystraszony wzrok. Ibrahim był kiedyś wodzem swoich ludzi, posiadającym dużą działkę, na której on wraz z rodziną hodowali i zapędzali bydło. Przez walki wysiedlono go i jego bliskich za wsi. Niestety, tylko on i jego najmłodszy syn Józef, przeżyli. Caly powiedziała dzieciom, aby ładnie się bawiły, następnie włócząc nogami poszła z Ibrahimem do jego budy. Weszła do środka i zobaczyła syna Ibrahima leżącego na palecie słomy z zamkniętymi oczami, krwawa szmata obejmowała jego głowę. „ Co się stało ?”- spytała. Szybko sprawdziła ranę. Głębokie pięciocalowe rozcięcie szpeciło lewą skroń chłopca. Krwawienie ustało, ale cięcie potrzebowało kilku szwów. Józef wzdrygnął się, kiedy dotknęła jego głowy. Dobra. Był przytomny. I nie wykazywał żadnych oznak jakoby doznał wstrząśnienia mózgu. Po zbadaniu, zauważyła, że jego narządy wewnętrzne były stabilne. „ Abuda to zrobił. Dał mi lekcję.”- Ibrahim spuścił głowę. –„ Powiedziałem mu, że nie mamy żadnej Amerykańskiej pielęgniarki, ale mi nie uwierzył.” Caly zacisnęła zęby. Jego syn został ukarany z jej powodu ? Sukinsyn. Ibrahim ostrożnie na nią spojrzał, jak człowiek który zostały przez los pobity zbyt wiele razy. –„ Choć jesteśmy ci wdzięcznie za pomoc, dla twojego bezpieczeństwa i moich ludzi, lepiej żebyś wróciła do domu. To tylko kwestia czasu zanim Abuda odkryje, że okłamałem go. Jesteś w wielkim niebezpieczeństwie, pielęgniarko Anderson.” „ Ale jak ja się stąd wydostanę ? Doktor Cassidy wziął jedyny pojazd, a nasze radio jest zepsute.” „ Mogę zorganizować eskortę z Mali, która zabierze się co obozu ONZ w El Rayeed. Jest strzeżony przez siły pokojowe, ale co ważniejsze mają radio na miejscu. Będziesz się mogła skontaktował z Latarnią Morską.” „ To czterdzieści kilometrów stąd. Na piechotę.” „ Jeśli zostaniesz, obawiam się …. że umrzesz.” Caly przygryzła dolną wargę. Jest doszczętnie wkurzona, że nie będzie w stanie pomóc ludziom, którzy tego naprawdę potrzebują. Myślała o nowych matkach, które w fatalnych stanach nie są zdolne opiekować się dziećmi. Mała dziewczynka z problemem z oddychaniem, która potrzebowała stałego nadzoru. Dziecku z poważnym przypadkiem niedożywienia. Jak ona może ich tak po prostu zostawić ? Jednakże, wiedziała, że jej długotrwała obecność w obozie może zagrażać bezpieczeństwu
uchodźców. Zwłaszcza jeśli Abuda dowie się, że Ibrahim okłamał go. Uraz Józefa tylko przybliżył jej wyjazd. Czuła się jakby nie miała, żadnego innego wyboru, tylko odejść. Zastanawiała się, czy Jax od początku miał rację. „ Tylko założę szwy Józefowi. Potem pójdę się pakować.”- powiedziała Ibrahimowi. „ To mądra decyzja, pielęgniarko Anderson.” *** Caly zdecydowała się na podróż z niewielkim bagażem. Zapowiadał się długi spacer do El Rayed, a nie było sensu taszczyć ze sobą wszystkich rzeczy. Stwierdziła, że jej zapasowe ubrania i buty będą dobrze wykorzystane przez tych, którzy ich bardziej potrzebowali niż ona. Zostawiła zestaw medyczny i jedzenie jakie oszczędziła. Wzięła tyle wody ile zdoła unieść. Ostatnią rzeczą jakiej chciała było skręcanie się na pustyni z odwodnienia. I potencjalnie umrzeć z pragnienia. Plecak sprawiał wrażenie jakby ważył z trzydzieści- pięć kilogramów. Do pokonania dwadzieścia- pięć mili w słońcu do El Rayeed w stu-czterech stopniach to nie piknik. Skuliła się i starała zmniejszyć wagę plecaka wyjmując jeszcze kilka rzeczy. Szkoda, że nie ma przy sobie broni. Czuła się bez niej naga. Miała niewielki szwajcarski scyzoryk w kieszeni i tyle. Naprawdę punkt sporny, gdyż wiedziała, że nie będzie w stanie wystraszyć gubernatora wojskowego. Drażnić go ? Może. Gdyby tak wzięła ze sobą kamień. Dobrze napędzany i skierowany, mógłby stanowić doskonałą broń aby uczynić uraz głowy. Po chwili stwierdziła, że to był głupi pomysł. Tylko idiota mógłby nieść ciężki plecak i kamyki w kieszeni do samoobrony. Ostatnią rzeczą jakiej chciała to wkurzyć faceta. Caly wyprostowała, gdy usłyszała coś podejrzanego. Nawet jeśli była kilka metrów pod ziemią, wciąż słyszała szum. Dźwięk galopujących koni. Ryk silników. Ziemia zatrzęsła się między drewnianymi ścianami, powodując chmury suchego kurzu, wypełniające powietrze. Wracają. To pewnie pieprzeni Janjaweeds. Bo któż inny mógłby być ? Zmarnowała zbyt dużo czasu, i nie opuściła obozu. I co teraz ma zrobić ? Po raz drugi po upływie mniej niż dwudziestu czterech godzin. To nie był dobry znak, ponieważ zwykle po zabraniu jednej z łapówek Ibrahima, Abuda nie pokazywał twarzy przez co najmniej tydzień. Strach przeszedł wzdłuż jej brzucha. Miała niezachwiane wrażenie, że ten czas był dla niej, a nie na inne łapówki. Caly podniosła rurę, którą zawsze trzymała przy łóżku. Usiadła na swoim posłaniu, trzymając na kolanach broń. Niewidoczna gula w gardle była ciężka do przełknięcia. Czuła się samotna i wrażliwa. Chciałaby mieć teraz przy sobie przyjaciela, znajomego, kogokolwiek na kim mogłaby polegać. Albo lwa. Jej myśli skierowały się na chwilę ku Jaxowi. Byłoby naprawdę miło mieć go teraz przy sobie. Skoncentrowała się na nadchodzącym zamieszaniu. Usłyszała jak otwierają się drzwi budy, skrzypiąc żałośnie. Odgłosy ciężkich butów grzmiał nad nią, zmieszane z złym głosem ludzi krzyczących w języku arabskim. Do tej pory była przekonana, że Abuda dokonał najazdu specjalnie dla niej. W przeciwieństwie do typowego ataku, tym razem, bała się, że przyjdzie zabrać ją jako zakładnika.
Ktoś przesunął skrzynię i otworzył zapadnię, Jej serce runęło w dół. Dwie kolumny światła padły na schody. Więcej szczekania po Arabsku. Nie wiele rozumiała, tylko kilka podstawowych słów, których nauczyła się w Armii, w trakcie katastrofy gdzie została przydzielona do Iraku. Mimo to, nie mogła zrozumieć, o czym dokładnie krzyczeli, ponieważ nie była biegła w regionalnym dialekcie. Caly wstała z tapczanu, mocno trzymając rurę. Wykonana była z ciężkiej stali a długością dorównywała kijowi baseballowego. Przy dobrym uchwycie, nie miała wątpliwości, że mogłaby poważnie kogoś zranić. Ale nawet jeśli, wątpiła, czy rura byłaby użyteczna w zaistniałej sytuacji. Nie przeciwko karabinom. Chyba, że nagle stałaby się Bruce Lee. I nawet wtedy… Klapa została otwarta, i mężczyźni szturmem wpadli do jej skrytki jak huragan. Lufy karabinu bezpośrednio skierowali ku niej. Spojrzała na trzydziestu, krępych, dość wysokich facetów jak na te rejony. Milicjanci byli ubrani w zielone mundury, i domyśliła się, że byli Arabami. Zakładała, że nie mieli w sobie ani kropli Afrykańskiej krwi w żyłach. Janjaweed głównie składali się z Sudańskich Arabskich Muzułmanów, którzy z odrazą odnosili się do rdzennych grup etnicznych zaludnionych w Afryce Środkowej. Jednak jeszcze bardziej nienawidzili Zachodu. Mężczyzna przemówił z silnym akcentem po angielsku. –„ Rzuć to.” Caly instynktownie mocniej chwyciła rurę. Zacisnęła zęby. Bez ostrzeżenia, kule wystrzeliły z karabinów najeźdźców, rozdrabniając jej tapczan i ściany z ogłuszającym dźwiękiem. Caly wrzeszczała kiedy kule prześlizgały się obok niej, niemal czując ich dotyk. Wiedziała, że to było ostrzeżenie. Odłamki drewna, słoma i brud bombardowały jej ciało. Jej buntownicza postała została zredukowana do zera w niemal dwóch sekundach. Jako walczący medyk, wyszła za mury jej bazy operacyjnej w Iraku, niemniej, wrogie środowisko, z którym się zatknęła było niczym w porównaniu z rozstrzelaniem z bliskiej odległości- zwłaszcza, że była bezbronna. Bliska rozmowa ze śmiercią od razu pozbawiła ją odwagi, którą czuła, a nawet wstrząsnęła rdzeniem, bardziej niż wtedy gdy znalazła lwa w zapadni. Upuściła rurę. W uszach jej dzwoniło od strzelaniny kiedy mężczyzna szczeknął do innego komendę, aby wychodzić po schodach. Tępo, Caly mozolnym krokiem podeszła do schodów i wspięła się po nich. Więcej facetów z karabinami „powitało” ją kiedy wyczołgała się z zapadni. Caly policzyła, że dziewięciu z nich było w zakurzonych zielonych mundurach i butach bojowych. Wygląda na to, że nie widzieli prysznica nie więcej niż rok temu. Śmierdzieli jak menele. Ciężkie karabiny, AKS i G3 mieli zarzucone na ramionach. Śmiercionośne akcesoria starannie ukryte tkwiły w pasach zawieszonych na strategicznych miejscach. Ich twarze wyglądały jakby nieustannie marszczyli brwi w połączeniu z odrobiną wstrętu. Twarde oczy wpatrywały się w nią jak triumfujące jastrzębie. Caly wyprostowała się, udając, że nie odczuwa strachu, podczas gdy wewnątrz chciała piszczeć i ukryć się jak mysz. Milicjanci rozstąpili się. Sądząc po ich wyrazach twarzy i językach ciał, domyślała się, że idąca osoba musiała być ich liderem. Caly nie widziała Omer Abudy osobiście, ale miała obrzydliwe uczucie, że właśnie ma się spotkać z niesławną dowódcą Janjaweed.
Miał prawie sześć stóp wysokości i solidną budowę ciała. Jego skóra była ciemna jakby został wypalony przez słońce. Ubrany w pustynny mundur oraz khaki shemagh2 z czarnymi szwami owiniętymi nad głową. Para czarnych okularów zakrywała oczy, pozostawiając jedynie niewielką odkrytą część twarzy. Nie miał przy sobie karabinu jak reszta. Zagnieżdżony w kaburze pistolet, który wyglądał jak SOCOM typowy pistolet Berenta- jeden z tych, który mógłby zrobić regularną, dużą dziurę w głowie. Prawdopodobnie wszedł w jego posiadanie z łupów wojennych. Uwaga Caly skierowała się na jego duży, złoty pierścień na palcu. Jak tylko Abuda podszedł wystarczająco blisko niej, smuga błysnęła w jej wizji. Jej głowa odleciała do tyłu. Poczuła eksplodujący ból na policzku.
2
nakrycie głowy
Rozdział 4 Jax nie mógł znaleźć Cyeona kiedy dotarł na lotnisko Al. Fashir. Rozmawiał z Alexei Kiev, pilotem samolotu, od którego dowiedział się, że Cyeon miał spotkać się z kimś z ambasady i jeszcze nie wrócił. Jax próbował dodzwonić się na jego komórkę, ale od razu odzywała się poczta głosowa. Jax zostawił krótką wiadomość, wcielając go w zaistniałą sytuację i zakończył na prośbie o wsparcie. Potem zadzwonił do Keto do siedziby dumy. Jennifer odpowiedziała po trzech sygnałach. –„ Halo ?” „ Jen, jest Keto ?” „ Poczekaj sekundkę. On i Sarah szykują się by wyruszyć do rezerwatu na nocne polowanie. Może są jeszcze w garażu.”- Usłyszał jak Jen odkłada słuchawkę. Minutę później, Keto odebrał. –„ Bonjour.” Jax warknął. –„ U mnie jest noc.” „ Po francusku, bonjour to to samo co cześć.” „ Cześć mój tyłku. Mówiąc o dupie, potrzebuję twojej właśnie tutaj. Aktualnie, potrzebuję całej dumy.” „ Określ tutaj.” „ Al. Fashir, Sudan.” Keto warknął. –„ Co ty do cholery tam robisz ?” „ Szukam przyjaciela, Cassidy. Myślę, że został porwany przez Janjaweed.” „ Janjaweed ? Ugh. Słyszałem, że ci faceci są złośliwi.” „ Nie pierdol. Zostałem postrzelony, kiedy kręciłem się wokół ich kompleksu.” „ Proszę powiedz mi, że dostałeś w dupę. Bo to byłoby zabawne.” „ Pieprz się. Jak szybko możecie się tu dostać ?” „ Powtórz mi, gdzie jesteś ?” „ Teraz w Al Fashir. Ale będę wracać-- ” Keto przerwał mu. „ Nie martw się, znajdę cię.”- Przez telefon usłyszał jak Keto coś bazgrał. –„ Mogę obudzić Georga i nająć charter. Potrzebujesz też bliźniaków ?” „ Weź całą bandę. Potrzebuję jak najwięcej wsparcia.” „ O jakiego rodzaju ataku mówimy ? O typie wszystkich napaści Schwarzeneggera, czy cichym polowaniu dumy ?”
„ Tym drugim. Pracownicy Al. Fashir mogą panikować jeśli się tu wpakujecie. Zbyt wiele pytań … i zbyt wiele osób szukających łapówek.” „ Przyjąłem. Obudzę pozostałych. Trzymaj się, kuzynie.” „ Dzięki. I zostawię instrukcję … na wszelki wypadek.”- Po rozłączeniu się, Jax zdecydował, że musi wrócić do obozu. Miał złe przeczucia, i przeklinał się za pozostawienie Caly- bez ochrony. Dał mapę kompleksu Abudy Alexi oraz wskazówki, które ma przekazać Cyeonowi, kiedy ten wróci. Po wypiciu trzech butelek wody mineralnej i zjedzeniu dwóch batoników energetyzujących, nie czekając na następny lot, Jax susami pobiegł do obozu Ibrahima. *** Caly leżała w pozycji embrionalnej, czekając aż zniknie ból brzucha. Wcześniej oceniła swój stan zdrowia, i poczuła ulgę, kiedy doliczyła się siniaka na policzku i brzuchu. Mogło być gorzej. Mogła zostać zgwałcona i pobita na miazgę. Nie miała wątpliwości, że ludzie Abudy posunęliby się do takiego czynu, gdyby tylko ich lider kiwnął palcem. Na szczęście, nikt nie położył na niej ręki, oprócz Abudy. Z bekhendu oberwała w twarz i brzuch. Bolało jak diabli, ale zacisnęła zęby i wzięła się w garść. Co innego mogła zrobić ? Zakładała, że uczynił to, aby pokazać swoją władzę nad nią. Jego technika zastraszania zadziałała. Jak bardzo nie chciała się do tego przyznać, Omer Abuda tak ją przestraszył, że kompletnie wymiękła. Mężczyzna był uosobieniem wszystkiego co złe. Ujrzała jego oczy, kiedy zdjął okulary. Były zimne i puste, a patrzenie w nie sprawiło, że Caly cała się trzęsła. Miała wrażenie, jakby patrzyła w ciemno- bezdenną otchłań piekła. Stopniowo, zaczynała oddychać. Ból ustąpił. Pragnęła mieć przy sobie Tylenol, albo inny lek przeciwbólowy. Bądź odrobinę wody. Jej gardło było wysuszone. Upał w Afryce Środkowej był nie do zniesienia. Porównała go do przebywania w bulgocącym kociołku. Caly podciągnęła się do pozycji siedzącej. Obejrzała otoczenie. Sala była dość mała i zaczynała odczuwać klaustrofobię. Ściana wykonana ze słomy i suchego błota. Miał niewielki otwór wentylacyjny zabezpieczony metalowymi prętami. Były również dwie pary drzwi wykonane z grubego drewna. Jedne przez, które ją tu wepchnęli- i drugie przylegające do innego pomieszczenia. Pokoju. Taa, racja. Komórka była odpowiedniejszym słowem. W powietrzu unosił się nieświeży zapach ciała i moczu. I śmierci. Na ścianie były brązowe plamy, wyglądające jak pryskające wzory. W kącie muchy latały koło czarnej, zastygłej kałuży. Sama myśl o tym przerażała ją, Oddychała płytko przez zaciśnięte usta i walczyła z pragnieniem zwymiotowania. Caly obejrzała drzwi obok. Czy był za nimi inny więzień ? Podczołgała się w ich kierunku, po czym nagle się zatrzymała. Fala smrodu przeleciała koło niej. Jezusie Chrystusie. Co to było za miejsce ? Rzeźnia ? Nawet nie chciała myśleć, że Abuda byłby taki jak Idi Amin, dyktator, który rzekomo kochał zabijać i okaleczać ludzi oraz smakować ludzie mięso. Mówiono, że nawet zjadł część swojej żony, po tym jak ją zabił. Nagle kolejny dreszcz mdłości wstrząsnął ją. Instynkt kazał jej trzymać się z dala od drzwi, zwinąć się w kłębek i schować jak najdalej. Ale ciekawość zwyciężyła i kazała dowiedzieć się, co stało się w osobnej komórce. Co jeśli zakładnik był ranny- lub co gorsza, umierał ? Podczas gdy ona sama była po szyję głęboko w gównie, przynajmniej mogła zaoferować jakąś pociechę, Ale ten zapach… Caly przełknęła śliną i zmusiła się do wypowiedzenia słów przypominających powitanie, -„ Halo ?”szepnęła.
Żadnej odpowiedzi. Przybliżyła się. Żadnego szemrania. Ani jednego dźwięku. Wtedy usłyszała ludzi Abudy na zewnątrz. Zauważyła ich na dziedzińcu, rozmawiających i śmiejących się. Pewnie byli zajęci porównywaniem swoich penisów i chwalili się, który z nich miał najdłuższego. Caly wstała i chwyciła za klamkę. Drzwi nie były zamknięte. Otworzyła. Momentalnie, zgniły zapach zaatakował jej nozdrza. Miała szczęście, że została obdarzona mocnym żołądkiem, gdyż nie cierpiała wymiotować. Pokój była pusty. Żadnych zakładników bądź nieruchomych ciał. Komórka była taka sama jak jej, ale nie aż tak jasna. Zobaczyła, że otwór wentylacyjny był zablokowany przez krzewy, pozostawiając miejsce ciemne i przygnębiające. Była pewna, że kogoś tu zamordowano- i pozostawiono jego ciało na kilka dni aby zgniło, zanim zostało usunięte. Caly cofnęła się i zamknęła drzwi. Z powrotem osunęła się w kącie, z uczuciem smutku. Była brudna, lepka, zraniona i przestraszona. Domysły co może się z nią stać, było najgorszą częścią jej sytuacji. Jeśli Abuda chciał ją zabić, dlaczego nie zrobił tego teraz ? Może chciał wyłudzić pieniądze od jej fundacji. Nie chciała myśleć o swoim losie, gdyby odmówili. Co mogliby zrobić odkąd istnieje zakaz negocjowania z terrorystami. Bardziej niż prawdopodobnie, nikt nie przyjdzie jej uratować. Z własnej woli zaakceptowała ryzyko i może winić tylko siebie. Pytaniem było- o czym ona do cholery myślała ? To była kara za ucieczkę od poprzedniego życia ? Jednej rzeczy była pewna … zasłużyła na mocne kopnięcie w tyłek. *** Jax dobiegł do kompleksu Abudy, kiedy słońce chyliło się ku zenitowi, po tym jak dowiedział się niepokojących wieści o jego pielęgniarce wziętej do niewoli. Czuł to w żołądku przez cały czas. Czekał niecierpliwie kiedy noc dobiegnie końca, gdy wczesne poranne godziny powitały go chłonnym wiatrem. Z jego doświadczenia, ludzie byli najbardziej podatni na sen między północą a świtem. Ci strażnicy nie byli wyjątkiem. Po przetrwaniu dnia w gorącym, palącym słońcu, chłodny wiatr prawdopodobnie ukołysze ich do miłej drzemki. Zerwał się z ostrożnie z podszycia, by nie zrobić żadnego hałasu. Jax zatrzymał się i powąchał powietrze. Mógł ją wyczuć. Caly. Została zamknięta gdzieś przy zachodniej stronie kompleksu. Ale nie wyczuł Cassidy. Zauważył dwóch, prawdopodobnie niskiej rangi Janjaweeds pilnujących wejścia. Byli na dziedzińcu, grali w karty i rozmawiali ściszonym głosem. Jax studiował ułożenie obrony. Wiedział, że Omer Abuda kazał dwu tuzinom mężczyzn pilnować kompleks, ale obecnie było ich tu mniej niż tuzin. Musiał wysłać resztę, być może na zwiad innych potencjalnych obozów i wsi do rabunku. Zwęził oczy na dwóch głupków garbiących się przy ognisku. Jeden z nich przysypiał oparty o karabin, a jego kompan gapił się tępo w niebo. Łatwo będzie ich zdjąć. Jax nie lubił zabijać ludzi, choć niektórzy z nich zasłużyli na to. Jednak wiedział, że nie ma opcji by zneutralizować dwóch strażników po cichu, bez zadania poważnych ran. Czasami, nie doceniał swoich lwich umiejętności. A w swojej ludzkiej formie, czuł że będzie mu ciężko zakraść się do strażników. To nie tak jakby był przeszkolony przez Marynarkę Wojenną bądź
Siły Specjalne. Kiedy bestia przejmuję nad Jaxem kontrolę, polowanie i rozbrajanie przeciwnika staje się dla niego rzeczą naturalną. Ale zanim to nastanie, musi sprawdzić jedną rzecz. Miejsce pobytu Cassidy. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Choć pragnął zapewnić Caly bezpieczeństwo, musiał pokręcić się koło obszaru spalonego pojazdu.- by upewnić się czy na pewno Rover należy do fundacji. Może w ten sposób, mógłby dostać wskazówkę, gdzie jest Cassidy- jeśli jeszcze żył. Ale, miał niewiele czasu. Księżyc schował się, za wełniastymi, ciemnymi chmurami, rzucając mroczny cień na cały kompleks. Temperatura gwałtownie spadła, mógł to poczuć na swojej skórze. Powietrze było ciężkie od chłodnej mgły- idealnej pogody do pójścia na sjestę po długim, gorącym dniu. Jax cicho przemieścił się do najdalszego końca dziedzińca, gdzie milicja spalała śmieci, i najwyraźniej, kilka pojazdów. Zobaczył autobus, furgonetkę i szkielet Rover. Wyglądało na to, że spalili również pojemniki plastikowe i pudełka. Jax bliżej się im przyjrzał. Skrzynki i pudła zostały ostemplowane nazwą fundacji. Ale nie wszystkie. Niektóre były oznaczone przez poprzedników, fundację przed Latarnią Morską. Były to pusta paczki po jedzeniu. Butli na wodę, Pieluchy. Pieluchy ? Jax prychnął z rozbawieniem. Nie mógł sobie wyobrazić co Janjaweeds z nimi robili. Patrząc na nie, były nieużywane. Milicjanci musieli spalać to, co nie było im potrzebne. Pośpiesz się. Pociągnął nosem i dotykał ziemi, szukając wskazówek. Okrążył szkielet Rovera. Pojazd najpierw został przewrócony zanim go podpalili. Jax nie mógł zrozumieć, dlaczego go spalili. Ten typ pojazdu dobrze by im służył w terenie. Chyba, że … chcieli ukryć dowody. Jax poszukał więcej oznak, by połączyć pojazd z Latarnią Morską. W połowie spalona naklejka, częściowo wtopiona w szybę i trudna do odczytania. Mógł jedynie zobaczyć białą iglicę z logo Latarni Morskiej, ale to wystarczyło, aby przekonać go do kogo należał pojazd, i najprawdopodobniej SUV prowadził Cassidy w dniu, kiedy zaginął. Coś przykuło uwagę Jaxa. Małe, prostokątne, brązowe pudełko upchnięte między krawędzią siedzenia a drzwiami. Jax przemienił się do ludzkiej postaci i wyrwał je ze spalonego pojazdu. To nie było pudełko. To była książka. Dziennik. Okładka była sczerniała, ale reszta w dobrym stanie. Jax przeglądnął strony. Ten charakter pisma mógłby rozpoznać wszędzie. Mały, zgrabny i maniakalnie schludny. Należał do Cassidy. Jax rozejrzał się i ukrył między autobusem a Roverem. Opierając się na srebrnych promieniach księżyca, którym udało przecisnąć się między chmurami, Jax przebiegał wzrokiem po dzienniku. Dotyczył podróży Cassidy do Afryki. Niektóre z tych rzeczy nie miało sensu. Strony zawierały tabele i obliczenia. Po chwili, domyślił się, że liczby dotyczyły kwot, które Latarnia Morska otrzymywała od darczyńców, a ile w rzeczywistości określane były jako pomoc. Jax nie był księgowym, ale nie trudno było mu dostrzec, że coś podejrzanego dzieje się z Latarnią Morską. Ktoś w tej organizacji dopuszczał się defraudacji pieniędzy. Jego imię nie było wymienione w dzienniku, ale kimkolwiek on był- ukradł blisko dwa miliony dolarów. Jego przyjaciel najwyraźniej zauważył rozbieżność. Jax zmarszczył brwi. Co zrobiłeś, Cassidy ? Węszenie wokół tego, mogło doprowadzić do śmierci. Cassidy musiał odkryć coś, czego nie miał prawa wiedzieć. Teraz, zniknął, a pojazd został spalony na popiół, znaleziony w kompleksie gubernatora wojskowego. Nie trudno było połączyć kropki. Ale kto brał w tym udział ? Oczywiście, na pewno nie Caly. Wypchnął z umysłu tą absurdalną myśl. Czy lider obozu, Ahmad Ibrahim, był w to zaangażowany ? Kiedy Janjaweeds najeżdżali, spalali, plądrowali, gwałcili i zabijali wieśniaków oraz uchodźców. Bez dyskryminacji. Obóz Ibrahima był na bieżąco najeżdżany, a jednak, uchodzi prawie bez szwanku.
Podejrzane. Ale teraz nie czas, by się nad tym głowić. Musi uratować Caly. Jax wsunął dziennik do kieszeni spodni i przemienił się w zwierzęcą formę. Jeśli pojazd Cassidy został spalony w tym kompleksie, on nie może być dalej. Być może jest uwięziony z Caly. Jax szybko okrążył złomowisko, szukając więcej wskazówek. Po stwierdzeniu, że nie ma niczego więcej godnego uwagi, zdecydował, że nadszedł czas aby uratować Caly, i jeśli nie jest za późno, przyjaciela Cassidy. Przykucając, kierował się w stronę dziedzińca. W połowie drogi, zbliżył się do polany otoczonej gęstymi krzewami i drzewami. Fala smrodu zaatakowała jego nos, przyciągając uwagę. Zapach rozkładu. Ciał. Nieżywych zwierząt. Mnóstwa. W postaci lwa, wyziew śmierci nie przeszkadzał mu tak bardzo jak w ludzkiej formie. Jako lew, raz do roku, polował i zabijał ,aby zaspokoić swoją wewnętrzną bestię. Gazele. Zebry. Czasami, gnu, jeśli czuł się na tyle ambitny. Ale nigdy nie interesował się jedzeniem zgniłych zwłok. Fuj. I nigdy nie czuł się tak nieszczęśliwy jak głodne lwy. Wśród jego dumy, oni Cyeon jako jedyni nadal prowadzili tradycyjne polowania. Jax przykucnął za dużym drzewem, na wypadek, gdyby strażnicy mieli spojrzeć w jego kierunku. Nie widział żadnych śladów zwierząt, pozostawionych na ziemi. Zapach śmierci przenikał z płytkich grobów, zaledwie kilka metrów od miejsca, gdzie ukrywał się. Drzazga bólu przeleciała przez serce Jaxa. To nie były nieżywe zwierzęta w tych grobach. Nie, to byli ludzie. Naliczył siedem kopek ziemi. Podszedł aby zbadać ten, który wydawał się najświeższy. Jax miał nadzieję, że nie znajdzie w niej Cassidy, ale zapach unoszący się z grobu nie dawał mu nadziei, że jego przyjaciel wciąż żyje. Jax szukał zapachu Cassidy unoszący się z jego dziennika, który wciąż był wyczuwalny, chociaż przesiąknięty spalenizną i płynu diesel. Mdły smród należał Cassidy. Tylko głębszy. Przesadnie cięższy. Bardziej zmarły. Jax rozejrzał się, zanim użył swoich łap. Nie musiał głęboko kopać. Około stopę głębiej, zauważył rozkładającą się rękę, Zatrzymał się. Jax przemienił się w ludzką formę i niemal zakrztusił się. Smród był przytłaczający. Oddychając przez usta, obejrzał rękę i zobaczył lekarską bransoletkę owiniętą wokół nadgarstka. Wykonana z nierdzewnej stali z wygrawerowanym imieniem Cassidy i jego cukrzycą. Nie powinien być zaskoczony, ale zdanie sobie sprawy z tego, iż jego stary przyjaciel naprawdę nie żyje prawie pozbawiło go powietrza. Jak miał o tym powiedzieć żonie Cassidy ? Jax przez długie minuty opłakiwał swojego przyjaciela, zanim otrząsnął się i wrócił do wykonywania zadania. Musi się skupić, aby postępować zgodnie z planem. Uratować Caly. Zdjął z ciała bransoletkę, którą da Claire i włożył ją do kieszeni. Jax przemienił się w lwią formę i podążył w kierunku dziedzińca. Zapach śmierci zatruwał jego umysł, więc chciał wydostać Caly z tego miejsca jak najszybciej. Nie było czasu do stracenia. *** Caly nie mogła spać. Chodziła wokół celi, gdy usłyszała hałas nadchodzący z dziedzińca. To były subtelnie wciągane oddechy i głuchy odgłos ciał uderzających o ziemię. Nic ,co mogłoby niepokoić cały kompleks. Odwróciła się na pięcie i rzuciła do drzwi, by dowiedzieć, co się stało. Wcześniej, kiedy zerkała przez dziurkę od klucza, dwójka strażników siedzieli przed małym ogniem na dziedzińcu. Teraz, leżeli na ziemi. Błysk płowego koloru zmierzał w jej kierunku.
Sapnęła i zrobiła krok do tyłu. Coś dużego przykucnęło przed drzwiami. Klamka brzdęknęła. Potem coś jeszcze, jak kłódka, zaszeleściło. Usłyszała czyjeś westchnienie. „ Caly ?”- pozornie ostrożny, niski głos zawołał ją. „ Jax ?”- zacisnęła ręce i przyłożyła ucho do drzwi. –„ Czy to ty ?” „ Tak. Wszystko w porządku ?” Caly westchnęła z ulgi. O Boże, to naprawdę on. –„ Ja, ja … w porządku.”- odpowiedziała cicho. „ Jesteś ranna ?” Upłynęły trzy sekundy zanim odpowiedziała. –„ Tak, moje uczucia.”- Nawet jeśli twarz bolała ją jak diabli i czuła tępy ból poniżej piersi, nie chciała się do tego przyznać przed Jax’em. To mogłoby zniszczyć jej obraz „twardej laski”. - „ Bycie porwaną nie jest takie wspaniałe jak się wydaje.” „ Ha.”- Jax parsknął. –„ Wydostanę cię stąd. Spróbuję…” „ Myślę, że drzwi są zamknięte na kłódkę od zewnątrz.” „ Widzę.” „ Te bandziory mogą mieć klucze.” „ Sprawdziłem. Nie mają.” „ Więc Abuda może mieć.” „ To jest problem. Nie mogę zakraść się do pokoju Abudy i ukraść mu klucze. Chciałbym być Niewidzialnym Facetem.” Caly westchnęła. –„ Wolę Faceta Lwa.” „ Naprawdę ?”- Jax brzmiał na zadowolonego. –„ Poszukam jakiegoś przewodu czy coś. Zamierzam otworzyć kłódkę.” „ Czekaj.”- Caly pogrzebała w kieszeni. Znalazła kilka wsuwek do włosów. –„ Mogą być szpilki ? Widziałam jak detektywi używali ich w telewizji.” „ Prześlizgnij je.” Mniej więcej cal przepaści dzieliła drzwi od podłoża. Ich ręce otarły się, kiedy Jax wziął wsuwki z jej dłoni. Elektryczne dreszcze przeszyły jej ramię. Nagle, poczuła potrzebę dotknięcia go. Jax pracował nad zamkiem. Caly osunęła się przy drzwiach. Ulga wypełniła ją. Dotrzymał obietnicy. Przyszedł po nią. „ Skąd wiedziałeś, że tu jestem ?”
„ Poszedłem do obozu Ibrahima. Wkradłem się do twojej kryjówki nietoperzy, ale nie było cię. Kilka uchodźców powiedziało mi, co się z tobą stało. Więc, udałem się tutaj. Kiedy przybyłem, wyczułem twój zapach.”- Przerwał na chwilę, potem dodał. –„ Byłbym odrobinę wcześniej, ale musiałem najpierw sprawdzić kilka rzeczy.” „ Przyjechałeś ?” „ Nie. Przybiegłem.” „ W twojej lwiej formie ?” „ Tak. Czasem, w ten sposób jest łatwiej.” „ Wow. To musiała być spora odległość. Posiadanie lwich super mocy musi być niesamowite.” „ Szkoda, że nie mogę latać lub stać się niewidzialny. W takich momentach byłoby to bardziej przydatne.” „ Nie pieprz.”- Caly zmieniła pozycję i klęcząc spojrzała przez dziurkę. Nie widziała nic, gdyż Jax zablokował widok. Po minucie, próbowała przerwać ciszę. Nienawidziła jej, a teraz, nie chciała się czuć jakby była sama. –„ Przy okazji, jesz ludzi ?” „ Słyszałem, że smakują jak kurczak.” „ Pytam poważnie.”- odparła „ Wcześniej jadłem kobiety. I kochały to.” Niech to szlak. Gdyby tylko mogła go sięgnąć, trzepnęłaby go w głowę. Czy mógłby choć przez sekundę być poważny ? Może Jax starał się ją rozluźnić po przejściach jakie doświadczyła. Caly zmieniła temat. –„ Mówiłeś, że jesteś z Bostonu.” „ Tak. Mieszkałem tam przez dziesięć lat. Chodziłem do szkoły i pracowałem. Tak naprawdę jestem z Tanz.” „ Tanz ?” „ Tanzania. Urodzony i wychowany.” „ Nie wyglądasz jak tamtejsi ludzie.” „ Moja mama jest z Nowej Zelandii. A mój tata, cóż, jak wszyscy z K’stal, mamy jasne geny. Nie pytaj jak i dlaczego. Tak jest odkąd pierwszy K’stal przemierzył Serengeti.” „ Ach, widzę. Więc twoi rodzice są w Tanzanii ?” „ Nie, Auckland. Są na emeryturze. Moja mama chciała być bliżej domu. Odwiedzają nas w każde Święta Bożego Narodzenia.” „ Nas ? Masz rodzeństwo ?”
„ Mam brata. Cole. Jeśli jesteś ciekawa jest białym lwem. Laski przepadają za nim, bardzo.” „ Nie żartuj. Dlaczego wyjechałeś ? Nie jest lepiej w Bostonie ?” „ Mam dość korporacyjnej harówki. Bezwzględnych biznesmenów i tego wszystkiego.” „ Co robiłeś ?” „ Co to jest ? Wywiad ? Byłem techno-maniakiem w IT. Zajmowałem się głównie sieciami.” „ A tu co robisz ?” „ Jestem złotą rączką.” Uniosła brwi. –„ Wymieniłeś życie yuppie3 w Bostonie na bycie złotą rączką w kraju trzeciego świata?” „ Hej, ty wymieniłaś pozycję medyka w Armii na humanitarną pracę na zadupiu.” Parsknęła. –„ Daj spokój. Jaki jest prawdziwy powód twojego wyjazdu ?” Pauza. –„ To przez dziewczynę z którą się umawiałem.”- Jego głos był pełen smutku. – „ Myślałem, że była tą jedyną, wiesz ? Zaproponowałem jej … ale ja byłem jedynie jej pacynką do wspinania się po korporacyjnej drabinie.” „ Przykro mi.”- Wygląda na to, że mieli ze sobą coś wspólnego. Obaj zostali zranieni. Rozumie jego ból, gdyż sama przeszła przez coś podobnego. „ Więc. Dlaczego się z nim rozwiodłaś ?” Caly była zaskoczona. –„ Skąd wiesz ?” „ Nie wiedziałem … masz znak na palcu, który wygląda jak po obrączce. Zobaczyłem blady pasek, i po prostu pomyślałem, że niedawno zakończyłaś związek.” „ Ah. Wróciłam do domu i nakryłam go bzykającego jakąś zdzirę.” „ Ałć. Przykro mi. Nic dziwnego, że z niechęcią mówisz o nim.” „ W porządku. Może to dobrze, tak sądzę.” „ Nie wszyscy faceci są takimi sukinsynami, wiesz ?” „ Czy bronisz swoją płeć, Panie Rarh ?” „ Poniekąd. Jedno jest pewne, gdybym miał taką żonę jak ty, w ogóle nie spojrzałbym na inne kobiety. Byłbym zajęty przebywaniem z tobą … w łóżku.” Oj. Choć był tak bardzo pewny siebie, czuła się zaszczycona. Cisza ponownie zapanowała między nimi. Jax wciąż męczył się z kłódką, wsuwką do włosów. 3
Młody profesjonalista o wysokich dochodach.
„ To wyglądało na prostsze w telewizji i na filmach.”- Jax marudził. –„ MacGyver uporałby się z tym w dwie sekundy.” „ Jesteś lwem. Nie masz super mocy, by przełamać kłódkę ?” „ Kochanie, jestem zmiennokształtny. Nie Wolverinem. Poza tym, chcemy zachować ciszę i spokój, więc musimy być rozsądni. Pewnie, mógłbym wyważyć drzwi dzięki moim super- lwich- mocom, ale zrobiłbym zbyt duży hałas.” „ Mogę zaryzykować. Po prostu nie wytrzymam dłużej w tej małej celi. Jestem o krok od zwariowania.”- Caly skoczyła na nogi. Zdesperowana. Musiała wyjść i zaczerpnąć świeżego powietrza. Musi go zobaczyć. Dotknąć go. Dopiero wtedy, kiedy upewni się, że wszystko będzie dobrze. Po chwili, która wydalała się być wiecznością, usłyszała szmer. –„ Jezus Chrystus. Pieprzyć to. Trzymaj się z dala od drzwi. I bądź gotowa do biegu.” Caly odskoczyła na bok. Serce dudniło jej w piersi. W pierwszej sekundzie nie słyszała niczego poza ciszą, a po chwili, ogłuszające boom. Drzwi upadły na podłogę, i teraz, sześciuset funtowy lew stał na nich. Jax przemienił się w ludzką formę, chwycił ją za rękę, zmuszając do szybkiego biegu. Kiedy pył unosił się za nią, usłyszały wściekły krzyk wewnątrz kompleksu. Trzymając mocno jej rękę, Jax prowadził ją, kiedy biegli coraz szybciej i szybciej przez krzaki i ukryli się między karłowatymi drzewami. Wtedy usłyszała szybki dźwięk strzałów. Karabinów szturmowych. Zaryczały silniki pojazdów. Caly biegła aż jej płuca i nogi zaczęły płonąć. Zwolniła, łapiąc oddech. Czuła się słaba z powodu braku jedzenia i wody. Jax szarpnął ją za nadgarstek. –„ Dasz radę !” Zmusiła się do pracy, ale za chwilę, ponownie zwolniła. Chciała zemdleć. Jax zatrzymał się. Caly prawie potknęła się i uderzyła w niego. „ Co ?”- spytała, między ostrymi oddechami. Przemienił się w lwa. Wejdź na mnie. „ Co ? Jakim cudem słyszę cię w mojej głowie ?” To telepatia. Nie ma czasu na wyjaśnienia. Wskakuj. Przez sekundę, Caly nie była pewna, czy to zadziała. Nigdy nie słyszała aby ktoś wcześniej dosiadł lwa. Nie był kucykiem, prawda ? Ale, Jax warknął, a wszystkie włosy na karku stanęły jej dęba. Czuła się, jakby nie miała innego wyboru, jak wspiąć się na jego plecy, wyciągnąć się i chwycić grzywę. Nie była malutka, ale Jax był wielkim, wielkim lwem. To nie zadziała. Jestem za ciężka. Zranię go. Jax truchtem przebiegł kilka metrów. Trzymaj się mocno. Gotowa ? „ Tak.”- pisnęła, i Jax nagle wystrzelił do przodu, jakby świat miał się zaraz skończyć.
Ściskała jego grzywę i modliła się aby nie ześlizgnąć. Kompleks Abudy był ulokowany z dala od tutejszej ludności. Widziała jedynie góry oraz łąki z rzadkimi drzewami i krzewami. Kule świstały wokół nich. Ale Jax fachowo ich unikał i prowadził jakby sam diabeł siedział mu na ogonie. A jeśli by się temu bardziej przyjrzeć, to naprawdę były diabły na ich ogonach. Abuda od razu wsadzi im kulki w głowy, jeśli tylko ich złapie. Nie miała co do tego wątpliwości. Sumując jej strach, usłyszała dźwięk galopujących koni za nimi. Ostatnio jak sprawdzała, byli szybsi niż lwy, prawda ? Caly zacisnęła ręce na jego grzywie, aż wyrwała z niej kilka kosmyków. Jax zdawał się tym nie przejmować. Ciągle biegł. Po kilku kilometrach, byli w stanie zgubić swoich prześladowców. Ale Janjaweed wciąż ich ścigali. Ziemia trzęsła się on huku pojazdów o kopyt koni. W powietrzu unosił się dźwięk strzałów i zapach zużytej amunicji. Caly czuła napięcie Jaxa. Nagle, zatrzymał się, zrzucając ją ze swoich pleców. Wylądowała na ziemi z głuchym łoskotem. Zanim mogła zrozumieć co się dzieje, Jax chwycił ją za kołnierz i pociągnąć za duży, gęsty krzew. Położył łapę na jej piersi, jakby chciał powstrzymać ją od walki. Nie ruszaj się. Nie rób żadnego hałasu, jeśli to możliwe. Chciała spytać dlaczego, ale powstrzymała się w ostatniej sekundzie. Gęsia skórka pokryła całe jej ciało. Usłyszała kolejny ryk lwa. Nie. Lwów. Wielu. Jax spojrzał na nią swoimi błyszczącymi lwimi oczami, zanim oddalił się. Zostań. Tu będziesz bezpieczna. Zaraz wrócę. Bojąc się oszaleć, Caly zwinęła się w kulkę. I czekała.
Rozdział 5 Jak tylko Jax dostrzegł alfę dumy, Cyeona, szturmem biegnącego ze wzgórza, wiedział, że reszta stada jest tuż za nim. Jax, powiedział Cyeon, Wszystko w porządku ? Łowić, łowić, łowić, dodał Keto, stojąc blisko ogona alfy. Zapolujmy na kilku Janjaweed, wycedził Cole, dołączając do grupy. Szkoda, że nie możemy spalić tego typu chwastów. Stary, jeden z bliźniaków Bane, rzekł. Drugi, Saber, zachichotał. Wszystko w porządku. Oznajmił Jax. Mam przy sobie Caly. Ale Cassidy nie żyje. Kim jest Caly ? spytał Arcan. Moją przyszłą partnerką. Jest wyczerpana. I ukryta. Wyjaśnię wam wszystko później. Strzelali do nas. Sukinsyny, Bane przeklął. Okażmy im trochę miłości naszymi łapami. Co o tym myślisz, Alfo ? Cole spytał Cyeona. Chcę ich martwych, Jax splunął. Zabili mojego przyjaciela. Spalili jego samochód, a jego zakopali w płytkim grobie. Cyeon nie odpowiedział. Jax spostrzegł jak przeszedł w trucht, groźnie smagając ogonem. Wiedział, że Cyeon nigdy nie chciał zabijać ludzi, nawet jeśli niektórzy z nich na to zasłużyli. Jego kuzyn jako prawnik, był wręcz pedantem jeśli chodzi o prawa człowieka. Tata Cyeona był bardziej rozrywkowy. Wujek Mica nigdy nie wahał się kroczyć po ciemnej stronie prawa, kiedy wymagała taka potrzeba. Szkoda, że był już na emeryturze na Florydzie, z ciocią Lindley. Jeśli wujek Mica byłby tu teraz, Jax był pewien, że dawny alfa, byłby zachwycony perspektywą zapolowania na Janjaweeds, korzystając z dobrych, staroświeckich sposobów lwów Serengeti. W porządku. powiedział Jax. Żadnego polowania. Ale możemy posłać ich do diabła. Może, taki mały bonus od życia ? Cyeon odchrząknął. Na to mogę się zgodzić. Ilu ich jest ? Około tuzin. Plus minus. Zastanawiał się czy Omer Abuda osobiście włączył się w pościg. Była szansa, że posłał swoich zbirów do brudnej roboty, a sam czeka na wieści w zaciszu swojego kompleksu. Panowie, chodźmy zapolować,4 powiedział Cyeon, Formacja szoku i trwogi. Pozostali wydali wrzaskliwe okrzyki zrozumienia. Jax dostał od tego bólu głowy. Skoczył za krzaki, i czekał na przybycie wroga. Nie było sensu ich gonić, skoro sami nadchodzili. To było podobne do ataku hordy gnu. Wszystko co musieli zrobić to zaganiać je, aż stały się zdezorientowane i zmęczone. 4
Skojarzył mi się ten tekst z „Ładna pogoda aby zapolować milordzie” „A zaiste, jaśnie panie”
Kiedy jeden z nich oddziela się od stada, w momencie, lwy skaczą i okładają swoją ofiarę, wymierzając ugryzienie w gardło. Wiatr sprzyjał ich pozycjom. Nie żeby to miało jakieś znaczenie dla tych głupich ludzi. W dziczy, drapieżnicy wyczuwali się na podstawie zapachu. Zmiennokształtni jak jego duma, nie zachowywali piżmowego, lwiego zapachu jak typowe zwierzęta w naturalnym środowisku. Duma K’stal pachniała wodą po goleniu i mydłem. Janjaweed to już inna historia. Niemytych ciał. Potem. Tytoniem. Dymem amunicji. Brudnymi rzeczami, które Jax mógł wyczuć z odległości mili.5 Mężczyźni pędzili w ich kierunku. Dwóch jeźdźców na koniach z przodu. Jeep z otwartym dachem mieścił czterech facetów. Duża półciężarówka z trzema mężczyznami na przedzie i dwoma z tyłu. Wszyscy uzbrojeni po zęby. Jeden z jeźdźców otworzył ogień z losowej broni automatycznej. Jax tak był zaskoczony jego nieporadnością, że zastanawiał się, kiedy sukinsyn strzeli sobie przypadkowo w nogę lub w swojego konia. Cyeon warknął do dumy. Spłoszmy ich. Bane i Saber. Zwabcie ich. Tak, Alfo, oznajmili bliźniacy chórem. Saber czmychnął kilkaset metrów w stronę gęstych zarośli. Ryknął kiedy uciekał, i Jax wiedział, że bliźniak upewniał się, że Janjaweeds zauważyli go. Bane podążył za nim, zatrzymując się w połowie drogi, sycząc na najbliższego Janjaweed. Jeździec strzelił do Bane, ale potwornie spudłował. Żałośnie. Drugi jeździec potraktował go serią kul, ale Bane był już schowany w krzakach. Każdy członek dumy przyjął pozycję, skradając się, biegając i kucając za osłoną. Jax, Cole i Arcan, nakazał Cyeon, atak. Jax stanął na baczność. Krew zawrzała mu w żyłach. Adrenalina ogarnęła całe jego ciało. Moment przed polowaniem był najbardziej ekscytującą częścią. Skupił się na swoich przeciwnikach. Pięciu mężczyzn zakamuflowanych w półciężarówce. Towarzysze kierowcy, siedzący po stronie pasażera mieli broń przypominającą karabiny szturmowe. Ci siedzący z tyłu również byli dobrze uzbrojeni. Zakłopotanie widniało na ich twarzach. Wahanie było wielką zachętą dla Jaxa i dumy. Tak jak mrok. Wszystko inne wydawało się poruszać w zwolnionym tempie. Jax słyszał jak biły ich serca. Każdy oddech. Kiedy broń jednego z mężczyzn zaklinowała się, Jax zaostrzył pazury na widok strachu widniejącego na jego twarzy. Jego towarzysz wyglądał jakby narobił do swoich spodni. Chyba żaden z nich nie spodziewał się, że zostaną przywitani przez stado dzikich lwów. Arcan, ty przedzierasz się przez ciężarówkę. Ja z bratem osaczymy tych dwóch z tyłu, oznajmił Jax. Pojazd zachwiał się przed nimi z powodu nierównej ziemi. Teraz ! Jax wyskoczył z krzaków i podbiegł do dwóch osłów z tyłu ciężarówki. Facet z zaciętym karabinem zobaczył go i krzyknął w języku Suahili. „Simba ! Simba!” Tak, jestem lwem, ty dupku ! Jax rzucił się do przodu i wyciągnął łapy. Mężczyzna przewrócił się na ziemię, broń wypadła mu z ręki. 5
Taaa Choocoszambonel ;p
Z boku, Cole zamachnął się na innego faceta w podobnym stylu. Praktycznie zgarnął sukinsyna z ciężarówki, po czym rzucił na trawiastą nawierzchnię. O uderzenie serca później, Arcan, największy lew z całej dumy, uderzył w maskę ciężarówki, powodując zachwianie kierowcy. Mężczyzna stracił panowanie nad kierownicą i zjechał ku pobliskim drzewom. Pojazd uderzył w pień akacji. Arcan momentalnie ukrył się i zniknął, gdy Janjaawed strzelił do niego. Jax i jego brat, Cole zacisnęli szczęki na kołnierzach swych ofiar i zaciągnęli ich w zarośla. Przerażani milicjanci krzyczeli i błagali o litość. Facet od zaciętego karabinu nadal miał pistolet w kaburze, ale musiał być zbyt przerażony, ale myśleć o jego użyciu. A facet trzymany przez Cole, niekontrolowanie piszczał, tak mocno wykręcał, że Jax zastanawiał się, czy nie dosłownie srał w gacie. Zwłaszcza, gdy Cole potrząsał nim nieco i warczał. 6 Jax zastanawiał się, czy facet myślał, iż Cole ma go zamiar zjeść. W rzeczywistości, jego brat był bardzo wybredny. Zawsze żądał aby jego filet wołowy był idealnie pozbawiony tłuszczu, średnio krwisty i brązowo-czerwony. Jeśli nie był idealnie doprawiony i wysmażony wystarczająco dobrze, nie tykał się go. Ale zwycięska szarada Cola, jako wygłodzonego lwa, była całkiem przekonująca. Facet jeszcze załkał i zemdlał. Cole wypluł go. Fuj, Muszę wypłukać usta. Śmierdzi jak gówno. Smakuje jak zjełczały olej, zepsute mleko i zgniłe jajo, wymieszane ze sobą. Mój smakował jak dupa. Nie żeby wiedział, jak smakuje tyłek- to tylko figura retoryczna. Jax rzucił swoim jeńcem o ziemię i dziko nim potrząsnął- tak jak Cole. Facet jęknął z bólu. Jax zamachnął się swoją łapą i pozbawił go przytomności. Krew trysnęła z jego ramienia i policzka. Na dokładkę Jax drasnął go jeszcze raz. Dlaczego to zrobiłeś ? Spytał Cole. Chyba przesadziłeś, nie sądzisz ? Ten facet postrzelił mnie wcześniej. Kula dostała się do moich jelit i zrobiła dziurę w łapie. Bolało jak cholera. Wet za wet. Tak trzymaj, szefie. Cyeon warknął przez więź. Jax, Arcan, Cole. Skończcie z ciężarówką. Reszta zajmie się jeepem. Jax rzucił się do akcji. Arcan już drapał w drzwi kierowcy samochodu. Facet celował w jego kierunku pistolet, ale musiał być zbyt zdenerwowany, bo jego trzęsąca się ręka nie pociągła za spust. Arcan machnął łapą, wytrącając mu z ręki broń. Mężczyzna wrzasnął. Jax i Cole pobiegli na drugi koniec pojazdu, zerwali otwarte drzwi od strony pasażera i wywlekli z niego pozostałych dwóch Janjaweed. Rzucił okiem na Cyeona i bliźniaków zasadzających jeepa w pułapkę. Mężczyźni wydawali się niechętni walce. Kulili się ze strachu, gdy tylko lwy otoczyły ich. Jeden z jeźdźców spadł z konia, gdy Keto naparł głową na ciało zwierzęcia. Niezgrabnie wylądował, i natychmiast zaczął skowyczeć z bólu, pewnie w wyniku złamanych kończyn, kiedy koń zadrżał, pozornie chętny ucieczce.
6
Niedobry kotek, aty aty…
Keto, będąc najszybszym biegaczem w dumie, poderwał się by złapać drugiego jeźdźca, który zaczął uciekać, gdy większość jego towarzyszy zostało usuniętych. Kilka minut później, rozległ się żałosny krzyk. Jax wiedział, że Keto dopadł uciekającego. Jax był zbyt zajęty milicjantem Janjaweed trzymanym w ustach, który piszczał i błagał o życie. Szkoda, że Jax nie mówił po Arabsku- zabawnie byłoby powiedzieć coś śmiesznego. Arcan biegał, rzucając broń w miejsca niedostępne dla milicjantów, natomiast Cyeon i bliźniacy oceniali szkody. Cole przeciągnął pokonanych i nieprzytomnych mężczyzn na polanę, układając wszystkich w schludnym rzędzie. Jax przeciągnął swojego jeńca obok tego, który go postrzelił na kompleksie zaledwie kilka dni temu. Sukinsyn właśnie zaczął odzyskiwać świadomość. Jax zaczął groźnie warczeć i pokazał zęby, strasząc faceta tak bardzo, że ten ponownie zemdlał. Tak. Bardzo męsko. Rabuś. Gwałciciel, Morderca. Jax prychnął zniesmaczony. Bez swoich broni, byli niczym, jedynie bandą nieudaczników. Keto wszedł w zarośla, przeciągając za ramię nieprzytomnego żołnierza Janjaweed. Keto wlókł mężczyznę jak szmacianą lalkę, a następne ustawił go na końcu rzędu. Wiecie, że gdybyśmy byli prawdziwymi lwami, mielibyśmy ucztę. Szkoda, że nie jemy ludzi. Możesz … jeśli chcesz, zasugerował Jax. Nie, dziękuję, Ale słyszałem, że ludzie smakują jak kurczak. Tak powiedziałem Caly. Jax policzył Janjaweeds, ale żaden z nich nie był Omer Abudą. Tak, jak przepowiedział. Abuda nie pofatygowałby się na polowanie. Musiał czekać w swoim kompleksie. Cyeon zbliżył się powolnym chodem. Usiadł i zaczął łapą czyścić swoją grzywę. Lwy, generalnie, były bardzo wybredne jeśli chodziło o ich grzywy. Pyski, łapy i ciało mogą być poplamione krwią zabitych, nie obchodziło ich to, ale grzywy muszą być bez skazy. Typowa lwia sprawa. Który z nich jest Omer Abudą ? spytał Cyeon. Nie ma go tutaj. Jax powąchał powietrze. Mogę się założyć, że wciąż przebywa na kompleksie. Złożymy mu wizytę ? Musimy. Mam dla niego mały prezent pożegnalny. Jax wstał. Ale najpierw, chcę sprawdzić co z Caly. Gdzie ona jest ? spytał Cole. Nie daleko. Zaraz wracam. A potem, przedstawię wam moją partnerkę.
Rozdział 6 Długi lot z Nairobi do Victoria Falls był jak sen. Cyeon Rarh, kuzyn Jaxa, alfa dumy K’stal, wynajął prywatny charter, aby wszyscy razem mogli wrócić do domu. Po ucieczce z kompleksu Abudy wczesnym rankiem, Cyeon zaprowadził dumę do Al. Fashir, gdzie czekał na nich samolot, którym polecieli do Narobi- aby wyprostować kilka spraw z biurem oddziału Latarni Morskiej. Słowo„ wyprostować” było dość nieadekwatne. Jax i alfa szturmem wpadli do biura i zażądali rozmowy z kierownikiem oddziału a ich gniewne spojrzenia wypłoszyły wszystkich pracowników na zewnątrz. Cyeon, kiedy nie był lwem, pracował jako prawnik, a wkrótce po tym jak przeczytał kontrakt Caly, odkrył, że jej umowa była świstkiem gówna. Powiedział, że została zatrudniona bez poinformowania o potencjalnym ryzyku. To szczerze mówiąc, było niczym samobójstwo. Nie zajęło mu zbyt dużo czasu, by znaleźć jeszcze kilka klauzul, które pozwoliły złożyć w imieniu Caly pozew. Ją nie za bardzo obchodził kontrakt bądź odpowiedzialność fundacji za jej bezpieczeństwo. Była po prostu szczęśliwa, że udało jej się wydostać stamtąd w jednym kawałku. Żałowała jedynie, że nie udało jej się pomóc ludziom w obozie Ibrahima, ale nie mogła zaprzeczyć, że bardziej pragnęła zachować głowę. Caly dowiedziała się o śmierci doktora Cassidy od Jaxa kiedy byli w Al. Fashir. Opłakiwała jego odejście. On nie tylko był wspaniałym facetem, ale także wielkim przyjacielem. Podziwiała jego zaangażowanie w pomocy potrzebującym. Caly była zaskoczona wieścią, że fundacja była odpowiedzialna za jego śmierć. Nie miała pojęcia o polityce prowadzonej przez Latarnię Morską. Irytująca była wieść o chciwości niektórych ludzi… a tak małej wartości życia człowieka. Cyeon obiecał, że sprawiedliwości stanie się zadość. Zarząd został powiadomiony i mogła się założyć, że wieści szybko się rozejdą. Ostatecznie osoba odpowiedzialna za korupcję i śmierć doktora została zatrzymana przez Interpol w Madrycie. Nazywał się Bob McFarland, i obecnie oczekuję na ekstradycję z powrotem do Ameryki. Trzy dni spędzone w Victoria Fallus, Zimbabwe, wliczały wizytę ambasady, gdzie spotkali się z attache7 i licznym składem wojskowym. Od razu, zostały jej wydane nowy paszport i wiza, a po zakończeniu wszystkich spraw, Jax zabrał ją do domu swojej dumy w Tanzanii. Z Victoria Fallus, ich następnym przystankiem był Narodowy Park Serengeti. Najwyraźniej, siedziba dumy mieściła się w pobliżu miasta. W końcu dotarli do ostatniego przystanku, a ponieważ Cyeon, Keto i Jax mieli swoje interesy do załatwienia, Caly udała się do siedziby z resztą dumy. Dwie kobiety przywitały Caly na podjeździe. Były partnerkami Cyeona i Keto. Dowiedziała się, że Jennifer była nauczycielką zanim poznała Cyeona, a Sarah fotografem przyrody, a obecnie pracująca z Keto nad otwarciem kilka galerii sztuk. Jennifer jako pierwsza obdarowała ją uściskiem łamiącym kości. Potem, Sarah zrobiła to samo. –„ Jesteś taka odważna.”- powiedziała Jennifer. –„ Dużo o tobie słyszałam od Cyeona i Jaxa.” „ Mam nadzieję, że dobre rzeczy.” 7
Osoba pracująca w ambasadzie.
„ Wspaniałe rzeczy. Chodź, musisz być zmęczona.” Z zewnątrz siedziba dumy nie wyglądała okazale. To był mały murowany budynek, który mieścił wielkie generatory, pompy i masywne przewody, ale ich miejsca do życia mieściło się w podziemiach. Nikt, włącznie z Caly, nie zgadłby, że pod powierzchnią znajdował się ogromny budynek. Kilka ciężarówek stało na żwirze na podjeździe. Z tyłu budynku znajdował się sad i ogródek warzywny. Nic specjalnego. Nic co utwierdziłoby ją w przekonaniu, że starożytna rasa zmiennokształtnych zamieszkuję ten teren. Pół kilometra od siedziby był wodopój przy wzgórzu, gdzie jak powiedział Cole duma wyleguje się na słońcu po obiedzie. Wcześniej, kiedy obok niego przejeżdżali widziała stado żyraf. Jennifer urządziła Caly wycieczkę po siedzibie. Caly nazwałaby ją podziemnym dworem, a nie tylko mieszkaniem. Miał siedemnaście pokoi, osiemnaście łazienek, ogromną kuchnię z równie duża jadalnią i salonem, biblioteką, pustym pokoikiem dla dzieci, pralnią i salonem gier- gdzie duma spędzała większość czasu gdy nie byli lwami. Jen pokazała jej pokój Jaxa, gdzie mogła się zatrzymać. Caly była wyraźnie pod wrażeniem. Jak na kawalera, pokój Jaxa był cholernie czysty. Łóżko przykryte biała pościelą wręcz błagało o sen. Ubrania schludnie ułożone i schowane w szafach. Biurko nieobecne pod stertą rupieci oraz wielu komputerów i gadżetów na szczycie. Mały, prostokątny obszar zajmował regał z książkami i systemem rozrywki. Kilka poduszek leżało porozrzucanych na ziemi. Spodobał jej się- był przytulny i zachęcający. Po życiu w gnieździe brudu zabitej deskami, z zachwytem powitała zmiany. 8 Jedną spektakularną rzeczą, która zwróciła jej uwagę, była łazienka. Zdrowaś Maryjo, Jezusie i Józefie !
Jax nie kłamał. Od podłogi do sufitu wykonana z polerowanego marmuru. Nawet toaletka. Miejscem kulminacyjnym było zarąbiście wielkie jacuzzi, które z łatwością mogłoby pomieścić kilka osób. Jej serce zaśpiewało z radości. Wiedziała, że to było głupie. Ale po życiu w obozie dla uchodźców z ograniczoną ilością wody, której brakowało nawet do najbardziej podstawowych potrzeb, wanna, w której mogła wziąć długą, gorącą kąpiel, było luksusem o którym zawsze marzyła. „ Wiem co myślisz.”- Sarah podeszła, śmiejąc się. –„ Niezłe, co nie ? Każdy pokój taką ma. Cyeon odnowił cały dom, kiedy został alfą. Cole zaprojektował cały system.” „ Nie mogę sobie wyobrazić rachunków za wodę i elektryczność.”- Caly zmarszczyła brwi. Nie przypominała sobie żadnych linii energetycznych w pobliżu domu. Siedziba dumy stała na skrawku ziemi, pokrytej krzewami i drzewami. „ Jaja sobie robisz ?”- Jen dołączyła ze śmiechem. –„ Jesteśmy dość samowystarczalni. Mamy pompy i generatory. I kupujemy paliwo przez tankowiec. Poczekaj na „dzień paliwa”. Przysięgam, piętro pachnie jak stacja benzynowa.”
8
Czyli test białej rękawiczki zdany
„ A jeśli jesteś ciekawa, mamy Internet i telewizję satelitarną. Telefony też, w przypadku gdybyś chciała skontaktować się ze swoją rodziną.”- powiedziała Sarah. –„ Czy ty…” „ Oh. Już dzwoniłam do nich z Nairobi. U nich wszystko w porządku.” Jennifer obserwowała jej twarz. –„ Powiedziałaś im co się stało ?” „ Nie ma takiej opcji, Jose. Moi rodzice zwariowaliby. Gdybyś widziała ich kiedy zostałam wysłana do Iraku. Jakby się dowiedzieli, że zostałam porwana przez milicjantów, zażądaliby abym w tym momencie wróciła do domu.” „ Mogę to sobie wyobrazić.”- Sarah rozszerzyła oczy. –„ Ale powinnaś im powiedzieć, że z tobą wszystko w porządku, odkąd mieszkasz teraz z nami.” „ Z wami ?”- powtórzyła Caly Jen uniosła brew. –„ Jax nie oznaczył cię, nieprawdaż ?” Policzka Caly poczerwieniały. –„ Nie spaliśmy ze sobą, jeśli to masz na myśli.” „ Nie było okazji ? Czy po prostu…”- Słowa Sarah zawisły w powietrzu, jakby zachęcała ją do reakcji. Caly zachichotała. –„ Jax jest staromodny. Chce zabiegać o moje względy.” „ Jax jest słodki, słowo daję.”- Sahar odpowiedziała. „ Cóż, chyba powinnyśmy już pójść. Mogę się założyć, że chcesz odpocząć.”- Jennifer spojrzała na papierową torbę w ręce Caly. –„ To zapewne pochodzi ze sklepu wielobranżowego.” „ Tak.”- przyznała Caly. Torba zawierała koszulkę. Spodnie dresowe. Bawełnianą bieliznę. Skarpetki. Japonki. Jennifer pstryknęła palcami. –„ Mam nową nieużywaną bieliznę. Zawsze kupuję dodatkowe, kiedy jestem na zakupach. Sądzę, że mamy ten sam rozmiar. Powinny się na tobie utrzymać, dopóki dostaniemy szansę, by pójść na odpowiednie zakupy. Mam też kilka sukienek, włącznie z togami. Możesz je sobie wziąć.” „ Jen jest królową zakupów.”- Sarah uśmiechnęła się. –„ Zawsze znajduje najładniejsze rzeczy.” „ Moje dziedzictwo Jersey.”- Jennifer oddała uśmiech. –„ Urodziłam się w centrum handlowym. Nie żartuję. Moja mama była w dziewiątym miesiącu kiedy umierała dla malutkiego kostiumu kąpielowego. Po tym jak mnie urodziła, zaledwie trzy tygodnie później, nosiła go na plaży w Jersey.” „ Wow. Musiała być super mamą.” „ Nie. Po prostu lubiła imprezy.”- Smutek błysnął w oczach Jennifer. –„ W każdym razie, Jax chciałby cię gdzieś zabrać dziś wieczorem. Ale ponieważ jesteśmy daleko od cywilizacji, wiem, że chce urządzić romantyczny obiad- w stylu safari. Chce byś była gotowa na szóstą. To daje ci dużo czasu na przygotowania.” „Romantyczny obiad ?”
„ Tak. Jak mówiłaś, Jax jest staromodny.”- Jennifer pociągnęła Sarah. –„ Zostawmy Caly, by odpoczęła.” „ Położę ci rzeczy na łóżku, dobrze ? Założę się, że chcesz przetestować Jacuzzi.”- Sarah mrugnęła. „ Czytasz w moich myślach.” *** Po paru godzinnym moczeniu w wannie, wytarła się do sucha ręcznikiem zanim zaczęła grzebać w kolekcji płyt CD Jaxa. Teraz, całkowicie czysta oraz umytymi włosami z cichą muzyką brzmiącą z głośników, Caly była gotowa do snu. Na łóżku czekały na nią ubrania. Wszystkie jeszcze w pudełkach z widniejącymi logo sławnych projektantów. Stwierdziła, że Cyeon i Keto muszą być nadziani, skoro ich kobiety mogą sobie pozwalać na zakup drogich marek- rzeczy, na które śliniła się oglądając luksusowe katalogi. Łóżko Jaxa było ogromne i miękkie, i czuła się na nim jakby leżała na szczycie chmur. O wiele inaczej niż na łóżku polowym, kiedy stacjonowała w Iraku. Nie upłynęło dużo czasu zanim zasnęła- była po prostu wyczerpana. Obudziła się o około piątej trzydzieści i przygotowała na randkę, O szóstej, ktoś zapukał do drzwi. –„ Caly, skarbie, jesteś gotowa ?”- zabrzmiał stłumiony głos Sarah zza drzwi. Caly przekręciła gałkę i otworzyła je. Jennifer i Sarah zachichotały i podskakiwały wokół jak małe tancerki. –„ Jesteś boska. – zawołała Jennifer. –„ Sukienka, którą wybrałam idealnie na tobie leży.” „ I to też.”- Caly uniosła stopę. Para białych pantofelków Jimmi Choo nieziemsko wyglądały na jej nogach. „ Nosimy ten sam rozmiar.”- Jennifer skinęła głową z aprobatą. –„ Musimy iść w weekend na zakupy. Słyszałam, że Cyeon ma sprawę do załatwienia w Cape Town. To będzie długi lot, ale będziemy mogły się powłóczyć. Zaufaj mi, będzie watro.” „ Brzmi nieźle.”- dodała Sarah. –„ Wezmę aparat. Cape Town jest stare i egzotyczne. Jest tam wiele ekscytujących miejsc do sfotografowania.” „ Panie.”- męski głos zabrzmiał. Cole, młodszy brat Jaxa, wystawił głowę na korytarzu. –„ Czy Caly jest gotowa ? Jax już czeka. Cóż, widzę, że tak.”- Cole przespacerował się do nich. W przeciwieństwie do innych Rarhs, Cole miał srebrne oczy i platynowo-białe włosy, Jax miał rację. Jego brat był naprawdę przystojny, ale Caly wolała surowe piękno Jaxa. Cale obrzucił ją wzrokiem wyrażającym uznanie. –„ Zapierasz dech jak zachód słońca.” „ Mężczyźni Rarh umieją schlebiać.”- powiedziała Caly, raczej zawstydzona komplementem. „ Nie madame. My po prostu uwielbiamy kobiety.”- Cole zaoferował swoje ramię. Caly przyjęła je. –„ Czy nie uważasz, że ten obiad to lekka przesada ? Byłabym zadowolona z makaronu z serem z mikrofalówki.”
„ Mikrofalówki ?”- zawołała z bólem Jennifer. –„ Nie, odkąd ja jestem odpowiedzialna za kuchnię. Jax chce przyrządzić coś specjalnego. A ja cały dzień spędziłam nad kuchenką, gotując. A teraz sio.” „ Dobrej zabawy.”- mrugnęła Sarah. Cole zaprowadził ją do głównych schodów i zeszli na dół. Maszyny mruczały, kiedy przechodzili obok nich. Przeszli przez tajemne drzwi. Świeża bryza owiała ją. Temperatura znacznie spadła. Lekki deszcz umył ziemię, kiedy brała kąpiel. Trawa i żwir były mokre od rosy. Cole zatrzymał się, by zapalić latarnię. Potem poszli do ogrodu za domem, idąc po wijącej się dróżce z kamyków. Zobaczyła jak ktoś przygotowywał obiad w ogrodzie. Kilka pochodni oświetlało otoczenie, wydając uwodzicielską atmosferę. Stół nakryty był białym obrusem. Złotem wykończone chińskie i kryształowe kieliszki idealnie ułożone stały na nim. Wiaderko z szampanem stało obok sofy 9 Ogień wesoło trzaskał w palenisku. Jax stał przy nim, zajęty czyimś. Mężczyzna gotował. Zapach skwierczącego mięsa unosił się z kociołka w powietrzu. Caly poczuła głód.10 Jax odświeżony po prysznicu, ubrany był w białą bawełnianą koszulkę i wyblakłe dżinsy. Miał na sobie fartuch z napisem „Pocałuj kucharza”. Kiedy zobaczył jak nadchodzi, przerwał pracę. Jego oczy błysnęły. –„ Boże, jesteś piękna.”- Trzymając szpachelkę pocałował ją w policzek. –„ Podobasz mi się w tej sukience. Wciąż jesteś gorąca, nawet jeśli zakamuflowana.” Cole szeroko się uśmiechnął. Jax odwrócił się do brata. –„ Co ty tu jeszcze robisz ? Sio.” „ Okay. Bawcie się dobrze.”- Cole odszedł. Kiedy Cole był już poza zasięgiem wzroku, Caly spytała. –„ Gotujesz ?” Jax uniósł brew. –„ A czemu by nie ? Myślisz, że nie potrafię ? Lubię to… i jestem w tym dobry.” Gorący facet, który lubi gotować. Wow. Caly zauważyła, jak bardzo Jax różnił się od jej ex. Carlton powiedział jej, że jest zbyt wielkim macho, by robić takie rzeczy. Stwierdził, że gotowanie to praca dla kobiet. Tak jak sprzątanie domu. Lub koszenie trawnika, czy pielęgnowanie ogrodu. Caly dawno temu stwierdziła, że Carlton był po prostu leniwym, mężem nierobem. Często zastanawiała się, czemu posłuchała swoich rodziców i wyszła za niego. Niesamowitym było, co ludzie robili, kiedy byli zaślepieni miłością. „ Po prostu się tego nie spodziewałam.”- Caly zajrzała do kociołka. –„ Co gotujesz ?” „ Mój specjał. Polędwica z jagnięciny w sosie ze świeżych smardzów.”- Jaxa aż rozpierała duma. „ Dziczyzna ?” „ Jeleń. Ale tutaj jemy antylopy.” 9
Daybed, chyba, że leżanka bardziej wam pasuję. To niech zje Danio metoda na głoda.
10
„ Wow. Nigdy wcześniej ich nie jadłam. Jak ją zdobyłeś ?”11 Jax posłał jej zdumione spojrzenie. „ Poważnie. Upolowałeś ?” „ Oczywiście. Wybrałem najbardziej soczystego jelenia ze stada.” „ Dobre są ?”- Nie była wybredna. W rzeczywistości, lubiła eksperymentować. „ Poczekaj aż spróbujesz. Potrwa to jeszcze kilka minut. Usiądź. Przyniosę ci wino.” Caly usiadła. Stół był ładnie udekorowany świecami, połyskującą kryształową i drogą chińską zastawą. Zdała sobie sprawę, że Jax mnóstwo wysiłku włożył w przygotowanie kolacji, by jej zaimponować. I cóż, udało mu się. Jax odkorkował schłodzoną butelkę i wlał wino do dwóch kieliszków. Cofnął się i usunął mięso z ognia. Chwycił naczynie, roztopił w nim masło, wsypał zioła i polał otwartym winem. Pozwolił sosu dusić się i umieścił mięso w garnku. Wielki uśmiech zagościł na jego twarzy kiedy podchodził do stołu. Umieścił porcję na dwóch talerzach. Delikatny aromat wina unosił się w powietrzu. Jax również przygotować zupę wraz z chlebem domowej roboty, które położył na stole. „ Jen przyrządziła chleb, zupę i ciasto czekoladowe. Nie zniósłbym uznania za to. Oh, a poza tym, ciasto jest nie do przebicia.”- powiedział jej. „ Człowieku, powiedziałeś ciasto czekoladowe ? Nie jadłam go od… zawsze.” „ Polubisz je. Jen jest domową boginią.” „ Jest bardzo miła.” „ To prawda. Cyeon jest szczęściarzem, że ją ma.”- Jax zajął miejsce. –„ Smacznego.”- Wznieśli toast. Caly wypiła łyk wina. Było naprawdę dobre. Owocowe i bogate. Spróbowała jagnięciny. O Boże. Była wspaniała. Mięso dobrze ugotowane, a sos przepyszny. –„ To najlepsze danie jakie kiedykolwiek jadłam.” „ Dziękuję. Więcej wina ?” „ Próbujesz mnie upić ?” „ Chcę cię trochę odprężyć, więc może mi się poszczęści.” Jax. Caly uwielbiała jego poczucie humoru. Spróbowała chleb i zupę. Oba były bardzo dobre. Przedzierała się przez potrawy, kiedy rozmawiali o dzieciństwie. Jax komplementował, flirtowała i sprawiał, że czuła się wyjątkowa. A kiedy przeszli do deseru, Caly chciała posmarować go ciastem czekoladowym i zjeść.
11
Oj ty głupiutkie stworzonko …
Po posiłku, Jax odkorkował szampana. Stanęli przed kanapą. Przez wino miała lekkie zawroty głowy a szampan był po prostu miłym zakończeniem. Caly zachichotała. Nigdy wcześniej tak dobrze się nie bawiła. Czuła się zrelaksowana i szczęśliwa. Żadnych więcej zmartwień. Żadnych cierpień. „ O co chodzi z tą kanapą ?”- Caly chciała wiedzieć. „ Powiedziałem ci, próbuję mieć dzisiaj szczęście.”- Jax owinął jej ramię. „ Ale uwiodłeś mnie bez konieczności robienia tego wszystkiego..”- Caly wtuliła się w niego. „ Chcę żeby wszystko było idealne. Chyba, że lubisz toczyć się w błocie. Poza tym, mogę się założyć, że nigdy nie spędziłaś nocy pod gołym niebem Serengeti. Zapiera dech w piersiach.” Caly uniosła wzrok. Połowę księżyca zakrywały chmury. Nocna bryza owiewała ich, oferując ulgę po parnym dniu. Z dala, usłyszała hałas zwierząt. Jax znowu miał rację. Wieczór w tej części Afryki był piękny. Nic dziwnego, że badacze robili wielką sprawę z safari. Jax położył kieliszek na okrągłym stole, koło wiaderka z lodem. Odgarnął zabłąkany kosmyk włosów z jej twarzy, zanim chwycił jej podbródek i pocałował ją. To było niesamowite. To był ich pierwszy pocałunek. Zastanawiała się, kiedy w końcu prawidłowo ją pocałuje. A nie tylko muśnie w czoło… lub w policzek. Jej serce zabiło mocniej. Ciepło buchnęło w żyłach. Zaczął powoli, ledwie ją dotykając. Potem delikatnie przejechał po jej wargach. Badając. Sprawdzając jej reakcję. Rozgrzewał ją, Kusił. Zacisnął usta na jej i pochłonął górną wargę. Przygryzł. Czubkiem języka prześledził zewnętrzny kontur jej warg. Jeszcze bardziej zatrzęsła się z pożądania. Jej ciało odpowiedziało w zgodzie. Pożar wybuchł w jej cipce. Sutki zacisnęły się. Język Jax’a zatrzymał się w kąciku jej ust, a następnie powoli zanurzył w jej ustach. Caly z radością go powitała. Z lekkim jękiem, Jax językiem podważył jej usta. Zachłannie pocałował. Caly chwyciła go za ramiona. Pulsowanie między jej udami było nie do zniesienia. Cipka zwilgotniała. Uczucie było niesamowite. Nawet się jeszcze nie pieprzyli. Tylko całowali a sprawił, że cała płonęła. Co by się stało gdyby ją dotknął ? 12 Caly już nie mogła się tego doczekać. Jej serce galopowało. Jax smakował ją jak cukierka, a czekanie zabijało ją. Caly z pasją oddała mu pocałunek. Czy on nie wiedział, że również go pragnęła ? Całowała go tak zachłannie jakby potrzebowała zaczerpnąć oddechu. Potrzebowała go. Potwornie. Jax warknął, brzmiąc jak mruczący, zadowolony lew. Jego uwodzicielski i gardłowy głos spowodował ciarki na jej kręgosłupie. Jax rozdzielił jej usta i szepnął. –„ Jesteś moja. Tylko moja.”13 Jej serce urosło. Naprawdę tak dużo dla niego znaczyła ? Gdyby tak nie było, nie ryzykowałby dla niej swoim życiem, no nie ? W porównaniu do byłego męża, Jax był rajem na Ziemi. Cenił ją i lubił taką jaka była. W odróżnieniu do kłamstw i wymagań Carltona. Choć zna Jax’a tylko kilka dni, czuję, że jest
12 13
Spaliłaby się ;p How sweet ….
naprawdę dobrym człowiekiem. Wspaniała osobowość. Delikatne serce. Cieszący się ze zwykłych rzeczy. Oraz, nie było w tym nic złego, że jest bardzo przystojny. Caly przykleiła się do jego ust i mocno pocałowała. Oddał jej pocałunek z nawiązką. Polizał bok jej szczęki. Szyję. Zadrżała z rozkoszy od elektrycznych dreszczy powstałych pod jej skórą. Moment, w którym jego szorstki język zetknął się w jej rozpaloną skórą, wystrzelił drobinki rozkoszy w jej płci, czyniąc ją jeszcze bardziej mokrą. Napaloną. Jax gładził jej piękne włosy, kiedy posuwał się niżej. Dyszała, kiedy ssał jej ciało, zostawiając na szyi miłosne ukąszenia. Potem szlakiem lizał zagłębienia w jej gardle. Czuła, że zaraz się roztopi. Była rozgrzana. I w potrzebie. Jak suka w gorączce. Jak to się poprawnie nazywa ? Ruja ?14 Przytrzymał ją, kiedy kolana odmówiły jej posłuszeństwa i nie mogła utrzymać własnego ciężaru. Poprowadził ją do kanapy. Usiadła a on obok niej. Znowu ją pocałował. Jej ręce były wszędzie. Na jej biuście. Brzuchy. Udach. Potrzebowała jego dotyku. Uczucia tych szorstkich dłoni na jej skórze. Domagając się jej. Oznaczając. Sprawiając by była jego. „ Podoba mi się twoja sukienka.”- Jax szepnął. „ Cóż, nie możesz jej zniszczyć. Należy do Jen.” Jax roześmiał się. –„ Postaram się jej nie zepsuć.”- Rozpiął pasek i uważnie rozsunął zamek na plecach. Pomógł jej zdjąć materiał przez głowę. Jedwabna suknia zaszeleściła kiedy Caly powiesiła ją metalowym wezgłowiu. Jego spojrzenie utkwiło na jej białym, koronkowym biustonoszu. –„ On również jest Jen ?”15 „ Tak.” „ Również żadnego zrywania.”- Jax rozpiął go i zdjął. Jej tętno pulsowało nieregularnie, kiedy zdjął jej buty. Jej majteczki były następne. Dotknął ją. Pocałował z czułością i pasją doświadczonego kochanka. Jax wdychał jej zapach i mruknął jak bardzo go lubi oraz doprowadza do szaleństwa. Caly zadrżała. Był zupełnie innym kochankiem niż jej ex. Jax emanował ciepłem i ochroną. Czuła się przy nim bezpieczna. Pielęgnowana. Wielbiona. Masował jej piersi i szczypał sutki. Caly wierciła się. Jax swoimi palcami uformował z nich twarde bryły. Intensywność niszczyła ją. Czysta przyjemność wystrzeliła do jej płci. Falująca przyjemność sprawiła, że chciała się roztopić jak woskowa świeca. „ Twoje sutki są tak piękne, że po prostu chciałbym je zjeść.”- Jax opuścił głowę i zassał jednego. Caly szeroko otworzyła oczy. Jak przyjemnie. Instynktownie złapała go za włosy i wbiła paznokcie w jego głowę. Boże. Wiła się jak wąż. Jax uwięził jej sutek między swoim językiem i podniebieniem .Jego oddech napiętnował jej skórę. Potem torturował ją powolnymi ssaniami, przez które straciła głowę. Jej żądza płonęła tak jak jej ostatnie nici zdrowego rozsądku. Wygięła plecy w łuk. Jax uwolnił jej
14 15
Widać, że mózg już dawno przestał pracować. Mogłeś sam kupić jej ubrania. Miałbyś mnij kłopotu.
sutek i zajął się drugim. Nowy ogień wybuchnął w niej. Drżała. Jej cipka zacisnęła się w oczekiwaniu na wypełnienie. Jax dotknął jej ud i rozdzielił. Sięgnął jej wzgórka i nacisnął napięty pączek. –„ Mmm. Boże, kochanie. Jesteś mokra.”- Zmienił swoją pozycję i oparł plecy o zagłówek. –„ Chodź tu. Dosiądź mnie.” Caly poczuła zawroty głowy, kiedy przełożyła nad nim nogę i mu na kolanach. Jej naga cipka naciskała na twardy materiał jego dżinsów. Jego wybrzuszenie było imponujące. Jego penis szarpnął z zainteresowaniem, kiedy umieściła na nim swój ciężar. To było tak intymne uczucia. Od kilku dni myślała o tej sytuacji. Syknął. –„ Jesteś boginią.”- Jax owinął ręką jej talię, przyciągając do siebie. –„ Pocałuj mnie…” Była bardziej niż szczęśliwa, spełniając jego prośbę. Pocałowała go mocno. Badała językiem. Oddał pocałunek z dodatkowymi chciwymi ugryzieniami. Jax wsunął rękę na jej cipkę, głaszcząc przycięty wzgórek. Wstrzymała oddech, kiedy rozdzielił wargi jej płci. Wytrysk jej własnych soków zmoczył jej rąbek. Znalazł jej łechtaczkę i umieścił między kciukiem a palcem wskazującym. Ścisnął ją z tą samą finezją, jak postępował z jej sutkami. Ponownie zaczęła się wiercić. Przyjemność była zaskakująca. „ Jax…” „ Za mocno ?” Przełknęła. –„ Nie … ja tylko…”- potrzebowała o wiele więcej. Tylko troszkę. Jak gdyby czytając w jej myślach, Jax potarł jej wejście i wsunął w nią palec. Tak. Caly jęknęła. Bóle przyjemności stały się jeszcze silniejsze. Jej cipka zacisnęła się wokół jego palca. Pierścienie jej mięśni naprężyły się, dusząc przyjemnego intruza. Jax powoli ją pocierał, a potem pchnął palcem, aż jego dłoń dociskała jej srom. Czuła chropowatość jego zrogowaciałego palca wokół jej mokrych ścianek płci. Znalazła jego usta i pocałowała go, kiedy pieprzył ją swoim palcem. Do przodu, do tyłu. Pchał i wyciągał. Delikatnie i niewinnie. Wzmacniając przyjemność. Jax umieścił kciuk na jej łechtaczce, naciskając i szturchając. To co zrobił następnie sprawiło, że czułą jakby topiła się w basenie potrzeby. Stymulował wszystko równocześnie. Przyjemność zaciągała ją do nieba. Potem coraz wyżej. Jax wydawał się znaleźć jej słodkie miejsce, w którym wiązka nerwów była najbardziej wrażliwa. Tylko ona wiedziała, gdzie była, kiedy sobie dogadzała. Jej ex nie miał o nim pojęcia. Nie żeby kiedykolwiek przejmował się jej przyjemnością. Jej cipka zadrżała, kiedy Jax zakrzywił palec i potarł miejsce wielkości dziesięciocentówki za jej kością łonową. Jej punkt G. Jej serce zabiło nieregularnie. Boże. To było niesamowite. Jax ledwie potarł ją tuzinem pociągnięć kiedy przytłaczające pragnienie przetoczyło się przez nią. Raz jeszcze. Dwukrotnie. Trzykrotnie. Uderzając ją. Orgazm był tak gwałtowny, że wyrzuciła oddech ze swoich płuc. Czerwono- gorąca przyjemność pochłonęła ją całą. Jej ciało drżało jak liść rozwiany przez burzę. Jax obserwował jak dochodziła. Wyglądał tak jakby dostał kopniaka. –„ Jesteś tak piękna, wiesz o tym?”
Caly odpowiedziała. –„ Mmm.”- Jej język był jak przyklejony do podniebienia. Mózg przestał poprawnie funkcjonować po tym jak neurony usmażyły się od orgazmu. Ale była jedna rzecz, której chciała. To była jej kolej. Caly szarpnęła go za kołnierz koszuli. Jej głos był o wiele bardziej chrapliwy. –„ Pozbądźmy się tego.” *** Lubieżna bogini na jego kolanach chciała go nagiego. To było cholernie wygodnym dobrodziejstwem. A kim on byłby, gdyby odmówił jej przyjemności ? Był gotowy, odkąd Cole przyprowadził ją do ogrodu. Wyglądała pięknie w sukience. Ale kurewsko wspaniale bez niczego na ciele. Nie mógł się nacieszyć jej bujnymi, zdrowymi krzywiznami. Jego penis stwardniał pod spodniami, a jądra nabrzmiały pod ząbkami zamka, który zaczynał go wkurzać. Jax rozpiął koszulę i zrzucił ją. „ Milutko.”- zaaprobowała bogini. –„ Teraz podkoszulek, proszę.” Ściągnął go przez głowę. Caly przebiegła rękoma po jego torsie, brzuchu. Pachwinie. Jego penis podskoczył z podniecenia w momencie z zetknięciem jej dłoni. Jax grzebał przy zatrzasku i zamku błyskawicznym, ale odsunęła jego ręce. –„ Mój.”- Jax był zaskoczony ostrością żądania jej maślanego, południowego akcentu. Zobowiązał się. –„ Cały twój.” Caly zachichotała. Jej dziewczęcy śmiech spowodował napięcie w jego lędźwiach. Rozpięła zamek w jego spodniach i pchnęła w dół jego slipki. Jego uwolniony kutas podskoczył. Usłyszał jak zassała powietrze na widok jego erekcji. Ścisnęła jego trzon i pociągła. Kurwa. Och jak dobrze. Jego płaczliwy jęk zatrzymał ją. „ Za mocno ?”- wyglądała na zmartwioną. „ Nie, kochanie. Jest idealnie.” Uśmiechnęła się niegrzecznie i zacisnęła ręką podstawę jego penisa. –„ A teraz ?” Jax jęknął. –„ Złośnica.” Caly puściła go i zsunęła się z jego kolan. Cierpliwie zdjęła jego mokasyny, skarpetki, dżinsy i slipki. Rozsunęła jego kolana i umieściła między jego udami.16 Jej uwaga powróciła na jego kutasa. Jego serce podskoczyło do gardła, kiedy opuściła głowę i umieściła na jego trzonie wstępny pocałunek. Był delikatny, ale jego wpływ wyniszczyło. Gorąco wystrzeliło z jego kręgosłupa prosto do korony jego erekcji.
16
Ktoś tu jest niegrzeczny.
Polizała go, językiem omiotła jego szczelinę. Zlizała powstałą kroplę spermy. –„ Mmm.”- wymruczała. Wydawała się polubić jego smak. Dotknięcia jej miękkiego języka sprawiały, że chciał się trząść. Każde zakończenia jego nerwów krzyczały z rozkoszy. Zaczęła od jego jąder i leniwie pociągała językiem do góry, wzdłuż żyłek wału do główki penisa i skończyła na lekkim ssaniu czubka. Słodki Jezusie. Gdzie ona się tego nauczyła ? Nie żeby miał coś przeciwko temu. Ale to było … wow. Słodka pieszczota spalała go od wewnątrz. Caly delikatnie pochłonęła jego penis aż czubek dotknął tył jej gardła. Następnie powolnie, smętnie ssała go, przez co stracił zdolność myślenie.17 Nerwy ożywiły się z intensywnej dzikości od jej słodkich męczarni. Jax był zdumiony natłokiem uczuć. Żadna kobieta nie postawiła go w ogniu tak jak Caly. Wygiął kręgosłup w łuk. Podwinął palce u stóp. Jeśli nie przestanie tego robić, nie wytrzyma. Jax nie chciał dojść dopóki prawidłowo ją nie wypieprzy. Zatrzymał ją. –„ Próbujesz sprawić bym doszedł ?” Caly uwolniła penis. –„ Dokładnie to mam zamiar zrobić.” „ Nie sądzę. Nie przed tym jak cię wezmę.” „ No to chodź.” Roześmiał się. –„ Pierwszy raz jest wyjątkowy, kochanie.”- Chwycił ją za nadgarstki i podciągnął. Ułożył ją w pozycji, w której chciał, z obiema rękoma na miękkim materiale kanapy. Jej tyłeczek poleciał do góry, była gotowa do wzięcia. –„ Nie ruszaj się.” Caly posłuchała go jak dobra dziewczynka. Nie ruszyła się. Jax wsunął się między nią i uścisnął każdy z jej policzków. Nagle, naszła go chęć- pożarcia jej. *** Czekała a jej serce dudniło w klatce piersiowej. Caly przejechała policzkiem o waniliowo- pachnącym prześcieradle.18Przez chwilę, była ogarnięta jego intensywnym zapachem. Poczuła gorący oddech Jax’a gdzieś w pobliżu jej odsłoniętej płci. Pierwsze liźniecie rzuciło ją na krawędź. Boże. Caly wbiła paznokcie w prześcieradło. Jax’a usta i język były jeszcze bardziej niegodziwe niż jego umiejętny, pieprzący palec. Jego język pieścił jej fałdki, zanim wtargnął do centrum jej bólu. Sapnęła. Przyjemność zatrzymała ją w nagłym uścisku. Jego język wpuścił ją do morza przyjemności. Liżąc. Kręcąc. Jej kolana zakołysały się. Zduszony krzyk uciekł z jej gardła. „ Boże, kochanie. Myślę, że jesteś bardziej niż gotowa.”
17 18
Teraz obaj są bezmózgowcami. Skąd on tam się do cholery wziął ?
Cholerna racja. Była bardziej niż gotowa. Jax ustawił się za nią. Czuła jak jego korona wciska się w jej otwór. Jej cipka skurczyła się na ten kontakt. „ Kochanie…”- wszedł w nią. Caly jęknęła w prześcieradło. Czuła się jakby była przecięta na pół. Jego penis wślizgnął się w nią, zmuszając do przyjęcia. Pchnął na kilka cali. Zatrzymał się i ponownie pchnął. Zamknęła oczy. Był tak cholernie, kurewsko duży19 .Mógłby ją zranić.20 Mógłby…
Jax chrząknął i pchnął. Powietrze wokół niej przerzedziło się. Boże. Otworzyła oczy. Nie sądziła, że to możliwe, ale Jax wydawał się zdeterminowany by wpakować całą swoją długość do jej żałośnie nieodpowiedniej cipki. Pracował cal po calu, rozluźniając ją, dopóki nie był cały w niej zanurzony.
„ Kurwa.”- Poczuła jak Jax’a przeszedł dreszcz kiedy ich ciała zespoliły się.
Jego penis był tak gorący, jak płonący aksamit, pulsujący wewnątrz niej. Chwycił jej talię kiedy leniwie poruszył biodrami. Jego penis był niemal wysunięty z jej wnętrza, po czym powolnie wsunął się w nią, aż czuła się jakby miała zaraz spłonąć. Soki wypłynęły z jej cipki, zwilżając jego kutasa.
Przyjemność zgęstniałą jak melasa … jak tonięcie w lepkiej ekstazie. Jax nadal pieprzył ją powolnymi pchnięciami, jakby chciał by czuła każdy centymetr jego alarmującej długości i jego grubość. 21 Jej oddech był mocno zachrypnięty kiedy jego pchnięcia stały się krótkie i nieustanne. Tysiące migotliwych uczuć rozbiły się w niej. Przyjemność była tak jasna, druzgocąca dla umysłu.
Jax wbijał się, pchał w czystej dzikości, uderzał w jej cipkę dopóki czuła jedynie ogień. Mruknął i walił w nią gwałtownie, nie zostawiając na niej suchej nitki po mocnym, szybkim, pierwotnym pieprzeniu. Jej przyjemność wzrosła. Pupa Caly spotykała się z jego brutalnymi uderzeniami.
19
Ale nowość jeszcze w żadnej książce nie spotkałam głównego bohatera z małym lub przeciętnym chujem zawsze są ogromne co najlepsze my na takich nigdy nie trafimy bo takich nie ma w normalnym świecie co za pech :P 20 Czyli wnioskujemy, że jej eks miał malutkiego, takiego tyci tyci. Oj biedna Caly, gdzie ty miałaś oczęta. Co do twojego komentarza dodam tylko że jak przez całe życie faceci wmawiają nam że 10 cm to 20 to nie dziwie jej się że tak to znosi :P 21 Znowu się powtarza i nie zdenerwuj tu się człowieku.
Wybuchła. Fajerwerki wystrzeliły przed jej oczami. Gwałtowny orgazm oznaczył ją. Jej ciało zesztywniało. Ciemność zasłoniła jej wizję zasłaniając wysokość uniesienia. 22 Kiedy z powrotem powróciła do rzeczywistości, zauważyła, że Jax szarpnął się za nią, szczytując. W połowie uformowane słowo wychrypiało z jego ust kiedy jego penis pulsował w jej cipce, wypełniając swoim nasieniem. Jax wziął ją w ramiona, kiedy leżeli na sofie, w swoich urodzinowych strojach. To było tak naturalne. Podobnie jak Adam i Ewa, kochali się pod rozgwieżdżonym niebie. „ Więc.”- Jax przeczyścił gardło. –„ Podobał ci się obiad.” „ To był najlepszy posiłek jaki kiedykolwiek miałam.” „ Podoba ci się mój pokój ?” „ Twoje Jacuzzi jest zarąbiste.” „ Lubisz mnie ?” Caly roześmiała się i owinęła ramiona wokół jego szyi. –„ Cholernie bardzo.” „ Wystarczająco byś chciała ze mną zostać ?” „ Myślę, że tak. Podoba mi się technika twoich zalotów.” Jax wymruczał. –„ Hmm.” „ A co jeśli bym powiedziała, że nie chcę z tobą zostać, i że po prostu muszę wrócić do domu?” „ Wtedy mocniej zabiegałbym o ciebie.” „ Tak ?” „ Tak. Rozszerz swoje nogi to pokażę ci asy jakie trzymam w rękawie.”23
KONIEC
22
oślepła a to dobre nieźle musiał się spisać :P dobry tekst przez niego się popłakałam Już prędzej asa w spodniach ale przecież żadnych na sobie nie ma oj 23