Barbara McMahon
Wakacje z szejkiem
0
ROZDZIAŁ PIERWSZY Wpadające przez witraże światło mieniło się wszystkimi kolora...
6 downloads
10 Views
747KB Size
Barbara McMahon
Wakacje z szejkiem
0
ROZDZIAŁ PIERWSZY Wpadające przez witraże światło mieniło się wszystkimi kolorami tęczy. Bridget Rossi obojętnie przyglądała się barwnym promykom igrającym po wypolerowanym wieku trumny. Jeszcze do niej nie docierało, że ukochany tata odszedł na zawsze. Zgodnie z jego ostatnim życzeniem pogrzeb odbywał się we Włoszech. Kościół był pełen krewnych, których Bridget ledwie znała, oraz znajomych ojca z dawnych lat, jeszcze sprzed jego wyjazdu do Ameryki. Tuż obok Bridget usiedli jej brat Antonio i ciocia Donatella. Gdzieś zza ich pleców dobiegały przyciszone rozmowy ludzi, którzy
S R
oczekiwali na rozpoczęcie ceremonii. Naraz głosy przybrały na sile. Bridget z zaciekawieniem spojrzała do tyłu. Franceska zawsze potrafiła zwrócić na siebie uwagę, pomyślała, przyglądając się kuzynce, która energicznym krokiem wmaszerowała do świątyni. Ludzie odwracali głowy, żeby zobaczyć, kto idzie. Bridget wiedziała, że sprawczyni zamieszania jest z tego powodu bardzo zadowolona. Odrzuciwszy do tyłu ciemne loki, szła wśród ławek niczym modelka po wybiegu. W szykownej, ciemnej sukience wyglądała wspaniale. Była tak wytworna i elegancka, że wszyscy wokół wydawali się szarzy i pospolici. Bridget spuściła wzrok na swój strój, który nagle wydał się jej bezbarwny i nieciekawy. Westchnęła przygnębiona. Franceska doszła do pierwszego rzędu ławek, nachyliła się w stronę mężczyzny, który jej towarzyszył, i coś mu szepnęła do ucha.
1
Bridget widziała go po raz pierwszy. Kuzynka miała w zwyczaju za każdym razem zjawiać się z kimś innym u boku, jakkolwiek dziwić mogło sprowadzanie przyjaciół na rodzinne pogrzeby. - Cześć, Bridget. - Franceska nachyliła się, by cmoknąć powietrze koło jej policzków. - Cieszę się, że jesteś - odparła cicho. - To przecież oczywiste. Był moim wujkiem, bardzo go kochałam. Franceska przywitała się z mamą oraz z Antoniem, po czym zwróciła się do swojego towarzysza, który usiadł w drugim rzędzie. - Raszid, to moja kuzynka z Ameryki, Bridget Rossi. Bridget, to Jego Ekscelencja szejk Raszid al Halzid.
S R
Szejk nachylił się i wyciągnął rękę. Zaskoczona Bridget odwzajemniła powitanie. Zazwyczaj przyjaciele kuzynki nie zauważali nikogo poza nią.
Od kiedy to Franceska zaczęła umawiać się z szejkami? przemknęło jej przez głowę. Raszid al Halzid był tak bardzo przystojny, że z trudem oderwała od niego wzrok.
- Proszę przyjąć szczere wyrazy współczucia w związku ze śmiercią pani ojca. - Mówił po angielsku z lekkim brytyjskim akcentem. Skinęła głową i cofnęła rękę, przypominając sobie, gdzie są i z jakiego powodu tu się znaleźli. Odniosła wrażenie, że szejk niespecjalnie pasuje do tego miejsca, jednak była ciekawa, kim jest i co łączy go z jej piękną kuzynką. Rozmyślania przerwało wejście księdza. Ceremonia się rozpoczęła. Kiedy przed odjazdem na cmentarz wyszli z kościoła, Bridget zauważyła, że szejk z uwieszoną u jego ramienia Franceską kierują się w
2
stronę białej limuzyny. Liczyła na rozmowę z kuzynką, ale ta najwyraźniej miała inne plany. W tej sytuacji musiała pojechać z ciocią i bratem, jak zostało to wcześniej ustalone. - Może twoja kuzynka chciałaby zabrać się z nami - zasugerował Raszid. - Dawno się nie widziałyście. Franceska uśmiechnęła się ciepło i dotknęła jego policzka. - Dobry pomysł. Jednak wracać będzie musiała z bratem, bo przecież z cmentarza ruszamy prosto na lotnisko. Nie, lepiej nie róbmy zamieszania. - Może w takim razie pojedziesz z nimi? Z mamą też dawno się nie widziałaś. Po zakończeniu ceremonii będzie wystarczająco dużo czasu,
S R
żeby spokojnie dotrzeć na lotnisko. Zresztą możemy wystartować później. Będziesz mogła bez pośpiechu porozmawiać z krewnymi. - To bardzo miło z twojej strony - ucieszyła się. - Wiesz, poproszę Bridget do nas.
Raszid bardzo cenił wartości rodzinne, dlatego poruszył go wyraz zagubienia widoczny na twarzy córki zmarłego. Donatella Bianchetti rozmawiała ze znajomymi, Antonio wydawał się nieobecny. Rozmowa z kuzynką mogłaby jej pomóc, pomyślał. Przyglądał się obu kobietom. Gdyby nie wiedział, nigdy by nie zgadł, że są spokrewnione. Franceska była wysoka i miała figurę modelki. Jej błyszczące, gęste, ciemne włosy opadały falami na ramiona. W oczach czaiło się coś tajemniczego, może nawet szalonego. Raszid przyjaźnił się z nią od wielu lat i cieszył się, kiedy odwiedzała go pomiędzy sesjami fotograficznymi i pokazami mody, ale preferowali diametralnie odmienne style życia.
3
Z kolei Bridget Rossi nie wyglądała jak modelka, ale też niczego jej nie brakowało. W ciemnokasztanowych włosach odbijały się promienie słońca. W tej chwili oczy miała zaczerwienione od łez. Chociaż była przepełniona smutkiem po ostatnim pożegnaniu z ukochanym tatą, w każdym jej ruchu widać było klasę. Skarcił się w duchu. Co za pomysł, porównywać te kobiety, zastanawiać się nad ich urodą, jakby wybierał między nimi. Przecież z Franceską łączyła go jedynie przyjaźń, a o Bridget wiedział tylko tyle, że umarł jej ojciec. Kiedy Franceska zaproponowała wspólną podróż na cmentarz, Bridget bardzo się ucieszyła. Lubiła towarzystwo wytwornej kuzynki.
S R
Niestety widywały się rzadko, a lada dzień ponownie rozdzieli je ocean. Wspólna przejażdżka, choć krótka, będzie doskonałą okazją do rozmowy. Przetarła skórę pod oczami, sprawdzając, czy tusz do rzęs nie rozmazał się od łez. Nie mogła wyglądać pospolicie u boku tak eleganckiej kobiety, do tego w luksusowym samochodzie.
Droga na cmentarz była krótka. Bridget usiadła między Franceską i Raszidem. Kuzynka opowiadała o wszystkim, czym się ostatnio zajmowała i gdzie bywała. Brzmiało to szalenie ekscytująco, szczególnie w porównaniu z nudną pracą bibliotekarki z San Francisco. Jednak obecność przystojnego szejka sprawiała, że Bridget nie całkiem potrafiła skoncentrować się na opowieści krewnej. Zastanawiała się, czym może się taki szejk zajmować. Zapewne niczym, co mogłoby spowodować odciski na tych wypielęgnowanych dłoniach, uznała. Już wcześniej rzuciło się jej w oczy, że Raszid jest wysoki i szczupły. Nie widać było na nim grama zbędnego tłuszczu.
4
Obiecała sobie, że po powrocie do Stanów będzie bardziej pilnować diety, bo niedługo zacznie wyglądać jak dwudrzwiowa szafa. Z zazdrością spojrzała na smukłą sylwetkę Franceski. Samochód, którym jechali, był limuzyną z najwyższej półki. Zresztą nie tylko samochód czy ubiór Raszida świadczyły o jego majątku. W postawie szejka, w jego ruchach i spojrzeniu było coś władczego i nieustępliwego. Sprawiał wrażenie człowieka, który zawsze i natychmiast osiąga to, czego chce. Jak zatem Franceska go poznała? - Od dawna się znacie? - zwróciła się do Raszida. - Poznaliśmy się kilka lat temu - odpowiedział. - Mieszkasz tu, we Włoszech? Franceska zaśmiała się.
S R
-Nie. Choć moja rodzina myśli inaczej, centrum wszechświata wcale nie znajduje się w Toskanii. Raszid mieszka w Aboul Sari. Jest najmłodszym synem władcy. Był tak uprzejmy, że przywiózł mnie tu swoim samolotem. O pogrzebie dowiedziałam się u niego w domu, gdzie spędzałam wakacje.
- Och, nie wiedziałam. Myślałam, że miałaś sesję. - Modelkom też należą się wakacje. - Uśmiechnęła się promiennie, zerknęła na niego i kontynuowała: - Raszid ma wspaniały dom, w którym zebrało się kilkoro przyjaciół z Anglii. Cudownie się bawiliśmy. Bridget nie była pewna, czy kuzynka nie daje jej do zrozumienia, że to nie był taki całkiem zwyczajny urlop. Przez chwilę poczuła się jak piąte koło u wozu. Powinna jechać w towarzystwie cioci Donatelli i Antonia. W każdym razie po ceremonii na pewno zostawi Franceskę i jej szejka w spokoju. Niech sobie wracają do wspaniałego domu. Swoją drogą, skarciła się Bridget, nie mam prawa ich winić za to, że wrócę do San Francisco i będę
5
musiała nauczyć się żyć bez ukochanego taty. Nawet jeśli przez kilka najbliższych miesięcy będzie to bardzo trudne. Ceremonia pogrzebowa odbyła się szybko i sprawnie. Kiedy Bridget po raz ostatni spojrzała na grobowiec, jej wzrok zatrzymał się na nazwisku pierwszej żony taty i matki Antonia. Zgodnie z wolą ojca został pochowany obok swojej ukochanej Isabelli. Nie do końca była z tego zadowolona, szczególnie że tata o wiele dłużej był z jej mamą, jednak wola zmarłego to rzecz święta. Ruszyła ścieżką w stronę parkingu. Świadomość, że Raszid idzie tuż za nią, sprawiała, że czuła się dziwnie nieswojo. Franceska zatrzymała się, żeby porozmawiać z kimś z rodziny.
S R
- Co teraz zrobisz? - spytał Raszid, gdy Bridget zatrzymała się przy samochodzie ciotki i brata.
- Wrócę do domu. To nie jest moje miejsce. - Rozejrzała się wokół. - Jednak przywiozłaś tu ojca.
- Gdy choroba odebrała mu wszelką nadzieję, wymógł na nas obietnicę, że pochowamy go tam, gdzie przyszedł na świat. - Pewnie wolałabyś pochować go w San Francisco - powiedział cicho Raszid. - Moja matka tam leży. Też była jego żoną. - Głos jej drżał, nie potrafiła ukryć emocji. Odwrócił głowę w stronę grobowca, by przeczytać nazwisko. - Isabella była jego pierwszą żoną, tak? - Tak. Była matką Antonia. Ja jestem córką Molly, przed ślubem Molly O'Brien. Opiekowała się małym Antoniem, kiedy piękna Isabella zmarła. A potem pobrali się, no i narodziłam się ja.
6
Przyszło jej do głowy, że historia z pozoru może wydawać się romantyczna, ale tata nigdy nie kochał Molly. Druga, „gorsza" żona doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Czy mama cierpiała? zastanawiała się Bridget. Jak to jest, żyć z mężczyzną, który wciąż kocha zmarłą kobietę? - Pracujesz w San Francisco? - Spojrzał na nią ciemnymi oczami, które zdawały się dostrzegać więcej niż oczy zwykłych ludzi. Speszona odwróciła wzrok. - Tak, w bibliotece w Sunset. Niedaleko mam małe mieszkanko. - Rozumiem zatem, że nie mieszkałaś z ojcem? - Może powinnam. - Pokręciła ze smutkiem głową. -Męczy mnie,
S R
czy mogłabym coś zrobić, gdybym wiedziała o jego chorobie, nim sam się do niej przyznał. - Wątpię. - Dlaczego? - A co mogłabyś zrobić?
- Nie wiem, choćby zabrać go wcześniej do lekarza. Ponownie spojrzała w jego ciemne oczy i poczuła, jakby świat lekko zawirował. Świetna sylwetka i arabska uroda sprawiały, że był idealnym partnerem dla Franceski. Razem tworzyli wspaniałą parę, olśniewającą urodą i promieniejącą pewnością siebie. Ciekawe, jak spędzali wspólne wakacje, zanim musieli je przerwać? - zastanawiała się. Co robili poza siedzeniem na plaży czy nad brzegiem basenu? Poczuła ukłucie zazdrości. Też chciałaby, żeby jakiś seksowny przystojniak porwał ją w tajemne miejsce i kochał się z nią dzień i noc.
7
- Czy ktoś powiedział ci, że wcześniejsza interwencja lekarska mogłaby uratować mu życie? - przerwał jej rozmyślania Raszid. Zajęło jej chwilę, nim odsunęła romantyczne fantazje. - Nie. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż się zastanawiam, czy nie można było czegoś zrobić. - Pamiętaj, że twój ojciec był już w bardzo podeszłym wieku. - Miał ponad czterdzieści lat, gdy urodził się Antonio. Odpowiednio więcej, kiedy ja przyszłam na świat. Jako młody chłopak wyemigrował do Kalifornii, ale nim pomyślał o rodzinie, chciał coś osiągnąć w życiu. Założył bardzo dziś znaną restaurację we włoskiej dzielnicy, niedaleko ulicy Columbus. Potem jeszcze jedną. Kiedy stał się człowiekiem
S R
zamożnym, wrócił do Włoch w poszukiwaniu wybranki serca. Piękna Isabella miała tylko piętnaście lat. Ale jak oni się kochali... - W każdym razie jakoś tak to było - odezwał się Raszid z lekką nutką ironii w głosie. - Pewnie słyszałaś tę historię wiele razy. Skinęła głową.
- Często opowiadał o Isabelli, szczególnie po śmierci mojej mamy. Nie wiem, czy zdawał sobie sprawę, że mnie rani. Pragnęłam, żeby choć trochę ją kochał. - Sądzę, że ich małżeństwo było satysfakcjonujące dla obu stron. W przeciwieństwie do tego, co myślicie na Zachodzie, nie wszyscy pobierają się z powodu uczuć, a mimo to są zadowoleni ze swojego życia. - Nie wierzysz w małżeństwa z miłości? Zdawała sobie sprawę, że naczytała się zbyt wielu romansów, ale nie zmieniało to faktu, iż według niej właśnie miłość była najwspanialszym
8
darem od losu. Kochała swoich rodziców, kochała brata i kuzynkę. Będzie kochała swojego męża, jeśli tylko znajdzie właściwego mężczyznę. - Jest wiele powodów, dla których ludzie się pobierają. Miłość, jeśli w ogóle istnieje, jest ulotna. Solidne fundamenty związku można zbudować na innym gruncie. - Na przykład? Nie mogła uwierzyć, że debatuje z szejkiem o miłości i małżeństwie, stojąc u bram cmentarza. Na dodatek poznała Raszida niecałą godzinę temu i najpewniej nigdy go już nie spotka, chyba że na ślubie z Franceską. Swoją drogą, ciekawe, czy kuzynka wie o jego cynicznym stosunku do miłości...
S R
- W moim kraju zaaranżowane małżeństwa są na porządku dziennym, to starodawna tradycja. Głównym powodem są oczywiście względy polityczne i finansowe.
Bridget odszukała wzrokiem Franceskę i pomyślała, że może źle odczytała ich relacje. Mógł to być taki sam przelotny związek, jak wiele dotychczasowych. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić kuzynki w roli oddanej żony, ogarniętej prawdziwą, czystą miłością. - Jednym słowem, nie planujesz w najbliższym czasie małżeństwa? spytała Raszida, licząc na to, że ostatecznie rozszyfruje, co łączy go z Franceską. - Już byłem żonaty. Spojrzała na niego zaskoczona. - Byłeś? I co się stało? - Moja żona umarła. - Och, przykro mi - powiedziała cicho.
9
- Wciąż tęsknię za Fatimą. Była piękną kobietą, doskonałą w każdym calu. To wyznanie nie zaskoczyło Bridget. Raszid był wyjątkowo przystojny i wręcz skazany na towarzystwo pięknych kobiet. Jakie to smutne, pomyślała, że nie było im dane zbyt długo cieszyć się sobą. - Wrócę z ciocią Donatellą - odezwała się po chwili milczenia. Franceska mówiła, że jedziecie prosto na lotnisko. Gdzie by Raszid nie jechał, Bridget uważała, że im szybciej się z nim rozstanie, tym lepiej dla niej. Był niczym gwiazda filmowa, pociągający i kuszący, ale równie nieosiągalny, co kosmiczna wycieczka na Mgławicę Andromedy. Powinna spakować się przed jutrzejszym powrotem do
S R
Ameryki, a jeśli związek Franceski i Raszida przerodzi się w coś poważniejszego, to Bridget na pewno się o tym dowie w odpowiednim momencie.
- Proszę, nie uznaj tego za nietakt, ale chciałbym zaprosić cię do siebie. Mogłabyś dłużej pobyć ze swoją kuzynką.Wiem, że bardzo przeżyłyście stratę ojca i wujka. Może tydzień lub dwa w innym otoczeniu dobrze ci zrobi.
Zamarła zaskoczona. Jego przenikliwość i gotowość do niesienia wsparcia w tak trudnej chwili kłóciły się co prawda z cynicznym podejściem do miłości, ale Bridget myślała przede wszystkim o tym, jak nauczyć się żyć bez taty. - Nie chciałabym się narzucać... - Nie narzucasz się, przecież sam ci to zaproponowałem. W moim domu, poza mną, mieszkają mój syn i babcia, obecnie goszczę też czworo przyjaciół. Zresztą przez najbliższe tygodnie przewinie się jeszcze sporo
10
osób, więc będzie panowała trochę wariacka atmosfera, ale proszę, przyjedź i spędź nieco czasu z Franceską. Zaproszenie było bardzo uprzejme w formie, chociaż Bridget nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Raszid nie dopuszcza odmowy. - Jesteś bardzo szlachetny i wspaniałomyślny wobec osoby, którą ledwie znasz. - Cóż, robię to głównie dla Franceski. Bardzo się martwi, jak poradzisz sobie sama w Ameryce. Powiesz jej o swoich planach, przedyskutujecie to i owo, i przestanie się tak bardzo niepokoić. - Prawdę mówiąc, nie będę tam sama. Jest mój brat, są moi przyjaciele... - Bridget broniła się jeszcze przed tym pomysłem, ale
S R
wyjaśnienie Raszida przekonało ją. - Z drugiej strony, wcale nie chcę od razu wracać do San Francisco.
- Świetnie, bądź zatem moim gościem. Polecimy, jak tylko się spakujesz, dobrze?
- A wasz samolot? Mogę dołączyć do was później. - Jestem pierwszym pilotem, więc z przełożeniem lotu nie będzie problemu - wyjaśnił z uśmiechem, po czym pstryknął palcami na mężczyznę przy limuzynie. Gdy ten podbiegł, zamienili kilka słów w swoim języku. Po chwili mężczyzna ukłonił się i pospiesznie oddalił. Do Bridget wreszcie dotarło, co się dzieje, i bardzo się speszyła. Po raz pierwszy poznała kogoś, kto podróżował po świecie własnym samolotem. Kogoś, komu wystarczyło kiwnąć palcem, żeby mieć ludzi na swoje usługi. Z drugiej strony, czyż to nie fascynujące? - pomyślała. Coś takiego zapewne już nigdy się nie powtórzy. Będzie o czym opowiadać
11
znajomym. Czy ktokolwiek uwierzy, że skromna Bridget Rossi spędziła wakacje w posiadłości szejka? Franceska pożegnała się ze znajomymi, pomachała ręką nieznajomym i ruszyła w stronę Raszida. Bridget przyglądała się jej z zazdrością. Bardzo chciałaby zachowywać się równie swobodnie, wyglądać równie pociągająco, mieć taką szczupłą sylwetkę. Znała swoje niedostatki, także i to, że w trudnych sytuacjach traciła głowę i nie potrafiła się odnaleźć. Po latach pracy dla ojca umiała to oczywiście zamaskować, ale fakt pozostawał faktem. A nawet jeśli nabierze pewności siebie, wcale nie doda jej to seksapilu. Po matce odziedziczyła irlandzką urodę: ciemne, kasztanowe włosy i jasną cerę upstrzoną piegami, a
S R
pospolite niebieskie oczy nie miały w sobie nic pociągającego. - Wybaczcie, że musieliście na mnie czekać, kochani -przeprosiła Franceska. - Ale cóż, obowiązki rodzinne. Jestem już gotowa do drogi. - Zaprosiłem twoją kuzynkę, by do nas dołączyła - powiedział Raszid.
- Słucham? - Franceska spojrzała najpierw na Bridget, potem na szejka. - Jestem... zaskoczona.
- Pomyślałem, że pozwoli jej to ochłonąć po tak trudnych przeżyciach. No i spędzi trochę czasu z ukochaną kuzynką. Nie podoba ci się ten pomysł? - Ależ skąd! Dziękuję, Raszid. To wspaniale z twojej strony. Nareszcie będziemy mogły nagadać się do woli. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby zaprosić Bridget do twojego domu, ale kiedy sam to zrobiłeś, mogę tylko z radością przy-klasnąć temu pomysłowi. Pocałowała go w policzek.
12
- Wpadniemy jeszcze do twojej mamy, żeby Bridget mogła się spakować. - Ale... - Franceska odruchowo spojrzała na zegarek. -Nasz wylot jest... - Już się tym zająłem - przerwał jej. Kierowca podwiózł ich pod dom cioci Donatelli. Bridget w ekspresowym tempie spakowała rzeczy. Nie było tego wiele, bo nie planowała długiego pobytu w Europie. Pożegnała się z ciotką i chwilę później byli już na lotnisku. Zajęła miejsce z tyłu niedużego samolotu, skąd miała wspaniały widok najpierw na wzgórza Toskanii, a następnie na włoskie wybrzeże.
S R
Kiedy lecieli już nad Morzem Śródziemnym, zamknęła oczy. Czuła się zmęczona, smutna i zagubiona. Zanim odpłynęła w sen, pomyślała jeszcze, że może w kraju Raszida odnajdzie tak bardzo jej potrzebną energię i radość życia.
13
ROZDZIAŁ DRUGI Ocknęła się, kiedy samolot dotknął ziemi. Była półprzytomna i nie bardzo kojarzyła, gdzie w ogóle jest. Marzyła tylko o tym, żeby szybko wskoczyć do łóżka. Jeden z ochroniarzy zabrał ją do auta. Przed nimi dwuosobowym sportowym samochodem jechali Raszid z Franceską. Po kilkunastu minutach byli na miejscu. Raszid dał znak i brama otworzyła się bezszelestnie. Kiedy wjeżdżali do środka, Bridget, niczym dziecko, przysunęła nos do szyby, żeby wszystko dobrze widzieć. Droga wiła się między fontannami, sadzawkami i niezwykłej urody
S R
starymi drzewami. Gdy pokonali ostatni zakręt, jej oczom ukazała się wspaniała willa.
Gęsto ukwiecone krzewy hibiskusów i oleandrów, które rosły wzdłuż drogi, tworzyły idealne obramowanie dla szerokiego tarasu tej fascynującej budowli. Popołudniowe słońce odbijało się od białych ścian. Samochód się zatrzymał. Ochroniarz otworzył drzwi i pomógł jej wysiąść.
Franceska ruszyła w stronę otwartych drzwi frontowych, natomiast Raszid czekał na Bridget. Uznał po jej minie, że otoczenie wywarło na niej duże wrażenie. - Jak tu pięknie - powiedziała, podchodząc do Raszida. - Bardzo się cieszę, że ci się podoba - odparł grzecznie, choć niezupełnie rozumiał, co jest tak urzekającego w zwykłym, zadbanym ogrodzie. - Obiecałem Francesce, że dopilnuję, by niczego ci nie zabrakło.
14
Wyglądasz na bardzo zmęczoną. Jeśli chcesz, to zrezygnuj ż obiadu i połóż się spać. - Dziękuję, ale zdrzemnęłam się podczas lotu. - W takim razie przedstawię cię moim gościom, a potem pokażę ci twój pokój. Pierwszym z przyjaciół Raszida, którego poznała, był Jack Dalton, zagorzały sportowiec, fanatyk polo. Natychmiast próbował wciągnąć ją w rozmowę na temat ulubionej gry, ale Raszid porwał Bridget i przedstawił ją Marie Joulais. - Omijaj go z daleka, chyba że marzysz o poznaniu wszystkich tajników polo - zaśmiała się Marie, wskazując na Jacka. - Jutro też na
S R
pewno będzie cię tym nudził przez cały dzień. Obaj z Raszidem są zapalonymi graczami. Jednak dzisiaj Jack obiecał, że popływa ze mną przed obiadem, więc najwyższa pora się zbierać.
- Widzimy się zatem około ósmej. - Raszid ucieszył się, że Marie zaanektowała Jacka, po czym ujął Bridget pod ramię i poprowadził w stronę kręconych schodów. - Chodź, pokażę ci pokój.
Zatrzymał się jeszcze na chwilę, żeby zamienić kilka słów ze starszą, ubraną na czarno kobietą. - To moja gospodyni, Marsella. W normalnych warunkach to ona zaprowadziłaby cię na górę, ale dziś chcę to zrobić osobiście. W normalnych warunkach, powtórzył w myślach, nie miał w zwyczaju odprowadzać gości do pokojów. To było zadanie służby.
15
Taka była prawda, jednak Bridget wyglądała na tak bardzo zmęczoną i smutną, że zapragnął ją chronić. Zaskoczony sobą, upomniał się pospiesznie, że Bridget jest tylko kolejnym gościem w jego domu. Wydał polecenia mężczyźnie, który niósł bagaż; następnie rzucił kilka słów pokojówce. Chwilę później stanęli przed pokojem. Ściany pomalowane były bladożółtą farbą, cieniutkie zasłony powiewały w otwartym oknie. Na podłodze leżał gruby, miękki dywan. Przy jednej ze ścian stało ogromne, wysokie łóżko ze schodkami z obu stron. Cały dom urządzony był przez Fatimę. Po jej śmierci Raszid nie czuł potrzeby, żeby cokolwiek tu zmieniać, teraz jednak denerwował się, czy pokój spodoba się Bridget.
S R
- Jest śliczny - powiedziała. Czytała w jego myślach. - Spotykamy się koło ósmej na drinku, a mniej więcej o wpół do dziewiątej siadamy do obiadu. Nie masz zbyt wiele czasu, ale myślę, że przyda ci się pożywny posiłek. Za tobą długi, stresujący dzień. - Skłonił się lekko i wyszedł.
Idąc do swojego apartamentu, który znajdował się po drugiej stronie domu, zastanawiał się, czy ta wizyta rzeczywiście dobrze zrobi Bridget. Miał nadzieję, że dzięki obecności Franceski zdoła odpocząć i nabrać sił. Może i jemu uda się zaplanować jakieś atrakcje, które oderwą ją od smutnych myśli o zmarłym ojcu? Gdy tylko drzwi zamknęły się za Raszidem, Bridget podziękowała pokojówce i zaczęła rozpakowywać walizkę. U ciotki miała pozostać tylko kilka dni, zabrała więc z sobą niewiele ubrań. Niestety, pomyślała zmartwiona, niezbyt nadają się na wakacje z szejkiem. Powinna wracać do
16
domu albo... spytać Raszida, jak dostać się do najbliższego sklepu. Uśmiechnęła się. Drugie rozwiązanie podobało jej się znacznie bardziej. Wzięła szybki prysznic, włożyła prostą granatową sukienkę i związała włosy. Oczy wciąż miała lekko zapuchnięte od płaczu. Nie dodawało jej to urody, ale ostatecznie nie przyjechała tu, żeby robić na kimś wrażenie. Wyszła z pokoju i rozejrzała się niepewnie. Była spóźniona, minęła już ósma i w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby ją zaprowadzić na dół. Postanowiła samodzielnie odszukać oranżerię, gdzie mieli się spotkać, ale zgubiła się już po kilku krokach. W końcu trafiła na jakieś schody. Na stopniach bawił się chłopczyk. - Dzień dobry - przywitała się, oczywiście po angielsku, nie miała
S R
więc nadziei, że mały Arab ją zrozumie.
- Dzień dobry - odparł ku jej zaskoczeniu. - Mówisz po angielsku? - spytała.
- Tak. Znam też francuski. Parlez-vous français? Umiejętności chłopca robiły wrażenie, tym bardziej że miał zaledwie kilka lat. - Niestety nie. - Uśmiechnęła się. - Mówię po angielsku i trochę po włosku. - Usiadła obok niego na schodach. - Nazywam się Bridget Rossi. Przyjechałam z wizytą. A ty kim jesteś? - Mo. Mohammedan al Halzid. Mieszkam tu. - Więc najpewniej to twój tata mnie tu zaprosił. - Czy on jest w domu? Nadzieja w głosie chłopca spowodowała ukłucie w sercu Bridget. Miała ochotę przytulić go, a potem wysłać na poszukiwanie taty. Ale przecież nie wiedziała, gdzie jest Raszid. Prawdopodobnie z pozostałymi gośćmi. Nagle przyszło jej coś do głowy. A może Mo zna drogę?
17
- Tak, właśnie przyjechał. Powinien być teraz w oranżerii. Wiesz, gdzie to jest? Może mógłbyś mnie tam zaprowadzić? - Małym chłopcom nie wolno przeszkadzać gościom -odpowiedział Mohammedan i z żalem spuścił wzrok na swoją zabawkę. - A może moglibyśmy zakraść się na dół i w tajemnicy przed innymi odszukać twojego tatę? Smutek rozrywał jej serce. Było jej żal dziecka, wyglądał tak samotnie. Wiedziała, jak to jest, i chciała mu pomóc. Przez ułamek sekundy oczy chłopca zapłonęły nadzieją, ale po chwili przecząco pokręcił głową. - Nie, nie powinienem tego robić.
S R
- Rozumiem. W takim razie umówmy się inaczej. Powiem twojemu ojcu, że masz nadzieję zobaczyć go jeszcze dzisiaj, dobrze? Mo przez chwilę w skupieniu rozpatrywał tę propozycję, by w końcu pokiwać smutnie głową na zgodę. - Ile masz lat? - spytała.
Ten śliczny malec o poważnych oczach okolonych długimi rzęsami i krótkich czarnych włosach całkiem ją zauroczył. Raszid jest prawdziwym szczęściarzem, pomyślała. - Pięć. - Pięć i już posługujesz się trzema językami? To imponujące. Z dumą pokiwał głową. - Cóż, bardzo ci się to w życiu przyda. - W tym momencie usłyszała dobiegające z dołu głosy. To Raszid i jeden z jego pracowników szli przez hol w stronę salonu, w którym poznała gości. Nagle szejk zatrzymał się i spojrzał w górę. Nie
18
potrafił ukryć zaskoczenia tym, co ujrzał. Rzucił kilka słów mężczyźnie, po czym sam wszedł na górę. - No proszę, co my tu mamy? Mo, mówiąc coś szybko po arabsku, rzucił się ojcu na szyję. Bridget z przerażeniem uświadomiła sobie, że ma ogromną ochotę zrobić to samo. Podniosła się powoli i uśmiechnęła się ciepło. - Mo chciał się z tobą zobaczyć - wyjaśniła. - Zgubiłam się i pomyślałam, że mógłby mi wskazać drogę. Powiedział jednak, że nie pozwalasz mu niepokoić gości, więc rozpatrywaliśmy sytuację, w jakiej się znaleźliśmy... Spojrzeli na nią. Bridget zauważyła, że są do siebie bardzo podobni.
S R
- Powinieneś być razem z Alayą - po angielsku powiedział do syna Raszid.
- Zadziwia mnie jego znajomość języków - wtrąciła Bridget. - Mam wielu przyjaciół, którzy mówią po angielsku, więc im wcześniej opanuje ten język, tym lepiej dla niego. Mówi też biegle po francusku. Ale przede wszystkim wie dobrze, że nie wolno mu zaczepiać moich gości.
- Ależ to ja go zaczepiłam! Poza tym tylko chciał się z tobą zobaczyć. Miło było cię poznać, Mo. Mam nadzieję, że zobaczymy się jutro. - Mo zwykle nie bawi się z moimi gośćmi. - Raszid zmrużył oczy. - Och, przepraszam. Nie wiedziałam, że to stały zakaz. - Bo tak nie jest. Jednak dorośli, którzy mnie odwiedzają, nie przyjeżdżają tu na zabawy z małymi chłopcami.
19
- A ja kocham dzieci. Zawsze marzyłam o gromadzie braci i sióstr. Antonio jest sporo starszy i nigdy nie mieliśmy wspólnych tematów. Czasem czułam się jak jedynaczka. - Ja jestem jedynakiem - odezwał się cicho Mo z ramienia ojca. - I podoba ci się to? - Nie. Chciałbym brata. Ojciec ma nawet dwóch. Ja też bym chciał. - Starczy tego. Czas do łóżka - odezwał się Raszid. Z Mo na rękach ruszył w stronę sypialni chłopca. Zawahał się, gdy syn szepnął mu coś na ucho, i ponownie odwrócił się do Bridget. - Może chciałabyś zobaczyć pokój Mo? - spytał. - Z przyjemnością - odparła z nieskrywaną radością. Dziecięcy
S R
pokój, podobnie zresztą jak większość pomieszczeń w willi, był bardzo przestronny. Młoda, bardzo zdenerwowana kobieta dała burę chłopcu, a następnie zaczęła przepraszać Raszida. Bridget domyśliła się, że nie pierwszy raz Mo wymknął się spod jej opieki.
Raszid odprawił opiekunkę, po czym usiadł, trzymając synka na kolanach.
- Jeśli jeszcze raz uciekniesz, wpędzisz ją w poważne kłopoty. Nie chciałbyś tego, prawda? Mo pospiesznie zaprzeczył ruchem głowy. - Ale ja chciałem zobaczyć się z tobą! - Pokaż pannie Rossi swój pokój, a potem szykuj się do łóżka. Chłopiec podszedł do Bridget i chwycił ją za rękę. Była zauroczona, kiedy ją oprowadzał i opowiadał o swoich zabawkach. W pewnej chwili spojrzał ze smutkiem na ojca, a potem z nadzieją na Bridget. - Umiesz w coś grać? - spytał.
20
- Jasne. Może jutro uda nam się zagrać. Albo przeczytam ci książkę. Widzę, że masz kilka po angielsku. - Wskazała na okładki, które pamiętała z dzieciństwa. Uśmiechnął się promiennie. - Bardzo lubię angielskie książki. Na pewno przyjdziesz do mnie jutro? Obiecujesz? - Mo! - W głosie Raszida słychać było ostrzeżenie. -Oczywiście jeśli twój tata się zgodzi. Byłabym zachwycona, gdybym mogła ci poczytać, ale nie mogę burzyć planów twojego taty. Spojrzała na Raszida. - To naprawdę będzie dla mnie przyjemność. - Jesteś tutaj, żeby złapać oddech po bolesnej stracie, a nie żeby
S R
niańczyć mojego syna - powiedział chłodno.
Nie mógł pozwolić, żeby ktokolwiek przeszkadzał jego gościom. Prawdę mówiąc, nikt do tej pory nie chciał poznać jego syna. Był dumny z Mo, ale wiedział, że miejsce dzieci nie jest u boku dorosłych. Chłopiec niedługo dorośnie i wyjedzie do szkoły z internatem. Przed laty jako siedmiolatek on także opuścił dom, by przez długi czas uczyć się w Anglii i Francji.
- Ale jeśli zgłaszam się na ochotnika, to chyba jest w porządku? Bridget przerwała jego rozmyślania. - Czy nie powinnam robić tego, co mnie cieszy? Czyż to nie jest najlepsze lekarstwo na smutek? - Czytanie książek pięciolatkowi ma być tym lekarstwem? - W głosie Raszida słychać było niedowierzanie. - Wiesz, że pracuję w bibliotece. Mówiłam ci już, że kocham dzieci. Nieraz pomagałam im w czytaniu. Oczywiście postąpię zgodnie z twoją wolą, jestem tu tylko gościem.
21
Raszid przyglądał im się przez chwilę. - Cóż, do tej pory w tym domu nie było takich zwyczajów, ale myślę, że nic się nie stanie, jeśli coś zmienimy - powiedział cicho. W myślach zadawał sobie pytanie, czy Bridget prowadzi jakąś grę. Może chce pokazać, jaką troskliwą matką mogłaby być dla Mo? Chociaż wydawała się bardziej zainteresowana synem niż ojcem... Zdecydowanie unikał narzucających się kobiet. Uważał, zresztą całkiem słusznie, że przede wszystkim myślą o jego pozycji i bogactwie. Miał nadzieję, że Bridget do nich nie należała. Uśmiechnęła się do chłopca. - Przyjdę rano, dobrze? Poczytamy trochę, a potem może w coś zagramy.
S R
- Dobrze, przyjdź wcześnie. - Zaraz po śniadaniu.
Kiwnął głową na zgodę i objął ją małymi rączkami. - Dziękuję - szepnął.
Raszida zaskoczył ten widok. Mo nigdy nie był wylewny w okazywaniu uczuć.
Bridget odwzajemniła uścisk. Chwilę później razem z Raszidem opuścili pokój. - Pozwól, że pokażę ci drogę - powiedział, kiedy szli już korytarzem. - Będę wdzięczna. Powinieneś przygotować mapki dla gości zażartowała. - To ogromny dom. - Przyjmij moje przeprosiny. Myślałem, że Franceska cię przyprowadzi.
22
- Może czekała na mnie, ale brałam prysznic, potem długo się ubierałam i w rezultacie spóźniłam się. Przed oczami stanął mu obraz Bridget pod prysznicem. Strumienie wody rozbijające się na jej kobiecym ciele. Ciekawe, czy piegi ma wszędzie, czy tylko na nosie? - przemknęło mu przez głowę. - Nie zdążysz już na koktajl - powiedział, odsuwając niewczesne myśli. - To najmniejszy problem. Mam tylko nadzieję, że pozostali goście uraczyli się do woli. Oranżeria znajdowała się na końcu willi, za dużym salonem. W środku było już sporo osób. Bridget nerwowo rozejrzała się za kuzynką.
S R
Dostrzegła ją w towarzystwie jakiegoś wysokiego mężczyzny. Sprawiał wrażenie, że jest równie speszony jak Bridget.
- Tu jesteście, najdrożsi - ucieszyła się Franceska. Podeszła do nich, zostawiając swojego towarzysza w połowie zdania. - Nie mogłam trafić - wyjaśniła Bridget. - Szczęśliwie natknęłam się na Raszida.
- Tylko czemu tak późno? Już powinniśmy siadać do jedzenia. - Sprawy zawodowe - wyjaśnił Raszid. - Hej, masz wakacje. Nie możesz komuś zlecić, żeby się tym zajął? Uśmiechnęła się do niego ciepło. - Musimy popracować nad twoim pracoholizmem. - To nie tak, po prostu pewnych spraw nie mogę odpuścić zaprotestował. Bridget uśmiechnęła się w duchu. Doskonale pamiętała, jak podczas jedynych wspólnych wakacji z Franceską kuzynka zostawiła ją po dwóch
23
dniach opalania, bo pojawiła się atrakcyjna oferta sesji fotograficznej. Nie sądziła, by od tego czasu jej podejście znacząco się zmieniło. Rozległ się dzwonek wzywający na posiłek. - Charles, czy możesz zająć się Franceską? - Raszid zwrócił się do mężczyzny, z którym Franceską wcześniej rozmawiała. - Chciałbym przedstawić Bridget babci. Dołączymy do was za chwilę. - Chwycił ją pod ramię. Pozostali goście pozdrawiali ich, kiedy zmierzali w kierunku okazałego fotela, w którym siedziała starsza pani w czerni. - Babciu, pozwól, że przedstawię ci mojego gościa, Bridget Rossi. Bridget, to jest matka mojej matki, Salina al Besoud.
S R
Kobieta uśmiechnęła się ciepło do wnuka. Znacznie chłodniej spojrzała na Bridget.
- Rossi? Spokrewniona z Franceską? - Jesteśmy kuzynkami. - Hm...
Bridget zamrugała nerwowo. Nie wiedziała, jak powinna zareagować. Zazwyczaj w takich sytuacjach ludzie mówili, jaka musi być szczęśliwa, mając tak piękną kuzynkę. - Miło panią poznać - powiedziała grzecznie. - Na długo przyjechałaś? - Na tak długo, jak zechce - odpowiedział w jej imieniu Raszid. Niedawno pochowała ojca. Pomyślałem, że trochę czasu spędzonego z kuzynką załagodzi jej ból i wzmocni przed odlotem do San Francisco. - Ach, czyli jesteś z Ameryki? Musisz opowiedzieć mi o swoim mieście. Czy to prawda, że jest wiecznie skąpane w słońcu?
24
Przy stole wskazano jej miejsce obok Saliny al Besoud. Po prawej stronie miała Franceskę. Raszid dokonał krótkiej prezentacji nowego gościa. Bridget uśmiechnęła się do Jacka i Marie niemal jak do starych przyjaciół. Charles Porter pozdrowił ją nerwowym gestem. Elizabeth Wainswright, która siedziała naprzeciwko Franceski, wyglądała na bardzo niezadowoloną i ledwie skinęła głową na powitanie. Lecz najważniejsze dla Bridget było to, że wszyscy mówili po angielsku. Z czasem jednak odkryła, że chociaż posługują się jednym językiem, to tak naprawdę nie mają wspólnych tematów. Przysłuchiwała się, jak pozostali, plotkom Franceski ze świata mody; słuchała o planach
S R
Elizabeth, która prosto z Aboul Sari jechała do Paryża. Jack snuł opowieści o polo i namawiał mężczyzn, żeby rozegrali mecz. - Nic nie mówisz - odezwała się babcia Raszida. - Nie mam nic ciekawego do powiedzenia. - Uśmiechnęła się delikatnie.
Starsza kobieta przyglądała się jej przez chwilę w zadumie, po czym przeniosła wzrok na gości siedzących przy stole.
- Podobnie jak ci wszyscy - powiedziała cicho. - Odnoszę wrażenie, że mówią tylko po to, by słuchać własnego głosu. Ku jej uciesze wszyscy zgodzili się na mecz. - Interesujesz się polo? - spytała Salina. - Nie, nawet nigdy nie byłam na meczu, ale brzmi ciekawie, więc cieszę się na samą myśl. - Czym się zajmujesz w San Francisco? - Jestem bibliotekarką.
25
- Co się stało z twoim ojcem? Bridget opowiedziała o swoim ojcu, jego chorobie i śmierci. O pojawieniu się Raszida i Franceski na pogrzebie. I o zaproszeniu do Aboul Sari. Kiedy dotarła w swej opowieści do spotkania z Mo i o tym, że jutro wspólnie sobie poczytają, starsza kobieta nie kryła zaskoczenia. - Może mnie również mogłabyś poczytać - ni to spytała, ni stwierdziła. - Mówię po angielsku, ale czytanie sprawia mi kłopoty. Niedawno dostałam od przyjaciółki książkę i chciałabym jej napisać, że mi się spodobała. - Z przyjemnością. Co to za książka? - „Morderstwo na bagnach". Przyjaciółka uwielbia takie historie,
S R
choć już nigdy nie zrozumiem, dlaczego.
- Słyszałam o tej powieści. Podobno jest bardzo ciekawa. Chętnie ją przeczytam.
- Przyjdź zatem do mnie jutro po lunchu. Jeśli oczywiście nie musisz się zdrzemnąć po posiłku.
- Nie muszę. - Uśmiechnęła się. Zawsze była zbyt zajęta pracą i opieką nad ojcem, żeby myśleć o poobiedniej drzemce. Zaraz też pomyślała ze smutkiem, że ojcem nie będzie się już nigdy opiekować. Babcia Raszida nachyliła się i poklepała Bridget po dłoni. - Na smutek najlepszy jest czas - powiedziała ciepło. Bridget zamrugała szybko, próbując powstrzymać łzy. - Wiem. Moja matka zmarła kilka lat temu. Wciąż mi jej brakuje, choć oczywiście z każdym dniem jest trochę łatwiej. Nie mogę jednak znieść myśli, że już nigdy nie usłyszę śmiechu taty i nie poczuję, jak mnie przytula.
26
- Ja wciąż tęsknię za ojcem, a zmarł trzydzieści lat temu. Dziś jednak staram się wspominać wszystkie piękne chwile, jakie z nim spędziłam. Pomyśl o tym. Po posiłku wszyscy wrócili do oranżerii. W tle brzmiała spokojna muzyka. Stół został przygotowany do gry w karty. Bridget stanęła w drzwiach i rozejrzała się w poszukiwaniu Raszida. Czuła się już bardzo zmęczona i chciała się położyć. Miała nadzieję, że gospodarz nie potraktuje tego jako nietakt. Zamiast Raszida wypatrzyła jednak kuzynkę, podeszła więc do niej. - Idę się położyć - powiedziała. - Czy sądzisz, że Raszid będzie zły i pomyśli, że jestem niegrzeczna?
S R
- Skądże. Śpij dobrze, a rano umówimy się na plotki. Skinęła głową, czując się bardzo niezręcznie. Nikt poza nią nie zamierzał opuścić pomieszczenia.
- Dobranoc, Bridget, wyśpij się dobrze. - Nagle u jej boku pojawił się Raszid. - I... - zawahał się przez chwilę -dziękuję ci, że tak miło potraktowałaś mojego syna.
- O co chodzi? - wpadła mu w słowo Franceska, patrząc niepewnie na kuzynkę. - A w ogóle kiedy poznałaś jego syna? - Przed obiadem. Ale to nic takiego. Po prostu rano poczytam mu książkę. - Jasne. Będziemy na basenie, więc potem dołącz do nas powiedziała Franceska, przytulając ją na pożegnanie. -Trochę słońca ci się przyda. Kiedy chwilę później Bridget wspinała się po schodach, usłyszała, że Raszid ją woła. Ledwie się odwróciła, był już przy niej.
27
- Babcia powiedziała mi o twojej propozycji. Nie zapraszałem cię, żebyś zabawiała moją rodzinę - mówił rozdrażniony. - Ale to żaden kłopot. Kocham dzieci i z radością spędzę trochę czasu z Mo, a twoja babcia ma książkę, którą obie chcemy przeczytać. Więc dlaczego nie razem? Poza tym dzięki temu nie będę wciąż myślała o tacie. - Nie lepiej by ci było na basenie z nami wszystkimi? I z Franceską? - Chwilę tak, ale nie cały dzień. Mam taką skórę, że muszę uważać ze słońcem. Poza tym nie mam kostiumu. Kiedy wyjeżdżałam ze Stanów, nie przyszło mi do głowy, że będzie mi potrzebny. - Kostiumy, wszelkie kosmetyki i akcesoria basenowe znajdziesz w przebieralniach.
S R
Stał trochę niżej, dzięki czemu ich oczy były na tym samym poziomie. Bridget miała wrażenie, że Raszid ma moc hipnotyzowania wzrokiem. Serce zabiło jej szybciej, nie mogła się ruszyć. - Dziękuję. Na pewno tam zajrzę - odpowiedziała niemal szeptem. Przez głowę przemknęła jej szalona myśl. Jak by się zachował Raszid, gdyby go pocałowała?
Zanim szaleństwo całkowicie opanowało jej wolę, odwróciła się i niemal wbiegła na górę. Raszid patrzył za nią, dopóki nie zniknęła mu z oczu. Dłonie z całej siły zacisnął na poręczy. Musiał się powstrzymać, żeby za nią nie pójść... i nie upewnić się jeszcze raz, czy na pewno niczego jej nie brakuje. Lub wreszcie sprawdzić, czy to tylko złudzenie, że w jej obecności ogarnia go niepojęty płomień.
28
ROZDZIAŁ TRZECI Kiedy rano wszedł do pokoju Mo, ze zdumieniem spostrzegł, że syna nie ma w środku. Przywołał Alayę. - Tak, proszę pana? - Dziewczyna pojawiła się w mgnieniu oka. - Gdzie jest Mo? - Panna Rossi zabrała go do ogrodu. Mieli czytać książki tłumaczyła przestraszona. - Czy mam ich poszukać? - Nie, sam to zrobię. Wiedział, że nie mogli odejść daleko. Mo był przecież małym chłopcem, a Bridget nie znała tych ogrodów. Jednak po dziesięciu
S R
minutach ogarnęło go zniechęcenie. Nigdzie nie było ich widać. Zastanawiał się, czy nie wezwać na pomoc ogrodników, gdy usłyszał śmiech synka. Po chwili odkrył, że oboje siedzą na drzewie. - Hej, co wy tam robicie? - zawołał. Mo spojrzał w dół. - Dzień dobry, ojcze. Znaleźliśmy z Bridget wspaniałą kryjówkę odkrzyknął wesoło.
- Czytanie na ławce nie jest już fajne?
- Co z tobą, Raszid? Kiedy miałeś pięć lat, nie wolałeś łazić po drzewach, zamiast siedzieć na ławeczce? Przyjrzał się jej. Kiedy miał pięć lat, siedział z nauczycielem i uczył się. Nie wspinał się po drzewach. - Pewnie masz rację. No dobrze, możecie teraz zejść? Zbliża się pora lunchu. - Przydałaby się nam pomoc - przyznała. - Złapiesz? - Jasne.
29
Chwycił książki i położył je na trawie, następnie ściągnął syna z gałęzi. - Bierz książki i zanieś je do pokoju - poinstruował chłopca i odwrócił się, żeby pomóc Bridget. Złapał ją w talii, gdy energicznie skoczyła w dół. Jej włosy znalazły się na jego ramionach, ich oczy spotkały się na chwilę. Nagle zapragnął mieć ją bliżej, poczuć dotyk jej ciała, poznać smak ust. Chciał wreszcie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy emocje, które w nim buzują, to tylko coś przelotnego. Zdawał sobie sprawę, że poznał Bridget zaledwie wczoraj, ale też od śmierci Fatimy żadna kobieta tak go nie zauroczyła.
S R
Powoli przysunął ją do siebie.
- Czy jutro też możemy poczytać? - spytał Mo. Raszid cofnął się, zdejmując dłonie z bioder Bridget. Jak mogłem być tak nieostrożny, skarcił się w myślach, i zapomnieć o synu?
- Być może Bridget chciałaby jutro robić coś innego -zwrócił się do chłopca, unikając jej wzroku.
- Jeśli tylko twój tata nie ma jakichś specjalnych planów, to nie mam nic przeciwko temu, żebyśmy jutro także razem poczytali. Przed wieczorem dam ci znać, dobrze? Uśmiechnęła się uroczo do chłopca, a Raszid żałował, że nie on jest adresatem tego uśmiechu. - Wspaniale! - ucieszył się Mo. - Chciałbym, żebyśmy mogli robić to codziennie. - Ja też - odparła.
30
Raszid był przekonany, że w jej głosie dało się wyczuć tęsknotę i żal. Kobiety zazwyczaj szukają rozrywek i przygód, a nie towarzystwa pięciolatków, pomyślał. W co ona gra? - No dobrze, biegnij już do domu. Alaya zaraz poda ci lunch. - Spoko, ojcze. Do zobaczenia, Bridget. - Przytulił ją mocno, po czym uradowany pobiegł krętą ścieżką w stronę domu. - Spoko? - Zaskoczony Raszid spojrzał na Bridget. - To nowe słowo, którego go nauczyłam. Lubi się uczyć. - Poprawiła spódnicę. - Jeśli zamierzam wspinać się po drzewach, powinnam zdobyć jakieś inne ubrania. Prawdę mówiąc, i tak muszę coś sobie kupić. Myślisz, że mogłabym gdzieś wyskoczyć na zakupy?
S R
- Przygotuję dla ciebie samochód.
- Pomyślałam też, że może Franceska zechciałaby wybrać się ze mną.
- Zgaduję, że Elizabeth i Marie również chętnie się przyłączą. Gdy Bridget się zawahała, Raszid zrozumiał, że miała ochotę spędzić trochę czasu sam na sam z kuzynką.
- Hm, może jednak Franceska wystarczy - zreflektował się. Proponuję jutro. Muszę zajrzeć do biura, więc mógłbym was podrzucić do miasta, a po południu zabrać z powrotem. - Dziękuję. Tak byłoby idealnie. - Uśmiechnęła się z wdzięcznością. - Porozmawiam jeszcze z Franceską. -Spojrzała na zegarek. - Czy przyszedłeś po nas, bo zbliża się lunch? - Mamy czas. Mo je około południa, my zazwyczaj o pierwszej. Ruszył w stronę domu. Bridget podążyła za nim.
31
- Masz przepiękne ogrody - stwierdziła z podziwem. -Razem z Mo trochę pozwiedzaliśmy. Potem rzucaliśmy patyki do stawu i niezbyt trafnie zgadywaliśmy nazwy roślin. Badając krzewy i drzewa, natrafiliśmy na to, na którym nas znalazłeś. Za jednym z krzaków też jest dobra kryjówka i pewnie tam wpełzniemy następnym razem. - Czy jako dziecko bawiłaś się głównie z chłopcami? -Nie potrafił wyobrazić sobie żadnej ze swoich znajomych, jak łazi na kolanach między krzakami, choć musiał przyznać, że Mo musiał być zadowolony z takiej rozrywki. - Różnie z tym było, ale fakt, że starałam się dorównać Antoniowi. Po drugie, ponieważ nie byłam zbyt urodziwą dziewczyną, więc nigdy nie
S R
fascynowały mnie zabawy Franceski, polegające na strojeniu się i robieniu makijażu. Szukałam nietypowych zajęć.
- Nie powiedziałbym, że masz pospolitą urodę. - Cóż, w żaden sposób nie mogę konkurować z Franceską. Jest wyższa ode mnie o pięć centymetrów, a ja biję ją wagą o pięć kilogramów. Zatrzymał się gwałtownie. Stanął z nią twarzą w twarz, ręce położył na jej ramionach. Jej delikatne włosy pieściły jego palce. Nie miała figury modelki, ale właśnie to mu się podobało. Nie rozumiał tej manii odchudzania, tego obsesyjnego liczenia kalorii i wpędzania się w paranoję. Bridget Rossi była cudowną, tryskającą energią kobietą, która, jak podejrzewał, wiele jeszcze w sobie skrywała. W ostatniej chwili zreflektował się i nie spróbował jej pocałować. Przypomniał sobie, gdzie się znajdują i kim jest Bridget w jego domu. Nie zmieniało to oczywiście faktu, że był szczerze zaintrygowany tą kobietą i chciał ją poznać bliżej.
32
- Wiesz, z przesadnie szczupłymi dziewczynami są same problemy. Uwierz, że facetom wcale nie śnią się anorektyczki. Jesteś doskonała akurat taka, jaka jesteś. Patrzyła na niego w osłupieniu. Jego dłonie powoli zsunęły się wzdłuż jej ramion. Czuł delikatną, miękką skórę pod bawełnianą bluzką i pomyślał, że chciałby uwolnić Bridget od niej. Pragnienie pocałunku stawało się nie do zniesienia. Gdy wodził palcami po jej ramionach, Bridget nie mrugnęła nawet okiem. Patrzyła na niego zafascynowana, jakby ją zahipnotyzował. Wiedział, że była jego gościem i nie powinien wykorzystywać swojej pozycji, ale... Nagle cofnęła się.
S R
- Dziękuję. Nikt wcześniej nie powiedział mi tego. - Odwróciła się i pospiesznie ruszyła przed siebie.
W drodze do domu natknęli się na Franceskę i Marie, które właśnie wracały z basenu. Były ledwie okryte kolorowymi sarongami. Krople wody na ich ciałach błyszczały w słońcu.
- Nad wodą było cudownie - zawołała w ich stronę Marie. Franceska przyglądała się im wyraźnie zaciekawiona. - Myślałam, że dziś zamierzałaś czytać synowi Raszida? - spytała. - Czytałam. Spędziliśmy wspaniały dzień. Jest przemiłym, kochanym chłopcem. I znaleźliśmy fajne drzewo do wspinania. A jak było na basenie? Raszid uważnie przyglądał się kuzynkom. Nie ulegało wątpliwości, że Franceska miała wspaniałe ciało, jednak znacznie bardziej pociągała go
33
Bridget, od której wręcz biły ciepło i otwartość. Pomyślał, że ma w sobie zaraźliwą radość życia. - Liczyłam na to, że dołączycie do nas. - Franceska spojrzała na szejka. - Miałem trochę pracy, a potem poszedłem odszukać Mo i Bridget. Mo miał wiele frajdy ze wspólnego czytania. - To może popływamy po południu? - nie dawała za wygraną Franceska. - Świetny pomysł. Nie przepadał za wylegiwaniem się nad basenem, ale pływanie na pewno dobrze mu zrobi. Odświeży ciało i umysł. Musiał spędzać więcej
S R
czasu z gośćmi. Wszystkimi gośćmi, upomniał się w myślach. Bez względu na to, jak bardzo pragnął zostać tylko z jedną z goszczących u niego osób.
- Bridget chciała wybrać się jutro na zakupy. Zechciałabyś jej towarzyszyć? - spytał, kiedy zbliżali się do drzwi oranżerii. - Z ogromną przyjemnością - szybko odparła Franceska. - W sklepie, który pokazałeś mi w zeszłym tygodniu? - Jeśli tylko masz na to ochotę. Był to mały, ekskluzywny butik niedaleko centrum. Właścicielka była zachwycona, mogąc obsługiwać tak znanego w świecie mody gościa, jakim była Franceska. - Jasne, że mam - odparła uradowana. Raszid nawet przez chwilę nie wątpił w prawdziwy powód jej radości. Z pewnością nie chodziło o to, że będzie mogła spędzić więcej czasu z kuzynką.
34
- Pokochasz ten sklepik - zachwalała Franceska. - Mają tam fantastyczne ciuchy. Przypuszczam, że nie wybierasz się z nami? - spytała Raszida. - Jestem przekonany, że znacznie lepiej wykorzystacie czas beze mnie. Franceska zaśmiała się, ujęła kuzynkę pod ramię i poprowadziła do środka. - Nic im nie zostawimy, wykupimy wszystko. Z przyjemnością popatrzyłbym, jak Bridget przymierza sukienki, myślał Raszid, wchodząc za nimi do domu. Następnego ranka Raszid wyjechał dość wcześnie, ale pamiętał, żeby
S R
przysłać po nie samochód. Bridget cieszyła się na myśl, że spędzi trochę czasu sam na sam z kuzynką. Chciała w delikatny sposób wybadać, czy szejka i Franceskę łączy coś więcej niż tylko przyjaźń. Wczoraj przyglądała się im uważnie, ale nie dostrzegła oznak jakichś szczególnych emocji. Jednak musiała być pewna. Nie mogła przecież interesować się mężczyzną, który jest związany z jej kuzynką.
- Długo znasz Raszida? - zaczęła rozmowę.
- Kilka lat. Poznaliśmy się na przyjęciu charytatywnym, podczas którego był pokaz mody. Fajny jest, prawda? -Tak. Fajny, ekscytujący, tajemniczy i tak nieziemsko seksowny, że Bridget nawiedzały szalone sny. - Mówił mi, że jego żona była piękną kobietą - powiedziała cicho. - Nie wiem, nigdy jej nie spotkałam, ale sądzę, że tak bajecznie przystojny facet niczym magnes przyciąga najpiękniejsze kobiety.
35
Serce Bridget zadrżało. To, co powiedziała kuzynka, miało sens. Czyżby jednak Raszid i Franceska... ? - Czy to znaczy, że wy... ? - Nie, nie. Jesteśmy przyjaciółmi. - Zaśmiała się. - Mam wielu przyjaciół, ale nie ma wśród nich tego jedynego, wybranego. Może kiedyś. Ale, Bridget, mamy się teraz dobrze bawić. Korzystajmy z dnia, szczególnie że przed wyjściem dzwonił mój agent z bardzo ciekawą ofertą. - O rany, znowu? - Bridget załamała ręce. - Już kiedyś wybrałyśmy się na wakacje i też dostałaś ciekawą ofertę... - Wiem, przepraszam. Postaram się to kiedyś nadrobić. Ale chodzi o specjalny pokaz dla Versacego. Nie mogę tego odpuścić. - To kiedy wyjeżdżasz?
S R
- Jutro. Jeśli tylko znajdę samolot.
- Cóż, to ja pewnie też powinnam wyjechać - powiedziała ze smutkiem Bridget.
- Bzdura. Zaproszenie Raszida wciąż obowiązuje. - Nie znam go, nie mogę tak po prostu zostać. Miałam być tu z tobą. - Oczywiście, że możesz zostać - zapewniała Franceska. - Zresztą zobaczysz, że Raszid będzie nalegał. - Wątpię, ale jeśli nawet, to tylko dlatego, że jest dobrze wychowany. - Wiesz, gdzie się nie obejrzę, wciąż widzę was razem. Nie sądzę, że to wynika tylko z dobrego wychowania. -Franceska zaczęła wyliczać na palcach. - Najpierw spóźniliście się do oranżerii, wczoraj spacerowaliście po ogrodzie. Mówiłaś, że czytałaś Mo, ale jakoś nie widziałam go z wami. A potem siedzieliście u jego babci do czasu, aż zawołaliśmy Raszida na karty.
36
- Niepotrzebnie dorabiasz legendę do zwykłych zdarzeń, sugerujesz coś, co nie istnieje. Po prostu wpadałaś na nas, kiedy akurat byliśmy razem. Patrząc w okno, Bridget odtwarzała w myśli wydarzenia ostatnich dni. Rozmawiali na osobności raz czy dwa, ale to wszystko było przypadkowe, niezaplanowane. Nic nie znaczyło. To znaczy, poprawiła się, nic nie znaczyło dla Raszida... Ona pamiętała każde jego słowo. Bridget nagle straciła ochotę na zakupy. Wolałaby usiąść gdzieś z kuzynką i porozmawiać. Franceska jednak nastawiona była na wydanie całej zawartości portfela. - Poza tym nie przyjechałam tu, żeby spędzać czas z Raszidem -
S R
dodała Bridget. - Przyjęłam jego zaproszenie, żeby być z tobą. Cieszę się, że dziś jesteśmy tylko we dwie. Bałam się, że Marie i Elizabeth dołączą się do nas. Moda to twoja działka, mam nadzieję, że pomożesz mi coś wybrać. - Jasne, zostaw to mnie. Na pewno ci się przyda jakaś sukienka na przyjęcie, które odbędzie się w przyszłym tygodniu. - Jakie przyjęcie?
- Ojciec Raszida będzie gościł ambasadora. Wszyscy jesteśmy zaproszeni. Spodziewam się, że zjawi się cała śmietanka towarzyska, wielu gości z zagranicy oraz elita Aboul Sari. Ponieważ mnie już nie będzie, więc na ciebie spadnie obowiązek reprezentowania rodziny. Bridget ze strachem popatrzyła na kuzynkę. Przed oczami stanęło jej ostatnie oficjalne przyjęcie, w jakim uczestniczyła u boku Richarda Stewarta, z którym się wtedy spotykała. Richard miał zostać wspólnikiem w renomowanej kancelarii adwokackiej i został zaproszony na prestiżowy obiad.
37
Zadrżała na samo wspomnienie, z jaką wściekłością Richard rzucił oskarżenie, że chciała zrujnować mu karierę. Próbowała mu wytłumaczyć, że ktoś wytrącił jej z ręki kieliszek czerwonego wina, ale nie chciał nawet słuchać. Gospodyni przyjęcia też nie pozostawiła jej złudzeń, co myśli o jej braku zręczności. Biała sukienka, biała sofa i - jak na złość - biały dywan, wszystko zostało naznaczone czerwonym winem. Bridget przysięgła sobie nigdy więcej nie uczestniczyć w żadnych oficjalnych spotkaniach. Słowa Franceski zmroziły ją do szpiku kości. - Nie martw się, będzie wspaniale. Korzystaj z życia! Niedługo wrócisz do San Francisco, do zwykłej, szarej rzeczywistości. Czy kiedyś jeszcze tu przyjedziesz?
S R
Tak, Franceska ma rację, pomyślała Bridget. Te wakacje były niczym fantastyczny sen. Była tu dopiero trzeci dzień, ale czuła się cudownie. Nie mogła zapomnieć o niedawnym pogrzebie, lecz wszystko nabierało sensu, dawało się poukładać.
Przed wyjazdem na zakupy Bridget odwiedziła Mo i umówiła się, że wpadnie po powrocie. Miała też zapytać Raszida, czy może z chłopcem popływać. Mogliby wtedy pobawić się razem w basenie. Dla niej to również byłaby większa frajda niż nudne smażenie się na leżaku. Poza tym takie nicnierobienie sprzyjało smutnym rozmyślaniom. Samochód zatrzymał się przed butikiem. Szofer pomógł im wysiąść i odprowadził do sklepu. - Dzień dobry. - Niska kobieta, zgięta wpół w powitalnym ukłonie, otworzyła przed nimi drzwi. - To wielki zaszczyt, że odwiedzają panie mój sklep. - Uśmiechnęła się szeroko do Franceski.
38
- Przyprowadziłam moją kuzynkę - przywitała się Franceska i skierowała wprost do luksusowych sof ustawionych w centralnej części sklepu. - Szukamy czegoś dla niej. Przyjechała tu niespodziewanie i nie wzięła z sobą odpowiednich rzeczy na wizytę u szejka al Halzida. Obok nich pojawiła się młoda dziewczyna ze srebrną tacą, na której były wszelkiej maści słodycze, dzbanek z herbatą i filiżanki. - Stroje wakacyjne? - spytała właścicielka sklepu. - Tak, ale również kilka sukienek na kolacje i coś na oficjalne przyjęcie - wyjaśniła Franceska, po czym spojrzała z uśmiechem na kuzynkę i dodała: - I może jeszcze coś sportowego, w sam raz do zabawy z dziećmi.
S R
Bridget odwzajemniła uśmiech.
- Tylko bardzo proszę, nic przesadnie kosztownego -powiedziała. - O rachunek się nie martw - uspokoiła ją Franceska. - Jestem szczęśliwa, że mogę ci pomóc.
Usiadły wygodnie na kanapie i przeglądały prezentowane stroje. Jedne zachwycały Bridget, inne szokowały. Sama nigdy nawet nie pomyślałaby, że można coś takiego kupić.
Urzeczona była jednak nadzwyczajnym zaangażowaniem sprzedawczyni, która za punkt honoru postawiła sobie, by znaleźć coś, co spodoba się klientkom. Franceska wybrała kilka zestawów i zleciła kuzynce przymiarki. Bridget czuła się przytłoczona szczodrością kuzynki. Chciała sprawdzić ceny przymierzanych ubrań, ale na żadnym nie znalazła metki.
39
Ktoś zastukał do drzwi. Jedna ze sprzedawczyń wybiegła na zewnątrz i pospiesznie coś wyjaśniła po arabsku. Po chwili klientka odeszła. - Dlaczego nie weszła do środka? - spytała Bridget, nie rozumiejąc, co się stało. - To jasne, my jesteśmy w środku. Raszid zorganizował dla nas ekskluzywny pokaz za zamkniętymi drzwiami. Dopóki nie opuścimy sklepu, nikt inny tu nie wejdzie. - Tak można? - Bridget nie posiadała się ze zdziwienia. - Raszid jest tu nie byle kim, więc zrobią wszystko, o co poprosi wyjaśniła Franceska. - No, przymierz tę sukienkę. Ten kolor jest dla ciebie wprost wymarzony.
S R
Bridget przeszła do przebieralni. Wstrząsnęło nią, że pomieszczenie było wielkości jej sypialni w San Francisco. Ściany od podłogi do sufitu pokrywały lustra, a dodatkowe, wolnostojące lustra umożliwiały obejrzenie się ze wszystkich stron.
Właśnie... Nie przymierzała jakichś tam sukienek, to wszystko były ekskluzywne kreacje, nieosiągalne dla zwykłej bibliotekarki. Materiał najwyższej próby łagodnie pieścił skórę. Błękitny kolor podkreślał barwę oczu. Musiała przyznać, że wybór był znakomity. Godzinę później kończyła przymierzać ostatnią sukienkę. Tym razem był to prawdziwie cukierkowy model, w intensywnie kremowym kolorze. Leżał na niej jak ulał: idealnie dopasowany, ale niekrępujący ruchów gorset i długa spódnica, miękko układająca się wokół nóg. Bridget czuła się jak księżniczka, która ma cały świat u stóp.
40
Nic lepszego nie mogła sobie wyobrazić na przyjęcie, o którym mówiła kuzynka. Nie była pewna, czy Franceska zdecyduje się na taki zakup, ale postanowiła, że choćby miała pójść z torbami, to nie wyjdzie ze sklepu bez tej sukienki. - Poczekaj, aż zobaczysz tę - zawołała podekscytowana, wychodząc z przymierzami. Ale Franceski nie było. Na sofie siedział Raszid. Na jej widok wstał i uważnie zlustrował ją wzrokiem. - Wyjątkowa - powiedział zauroczony. Bridget odebrało mowę. Serce zabiło jej ze zdwojoną mocą. Poczuła się szczęśliwa, że to właśnie on ją ogląda. Nigdy nie miała na sobie nic
S R
ładniejszego. Usłyszeć taki komplement od tego mężczyzny było cudownym i niezapomnianym przeżyciem.
Raszid zwrócił się po arabsku do sprzedawczyni. - Powiedziałem jej, żeby spakowała wszystko, co wybrałaś. Czy jesteś już gotowa wracać do domu?
- Oczywiście. Tylko się przebiorę.
- Może jednak coś jeszcze wybierzesz? Franceska też coś przymierza. Ale Bridget miała już dość. Stos ubrań, jaki się przed nią piętrzył, był naprawdę imponujący i większości z tych rzeczy nie zdąży włożyć na siebie podczas pobytu u Raszida. Była wdzięczna kuzynce za fachową pomoc przy wyborze strojów. Ubrała się w jedną z nowych kreacji i dołączyła do Raszida. - Dziękuję za tak cudowny dzień. - Usiadła naprzeciwko niego. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. To było naprawdę bardzo miłe.
41
Dostałeś herbatę? To niesamowite, ale zaraz na wstępie podano nam herbatę i ciasteczka. Sprzedawczyni, ledwie rzuciła na mnie okiem, i już znała moje wymiary. - Czy jesteś usatysfakcjonowana zakupami? - Och, bardzo. Naprawdę. Znalazłam nawet cudowny kostium kąpielowy. Przy okazji chciałam cię zapytać, czy Mo umie pływać i czy moglibyśmy, oczywiście pod nieobecność gości, pobawić się trochę w basenie? - Wydawało mi się, panno Bridget - uniósł brwi w wyrazie zdziwienia - że również jesteś jednym z moich gości. - Ależ świetnie się bawię z twoim synem, wcale mi nie zawadza,
S R
wręcz przeciwnie. Doskonale rozumiem, że niektórym dzieci mogą przeszkadzać, lecz akurat ja jestem naprawdę szczęśliwa, spędzając czas z tym wspaniałym małym chłopcem.
- A gdybym zasugerował, żebyś spędzała więcej czasu z kuzynką? - Cieszę się z każdej chwili z nią, ale dopiero co powiedziała mi, że musi wyjechać na pokaz. - Bridget wzięła głęboki oddech, przypominając sobie poranne postanowienie. - W tej sytuacji też powinnam wyjechać. - Ależ nie, zostań, proszę. Odpocznij, nabierz sił przed powrotem do domu. - Czy jesteś pewien, że chcesz, żebym została? - Całkowicie pewien. Popatrzyła na niego uważnie. Jego hipnotyzujące spojrzenie peszyło ją. Robiło jej się na zmianę gorąco i zimno. Kiedy tak na nią patrzył swymi ciemnym oczami, nie liczyło się nic dokoła. Zadrżała, jakby próbując zrzucić z siebie zaklęcie, i pospiesznie odwróciła wzrok.
42
- Nie chciałabym nadużywać twojej uprzejmości, ale jeśli nalegasz, to odpowiedz, proszę, na pytania dotyczące Mo i basenu. Czas spędzany z twoim synem znakomicie mnie odpręża. - Och, zawsze tak mówisz, kiedy sugeruję, że to Mo narzuca się tobie - powiedział zrezygnowany. - Zaprosiłeś mnie, żebym wybrnęła z dołka po śmierci ojca, więc... przypomniała mu. - A spędzanie czasu z młodym człowiekiem, który ma całe życie przed sobą, jest wspaniałym lekarstwem. - W takim razie co w tym układzie robi moja babcia? - Wiesz, to ogromna satysfakcja z nią rozmawiać. Jest bardzo mądrą kobietą.
S R
- Sprawiłaś jej dużo przyjemności, wyjaśniając różne zawiłości językowe. Ma nadzieję, że jutro też będziecie razem czytać. - Też bym chciała. Nachylił się w jej stronę.
- Bridget, czy mogę zrobić coś jeszcze, żeby uprzyjemnić ci ten czas? Lubisz plażę? A może chciałabyś poznać mój kraj? Nie chciałbym, żebyś nudziła się podczas wakacji. Na to zawsze masz czas w San Francisco.
- Uwierz mi, Raszid, dawno nie było mi tak dobrze jak u ciebie. Ale oczywiście z przyjemnością pojechałabym na wycieczkę po historycznych miejscach lub nad morze. Czy twój syn lubi plażę? Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią. - Prawdę mówiąc, nie wiem. Nim Bridget zdążyła zareagować, do sali weszła Franceska. Nie tyle weszła, co stylowo wkroczyła, sprawiając, że wszyscy zwrócili na nią
43
wzrok. Miała na sobie ognistoczerwoną sukienkę idealnie opinającą jej fantastyczną figurę. - O, Raszid. Nie wiedziałam, że przyjechałeś. Co o tym sądzisz? Okręciła się wokół siebie, a następnie ruszyła w jego kierunku niczym na wybiegu w Mediolanie. Wstał i uważnie się jej przyjrzał. - Z twoją opalenizną i figurą sukienka prezentuje się doskonale. Cały czas szła prosto na niego, aż niemal się zderzyli. Zatrzymała się przed nim i zaczepnie powiodła palcem po jego brodzie. - Wspaniała kreacja, prawda? Dla ciebie chcę być piękna, Raszid. Modelka musi zachwycać urodą, bo inaczej traci pracę.
S R
- Ty zawsze jesteś piękna - odparł grzecznie. Zadowolona Franceska uśmiechnęła się, po czym zwróciła się do Bridget: - Czy masz już wszystko, co chciałaś? - Tak, dziękuję.
- No dobrze, jeśli jesteście gotowe, to czekam na zewnątrz. A jeśli nie, to przyślę po was samochód - powiedział Raszid. - Przebieram się i jesteśmy gotowe do drogi. Poczekajcie, aż zobaczycie mój nowy kostium. Jest szałowy. Raszid usiadł ponownie na sofie i spojrzał na Bridget. - Twoja kuzynka ma po prostu bzika na punkcie ładnych ciuchów. Bridget skinęła głową. - Ładnej we wszystkim ładnie - zauważyła z żalem w głosie. - Jako modelka nie ma innego wyjścia. Inaczej musiałaby zmienić pracę, sama to powiedziała - skomentował beznamiętnie.
44
Zachowanie Raszida najwyraźniej potwierdzało słowa Franceski, że tych dwoje było tylko przyjaciółmi, pomyślała z nieskrywaną radością. - Mam jutro dużo pracy, ale pojutrze z przyjemnością zabrałbym cię na małą wycieczkę. Choć oczywiście jeden dzień nie wystarczy, żeby zobaczyć wszystkie skarby, jakie skrywa mój kraj. - Będę zachwycona wszystkim, co uda się nam zobaczyć - zapewniła go z entuzjazmem. - Jak pewnie się domyślasz, nie fruwam po świecie jak Franceska, więc kiedy tylko nadarza się okazja, namiętnie oddaję się turystyce. To, co do tej pory zobaczyła w Aboul Sari, sugerowało, że wycieczka będzie ekscytująca. Dodatkowej przyjemności dostarczał fakt,
S R
że ten kraj w niczym nie przypominał San Francisco. Chciała zobaczyć jak najwięcej i aż drżała na myśl, że jej przewodnikiem będzie Raszid. - Ty też mieszkasz we wspaniałym miejscu. Opowiedz mi o swoim życiu w San Francisco.
Zdawała sobie sprawę, że mówi tak tylko przez grzeczność, ale posłusznie zastosowała się do prośby. W dużym skrócie opowiedziała mu o swoim dzieciństwie i czasach licealnych, jak dorabiała w restauracji ojca podczas szkoły i studiów. O swoim małym mieszkaniu, z którego przy odrobinie wysiłku można było zobaczyć zatokę. O tym, co jej się podoba w zawodzie bibliotekarki. Wreszcie o pracy dla ojca i o tym, jak tata przekazał restaurację jej bratu. - W twojej opowieści przewijali się różni przyjaciele, ale ani razu nie wspomniałaś o kimś specjalnym. Czy to znaczy, że nie masz chłopaka, męża?
45
Zaprzeczyła ruchem głowy. Od czasu wypadku z Richardem nie poznała nikogo, z kim chciałaby się związać. A może to moja wina, że nie potrafię przykuć uwagi tego jedynego mężczyzny? - zaniepokoiła się. Nagle zapragnęła, - żeby Franceska już wyszła z przymierzalni. Jak na zawołanie kuzynka pojawiła się w drzwiach. - Gotowi? - spytała. - Czekamy tylko na ciebie. - Bridget wstała. - Właśnie zamierzałem powiedzieć twojej kuzynce, że faceci w San Francisco muszą być ślepi lub głupi, skoro pozwolili, by taka wspaniała kobieta pozostawała tak długo sama - powiedział Raszid, również podnosząc się z sofy.
S R 46
ROZDZIAŁ CZWARTY W drodze do domu Raszid zastanawiał się, dlaczego Bridget chciała wracać do San Francisco. Czy dlatego, że wyjeżdżała Franceska i po prostu uznała, że samej nie wypada jej zostać? Winił się, że nie zajmuje się nią odpowiednio. Obiecał sobie, że teraz to się zmieni. Pod jego opieką Bridget pozna Aboul Sari, a on z kolei przekona się, jaka naprawdę jest. Przeanalizował plany na dzisiejsze popołudnie. Niedługo powinny dotrzeć do willi zakupy z butiku. Później spędzą kilka godzin na basenie. Następnie przyjdzie pora na partyjkę bilarda z Jackiem i Charlesem. Jack i Charles od lat byli jednymi z jego najbliższych przyjaciół.
S R
Teraz jednak Raszid miał wrażenie, że ich wizyta trwa zbyt długo. Wręcz czuł złość, że musi spędzać czas z gośćmi. Każdą wolną chwilę chciał poświęcić Bridget.
Fatima nie widziała świata poza ich synem. Z nim czuła się najszczęśliwsza. Raszid był przekonany, że gdyby żyła, mieliby więcej dzieci.
Bridget też bardzo lubiła spędzać czas z Mo. W ogóle Amerykanie inaczej postrzegają sprawy małżeństwa i miłości, pomyślał. Ale czy istnieje coś takiego jak wieczna miłość? Jak to jest, żyć w małżeństwie opartym na szczerej miłości? Związek jego rodziców zasadzał się na wzajemnym szacunku. Razem wspaniale dbali o niego i jego braci. Z kolei życie babci Raszida nie było usłane różami, ale nigdy nie słyszał, żeby się skarżyła. Z Fatimą żył w wielkiej zgodzie. Podzielili się obowiązkami i rzetelnie się z nich wywiązywali. Ona opiekowała się domem, dała mu
47
syna. Z czasem nauczył się ją kochać. I teraz tęsknił za nią, ale nie był to żal ostateczny, otchłanny. Być może nigdy do końca nie pogodzi się z jej śmiercią, ale sam powtarzał, że życie toczy się dalej. Poza tym miał syna, dla którego musiał żyć. I był zadowolony z tego, co miał. A teraz pojawiła się Bridget. Miała w sobie coś, co nie dawało mu spokoju. Chciał być blisko niej. Chętnie odesłałby pozostałych gości, ale bał się, że w ten sposób spłoszy również Bridget. Pomyślał, że może powinien w specjalny sposób zmotywować ją, by chciała pozostać. - Mam nadzieję, że będziesz uczestniczyć w przyjęciu u mojego ojca podczas wizyty ambasadora Egiptu? - spytał. - Sukienka, którą przy mnie
S R
mierzyłaś, jest idealna na taką okazję.
- Która sukienka? - zaciekawiła się Franceska. - Chyba jej nie widziałaś - wyjaśniła Bridget. - Sprzedawczyni przyniosła mi ją do przebieralni. Bardzo elegancka, w kremowym kolorze. - Odwróciła się do Raszida. -Nie jestem pewna, czy wezmę udział w tej uroczystości. Nie przepadam za oficjalnymi spotkaniami. - Szczególnie po wpadce z Richardem, uzupełniła w myślach. - W każdym razie dziękuję, że pytasz - dodała. - Wszyscy idą, więc nie poczujesz się samotna. Większość gości będzie mówić po angielsku. Wolałbym, żebyś poszła z nami. Z trudem pohamowała się, żeby dla żartu nie zasalutować na dźwięk jego władczego tonu. - Zobaczę - odpowiedziała asekuracyjnie. - Co zazwyczaj oznacza odmowę. - Franceska zaśmiała się beztrosko.
48
Bridget w milczeniu patrzyła przez okno, zastanawiając się, jak wybrnąć z sytuacji. Za żadne skarby nie chciała tam iść. I nawet kusząca myśl, że włoży tę wspaniałą sukienkę, nie była w stanie zmienić jej nastawienia. Nie pasowała do takiego świata. Mogła o nim śnić i fantazjować, ale wiedziała, że nie ma odwagi w nim uczestniczyć. Lunch tego dnia był mniej oficjalny niż dotychczasowe. Podany został na patio przy basenie. - Przyłączysz się dziś do nas, prawda, Raszid? - spytała Marie. - Rozumiem, że będziemy wszyscy. - Rozejrzał się po gościach. - A może zajrzelibyśmy do stajni? - spytał Jack. - W każdym razie ja tam się wybieram. Muszę sprawdzić, czy masz wystarczająco dużo koni
S R
do gry. - Jack już żył sobotnim meczem.
- Spróbujmy pogodzić jedno z drugim. Najpierw odwiedzimy stajnie, a następnie dołączymy do pań. Czy ktoś jeszcze ma ochotę przejść się z nami?
Franceska pokręciła przecząco głową, Marie odparła, że już zdarzyło jej się widzieć konie. Elizabeth pomysł się spodobał. Bridget również, ale wiedziała, że nie będzie dobrym partnerem do dyskusji o polo. Poza tym chciała pobyć trochę z Franceską przed jej wyjazdem. Po posiłku jedna grupa udała się oglądać konie, a Marie, Franceska i Bridget zostały nad basenem. Bridget usiadła w cieniu wielkiego parasola i ściskała kciuki, żeby jak najszybciej dowieźli jej kostium kąpielowy. - Co zamierzasz po powrocie do domu? - spytała Franceska, siadając naprzeciwko niej. - Będziesz pomagać bratu w prowadzeniu restauracji? - Nie, nadal będę pracowała w bibliotece. Biznes taty nigdy mnie nie fascynował. Sprawdziłam się jedynie jako kelnerka, kiedy dorabiałam
49
sobie podczas wakacji. Natomiast Antonio urodził się na restauratora i jeszcze za życia taty praktycznie przejął rodzinny interes. Obecnie planuje otworzenie trzeciej restauracji, a ja mu zostawiam wolną rękę. Zgodnie z wolą taty zachowam udziały w spółce Rossich, więc finansowo jestem zabezpieczona, ale do biznesu nie zamierzam się wtrącać. Antonio jest naprawdę świetny, a ja bym mu tylko przeszkadzała. Franceska pokiwała ze zrozumieniem głową, po czym rozejrzała się wkoło. - Czyż tu nie jest wspaniale? To moja druga wizyta, ale myślę, że Aboul Sari pozostanie moim ulubionym miejscem wakacji. Pławienie się w zbytku i luksusie zdecydowanie mi odpowiada. I tak bardzo różni się od mojego codziennego życia.
S R
Bridget spojrzała na nią zaskoczona.
- Wiem. - Franceska ze zrozumieniem kiwnęła głową. - Zapewne myślisz, że życie modelki to same przyjemności, przyjęcia, podróże. W rzeczywistości to ciężka praca. No i to dbanie o linię... Ileż to razy chciałam otworzyć lodówkę i jeść bez opamiętania! Kiedy uznam, że czas porzucić wybieg, słowo daję, że osiągnę rozmiary cioci Louisy. Uśmiechnęła się na wspomnienie najtęższej z krewnych. - Wątpię, żeby ci to groziło. - Och, z nawiązką odbiję sobie te wszystkie lata wyrzeczeń, walkę o każdy gram, żeby utrzymać sylwetkę na kolejne sesje. A skoro o sesjach mowa, to muszę już się pakować. Do zobaczenia. - Pobiegła do domu. Bridget delektowała się chwilą i miejscem. Ciepłe powietrze pieściło jej skórę, woda połyskiwała w promieniach słońca. Intensywny zapach hibiskusów i gardenii unosił się w powietrzu.
50
Nagle cień przesłonił jej słońce. Otworzyła oczy i spostrzegła Raszida. - Przywieźli twoje ubrania - powiedział miękko. - Pomyślałem, że może chciałabyś zobaczyć je jeszcze raz. -Wyciągnął rękę, żeby pomóc jej wstać. - Skończyliście już w stajni? - Tak. Szkoda, że nie poszłaś z nami. - Kiedyś chętnie, ale raczej nie w towarzystwie fanatyków polo. Uśmiechnęła się. - Jak widzę, Jack bardzo cię wystraszył. Natrę mu za to uszu. - Też się uśmiechnął. - A teraz chodź, pokażesz mi, co sobie kupiłaś.
S R
Kiedy weszli do pokoju, Marsella rozpakowywała stos toreb piętrzący się na łóżku. Przestronna szafa była otwarta, pierwsze ubrania już wisiały w środku.
Nieco speszona Bridget pokazywała Raszidowi kolejne zakupy. Przykładała do siebie sukienki, spódnice i bluzki, obserwując jego reakcje. Jako nastolatka robiła to wiele razy przed ojcem, ale nie dało się ukryć, że Raszid zdecydowanie różnił się od jej taty. A ona nie była już nastolatką. Był wdzięcznym widzem. Namówił ją, żeby przymierzyła kolejne sukienki, zrobiła więc pokaz niczym modelka. Ku własnemu zaskoczeniu spostrzegła, że kiedy minęło pierwsze zawstydzenie, zaczęła wczuwać się w rolę i wręcz sprawiało jej to przyjemność. Nie wiedziała, jak zachowałaby się przed dużą widownią, ale prezentowanie się przed tym jednym, specjalnym widzem, było naprawdę przyjemnym doświadczeniem.
51
Na koniec włożyła swój nowy kostium kąpielowy. Wyszła z łazienki, spostrzegła wzrok Raszida - i zastygła w bezruchu. Poczuła, jak fala ciepła ogarnia jej ciało. - Jestem gotowa - powiedziała. - Świetnie, dołączę do ciebie za kilka minut. Wygląda na to, że będziemy mieć basen tylko dla siebie. - Może w takim razie moglibyśmy zabrać Mo? - spytała. Mo niemal oszalał ze szczęścia, kiedy Bridget zaproponowała mu wspólne pływanie. Opiekunka pomogła chłopcu przebrać się i chwilę później Bridget i Mo pojawili się nad basenem. Tak jak przewidywał Raszid, byli tam zupełnie sami. Bridget podeszła do drabinki.
S R
- Mo, umiesz pływać? - spytała.
- Jasne! - Ruszył biegiem i wskoczył do basenu, wysoko rozpryskując wodę.
Po chwili wynurzył się i zacząć wściekle młócić małymi rączkami. Widać było, że doskonale czuje się w tym żywiole. Zaśmiała się i zanurkowała w orzeźwiającą toń. Póki mogła, wzorem Franceski postanowiła korzystać z luksusów. Nim pojawił się Raszid, wymyślali sobie różne zabawy i konkursy. Po jednym ze skoków Bridget, Mo dostał takiego ataku śmiechu, że musiała go podtrzymać, żeby nie poszedł pod wodę. Mniej więcej pół godziny później przyszedł Raszid. - Kończycie czy mogę się przyłączyć? - Kucnął nad brzegiem. Zawiedziona spostrzegła, że się nie przebrał.
52
- Wskakuj! Świetnie się bawimy. Nauczyłam Mo kilku nowych sztuczek. - Nie powinnaś schować się przed słońcem? - Delikatnie dotknął zaróżowionej skóry na jej ramieniu. Zadrżała pod dotykiem. Spojrzała w jego ciemne oczy i odparła niepewnym głosem: - Pewnie powinnam, ale tak wspaniale się bawimy. - Nie chciałbym, żebyś zrobiła sobie krzywdę. Mo! Podpłyń tutaj, to pomogę ci wyjść. Następnym razem przyjdę szybciej. Chłopiec posłusznie wykonał polecenie, a kiedy Raszid wyciągnął go na brzeg, spytał: - Czy możemy poczytać? Nie chcę siedzieć w środku.
S R
- Najpierw trzeba się przebrać - odparła Bridget, patrząc na wyciągniętą w jej stronę umięśnioną rękę.
Przyjęła zaoferowaną pomoc i błyskawicznie wydostała się z basenu. Krople wody kapały na wysuszoną słońcem posadzkę. Ich ciała niemal się stykały. Poczuła, że dostaje gęsiej skórki. Nie była pewna, czy to efekt kąpieli, czy bliskości Raszida. - Poczytamy? - spytał ponownie Mo.
- Dobrze, tylko usiądźmy w cieniu. - Podeszła do stojaka z ręcznikami. - Tam, pod drzewem - zaproponował chłopiec. - A co powiecie na sekretne miejsce w krzakach? - wtrącił się Raszid. Zdumiony Mo spojrzał na ojca. - Znasz to miejsce?
53
- Założę się, że zmieścimy się tam wszyscy. Też chcę posłuchać, jak Bridget czyta. Ty i babcia już mieliście tę przyjemność. Teraz moja kolej. Zaskoczona podniosła wzrok. Mokre włosy leżały w bezładzie na jej ramionach. Nie miała na sobie grama makijażu, a krem z filtrem spłukał się w basenie i cała była różowa od słońca. Jej kompleksy znów dały o sobie znać. Z taką kobietą Raszid chce siedzieć w krzakach i słuchać, jak czyta? Nie potrafiła tego zrozumieć, ale serce tłukło się w jej piersi jak oszalałe. - Jasne, chodź z nami. Uprzedzam jednak, że może być trochę ciasno. - Spotykamy się tutaj za kwadrans. - Pogłaskał syna po głowie i odszedł.
S R
Wchodząc do swojego pokoju, pomyślała, że czuje się jak przed pójściem na wagary. Raszid gościł u siebie nie tylko ją i zawsze bardzo dbał, by nikomu niczego nie brakowało, a teraz chciał uciec z nią i Mo, żeby spędzić trochę czasu na osobności.
Kilkanaście minut później cała trójka maszerowała ścieżką przez ogród. Miejsca w kryjówce było niewiele, więc Bridget musiała usiąść ramię w ramię z Raszidem. Promienie słońca przeświecały przez liście, a łagodne podmuchy wiatru sprawiały, że zrobiło się bardzo przyjemnie. I tylko natłok myśli, spowodowany bliskością Raszida, nie pozwalał jej w pełni delektować się tą chwilą. Sięgnęła po pierwszą książkę, modląc się w duchu, żeby głos brzmiał naturalnie, kiedy zacznie czytać. Raszid siedział tak blisko, że gdy odwróciła głowę, omal nie zderzyli się nosami. Miał na sobie sportowe ubranie, co sprawiało, że wydawał się bardziej przystępny niż zwykle. Z
54
trudem skoncentrowała się na książce, powtarzając sobie, że Raszid jest tylko i wyłącznie jej gospodarzem. - Kot - przeczytała tytuł popularnej historii o magii i przyjaźni. Mo wpatrywał się w nią z nabożeństwem, chłonąc każde słowo. - Gdybyś usiadł na kolanach taty, to widziałbyś tekst -zaproponowała po kilku stronach. - Taty? - zdziwił się Raszid. - Wszyscy tak mówią - wyjaśnił Mo. - Bridget tak zawsze mówiła do swojego ojca. To jest... - Spojrzał pytająco na Bridget. - Dlaczego mówimy „tata"? - Bo to nie brzmi tak oficjalne jak ojciec. Mam nadzieję - zwróciła
S R
się do Raszida - że nie masz nic przeciwko temu? Mo podchwycił to ode mnie.
- W porządku. Czytaj dalej.
Zadowolony chłopiec usadowił się na kolanach ojca i przyglądał się tekstowi, który czytała Bridget.
Nie minęło wiele czasu, kiedy skończyła tę i kolejną książkę. Kiedy odkładała je na bok, spostrzegła, że malec zasnął.
- Pływanie musiało go bardzo zmęczyć. Może powinniśmy wnieść go do środka? - Poczekajmy. Jeśli zaczniemy się stąd gramolić, obudzi się - odparł Raszid, mocniej przytulając synka. - Chętnie tu z tobą zostanę - powiedziała, zaskoczona własną śmiałością. Pewnie inni goście czekali na niego, ale Bridget wcale nie dręczyły wyrzuty sumienia. Była zachwycona, mając go tylko dla siebie.
55
- Szczerze mówiąc, nigdy czegoś takiego nie robiłem. -Rozejrzał się wkoło. - Masz tu wspaniałe tereny dla dzieci. Twój syn może biegać, wspinać się, pływać. Po latach z rozrzewnieniem będzie wspominał szczęśliwe dzieciństwo. Powinieneś mieć całą gromadkę maluchów. - Żeby mieć gromadkę, wypadałoby najpierw się ożenić. - Przecież możesz to zrobić, poproś tylko swoją rodzinę zripostowała. - Poprosić o co? - Żeby zaaranżowali twoje małżeństwo. Spojrzał na nią zdziwiony. - Wiesz, potrafię sam znaleźć sobie żonę.
S R
- Niedawno zachwalałeś małżeństwa z rozsądku. - Cóż, muszę przyznać, że nie zawsze dobrze się w nich układa. Jeśli jednej ze stron zabraknie taktu i rozsądku, może dojść do katastrofy, ale to samo grozi małżeństwom z miłości. Pamiętaj jednak, że nie wszystkie śluby są u nas aranżowane. Kiedy mężczyzna osiąga stosowny wiek, sam może wybrać sobie żonę.
- Oczywiście jeśli jej pozycja i majątek są zgodne ze statusem męża. - Mogła przyjaźnie gawędzić z Jego Ekscelencją, ale to wszystko, na co mogła liczyć. Nie, żeby to miało jakieś znaczenie. Czas, który z nim spędzała, wspaniale leczył rany jej duszy, jednak myśl o małżeństwie byłaby żałosną ekstrawagancją. Poza tym obiecała sobie, że nigdy nie popełni błędu mamy i nie zwiąże się z mężczyzną, w którego sercu byłaby na drugim miejscu. Jeśli kiedyś pozna tego jednego jedynego, musi być jej całkowicie oddany.
56
- Nie uważasz, że rozsądnie dobrane związki mają większe szanse na przetrwanie niż te, które zawiera się pod wpływem emocji, pożądania? Ogień prędzej czy później wygasa i nagle się okazuje, że męża i żony nic nie łączy, choć dla świata nadal są małżeństwem. - Przede wszystkim wierzę w miłość. Taką, która nie przemija po pierwszej fascynacji - odpowiedziała. - Pochodzenie z tej samej sfery społecznej odgrywa drugorzędną rolę? - Związek może być wystawiony na ciężką próbę, jeśli małżonkowie nie wyznają podobnych wartości oraz dzielą ich duże różnice społeczne i majątkowe, i tylko od dobrej woli i kultury dwojga ludzi zależy, czy
S R
zdołają pokonać te bariery. Jednak wszystko może stać się powodem konfliktów, jeśli mężczyzna i kobieta nie pasują do siebie. Dla mnie najważniejsze jest coś innego. Kiedy umawiam się z kimś na pierwszą randkę, próbuję sobie wyobrazić, jaki będzie za dziesięć, dwadzieścia lat. Czy wtedy też chciałabym dzielić z nim swoje smutki i radości? Jeśli odpowiedz jest twierdząca, to znaczy, że to jest właśnie ten mężczyzna skończyła rozmarzonym głosem. - Niemożliwe. - Dlaczego? - Nie wierzę, że pierwszą rzeczą, jaką robisz, to zastanawiasz się nad jego wyglądem za dwadzieścia lat - zakpił Raszid. Zaśmiała się. - Robię tak tylko wtedy, kiedy przekonuję się, że to jednak nie ten wybrany. Wtedy doprawiam mu świecącą łysinę, czerwony nochal, koszmarne brzuszysko i spokojnie mogę wracać do domu.
57
Też się uśmiechnął. - Jak dotąd nie spotkałaś tego jednego jedynego? - Mam sporo przyjaciół, ale z randkami jestem ostrożna, więc jak do tej pory przetestowałam tylko dwóch facetów. Niestety za każdym razem efekt jak wyżej: łysina, nochal, brzuszysko. Spojrzała na niego spod oka. Oczywiście żartowała z tym wyglądem, bo tak naprawdę człowiek jest tyle wart, ile wart jest jego charakter, a jednak zaczęła się zastanawiać, jaki będzie Raszid za dziesięć, dwadzieścia lat. Raczej nie groziła mu łysina czy wzdęty kałdun. Tacy jak on starzeją się pięknie, do śmierci są męscy, nieziemsko przystojni, zachwycają szlachetną urodą. Do tego Raszid był szejkiem, miał bogactwo i władzę.
S R
To cud, że ktoś taki przyjaźnie gawędzi z jakąś tam Bridget Rossi, bibliotekarką z San Francisco. I na tym koniec z cudami. Jego Ekscelencja Raszid al Halzid był dla niej kompletnie nieosiągalny. - Jakie wartości chciałabyś dzielić z tym wybranym? -spytał. - Najważniejsza jest rodzina. Kochający się mąż i żona, no i wspaniała gromadka dzieci.
- A co z przyjęciami, szafami pełnymi ciuchów, prezentami? - Och, przyjęć będzie mnóstwo. - Zaśmiała się. - Przy grillu a to z okazji urodzin pani czy pana domu, a to z okazji wyrzynającego się ząbka kolejnego dziecka. Pretekstów nie zabraknie, najważniejsze, by ludzie chcieli z sobą się spotykać z czystej przyjaźni. Bo dom bez przyjaciół nie jest prawdziwym domem. - Tak, oczywiście... A oficjalne spotkania? - Och, tylko nie to! - krzyknęła, ale po chwili zreflektowała się. - To ze strachu przed przyjęciem u twojego ojca.
58
- Ale przyjdziesz? Odetchnęła głęboko. - Jeśli mój gospodarz będzie nalegał... - Nalegam. - Czy twoja babcia też będzie? - Oczywiście. - Uśmiechnął się. - Opowiedz mi o mężczyźnie ze swoich marzeń. - Nie wiem, czy potrafię. Nie przygotowałam listy pod tytułem: „Pożądane cechy kandydata na męża Bridget". - Co z seksem? - Cóż, jest ważny. Powinien łączyć ludzi, dawać dużo satysfakcji i rozkoszy, no i jak bez niego wytrzasnęłabym tę gromadkę dzieci? -
S R
zakończyła z niezrozumiałą złością. Niezrozumiałą dla Raszida. Nie mógł przecież wiedzieć o szalonych, erotycznych wizjach, które opanowały jej wyobraźnię. Ich sprawca siedział tuż obok...
Mo poruszył się w ramionach ojca. Po chwili usiadł i nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się wkoło.
- Czy skończyłaś już czytasz?
- Tak, kochanie. Najwyższa pora się zbierać- odpowiedziała szczęśliwa, że chłopiec przerwał drażliwy temat. - Biegnij, Mo - polecił Raszid. - Alaya już pewnie myśli, że wyprowadziłeś się na dobre. Chłopiec zaśmiał się i wypełzł z kryjówki na ścieżkę. Kiedy ruszył biegiem do domu, Raszid gestem dłoni zatrzymał Bridget. - Dziękuję, że jesteś taka miła dla mojego syna. - Nie dziękuj, on jest wspaniały. To ja dziękuję, że mnie tu zaprosiłeś. Niedługo będę musiała zmierzyć się z rzeczywistością, ale tutaj
59
naprawdę odzyskuję równowagę. Bardzo to doceniam. - Pod wpływem impulsu wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. Odrzucił książki na trawę, chwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie. Zajrzał jej głęboko w oczy i namiętnie pocałował.
S R 60
ROZDZIAŁ PIĄTY Raszid stał przy oknie w pokoju babci i patrzył gdzieś w dal. Salina poprosiła wnuka o rozmowę. Kończyła właśnie śniadanie i mówiła coś o zaplanowanym meczu polo, ale niewiele z tego docierało do Raszida. Jego myśli wciąż uciekały do pełnego namiętności pocałunku z poprzedniego popołudnia w ogrodzie. Bridget zdawała się kompletnie zaskoczona. Musiał przyznać, że nie tylko ona. Nie potrafił zrozumieć, co go opętało. Czyżbym chciał sprawdzić, czy jest równie słodka, na jaką wygląda? - zastanawiał się. A może, bez żadnego usprawiedliwienia, dał wyraz swoim żądzom,
S R
ignorując fakt, że jest jego gościem?
Jej mały całus był tylko przyjacielskim gestem, znaczył tyle, co zwykłe „dziękuję". Jednak on nie mógł udawać, że też chciał tylko podziękować za opiekę nad Mo. Nie z takim żarem! Ten pocałunek był niczym zapowiedź dzikiego, szalonego seksu.
Westchnął na samą myśl, że mógłby kochać się z Bridget. Miała tak cudownie delikatną skórę. Wyobrażał sobie, jak by to było badać jej ciało kawałek po kawałku. Dotykać, całować przez całą długą noc. Czuć, jak rośnie w nich płomień pożądania... - Raszid! - Gdy drgnął speszony, babcia dodała: - Czy słyszałeś choć jedno słowo z tego, co mówiłam? - Odsunęła pusty talerz i sięgnęła po filiżankę z gorącą czekoladą. Pijąc powoli, przyglądała się wnukowi. Wszystko w porządku, skarbie? - spytała z troską w głosie. Poruszył się nerwowo.
61
- Przepraszam, po prostu myślę o moich gościach i rozrywkach, jakie mógłbym im zapewnić. - O wszystkich gościach czy tylko o jednym? Raszid zastanawiał się, czy babcia ma na myśli Franceskę, czy jej młodszą kuzynkę. Od śmierci Fatimy Bridget była pierwszą kobietą, na którą zwrócił uwagę. - Dziś po południu odwiedzi mnie twoja matka. Będziemy plotkować o ambasadorze. Uniósł brwi zdziwiony. - Hm, plotkować... Raczej nie będę wam towarzyszył. Uśmiechnęła się przebiegle.
S R
- Sprawdzam tylko, czy mnie słuchasz. - Zmieniła ton. - Martwię się twoimi gośćmi. Nie ingeruję w wasze sprawy, ale tym razem jedno z was, Elizabeth lub ty, powinniście interweniować. Rozumiem zauroczenie Charlesa Franceską, ale nie powinien włóczyć się za nią jak pies. - Babciu, on ma trzydzieści cztery lata. Nie mogę mu mówić, jak ma się zachowywać.
- Wspominał coś, że chce kandydować do parlamentu. Nie wróżę mu publicznych sukcesów, jeśli pierwsza ładna dziewczyna tak łatwo go omotała - z oburzeniem skomentowała Salina. - Franceska jest piękna. Niejeden mężczyzna czuje się szczęśliwy, jeśli spędzi z nią choćby chwilę. Nie sądzę jednak, żeby miało to wpływ na działalność polityczną Charlesa. - Jakoś ani Jack, ani ty nie robicie z siebie idiotów. Doskonale rozumiał zachowanie Charlesa. Franceska mogła każdego zauroczyć. Była prawdziwą dziewczyną z okładki. Piękną i seksowną. Tylko nie bardzo
62
dawało się z nią porozmawiać o czymkolwiek innym poza modą. Postanowił wykorzystać test Bridget. Spróbował wyobrazić sobie siebie z Franceską za dwadzieścia lat. Jedyne przyjemne chwile to jej wyjazdy do kliniki chirurgii plastycznej. A po powrocie Franceski - znów nuda, pustka, nieustająca paplanina i histeryczne ataki złości na przemijającą urodę. Wzdrygnął się. Wiedział, że jest okrutny i złośliwy, i tak naprawdę lubił Franceskę - ale tylko jako znajomą. Natomiast gdyby mieli być razem... Znów się wzdrygnął. Za to Bridget... - Raszid!? - Tak? - Co się z tobą dzieje? Znowu mnie nie słuchasz. Jesteś gorszy niż
S R
twój syn. Mówiłam, że będę dziś zajęta z twoją matką i Bridget nie będzie mi czytać. Pytałam, czy mają z Mo jakieś wspólne plany. - Prawdę mówiąc, chciałem zabrać Bridget na wycieczkę po Aboul Sari.
Salina al Besoud milczała przez chwilę, przyglądając się wnukowi ze zdumieniem. - Na wycieczkę?
- Chciała skorzystać z tego, że tu jest i trochę pozwiedzać nasz kraj. Najwyraźniej nikt poza nią nie jest zainteresowany, więc pomyślałem, że pozostali zajmą się tym co zawsze, a my pojeździmy po Aboul Sari. Pokażę jej najpiękniejsze zabytki, wpadniemy też nad morze. - Nad morze? - Tak. Chciała wybrać się na plażę. Pewnie pojedziemy tam jeszcze raz, razem z Mo. Wiesz, czy Mo lubi plażę?
63
- Nie mam pojęcia. Jakie to ma znaczenie? Przyglądała się mu szczerze zakłopotana. - Nawet nie wiem, co lubi mój syn. To dziwne, prawda? - Nie. Przecież ma tylko pięć lat. Sam pewnie nie wie. - Jestem pewien, że w bardzo wielu sprawach już ma swoje zdanie. - Czy to Bridget spytała cię, czy Mo lubi morze? Przytaknął skinieniem głowy. Zaczął myśleć, czego jeszcze nie wie o swoim dziecku. Rzadko się widywali. Zbyt rzadko. Kiedy wracał z pracy, Mo przeważnie już spał. Raszid jako dziecko bardzo lubił morze. Wierzył, że synowi też się spodoba. Nagle uświadomił sobie, że ostatni raz był na plaży kilka lat
S R
temu, kiedy razem z Fatimą odwiedzali przyjaciół w Cannes. To było na krótko przed jej śmiercią. Wylegiwał się na słońcu cały dzień i strasznie się zmęczył tym nicnierobieniem.
Teraz był jednak przekonany, że będą spędzać czas aktywnie: pływać, grać w piłkę, budować zamki z piasku. Już Bridget na pewno o to zadba, zawsze ma głowę pełną pomysłów.
- To ciekawa kobieta - odezwała się babcia. - Miło z jej strony, że spędza ze mną czas, czyta mi i wyjaśnia lingwistyczne problemy. - Robi to z czystej przyjemności. Tak mi powiedziała. - Bardzo się różni od Franceski. - Rzeczywiście. A organizacją meczu się nie przejmuj, po prostu przyjdź kibicować. Wszystkim się zajmę. - Miłej wycieczki z Bridget. - Uśmiechnęła się. Skinął głową i wyszedł. Próbował przekonać siebie, że jest po prostu uprzejmy wobec swojego gościa. Chciała zobaczyć kawałek jego kraju, więc jej to
64
umożliwi. Zapewne tak samo zachowałaby się Bridget, gdyby to on przyjechał do San Francisco. Z drugiej strony czuł, że ogarnia go niecierpliwość. Od wielu lat niczego nie wyczekiwał tak bardzo, jak ich wspólnego wyjazdu. Oparł się o samochód i ponownie spojrzał na zegarek. Była minuta do dziesiątej, czyli godziny, o której mieli wyruszyć. Przez ułamek sekundy pomyślał, że może Bridget nie przyjdzie i potem jakoś się będzie usprawiedliwiać. Po ich pamiętnym pocałunku niemal wybiegła z ogrodu. Przez resztę dnia unikała go jak ognia. Ale spostrzegł, że ukradkiem mu się przygląda. Kiedy jednak ich wzrok się spotykał, natychmiast odwracała głowę.
S R
Myśli kłębiły mu się w głowie. Czyżby pocałunek znaczył dla niej więcej, niż sądził? Do diabła, przecież sam nie wiedział, co miał znaczyć. To stało się naprawdę całkiem spontanicznie. Poczuł impuls, pocałował ją i koniec. Nic ponad to.
A może to nie był jedynie impuls? Może to w nim narastało? Bo jak wytłumaczyć, że dostawał przy niej gęsiej skórki? Że chciał pozbyć się pozostałych gości, zostać tylko z nią i zobaczyć, co się z tego wykluje? Zapewne nic poważnego czy stałego. Nie sądził, że mogłaby ich połączyć wieczna miłość, w jaką Bridget szczerze wierzyła. Ale przecież związki nie muszą być oparte na dozgonnym uczuciu. W drzwiach domu stanęła Bridget. Miała na sobie jeden z najnowszych zakupów. Pozbawiony rękawów top w kolorze niebieskim, a na nim gładka, biała koszula. Do tego wielobarwna spódnica i sandały. Spostrzegł, że jej oczy zabłysły radością.
65
- Jedziemy kabrioletem, jak cudownie - uradowała się. Zawiedziony zrozumiał, że ów błysk w oku wywołał widok samochodu. Nie potrafił ukryć, że go to nie cieszy. - Pod warunkiem, że nie boisz się palącego słońca -burknął cierpko, otwierając drzwiczki. - Mam na sobie grubą warstwę kremu z filtrem. Nic mi nie będzie. Nigdy nie jechałam takim sportowym wozem - entuzjazmowała się. A szofer się nie liczy? - pomyślał zgryźliwie i zaraz skarcił siebie za tak niepoważną reakcję. Przecież wybierał się w drogę z ekscytującą kobietą! Zajął miejsce za kierownicą, ostatni raz rzucił okiem na dom i
S R
gwałtownie ruszył z miejsca. Czuł się, jakby potajemnie wymykali się przed wzrokiem ciekawskich osób. Oczywiście nie licząc ochroniarzy, którzy mknęli w bezpiecznej odległości za kabrioletem. Franceska już wyjechała. Pozostali goście mieli zapewnioną rozrywkę. On tylko spełniał zachciankę jednego z nich. Nie potrafił jednak zrozumieć, dlaczego miał wrażenie, że odzyskał wolność. Bridget rozsiadła się wygodnie w fotelu. Włożyła przeciwsłoneczne okulary, spięła włosy i rozkoszowała się jazdą. Czuła się cudownie. Zerkała co jakiś czas na szejka i zastanawiała się, skąd zebrała w sobie tyle odwagi, żeby pojawić się dziś przy samochodzie. Od chwili pocałunku nie potrafiła przestać myśleć o Raszidzie. Na wspomnienie tego, co wydarzyło się w ogrodzie, drżała na całym ciele. Żałowała, że Franceska już wyjechała, bo chciała o tym z kimś porozmawiać. Poza kuzynką nie miała tu nikogo, komu by ufała. Męczyło ją, że nie wie, jakie intencje przyświecały Raszidowi.
66
Nie tak dawno temu, kiedy umarł jej ojciec, straciła nadzieję, że kiedykolwiek jeszcze będzie szczęśliwa, lecz kilka dni spędzonych w Aboul Sari zmieniło jej nastawienie. Zrozumiała, że mimo bólu i tęsknoty życie toczy się dalej i trzeba czerpać z niego jak najwięcej. Na przykład jechać kabrioletem prowadzonym przez najseksowniejszego mężczyznę, jakiego kiedykolwiek poznała. Chciałaby zdobyć jego zdjęcie, żeby pochwalić się przyjaciółkom. - Dokąd jedziemy? - spytała. - Na początek zwiedzimy miasto. Obejrzymy najstarsze budynki zaprojektowane przez Francuzów. Zajrzymy do ogrodów miejskich, bo właśnie jest pora kwitnienia. Później, jeśli będziesz chciała, podjedziemy
S R
na skraj pustyni, aby zobaczyć pomnik z okresu drugiej wojny światowej, kiedy to przez krótki okres Niemcy okupowali mój kraj. - Feldmarszałek Rommel?
- Podbiły nas oddziały Afrikakorps, choć Rommel nigdy u nas się nie zjawił.
- Czytałam o jego kampanii w Afryce Północnej. Czy spowodowała wiele zniszczeń w Aboul Sari?
- Nie, ale nasi ludzie zadali wiele strat jego oddziałom. - Sabotaż, partyzantka, zamachy? - A także nasze wojsko. Hitlerowcy wprawdzie zajęli stolicę i kilka innych miejscowości, ale nasza niewielka armia nie złożyła broni. Rommel liczył na to, że Aboul Sari będzie bezpiecznym zapleczem dla jego korpusu, ale stało się inaczej, cały czas tu wrzało - powiedział z dumą. - Dlatego, w obliczu zmieniającej się sytuacji na froncie, uznał, że gra nie jest warta świeczki i wycofał swoje wojsko.
67
- Opowiedz mi o swoim kraju. Co jest główną gałęzią przemysłu? Ilu ludzi tu żyje? Jak to możliwe, że twoja rodzina tak biegle posługuje się angielskim? Czy to drugi język w Aboul Sari? - Chodziłem do szkół w Anglii od siódmego roku życia, podobnie jak mój ojciec. Natomiast dziadek kształcił się we Francji. - Wyjechałeś z domu jako siedmioletnie dziecko? Nie mogę w to uwierzyć. Byłeś przecież tylko o dwa lata starszy niż Mo. Chyba nie zamierzasz postąpić z nim tak samo? - Tutaj to normalne. - Mo jest bardzo mały i potrzebuje rodziny, szczególnie że stracił mamę. Jestem pewna, że macie tu jakieś szkoły.
S R
- Oczywiście, że mamy, ale w mojej rodzinie panuje zwyczaj, że chłopcy pobierają nauki za granicą.
- A dziewczynki zostają w domu? -Tak.
- Typowo seksistowskie praktyki - rozeźlona mruknęła pod nosem. Uśmiechnął się, ale na wszelki wypadek nic nie odpowiedział. Skarciła się w myślach, że wtrąca się w nie swoje sprawy. A jednak bardzo jej było żal małego Mo. Przyszła jej do głowy wariacka myśl, że Raszid mógłby wysłać syna do szkoły w Kalifornii. Wtedy by go odwiedzała, a na weekendy zabierała do siebie. Och, co za głupota! Powinna przestać myśleć w ten sposób. Jest tu tylko gościem i nie ma co liczyć na dłuższą znajomość. Skończy się jej urlop i wraca do San Francisco. Rozdział z Raszidem zostanie zamknięty. - Ta część autostrady biegnie wzdłuż starego szlaku karawan. Kupcy podróżowali tędy z Hiszpanii do Afryki Północnej i następnie na wschód. Najpierw była tu tylko oaza, gdzie zatrzymywano się na wypoczynek, z
68
czasem jednak, z uwagi na strategiczne położenie, powstało miasto Alidan, obecnie nasza stolica. Z trudem koncentrowała się na tym, co mówił Raszid. Myśl o Mo nie dawała jej spokoju. Poranek upłynął im na zwiedzaniu. Raszid okazał się wspaniałym przewodnikiem. Centrum miasta nie odbiegało specjalnie od tego, co znała z Zachodu. Zatłoczone ulice, wiecznie spieszący się ludzie, tak samo jak w San Francisco. Kiedy jednak wyjechali za miasto i dotarli na skraj pustyni, krajobraz zmienił się diametralnie. Zniknęły jakiekolwiek oznaki życia, wszędzie wznosiły się piaszczyste wydmy. A niemal za plecami znajdowało się
S R
kipiące energią, nowoczesne miasto.
- Dla was woda to prawdziwy skarb - powiedziała. - Bez niej nie ma cudu życia.
Przed nimi piętrzyły się ruiny jakiegoś potężnego obiektu wojskowego.
- Tu odbyła się ostatnia bitwa. Zginęło siedemdziesięciu trzech moich rodaków, jednak ta ofiara nie poszła na marne. Niemcy ponieśli znacznie większe straty, co ostatecznie przekonało Rommla, by wycofać się z Aboul Sari. Montgomery coraz mocniej go naciskał, więc taki zapalny punkt na tyłach był mu coraz bardziej nie na rękę. Bridget poczuła się nieswojo w tym ponurym miejscu. - Masz ochotę na lunch? - spytał. Zamrugała nerwowo, pochłonięta myślami. Kiwnęła głową na zgodę. - Pewnie niedługo piasek doszczętnie przykryje to miejsce zauważyła smutno, po czym spojrzała na niego i uśmiechnęła się. -
69
Dziękuję, że mnie zabrałeś na tę wycieczkę. Bardzo się cieszę, że mogę poznać twój kraj. Jak na razie najbardziej podobały mi się ogrody miejskie. - Cieszę się. - Odwzajemnił uśmiech. - Niedaleko stąd jest mała kawiarenka, gdzie można również coś zjeść. Gdybyś miała siłę, to stamtąd moglibyśmy podjechać na wybrzeże. - Nie, dziękuję. Na plażę wolałabym pojechać razem z Mo. Czy twój kierowca mógłby zawieźć nas tam po południu? Oczywiście, że wolałaby pojechać tam z Raszidem, ale nie chciała, żeby zorientowano się, jak bardzo jest nim zainteresowana. Pewnie i tak powstały już płotki, bo szejk wyraźnie ją faworyzował. Dlatego spytała:
S R
- Może powinniśmy już wracać?
- Po lunchu. Zajrzymy jeszcze do klubu i zorientujemy się, na którym boisku możemy w sobotę zagrać. W porządku? - Dobry plan. Często grasz w polo?
Tak naprawdę sport jej nie interesował, skoro jednak wiązał się z Raszidem, sprawa nabierała całkiem innego wymiaru. Bridget chciała wiedzieć o fascynującym szejku jak najwięcej, tym bardziej że niedługo pozostaną jej tylko wspomnienia. - Mój wuj jest fanatykiem polo, więc jako chłopak chodziłem na jego mecze, a w Anglii rozpocząłem treningi. I tak już zostało, po prostu gram w polo. - Uśmiechnął się. - Zresztą Jack nie pozwala mi porzucić tego sportu. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek mógł go do czegoś zmusić. - Masz własnego konia?
70
- Kilka, jak każdy prawdziwy gracz, bo trzeba je zmieniać podczas meczu. To dla nich ogromny wysiłek. Zatrudniam trenera, który się nimi opiekuje, sam też często jeżdżę, by nie wyjść z formy. - Znów się uśmiechnął. - Jack często tu przyjeżdża, więc nie mogę się skompromitować. - Chciałabym kiedyś je zobaczyć. - Z przyjemnością zaprowadzę cię do stajni. Jedna z moich klaczy niedługo się oźrebi, może nawet przed twoim wyjazdem do domu. - Och! Naprawdę? Wspaniale! Jak byłam mała, błagałam rodziców, żeby mi kupili konia. Mama nawet nie chciała o tym słyszeć. Kiedy pojechałam na wakacje do Włoch, dziadek obiecał, że podaruje mi konia,
S R
jeśli z nimi zostanę. Mama była przerażona, a tata ze śmiechem stwierdził, że nie wyobraża sobie rozstania ze swoją małą córeczką. Głos Bridget załamał się. Przypomniała sobie te szczęśliwe wakacje. I nagle powróciła myśl, że oboje rodzice odeszli na zawsze. - Dziadek oczywiście żartował, ale byłam za mała, żeby to zrozumieć. Miałam dziewięć lat. To byłoby straszne, gdyby oderwano mnie od rodziców. Pomyśl tylko, Mo jest jeszcze młodszy. - Nie muszę myśleć. Pamiętam - odparł oschle. - No tak. Oczywiście. Nie czułeś się samotny? Zagubiony? Sprawiasz wrażenie bardzo pewnego siebie. Prawdę mówiąc, z trudem mogę sobie wyobrazić, że kiedyś byłeś małym chłopcem. - Wbrew pozorom nie było tak źle. Zdobyłem wielu przyjaciół, poznałem nowy język. Miałem znacznie więcej swobody niż w Aboul Sari. Do domu wracałem na wakacje, więc nie traciłem kontaktu z rodziną i krajem.
71
- Mógłbyś uczyć się tutaj, a podczas wakacji zwiedzać świat stwierdziła ostrzej, niż zamierzała. Przez następnych kilka minut jechali w milczeniu. Kiedy Raszid zatrzymał samochód przed małą restauracją, Bridget wiedziała już, że dobrze zrobiła, zgadzając się na lunch. Centralną część patia otoczonego wysokim kamiennym murem zajmowała duża fontanna. Kilka stolików rozstawiono tak, żeby zapewniać gościom atmosferę prywatności. Usiedli pod ścianą udekorowaną intensywnie fioletowymi kwiatami. - Jak na pustynny kraj jest tu wiele pięknych kwiatów - zauważyła zauroczona. - Tam, gdzie jest woda, kwitnie życie i staramy się to jak najlepiej
S R
wykorzystać. Gdzie jej nie ma, jest tylko piasek. Otworzyła menu, ale szybko je zamknęła.
- Muszę prosić, żebyś zamówił za mnie. Jest tylko po arabsku. - Na co masz ochotę?
- Poproszę o coś z owocami.
Chwilę później Raszid złożył zamówienie. Kelner postawił na stoliku dzbanek gorącej herbaty, a kiedy odszedł, Raszid spojrzał na Bridget. - Ten pocałunek w ogrodzie... - zaczął. Zaskoczona, że o tym mówi, spojrzała mu w oczy. - Nie powinnam do niego dopuścić - powiedziała pospiesznie. Jesteś przyjacielem Franceski. - Jestem tak samo przyjacielem twojej kuzynki, jak i twoim. Prawda? - Nie jesteśmy bliskimi przyjaciółmi. - Chciałbym to zmienić.
72
Zawahała się. Nie rozumiała, do czego zmierza. Co może łączyć bibliotekarkę i szejka? - To znaczy? - spytała niepewnie. - Chciałbym poznać cię bliżej. Chciałbym, żebyś ty poznała mnie. Żebyśmy spędzili więcej czasu z sobą. - Wyciągnął rękę i ujął jej dłoń. Jesteś na wakacjach, pójdź na całość. Nie niszczmy tego, co wtedy się wydarzyło. - Typowo męskie podejście - zauważyła chłodno i cofnęła rękę. - Co masz na myśli? - Korzystanie z okazji, a następnie zmiana obiektu przelotnych uczyć - wyjaśniła cierpko.
S R
Kiedy spojrzała na niego, uświadomiła sobie, że błędnie zinterpretowała jego zamiary. Poczuła, że się czerwieni. Speszona szepnęła:
- Przepraszam, być może opacznie cię zrozumiałam. - Nie proponowałem romansu, tylko przyjaźń - stwierdził oficjalnym tonem. Potem odwrócił głowę i rozejrzał się po restauracji. Zdawała sobie sprawę, że obraziła Raszida. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Pocałunek dla większości ludzi wcale nie oznacza deklaracji wieczystej miłości. Jak w ogóle mogła pomyśleć, że szejk Raszid al Halzid myśli o stałym związku? - karciła się w duchu. - Wybacz mi, proszę. Zagalopowałam się. Byłabym szczęśliwa, gdybym mogła zostać twoją przyjaciółką. Rzucił na nią okiem i niedbale kiwnął głową. Z trudem zapanowała nad emocjami, a kiedy podano posiłek, starała się za wszelką cenę prowadzić swobodną rozmowę. Nie przychodziło jej
73
to łatwo, bo całą sobą pragnęła ponownie poczuć jego usta, jego dłonie. Te myśli przerażały ją, lecz jednocześnie dodawały energii. Wreszcie jednak uznała, że powinna udać się do psychiatry. Jak mogła dopuszczać do siebie myśl, że szejk pragnie tego samego co ona! Wracając, wstąpili do małego sklepu, w którym Raszid kupił Bridget solidne obuwie, w sam raz na planowaną wizytę w stajni. - Mówiłam ci przecież, że mam buty, w których mogłabym pójść powiedziała, kiedy podał jej pudełko. - Kompletnie byś je zniszczyła. Do łażenia po błocie warto mieć specjalną parę. - Dobrze, w takim razie zwrócę ci za nie pieniądze. To ja chciałam iść do stajni, nie ty.
S R
- Stać mnie na parę butów. - Roześmiał się. - Zawsze jesteś taka kłótliwa?
- Staję się jedzą, kiedy wiem, że mam rację, a ktoś wmawia mi co innego.
- Jędza nie jędza, a masz wziąć te buty, bo nie pokażę ci koni. - O Boże! - Przewróciła oczami. - Ale się przeraziłam. Mam być grzeczna, bo inaczej zabierzesz zabawki i pójdziesz do domu, tak? Błysk w jego oczach sprawił, że krew szybciej popłynęła w jej żyłach. Była pewna, że gdyby nie pędzili właśnie autostradą, pocałowałby ją ponownie, aby przerwać to przekomarzanie. Z trudem powstrzymała pragnienie, żeby pochylić się w jego stronę. Próbowała skierować myśli na cokolwiek innego. Bezskutecznie.
74
Stajnie okazały się o wiele większe, niż sobie wyobrażała. Utrzymane były w doskonałym stanie. Kiedy do nich dochodzili, Bridget w oddali spostrzegła Jacka, który galopował na siwku. - Klacz, o której ci mówiłem, jest w środku. Powinna się źrebić lada moment, więc trzymamy ją w odosobnieniu. Weszli do stajni. Podłoga była mokra, w powietrzu unosił się ostry zapach koni, ale nigdzie nie było nawet śladu błota. Bridget była zachwycona, a kiedy piękna arabska klacz wysunęła głowę z boksu i spojrzała na nią wielkimi oczami, aż jęknęła z radości i szczęścia. - Jaka śliczna! - wykrzyknęła.
S R
Raszid ujął jej dłoń i przysunął do pyska klaczy. Ciepły oddech owionął rękę Bridget. Kiedy koń przyjaźnie szturchnął ją nosem, Raszid cofnął się i pozwolił, by cieszyła się kontaktem ze zwierzęciem. - Chyba mnie polubiła - szepnęła zachwycona. - Ostatnio wszyscy strasznie ją rozpieszczają. Prawda, Aszira? odparł Raszid, gładząc konia po szyi. - Aszira... Piękne imię.
- Będzie się źrebić po raz pierwszy, dlatego tak uważnie ją obserwujemy. - Ruchem głowy wskazał kamery zamocowane nad boksem. - Kiedy nadejdzie czas, będziemy w pogotowiu. - Czy była trenowana do polo? - Tak, ale wolę araby czystej krwi. Chodź, poznasz Hal-sina, jednego z moich ulubieńców. Pogłaskała na pożegnanie klacz i poszła za Raszidem.
75
Szejk gwizdnął głośno, gdy przeszli do drugiej części stajni. Niebywałej urody kary wierzchowiec wysunął łeb ponad ogrodzeniem. Był znacznie większy od Asziry. Jego sierść wspaniale lśniła. Biły od niego siła i energia. Raszid przywitał się z koniem. - Na nim zacznę mecz w sobotę. - Wygląda wspaniale, ale sprawia wrażenie, że nie poddaje się łatwo jeźdźcowi. - Pode mną jest łagodny jak baranek, nie próbuje brykać - roześmiał się Raszid. - Jak rozumiem, wybiłeś mu z głowy takie pomysły. - To prawda, koń dostarcza ludziom mnóstwo radości, ale musi wiele przejść, nim
S R
zostanie „dobrze ułożony", pomyślała.
- Wiem, o co ci chodzi. Nie używam pejcza ani ostróg. Są tacy rzeźnicy, którzy uważają, że konia trzeba najpierw złamać, czyli skatować, a dopiero potem sposobić pod wierzch. Ja jednak tym się brzydzę. Ułożenie konia to ciężka praca dla człowieka i zwierzęcia, ale nie musi opierać się na okrutnej przemocy, bo są inne, subtelniejsze i skuteczniejsze sposoby. Człowiek ma inteligencję, koń siłę i naturalną zdolność do pędu, do przemierzania przestrzeni. Trzeba dążyć do harmonii, do współdziałania. Pokazał jej jeszcze kilka koni. Kiedy mieli wyjść z budynku, mały kucyk przecisnął pysk przez niskie drzwiczki i cicho zarżał. - To zapewne kucyk Mo - ucieszyła się i podeszła do jabłkowitego konika. - Zgadza się. W zeszłym roku Mo nauczył się jeździć. Czasem jeździmy razem.
76
- Ale mam nadzieję, że w polo jeszcze nie gracie? - spytała przerażona. - Bardzo troszczysz się o mojego syna. Czy uważasz, że nie wywiązuję się dobrze z roli ojca? - Skądże. Jesteś wspaniałym tatą. Sama nie mam dzieci, więc wiedzę czerpię jedynie z obserwacji oraz książek. Jednak Mo jest jeszcze mały, a ty masz wiele innych obowiązków... Czy cztery lata to nie za mało na naukę jazdy konnej? - Nigdy nie jeździł bez opieki. Zdaje się, że według ciebie nie spędzam z nim tyle czasu, ile powinienem. - Nie zamierzam cię pouczać, jakim masz być ojcem, nigdy bym
S R
sobie na to nie pozwoliła. Gdybym jednak była na twoim miejscu, spędzałabym z nim każdą wolną chwilę. Jest cudownym chłopcem. A dzieci tak szybko rosną, zmieniają się z miesiąca na miesiąc. Bałabym się, żeby czegoś nie przeoczyć.
- W przyszłym tygodniu pojedziemy we troje na plażę. - Wziął ją delikatnie za rękę i ruszył w stronę samochodu. - Ty, ja i Mo.
- Och, wspaniale. Dziękuję ci bardzo za dzisiejszy dzień. Zapamiętam go na długo. - Cała przyjemność po mojej stronie. Zatrzymał się przy kabriolecie, ale nie sięgnął do klamki. Odwrócił się w stronę Bridget i spojrzał jej w oczy. - Jesteśmy przyjaciółmi. A przyjaciele czasami się całują. Pochylił się w jej stronę.
77
Nie miała siły się poruszyć. Była w stanie jedynie czuć smak jego ust. Kiedy rozchyliła wargi, delikatnie przyciągnął ją do siebie i pogłębił pocałunek. Z rozkoszą poddała się jego pieszczotom. Smutek i obawy dotyczące przyszłości uleciały w siną dal. Pragnęła, żeby ten pocałunek nie miał końca. Gdy otworzyła oczy, zauważyła, że przypatruje się jej w skupieniu. - Żadnego żalu, Bridget, żadnych wyrzutów sumienia -powiedział. Przytaknęła głową. Nie będę żałować, będę pragnąć więcej, pomyślała. - Nigdy tego nie zapomnę - wyszeptała i wsiadła do samochodu.
S R 78
ROZDZIAŁ SZÓSTY Kiedy po południu siadała do stołu, wciąż dręczyły ją niespokojne myśli. Była pewna, że ona i Raszid całkiem inaczej pojmują przyjaźń. Zarazem jednak była szczęśliwa. Wycieczka udała się wspaniale, no i te pocałunki z szejkiem... Ile jest na świecie bibliotekarek, które mogłyby się pochwalić czymś takim? Musiała jednak pamiętać, że niedługo wróci do San Francisco, a wtedy trzeba będzie zapomnieć o cudownych wakacjach. Obiecała sobie, że przestanie fantazjować o związku z Raszidem. Pragnęła męża, który będzie kochał ją i tylko ją. Raszid był wdowcem, a
S R
Bridget, jak mało kto, wiedziała najlepiej, że drugie żony zawsze są tylko tymi „drugimi".
Po obiedzie babcia Raszida poprosiła ją na słówko. - Jak udała się wycieczka? - spytała.
- Była wspaniała. I pouczająca. Raszid opowiedział mi trochę o historii Aboul Sari. Jest naprawdę doskonałym przewodnikiem. - Cieszę się, że z nim pojechałaś. Mój wnuk kocha nasz kraj, lecz żaden z gości nigdy nie interesował się naszą historią. -Każde miejsce na ziemi ma swoją niepowtarzalną przeszłość. Turysta może albo obojętnie przejść obok historycznych pamiątek, albo starać się dowiedzieć jak najwięcej i przez to się wzbogacić. Zamiłowanie do historii zaszczepił mi mój włoski dziadek, snując opowieści o Etruskach, Rzymianach, Hunach, plemionach germańskich. A tu zetknęłam się z zupełnie inną częścią ludzkiej historii. - Zapalała się coraz bardziej. - Ważne są wielkie sprawy, Cezar, Attyla, bitwy, które
79
zdecydowały o naszych dziejach, wielkie osiągnięcia ludzkiego umysłu i ducha, ale tak samo ciekawią mnie pozorne drobiazgi. Kamieniczki starego miasta muszą kryć w sobie tak wiele niezwykłych historii. Chciałabym tam jeszcze wrócić i posłuchać tych wszystkich opowieści o zwykłych ludziach, którzy też jednak tworzą historię, sami nawet o tym nie wiedząc. - Wszystko można zorganizować - odparła Salina. - Poproś o to Raszida. Bridget uśmiechnęła się grzecznie i skinęła głową. Wiedziała jednak, że nigdy go o to nie poprosi. Od strony tarasu dobiegł głośny śmiech. Spojrzała w tamtą stronę i
S R
spotkała się ze wzrokiem Raszida. Zamarła zahipnotyzowana. Serce zabiło jej mocniej. Oczy mu błyszczały, uśmiechał się ciepło i zaraźliwie. Zaciekawiło ją, co tak go rozbawiło. Zdała sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie słyszała, jak się śmieje.
Szejk przeprosił grupkę przyjaciół i skierował się w ich stronę. - Mam nadzieję, że wybaczysz mi to, babciu, ale zamierzam porwać twoją przyjaciółkę - powiedział.
- Dokąd? - Przyglądała mu się z zaciekawieniem. - Bridget nie miała jeszcze okazji zobaczyć naszych ogrodów po zmroku. Zbliżają się deszcze, więc być może dziś mamy ostatnią szansę. Wyciągnął rękę w jej stronę. Bez namysłu podała mu dłoń. Gdy doszli do drzwi na taras, zawahała się. - To prawda, chciałabym zobaczyć ogród nocą, ale czy nie powinieneś zostać z gośćmi?
80
- Wygląda na to, że są zajęci sobą. Poza tym - wzruszył ramionami nie jestem ich jedyną rozrywką. Zresztą niedługo wrócimy. Wyszli na zewnątrz. Silny powiew wiatru uderzył w nich z dużą mocą. - Czy to zapowiedź burzy? - spytała, odgarniając włosy z twarzy. - Na pewno w nocy będzie padać. Małe lampki oświetlały ścieżkę. Większe krzewy i posągi miały dodatkowe oświetlenie punktowe, co nadawało ogrodowi swoistego uroku. - Jest piękny - powiedziała cicho, jakby bojąc się, że zakłóci spokój tego miejsca. - Wygląda tak, jakby każdy krzew został wyróżniony. - Ogrodnicy zmieniają układ lamp w zależności od tego, gdzie
S R
kwitną kwiaty, dlatego ogród za każdym razem wygląda inaczej. - Jesteś szczęściarzem, mieszkając w takim miejscu. -Ogród wyglądał jak żywcem przeniesiony z bajki. Podmuchy wiatru kołysały gałęziami, fantastyczne cienie zmieniały się co rusz, tworząc niezwykłe kształty i efekty świetlne. - No cóż - dodała ze śmiechem - a ja mam na balkonie roślinki w doniczkach. Teraz co prawda odziedziczę dom po ojcu, więc znowu będę miała ogród. Choć w porównaniu z tym, co tu widzę, powinnam raczej powiedzieć: namiastkę ogrodu. Pomysł z oświetleniem bardzo mi się podoba i jeśli pozwolisz, spróbuję go zastosować u siebie. - Czy twój dom jest duży? - Na pewno za duży dla jednej osoby - odparła ze smutkiem. - Ale mam nadzieję, że kiedyś wyjdę za mąż, a dla rodziny to idealna rezydencja.
81
- Rozumiem, że mówisz o tym szczęściarzu, który przejdzie test dziesięciu i dwudziestu lat, tak? - Właśnie. Kolejny silny podmuch rozwiał jej włosy. Nim zdążyła zareagować, Raszid odsunął kosmyk z jej czoła. Odczuła to jak najwspanialszą pieszczotę. - Za kogokolwiek wyjdziesz, będzie on wybrańcem losu. - To miłe, że tak mówisz - powiedziała ciepło. Przeszli kawałek dalej. Za kolejnym zakrętem skończyło się oświetlenie. Burzowe chmury sprawiały, że robiło się coraz ciemniej. Czuła narastający niepokój. Nie była tylko pewna, co go powodowało: zbliżająca się burza czy obecność Raszida.
S R
Zatrzymała się na ścieżce i odwróciła w jego stronę. Chciała mu powiedzieć, jaki wspaniały czas tu spędza. Zanim jednak otworzyła usta, Raszid ujął jej twarz w dłonie.
- Intrygujesz mnie, Bridget - usłyszała przed gwałtownym pocałunkiem.
Uczucie było tak niezwykłe, że bez wahania objęła go ramionami i wtuliła się. Niepokój minął. Czuła się bezpiecznie i cudownie. Zamknęła oczy i cieszyła się chwilą. Gdzieś niedaleko rozległ się grzmot. A może to jej serce tak mocno biło? Nagle na ścieżkę wbiegł jakiś mężczyzna i w wielkim zdenerwowaniu coś przekazał szejkowi. Raszid mruknął coś pod nosem i puścił Bridget.
82
- Wybacz. Niewiele rzeczy jest w stanie mnie stąd wyrwać, ale Aszira zaczyna rodzić. Nie przewidujemy żadnych kłopotów, rozsądniej jednak będzie ją obserwować. - Wydał polecenia posłańcowi, który błyskawicznie się ulotnił. Odprowadzę cię do salonu, Bridget. - Czy mogę iść z tobą? Bardzo chciałabym to zobaczyć. - Rzeczywiście była ciekawa, ale jeszcze bardziej nie chciała się z nim rozstawać. - Musiałabyś się przebrać, bo w stajni będzie trochę bałaganu. Przyjdę po ciebie za pięć minut, dobrze? Weźmiemy samochód. Lada chwila zacznie padać.
S R
- Zdążymy? - upewniała się, kiedy pośpiesznie wracali ścieżką do domu.
- Może to potrwać nawet do rana. Aszira jest silna i zdrowa, ale zdenerwowała ją burza. Mam nadzieję, że uda mi się ją uspokoić. Przyspieszył kroku.
Ominął salon, kierując się w stronę schodów. Jack i Charles zapewne chcieliby im towarzyszyć, lecz wolał być tylko z Bridget. Fatimy nie obchodziły konie. Wprawdzie czasami wybierała się na przejażdżkę, ale tylko po to, żeby zrobić przyjemność mężowi. Fakt, że Bridget wykazała tak duże zainteresowanie stajniami, końmi i obecnym stanem Asziry, nie umknął jego uwadze. Rozstali się na korytarzu i umówili, że za pięć minut spotkają się w holu. Raszid zdumiał się, gdy Bridget pojawiła się o czasie. Większość znanych mu kobiet nie grzeszyło punktualnością. - Jestem gotowa - wydyszała.
83
Szybko dotarli do stajni. W środku paliło się tylko kilka świateł, a i te ustawione były na połowę mocy. Chodziło o to, by zapewnić maksymalny komfort zdenerwowanej klaczy. Kilku stajennych czekało w ukryciu, w każdej chwili gotowych do pomocy. Raszid starał się przewidzieć wszystkie ewentualności, by nie dać się zaskoczyć rozwojowi wydarzeń. Na wszelki wypadek kazał też wezwać weterynarza. Aszira przestępowała z nogi na nogę. Była bardzo zdenerwowana. Raszid podszedł do niej i zaczął coś mówić uspokajająco, głaszcząc klacz po pysku. Dźwięk jego głosu wpłynął kojąco na zwierzę, jednak kiedy rozległ się grzmot, Aszira zaczęła nerwowo wierzgać.
S R
Ciężkie krople deszczu zabębniły o dach. Klacz zarżała przeciągle. Z odległego boksu odpowiedział jej któryś z koni. Burza rozpętała się na dobre. Deszcz wściekłe walił o dach, błyskawice rozdzierały czarne niebo, grzmoty wyrażały furię żywiołu. Raszid nieprzerwanie mówił do Asziry, gładził szyję i pysk.
Szczęśliwie burza tak jak gwałtownie się rozpętała, tak szybko się skończyła. Klacz zaczęła odzyskiwać spokój. Raszid zbadał jej napięty brzuch i zawyrokował, że zobaczą źrebaka przed wschodem słońca. - Wszystko będzie dobrze - uspokoił Bridget. - Przynajmniej mam taką nadzieję. - Wyszedł z boksu. Stali przy bramce i przyglądali się Aszirze. Podeszła do ogrodzenia i ufnie położyła pysk na ramieniu szejka. - Szuka towarzystwa - wyjaśnił. - Poproszę stajennego, żeby przyniósł kilka bel siana. Trudno będzie nam stać przez tyle godzin, a stołki mogą okazać się niebezpieczne dla Asziry, gdyby znów się
84
zdenerwowała. - Spojrzał na Bridget. - Nie sprawi ci kłopotu, jeśli posiedzimy z nią w środku? Kiwnęła głową. Bała się, ale oczywiście nie dała tego po sobie poznać. Po chwili usiedli na sianie i przyglądali się klaczy, która dreptała po przestronnym boksie. Czas mijał powoli. Stajenni czuwali w pobliżu, zjawił się też weterynarz i zbadał Aszirę. Potwierdził, że wszystko jest w porządku, po czym wyszedł na kawę. Raszid popatrzył na Bridget. Oparła się o ścianę boksu, oczy jej się zamykały.
S R
- Powinnaś wrócić do domu i trochę odpocząć - powiedział miękko. - Chcę tu być. Czekanie zawsze jest męczące. Mów coś do mnie, żebym nie zasnęła. - Spojrzała na niego spod przymkniętych powiek. Czuł, jak wszystkie nerwy mu się napinają. Kiedy tak na niego patrzyła, senna, seksowna, pragnął jej ze wszystkich sił. Gdyby nie powód, dla którego tu się znaleźli, zabrałby ją do najdalszego boksu i całował bez opamiętania. Skarcił się w myślach. To nie czas i miejsce na takie fantazje. Ale na niewiele to się zdało. - To o czym porozmawiamy? - I dodał w duchu: może o tym, jak pragnę wycałować wszystkie piegi na twoim ślicznym nosku? - Czy Fatima tak samo jak ty kochała konie? - spytała. Rozczarowany spojrzał na przeciwległą ścianę. Pragnął Bridget, a ona chciała rozmawiać o jego zmarłej żonie... - Nie, natomiast fascynowały ją ogrody. Oczywiście jeździła konno, ale traktowała to jako towarzyski obowiązek.
85
- Ale Mo lubi konie, prawda? - Oczywiście. - Po jego tonie było widać, że w ogóle nie brał pod uwagę możliwości, by jego syn nie dzielił z nim miłości do koni. - Gdybyś ponownie chciał się ożenić, szukałbyś kobiety, która pasjonowałaby się hippiką? - Niekoniecznie. Wyznaczyłbym jej inne zadania. - Zadania? - No tak, każdy powinien robić swoje. Precyzyjnie, wyznaczając żonie zakres obowiązków, jasno określiłbym rolę, jaką ma spełniać w moim życiu. - Rany, zupełnie jakbyś zatrudniał kogoś do pracy. Małżeństwo to
S R
firma, mąż to prezes, a żona to asystentka pana prezesa. - Czyż małżeństwo nie funkcjonuje jak spółka? Ja zajmuję się finansami i dbam o pozycję rodziny, a żona ma mnie w tym wspierać, dbać o całą oprawę. Udzielać się towarzysko, zajmować się gośćmi, organizować prywatne, biznesowe i dyplomatyczne przyjęcia, w razie potrzeby reprezentować mnie. Oczywiście ma być również żoną i matką. - Żoną, którą wybiorą ci rodzice.
Zastanowił się nad tym. Fatima była wspaniałą kobietą. Spełniała wszystkie jego oczekiwania, była bliska ideału posłusznej żony. Ich współżycie układało się bardzo przyjemnie. No właśnie, bardzo przyjemnie. Byli wobec siebie lojalni, uprzejmi i mili. Czy chciałby mieć ponownie tak wiele - a zarazem tak mało? Zerknął na Bridget. Oczy miała zamknięte. Wyglądała pięknie i pociągająco.
86
- Owszem, zaplanowali moje pierwsze małżeństwo, lecz jeśli w ogóle zdecyduję się na następne, sam o wszystkim postanowię. - Wybierzesz kobietę podobną do Fatimy? Na pewno łączyła was pozycja społeczna, koligacje i majątek, ale czy mieliście wspólne zainteresowania, cele? - Mo - odparł krótko. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się. Na widok radości w jej błyszczących oczach serce zabiło mu mocniej. - Tak, myślę, że Mo wystarczy. Chciałbyś mieć więcej dzieci? - Może jedno lub dwoje. - A ja bym chciała z szóstkę maluchów. - Roześmiała się. - Do tego
S R
koty, psy i króliczki. Chciałabym zapewnić dzieciom cudowne dzieciństwo, a zarazem dobrze przygotować je do samodzielnego życia. - Wydaje mi się, że właśnie to otrzymałaś od rodziców. - Mój tata nie kochał mamy, o czym dobrze wiedziałam. Lubił ją i na swój sposób cenił, ale cały czas obsesyjnie kochał swoją piękną Isabellę. - Och, wy, ludzie Zachodu, wszędzie dopatrujecie się romantycznej nuty - zakpił. - Bardzo sobie w ten sposób komplikujecie życie. - Naprawdę uważasz, że miłość to iluzja? Poetyckie fantazje, które... W tym momencie Aszira zarżała i do boksu wszedł weterynarz. - Już niedługo - orzekł pewnym tonem, po czym dodał coś po arabsku. Szejk kiwnął głową i zwrócił się do Bridget: - Myślę, że powinnaś nas na chwilę zostawić. Aszira potrzebuje spokoju, a im mniej ludzi wokół niej, tym lepiej.
87
Bridget posłusznie stanęła na zewnątrz boksu. Oparła się o bramkę i ciekawie zaglądała do środka. Raszid podziwiał jej wytrwałość. Cały czas była przy nim, choć padała na nos. Sprawiało mu to szczerą satysfakcję. Teraz już wszystko potoczyło się szybko. Ku radości całej ekipy ostatnia faza porodu przebiegła wręcz wzorcowo, jakby pod dyktando podręcznika weterynarii. Kiedy Raszid spojrzał na Bridget, zobaczył, że ma łzy wzruszenia w oczach. - Jaki śliczny - wyszeptała, patrząc na źrebaczka. Weterynarz zbadał mamę i dziecko, po czym cofnął się,by pozwolić działać naturze. Aszira
S R
trącała pyskiem noworodka, lizała po błyszczącej sierści. Dbała o niego jak na mamę przystało. Nie minęło wiele czasu, kiedy źrebak, po dwóch nieudanych próbach, dźwignął się niepewnie. Nogi mu się trzęsły, rozglądał się wokół, zdumiony nowym i tak całkiem innym otoczeniem. - Och, Raszid - wyszeptała wzruszona Bridget - to po prostu cudowne. - Zaśmiała się, kiedy maluch upadł i nieporadnie zaczął się podnosić. - Nie możesz mu pomóc?
- Musi zrobić to sam. Jest silny i dzielny. - Przysunął się bliżej niej. Źrebak nie zawiódł szejka, po chwili stał, i to dużo pewniej niż poprzednio. Rozglądał się dokoła znacznie śmielej. Aszira polizała go delikatnie i naprowadziła pyskiem na pierwsze na tym świecie śniadanie. Raszid zwrócił się po arabsku do weterynarza, potem do stajennych. Następnie wyszedł z boksu i dołączył do Bridget. - Zostaną tu i będą ich pilnować. Gdyby cokolwiek się wydarzyło, dadzą mi znać, więc dla nas na razie przedstawienie się kończy.
88
- Jestem ci wdzięczna, że pozwoliłeś mi w nim uczestniczyć. Czy wybrałeś imię dla źrebaka? - Jeszcze nie. Chodźmy, już prawie ranek i musisz być. wyczerpana. Na zewnątrz mżyło. Podbiegli do samochodu, a chwilę później wchodzili po schodach na piętro. Pozostali goście niedługo zaczną wstawać, ale Raszid nalegał, by Bridget spała tak długo, jak tylko będzie miała ochotę. - Przez cały dzień ma padać. Zorganizuję jakieś rozrywki, a ty śpij, póki się sama nie obudzisz - prosił. - Po południu umówiłam się z Mo na czytanie. Na pewno będzie na to czekał, szczególnie jeśli nie będzie mógł wyjść na zewnątrz z powodu
S R
deszczu. Nie mogę go zawieść - odparła sennie. Przytrzymał ją za ramiona.
- Bridget, mówiłem już o tym, ale powtórzę. Nie przyjechałaś tu opiekować się moim synem.
- To cudowny chłopczyk, ubóstwiam z nim być. Pomyślał z zakłopotaniem, że Bridget wie o Mo więcej niż on sam. - Może też się do nas przyłączysz? - zaproponowała niepewnie. Pomyślał, że z jeszcze większą ochotą dołączyłby do niej w sypialni. Kochałby się z nią długo i namiętnie. Otworzyłby okna szeroko, pozwolił orzeźwiającemu powietrzu zderzyć się z żarem ich ciał. Uczyłby się jej ciała, poznawał jej potrzeby. Z trudem przywołał się do porządku. Po pierwsze, jest gościem w moim domu, przypomniał sobie. Na dodatek była młodą, niewinną kobietą, zupełnie inną od tych, z którymi spał do tej pory. Przestraszył się, że mógłby ją skrzywdzić, a bardzo tego nie chciał.
89
- Śpij dobrze. Zobaczę, może do was dołączę. Pocałował ją i zapominając o swoich zasadach, zaniósł do łóżka.
S R 90
ROZDZIAŁ SIÓDMY Bridget podeszła do okna i otworzyła je szeroko. Mimo zmęczenia nie mogła zasnąć. Serce waliło jej jak oszalałe. Potrzebowała podmuchu świeżego powietrza, by opanować emocje. Była oszołomiona i jednocześnie zachwycona cudem narodzin źrebaka. Chciała uściskać klacz, konika i Raszida. Nigdy wcześniej nie uczestniczyła w czymś równie niesamowitym. Gdyby tu mieszkała, asystowałaby przy wszystkich porodach. No, ale do tego nigdy nie dojdzie, dodała w myślach. Rozmowa na temat małżeństwa dobitnie uświadomiła jej, jak bardzo różnili się z
S R
Raszidem w tej kwestii. Zupełnie inaczej pojmowali związek między kobietą i mężczyzną. Dzieliła ich tak wielka przepaść, że nie było sensu choćby fantazjować o połączeniu się z szejkiem.
Nie było sensu, a jednak fantazjowała, bo było to silniejsze od niej. Mimo woli w jej głowie pojawiały się wizje szalonych miłosnych nocy. Wyobraziła też sobie Raszida za dziesięć, dwadzieścia i nawet trzydzieści lat. Gdyby tylko ją szczerze pokochał, te wizje mogłyby się spełnić. Wreszcie poczuła, że ogarnia ją sen. Padła na łóżko i natychmiast zasnęła. Obudziła się koło południa. Pospiesznie zeszła na lunch. - Słyszałem, że byłaś przy narodzinach źrebaka - zagadnął ją Jack, kiedy podano posiłek - Tak, to było cudowne - odpowiedziała z uśmiechem. Elizabeth i Marie planowały wycieczkę na zakupy. Bridget pomyślała, że sama
91
nieprędko będzie musiała wybrać się do sklepów, bo po ostatniej wizycie szafa jej się nie domykała. Poza tym umówiła się z Mo. Kiedy wszyscy wstali od stołu i zaczęli się rozchodzić do swoich zajęć, Elizabeth podeszła do Bridget. - Jeśli łudzisz się, że podlizując się rodzinie Raszida, cokolwiek zyskasz, to jesteś w błędzie. Nie masz szans, by zostać jego żoną. Zapomnij o tym. Czytanie babci czy zabawianie synka wcale ci nie pomoże. Bridget zamurowało na chwilę, jednak szybko się opanowała. - Och, Elizabeth, czyżbyś snuła swe przypuszczenia na podstawie własnych doświadczeń? - nie mogła powstrzymać się od kąśliwej riposty. -
S R
Jeśli jednak koniecznie musisz wiedzieć, to wcale nie mam takich planów. Bardzo polubiłam Mo i panią Salinę al Besoud i dlatego spędzam z nimi czas. Jednak niedługo wracam do San Francisco, do swojego życia, i pewnie nikt o mnie już tu nie usłyszy.
- To świetnie. Wprawdzie Raszid od kilku lat jest wdowcem, lecz wcale nie wygląda na to, by zamierzał zmieniać stan. Żaden flirt tu nie pomoże.
Bridget wzruszyła ramionami. - Ty wciąż swoje - powiedziała znudzonym tonem. - Lubimy się, to prawda, ale ani ja nie jestem w jego typie, ani on w moim. - Nie podobasz mu się? - Elizabeth nie potrafiła ukryć zaskoczenia. Bridget roześmiała się beztrosko. - Szukasz nie tam, gdzie powinnaś. Już ci mówiłam, po prostu się przyjaźnimy, jak to na wakacjach, ale nie iskrzy między nami. Gdyby było inaczej, już bym ci wydrapała oczy za próbę odepchnięcia mnie od
92
ukochanego. - Mrugnęła do niej. - Wiesz, jak to między nami dziewczętami. Elizabeth wreszcie się uśmiechnęła, zaraz jednak spoważniała. - Wiesz o nim więcej niż ja - powiedziała cicho. -Zdradź mi, w jakich kobietach gustuje. Bridget miała już szczerze dosyć tej idiotycznej rozmowy. Nie cierpiała fałszywych uśmiechów i kłamstw, a tak między Bogiem a prawdą, z dziką rozkoszą wydrapałaby Elizabeth oczy. Zdusiła jednak w sobie agresję. To, że całowała się z Raszidem, nie dawało jej do niego żadnych praw. Wakacyjny flirt, nic więcej. Bolesna prawda była taka, że szejk potrzebował nie jakiejś tam Bridget Rossi, bibliotekarki z San Francisco,
S R
tylko całkiem innej kobiety. Wyznała więc szczerze: - Raszid pragnie kobiety pięknej, eleganckiej, obytej w wielkim świecie, która byłaby perfekcyjną żoną księcia. Potrafiłaby urządzać wspaniałe przyjęcia, reprezentować męża w świecie biznesu i polityki. Umiałaby stworzyć godny jego pozycji dom, a przy tym być lojalna i posłuszna. Ty, Marie czy Franceska odpowiadacie temu wizerunkowi, należycie do świata szejka. Ja nie. Jestem tu gościem,świetnie się bawię, cieszę się, że Raszid darzy mnie sympatią. Bo dlaczego miałabym się nie cieszyć? Szejk jest bardzo gościnny, uprzejmy i szarmancki, miło nam się rozmawia, ale to wszystko. Elizabeth przez chwilę zastanawiała się głęboko. Na jej twarzy pojawił się wyraz nieufności. Z doświadczenia wiedziała, że kobieta nigdy nie powinna ufać innej kobiecie, szczególnie gdy w grę wchodził atrakcyjny i bogaty mężczyzna.
93
- Cóż, muszę przyznać, że cuchnąca stajnia to jak na mój gust niezbyt wyszukana sceneria dla romantycznej nocy - skomentowała z, przekąsem. - Skoro twierdzisz, że nie masz żadnych planów względem Raszida, to dlaczego zabiegasz o względy Saliny, seniorki rodu? - Już ci mówiłam, polubiłam ją. Czytamy amerykański kryminał, dyskutujemy o języku angielskim. Nie wiem, do czego zmierzasz i skąd w ogóle masz takie pomysły, ale uwierz, że nic nie knuję. Jestem tu tylko gościem. - Do niczego nie zmierzam. Ot, po prostu daję ci przyjacielską radę odparła Elizabeth, po czym skierowała się w stronę swojego pokoju. Bridget nie bardzo wiedziała, o co tak naprawdę chodziło Elizabeth.
S R
Może jest nieszczęśliwa z Charlesem i drażnił ją każdy, kogo nie spowijał smutek? Lub też kierowała się bezinteresowną zawiścią, bo po prostu taka była? Mogła też po cichu zagiąć parol na Raszida i chciała oczyścić przedpole.
Nieważne. Bridget ani nie potrzebowała cudzych rad, ani nie zamierzała przejmować się intrygami. Sama decydowała o swoim losie. Raszid spojrzał na zegarek. Zmitrężył sporo czasu, bo jako gospodarz musiał zająć się innymi gośćmi, teraz jednak wreszcie był wolny. Gdy otworzył drzwi do pokoju, w ostatniej chwili uniknął zderzenia z rozpędzonym papierowym samolotem. Mo wprost pękał ze śmiechu. - Och, to się nie liczy. Gdybyś go nie złapał, pobiłbym rekord. - W czymś przeszkodziłem? Bridget wstała z podłogi i uśmiechnęła się szeroko. - Robiliśmy zawody, czyj samolot dalej poleci. Chciałeś coś od nas?
94
- Przyszedłem zobaczyć, co robicie w deszczowe popołudnie. - Bridget pobawi się jeszcze ze mną. Potem pójdzie poczytać babci, a ja narysuję dla niej obrazek. Wiesz, że Bridget mieszka w Ameryce? Jak będzie miała mój obrazek, to nie zapomni o mnie. Czy będzie mogła jeszcze przyjechać do nas? - Chłopiec wyrzucał z siebie słowa niczym karabin maszynowy. - Będę zachwycony, jeśli odwiedzi nas ponownie - odparł Raszid. Musimy sprawić, żeby była zadowolona z tej wizyty i chciała jeszcze tu przyjechać. - Spojrzał jej głęboko w oczy, pragnąc jednocześnie ją przytulić. - Tak się świetnie bawimy - oświadczył z przekonaniem Mo - że na pewno będzie chciała.
S R
- Oczywiście - zgodziła się Bridget. - A teraz niech twój tata rozstrzygnie nasz konkurs.
Popołudnie upłynęło im szybko. Mo był zachwycony, że ma do zabawy oboje dorosłych. Po konkursie samolotowym zagrali w dwie arabskie gry planszowe. Następnie Bridget zaproponowała coś, w co często bawiła się z dziećmi w bibliotece. Gdy usiedli na sofie pod oknem, wyjaśniła, w czym rzecz: - Opiszę wam sytuację, w jakiej się znaleźliście, a wy zaproponujecie swoje rozwiązania. Otóż stoicie na środku drogi, a prosto na was leci ogromny, ziejący ogniem smok. Co robicie? - To proste - odezwał się Mo. - Dam mu kanapkę z masłem orzechowym. Każdy to lubi, więc smok tak się ucieszy, że przejdzie mu cała złość.
95
- Kanapka z masłem orzechowym? - zdziwił się Raszid. - Przecież nigdy tego nie jadłeś. - Ale Bridget mi opowiadała. - Wiesz, takie smakołyki na chandrę - wyjaśniła. - No dobrze, Mo. Teraz ty opowiedz jakąś scenkę i poproś tatę, żeby zaproponował rozwiązanie. Chłopiec zamyślił się głęboko, a Raszid i Bridget przyglądali się z sympatią tej dziecięcej determinacji. Nagle dotarło do Raszida, że Bridget kocha Mo. - Tato, co byś zrobił, gdybyśmy byli na plaży i spadłaby na nas wielka fala?
S R
- Złapałbym was i przepłynął przez falę w stronę spokojnego morza odpowiedział natychmiast Raszid.
- Ja dobrze pływam. Umiem długo wytrzymać bez powietrza zapewnił chłopiec.
- Świetnie. Czyli nie mielibyśmy z tym problemu. Czy chcesz teraz zadać pytanie Bridget?
- Jasne - ucieszył się Mo. - Co byś zrobiła, gdyby niespodziewanie odwiedził cię mój tata z całą masą gości? - Ugotowałabym ogromny gar spaghetti i podała go z sałatką i pieczywem czosnkowym. Kiedy wszyscy by się najedli, poprosiłabym twojego tatę na bok i dała mu burę. Mo zachichotał. - No tak, ale nikt tego nie robi. - Może czasami ktoś powinien. - Z bezczelnym uśmieszkiem spojrzała na szejka.
96
- A może nikt nie musi, bo jestem doskonały? - zażartował Raszid. - Raczej tylko zdemoralizowany do szpiku kości - zrewanżowała się. Och, gdybyś tylko chciała choć trochę mnie zdemoralizować, pomyślał tęsknie. Jej błyszczące oczy i zarumienione policzki zniewalały jego myśli. Uroczo się śmiała. Raszid żałował przez moment, że Mo jest z nimi w pokoju. Pragnął chwycić ją w ramiona i całować bez końca. Zaraz jednak się opamiętał i powiedział do syna: - Czy odpowiedź Bridget cię zadowala? - Tak, ale nie wiem, dlaczego nie kazałaby ugotować spaghetti kucharzowi. - Bo w moim domu sama gotuję.
S R
- Naprawdę? - Chłopiec spojrzał na nią z niedowierzaniem. Wszystko robisz sama?
- Jasne. Pranie, sprzątanie, gotowanie, wszystko. Nie każdy ma służbę.
Mo spojrzał na ojca, szukając potwierdzenia jej słów. Raszid poczuł się szczęśliwy, że syn mu ufa. Zapragnął, by Mo był całe życie tak szczęśliwy jak w tej chwili. Uświadomił też sobie, jak wiele od niego zależy. Od tego, w jaki sposób wychowa syna. Nigdy wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy. Dotarło do niego, że tęskni za Fatimą. Bridget wstała z sofy. - Powinnam już być u twojej babci. Umówiłam się z nią na trzecią powiedziała. Raszid również się podniósł. - Czy chcesz zobaczyć źrebaka Asziry? - spytał synka. - Tak! - Chłopiec podskoczył z radości.
97
- Więc biegnij do Alayi i powiedz jej, gdzie będziemy. I włóż kurtkę. Kiedy Mo wybiegł, Raszid spojrzał na Bridget. - Dziękuję. Sprawiasz, że mój syn jest szczęśliwy. Uniósł jej dłoń do ust i delikatnie pocałował. Łagodny, słodki zapach skóry zawrócił mu w głowie. Spojrzał na Bridget, jakby chcąc powiedzieć, że pragnie więcej. Na przykład przelotnego romansu. Mogliby go przecież kontynuować w San Francisco. Chciał wiedzieć, gdzie mieszka. Mógłby ją odwiedzić, a ona poczęstowałaby go spaghetti z pieczywem czosnkowym i kanapką z masłem orzechowym. - Naprawdę muszę już iść, jestem spóźniona. Mam nadzieję, że twoja babcia nie będzie zła - powiedziała powoli.
S R
- Powiedz jej, że bawiłaś się z Mo, a wybaczy ci wszystko. Zacisnęła dłoń wokół miejsca, które pocałował Raszid. Idąc korytarzem, próbowała sobie wmówić, że to było jedynie podziękowanie za opiekę nad synem, lecz dobrze wiedziała, że szejkowi wcale nie o to chodziło.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała, wchodząc do pokoju, w którym siedziała Salina. - Byłam z Mo i trochę się zasiedziałam. - Czytałaś mu? - Nie. Dziś graliśmy w różne gry. Później dołączył do nas Raszid, więc Mo był w siódmym niebie. - A ja myślałam, że pojechał z pozostałymi do miasta - zdumiała się Salina. - Jak widać, zmienił plany. Teraz zabrał Mo do stajni, by pokazać mu źrebaka Asziry. - Sięgnęła po książkę i usiadła obok Saliny. - Czy mogę zaczynać?
98
- Nie wolałabyś pójść z nimi? - Widziałam źrebaka, kiedy się rodził. Mam nadzieję, że pójdę tam jeszcze przed wyjazdem. Poza tym to dobrze, że spędzą trochę czasu z sobą, prawda? - Oczywiście, ale dziwi mnie, że wolisz przyjść do mnie, niż być z nimi. - Umieram z ciekawości, jak skończy się ta historia. Niedługo wyjeżdżam, więc muszę się spieszyć, by przeczytać ją do końca. - Jesteś bardzo uprzejma dla starej kobiety. - Nieprawda. To ty i Raszid jesteście niezmiernie uprzejmi i mili dla mnie. Zaprosiliście mnie tu i pozwalacie nabrać sił po rodzinnej tragedii.
S R
Do końca życia będę wam wdzięczna.
Kiedy skończyły czytać, na zewnątrz pojawiło się słońce. - Czy myślisz, że mecz się odbędzie? - spytała Bridget. - Nigdy nie widziałam rozgrywek polo, a bardzo bym chciała. - Klub ma doskonałe boiska i taki deszcz im nie zaszkodzi. Zresztą nawet kiedy pada, też można grać. Sama dawno nie byłam na żadnym spotkaniu i niecierpliwie wyczekuję soboty. Dobrze mi zrobi trochę wysiłku. - Źle się czujesz? - Nie, z moim zdrowiem wszystko w porządku, jak na mój wiek oczywiście, ale ciśnienie mi skacze, kiedy patrzę na Charlesa, który tak nieudolnie ugania się za Elizabeth. Jack też nie lepszy. Nie może się zebrać w sobie i poprosić Marie o rękę, choć ona tylko na to czeka. Gdyby ich rodzice zaangażowali się w sprawę, nie byłoby tyle zamieszania wyjaśniła wzburzona.
99
- Słynne aranżowane małżeństwa - mruknęła Bridget. Salina spojrzała na nią surowo. - Nie kpij sobie, tylko pomyśl, jak wiele dobrego przyniósłby twoim rodakom taki obyczaj. Macie przerażający odsetek rozwodów. - Czy u was ludzie się nie rozwodzą? - Tak, ale o wiele rzadziej niż w Stanach. - Moi rodzice byli w związku, który nie był oparty na miłości. Tata ożenił się z mamą, żeby zapewnić należyte dzieciństwo swemu synowi z pierwszego małżeństwa. Potem urodziłam się ja. Zawsze wiedziałam, że tata nie kocha mojej mamy, chociaż ona go uwielbiała. Czy wiesz, jakie to okropne?
S R
- Poza miłością są inne powody, dla których ludzie się pobierają - z przekonaniem oświadczyła Salina.
- Oczywiście, ale tylko obopólna miłość rodzi szczęście. Czyż to się nie liczy? Czy byłaś szczęśliwa w swoim małżeństwie? - Bridget sklęła się w myślach, ale było już za późno. Jak mogła być tak niegrzeczna i pytać starą kobietę o tak osobiste sprawy? Nim zdążyła przeprosić, Salina potrząsnęła przecząco głową.
- Nie. Kiedy wyszłam za mąż, byłam zakochana w innym mężczyźnie. Mojemu mężowi mogłam okazywać jedynie szacunek. I nigdy nie uległo to zmianie. - Lecz mimo to pozwoliłabyś, by twoja córka wyszła za mąż bez miłości? - Jej ojciec zaaranżował małżeństwo. - A potem Raszid... Czy myślisz, że odnalazł szczęście w swoim związku?
10
- Na pewno nie tak jak Yasmina. Mimo to myślę, że Raszid był z Fatimą szczęśliwy. - Yasmina? - Zepsuta córka wuja Raszida. Oświadczyła, że poślubi tylko tego mężczyznę, którego kocha. A jej ojciec przystał na to. Bridget powstrzymała się przed okazaniem radości, bo Salina wciąż była zbulwersowana decyzją ojca Yasminy. - Ale teraz jest szczęśliwa - skomentowała. - Ich miłość może wzbudzać zazdrość. Nie mogą od siebie oderwać oczu. Wyglądają na najszczęśliwszą parę na ziemi. - Tego właśnie pragnę.
S R
Mówiąc to, przyłapała się, że jej myśli biegną do Raszida, choć to, co powiedział o małżeństwie, powinno zniweczyć jej wszelkie nadzieje i marzenia.
Spojrzała przez okno i zamyśliła się. Goście z Anglii będą niedługo wyjeżdżać. Ona też opuści Aboul Sari zaraz po przyjęciu. Pierwszy, najtrudniejszy okres po śmierci taty przeminął. Przebywając w obcym miejscu, skupiła się na otoczeniu, zapominała o bólu, co bardzo jej pomogło. Byłaby wdzięczna losowi, gdyby w jej życiu nastąpiła jakaś zmiana. Na przykład gdyby zakochała się z wzajemnością w Raszidzie al Halzidzie. Przestraszona własnymi myślami, spojrzała na Salinę, która przyglądała się jej uważnie. - Dziękuję ci jeszcze raz, że chcesz ze mną czytać - powiedziała.
10
Bridget wiedziała, że po powrocie do domu będzie jej brakowało tych chwil z Mo i Saliną. Choć zapewne nie tak bardzo, jak czasu spędzonego z Raszidem. Wspaniale, pomyślała ze złością. Bolesna tęsknota za ojcem zostanie wzbogacona cierpieniem złamanego serca.
S R 10
ROZDZIAŁ ÓSMY Raszid i Mo wrócili do domu na obiad. Chłopiec był zachwycony małym konikiem i nie chciał wyjść ze stajni. W holu spotkali Jacka. - Jak się ma nasz mały? - spytał. - Już mocno trzyma się na nogach. Będzie pięknym koniem - odparł Raszid. - Chcesz iść jutro z nami? - spytał, kładąc dłoń na ramieniu syna. - Raczej pójdę sam - rzucił pospiesznie. Jack znany był z tego, że nie przepada za dziećmi. Raszidowi do tej pory to nie przeszkadzało, teraz jednak taka nieuprzejma odmowa, której powodem był jego syn, bardzo go ubodła. - Jak uważasz.
S R
- Wspominałeś, że zamierzasz wysłać Mo do szkoły? - Decyzja jeszcze nie zapadła.
Raszid zdawał sobie sprawę, że nie do końca mówi prawdę, ale coś bardzo go zaskoczyło. Otóż wcale nie chciał, by Mo gdzieś wyjeżdżał. Zaczął odkrywać swojego syna i zgadzał się z Bridget, że siedem lat to zbyt mało, by opuszczać dom. Najwyższa pora rozejrzeć się za szkołą w Aboul Sari, pomyślał. - Wydawało mi się, że podjąłeś już decyzję. Będzie ci łatwiej, kiedy nie będziesz musiał się nim martwić. Chłopiec uważnie przyglądał się ojcu i jego przyjacielowi. - Mo jest moim synem. Zawsze będę się o niego martwił oświadczył Raszid. Oparł rękę na głowie malca. Szejk zrozumiał, że jakby po raz drugi narodził się jako ojciec, a zawdzięcza to Bridget Rossi.
10
- W to oczywiście nie wątpię. Zobaczymy się w salonie - powiedział Jack na zakończenie. Bridget wróciła do pokoju i usiadła zamyślona na łóżku. Jej wizyta w Aboul Sari dobiegała końca. Postanowiła, ze razem z innymi gośćmi zaraz po przyjęciu opuści dom Raszida. Rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi. Kiedy je otworzyła, szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy. W holu stał Mo, a obok niego Raszid. - Przyszedłem zapytać, czy miałabyś ochotę zjeść ze mną obiad powiedział. - Tata powiedział, że mogę cię zaprosić. - Z wielką przyjemnością. - Uśmiechnęła się ciepło do chłopca. - Czy będziemy tylko my? Mo skinął głową.
S R
- Czy powinnam jakoś się ubrać?
Chłopiec szeroko otworzył oczy ze zdumienia. - Tak... Musisz się ubrać. - Ze strachem spojrzał na ojca. Raszid wyjaśnił synowi, co Bridget miała na myśli, na co Mo zapewnił ją, że wszystko jedno, jak się ubierze, i dodał: - Może, kiedy będziemy jedli, opowiesz mi jeszcze jakąś historię? - Mo, co ci mówiłem? - skarcił go Raszid. - Że Bridget jest smutna i muszę ją pocieszyć. A wiem, że lubi opowiadać. Prawda, Bridget? - Prawda. I bardzo się cieszę, kiedy mam tak wdzięcznych słuchaczy. - Kucharz przygotował spaghetti i pieczywo czosnkowe. Specjalnie o to poprosiłem - opowiadał chłopiec podczas drogi do jego pokoju. Przy drzwiach pożegnali się z Raszidem.
10
- Stolik jest tylko dla waszej dwójki - wyjaśnił szejk. -Czy dołączysz do nas potem? - Jeśli to nie problem, to wolałabym nie. Wolę spędzić wieczór tutaj niż wśród gości. Poza tym chcę się wcześnie położyć, żeby nie zaspać na jutrzejszy mecz. - Ja też chcę iść - wtrącił Mo. - Bardzo lubię polo. Będziesz grał, tato? - Tak. Możesz towarzyszyć babci. Czy ty też chciałabyś z nią pojechać? - zwrócił się do Bridget. - Bardzo chętnie. Pomoże mi zrozumieć zasady gry. - Marie też mogłaby to zrobić. Na temat polo wie tyle co Jack.
S R
Kiedy wyszedł, zabrali się do jedzenia. Spędzili wspaniały wieczór, opowiadając sobie historie i rozmawiając o różnych sprawach. Gdy Alaya zakomunikowała Mo, że pora spać, Bridget była tym zawiedziona tak samo jak chłopiec.
Poranek następnego dnia okazał się przejrzysty i słoneczny. Bridget nie miała pojęcia, w co powinna się ubrać, ale doszła do wniosku, że na meczu chyba nie należy przesadzać z elegancją. Włożyła szarą spódnicę i żółty top bez rękawów. Zużyła sporo kremu z filtrem na odkryte partie ciała i była gotowa do wyjścia. W jadalni zastała jedynie Charlesa. Przestraszyła się, że wszyscy już sobie poszli. - Dzień dobry. - Usiadł do jedzenia. Bridget zajęła miejsce po przeciwnej stronie stołu. - Już nie mogę się doczekać. Pierwszy raz będę na meczu polo.
10
Kiedy w drzwiach stanął Raszid, serce Bridget zabiło mocniej. Miał na sobie elegancki strój do gry. Klasyczne bryczesy, wysokie, błyszczące czarne buty i czerwoną koszulkę polo. Pomyślała, że jeszcze nigdy nie wyglądał tak seksownie. Zapomniała, że jest szejkiem, że miał już żonę, nie pamiętała też o jego wyobrażeniach na temat małżeństwa. W tej chwili była tylko w stanie siedzieć i pożerać go wzrokiem. Kocham go, pomyślała. Pragnę Raszida tylko dla siebie i na zawsze. Wiedziała, że tak nigdy się nie stanie, ale w tej chwili nie miało to dla niej znaczenia. - Wszystko w porządku? - spytał, siadając obok niej.
S R
- Tak, oczywiście. - Uśmiechnęła się promiennie. - Cieszę się, że zobaczę mecz.
Czuła, jak rumieniec oblewa jej twarz. Dobrze, że Raszid nie potrafił czytać w myślach.
Chwilę później zjawili się pozostali goście. Podekscytowani mężczyźni rozmawiali o zbliżającej się rozgrywce. Wszyscy byli w świetnych humorach.
Po śniadaniu Bridget miała nadzieję, że niezauważona wymknie się z jadalni. Nim dotarła do drzwi, usłyszała głos Raszida. - Bridget, moja babcia będzie gotowa o dziewiątej. Kiedy dotrzemy na miejsce, weź Mo i przyjdźcie zobaczyć konie. Będzie zachwycony. - Czy mecz polo to odpowiednia rozrywka dla dzieci? - wtrąciła Marie. - Na pewno szybko się znudzi i będzie marudził. - Mam nadzieję, że mu się spodoba. Też przyjdziesz do nas pooglądać konie?
10
-Może przyjdę, by życzyć komuś powodzenia. -Uśmiechnęła się do Jacka. Serce Bridget ścisnęło się ze smutku. Żal jej było Raszida. Fatima nigdy nie podzielała jego fascynacji, za to Marie wspierała Jacka we wszystkim, co robił. Bridget uważała to za jawną niesprawiedliwość. Chciała, by Raszid znalazł kiedyś kobietę, w której będzie miał oparcie i która pokocha go z całego serca. Tak jak ona. Elegancka limuzyna przywiozła Salinę al Besoud. Gdy Mo i Bridget wsiedli, kierowca ruszył w stronę klubu. Chłopiec całą drogę podskakiwał podniecony, wyglądał przez okno i wciąż paplał, raz po arabsku, raz po angielsku.
S R
Kiedy przyjechali na miejsce, Bridget z ciekawością rozejrzała się po okolicy. Dwie trybuny, wypełnione już ludźmi, ustawione były po obu stronach szerokiego trawiastego placu. Na jego krańcach umieszczono słupki, które wyznaczały strefę punktową.
- Nie spodziewałam się tylu widzów - powiedziała, gdy Salina prowadziła ją w stronę trybuny honorowej.
- Jest tu wielu kibiców tego sportu. I choć ten mecz nie był zaplanowany, to wieść szybko się rozniosła. Zajęli miejsca w pierwszym rzędzie. W dole zawodnicy rozgrzewali się przed meczem. Mo przechylił się przez barierkę i pomachał tacie. Chwilę później Raszid podjechał pod trybunę honorową i gestem ręki zaprosił Bridget i Mo, żeby zeszli do niego. Gdy byli już na dole, zeskoczył z konia. Swoboda jego ruchów onieśmielała Bridget. Patrzyła na niego zafascynowana i wyobrażała sobie jako średniowiecznego
10
wojownika, który pędzi na koniu przez pustynię. Nie miałaby nic przeciwko temu, żeby zostać jedną z jego ofiar. - Tato, Bridget powiedziała, że jak wygracie, to będę mógł zrobić z tobą rundę honorową. Raszid spojrzał na Bridget. - Musisz mocno wierzyć, że wygramy, skoro obiecujesz takie rzeczy. - Nie obiecałam, ale rzeczywiście myślę, że wygracie. Podejrzewam zresztą, że wygrywasz większość meczów. Podjechał do nich Jack i również zeskoczył z konia. - Przyszliście życzyć nam szczęścia? - spytał, szczerząc zęby w uśmiechu.
S R
- Oczywiście, choć pewnie szczęście nie ma tu nic do rzeczy, bo i tak gładko wygracie.
Z trybuny pomachała do nich Marie, a po chwili zbiegła po schodach i stanęła przy Jacku.
- Całus na szczęście! - Zarzuciła mu ręce na szyję. Bridget chwyciła Mo za rękę.
- Pora na nas. Wracajmy do twojej prababci. - Dlaczego ta pani go całuje? - z zaciekawieniem spytał chłopiec. - Na szczęście, drogi chłopcze. - Marie odkleiła się od Jacka. - Żeby twój tata i Jack wygrali mecz. - W takim razie Bridget powinna pocałować tatę - zauważył Mo. Gdy speszona Bridget spojrzała na Raszida, napotkała jego rozbawiony wzrok.
10
- Nie, Mo. Co za dużo, to niezdrowo. Twój tata nie potrzebuje tego. Chodź, wracajmy na nasze miejsca. - Zdenerwowana ruszyła w kierunku trybuny. Raszid chwycił ją za ramię. - Szczęśliwych pocałunków nigdy za wiele - powiedział z uśmiechem. - Nie zamierzam cię pocałować... - W takim razie ja pocałuję ciebie. Jak powiedział, tak zrobił. Przylgnął ustami do jej warg w pocałunku, który przyprawił ją o dreszcz. Po chwili odsunął się i uśmiechnął szeroko do Mo.
S R
- Teraz szczęścia mi nie zabraknie.
Mecz był bardzo emocjonujący. Salina wyjaśniała Bridget zawiłości gry. Ale najbardziej ujęła ją nie sama gra, lecz niepowtarzalna atmosfera spotkania. Ogłuszający doping i tętent kopyt końskich zrobił na niej duże wrażenie. Z wypiekami na twarzy obserwowała zawody. Prawdę mówiąc, przede wszystkim obserwowała Raszida. Nie odrywała od niego oczu. Cieszyła się jak dziecko, kiedy strzelił dwie z pięciu bramek dla swojej drużyny. Przeciwników stać było jedynie na trzy trafienia. Kiedy zawodnicy pogratulowali sobie walki, Raszid podjechał po Mo i zabrał go na rundę honorową. Salina przyglądała się im z uśmiechem. - Sprawiłaś, że na zawsze zapamiętają te chwile. - Ja? - zdumiała się Bridget.
10
- Raszid do tej pory nie dostrzegał syna, to znaczy nie w taki sposób. Wierzę, że zacznie z nim spędzać więcej czasu. Mo jest czarującym chłopcem, zresztą sama o tym wiesz. Jestem szczęśliwa, że Raszid również to sobie uświadomił. Do tej pory sądził, że wychowaniem dzieci zajmują się jedynie kobiety. - Twoim zdaniem mężczyźni powinni się angażować? - A twoim nie? - Oczywiście, że tak. Ale ja jestem Amerykanką, a u nas bardzo pilnujemy, żeby dzieci wychowywane były przez oboje rodziców. Nie mam pojęcia, jakie zwyczaje panują u was. - Wszyscy rodzice chcą jak najlepiej dla swoich pociech, a ty
S R
pokazałaś Raszidowi, że może przyjemnie spędzać czas z synem, zanim dorośnie. Chodźmy, samochód czeka.
11
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Pokonana drużyna została zaproszona na wspólny obiad. Rozmawiano głównie o meczu. Jack był w doskonałym nastroju, Marie również. Bridget dobrze się bawiła, choć nie miała wiele do powiedzenia. Przyglądając się Raszidowi, którego otaczali członkowie klubu, układała w myślach plany na najbliższe dni. Jutro odbędzie się przyjęcie na cześć ambasadora. Dzień później Raszid zaprosił wszystkich na plażę. W środę goście z Anglii planowali wylot do kraju. Bridget postanowiła, że zabierze się razem z nimi na lotnisko. Myśl o powrocie do San Francisco zasmuciła ją. Czekało tam na nią
S R
wiele niezałatwionych spraw związanych ze śmiercią taty. Nie mogła liczyć na pomoc brata, który uważał, że to kobiece zadanie. W niedzielny wieczór była gotowa do wyjścia dużo przed czasem. Stała przed wielkim lustrem i przyglądała się sobie z zadowoleniem. Marie ułożyła jej wspaniałą fryzurę. Kremowa suknia też leżała znakomicie. Bridget czuła się doskonale.
Ruszyła do pokoju Mo. Obiecała chłopcu, że się z nim pożegna przed wyjściem. Ku jej zaskoczeniu drzwi otworzył Raszid. Był już ubrany w strój oficjalny i wyglądał oszałamiająco. Była szczęśliwa, że może na niego patrzeć, choć radość zakłócała świadomość, że niedługo wyjedzie i go straci. Nie wyobrażała sobie, jak to przeżyje. Choć to nie przystawało do szejka, Raszid stanął jak wmurowany i wpatrywał się w Bridget z osłupiałym wyrazem twarzy. Nigdy nie widział tak pięknej kobiety. Ta suknia była wprost stworzona dla niej. W
11
cudowny, delikatny sposób podkreślała jej kształty. Piękna fryzura i delikatny makijaż dopełniały całości. - Przyszłam powiedzieć Mo dobranoc - mruknęła zmieszana. Raszid zapragnął porwać ją w odległe miejsce i spędzić wieczór tylko z nią. - Ja też. - Niechętnie odsunął fantazje na bok. U boku ojca pojawił się Mo. - Bridget, wyglądasz cudownie! - wykrzyknął. - Jak księżniczka z bajki. Na widok jej ciepłego uśmiechu Raszid poczuł ukłucie zazdrości. Wiedział, że to irracjonalne, przecież Bridget często uśmiechała się do
S R
jego syna. Ale on chciał mieć te uśmiechy tylko dla siebie. - Do księżniczki mi daleko, ale sukienka jest bardzo ład-na. prawda? Kuzynka mi ją kupiła.
Zakręciła się wkoło, ukazując suknię w pełnej okazałości. Raszidowi przemknęło przez myśl, że jest mu przykro i powodu śmierci jej ojca, ale z drugiej strony wdzięczny był losowi, że zesłał tę kobietę do jego domu. Gdyby nie pogrzeb, na który zawiózł Franceskę, nigdy by jej nie spotkał. - To miło ze strony Franceski - powiedział. - Mo, powiedz dobranoc Bridget. Ale żadnego przytulania. Nie chciałbyś przecież czymś ubrudzić tego wspaniałego stroju. - Nonsens. Takie przytulenie jest o niebo ważniejsze niż jakakolwiek suknia - skomentowała Bridget i rozłożyła ramiona, żeby uściskać malca. Mo uśmiechnął się szeroko, zachwycony, że Bridget sprzeciwiła się woli jego ojca. Pożegnał się z nią i pobiegł do łóżka.
11
- Denerwuję się - powiedziała, kiedy szli korytarzem w stronę schodów. - Czym? - Przyjęciem, oczywiście. A jeśli zrobię z siebie kompletną idiotkę? Albo wyleję czerwone wino na ambasadora? Albo ze strachu zablokuję się i nie będę w stanie nic powiedzieć? Szczerze go rozbawiły te wizje, ale rozumiał, że mówi poważnie. Pomyślał, że najwyraźniej Bridget nie zdaje sobie sprawy, z jaką swobodą może oczarować każdego rozmówcę. - Jeśli coś na kogoś wylejesz, to po prostu trzeba będzie to zetrzeć. Ambasadorowie są ludźmi takimi samymi jak my. Im też zdarzają się różne wpadki.
S R
- Nie sądzę, żeby ktoś mianował cię ambasadorem, gdybyś miał w zwyczaju wylewać drinki.
- Nie mówię o zwyczajach, tylko niezawinionych incydentach wyjaśnił ze śmiechem. - Jestem przekonany, że wypadniesz olśniewająco i będziesz dumną reprezentantką swojego kraju.
Spojrzała na niego z wdzięcznością. Nie potrafił oprzeć się tym pięknym niebieskim oczom. Podszedł bliżej, żeby pocałować jej pociągające usta. Tylko raz. Uważał jednak, że ten jeden raz mu się należy. Zaklął w myślach, gdy w holu pojawiła się Marie. Pocałunek będzie musiał poczekać, pomyślał zły. - Pięknie wyglądasz - przywitał się z nią uprzejmie. - Dziękuję. Zanosi się jednak na to, że to twój amerykański gość będzie gwiazdą wieczoru. Ta suknia jest po prostu boska.
11
- Mnie też się podoba - odezwała się Bridget. - Jeszcze raz dziękuję, że pomogłaś mi z fryzurą. - Czy jedziemy wszyscy razem? - spytała Marie. - Ja muszę pojechać pierwszy razem z babcią. Na was będą czekały dwa samochody. W salonie zastali Elizabeth i Charlesa, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali. Jack jeszcze nie się nie pojawił. - Raszid, cieszę się, że znów zobaczę twoich rodziców - odezwała się Marie, a potem wyjaśniła Bridget: - Poznałam ich kilka lat temu w Paryżu. - Jestem przekonany, że także się ucieszą na twój widok. Na pewno też polubią Bridget.
S R
- Czy Yasmina z mężem również będą na przyjęciu? -pytała Bridget. - Tak. Myślę, że odnajdziesz w niej bratnią duszę. Do salonu weszła Salina. W czarnej kreacji wyglądała bardzo wytwornie.
- Mam nadzieję, że nie kazałam ci czekać? - spytała wnuka. - Skądże, babciu. Samochód jest już gotowy. Możemy jechać? - Tak. - Zwróciła się do Bridget: - Cieszę się, że będę mogła przedstawić cię mojej córce. Mam też nadzieję, że spotkasz Yasminę. Na pewno będzie się wam dobrze rozmawiało. - To samo jej powiedziałem - uśmiechnął się Raszid. Bridget odprowadziła ich wzrokiem. Mimo że byli wobec niej nadzwyczaj mili, nadal nie mogła zapanować nad stresem. Oczami duszy wciąż widziała wino, które rozlała podczas tamtego feralnego przyjęcia. Obiecała sobie, że będzie unikać wszystkiego, co można rozlać, upuścić czy stłuc. Jeśli to w ogóle możliwe.
11
- Ubóstwiam takie przyjęcia - oświadczyła Marie, kiedy opuszczali willę. - A ja nie - sucho ucięła Bridget. - Dlaczego? Można spotkać wielu ciekawych ludzi. - Poznać atrakcyjnych mężczyzn - mruknęła pod nosem Elizabeth. - Nie potrafię prowadzić konwersacji o wszystkim i niczym. Chyba że rozmowa dotyczy książek. - Czy widziałyście biżuterię babci Raszida? - spytała Elizabeth. Przypuszczam, że wszystkie kobiety w tej rodzinie mają mnóstwo klejnotów, diamentów, rubinów. Czy nie myślicie, że te przyjęcia są głównie po to, żeby móc się w tym pokazać?
S R
- Coś jest na rzeczy. - Marie zaśmiała się. - Dlaczego nigdy mi nie kupiłeś takiego naszyjnika jaki ma pani al Besoud? - spytała Jacka. - Dobrze, kupię ci, ale potem przez lata będziesz musiała mnie karmić, bo po wydaniu takiej fortuny zostanę nędzarzem. - Biedactwo.
- Nie tyle biedactwo, co inna liga niż Raszida - burknął. - Nie przejmuj się, on jest jeden, a takich jak ty czy ja całe mnóstwo, jesteśmy więc w większości - skomentował ironicznie Charles. Ta rozmowa przypomniała Bridget jej własną pozycję społeczną i dystans, jaki dzielił ją i Raszida. Wszelkie uczucia wobec niego powinna gasić w zarodku. Był uprzejmy, wyróżniał ją spośród gości, ale to nic nie znaczyło. Dotarli na miejsce, więc nie było czasu na rozterki. Pałac oświetlony był ze wszystkich stron. Limuzyny podjeżdżały pod główne wejście,
11
goście wysiadali, a kierowcy odjeżdżali na parking. Kilka par, pogrążonych w rozmowie, stało na schodach. Ciekawość zastąpiła na chwilę strach. Bridget chłonęła wszystko wzrokiem, bo zdawała sobie sprawę, że nieprędko będzie miała okazję uczestniczyć w czymś takim. Ciesząc się na myśl, jak wiele będzie miała do opowiedzenia przyjaciołom, pomyślała, że tak właśnie musiał czuć się Kopciuszek, kiedy przyjechał na bal. Uniosła głowę i podążyła za pozostałymi gośćmi. W głównym holu ustawiony był orszak powitalny, w którego skład wchodził Jego Ekscelencja Szejk Mohammedan al Halzid, jego trzej synowie oraz ambasador. Bridget najpierw oczywiście wypatrzyła Raszida. Pozostałych
S R
członków rodziny nie znała, choć widać było rodzinne podobieństwo między nimi.
Po ceremonii powitalnej weszła do wielkiego salonu. Kryształowe żyrandole zwieszające się z wysokiego sufitu oświetlały pokój, złocone roślinne ornamenty zdobiły meble, a wyłożone jedwabnym materiałem ściany połyskiwały i mieniły się niczym gwiazdy.
Wkrótce dołączyli do niej Charles i Elizabeth. - Właśnie mówiłem, że jest tu jak w bajce - powiedział Charles, rozglądając się wokół. - Odwiedzałem Raszida wiele razy, ale tutaj nigdy nie byłem. Elizabeth po raz pierwszy także wyglądała na poruszoną. Sala nie była jeszcze zatłoczona, goście pomału zaczynali napływać. Kobiety miały na sobie wytworne suknie, kosztowna biżuteria mieniła się wielobarwnym blaskiem. Słychać było rozmowy w wielu językach. Bridget nigdy nie uczestniczyła w tak wspaniałej uroczystości.
11
- Przepraszam bardzo, ale jest pani proszona - zwrócił się do Bridget mężczyzna w uniformie. - Ja? - zdziwiła się. - Zaprowadzę panią. - Podał jej ramię i przeszli wśród pozostałych gości ku madame al Besoud, która właśnie rozmawiała z dwiema kobietami. Jedna z nich była mniej więcej w wieku Bridget. - Przyprowadziłem pannę Rossi, zgodnie z poleceniem - odezwał się mężczyzna po angielsku i ukłonił się. - Dziękuję - odparła Salina, a potem dokonała prezentacji: - To jest moja córka, Sadi, oraz kuzynka Raszida, Yasmina. A to Amerykanka, o której wam opowiadałam, Bridget Rossi. - Witam panie. - Bridget skłoniła lekko głowę. - Byłam kiedyś w San Francisco - powiedziała Sadi. -To piękne miasto, choć nie przepadałam za zimnymi, mglistymi dniami. Bridget zaśmiała się. - Rzeczywiście bywa zimno. Nazywamy to naturalną klimatyzacją. Raszid był tak miły i oprowadził mnie po Aboul Sari. Oazy bardzo mi się podobały. Pustynia trochę mniej. - O tak, mnie także - włączyła się do rozmowy Yasmina. - Czy mój kuzyn zabrał cię na bazar? - Nie, nie złożyło się. - Więc pozwól, że ci powiem, kiedy najlepiej tam iść i gdzie szukać najpiękniejszych materiałów i kilimów. Nie, lepiej umówmy się i pójdźmy tam razem. Pokażę ci najciekawsze miejsca...
11
Yasmina i Bridget usiadły pogrążone w dyskusji. Czas mijał szybko. Kelnerzy co chwila oferowali im chłodne drinki i przystawki, lecz Bridget za każdym razem odmawiała. W końcu Yasmina nie wytrzymała: - Zlituj się, umieram z głodu, ale nie wypada mi jeść, skoro ty nie jesz. Jesteś na jakiejś diecie? - Nie, ale boję się, że wszystko porozlewam. - Zwykłe wolała nie wspominać o tamtej wpadce, ale wszystko zrelacjonowała Yasminie, co serdecznie ją rozbawiło. Bridget zawtórowała jej beztroskim śmiechem. Czyżby wreszcie złe wspomnienia zostawiła za sobą? - Zamawiam następny taniec - powiedział Raszid, pojawiając się przed nimi.
S R
Bridget spojrzała na niego zaskoczona. Rozejrzała się, ale nikt nie tańczył.
- Nie wiedziałam, że będą też tańce.
- W sąsiedniej sali. Gdzie jest Mikeil? - zapytał kuzynkę. - Zdziwiłem się, że siedzicie tu same.
- Twój tata chciał, żeby Mikeil porozmawiał z jaki miś ludźmi z firmy transportowej. Znajdzie mnie, kiedy skończą. - Z pewnością. Mogę więc porwać Bridget? - Do niej należy decyzja, ale ja zgłaszam protest, bo świetnie nam się rozmawia - przekomarzała się. Raszid podał Bridget rękę. Wstała i uśmiechnęła się do Yasminy. - Miło mi było cię poznać. Zadzwoń, jeśli będziesz jechała we wtorek na zakupy. Albo w innym terminie - dodała, wiedząc, że nie będzie żadnego innego terminu. Yasmina także się podniosła i pocałowała Raszida w policzek.
11
- Polubiłam Bridget. Powinieneś częściej zapraszać takich gości. Widać, że dobrze się z sobą bawicie. Dopilnuję, żebyś spotkał się dzisiaj z Mikeilem. Powiódł Bridget przez tłum gości. Poziom hałasu zdecydowanie się podniósł. Była zaskoczona liczbą zgromadzonych osób. Na parkiecie panował nie mniejszy tłok. Zagrano wolną melodię. Raszid ujął Bridget i zaczęli poruszać się do rytmu. Czuła się jak w niebie. Oparła czoło o jego policzek, ich nogi ocierały się o siebie, czuła jego dłoń na swej talii. Stanowili jedność. - Rozumiem, że część oficjalna już jest zakończona -odezwała się po chwili.
S R
- Tak, mój ojciec w specjalnie dobranym gronie prowadzi teraz z ambasadorem poufne rozmowy gospodarcze i polityczne. Szczęśliwie nie muszę w tym uczestniczyć, bo temat nie dotyczy mojej dziedziny. -Twoja mama i Yasmina są niezwykle miłe. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze z nimi spotkać, nim wyjadę do Stanów. Gdy utwór dobiegł końca, Raszid przedstawił Bridget kilku znajomym. Kolejnych kilka piosenek przetańczyła z innymi partnerami, lecz nie wszyscy z nich mówili po angielsku. Jednak nie przeszkadzało jej to. Czuła się wspaniale. Uraz po przyjęciu z nieszczęsnym Richardem minął bezpowrotnie. Około północy Raszid znów poprosił ją do tańca. - Moja babcia pojechała już do domu, więc daj mi znać, kiedy będziesz chciała wracać - powiedział. - A jak długo jeszcze potrwa przyjęcie?
11
- Ambasador właśnie wyszedł. Moi rodzice również niedługo opuszczą pałac. Reszta gości będzie się bawić, dopóki sił starczy. - Jest cudownie, ale niedługo chciałabym wracać. Moje stopy nie wytrzymają już wiele. - Nigdy wcześniej tyle nie tańczyła. Buty wyglądały wspaniale, ale nie nadawały się do spędzenia wielu godzin na parkiecie. - Czy powinniśmy już iść? - Ależ nie! Chcę skończyć ten taniec. Pomyślała, że gdyby miała tańczyć tylko z nim, gotowa byłaby na każde cierpienie. Przyciągnął ją bliżej siebie. Miała wrażenie, że musnął wargami jej włosy. Odchyliła głowę, żeby spojrzeć na niego. Niewiele brakowało, a
S R
sama by go pocałowała. Przeżywała najwspanialsze chwile w swoim życiu. Ostatkiem woli powstrzymała się.
Raszid najwyraźniej odczytał jej myśli, bo łagodnie zbliżył usta do jej warg. Z rozkoszą odwzajemniła pocałunek.
Przez delikatny materiał czuła umięśnione ciało Raszida. Nie przejmowała się tłumem ludzi w sali balowej; pogodziła się z faktem, że przez kolejne dni będzie z bólem wracać do rzeczywistości. Teraz liczył się dla niej tylko on. Nagle, niczym wystrzał, zabrzmiał w jej uszach ostry głos Elizabeth: - Raszid, czy możesz zorganizować dla mnie samochód? Wychodzę. Mam dość Charlesa, który wciąż mnie poniża przy wszystkich. - Była bardzo zdenerwowana.
12
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Raszid wypuścił Bridget z objęć i odwrócił się ku Elizabeth. Widząc jej zagniewaną twarz, postanowił natychmiast wyprowadzić ją z sali. Bridget podążyła za nimi. - Zaraz wezwę samochód - oznajmił. - Powiedz, co się stało. Elizabeth miała łzy w oczach, ale złość wzięła górę. - Myślałam, że dziś będzie romantyczny wieczór i że Charles poprosi mnie o rękę, lecz okazało się, że on myśli tylko o Francesce Bianchetti. Poza tym flirtuje ze wszystkimi dziewczynami i ewidentnie mnie ignoruje. Mam dość, nie pozwolę tak się poniżać. Nie zamierzam tu zostać ani chwili dłużej.
S R
- Chodź. Wyjdźmy stąd. Bridget?
- Tak? Jestem gotowa, możemy iść. - Czuła się zażenowana tym, że jej kuzynka stała się przyczyną problemów Elizabeth. Ale wszyscy przecież wiedzieli, że Franceska tylko niewinnie flirtuje. Nie miała zamiaru nikogo skrzywdzić. Zresztą nie zamierzała się z nikim wiązać, bo to przeszkadzałoby jej w karierze.
W drodze Elizabeth milczała jak zaklęta. - Jeśli ci to odpowiada, chętnie odwiozę cię jutro na lotnisko powiedział Raszid, kiedy dotarli na miejsce. - Nie, stanowczo chcę wyjechać jeszcze tej nocy. - Głos nadal jej drżał. - Ale jest już po północy - zauważyła Bridget. -To bez znaczenia. Nie chcę tu zostać kolejnej nocy. Charles nie dba o moje uczucia. Im wcześniej wyjadę, tym lepiej. Zanim wróci, mnie już
12
tu nie będzie. Wielka szkoda, że ta twoja żmijowata kuzyneczka nie może go teraz pocieszyć - zakończyła zjadliwie. - Co takiego? - Bridget nie mogła uwierzyć własnym uszom. - Wystarczy! - ostro wkroczył Raszid. - Albo jesteś tak ślepy jak Charles, albo po prostu nic cię nie obchodzi. Tak bardzo zawróciła ci w głowie ta modelka, że racjonalne argumenty w ogóle do ciebie nie docierają? Franceska wykorzystuje ludzi wedle swoich potrzeb. Ciebie i Charlesa też. Pozwala, żebyś kupował jej kosztowne kreacje i zabierał na luksusowe wycieczki, a co daje ci w zamian? Zwaliła ci teraz na głowę swoją kuzynkę, której także musisz kupować drogie kreacje i stale dotrzymywać towarzystwa. Kogo jeszcze
S R
każe ci zabawiać: swoją babcię we Włoszech czy leciwą ciotkę? - Jakie kreacje? - Bridget oblał zimny pot. - Elizabeth, o czym ty mówisz?
- W jednej z nich właśnie paradujesz. Och, biedactwo, oczywiście nie wiesz, że to Raszid uregulował rachunek -zadrwiła. - Franceska mi je kupiła.
- Raszid, powiedz jej prawdę - zażądała Elizabeth. - Powiedz, jak Franceska uwielbia wydawać twoje pieniądze, zachowując się tak, jakby należały do niej. Przerażona Bridget spojrzała na szejka. - Nie kupiłeś mi tych ubrań, prawda? - Bridget, to był drobiazg. Cieszyłem się, że mogę ci je ofiarować. - Myślałam, że to Franceska zapłaciła. Nie mogę pozwolić, żebyś robił mi takie prezenty! - krzyknęła, nadal nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Była przekonana, że te ubrania dostała od kuzynki. Jak Franceska
12
mogła pozwolić, żeby Raszid za nie zapłacił? Przecież on mnie zupełnie nie znał, pomyślała. To nie był zwykły przyjacielski gest w stosunku do kuzynki bliskiej znajomej. Te ubrania kosztowały majątek! - To nie ma znaczenia - dodał coraz bardziej poirytowany. - A dla mnie ma! Zwrócę ci te pieniądze. Elizabeth zaśmiała się szyderczo. - Łatwiej mówić, niż zrobić, moja droga. Ta suknia haute couture, którą masz na sobie, kosztuje więcej niż wynosi roczna pensja bibliotekarki. A ta jedwabna bluzka, w której byłaś wczoraj... - Dość! - krzyknął Raszid. - Elizabeth, bądź tak dobra i zajmij się swoimi sprawami. Bridget, nie chcę nawet słyszeć o zwracaniu mi
S R
pieniędzy. Czy dobrze mnie zrozumiałyście?
Bridget skinęła głową. Próbowała przypomnieć sobie, jak to było w butiku. Kiedy zapytała kuzynkę, ta odpowiedziała, że zadbała o wszystko. Wynikało z tego, że to Franceska ureguluje rachunek. Nigdy nie przyjęłaby sukienek, za które zapłacił Raszid. Kuzynka postawiła ją w bardzo niezręcznej sytuacji. Pewnie była przyzwyczajona do przyjmowania drogich prezentów, ale Bridget bardzo się to nie podobało. - Nadal mam zamiar wyjechać tej nocy - odezwała się Elizabeth po chwili milczenia. - O tej porze nie ma żadnych lotów do Anglii - zauważył Raszid. - Więc znajdę hotel w pobliżu lotniska. Bridget wyjrzała przez okno. Przez chwilę pomyślała, że może i ona powinna wyjechać jeszcze tej samej nocy. Była zaskoczona i zawstydzona całą sytuacją. Czyżby wszyscy goście wiedzieli, że ubrania, które nosiła, zostały kupione przez Raszida? Wszyscy poza nią?
12
Raszid odesłał kierowcę po pozostałych gości, potem odprowadził Bridget i Elizabeth do domu. - Idę się spakować - oznajmiła Elizabeth. - Poczekaj, każę podstawić samochód o ósmej rano, wtedy pojedziesz na lotnisko. Nie mogę pozwolić, żebyś błąkała się po nocy nalegał Raszid. Zawahała się przez chwilę, po czym skinęła głową. - W porządku, ale z samego rana wyjeżdżam. - Wbiegła po schodach i zniknęła w swoim pokoju. Raszid spojrzał na Bridget. - Czy też chcesz już iść do siebie? A może zostaniesz ze mną przez
S R
chwilę? Masz ochotę coś zjeść lub wypić?
Pokręciła przecząco głową. Była zbyt zdenerwowana, by coś przełknąć.
- Za poczęstunek dziękuję, ale nie chce mi się jeszcze spać. Przerwała na chwilę. - A jeśli chodzi o sukienki... Położył jej palec na ustach.
- Bridget, to zamknięty temat. Mam nadzieję, że ci się podobają tak samo jak mnie. Wyglądasz w nich wspaniale. Poza tym Elizabeth grubo przesadziła, wcale nie kosztowały fortuny. Chodźmy. Dopóki goście nie przyjadą, możemy delektować się ciszą i spokojem. Bridget nie uważała, że sprawa jest zamknięta, ale uznała, że na razie powinna odpuścić, dlatego zmieniła temat. - Jak sądzisz, co zaszło między Charlesem i Elizabeth? Wyszli na taras. Świeże, nocne powietrze przyjemnie chłodziło. Przed sobą widzieli ogrodowe alejki.
12
- Po prostu Charles zwraca większą uwagę na inne kobiety, niżby sobie tego życzyła Elizabeth. Wiem, że przyjechała tu z nadzieją na oświadczyny, a on nie spełnił jej oczekiwań. - To brzmi bardzo cynicznie. Oświadczyny powinny być romantycznym przeżyciem, a nie tylko spełnieniem oczekiwań. - No cóż, nie krzyknął w duchu: „Żegnaj, wolności!" i nie porwał Elizabeth w ramiona, nie rzucił róż pod jej stopy, nie zorganizował wytwornej kolacji. To prawda, nic takiego nie zrobił. Roześmiała się. - Nie spodziewałabym się po Charlesie aż tak romantycznych gestów. A co do tej utraty wolności, to po prostu męska szowinistyczna bujda.
S R
- Popatrz na Mikeila. Nie może zrobić nawet kroku bez Yasminy. - A ja uważam, że to bardzo romantyczne. Wzajemnie się adorują. Spojrzała na ogród. - O takiej miłości kiedyś marzyłam - dodała cicho. - Dlaczego mówisz w czasie przeszłym?
- Och, nadal o tym marzę, ale wolę być sama, niż wyjść za mąż bez miłości. - Albo kiedy miłość jest tylko jednostronna, jak w przypadku mojej mamy, pomyślała. - Przejdźmy się po ogrodzie - zaproponował. - Takie ciepłe noce nie będą trwały wiecznie. Podał jej ramię i ruszyli w ciemność. W powietrzu unosiła się woń jaśminu. Wiatr szumiał delikatnie w liściach drzew. Bridget chciałaby zapamiętać te chwile na zawsze. - Podobało ci się przyjęcie? - zapytał po chwili.
12
- Nadspodziewanie. Dziękuję, że mnie zaprosiłeś. Będę miała o czym opowiadać moim przyjaciołom, kiedy wrócę do domu. I jeszcze raz dziękuję ci, że mnie tak wspaniale ugościłeś. To pomogło mi przetrwać trudne dni po pogrzebie taty. Zatrzymał się, otoczył dłońmi jej twarz. - To, że przebywasz pod moim dachem, sprawia mi wielką radość, Bridget. Pamiętaj o tym. A potem ją pocałował. Odwzajemniła pieszczotę. Raszid przytulił Bridget, przeczesywał palcami jej włosy. - Tak bardzo tego pragnąłem. - Wodził palcami po jej skórze. -
S R
Chciałbym widzieć, jak zasypiasz na moich poduszkach i jak budzisz się rano. Zostań ze mną dłużej, Bridget. Wszyscy wyjadą w środę, ale ty zostań choćby tylko kilka dni.
Odsunęła się od niego i przyglądała mu się w skupieniu. Proponował jej romans... Czy fakt, że pozwoliła się pocałować, upoważniał go do tego? - Nie, nie mogę zostać. Muszę wracać do domu. - Cofnęła się jeszcze jeden krok. Pragnęła, żeby rozwiał wszystkie jej wątpliwości, by wyznał miłość, by się jej oświadczył. I że pragnie mieć z nią dzieci. - Przecież nic pilnego nie czeka na ciebie w San Francisco. Zostań choćby jeden, dwa dni - nalegał. Nie miała wątpliwości, że nie może liczyć na wyznanie miłości. O tym mogła jedynie pomarzyć. Pragnęła, aby wszystko było prostsze i żeby tak bardzo jej na nim nie zależało. Chciała przyjąć jego zaproszenie i nie martwić się o konsekwencje.
12
Ale nie mogła. Gdyby została, zakochałaby się w nim jeszcze mocniej. A on jej przecież nie kochał. Nie chciała podzielić losu swojej matki, która cierpiała z powodu nieodwzajemnionego uczucia. To by było zbyt trudne. - Goście wrócili - odezwał się. Nerwowym ruchem poprawiła włosy. - Nie mogę im się pokazać w tym stanie. Zmarszczył czoło, ale po chwili zaproponował: - W porządku, zostań tutaj. Odeślę ich na górę, a wtedy wyjdziesz niezauważona. Bridget z ukrycia obserwowała wracających gości. Charles i Jack kłócili się, a Marie ziewała, nie kryjąc zmęczenia. Raszid porozmawiał z
S R
nimi chwilę, potem wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Czy dokonała właściwego wyboru? Na ustach nadal czuła smak pocałunku. Nigdy nie doświadczyła tak głębokiego uczucia. To było jak bajka. Oczywiście kiedy wróci do domu, będzie musiała zapomnieć o wszystkim, co teraz tak mocno ją poruszało.
Ponownie przygładziła włosy i weszła do salonu. W całym domu panowała cisza. Ruszyła po schodach, czując się tak, jakby wracała z tajnej schadzki. Była bardzo zmęczona i zdezorientowana. Marzyła tylko o tym, żeby się położyć. Tej nocy nie spała zbyt dobrze. Rano wstała dość wcześnie. Chciała spędzić dzień na plaży i porządnie się zrelaksować. Raszid wspomniał, że Mo mógłby także wybrać się z nimi, postanowiła więc bawić się z chłopcem, natomiast jego ojca ignorować. Następnego dnia spakuje się i przygotuje do środowego wyjazdu. Wcześniej musi jeszcze potwierdzić rezerwację.
12
Na schodach spotkała Elizabeth. Widać było, że jest gotowa do podróży. - Elizabeth, jak potwierdziłaś rezerwację swojego lotu? - zapytała, podchodząc bliżej. - Telefonicznie. - Z wysoko uniesioną głową minęła Bridget i zaczęła schodzić na dół. Jej podkrążone oczy zdradzały, że przepłakała całą noc. - Czy operator mówi po angielsku? - dopytywała się. - Kiedy wybierzesz numer, poproś, żeby przełączyli cię do osoby znającej angielski. Będziesz musiała użyć telefonu w gabinecie Raszida. Odwróciła się w stronę Bridget. - Przepraszam za to, co powiedziałam wczoraj. Teraz już wiem, że kuzynka pozwoliła Raszidowi zapłacić za
S R
twoje ubrania bez twojej wiedzy. Nie zrobiłaś niczego złego i przepraszam, że oceniłam cię tą samą miarą co Franceskę. - A mnie jest bardzo przykro, że przysporzyła ci tylu problemów. - Mnie także. - Oczy Elizabeth ponownie napełniły się łzami. Odwróciła się i wyszła.
Bridget patrzyła za nią przez chwilę. Było jeszcze wcześnie, ale Mo zapewne już się obudził. Mogłaby zjeść z nim śniadanie i uniknąć dyskusji, jaka zapewne się rozpęta, gdy pozostali goście dowiedzą się o nagłym wyjeździe Elizabeth. Już sobie wyobrażała te spekulacje! Ciekawe, czy Charles w ogóle zauważy jej nieobecność. Mo na jej widok zareagował spontanicznym wybuchem radości. Rozmawiali wesoło podczas śniadania, ale Bridget cały czas miała nadzieję, że Raszid także do nich dołączy. Chyba pakuję się w to samo, w co wplątała się moja matka, pomyślała. Próbowała uszczęśliwić ojca, mając nadzieję, że pokocha ją tak
12
mocno, jak kochał piękną Isabellę. Związek z Raszidem wyglądał bardzo podobnie. Poza tą drobną różnicą, że Raszid nie poprosił jej o rękę. Najwyraźniej był nią zauroczony i nie krył tego, ale to był jedynie pociąg fizyczny. Z całą pewnością kochał pierwszą żonę i raczej nie rozglądał się za następną. Wszystko, co sobie wyobrażała, to były jedynie jej pobożne życzenia. Powinna zbierać się do domu. Tam czekało na nią prawdziwe życie. - Często chodzisz nad morze? - spytał Mo. - Alaya pokazała mi, gdzie mieszkasz. To tuż przy wodzie. - Sam Francisco leży na końcu półwyspu, więc rzeczywiście jest
S R
otoczone wodą. Ale nie chodzę zbyt często na plażę. Woda jest bardzo zimna. Nie tak cieplutka jak w Morzu Śródziemnym. - Mnie też czasem jest zimno, kiedy długo pływam. - Więc rozumiesz, dlaczego nie chodzę zbyt często nad ocean. A ty lubisz plażę?
- Bardzo. Buduję zamki z piasku, kopię głębokie doły i nurkuję w falach tak jak tata.
- Jesteś świetnym pływakiem. Ale nie oddalaj się za bardzo od brzegu. - Nie, tata nie mógłby mnie znaleźć i martwiłby się o mnie. Bridget uśmiechnęła się do chłopca. Najwyraźniej ktoś wielokrotnie już go ostrzegał. Wszyscy zgromadzili się w holu gotowi do wyjścia. Raszid rozmieszczał gości w samochodach. Kiedy powiedział, że on i Bridget pojadą jego sportowym autem, Marie uśmiechnęła się tajemniczo. Jack
12
zaoferował, że potem odprowadzi jego samochód. Charles stał z nieszczęśliwą miną. Bridget zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, nie uczestnicząc w śniadaniu, bo nie do końca rozumiała całą sytuację. Może Marie powie jej później, co ją ominęło. Podróż nad morze była zachwycająca. Wiatr rozwiewał jej włosy, a słońce ogrzewało ramiona. Widok zapierał dech w piersi, czuła się wolna i radosna. Bridget pomyślała, że po powrocie do domu powinna kupić sobie kabriolet. Tyle że samotna jazda to jednak nie to samo. - Wyglądasz na zasmuconą. Co się stało? - zapytał Raszid, zerkając na nią.
S R
- Cóż, wspaniałe wakacje dobiegają już końca. Muszę potwierdzić rezerwację lotu na środę.
- Chciałbym, żebyś została.
- Spędziłam tu cudowne chwile. W San Francisco będę za nimi tęskniła. - I za tobą, pomyślała.
- Więc nie jedź jeszcze. Zostań, Bridget. Proszę, zostań ze mną. - Na jak długo? - Błagam, powiedz, że na zawsze, krzyczała w myślach. Powiedz, że mnie kochasz, marzyła. - Tak długo, jak oboje będziemy tego chcieli. Przynajmniej przez całe lato. Pokażę ci całe Aboul Sari, zabiorę cię na jacht. Kiedy inni wyjadą, moja babcia także wróci do domu. Będziemy sami, tylko ja i ty. -I Mo - poprawiła go. - Dziękuję za propozycję, ale muszę wracać do domu. - Nie odrzucaj mojej prośby bez przemyślenia - niemal zażądał.
13
- W porządku. Najpierw trochę pomyślę, i dopiero potem odrzucę twoją propozycję. Miała nadzieję, że zabrzmiało to zabawnie. Nie chciała, żeby wyczuł, jak wielkie targają nią rozterki. Nie doczekała się jednak miłosnej deklaracji, a na jednostronny związek nie zamierzała się zgodzić.
13
ROZDZIAŁ JEDENASTY Kiedy dojechali na plażę, przy drodze stało już kilka samochodów. Przed nimi rozpościerał się pas pięknej plaży o białym piasku, a nieco dalej mieniły się błękitem wody Morza Śródziemnego. Plaża była prawie pusta. Stało na niej dosłownie kilka krzeseł i namiot osłaniający stoliki z jedzeniem. - Jak tu pięknie! - zachwyciła się, gdy Raszid zatrzymał samochód. Ale dlaczego nie ma tu tłumu turystów? - To prywatna plaża, należy do mojej rodziny. Rozejrzała się wkoło. Aż po horyzont widać było tylko
S R
piasek i czyste niebo. I to wszystko należało tylko do jednej rodziny. Ledwie mogła to objąć myślami.
Chwyciła torbę i ruszyła za Raszidem. Pod stopami czuła ciepły piasek. Szli w kierunku namiotu, obok którego leżały plażowe ręczniki. Nigdy nie wyobrażała sobie, że kiedyś znajdzie się w tak pięknym miejscu. Czasem z przyjaciółmi chodziła nad ocean, ale plaża koło San Francisco była pusta tylko podczas paskudnej pogody. Wkrótce dołączyła do nich reszta towarzystwa. Podekscytowany Mo wprost rwał się do kąpieli, więc Bridget chwyciła go za rękę i powędrowali w stronę wody. Czuła się jak w raju. Pieściły ją słoneczne promienie,muskały cudownie chłodne fale, a nad nią roztaczał się lazur nieba. Baraszkowali w wodzie we troje do chwili, aż Mo poczuł się zmęczony. Raszid odesłał chłopca do Alayi, potem zaczął płynąć tuż obok Bridget.
13
- Tu jest tak przyjemnie - mruknęła, kładąc się na plecach. - O wiele przyjemniej niż w San Francisco. - Kolejny powód, aby tu zostać - stwierdził. Straciła równowagę i zanurzyła się. Raszid był tuż obok, szybciej, niż się spodziewała, i pomógł jej wypłynąć na powierzchnię. - Morze to nie jedyny powód, dla którego chciałabym tu zostać. - To dobrze. - Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Poczuła, że jej ciało przebiegają dreszcze. Otoczyła go ramionami i przyciągnęła bliżej. Miał na sobie obcisłe kąpielówki, a ona tylko skromny dwuczęściowy kostium. Dotyk nagiej skóry spotęgował ich doznania. Po raz kolejny Bridget zamarzyła, żeby Raszid kochał ją tak mocno, jak ona kochała jego.
S R
Chciała poznać każdy centymetr jego ciała. Wiedziała, że jej życie będzie spełnione tylko wtedy, kiedy na zawsze połączy się z tym mężczyzną. Gdy ich nogi złączyły się pod wodą, gdy zdawały się pękać wszelkie bariery, na plaży rozległ się jakiś hałas. Z trudem odsunęła się od Raszida, przerywając pocałunek.
Szejk patrzył jej głęboko w oczy. Mimo że dzień był upalny, zadrżała, widząc w jego ciemnych oczach pożądanie, którego nawet nie próbował ukryć. - Twoi goście pewnie się zastanawiają, co my tu robimy - zagadnęła, tuszując rosnące w niej emocje. Jej piersi ocierały się o jego tors, ich nogi nadal były splątane. - Jeśli mają oczy, to sami zobaczą; - Świetnie. - Pochyliła głowę, opierając czoło o jego czoło. - Myślę, że powinnam wyjść z wody. - W ucieczkach jesteś niezrównana - droczył się.
13
- Kiedy coś nas przerasta, ucieczka bywa najlepszym rozwiązaniem. Dopłynęła do brzegu i wyszła z wody, a potem ruszyła w stronę namiotu, owijając się ręcznikiem, który podał jej służący. Stanęła w cieniu namiotu, popijając orzeźwiający napój, i przyglądała się Raszidowi. Jego umięśnione ramiona gładko przecinały taflę wody. Był doskonałym pływakiem. Wspaniale też całuje, pomyślała, nadal czując przyspieszone bicie serca. Rozejrzała się wokoło. Mo przy pomocy Alayi budował wielki zamek z piasku. Był całkowicie pochłonięty zabawą. Podeszła w stronę leżaków. Jack i Marie siedzieli obok siebie.
S R
Charles usiadł trochę dalej. Głęboko zadumany, wpatrywał się w morze niewidzącym wzrokiem, najpewniej niczego więc nie zauważył. - Przyznaj, że to ma sens. Zawsze uważałem, że powinien mieć więcej dzieci - usłyszała słowa Jacka. - Ona lubi jego syna, co ma wielkie znaczenie, poza tym oboje są urodziwi i inteligentni, więc mogą mieć świetne dzieciaki. Widać też, że jego styl życia całkiem jej odpowiada. Marie spokojnie leżała na plecach, oczy miała zamknięte i opalała się. - Kobietom nie wystarcza tylko rola matki - mruknęła. - Cóż, jego pieniądze dadzą Bridget wszystko, czego zapragnie. Zamarła. Domyśliła się oczywiście, że mowa jest o Raszidzie i o niej, teraz jednak zyskała pewność. Nie chodziło o jakąś arystokratkę wybraną przez rodzinę al Halzidów, tylko o nią. - Może pieniądze nie są aż tak ważne. Jej ojciec dorobił się na tych restauracjach i na pewno zostawił jej w spadku całkiem niezłą fortunkę.
13
Widać, że Bridget nie lubi szastać forsą, ale ma na wszystko, czego potrzebuje - odpowiedziała Marie. - Ale nie tyle, ile może zapewnić jej Raszid. Założę się, że oświadczy się, zanim wyjedziemy. Jak na nich patrzę, coraz bardziej nabieram pewności, że doskonale do siebie pasują. Stale widać ich razem. Muszą mieć wspólne tematy do rozmowy. Bridget jest miła i bystra, odnosi się przyjaźnie do ludzi, ale myślę, że nie brak jej temperamentu i silnej woli. A Raszid nie znosi bezwolnych i głupich kobiet. A w Bridget znalazł to, co lubi i ceni. - Chyba nie myślisz, że się w niej zakochał? - Tego nie wiem, ale jest nią zauroczony. A to by wystarczyło.
S R
Bridget wiedziała, że nie powinna podsłuchiwać, ale była bardzo ciekawa finału tej rozmowy.
- Naprawdę uważasz, że to wystarczy? - zdumiała się Marie. - Ja nie mam dziecka, które potrzebuje matki. - Mo świetnie sobie bez niej radzi.
- Tak, na szczęście sobie radzi, ale każde dziecko potrzebuje matki. To jak, zakładasz się?
- Stoi. Moim zdaniem Raszid nie oświadczy się przed jej wyjazdem. - A jeśli to zrobi? - Będę gotowała obiady przez najbliższy miesiąc. Jack zastanawiał się chwilę. Bridget bała się poruszyć, aby nie wyczuli jej obecności. - Prawdę mówiąc, jeśli wygram, chciałbym coś innego. Marie spojrzała na niego. - Co takiego?
13
- Nie obiady. Mam nadzieję, że będziesz je robiła tak czy siak... jako moja żona. Marie usiadła zaskoczona, wpatrując się w Jacka, który miał bardzo niepewną minę. Byli tak sobą zajęci, że Bridget mogła niepostrzeżenie wycofać się poza namiot. Była zszokowana tym, jaki cel naprawdę przyświecał Raszidowi. W każdym razie tak uważał Jack, a znał go przecież najlepiej ze wszystkich. Czyżby miał rację? Czyżby szejkowi chodziło tylko i wyłącznie o zastępczą matkę dla swego syna? Brzmiało to bardzo prawdopodobnie. Po chwili uznała, że inaczej nie da się wytłumaczyć postępowania
S R
Raszida wobec niej. Szczerze polubiła Mo, więc postanowił zrobić z tego użytek.
Być może się myliła, być może poczuł coś do niej jako kobiety... ale nie, to tylko złudzenia.
Gdyby mogła natychmiast wyjechać, zrobiłaby to bez wahania. Charles wyszedł z namiotu i podszedł do służącego. - Muszę wrócić do domu po swoje rzeczy, a potem pojechać na lotnisko - oświadczył. - Oczywiście, proszę pana. Samochód czeka. - Zaczekaj! - krzyknęła Bridget. - Chcę wrócić z tobą. - Planowała wyjazd za dwa dni, ale nie zamierzała jeszcze bardziej się ośmieszyć. Czuła się poniżona. Nie chciała słyszeć obłudnych oświadczyn Raszida. Pokochała Mo, ale nie mogła niszczyć siebie. Nie mogła skazywać się na cierpienia swojej matki. Charles patrzył na nią zaskoczony, jakby widział ją po raz pierwszy.
13
- Wyjeżdżam, Bridget. Elizabeth miała rację, postępowałem jak... Ech, szkoda słów. Muszę wszystko naprawić. Mam nadzieję, że mnie wysłucha i wybaczy. - Czy mogę zabrać się z tobą na lotnisko? - Może uda się jej przebukować bilet, a jak nie, to zatrzyma się w hotelu. W każdym razie jej wizyta u szejka dobiegła już końca. - Powiedz Jego Ekscelencji, że mnie wezwano - zwróciła się do służącego. Zarzuciła na siebie ubranie, włożyła buty i zabrała torbę. Jestem gotowa - zawołała do Charlesa. Kiedy dotarli do willi, pomógł jej wysiąść z samochodu. - Poczekaj na mnie, muszę się jeszcze spakować - poprosiła i pobiegła do pokoju.
S R
Wzięła szybki prysznic i przebrała się. W niecałe pięć minut spakowała ubrania, tylko te, z którymi przyjechała, i była gotowa. Spojrzała ostatni raz na pokój i wybiegła przed drzwi frontowe. Wkrótce ruszyli w drogę.
- Niegrzecznie jest wyjeżdżać bez pożegnania - stwierdził Charles. - A ty się pożegnałeś? Pokręcił przecząco głową. - No to oboje będziemy uznani za niegrzecznych - odparła, żałując, że jej wizyta nie zakończyła się inaczej. Popatrzyła za siebie, chcąc zatrzymać ten obraz w pamięci. Nagle poczuła, że serce jej ściska się z bólu. Będzie musiała napisać list do Mo, pani al Besoud i Raszida z jakąś wymówką, ale więcej tu nie wróci. Musi być silna. Wyprostowała się, zebrała w sobie. Wiedziała, że odkąd poznała Raszida, jej życie już nigdy nie będzie takie samo.
13
- Jak to wyjechała? - zapytał Raszid ostro. Służący skulił się. - Sprawdziłem pokój. Jest tam trochę ubrań, ale wszystko, z czym pani przyjechała, zniknęło. Także walizka, torebka i kosmetyki. Niczego nie ma. Raszid wszedł do pokoju Bridget. Było popołudnie. Nie widział jej, odkąd tak nagle wyszła z plaży. Po lunchu, który zjadł z Jackiem i Marie, wrócił do domu i zaczął jej szukać. Kiedy zapytał jednego ze służących, czy wszystko u niej w porządku, dowiedział się, że wyjechała. Czyżby zabrała się z Charlesem? - zastanawiał się. To jedyne wytłumaczenie, bo żaden inny samochód dzisiaj nie wyjeżdżał do miasta. Zapytał kierowcę i ten potwierdził, że odwiózł dwoje gości na lotnisko.
S R
A więc wyjechała. Bez słowa wyjaśnienia. Bez pożegnania. Zacisnął pięści. Chciał, aby została dłużej. Źle pokierował całą sprawą.
Wrócił do jej pokoju. Otworzył drzwi i stał tak przez kilka minut, jakby miał nadzieję, że zaraz ją zobaczy, jak wstaje z fotela lub wychodzi z łazienki. Pokój był jednak pusty. Podszedł do szafy, otworzył ją. Bridget nie wzięła niczego, za co on zapłacił. Była bardzo zażenowana, kiedy dowiedziała się, że to on kupił te rzeczy, no i wymyśliła sposób, by wybrnąć z niezręcznej sytuacji. Trudno. Musi wracać do innych gości. Bridget wybrała swoją drogę. Chciałby, żeby było inaczej, ale nie miał na to wpływu. Powoli wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
13
ROZDZIAŁ DWUNASTY Minął miesiąc, odkąd Bridget wróciła do domu. Przy pomocy przyjaciół zdołała przebrnąć przez formalności, które należało załatwić po śmierci taty, i powoli wracała do normalnego życia. Garnitury ojca, jego koszule i jedwabne krawaty zostały przekazane dla organizacji Nowa Szansa, zbierającej dobrej klasy ubrania dla osób, które nagle znalazły się w trudnej sytuacji, a teraz potrzebują eleganckich strojów, aby ubiegać się o pracę i rozpocząć nowe życie. Resztę rzeczy oddała bezdomnym. Antonio wziął kilka pamiątek, na których mu szczególnie zależało.
S R
Zaproponował też, by prowadziła jedną z restauracji Rossich, jednak odrzuciła tę ofertę, bo zupełnie nie widziała siebie w tej roli. Oczywiście zachowała udziały w rodzinnym przedsiębiorstwie, lecz zarząd nad spółką scedowała na brata, a sama zamierzała nadal pracować w bibliotece. Była teraz w domu rodzinnym, zastanawiając się, czy chce go wynająć, czy przenieść się tu z powrotem. Nic się nie układało tak jak należy.
Po powrocie do San Francisco napisała list do Raszida, dołączając notkę dla Saliny i Mo. Nie znała niestety adresu, napisała więc na kopercie imię, nazwisko, kraj i stolicę, mając nadzieję, że list dotrze do adresata. Przecież wszyscy w Aboul Sari znali syna władcy. Nie miała jednak pewności, czy wiadomość dotarła na miejsce. Jej miłość do Raszida wcale nie zmalała, gdy rozdzielił ich ocean. Bridget miała nadzieję, że czas osłabi jej uczucia. Zabawne, że czekała na miłość tak długo, a kiedy ją wreszcie znalazła, musiała odwrócić się do
13
niej plecami i odejść. Życie nie zawsze jest w porządku. Jej matka zapewne dobrze o tym wiedziała. Ponoć jednak czas leczy rany. Marzyła, żeby mijał jak najszybciej. Czasem przyłapywała się na tym, że wspomina każdą chwilę spędzoną z Raszidem, sposób, w jaki na nią patrzył, jak się śmiał, jak całował namiętnie. Pewnego dnia przestanę wyobrażać sobie, że każdy ciemnowłosy mężczyzna to Raszid, obiecała sobie. Jak na przykład ten, który teraz wchodzi po schodach. Nagle zauważyła na ulicy czarną limuzynę i znajomo wyglądającego ochroniarza, który stał przy schodach z walizką w dłoni.
S R
Dobry Boże, to naprawdę Raszid!
Podbiegła do drzwi, zanim zdążył zapukać. Otworzyła je szeroko, nadal zaskoczona, że go widzi.
- Witaj, Bridget. - Ukłonił się.
- Raszid, co cię tu sprowadza?
- Miałem zamiar najpierw zadzwonić i uprzedzić, ale pomyślałem, że być może nie zechcesz mnie przyjąć. Musiałem bardzo cię urazić, skoro wyjechałaś tak nagle. - Nie, wcale mnie nie obraziłeś. Wyjechałam z innego powodu. A raczej z wielu powodów. Pstryknął palcami, a ochroniarz przyniósł walizkę i postawił ją u stóp Bridget. - Zapomniałaś kilku rzeczy - powiedział. Spojrzała na walizkę. Wiedziała, że są w niej ubrania, które jej kupił. - Uznałam, że nie powinnam ich zabierać.
14
- Ale one należą do ciebie. Jeśli przyjmiesz je tylko wtedy, kiedy za nie zapłacisz, dobrze, zrób to. Ale nie kosztowały wiele i będzie dla mnie prawdziwą przyjemnością, jeśli je weźmiesz. - Dziękuję. - Była ciekawa, jaki jest prawdziwy powód jego wizyty. Przecież nie przyjechał z Aboul Sari tylko po to, by przywieźć jej sukienki. Mógł je przysłać albo komuś oddać. - Bridget, zaprosisz mnie do środka? - Och tak! Oczywiście. Wejdź, proszę. Może twoi ludzie także wejdą? - Nie, nie ma takiej ma potrzeby. Kiedy przeszli do salonu, Bridget zdała sobie sprawę, że na środku
S R
pokoju zostawiła odkurzacz. Rozważania o Raszidzie snuła bowiem w trakcie robienia porządków.
Jednak zdawał się tego nie zauważać.
Nie wiedziała, dlaczego tu przyjechał, ale jego obecność bardzo ją cieszyła. Znów czuła jego bliskość.
Och, jak bardzo pragnęła, żeby wszystko potoczyło się inaczej. - Dostałeś mój list? - spytała.
- Tak. Także moja babcia i Mo. Bardzo za tobą tęsknią. To było... Źle się stało, że się z nimi nie pożegnałaś... - Wiem i bardzo mi przykro. To było niegrzeczne. Charles również zwrócił mi na to uwagę. Jednak musiałam wyjechać. Po prostu... musiałam. - Pewnie tak. Spojrzała na niego. Nie, nie miał pojęcia, dlaczego to zrobiła. I była pewna, że tak już zostanie.
14
- Usiądź, proszę. Napijesz się czegoś? Może kawy? - Nie, dziękuję. Usiądź przy mnie. Zawahała się. - Dlaczego tu przyjechałeś? Usiadł na sofie, przez chwilę przyglądał się swoim wypolerowanym butom. - Mo był bardzo rozczarowany, kiedy zorientował się, że wyjechałaś tak niespodziewanie. Usiadła na sofie w bezpiecznej odległości. - Przecież włożyłam do koperty również krótki liścik dla niego. - Co skłoniło cię do wyjazdu? Pocałunek w morzu? Zaproszenie, żebyś została dłużej?
S R
Czuła, że serce łomocze jej w piersi. Wolała nie podawać mu prawdziwych powodów swego wyjazdu. Przyglądał jej się przez chwilę. - Jack i Marie sugerowali, że coś między nami było - powiedział wreszcie.
- Coś między nami? - Nerwowo przełknęła ślinę. Chwycił ją za rękę. - Wiem, co myślisz. Uważasz, że zgodzę się na żonę, którą narzucą mi rodzice, bo sam nie potrafię dokonać wyboru. Otóż mylisz się. Zrobiłem tak wcześniej, ale byłem bardzo młody i nic nie wiedziałem o życiu, dlatego poddałem się odwiecznemu obyczajowi. Potraktowałem jednak moje małżeństwo z jak największą powagą. Nauczyłem się kochać Fatimę i kochałem ją aż do śmierci. Nie znieważyłbym mojej przyszłej żony, nie kochając jej tak samo mocno. - Co masz na myśli? - Ze zdumienia szeroko otworzyła oczy.
14
- Bridget Rossi, czy zostaniesz moją żoną? Chcę być twoim mężem i przyrzekam ci wierność aż do końca naszych dni. Chciał ją poślubić? Uważał ją za odpowiednią kandydatkę na żonę? A rozmowa, którą podsłuchała na plaży? - Doceniam twoją propozycję, ale... - Tym razem nie kieruję się wyborem moich rodziców, tylko własnym. Coś jej się nie zgadzało, a uścisk jego dłoni wcale nie ułatwiał zadania. Myślała tylko o tym, jak bardzo pragnie, aby przyciągnął ją do siebie i pocałował. Jeśli naprawdę jej pragnie, dlaczego tego nie robi? - Zapewne twoi rodzice nie uznają mnie za odpowiednią kandydatkę
S R
- odparła, próbując zebrać myśli.
- Ja uważam, że jesteś doskonałą kandydatką. Jesteś piękna, mądra, uczciwa... Ale widzisz, to można powiedzieć o wielu kobietach, lecz nie tym należy się kierować, kiedy myśli się o małżeństwie. - A czym? - zapytała drżącym głosem, zastanawiając się, czy Raszid słyszy, jak głośno bije jej serce. - Miłością.
Przyglądała mu się uważnie. - Miłość? Myślałam, że kochałeś Fatimę. - Kochałem, ale to się zmieniło w dniu, kiedy wyjechałaś. - Przestałeś ją kochać, kiedy wyjechałam? - Po twoim wyjeździe czułem się zagubiony. Nie byłem w stanie pracować, bo martwiłem się o ciebie. Nie mogłem spać w nocy, bo o tobie marzyłem. Nie cieszyły mnie nawet zabawy z moim synem, bo
14
wspominałem, jak ty się z nim bawiłaś. I jak wszystkim było weselej, kiedy byliśmy razem. - Raszid... - Kiedy wyjechałaś, zrozumiałem, że zabrałaś z sobą moje serce. Ostatni miesiąc był dla mnie prawdziwym piekłem. Ta miłość, tak wielka i ostateczna, bardzo mnie zaskoczyła. Zdałem sobie sprawę, że należę do kobiety, którą ledwie co poznałem. I nawet nie wiem, czy ona mnie lubi, nie mówiąc już o tym, czy odwzajemnia moje uczucia. - Przerwał na chwilę. - Jeśli jednak tak jest, to proszę cię, zostań moją żoną. - Och, Raszid! Zarzuciła mu ręce na szyję. Ich spragnione miłości usta połączył
S R
pocałunek. Po chwili oparli się o siebie czołami. - Czy to ma oznaczać „tak"? - zapytał.
- Tak, tak, tak! Po tysiąckroć. Kocham cię.
- Ja także cię kocham. - Ponownie ją pocałował. - Jak szybko możemy się pobrać?
- Jak tylko da się wszystko przygotować. Wprost nie mogę w to uwierzyć. - Patrzyła na niego niepewnie. - Jesteś pewny, że mnie kochasz? Pamiętaj, co ci mówiłam. Mój ojciec całe życie kochał swoją pierwszą żonę, choć po jej śmierci poślubił moją matkę i przeżyli razem ponad dwadzieścia lat. - Nie jestem twoim ojcem. Kochałem Fatimę, ale ona odeszła. Jej pamięć zawsze pozostanie w mym sercu, nigdy nie zapomnę, że dała mi Mo, lecz Fatima nie należy już do naszego świata. - Spojrzał na Bridget. Tamta miłość wynikała z obowiązku, z powagi małżeństwa. A miłość do ciebie, Bridget, spłynęła na mnie jak dar niebios, jak powiew burzy, jak
14
uderzenie gromu. Jest żywiołem, który mną włada, wobec którego jestem bezbronny. I cieszę się z tej bezbronności, bo dzięki niej doznaję prawdziwego szczęścia. - Cały czas zatapiał w niej spojrzenie. - Powiedz jeszcze raz, że i ty mnie kochasz. Uśmiechnęła się. - Będę ci to mówiła sto razy dziennie. Kocham cię. Pokochałam cię w dniu, kiedy tak serdecznie zaprosiłeś mnie do swego domu, bym łatwiej zniosła smutek po śmierci taty. Byłeś dla mnie taki dobry. Nikt z mojej rodziny nie potrafił mnie zrozumieć, ale ty rozumiałeś mnie doskonale. Czas spędzony w Aboul Sari tylko pogłębił me uczucia. Kiedy wyjeżdżałam, bałam się, że serce mi pęknie. - Rozejrzała się po pokoju, po
S R
domu, w którym spędziła swoje dzieciństwo. - W takim razie chyba jednak sprzedam ten dom.
- Tylko jeśli tego naprawdę chcesz. Może jednak zostawisz go dla któregoś z naszych dzieci. Może będą chciały mieszkać w San Francisco. Uśmiechnęła się do niego. - Jedno z naszych dzieci?
- Mówiłaś, że chcesz mieć co najmniej szóstkę. Jeśli okażą się tak cudowne jak Mo, nasze życie będzie jednym wielkim pasmem szczęścia. - Już sama myśl, że będę z tobą, napawa mnie szczęściem, a jeszcze ta nasza gromadka dzieci... Raszid, jakie to cudowne! - Tak, wspaniała wizja. Możemy mieć tyle dzieci, ile tylko zapragniesz. - Przycisnął jej dłoń do ust. - Twój wyjazd przekonał mnie, że musisz zostać moją żoną. Bez ciebie nic nie ma sensu. Kocham cię, Bridget. Chcę, żebyś dzieliła ze mną życie.
14
Rok później Franceska pochyliła się nad łóżeczkiem, w którym leżała maleńka dziewczynka zawinięta w biały kocyk. - A więc znalazłaś miłość swego życia? - zapytała, patrząc na kuzynkę. - Tak, i jestem bardzo szczęśliwa! Pewnie czujesz się jak wróżka z bajki, skoro nas sobie przedstawiłaś? - Nigdy się nie spodziewałam, że przypadnie mi taka rola - odparła Franceska, gładząc różowy policzek dziewczynki. - Raszid podjął decyzję, gdy tylko cię poznał. Wiem, że nadal tęsknisz za ojcem, ale pomyśl, przecież twoja córeczka to jego sprawka. Gdyby nie upierał się tak twardo, że macie pochować go we Włoszech, nigdy byś nie poznała Raszida. Wujek Paolo tak cię kochał, że nawet po śmierci zadbał o swoją małą Bridget. - Och, Francesko, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby tak było naprawdę. Często myślę o tacie, ale już nie rozpaczam. Po prostu jestem szczęśliwa. - Uśmiechnęła się. - Ale brak mi ciebie. Aboul Sari jest znacznie bliżej Włoch niż San Francisco. Przyjeżdżaj do nas częściej. - Zostanę, dopóki twoje radosne gruchanie nie wyprowadzi mnie z równowagi. Ale obiecuję, będę was częściej odwiedzać. Miło pogrzać się w waszym ciepełku. Muszę przyznać, że stanowicie wyjątkową parę. Wprost promieniejecie najszczerszą miłością. Przy was człowiek nabiera dobrej energii. - Jesteś moją najukochańszą kuzynką. Cieszę się, że możemy przekazać ci trochę naszej radości. - Bridget uśmiechnęła się do Raszida, który właśnie stanął w drzwiach.
14
- To prawda, Francesko. Promieniejemy miłością - potwierdził. Bridget z bijącym sercem zajrzała mu w oczy. Miała nadzieję, że tak już będzie zawsze.
S R 14