1 Spis treści I. DRAMAT UDANEGO DZIECKA -
JAK STALIŚMY SIĘ PSYCHOTERAPEUTAMI Wszystko lepsze od prawdy Biedne bogate dziecko Utracony
świat uczuć
W poszukiwaniu prawdziwego Ja Sytuacja psychoterapeuty Złoty
mózg
II. DEPRESJA I MANIA WIELKOŚCI SKUTKI ODRZUCENIA BOLESNEJ PRAWDY Losy dziecięcych potrzeb Zdrowy rozwój Zaburzenia Iluzja
miłości
Mania wielkości jako forma Depresja - rewers manii
samookłamywania
wielkości
Depresja jako forma wyparcia prawdziwego Ja Depresyjne fazy w trakcie terapii Funkcja sygnalizacyj na „Zamazywanie" prawdy Emocjonalna „ciąSa" Konfrontacja z rodzicami
Wewnętrzne więzienie
Społeczny
aspekt depresji
Legenda o Narcyzie 2
III.PIEKIELNE KOŁO POGARDY UPOKORZENIE, POGARDZANIE SŁABOŚCIĄ I CO DALEJ? Przykłady z codziennego Sycia
Pogarda w zwierciadle terapii Przymus powtarzania jako wyraz zaburzonej do
pełnego
wypowiadania
się
zdolności
Ja
Pogarda w perwersji i nerwicy natręctw „Zepsucie" realnego
młodego
„zła" ,
Hermana Hessego jako forma
którego
doświadczał
Pierwszy związek z matką jako matryca relacji społecznych na resztę Sycia Samotność pogardzającego
Wyzwolenie z pogardy Posłowie Podziękowanie
3 Część
I
Dramat udane go dz ie eka i. .. jak staliśmy się psychoterapeutami
4
Wszystko lepsze od prawdy Doświadczenie uczy, Se w walce z zaburzeniami psychicznymi na dłuSszą metę dysponujemy tylko
jednym środkiem: jest nim proces odkrywania emocjonalnej prawdy o jedynej , niepowtarzalnej historii naszego dzieciństwa. Czy potrafimy kiedykolwiek w pełni wyzwolić się od iluzji , którymi wypełnione jest Sycie kaSdego z nas, od złudzeń, które stworzyliśmy, poniewaS prawda wydaje się nam zbyt okrutna. A jednak prawda ta jest tak niezbędna, Se za jej utratę płacimy często powaSnymi problemami psychicznymi i zaburzeniami emocjonalnymi. Dlatego w psychoterapii próbujemy odkryć naszą osobistą prawdę, zanim ofiaruje nam nową, pełną wolności przestrzeń - przynosi ból. Chyba Se zadowolimy się czysto intelektualnym wglądem. Wówczas jednak popadamy na nowo w
sferę
iluzji .. .
Nie potrafimy zmienić naszej przeszłości ani teS wymazać ran zadanych nam w dzieciństwie. MoSemy jednak zmienić siebie, skorygować postawę wobec siebie i Sycia, moSemy siebie „naprawić" odzyskać naszą utraconą integralność -jeśli tylko zdecydujemy się dokładniej przyjrzeć przeszłości zapisanej w naszym ciele. Z pewnością nie jest to droga łatwa, ale stwarza nam ona moSliwość opuszczenia w końcu
niewidzialnego więzienia naszego dzieciństwa. W tej sposób z nieświadomej ofiary przekształcamy się w odpowiedzialnych ludzi, którzy znają swoją historię i potrafią z nią Syć. Większość
osób unika tej drogi postępując dokładnie na odwrót. Nie chcą nic wiedzieć na temat własnej historii i dlatego nie zdają sobie sprawy, Se przeszłość nimi rządzi , Se wciąS Syją w swojej nierozwiązanej , wypartej sytuacji z dzieciństwa . Nie wiedzą, Se boją się, i omijają niebezpieczeństwa, które choć kiedyś stanowiły zagroSenie, od dawna jednak przestały być realne . Motorem ich działań są nieświadome lęki oraz wyparte uczucia i potrzeby, które tak długo dopóki pozostają nieuświadomione i niewyjaśnione , decydują prawie o wszystkim, co ludzie robią lub czego unikają. Wyparcie doświadczonych w przeszłości krzywd skłania np. wielu ludzi do niszczenia zarówno Sycia innych, jak i własnego, do podpalania domów obcokrajowców i innowierców, do mściwych działań pod szyldem „patriotyzmu", aby ukryć rozpacz udręczonego dziecka. Inni zadają tortury, których sami byli ofiarami, jak np. w sektach biczowników i wszelkich innych kultach cierpienia, gdzie praktyki sadomasochistyczne uznawane są za drogę przynoszącą wyzwolenie. Są kobiety, które przekłuwają sobie brodawki piersiowe, wieszają na nich kolczyki, pozwalają się fotografować prasie i opowiadają z dumą, Se nie odczuwają najmniejszego bólu, Se sprawia im to nawet przyjemność. Nie moSna powątpiewać w szczerość tych wypowiedzi, gdyS kobiety te musiały bardzo wcześnie nauczyć się nie odczuwać bólu. Dziś gotowe są na wszystko, byle tylko nie czuć cierpienia małej dziewczynki, wykorzystywanej seksualnie przez ojca, która musiała przekonać samą siebie, Se sprawia jej to przyjemność. Kobieta wykorzystywana seksualnie jako dziecko, która wyparła swoją dziecięcą rzeczywistość i nauczyła się nie odczuwać bólu, nieustannie 5
ucieka przed tym, co się kiedyś wydarzyło - przy pomocy męSczyz~ sukcesów, alkoholu, narkotyków itp. Stale potrzebuje „silnych wraSeń", aby nie dopuścić do pojawienia się „nudy", aby nie pozwolić sobie nawet na sekundę spokoju, w której mogłaby poczuć pal ącą samotność swej dziecięcej rzeczywistości , gdyś obawia się tego uczucia bardziej niŚ śmierci. Chyba Śe miała szczęście i okazję nauczenia się, Śe świadome przeŚycie dziecięcych uczuć nie zabija, lecz wyzwala. Wypieranie cierpienia dzieciństwa determinuje nie tylko Sycie jednostek, ale stanowi równieŚ społeczne tabu. Znakomicie ilustruj ą to popularne biografie . Kiedy czytamy Śyciorysy sławnych artystów. Odnosimy wraŚenie, Śe ich Sycie zaczęło się mniej więcej w okresie dojrzewania. Przedtem artysta miał szczęśliwe al bo „pogodne", albo beztroskie dzieciństwo, lub teś dzieciństwo pełne wyrzeczeń czy „trudne", ale to, jak ono przebiegało , zdaje się nie mieć najmniejszego znaczenia. A przecieŚ w dzieciństwie ukryte są korzenie całego późniejszego Śycia. Podam prosty przykład: Rzeźbiarz Henry Moore napisał w swoich wspomnieniach, Śe kiedy był małym chłopcem, wolno mu było masować
matce plecy olejkiem przeciwreumatycznym.
Kiedy to przeczytałam, zyskałam nagle wgląd w jego twórczość . Wielkie leŚące kobiety z małymi głowami - mogłam teraz zobaczyć matkę oczami małego chłopca: perspektywa pomni ej sza jej głowę , a znajdujące się blisko plecy wydają się olbrzymie. Dla wielu krytyków sztuki to moŚe być całkowicie bez znaczenia. Dla mniej ednak ta historia jest dowodem na to, jak niezwykle Śywotne są dziecięce doświadczenia przechowywane w nieświadomości i jakie moŚliwości wyrazu mogą sobie znaleźć , jeśli dorosły pozwoli im otwarcie zaistnieć. Wspomnienie Moore' a Traumatyczne
było niegroźne , mogło więc przetrwać
do świadczenia dzieciństwa często
w jego obrazach.
jednak pozostaj ą ukryte w mroku.
Tam właśnie odnaleźć moŚemy klucze zrozumienia całego późniejszego Śycia człowieka.
Biedne bogate dziecko Często zadaję
sobie pytanie, czy kiedykolwiek uda nam się pojąć rozmiary samotności i opuszczenia, na które byliśmy skazani jako dzieci. Nie myślę tu o dzieciach, które w oczywisty sposób są zaniedbywane i dorastają zdając sobie sprawę ze swej niedoli. Ale istnieją ludzie, którzy trafiają na terapię wypełnieni obrazami szczęśliwego i otoczonego troskliwością dzieciństwa . Ci pacjenci w dzieciństwie dysponowali wieloma moSliwościami , byli utalentowani i rozwinęli później swoje zdolności , za które nierzadko ich chwalono i które stały się podstawą ich sukcesów. Większość juS w pierwszym roku Sycia ukończyła trening czystości , a wielu z nich między drugim a piątym rokiem Sycia bardzo sprawnie pomagało opiekować się młodszym rodzeństwem. Zgodnie z powszechnie panującym przekonaniem tacy ludzie - duma swoich rodziców - powinni posiadać silne i stabilne poczucie własnej wartości . Jednak w rzeczywistości jest dokładnie na odwrót. Wszystko, za co się biorą , robią dobrze, a nawet doskonale, są podziwiani i budzą zazdrość, odnoszą sukcesy we wszystkim, co wydaje im się tego warte - ale na nic się to nie zdaje. W tle czai się depresja, uczucie pustki , wyobcowania, bezsensu istnienia, które pojawiają się , gdy zabraknie 6 narkotyku złudzenia wielkości , gdy nie są „na szczycie", nie świecą najjaśniej na firmamencie sukcesu. Kiedy nagle dopada ich uczucie, Se nie mogą sprostać idealnemu obrazowi siebie, pojawiają się lęki albo silne poczucie winy i wstydu. Jakie są przyczyny tych głębokich zaburzeń u osób tak bogato obdarowanych przez naturę? JuS w trakcie pierwszej sesji komunikują terapeucie, Se mieli wyrozumiałych rodziców, a przynajmniej jedno z nich takie było, i Se jeSeli otoczenie nie potrafi ich zrozumieć, to jest to wyłącznie ich własna wina, gdyS nie umieją dostatecznie jasno się wyrazić. Mówią o swoich najwcześniejszych wspomnieniach bez najmniejszego współczucia dla dziecka, którym kiedyś byli, co łatwo zauwaSyć, gdyS ci pacjenci posiadają nie tylko zdolność introspekcji , ale potrafią stosunkowo łatwo wczuwać się w innych ludzi . Ich stosunek do świata uczuć własnego dzieciństwa charakteryzuje jednak brak szacunku, potrzeba kontrolowania, manipulowanie i przymus odnoszenia sukcesów. Nierzadko przejawiają wobec siebie lekcewaSenie i ironię, które mogą zmienić się nawet w pogardę i cynizm. Brak prawdziwego, emocjonalnego zrozumienia i powaSnego traktowania własnego dziecięcego losu prowadzi w końcu do całkowitej nieznajomości swoich prawdziwych potrzeb, które wykraczają poza przymus osiągania. Stłumienie pierwotnego dramatu udało się tak doskonale, Se mogli zachować iluzję szczęśliwego dzieciństwa. Aby opisać psychicmy klimat takiego
dzieciństwa , sformułuję
najpierw kilka
przesłanek,
na których
chcę się oprzeć
1. Dziecko posiada wrodzoną potrzebę , aby od chwili narodzin traktować je z szacunkiem i jako tę istotę , którą w danym momencie jest.
powagą
2. „Tę istotę , którą w danym momencie jest" oznacza: uczucia, wraSenia i ich przejawy, i to juS u niemowlęcia.
3. W atmosferze szacunku i tolerancji dla swoich impulsów i uczuć, dziecko moSe w fazie
oddzielenia się
zrezygnować
z symbiozy z
matką
i z czasem rozwinąć
psychiczną samodzielność.
4. Aby umoŚliwić taki zdrowy rozwój , rodzice dziecka musieliby dorastać w podobnym klimacie. Tylko tacy rodzice mogą przekazać dziecku poczucie bezpieczeństwa i pewności, w którym rozwija się jego zaufanie*. 5. Rodzice, których dzieciństwo było pozbawione takiego klimatu, mają niezaspokojoną podstawową potrzebę: przez całe Sycie poszukują tego, czego w odpowiednim czasie nie znaleźli w swoich rodzicach, istoty, która całkowicie otworzy się na nich, w pełni ich zrozumie i będzie powaŚnie traktować.
6. Te poszukiwania skazane są na niepowodzenie, gdyś dotyczą sytuacji nieodwołalnie minionej , mianowicie okresu bezpośrednio po urodzeniu. 7. Człowiek z niezaspokojoną i nieświadomą- z powodu wyparcia-potrzebąjestjednak uzaleŚniony od przymusu zaspokojenia tej potrzeby za wszelką cenę za pomocą środków zastępczych - tak długo , dopóki nie pozna swojej wypartej historii Śycia.
*Myślę , Śe warunek ten spełniają równieŚ rodzice, którzy terapeutycznie przepracowali swoje zranienia i scenariusze z dzieciństwa (J.S.).
7
8. Takim środkiem zastępczym są niestety często własne dzieci. Noworodek jest w swym rozwoju całkowicie zdany na rodziców. A poniewaś jego istnienie zaleŚy od ich Śyczliwości , zrobi wszystko, aby jej nie utracić. Od pierwszego dnia zmobilizuje wszystkie moŚliwości , jakimi dysponuje, takjak młoda roślinka, która zwraca się ku słońcu, aby przeŚyć . W ciągu kilkudziesięciu lat pracy terapeutycznej wciąŚ miałam do czynienia z dziecięcym losem, bardzo typowym dla osób wybierających zawód, który polega na pomaganiu innym. 1. Matce brak było poczucia emocjonalnego bezpieczeństwa i jej uczuciowa równowaga zaleŚała od określonego zachowania i sposobu bycia dziecka. Niepewność często ukrywała
przed dzieckiem i
resztą
otoczenia za twardą,
autorytarną , wręcz
totalitarną fasadą.
2. Dziecko natomiast wykazywało zdumiewającą zdolność do intuicyjnego, a więc równieŚ nieświadomego wyczuwania matki lub obojga rodziców i odpowiadania na nie, tm. przyjmowania nieświadomie przeznaczonej mu funkcji. 3. W ten sposób dziecko zapewniało sobie „miłość" rodziców. Czuło, Śe jest potrzebne, i to nadawało jego Śyciu sens. Nieustannie rozbudowując i doskonaląc umiejętność przystosowywania się , takie dzieci stają się w końcu nie tylko matkami (zaufanymi , pocieszycielami, doradcami i oparciem) swoich matek, ale przejmują równieŚ odpowiedzialność za rodzeństwo i wykształcają w
sobie szczególną wraS liwość, dzięki której rozpoznają potrzeby innych ludzi. Nie naleSy się więc dziwić , Se później często obierają zawód psychoterapeuty. Czy ktoś kto nie miał takiego dzieciństwa, byłby gotów przez cały dzień odgadywać , co rozgrywa w nieświadomości drugiego człowieka? W
się
rozwijaniu i doskonaleniu tej zróSnicowanej wraŚliwości, która kiedyś pomogła przeŚyć dziecku, i która skłania dorosłego do przyjmowania roli osoby pomagającej, odnajdujemy równieŚ źródło zaburzenia. Zaburzenie powoduje, Śe osoba pomagająca próbuje zaspokajać swoje niespełnione dziecięce potrzeby poprzez osoby zastępcze. Utracony
świat uczuć
Wczesne przystosowanie się niemowlęcia zmusza je do wyparcia swoich potrzeb: miłości , szacunku, echa, zrozumienia, uczestnictwa i odzwierciedlenia. To samo odnosi się do emocjonalnych reakcji na głębokie rozczarowania, skutkiem zaś jest niemoŚność doświadczania w dzieciństwie, a później w wieku dorosłym, określonych uczuć (takich, jak np. zazdrość, zawiść , złość , poczucie opuszczenia, bezsilność, lęk). Jest to tym bardziej tragiczne, Śe dotyczy ludzi, zdolnych do odczuwania zróŚnicowanych emocji. ZauwaŚamy to kiedy opisują wolne od lęku i bólu doświadczenia swego dzieciństwa. Najczęściej są one związane z przyrodą: gdyś tylko tu dzieci mogą odczuwać nie raniąc rodziców, nie niepokojąc ich, nie uszczuplając ich władzy ani nie naruszając ich poczucia równowagi. Jednak te niesłychanie uwaŚne i wraŚliwe dzieci, które dokładnie pamiętają, jak np. w wieku czterech lat odkryły słoneczne światło odbijające się w kropelkach rosy na trawie, jako ośmiolatki niczego nie zauwaŚ yły u swojej brzemiennej matki, a ciąŚą nie interesowały się w najmniejszym stopni u. W ogóle nie były zazdrosne o nowo 8 narodzone rodzeństwo, a kiedy miały dwa lata, podczas okupacji, bez płaczu, spokojnie i bardzo grzecznie zachowywały się podczas częstych rewizji w domu. Do perfekcji rozwinęły niedopuszczania do siebie uczuć; dziecko moŚe ich doświadczać jedynie wówczas, kiedy w jego otoczeniu jest osoba, która akcept~e je wraz z jego uczuciami, rozumie je i chce mu towarzyszyć. JeŚeli takiej osoby nie ma, jeŚeli dziecko boi się, Śe moŚe utracić miłość matki bądź kogoś, kto ją zastępuje, to nie moŚe doświadczać tych najbardziej naturalnych reakcji emocj analnych „dla samego siebie", w samotności , lecz musi je wyprzeć. Pozostają onej ednak zachowane jako informacje nagromadzone w ciele. Mogą pojawiać się jako echa przeszłości w ciągu całego późniejszego Śycia. ChociaŚ pierwotne ich konteksty są niezrozumiałe. Rozszyfrowanie znaczenia staje się moŚliwe
dopiero wtedy, gdy uda się powiązać sytuację pierwotną z intensywnymi uczuciami doświadczanymi w teraźniejszości. Na tej prawidłowości opierają się nowe, odsłaniające metody terapii umoŚliwiające nam czerpanie z niej powaŚnych korzyści. Weźmy jako przykład
uczucie opuszczenia. Nie chodzi o uczucie samotny, łyka więc pigułki , zaŚywa narkotyki, chodzi wciąŚ
dorosłego człowieka ,
który cz~e
się
do kina, odwiedza znajomych, wydzwania do kogo się da, aby w jakiś sposób wydobyć się z „czarnej dziury" . Chodzi mi tu o pierwotne uczucie małego dziecka, które nie dysponuje tymi wszystkimi sposobami odwracania uwagi , i którego komunikaty zarówno werbalne, jak i prewerbalne - nie docierają do rodziców. Nie dlatego, Śe są to jacyś wyjątkowo źli rodzice, lecz poniewaŚ oni sami mają niezaspokojone potrzeby, będąc w gruncie rzeczy wciąŚ dziećmi poszukującymi kogoś , kim mogłyby rozporządzać . A tę potrzebę zaspokaja im oddźwięk ze strony dziecka. Dzieckiem moŚ na dysponować. Dziecko, podobnie jak oni kiedyś, nie ma dokąd uciec. Dziecko moŚna wychować tak, z e stanie się w końcu dokładnie takim, jakie chcemy. MoŚna Śądać od niego szacunku, oczekiwać, Śe będzie myślało i czuło to samo co my, pławić się w jego miłości i podziwie, moŚna poczuć się silnym w jego obecności , a jeśli ma się go dosyć, zostawić je obcym ludziom. MoŚna teś być w centrum zainteresowania, gdyś dziecięce oczy podąŚają za matką nieustannie . JeŚeli kobieta w relacji ze swoją matką musiała tłumić i wypierać te potrzeby, to w obecności własnego dziecka wydobywają się one z głębin nieświadomości , domagając się zaspokojenia, i nic nie pomoŚe najlepsze nawet teoretyczne przygotowanie. Dziecko czuje wyraźnie, o co chodzi , i szybko rezygnuje z wyraŚania własnego cierpienia. Kiedy jednak później , podczas terapii, to uczucie opuszczenia pojawia się na nowo u dorosłych ludzi , dzieje się to z taką intensywnością, iŚ całkowicie staje się dla nas jasne: wówczas w dzieciństwie nie przeŚyliby oni tego bólu; niezbędne było do tego empatyczne otoczenie, którego zabrakło. Dlatego musieli wszystko odrzucić. Jednak twierdzenie, Śe te uczucia w ogóle nie istniały, oznaczałoby zakwestionowanie zdobytego dzięki terapii doświadczenia. Odrzucanie wczesnodziecięcego uczucia opuszczenia opiera się na działaniu wielu mechanizmów. Oprócz prostego zaprzeczenia moŚemy napotkać stałą, wyczerpującą walkę, o uzyskanie w ypartych i wypaczonych potrzeb za pomocą zastępczych działań (nałogów, grup, wszelkiego rodzaju kultów, perwersji). Często mamy do czynienia z próbami racjonalizowania, gdyś stwarza ona silną ochronę, która moŚe okazać się jednak groźna w skutkach, jeŚeli - takjak się dzieje w przypadku cięŚkich chorób - ciało całkowicie przejmuje kierownictwo (por. tu moje 9 rozwaŚania na temat choroby Nietschego w Gemiedene Schlussel, 1988 i w Abbruch der
Schweigemauer, 1990)*.
Wszystkim tym mechanizmom obronnym towarzyszy wyparcie wspomnień pierwotnej sytuacji i towarzyszących jej uczuć . Przystosowanie się do potrzeb rodziców prowadzi często do osobowości ,jak gdyby" (as if personality) lub tego, co określane jestjakofałszywe ja. Człowiek wykształca w sobie postawę , dzięki której na zewnątrz pokazuje jedynie to, czego się od niego oczekuje, i w końcu całkowicie się z tym stapia. Jego prawdziwe Ja nie moŚe się rozwijać i róŚnicować, gdyś nie ma praca zaistnieć. Nic dziwnego, Śe tacy pacjenci skarŚą się na uczucie pustki, bezsensu, braku miejsca; albowiem pustka ta jest realna. Naprawdę doszło do wydrenowania, zuboŚenia, częściowego zabicia własnych moŚliwości. Integralność dziecka została głęboko zraniona, a tym samym odcięto to, co w nim Śywe i spontaniczne. W dzieciństwie takich ludzi częściowo martwych.
pojawiają się
czasem sny, w których doświadczają siebie jako
Liza: moje młodsze rodzeństwo stoi na moś cie - wrzucając do rzeki pudełko. Wiem, S e to ja leSę w nim martwa, a mimo to słyszę bicie mego serca i zawsze budzę się w tym momencie. Ten powtarzający się sen ukazuje w skondensowanej formie nieświadomą agresję (zawiść i zazdrość) w stosunku młodszego rodzeństwa, wobec którego Liza zawsze była troskliwą „matką", oraz zabijanie własnych uczuć, pragnień i oczekiwań za pomocą odpowiednich reakcji. Kurt: Widzę zieloną łąkę, a na niej białą trumnę . Boję się , S e leS y w niej moja mama, ale kiedy ściągam wieko trumny, okazuje się, Ś e na szczęście to nie moja mama, lecz ja jestem w środku. Gdyby Kurt będąc dzieckiem mógł wyrazić swoje rozczarowanie w stosunku do matki, tzn. gdyby wolno mu było doświadczyć równieŚ uczuć gniewu i wściekłości, pozostałby Śywy. Ale doprowadziłoby to do utraty miłości matki, co dla dziecka jest równoznaczne ze śmiercią. Zabił więc swoją wściekłość, a tym samym równieŚ część własnej duszy, by móc zachować matkę. Efektem trudności w doświadczaniu i rozwijaniu własnych prawdziwych uczuć jest powstanie więzi, która uniemoŚliwia oddzielenie. Rodzice odnaleźli w fałszywym ja dziecka poszukiwane przez siebie potwierdzenie, namiastkę brakującego bezpieczeństwa, a dziecko, które nie mogło zbudować własnego poczucia bezpieczeństwa, staje się, najpierw świadomie, a później nieświadomie zaleŚne od rodziców. Nie moŚe zaufać własnym uczuciom, gdyś brak mu w tym doświadczenia, nie zna swoich prawdziwych potrzeb i jest w najwyŚszym stopniu obce dla siebie samego. W tej sytuacji nie potrafi oddzielić się od rodziców i równieŚ jako dorosły pozostaje zaleŚny od potwierdzenia ze strony osób reprezentujących rodziców, takichjak partner, grupa, a przede wszystkim własne dzieci. W spadku po rodzicach otrzymujemy nieświadome, wyparte wspomnienia, które zmuszają nas do ukrywania przed sobą prawdziwego ja. Tak oto samotność w domu rodzinnym zastąpiona zostaje izolacją wewnę trzną.
*Druga z tych pozycji zostanie wkrótce wydana pod tytułem Gdy runą mury milczenia (J.S.) 10
W poszukiwaniu prawdziwego Ja Jak psychoterapia moSe tu pomóc? Nie zwróci nam utraconego dzieciństwa, nie zmieni ani nie wymaSe faktów. Iluzje nie pomogą wyleczyć ran. Nieosiągalny jest raj preambiwalentnej harmonii, o którym marzy tak wiele osób zranionych w dzieciństwie. Jednak doświadczenie własnej prawdy i postambiwalentna wiedza na jej temat umoSliwiają nam, na płaszczyźnie dorosłego, powrót do własnego świata uczuć, który nie jest rajem, ale w którymjesteś my zdolni do odczuwania Sal u przywracającego nam naszą Sywotność. Jednym z punktów zdrowotnych terapii jest emocj analny wgląd pacjentów, ujawniający, Se cała „miłość ", którą z takim wysiłkiem i poświęceniem zdobyli , nie dotyczyła wcale tego, czym byli w rzeczywistości; Se podziw dla ich piękna i osiągnięć przeznaczony był właśnie dla piękna i osiągnięć , a nie dla prawdziwego dziecka. W trakcie terapii budzi się małe , ukryte za wszystkimi swymi osiągnięciami samotne dziecko i pyta: Co by się stało, gdybym pojawiła się przed wami zła, brzydka, gniewna, zazdrosna, zagubiona? Co stałoby się z waszą miłoś cią ? A przecieS taka równieS byłam? Czy oznacza to, Se kochaliście nie mnie, lecz jedynie to, co widzieliście? Parzą dne, godne zaufania, wraS liwe, pełne zrozumienia, wygodne dziecko, które w gruncie rzeczy było zupełnie kim innym? Co stało się z moim dzieciństwem? Czy nie okradziono mnie z niego? Nie ma ;us powrotu. Nigdy juS tego nie nadrobię . Zawsze byłam tylko małą dorosłą . A moje zdolnoś ci czyS nie wykorzystano ich niegodnie? Pytaniom tym towarzyszy ból, lecz skutkiem jest zawsze pojawienie się nowej wewnętrznej instancji (niczym spadkobiercy matki, której w rzeczywistości nigdy nie było) - narodzonej z Sal u empatii z własnym losem. Jeden z pacjentów śnił , Se przed trzydziestu laty zabił dziecko i nikt nie próbował go ratować. (Przed trzydziestu laty ludzie z jego otoczenia zauwaSyli , Se stał się zamknięty, uprzejmy i grzeczny, a przy tym przestał reagować emocj analnie) . Okazuje się więc, Se prawdziwe Ja po dziesiątkach lat milczenia moSe przebudzić się dzięki nowo nabytej umiejętności odczuwania. Teraz nie bagatelizuje się takich manifestacji, nie wyśmiewa się ani nie szydzi z nich, choć wciąS nieświadomie się je pomija lub po prostu nie zwraca na nie uwagi. Odbywa się to w dokładnie taki sam subtelny sposób, w jaki kiedyś rodzice postępowali z dzieckiem, jakby pozbawione ono było języka dla wyraSenia swoich potrzeb, nawet kiedy był juS duSym dzieckiem, nie wolno mu było powiedzieć, ani nawet- pomyśleć: Mogę być smutny albo szczęś liwy, jeS eli coś mnie zasmuca bądź uszczęś
liwia, ale nie mam obowiązku okazywania stale dobrego humoru i nie musze trosk ani lęku, ani S adnych innych uczuć , by zaspokoić potrzeby innych.
Wolno mi być złym i nikt od tego nie umrze, wolno mi i nie muszę się bać , Se stracę was z tego powodu.
szaleć ,
tłumić
moich
kiedy wy, moi rodzice, mnie ranicie,
W chwili , gdy dorosły jest w stanie powaSnie traktować swoje uczucia, dostrzega, w jaki sposób obchodził się z uczuciami i potrzebami w dzieciństwie, i widzi, Se była to dla niego jedyna
moSliwość przetrwania. Czuje ulgę, kiedy postrzega w sobie rzeczy, które do tej pory były stłamszone. Coraz wyraźniej widzi , Se aby je chronić , wciąS jeszcze Sartuje na temat swoich uczuć,
ironizuje, zaprzecza im, bagatelizuje, 11 nie dostrzega ich lub zauwaSa dopiero po kilku dniach, gdy juS przeminą. Stopniowo uświadamia sobie, jak gwałtownie poszukttje „odskoczni", kiedy czuje się poruszony, wstrząśnięty bądź smutny. (Kiedy umarła matka pewnego sześcioletniego dziecka, jego ciotka powiedziała: Trzeba być dzielnym i nie wolno płakać. Idź teraz do swojego pokoju i baw się tam grzecznie.) W wielu sytuacjach taki dorosły spogląda na siebie wciąŚ oczami innych , zadając sobie pytanie, jakim w tej sytuacji powinien być, co powinien odczuwać. Jednak ogólnie czttj e się teraz nieco bardziej wolny. Naturalny proces terapeutyczny, gdy się juŚ rozpoczął, stale posuwa się naprzód. Osoba cierpiąca zaczyna mówić o swoich uczuciach, traci swą potulność, lecz wciąŚ, na skutek doświadczeń z dzieciństwa, nie potrafi uwierzyć, Śe moŚe to robić bez naraSenia swojej egzystencji. Jej dawne doświadczenia kaŚą oczekiwać odrzucenia, obawiać się niechęci i kary, gdy się broni i walczy o swoje prawa, lecz wciąŚ na nowo doświadcza wyzwolenia, które przynosi podjęcie ryzyka. Początek moŚe być całkowicie niewinny, nagle pojawiają się uczucia, których pacjent nie chciałby sobie w ogóle uświadamiać, ale jestjuŚ za późno: stał się wraŚliwy na swoje własne impulsy i nie ma juŚ moŚliwości odwrotu. W tym momencie to zastraszone i skazane kiedyś na milczenie dziecko moŚe doświadczyć siebie samego w sposób, jaki do tej pory wydawał mu się niemoŚliwy. MęŚczyznę, który nigdy dotąd nie stawiał wymagań i niezmordowanie realizował
oczekiwania innych, ogarnia nagle
wściekłość ,
gdy terapeuta „znowu" idzie na urlop.
Albo złości się, kiedy spotyka u terapeuty nowych pacjentów. Co się dzieje? To przecieS nie zazdrość. On w ogóle nie zna tego uczucia! A mimo to ... Czego oni tu chcą? Czyś by oprócz mnie przychodzili tu jeszcze inni ludzie? Nigdy dotąd tego nie zamanifestował. Zazdrośni mogli być inni on nigdy. A teraz jego prawdziwe uczucia stają się silniejsze od zasad dobrego wychowania. Na szczęście. Jednak na początku niełatwo odkryć prawdziwe przyczyny wściekłości , gdyś kieruje się ona przeciw ludziom, którzy chcą nam pomóc, np. przeciwko terapeucie i własnym dzieciom- a więc ludziom, którzy budzą w nas mało lęku, dzięki czemu łatwiej skierować na nich agresję, choć . . . me są JeJ przyczyną. Odkrycie, Śe jest się tylko dobrym, wyrozumiałym, wielkodusznym, opanowanym, a przede wszystkim pozbawionym potrzeb, początkowo rani, gdyś do tej pory wyłącznie na tym opierał się szacunek do samego siebie. Lecz jeśli naprawdę chcemy sobie pomóc, musimy wyjść poza szańce samozakłamania. Nie zawsze jesteśmy naprawdę tak winni , jak się czujemy, i nie zawsze tak niewinni, jakbyśmy chcieli wierzyć . Dopóki jesteśmy pozbawieni uczuć i pełni pomieszania, dopóki dobrze nie znamy naszej własnej historii, nie dowiemy się o tym niczego. Lecz konfrontacja z własną rzeczywistością pomaga usunąć iluzje zniekształcające obraz przeszłości i uzyskać większą jasność. Kiedy odkrywamy nasze rzeczywiste, teraźniejsze przewinienia wobec własnych dzieci , musimy je przeprosić. To nas wyzwala, umoŚliwiając rozpuszczenie nieświadomego i bezzasadnego poczucia winy z dzieciństwa. ChociaŚ nie byliśmy winni doznanych okrucieństw, czujemy się za nie
odpowiedzialni. To uporczywe, destrukcyjne i irracjonalne poczucie winy moSemy przepracować jedynie wówczas, kiedy nie bronimy się przed nim, tworząc nowe realne przewinienia w teraźniejszości.
Wielu ludzi zadaje innym doświadczony kiedyś ból, aby w ten sposób zachować wyidealizowany obraz rodziców. Nawet w podeszłym wieku pozostają w gruncie rzeczy małymi , zaleSnymi dziećmi. Nie wiedzą, Se gdyby pozwolili zaistnieć dawnym, dziecięcym uczuciom, mogliby stać się bardziej autentyczni i uczciwi w stosunku do siebie i innych. 12
Im bardziej pozwalamy zaistnieć dawnym uczuciom, tym silniejsi i bardziej spójni się czujemy. Wówczas jesteśmy w stanie otworzyć się na uczucia z najwcześniejszego dzieciństwa i doświadczyć tamtej bezbronności , a to z kolei wzmacnia nasze bezpieczeństwo. To są dwie róSne sprawy: czy odczuwamy jako dorosłe osoby ambiwalentne uczucia wobec drugiego człowieka, czy teS - po długotrwałej pracy- rozpomajemy się nagle jako dwuletnie dziecko karmione w kuchni przez gosposię , które z rozpaczą myśli: Dlaczego mamy nigdy nie ma? Dlaczego nie cieszy się mną ? Co jest we mnie takiego, S e woli odchodzić do innych ludzi? Co mogę zrobić , S eby została? Tylko nie płakać! Tylko nie płakać! 11
Wówczas dziecko nie umiało ubrać swoich myśli w słowa, ale teraz ten męSczyzna był jednocześnie obojgiem: dorosłym i dwuletnim dzieckiem i mógł rozpaczliwie płakać z powodu swojej tęsknoty za matką. Tęsknoty, której nigdy dotąd nie był w stanie odczuć. Podczas następnych tygodni pacjent doświadczył silnego Sal u dodatki , cenionej lekarki, pediatry, która nie potrafiła zapewnić swojemu dziecku ciągłości wzajemnej relacji. Nienawidzę tych wiecznie chorych bachorów, które mi ciebie, mamo, stale zabierały. Nienawidzę cię , bo wolałaś być z nimi niS ze mną" . 11
Mieszały się
tu ze sobą uczucie bezradności z długo blokowaną wściekłością na wiecznie nieobecną matkę. Dzięki temu przeSyciu zniknęły symptomy, które od dawna męczyły pacjenta, i których znaczenie z łatwością moSna było teraz rozszyfrować. Jego relacje z kobietami utraciły silnie władczy
charakter, a z czasem zniknął przymus zdobywania i opuszczania.
Wszystkie uczucia niemocy, wściekłości i zdania na czyjąś intensywnością, która przedtem byłaby nie do pomyślenia.
łaskę
w trakcie terapii
są doświadczane
z
Pacjenci powoli otwierają zapieczętowaną bramę do wypartych wspomnień. MoSna przypomnieć sobie jedynie to, co zostało świadomie przeSyte . Świat uczuć zranionego w swej integralności dziecka jest efektem selekcji , w czasie której wszystko, co istotne, zostało odrzucone. Dopiero dzięki terapii moSna po raz pierwszy ś wiadomie doś wiadczyć tych wczesnych uczuć małego dziecka, którym towarzyszy ból niemoSności zrozumienia tego, co się dzieje. Za kaSdym razem kiedy odkrywamy, Se pomimo zniekształceń, zakłamania, wyobcowania Ja, przetrwało tak wiele własnej prawdy, która ~awniła się , gdy pacjent znajduje dostęp do swoich uczuć , jest to niczym cud. Nie naleSy jednak sądzić, Se świadomie ukrył on za fasadą fałszywej osobowości swoje rozwinięte, rzeczywiste Ja. Dziecko nie wie, co ukrywa.
Kurt sformułował to tak ś yłem w szklanym domu, do którego moja matka mogła w kaS dej chwili zajrzeć . W domu ze szkła nie moS na niczego ukryć, nie zdradzając się z tym natychmiast. Jedyny pewny schowek jest pod podłogą. Ale wówczas samemu równieS się tego nie widzi. Dorosły człowiek moSe doświadczyć swoich uczuć takSe jedynie wtedy, gdy dorastał w otoczeniu akcept~ ących go
prawdziwych bądź zastępczych rodziców.
Wykorzystywanym w dzieciństwie ludziom brakowało tego, Sadne niespodziewane uczucie nie moSe ich więc zaskoczyć, gdyS dopuszczają jedynie te uczucia, które przepuści spadkobierczyni rodziców - ich wewnętrzna cenzura. Ceną za tę wewnętrzną kontrolę jest depresja, poczucie wewnętrznej pustki. Prawdziwe Ja niej est w stanie się przejawić, gdyS pozostało w nieświadomym, a więc nierozwiniętym stanie - zamknięte w wewnętrznym więzieniu. Nieustanne zaś przebywanie w towarzystwie straSników więziennych nie sprzyja prawdziwemu rozwojowi. Dopiero po wyzwoleniu Ja zaczyna się uzewnętrzniać , rosnąć i twórczo rozwijać. Tam, gdzie wcześniej odnaleźć moSna było jedynie przeraSającą pustkę lub równie przeraSające 13 fantazje o własnej wspaniałości , nieoczekiwanie otwiera się bogactwo autentycznego Sycia. Nie jest to powrót do domu, gdyS dom ten nigdy przedtem nie istniał . Dorosły sam buduje sobie dom.
Sytuacja psychoterapeuty Często słyszy się twierdzenie, Se psychoterapeuci sami mają problemy emocjonalne.
Celem mego dotychczasowego wywodu było wykazanie, w jakim stopniu to twierdzenie opiera się na potwierdzonych doświadczeniem faktach. WraSliwość terapeuty, jego umiejętność wczuwania się, ponadprzeciętna ilość „anten", w które jest wyposaSony - wszystko to świadczy, Se w dzieciństwie dorośli posługiwali się nim do zaspokajania swoich potrzeb, często równieS go wykorzystując. Oczywiście, teoretycznie istnieje moSliwość, Se dziecko dorastało z rodzicami, którzy nie musieli go wykorzystywać,
tzn. postrzegali je takim, jakie naprawdę było, rozumieli je, akceptowali i szanowali jego uczucia. Takie dziecko rozwinęłoby zdrowe poczucie własnej wartości. Wówczas jednak mało prawdopodobne jest, Se 1) później wybierze zawód psychoterapeuty,
2) wykształci i rozwinie odpowiednią wraSliwość na innych, jaką posiadają „uSywane" dzieci, 3) Se na skutek własnych przeS yć będzie w wystarczającym stopniu rozumieć, co to znaczy „zdradzić" swoje własne Ja. Dlatego teS sądzę, ze właśnie dzięki osobistym bolesnym doświadczeniom rozwinęliśmy umiejętności niezbędne do wykonywania zawodu psychoterapeuty. Konieczne jest jednak, abyśmy dzięki własnej terapii mogli Syć z prawdą o przeszłości i zrezygnować z części iluzji. Oznacza to zaakceptowanie wiedzy o tym, Se zmuszeni byliśmy kosztem samorealizacji do zaspokajania nieświadomych potrzeb rodziców po to, aby nie utracić tej odrobiny, którą mogliśmy nazwać swoją.
Oznacza to równieS, Se moSemy doświadczyć buntu i Sal u, poniewaS rodzice byli zamknię ci na nasze podstawowe potrzeby. JeSeli zaś nigdy nie przeSyliśmy tego Sal u, a tym samym nigdy go nie przepracowaliśmy, to istnieje niebezpieczeństwo przenoszenia nieuświadomionej sytuacji własnego dzieciństwa na pacjentów. Wówczas głęboko wyparte potrzeby terapeuty mogłyby go skłonić do podporządkowania sobie słabszej istoty. Najłatwiej daje się to zrobić z własnymi dziećmi , podwładnymi , a takSe pacjentami, którzy czasami stają się niczym dzieci zaleSni od terapeuty. Pacjent wyposaSony w „anteny" do odbioru nieświadomych potrzeb terapeuty zareaguje natychmiast: błyskawicznie pocz~ e się w pełni „autonomiczny". Będzie się tak zachowywał, jeśli spostrzeSe, Se terapeucie zaleSy, aby pacjenci stawali się szybko osobami pewnymi siebie. Pacjent to potrafi, potrafi dokonać wszystkiego, czego się od niego oczekuje. Lecz ta autonomia, poniewaS nie jest prawdziwa, kończy się depresją. Prawdziwą autonomię poprzedza doświadczenie zaleSności. Dopiero poza głęboko ambiwalentnym uczuciem dziecięcej zaleS noś ci znajduje się prawdziwe wyzwolenie. Pacjent zaspokaja pragnienie terapeuty: potwierdzenia, echa, zrozumienia i powaSnego
traktowania, przedstawiając „materiał ", który pas~e do uzyskanego przez terapeutę środków, do jego koncepcji , a tym samym 14
arsenału
do jego oczekiwań. Terapeuta stosuje więc ten sam sposób nieś wiadomej manipulacji, której poddawany był jako dziecko. Prawdopodobnie dawno juS przejrzał świadomą manipulację i uwolnił się od niej . Nauczył się równieS bronić i walczyć o swoje poglądy.
Jednak jako dziecko nie
potrafił przejrzeć nieświadomej
manipulacji .
Jest ona powietrzem, którym oddycha, niczego i mego nie zna, więc sądzi , Se jest ona jedynym normalnym stanem istnienia. Co dzieje się , jeśli jako terapeuci nie potrafimy rozpoznać groźnych właściwości tego rodzaj u powietrza? Zatrujemy nim i mych twierdząc, Se robimy to dla ich dobra. Rozmiar powstałych przy tym szkód będzie zaleSał od naszej pozycji społecznej , wykonywanych zawodów i autorytetu, jaki się nam przypisuje. Pisarz np . być moSe bez trudu potrafi odkryć bezmiary dziecięcego cierpienia i szczegółowo opisać, jak obłudnymi metodami manipuluje się bezbronnymi istotami. O ile jednak nigdy nie zdał sobie sprawy z oddziaływania takiej manipulacji na sobie, jeśli sądzi , Se przedstawiana w jego powieściach prawda nie ma z nim nic wspólnego, to jego odkrycia nikomu nie pomogą w zrozumieniu własnej przeszłości. Ale teS nikomu nie zaszkodzą. Decyd~ąc się na zawód terapeuty nie moSe my sobie juS pozwolić na tak wielką nieświadomość. Obowiązkiem
naszym jest rozpoznanie rozmiaru szkód, jakich doznaliśmy w dzieciństwie na skutek manipulacji, aby nieświadomie nie wyrządzać ich pacjentom. Chcąc pomóc imymprzejść proces terapii , musimy jako terapeuci posiadać pełną świadomość własnej historii i zrozumieć , w jaki sposób zostaliśmy przez nią ukształtowani. Niestety, jesteśmy bardzo dalecy od spełnienia tych warunków, czego dowodem są liczne tak obecnie modne, skrajnie manipulacyjne „koncepcj e manipulacyjne" . „Spiegel" z 22 listopada 1993 roku poinformował , Se w Niemczech stosuje się ponad 500 form terapii , które obiecują uwolnienie od symptomów za pomocą róSnych manipulacyjnych trików i leków. Psycholodzy, psychiatrzy, terapeuci i doradcy są zafascynowani metodami, których zakres rozciąga się od prostego warunkowania behawioralnego aS do neurolingwistycznych cudów. Dlaczego specjaliści tak chętnie sięgają po te techniki, choć powinni wiedzieć , Se w najlepszym przypadku ich skuteczność jest bardzo krótkotrwała? CzySby nie zdawali sobie sprawy, Se jeSeli w ogóle następują jakieś zmiany, to są one skutkiem sugestii? CzySby nie wiedzieli, Se silne przeniesienie oszukanego niegdyś dziecka na „uzdrowiciela" nie ma nic wspólnego z prawdziwym ozdrowieniem? Albo inaczej: czySby nie wiedzieli , Se uzdrowienie - prawdziwe uzdrowienie - jest naprawdę moSli we? Po prostu rodzice tych ekspertów myśleli w taki sam sposób jak wcześniej z kolei ich rodzice . Nie chcieli dzieci , które ~ awniałyby własne potrzeby i uczucia. Pragnęli mieć po prostu grzecznego chłopca i miłej dziewczynki, i osiągnęli to, czego chcieli. A kiedy ci grzeczni chłopcy i miłe dziewczynki stają się później terapeutami i doradcami , decydujące znaczenie ma to, aby nie robili
nieświadomie innym tego, co kiedyś uczynili im ich rodzice, i Seby nie nazywali tego pomaganiem. Muszą
jasno zdać sobie sprawę z ceny, jaką zapłacili za swoje „szczęście", z wytłumienia i wyparcia własnych potrzeb, własnej osobowości i własnej historii. Kiedy odkryją, Se zostali kiedyś oszukani i w jaki sposób się to odbyło (świadomie czy nieświadomie, skutki były takie same), przestaną nalegać na „uszczęśliwianie" innych za pomocą róSnych trików. Im głębiej udaje mi się wniknąć w problem nieświadomego manipulowania pacjentami przez terapeutów, tym waSniejsze wydaje mi się 15
dziećmi
przez rodziców i
rozpuszczanie wyparcia. Nie tylko jako rodzice, lecz równieS jako terapeuci musimy emocjonalnie poznać naszą przeszłość. Musimy się nauczyć doświadczać naszych dziecięcych uczuć i objąć je uwagą, abyśmy nie manipulowali nieświadomie pacjentami za pomocą naszych teorii i pozwolili stać się im takimi, jacy są w rzeczywistości. Dopiero doświadczenie i zaakceptowanie własnej prawdy uwalnia nas od nadziei, Se mimo wszystko odnajdziemy rozumiejących i pełnych empatii rodziców być moSe w pacjentach- którymi będziemy mogli dysponować dzięki inteligentnym interpretacjom.
Tej pokusy nie wolno lekcewaSyć. Z taką uwagą, z jaką czynią to zazwyczaj pacjenci, nasi rodzice przysłuchiwali się nam nad wyraz rzadko, a moSe i nigdy; nigdy teS nie obnaSali przed nami swego wnętrza tak uczciwie i w tak zrozumiały dla nas sposób, jak robią to czasem pacjenci. Jednak przesyty świadomie Sal z tego powodu pomoSe nam nie ulec iluzji. Rodziców takich, jakich tak bardzo kiedyś potrzebowaliśmy- empatycznych i otwartych, rozumiejących i zrozumiałych, będących do naszej dyspozycji i przydatnych, przejrzystych, jasnych, wolnych od niepojętych sprzeczności i bez zatrwaSających masek- takich rodziców nie mieliśmy. KaSda matka i ojciec mogą być empatyczni tylko w tym obszarze, w którym uwolnili się od swego dzieciństwa , i muszą reagować brakiem empatii, jeśli na skutek wyparcia swego losu dźwigają niewidzialne łańcuchy. Istnieją jednak takie dzieci: inteligentne, czujne, uwaSne, wraSliwe i całkowicie ukierunkowane na
dobro swoich rodziców, podporządkowane, przydatne, a przede wszystkim w jasne, przewidywalne i dające sobą manipulować -
pełni
przejrzyste,
tak długo, dopóki ich prawdziwe Ja (ich świat uczuć) pozostaje w piwnicy szklanego domu, w którym muszą mieszkać ... czasami aS do okresu dojrzewania, a nierzadko dopóty, dopóki sami nie staną się rodzi cami. Robert, 31 lat, jako dziecko nie mógł być smutny ani płakać, nie czując przy tym jednocześnie, Se unieszczęśliwia to i niepokoi jego ukochaną mamę, gdyS „wesołość" była cechą, która w swoim czasie uratowała jej dziecięce Sycie. Łzy w oczach dzieci zagraSały jej poczuciu równowagi. Jednak niezmiernie wraSliwe dziecko czuło w sobie całe odrzucane wewnętrzne piekło
matki, która w dzieciństwie spędziła w obozie koncentracyjnym i nigdy o tym nie wspominała. Dopiero kiedy syn stał się dorosły i mógł zadawać jej pytania, wyznała, Se była jednym z osiemdziesięciorga dzieci, które musiały przyglądać się, jak ich rodzice wchodzili do komór gazowych. śadne
z tych dzieci nie
płakało!
Syn przez całe swoje dzieciństwo próbował być wesoły i mógł doświadczać swego prawdziwego Ja, swoich uczuć i przeczuć jedynie w formie przymusowych perwersji , które aS do podjęcia terapii wydawały mu się obce, zawstydzające i niezrozumiałe. Wobec tego rodzaju manipulacji jesteśmy całkowicie bezbronni w
dzieciństwie.
Tragiczne jest, Se równieS rodzice wydani są na jej pastwę, dopóki nie potrafią się przyjrzeć własnej historii . JeSeli wyparcie nie zostanie rozpuszczone, to tragedia dzieciństwa rodziców kontynuowana jest nieświadomie w relacji z własnymi dziećmi. Inny przykład zilustruje to jeszcze dokładniej: ojciec, którego w dzieciństwie przeraSały częste ataki lęku schizofrenicznej matki i któremu nikt niczego nie chciał wyjaśnić , lubił opowiadać ukochanej córeczce straszne historie. Śmiał się zjej strachu, uspokajając ją
zawsze na koniec : To tylko wymyś /ona historia, nie musisz się niczego bać , jestem przy tobie. W ten sposób mógł mani pul ować lękiem dziecka i czuć się silnym. Świadomie chciał dać dziecku coś dobrego, coś , czego jemu brakowało - uspokojenie, ochronę , wyjaśnienia. Nieświadomie przekazywał jednak 16 przy tym równieS lęk własnego dzieciństwa, oczekiwanie na pojawienie się nieszczęścia i pytanie (równieS z jego dzieciństwa), na które brak odpowiedzi: dlaczego człowiek, którego kocham sprawia, Se tak bardzo się boję? KaSdy człowiek ma w swoim wnętrzu mniej lub bardziej ukrytą komórkę, w której znajdują się rekwizyty dramatu jego dzieciństwa. Osobami , które na pewno zyskają do niej dostęp , są jego własne dzieci. Wraz z nimi do komórki dociera nowe Sycie i dramat moSna kontynuować. Lecz dziecko nie moSe swobodnie bawić się tymi rekwizytami , jego rola stopiła się w jedno z Syciem; Sadne wspomnienie tej „gry" nie przeniknie do jego późniejszego Sycia, chyba Se rozpocznie terapię, w której zakwestionuje swoją rolę. Co prawda rekwizyty budziły w nim czasem lęk, gdyS nie potrafiło powiązać ich z matką lub ojcem. Stworzyło więc objawy. A potem, w trakcie terapii, dorosły moSe je rozpuścić, jeśli do świadomości dotrą skrywające się za objawami uczucia: przeraSenia, rozpaczy i buntu, nieufności i bezsilnej wściekłości . Nie istnieje ubezpieczenie dla pacjentów na wypadek nieświadomej manipulacji ze strony terapeutów. RównieS Saden z terapeutów nie jest raz na zawsze uodporniony na nieświadomą potrzebę manipulowania. Jednak kiedy pacjent rozpozna manipulację, moSe o tym powiedzieć terapeucie lub opuścić go, jeśli terapeuta pozostanie ślepy i usztywni się w poczuciu własnej nieomylności. RównieS terapeuci kierujący się moimi wskazówkami nie są zwolnieni od konieczności superwizji i weryfikacji stosowanych metod. Im lepiej znamy historię naszego Sycia, tym łatwiej będzie rozpoznać manipulacje tam, gdzie się one pojawiają. To nasze dzieciństwo zazwyczaj nam w tym przeszkadza. To nasza dawna, nie przeSyta w pełni tęsknota za dobrymi , odwaSnymi , mądrymi, świadomymi rodzicami moSe nas skłonić do nie dostrzegania nieuczciwości lub braku świadomości terapeutów. Istnieje niebezpieczeństwo , ze zgodzimy się zbyt długo tolerować manipulacje, jeSeli nieuczciwi terapeuci zaprezentttj ą się nam jako wiarygodni i roztropni fachowcy. Im bardziej ta iluzja odpowiada naszym potrzebom i
cierpieniom, tym dłuSej trwa, zanimj ą rozszyfrujemy. Ale dopóki w pełni władamy naszymi uczuciami , wcześniej czy później pola uzdrawiającej prawdzie. Złoty
będzie
ona musiała
ustąpić
mózg
W „Lettres de Mon Moulin" Alfonsa Daudeta znalazłam opowiadanie, które brzmi moSe nieco osobliwie, lecz ma wiele wspólnego z omawianymi tu problemami. Na zakończenie rozdziału o wykorzystywanym dziecku chcę pokrótce przedstawić jego treść. śyło kiedyś
dziecko, które miało złoty mózg. Rodzice dowiedzieli się przypadkiem, kiedy zraniło się w głowę i zamiast krwi z rany popłynęło złoto. Zaczęli je wówczas starannie chronić i zabronili mu kontaktów z innymi dziećmi, aby nie zostało okradzione. Kiedy chłopiec dorósł , chciał wyruszyć w świat, lecz matka powiedziała: Tyle dla ciebie zrobiliśmy, czy nie naleS y nam się udział w twoim bogactwie. Wówczas syn wyjął wielki
kawał złota
ze swego mózgu i
wręczył
go matce .
Zamieszkał
z przyjacielem i radośnie korzystał ze swego bogactwa, lecz pewnej nocy przyjaciel go okradł i uciekł . Wtedy męSczyzna postanowił chronić swoją tajemnicę i zaczął pracować, gdyS zapasy stawały się coraz skromniejsze. Pewnego dnia 17 zakochał się w pięknej dziewczynie, która teS go kochała, tak samo jak piękne suknie, którymi ją obdarzał. OSenił się z nią i był szczęśliwy, ale po dwóch latach jego Sona umarła i na jej pogrzeb,
który musiał być wspaniały, wydał resztę swego majątku. Pewnego dnia przemykał ulicami , biedny, słaby i nieszczęśliwy. Nagle w witrynie sklepowej ujrzał piękne buciki , które doskonale pasowałyby na stopy jego Sony. Zapomniał , Se ona juS nie Syje - być moSe dlatego, Se jego opróSniony mózg nie potrafił juS pracować - i wszedł do sklepu aby kupić buciki. Lecz w tej samej chwili upadł i sprzedawca zobaczył na podłodze martwego męSczyzną. Daudet, który miał umrzeć na chorobę szpiku kostnego, tak zakończył opowiadanie: Ta historia wydaje się zmyś lana, ale jest prawdziwa od paczą tku do koń ca. Są ludzie, którzy za najdrobniejsze rzeczy w Syciu muszą płacić swoją substancją i swoim szpikiem kostnym. Oznacza to dla nich wciąS powracają cy ból. A potem, kiedy ;us zmę czą się .
.
.
.
swozm czerp zenz em ... Czy matczyna miłość nie naleSy do tych najdrobniejszych, ale teS i najbardziej niezbę dnych rzeczy w Syciu, za które wielu ludzi, paradoksalnie, musi zapłacić rezygnacją ze swej
Sywotnoś ci?
18 Część
II
Depresja i mania
wielkości-
skutki odrzucenia bolesnej prawdy 19 Losy
dziecięcych
potrzeb
KaSde dziecko potrzebuje, by matka je dostrzegała, rozumiała, traktowała powaSnie i szanowała; ma do tego pełne prawo. W pierwszych tygodniach i miesiącach Sycia musi mieć moSliwość dysponowania matką, uSywania jej i przeglądania się w niej. Jest na to skazane. Najlepiej ujm~e to Winnicott: matka spogląda na trzymane w ramionach dziecko, ono zaś patrzy w matczyną twarz i odnajduje w niej siebie ... jeś li matka naprawdę widzi tę małą, niepowtarzalną, bezbronną istotę , a nie projektuje na dziecko własnych oczekiwań , lę ków, planów na przyszłość. Wówczas bowiem dziecko nie odnajdzie w obliczu matki siebie, lecz ;ej potrzeby i cierpienie. Pozbawione lustra, przez całe swoje późniejsze Sycie bę dzie na próS no go poszukiwać *.
Zdrowy rozwój Noworodek moSe otrzymać od swojej matki bardzo duSo, moSe ona wyposaSyć go na całe Sycie, jeśli nie zostanie oddzielony od niej zaraz po urodzeniu. Natychmiast po porodzi organizm matki zaczyna produkować hormony, które budzą i „karmią" jej instynkt macierzyński. Proces ten, dzięki coraz głębszej więzi z dzieckiem rozwija się przez następne dni i tygodnie. JeSeli dziecko zostanie oddzielone od matki, co do niedawna było regułą właściwie we wszystkich klinikach połoSniczych, a i obecnie jest praktykowane z wygodnictwa i ignorancji przez większość szpitali na całym świecie , to ta wielka szansa zostaje zaprzepaszczona. Bonding (więź oparta na wzrokowym i fizycznym kontakcie) pomiędzy matką a niemowlęciem po porodzi tworzy w obojgu poczucie wzajemnej zaleSności , bycia jednym, uczucie, które w idealnym przypadku istnieje juS w momencie zapłodnienia i rozwija się wraz z dzieckiem. Dziecku stwarza ono poczucie bezpieczeństwa, niezbędne, by mogło zaufać matce. Jej zaś przekaz~ e instynktowną pewność, umoSliwiającą zrozumienie sygnałów dziecka i odpowiednie reagowanie na nie. Tak wiele zaleSy od tego pierwotnego zaufania, którego braku nigdy później nie moSna całkowicie nadrobić .
Dopiero od niedawna znamy ogromne znaczenie bondingu. Wierzę, Se nie tylko połoSnicy i połoSne w wyspecjalizowanych klinikach prywatnych potraktują powaSnie tę wiedzę , lecz równieS personel wielkich szpitali , tak Se juS wkrótce będzie mogła ona słuSyć wielu ludziom. Kobieta, która doświadczy tak głębokiego kontaktu ze swoim dzieckiem, mniej będzie skłonna do znęcania się nad nim i lepiej będzie umiała chronić je przed wykorzystywaniem przez ojca.
*Zobacz w języku polskimD.W. Winnicott „Dziecko jego rodzina i 1995
świat",
JS&Co 1994 oraz WAB
20 Kobieta, która z powodu swojej własnej wypartej historii nie nawiązała tej głębokiej więzi ze swoim dzieckiem, równieS moSe później pomóc mu poradzić sobie z tym brakiem, jeSeli wie dzięki terapii , jak wielkie ma on znaczenie. Będzie mogła równieS zrównowaSyć skutki cięSkiego porodu, jeśli nie zbagatelizttje tego, świadoma, Se dziecko, które u zarania Sycia doznało cięSkiego urazu, potrzebuje szczególnie wiele uwagi i miłości , by sobie z nim poradzić.
Dziecko, które ma szczęście dorastać przy odzwierciedlającej , dyspozycyjnej matce, to znaczy wspierającej je w procesie rozwoju, moSe budować stopniowo umiejętność zdrowego poczucia własnej wartości . W optymalnym przypadku to matka jest osobą, która stwarza mu przyjazny klimat emocjonalny i rozumie jego potrzeby. Lecz równieS niezbyt serdeczne matki mogą umoSliwić ten rozwój wystarczy, Se nie przeszkadzają. Wówczas dziecko moSe wziąć sobie od innych osób to, czego nie dostaje od matki . NajróSniejsze badania dowodzą, Se dziecko ma niewiarygodną wprost zdolność wykorzystywania kaSdego, najbardziej nawet skąpego „poSywienia" afektywnego, kaSdego bodźca płynącego z otoczenia. Zdrowe poczucie własnej wartości oznacza, w moim rozumieniu, niepodwaSalną pewność, Se doznawane uczucie i pragnienia naleSą do własnego Ja. Ta pewność nie jest efektem przemyśleń i rozwaSań, jest czymś tak naturalnym, jak tętno, na które nie zwracamy uwagi, dopóki jest w porządku. Właśnie
w tym oczywistym i naturalnym dostępie do własnych uczuć i pragnień człowiek odnajduje swoją siłę i szacunek do siebie. Wolno mu być smutnym, zrozpaczonym lub bezradnym i nie obawiać się , Se kogoś wyprowadzi to z równowagi. Wolno mu bać się, kiedy czuje się zagroSony, wolno mu odczuwać złość, kiedy nie moSe zaspokoić swoich pragnień. Nie tylko wie, czego nie chce, ale równieS czego chce, i wyraSa to niezaleSnie od tego, czyj est za to kochany czy nienawidzony.
Zaburzenia Co się dzieje, kiedy matka nie jest w stanie pomóc swemu dziecku? Co się dzieje, kiedy nie tylko nie potrafi rozpoznać jego potrzeb, ale sama, jak to się bardzo często zdarza, ma niezaspokojone potrzeby? Wówczas nieświadomie będzie próbowała realizować je przez dziecko. Nie wyklucza to istnienia więzi emocj analnej. Jednak w tego rodzaju relacji brakuje tak istotnych składników, jak zaufanie, ciągłość i stałość , a przede wszystkim brakuje przestrzeni, w której dziecko mogłoby doświadczać swoich własnych uczuć . Dziecko rozwija w sobie to, czego potrzebuje matka, i mimo Se w danym momencie ratuje mu to Sycie (zapewniając „miłość" matki lub ojca), jednak w przyszłości moSe uniemoSliwić bycie sobą. W takim przypadku dziecko nie moSe zintegrować swoich naturalnych potrzeb związanych z rozwojem, więc odcina je lub wypiera. Później taki człowiek będzie Sył w niewoli swojej przeszłości , nie zdając sobie z tego sprawy. Większość
do mnie o pomoc z powodu depresji miała matki , którym często brakowało pewności siebie, i które często same cierpiały na depresję. Dziecko, z reguły jedyne lub pierwsze, uwaSały za swoją własność . To, czego matka nie otrzymała we właściwym czasie od swoich rodziców, teraz znajduje u dziecka: jest ono dyspozycyjne, moSe go uSywać jako echa, moSna je kontrolować, 21 ludzi
zwracających się
jest całkowicie skoncentrowane na niej , nigdy jej nie opuszcza, ofiarowuje jej swoją uwagę i podziw. JeSeli czuje się przeciąSona potrzebami dziecka ( takjak kiedyś jej własna matka), to nie jestjuS taka bezbronna, nie pozwala się tyranizować, moSe wychowywać dziecko tak, aby nie krzyczało i nie przeszkadzało. MoSe zdobyć sobie wreszcie szacunek i Sądać , aby liczono się z jej potrzebami i samopoczuciem, czego odmawiali jej rodzice. Zilustruję to przykładem: Barbara, 35 lat, dopiero w trakcie terapii doświadczyła swoich wypieranych do tej pory lęków, które skupiały się wokół jednego tematu. Jako dziesięcioletnia dziewczynka wróciła pewnego dnia ze szkoły, był to dzień urodzin matki, i znalazła ją leSącą na podłodze z zamkniętymi oczami. Dziecko było przekonane, Se matka nie Syje, i zaczęło rozpaczliwie krzyczeć . Wtedy matka otworzyła oczy i powiedziała z zachwytem: To najpiękniejszy prezent urodzinowy, o jakim mogłam marzyć , teraz wiem, S e ktoś mnie kocha. Współczucie dla matki sprawiło, Se córka przez całe lata nie była w stanie poczuć , iS takie zachowanie było okrutne. Dopiero podczas terapii mogla zareagować adekwatnie - wściekłością i oburzeniem. Barbara, która sama ma czworo dzieci, zachowała niewiele wspomnień o własnej matce. Pamiętała jednak, Se nieustannie jej współczuła . Początkowo opisywała ją jako pełną uczuć ciepłą kobietę, która j uS bardzo wcześnie „otwarcie opowiadała jej o swoich kłopotach", bardzo troszczyła się o dzieci i poświęcała dal rodziny. We wspólnocie religijnej , do której naleSała rodzina, często się jej radzono. Barbara opowiadała, Se matka była z niej szczególnie dumna. Teraz była juS stara i krucha i Barbarę bardzo martwił stan jej zdrowia - często budziła się przeraSona, gdyS śniło jej się, Se matce coś się przytrafiło . Uczucia, które ujawniły się podczas terapii, zmieniły obraz matki. Barbara doświadczyła ją teraz jako dominującą , wymagającą, kontrolującą, manipulującą, zimną, małostkową, przymuszającą, obraSającą się, egzaltowaną, nieautentyczną .
Doświadczenie dzieciństwa,
i ujawnienie długo powstrzymywanej wściekłości które rzeczywiście wskazywały na takie cechy matki.
przywróciły córce
wspomnienia z
Barbara mogła wreszcie pozwolić sobie odkryć rzeczywistość i była w stanie sprawdzić, czyj ej wściekłość ma realne podstawy. Doszła do wniosku, Se ilekroć matka czuła się wobec niej niepewnie, stawała się zimna i zła. Matka, która w dzieciństwie dawne deficyty w krzywdy.
doznała
wielu upokorzeń, u własnej córki
szukała zadośćuczynienia
za
Stopniowo poszczególne obrazy matki ułoSyły się w wizerunek osoby, które z powodu własnej słabości, braku pewności siebie i lęku podporządkowała sobie dziecko. W gruncie rzeczy ta tak dobrze funkcjonująca na zewnątrz matka w relacji z córką pozostawała dzieckiem. Dziecko natomiast przejęło pełną zrozumienia i troski rolę, aS wreszcie, posiadając juS własne dzieci, Barbara odkryła swoje pomijane do tej pory potrzeby, które teraz z kolei próbowała zaspokoić za ich pośrednictwem. Iluzja miłości Spróbuję przedstawić
które pojawiły się w efekcie wielu lat pracy terapeutycznej. Ta działalność obejmowała równieS wiele krótkich spotkań z ludźmi , którzy rozmawiali ze mną tylko godzinę czy dwie. Właśnie w tych krótkich spotkaniach tragizm pojedynczych losów ujawnia się szczególnie ostro. To, co 22 teraz kilka
przemyśleń,
określamy jako depresję bądź pustkę, bezsens istnienia, lęk przed biedą i samotnością, wciąS na
nowo ukazuje mi
się
jako tragedia utraty siebie lub rezygnacji z siebie, których początki
tkwią
w
dzieciństwie.
Napotykamy najróSniej sze mieszane formy i odcienie tego zaburzenia. Tuj ednak, dla zachowania jasności wywodu opiszę dwie skrajne jego postaci, przy czym obie traktuję jako krańcowe aspekty tego samego problemu: są to mania wielkości i depresja. Za manifestowaną potrzebą wielkości nieustannie czai się depresja, a mrok depresji skrywa często odrzucane przeczucia na temat własnej, tragicznej historii. Potrzeba wielkości stanowi właściwie obronę przed głębokim bólem związanym z utratą siebie, która jest rezultatem mitologizacji rzeczywistości. Mania wielkości jako forma
samookłamywania
Wszyscy podziwiają „wielkiego" człowieka, a on sam potrzebuje podziwu; nie moSe bez niego istnieć. Wszystko, czego się podejmuje, musi - i potrafi - robić doskonale (po prostu inne zadania go nie interesują). RównieS on samjest pełen podziwu dla siebie - moSe być dumny ze swej urody, mądrości , uzdolnień, sukcesów i osiągnięć. Lecz w tle zawsze czai się głęboka depresja w oczekiwaniu na chwilę, kiedy coś się nie uda. UwaSamy za naturalne, Se starzy bądź chorzy ludzie, którzy wiele utracili, albo teS np. kobiety w okresie klimakterium, cierpią na depresję. Zapominamy przy tym, Se istnieją osobowości , które
potrafią znieść utratę piękna, młodości, zdrowia
czy ukochanej osoby, nie ulegając depresji, choć odczuwają głęboki smutek. I odwrotnie: są wielce utalentowani ludzie, cierpiący na depresje w róSnych okresach Sycia. Dlaczego? PoniewaS na depresję nie ma miejsca tam, gdzie poczucie własnej wartości opartej est na prawdziwych uczuciach a nie na posiadaniu określonych właściwości.
Załamanie się poczucia własnej wartości u wielkościowego człowieka pokazuje z całą ostrością, Se
w rzeczywistości jest ono zawieszone w powietrzu: „przyczepione do balonika" (sen jednej z pacjentek), przy sprzyjającym wietrze unosi się w górę, ale nagle przekłute , gwałtownie spada na ziemię, by leSeć tam teraz niczym maleńki , nędzny strzępek. Taki człowiek nie rozwija w sobie niczego naprawdę własnego , na czym mógłby się później oprzeć , albowiem niebezpiecznie blisko dumy z udanego dziecka skrywa wstyd za nie, jeśli nie spełni ono stawianych mu oczekiwań*.
*W 1954 roku przebadano w Chestnut Lodge środowisko rodzinne 12 pacjentów z psychozą maniakalno-depresyjną. Wyniki tych badań w znacznym stopniu potwierdzają moją własną diagnozę etiologii depresji, uzyskaną w całkowicie odmienny sposób . „Wszyscy pacjenci pochodzili z rodzin, które uwaSały się za wyizolowane społecznie i lekcewaSone przez otoczenie, dlatego za pomocą konformizmu i wyjątkowych osiągnięć walczyły o podniesienie prestiSu u sąsiadów. W tym dąSeniu szczególną rolę miało odegrać dziecko, które później zachorowało. Miało być gwarantem rodzinnej dumy i było kochane jedynie w takim zakresie, w jakim, dzięki szczególnym zdolnoś ciom, umieję tnoś ciom, urodzie itd. (podkreślenie moje -A.M.), mogło spełniać idealne wymagania rodziny. JeSeli zawiodło te oczekiwania, karane było całkowitym chłodem emocj analnym, wyłączeniem ze związku rodzinnego i świadomością, Se sprowadziło głęboką hańbę na swoich bliskich" (cytat wg M. Eicke-Spengler, 1977, str. 1104). Fakt społecznej izolacji rodziny stwierdziłam równieS u moich pacjentów, jednak nie była ona przyczyną, lecz konsekwencją depresji rodziców.
23 Bez terapii osoba wielkościowa nie potrafi zrezygnować z tragicznego złudzenia, Se podziw jest równoznaczny z miłością. Często całe swoje Sycie poświęca tej namiastce. Dopóki nie uświadomi sobie prawdziwych potrzeb szacunku, zrozumienia, wyraSania siebie i powaSnego traktowania, które odczuwała jako dziecko i dopóki nie będzie mogła przeSyć ich świadomie, nie zrezygmtj ez walki o zewnętrzne symbole miłości. Jedna z pacjentek powiedziała pewnego razu, Se zawsze musiała „chodzić na szczudłach" . Czy człowiek, który stale uSywa szczudeł, nie zazdrości tym, którzy chodzą na własnych nogach, nawet jeśli wydają mu się mniejsi i „bardziej przeciętni " od niego? I czy nie nosi w sobie nagromadzonej wściekłości na tych, którzy spowodowali, Se nie umiej uS poruszać się bez szczudeł? W gruncie rzeczy zazdrości zdrowemu, który nie musi się tak nieustannie wysilać, aby zasłuSyć na podziw, nie musi nic ro bić, a by wydawać się takim czy innym, 1ecz mo Se po pro stu być taki , j aki jest.
Człowiek wielkościowy nigdy niej est naprawdę wolny, całkowicie bowiem zaleSy od podziwu
innych, a podziw ten związany jest z właściwościami , funkcjami i kaSdej chwili załamać.
osiągnięciami ,
które
mogą się
w
Depresja - rewers manii wielkości
U pacjentów, z którymi miałam do czynienia, depresja w najróŚniej szy sposób związana była ze skłonnościami wielkościowymi.
1. Czasami depresja pojawiała się wówczas, gdy na skutek cięŚkich chorób, kalectwa lub starzenia się załamywała się „ wielkość " . Na przykład pewna niezamęŚna, starzejąca się kobieta powoli traciła źródło zewnętrznych sukcesów. Rozpacz, jaką wywoływał proces starzenia się, związana była przede wszystkim z koniecznością rezygnacji z kontaktów seksualnych, w głębi jednak odzywały się wczesne lęki przed opuszczeniem, którym nie mogła j UŚ przeciwdziałać za pomocą nowych zdobyczy. Potłukły się wszystkie jej zastępcze lustra i znowu stała się bezbronna i zdezorientowana, jak wtedy, kiedy była małą dziewczynką, która w twarzy matki nie mogła odnaleźć siebie, a jedynie jej pomieszanie. RównieŚ męŚczyźni mogą podobnie przeŚywać proces starzenia się, nawet jeśli romanse na jakiś czas przywracają im iluzję młodości , co moŚe wprowadzić fazę maniakalną do rozpoczynającej się
starczej depresji.
sobie poczucia wielkości i depresji ttjawnia się ich pokrewieństwo. Mamy do czynienia z dwiema stronami tego samego medalu, który moŚemy nazwać fałszywym ja i który kiedyś został przyznany za określone osiągnięcia . Aktor np. moŚe przeglądać się w oczach zachwyconej publiczności po udanym spektaklu i przeŚywać uczucia boskiej wielkości i wszechmocy. A mimo to następnego ranka pojawiają się uczucia pustki, bezsensu, a nawet wstydu i złości , jeŚeli źródłem doznanego poprzedniego wieczora szczęścia była nie tyle twórcza działalność, ile przede wszystkim zastępcze zaspokojenie starych potrzeb oddźwięku, odzwierciedlenia, bycia widzianym i rozumianym. JeŚeli jego twórczość jest w znacznym stopniu wolna od tych potrzeb, wówczas aktor następnego dnia nie wpadnie w depresję , lecz pełen energii zajmie się nowymi zadaniami. Jeśli jednak sukces poprzedniego wieczoru potrzebny był , aby odeprzeć wspomnienie wypartej w dzieciństwie frustracji, to -jak kaŚda namiastka - przynosi jedynie chwilowe zaspokojenie. Czas, w którym mogło nastąpić prawdziwe nasycenie, minął jUŚ 2. W fazowym
następowaniu po
24 bezpowrotnie. Tamtego dziecka juŚ nie ma i nie ma juŚ tamtych rodziców. Jeśli jeszcze Śyją, zestarzeli się i uzaleŚnili , nie mająjuŚ władzy nad synem i być moŚe cieszą się z jego sukcesów i rzadkich odwiedzin. W teraźniejszości istnieją sukcesy i podziw, ale nie mogą być niczym więcej, nie mogą wypełnić starej dziury. Dawna rana zaś nie moŚe się zagoić, dopóki świadomość jej istnienia wypierana jest przez słodkie odurzenie sukcesem. Depresja zbliŚa do rany, ale dopiero smutek i Sal z powodu tego, czego zabrakło, czego zabrakło w decydują cym momencie, prowadzi do jej zabliźnienia*.
3. Zdarza się, Se udaje się ludziom podtrzymywać iluzję miłości rodziców i ich dyspozycyjności (których brak w dzieciństwie wypierają podobnie jak i swoje reakcje emocjonalne) przez nieustanne odnoszenie niewiarygodnych sukcesów. Ci ludzie najczęściej zapobiegają nadciągającej depresji , zwiększając w takim momencie swoją błyskotliwość i zaskakując nią otoczenie i siebie samych. Nierzadko jednak wybierają sobie małSonka, który jest silnie depresyjny bądź przejmuje w trakcie małSeństwa depresyjny aspekt wielkościowego partnera, jakby w jego imieniu. W ten sposób depresja przeniesiona zostaje na zewnątrz. MoSna troszczyć się o „biednego" partnera, chronić go niczym dziecko, czuć się silnym i niezastąpionym i uzyskać dodatkowy wspornik w tej pozbawionej fundamentów konstrukcji , jaką jest własna osobowość, całkowicie zaleSna od podpórek z odnoszonych sukcesów, osiągnięć, „siły", a przede wszystkim od mechanizmów wyparcia własnego dziecięcego świata uczuć . Mimo Se zewnętrznie depresja całkowicie róSni się od manii wielkości i chociaS bliSsza jest swoim nastrojem tragedii utraty siebie, to mają one jednak wiele cech wspólnych: fałszywe
ja, które
doprowadziło
do utraty prawdziwego Ja;
ogromnie kruche poczucie własnej wartości , zakorzenione nie w pragnień, lecz w moSliwości realizacji fałszywego ja;
pewności
co do
własnych odczuć
i
perfekcjonizm; wypieranie pogardzanych uczuć; eksploatatorskie relacje; lęk przed utratą miłości odcięta
i
będąca jego
skutkiem gotowość do przystosowania się za wszelką cenę ;
agresja;
*Przykładem udanego przepracowania smutku i Sal u moSe być poniSsza wypowiedź Igora Strawińskiego: „Jestem przekonany, Se całe moje nieszczęście wynikało z faktu, iS mój ojciec był mi wewnętrznie obcy, a równieS moja matka mnie nie kochała. Kiedy nieoczekiwanie umarł mój
najstarszy brat, a moja mama nie
przenio sła
swoich uczuć od niego na mnie, ojciec zaś dalej
był
wobec mnie całkowicie obojętny, postanowiłem, Se ja im wszystkim pewnego dnia pokaSę, na co mnie stać . CóS, ten dzień nastąpił , a potem przeminął - i tylko ja o tym wiem." Całkowitym jego przeciwieństwem jest wypowiedź Samuela Becketta: ,,MoSna powiedzieć, Se miałem szczęśliwe dzieciństwo ... mimo Se nie posiadałem zbyt wielkiego talentu do szczęścia. Moi rodzice zrobili wszystko, co moSna, aby uszczęśliwić dziecko. Mimo to dość często czułem się samotny." (Oba cytaty zaczerpnęłam z artykułuH. Muller- Braunschweig, 1974). W tym przypadku dziecięcy dramat został
całkowicie
wyparty, a idealizację rodziców podtrzymuje przekłamanie rzeczywistości . Jednak nieskończone osamotnienie z dzieciństwa znalazło swoje odzwierciedlenie w dramatach Becketta. 25 skłonność
do chorób;
skłonność
do
uczuć
wstydu i winy;
wewnętrzny niepokój .
Depresja jako fonna wyparcia prawdziwego Ja Depresję moŚemy więc zrozumieć jako bezpośredni sygnał utraty siebie, polegający na wyparciu własnych reakcji
emocjonalnych i odczuć . Początkowo celem tego wyparcia było niezbędne dla zachowania Śycia przystosowanie, wynikające z lęku przed utratą miłości w dzieciństwie . Depresja wskazuje na wczesne zranienie. JuŚ w okresie niemowlęcym miała miejsce utrata określonych obszarów afektywnych, niezbędnych dla rozwoju stabilnego poczucia własnego Ja. Istniej ą dzieci, które nie mogły swobodnie doświadczyć nawet najwcześniejszych wraŚeń, takichjak np. niezadowolenie, gniew, złość , ból, radość z własnego ciała czy nawet głód . Czasami słyszymy, jak matki z dumą opowiadają, Śe nauczyły swoje niemowlę tłumić głód i spokojnie czekać na porę karmienia. Znałam dorosłych,
którzy w listach opisywali tego rodzaju doświadczenia z okresu najwcześniejszego dzieciństwa : nigdy nie wiedzieli na pewno czy s ą głodni czy tez to sobie „tylko wmawiają", ale cierpieli ze strachu, Śe mogą zemdleć z głodu. NaleŚ ała do nich równi eś Beatrice. Niezadowolenie bądź gniew dziecka budziły w jej matce niepewność , czy dobrze wypełnia swoją rolę , na fizyczny ból dzieci reagowała lękiem, a ich radość i zabawy z ciałem były powodem zawiści i wstydu „przed innymi" . Lęki matki całkowicie uwarunkowały emocjonalne Sycie dziecka. Beatrice nauczyła się bardzo wcześnie , czego nie wolno było jej odczuwać , jeśli nie chciała utracić jej „miłości " .
Jeśli wyrzuciliśmy klucze do zrozumienia naszego Śycia, to przyczyny depresji, cierpienia, choroby i
sposób uleczenia muszą
pozostać tajemnicą.
Pewien psychiatra, którego ksiąŚkę przysłał mi jeden z czytelników twierdzi z całym przekonaniem, Śe wykorzystywanie, maltretowanie i zaniedbywanie doznane w dzieciństwie nie tłumaczą wystarczającego pojawienia się w późniejszym okresie choroby psychicznej . Jest przekonany, Śe muszą istnieć inne, irracjonalne powody tego, Śe jakaś osoba unika katastrofalnych skutków maltretowania lub szybciej powraca do zdrowia niŚ inni . Sądzi , Śe działa tu „łaska". Przytacza historię pacjenta, który pierwszy rok Śycia spędził w skrajnej nędzy wraz ze swoją samotną matką, której go następnie odebrano. Chłopiec rozpoczął niekończącą się wędrówkę
po domach dziecka i rodzinach zastępczych, wszędzie
doznając
najcięSszych upokorzeń. Jednak kiedy został pacjentem psychiatrycznym jego stan polepszał się o wiele szybciej w porównani u z innymi pacjentami, których historie Syci a nie były tak wypełnione cierpieniem. Dlaczego ten męSczyzna, który w dzieciństwie i młodości doświadczył tylu okrucieństw, zdołał tak szybko uwolnić się od symptomów. Czy była to rzeczywiście sprawa BoSej łaski?
Wielu ludzi sięga chętnie po takie wyjaśnienie, unikając najwaSniejszych pytań. Czy jednak nie powinniśmy najpierw zapytać, dlaczego Bóg nie był tego psychiatry i dlaczego nie zechciał zaingerować, kiedy tak 26
skłonny
pomóc innym pacjentom
brutalnie bito owego męSczyznę w dzieciństwie? Czy naprawdę wspomogła go BoSa łaska, czy teS moSe potrafimy znaleźć o wiele prostsze wyjaśnienie? JeSeli mimo nędzy, w której Syła, matka tego męSczyzny umiała ofiarować mu prawdziwą miłość, poczucie bezpieczeństwa i pewności w jego pierwszym, decydującym roku Sycia, to miał większą szansę przepracować doznane później cierpienie niS ten, którego integralność raniona była od chwili narodzin, kto nie miał prawa do własnego Sycia i od samego początku musiał się nauczyć, Se jedynym sensemjego istnienia jest „uszczęśli wianie" matki. los mojej pacjentki Beatrice. Nie znęcano się nad nią brutalnie, ale jako niemowlę musiała się nauczyć, Se aby matka „była szczęśliwa" nie wolno jej płakać, odczuwać głodu ani mieć własnych pragnień. Początkowo cierpiała na anoreksję, a następnie, przez całe późniejsze Sycie na Taki
był
cięSką depresję.
Bezkrytyczne trzymanie się tradycyjnych wyobraSeń na temat miłości i moralności znakomicie pomaga przekłamywać bądź wypierać realne fakty własnej historii. Jednak pozbawiając się swobodnego do nich dostępu, tracimy jednocześnie dostęp do źródeł prawdziwej miłości. Nie powinno więc dziwić , Se wszystkie apele o pełne miłości, wielkoduszne i wybaczające traktowanie się nawzajem pozostają całkowicie bezowocne. Nie moSemy naprawdę kochać , jeSeli nie wolno nam zobaczyć naszej prawdy: prawdy o rodzicach i nauczycielach i o nas samych. MoSemy tylko udawać miłość,
lecz takie
obłudne
zachowanie stanowi zaprzeczenie istoty miłości.
Wprowadza w pomieszanie i oszukuje, a przede wszystkim wywołuje u drugiego zrozumiałą nieufność i złość, które musi wypierać , i których nie wolno mu nigdy świadomie odczuć~ dlatego stają się destrukcyjne, szczególnie wtedy, gdy dany człowiek zmuszany jest do wiary w tę fałszywą miłość.
Ludzie mogliby stać się bardziej szczerzy, a to oznacza, Se zarazem mniej destrukcyjni, gdyby religijni przywódcy zaakceptowali zasady, którymi rządzi się psychika. Zamiast je ignorować, powinni po prostu nieco lepiej przyjrzeć się ludziom, aby zobaczyć, ile szkód powoduje obłuda w
rodzinach, w Syci u publicznym, w całym społeczeństwie. List Very, którego fragment przytaczam tu zgodnie zj ej Syczeniem, jasno opisuje pomieszanie, jakie wywołuje obłuda. Historia Mai, przedstawiona jako następna, ukazuje z kolei pojawienie się spontanicznej miłości do własnego dziecka, kiedy udało się jej rozpuścić wyparcie swojej przeszłości.
Vera, 52 lata,
napisała:
Przez całe lata byłam uzaleS niona od alkoholu i uwolniłam się od niego dzięki grupom AA. Byłam tak wdzię czna za to wyzwolenie, S e przez 11 lat uczestniczyłam we wszystkich spotkaniach, ignorując pojawiają ce się krytyczne myśli. Nie chciałam równieS dostrzec paczą
tków
nadciągającej
choroby, zwanej stwardnieniem rozsianym, ani nasilania
się
nastrojów depresyjnych. Teraz, po trzech latach terapii, wiem juS , jak doszło do pojawienia się tych niepokojących symptomów. Być moS e, musiały się one pojawić, abym wreszcie potraktowała powaS nie swoje spostrzeS enia i sygnały. Na spotkaniach grupowych zawsze miłoś
ci,
którą,
jak twierdzono,
czułam złość
obdarzają się
, kiedy mówiono o „ bezwarunkowej"
wszyscy członkowie grupy.
Tę złość
tłumaczyłam tym, Se nie doświadczyłam nigdy prawdziwej miłości, bo nigdy nie dostałam jej ;ako dziecko i nie mogłam w związku z tym uwierzyć, S e w ogóle istnieje. Tak przynajmniej nas uczono. Chciałam wierzyć tym zapewnieniom, poniewaS straszliwie tęskniłam do miłoś ci.
I mogłam w to uwierzyć, gcryS obłuda była chlebem powszednim, którym karmiła mnie moje matka, i niczego innego nie znałam. Lecz teraz wiemjuS z całą pewnością: jedynie dziecko 27 koniecznie potrzebuje bezwarunkowej miłoś ci. I tylko dzieciom moS emy i powinniś my ja dawać . Oznacza to, S e kochamy i akceptujemy dziecko, którym się opiekujemy, niezaleS nie od tego, co robi - czy hę dzie to krzyk, czy teS radosny śmiech. Kochać dorosłego w sposób nie uwarunkowany, niezaleS nie odjego pastę powania oznaczałoby, S e hę dziemy się starać pokochać
wielokrotnego mordercę czy notorycznego łgarza, gdy
wstąpią
Czy jesteś my do tego zdolni? I czy powinniśmy to robić? Po co? Komu
donaszaj grupy.
miałoby
to pomóc?
JeS eli twierdzimy, Se kochamy jakiegoś dorosłego w nie uwarunkowany sposób, toś wiadczy to ;edynie o naszym zaś lepieniu i zakłamaniu - o niczym wię cej.
Vera ma rację. Jako dorośli nie potrzebujemy juS bezwarunkowej miłości , nie potrzebujemy jej równieS od naszego terapeuty. Jest to dziecięca potrzeba, której juS nigdy później nie moSna zrealizować. Dorosły, który nie płakał nad jej brakiem w dzieciństwie, bawi się iluzjami. Od terapeuty potrzebujemy uczciwości , szacunku, zaufania, empatii, zrozumienia i
umiejętności obejmowania uwagą, a takSe radzenia sobie z własnymi uczuciami , tak aby nas nimi nie obciąSał. To właśnie moSemy otrzymać. Powinniśmy jednak mieć się na baczności przed kimś, kto
„bezwarunkowo". Vera odnalazła w ciągu trzech lat to, czego nie udało jej odkryć wcześniej , mimo trwających całe lata poszukiwań, a zawdzięcza to swemu pragnieniu odkrycia prawdy i odrzuceniu dotychczasowych kłamstw. Doświadczenia z własnym ciałem wspierały ją na drodze .
obiecuje nas
kochać
się
Maja, 38 lat, przyszła do mnie kilka tygodni po narodzinach swego trzeciego dziecka i opowiedziała , jak wolna i pełna Sycia czuje się z niemowlęciem. Było to całkiem inne doświadczenie niS to, które przeSywała przy poprzednich dwojgu dzieciach. Wówczas czuła się nieustannie przeciąSona, uwięzi ona, „wykorzystywana" przez dziecko. Buntowała się przeciwko jego naturalnym potrzebom, doświadczając przy tym siebie jako złej - i jak w depresji - oddzielonej od siebie. Podejrzewała, Se mógł to być bunt przeciwko roszczeniom jej matki , który ujawniał się jedynie wobec własnych dzieci. Ale teraz niczego juS takiego nie ma. Miłość , o którą tak kiedyś zabiegała u matki , przypłynęła do niej całkiem samoistnie i teraz moSe cieszyć się swoją jednością z dzieckiem i z sobą samą „Byłam perłą w koronie" mojej matki. Mawiała zawsze: na Mai moS na polegać , ona wszystko zrobi jak naleS y. I rzeczywiś cie to robiłam, wychowywałam jej młodsze dzieci, aby mogła zajmować się swoją karierą zawodową.
A ona stawała się coraz bardziej sławna, ale nigdy nie widziałam jej szczęśliwej. JakS e czę sto tęskniłam za nią wieczorami: maluchy płakały, pocieszałam je, lecz sama nigdy nie płakałam. Komu potrzebne jest płaczliwe dziecko? „Miłość " mojej matki mogłam zdobyć jedynie hę dą c pracowitą, wyrozumiałą, opanowaną , nigdy niekrytykującą jej pastę powania, niepokazującą po sobie, jak bardzo za nią tęsknię , albowiem to wszystko mogłoby ograniczyć jej wolność , o którą tak walczyła. A wówczas odwróciłaby się ode mnie. Nikomu nie przyszłoby na myś l, S e ta pracowita, spokojna, pogodna Maja była straszliwie samotna i cierpią ca. CóS mi pozostało oprócz dumy z matki i pomagania jej? Perły
w koronie matki muszą być tym większe, im głę bsza jest pustka w jej sercu. Moja matka potrzebowała pereł, cała bowiem jej aktywność słuS yła właściwie tłumieniu czegoś w sobie, być moS e jakiejś tęsknoty, nie wiem ... Być moS e, gdyby miała więcej szczęścia, odkryłaby, co to znaczy być matką nie tylko w biologicznym sensie. Pozornie bardzo się starała
i
była
taka
obowiązkowa.
Ale radość spontanicznej miłoś ci nigdy nie
stała się jej
udziałem.
!jak się to wszystko powtórzyło z tymi perłami! IleS ponurych godzin moje dziecko spędziło z gosposią po to, bym mogła zrobić dyplom, który tylko jeszcze bardziej oddzielił mnie od samej siebie i od niego. Jak czę sto je opuszczałam, nie widząc, S e bardzo j e krzywdzę , poniewaS nigdy nie wolno mi było doś wiadczyć m ego własnego opuszczenia! 28 Dopiero teraz zaczynam przeczuwać , czym moS e być macierzyństwo bez korony, bez pereł, bez
nimbu
ś wię toś
ci. "
W pewnym niemieckim czasopiśmie kobiecym, które w latach siedemdziesiątych próbowało ujawnić zakazane prawdy, znaj dujemy list czytelniczki, która całkowicie otwarcie przedstawia tragiczną historię swego macierzyństwa. Kończy następującymi zdaniami: A potem to całe karmienie piersią ! Niemowlę zostało nieprawidłowo przystawione i natychmiast pogryzło mi brodawki. BoS e,jakie to było nieprzyjemne, a za dwie godziny przyniosąje znowu; ;eszcze tylko godzina ... jeszcze chwila ... A kiedy juS było przy mnie i ssało, płakałam i kię łam. To było takie okropne, S e nie mogłam nic jeść i dostawałam gorą czki. Pozwolono mi je wtedy odstawić od piersi i natychmiast poczułam się lepiej. Jakoś długo
nie mogłam odnaleźć w sobie uczuć matczynych. Nie miałabym nic przeciwko temu, aby dziecko umarło. A wszyscy oczekiwali, S e bę dę teraz szczęś /iwa. Przyjaciółka, do której zrozpaczona zadzwoniłam, powiedziała, Se miłość do dziecka przychodzi z czasem, kiedy człowiek przez cały czas się nim zajmuje, gdy ono zawsze jest blisko. To teS nie jest tak. Sympatię
do niego poczułam dopiero wówczas, kiedy znowu mogłam pójść do pracy, a po powrocie do domu czekało na mnie, jako coś w rodzaju rozrywki czy zabawki. Ale szczerze mówiąc, pies byłby równie dobry. Teraz, kiedy powoli staje się większy i widzę, S e mogę go wychować, Se jest do mnie przywiązany i tak dobrze go znam, stopniowo nawiązuje się parnię dzy nami czuła więź i cieszę się, Se istnieje. (Podkreślenia moje, A.M.) Opisałam wam to wszystko, gdyS moim zdaniem, trzeba wreszcie powiedzieć o tym, S e nie istnieje coś
takiego, jak instynkt macierzyński czy matczyna miłość. (por. „Emma ", lipiec 1977).
Zgodnie z naturą problemu, autorka listu nie potrafiła wejrzeć w głąb tragicznej historii, rozgrywającej się pomiędzy nią a dzieckiem, gdyS to jej własne, niedostępne emocj analnie dzieciństwo leSało u podstaw całej sytuacji. Dlatego teS jej pełne pesymizmu stwierdzenia są nieadekwatne. W rzeczywistości istnieje coś takiego jak „instynkt macierzyński" i „matczyna miłość". MoSemy zaobserwować je u zwierząt Syjących w naturalnych warunkach. RównieS kobiety rodzą się z instynktownym „programem", który umoSliwia im kochanie swoich dzieci, ochranianie ich, wspieranie, karmienie czerpanie z tego wszystkiego radości. Jednak często juS bardzo
wcześnie jesteśmy
dzieciństwie
ograbione z tych instynktownych umiejętności , a dzieje rodzice wykorzystywali nas do zaspokojenia swoich pragnień.
się
tak, gdy w
Na szczęście moSemy odzyskać te umiejętności , jeśli zdecyd~emy otworzyć się naprawdę. Przykładem moSe być historia Joanny. Dwudziestosiedmioletnia Joanna rozpoczęła terapię na krótko przed zajściem w ciąSę. Dobrze przygotowała się do porodu, czuła się szczęśliwa , nawiąz~ąc fizyczny i wzrokowy kontakt z noworodkiem ( bonding), i cieszyła się, Se moSe karmić dziecko piersią. Jednak nagle, bez Sadnego
widocznego powod~jej piersi stwardniały i zaczęły boleć. Pojawiła się teS wysoka gorączka, leSała więc w łóSk~ przyglądając się , jak pielęgniarka karmi dziecko z butelki. Przez cały ten czas, nękana gorączką, miała koszmary senne . WciąS na nowo przeSywała w nich z najdrobniejszymi szczegółami sceny, w którychj ako trzymiesięczne niemowlę była wykorzystywana seksualnie przez oboje rodziców i ich sąsiadów. Wiek niemowlęcia dało się ustalić z duSą dokładnością, gdyS potem rodzina przeprowadziła się. Joanna, która dzięki terapii nawiązała juS kontakt z własnymi uczuciami , mogła w pełni doświadczyć bólu z powodu zdrady i oburzenia z powodu gwałtu, którego doznała tak wcześnie. Najbardziej wzburzała ją teraz świadomość, Se jej zdolność podąSania za instynktem została tak cięSko uszkodzona. Później powiedziała: Obrabowali mnie z moich macierzyńskich uczuć , 29 kiedy miałam trzy miesiące. Paczą tkowo w ogóle nie mogłam karmić mojego dziecka, mimo S e tak bardzo tego pragnę łam. Minęło
wiele czasu, zanim Joanna potrafiła wyrazić nagromadzone w ciele oburzenie i przepracować gwałt. Ale zanim ten proces w ogóle mógł się rozpocząć, jej gotowość do zaakceptowania prawdy doprowadziła do obniSenia gorączki i wyzdrowienia piersi. Była w stanie sama karmić dziecko, które bardzo szybko zrezygnowało z butelki , mimo Se zdaniem pielęgniarki „było to całkowicie niemoSliwe". Joanna
rozkoszowała się macierzyństwem. Była szczęśliwa, mogąc kochać niewinną istotę , ochraniać
ją, karmić , uspokajać, troszczyć się o nią i odgadywać jej potrzeby. Jednak okresy zwątpienia wciąS
na nowo
zaburzały
to
szczęście. Pojawiał
się lęk, Se robi wszystko źle, Se wszystko źle się skończy i Se być moSe nie wolno tak się „oddawać" radości. Wcześniej studiowała psychologię, podejrzewała więc, Se z egoizmu niebezpiecznie rozpieszcza swoje dziecko lub Se cierpi na róSne przymusy itd. Tę dręczącą samokrytykę wzmacniały dodatkowo rady przyjaciół , którzy uwaSali , Se naleSy od samego początku wyznaczać dziecku wyraźne granice, gdyS inaczej wyrośnie na małego tyrana. Mimo Se Joanna intelektualnie juS dawno odrzuciła takie poglądy, to nie udało jej się uniknąć wszystkich tych wątpliwości
po urodzeniu własnego dziecka.
Terapia pomagała jej wciąS na nowo odzyskiwać jasność widzenia i wciąS na nowo odkrywała, jak waSne było dla niej to, Se moSe okazywać swoją miłość bez obawy, Se ta miłość zostanie wykorzystana, oszukana, zgwałcona. Stwarzało to w niej pocmcie, Se znowu jest całością, którą była , zanim ją zraniono. W swoich wewnętrznych konfrontacjach z rodzicami powtarzała im często: Kocham Michała i chcę go kochać . Moja dusza potrzebuje tej mi łoś ci, tak jak moje ciało potrzebuje powietrza. Ale tak czę sto bliska jestem stłumienia w sobie tego pragnienia, angaS uję całą energię i intelekt, by „ uwolnić " się od tej miłoś ci, bojąc się, S e jest „ nieprawidłowa ". Dlaczego? Jak udało wam się doprowadzić mnie do tego? Tak wcześnie wpoiliś cie mi, S e małe dziecko nie zasługuje na szacunek, S e nie j est osobą , a co najwy S ej zabawką , którą moS na się bawić , ale takS e straszyć , wykorzystywać i nad którą moS na się
bezkarnie znęcać bez ponoszenia najmniejszej odpowiedzialności. To właśnie wasz przekaz pozbawia mnie pewnoś ci, powoduje, S e czuję się przeciąS ona i zestresowana i wciąS ;eszcze zdarza się,
S e brak mi odwagi, aby poczuć moją wś ciekłość na was, wię c kieruję ją
na dziecko. Tak łatwo jest myś leć,
S e Michał ogranicza moje Sycie,
moją wolność , gdyS
przecieS potrzebuje mnie nieustannie. Ale to nie on. Wystarczy, Se spojrzę mu w oczy, Se zobaczę w nich niewinność i uczciwość i wiem: znowu próbowałam wykorzystać go jako kozła ofiarnego. Dziecko, które jest kochane, od samego paczą tku uczy się, czym jest miłość. Zaniedbywane, lekcewaS one i wykorzystywane dziecko nigdy nie miało szansy nauczenia się tego. Jajednak chcę się tego nauczyć i uczę się przy Michale - powoli, codziennie od nowa. Wiem, Se pewnego dnia z całą mocą uwierzę , S e jestem zdolna do miłoś ci.
Walka Joallily o swoje prawdziwe uczucia uratowała nie tylko przyszłość jej dziecka, lecz równieS jej własną. Z kolei historia Anny pokazuje, co moSe stać się z człowiekiem wykorzystywanym seksualnie we wczesnym dzieciństwie , jeśli nie podejmie on tej walki (terapii). Anna, pięćdziesięcioletnia kobieta, napisała do mnie na kilka dni przed śmiercią: Dzisiaj odwiedziły mnie moje dorosłe dzieci i po raz pierwszy w Syciu poczułam, S e mnie kochają i S e nigdy, aS do dzisiejszego dnia, nie wiedziałam o tym. Czę sto opuszczałam dzieci, wiąSą c się z róS nymi męS czyznami, właś ciwie stale uciekałam przed swoją miłoś cią
30 do dzieci, przed prawdziwymi uczuciami w seksualne związki z męS czyznami, którzy zadali mi tyle bólu i nigdy nie dawali tego, czego naprawdę potrzebowałam: miłoś ci, zrozumienia, akceptacji. Jako niemowlę zostałam uwarunkowana przez mojego ojca do poszukiwania namię tnoś ci związanej z bólem i wś ciekłaś cią, lęku i wypierania tęsknoty za prawdziwą miłoś cią
, a to oznaczało unikanie ludzi naprawdę zdolnych do miłoś ci. Czy nie była to perwersja? Przez całe Sycie nie udało mi się przed nią uciec. A teraz, kiedy zrozumiałam to wszystko, jest juS za późno. Było za późno, gdyS Anna mogła co prawda doświadczać wściekłości i oburzenia, alej edynie wobec swoich partnerów. Kiedy pisała do mnie, wciąS „kochała" i szanowała swego ojca.
Depresyjne fazy w trakcie terapii Człowiek
o wielkościowej osobowości podejmie terapię jedynie wówczas, gdy pojawią się depresyjne nastroje. Dopóki funkcjonują wielkościowe mechanizmy obronne, to ta forma zaburzenia nie wiąSe się z Sadnym dostrzegalnym cierpieniem, które zmuszałoby do szukania pomocy. To członkowie rodziny (małSonkowie i dzieci) cierpiący na depresję i zaburzenia psychosomatyczne decydują się na terapię . W pracy terapeutycznej napotykamy manię wielkości jedynie w formie mieszanej - w połączeni u z depresją; depresję natomiast moSemy spotkać u prawie kaSdego pacjenta, czy to w formie manifestującej się choroby, czy teS w poszczególnych fazach zaburzenia depresyjnego. Te fazy mogą spełniać najróSniejsze funkcje. Wspólne jest dla nich wszystkich to, Se rozpuszczają się, jeSeli przeczuwane uczucia i dawne sytuacje zostaną doświadczone i wyjaśnione.
Funkcja sygnalizacyjna Zdarza się , Se pacjentka cierpiąca na depresję w czasie sesji terapeutycznej wybucha łzami. Po tym wybuchu opuszcza gabinet czując ulgę będąc w dobrym stanie. Być moSe, doświadczyła wściekłości od dawna nagromadzonej w ciele albo teS udało jej się w końcu wyrazić nieufność wobec matki, albo po raz pierwszy odczuła smutek, Se tyle lat Sycia spędziła weget~ąc. Mógł to teS być wyraz złości z powodu urlopu terapeutki i rozstania z nią. NiewaSne, jakiego rodzaju są te uczucia, istotne jest, Se mogą być doświadczone, a dzięki temu umoSliwiają dostęp do wypartych wspomnień. Depresja informuje o tym, Se uczucia są blisko, ale świadczy równieS o ich wyparciu. Jakaś przyczyna tkwiąca w teraźniejszości umoSliwia ujawnienie się tych uczuć, w efekcie czego znika depresja. Taki nastrój moSe sygnalizować, Se wyparte części Ja (uczucia, fantazje, pragnienia, lęki) stają się coraz silniejsze i nie szukają złudnego „uwolnienia" w realizacji potrzeby wielkości.
„Zamazywanie" prawdy Istnieją głęboko zranieni ludzie, którzy gdy zbliSają się do własnego wnętrza, zaczynają czuć się
dobrze, zaczynają
czuć się
zrozumiani, natychmiast organizują 31
przyjęcie
lub coś podobnego, coś całkowicie w danym momencie im obojętnego , co wprowadza ich w nastrój osamotnienia i zmęczenia. Po kilku dniach skarSą się na poczucie oddzielenia od własnego Ja, pustkę i czują niejasno, Se utracili dostęp do swego wnętrza. Nieświadomie stworzyli warunki, które są powtórzeniem tego, co przydarzyło się dziecku: kiedy bawiąc się czuło, Se jest sobą, dorośli natychmiast przerywali zabawę , nakazując zajęcie się czymś „bardziej sensownym"; tworzony przez dziecko własny świat ulegał zniszczeniu. Ci pacjenci prawdopodobnie juS jako dzieci reagowali nastrojami depresyjnymi , obawiając się ryzyka związanego z normalnymi reakcjami , co w tym przypadku mogło oznaczać wściekłość. JeSeli dorosły potrafi otworzyć się na te przeczucia i odwaSy się przepracować je w teraźniejszości , to dzięki dorosłym uczuciom moSe nastąpić przewrót emocjonalny i dawno wyparta potrzeba (pozostania przy sobie) ujawni się. Depresja znika wówczas w zasadzie automatycznie: zbędna staje się jej funkcja obronna. RównieS przedsięwzięcia niepotrzebne tracą w tym momencie swoją funkcję , poniewaS
wiedza o rzeczywistej potrzebie nie jestjuS zakazana. W tym przypadku jest to być moSe skupienie się na sobie, a nie rozpraszanie się i ucieczka od siebie w tłum i zgiełk przyjęć.
Emocjonalna „ciąSa" Zanim silne emocje zdołają się przebić , depresyjne fazy mogą trwać czasami całe tygodnie. To tak, jakby depresja powstrzymywała te emocje . Kiedy wreszcie ich doświadczymy, znowu czujemy się pełni Sycia, aS kolejna faza depresji zapowie pojawienie się czegoś nowego. Oto opisy takich stanów: „ Nie czuję juS samego siebie, jak mogło się stać , S e znowu utraciłem siebie? Nie mam S adnego kontaktu ze swoim wnę trzem. Wszystko jest beznadziejne ... Nigdy nie bę dzie lepiej. Nic nie majuS sensu. BoS e, jakja pragnę poczuć się znowu S ywy. "Potem moSe nastąpić wybuch wściekłości , połączony z oskarSeniami i zarzutami . JeSeli te oskarSenia mają realne podstawy, to ich wypowiedzenie daje wielką ulgę. Jeśli natomiast są nieuzasadnione, poniewaS zostały przeniesione
na osoby, które w niczym nie zawiniły, to depresja będzie wyjaśnienie i uwolnienie we właściwym kierunku.
się utrzymywać ,
dopóki nie
nastąpi
Konfrontacja z rodzicami Nastroje depresyjne mogą pojawić się równieS w chwili, gdy zaczniemy przeciwstawiać się do tej pory wypieranym do podświadomości Sądaniom naszych rodziców, np. Sądaniom osiągania znakomitych wyników itd., chociaS jeszcze nie uwolniliśmy się od nich naprawdę. Wówczas ponownie wpadamy w ślepą uliczkę bezsensownego narzucania sobie nadmiernych wymagań, a depresja informuje nas o tym. Mo Se to wyglądać np., tak: „ Przedwczoraj czułem się taki szczęś /iwy, nie miałem S adnych problemów z pracą, przerobiłem znacznie wię cej materiału do egzaminu niS zakładał mój plan na ten tydzień. Pomyś lałem wię c, S e warto wykorzystać dobry nastrój i przeczytać jeszcze jeden rozdział. Pracowałem cały wieczór, ale juS bez przyjemnoś ci, a następnego dnia nic juS nie byłem w stanie zrobić , czułem się jak ostatni tę pak, niczego nie mogłem zapamię tać . Nie miałem 32
ochoty nikogo widzieć , wszystko Przyjrzałem się wię
było
tak, jak przy
wcześniejszych
depresjach.
moment, w którym się to wszystko zaczę Popsułem sobie całą radość, kiedy dołoS yłem sobie dodatkowe zadania. c temu
dokładnie i odnalazłem
ło.
Dlaczego to zrobiłem? Przypomniałem sobie, jak moja matka mówiła: „Doskonale to zrobiłeś, moS e byś jeszcze ... ".Poczułem wściekłość i odłoS yłem ksiąS ki na bok. Nagle uś wiadomi/em sobie, S ez całą pewnoś cią zauwaSę, kiedy hę dę miał znowu chęć pracować . I oczywiś cie zauwaS yłem to. Ale depresja zniknę la wcześ niej wtedy, gdy dostrzegłem, Se znowu skrzywdziłem samego siebie. Wewnętrzne więzienie
Nastrój depresyjny, który moSe się równieS przejawiać lub ewentualnie ukrywać w chorobach psychosomatycznych, kaSdy zna prawdopodobnie z własnego doświadczenia. JeSeli zwrócimy na to uwagę, nietrudno będzie zaobserwować , Se pojawia się stosunkowo regularnie, ograniczając spontaniczną Sywotność, kiedy stłumiony zostaje wewnętrzny impuls lub niepoSądane silne uczucie. JeSeli np. dorosły człowiek nie pozwala sobie na przesycie głębokiego Sal u po utracie bliskiego człowieka, stara się zapomnieć o swym cierpieniu za pomocą róSnych rozpraszających działań, lub jeśli z lęku
przed utratą przyjaźni tłumi swoje oburzenie z powodu postępowania idealizowanego przyjaciela, musi liczyć się wówczas z pojawieniem depresji Chyba Se potrafi nieustannie korzystać wielkościowego mechanizmu obronnego). Obecna sytuacja przypomina mu bowiem wcześniejszą zaleSność , którą stale stara się wypierać. Kiedy zacznie zwracać uwagę na te konteksty, moSe odnieść korzyść ze swojej depresji, bo dzięki niej pozna prawdę o sobie samym. Dziecko nie ma takiej moSliwości. Po pierwsze, nie potrafi zrozumieć mechanizmu samookłamywania, a po drugie, jego sytuacja róSni się od sytuacji dorosłego tym, Se jeśli nie otacza go wspierające , empatyczne otoczenie, to jego własne intensywne uczucia stanowią dla niego realne zagroSenie. Lecz równieS dorosły podobnie jak dziecko moSe bać się swoich uczuć, gdy nie
uświadomi
sobie przyczyn swojego
lęku.
W rzeczywistości tak ogronma intensywność uczuć występuje jedynie w dzieciństwie i okresie dojrzewania. Najczęściej jednak o wiele lepiej pamiętamy cierpienia okresu dojrzewania, niemoŚność zrozumienia i uporządkowania własnych impulsów aniŚeli pierwsze urazy, które przesłania zazwyczaj obraz idyllicznego dzieciństwa lub całkowita często anmezja dotycząca tego okresu. Być moŚe właśnie dlatego dorośli ludzie o wiele rzadziej wspominają z nostalgią okres dojrzewania niŚ dzieciństwo. W mieszaninie znanych znaj głębszej przeszłości uczuć tęsknoty, oczekiwań i lęku
przed rozczarowaniem, których wiele osób doznaje w czasie świąt, odzwierciedla się prawdopodobnie pragnienie odnalezienia intensywności uczuć własnego dzieciństwa. Lecz właśnie ta intensywność dziecięcych uczuć sprawia, Śe skutki ich tłumienia są niezmiernie głębokie. Im silniejszy jest więzień, tym grubsze mury trzeba wznosić wokół niego, a te utrudniają bądź wręcz uniemoŚliwiają późniejszy rozwój emocjonalny. JeŚeli kilkakrotnie doświadczymy, Śe długotrwała depresja znika, kiedy uda się przebić do świadomości
intensywnym wczesnodziecięcym uczuciom, w których powtarza się specyficzny motyw niezrozumienia, to czasem zmienia się nasz sposób postępowania z tymi nie chcianymi uczuciami, a przede wszystkim z bólem.
33 Odkrywamy, Śe nie musimy powtarzać w nieskończoność dawnego schematu (rozczarowanie tłumienie bólu- depresja), gdyś mamy teraz nową moŚliwość obchodzenia się z poraŚkami, a mianowicie, moŚemy doświadczyć bólu. Dopiero w ten sposób uzyskujemy dostęp do naszych wcześniej szych doświadczeń, tzn. do ukrytych aŚ do tej pory części naszego Ja i naszego losu. Jeden z pacjentów w następttjący sposób opisał końcową fazę swojej terapii: To niepiękne i przyjemne uczucia dostarczały mi nowych wglądów, lecz te, przed którymi najbardziej się broniłem: uczucia, w których doś wiadczałem siebie jako małego, złego, bezradnego, zawstydzonego, pełnego bezzasadnych oczekiwań, czepiają ce go się czy zmieszanego. A przede wszystkim smutnego i osamotnionego. Ale właśnie dzię ki tym doś wiadczeniom, których tak długo unikałem, mogłem coś w Ś yciu zrozumieć , coś, czego nie znalazłbym w Ś adnej ksiąŚ ce.
Pacjent ten opisał proces emocjonalnego poznania. Interpretacje terapeutów, którzy nigdy nie odkryli własnego dzieciństwa, mogą go zaburzać , opóźniać, powstrzymywać , a nawet uniemoŚliwić czy ograniczyć do czysto intelektualnej wiedzy. Pacjent bardzo szybko jest gotów zrezygnować z radości , jaką przynosi odkrywanie własnych prawd i ich wyraŚanie, i dostosowuje się do koncepcji terapeuty z obawy, Śe utraci jego sympatię, zrozumienie i empatię, na co czekał przecieŚ przez całe swoje Sycie. PoniewaŚ tego właśnie doświadczył ze strony rodziców, nie potrafi uwierzyć, Śe nie musi tak być. Jednakjeśli poddaje się temu lękowi i próbuje przystosować , to cała terapia kieruje się na fałszywe ja, prawdziwe Ja natomiast wciąŚ pozostaje ukryte i nierozwinięte. Dlatego ogromnie waŚne jest, aby terapeuta nie tworzył uwarunkowanych własnymi potrzebami koncepcji i interpretacji, kiedy pacjent dzięki swym emocjom zaczyna właśnie odkrywać róŚne powiązania w
swojej historii. Terapeuta, który tak postępuje, jest jak przyjaciel, który przynosi więźniowi smaczny posiłek w chwili, gdy ten odkrył moSliwość opuszczenia swojej celi i spędzenia pierwszej nocy na wolności, być moSe bez ochrony i bez jedzenia, ale wolny. PoniewaS ten krok w nieznane wymaga wielkiej odwagi, moSe się zdarzyć, Se więzień zrezygnuje ze swojej szansy i pozostanie w więzieniu, pocieszając się smacznym posiłkiem i „poczuciem bezpieczeństwa". JeSeli jednak uszanujemy potrzebę pacjenta i pozwolimy mu samodzielnie odkrywać prawdę , moSe on po raz pierwszy świadomie doświadczyć dawnych, zapomnianych sytuacji, odczuć ich tragizm i w końcu się od nich uwolnić po przejściu procesu Sal u i smutku. Takie doświadczenia pomagają odnaleźć swoje prawdziwe Ja, są wręcz tego nieodzownym warunkiem. JakjuS wspominałam, przeciwieństwem depresji w obrę bie tego samego zaburzenia jest wielkościowość. Dlatego pacjent moSe przejściowo uwolnić się od depresji , jeSeli terapeuci lub grupa terapeutyczna pozwalają mu uczestniczyć ich własnym poczuciu wielkości , tzn. jeSeli torują pacjentowi jako ich części drogę do poczucia się wielkim i silnym. Zaburzenie zmienia co prawda na jakiś czas swe oblicze, jednak nie znika. Uwolnienie od obu form zaburzenia właściwie nie jest moSliwe bez doświadczenia głębokiego smutku z powodu dawnej, traumatycznej sytuacji w dzieciństwie.
Zdolność do odczuwania Sal u i smutku przywraca osobie cierpiącej na depresję Sywotność i zdolność twórczego działania, a osoba wielkościowa moSe uwolnić się od przymusu nieustannego wysiłku i osiągania wciąS nowych sukcesów. Człowiek, który w trakcie długotrwałego procesu terapeutycznego zaczyna dostrzegać, Se nigdy nie kochano go w dzieciństwie takimjaki był, aj edynie za jego osiągnięcia, sukcesy i określone cechy charakteru, Se poświęcił swoje dzieciństwo w imię fałszywej
34
„miłości", doświadcza głębokiego bólu i Sal u, ale pewnego dnia przestanie mu zaleSeć na
nieustannym reklamowaniu siebie. Odkryje w sobie potrzebę odnalezienia swego prawdziwego Ja i nie będzie juS chciał nieustannie walczyć o miłość „miłość ",
która w gruncie rzeczy pozostawia pustkę , albowiem dotyczy fałszywego ja, a którego
zaczął rezygnować.
Uwolnienie od depresji nie oznacza nieustającej
wesołości
czy całkowitego braku cierpienia,
lecz Sywotność,
tzn. wolność
spontanicznego doświadczania
pojawiających się uczuć. A Sycie pełne jest najróSniejszych uczuć, nie tylko radosnych, wzniosłych i
pozytywnych- zawiera całą ich ludzką skalę : zawiść , zazdrość , wściekłość , oburzenie, rozpacz, tęsknotę czy smutek. Tracimy umiejętność odczuwania pełnej gamy tych uczuć, jeśli ich korzenie zostały odcięte w dzieciństwie . do prawdziwego Ja uzyskujemy dopiero wówczas, kiedy powrócimy doń jako dorośli , przestaje być dla nas obcy i zagraŚający, uczymy się w nim poruszać i czuć bezpiecznie i nie musimy juŚ odgradzać się od niego murem iluzji.
Dlatego
dostęp
Wiemy, co
wprowadziło
nas w pomieszanie i wiedza ta nas wyzwala. W ostatecznym rozrachunku moŚemy uwolnić się równieŚ od dawnego bólu.
Wiele porad dotyczących „postępowania" z pacjentami depresyjnymi ma charakter wyraźnie manipulacyjny. Niektórzy psychiatrzy sądzą, Śe trzeba pokazać pacjentowi, iŚ jego poczucie beznadziejności nie jest racjonalne lub teś naleŚy uświadomić mu jego nadwraŚliwość. Moim zdaniem, takie postępowanie wspiera jedynie fałszywe ja przystosowanie emocjonalne, a więc w gruncie rzeczy równi eś depresję. Jeśli tego nie chcemy, musimy powaŚnie traktować wszystkie uczucia pacjenta. Właśnie jego nadwraŚliwość, jego wstyd, obwinianie siebie (jakŚe często pacjent depresyjny wie, Śe reaguje nadwraŚliwie, i jak bardzo się za to oskarŚa!) tworzą szlak prowadzący ku dawnym uczuciom i prawdziwej , ukrytej skardze, mimo Śe on jeszcze sam nie rozumie, do czego naprawdę się odnoszą. Uczucie beznadziejności często pas~ e dokładnie do realnej dziecięcej sytuacji. Im mniej realne są te uczucia, im mniej pasują do obecnej rzeczywistości , tym wyraźniej pokazują, Śe są reakcją na nieznane sytuacje, które naleŚy dopiero odkryć. JeŚeli jednak nie wolno pacjentowi doświadczyć w pełni tego uczucia, lecz zostaje mu ono wyperswadowane, to nie moŚe on dokonać Śadnych odkryć, a depresja świętuje swój prawdziwy
triumf 40-letnia Pia, okrutnie wykorzystywana w dzieciństwie , po długiej fazie depresji , której towarzyszyły myśli samobójcze, mogła wreszcie doświadczyć swojej gwałtownej , długo tłumionej wściekłości na ojca, nie oskarŚając się przy tym za to uczucie. Początkowo zamiast ulgi nastąpił okres pełen smutku i łez. Pod koniec tej fazy powiedziała: Ś wiat się nie zmienił, wokół mnie jest tyle agresji i podłaś ci - i dostrzegam to jeszcze wyraź niej niŚ kiedyś . A mimo to -po raz pierwszy czuję , Ś e Ś ycie warte jest tego, by je przeŚ ywać . Być moŚ e dlatego, Ś e Ś yję wreszcie moim własnym Ś yciem. I jest to wspaniała przygoda. Ale
rozumiem teraz lepiej moje myś li samobójcze, szczególnie te z okresu młodoś ci. Nie miałam ochoty dalej istnieć ... przede wszystkim dlatego, Ś ew jakiś sposób Ś yłam cudzym Ś yciem, którego wcale nie chciałam i które bez trudu mogłam odrzucić.
35 Spolecz ny aspekt depresji MoŚemy w tym miejscu zapytać: czy przystosowanie zawsze musi prowadzić do depresji? Czy nie
zdarza się i czy nie ma na to przykładów, Se przystosowani emocjonalnie ludzie Syją w zadowoleniu i szczęściu? Być moSe, w przeszłości zdarzały się takie przypadki. W kulturach, które funkcjonowały w chronionym przed wpływami zewnętrznymi systemie wartości , przystosowany człowiek nie dysponował
autonomią, nie posiadał równieŚ indywidualnego poczucia toŚsamości , w którym mógłby znaleźć oparcie - tę funkcję pełniła grupa. Oczywiście, równieŚ i tu istniały wyjątki - ludzie, którym to nie wystarczało
i którzy byli dostatecznie silni , aby wyłamać się z grupy. Jednak współcześnie takie odgrodzenie się jakiejś grupy od innych, wyznających odmienną hierarchię wartości, jest raczej niemoŚliwe z wyjątkiem przypadków sekt. Oznacza to, Śe jednostka musi odnaleźć oparcie w sobie, jeśli nie chce stać się piłką w grze najróŚniej szych grup interesów i ideologii. Istnieją obecnie co prawda liczne grupy, które nazywają się treningowymi i uwaŚają owo wzmacnianie poszczególnych jej uczestników za swoje zadanie terapeutyczne. W ten sposób moŚe dojść nawet do nałogu uczestnictwa w grupach, gdyś przekazują one uczucie, Śe jest się podtrzymywanym, i wspierają iluzję , Śe wyparte dziecięce potrzeby miłości , zrozumienia i bezpieczeństwa mogą wciąŚ
jeszcze zostać zaspokojone przez grupę. Lecz i ten „narkotyk" nie jest w stanie naprawdę rozpuścić depresji, dopóki dziecięce uczucia wciąŚ są tłumione. Oparcie we własnym Ja, tzn. w dostępie do rzeczywistych potrzeb i uczuć, i moŚliwość artykułowania ich, jest niezbędna kaŚdemu, kto pragnie Syć bez depresji i nałogów. RównieŚ w wytresowanym dziecku drzemią siły, które stawiają opór przystosowaniu. W okresie
dojrzewania niektórzy młodzi ludzie wybierają wartości przeciwstawne wartościom rodziców, tworzą więc nowe ideały i próbują je realizować. Jednakj eśli te poszukiwania nie są zakorzenione w odczuwaniu własnych rzeczywistych uczuć i potrzeb, to młody człowiek uzaleŚni się w podobny sposób od swoich nowych ideałów jak kiedyś od rodziców. Ponownie wyprze się własnego Ja, aby być zaakceptowanym i kochanym przez grupę rówieśników bądź przez partnera. Ale to wszystko nie moŚe pomóc naprawdę uniknąć depresji, gdyś równi eś jako dorosły, ten człowiek niej est sobą, nie zna samego siebie ani siebie nie kocha; robi wszystko, aby ktoś pokochał go tak, jak tego potrzebował jako dziecko. IwciąŚ ma nadzieję , Śe uda mu się uzyskać tę miłość dzięki przystosowaniu do kogoś . Oba poniŚsze przykłady przybliŚą nam taki rozwój: 1. Paula, 28 lat, pragnęła wyzwolić się ze swojej patriarchalnej rodziny, w której matka całkowicie podporządkowała się ojcu. Wyszła za mąś za uległego męŚczyznę i pozornie robiła wszystko inaczej niŚ matka. MąŚ nie reagował, kiedy Paula sypiała w ich wspólnym mieszkaniu z innymi męŚczyznami. Ona sama nie pozwalała sobie na uczucia zazdrości i czułości i chciała utrzymywać seksualne kontakty z wieloma partnerami, nie wiąśąc się z Śadnym emocjonalnie, aby czuć się równie samodzielną i niezaleŚną jak męŚczyzna. Jej potrzeba „bycia nowoczesną" sięgała jednak tak daleko, Śe pozwalała kochankom, aby ja poniŚali i znęcali się nad nią, gdy mieli na to ochotę . Tłumiła przy tym wszelkie uczucia urazy i upokorzenia, sądząc Śe jest to oznaka wolności od
przesądów
i
oraz przejętą
nowoczesności. nieświadomie
W rzeczywistości od matki uległość.
wnosiła
w te relacje swoje dziecięce
posłuszeństwo
Cierpiąc z powodu cięSkiej depresji i uzaleSnień zdecydowała się rozpocząć terapię, która pozwoliła jej poczuć ,
w jaki sposób
uległość jej
matki
znalazła
w niej swoje 36
odzwierciedlenie. Te bezpośrednie konfrontacje z matką umoSliwiły jej z biegiem czasu uwolnienie się od przymusowego i nieświadomego przejmowania postawy matki we własnych związkach partnerskich i pozwoliły kochać wreszcie tych ludzi, którzy byli warci jej uczucia. 2. Amara, czterdziestolatka pochodzącego z afrykańskiej rodziny, wychowywała tylko matka. Ojciec umarł , kiedy Amar był jeszcze bardzo mały. Matka uporczywie wymagała przestrzegania określonych form i nie pozwalała dziecku na odczuwanie i artykułowanie potrzeb. z drugiej strony, as do okresu dojrzewania regularnie masowała Amarowi penis, twierdząc , ze poradzili jej to lekarze. Syn, kiedy dorósł , rozstał się z matką i jej światem i oSenił się z Europejką, naleSącą do całkowicie odmiennej warstwy społecznej niS jego rodzice. Wybór kobiety, która go dręczyła, poniSała i pozbawiała pewności siebie i której nie potrafił się ani przeciwstawić , ani opuścić , nie był przypadkowy, lecz wypływał z zachowanej w ciele, lecz całkowicie nieuświadomionej historii dzieciństwa. To pełne udręk małSeństwo, podobnie jak opisane wySej, było próbą wyrwania się ze społecznego układu rodziców za pomocą innego układu. Dorosły męSczyzna mógł co prawda uwolnić się od prawdziwej matki , lecz emocjonalnie pozostał związany z nieświadomym obrazem matki swego dzieciństwa . Tę rolę spełniała jego Sona tak długo, dopóki nie był w stanie doświadczyć świadomie swych dziecięcych uczuć. Podczas terapii doświadczył wiele bólu uświadamiając sobie stopniowo, jak bardzo podziwiał swoją matkę, kiedy był dzieckiem, czując się jednocześnie wykorzystywany i bezbronny, jak bardzo ją kochał i nienawidził zarazem, będąc całkowicie od niej zaleSny. Jednak doświadczenie tych uczuć spowodowało, Se przestał bać się swojej Sony i po raz pierwszy odwaSył się zobaczyć ją taką, jaka była naprawdę . Dziecko musi się przystosować , aby zachować iluzję miłości , akceptacji i dobra. Dorosły nie potrzebttje juS tej iluzji , by przeSyć. MoSe zdjąć klapki z oczu, by widząc jasno, decydować o swoim działaniu. na manię wielkości , jak i cierpiący na depresję , całkowicie odrzuca rzeczywistość swego dzieciństwa, Syjąc tak, jakby wciąS moSna było zdobyć miłość rodziców: pierwszy- podtrzymując iluzję sukcesów, drugi zaś doświadczając nieustannie lęku, Se z własnej winy utraci ich sympatię. Jednak ani jeden, ani drugi, nie jest w stanie zaakceptować prawdy, ze w przeszłości nie było Sadnej miłości , i Se największe nawet wysiłki tego nie zmienią.
Zarówno
człowiek cierpiący
Legenda o Narcyzie Legenda o Narcyzie opowiada o tragedii utraty siebie, o tak zwanym zaburzeniu narcystycznym. Przeglądający się w wodzie Narcyz zakochuje się w swym pięknym obliczu, które z pewnością napawało dumą jego matkę. Nimfa Echo odpowiada na wołanie młodzieńca , którego piękno ją zauroczyło. Słowa Echo wprowadzają Narcyza w błąd . Oszukuje go takŚe własne odbicie w wodzie, ukazując jedynie doskonałą, wspaniałą część jego osoby, skrywając jednak przed nim pozostałe jej aspekty. Na przykład, jego plecy i cień są przed nim ukryte, nie naleŚą do ukochanego obrazu, zostają wyparte. Ten etap samozachwytu moŚemy porównać z fazą manii wielkości , a następny- z niszczącą tęsknotą za sobą samym - z depresją. Narcyz pragnął być jedynie pięknym młodzieńcem, całkowicie odrzucił swoje prawdziwe Ja, chciał stopić się z 37 cudownym obrazem. Prowadzi to do rezygnacji z siebie, do śmierci lub jak u Owidiusza - do przemiany w kwiat. Śmierć jest logiczną konsekwencją fiksacji na fałszywymja. Same piękne i przyjemne uczucia nie wystarczają, aby utrzymać nas przy Śyciu, by uczynić nasze istnienie głębokim, cennym i pełnym decydujących wglądów. Często to właśnie te niewygodne , nieprzystosowane uczucia, przed którymi najchętniej byśmy uciekli - niemoc, wstyd, zawiść , zazdrość , pomieszanie, wściekłość, smutek- mają dla Śycia decydujące znaczenie. W relacji terapeutycznej moŚemy doświadczyć tych uczuć , zrozumieć je i uporządkować. W tym sensie przestrzeń, jaka wyznacza sytuacja terapeutyczna jest zwierciadłem naszego wewnętrznego świata, o ileś bogatszego od pię knego oblicza Narcyza. Narcyz jest zakochany w swoim wyidealizowanym obrazie, ale ani wielkościowy, ani depresyjny „Narcyz" nie potrafi pokochać siebie naprawdę. Jego zachwycenie własnym fałszywym ja udaremnia nie tylko pokochanie innych, ale na przekór wszelkim pozorom - równi eś miłość do naj bliŚszej istoty- do samego siebie . 38 Część
III
Piekielne
koło
pogardy.
Upokorzenie, pogardzanie
słabością
i co dalej?
39 Przykłady z codziennego Śycia
W czasie jednego z moich urlopów nieustannie krąŚyłam myślami wokół pogardy, czytałam więc
róSne swoje wcześniejsze notatki na ten temat. Dzięki temu o wiele silniej niS zazwyczaj przeSyłam banalną, pozbawioną jakichkolwiek spektakularnych zdarzeń scenę. Rozpocznę moje rozwaSania jej opisem, gdyS bez obawy popełnienia niedyskrecji pomoSe mi zilustrować wglądy, jakie uzyskałam w moJ ej pracy. Byłam na spacerze, kiedy moją uwagę zwróciło na siebie idące przede mną młode małSeństwo z
dwuletnim chłopcem, który bez przerwy marudził . (Przyzwyczajeni jesteśmy postrzegać zazwyczaj takie sytuacje z pozycji osoby dorosłej , ale tu sprób~ę przedstawić ją z punktu widzenia dziecka.) Oboje kupili sobie właśnie lody na patyku i ze smakiem je lizali. Chłopczyk teS chciał dostać takiego loda. Matka powiedziała do niego czule: „Chodź, moSesz ugryźć kawałek mojego, całego loda nie dostaniesz - jest dla ciebie za zimny". Dziecko nie chciało odgryźć kawałka, wyciągnęło rączkę , aby wziąć całego , ale matka odsunęła się . Chłopiec rozpłakał się rozpaczliwie i teraz sytuacja powtórzyła się z ojcem: ,,No, myszeczko", powiedział czule ojciec, „moSesz odgryźć kawałek mojego". „Nie chcę", zawołał chłopczyk, zaczął biegać, próbował zająć się czym innym, ale wciąS na nowo powracał , patrzył zazdrośnie
i smutno w górę , gdzie zadowoleni dorośli , solidarnie rozkoszowali się swoimi lodami. WciąS na nowo jedno z rodziców proponowało dziecku „gryza", a ono wyciągało w odpowiedzi rączkę po całego loda, na co dorośli wycofywali rękę trzymającą skarb. Im głośniej dziecko płakało , tym bardziej śmieszyło to rodziców. Śmiali się , próbując rozweselić w ten sposób syna: „Zrozum, to nie jest takie waSne, przestań się wreszcie wygłupiać" . Za którymś razem dziecko usiadło na ziemi , plecami do rodziców i zaczęło rzucać drobne kamyki do tyłu w kierunku matki , potem nagle wstało i spojrzało z niepokojem na rodziców, chcąc się upewnić, czy aby sobie nie poszli. Kiedy ojciec skończył loda i dokładnie wylizał patyczek, dał go dziecku i poszedł dalej . Chłopiec z nadzieją spróbował oblizać drewienko, przyjrzał mu się i wyrzucił je, następnie chciał z powrotem podnieść . W końcu zrezygnował i głębokie , podobne do szlochu pojedyncze westchnienie wstrząsnęło jego ciałem. Potem posłusznie powlókł się za rodzicami . Jestem przekonana, Se przyczyną stresu dziecka nie była niemoSność zaspokojenia „instynktownej potrzeby oralnej ", gdyS mógłby kilkakrotnie odgryźć kawałek loda, lecz to, Se było nieustannie poniSane i frustrowane. Rodzice nie rozumieli , Se chłopczyk chciał tak samo jak oni trzymać w ręce patyczek z lodem, więcej -wyśmiano jego pragnienia. Stał naprzeciwko dwojga olbrzymów, którzy, dumni ze swego konsekwentnego postępowania wspierali się wzajemnie, podczas gdy on był całkowicie
sam ze swym bólem, nie mogąc powiedzieć niczego oprócz „nie" i nie mogąc wyjaśnić im niczego gestami (które były bardzo wymowne) . Nie miał nikogo, kto broniłby jego racji. JakSe niesprawiedliwa jest sytuacja, w której dziecko stoi naprzeciwko dwojga dorosłych niczym przed niedostępnym murem. Nazywamy to „konsekwentnym wychowywaniem", kiedy nie pozwalamy dziecku, aby poskarSyło się jednemu z rodziców na drugiego.
40
MoŚna by zapytać, dlaczego ci rodzice zachowali się w taki pozbawiony empatii sposób? Dlaczego Śadne nie wpadło na pomysł, aby szybciej zjeść lub wyrzucić połowę loda, aby dać dziecku patyczek
z odrobiną
smakołyka
do wylizania?
Dlaczego stali oboje nad nim, jedząc powoli swoje lody, całkowicie nieporuszeni rozpaczą swojego dziecka, na dodatek wyśmiewając się z niego? Nie byli to źli czy oziębli rodzice; oj ciec przemawiał do dziecka z wielką czułością. A mimo to wykazali całkowity brak empatii , przynajmniej w tym momencie . MoŚemy wyjaśnić tę zagadkę jedynie wówczas, gdy spróbujemy ujrzeć równieŚ w nich pozbawione pewności
siebie dzieci, które wreszcie znalazły słabszą istotę i przy niej mogą poczuć się silne. Które dziecko nie doświadczyło tego, Śe wyśmiewa się jego najgorętsze pragnienia, mówiąc np. „PrzecieŚ czegoś takiego nie potrzebujesz". Dziecko czuje się wówczas zdezorientowane, zawstydzone i lekcewaŚone i przy najbliŚszej okazji przeniesie to uczucie na jeszcze mniejsze dziecko. Takie doświadczenia występują w najprzeróŚniejszych odcieniach i niuansach. Wszystkie łączy to, Śe lęk słabego i bezbronnego dziecka daje dorosłemu poczucie siły i moŚliwość manipulowanie potrzebami i lękami innych- mimo Śe nie potrafi poradzić sobie z własnymi. Bez wątpienia równieŚ nasz mały chłopiec za dwadzieścia lat - lub wcześniej z rodzeństwem jeszcze raz odegra historię z lodami, ale tym razem to on będzie je trzymał w ręku, a kto inny stanie się tym bezbronnym, zazdrosnym, słabym, małym stworzeniem. Będzie to chwila, kiedy wreszcie odetnie się od tych wszystkich uczuć , lokując je na zewnątrz, w kim innym. Pogarda dla mniejszego i słabszego jest najlepszą obroną przed ujawnieniem własnego poczucia niemocy, jest przejawem odciętej słabości. Ten, kto jest naprawdę silny, zna swoje poczucie słabości i nie musi demonstrować mocy przez upokarzanie innych. Wielu dorosłych doświadcza niemocy, zazdrości i poczucia opuszczenia dopiero wówczas, gdy obcują ze swoimi dziećmi , gdyś we własnym dzieciństwie nigdy nie dano im szansy przeŚycia tych uczuć świadomie. Opisałam wcześniej pacjenta, który tak długo miał przymus zdobywania, uwodzenia i opuszczania kobiet, aś nie doświadczył w końcu uczuć związanych z nieustannym opuszczaniem go przez matkę. Przypomniał sobie wówczas, Śe często był wyśmiewany, i po raz pierwszy przeŚył uczucia upokorzenia i poniŚenia z tamtego okresu. AŚ do tej pory wszystko to było dla niego tajemnicą. Ból u, przez który nie moŚemy świadomie przejść, pozbywamy się, delegując go na własne dziecko, takjak na przykład wydarzyło się to w opisanej powyŚej scenie z lodami: „Widzisz, my jesteśmy duzi , nam wolno, a dla ciebie lody są „za zimne" . Dopiero kiedy sam staniesz się duŚy, będziesz mógł rozkoszować się
nimi jak teraz my".
To nie odmowa zaspokojenia popędu poniSa dziecko, lecz lekcewaSenie jego osoby. PoniewaS rodzice nieświadomie mszczą się na dziecku za własne upokorzenia demonstracyjnym podkreśleniem swojej „dorosłości ", cierpienie dziecka nieustannie się nasila. Rodzice w pełnych zaciekawienia oczach dziecka odnajd~ą własną pełną upokorzeń przeszłość , muszą więc za pomocą uzyskanej teraz władzy bronić się przed nią. Mimo najlepszych chęci nie potrafimy wyzwolić się ze schematów zachowania, którymi w najwcześniejszym dzieciństwie obciąSyli nas rodzice. Dopiero gdy pozwolimy sobie poczuć i doświadczyć w pełni cierpienie, jakiego doznaliśmy w ramach tych scenariuszy, moSemy odzyskać swobodę . Wtedy teS tylko jesteśmy w stanie zrozumieć, jak bardzo były i są destrukcyjne.
41 Wiele społeczeństw dyskryminuje małe dziewczynki z powodu ich płci . Lecz kiedy stają się kobietami i uzyskują całkowitą władzę nad noworodkiem i niemowlęciem, te byłe dziewczynki przekazują doznaną pogardę swemu dziecku, i to właśnie wówczas, kiedy jest najwraSliwsze i najbardziej otwarte. Dorosły męSczyzna idealizuje swoją matkę, gdyS kaSdy człowiek przywiązany jest do wyobraŚenia, Śe był naprawdę
kochany, i gardzi wszystkimi innymi kobietami, biorąc na nich odwet za cierpienie doznane od matki. Kobiety z kolei , dorosłe juŚ i w dalszym ciągu upokarzane, przewaŚnie nie mają Śadnej innej moŚliwości pozbycia się swoich cięŚarów, jak tylko przerzucanie ich na dzieci . Wszystko jest dozwolone: dziecko nikomu nic nie opowie, chyba Śe kiedyś w formie perwersji lub nerwicy natręctw, ale ten język jest tak zaszyfrowany, Śe czyny matki pozostają ukryte. Pogarda jest bronią słabych, która chroni przed uczuciami przypominającymi własną historię. A u źródeł kaŚdej pogardy, kaŚdej dyskryminacji odnaleźć moŚemy mniej lub bardziej świadomą, nie kontrolowaną, ukrytą i tolerowaną (poza przypadkami zabójstwa i naj cięŚszego okaleczenia) władzę dorosłego nad dzieckiem. To, co dorosły robi z duszą swego dziecka, jest wyłącznie jego sprawą , traktuje ją niczym swoją własność , podobnie jak kliki sprawujące władzę postęp~ą z obywatelami państw totalitarnych. Ale dorosły nigdy nie jest tak całkowicie bezbronny, jak niemowlę wydane na pastwę rodziców, którzy lekcewaśą jego prawa. Dopóki nie uwraŚliwimy się na cierpienia małych dzieci, pozostaniemy obojętni na te naduŚycia władzy i będziemy je bagatelizować twierdząc, Śe przecieŚ chodzi ,jedynie o dzieci" . Ale te dzieci za dwadzieścia lat staną się dorosłe i zaczną odpłacać za wszystkie doznane upokorzenia własnym dzieciom. Być moŚe nawet świadomie zaczną walczyć przeciwko okrucieństwom popełnianym na świecie, lecz mimo to nieświadomie będą zadawać cierpienia swoim najbliŚszym, nosząc w sobie wiedzę doznanych okrucieństwach, do której brak im dostępu- wiedzę skrywaną za wyidealizowanym obrazem dzieciństwa i popychającą do destrukcyjnych działań. Musimy wreszcie rozpuścić te destrukcyjne wzorce zachowania, uświadamiając sobie emocjonalnie to „dziedzictwo" przekazywane z pokolenia na pokolenie. Człowiek, który policzkuje, bije czy świadomie obraŚa innych, wie, Śe zadaje im ból , nawet jeśli nie rozumie, dlaczego to robi. LeczjakŚe często naszym rodzicom i nam samym brakowało świadomości , jak bardzo boleśnie , głęboko
i trwale
raniliśmy kształt~ ące się
Ja naszych dzieci.
Mamy szczęście, jeśli nasze dzieci potrafią to zauwaSyć i powiedzieć nam o tym, jeśli dają nam szansę zauwaSenia błędów i zaniedbań, i przeproszenia ich za nie. Będą mogły wówczas zerwać przekazywane od wieków pęta władzy, dyskryminacji i pogardy. Jeśli świadomie przeSyją swoją wczesną niemoc i złość , nie będą musiały z nimi walczyć , naduSywając swojej władzy. W większości przypadków jednak cierpienie doznane w dzieciństwie zostaje emocjonalnie odcięte , tworząc ukryte źródło nowych, czasem bardzo subtelnych upokorzeń
w następnym
pokoleni u. Dysponujemy
tu najprzeróSniej szymi mechanizmami obronnymi, takimi jak wyparcie (np. własnego cierpienia), racjonalizacja („moim obowiązkiem jest wychować dziecko"), przeniesienie („to nie ojciec, ale mój syn mnie zranił") , idealizacja („ojciec bił mnie tylko dla mojego dobra") itd., a przede wszystkim mechanizmem przemiany biernego cierpienia w aktywne formy zachowania. PoniSsze przykłady ilustrują, jak zadziwiająco podobne strategie stosują ludzie, aby obronić się przed swoją historią, choć mogą się róSnić zarówno pochodzeniem, strukturą osobowości , jak i poziomem wykształcenia.
42 Trzydziestoletni syn greckich chłopów, właściciel niewielkiej restauracji w zachodniej Europie, opowiada z dumą, Se nie pije alkoholu i Se tę wstrzemięźliwość zawdzięcza ojcu. Kiedy pewnego razu mając 15 lat wrócił pijany do domu, ojciec zbił go tak, Se przez tydzień musiał leSeć w łóSku. Od tej pory nabrał takiego wstrętu do alkoholu, Se nie wziął juS nigdy nawet kropli do ust, chociaS w jego zawodzie bez przerwy ma z nim do czynienia. Kiedy usłyszałam, ze zamierza się wkrótce oSenić, zapytałam go, czy będzie bił równieS własne dzieci. „ Oczywiście ' ', odpowiedział, „ tylko biciem moS na dobrze wychować dzieci; to najlepsza metoda, aby zdobyć sobie u nich szacunek. Ja np. nigdy bym się nie odwaS ył zapalić w obecnoś ci mojego starego ojca, chociaS on sam pali - tak wyraS am mój szacunek do niego ". Ten człowiek nie był
ani
głupi ,
ani antypatyczny.
MoSna było tworzyć sobie złudne nadzieje, Se jego przekonania są wynikiem braku odpowiedniego wykształcenia i Se intelektualna wiedza mogłaby przeciwdziałać procesowi psychicznej destrukcji. CóS jednak począć z tą iluzją, znając poniSszy przykład, opisujący wykształconego człowieka? Pewien utalentowany czeski pisarz miał w latach siedemdziesiątych odczyt w jednym z miast
Republiki Federalnej Niemiec. Po odczycie publiczność zaczęła zadawać mu najróSniejsze pytania, na które bez najmniej szych zahamowań udzielał odpowiedzi. Opowiadał, Śe chociaŚ w swoim czasie czynnie uczestniczył w Praskiej Wiośnie, to teraz dysponuje całkowitą swobodą i moŚe często wyjeŚdŚać na Zachód. Przedstawił
chronologicznie rozwój sytuacji w swoim kraju w
ciągu
ostatnich kilku lat.
Potem na pytanie o dzieciństwo opowiedział z błyszczącymi entuzjastycznie oczami o swoim wszechstronnie utalentowanym ojcu, który wspierał jego duchowy rozwój i zawsze był prawdziwym przyjacielem. Jedynie ojcu mógł pokazać swoje pierwsze opowiadania. Ojciec był z niego bardzo dumny i nawet kiedy go bił, co robił zawsze, kiedy matka skarŚyła się na zachowanie syna, był dumny, jeśli syn zdołał powstrzymać się od płaczu. Poniewaś za łzy dziecko otrzymywało dodatkowe lanie, szybko się nauczyło je tłumić i w końcu samo się tym szczyciło, uwaŚając to za dar ofiarowywany
podziwianemu ojcu. MęŚczyzna opowiadał o tym, jak go bito, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem (i dla niego taka była), a potem dodał: „ To było dla mnie dobre, lania przygotowały mnie do Ś ycia, stałem się
twardy,
nauczyłem się zaciskać zę
by.
Dlatego mogłem skutecznie rozwijać mój talent". A my moglibyśmy dodać, Śe dlatego teŚ tak dobrze mógł się przystosować do komunistycznych rządów. Zupełnie inaczej o swoim dzieciństwie mówił w programie telewizyjnym reŚyser filmowy Ingmar
Bergmann. W pełni świadomie i z o wiele większym (choć jedynie intelektualnym) zrozumieniem związków przyczynowych opowiadał, Śe było jednym wielkim pasmem upokorzeń. Upokorzenie było podstawową metodą wychowawczą w jego rodzinie. Jeśli np. zmoczył spodnie, przez cały dzień musiał nosić czerwoną sukienkę, Śeby wszyscy wiedzieli, co mu się przydarzyło , i Śeby musiał się wstydzić. Był młodszym z
dwóch synów protestanckiego pastora. Opisał scenę , która często powtarzała się w jego dzieciństwie: ojciec bije jego brata po plecach, matka wyciera watą krwawiące plecy, a on sam siedzi i przygląda się. Tę scenę Bergmann opowiadał bardzo spokojnie, wręcz zimno. MoŚemy wyobrazić go sobie jako
dziecko, jak siedzi nieruchomo i obserwuje. Z Odnosimy wraŚenie, Śe ta scena jest 43
pewnością
nie
prawdziwa, lecz jednocześnie stanowi pokrywkę dla tego, co bowiem uwierzyć, Śe ojciec bił tylko starszego syna.
uciekał,
nie
zamykał
przydarzyło się
oczu, nie
krzyczał.
jemu samemu. Trudno
Wielu ludzi bardzo długo wierzy, Śe to jedynie ich rodzeństwo było upokarzane. Dopiero w trakcie odkrywającej terapii wraz z pojawieniem się uczuć wściekłości i niemocy, ale teś złości i oburzenia, pojawia się doświadczenie upokorzenia i osamotnienia, które czuli, kiedy ich
ukochany ojciec znęcał
się
nad nimi.
Bergmann mógł nie tylko wypierać bądź przenosić swoje cierpienie - robił filmy i delegował odrzucone uczucia na widza. Być moSe jako widzowie w kinie mamy kontakt z uczuciami, których nie mógł , będąc dzieckiem takiego ojca, otwarcie kiedyś przeSywać, lecz które przetrwały w jego wnętrzu. Siedzimy przed ekranem i takjak kiedyś ten mały chłopiec jesteśmy konfrontowani z okrucieństwem zadawanym „naszemu bratu" i właściwie nie potrafimy ani nie chcemy zareagować autentycznymi uczuciami na tę brutalność. Bronimy się przed swymi uczuciami . Kiedy Bergmann z Salem opowiada, Se aS do 1945 roku nie potrafił prawidłowo ocenić narodowego socjalizmu, mimo Se często przyjeSdSał do Niemiec w okresie rządów Hitlera, to moim zdaniem, jest to bezpośredni skutek doświadczeń dzieciństwa . Okrucieństwo było w powietrzu, którym codziennie oddychał. Jak mógłby uznać je za coś nienormalnego? Dlaczego opisałam tu historie trzech męSczyzn, których bito w dzieciństwie? Czy nie są to aby sytuacje graniczne? Czy chcę napisać rozprawę o skutkach bicia? Nie, nie tylko o to tu chodzi. MoSemy przyjąć, Se są to rzeczywiście skrajne przypadki. Wybrałam te przypadki po części dlatego, Se nie były mi one powierzone w zaufaniu, lecz opowiedziane publicznie, ale przede wszystkim dlatego, by pokazać, Se doznania związane nawet z
najokrutniejszym znęcaniem się pozostają ukryte w efekcie działania silnej potrzeby idealizowania, jaką ma kaSde dziecko. Nikt nikogo nie sądzi , Saden prokurator nie wnosi oskarSenia, nie ma wyroku, wszystko pozostaje ukryte w mrokach przeszłości , a jeśli dowiad~ emy się o jakichś faktach, to przedstawia się je nam jako dobrodziejstwo. Skoro dzieje się tak w przypadkach najokrutniej szych fizycznych tortur, to jak moSna odkryć niezliczone fakty psychicznego znęcania się, której est o wiele mniej widoczne i wcale nie uwaSa się go jednoznacznie za godne potępienia. KtóS potraktuje powaSnie te wszystkie subtelne poniSenia, jak te, które zaobserwowałam w historii z lodami? W kaSdej , dosłownie kaSdej terapii dorosłych, kiedy pacjenci przestaną wypierać własne uczucia, mamy do czynienia z doznaniami pogardy. Wykorzystywanie dzieci przez rodziców przybiera wszelkie moSliwe formy seksualnego i nieseksualnego znęcania się i upokarzania, co dziecko później , jako dorosły (często juS matka lub ojciec) z trudem odkrywa w procesie terapeutycznym. Ojciec, który wyrósł w purytańskim otoczeniu, moSe być bardzo zahamowany w małSeńskich kontaktach seksualnych i dopiero np. kąpiąc maleńką dziewczynkę odwaSa się po raz pierwszy dokładnie przyjrzeć się Seńskim narządom płciowym i bawić się nimi , czując przy tym podniecenie. Matka, która była wykorzystywana seksualnie w dzieciństwie i którą wzwiedziony penis przeraSał i poniSał, boi się go. Zdarza się , Se taka matka opanowuje swój lęk dopiero w kontakcie z maleńkim synkiem. MoSe np. w taki sposób wycierać dziecko po kąpieli , Se ma ono erekcję, co juS nie będzie budzić w niej przeraSenia ani jej zagraSać. MoSe teS aS do okresu dojrzewania masować penis chłopca, by „usunąć" stulejkę (zwęSenie napletka)" . Chroniona przez miłość, jaką kaSde dziecko czuje do matki , moSe teraz bezpiecznie odkrywać seksualność.
44 Co oznacza dla dziecka wykorzystywanie go przez zahamowanych seksualnie rodziców? KaSde dziecko potrzebuje czułych dotknięć i jest szczęśliwe, otrzymując pieszczoty. Lecz jeśli budzą one w nim uczucia, które na tym etapie rozwoju nie występują spontanicznie, pojawia się w nim niepokój. Niepokój ten zwykle wzmacniany jest dodatkowo przez zakazujące słowa lub pogardliwe spojrzenia, jakimi rodzice reagują na jego własne autoerotyczne czynności. Oprócz seksualnych istnieją teS inne formy gwałtów zadawanych dzieciom, np. indoktrynacja leSąca u podstaw zarówno „antyautorytarnego", jak i „porządnego wychowania". Obie metody wychowawcze całkowicie lekcewaSą prawdziwe potrzeby dziecka na danym etapie rozwoju. Kiedy rodzice zaczynają postrzegać dziecko jako swoją własność i sądzą, Se mogą nim dysponować, jego naturalny rozwój zostaje gwałtownie przerwany. Paradoksem jest fakt, Se najpierw odcinamy dziecku korzenie, a później próbujemy zastąpić mu naturalne funkcje w sztuczny sposób. Tak np. tłumi się naturalną ciekawość dziecka („pewnych pytań nie naleSy zadawać") , a później, kiedy dziecko utraci naturalny impuls uczenia się, proponuje się mu korepetycje, by przezwycięSyło trudności
w szkole. Podobne zachowania występują
w uzaleSnieniach. Ludzie, którzy w dzieciństwie musieli silnie tłumić swoje uczucia, próbują często za pomocą narkotyków bądź alkoholu odzyskać przynajmniej na krótko, utraconą intensywność uczuć (por. A.M.: Am Anjang war Erziehung, str. 133-168)*. Aby zaprzestać nieświadomej dyskryminacji i przemocy wobec dzieci, najpierw musimy uświadomić sobie jej istnienie. Tylko wtedy, gdy uwraSliwimy się na subtelne i wyrafinowane sposoby poniSania dziecka, moSemy rozwinąć w sobie szacunek, którego ono potrzebuje od pierwszego dnia Sycia, aby rozwijać się duchowo. Istnieją róSne drogi osiągnięcia tej wraSliwości: moSemy np. obserwować obce dzieci i próbować wczuć się w nie albo teS, i to przede wszystkim, rozwijać w sobie empatię wobec własnego losu.
* „Na początku było wychowanie ... " . Planujemy wydanie tej Miller w 1996 roku (J.S.).
znanej na całym świecie ksiąSki Alice
Pogarda w zwierciadle terapii Czy moŚna opowiedzieć historię , której się nie zna? Choć wydaje się to niemoŚliwe zdarza
się
nieustannie, często w formie
ślepego działania
i
całkowicie
bezskutecznie.
Ta historia moŚe jednak zostać zrozumiana i przepracowana. Odnajdujemy ją kawałek po kawałku w doświadczaniu własnych uczuć i potrzeb, jeśli potrafimy je zaakceptować , uszanować i uznać za uzasadnione Dotyczy to równi eś terapeutów. Czasami 1udzi pytają mnie podczas seminariów bądź superwizji , jak naleŚy postępować z „niepoŚądanymi" uczuciami, np. gniewem, który pacjent budzi czasem w terapeucie. WraŚliwy terapeuta naturalnie poczuje gniew. Pytanie brzmi: Czy powinien go stłumić, aby nie odrzucić pacjenta? Lecz pacjent wyczuwa ten tłumiony gniew i budzi to w nim niepokój. To moŚe terapeuta powinien go wyrazić? Ale to z kolei moŚe przestraszyć pacjenta ...
45 Przestajemy pytać o sposób postępowania z gniewem i innymi niepoŚądanymi uczuciami, jeśli załoŚymy, Śe wszystkie uczucia, które pacjent budzi w osobie pomagającej , są elementem nieświadomej próby opowiedzenia swojej historii i jednocześnie ukrycia jej , tzn. chronienia siebie. Nie ma po prostu innej moŚliwości . W tym sensie wszystkie pojawiające się w terapeucie uczucia naleŚą do tej zaszyfrowanej historii i nie naleŚy ich odrzucać. Terapeuta musi umieć dopuścić do siebie te uczucia i wyjaśnić je sobie. Wówczas będzie mógł ustalić, w jakim stopniu pochodzą one ze świata pacjenta, a w jakim przypominają mu własną historię - i przepracować tę część własnej historii w sobie. Dotyczy to równi eś doradców, którzy practtj ą z uzaleŚnionymi i ofiarami seksualnych i psychicznych naduŚyć w dzieciństwie. Niestety, osoby zajmttjące się pomaganiem próbują abstrakcyjnymi teoriami, ideologiami 1ub teś bagatelizowaniem czy autorytarnym zachowaniem szczelnie przykryć pojawiające się lęki.
Przymus powtarzania jako wyraz z abm".l onej
zdolności
do
pełne go
wypowiadania
się
Ja
Kiedy pacjent zaczyna akceptować pojawiające się uczucia, ttjawniają się dawno wyparte potrzeby i pragnienia, których nie moŚe początkowo realizować bez jednoczesnego przymusu samo ukarania, 1ub które w ogóle nie mogą zostać zaspokojone, jako Śe dotyczą dawno minionej sytuacji. Do tej ostatniej kategorii potrzeb naleŚy np . pragnienie posiadania całkowicie dyspozycyjnej matki . Są jednak potrzeby, które moŚna i naleŚy zaspokoić w teraźniejszości i które regularnie ujawniają się w trakcie terapii. NaleŚy do nich np. centralna u kaŚdego człowieka potrzeba swobodnego wypowiadania się , tzn. występowania na zewnątrz takimjakimjest - w słowach, gestach, zachowaniu, w sztuce, w kaŚdym autentycznym przejawie siebie, i to od chwili wydania z siebie pierwszego krzyku. Ludzie, którzy jako dzieci musieli skrywać swoje prawdziwe Ja przed innymi i przed sobą, czują silne pragnienie zrzucenia ograniczeń, nawet jeśli początkowo związane jest z ogromnym lękiem.
Pierwsze próby nie zawsze prowadzą do wolności. Często najpierw powracają lęki dzieciństwa, a więc uczucia dręczącego wstydu i bolesnego obnaSania się, towarzyszące „pokazywaniu siebie". Ich korzenie sięgają najwcześniejszego dzieciństwa. Kiedy lęki zostaną doświadczone , zrozumiane w kontekście wcześniej szych sytuacji i dzięki temu wyjaśnione , widzimy, jak bardzo były wówczas uzasadnione. Jeśli jednak zabraknie wewnętrznej pracy, pacjent niczym w lunatycznym transie z całą pewnością wyszuka sobie ludzi , którzy podobnie jak rodzice (choć z całkiem odmiennych powodów) nie będą w stanie go zrozumieć. Skoncentruje wszystkie swoje wysiłki na próbach nawiązania z nimi porozumienia, pragnąc mimo wszystko uczynić niemoSliwe moSliwym. Na pewnym etapie terapii Linda, 42 lata, zakochała się w starszym, inteligentnym i wraSliwym człowieku, który jednak oprócz erotyki odrzucał wszystko, czego nie mógł pojąć
intelektualnie . Do niego pisała długie listy, w których próbowała wyjaśnić drogę przebytą w terapii. Udało jej się przeoczyć wszystkie sygnały braku zrozumienia i podwoiła wysiłki , aS wreszcie musiała przyznać, Se znowu znalazła sobie zastępczego ojca, podtrzymując w ten sposób nadzieję , Se w końcu zostanie zrozumiana. Przebudzenie przyniosło początkowo męczące , głębokie uczucie 46 wstydu, utrzymujące się przez dłuSszy czas. Pewnego razu powiedziała: „W ydaję się
sobie ś mieszna, tak jakbym przemawiała do ś ciany, oczekują c S e mi odpowie; zupełnie jak ;akieś głupie dziecko". Zapytałam: „ Czy Pani śmiałaby się , widząc dziecko, które musi powierzać swoje smutki ś ci anie, gdyS nikt inny nie chce go wysłuchać ? ". Rozpaczliwy płacz w odpowiedzi na moje pytanie, otworzył pacjentce dostęp do fragmentu minionej rzeczywistości , pełnej nieskończonej samotności.
Jednocześnie uwolniła się
w
końcu
od
męczącego,
destrukcyjnego uczucia wstydu.
Dopiero o wiele lat później Linda mogła pozwolić sobie na zrozumienie związku pomiędzy doświadczaniem „ściany" a własną historią Syci a. Ta kobieta, która zazwyczaj wyraSała się bardzo jasno, przez jakiś czas opowiadała wszystko w tak skomplikowany i chaotyczny sposób, Se nie miałam najmniejszej szansy zrozumienia jej. Prawdopodobnie tak samo było kiedyś z rodzicami. Doświadczała momentów nagłej wściekłości i nienawiści i zarzucała mi obojętność i brak zrozumienia. Prawie mnie nie poznawała, mimo Se pozostałam ta sama. Przez trudności w kontakcie ze mną ttj awniła i miała szansę uświadomić sobie poczucie obcości ze strony matki, która pierwszy rok Sycia spędziła w sierocińcu i nie potrafiła stworzyć swoim dzieciom klimatu bliskości . Córka od dawna wiedziała o tych okolicznościach, lecz była to czysto intelektualna wiedza. RównieS współczucie dla matki uniemoSliwiało jej postrzeSenie i odczucie własnego cierpienia. Obraz „biednej matki" całkowicie zablokował jej dostęp do własnych uczuć. Dopiero wraz z zarzutami , które kierowała najpierw do mnie, a potem do niej , zbliSyła się do swej bezgranicznej rozpaczy, którą pozostawiła w niej nigdy nie spełniona tęsknota za intymnym kontaktem. Wyparte wspomnienia odległej , broniącej się przed kontaktem matki , podtrzymywały w córce uczucie ściany, boleśnie oddzielającej ją od innych ludzi. Dopiero kiedy stawiając mi gwałtowne zarzuty mogła nawiązać
kontakt ze swym cierpieniem zniknął przymus powtarzania, polegający na szukaniu nierozumiejących jej partnerów i całkowitym uzaleSnianiu się od nich. Pogarda w pe1wersji i ne1wicy natręctw
JeSeli uznamy, Se cały emocjonalny rozwój człowieka (i wynikająca z niego równowaga psychiczna) zaleSy od tego, w jaki sposób rodzice juS w pierwszych dniach Sycia reagowali na jego komunikaty i jak odpowiadali na jego potrzeby, to musimy stwierdzić równieS, Se właśnie wtedy powstają podwaliny później szych tragedii . JeSeli matka nie potrafiła być dla dziecka zwierciadłem nie cieszyła się z jego istnienia, lecz oczekiwała określonych zachowań, następowała pierwsza selekcja: podział na „dobre" i „złe", „wstrętne" i „piękne", „poprawne" i „błędne " - i podział ten dziecko wchłonęło do swego wnętrza. W ślad za tą podstawową selekcją dziecko przejm~e kolejne systemy wartości rodziców. Niemowlę doświadcza, Se ma w sobie coś , czego matka nie chce. Często np.
od dzieci , aby jak najszybciej opanowały funkcje ciała, pozornie po to, by mogło sprostać oczekiwaniom społecznym. Prawdziwym powodemjestjednak strach rodziców przed ujawnieniem własnych wypartych emocji, gdyS jako dzieci sami przeszli ostry trening czystości , który pozostawił w nich wiele wypartych lęków.
oczekuje
się
47 Maria Hesse, matka wybitnego poety i pisarza Hermanna Hesse, opisuje w swych dziennikach, jak łamano jej wolę , kiedy miała cztery lata. Kiedy z kolei syn miał cztery lata, cierpiała szczególnie mocno z powodu jego przekory i zwalczała ją z róSnym skutkiem. Mając 15 lat Hermann Hesse został oddany do zakładu dla umysłowo chorych i epileptyków, aby tam „wreszcie poradzono sobie z jego krnąbrnością" . We wstrząsającym pełnym złości liście z zakładu Hermann Hesse pisał do swoich rodziców: „Gdybym był świętoszkiem a nie zwykłym człowiekiem to być moSe mógłbym Sywić nadzieję, Se mnie zrozumiecie". Rodzice postawili mu jasny warunek: tylko jeśli się „poprawi", będzie mógł opuścić zakład , tak więc chłopiec „poprawił " się. W późniejszym poświęconym rodzicom wierszu, wyraźnie widać wyparcie i oskarSa siebie za to, Se przysporzył rodzicom tyle kłopotów
idealizację ;
Hesse
„swoim charakterem" . To poczucie winy, cięSar nie spełnienia oczekiwań rodziców wielu ludzi nosi w sobie przez całe Sycie. Jest on o wiele silniejszy od kaSdego wglądu intelektualnego, Se zadaniem dziecka niej est zaspokajanie potrzeb rodziców. śadne argumenty nie usuną poczucia winy, które powstało w najwcześniejszym okresie Sycia i stamtąd czerpie swoją intensywność i uporczywość . Ta największa rana - Se takim, jakim się było, nie zasługiwało się na miłość - nie zabliźni się bez pracy nad smutkiem i Salem. MoSna mniej lub bardziej skutecznie bronić się świadomością, Se istnieje (jak dzieje się to np. w manii wielkości bądź
depresji), albo teS w przymusie powtarzania jątrzyć ją wciąS na nowo. Z tą moSliwością mamy do czynienia w nerwicy natręctw i w perwersjach. Pełne pogardy reakcje rodziców na zachowanie dziecka są rejestrowane przez jego ciało i przechowywane w nim. Najbardziej naturalne impulsy dziecka, np. autoerotyka, odkrywanie własnego ciała, moczenie się , defekacja, ciekawość lub np. złość w przypadku poraSki czy rozczarowania, mogą budzić w matce oburzenie, poczucie obcości , niechęć i obrzydzenie, lęk i panikę. Później wszystkie te doświadczenia związane są wewnętrznie z obrazem przeraSonych lub oburzonych oczu matki , ale uczucia przenosi się na inne osoby. W przymusowych działaniach i perwersji moSna w końcu odtwarzać dokładnie wcześniejsze traumatyczne sytuacji, mimo Se się ich nie rozpoznaje. Pacjent cierpi straszne tortury, wyznając terapeucie swoje dotychczas skrywane lub inne seksualne sposoby zaspokajania. Naturalnie moSe to zrobić równieS całkowicie
bez uczuć , przekazując czystą informację , takjakby opowiadał o jakiejś obcej osobie. Ale wówczas nie będzie mógł przełamać swojej samotności i nie odnajdzie drogi do rzeczywistości swego dzieciństwa. Dopiero kiedy gotów jest otworzyć się na uczucia wstydu i lęku i przeSyć je, dowiaduje się , co działo się z nim, kiedy był dzieckiem. Z powodu najbardziej niewinnych czynności musiał czuć się podły, brudny lub był niszczony. Sam się dziwi , jak długo przetrwało to wyparte uczucie wstydu, ile czasu towarzyszyło ono jego świadomym liberalnym i tolerancyjnym poglądom na seksualność. Dopiero te doświadczenia pokazują pacjentowi, Se jego wczesne przystosowanie poprzez odcięcie fragmentów swego Ja nie było aktem tchórzostwa, lecz stanowiło jedyną szansę przeSycia, jedyną moSliwość ucieczki od lęku przed zagładą. Czy matka moSe być do tego stopnia groźna? Tak, jeśli jest kobietą, która zawsze szczyciła się tym, Se była grzeczną, kochaną córeczką swojej matki i mając sześć miesięcy nie moczyła juS pieluszek, w rok po urodzeniu wypróSniała się do nocnika, mając trzy lata była „mamusią" dla najmłodszego rodzeństwa itd. Własne niemowlę uosabia dla niej nigdy nie doświadczoną, odciętą część własnego Ja, której przebicia 48 się do świadomości obawia się bardziej niS czegokolwiek innego, aj ednocześnie uosabia rodzeństwo, którym musiała się tak wcześnie zająć. Dopiero teraz moSe sobie pozwolić na zazdrość
i
złość ,
zaczyna więc
tresować
swoje dziecko wzrokiem.
Dziecko podrasta i nie chce zrezygnować z wyraSania własnej prawdy, próbuje przynajmniej wyraSać ją skrycie. Spotykamy ludzi, którzy całkowicie przystosowali się do wymagań otoczenia, tworząc fałszywe ja, jednak w perwersji lub nerwicy natręctw pozwalają - mimo udręki - istnieć części swego prawdziwego Ja. Lecz „Syje" ono wciąS w takim samym otoczeniu czy warunkach jak kiedyś dziecko przy oburzonej matce, której obraz został j uS całkowicie wyparty. Perwersja i natręctwa tworzą stale ten sam dramat: tylko istnienie oburzonej matki umoSliwia zaspokojenie impulsu, tzn. wyłącznie w klimacie poniSenia, skrajnej pogardy dla siebie moSliwe jest uzyskanie orgazmu, np. za pomocą fetysza, tylko w pozornie absurdalnych, budzących lęk przymusowych wyobraSeniach moSe ujawnić się
negatywizm.
Nic nie wprowadzi nas lepiej w
cichą tragedię nieświadomej ,
pozbawionej bondingu relacji
między
dzieckiem a matką niS przyjrzenie się niszczącej mocy przymusu powtarzania i otwarcie się na bezgłośny, nieświadomy komunikat, zawarty w nieustannym odnawiani u starego dramatu. Michał ,
lat 32, cierpiący z powodu swoich silnych skłonności do szokujących, perwersyjnych zachowań, nosił w sobie nieświadome wspomnienie odrzucenia przez matkę i bał się nieustannie takiego samego odrzucenia przez innych, chociaŚ nie wiedział dlaczego. Robił rzeczy potępiane i wyśmiewane przez otoczenie i przez społeczeństwo i bał się kary. Gdyby społeczeństwo nagle zaakceptowało ten rodzaj perwersji (jak dzieje się to w pewnych kręgach) , Michał nie poczułby się wówczas wolny, lecz prawdopodobnie zmieniłby formę przymusów. Szukał bowiem za pomocą prowokacji nie akceptacji dla tego czy innego fetysza, lecz odrzucających, oburzonych oczu. Udało mu się osiągnąć ten cel równieŚ u swego terapeuty. Prowokował go za pomocą wszelkich dostępnych środków, obawiając się jednocześnie, Śe wywoła wstręt,
poczucie obcości i obrzydzenia. przydarzyło mu się u zarania Śycia.
Robił
to wszystko, bo nie
potrafił opowiedzieć słowami ,
co
Jednak próby komunikowanie się przez prowokację niczego nie przyniosły, dopóki zablokowane były jego dziecięce uczucia i dopóki nie zrozumiał istniejących powiązań. Dopiero, gdy doświadczył wypartych uczuć , kiedy pozwolił ujawnić się tragicznym wspomnieniom, mógł zrezygnować ze ślepego, autodestrukcyjnego działania i stworzyć w ten sposób miejsce dla prawdziwego i głębokiego uczucia Sal u i smutku. Kiedy bezpośrednio doświadczył swego zranienia, nagle przestał potrzebować
dziwnych sytuacji . Widzimy tu wyraźnie , jak beznadziejną drogę obieramy, próbując wyjaśnić konflikty popędowe pacjentowi, którego od najwcześniejszego dzieciństwa tresowano oduczając odczuwania. Jak moSna dotrzeć do impulsów i konfliktów popędowych, nie odczuwając niczego? Co znaczą one bez towarzyszących im uczuć złości, opuszczenia, zazdrości , samotności , zakochania? W ciągu ostatnich dziesięciu lat otrzymałam wiele listów od czytelników, którzy pisali , Śe jako młodzi ludzie byli uwiedzeni i wykorzystani seksualnie i emocjonalnie przez dorosłych męŚczyzn, jednak nigdy nie rozumieli , co się wówczas naprawdę zdarzyło. Wyparte wspomnienia z dzieciństwa całkowicie pozbawiły ich zdolności rozróŚniania. Dopiero lektura ksiąSki Du sollst nicht merken („Pamięć wyzwolona" JS&Co 1995) rozbudziła ich wątpliwości i pojawiło się „podejrzenie". Po raz pierwszy w Syci u odwaSyli się zakwestionować postępowanie i charakter sprawców. Nigdy 49 wcześniej nie przyszło im na myśl, Se zostali oszukani, Se wykorzystano ich tęsknotę za miłością i bliskością, gdyS nie byli w stanie poczuć wyrządzanej im krzywdy-
oduczyli się tego w dzieciństwie. Jedyne co im pozostało , to idealizacja uwodziciela, tego wielkiego przyjaciela, wybawcy, nauczyciela, mistrza, i uzaleŚnienie od określonych form zachowań seksualnych lub narkotyku albo teś od jednego i drugiego. RównieS walka o społeczną akceptację określonych nałogów, czy to seksualnych, czy nieseksualnych, jest jedną w z wielu dróg często wybieranych w celu uniknięcia konfrontacji z własną historią.
Potrzeby ochrony, opieki, czułości , tęsknota za miłością w dzieciństwie wielu osób bardzo wcześnie powiązane zostały z seksualnością. śyj ą one z najróSniej szymi formami seksualnej fiksacji , nigdy przy tym nie podejmując próby przyjrzenia się swojej historii. Przyłączają się do róSnych grup, bezkrytycznie akceptują najróSniejsze teorie, które potwierdzają ich fiksacje i są przekonane, Se dzielą z innymi uzasadnioną wiedzę*, podczas gdy w rzeczywistości nieświadomie tworzą ornamenty wokół swej wypartej historii. Dopóki tak postępują, krzywdzą innych w taki sam sposób, w jaki kiedyś sami zostali skrzywdzeni, nie odczuwając przy tym Sadnych skrupułów. *Autorka ma prawdopodobnie na myśli rozpowszechnione na Zachodzie kluby dla osób ze skłonnościami sadomasochistycznymi , które to skłonności próbuje się uzasadnić genetycznie. Sądzę , Se kaSda ideologia zagraSa przyszłości (terapii) tych ludzi i ich ofiar. Lepiej by było, gdyby dowiedziały się, Se moSna odkryć własną historię , przepracować ją i uwolnić się od fiksacji , które są
destrukcyjne zarówno dla nich samych, jak i dla innych. Niewiarygodnie często cała ta pseudopopę dowa seksualna aktywność załamuje się , kiedy pacjent zaczyna doświadczać swoich uczuć i postrzegać swoje prawdziwe instynktowne potrzeby. W reportaSu ze świata domów publicznych i prostytucji w dzielnicy Hamburga St. Pauli, zamieszczonym w „Sternie" z 8.06.1978 roku, odnalazłam następujące zdanie: „Odczujesz to tak uwodzicielskie i absurdalne męskie pragnienie, aby być rozpieszczanym przez kobietę jak niemowlę , a mimo to panować nad nią niczym pasza". To „marzenie męSczyzny" nie tylko nie jest absurdalne, lecz wypływa z jak najprawdziwszej i całkowicie uprawnionej potrzeby niemowlę cia. Nasz świat z pewnością wyglądałby inaczej , gdyby kaSde niemowlę mogło dysponować swoją matką niczym pasza i było przez nią rozpieszczane, nie musząc się zbyt wcześnie troszczyć oj ej potrzeby. Autor reportaSu zapytał stałych klientów domów publicznych, co sprawia im największą przyjemność w takich miejscach i podsumowuje odpowiedzi w następujących słowach: „Dyspozycyjność , całkowite oddanie dziewcząt: to, Se nie trzeba zapewniać ich o swojej miłości , czego wymagają przyjaciółki. Oraz to, Se nie pozostają S adne zabawią zania, dramaty duszy czy wyrzuty sumienia, kiedy namiętność mija: <
> Nawet (albo właśnie) poniS enie związane z takim kontaktem moS e zwiększyć podniecenie - jednak o tym nie opowiada się juS zbyt chętnie". (Podkreślenie moje - A.M.) PoniSenie, pogarda dla siebie i poczucie wyobcowania przypominają pogardę sytuacji pierwotnej i odtwarzają w przymusie powtarzania te same tragiczne warunki zaspokajania potrzeby przyjemności . W tym sensie przymus powtarzania stanowi pewną szansę. MoSe zostać rozpuszczony, jeśli pacjent dostrzeSe to podobieństwo i przepracuje je. Jeśli nie wykorzysta szansy i zignoruje wymowę przymusu 50 powtarzania, to przez całe Sycie moSe powtarzać swoją patologiczną sytuację w najróSniej szych wariantach. Tego, co nieświadome, nie moSna usunąć za pomocą proklamacji czy zakazów.
MoSemy jedynie uwraSliwić się, aby móc je rozpoznać, doświadczyć świadomie i w ten sposób uzyskać nad nim kontrolę. Matka nie będzie traktować swego dziecka z szacunkiem, dopóki nie zacznie dostrzegać, Se aby np. skryć własną niepewność, zawstydza swoje dziecko ironiczną uwagą. Ale nigdy nie zauwaŚy, jak bardzo dziecko czuje się upokorzone, lekcewaŚone i niedoceniane, jeŚeli nie nawiąŚe świadomie kontaktu z tymi uczuciami zamiast bronić się przed nimi ironią. Podobne zjawisko moŚemy zaobserwować
u większości
psychiatrów, psychologów klinicmych i terapeutów. Nie uŚywają co prawda słów „zły'', „brudny", „niedobry", „egoistyczny", „zepsuty", ale
rozmawiają między sobą
o pacjentach
„narcystycznych" , „ekshi bicj oni stycznych", „destrukcyj nych", „regresyj nych" czy „borderline", nie zauwaŚając , Śe nadają tym słowom pejoratywne znaczenie. Być moŚe, ich abstrakcyjne słownictwo , ich obiektywna postawa, a nawet tworzone przez nich teorie i namiętne diagnozowanie maja coś wspólnego z pełnym pogardy wzrokiem matki skierowanym na trzyletnich chłopców i dziewczynki, którymi kiedyś byli. Nierzadko lekcewaŚąca postawa pacjenta skłania terapeutę do próby wzmocnienia swojej przewagi za pomocą teoretyzowania. Jednak prawdziwe Ja pacjenta nie odnajdzie go za tymi murami obronnymi. Będzie ukrywać się przed terapeutą podobnie jak przed pełnymi oburzenia oczami matki. JeŚeli będziemy umieli dostrzegać za kaŚ dym przejawem lekcewaŚenia kontynuację historii lekcewaSonego dziecka, to nie poczujemy się zaatakowani i nie będziemy zmuszeni do wewnętrznego okopywania się za najróŚniej szymi teoriami. Znajomość teorii jest bardzo waŚna, ale teoria nie powinna pełnić funkcji obronnych u terapeuty, ani stać się narzędziem autorytetu przejmującego funkcję surowych, kontrolujących rodziców. „Zepsucie" Niełatwo
młodego
He1manna Hessego jako forma realnego
„zła",
którego
doświadczał
jest opisać , w jaki sposób człowiek postępuje z domaną w dzieciństwie pogardą , a szczególnie pogardą dla jego zmysłowości i radości Śycia, nie podając konkretnych przykładów. Oczywiście, moSna by skorzystać z róŚnych modeli teoretycznych, aby przedstawić „odrzucanie afektywności", ale nie przekaŚe to emocjonalnego klimatu. Dopiero ten klimat pozwoli nam wzuć się w owo cierpienie, tm. umoSliwi czytelnikowi empatię . Natomiast nie angaŚujemy się w czysto
teoretyczne rozwaSania - pozostajemy na zewnątrz. MoSemy rozmawiać o innych, grupując ich, przyporządkowując, klasyfikując, etykietując, diagnozując i dyskutując w specjalistycznym Sargonie, którego nie rozumieją. JeSeli odrzucimy tenjęzyk, potrzebne nam będą Sywe przykłady. Tylko prawdziwe Sycie pokazuje, jak człowiek doświadcza realnego zła, które go spotkało w dzieciństwie, jako „zła istniejącego w nim". Tylko indywidualna historia czyjegoś Sycia pozwala nam poczuć, Se dla dziecka dostrzeSenie i zrozumienie przymusów rodziców jest właściwie niemoSliwe i Se ta ślepota moSe czasem trwać 51 całe Sycie, nawet gdy wciąS podejmowane są próby wyrwania się z tego wewnętrznego więzienia. Zdecydowałam się opisać te skomplikowane procesy na przykładzie Sycia Hermanna Hessego. Po
pierwsze, koleje jego losu są powszechnie znane, a po drugie, to on samje
opisał.
Na początku powieści Demian Hermann Hesse opisuje dobro i czystość panujące w rodzinnym domu, w którym nie ma miejsca ani zrozumienia dla zrodzonego z konieczności kłamstwa dziecka. (Bez trudu moSna rozpoznać, a autor potwierdza to pośrednio, jego własny dom.) Dziecko musi nosić samotnie swój grzech i czuje się zepsute, złe i odrzucone, mimo Se nikt na nie nie krzyczy, lecz wszyscy (nie wiedząc o „okropności") są wobec niego mili i prajaźni. Wielu ludzi zna tę sytuację. RównieS ten wyidealizowany sposób opisywania swego „czystego" domu niej est nam obcy i odzwierciedla zarówno dziecięcą perspektywę , jak i ukryte okrucieństwo tak dobrze znanego stylu wychowania. „Podobnie jak niemal wszyscy rodzice", pisze Hesse w Demianie, „moi równieS nie wspomagali budzących się instynktów, 'o których się nie mówiło'. Pomagali jedynie z niewyczerpaną troskliwoś cią, przy moich beznadziejnych próbach negowania rzeczywistoś ci i przebywania nadal w dziecięcym świecie, który z kaSdą chwilą stawał się bardziej zakłamany i nierealny. Nie wiem, czy rodzice mogą wiele dokonać w tej dziedzinie, więc nie czynię imz tego powodu wyrzutów. Moja to była sprawa poradzić sobie z samym sobą i wywiązałem się z tego zadania źle, jak większość tych, których dobrze wychowano".* (Podkreślenie moje -A.M.) Temu dziecku rodzice wydawali się wolni od jakichkolwiek popędów, gdyS dysponowali środkami i moSliwościami, aby ukryć swoją seksualną aktywność , podczas gdy dziecko podlegało pełnej kontroli.** Wydaje mi się, Se bez trudu moSna wczuć się w pierwszą część Demiana, nawet jeśli wyrośliśmy w odmiennych warunkach. To, co utrudnia mi dalsze czytanie tej ksiąSki , to bardzo specyficzna ocena zdarzeń. Prawdopodobnie Hesse przejął te poglądy od swoich rodziców i dziadków, którzy byli misjonarzami. Takie nieświadome, dziwaczne oceny pojawiają się w wielu jego opowiadaniach, najwyraźniej jednak widać je w Demianie. Mimo Se Sinclair doś wiadczył juS okrucieństwa (szantaS ze strony starszych chłopców) , to doświadczenie niczego mu nie pokazuje, nie staje się kluczem do lepszego zrozumienia świata. „Złem" jest dla niego (zgodnie z językiem uSywanym przez misjonarzy) „zepsucie". To nie
nienawiść,
nie
okrucieństwo reprezentują
dla niego
zło,
lecz dziwaczne
błahostki,
jak np. picie w
knajpie. Te specyficzne wyobraSenia na temat zła mały Hesse nabył w rodzinnym domu. Dlatego wszystko, co rozgrywa ,,jednoczyć
się
po wprowadzeniu boga Abraxasa, który ma
to, co boskie, i to, co diabelskie" brzmi obco i nie porusza nas.
*Cytat ten, jak i następne wg tłumaczenia Marii Kureckiej, Demian, dzieje Emila Sinclaira, Wydawnictwo Głodnych Duchów, Warszawa 1990 (przypis tłumacza). **Hesse pisze w swoim opowiadani u Dusza dziecka:
„Dorośli
zachowywali
się
tak, jakby świat był
doskonały, a oni boscy, my zaś - chłopcy- tego świata wrzodami i brudem" ... „JuS po kilku dniach,
godzinach, zdarzało
się coś,
co nie powinno
się zdarzyć, coś
niskiego, ponurego i zawstydzającego.
WciąS na nowo spadaliśmy, mimo najbardziej twardych i szlachetnych postanowień i ślubów nagle
w grzech i inaczej?"
występki ,
w
codzienność
i nawyki! ... Dlaczego tak się
działo?
Czy nie
mogło być
52 Zło zostaje sztucznie połączone z dobrem, a my odnosimy wraSenie, Se dla chłopca jest ono czymś obcym, zagraSaj ącym, a przede wszystkim nieznanym, od czego nie moSe się uwolnić, gdyS
„zepsucie" w sobie.
sprzęgnięte
z lękiem i poczuciem winy wywołuje w nim silne emocje. Pragnie „zabić" je
„Znowu przecieS, pełen najszczerszych chęci, usiłowałem ze szczątków zrujnowanego j uS okresu Sycia zbudować sobie ,,jasny świat", znów cały Syłemjednym tylko pragnieniem wyrzeczenia się wszystkiego, co złe i mroczne we mnie, i przebywania jedynie wś ród ś wiatłoś ci, na kolanach przed obliczem bogów". (Podkreślenie
moje -A.M.)
W 1977 roku zobaczyłam w Zurychu, na wystawie poświęconej Hessemu obraz, który wisząc nad łóSkiem towarzyszył mu przez całe dzieciństwo. Prawa strona przedstawiała „dobrą" drogę do nieba, pełną cierni , nieprzyjemności, cierpienia. Po lewej przyjemna, nasycona namiętnościami droga wiodąca do piekła. Istotną rolę odgrywają knajpy- to chyba kobiety strasząc piekłem chciały odciągać męSów i synów od przybytków rozpusty. Odgrywają one równieS waSną rolę w Demianie. Jest to o tyle groteskowe, Se marzeniem Hessego nigdy nie było upijanie się w gospodach. Pragnął jedynie wyrwać się z rodzicielskiego systemu wartości. To było jego „grzechem". KaSde dziecko początkowo tworzy swoje wyobraSenia na temat zła zgodnie z zakazami, tabu i lękami domu rodzinnego. Musi przejść długą drogę, zanim się od nich uwolni, zanim odkryje własne
„zło"
w sobie, przestając
doświadczać
je jako
„zepsucie" i „bezwstyd", identyfikowane z popędami, i dostrzeSe, Se stanowi ono ukrytą reakcję na zranienia, których doświadczył w dzieciństwie. Będąc dorosłym moSe odkryć te rany, uwalniając się jednocześnie od przymusowych, nieświadomych reakcji na nie. Jak silnie próby Hessego odnalezienia własnego Ja zagroSone były utratą „miłości" rodzi ców, unaoczni a
następttj ący
fragment Demiana:
Ale tam, gdzie nie z nawyku, lecz z najszczerszych własnych chęci przejawialiśmy miłość i szacunek, gdzie zgłębi własnego serca stawaliśmy się uczniami lub przyjaciółmi - tam gorzka i straszliwa staje się chwila, w której nagle wydaje nam się, S e dostrzegamy, jak rwą cy prąd płyną cy w nas samych- chce odwieść nas od ukochanej istoty. Wtedy kaS da myśl, odtrącają ca przyjaciela czy nauczyciela, jadowi tym kolcem zwraca się przeciw własnemu naszemu sercu, a kaS dy obronny cios trafia prosto we własną naszą twarz. Wtedy człowiekowi, który są dzi, iS sam posiada powszechnie obowiązują cą moralność, nazwy takie jak „ niewierność "lub „ niewdzięczność "wydają się haniebnymi okrzykami, wypalonymi piętnami , a przeraSone serce ucieka wtedy trwoSnie od pięknych cnót dziecięcych, nie mogąc uwierzyć, S e i ten przełom musi się dokonać, S e i te więzy trzeba rozciąć .
W „ Duszy dziecka"
zaś
czytamy:
Gdybym miał sprowadzić wszystkie te uczucia i ich pełną
udrę
ki walkę do jakiegoś
podstawowego uczucia i nazwać je jednym jedynym słowem, nie znalazłbym innego jak: lęk. To lęk, lę ki niepewność, które odczuwałem we wszystkich godzinach zaburzonego dziecię cego szczęś cia: lęk przed karą , lęk przed własnym sumieniem, lęk przed porywami duszy, które odczuwałemjako zakazane i przestępcze. (Podkreślenia
był
moje -A.M.)
W opowiadaniu Dusza dziecka Hesse z ogromną czułością opisuje uczucia jedenastoletniego chłopca, który ukradł z pokoju ukochanego ojca kilka wyschniętych 53 fig, aby mieć stale przy sobie coś , co naleSało do niego. Poczucie winy, lęk i rozpacz miotają osamotnionym chłopcem, zastąpione w końcu przez najgłębsze upokorzenie i wstyd, kiedy ów „ niegodny czyn" został odkryty. Siła uczuć zawarta w tym opisie pozwala nam na przypuszczenie, Se chodzi tu o realne zdarzenie z dzieciństwa Hessego. A przypuszczenie staje się pewnością, kiedy czytamy w dzienniku matki Hessego pod datą 11 listopada 1889 roku: „ Odkryłam, S e Hermann ukradł figi! " (Podkreślenia
moje -A.M.)
Dziennik matki Hessego i obszerna korespondencja rodziców z róSnymi członkami rodziny, opublikowana w 1966 roku, pozwalają nam prześledzić pełną cierpienia drogę chłopca. Jak często
to z podobnymi mu- rodzicom trudno było znieść chłopca nie pomimo, lecz z powodu jego wewnętrznego bogactwa. Często zdarza się, Se zdolności dziecka (intensywność uczuć, głębia doznań, ciekawość, inteligencja przytomność, która zawiera w sobie równieS uzasadnioną krytykę) konfrontują rodziców z konfliktami , przed którymi chronią się przeróSnymi normami i przepisami. W takiej sytuacji przepisy muszą zostać ocalone kosztem rozwoju dziecka. Prowadzi to do jedynie paradoksalnej sytuacji , Se równieS rodzice dumni ze swego utalentowanego dziecka, podziwiający je nawet, z powodu własnego cierpienia odrzucają, tłumią lub wręcz niszczą to, co w nim najlepsze, albowiem najbardziej autentyczne. Dwie wypowiedzi matki Hermanna Hessego znakomicie ilustrują, jak moSna pogodzić dzieło zniszczenia z pozornie pełną miłości troską: 1. (1881): ,,Hermann poszedł do szkoły wstępnej ; jego gwałtowny temperament przysparza nam wiele kłopotów" (1966, str. 10). Chłopiec miał wówczas trzy lata. dzieje
się
2. (1884): „Hermanem, którego wychowanie sprawiło nam tyle kłopotów i trudu, sprawl!ie się obecnie znacznie lepiej. Od 21 stycznia do 5 czerwca przebywał cały czas w internacie dla chłopców, spędzając z nami jedynie niedziele. Zachowywał się tam grzecznie, ale do domu powracał blady, wychudzony i zgarbiony. Skutki są zdecydowanie pozytywne i zdrowe. Teraz jest nam z nim o wiele (Podkreślenia
Jeszcze
łatwiej" .
moje -A.M.) (1966, str. 13/14). Dziecko miało wówczas siedem lat.
wcześniej
(14 listopada 1883 roku) ojciec, Johanes Hesse
pisał:
„Hermann, uznawany w internacie prawie Se za wzór cnót, czasami jest trudny w prowadzeniu. Choć byłoby to dla nas upokarzające (podkreślenia -A.M.), zastanawiam się powaSnie, czy nie oddać go do zakładu lub obcego domu. Jesteśmy zbyt nerwowi , zbyt słabi w stosunku do niego, a nasz dom zbyt mało zdyscyplinowany i systematyczny. Zdaje się, Se w kaSdej dziedzinie został obdarowany: obserwuje księSyc i chmury, fantazjl!ie na harmonii, maluje ołówkiem i piórkiem przepiękne obrazki, śpiewa, jeśli chce, całkiem porządnie i nigdy nie brakuje mu rymów. (Podkreślenia -A.M.) (Por. Hermann Hesse, Kindheit und Jugend, 1966, str. 13) Hermann Hesse odwrócił się od oryginalnego, buntującego się „trudnego ", niewygodnego dla rodziców dziecka, jakim kiedyś był , tworząc silnie wyidealizowany obraz swego dzieciństwa i rodziców, który przedstawia w Hermanie Lauscher* nigdy ta waSna część jego Ja nie zadomowiła się w nim na stałe i w końcu została wypędzona. A wielka, autentyczna tęsknota Hessego za prawdziwym Ja nigdy nie znalazła spełnienia. Ani odwagi, ani talentu, ani teS głębi prze Syć nie brakowało Hessemu, o czym świadczą jego dzieła i niektóre listy, a przede wszystkim wspomniany juS pełen gniewu list wysłany przez piętnastolatka z zakładu dla umysłowo chorych. Jednak odpowiedź ojca (por. 1966), zapiski matki i zacytowane wySej fragmenty Demiana i 54 Duszy dziecka ujawniają, jak wielkim cięSarem był dla niego wyparty dziecięcy los.
Mimo wielkiej popularności , jaką cieszyły się jego ksiąSki , ogromnych sukcesów i Nagrody Nobla,
Hesse, będąc dojrzałym człowiekiem, cierpiał z powodu tragicznego stanu oddzielenia od swego prawdziwego Ja, który lekarze określają jako depresję. *Kiedy czasem dzieciństwo powraca do mego serca, to jako nasycony, obramowany złotem obraz pełen kasztanów i olch opromienionych nieopisanie cudownym porannym słonecznym światłem, dla których tłem jest wspaniałe pasmo górskie. Całą słodycz godzin, w których obdarowany zostałem krótką, szybko przez świat zapomnianą sławą, wszystkich samotnych wędrówek, wszystkich chwil, w których nieoczekiwane maleńkie szczęście bądź czysta miłość kazały zapomnieć mi o dni u wczorajszym i jutrzejszym, mogę wyrazić jedynie porówrn~ąc je do tego zielonego obrazu mego najwcześniejszego Sycia. (Ges. Werke, 1970, str. 218) . Pie1wszy związek z matką jako matrycą relacji na resztę Sycia Niewiele pomoSemy cierpiącemu człowiekowi , próbując mu wyjaśnić , ze jego perwersja w innym społeczeństwie nie byłaby problemem, gdyS to nasze społeczeństwo jest chore, ograniczające i pełne przymusów. Jako niepowtarzalna, wyjątkowa osoba, istniejąca w określonym czasie i miejscu, poczułby się prawdopodobnie zlekcewaSony i niezrozumiany. Jego rzeczywista osobista tragedia, która ujawnia się w przymusie powtarzania*, zostałaby przez takie „wyj aśnienia" zbagatelizowana. Z pewnością współokreślały ją nakazy społeczne , nie funkcjonują one jednak w psychice jako abstrakcyjna wiedza, lecz utrwaliły się w niej w wyniku najwcześniejszych kontaktów emocjonalnych z rodzicami. Dlatego słowa nie mogą ich rozpuścić , trzeba ich w pełni doświadczyć , i to nie w „dorosły", korygujący sposób, lecz jako bardzo wczesnego, dziecięcego lęku przed pogardą ze strony ukochanych rodziców i następującym po nim oburzeniu, smutku i Sal u. Same słowa, nawet najbłyskotliwsze interpretacje, pozostawiają w stanie nienaruszonym rozłam pomiędzy intelektualnymi spekulacjami a wiedzą ciała . Z tego powodu trudno będzie uwolnić uzaleSnioną osobę od nałogu, wyjaśniając jedynie, Se nałóg ten stanowi reakcję na chore społeczeństwo. Chętnie przyjmie takie wytłumaczenie i uwierzy w nie, gdyS oszczędza ono bólu prawdy. Dopiero prawdziwe zrozumienie uwarunkowań z dzieciństwa moSe uzdrowić, pozwalając odczuć oburzenie, złość, smutek czy niemoc. To, czego nie potrafimy dostrzec, a więc przymusy całych
sekwencji zachowań
społecznych,
których scenanusze wchłonęliśmy
za pośrednictwem rodziców i których nie pozbędziemy się za pomocą lektury czy zdobywania wiedzy, są prawdziwą przyczyną naszych chorób. Jest to nieświadoma pamięć o
przymusowych scenariuszach rodziców.
*Autorka często
odwołuje się
do tego odkrytego przez Freuda mechanizmu. Polega on na nieświadomym dąSeniu do tego aby jeszcze raz znaleźć się w sytuacj i upokorzenia, zagroSenia, wykorzystania, która była naszym udziałem w przeszłości . Osoba skrzywdzona ma skłonność do wchodzenia w rolę ofiary, raz doprowadzona do utraty kontroli i agresywnego zachowania szuka osób i sytuacji , które znów skrajnie ją sprowokują, opuszczona emocjonalnie przez któreś rodziców szuka" " w przyszłych związkach kogoś , kto ją porzuci itp. Precyzyjne definicje terminów psychoanalitycznych, którymi posługuje się autorka, znaleźć moSna w Słowniku Psychoanalizy, J .S&Co, Warszawa 1995 (J.S.) .
55 Mówiąc
inaczej : wielu ludzi poszukujących pomocy jest bardzo inteligentnych, czytają w gazetach i ksiąSkach o szaleństwie zbrojeń, o niszczeniu naszej planety, zakłamaniu dyplomacji, arogancji i manipulacji władzy, przystosowaniu słabych, niemocy jednostki i zastanawiają się nad tym. Nie widzą jednak, nie mogą zobaczyć , jak pełne przemocy i zakłamania było postępowanie ich własnych rodziców wobec nich w dzieciństwie. Tłumienie
potrzeby wolności i przymus przystosowania nie zaczynają się w biurze, fabryce czy partii , lecz juS w pierwszych tygodniach Syci a. Przymus zostaje później wyparty i dlatego staje się niedostępny wszelkim argumentom. Z kolei przystosowanie czy totalne posłuszeństwo nie zmieniają swej istoty, jeśli zmianie ulega jedynie przedmiot. ZaangaSowanie w działalność polityczną moSe czerpać siłę napędową z nieświadomej złości wykorzystywanego, ograniczanego, tresowanego dziecka. W walce z politycznymi przeciwnikami moSna np. częściowo rozładować tę złość , nie rezygnując z idealizowania rodziców i wczesnego dzieciństwa, a dawne posłuszeństwo moSe być przeniesione na przywódców 1ub grupę. Człowiek, który przejdzie przez proces utraty iluzji i przeSyje Sal i smutek, przed którymi iluzje te chroniły, nie musi rezygnować z wybranego społecznego czy politycznego zaangaSowania, jednak jego działanie stanie się wolne od przymusu powtarzania. Oznacza to, Se będzie działał bardziej świadomie ,
sobie
w bardziej ukierunkowany sposób i lepiej
rozumiejąc
motywy, a przy tym nie
będzie
sam
szkodził.
Wewnętrzna
potrzeba tworzenia ciągle nowych iluzji i przekłamań, które prawdą, znika, kiedy choć raz doświadczy się tej prawdy.
mają chronić
przed własną
Widzimy wówczas, Se przez całe Sycie baliśmy się czegoś i broniliśmy się przed czymś, co juS się
wydarzyło, i to u zarania naszego Sycia, kiedy byliśmy całkowicie bezbronni.
MoSna co prawda uzyskać terapeutyczny efekt w formie przejściowego polepszenia stanu pacjenta, jeSeli przejmie on od terapeuty bądź grupy sensowny system wartości i przekonań. Ale celem terapii nie jest korygowanie losu pacjenta, lecz umoSliwienie mu spotkania się ze sobą jako dzieckiem, doświadczenia Sal u nad swym losem, uświadomienia sobie nowych moSliwości dorosłego . Pacjent musi odnaleźć swoje wczesne wyparte uczucia i świadomie doświadczyć nieświadomej manipulacji i pogardy rodziców, aby móc się od nich uwolnić. Dopóki zaleSy od terapeuty lub grupy, mimo całej teoretycznej wiedzy jego nieświadomość i ciało wciąS przechowywać będą pełne pogardy spojrzenia. WciąS będą przejawiać się w relacjach pacjenta z
i w jego stosunku do siebie, przysparzając mu nowych cierpień, ale pozostaną przy tym całkowicie niedostępne . Nieświadome treści rządzą bez końca i niezmiennie - dopiero świadome nawiązanie kontaktu z ukrytymi dotąd emocjami moSe stać się zaląSkiem radykalnej zmiany.
innymi
ludźmi
Samotność pogardzającego
Pogarda, jaką okazuje pacjent, stanowi kontynuację wielu wcześniejszych doświadczeń w jego Syci u i spełnia funkcję obrony przed niechcianymi uczuciami. Znika, jeśli
zostaną
one
doświadczone ,
np. rozpacz i wstyd dziecka, którego
miłość
56
nie była odwzajemniona. Dopóki sami pogardzamy innymi i przeceniamy znaczenie osiągnięć , moSemy wymykać się uczuciu Salu, Se nie kochano nas, kiedy nie odnosiliśmy sukcesów. Poczucie wielkości gwarantuje utrzymanie iluzji: byłem kochany. Jednak uciekając przed Salem i smutkiem w głębi duszy wciąS czujemy się przedmiotem upokorzenia. Musimy bowiem gardzić wówczas tym wszystkim w sobie, co nie jest wspaniałe , dobre i mądre . W ten sposób wciąS przebywamy w samotności naszego dzieciństwa: pogardzam niemocą, słabością, niepewnością, krótko mówiąc - bezbronnym dzieckiem we mnie i innych. Gardzimy tym małym bezbronnym, zaleSnym od innych, ale równieS niewygodnym czy trudnym dzieckiem. Zilustruje to wyraźnie seria snów jednego z moich pacjentów. Czterdziestopięcioletni
Hans, który z powodu męczących go natręctw leczył się u dwóch terapeutów, wciąS widział się w swoich snach na wieSy widokowej , stojącej na przedmieściachjego ukochanego miasta. Wokół wieSy rozciągały się bagna. Stojąc na jej szczycie rozkoszował się widokiem miasta, jednocześnie jednak czuł się smutny i opuszczony. W wieSy była winda i we śnie często miał problemy z dostaniem biletu, aby wjechać na górę. Czasami po drodze pojawiały się inne przeszkody. W rzeczywistości w mieście Hansa nie ma takiej wieSy, ale poniewaS naleSała ona do krainy snu, Hans dobrze ją znał. Ten sen powtarzał się bardzo często i towarzyszyło
mu zawsze uczucie osamotnienia. W trakcie terapii sen ulegał głębokim przemianom. Po raz pierwszy Hans się zdziwił, kiedy pewnego razu przyśniło mu się, Se co prawda posiada bilet wstępu, ale wieSę rozebrano, co oznaczało, Se utracił moSność oglądania wszystkiego z góry. Zamiast wieSy we śnie pojawił się most łączący bagna z miastem. Mógł więc
pójść
na piechotę do miasta i obejrzeć wprawdzie „nie wszystko", ale „wiele z bliska" . Hans, który czuł paniczny lęk przed jazdą windą, odczuł ulgę, gdyS wjeSdSanie na szczyt wieSy przysparzało mu za kaSdym razem problemów. Skomentował ten sen stwierdzając, Se być moSe nie jestjuS skazany na to, aby zawsze nad wszystkim panować , być na szczycie, wszystko kontrolować , być mądrzejszym od innych itd. Mógł teraz całkiem zwyczajnie chodzić na piechotę. Poczuł się więc tym bardziej zaskoczony, kiedy przyśniło mu się później , Se znajduje się w windzie. Teraz jednak nie bał się juS. Rozkoszował się jazdą, wysiadł
na górze i poczuł się bardzo dziwnie, gdyS okazało się, Se znajduje się na wySynie, z której widać dolinę , ale tam, w górze teS było miasto z barwnym targiem, szkołą, w której dzieci uczyły się baletu, a on mógł się do nich przyłączyć (było to marzenie jego dzieciństwa). Napotkał równieS grupę dyskutujących ludzi , przysiadł się do nich i wziął udział w rozmowie. Czuł , Se ta grupa przyjęła go takiego, jaki jest. Mimo Se sen wyraSał raczej jego pragnienia niS rzeczywistość, odegrał waSną rolę , ujawniając jego prawdziwe potrzeby: potrzebę kontaktu, komunikacji, potrzebę kochania i bycia kochanym - wszystko to poza wszelkim osiąganiem i pogonią za sukcesem. Ten sen wywarł ogromne wraSenie na Hansie, który powiedział: Wszystkie wcześniejsze sny o wieS y mówiły zawsze o mojej samotnoś ci i izolacji. W domu, jako najstarszy, zawsze wyprzedzałem rodzeństwo, moi rodzice nie dorównywali mi intelektualnie, byłem więc sam z mymi duchowymi potrzebami. Z jednej strony musiałem nieustannie demonstrować swoją wiedzę , aby traktowano mnie powaS nie, z drugiej ukrywałem ją , aby rodzice nie powiedzieli: „ Studia uderzyły ci do głowy, czy uwaS asz, z e jesteś lepszy od innych, bo mogłeś studiować ? Gdyby nie ofiarność matki i cięS ka fizyczna praca ojca,
nigdy by ci się to nie udało" . Wywoływało to we mnie poczucie winy i chciałem ukryć swoją inność , moje zainteresowania, talent. Chciałem być taki jak wszyscy. Ale wówczas musiałbym siebie zdradzić.
57 Hans szukał więc swojej wieSy, walczył z przeciwnościami (trudna droga, bilet wstępu, lęk, itd.), a kiedy docierał na górę , czuł się samotny i opuszczony. Postawa rodziców Hansa naleSy do bardzo typowych, sprzecznych wewnętrznie postaw wobec dzieci: z jednej strony niechęć i poczucie rywalizacji , z drugiej zachęcanie do jak największego wysiłku i duma z sukcesów. Hans musiał stworzyć swoją wieSę i walczyć
z przeciwnościami. W końcu zbuntował się przeciwko przymusowi osiągania i stresowi - i wieSa zniknęła w pierwszym z przedstawionych snów. Mógł zrezygnować z wielkościowej fantazji patrzenia na wszystko z góry i zbliSyć się do spraw „swego miasta" (swego Ja). Dopiero teraz Hans zrozumiał , jak bardzo odgradzał się od innych, przyjmując postawę pogardy, będąc jednocześnie oddzielony od swego prawdziwego Ja, od tej bezbronnej , niepewnej części w
sobie. Wraz z pojawieniem się smutku i Sal u z powodu tego, co nieodwracalne, pogarda odchodzi. RównieS ona na swój sposób słuSy zafałszowaniu rzeczywistości . W końcu o wiele mniej cierpimy, kiedy jesteśmy przekonani , Se to nasza wina, iS nikt nas nie rozumie . MoSemy wówczas próbować wyjaśniać innym, o co nam chodzi, podtrzym~ąc w ten sposób iluzję porozumienia („gdybym tylko potrafił to odpowiednio wyrazić ")*. Kiedy rezygnujemy z tych wysiłków, doświadczamy, Se zrozumienie nigdy nie było moSliwe, gdyS wyparcie własnego dziecięcego losu przez rodziców czyniło ich ślepymi na potrzeby dzieci . RównieS świadomi rodzice nie zawsze rozumieją potrzeby swych dzieci . Jednak będą szanować uczucia dziecka takSe wtedy, gdy będą one dla nich niezrozumiałe. W takiej sytuacji dziecko nie musi szukać w pogardzie schronienia przed bolesną prawdą , co zdarza się niestety bardzo często . Nacjonalizm, nienawiść do innowierców, faszyzm w gruncie rzeczy są niczym innymjak tylko ideologicznymi fasadami takiej ucieczki: ucieczki przed dręczącymi , wypieranymi wspomnieniami doświadczonej kiedyś pogardy, z której czyni się program Sycia. Okrucieństwa zadane kiedyś potajemnie dziecku manifestują się w agresywnych działaniach i wewnętrznej przemocy grup młodzieSowych, jednak zarówno młodzieS , jak i społeczeństwo nie chcą przyjąć , Se korzenie przemocy sięgają wczesnego dzieciństwa. *Wstrząsającym przykładem takiej
Maxa Gublera, którzy za matek.
pomocą
postawy są m.in. prace van Gogha czy szwajcarskiego malarza wszelkich im dostępnych środków walczyli o zrozumienie u swoich
Wyzwolenie z pogardy Perwersje seksualne, nerwica natręctw i ideologizacja nie są jedynymi sposobami uwieczniania tragedii pogardzanego dziecka. Istnieją niezliczone, o wiele bardziej subtelne formy. Rozczarowanie dziecka z powodu odrzucenia przez rodziców jego Ja znajduje wyraz w tej samej formie, w jakiej dziecko doznało odrzucenia. To nieświadome przekazywanie atmosfery rodzinnego domu przyjmuje róSne oblicza. Niektórzy ludzie np. nigdy nie uSywają głośnych czy agresywnych słów, 58 zawsze sprawiają wraSenie dobrych i szlachetnych, a jednocześnie potrafią w jednoznaczny sposób dać odczuć innym, Se uwaSają ich za śmiesznych albo głupich, albo zbyt hałaśliwych. Nie zdają sobie z tego sprawy i być moSe wcale nie chcą czegoś takiego sygnalizować, a jednak otacza ich dokładnie taka aura. Takie zachowanie odzwierciedla atmosferę , jaka panowała w ich rodzinnym domu, a z której w ogóle nie zdawali sobie sprawy. Dzieciom takich rodziców jest szczególnie trudno sformułować jakikolwiek zarzut, dopóki nie nauczą się tego w trakcie terapii. Niektórzy potrafią być bardzo przyjacielscy, choć czasem nieco protekcjonalni, a w ich obecności kaSdy czuje się zerem. Potrafią przekazać uczucie, Se nikt oprócz nich się nie liczy, Se tylko oni mają coś ciekawego czy istotnego do powiedzenia. Inni mogą tylko stać obok i podziwiać ich albo w rozczarowaniu i smutku wycofać się we własną nicość; nikt nie moSe poczuć się ich partnerem. Taki klimat stwarzają wokół siebie ludzie, którzy mieli wielkościowych rodziców. Jako dzieci nie mieli Sadnych szans w rywalizacji z nimi i to samo przekazują teraz jako dorośli swemu otoczeniu. Jeszcze inne wraSenie sprawiają ludzie, którzy w dzieciństwie znacznie przerastali intelektualnie swoich rodziców, za co byli przez nich bardzo podziwiani, a jednocześnie musieli sami radzić sobie ze swymi problemami, gdyS były one zbyt skomplikowane dla rodziców. Ci ludzie potrafią co prawda przekazać nam uczucie mocy, lecz jednocześnie oczekują, abyśmy kaSdą pojawiającą się słabość opanowali intelektualnie. Mamy wraSenie, Se nie potrafią zrozumieć cierpienia innych, tak jak kiedyś ich rodzice, przy których zawsze musieli być silni, nie dostrzegali istoty ich problemów. Często spotykamy się z taką postawą u profesorów, którzy potrafią wyraSać się jasno i zrozumiale, a mimo to formułują swoje myśli w tak skomplikowanym, sztucznymjęzyku, Se studenci mogą przyswoić
je sobie jedynie z wielkim wysiłkiem jako całkowicie abstrakcyjną wiedzę , z którą nie wiedzą, co począć. Być moSe, studenci doświadczają przy tym takich samych uczuć wobec nauczyciela, jakich on w dzieciństwie doświadczał wobec rodziców, i tak samo będą je wypierać. JeSeli ci studenci sami kiedyś zostaną nauczycielami, uzyskają sposobność przekazywania swoim uczniom tej niepotrzebnej wiedzy jako kosztownego skarbu, poniewaS jej zdobycie kosztowało ich kiedyś tak wiele wysiłku. W terapii waSną rolę odgrywa zrozumienie przez pacjenta destrukcyjnych wzorców własnych rodziców. Ale jakjuS powiedziałam: aby w pełni móc się od tych wzorców uwolnić , poza intelektualnym wglądem potrzebujemy dostępu do naszych emocji.
Pacjent, który dzięki emocj analnemu przepracowani u historii
dzieciństwa odzyskał
swoją Śywotność, osiągnął główny cel terapii. Sam musi zdecydować, czy chce podjąć stałą pracę czy teŚ nie, czy pragnie Syć sam czy z partnerem, czy i do jakiego ugrupowania politycznego pragnie przystąpić
- są to wyłącznie jego decyzje. Niej est naszym zadaniem ani „socjalizowanie" go, ani wychowywanie (równieŚ polityczne, albowiem kaŚde wychowanie jest próbą przejęcia kurateli nad drugim człowiekiem). Ktoś ,
kto wielokrotnie świadomie doświadczył, w jaki sposób manipulowano nim w dzieciństwie , jak go krzywdzono i jakie pragnienia odwetu to w nim pozostawiło, o wiele szybciej niŚ dotąd potrafi jednak dostrzec manipulacje i sam odczuje znacznie mniejszą potrzebę manipulowania innymi. Jeśli doświadczył poczucia bezradności i całkowitej zaleŚności swego dzieciństwa, będzie umiał przyłączać się do grup, nie uzaleŚniając się od nich. O wiele mniej skłonny będzie idealizować ludzi i systemy czy pozwalać oszukiwać się róŚnym guru, jeśli wyraźnie odczuł , Śe kiedyś kaŚde słowo matki i ojca oznaczało dla niego absolutną prawdę. MoŚe się zdarzyć, Śe 59 wysłuchując słabego wykładu czy czytając kiepską ksiąŚkę w pierwszej chwili znów odczuje tę samą co kiedyś dziecinną fascynację i podziw, jednocześnie jednak dostrzeŚe czającą się za nimi pustkę
czy ludzką tragedię , które nim wstrząsną. Takiego człowieka nie moŚna juŚ omamić fascynującymi , niezrozumiałymi słowami , gdyś to, czego doś wiadczył, pomogło mu dojrzeć . Człowiek, który świadomie doświadczył cierpienia związanego ze swym tragicznym losem, stanie się takŚe o wiele wraŚliwszy na cierpienie innych, nawet jeśli jest ono zamaskowane. Jeśli nauczy się traktować powaŚnie własne uczucia, nie będzie wyśmiewał się z cudzych i przerwie diabelski krąg pogardy. Oddziałuje to nie tylko na sferę Śycia osobistego, lecz ma równieŚ polityczne konsekwencje. Ludzie,
którzy za pomocą terapii odkryli własną przeszłość , nauczyli rzeczywiste przyczyny, nie muszą j UŚ
się rozumieć
swoje uczucia i
badać
ich
przenosić
swego gniewu na niewinnych. Są w stanie nienawidzić to, co na nienawiść zasługuje , i kochać co warte jest miłości. PoniewaŚ odwaŚnie sprawdzili, kto zasłUŚył na ich złość , potrafią poruszać się w realnym świecie , nie wpadając w wykorzystywanego dziecka, które szuka kozłów ofiarnych.
zaślepienie
Przyszłość demokracji zaleŚy od tej decyzji kaŚdego człowieka. Odwoływanie się do miłości i rozsądku pozostanie nieskuteczne, dopóki nasz wewnętrzny lęk uniemoŚliwia nam podjęcie kroków, dzięki
którym moglibyśmy zrozumieć źródła naszych uczuć. Gniewu nie da argumentacją ; trzeba zrozumieć jego przyczyny.
się zwalczyć
Doświadczenie silnych emocji wyzwala nie tylko dlatego, Śe pozwala „rozładować" napięcie ciała, trwające od czasów dzieciństwa, lecz przede wszystkim dlatego, Śe pozwala nam wyraźnie zobaczyć rzeczywistość ,
rozpuszcza symptomy.
Właśnie
uwalnia od iluzji , przywraca wyparte wspomnienia i często dlatego doświadczenie to wzmacnia i rozwija. Dopiero gdy
doświadczymy i zrozumiemy, Se mamy prawo do gniewu, uczucie to moSe się rozpuścić . Powraca, i
jest to w
pełni
uzasadnione, jedynie wtedy, gdy pojawią
się
nowe przyczyny gniewu.
Natomiast niesprawiedliwa, przeniesiona na niewinnych nienawiść nie ma koń ca, nigdy nie moŚe się wyciszyć. Wprowadza nas w pomieszanie, gdyś deformuje rzeczywistość i uniemoŚliwia nawiązanie z nią kontaktu. Jest niszczycielska, gdyś wywodzi się z wypartej historii niszczenia, której okrucieństwo przechowywane jest w pamięci ciała. Zatruwa duszę, zŚera pamięć , zabijając nie tylko zdolność wglądu i empatii , lecz równieŚ i rozum. Gmach wzniesiony na oszustwie wcześniej czy później musi się zawalić , niszcząc w okrutny sposób ludzkie Sycie - jeśli nie budowniczego, to jego dzieci , które wyczuwają kłamstwa rodziców, choć nie wolno im ich rozpoznać , co staje się przyczyną ich tragedii. Muszą zapłacić pełną cenę za dezercję rodziców. Człowiek,
który nauczył się uczciwie, nie okłamując się, postępować ze swoimi uczuciami, nie potrzebttj e stroić ich w ideologie, nie stanowi więc zagroŚenia dla innych. Niezliczone formy, które przyjmują zataczające coraz szersze kręgi nacjonalizmy, wyraźnie pokazują, Śe mamy do czynienia zawsze z tym samym obłędem, którego motywy wywodzą się z wypartych uczuć i wspomnień przywódców, i które nie mają nic wspólnego z racjonalnymi przyczynami. Nienawiść do Śycia i fascynacja zniszczeniem wspólne są wszystkim nacjonalistom. Mają oni jednolity, ponadnarodowy mundur, pochodzący z tego samego źródła: takiej samej historii doznanych w dzieciństwie okrucieństw, których albo się w ogóle nie pamięta, albo bagatelizuje, a wiedza o nich do niedawna wypierana była przez społeczeństwo. Nie moŚemy jednak podtrzymywać dłuŚej kłamstwa, gdyś ryzyko, jakie z sobą niesie, 60 narasta lawinowo. Ludzie gotowi wydobyć z mroków niepamięci swoją historię dodadzą odwagi innym, zachęcając do zrobienia tego kroku, a ich przebudzone, świadome postrzeganie rzeczywistości wniesie w mroki współczesnej „polityki" więcej światła i jasności , niŚ to było do tej pory moŚliwe. Posłowie
Minęło szesnaście lat od ukazania się ksiąŚki „Dramat udanego dziecka", w trakcie których wiele zmieniło się
w dziedzinie psychoterapii. Popękały zaskorupiałe struktury, pojawiły się nowe, niekiedy niebezpieczne metody. śadna ksiąŚka, nawet pisana z największym wyczuciem, nie jest w stanie zastąpić dobrego terapeuty. MoŚe jednak przybliŚyć nas do tłumionych czy wręcz wypartych uczuć i uświadomić , Śe
potrzebttj emy terapii, co czasem uruchamia uzdrawiający proces. Tę właśnie rolę spełniał Dramat od chwili ukazania się do dnia dzisiejszego. Lecz co w pierwszym wydaniu oparte było głównie na mojej intuicji i moich osobistych doświadczeniach z pacjentami , obecnie znalazło potwierdzenie w róŚnorodnych doświadczeniach kolegów i ich licznych publikacjach. Pierwsza wersja Dramatu przed siedemnastu laty była między innymi próbą przekonania przedstawicieli psychoanalizy o ogromnym znaczeniu emocji dla ludzkiego rozwoju. W ciągu tych lat moja argumentacja spotykała się z coraz większym odzewem. Przyczyniło się do tego równieŚ poszerzenie naszej wiedzy na temat urazów doświadczanych w dzieciństwie i skutków ich
wypierania. Częściowo zawdzięczamy to informacjom przekazywanym przez media i w znacznym stopniu terapiom odkrywającym przeszłość. Obecnie pojawiły się nowe perspektywy dzięki badaniom neurobiologicznym ludzkiego mózgu. Antonio Damasio, autor ksiąSki Descartes' Error (1994), na podstawie licznych obserwacji i eksperymentów stwierdza, Se ludzie, którzy na skutek wypadków lub interwencji chirurgicznych (np. z powodu nowotworu mózgu) utracili centrum emocji w mózgu, nie tylko są niezdolni do doznawania uczuć, lecz nie potrafią równieS podejmować decyzji i organizować swojego Sycia. Pozostałe sektory mózgu mogą funkcjonować znakomicie, funkcje intelektualne mogą być nienaruszone, o czym świadczą testy psychologiczne, jedynie w zakresie odczuwania i działania stwierdza się znaczne zaburzenia. Pokazuje to wyraźnie, Se aby człowiek mógł organizować swoje Sycie, musi mieć dostęp do swoich .. emoCJl. To stwierdzenie wydaje się szczególnie waSne dla zrozumienia skutków urazów okresu dzieciństwa. Co z punktu widzenia neurobiologii przydarzyło się dzieciom, których losy opisuje Dramat, dzieciom, którym uniemoSliwiono rozwój Sycia emocjonalnego? Czy mogło się zdarzyć, Se nie rozwinęły w dostatecznym stopniu lub w ogóle tego specyficznego ośrodka mózgu, który umoSliwia nam dbanie o siebie i innych? Materiał kliniczny i opisane w Dramacie przypadki zdają się potwierdzać taką hipotezę. Potrzeba jednak jeszcze wielu badań, aby potwierdzić jej prawdziwość. Wyjaśniałoby to ewentualnie, dlaczego tak wielu wykorzystywanych i zaniedbywanych w dzieciństwie ludzi, którzy bardzo wcześnie musieli tłumić i wypierać swoje prawdziwe uczucia, nie potrafi się bronić ani odpowiednio dbać o 61 siebie. A takSe, dlaczego niektórzy z nich postęp~ą destrukcyjnie lub irracjonalnie, mimo Se na płaszczyźnie intelektualnej są bardzo sprawni? Aby działać racjonalnie, musieliby znaleźć dostęp do swoich prawdziwych uczuć , swego prawdziwego Ja. W odróSnieniujednak od tych, którzy doznali nieodwracalnych uszkodzeń mózgu na skutek wypadku bądź operacji , ofiary wykorzystywania w dzieciństwie jako dorośli mogą rozwinąć w sobie tę zdolność. Badaczy zdumiewa plastyczność ludzkiego mózgu, która dopóki Syje ciało , umoSliwia kompensację braków. Tłumaczy to, dlaczego w niektórych terapiach, dzięki nowo zdobytej zdolności odczuwania, moSliwe okazały się pozytywne zmiany w zachowaniu, tak, Se pacjenci potrafią w efekcie lepiej dbać o siebie i o swoje dzieci. Jednak nie zawsze pojawiają się takie pozytywne zmiany. Istnieją ludzie, którzy mimo długotrwałej „pracy emocjonalnej " zdają się być skazani na niekończące się przeSywanie starych urazów (co oczywiście podwaSa wagę
nowych odkryć). Musimy zebrać jeszcze wiele doświadczeń i przemyśleń na temat problemów wypierania, tłumienia i leczenia i potrzebujemy w tej dziedzinie o wiele większej jawności niS dotąd, aby w pełni zrozumieć przyczyny tak róSnych rezultatów terapii . Czy pomogą nam badania nad mózgiem? Odpowiedź przyniesie czas. Jednak nowe odkrycia naukowe potwierdzają to, co niektórzy terapeuci wiedzą juS z własnego doświadczenia: nasze racjonalne, konstruktywne działanie zaleSy nie tylko od sprawnego myślenia, ale równieS od moSliwości dostępu do prawdziwych emocji. śadna
technologia nie zastąpi nigdy tej funkcji mózgu, musimy więc
zatroszczyć się
w
końcu o higienę
i kulturę naszych uczuć. Ogólnie rzecz biorąc, tradycyjna psychologia do niedawna jeszcze zbyt mało uwagi zwracała na znaczenie emocji. Obecnie stały się one tematem licznych badań. Dobrze byłoby, gdyby w przyszłości dzieci uczyły się powaSnie traktować swoje uczucia, rozumieć je i porządkować. Dom rodzinny, przedszkole i szkoła będą je w tym wspierać , jeśli tylko ta forma „wychowywania" znajdzie uzasadnienie. W tym sensie najnowsze badania neurologiczne pomóc pozytywnie uświadomić pedagogów.
mogą
Kiedy pod koniec lat siedemdziesiątych, krytykując jednostronną intelektualną metodę psychoanalizy, podkreślałam pierwszoplanowe znaczenie doświadczeń emocj analnych dla psychicznego rozwoju człowieka, w Europie bardzo mało wiedziano o nowych metodach terapeutycznych, związanych z bezpośrednią pracą z uczuciami. Od tego czasu metody te przeniknęły juS z USA do Europy i ich liczba wzrosła wielokrotnie w ciągu kilku ostatnich lat. Terapie ciała, bioenergetyka, gestalt, terapia pierwotna, focusing to tylko kilka nazw określających ten nurt. Mimo Se niektórzy ludzie juS dzięki samemu doświadczaniu uczuć odczuwają rzeczywistą poprawę , uwalniając ciało od napięć , w wielu przypadkach, jakjuS wspominałam, dochodzi do nałogowego uzaleSnienia od odreagowywania bolesnych uczuć. Wzmacnia to zaleSność od pomagającego, który miał zapewnić wyzwolenie. Przed kilku laty nie znano jeszcze dróg prowadzących do silnych, wypartych uczuć. dysponujemy róSnymi metodami, umoSliwiającymi szybki demontaS
Dziś
obron. Jednak w obliczy nowych doświadczeń musimy jasno zdać sobie sprawę , Se ta droga nie dla wszystkich jest dobra, nie wszystkim jest niezbędna i Se moSe stać się wręcz niebezpieczna, jeśli terapeutom brak odpowiednich umiejętności w postępowaniu z przeniesieniem i przeciwprzeniesieniem. Na przykład samo zaciemnienie pomieszczenia podczas sesji terapii pierwotnej wzmacnia regresję , która moSe wyrodzić się w totalną bezradność i bezkrytyczną idealizację terapeuty. Owa bezradność pacjenta, który uległ regresji do poziomu małego dziecka, wręcz zaprasza do naduSycia. KaSdy proces terapeutyczny, a szczególnie konfrontacja z 62 wczesnymi urazami , wymaga kompetentnego i uczciwego towarzyszenia jej. Dysponując taką ochroną pacjent moSe wykorzystać wszystkie moSliwości , jakie stwarza mu dorosłe Sycie, podobnie jak swoje zdolności i siłę oraz cały uzdrawiający potencjał, aby przepracować swój Sal nad poniesionymi stratami. Nie grozi mu wówczas, Se utknie w stanie regresji i uzaleSni się od „mistrzów", jak dzieje się to nie tylko w róSnych sektach, ale równieS w niektórych tzw. „ośrodkach
terapeutycznych", które wykształciły struktury typowe dla sekt. (Porównaj : Dawid Roadella, Toksyczni terapeuci, pomoc religijna, sekty. Wydawnictwo JS&Co, Warszawa 1994) Na szczęście istnieją obecnie inne konstruktywne nurty. Fakt, Se te nowe drogi terapeutyczne stwarzają moSliwość łatwych naduSyć, nie oznacza, Se nie da się stosować ich w uczciwy sposób (oczywiście z wielką ostroSnością i nie bezkrytycznie). PoniewaS analitycy obecnie coraz lepiej znają nowe metody,
moSna owocnie wykorzystać psychoanalitycznie doświadczenia w pracy nad przeniesieniem i przeciwprzeniesieniem. Analitycy umiejący stosować równieS inne metody być moSe pomogą powstrzymać niekontrolowane naduSywanie pracy z regresją. Wiele zostało juS w tym kierunku zrobione. Coraz wyraźniej widać , ze psychoanaliza powoli odchodzi od sztywnego bronienia freudowskiego postrzegania rzeczywistości dzieciństwa, reprezentując bardziej elastyczne podejście. Praca Caroline Eliacheff z niemowlętami opuszczonymi i maltretowanymi jest znakomitym przykładem zachodzących zmian. RównieS prace Tilmana Mosera, Bernarda Lamberta, Anne-Marie i Isabelle Filliozat i wielu innych autorów potwierdzają rozwój. Nawet jeśli poglądy ortodoksyjnych analityków nie uległy zmianie, to wiedza na temat wpływu urazów dzieciństwa na emocjonalne Sycie dorosłych coraz silniej przenika do praktyki psychoanalitycznej , pozytywnie zmieniając jej jakość*. W chwili obecnej nie mogę polecić Sadnej metody ani wziąć odpowiedzialności za Sadnego terapeutę . Odpowiedzialność tę całkowicie pozostawiam czytelnikom. W wywiadzie udzielonym w kwietni u 1995 roku powiedziałam, na co szukając dla siebie terapeuty**:
dziś zwróciłabym uwagę ,
Dorosły w odróSnieniu od małego dziecka dysponuje zdolnością myślenia i doświadczeniami , posiada równieS swobodny dostęp do informacji. JeSeli tylko chce, moSe korzystać z tego wszystkiego. JeSeli jest zdecydowany nie uczestniczyć w terapii, która juS od samego początku ubezwłasnowolniłaby go, moSe sprawdzić, jaką osobą jest terapeuta i jakie posiada wykształcenie,
zanim podejmie decyzję , czy poddać się regresji, czy nie. W trakcie pierwszej rozmowy ma pełne prawo zapytać terapeutę, w jaki sposób trafił on do zawodu, dlaczego go wybrał, czym zajmował się wcześniej itd. Większość osób niestety nigdy nie stawia takich pytań, mimo Se nie są one zakazane i mogłyby wiele wyjaśnić. Nie czują się do tego uprawnione i podczas wstępnej rozmowy zachowują się jak małe dzieci , które nie chcą się nikomu naprzykrzać i powinny cieszyć się z tego, Se terapeuta chce w ogóle z nimi rozmawiać.
* Takjak Sywe, oparte na doświadczeniu tu i teraz, odkrywające uczucia podejścia mogą przenikać twórczo do psychoanalizy, moSliwy jest teS kierunek odwrotny, kiedy to terapeuci zorientowani na proces somatyczny i doświadczenie emocjonalne czerpią coraz więcej z dorobku strukturalnej psychoanalizy. Interesującą prezentację znajdzie polski Czytelnik w artykule Zofii MilskiejWrzosińskiej
„Psychoterapia indywidualna. W poszukiwaniu zasad uniwersalnych, czyli o nowym konserwatyzmie'' Rezonans i Dialog nr 5, JS&Co, W-wa 1995.
**Wywiad ten, zamieszczony pierwotnie w „Psychologie Heute", ukaSe się w wersji polskiej w kwartalniku „Gestalt".
63
Ta dziecinna, podporządkowana postawa sprawia, Se doświadczają terapeutę jako dobrą matkę, silnego ojca czy teS księdza lub Boga i starają się „zasłuSyć" na szczęście i upragnioną miłość. Następuje wówczas to, co opisałam w Dramacie : dorosły sięga po stare, znane mu z dzieciństwa strategie umoŚliwiające przeŚycie , zdradza swoje prawdziwe Ja, rezygnuje z krytycznej obserwacji i zdolności myślenia, aby za swoje przystosowanie otrzymać złudzenie miłości. Dziecko nie moŚe sobie wybrać rodziców. Ale dorosły moŚe sobie wybrać terapeutę. Na pewno
chciałabym się upewnić ,
wyjaśnić , starając się wewnętrznie wierzą więc
w to, w co
czy mam do czynienia z uczciwym człowiekiem. Mogę to zanalizować fakty. Wielu ludzi czuje lęk przed rzeczywistością ,
chcą uwierzyć .
Niektórzy jednak wolą wiedzieć , czy nie mają do czynienia ze świadomym wprowadzeniem w błąd. Istnieje bardzo wiele oznak, dzięki którym moŚna to wszystko sprawdzić, lecz niestety, szukający pomocy często nie chcą ich zauwaŚać. Gdybym dzisiaj szukała dla siebie terapeuty, zapytałabym najpierw: Kto pozwoli mi zachować autonomię? Kto udzieli mi wyczerpujących informacji? Kto zadowalająco i uczciwie odpowie na moje pytania, uzgodni uczciwy, przejrzysty kontrakt odnośnie naszej przyszłej pracy, kto pozwoli się krytykować i będzie gotowy na konfrontację z faktami i własnymi sprzecznościami? Kto nie obiecuje rzeczy niemoŚliwych? Czego, oprócz wyboru właściwego terapeuty, wymaga jeszcze proces zdrowienia? Wielu rzeczy. Wydaje mi się jednak, Śe dostęp do emocji ma w przypadku określonych ludzi decydujące znaczenie. Tym, którzy od wczesnego dzieciństwa oddzieleni są od własnych uczuć , podczas terapii po raz pierwszy moŚe przydarzyć się coś ogromnie waŚnego: odkrycie umiejętności , których nie mieli szansy rozwinąć jako przystosowane emocjonalnie dzieci. Być moŚe równieŚ silne, przyjemne uczucia mogą wspierać ten rozwój? W jednym z amerykańskich więzień stwierdzono, Śe spośród groźnych przestępców, którym pozwalano w ciągu dnia opiekować się w celach małymi zwierzętami , po wyjściu z więzienia tylko 20% stało się recydywistami, podczas gdy wśród tych, którzy nie przeszli takiego „wychowania emocjonalnego", było 80% recydywistów. Ta statystyka ujawnia między innymi, Śe ci ludzie, oddzieleni wcześniej od własnych uczuć , czego efektem było niszczenie zarówno własnego jak i cudzego Śycia, potrafili rozwinąć w sobie uczucie dla innej Śywej istoty. Dzięki temu doświadczeniu mogli zaprzestać odrzucania potrzeby miłości , uświadamiając ją sobie, mogli poczuć się kochanym przez zwierzę , zdobyć odrobinę szacunku dla samych siebie, rozwinąć większe poczucie rzeczywistości i w efekcie podejmować bardziej humanitarne decyzje. Takie informacje podwaŚają przekonanie, podzielane przez pewien czas równieŚ przeze mnie, Śe tylko ponowne przeŚycie wcześniej wypartego bólu moŚe rozpuścić blokady emocjonalne. Doświadczenie nie potwierdza w pełni tego twierdzenia. Faktem jest, Śe nie badano dotychczas w systematyczny sposób innych dróg dostępu do wypartych emocji. Emocje są wrodzoną zdolnością człowieka do reagowania na bodźce płynące z otoczenia: na braki, agresję, zagroŚenie złością, lękiem czy Salem, jak i na miłość , akceptację, czułość oraz
radosną stymulację zmysłową. Opisana wySej historia więźniów, podobnie jak historie Joanny i Anny pokazują, Se aby prze Syć , wypieramy równieS wypełnione miłością tak zwane pozytywne emocje. USywane przeze mnie w Dramacie pojęcie „uczucia" obejmuje więc zarówno wrodzone
(pierwotne) emocje, jak i wykształcone w procesie wychowywania dziecka uczucia, takie jak wstyd, poczucie winy, zazdrość , zawiść itd.
64 Istnieją
ludzie, którym dane było stworzyć szczęśliwy związek z partnerem i którzy dzięki niemu odzyskali zdrowie lub teS znaleźli w tym związku siłę, umoSliwiającą im świadomą konfrontację z brakami okresu dzieciństwa i doświadczenie Sal u i smutku z tego powodu. Są teS tacy, którym nie udało się znaleźć dla siebie odpowiednich partnerów, a silnych emocji , takie jak radość, doświadczają w twórczej działalności , w której je wyraSają . Zawsze jest p[przyjemnie wyrazić siebie w śpiewie, tworzeniu i graniu, w muzyce, pisaniu, malowaniu, rzeźbieniu. Po lekturze ksiąSki Damasiosa wyobraSam sobie, Se spotkanie z wypartymi urazami nie jest jedyną, lecz jedną z wielu moSliwości odkrycia i poznania świata własnych głębokich uczuć . Ta róSnorodność sposobów ma tę zaletę, Śe mogą one spełniać funkcję rozwijającą i bud~ącą, która jeśli to w ogóle jest jeszcze konieczne, umoŚliwia integrację starych, bolesnych doświadczeń. Jednak najczęściej dawne urazy bledną, tracą na znaczeniu w teraźniejszości , która ofiarowuje moŚliwość swobodnego wyraŚania siebie, a przede wszystkim pozwala na ścisły kontakt z obecnymi uczuciami i potrzebami . Nasz mózg przypomina komputer z niezliczonymi programami . Nikt nie moŚe twierdzić , Śe opanował wszystkie i Śe jedna konkretna metoda terapii potrafi wymazać kaŚdy z programów wychowawczych dzieciństwa. Wydaje mi się to dziś niemoŚliwe , nawet po trwającej sto lat terapii pierwotnej. Ale być moŚe potrafimy rozpoznać, które z programów pracują na naszą korzyść, a które przeciwko nam. Dziecko nie potrafiło, dorosły moŚe zaryzykować taką próbę. Być moŚe powiedzie mu się , jeŚeli dąŚyć będzie do autonomii nie pozwalając, aby przeszłość uczyniła z niego piłkę w cudzej grze . Przysłowie
mówi: wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Długo szukałam tych dróg, koniecznie bowiem chciałam dotrzeć do Rzymu i wciąŚ gubiłam drogę. Odkryłam jednak, Śe nie kaŚdy musi dojść do Rzymu, tym bardziej Śe od wieków jest on siedzibą władców ludzkich dusz. MoŚe się teŚ zdarzyć, Śe właśnie tymi drogami , które jak sądziliśmy prowadzą na manowce, dotrzemy do miej se, w których warto zatrzymać się na dłuŚej. Dla mnie „Rzym" oznaczał moŚliwość całkowitego odkrycia mojej historii dzieciństwa, lecz w końcu zrozumiałam, Śe było to złudzeniem. Dopiero kiedy przestałam upierać się przy „całkowitym uwolnieniu", moŚliwe stały się odkrycia, które być moŚe dotyczą wyłącznie mnie. Ale uświadomiły mi one, Śe posiadamy dziś dostateczne środki , aby równieŚ inni ludzie odkryli swoje własne drogi i własne moŚliwości . Dzięki temu, Śe coraz więcej uwagi poświęcamy naszym emocjom i uczuciom, wzrasta szansa uwolnienia „cudzych dzieci" od ich dramatu.
1995 Podziękowanie
Odczuwam potrzebę wyraŚenia mojej wdzięczności przede wszystkim pani Heide Mersmann z
wydawnictwa Suhrkamp za ogromne wsparcie, jakie mi
okazała .
W
długiej
i szeroko zakrojonej pracy nad ujawnieniem problemu wykorzystywania dzieci zawsze mogłam liczyć na jej pełne poparcie. Pani Mersmann nie tylko była 65
mojej
staranną, wyrozumiałą, wraSliwą i bardzo czujną lektorką tej ksiąSki , lecz w istocie kimś o wiele więcej: od chwili ukazania się Dramatu przed siedemnastu laty czytelniczki i czytelnicy oraz róSne instytucje zwracały się z najróSniejszymi sprawami do wydawnictwa. To właśnie pani Mersmann
zawsze niezmiennie
przyjaźnie ,
delikatnie i jasno
odpowiadała
na te listy i telefony.
Moją wdzięczność za listy od czytelniczek i czytelników wyraSam na wielu stronach tej ksiąSki ,
jednak w tym miejscu pragnę ją jeszcze raz jasno wypowiedzieć. Wiele z tych osób w rzeczywistości „współpracowało" przy tej ksiąSce, nic o tym nie wiedząc, lecz muszą pozostać anonimowe, gdyS ich informacje były poufne. Ich historie, ich tragiczne, często wręcz niepojęte losy i w końcu ich pełne rozczarowań doświadczenia z nieświadomymi terapeutami wszelkich moSliwych kierunków wciąS na nowo przypominały mi , z jaką łatwością tragedia wykorzystywanych w dzieciństwie ludzi moSe stać się poSywką dla naduSyć. Było mi za kaSdym razem przykro, Se nie mogłam osobiście odpowiedzieć na wszystkie listy, które otrzymałam. ZłoSyło się na to wiele przyczyn. Obecnie pojawiły się nowe moSliwości
odpowiadania na pytania czytelniczek i czytelników, z których w pełni korzystam. Mam nadzieję jednak, Se wiele dawnych autorek i autorów listów bez problemu odnajdzie w tej nowej wersji ksiąSki odpowiedzi na swoje pytania i Se odczują jak bardzo jestem im zobowiązana. Na koniec pragnę podziękować memu synowi , Martinowi Millerowi za to, Se swoją otwartością, uporem i czujnością zmusił mnie do zobaczenia moich własnych ograniczeń, których tak długo nie odwaSałam się dostrzec, i o których równieS dziś nie miałabym pojęcia, gdyby nie jego przenikliwość. Dziękuję o boj gu moim dorosłym dzieciom, Martinowi i Juli ce za to, Se przez tyle lat mi ufali, mimo Se nie zawsze na to zasługiwałam, gdy moja świadomość była zablokowana. Mam nadzieję , Se zostało mi jeszcze dość czasu, aby naprawdę zasłuSyć na zaufanie, jakim obdarzyły mnie moje dzieci www.alice-miller.com 66