Linda Nagata
Struktor Bohra
(The Bohr Maker)
Przekład Mariusz Seweryński
Mojemu mężowi Ronniemu, którego wsparcie i wiara w moje siły uczyniły tę ksią...
3 downloads
0 Views
Linda Nagata
Struktor Bohra
(The Bohr Maker)
Przekład Mariusz Seweryński
Mojemu mężowi Ronniemu, którego wsparcie i wiara w moje siły uczyniły tę książkę realną.
ROZDZIAŁ 1
Wczesnym rankiem rzeka przyniosła trupa mężczyzny. Prąd skierował ciało w stronę starego
magazynu, gdzie utknęło na jednym z prowizorycznych więcierzy do połowu meszku, rozpiętym
przez Arifa między pordzewiałymi palami, na których wspierał się budynek. Phousita odkryła je,
gdy wyszła zebrać nagromadzony przez noc meszek. Twarz topielca była skierowana w dół,
a długie, czarne włosy unosiły się na powierzchni wody, falując w porywach rzecznego nurtu
niczym otaczająca głowę jedwabna, żałobna woalka.
Dziewczyna nerwowo obejrzała się za siebie i podniosła wzrok ku mrocznemu otworowi
w podłodze głównej hali, przez który wydostała się z opuszczonego magazynu. Metalowa płyta
włazu wisiała tak, jak ją zostawiła. Przyszło jej na myśl, że z łatwością mogłaby niepostrzeżenie
zsunąć się do wody, uwolnić głowę trupa z uchwytu więcierza i pchnąć ciało z nurtem rzeki.
Arif nigdy nie dowiedziałby się, co zaszło tego ranka, a ona dłużej nie przejmowałaby się,
kim był ten człowiek i jakie złe duchy wciąż mogły krążyć wokół jego doczesnej powłoki. Niech
martwi się tym ktoś inny, ten, kto wyłowi go w dole rzeki...
Jednak nie mogła tego zrobić, nie pozwalało jej na to sumienie.
Na powierzchnię wody pod magazynem padało niewiele światła, zwłaszcza o brzasku, lecz
nawet w tych warunkach wyraźnie widziała, że mężczyzna był bogaty. Niewielu stać na tak
eleganckie ubranie. Nieszczęśnik nadal mógł mieć przy sobie pieniądze lub klejnoty, a przecież
członkowie klanu przymierali głodem.
Jeszcze raz zerknęła na otwarty właz.
– Sumiati – zawołała, tłumiąc głos, aby usłyszało ją jak najmniej osób.
Zatrzeszczały przeżarte przez termity deski i w otworze włazu pokazała się Sumiati.
Trzymała w rękach pusty koszyk, który miała podać Phousicie.
– Ależ szybko dzisiaj poszło! Napełniłaś już pierwszy koszyk? Wiedziałam, że w końcu
zaczniemy łapać więcej meszku!
– Nagle dojrzała unoszące się na wodzie ciało. Otworzyła szeroko ciemne oczy i aż pisnęła
z wrażenia. – Phousita, ten tuan nadal ma na sobie ubranie! Trzymaj go! Nie pozwól, żeby
porwał go prąd! Zaraz zejdę na dół. Jakie piękne szaty, spójrz tylko. Och, czy to możliwe, że
znaleźliśmy go pierwsi? Jak myślisz?
Odstawiła na bok koszyk. Odwróciwszy się plecami do otworu, chwyciła zwieszający się
z osłony włazu izolowany przewód i niezdarnie opuściła się na dół. Nabrzmiały z powodu
zaawansowanej ciąży brzuch sprawił, że gdy przez moment zwisała na końcu liny, przypominała
apetyczny, dojrzały owoc jakiegoś rzadko spotykanego gatunku drzewa. Zaraz potem opadła na
wąską płytę, ułożoną tutaj przez Arifa. Metal zadygotał pod wpływem uderzenia.
Phousita pomogła jej utrzymać równowagę. Sumiati należała do kobiet o drobnej budowie
ciała, lecz nawet przy niej Phousitę można było wziąć za filigranową dziewczynkę. Często
doświadczała takich pomyłek i doszła do wniosku, że główną przyczyną jest wzrost: wyglądała
na siedem, osiem lat, podczas gdy w rzeczywistości miała niedługo skończyć dwadzieścia pięć.
Mimo niskiego wzrostu, jej ciało miało kształty i proporcje typowe dla dojrzałej kobiety, lecz
zaokrąglone biodra i pełne piersi robiły wrażenie nienaturalnie zminiaturyzowanych. Ze swą
piękną, krągłą twarzą, czarnymi oczami i gęstymi włosami w tym samym kolorze, starannie
upiętymi na karku, mogła uchodzić za eterycznego duszka, żywcem wziętego z jakiejś
zapomnianej mitologii.
Kiedyś jej niezwykła aparycja przyciągała wielu klientów z dzielnicy handlowej, jednak Arif
wymógł na niej obietnicę, że więcej nie będzie tak zarabiać. Skutek: głód stał się dokuczliwszy
niż kiedykolwiek przedtem, dusił ich, odbierał chęć do życia, ani na chwilę nie pozwalał o sobie
zapomnieć. Tak więc powinna się cieszyć. Za ubranie tego martwego mężczyzny kupią dużo,
dużo ryżu.
Pomimo perspektywy rychłej poprawy warunków materialnych, wciąż się wahała. Z łatwo
zdobytym bogactwem często szło w parze nieszczęście.
– Nie podoba mi się to wszystko. Nie sposób przewidzieć, jakie złe fluidy otaczają tego tuana
– powiedziała, instynktownie używając tradycyjnego tytułu grzecznościowego. – Załatwmy to
szybko, a potem zepchnę go z powrotem do rzeki.
Sumiati nie była pewna, czy to właściwy plan.
– Może powinnyśmy zawołać Arifa.
– Nie! – zaprotestowała Phousita tak ostro, że Sumiati podskoczyła na metalowej kładce. –
Nie – powtórzyła łagodniej, spoglądając przez ramię na zwłoki. – Po co go budzić?
Damy sobie radę.
Ściśle dopasowany do ciała sarong krępował ruchy. Zawinęła jego spód powyżej kolan
i zsunęła się do wody. Poczuła pod stopami szorstkie ziarenka piasku, pokrywającego
wybetonowane dno rzeki. Chłodny prąd omywał rozgrzane snem ciało, nasączał wilgocią
ubranie, nieoczekiwanie wydobywając głębię barw z wyblakłego, niegdyś błękitnego materiału.
Pomogła Sumiati podążyć w jej ślady, a potem wzięła pusty koszyk na meszek i ruszyła
w stronę topielca, jedną ręką przytrzym...