ANNE OLIVER
ROMANS NA FIDŻI
Tytuł oryginału: The Price of Fame
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nick Russo był zawsze przygotowany...
9 downloads
7 Views
386KB Size
ANNE OLIVER
ROMANS NA FIDŻI
Tytuł oryginału: The Price of Fame
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nick Russo był zawsze przygotowany na każdą ewentualność. Chmura pyłu wulkanicznego znad Chile przesuwająca się nad południową Australią zakłóciła już większość lotów, a wkrótce miała ostatecznie sparaliżować wszystkie zaplanowane starty z Tullamarine w Melbourne. Przeczucie rzadko zawodziło Nicka. Tym razem też nie zamierzał czekać do ostatniej chwili i utknąć na pogrążonym w chaosie lotnisku. Bez namysłu sięgnął po komórkę i zadzwonił na recepcję położonego nieopodal hotelu. Uśmiechnął się, gdy usłyszał znajomy głos recepcjonistki. – Cześć, Kerry, kochanie. Tu Nick. – Nick! Cześć. – Jak tam dziś u was? – Jakiś obłęd... – Tak myślałem. To chyba poproszę cię o rezerwację... – Nie ty jeden prosisz... mam już listę oczekujących. – Ojej, ale ci ludzie nie znają recepcjonistki... Zawsze powtarzam, Kerry, że nie ma jak układy... – Tak... pewnie... nie ma jak układy... okej... – Słyszał palce uderzające w błyskawicznym tempie w klawisze klawiatury komputera. – Pokój ma być dla jednej osoby? – No wiesz, zależy o której kończysz dziś pracę... – Nick! Jesteś niemożliwy! – Tylko ty tak mówisz... To kiedy kończysz? Nick uśmiechnął się na myśl o sympatycznej recepcjonistce i jej partnerze Stevenie, który z pewnością też roześmieje się wieczorem, gdy Kerry opowie mu o dzisiejszej rozmowie. Kiedy rozmawiał, uwagę Nicka zwróciła szczupła brunetka stojąca przed nim w kolejce do odprawy bagażowej. Zauważył ją już wcześniej, na pokładzie porannego samolotu z Adelajdy. Poczuł ten sam zapach drogich francuskich perfum. Nie były jednak typowe i zbyt ciężkie, lecz zaskakująco lekkie i orzeźwiające. Czy chodziło tylko o perfumy? Porządne i tradycyjne kobiety nie robiły na nim zazwyczaj większego wrażenia. Ale w niej coś go zaintrygowało. Coś... ponadczasowego. Zamarł na chwilę. Przecież nie bywał sentymentalny. Nie. Po prostu jeśli chodzi o kobiety nie był sentymentalny i kropka.
Jednak ona sprawiła, że tak właśnie się poczuł. Dziwacznie. Nagle bez najmniejszego powodu wyobraził sobie, że stoją razem nad brzegiem morza i patrzą w gwiazdy odbijające się w jej naszyjniku z pereł. A on pochyla się i całuje ją dokładnie tam, gdzie znajdują się perły... – Przy tym obłędzie? Nie mam pojęcia, ile dziś potrwa moja zmiana! – Energiczny głos Kerry przywołał go do rzeczywistości. – Bez stresu, kochanie, może uda nam się przywitać w biegu. Ciao. Rozłączył się. Nadal bezwiednie wpatrywał się w szyję nieświadomej niczego brunetki. Spróbował wyrwać się z zauroczenia i przyjrzeć się jej całkowicie obiektywnie. Kto w tych czasach nosi perły? No, może goście zaproszeni do ogrodów królewskich. Nierzucająca się w oczy marynarka, idealnie dopasowana spódnica do kolan. Seksowne pośladki. Poczuł ogarniające go ciepło. Odcierpiałby chętnie wizytę u królowej, gdyby potem można było zaprosić tę małą do domu. Rodzina królewska? Perły? Jejku... najwyraźniej jego psychika i libido po paru samotnych miesiącach kwalifikują się na terapię. W porannym samolocie siedziała przed nim, w słuchawkach, kompletnie pochłonięta słuchaniem. Na lewej ręce nie miała żadnych pierścionków, w prawej trzymała coś na kształt dużego amuletu. Może podobnie jak on cierpiała na klaustrofobię w zamkniętych przestrzeniach i pewniej się z tym czuła? Ponieważ w ogóle nie zwróciła na niego uwagi, mógł bezkarnie popuszczać wodze fantazji. Jakie miała usta w dotyku? Jaki byłby jej wyraz twarzy, gdyby go wreszcie zauważyła? No teraz już lepiej. Tego rodzaju pytania wydawały się bardziej w jego stylu. Wypatrzyć „ofiarę”, porównać przewidywania z rzeczywistością i po chwili odejść. Żadne tam sentymentalne historie. Wyglądało na to, że brunetka stanęła do odprawy znów na ten sam lot co on. Na wyspy Fidżi. Jednak nie leciała tam chyba ani w interesach, ani jako turystka. Może tym razem usiądzie na tyle blisko, że zdradzi chociaż, jakiego koloru ma oczy? Zakładając, że ten przeklęty samolot w ogóle wystartuje w takich warunkach. Kobieta dotarła wreszcie do stanowiska i położyła na podajniku wielką markową walizę, na pewno z najwyższej półki. Po chwili odeszła na drugą stronę, nie dając mu nawet szansy zerknięcia w oczy, ukryte zresztą pod wielkimi okularami słonecznymi. Celebrytka? Córka kogoś znanego i bogatego? Nadeszła kolej na wrzucenie jego znoszonej torby podróżnej na podajnik. Kim by nie była, nie rozpoznawał jej.
Przeszedł do kontroli dokumentów. Jak robot. Nie potrafił oderwać wzroku od kołyszącego się przed nim zgrabnego tyłeczka. Człowieku, daj sobie spokój, ona naprawdę nie jest w twoim typie... Celowo zatrzymał się po przejściu na drugą stronę. Spakował marynarkę do bagażu podręcznego i zaczął z namysłem studiować wszystkie napisy, ogłoszenia i wyświetlane informacje. Dzisiejsze loty miały mu posłużyć jako czas na przemyślenie i dopracowanie szczegółów gry komputerowej, nad którą obecnie pracował. Nie na obmyślenie planu, jak uwieść nieznajomą kobietę. I do tego zupełnie nie w jego typie. Po chwili jednak znów odnalazł ją wzrokiem. Tym razem wszystkie nieuczesane myśli zniknęły, bo zobaczył, że ktoś nagle zastępuje jej drogę! Facet dwa razy większy od niej. Rozpoznał znanego reportera z jednego z lokalnych brukowców. Kobieta robi uniki, kręci głową, olbrzym nie daje za wygraną. Znieruchomiał. Przypomniało mu to pewne zdarzenia z odległej przeszłości. Przerażające zero reakcji ludzi stojących obok. Nikt nie chce się wtrącać ani wychylać, nikogo nic nie obchodzi. No nie... Tak dobrze nie będzie... Ruszył ostro do przodu. – Niech mi pan da spokój, już powiedziałam, że z kimś mnie pan pomylił – usłyszał, gdy zbliżył się do brunetki. – O, jesteś! – wykrzyknął pierwsze słowa, jakie przyszły mu na myśl. – Szukam cię wszędzie od pół godziny. Obrócił ją ku sobie. Pod nieskazitelnym makijażem była blada i przerażona. Nadal nie zdjęła przeraźliwie wielkich okularów. – A ty, kolego, spływaj... słyszałeś chyba, że pomyliłeś kobiety. Charlotte zamrugała powiekami. Próbowała zrozumieć zaskakujący rozwój wypadków: najpierw usiłowała ukryć swą tożsamość przed nieokrzesanym dziennikarzem, po chwili, jakiś przypadkowy, bardzo atrakcyjny mężczyzna wziął ją za kogoś innego i wyratował z opresji. – Zaufaj mi i udawaj dalej, to pozbędziesz się kłopotów... – szepnął jej do ucha nieznajomy głębokim, niskim głosem, nie wypuszczając jej z objęć. A więc jest jeszcze inaczej... Stała bezradnie z torbą podręczną w jednej ręce i dokumentami w drugiej, i nie bardzo wiedziała, jak się poruszyć. Choć trzeba przyznać, że uścisk dłoni nieznajomego był bardziej opiekuńczy niż ograniczający. Tak jakby ten człowiek wiedział, że po ostatniej przepychance z prasą za wszelką cenę chciała
uniknąć następnej. Ale skąd miało mu to przyjść do głowy, jeśli w ogóle jej nie rozpoznał? Postanowiła chwycić się go niczym ostatniej deski ratunku. Zamknęła oczy i przytuliła się do niego ze sztucznym uśmieszkiem. – Jestem, mój skarbie! – wyszeptała. Bez namysłu przyciągnął ją do siebie i zaczął całować. Zaufaj mi i udawaj dalej... W ułamku sekundy świat zawirował. Przestały do niej docierać głosy i dźwięki. Wszystko zlało się w jeden nic nieznaczący szmer. Jak ten facet potrafił całować! Zamiast starać się przed nim uciec, poddała mu się z pełną premedytacją. Zapanował nad nią całkowicie. Pocałunek przypominał jednocześnie lot i spadanie. Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś podobnego. Przestały do niej docierać normalne bodźce i słowa, choć była świadoma, że przez głośniki nadawano parokrotnie jakiś ważny komunikat. Na pośladkach czuła dotyk jego dłoni. I miała ochotę zacząć krzyczeć z uniesienia. Wtedy nagle wyprostował się, poprawił jej przekrzywione okulary i powiedział porozumiewawczym tonem: – Ja też za tobą tęskniłem, kochanie. – Mhm... Powoli budziła się z transu. Próbowała normalnie oddychać, wpatrując się w niego beznadziejnie. Nastrój szaleństwa minął, ale jej puls i zmysły najwyraźniej nie przyjęły tego do wiadomości. To wszystko przez jego oczy. Najbardziej brązowe oczy, jakie kiedykolwiek widziała. Takie oczy, w których zatracasz się raz na zawsze. – Lepiej ruszajmy – wyrwał ją z odrętwienia – zanim się zacznie pandemonium. – Zaraz, zaraz, ale o co chodzi? Dokąd idziemy? – Nie słyszała pani komunikatów? – zapytał z udawanym zdziwieniem. – Wszystkie loty odwołane do jutra rana, jak dobrze pójdzie. Idziemy do hotelu przy lotnisku. Oczywiście, że nic nie słyszała. Przecież była zajęta całowaniem się z obcym facetem, nie znając nawet jego imienia. Znów zrobiło jej się gorąco. – Zaraz, niech pan zaczeka, ją nie... – Woli pani tu zostać i zaryzykować? Na pewno nie. Koniec ryzykowania. Już zaryzykowała z nieznajomym Mistrzem Pocałunków. – Zresztą nieważne. Proszę się nie oglądać. Ten gość z prasy idzie za nami. – Skąd pan wie?
– Rozumiem, czym się kieruje. – Zbliżali się do szklanych drzwi terminalu, które nie nadążały się otwierać i zamykać z powodu nieprzerwanej fali pasażerów. – Sprawdza nas, czy to tylko na pokaz, czeka, kiedy przestaniemy udawać. – A nasze bagaże? – Odprawione. Musi wystarczyć bagaż podręczny. Gdy nareszcie znaleźli się na dworze, powitało ich ponure, zimowe australijskie popołudnie. Pod terminal nadal podjeżdżali pasażerowie nieświadomi sytuacji na lotnisku. Fala wychodzących natychmiast przechwytywała zwolnione przez nich taksówki. Brunetka odruchowo pobiegła za Nickiem. Skierowali się na kładkę dla pieszych prowadzącą na wielopoziomowy parking i do hotelu. – Na pewno już go wystarczająco przekonaliśmy – wymamrotała. Skoro ona sama, Charlotte Dumont, na co dzień introwertyczka i przeciwniczka scen, czuła się stuprocentowo przekonana, to tym bardziej nachalny reporter. – A może powinniśmy jednak jeszcze go upewnić? Dla absolutnego spokoju sumienia? – Nim zdążyła się zorientować, zsunął jej okulary. – Ooo! – Spodziewał się pan pewnie błękitnych lub zielonych, co? Doceniam w pełni pomoc – nerwowo wciskała w biegu dokumenty do bocznej kieszeni podręcznej torby na kółkach – ale czy to wszystko było... – na próżno gestykulując w powietrzu, szukała odpowiednich słów, aż się poddała: – konieczne? „To wszystko”? A cóż takiego? Jeden dłuższy pocałunek? Przecież właśnie wyruszyła w podróż, żeby zacząć nowe życie, pomyśleć o przyszłości, zdecydować, czego chce. Co złego w tym, że „odkurzyłaby” odrobinę swe obecnie prawie nieistniejące życie intymne? – Absolutnie tak! Dla takich facetów nie istnieją subtelności. – Co nie znaczy, że musimy powtarzać przedstawienie. – A może warto? Przystanęli. Drażnił się z nią, nie oddając okularów, po które sięgnęła. – I tak największa strata tego typa polega na tym, że nie może zobaczyć koloru pani oczu! Są urzekające! Błagam, tylko nie to. Flynn był podobnie elokwentnym bajerantem. – Tak, mam zupełnie szare oczy! – I dlatego ukrywa je pani za olbrzymimi okularami? – zapytał ciekawie. Niestety nie będzie na tym etapie żadnych zwierzeń. – Miałam rano migrenę, jeśli tak bardzo chce pan wiedzieć. – Mam nadzieję, że już lepiej.
– Owszem, lepiej. A teraz najlepiej: miejmy Z głowy przedstawienie! – Myślałem, że się pani podobało. To teraz pani ruch. To pani stara się przekonać mało subtelnego reportera, że oszalała na moim punkcie. Mocniejszy powiew wiatru wzburzył jego czarne, dość długie włosy. Oliwkowa karnacja zdradzała najprawdopodobniej śródziemnomorskie korzenie. Zmysłowe usta podpowiadały, co lubił najbardziej. Czy oszalała na jego punkcie? Jak mogła oszaleć na punkcie kogoś, kogo nigdy wcześniej nie widziała? Jednak tak się chyba właśnie stało! Chociaż przysięgała sobie, że już nigdy nie da się nabrać na niczyją elegancką gadkę i wspaniałą prezencję. – Nawet nie wiem, jak panu na imię. Roześmiał się. – Nick. A pani? Pokręciła tylko głową. – Reporter wcale się nie pomylił. Poza tym pewnie umie czytać z ruchu warg. – Tym bardziej nie wiem, na co pani czeka. Niech mnie pani pocałuje. – Ja... ...nie całuję się z nieznajomymi, chciała powiedzieć. – Proszę wymówić najpierw moje imię. Będzie prościej. Czytał w jej myślach? – Nick. Podobał jej się, on, jego imię i cała sytuacja. – Nicholas? – Nie. Dominie. – Dominie... – Przytuliła się do niego niepewnie. Był wspaniale umięśniony. Cóż takiego powiedział Flynn, zrywając zaręczyny? Że nie była wystarczająco towarzyska, otwarta ani reprezentacyjna jak na przyszłą żonę ambitnego polityka. A także, że jako dwudziestoczteroletnia córka znanych, bogatych rodziców powinna być przyzwyczajona do odpowiedniego zachowania, bo znajduje się ciągle w centrum zainteresowania opinii publicznej. Wtedy postanowiła popracować nad swymi słabostkami. Stąd zresztą wziął się pomysł wyjazdu. Chciała wzmocnić swoją wiarę w siebie i udowodnić sama przed sobą, że Flynn bardzo się co do niej mylił. – Hej! – wyszeptał Nick. – Mieliśmy się pocałować. Przecież on patrzy. Niech pani udaje, że jestem kimś innym, jeśli to pomoże! W żadnym razie. Jeżeli już się całują, to ona z nim! Zaczynanie nowego życia może poczekać do jutra. Potem wynajmie pokój, zamknie się w nim i więcej się
nie spotkają. Nie wszystkie loty z Melbourne zahaczają o Fidżi, a rezerwacje można zmieniać. Zaczęła odważnie gładzić go po torsie i plecach. Wszystko nowe i podniecające. Tyle miejsc do odwiedzenia. Taka wędrówka na serio mogłaby trwać godzinami. Tkwili na środku chodnika niczym mała wysepka pośród oceanu, a wokół kłębili się ludzie z bagażami udający się w różnych kierunkach. Powietrze było ciężkie od spalin samolotowych, ale ona czuła tylko obezwładniająco piękny zapach jego perfum. – Nick? Czy jest gdzieś kobieta, która miałaby mi w tym momencie prawo wydłubać oczy? Uśmiechnął się jak mały chłopiec. – Mógłbym zapytać o to samo. Moja odpowiedź brzmi: nie. Ucieszona tym, co usłyszała, powiedziała szybko: – Moja też! – Nie ma więc co dalej zwlekać. – Czy ten żałosny paparazzi nadal nas obserwuje? – A czy ma to jakieś znaczenie? – Nie. W tym momencie istotnie nie miało to żadnego znaczenia. Jeśli reporter nie zrezygnował, należy go czymś zająć, a z drugiej strony – jeżeli chcieli się zabawić, to czemu nie? – Nick – szepnęła i pocałowała go. Tym razem bez najmniejszego wahania. Sama zaskoczona i rozbawiona swym brakiem zahamowań. Rozemocjonowana nowymi doznaniami, poczynając od tego, że przez lata przyzwyczaiła się do gładziutko wygolonej twarzy Flynna. Pocałunek znów okazał się inny od wszystkiego, co znała. Z pewnością też nie nadawał się na środek ulicy. Nie zastanawiała się jednak nad tym teraz i nie liczyła, jak długo całowali się w miejscu publicznym. Ocknęła się dopiero, gdy przechodzący obok starszy mężczyzna wysyczał jej nad uchem: – Wynajmijcie sobie pokój, obok jest hotel! Nick znieruchomiał: – Niezły pomysł! – wychrypiał, założył jej okulary, wziął torbę i ruszył szybko w stronę wspomnianego budynku. – Chodźmy! – rzucił przez ramię. – Chwileczkę... Popatrzył na nią i wtedy zauważyła w jego oczach nie tylko rozbawienie, ale też pozytywne zaskoczenie i pożądanie. Rozejrzała się wokół siebie po zatłoczonym przejściu i z mieszanymi uczuciami powiedziała:
– Wygląda na to, że się spóźniliśmy. Roześmiał się tylko i wziął ją za rękę. – Wprost przeciwnie: mamy dużo szczęścia, bo zdążyłem zarezerwować pokój sporo wcześniej.
ROZDZIAŁ DRUGI
On ma chyba dużo szczęścia, pomyślała, gdy znaleźli się w zapchanym holu. Po namyśle uznała, że nie pójdzie jednak do pokoju hotelowego z zupełnie obcym facetem. Wykorzystała już swój limit niestereotypowego zachowania na najbliższych dziesięć lat. – Zaraz wracam – powiedział i bez trudu rozgarniając ludzi, ruszył w stronę recepcji. Charlotte potulnie powędrowała na koniec kolejki. Chyba w hotelu musi się znaleźć choćby jeden wolny pokój w każdej sytuacji? Nick wrócił po chwili, wymachując triumfalnie dwiema kartami magnetycznymi. – Załatwione! – Wielkie dzięki za wszystko, ale chcę własny pokój! – Brak zaufania? Po tym wszystkim co przeszliśmy? – zapytał z szyderczym uśmiechem. – Po co było całe to przedstawienie? – Nie lubię chamskich reporterów – przestał się uśmiechać. – Po prostu zareagowałem. Natychmiast stało się dla niej jasne, że sam musiał mieć jakieś zatargi z prasą. – Dziękuję – odpowiedziała cicho. – Jeśli... – Tylko żadnych przeprosin! – To były najcudowniejsze chwile w moim życiu, dodała w duchu. – Czemu miałbym przepraszać? – Uśmiech ponownie rozjaśnił jego zamyśloną twarz. – W ogóle niczego nie żałuję! – Okej, zgoda, ale ja nadal nalegam na osobny pokój! – Przy takim tłumie? – Pokręcił głową. – Zaraz zaprowadzę cię do kogoś wiarygodnego. Objął ją dyskretnie i poprowadził w stronę dalszej części recepcji, przeznaczonej tylko dla klientów biznesowych. – Kerry... – zawołał cichutko. – To jest... – Charlotte. – Właśnie. Charlotte – powtórzył jej imię jak pieszczotę, nie odrywając od niej wzroku. – Kerry, czy znajdziesz coś dla mojej znajomej? Recepcjonistka, atrakcyjna blondyna o błękitnych oczach, ani na chwilę nie przerwała szaleńczej gonitwy po klawiaturze i ekranie.
– Przykro mi, Charlotte, absolutnie wszystko zarezerwowane. Ale przecież Nick już ze mną rozmawiał i powiedziałam mu, możecie zostać w jego pokoju bez dopłaty. Romantyczne przedstawienie przedstawieniem, ale nocleg z obcym facetem to już jednak przesada. Nawet jeśli wygląda na rycerza. – W porządku, kupię coś do poczytania i przeczekam w holu. Kerry puściła oko do Nicka i nachyliła się porozumiewawczo do Charlotte: – Mój partner Steve i ja znamy Nicka od lat – wyszeptała jej na ucho. – Facet jest naprawdę w porządku. Spędzisz czas komfortowo. Na twoim miejscu bym się nie wahała. Charlotte pokiwała głową. – Tak czy inaczej dziękuję. – Twoja decyzja – mówiąc to, Kerry zniknęła, by zająć się klientką, na której uwieszone było rozhisteryzowane i zapłakane dziecko. – Posłuchaj, idź teraz do pokoju – włączył się Nick, wciskając towarzyszce do ręki kartę magnetyczną – a ja pójdę na siłownię, popracuję trochę w sali konferencyjnej i pokręcę się na lotnisku, żeby się dowiedzieć, kiedy naprawdę wznowią loty. – Jesteś prawdziwym dżentelmenem, ale to ja poczekam w holu. Nick wskazał od niechcenia w stronę wejścia. – A jak pojawi się twój przyjaciel reporter? Jest uparty i cwany. Odruchowo spojrzała też we wskazanym kierunku. – To postawię sprawę jasno. Może się odczepi. W ogóle powinnam pewnie wyjaśnić... – Nie czekam na żadne wyjaśnienia. Twoja sprawa. Ale zróbmy po mojemu. Zameldujemy się w pokoju razem, wrzucę tam swoje graty i wyjdę. Okej? W jego ciemnych oczach widziała otwartość i uczciwość. To czyniło go bardzo nietuzinkowym i atrakcyjnym. Przypominał jej ojca przy ich ostatnim pożegnaniu, kiedy tata pocałował ją i nazwał „kochaną księżniczką”. Tuż przed wejściem na pokład tego przeklętego helikoptera... Na ojca zawsze mogła liczyć. W jakiś przedziwny sposób wydawało jej się teraz, że tata zaakceptowałby Nicka. Przytaknęła tylko milcząco. W żaden sposób nie mogła wydobyć z siebie słowa. – No! Ustalone. Od razu wziął jej torbę i ruszyli do windy. Nie odzywali się więcej do siebie. Otworzył drzwi kartą.
Chmury odpłynęły, odsłaniając nieskazitelnie błękitne niebo. Pokój tonął w słońcu. Za oknem rozpościerał się widok na odległą płytę lotniska, na której tkwiły uziemione samoloty. Poczuła mrowienie w skroniach. Zdecydowanym ruchem zaciągnęła kotary. Dopiero gdy w pomieszczeniu zapanował półmrok, zorientowała się, jak mogłoby to zostać odebrane. Nie zrobiła jednak nic. Nick zauważył, że zmiana oświetlenia sprawiła, że rysy Charlotte złagodniały, chociaż nadal była spięta. Chyba frustrowała ją taka sytuacja. On także czuł się sfrustrowany, lecz z całkiem odmiennych przyczyn. Odkąd ją pocałował, jego wyobraźnia zaczęła pracować. Nie mógł teraz do końca nad sobą zapanować. Wskazał głową zaciągnięte zasłony. – Ciągle migrena? A może chcesz się przespać? – Odpowiedź negatywna na oba pytania, ale dzięki za troskę. Pewnie pooglądam telewizję. Jeśli ci to oczywiście nie przeszkadza. – Po prostu się rozgość. Ja idę pobiegać. Sięgnął do plecaka po spodenki, koszulkę i adidasy, potem wszedł do łazienki, żeby się przebrać. Miał nadzieję, że chłodne powietrze Melbourne schłodzi jego fantazje. Im więcej, tym lepiej. Spojrzał w lusterko. Na wargach miał ślady jej szminki. Uśmiechnął się do siebie. Bo wszystko już wiedział. Pani Konserwatywna Pedantka nie była aż tak konserwatywna! Może się uda? Po chwili odpędził nieuczesane myśli. Zaoferował jej przecież schronienie – to zmienia postać rzeczy. Jeśli ma się coś wydarzyć, to ruch należy do niej. Pokręcił powątpiewająco głową. Odwrócił się od lustra. Pomyślał o zimnym prysznicu, ale zrezygnował. Wolał się nie rozbierać, wiedząc, że tuż obok, i za ścianą, Charlotte leży na łóżku i ogląda telewizję. Gdy wyszedł z łazienki, zastał ją dokładnie w tym samym miejscu. Telewizor milczał, tylko w pokoju? zrobiło się dużo cieplej. Musiała odkręcić kaloryfery. Zmierzyła go badawczym wzrokiem. Sięgnęła po pilota, lecz wycofała się. Westchnęła głęboko, jakbyś nagle podjęła decyzję. – Wszystko w porządku? – zapytał. – Posłuchaj, wcale nie chcę wykopywać cię z pokoju. Zostań. Nie przeszkadza mi to. – Zerknęła w stronę wielkiego podwójnego łóżka, a Nickowi świat zawirował przed oczami. – Naprawdę czułabym się lepiej, gdybyś tu był. No proszę? Uśmiechnął się. On też poczułby się lepiej. – Dobrze. I ten błysk w jej oczach. Czujny, ale... gorący. Jemu też zrobiło się gorąco. Specjalnie powoli zaczął układać porozrzucane ubrania.
– To jak masz naprawdę na imię? Czy nie będziemy się bawić w takie szczegóły? – Powiedziałam ci: Charlotte. Ale bez nazwisk, bez historii życia i opowieści rodzinnych. Jutro wyjeżdżamy. Jakby czytała mu w myślach. Czyli jednak chciała się po prostu zabawić. Żadnych komplikacji, nic bardziej osobistego. Jedna noc. To chyba jego szczęśliwy dzień. Niespodzianka. Lato w środku zimy. – Dla mnie okej. – Wezmę teraz prysznic. Sama. Niebawem się zobaczymy. – Jasne. Idę pobiegać. Jakoś sobie poradzimy. Odwzajemnił jej badawcze spojrzenie, ale jego było chyba bardziej przeciągłe. Do lobby hotelowego zbiegał po dwa stopnie. Na dole zauważył, jak Kerry pośród szalejącego tłumu usiłuje powiesić na drzwiach informację o braku wolnych miejsc. Zatrzymał się przy niej. – Jak tam twoja przyjaciółka? – Dobrze. – I sądząc po twoim uśmiechu, drinki są już w drodze. Jak ty to robisz, Nick? Działasz jak lep na muchy. – Mam magnetyczną osobowość, kochanie. A tym razem decyzja była wspólna ze względu na okoliczności. – Ależ nie wątpię – przytaknęła rozbawiona. – Jesteś jej bohaterem. Gdybym cię nie znała lepiej, znienawidziłabym cię w imieniu wszystkich kobiet. A teraz zmykaj, bo jestem zbyt zajęta i związana, żeby taki czaruś odwracał moją uwagę. Roześmiał się, choć tym razem jego urok na niewiele się przydał. To los tak chciał. Należało podziękować wulkanowi i nachalnemu reporterowi. – A jak nie zaczniesz uważać, Nick – Kerry usadowiła się już na recepcji, ale najwidoczniej sprawą nie dawała jej spokoju – pewnego dnia trafi kosa na kamień i ktoś oczaruje ciebie.
ROZDZIA Ł PIERWSZY...................................................................................................................... 2 ROZDZIA Ł DRUGI............................................................................................................................. 8 ROZDZIA Ł TRZECI.......................................................................................................................... 12 ROZDZIA Ł CZWARTY.................................................................................................................... 18 ROZDZIA Ł PIĄTY............................................................................................................................ 25 ROZDZIA Ł SZÓSTY........................................................................................................................ 29 ROZDZIA Ł SIÓDMY........................................................................................................................ 34 ROZDZIA Ł ÓSMY............................................................................................................................ 36 ROZDZIA Ł DZIEWIĄTY................................................................................................................. 41
ROZDZIA Ł DZIESIĄTY................................................................................................................... 47 ROZDZIA Ł JEDENASTY................................................................................................................. 53 ROZDZIA Ł DWUNASTY................................................................................................................. 60 ROZDZIA Ł TRZYNASTY................................................................................................................ 63 ROZDZIA Ł CZTERNASTY............................................................................................................. 69
Wybiegł na dwór. Pobiegł kładką w stronę hali przylotów i parkingu zewnętrznego. Myślał cały czas o Charlotte i sposobie, w jaki reagowała na dotyk. O je| nienasyceniu. Kto by pomyślał? Biegł i uśmiechał się' do siebie. Mijał podjeżdżające autobusy i kłębiących się pasażerów. A teraz czekała w jego pokoju. Ich pokoju. Czego właściwie oczekiwał? Czemu uprawiał jogging na tym ohydnym wietrze zamiast seks na szerokim wygodnym łóżku z kobietą, która najwyraźniej tego chciała? Bo najpierw zdecydował, że pójdzie pobiegać, a dopiero potem ona dała mu sygnał. Poza tym dał jej trochę czasu, bo chciał, żeby była pewna tego, co robi i nie wycofała się w trakcie. Z jego doświadczenia wynikało niezbicie, że konserwatywne kobiety w jedwabnych kostiumikach i naszyjnikach z pereł nie nadają się na jedną noc. Jednak pomijając strój, Charlotte nie pozowała na damulkę w opałach. Wścibski reporter naprawdę nie zamierzał jej odpuścić, a ona potrafiła mu się postawić – zupełnie jak superbohaterka w tworzonych przez Nicka grach – choć w oczach widać było kobiecą panikę. Po dłuższej chwili testosteron do końca zawładnął Jego nastrojem. Potrafił już tylko wyobrażać sobie Charlotte rozebraną i jak jej dotyka. Zależało mu, Żeby się nie wycofała. Zerknął na zegarek. Upłynęło dużo czasu jak na zwykły prysznic. Jeśli okaże się, ie jednak zbyt mało? Cóż. Skończą razem. Zawrócił W stronę hotelu. Na powrót do środka zdecydował się przez wejście kuchenne. Ponieważ sama mu coś obiecała, istotnie potrzebowała czasu, żeby zebrać myśli. Prysznic bardzo się przydał, zwłaszcza że nie miała się w co przebrać i nie chciała jeszcze bardziej pognieść wyjściowego kostiumu. Kiedy skończyła, sięgnęła po hotelowy szlafrok, przetarła zaparowane lustro i popatrzyła na swoje odbicie. Jakby pełniejsze usta, szerzej otwarte oczy. Rozmarzone. Nigdy przedtem nie miała nikogo na jedną noc. Nigdy przedtem w ogóle nikogo nie miała poza Flynnem, który stanowił integralną część jej życia, odkąd była nastolatką. Ich związek przestał istnieć niecałe dwa tygodnie temu, gdy w kronice towarzyskiej lokalnej , gazety zobaczyła jego zdjęcie z olśniewającą córką znanego biznesmena.
Obecnie musiała więc zacząć nowy etap w życiu. Tak. Właśnie dziś. Bo nigdy przedtem nie widziała w niczyich oczach tyle pożądania. Niedługo Nick wróci i „jakoś sobie poradzą”. Jego spojrzenie mogło oznaczać tylko jedno: czysty seks. Gorący, szybki, bez zobowiązań. Spontaniczny, nieskomplikowany. Frywolny, zdrowy, bez zahamowań, szczęśliwy. Przecież tego dokładnie potrzebowała. Na tę jedną noc. Potem nigdy więcej go nie zobaczy. O Boże. Czy te myśli naprawdę należą do Charlotte Dumont? Zgarnęła swoje rzeczy z łazienki i delikatnie otworzyła drzwi do sypialni. Kompletna cisza. Nick jeszcze nie wrócił. Jego rzeczy leżały obok jej. Nie było go, a jednak Charlotte towarzyszył przepiękny zapach męskich perfum. Na biurku zostawił parę błyszczących broszur. Nic osobistego, nic prywatnego. To dobrzej bo nie chciała się w niego angażować, absolutnie nie czuła się gotowa na nowy związek. Jednak nie umiała sobie odmówić przejrzenia tych katalogów. Hawaje. Golf, połowy ryb na pełnym morzu, rejsy w poszukiwaniu wielorybów. Raj dla amatorów surfingu. Nick zaznaczył niektóre informacje, inne przekreślił, na pozostałych widniały niemożliwe do odczytania zapiski. Udawał się chyba na typowo męski urlop. Stąd dbałość o kondycję i piękna opalenizna. Wyglądał na faceta, który wie, co to prawdziwy relaks i dobra zabawa. Radość, zabawa. Te słowa przywodziły na myśl wszelkiego rodzaju scenariusze. Niekoniecznie ruch na świeżym powietrzu z różnymi ludźmi. Mogły dotyczyć tylko ich obojga i zacienionego pokoju z wielkim łóżkiem pełnym białych puchowych poduszek. Jej ciało płonęło. Pragnęła tylko jednego: zobaczyć, jak to jest kochać się z doświadczonym facetem lubiącym seks, który następnego dnia zniknie na Hawajach, ale pozostawi ją całkowicie zaspokojoną. Tylko że wszystko musi być na jej warunkach. Żadnych rozmów ponad to, co zdarzy się w tym pokoju. Żadnego wymieniania się numerami prywatnych komórek i adresami mejli. Żadnych obietnic Czy odnawiania znajomości na nowych zasadach. Chciała tylko jednej nocy, żeby udowodnić sobie, że nie jest taka, jak uważa Flynn. Nie mogła się już doczekać tej nocy. Zrobiła sobie filiżankę kawy z hotelowej torebki. Rozsunęła zasłony, bo słońce chyliło się już ku zachodowi i na niebie zagościły przepiękne barwy nadchodzącego zmierzchu. Pomarańcz i fiolet. Przysiadła na fotelu i zaczęła niecierpliwie przeglądać kobiece czasopismo. Szybko jednak rzuciła je na biurko. Była zbyt nakręcona i jednocześnie zmęczona, by móc się skupić na intymnych szczegółach życia jakichś
nieciekawych celebrytów. Poza tym, gdyby nie Nick, sama stałaby się bohaterką żałosnych tabloidów, bo jej rozstanie z popularnym kandydatem na nadchodzące wybory stanowiło nie lada kąsek dla tego rodzaju prasy. Naprawdę miała za co być mu wdzięczna. Ale równie dobrze mogła mu po prostu postawić butelkę wyśmienitego wina czy nawet wystawną kolację. Mieli tu zostać do rana, więc jeszcze nie było za późno, by? zaproponować wypad do centrum, do nastrojowej; knajpki przy świecach. Tylko po co, jeśli i tak musieliby wrócić tutaj, po paru głębszych, i tak naprawdę dopiero tutaj czekałaby ich największa atrakcja. W zamyśleniu, wyjęła spinki i rozpuściła włosy pogrążona w miłym poczuciu odzyskanej wolności i kobiecości. Po co wychodzić do ekskluzywnej restauracji, kiedy prawdziwa uczta czeka tuż obok? Gorące, męskie ciało, usta i dotyk. Nie mogła się opanować i zaczęła chichotać jak nastolatka w internacie na myśl o kolegach z klasy. Kiedy wrócił, nadal zanosiła się od śmiechu.
ROZDZIAŁ TRZECI
Gdy Nick otworzył delikatnie drzwi, usłyszał zdrowy, damski chichot. Uśmiechnął się bezgłośnie. Wtedy zobaczył Charlotte na krześle, z rozpuszczonymi włosami. Siedziała bokiem wpatrzona W okno. Z telewizora nastawionego na kanał radiowy dobiegała odrobinę jazzująca, nastrojowa muzyka. Z burzą nieupiętych, kasztanowych w czerwonawym świetle zachodzącego słońca włosów, całkowicie zagubiona w świecie swych myśli, roześmiana, wyglądała jak symbol wolności. Nick przestał się śmiać, popadł w niemy zachwyt. Łatwo zdał sobie sprawę, że jest właśnie świadkiem czegoś, co rzadko udaje się komukolwiek doświadczyć. Chwili całkowitej intymności kobiety i jej wewnętrznego piękna. Seksualności, której trudno się oprzeć. Chwil, które kobiety rzadko dzielą z kimkolwiek. Miał nadzieję, że jemu będzie to dane. Swój strasznie zasadniczy strój zamieniła na szlafrok. Czy pod spodem była naga? Czemu zostawiła perły? Odbijały się w nich cynobrowe promienie słoneczne. Wyobraził sobie, że zrywa z niej perły i pieści jedwabistą szyję. Nie wiedział, czy szlafrok ma być zaproszeniem do seksu. Może po prostu założyła go, bo wszystkie inne rzeczy zostały w bagażu na lotnisku. Właściwie to nie wiedział nic. Nigdy dotąd żadna kobieta nie zrobiła na nim takiego wrażenia. Po raz kolejny odpędził od siebie natrętne myśli, że z Charlotte wszystko będzie inaczej. Delikatnie odchrząknął, by zaznaczyć swoją obecność. – Czy kogokolwiek interesuje tania, ale smaczna pizza? Odwróciła się do niego, lecz nim cokolwiek odpowiedziała, przez jej twarz przemknęło tysiące przeróżnych emocji. – Tak, chętnie. Skąd wziąłeś o tej porze pizzę? ' – Mała knajpka niedaleko lotniska, ostatnia porcja, w zasadzie połowa. Pokonałem dla nas całe głodne hordy. Postawił pizzę na biurku, zapalił lampkę i sięgnął po butelkę hotelowego wina z półki nad barkiem. } – Napijesz się? : – Dzięki. – Podniosła wieczko kartonowego pudełka – O! Uwielbiam karczochy. Wtedy ku kolejnemu absolutnemu zdumieniu Nicka wyjęła z torebki
lnianą serwetkę wyszytą jej imieniem i zaczęła nią pieczołowicie czyścić hotelowe sztućce. – Lubisz włoską kuchnię? – zapytał, jak gdyby nigdy nic. – Tak, a najbardziej owoce morza. – Jadła pizzę nożem i widelcem. – Jest takie fantastyczne miejsce w Glenelg na Marina Pier, gdzie dają danie rybne o nazwie King George. Można dla niego stracić głowę! – Znam to miejsce. – Wolał jednak przemilczeć fakt, że na wspomniane molo wychodzą okna jego apartamentu. – Zawsze tam zaglądam, kiedy jestem akurat w Adelajdzie. – No to wygląda, że coś nas łączy! – Mam nadzieję, że nie tylko to. — Nie mógł się powstrzymać i pogłaskał ją po policzku, sprawdzając jej reakcję i swoją wytrzymałość. Skóra Charlotte była gładka jak aksamit i pachniała wiosennymi kwiatami. Jej oczy zachmurzyły się. Stały się mętne niczym bezkresny ocean. – Mieliśmy nie rozmawiać o nas. – Kto mówi o rozmawianiu? Ich spojrzenia nareszcie się skrzyżowały. Spokojnie. Dziewczyna taka jak Charlotte potrzebowała czasu i on jej go da. Wręczył jej kieliszek. – Jedzmy, zanim ten nieelegancki produkt zupełnie wystygnie. Na zdrowie. – Dzięki i na zdrowie. Nick jadł przy biurku, Charlotte wróciła na fotel, czuła się coraz bardziej swobodnie, lecz doceniała, że nowy znajomy daje jej tyle czasu i przestrzeni. Nie mógł przecież wiedzieć, co myśli i w jakich wyobraża go sobie pozycjach. – Na Hawajach musi być pięknie o tej porze roku – powiedziała, starając się za wszelką cenę uwolnić od fantazji na jego temat i zachować neutralny ton rozmowy. Popatrzył nieodgadnionym wzrokiem na nią, a potem na leżące obok broszury. – Przepraszam, wiem, że umawialiśmy się na zero tematów osobistych, ale te katalogi leżały na wierzchu. Tylko dlatego je wzięłam. Roześmiał się. – A, o to ci chodzi. Wszystko w porządku, Charlotte, nie ma w nich nic osobistego. Czas istotnie najlepszy, żeby uciec od zimna. Zerkała kątem oka, gdy jadł. Cieszył ją widok radości z powodu prostego, smacznego jedzenia. Gdy zauważyła na jego ustach odrobinę sosu, złapała się na tym, że chętnie podeszłaby do niego i go wytarła. Musi nad sobą zapanować.
– Często wyjeżdżasz na Hawaje? – Trzymała się uparcie neutralnego scenariusza. | – Co parę lat. Wymarzone miejsce na surfing. A ty? – Byłam raz. W Maui. Z rodziną, żeby uczcić... – i przerwała i z nostalgią pomyślała o rocznicy ślubu rodziców. – Ale takie opowieści są wbrew umowie. – Którą sama narzuciłaś. Uśmiechnęła się. Odłożyła serwetkę. – Wiesz, jesteś bardzo miły. – Miły? Już się boję. – Uczciwy, rozsądny. Absolutnie cudowny! Zaśmiał się. – Jesteś pewna, że nie mam do czynienia ze zbuntowaną księżniczką, która zbiegła z któregoś z mniejszych krajów europejskich? – Co? Ja? Księżniczka? Ach, chodzi ci o tę serwetkę? – Roześmiała się szczerze. – Gdyby linie lotnicze zezwalały, woziłabym też własną zastawę. Mam również spersonalizowane mydło. – Zaczęła nerwowo grzebać w torebce, ale nie znalazłszy niczego, wzruszyła tylko ramionami. – Powiedzmy, że jestem ekscentryczką. Lub produktem tradycyjnego wychowania w bogatej i uprzywilejowanej rodzinie. Jej bliscy, widząc Ją w takiej sytuacji i wiedząc o czy teraz myśli, z pewnością nie uwierzyliby, że to ona ... Charlotte mogła się założyć że Nick miał wiele kobiet. Zastanawiała się też, ile może mieć lat. Około trzydziestu? Ale przecież nie powinna się tym interesować, bo tak postawiła sprawę, a poza tym zaraz chciałaby wiedzieć więcej. Na przykład, gdzie mieszka, gdzie pracuje i jak lubi się kochać. – „Seks: fakty czy fikcja?” Prawie zakrztusiła się winem. – Słucham? – Psychozabawa. Nie czytałaś? – W ręku trzymał odłożony przez nią kolorowy magazyn. – Nie zauważyłam. Ty oczywiście tak. _– Jestem facetem. Zobaczyłem słowo „seks”, to zacząłem czytać. Sprawdźmy twoją wiedzę. Sprzeda prezerwatyw spada, gdy zaczyna się recesja. Fakt czy fikcja? Zastanowiła się. – Fikcja. Zdecydowanie. Za drogo, żeby wychodzi wieczorem, i za drogo na rodzenie dzieci.
– Zgadza się. A to: Ludzie są jedynym gatunkiem zwierząt, który uprawia seks dla przyjemności. Gdy powiedział słowo „przyjemność”, dostał gęsiej skórki. – Tak. – A widzisz: podobno nie. Są też inne gatunki n naszej planecie, które lubią się zabawić. Nie napisali jakie. Ale w tym pomieszczeniu ona była z pewnością tym osobnikiem, który chciał się zabawić. Czuła się jak napięta struna instrumentu muzycznego, podczas gdy Nick zrelaksował się całkowicie, jakby czytał prognozę pogody. –
ROZDZIA Ł PIERWSZY...................................................................................................................... 2 ROZDZIA Ł DRUGI............................................................................................................................. 8 ROZDZIA Ł TRZECI.......................................................................................................................... 12 ROZDZIA Ł CZWARTY.................................................................................................................... 18 ROZDZIA Ł PIĄTY............................................................................................................................ 25 ROZDZIA Ł SZÓSTY........................................................................................................................ 29 ROZDZIA Ł SIÓDMY........................................................................................................................ 34 ROZDZIA Ł ÓSMY............................................................................................................................ 36 ROZDZIA Ł DZIEWIĄTY................................................................................................................. 41 ROZDZIA Ł DZIESIĄTY................................................................................................................... 47 ROZDZIA Ł JEDENASTY................................................................................................................. 53 ROZDZIA Ł DWUNASTY................................................................................................................. 60 ROZDZIA Ł TRZYNASTY................................................................................................................ 63 ROZDZIA Ł CZTERNASTY............................................................................................................. 69
Czuła, że się czerwieni. Czy kiedykolwiek odbyła tak intymną rozmowę z mężczyzną? 5 – A zostawiając na chwilę te wszystkie... organy płciowe... przyjemność zależy chyba najbardziej od stosunku do partnera. – Ty jesteś kobietą. Powiedz. – Dla mnie – starała się nie spieszyć i nie okazać zbyt wielkiego zainteresowania tematem – zdecydowanie wszystko od tego zależy. – Czyli jego doświadczenie nie ma z tym nic wspólnego? Wystarczy go lubić? – Hmm... – To znaczy, jesteś na faceta napalona, a on nie wie, co robić, i tak jest dobrze? Miałaś kiedykolwiek takiego chłopaka? Lubicie się, rozumiecie, jest chemia... i nic? – Hmm...
Flynn. No tak. Ziemia się pod nią nigdy nie rozstąpiła. Wmawiała sobie, że jest dobrze, bo go kocha, a miłość i wspólne cele są ważniejsze niż fizyczne spełnienie. Teraz na wszystko patrzy inaczej, bo odkąd pocałowała się z Nickiem na lotnisku, wszystko w życiu zaczęło inaczej wyglądać. – Co to znaczy „hmm”? – To znaczy „tak”, „masz rację”! Zadowolony? – wyskoczyła nagle, rozzłoszczona, że przejrzał ją na Wylot. – Tak, miałam takiego chłopaka. Popatrzył na nią sprośnie. – Ze mną ci to nie grozi! – Faceta cieszy seks z każdą. Chodzi tylko o zaspokojenie pożądania. – Ja, osobiście, lubię się czuć związany z kobietą, z którą sypiam. Radość i zabawa to dużo więcej niż zaspokojenie popędu. Z tobą, Charlotte, od razu poczułem więź. I jestem pewien, że ty też. Chciałbym również wiedzieć, dokąd nas to zaprowadzi. Gdy mówił, pociemniały mu oczy. Wyczuła, że jest coraz bardziej niespokojny, lecz nie zamierza wykonać najmniejszego nawet ruchu. – Czekasz, żebym nam dała zielone światło? – Tak, bo to twój ruch. Ty masz być pewna, że tego chcesz. – Ostentacyjnie pozostał zrelaksowany, zdradzało go trochę nerwowe przygryzanie dolnej wargi. – Ale, błagam cię, podejmij decyzję szybko, bo mogę nie dotrwać – zażartował, niedwuznacznie zerkając w stronę swego rozporka. Charlotte celowo unikała przyglądania mu się. Spoglądała tylko nieśmiało w jego stronę. Teraz odruchowo podążyła za jego wzrokiem i przełknęła głośno ze zdenerwowania. Nick miał opalone, umięśniony ciało i był mocno owłosiony. Pragnęła tylko jednego – poczuć go nareszcie w sobie. Bała się jednak komplikacji, pytań, następnego poranka i tego wszystkiego, co nie było fizycznością.! – Ale tylko dziś wieczorem – wyszeptała. – Okej. Mam wziąć prysznic? – Nie. Chcę cię tak, jak jesteś. Chcę poczuć twój zapach na moim ciele. Teraz. Uśmiechnął się. – Ale to nadal twój ruch. – Mój? Oszałamiał ją jego zapach. Zacisnęła nerwowo dłonie na kieszeniach szlafroka. Wiedziała jak sprowokować mężczyznę do zbliżenia, ale... takiego mężczyznę? Jaki on właściwie był? Czego oczekiwał? Czego mógł pragnąć ktoś tak doświadczony?
– Proponuję zacząć od pozbycia się garderoby – podsunął żartobliwie. – Albo podejdź tu bliżej i wtedy ja dostąpię zaszczytu. Twój wybór. Podeszła do niego. Parę małych kroków wydawało się jak parę kilometrów. Cieszyła się, że wcześniej włączyła radio w telewizorze, bo łudziła się, że muzyka zagłusza głośne bicie jej serca. Nie bała się seksu, obawiała się go z zupełnie nieznajomym człowiekiem. Ale przecież to ona kontrolowała sytuację na jego wyraźne życzenie. Mogła podjąć każdą decyzję. Lecz decyzja była od dawna oczywista: marzyła, by spędzić noc z tym właśnie mężczyzną. Zbliżyła się do niego i poluźniła pasek od szlafroka. Bez namysłu przyciągnął ją do siebie i przytrzymał mocnymi, rozgrzanymi udami. W pierwszej chwili prawie na niego wpadła. Ich ciepło i zapachy wymieszały się. Obserwowali się intensywnie, – Lubisz być na górze – zauważył nagle. Roześmiała się, ale ponieważ całkowicie zaschło jej w gardle, odezwała się niskim chrapliwym głosem: – Lubię być wszędzie. Czy ona naprawdę wypowiedziała te słowa? I czy ten zachrypnięty basowy ton rzeczywiście należy do niej? – Czyli nie wykluczasz huśtania się nago na żyrandolu? Jego dłonie powędrowały pod szlafrok. – Nie wykluczam niczego, mimo że nie ma tu żyrandola. – Niedopatrzenie. – Cokolwiek by się nie stało, masz zabezpieczenie? – Działała od dawna w jakimś transie, lecz pewne rzeczy pozostały niezmienne. – Coś się znajdzie. Spieszysz się gdzieś? – Nie, ale myślałam, że ty owszem. – Jeszcze trochę wytrzymam. Szkoda, że nie mogła powiedzieć tego samego o sobie. Jej ciało było jak wulkan chwilę przed erupcją. Dobrze przynajmniej, że nie zaczęłam się świecić w ciemności, pomyślała z przerażeniem. – Nick... – Charlotte. Drażnił się z nią, ale jego stłumiony głos i zamglone spojrzenie wskazywały, że czuli się podobnie. Nagle cofnął ręce i podparł na nich głowę. Przypatrywał jej się uważnie. – I cóż tam ukrywasz pod tym za dużym szlafrokiem? Dowiem się w końcu? Wtedy z nieznaną sobie przedtem śmiałością zrzuciła wreszcie szlafrok na podłogę.
Nick prawie krzyknął na znak aprobaty. I kto by pomyślał? Konserwatywna Charlotte nosiła bieliznę jak z sex-shopu. Figi i stanik miała tak skąpe i przeźroczyste, że mogła się w ogóle nie fatygować. Jednak usiane były cekinami, co podkreślało walory jej piersi i ciemnych sutków. Na szyi niezmiennie połyskiwał tradycyjny naszyjnik z pereł. – Ciągle mnie zaskakujesz – zamruczał w absolutnym zachwycie. – Jesteś zniewalająca. Ale nie lubieżna. Nie za szczupła. Po prostu doskonała, wyśmienita. Długie, silne ciało ó idealnych, zaokrąglonych kształtach. Ukrywanie takiej urody w tradycyjnym, odrobinę staromodnym stroju to zbrodnia przeciw ludzkości! Przed nim jednak postanowiła się obnażyć. Przykucnęła jak wcześniej, opierając się o meble. Jej biust znalazł się na poziomie jego wzroku. W przypadku każdej innej kobiety zdarłby już zębami kusą tkaninę i wyruszył na podbój jej krągłości językiem. W przypadku Charlotte wpatrywał się jak zaczarowany w jej olbrzymie szare oczy i zatapiał się w chłodnym zapachu jej perfum. I znów wyobrażał sobie zachód słońca nad morzem. Gdyby wierzył w zauroczenie, wiedziałby, że właśnie go spotkało. Zacisnął pięści. Wyczuwał jej gotowość i oczekiwanie, mógł spokojnie przyciągnąć ją do siebie i zacząć całować, ale nie chciał się spieszyć. To nie był moment na pośpiech. Raczej na refleksję. Charlotte nie powiedziała mu niczego o sobie, lecz dobrze wiedział, że nie robiła tego często. Czemu zrobiła wyjątek właśnie dla niego – niestety nie wiedział i nie zamierzał się zastanawiać. – Nie jesteś do tego przyzwyczajona, prawda? – zapytał szeptem. Zadrżała. – Do czego? Do seksu? – Do układu na jedną noc. – To takie oczywiste? – Nie zrozum mnie źle. To miał być komplement. Rób wszystko tak, jak masz ochotę. Jesteś fantastyczna. Roześmiała się i zaczęła go uwodzić zmysłowymi pocałunkami, a on poddał się urokowi seksu inicjowanego przez kobietę. Jego ciało w sposób niepowtarzalny pieściły jej jedwabiste włosy. Gdy usiadła na nim, oplatając go swymi długimi, smukłymi nogami, zadrżał w zetknięciu z jej ciepłym, wilgotnym wnętrzem. Z pewnym siebie uśmiechem ściągnęła mu koszulkę. Następnym punktem programu mogły być tylko spodenki.
– Nick... – mruczała rozmarzona. – Teraz nie grasz ze mną fair! – Szybko rozpiął jej stanik. Nie dała mu się jednak nacieszyć widokiem jego zawartości i przystąpiła do zmasowanego ataku, używając wszelkich walorów. – Lubię grać nie fair. A ty? Lubię szybko i niegrzecznie – dodała, masując całe jego zbolałe ciało. Próbował się roześmiać, ale wszystkie dźwięki utknęły mu w gardle. – Jesteś szalona – wychrypiał. – Zbyt szalona dla ciebie? – Nie ma takiej opcji. A teraz uważaj, rewanż. Gdy włożył rękę pod przeźroczyste majteczki, zadrżała, a jej uśmiech stał się jakby poważny. Natychmiast pogrążyli się w absolutnym szaleństwie. Całe szczęście oprzytomniał na tyle, żeby w odpowiednim momencie wyciągnąć z portfela prezerwatywę. Skończyły się chichoty i uszczypliwości, została namiętność i pożądanie w czystej postaci. Chwila po chwili spełniały się najdziksze fantazje, jakie tylko zdarzało mu się mieć, Udało mu się też na tyle długo nie zatracić w fizyczności, że utrzymał z Charlotte kontakt wzrokowy i wiedział, że wszystko działo się wedle jej woli. Znaleźli wspólny, idealny rytm. Świat wokół wirował jak oszalały. Meble w pokoju trzeszczały pod naciskiem ich splecionych ciał. Wydawało mu się nawet, że słyszy dźwięk tłuczonego szkła. Potem doszedł do wniosku, że to z hukiem rozpadł się jego zdrowy rozsądek. Gdy skończyła, zdążył sobie powinszować i dołączył do niej.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Po prostu nie mogła się nim nasycić. Ani on nią. Chcieli maksymalnie wykorzystać narzucony sobie limit czasu. Rozmyślał nad tym wiele godzin później, gdy noc nieubłaganie przemieniała się w brzask. Patrzył na śpiącą Charlotte, jej włosy rozsypane na poduszce, falujące piersi i myślał też, że długo nie zapomni tej krótkiej historii. Był zbyt zrelaksowany, by zwracać uwagę na powracające uparcie spostrzeżenie, że przygoda z Charlotte wyglądała inaczej niż wszystkie wcześniejsze. Czy to może więź, którą poczuł, gdy tylko ją zobaczył, i o której próbował jej opowiedzieć? Leżał nieruchomo i znów obserwował śpiącą kobietę. Z trudem powstrzymał się, żeby jej nie pogłaskać. Tak naprawdę nie przestał jej pragnąć i wolałby dalej patrzeć w te bezkresne, szare oczy. Uspokajał się, że to minie. Poza tym przecież postawiła sprawę jasno: tylko jedna noc. A i on nie miał innych planów. Może jednak zdrowy rozsądek ocalał? Noc była cudowna, a teraz czas się zbierać. Ostrożnie wysunął się z łóżka i skierował po cichu do łazienki. Po szybkim prysznicu sprawdził w internecie sytuację na lotnisku i wyszedł z pokoju, by zorganizować jakieś śniadanie. Charlotte zbudził odgłos włączonej klimatyzacji. Przez dłuższą chwilę nie ruszała się, przeżywając na nowo w myślach minioną noc. Nie potrafiła nawet określić, ile razy to zrobili. Teraz druga strona łóżka była już pusta. Poczuła się odrobinę rozczarowana, że Nick jej nie zbudził. Potem uświadomiła sobie, że cała historia kosztowała ją więcej energii i sił, niż się wydawało. Powinna na stałe uwzględnić uprawianie seksu w swoim grafiku zajęć z fitness. Zapatrzyła się kompletnie zaspana w poranne słońce, które złotą poświatą zalewało bezlitośnie pokój. – Pobudka, wstać! – Nick wynurzył się z łazienki świeżutko ogolony i przebrany. – Chmura pyłu znacznie się przesunęła, za godzinę zaczną startować samoloty, musimy się zbierać. – Która godzina? – wymamrotała, nie wychylając się spod kołdry. Była goła i nie miała pojęcia, gdzie szukać bielizny. – Szósta trzydzieści.
Jęknęła tylko wtulona w poduszkę. Nick miał podejrzanie rześki i radosny głos. Jasne, że myślał już tylko o wyprawie na Hawaje i szaleństwie surfingowym. Podstawowe potrzeby fizyczne zaspokoił w nocy. Ją też zaspokoił, ale teraz myślał już o czymś innym. W pewnym sensie sprawiło jej to przykrość, pod innymi względami jednak czuła ulgę. Zwłaszcza że po nocnych szaleństwach nie śmiała spojrzeć mu w twarz. Wszystko dlatego, że ostatniego wieczoru w ciele poukładanej i przyzwoitej Charlotte Dumont musiała zagościć nieznana nimfomanka. Postanowiła zignorować wstyd i zapytała jak gdyby nigdy nic: – Czyżbym czuła zapach prawdziwej kawy? – Cappuccino czy latte? Wziąłem wszystko podwójnie, bo nie wiedziałem, co będziesz wolała. Jakim cudem wyglądał tak świeżo i sensownie? – Poproszę o latte. Wychodziłeś już? – Wszystko jest kwestią dobrej logistyki, kochanie. – Wręczył jej kawę i małą upominkową torebkę ze sklepu z pamiątkami, do której natychmiast zajrzała. Wewnątrz tkwiły jaskraworóżowe majteczki z mapą Australii. – Hmm, dzięki. – To dla mojego spokoju umysłu. Zwariowałbym, wyobrażając sobie, że cały dzień chodzisz z gołą pupą pod spódnicą, a ja nie mogę już z tego skorzystać. Westchnęła tylko. – I jeszcze jedno: jest coś niesamowitego w kobiecie, która wyleguje się całkiem nago w łóżku, ; wyłącznie w naszyjniku z pereł. Możesz mi powiedzieć, czemu akurat perły? – Należały do mojej matki. Poza tym nie wyleguję się. Sentymentalne zwierzenia nie wchodziły w grę. Zawinięta szczelnie prześcieradłem rozejrzała się nerwowo po pokoju. Musiał w lot zrozumieć, o co chodzi, bo sięgnął po zakopany w łóżku stanik i bez słowa rzucił w jej stronę. – Zaraz wezmę prysznic – oznajmiła, nie poruszając nawet najmniejszym palcem u nogi. Czemu nie pomyślała, że po nocy jest ranek? Co on o niej teraz myśli? A właściwie, jakie to ma znaczenie? Za godzinę się pożegnają. Trzeba tylko przetrwać tę godzinę. – Lepiej się pospiesz. – Złapał torbę i ruszył do drzwi. – Zobaczymy się jeszcze w lobby. Za kwadrans. Była wdzięczna, że wyczuł jej rozterki i zdecydował się wyjść pierwszy. Chciała być teraz sama, pomimo że przez ostatnią noc byli aż tak niewiarygodnie blisko. Centymetr po centymetrze.
Gdy zeszła na dół i zobaczyła go w tłumie, znów się zaczerwieniła. Od razu założyła okulary słoneczne. Do terminala szli szybko, nie odzywając się do siebie ani słowem. Na długo przed stanowiskiem odprawy powiedziała: – Dziękuję za wszystko. Pomoc. No i wszystko. – Cała przyjemność po mojej stronie. I po mojej! – No to chyba... żegnaj. – Może powiedzmy au revoua. Pochylił się jeszcze i pocałował ją błyskawicznie. Może bardziej musnął jej usta. Zanim zdążyła zareagować, zniknął w tłumie. Przygryzła wargę. Chciała go zawołać. Wspomnienia z ostatniej nocy jak żywe stanęły jej przed oczami. I j ego zachowanie, gdy zaatakował j ą reporter. Czemu pozwoliła odejść ze swego życia praktycznie bez śladu takiemu człowiekowi? Mogłaby za nim pobiec. Ale wtedy spóźni się na samolot. Gdyby nawet go znalazła, co by powiedziała? Co w ogóle można było powiedzieć? Połączyła ich jedna fantastyczna noc. Ale prawdopodobieństwo, że chciał więcej, jest znikome. Bardziej by nalegał na wymianę numerów czy mejli. Tacy są faceci. Tymczasem Nick o nic nie zapytał. Ani razu. A ona wmawiała sobie, że się z tego cieszy. Ucieszyła się naprawdę z miejsca przy oknie w wielkim samolocie lecącym na Fidżi. Siedziała na samym przedzie, nie musiała patrzeć na innych pasażerów, a miejsce tuż obok niej okazało się puste. Włączyła muzykę w słuchawkach, zamknęła oczy i natychmiast zasnęła. Jak zimno. Po jakimś czasie Charlotte roztarła zziębnięte ramiona, próbując przewalczyć powracający sen, koszmary i obrazy nękające ją przynajmniej od sześciu tygodni nawet na jawie. Flynn w jej kuchni, jak zawsze niemożliwie przystojny, który nagle oznajmia jej: – Zamierzam kandydować w następnych wyborach. – Co takiego? Ty? W polityce? – Zdumiona próbowała przetrawić informację. – A ja naiwnie myślałam, że po prostu nawiązujesz kontakty wśród wyborców, uczestniczysz w wolontariacie. Taki wstęp do realizacji biznesplanu naszej winno-serowej restauracyjki. – Nie będzie niczego takiego, Charlotte. Przeszły ją dreszcze. – A twój kurs uprawy winorośli?
– Rok temu przepisałem się na inny. I nic mi przez rok nie powiedziałeś? – I nie pofatygowałeś się nawet, żeby poinformować swoją narzeczoną, że rozważasz karierę w polityce? Kim był ten człowiek, którego podobno tak dobrze znała? – Mieliśmy się wszystkim dzielić. Jak mogłeś mnie tak pominąć? – Wiem, co znaczy dla ciebie życie na świeczniku. – Wzruszył ramionami. – A skoro już rozmawiamy szczerze, to małżeństwo z małą szarą myszką nie posłużyło jeszcze żadnemu politykowi. Czuła, jak kurczy się cała pod wpływem rewelacji Flynna. Facet, który zawładnął nią, gdy miała szesnaście lat, oczarował niesamowicie zielonymi oczami, Ujął gładkimi słówkami, w jakimś sensie uwiódł, teraz patrzył na nią krytycznie i bez cienia tolerancji czy sympatii. – Popatrz na siebie, Charlotte. I popatrz na to miejsce. – Powiódł po niej i po jej kuchni pogardliwym wzrokiem. – Żyjesz w jakimś cholernym zakrzywieniu czasoprzestrzeni! Potrzebuję żony, która wesprze mnie w przyszłości, kobiety, która potrafi się ubrać i pokazać oraz ma na tyle jaj, że nie obawia się wystąpień publicznych! Całkowite zaprzeczenie jej wyobrażeń o nim. O ich wspólnym życiu. Upadek wszystkich marzeń i ideałów. Flynn wykorzystał jej pozycję społeczną, żeby wejść w układy. Kiedy osiągnął, co chciał, po prostu się jej pozbył. Mała szara myszka. Nadal czuła, że zapada się w siebie na wspomnienie jego słów. Zacisnęła zęby. Zeszłej nocy udowodniła sobie, że może być, jaka chce i kim chce. Dziękuję, Flynn, że otworzyłeś mi oczy. Postanowiła skoncentrować się na przepięknym widoku wybrzeża morskiego pełnego palm, gdy samolot zaczął podchodzić do lądowania w Nadi. Tak. Nowe horyzonty. Czas odkurzyć pajęczyny. Na rozgrzanej płycie lotniska przywitało ją wilgotne tropikalne powietrze i tubylcy w jaskrawych koszulach, obowiązkowo z czerwonymi kwiatami hibiskusa za uchem i żółtymi banjo. Bula! Witaj! Vinaka! Dziękuję! Charlotte uśmiechnięta podeszła do taśmy z t a gażem. Pomyślała, że od razu obdarzyła sympatią Fidżi, miejsce, gdzie nikogo nie zna ani nikt nie zna jej.
Wtedy zamarła, bo tuż przed sobą zobaczyła charakterystyczne plecy Nicka, schylającego się po swój bagaż. Co on robi na Fidżi? Przesiada się? No nie, bo właśnie idzie z bagażem na cło. Sparaliżowała ją fala sprzecznych emocji. Z jednej strony spociła się na wspomnienie tego mężczyzny otulającego ją swym doskonałym ciałem dosłownie parę godzin wcześniej. Z drugiej zaś, zagotowała się ze złości, że została wyprowadzona w pole: Nick miał przecież lecieć na Hawaje. Nie miała zamiaru więcej go oglądać. Cóż, gdy jej ciało wysyłało zgoła odmienne sygnały. Tak, nie, tak, nie. Starała się przynajmniej nie patrzeć w jego kierunku, ale i to przychodziło z trudem. Może obaj, Flynn i Nick, należeli do tego samego gatunku elokwentnych mężczyzn, którzy potrafili bez problemu uwieść kobietę, po czym skutecznie jej Wmówić, że sama tego chciała? Przeszła przez odprawę, zachowując spory dystans lecz w holu wpadła prosto na niego. Nie miała teraz wątpliwości, że od dawna wiedział, dokąd leci. Dlatego nie pożegnał się, tylko pozostał przy au revoir. W jej głowie kompletnie zawirowało. Może Nick sam jest reporterem i pozwoliła zrobić z siebie skończoną idiotkę? Cóż. Poradzi sobie. Jest silna i opanowana. – Co ty tu robisz? – wyskoczyła od razu. – To co zwykle ludzie na Fidżi: relaksuję się, odpoczywam – poinformował ją czarującym tonem. – Oszukałeś mnie. – Ja? – Zdumienie było szczere. – Powiedziałeś, że lecisz na Hawaje. – Nic takiego nie powiedziałem. To ty tak założyłaś. Próbowała sobie usilnie przypomnieć szczegóły rozmowy, ale akurat w tym momencie jej umysł nie pracował na pełnych obrotach. – Rozmawialiśmy i dałeś mi do zrozumienia... – Zapytałaś, czy kiedykolwiek tam byłem. Odpowiedziałem, że jeżdżę co parę lat. – Wiedziałeś dokładnie, o co mi chodziło! I w ogóle nie powiedziałeś, że jedziesz na Fidżi, jak rozmawialiśmy o Hawajach! – To chyba dość logiczne. – Ale jakim cudem nie widziałam cię już więcej na lotnisku w Melbourne i... – Przecież stanowczo zapowiedziałaś, że nie chcesz mnie więcej widzieć. Jedna noc, koniec usług.
Poczuła się zdruzgotana jego prostą oceną sytuacji. Ale tak to właśnie musiało wyglądać z jego strony. Tylko że rujnowało jej wspomnienia. – Szkoda, że nie dałam się zabić temu reporterowi! Wtedy po prostu się roześmiał. – Charlotte! Wyluzuj trochę, co? – A teraz? Jakoś mnie już nie unikasz! Może sam jesteś reporterem i razem to uknuliście?! Westchnął zrezygnowany i rozejrzał się wokół. – Może jednak znajdziemy jakieś miejsce, żeby chwilę prywatnie porozmawiać? – Żadnej prywatności! Tu zupełnie wystarczy! – Myślałem o tobie przez cały lot i miałem nadzieję, że zmienisz zdanie, skoro i tak jesteśmy tutaj razem. – Nie przyleciałam na Fidżi, żeby się z kimkolwiek spotykać! Chciałam pobyć sama! – Niepowetowana strata! Takie romantyczne zachody słońca i sama? – I dobrze! Woli sama oglądać głupie słońce, na pewno nie potrzebuje do tego faceta. I nie będzie się teraz zastanawiać, do czego jedynie potrzebni są mężczyźni! I ma w nosie jego dotyk, zapach, spojrzenie i słowa! – Charlotte, przyznaj chociaż, że bawiłaś się tak samo cudownie jak ja. A na plaży pod palmami w tropikalną noc byłoby jeszcze wspanialej... – Tak – wypaliła – ale to dotyczy tylko pierwszej części. Przyznaję. Ale to już było i minęło. – A teraz myślisz bez przerwy, jak bardzo chciałabyś to powtórzyć. – Ty zarozumialcu! – Wolisz nieśmiałych? – Wolę być sama! Nie mam obecnie w grafiku żadnych mężczyzn. – Zrobiłaś więc dla mnie wyjątek! Czuję się zaszczycony. – To się nie czuj! Byłeś pod ręką, chętny, więc skorzystałam. Bezwstydnie cię użyłam! Raz. Odfajkowane. Nic więcej. – Zmusiła się, żeby spojrzeć mu w oczy i się uśmiechnąć. – Udanego urlopu! Żegnaj! – Czeka na mnie samochód. Może chociaż podwiozę cię do hotelu. Gdzie się zatrzymujesz? – Po mnie też przyjadą. Pewnie już się zastanawiają, gdzie się podziałam – zaczęła ostentacyjnie spoglądać na zegarek. – Odprowadzę cię.
Energicznie pociągnęła za sobą walizkę na kółkach i ruszyła, nie patrząc w stronę Nicka. Kiedy rozglądała się za swoim transportem, jej towarzysz ruchem dłoni przywołał lśniącą limuzynę, z której wysiadł tradycyjnie ubrany, ogorzały Fidżyjczyk w średnim wieku. Mężczyzna wyszczerzył w uśmiechu olśniewająco białe zęby. – Witaj, Nick! Bula, vindka! – Bula, Malakai! Charlotte zdziwiła się, widząc obu panów witających się jak starzy znajomi. – Zabieram z twojego lotu jeszcze jednego gościa do kurortu, ale jeszcze jej nie znalazłem – usłyszała wyjaśnienia szofera. Nick popatrzył w jej stronę z zagadkowym uśmiechem. – Czy jedziesz może przypadkiem do Vaka Malua? Tego było już za wiele. Los naprawdę postanowił z niej zadrwić. Mogła przecież wybrać każdy inny kurort. Teraz wyraźnie zauważyła kolory logo hotelu wyeksponowane w stroju kierowcy: turkus, czerń i kość słoniową. Nick wyjaśnił coś szybko szoferowi i włożył jej bagaże do limuzyny. – Charlotte, to Malakai. Malakai otworzył przed nią drzwi limuzyny – Bula, madam, witamy na Fidżi! – Witam, buła. Miała już tylko nadzieję, że zbierze myśli, gdy uda jej się nareszcie zamknąć za sobą drzwi w apartamencie hotelowym. Według informacji w internecie Vaka Malua to luksusowy, nowoczesny kompleks, a apartamenty mają tarasy z osobnymi basenikami. Jeśli więc ktoś nie chce widywać innych gości, wcale nie musi. Nick po chwili wahania wsiadł do limuzyny na tylne siedzenie koło Charlotte, zachowując odpowiedni dystans. Normalnie usiadłby koło szofera, ale zrobił to jej na przekór – zbyt ostentacyjnie wysyłała sygnały, jak bardzo nie ma ochoty na jego towarzystwo. Wiedział doskonale, że jest dokładnie odwrotnie. Ani przez moment nie uwierzył w jej opowieści o tym, że cynicznie go wykorzystała. Znał się na kobietach. Charlotte zupełnie nie była osobą w tym (tylu. Mogła być obecnie trochę rozzłoszczona, bo istotnie pograł sytuacją wedle swego uznania, lecz mimo wszystko czuł między nimi cały czas tę samą więź. W przeciwieństwie do niego musiała się wywodzić z dobrze ustawionej rodziny z wielopokoleniowymi tradycjami. Może była bogatą panną z dobrego domu, która chciała jednak coś zataić? Widział, że z trudem ukrywała emocje, gdy wspominała o perłach po matce i rodzinnych wakacjach na Hawajach. Rodzina musiała odgrywać dużą rolę w jej życiu.
Teraz miał czterdzieści minut, żeby zmienić nastawienie Charlotte do nowej sytuacji. – Byłaś wcześniej na Fidżi? – Nie. – Jakie pierwsze wrażenia? – Ludzie przyjacielscy, atmosfera luźna... mam przynajmniej taką nadzieję. Coś się pali? – zapytała, czując nagle dziwny zapach. – Wypalają trzcinę cukrową przed żniwami. Chyba zaczynała odrobinę się relaksować. – Znasz tego szofera – powiedziała cicho. – Na Fidżi i do Vaka Malua przyjeżdżam regularniej a Malakai pracuje tam od powstania kurortu. – Hmm... a co właściwie znaczy Vaka Malua? Spojrzał jej głęboko w oczy. – To znaczy w języku Fidżi „nie spiesz się”, „rozgość się”, „wykorzystaj czas”. Popatrzyła na niego z niedowierzaniem, ale za to dość przeciągle. Gdy po chwili odwróciła twarz do. okna, uśmiechnął się do siebie triumfująco. – Dużo podróżujesz? – zapytał jakby nigdy nic. – Ostatnich parę lat niewiele. – Ile tutaj będziesz? – Ile mam czasu, żeby cię do siebie przekonać? – Dwa tygodnie. – No to mam nadzieję, że znajdziesz to, czego szukasz. Nie odpowiedziała. Wyczuwając, że nastrój Charlotte specjalnie się już nie polepszy, wykorzystał resztę drogi na opowiadanie o mijanych terenach. Za oknem przemykały kolejne bliźniacze wioski, pełne takich samych rozległych zabudowań o kremowej barwie, na czerwono kwitnących krzewów i straganów z bananami. Wzdłuż dróg poruszało się nadspodziewanie wielu pieszych. Kurort Vaka Malua był widoczny z daleka, zajmował całe potężne wzgórze. Charakteryzował się typowym dla architektury Fidżi wyglądem, w którym dominują zlepki małych spiczastych szarych dachów. Na samej górze znajdowały się luksusowe plażowe chatki, reszta zabudowań zatopiona w przepięknej roślinności ciągnęła się wzdłuż zboczy aż do samej plaży u podnóża. Wreszcie Malakai zajechał na teren recepcji znajdującej się na otwartej przestrzeni. – Wysiadasz tu, Nick? – zapytał.
– Nie. – Po czym dodał wyjaśniająco w kierunku Charlotte: – Jesteśmy na miejscu, ale ja jadę dalej, bo muszę jeszcze pozałatwiać dużo spraw. Zostawiam cię W dobrych rękach, gotowych spełnić każde twoje życzenie i zachciankę. Istotnie w stronę limuzyny zmierzali lokalni pracownicy kurortu, w specjalnych strojach, z banjo i naszyjnikami z muszelek. – Mam nadzieję, że uda ci się pobyt – rzuciła w odpowiedzi, częstując go jednym ze swym przeciągłych spojrzeń. – I tobie też! – Odprowadził ją gorącym wzrokiem, bo miała najbardziej seksowną pupę, jaką zdarzyło mu się pieścić. No tak. I zostanie tu aż dwa tygodnie. – Zaczekaj! – krzyknął nagle, wyszarpał z portfela australijską pięciodolarówkę, nabazgrał na niej swój numer komórki, pognał za nią i wcisnął jej do torebki. – To na wypadek, gdybyś zmieniła zdanie – wyjaśnił, wracając szybko do limuzyny. – A teraz wieź mnie do domu, Malakai! Gdy odjeżdżali, znów zaśmiał się do swoich myśli. Które z nich pierwsze się podda?
ROZDZIAŁ PIĄTY
– Nowe meble dotarły bezpiecznie? – Gdy zostali sami, Nick prowadził rozmowę swobodnie. Jechali do jego prywatnej rezydencji, która sąsiadowała z kurortem. Prowadziła tam wewnętrzna droga porośnięta bujną roślinnością. – Dopiero jutro – odpowiedział Malakai. – Wysłali przez pomyłkę gdzie indziej. Obiecali, że wrócą jutro z rana. – A rękodzieło skończone? – Tak. Tenice bardzo się podobają malunki. – Malakai mówił o swojej małżonce z wielkim sentymentem. – Powiesiliśmy je tak, jak kazałeś. Bardzo ładne. – Bardzo jestem ich ciekaw. Nick z niecierpliwością czekał na rozmowę Z ludźmi, którzy mieszkali w osobnym skrzydle jego domostwa, zajmując się nim nienagannie, kiedy nie bywał tu całymi tygodniami. Cieszył się, że może zapewnić pracę i dach nad głową parze, o którą się troszczył. Wiedział doskonale, jak żyje się w ubóstwie. Po chwili minęli wysoką bramę prowadzącą na posesję. Na widok pięknego białego domu z drewnianymi okiennicami jak zwykle poczuł dumę i zadowolenie. Kupił go kilka lat temu jako część podstarzałego hotelu. Następnie wynegocjował z właścicielami, że nada całemu kompleksowi formę dwudziestopierwszowieczną, stając się cichym wspólnikiem spółki. Ryzyko było duże, gdyż topił swój pierwszy milion dolarów w czymś, o czym miał znikome pojęcie, ale się opłaciło. Przedsięwzięcie przynosiło mu całkiem niezły zysk i dawało dochody lokalnym mieszkańcom. Nie zajmował się nim na co dzień, lecz przyjeżdżał w wolnym czasie, znał cały personel, uczestniczył w uroczystościach oraz świętach, kontrolował efektywność. Swój dom traktował jak sanktuarium, strzegł go monitoringiem i dbał o kondycję wysokich murów otaczających posiadłość. Nie imprezowa! tu, nie sprowadzał kobiet, nawet więcej: poza jedną dawną historią z Angeliką, w zasadzie żadna kobieta nie przestąpiła nigdy progu tego domu. Gdy zaparkowali, rozejrzał się wokół i zauważył parę małych zmian wprowadzonych niewątpliwie przez Tenikę: kilka nowo posadzonych krzewów hibiskusa i fidżyjską rzeźbę, odpowiednik europejskich krasnali ogrodowych. Następnie przez kilka godzin Nick, Malakai i Tenika nadrabiali zaległości towarzyskie. Kiedy uznali, że wszystko zostało omówione, Nick poszedł
popływać, a potem przy zapadającym na purpurowo zmierzchu zasiadł do komputera. Z dworu sączył się zapach lamp naftowych zapalonych w ogrodach kurortu, a z trawników nad plażą dobiegały odgłosy Meke, tradycyjnego fidżyjskiego muzykowania z charakterystycznym tańcem i śpiewem. Po chwili na wielkim ekranie pojawiło się pięć ekranów gotowych do pracy. Na wszystkich widniały trójwymiarowe fragmenty utopijnego świata stworzonego przez Nicka do opracowywania gier. „Zmierzch Utopii” był jego pierwszym spektakularnym sukcesem, grą napisaną i zainspirowaną wspomnianą już historią z Angeliką. Trzy lata walki w sądach zajęło mu odzyskanie wcześniejszych prac, z których Angelika i jej kochanek dokonali plagiatu. Być może przed załamaniem uratowała go ucieczka od prawdziwego życia i jego niesprawiedliwości w wymyślony świat alternatywny. Parę lat później światło dzienne ujrzał „Zmierzch Kameleona”. Obecnie Nick kończył trzecią część trylogii „Narada Kameleona”, ale potrzebował się trochę oderwać od pracy, by poczuć się świeżym i kreatywnym. Niestety gracze on-line coraz głośniej dopominali się dalszych przygód Onyxa Pierwszego. Nie miał więc wyjścia. Należało chyba natychmiast wprowadzić nowy wątek miłosny, żeby bez większego wysiłku utrzymać zainteresowanie przynajmniej wśród damskiej części zniecierpliwionych odbiorców. Zerknął melancholijnie w stronę luksusowych chatek kurortu. Może serce Onyxa skradnie superbohaterka, kobieta o dziwacznym upodobaniu do pamiątek i spersonalizowanych akcesoriów osobistych, której tajemniczej przeszłości nie można ustalić? Po wczesnej kolacji i wielu godzinach porządnego snu Charlotte spędziła pierwszy normalny dzień na Fidżi, leniuchując w prywatnym basenie i czytając powieść, która została odłożona wieki temu jako lektura obowiązkowa. Delektowała się powiewem ciepłego tropikalnego wiatru, bezkresnym widokiem Pacyfiku i niebywale przyjazną obsługą hotelową. Nie unikała Nicka, po prostu chciała teraz być sama. Istotnie w ogóle o nim nie myślała. Nie spojrzała też ani razu na australijski banknot, poza żartobliwą refleksją, że powinna na niego donieść za bezczeszczenie oficjalnego środka płatniczego. Wiedziała tylko, że jest gdzieś blisko i może do niego zadzwonić, jeśli zechce. Następnego dnia zbudziła się o szóstej w bardziej buntowniczym nastroju. Nie zamierzała dłużej. z niczyjego powodu robić z siebie więźnia w takim pięknym kurorcie!
Zjadła szybko śniadanie, założyła białe obcisłe spodnie, jaskrawo różową podkoszulkę, kapelusz z dużym rondem, spakowała do małego plecaka, zapas wody, szkicownik i ołówki, po czym ruszyła; na rekonesans. Wszędzie wokół turyści udawali się wcześnie nad baseny lub na plażę. Ona jednak postanowiła zacząć od znalezienia sobie jakiegoś własnego* zakątka i skierowała się do pobliskiego zagajnika z przepięknie wybujałą roślinnością. Trzy tygodnie wcześniej sprzedała winiarnię rodziców, w której pracowała w zasadzie od zawsze. Była to rodzinna firma, w której zarządzała administracją. Nowi właściciele gorąco zachęcali ją, żeby została, lecz wolała nie patrzeć, jak obcy ludzie zmieniają wszystko, co od pokoleń stworzyła jej rodzina. Jako dziedziczka majątku rodzinnego, nie potrzebowała stałego dochodu, ale musiała przecież coś robić. Zdecydowanie nie mogła jej wystarczyć działalność charytatywna, którą prowadziła jeszcze z mamą. Dopóki więc nie znajdzie swego nowego miejsca w życiu, będzie się zajmować tym, co przez ostatnich parę lat traktowała jako hobby: projektowaniem luksusowej ekstrawaganckiej bielizny. Uwielbiała ją rysować, szyć, a potem... nosić. Pod bardzo tradycyjnym i nijakim ubiorem kryła się jej prawdziwa gorąca pasja: zmysłowe staniki, figi i stringi. Namiętność, o którą nikt poza Nickiem, by jej nie podejrzewał. Nawet o nim nie myśl! Gdy weszła głębiej do zagajnika, nieoczekiwanie zobaczyła kolorowe krzewy wijące się po wysokim murowanym ogrodzeniu. Po chwili natknęła się na parometrową przerwę w murze. Gdy poszła dalej, ujrzała drewniany stół z krzesłami zacienione jasnym parasolem plażowym. Nieopodal porozkładano pasiaste leżaki. W pobliżu nie było ani żywej duszy. Marzenie. Rozłożyła na stole szkicownik i przybory do rysowania. Prawie natychmiast zapamiętała się w pracy. Wyspy oceaniczne, jaskrawe barwy, śmiałe wzory, elementy dekoracyjne kojarzące się z zabawą, latem, frywolnością. W jej stanie ducha i libido, przy takiej inspiracji, potrzebowała niewiele, by zacząć szkicować odważniejsze, erotyczne rysunki. Wtedy usłyszała zbliżające się, ciężkie kroki. – Hej, ty tam! – Głęboki, zniecierpliwiony i... znajomy męski głos zakłócił ciszę niczym seria z karabinu. Zza krzaków wynurzył się Nick w białych spodenkach kąpielowych. Zadrżała. – Śledzisz mnie? – krzyknęła. – Ja? Ciebie? Charlotte? Przecież to ty weszłaś na teren prywatny! Co tutaj robisz? Niezdarnie starała się zakryć rysunki.
– Jaki znów teren prywatny? Skąd miałam wiedzieć? – A napis na bramie? – Jakiej bramie? – Dopiero teraz, gdy się obejrzała za siebie, w gąszczu krzewów zauważyła ukryte skrzydła wielkiej bramy. – No tak! Najpierw nie zamykasz bramy, potem obwiniasz ludzi, że cię nachodzą! – Dostawca mebli musiał zapomnieć ją zamknąć – wymamrotał pod nosem. Rozglądała się wokół zaskoczona. Teraz wydawało jej się, że istotnie widzi głębiej w zagajniku fragment prywatnego ogrodu z zacienionym basenem. – Mieszkasz tu? – Co robiłaś? – Nie słuchał jej, tylko ciekawie zerkał na stół. – Nic. – Złapała szkicownik i przycisnęła do piersi. – Szkicowałam. Kwiaty, liście, nic takiego. – A może to ty mnie śledziłaś? Czy ja cię w ogóle znam, Charlotte? – A kim ty jesteś? – Nick Russo. Bardzo mi miło. Mieszkam tutaj. Pokażesz, nad czym pracowałaś? – Nie. To tylko moja własność. – Podobnie jak ten ogród. – Jest przepiękny – wypaliła nagle, nie wiedząc, co robić. – Olśniewający, i te zaczarowane maski na murze! – Zupełnie jak ty! Piękna, olśniewająca, tajemnicza. Po co nosisz maskę? Ukrywasz się? Podszedł bliżej. Jak drapieżnik, który przyparł do muru swą potencjalną zdobycz. Instynktownie zmierzyła wzrokiem odległość dzielącą ją od bramy. – Nie. Nie jestem osobą publiczną. – Ja też i dlatego chronię, co moje. Może ten reporter wiedział coś o tobie. Może specjalizujesz się w szpiegostwie gospodarczym i namierzasz mój nowy projekt. – Szpiegowanie? Namierzanie? – Cofnęła się z niedowierzaniem. – Żyjesz w jakimś alternatywnym świecie czy po prostu jesteś obłąkany? Nie zamierzam kontynuować tej żałosnej rozmowy. Zaszedł jej drogę. – Alternatywny świat. Ciekawe, że akurat tak to nazwałaś. Zbieg okoliczności? Był coraz bliżej. – Przepraszam za wtargnięcie na twój teren, ale proszę też o jasną odpowiedź, nim odejdę. – Jeśli odpowiem, pokażesz swoje prace?
– Nie. Czekam na odpowiedź. – Piszę programy komputerowe. Bardzo lukratywne. – Ooo... – Spodziewała się czegoś innego. – Oprogramowanie księgowe, coś w tym stylu? Roześmiał się. – Czy wyglądam na księgowego? – No nie – uśmiechnęła się mimo woli. – Tworzę światy alternatywne i kreuję bohaterów, którzy w nich żyją. Gry interaktywne. Dostępne dla; każdego, pod warunkiem, że zapłaci i zaloguje się on-line. Ale niektórzy nie widzą przeciwwskazań, żeby ukraść coś, czego stworzenie zajęło lata wyrzeczeń i trudu. Niewątpliwie jego słowa były podyktowane osobistymi przeżyciami. – Rozumiem, przepraszam. Ale ja tylko zobaczyłam pusty ogród i... – ...i nie mogłaś się powstrzymać? Podpytałaś o mnie w kurorcie i przyszłaś powiedzieć, że czekasz na ciąg dalszy zdarzeń sprzed paru dni? – mówił ochrypłym głosem i nie spuszczał z niej oczu. – Nie. Nick! Ja... – To pokaż nad czym pracowałaś, i udowodnij, że nie przyszłaś tu szpiegować. – Nie szpiegowałam. – Czyli miałaś nadzieję mnie tu znaleźć? Zsunął jej kapelusz i zaczął ją całować. Charlotte nie protestowała. Jego pocałunki były dla niej jak narkotyk, odbierały rozum i kontrolę, choć w głębi duszy słyszała ostrzegawcze dzwony bijące na alarm. Wiedziała, że historia z Nickiem raczej jej nie posłuży. – Nie chciałbym przerywać, ale twoje prace... – Jakie prace? – wyszeptała półprzytomnie i otworzyła oczy. – O, nie! Gdy się całowali, wiatr rozrzucił kartki ze szkicownika po całym ogrodzie. Wyglądały jak ogromne, białe motyle. Odepchnęła Nicka i rzuciła się na ratunek swoich tajemniczych szkiców. – Ani mi się waż patrzeć! – ryknęła jeszcze, nurkując po kolejne. Gdy skończyła i spojrzała w jego stronę, zobaczyła, że nie ruszył się nawet o centymetr z miejsca. Stał i obserwował jej poczynania z dużym zainteresowaniem. Wściekła się. – Odchodzę! Trzymaj się ode mnie z daleka! – wrzeszczała, biegnąc w kierunku niewidocznej bramy. – Jesteś dla mnie niedobry! Zły! Bardzo zły! Nick odprowadził ją rozbawionym wzrokiem. Gdy znikła za murem, sięgnął po kartkę, która spadła pod stół.
Kwiatki, tak? Rysunek przedstawiał erotyczną wizję skąpo odzianej kobiety, naszkicowaną z dużym kunsztem, pewną ręką profesjonalisty. Jednak na postaci znajdowały się notatki o czysto technicznej treści: opis kolorów, ich połączeń, szczegóły dotyczące tkanin i ich kombinacji. Scena w ogrodzie to była jego obrona przez atak. Przecież naprawdę nie podejrzewał Charlotte o szpiegowanie. Miał nadzieję, że pocałunki odwróciły jej uwagę. Złożył starannie znalezioną kartkę. Wspaniały pretekst, choć w sumie go nie potrzebował. Ale na pewno będzie chciała odzyskać zgubiony projekt. Najlepiej jeszcze tego wieczoru. Wrócił do komputera, gdzie na pięciu ekranach jego fantastyczne postacie żyły własnym życiem. Musi przed wieczorem doprowadzić do końca ich nową przygodę, zanim skupi się na układaniu swego życia. Gdy Charlotte zamknęła za sobą drzwi swojej luksusowej chatki. Przed oczami skakały jej poszarpane fragmenty idiotycznej sceny w ogrodzie. Potwierdzenie, że wszystko dawno wymknęło jej się spod kontroli. Jedyna sensowna rzecz, jaką wykrzyczała, to okropne słowa: „Trzymaj się ode mnie z daleka! Jesteś dla mnie niedobry!” Bo tak właśnie czuła. Znała ten typ facetów. Bez trudu uwiedliby nawet zakonnicę. Uroczy mężczyźni na jedną noc. Nie chciała z kimś takim dzielić planów, marzeń ani życia. Popatrzyła za okno. Tato, co byś teraz o mnie pomyślał? Dotknęła przypadkowo' naszyjnika z pereł, z którym praktycznie nigdy się nie rozstawała. Mama też byłaby oburzona! Nick Russo. Szybko wklepała jego nazwisko do wyszukiwarki i po chwili przesuwała myszką po pierwszej stronie wyrzuconych wyników. Profile z portali społecznościowych. Żaden nie pasował do znanego twórcy gier komputerowych. Dominic Russo. Znów to samo. Jak tylko ochłonie, odszuka go i po prostu zapyta. Chyba że on znajdzie ją wcześniej.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
O siedemnastej trzydzieści Nick wziął prysznic i zszedł na dół. Do kieszeni spodni włożył złożony starannie szkic. Na łóżku leżała wyprasowana dla niego przez Tenikę koszula ze szkarłatnymi fidżyjskimi wzorami. Obok świeży biały hibiskus. Gospodyni spodziewała się, że mężczyzna będzie go nosił za uchem. Stała przy zlewie całkowicie pochłonięta myciem i obieraniem warzyw, które wcześniej przyniosła z ogródka. Jaskrawo różowa bluzka podkreślała zaczątki siwizny. Mimowolnie uśmiechnął się. – Jak minął dzień? – Bula, Nick, Bula! Zjesz świeże warzywa i świeżą rybę! – Vinaka, vinaka, ale dla mnie dziś nie trzeba gotować. – No tak, tam czeka piękna marama, gości w hotelu, Malakai mi wszystko powiedział. – Oczy kobiety rozbłysły ożywione. Roześmiał się rozbawiony. Mimo wszelkich zapewnień, że czuje się szczęśliwy w stanie kawalerskim, był nieustannie swatany przez swoich gospodarzy. – Malakai znów wyprzedza rozwój wydarzeń! – Malakai jest na to za stary! Widział was wczoraj w samochodzie. Dobrze widział. – Charlotte przyleciała tym samym samolotem. Muszę jej po prostu coś oddać. – Charlotte ci się podoba! Przyprowadź ją jutro, to zobaczę, czy jest ciebie warta. Ugotuję coś dla was. – Oj, to się chyba nie da. Pójdziemy najwyżej pooglądać występy Meke. Kobieta pokręciła głową. – Nigdy nie przyprowadzasz tutaj maramas. A to twój dom. Może tę polubisz bardziej i weźmiesz do domu? – Tenika! – Może ją poślubisz? Będziecie mieli dziecko. Fidżyjczycy lubią dzieci. Pomogę! Tenika i Malakai nie doczekali się niestety własnego potomstwa. Nick obawiał się, że jeśli chodzi o „przybrane wnuczęta”, raczej się na nim zawiodą. – Wiem, że byś mi pomogła – powiedział miękko, wyjmując zza ucha kwiat i wkładając za jej ucho – ale dziś po prostu wychodzę, do jutra!
Na teren kompleksu wszedł tylną bramą, nie miał ochoty na rozmowy ze znajomym personelem. Meke zaczynało się o zmierzchu, zapowiadał się idealny wieczór: bezwietrzny, ciepły, z przepięknym wielobarwnym niebem i aromatycznym zapachem wakacyjnego grillowania. Bez trudu namierzył ekskluzywną chatkę, w której zatrzymała się Charlotte. Zapukał bez wahania. – Spodziewałam się, że przyjdziesz – powiedziała cicho. Miała na sobie typowy sarong, czyli suknię z chusty, którą wiąże się pod pachami, w czarnym kolorze, ozdobioną białymi i błękitnymi kwiatami. Strój odsłaniał dekolt i ramiona, oczywiście nie nosiła pod nim stanika. Błyszczące włosy upięła wysoko, w kok, na czubku kształtnej głowy. – Zgadza się, to była tylko kwestia czasu – przytaknął, zatrzymawszy się w progu. – Chyba będzie lepiej, jeśli wejdziesz do środka – rzuciła przez ramię, odchodząc w głąb pokoju. – Czy tutaj także zaczarowałeś recepcjonistki? – Nie musiałem. – Wzruszył ramionami. – Jestem wspólnikiem spółki. Poza tym widziałem Charlotte Dumont na liście odbioru gości z lotniska w limuzynie Malakai. – No tak. Zatem wiesz o mnie już wszystko. – Jeśli pytasz, czy szukałem cię w internecie, to odpowiedź brzmi: nie. Szanuję prywatność. Jeżeli sama zechcesz mi o sobie opowiedzieć, posłucham z przyjemnością. Nawet miałem nadzieję, że mogłoby się to stać dzisiejszej nocy. Odruchowo zerknął na jej włączony notebook. – Nie znajdziesz mnie na żadnym portalu społecznościowym. Zaczerwieniła się zawstydzona. – Nie szukałam cię... no prawie. Mówiłeś, że tworzysz gry komputerowe. Pomyślałam, że każdy autor ma jakąś stronę. Dla swoich fanów. – Używam pseudonimu. – Sprytnie – powiedziała bez przekonania. Podszedł do niej i pokazał prawo jazdy. – Przeczytaj, na głos. – Dominic T. Russo... okej. – I przy okazji – sięgnął po szkic – pewnie się o to martwiłaś. Zamknęła oczy i zaklęła jak szewc. – Charlotte! Na każdym kroku mnie zaskakujesz. – Uwielbiał, gdy się czerwieniła; to rozbudzało jego skłonności opiekuńcze. – Nie zdradzę nikomu twoich sekretów.
Jej spojrzenie zachmurzyło się. Był pewien, że myślała o ich jedynej, wspólnie spędzonej nocy. – Mącisz mi w głowie. – Czyżby? – udał zakłopotanego. – Czy mogę coś naprawić? – Odmawiam odpowiedzi w obawie, że za chwilę cała pokryję się wysypką i nie będę w stanie opuścić pokoju do końca turnusu. – Wiesz co? Może zaryzykujmy. Odpowiedz, a jeśli rzeczywiście dostaniesz wysypki, jakoś sobie z nią poradzimy. Razem! Nagle rozluźniła się i zmieniła temat. – Dziękuję za zwrot szkicu. – Wyglądał na ważny. – Może. Skorzystała z okazji, bez dalszych komentarzy wsunęła kartkę do szkicownika, który z kolei zniknął głęboko w jej skórzanej torbie. – A teraz pójdę się przebrać, bo chciałam zejść na plażę i popatrzyć na tańce. – Dobrze się składa. Chciałem ci zaproponować to samo. Tylko się nie przebieraj! Sarong pasuje idealnie. – Nie mnie. Zdążyła już wyciągnąć z szafy długą, białą suknię wieczorową. Pokręcił głową, choć na pewno wyglądałaby w niej pięknie. Jednak tu, w sercu wyspy, chciał ją widzieć w żywym, podobnym do innych stroju. – Proszę. Przykro by mu było rezygnować z perspektywy szybkiego ściągnięcia saronga z Charlotte. Westchnęła. – Dobrze. Gdy zniknęła w łazience, rozsiadł się na jednym z wielkich bambusowych foteli uplecionych na kształt spodka. Widział stąd otwartą walizkę dziewczyny, z której wystawały naręcza... bielizny. W absolutnie wszystkich kolorach, odcieniach, z najróżniejszych materiałów, w fantazyjne wzorki. Dość zaskakująca zawartość bagażu rozbudziła jego wyobraźnię lecz dzisiejszy wieczór miał służyć czemu innemu: bliższemu poznaniu Charlotte jako osoby, wśród ludzi, w towarzystwie. Poznają się nieco lepiej, spędzą jeszcze parę wspólnych nocy, potem rozjadą się każdy w swoją stronę. Idealny układ. Gdy szykowała się w łazience do wyjścia, irytowało ją, że trzęsą jej się ręce. Nie chodziło jednak o obecność Nicka, bardziej o szkic, który zobaczył. Nie znosiła zwracać na siebie uwagi ani tym, co robiła, ani tym, jak wyglądała.
Postanowiła mimo wszystko rozpuścić włosy i pozostać w odkrywającym ramiona sarongu. Wiedziała, że nie wmiesza się w tłum i zdawała sobie sprawę, jak skończy się ten wieczór. Czuła, że nie będzie stawiać oporu. Chciała zobaczyć Nicka na imprezie, w knajpie, przy drinku, oglądać nastrojowe Meke, będąc blisko niego, ale zachowując dystans. Wieczór był jak wymarzony. Bezwietrzna pogoda, W nieruchomej wodzie odbijały się ostatnie promienie chowającego się za horyzontem słońca. Ciemne, kompletnie nieruchome sylwetki palm na tle oceanu i czerwonopomarańczowego nieba wyglądały jak widokówka czy może teatralna scenografia. Powoli zaczęto zapalać lampy naftowe i ogień W kotłach. W parnym powietrzu czuło się charakterystyczny zapach płomieni. – Dziś występują młodsze dzieci z lokalnej wiejskiej szkoły – powiedział, gdy schodzili na plażę. W Jego głosie słychać było zaborczą nutę. – Mówisz, jakbyś je znał. – Od paru lat uczestniczę w projekcie upowszechniającym podstawową znajomość obsługi komputera. Starsze roczniki pomagają teraz młodszym, i tak dalej. Jedna wielka rodzina, nikt nie zostanie poza nawiasem. Takie podejście. Typowe dla Fidżi. Charlotte wydawało się, że Nick mówi to wszystko z żalem, jakby za jego dzieciństwa zabrakło mu podobnych doznań. W końcu usiedli na drewnianej ławie wśród innych gości obserwujących występy. Najpierw tańczyli mężczyźni; w blasku ognia ich muskularne, ciemne, wysmarowane błyszczącym balsamem ciała prezentowały się wspaniale. Po nich zatańczyły kobiety, obwieszone wielobarwnymi kwiatami, w soczystozielonych, pełnych niesymetrycznych falban spódnicach. Jako ostatnie zjawiły się dzieci, które zresztą najgłośniej oklaskiwano. Kiedy po zakończonych występach widownia rozpierzchła się w poszukiwaniu wolnych miejsc w nadbrzeżnych restauracyjkach, Nick zawołał jedną z tancerek. – Kas! – Nick! – Podbiegła do nich roześmiana, falując wielką zieloną spódnicą. – Wróciłeś! – Wymienili przyjacielskie pocałunki. – Dzieciaki za tobą tęskniły; Mam nadzieję, że wkrótce to nadrobisz – dodała, wachlując się liściem palmowym. – Charlotte, Kasanita Blackman, nauczycielka; tańca i nie tylko. A Charlotte jest tu na wakacjach. – Miło mi cię poznać, fantastyczny występ.
– Witaj na Fidżi, Charlotte, ćwiczyliśmy grubo ponad miesiąc. Jutro chyba nici z nauki. Może nas zresztą odwiedzicie. Zakładając, że lubisz dzieci i hałas. – Bardzo chętnie. Od lat nie byłam w podstawówce. – To jesteśmy umówieni. Przyjdźcie jak najszybciej. Dla Charlotte była to niespodziewana okazja, żeby zobaczyć odrobinę prawdziwego życia na Fidżi niedostępnego zazwyczaj dla turystów. Chciała także dowiedzieć się w ten sposób więcej o Nicku, bo podziwiała facetów, którzy angażowali się w działalność charytatywną, nic z tego nie mając. Przykładowo Flynn robił to jedynie, żeby zaistnieć na arenie politycznej. – Kasanita jest naprawdę urocza. I ma świetny angielski plus angielskie nazwisko. Wyszła za Australijczyka? – Ma ojca Australijczyka i mamę z Fidżi. Przyjechał tu do pracy, poznali się i już nie wrócił. Nick zaprowadził ją do osobnego stolika na uboczu, oświetlonego przepięknym świecznikiem. Musiał, rzecz jasna, zrobić wcześniej rezerwację, bo stolik usytuowano tuż nad brzegiem wody, w której Odbijały się teraz płomienie świec – tak urokliwe miejsce dawno byłoby już zajęte. Gdy usiedli, natychmiast pojawił się przy nich kelner w czarnej tunice sulu, na którą miał narzuconą koszulę w barwach firmowych kurortu, turkusie, czerni i kości słoniowej. Postawił przed nimi wielokolorowe drinki owocowe, do których Nick zamówił podwójny talerz lokalnych specjalności. Mężczyźni rozmawiali przez chwilę, jakby znali się od lat. Zresztą słyszała, że Nick używa w rozmowie imienia Timi. Wyglądało na to, że zna po imieniu cały tutejszy personel. Gdy zostali sami, wziął ją za rękę. – No, Charlotte, poznaliśmy się już w łóżku, chyba czas poznać się i na innej płaszczyźnie. Parsknęła śmiechem. – Dobrze, to zaczynam zadawać pytania. Kasanita cieszyła się, że wróciłeś, a ty twierdzisz, że tu mieszkasz. Jaka jest prawda? – Mam apartament w Adelajdzie. Mieszkam trochę tu i trochę tam. – Jesteś z Adelajdy? – Charlotte rozpromieniła się. – Z Wiktorii. Do Australii Południowej przeprowadziłem się ponad dziesięć lat temu. Czyli mamy szansę spotkać się na zakupach w centrum handlowym Rundle? – Mieszkam w Barossa Valley, ale do Rundle rzeczywiście jeżdżę po zakupy. – Nie jesteś przypadkiem spokrewniona z Lance'em Dumontem? Mam na myśli
króla australijskich win z południa i właściciela winnic Three Cockatoos – milionera? Charlotte opuściła wzrok. – To mój ojciec. – A więc jednak jesteś księżniczką! Wtedy przypomniał sobie nagle, że Lance z żoną zginęli parę lat temu w katastrofie samolotowej. – Charlotte, przepraszam, nie chciałem przywoływać takich wspomnień. – To już było dawno. Ale wciąż za nimi tęsknię. I za Trawersem. – Trawers był twoim chłopakiem, mężem? – Bratem. W jedno idiotyczne popołudnie straciłam całą rodzinę i mój świat roztrzaskał się na kawałki jak ten przeklęty helikopter. Nick milczał. Nie wiedział, co to znaczy mieć kochającą się rodzinę, ale współczuł ludziom, którzy mieli i ponosili taką stratę. Sam nie chciał nigdy takich relacji i nie chciałby się znaleźć w podobnej sytuacji. – Wiadomo, co się stało? – Tata dostał zawału za sterem. Nie mieliśmy pojęcia, że chorował na serce. Uwielbiał się popisywać przed nami i w mediach swoją doskonałą formą. Byłby uradowany, że rozpisywały się o nim pierwsze strony gazet w trzech stanach Australii... Na szczęście, gdy Charlotte zdobyła się na czarny humor, kelner wniósł półmisek z bajecznie wyglądającymi przekąskami. – Nic dziwnego, że miewałaś już do czynienia I prasą. – Unikam ich, jak tylko mogę. – Czego chciał ten kretyński reporter na lotnisku? Lepiej mi powiedz, to następnym razem... – Następnym razem nie będzie cię obok. W jej oczach nie było złości ani ironii. Stwierdziła po prostu fakt. Za dwa tygodnie wyjedzie, a on zostanie. – Parę tygodni temu rozstałam się z narzeczonym. On również jest osobą publiczną. Reporter gonił za sensacją. – Kochałaś narzeczonego? Nick zdziwił się pytaniem, które odruchowo zadął. Uświadomił sobie też, że zaboli go odpowiedź, którą z pewnością usłyszy. Po co pytać? Oczywiście, że go kochała. Charlotte była z pewnością osobą, która wiąże się z ludźmi tylko na poważnie. A zatem, jeśli ktoś zerwał zaręczyny, to na pewno nie ona. Tymczasem ona zamiast odpowiedzieć, zapytała: – A ty, Nick? Jaka jest twoja rodzina?
Nigdy nie rozmawiał z nikim o swoim pochodzeniu. A już na pewno nie z kobietą z wyższych sfer. Dla niej jest przybyszem z innej planety. Ona, rzecz jasna, planuje zamążpójście i założenie rodziny w sposób naturalny, tak została wychowana. On jest zdeklarowanym singlem, a jego życie to praca. Żyje tylko pracą i w pracy, a dokładnie w stworzonym przez siebie świecie, gdzie jest władcą absolutnym. Nigdy by się nie dogadali. No chyba że w sypialni. – Nie mam rodzeństwa. Nie znałem swego ojca, a matka zmarła dwanaście lat temu. To wszystko. – Nie. To wersja skrócona dla każdego, kto zapyta. Ja nie jestem „każdym”. Mam dużo czasu, żeby posłuchać, jeśli chcesz opowiedzieć. – Nie chcę rozmawiać. Wziął ją za rękę i wsunął palce między jej. Wolał ją sprowokować, niż drążyć swoją przeszłość. – Jeszcze głodna? – Nawet jeśli byłam, już zapomniałam. Przy każdej innej kobiecie roześmiałby się na znak, że widzi, jak łatwo się poddała. Charlotte jednak budziła w nim zbyt silne uczucia, by mógł zdobyć się na takie banały. Wstał, przyciągnął ją do siebie, będąc stuprocentowo pewnym, że odbierają na tej samej fali, i wyszeptał przeciągle: – Jedyne, czego naprawdę chcę, to ściągnąć z ciebie jednym ruchem twój sarong, rzucić cię na łóżko i zrobić wszystko, żebyś zapomniała, że kiedykolwiek byłaś zaręczona!
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Światła, muzyka i gwar zostały daleko za nimi. Biegła po ciemnej plaży na bosaka i śmiała się sama do siebie. On szedł zatopiony w myślach. Co ty, dziewczyno, ze mną zrobiłaś... – Nadal chcesz być sama, Charlotte? – Nie! Wolę być z tobą. ' – To chodź tu. Szli dalej razem, bez słów, które były zbędne. W oddali zamajaczył kontur jego domu, lecz minęli go, bo Nick chciał zaprowadzić ją w inne miejsce z czystszym piaskiem, oddzielone od reszty świata' gęstwiną krzewów, z charakterystycznym ostrym zapachem morskiej roślinności i gnijących liści. – Tu nikt nas nie znajdzie. Stanął przed nią i powolnym ruchem wyswobodził ją z chusty, która składała się na cały strój Charlotte. Zwiewna tkanina spadła na piasek. Stała naga w świetle księżyca. Jedyne części garderoby jakie pozostały na jej ciele, były dość zaskakujące: czarne stringi zawiązane na czerwoną wstążeczkę i czarna aksamitka zawieszona na biuście z dwiema czerwonymi kokardkami na sutkach. – Wow! To jedyne na co zdobył się Nick. Po chwili rozwiązał wszystko, co tylko dało się rozwiązać, i ze zdumieniem przypatrywał się, jak cała „sieć” sznureczków ląduje na piasku. – Jednorazowa bielizna zaprojektowana specjalnie na takie okazje – oznajmiła spokojnie Charlotte. – Ty też jesteś specjalna... nawet bardzo. Wiedziała, że go zaskakuje. – Nie sądziłeś, że taka jestem? Ja też nie sądziłam. Ale ty przemieniasz mnie w diablicę, Dominiku Russo! – Myślę tylko, że trochę za dużo gadasz... i zaraz Ci to uniemożliwię. Gdy zaczął ją całować, bieg zdarzeń przyspieszył. Tempo, szaleństwo, fantazja, wszystko, o czym dotychczas mogła tylko pomarzyć. Nick był ekspertem. Instynktownie wyczuwał, czego chce partnerka i czy są granice wyznaczające szczyty jej pragnień. Kiedy po jakimś czasie, może po kilku minutach, a może godzinach – bo czas nie odgrywał tu już żadnej roli – leżeli obok siebie, powiedziała: – Ty też jesteś inny, niż się spodziewałam.
– A czego się spodziewałaś? – Nie tego. Nie... nas. Tak. Od razu pożałowała swych słów. – Kochanie, nie ma „nas”, musisz pamiętać, ja nie jestem tego typu facetem. – Spokojnie. Nie nas jako nas, razem, czy coś takiego. Nas tu. Znowu. Przecież to miała być w ogóle tylko jedna noc. Nie pomyśl sobie niczego więcej – starała się wybrnąć z niezręcznej sytuacji. Leżeli teraz w milczeniu. Być może oboje myśleli o tym samym, że chyba naprawdę nie szukają niczego na dłużej niż na chwilę. Czy takie myślenie nie jest autodestrukcyjne? – Wkrótce wyjeżdżam więc... – przerwała, bo tak naprawdę nie wiedziała, ó czym myśli Nick. – Dwa tygodnie to nie tak mało. Ty jesteś na urlopie, ja mam nienormowany czas pracy. Możemy się przecież dogadać. Jeśli chcesz. – Wakacyjny romans? Czy potrafi się zaangażować, wiedząc, że to na parę dni? Nie miała nigdy romansu. – Czemu nie? Okolica wymarzona na romans. Pełna swoboda. Będę twoim przewodnikiem po wyspie na pół etatu, a ty moją muzą. – „Przewodnik po wyspie na pół etatu”? To brzmi strasznie nieromantycznie. – Zaufaj mi. Potrafię też być romantyczny. Po odprowadzeniu Charlotte do hotelowej chatki, i Nick wrócił do domu i usadowił się z piwem na werandzie. W innych okolicznościach spędziłby z nią resztę nocy, lecz tutaj musiał pamiętać o swej pozycji ; w Vaka Malua, dlatego też nigdy nie nawiązywał znajomości z kobietami, które przyjechały do kurortu jako turystki. Poza tym Charlotte w którymś momencie powiedziała w jakimś kontekście „nas”, co dla niego oznaczało zapalenie się lampki ostrzegawczej. „Nas”, „my” to zobowiązanie na czas nieokreślony. Typ umowy, której Nick Russo nigdy nie podpisuje. Parę tygodni? Tak. „Romantycznie” nie musi oznaczać niczego skomplikowanego. Liczy się uczciwe postawienie sprawy od samego początku. No i punktem honoru jest spełnienie oczekiwań partnerki pod jednym względem. Oczywiście zdarzyło mu się już spotkać kobiety, które szukały pretekstu, by zostać na dłużej i zmienić zasady, na które początkowo się zgodziły. Jednak Nick był całkowicie odporny na podarunki, próby przekupstwa, domowe obiadki i łzy.
Charlotte nie kwalifikowała się do żadnej ze znanych mu kategorii kobiet. Była zupełnie wyjątkowa. Wszechstronna. Grzeczna i grzeszna, bystra, zabawna, zmysłowa. Bardzo odważna i nieśmiała. W poprzednim związku musiała się nabawić alergii do mężczyzn, zwłaszcza tych niestałych w uczuciach. Chciała, żeby opowiedział jej o swojej przeszłości, a on przez moment miał ochotę ulec pokusie. Jednak wspomnienie diabolicznej Angeliki przypomniało mu, że ludzie nie zawsze są tacy, jak się wydają. Poza tym głębsza i lepsza relacja z Charlotte nie upoważniała jeszcze ani jej, ani jego do rezerwowania restauracji na przyjęcie weselne. Kilkutygodniowe wakacje od pracy na okrągło. Tylko tego chciał nim znów zajmie się tym, co potrafi najlepiej, czyli pracą. Co mogła teraz robić Charlotte? Spała już? Czy czuła jeszcze jego dotyk... ? Minęło dużo czasu, zanim udało mu się usnąć.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Kiedy następnego ranka Charlotte przejrzała swoją garderobę, zdecydowała, że musi kupić jakiś lokalny strój. Nie chciała ani zniknąć wśród wielobarwnych ubiorów kobiet, ani wyróżniać się nijakością. Pragnęła, żeby było ją widać tak pozytywnie, Jak się czuła. Taką miał ją zobaczyć Nick. Godzinę przed umówionym wyjazdem do szkoły ruszyła do miasteczka, gdzie kupiła dużo kolorowanek i kredek dla dzieci oraz różowo-zielono-cytrynową sukienkę udającą oryginalny fidżyjski ubiór. Zupełnie nie w jej stylu, ale wiedziała, że spodoba się Nickowi. Na Fidżi była anonimowa, nie musiała liczyć się Z wszechobecnością mediów. Gdy dotarła do recepcji, w oddali zobaczyła swego towarzysza otoczonego wianuszkiem personelu żeńskiego. Tak samo jak Flynn był naturalną duszą towarzystwa. Ale nie robił tego na pokaz ani dla korzyści. Szczerze interesował się losem innych ludzi. Charlotte z pewnością nie była znawczynią mężczyzn. Jej doświadczenie z nimi zawężało się do ojca i brata, którzy ją kochali, oraz narzeczonego, który jej nie kochał. Zakochiwanie się w Nicku nie stanowiło dobrego rozwiązania. Zwłaszcza że umówili się na krótki wakacyjny romans. Kiedy Nick zauważył ją w nowo kupionym stroju, nie musiał nawet nic mówić – od razu poczuła się adorowana i pożądana, jak minionej nocy. – Bula, kochanie, cała promieniejesz! – Dziękuję. Tak właśnie się dziś czuję. Do szkoły jechało się w głąb lądu. Po drodze zapytała o szkolnictwo na Fidżi. – Przede wszystkim nie mają funduszy na sprzęt. Jakikolwiek. Wszystko co jest uznawane za oczywistość w Australii. W tutejszej szkole uczą się dzieci od piątego do dwunastego roku życia. Są dwie klasy, dwie osoby uczące i sześćdziesięcioro dzieci. Kasanita uczy młodsze, od piątego do ósmego roku życia. – Skąd mieli na komputery? – Nie mieli. – No jasne, głupia jestem. Przecież pewnie je sponsorowałeś. Wzruszył ramionami. – Wydałem pieniądze w słusznej sprawie.
– Często ich odwiedzasz? – Staram się. Będąc tutaj? Co parę tygodni. – A skąd znacie się z Kas? – Jej ojciec ma firmę jachtową i czarteruje rejsy krajoznawcze. Możemy pomówić teraz dla odmiany o tobie? Założę się, że jesteś projektantką mody. Uśmiechnęła się tylko zagadkowo, próbując nie myśleć o tym, z jaką starannością dobierała rano bieliznę z nadzieją, że prędzej czy później Nick ją z niej zdejmie... – To tylko hobby. – A czym się zajmujesz? – Pracowałam w administracji winnic. – „Pracowałam”? – Sprzedałam przedsiębiorstwo trzy tygodnie temu. Chwilowo jestem bezrobotna. Z narzeczonym mieliśmy wkrótce otworzyć restaurację, ale jak już wiesz, wybrał politykę i... sama nie poprowadzę tej restauracji. Jechali drogą przez dżunglę, tu i ówdzie mijali wioski lub pojedyncze domy kryte strzechą. Nick nie komentował tego, co usłyszał. Po jakimś czasie powiedział: – Myślę, że projektowanie mogłoby się stać twoim zawodem. Wszystko, co widziałem, było niepowtarzalne. – O nie. – Od odejścia Flynna wiele się nad tym Zastanawiała, ale uznała, że jeśli nie chce do końca dziwaczeć i zamienić się w kompletnego odludka, musi znaleźć pracę wśród ludzi. – Coś się znajdzie. Teren szkoły stanowił pokaźną część większej miejscowości. Sam budynek okazał się spory, dość osobliwy, raczej wiekowy i bardzo prymitywny. W dodatku pomalowano go na jasnobłękitny, opalizujący kolor. Wieńczył go rdzawoczerwony dach, a przed nim rozpościerała się pokaźnych rozmiarów weranda. Szkołę otaczało bezkształtne boisko pokryte nierównomiernie trawą, które sąsiadowało z lokalnym boiskiem do rugby. Gdy tylko zaparkowali, limuzynę otoczyły rozradowane dzieci w różnym wieku. Śmiały się, wydawały okrzyki radości i obmacywały każdy centymetr lśniącego auta. Kiedy Charlotte i Nickowi udało się wyjść z samochodu, zalała ich fala wilgotnego upalnego powietrza. Zza drzew dobiegały odgłosy egzotycznych ptaków, po boisku biegała chmara gdaczących kur. Kasanita przywitała gości wylewnie, po czym ruszyli do wnętrza szkoły otoczeni dziećmi, niczym w orszaku królewskim. W zupełnie pustej klasie wisiały girlandy z papierowych kwiatów i muszli, przyozdobionych folią
aluminiową. Wzdłuż jednej ze ścian ustawiono sześć stanowisk komputerowych. Nauczycielka poczęstowała wszystkich mlekiem kokosowym, a następnie uciszyła dzieci, grając na gitarze. Wszyscy usiedli na matach rozłożonych na podłodze. Dzieci popisywały się różnymi umiejętnościami, powtórzyły też występ taneczny z poprzedniego wieczora. Wizyta w szkole dała Charlotte kolejną okazję do obserwacji zachowania Nicka, który miał wspaniały kontakt z dziećmi i potrafił doskonale dostosować się do ich poziomu, czy to w zabawie, czy w rozmowie o programach komputerowych. Gdy znaleźli się z powrotem w samochodzie, postanowili pojechać gdzieś szybko na rybny lunch. – I jak ci się podobało? – Dziękuję, że mnie tam zaprosiłeś. Taki kontrast w porównaniu ze wszystkim, co znam! A to boisko bez żadnego sprzętu i odrobiny cienia... Chciałabym jakoś pomóc. Ale jedyne, co potrafię, to zbierać pieniądze na cele dobroczynne. – Charlotte Dumont! Naprawdę nie przypuszczałem, że jesteś taka, jaka jesteś! – A co? Jak już człowiek przyszedł na świat w bogatej rodzinie, to znaczy, że musi być ślepy na życie wokół? Myślisz, że jestem zmanierowaną snobką? – Kochanie, jesteś przede wszystkim przewrażliwiona. Nic takiego nie powiedziałem. Po chwili uspokoiła się. – Można by zorganizować pokaz mody. Moja przyjaciółka prowadzi firmę ze strojami ślubnymi. A ja... mogę zaprezentować moją bieliznę! – dodała dla żartu. – Trzymam cię za słowo! Już to sobie nawet wyobraziłem! Póki co, możesz potrenować na mnie! – Miałabym przemaszerować przed salą pełną ludzi? Wykluczone, to nie ja! – Ja nie jestem salą pełną ludzi... – Nawet ty jeden to chyba za dużo. – A w Melbourne? Jakoś potrafiłaś. Zajechali pod jedną z jego ulubionych przydrożnych gospód o barwnej nazwie „Najlepsze Połowy w Zatoce Tylko u Inoka”. – Ale może się obawiam tej nowej siebie? – To się nie obawiaj. Ja ją bardzo lubię. – Może tego właśnie boję się najbardziej? Jej słowa były jak echo jego najskrytszych myśli.
– Będzie dobrze, kochanie. Może w końcu polubisz to, czego się o sobie dowiedziałaś, i spojrzysz zupełnie inaczej na życie, kiedy wrócisz do domu. Pokiwała smętnie głową. – Na razie chodźmy zjeść. Umieram z głodu. Ucztowali przez godzinę w atmosferze całkowitej sielanki i zachwytu. Kiedy Nick regulował rachunek Charlotte zeszła na plażę i zaczęła szukać muszelek. Mógł teraz z daleka podziwiać jej smukłą figurę i ponętne ruchy. Jednak po chwili zauważył, że zbliża; się do niej reporter. Bo kim innym mógłby być ten wychudzony typ z wielką kamerą przewieszoną niechlujnie przez ramię? Nick bez namysłu ruszył w stronę plaży co odrobinę wystudziło zapędy dziennikarza, który wolnym krokiem odszedł w stronę auta. – Hej, ty! Jak jeszcze raz zobaczę cię w pobliżu tej pani, to założę ci sprawę o molestowanie! A może w ogóle założę ci sprawę, jak tylko cię zobaczę? – Hej, ty! Masz jakiś problem? Pani Dumont stanowi własność publiczną... panie Russo. A ja nigdy nie zapominam twarzy. – Ona jest tu prywatnie, więc lepiej spadaj. – Prywatnie, co? Pewnie tak samo prywatnie jak ta pańska kochanka sprzed paru lat... jak jej tam było na imię... Nie opłaca się zadzierać z prasą, panie Russo. Nick zamilkł i odczekał, aż natrętny typ sobie pójdzie. Charlotte stała nieruchomo. – W porządku? – zapytał. Może niepotrzebnie sprowokował faceta. Oby nie odbiło się to na sytuacji Charlotte. – Jasne, ten był nieszkodliwy. – Wzruszyła ramionami. – Zaczynam podejrzewać, że nawet tutaj nie jestem całkiem anonimowa. – O co pytał? Co mu powiedziałaś? – Że bardzo polubiłam Fidżi. I nie musisz tak się przeze mnie denerwować. Nie wiadomo dlaczego, poczuł się o nią zazdrosny, tak jakby należała tylko do niego. Przerażające uczucie. – Chodźmy stąd, kochanie. – Skąd ten pośpiech? – Coś mi obiecałaś, więc nie chcę, żebyś się rozmyśliła. – Obiecałam? Całą drogę do samochodu biegli, chichocząc jak para nastolatków. – Od czego mam zacząć? – Zrób mi niespodziankę. – Ależ nawet nie wiem, co ci się naprawdę podoba.
– Gwarantuję, że spodoba mi się wszystko, co pokażesz. Każdy kolor poza beżowym. – Nie mam beżowej bielizny. – Dzięki Bogu! – Jeden komplet jest cielisty. – Nic cielistego. Jedyne ciało, jakie akceptuję, to twoje, nago. Jesteś dziewczyną stworzoną do ostrych kolorów. – W porządku, to zacznę od tego, co mam na sobie; Wyszła do łazienki, a on zniknął na prywatnym tarasie z małym basenem, które przylegały do luksusowej chatki na szczycie wzgórza. Rozebrał się do naga, żeby schłodzić w zimnej wodzie zbyt rozbudzoną wyobraźnię. Charlotte nie dała długo na siebie czekać. Gdy stanęła na brzegu basenu, dopiero pojął, jaką torturę sam sobie narzucił. Nie mógł oderwać wzroku od jej piersi wylewających się z różowo-turkusowego stanika. Najbardziej niewiarygodne były małe wycięcia w miejscu, gdzie spotykały się oba kolory: wystawały przez nie nabrzmiałe i pociemniałe sutki. Figi nosiła zawiązane z tyłu błyszczącym, błękitnym sznurowadłem. – Chcesz powiedzieć, że miałaś to na sobie w klasie pełnej małych dzieci? – Mhm... Dobrze, że nie zaprosili nas na WF, prawda? – Dobrze, że nie wiedziałem. Tak się ubierasz na co dzień? – Tak. Chociaż te są dość nowe. Odkąd zostałam singielką, zabawiam się wymyślaniem przeróżnych krojów. – Chodź tutaj! – Chwileczkę, to nie koniec, przecież sam chciałeś – zachichotała. Po chwili zjawiła się na tarasie w zestawie czarno-białym. Biała była całkowicie przeźroczysta koronka, z której uszyła stringi i miseczki stanika. Sznureczki czarnych pereł okalały jej sutki, a najdłuższy znikał pomiędzy jędrnymi pośladkami. – Niegrzeczna dziewczynka – skomentował cicho. – A najlepsze, że nikt o tym nie wie! Może chciałbyś obejrzeć jeszcze inne komplety: z motylkami, skórzany, kwiat lotosu... – Potem. Chodź do mnie. – Ale jeszcze nie skończyłam. Nigdy przedtem tego nie robiłam. Pochwal mnie, porozpieszczaj... W jej wielkich, szarych oczach migotały szalone Iskierki. Wiedziała dobrze, że się nim zabawia. – Zaraz cię porozpieszczam. Tutaj, w wodzie.
– Jak chcesz, ale najpierw to... – Szybko wyjęła Z kieszeni jego spodni opakowanie z prezerwatywą. Trzymając je delikatnie w zębach weszła do basenu. Ogień i woda. Dobrze, że woda nie może się zapalić, pomyślał z ulgą. Jej wilgotne ciało, skąpo przyodziane w czarno-biały zestaw, pod wodą było jeszcze bardziej ponętne. – Jesteś cudowna – szepnął. Nie miał na myśli tylko łączącej ich fizyczności. Charlotte rozbudziła jego apetyt pod wieloma względami i wiedział, że nigdy nie spotkał nikogo podobnego. Chciał jej nawet o tym powiedzieć, lecz nie potrafił. Gdy podpłynęła bliżej, wyczytał w jej spojrzeniu te same emocje. Po chwili ukryła je w perlistym śmiechu. – Wystarczy, na resztę sobie zapracujesz. Mówiąc to, zanurkowała błyskawicznie na samo dno basenu i wykonała tam parę dynamicznych ewolucji. Miała ciało jak z gumy. – Hej? Miałeś mnie przecież dogonić! – zawołała z drugiego końca basenu. – Gdzie cię nauczyli tak doskonale pływać? – Na paroletnich obowiązkowych zajęciach w ramach WF-u. – Grasz też na harfie? – Nie. Obowiązkowe było pianino. Pokiwał tylko pobłażliwie głową. Musiała chodzić do jednej z najdroższych szkół w kraju. Najlepsza edukacja dla następczyni winiarskiego tronu. On sam chodził do trochę innej szkoły, na jednym z najbardziej obskurnych przedmieść Melbourne. Dzieci nie miały tam obowiązkowych zajęć dodatkowych. Dodatkowo zajmowały się dręczeniem młodszych i słabszych kolegów. – Coś nie tak? – zapytała. – Owszem. Jesteś za daleko. Niepostrzeżenie zanurkował w jej kierunku.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Charlotte przeszły dreszcze, gdy podpłynął bliżej. Odruchowo cofnęła się i oparła o zimne kafelki, którymi wyłożony był basen. Wynurzył się tuż przed nią. – Mam cię – wyszeptał. Poczuła się jak w pułapce. Ale w takiej, w której chciała być. Nie przekomarzali się już, nie zabawiali się przedłużaniem dziecinnej gry wstępnej. Połączyło ich coś głębszego. Słyszała okrzyki dzieci chlapiących się w wodzie W jednym z pobliskich baseników, oddech Nicka i swój. Zakochiwała się w nim coraz bardziej, jak nigdy W nikim przedtem, a nie był on facetem, w którego powinna się angażować. Potrzebowała stabilizacji i kogoś na resztę życia, jednak nie potrafiła mu się oprzeć. – Nick... – Cicho. Myślała, że spotkanie w basenie będzie krótkie i dynamiczne. Tym razem zaskoczył ją leniwym, powolnym zbliżeniem, w „zwolnionym tempie”, trochę jak w niemym kinie. Popołudniowe słońce odbijało się migotliwie na liściach pobliskiego drzewa, pieściło ciepłym światłem jego piękną, spokojną twarz. Kolejny raz stała się jego zdobyczą i marzyła o wielu następnych. Rozpalił najgłębsze zakamarki jej duszy, których istnienia nigdy by się nie domyśliła. Dni mijały zbyt szybko. Pływali jachtem, nurkowali, robili zakupy na egzotycznych targowiskach, uczestniczyli w lokalnych festynach i tradycyjnej ceremonii lovo i kava, pieczenia całej świni zawiniętej w liście palmowe na ognisku. Parę razy wyczuła obecność paparazzich, ale nie zachowywali się nachalnie, więc nie reagowała. Dzień zazwyczaj żegnali wspólnym oglądaniem przepięknych zachodów słońca i gorącymi nocami w zaciszu fragmentu jego prywatnej plaży. Każda chwila i okazja były zupełnie wyjątkowe Lubił, żeby połaskotać go za uchem, ale kategorycznie odmawiał zawiązywania oczu jedwabnym szalikiem. Na lewym biodrze miał bliznę po wypadku; na desce surfingowej.
Nigdy nie zostawał z nią do rana. Od początku postawił sprawę jasno: został jej przewodnikiem po wyspie na pół etatu. Konsekwentnie nie dał powodu do budowania dalekosiężnych fantazji wokół swojej osoby. Oczywiście ona i tak nie potrafiła od tego uciec. Nie okazała się również dobrą muzą dla Nicka. Nie umiał skupić się na pracy, nie posunął się ani o krok w tworzeniu nowych przygód Onyxa. Ilekroć próbował coś wymyślić, nic mu nie wychodziło. Nowa bohaterka Reena, wykreowana na podobieństwo Charlotte, zwodziła tylko Onyxa i paraliżowała spojrzeniem wielkich, pięknych, szarych oczu. Oczu Charlotte. Żałosne! Przecież Charlotte nie ma nic wspólnego z jego grami! Może powinien zmienić kolor oczu i włosów Reeny? Z kolei – nie dajmy się do końca zwariować – czemu obsesja na punkcie kobiety w realu miałaby aż tak przekładać się na to, co robił w życiu najlepiej – na pracę? Kiedy zakończy się historia z Charlotte, odzyska swą zwykłą kreatywność, która chwilowo zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Jego sposób postępowania z kobietami nie zmienił się od lat. Cieszyć się tym, czym się da, i nie pozwolić żadnej z nich nawiązać bliższych relacji. Nigdy nie zapomni lekcji, jakiej udzieliła mu Angelika. Jego życie wypełniała praca. Na co dzień ani na stałe nie było w nim miejsca na nic innego. Ale po raz pierwszy w życiu jego cyberświat nie chciał z nim współpracować, a on sam pragnął wykorzystać resztę czasu z Charlotte najlepiej tutaj, u siebie w domu. Wydawało mu się, że w ten sposób cała historia najłagodniej przejdzie do przeszłości, pozwalając mu powrócić do tego wszystkiego, co naprawdę się dla niego liczy. Tylko w sumie co to takiego to coś, co się naprawdę dla niego4iczy?! Patrzył bezmyślnie w rozświetlone gwiazdami niebo. Nie chodziło mu przecież tylko o zmysłowość Charlotte. W rzeczywistości temperamentna bogini ujęła go swą wrażliwością i troską, również w nim budząc instynkty opiekuńcze. Była w niej głęboka empatia i zrozumienie dla niego i innych ludzi. Potrafiła też doskonale pojąć i uszanować istnienie i znaczenie prywatności, nie tylko swojej, lecz i cudzej. Dzięki Charlotte odważył się pomyśleć, że nie wszystkie kobiety postępują jak Angelika. Poczuł, że potrafiłby jeszcze komuś zaufać. Zrozumiał też, że nadchodzący wieczór to ostatnia okazja, by na pożegnanie dopuścić ją do jakiegoś małego skrawka tak pilnie strzeżonej prywatności.
Następnego ranka w miejsce codziennego bukietu kwiatów wniesiono do apartamentu Charlotte wazon z jedną białą orchideą i ozdobną kopertę z pozłacanymi brzegami. Charlotte zamarła. Dzień po zerwaniu przez Flynna zaręczyn, posłaniec przyniósł jej pojedynczą białą różę z malutką kopertą. Wewnątrz znajdowała się ozdobna karteczka z odręcznym napisem: „Dzięki za wspomnienia”. Teraz przez zupełny przypadek Bogu ducha winna orchidea uświadomiła jej, że nadszedł koniec pięknej wakacyjnej przygody. Energiczne pukanie do drzwi, tak charakterystyczne dla Nicka, przerwało smętne rozmyślania. Gdy całował ją na powitanie, odsunęła się szybciej niż zazwyczaj. – Wchodź, już prawie jestem gotowa. Orchidea jest przepiękna. – Zobaczyłem ją w ogrodzie i pomyślałem, że będzie specjalnie dla ciebie. – Nie mów mi, że hodujesz orchidee? Nie wyglądasz na domatora-ogrodnika. – Malakai zajmuje się takimi sprawami. Chcesz zobaczyć? Każdy powód jest dobry... – .. .żeby przyjść do twojego domu? Roześmiał się. – Nie zdążyłaś jeszcze przeczytać karteczki! Charlotte? Znam cię już lepiej, niż sądzisz. Coś się stało? – Nic. – Dotąd byliśmy ze sobą szczerzy. Po chwili milczenia powiedziała: – To taka dziwna zbieżność: Flynn pożegnał mnie jedną białą różą i małą karteczką. Kiedy wybrał politykę... zamiast mnie. – Czemu musiał wybierać? Nie mógł mieć i ciebie, i polityki? – Bo się mnie wstydził. Nie pasowałam do potencjalnego polityka. – W takim razie to kompletny idiota i dobrze, że odszedł. – Nie mówmy o nim. Nie warto. Zbieżność sytuacji uświadomiła mi po prostu, że jutro wyjeżdżam. A jak sam powiedziałeś, nie ma żadnych „nas”... – Okej. No i jakie masz plany po powrocie? – Mam bilety na moją ukochaną operę „Carmen” Mam więc na co czekać. Nawet jak wpadnę na paparazzich. – Bilety? Czy jeden? – Flynn miał ze mną iść, kupiłam je dawno temu. Lubisz operę? – Nie wiem. Nigdy nie byłem. Pokiwała głową.
– Nie każdy lubi. Wydało jej się, że poczuł się urażony, że uznała go za kogoś niekulturalnego. Dodała więc szybko: – Mój tata nie znosił opery, mama nie mogła go tam końmi zaciągnąć. A ty? Chyba z przyjemnością wrócisz do pracy. Przecież zaniedbałeś wszystko, żeby dotrzymywać mi towarzystwa. – Warto było! Jego miękkie spojrzenie dodało jej nadziei. Na co? Nagle wyjął jej z ręki nadal nieotwartą kopertę, podarł i wyrzucił do śmieci. – To był zły pomysł, lepiej sam ci powiem. Chcę, żebyś zjadła dziś ze mną fidżyjską kolację. Ja gotuję! – Wziął ją za rękę. – I dlatego teraz idziemy na bazar. Chyba że naprawdę chcesz zostać sama? – Nie ma sprawy. Spakuję się w locie... Dom Nicka stał nad brzegiem oceanu i był bardzo przestronny. Powiększały go optycznie białe, marmurowe posadzki i wielkie, panoramiczne okna z widokiem na bezkresną wodę. Nie zdążyli jeszcze na dobre rozgościć się w ultranowoczesnej kuchni, w której królowała jaskrawa czerwień i najrozmaitsze urządzenia ze stali nierdzewnej, kiedy w drzwiach stanęła gospodyni z koszem świeżo zebranych warzyw. – Witaj, Teniko. Chciałbym ci przedstawić Charlotte. Tenika zgodziła się ustąpić mi miejsca na dzisiejszy wieczór. Kobiety przywitały się serdecznie. Wtedy rozdzwoniła się komórka Nicka i zostały same. – Jak długo pracuje pani u Nicka? – zapytała Charlotte. – Siedem lat. Przyjechał tu i dał pracę. Dla mnie i dla męża. Bardzo dobry człowiek – odpowiedziała Starsza kobieta niezbyt płynną angielszczyzną. – Fidżi Się podoba? – Bardzo. – To trzeba wrócić. Nick za dużo czasu sam. Po tym jak ta zła odeszła. – Ta zła? – Charlotte zainteresowała się. – Angelika. Bardzo, bardzo zła. Gdyby Nick nie skończył właśnie rozmowy, na pewno dowiedziałaby się więcej. – Ty wracasz do Australii? – Tak, jutro. – Ty i on przyjaciele?
Charlotte z Nickiem wymienili znaczące spojrzenia jak para nastolatków. – To trzeba wracać szybko. Teraz idę już. Życzę miłego kakana. Gdy Tenika wyszła, Charlotte objęła Nicka prowokacyjnie i zapytała: – Przyjaciele, tak? Rozumiem, że kakana oznaczą danie, a nie seks? Nick wyjmował z lodówki niekończące się połacie jedzenia: ryby, warzywa, owoce, mleko kokosowe. –
ROZDZIA Ł PIERWSZY...................................................................................................................... 2 ROZDZIA Ł DRUGI............................................................................................................................. 8 ROZDZIA Ł TRZECI.......................................................................................................................... 12 ROZDZIA Ł CZWARTY.................................................................................................................... 18 ROZDZIA Ł PIĄTY............................................................................................................................ 25 ROZDZIA Ł SZÓSTY........................................................................................................................ 29 ROZDZIA Ł SIÓDMY........................................................................................................................ 34 ROZDZIA Ł ÓSMY............................................................................................................................ 36 ROZDZIA Ł DZIEWIĄTY................................................................................................................. 41 ROZDZIA Ł DZIESIĄTY................................................................................................................... 47 ROZDZIA Ł JEDENASTY................................................................................................................. 53 ROZDZIA Ł DWUNASTY................................................................................................................. 60 ROZDZIA Ł TRZYNASTY................................................................................................................ 63 ROZDZIA Ł CZTERNASTY............................................................................................................. 69
Charlotte nie potrafiła przestać myśleć, jak by to było, gdyby zamieszkali razem i wieczorami wspólnie przyrządzali posiłki. Skąd te idiotyczne. myśli w odniesieniu do człowieka, który nie planuje w ogóle wiązać się na stałe i nie robi z tego tajemnicy? Czy przyczyną wszystkiego jest kobieta nazwana przez Tenikę Angeliką? – Coś nie tak? Nick od dawna obserwował jej zamyśloną twarz. – Właśnie myślę, że będę bardzo tęsknić... ...za tobą! – .. .za tym miejscem. – Świetnie! Oznacza to, że sprawdziłem się w roli przewodnika. Jakby na uzupełnienie swych słów, wyjął z lodówki dwa kielichy wypełnione trójbarwnym płynem. W szkle mieszały się czerwień, błękit i egzotyczna zieleń. – Wow! – Jak wiesz, lubię eksperymenty. Ten nazywam Fidżyjskim Niebem. – No to za nadzwyczajnego przewodnika i magicznego barmana! – I za muzy!
– Wracając do muz, pokażesz mi swoją pracownię? – Ostatnio jestem średnio produktywny. – To moja wina, ale nie zamierzam przepraszać. – Usiadła mu na kolanach. – Widziałeś moją pracę. Bądź fair i pokaż mi swoją. Roześmiał się. Ten argument go przekonał. Gdy mijali kolejne pomieszczenia wielkiego domu, wszędzie towarzyszył im delikatny szum wody. Pochodził z wewnętrznej fontanny, baseniku z płynącą wodą i miniaturowych wodospadów ukrytych pośród roślinności ogrodowej. Charlotte podziwiała też fidżyjski wystrój wnętrz, lokalne meble, rzeźbione stoły, mahoniowe boazerie. – Piękny dom. – Stał w ruinie, jak go kupiłem. Zatrudniłem projektanta od renowacji. Do pracowni wchodziło się po schodach. Gdy włączył światło, zaniemówiła. Pomieszczenie było duże i zagracone, mimo jarzeniówek, najwidoczniej celowo o niewielkiej mocy, pogrążone w półmroku. Ponad połowę powierzchni zajmowały kłębowiska kabli i akcesoria komputerowe. Ściany zaklejono wielkimi plakatami krajobrazów z innych planet. Z regałów spoglądały na wchodzących upiorne bursztynowe i krwawoczerwone oczy metalowych figur przeróżnych postaci pozaziemskich. Przy oknie stała olbrzymia donica z rośliną pnącą, której odnogi pokrywały cały sufit. – Dom Silverman – wyszeptała, studiując napisy na licznych statuach i statuetkach będących nagrodami w rozmaitych konkursach. – To twój pseudonim? W odpowiedzi włączył komputer, a wraz z nim zaświeciło się kilkanaście niewidocznych dotąd wielkich ekranów, dając złudzenie, że znaleźli się w jakimś kosmicznym trójwymiarowym krajobrazie z żywymi stworzeniami przypominającymi zwierzęta i ludzi. Charlotte pochyliła się nad jednym z ekranów. – Kim jest ta dziewczyna? – zapytała. Do diabła! Jak łatwo udało jej się namówić go na wizytę, której nigdy miało nie być! – To Reena. – Przecież ona wygląda jak ja! – Skoro tak mówisz. A to? Jak ci się podoba? Gdy nacisnął jeden z klawiszy, Reena zawirowała, zawijając się w srebrną szatkę, zamieniła się w obłoczek mgły, po czym całkowicie wyparowała. – Pa, pa, Reena! – wyszeptała Charlotte, popijając kolorowy koktajl. – Co słychać w jej świecie?
– Ostatnio nic specjalnego. Zabawiałem się próbami przetworzenia gier w książkę. Opracowuję gry komputerowe od osiemnastu lat. Chyba przyszedł czas na zmiany. – Przy takich sukcesach gier każdy wydawca podskoczy z radości. – Sam nie wiem, czy chciałbym publikować książki, to bardziej hobby na razie, jak twoja bielizna. – Jak to się wszystko zaczęło? – Z komputerami? Kiedy miałem trzynaście lat, w szkole rozpisano konkurs na zaprojektowanie strony internetowej dla całej placówki. Nie chcę się przechwalać, ale miałem dobrego nauczyciela, który zauważył mój potencjał i pozwolił mi pracować na komputerze w pokoju nauczycielskim po zakończeniu lekcji. – Ależ, kochanie: przechwalaj się, ile chcesz, należy ci się! – przytuliła się do niego. – Nagrodą w konkursie był super komputer. – No i oczywiście wygrałeś. – Oczywiście. – Odstawił kielich i zaczął ją pieścić po piersiach. – Uwielbiam ten sarong... – Wiem... Ale... chyba... czuję, że właśnie przypala się nasza kolacja! – O, do licha! Pobiegli szybko do kuchni. – Nie mogę się już doczekać! – zaśmiała się po drodze. Oboje wiedzieli, że od dawna nie myślą o kolacji.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Postanowili jednak nie zmarnować przepysznej potrawy. Jedli na balkonie oświetlonym maleńkimi światełkami przypominającymi lampki na choinkę. Na stole w szklanych pucharkach migotały płaskie świeczki-kadzidełka. Z plaży dobiegały dźwięki wieczornego Meke i czuć było intensywną woń lamp naftowych. – Ryba wyśmienita, wino odpowiednio schłodzone i pełne owoców w smaku, towarzystwo dobrze dobrane... Kochasz to miejsce, co? – podsumowała cicho Charlotte, gdy przeszli do kawy. Egzotyczna przygoda w egzotycznej krainie wkrótce będzie należała do przeszłości. Trzeba wrócić do domu, a jej dom znajduje się wśród ukochanych winnic i przyjaciół, bo Charlotte uwielbia wszystko, co znajome i wygodne. Nick nie przystaje do tego swojskiego obrazu. W barwnej, wyspiarskiej koszuli, za złotawą opalenizną wpasowuje się idealnie w otoczenie, w którym zamieszkał. – Uwielbiam swobodę i tutejszy styl życia. Mogę wyjść, zostawić pootwierane okna i drzwi, spać w dzień, pracować w nocy. Nikt mi nie przeszkadza ani ja nikomu nie wchodzę w drogę. – Lubisz samotność? – Jasne. Patrzyła na niego z zastanowieniem. Wśród ludzi był otwarty, radosny, spontaniczny. Gdy wywiązywała się jakaś mniej powierzchowna relacja, napotykało się na mur nie do przebycia, z którego absolutnie nie chciał rezygnować. Pragnęła wiedzieć czemu. Szukała potwierdzenia, że tak jest z każdym, nie tylko z nią, bo zaczynała się obawiać, że to coś w niej samej powoduje, że mężczyźni nie chcą się z nią wiązać na stałe. – Nie chcesz dzielić z nikim życia? Nie próbował nawet udawać, że się uśmiecha. – Wydawało mi się, że już to wyjaśniłem.. – I tak zostanie? – Rozmawialiśmy już o tym. – To smutne. Czy twoje życie rodzinne było aż tak...? – Charlotte, wystarczy. – Wcale nie. Ty o mojej rodzinie wiesz wszystko. Dlaczego się bronisz?
– Byłem sam z matką. Oczywiście, jeśli w ogóle sobie przypomniała, żeby wrócić do domu – zamilkł przestraszony tym, co powiedział. Charlotte też zamilkła zdumiona tym, co usłyszała, i nie wiedząc, jak się dalej zachować. – Pracowała? – zapytała w końcu. – Tak. Nawet ciężko, a potem przepuszczała wszystko, grając po nocach w pokera albo diabli wiedzą jak. Zapominając, że ma syna, który czeka na nią w domu. Najchętniej by go przytuliła, lecz rozumiała, że to ostatnia rzecz, jaką wolno jej teraz zrobić. – Brzmi nieciekawie. Wzruszył ramionami. Potem westchnął. Charlotte miała trochę racji. Walczył, żeby nie rozmawiać z nikim przeszłości, bo gdy wspomnienia wracały, rzeczywiście miał ochotę, by go ktoś pocieszał. – Nauczyłem się radzić sobie. Nawet za jej życia żyłem w pojedynkę. Chyba można przynajmniej powiedzieć, że nauczyła mnie niezależności. – Umarła, gdy mieszkaliście razem? – Technicznie tak, ale było trochę inaczej. To ona mieszkała u mnie, bo zacząłem już wtedy pisać gry i pieniądze przestały być problemem. – Długo chorowała? Popatrzył na nią zdziwiony, jak niewiele zrozumiała. – Daruj sobie współczucie. Ta kobieta nie przechorowała ani dnia w życiu. Wylazła pewnego dnia z pubu nad ranem, zbyt zajęta liczeniem swych zysków, czy może strat, i zapomniała o bożym świecie. Weszła prosto pod nadjeżdżający autobus i zginęła na miejscu. – O... Przykre. – Spokojnie. Nawet nie mógłbym powiedzieć, że mi jej zabrakło, bo praktycznie wcale jej nie widywałem. Odkąd w ogóle cokolwiek pamiętam, wychodziła o świcie i wracała w nocy. Polegałem zawsze na sobie i żyłem sam. Spojrzał na nią cieplejszym wzrokiem i ostatkiem sił powstrzymał się, by jej nie przytulić. Była typem bardzo rodzinnym. Gotowa natychmiast wynagrodzić mu wszystko, co wycierpiał. Dążyła do związania się z kimś na stałe. Chciała czegoś, czego on nie mógł nikomu dać. – I inaczej nie potrafię, kochanie – wyszeptał. – Może dlatego, że nigdy nie spróbowałeś. Może dlatego tworzysz swój wirtualny świat w pracy. Żeby zrekompensować sobie to, czego ci brak. – Ale mnie niczego nie brak. – Czy to przez tę... jak jej tam było... Angelikę?
– A skąd ty, do diabła, wiesz?! – Tenika o niej wspomniała. I dodała przymiotnik „bardzo zła”. – Boże! Facet nie może zostawić dwóch kobiet samych nawet na mniej niż minutę! – Nick! Ona się o ciebie martwi. Może ci się to podobać lub nie, ale... Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami i mówiła mocnym, zdeterminowanym głosem. Czuła się zaangażowana. Deklarowała chęć wysłuchania go. Ryzykowała, że narazi się na jego niemiłe zachowanie. Bo nie był jej obojętny. Czy miał ochotę to akceptować, czy nie. Poczuł w głębi nieznane ciepło. Nie chciał tego wszystkiego, ale zasłużyła chociaż na jakiś gest. – Pamiętasz ten pierwszy poranek tutaj, kiedy oskarżyłem cię o szpiegowanie w ogrodzie? Możesz podziękować Angelice za moją paranoję. Kobieta była piękna i bardzo inteligentna. Wystarczyło jej przebiegłości, by wykraść mi moje prace, i bezczelności, by podać się za ich autorkę. – Wstrętne. – Nie miej złudzeń, nie wycofała się. Prace odzyskałem na drodze sądowej. – Jak się poznaliście? – Na konferencji w Stanach. Była programistką, z Sydney. – Byłeś z nią? Zaśmiał się. – A jak myślisz? – Zapytałam, bo nie wiem, jak można zrobić coś takiego bliskiej osobie. – No właśnie! Po prostu nigdy nie byłem jej bliski. Chodziło jej o moje gry i pieniądze. Wykorzystała mnie. Wtedy zdecydowałem się na pseudonim i zacząłem pisać moją utopijną trylogię, a Nick Russo zniknął ze świata gier na zawsze. Sięgnął po komórkę. – Do kogo dzwonisz? – Na recepcję, żeby przynieśli twoje bagaże i zwolnili pokój. – Ale ... – Zostaniesz u mnie na tę noc. Niedługo potem, gdy nareszcie mógł ściągnąć z niej sarong, najpierw narzucił szybkie tempo. Po chwili coś się jednak zmieniło, bo gdy namiętność wzrastała, zgodnie zaczęli je zmniejszać. Chcieli zostawić sobie jak najwięcej czasu na zapamiętanie jak największej liczby szczegółów. Światło z lampek oświetlało jej idealne ciało w magiczny sposób. Gdy go dotykała, czuł, jakby dotykała najskrytszych zakamarków jego duszy, na co nie pozwolił dotąd żadnej kobiecie.
– Charlotte... Charlotte... – szeptał tylko w zapamiętaniu. To nie będzie na zawsze, tylko na jedną noc, ale weźmie od niej absolutnie wszystko, co jest gotowa mu zaoferować. Nie chciała, żeby odwoził ją na lotnisko. Pożegnanie z magiczną wyspą było wystarczająco trudne. Rozstanie z nim w hali pełnej ludzi byłoby już zupełnie niewykonalne. Wymknęła się z jego łóżka na długo przed świtem, ogarnęła się po ciemku i przebiegła niezauważona na teren kurortu. Tutaj dopiero zadzwoniła po taksówkę. Wyśle mu mejla, gdy dotrze do domu, może napisze pożegnalnego esemesa i zakończy tę historię. Parę godzin później, czekając już w Australii na dalszy lot do Adelajdy, zadzwoniła do przyjaciółki. – Cześć, Suz! Jestem. Na razie w Melbourne... – No, najwyższy czas. Mówiłaś, żeby nie dzwonić, więc się tego trzymałam. – Doceniam. – Wiem, że potrzebowałaś czasu na zebranie myśli, ale pamiętaj, że nie zapomniałam o tobie ani na moment! Błagam powiedz, że miałaś tam jakiś dziki romans z cudownym facetem i udało ci się całkiem zapomnieć o tym dupku, który nigdy na ciebie nie zasługiwał. Charlotte wiedziała, że Suzette nie mówi całkiem na serio, bo raczej nie podejrzewałaby ją o coś takiego. Nie Charlotte, jaką znali wszyscy. – Owszem. – Co? Co takiego? Mów mi zaraz wszystko! Jak się nazywa i co robi. – Nick Russo. Pisze gry komputerowe, fantazje, wirtualny świat, takie klimaty. Wpisz do Google „Zmierzch Utopii”, to sama się przekonasz. Niewiarygodne. Dopiero po chwili zorientowała się, że zamiast normalnie rozmawiać, krzyczy na pół lotniska. – No i? I co jeszcze? – On... – ściszyła głos – my... nie będziemy się dalej spotykać w Australii. To był tylko dziki romans. Tak jak miało być, Suz! Posłuchałam twojej rady: „Pojedź tam, zaszalej, zapomnij o tej kreaturze, wrócisz jako inna kobieta, odmieniona”. – I do końca życia nie zapomnę konsekwencji... – Będę w domu wieczorem, zapraszam. A, i jeszcze jedno! Mam pomysł na pokaz mody, bo chcę zebrać pieniądze na pewną szkołę, którą zwiedziłam na Fidżi.
– Bardzo bym chciała, kochanie, ale nadal jestem w Riverland na seminarium mody. Zadzwonię po powrocie. Przy okazji wyślij mejla z propozycjami na pokaz, o którym mówiłaś. Bardzo chętnie się przyłączę. – Dobrze, no to do usłyszenia. – Charlotte zapragnęła nagle szybko zakończyć tę rozmowę, bo poczuła, że lada moment się rozklei. Gdy się rozłączyła, podeszła do niej kobieta w białym, eleganckim biznesowym kostiumie. Musiała obserwować ją od dłuższej chwili i czekała na dogodną okazję. Cudownie, prasa, akurat teraz, pomyślała Charlotte, rozpoznając reporterkę znaną z większych imprez w Adelajdzie. – Witam panią, pani Dumont, z przykrością dowiedziałam się o pani rozstaniu z panem Edwardem. Co... – Istotnie, nasze drogi całkowicie się rozeszły. Zmiana priorytetów, tylko tyle mam do powiedzenia w tej kwestii. – Jak udał się pani pobyt na Fidżi? – Było wspaniale, dziękuję. – Ma pani teraz z pewnością wiele nowych planów? – Czy ja wiem? Chociaż... – A może by tak raz wykorzystać prasę w pozytywnym celu? – Zamierzam wkrótce zorganizować imprezę dobroczynną, z której wpływy przeznaczę na rozwój pewnej szkoły na Fidżi. Zwrócę się oficjalnie do prasy z prośbą o nagłośnienie mojego przedsięwzięcia. – Jakiś szczególny powód, dla którego... ? – To już wszystko z mojej strony, muszę się udać do samolotu. Dziękuję za rozmowę. Nick siedział przed wyłączonym komputerem i zabawiał się bezmyślnie papierową figurką dużej ważki. Charlotte wyjechała bez jednego słowa. Wymaszerowała z jego życia, nie oglądając się za siebie. Nie znalazł nawet kartki. Pozostał po niej odgnieciony ślad głowy na poduszce i ulotny zapach perfum. Cisnął papierową ważką o podłogę. Czemu zamiast cieszyć się, że wszystko potoczyło się po jego myśli, siedzi zachmurzony, gdy za oknem piękne słońce? Bo tym razem nie do niego należała ostatnie słowo. Zrobił sobie wakacje z fantastyczną kobietą, a teraz pora wracać do pracy. Włączył komputer i niecierpliwie czekał, aż wszystko się załaduje. Gdy ekrany rozbłysły, ukazując dobrze znane krajobrazy, poczuł się jak w domu.
Znów kontroluje to, co chce. Głównodowodzący w swym własnym wszechświecie. Rdzawoczerwone niebo, krwisty księżyc, odłamki czarnej skały wyrzucone w powietrze i zastygłe w locie. Onyx One przykuty łańcuchami nad brzegiem przepaści. Widoczne powiewy szalejącego wiatru wiejące z otworu w ognistym wulkanie. Reena lecąca na odsiecz na skrzydlatym ametystowym stworzeniu znieruchomiała z rozwianym włosem i ze złotym mieczem wysoko nad głową... Charlotte. Przeklął i odepchnął się od biurka na obrotowym krześle. Starał się uspokoić, lecz jedyne, co miał przed oczami, to doskonałe ciało dziewczyny rozlane na pościeli niczym płynne złoto, jej spojrzenie, jej ramiona oplatające jego. A na dodatek ostatniej nocy przegrał ze zdrowym rozsądkiem i pozwolił sobie na taką porcję osobistych zwierzeń jak nigdy wcześniej w całym swym dorosłym życiu. Praca! Koniec z erotycznymi projekcjami i przeżywaniem. Trzeba skończyć pisać program i tak się właśnie stanie! Determinacja się przydała i przepracował solidnie resztę dnia aż do późnej nocy. Spał krótko i dopiero w następne popołudnie pozwolił sobie na małą wizytę na basenie. Po kąpieli usiadł w cieniu, żeby poczytać codzienną prasę i złapać kontakt z rzeczywistością. Przebudzenie okazało się boleśniejsze, niż się spodziewał: nagle z trzeciej strony spojrzała na niego... jego własna twarz obok olbrzymiego rysunku, który przypominał grafikę z tworzonych przez niego gier. Wielki napis obok głosił: „Dom Silverman: czy w taki sposób utajnił swój świat Nick Russo?”. Kolejną ilustracją do zamieszczonego pod spodem obszernego artykułu była nieduża fotka Charlotte pływającej z nim na jachcie. Jeden z akapitów zawierał spekulacje na temat ich relacji. Nie zamierzał nawet tego czytać! Jej oczywista zdrada zupełnie go zaślepiła. Wściekły bez namysłu złapał za komórkę. Gdy zadzwonił telefon, a na wyświetlaczu pokazał się numer Nicka, serce Charlotte znieruchomiało, po czym zaczęło bić w nienormalnym tempie. Ileż to razy w ciągu minionych dwudziestu czterech godzin sama sięgała po komórkę, żeby czym prędzej ją odłożyć, zgodnie z tym, co ustalili? Pamiętała też dobrze, że zniknęła bez słowa, więc teraz wcisnęła klawisz z ciężkim sercem i od razu powiedziała: – Cześć, Nick, czy dostałeś mojego esemesa?
– Charlotte, czemu? Jak mogłaś? Nie tego się spodziewała i nie takim przedziwnym tonem. Nie z taką wściekłością. – Przepraszam, pomyślałam, że tak będzie najlepiej... – Zrobiłaś to dla pieniędzy? Rozczarował cię zysk ze sprzedaży firmy? Zupełnie nie mogła się zorientować, o co mu chodzi i skąd wziął się taki sarkazm w jego głosie. – Nick? O czym ty mówisz? – Pamiętasz tego reportera na plaży? Powiedziałaś mu o mnie! Powiedziałaś mu o Domie Silvermanie! – Co? Nie! To nieprawda! Co się stało? – Artykuł w gazecie! Ciekawy zbieg okoliczności! Ty znikasz w Australii, a następnego dnia to! Zachowywał się, jakby uciekła z oszczędnościami całego jego życia. – Nick, pomyśl! Uwierz mi. Przecież ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła! – Zamknęła oczy. – Przysięgam na grób moich rodziców. Jej ostatnie słowa spowodowały, że odrobinę ochłonął. Poznał ją na tyle, że były stuprocentowo przekonujące. – To skąd się, do cholery, mogli dowiedzieć?! – wysyczał, ważąc każde słowo. – Nie wiem! No chyba że... – Zamarła nagle, przypomniawszy sobie krótką rozmowę z reporterką na lotnisku i niejasne podejrzenie, że kobieta przysłuchiwała się głośnej rozmowie z Suzette. W której padło imię Nicka Russo i tytuł części trylogii! Resztę można sobie już było w dziecinnie prosty sposób dośpiewać z internetu! Charlotte miała ochotę zapaść się pod ziemię. – No tak. – Nick zazgrzytał już tylko zębami. – Ty nadal jak mała dziewczynka nie potrafisz radzić sobie z prasą... Jak nie chcesz, żeby świat się o czymś dowiedział, NIGDY nie mów o tym w miejscu publicznym, nawet jak jesteś pewna, że nikt cię nie rozpoznał. W przypadku osób publicznych ściany mają uszy! – Nick? – starała się nie rozpłakać. – Co teraz będzie? – Podasz mi swój adres i jutro o siedemnastej wyślę po ciebie szofera. Który umie zgubić śledzące go samochody... Przywiezie cię do mnie do Montefiore Hill na osiemnastą. Nick wymienił nazwę bardzo znanego punktu widokowego na wzgórzu w północnej Adelajdzie, słynącego też jako miejsce schadzek. A więc przyleci
jutro do Australii! Szkoda, że spotykają się w tym fantastycznym miejscu w zupełnie innym celu.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Gdy wiozące ją auto zajechało w strugach ulewnego deszczu pod park na Montefiore Hill, od razu się domyśliła, że to Nick czeka na nią w okazałym czerwonym samochodzie zaparkowanym tuż przed bramą na pustej uliczce. Nie pomyliła się. Po chwili ukryty pod wielkim parasolem otworzył drzwi koło niej i bez zbędnych powitań, odprawiwszy szofera, błyskawicznie „przerzucił” ją do swojego pojazdu. Usiadł koło niej na tylnym Siedzeniu, ale nie przysunął się. Czarny sweter, czarne dżinsy, czarne oczy. Wbrew swemu nastrojowi poczuła znajome dreszcze. – Nick... – Patrzyła przed siebie przez zalaną deszczem przednia szybę. – Ja... – Nie jestem specjalnie szczęśliwy, Charlotte. – Wiem, spieprzyłam na całej linii. Po swoich doświadczeniach na pewno już nikomu nie ufasz, ale uwierz mi, że... – Uznałem, że mówisz prawdę. – O Boże... naprawdę... to ulga. – Poczuła się jak więzień wypuszczony przed terminem z więzienia. – I teraz będziemy musieli poradzić sobie z tym razem. Popatrzyła na niego z niedowierzaniem. – A już myślałam, że nie będziesz chciał mnie znać. – Przemyślałem sytuację. Wszyscy popełniamy błędy. – To wspaniałomyślne, ale chyba nie zasłużyłam. Straciłeś przeze mnie anonimowość jako autor gier. – Zdarzały mi się gorsze rzeczy. – Zaczął zabawiać się pasemkiem jej włosów. – Może niebiosa chciały mi dać w ten sposób do zrozumienia, że czas na zmiany. – No i przecież nasze nazwiska znajdą się teraz razem w kolumnach plotkarskich... – Nick Russo jest postacią medialną na Fidżi. W Australii dużo mniej. • – To się teraz zmieni... – Bardziej się martwię o księżniczkę Charlotte, która nienawidzi prasy. – Poradzę sobie, idzie mi coraz lepiej. Nick... przyleciałeś do Adelajdy, żeby pogłaskać mnie po włosach? – Przecież wiesz, że nie.
Przytulił się do niej, a oparcie jej fotela opuściło się Jak na zawołanie. Musiał wcisnąć jakiś niewidoczny guzik. Od razu wsunął rękę pod jej sweter i zaczął zabawiać się sutkami. – Nick... jesteśmy w miejscu publicznym. – Spokojnie. Nikogo tu nie ma. Nigdy nie robiłaś tego w zaparkowanym samochodzie? – No... nie. Jego ręce wzięły w obroty zamek od jej dżinsów. – Czas najwyższy spróbować. Tym razem nie bawił się w budowanie nastroju ani finezję. W jakimś niekontrolowanym szale zdzierał z niej ubranie, by jak najszybciej znaleźć się tam, gdzie od czterdziestu ośmiu godzin marzył, by się znaleźć. Czyste pożądanie, czyste szaleństwo. Po paru minutach w milczeniu starali się doprowadzić do porządku najbardziej pogniecione części garderoby. Nick nie zamierzał się dłużej łudzić, że zakończył historię Charlotte. Może jeszcze parę tygodni, a potem ogarnąć się i wtedy wrócić do pracy? – Jedziemy do mnie – zapowiedział krótko. Popatrzyła na niego bezmyślnym wzrokiem. – Jutro odwiozę cię do domu. – Pocałował ją. – Bo chcę się z tobą kochać. Całą noc. Na okrągło. – Ja też – wyszeptała beznamiętnie. Po chwili Nick wyjechał z opustoszałej okolicy parku i ruszył z wigorem w stronę Glenelg. Prawdopodobnie prowadził dużo za szybko, zwłaszcza biorąc pod uwagę panujące warunki atmosferyczne, ale nękany migawkami z ich wspólnych nocy, chciał, żeby jak najszybciej zamknęły się za nimi drzwi do sypialni. – Pewnie zaraz wracasz na Fidżi. Taka pogoda... – A może na trochę zostanę? Nie zmieniłaś planów co do pokazu mody? Mógłbym pomóc. Jeśli chcesz. – Bardzo bym chciała! Suzette zaprezentuje kolekcje sukien ślubnych i inne formalne kreacje, zapewni modelki, a ja będę szukać potencjalnych uczestników, którzy mają forsy jak lodu. Wszystko potrwa niedługo, może parę tygodni. – A bielizna? Panny młode na pewno chciałyby coś wystrzałowego na koniec wielkiego dnia. A przy okazji sama jesteś top modelką, informacja z pierwszej ręki, pamiętasz? – Możesz o tym zapomnieć.
– Szkoda. – Skoro już tu jesteś – błyskawicznie zmieniła temat – bilety, o których mówiłam, są na jutro. Możesz się przyłączyć. – Mogę spróbować, ale pod warunkiem – ścisnął ją za kolano – że potem wracamy do mnie. – Umowa stoi. Następnego ranka, Charlotte wstała po cichu, zanim Nick się zbudził. Wieczorem nie miała nawet czasu, żeby się rozejrzeć po apartamencie. Łazienka była olbrzymia, ale typowo męska, bez Żadnych akcentów kobiecych, pachnidełek, kolorowych buteleczek czy małych lusterek. Na półce leżały przybory do golenia i żel do kąpieli z szamponem z supermarketu. Wokół samo szkło, metal, biel. Jedyną barwną dystrakcję stanowiły grube, czerwone ręczniki frotte. W wannie i kabinie prysznicowej mogło się z powodzeniem pomieścić po parę osób... Z uśmiechem ulgi sięgnęła do torebki po „mydełko podróżne Charlotte”. Wtedy Nick odsunął ekran zasłaniający prysznic... – Myślałam, że śpisz! – zawołała. – Spałem, ale gdy poczułem zapach tych perfum, które od paru tygodni odejmują mi rozum – odpowiedział przeciągle, dotykając jej przy okazji, gdzie się tylko dało – wstałem, żeby powąchać je z bliska... – Możesz się ze mnie śmiać, ale nie zamienię ich na inne. – Wcale bym nie chciał. Wydają się stworzone dla ciebie. – Bo w sumie były... – jąkała się trochę, odpowiadając mu, lecz trudno się dziwić, gdyż wszedł za nią do kabiny, nie kryjąc celu i robiąc wszystko w tym kierunku – na zamówienie... w Paryżu... dawno temu. Kosztowały fortunę, ale tego jednego nie potrafiła sobie odmówić i przysyłano jej flakony w regularnych odstępach czasu. – Co takiego czuję? Jaśmin? – Tak. I wiciokrzew, mandarynkę, czarne róże... – Przypominają mi zachód słońca nad jeziorem spowitym we mgle, gdzie niebo ma kolor twoich oczu. – Powinieneś zostać poetą. – Nad jeziorem stoisz ty w długiej jaskrawej sukni. Podchodzę od tyłu, całuję cię w szyję, o tak... – zrobił przerwę na całowanie – a twoja suknia rozpływa się pod dotykiem moich dłoni... zostaje tylko złoty pył... Zwróciłem na ciebie uwagę przez twoje perfumy. – Tak?
– Stałaś tuż przede mną w kolejce do odprawy paszportowej na lotnisku. Jak mogła go nie zauważyć? Nick nie dał się jej dłużej nad niczym zastanawiać i zajął się tym, po co wszedł za nią do kabiny. – Fantazjowałem sobie o tym... odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem... tył twojej szyi... stał się moją obsesją... A dla Nicka nie było lepszego początku dnia niż wprowadzanie w życie kolejnych fantazji. – To, co robisz.. . jest... zdumiewające... – szeptała jak sparaliżowana. – Ty... jesteś zdumiewająca... kochanie... ty... Jedli śniadanie, patrząc przez okno na ocean. Przestało padać, lecz powietrze mocno się schłodziło i powiał silny wiatr. Charlotte studiowała ze zdziwieniem wnętrze apartamentu, które w porównaniu z fidżyjskim domem Nicka przypominało bardziej luksusowy pokój hotelowy. Wszystko szklane, metalowe, czarno-białe. Ani jednej kolorowej poduszki na sofie, nigdzie żadnego kwiatka. Nic osobistego. Mieszkanie „starego kawalera”. Zaczęło do niej docierać, że jego prywatność była dla niego absolutnym priorytetem. Tutaj też z pewnością nie bywały żadne kobiety. Wyglądało na to, że Nick odwiedzał swoje Wybranki w ich domach. – Tu też masz pracownię? – zapytała znienacka. Wskazał ruchem głowy zamknięte drzwi w najdalszej części apartamentu. – Najpotrzebniejsze rzeczy. I tak wszelką robotę „kreatywną” robię na Fidżi. Wstawiła naczynia do zmywarki. – Skoro już jestem w Glenelg, poszłabym na zakupy na Jetty Road. – Jasne. Ja idę na plażę, pobiegać. I jak znam kobiety, nie wrócisz pierwsza, ale na wszelki wypadek... Podał jej zapasowy klucz. Wróciła po godzinie i ze zdziwieniem zorientowała się, że jednak jest pierwsza. Nie umiała skupić się na zakupach, chciała jak najszybciej być znowu z Nickiem. W apartamencie było pusto i przeraźliwie cicho. Zasmucały ją odrobinę zamknięte na klucz drzwi do biura. Rozumiała, że to konsekwencja historii z Angeliką. Korzystając z jego nieobecności, poukładała na kanapie poduszki, które mu kupiła, a na szklanym stoliku zaaranżowała kwiaty. Chciała tym razem, żeby miał coś po niej na pamiątkę.
Posprzątała sypialnię i zaczęła się krzątać po kuchni. Przecierała właśnie stół, gdy wpadł do mieszkania, zmoczony deszczem i rozczochrany od wiatru. Przyniósł ze sobą charakterystyczny zapach wody morskiej. – Już jesteś? Która kobieta tak krótko robi zakupy? – Ta kobieta. Już myślałam, że zwiałeś na Fidżi. – Nie wyjechałbym bez słowa... – Okej, przekaz odebrany, zrozumiałam. Nick pocałował ją delikatnie. Był poruszony nową sytuacją, tym, że ktoś czeka na niego w jego domu. – Nie sądziłem, że jesteś taka szybka, więc po bieganiu posiedziałem w kafejce na końcu plaży... – przerwał, bo zauważył drobne zmiany w pokoju, poduszki, kwiaty. – A co to? – Żeby było bardziej domowo. – Nie używam poduszek, nie siedzę tam prawie nigdy. – A powinieneś. Nie tylko cały dzień za biurkiem. – Ja tak niestety żyję. Nie zostanę tu poza tym na tyle długo, żeby podlewać kwiaty. – O, rany. Ale ze mnie idiotka. O tym zupełnie nie pomyślałam. Widział, że jest zmieszana i poczuł się jak palant. Co nie zmieniało faktu, że gesty w stylu kupowania mu poduszek, wstawiania doniczek, przynoszenia słoików z domowym jedzeniem i wyszywania ręczników jego imieniem kompletnie go paraliżowały, bo wydawało się mu, że jednoznacznie zmierzają do tego, by zaciągnąć go do ołtarza i zmusić do otwarcia wspólnego konta w banku. – Nie martw się, doceniam gesty – skłamał. – Najwyżej komuś oddasz. Nieważne. Kiedy kobieta mówi takim tonem „nieważne”, oznacza to coś dokładnie odwrotnego i nie wróży nic dobrego. – Wezmę prysznic i odwiozę cię. – Nie ma takiej potrzeby. Zamówiłam taksówkę, zaraz będzie na dole. To ja znikam... – Charlotte, powiedziałem przecież, że cię odwiozę tylko daj mi... – ...bilet do opery! Słusznie! – Zanurkowała do torebki, wyjęła z niej małą kopertę i rzuciła na kuchenny stół. – W ten sposób sam zdecydujesz, czy idziesz, czy nie. Charlotte czekała w foyer opery, przechadzając się nerwowo po grubym, czerwonym dywanie. Ignorowała całkowicie posyłane jej znaczące spojrzenia. Nie pokazywała się publicznie od czasu zerwania zaręczyn. Wiedziała
doskonale, że jutrzejsze brukowce będą się prześcigać w plotkach. Byłoby cudownie, gdyby dzisiejszy wieczór mogła spędzić nie samotnie. Nie chodziło jednak o obnoszenie się z Nickiem, zwłaszcza odkąd do prasy przeciekła prawda o jego pseudonimie. Po prostu nie chciała być sama! Chciała być tu dziś z nim! Po porannej paranoi tak naprawdę nie spodziewała się jego przyjścia. Wiedziała, że zrobiła wszystko, czego najbardziej nie chciał. Rozległ się ostatni dzwonek. Większość towarzystwa rozsiadła się już w lożach. Powinna wyjść. Zwariuje tutaj sama w takiej sytuacji. Gdy odwróciła się, by ruszyć do wyjścia, w drzwiach zobaczyła Nicka. Nie wiedziała już, czy śmiać się, czy płakać. Ten niewiarygodnie przystojny facet w szykownym czarnym garniturze przyszedł tu specjalnie dla niej! Zmusiła się, by nie paść mu w ramiona. – Wybacz, korki były gorsze, niż myślałem! – Najważniejsze, że jesteś – powiedziała z uśmiechem. – Charlotte – zaczął z dziwnym wyrazem twarzy – ja... nie powinienem był się tak zachować rano. Ale.... to wszystko... z tobą... jest... takie inne. – Wiem – odpowiedziała po prostu. Ją też to przerażało. – I jaki jest twój werdykt? Na temat opery – zapytała, gdy jechali późnym wieczorem do jego apartamentu. – Nie wiem. Byłem zbyt zajęty oglądaniem... ciebie. – A na serio? – No, myślę, że w tej kwestii... dogadałabym się z twoim ojcem. – Wobec tego tym większe podziękowania za przyjście i starania. Zapisz to na karb nowych doświadczeń. – To było dla mnie niezwykłe doświadczenie. Móc cię obserwować w naturalnym dla ciebie otoczeniu. – O, tak! Lady Mitchell prawdopodobnie dzwoni Już po wszystkich z najnowszymi nowinami! – Czy to cię stresuje? – Nie. Jakie miało teraz znaczenie, co sobie pomyślą albo powiedzą dawne koleżanki mamy? Zaparkowali pod blokiem, weszli na parter, wiatr rozwiewał jej włosy. Nick nie mógł się powstrzymać i próbował łapać pojedyncze kosmyki. – To był cudowny wieczór – powiedziała.
– I jeszcze się nie skończył. Całkowicie zaabsorbowany i oczarowany jej widokiem, wszedł za nią do windy. Metalowe drzwi zamknęły się bezgłośnie, dodatkowo wyciszając odgłos fal i krzyki mew dobiegające z pobliskiej plaży. Stalowa puszka ruszyła powoli w górę. Gdy była w ruchu światło, stawało się jakby przydymione. Charlotte otarła się o niego. – Utknąłeś kiedyś w windzie? Puls Nicka i adrenalina szalały. – Nie – wydusił. Czemu nie powiedział jej po prostu, że nie używa windy tylko chodzi po schodach? – A chciałbyś? – Co chciałbym? – Nie potrafił być szczególnie rozmowny, gdy pociemniało mu przed oczami i z trudem łapał powietrze. Rozpinała powoli płaszcz. – Utknąć w windzie? – Niespecjalnie. – Czuł, że cały oblewa się potem,; – Na pewno? Windy mają guzik stopu... Wyobraź sobie tylko... – Nawet o tym nie myśl – prawie krzyknął. Wtedy na wyświetlaczu pojawił się numer jego piętra. Odetchnął głęboko. – Za późno, straciłeś okazję – powiedziała, wychodząc tanecznym krokiem z windy. Ponieważ zostawiła go za sobą, udało mu się odetchnąć drugi raz. Gdy weszli do apartamentu, zrzuciła płaszcz, odkryła jedno ramię i zapytała frywolnie: – Chcesz zobaczyć, co miałam dzisiaj pod spodem? – Później, kochanie. – Wstręt do samego siebie należy pokonywać w samotności. – Mam parę pilnych rzeczy do załatwienia mimo wieczornej pory. Idę do biura. Ogrzej dla mnie łóżko, niedługo wracam. Pocałował ją pieszczotliwie. Zrobił wszystko, żeby nie poczuła się odrzucona, ale nie był gotowy na to, by przy niej otrząsać się ze swoich słabości. Charlotte zbudziła się w ciemności, w środku nocy. Była kompletnie zdezorientowana, ale wydawało jej się, że usłyszała jakiś dźwięk. Łóżko było puste, chociaż przypominała sobie, jak Nick w którymś momencie się pojawił. Okryła się jego koszulą i ruszyła w głąb mieszkania. Znalazła go na balkonie salonu. Stał tam nago, jakby zagubiony, zupełnie sam. Kocham go, pomyślała.
Ta świadomość sparaliżowała ją. Nie, nie teraz, nie Jego. Przecież powiedział jej jasno, że nie potrafi być Inny. Cała się trzęsła. Przysiadła na pierwszym napotkanym krześle. Ogarnij się, policz do dziesięciu, nie możesz go... Jest twoim przyjacielem, kochankiem. Tyle. Nie miała pojęcia, jak długo siedzi w salonie. Obserwowała go przez okno, nasłuchiwała odgłosu włączonej lodówki i własnego zbyt szybko bijącego serca. Najlepiej by było, żeby wrócił na Fidżi. Chciała mu pomóc, ale bała się ujawnić swoją obecność. A może po prostu właśnie w ten sposób funkcjonował i pracował? Nocą i nago. Przecież na tyle go nie znała. Nagle poruszył się i odwrócił w inną stronę. Przez chwilę widziała jego profil. Nie wyglądał na zadumanego, raczej był niespokojny. Powinna wrócić do łóżka, ale nie potrafiła go tak zostawić. Znalazła swój płaszcz porzucony w salonie, okryła się nim i odsunęła szklane drzwi. Patrzył na nią zdziwiony. – Cześć, kochanie. Ta koszula wygląda lepiej na tobie niż na mnie – zażartował. – Nick, zamarzniesz tutaj. – Wracaj do łóżka, Charlotte. I nie matkuj mi tak – poprosił, kiedy podała mu swój płaszcz. Po chwili wahania wziął go i zapytał: – Zadowolona? – Nie bardzo. I nie matkuję, taka już jestem. Chcesz coś gorącego do picia? – Mam wszystko, dzięki. – Pokazał jej butelkę brandy. – Złe sny? Wydawało mi się, że coś takiego słyszałam... – zamilkła przestraszona tym, co robi. Nick jest facetem, który prędzej by umarł, niż przyznał się do koszmarów nocnych. – Pracuję – pociągnął prosto z butelki – a sny dają mi inną perspektywę. Mój bohater znalazł się dzisiejszej nocy w tarapatach. – Jesteś pewien, że...? – Natchnienie przychodzi w najdziwniejszych momentach. O tej porze nocy gwiazdy nabierają specyficznej mocy. Spójrz na niebo, wydają się bliższe. Nie czuła się przekonana. Natomiast jedno stało się jasne – Nick nie chce lub nie potrzebuje jej towarzystwa na okrągło. – W takim razie zostawię cię z twoim natchnieniem.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Resztę nocy Nick przesiedział w biurze. Gdy brzask powoli rozświetlał niebo, wyszedł znów na balkon, gdzie długo i głęboko wdychał i wydychał ostre, poranne powietrze, aż do końca uwolnił się od uczucia duszącej ciemności, od dzieciństwa paraliżującej w pewnych sytuacjach jego wzrok i płuca. Jego osobiste, skrzętnie ukrywane piekło z pewnością zakłóciło sen Charlotte. Mógł nawet nieświadomie coś krzyczeć. Na szczęście wyszedł z twarzą z sytuacji w windzie. Charlotte z pewnością czuła się urażona, że nie zajął się nią w nocy. Ale tylko dlatego, że nie był jej obojętny. Właśnie tak! W oczywisty sposób coraz bardziej się angażowała, a tego Nick nie miał w planach. Co gorsza, wbrew wszelkim swym zasadom, on też czuł, że się zaangażował. I co z tego, poza tym, że był to wielki błąd? Jaka kobieta chciałaby faceta z jego bagażem i fobiami? Na pewno nie Charlotte Dumont, tradycyjnie wychowana, stworzona do założenia rodziny i prowadzenia domu. On zresztą zupełnie nie potrzebował jej opiekuńczości. Obył się bez tego, nawet będąc dzieckiem. Unikał też zazwyczaj kobiet, które lubiły rozmawiać o uczuciach. On sam nie rozmawiał o uczuciach, odkąd jako mały chłopiec zwierzył się matce, że się bał, gdy wyszła, bo zrobiło się ciemno i nie mógł dosięgnąć do kontaktu. Czy rozmowa na ten temat zmieniła cokolwiek? Czy od tego zrobiło mu się lepiej? Tylko sam w swym utopijnym świecie, który stworzył i którym zarządzał, czuł się wolny, szczęśliwy i mógł robić, co mu się podoba. Niestety, nie z Charlotte. Czyli decyzja podjęta, powrót do pracy zaplanowany. Tych parę chwil, które im jeszcze pozostało, wykorzysta jako swobodny, wesoły luzak, którego poznała na lotnisku w nietypowych okolicznościach. Musiała spać bardzo mocno, bo gdy się ocknęła, zastała Nicka ubranego, działającego i czekającego tylko na nią z wyjściem na śniadanie do któregoś z pobliskich lokalików na plaży. Śniadanie więc zjadła już w towarzystwie zwyczajnego, beztroskiego Nicka, którego niewiele łączyło ze sfrustrowanym facetem tkwiącym pół nocy nago na balkonie.
– Czerwona kuchnia, czerwone ręczniki, czerwony samochód – podsumowała, gdy wsiedli do auta. – Ferrari musi być czerwone! – Zerknął na jej dżinsy i brązowy podkoszulek. – Najbardziej chciałbym ciebie widywać częściej w czerwonym kolorze! – Nie ubieram się na czerwono. Za wyjątkiem bielizny. – Mam nadzieję, że powtórzymy wkrótce mały prywatny pokaz mody! – Może. Niezmiennie uwodzicielski i trudno mu się oprzeć. – To, że nie nosisz czerwonego, nie znaczy, że nie możesz spróbować. O, tak! Spróbowała już wielu zmian. Pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wielu. Zmian na lepsze. Na przykład odwróciła się na dobre od kobiety, którą znał i porzucił Flynn. Nick w pewien sposób wymusił na niej inne spojrzenie na świat. I przez to będzie za nim ogromnie tęsknić. I nie tylko. Serce bolało ją coraz bardziej. Gdy patrzyła wstecz na swoje relacje z byłym narzeczonym, rozumiała teraz, że to była zaledwie imitacja prawdziwego związku. Do Barossa Valley jechało się około osiemdziesięciu minut. Postanowiła przeznaczyć ten czas na obdzwonienie potencjalnych uczestników jej pokazu mody. Nick starał się nie reagować nerwowo gdy rozmawiała z kolejnymi przedstawicielami australijskiej; szlachty ziemiańskiej. Impreza na taką skalę i w takimi towarzystwie miała być dla niego nowym doświadczeniem. – Witam serdecznie, tu Charlotte Dumont. Czy mam przyjemność rozmawiać z Lady Alexandrą... Sir Williamem Beaumontem, Lordem Hartford-Jonesem... W końcu wjechali do Barbarossa i minęli otwarte winnice, pod którymi roiło się od autokarów z turystami. Czy Charlotte wróci do biznesu, który zna od dzieciństwa? Jeśli tak, to szkoda, bo jej wyczucie w projektowaniu bielizny jest naprawdę wyjątkowe i takie artystyczne drobiazgi szybko mogłyby się okazać bardzo poszukiwane. W końcu dotarli do dużej ziemskiej posiadłości. Trawnik przed wejściem mógłby posłużyć za pole golfowe, a wejście do dwupiętrowego, kamiennego domostwa zdobiły białe kolumny i wielka, dwupoziomowa fontanna. – Zapraszam, teraz ja będę twoim przewodnikiem – powiedziała bardzo przejęta. W środku budynek okazał się równie imponujący, witraże, perskie dywany, dzieła sztuki, a na marmurowych schodach nikogo nie zdziwiłoby pojawienie się Scarlett O'Hara. – Ile tu jest pokoi? – zapytał.
– Dwadzieścia dwa. Łącznie z piwnicą, ale tam też Jest kandelabr. – Kandelabr w piwnicy? – Bo to nie jest zwykła piwnica, tylko miejsce na rozrywkę, pokażę ci potem. Wolałbym nie! – pomyślał. – I mieszkasz tu sama? – Czasem przyjeżdża Suzette, odkąd Flynn odszedł. Nie mogę tego sprzedać, bo to wszystko, co mi pozostało po rodzinie. Chodźmy napić się kawy. Nie potrafił jej pomóc, choć czuł, że powinien. Ale jak tu pomóc, jeśli zdecydowała się żyć przeszłością? Po drodze mijali kolejne sypialnie i gabinety. Zatrzymali się na chwilę przy pokoju, który musiał należeć do jej rodziców. – Niczego tu nie ruszałam – zawiesiła głos, podeszła do stołu, pogładziła oparcie krzesła. – To jest mamy szydełkowanie, zostawione w miejscu, w którym przerwała. Oprócz tego Nick zobaczył na stole niedokończone puzzle, a na nich parę męskich okularów, jakby ktoś przed chwilą je tam odłożył. – Zwykle wieczorem siadywali tu razem. Założyli sobie, że zawsze będzie przynajmniej godzina na rozmowę bez włączonego w tle telewizora – mówiła jak w transie. – Charlotte. – Podszedł do niej powoli i niepewnie, bo dotarło do niego, że dla niej ci ludzie wciąż tam są. – To nie jest zdrowe... musisz się od tego oderwać... pójść dalej. Chciał ją przytulić, lecz wyrwała się jak wściekła i krzyknęła: – A co ty możesz o tym wiedzieć, Nick?! Cofnął rękę i znieruchomiał. No tak. Cóż on może wiedzieć o świecie Charlotte? – Masz rację, nic. Słuchaj, będę już szedł, mam jeszcze robotę do zrobienia... – Nick, nie, proszę! Przepraszam, tak tylko głupio palnęłam. Ja... – Przecież oboje wiemy, że to prawda. – Nie. Proszę... Nigdy przedtem stąd nie wyjeżdżałam, nawet na jedną noc... odkąd oni... odeszli. No i dzięki temu wydaje mi się, że po prostu wyjechali i za chwilę się zjawią i opowiedzą mi wszystko o swoim locie nad Alaską, no i muszę tu przecież być na wypadek gdyby.., – Spokojnie, Charlotte. Powinnaś odpocząć, za mało spałaś ostatniej nocy. Ich fidżyjska przygoda wydała mu się nagle odległym wspomnieniem, a dziewczyna stojąca przed nim zupełnie nie przypominała młodej damy, z którą co noc uprawiał dziki seks. – Zostań chociaż na kawę.
– Lepiej będzie, jak już pójdę. Wkrótce się zobaczymy. – Wkrótce? Wiedział, jak to brzmi, chciał coś zrobić, ale trudno było mu się w tym wszystkim rozeznać. – Wpadnij na kolację – zaproponowała bez przekonania. – Przecież jestem ci winna kolację. Jutro Wieczorem. – Dam znać. – O dziewiętnastej. Ugotuje coś specjalnego. Jak miał się oprzeć temu spojrzeniu? – Dobrze. Do zobaczenia. Odjechał szybko. Gdy prowadził, dręczył go widok Charlotte w pokoju rodziców. Ból, żałoba, wciąż takie świeże. Po paru latach? Przemieniła ten nieszczęsny dom w miejsce kultu zmarłej rodziny. Wiele o niej nie wiedział, lecz samodzielna decyzja o urlopie na Fidżi była chyba najlepszą decyzją w jej całym dorosłym życiu. Teraz, gdy wróciła, czy potrafi wykorzystać nowe doświadczenia, czy też wprost przeciwnie, nastąpi w niej regres i pozostanie tam sama, żyjąc dalej wspomnieniami i ułudą przeszłości. To w niczym nie przypominało normalnego życia. Ani o włos.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Charlotte cały dzień snuła się przygnębiona, rozpakowywała i przestawiała rzeczy bez najmniejszego powodu ani sensu. Nie umiała się pogodzić z tym, co powiedziała Nickowi. Nie mogła już zachować się bardziej arogancko. Wytknęła mu brak zrozumienia ze względu na pochodzenie. A on był uczciwy, mówił, co myślał, w trosce o nią. Ale prawda bolała. Przez parę tygodni pomógł jej zapomnieć, jednak powrót do domu oznaczał cofnięcie się o krok. W dodatku miał rację! Nie można żyć w nieistniejącej przeszłości. Wspomnienia zostają na zawsze, lecz sama dobrze wiedziała, że członkowie jej rodziny pierwsi przyklasnęliby Nickowi. Zadzwonił telefon. Suzette. Szkoda, że nie Nick, ale na przyjaciółkę też bardzo czekała. – Będę w domu po południu, wpadnę do ciebie koło siedemnastej. Mam parę próbek gotowych pod kątem pokazu, o którym mówiłyśmy. – O dziewiętnastej będzie Nick. – Tak? Bo zrozumiałam, że się już nie widujecie. – Jak będziesz miała chwilkę, wszystko ci wyjaśnię. Gdy skończyły, Charlotte ruszyła do kuchni zająć się kolacją. Świeże ostrygi, jagnię, gorący garnek z ziemniakami i warzywami, prosty deser z alkoholem. Łatwe, wypróbowane dania nie przeszkodzą w miłym wieczorze, a może pomogą zatrzeć złe wrażenia z poprzedniego? Kolację zjedzą w jej ukochanej piwnicy o ścianach z czerwonej cegły, przy osiemnastowiecznych meblach z drzewa orzechowego, na najlepszej rodzinnej zastawie. Na wykwintnie przystrojonym stole postawiła wybór win do każdego dania. Suzette spóźniła się ponad półtorej godziny i zawitała tuż przed wyznaczonym przybyciem Nicka. Próbki na pokaz zaniosły do pokoju Charlotte, którą obawiała się jego reakcji na stos sukien ślubnych i wianków. – Masz już z głowy Flynna? – Suz zapytała przyjaciółkę. –
ROZDZIA Ł PIERWSZY...................................................................................................................... 2 ROZDZIA Ł DRUGI............................................................................................................................. 8 ROZDZIA Ł TRZECI.......................................................................................................................... 12 ROZDZIA Ł CZWARTY.................................................................................................................... 18 ROZDZIA Ł PIĄTY............................................................................................................................ 25
ROZDZIA Ł SZÓSTY........................................................................................................................ 29 ROZDZIA Ł SIÓDMY........................................................................................................................ 34 ROZDZIA Ł ÓSMY............................................................................................................................ 36 ROZDZIA Ł DZIEWIĄTY................................................................................................................. 41 ROZDZIA Ł DZIESIĄTY................................................................................................................... 47 ROZDZIA Ł JEDENASTY................................................................................................................. 53 ROZDZIA Ł DWUNASTY................................................................................................................. 60 ROZDZIA Ł TRZYNASTY................................................................................................................ 63 ROZDZIA Ł CZTERNASTY............................................................................................................. 69
– Myślałam, że przegnamy w ten sposób złe duchy. – Złe duchy przegnane. Nie czułam się lepiej od dwóch lat. – Widzę, widzę, uważaj tylko, Charlie, żeby ten nowy facet nie złamał ci serca. Zamyśliła się. – Nieważne. Dawaj następne pudło. – Wyjęła przepiękną tiarę ślubną z tiulowym welonem. – To jest prawdziwe cacko! Przymierzę! – Sama mówiłaś, że Nick nadaje się tylko na przelotny romans. – I pewnie miałam rację. Upiąwszy tiarę we włosach, zerknęła nieśmiało w lustro i przez moment pozwoliła sobie na marzenie, które się nigdy nie spełni. Nick przyjechał chwilę przed czasem. Zobaczył, Jak przed nim na posesję wjeżdża luksusowe auto. Zjechał trochę na bok i zaczął obserwować sytuację. Z auta wyskoczyła blondyna na wysokich obcasach – chyba najwyższych, jakie widział w życiu – i wyciągnęła całe naręcze pakunków. Dziewczyny wyściskały się, po czym zniknęły we wnętrzu obładowane paczkami. Może to Suzette? Pomyślał, że za chwilę będą go paliły uszy... Tymczasem w pomieszczeniu nad wejściem rozbłysły t światła. W oknie mignęła mu Charlotte w ślubnym i stroju. Z zadowoleniem przypatrywała się sobie w lustrze. Postanowił się ujawnić. Jakby się czuł, gdyby zastały go tu na medytacjach i obserwacjach? Złapał bukiet żonkili i ruszył do wejścia, które otworzyła mu blondyna. – Witaj, jesteś pewnie Nick. Ja mam na imię Suzette. – Miło mi, Suzette. – Charlotte zaraz zejdzie. Piękne żonkile. Będzie szczęśliwa. – Chyba przychodzę w niewłaściwym momencie. – Nie, skąd. To ja wpadłam później, niż miałam i przywiozłam próbki kolekcji na pokaz.
Odchrząknął nerwowo. Poczuł się, jakby Suz miała go za chwilę wymierzyć w celu uszycia mu garnituru ślubnego. Lub pogrzebowego! Coś w jej oczach nawoływało go do ostrożności. Uśmiechała się przyjaźnie lecz wydawało mu się, że najchętniej unicestwiłaby go jednym ze swych masywnych obcasów. – Słyszałem, że odnosisz sukcesy w dziedzinie mody. – Staram się tak myśleć. – Co sądzisz o projektach Charlotte? – Pokazała ci je? Uwielbiam te cacuszka. Mam na; dzieję, że zdecyduje się udostępnić parę na pokaz. – Oby. Bo myślę, że gdyby potraktowała swóje hobby poważnie, mogłaby szybko mieć z tego pieniądze. – W pełni się z tobą zgadzam. Może dwie osoby łatwiej ją przekonają. Tymczasem na schodach zjawiła się Charlotte w ślicznym żółtawym sweterku i czarnych legginsach, podkreślających wspaniały kształt nóg. – Od dawna jej mówię, że tak ma się właśnie ubierać! – zachichotała Suz i wymknęła się niepostrzeżenie. – Nowy sweter? – zapytał, gdy zostali sami. – Chciałam, żeby coś mi przypominało egzotyczne słońce. – No to przypadkiem dobrze wybrałem – skomentował, wręczając jej żółte żonkile. – Są cudowne, dziękuję. Starała się, ale w oczach miała niepewność, która wskazywała, że pamięta o wczorajszej sytuacji. Ułożyła kwiaty w wazonie i pokazała mu drogę do wytwornej piwnicy po wąskich schodach. Gdy szli na dół, wydawało mu się, że ściany ruszyły w jego kierunku. – Piwnica przemieniona na salon jest jednym z moich ulubionych miejsc. Atmosfera jest intymna, ale nie przypomina więzienia – zażartowała. , Na szczęście miała rację. Kryształowy kandelabr nastrojowo oświetlał pomieszczenie, z ukrytych głośników sączyły się subtelne dźwięki gitary klasycznej, a olbrzymi stół nakryty wielkim białym obrusem i srebrną zastawą, dodatkowo niwelowały odczucia klaustrofobiczne. Nick nie wiedział jednak, jak się w tym wszystkim I czuje. Po raz pierwszy w życiu nie on kontrolował sytuację. Co więcej, zaangażował się w związek z Charlotte. – Czy możemy zostawić otwarte drzwi? Tu pewnie jest dość duszno. – Jasne, chociaż temperatura jest w porządku.
Ustawiła na środku stołu wazon z żonkilami i zapaliła świece w stojącym obok srebrnym lichtarzu. – Idealnie! – rozpromieniła się. – Nie może być inaczej, jeśli aż tyle włożyłaś wysiłku... dla mnie. – Dla ciebie wszystko warto. – A gdzie wino? W takiej piwnicy musi być wino! – Tam dalej, potem zobaczymy. – Wskazała w kierunku długiego tunelu, na początku którego stał ogromny grill z kutego żelaza. Na początek podała ostrygi au naturel i mocno schłodzone wino. – Może ja naleję? – Ja jestem gospodynią, a wino serwuję od dziecka. Zaczniemy od chardonnay. Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko. – Zdaję się na ciebie. – Ma posmak owoców tropikalnych i pasuje do owoców morza. – No to za dobre wino! – I miejmy nadzieję za dobre jedzenie! – Hodujecie inne odmiany? – Specjalizujemy się w shiraz, najsławniejszym w Barossa. Zdobyliśmy za nie całe mnóstwo nagród. Spróbujemy go przy daniu głównym. Nagle posmutniała. – Coś się stało? – Zapomniałam, że nie pracuję już w winnicy. Wyciągnął do niej rękę przez stół. – Opowiedz mi jeszcze o rodzinie, o waszej winnicy. – Przodkowie mamy byli jednymi z pierwszych niemieckich osadników w Australii w dziewiętnastym wieku. Prapraprapradziadek mojego ojca wyemigrował z Francji podczas gorączki złota, zrobił fortunę, przybył do Barossa i założył winnice. Rodzina Dumontów była tu od zawsze, a ja ich... sprzedałam – zakończyła szeptem. – Nieprawda. Masz dziedzictwo, z którego możesz być dumna, nieważne, kto jest właścicielem winnic Zachmurzyła się jeszcze bardziej. Pewnie myślała o jego absolutnym braku doświadczenia i wyczucia w takich sprawach. Księżniczka i chłopak z przedmieść? Cofnął rękę. – Nick, co do wczorajszego dnia, to ją... – Nic nie mów. Nie ma potrzeby. – Aleja...
W tym momencie w piwnicy zapanowała przytłaczająca ciemność. Kompletna, oślepiająca czerń. Nick zacisnął oczy. Utrzymać oddech, utrzymać oddech... powtarzał w wyćwiczony sposób, starając się wyobrazić sobie wielkie przeźroczyste jezioro. Niestety przed oczami miał tylko migające punkciki. – Jak zwykle musiały wyskoczyć te pieprzone bezpieczniki – powiedziała Charlotte. Nie był w stanie się odezwać. Czuł, że prześlizgnęła się obok po omacku. – Zaczekaj tu, zaraz wrócę. Spocił się. Najgorszy koszmar się ziścił. Kobieta zostawi go teraz tutaj samego w ciemnościach parę metrów pod ziemią. Złowrogie spojrzenia, napastnicy pochylają się nad nim, zaraz nie będzie mógł oddychać, ktoś trzyma jego szkolną teczkę wysoko nad głową, niczym zwycięskie trofeum, jest za mały, by podskoczyć i ją wyrwać. Ktoś inny wymachuje opaską, którą zawiążą mu zaraz oczy. Dadzą mu lekcję, której nigdy nie zapomni. Niech popamięta, gówniarz... – Dosyć! Przewrócisz się, idę z tobą! – Chyba część swej mantry wygłosił nieświadomie na głos, bo gdy Charlotte odezwała się po chwili, w jej głosie słychać było zdziwienie. – Spokojnie, znam tu wszystkie zakamarki. – Nie zgadzam się! Wstał z impetem z zabytkowego krzesła, które z łomotem walnęło o kamienną posadzkę. Nie zauważył, w którą stroną, i natychmiast się o nie potknął. – Hej, to ja ci muszę pomóc – zaśmiała się i podała mu rękę, której uczepił się jak bezradne dziecko. – Ale ze mną wszystko w porządku... – Nie sądzę. Ty się trzęsiesz... Cisza. Chwila namysłu. Zorientowała się. – Chodź – powiedziała delikatnie i doprowadziła go do schodów. – Piętnaście stopni. Licz. W ten sposób udało mu się trochę skoncentrować; Nareszcie. Świeże powietrze i po chwili światło. Cofnął rękę. / – Co tam się stało na dole, Nick? – Nie wiem, o czym mówisz. Wychodzę na chwilę. Zostawiłem coś w samochodzie. – Nick – przytrzymała go za ramię – masz klaustrofobię? – Nie bądź śmieszna.
– Sam jesteś śmieszny. Typowy facet. Boisz się przyznać, że coś ci jest? Klaustrofobia to nie strach, to choroba. – Jak chcesz mi pomóc, to skończmy tę rozmowę. – Nie dam rady, bo się o ciebie martwię. – Na litość boską, nie potrzebuję, żeby ktokolwiek się o mnie martwił! Odwrócił wzrok. Nie mógł znieść spojrzenia jej przepięknych, przepastnych oczu. – Dobrze, ale każdy człowiek na ziemi od czasu do czasu potrzebuje czyjejś troski. On nie. Był sam, odkąd pamięta. Nauczył się bez tego żyć. Chociaż teraz najchętniej wtuliłby się w Charlotte i szukał u niej pocieszenia. Co gorsza, gdyby skusił się na to raz, na pewno chciałby dalej. – Ale ja nie chcę od ciebie troski, kotku – wymruczał nagle uwodzicielsko, starając się odwrócić jej uwagę. Pochylił się, żeby ją pocałować, lecz odepchnęła go zniecierpliwiona. – Czyli można się ze mną przespać, ale nie można mi zaufać! Przeklinał w tym momencie samego siebie. – Do diabła, Charlotte, to nie tak. – Kiedy się kogoś kocha, to chce się mu też pomóc. Nie wiesz tego? Nie widzisz tego? Wtedy oboje ucichli. Kocha. Zdegradowane, wyświechtane słowo. Czemu zabrzmiało w jej ustach tak idealnie na miejscu? Dlaczego przez chwilę obawiał się, że zaraz pęknie mu serce? Ale nie pragnął żadnych iluzji. Jest szczęśliwy, żyjąc po swojemu. Wolny, bez obciążeń. Poza tym żadna szanująca się kobieta nie potrzebuje faceta, który sypie się, gdy wywali korki. Odszedł dalej. Zatrzymał się po drugiej stronie kuchni. Tak żeby oddzielał ich stół. – Charlotte, ja żyję w pojedynkę. Myślałem, że uznałaś to od samego początku. – Czyli teraz stałam się zagrożeniem dla ciebie i twojej bezcennej wolności. ' – Wakacyjny romans to wszystko na co się umawialiśmy. Zgodziłaś się. Cały ten czas byłem z tobą uczciwy. – Uczciwy... – powiedziała ze złością. – A to małe przedstawienie na balkonie? Wolałeś sobie tyłek odmrozić, niż normalnie ze mną porozmawiać. A teraz? Klaustrofobia nie jest niczym wyjątkowym. i – A co ty o tym wiesz! Poza tym nie życzę sobie żadnej psychoanalizy. Mierzyli się nawzajem wzrokiem.
– Głupio to nazywasz! Zwłaszcza że chodzi o wiele innych rzeczy, na które nie jesteś po prostu gotowy! Współczuję ci! Westchnęła. Świat poszarzał. – Nigdy nie chciałem, żeby. – Daj spokój, nie chce mi się tego słuchać. Zbyt często się mnie odsuwa. Odmawiam kolejnego razu. Ludzie, których zdążę pokochać, zawsze odchodzą. Czemu miałbyś być wyjątkiem? – Charlotte... – szukał słów. Czemu nie potrafił znaleźć odpowiednich? – A poza tym, co ja bredzę! To od początku miał być tylko romans. Powiedziała to w taki sposób, że zachciało mu się krzyczeć. Co krzyczeć? Że ją kocha i też chce więcej, ale to się nie może udać? – Nick, idź! – Dobrze. Uspokój się już, jutro... – Nie będzie żadnego jutro. Nie wracaj. Nie chcę cię tu oglądać. To koniec. Spanikował. Nie potrafił i nie chciał zrozumieć tego, co usłyszał. – A pokaz? Szukałaś wsparcia. – Nie rozśmieszaj mnie! Ty i wsparcie. Zaplanowałam imprezę, żeby przekazać coś Kas i dzieciakom. Nie zapraszałam cię. Sam się wprosiłeś. A ja cię teraz odpraszam! Poradzę sobie sama, tak jak ty. – Jeśli tak chcesz. – Tak. Patrzyła na niego pustym wzrokiem, ale dobrze wiedział, że za chwilę się rozpłacze. Chciał jak najszybciej wyjść. Niech lepiej uważa, że z jego strony nie ma nic więcej. Zmusił się do eleganckiego uśmiechu. – W takim razie, żegnaj, Charlotte. Było mi fantastycznie. Jak będziesz na Fidżi, odwiedzaj mnie bez wahania. Oczywiście, jeśli jeszcze kiedykolwiek ruszysz się z tego mauzoleum.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
– To już koniec! Charlotte odprowadziła wzrokiem ostatnią skrzynię wspomnień ładowaną na ciężarówkę. Przebieranie rodzinnych pamiątek trwało dwa tygodnie, pochłonęło morze łez i parę bezsennych nocy. Resztę czasu zajęło jej przygotowywanie pokazu mody. Ale przynajmniej nie rozmyślała cały czas o Nicku. Najgorsze z pewnością były samotne noce. Po wielokroć sięgała po telefon, żeby zadzwonić do niego i powiedzieć, że zmieniła zdanie. Wycofywała się jednak, bo przecież on nie życzył sobie takich zmian. Po prostu szkoda, że historia skończyła się jeszcze wcześniej, niż mogła. I, o dziwo, to ona podjęła taką decyzję. Koło domu czekała na nią Suzette, a w środku łomoty, wiercenie i ekipa remontowa oraz ochroniarska instalująca system monitoringu który umożliwi udostępnienie części pomieszczeń klientom. W kuchni zastały mężczyzn wymieniających piekarnik na nowy. – To mądra decyzja – pokiwała głową Suz. – Tak. W sumie mam być za co wdzięczna memu byłemu kochankowi. – W dwa dni zmotywował cię do przemian, o które walczyłam z tobą od dwóch lat! – Co prawda, wszystko już skończone, ale i tak historia z nim to najlepsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała. – Wciąż go kochasz! – Tak. Potrzeba czasu. – Zranił cię. – Bo mu pozwoliłam, Suz, to nie z jego winy... Nit robił tajemnicy ze swoich zamiarów. Poszłam za nim jak w dym. Teraz ponoszę konsekwencje. Najgorsze już za nią. Poza tym nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Na pewno przy Nicki poczuła się kobietą, rozkwitła w niebywały sposób w ciągu kilkunastu dni. Nie chciała już zlewać się z tłumem, wprost przeciwnie pragnęła błyszczeć jaj gwiazda na firmamencie. Stały w wewnętrznym atrium, które zbudował je ojciec w środku ich olbrzymiego domu na rok przed śmiercią. Wzdłuż jednej z przeszklonych ścian piętrzyła się sterta kawiarnianych stolików i lekkie! krzesełek, przeszklone półki wystawowe i metalowe stojaki oraz wieszaki do eksponowania odzieży.
Usłyszała swój własny zdrowy śmiech. – Zawsze uwielbiałam to miejsce. Teraz spełnią się w nim moje marzenia. Ilekroć Nick spoglądał przez okno w stronę oceanu, widział tylko jedno: kolor oczu Charlotte. Wciąż sięgał po komórkę i odkładał ją. Dziś wielka noc Charlotte. Powinien zadzwonić i życzyć jej powodzenia. Ale nie chciał rozdrapywać świeżych ran. Żałował, że nie wyjechał od razu na Fidżi. – Dlaczego tak? No dlaczego? – tysiące razy pytał na głos, wpatrując się w sufit. Ale przecież sam chciał takiego zakończenia. Tylko nie tak szybko! W pracy posunął się mocno do przodu. Nic dziwnego, uczciwie przepracował dwa tygodnie. Nie układało mu się jednak rozwiązanie. Reena uwięziona w Kuli Ciemności. Onyx zdąża jej na ratunek na grzbiecie swego zaufanego smoka, Grodinora. I co dalej? Czy lubił sam grać w swoje gry? Jego prawdziwą bohaterką jest piękna Charlotte. Atrakcyjna, rozrywkowa, niepowtarzalna. I podobnie jak Reena uwięziona, tyle że we własnej przeszłości. A czy Nick Russo stanowi dobry materiał na bohatera? Nagle uświadomił sobie, że i on, podobnie Jak Reena i Charlotte, tkwi uwięziony w stworzonym przez siebie świecie fantazji, bajecznych przygód, fobii, a broni się przed normalnym życiem, zwłaszcza u boku normalnej partnerki. Kogoś, przed kim musiałby się otworzyć, kogoś, kto go kocha. Czy jest dzięki temu szczęśliwy i czy czuje się wolny, odkąd nie widuje się z Charlotte? Nie. Bo tak naprawdę odgrodził się od ludzi licznymi barierami, ponieważ tak samo jak małych, zamkniętych pomieszczeń, boi się odrzucenia. Pozuje na playboya, outsidera, osobę bardzo powierzchowną, żeby nie ryzykować związków i rozczarowań. Ale to nieprawda i już mu nie wystarcza. Potrzebuje prawdziwego świata i... prawdziwej kobiety. Potrzebuje Charlotte. Jeśli nigdy się nie otworzy i nie zaryzykuje, nie znajdzie miłości. Spojrzał na zegarek. Ostatni dzwonek. Ale może jeszcze zdąży. – Dobry wieczór, witam serdecznie wszystkich moich gości.
Czy to naprawdę ona stoi przed tymi wszystkimi ludźmi, przyjaciółmi, znajomymi rodziców, nieznanymi osobami, prasą, którą sama zaprosiła, i wita ich wszystkich pewnie i z uśmiechem? – Dziękuję gorąco za przybycie i za wsparcie naszej imprezy, z której dochód zostanie w całości przeznaczony na cel charytatywny. Ostatnio| miałam okazję być na Fidżi, gdzie zwiedziłam lokalną szkołę – rozejrzała się odruchowo z nadzieją| że zobaczy w tłumie swego osobistego przewodnika po wyspie – dzięki człowiekowi, który ją dotuje i poświęca swój czas, by dzieci mogły poznać świat komputerów, co tam jest dużo mniej oczywiste niż dla naszych australijskich dzieci. Człowiek, o którym mówię, to pan Nick Russo. Jego działalność stała się inspiracją tego wieczoru. Mam nadzieję, że przyłączą się do nas państwo szczodrze, zakupując elementy kolekcji prezentowanych strojów. Nick przybył, gdy Charlotte kończyła przemówienie. Jej słowa, wygląd i pewność siebie oczarowały go. Jego Charlotte! W jaskrawoczerwonej, krótkiej, błyszczącej sukience. Zachwyciłaby każdego polityka. Poczuł się dumny i doceniony, wdzięczny za to, co usłyszał, i że znalazła się w jego życiu. Patrzył, gdy schodziła ze sceny. Nie mógł się doczekać, kiedy jej dotknie. Ale musi teraz ze wszystkim poczekać. Znalazł wolne miejsce i zaczął cierpliwie śledzić pokaz mody na formalne okazje, chociaż zupełnie nie był tym zainteresowany. Nagle zapowiedziano pokaz... seksownej bielizny, którą będzie można zakupić z katalogu. Na wybiegu zaroiło się od pięknych kobiet w fantazyjnej bieliźnie, która z pewnością pochodziła z kolekcji Charlotte. Nick nie spodziewał się jednak finału, gdy na scenę wbiegła długonoga brunetka w skąpym różowym zestawie pod tiulową pelerynką. Mógł już tylko myśleć o jednym. Ruszył powoli w stronę sceny, na którą powróciła Charlotte w czerwonej sukni. – Dziękuję państwu jeszcze raz za uczestnictwo w imprezie. Przypominam, że do kupienia są także losy. Nagrodą w loterii jest weekendowy wyjazd dla dwojga do pewnego tajemniczego miejsca. Kobieta przekazała mikrofon prowadzącemu i zeszła na widownię. Wtedy postanowił już na nic nie czekać. Wskoczył na wybieg i wyjął mikrofon z ręki osłupiałego konferansjera. – Drodzy państwo, zanim się rozejdziecie – zaczął, ale tak naprawdę zwracał się tylko do jednej osoby, która pobladła stała nieruchomo pośród swych gości. – Dobry Wieczór, nazywam się Nick Russo. Charlotte poznałem miesiąc temu. Jak ją opisać? Zdolna, kreatywna. Jej kolekcja broni się sama, jak państwo
zresztą widzieli przed chwilą. Nie wiem jak wy, ale ja zamierzam kupić parę drobiazgów dla mojej specjalnej damy. Lepiej się pospieszcie, bo może nawet kupię wszystko. Bo warto. Bo przede wszystkim Charlotte nie jest obojętna. Tam na Fidżi dostrzegła oczywistą potrzebę, stała się ona dla niej priorytetem i oto jesteśmy tu, by pomóc dzieciom, o których inaczej nigdy byśmy nie usłyszeli. Połączmy siły, by szkoła funkcjonująca w niewyobrażalnych dla większości z nas warunkach, mogła odrobinę zbliżyć się do normalnych standardów. Dziękuję. W zupełnej ciszy, gdy wokół Nicka zaczęły błyskać niezliczone flesze, Charlotte uciekła tylnymi drzwiami. – Czy Dom Silverman ma jeszcze coś więcej do powiedzenia? – Tak, wkrótce, ale teraz, panie i panowie, chciałbym porozmawiać na osobności z panią Dumont. Charlotte wybiegła z budynku, nie zważając na wieczorny chłód i swoją przewiewną, wydekoltowaną kreację. Zatrzymała się dopiero na trawniku nad brzegiem rzeki, w której przepięknie odbijały się światła metropolii. Pobliskie fontanny wypuszczały podświetloną na kolorowo wodę. Zieleń, róż, fiolet, żółć, zieleń, róż... A więc Nick nie przestał istnieć. Nazwał ją swoją specjalną damą. Przy tylu ludziach. Nad rzeką snuły się zakochane pary. Tak. Nie przestała go kochać i nigdy nie przestanie, mogliby kiedyś być właśnie taką parą, lecz skoro powiedziała mu „nie”, to potrafi pozostać konsekwentna. Zaczęła nowe życie, w którym nie było miejsca na niespełnione marzenia, złamane serca i facetów, którzy nie chcieli się wiązać. Przestały ją interesować półśrodki. – Charlotte! Nie odwróciła się nawet. Wiedziała, że ją tu znajdzie. – Cześć, Nick. – Byłaś rewelacyjna, gratulacje. – Dzięki. Rozmawiali jak znajomi. Nie odrywała wzroku od trawnika, jakby mogła tam znaleźć słowa, które należało wypowiedzieć. – Dobre miejsce. Odkąd się rozstaliśmy, czuję się, jakbym leżał na dnie tej ciemnej, mętnej rzeki Torrens. – Może powinieneś się zastanowić, skąd się tam wziąłeś i jak się wydostać.
Poczuła na szyi dotyk jego dłoni. Ile wytrzyma? – Gdzie masz perły? – Już ich nie potrzebuję, żeby pamiętać o mamie, bo mama jest na zawsze w moim sercu. – Jak i ty! – W moim życiu dużo się zmieniło, Nick. – Widzę. Chociaż to ja ci mówiłem, że w czerwonym wyglądałabyś odjazdowo – zażartował. Okrył ją marynarką. – Mam nadzieję, Charlotte, że w twoim odmienionym życiu znajdzie się jakieś miejsce dla mnie. Bo nie potrafię bez ciebie żyć. Bo... ja też cię kocham. Łzy napłynęły jej do oczu. – Jak ludzie się kochają, to rozmawiają. Flynn ze mną nie rozmawiał. Nie wiedziałam, co czuje, co myśli. Potem powiedział, że go kompromituję, i odszedł. Nie dał mi szansy. – To najlepsze, co zrobił. Dzięki temu jesteś moja. Zesztywniała. Wystraszył się. – Ale ja już nie dam się uciszać i odsuwać, Nick. – Rozumiem... posłuchaj.... Nazywam się Nick Russo, kocham cię i mam klaustrofobię. Chciałbym o tym z tobą porozmawiać, jak i o tym, co się ze mną w ogóle dzieje. Pytanie, czy chcesz mnie nadal wysłuchać. Czy wysłuchasz mnie, Charlotte? Jej milczenie trwało chyba wieki. – Tak – wyszeptała w końcu i nareszcie odważyła się spojrzeć mu w oczy. – Przecież wiesz, że tak. Nagle dotarło do nich, że od dłuższego czasu słychać wokół flesze i pomruki nerwowych paparazzich. – Chyba czas na nas – powiedział. – A może zróbmy tak, żeby mieli się przez chwilę czym zająć? – zażartowała. – To znaczy, mam cię publicznie pocałować? Czyli wszystko w porządku? Chcesz tego? – Lepiej uwierz w to wreszcie!! W nocy kochali się powoli i długo w absolutnej ciszy. Zaczęli rozmawiać dopiero dużo później. – Miałem matkę, ale wychowałem się sam... – Nick zaczął swą smutną opowieść o czasach, z których wzięła się większość jego urazów. Ponieważ Charlotte słuchała cierpliwie i wyglądała na szczerze zaangażowaną, opowiedział jej też o szkole na przedmieściach, gdzie często był źle traktowany przez lokalnych łobuzów, którzy wiedzieli, że nikt się nim na co dzień nie zajmuje.
– Czemu nikomu nie powiedziałeś? – Za bardzo się bałem. Ale pewnego dnia złamałem się i powiedziałem wychowawcy. Wielki błąd. Dowiedzieli się. Złapali mnie w parku, skrępowali, i z zawiązanymi oczami porzucili na tyłach centrum handlowego po zamknięciu sklepów. Przeleżałem tam ponad dwadzieścia cztery godziny. Wtedy się przyznali i znalazła mnie policja. – To dlatego nie chciałeś żadnych zabaw z zawiązywaniem oczu... nie mogłam przecież wiedzieć... – Przez te dwadzieścia cztery godziny miałem mnóstwo czasu na myślenie. Okazało się, że moja wyobraźnia podpowiada mi mnóstwo sposobów na ucieczkę i krwawą zemstę... – I w końcu się na nich zemściłeś? – Tak. Jak zarobiłem pierwszy milion dolarów z moich gier, w których oni byli złymi bohaterami, a ja w wyobraźni mściłem się na nich. Po tym wypadku matka zmieniła jednak miejsce pracy, przeprowadziliśmy się do elegantszej dzielnicy i trochę się nam polepszyło. Ale klaustrofobii nabawiłem się na resztę życia. – Wysłali cię na jakąś terapię? – Nie, kochanie. Ale teraz, kiedy ze złymi rzeczami będziemy się zmagać razem, nie będę jej już chyba potrzebował. Tej nocy Charlotte opowiedziała mu jeszcze o zmianach, jakie wprowadziła w domu po rodzicach, i o planie udostępnienia klientom części pomieszczeń. Wspólnie z córką nabywców winnicy Ellą zaplanowały otwarcie w atrium winiarni połączonej z butikiem oferującym między innymi seksowną bieliznę i sklepem z antykami. Problemem mogła więc już tylko okazać się odległość dzielącą Fidżi i Adelajdę. Nick nie ukrywał jednak, że dla Charlotte gotów jest pracować z każdego miejsca na świecie. Trzy miesiące później Plaża o zachodzie słońca prezentowała się niewiarygodnie. Jak na bajecznej widokówce z końca świata. Zdenerwowany pan młody miał na sobie białe spodnie, białą wyspiarską koszulę i... był na bosaka. Bo tego wymagała tutejsza tradycja.
Wtedy obok niego zjawiła się panna młoda w bardzo tradycyjnej sukni ślubnej, również z gołymi stopami i mnóstwem czerwonych kwiatów wplecionych we włosy. – Cześć – wyszeptała na przywitanie. – Witajcie, przyjaciele. – Kapłan celebrant, znajomy Suzette, powitał wszystkich zgromadzonych na plaży. – Spotykamy się tu dziś wieczorem w tak egzotycznym miejscu, by połączyć oficjalnym węzłem tych dwoje młodych ludzi... – I kto by pomyślał – szeptała żartobliwie Charlotte nocą, gdy tańczyła z Nickiem wśród znajomych i przyjaciół, parę godzin po ceremonii. – Ja! Byłem cały twój od momentu, gdy stanęłaś przede mną w kolejce do odprawy paszportowej. Reszta ułożyła się sama. Popatrzyła rozmarzona na błyszczący w ciemnościach pierścionek. – Ella sprawdza się jako menedżer. Sprzedała już trochę bielizny i antyków. – A wracając do tej bielizny... Czy nie sądzisz, że oni tu sobie doskonale bez nas poradzą? Bo widzisz, nie mogę się już doczekać tego, co przygotowałaś dla nas na dzisiejszą noc. Wzięła go za rękę. – Załatwione, nie ma sprawy. Chodź, pokażę ci!