Olivia Cunning – Sinners on tour 01 – Backstage Pass
łumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden
Książka dedykowana...
30 downloads
11 Views
985KB Size
Olivia Cunning – Sinners on tour 01 – Backstage Pass
łumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden
Książka dedykowana
"Dimebagowi" Darrellowi Abbottowi mistrzowi riffów gitary metalowej i kowbojowi z piekła,
który spalił swój gryf
swoimi magicznymi palcami.
Był utalentowanym muzykiem,
który odszedł od nas zbyt szybko, ale żyje w swojej muzyce
i w strunach gitarzystów których wciąż inspiruje.
Wciąż Cię słyszę, Dimebag. Rock on.
1
\m/
1 Wyraz używany wśród rockmanów, który służy do pozdrawiania się, żegnania albo gdy zdarzy się coś świetnego. Zazwyczaj podkreślane gestem ręki: \ m /
Rozdział 1
Stos materiałów informacyjnych spadł z pokrowca na laptop Myrny na kwiatowo wzorzysty dywan. Cholernie niewiarygodne. Zapomniała zapiąć przegródkę gdy w pośpiechu uciekła z sali konferencyjnej. Z głośnym westchnieniem, pochyliła się by pozbierać rozproszone kartki. Ten dzień mógłby być jeszcze bardziej spieprzony, proszę? Chór „uch, uch, uch, uch” podążył za entuzjastycznymi okrzykami, które dobiegły z holu koło windy. Cóż, ktoś dziś wieczorem będzie miał dobrą zabawę. Z pewnością nie była to ona. Wepchnęła dokumenty do wnętrza torebki i szarpnęła za suwak przed ruszeniem w kierunku hotelowego holu, aby dostać się do swego pokoju na szóstym piętrze. Długa, gorąca kąpiel brzmiała jak niebo. Dlaczego pozwoliła swemu pre dziekanowi się wmanewrować w prezentację na tej głupiej konferencji? Co za strata czasu. Pozostali profesorowie w jej dziedzinie nie widzieliby w tym innowacyjnego pomysłu, gdyby stali na przodzie i śpiewali hymn Stanów Zjednoczonych. I dlaczego obchodziło ją co pomyślą jej koledzy o jej metodach? Studenci kochali jej zajęcia. Klasy zawsze były pełne. Miała listy oczekujących na... Rozległo się za nią echo kroków. Włosy na jej karku stanęły dęba. Zatrzymała się jej serce waliło, dłonie zwilgotniały. Ktokolwiek szedł, zatrzymał się kilka kroków za nią. Słyszała jego oddech. Jeremy? Nie, nie mógł to być jej były mąż. Nie wiedział jak ją znaleźć. Prawda? Powiedzcie to zimnej, wąskiej strużce potu, która spływała między jej piersiami. Chwyciła za uchwyt pokrowca na laptop, przygotowując się do uderzenia kogokolwiek, kto był na tyle głupi, aby się za nią skradać. - Dałaś świetne seminarium, doktor Evans - obcy głos powiedział do jej pleców. To nie Jeremy. Dzięki Bogu. Wzięła głęboki, chwiejny oddech i spojrzała przez swe ramię. Chudy mężczyzna który podchodził pod czterdziestkę, wyciągnął w jej kierunku rękę. - Kto by kiedykolwiek pomyślał, żeby użyć gitarowych riffów w dyskusji na temat ludzkiej psychologii? Nie ja. Jestem przekonany do tej metody. Tylko nie jestem pewien, czy mógłbym sięgnąć do twojego poziomu, uch... - odchrząknął.- ... entuzjazmu uśmiechnął się, jego wzrok spadł na dekolt który otaczał specjalnie dopasowany garnitur
w szarym kolorze. Z wciąż kującym sercem w piersi, Myrna stłumiła chęć uduszenia go i wyciągnęła swą wolną rękę aby przyjąć jego uścisk dłoni. - Dziękuję, panie uch... Kiedy jego palce owinęły się wokół jej, jego uśmiech rozszerzył się od ucha do ucha. - Doktorze. Doktor Frank Elroy z Stanford. W rzeczywistości kierownik działu psychologi anormalnej. Ach Doktor Dupek. Doktor Napuszony Dupek. Spotkałam cię już wiele razy. Tysiące razy. Skinęła głową i przykleiła do swej twarzy znużony uśmiech. - Miło mi pana poznać, Doktorze Elroy. - Powiedz, chciałabyś ze mną wypić drinka?- skinął głową w kierunku baru po jej lewej, jego gładził wierzch jej dłoni. Myrna skuliła się w swoim środku jednocześnie zachowując swój uśmiech. Ten facet był przeciwieństwem jej typu. Był nudny. Nie, dziękuję. Jej awersja do nudnych istnień była instynktowna. - Przykro mi, ale muszę odmówić. Właśnie zmierzałam do swojego pokoju by odpocząć. Może innym razem. Pękł ją przebity balon. - Jasne. Rozumiem. Musisz być wyczerpana po tak żywej... - uśmiechnął się ponownie.- ... dyskusji. Dyskusji? Był tam? „Krwawa kąpiel” wydawała się bardzo odpowiednim opisem, gdy czuła się tak szczególnie anemiczna w tej chwili. - Tak - mruknęła, zwężając oczy. Wyszarpnęła rękę z jego, odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku windy, okrążając hotelowy bar i kilka krzaczastych roślin doniczkowych. Głośna salwa śmiechu dochodząca z baru przykuła jej uwagę. Czterech mężczyzn siedziało na pół okrągłej kanapie, śmiejąc się z piątego mężczyzny który leżał na swych plecach na środku ich stołu. Stół był pokryty szklankami, które zawierały różne ilości bursztynowej cieczy, niebezpiecznie przechylone pod ciężarem mężczyzny, który przewrócił się na bok. Jego towarzysze rzucili się do uratowania swego piwa przez niechybnym zgonem. - Powiedzcie pokojowi, żeby się zatrzymał - krzyknął wylegujący się facet i kopnął lampę Tiffany'ego ze stołu. - Nie ma dla ciebie więcej piwa, Brian - powiedział jeden z jego przyjaciół. Brian podniósł palec. - Jeszcze jedno - podniósł drugi palec.- Albo twa - kolejny palec.- Mmmmmoże cztery. Myrna uśmiechnęła się. Ta piątka nie była „mieszanką” uczestników konferencji, głownie profesorów, którzy byli rozsiani po holu i barze. Niekonwencjonalna załoga przy stoliku przyciągała więcej niechęci i spojrzeń. Czy to tatuaże? Różnorodny piercing i kolczasta biżuteria? Pofarbowane włosy, dziwne fryzury i czarne ciuchy? Nieważne. Byli po prostu facetami którzy byli chłopakami. I mogła się założyć, że nie byli tacy nudni jak tamten. Myrna zrobiła niepewny krok w kierunku windy. Chciałaby spędzić z nimi trochę czasu. Mogłaby wykorzystać trochę zabawy - coś innego niż stymulowane rozmowy z intelektami. Miała już dość tej pracy. Brian, wciąż wylegując się na środku stołu, wymawiał riff, podczas gdy grał palcami po mistrzowsku na powietrznej gitarze. Myrna od razu je rozpoznała. Używała je w swojej klasie dyskutując o męskiej zmysłowości, gdyż nikt na ziemi nie grał bardziej zmysłowo na
gitarze niż Mistrz Sinclair. Chwileczkę! Czy to mógł być...? Nie, co zespół rockowy Sinners2 robiłby na konferencji uczelni? Byli pewnie tylko fanami zespołu, choć imię Brian skierowane do gitarzysty, sprawiło że przeszły przez nią ciarki. Czyż główny gitarzysta Grzeszników nie nazywał się Brian Sinclair? Jeden z mężczyzn siedzących w loży, odwrócił głowę i podrapał podbródkiem o swe ramię. Mimo swych lustrzanych okularów przeciwsłonecznych, od razu rozpoznała wokalistę Sedrica Lionheart. Jej tętno się rozpędziło. To byli Sinnersi. - Jestem cholernie pijany!- krzyknął Brian. Stoczył się ze stołu przewracając kilka pustych butelek po piwie i wylądował na kolanach dwóch swoich towarzyszy. Bezceremonialnie zrzucili go na podłogę. Myrna prychnęła a następnie rozejrzała się by się upewnić, że nikt nie był świadkiem produkcji tak niekobiecego dźwięku. Musiała z nimi porozmawiać. Mogła udawać, że chciała ich spotkać z powodu swego seminarium. Prawdę mówiąc, kochała ich muzykę. Nie byli zbyt twardzi w jej oczach. Byli definitywnie w jej typie. Dzicy. Tak, proszę. Gwarantowali wszystko czego potrzebowała po takim dniu. Porzucając swój plan aby ukryć się w swoim pokoju, Myrna ominęła niski murek, który udzielał bar od korytarza. Zatrzymała się przed Brianem, który starał się czołgać na czworakach. Postawiła swój nierówny pokrowiec z laptopem na podłodze i pochyliła się, by mu pomóc wstać na nogi. W chwili gdy dotknęła jego ręki, jej serce pominęło rytm i zaczęło pędzić. Zwierzęcy magnetyzm. Miał go. Witam, Panie Witam Dobrą Zabawę. Jego wzrok popłynął w górę jej nóg i ciała, jego twarz powoli odchyliła się w pole widzenia. Miał ryscy, które rzeźbiarz by pokochał: silna szczęka, ostry podbródek, wysokie kości policzkowe. Byłaby to arogancja z jej strony, gdyby zbadała kontury jego twarzy swymi palcami? Swymi ustami? Skupiła swą uwagę na swojej dłoni, która chwyciła dobrze umięśnione ramię. - Bądź ostrożny z tą ręką - powiedziała.- Tylko niewielu gitarzystów posiada twoje umiejętności. Użył jej wsparcia do wstania na nogi. Kiedy się na niej oparł, złapała jego oddech i zaciągnęła się głęboko, jej oczy zamknęły się. Prymitywne pragnienie zbombardowało jej zmysły. Czyżby warknęła na głos? Jego silne ręce chwyciły ją za ramiona, gdy się ustabilizował. Każdy nerw jej ciała przygotowało się do najwyższej gotowości. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem tak natychmiastowo przyciągnęło ją do mężczyzny. Brian uwolnił ją i oparł się o kabinę dla wsparcia. Zamrugał ciężko, starając się skupić na jej twarzy swoje intensywne, brązowe oczy. - Wiesz, kim jestem?- zapytał, jego głos był niewyraźny. Uśmiechnęła się i skwapliwie skinęła głową. - Kto nie wie? Machnął ręką teatralnie wokół miejsca, co wyrwało go z równowagi. - Każdy palant pod krawatem w tym przeklętym miejscu, oto kto. Warknął na siwą kobietę w ciężkim swetrze, która otwarcie się na niego gapiła. Kobieta zadyszała i odwróciła się, skupiając swoją uwagę na koktajlu koloru oceanu, siorbiąc napój przez niewielką, czerwoną słomkę tak nonszalancko, jak tylko było to możliwe. - Brian, nie dramatyzuj - powiedział Sed, główny wokalista zespołu. Kwaśne spojrzenie, które posłał Brian Sedowi, mogło zeskrobać farbę ze ściany. - Co? Ja niczego nie zaczynam. To ci popieprzeni ludzie mają problem z gapieniem się! 2 Grzesznicy – mam słabość do angielskich nazw
Prawda. Gapili się. Teraz większość z nich gapiła się na Myrnę. Pewnie zastanawiając się, jak najlepiej ją uratować z terytorium wroga. - Macie coś przeciwko, że się do was na chwilkę przysiądę?- spytała Myrna, mając nadzieję, że siedząc będzie mnie widoczna. Odgarnęła kosmyk które uciekł ze spinki za ucho i uśmiechnęła się z nadzieją do Briana. Pogładził swoje brwi wskazującym palcem, jakby rozważał jej prośbę. Wiedziała, co sobie myślał. Dlaczego ta pruderyjna laska w biznesowym garniturze chciałaby usiąść z piątką gwiazd rocka? Sed rozejrzał się półkolu loży i poklepał pustą przestrzeń na winylu w kolorze lasu. Odkleiła swój wzrok od Briana i spojrzała na Seda. Sed, chłopak z sąsiedztwa, wyglądał świetnie ze swoją reputacją kobieciarza, która kontrastowała z wizerunkiem bad-boya. Nie śledziła osobistego życia zespołu który podziwiała, ale wiedziała, że Sed ich reprezentuje. Jego uśmiech z dołeczkami mógł zmrozić ciasto, więc prawdopodobnie dlatego ukrył go tak szybko pod groźnym spojrzenie. Szybka zasłona obojętności zastała przemieniona w chłodny wyraz. Te cudowne dołeczki nie bardzo pasowały do jego wizerunku. Myrna prześlizgnęła się do miejsca obok Seda, ocierając spocone dłonie o spódnicę, gdy usiadła koło niego. Dobra, jestem tutaj. Co teraz? - Jesteś jakąś bizneswoman czy coś?- Sed odchylił się do tyłu, by zbadać jej profesjonalny strój. Myrna nie zastanawiała się nad odpowiedzią dwa razy. - Coś w tym stylu. Faktycznie to jestem palantem pod krawatem. Profesorką z uniwersytetu która miała tutaj konferencję. - Bez jaj - rozpoznała rozmówcę, który siedział naprzeciwko niego, był to Eric Sticks, perkusista zespołu.- Gdybym wiedział, że profesorki na uczelniach sa gorące, rozważyłbym edukację. Myrna roześmiała się. Spojrzała na Briana, który nadal opierał się o ściankę nad prawym ramieniem Erica. Jej serce zadrżało boleśnie. Boże, był wspaniały. - Chciałbyś usiąść, Brian?- Myrna przesunęła się bliżej Seda, jej kolano oparło się o jego pod stołem. Brian upadł na siedzenie obok niej, sprawiając że siedziała między dwoma najseksowniejszymi i najbardziej utalentowanych muzykami w branży. Umarła i poszła do nieba. Dobrze to rozegraj, Myrno. Jeśli zaczniesz się zachowywać jak fanka, każą ci spadać. I na pewno tego nie chciała. Brian pochylił się i z jękiem oparł czoło o stół. Myrnie zajęło skupienie całej swej koncentracji aby go kojąco nie dotknąć. Wiedziała kim jest, ale pewnie jej nie znał. Cóż, miejmy nadzieję, że ją rozpoznał, ale, uch... Wzięła głęboki oddech, żeby zebrać swoje rozproszone myśli i skupiła swą uwagę na Ericu. Nie mogła patrzeć na niego bez zawrotu głowy, ale uznała, że nie mogła przestać się gapić na jego szaloną fryzurę - półdługie kolce opadały na środek głowy, reszta nierównej długości była po prostu dziwna. Purpurowy lok grubości palca zakręcił mu się wokół szyi. Włosy gwiazdy rocka. Stłumiła podniecony chichot. - Więc, czego uczysz?- Eric pociągnął łyk swego piwa, jego jasnoniebieskie oczy nigdy nie oderwały się od jej twarzy. Cóż, może sprawdził nieco jej piersi, ale głównie trzymał wzrok powyżej jej szyi. Myrna skrzywiła się na jego pytanie i opuściła wzrok na stół. Jakakolwiek szansa na zdobycie ich szacunku przepadnie, gdy ujawni przedmiot którego uczy. - Muszę odpowiadać? - No dalej. Westchnęła ciężko. - Ludzka Seksualność. Eric wypluł swe piwo. Otarł usta wierzchem dłoni. - Pieprz mnie.
- Cóż, tak, myślę, że to mój przedmiot - Myrna powiedziała z krzywym uśmiechem. Chłopaki zaśmiali się. Poza Brianem. Był nieruchomy, jego głowa nadal spoczywała na stole przed nimi. Stracił przytomność? Nawalenie nie było zbliżonym opisem do jego aktualnego stanu. - Nic mu nie jest?- spytała Myrna. - Taa, jest tylko trochę najebany - powiedział Eric. - Jest bardzo najebany - powiedział Trey Mills, gitarzysta rytmiczny zespołu, który siedział obok Erica. - Zamknij się - mruknął Brian. Odwrócił głowę by spojrzeć na Myrnę. Miał jedno oko zamknięte, gdy próbował się na niej skupić. Odczuła niewytłumaczalną chęć aby wyprostować jego potargane, czarne jak smoła włosy, które sięgały mu do wysokości kołnierzyka i wystawały z jego głowy pod dziwnymi kątami.- Jak masz na imię, Seks Profesorko? Uśmiechnęła się. Może był zainteresowany. - Myrna. Zaśmiał się. - To imię dla starszej pani. Albo... może nie był. Miała nadzieję, że dobrze ukryła swoje rozczarowanie. Sed sięgnął za Myrnę i uderzył Briana w plecy za jego zniewagę. Brian nawet nie drgnął. Na pewno nie poczuł żadnego bólu. Myrna wzruszyła ramionami. - Ma rację. Zostałam nazwana po mojej prababci. Ona się kwalifikuje jako starsza pani. Brian odwrócił głowę i ponownie oparł się czołem o stół. Przełknął kilka razy. - Chyba się porzygam. - Eric, zabierz go do łazienki - powiedział Sed.- Ostatnią rzeczą jakiej potrzebujemy, to ten stół pokryty rzygami Sinclaira. Eric jęknął. - Chce zostać i porozmawiać z tą ślicznotką Nie chcę już siedzieć całej nocy przy stole z nudnymi kolesiami - mimo swych protestów, Eric ześlizgnął się ze swego siedzenia i postawił Briana na nogi. - Nadal tu będę, kiedy wrócisz - Myrna obiecała. - Postaw jej drinka, Sed. Albo jeśli będzie tu całą noc, postaw jej dwa - Eric objął się ramieniem Briana wokół swoich i zaprowadził swego oszołomionego przyjaciela w kierunku łazienki. Myrna przyglądała się im jak idą, spoglądając z uznaniem na tyłek Briana, który był zapakowany w czarne dżinsy. - Nie miej mu tego za złe, Myr. Zazwyczaj taki nie jest. On po prostu... uch... skończył ze związkiem - powiedział Sed. Trey przewrócił oczami i potrząsnął głową. - Tak, można tak powiedzieć. - Nie wiem dlaczego ciągle mu się to zdarza - Jace Seymour, basista, masował swoją dziurkę w uchu, w której spoczywał okrągły kolczyk. Był jedynym blondynem w grupie - tlenionym, jeśli wziąć pod uwagę jego ciemne brwi i brodę. Był najmniejszym członkiem zespołu, jednak było w tym twardym facecie z Jamesa Deana. Prawdopodobnie starał się zaniżyć swą naturalną słodycz. Myrna chciała po prostu ją z niego wycisnąć. - Koleś dostaje częściej kosza niż jakikolwiek inny facet, którego znam - Trey wyglądał cholernie seksownie. Kiedy te jego gorące, sypialniane oczy spotkały Myrny, mrowienie przeszło przez podstawę jej kręgosłupa. - To dlatego, ponieważ jest cholernie opóźniony, jeśli chodzi o kobiety - Sed
przesunął dłonią po swoich obciętych, czarnych włosach.-Zakochuje się w tych puszczalskich niuniach jedna po drugiej. Nigdy się nie nauczy. - A może problem tkwi w tym, że ktoś mu to wszystko spieprzył - powiedział Trey.Tylko myślę. - Ta suka nie była warta jego czasu. Brian był zbyt dobry dla niej - Sed warknął. Myrna przeniosła swe spojrzenie od jednego mężczyzny do drugiego. Było coś więcej za tą historią którą opowiadali. A może... - Brian jest beznadziejnym romantykiem, prawda? Sed pochylił się do jej ucha. - Cii. To tajemnica. Dreszcz przebiegł po boku jej szyi. Odwróciła głowę i stwierdziła, że nos Sed jest mniej niż cal od niej. Mogła dostrzec pogranicze jego rzęs tuż nad powierzchnią jego lustrzanych okularów. Znalazła coś niepokojącego, gdy facet patrzył na nią przez okulary przeciwsłoneczne, dlatego sięgnęła do nich i zsunęła mu je w dół nosa. Wolała wierzyć, że lepiej będzie patrzeć mu w oczy, ale jego przypatrujące się niebieskie oczy sprawiły, że jej serce zawaliło. Uśmiechnął się, świadomy jak wpływał na kobiety. Sed uniósł rękę w powietrze, aby dać znak kelnerce. - Jaka trucizna dla ciebie, Myrno? - Tylko woda. - Nie potrzebujesz czegoś mocniejszego, żeby się rozluźnić?- unosząc nad nią brwi, przyjrzał się jej konserwatywnemu garniturowi. - Całkowicie zbędne. Zawsze jestem wyluzowana. - Nie wyglądasz jakbyś była - chwycił palcami górny guzik jej marynarki. Przez przypadł znajdował się bezpośrednio między jej piersiami. Ten facet był kłopotem przez duże K. Trzeba. Unikać. Gorącego. Wokalisty. - Wygląd może być mylący - wykręciła się z jego spojrzenia i zerknęła na kelnerkę, przerywając kontakt między ich kolanami. Sed zachichotał. - Jakoś wierzę, że tak jest w twoim przypadku - potem zwrócił się do kelnerki.- Dwie wody, proszę. - Och, wystarczy mi jedna. - Druga jest dla Briana. Myrna zaczerwieniła się. - Oczywiście. Kelnerka postawiła przed nią szklankę wody. Myrna spojrzała w kierunku męskiej toalety i miała nadzieję, że z Brianem było wszystko w porządku. I o wiele bardziej wolała się skupić na nim, niż na Panu Podrywaczu, który właśnie ocierał swoimi kostkami palców o bok jej kolana. Kiedy jego palce odnalazły swą drogę pod rąbek spódnicy, jej oczy rozszerzyły się i przesunęła się w nok o jeszcze kilka centymetrów. Trey wyglądał na zrelaksowanego, gdy ssał swojego czerwonego lizaka. Może powinna się przesiąść na drugą stronę stołu. Uniosła szklankę do ust. Sed ścisnął jej kolano. Myrna zakrztusiła się i sięgnęła pod stół aby odsunąć jego rękę ze swej nogi. Niezrażony, pochylił się bliżej. Odniosła wrażenie, że ten facet nie był przyzwyczajony do odrzucenia. - Chciałabyś pójść ze mną na górę?- Sed wyszeptał do jej ucha, ocierając nosem bok jej szyi, gdy opuścił głowę. - Uch...
Rozdział 2
Brian spłukał toaletę i oparł się o drzwi kabiny. Przycisnął tył nadgarstka do swoich ust i przełknął kilka razy, by zwalczyć mdłości. Nie dobrze. Rzucił się do przodu i znowu zwymiotował do toalety. Pewnego dnia nauczy się gdzie leży jego tolerancja alkoholu. Najwyraźniej dzisiejszy nie był tym dniem. - Koleś, chcesz żebym ci przytrzymał włosy czy coś?- Eric odezwał się za drzwi kabiny. Roześmiał się. - Pieprz się - Brian zadyszał i znowu zwymiotował. - Marnujesz tyle dobrego piwa. - Jeśli chcesz, chodź i weź je sobie. Brian oparł się o chłodną partycję metalu i spłukał toaletę nogą. Stał przez chwilę i w końcu zdecydował, że czuję się na tyle dobrze by wyjść z boksu. Eric spojrzał na niego z nadzieją. - Lepiej? Brian skinął nieznacznie. - Musisz przestać pozwalać laskom dostawać się tak blisko ciebie. Powiedz mu coś, czego nie wie. Brian przeniósł się do zlewu i przepłukał usta wodą kilka razy zanim spojrzał w lustro. Przekrwione oczy. Blada i woskowa skóra. Przesunął dłonią po swojej zaniedbanej twarzy. - Boże, wyglądam jak gówno. - Ja nie zauważyłem żadnej różnicy. Brian uniósł trzy środkowe palce swojej prawej ręki. - Czytaj między wierszami, dupku. Eric wyglądał na bardziej zdziwionego niż zwykle. - Nigdy nie nauczyłem się czytać. - Chodź no, pomogę ci - Brian pochylił swój palec serdeczny i wskazujący w dół, pozostawiać tylko wyprostowany palec środkowy.- Znasz język znaków? - Nie. Sorka - Eric uderzył go w ramię, przyłożył kciuk do nosa i znowu go walnął. Brian wiedział, że rano odczuje te uderzenia. Eric nigdy nie powstrzymywał swych ciosów.Jesteś gotów, by wrócić? Jestem pewien, że się zbłaźniłeś przed tą ślicznotką z klasą. - Dzięki za przypomnienie - na szczęście, rano Brian nie będzie nic z tego pamiętał.
- No dalej. Chodźmy. - Co cię tak spieszy?- spytał Brian. - Jak często masz okazję spędzić czas z tak wyrafinowaną seksbombą jak ona? - Pomijając zeszłą noc, kiedy przeleciałem twoją mamę? - Stary, gdybym miał mamę, mógłbym się obrazić. Brian skrzywił się. Dlaczego to powiedział? Bycie pijanym go nie usprawiedliwiało. - Przykro mi, stary. Nie miałem na myśli - energicznie przetarł obiema dłońmi swą twarz.- Kurwa. - Jeśli się nie pospieszymy, Sed zdobędzie ten słodki tyłeczek. Brian przemył twarz wodą. - Taa, to nic nowego, co nie?- Sed zawsze dostawał każdy najsłodszy tyłeczek. - To całkowicie niesprawiedliwe. Sed dostaje wszystkie cipki. Wszyscy z nich dostawali. Nie mogli narzekać. Właściwie to byłoby dobrze, gdyby Brian na jakiś czas odpuściłby sobie cipki. - Wszyscy mamy ich mnóstwo. - Ale Sed dostaje wszystkie dobre cipki. Gadamy tu o pierwszorzędnej cipce Be-Rye. Na pewno już ją powalił na plecy z jej kostkami wokół jego szyi - przechylił głowę do tyłu sparodiował minę Seda, gdy laski były przez niego pieszczone.- Och Sed. Tak. Tak. Sed. Ochhhh! Brian przewrócił oczami i potrząsnął głową. - Jesteś dupkiem, Eric. Wiesz o tym? - Wolałbym laseczkę. Wiem o tym. Pospiesz się do cholery albo wracam bez ciebie. Brian wysuszył swą twarz papierowym ręcznikiem i skierował się do wyjścia łazienki. - W porządku, chodźmy załatwić ci jakąś pierwszorzędną cipkę - walnął Erica w plecy, idąc teraz bez pomocy. Eric nie miał żadnych szans u Myrny, jeśli Sed już na nią spojrzał. Ale hej, facet mógł sobie pomarzyć. Kiedy wrócili do stołu, Brian znalazł Myrnę, która skromnie siedziała obok Seda. Wszystkie jej ubrania nadal były na swym miejscu. Ręka Seda nie była pod jej spódnicą. Nawet nie udawali. W rzeczywistości, rozmawiali i się śmiali. Nawet Jace, który w przeciętny dzień wypowiadał mniej niż pięć słów, rozmawiał spokojnie z pierwszorzędną Profesorką od Seksu. Kiedy cień Briana wkroczył na jej twarz, Myrna spojrzała na niego i uśmiechnęła się jasno. Miała wielki uśmiech, doskonale błyszczące, białe zęby między delikatnymi, całuśnymi wargami. - Czujesz się lepiej?- spojrzała na niego z prawdziwą troską. Nie rób tego, pomyślał. Nadal się staram pozbyć jej twarzy. Angie. Taa. Staram się zapomnieć o Angie. Brian spojrzał na Seda, który uniknął jego oskarżycielskiego spojrzenia poprzez znalezienie czegoś interesującego u Jace'a. Angie... Serce Briana skurczyło się nieprzyjemnie i zacisnął pięść. To cholerna dziwka. - Tak, czuję się trochę lepiej - powiedział do Myrny. - Jest do kitu - Eric uznał za konieczne, by wszystkich o tym poinformować. Myrna poklepała miejsce obok siebie, co najwyraźniej zasygnalizowało Ericowi by zepchnąć Briana z drogi i wpakować się obok niej. Roześmiała się i objęła Erica ramieniem. - Dzięki o zadbanie o Briania. Eric pochylił się. - Hej, nie ma problemu. Właśnie od tego są przyjaciele. Skurwiel. Brian usiadł obok Treya, który siedział rozleniwiony na ławce naprzeciwko Myrny z wystającym z ust patyczkiem od lizaka. Trey był jedynym facetem na ziemi, który wyglądał
zajebiście z lizakiem. Rzucił palenie kilka miesięcy temu, ale przez ten cały czas nadal potrzebował czegoś w ustach. Jego dentysta dokonał zabójstwa. - Więc naprawdę jesteś naszą fanką?- Eric spytał Myrne. - Tak, od lat. Nawet zanim odnieśliście sukces. Używam fragmentów waszej muzyki gitarowych podczas moich zajęć w celu omówienia męskiej sensua...- spojrzała na Briana, jej oczy rozszerzyły się, jakby została przyłapana na czymś złym. Nigdy nie dokończyła myśli, gdyż Jace postanowił teraz, że przełamie swoje stałe milczenie. - Nawet zna nasze wszystkie imiona. Spoglądając z ulgą, że temat został zmieniony, wskazywała po kolei na każdego z nich. - Eric Sticks - perkusja. Trzy bębny basowe, czternaście talerzy. Wykonuje robotę z doskonałym rytmem. - Za każdym razem - powiedział poklepując dłońmi stół. - Sedric Lionheart. Główny wokal. Dźwięk jego głos sprawia, że majtki panienek stają się mokre. Sed pochylił się bliżej i mruknął w swym rozpoznawczym barytonem. - Też się w to wliczasz? Mógłbym zaśpiewać kilka taktów, jeśli chcesz. - To zupełnie niepotrzebne. - Ach, zabijasz mnie, Myr. Uśmiechnęła się podstępnie. Brian zastanawiał się co go ominęło, podczas gdy obsypywał porcelanę toalety złotem. Tak samo jak Sed, który od razu zaatakowałby zdobycz. Kontynuowała. - Jace Seymour. Basista - zamilkła, kontemplując najnowszego członka ich zespołu. - Hej, ja nie dostanę przypisu?- Jace narzekał. Myrna nachyliła się nad Sedem i skinęła na Jace'a aby zrobił to samo. Szepnęła mu coś do ucha i zaczerwienił się po korzonki swoich tlenionych włosów. - Poważnie?- syknął. Spojrzała mu w oczy i skinęła głową. - Poważnie. Teraz było po prostu źle. Co mu powiedziała? - Trey Mills. Gitarzysta rytmiczny. Rozmarzone, zielone oczy które topią serca. Zwinne palce, które pozwalając wyobrazić sobie jak prześlizgują się w niewłaściwym kierunku. Trey puścił jej oczko i wyciągnął ku niej palce. Jej oczy przeniosły się do Briana. - Brian Sinclair - urwała. Wzrok Briana skoncentrował się na jej wydętych, różowych wargach. Zastanawiał się ilu jej męskich uczniów siedziało podczas jej zajęć z namiotem w spodniach. Urzeczony, czekał na jej słowa. Powolny uśmiech rozprzestrzenił się na jej pięknej twarzy.- Geniusz muzyczny. Nie ma mowy! Nie było niczego seksownego do powiedzenia o nim? Jednakże mógłby się stopić w ogniu jej spojrzenia. Chciała go. Był już z wystarczająco wieloma kobietami aby rozpoznać to spojrzenie. Dlaczego był tak bardzo pijany? Nie był w stanie wykrzesać z siebie dowolnego poziomu uwodzenia. - Myślę, że ona wie kim jesteśmy - powiedział Eric. - Myślałeś, że kłamałam?- spojrzenie Myrny przeniosło się do Erica. - Po prostu nie wyglądasz na fankę rocka. W ogóle. - Jak wygląda fanka rocka? - Więcej makijażu. Mniej ubrań. Kolczyki. Tatuaże.
- Kto powiedział, że nie mam żadnych kolczyków? Sed prześledził swym palcem krawędź jej ucha, zwracając uwagę na parę diamentowych kulek w jej uszach. - Nie mówiłam o kolczykach w uszach. Oczy Seda przeszukiwały jej twarz. - A gdzie? Nie widzę żadnych innych... Och... Brian przesunął się niewygodnie na swoim miejscu. - Więc gdzie je masz?- Eric spytał podekscytowany.- W pępku? Sutkach? - W cipce?- spytał Jace, opuszczając oczy gdy się uśmiechnął krzywo. Brian też tego oczekiwał. Jej cipki. Pieprz mnie. Spostrzegł, że utrzymanie głowy w pionie było trudne gdy tyle wypił. Na pewno nie potrzebował, aby krew odpłynęła z jego mózgu aby pożreć głębszą część jego anatomii. Chwycił stół gdy pokój się przechylił. Myrna uśmiechnęła się, gdy jej piwne oczy dotarły do twarzy Briana. - Nigdy nie powiem - powiedziała, choć jej oczy mówiły Pokażę ci, Brian. Bawiła się z nim. Musiała. W tej chwili miał praktycznie wytatuowane na czole „nawalony przegrany”. Sed pochylił się bliżej i szepnął jej coś do ucha. Potrząsnęła głową. - Zabijasz mnie, Myr. - Masz jakieś tatuaże?- spytał Eric. - Nie tak wiele, jak ty - oczy Myrny rozszerzyły się. Wyciągnęła rękę Erica na powierzchnię stołu i puściła ją.- Nie masz pozwolenia, żeby mnie dotykać. Brian przygryzł wargę, aby powstrzymać śmiech i odwrócił wzrok. Ostro! Co zaskakujące, żaden z chłopaków nie zgrywał się z tego, że Myrna odrzuciła Erica. Ta laska była onieśmielająca jak diabli. Brian nie pamiętał, kiedy ostatni raz kobieta wstrząsnęła nim swoją pewnością siebie. W liceum? - Zakładam, że sztuka na twoim ciele także nie jest widoczna?- Sed szarpnął za kołnierzyk jej garnituru by odsłonić nieoznakowany obojczyk. Jej łokieć w jego żebrach przekonał go, aby zakończył swą inspekcję. - Jestem profesorem na uczelni. Muszę jakoś utrzymać swą przyzwoitość. - I spędzasz z nami czas w miejscu publicznym?- Trey parsknął i zaśmiał się. Spojrzała na swoich towarzyszy, rozważając każdego z osobna. - Dobry punkt - roześmiała się. Zachwycająco. Ciepło. Brian mógł się założyć, że były w niej także inne rzeczy, które były zachwycające i wspaniałe. - Muszę udać się do łóżka. To był długi dzień. - Nie idź jeszcze - Eric zaprotestował. Brwi Briana uniosły się w zaskoczeniu. Czyżby go publicznie nie odrzuciła. I chciał, żeby została? - Przyjdziesz na nasz koncert jutrzejszego wieczoru?- spytał Trey. Myrnie opadła szczęka. - Gracie na żywo? O mój Boże. Chciałabym pójść! - Bilety są wyprzedane - powiedział Sed. Skrzywiła się. - Do bani. To znaczy, dla was to świetnie ale dla mnie jest do bani. - Umieścimy cię na liście gości. Przyjdź do tylnych drzwi i przedstaw się jako Myrna Ssieseda - powiedział Sed.- Wpuszczą cię za scenę. Eric parsknął śmiechem. - Byłoby fantastycznie - powiedziała. Brian nie mógł uwierzyć, że nie podłapała konotacji Seda. Albo podłapała. Przytuliła się do ręki Seda i jakoś udało się jej uniknąć jego poszukujących ust. - Dobra, pryskam, Eric. Idę teraz do mojego pokoju. - Odmawiam przesunięcia się, nie możesz nigdzie pójść - Eric powiedział z
zadowoleniem. - Och, serio? - Serio. - W takim razie przejdę ze strony Briana. Brian nie mógł w swym życiu zrozumieć co miała na myśli, dopóki nie wczołgała się na stół. Zjechała ze stołu na kolana jego i Treya. Pachniała fantastycznie - kokosem, wanilią i jeszcze czymś wyjątkowym Myrną. Mój Boże, już był obżarty karą. Już raz w tym tygodniu złamał sobie serce. Myrna pochyliła się i szepnęła mu do ucha. - Mam coś dla Ciebie w moim pokoju, jeśli chcesz, żebym ci pomogła z twoim stanem. Jego stanem? Uwielbiał fakt, że pomogłaby mu poradzić sobie z jego stanem. I tak sama wprowadziła go w ten stan. Brian się uśmiechnął, gdy jego pewność siebie wróciła. Jego ręka owinęła się wokół jej wąskiej talii. - Pokój 615 - szepnęła, jej oddech połaskotał jego ucho.- Nie namyślaj się zbyt długo. Chciałabym się szybko położyć do łóżka. - Pokój 615. - Właśnie tak - wspięła się na jego kolanach i wyprostowała spódnicę, zanim spojrzała przez ramię na Erica. Wielokrotnie walił głową w stół. - Będziesz kręcić się w pobliżu po naszym jutrzejszym koncercie, prawda?- spytał Sed. - Oczywiście. Trey zasalutował dwoma palcami przy czole. - Dobranoc, Profesorze. - Dobranoc, Trey, Jace, Sed, Eric - po kolei skinęła głową do każdego z nich.- Nieźle się bawiłam rozmawiając z wami. Dzięki za rozpuszczenie mnie. Podniosła swoją torbę z laptopem i opuściła bar, a oczy każdego mężczyzny w pomieszczeniu utkwiły w delikatnych ruchach jej bioder. - Dzięki za wzwód - wymamrotał Sed. - Nosi podwiązki pod tym garniturem - Eric jęknął. - Widziałem - Sed mruknął.- Kiedy wspięła się na stół. - Poczułem... kiedy wsunąłem dłoń pod jej spódnicę - Eric znowu uderzył głową w stół. - Nie zrobiłeś zbyt wielkiego postępu, co nie?- powiedział Sed.- Jest dobra w daniu kosza facetowi bez sprawianie, że jest to takie oczywiste. - Albo przypadek Erica jest całkowicie oczywisty - Jace roześmiał się i uniknął dzikiego walnięcia Erica pochylając się nad stołem. - Nie zaczynaj tego znowu, Eric - powiedział Sed.- Znowu zostaniesz aresztowany. - Dlaczego tobie nie powiedziała dobranoc, Brian?- spytał Trey, będąc zawsze wnikliwym. - Chciała, żebym przyszedł do jej pokoju. - Farciarz - Eric sięgnął przez stół i złapał koszulkę Briana. Brian odepchnął jego ręce. Siedział przez chwilę walcząc z pragnieniem, aby znowu oprzeć głowę o stół. Pomasował swoją twarz, ale i tak była całkowicie zdrętwiała. - Chciałbym nie być taki pijany. Chryste! - Ale i tak pójdziesz, co nie?- Trey rozgryzł swego lizaka w zębach i wyrzucił pusty patyczek do popielniczki.- Najnowsza cipka? Brian spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela i gitarzystę. - Jak sądzisz?
- Sądzę, że powinniśmy cię związać i ukryć w naszym autobusie - powiedział Eric.Pomyśli sobie, że ją wystawiłeś. Wtedy pójdę ją pocieszyć i wykorzystać szansę - otworzył usta i stuknął czubkiem swego środkowego i wskazującego palca o język. - Śnij dalej, Sticks - Brian wypił duszkiem połowy swojej szklanki z wodą i sprawdził swój oddech dmuchając w dłoń. Skrzywił się. Wyciągnął lizaka z kieszeni marynarki Treya i wsadził go sobie w usta. Zbyt słodkie. Bleh. Już miał go wrzucić do popielniczki, gdy Trey go uratował. - Miałem zamiar go zjeść. - Ma ktoś odświeżacz powietrza?- spytał Brian.- Moje usta smakują jak zjechany kapeć. Sed wykopał różne buteleczki spreju w smaku mięty i nieco gumy ze swych kieszeni. - Sed wywala swój arsenał - powiedział Eric. Brian wypryskał nieco miętowego aerozolu w swe usta i rzucił buteleczkę w Seda, dupka, i stanął na nogi chwytając się krawędzi stołu. Potknął się o brzeg ławki na końcu, acz szybko odzyskał grunt pod nogami. Zbierz się, stary. Poważna, gorąca laska czeka na ciebie na górze, aby pomóc ci z twoją kondycją. - Stawiam dwadzieścia dolców, że straci przytomność zanim wyciągnie swojego penisa ze spodni - powiedział Sed. - Przyjmuję zakład - powiedział Eric.- Nie ma faceta, który by zemdlał przed wsunięciem się w pierwszorzędną cipkę. - Wyciągnie go ze swoich spodni, ale zemdleje zanim cokolwiek z nim zrobi powiedział Jace. - Nie znajdzie nawet jej pokoju - Trey wszedł w zakład i skończył swoje piwo w trzech łykach. Wsadził sobie do ust wiśniowego lizaka, którego uratował przed Brianem. Brian pokręcił głową. Jakiego towarzystwa się on trzymał. Sheezus! Skupił się na pójść w prostej linii do winy, a gdy już do niej wszedł, nacisnął przycisk szóstego piętra. Oparł się o ścianę kabiny gdy się uniosła, a jego żołądek opadł w dół. Jeszcze raz, jaki był numer jej pokoju? Sześć cośtam dziesięć. Piętnaście. Szesnaście. Czternaście? Powinien go sobie zapisać. Jego oczy zamknęły się gdy pomyślał o oddechu Myrny na swoim uchu. Odtwarzał w głowie jej miękki głos. Sześć piętnaście. Przypomniał sobie teraz. Wiedział, że nie był w swojej najlepszej formie. Dlaczego wybrała jego? Co w tym momencie podobało się jej w nim? Nie, żeby narzekał. Po prostu nie rozumiał. I siedziała obok Seda. Ten facet przyciągał laski jak ogień ćmy. Nawet niedostępne laski. Jak Angie. Ta gruba dziwka. Potrzebował kolejnego piwa. Albo trzech. Może mógłby zaatakować mini-bar Myrny. A może będzie mogła użyć te wydęte wargi aby wymazać z jego pamięci wspomnienie Angie ssącej penisa Seda. Taa, ten plan bardziej mu się podobał. Jak Trey ją nazwał? Najnowsza cipka. Dokładnie to, czego potrzebował. Musiał po prostu się ogarnąć i tym razem się nie zakochać. Gdy wysiadł z windy, poszedł za znakiem do odpowiedniego korytarza u zatrzymał się przy drzwiach oznaczanych 615 i zapukał. - Chwileczkę - Myrna zawołała od zewnątrz. Małe zwycięstwo. Trey przegrał zakład. Brain oparł się przedramieniem o framugę drzwi aby utrzymać się na nogach i oparł głowę na swym ramieniu. Naprawdę musiał się przespać. Miał nadzieję, że nie była zbyt trudna do dobrania się. Nie był nawet pewny, czy mógłby utrzymać erekcję w tym stanie. W końcu otworzyła drzwi i uśmiechnęła się, gdy podniósł głowę by spojrzeć na nią. Zdjęła swoją marynarkę ukazując jedwabisty, biały stanik który aż się prosił swoją kremową bielą, aby go dotknąć. Boże, była tak cholernie gorąca. Punkt!
- Nie czujesz się zbyt dobrze, prawda?- spytała, marszcząc czoło z niepokojem. Nie chciał kłamać, więc nic nie powiedział. Odsunęła się na bok. - Wejdź. Odsunął się od ramy drzwi i wszedł do pokoju. Zamknęła za nim drzwi i wiedział, że musi działać szybko, inaczej Sed wygra zakład. Albo co gorsza, wygra Jace i padnie ze spuszczonymi portkami do kolan. Odwrócił się twarzą do Myrny i przycisnął ją do drzwi swym ciałem. Jęknęła w zaskoczeniu chwilę przed tym, jak jego usta pojmały jej w namiętnym pocałunku. Odchyliła głowę na bok, dysząc ciężko. - Co robisz? - Całuję cię. - Nigdy się nie całuję na pierwszej randce. - To nasza druga randka. Wahała się przez chwilę, zrobiła zadumaną minę. - Dobry strzał. Jej palce przesunęły się na jego plecy i wplątały w dłuższe włosy na jego karku. Zamknęła oczy i przycisnęła się bliżej. Oparł się o drzwi dłońmi po obu stronach jej głowy i sprawdził jej zapał delikatnym pieszczeniem jej ust. Choć jego ciało kazało mu ją pożreć, jego częściowo funkcjonujący mózg chciał zapamiętać pierwsze wrażenie jej miękkich ust. Jego dłonie zacisnęły się w ciasne pięści nad jej głową, żeby nie zdarł z niej ubrania. Obserwował ją spod przymkniętych powiek, gdy jego usta pieściły jej. Odpowiedziała całkowitym podporządkowaniem - otwarła usta, jej ciało zwiotczało, palce wkopały się w jego głowę, jakby starała się kontrolować samą siebie. Doprowadziło go to do szaleństwa. I nie była to jedyna rzeczy, która doprowadzała go do szaleństwa. Smak jej ust, jej zapach, jej ciepło, miękkie ciało przy jego, ledwo wyczuwalny dźwięk tęsknoty który wydobyła z głębi gardła. Jej język otarł jego wargę. Jego ciało napięło się, jakby przeszedł przez nie piorun. Cofnął jej język, pieszcząc jej usta delikatnymi pociągnięciami. Chętnie ciągnął tą pieszczotę, przesuwając czubkiem języka po jej ustach a następnie dotknął jej język swym. Kiedy jej język zaczął pieścić jego, zamknął oczy. Po kilku chwilach odsunął się i spojrzał na nią w słabym oświetleniu, które pochodziło z łazienki. - Nie prosiłam, żebyś po to przyszedł do mojego pokoju - szepnęła. - Nie? Potrząsnęła głową. - Nie, ale tak świetnie całujesz - jej wzrok opadł na jego usta. Uśmiechnął się i spuścił głowę, by ponownie ją pocałować. Odsunął ją od drzwi przyciskając do siebie, jego dłonie ześlizgnęły się na jej miękki tyłeczek, gdy przycisnął do siebie ich dolne partie ciała. Kiedy ostatnio kobieta z którą był, nakręciła go tak szybko? Eee, nigdy. Cofnął się do tyłu, w stronę łóżka, pociągając ją za sobą. Wcisnęła swe obcasy w dywan i podniosła głowę. - Nigdy nie uprawiam seksu na drugiej randce - powiedziała stanowczo. - To nasza trzecia randka. Pogroziła mu palcem. - Zadziałało tylko raz, Mistrzu Sinclair. Fakt, że wykorzystała jego pseudonim znacznie go ostudził, ale nadal jej chciał. Rozpaczliwie. Co w niej było takiego, że jego krew zawrzała? Niczym się nie różniła od dziewczyn, z którymi zazwyczaj się umawiał. Więc... właściwie? Ależ nie, nic nie było właściwe. - Może wyjdę na kilka minut na korytarz i wrócę?- zasugerował.
Roześmiała się. - Brian, jesteś pijany. Nie sypiam z pijakami. Skrzywił się. - Ale rano będę trzeźwy. Jej dłonie przesunęły się po jego plecach na tyłek. Przycisnęła go bliżej, częściowo miażdżąc mu penisa w erekcji o swoją kość łonową. - Obiecujesz? Spojrzał na nią z leniwym uśmiechem na ustach. - Ach, rozumiem. Lubisz drażnić się z penisami. Uśmiechnęła się. - Fiuty zostały stworzone, aby się z nimi drażnić - obróciła biodrami, ocierając się o niego. Jęknął, stając się jeszcze twardszy. Bardziej rozproszony. - Poza tym... lubisz to - powiedziała. Jej niegrzeczna natura wychodziła na wierzch, migocząc w piwnych oczach, które były nakrapiane zielenią. I tak, podobało mu się to. Cholernie mu się podobało. - Jesteś pewna? - Całkowicie. Mam doktorant z peniso-drażnienia-logii. - Był to honorowy stopień? Zaśmiała się. - Studiowałam go przez trzy lata. Jestem kimś w rodzaju eksperta. Westchnął. - Dobra. Skoro nie mogę się z tobą pieprzyć, to po co mnie tu sprowadziłaś? - Już ci powiedziałam. Chcę pomóc twojej kondycji. - Tak powiedziałaś. I właśnie dlatego przygnałem tutaj, zamiast paść pod stołem w barze. - Usiądź. Nie chciał jej puścić, jej miękkie krągłość pasowały do niego idealnie, ale wyślizgnęła się z jego ramion i zniknęła w łazience. Usiadł na brzegu łóżka, żeby powstrzymać pokój przed wirowaniem Wróciła po chwili z dwoma tabletkami w dłoni. - Ekstazy?- wrzucił tabletki do ust bez patrzenia na nie. Podała mu napój sportowy i połknął pigułki. - Właściwie to była witamina B i witamina C - powiedziała.- Wypij resztę butelki. - Dajesz mi witaminy?- uniósł na nią brew i pociągnął kolejny łyk z butelki. - Zapobiegną kacowi - podeszła do bocznej szafki i wróciła z bananem. Spojrzał ostrożnie na owoc. - Nie jestem taki perwersyjny, Seks Profesorko. Uśmiechnęła się. - Miałam nadzieję, że jesteś. - No dobra, jestem - jego penis poruszył się. Teraz już pełna erekcja rozpaczliwie próbowała wydostać się z rozporka swoich dżinsów. Naprawdę zamierzała zostawić go w takim stanie? Powiedziała, że mu z tym pomoże. A to nie pomagało. W ogóle. Stanęła blisko niego, jego kolana były między jej. Rąbek jej spódnicy ocierał się o jego udo. Chciał wsadzić więcej pod tą spódnicę, niż swoje kolano. Jedwab na jej górze ocierał się jej piersi, kiedy się poruszała. Takie ładne piersi. Takie delikatne na jego torsie. Jedyną rzeczą która utrzymywała jego ręce z dala od nich, była butelka sportowego napoju o smaku pomarańczowym, którego trzymał oburącz. Wstrzymywało go tylko to i strach, że powie mu, iż nie ma prawa jej dotykać. Obrała banana i odłamała kawałek i wsunęła go w jego usta.
- Jedz. Uspokoi twój żołądek i pomoże zapobiec kacowi. Przeżuł kawałek banana i połknął. - Troszczysz się o mnie? - Staram się. Masz coś przeciwko? Chwytając ją za rękę, pocałował delikatnie wnętrze jej nadgarstka. - Podoba mi się to. Mogę coś dla ciebie zrobić?- śmignął językiem po jej nadgarstku, patrząc na nią sugestywnie. Jej palce mimowolnie się zwinęły a sutki stwardniały pod białą, cienką górą. Zauważył, że jest całkowicie w niej zanurzony. Jej zapach. Dźwięk jej miękkiego głosu. Smak jej skóry. A jej ciało? Idealne. Jak bardzo będzie się opierać, gdy rzuci ją na łóżko i spróbuje się z nią zabawić? - Grrr. Uch... czyżby właśnie zawarczał? Miał nadzieję, że sobie to tylko wyobraził. Wyszarpnęła dłoń z jego uścisku i zrobiła krok do tyłu. Zdawało się, że zrozumiała, iż nie był taki nieszkodliwy jak go oceniła po raz pierwszy. - Prześpij to, Brian. A może ci jutro pozwolę mnie uszczęśliwić. Odłamała kolejny kawałek banana i przycisnęła go do jego ust. Przeżuł, połknął i popił banana resztą swojego sportowego napoju. Odstawił pustą butelkę na stolik i położył dłoń na tyle jej nogi, tuż nad jej kolanem. Wydobyła z siebie ciężki, podniecony oddech. Uśmiechnął się do niej. - W takim razie odpocznij trochę. Będziesz potrzebowała swojej kondycji. - Ty też - nakarmiła go bananem i odsunęła się poza zasięg jego uścisku.- Chcesz, żebym ci pomogła wrócić do twojego pokoju? Skrzywił się. - Nie mogę zostać tutaj? Gdyby wrócił teraz do hotelowego apartamentu który zajmował zespołu, nigdy by nie zamknął ich ust na kłódkę. Odchylił głowę by na nią nie patrzeć, ale i tak to zrobił. Lubił na nią patrzeć. Cudowna. Kobieca. Dojrzała. Nie dziewczyna, była w pełni kobietą. Utrzymywała swój zewnętrzny wygląd w przyzwoitości, ale wyczuł w niej niewiarygodną gorącą, ukrytą nutę seksualności. Nigdy wcześniej nie był z taką kobietą jak ona. Wyrafinowana zmysłowość. Jaka by była w łóżku? Powściągliwa? Perwersyjna? Namiętna? Łagodna? Dominująca? Uległa? Musiał się dowiedzieć. Dotknęła jego ust palcem. - Jeśli pozwolę ci zostać, obiecujesz, że będziesz się zachowywać? - Oczywiście, że nie. Jej palec przesunął się z jego ust aby prześledzić jego brwi. - W takim przypadku nalegam. Jęknął i upadł z powrotem na łóżku, przyciskając ręce do swych oczu. - Dlaczego muszę być tak pijany? - Zdejmij buty i właź na łóżko. - Dostanę przynajmniej buzi na dobranoc?- mruknął. Jego oczy nie chciały się otworzyć. Jego ciało stało się wiotkie i stracił przytomność.
***
Myrna pochyliła się nad Brianem i wycisnęła na jego czole na dobra nocny
pocałunek. Ten biedny facet odpłynął. Zaczęła usuwać jego czarną, skórzaną i kolczastą bransoletkę z jego nadgarstka i odpięła długi, srebrny łańcuch od jego paska. Przewróciła go na bok w razie czego gdyby zwymiotował w środku nocy i przykryła go kocem. Przez moment przyglądała mu się jak śpi. Brian Sinclair. Brian Sinclair, znany gitarzysta. Brian „Mistrz” Sinclair, gitarowy bohater, bóg rocka, idealny wzór mężczyzny, stracił przytomność w jej pokoju hotelowym! Pocałował ją. Boże, jak on ją pocałował. Gdyby nie miała swoich zasad które dotyczyły tego, kiedy pozwalała sobie na seks z nową znajomością, prawdopodobnie już by się teraz kochali. Musiała poważnie zmienić swoje zasady. Jej ciało było obolałe od pragnienia go. Ten facet był zbyt seksowny dla swojego własnego dobra. Przygryzła swoją dolną wargę gdy patrzyła na niego jak śpi. Nadal będzie nią zainteresowany, gdy już nie będzie na nią patrzył przez piwne okulary? Ich różnica wieku zaciążyła nad jej głową. Była starsza od niego o jakieś siedem lat, ale wyglądała młodziej niż 35. Wszyscy tak mówili. Może nie zauważy... Pewnie i tak się jutro zorientuje. Nie miała już ciała osiemnastolatki. Będzie musiała mu pokazać, że bycie ze starszą kobietą miało swoje pewne zalety. Zakładając, że nadal będzie zainteresowany. Sposób w jaki na nią patrzył, sprawiał, że rozpływały się jej kości. A jego silny i zarazem delikatny dotyk? Jej nogi niemalże się poddały, gdy położył dłoń na tyle jej uda. Minęło zdecydowanie za dużo czasu odkąd ostatni raz uprawiała seks. Musiało to wyjaśniać pożądliwą istotę, którą w niej obudził. Po prostu wywali ją ze swego ciała. Myrna odsunęła się od łóżka i przygotowała się do spania z nim. Ciepło rozniosło się po powierzchni jej skóry. Nie, nie do spania z nim, do spania obok niego. Ból między jej udami zwiększył się. Gdy przebrała się ze swego garnituru w koszulę nocną, zastanawiała się, czy kiedykolwiek uda jej się zasnąć tej nocy. Gdyby myślała trzeźwo, odesłałaby go do jego pokoju ale pocałował ją tak całkowicie bezsensownie. Przeszła do swojej nocnej rutyny i wspięła się na łóżko obok Briana, nagle wdzięczna, że wybrała pokój z jednym łóżkiem o królewskim rozmiarze niż taki z dwoma pojedynczymi. Z tylko jednym dostępnym łóżkiem miała doskonały powód, aby je z nim dzielić. Zgadza się? A podczas gdy był nieprzytomny, nigdy się nie dowie co z nim robiła, podczas gdy on spał. Sięgnęła w poprzek łóżka i chwyciła go za rękę, dotykając jego palców w zachwycie. W barze nie powiedziała błahego komplementu. Ten facet naprawdę był muzycznym geniuszem. Te palce wyprawiały magię na strunach. Nie wątpiła, że sprawią także magię na jej skórze. Pocałowała delikatnie każdy palec jego lewej ręki i przytrzymała ją między swoimi piersiami. Zamknęła swe oczy i spróbowała uspokoić umysł na tyle, aby zasnąć. Podczas gdy Brian przesunął się i pochował ją pod swoim twardym ciałem, zdecydowała że sen był bardzo przereklamowany.
Rozdział 3
Wilgotne ciepło przylgnęło do boku szyi Myrny. Westchnęła, będąc bardziej w śnie niż na jawie. Delikatne ssanie tuż pod jej uchem sprawiło, że jej całe ciało zadrżało. Pozwoliło sobie poczuć jego usta na swej skórze i jego twarde ciało za sobą. Grzbiety jego palców przesuwały się po jej gołej skórze tuż pod jej pępkiem. Jej ciało napięło się z potrzeby. Palce wsunęły się pod pasek jej majtek, drażniły się loczki, gdy szukały cipki. Była gorąca i opuchnięta. Jego palce potarły ją z szybkością, ciśnieniem i rytmem, który był niezbędny do doprowadzenia jej do orgazmu w kilka sekund. - O Boże!- krzyknęła a jej ciałem wstrząsnęły konwulsje uwolnienia. Nigdy w życiu nie doszła tak szybko. Odwróciła głowę w poszukiwaniu jego ust. Sięgnęła po niego, jej dłoń znalazła ciepłą skórę jego ramienia. Podczas gdy spała, ściągnął z siebie swoją koszulkę. Trochę więcej zwiedzania i odkryła, że nadal miał swoje dżinsy. Cholera. Pocałował ją a potem przycisnął jej plecy do swego torsu z jedną ręką na jej płaskim, gołym brzuchu. Jego druga ręka otaczała jej pierś pod koszulą nocną. Oparł brodę na jej ramieniu i westchnął. - Jak się czujesz?- spytała. - Podniecony. Zachichotała. - Miałam na myśli twojego kaca. - Jakiego kaca? Uśmiechnęła się i wsunęła swoją dłoń między ich ciała, chwytając jego erekcję przez spodnie. Podejrzewała go wczorajszej nocy, kiedy przycisnął swoje wybrzuszenie do jej cipki, ale jej pieszczony tylko to potwierdziły. Och tak, ogromny. Jej całe ciało zapulsowało. Brian chwycił ją za rękę aby zapobiec głaskania go, ale nie odsunął jej. - Zaczekaj - powiedział.- Ostatniej nocy zostawiłaś mnie w takim stanie. Teraz zaraz eksploduję. - Pamiętasz jeszcze ostatnią noc? - Każdy moment, Myrna. Zdziwiła się, że pamiętał cokolwiek a tym bardziej jej imię. - Między moimi udami jest coś ciepłego i wilgotnego co chce być tym wypełnione ścisnęła delikatnie jego penisa, jej dłoń nadal tkwiła pod jego. Jęknął i zaczął wstawać z łóżka.
- Dokąd idziesz? - Muszę iść do łazienki i zwalić sobie konia bo inaczej nie wytrzymam pięciu sekund. - Och nie, nie idziesz - przytrzymała się jego pasa aby zapobiec jego zejściu z łóżka.- Zadbam o to. Rozpięła klamrę jego paska i odpięła rozporek zanim uwolniła jego penisa z granic bokserek. Na widok jego grubej erekcji jej cipka drgnęła z tęsknoty. - Piękny - szepnęła. - Piękny? Pewnie faceci nie chcieli, żeby ich penisy były określane mianem pięknych. Przynajmniej nie nazwała go słodkim. Chociaż nie był słodki, jednak było to co najmniej dziesięć centymetrów gładkiego, wspaniałego męskiego ciała. Żyły napięły się na jego ciemnej skórze. Nie mogła się doczekać kiedy go spróbuje, kiedy przesunie językiem wzdłuż krawędzi powiększonej główki. Oderwała swój wzrok od jego penisa i spojrzała na niego. - To pieprzona bestia, Brian. Rozerwiesz mnie tym na połowę! Na początku wyglądał na zdumionego, ale potem się zaśmiał. - Jedyny sposób, żeby uratować się od mojej bestii to włożenie jej do swoich ust. Pocałowała końcówkę, ssąc z jednej strony delikatnie a potem ściągnęła jego spodnie, bokserki i skarpety za jednym razem. - Po prostu się połóż i zrelaksuj - powiedziała. Oskarżycielski głos jej byłego męża przeszył jej myśli, Śmiało, Myrna. Ssij jego penisa. Udowodnij mi teraz, że jesteś dziwką. Zatrzymała się, spoglądając na Briana niepewnie. Podparł głowę na poduszce przy zagłówku i odchylił się do tyłu, rozkładając nogi, bez wahania powierzając jej swoje najbardziej wrażliwe obszary. Tez pomyśli, że jest dziwką, prawda? - Co się stało?- Brian dotknął delikatnie jej włosów.- Jeśli nie chcesz... Ale chciała. Przesunęła dłońmi w górę jego ud i jeszcze bardziej rozsunęła jego nogi. Chwyciła jego jądra w jedną rękę, dowiadując się jakie są pełne i zwarte, skóra była chłodna w dotyku. Zasapał. Delikatnie przejechała paznokciami po jego mosznie a następnie opuściła głowę by chwycić luźną skórę w swe usta, ssąc i liżąc jego skórę aż jego całe ciało się napięło. Przygryzła zębami jego pomarszczoną skórę. Szarpnął się. - Co... ? No dalej, Brian, nazwij mnie dziwką. Kiedy jego ciało znowu się zrelaksowało, podniosła głowę i chwyciła jego penisa w usta, ssąc go głęboko w swym gardle. Przełknęła. Jęknął. Mocno ssała gdy się cofnęła i otarła językiem krawędź jego główki zanim wysunęła go z siebie do końca. Mruknął w proteście gdy został uwolniony od jej ust. Wypuściła powiew chłodnego powietrzna na wilgotną końcówkę. Zassał oddech przez zęby. - Mmm - zamruczała a potem opuściła głowę, ponownie ssąc skórę na jego mosznie. - Myr, zabijasz mnie - wyszeptał. Zassała jego jądra w usta. - Wow!- zacisnął obie pięści na pościeli i uderzył tyłem głowy o wezgłowie. Uwolniła jego ciało od swoich ust i dotknęła swymi palcami jego penisa. Podskoczył w odpowiedzi. - Proszę - błagał.- Ssij mnie. Boże. Proszę. Znowu opuściła głowę, jej język polizał skórę między jego jądrami w jej ostatecznym celu. Kiedy jej język tańczył na pomarszczonym ciele jego odbytu, wił się, dysząc gdy testowała granice jego samokontroli. Po chwili się zrelaksował i wcisnęła czubek języka w jego środek. Drgnął.
Jeszcze nie nazwał jej dziwką, ale wiedziała, że musi o tym myśleć. Cofnęła swój język i wycisnęła ssącego buziaka wokół jego pomarszczonego ciało zanim przesunęła się aby wziąć jego penisa w swe usta. - Tak - wysapał.- Dziękuję. Chwyciła jego jądra w jedną dłoń, masując je delikatnie kiedy wsuwała i wysuwała jego penisa ze swych ust, najbardziej ssąc jego główkę kiedy znalazła się między jej ustami i ponownie go brała. Po jego problemach z oddychaniem, zgadywała, że był blisko. Chciała, żeby doszedł w jej ustach. Chciała go posmakować. Połknąć go. Sprawić, żeby jego ciało skurczyło się w uwolnieniu. Tylko dziwki lubią połykać, zapewnił ją głos Jeremiego. Zacisnęła swe oczy i wzięła penisa Briana głęboko w gardło. - Mmmmmm... - zamruczała głośno. - Boże! Cofnęła się i poruszyła szybko głową w górę i w dół podczas gdy ssała. Jej usta poruszały się coraz szybciej. Jedną dłonią mocno trzymała podstawę jego penisa by mogła skoncentrować się na swojej technice, drugą nadal delikatnie masowała jego jądra. Jego jęki rozkoszy zachęciły ją do mocniejszego, szybszego ssania. Dojdź, Brian. No dalej. Daj mi to, czego chcę.
Wiedziała, że się wstrzymuje, samolubnie próbując przedłużyć swoją przyjemności. Nie miała nic przeciwko. Uwielbiała wyzwania. Owinęła swój język wokół spodu jego penisa i wciągnęła go głęboko. Kiedy był pochowany głęboko w jej gardle, nacisnęła i znużyła czubek palca w jego tyłku. - Kurwa, kobieto!- złapał ją włosy gdy jego biodra zerwały się z materaca i walnął w tył jej gardła wypełniając ją swymi sokami. Uśmiechnęła się, ssąc i przełykając jego ofiarę aż przestał tryskać. Kiedy jego ciało stało się miękkie, uwolniła jego penisa ze swych ust i upadła obok niego, dysząc ciężko by złapać oddech. - Jesteś niesamowita - szepnął, nadal dysząc.- Niesamowita. Dlaczego nie powiesz co naprawdę o mnie myślisz? Jeremy nigdy nie miał problemu z wyrażaniem siebie. Brian sięgnął po nią i przyciągnął do siebie. Ukryła twarz w jego boku, wdychając jego zapach. Podniecenie seksualne wzmocniło jego unikalny, piżmowy zapach. Uwielbiała zapach jego ciała. Pewnie było w tym coś złego. Starała się uwolnić z jego uścisku, ale przytrzymał ją szybko. - Muszę wziąć prysznic - powiedziała, jej dłoń nacisnęła na wytatuowaną czaszkę na jego brzuchu.- Powinnam dziś rano wziąć udział w kilku sesjach. - Jedyna sesja w jakiej weźmiesz udział będzie tu - wskazał na swojego zmiękczonego penisa.- Jak tylko będę mógł się ruszyć. Nie obrzydzała go? Spojrzała na niego oczekując iż będzie się w nią oskarżycielsko wpatrywać, ale tylko się do niej uśmiechnął jakby został wpół ukamienowany. - Nie masz dzisiaj spraw do załatwienia?- spytała. - Mnóstwo - powiedział.- I wszystkie dotyczą twojego ciała. Jej serce podskoczyło. Uśmiechnęła się. Może nie miał nic przeciwko jej nieskrępowanej stronie. - Wy, gwiazdy rocka, macie takie trudne życie. Był cichy przez dłuższą chwilę. - Przed chwilą ssałaś mnie jak wariatka dlatego, że jestem gwiazdą rocka czy dlatego, że mnie lubisz? Skuliła się. - Czy to ważne?
- Taa. - Lubię cię - urwała.- Lubię także to, że jesteś gwiazdą rocka. Szczególnie uwielbiam twoje magiczne palce - chwyciła jego dłoń w swoje i pocałowała jego palce. - Ale gdybym nie był sławny to nie chciałabyś mieć ze mną nic wspólnego. - Gdybyś nie był sławny, pewnie byłabym zbyt nieśmiała, aby się wczoraj tobie przedstawić. Mimo to, chciałabym cię ssać jak wariatka. Jesteś nieodparcie seksowny, Brian. Uśmiechnął się. - Sądzę, że to mi wystarczy. Wyciągnęła rękę i dotknęła jego przystojnej twarzy. - Przeszkadza ci to, że kobiety reagują na twoją sławę? - Zazwyczaj nie - wzruszył ramionami.- Czasami. Chciał czegoś prawdziwego, nie fantazji. Mogła to zobaczyć w jego miękkich, brązowych oczach gdy na nią patrzył. Było jej przykro, że go zawiedzie, ale ona chciała tylko fantazji. Będzie musiał po prostu znaleźć sposoby aby poradzić aby sobie z tym poradzić, gdy jej kilkugodzinna fantazja dobiegnie końca. I co z tego, że zrobi to z niej dziwkę. Była zmęczona udawaniem bycia grzeczną dziewczynką. Zawsze widziałem prawdziwą ciebie i tak cię kochałem, głos Jeremiego ponownie wtargnął w jej myśli. Nieznacznie potrząsnęła głową. - Możesz się już ruszyć?- spytała, mając nadzieję, że Brian mógł wypędzić demona Jeremiego z jej myśli. - Pozwól mi spróbować - jego wolna dłoń zakryła jej pierś i ścisnęła.- Prawie. Spojrzała w dół jego ciała. Jej dłoń zsunęła się w dół jego brzucha pu miękkiemu penisowi. Drgnął w odpowiedzi. Uśmiechnęła się. - Prawie. - Więc gdzie jest ten kolczyk o którym nam wczoraj powiedziałaś? Zaczerwieniła się. - Tylko się z wami drażniłam. Tak naprawdę nie mam na ciele żadnych kolczyków. Ani tatuaży. - Nie wierzę ci. Muszę cię przejrzeć aby się upewnić. Ściągnął przez jej głowę koszulę nocną i przycisnął ją płasko do swoich pleców. - Hmm. Tutaj nie widzę żadnego - powiedział, wpatrując się w jej piersi.- Niech się upewnię - pogładził jej sutek opuszkami palców, doprowadzając go do twardości. Opuścił głowę, śmignął językiem po końcówce sutka a następnie wciągnął go w swe usta. Myrna zadyszała. Ssał mocno, ocierając spód jej sutka i piersi swym językiem. - Nie, zdecydowanie nie kolczyk - powiedział.- Ale lepiej sprawdzić drugą. Wykonał to samo na jej drugiej piersi. Jej palce wkradły się w jego miękkie, przydługie włosy, przytrzymując go tam. Podniósł głowę i dmuchnął chłodnym powietrzem na jej wilgotne brodawki. Jej ciało szarpnęło się. Przez moment się nie poruszał i spojrzała na niego. Obserwował ją, jakby na coś czekał. - Jeśli puścisz moje włosy, będę mógł kontynuować swoją inspekcję. Zaczerwieniła się i puściła jego włosy. Jego usta pozostawiły ślad mokrych pocałunków wzdłuż dolnej części piersi, jej żeber do centrum brzucha, a następnie do pępka. Rytmicznie zanurzał język w jej pępku wywołując falę ciepła między jej udami. Zadrżała z potrzeby, pragnąc aby ten rytm wbijał się w jej wnętrze. Ach, Boże, pieprz mnie, Brian. Przygryzła wargę, żeby nie popełnić błędu i powiedzieć tego na głos. - Żadnego kolczyka w pępku - mruknął. Nadal przesuwał się w dół jej ciała, ssąc szlak na jej podbrzuszu. Spazm wstrząsnął jej ciałem i zachichotała.
- Łaskotki? - Troszkę. Dmuchnął zimnym powietrzem na wilgotny szlak który pozostawił i jęknęła. Wykorzystał jej roztargnienie aby zsunąć majtki z jej ciała. - Jeszcze jedno miejsce które muszę sprawdzić - zawinął rękę wokół każdego uda, tuż na jej kolanami i rozsunął szeroko jej uda. - Już mnie tam sprawdziłeś - jej ciało napięło się. Nie była zbyt wielką fanką lizania cipki. Tylko niewielu mężczyzn robiło to właściwie. - Nie golisz się regularnie? Zaczerwieniła się. Wiedziała, że to trend wśród młodszych kobiet. Utrzymywała swe włosy łonowe przycięte, ale nie goliła ich w niezwykłe kształty i cienkie paski. - Są tam z jakiegoś powodu - powiedziała w trybie seksualnej profesorki.Utrzymują zapachy seksualne. Również każdy włos jej związany z końcówką nerwową, więc zwiększa zmysłowość w mózgu podczas kopulacji. Uniósł brew na nią. - Kopulacji? O Boże. Odrzuciła go tą dyskusją o prymitywnych potrzebach? - Pieprzenie? - Wolę się kochać - uśmiechnął się.- I masz rację co do zapachu - wciągnął głęboko jej istotę przez nos.- Zdecydowanie nakręcające. Jego stwardniałe palce znalazły kapturek jej skóry, który obejmował jej cipkę. Odkrywając napuchnięty supełek który był zagrzebany w środku i używać swojego wskazującego palca, doprowadził ją do orgazmu w kilka sekund. Krzyknęła, jej uda zadrżały gdy uczucie przetoczyło się przez jej ciało. Jak on to zrobił? - Doszłaś tak łatwo - pocałował wnętrze jej uda.- Zdecydowanie mnie podniecasz nie mogła podnieść głowy by na niego spojrzeć, ale mogła usłyszeć śmiech w jego głosie. Zazwyczaj nie dochodziła tak szybko. Zwykle gdy mężczyzna kontrolował sytuację, nigdy nie osiągała szczytu. Brian był geniuszem z tymi swoimi palcami. I nie tylko jako gitarzysta. - Jesteś niesamowity - wydyszała. - Wszystkie te solówki - jego palce pogładziły ją ponownie i zadrżała. - Możesz na mnie ćwiczyć w każdej chwili. Zaśmiał się. - Nie jestem pewien, czy chciałaś mi to zaproponować. Jego włosy otarły się o wnętrze jej ud gdy opuścił głowę. Znowu się napięła. Ssał jej cipkę w ustach i potarł ją czubkiem swego języka. - O Boże - jęknęła. W tym też był dobry? Brian kontynuował ssanie i głaskanie ją swoim językiem. Jej cipka zadrżała w proteście na jego zaniedbanie. Tak bardzo chciała go w sobie. Jego wielki, piękny penis waliłby w nią szybko i mocno. Nie mogła już wytrzymać. Musiała go mieć. Złapała garść jego włosów i odciągnęła go od wspaniałości, jakie wyprawiał z jej cipką. - Weź mnie, Brian - powiedziała.- Teraz. - Jeszcze nie. Jeśli żądanie nie zadziałało, pewnie błaganie zrobiłoby swoje. - Proszę. Proszę, Brian. Jestem obolała od pragnienia mienia ciebie w sobie. Jego palce prześledziły śliski brzeg jej upragnionego otwarcia. - Chcesz mnie tutaj? Uniosła biodra, skłonna zaakceptować nawet jego palce w swym wnętrzu. Cokolwiek, co wypełniłoby tą bolesną pustkę.
Odsunął swą rękę, pozostawiając ją w potrzebie. - Jesteś mokra, kochanie. Minęło dużo czasu odkąd zostałaś prawidłowo pieprzona? Nie była pewna, czy kiedykolwiek była odpowiednio pieprzona. Wiedziała, że nigdy w swym życiu nie była tak nakręcona. - Jesteś okrutny - żachnęła się. - Gdybym był okrutny, to byś o tym wiedziała. Puść moje włosy i pozwól mi ciebie zadowolić. Puściła jego włosy, uniosła głowę i spojrzała na niego. - Przepraszam. - Nie przepraszaj. Mój penis właśnie wyzywa mnie od sukinsyna. Chce być w tobie dwa razy bardziej niż ty go chcesz. - Niemożliwe. Uśmiechnął się. - Mimo to wytrzyma jeszcze kilka minut. Dasz sobie z tym radę? - Tylko kilka? Skinął głową. - Postaram się - niektóre podniecenie w jej ciele się rozproszyło. Teraz pragnęła, żeby go nie zatrzymała. Zrelaksowała się na łóżku i chwyciła prześcieradło w garść, aby zapobiec ponownego ciągnięcia go za włosy. On cię nie chce, Myrna. Kto by chciał zdradzającą dziwkę? Zamknij się, Jeremy. Brian pochylił głowę i przeciągnął swym językiem wzdłuż jej wewnętrznych warg sromowych, śmigając nim po jej odbycie a następnie przesuwając go w drugą stronę. - Nnggnn - jęknęła. Wessał jej cipkę z powrotem do ust a jej biodra podskoczyły mimowolnie. Podczas gdy ją ssał i pocierał swym językiem, jego palce prześledziły brzeg jej pochwy nie zanurzając się w środku, tylko drażniąc i doprowadzając ją do łez. Trzymał ją na krawędzi orgazmu. Za każdym razem gdy jej oddech zaczepiał o uwolnienie, przerywał jej udręki dopóki się nie uspokoiła. Jej pożądanie pogłębiało się z każdym dosięganiem do szczytu. Kiedy była przekonana, że zaraz umrze, wsunął w jej wnętrze dwa palce. Krzyknęła, jej plecy wygięły się w łuk. Zagiął swe palce i nacisnął na jej górę, powoli je wycofując aż krzyknęła z uwolnienia. Pocierał idealne miejsce w środku, aż jej nogi zadrżały a uda ścisnęły się razem na jego ręce. Wiedział jak znaleźć punkt G? Ach, Boże. Utalentowany. Ten mężczyzna był seksualnie utalentowany. Myrna zmusiła się by rozluźnić nogi, które blokowały jego dłoń. Kiedy jej ciało przestało się trząść, wyjął palce i ześlizgnął z łóżka. - Nie wstawaj - powiedział. Zostawił ją tam leżącą, oszołomioną. Skończył? Nie chciał jej? Walcząc ze łzami odrzucenia, patrzyła jak przeszukuje podłogę w poszukiwaniu ubrań. Jego twardy kutas sterczał przed nim, gęsto usiany żyłami i naciągnięty. Była dla niego taka odrażająca, że chciał ją zostawić nawet w takim stanie? Brian pochylił się by podnieść swe spodnie - dając Myrnie spektakularny widok na swój idealny, goły tyłek - i wyłowił ze swej kieszeni prezerwatywę. Wzięła oddech. Rozdarł opakowanie swoimi zębami i rozwinął prezerwatywę na swoim penisie. Taka strata, gdy zakrył swoją doskonałość przed nią, ale to znaczyło... Z powrotem wspiął się na łóżko i usiadł na swych wąskich biodrach między jej udami. - Chcesz mnie?- wyszeptała z gulą w gardle. - Serio mnie o to pytasz?- odgarnął jej włosy z wilgotnych policzków i pocałował ją czule. Jego usta smakowały i pachniały nią. Tak intymnie. Podniósł głowę by spojrzeć jej w
oczy.- Pytanie powinno brzmieć czy TY nadal mnie chcesz i czy czasami nie przesadzam za bardzo? - Wciąż cię chcę. Bardzo - szepnęła.- Chociaż nie jestem pewna, czy mogę się ruszać. Uśmiechnął się krzywo. - Pozwól, że najpierw ja zajmę się całym poruszaniem. Zakołysał biodrami do przodu, badając jej otwarcie bez użycia rąk dla wskazówki. Kiedy je znalazł, wsunął się w nią powoli trzymając ją za ramiona, gdy wchodził głębiej i głębiej. - Mmmmm - mruknął i ukrył twarz w jej szyi.- Zdecydowanie pierwszorzędna. Zmarszczyła czoło. - Co? - Nic. Jego uderzenia były powolne i głębokie. Powoli i głęboko. Rozciągając ją szerzej, wycofał się. Bardziej niż ją wypełniał. Nigdy nie była z mężczyzną tak dobrze wyposażonym jak on. Być może to jego rozmiar ją tak zachwycał. Nie, zdecydowanie sposób w jaki go używał. Jęknęła - jej podniecenie znowu narastało. Jego ciche wzdychania w jej uchu sprawiały, że jej pożądanie wymykało się spod kontroli. Jej ręce przeniosły się na jego tyłek, wbiły się w jego ciało kiedy wypchnęła swe biodra naprzeciwko jego. Jego westchnienia stały się chwiejne i przerywane. Uderzał szybciej i mocniej. I mocniej. I mocniej. Mocniej. Boże tak, mocniej. Spraw, żebym cię poczuła, Brian. Pędź całym sobą. Głowa Myrny uderzyła w zagłówek. - Ou. - Przepraszam - szepnął, pocierając jej głowę swą dłonią.- Za mocno? Potrząsnęła energicznie głową. - Podoba mi się. Przeciągnął ją przez łóżko, obracając ją częściowo na bok, tak że siedział okrakiem na jej jednej nodze. Jej drugą nogę owinął sobie wokół talii. - Och - zadyszała na tą zmianę stymulacji. Tą też lubiła. Wbił się w nią przygryzając wargi gdy w nią uderzał. Wkrótce jego twarde uderzenia przesunęły ją na poza krawędź łóżka. Zaparła się rękami aby uchronić się przed upadkiem na podłogę. - Cholera - warknął i z powrotem pociągnął ją na górę łóżka.- Wydaje się, że nie mogę wejść wystarczająco głęboko. Chcę... muszę... - wysapał i uderzył biodrami gdy w nią pchnął. Jego palce wbiły się w jej biodra i trzymały mocno, starając się posiąść ją w pełni. - Ja spróbuję - popchnęła go na plecy i westchnęła z frustracją, kiedy się z niej wysunął. Pustka zastąpiła doskonały sposób w jaki ją wypełniał. Pospieszyła się by usiąść na nim okrakiem i zatonąć na jego penisie, biorąc go tak głęboko, aż doszła do swego limitu. Odchyliła głowę do tyłu w ekstazie. Jego ręce owinęły się wokół jej talii, ciągnąc ją w dół, zmuszając jej ciało do wzięcia go. - Głębiej - jęknął. Odbiła się na nim, biorąc go po centymetrze aż w końcu przyjęła go całego. - Teraz masz mnie całego - szepnął, patrząc na nią spod ciężkich powiek. Jego palce odnalazły ścieżkę w górę i w dół jej kręgosłupa, przyprawiając ją o dreszcze.- Ujeżdżaj mnie, maleńka. Pokaż mi jak bardzo ci się podoba. Dbał o to czy jej się podoba? Nie wiedziała dlaczego ją to tak nakręciło, ale ujeżdżała go. Podnosząc biodra i opadając nimi w dół, wirowała nimi aby ocierać się cipką
o jego kość łonową, używała go dla swojej przyjemności ignorując jego potrzeby. Chciała się z nim pieprzyć. Orgazm przeszedł przez nią falami. Krzyknęła, ale nie zatrzymała się. Znowu. Chciała znowu dojść z nim w jej wnętrzu. Wzięła go szybciej, obracając lekko z każdym pociągnięciem w dół. Nie była pewna, kiedy zaczęła skandować jego imię. - Brian. Brian. Po drugim orgazmie? - Och, Brian. Po jej trzecim? - Boże, Brian. Tak. Jego biodra uniosły się nad łóżkiem aby spotkać jej pchnięcia. Zagryzł swoją wagę, gdy jego głowa odskoczyła. Nigdy w swym życiu nie widziała czegoś bardziej seksownego. Patrzenie na jego wyraz twarzy było lepsze niż przyjemność, która przepływała przez jej własne ciało. - O kurwa, kurwa - krzyknął i złapał ją mocno za biodra, aby zatrzymać jej wirujące pchnięcia.- Przestań, przestań. Daj mi chwilę. Uderzyła go mocno w tors. - Nie wstrzymuj mnie, do cholery. Chcę, żebyś doszedł. - Nie, nie. Jeszcze nie. Jeszcze nie teraz. cholera - ściągnął ją z siebie i rzucił ją na plecy na środku łóżka.- Cholera, cholera, zaraz to stracę. Straci co? Swoją erekcję? Niezbyt prawdopodobne. Był twardy jak granit. Przewrócił się na nią i ponownie wsunął. Jej oczy zamknęły się. Jej plecy wygięły się, ocierając się brzuchem o jego. Jego palce lewej dłoni rytmicznie odbijały się o jej ramię. Tym razem jego uderzenia były inne, w trzech czwartych rytmu czasu jeśli nie była w błędzie, i nucił pod nosem. - Co robisz?- spytała. - Cii. Cii. Prawie to mam. Przyglądała mu się przez chwilę, próbując się dowiedzieć co wywołało w nim tak nagłą zmianę. - Słyszysz muzykę w swojej głowie? - Cii, kochanie. Proszę. Zamilkła. Cokolwiek robił było oczywiście ważne. Zamknęła swe oczy i skoncentrowała się na doskonałym rytmie jego głębokich pchnięć. Riff który nucił do jej ucha był znakomity. Zmysłowy. Jeszcze bardziej zmysłowy niż jego dotychczasowa praca. Nigdy wcześnie nie słyszała czegoś takiego a była kolekcjonerką doskonałych segmentów gitarowych. Zatrzymał się i spojrzał na nią. - Potrzebuję czegoś do pisania. Jej oczy rozszerzyły się. - Żartujesz sobie, prawda? - Kochanie, nie napisałem nowego riffu od miesięcy. I tak jesteś niesamowita uśmiechnął się do niej, pompując w nią mocno i stale.- Kochanie się z twoim doskonałym ciałem pobudza nie tylko mojego penisa. - Dzięki - uniosła na niego brwi.- Chyba. Sięgnął po pióro na stoliku obok i otworzył je. Prześcieradłem otarł pot z jej ciała i narysował prostą linię przez jej piersi. Potem dodał szereg punktów powyżej i poniżej linii. Wypisywane litery pojawiały się tu i tam. E. C. C#. Po prostu obserwowała go, zbyt zaskoczona by zaprotestować. Linia nut przeciągnęła się przez całe jej piersi, pod piersi i kilka wzdłuż jej brzucha. Zatrzymał się, jego oczy zamknęły się. - Boże, tak mi w tobie dobrze, Myrna. Tak dobrze - oparła stopy na łóżku i uniosła
biodra wirując nimi.- Taak - podniósł się lekko na kolana i pchnął do przodu, wchodząc głębiej.- Idealnie - mruknął.- Weź mnie. Całego mnie. W środku - ponownie zaczął w nią pompować, wycofując się tylko nieznacznie jakby w ogóle nie chciał się ruszać.- Słyszę cię - wyszeptał. Jej czoło zmarszczyło się. Jej dyszenie? Czy to, co miała na myśli? Niespodziewanie wysunął się, pozostawiając ją pustą. Jęknęła w proteście. - Odwróć się - zażądał bez tchu. - Co? - Nie mam już miejsca na te solo którym mnie zainspirowałaś - chlapnął w nią atramentem z pióra. Roześmiała się. - Jesteś szalony. - Wszyscy geniusze są. Uśmiechnęła się i przetoczyła na brzuch. Myślała, że zacznie pisać na jej plecach ale pociągnął ją na kolana i ponownie wsunął w nią swego penisa. Uderzał w nią w takim samym rytmie jak poprzednio, rysując notatki na skórze jej pleców, podczas gdy ona jęczała. Ten mężczyzna byłby jej upadkiem. Wiedziała to z całą pewnością. Zakołysała tyłeczkiem przed nim, uwielbiając sposób w jaki jego jądra uderzały o nią przy każdym pchnięciu. - Nie ruszaj się - narzekał. - Więc przestań tak świetnie się we mnie wbijać. - Muszę utrzymać rytm, aby uzyskać prawidłowy rozstaw notatek. Mogę zadzwonić po Sticksa dla tego tempa, jeśli chcesz. - Wolę tę metodę - skoncentrowała się do bycia spokojną, żeby mógł pisać i uderzać w nią w tym samym czasie. - Boże, ja też. Ale muszę dojść wkrótce. Zaraz eksploduję. Masz pojęcie jak jesteś cholernie niesamowita? Rozproszył linię po linii po całych jej plecach a następnie rzucił pióro przez pokój. Pochylił się do przodu i zacisnął dłonie na jej piersi, szczypiąc jej sutki gdy zdezerterował pisanie tempa muzyki dla płytkich pchnięć. Jego jęki stawały się coraz głośniejsze i głośniejsze, kiedy poddawał się przyjemności. W jednym końcowym, głębokim pchnięciu, krzyknął: - Myrna. O Boże. O Boże, tak. Poczuła ja drży gwałtownie za nią i odczuła żal, że nie widziała jego twarzy. Chwycił jej biodra i nadal trzymał, wchodząc głęboko aż jego skurcze nie uspokoiły się. Wysunął się i upadł na łóżko obok niej z zamkniętymi oczami, oddychając ciężko. - To było fantastyczne - odwrócił ją na bok i delikatnie pocałował jej ramię. - Chciałbym się do ciebie przytulić ale nie chcę zapocić mojego riffu i solo. Zaśmiała się. - To chyba pierwsza wymówka jaką kiedykolwiek użyto, żeby uniknąć przytulania po seksie. Chwycił jej twarz między obie dłonie i pocałował ją z szacunkiem. Nigdy wcześniej nie była całowana z taką czcią. - Choć to prawda. Chciałbym cię trzymać w ramionach przez godziny. Uśmiechnęła się. Słodki bóg seksu. Czego więcej chciałaby dziewczyna? Znowu ją pocałował. - Ach Myrna - mruknął.- Myślę, że moja muza mieszka głęboko, głęboko w tobie. - Na pewno wiesz, jak ją używać we właściwy sposób.
Rozdział 4
Spacerując po hotelu w niczym innym jak w szlafroku i majtkach... tylko Brian Sinclair mógł namówić Myrnę do zrobienia czegoś tak śmiałego. W rzeczywistości próbował przekonać ją aby szła naga, ale przypominała mu, że jej nadęci koledzy na prawdopodobnie będą się kręcić o tej porze po hotelu. Ona i Brian wsiedli w windę aby dostać się na wyższe piętro. Podczas gdy kabina ruszyła w górę, owinął rękę wokół jej ramion i pocałował ją w skroń. - Przykro mi, że przeze mnie przegapiłaś swoją konferencję. - Nie, nie jest ci - i jej też nie było. Uśmiechnął się podstępnie. - Masz rację. Nie jest mi przykro. - Przynajmniej dzisiaj nie muszę przestawiać sesji. Jakbym wyglądała wchodząc na scenę na chwiejnych nogach i kulejąc? - Wyglądałabyś seksownie - powiedział.- Zwłaszcza, że ja wiem, dlaczego idziesz tak zabawnie - trącił jej nos swoim palcem. Starała się zignorować mały dreszczyk szczęścia, który powiewał w jej sercu. Była zadowolona, że dzisiaj się pożegnają. Ostatnią rzeczą jakiej potrzebowała swym życiu to rozpraszanie jej uwagi przez coś tak monumentalnego jak Brian Sinclair. A on zdecydowanie ją rozpraszał. Na najwyższym piętrze były ulokowane tylko dwa pokoje. Brian wyłowił swoją kartę magnetyczną z portfela i otworzył drzwi do jednego z apartamentowców. - Po tobie, piękna. Weszła do marmurowego przedpokoju, będąc pod wrażeniem jego przestrzeni. - To ty, Brian?- Trey wyszedł z łazienki, bez koszuli i w swych workowatych, czarnych dżinsach, susząc swoje włosy ręcznikiem. Jego najlepszą cechą bez wątpienia były jego gorące, zielone oczy, a ukrywanie jednego z nich pod długą grzywką z jakiegoś powodu było jeszcze bardziej seksowne. - I gość - powiedział Brian. Trey rzucił ręcznik na bok. - Och, hej, ślicznotko. - Cześć, Trey - pomachała nieświadomie. - Sądzę, że znalazł cię zeszłej nocy - powiedział Trey. - Ledwo - przyznał Brian.
- Czy to właśnie słyszę Farciarskiego Von Głupka?- głos Erica dobiegł z pokoju na prawo.- Wyszedł i sam dobrał się do jakiejś pierwszorzędnej cipki, podczas gdy my byliśmy na haju i ... - zatrzymał się w drzwiach, jego oczy przesunęły się po rozczochranych włosach Myrny, szlafroku i jej nagich stopach.- Cholera. Przepraszam, Myrna. Myślałem, że już się go pozbyłaś. Zaczerwieniła się. - Jeszcze nie. - Więc mieliśmy ten mały zakład - Eric zaczął. - Zamknij się, głąbie - Brian odwrócił się do Treya.- Zeszłej nocy ktoś już przyniósł na górę moją gitarę? - Jest w jadalni - Trey kiwnął w stronę korytarza. Brian ruszył w tamtym kierunku. Myrna podążyła za nim, ale Eric zagrodził jej drogę. Spojrzała na niego. Jego jasnoniebieskie oczy wydawały się penetrować jej szlafrok, skórę, ciało i zaglądały prosto w jej duszę. Zadrżała i skrzyżowała ręce na piersiach. - Czekaj, czekaj, czekaj - powiedział.- Musimy wiedzieć, kto wygrał nasz zakład. - Przegrałem - powiedział Trey.- Znalazł jej pokój - wsadził w usta wiśniowego lizaka i minął Erica i Myrnę, by pójść za Brianem.- Hej, co się dzieje? Po co ci twoja gitara? W końcu wymyśliłeś nowy riff? - Ostatniej nocy, kiedy zemdlał?- Eric spytał Myrnę. - Po tym jak połknął mojego banana i zmusiłam go do spożycia moich płynów mrugnęła do niego. Opadła mu szczęka. - Co? - Przepraszam - prześlizgnęła się obok Erica i poszła za dźwiękiem gitary, która została podłączona do wzmacniacza. Druga gitara nuciła ze sprzężeniem zwrotnym. - Myrna, pospiesz się - Brian zawołał. Weszła do salonu i zatrzymała się. Brian „Mistrz” Sinclair, miał przewieszoną nisko czarno białą gitarę Schectera. Trey Mills, z patyczkiem lizaka między ustami, dostosował do przewodów swoją czarno żółtą gitarę. Świetnie! Brian skinął na Myrnę dwoma palcami, żeby podeszła bliżej. Ustawił ją między sobą a Treyem a następnie rozwiązał jej szlafrok. Rzucił materiał na bok, odsłaniając swoje dzieło oraz większość nagiego ciała Myrny. Pod szlafrokiem miała na sobie tylko różowe bikini. Ciepło zalało jej twarz, ale nadal stała. - Ładne cycki, Myr - Trey powiedział z wiśniowym lizakiem w ustach. Jego wzrok przeniósł się z jej piersi na ciąg notatek napisanych powyżej i poniżej jednej linii.- Nie ma pięciolinii, Brian. Na co do diabła patrzę? Brian wskazał na początek linii w pobliżu prawego ramienia Myrny. - Środkowe C. Pierwszy akord. Brian wskazał palcem Treya i uderzył w struny swoją kostką. Trey przesunął rękę wzdłuż strun swojej gitary, spoglądając z powrotem na notatki na skórze Myrny i skinął głową. - Dobra. Rozumiem. Harmonia czy koncert? - Najpierw spróbujmy harmonię. - Czaję - Trey przesunął lizaka na drugą stronę swych ust a następnie wybił pierwszy akord. - Do dupy - powiedział Brian. Trey uregulował pokrętło na swojej gitarze, przechylił lekko nadgarstek i ponownie uderzył w struny. - Tak, właśnie tak.
- Dobra, lecimy. Oczy Myrny się rozszerzyły gdy zagrali jeden z najbardziej niesamowitych riffów jaki kiedykolwiek słyszała. Pomysł, że miała coś wspólnego z jego stworzeniem, zachwycił ją. Eric wszedł do jadalni. - Brzmi świetnie. Trey wypadł z rytmu a jego gitara rozbrzmiała w rozbitym dźwięku. Brian zatrzymał się i spojrzał na niego. - Coś nie tak? - Nie mogę się skoncentrować z tymi... - uniósł rękę w stronę piersi Myrny i zgiął palce centymetry od jej ciała.- ... w moim polu widzenia. - Och, daj spokój, Trey. Ile par cycków widzisz w przeciętnym tygodniu?- spytał Brian. - Nie ma znaczenia. Nigdy nie widziałem jej - Trey kiwnął głową w kierunku Myrny. Twarz Myrny rozpaliła się i zasłoniła piersi szlafrokiem. - Hej, ja ich jeszcze nie widziałem - Eric narzekał. - Idź powal w bębny w drugim pokoju - Brian wyciągnął sznurek ze szlufek szlafroka i podał jej go.- Proszę. Trzymaj go przy swoich piersiach, żeby czasami Trey nie walnął w swoją gitarę swoim wzwodem. Zaśmiała się i spojrzała z ukosa na Treya, jej twarz była jeszcze gorętsza. Trey skinął głową i wyciągnął lizaka z ust z siorbnięciem. - Powaga. - W porządku - powiedziała. Brian zsunął szlafrok z jej ramion i przytrzymała sznurek przy piersiach. Ledwo zakrywał jej sutki. - Jest prawie gorzej - Trey mruknął.- Uch. Jest tak cholernie seksowna. Chcę ją całą wylizać - przesunął językiem po swojej dolnej wardze, jego wzrok dryfował po jej skórze. Oczy Myrny rozszerzyły się. - Bądź poważny, Trey - Brian walnął go w głowę. Trey z powrotem włożył lizaka w swe usta i skinął głową. Uderzył pierwszy akord i Brian dołączył do niego. Riff stawał się coraz lepszy gdy przesuwali oczy po jej klatce piersiowej, pod piersiami, po brzuchu. Przeszli kilka razy przez sekwencję i mogli grać bez czytania nut. Myrna była tak pochłonięta muzyką, że nie zauważyła Seda aż usiadł na brzegu stołu obok niej. - Jesteś za to odpowiedzialna?- powiedział jej do ucha. Zadyszała i zasłoniła się szlafrokiem. - Nie wiem. - Cóż, cokolwiek zrobiłaś, dzięki za wyciągnięcie Sinclaira z jego dołka. Obydwoje obserwowali Briana i Treya jak wygrywają riff aż do perfekcji. Trey nieznacznie zmienił część w celu dopasowania ją do swego szybkie brzdąkającego, rozdrabniającego stylu. Brian dodał więcej trójek, jego palce latały po strunach. Brzmiało to... doskonale i jak zawsze, zmysłowo. Dwóch gitarzystów, Brian praworęczny i Trey leworęczny, odchyliło się do tyłu i zamknęło oczy, pozwalając by muzyka ich poniosła. Nigdy w swym życiu nie widziała czegoś bardziej seksownego. No, może oprócz twarzy Briana kiedy się nią kochał, ale miał prawie taką samą minę gdy oparł się plecami o Treya i przesuwał palcami po gitarze. Jace wszedł do pomieszczenia przecierając swoją zaspaną twarz. - Co to za rakieta? Jest dopiero pieprzona dziesiąta rano. Z początkowym zaskoczeniem, Jace zauważył Myrnę i jego wzrok podryfował w dół jego nagiego ciała. Jego oczy wróciły z powrotem do niej. - Aw, cholera. Wybaczcie na moment - wyszedł z pokoju. Gdy wrócił kilka minut
później w szortach, wyciągnął z futerały swój bas i podłączył go do trzeciego wzmacniacza. Jace stał w rogu z zamkniętymi oczami i wkrótce jego bas dołączył aby uzupełnić nowy gitarowy riff. - Jesteście niesamowici - Myrna mruknęła pod nosem. Brian patrzył na nią gdy grał. Uśmiechnął się. - To wszystko przez ciebie, kochanie. Uśmiechnęła się, jej serce zatrzepotało głupio. Brian uspokoił dłonią struny swej gitary i sięgnął do Myrny, obracając jej twarz w przeciwnym kierunku. Szarpnął szlafrok w dół jej talii i odgarnął jej długie kasztanowe włosy na bok. Myrna zerknęła na niego przez ramię, trzymając szlafrok na piersiach. - Moje solo. Trey pochylił się bliżej, marszcząc czoło. Nie było tam nawet ukierunkowujących linii. Zaledwie notatki i kilka liter wypisanych tu i tam. - Dobra, więc usłyszmy je. Kiedy Brian zaczął grać, podniecenie prześlizgnęło się w dół kręgosłupa Myrny. - Wow - mruknął Sed. Palce Briana przeleciały po gryfie, wydobywając dźwięki z jego instrumentu, które tylko niewielu gitarzystów mogłoby naśladować. Ukończył solo w jednym końcowym, długim i piskliwym szarpnięciem. Cały zespół gwizdnął z uznaniem. Obrócił swą gitarę przez ramię, tak że wisiała do góry nogami na jego plecach. Sięgnął po Myrnę i przyciągnął ją do siebie. - Teraz znowu jestem napalony - wymruczał jej do ucha, jego dłonie przesunęły się po jej brzuchu.- Nigdy nie będę w stanie zagrać tej solówki bez stwardnienia na uczucie ciebie wokół mnie. - Brzmiało niesamowicie. - Niech Trey najpierw to skopiuje zanim znowu ją przelecisz - powiedział Sed.- Nie chcemy tego stracić. Brian pocałował ją za uchem i cofnął się niechętnie. - Albo mógłbym zrobić zdjęcie - Eric wyciągnął swój telefon z aparatem fotograficznym z kieszeni. - Jeśli to zrobisz, połamię ci palce - powiedział Brian. - Nie jesteś zabawny, Be-rye. - Po prostu chcesz sobie przy tym zwalić konia. Trey znalazł jakąś kartkę z pięciolinią i ołówek w futerale gitary. Zaczął kopiować solówkę Briana z pleców Myrny, prosząc Briana o wyjaśnienie tego i owego. Bardzo drażliwa, Myrna zachichotała i kręciła się gdy ich palce przesuwały się po jej nagiej skórze. - Co to za notka?- spytał Trey. - Sądzę, że to znamię - Brian pochylił się i polizał miejsce na środku dolnej części pleców Myrny. Zadrżała. Brian przetarł miejsce kciukiem.- Tak, to znamię. Nie schodzi. - Dodam ją do tego całego piekła - Trey zachichotał. - Myr, twoje znamię przerywa moje solo. Parsknęła. - Jesteście zbyt zabawni. - Sądzę, że to świetny dodatek - powiedział Trey.- Nigdy nie możesz mieć zbyt wielu wysoki C w solówce. - Ja lubię Hi-C3 - zażartował Eric. Kiedy nikt się nie zaśmiał, wymamrotał.Pomarańczowego rodzaju. - Odwróć się, żebyśmy mogli spisać riff - powiedział Brian. 3 Wysokie C. Użyłam tu skróty Hi-C [High C] gdyż lepiej brzmiało niż polskie Wys-C :P
Myrna odwróciła się. Trzymając szarfę szlafroka przy piersiach, patrzyła na punkty rozrzucone po jej ciele zostają przeniesione na papier. - Tutaj szesnastka4 - powiedział Brian, patrząc przez ramię Treya. Wskazał na kartkę. - Szesnastka? Przez ciebie dostanę artretyzmu, człowieku. - Nie bądź cymbałem. Trey wyciągnął lizaka z ust i stuknął nim w nos Briana. Myrna wykradła mu go i wsadziła w swoje usta. Trey spojrzał na nią, przyciskając ją swymi seksownymi, zielonymi oczyma.- To mój lizak - było to spojrzenie, które zmieniało kobiece nogi w gumę. Myrna nie była wyjątkiem. Oparła się o stół dla wsparcia. Wyciągnęła lizaka z ust i wyciągnęła go w jego stronę. - Przepraszam. Trey wziął go od niej i włożył do swoich ust, zwracając uwagę na kartki. Brian starł lepką plamkę na nosie kostkami. Wzrok Myrny przeniósł się do miękkich, brązowych oczu Briana. Obserwował ją z lekko rozchylonymi ustami. Zastanawiała się o czym myślał. - Jesteś głodna?- spytał. Oczywiście nie o tym o czym ona myślała, ale jak już o tym teraz wspomniał, była głodna. - Tak. - Ja umieram z głodu. Zadzwonię po obsługę - szturchnął Treya w ramię.- Możesz dokończyć na własną rękę? - Taa, mam to. Zagrałem już z dziesięć razy. Brian pocałował skroń Myrny i ściągnął pasek gitary przez głowę. Postawił instrument na statywie i wyszedł z pokoju. Sed i Eric poszli za nim. Jace nadal cicho przygrywał na swoim basie w rogu, przełączając go kilka razy gdy starał się dopasować do doskonałego brzmienia nowego riffu Briana. Gdy grypa była poza zasięgiem słuchu, Trey powiedział: - Nie zniszcz go, Myrna. Brian szybko i mocno się zakochuje. Laski nie wytrzymują jego intensywności i kończy zraniony. - Spoko. Po prostu dobrze się bawimy. Chwycił jej podbródek między kciuk i palec wskazujący. - Mówiłem poważnie, Myrna. Jeśli nie masz wobec niego poważnych zamiarów, musisz teraz wyjść. - Jak mam poważnie traktować kogoś, kogo dopiero spotkałam? Zamknął oczy i potrząsnął głową. - Za każdym razem - otworzył oczy i spojrzał na nią twardo.- Powiedzieliśmy ci ostatniej nocy, że jest zacofanym romantykiem. Słyszałaś coś z tego? Odepchnęła jego rękę. - Nie zranię go, Trey. Dobra? - Mam nadzieję, że tego nie zrobisz. Patrzył na nią aż musiała spojrzeć w bok. I myślał, że Brian był intensywny? Jezu! - Zostaw ją w spokoju, Trey - powiedział Jace. - Mylę się?- Trey powiedział przez ramię. - Nie, ale to nie jej wina. Trey znowu na nią spojrzał. Westchnął. 4 Szesnastka – nuta w notacji muzycznej trwająca tyle, co jedna szesnasta całej nuty, dzieli się na dwie trzydziestodwójki. Szesnastka przedstawiana jest jako owalna, zaczerniona główka z laską oraz podwójną chorągiewką.
- Przepraszam. To nie moja sprawa. - Ma szczęście, że ma kogoś kto tak się o niego troszczy. Trey uniósł brwi i rozśmiał się. - Taa, tak myślę. Jeden albo któryś z nas zawsze wpycha nos w jego sprawy. Zapomnij że cokolwiek powiedziałem. Trey skończył przepisywać kilka ostatnich linijek muzyki. Myrna zamknęła swój szlafrok i związała go. Usiadła na krześle i przysłuchiwała się grze Jace'a, jej stopa wystukiwała rytm. Trey rozłożył arkusze na stole i znowu zaczął grać, zatrzymując się co jakiś czas by poprawić nuty które nagryzmolił Brian. Postrzępione pismo Treya uzupełniało nuty Briana. Właśnie to sprawiło, że razem brzmieli tak świetnie. Chwilę później Brian wrócił, podniósł swoją gitarę i dołączył do swoich kolegów z zespołu. Nowy skład brzmiał już jak piosenka. Myrnę zdumiewało, jak szybko każdy gitarzysta dostosował jeden riff w zależności od konkretnych stylów i mocy. Sed wszedł do pokoju i usiadł na środku stołu z zamkniętymi oczami. Myrna obserwowała go w zdziwieniu. Wydawał się być w jakimś transie. Kiedy gitarzyści wrócili do początku riffu, Sed zaśpiewał, a raczej wykrzyczał: - Przyszło to do mnie we śnie. - Można tak powiedzieć - krzyknął Brian. Trey zaśmiał się i popchnął go. Właśnie tak zawsze pisali piosenki? Przywilej bycia świadkiem tego procesu posłał dreszcz emocji wzdłuż kręgosłupa Myrny. - Dobra, dobra - powiedział Sed.- Spieprzone po pierwszej próbie. Było spieprzone? Dla niej brzmiało wspaniale. Głos Seda był niski, z ostrą chrypką która sprawiała, że poszczególne części jej anatomii zaczęły puchnąć w odpowiedzi. Sed kontynuował: - Może jeśli przelecę Myrnę, tekst do mnie przyjdzie. Jak to nazwałeś, Brian? Magicznie. - Zamknij się - powiedział Brian, teraz pracując nad bridge5 swego solo z Treyem. - Magicznie pyszne - Myrna wymruczała, przyglądając się jak Brian gra i zapragnęła jego palców na swym ciele zamiast na jego gitarze. Sed wybuchnął śmiechem. Upadł z powrotem na stół, zakrywając swe oczy dłońmi, gdy łzy radości spływały mu po policzkach. - Zastanawiam się, czy moglibyśmy użyć tego w piosence bez pozwania przez krasnoludka. - Pieprzona Myrna - zaśpiewał, ze charakterystycznym warknięciem.- ... jest magicznie pyszna. Wooooaahhhh. Ohh. Ohhh. Yeaaahh eahh eahhh. Myrna zakryła swoje usta, starając się nie śmiać. Uderzyła Seda w goły brzuch. - Nie śpiewaj tak. Przechylił się poza krawędź stołu i chwycił ją w talii, wbijając palce w jej żebra. Roześmiała się i wykręciła z boku na bok starając się go zrzucić. Gitara Briana zaprotestowała głośno, gdy pochylił się nad stołem i chwycił jedną nogę Seda. - Daj spokój, Sed. Nie bawię się w to - Brian powiedział. Sed uwolnił Myrnę, która spadła na podłogę. - Tylko się z nią drażnię. Nie lecę na twoją laskę, stary. - Gówno prawda - powiedział Brian.- Lecisz na laskę każdego. Szczególnie na moje. Sed usiadł i popchnął Briana. - Odpieprz się. 5 Bridge występuje w każdej piosence, w której gra gitara [trzymając się na nim struny]. Wyróżniamy różne rodzaje bridge, np: stały, tremolo [jednostronne, typu Floyd Rose] <-- jako że nie mam o tym pojęcia, znalazłam ino tyle. Sorkas. Na angielskiej wiki jest to ładniej zilustrowane.
Brian puścił nogę Seda i uniósł pięść, żeby go walnąć. Myrna skoczyła na równe nogi i stanęła między nimi, pochylając się aż pięść Briana sięgnie celu. Acz nigdy się tak nie stało. - Proszę, nie bijcie się - powiedziała. Położyła dłonie na piersiach Briana. Opuścił pięść i uśmiechnęła się do niego z ulgą.- Dziękuję - pochyliła się bliżej, jego gitara uderzyła ją w brzuch.- Chcę tylko ciebie, Brian - pocałowała miejsce tuż pod jego uchem, jej palce pomasowały jego twardy tors.- Tylko ciebie. Zaufaj mi, dobrze? Jego ręce zakradły się za jej plecy by przyciągnąć ją bliżej. Kątem oka złapała uśmiech uznania Treya. - Śniadanie!- zawołał Eric. Pracownik hotelu, który wyglądał na wykończonego i przytłoczonego, wepchnął wózek do pomieszczenia. Eric przeszedł wokół niego i usiadł przy stole z pałeczką do gry na perkusji w każdej dłoni. Walnął pięściami w stół. - Jedzmy. Jedzmy. Sed zjechał ze stołu i usiadł na krześle. Mięśnie na jego szczęce napięły się, ale niczego nie powiedział. Pracownik hotelu zaczął rozładowywać wózek, rozstawiając na stole prawdziwą ucztę. Eric popodnosił pokrywy z talerzy i wrzucił je z powrotem na wózek. Około połowa z nich uderzyła w cel, reszta z brzękiem upadła na podłogę. - Moje!- oświadczył, gdy znalazł puszysty omlet pokryty papryczkami Jalapeno. Sed sięgnął po swój talerz z jajkami na średnio i szynkę. Trzech gitarzystów zdjęło swoje instrumenty zanim dołączyli do reszty zespołu przy stole. Myrna nie była pewna co ma zrobić. Nie spytali co by zjadła, więc nie chciała ukraść komuś jedzenia. Nie żeby go brakowało. Zamówili tyle jedzenia, że wystarczyłoby dla piętnastu osób. - Nie wiedziałem co byś zjadła - wyjaśnił Brian.- Więc zamówiłem kilka rzeczy. Uśmiechnęła się. Słodki bóg seksu. Tak, to był Brian. Podał zmęczonemu pracownikowi hotelu podwójny napiwek i usiadł u szczytu schodu, wciągając Myrne na swoje kolana. - Och, zaraz rzygnę - powiedział Trey, uśmiechając się.- Nie miziajcie się przed nami. Brian pokazał mu środkowy palec i przysunął ku nim miskę owoców, talerz jajecznicy, naleśników, ciastek i bekonu. - Co byś chciała?- spytał. Bycie tak blisko niego zdecydowanie odebrało jej apetyt na jedzenie. Za to obudził się inny rodzaj apetytu. Pochyliła się blisko do jego ucha. - Twojego penisa. Jego dłoń wsunęła się pod szlafrok na jej udzie. Napięła się. - To drugie danie - wyszeptał. - Myślę, że mogę poczekać kilka minut. Tak długo, jeśli obiecasz mi też deser. Jego palce wsunęły się pod gumkę jej majtek o potarły napuchnięte wargi. Jej ciało zadrżało. - To obietnica. Kiedy wyciągnął swą dłoń nad stół aby zacząć jeść, zrelaksowała się. Stanęło na tym, że ona gryzła kawałki melona podczas gdy Brian wyczyścił talerz z jajecznicą polaną keczupem i kilkoma kawałkami bekonu, które także były polane keczupem. Nalała mu szklankę soku pomarańczowego i nalegała, żeby wypił wszystko. - Obrzydliwe - powiedział Trey, nadal się uśmiechając.- Spójrzcie na nich. Tacy rodzinni. - Potrzebuje siły - powiedziała Myrna, zerkając na Treya, który siedział po jej prawej i jadł swoje naleśniki polane syropem i kiełbaskę, również w syropie. Wsunęła kawałek
melona w usta Briana.- Jestem napalona. Eric zaczął wielokrotnie uderzać głową w stół. Sed zaśmiał się. - I marnujesz swój czas z Sinclairem? - Wiesz, nie jest stratą czasu. Gitara nie jest jego jedynym talentem. Brian ścisnął jej udo na jej ocenę. Zastanawiała się ile kpin zgarniał od tych kolesi za bycie romantycznym. Jego nos musnął jej szyję. - Teraz jestem pełny. Jej brzuch skręcił się w potrzebie. - To dobrze, bo moje majtki nie wytrzymają więcej wilgoci. - Kurwa. Kurwa. Kurwa - Eric przerywał walnięcia w stół przekleństwami. - Kąpiel?- spytał Brian, patrząc na nią. Dotknęła dłonią jego policzka i oparła czoło o jego. - Zmyje twoją piosenkę. - Mamy ją na papierze. Mam nadzieję, że zrobimy trochę nowe miejsca na nową. Uśmiechnęła się. - Nie pomyślałam o tym. Zsunęła się z jego kolan i zabezpieczyła swój szlafrok zanim ruszyła w kierunku łazienki. Kiedy przeszła obok Seda, usłyszała jak mówi: - Mam nadzieję, że groupie6 są przygotowane na dobre, ostre pieprzenie dziś wieczorem. Cholera, feromony tutaj są za ciężkie. Mam niemal twardego. - Brian dostaje wszystkie dobre cipki - Eric osowiał. Brian zaśmiał się i uderzył Erica w plecy, gdy poszedł za Myrną do łazienki. Weszła do dużego pomieszczenia z zachwycającą wanną jacuzzi w rogu. - Miło. Brian zamknął drzwi i znowu przyciągnął ją do swego brzucha. Rozplątał sznurek jej szlafroka i rzucił ubranie na bok. Jej piersi zabolały gdy masował je dłońmi a jej oddech przyspieszył, gdy ssał jej szyję. - Naprawdę jesteś napalona, czy po prostu chciałaś uciec od chłopaków?- spytał. Przesunęła jego dłoń do wilgotnego ciepła między jej udami. - Jak sądzisz? Jego palce potarły jej różową koronkę. Odwrócił jej ciało i przycisnął twarzą do ściany. Jej oczy otwarły się leniwie gdy spostrzegła swe odbicie w lustrze. Ich spojrzenia spotkały się nad jej ramieniem w szkle refleksyjnym. Więc chciał ją widzieć, gdy będzie dochodziła. Nie musiał długo czekać. Jego palce potarły szybciej. Szybciej. Szybciej. Jej oczy zamknęły się, jej usta otwarły i oparła tył głowy o jego ramię, gdy przyjemność wstrząsnęła jej rdzeniem. Krzyknęła, chwytając się jego ud dla wsparcia. Potarł czubkiem nosa o krawędź jej ucha. - Jesteś taka seksowna, Myr. Tym razem najpierw będę cię przytulał. Nie chcę dać się ponieść emocjom i znowu coś przegapić. Uwolnił ją i ruszył w kierunku wanny, odkręcając kurki i sprawdzając wodę palcami. Jego wspaniałe, hipnotyzujące palce. Obserwowanie go jak gra, nakręciło ją bardziej niż sądziła. Poruszyła się za nim i owinęła ręce wokół jego talii, odpinając jego pasek i rozporek dżinsów. Pogrzebała w jego bokserkach aż jego w połowie twardy penis wyskoczył na wolność. Wzięła go w swoją dłoń, głaszczą sprawnie i delikatnie jego długość. Złapał ją za rękę. 6 Groupie (wym. grupi) – miłośniczka zespołu muzycznego, za którym podąża w poszukiwaniu erotycznej lub emocjonalnej bliskości. Co ciekawe, swoje groupie mają też kryminaliści :O
- Zaczekać. Nawet jeszcze nie ściągnąłem moich butów. - O co ci chodzi? Chodzi mu o to, że znowu zachowujesz się jak dziwka, Myrna. Głos Jeremiego roznosił się w rozkosznej spirali która była poza zasięgiem. Zamknęła oczy i nieznacznie potrząsnęła głową. Brian odwrócił się i zsunął szlafrok z jej ramion, pozostawiając go w kałuży na podłodze. Skrzyżowała ramiona na piersiach. - Coś nie tak?- jego kciuk potarł jej policzek i otworzyła oczy by na niego spojrzeć. - Nie - zmusiła się do uśmiechu i położyła dłonie na swych biodrach, przypatrując się jego kompletowi ubrań z pogardą.- I niby to jest sprawiedliwe?- spytała. Rozebrał się w kilka sekund. Jego spojrzenie powoli podryfowało w dół do jej koronkowych, różowych majtek. - A to jest sprawiedliwe?- odpowiedział? Zsunęła swoje majtki w dół ud i ściągnęła je. Zaplątała palce w gumce i strzeliła nimi w jego twarz jak z procy. Złapał je, przycisnął sobie do nosa i wziął głęboki wdech. - Mogę je zatrzymać? - Jeśli chcesz. Pochylił się i włożył jej majtki do kieszeni swych spodni. Potem wspiął się po schodach do wanny, wszedł do wody i wyciągnął dłoń w jej kierunku. Chwyciła jego dłoń i weszła za nim do wanny i stanęła przed nim. Wpatrując się w niego, prześledziła kątem oka kontury jego twarzy - silna szczęka, szpiczasty podbródek, ostre kości policzkowe. W końcu jej oczy osiedliły się na jego górnej wardze jego pobłażliwych ust. Schylił głowę i pocałował ją namiętnie - usta, język i zęby pieściły jej wargi. Woda się podniosła do ich łydek, gdy kontynuował swój pocałunek. Kiedy się odsunął, spojrzał na nią. - Lepiej zakręć wodę - powiedziała. Zakręcił krany i zatonął w ciepłej głębi wody, wyciągając swoje ręce w zaproszeniu. Usiadła między jego udami, oparła się plecami o jego tors. Dysze jacuzzi zaskoczyły ją. - Przyjemnie - oparł głowę o krawędź głębokiej wanny i westchnął. Myrna nie dołączyła do niego żeby odpocząć, ale nie mogła się spierać. Było przyjemnie. Było jeszcze lepiej, kiedy zaczął pocierać wąskim paskiem mydła o jej piersi i brzuch. Choć jego dotyk nie miał być zachęcający, dyszała w tej chwili z potrzeby. - Więc mieszkasz w pobliżu?- spytał nonszalancko. - Um... - tak naprawdę nie chciała mu udzielać swych danych osobowych. To był szybki romans. Nic więcej.- Nie, jestem tutaj tylko podczas konferencji. Którą właśnie omijam. - Jeśli wolisz iść... - Nie powiedziałam tego. Odłożył mydło na bok, otoczył jej talię ramionami i pochylił się opierając swą głowę o jej. - Cisza jest czasami przyjemna. Podejrzewała, że jego życie było konsekwentnie głośne. Więc chciał rozmawiać spokojnie i się przytulać. Nie powinna narzekać. Mogła poczekać kilka minut. - Któryś z twoich tatuaży znaczy coś szczególnego?- przesunęła palcem w dół jego umięśnionego ramienia i po zawiłym, kolorowym dziele. - Niektóre z nich - podniósł z wody swoją lewą rękę i pokazał jej skomplikowany obraz krwawych róż wokół imienia Kara na wewnętrznej stronie przedramienia. - Stara dziewczyna?- spytała, śledząc palcem literę K. - Moja młodsza siostra. Zginęła w wypadku samochodowym gdy miała szesnaście lat. Myrna spojrzała na niego zauważając surowy ból na jego twarzy.
- Przykro mi, Brian. To okropne. - Stało się to prawie dziesięć lat temu. Pewnie sądzisz, że powinienem się już do tego przyzwyczaić. - Była twoją młodszą siostrą. Myślałeś, że zawsze możesz ją chronić. Uśmiechnął się lekko. - Skąd wiesz? Wzruszyła ramionami, nie chcąc ponownie wchodzić w tryb psycholożki. - Masz rodzeństwo?- spytał. - Dwie młodsze siostry. Obie jak wrzód na tyłku. - Kara też taka była - zaśmiał się.- Nadal za nią tęsknię. Zawsze trzymał swe serce na otwartej dłoni? Pewnie tak. Nawet gdy był nagi. - Więc jeśli nie jesteś z Chicago - powiedział.- To skąd jesteś? - Missouri. - Saint Louis? - Czy to ważne? - Pewnie nie chcesz mnie w ogóle poznać, prawda? Obiecała Treyowi że go nie zrani. Chciałaby tylko, żeby nie było to takie trudne. Wiedziała, że ten związek nie mógł przypominać czegoś znaczącego. Był gwiazdą rocka w trasie. Ona była profesorką z wymagającą karierą. Po prostu nie... pasowali do siebie. - W rzeczywistości jestem dziewczyną ze wsi. Poszłam na studia do Columbi, Missouri. Studia magisterskie w Saint Louis. Teraz jestem w Kansas. - Więc nie jesteś zbyt daleko od domu. - Gdzie dorastałeś? - L.A. Uśmiechnęła się. - Do przewidzenia. - Ostrzegli cię, że jestem zacofanym romantykiem, czyż nie? Odwróciła głowę by spojrzeć na niego. - Hę? - Nie zgrywaj głupiej. Nie musisz obchodzić się ze mną jak z jajkiem, Myr. Jeżeli jestem na tyle głupi, żeby zakochać się w tobie w dwanaście godzin, to zasługuję na złamane serce. - Nie zamierzałam łamać czyjegoś serca. - Nie sądzę, żeby ktokolwiek miał taki zamiar - urwał.- Cóż, może Sed. Chciałbym kilka minut czegoś bardziej trwałego niż pieprzenie się w autobusie, wiesz? - Rozumiem, ale... - Nawet jeśli po prostu udaję. - Brian, jeśli nie będę ostrożna, to ja skończę ze złamanym sercem. - Moglibyśmy zawsze postarać się coś z tym zrobić. - To po prostu nie jest możl... - zakrył jej usta jedną ręką. - Dobra, nie mów tego. W takim razie pozwól mi udawać - pocałował jej skroń i przesunął swą rękę z ust na jej pierś.- Naprawdę się jutro upiję, żeby spróbować o tobie zapomnieć. - Brian. - Żartuję. Jeżeli nie chcesz drugiego dna, to go nie dostaniesz. Nie wiedziała, czy mu uwierzyła, ale poczuła w środku ulgę. Jej kariera była wystarczająco skomplikowana. Nie miała czasu na poważny związek. Szczególnie na długo dystansowy, który nie miał szansy na powodzenie. A po Jeremim... siłą wypchnęła myśli o byłym mężu z umysłu. Brian podniósł ją do wygodniejszej pozycji niż przy swoim torsie i posadził ją na
środku wanny. - Wyszoruję atrament na twoich plecach. Sięgnął po małą kostkę mydła. Siedziała cicho z kolanami podciągniętymi pod piersi, podczas gdy on mył jej plecy. Zawisła między nimi niewygodna cisza. Zastanawiała się jak ponownie mogłaby przełamać lody. Był na nią zły? Lepiej było być z nim szczerą, prawda? Ale powiedział, że chce udawać, więc może tan naprawdę nie chciał szczerości? Spojrzała na niego przez ramię aby zobaczyć jak uśmiecha się do siebie. Nie wyglądał na złego, bardziej na rozbawionego. - Zastanawiam się, czy mógłbym stworzyć kolejnych dwadzieścia solówek podczas naszego wspólnego czasu - powiedział. - Dwadzieścia?- jej oczy rozszerzyły się.- Ale ja wyjeżdżam po waszym koncercie dziś wieczorem. - Ja też. Uśmiechnęła się. - W takim razie będziemy zajęci. Zaśmiał się i złożył otwarty pocałunek na jej ramieniu. - Nie sądzę, żebyś go miała w sobie. Chlapnęła wodą w jego twarz. - Hej! To ty chciałeś się przytulać. Zaśmiał się. Okrucieństwo jego śmiechu sprawiło, że dreszcz przesunął w dół jej kręgosłupa. - Skończyłem z przytulaniem. Przesunął jej ciało przed strumień jacuzzi i uniósł ją lekko, tak że woda tryskała w jej tyłeczek i między nogami. Zadrżała. Oparła się plecami o brzeg wanny, jej łokcie odpoczywały na brzegu żeby utrzymać ją nad pulsującą wodą. Brian wsunął się między jej nogi i chwycił swego penisa w jedną dłoń. Potarł jego spuchniętą główkę o jej cipkę i delikatnie badał jej bolące otwarcie. Wiła się, chcąc żeby szybko się w nią wepchnął. Stymulacja wodą i jego łagodne próbowanie było dla niej zbyt wielkim wyzwaniem. Otworzyła oczy i stwierdziła, że na nią patrzy. - Będziesz mnie pieprzył czy nie? Rzucił się naprzód, wypełniając ją jednym głębokim pchnięciem. - Właśnie tego chcesz? Jęknęła z głową opadającą do tyłu. - Tak, tak, tego chcę. Cofnął się i znowu się w nie zatopił, unosząc ją nad strumieniem wody. Jęknęła kiedy wycofał się lekko i jej tyłeczek znowu zatonął w pulsującą wodę. Jej ciało szarpnęło się. Pocałował ją delikatnie, jego okrucieństwo wyparowało. - Lubisz to? - Lubię wszystko co ze mną robisz, Brian - potarła nosem o jego. Uśmiechnął się czule. - Wszystko z wyjątkiem tego, jak każesz mi czekać - dodała. Jego usta otarły się o jej. - Nie będziesz już dłużej czekała. Zanurzył się w niej i wycofał się rytmicznie. Jego małe westchnienia przyjemności przyprawiały ją o gęsią skórkę. Spojrzała na niego. Miał zamknięte oczy, otwarte usta i zatracił się w uczuciu jej ciała i strumienia jacuzzi który tryskał w ich połączone narządy płciowe. Boże, był seksowny. Drzwi łazienki otworzyły się. Myrna zesztywniała. Brian zatrzymał się i spojrzał przez
swe ramię. - Nie zwracajcie na mnie uwagi - Eric wszedł do pomieszczenia i zamknął drzwi.Muszę się wysikać. Brian wzruszył ramionami i ponownie wepchnął się w Myrnę. Gdy już nie była zrelaksowana, jego penis wepchnął się do jej szyjki macicy. - Ow - zadyszała. Zatrzymał się i spojrzał na nią. - Skrzywdziłem cię?- pocałował ją czule.- Przykro mi. Zmusiła się do relaksu, starając się zignorować Erica który stał przy toalecie, wylewając z siebie stały strumień moczu. Eric nawet nie próbował udawać, że na nich nie patrzy. Otwarcie się gapił. Spojrzała w oczy Briana i uśmiechnęła się. - Nic mi nie jest. - Mam przestać? - Nie. Spodziewała się, że poczeka aż Eric wyjdzie, ale zaraz zaczął ponownie się w nią wpychać, wchodząc w nią. Krzyknęła i orgazm złapał ją niespodziewanie. - Och Boże, Brian. Tak! - Znowu to słyszę - wyszeptał, wbijając się w nią coraz mocniej i głębiej. Nucił nowy riff. Naprawdę słyszał muzykę? Ona widziała gwiazdy. Był taki dobry. - Eric - powiedział.- Eric.7 Otworzyła oczy, zaskoczona, że woła imię swego perkusisty podczas gdy się z nią kochał. Eric przysunął się i stanął obok wanny, trzymając się za krocze jakby go bolało. - Trójkąt, stary?- spytał z nadzieją. Brian pokręcił głową. - Chcę, żebyś ją przytrzymał. Muszę wejść głębiej. - Głębiej? Chcesz jej posiniaczyć wątrobę? Myrna zaśmiała się. - Po prostu ją przytrzymaj, dobra? - Przyjemność po mojej stronie. Eric usiadł na krawędzi wanny za Myrną z nogami w wodzie. Z nogami po obu stronach jej ciała, użył swych kolan aby utrzymać jej biodra w wodzie. Chwyciła się jego łydek i oparła się o jego tors gdy Brian wepchnął się głębiej i głębiej. Woda uderzała w jej podbrzusze z każdym pchnięciem. - Niesamowity widok - Eric mruknął jej do ucha. Spojrzała w dół. poza szczytami swych piersi, widziała jak penis Briana wbija się w nią. Twardy. Gruby. Lśniący od wilgoci. W jednej chwili na widoku. Schowany w następnej. Jej usta otwarły się. Coś w tym, że Eric przyglądał się uderzającemu penisowi Briana jeszcze bardziej ją podnieciło. Haniebne, ale ekscytujące. Dziwka. - Cholera, Brian, rozdzierasz ją - Eric warknął. - Zamknij się, staram się skupić. Twardniejący penis Erica szturchnął Myrnę między łopatkami. Rytm Briana najwyraźniej dotarł także do niego. Eric uderzał w jej plecy za każdym lekkim pchnięciem Briana. Po chwili dłonie Erica przeniosły się na jej piersi. Skubał jej sutki w tempie Briana aż myślała, że oszaleje. Eric pochylił głowę i zaczął szeptać jej do ucha, prawdopodobnie bojąc się że przerwie tworzenie solówki Briana. 7 Powaga, leżę i kwiczę. Co za cymbały xD
- Trey miał rację. Masz idealne cycki - pogładził zewnętrzną krawędź jej ucha swym językiem, używając tego samego rytmu. Pulsowanie pożerało ją. Głębokie pchnięcia Briana. Jego ręce ściskające rytmicznie jej tyłek. Eric ciągnący jej sutki, liżąc językiem jej ucho. Woda chlapiąca na jej brzuch i uda. Boże, zaraz eksploduje. Jej palce wbiły się w mokre dżinsy obejmujące golenie Erica i jej głowa z powrotem opadła na jego ramię, gdy chwyciły ją pierwsze fale orgazmu. - Och. Eric sięgnął między ciało jej i Briana. Kiedy jego palce znalazły jej obolałą i pulsującą cipkę, wybuchła z krzykiem w ekstazie. - Jasna cholera, ta laska jest gorąca - powiedział Eric. - Muszę dojść - Brian mruknął. Wysunął się i wstał na nogi, pocierając swego penisa dłonią. Dlaczego już go wyciągnął? Zauważyła, że nie miał na sobie prezerwatywy. I tak nie miała zamiaru mu pozwolić, żeby zmarnował swój wystrzał. Wyślizgnęła się z uścisku Erica, uklękła przed Brianem i spojrzała na niego. - Pozwól mi cię possać - powiedziała.- Proszę. Uśmiechnął się do niej. - Nie mam zamiaru odmówić takiej prośbie. Jego ręka przestała gładzić jego ciało i delikatnie dotknął jej twarzy. Pochyliła się i wzięła go głęboko w swe gardło a następnie wycofała się, mocno ssąc. Jego palce zacisnęły się na jej włosach. Gdyby nie była przez niego taka podniecona, mogłaby zaprotestować, ale ból stymulował ją. Chciała, żeby ją skrzywdził. Szarpnął jej głowę do tyłu do momentu aż główka jego penisa nie znalazła się w jej ustach. Rozumiała czego chciał i zaczęła szybko podrzucać głową, stymulując jego główkę. Uważała na to, by nie zadrapać go zębami podczas energicznego ssania, jego usta uderzały o krawędź. - Tak, maleńka - wysapał.- Właśnie tak. Dźwięk zwalania konia przez Erica rozproszył ją moment. Zatrzymała się. Brian ponownie szarpnął ją za włosy. Jej sutki naprężyły się w odpowiedzi. Taa, potraktuj mnie jak swoją brudną dziwkę. Przesunęła dłoń między swe uda i wsunęła w siebie dwa palce, otulając ją swymi śliskimi sokami. Potem sięgnęła między nogi Briana i wsunęła dwa nasmarowane palce w jego tyłek. Jęknął w zdziwieniu, jego ciało szarpnęło się. Nie poprosił, żeby przestała. Zamiast tego rozszerzył swoje stanowisko dla jej palców, żeby mogła wsunąć je głębiej. Większość facetów tchórzyła, kiedy tego próbowała. Jeremy krytykował ją przez dni - gdzie się tego nauczyłaś? Kto cię pieprzył? - ale Brian zdawał się jej ufać. A może był bardziej nienormalny niż większość. Poszukała swego celu. Był bliski dojścia. Trudno było jej go zlokalizować. Nadal poruszała głową, podczas gdy jej palce badały jego wnętrze. Eric nadal robił sobie dobrze za jej plecami, jego rytm był dopasowany do jej. Zagięła palce w środku Briana i znalazła to, czego szukała. Mały gruczoł, który wydzielał nasienie, był spuchnięty do rozerwania. Kiedy na nieco nacisnęła, Brian krzyknął i niespodziewanie wytrysnął w jej usta. Cóż, niespodziewanie dla niego. Ona dokładnie wiedziała, co się stanie. Połknęła łapczywie jego ofiarę, uwielbiając jego słony smak. - Co do cholery?- Brian krzyknął.- Boże. Myrna. Boże. Nawet gdy już wystrzelił swój ładunek, nadal pocierała jego niewielki gruczoł. Pulsował pod jej palcami, przedłużając jego orgazm jeszcze o minutę. Jego całe ciało wzdrygnęło i zadrżało. - Och Boże, Myrna, co ty ze mną robisz? Nie mogę przestać dochodzić - oparł się dłonią o ścianę dla wsparcia.
Uśmiechnęła się wokół jego penisa i wyciągnęła palce z jego tyłka, pozwalając jego orgazmowi się rozproszyć. Eric krzyknął gdy doszedł na jej plecach. Poprawka. W jej włosach. Wyciągnęła penisa Briana ze swych ust i spojrzała na Erica. - Doszedłeś w moich włosach? - Przepraszam - powiedział Eric.- Jesteś zbyt gorąca, Myrna. Musiałem na tobie dojść. Nie mogę nic na to poradzić. - Wiesz jak trudno jest usunąć spermę z długich włosów?- odnalazła swą dłonią lepki bałagan na głowie.- Eww. Cholera, Eric. Brian dotknął jej twarzy a gdy na niego spojrzała na niego, pocałował ją czule i z szacunkiem. - Nigdy w życiu nie miałem tak intensywnego orgazmu, Myrna. Jesteś niesamowita. Uśmiechnęła się. - Ciesze się, że ci się podobało. - Mało powiedziane. Nigdy nie spotkałem kobiety tak nieskrępowanej jak ty zazwyczaj taka nie była. Jego brak zahamowań sprowadził jej pierwotny instynkt. Znowu ją pocałował i odsunął się by stuknąć palcem w czubek jej nosa.- Nie chcę cię teraz zostawiać, ale muszę przenieść tą nową solówkę na papier. Mam nadzieję, że zrozumiesz. - Sądzę, że to niesamowite - rozumiała go. Patrzył na nią przez moment, kontemplując ją z poważnym wyrazem. - Chcesz jechać do Vegas i wziąć ślub? Jej serce jęknęło aby się zatrzymać a następnie znów zaczęło pędzi. Ślub? - Uch, prawdę mówiąc, to nie. Nic a nic. Wzruszył ramionami. - Musiałem zapytać - pocałował ją w czoło. Brian wyszedł z wanny i sięgnął po ręcznik. Owinął go wokół swych szczupłych bioder, zebrał z podłogi swoje spodnie i ruszył w kierunku drzwi. Zatrzymał się w drzwiach, jego wzrok przeniósł się do Erica, który nadal siedział z Myrną w wannie. - Hej, głąbie. Trzymaj swoje spodnie na tyłku albo cię wykastruję jak będziesz spał. I zmyj swoją spermę z jej włosów, ty dupku. Eric uśmiechnął się. - Przyjemność po mojej stronie. Brian zawahał się a następnie zostawił ją samą w łazience. Nagą. Z Ericiem Sticksem.
Rozdział 5
Myrna patrzyła jak Eric wkłada swego zwiotczałego penisa w spodnie i zapina guzik rozporka. Usiadł w wodzie w swoich dżinsach i skinął na nią by przysunęła się bliżej. Nie ufała mu i nie majaczyła teraz z przyjemności, była zażenowana, że zobaczył ją z Brianem. Zakryła swoje piersi rękoma i zatonęła w głębi wody. - Mogę je umyć - powiedziała, unikając jego zadowolonego z siebie uśmiechu, skupiając się na krawędzi wanny. Dźwięk gitary Briana przebił przez ścianę. Wow. Ta solówka była bardziej wstrząsająca, niż poprzednia którą natychmiast ułożył w jej towarzystwie. - Nie będę ci się naprzykrzać, Myrna - Eric zachichotał.- No chyba, że chcesz. Wiedziała, że widział jak była pieprzona, ssała penisa i wcisnęła palce w tyłek jego przyjaciela, ale nie mogła się zrelaksować. - Tylko umyję twoje włosy. Obiecuję. Poza tym nie jestem już napalony. Jesteś całkowicie bezpieczna. Lubiła mieć myte włosy. Prosta, kojąca przyjemność. Jeden z jej ulubionych luksusów. Ale Eric? Nie była pewna, czy chciała mu pofolgować. Eric sięgnął po małą butelkę i wycisnął dużą ilość szamponu na swoją wyciągniętą dłoń. Myrna rozparła się w wannie, dokładnie zmoczyła włosy i usiadła. Nie czekając aż się do niego zbliży, Eric przeniósł się za nią i wmasował szampon w jej głowę. Jego silne palce pracowały rozprowadzając pachnąca pianę w jej włosach. Zamknęła oczy zrelaksowała się, nadal mając piersi zasłonięte dłońmi. Dłonie Erica były fantastyczne. Stłumiła jęk zadowolenia. Odległe odgłosy sporadycznej solówki Briana znów zwróciła jej umysł w kierunku ich sesji uprawiania seksu. Naprawdę pozwoliła Ericowi pieścić ją bez protestu? Nie rozważała powstrzymania go. Co ona sobie myślała? Było tak przyjemnie. To wszystko o czym myślała. A to też było naprawdę świetne. Jego kciuki naciskały na mięśnie u podstawy jej czaszki a jego palce masowały górę i boki jej głowy, małe palce pocierały jej skronie. Jego duże, silne ręce i cienkie palce uderzały ją we właściwych miejscach. - Mmmm - wymruczała. Jej ręce odsunęły się od piersi, przesunęły w dół jej brzucha do jej cipki. Nie miała pojęcia jak znowu może być napalona, ale palce Erica na jej głowie i muzyka Briana znowu
ją nakręciły. Wytrwale pocierała swą cipkę, myśląc, że palce Briana przesuwają się po strunach w drugim pokoju. Jej oddech utknął w dole jej szyi, gdy chwyciły ją pierwsze fale przyjemności. - Wiesz, że lubię patrzeć, prawda?- Eric powiedział do jej ucha. Usiadła z niezręcznym pluśnięciem. Naprawdę opierała się o Erica i się masturbowała? Co było z nią nie tak? Ci faceci. Te gwiazdy rocka wywoływały u niej całkowicie nietypowe zachowanie. Nie na sprzedaż, Myrna. Urodziłaś się jako dziwka. Będziesz żyła jako dziwka i umrzesz jako dziwka. Zanurzyła głowę pod wodę by spłukać szampon ze swych włosów i utopić słowa Jeremiego. Kiedy się wynurzyła, przeniosła się na drugi koniec wanny, unikając ciężkiego spojrzenia Erica. - Nie powinienem niczego mówić - powiedział.- Nie chciałem przerywać. Proszę, kontynuuj. - Wstydzę się. - Dlaczego? Nie chcąc się dzielić swoim zamieszaniem, potrząsnęła głową. - Naprawdę lubisz patrzeć? - Wolę patrzeć niż się pieprzyć - spłukał szampon ze swych rąk w wodzie.- Sed zawsze pozwala mi patrzeć, jak zabawia się ze swoimi laskami. To pierwszy raz, kiedy Brian pozwolił mi patrzeć. Nigdy nie zauważyłem jakim jest ogierem. To znaczy... cholera. Myrna zaczerwieniła się, ale skinęła głową. - Sed też jest ogierem?- spytała. Dlaczego o to spytała? Nie chciała wiedzieć. No dobra, trochę chciała. Eric zaśmiał się. - Czy Sed jest ogierem?- podrapał się po głowie.- Widziałem go z czterema dziewczynami na raz i wszystkie błagały o więcej. - Cztery dziewczyny? Jak to w ogóle możliwe? - Jedna na każdą rękę. Jedna na jego twarz. Inna ujeżdżała jego mechanicznego byka. Oczy Myrny się rozszerzyły. - A ty tylko patrzyłeś? Nie uczestniczyłeś? - Mam pęcherze na dłoniach i pieszczenia siebie. - Powaga? - Nie, nie na poważnie. Zaprosiły mnie po tym jak Sed stracił przytomność. - Więc dostałeś jego resztki? - Myślę, że można to tak nazwać, ale szczerze to czerpię więcej przyjemności z oglądania jak Sed doprowadza je do krzyku. - Interesujące. I Brian nigdy ci nie pozwolił patrzeć aż do dzisiaj? Eric pokręcił głową. - Jest bardzo prywatną osobą. Myrna skinęła nieznacznie. Wiedziała o tym. - Co z resztą chłopaków? Eric uśmiechnął się. - Dlaczego chcesz wiedzieć? Wzruszyła ramionami. - Badania. - Badania? - Jestem profesorką od ludzkiej seksualności. Pamiętasz? - To wyjaśnia twoją wiedzę. Co twoje palce zrobiły w tyłku Briana? Myślałem, że przestrzeli ci głowę kiedy dochodził. I dochodził. I dochodził. Nie sądziłem, że to możliwe,
żeby facet dochodził tak długo. To nie była jakaś tam regularna sonda tyłka. Zrobiłaś tam coś, prawda? Mrugnęła do niego. - To moja tajemnica. I owszem, to wyjaśniało jej wiedzę. Eric rozumiał a ledwo go znała. Była żoną Jeremiego przez ty lata i za każdym razem kiedy chciała spróbować czegoś nowego, był pewny że go zdradza. - Pokażesz mi swój sekret?- pochylił się w wannie. Zaśmiała się. - Chciałbyś. - Amen. - Nie mogę, Eric. Obiecałam nie zranić Briana. Eric skrzywił się. - Co zrobiłaś? - Trey sprawił, że obiecałam, iż go nie skrzywdzę. - Cóż, nigdy nie będziesz w stanie dotrzymać tej obietnicy, Mry, więc równie dobrze możesz ją złamać tutaj ze mną. Potrząsnęła głową uśmiechając się. - Nie zamierzam włożyć moich palców w twój tyłek. Westchnął. - No dobra. Pozwolisz mi chociaż popatrzeć jak się masturbujesz? - Nie jestem w nastroju. - Nawet gdy dźwięk solówki Briana przebija się przez ścianę? Napisał ją, kiedy zanurzał w ciebie swego penisa. Widziałem to. Ścisnęła razem swe uda na to wspomnienie. Eric miał rację. Brian napisał te cudowne, poetyckie solo gdy się z nią kochał. Oparła się plecami o krawędź wanny z ciepłymi dyszami jacuzzi za plecami. Zamknęła oczy i przysłuchiwała się dźwiękom gitary Briana jakby grał dla niej. Pewnego dnia tysiące fanów usłyszy i pokocha ciąg tych pięknych nut i nie będą mieli pojęcia jak powstały. Pozwoliła, żeby muzyka ją poniosła z powrotem do ich kochania się gdy wygrywał w kółko te same nuty. Z każdym powtórzeniem, kawałek brzmiał coraz bardziej po mistrzowsku. Gdy jego palce znajdowały każdą nutę, wyobrażała sonie jego penisa wewnątrz niej, wypełniającego ją i wycofującego się, wypełniającego. Jej dłoń przeniosła się między jej nogi. Westchnęła. Jak mogła już znowu go chcieć? Ale pragnęła go. Wstała, woda spłynęła po jej ciele gdy wyszła z wanny. Eric uderzył wielokrotnie bokiem głowy o ścianę, gdy patrzył jak wychodzi z łazienki. Naga. Kapiąc wodą po pokoju hotelowym, szukała Briana. Wciągnięty przez swoją muzykę, nie zauważył jej na początku, ale członkowie jego zespołu którzy siedzieli przy stole i patrzyli jak gra, zauważyli. Trey wyciągnął lizaka ze swych ust. - Um, Myrna - powiedział.- Wydajesz się być naga. - Wszyscy wynocha - zażądała. Gitara Briana w zrezygnowała z gry w połowie solówki. Jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. - Oprócz ciebie - powiedziała do Briana.- Ty zostajesz. Pozostali trzej mężczyźni szemrali, ale posłuchali się i wyszli z pokoju. - Dlaczego chodzisz naga przed moim zespołem?- Brian spytał, jego szczęka napięła się ze złości. - Słuchałam jak grasz - powiedziała.- I sprawiło, że pragnę cię tak bardzo.
Rozważałam, żeby się ze sobą zabawić, ale wolałabym... Uśmiechnął się. - Moja gra sprawia, że się dotykasz? Opuściła wzrok. - Zagrasz dla mnie? - Jeśli pokażesz, co moja muzyka z tobą wyprawia. Myrna zepchnęła talerze po śniadaniu na koniec stoły. Usiadła na krawędzi stołu przed Brianem, przesunęła krzesło na bok i oparła nogi na siedzeniu. - Jeśli obiecasz, że będziesz się ze mną kochał gdy skończysz grać. Nie obiecał, ale wygrał pierwsze nuty solówki na swej gitarze. Rozłożyła szeroko uda, wiedząc że miał nieograniczony widok na to, co miała między nogami. Stała się przez to bardziej gorąca. Chciała, żeby widział. Oparła się na łokciu i wsunęła w siebie trzy palce, jej płyny skropliły się na grzbiecie jej dłoni, gdy wsunęła je głębiej i wycofała i znowu pogrążyła je wewnątrz siebie. Ponownie je cofnęła i przesunęła jeden palec do swojego tyłeczka, wypełniając obie dziurki z jękiem. Briana solo wzrastało, szybciej wędrował palcami po stronach i coraz szybciej, gdy pocierała się w stronę orgazmu. - Brian - zadyszała.- Brian! Jego solówka zatrzymała się a jego gitara wylądowała z brzękiem gdzieś na podłodze. Odrzucił krzesło na bok i rozpiął swoje spodnie. Kiedy jego penis wyskoczył na wolność, odepchnął jej ręce na bok i pogrążył się w niej. Podniosła głowę by na niego spojrzeć a następnie opadła na stół z hukiem, gdy wygięła plecy w przyjemności. - Dobry Boże, kobieto. Co ty ze mną robisz?- jęknął. Pieprzył ją mocniej niż kiedykolwiek, przeklinając pod nosem jakby go rozzłościła. Przesunął nieznacznie jej biodra na stole, co dało mu coś w rodzaju dźwigni by staranować ją mocniej. Bolało tak dobrze. Jego jądra odbijały się o jej tyłeczek z każdym penetrującym pchnięcie, drażniąc ją aby zapragnęła czegoś brudniejszego. - No wiecie, jemy na tym stole - ktoś krzyknął w drugim pokoju. Brian zatrzymał się w połowie pchnięcia. Spojrzała na niego. Jego twarz była czerwona od wysiłku. Spocone włosy przylegały do jego czoła. Mmm. Wspaniały mężczyzna. - Trey miał rację - powiedział. Wysunął się i Myrna jęknęła w proteście. Upadł na kolana przed jej nogami i wsunął w nią swój język. Chwycił ją za uda, gdy się nią zajadał. Ssąc, gryząc, liżąc i wchodząc w jej cipkę, jej tyłeczek, i znowu w jej cipkę swym językiem. Nie mogła nadążyć za jego chaotycznymi ruchami, mogła się skupić tylko na podnieceniu i przyjemności jaką czerpała ze swego drżącego ciała. Kiedy jego usta przesunęły się do jej cipki, zawołała. - Boże, tak. Brian. Tak! Tak! - jej soki sączyły się w rowek jej tyłeczka. Zlizał każdą kropkę. - Co ty jej robisz?- ktoś krzyknął z drugiego pokoju. - On je - Myrna krzyknęła.- Nie przeszkadzać mu. Zza jadalni wydobył się stłumiony śmiech. Brian wstał i uśmiechnął się do niej krzywo. Jego usta były mokre i spuchnięte. Podniosła się by go pocałować. Smak jej soków na jego ustach sprawił, że jej brzuszek zadrżał. Chwyciła jego penisa i nakierowała na wnętrze swego ciała, przesuwając się do przodu aby zmusić go do wejścia głębiej. Pchnął w nią delikatnie ale nie wystarczająco głęboko, po to tylko żeby doprowadzić ją do szaleństwa z niecierpliwości. Chociaż pocałował ją głęboko, jego język zmieszał się z jej. Odsunął się i spojrzał na nią z przeszkloną pasją w oczach. - Brian - szepnęła.- Zrobisz coś dla mnie? - Wszystko?
- Pieprz mnie w dupę. - Lubisz seks analny? Nie jestem w tym zbyt dobry... Zakryła jego wargi ręką. - Nigdy tego nie próbowałam. Chcę z tobą spróbować różnych rzeczy. W porządku? Wydał dźwięk zachwytu pod jej dłonią. - Jestem gotowy na wszystko, kochanie. Jej umysł zaczął przerzucać wszystkie brudne fantazje, które miała,a lae nigdy nie była w stanie spełnić. - Na wszystko? - Na wszystko. - Na razie tylko to. Będzie boleć? - Może. Wiesz, nie jestem do tego odpowiednio zbudowany. - Jesteś wielki - przesunęła palcem po jego nagiej piersi. Przez cały dzień pożądała od niego przyjemnego bólu. Dlaczego się wahał?- Ale nie chcę, żebyś był delikatny. Chcę, żeby mnie zranił. Jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. - Poważnie? - Tak - odepchnęła go, jej serce zabiło z podniecenia i lekkiego strachu. Odwróciła się i pochyliła nad stołem, używając swych dłoni by rozsunąć pośladki. Pochylił głowę i polizał jej dziurkę, zwilżając ją swą śliną tak bardzo jak mógł. Kiedy przestał, spojrzała na niego przez ramię. Rozerwał opakowanie z prezerwatywą którą wyciągnął z kieszeni spodni i nasunął ją na erekcję za jej plecami. Zmusiła się do relaksu, czekając aż jego ogromny penis wypełni jej zakazaną dziurkę. Potarł główką penisa o jej pomarszczone ciałko i delikatnie wcisnął się do przodu. Przygryzła swoją wargę, by powstrzymać się od krzyczenia. Z pewnością jego penis powiększył się trzykrotnie od swej normalnej wielkości. Mruknęła, kiedy wcisnął się głębiej. Puściła swe pośladki wyciągając swe ręce przed siebie, drapiąc gładką powierzchnię stołu. - Ow - zadyszała. - Przestanę - powiedział. - Nie, nie przestawaj. Potrzebujemy tylko... Tubka przeturlała się ku niej po stole i ją złapała. - Smaru - powiedziała z wdzięcznością. - Stary, niezbyt ładnie. Lubrykant jest zawsze potrzebny do tylnych drzwi - Trey z powrotem włożył w usta swego lizaka i wyszedł z pokoju. - Dzięki, Trey - Myrna krzyknęła. Podała tubkę Brianowi i poczekała aż zaaplikuje ją na swego penisa i użyje swych palców, aby rozprowadzić go w jej wnętrzu. - Nie przeszkadza ci, że słyszą wszystko co tu robimy?- Brian spytał. Fakt, że tam byli, sprawił że poczuła się jeszcze bardziej brudniejsza. Nie chciała udawać czystej. Jeremy zawsze tego od nie oczekiwał i nienawidziła wszystkiego w tym mężczyźnie. - Gdyby mi przeszkadzało, wzięłabym cię do pokoju z drzwiami. Zaśmiał się. - Sądzę, że jestem w tobie zakochany. Napięła się. Nie, nie mów tego. Wcisnął się głębiej. - Ach, Boże - zadyszała, zaciskając mocno swe oczy. Nie mogła więcej wziąć. Paliło. Głębiej. Przygryzła wargi, łzy spłynęły jej potwarzy, ciśnienie wewnątrz było bolesne i przejmujące zarazem. - Jesteś tego pewna?- Brian spytał. Nie była. Bolało bardzo mocno, nawet z lubrykantem, ale skinęła głową, kilka łez
rozprysnęło się na stole przed nią. Zaczął się wycofywać i ból natychmiast został zastąpiony oślepiającą przyjemnością. - Mmmmm - zamruczała. Znowu pchnął do przodu. Tym razem jeszcze głębiej. Ból ustąpił w ciężkiej pełni. Nie było to dokładnie przyjemnie. Dziwne. Cofnął się. Uczucie ulgi. Zdecydowanie przyjemniejsze. - Jest tak dobrze, gdy go wyciągasz - wydyszała. Ale żeby go wyciągnąć, musiał go wsunąć do środka. Znowu pchnął do przodu. Ból jego penetracji zmieszał się z przyjemnością jego wycofywania. Jęknęła i rozsunęła nogi z dala od siebie, by dać mu lepszy dostęp. - Właśnie tak, kochanie - brał ją powoli przez kilka pchnięć, pozwalając jej ciału dostosować się do jego wielkości, a gdy była w stanie wziąć go w pełni bez krzyczenia, pochylił się nad nią i oparł pięści o stół. Jego uderzenie stały się szybsze a jej cipka była obolała od zaniedbania, gdy jego jądra odbijały się o jej wargi sromowe i cipkę. Teraz pieprzył ją mocno, ból zintensywniał, ale przyjemność była dziesięć razy słodsza. Zaszlochała z podniecenia. - Płaczesz?- zatrzymał się i pochylił nad jej ramieniem, by na nią spojrzeć. Ukryła twarz w dłoniach. - Nie przestawaj - błagała, drżącym głosem. - Ty płaczesz. - Podoba mi się, Brian. Nie przestawaj. Zrób to mocno. Proszę. Zrań mnie. Jestem taka brudna. Jestem tak cholernie brudna. Ukaż mnie. Wycisnął na jej ramieniu delikatny pocałunek. - Nie jesteś brudna, kochanie. Jesteś piękna. Powiedz mi, kiedy będziesz miała dość. Spowolnił swoje ruchy, nie wychodząc z niej tak jak brał ją szybko i głęboko. Jej uda zadrżały. Powoli było lepiej. Mogła przyjąć ten ospały ból bez płaczu. - Jest przyjemnie, Myr, ale nie słyszę muzyki - objął ją i pogładził jej cipkę aż nie prysnęła w orgazmie, który ją zdezorientował. Wysunął się.- Wiem, że pragniesz bólu, bo poczułaś się przeze mnie jak dziwka. Skąd o tym wiedział? Uniosła swe ciało ze stołu i spojrzała na niego. Otworzyła usta by zaprotestować. Przykrył je palcami. - Te rzeczy z podglądaniem były gorące, Myrna, ale wolałbym cię zachować dla siebie. Nie sądzę, że rozumiesz jak piękna jesteś. Jak niesamowity jest brak twych zahamowań. Jak cudownie... - wydawało się, że zauważył, że powiedział za dużo. Jej serce brzdąknęło. Słodki bóg seksu. - Dziękuję - szepnęła. Pocałował ją w policzek i ściągnął prezerwatywę, kiedy wcisnął swojego twardego penisa w spodnie. Podał jej ręcznik w którym wyszedł z łazienki. - I może nie przeszkadza ci bieganie nago przez moim zespołem, ale ja tego nie lubię. Skinęła głową i owinęła ręcznik wokół swojego ciała. - Chodźmy znaleźć pokój z drzwiami. I jeśli chcesz, spróbujemy czegoś innego. - Chciałabym, jeśli jesteś gotów się mi oddać. - To ja jestem tą osobą, która się tutaj oddawała - uśmiechnął się i chwycił ją za dłoń, wyprowadził z jadalni w stronę jednej z dwóch sypialni w apartamencie. Sed spojrzał z telewizora, gdy przeszli obok. - Już skończyliście? - Dopiero zaczynamy - powiedział Brian.
Rozdział 6
Brian zaprowadził Myrnę do sypialni i zamknął drzwi. Spojrzała na niego wyczekująco w ograniczonym świetle, które przedostawało się przez ciężkie draperie. Uśmiechnął się, dotknął jej policzka i pogładził go kciukiem. Ta kobieta. Ta piękna, inteligentna, dowcipna, zabawna, seksowna kobieta. Jakby mógł się w niej nie zakochać? Wiedział, że zdepcze jego serce jak robaka i nie będzie się przejmować. Zastanawiał się, czy miała maraton seksu z każdym swoim kochankiem. Była chętna i wykwalifikowana. Nie śmiał jej zapytać. Nie chciał wiedzieć, że nie był wyjątkowy. Chciał wierzyć, że był pierwszym, jedynym mężczyzną z którym dobiła do takiego poziomu namiętności. Mógł udawać. I nie mógł grymasić. Jeśli nowe doświadczenia były tym, czego chciała, zrobi najdziwniejsze rzeczy, żeby jej to dać. Położyła delikatnie dłoń na jego gołym brzuchu i napiął się. Nadal był twardy jak kamień, ale chciał tym razem zrobić to z nią wolno, nie zatracić się w bezmyślnym pieprzeniu. Nie żeby bezmyślne pieprzenie było złe. Było spektakularne, a ona była była taka otwarta dla niego. Przestrzeliło mu to umysł. Zasługiwała na to, aby się o nią zatroszczyć i zajmie mu trochę czasu, aby sprawić by poczuła się piękna tak jak obiecał. Nigdy nie powinien pozwolić Ericowi patrzeć. Wiedział, że przez to czuła się brudna. Gdy solo do niego przyszło, nie myślał o tym jak jego całkowite lekceważenie jej uczuć na nią wpłynie. Pochylił głowę by pocałować jej powieki. Jej policzki. Czubek nosa. Mimo że zaproponowała mu swe zniewalające usta, odmówił. Jeszcze nie. Ale jej szczęka tak, pocałował ją i jej szyję tuż pod uchem. Jej puls bębnił pod jego wargami. Westchnęła i wsunęła palce w jego włosy, przechylając głowę na bok aby umożliwić mu łatwy dostęp. Jej skóra była wilgotna i chłodna. Użył swych ust aby ogrzać szlak w dół boku jej szyi. Zadrżała. - Zimno ci?- spytał, przyciągając ją w kierunku łóżka i ciepła. - Płonę. Uśmiechnął się. Zawsze płonęła. A on chętnie zanurkował, wiedzą, że się poparzy. Być może to była część przyciągania. Podniósł ją i położył na łóżku, zostawiając najbardziej ważną część zakrytą ręcznikiem. W końcu dotrze do tej części, ale chciał zacząć tam, gdzie się tego nie spodziewała. Ukląkł na łóżku, podniósł jej nogę i chwycił jej wykwintną stopę w dłonie,
masując podbicie swymi kciukami. Oparł jej piętę o swoje ramię i pocałował ją w kostkę, łydkę i tył jej kolana. Westchnęła. Jego jeżyk przesuwał się tu i tam po jej wrażliwej skórze, wykonując chaotyczne wzory pod jej kolanem. Niemal mógł zobaczyć słodką studnię między jej udami. Cień ręcznika był jedyną rzeczą, która zakrywała jej tajemnice przed widokiem. Jego penis zapulsował w potrzebie. Jego jądra zabolały. Dzisiaj eksplodował już kilka razy. Jak jego ciało już mogło pragnąć więcej? Zazwyczaj nie był taki podniecony. Dlaczego ona? Dlaczego nie? Odsunął ręcznik na bok. Chciał tylko zerknąć. Błąd. Nie chciał z nią postępować jak napalony nastolatek, ale cudowny widok jej lekko rozchylonych różowych warg, otwarcia które błagało by być wypełnione, sprawiło że sięgnął do rozporka swych dżinsów. Odpiął guziki i uwolnił swoją Bestię ze spodni, chwytając ją mocno jedną ręką aby utrzymać pod kontrolą. Zachichotała i spojrzał na nią, jego język nadal przesuwał się po skórze pod jej kolanem. Patrzyła na niego. Uniósł głowę. - Co cię tak śmieszy? - Nic. Wiem o czym myślisz, to wszystko. - O czym myślę? - W zasięgu twego wzroku jest jedwabista dziurka którą trzeba wypełnić, ale obiecałeś, że poczuję się piękna, więc zamierzasz się wstrzymywać tak długo jak to możliwe. Uśmiechnął się, puścił swego penisa i wsunął w nią palec. Jej gładkie ciało połknęło jego palec w płynnym cieple. - Ta jedwabista dziurka? Uwielbiał patrzeć jak jego palec wchodzi w nią i chciał się wysunąć. - To dziurka. O której myślałam. To ta dziurka o której myślałeś? Przeniósł swoją drugą rękę z jej nogi i nacisnął innym palcem jej tyłeczek. - Jest jeszcze ta. Powierciła się. - Wolisz tą? - W rzeczywistości preferuję to pierwszą. - Tak jak ja. I dzięki tobie wiem to na pewno. Wysunął czubek palca z jej tyłeczka i wsunął drugi palec w jej cipkę. Taa, to wyglądało jeszcze lepiej. Jego kciuk masował kapturek jej cipki. Jej ciało szarpnęło się. - Przepraszam za bycie takim przewidywalnym - mruknął.- Naprawdę przyprowadziłem cię tutaj, żeby cię otoczyć uczuciami. - Wolałabym się poddać temu, co naprawdę chcesz zrobić. Wycofując lekko swe palce, znowu wcisnął je do środka, przypatrując się temu widokowi. Zdecydowawszy że wolałby patrzeć jak jego penis się w nią zanurza, rozejrzał się po dobrze urządzonym pokoju. Długi kredens był na wysokości bioder. Zsunął się na koniec łóżka, wstał i nałożył ostatnią prezerwatywę jaką miał w kieszeni. Czekanie nie było już opcją. Pochylił się nad łóżkiem i chwycił jej miękki tyłeczek gdy pociągnął ją ku sobie. Zadyszała w zdziwieniu, kiedy ją podniósł i odwrócił by posadzić ją na szczycie kredensu. - Tutaj?- spytała. - Chcę widzieć - mruknął.- Robiłaś to kiedykolwiek w taki sposób? Potrząsnęła głową, pocałowała go w czoło i przesunęła się na skraj kredensu, rozkładając szeroko nogi aby dać mu nieograniczony widok. Musiał ją mieć. Właśnie teraz. Żadnego czekania. Chwycił swego penisa i włożył w jej przyciągające ciepło. Westchnął gdy wsunął się
głęboko, jego oczy skupiły się na akcji między ich ciałami. Widok jego penisa który się w niej zagrzebywał i uczucie ciepła które go utrzymywało, spowodowało, że jego żołądek zacisnął się z potrzeby. Jej czoło opierało się na jego ramieniu więc też mogła patrzeć. Pozwolił pilności wprowadzić go w rytm, wsuwając się do środka i na zewnątrz coraz szybciej. Przyglądał się przypływom i odpływom z jej ciała, jakby było to doskonałe. Zakołysał nogami tak, że mógł wejść w nią mocniej. Gdy wszedł swym penisem głęboki, wydobyła ze swego gardła jęczący dźwięk. Nie wiedział, czy zdawała sobie sprawę że to zrobiła, ale doprowadzało go to do szaleństwa. I wtedy usłyszał ją ponownie. Muzykę. Starał się ją zignorować, chcąc skoncentrować się tylko na patrzeniu jak jego penis znika w ciasnym ciele Myrny. Czuć jej ciepło wokół siebie i lekki ból jej paznokci, które wbijały się w jego ramiona. Czuć zapach jej skóry, jej potu, jej płci. Nic więcej nie słyszeć jak tylko ciche dźwięki, które wydawała. Smakować jej usta. Położył palec pod jej brodę i okiełznał jej usta, wbijając swój język do jej ust. Tak słodka. Cykl akordów powtarzał się w jego głowie. Oderwał swe usta od jej i spojrzał jej w oczy. - Powiedz moje imię - wyszeptał. - Brian. Wciąż słyszał muzykę. - Głośniej. - Brian. Nie wystarczająco głośno. Sprawi, że je wykrzyczy. Jej krzyki zagłuszyłyby muzykę. Podniósł ją z kredensu nadal wbijając w nią swego penisa i zaniósł ją do łóżka. Opadł wraz z nią na łóżko i wszedł głęboko. Jej plecy wygięły się w łuk i wydobyła z siebie dźwięk, który złapał go za jaja. Wbił się w nią aby uziemić jej cipkę a następnie wycofał się całkowicie. Zawołała w proteście. - Czego chcesz, kochanie?- wyszeptał jej do ucha.- Powiedz mi. - Twojego penisa. Weź mnie mocno, Brian. Proszę. - Przykro mi. Nie słyszę cię. Co chcesz, bym zrobił? - Mocno! Pieprz mnie mocno, Brian! Tak, właśnie tak. Teraz ledwo słyszał riff. Wsunął się powoli w jej ciało. - Tak? - Mocniej! Wysunął się powoli. - Chcesz, żebym go wyciągnął? Uderzyła go mocno w twarz. Wzdrygnął się, gdy zapiekł go policzek. Był zbyt oszołomiony, by odpowiedzieć w pierwszej chwili. Złapała garść jego włosów. - Powiedziałam, że masz mnie wydymać! Słyszałeś? Och, teraz ją usłyszał. Miał zamiar ją pieprzyć aż będzie błagać, żeby przestał. Brał ją mocno, szybko i głęboko. Teraz wykrzykiwała jego imię: - Tak, Brian. Tak! Ale nie miało to sensu. Muzyka go pożerała. Jej ciało zadrżało pod nim, mięśnie w jej środku zacisnęły się wokół jego penisa w mocnych skurczach. Odsunął się od niej i znalazł dłonią jej cipkę. Pocierał ją uporczywie gdy doszła, jej cipka ssała jego penisa w szalonym pędzie. Wygrywane akordy w jego umyśle były prawie irytujące. - Brian, musisz przestać - wydyszała.- Proszę, nie mogę już dłużej. Odsunął rękę i się rozluźniła. Uśmiechnął się złośliwie i znowu pogładził jej cipkę. Tym razem mocniej i szybciej gdy kontynuował wpychanie swego penisa w jej środek. Jej całe ciało zadrżało znienacka.
- O Boże. O Boże! - Tak?- ugryzł płatek jej ucha.- Mam zamiar cię tu trzymać i będziesz dochodzić wielokrotnie aż w końcu odpuszczę. Pasuje ci to? Przestał ruszać palcami żeby mogła myśleć na tyle dobrze, by odpowiedzieć. - Proszę, przestań - wydyszała.- Och. Och. Nie przestawaj. Nigdy nie przerywaj. Nigdy - znowu gwałtownie zadrżała.- O Boże, musisz przestać. Zatrzymał się, pozwalając jej złapać oddech. - Musi być tu gdzieś kompromis - jego palce pocierały ją bezlitośnie. Solówka uderzyła w niego, gdy jej cipka zacisnęła się wokół niego w kolejnym orgazmie i wiła się pod nim w ekstazie. Cholera. Nie mógł już udawać, że ignoruje muzykę. - Nie uwierzysz w to - mruknął. Zamrugała na niego jakby poprosił ją o zdefiniowanie sensu życia a następnie zdawała się podryfować do swoich zdrowych zmysłów. - Znowu słyszysz muzykę? - Tak. I... to ballada. - Musisz zwolnić? - Niestety. - Sądzę, że mogę to tolerować jeśli i ty możesz - zachichotała zmęczonym głosem, jej ciało było bezwładne pod jego. Westchnął i wysunął się zanim sięgnął po hotelowe kartki i długopis, które leżały na okrągłym oknie pod stołem. Znowu do niej podszedł. Położył papier na jej ramieniu, otworzył zębami pióro i zanotował kilka pierwszy nut. Nie mógł słyszeć muzyki, kiedy nie był wewnątrz jego uroczej Myrny, więc wsunął się w jej ciało i skoncentrował się na dźwięku w głowie podczas gdy wypełniał jej ciało powolnymi, stałymi pchnięciami. Ledwie był świadom jej miękkich westchnień, gdy nuty pojawiały się jak za sprawą magii, tak jak wcześniej. Okazało się, że napisał serię powiązanych solówek. W czasie, gdy skończył je skrobać, był całkowicie wyczerpany. Pióro wypadło z jego dłoni i spojrzał na Myrnę. Uśmiechnęła się do niego. - Skończyłeś? Ile kobiet kobiet pozwoliłoby mu odpłynąć w środku seksu bez kopnięcia go w jaja? Ile kobiet wywołałoby w nim odpowiedź w pierwszej kolejności? Tylko jedna. Uśmiechnął się sennie. - Myślę, że jestem zbyt zmęczony by dokończyć. - Męczyłeś się nad tym przez ponad godzinę - szepnęła.- Chcesz, żebym przejęła pałeczkę i ci pomogła? Ponad godzinę? To wyjaśniałoby dlaczego był taki zlany potem i słaby z wycieńczenia. - Doceniłbym to. Przewrócił się na plecy. Zimne powietrze owiało jego krocze. Zadrżał. Usiadła okrakiem na jego biodra i wzięła go do środka w swe niebiańskie ciepło. Myrna musiała zauważyć, że potrzebował szybkiego uwolnienia. Bez zauważenia budował napięcie w swym zwykłym szczytowaniu. Był obolały. Ujeżdżała go szybko, zwiększając jego pilność. Ach, była świetna. Ciasna. Ciepła. Miękka. Gładka. Śliska. Ach, Boże. Taka ciepła. Musiał dojść. Musiał odpuścić. Nie mógł się zatrzymać. Musiał. Musiał... Wybuchł z ochrypłym krzykiem, tryskając w nią w chwalebnym uwolnieniu, pragnąc nie mieć na sobie kondoma. Chciał wpuścić w nią swe plemniki. Był zmieszany tymi uczuciami. Upadła na niego i otoczyła się jego ramionami by trzymał ją blisko. Zaczął zasypiać z jej miękkim policzkiem przyciśniętym do jego piersi, jego bolące serce biło w
środku. Nareszcie. Znalazł ją. Jego jedyną.
Rozdział 7
Myrna zapukała w drzwi za sceną z napisem „Tylko dla personelu”. Wielki mężczyzna uchylił drzwi, blokując jego otwarcie swoim szerokim ciałem. - W czym mogę pani pomóc? Nie miała nic innego do ubrania jak profesjonalny strój, ale miano pani zahaczało o starszą kobietę, przez co zgrzytnęła zębami. - Jestem gościem Sinnersów. Posłał jej spojrzenie typu „taa, jasne” i spojrzał na dokument dołączony do podkładki. - Imię? - Myrna - odkaszlnęła.- Myrna Suxsed.8 Uśmiechnął się do niej. - Musisz mieć dużo sióstr. Istnieje pół tuzina dziewcząt z takim nazwiskiem na mojej liście. Odchrząknęła. - Rzeczywiście. Odsunął się na bok, podał jej wejściówkę za scenę z jej fałszywym nazwiskiem i wskazał jej korytarz. Ludzie stali przed drzwiami, które były oznaczone nazwami zespołów. Większość z nich były młodymi kobietami, które wyglądały tak jak się spodziewała. Noszenie czarnego biustonosza jako koszulki wydawało się normą. Myrna próbowała się dopasować, ale widocznie odstawała. Każda osoba która przechodziła obok, urwała w pół zdania by na nią spojrzeć. Być może powinna kupić parę niebieskich dżinsów. Nie sądziła, że ubranie garnituru będzie taką wielką sprawą. Uch, myliła się. Kiedy dotarła do drzwi garderoby, które były oznaczone nazwą Sinners, uśmiechnęła się. Będzie bezpieczna od wściekłych spojrzeń fanów, gdy znajdzie się w środku. Prawda? Zapukała do drzwi i ktoś je otworzył. Spodziewając się, że zobaczy tylko członków zespołu, spostrzegła że garderoba była wypełniona od ściany do ściany ludźmi, których nie rozpoznawała. Kiedy przeszła przez pokój, wypatrując każdego kto by wydawał się znajomy, jej reakcja była opóźniona. - Myrna!- Eric krzyknął.- Udało ci się. Skuliła się gdy przebiegł przez pokój i podniósł ją z podłogi, jego ramiona otoczyły 8 Myrna Ssie Seda
jej boki. Jego wzrost ją zdezorientował, miał z jakiś metr 95 i był chudy. Nie zauważyła jaki był wysoki dopóki jej stopy ledwo dotykały ziemi. - Postaw mnie. Eric obrócił się z nią, pocałował głośno w skroń i postawił ją na nogi. Młoda kobieta która miała na ustach czarną szminkę, chwyciła rękę Erica. - Kim ona jest? Uderzył dziewczynę w tyłek. - Nie twój interes. Przynieś mi piwo. I poszła bez protestu. - Gdzie Brian?- Myrna spytała. - Pindrzy się przed wejściem na scenę. Ja mogę wyglądać jak gówno. Siedzę za perkusją. Ale on jest z przodu i w centrum, więc musi wyglądać pięknie. Chcesz piwa? - Nie, dzięki. I nie wyglądasz jak gówno - wygładziła szkarłatne włosy które opadały na jego szyję. - Czyżby Myrna się we mnie zabujała?- owinął rękę wokół jej ramion i przyciągnął do siebie. Ktoś zrobił zdjęcie. - Hej - Myrna zawołała za facetem z aparatem i wykręciła się z uścisku Erica.- Hej, nie powiedziałam, że możesz robić mi zdjęcia. Hej! Pojawiła się przed nią czarna koszula na umięśnionym torsie. Zatrzymała się. Zbyt wysoki na Briana. Spojrzała w górę i ugięły się pod nią kolana. - Sed? Jego usta zwinęły się w zadowolonym z siebie uśmiechu, ale nie mogła dostrzec jego oczu za tymi ciemnymi, lustrzanymi okularami. Dotknął wejściówki za scenę którą miała przypiętą do garnituru. - Witam, panno Suxsed. Dobrze cię tutaj widzieć. - W-wyglądasz... inaczej - miała na myśli słowo „seksownie”, ale nie chciała składać pokłonów do jego stóp jak jedna z tych beczących fanek. Miał ich za sobą z jakieś pół tuzina. - Nie mogę uwierzyć, że założyłaś garnitur na metalowy koncert, profesorko. Sądzę, że masz większe jaja niż ja. - Niemożliwe - powiedziała blondynka po jego lewej stronie i parsknęła nad własnym dowcipem. - Mistrz Sinclair jest w łazience - Sed szarpnął głową w kierunku drzwi na tyle sali.Musi się wyciszyć przed koncertem, ale jestem pewien, że nie będzie miał nic przeciwko żeby zobaczyć swoją muzę przez kilka chwil. - Dzięki, Sed. - Kto to był?- blondynka spytała Seda. - Nie twój interes. Przynieś mi piwo - i poszła bez protestu. Brunetka zajęła puste miejsce u boku Seda. Myrna przeszła przez pomieszczenie. Zauważyła Jace'a w odległym kącie jak technik muzyczny układał jego włosy w kolce za pomocą ogromnej tubki zielonego żelu do włosów. Trey miał dwa lizaki w ustach i dziewczynę na swych kolanach. Niezwykle atrakcyjny młody mężczyzna siedział obok i trzymał dłoń na udzie Treya, ale Trey zdawał się tego nie zauważyć. Pomachał Myrnie, gdy ją zauważył. Odmachała mu i zatrzymała się przed drzwiami od łazienki i zapukała. - Zajęte - głos Briana doszedł z drugiej strony. - Tu Myrna. Mogę wejść? Drzwi otworzyły się. Dłoń w skórzanej rękawiczce bez palców chwyciła jej przedramię i wciągnęła ją do środka. Brian wziął ją w mocny uścisk. Ukryła nos w jego
skórzanej kurtce na ramieniu. Boże, pachniał cudownie. W ciągu tych trzech godzin, kiedy ostatnio do widziała, już za nim zatęskniła. Nie dobrze. Będzie musiała się z nim pożegnać za kilka godzin. - Cieszę się, że ci się udało - mruknął. Jego twarde ciało zadrżało o jej. Odchyliła się by na niego spojrzeć i nie mogła przestać się gapić. Ciężki, czarny eyeliner otaczał jego oczy. - Masz na sobie więcej makijażu niż ja. - Wyglądam jak cipka?- patrząc w lustro nad umywalką, wyszczerzył zeby do swego obicia, by wyglądać groźniej. Myrna przytuliła go od tyłu. - Nie. Jak zawsze wyglądasz bardziej seksownie że powinno być to zakazane przez prawo. - Więc zaaresztujesz mnie? Jej dłoń zsunęła się by chwycić jego wypukłość przez spodnie. - Nie, ale mogę cię ukarać. Brian złapał jej rękę. - Nie nakręcaj mnie teraz - powiedział.- Muszę być na scenie za trzydzieści minut a ledwo mogę chodzić w takim stanie. Zachichotała. Jej biodra i nogi też dzisiaj ledwo działały. - Znam to uczucie. Właśnie dlatego drżysz? Potrząsnął głową. - Typowa trema przed występem. Poradzę sobie, gdy będę na scenie. Okręcił swe ciało by spojrzeć jej w twarz. Oparła się plecami o zlew by przyjąć jego delikatny pocałunek. - Cieszę się, że przyszłaś - powiedział.- Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę. - Za nim bym nie przegapiła tego występu. Może na taką nie wyglądam, ale jestem waszą największą fanką. - Lubię ten garnitur - chwycił palcami pierwszy guzik jej koszuli.- Masz pod spodem podwiązki? - Jeśli zdecydują, że jesteś tego wart, będziesz mógł sprawdzić po koncercie. - Cóż za zachęta. Lepiej się rozgrzeję. Moje palce są sztywne. - Pocałujesz mnie najpierw? Oparł się dłońmi o zlew po obu stronach jej bioder i pochylił się by chwycić jej usta. Niczym sucha zapałka, zapaliła się z potrzeby. Owinęła ramiona wokół jego szyi, palce wplotły się we włosy na jego karku. Zwykle miękkie, teraz były sztywne i lepkie od lakieru do włosów i żelu. Czuła, że miała dostęp do dwóch niewątpliwie najseksowniejszych mężczyzn w jednym. Prawdziwy Brian z którym spędziła dzień - dziesięć na dziesięć. I ta wersja gwiazdy rocka, Mistrz Sinclair - kolejne dziesięć na dziesięć. Byli tą samą osobą a jednak zupełnie inni. Odsuwając się powoli, otworzył oczy by spojrzeć na nią namiętnie. - Zagram coś dla ciebie na scenie. - Co?- spytała bez tchu. - Będziesz wiedziała. Pozostawiając Myrnę opartą o zlew, Brian otworzył drzwi od łazienki. Jakaś dziewczyna z czarnymi i fioletowymi włosami od razu go dopadła. - Mistrz Sinclair! Nareszcie. Czekałam, od zawsze czekałam, żeby cię zobaczyć!złapała go za ramię i podskoczyła w górę i w dół.- O mój Boże, koooooocham cię. Mogę dostać twój autograf? Proooooszę. Ledwo na nią spojrzał i podpisał wkładkę płyty Sinnersów, którą mu podała. Dziewczyna spojrzała przez jego ramię zaglądając do łazienki.
- Kto to? - Nie twój interes - podał jej pióro i płytę.- Przynieś mi piwo. I poszła bez protestu. Myrna roześmiała się. Brian spojrzał na nią przez swe ramię i uniósł brwi. Potrząsnęła głową, wciąż się uśmiechając. Jak łatwo będzie uzyskać kompleks wyższości nad tymi fanami, którzy ganiali dookoła by spełnić każdą ich prośbę?
Rozdział 8
Stojąc na podłodze i patrząc na scenę z kilkoma technikami muzycznymi i dziewczynami z garderoby, Myrna czekała aż Sinnersi wejdą na scenę. Jej serce waliło z niecierpliwością. - Kim ty w ogóle jesteś?- spytała jedna dziewczyna z garderoby. - Nie twój interes. Przynieś mi piwo - powiedziała Myrna. Dziewczyna skrzywiła się na nią, marszcząc swój ciężki makijaż oczu w kolorze niebieskim i czarnym. Myrna zastanawiała się, czy myślała iż brokat był naprawdę niezbędny. Bardziej umniejszał jej wyglądał, niż ją upiększał. - Uch. To żart - powiedziała Myrna.- Jestem przyjaciółką Briana. - Opiekowałaś się nim gdy był w podstawówce czy jak? Ała. - Nie, w rzeczywistości pieprzę się z nim. - Heh, tak myślałam - dziewczyna uśmiechnęła się.- Jak zaczepił się o taką zatęchłą laskę jak ty? Myrna wzruszyła ramionami. - A ty z kim tutaj jesteś? - Z Sedem albo Treyem. Miałam nadzieję na Briana, odkąd rozstał się z Angie, ale ogranicza się tylko do jednej laski. - Sed lub Trey? - Może oboje. Zależy od ich nastrojów i jak bardzo będą zmęczeni po koncercie. - Nie Eric albo Jace? - Eric prawdopodobnie będzie patrzeć. Jeśli będzie chciał, będzie mógł mnie przelecieć jak Sed skończy. A Jace... jest dla mnie zbyt ekstremalny. - Jace? Słodki i cichy Jace? Inna dziewczyna skinęła głową, dołączając do ich rozmowy. - Jace jest szaleńcem. Najpierw poprosił mnie bym uderzyła go batem, żeby wprowadzić go w nastrój a gdy to robiliśmy, myślałam, że mnie zabije. Dosłownie. Niemal mnie dusił. - Huh - Myrna nie spodziewała się takich rzeczy po Jace.- A jak macie na imię? - Jestem Darlene - powiedziała dziewczyna z ciężkim makijażem oczu. - Joyce - powiedziała niedoszła ofiara śmiertelna.
- Jestem Myrna. Myrna Suxsed. Dziewczyny zaśmiały się. - Jesteśmy spokrewnione. Siostry, tak myślę. - Więc obciągałaś Sedowi zanim związałaś się z Brianem?- spytała Joyce.- Jestem zaskoczona, że Brian to toleruje. - Eee, nie. - Więc jak dostałaś wejściówkę za scenę od Seda? Myrna zaczerwieniła się. Powinna podzielić ich historię odkąd jej fałszywe nazwisko nadane przez Seda pozwoliło jej przejść, każdy myślał, że ssała jego penisa, żeby wejść za kulisy. - Powiedzcie wprost. Sed każe młodym dziewczyną sobie obciągać, żeby mogły dostać się za kulisy? - Minimalnie - powiedziała Darlene. - Co za dupek!- Myrna syknęła. - Tak, to całkiem miły dupek - powiedziała Joyce. Obydwie dziewczyny zachichotały i przytuliły się do siebie. - Więc nie macie nic przeciwko takiemu traktowaniu?- spytała Myrna.- Pozwalacie każdemu mężczyźnie siebie tak traktować? - Oczywiście, że nie. Ale mówimy tutaj o Sedzie Lionheartcie. Sedzie Lionheartcie. Wiesz? Jeżeli wdepnąłby w psie gówno, zlizałabym je z jego buta gdyby mi kazał powiedziała Darlene. - Nie jeśli ja zrobiłabym to pierwsza - powiedziała Joyce. - Cholernie niewiarygodne - Myrna mruknęła pod nosem. Światła na scenie zgasły i świeciło się tylko niebieskie światło na podłodze sceny. Cztery pary stóp przesunęły się po niebieskiej poświcie. Ryk tłumu był ogłuszający. Serce Myrny zagrzmiało. Jedna z par tych stóp należała do Briana. Odgłos bębna basowego wibrował w jej ciele. Bass Jace'a dołączył do uderzeń Erica, pulsując głęboko w klatce piersiowej Myrny. Została dodana gitara rytmiczna Treya a następnie niepowtarzalne wejście solówki Briana. Tłum ryknął. Błysnęły jasne światła. Na środku sceny Sed zaczął śpiewać piosenkę do mikrofonu z niskim pomruku. Dziewczyny obok nie krzyknęły i wyrzuciły w powietrze pięści. Myrna nie mogła oderwać oczu od Briana, nawet nie mrugnęła. Przyglądała mu się jak przechodzi przez scenę grając na swej gitarze jakby była przedłużeniem jego palców. Wyglądało prawie tak, jakby się z nią kochał. I nie była zazdrosna o uwagę, jaką poświęcał strunom. Podniecało ją to w prymitywny sposób, którego nie mogła opisać. Być może było tam dziesięć tysięcy innych osób, które były nakręcone przez jego niegodziwie uwodzicielskie palce. Kiedy dotarli do solówki w środku utworu, Brian znalazł się na środku sceny i Sed przesunął się do tyłu obok Jace'a. Tłum zawył, ciała falowały w morzu krwi i potu pod sceną. - Jesteś pieprzonym geniuszem, Mistrzu Sinclair - wrzasnął jeden z techników muzycznych. Ten facet musiał widzieć ten występ każdej nocy a mimo to nadal dał się wciągnąć. Myrna tylko patrzyła, każdy nerw w jej ciele reagował. Czuła się... żywa. - Kurwa, tak! Graj, kochanie!- Myrna krzyknęła. Darlene roześmiała się i entuzjastycznie poklepała ją po plecach. - Świetny wybór, Myrna. Mistrz Sinclair jest cholernie gorący. Podczas solówki Trey wszedł z Brianem w harmonię i dołączył do niego na środku sceny. Brzdąkali na swoich gitarach, przesuwali dłońmi po deskach synchronizujących. W ich wspólnej grze było coś niesłychanie erotycznego. Między dwóch mężczyzn wkradła się niespodziewana intymność. Intymność, którą chciała dzielić. Jednocześnie. Ciepło zalało jej twarz i napuchnięte fałdki między jej udami. Ups. O czym ona myślała? O Brianie i Treyu.
Razem. Z nią? Sama ta myśl przeciążyła jej sensory. Powachlowała sobie twarz dłonią. Kolejny ryk tłumu wybuchł gdy gitarzyści skończyli i odsunęli się od siebie. Trey kołysał się lekko w marszu, co było kompletnie słodkie. Było tak, jakby jego ciało nie mogło nie reagować na muzykę. Rzucił się do przodu na palcach, gdy wybijał w rytmie każdy akord. Myrna aż do tego momentu nie zdawała sobie sprawy jak Trey jest nieodparcie seksowny. Cholera, Jace a nawet Eric podniecali ją, biorąc pod uwagę że widziała jak Eric wymachuje pałeczkami za swoją perkusją. Sed znowu rozpoczął utwór, wyśpiewując swoje serce w głębi sceny. Przybyło fanów, niektóre osoby wylądowały w przestrzeni między odgradzającymi barierkami a sceną. Ochrona pociągnęła ich w bezpieczne miejsce i fani przebiegli przez miejsce gdzie stała Myrna, krzycząc z podekscytowania gdy znowu gnali na koniec tłumu. Myrna ledwie cokolwiek zauważyła, przyglądając się pięciu mężczyzną a w szczególności jednemu. Brian znowu cofnął się na tyły. Odwrócił się twarzą do perkusji Erica i poruszał głową w rytmie który wygrywał. Kiedy piosenka się skończyła, scena zrobiła się ciemna i tłum ryknął z aprobatą. Myrna nie była wyjątkiem. Ci muzycy byli niesamowici. I znała ich. Było to cholernie niewiarygodne. Cieszyła się z resztą ich fanów, mając apetyt na więcej. Reflektor pad na przód sceny, ukazując Seda stojącego na frontowej scenie. - Jak leci, Chicago?- krzyknął i skierował mikrofon w stronę publiczności. Tłum ryknął. Przyłożył dłoń do ucha i krzyknęli głośniej. Sed ponownie przemówił do mikrofonu. - Zaczęliśmy dzisiaj pracować nad naszym nowym albumem. Co o tym sądzicie? Więcej podekscytowanych krzyków. Całe ciało Myrny się rozgrzało. Miała z tym nieco wspólnego. Niezbyt wiele, ale tam była. - Mistrz Sinclair przed chwilą puścił wam nową solówkę, ale teraz będziemy się wspinać... do bramy... piekła. Tłum zawył, kiedy wstęp Briana do „Gates of Hell” wylał się z głośników. Reszta zespołu dołączyła do niego po piątym kroku. Tłum oszalał. Zelektryfikowana przez energię dziesięciu tysięcy młodych ludzi, Myrna chętnie przyłączyła się do tego szaleństwa. Brian ruszył po scenie w jej stronę. Wątpiła, czy widział ją stojącą tam w ciemnościach obok sceny, ale patrzył prosto na nią i puścił jej oczko. Myrna złapała oddech. Skierował się w przeciwnym kierunku sceny, nadal grając. Sed wypuścił mikrofon podczas długiego muzycznego wyprowadzenia i skoczył w tłum. Serce Myrny zabiło w obawie, mając nadzieję, że nie został ranny. Nie było takiej szansy. Tłum rzucił go z powrotem na scenę dopóki ochroniarze nie uratowali go od gorliwych uścisków i postawili go na ziemi. Cała bariera ugięła się gdy tłum naparł do przodu. Technik rzucił się na scenę, podniósł mikrofon i rzucił go Sedowi. Brian, Trey i Jace właśnie odbywali gitarową orgię na środku sceny. Sed zaśpiewał resztę utworu na podłodze przed barierami. Pozwolił tłumowi dotykać swego barku, ramienia i wolnej ręki kiedy chodził tam i z powrotem. Kiedy piosenka się skończyła, pobiegł w kierunku boku sceny, gdzie stała Myrna. - Hej, Myrna - powiedział bez tchu, gdy ją mijał.- Podoba ci się koncert? - T-tak - pokiwała głupio. - Sed!- Darlene krzyknęła. Ale on już truchtał po schodach i wrócił na scenę. - Publiczność zajebiście wymiata!- Sed krzyknął do tłumu. Odpowiedzieli mu kolejnym rykiem podniecenia.- Co o tym sądzisz, Mistrzu Sinclair? - Nie wiem, Sed. Ledwo mogę ich usłyszeć - dźwięk głosu Briana w głośniku sprawił, że kolana Myrny zmiękły. Ten sam głos doprowadził ją do krzyków kilka godzin wcześniej a teraz tysiące ludzi odpowiedziało mu ogłuszającym wrzaskiem. Brian uniósł gitarową kostkę.- Kto ją chce?
Ręce wyciągnęły się za barierę w kierunku nagrody. Rzucił kostką w publiczność, sprawiając, że fala ciał utonęła w pościgu. Ściągnął swą gitarę a technik muzyczny wskoczył na scenę z srebrnym akustykiem. Brian wymienił instrumenty i technik zszedł ze sceny z gitarą elektryczną. Po tym gdy Brian ustawił instrument na miejscu i wyciągnął nową kostkę przymocowaną do podstawy mikrofonu. Rozejrzał się w poszukiwaniu usterek a następnie ruszył w kierunku Myrny. Tym razem na nią nie patrzył. Zamiast tego usiadł na platformie, bokiem twarzy do publiczności. Musiała zadowolić się patrzeniem na jego plecy i wyobrazić sobie dotyk jego włosów między palcami. - Powinniśmy trochę zwolnić?- Sed spytał tłum. Światła obniżyły się z wyjątkiem delikatnej poświaty pochodzącej z tyłu zespołu. Brian siedział na końcu jednej platformy a Trey usiadł na drugiej. Wybrzdąkali delikatne akordy ich najsłynniejszej ballady na gitarach akustycznych. - Pokażcie mi jak rozświetlają się wasze nastroje - powiedział Sed. Zapalniczki poszły w ruch. Otwarły się telefony komórkowe. Małe morze świecących lampek pojaśniało w ciemności tłumu. Muzyka tej piosenki nie była taka głośna jak poprzednia, więc Myrna mogła usłyszeć jak tłum śpiewa razem z Sedem. Miał satynowo gładki głos gdy nie krzyczał. Zapomniała jak pięknie śpiewał. Usiadł na przednim brzegu sceny dając każdemu słowu kawałek swojej duszy. Myrna mogła zobaczyć całkowity urok Seda, ale Brian był jedynym którego chciała. Po pierwszych sześciu piosenkach zespół zszedł ze sceny na krótką przerwę, pozostawiając Briana samego. Chwycił za mikrofon na środku sceny. - Sed obiecał wam, że posmakujecie mojej nowej solówki. Nie śmiejcie się jeśli ją spieprzę. Napisałem ją dzisiaj - zatrzymał się dla efektu a następnie zaczął grać. Charakterystyczne nuty Treya „Twinkle Twinkle Little Star” zostały wyemitowany z amplifikowanych głośników. Brian uderzył w zatrzask gitary w ostatniej nucie. Jeśli ktoś mógł sprawić, że „Twinkle Twinkle Little Star” było zajebiste, to tylko Mistrz Sinclair.Świetne, co nie?- uśmiechnął się. Serce Myrny rozpuściło się.- Sądzę, że potrzeba tu więcej szybkości Treya. Tłum roześmiał się i dopingował go. - Jeśli naprawdę chcecie usłyszeć ten kawałek, musicie krzyczeć głośniej niż to. Tłum krzyknął tak głośno, że Myrna zakryła uszy dłońmi. Kiedy się uspokoili, odsunęła ręce na bok. Nie chciała przegapić słowa które mówił Brian. - Myr, to dla ciebie. Darlene i Joyce popchnęły ją z podniecenia, ale przestały gdy Brian zaczął swoją solówkę. Cały stadion zamilkł, oszołomiony umiejętnością i szybkością jego palców. Wykonał nuty z doskonałością. Kiedy dotarł do końca, Trey pojawił się przy jego boku. - Było to cholernie niesamowite czy jak?- Trey powiedział do mikrofonu. Tłum krzyknął. - Mamy też nowy riff. Brian został pożarty przez swoją muzę - Trey walnął go w plecy z wielkim uśmiechem na twarzy. Brian przesunął się na bok i zaśmiał.- Co mówisz, Chicago? Chcesz usłyszeć?- spytał Trey. Więcej dopingu. Dwóch gitarzystów przebiło riff który ćwiczyli w jadalni tego ranka. Myrna nie czuła się już jakby stała na zatłoczonym stadionie. Brian uprawiał z nią miłość i spisywał nuty piórem na jej ciele. Na scenie, Brian miał zamknięte oczy gdy grał. Oparł się ciężko o plecy Treya. Myrna poczuła więź między sobą a mężczyzną na scenie. Zastanawiała się, czy myślał o niej gdy grał przed tymi wszystkimi ludźmi. Sed wrócił na scenę. - Te skurwysyny mają talent, co nie? Eric zabębnił. Jace zabrzdąkał. Tłum dopingował. - Sądzę, że będę musiał teraz wyskoczyć z jakimś dobrym tekstem. Nie mogę znieść
presji! - chwycił obie strony swej głowy w rozpaczy. Myrna zachichotała. Sinnersi ruszyli do następnej piosenki. W czasie gdy koncert się zakończył, każda osoba w pomieszczeniu była zalana potem. Mgła kondensacji zawisła nad tłumem. Kiedy zespół zszedł ze sceny, wyglądali na napompowanych i zmęczonych. Eric, który jako ostatni zszedł ze sceny i był zdecydowanie najbardziej spocony w pomieszczeniu, rzucił pałeczkami w tłum jak jednokierunkowym bumerangiem. Tłum skandował „Sinners, Sinners, Sinners” przez kilka minut, zanim światła na stadionie zgasły. Myrna ruszyła w prostej linii za kulisy. Zauważyła jak Brian przechodzi przez drzwi za obszarem sceny, które prowadziły do garderoby. Błysnęła ochroniarzowi wstęgówką i rzuciła się za nim. - Brian. Zatrzymał się i odwrócił w jej kierunku. Jego uśmiech, przeznaczony tylko dla niej, był oślepiający. Podbiegła do niego i przytuliła się do niego entuzjastycznie. Jej uszy były zdrętwiałe od głośnej muzyki, ale każdy jej zmysł był napięty. Zapach jego potu sprawił, że zadrżała. - Jesteś niesamowity - wydusiła z siebie. Wyciągnął zatyczki z uszu. - Nie rzucaj się na mnie jak fanka. Owinął rękę wokół jej ramion i przeszli obok garderoby. Gdy ją minęli, Myrna dostrzegła że Sed, bez koszulki, jest otoczony kilkoma dziewczynami. - Dokąd idziemy?- Myrna spytała. - Zaufaj mi, na tą chwilę nie chcesz być w pobliżu Seda. Jest w jednym ze swych nastrojów. Idziemy do busu. W porządku? Skinęła głową. Gdy poprosił, żeby przespacerowali się po rozżarzonych węglach, nie odmówiłaby. A dlaczego tak było? Sama nie rozumiała psychologii w tej chwili. Pocałował ją w skroń. - Polubiłaś moją solówkę? - Jakbym nie mogła? Wszystko o czym mogłam myśleć, to o tym jak się ze mną kochałeś gdy ją napisałeś. Zaśmiał się. - Myślałem o tym samym. - Naprawdę? - O czym innym miałbym myśleć? - O pięciu tysiącach dziewczyn krzyczących twoje imię? - Było tam też pięć tysięcy kolesi, którzy wykrzykiwali moje imię. Niezbyt podniecające. Zresztą, dbam tylko o jedną kobietę, która wykrzykuje moje imię. Jej serce rozgrzało się i ścisnęło w środku. Wyszli z budynku w tłum, który otaczał busy przeznaczone do trasy. Gani ucieszyli się, kiedy rozpoznali Briana, ale ochroniarze trzymali ich w miejsc, dzięki czemu mógł z Myrną bezpiecznie wejść po schodach do busu. - Muszę wziąć prysznic - powiedział.- Ale chyba najpierw się położę. Jej ciało dudniło i drżało pełne adrenaliny. Nie wiedziała dlaczego chciał się położyć. Chyba, że... - Tak, sądzę, że powinieneś się położyć. Mogę się przyłączyć? - O czym ty myślisz?- spojrzał na nią.- Tylko zapocę twój suchy i czysty garnitur. - Jest jednorazowy o ile jestem zainteresowana. Uśmiechnął się. - Obserwowanie mnie na scenie naprawdę cię nakręciło, prawda? - A jak sądzisz? Rozpięła guziki swojej marynarki i zsunęła ją ze swych ramion. Rzuciła ją na losowy stos dżinsów i czarnych ciuchów, zanim zaczęła rozpinać małe guziczki srebrnej, satynowej
bluzki. Brian chwycił ją za dłoń. - Chodź. Nie wiadomo kiedy technik albo Eric się pojawi. Poprowadził ją na tyły autobusu i przez drzwi na końcu wąskiego korytarza. Weszli do małej sypialni, najwięcej przestrzeni zajmowało łóżko królewskich rozmiarów. - Nie mam pojęcia jak bardzo czysta jest pościel - mruknął, pomagając jej teraz z guzikami.- Jesteśmy flejtuchami. - Cudownie. Cały ty. Przerwał, spoglądając jej w oczy w przyćmionym świetle pokoju. Jedyne światło pochodziło od latarni na zewnątrz, które przeciekało przez metalowe żaluzje. - O Boże, nie pożądasz teraz Seda, prawda?- spytał.- Straciłem w ten sposób wiele kobiet. Jak zobaczyły go na scenie i... Zakryła jego wargi palcami. - Pożądam ciebie, Mistrzu Sinclair. - Nie nazywaj mnie tak tutaj - powiedział o jej palce. - Brian - zastąpiła swe palce ustami, całując go łapczywie. Jej koszula opadła na podłogę. Jego palce przeniosły się do zapięcia jej spódnicy. Odpiął ją i zsunął z niej na podłogę. Spojrzał w dół na jej brzuch z seksownym uśmiechem na ustach. - Cieszę się, że zdecydowałaś że jestem godny aby zobaczyć co kryje się pod tym garniturem. Cudnie - upadając twarz w dół na łóżko, przeczołgał się na brzuchu w poduszki i westchnął z wyczerpania.- Muszę się zdrzemnąć. Wspięła się na łóżko za nim i usiadła okrakiem na jego ciele. Z szarpnęła z niego koszulkę i usiadła na jego udach, masując jego ramiona i plecy. Brian westchnął z zadowoleniem. - Właśnie tego potrzebuję, Myr. Dziękuję. Pochyliła się do przodu i pocałowała jego skórę wzdłuż ramion, jej język zbierał jego słony pot. - Mogę się do tego przyzwyczaić - mruknął sennie. - Chcesz, żebym cię zostawiła samego? Widzę, że jesteś zmęczony. - Nie, lubię twoje towarzystwo. Jest miło. Nie mam siły, żeby cię pożreć. Jesteś pewnie mną rozczarowana. - Nigdy - chwyciła jego dłoń i zaczęła masować podstawę jego palców i dłoni. - Mmmmmm. Opuściła głowę i pocałowała jego palce. - Są magiczne. - Obydwoje wiemy, że w tym łóżko jest tylko jedna magiczna część ciała. Myślę, że fani polubili twoją solówkę, Myr. - Twoje solo. - Cała ty, maleńka. Po prostu ją przyjmij. Uśmiechnęła się. Wiedziała, że nie zasługuje na takie zaufanie. - Jesteś słodki. - Shhhhh. Nie mów nikomu... Spał. Tyle na godzinę niesamowitego seksu zanim pójdą własnymi drogami. Myrna wyciągnęła się obok niego, prześledziła dłońmi leniwe ścieżki w dół jego pleców. Naprawdę tu była? Niewątpliwie był to najbardziej niesamowity dzień w jej życiu. I nawet jeśli już nigdy w życiu nie zobaczy tego niesamowitego mężczyzny, to nigdy go nie zapomni. Jakiś czas później, na zewnątrz autobusu zrobiło się zamieszanie. Głośne rozmowy i śmiechy przesunęły się bliżej - mieszanina męskich i kobiecych głosów.
Myrna wspięła się na łóżko i rozsunęła palcami metalowe żaluzje, wyglądając przez małe okienko aby spojrzeć na stadion. Reszta zespołu wyszła z budynku. Przesuwali się przez zablokowaną drogę i witali z swymi podekscytowanymi fanami. Oddzieleni od tłumu przez metalowe barierki, członkowie zespołu rozdawali uściski i autografy i pozowali do zdjęć ze swymi entuzjastycznymi wielbicielami. Myrna spojrzała przez ramię na Briana, który był zagubiony w krainie snów. Zastanawiała się, czy zawsze się wstrzymywał czy też pobłażał fanom przy okazji. Skierowała swoją uwagę na zewnątrz. Sed uniósł przez barierkę skąpo odzianą kobietę i dodał ją do swojej świty samic. Kiedy jego uwaga zwróciła się do podpisywania autografów, dziewczyna wykonała za nim taniec szczęścia a następnie pociągnęła spódniczkę w dól, by zakryć szczyty swych ud. Myrna zastanawiała się nad tą dziewczyną. Myrna miała wątpliwości, czy znała Seda. Przespała by się z nim bez wahania? Myrna była całkiem pewna, że odpowiedź na pytanie była twierdząca, ale czy dziewczyna wskoczyłaby do łóżka każdego faceta czy to uwiodła ją sława Seda? Myrna musiała zadać sobie to same pytanie. Dlaczego tak bardzo chciała się przespać z Brianem? Zazwyczaj odczuwała potrzebę osobistego poznania mężczyzny zanim poznała go fizycznie. I szczerze mówiąc, nie znała mężczyzn zbyt dobrze, żeby z nimi sypiać. Więc dlaczego działała inaczej przy Brianie? Brian westchnął w śnie, jego ręka przesunęła się w poprzek łóżka gdzie była zanim odpłynął. Wziął głęboki, zaskoczony oddech gdy odzyskał przytomność i podniósł głowę. Kiedy zobaczył ją stojącą blisko ona, uśmiechnął się i z powrotem opuścił głowę na łóżko, wyciągając ręce nad głowę a później wzdłuż ciała. - To była szybka drzemka - powiedziała Myrna. - Śniłem o tobie. - Był to dobry sen?- odsunęła się od okna i usiadła na brzegu łóżka obok niego. - Nie bardzo. Goniłem cię a ty nie przestałaś przede mną uciekać. - Teraz nie uciekam. Jego dłoń przesunęła się po jej udzie. - Myślę, że nie. Otarła czarną plamę pod jego okiem. - Choć twój eyeliner się rozmazał. - Znowu zasnąłem z nim na twarzy. Rozległo się ostre pukanie do drzwi. Brian jęknął. Zszedł z łóżka i otworzył drzwi. - Ta? - Wyruszamy za godzinę - powiedział jeden z techników. - W porządku. Dzięki za info - zamknął drzwi i odwrócił się do Myrny.- Godzina. - I tak muszę iść - dlaczego poczuła się taka samotna?- Muszę pojechać do Kansas i muszę wyjechać jeszcze dzisiaj, żeby jutro dojechać do domu. Spojrzał w sufit z zamyśloną miną. - Jak daleko jest z Des Moines do Kansas? - Des Moines? Jesteśmy w Chicago, kochanie - uśmiechnęła się.- Straciłeś orientację gdzie jesteśmy? - Nie, dzisiaj jedziemy do Des Moines na jutrzejszy występ. Może chciałabyś spędzić ze mną noc w autobusie i wyjechać rano z Des Moines. Jej serce zabębniło z podniecenia. Mogłaby w trzy krótkie godziny dojechać z Des Moines do Kansas. Kiedy uświadomiła sobie, że faktycznie nie było to możliwe, jej serce zamarło. - Nie mogę. Jestem samochodem. - Jeden z techników może jechać twoim samochodem za busem. Są przyzwyczajeni do całonocnej jazdy.
- Przypuszczam, że to zadziała - uśmiechnęła się, jej samotność natychmiast wyparowała.- Bardzo bym chciała spędzić z tobą noc, Brian. Ruszył w jej stronę, gdzie siedziała na krawędzi łóżka i postawił ją nogi. Przyciągnął jej ciało do swojego i pocałował ją głęboko. Zadrżała, nadal podekscytowana jego występem scenicznym. Rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Brian zesztywniał i oderwał wargi od Myrny. - Jezuu - Brian wymruczał pod nosem.- Czego?- krzyknął do drzwi. Drzwi otworzyły się i Sed wsunął głowę. - Jesteś zajęty? - Miałem zamiar zacząć. - Myślę, że okupowałeś sypialnię wystarczająco długo. - Drugi bus... - Trey ją zajmuje. Poza tym, obiecałeś. - Ta, wiem - spojrzał na Myrnę.- Chodźmy do twojego samochodu. Skinęła głową i umieściła swe częściowo nagie ciało za Brianem, który blokował widok Sedowi.- Tylko daj mi się ubrać. - Dwie minuty - Brian podniósł dwa palce w kierunku Seda. Sed zamknął drzwi. Brian pogładził ją po policzku i podniósł jej bluzkę z podłogi. - Przepraszam za to - powiedział.- Obiecałem mu, że będzie mógł dzisiaj zająć sypialnię. Oczywiście było to zanim wiedziałem, że zostaniesz. Ach... cholera. - W porządku. Możemy po prostu wyjść. Podoba mi się. Uśmiechnął się szeroko. - Naprawdę? W sumie to serio fajnie brzmi. Wślizgnęła się w swoją bluzkę i spódnice, zapięła guziki jak tylko mogła. Brian wciągnął swoją koszulkę przez głowę. Sięgnął po jej dłoń i poprowadził do drzwi. Wychodząc z pokoju, przeszli przez ciasny korytarz z zasłonami do głównego pomieszczenia. Myrna naliczyła osiem osób. Sed, trzy dziewczyny, Eric i dwóch techników. - Cała twoja, Sed - powiedział Brian. Sed podniósł najbliższą dziewczynę, przerzucił ją sobie przez ramię i ruszył korytarzem do sypialni. Atrakcyjna młoda dziewczyna zapiszczała z zachwytu kiedy przeszedł przez drzwi i rzucił ją na łóżko. Dwie pozostałe dziewczyny i Eric podążyli za nimi, podniecenie unosiło się z ich ciał. Myrna musiała wyglądać na tak oszołomioną, na jaką się czuła. Brian zaśmiał się na jej minę. - Zawsze taki jest - powiedział Brian.- Jestem zdziwiony, że nie wpadł do nas wcześniej. Sed zazwyczaj nie puka. - Reputacja Seda wyprzedza go z jakiegoś powodu - powiedział jeden technik. Sam mógłby nadać się na członka zespołu. Wytatuowany. Ciemne włosy. Okulary przeciwsłoneczne w nocy. Łańcuchy, kolczyki i muskularność. - Kto dzisiaj prowadzi, Travis?- Brian spytał. - Ja mam ciężarówkę. Matt drugi bus. Sądzę, że Dave będzie jechał tym - skinął głową na normalnie wyglądającego blondyna po swej lewej stronie. Dave potwierdził. Brian odwrócił się to trzeciego technika, który był bez przydziału jazdy. - Jake, możesz coś dla mnie zrobić? - Wszystko - powiedział bez mrugnięcia okiem. - Myrna potrzebuje kogoś, kto poprowadzi jej samochód do Des Moines. Jake uśmiechnął się chytrze. - Rozumiem. Jasne, nie ma problemu - wysoki i szczupły mężczyzna, z krótkim irokezem, spojrzał na Myrnę.- Gdzie masz samochód? - Jest na parkingu. Pójdę po niego - powiedziała.- Czu mogę po prostu zaparkować
go obok busów i dać ci kluczyki? - Byłoby idealnie. To nie jakiś kulawy minivan, prawda? - Erm... Ford Thunderbird cabrio z 57. Dopiero co przywróciłam jej mięte. Będziesz delikatny, prawda? Tak jakby troszczę się o nią. - Słodko - powiedział Dave.- Zastąpię cię, Jake. Możesz jechać tym busem. Ja biorę Thunderbird'a! - O nie - powiedział Jake.- Brian mnie poprosił. - Musze was ostrzec, że jest różowy - przerwała Myrna. - Różowy? Aw, jak mogłaś zrobić coś takiego klasycznemu samochodowi?powiedział Jake, przesuwają dłonią po swym czole i irokezie. Zaśmiała. - No wiesz, jestem dziewczyną. - Jestem pewien, że wszyscy tutaj mogą to potwierdzić - Brian powiedział jej do ucha. Jej całe ciało zapulsowało w odpowiedzi na jego głos. - Ja nie mam problemu z różowym - powiedział Dave, jego niebieskie oczy zaświeciły się z zapałem. Dave wyglądał jak czyścioszek. Myrna zastanawiała się ile czasu spędził pracując z zespołem. Z drugiej strony Jake wyglądał na dzikiego. W oparciu o sam wygląda, Myrna wolałaby żeby Dave prowadził jej samochodów, ale wiedziała że to niesprawiedliwe. Wszyscy technicy ciężko pracowali i zespół powierzał im drogi sprzęt i ich życie.- Wymień się ze mną, Jake. No dalej, stary. Uwielbiasz prowadzić autobus i wiesz, że tego nienawidzę. - Rozstrzygnijcie to między sobą - powiedział Brian.- Musimy sprowadzić samochód zanim będziemy wyjeżdżać. Ciężarówka jest załadowana? - Sądzę, że powinniśmy zabrać się do roboty - powiedział Dave. - Kto pierwszy załaduje ich sprzęt bierze T-birda - powiedział Jake. Otworzył drzwi busu i ruszył po schodach. - Hej, to nie fair - Dave zawołał za nim.- Ja mam bębny! Jest ich z jakiś milion! Głos Jake'a stawał się coraz bardziej odległy, gdy odszedł od busu i krzyknął przez ramię: - Taa, ale ja mam wzmacniacze oprócz gitary Treya. Przestań narzekać. - Chodźmy - powiedział Brian. - Czekaj - powiedziała.- Potrzebuję swoją marynarkę. Mam w niej klucze. Poczekał aż założyła na siebie marynarkę i chwyciła jego dłoń, gdy pomógł jej zejść po stromych schodach na chodnik. Tłum za barierkami był mniejszy niż wcześniej, ale kiedy Brian wysiadł z autobusu, rozległy się głośne krzyki. - Cholera - powiedział Brian.- Um... poczekaj chwilę, dobrze? Pocałował ją w skroń. Rozniosło się kilka błysków aparatów. Pragnęła, by ci wszyscy ludzie przestali robić jej zdjęcia z członkami Sinners bez jej zgody. Brian skierował się do tłumu, zaczynając od jednego końca barierek. Podpisywał autografy, potrząsał dłońmi, od czasu do czasu przytulał, pozwalał robić zdjęcia z jakieś dziesiątki razy będąc macanym przez fanki. Myrna czekała cierpliwie, starając się powstrzymać zazdrość. Wiedziała, że było to ważne. Jego fani sprawili, że jego kariera była możliwa. Chociaż nie przepadała za tymi przewrażliwionymi młodymi kobietami które ocierały się o niego, kiedy był rozproszony podpisywaniem autografów i odpowiadaniem na pytania. Po około piętnastu minutach pozdrowił tłum i wrócił do Myrny. - Będę musiał obejść autobus i przejść tyłem. W przeciwnym wypadku znowu mnie zobaczą i nigdy nie odpuszczą. Ty pójdziesz między busami i spotkamy się po drugiej stronie. Udawaj, jakbyśmy się teraz żegnali.
- Dobra. Przytulił ją z takim samym dystansem z jakim obejmował rozentuzjazmowane fanki i machnął lekko zanim poszedł w przeciwnym kierunku. Poszła wzdłuż autobusów przyglądając się jak technicy wpychają sprzęt przez drzwi do dużego vana, który był zaparkowany obok drugiego autobusu. Krzyki pasji i przyjemności dobiegały z sypialni z tyłu busu, kiedy szła obok niego. Zatrzymała się, spoglądając przez okno nad nią. Sed naprawdę musiał nakręcić te dziewczyny. Wykrzyknęła imię Seda z całej siły. Myrna zaczerwieniła się, zastanawiając się ile odgłosów wcześnie było podsłuchiwanych. Twarde ciało przycisnęło ją do tyłu busu. Ręka po omacku chwyciła jej piersi w ciemności. Jej serce zawaliło w jej klatce piersiowej. Walczyła z mężczyzną, próbując mu się wywinąć. Jeremy. O Boże, jak mnie znalazł? Jak? Mężczyzna chwycił ją za nadgarstek zanim mogła wymierzyć cios, i przycisnął jej ręce do tyłu autobusu obok jej głowy. Otworzyła usta do krzyku, ale spostrzegła, że czyiś język wsunął się do jej ust. Znała ten smak. Brian? Przestraszył ją. Naprawdę ją przeraził. Odepchnęła go. - Co ty wyprawiasz?- spytała.- Myślałam, że zostałam zaatakowana. - Bo jesteś - warknął i zgniótł jej ciało między swoim a busem. Kiedy chciał ją pocałować, uderzyła go w brzuch. - Przestań. - Ow. Nikt nas nie zobaczy - cienie całkowicie ich zasłaniały. Przytrzymał ją w górze swoim ciałem i uwolnił jej nadgarstki, tak, żeby mógł podciągnąć jej spódnicę na biodra. Choć wiedziała, że jej nie skrzywdzi, jej serce bębniło szybciej i mocniej w piersi. Uderzyła go w ramię tak mocno, jak tylko mogła. Nie mogła zobaczyć jego miny w ciemności, więc nie wiedziała, czy dotarła do niego ta wiadomość. - Naprawdę chcesz, żebym przestał, Myrno? Sądziłem, że moglibyśmy tutaj zrobić szybki numerek, odkąd Sed wpakował się do sypialni. - Nie zakradaj się tak na mnie. Cholernie mnie wystraszyłeś. Przycisnął palce do środka jej piersi. - Twoje serce naprawdę wali, kochanie. Wiedziałaś, że to ja, prawda? - Nie - szepnęła.- Myślałam... myślałam, że on - walczyła z łzami czując się głupio.To nie ma znaczenia co myślałam. Po prostu nie rób tego więcej. Objął ją delikatnie. - Bardzo mi przykro, Myr. Wybaczysz mi? Jak mogła się na niego gniewać? Wiedziała, że przesadziła. Jeremy zniknął z jej życia na dobre. Pewnie, że nie był już w więzieniu, ale nie wiedział gdzie była. Cholera, nawet nie znał już jej imienia. A teraz... to był Brian, nie Jeremy. Lubiła Briana. Może trochę za bardzo, biorąc pod uwagę ich krótką znajomość. Gdy już uporała się ze strachem, odnalazła w ciemności usta Briana i pocałowała go delikatnie uśmiechając się miękko. - Marnujesz czas. Busy niebawem odjadą. - Wchodzisz w to?- spytał z niedowierzaniem. - Jeśli obiecujesz, że nie będziesz się już zakradać, dobra? - Dobra, obiecuję - przycisnął ją do siebie bliżej i szepnął jej do ucha:- Zdejmij majtki. Jej ręka przesunęła się do jego krocza i znalazła twardego jak granit penisa. Wypuścił zbolały oddech przez żeby. Przesunęła swe majtki w dół ud i pozwoliła im spaść do kostek. Wyszła z nich jedną nogą. Zimne powietrze skąpało gorąco między jej udami, gdy Brian wepchnął swe kolano między jej nogi by je rozsunąć.
- Jest dobrze - mruknął.- Nie ruszaj się teraz. Muszę cię ostrzec, nigdy nie ciągnę tego długo po koncercie - przycisnął ją do autobusu swym ciałem. Usłyszała jak rozpina spodnie. Oparł biodra o jej i założył prezerwatywę. Jego twardy kutas ocierał się o wnętrze jej uda gdy znowu się zrelaksowała, wzdychając w oczekiwaniu. Chwycił jej udo w jedną rękę i przycisnął jej nogę do swego biodra. Gdy jego ciało wypełniło jej, zasapał chrapliwie jakby już był bliski orgazmu. Jej głowa opadła do tyłu w ekstazie. - Jest tak przyjemnie, Brian. - Tak - powiedział, opierając głowę o bok jej twarzy.- Och, Boże - pchnął w nią delikatnie, obracając biodrami dla zintensyfikowania przyjemności.- Jest fantastycznie. Kilka osób minęło bok busa, rozmawiając między sobą o zapakowaniu ciężarówki. Technicy, jak przypuszczała. Nadal szli a Brian nawet nie przerwał swych powolnych pchnięć. Odszukała jego usta i pocałowała go głęboko. Wzrosło tempo jego uderzeń. Jęknął w jej usta. Odpowiedziała mu takim samym jękiem. Jego pchnięcia teraz były szybsze. Zupełnie stracił kontrolę. Chwyciła się jego włosów, palce wkopały się w jego głowę gdy jej podniecenie zaczęło narastać. Odsunął od niej usta. - Jesteś blisko?- spytał.- Boże, powiedz mi, że jesteś blisko. - Skończyłeś?- nie mogła w to uwierzyć. Zazwyczaj to przeciągał, cóż, w nieskończoność. - Mmmm - mruknął.- Prawie. Tak, tak. Nie mogę wytrzymać - jego ręce rozpaczliwie szarpnęły jej marynarkę.- Ach, Boże - wpychał się w nią mocniej. Mocniej. Mocniej i zadrżał o nią z ochrypłym krzykiem. Jego dłonie przesunęły się po obie strony jej głowy i jego ciało zadrżało z satysfakcją. Stał się wiotki, miażdżąc ją w kruchej stali. - Przykro mi, kochanie. Nie chciałem dojść tak szybko - wyszeptał. - W porządku. Ostrzegłeś mnie. - Niezbyt dobra wymówka. Wysuwając się z jej ciała, opadł na kolana i przerzucił sobie jej nogę przez ramię. Szperał między jej nogami, aż znalazł w ciemności to, czego szukał. Wessał do ust jej cipkę i zadrżała. Dwa palce wsunęły się w jej wnętrze, zagięły się by stymulować jej idealny punkcik który odkrył tego ranka. Jego palce zanurzyły się głęboko i powoli wycofały się i zanurzyły ponownie. Wplątała palce w jego włosy i oparła się mocno o tył busu, jęcząc z przyjemności przy każdym pchnięciu jego palców, każdym szybkim ruchu jego języka. Jasne światło uderzyło w twarz Myrny. Zmrużyła oczy oślepiona latarką. Uniosła rękę, by zasłonić oczy. - Ups, przepraszam - powiedział męski głos. Światło zgasło. Ciało Myrny napięło się. Straciła koncentrację i podniecenie zniknęło. Mimo Brian jej nie puścił. Znowu zaczął budować napięcie swymi ustami i palcami. Wkrótce zapomniała gdzie była. Z wnętrza autobusu dobiegł zwierzęcy ryk Seda, który był odpowiedzią na krzyki trzech dziewczyn. Trzech? Jak jeden facet mógł się zabawiać z trzema dziewczynami? Może teraz Eric uczestniczył. Ich podniecenie ogarnęło jej własne i wkrótce jej ciało zadrżało z uwolnienia. Krzyknęła w przyjemności która przeszła przez jej ciało. Jej nogi zmiękły. Brian chwycił ją wolnym ramieniem i zsunął po busie. Zadrżała gdy opadła, wyciągnął palce z jej ciała, zakołysał w ramionach i pocałował czule. - Musimy przestać tak ponosić się emocjom - szepnęła. Zaśmiał się. - A gdzie w tym zabawa? Przytuliła się do niego. - Wyjadą do Des Moines bez nas.
- Poczekają. Sed jeszcze nie wyrzucił tych dziewczyn ze swego łóżka - to było oczywiste. Dziewczyny nadal wykrzykiwały imię Seda jakby zaangażowały się go jakiego światowego konkursu na najgłośniejszy wokal. Mogła usłyszeć jak Sed przeklina głośno i bus zakołysał się lekko za każdym przekleństwem, które wykrzyczał. Myrna zmarszczyła brwi, przypominając sobie jasne światło na twarz chwilę temu. - Ktoś nas widział. - Pewnie jeden z techników. Są przyzwyczajeni do takich rzeczy, kochanie. Nie martw się. Nikt niczego nie powie. Żachnęła się. - Widzieli cię jak pożerasz kobietę przyciśniętą do tyłu autobusu? - Tak. - Co masz na myśli tym tak?- była zazdrosna? Pewnie robił takie rzeczy bez przerwy. Nowe doświadczenie dla niej, ale dla niego codziennie to samo gówno. Zaśmiał się. - Tak, właśnie teraz. Uderzyła go w pierś na pół gwizdka. Zawsze sprawiał, że czuła się ze sobą lepiej. Sprawiał, że czuła się wyjątkowa, choć wiedziała że tak nie jest. Nie bardzo. - Chodźmy już po mój samochód. Pomógł wstać jej na nogi. Założyła majtki zanim poprawiła sobie resztę ubrania. Jej nogi nadal drżały. Wow! Co za facet. Ten facet była dla niej taki dobry i zarazem taki zły. Brian także poprawił swoje ubranie i rzucił swą zużytą prezerwatywę na ziemię a potem chwycił ją za dłoń. - Prowadź, piękna. - Nie boisz się, że jakiś szalony fanka podniesie twoją zużytą prezerwatywę z ziemi i spróbuje się nią zapłodnić?- Mryna spytała, kiwając głową w kierunku śmietnika. - Myrna, to obrzydliwe. - A rzucenie jej na ziemie nie jest? - Nie. - Podnieś ją. Westchnął głośno. - Dobra - podniósł prezerwatywę i wyciągnął w jej kierunku.- Proszę, włóż ją sobie do kieszeni. - Ewww. Nie. - Włożyłabyś ją do swego ciała, ale nie do kieszeni? - To co innego. - Skoro tak mówisz. Wyłowiła klucze z marynarki. - Po prostu ją wyrzuć. Przeszli za drugi autobus na w większości pusty parking, który był zastawiony poręcznymi śmietnikami do łatwego usuwania. Było na tyle ciemno, że nikt nie rozpoznał jak Brian szedł w kierunku wyjątkowo różowego samochodu. - Co za piękne auto - powiedział Brian, zerkając przez okno od strony kierowcy.Mogę poprowadzić? Zawahała się. Była naprawdę nadopiekuńcza wobec tego samochodu. Myśl, że jakiś technik będzie nim jechał ponad trzysta kilometrów napawała ją zmartwieniami. Jednakże spędzenie dodatkowego czasu z Brianem było potężną motywacją Podała mu klucze. Od kluczył drzwi i otworzył je. - Wow - wyszeptał.- Jest całkowicie odnowiony. Wsiadaj. Obeszła samochód i wsiadła od strony pasażera, rozsiadając się na białej, skórzanej tapicerce. Wsiadł do środka, zamknął drzwi i uruchomił ślinik. Ryknął w żywym, niskim
pomruku. Zwiększył obroty silnika. - Ma niezły kop. - Założę się na twój słodki tyłek, że ma - Myrna powiedziała. - Silnik V-8? - Tak. 312 z podwójnym gaźnikiem Holley. - Jak słodko - Brian przełączył bieg w samochodzie i wyjechał z miejsca parkingowego. Zatoczył koło kierownicą i pojechał w bok zanim skierował się prosto w stronę autobusów. Zdecydował, że przejedzie przez parking kilka razy. Myrna kuliła się za każdym razem gdy opony pisnęły, ale Brian cieszył się tak bardzo, że nie mogła stłumić jego ducha. Myrna dostrzegła Jake'a, technika z blond irokezem, który machał do nich wściekle. - Sądzę, że są gotowi do wyjazdu. - Tak sądzę - Brian podjechał do tyłu busu i zatrzymał się nagle.- Chodźmy do łóżka. - Znowu? - Mógłbym się trochę przespać. - Och, więc idziemy spać - uśmiechnęła się, przechylając głowę. - Przynajmniej przez kilka minut. Wykończyłaś mnie dzisiaj, kobieto. I nie jestem przyzwyczajony do wczesnego wstawania. Zazwyczaj imprezuję całą noc i przesypiam cały dzień. Drzwi samochodu otwarły się. - Ha - powiedział Jake. Włożył głowę do samochodu.- Ja będę kierował Thundbirdem. - Nie jeśli będziesz prowadził jak Brian - powiedziała Myrna. - Będę dla niej słodki. Brian wysiadł z samochodu. - Nie jestem złym kierowcą. Nie można włożyć wielkiego silnika do małego samochodu i oczekiwać, że nie sprawdzę do czego jest zdolna. Brian pomógł Myrnie wysiąść z samochodu. - Słodko - powiedział Jake. Wspiął się na siedzenie kierowcy.- Do zobaczenia w Des Moines - drzwi zatrzasnęły się. Opony zapiszczały, gdy samochód pojechał w tył. - Wspaniale!- powiedziała Myrna.- Maniak jedzie moim samochodem. - Nie skrzywdzi go. Jeśli tak, kupię ci nowe Porsche. - Nie chcę Porsche. Kocham ten samochód! Należał do moich dziadków, - Nic mu nie będzie. Obiecuję. Patrzyła jak okrągłe, tylne światła Thundbirda rozjaśniają się przy znaku stopu. Opony znowu zapiszczały i samochód strzelił do przodu. Ślizgały się zanim chwyciły drogę i przyspieszyły w noc. Tupnęła nogą z frustracją. Chwyciła przód koszulki Briana i pociągnęła go w kierunku busu. - Chodźmy. Im prędzej dojedziemy Des Moines, tym szybciej skopię tyłek tego faceta. - Ooooo. Mogę patrzeć? - O tak. Na pewno będziesz mógł się przyglądać. Przytrzymasz go dla mnie. Myrna zaczęła wchodzić po schodach autobusu, ale ciało wybiegające ze środka powstrzymało ją od dalszego postępu. Złapała młodą kobietę i gdyby Brian jej nie przytrzymał, przewróciłaby się na asfalt. - Jakiej części „wypierdalaj stąd” nie rozumiesz?- Sed ryknął na młodą kobietę ze szczytu schodów. Myrna rozpoznała dziewczynę, którą Sed wyciągnął za barierki ponad godzinę wcześniej.
- Sed - młoda kobieta zaszlochała, trzymając ręce przy piersiach.- Proszę, pozwól mi ze sobą zostać. Proszę! - Skończyłem z tobą. Spieprzaj. Sed wyglądał na bardzo wkurzonego, odwrócił się i ruszył w głąb autobusu. Młoda kobieta zaczęła iść po schodach, ale Brian chwycił ją za ramię. Wściekła, wyszarpnęła się i uderzyła wielokrotnie tors Briana. Jej oczy rozszerzyły się, kiedy spostrzegła kogo biła. - O Boże, przepraszam, M-Mistrzu Sinclair - zasłoniła sobie usta drżącą dłonią. Łzy wylewały się jej z oczu.- Porozmawiaj z nim dla mnie. Proszę! P-powiedz mu, że go kocham - maskara spływała po jej twarzy w czarnych strumieniach.- Powiedz mu, że się zabiję jeśli też mnie nie pokocha. Brian chwycił ją za ramiona i potrząsnął delikatnie. - Hej. Hej. Jak masz na imię, kochanie? Spojrzała na Briana i Myrnę, która została odepchnięta na bok. Nie mogła mieć więcej niż dwudziestu lat. - Moje imię? - Tak. - K-K-K-Karen - rzuciła się na Briana, uwieszając się na nim rozpaczliwie. Rozłożył szeroko ramiona i posłał Myrnie spojrzenie typu „nie dotykam jej” nad ramieniem Karen. Brian przemówił kojącym głosem do dziewczyny. - Karen, musisz coś zrozumieć o Sedzie. Nie szuka związku z kimkolwiek. Po prostu chce się bzykać. Wiesz? Nie ma w tobie nic złego. Jesteś piękną dziewczyną. Nie wybrałby cię, gdybyś nie była. Myrna uśmiechnęła się. Jak słodko z jego strony, że starał się ją pocieszać. - Pomyślałam... - wzięła głęboki oddech.- Myślałam, że... - potarła twarzą o jego ramię, rozmazywała łzy i makijaż na jego koszuli. - O czym myślałaś?- poklepał ją lekko po ramieniu. - Myślałam, że jeśli pokażę mu jak bardzo go kocham, to on... - jej głos przeszedł do szeptu.- ... też mnie pokocha. Brian odsunął ją i spojrzał w jej załzawione oczy. Myrna nigdy nie widziała go wyglądającego tak poważnie. - Sed nie potrafi nikogo pokochać, Karen. Nie po Jessice. Jessica? Oczy Karen zmrużyły się. - Zabiłabym tą sukę, gdybym mogła. - Nie, jeśli ja dorwę ją pierwszy - Brian mruknął. Przytulił delikatnie Karen i puścił ją.- A teraz odejdź z podniesioną głową, kochanie. Przeżyłaś seks z Sedriciem Lionheartem. Założę się, że nawet ci się podobało. Dziewczyna uśmiechnęła się i pocałowała Briana w policzek. - Dziękuję, że sprawiłeś iż poczułam się lepiej, Mistrzu Sinclair - zerknęła na Myrnę gdy przechodziła, ale szybko odwróciła wzrok. Myrna chciałaby z nią porozmawiać, aby dowiedzieć się czegoś więcej o jej psychologii. Naprawdę sądziła, że była zakochana w Sedzie? Prawdziwym Sedzie? Czy w jego wersji gwiazdy rocka, która paradowała po scenie? I kim był prawdziwy Sed? Myrna nie mogła uczciwie powiedzieć, że go poznała. Brian wbiegł po schodkach autobusu. Nastąpił głośny trzask po jakimś łomocie. Myrna pobiegła za nim. Zatrzymała się na klatce schodowej z rozszerzonymi oczami. Sed leżał rozwalony na podłodze busu ze stojącym nad nim Brianem, który zaciskał pięść. Sed przewrócił się na bok i oparł się na łokciu, by otrzeć krew kciukiem z kącika ust. - Mógłbyś być jeszcze większym dupkiem?- Brian wrzasnął.- Mam już cholernie
dość, że wszystko niszczysz. - Dlaczego troszczysz się o moje dziwki, Brian? Są takie jak ty, kochanie, głos Jeremiego wtargnął do jej głowy. Oczy Myrny rozszerzyły się. - Ponieważ nie są dziwkami - Brian powiedział.- Dziwki nie płaczą, gdy je wyrzucasz z łóżka. - Ale z pewnością zachowują się jak dziwki. Sed wspiął się na nogi. Chwycił tył głowy Briana i Myrna skrzywiła się, że jej kochanek zostanie uderzony. Brian był mniejszy niż Sed, który miał ponad sześć stóp wzrostu i bez wątpienia wyciskał na siłowni swój dwukrotny ciężar. Mimo to Sed nie uderzył Briana. Pocałował go w bok głowy. Wzrok Seda spadł na Myrnę, gdy przemówił: - Nie sądzę, żebyś zdawał sobie sprawę jakie masz szczęście, mój przyjacielu. Odwrócił się, poszedł korytarzem i zamknął się w pustej sypialni. Eric wychylił się z jednego z zasłoniętych łóżek piętrowych, które były postawione wzdłuż kabiny. - Nie powinieneś go uderzyć, Brian. Wiesz dlaczego taki jest. - Taa, wiem - Brian zsunął się na skórzane obicie siedzenia otaczającego stół i potarł twarz obiema rękami. - Kim jest Jessica?- spytała Myrna. Brian spojrzał na nią. - To kobieta, która wydarła Sedowi serce i nakarmiła nim rekiny. Myrna spuściła oczy. Mogła się z tym zidentyfikować. Jej serce dawno temu także nakarmiło rekiny i już nigdy go nie odzyskała.
Rozdział 9
Myrna przekręciła się na wąskim łóżku i przytuliła się do ciepłego ciała Briana. Westchnął we śnie, jego ramię otoczyło się wokół niej zanim ponownie się zrelaksował. Autobus nucił głośno gdy wspiął się na wzgórze, tymczasowo zagłuszając miękkie chrapanie Treya, które dochodziło z łóżka pod nimi. Nie dotarli do Des Moines, więc co ją obudziło? Otworzyła oczy w ciemności. Łóżko było wystarczająco wygodne, ale było jednoosobowe i nie było zbyt wiele miejsca do ruszenia się. Nie przeszkadzało jej to. Była to dobra wymówka, by wcisnąć się w cudownego mężczyznę obok niej. Wtuliła nos w jego szyję i zaciągnęła się głośno. Z pobliskiej jadalni, puszka uderzyła o stół. Więc to odciągnęło ją od snu. Kto nie spał o tej godzinie? Przeczołgała się przez ciało Briana i zerknęła przez zasłonę. Sed siedział przy stole plecami do niej. Wziął łyk piwo gdy patrzył na coś w swojej dłoni. Zastanawiała się, czy miałby coś przeciwko jej towarzystwu. Wyglądał na samotnego. Myrne zeszła z łóżka, i naciągnęła koszulkę Briana na majtki. Jej bagaż był w jej samochodzie więc nie miała czego założyć do łóżka a Brian nie chciał by spała nago tak blisko tych facetów. Kiedy jej stopy dotknęły podłogi, Sed odwrócił głowę by na nią spojrzeć. Uśmiechnął się lekko i wsunął do kieszeni to, co trzymał w dłoni. Stanęła obok ławki przy stole i poczekała, aż ją zaakceptuje. - Nie mogłem spać - powiedział. - Mogę się przyłączyć? - Tak, oczywiście. Chcesz piwa? Potrząsnęła głową. - Nie piję. Mój były mąż był alkoholikiem i nie mogę znieść smaku alkoholu. Albo zapachu. Sed odsunął na bok trzy puste puszki. - Ja... nie wiedziałem, że miałaś wcześniej męża. Wzruszyła ramionami. - To było dawno temu - odgarnęła włosy za uszy i zmieniła temu.- Myślę, że Brianowi jest naprawdę przykro za to, że cię uderzył. - Tak, wiem. Ale zasłużyłem na to. Sinclair nie bije nikogo bez powodu. Brian to dobry facet. Nie tak jak nasza reszta.
- Myślę, że wszyscy jesteście dobrzy. Uśmiechnął się do niej, w jego niebieskich oczach odbijały się musujące światła kabiny. - Nawet Eric? Zachichotała. - Tak, nawet Eric. - Masz rację. To dobre chłopaki. To ja jestem dupkiem w tym gronie. Sięgnęła przez stół i chwyciła jego dłoń. - To nieprawda, Sed. Wiem, że coś cię dręczy. Wiesz, możesz ze mną pogadać. Sed opuścił wzrok. - Nie powinnaś mnie dotykać, Myrna. Brian nie przyjąłby tego zbyt dobrze. Chciała zapytać o coś co ją dręczyło od ich spotkania dwie noce temu. - Ostatnia dziewczyna która go rzuciło. Tą, przez którą się zapijał. Czy ty... ? przechyliła głowę na bok w pytaniu. - Tak, pieprzyłem się z nią. I z jego poprzednią dziewczyną też. Powiedziałem ci, że jestem dupkiem. Powinien mnie bić częściej. Myrna ścisnęła jego rękę. - Ja nie pozwolę ci siebie przelecieć. Dobra? Spojrzał na nią i się uśmiechnął. - Jesteś pewna? Jej serce zadrżało. Wypuściła oddech z ust. Ten mężczyzna był magnetyczny. Enigmatyczny. Męski. Nigdy wcześniej nikogo takiego nie spotkała. - Tak, jestem pewna. - I tak o tym myślałaś - zaśmiał się.- Kobiety są wszystkie takie same. Dziwki. Zesztywniała, chociaż wiedziała, że próbował ją wkurzyć. To słowo przeszkadzało jej. W przeszłości było użyte zbyt wiele razy. - Tak, wszystkie jesteśmy dzi-dziwkami. Szczególnie wokół gwiazd rocka które podziwiamy. Jak myślisz, dlaczego tak jest? - Hę? - Jak myślisz, dlaczego kobiety są tak wyuzdane gdy są blisko ciebie? Albo Briana? Lub Treya? Każdego z was? - Cholera by wzięła, jeśli wiem. - Tak, ja też nie wiem. Choć byłoby fascynująco, gdybym mogła to zbadać - może mogłaby dostać fundusze na przeprowadzenie badań na ten temat. Czy groupies zawsze są puszczalskie czy tylko zachowują się tak w obecności zespołu? Wiedziała, że sława Sinnersów na nią wpłynęła. Podniecenie pieprzenia się z mężczyzną, które pożądały tysiące kobiet. Dziwna psychologia. Nie, żeby miała czas na badanie czegoś tak zabawnego jak rozwiązłość groupie. Jej obecny projekt w ogóle nie szedł dobrze. Musiała skoncentrować cały swój wysiłek na utrzymaniu swojej finansowej dotacji, albo inaczej będzie mogła pocałować na dowidzenia swoją karierę akademicką. Sed ścisnął jej dłoń, odciągając myśli Myrny od jej zmartwień. Zabawne, że żadna z tych rzeczy jej nie zdołowała ani nie przeszła jej przez umysł odkąd spotkała Briana. - Naprawdę nie sądzę, że jesteś dziwką, Myrna - powiedział.- Nie chcę cię przelecieć. Zachichotała. - Wow, to zabolało. - Źle mnie zrozumiałaś. Szanuję cię. Jesteś typem kobiety w której mógłbym... w której mógłbym... - potrząsnął głową. - Opowiedz mi o Jessice. Jego oczy zwęziły się niebezpiecznie.
- Nawet nie wypowiadaj jej imienia. Ciała przesunęły się na łóżkach. - Nie patrzyłeś właśnie na jej zdjęcie?- zgadywała. Okazało się, że miała rację. Wziął głęboki oddech i przygryzł wargę. Po chwili powiedział: - Powinienem je spalić z innymi. Po prostu nie mogę pozwolić jej odejść. Nie całkowicie. To tak, jakby ból trzymał ją jakoś blisko mnie. Ścisnęła go za rękę. - To całkiem pokręcone, Sed. Wyciągnął dłoń z jej i przeczesał nią potargane, czarne włosy. - Tak, wiem - wysunął się za stolika.- Idę do łóżka. Sądzę, że teraz mogę spać. Współczuła mu, że pogoniła za nim przez swoją ciekawość. - Dobranoc, Sed. - Dobranoc, profesorze. Myrna odeszła od stolika i skorzystała z maleńkiej łazienki zanim z powrotem wspięła się do łóżka Briana. - Miałaś miłą pogawędkę z Sedem?- spytał. - Och, nie śpisz? - Miałaś miłą pogawędkę z Sedem? - Tak. Czuje się całkiem kiepsko. Brian westchnął. - Nie powinienem go uderzyć. Wiem, dlaczego taki jest. Dlatego właśnie nie mogę go nienawidzić, nie ważne jaki ból serca spowoduje. Wiem, że cierpi dziesięć razy więcej niż ci, których krzywdzi. Wzięła jego twarz w dłonie, pragnąć zobaczyć jego minę w ciemności. - Jesteś wspaniały. Wiesz o tym? Pocałował ją delikatnie. - Znowu jestem napalony. To wiem. - Już nigdy nie będę mogła normalnie chodzić - roześmiała się. - Sadzę, że skoro nie możesz chodzić, to nie możesz opuścić mojego łózka pocałował ją w szczękę. W bok szyi.- Nigdy. Słońce za szybko wzeszło całkowicie. Dotykał ją, całował ją, głaskał i ssał jej skórę, smakował jej usta, obejmował ją przez godziny i jeszcze przywłaszczył sobie jej ciało. Przynajmniej nie w taki sposób jaki chciała. Choć posiadł ją w sposób w który sądziła, że nigdy się nie zdarzy.
Rozdział 10
Myrna stała obok swoje samochodu nadal-w-jednym-kawałku, który dotarł do Des Moines pełną godzinę przez autobusami. Brian stał przed nią, ciągnąc w roztargnieniu guzik jej bluzki. Spoglądała przez jego ramię, czując, że trudno jest jej na niego spojrzeć. Za każdym razem gdy to robiło, serce ściskało się jej w udręce. Nienawidziła pożegnań. Szczególnie tych stałych. Sięgnęła do kieszeni swojej marynarki i chwyciła palcami swoją wizytówkę w niezdecydowaniu. Wiedziała, że kontynuowanie tego było błędem. Byłoby to tylko przeciągnięciem bólu serca dla nich obu. Zdecydowała, że obydwoje w przeszłości wycierpieli wystarczająco dużo. Wyciągnęła pustą dłoń z kieszeni. Bez łańcuchów. Tak będzie najlepiej. Zaczęli mówić w tym samym czasie. - Ja... - My... Zaśmiali się. Ich oczy spotkały się. Brian wciągnął ją w swoje ramiona i pocałował głęboko, ściskając ją mocno. Jej gardło także było ściśnięte. Nie płacz, Myrna. Poczekaj, aż... Odsunęła się. - Świetnie się z tobą bawiłam - miała nadzieję, że brzmiała bezosobowo, nie emocjonalnie. - To nie musi być koniec. Schyliła głowę i przełknęła łzy. - Tak. Musi. - Myrna... Pocałowała go w policzek i odwróciła się, by otworzyć drzwi samochodu. Zamknięte. Walczyła przez moment z uchwytem aż spostrzegła że ma klucze w dłoni. Brian podszedł bliżej i chwycił w dłonie jej ramiona. - Myrna... Od kluczyła drzwi drżącymi palcami. Nie płacz. Nie płacz. Otworzyła drzwi, ale Brian się nie odsunął. Przytulił ją od tyłu, jego ramiona owinęły jej talię, podbródek spoczął na jej ramieniu. - Zostań - wyszeptał.- Proszę. - Nie mogę. - Chociaż powiedz mi, kiedy znowu będę mógł cię zobaczyć.
Potrząsnęła energicznie głową. - Żegnaj, Brian. Odsunęła się od niego i wsiadła do samochodu. Jego znajomość pocieszyła ją. Zamknęła drzwi i uruchomiła silnik, zmuszając się by nie spojrzeć na niego przez okno. Odjechała i upewniła się, że jej twarz była poza zasięgiem jego wzroku, gdy pozwoliła łzom zalać jej twarz w gorących strumieniach. W lusterku wstecznym dostrzegła Briana, który wcisnął ręce w kieszenie dżinsów i patrzył na swoje stopy. Wziął głęboki oddech, spojrzał na jej odjeżdżający samochód a następnie sam wrócił do busu.
Rozdział 11
Trey walnął Briana w plecy. - Ty pieprzony cieniasie, wynoś się z busu. Nie sprawiasz nikomu przyjemności i chlejąc w pojedynkę. Brian wypił resztę swego piwa. - Zamknij się. - Wiesz, czego potrzebujesz? Trzeba ci pieprzenia. Trey prawdopodobnie miał rację. Minęły dwa tygodnie od jego weekendu szczęścia. Nadszedł czas, by zapomnieć o niezwykłej seks profesorce i ruszyć dalej. - Taa - powiedział Brian.- Chyba tak. - Sed organizuje wspólne obciąganie.. Może powinieneś do nas dołączyć. Brian przewrócił oczami na Treya. - Po to właśnie przyszedłeś? - Cóż, zawsze z nim wygrywasz. I założył się z Ericiem, że jeśli nie wygra, to nie będzie uprawiał seksu przez miesiąc. Brian zaśmiał się. Sed nawet nie próbował ukrywać swego uzależnienia od seksu. Miesiąc? Ten facet sam się spali. - Taa, chciałbym to zobaczyć. - Wszyscy chcielibyśmy to zobaczyć. Doszedł do wnioski, że jeśli nie będziesz uczestniczyć to na pewno wygra. - Wchodzę w to - Brian wstał na nogi zataczając się lekko. Trey owinął rękę wokół ramion Briana by pomóc mu chodzić. - Musisz przestać tyle pić. - Wiem - ale tak przyjemnie łagodziło ból. Jego alkoholowe upojenie rozproszyło się w momencie gdy weszli do drugiego autobusu. - Brian wchodzi - ogłosił Trey. Eric zeskoczył z krzesła i uściskał obu gitarzystów. - Tak! - spojrzał przez ramię na ich wokalistę.- Spadasz w dół, Sed. - Myślałam, że my spadniemy w dół - mruknęła jedna z sześciu kobiet, wyglądając na zdezorientowaną. - Nikt nie zapraszał Briana - Sed zaprotestował. Blond bomba z czerwoną szminką wystrzeliła rękę w powietrze.
- Wzywam Mistrza Sinclaira. - Tchórzysz, Sed?- spytał Brian.- Boisz się, że przegrasz? Sed chwycił najbliższą dziewczynę i pchnął ją na kolana przed swoim fotelem. Sięgnęła do klamry jego paska. - Jestem gotowy. A ty? Brian usiadł w fotelu kapitańskim obok Seda. Chętna blondynka uklękła przed nim. Sięgnęła do jego rozporka, ale złapał ją za rękę. - Kto jeszcze wchodzi?- spytał Brian. Eric, Trey i Jace siedzieli obok siebie na skórzanej kanapie naprzeciwko dwóch kapitańskich foteli. Dwie dziewczyny walczyły między sobą która będzie ssała Treya. Położył dłoń ma głowie zwyciężczyni a przegranej dał swego lizaka. Poszła w kąt się dąsać, liżąc swoją nagrodę pocieszenia. - Przelecę cię później, kochanie. Dobra?- Trey powiedział do niej. Promieniejąc, skinęła głową. - Pierwsza dziewczyna, która doprowadzi swego faceta dostanie wejściówkę za kulisy - powiedział Sed.- A ostatni facet który wystrzeli zyskuje prawo do przechwałek. - I nie będziesz mógł uprawiać seksu przez miesiąc - przypomniał mu Eric. - Tylko jeśli przegram. Rozporki zostały odpięte, twarde penisy uwolnione, aromatyczne kondomy rozrolowały się. Blondynka która klęczała przed Brianem wyciągnęła dłoń z jego i odpięła mu spodnie. Prędko odkryła, że nie był taki twardy jak pozostali. Jego koledzy czekali na niego, aby mogli zacząć. Zazwyczaj sam pomysł wspólnego obciągania sprawiał, że walił o rozporek, ale myśl, że czerwone usteczka blondynki zamknął się wokół jego penisa, nie podziałała. Może inna dziewczyna? Rozejrzał się po wnętrzu autobusu, ale żadna z kobiet nie była Myrną. Jego serce ścisnęło się. - Jestem zbyt pijany - powiedział. Zapiął swe spodnie i odepchnął zatrwożoną blondynkę zanim wyszedł z busu. - Brian?- Trey zawołał za nim. - Brian wypada - Sed powiedział, gdy Brian zrobił krok w dół.- Zaczynamy. Brian przeszedł między autobusami i oparł się na tylnym zderzaku. Nie wiedział jak długo tam stał tylko oddychając. Może dziesięć minut. Wiedział, że chłopaki będą się z niego naigrawać, że nawet nie mógł postawić go na baczność, ale naprawdę nie przeszkadzało mu to. Ta kobieta. Myrna. Nie mógł wywalić jej z głowy. Trey zawędrował między busy kilka minut później. Przeszedł miejsce gdzie stał Brian, odwrócił się i oparł się o zderzak obok niego. - Zgaduję, że przegrałeś - powiedział Brian. - Nawet nie próbowałem wygrać. Prawdziwą nagrodą jest sprawienie, że laska naprawdę się stara, żebyś doszedł. Dlaczego miałby jej żałować wstępówki za scenę? Brian uśmiechnął się. - Moja biedna dziewczyna nawet nie miała okazji, by spróbować. - Musisz do niej zadzwonić - powiedział Trey. - Hę? Trey walnął go w ramię. - Myrna, ty cymbale. Zadzwoń do niej. - Nie mam do niej numeru. Poza tym ona nie chce mnie widzieć - schylił głowę by spojrzeć na swoje buty. - Nie uwierzyłbym w to nawet na sekundę - powiedział Trey.- I mógłbyś zdobyć jej numer gdybyś naprawdę chciał.
Zaśmiał się. - Nawet nie znam jej nazwiska. - Skąd jest? - Kansas - powiedział automatycznie, ale Trey już to wiedział. Brian nie mógł przestać gadać o niej, dlatego też Trey wiedział więcej o Myrnie niż chciał. - I jest profesorem, więc musi pracować w miejscowej uczelni. - I? - I przecież jest tak wiele profesorów którzy wykładają ludzką seksualność na tych uczelniach. Może jeden lub dwa, racja? Wzruszył ramionami. - Chyba. - Myrna to nie częste imię. A nawet jeśli wszystkie profesorki w Kansas wykładające ludzką seksualność mają na imię Myrna, to mógłbyś je obdzwonić aż byś ją znalazł. - Będzie strasznie wściekła jeśli do niej zadzwonię - powiedział Brian, acz nadzieja powiała przez jego zbolałe serce. - No i? Jeśli każe ci się odpieprzyć, może wtedy będziesz mógł się jej pozbyć ze swojego systemu, a jeśli tego nie zrobi, to znowu zobaczymy cię szczęśliwego. Cholera, cały zespół cierpi przez to, że stałeś się wrakiem. Wiesz, potrzebujemy cię. Jesteś naszym klejem. Brian westchnął głośno. - W porządku, rozumiem. Postaram się ją znaleźć. Trey potarł energicznie ręką włosy Briana aż Brian odsunął się, gdy skóra jego głowy zamrowiła. - Nie trzeba. Już to zrobiłem - Trey podał Brianowi kawałek papieru z wypisanym na nim numerem telefonu. Był leworęczny i miał ledwo czytelny charakter pisma.- To jej numer do pracy. Nie ma na liście jej numeru domowego. - Jak go zdobyłeś? - Internet. Tak przy okazji, jej nazwisko to Evans. Jej zdjęcie znajdowało się w katalogu wydziału. Zdjęcie? Będzie musiał później to sprawdzić. Zobaczyć, czy była tak piękna jak pamiętał. - Kiedy to zrobiłeś? - Jakiś tydzień temu. Brian skrzywił się. - I czekałeś aż do teraz? - Myślałem, że może o niej zapomnisz. Brian spojrzał w dół na kartkę papieru. - Teraz będę knuć, żeby znowu rozpieprzyć sobie serce. - Niech nie trwa to zbyt długo - powiedział Trey.- Mówię poważnie. Nigdy cię takiego nie widziałem. Nie na tak długo. - Myrna jest inna. Trey prychnął i roześmiał się jakby z powrotem znaleźli się w piątej klasie. - Źle to rozumiesz, Sinclair.
Rozdział 12
Myrna odebrała swój biurowy telefon po drugim dzwonku. - Doktor Myrna Evans, Wydział Psychologii. - Myrna. Ach. To naprawdę ty. Cała krew odpłynęła z jej twarzy. - Brian? - Tak dobrze móc usłyszeć twój głos. - Jak mnie znalazłeś? - Trey poszukał cię w Internecie sprawdzając listy wydziału uczelni w całym Kansas. Nie było trudno cię znaleźć - zamilkł na chwilę.- Jesteś zła, że zadzwoniłem? Nie mogła kłamać i udawać, że była zadowolona, iż go słyszy. Była za bardzo zmartwiona tym, że można ją było tak łatwo znaleźć. Nie ukrywała się przed Brianem, ale był inny mężczyzna przez którego nie chciała być znaleziona. Kiedykolwiek. - Nie - powiedziała.- Nie jestem zła. - Spotkasz się gdzieś ze mną? - Co? Teraz? Jesteś w Kansas? Zaśmiał się. Wstrzymała oddech i stwardniały jej sutki. Jak taki prosty dźwięk jego śmiechu mógł już ją nakręcić? - Nie, jestem w Oregonie przez cały weekend. Więcej terminów podczas trasy. Wyślę ci bilet na samolot. - Nie mogę rzucić wszystkiego i wsiąść do samolotu który leci do Oregonu. - Dlaczego nie? - Jestem zajęta. Widzisz, mam taką pracę - ta robota miała szybko wylądować w śmietniku. Sięgnęła po list z Narodowej Fundacji Nauki i wsunęła go do górnej szuflady biurka. Nie chciała się borykać z myślami, że traci przyznaną dotację. Nie kiedy miała głęboki głos Briana Sinclaira w swym uchu. - Nie dostajesz wolnych weekendów? - Przez większość czasu. - Pracujesz w ten weekend? - Niekoniecznie. - Więc w czym tkwi problem? Zawahała się. Ech, czemu nie? Naprawdę mogła w tej chwili wykorzystać krótką przerwę. Może kilka dni z dala oczyściłoby jej głowę aby mogła zdecydować co zrobić z jej
obecnym położeniem.- Nie wysłałeś mi jeszcze biletu. - Kurwa - mruknął. Rozczarowanie zrzuciło jej serce do stóp. - Co się stało? - Och, nic. Stoję na zewnątrz stadion żeby mieć lepszy zasięg w telefonie i zostałem rozpoznany przez grupę fanów. Zły moment. Dzięki tobie jestem szalenie twardy i nie mogę biec bardzo szybko. - Tak długo jak to jest przeze mnie - powiedziała, śmiejąc się. Jakieś laski zapiszczały w tle. - O mój Boże! O mój Boże! To Mistrz Sinclair! Myrna zaśmiała się. - Możesz poczekać minutkę? Rozmawiam przez telefon - powiedział do kogoś. - O mój Boże! Podpiszesz moje cycki? Proszę. Proszę. Jesteś taaaaaki seksowny! Gdzie Sed? - Zawsze chcą Seda - Brian powiedział do Myrny. Pozwól mi uciec od tych dziewczyn a oddzwonię do ciebie z informacjami lotu. - Dobra. - Wspaniale. - Brian? - Tak, kochanie? - Hej - marudna dziewczyna odezwała się w tle.- Kogo nazywasz kochaniem? Masz dziewczynę? Myrna potrząsnęła głową. Nie wiedziała jak się z tym pogodzić. - Też cudownie usłyszeć twój głos. - Cieszę się - powiedział cicho.- Zadzwonię do ciebie później. Rozłączył się i usiadła z powrotem na fotelu biurowym, wsłuchując się w martwe fale zanim telefon zaczął na nią bipać. Odłożyła słuchawkę. Minął prawie miesiąc odkąd rozstali się w Des Moines. Tęskniła za nim i żałowała, że nie pozostała z nim w kontakcie, chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy aż do teraz. Gdy telefon zadzwonił prawie godzinę później, nadal wpatrywała się w przestrzeń z głupim uśmiechem na twarzy. - Możesz być w samolocie w ciągu czterech godzin?- Brian zapytał. - Cztery godziny? Nadal jestem w pracy. - Cóż, zdaję sobie z tego sprawę. Dodzwoniłem się pod twój numer w pracy. Roześmiała się. Nie śmiała się tak dużo przez... ostatni miesiąc. - Jest czwartek. Musze jutro pracować. - Weź chorobowe. - Chorobowe?- nigdy nie brała chorobowego. Nawet wtedy, kiedy była chora. - Nie jestem wart chorobowego? - Nie wiem. Jesteś? Zaśmiał się. - Na pewno nie ułatwiasz tego facetowi. Nasz koncert odbędzie się dopiero w sobotni wieczór, więc pomyślałem, że moglibyśmy spędzić cały jutrzejszy dzień na poznawaniu się. Poznawaniu? Tak, potrzebowali przynajmniej jednego dnia. Jej spojrzenie podryfowało do ogromnego stosu egzaminów końcowych swoich studentów. Poklasyfikowała je, gdy Brian zadzwonił. Jeden dzień chorobowego nie zaboli. Mogłaby zakończ segregowanie we wtorek, kiedy były wymagane końcowe oceny. - Dokąd lecę? - Portland - mogła usłyszeć uśmiech w jego głosie. - Jaki jest numer lotu?
- Cholera? - Co teraz się dzieje? - Myślałem, że miałem tego twardziela pod kontrolą. Okazało się, że byłem w błędzie. Roześmiała się. - Boże, pragnę cię - wyszeptał.- Zaśmiej się jeszcze raz. - Nie mogę się śmiać, kiedy próbuję - mimo to znowu się zaśmiała, ponieważ była niesamowicie szczęśliwa. - Masz coś do pisania? Sięgnęła po pióro. - Tak - napisała informację internetowego biletu, które jej przeczytał. Po tym jak odłożyła słuchawkę, wyłączyła komputer i zamknęła swoje biuro. Wyszła z biura i zatrzymała się przy biurku departamentu sekretarki. - Gladys, idę do domu wcześniej. Nie czuję się zbyt dobrze. Brwi Gladys wystrzeliły do góry w zaskoczeniu. - Jesteś chora? - Tak. I prawdopodobnie nie będzie mnie także jutro. - Niezbyt dobrze. Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej. - Dzięki. - Och, twoja poczta - Gladys podała jej stos listów. Myrna schowała je do torebki i ruszyła na lotnisko. Nie kłopotała się pakowaniem jakiegoś bagażu. Nie miała czasu. Poza tym była pewna, że nie będzie potrzebowała ubrań.
Rozdział 13
Wewnątrz ciasnej łazienki w autobusie, Brian spieszył się ze swoim prysznicem. Nie mógł się doczekać by zobaczyć Myrnę. Nie mógł uwierzyć, że zgodziła się go odwiedzić. Nie mógł myśleć o niczym innym jak o wciągnięciu jej w swe ramion. Trzymać ją. Dotykać. Patrzyć na nią. Boże, jestem cholernym kretynem. Wiedział, że złamie mu serce, ale nie obchodziło go to. Po prysznicu, popędził do sypialni w poszukiwaniu ubrań. - Mógłbyś zapukać - powiedział Trey. Brian zatrzymał się w drzwiach sypialni trzymając ręcznik wokół bioder. Stojąc przed długim kredensem, Trey owinął ramiona wokół chudego, młodego mężczyzny przed sobą i przesunął dłonią po plecach mężczyzny. Trey wsunął dłoń pod rąbek koszulki swego nowego przyjaciela. Oczy faceta rozszerzyły się i złapał dłoń Treya w swoje. - H-hej, Mistrzu Sinclair, erm, Brian. Mogę do ciebie mówić Brian?- Brian wzruszył ramionami i facet zaczerwienił się.- To nie tak na jak to wygląda. Nie lubię mężczyzn czy coś - potrząsnął energicznie głową. - Polubisz - Trey mruknął, podciągając koszulkę chłopaka nad brzuch. - Trey, znowu molestujesz dziewice?- Brian uśmiechnął się do swojego najlepszego przyjaciela z radości na jego najnowszy podbój. - Ten jeden ma na imię Mark. I wiesz jak bardzo lubię wiśnie. Brian zachichotał. Podejrzewał, że nie miał na myśli tylko lizaków. Trey powoli przesunął językiem po szyi Marka. Mark wzdrygnął się aby spojrzeć na Treya przez ramię. - Wiesz, sypialnia jest moja jak tylko odbiorę Myrnę z lotniska. - Tak tak - Trey mruknął.- Nie zajmie to więcej niż kilka godzin. Mark napiął się. Brian przewrócił oczami. - Muszę się ubrać. Zniknę zanim się zorientujesz i oboje będziecie mogli kontynuować cokolwiek mieliście zamiar zrobić. - Um, poczekaj. Ja... - Mark wywinął się z uścisku Treya i wyciągnął kawałek papieru z tylnej kieszeni. Rozłożył go na kredensie. Był to rysunek który przedstawiał skrzyżowane gitary Briana i Treya w kształt litery V na szyi logo zespołu Sinners.Zamierzam wytatuować to sobie na plecach i chciałem dołączyć do tego podpisy pod gitarami. Hołd dla moich ulubionych gitarzystów - spojrzał nerwowo na Treya i szybko
odwrócił wzrok by utkwić go w Brianie.- Wymiatacie, chłopaki. Absolutnie was ubóstwiam. Chcę być tobą. - A ja chcę ci coś zrobić - powiedział Trey, bawiąc się włosami na karku Marka. Brian podrapał się w głowę za uchem, świadomie patrząc w dół na rysunek, by uniknąć oglądania działań Treya. - Ładny szkic - powiedział Brian.- Pewnie, że podpiszę. Chcesz moje prawdziwe imię czy to sceniczne? Mark uśmiechnął się promiennie i podał mu czarny, precyzyjny długopis. - Po prostu Sinclair będzie cudownie - Mark spojrzał na Treya, który oparł się o jego plecy by spojrzeć mu przez ramię na rysunek.- I Mills - Mark przełknął.- Proszę. Brian wypisał swoje nazwisko pod czarną gitarą z białymi plamkami. - Kiedy z tym skończysz, powinieneś wysłać zdjęcie swego tatuażu do webmastera9 na stronie Sinners. Jest tam dział z towarami. Sinners Ink. - Ja jestem webmasterem - Trey mruknął.- Więc upewnij się, że to nagie zdjęcie. Mark zaśmiał się nerwowo. Brian wręczył długopis Treyowi, ale położył go na kredensie i zakrył obiema rękami zakrył brzuch ślicznego chłopczyka. Jego mały palec zanurzył się za pas dżinsów Marka. - Podpiszę później. Podczas gdy Brian się ubierał, próbował zignorować Treya o jego popołudniową rozrywkę. Okazało się to tak samo łatwe, jak ignorowanie klaksonu. - Jesteś seksowny - wymruczał Trey, kiedy ssał i lizał szyję i ucho Marka. - Nie... - Ciii. Jesteś. Czarna koszulka wylądowała u stóp Briana. Brian ubierał się szybciej. Jego rozporek zapiął się; czyjś rozporek się odpiął. - Nie lubisz facetów, co?- Trey mruknął.- Czy to króliczek w twojej kieszeni? - Zaczekaj - Mark zadyszał.- Ochhhh. - Tak - Brian krzyknął.- Poczekaj aż wyjdę. Proszę! Trey zachichotał. Oddech Marka utknął w jego gardle gdy jęknął z przyjemności. Brian chwycił swe buty, skarpetki i koszulę i ruszył do drzwi, nie spoglądając jak Trey profanował Marka.. A potem przypomniał sobie o swoim szczęśliwym kapeluszu. - Cholera - Brian mruknął pod nosem. Położył go na kredensie. W prawej szufladzie naprzeciwko miejsca, w którym Trey głaskał penisa tego faceta. I pocierał. I głaskał. Lekko skręcał nadgarstek w końcówce. I... Dlaczego patrzenie jak Trey wali tamtemu konia podnieciło Briana? Naprawdę potrzebował seksu. Minął prawie miesiąc odkąd widział Myrnę i nie był przyzwyczajony do takiej długiej abstynencji. Miał nadzieję, że była tak seksualnie nieskrępowana jak ją pamiętał. Trey spojrzał na Briana, uśmiechając się złośliwie. Zielono oko nie było zasłonięte przez wydłużoną czarną grzywkę i mrugnęło do niego jak zwykle w zaproszeniu. - Potrzebujesz czegoś, bracie? - Muszę się dostać do tej szuflady - wskazał na nią, jego nos się zmarszczył. - Co się stało? Boisz się, że Mark na ciebie dojdzie? Właściwie to tak. Ten facet wyglądał na gotowego na wystrzelenie swego ładunku podczas gdy Trey nad nim pracował. Mark spojrzał w dół ręki Treya, zadyszał chrapliwie a następnie oparł głowę o ramię Treya i zacisnął oczy. - Ach, Boże. Zaraz dojdę. Dochodzę. Trey zaśmiał się puścił penisa Marka. Potem przycisnął plecy swego kochanka do 9 Webmaster (ang. mistrz sieci) – szeroki termin, do niedawna oznaczający jedną osobę zajmującą się projektowaniem, kodowaniem, szatą graficzną oraz aktualizacją witryny internetowej.
swego ciała, tak, że Brian mógł się dostać do szuflady. - Czujesz, jaki twardy jestem dla ciebie?- Trey powiedział Markowi do ucha.Znajdzie się w twoim tyłku tak szybko, jak tylko Brian stąd wyjdzie. Mark westchnął i próbował się odsunąć. - Nie, nie chcę... będzie boleć. Prawda?- spojrzał na Treya niepewnie przez ramię. - Nie w sposób jaki ja to zrobię. - Zmieńcie pościel gdy skończycie - Brian wyciągnął kapelusz z kredensu i wybiegł z pokoju. Dokończył ubieranie w korytarzy, udając, że nie słyszał krzyku w ekstazie po drugiej stronie cienkich drzwi najnowszego kochanka Treya. Brian założył swój szczęśliwy kapelusz - opadającą, skórzaną fedorę - na głowę. Nie chciał tracić czasu na poprawianie swych włosów które sięgały do ramion na swój zwykły potargany styl. To co chciał zrobić, to przyspieszyć lot Myrny. - Jest w drodze?- spytał Eric. Brian spojrzał na zegarek. - Powinna być tutaj w ciągu kilku godzin. Zrobisz mi ogromną przysługę? - Zależy co to jest. - Posprzątaj to miejsce. Jest cholernie zawstydzające. Eric rozejrzał się, jakby dostrzegł ich warunki życia po raz pierwszy. - Masz rację. Boże, jak możemy tak żyć? - Jesteśmy flejami, ale sądzę, żeby Myrna doceniła konieczność pobytu w naszym brudzie. Wiesz gdzie jest Jace? Chcę pożyczyć jego motor. - Nie mam pojęcia. Brian udał się w poszukiwanie Jace'a, nadmiernie sprawdzając swój zegarek. Nie chciał się spóźnić by ją odebrać. Jeśli będzie to konieczne, to pojedzie pieprzonym busem na lotnisko.
Rozdział 14
Przez pierwszą godzinę lotu Myrna nie mogła myśleć o niczym innym jak o Brianie i rzeczach które chciała z nim zrobić gdy go zobaczy. Samolot nie mógł dostać się do Portland wystarczająco szybko. W końcu zmęczyła się ciągłym sprawdzaniem zegarka co trzydzieści sekund i posortowała pocztę. Pośród reklam podręczników i notatek międzyresortowych, znalazła list od agencji finansującej. Jej ostateczne stypendium! Prawie dotrzymała terminu składania wniosków i wiedziała, że nie było to jej najlepsze dzieło, ale bez badań finansowych uczelnia nie zachowa jej w pracy na długo. Nie miała jeszcze stażu. Myrna zawahała się, bojąc się otworzyć list. Zwalała to na kaprysy pod dniu w którym zostawiła Briana w Des Moines. Musiała podziękować groupies za inspirację. A teraz wiedziała na pewno, że przyznanie jej sponsoringu przez rząd nie zostanie przedłużone na następny rok, nie chciała pracować nad tym projektem jak nad pobocznym projektem letnim. Potrzebowała tego projektu by zachować dach nad głową. Ale czy będzie miała dobre badania? Czy kogoś obchodziło dlaczego kobiety stawały się rozwiązłe w towarzystwie gwiazdy rocka? Z walącym sercem, otwarła list i przeskanowała jego zawartość. Sukces! Pełne finansowanie. W tym przypadku wystarczy, by uzyskać je na lato i miejmy nadzieję, że zabezpieczy swoją pozycję na wydziale przez jeszcze jeden rok. - Tak!- powiedziała, zaskakując mężczyznę siedzącego obok niej. Prychnął i wrócił do snu. Mogła wykorzystać letnie miesiące, by ruszyć ze swoją pracą w teren. Dałoby to jej czas na zgromadzenie potrzebnych danych bez jej odpowiedzialności uczenia. Musiała tylko podążać za słynnym zespołem rockowym przez trzy miesiące. Czy Sinnersi pozwolą jej by z nimi jechała w trasę? Nie zaszkodzi spytać. Prawdopodobnie będzie boleć, jeśli zespół odmówi jej prośbie. Troszczyła się o nich. Jak o przyjaciół. Ale jeśli spędzi z Brianem każdy moment przez trzy miesiące, jak będzie w stanie trzymać go na dystans? Czy jeszcze chciała? Radość spowodowana jego telefonem sprawiła, że czuła się jeszcze bardziej przywiązana do tego mężczyzny niż chciała myśleć. Wszakże siedziała w samolocie do Oregano by go odwiedzić. Wzięła głęboki oddech. Jedynym powodem dla którego chciała tak bardzo chciała zobaczyć Briana, to fakt, że był bardzo dobry w łóżko. Taki otwarty na sugestie. Taki nastawiony. Nigdy nie starał się, by poczuła się jak dziwka. Mogła z nim być sobą. Tak, był
to powód dlaczego jej serce waliło inaczej niż normalnie odkąd zadzwonił. Trzymanie go na dystans nie będzie problemem. W ogóle. Ale co jeśli nie będzie chciał, żeby jechała w trasę z zespołem? Jak się poczuje jeśli powie nie? Może powinna zapytać inny zespół. Znowu mogłaby umieścić swe serce na linii. Ledwo przetrwała swe małżeństwo i rozwód. Emocjonalnie. Psychicznie. Fizycznie. Dosłownie niemal ją to zabiło. Wsunęła rękę pod włosy i z roztargnieniem dotknęła palcami grubą bliznę z tyłu głowy. Nie, nie chciała znowu się otworzyć na tego rodzaju dewastację. Nawet z takim wspaniałym facetem jak Brian. Jeremy był wspaniały na początku. Nie mogła sobie pozwolić by o tym zapomnieć. Myrna schowała list z dotacją do torebki. Ta wiadomość była zbyt dobra, by rozwodzić się nad negatywnymi możliwościami. Pod koniec weekendu zdecyduje, czy zechce zapytać Sinnersów o wzięcie udziału w jej badaniu. Na razie po prostu będzie się cieszyć chwilami z Brianem i nie myśleć o prawdziwym życiu. Lub o jej byłym mężu. Pod koniec lotu samolotu, poszła do łazienki i zdjęła majtki. Schowała je do swojej kieszeni garnituru. Mały prezent aby wprawić Briana w nastrój i ustawić te spotkanie na właściwy tor już na samym początku. Nie żeby Brian potrzebował pomocy by wejść w nastrój, ale konkurowała z młodymi dziewczynami które prosiły go o autograf na swoich dziarskich cyckach. Jeśli chciała utrzymać go w zainteresowaniu swoim ciałem, musiała go sporadycznie zaskakiwać. Z tymi wszystkimi młodymi, dostępnymi cipkami wokół niego z pewnością znudzi się z nią każdej chwili. Kiedy samolot okrążył Mount Adams i wylądował w Portland, Myrna poczuła falę nerwowości. Co jeśli jego opinia zmieniła się odkąd ostatni raz ją widział? Co jeśli nienasycona iskra między nimi się wykończyła? Co jeśli go już do niej nie ciągnęło? Co jeśli... - Zdenerwowana?- spytał mężczyzna, który siedział obok niej. Potrząsnęła głową, choć tak, była zdenerwowana. Musiała wziąć się w garść. - Pierwszy raz w Portland? - Byłam tu kilka lat temu na spotkaniu. - To piękne miasto. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić. Zaczerwieniła się. Było pewne, że z Brianem między jej udami. - Też mam taką nadzieję. Kiedy zeszła z rampy do hali, rozejrzała się za znajomą twarzą. Odziany w skórę od stóp do głów, wliczając w to pochyloną fedorę, Brian stał na końcu rampy. Poznała go natychmiast, mimo ciemnych odcieni które nosił w celu ukrycia samego siebie. Każda sprawa która wirowała w jej myślach, momentalnie wyparowała gdy się do niej uśmiechnął. Przetorował sobie drogę wśród pasażerów i złapał ją w swe ramiona, łapiąc jej usta w namiętnym pocałunku. Zmiękły jej kolana. Mój Boże, ten facet potrafił całować. Odsunął się i uniósł na nią oczy. - Wyglądasz cudownie - powiedział znowu ją całując. - Wyglądasz... tajemniczo - klepnęła ręką brzeg kapelusza. - Wydaje się, że mamy wściekłych fanów w Portland - zaśmiał się.- Omijałem ich przez cały dzień. Tego ranka rozdarli biednemu Sedowi koszulkę na plecach. - Serio? - Tak. - Więc mój plan zdarcia z ciebie koszulki nie jest zbyt oryginalny. Roześmiał się i pocałował ją czule. - Może nie powinienem tego mówić, ale myślałem o tobie cały czas przez ten miesiąc. Naprawdę za tobą tęskniłem. Jej serce zadrżało. - Też za tobą tęskniłam. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo do czasu gdy
usłyszałam twój głos. Chwycił zbłąkane włosy na jej policzku i wsunął je za jej ucho. - Jesteś otwarta na możliwości między nami? Uśmiechnęła się. - Seksualne możliwości. Uśmiechnął się i pocałował ją jeszcze raz. - Biorę to co mi dajesz. Gdzie są twoje bagaże? - Jakie bagaże? - Nie wzięłaś niczego ze sobą? - Nie miałam czasu na pakowanie. Uśmiechnął się. Z zadowoleniem. - Rozumiem. - Mam dla ciebie prezent - wyciągnęła z kieszeni białe, satynowe majtki i podała mu je.- Stały się takie mokre przez myślenie o tobie, ściągnęłam je w samolocie. Uniósł je do nosa i zaciągnął się głęboko. - Próbujesz mnie zabić?- mruknął.- Boże, Myrna. Zachichotała. - Czy to znaczy, że nie masz pod spódnicą żadnych majtek?- szepnął jej do ucha. Uśmiechnęła się do niego. - Właśnie to oznacza. - Chryste, Myrna. Próbujesz mnie zabić! Chwycił ją za rękę, zmuszając ją do biegu. Miała trudności z dotrzymywaniem mu kroku na swych szpilkach. Znalazł opuszczone zbiegowisko i wciągnął ją do męskiej toalety. - Brian? Co ty robisz? - Chyba nie sądzisz, że będę czekał aż wrócimy do autobusu, prawda? Pchnął drzwi do kabiny i wciągnął ją do środka, przyciskając ją do drzwi kabiny. Jego usta przycisnęły się do jej. Jego dłonie przesunęły się w dół na jej biodra aby unieść jej spódnicę na talię. Zadrżała gdy jego palce znalazły wilgotne ciepło między jej udami. - Naprawdę jesteś mokra - powiedział, jakby onieśmielony przez swe odkrycie. - Sądziłeś, że zmyśliłam historyjkę dla twojej przyjemności? Jej dłonie przesunęły się do rozporka jego skórzanych spodni, uwalniając jego penisa. Kiedy go dotknęła, wciągnął chrapliwy oddech przez zęby. - Abstynencja nie jest moją dobrą stroną. Jego słowa nie miały czasu aby się zarejestrować zanim podniósł jej udo na swe biodro i pogrążył się w jej ciele. Przytrzymała się jego ramion jęcząc w entuzjazmie jego uderzeń. - Podwiązka pod konserwatywnym, szarym garniturem, profesorze?- mruknął, jego palce wślizgnęły się pod taśmy mocujące jej pończochy. - Wiesz jakie jest to seksowne? - Lubię, gdy moja obsceniczność jest starannie ukryta. - Nie oszukasz mnie - wyszeptał. - Nie staram się, ale jesteś jedyną osobą która wie. - To jeszcze seksowniejsze. Trzymał ją przy drzwiach, wypychając się w nią, wchodząc głęboko tak jak wiedział, że lubi. - Brian. Brian! O Boże, Brian! - Cii, ktoś może przyjść - powiedział. Ostatnią rzeczą jakiej potrzebujemy to zaaresztowanie za publiczne nieprzyzwoitości. Napięła się.
- Przepraszam - szepnęła.- Nie chciałam być nieprzyzwoita. - Nie ma w tobie nic nieprzyzwoitego, kochanie - chwycił jej szczękę i pocałował ją delikatnie.- Krzycz moje imię ile tylko chcesz. Otworzyła oczy by spojrzeć na niego i spostrzegła, że jeszcze nosi swe okulary przeciwsłoneczne. Ściągnęła je i włożyła ją do kieszeni jego kurtki. Chciała zobaczyć jego oczy. Brązowe. Intensywne. Błyszczące od pożądania. Do niej. Uśmiechnął się. - Możemy zmienić pozycję? To dość trudne dla moich pleców. - Starzejesz się? - Tak, pewnie tak. Wysunął się i nakierował ją rękoma na ścianę. Pochylił się nad toaletą, niezbyt romantyczny widok, i podciągnął jej spódnicę do góry. Ukrył twarz w jej tyłku i dotarł do ciekłego ciepła między jej udami. - Mmm - mruknął, rozsuwając palcami jej wargi aby mieć lepszy dostęp.- Za tym też tęskniłem - polizał i possał jej ciało, jego ręce przesunęły się w górę i w dół jej ud, zafascynowanych gołym ciałem powyżej wierzchołków jej pończoch. Jej oddech stał się nierówny i zachwiała się od zbliżającego orgazmu. Wstał i pochylił się nad nią, ponownie posiadając jej ciało swym grubym penisem. Krzyknęła gdy jej ciało zadrżało w uwolnienia. Myślała, że usłyszała otwierane drzwi, ale nie obchodziło jej to gdy przesunęła się do tyłu, by natrzeć na jego każde pchnięcie. - Boże, kochanie, tęskniłem za tobą. Znowu ją słyszę. - Muzykę? - Tak, muzykę. Dźwięk rozpinanego zamka dobiegł z kabiny obok. Brian zaskoczył ją zwiększając swoje tempo, szukając szybkiego uwolnienia. - Musimy stąd wyjść - wyszeptał jej do ucha.- Chcę się z tobą kochać powoli. Z dużą ilością czystego papieru i długopisów w pobliżu. Pokręciła biodrami i zasapał. - Zrób to jeszcze raz. Spełniła jego prośbę. Brian jęknął. Facet w kabinie obok powtórzył echem jęk Briana i głośno pierdnął w toalecie. Myrna zakryła usta dłonią, starając się powstrzymać śmiech. Kolejny jęk, następnie chlapnięcie i następnie... najbardziej przerażający zapach. Myrna zatkała sobie nos. - No dobra, nawet ja nie mogę dojść w takich warunkach - Brian wysunął się i wcisnął siłą swego sztywnego fiuta w spodnie. Wstała i poprawiła swoją spódnicę.Chodźmy, kochanie - powiedział. Uśmiechnęła się i skinęła głową, mając nadzieję że nie skończy w tym przypadku z opuchniętymi jajami. Biedny facet. Wyszli z kabiny i Brian zapukał w sąsiednie drzwi. - Zajęte - powiedział spłoszony męski głos. - Ta, koleś. Słyszałem. Wiesz, wybrałeś sobie okropny moment na sranie. Miłego dnia. Myrna wybuchnęła śmiechem i pobiegła do wyjścia, szarpnięciem otwarła drzwi zaskakując młodego mężczyznę, który starał się wejść. - Przepraszam - powiedziała. Spojrzał na męski znak na drzwiach a potem na Myrnę z niejasną miną. Brian zatrzymał się za nią. Mężczyzna wyglądał na jeszcze bardziej zmieszanego kiedy zauważył Briana, a
wtedy zrozumienie zakwitło na jego twarzy. - Nie, to ja przepraszam - powiedział mężczyzna i usunął się Myrnie z drogi. Facet przybił piątkę z Brianem w drzwiach toalety. - Nie wiem za co przybił mi piątkę. Nie poszło zgodnie z oczekiwaniami. - Hej, ja doszłam bardzo mocno, więc nie narzekam. Objął gdy była przy jego boku i ruszyli w stronę parkingu. - Jeśli nie narzekasz, ja też nie będę. Ale jesteś mi to winna. - Zrobię to dla ciebie. Pocałował ją w skroń i z powrotem założył swoje okulary przeciwsłoneczne. - Nie mam wątpliwości, że zrobisz. Brian poprowadził ją pierwsze piętro parkingu. Obok klatki schodowej stał duży czerwony Harley Davidson oparty na podpórce. Włożył klucz do zapłonu motoru i podał Myrnie zapasowy kask. - Harley Fat Boy! Słodko. Nie wiedziałam, że masz motocykl - powiedziała.- Wygląda na zupełnie nowy - wsunęła kask na głowę i zapięła pasek pod brodą. - Nie jest mój. Jace mi go pożyczył. Kupił go kilka tygodni temu. - Muszę mu podziękować. Motocykle są seksowne. - Jest coś co nie jest dla ciebie seksowne?- uniósł jej maskę i pocałował ją. Pomyślała przez chwilę. - Podatki i polityka? Zaśmiał się. - Po prostu powiedz Jace'owi, że jechałaś na nim bez majtek to będą to wszystkie podziękowania jakich będzie potrzebował. Spojrzała w dół na swoją szarą spódnicę w prążki i siedmio-centymetrowe szpilki. - Chyba nie jestem do tego dobrze ubrana, prawda? Zdjął swoją skórzaną kurtkę i podał jej ją. - Włóż to. Wciągnęła kurtkę i wciągnęła głęboko przez no. Kurtka pachniała skórą i Brianem dwie najbardziej podniecające rzeczy na Ziemi. Miała nadzieję, że nie było daleko do busów. Jego kurtka była o kilka rozmiarów za duża i opadała jej na dłonie. Mogła ją niemal nosić jako mini sukienkę. Zapięła się pod brodę. Uśmiechnął się do niej. - Wyglądasz ślicznie - trącił jej nos palcem wskazującym. Brian wepchnął jej torebkę w mały bagażnik pod siedzeniem. Zdjął swój skórzany kapelusz i też próbował go wcisnąć. Nie pasował. - Mogłabyś trzymać mój kapelusz podczas jazdy?- spytał. - Pewnie. Podał jej go. - Dobrze, że nie spakowałam walizki. Zaśmiał się i podrapał po głowie patrząc w dół motocykla i brak przestrzeni ładunkowej. - Prawda. Tak bardzo się tutaj spieszyłem, że nie pomyślałem o tym wcześniej. Motocykl Jace'a wydawał się łatwiejszy niż bus. - Będzie zabawnie - uśmiechnęła się do niego i zamknęła szybkę. Brian włożył swój kask i wspiął się na motocykl. Boże, siedział cholernie seksownie siedząc okrakiem na wielkiej maszynie. Harley ryknął w swym życiu, dudniąc przez całe ciało Myrny rozkręcając silnik. Wyciągnął ku niej dłoń i wspięła się na motocykl tuż za nim. Musiała podciągnąć spódnicę na uda aby usiąść. Jej podwiązki ukazały się po obu stronach, ale nie mogła niczego z tym zrobić. Dłoń Brania chwyciła gołą skórę powyżej jej białej koronki, która
wykańczała pończochę. - Powinienem zadzwonić po taksówkę!- krzyknął przez ryk silnika. - Nie, nie trzeba było! Jest wspaniale! Jedźmy! - Skoro tak mówisz. Wyjechał motocyklem z miejsca parkingowego i skierował się do wyjścia i wystartował jak z procy. Trzymała się mocno, przyciskając się do jego pleców z zadowolonym westchnieniem. Jej wolna ręka przesunęła się na jego czarnej koszulce i twardych mięśniach pod spodem jego klatki piersiowej. Nie mogła myśleć o niczym innym w tym momencie. Wyjechali z parkingu i skierowali się na ulicę do miasta. Założyła, że uniknął dla niej l-5. Słońce chyliło się pod zachodnim horyzontem w postaci pomarańczowej mgły. Latarnie migotały gdy jechali główną ulicą przez miasto. Wiejący wiatr sprawił, że zewnętrzna uda przemarzły, ale biodra Briana między jej udami dawały jej mnóstwo ciepła. Przejeżdżające samochody zwalniały by się na nich wgapić. Otwierając szybę, grupa młodych, wygłodniałych mężczyzn gwizdnęła przeciągle na odsłonięte podwiązki Myrny. Kiedy krzyknęli i pomachali, odmachała im z powrotem. Przechodzące kobiety się gapiły. Nie obchodziło jej to. Brian zatrzymał się na światłach. - Zostało jeszcze co najmniej piętnaście mil - powiedział.- Wszystko w porządku? Możemy się gdzieś zatrzymać i kupić ci cieplejsze ubrania. - Nic mi nie jest - powiedziała.- A jak z tobą? - Cierpię, kochanie. Moje jaja bolą bardziej niż możesz sobie wyobrazić. Trzymając jego kapelusz jedną ręką na jego kolanie, przesunęła drugą rękę do jego krocza. Jego penis natychmiast stwardniał a jego ciało zesztywniało. Pojawiło się zielone światło. Wystrzelił jak z procy, motocykl dudnił pod nimi. - Nie pędź. Możemy zostać zatrzymani!- krzyknęła.- Zajmie nam więcej czasu dotarcie na miejsce. Zwolnił do ograniczeń prędkości. Jej dłoń kontynuowała pocieranie go przez skórzane spodnie. Ściągnął jedną dłoń z kierownicy na wystarczająco długo, aby odpiąć rozporek i uwolnić swojego penisa. Pod kapeluszem, Myrna otoczyła wolną ręką jego gorące, napuchnięte ciało i gładziła jego całą długość. Gładka skóra wydawała się satyną pod jej palcami. Nie miała pojęcia jak udało mu się skupić na jeździe. Kolejne czerwone światło. Zatrzymał się i oparł stopą o chodnik. Ledwo mogła usłyszeć jego jęki rozkoszy przez ryk motocykla, gdy pocierała główkę jego penisa coraz szybciej i szybciej. Szybciej. Szybciej. Jego głowa opadła do tyłu a jego ciało zesztywniało. Jego gorący orgazm trysnął między jej palcami i w jego kapelusz. Podkręcił silnik gdy krzyknął ochryple. Światło zmieniło się na zielone. Poza tymczasowymi dreszczami, Brian nawet nie drgnął. Ktoś zatrąbił za nimi. Wziął kilka głębokich oddechów. - Możesz go dla mnie schować, Myr? - Aw, ale tak fajnie było się z nim bawić - uśmiechnęła się i schowała jego miękkiego penisa do spodni. - Dzięki, kochanie. Czuję się teraz znacznie lepiej. - Cóż, ja nie. Znowu się napracowałam. Zamierzamy siedzieć tu przez cały dzień? Spojrzał na zielone światło. Zamieniło się na żółte. Popędził naprzód śmiejąc się. - Nauczy to żeby na mnie nie trąbili, kiedy dochodzę na czerwonym świetle. - Sądzę, że będziesz musiał wyrzucić ten kapelusz - powiedziała, wycierając palce o wewnętrzną podszewkę. - Pieprzyć to. Oprawię go i powieszę na ścianie. Tuż obok mojego złotego albumu. W czasie gdy dotarli do stadionu, Myrna drżała. Była wdzięczna, że Brian pożyczył
jej kurtkę. Gdyby tego nie zrobił, zamarzłaby na śmierć. Brian okrążył tył stadionu, gdzie były zaparkowane para srebrzystoczarnych busów. Zatrzymał się z boku jednego busu, wyłączył motocykl, zapiął rozporek swych spodni. - Jesteś zimna, prawda?- spytał. Nie mogła skłamać przez szczękające zęby. Jego ciepła ręka musnęła jej lodowate uda zewnętrzne. - Jesteś zmarznięta! Pomógł jej zsiąść z motocyklu. Szarpnęła spódnicę w dół ud. Pomogło jej to trochę się ogrzać. Ściągnęła swój kask i podała mu go. Wyciągnął jej torebkę z bagażnika i włożył tam kask. Ściągnął swój kask i spojrzał na nią przepraszająco, - Przepraszam. Jestem idiotą. Naprawdę powinienem zadzwonić po taksówkę. Uśmiechnęła i pokręciła głową. - Ale dobrze się bawiłam. Naprawdę. - Nie tak bardzo jak ja - wymienił jej torbekę na kapelusz i już miał założyć go na głowę. - Czekaj! Uśmiechnął się do niej. - Żartowałem. Zaśmiała się i walnęła go. - Sprawię, że Eric go założy. Shhhh... - położył palec na swych ustach robiąc przebiegłą minę. I wspaniałą. Zaśmiała się i przyciągnął ją blisko siebie.- Jesteś tak zabawna, Myrno. Wiesz o tym? Potrząsnęła głową. - Jestem staruszką. - Moją staruszką. Pocałował ją i zapomniała, żeby zaprzeczyć na jego słowa. Drzwi busu otwarły się. - Znalazłeś ją?- Jace krzyknął z drzwi. - Nie - powiedział Brian.- Musiałem się zadowolić tą staruszką którą znalazłem na lotnisku. Myrna walnęła Briana w jelita. - Cześć, Jace. Uwielbiam twój motocykl. - Jechałaś na nim w tym?- spytał, oczy mu się rozszerzyły na jej strój. - Wyglądała seksownie!- Brian owinął rękę wokół jej ramion i poprowadził ją do busu. - Ale zmarzła. - Zajmiemy się tym zaraz - Brian mruknął jej do ucha. Podał swój kapelusz Jace'owi, gdy go minęli.- Daj go Ericowi. - Twój szczęśliwy kapelusz? - Teraz naprawdę przynosi szczęście. - Zatrzymam go - zaczął zakładać go na głowę, ale Myrna go chwyciła. - Nie chcesz zakładać tego kapelusza, Jace. Zaufaj mi. - Dlaczego nie? Brian poklepał elegancko Jace'a po policzku. - Posłuchaj Myrny, Jace. Jesteś miłym dzieckiem. Wiesz jak trudno będzie usunąć spermę z tej szczęśliwej czapki? Zmarszczył nos. - Dlaczego jest tam... nieważne, nie chcę wiedzieć. - Brian powiedział, że fakt iż nie miałam na sobie żadnych majtek jest wystarczającym podziękowaniem za jazdę - powiedziała Myrna.
Oczy Jace'a rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów. - Ale sądzę, że wiszę ci lepsze podziękowania - pocałowała go w policzek. Był co najmniej młodszy od Briana i reszty zespołu o jakieś pięć lat. Zazwyczaj nie leciała na facetów, którzy byli w przedszkolu gdy ona kończyła liceum. Miała nadzieję, że jej mały pocałunek nie przysporzy mu koszmarów. Przełknął ciężko. - Możesz go pożyczać w każdej chwili, Myrna. - Jesteś słodki. Jace zachichotał. - Wszystkie panie tak myślą. Na początku. Brian pociągnął ją w kierunku schodów busu. - Nie wpadaj w jego pułapkę, Myrna. Mogłabyś nie przeżyć tego doświadczenia. Myrna wspięła się po schodach i weszła do autobusu. Widoczny wspólny obszar był dość pojemny. I zabałaganiony. Kawalerka na kółkach. - Eric - Brian ryknął w kabinie.- Miałeś posprzątać to miejsce, ty głąbie. Eric wystawił głowę z drzwi na końcu wąskiego korytarza. - Właśnie szoruję kibel, stary. Już tutaj jest? Myrna położyła torebkę na ladzie i spojrzała w dół skórzanej kurtki Briana, rozpinając i skupiając się na tym bardziej niż było to konieczne. Ciepły rumieniec rozprzestrzenił się na jej twarzy. Nie mogła się zmusić, by spojrzeć na Erica. Czy kiedykolwiek na niego spojrzy bez zawstydzenia? Nigdy nie wspomniał o tym, że widział jak Brian się z nią kocha. Pewnie nie było to dla niego nic wielkiego, ale dla niej tak. Ściągnęła kurtkę Briana i podała mu ją. Rzucił ją na kanapę. - Jest tutaj!- Eric popędził korytarzem i złapał Myrnę w entuzjastyczny uścisk, okręcając się z nią zawrotnie.- Wyglądasz wspaniale, Seks Profesorko - pocałował jej policzki w głośnych cmoknięcia. Zaśmiała się. - Jesteś w dobrym nastroju. Pochylił się blisko jej ucha i szepnął: - Wszyscy jesteśmy szczęśliwi. Może Brian przestanie się dąsać, skoro już tu jesteś. Był jak szmata odkąd odeszłaś. - Słyszałem, Sticks - powiedział Brian. Jace zamknął drzwi gdy wszedł do pokoju. - Hej, Eric. Brian powiedział że dostaniesz jego szczęśliwy kapelusz za posprzątanie busu. - Świetnie! Eric przecisnął się między Myrną i Brianem i przechwycił kapelusz z ręki Jace'a. Wepchnął go na głowę i trzej pasażerowie busu wybuchnęli śmiechem. Eric spojrzał na nich po kolei. - Co? - Wyglądasz jak dupa, to wszystko - powiedział Brian. - Gdy ty go nosisz to wyglądasz świetnie, ale ja w nim wyglądam jak dupa? Brian pokiwał głową z zaciśniętymi ustami. - Tak, całkiem całkiem. Jace spadł na kanapę, trzymając się za bok i śmiejąc się. Eric skoczył na niego i chwycił go w krawat10. - Co jest takiego śmiesznego? Jace zadławił się próbując się wydostać z uścisku Erica. - Chcesz umrzeć, Maluszku?- Eric spytał.- Z czego się śmiejesz? 10 Krawat (niedozwolony chwyt za szyję w walce zapaśniczej
- Nie... śmiej... - Jace zadyszał.- Śmieję się z... ciebie. - Lepiej żebyś tego nie robił. Eric uwolnił Jace'a, który usiadł na kanapie krztusząc się i pocierając czerwony kark. Bycie najmłodszym i najmniejszym członkiem tej naładowanej testosteronem grupy musiało być do dupy. Myrna mrugnęła do Jace'a i uśmiechnął się. Za plecami Erica, Jace wskazał wielokrotnie na kapelusz uśmiechając się szeroko i wstrzymując język. - Gdzie Sed?- spytał Brian. - Wziął kilka lasek do innego busu - powiedział Eric. - A ty tego nie filmujesz? - Szorowałem kibel. - Racja. Gdzie Trey? - Myślę, że zabrał swoją zabawkę do salonu tatuażu. - Zostają trzy wolne sypialnie - Brian wziął Myrnę za rękę i pociągnął ją na tył autobusu.- Na razie, chłopaki. Nie przeszkadzać. - Nie zostawiaj mnie samego ze Sticksem!- Jace narzekał. Eric znowu chwycił go w imadło. - Baw cie się dobrze, dzieciaki, mam zamiar teraz skopać dupsko Maluszka. - Eric - Myrna zawołała, gdy Brian otworzył drzwi na końcu korytarza.- Sądzę, że ten kapelusz naprawdę dobrze na tobie leży. I wiesz... zapłata jest zawsze suką prawdopodobnie nigdy się nie dowie, że sperma w jego włosach była zapłatą za to, że spuścił się wtedy w jej włosy. - Co?- Eric spojrzał na nią dziwnie, ale Brian wciągnął ją do małego pokoju i zamknął drzwi zanim mogła odpowiedzieć. - Czy Jace'owi nic nie będzie?- spytała. - Taa, jest przyzwyczajony że dostaje od nas po dupie. Skrzywiła się. - To niezbyt miłe. - Sed zwykle trzyma Erica w ryzach, ale Jace jest tak wdzięczny za ten wstęp, że pozwala Ericowi sobą pomiatać. Myślę, że to dlatego, że nie było go z nami od samego początki. - To nie powinno mieć znaczenia. Jest świetnym basistą - potrząsnęła głową.- Nie rozumiem męskiego toku myślenia. - Nikt nie zaprzecza, że jest doskonałym muzykiem, ale musi zarobić na szacunek jako jeden z chłopaków. Nikt nie zamierza mu tego ułatwić. Jace skopie tyłek Ericowi, Eric będzie go dręczyć. Tak to jest - Brian usunął wsuwkę z włosów Myrny, pozwalając aby długie loki opadły na jej ramiona.- Dlaczego o tym gadamy? Cholera, nie miała pojęcia. Z jakiegoś dziwnego powodu chciała chronić Jace'a. - Zamiast tego powinniśmy pogadać o tym jak bardzo mam zimne nogi. Patrzyła na niego podczas gdy jego palce odpinały guziki jej marynarki. Pocałował ją w skroń, szczękę, szyję, a gdy ściągnął z niej marynarkę, w ramiona. Jej oczy zamknęły się. Już czuła się cieplej. Brian pogładził jej nagie ramiona swymi kostkami, otworzył usta by possać ciało za jej uchem. Wyszarpnęła z jego paska koszulkę i pomogła mu ją ściągnąć przez głowę. Nada miała zamknięte oczy gdy badała rękami twarde mięśnie jego klatki piersiowej i ramion. Jej ręce krążyły po jego ciele. Przyciągnął ją do siebie bliżej, ręce gładziły ją kojąco. Przycisnęła ucho do jego piersi, słuchając jego silnego, stabilnego serca. Trzymał ją tak przez dłuższą chwilę, jedna ręka gładziła biały satynowy stanik wzdłuż jej pleców, druga delikatnie masowała jej głowę. Jego puls przyspieszył pod jej uchem. Uśmiechnęła się. - O czym myślisz?
Przytulił ją bardziej. - To emocjonalne. Nie będzie ci się podobało. - Nie bądź taki. Chcę wiedzieć. - Powiem ci później - jego dłoń przesunęła się do zamka jej spódnicy. Ubranie wylądowało u jej stóp. Odkopnęła je na bok. Ściągnął jej bluzkę przez głowę, zostawiając ją w staniku, podwiązkach, pończochach i szpilkach. Jej majtki nadal tkwiły w jego kieszeni. Chwycił jej ręce i odsunął na boki jej ręce, cofnął się by móc na nią spojrzeć. Uśmiechnął się podstępnie. - Wiesz jak wprawić faceta w nastrój, profesorko. Zastanawiałem się co kryjesz pod tym konserwatywnym garniturem. Jest nawet lepiej niż sobie wyobrażałem. Zaczerwieniła się z przyjemności. - Zawsze się zastanawiałam dlaczego kupuję przezroczystą bieliznę, skoro nikt tego nie może zobaczyć. - Ja ją widzę. Jest bardzo miła. Kobieca. Seksowna. Złapał ją w swe ramiona, że aż pisnęła w zaskoczeniu. Klękając na łóżku, wczołgał się na materac, niosąc ją wraz z sobą. Jej buty spadły z trzaskiem na końcu łóżka. Położył ją delikatnie na szczycie i wyciągnął się obok niej, pocierając skórę na jej brzuchu tyłem ręki. Zadrżała. Jego palce prześledziły krawędź jej białego, koronkowego stanika. - Więc nikt nie widział twojej bielizny?- uśmiechnął się. Z zadowoleniem. - Nie ostatnio - powiedziała.- Obecne towarzystwo jest wyjątkiem. Pocałował ją namiętnie, jego dłoń zacisnęła się na jej piersi przez biustonosz. Kiedy jego usta odsunęły się, szepnął: - Niech tak zostanie. Kiedy nie zaprzeczyła logice jego idei, uśmiechnął sę. - Oczywiście, reszta twojego zespołu już mnie widziała nago - przypomniała mu. - Ale to nic nie znaczy. Jej nogi zaczęły mrowić w cieple, które zatopiło się w jej ciele. Sięgnęła do skaju kołdry i przykryła się nią. - Nadal ci zimno, prawda? Skinęła głową, drżąc lekko. Zszedł z łóżka, ściągnął swoje spodnie i buty a następnie wszedł pod pościel w bokserkach i skarpetkach. Przytrzymał kołdrę i wczołgała się pod nią do niego. Brian objął jej plecy i przełożył przez nią swą nogę, otaczając ją swym ciepłem. Gdy drżała z zimna, naciągnął ciężką kołdrę pod jej brodę. - Jesteś zamarznięta - szepnął, jego nos wcisnął się pod jej ucho. - Zauważyłam. A ty jesteś taki ciepły - przytuliła się bardziej. Jego ramiona ścisnęły się wokół niej. - Lubisz mnie, prawda? - Dlaczego pytasz? - Kiedy zadzwoniłem do ciebie tego popołudnia, myślałem po prostu się rozłączysz. Te głupie dziewczyny wrzeszczały żeby podpisał ich cycki w momencie gdy rozmawiałem z tobą przez telefon. Wspaniała pora, pomyślałem. Zajęło mi dwa tygodnie, abym znalazł swe jaja by do ciebie zadzwonić. - Gdybym miała jakikolwiek powód, rozłączyłabym się z tobą. - A teraz jesteś tutaj. Gotowa rzucić wszystko i wskoczyć w samolot by się ze mną zobaczyć. - Z zupełnie egoistycznych powodów. Wierz mi. - By prawie zamarznąć na śmierć jadąc motocyklem w spódnicy i być tutaj. - Hej, to naprawdę ładny motocykl.
- Lubisz mnie. Przyznaj się. - Troszkę - powiedziała, uśmiechając się do siebie. Przycisnął ją bliżej. - Chcesz jechać do Vegas i wziąć ślub? Zmarszczyła brwi. - Nie. Dlaczego ciągle o to pytasz? - Bo chcę się z tobą ożenić, a niby co innego? - Małżeństwo nie jest pomysłem na dobrą zabawę. - Skąd wiesz? - Już tego próbowałam. Nie podobało mi się. - Byłaś mężatką?- odchylił się do niej. Spojrzała na niego przez ramię. - Taa. Jestem rozwódką od prawie pięciu lat. Chcę, żeby tak było. - Cóż, to wyjaśnia kilka rzeczy. Bardzo cię skrzywdził, prawda?- odgarnął jej włosy z twarzy i pocałował ją w skroń. - Tak, rzeczywiście to zrobił. - Ja cię nigdy nie skrzywdzę, Myrna. Parsknęła szyderczo. - Ile razy słyszałam tę samą starą piosenkę? Pocałował czule jej policzek. Jej szczękę. - Nigdy. Nikt nie słyszał piosenki którą razem robimy. Piszemy ją gdy idziemy. Nie napisałem więcej niż trzech nut od czasu kiedy ostatni raz się kochaliśmy. - Więc sądzę, że nadszedł czas by napisać następną. - Zgadzam się. Ale mam jeszcze kilka pytań. Odwróciła się by spojrzeć mu w twarz. - Brzmi poważnie. - Teraz kiedy wiem, że nie sypiasz z innym mężczyzną... - Cóż, jest BOB. Jego twarz opadła. - Bob? - Taa, ale w sumie to nigdy ze mną nie spał. Tylko dawał mi wspaniałe orgazmy a potem wrzucałam go do szuflady. Muszę sporadycznie zmieniać go na jego sobowtóra, ale ma dość niskie koszty utrzymania. Jego czoło zmarszczyło się. - Wibrator? Uśmiechnęła się. - Multi-funkcjonalny z załącznikami. BOB11. Mój Obsługiwany Chłopak na Baterie. - Boże, nie drażnij się tak ze mną. Wyrwałaś mi na chwilę serce z piersi. - Och, przepraszam - odgarnęła jego długie, czarne włosy z twarzy.- Naprawdę z nikim nie sypiam. - Więc nie stosujesz antykoncepcji? - Mam wkładki. Chwileczkę. Czy to rozmowa typu czas-by-przestać-używać-gumek? - Ciągle marzę by dojść w dobie. - Marzysz o tym? - Przez cały czas. Zwykle jestem na jawie, ale... Roześmiała się i pocałowała go. Spojrzał z nadzieją w jej oczy. - Ciąża to nie jedyna sprawa o która musimy się martwić, Brian. Są jeszcze choroby przenoszone drogą płciową... Pochylił się nad jej ciałem, otworzył szufladę w stoliku i wyjął kartkę. - Już zostałem sprawdzony. Spójrz. Wszystko jasne - podniósł wydruk z kliniki. 11 Battery Operated Boyfriend
- Ale co jeśli ja nie jestem? Jego twarz zamarła. - Jest taka możliwość? Byłem w tobie więcej niż raz bez jakiejkolwiek ochrony. - Sprawdziłam, czy jestem wolna od chorób podczas mojej ostatniej wizyty. - I? - I ostatnio nie spałam z nikim innym oprócz ciebie, - Wspaniale - odłożył wydruk na bok i wspiął się na nią. Ściągnął swoje bokserki i pochylił głowę by pocałował ją w gardło. - Brian? - Hmm? - Zaplanowałeś to wszystko? Dlaczego trzymasz swoje wyniki badań w szufladzie obok łóżka? Uniósł głowę by na nią spojrzeć. - Myrna, jesteś pod moją skórą. Planowałem twój powrót od momentu gdy zostawiłaś mnie w Des Moines. Właściwie to mam dla ciebie kilka niespodzianek. Zaintrygowana, podniosła na niego brwi. - Jakie niespodzianki? - Gdybym ci powiedział, nie byłyby to już niespodzianki. - To prawda. - Więc mogę dojść w środku? - Nie ma żadnego powodu dla którego byś nie mógł. - Tak - zaciskając pięść w zwycięstwie, ponownie pochylił się na łóżku, wyciągając coś z szuflady.- A teraz jedna z twoich niespodzianek. Otworzył kolorową paczkę zębami. Wyglądało podejrzanie jak prezerwatywa. Coś wypadło na jego dłoń. Patrzyła na niego zdumiona. Nie była to prezerwatywa. Chociaż był to różowy, gumowy pierścień wielkości prezerwatywy. Na jednym brzegu miał pigułkę w kształcie przełącznika. - Czy to jest... - Pierścień na penisa ze szczególną częścią dla twojej przyjemności. Potrząsnęła głową. - Nie potrzebujesz tego. Uśmiechnął się szelmowsko i zmiażdżył pierścień na swoją główkę. Już zaczął wibrować. - Myślę, że spodoba ci się. Rzucił okrycie na bok i nasunął pierścień na swego fiuta, aż do podstawy. Wzdrygnął się. - Mi też się podoba. - Dobra, spróbujemy tego. Myślę, że jesteśmy dla siebie zbyt seksowni by potrzebować jakichkolwiek zabawek. - Narzekasz?- przewrócił się na nią, uporczywe brzęczenie pochodziło z okolicy jego krocza. - Nie. Myślę tylko... Wsunął się w nią, cofając kilka razy aby zmoczyć się jej sokami. Zapomniała o wszystkim oprócz o jego uczuciu wewnątrz niej. Kiedy schował się w niej całkowicie, wibrujący cypelek pierścienia na jego penisie otarł się o jej cipkę. Szarpnęła się. - Whoa. Skupił uwagę na każdym nerwie kończącym jej ciało. - Tak, właśnie powiedziałem - mruknął. Szybko znalazł rytm który ekscytował ich oboje.
Była pewna, że jego penis był bardziej napuchnięty niż zwykle. Bestia rozciągała ją do granic a gadżet niesamowicie brzęczał przy jej wrażliwej łechtaczce z jego każdym przenikliwym pchnięciem. - Och - zadyszała, drżąc mocno o niego. Pozostał w niej głęboko gdy doszła, nadal stymulując jej łechtaczkę gdy krzyknęła. - Podoba ci się?- pocałował ją w szczękę gdy nadal drżała. Jej ciało wygięło się na łóżko, wciągając go głębiej. Cofnął się i ponownie się w nie zatopił. Nie mogła przestać drżeć. Przyjemność między jej udami musiała być przez coś zrównoważona. Odczepiła przednie zapięcie swego stanika i odsunęła niecierpliwie materiał na bok. Zakrywając swe piersi dłońmi, pochyliła głowę i zacisnęła zęby i ścisnęła swe sztywne sutki tak mocno jak tylko mogła. Lekki ból złagodził przyjemność. Mocniej zadrżała. Odepchnął jedną z jej rąk na bok i possał sutek w ustach. - Ach - krzyknęła. Jej palce delikatnie pogładziły jego włosy, podczas gdy on wciągnął jej pierś do ust. Jego mocne ssanie było lepsze niż ból który sobie sprawiła. Mogła przysiąc, że jego penis stawał się coraz grubszy. Albo ona była bardziej spuchnięta niż zwykle. Niezależnie od przyczyny, główka jego penisa ocierała się o jej punkt G przy każdym pchnięciu. Wiedziała o kobiecym wytrysku, ale nigdy tego nie doświadczyła podczas wcześniejszego kochania się. Owszem, osiągnęła to kilka razy bawiąc się wibratorem, ale mężczyzna nigdy do tego jej nie doprowadził. - Brian - szepnęła w trybie pilnym. Uniósł głowę znad jej piersi i pocałował ją w usta. Jęknął, zaciskając zęby, jego usta wykręciły się. - Boże, jest fantastycznie - mruknął.- Skóra na skórze. Ciepło, miękki welur wokół mnie. Chcę być w tobie na zawsze. Taka była różnica. Bez prezerwatywy. - Tak - zgodziła się.- Och - zadyszała.- Brian. Brian? Myślę. Myślę, że zaraz... - Po prostu odpuść, kochanie. Znowu cię doprowadzę. Nie musisz się wstrzymywać. - Nie ro-rozumiesz. To... Oblała jego penisa tak jakby zrobiła siku i nie była rozczarowana. Mocny, pulsujący orgazm ogarnął jej wnętrzności. Krzyknęła. Tak inny od orgazmu łechtaczki. Pierwotna intensywność. Każdy organ w jej dolnej części ciała zacisnął się w mocnych skurczach, zrelaksowała, znowu zacisnął. Cholernie fantastyczne. Jej paznokcie wbiły się w jego ramiona jak ponownie wygięła się na łóżku. Przycisnął ją z powrotem jedną ręką, aż jej orgazm nie ustąpił. - Co tam się stało?- wyszeptał. Kiedy jej ciało przestało się trząść, otworzyła oczy by spojrzeć na jego skoncentrowaną twarz. - Było inaczej, Myrna. Wszystko w porządku? - Lepiej niż w porządku - uśmiechnęła się.- Słyszałeś kiedyś o kobiecym wytrysku? Zmarszczył brwi. - Sądziłem, że to mit. Roześmiała się przerywanie, prawie maniakalnie. - Czy to było dla ciebie jak mit? Uśmiechnął się. - Nie, rzeczywiście... - Bez prezerwatywy główka twego penisa pocierała mój punkt G za każdym razem gdy go wyciągałeś i zatapiałeś we mnie. To tak, jakbyśmy byli... - Stworzeni dla siebie.
- Tak - roześmiała się.- Nie jest to najbardziej absurdalna rzecz jaką kiedykolwiek słyszałeś? Skrzywił się. - Nie sądzę, że to śmieszne. Dotknęła jego twarzy. Taki romantyk. - Dlaczego robisz sobie przerwę, Brian? Sądziłam, że chcesz dojść we mnie. - Już to zrobiłem. - Naprawdę? Zaśmiał się. - Nie, kochanie. To byłaś tylko ty. Chcesz być przez chwilę na górze? Zaczynam być oszołomiony. Na górze? Kiedy zawsze była na górze dochodziła dwa razy częściej. Nie wiedziała czy będzie mogła wytrzymać wibrujący pierścień na jego penisie w tej pozycji. Jednak była gotowa znieść to dla jego dobra. - Tak, pewnie. Wysunął się powoli, krzywiąc gdy opuścił jej ciało i przewrócił się na plecy. Jego grubnący penis nie był tylko jej wyobrażeniem. Pulsował. Skóra była napięta na grubych żyłach, jego główka była wściekle fioletowa. - Bestia naprawdę zamierza mnie dzisiaj rozerwać na pół. Nic dziwnego, że jesteś oszołomiony. Possała główkę jego penisa w swych ustach i chwyciła jego jądra w dłoń, masując je delikatnie. Jęknął. Sięgnął do szuflady stolika i szukał czegoś na ślepo. Po chwili wcisnął coś w jej dłoń. - Włóż to w mój środek. Obejrzała mały obiekt. Był czarny. Wielkości jej kciuka. Wypuściła z ust jego penisa i ścisnęła jego jądra aż jęknął z bólu. Kiedy je puściła, jęknął. - Wtyczka w tyłek? Jesteś nieco perwersyjny, prawda Mistrzu Sinclair? Zawahał się a następnie podniósł głowę by spojrzeć na nią. - Przeszkadza ci to? Mogę ją odłożyć - jego ręka wyciągnęła się w jej kierunku by odebrać jej przedmiot. Przewróciła oczami na niego i wyciągnęła się na brzuchu z twarzą między jego nogami. Jego ciało szarpnęło się gdy wsunęła język w jego tyłek. Lizała go chętnie, zwilżając powierzchnię śliną, która aż kapała z jej ust. - O Boże, Myr - wysapał.- Mój kutas jest w rozpaczliwej potrzebie o uwagę. Znowu ścisnęła jego jądra, ignorując jego opuchniętego członka, gdy jej język wsuwał się i wysuwał z jego tyłeczka. Jeśli dotknęłaby jego penisa, eksplodowałby a obiecała mu, że będzie mógł dojść w jej środku - nie na własnym brzuchu. Kiedy jego uda zaczęły drżeć, zdecydowała że miał dość i wsunęła wtyczkę w jego tyłek. Napiął się. Jęknął. Wzdrygnął się. Boże, chciała go ujeżdżać. Wczołgała się na jego ciało i usiadła okrakiem na jego biodrach, kierując jego twardego jak skała penisa do środka. Zacisnęła zęby i zatonęła w dół, biorąc go od razu. Wygiął plecy w łuk i zakrył oczy dłońmi obu rąk. - Ach, kurwa, Myrna. Cholera. Przesunęła się do góry. Wygiął się jeszcze bardziej. Jego całe ciało zadrżało. Znowu wzięła go głęboko, pierścień wibracyjny na jego penisie stymulował jej cipkę. Zadrżała, unosząc się i opadając szybciej. Przesunęła paznokciami dół jego brzucha. Zadrżał. Skandował jej imię. Wił się w ekstazie. Nigdy nie widziała faceta który tak mocno dochodził. Ekscytowało ją to bardziej niż cokolwiek innego w jej doświadczeniach. Zaczął sam się w nią wbijać, unosząc swe biodra z materaca jakby nie mógł ich utrzymać w jednym miejscu. Wbijał się. Wchodził.
Uderzał w nią jak zwierzę. Wzdychania i jęki przerywały każde uderzenie kiedy obijali się o siebie, oboje byli bliscy orgazmu. Kiedy jej ciało wzdrygnęło się w uwolnieniu, chwycił jej biodra i przytrzymał ją na dole gdy doszedł, tryskając wewnątrz niej, jego ciało napięło się, twarz wykrzywiła w przyjemności. Zapomniał jak oddychać. Nie mogła oderwać od niego oczu. Po dłuższej chwili zaciągnął się głęboko i zrelaksował na łóżku, wciąż drżąc. Opadła na niego. Jego ramię owinęło się wokół jej pleców. Odwróciła głowę by móc na niego spojrzeć. Dyszał nierówno, aby złapać oddech, majaczący uśmiech pojawił się na jego twarzy. - To... mruknął.- To... - Było fantastyczne. - Nie ma słów. - Spełniło twoje oczekiwania? Mam na myśli dojście we mnie. Otworzył oczy. - Jeszcze pytasz? Sądzę, że stworzyliśmy własną supernove z tym wybuchem. Uśmiechnęła się do niego. - Ale nie słyszałeś muzyki w tym czasie, prawda? - Słyszałem całą orkiestrę symfoniczną - zaśmiał się.- Nie jestem pewien, czy będę mógł ją użyć. Będziemy musieli trochę zwolnić, jeśli zamierzam coś napisać dla zespołu. Uniosła głowę i żachnęła się na niego. - Nie masz tego naprawdę na myśli, prawda? - Owszem, mam. Nie sądzę, żebym mógł być tak twardy więcej niż raz lub dwa razy na dzień. Westchnęła. - Chyba będę musiała nauczyć się z tym żyć - schyliła głowę by ukryć uśmiech i pocałowała go w ramię czule. Przewrócił ją na plecy i zdjął swój sprzęt, wrzucając przedmioty z powrotem do szuflady. Osiadł na poduszkach i wyciągnął ku niej otwarte ramiona. - Chodź tu, kochanie - szepnął prawie śpiąc.- Chcę cię trzymać w ramionach. Jeśli chciała, żeby między nimi był tylko seks, wiedziała, że nie powinna mu się oddawać, ale ustąpiła i przesunęła się w jego ramiona. Nakrył ich kołdrą. Jej nogi były teraz zdecydowanie ciepłe, ale przytulała się do niego by ogrzać więcej niż swe ciało. Westchnęła i zrelaksowała się przy jego boku z głową opartą na jego ramieniu. Pocałował czubek jej głowy i zanucił gitarowy riff pod nosem, gdy dryfował w stronę snu. Podejrzewała, że mogła znieść bycie w pobliżu tego faceta i jego kolegów przez trzy miesiące. Zakładając, że chcieli ją na tak długą przejażdżkę.
Rozdział 15
Brian przyglądał się jak Myrna zapina swoją koszulę, ukrywając seksowny, koronkowy biustonosz przed jego wdzięcznym spojrzeniem. Ta kobieta powinna być zobowiązana do ciągłego nagiego pobytu w jego łóżku. Zakrywanie tego ciała było obrzydliwością. Jego mętne myśli od snu zaczęły się rozjaśniać. Naprawdę spytała go o zwołania zebrania zespołu? - Spotkanie zespołu?- spytał Brian. - Tak. Mam coś ważnego do omówienia z wami wszystkimi - powiedziała.- Sądzisz, że możemy zebrać wszystkich w ciągu kilku minut? Nie potrwa to długo. Obiecuję. Usiadł i zamachnął nogami na krawędzi łóżka. Przetarł energicznie twarz. - Która godzina? - Myślę, że siódma. - Siódma? Siódma rano?- położył się z powrotem i okrył się kołdrą.- Wracaj do łóżka, Myrna. Nie widziałem siódmej rano od ponad trzech lat. - Jest za wcześnie? - Och, tak. Jest zdecydoooowanie za wcześnie. - W takim razie idź spać. O której zazwyczaj wstajesz? - O dziesiątej. W przypadku Jace'a, południe. - Do tej pory minie większość dnia - zapięła swoją spódnicę i przeszła przez pokój by usiąść na łóżku obok niego.- Sądziłam, że spędzimy ten dzień razem. Uśmiechnął się do niej sennie. - Więc dlaczego nie ma cię w łóżku i jesteś ubrana? - Miałam w planie zabranie cię na śniadanie, odkąd jestem głodna. Miałam też nadzieję, że kupię szczoteczkę do zębów i może ubrania na zmianę. Czuję się w pewnym sensie bezradna, uwięziona tutaj bez żadnych postanowień. - Ach, jestem nieczułym kutasem. Czaję. - Nie powiedziałam tego. - Wstaję! - odrzucił przykrycie na bok i zszedł z łóżka. Przeszukał podłogę w poszukiwaniu ubrań. Znalazł swe bokserki pod krawędzią łóżka. Wsunął się w nie i stanął w nogach łóżka, uderzając się w twarz obiema dłońmi by się rozbudzić. Ramiona Myry otoczyły jego talię od tyłu. Przycisnęła policzek do jego pleców a następnie zasysała delikatne pocałunki na jego skórze barków. Zatrzymał się. Czuły poranek? Dobrze wiedzieć.
Kiedy jej ręce przycisnęły się do jego brzucha, zesztywniał, natychmiast stając się czujny. Jej pocałunki przesunęły się w dół jego kręgosłupa i w górę. potem oparła policzek o jego plecy i westchnęła. - Jeśli próbujesz wprawić mnie w nastrój - powiedział,- to działa. - Nie, nie próbuję cię uwieść. Nie śpisz już? - Więc taki był twój zamiar? - Przykro mi, że mam ukryte motywy, Brian, ale jestem głodna - jej brzuch zadudnił głośno.- Wszystko co wczoraj jadłam na obiad, to miętówka w samolocie. - Zaprosiłem cię tutaj i nawet nie nakarmiłem cię obiadem. Ciekawi mnie, czy technicy zaopatrzyli lodówkę w coś innego niż piwo. Pociągnął ja w stronę drzwi i na korytarz. Ciche chrapanie pochodziło z zasłoniętych łóżek piętrowych po lewej stronie busu. Brian uderzył Treya w ramię gdy przechodził obok pryczy. Trey zamachnął się w głowę Briana, ale nie trafił i ponownie zaczął chrapać. - Znam Treya od piątej klasy. To wymóg, że pieprzę się z nim regularnie. Przewróciła oczami na niego kręcąc nieznacznie głową. Nie mógł oderwać od niej oczu. Miała w sobie coś zajebistego. Zastanawiał się jak go namówiła do opuszczenia łóżka. Czy nie powinien dostać szansy na promienne patrzenie na jej twarz? Zmusił się do odwrócenia uwagi od jej twarzy i otworzył małą lodówkę. W pojemnikach były resztki jedzenia na wynos tylko-Bóg-wie-od-kiedy. Puszki piwa. Butelki piwa. Pół litra mleka które nie było już cieczą. Zamknął lodówkę. - Nie wygląda dobrze - otworzył szafkę. Puste pudełko po płatkach powinno iść ze stałym mlekiem. Wiśniowe lizaki. Skarpetka. Zamknął szafkę i spojrzał na nią przez ramię. - Chcesz wyjść stąd by zjeść? - Jeśli chcę przeżyć to doświadczenie, to sądzę, że to chyba najlepszy pomysł. Objął ją i pocałował w skroń. - Znowu pożyczymy motocykl Jace'a. Uśmiechnęła się. - Zastanawiam się, czy Eric nadal nosi twój szczęśliwy kapelusz. - Prawdopodobnie w nim śpi. Zakładając, że Jace nie powiedział mu co w nim było. Znajdźmy ci cieplejsze ubrania. Choć bardzo cieszyłem się wczorajszą możliwością ogrzania cię, będę miał wyrzuty sumienia jeśli znowu pozwolę ci jechać z tyły w spódnicy. Poszła z nim z powrotem do sypialni i przyjęła parę dżinsów Jace'a i jego własną koszulkę z logo zespołu. Dżinsy były luźne wokół jej talii, ale były opięte na biodrach i trzymały się na jej tyłku w najbardziej pobłażliwy sposób. Wsunęła swoje szpilki. - Wyglądam śmiesznie. - Wyglądasz wspaniale, jak zawsze - odwrócił ją przodem do siebie i pocałował namiętnie. Stała się bezwładna w jego ramionach, całkowicie poddała się jego spragnionym ustom i szukającemu językowi. Spojrzał na łóżko, ale zdecydował, że nakarmienie jej śniadaniem było najlepszą opcją i odsunął się. - Chodźmy zanim z powrotem zaciągnę cię do łóżka. - Nie protestowałabym za bardzo - szepnęła ochryple. Zaburczało jej w brzuchu. Jej oczy rozszerzyły się i zakryła brzuch jedną dłonią. - Ale twój brzuch tak. Wziął ją za rękę i poszli na przód busu. Podał jej skórzaną kurtkę Jace'a zanim włożył własną i wyciągnął zapasowy komplet kluczy z schowka. Spojrzał krytycznie na swoje przebranie. - Myślisz, że ktoś mnie rozpozna?
Myrna przesunęła palcami przez jego włosy patrząc na niego uważnie. - Jesteś bałaganem, Brian. Nawet ja cię nie poznaję. Spojrzał w lusterko wsteczne rozciągając swymi palcami skórę na policzku. - Poważnie? Znowu spałem na twarzy? Zachichotała. - Żartuję. Jesteś natychmiast rozpoznawalny. Jedźmy do jakiego fast foodu gdzie wydają jedzenie przez okienko. Możemy wrócić i zjeść tutaj by w ogóle uniknąć twoich wściekłych fanów. - Tylko i wyłącznie jeśli będę mógł wykorzystać twój nagi brzuch jako talerz i wlać keczup do twojego pępka. Spojrzała na niego spod półprzymkniętych powiek. - Wolałabym, żebyś co innego wlał w mój pępek. Jego myśli przesunęły się wokół różnych płynów, które mogłyby znaleźć się w jej pępku. Zakrył jej usta swą dłonią. - Kobieto, nie mów takich rzeczy - chwytając ją za ramię, wyciągnął ją z busu. Potknęła się w swoich szpilkach i złapał ją w ramiona. Zaśmiała się, obejmując jego szyję gdy się obrócił. Wyglądała spektakularnie w słońcu z samego rana - zdecydowanie warta opuszczenia trzech godzin snu. Posadził ją na tylnym siedzeniu motocykla Jace'a i uruchomił silnik. Podał jej kask i założył swój. Myrna oparła się o jego plecy, jej ręce otoczyły jego pas. Zakrył jej dłonie swoją i uśmiechnął się. Tak bardzo jak ta kobieta go podniecała, naprawdę doceniał jej sporadyczne ataki czułość. Jej wolna ręka zsunęła się z jego brzucha i złapała za klamrę paska. Jego uśmiech się rozszerzył. Więc jej ataki czułości były naprawdę sporadyczne. No i co? Wyjechał motocyklem z parkingu i skręcił w lewo w stronę centrum, trzymając się głównej drogi. Kiedy przejeżdżali obok supermarketu, Myrna krzyknęła: - Zatrzymaj się tutaj! Wjechał na parking. - Dlaczego tu? - Mogę tutaj dostać wszystko czego potrzebuję. Podrzuć mnie do drzwi. - Co ze śniadaniem? - Możesz jechać po śniadanie, gdy ja zajmę się swoimi potrzebami. Nie powinno to trwać długo. Zatrzymał się przed głównym wejściem do sklepu. - Pójdę z tobą. - Będzie szybciej jeśli się rozdzielimy. - Zawsze ci się tak spieszy?- spytał. - Chcę wrócić do busu i pobawić się z keczupem. To go przekonało. Myrna przytrzymała się jego ramienia i zeszła z motocykla. Otworzyła szybkę kasku i wsunęła ręce do kieszeni. - Cholera, zapomniałam portfela. Brian sięgnął po swój portfel. - Proszę. Wyciągnął kawał gotówki i próbował jej go dać. Potrząsnęła głową. - Nie mogę wziąć twoich pieniędzy. - Dlaczego nie? - Po prostu nie mogę. Już mi kupiłeś bilet na samolot i... Na jej twarzy pojawiła się mina „czuję się jak dziwka”, z którą się borykała.
- Oddasz mi później, jeśli przez to poczujesz się lepie, ale szczerze mówiąc, Myr, to nie jest wielka sprawa. Mam ich mnóstwo. Wyciągnęła pieniądze z jego ręki. - Oddam ci późnej - spojrzała na pieniądze w swojej dłoni.- Jest tutaj ponad tysiąc dolców! Dlaczego nosisz tak dużo pieniędzy? Wzruszył ramionami. - Sądzę, że jeśli żyło się za tysiąc dolców na miesiąc przez kilka lat lepiej jest się upewnić, że już nigdy to się nie zdarzy. Zaczęła z powrotem wpychać pieniądze w jego rękę. - Nie potrzebuję aż tak dużo. - Weź je. Kup co chcesz. Ale pospiesz się z tym. Wrócę z dodatkowym keczupem w mniej niż pół godziny. Wsunęła pieniądze w kieszeń dżinsów Jace'a i podniosła szybkę kasku Briana. Ich kaski uderzyły się o siebie gdy sięgnęli do swych ust. Zaśmiała się, pocałowała swój palec i przycisnęła go do jego ust. - Pospieszę się - obiecała. Weszła do sklepu jak kobieta na misji. Brian patrzył na nią aż nie znalazła się bezpieczna w środku a następnie pojechał do restauracji szybkiej obsługi w dole ulicy. Zamówił dużo jedzenia, nie będąc pewien kto nie będzie już spał, gdy wrócą. - Mogę dostać dodatkowy keczup?- spytał młodą kobietę w okienku, wdzięczny, że osłona motocykla ukryła jego twarz. - Jasne. Ile? - Kilka garści. Spełniła jego prośbę i podała mu kilka worków jedzenia. Przesunął się na tylne siedzenie motoru i włożył żywność do komory. Po powrocie do supermarketu, zaparkował blisko wejścia i czekał aż Myrna wyjdzie na zewnątrz. Ludzie patrzyli na niego ostrożnie, gdy go mijali. Brian strzelał palcami, rozbawiony szerokim łukiem jakim go omijali. Jakieś dziesięć minut później pojawiła się Myrna, niosą dwie duże torby. - Czekałeś długo?- spytała bez tchu.- Starałam się spieszyć. - Właśnie przyjechałem - czekał całą wieczność. Wspięła się na miejsce za nim, ustawiając zakupy między ich ciałami. Kiedy ruszyli z powrotem do busu, zaczął nienawidzić torby z zakupami, które utrzymywały ciało Myrny z dala od jego. Gdy byli już w busie, Myrna poszła do sypialni. Brian rzucił torbę z jedzeniem na łóżko Treya a drugą na Jace'a. - Za wcześnie na to gówno - mruknął Jace. Brian uderzył go w głowę. - Sądzę, że masz na myśli, dziękuje o pomyślenie o moim bezdennym żołądku, Brian. W tym czasie wrócił do tylnej sypialni, gdzie Myrna pożerała kiełbasę i sucharka. - Nie mogłam dłużej czeka - wyjaśniła mając pełne usta, gdy mówiła.- I o co biega z tą górą keczupu?- wskazała na otwarty worek który stał na długim kredensie. Uśmiechnął się do niej krzywo. - Nie mogę jeść smażonych ziemniaków bez keczupu. Zanim się rozbiorę, chcesz piwo? Wskazała na worki z zakupami. - Kupiłam trochę soku. Brian wolałby napić się piwa, ale ona nie piła i nadal było wcześnie do tego odpustu. - Wspaniale.
Przeszukał torby z zakupami i znalazł kilka butelek soku i dużą butelkę syropu czekoladowego. Wyciągnął w jej stronę syrop, przechylając głowę na jedną stronę. - Nie sądzę, żeby mleko w lodówce było zdatne do picia. Była urocza, gdy się zaczerwieniła. - Nie miałam zamiarów zrobić czekoladowego mleka. Uśmiechnął się. - Keczup nie jest wystarczająco dobry dla ciebie? Spuściła oczy. Zastanawiał się nad tą jej nagłą nieśmiałością. - Wolę czekoladę. - Myślę, że keczup też ci się spodoba. Podał jej butelkę soku o przeszukał torbę z kanapką śniadaniową na wynos. - Dlaczego nadal jesteś ubrana?- spytał.- Sądziłem, że będziesz moim talerzem. Uniosła jeden palec, gdy wzięła ostatni kęs swojej kiełbaski i sucharka a następnie otworzyła swój sok by wziąć długi łyk. Wyłowiła z kieszeni pieniądze, które od niego pożyczyła i podała mu je. - Wiszę ci sto dwadzieścia dolców - powiedziała. Odłożył pieniądze na komodę. - Myr, naprawdę nie musisz mi ich oddawać. - Dlaczego nie? Sądzisz, że mnie na to nie stać? Nigdy wcześniej nie widział jej złej. Lubił sposób w jaki jej oczy się zwęziły a nozdrza zadrżały. - Nie wiem - powiedział.- Jesteś nauczycielką. Nie zarabiasz wiele, prawda? Jej usta otwarły się w niedowierzaniu. - Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałeś. - Zamierzasz mnie uderzyć?- spytał z nadzieją. - Chciałbyś, sprośny chłopcze. Jego oczy przesunęły się na jej talię. - Użyjesz swojego paska? - Sądziłam, że to Jace ma masochistyczne fetysze. Spojrzał na nią zdziwiony. - Skąd o tym wiesz? - Gadki groupies. - Naprawdę? A co powiedziały o mnie? Zachichotała. - Że jesteś nudnym facetem na jedną kobietę. Skrzywił się. - Zgadzam się tylko z drugą częścią. - Nie jestem nudny? - Nie jestem pewna. Zawsze byłam sceptycznym typem i nie mogę się łatwo dać przekonać bez wielu dowodów. Uniósł brew na nią. - Rozumiem. Więc muszę udowodnić, że jestem ekscytujący. - Myślę, że tak byłoby najlepiej. Spojrzał w dół na kanapkę w swojej ręce. - Mogę najpierw zjeść? - Jeśli chcesz - pociągnęła kolejny długi łyk soku i położyła go na komodę. Ściągnęła swoje buty i pasek. Dżinsy Jace'a zsunęły się nieco na jej biodra. Rozpięła rozporek i opadły na podłogę. Z szarpnęła pożyczoną koszulkę Briana. Powinien ją mieć na sobie na scenie tej nocy. - Musze być zupełnie naga by być twoim talerzem?- spytała.
Zauważył, że trzymał swoją kanapkę przed swymi rozchylonymi ustami, by wziąć kęs. - Tak. Nigdy wcześniej nie widziałem talerza w bieliźnie. Rozpięła stanik i odrzuciła go na bok. Uniosła rękoma piersi do góry. - Wiesz, że takie rzeczy powinny być sterczące - spojrzała w dół na bliźniacze globusy które wystawały z jej dłoni. Nie wiedział dlaczego, ale gdy nie starała się być uwodzicielska, nakręcała go jeszcze bardziej. - Są idealne. Jej majtki dołączyły do dżinsów na podłodze. Spojrzała przez swoje ramię, wykręcając szyję by spróbować zobaczyć swój tyłek. - Myślę, że mój tyłek też kiedyś był sterczący. Brian ugryzł swoją kanapkę, żując powoli. - Grawitacja jest najgorszym wrogiem kobiety - spojrzała na niego niepewnie. Przełknął ślinę. - Jesteś piękna, Myrna. - Nie przeszkadza ci, że jestem starsza od ciebie? - Taa, starsza o jakieś sześć miesięcy? - Mam trzydzieści pięć lat. Nie spodziewał się, że była starsza od niego o siedem lat, ale szczerze mówić, nie obchodziło go jak stara była. Była najseksowniejszą kobietę jaką spotkał. - Jesteś w seksualnym kwiecie wieku, Myrna. I wierz mi, w ogóle mi to nie przeszkadza. - Mógłbyś mieć każdą seksowną, młodą dziewczynę którą byś chciał... - A to skąd się wzięło? - O mój Boże! O mój Boże! To Mistrz Sinclair!- Myrna zapiszczała i zadrżała od stóp do głów z podniecenia.- O mój Boże! Podpiszesz się na moich cyckach? Proszę. Proszę. Jesteś taaaki seksowny. Odłożył kanapkę na bok, chwycił garść paczuszek z keczupem z torby i podszedł do łóżka. Usiadł okrakiem na jej biodrach, by ją przytrzymać. - Oczywiście, że podpiszę twoje cycki, panienko. Wszystko dla fanów - otworzył zębami paczkę keczupu. Roześmiała się niekontrolowanie, wijąc się pod nim.- Nie ruszaj się. Przestała się wiercić i spojrzała na niego, jej piwne oczy rozszerzyły się. Zaczął pisać keczupem po jej piersi. - W-Ł - głośno literował.- A-S - rzucił pustą paczkę na podłogę i sięgnął po następną. - Stojak?12 - Jeszcze nie skończyłem. - Łaskocze - zachichotała. - N-O-Ś-Ć. - Co piszesz? Otworzył następną paczkę i zaczął pisać w połowie do jej brzucha. Potem przeniósł się do dolnej cześć. - B-R. - Własność brrrrr? - Tak, własność brrrr. Dokładnie - otworzył kolejną paczkę z keczupem i zakończył pisać swoje imię na jej brzuchu.- Idealnie. Własność Briana. Muszę tylko wstawić kropkę nad i. 12 Własność po angielsku to property. Brian w tym momencie dotarł do „prop” co oznacza podpórkę, stojak.
Kapnął kropką keczupu na środki jej sutka. - Cholera, nie trafiłem. Pochylił głowę i zlizał keczup ze środka jej sutka. Roześmiała się, wsuwając palce w jego włosy. - Pozwól mi spróbować jeszcze raz - ciapnął keczupem na jej drugi sutek.- Pieprzyć mój straszny cel. Wessał pikantny keczup z jej sutka, uwielbiając sposób w jaki różowy szczyt stwardniał pod jego językiem. Pocierał energicznie zarodek szczytem języka, aż zadrżała i wydobyła z siebie irytująco seksowny dźwięk, który rozkwitł w dolnej części jej gardła. Jego penis natychmiast stwardniał. Musiał to zrobić. Znowu. Uniósł głowę i zlizał keczup ze swojej dolnej wargi. Jej język przesunął się między jej wargami. - Trzymaj się. To mój bałagan. Tylko ja mogę go posprzątać - pochylił się i pocałował ją głęboko. Jej usta były pikantne jak kiełbaska. Co mu przypomniało o czymś. Nie dokończył swojego śniadania. Przerwał jej żarłoczny pocałunek i spojrzał na nią. - Chcesz jakiegoś pieczonego ziemniaka? Zachichotała. - Wiesz, czego chcę, Brian. - Pieczone ziemniaki - zszedł z łóżka i sięgnął po torbę z jedzeniem na komodzie. - Myślę, że chyba jesteś nudny - przekomarzała się, spoglądając na niego z łóżka. Spojrzał na nią, lubiąc sposób w jaki „Własność Briana” była wypisana na jej ciele. Zastanawiał się, czy mógłby ją namówić na tatuaż, aby było tak na stałe. Wspiął się z powrotem na łóżko, wsunął w keczup małego ziemniaka. Kiedy obsmarował go z satysfakcją, pochylił się i polizał jej ciało. - Taa, pieczone ziemniaki zdecydowanie są nudne - powiedział. Uśmiechnęła się do niego. - Myślę, że lubię być talerzem. Przeżył i przełknął ziemniaka otoczonego keczupem. - Nie przeszkadza ci bałagan? - Zakładam, że posprzątasz po sobie. - Masz dużą wiarę w moją samokontrolę. Przesunęła palcem wzdłuż jego szczęki. - Mam. Założę się, że wstrzymasz się od kochania ze mną przez jakieś dziesięć minut. Zlizał kolejnego ziemniaczka z jej piersi. - Masz we mnie więcej wiary niż ja - skubnął ziemniaka z jej piersi i włożył go w jej usta zanim zam ugryzł. Dziesięć minut? Pragnął być w niej już teraz. Nakarmił ją kilkoma ziemniaczkami w krótkich odstępach czasu i sam jadł jak prosię, gdy się spieszył. Zapał lepiej na niego podziałał. Zachichotała, gdy polizał jej brudny od jedzenia brzuch. - Myślę, że jesteś głodny. - Głodny! Gdy skończyli jeść ziemniaczki, Brian zlizał keczup z jej jedwabistej skóry szerokimi pociągnięciami języka. Wzdrygnęła się pod nim i szarpnęła go za włosy. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa - zadyszała, jej głowa odchyliła się, plecy wygięły w łuk. Zachęcony, jego język przeniósł się na jej pierś, aż na ramię, wzdłuż szyi do ucha. Trącił krawędź jej ucha swym językiem. Jęknęła, wplatając palce w jego włosy.
Ustawił ciało na jej, przeklinając wynalazcę ubrań i possał płatek jej ucha, gryząc i ssąc go po raz kolejny. Jej uda rozsunęły się dla niego gdy zatopił się między jej długimi, zgrabnymi nogami. Jego usta przesunęły się na puls pod jej uchem w pobliżu jej delikatnej szczęki. Zadrżała. Przesunął ręce wzdłuż jej ramion i barków, rozkoszując się dotykiem jej dociskanych piersi i ciepłem jej płci, które przenikało przez materiał jego dżinsów. Obsypał pocałunkami drogę wzdłuż jej szczęki do brody i wreszcie do ust. Ssała jego usta, jej język chętnie wysunął się ku jego. Jego penis zadrżał. Odchylił biodra od niej i odpiął swoje spodnie. Bestia, jak go nazywała, wyskoczyła na wolność, pragnąć dostać się do wilgotnego ciepła. Wiedział, że powinien spędzić z nią więcej czasu, doprowadzając ją do szaleństwa, aby sprawić że będzie go prosiła o to by ją posiadł, ale mógł skoncentrować się tylko na wspomnieniu jak to było być w niej bez gumki. Wziął swego penisa w jedną rękę i potarł gorące, wilgotne wejście do nieba. Rozluźniła się pod nim i westchnęła. Spojrzał jej w oczy gdy w nią wszedł - leniwie wypełniając ją jednym, powolnym pchnięciem. Jej plecy wygięły się w przyjemności, ale nie odwróciła wzroku. Patrzyli na siebie, rozkoszując się więzią między sobą. Wysuwał się wsuwał w nią powoli, nie chcąc znaleźć uwolnienia tylko jej doświadczyć. Stać się fizyczną częścią niej. Poczuć ją. Poznać ją. - Myrna - wyszeptał. - Brian. Tak, Brian. Nie Mistrz Sinclair. Brian. Miał wszystko chciał. Czego potrzebował. Właśnie tutaj. Tą kobietę. Wiedział, że nie doceniłaby jego sentymentalnych myśli. Nie chciała słyszeć tego, że ją kochał, nie ważne jak wyraźnie to czuł. Więc tylko patrzył jej w oczy podczas gdy ich ciała schodziły się razem, rozsuwały, schodziły i przełknął swe słowa, które osiedliły się w niczym guzek w jego gardle.
Rozdział 16
Myrna przewróciła się, jej ramię wylądowało na płaskim brzuchu Briana. Zmarszczyły się pod nią arkusze papieru. Uśmiechnęła się. Miał bardzo produktywny dzień pisania piosenek a ona będzie miała krzywe nogi do końca swego życia. Jego ramię przesunęło się by owinąć się wokół jej pleców, przyciągając ją bliżej siebie. - W tym tempie będę musiał skomponować cały nowy album do następnego tygodnia - urwał.- Jeśli wyjedziesz za dwa dni. Nie brzmiał na zbyt szczęśliwego na ten pomysł. Skrzywił się. Ona się uśmiechnęła. Miała nadzieję, że zespół zaakceptuje ją jako towarzyszkę podróży. Naprawdę chciała spędzić więcej czasu z Brianem. Wstrząsnął jej światem bardziej niż w tylko jeden sposób. - Sądzisz, że chłopaki już wstali?- spytała. Przechylił głowę do tyłu by spojrzeć na zegar cyfrowy na stoliku. - Jest już druga?- usiadł.- Taa, powiedziałby, że już wstali. Pozbierał kartki z muzyką które skomponował, odrywając kilka od lepkich pleców Myrny, kiedy z niego się sturlała. Potrzebowała prysznica. I około litra wody. Sporo trenowała w ciągu kilku ostatnich pięciu godzin. Bieżnia nie dała by rady temu facetowi. - Nie mogę się doczekać gdy pokażę to Treyowi - Brian podniósł jedną z kartek. Zapisał ją podczas gdy posuwał ją na podłodze.- Przewróci się. - Nie mogę się doczekać, by ją usłyszeć. Brzmiała fantastycznie, gdy mi ją wykrzykiwałeś. Promieniał jak dziecko na Boże Narodzenie. - Tak, sądzę, że jest dobra. Myrna czołgała się z łóżka i stanęła niepewnie na nogach. - Wciąż muszę pogadać z zespołem. Powinnam poczekać aż przedstawisz im całą nową muzykę? - O czym chcesz z nimi porozmawiać? - Jesteś w to wliczony - powiedziała. - W jakim celu? - Chcę, żeby cały zespół podjąć decyzję. Więc kiedy będziemy o tym gadać, nie chcę abyś myślał o mnie jak o swojej kochance. - Tak, to możliwe - zaśmiał się.- Nie! Położył kartki papieru na komodzie obok drzwi i okrążył łóżko. Przyciągnął jej nagie
ciało do siebie przesuwając ręce na jej krągły tyłek. - Powiedz mi o co chodzi. Pocałowała go w szczękę. - Muszę porozmawiać z wami wszystkimi na raz - nalegała. Żachnął się. - Nie jestem wyjątkowy. - W tym przypadku nie. Westchnął. - W porządku, zwołam zebranie zespołu dla ciebie - znalazł swoje porzucone spodnie i wsunął się w nie, zapinając je wokół swych wąskich bioder.- Ubieraj się. Zaraz wrócę. Podniósł kartki z muzyką i wyszedł z pokoju bez koszulki i boso. Myrna znalazła torby z rzeczami, które kupiła tego ranka i ubrała się w nowe rzeczy. Tanie, ale funkcjonalne. Lepsze niż garnitur. Ale garnitur sprawiłby, że wydawałaby się bardziej profesjonalna, gdy będzie prosić zespół o tą przysługę. Przeszukała podłogę w poszukiwaniu rozrzuconego garnituru i chwyciła go, decydując czy powinna się w niego przebrać. Był pomiętym bałaganem. Drzwi otworzyły się. Brian zajrzał do środka. - Zebrałem chłopaków. Jesteś gotowa by z nami pogadać? Uśmiechnęła się, odrzucając garnitur na łózko. Wsunęła się w sandały które kupiła i poszukała swojej torebki, która zawierała list z akceptacją stypendium. - Widziałeś moją torebkę? - Myślę, że jest przy drzwiach. - Racja. Dzięki. Przeszła obok niego, wyciskając w kąciku jego ust miękki pocałunek. Zamknął drzwi sypialni i poszedł za nią. Lokalizując torebkę na ladzie, wyciągnęła z niej list. - Gdzie oni są? Brian spojrzał na jej nagą szyję, która wystawała znad zielonego topu który miała na sobie. - Wyglądasz seksownie - jego wzrok prześlizgnął się do jej oczu. - Ziemia do Briana - powiedziała.- Twoi członkowie zespołu. Gdzie oni są? Zamknął oczy i potrząsnął nieznacznie głową. - W drugim autobusie. Muzyka gitarowa i niesforna rozmowa przepływała przez otwarte drzwi w drugim autobusie. Myrna wspięła się po schodach, zdenerwowana z jakiegoś dziwnego powodu, i weszła do pojazdu. Duża grupa mężczyzn stała, usiadła, lub siedziała w kręgu wokół głównej sali. Dostrzegła wszystkich członków zespołu oraz kilka znajomych twarzy z koncertu w Chicago. Technicy. Trey trzymał w ręku gitarę akustyczną i wybrzdąkiwał nuty napisane na kartce poplamionej syropem czekoladowym. Trey uspokoił struny swojej gitary. Głowy odwróciły się i wszystkie pary oczu spoczęły na Myrnie. Zaczerwieniła się. - Cześć. - Myrna! - powiedział Eric, owijając ręce wokół jej ramion. Nadal nosił kapelusz Briana. Przygryzła wargę by się nie roześmiać. Jej oczy powędrowały do twarzy Seda. Siedział na fotelu kapitańskim i patrzył na nią. Niewątpliwie był liderem tego zespołu. Jego obecność promieniowała z jego ciała jak od monarchy. Jeśli się nie zgodzi, była pewna że reszta zespołu podzieli jego głos. Sed był tym którego musiała przekonać. - Pachniesz jak Brian - Eric powiedział jej do ucha. Jej twarz zaczerwieniła się i odepchnęła go. Eric przecisnął się obok niej i usiadł obok Jace'a na beżowej, skórzanej kanapie.
- Więc o co chodzi?- spytał Trey, stawiając gitarę na podłodze przy swoich nogach. Siedział obok Jace'a naprzeciwko Seda. Wszyscy technicy patrzyli na nią z zaciekawieniem. Brian owinął rękę wokół jej talii i oparła się o niego dla wsparcia. Mocniej chwyciła list. Dlaczego była taka zdenerwowana? Dlatego, że nie chciała aby Sed jej odmówił. Chciała powodu by... Spojrzała na Briana. Uśmiechnął się delikatnie, oferując jej wsparcie. Może byłoby lepiej gdyby kazali jej spadać. Byłoby jej o wiele lepiej, gdyby nie zakochiwała się w głównym gitarzyście. Skupiła się na Sedzie. - Muszę cię o coś poprosić. - Wszystko, Myrna - wydawał się być szczery. - Potrzebuję milion dolarów aby zapłacić okup za mojego porwanego pudla powiedziała. Sedowi opadła szczęka. Zaśmiała się. - Żartuję. Brian wybuchnął śmiechem. - O mój Boże, widzieliście wyraz jego twarzy? - Pieprz się, Sinclair - powiedział Sed. - Przepraszam, Sed, nie mogłam się powstrzymać - powiedziała Myrna.- Wyglądałeś tak poważnie siedząc tak. - Szanuję cię, Myrna - powiedział.- Albo szanowałem. Każdy mężczyzna obecny w busie spojrzał na Seda z otwartymi ustami. Myrna nie była pewna, dlaczego jego oświadczenie tak ich zszokowało, ale ruszyła dalej. - Tak naprawdę, to chodzi o pracę. O moje badania. - Jaką część mnie chciałabyś przestudiować?- Sed spytał, uśmiechając się. Znowu speszona zaczerwieniła się. Ten facet był samcem alfa. Nie sądziła, żeby istniała kobieta, która na niego by nie zareagowała. - Twoje groupies. - Nie wiedziałem, że bujasz się w tym kierunku, Myr - powiedział Eric.- Mogę patrzeć? - Chcesz badać moje groupies?- spytał Sed. - Cóż, nie tylko twoje - spojrzała po kolei na każdego członka zespołu.- Treya, Jace'a, Erica - spojrzała na Briana.- Briana. - Nie łapię - powiedział Jace. - Dlatego, że nie masz żadnych groupies - powiedział Eric, waląc go mocno w ramię. Jace popchnął go. Eric zerwał się na nogi, zaciskając dłonie w pięści. Myrna wzdrygnęła się. - Daj spokój, Eric - Sed zażądał. Eric zawahał się, spojrzał na Sed a następnie opad na kanapę, jego szczęka zgięła się gdy zacisnął razem zęby. - Myr, dlaczego o to prosisz?- spytał Brian.- W szczególności. Chodzi mi o to, że dlaczego potrzeba ci naszego pozwolenia by badać nasze groupies? Nie są naszą własnością. Były w pewnym sensie, ale tego właśnie planowała się dowiedzieć. - No cóż... miałam nadzieję, że mogłabym z wami ruszyć w trasę przez lato zmusiła się by odwrócić wzrok od Briana na Seda.- Wiem, że będę ciężarem, ale postaram się nie wchodzić wam w drogę. Dotacja obejmuje stypendium dla zespołu który umożliwi mi podróżowanie ze sobą i pokrycie moich wydatków - dziesięć tysięcy dolarów. Możecie wziąć całą sumę. Sed zaśmiał się, jego głowa odchyliła się do tyłu, głęboki dźwięk zadudnił w jego
szerokiej piersi. - Chyba kurwa sobie żartujesz. Jej nadzieje opadły. Przygryzła wargę i spuściła wzrok. Dlaczego poczuła, że jej serce zamienia się w wielką bryłę lodu w jej piersi? Nie było to przecież nic wielkiego. Mogła poszukać innego zespól. Mniej znanego, żeby mogli wykorzystać pieniądze. Odwróciła się by wybiec i wpadła na klatkę piersiową Briana. Owinął ręce wokół niej i ścisnął ją. - Mówię, że ona jedzie z nami. Śmiech Seda zamarł. - Oczywiście, że z nami jedzie. Jest twoją pieprzoną muzą, Brian. Po prostu nie mogę uwierzyć w ten niesamowity łut szczęścia. Oferuje nam zapłatę za pomoc w napisaniu przez ciebie piosenek. Odwróciła głowę by spojrzeć na Seda. - Nie, źle to rozumiesz. Nie robię tego, by zostać z Brianem. Chodzi o pracę. Sed uśmiechnął się. - Jakby było to ważne. Tak, serdecznie zapraszam do jazdy z nami. Co powie na to wasza reszta? Trey wypuścił powietrze przez usta. - Widzieliście te nuty które napisał Brian?- machnął ręką w kierunku stosu muzyki na stole.- Byłem gotów porwać ją i jej pieska. Tak, zostaje. Oczywiście, że zostaje. - Żadnego sprzeciwu - powiedział Jace. - Ja mam jeden warunek - powiedział Eric. Podniósł palec w powietrze. - O cokolwiek zamierzasz zapytać, odpowiedź brzmi nie - powiedział Brian. - Cholera - skrzywił się.- Ale... - Nie. - Dobra, skoro nalegasz, będzie spała ze mną na mojej pryczy. To ofiara dla tego zespołu. Myrna potrząsnęła głową na Erica z niedowierzaniem. Brian chwycił jej podbródek między palec wskazujący a kciuk i uniósł jej twarz by na niego spojrzała. Odszukał jej oczy a następnie pochylił się by ją pocałować. List z dotacją wypadł jej z palców, gdy przytuliła się do skóry jego nagiej piersi. Trzy miesiące z Brianem? Tak, może była w stanie to wytrzymać.
Rozdział 17
- To tylko kilka dni, Brian - powiedziała przez swój telefon komórkowy, gdy szła do swego samochodu po pracy.- Muszę się najpierw zająć mnóstwem rzeczy. Wiesz, mam życie. - Po prostu... świruję z tęsknoty za tobą. Uśmiechnęła się cię. - Ja też za tobą tęsknię. Tak nawiasem, dzięki za kwiaty. - Kwiaty? - Nie zgrywaj skromnego. Zostały podpisane, Do zobaczenia Wkrótce, więc to musiałeś być ty. I skąd wiedziałeś, że gladiole to moje ulubione kwiaty? - Powinienem ci wysłać kwiaty, ale nie mogę się pod tym podpisać. Kto wysłał ci kwiaty? - Nie są od ciebie?- przygryzła wargę. Kto wysłałby jej kwiaty? Może jej rodzice? Albo jedna z jej sióstr? - Nie, nie są ode mnie. Masz cichego wielbiciela?- brzmiał na bardziej zdenerwowanego niż powinien być. - Nie. Pewnie są od moich rodziców. Więc, gdzie będziesz w sobotę? Powinnam wtedy móc wyjechać z miasta - od kluczyła samochód i wsunęła pokrowiec z laptopem na przednie siedzenie. - Sobota? To za pięć dni! - Piątek wieczór? Mogłabym wtedy wyjechać, ale nie wygląda to zbyt dobrze. Muszę się spakować. Uporządkować wszystkie sprawy. Pracujący tydzień kończy się dopiero w piątek a końcowe oceny przypadają na jutro. Będę przez całą noc wystawiać oceny uśmiechnęła się do siebie, wiedząc, że powód jej zalegania z wystawieniem ocen znajduje się po drugiej stronie telefonu. Każda minuta spędzona z tym powodem była warta zarwania nocy.- Bądź cierpliwy przez jeszcze chwilkę. Obiecuję, że ci to wynagrodzę. - Po prostu za tobą tęsknię. - Brian, jesteśmy osobno dopiero jedną noc. - Wiem. Wiem - westchnął.- Pozwól mi sprawdzić harmonogram. Weszła do swojego Thunderbirda i czekała aż Brian przemów. - Piątek. Um... będziemy w Nebrasce. Wygląda na Lincoln. - To cztery godziny stąd. - Nie daleko - powiedział z podekscytowaną nutką w głosie.
- O której godzinie jest wasz występ? - O dziesiątej. Mamy trzy otwierające zespoły przed nami. W rzeczywistości koncert zaczyna się o szóstej trzydzieści. - Pewnie go przegapię, ale spróbuję się tam dostać. Do zobaczenia później. Obiecuję. - Albo moglibyśmy pominąć koncert, spotkać się w Vegas i wziąć ślub. - Nie, nie możemy. - Jesteś pewna, że jakiś facet do ciebie nie podbija? - Dowiedzenia, Brian. Westchnął. - Zadzwonię do ciebie później. Zamknęła swój telefon i wrzuciła go do torebki. Wycofała się samochodem z parkingu i ruszyła w stronę swego mieszkania po północnej stronie miasta. Brian był już zbyt blisko. Zbyt czepliwy. Ona nie była tak lgnąca. Denerwowało ją to. I była zazdrosna? Zazdrość prowadziła do ochrony. A chronienie doprowadzało ją do szaleństwa. Lubiła go, być może bardziej niż powinna, ale nie była przygotowana do długotrwałego zaangażowania. I nadal wyskakiwał z tym małżeństwem. Wiedziała, że żartuje, ale wciąż... Małżeństwo? Myrna wzdrygnęła się.
Rozdział 18
Myrna zaparkowała swój samochód za Lied Center w Lincoln, stanie Nebraska. Walące dźwięki koncertu brzęczały w jej desce rozdzielczej. Jazda była długa i monotonna, ale była zmęczona. Prowadzenie samochodu przez cztery godziny po całym dniu pracy i szalonej ilości pakowania nie było wskazane. Wyszła z samochodu i skierowała się do końca ogradzającej bariery. Po prostu poczeka na zespół w autobusie i wyśle techników po swój bagaż. Ochroniarz w jasno żółtej koszulce zatrzymał ją przy wejściu na teren przed czekającymi autobusami. - Jestem z zespołem - Myrna powiedziała ochroniarzowi. Miał sześciopak na brzuchu. Został wyprodukowany przez spożywaniu sześciopaku piwa każdej nocy. - Już to słyszałem - powiedział.- Nie możesz przejść przez barierki. - Więc po prostu poczekam tu, aż zespół wyjdzie i wyjaśni moją historię. - To jedyny sposób, żebyś przeszła obok mnie. Westchnęła głośno, zbyt zmęczona by uzbroić się w cierpliwość. - Są w pobliżu jacyś technicy? Znają mnie. - Obiecanie przysługi technikom może ich nakłonić, by skłamali dla ciebie. - Ugh! Mogłabym cię udusić. Kiedy kończy się koncert? Spojrzał na zegarek. - Za jakieś czterdzieści minut. Równie dobrze mogła posiedzieć w samochodzie. - Jeśli Brian albo któryś z chłopaków przejdzie tędy, powiedz mu, że Myrna Evans czeka w swoim samochodzie. I nie jest zbyt szczęśliwa z tego powodu po jechaniu przez cztery godziny. - Jesteś Myrną? - Tak. - Dowód? Pogrzebała w torebce aż znalazła swoje prawo jazdy. Podała mu je. Sprawdził je uważnie, jakby była jakąś piętnastolatką, która próbowała się wkraść do nocnego klubu. - W porządku - powiedział w końcu oddając jej prawo jazdy.- Ten gitarzysta ciągle tu przychodził pytając się, czy ktoś cię widział zanim rozpoczął się ich koncert. Uśmiechnęła się. Był aż taki gorliwy by się z nią zobaczyć? Ochroniarz popchnął kawałek metalowego ogrodzenia, by mogła przecisnąć się między barierami.
- Dzięki za utrzymanie chłopaków w bezpieczeństwie - poklepała go po policzku i poszła w kierunku budynku. Kilka fanek stało blisko tylnych drzwi czekając na zespół, aby wyszedł na zewnątrz. Może teraz byłby dobry moment na wstępną ankietę dla jej badań. Nic formalnego. Nie miała jeszcze ustalonych pytań, ale mogła przeprowadzić kilka nieformalnych rozmów, aby uzyskać lepsze pomysły na zadawanie pytań. Najtrudniejszą częścią studiowania psychologii było poprawne formułowanie pytania, by uniknąć prowadzenia do lub wprowadzenia jej osobistej stronniczości. Podeszła do skąpo ubranej młodej kobiety. - Witaj - Myrna powiedziała do kobiety.- Mogę zająć ci kilka minut? - Jak dostałaś się na tą stronę?- spytała. - Jestem z zespołem. Spojrzała na ochroniarza i szepnęła do Myrny: - Załatwisz mi wejściówkę za kulisy? - Nie. Przepraszam. Dlaczego chcesz się dostać za scenę? - Żebym mogła spotkać Treya Millsa. Dlaczego jeszcze? - Jest świetnym facetem. Niezwykle utalentowanym - powiedziała Myrna.- Co o nim wiesz? - Uch, wszystko. Jego urodziny są 9 czerwca. Ma siedemnaście tatuaży i dwanaście kolczyków. Jego prawdziwe imię to Terrance, którego nienawidzi i po prostu każe się nazywać Trey. Jego drugie imię to Charles. Trey urodził się i wychował w Los Angeles. Jego najlepszym przyjacielem jest Brian „Mistrz” Sinclair, którego poznał kiedy miał jedenaście lat i stworzyli zespół o nazwie Crysys w ósmej klasie. Miał psa o imieniu Sparky kiedy był dzieckiem. Pies został potrącony przez samochód. Znasz piosenkę „Good-bye Is Not Forever”? Tret napisał ją o swoim psie. On... - Dobra, wydaje się że wiesz o nim wszystko. Dlaczego chcesz się z nim spotkać? - Duh. To Trey Mills. - Tak, wiem kim jest. Dlaczego chcesz się z nim spotkać? - Kocham go. Pragnę go. Potrzebuję go - przycisnęła ręce do piersi i przewróciła oczami dla nacisku. - I jakie masz nadzieję na to spotkanie? Zaśmiała się. - Dziecko. Jesteś reporterką czy coś? - Nie, jestem po prostu ciekawa. Więc chcesz uprawiać seks z Treyem Millsem? - Tak, oczywiście. Ty nie? Myrna zaśmiała się nerwowo. - Mam inne zainteresowania. Miałaś takie uczucia do innych mężczyzn? Poznawała ich życie w szczegółach, myślałaś, że ich znasz, wyznawałaś im miłość i próbowałaś odbyć z nimi stosunek? Wzruszyła ramionami. - Tylko z innymi członkami zespołu. - Powiedzmy, że Trey nie jest tobą zainteresowany, ale Jace Seymour zaprosi cię na seks do autobusu, pójdziesz? Zmarszczyła czoło. - Tak, zrobię to z Jace'em. Jest seksowny. Mógłby mnie przedstawić Treyowi. Korzystna sytuacja. Wiesz, co naprawdę byłoby niesamowite? Trójkąt z Treyem i Mistrzem Sin... Myrna uniosła rękę by ją uciszyć. - Więc jak reagujesz na zwykłych mężczyzn? Tych, którzy nie są sławni. - Co masz na myśli? - Czy regularnie angażujesz się w rozwiązły seks?
Dziewczyna patrzyła na nią przez dłuższą chwilę. - Pytasz, czy jestem łatwa? - A jesteś? - Tak, tak sądzę - wzruszyła ramionami.- Jest w tym coś złego? - Tak długo jak ci to nie przeszkadza, to nie. Uprawiałaś kiedyś seks z mężczyzną, którego dopiero co spotkałaś? Spojrzała zdziwiona, jakby myślenie raniło jej mózg. - Masz na myśli pierwszą randkę? - Nie, mam na myśli seksownego mężczyznę który wyjdzie z tych drzwi, podejdzie do ciebie i powie „Uprawiajmy seks”. Pójdziesz? Skrzywiła się. - Nie, to chore. - Powiedzmy, że Trey Mills wyjdzie z tych drzwi, podejdzie do ciebie i powie „Uprawiajmy seks”. Pójdziesz? - Tak. Już to powiedziałam. - Jaka jest różnica między pierwszym facetem a Treyem? Zatrzymała się i wzruszyła ramionami. - Znam Treya. - Znasz fakty z życia Treya, ale nie znasz go. Nigdy go nie spotkałaś, prawda? - Znam go - splunęła.- Kocham Treya. A gdy mnie spotka, też mnie pokocha. Rozumiesz? - Tak, myślę, że naprawdę zaczynam rozumieć. Naprawdę doceniam, że ze mną rozmawiasz. - Więc możesz mnie mu przedstawić? - Powiem o tobie dobre słowo. Uśmiechnęła się. - Byłoby niesamowicie! - wyciągnęła tubkę błyszczyku ze swej małej torebki i nałożyła kilka warstw. Myrna porozmawiała z kilkoma innymi młodymi kobietami podczas gdy czekała aż Brian skończy koncert. Pojawiła się między nimi tendencja. Wszystkie kierowały się podobnymi sprawami. Znalazła nawet dziewczynę zakochaną w Brianie. Rozmawianie z nią było dziwne. - Jak długo jesteś zakochana w Brianie? - W rzeczywistości woli Mistrza Sinclaira - dziewczyna przewróciła oczami, który był otoczony zbyt dużą ilością niebieskiego eyelinera. Myrna wiedziała, że tego nie lubił, ale Fanka wiedziała co wiedziała. - Um - dziewczyna kontynuowała.- Widziałam go kilka lat wcześniej zanim zespół stał się naprawdę sławny. Widziałaś go na scenie? - Tak. - Czyż nie jest seksowny? - Tak. Jest naprawdę seksowny. - A kiedy jego palce dotykają jego gitarę, jak... - wykręciła swe palce w krótkich odstępach czasu.- To jak, o mój Boże, pragnę go, wiesz? - Tak. Całkowicie to rozumiem. Skąd wiesz, że jesteś w nim zakochana? - Myślę o nim nieustannie. Mam jego wszystkie zdjęcia jakie kiedykolwiek były zrobione przyklejone do ściany. Oglądam jego wszystkie nagrania w zwolnionym tempie. Słysząc coś takiego, Myrna nie próbowała nawet stłumić wzdrygnięcia. - Czy to raczej nie obsesja niż miłość? - Nie, to na pewno miłość. Zrobiłabym dla niego wszystko. Nie mogła znieść myśli o dłuższej rozmowie z obsesyjną fanką Briana.
- Dzięki za porozmawianie ze mną. - Możesz mi pomóc spotkać się z Brianem? Nie, do cholery. Uśmiechnęła się do dziewczyny. - Nie sądzę, żeby był zainteresowany, kochanie. Może powinna badać groupies reszty zespołu , ale unikać Briana. Tylne drzwi otworzyły się. Pojawił się Brian, para uniosła się z jego skóry na chłodnym powietrzu wieczoru, gdy uderzyło w jego zalane potem ciało. Popędził ku niej i owinął ją ramionami, szukając jej ust do pocałunku na powitanie. Aparaty poszły w ruch. Coś walnęło w tył głowy Myrny. Mocno. Odsunęła się od Briana dotykając swoją głowę. - Ow. Brian spojrzał na nią. - Co się stało? - Coś mnie uderzyło - powiedziała, jej oczy zaszły się łzami.- Naprawdę boli. Podniósł czarną botkę z ziemi. - Kto to rzucił?- zażądał, spoglądając zebranych fanów. Tylko jedyna dziewczyna stojąca przy bariera miała pasujący but do tego w jego ręce. Brian podszedł do dziewczyny i potrząsnął butem przed jej twarzą. Wzdrygnęła się. Była to ta sama dziewczyna, która twierdziła minutę wcześniej, że jest zakochana w Brianie. - Uderzyłaś tym moją dziewczynę? - Twoją dziewczynę!- jęknęła. - Twoją dziewczynę?- Myrna mruknęła. Myrna potarła guza na głowie, oszołomiona bardziej jego słowami niż szkodą z tyłu jej głowy. - Przepraszam, Mistrzu Sinclair - powiedziała fanka.- Kocham cię. Kocham cię. - I myślisz, że uderzając w tył głowy kogoś na kim mi zależy sprawi, że pozytywnie na ciebie zareaguję? - Nie chciałam - dziewczyna rozpłakała się, łzy popłynęły po jej policzkach.Przepraszam. Proszę, nie bądź na mnie zły. Przydusił but do piersi młodej kobiety. - Wynoś się stąd! Spojrzał na tył głowy Myrny, dotykając zgrubienia. Wciągnęła zbolały oddech przez zęby. - Wszystko w porządku, kochanie? Sądzę, że krwawisz - spojrzał na swoje palce na których były ślady krwi. Reszta zespołu wyszła wtedy z budynku. Sed zatrzymał się przed Myrną, która na niego spojrzała, wciąż krzywiąc się z bólu. - Co się stało?- spytał. - Jakaś suka rzuciła butem w tył jej głowy - Brian ponownie dotknął guza z tyłu jej głowy. Pragnęła, żeby już przestali. - Co to?- Brian spytał, ponownie dotykając palcami tyłu jej głowy.- Blizna? Co... Wykręciła mu się. - To nic. - Chodź, spadajmy stąd - powiedział Sed. Zignorowali grupę fanów, których były z minuty na minutę coraz więcej i poszli prosto do busów. Sed powiedział dziewczynom które za nim szły, by poczekały na zewnątrz. Brian skierował Myrnę na siedzenie przy stole i przemył jej skaleczenie wodą utlenioną z apteczki pierwszej pomoc. Cały zespół patrzył na nią jakby była po straszliwym wypadku i miała umrzeć w każdej chwili.
- Nic mi nie jest - nalegała. - Musicie być bardziej ostrożni, Brian - powiedział Sed.- Wiesz, jacy są niektórzy z tych fanów. - Nie myślałem - Brian zrzucił zwitek mokrej gazy na stół i pocałował Myrnę w tył głowy.- Byłem po prostu szczęśliwy, że ją zobaczyłem. Sed uśmiechnął się. - Tak, rozumiem. Ale ciesz się nią na osobności. Dobra? Nie chcemy, żeby dostała jakieś pogróżki. - Nie wiedziałam, jak wy, chłopaki, radzicie sobie z takimi sprawami - powiedziała Myrna. - Jakimi sprawami?- spytał Brian. - Fanami. Szczerze wierzą, że was znają. Ta laska, która mnie uderzyła wie o tobie więcej niż ja. Mówią, że są w was zakochane i tak twierdzą. To całkiem pokręcone. Nigdy was nie spotkały. - Przysparza nam to wiele cipek - Sed uśmiechnął się. Myrna zachichotała. - Chyba tak. - Idziesz z nami na imprezę, Myr?- spytał Eric. - Nie dzisiaj, Eric. Miałam długi dzień. Myślę, że po prostu pójdę do łóżka. - Zgadzam się - powiedział Brian. - Po prostu zostawimy te papużki nierozłączki same - Trey załapał Erica za ramię i wyciągnął go z autobusu. - Zadbaj o nią, Brian - powiedział Sed. Jace skinął głową. Wyszli na zewnątrz za Treyem i Ericiem. Fani ucieszyli się na ich powrót. - Naprawdę mi przykro z tego powodu, Myrna. - To nie twoja wina. - Nie powinienem cię całować. - Było warto. Co naprawdę chciałam zrobić, to powiedzieć tej dziewczynie, że jesteś mój i niech lepiej skupi swoją obsesyjną uwagę na czymś innym. Uśmiechnął się szeroko. - Naprawdę? - Tak. Zrobisz mi przysługę? - Tak? - Idź zmyj swój eyeliner. Chcę być teraz z Brianem. Nie Mistrzem Sinclairem. - Czy Mistrz Sinclair może najpierw cię pocałować? - Nie jestem pewna. Myślę, że mój chłopak może być zazdrosny. Uśmiechnął się i pocałował ją. Chwyciła się jego ramion, gdy splądrował jej usta. Kiedy odsunął się by na nią spojrzeć, jej serce zabiło z podniecenia. - Masz rację, Brian jest troszkę zazdrosny - powiedział.- Ale jest szczęśliwy, że nazwałaś go swoim chłopakiem. Wzruszyła ramionami. - Chłopaka mogę znieść. To słowa na m nie mogę przegryźć. - Magicznie? - Nie, magiczność jest w porządku. To inne słowo na m. - Dobrze - powiedział.- Brian obiecuje już nie prosić cię o masaż po koncercie, mimo że naprawdę sprawiało mu to przyjemność i miał nadzieję, że będziesz go rozpieścisz w ciągu kilku minut. - Wiesz o czym mówię. Dlaczego ciągle pytasz, czy za ciebie wyjdę? Naprawdę mnie denerwuje, że żartujesz sobie z tego. - Kto żartuje?
Jej serce minęło uderzenie. - Mam nadzieję, że ty. Brian opuścił wzrok. - Wychodzi na to, że pierwsza kobieta którą proszę o rękę, myśli, że żartuję. Złapała oddech. - Pierwsza? - Tak, pierwsza. Jedyna. Odsunął się od stołu i poszedł do łazienki. Woda chlusnęła do zlewu. Myrna wzięła głęboki oddech i wstała na nogi. Zakładała, że był typem który prosi o rękę każdą dziewczynę którą lubi. Naprawdę była pierwsza? Nadal nie chciała wyjść za mąż - nie nigdy - ale wiedziała, że powinna być bardziej wrażliwa na jego uczucia. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ciągle go odrzucała. Chyba powinna mu wyjaśnić. Dotknęła palcami zgrubienia z tyłu głowy a następnie grubej, długiej blizny obok. Poszła za Brianem i stanęła w drzwiach łazienki, patrząc jak zmywa swój makijaż sceniczny. - Przepraszam - powiedziała. - Za co przepraszasz? - Nie chciałam cię skrzywdzić. Myślałam... Nie zdawałam sobie sprawy, że traktujesz mnie wyjątkowo. Spojrzał na nią. - Dlaczego nie miałbym? Jesteś wyjątkowa. Parsknęła. - Brian, możesz mieć każdą kobietę, którą zechcesz. We mnie w ogóle nie ma nic specjalnego. Potrząsnął głową w niezgodzie. - Nie doceniasz siebie, Myr. Jesteś cudowna. I nie chcę każdej kobiety. Chcę ciebie, ale sądzę, że jesteś całkowicie przeciwko pomysłowi poślubienia mnie. - Brian, nie mam nic przeciwko wyjścia za ciebie. Jestem przeciwko pobraniu się z kimkolwiek. Poza tym, ledwo się znamy, więc jak mogłeś nawet pomyśleć o czymś tak szalonym? - Czasami po prostu się wie. - Wie co? - Wie się, kiedy coś jest prawdziwe. To. Ty i ja. To jest prawdziwe. Nigdy nie miałem czegoś, co byłoby tak realne. - A dla mnie to w ogóle nie jest prawdziwe. To jak fantazja. Spojrzał w dół zlewu. - Dobra, to zabolało. - Przykro mi. Spojrzał na nią i uśmiechnął się smutno. - Nie przepraszaj za swoje uczucia, Myrna - podszedł do niej i dotknął jej policzka.Myślę, że wiem o co chodzi. Opowiedz mi o swoim byłym mężu. Wzdrygnęła się i odwróciła od niego. Przysunął się i objął ją ramionami w pasie, opierając ją o swoje ciało. Nie zdawała sobie sprawy, że drżała, gdy jego stała siła była za nią. - Nie lubię o tym rozmawiać - jej drżenie zwiększyło się, gdy przebłyski wspomnień zaatakowały ją. - Trzymam cię - mruknął.- Jesteś bezpieczna. Bezpieczna. Brian sprawiał, że czuła się bezpiecznie. I za to powie mu nieco, aby zrozumiał, że nie było w nim nic złego. To była ona.
- Jeremy był dobrym mężczyzną, gdy wyszłam za niego. Po prostu czasami sobie wypił a gdy był pijany, stawał się inną osobą. Początkowo, stawał się wojowniczy co kilka miesięcy. A później co kilka tygodni. Skończyło się na tym, że był pijany każdej nocy. Oskarżał mnie o rzeczy których nigdy nie zrobiłam, o których nawet nie myślałam. Sądził, że mam romanse. Był paranoikiem. Okrutnym. Kiedy zaprzeczał, on... - załamany szloch urwał jej słowa. Otarła łzy. Dlaczego płakała? Nie płakała przez Jeremiego od lat. Zostawiła go w przeszłości. Już nie mógł jej skrzywdzić. Ale nawet ona zauważyła, że to kłamstwo. Krzywdził ją każdego dnia. Brian odwrócił ją dookoła i przytulił do swojej piersi. Owinęła wokół niego ramiona, opierając się o jego siłę. - Groził mi, żebym się przyznała do czegokolwiek o co mnie oskarżał. O pieprzenie się z jakimś facetem. Dotknięcie czy flirtowanie z nim albo nawet samo patrzenie na niego ze zbyt dużym zainteresowaniem - Myrna spojrzała na twarz Briana niewyraźnie przez łzy.Musisz mi uwierzyć, Brian. Ja nigdy. Ja nigdy bym. Nie zdradzałam. Ani razu. Nawet nigdy o tym nie myślałam - jej palce zacisnęły się na jego koszulce. Ramiona Briana zacisnęły się wokół niej. - Wierzę ci - potarł ustami o bok jej głowy.- Czy on cię uderzył? Potrząsnęła głową. - Nie, nie gdy byliśmy małżeństwem. Dziwnie to zabrzmi, ale czasami chciałam, żeby to zrobił. Może wtedy byłoby mi łatwiej odejść. Głównie krzyczał. Sprawiał, że wątpiłam w siebie. Czasami wciąż słyszę jego głos jak krzyczy na mnie, wyzywa mnie od dziwek. Jeśli nasze problemy były tylko między nami, mogłabym sobie z tym poradzić, ale Jeremy skonfrontował się z moimi kilkoma męskimi współpracownikami i oskarżył ich o uwodzenie mnie. Nawet wplątał w to kilka żon. Musiałam przez to opuścić moją pierwszą pozycję na wydziale. - Dlaczego z nim zostałaś? - Byłam głupia; ciągle mu wybaczałam. Mówił „Kocham cię, Myrna. Kocham cię. Kocham cię. Tylko to się liczy. Kocham cię.” Długo w to wierzyłam. Nie mam pojęcia ile drugich szans mu dałam, a które wypaczył przez te dwa słowa. Setki. Nie mogę nawet teraz znieść słyszenia ich. Te słowa mnie odpychają. Przypominają mi o moich słabościach. O mojej głupocie. Sądzę, że najgorsze było to, że jako psycholog wiedziałam co on mi robi - wiedziałam - i nienawidziłam siebie za ciągłe przyjmowanie go z powrotem, ale nie mogłam przerwać tego cyklu. Chciałam, żeby się udało. Ale... Powiedziawszy już tak wiele, przygryzła wargę i zamilkła. Jego ręka pocierała jej włosy i pocałował ją w skroń. - Ale zostawiłaś go, prawda? Więc nie jesteś słaba. Przerwałaś to. - Tak, w końcu go zostawiłam, ale to nie miało znaczenia. Jeśli już, było jeszcze gorzej. Śledził mnie. Myślałam, że mnie zabije. Musiałam wystąpić o zakaz zbliżania się do mnie. Zignorował go. Aresztowali go i wyszedł z więzienia niemal natychmiast. Był szanowanym człowiekiem w społeczeństwie. Bogaty. Dziedzic. Dobrze wykształcony. Czarujący. Większość ludzi nie miało pojęcia jaki był naprawdę. A ci którzy wiedzieli, za bardzo bali się jego zamożnej rodziny by cokolwiek zrobić. Po tym jak go opuściłam, chodził za mną wszędzie przez miesiące. Przyłapywałam go na tym, że stał przed mym domem. Obserwował. Zostawiał krótkie liściki miłosne w miejscach, w których wiedział, że je znajdę - wzdrygnęła się.- Ale ponieważ nigdy nie skrzywdził mnie fizycznie, nie chcieli niczego zrobić. Werbalne i emocjonalne molestowanie nie posiadało takiej samej wagi jak fizyczne znęcanie się. Rozumiałam dlaczego, ale nie ułatwiało mi to przez to przejść. Brian gładził ją po plecach i jej preferowane odrętwienie wróciło. Dlaczego mówiła Brianowi o tym wszystkim? Nigdy nikomu nie opowiedziała o pełnym zakresie swego
przerażenia. - Rozwód - szepnęła.- Rozwód był straszny. Odmówił podpisania papierów rozwodowych, więc musieliśmy iść do sądu i ujawniłam całą gehennę przed sądem. Oskarżenia. Rzeczy, które mi powiedział. Jak upokarzał mnie przed ludźmi, których chciałam, żeby mnie szanowali. Dzięki Bogu sędzia mi uwierzył i pchnął rozwód do przodu, choć Jeremy zakwestionował go. Dzień kiedy legalnie się od niego uwolniła, dzień w którym nasze małżeństwo oficjalnie dobiegło końca, był najlepszym dniem w moim życiu. Już nigdy nie chcę być w takiej pułapce - przez słowo miłość lub instytucję małżeństwa. - Więc po rozwodzie wreszcie zostawił cię w spokoju? Potrząsnęła głową. - Nie chciał tego zaakceptować. Śledził mnie. Nadal uważał mnie za swoją żonę. Kiedy znowu zaczęłam umawiać się na randki, nawalił się. W jego umyśle zdradzałam go. Jestem pewna, że Jeremy przebił opony mojej randki gdy byliśmy na kolacji. Wtedy jednej nocy włamał się do mojego mieszkania i czekał, aż wrócę do domu. Nie pamiętam z tego wiele, po prostu obudziłam się w szpitalu dwa dni później - chwyciła jego dłoń w swoją i przesunęła ją do nierównej blizny z tyłu głowy.- Ta blizna. On mi ją zrobił. Uderzył mnie pogrzebaczem do kominka, skopał do nieprzytomności, wybił ze mnie całe moje życie, a następnie ten idiota zadzwonił po pogotowie. - Jezu Chryste - Brian przycisnął usta do jej skroni. - Przyznał się do wszystkiego i poszedł do więzienia. Zmieniłam swoje nazwisko, przeprowadziłam się, zatarłam swoje ślady i nigdy znowu mnie nie znalazł - właśnie dlatego była tak przerażona, że Brian znalazł ją tak łatwo. Przypomniała sobie, że Brian wiedział, iż ma szukać w Kansas. Jeremy nie wiedział. Nie mógł jej znaleźć. Nie mógł. Nie znał nawet jej nazwiska. Ale te kwiaty... Jeremy wiedział, że gladiole były jej ulubionymi. - Dziękuję, że mi o tym opowiedziałaś - powiedział.- Rozumiem już kilka rzeczy o tobie i dlaczego traktujesz mnie jak bakterię. Traktowała go tak? - Jakie rzeczy? Zawahał się. - Ja... cóż, zauważyłem, że masz tendencję do zamarzania na kilka sekund, gdy próbujemy zrobić coś zboczonego. Zaczerwieniła się. - Zauważyłeś to, co nie? - Lubię cię, prawdziwą ty jest nieskrępowana, otwarta, seksualna istota, ale coś sprawiało, że czułaś się z tym źle. To nie jest złe, Myrna. To cudowne. - Gdzieś w mojej głowie wiem o tym, Brian, ale jestem uszkodzona. Ścisnął ją. - Nie. Jesteś idealna - znowu pocałował ją w skroń.- Idealna. Jej oddech wydostał się z westchnieniem i próbowała się odsunąć, ale przyciągnął ją bliżej. - Proszę, nie uniemożliwiaj mi życie według twoich oczekiwań, Brian. To zbyt wiele. Zbyt szybko. Nie mogę sobie z tym poradzić. Czuję się... w pułapce. Nie... Brian przechylił głowę do tyłu i spojrzał jej w oczy. Scałował z jej policzka zabłąkaną łzę. - Nie jestem tym facetem, Myrna. Akceptuję cię taką jaka jesteś. - Wiem - szepnęła. - Choć chciałbym zabić tego faceta. Masz jego adres? Potrząsnęła głową. - Nie mam z nim kontaktu. Nie widziałam go od czterech lat. Trzymał ją spokojnie przez kilka chwil a ona rozkoszowała się dotykiem jego silnych
ramion wokół niej. Tak bezpiecznie. Ale wciąż przerażająco. Odsunął ją trzymając za ramiona i spojrzał na nią. - Sądzę więc, że czego najbardziej ode mnie potrzebujesz to emocjonalna przestrzeń. - Tak. - I czasu. - I cierpliwości - dodała. Skinął głową. - Postaram się dać ci czego potrzebujesz, ale nie będzie to łatwo. Jestem tobą bardzo zainteresowany, Myrna. Uśmiechnęła się do niego, spoglądając w jego ciepłe, brązowe oczy. - Ja też jestem tobą zainteresowana, Brian. - Przypuszczam, że w takim razie nie chcesz, żebym użył słowa na K13. - Nie, chyba że to twoje usta - owinęła jego szyję ramionami i pocałowała go łapczywie. - Usta są bardzo dobrym słowem na K - mruknął. - Tak, to pożądanie - ściągnęła mu przez głowę koszulkę i okręciła język wokół jego sutka.- I lizanie. - Jestem szczególnie bliski popuszczenia - wziął ją za rękę i pociągnął ją do sypialni. Roześmiała się, idąc za nim. - To dwa słowa. - Semantyka14.
13 W oryginale było to słowo na L, czyli love; usta – lips; pożądanie – lust, lizanie – lick. 14 Nauka badająca związki między treścią a formą wyrażeń językowych; w językoznawstwie tradycyjnym: nauka badająca znaczenia wyrazów i historię tych znaczeń
Rozdział 19
Myrna wylazła z łóżka, wślizgnęła się w białą letnią sukienkę którą znalazła na podłodze i potykając się, skierowała do łazienki. Jechali od dwóch dni prosto do Florydy by zagrać koncert. Zespół zagra przez godzinę a następnie załoga zgarnie sprzęt i wrócą na drogę około północy by uderzyć ku wschodniemu wybrzeżu. Naprawdę nie miała pojęcia, jak ci faceci utrzymywali zdrowy rozsądek. Wszystko co robili to jeździli w busach przez cały dzień i noc, byli nieustannie w ruchu od miasta do miasta bez czasu by nacieszyć się miejscami do których podróżowali. Po skorzystaniu z toalety rozważała powrót do łóżka, ale zdecydowała, że Brian by się obudził i spędziłaby kilka godzin z jego wąskimi biodrami między swymi udami. Nie żeby uważała to za złą rzecz, miała po prostu robotę do zrobienia i spostrzegła, że jest zbyt rozproszona by cokolwiek zrobić. Myrna przepchnęła stos kartek na brzeg kwadratowego stołu, usiadła na kanapie o której-nie-chciała-wiedzieć-dlaczego-była lepka i uruchomiła swój komputer. Teraz, gdy zaprojektowała odpowiednią ankietę, spędzała swoje wieczory na przeprowadzanie wywiadów z groupies. Jej projekt przesuwał się do przodu poza jej najśmielszymi oczekiwaniami i miała ogromne zaległości w uporządkowaniu danych. Podczas gdy czekała, aż załączy się internet, posortowała muzyczne arkusze oddzielając je od kartek zaplamionych piwem, pozbierała patyczki od lizaków na jedną kartkę i spojrzała z obawą na brązową plamę. Chłopaki byli flejtuchami i nie mieli szacunku dla swoich rzeczy osobistych. Tolerowała bałagan tylko dlatego, gdyż nie czuła się, iż powinna ich poprawiać. Sprawdziła pocztę i odpowiedziała na pół tuzina szalonych wiadomości od swoich studentów. Myrna pracowała nad stworzeniem arkusza który kalkulowałby dane, gdy bus zwolnił i zatrzymał się. Wyciągnęła szyję, by wyjrzeć przez mocno zacienione okno po drugiej stronie autobusu. Kolejna restauracja fast-food? Gag! Jake wspiął się na fotel kierowcy i rozciągnął usta szeroko ziewając. Zaczął, gdy zauważył Myrnę siedzącą przy stole. - Nie wiedziałem, że ktoś nie śpi - powiedział.- Chcesz śniadanie? - Kawa byłaby fantastyczna. - Nadchodzi jedna kawa. Zrób dwie. Zaraz zemdleje. Jake wyszedł z busu, pozostawiając otwarte drzwi więc świeże powietrze krążyło po kabinie. Myrna usłyszała charakterystyczny pisk opon Thunderbirda obok autobusu. Technicy nadużywali jej samochodu a mile szybko były dodawane. Mimo, że wygodnie było
mieć samochód do dyspozycji, będzie musiała umieścić go w składzie. Prowadzenie dodatkowego pojazdu zakłócało rotację snu techników, którą uznała za zagrożenie dla bezpieczeństwa. Drzwi od sypialni otworzyły się i pojawił się Brian. Zamrugał oczami w słońcu wczesnego poranka i uśmiechnął się do Myrny, gdy skupił na niego wzrok. - Tutaj jesteś. Czekałem ponad godzinę aż wrócisz do łóżka. Nawet nie starał się ukryć swojej nagość czy swojego twardego penisa, który sterczał w przestrzeni przed nim. Właśnie dlatego nie wróciła do łóżka. Nigdy nie dawał jej wolnego czasy, by mogła nadrobić zaległości w swojej pracy. Jego tłumaczenia były zawsze spektakularne, więc nie miała możliwości by powiedzieć mu nie. Nie chciała mu odmawiać. Jej ciało już podświadomie, prymitywnie na niego zareagowało. Oczekiwała, że ich wzajemne majaczenie opadnie odkąd byli ze sobą 24/7, ale nasilało się to z każdym dniem. Nigdy nie doświadczyła czegoś takiego. Była beznadziejnie, szaleńczo, głęboko w pożądaniu. - Próbowała trochę popracować - powiedziała. - Skończyłaś już? - Uch... - wiedziała, że nie będzie w stanie się skoncentrować po tym, jak widok nagiego Briana wypalił jej siatkówki.- Mogę sobie zrobić małą przerwę. W rzeczywistości musimy zrobić coś z moim samochodem. Jego brwi uniosły się i uśmiechnął się. - Świetny pomysł. Twój samochód. Pójdę znaleźć jakieś spodnie. - Poczekaj, źle zrozumiałeś. Jednakże już zniknął w sypialni. Wyszedł kilka minut później z dżinsami i koszulką na sobie. Jej serce walnęło w oczekiwaniu. Wyślizgnęła się z siedzenia by znaleźć buty podczas gdy on skorzystał z łazienki. Przy wyjściu czekali aż Jake wejdzie do busu z dwiema kawami. - Och, Brian, wstałeś. Proszę, możesz mieć moją kawę - Jake próbował wręczyć Brianowi kubek z kawą. - Zatrzymaj ją - powiedział Brian.- Myrna i ja bierzemy Thunderbirda. Spotkamy się w Tampa tego wieczoru. - Nie sadzę, że to był dobry pomysł, Brian. Zgubiłeś się na podwórku swoich rodziców - Jake wręczył Myrnie jej kawę. Wzięła łyk kawy i skrzywiła się. Zbyt silna i czarna. - Podwórko moich rodziców jest ogromne. Ale nie martw się, dojedziemy tam. Jake wzruszył ramionami. - Myślę, że Dave ma klucze. Widziałem go minutę temu, jak wchodzi do drugiego busu. - Dzięki, Jake. I facet, wyglądasz jak gówno. Dlaczego nie obudzisz Seda i nie dasz mu poprowadzić przez chwilę? - W porządku. Do zobaczenia w Tampa - Jake dmuchnął na swoją kawę i poszedł do łazienki na tyłach busu. Brian poprowadził Myrnę do samochód, gdzie poczekała popijając swoją gorzką kawę, podczas gdy Brian poszedł za kluczami. W ciągu kilku chwil usiadł koło niej i uruchomił samochód. - Powiedziałem ci w ogóle dzień dobry? Potrząsnęła głową. - Nie myślisz za dobrze gdy cała twoja krew odpłynęła do mniejszej głowy. - Mniejszej? Zaśmiała się. - Właściwie co chciałam zrobić z samochodem zanim wyskoczyłeś ze swoimi
wnioskami, to znaleźć jakieś miejsce gdzie będzie można go przechować gdy będę z wami w trasie. - Więc nie chciałaś ssać mego penisa gdy będę prowadzić? - No cóż, teraz już chcę, ale to nie dlatego wspomniałam o samochodzie w pierwszej kolejności. Brian wyjechał z parkingu, zostawiając busy za sobą. - Miło mieć ze sobą samochód. Jest przydatny do zakupów i można uciec od chłopaków na kilka minut. Może uda się nam zdobyć przyczepę za ciężarówką. Uśmiechnęła się. - To był idealnie zadziałało - przesunęła się na siedzeniu i pocałowała go w policzek.- Technicy też to docenią. Wyglądają jak chodząca śmierć. - Będą mieli dużo odpoczynku. Jeszcze dziesięć dni w trasie i będziemy mieć tydzień wolnego. Jedziesz z nami do Los Angeles, prawda?- wyciągnął jej z rąk kubek kawy i napił się. Skrzywił się, wziął kolejny łyk i oddał jej kubek. - Los Angeles?- spytała.- Nie sądzę, Brian. Mogłabym nadrobić pracę przez ten czas. Macie zaplanowały więcej tras po tygodniu wolnego, prawda? - Tak - powiedział cicho. - Co się stało? - Nic. Ponownie zastrzelony - uformował rękę w pistolet i sparodiował strzelenie sobie w pierś. - Dąsasz się ponieważ muszę pracować? - Nie dąsam się. Na bank wyglądało, że się na nią obraził. - Marudzisz, bo muszę pracować? - Nie, marudzę dlatego, że wolisz spędzić tydzień w L.A. z pracą niż ze mną mruknął pod nosem.- Dlaczego zawsze ja brzmię jak laska w tym związku? - A czy czasami i tak nie będziesz pracował nad swoim nowym albumem? - I? - I byłoby to dobre zarówno dla nas obojga, abyśmy mogli zebrać myśli przez kilka dni i popracować trochę. Nie mogę się skoncentrować gdy jesteś blisko mnie. Te całe wolne tempo15 mnie denerwuje. Chwycił jej rękę i położył sobie na kroczu. - Jest dla ciebie sflaczały? - Nikt nie powiedział, że jesteś sflaczały. Będziesz komponował i miał koncert jeden po drugim - uwielbiała go obserwować, gdy jego uwaga była gdzie indziej. Mogła obmacywać go wzrokiem bez rażącego, oczywistego zauroczenia. Długość jego czarnych rzęs fascynowała ją. Kiedy zamrugał, jej uwaga przesunęła się na surowe linie policzkowe i dobrze wyrzeźbioną, pokrytą lekkim zarostem brodę. - Nie zwalniasz - powiedział.- Wykonujesz swoją robotę z ankietami z groupies. - Prawda - zgodziła się.- Ale zebranie danych jest jak wierzchołek góry lodowej. Muszę przeanalizować dane. Zrobić statystyki. Mam nadzieję, że znajdę jakieś interesujące trendy w wynikach i napiszę artykuły do publikacji. Ten projekt jest naprawdę ważny dla mojej przyszłości i mam dużo roboty do zrobienia. - I znowu przeszkodziłem ci w pracy tego ranka. - Chciałabym powiedzieć, że denerwuje mnie twoje rozpraszanie mnie uśmiechnęła się i ścisnęła delikatnie jego penisa z ręką opartą na jego kolanie. Jego ciało napięło się. - Wolałbym leżeć. 15 Gra słów; Myrna powiedziała słowo „slack” które oznacza coś luźnego jak i coś wolnego. Brianowi oczywiście chodziło o fifola
Myrna zaserwowała otwarty pocałunek pod jego uchem i possała delikatnie jego ciało. Ryknął w akceptacji i jej sutki napięły się. Rozpięła mu spodnie i spostrzegła, że nie ma bielizny. Jego penis wyskoczył na wolność i owinęła rękę wokół podstawy. - Możesz prowadzić?- spytała. - Prowadzę. - Ze swoim penisem w dole mego gardła? Uśmiechnął się do niej. - Jest tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć. Pocałowała kącik jego ust i opuściła głowę. Polizała jego długość, przesuwając rytmicznie językiem po gładkiej skórze i dmuchnęła chłodnym powietrzem aby wprawić jego ciało w delikatne dreszcze zachwycenia. Położył rękę na jej tyle jej głowy, starając się ją nakłonić by ssała go w ustach. Opierała się, chcąc się z nim drażnić. Zacisnęła i rozluźniła swoją dłoń u podstawy jego penisa, podczas gdy podróżowała językiem po jego ciele. Stał się twardszy. I twardszy. Własne podniecenie Myrny zaczęło na nią działać. Szkoda stracić coś tak twardego w jej ustach. Jeden z busów zatrąbił, jadąc obok nich na czteropasmowej drodze. Myrna wzięła Briana do ust. - Ach Boże - zawołał. Nacisnął na hamulce. Głowa Myrny szarpnęła się do tyłu tak, że nie ugryzła go, gdy zjechał z drogi. Wjechali dwoma kołami na chodnik i dwoma w trawę. Zaciągnął sprzęgło i sięgnął po nią. - Wychodzi na to, że nie mogę prowadzić z moim fiutem w twoim gardle. Przesunął się na siedzeniu i wciągnął ją sobie na kolana. Jego ręka wsunęła się pod sukienkę i odsunął na bok jej majtki. Chwycił ją za biodra, przesunął do przodu a następnie wypełnił jej ciało swym. Jej elastyczne majtki wcinały się w jej ciało za każdym razem gdy się podnosiła i opadała, podsycając jej podniecenie. Samochody mijały ich z dużą prędkością. Ciekawiło ją, czy mogli zobaczyć co ona i Brian robili na środku przedniego siedzenia. Być może sprawiłoby to, że czyjś ranek byłby bardziej interesujący. Brian zepchnął ramiączka jej letniej sukienki i obnażył jej piersi. Pochylił głowę by possać i polizać jej sutki, ściskając piersi razem, tak, że próbował wziąć je do ust na raz. - Boże, jesteś seksowna - warknął. Zatopił zęby w jej delikatnym sutku i jej ciało szarpnęło się przed zadrżeniem z uwolnienia. Zacisnęła swoje mięśnie pochwy i uniosła się, by pobudzić go szybkimi, płytkimi uderzeniami. Jego głowa odchyliła się do tyłu, jego oddech stał się nierówny. - Myrna. Myrna. Jeśli będziesz tak robić, to dojdę. Błysk niebieskiego i czerwonego światła w tylnej szybie przykuł jej uwagę. - Lepiej żebyś się z tym pospieszyć. Właśnie zostaliśmy zauważeni przez policję. - Cholera! Szybko zakrył jej piersi a jego penis momentalnie zmiękł, penis wypadł wolno z jej ciała. - Mogłeś dokończyć - powiedziała.- Będzie musiał najpierw wyszukać tablice spoza stanu zanim z nami pogada. - Nie mogłem dokończyć. Moje jaja teraz schowały się w mym brzuchu. Roześmiała się i zsunęła z jego kolan. Poprawiła majtki i usiadła obok niego. Wsunął się za kierownicę i zapiął sobie spodnie. - To nie jest śmieszne - powiedział. - Boisz się gliniarzy? - Nie, boję się więzienia. - Ach, biedne kochanie - powiedziała całując jego policzek.- Chciałabym cię
uratować. Mam nadzieję, że przed tym zanim Wielki Bart zrobi z ciebie swoją suczkę. - Jak miło - powiedział.- A kto ciebie wyciągnie? - Jestem pewna, że Sed zrobi mi taką przysługę. Brian spojrzał na nią gniewnie. - Nawet o tym nie żartuj. - Jesteś teraz nieco drażliwy, co nie? Powiedziałam, że możesz mi zaufać. Nie jestem zainteresowana Sedem. - Wiesz, właśnie dokładnie to powiedziała Angie. I Kristie. I Jenna. I Bethany. I Samantha. I... Oczy Myrny zmrużyły się. - Nie musisz się afiszować ich imionami. Zdaję sobie sprawę, że pieprzyłeś wiele dziewcząt. - Co? Jesteś zazdrosna? - Dlaczego miałabym być zazdrosna? Sprawy między nami nie są na poważnie. Po prostu dobrze się bawimy. - Oczywiście - walnął pięścią w deskę rozdzielczą. Rozległo się pukanie do okna. - Czego?- Brian krzyknął przez szybę. Wziął głęboki oddech i uchylił okno.- W czym mogę pomóc, oficerze? Samochód nadal był na luźnym biegu, ale policjant powiedział: - Kłopoty z samochodem? Potrzebujecie holu? - Wszystko w porządku, proszę pana - powiedziała Myrna. Brian chwycił kierownicę. - Poradzę sobie z tym - warknął na nią. Spojrzał w górę na funkcjonariusza policji.Wszystko w porządku, proszę pana. Chudy mężczyzna spojrzał uważnie na Briana, jego ręka spoczęła na kaburze przy pasie. Zwrócił swą uwagę na Myrnę, która siedziała skromnie w swej niewinnej, białej letniej sukience. - Nic pani nie jest? Słyszałem jak ktoś krzyczy i kłóci się gdy podszedłem. - Nic mi nie jest - uśmiechnęła się do niego uspokajająco. - Dlaczego zaparkowaliście na poboczu drogi? Myrna spojrzała na Briana i uśmiechnęła się złośliwie. - Mój towarzysz miał ciężkie chwile podczas jazdy, więc musieliśmy zjechać na pobocze. - Czy pan pił? - Jest siódma rano! - Albo brał używki? - Co?- Brian uspokoił swój ton.- Nie, nie piłem i nie ćpałem. Miałem trudne chwile by się skoncentrować... na innych rzeczach. - Rozumiem - oficer nie wyglądał na przekonanego.- Więc zatrzymaliście się by się przesiąść? - Tak - powiedział Brian. Myrna do tego momentu nie wiedziała, że Brian był zdolny do rumienienia się. - Powinniście to zrobić w miejscu postoju. Takie parkowanie na poboczu drogi nie jest bezpieczne. - No właśnie - powiedział Brian.- Możemy odjechać? - W pierwszej kolejności chciałby sprawdzić prawo jazdy, rejestrację i dowód ubezpieczenia. Upewnić się, czy wszystko się sprawdza. Brian wyciągnął swój portfel z tylnej kieszeni i wyciągnął prawo jazdy. Myrna znalazła rejestrację i kartę ubezpieczeniową w schowku. Podała ją Brianowi, który podał ją
policjantowi. - Kalifornijska licencja. Tablice Missouri - oficer potrząsnął głową a następnie zaniósł dokumenty do swojego radiowozu. - On myśli, że jestem ciemnym charakterkiem - powiedział Brian. - Wyglądasz podejrzanie z tymi wszystkimi wytatuowanymi czaszkami i demonami. - Nie lubisz moich tatuaży? - Nie powiedziałam tego. Powiedziałam... - Słyszałem co powiedziałaś. Tatuaże są podejrzane. - Nie, powiedziałam, że sprawiają iż wyglądasz podejrzanie. - Bez różnicy. - To nie to samo. W ogóle. - Jesteś dzisiaj taka jędzowata - mruknął. Nozdrza Myrny rozszerzyły się. - Przepraszam bardzo. Czy przed chwilą nazwałeś mnie jędzą? - Nie, powiedziałem, że jesteś dzisiaj jędzowata. - Bez różnicy - zachichotała, zdając sobie sprawę, że naśladuje jego słowa. Uśmiechnął się do niej. - Powinniśmy się częściej kłócić. - Niech zgadnę. Podnieca cię to. - Taa, moje jajca wyskoczyły z ukrycia i Bestia jest gotowa do użycia. Poruszyła sugestywnie brwiami. - Mogę przejechać się na Bestii? Położył palce na jej czole. - Musisz być przynajmniej taka wysoka, żeby móc jeździć na Bestii. - Wygląda na to, że się kwalifikuję. - Zabezpiecz swoje rzeczy i przytrzymaj ręce i nogi na jazdę wszech czasów. Policjant odchrząknął za oknem Briana. Brian zaczął a następnie spojrzał na oficera, tak jakby rozmawiali o pogodzie. - Wszystko zostało sprawdzone - powiedział policjant.- Nie masz zaległych mandatów, panie Sinclair. I nie zgłoszono, żeby samochód został skradziony. Brian skrzywił się. - Brzmisz na zaskoczonego. Oficer roześmiał się nerwowo i podał Brianowi jego prawo jazdy i inne dokumenty. - Następnym razem upewnijcie się, że zrobicie to w obszarze postoju. - Obszar postoju?- Brian schylił głowę aby ukryć uśmiech.- Dobra, następnym razem zrobimy to w strefie postoju. Myrna zaśmiała się, mocno opierając o drzwi od strony pasażera gdy chwyciła się w histerii za swój brzuch. - Coś przegapiłem?- policjant podrapał się po głowie, miał zdziwiony wyraz twarzy. - Nie - Brian włożył prawo jazdy do swego portfela.- Znowu zapomniała o wzięciu swoich leków. Myrna walnęła go i otarła łzy radości z kąciku oczu. - Dzięki za sprawdzenia nas, sir - powiedziała do policjanta. - Tak, wielkie dzięki - powiedział Brian. Myrna znowu wybuchnęła śmiechem. Dwóch mężczyzn spojrzało na nią gdy starała się powstrzymać swoją wesołość. - Lepiej zmieńmy teraz miejsca - powiedział Brian. Wsunął się na środek siedzenia i Myrna weszła mu na kolana, siadając za kierownicą. Ścisnęła jego krocze pod spódnicą, gdy zamieniali się miejscami. Pomachała policjantowi przez okno zanim wyjechała samochodem z trawnika i wrócili do ruchu. Brian
przysunął się bliżej i ścisnął jej udo. - Teraz - powiedział Brian.- Zobaczmy, czy możesz skoncentrować się na jeździe z moją głową pod twoją spódnicą. Uśmiechnęła się do niego i chwyciła jego samowolną dłoń w swoją. - Poczekaj, aż dojedziemy do miejsca postoju. Już wiem, że nie będę w stanie się skoncentrować na niczym innym tylko na tobie pod moją spódnicą - ścisnęła jego dłoń.Nie to - podniosła swą dłoń by dotknąć jego ust.- Albo to - dotknęła jego wypukłość przez spodnie.- A już na pewno nie to. - A co z tym?- ściągnął swój but i wskazał swoją stopę w skarpetce. - Hmmmm - powiedziała, patrząc na drogę jednym okiem.- Nie jestem pewna co do tego.
Rozdział 20
Tampa 78 mil. Brian przesunął swój wzrok z zielonego znaku drogowego na zegarek. Jedenasta rano. - Mamy mnóstwo czasu zanim będziemy musieli być w Tampa - powiedział.- Zróbmy mały objazd. Myrna oderwała oczy od drogi na tyle długo, by spojrzeć na niego. - Jaki objazd? - Nie wiem. Spontaniczny. - Lubię spontaniczne objazdy. Musimy uważać by się nie zgubić. Brak Mistrza Sinclaira oznacza brak koncertu Sinnersów. - Nie zgubimy się. Przy następnej okazji skręć na zachód. - Nie zaprowadzi nas to daleko. Na zachodzie znajduje się Zatoka Meksykańska. - Dokładnie. Uśmiechnęła się. - No to na zachód. W przeciągu dziesięciu minut odbili z głównej drogi i ruszyli na zachód. - Wygląda na to, że będzie padać - skomentowała patrząc na zachodni horyzont. Brian skrzywił się na widok brzegu czarnych chmur, które toczyły się nad drogą. Wydawało się, że pogoda nie współpracowała z ich pierwszą prawdziwą randką. Miał nadzieję, że był w stanie utrzymać ręce z dala od niej na tyle długo, by móc z nią trochę poromansować. Miał dziesięć dni by przekonać ją by z nim została w L.A. W celu przekonania jej, musiał uwieść nie tylko jej ciało. - Och wow - powiedziała.- Spójrz na wodę. Jest wspaniała! - Nieźle - powiedział.- Kalifornia oferuje przepiękne plaże. Spojrzała na niego z ukosa. - Przypuszczam, że masz na myśli okolice Los Angeles. I już go miała. - San Diego jest lepsze, ale tak, Los Angeles nie jest zbyt brudne. - Uch huh. Myślałam, że plaże w Kalifornii są toksyczne. - Nie wszystkie z nich. Byłaś kiedyś w Kalifornii? Zawahała się. - No cóż, nie, ale jestem pewna, że w końcu tam trafię. Czy to oznaczało, iż rozważała przyłączenie się do niego? Wątpliwe. Wjechali do
małego miasteczka przy zatoce. Każdy znak jaki mijali miał w opisie małże. Żołądek Briana zagrzmiał. - Lubisz owoce morza? - Są dobre. Nie jestem fanką ryb, ale uwielbiam zupę z małż. - Manhattan czy Nowa Anglia? - Nowa Anglia. Im grubsze, tym lepsze. - Głodna?- spytał, przyglądając się mijanym restauracjom. - Umieram z głodu. Jak zwykle. - Znajdźmy miejsce do jedzenia. - Tylko nie fast food. Myślę, że wolałabym umrzeć niż zjeść kolejną frytkę. - Zaparkuj tam - wskazał na puste miejsce na końcu bloku.- Będziemy chodzić, dopóki nie znajdziemy dobrego miejsca. - Skąd będziemy wiedzieć? - Podążymy za miejscowymi. - Dobry plan. Gdy tylko zaparkowali na najbliższym miejscu parkingowym, Brian wysiadł z samochodu, obiegł go i otworzył jej drzwi. Przyglądał się jak próbowała wygładzić włosy we wstecznym lusterku. Wolał je zatrzymać w stylu „po prostu były porozrzucane w sianie”. Pasował do niej. I do niego. Otworzył drzwi i spojrzała na niego. - Wyglądam jak gówno - powiedziała. - Czy twoja mam nauczyła cię, żeby nie kłamać? - Ja nigdy nie kłamię. - Właśnie to zrobiłaś - chwycił ją za dłoń i pomógł jej wysiąść z samochodu. - Wiesz, mam oczy. - W takim razie muszą źle działać. Wyglądasz wspaniale. Zawsze wyglądasz wspaniale - przysunął jej rękę do swych ust i pocałował delikatnie jej knykcie. Zaskoczyła go uśmiechając się zamiast się kłócić. - Dziękuję. Jesteś bardzo dobry dla mojego ego - patrzyła na ziemię gdy szła obok niego.- Nawet jeśli jesteś ślepy. - Łowisz komplementy, Profesor Evans? Zwróciła uwagę na swoją twarz. - Czy ta twarz wygląda dla ciebie podejrzanie? Wzruszył ramionami. - Trochę się łuszczy. Jej usta otwarły się. - Naprawdę? - Nie, nie naprawdę. Już ci powiedziałem, że jesteś wspaniała. Każdy będzie się zastanawiać, dlaczego chodzić z takim facetem jak ja. - Powiem im, że mnie porwałeś. - I pewnie ci uwierzą. Chwyciła go za rękę. Uśmiechnął się, jego serce rozgrzało się. Mogła zaprzeczać ile chciała, ale troszczyła się o niego. - Martwi cię to co powiedział ten policjant, prawda? Właściwie to nie myślał o tym policjancie odkąd jego palce od stóp zostały wykorzystane w sposób w jaki nigdy wcześniej nie były. Wzruszył ramionami. - Ech, przyzwyczaiłem się do tego. Ścisnęła jego dłoń. - Przykro mi to słyszeć. Nikt nie powinien tolerować dyskryminacji ze względu na czyiś wygląd.
Zatrzymali się na rogu ulicy i czekali aż ruch zmaleje, żeby mogli przejść. Brian przyglądał się ludziom wchodzących do restauracji w pobliżu. Załoga budowli, kilku pracowników biurowych, i trzech dobrze ubranych kierowników weszło do małej restauracji w centrum bloku. Nie wyglądała na fantazyjną, więc jedzenie musiało być dobre. Małże Pam. Myrna nie oglądała się na ruch pieszych. Znowu na niego patrzyła. Lubił, gdy nie mogła oderwać od niego wzroku. Udawał, że tego nie zauważał, ale często na niego patrzyła. - Małże Pam?- spytał. - Hę? - Chcesz tam zjeść?- szarpnął ją przez ulicę gdy przebiegli w poprzek. - Mnie pasuje. W czasie gdy już usiedli, każda osoba w miejscu spojrzała na Briana przynajmniej raz. To było małe miasto, najwyraźniej nie przyzwyczajone do widoku mężczyzny w łańcuchach, tatuażach, z pofarbowanymi włosami i ubraniu ze skóry. Przynajmniej nie nosił swego scenicznego makijażu. Gdyby był pijany, pewnie by ich przeklął, ale uspokajała go obecność Myrny i wszystko wydawało się nieistotne. - Co brzmi dobrze?- Brian zbadał małe, laminowane menu. Piwo dla niego brzmiało dobrze. Piwo i porozbijane, usmażone małże z frytkami. W przeciwieństwie do Myrny, nigdy nie próbował frytek. - Mają zupę z małż w misce z świeżo upieczonego chleba - wyglądała, że miała orgazm z radości. - Właśnie tego chcesz? - Tak, i sałatkę. Ogromną sałatkę. Tęsknię za warzywami. Pojawiła się kelnerka. - Co chcesz do picia? - Macie lemoniadę?- Myrna przewróciła stronę w menu i zaczęła przeszukiwać napoje. - Tak - zapisała na swojej podkładce.- Co dla ciebie, laleczko?- spytała, wskazując końcem długopisu na Briana. - Corona16. I chcemy już zamówić. Złożył zamówienie za nich obojga i poczekał aż kelnerka pozbiera ich menu zanim wyruszyła do kuchni. - Powinniśmy częściej zbaczać z drogi - Myrna sięgnęła przez stół i lekko przesunęła palcami po grzbiecie jego ręki. Uśmiechnął się. - Bus jest całkiem nudny. - Nie powiedziałabym. Nigdy nie dajesz mi szansy bym się nudziła. - Taki był mój plan od samego początku. - Będę w tarapatach jeśli się w końcu mną zmęczysz. - Myślę, że jesteś bezpieczna przez co najmniej sto lat - splótł palce z jej i potarł kciukiem grzbiet jej dłoni. - Zawsze jesteś taki słodki? Uniósł pytająco brwi. - Słodki? Nigdy wcześniej nie zostałem o coś takiego oskarżony. - Serio? Jestem zaskoczona. Jesteś taki rozważny i komplementarny i hojny. - Właściwie to nie jest dla mnie typowe. To tylko dlatego, że ko... - przyłapał sam siebie i spojrzał na winylowy obrus w czerwoną szachownicę.- Lubię widzieć jak się uśmiechasz - niemal wypowiedział zakazane słowo.- Zauważyła? Gdy nie odezwała się przez chwilę, oczekiwał, że jej oczy będą zaszklone od łez przez myśli o tamtym facecie. 16 Piwo
Pogardzał tym draniem. Jak miał na imię? Jeremy. Myrna mimo wszystko nie miała załzawionych oczu, patrzyła w zamyśleniu na ich splecione dłonie. - Wydaje się, że dużo się uśmiecham gdy jestem z tobą - powiedziała, uśmiechając się jak zwykle.- Myślę, że oznacza to także, że jesteś czarujący. Zaśmiał się. - Zapomniałaś, że jestem męski i seksowny. - Nie, nie zapomniałam. - Chcesz przez to powiedzieć, że nie jestem... Spojrzała na niego. - Miałam na myśli, że o tym nie zapomniałam. Wiesz, to oczywiste. Nie trzeba tego mówić. - Ale mogłaś o tym wspomnieć. - Mogłam. Ich kelnerka wróciła z napojami i sałatką dla Myrny. Podczas gdy Brian pił swoje piwo, patrzył na nią jak metodycznie przenosi pomidorki i czerwoną cebulę na krawędź talerza. - Myślałem, że brakowało ci warzyw. - Nie lubię surowych pomidorów. I myślę, że pominę cebulę, żeby pomigdalić się z najseksowniejszym żyjącym mężczyzną po lunchu bez zaczadzenia go moim okropnym oddechem. Uśmiechnął się na jej komplement. Był przyzwyczajony, że dziewczyny połechtały jego ego, ale gdy robiła to Myrna, sprawiło, że był szczęśliwy. Miała na niego taki niezwykły wpływ. Nie próbował z tym walczyć. Był na to gotowy i miał nadzieję, że ona też wkrótce będzie. Wiedział, że musiał trzymać w ryzach okazywanie swoich potężnych emocji przed nią. Ostatnią rzeczą jakiej chciał, to przerażenie jej. - Chcesz?- nabiła pomidora na widelec i skierowała w jego stronę. - Jeśli ściągniesz z niego skórkę - nie mógł znieść warzyw w skórce. Zanurzyła małego pomidora na swoim talerzu i obrała go ze skórki i znowu wyciągnęła ku niemu. Przeżuł powoli, obserwując jak pożera swoją sałatkę. - Więc ile danych musisz wprowadzić do swojego komputera?- spytał. Spojrzała na niego z widelcem w połowie drogi do swych ust. - Dlaczego pytasz? Zastanawiał się, ile czasu zajmie jej praca. - Po prostu jestem ciekaw. - Zobaczmy. Przeprowadziłam dwadzieścia wywiadów w nocy, każdy miał czterdzieści dwa pytania. I było osiem koncertów, więc to około 6.500 sztuk potrzebnych danych, które muszę wprowadzić. Plus minus. - To całe mnóstwo! - wybełkotał.- Musisz wprowadzić wszystkie rzeczy ręcznie? - No, tak. Nie mam asystentki w tylnej kieszeni - zaśmiała się.- Wprowadzanie danych nie jest trudne. To analiza statystyczna i raportowanie wyników w artykułach trwa tak długo. - Będziesz bardzo zajęta, prawda? - Próbowałam ci to wytłumaczyć wcześniej. Wydawało ci się, że nie chcę z tobą jechać do L.A. bo nie chcę z tobą spędzać czasu. Wzruszył ramionami. Aż tak łatwo można było to zauważyć? - Nie chcę jechać z tobą do L.A. ponieważ chcę z tobą spędzić za dużo czasu. Kiedy próbował odpowiedzieć, wcisnęła mu w usta kolejnego pomidora. - Więc mam nadzieję, że nie będziesz mi tego utrudniał swoim naburmuszeniem. Przełknął. - Nie obrażam się. Co jeśli wcześniej skończysz swoją pracę? Pojedziesz wtedy ze
mną? - Przemyślę to, ale nie nastawiaj się tak na to. - Nie chcesz poznać moich rodziców? Zbladła. - Twoich rodziców? - Zauważyłaś, kim jest mój ojciec? Jesteś wszak kolekcjonerką riffów i takie tam. - Uch - urwała.- Nie znam żadnego innego gitarzysty o nazwisku Sinclair. - Używał pseudonimu scenicznego. Nie mogę uwierzyć, że go nie znasz uśmiechnął się.- Dam ci trzy podpowiedzi. Jej czoło zmarszczyło się w skupieniu. - Jest tak samo dobry jak ty? Brian zadrwił. - Lepszy. O wiele lepszy. Potrząsnęła głową. - Teraz już wiem, że zmyślasz. Przegryzła te słowa, zanim je rozważyła. Brian stał w cieniu legendy przez swoją całą karierę. - Nadal gra zawodowo?- spytała. - Sporadyczne trasy koncertowe, ale nie bardzo. - Leftie? - Nie. - Malcolm O'Neil. - Więc wiesz. Zastanawiałem się, jak możesz nie wiedzieć czegoś takiego. Upuściła widelec i spojrzała na niego w szoku. - Malcom O'Neil jest twoim ojcem? O mój Boże! Jeśli ludzie wcześniej się na nich nie gapili, to teraz mieli to jak w banku. Skrzywił się w zakłopotaniu. - Nie wiedziałaś. - Żartowałam, gdy powiedziałam Malcolm O'Neil. Był jedynym klasycznym gitarzystą rockowym o którym mogłam pomyśleć, że jest lepszy od ciebie - chwyciła go za dłoń.- Bez urazy - puściła jego rękę i przycisnęła palce do czoła.- To znaczy, sądzę, że jesteś lepszy od niego, ale... Brian zaśmiał się. - Uspokój się, Myrna. To wystarczający bodziec żeby pojechała ze mną do Los Angeles? Cóż, faktycznie to mieszkają w Beverly Hills. - Nie mogę - powiedziała.- Całkowicie się wygłupię. - Tak jak teraz?- drażnił się, ale rozejrzała się po powieszeniu i zaczerwieniła z zakłopotania. Kelnerka dostarczyła ich lunche. - Podać coś jeszcze? Myrna chwyciła się za klatkę piersiową. - Defibrylator. Oczy kobiety rozszerzyły się. - Masz zawał serca? - Ona żartuje - Brian zapewnił ją.- Myrna? - Żartuję - zgodziła się bez tchu.- Nie mogę uwierzyć, że nie powiedziałeś mi, iż jesteś synem Malcolma O'Neila. - Jesteś synem Malcolma O'Neila?- spytała kelnerka.- Głównego gitarzysty Winged Faith? - Nie bądź śmieszna - powiedział Brian.
- Wyglądasz całkiem jak on, gdybyś miał olbrzymie bokobrody i pulchniejszą twarz powiedziała kelnerka.- Widziałam ich na Woodstocku. Było to chwilę, zanim stali się sławni. Też grasz na gitarze, laleczko? Masz coś w sobie z gwiazdy rocka. - Trochę - przyznał Brian. Miał nadzieję, że nie zrobi sceny. Cieszył się swoją mrocznością, nawet jeśli ludzie rzucali mu zaciekawione spojrzenia. - Chciałabym zostać i pogadać, ale jestem taka zajęta - powiedziała kelnerka.Chcesz jeszcze jedno piwo? Spojrzał na Myrne, która ostrożnie siorbała zupę z małż swoją łyżką. - Wystarczy woda. Kiedy kelnerka odeszła, zaczął jeść swoje smażone małże. Były świetne. Delikatne zamiast gumowate. Usmażone na idealną chrupkość, jednak nie tłuste. Smakowicie przyprawione. - Spróbuj, Myrna - położył jedną na jej talerzu obok jej miski z chleba. Ugryzła smażonego małża. - Pyszne - nabrała nieco zupy na łyżkę i wyciągnęła nad stołem.- Ostrożnie, jest gorąca. Jej zupa też była dobra. - Wiedziałem jak wybrać - powiedział, uśmiechając się do siebie. - Więc dlaczego zawsze kończymy jedząc w fast-foodach? - Są szybkie. - Stąd też nazwa - ukradła mu jedną frytkę.- No proszę, to frytka. Po lunchu Brian udał się do toalety. W drodze powrotnej przyłapał kelnerkę w pobliżu kuchni i poprosił ją o wskazanie miłej, spokojnej plaży. Zostawił jej niezły napiwek, podwójny koszt ich posiłków i zaprowadził swą piękną randkę do samochodu. - Ja prowadzę - powiedział, otwierając jej drzwi od strony pasażera. Myrna wyciągnęła rękę i wsunęła palce we włosy na jego karku. Stanęła na palcach by złapać jego usta w przenikliwym pocałunku. Jego serce przeskoczyło uderzenie gdy jej język musnął jego wargi. Wiedziała, że wrze w nim krew, ale miał inne rzeczy na myśli w czasie ich romantycznej wizyty na plaży. - Dzięki za lunch - szepnęła.- Jedziemy teraz do Tampa? - Jeszcze nie.
Rozdział 21
Myrna pochyliła się do przodu by wyjrzeć przez szybę. Wspaniały widok na Zatokę Meksykańską sięgał tak daleko jak można było tylko okiem sięgnąć. Wysokie palmy przerywały wąski pas białego piasku poza trawiastymi wydmami. Wzburzone fale rozbijały się na brzegu gdy burzowe chmury w oddali kontynuowały swój marsz po całym krajobrazie. Brian jechał przez pół godziny przez szczere pole, ale widoki ich ubocznych dróg były tego warte. Tutaj mogła sobie wyobrazić, że byli ostatnimi osobami na ziemi. - Skąd wiedziałeś o tym miejscu?- Myrna spytała. Uśmiechnął się. Z zadowoleniem. - Przekonałem naszą kelnerkę by ujawniła swoje tajemnice. Nie potrafiła wyjaśnić ukłucia zazdrości, które przebiło jej piersi. - Przekonałeś? Miało to coś wspólnego z tymi twoimi niesamowitymi palcami? - Nie powiem. Uderzyła go w ramię a następnie otworzyła drzwi. Chwycił ją i pociągnął na swoje kolana, zakleszczając ją między swym ciałem a kierownicą. - Zapytałem ją gdzie mógłbym znaleźć najbardziej romantyczną plażę w okolicy. Nazwała cię szczęściarą i uszczypnęła mnie w policzki jakby była moją cioteczną babką Stellą. - Jestem szczęściarą - Myrna szepnęła. Dotknęła jego twarzy, wpatrując się głęboko w jego oczy. Spodziewała się, że ją pocałuje, ale tego nie zrobił. Przytrzymał jej spojrzenie aż musiała spojrzeć w bok. - Chodźmy popatrzeć na fale - powiedział. Skinęła głową i zsunęła się z jego kolan. Poszli na plażę ręka w rękę. Brian usiadł na piasku i zachęcił by usiadła między jego nogami przed nim. Przycisnął ją mocno do swojej piersi i oparł policzek na jej włosach, gdy spoglądali na wodę. - W oceanie jest coś takiego, że wydaje się być wieczny - mruknął, jego oddech połaskotał jej ucho.- Czuję się rozłączony, gdy nie widzę go przez jakiś czas. - Uważam, że jest kojący - powiedziała.- Będąc z Środkowego Zachodu nie widziałam oceanu wiele razy. - Więc co sprawia, że czujesz się połączona ze wszechświatem? Myślała przez chwilę. - Patrzenie w nocy na gwiazdy. Naprawdę można je dobrze zobaczyć w mieście.
Ilekroć odwiedzam moich rodziców w lato, patrzę na gwiazdy przez godziny. Jego dłonie pogładziły jej gołe ramiona. - Czy mogę kiedyś z tobą popatrzeć w gwiazdy? - Chciałabym. - A poznać twoich rodziców? - Tego już bym nie chciała. - Wstydzisz się mnie? Mogła stwierdzić po tonie jego głosu, że się z nią drażni, ale nie było to dalekie od prawy. Nie wstydziła się go, ale oni byliby zawstydzeni że się z nim umawia. Brian nie był kimś kogo uważali za dobry materiał na zięcia, nawet na chłopaka. Ale uwielbiali Jeremiego, więc oczywiście kiepsko oceniali charakter. - Oczywiście, że się ciebie nie wstydzę - powiedziała. I nie chciała rozmawiać o swoich rodzicach. Chciałaby by przestał się wtrącać do jej życia prywatnego. Ściągnęła sandały i wsunęła stopy w ciepły piasek ze szczęśliwym westchnieniem. Sięgnęła do lewego buta Briana. - Ściągnij buty - pomógł jej z szarpnąć drugiego. Ściągnęła jego skarpetki i włożyła je do jego butów. Przycisnął ją mocniej do swojej piersi i pogłaskała szczyty jego bosy stóp palcami - przesunęła po grzbiecie ścięgna bawiąc się cieniem włosów na czubku jego stopy. - Nawet twoje stopy są seksowne - szepnęła. - Czy to twoja ulubiona część mnie?- spytał, jego niski głos był tak blisko jej ucha, że gęsia skórka pojawiła się na jej karku. - Powinieneś wiedzieć, jaka jest moja ulubiona część ciebie. - Czy nazywasz ją Bestią? Uśmiechnęła się. Zorientowała się, że właśnie by tak pomyślał. - Nie, ale Bestia jest w pierwszej dziesiątce. - Pierwsza dziesiątka, co?- pocałował krawędź jej ucha. Dreszcz przebiegł w dół jej kręgosłupa.- Czy to moje usta? Potrząsnęła głową. - Nie, ale także są w pierwszej dziesiątce. Jego język otarł pulsujący punkt pod jej uchem. - Język? - Nie. Moja pierwsza dziesiątka wydaje się być strasznie zatłoczona. Zaśmiał się i przytulił ją. - To oczywiście moje ręce - wyciągnął je przed nią i zgiął palce. - Znowu źle. Choć dobry strzał. - Dobra, poddaję się - powiedział. Odwróciła głowę by na niego spojrzeć. - To twój mózg. Zakrył swoje zaskoczenie śmiechem. - Cóż, mogę szczerze przyznać, że była to ostatnia rzecz którą myślałem, że powiesz. - Dlaczego? Kontroluje twoje inne części. Jest odpowiedzialny za twój niesamowity talent, zarówno z gitarą jak i w łóżku - uśmiechnął się. Nigdy nie dowie się dlaczego potrzebował komplementów, gdy miał groupies, które wykrzykiwały jego boskość z całych sił.- Sprawia, że mówisz rzeczy które mnie rozśmieszają i dają do myślenia. I nadaje ci tą słodką, romantyczną smugę której tak bardzo staram się oprzeć. Twoja osobowość, twój talent, serce, dusza. Co sprawia, że jesteś tym wszystkim to twój niesamowity umysł. Nie zrozum mnie źle. Ciało które masz też jest fantastyczne.
- Myślę, że się zaczerwienię. Odwróciła się do niego klęcząc między jego udami i otoczyła ramiona wokół jego szyi. - Czy to naprawdę wszystko czego ci trzeba by przyprawić cię o rumieniec? Pocałowała go czule. Odwzajemnił pocałunek, ale nie był to jego zwykły pocałunek. Gdy odchyliła się by na niego spojrzeć, uśmiechnął się i powiedział: - Chodźmy na spacer. - Zakluczyłeś samochód? Westchnął. - Jesteś zawsze taka praktyczna, Profesorko. - Masz na myśli, że jestem nuda. - Tak, to mam na myśli - przewrócił oczami na nią i potrząsnął głową. Wstał i pomógł jej stanąć na nogi. Strzepała piasek ze spódnicy, wyciągnął swoje buty i jej sandały z piasku i wrzucił je do samochodu zanim zakluczył drzwi. Kiedy do niej wrócił, chwycił ją za dłoń i poprowadził ją w kierunku rozwścieczonych fal. Chłodny wiatr od nadciągającej burzy rozwiał włosy Myrny na jej twarz a spódnica zaplątała się wokół jej nóg. - Wspaniały dzień na spacer!- krzyknęła przez uderzające fale.- Myślę, że złapie nas ulewa. Brian spojrzał w niebo. - Prawdopodobnie. Nadal szedł, jego dłoń była schowana w jej. Mokry piasek wchodził między jej palce u nóg. Podwijała je przy każdym kroku, lubiąc te uczucie. Fala obmyła jej stopy i zatańczyła na boku. - To było chłodne. - Woda jest naprawdę przyjazna. Jeśli chcesz wrócić... - Krab! - Myrna pochyliła się by wyciągnąć z piasku kraba wielkości połówki dolara. Trzymała go za boki i pokazała Brianowi. Stwór wykręcał nogi gdy próbował uciec w powietrzu.- Czyż nie jest słodki? Zaśmiał się. - Jest trochę za mały, żeby zrobić z niego dobry posiłek. - Nie pozwoliłabym ci go zjeść - odwróciła kraba by poszukać jego wystraszonych oczu.- Czyż nie, Pinchy? - Nadałaś mu imię? Ostrożnie umieściła kraba na piasku i trąciła go w kierunku fal. - Uciekaj, Pinchy. Widziałam w jaki sposób ten mężczyzna je. - Hej! - Brian chwycił ją od tyłu, jego palce wbiły się w jej żebra. Roześmiała się i walczyła z jego uściskiem, rozpędzając się przy tym na krawędzi wody. Mogła usłyszeć kroki Briana tuż za sobą. Nieco zwolniła, żeby mógł ją złapać. Zderzył się z jej plecami i potknęła się. Wyciągnęła ramiona by zneutralizować upadek, ale Brian uratował jej przed upadkiem na twarz poprzez pochwycenie jej w swe silne ramiona. Roześmiała się lekko zdyszana i spojrzała na niego. - Niemal ugryzłam pył - powiedziała.- Albo chyba piasek. Uratowałeś mnie. - Czy to czyni mnie twoim bohaterem? - Już jesteś moim bohaterem. Uśmiechnął się i przewrócił oczami. - Ta, jasne. Nigdy nie spotkałem kobiety, którą trzeba by było mniej ratować niż ciebie. - To nie prawda. Uratowałeś mnie od samotności - pocałowała go.- I seksualnej frustracji - i nie słyszała na tę chwilę oskarżeń Jeremiego w swej głowie.
Zaśmiał się. - W takim razie to ty musisz być moją bohaterką. Znowu go pocałowała, jej ramiona owinęły się wokół jego szyi, jej palce wplotły się w za długie włosy na jego karku. - Nie nakręcaj mnie - mruknął w jej usta. - Dlaczego nie? Mamy plażę całą dla siebie. Jęknął w jej usta i przytulił ją bliżej. Pogłębiła pocałunek. Odsunął się. - Dosyć tego. Postawił ją na nogi i poruszyła się niepewnie. Chwycił ją za dłoń i znowu zaczął iść. Szła obok niego w milczeniu, rozważając jego niechęć. Nie było to do niego podobne. Zrobiła coś nie tak? - Czy zebrałaś się na taką odwagę, by w końcu spytać?- spytał, wyciągając z piasku kawałek drewna i rzucił go na fale. - Hę? - Dlaczego jeszcze nie tarzam się z tobą w piasku. - Och. Nie zauważyłam. - Jesteśmy tutaj, by lepiej się poznać. I nie mam na myśli biblijnego sensu tego słowa. Już znamy się w ten sposób. Zdecydowałem, że nie będzie seksu aż do dzisiejszego koncertu. - Zero seksu? - Właśnie. - A dlaczego ty zdecydowałeś? Uśmiechnął się. - To bardziej jak osobiste wyzwanie. Jesteś w ogóle zainteresowana poznaniem mnie w ogóle? Mam na myśli osobiście. - Nie mogę cię porostu zgooglować? Czy twoje całe życie nie jest gdzieś na necie? Skrzywił się. - Prawdopodobnie. Wyciągnęła rękę i wygładziła jego czoło palcami. - Nie rób takiej miny. Powiedz mi jak powstali Sinnersi. Spojrzał na nią. - Chcesz prawdziwą historię czy bardziej teatralną wersję internetową? - Prawdziwą historię. Zawsze moge później przeczytać internetową. Uśmiechnął się nostalgicznie. - Trey i ja byliśmy wyrzutkami w Beverly Hills. - Mieszkałeś w Beverly Hills? - Tak, mój tata stał się bogaty i sławy kiedy byłem dzieckiem a tata Treya jest chirurgiem plastycznym więc żyliśmy w Hills. - Bez jaj? Nigdy bym tak nie przypuszczała nawet za milion lat. - Tak naprawdę nie pasowaliśmy do innych bogatych dzieci i każdy na świecie nas nienawidził, bo byliśmy bogaci. Więc spiknęliśmy się. Graliśmy na gitarze. Dużo. W ósmej klasie założyliśmy zespół... - Crysys. Zaśmiał się. - Myślałem, że mnie nie zgooglowałaś. - Jedna z groupies Treya o tym wspomniała. - Ach. W każdym bądź razie, zostaliśmy wyśmiani podczas koncertu. Przez Erica Andersona. - Eric Anderson? - Nazywał się tak zanim zmienił swoje nazwisko na Sticks.
Myrna zachichotała. - Zawsze myślałam, że to dziwne, iż perkusista ma na nazwisko Sticks17. - Ta, był przekonywujący co do tego i zostało legalnie zmienione. W każdym bądź razie wyśmiał nas, Trey się wkurzył. Szczerze mówiąc to muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie był taki wkurzony. Zszedł ze sceny i ruszył na Erica. Trey zawsze wtedy się bił, ale było to takie brutalne. Wszędzie krew. Rozbił kość policzkową Erica. Dobrze, że ojciec Treya jest chirurgiem plastycznym. - Trey?- trudno było jej w to uwierzyć. Nie wyglądał na osobę, która uderzyłaby kogoś tak mocno. - Ta, zawsze przerywałem jego bójki. Miałem więcej niż raz skopany tyłek przez jego pretensje do całego świata. Bardzo się uspokoił na starość. - Tak, dwudziestoośmiolatek jest zabytkiem - Myrna przewróciła oczami na niego. - Jest cholernie starszy od szesnastolatka. W każdym razie, po tym jak on i Eric zbili się na miazgę na imprezie urodzinowej jakiejś laski, Trey powiedział coś w tym stylu: Taa, jeśli możesz zrobić to lepiej, to dlaczego tego nie udowodnisz? I Eric udowodnił. Wiesz, że jest cholernie utalentowany? - Jest świetnym perkusistą - zgodziła się Myrna. - Teraz na tym gra, ale umie też grać na gitarze. Bassie. Pianinie. Saksofonie. Skrzypcach. Ukulele. Na pieprzonym kazoo. Rzucisz mu jakieś wyzwanie co do instrumentu, a Eric je wygra. - Nie wiedziałam o tym. - I ma fantastyczny głos. Śpiewał i grał na basie w Crysys zanim Sed nas znalazł i przerzucił się na stałe na bębny. Myrna zmarszczyła brwi. - Dlaczego przerzucił się na perkusję? - Jest najlepszym perkusistą w biznesie. I... Sed zapodał mu kompleks niższości. - Sed każdego wprawia w kompleks niższości. Ten facet ma więcej poczucia własnej wartości niż piętnaście połączonych supermodelek. Myślę, że był monarchą w swym poprzednim życiu czy coś takiego. - Prawdopodobnie Henrykiem Ósmym - przesunął palcami przez gardło z efektami dźwiękowymi. Myrna roześmiała się. - Sed zawsze był taki pewny siebie - powiedział Brian.- Przyszedł do nas po koncercie Crysys i nalegał, że zostanie naszym nowym wokalistą. Miał szesnaście lat i znał swoje miejsce na ziemi. Powiedział, że szukał zespołu by być na przodzie. Wytknął Ericowi, że nie miał osobowości gwiazdy czy wyglądu by być na przodzie zespołu i że powinien ukryć się za perkusją. Myrna wzdrygnęła się. - To było podłe. - Miał rację. Podążaliśmy do nikąd. Gdyby nie Sed, nadal gralibyśmy na przyjęciach urodzinowych dla rozpieszczonych, bogatych dziewczynek. Miał plan, wiedział dokąd chce podążać, jak się tam dostać i jak sprawić, by to zadziałało. Dla nas wszystkich. Sed zmienił nazwę zespołu na Sinners i szukaliśmy basisty by zastąpić Erica. - Jace. - Nie, mieliśmy innego basistę przed Jace'em. Jace jest z nami tylko od dwóch lat. Naszym pierwszym basistą był Jon Mallory... najlepszy przyjaciel Erica w liceum. Niestety, Jon był zazwyczaj na haju, by znaleźć scenę. Jeśli można było coś połknąć, wciągnąć, spalić czy strzelić sobie to on to robił. Próbowaliśmy pomóc mu z tego wyjść. Był na odwyku kilkanaście razy, ale prawie pociągnął nas na dno więc go puściliśmy. Ciężko było 17 Pałeczki
wykopać go z zespołu. Podjęcie samej decyzji było trudne, ale patrzenie jak Sed mówi mu... Cholera. To było brutalne. Wiesz, był jak rodzina, szczególnie dla Erica. Żal mi czasem Jace'a. Ma dużo do nadrobienia i Eric z pewnością mu tego nie ułatwia. - Narkotyki i alkohol to problem dla tak wielu istnień - prawdopodobnie nadal byłaby żoną Jeremiego, gdyby nie miał problemów z alkoholem.- Więc jak znaleźliście Jace'a? Brian uśmiechnął się do niej. - Był bardzo polecany przez starszego brata Treya - mrugnął do niej.- Dobra, twoja kolej. - Moja kolej? - To nie rozmowa w jedną stronę. - Czekaj. Co masz na myśli mówiąc, że był polecany przez starszego brata Treya? I to mrugnięcie. Byli kochankami czy coś? Wstrząśnięty wyraz twarzy Briana szybko został zastąpiony przez ochrypły śmiech. Przestał iść i owinął ramiona wokół swego brzucha nadal się śmiejąc. Myślała, że upadnie na piasek i zacznie się tarzać w każdej chwili. - Co jest takiego śmiesznego? Brian otarł łzy radości z oczu. - O Boże. Musiałem się wyśmiać. Przytulił ją do siebie, wciąż sporadycznie chichocząc. - Nie rozumiem co jest takiego zabawnego. Trey jest gejem, prawda? Mam na myśli, że naprawdę nie wygląda i nie zachowuje się tak, ale... Brian pociągnął ją za ramiona i postawił przed sobą by na nią spojrzeć. - Gejem? Nie, raczej nie. Trey raczej ma kochanków po obu stronach barykady. Jednak jego brat jest bardziej prosty niż strzała. I sądzę, że Jace prędzej by umarł niż byłby z mężczyzną. Samo wyobrażenie Jace'a Seymoura i Darrena Millsa razem wydało mi się zabawne. Darren Mills? Dlaczego to imię brzmiało znajomo? Brian kontynuował: - Co miałem na myśli to to, że Jace był wypróbowany przez zespół Darrena i mieli go zatrudnić, ale ich oryginalny basista postanowił jednak zostać. Więc kiedy Dare dowiedział się że potrzebujemy basisty który zastąpiłby Jona, przysłał nam Jace'a. Mieliśmy szczęście, że go dostaliśmy. To znaczy, był wystarczająco dobry by dostać się na przesłuchanie Exodus End w delikatnym wieku dwudziestu jeden lat. To całkiem cholernie niesamowite. Oczy Myrny się rozszerzyły. - Exodus End?- właśnie stąd znała imię Darrena Millsa. Albo raczej Dare Millsa. Jej gitarowaość drgnęła nieco. - Proszę, nie mów mi, że nigdy nie słyszałaś o Exodus End. Chwyciła go obiema rękami i energicznie nią potrząsnęła. - Oczywiście, że słyszałam o Exodus End. Myślisz, że z jakiej planety jestem? Znasz ich? Osobiście? - Uch, tak. Brat Treya jest ich gitarzystą. - Bez jaj? Drażnisz się ze mną, prawda?- nie miała pojęcia dlaczego nigdy nie powiązała Treya z Dare Millsem.- Święte Toledo! - Święte Toledo?- zaśmiał się na jej nagły atak fanki.- Nie. Nie drażnię się. Wiesz, zapowiadaliśmy występ dla Exodus End pod koniec czerwca w Las Vegas. Może chciałabyś się z nim spotkać. Jej tętno przyspieszyło. - O mój Boże. Umarłam i poszłam do nieba. Jest absolutnie najlepszym gitarzystą na świecie.
- Hej... Brian znowu się obraził. Myrna poklepała go czule po policzku. - Przykro mi, Brian, ale jest. Brian zachichotał. - Możesz przynajmniej udawać w mojej obecności, że ja jestem najlepszy. Zwłaszcza, że mam kluczyki do twojego samochodu. - Wiesz, że sądzę iż jesteś niesamowity. - Po namyśle nie poznam cię z nim. Nie tylko jest lepszym gitarzystą, ale lepiej wygląda, jest wyższy, bardziej znany, bogatszy. Ukradnie mi ciebie. - Nie ma szans - stanęła na palcach by go pocałować, choć zrobiła zamyśloną minę.- Bogatszy, mówisz? - Dobra, koniec z tym. Pisnęła ze zdziwienia, kiedy podniósł ją z ziemi i przerzucił przez ramię. Dał jej figlarnego klapsa w tyłek. - Ty, panno Evans, jesteś dzisiaj bardzo niegrzeczna. - Zawsze jestem niegrzeczna. - Prawda. Ale dzisiejsze nieposłuszeństwo wywierca dziury w moim kruchym ego. Myrna zaśmiała się i wsunęła rękę do jego spodni by dotknąć gładką skórę na jego tyłu. - Nic z tego - wyciągnął jej rękę ze swych spodni. - Od kiedy twoje ego jest takie kruche? - Odkąd cię poznałem. - Więc to atrakcja? - Hę? - Cóż, nie mogę nic na to poradzić, ale zastanawiam się dlaczego jesteś mną zainteresowany, skoro możesz mieć ładniejszą i młodszą kobietę na skinienie palca. - Nie ma ładniejszej kobiety od ciebie. Choć muszę przyznać, że większość moich fanek jest młodsza. No dobra, wszystkie są młodsze. Nie wiedziałem, czego mi brakowało. Znowu wsunęła rękę w tył jego spodni. - Co robisz?- spytał, odsuwając jej rękę i stawiając ją z powrotem na nogi. - Przekonałam cię, żebyś mnie postawił - uśmiechnęła się do niego złośliwie.Zadziałało. Potrząsnął na nią głową. - Nigdy nie robisz czego oczekuję. - Więc może to atrakcja. - Naprawdę tak trudno ci uwierzyć, że zakochałem się w tobie bez żadnego powodu? - Musi być jakiś powód. - Bardziej jest tak, że nie ma powodu bym się w tobie nie zakochał. Jesteś wszystkim czego chcę. - Nie sądzę, bym pasowała na dziewczynę gwiazdy rocka - jej serce zabolało gdy to powiedziała, ale ostatnimi czasy bardzo jej to ciążyło. Im częściej rozmawiała z groupies Briana tym bardziej stawała się zazdrosna. Wiedziała, że nie jest nimi naprawdę zainteresowany, ale były takie dostępne i wiedziała że nie była tutaj dla niego emocjonalnie. Co jeśli zdecyduje że nie była już zabawna? Że potrzebował więcej niż mogła mu dać? Odsunie ją na bok? I dlaczego tak bardzo jej to przeszkadzało? Przecież nie było tak, że byli ze sobą na poważnie. Dotknął delikatnie jej policzka. - W taki razie nie bądź dziewczyną gwiazdy rocka. Bądź dziewczyną Briana Sinclaira. - To jedno i to samo. Twoje życie jest takie interesujące a moje takie zwyczajne.
Nudne. Jestem dobrze wykształconą dziewczyną z farmy ze środkowego zachodu. - A ja rzuciłem studia na Zachodnim Wybrzeżu. - Chodziłeś na studia? - Przez jeden semestr. - Co studiowałeś? - Głównie dziewczyny. Walnęła go w żebra. - Dlaczego je rzuciłeś? Mogłeś ukończyć studia z wyróżnieniem. - Sinnersi podpisali kontrakt płytowy. - Wow, tak młodo? Twój ojciec pomógł wam go dostać? Musi mieć miliony kontaktów w biznesie. Brian zaśmiał się. - Nie miało to nic wspólnego z moim ojcem. Nigdy nie wtrącał się w moją karierę muzyczną. Nagraliśmy nasz pierwszy album w małej, niezależnej wytwórni i ruszyliśmy w trasę koncertową w gównianym vanie na osiem miesięcy. Nigdy w swym życiu nie byłem bardziej głodny. Nie pomagało to, że Jon kradł nasze pieniądze by móc kupić narkotyki. Kiedy w końcu przełknąłem swą dumę i zadzwoniłem do taty pytać czy może udzielić nam jakąś pomoc, wiesz co powiedział? - Co? - Jeśli naprawdę chcesz iść za tym marzeniem, musisz dla niego cierpieć, jeśli chcesz dotrzeć na szczyt. Nawet nie kupił mi nowych strun do gitary. Próbowałaś kiedy zagrać solówkę z brakującą drugą struną? Uch, tak... nie dobrze. - Nienawidzisz go za to? - Nie, myślałem, że tak, ale teraz zdałem sobie sprawę że miał rację. Jeśli nie musisz nad czymś pracować, po prostu nie docenisz tego tak bardzo. Myrna skinęła głową w zgodzie. - Tak, mogę to zrozumieć. Dlatego też rozpoczęłam stopień doktora. Moi rodzice nie wspierali mnie gdy poszłam na studia. Myśleli, że powinnam wyjść za mąż i mieć dzieci. Zostać w domu i wychowywać je jak klon mojej matki. Więc kiedy byłam na studiach, harowałam jak wół w różnych dziwnych pracach podczas gdy większości studentów rodzice opłacali naukę i rachunki. Naprawdę bardziej doceniłam życie na własną rękę. Też pracowałam ciężej, by uzyskać dobre stopnie. Chciałam udowodnić, że mogę to zrobić. Przytulił ją. - Widzisz, mamy ze sobą więcej wspólnego niż wspaniały seks. - Fantastyczny seks. - Niesamowity seks. - Taa, miejmy go teraz trochę. Ścisnął jej tyłek. - Dopiero po koncercie. - Wiesz, że kocham wyzwania, prawda?- skróciła przepaść między nimi i chwyciła w dłoń jego na pół twardego penisa przez spodnie.- Jestem bardzo zdeterminowana, gdy chcę coś dostać. - Znowu coś, co nas łączy - odsunął jej rękę ze swojego krocza.- Chcesz obejrzeć dzisiaj koncert zamiast przeprowadzania wywiadów z groupies? - Będzie to warte mego czasu? - Musisz pytać? - Brian, jestem teraz niesamowicie podniecona. Jęknął. - Nie masz zamiaru mi tego ułatwić, prawda? - Musisz pytać?
Patrzył na nią przez chwilę, przesuwając językiem po ustach. Wyglądał jakby był gotów ję na nią rzucić a ona była na to jeszcze bardziej gotowa. - Córka farmera, czy tak? Nie wiem nic o rolnictwie - powiedział.- Jak to jest? Westchnęła z irytacją. - Naprawdę każesz mi czekać do nocy, co nie? - Tak. Odwróciła się i zaczęła iść z powrotem drogą którą przyszli. Musieli przynajmniej przejść jakąś mile w dół plaży. - Rolnictwo jest nudne - krzyknęła przez ramię.- To wszystko co musisz wiedzieć. Pobiegł by ją dogonić. - Nie wymigasz się tak łatwo. Powiedz mi coś o sobie. Łoskot gromu rozbrzmiał echem powyżej. Myrna spojrzała na czarne chmury. - Myślę, że powinniśmy zacząć biec. - Już za późno. Nie wyprzedzimy jej. Pierwsze krople deszczu rozbiły się na twarzy Myrny. - Będziemy mokrzy. Ruszyła w stronę samochodu na pełnym biegu. Gdy wreszcie dotarła do samochodu, pociągnęła za klamkę. Zamknięte. Brian miał klucze. Odwróciła się by dostrzec go jak spokojnie szedł w górę plaży. - Pospiesz się!- chmury rozszerzyły się i zalały niebo w kilka sekund.- Brian, szybko! Widziała jak uśmiecha się do siebie, gdy deszcz spadł na jego włosy, głowę i koszulkę na jego ukształtowanej piersi. Jednak nie przyspieszył. Stała tam, drżąc i czekając na niego by otworzył samochód. W końcu do niej dotarł, przyciągnął jej zmarznięte ciało do siebie, jego silne ręce otoczyły jej plecy. - Otwórz drzwi - sięgnęła za siebie by chwycić za klamkę. - Nie - jego palce zatonęły w mokrych pasmach jej włosów, odchylając jej głowę do tyłu. Spojrzał jej w oczy do momentu aż puściła klamkę i oparła swe dłonie na jego brzuchu i piersi. Schylił głowę i pocałował ją, jego palce odpięły zamek jej sukienki. Zsunął ramiączka jej letniej sukienki, odsłaniając żywiołowi jej piersi. Gęsia skóra pojawiła się na powierzchni jej skóry i jej sutki zesztywniały pod chłodnym powietrzem. Strumyki deszczu spływały po jej ramion, pomiędzy jej piersi, w dół brzucha. Brian pochylił głowę i zlizał wodę swym językiem z jej skóry. Jego usta paliły przy jej ciele. Myrna jęknęła i sięgnęła do jego rozporka. Wiedziała, że jeśli uwolni Bestię, zakończy swą mękę i posiądzie swym ciałem jego. Miała nadzieję, że właśnie tutaj, na zimnej, śliskiej masce jej samochodu. Zanim mogła odpiąć guzik jego spodni, chwycił ją za nadgarstki w stalowym uścisku i odsunął jej ręce na boki. - Nie - powiedział. Patrzył na nią, woda kapała mu z nosa i brody. - Nie? - Właśnie tak powiedziałem. Wessał jej odsłonięty koralik w usta. Jego gorący język ocierał się o jej wrażliwe ciało, wyrywał z niej jęki rozkoszy. Walczyła by uwolnić nadgarstki z jego uścisku, chcąc zanurzyć palce w jego włosach, ale nie uwolnił jej. Szarpnęła ciałem uciekając jego diabelskiemu językowi, zmieniła zdanie i skręciła się by zaoferować mu swoją drugą pierś. Kiedy od razu się w nią nie wpił, spojrzała na niego. Jego diabelski uśmiech doprowadził jej serce o drżenie. - Chcesz, żebym też possał tą drugą?- potarł jej zaniedbany sutek czubkiem nosa. - Tak. - Tak? - Tak, proszę.
Przesunął swój język na oferowany sutek i zadrżała. - Myślę, że skończyłem - wyprostował się i puścił jej nadgarstki. - Och nie, na pewno nie - rzuciła się na niego ciałem, jej palce wplątały się w pasma jego mokrych włosów, jej usta poszukały jego w zdesperowanym pocałunku. Odwzajemnił jej pocałunek, podczas gdy podciągnął jej sukienkę by zakryć jej piersi i zapiął zamek na jej plecach. Odsunął się za szybko. Spojrzał w niebo, mrugając by deszcz nie wpadł mu do oczu. - Nie sądzę, żeby prędko przestało padać - wyciągnął kluczyki z kieszeni i otworzył drzwi samochodu. Zanim mogła wejść do ciepłego, suchego wnętrza samochodu, zapytał.Zmieniłaś zdanie co do pojechania do L.A. ze mną? - Właśnie o to chodzi? - Nie. Chciałem tylko, żebyś bardzo, bardzo mnie pragnęła. - Misja wykonana.
Rozdział 22
- Zgubiliśmy się - powiedziała Myrna.- Zatrzymaj się żebym mogła sprawdzić kierunku. - Nie zgubiliśmy się - powiedział Brian.- Jesteśmy w Tampa. A to nie znaczy, że się zgubiliśmy. - Ale nie jesteśmy przy stadionie i twój koncert zaczyna się za godzinę. - Zdaję sobie z tego sprawę. - Więc przestać być taki uparty i wjedź na stację benzynową. Nie powiem im, że się zgubiłeś. Nonszalancko ich zapytam jak dojechać do stadionu. - Nie zgubiłem się - wypuścił skrajny oddech i wjechał na stację benzynową.- Po prostu kup mapę - podał jej swój portfel. Westchnęła. Domyślała się, że gwiazdy rocka nadal były mężczyznami. Kim byłby mężczyzna który przyznałby się, że się zgubił? Pospieszyła do sklepu, nie troszcząc się o to, że jej włosy wyglądały jakby włożyła język do gniazdka elektrycznego. Podczas gdy kupowała mapę, spytała ekspedienta o wskazówki. W ciągu kilku minut była z powrotem w samochodzie z Brianem. Podała mu mapę. Zaczął ją rozwijać. - Na jakiej ulicy jesteśmy?- rozejrzał się, jakby spodziewał, że znajdzie w pobliżu strzałkę z tablicą „jesteś tutaj”. - Nie mam pojęcia. Sprzedawca powiedział, że powinieneś przejechać jakieś osiem bloków tą drogą - pokazała w dół ulicy. Brian uśmiechnął się do niej. - Widzisz. Nie byliśmy tak daleko. - Potem wjechać na międzystanową kierując się na południe. Wziąć trzeci zjazd. - Och... - Skręcić w lewo i kierować się drogowskazami. Jest ta jakieś dwadzieścia minut stąd. Zakładając, że znowu się nie zgubisz. - Cholera. Wycofał samochód i ruszył w kierunku który wskazała Myrna. W czasie gdy znaleźli autobusy za stadionem, była już dziewiąta trzydzieści. Pospieszyli do schodów autobusowych i wpadli na Seda. - Gdzie wy do cholery byliście? Koncert zaczyna się za pół godziny. - Zejdź mi z drogi. Muszę wziąć prysznic. Nawrzeszczysz na mnie później - Brian
odepchnął Seda na bok i ściągnął swoją koszulkę przez głowę gdy udał się do łazienki. - No, pospiesz się!- Sed krzyknął niepotrzebnie. Myrna poszła za Brianem do łazienki. Jeśli miała zamiar obejrzeć koncert, to też potrzebowała prysznica. Miała piasek w niewyobrażalnych miejscach i jej niegdyś biały strój był brudny i miał odcień purpurowego brązu. Brian odkręcił wodę w maleńkim prysznicu i rozpiął spodnie. - Zamierzasz patrzeć?- spytał. - Mam zamiar się przyłączyć. - Nie mam czasu, żebyś się do mnie przyłączyła - teraz już cudownie nagi, wszedł pod prysznic. - Też muszę się umyć. Jestem brudna. Jej sukienka i majtki wylądowały na czubku zużytych sandałów. Weszła pod prysznic obok Briana, który wcierał szampon we włosy. Nie planowała dotykania go, po prostu skorzystać z wody, ale gdy ten mężczyzna był nagi i w zasięgu ręki, nie mogła się powstrzymać. Pocałowała go w ramię i całe jego ciało szarpnęło się. - Myrna, proszę, nie rób tego. Jestem napalony jak diabli. Nie chcę wchodzić na scenę ze wzwodem. - To twoja wina, że dałeś mi kosza na plaży - wycisnęła buziaka na środku jego pleców, nieprzyjemny smak szamponu wpadł jej do ust.- I na masce samochodu pocałowała jego drugie ramię.- I w środku samochodu - jej ręce krążyły po jego ciele, przesuwając się w górę jego ciała.- I przy każdym hotelu jakie mijaliśmy przez 70 mil. - Cóż mogę poradzić na to, że moja dziewczyna zawsze chce mojego ciała?- mogła usłyszeć śmiech w jego głosie. - Jakbyś nie był przyczyną mojego nietypowego, nienasyconego apetytu. - Co masz na myśli mówiąc nietypowego? - Naprawdę sądzisz, że zwykle potrzebuję godzin seksu każdego dnia? Kiedy miałam stałego kochanka, wystarczyło mi trzydzieści minut dwa razy w tygodniu. - Serio?- odwrócił się do spryskiwacza by opłukać włosy, szorując obiema dłońmi miejsce pod głową. Jej dłonie przesunęły się wokół niego, by pomasować jego mocne pośladki. Pocałowała go w obojczyk. - Więc nie mogę cię zadowolić czy jak?- spytał. Wiedział lepiej, ale jego ego potrzebowało stałego dokarmiania. - Zawsze mnie zaspokajasz. A teraz gdy wiem jakie to jest dobre, chcę cię cały czas. Uśmiechnął się do niej. - Czuję dokładnie to samo. Nie uwierzyła mu, ale teraz nie było czasu by skrzyczeć go za te małe łgarstwo. Musiał być na scenie za dwadzieścia minut. Zamienili się miejscami żeby mogła umyć swe włosy podczas gdy mył swe ciało wodą z mydłem i nalegał, że umyje jej piersi i brzuch. Znowu zamienili się miejscami, żeby mógł opłukać ciało i zakończyć kąpiel. Piskliwie czysty, pocałował ją i zostawił z jej własnym żądzami. Spiesząc się przez resztę swojego prysznicu, owinęła ręcznik wokół swego ciała i wybiegła z łazienki. Brian był już w połowie ubrany. Patrzyła jak wszarpuję przez głowę koszulkę. Sięgnął po swój pasek z ćwiekami i wsunął go w szlufki spodni. - Co powinnam założyć?- spytała. - Wyglądasz cholernie dobrze w tym ręczniku - lekki warkot w jego głosie sprawił, że coś zapulsowało między jej udami. Obydwoje byli napaleni i w seksualnym szale. Jak w ogóle przetrwa oglądanie całego koncertu nie rzucając się na niego przed stadionem pełnym fanek? Uśmiechnęła się.
- Nie sądzę, żeby było to mądre. - Załóż koszulę z guzikami - poprosił.- Reszta mnie nie obchodzi - usiadł na końcu łóżka by założyć skarpetki. - Pończochy i podwiązki? Spojrzał w górę. - Tak. Lubię je. - Majtki? Czy nie powinnam się tym przejmować? Z warkotem, chwycił ją i rzucił na łóżko. Zerwał jej ręcznik i wciągnął jej pierś do swych ust. Drugą mocno ścisnął. Twarde wybrzuszenie w jego spodniach nacisnęło na jej udo. - Czy nie musisz być na scenie za piętnaście minut?- spytała nonszalancko, choć miał chwilkę na zwiedzenie zaniedbanych części jej ciała, które znalazł już gorące, obrzęknięte i mokre. Uniósł głowę by na nią spojrzeć. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa, Myrna. - Ty doprowadzałeś mnie do szaleństwa przez cały dzień. Uśmiechnął się. - Myślę, że mój plan zadziałał aż za dobrze - zszedł z łóżka, jego wzrok ogarnął jej ciało gdy stał nad nią. Muszę wysuszyć włosy, ogolić się, nałożyć makijaż sceniczny. Ubierz się. I postaraj się nie wyglądać zbyt seksownie. Muszę przetrwać następną godzinę bez dotykania ciebie. Jeśli zdecydujesz się na majtki, proszę, nie mów mi. Zachichotała i zeszła z łóżka w poszukiwaniu ubrań. Ubrała się tak szybko jak tylko mogła. Pragnęła, żeby nie wspomniała o podwiązkach. Włożenie ich zajmowało za dużo czasu. W tym czasie znalazła Briana w łazience, był gotowy do wyjścia. Miał na głowie czerwoną, filcową replikę swojego szczęśliwego kapelusza który zastępował brudnego lakieru do włosów i żelu który zazwyczaj nosił na scenie. Nie mógł jednak obyć się bez eyelinera. Był to jego znak rozpoznawczy. Otarła kciukiem smugę pod jego lewym okiem. - Nie miałem czasu by pomalować paznokcie - wskazał palcem wskazującym na czarny lakier do paznokci. Objęła go. Zadrżał o nią z typowym dreszczem przed występem. - Nikt nie zauważy - powiedziała.- Muszę tylko coś zrobić ze swoimi włosami i twarzą. Zaraz będę gotowa. - Założyłaś garnitur? Wiesz co ze mną się dzieje, gdy wyglądasz pruderyjnie i poprawnie. Uśmiechnęła się. - Dlatego też go założyłam. Pocałował ją w czoło i pokłusował w stronę wyjścia autobusu. - Nie spóźnij się. - Nie przegapię tego.
Rozdział 23
Tłum był niespokojny i wykrzykiwał na pełen głos: Sinners, Sinners, Sinners. Tak jak chciało Prawo Murphy'ego, Brian nie musiał się tak bardzo spieszyć. Wystąpił problem z jednym z paneli wideo znajdującym się za zestawem perkusyjnym. Technicy od efektów specjalnych próbowali naprawić usterkę tak szybko jak się tylko dało a tłum był coraz głośniejszy i bardziej niespokojny z każdą chwilą. Brian ściągnął Jace'a na bok by porozmawiać z nim gdy czekali na sygnał by wejść na scenę. - Mogę pożyczyć dzisiaj twoje kajdanki?- spytał Brian. Jeśli prośba Briana zaskoczyła Jace'a, to nie pokazał tego po sobie. - Wiesz jak się nimi obsługiwać? Nie mogą być ani za luźne ani za ciasno. - Jeśli się nie połapię, to do ciebie zadzwonię. - Łańcuch zawieszający powinien byż razem z nimi. Upewnij się, że jej kolana dotykają łóżka, bo inaczej zranisz jej ręce. - Zamierzałem po prostu ją związać, płasko na plecach. Jace wzruszył ramionami. - Myślę, że to w porządku, ale będziesz miał wtedy tylko jedną stronę ciała do zabawienia. Brian spojrzał przez ramię, by upewnić się, że Myrna jeszcze nie przybyła za kulisy. Trey kołysał się w górę i w dół na swych nogach, jego poziom energii był wysoki. Eric kręcił swoimi pałeczkami wskazując na na ludzi jakby był rewolwerowcem. Sed wyglądał na znudzonego i lekko zirytowanego przez laskę która kręciła się wokół niego. Brak oznak Myrny. - Więc powinienem związać jej ręce nad głową? Zawsze się zastanawiałem, dlaczego umieściłeś ten hak w suficie nad łóżkiem. - Obydwoje będziecie mogli uzyskać więcej wrażeń. Nie zapomnij o tym, by zawiązać jej oczy. - Oślepić ją? Dlaczego? - Żeby naprawdę czuła co z nią robisz. Nigdy nie zawiązałeś jej oczu? Brian potrząsnął głową. Jace pomasował swój srebrny kolczyk w lewym uchu, a następnie drugi w prawym. - W takim razie nie rozpracowałeś jej wszystkich zmysłów, prawda? - Co? Masz na myśli wzrok i dotyk. - Tak. Smak, zapach, słuch, ból, gorąco, zimno, wibracje, ciśnienie, gładka faktura,
szorstkość. Wszystkich zmysłów. Brian poczuł się trochę dziwnie pytając faceta o pięć lat młodszego o seksualną radę, ale chciał żeby Myrna nigdy nie zapomniała dzisiejszej nocy. - Powiedz mi więcej. - Proponuję oślepić ją, by wyostrzyć zmysły których często nie używa. Pozwól jej patrzeć jak zawalasz sobie konia i dojdź na niej, ale później zasłoń jej oczy. A skoro się robi mokra od twojej gry na gitarze, założyłbym jej słuchawki i kazałbym jej przez cały czas słuchać naszej muzyki. W ten sposób nie usłyszałaby niczego, co by na nią ruszyło. Brian zdecydował, że Jace wiedział o czym mówił. - Coś jeszcze? - Lód i wosk. Niech zgaduje co gorące a co zimne. Brian czuł się tak, jakby powinien sporządzać notatki. - I przyłóż jej do nosa koszulkę którą masz na scenie. Laski lubią zapach swego mężczyzny. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale uwierz mi, wpadnie w to. Prawdopodobnie będziesz chciał włożyć rzeczy do jej ust. Różne smaki. Mam kilka próbek w mojej walizce z kajdankami, łopatkami i rzeczami, ale pewnie będziesz chciał jakieś dodatki, które będą dla niej specyficzne. - Siedzisz całymi dniami i wymyślasz to gówno? Jace uśmiechnął się podstępnie. - Jak myślisz, dlaczego jestem taki spokojny przez cały czas? Klikający dźwięk zbliżających się szpilek zwrócił uwagę Briana do Myrny. Lód. Wosk. Łopatki. Oślepienie. Musiał wyglądać podejrzanie, ponieważ spojrzała na niego pytająco, kiedy zatrzymała się obok niego. - Dlaczego tak na mnie patrzysz?- spytała.- I dlaczego jeszcze nie jesteście na scenie? Myślała, że się spóźniłam. - Problemy techniczne. - Dobra, chłopaki. Naprawiliśmy to - krzyknął jeden z techników. Światła stadionu zgasły. Tłum ryknął. - Do zobaczenia wkrótce- mruknął do ucha Myrny. Poprawił swoją zatyczkę w uchu by móc słyszeć siebie i grę zespołu bez ogłuchnięcia. Popędził kłusem po schodach do swojego normalnego miejsca: lewej sceny. Jego serce waliło jak zawsze, gdy jego stopy dotknęły sceny. Eric rozpoczął pierwszą piosenkę kilkoma uderzeniami w talerze które wyprzedzały walnięcie w bębny. W tym samym czasie gdy Jace wszedł w piosenkę ze swoim ryczącym basem i Trey wybrzdąkiwał riffowy rytm, obawy Briana zniknęły. Fioletowe światło skąpało jego ciało od góry i wszedł w piosenkę solówką - jego gitara była znanym przyjacielem. Kiedy jego solówka przebiła się w głównym riff, głos Sed warknął mu do ucha i cała scena została oświetlona w jednym momencie. Ponad muzyką mógł usłyszeć ryk tłumu. Spojrzał na ich fanów, ale mógł zobaczyć tylko kilka pierwszych rzędów ze względu na oświetlenie sceny. Wielki tłum. Pięści w powietrzu, walące głowy, usta wymawiające ich teksty. Gdy tłum wypełniła adrenalina tak samo jak zespół, zawsze dawali najlepsze koncerty. Szkoda, że Brian był rozproszony przez Myrnę w swoim widzeniu peryferyjnym. Był tak bardzo napalony, że miałby nawet trudności z koncentracją, gdyby jej tam nie było. Trey walnął w niego by zwrócić jego uwagę i skinął głową w kierunku końca sceny, przeciwnego miejsca gdzie Brian zazwyczaj grał. Brian skinął głową w porozumieniu. Tam nie widział Myrny, ale ona nadal mogła na niego patrzeć. Przeszedł po scenie. Kiedy nadszedł czas na solówkę Briana, Sed odwrócił się do Treya, potrząsnął głową w zdumieniu gdy znalazł Briana po swojej prawej stronie. Wykonał gest typu „co ty do cholery tutaj robisz”, ale wzruszył ramionami i cofnął się na tył sceny by stanąć obok
Jace'a. Trey podłączył wzmacniacz z pedałem na podłodze dla Briana i wszedł w drugiej połowie solówki by mogli się pojedynkować. Spotkali się na środku sceny i odwalili show, grając na gitarze drugiego, która skupiała ekstremalną koncentracje. Dzisiejszej nocy Brian znalazł się w bezpośrednim obliczu Myrny. Kiedy uniosła swą pięść w powietrze i dopingowała ich w podnieceniu, przepuścił bokiem całą serię nut. Trey zaśmiał się z niego i pokręcił głową. Cholera! Jakiś fan z włączonym nagrywaniem w telefonie komórkowym z pewnością umieści to w internecie. Brian musiał po prostu udawać, że jej tam nie było i powinien być w stanie przebrnąć przez następnych dziewięć piosenek. Jego plan zadziałał całkiem dobrze do momentu gdy reszta zespołu zeszła ze sceny by mógł zagrać swoją niedawno ułożoną solówkę. Solówkę, którą napisał podczas uprawiania miłości z Myrną. Zazwyczaj nakręcał tłum, ale tego wieczoru zdecydował po prostu zagrać. Również zareagują na swój sposób albo wcale. Egoistyczne z jego strony? Może. Stanął przy mikrofonie Seda na środku sceny. - Ostatnio napisałem sporo nowej muzyki - powiedział.- Zagram teraz dla was trochę. Usłyszcie wariacje naszego nowego albumu - urwał.- Który powinien zostać wydany na początku następnego roku. Tłum ryknął z entuzjazmem. Brian zamknął oczy i pozwolił swym palcom odnaleźć swoją własną drogę. Pozwolił umysłowi podryfować do czasu, gdy oryginalnie skomponował tę solówkę. Wspomnienie było tak wyraźne, że poczuł ciepło Myrny, zapach jej skóry i usłyszał jej nierówny oddech w uszach. Trwało to aż dotarł do samego końca i Trey stanął u jego boku, usłyszał ryk tłumu. - Próbujesz zagarnąć przedstawienie dla siebie, Mistrzu Sinclair?- spytał Trey. Brian położył dłoń na mikrofonie.- Szczerze mówiąc to chciałbym, żeby już się to skończyło. Trey uśmiechnął się do niego i odepchnął go na bok by przemówić do mikrofonu. - Myślę, że Mistrz Sinclair jest bardziej przepracowany niż normalnie, prawda? To znaczy, skąd do cholery się to wzięło? Niesamowite - Trey urwał, jego oczy przeskanowały tłum.- Panie wyglądają dzisiaj szczególnie seksownie, prawda, Sinclair? - Panie Sinnersów są zawsze seksowne. - Wiecie co myślę, że czego on potrzebujesz?- powiedział Trey.- Kilkadziesiąt staników jeszcze bardziej go nakręci. Co o tym myślicie, Lady Sinners? Chcecie mu pomóc? - Nic mi nie jest, dzięki - Brian spojrzał przez ramię na Myrne. Śmiała się gdy biustonosze zaczęły lecieć na scenę. W ciągu minuty, każdy rozmiar, styl i kolor stanika zaśmiecał scenę u ich stóp. Kilka młodych kobiet, które siedziały na ramionach swoich chłopaków podniosły koszulki, by pokazać nagie piersi. Miał nadzieję, że Myrnie nie będzie to przeszkadzało. Musiał teraz grać. Brian wyciągnął czerwony, koronkowy stanik ze sceny i powiesił go sobie na końcu gitary. Trey podniósł biustonosz w leopardzie cętki. - Do kogo należy ta seksowna rzecz?- spytał, zawieszając go na jednym palcu. Dziewczyna za kilkoma osoba za barierką zaczęła krzyczeć i skakać z podniecenia w górę i w dół. Nie mogli jej usłyszeć na scenie, ale jej dzika gestykulacja stała się oczywista, że biustonosz był jej. - Mogę go pożyczyć, kochanie?- spytał Trey. Powiesił go na końcu swojej własnej gitary.- Możesz go odebrać osobiście po koncercie. Pomogę ci go założyć z powrotem. Młoda kobieta niespodziewanie zniknęła z zasięgu wzroku. Tłum ludzi podniósł ją, teraz nieprzytomną i przekazał do tłumu przy barierce. - Cholera, Trey, przez ciebie zemdlała. - Przepraszam za to. Nie mogła znieść mojego seksapilu - pogładził jedną brew bokiem palca.
Brian parsknął śmiechem. - Najwidoczniej nie widziały cię, jak odpływasz z głową w kiblu. Chłopaki na widowni krzyknęli w zgodzie. Sed pojawił się między nimi i otoczył rękami ich ramiona. - Wy dupki, zamierzacie gadać przez całą noc czy zamierzamy jeszcze trochę pograć? - Myślę, że możemy zagrać nasz nowy pojedynek solowy - powiedział Brian.Chcecie go usłyszeć?- spytał tłum.- Zależy to od was. Obawiam się, że możemy zbierać staniki przez całą noc. Znowu spojrzał przez ramię na Myrnę. Nadal się uśmiechała na jego wybryki. Boże, kochał ją. Idealna. Była absolutnie idealna. Kilka kolejnych biustonoszy wylądowało na scenie. Dziewczyny świecące piersiami doprowadzały do szaleństwa chłopaków w tłumie. Brian pochylił się bliżej Treya, by porozmawiać z nim bez mikrofonu, który poniósłby ich rozmowę. - Mam nadzieję, że jesteś gotów na zagranie nowego pojedynku solówek. Wzruszył ramionami. - Nie chciałem, żebyś tylko ty jeden dzisiaj pieprzył przed dziesięciotysięcznym tłumem. Brian uśmiechnął się do niego. - Staraj się nadążyć. Sed powiesił kilka biustonosz na swoim mikrofonie. - Zachowam je na później - powiedział i następnie ruszył na bok sceny i stanął obok Myrny. Brian widział, jak obejmuje jej ramiona ręką i wyciska pocałunek na jej skroni. Widział także, jak zasadza kuksańca w żebra Seda. Wiedząc, że Myrna była odporna na libido Sedrica Lionhearta, Brian zmusił swoją uwagę do skupienia się do zadania w jego ręce. Zaczął solówkę i zatrzymał się gdy Trey za nim powtórzył. Powtórzył ciąg nut o oktawę wyżej i przyspieszył tempo. Trey nie miał z tym problemu. Oktawa w dół i szybciej. Trey ciągle był na bieżąco, nie pominął ani jednej nuty. W odwrotnej kolejności i jeszcze szybciej. Za każdym razem gdy Trey powtarzał jego ruchy, poziom hałasu tłumu zintensywniał. Szybciej i szybciej aż brzmienie Treya zmieszało się prowadzącym Briana. Trey oparł się o jego plecy i zamiast ze sobą walczyć, zagrali w harmonii. Kiedy ostatnia nuta zadzwoniła w głośnika, tłum wybuchł okrzykami. - Myślę, że możemy nazwać to remisem - powiedział Brian. Pierwszy raz w historii. - Sądzę, że potrzebujesz trochę praktyki, Mistrzu Sinclair. Zazwyczaj powalasz mnie w trzeciej rundzie. - Może powinienem zacząć nazywać cię Mistrzem Millsem. Trey uśmiechnął się. - Pokonam cię pewnego dnia. Połowa tłumu skandowała: Mills. Mills. Mills. Mills. Druga zaś: Mistrz Sinclair. Mistrz Sinclair. Walnięcie Erica w bęben basowy przypomniał im o pozostałej części koncertu. Kiedy Jace wrócił na scenę, zebrał kilka biustonoszy z podłogi i przyozdobił nimi szyjkę swego basu. Trey oderwał umysł Briana od Myrny, ale pojawienie się Jace'a przypomniało mu co będzie robił za mniej niż trzydzieści minut. W przyszłości upewni się, że będzie z nią uprawiał miłość przed występem na scenie a nie po. Jego całe ciało było obolałe. Przez następnych sześć piosnkę Brian był szczęśliwy, że jego palce znały muzykę, ponieważ jego głowa była gdzie indziej. Ledwie przesuwał się po scenie o trzy kroki. Od
czasu do czasu przeszedł po scenie aby przełączyć swoje wzmacniacze na pedały podłogowe na podłodze na swym zwyczajnym miejscu, ale jego zwyczajna umiejętność przyciągania uwagi przepadła. O dziwo, Jace przejął pałeczkę. Dzisiaj nie ukrywał się już za zestawem perkusji. Nawet raz przemówił przez mikrofon. Tłumowi się spodobało. Trey i Sed drażnili się, że wyszedł ze swojej powłoki i zaczerwienił się, ale Brian grał to co miał. Kiedy zabrzmiała ostatnia nuta końcowej piosenki, Brian rzucił swoją kostkę w tłum i ruszył za kulisy. Oddał gitarę losowemu technikowi, wyciągnął słuchawki z uszu i chwycił Myrnę. Zadyszała ze zdziwienia kiedy przycisnął ją do przeciwnej strony głośnik i zakrył jej usta swoimi. Wypełnił swą jedną dłoń jej miękką, pełną piersią. Druga wsunęła się pod jej spódnicę i znalazła nagą skórę na jej udzie na koronkową pończochą. Przycisnął swego penisa, twardego jak kamień, o jej cipkę. - Jesteś aż tak napalony, Brian?- Trey krzyknął gdy ich miał.- Jezu Chryste, stary. Brian wyciągnął rękę z uda Myrny na tyle długo, by machnąć na Treya. Trey przecisnął się do pleców Briana. - Nie oferuj niczego jeśli nie zamierzasz go wyciągnąć - powiedział do jego ucha i żartobliwie ugryzł płatek. Brian walnął łokciem w jelita Treya i ten cofnął się. Brian oderwał się od ust Myrny i spojrzał na jej zaczerwienioną skórę. Jej oczy błyszczały. Usta były opuchnięte. Wyglądała na taką napaloną jak on sam się czuł. Musieli do się do autobusu. Bezzwłocznie. - Wspaniały koncert, Jace - Eric powiedział gdy ich dwóch przeszło obok. Brian spojrzał przez ramię. Jace był uśmiechnięty od ucha do ucha. - Dzięki. - Za to ktoś inny wydawał się mieć głowę schowaną we własnym tyłku - Eric obrócił głowę by wgapić się w Briana.- Tak, mam na myśli ciebie. - Myślę, że jego myśli były gdzie indziej - powiedział Trey.- Myrna, musisz odeskortować Mistrza Sinclaira do najbliższej sypialni zanim się upokorzy i dojdzie na własnych nogach przed swymi kolegami. Myrna chwyciła Briana za rękę i ściskając swe uda, wysunęła się spomiędzy jego ciała a głośnika. - Chodź ze mną. Jace złapał go za ramię. - Powinienem zostać na dziesięć minut? Brian lekko skinął głową i uwolnił się od uścisku Jace'a by pójść za Myrną do busu. Przebiegła większość drogi. Ledwo zamknęły się drzwi od sypialni i już przy nim była, całując go gorączkowo. Jego plan by kochać się z nią wyparował. Mógł myśleć tylko o jednej rzeczy. Musiał zatopić się w jej ciele. Zakopać swego penisa w jej śliskim, ciepłym ciele. Nie mógł się doczekać. Musiała mieć to samo na myśli. Jej dłonie już odpięły rozporek jego dżinsów. Kiedy jego penis wyskoczył ze spodni, chwyciła go w jedną dłoń i zadrżała gwałtownie. - Boże, Brian. Weź mnie ostro. Proszę. Nie musiała o to prosić, ale spodobało mu się to. Wycofał się z nią do łóżka i pchnął ją do tyłu. Obydwoje starali się ściągnąć z niej spódnicę. Ledwo zauważył, że nie założyła majtek, ale był wdzięczny, że ułatwiła m dostęp. Rozsunęła szeroko uda, oparła się na łokciach by wygiąć plecy w łuk. Naprowadził swojego penisa w jej ciało, wypełniając ją jednym ostrym, głębokim pchnięciem. Jej cało zadrżało gdy doszła. Mocno. - O Boże. O Boże! - krzyknęła. Nadal drżała, kiedy zaczął się wycofywać i wpychać w nią ile tylko mógł. Szybko dołączy do jej rozkoszy. Potrzeba rozlania wewnątrz niej swego nasienia narastała.
Jego oddech syknął niespodziewanie. Był bliżej niż myślał. Nie miał czasu rozkoszowaniem się narastaniem swego orgazmu. Jego ciało zesztywniało, gdy wybuchnął wewnątrz niej. Wbił się w nią i wykrzyczała jego imię, a następnie zwalił się na nią. Drżał niekontrolowanie przez kilka chwil, próbując złapać oddech. - Jezu, przepraszam, Myrna. Trwało to choć trzydzieści sekund? Dotknęła delikatnie jego policzka i pocałowała go. - Nigdy nie wytrzymujesz długo po koncercie. - Tal, ale to musiał być jakiś rekord świata. Potrząsnęła głową. - Wytrzymałeś dłużej niż ja. Doszłam tak szybko jak tylko go włożyłeś. Zaśmiał się. - Zawsze sprawiasz, że czuję się lepiej. Nawet kiedy jestem okropny. Ściągnęła z jego głowy kapelusz i zakopała palce w jego włosach. - Nie powiedziałabym, że byłeś okropny. Byłeś zbyt podekscytowany zanim zacząłeś, ale zadowoliłeś mnie. Spróbujemy zacząć jeszcze raz od początku. Zanim mogła go pocałować, ktoś nieśmiało zapukał do drzwi. Jace. Brian uśmiechnął się. - Mam zamiar sprawić, że będzie ci dobrze przez całą noc - powiedział.- Mam nadzieję, że jesteś gotowa. - Na co? - Na specjalną niespodziankę. Wyszedł z jej ciała, schował swego penisa do spodni i zapiął dżinsy. Podziwiał przez chwilę jej odsłonięte uda aż szarpnął spódnicę w dół by je zakryć. Jace znowu zapukał i Brian poszedł by otworzyć drzwi. Jace wniósł do pokoju ogromną walizkę, postawił ją na podłodze i otworzył. Wyciągnął łańcuch. - Powieszę go dla ciebie - powiedział Jace.- To ważne, by uzyskać odpowiednią długość. Brian zerknął na Myrne. Jej oczy rozszerzyły się, gdy wyciągnęła szyję by zajrzeć do walizki. - Nie martw się, kochanie. Nie sądzę, żeby użył połowy z tych rzeczy - Jace powiedział do niej. Jej przerażony wzrok przeniósł się do Briana. - Co zamierzasz zrobić? - Sprawić, że mi zaufasz. - Nie ufam ci. Jace wspiął się na łóżko. - Uklęknij tutaj, Myrna. Spojrzała na łańcuch w dłoni Jace'a. - Co zamierzasz zrobić? - Nic. Odwróciła swoją uwagę z powrotem do Briana. - W takim razie co ty zamierzasz zrobić? - To niespodzianka - powiedział Brian.- Ale obiecuję, że ci się spodoba. Jace tylko pomaga w ustawieniu tego wszystkiego. Zawahała się a następnie uklękła obok Jace'a na środku łóżka. - Podnieś ręce nad głowę. Posłuchała. - Trochę wyżej. Jace przymocował łańcuch do haka w suficie i wyszeptał coś, czego Brian nie mógł usłyszeć. Wyglądała na nieco mnie bladą gdy spuściła ręce na swoje boki. Jace zaskoczył z
łózka i wrócił do Briana. Jace wyciągnął ze swojej walizki parę skórzanych kajdanek które były podszyte polarem. - Upewnij się, że pozostawić miejsce na przepływ krwi i od czasu do czasu odpinaj jej ręce od haku, by nie straciła krążenia w dłoniach - Brian był zaskoczony ile Jace miał doświadczenia z tym materiałem. Jace wyciągnął knebel - skórzany pałek z gumową piłeczką - ze swej walizki złej rozkoszy.- Kiedy zacznie krzyczeć i błagać, prawdopodobnie będziesz chciał ją zakneblować, żeby nie krzyczała. Brian nie zamierzał jej uciszać. - Krzyczeć lub błagać? - W końcu się przełamie i będzie ci posłuszna na wieki. Spojrzał na Myrnę, która gapiła się na łańcuch u żuła swój paznokieć. - Lubię, gdy nie jest uległa. - Twoja strata - Jace wyciągnął świecę z walizki i zapalił ją. Położył ją na komodzie i wyciągnął drugą świecę z walizki.- Upewnij się, że stopiony wosk ostygnie trochę zanim go na niej rozlejesz. Nie chcesz poparzyć jej skóry. Prawdopodobnie powinieneś uniknąć cepu. Jeśli nie wiesz co robić, poleje się krew, ale są tu jakieś łopatki - pogrzebał w swojej walizce. Było tam mnóstwo rzeczy których Brian nie rozpoznawał. - Wydaje mi się, że jest ich więcej niż wcześnie. - Nie bój się eksperymentować, ale uważaj by nie nadszarpnąć jej zaufania. Jeśli zacznie wariować, przestań co będziesz robił i porób przez chwilę coś co lubi. Naciśnij na nią, ale nie za mocno. Nie jesteście ze sobą zbyt długo. Brian wziął głęboki oddech i skinął głową. - Gdy już ją zwiążesz, zakryj jej oczy i niech nie słyszy niczego oprócz muzyki w uszach... - wyciągnął odtwarzacz MP3 ze swej kieszeni i wcisnął go w wolną rękę Briana.- ... zadzwoń po mnie to pokażę ci kilka technik. Nigdy się nie dowie, że tu byłem. - Zadzwonię po ciebie gdy będę cię potrzebował. Jace mrugnął do niego zawołał do Myrny: - Dobrej zabawy. Brian wskazał Jace'owi drzwi, zamknął je za nim i następnie skierował się do łóżka, mając nadzieję, że Myrna była taka otwarta za jaką ją uważał.
Rozdział 24
Myrna uważnie patrzyła jak Brian zbliża się do łóżka. Jej oczy przeniosły się do skóry koloru wielbłąda, którą trzymał w ręku a następnie na łańcuch zawieszony nad nią u sufitu. Nigdy wcześniej nie była wiązana. Była całkiem pewna, że się jej to nie spodoba. Jednak była otwarta na nowe doświadczenia i chęć eksperymentowania z Brianem. - Zanim zaczniesz - powiedziała.- Chcę, żebyś obiecał, że przerwiesz kiedy o to poproszę. - Jace powiedział, że powinienem cię zakneblować kiedy to się stanie. Jej oczy rozszerzyły się i serce zaczęło pędzić. - Ale nie jestem Jace'em - Brian kontynuował.- Przestanę, gdy mnie o to poprosisz. Ufasz mi? Zawahała się a jej oczy znowu przesunęły się do pasów. - Myślę, że tak. Obszedł łóżko i położył więzy i odtwarzacz MP3 na stoliku nocnym. Z pustymi rękami wczołgał się na łóżko. Klęczeli na środku materaca naprzeciwko siebie. Chwycił jej dłonie w swoje i spojrzał jej w oczy. Nadal miał na sobie swój makijaż sceniczny, co jej przypomniało jak seksownie wyglądał gdy wcześniej patrzyła jak zawodził na swojej gitarze. Wydawało się, że zdał sobie sprawę że potrzebowała chwilę na zebranie się w sobie. Jej tętno powoli wróciło do normy gdy patrzyli na siebie w milczeniu. Pochyliła się do przodu aby go pocałować. Wziął to za sygnał do rozpoczęcia swojego najnowszego ataku na jej zmysły i odwrócił jej czysty pocałunek w coś głębokiego i namiętnego. Jej tętno ponownie podskoczyło, ale nie z lęku. Rozpiął jej marynarkę i zepchnął ubranie z jej ramion. Jego palce rozpracowywały guziki jej bluzki zanim stracił cierpliwość po dwóch pierwszych i rozdarł ją na jej piersi. Ścisnął jej piersi w swych dłoniach i odpiął przednie zapięcie stanika. Jego usta przesunęły się na jej szczękę, jej gardło, jej ucho. Fakt, że nadal był podniecony, zaskoczył ją. Ściągnął jej bluzkę i stanik z ciała i odrzucił je na bok. Następnie Brian zdjął jej spódnicę a potem jej pas od pończoch. Kiedy całkowicie ją rozebrał, sięgnął po pasy. Jej lęk wrócił. Może nie był to najlepszy pomysł. Mógł z nią zrobić co chciał i nie będzie w stanie walczyć. - Dobrze się czujesz?- bardzo niezdarnie zapiął pierwszą kajdankę.- Jest za ciasna? Potrząsnęła głową. - Brian, nie jestem tego pewna.
Zapięcie drugiej kajdanki nie zajęło mu tyle czasu. - Czego? - Byciu związaną. - Myślałem, że mi ufasz. - Bo ufam. - Więc w czym problem? Wzięła głęboki oddech który powoli wypuściła. - Nie ma problemu. - Dobrze - dziabnął ją w usta i następne uniósł jej ręce nad głową. Zapiął łańcuch między jej nadgarstkami do łańcucha który Jace przymocował do sufitu. Jej kolana dotykały łóżka, ale nie mogła usiąść pośladkami na piętach. Brian zeskoczył z łóżka i spojrzał na nią. - Wyglądasz naprawdę seksownie - sięgnął za jej głowę i wyciągnął wsuwki które przytrzymywały jej włosy. Długie pasma były jeszcze wilgotne od ich wcześniejszego prysznica i poczuła od nich chłód na swych nagich ramionach i plecach. Brian starannie odsunął kosmyk z jej ramienia by otoczyć nim pierś. Gdy jego palce musnęły jej sutek, jej dłonie wysoko nad głową, zacisnęły się. Brian wyciągnął coś z otwartej walizki Jace'a i wrócił do niej aby zawiązać grubą, czarną maskę wokół jej oczu. Wykręciła głowę na bok starając się uniknąć oślepienia. - Nie. - Wszystko będzie w porządku - jego twarz zniknęła z jej pola widzenia, gdy nasunął opaskę na właściwe miejsce.- Boże, to też wygląda seksownie. Zaczynam myśleć, że bardzo będzie mi się to podobać. Myrna nie była pewna, czy też jej się to spodoba. Nie lubiła czuć się bezradna a właśnie bycie związaną i oślepioną przysparzało jej takie uczucia. Następnie włożył coś do jej ucha. Dźwięk muzyków Sinnersów wypełnił jej głowę. Wyciągnął jedną słuchawkę. - Jest za głośno? - Nie. Podoba mi się. Pocałował ją czule. - Nie skrzywdzę cię - uderzył w jej gołą pupę i wzdrygnęła się.- Za bardzo. Włożył słuchawkę z powrotem do jej ucha. Czekała, jej serce dudniło w obawie. Co planował z nią zrobić? Nie mogła go ani zobaczyć, usłyszeć czy dotknąć. I dostrzegła jakieś urządzenie do tortur w walizce Jace'a. Coś ciepłego i wilgotnego spadło na jej ramię i wokół jej szyi pod szczęką. Zaatakował ją zapach ciała Briana. Jęknęła i zakopała swój nos w jego wilgotnej od potu koszulce. Jego palce musnęły dolną część jej pleców a jej ciało szarpnęło się. Gdy została pozbawiona wzroku, jej pozostałe zmysły wyostrzyły się. Jego gra na gitarze nigdy nie brzmiała tak ekscytująco, jego zapach rozpraszał ją a delikatnie muśnięcia jego palców rozpaliły milion czujników przyjemności w jej skórze. Wiedza, że nie mogła go dotknąć, sprawiała, że jeszcze bardziej chciała to zrobić. Może mimo wszystko spodoba jej się ta zabawa. Coś musnęło spód jej piersi. Miękkie. Lekkie. Piórko? Skoncentrowała się na sensacji, próbując zrozumieć co czuła. Piórko przesunęło się wzdłuż jej klatki piersiowej, w dół jej brzucha a następnie po drugiej stronie. Zadrżała, miękki jęk wydobył się spomiędzy jej warg. Coś zacisnęło się wokół jej brodawki, graniczyło to z bólem ale na pewno było przyjemne. Teraz na drugi sutek. Jej ciało zadrżało od delikatnych muśnięć pióra które kontrastowały z zakleszczającym się bólem na środku jej obu sutków. Klamerki? Z jej lewego sutka zostało usunięte szczypiące urządzenie, pozostawiając ją
delikatną i pobudzoną. Brian złagodził ból swoimi ustami i językiem. Jęczała i podciągnęła się na wiązaniu ponad swoją głową. - Proszę, teraz drugi. Ściągnął z jej sutka kolejny zacisk. Zadyszała z frustracji. Coś chłodnego i gładkiego przesunęło się między jej łopatkami. Kawałek materiału? Może satyna. Gładki materiał przesunął się po jej kręgosłupie nad pośladki. Ostre żądło zaatakowało jej drugi pośladek. Krzyknęła w zaskoczeniu. Znowu ją uderzył. Nie swoją dłonią. Zdecydowała, że była to łopatka. Zastanawiała się jak udało mu się tak szybko wyciągać przedmioty z walizki. Zaczęła podejrzewać, że nie byli sami. Ale kto? - Jace?- wyszeptała podejrzliwie. Brian przeniósł się za nią, jego długie ciało nacisnęło na jej. Mogła poczuć jego nagą pierś na piersiach i szorstką tkaninę dżinsów na swych pośladkach. Wyciągnął słuchawkę z jej ucha. - To tylko ja. Wszystko w porządku? - Tak. To ekscytujące. Nie przestawaj jeszcze. - Nie przestanę dopóki nie powiesz mi nie. Włożył słuchawkę do jej ucha i uwolnił jej sutki od ich surowego zakleszczenia. Kilka sekund później coś zimnego i mokrego musnęło jej sutki. Woda sączyła się w dół jej piersi gdy lód topniał między jego palcami i na jej skórze. Przetarł szlak w dół mrożąc jej ciało, okrążając pępek a następnie przesuwając dalej w dół. Kiedy potarł gorące, napuchnięte ciało między jej udami, zadrżała o niego. Krótko stymulował jej łechtaczkę zanim wsunął palcami kostkę lodu do jej pochwy. Jej uda zacisnęły się na jego ręce, trzymając ją w miejscu. Chwilę później uderzył ją łopatką i zaskoczona uwolniła jego dłoń. Zostawił w niej kostkę lodu i cofnął się. Chłodna woda sączyła się w dół jej wewnętrznej części uda podczas gdy lód roztapiał się. Coś ciepłego wypaliło szlak na jej dolnej części pleców. - Ach!- zadyszała, wykręcając się by uciec ciepłu. Było bardzo gorące ale nie parzyło jej. Zapach parafiny zaalarmował ją do jego obecnego wybryku. Kolejny gorący wosk kapał po jej udzie. Bus zakołysał się do przodu. Ponownie byli w drodze. Zastanawiała się przelotnie, czy ktoś znalazł jej samochód, ale zapomniała o tym gdy kolejny kawałek lodu został przyciśnięty do jej skóry obok twardniejącego wosku na jej udzie. Kciuk Briana dotknął jej podbródka. Gdy otwarła usta, położył coś na jej języku. Słodka kostka czekolady roztopiła się jej w ustach. Odwróciła głowę by wziąć wdech. Koszulka Briana nadal znajdowała się na jej ramieniu. Najlepsze solo Briana brzęczało jej w uchu. Zaprotestowała gdy znowu wyciągnął słuchawkę z jej ucha. Uwielbiała być całkowicie zanurzona w muzyczny geniusz tego mężczyzny. - Zmęczyły ci się ręce?- spytał, jego niski głos znajdował się tuż obok jej ucha. Jego oddech poruszył delikatnymi włosami które znajdowały się na jej szyi i zadrżała. Właściwie to nie czuła palców, ale nie przejmowała się tym. - Jeśli powiem tak, to przestaniesz? - Chcesz bym przestał? Potrząsnęła energicznie głową. - W ogóle. Jego miękki chichot przyprawił ją o gęsią skórkę która rozkwitła na jej skórze. Była tak świadoma tego wszystkiego co robił, że była nakręcona. - Miałem zamiar opuścić twoje ręce na kilka minut żebyś mogła odpocząć. Nie zamierzam przestać aż wzejdzie słońce. - Dobra. Owinął wokół jej talii rękę i pomógł jej podnieść się z kolan. Łańcuch
przytrzymujący jej ręce nad głową zwolnił się. - Połóż się na brzuchu. Zdezorientowała poczuła materac przed sobą i założyła, że jej ręce znajdując się na końcu łóżka. Kiedy leżała twarzą w dół, odsunął jej prawą rękę i spiął ją z tyłu. - Nigdzie się nie wybieram - powiedziała. Zabezpieczył jej drugą rękę i następnie umocował coś wokół jej kostek. Starała się unieść nogę, ale z trudem mogła nią ruszyć. Zabezpieczył jej drugą nogę i leżała na brzuchu z rozciągniętymi nogami i rękami niczym pięcioramienna gwiazda. - Uch, Brian - powiedziała, jej serce bębniło w mieszaninie podniecenia i lęku.- Nie mogę się ruszyć. - Taki jest pomysł - włożył do jej ucha słuchawkę. Wydawało się że zostawił ją tak na wieczność, jej nerwy były zawieszone na krawędzi. Odwróciła twarz ku jego spoconej koszulce, która wciąż była zaplątana wokół jej szyi. Wciągnęła jego zapach i pokręciła biodrami, wijąc się i próbując złagodzić pulsowanie między udami. Coś ostrego użądliło jej pośladki i znieruchomiała, dysząc bez powodu. Materac ugiął się obok niej. Mogła wyczuć go w pobliżu swego lewego boku, mimo że jej nie dotykał. Coś mokrego spłynęło po środku jej pleców. Napięła się. Uderzył ją. Zadyszała. Zmusiła się do zrelaksowania. Jego dłonie przesunęły się wzdłuż jej pleców do rozlanego płynu na jej skórze. Spody jego dłoni masowały jej mięśnie, podczas gdy jego palce delikatnie pieściły ją. Zaczął od jej ramion i powoli przesuwał się w dół. Kiedy dotarł do dołu jej pleców, usiadł okrakiem na jej udach. Poczuła jak szorstkie włosy na jego nogach ocierają się o nią. Był nagi? Czy oznaczało to, że niebawem ją weźmie? Boże, miała taką nadzieję. Jego dłonie przesunęły się niżej, na jej pośladki. Po tym jak ją zbił, jego ręce masowały jej tyłek aż poczuł się niesamowicie. Jego kciuki muskały jej odbyt przy każdym kołowym ruchu. Mogła poczuć jak zwierzęcy dźwięk wydobywa się z jej gardła, ale mogła go ledwo usłyszeć przez muzykę. Walczyła z wiązaniem na ręce, prąc ku niemu, unosząc biodra z łóżka jakby miała nadzieję, że ją przeniknie. Jej mięśnie wydawały się miękkim masłem, sprawiając że nieubłagany ból między jej udami był nie do zniesienia. Przestał ją masować. Ostre uderzenie łopatką w pośladek był całkowitym szokiem dla jej systemu. Nie mogła już tego wytrzymać. - Proszę, Brian - zaszlochała.- Proszę, weź mnie. Proszę. Odsunął się. Materac uniósł się pod nią gdy zszedł z łóżka. - Nie! Nie zostawiaj mnie tak, ty palancie! Walczyła z ograniczeniami dopóki nie wyczerpała swych sił i nie znieruchomiała, dysząc ciężko z bezowocnego wysiłku. Wrócił do niej wtedy, z powrotem usiadł na jej udach. Mogła poczuć jego twardy jak kamień penis opiera się na jej bladym tyłku. Torturowanie jej tak go nakręciło? Sprawdzić, czy po tym znowu pozwoli mu się ze sobą pieprzyć. Albo lepiej, sprawdzić czy zrobi mu to samo i przekonać się czy mu też się to spodoba. Prawdopodobnie nie w połowie jak jej. Jęknęła. Jego ręce przesunęły się delikatnie po skórze na jej plecach. Z tego co mogła wyczuć, założył dwie inne rękawiczki. Jedna dłoń była gładka jak satyna która ocierała się o jej skórę, druga była ostrzejsza, bardziej jak chropowata gąbka. Jego dychotomiczne rękawice przesunęły się jej plecach i bokach. Jego kojący masaż był zupełnie inną
stymulacją. Ożywczą. Szaloną. Kiedy jego dłonie zanurzyły się pod jej ciało by pieścić jej kości biodrowe i brzuch, zadrżała gwałtownie. - Ach, Boże, doprowadzasz mnie do szaleństwa - powiedziała. Poczuła jego usta na swym ramieniu i wtedy zaczął pocierać swym penisem w górę i dół jej tyłeczkach podczas gdy gładził jej skórę - gładki dotyk z jednej strony, szorstki z drugiej. Wbiła swoje palce w materac i zakołysała się z nim, chcąc przerwać jego dokuczanie i żeby po prostu się w niej zatopił. Była taka gorąca i mokra, wiedziała, że dojdzie w sekundzie gdy w nią wejdzie. - Włóż go do środka - błagała.- Tylko na chwilę. Znowu się odsunął. Warknęła z frustracją. Chwilę później zimna wyspa spadła na jej plecy. Znowu lód. Ale tym razem po prostu ustawił zimne kostki w różnych miejscach i zostawił je by się stopiły. Położył je w dole jej pleców, jej ud, kolan i łydek i następnie chwycił kostkę i przesunął nią po wgłębieniu jej tyłeczka, potarł nim wokół odbytu, wokół jej pochwy i wreszcie cipki. Wsunął ją w nią, wpychając głęboko swym palcem. Powtórzył tą czynność z drugą kostką i z trzecią. Te, które spoczywały na jej skórze, tworzyły chłodne baseny i woda spływała w dół jej boków i na środek jej pleców. Lód wewnątrz niej topniał a zimna woda obmywała jej napuchniętą i gorącą cipkę. Niespodziewanie przesunął się między jej nogi a następnie wypełnił ją jednym dzikim pchnięciem. Krzyknęła. - Boże, tak, dziękuję - sapnęła.- Dziękuję. Wchodził w nią coraz płycej, raz, dwa, trzy razy i wysunął się. Zimna woda wytrysła i spłynęła po jej obolałych genitaliach. Zadrżała. Znowu się w nią wbił i oparł swą twarz na jej plecach, pocierając nią o nią jakby próbował nad sobą zapanować. Znowu cię cofnął i zszedł z łóżka. - Dobra, Brian, możemy już skończyć. Rozwiąż mnie. Uwolnił najpierw jedną z jej rąk, później drugą. Podniosła się na kolana i sięgnęła po niego. Zaskoczył ją gdy znowu spiął jej ręce i pociągnął do góry by przyczepić ją do sufitu. - Powiedziałam, że masz mnie puścić wolno. Obiecałeś,że to zrobisz gdy poproszę. Włożył do jej ust coś miętowego i ściągnął z jej oczu przepaskę. Zamrugała przez jasne światło w pokoju. Nie miała pojęcia, że każde światło w pokoju było włączone. Kiedy jej oczy dostosowały się, doszła do wniosku że mogła dojść do orgazmu poprzez samo przypatrywanie się jego obecnemu stanowi. Jego oczy błyszczały, jego włosy były odgarnięte z twarzy i błyszczały od potu. Ukląkł przed nią na łóżku, jego ogromny penis sterczał między nimi. Rozsunęła nogi jak tylko mogła, zauważając, że nadal była przywiązana do łóżka za kostki. Owinęła ręce wokół łańcucha i pociągnęła kolana z łóżka. Byłaby to ekscytująca pozycja. Nie mogła się doczekać aż się w niej zatopi. Wypełnił swoje dłonie olejem i wtarł go w swojego penisa po samą nasadę. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że już była mokra. Nadal pieścił swojego penisa, od nasady po czubek, od czubka po nasadę. Teraz szybciej. Nie mogła przestać patrzeć jak gładził sam siebie. Pulsowanie między jej udami stało się bolesne. Dręczące. Puściła łańcuch i opadła na nogi, zaciskając je razem, wijąc się i próbując stymulować swoją cipkę i dać sobie tak bardzo potrzebnej ulgi. Nie miało to sensu. Jej wzrok przesunął się do jego twarzy. Jego głowa była przechylona do tyłu, usta otwarte, mina świadczyła o zbliżającym się uwolnieniu. Jego pierś unosiła i opadła w ciężkich oddechach. Jego ręka poruszała się szybciej. Szybciej na główce jego penisa. Szybciej. Napiął się i wzdrygnął gdy doszedł - trzy wspaniałe tryśnięcia trafiły na jej brzuch i piersi.
Zacisnęły się z niej skurcze mniej satysfakcjonującego samoczynnego orgazmu. Brian siedział przez chwilę, zbierając swój oddech a następnie pochylił się do przodu. Zlizał swoją spermę z jej brzucha i uniósł się by pocałować ją głęboko. Polizała jego język, chciwa jego smaku. Znowu opuścił jej opaskę. - Brian?- wyszeptała, kiedy przerwał pocałunek. Wyciągnął z jej ucha słuchawkę. - Tak, kochanie? - Gdybym chciała cię związać, pozwoliłbyś mi? Zaśmiał się. - Wiesz, że tak. Chcesz teraz zamienić się miejscami? Uśmiechnęła się. Jeremy nigdy by nie pomyślał o tym, by oddać jej całą kontrolę. Brian był zupełnie inny niż ten oziębły bękart. Brian byłby skłonny oddać się jej bez wahania i pozwoliłby jej na zrobienie wszystkiego co tylko przyszłoby jej do głowy. Ale jak na razie, chciała by kontynuował. Jak do tej pory zbyt jej się to podobało, by już skończyć. - Może jutro. - Nie mogę się doczekać - warknął do jej ucha i z powrotem włożył słuchawkę do jej ucha.
Rozdział 25
Autobus przechylił się zatrzymując nagle, posyłając puste puszki po piwie pod sandały Myrny. Coś gęstego i lepkiego wylało się z jeden z puszek i przeciekło między jej palce. Zebrało jej się na wymioty i wskoczyła na ławkę, poślizgując się przy pierwszym kroku i zatrzymując przy drugim. Miała dosyć! Poszła do miejsca gdzie chłopaki siedzieli na stosie brudnych ubrań i grali w gry wideo w salonie. Pod tą góra brudu była gdzie kanapa. Myrna oparła pięści na swych biodrach i spojrzała na każdego członka zespołu z osobna. - Dobra, chłopaki. Niektóre rzeczy muszą się tutaj zmienić. Cztery pary oczu skierowały się ku Brianowi. Kontroluj swoją dziewczynę, zdawali się mówić. Wskazała na swoją stopę. - Czy ktoś może mi powiedzieć co wylało się z puszki po piwie na moją stopę? - Flegma?- Trey domyślił się. - Flegma?- Myrna wysyczała.- O. Mój. Boże. Brian rzucił jej brudną koszulkę, która pachniała jak dupa i użyła jej by wytrzeć oślizgłą ciecz ze swojej stopy. Nie zdziwiłaby się gdyby któryś z chłopaków założył tą koszulkę następnego nia. - To miejsce jest obrzydliwe - powiedziała.- Cała piątka wyczyści ten autobus od góry do dołu i ma zostać czysty inaczej uduszę każdego was we śnie - kopnęła po drodze puszkę z piwem. - Myr... - Sed zaczął. Uniosła rękę by go uciszyć. - Zaczniemy od tej obrzydliwej lodówki. Całe spleśniałe jedzenie na wynos musi zniknąć. A potem pójdę kupić jakieś prawdziwe jedzenie. Pochorowałam się do fast foodów. Na wspomnienie jedzenie miny facetów ze skrajnego przerażenia zmieniły się w łagodne zainteresowanie. - Prawdziwe jedzenie?- szepnął Jace jakby mówili w obcym języku którego nigdy nie słyszał. - Tak, prawdziwe jedzenie. Mięso, warzywa, makaron, owoce, płynne mleko. Nie mam nic przeciwko gotowaniu dla was i techników, ale wy posprzątacie autobus i będziecie utrzymywać go w czystości. Nie mogę już tak dłużej żyć.
- Tak, mamusiu - powiedział Eric.- Zbijesz moją pupcię gdy będę nierzecznym chłopcem? Wstał, odwrócił się i zaprezentował jej swój tyłek. - Zleję twój tyłeczek, kiedy będziesz grzecznym chłopcem, Ericu Sticksie powiedziała.- Co moim zdaniem nigdy się nie zdarzy. Eric wydął dolną wargę w przesadnym fochu. Wyciągnęła z szuflady czarną torbę na śmieci i rzuciła ją Jace'owi. Złapał ją, mrugając z trudem jak zawsze gdy coś go zaskoczyło. - Wszystko znika - powiedziała. - Oprócz piwa - powiedział Sed. - Schowaj swoje piwo do drugiego busu. Trzymaj też tam swój chlew. Tu będziemy mieli spokojny, czysty dom. - To bzdura - powiedział. Popatrzył na Briana.- Stary... - Myślę, że to dobry pomysł - powiedział Brian. - Ja też - powiedział Trey.- Zbijesz mnie jeśli będę grzeczny, Myrno? Uśmiechnęła się do niego. - Zawsze jesteś grzeczny, Trey. Wszyscy zaśmiali się z jej fałszywego oświadczenia z wyjątkiem Jace'a. Jace już odważnie najechał na lodówkę. Bez kombinezonu. Wrzucał rzeczy do worka na śmieci nawet na nie nie patrząc. Sed uratował piwo, ustawiając butelki i puszki na poplamionej ladzie. Myrna dotknęła ręki Seda. - Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci iż rządzę dookoła twoimi chłopcami. Uśmiechnął się do niej krzywo, pokazując dołeczki. Zapomniała, że miał dołeczki. Nie uśmiechał się tak szeroko zbyt często. - Czasami tęsknią za swoimi mamusiami. Szczerze mówiąc uwielbiam domowe jedzenie. - W takim razie możesz wybrać pierwsze danie. Zakładając, że będę mogła je ugotować. - Kotlety wieprzowe - powiedział. - I tłuczone ziemniaki!- Trey krzyknął pomagając Jace'owi opróżniać lodówkę. Otworzył zamrażalnik, skulił się i zamknął go z powrotem. - Szparagi?- Eric zapytał z nadzieją. - Tak, szparagi brzmią doskonale - zgodził się Sed. - Mogę to zrobić. Idę na zakupy. Kto chce iść ze mną? Cała piąta ustawiła się przed nią. Uśmiechnęła się, stwierdzając że po prostu chcieli się wymigać od sprzątania. - Mój samochód jest dwuosobowy, chłopaki. Mam tylko miejsce dla jednego. Reszta z was zostanie tutaj i wyczyści lodówkę. Chodź, Brian. - Dlaczego Brian może automatycznie iść?- Eric narzekał. - Jestem jej chłopakiem. Duh. - Możemy wziąć mój motocykl - zaoferował Jace.- Ja pójdę. - Pojadę z tobą - powiedział Trey do Jace'a. - I Myrna może siedzieć na moich kolanach w samochodzie - Eric objął ją w pasie i przyciągnął do siebie.- Nie będę miał nic przeciwko. - Nie zostanę tutaj do cholery sam - Sed trzasnął drzwiami od lodówki. Piątka z nich spojrzała na nią jak szczeniaki w schronisku które desperacko chciały być zaadaptowane. Wybierz mnie. Wybierz mnie! Jakby mogła powiedzieć nie do któregoś z nich. - Dobra. Znajdziemy jakiś sposób który będzie pasował, ale gdy wrócimy, będziecie
sprzątać. Wszyscy - jej oczy podryfowały po jej towarzyszach. Za bardzo się wyróżniali w tym zacofanym mieście.- Myślicie, że potrzebujecie przebrania? Inaczej będziemy musieli walczyć z fanami. - Jesteśmy W-Środku-Nikąd, Wyoming - powiedział Trey. - To miasto ma z jakieś tysiąc dwieście osób - powiedział Eric.- I myślę, że większość z nich żyje w domu starców. - Co? Nie sądzisz, żeby starsze osoby mogły słuchać metalu?- spytała Myrna. - Zaryzykujemy - powiedział Trey. Trey usiadł z tyłu motocyklu Jace'a. Reszta chłopaków władowała się do maleńkiego Thundbirda Myrny. Z Brianem za kierownica, Ericem pośrodku i Sedem na miejscu pasażera, Myrna była zmuszona by częściowo siedzieć na kolanach Seda i Erica. Spędziła większość jazdy na odsuwaniu rąk Erica z nieodpowiednich miejsc. Sed walnął go okazjonalnie w głowę. - Zostawisz ją w spokoju? - Mam nadzieję, że nas nie zatrzymają - powiedziała Myrna.- Wyglądamy jak grupa zbirów którzy jadą obrabować bank. Brian zaśmiał się. - Tak. Z wyjątkiem tego, że twój samochód jest strasznie różowy i wart więcej niż robota stomatologa w szczęce Seda. Sed uśmiechnął się jak rekin, by pokazać swoje idealne zęby. Znaleźli rodzinny sklep spożywczy na skraju miasta. Brian wjechał na parking i motocykl Jace'a zadudnił obok nich. Eric złapał Myrnę w ciasny uścisk na swoich kolanach gdy Sed rozwinął swoje 6 stóp i 4 z ramy małego samochodu. Brian wyskoczył za kierownicy i wyciągnął rękę by pomóc Myrnie wysiąść z samochodu. - Jest nam dobrze, dziękujemy - powiedział Eric, ściskając ją mocniej.- Zobaczymy się jak wrócicie. Myrna wsunęła rękę na szyję Erica i w jego czarne włosy. Miał najbardziej szaloną fryzurę jaką kiedykolwiek widziała. Była długa z jednej strony, po drugiej była zaś ogolona. Grzbiet kolców wzdłuż głowy oddzielał długie pasma od krótkiego zarostu. Lok na grubości palca wokół jego szyi okazjonalnie zmieniał kolor. Dzisiaj był granatowy. Tydzień temu był szkarłatnie czerwony. Podejrzewała, że jego włosy pasowały do niego, ale powinien pozwać swojego fryzjera. Gdy jej palce wplotły się w długie pasma na jego karku, spojrzał na nią a jego oczy były szerokie ze zdumienia. - Tak, idźcie na przód - powiedziała, wpatrując się w blado niebieskie oczy Erica i przesuwając językiem po wargach.- Eric i ja zostaniemy w samochodzie i się przelecimy. Jego uścisk na niej osłabł gdy opuścił głowę. - Psycholka!- popchnęła go zanim ześlizgnęła się z jego kolan. - Stary - Eric narzekał.- To nie było fajne. - No - zgodził się Brian. Pomógł jej stanąć na nogi i objął ramieniem.- Nikt już nie mówi „psycholka”. - Cóż, jestem stara - powiedziała Myrna.- Nie mogę nic poradzić na mój brak zajebistości. Gdy tylko weszli do sklepu, chudy, nerwowo wyglądający mężczyzna zaczął chodzić za nimi. Myrna podejrzewała, że gwiazdy rocka wyglądały jak złodzieje. Uśmiechnęła się uspokajająco do małego mężczyzny i odwrócił się poprawić zapasy na półkach. Eric przesunął się by stanąć obok sprzedawcy sklepu. Potarł swoją brodę, gdy spoglądał na przyprawy. - Kobieta Briana sądzi, że powinniśmy jeść lepiej - powiedział do faceta.- Ta atrakcyjna, normalnie wyglądająca laseczka. Widzisz ją?
Sprzedawca spojrzał na Myrnę. Skinął lekko głową i wrócił do niepotrzebnego sprzątania. - Tak czy owak - Eric kontynuował.- Jestem pewien, że da nam do zjedzenia jakąś sałatkę. Lubisz sałatkę? - Chyba. Eric poklepał go po ramieniu. Mężczyzna wzdrygnął się. - Wspaniale! Zakładam, że jesteś ekspertem od sosów sałatkowych, odkąd rozkładasz butelki. Więc, jaki sos polecasz dla takiej bandy bezdomnych jak my?- chwycił plakietkę mężczyzny i pochylił się niepotrzebnie blisko, by ją przeczytać.- Kevin. - Eric - powiedział Sed.- Zostaw tego faceta w spokoju. - Dlaczego? Sądziłem, że Kevin chce obsłużyć swoich klientów. Właśnie dlatego za nami chodzisz, prawda, Kevin? Mężczyzna zepchnął dłoń Erica ze swego ramienia. - Malinowy Winegret jest dobry. - Czy my wyglądamy na facetów, którzy zjedliby Malinowy Winegret do sałatki?spytał Eric. Kevin spojrzał od jednego członka zespołu do następnego. - Uch... Myrna chwyciła Erica za ucho. - Odpowiedź brzmi: zamknij się, Eric. - Ow!- Eric zaprotestował. - Ja lubię Malinowy Winegret - powiedział Trey. Wsadził butelkę do koszyka.- Macie coś o wiśniowym smaku? Kevin potrząsnął głową. - Nie sądzę. Trey wyciągnął swojego lizaka i wycelował w niego. - Cóż, powinniście. - Wiśniowy sos sałatkowy? Obrzydlistwo - powiedział Brian, marszcząc nos.- Ranch jest najlepszy. Jace wybrał kilka butelek kremowego sosu i włożył je do koszyka bez słowa. Eric chwycił nadgarstek Myrny i odsunął jej szczypiące palce od swego ucha. - Chodzi mi o to, Kevin - powiedział.- Że nie potrzebujemy niańki. Dzięki. Sed był na końcu korytarza i patrzył na przyprawy. - Hej, Myrna, wiesz jak zrobić cytrynowo pieprznego kurczaka? - Pewnie, że tak - zawołała do niego. Wyciągnęła rękę z uścisku Erica i poszła do Seda by pomóc wybrać przyprawy. Reszta chłopaków poszła za nią z Jace'em pchającym wózek. Wydawało się, że Jace wcześniej robił zakupy w sklepie spożywczym. Bez upomnienia dodawał rzeczy do koszyka, które Myrna sama by wybrała. - Przynieś trochę jalapeños - Eric powiedział do Jace'a, który włożył do koszyka słoik z ogórkami z koperkiem.- Zrobię nam jakieś omlety. - Zrobisz sobie omlety - powiedział Brian.- Twoje kucharzenie jest gorsze niż Treya. - Czy to moja wina, że nie lubisz wiśni?- powiedział Trey. - Nikt nie lubi wiśni na frytce. - Ja lubię. Myrna potarła głowę Treya, czochrając jego włosy. - Upiekę ci ciasto wiśniowe, kochanie. Chcesz? Przytulił ją do siebie i pocałował w skroń. - Kocham cię. Brian, kocham twoją kobietę. Brian uśmiechnął się lekko, ale nie spojrzał na Myrnę gdy się odezwał: - My wszyscy ją kochamy, co nie?
Nie pogubili się gdy przeszli przez przejście, ale było pewne, że Kevin ich śledzi. Spoglądał na nich znad lady. Sklep miał doskonały dział rzeźniczy, który oferował świetny wybór świeżego mięsa. - Będziemy musieli posprzątać zamrażarkę, kiedy wrócimy - powiedziała Myrna.- Nie mogę przepuścić tego mięsa. - Zamrażarka jest wysoce toksyczna - powiedział Trey.- Nie możemy po prostu wyrzucić całej lodówki i kupić nowej? - Tak, zróbmy to - Jace zgodził się. Wkładał steki T-bone do koszyka, jakby natknęli się na promocję kup-jednego-a-dostaniesz-dziesięć-za-darmo. - Sheesh, Jace, jesteś głodny?- spytała Myrna. - Jest nas czternastu, - Faktycznie. Wieź mieloną wołowinę. Zrobię chili. - Naprawdę chcesz być uwięziona w busie z facetami, którzy spożyli za dużo fasoli chili?- spytał Brian. Myrna zaśmiała się. - Też dobre. Zamiast tego zrobię lasagne. Jutro. - Teraz dobrze gadasz - Brian pocałował ją w skroń.- Uwielbiam włoskie jedzenie. - Upewnij się, że weźmiesz wystarczająco dużo kotletów schabowych, Jace - Sed nalegał.- Zjem z jakieś trzy albo siedem. Zrobili drugą rundę po sklepie w poszukiwaniu składników których potrzebowała do lasagne. W czasie gdy skończyli, obydwa wózki były wypełnione po brzegi. - Nie jestem pewna czy to wszystko zmieści się do mojego samochodu powiedziała Myrna. Jak przystało na mały samochód, Thunderbird miał sporej wielkości bagażnik, ale ich wózki wyglądały jakby zamierzali otworzyć swój własny mobilny sklep spożywczy. - Wszystko będzie pasować - powiedział Brian.- Albo obładujemy Erica jako muła. - Uch, nie - powiedział Eric. Jace zaczął wypakowywać produkty na taśmę. Myrnie było trudno zaakceptować co powiedziały o nim groupies. Sadomasochista? Zawsze był taki kochany. Cichy. Nieśmiały. Delikatny. Gdyby na własne oczy nie zobaczyła co trzyma w swojej walizce, nigdy by w to nie uwierzyła. Nawet nie próbował wyglądać jak naturalny blondyn. Platynowe włosy, ciemny zarost na brodzie, ciemne brwi. Myrna nie miała pojęcia dlaczego. Z tą dziecięcą twarzą wyglądał jak trudny chłopak z jakiegoś boyband a nie członek kapeli metalowej. Jace musiał wyczuć jej wzrok, bo gdy spojrzał na nią, jego brązowe oczy były ciekawskie. - Co? Potrząsnęła głową. - Nic - podała mu paczkę włoskiej kiełbasy. Położył ją na taśmie. - Boże, chcę papierosa - powiedział Trey, spoglądając na paczki za ladą. Wiercił zamkiem przy swoim rękawie zanim znalazł wiśniowe lizaki i władował je do wózka. Myrna chwyciła go za łokieć w zachęcie i przesunęła się obok Jace'a do kasy. - Znaleźliście wszystko co chcieliście?- spytała młoda kobieta, która przesuwała produkty przez skaner. - Myślę, że tak - Myrna spojrzała na dwa wózki z zakupami, które wykładały na taśmę gwiazdy rocka. Uśmiechnęła się się do siebie.- Mam taką nadzieję. Mrożący krew w żyłach krzyk rozszedł się z tyłu. Ciało Seda nagle wpadło na Erica. Brian ustabilizował ich. - O mój Boże! O mój Boże! O mój Boże!- piskliwy głos rozległ się z okolicy pępka Seda. Młoda dziewczyna nie starsza niż trzynaście lat, niemal powaliła Seda na podłogę swym entuzjazmem.- Och Sed, kocham cię. Kocham cię!
- Tyle z teorii emerytalnego społeczeństwa - powiedział Jace, gdy rozładowywał wózek. Sed spojrzał na Erica szerokimi oczami. Eric wzruszył ramionami. Sed niezręcznie poklepał dziewczynkę po głowie. - Witam. Myślę, że pomyliłaś mnie z kimś innym. - Poznałabym cię wszędzie - nalegała.- Jesteś Sedricem Lionheartem. Wokalistą Sinnersów. Sed skrzywił się. Reszta ludzi w kolejce zaczęła zadzierać głowy, starając się dostrzec gwiazdy rocka pośrodku nich. Sed schylił się szepnął dziewczynce coś do ucha. Jej twarz rozjaśniła się i skinęła głową. Objęła go i wróciła do tyłu kolejki, podskakując z podniecenia na nogach. Całe jej ciało drżało od stóp do głów. - Co do diabła jej powiedziałeś?- Eric powiedział pod nosem.- Ona jest dzieckiem, Sed. Mam nadzieję, że nie... Sed walnął go w ramię. Mocno. - Miej we mnie trochę wiary, skurwielu. Otwarła się kolejna kasa i młoda dziewczyna popędziła na przód drugiej kolejki, odpychając na bok starszą panią w swym pośpiechu. Dziewczyna wpatrywała się w Seda przez cały czas gdy kasje skasował jej drobny zakup. Zapłaciła a następnie wybiegła ze sklepu. Stała przed szklanymi drzwiami przyglądając się im z zewnątrz. - Co jej powiedziałeś?- spytał Brian. - Powiedziałem jej, że jeśli będzie cicho, to dam jej swoją podpisaną koszulkę na zewnątrz sklepu. Za jakiego chorego drania mnie uważasz? - Nie chcesz znać mojej odpowiedzi - powiedział Eric. - Sticks, prosisz się o ostre manto - powiedział Sed. Brian wyciągnął swój stos gotówki by zapłacić popchali wózki z zakupami do samochodu. Mały cień Seda podążał za nim, szczękając zębami z podniecenia. Podczas gdy reszta załadowywała bagażnik, Sed ściągnął swoją skórzaną kurtkę i zwykłą białą koszulkę. Włożył z powrotem swoją kurtkę i pożyczył długopis od Myrny. Podpisał swoją koszulkę zanim oddał ją dziewczynce. Podniosła ją do nosa i zaciągnęła się, jej oczy przetoczyły się do tyłu głowy. Sed przesunął dłonią po swoich przystrzyżonych włosach, czując się bardzo niezręcznie w tej całej sytuacji. - Mogę też dostać autografy reszty zespołu?- spytała dziewczyna. - Oczywiście!- powiedział Sed i krążył dookoła aż podpisał się każdy członek zespołu. Bagażnik był wyładowany po brzegi zakupami, ale udało im się go zamknąć za trzecim razem. Po tym jak wrócili do swoich pojazdów, Brian wyjechał z parkingu z Jace'em za sobą. Młoda fanka pomachała im na pożegnanie, trzymając koszulkę Seda przy swojej wąskiej klatce piersiowej. - Kurwa, co za katastrofa. Cieszę się, że wy chłopaki też podpisaliście koszulkę. Nie myślałem jak to będzie wyglądać, gdy powiedziałem jej że ją dostanie. O czym ja myślałem?- powiedział Sed.- Mogę sobie wyobrazić jak jej tatuś pojawia się przed autobusem ze swoją dubeltówką. - To było całkowicie niewinne - powiedziała Myrna. - Taa, ale jeśli twoja trzynastoletnia córka wróci do domu z koszulką jakiegoś faceta, nie pomyślałabyś, że to takie niewinne. Chciałabyś strzelić mu w plecy. - Podejrzewam, że to źle wyglądało - Myrna się zgodziła. - Myślę, że kiedy mówisz swoim fanką, że dasz im swoją koszulką ściągniętą z pleców, to nie przesadzasz - powiedział Brian. Zaśmiali się. Ciało Seda zrelaksowało się, choć nadal sprawdzał w bocznym lusterku
oznak rozwścieczonego tatusia z dubeltówką. Brian zatrzymał się obok autobusu i zaparkował. - Ostatni który wysiądzie z samochodu robi pranie. - Ja nie zrobię prania - Sed mruknął. Zanim jego słowa wyszły z jego ust, Brian wyskoczył z samochodu a Eric wygramolił się za nim. Sed chwycił Myrnę w pasie i nie chciał jej puścić. - Nie wysiądę ostatni z tego samochodu. Nie robię prania. - Więc nakłoń jedną ze swoich groupies żeby to zrobiła. Ja tego nie zrobią. Wplótł dłoń w jej włosy i szarpnął jej głowę do tyłu aby spojrzeć jej w oczu. - Sprawię, że będzie warto. Myrna oparła się o drzwi, które otworzyły się niespodziewanie. Przytrzymała się nagiej piersi Seda by nie upaść głową na asfalt. Wściekła twarz Briana pojawiła się nad nią do góry nogami. - Co wy dwoje do cholery wyprawiacie? Ramiona Seda owinęły się wokół ciała Myrny, - A na co to wygląda?- jego usta otarły się o jej szczękę.- O tak, Myrna. Tak. Nie zatrzymuj się teraz, kochanie. - Nie mogę w to uwierzyć - Brian oderwał swój wzrok do Seda na wystarczająco długo, by wgapić się w Myrnę.- Zostawiam was samych na dziesięć sekund a ty już... - Myślisz, że cię zdradzam?- Myrna wybełkotała. Zeszła z masywnego ciała Seda i wyszła z samochodu, lądując z gracją na ziemi u stóp Briana. - Miałaś ręce na jego nagiej piersi, taka uległa w jego ramionach i cię całował. Oczekujesz że co sobie pomyślę? Myrna wstała na nogi i pokręciła głową na niego. - Nie mogę w to kurwa uwierzyć, Brian. Jesteś jak mój były mąż. Gdy sięgnął po nią, odepchnęła go na bok i odbiegła.
***
Nadal motając się przez ten niezły widok, którego myślał, że nigdy nie zobaczy (Sed ze swymi łapskami na kobiecie na której mu zależało), Brian patrzył jak Myrna wchodzi po schodach autobusowych. Nie mógł uwierzyć, że porównała go do swojego psychotycznego byłego męża. Myślała, że naprawdę był takim dupkiem? W środku busu Eric zawołał do Myrny: - Hej, Myrna, Jace powiedział, że sam posprząta lodówkę. Więc możesz zacząć gotować te wieprzowe kotlety. Uratowałem ze śmietnika specjalny cynamon i koperek rozległ się głośny trzask naczyń.- Nie płacz. Nie musisz tego używać, jeśli nie chcesz. Brian zaczął iść za Myrną, ale Sed chwycił go za ramię. - Stary, naucz się żartować. - Żart? - Taa, po prostu się bawiłem. Drażniłem z nią. Myrna i ja niczego nie robiliśmy. Nie jest jak te inne dziwki, które nazywałeś swoimi dziewczynami. Możesz jej zaufać. - Nie ufam jej. A potem ty... dotykałeś ją, i patrzyłeś na nią, i twoje usta, i jej dłonie i... nawet nie próbowała cię powstrzymać - jego oczy wylądowały na nagiej piersi Seda.Idź założyć tą cholerną koszulkę, Sed!
Brian wziął głęboki oddech. Wiedział, że przesadził, ale też wiedział jaki był Sed. Sprawiał, że dobre dziewczynki stawały się złe. Ale Myrna nie była dziewczyną. Była kobietą. Gdzieś w środku wiedział, że nie zdradziłaby go z Sedem. Nie była jak inne. To nie jej nie ufał. Nie ufał Sedowi. - Cholera. Muszę iść z nią porozmawiać. Brian znalazł ją w salonie z Jace'em i Ericem, jak wkładali brudne ubrania do worków na śmiech. Pod jednym okiem miała rozmazany tusz. Nie miał zamiaru doprowadzać ją do płaczu. - Myrna, nie miałem zamiaru cię oskarżyć... - Idź pomóż Treyowi rozładować samochód, Brian. Nie chcę z tobą o tym teraz rozmawiać - dotknął jej ramienia a ona wzdrygnęła się. - Nawet nie myśl o dotykaniu mnie. - Sed powiedział mi, że nic się nie działo. - Uwierzysz Sedowi, ale automatycznie myślisz o mnie jak najgorzej? - Nie, ja tylko... to wyglądało jak... Sed zrobił mi to tyle razy, i... - potarł swoje czoło. Nie mógł się skoncentrować. Myśl, że mógłby ją stracić pożerała jego klatkę piersiową na surowo. Eric złapał Myrnę i popchnął ją na klatkę piersiową Briana. - Pocałujcie się i idźcie do łóżka na zgodę. - Myślę, że powinien się pokajać trochę dłużej - powiedziała Myrna, ale nie odsunęła się. Nawet nie wtedy gdy ramiona Briana otoczyły się wokół niej.- On wie, jak bardzo nienawidzę fałszywych oskarżeń o zdradę. - Nigdy rzeczywiście cię nie oskarżyłem... ale nie powinienem nawet o tym myśleć. Przykro mi, dobrze? - Dobrze. Odetchnął z ulgą. - Dobrze? - Tak, przesadziłam. Troszkę. Brian pocałował ją w czoło i ścisnął mocniej, kierując jej ciało w kierunku sypialni. - Możemy iść teraz do łóżka? Roześmiała się i przytuliła go. - Musimy najpierw skończyć z tym praniem. - Możemy zawsze uprawiać seks na pralce w pralni. Pochyliła się i spojrzała na niego, przygoda błyszczała w jej wspaniałych, zielono nakrapianych oczach. - Tak, możemy. Boże, kochał tą kobietę. I jeśli Sed dotknie ją jeszcze raz, zabije go.
Rozdział 26
Myrna potrząsnęła głową na Briana. - Przechodziliśmy przez to sto razy. Nie zostanę z tobą w L.A. - Możesz wykonywać swoją pracę gdy będziemy mieć próby w studiu nagraniowym - powiedział.- I będziemy mieć sesję do teledysku przez kilka dni. Możesz użyć całego dnia by pracować. Wylegując się na plecach na jednej z zasłoniętych koi, Brian przesuwał lekko palcami po jej nagim ramieniu, śledząc cienkie ramiączko od jej satynowej koszuli nocnej. Leżała na jego brzuchu, jej ręce były złożone na jego piersiach pod jej brodą i jej palce były splecione. Patrzyła na jego twarz, która była głównie ukryta w cieniu, rozważając swoje opcje. Urabiał ją niemal tydzień i choć chciała spędzić z nim czas, wiedziała, że musi skorzystać z szansy by wciągnąć się w pracę. - Wiesz, że jeśli zostanę to będę chciała tylko patrzeć na to co robisz. Jesteś zbyt wielkim rozproszeniem. Poza tym to tylko tydzień. Nie zabij to nas jak będziemy osobno przez siedem dni. - Byliśmy ze sobą przez każdą chwilę dnia przez trzy tygodnie. Siedem dni osobno będzie całą wiecznością. - Wiesz, co powiadają. Rozstania sprawiają, że serce staje się bardziej czułe. - Jeżeli moje serce staje się jeszcze bardziej czułe, to wyskoczy z mojej piersi i wskoczy do twojej. Rozpuściła się. Przesunęła się w górę jego ciała by go pocałować. - To najsłodsza rzecz jaką ktokolwiek kiedykolwiek mi powiedział. - Brzmiało to całkiem fatalnie - mruknął. - W takim razie nie chcę, żeby twoje serce stało się jeszcze czulsze - znowu go pocałowała i sturlała się ku ścianie. - Nie myśl, że tylko przez swój upór nie spotkasz moich rodziców - powiedział.Będą na jutrzejszym koncercie. Usiadła, jej głowa zabolała od walnięcia w sufit. - Co? - Zawsze przychodzą na nasz koncert w L.A. Rodzice Treya. Rodzice Seda. Pewnie wszyscy tam będą. Jest to niczym program Bożonarodzeniowy w szkole podstawowej na nowo. - Wiedzą o mnie?- spytała, jej głos był nietypowo piskliwy.
- Tak, wiedzą. Mama ma świetne ucho kiedy huczę. I uwierz mi, przez cały miesiąc kiedy cię nie wiedziałem w Des Moines, to taki byłem. - Co jej powiedziałeś?- kiedy otworzył usta by powiedzieć, zakryła je dłonią.Czekaj. Nie chcę wiedzieć. Przesunęła się przez jego ciało i wyślizgnęła się z koi. Chwycił ją za ramię. - Dokąd idziesz? - Muszę się napić - odwróciła się i znalazła Erica, Seda i Jace'a którzy spoglądali na nią z nieskazitelnie czystego salonu gdzie siedzieli i oglądali telewizję. Instynktownie szarpnęła w dół uda swoją nocną halkę by upewnić się, że wszystko zostało zakryte i poszła bezpośrednio do lodówki. Niestety to czego chciała, znajdowało się w drugim busie. - Dlaczego w tym autobusie nie ma żadnego alkoholu?- krzyknęła i trzasnęła drzwiami lodówki. Chłopaki na kanapie roześmiali się nad jej dylematem. - Nie wiem, Myr - krzyknął Sed.- Dlaczego? Eric wspiął się na nogi, chwiejąc się lekko gdy bus zwolnił a następnie przyspieszył gdy jechał pod górę. Stanął obok niej, sięgnął do swojej skórzanej kamizelki i wyciągną srebrną flaszkę. - Tequila?- otworzył butelkę i wyciągnął w jej stronę. Opary sprawiły, że dostała zeza. - Masz na myśli To-Kill-Ya18? - chwyciła za butelkę i pociągnęła długi łyk. Zakrztusiła się i zakaszlała, jej oczy zaszkliły się, żołądek zaprotestował. Oddała mu butelkę, pokręciła głową z zamkniętymi oczami.- Co za paskudztwo. - Im bardziej pijana jesteś, tym lepiej smakuje - wziął łyka by podsumować swą wypowiedź. Brian pojawił się przy jej łokciu. - Ty pijesz? - No i? - Naprawdę nie rozumiem dlaczego spotkanie moich rodziców to taka wielka sprawa. - Mama Briana to totalna MKCP19 - powiedział Eric.- A jego ojciec jest żyjącą legendą. Starzy Briana są tacy zajebiści. - Jestem pewna, że są, ale spotkanie jego rodziców zasugeruje, że ja i Brian jesteśmy bardzo na poważnie. - No i?- powiedział Eric. - I źle to odbiorą. Brian i ja... - Po prostu dobrze się bawimy - Brian dokończył jej zdanie. - Dokładnie - powiedziała.- Dziękuje. - Jeśli nie lubisz rodziców, możesz „dobrze się bawić” ze mną - powiedział Eric.- Nie mam żadnych rodziców. - Nie masz? Potrząsnął głową. - Jestem produktem programu opieki zastępczej świetnego stanu Kalifornia. Dała Ericowi ciepły uścisk. Przytulił ją mocniej, jego szczęka spoczęła na jej włosach. - Uwielbiam uściski sympatii - mruknął a następnie jego ręce zsunęły się po jej satynowej koszuli z pleców na tyłek. Walnęła go łokciem by wydostać się z uścisku. - Czy to możliwe abyś tego nie zaczynał kiedy jestem w zasięgu twoich rąk? 18 Zabić się 19 Mamuśka, którą chciałbym przelecieć
- Wykorzystuję okazję kiedy same się pchają. Spojrzała na Briana, który patrzył na nią groźnie. - Nie bądź na mnie zły - powiedziała.- To był on. - Dlaczego zawsze ty podejmujesz decyzje w tym związku?- spytał. - Hę? - Ponieważ jesteś pantoflarzem - Eric wycofał się do salonu zanim Brian wyładował na nim swoją frustrację. - To zawsze ja idę na kompromis przy tym co chcę - powiedział Brian, jego głos podniósł się w gniewie. - Ja też idę na kompromis. - To bzdura, Myrna. Wymień choć jedną sytuację którą zrobiłaś, choć nie chciałaś. Jeden kompromis na który poszłaś bo o to cię poprosiłem. - Zawsze odkładam pracę którą muszę wykonać dla twoich zachcianek. - Nie proszę cię o to. - Owszem, prosisz. Cały czas. Jak tylko zaczynam pracować, pokazujesz się chcąc seksu. - Możesz powiedzieć nie. Nie zmuszę cię do czegoś na co nie miałabyś ochoty. - A jakbyś zareagował, gdyby ci odmówiła? - Nie jestem pewien. Nigdy nie miałem do czynienia z taką sytuacją. Myrna zaniemówiła. Czy właśnie insynuował, że był tym kim myślała, że jest? - To dlatego, że to Myrna nosi portki - Eric schował się za poduszką kanapy. - No, na jaki poszedłeś kompromis?- Myrna przeciwdziałała, nie będąc w stanie za argumentować jego logiki. Nigdy nie powiedziała mu nie. Nie chciała. - Cały ten związek jest dla mnie kompromisem. Sed podgłośnił dźwięk w telewizorze. Brian zaczął mówić głośniej. - Chcę ci powiedzieć jak się czuję. Chcę, żeby było to na poważnie. Chcę cię przedstawić moim rodzicom. Chcę, żeby było to trwałe i czymś więcej niż tylko seksem. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale mnie też nie jest łatwo. Nie rozumiesz tego? Nie jestem pewien ile z tego mogę jeszcze znieść. - W takim razie nie znoś tego - powiedziała.- Odejdź - śmignęła rękoma ku niemu jakby pokazywała mu drzwi. Nigdy nie spodziewała się, że odwróci się do niej plecami i zamknie się w sypialni. Jej pierwszym odruchem było pobiegnięcie za nim. To właśnie chciała zrobić, ale wiedziała, że nie mogła. Musiała się trzymać swojej broni albo inaczej sprawy między nimi zaczną być na poważnie, czego nie chciała. Prawda? Nie, to byłoby okropne. Potem znowu zacznie z tymi durnymi propozycjami małżeństwa. - Tym razem ty to schrzaniłaś, Myr - Eric krzyknął przez bełkot telewizora. - Zamknij się, Eric - przez chwilę stała niezdecydowana, zastanawiając się dlaczego czuła się jakby miała zaraz się rozpłakać. Jeśli ta „rzecz” nie wypali między nią a Brianem, będzie to najlepsze co mogłoby się stać. Racja? Tak, będzie to najlepsze. Otarła łzy z kącika oka i usiadła na kanapie przy stole. Usiadła po przeciwnej stronie niż to zwykle robiła, z plecami zwróconymi do salonu i twarzą do sypialni. Nie chciała zwracać uwagi chłopaków którzy oglądali telewizję, gdy ona będzie wprowadzać swoje głupie dane do arkuszu kalkulacyjnego. Przynajmniej to sobie wmawiała, jednak gdy uruchomiła swój głupi komputer, zerkała jednym okiem na drzwi sypialni.
Rozdział 27
Około trzeciej nad ranem Brian wyszedł z sypialni w poszukiwaniu łazienki. Nie spał długo. Jego mózg nie zamknął się na tyle długo żeby mógł odpłynąć a później jeszcze Trey przytulał się do niego, co uniemożliwiło mu spanie. Zatrzymał się w drzwiach. Myrna zasnęła nad swoim komputerem, jej głowa opierała się o stos ankiet. Inni w busie odpoczywali na swoich pryczach. Nie miał pojęcia dlaczego obchodziło go jej niewygodne spanie przy ważnej pracy. Oczywiście miała w dupie jego lub jego uczucia. Nawet nie próbowała się z nim pogodzić po ich kłótni. Musiał pogodzić się z faktem, że chciała go tylko dla jednej rzeczy. I doszedł do wniosku, że już dłużej nie mógł się tym zadowalać. Po tym jak zakończył swoją sprawę w łazience, poszedł do łóżka. Z lżejszym sumieniem, poszedł do ławki przy stole i przyciągnął ją do siebie. Po prostu położy ją na wolnej pryczy żeby nie obudziła się z ogromnym skurczem karku. - Nie - jęknęła, nadal śpiąc.- Muszę wpisać te dane, żebym mogła zostać z Brianem w L.A. Uśmiechnął się i pocałował ją w skroń. Oczywiście, że się o niego troszczyła. Musiał po prostu być wobec niej cierpliwy. Po prostu było mu bardzo trudno mieć przy sobie wszystko czego chciał, ale nie mógł jej mieć na zawsze. Podniósł Myrnę i minął pustą pryczę, niosąc ją do sypialni. Położył ją na łóżku obok Treya i położył się po jej drugiej stronie. - Pidżama party - Trey mruknął i przytulił się do Myrny. Pan Przytulasek był totalnym wieprzem łóżkowym. Ale czy naprawdę było konieczne, żeby masował pierś Myrny w taki sposób? Brian pomyślał, że nie. Chwycił palce Treya i odchylił je do tyłu, aż krzyknął z bólu. Myrna skrzywiła się we śnie. - Łapy precz, Mills. Trey westchnął ciężko i odwrócił się na drugą stronę. - Party do dupy.
Rozdział 28
Myrna otworzyła oczy i zamrugała w jasnym porannym słońcu. Kiedy jej oczy dostosowały się do światła, znalazła Briana obok siebie. Nie była pewna jak znalazła się z nim w łóżku, ale była wdzięczna, że był blisko. Ułatwiło jej to przeproszenie. Powinna to zrobić zeszłej nocy. Uniosła rękę by dotknąć jego twarzy. Jego oczy zatrzepotały i otwarły się, gdy uśmiechnął się. - Dzień dobry, piękna. - Och Brian - mruknęła, jej oczy stały się dziwnie wodniste.- Przepraszam za ostatnią noc. Przepraszam, że nie jestem dla ciebie bardziej dostępna. Zawsze jesteś dla mnie taki dobry a ja nie mogę zmusić się... - potrząsnęła głową.- Ale chcę kompromisu. Więc jeśli nadal chcesz, bym została z tobą w L.A. obiecuję, że będę się obijać przez kilka dni i zrobię wszystko czego będziesz chciał, zanim wrócę do domu żeby popracować. Jak to brzmi? Pocałował ją w nos i uśmiechnął się. - Jak kompromis. - Postaram się być lepsza w znajdowaniu kompromisów. - A ja postaram się być bardziej cierpliwy. - Biblijny Hiob nie ma z tobą porównania, kochanie - odgarnęła włosy z jego policzka.- Nie wiem jak ze mną wytrzymujesz. - Sądzę, że ja wiem - powiedział.- Ale nie wolno mi tego powiedzieć. Jej serce zadrżało w jej piersi i zakryła dłonią jego wargi, zanim wypowiedział słowo na K. Twarde, ciepłe ciało przycisnęło się do pleców Myrny. Zesztywniała i wstrzymała oddech. Nie byli sami? W ciągu kilku sekund mężczyzna rozpłaszczył się na jej brzuchu, przeplótł swoje gołe nogi z jej i ukrył twarz w jej szyi. Brain zachichotał. - Pan Przytulasek uderza ponownie. - Miękko - Trey mruknął jej do ucha. Przytulił się bardziej. Tylko Trey. Wypuściła wstrzymywany oddech i zrelaksowała się. Trey przytulił się jeszcze bardziej. - Nie pozwól mu cię udusić - Brian poradził. - Nie sądzę, żebym mogła się ruszyć.
- Shhhh - Trey mruknął, jego nos wcisnął się za jej ucho.- Spać. Brian zaśmiał się i pokręcił głową. - Ty też możesz iść spać. On przez jakiś czas się nie ruszy. Myrna nie była jak niby miała zasnąć, gdy była wciśnięta między dwóch seksownych gitarzystów.
Rozdział 29
Dlaczego była taka nerwowa? Byli tylko rodzicami. Taa, jeden z nich był Malcolmem O'Neilem, ale nie powinno to przyprawiać jej brzucha o trzepotanie a jej dłonie nie powinny się pocić. - Dobrze się czujesz?- spytał Brian. - Świetnie - pisnęła. - Nie denerwuj się. Pokochają cię. Nastrój za kulisami był bardziej stateczny niż zwykle, ledwo można było znaleźć skąpo odziane kobiety. Brian otworzył od garderoby i wprowadził Myrnę do środka. Gdy tylko Brian wszedł do pokoju, oszałamiająca kobieta chwyciła go w kruszący uścisk i pocałowała go w kącik ust. - Przepraszam bardzo - Myrna powiedziała ze złością. - Mamo - Brian zadyszał.- Nie mogę oddychać. - Nie widziałam cię przez dwa miesiące i wszystkim czy mnie witasz to „nie mogę oddychać”? Przytulił swoją mamę unosząc ją nad ziemią. Roześmiała się. - Odstaw swoją matkę na ziemię - głęboki głos odezwał się za Myrną. Odwróciła się i spojrzała na Malcolma O'Neila. Jej serce zrobiło salto w jej piersi. Bała się tego. Gapiła się na niego jak ryba wyciągnięta z wody - jej gardło starało się wyprodukować dźwięki, jej usta otwierały się zamykały sporadycznie. Ręka Briana owinęła się uspokajająco wokół ramion Myrny. - Cóż, to ona - powiedział Brian.- To Myrna. - Wygląda normalnie - Malcolm powiedział podejrzliwie. On też wyglądał normalnie, co z jakiegoś powodu zaskoczyło Myrnę. Czyż legendy rocka nie powinny błyszczeć wspaniałością? - Wybacz mu - powiedziała mama Briana.- Zapomniał o swoich manierach. Jestem Claire Sinclair. Owszem, możesz się śmiać. Nie zauważyłam jakie moje imię jest głupie, aż do chwili gdy zgodziłam się wyjść za Malcolma. Nie miałam pojęcia, że jego nazwisko to nie O'Neil zanim nie zobaczyłam jego prawdziwego nazwiska na licencji małżeńskiej. - Nigdy nie pytałaś - powiedział Malcolm. Myrna nie odważyła się śmiać z imienia Claire. Ta kobieta strasznie ją onieśmielała. Miała wygląda supermodelki i takie zalety z którymi taka dziewczyna ze środkowego zachodu ja Myrna nie mogła walczyć. Claire musiała być blisko pięćdziesiątki i wyglądała
spektakularnie. Jej idealna skóra nie była nękana ani jedną zmarszczką, nie można było także znaleźć ani jednego siwego włoska w jej jedwabnych, brązowych włosach. Gdyby Myrna spotkała ją na ulicy, dałaby jej trzydzieści pięć lat. Góra. Wydawało się to biologicznie niemożliwe, żeby była matką Briana. Miał jej wzrost, wyrzeźbione kości policzkowe, ale wyglądali bardziej jak rodzeństwo niż matka i syn. - Jesteś adoptowany?- Myrna burknęła do Briana. Jego brwi ściągnęły się razem. - Hę? - Nie bierz tego jako obrazy - ta, wspaniała rzecz do powiedzenia podczas pierwszego spotkania z matką chłopaka.- Mam na myśli, że pani wygląda niesamowicie, pani Sinclair. Wydaje się niemożliwe, że masz dwudziestoośmioletniego syna. Pani Sinclair rozpromieniła się. - Jesteś kochana, że tak mówisz - wzięła Myrnę za łokieć i odciągnęła od swojego męża i syna.- Proszę, mów mi Claire. A teraz powiedz mi wszystko o sobie. Brian powiedział, że jesteś doktorem. - Cóż, nie lekarzem. Profesorem. - Tak, powiedział mi tyle, ale nie wspomniał jaki poziom. Umieram z ciekawości. Lekki szacunek który zyskała na byciu doktorem właśnie miał przepaść. - Ja... er... cóż... to znaczy... Brian pojawił się przy jej łokciu. - Muszę iść się przygotować do koncertu. Przepraszam, że cię opuszczam. Zabiorę was później na kolację czy coś. Tatę też. Myrna użyła swych oczu by pokazać mu aby ją uratował, ale tylko uśmiechnął się do niej, oczywiście zadowolony, że dogaduje się z jego matką. - Nic nam nie będzie, kochanie - powiedziała Claire.- Połam nogi czy cokolwiek innego, byleby szczęście się ciebie trzymało. Myrna patrzyła jak Brian idzie do pomieszczenia z prysznicem, pragnąc za nim iść. I nie dlatego, że będzie nagi. - Cóż, Myrno?- Claire kontynuowała.- Zamierzasz mi powiedzieć? Jaki jest twój stopień? Eric magicznie pojawił się przy boku Myrny. Albo to, albo byla zbyt rozproszona by dostrzec jego pojawienie się. - Jest certyfikowaną profesorką od ludzkiej seksualności. Claire roześmiała się. - Cóż, to wyjaśni fascynację Briana nią. Ała. - Więc jesteś jak doktor Ruth. Tylko młodsza, wyższa i bardziej atrakcyjna powiedziała Claire. - Nie, doktor Ruth jest psychiatrą seksualnym - Myrna wyjaśniła.- Ja nie traktuję ludzi jak seksualne dysfunkcje. - Cóż, to ulga - Malcolm powiedział za nią, jego donośny głos sprawił, że podskoczyła.- Myślałem, że być może mój chłopak miał pewne problemy, których nie uważał za stosowne by się nimi dzielić. - Nie, żadnych problemów - twarz Myrny zaczerwieniła się. - Zaufaj jej, ona wie na pewno - powiedział Eric. Zaśmiał się. Claire się zaśmiała. Malcolm się zaśmiał. Ale Myrna się nie śmiała. Była zbyt zajęta rozglądaniem się za kamieniem pod który mogłaby się wczołgać. - Doktor Myrna jest z nami w trasie ponieważ studiuje zachowanie seksualne naszych groupies - Eric dodał. Claire przestała się śmiać.
- Fuj - powiedziała.- Groupies. Jak z nimi wytrzymujesz?- owinęła swe ramię wokół talii swego męża i spojrzała na niego.- Nienawidzę twoje groupies. - A ona nienawidzą ciebie - powiedział i pocałował ją namiętnie. Przytuliła się do niego jakby skradł jej zmysły. Jeśli całował tak jak jego syn, Myrna była pewna, że Claire postradała zmysły. Twarz Myrny zaczerwieniła się jeszcze bardziej na te niewierne myśli. To byli rodzice Briana. Jego rodzice. Nie myśl o tym, Myrna. Kiedy Claire i Malcolm odsunęli się od siebie, Malcolm spojrzał na Myrnę. Dziwnie było patrzeć na starszą, nie tak wspaniałą wersję swojego chłopaka. - Więc czego dowiedziałaś się o groupies Briana? - Wszystkie są szaleńczo zakochane w jego osobowości scenicznej - powiedziała. - Ale ty jesteś szaleńczo zakochana w jego prawdziwej osobie - powiedział Malcolm. Mylna poczuła, że krew odpływa jej z twarzy.- Właśnie dlatego ożeniłem się z Claire. Znała prawdziwego mnie a i tak mnie pokochała. Claire uśmiechnęła się do niego figlarnie. - Co sprawia, że jesteś taki pewien? - Wybaczcie - powiedziała Mrna.- Muszę... erm... skorzystać z łazienki. Uciekła do łazienki, nie zdając sobie sprawy jak to musiało wyglądać, aż spostrzegła że znajduje się w towarzystwie nie nagiego Briana, ale także nagiego Seda i nagiego Treya. Dostrzegła trzy bardzo ładne i bardzo białe tyłki zanim odwróciła wzrok na drzwi od kabiny. Pisuar? Nie mogła tego zrobić. - Nie przeszkadzajcie sobie - powiedziała, lokalizując kabinę w kącie i zamknęła za sobą drzwi. Stała tam próbując zebrać swój rozproszony spryt. Co dokładnie Brian powiedział o niej swym rodzicom? Szaleńczo zakochana? Nigdy nie była szaleńczo zakochana w kimkolwiek. - Wszystko w porządku?- Brian spytał po drugiej stronie drzwi kabiny. - Powiedziałeś swojemu ojcu, że jestem w tobie szaleńczo zakochana? - Uch... nie, oczywiście, że nie. - Nie okłamuj mnie, Brianie Sinclair - otworzyła drzwi. Stał w swym ręczniku, woda spływała po jego skórze, wyglądał bardziej nieodparcie niż zwykle. Szaleńczo go pożądała. Tak, do tego mogła się przyznać. - Nie kłamię. Ukrywasz się? Zaśmiała się. Brzmiało to fałszywie nawet w jej własnych uszach. - Oczywiście, że się nie ukrywam. - Próbujesz rzucić okiem na nagi zespół? - Tak, właśnie to robię. - Więc kto co powiedział? Mogła stwierdzić, że jego cierpliwość była na wykończeniu. - Twój ojciec powiedział, że jestem w tobie szaleńczo zakochana - przewróciła oczami. - Może po prostu nazwał to co zobaczył - położył swe dłonie na biodrach, wyzwanie pojawiło się w jego oczach. - Co im powiedziałeś? - Niczego im nie powiedziałem - westchnął, wszelka walka z niego wyparowała.- Bo najwyraźniej nie ma o czym mówić - odwrócił się i poszedł do garderoby. Wyciągnęła rękę w kierunku jego oddalających się pleców. Trey podszedł z jednym ręcznikiem wokół swych bioder, drugim który trzymał w rękach, suszył swe włosy. Przewiesił sobie drugi ręcznik przez ramiona. Trey zazwyczaj miał na twarzy lekkomyślny wyraz, więc Myrna nie wiedziała co zrobić, gdy skonfrontowała się z poważną wersją tego chłopca z imprezy.
- Starałem się trzymać z dala od tego, bo to nie moja sprawa - powiedział.- Ale musisz uświadomić sobie kilka rzeczy, Myrna. Brian niczego nie powie. - O czym? - O swoich rodzicach. Jej czoło uniosło się pytająco. - Trudno zrozumieć co to znaczy dla Briana. Dorastać w cieniu olbrzyma i przeznaczenie wytyczyło mu tą samą karierę. Brian zawsze starał się udowodnić siebie swojemu ojcu a ten człowiek ledwo uznawał go jako muzyka. Nie sądzę, żeby Malcolm zdawał sobie sprawę jak to wpłynęło na jego syna. Brian harował by udowodnić swemu ojcu że jest wart jego uznania, ale to nie miało znaczenia. Zawsze czuł się malutki w oczach Malcolma. A matka Briana?- Trey przewrócił oczami.- Ma swojego chirurga plastycznego po cholernym szybkim wybieraniem w telefonie. Wiem o tym, bo mój ojciec zajmował się jej katastrofalnymi zmarszczkami. Wszystko o co się troszczy to o siebie i jak cudownie wygląda. Myrna potrząsnęła głową. - Oczywiście kocha swojego syna. - Tak, teraz gdy jest sławny. Całkowicie ignorowała Briana gdy był dzieckiem. Była zbyt zaniepokojona kwitnącym pięknem Kary. Wiesz kim jest Kara? To młodsza siostra Briana. - Brian powiedział mi, że umarła. Trey skinął głową, głęboki smutek pojawił się w jego oczach. - Kiedy Kara umarła, zniknęła konkurencja dla Claire na bycie najpiękniejszą osobą w rodzinie. Myślę, że poczuła ulgę, iż jej córka nigdy nie przebije jej w świecie modelingu. I Malcolm jest taki sam wobec Briana. Dziwnie na to patrzeć. To pożera Briana żywcem. Zawsze wynajduje wymówki dla tego faceta. - Czy rodzice nie są szczęśliwi, gdy ich dzieci odnoszą większy sukces niż oni? - To nie są normalni rodzice, Myrna. Mówimy tu o parze ludzi, która odniosła sukces od samego początku. Powód, dlaczego wyciągam rodzinne brudy Briana ryzykując porządnym mantem, jest taki iż Brian uznał, że chce cię zapoznać ze swoimi rodzicami. Wiesz, to dla niego wielka sprawa. Nigdy nie ujawniał swych związków by usłyszeć od nich krytykę. Uważa cię jako godną ich uznania. Uznania, którego nawet on nie może zdobić. - Masz na myśli, że nigdy wcześniej nie przedstawiał swoich miłostek rodzicom? Skinął głową. - Tak. - Cóż, dlaczego po prostu tego nie powiedziałeś? - Bo jeśli nazwałbym cię jego „miłostką” - powiedział używając swych palców by zacytować.- Pewnie znowu ukryłabyś się w łazience. - Nie ukrywałam się. - Taa, uch-huh, dobra. Myrna, naprawdę nie powinnaś się kłócić o to z Brianem. Nadejdzie taki czas, kiedy twój mur obronny odepchnie go. Facet nie będzie znosił ciągłego wykorzystywania. Skrzywiła się na niego. - Na szczęście dla ciebie, jest żarłoczny na karę - Trey uśmiechnął się. Urwał i przesunął palcem wzdłuż jednej brwi.- I nie lubi chłopaków. Oczy Myrny rozszerzyły się. Czy Trey sugerował to co myślała, że sugeruje? Trey zaśmiał się. - Żartuję, Myrna. - Trey, lepiej się ubieraj - powiedział Sed. Oparł się o kabinę obok Myrny. - To będzie dla niego dużo znaczyło, jeśli dzisiaj będziesz tolerować jego rodziców powiedział Trey.
Myrna skinęła głową. Będzie udawać zdziecinniałą dziewczynę Briana dla jego rodziców, ale będzie jej dłużnikiem. Trey puścił do niej oczko i ruszył w kierunku garderoby. - O czym rozmawialiście?- spytał Sed.- Wyglądało na coś poważnego. - O rodzicach. Sed westchnął. - Moi nie przyszli. Obydwoje muszą pracować - pochylił się bliżej i uśmiechnął.Więc te wszystkie przysiady które robiłem, naprawdę się opłaciły, co nie? - Co? - Nie mów, że nie zerknęłaś na mój tyłek kiedy bylem pod prysznicem. Skłamałabyś. Parsknęła śmiechem. - Tak, Sed. Nie mogę przestać o tym myśleć. Myśli o twoim doskonałym tyłku pochłoną każde moje przebudzenie, będą przerywać moje sny i wyślą mi nienasyconą żądzę nawet wtedy gdy Brian nie będzie w stanie mnie zaspokoić. - Mógłbym zaoferować moją pomoc - przesunął palcami po klapie jej marynarki, jego oczy zatrzymały się na jej szyi. - Tylko wtedy jeśli będziesz chciał stracić kilka zębów - powiedziała, wymachując w niego pięścią. Zaśmiał się. - Wiesz, że podniecasz mnie, gdy zgrywasz trudną do zdobycia. - Spróbuj niemożliwego - poklepała jego niedawno ogolony policzek i ruszyła ku drzwiom, mając nadzieję, że rodzice Briana nie zorientują się, że spędziła dwadzieścia minut w łazience z ich synem i dwoma innymi facetami. Znalazła Claire która histerycznie się śmiała z Erica. Claire otarła łezki z kącika oka i dała Ericowi serdeczny uścisk. - Zaadoptuję cię pewnego dnia. - Jeśli mnie zaadoptujesz, nie będę mógł się z tobą ożenić - uśmiechnął się od ucha do ucha. - Hej, poczekaj aż umrę zanim zaczniesz do niej podbijać - powiedział Malcolm, odciągając swoją żonę od Erica i przyciągając do siebie. Claire zaczęła, gdy zauważyła Myrnę stojącą u swego boku. - Och, wróciłaś - powiedziała.- Więc, jak poznałaś mojego syna? Myrna zastanawiała się, czy Brian już jej powiedział. Wiedziała, że lepiej nie dać się złapać na kłamstwie, ale jeśli Brian już skłamał na ten temat, to on wypadłby źle. Uśmiechnęła się, decydując się, że będzie niejasna ile się da. - Spotkałam go w hotelowej poczekalni. Byłam na konferencji dla pracy a on... dlaczego zespół był w nocy w hotelu a nie przebywał w busie? - ... przebywał w hotelowym apartamencie, sala koncertowa go wykupiła powiedział Eric.- Nie ma nic lepszego niż długa kąpiel po miesiącu w drodze. Na wzmiankę Erica o hotelowej kąpieli, płuca Myrny przestały działać. Claire zachichotała. - Słyszałem cię - powiedział Malcolm. Myrna zdecydowała, że będzie lepiej, jeśli zada pytania. - Więc przypuszcza, że wy dwoje wcześniej widzieliście koncert Sinnersów. Tworzą fantastyczne koncerty, prawda? Najlepsze. Eric rozpromienił się na komplement Myrny i odsunął się od Claire by stanąć u boku Myrny. Myrna miała nadzieję, że nie zacznie swoich nieustannych pieszczot. Spojrzała na niego i uznała, że zachowuje się jak nigdy. Calire nie wyglądała na zbyt zadowoloną, że straciła niepodzielną uwagę Erica. Trey z pewnością rozumiał tą kobietę całkiem dobrze. Myrna zapisała sobie, by nigdy nie wyglądać bardziej atrakcyjnie niż matka Briana w jej
obecności. - Widzieliśmy ich kilka razy - powiedział Malcolm.- Brzmią cholernie lepiej niż gdy hałasowali w garażu jako nastolatkowie. Claire ponownie zachichotała i poklepała męża po piersi. - Byli okropni, prawda? - A teraz są jednym z najbardziej popularnych i utalentowanych zespołów powiedziała Myrna nadal się uśmiechając. Eric dotknął lekko pleców Myrny, jakby starał się ją uchronić przez zbliżającą się karą. - To, że jest się popularnym nie znaczy, że jest się utalentowanym - powiedział Malcolm, krzywiąc się. Jeśli Myrna miałaby wacik, pewnie wyczyściłaby sobie uszy. Tak naprawdę tego nie powiedział, prawda? Palce Erica ścisnęły się na tyle jej marynarki. Próbował ją powstrzymać od skoczenia na ojca Briana i mu przywalenia mu? Pewnie dobre posunięcie ze strony Erica. - Po prostu nie twarzą muzyki takiej jak kiedyś - dodał Malcolm. - Dzięki Bogu - mruknęła Myrna. - Mam na myśli, że Sed nawet nie śpiewa - powiedział Malcolm.- po prostu krzyczy i warczy. Palce Erica jeszcze mocniej zacisnęły się na marynarce Myrny. - I solówki Briana są takie same - Malcolm kontynuował a bruzda na jego czole pogłębiła się.- Jeśli coś nie kopnie go w tyłek, to nie skomponuje dobrego riffu. - Malcolm... - Claire powiedziała w ostrzeżeniu, ale uśmiechnęła się do siebie w zgodzie. - I po cholerę potrzebne są ci trzy bębny basowe, Sticks?- spytał Malcolm.- Masz tylko dwie stopy. I czternaście talerzy? Mówię poważnie. Jaki w tym sens? - Różne dźwięki - Eric powiedział cicho. - Jesteś pieprzonym perkusistą. Twoim zadaniem jest utrzymać rytm a nie wykonywać różne dźwięki. - Eric jest najlepszym perkusistą w biznesie - Myrna powiedziała, gdy ciśnienie jej krwi podskoczyło.- Sed ma piękny głos a solówki Briana są niesamowite! - Ta, cóż, brzmi to jak hałas. To nie jest muzyka. - Co ty do cholery wiesz, ty wyczerpana przeszłością?- Myrna syknęła.- Dlaczego nie zejdziesz ze wzniesionego przez siebie piedestału i nie zaoferujesz swemu synowi wsparcia? Nie chcesz, żeby odniósł sukces, prawda? On myśli, że chcesz aby docenił swój sukces, ale w rzeczywistości nie chcesz, żeby cię prześcignął. Za późno, O'Neil. Już to zrobił. - Czy ty właśnie nazwałaś mnie przeszłością?- spytał Malcolm. Wątpiła, czy usłyszał cokolwiek innego co powiedziała. Ważne rzeczy o jego synu najwyraźniej dobiły się od jego przerośniętego ego. Sfrustrowana do granic swojej tolerancji, odepchnęła Erica i obróciła się na piecie. Sed, który stał tuż za nią, złapał ją za ramiona by ją zatrzymać. A obok Seda stał Trey i... Brian. Cholera! Sądząc po ogłuszonej minie Briana, zrozumiała że usłyszał jej tyradę. - Przykro mi - schyliła głowę, żeby nie musiała patrzeć na jego twarz. O czym ona myślała.? Nazywając legendę rocka - ojca Briana - wyczerpana przeszłością. Prosto w twarz. Choć nie cofnęła by tego. Miała na myśli każde słowo.- Porozmawiamy później, Brian. Pójdę poczekać w busie - może w międzyczasie pomyśli co mu powiedzieć. W tej chwili była całkowicie zagubiona. - Dlaczego?- spytał Brian.
- Słyszeliście jak mnie nazwała - ryknął Malcolm. - Również słyszałem, co powiedziałeś - emocje sprawiły, że głos Briana zachwiał się, ale Myrna wciąż nie mogła zebrać się na odwagę by na niego spojrzeć.- Jeśli nie chcesz tutaj być, powinieneś wyjść. Malcolm chrząknął. - Tak trudno jest ci być z niego dumnym?- spytał Trey. - Trey, nie wtrącaj się w to - powiedział Brian.- Nie musi wspierać wszystkiego co robię. - Ale powinien - Myrna mruknęła. Zastanawiała się jak wyprodukowała słowa skoro miała całą stopę w ustach. - Ty też nie chcesz oglądać koncertu?- Brian spytał Myrnę. - Oczywiście, że chcę obejrzeć koncert. - Nigdy nie powiedziałem, że nie chcę tu być - dodał Malcolm. - W takim razie wyjaśnione. Każdy będzie cierpieć na mojej solówce przez następną godzinę. Myrna sięgnęła do ręki Briana, ale odepchnął ją i wyszedł z garderoby. Zanim mogła pójść za nią, Trey chwycił ją za ramie. - Dzięki, że coś powiedziałaś - szepnął.- Skopałby mi za to tyłek. - Powinnam trzymać gębę na kłódkę - teraz musiała naprawić rzeczy. Nie chciała być zapamiętana jako szalona była dziewczyna Briana, która nazwała Malcolma O'Neila przeszłością. Trey uśmiechnął się. - Po prostu pokazałaś jak bardzo ci zależy. Brian będzie szczęśliwy gdy ochłonie i to zauważy. - Nie sądzę, żeby był szczęśliwy, że zrobiłam z siebie osła przed jego rodzicami. Spojrzała na Malcolma i Claire którzy rozmawiali ze sobą z głowami blisko siebie, gdy wyszli za Ericiem w garderoby. - Trochę przesadziłaś z wyzwiskami - powiedział Trey. - A kto zainicjował całą sprawę?- dźgnęła palcem w klatę Treya.- Ty. Nie pojechałabym im gdybyś mnie nie nakręcił do tej sytuacji. - Od lat chciałem powiedzieć ojcu Briana, żeby się odpieprzył. Trey poszedł za resztą grupy i Myrna też ruszyła, jej umysł pędził. - Jak mogę się z nim pogodzić? - Chcesz mojej szczerej opinii?- spytał Trey. - Nie, Trey, chcę żebyś skłamał. Uśmiechnął się do niej krzywo. - Jeśli uda ci się nakłonić Malcolma aby przyznał, że Brian jest świetnym gitarzystą, to sadzę, że ci wybaczy. - To powinno być dość łatwe. I będzie musiał posłuchać gry Briana. - Powodzenia z tym. - Sądzisz, że mogłabym namówić Malcolma aby dołączył do Briana na scenie gdy będzie wykonywał swoją solówkę w środku koncertu? - Wątpię - Trey zatrzymał się i chwycił ją za ramię z zamyślanym wyrazem twarzy.Jeżeli... - Jeżeli co? - Jeśli zespół zagrałby w hołdzie Winged Faith. Problem Malcolma leży w tym, że utknął w latach siedemdziesiątych. Jest niesamowitym muzykiem, ale nie chce się zmieniać, co wywaliło go z roboty. - To może zadziałać. Czy zespół zna jakieś piosenki Winged Faith? Trey wygiął brwi.
- Naprawdę o to pytasz? Każdy zespół piosenki Winged Faith jakie kiedykolwiek napisano. Zachichotała. - Prawda. Problem leżał w tym, że wątpiła aby Malcolm zgodził się na sugestię którą wysunie. Wyprostowała ramiona. Nie przyjmie nie jako odpowiedzi. Trey zaśmiał się i pociągnął ją ku nieuchronnemu. Spojrzała na niego. - Co? - Co za determinacja na twojej twarzy. Papcio Sinclair nie będzie wiedział co go trafiło - przytulił ją do siebie. Kiedy weszli za kulisy, Myrna i Trey rozeszli się w przeciwnych kierunkach. Zauważyła Briana blisko schodów na scenę. Zawsze miał tremę przed koncertem, ale dzisiaj wyglądał na fizycznie chorego. Zastanawiała się, czy z nim porozmawiać, ale pomyślała, że na domiar złego nie potrzebował dodatkowych problemów przed występem. Trey, teraz wyposażony w żółto czarną gitarę, pochylił się i powiedział Brianowi coś do ucha. Brian uśmiechnął się, jakby nieco się zrelaksował i coś odszepnął. Trey był taki dobry dla Briana. Kochała za to Treya i w tym samym czasie była o niego zazdrosna. Nie bardzo rozumiała tej zazdrości. Trey zawsze był tam dla Briana. Powinna być szczęśliwa, że miał takiego przyjaciela. I w jakiś sposób ona też. Z drugiej strony chciała być tą jedną, na której polegał Brian. Spojrzenie Briana spotkało się z jej nad morzem nagłośnienia. Wessał swoją górną wargę do ust i opuścił oczy by spojrzeć na swoje buty. Jej serce skręciło się a łzy wypełniły oczy. Nie mógł nawet na nią patrzeć. Czy to już koniec? Boże, miała nadzieję, że nie. Ale nawet jeśli nigdy jej nie wybaczy, chciała załatać dziurę między nim a jego ojcem. Umieściła swój dyplom psychologii w pełen tryb działania. Krążyła wokół sceny, cierpiąc bardziej niż powinna. Dlaczego obchodziło ją czy Brian nie chciał już z nią być? Nigdy nie spodziewała się, że będzie stałym elementem w jej życiu, ale było za wcześnie. Nie była gotowa, żeby go opuścić. Ich trzy miesiące nie skończyły się. Nadal jeszcze miała jeszcze sześć tygodni do zebrania danych do swojego projektu. Myrna stanęła obok Malcolma na podłodze obok sceny. Miał ramiona skrzyżowane na piersi i wypróbowaną cierpliwość na swojej twarzy. Myrna ugryzła się w język i zwróciła swą uwagę na scenę. Załoga kamerzystów była gotowa do sfilmowania zespołu na żywo, co niebawem będzie puszczone. Wybrali swoje rodzinne miasto do filmu, ponieważ tłum na pewno był nakręcony. Kiedy światła stadionu zgasły, ryk tłumu był tak ogłuszający, że Myrna zakryła sobie uszy obiema rękami. Rozwalcie ich, chłopaki. Kurtyna opadła i oślepiające białe strumienie fajerwerków spadły na scenę. Jaskrawe światło oświetlało sylwetkę Briana, który stał na platformie z tyłu powyżej zestawu perkusji, która wybijała intro do „Gates of Hell”. Serce Myrny zabiło w mieszaninie dumy i oczekiwania. Claire zaklaskała z podniecenia. Malcolm nawet nie drgnął. Tłum wybuchł w chaosie. Pióropusze ognia wystrzeliły w powietrze po obu stronach zestawu perkusji i reszta zespołu natychmiast dołączyła do Briana. Tłum krzyczał w uznaniu. Niski pomruk Seda zaczął narastać. Myrna na początku go nie dostrzegła, ale
sądząc po entuzjastycznej reakcji fanów stwierdziła, że gdzieś tam był. Wtedy zobaczyła co ich tak podekscytowało. Sed wyrastał z podłogi na środku sceny, niskie dudnienie jego głosu przybierało na sile gdy platforma pod nim podnosiła się. Kiedy platforma zrównała się ze sceną, Sed wyskoczył w górę, okrążył scenę i stanął przed tłumem. Czerwona i niebieska fontanna iskier wystrzeliła z obu jego stron, ukrywając go w kręgu kolorowego światła. Jak tylko wszystko pociemniało, zaczął śpiewać tekst. Pirotechniczny wyświetlacz wprowadził Myrne w wrażenie, jak synchronizował się z utworem. Ekipa rozpoczęła filmowanie na żywo. - Popisują się - Malcolm mruknął. Myrna stłumiła chęć kopnięcia go w łydkę. Gdy zbliżyła się solowa piosenka, Brian wyskoczył za platformy z perkusją i ruszył w kierunku okrągłego brzegu sceny. Podczas jego solówki, pierścień ognia otoczył jego nogi. Jakby grał sam diabeł, języki płomieni unosiły się coraz wyżej i wyżej gdy muzyka narastała, do momentu gdy mogła zobaczyć tylko jego sylwetkę. Serce Myrny ścisnęło się w lęku. Bycie otoczonym przez takie płomienie musiało być gorące i jeśli coś poszło by nie tak... Ale ogień zgasł pod koniec solówki i Brian cofnął się na główną scenę bez szwanku. - Czy to nie było fajne, kochanie?- Claire krzyknęła. Malcolm wzruszył ramionami. Myrna stłumiła ochotę by kopnąć go w tyłek. - Dobry wieczór, Los Angeles!- Sed krzyknął go mikrofonu.- Jesteście gotowi na rock?- wyciągnął mikrofon w stronę tłumu. Kiedy nie byli na tyle głośni by go usatysfakcjonować, krzyknął.- Pytałem, czy jesteście gotowi na pieprzony rock?- przerywał ostatnie swoje słowa przesadnie przytakując głową i wysunął mikrofon ku publiczności. Tłum zareagował z większym entuzjazmem. Claire skuliła się. - Musiał tak rapować? - Ograniczony słownik - Malcolm skomentował, uśmiechając się do siebie. Myrna stłumiła ochotę, by kopnąć go w brzuch. Sed kontynuował na scenie. - Tłum rodzinnego miasta wygląda pięknie z miejsca w którym stoję. Co o tym myślisz, Jace?- chwycił głowę Jace'a pod pachę i pociągnął go do przodu sceny. - Najbardziej szalone dupki na planecie - Jace powiedział cicho do mikrofonu Seda. Myrna uśmiechnęła się. Był tak cholernie słodki. Jakaś dziewczyna z publiczności krzyknęła: - Kocham cię, Jace! Myrna mogła dostrzec z miejsca w którym rumieniec który rozprzestrzenił się na jego twarzy. - Też cię kocham. - Do diabła, nie - warknął Sed.- Ja nie dostanę żadnej miłości?- rozłożył szeroko ramiona zapraszając do pochlebstw. Tysiące kobiet wykrzyczało swoją miłość do Seda z całych sił. Uśmiechnął się jak rekin. - Bardziej mi się podoba - powiedział.- Wiecie, że dzisiaj filmujemy koncert, więc będziecie balować? Ta, będą. Dokładnie wiedział jak ich nakręcić. Myrna zakryła swoje uszy starając je uchronić od ryku tłumu. - Bo nasz producent powiedział, że powinniśmy to nakręcić w pieprzonej Kanadzie. Buczenie przebiegło po publiczności. - Właśnie to powiedziałem. Teraz żebym nie wypadł źle. Liczę na was.
Powiedziałem, że nikt mocniej nie zatrzęsie budą jak L.A. Co na to powiesz, Mistrzu Sinclair? - Nie wiem, Sed - Brian powiedział do mikrofonu po lewej stronie.- Pamiętasz kiedy ostatni raz byliśmy na północy? Tamtejsi fani są cholernie popieprzeni - zatrzymał się dla negatywnej odpowiedzi tłumu.- Ale sądzę, że próbowali się rozgrzać - potarł swoje ręce jakby było zimno i podskoczył jak nadmiernie podekscytowany fan. Eric wybębnił buhdum-bumb by towarzyszyć próbie komedii Briana. Myrna roześmiała się ze wszystkimi. Poza Malcolmem. Jego szczęka drgnęła by zakryć zęby. Myrna stłumiła ochotę kopnięcia go w gardło. Jaki do cholery Malcolm miał problem? Wydawało się, że bardzo się stara by się nie cieszyć. Claire powędrowała by popaplać z technikami i wokalistą jednego z wcześniejszych zespołów, który z całą pewnością nie zauważył, że podbija do matki Briana Sinclaira. Claire nie dbała o to, że dziesięć tysięcy ludzi podziwiało jego talent i urok. Nie poświęciła mu żadnej uwagi. Nic dziwnego, że Brian rozpaczliwie potrzebował miłości i szukał potwierdzenia u Myrny. Głupi rodzice. Myrna odczuła dziwną chęć przytulenia Briana. Trzymania go. Powiedzenia mu jak był wspaniały. Że uznanie jego ojca nie miało znaczenia. Miał uznanie w setkach tysiącach fanów, ale wiedziała, że nie wypełni to dziury, której nie rozpoznała aż do dzisiejszego wieczora. Tylko jedna rzecz wypełniłaby ją. - Wiesz co powinieneś zrobić - Myrna powiedziała do Malcolma, tak nonszalancko jak tylko mogła.- Powinieneś tam wejść i pokazać tym dzieciakom jaki mają wpływ ich gitarowi bohaterzy. Spojrzał na nią, ale szybko ukrył swe spojrzenie zainteresowania za irytacją. - Mówiłaś do mnie? Myrna stłumiła ochotę by kopnąć go w zęby. Wzruszyła ramionami. - Cóż, jeśli nie możesz... Mruknął, jego skrzyżowane ramiona piersi ścisnęły się bardziej a rękawy jego koszulki napięły się. - Jest różnica między nie mogę a nie zrobię. - Wynik jest taki sam. Zespół rozpoczął kolejną piosenkę. Myrna obserwowała ze swym zwykłym entuzjazmem, udając że ignoruje Malcolma, który sporadycznie stukał palcami u nóg i wsunął ręce w kieszenie podczas solówki Briana. Mogło to być prostsze, niż myślała. Chciał być tam z Brianem. Wiedziała, że chciał. Więc dlaczego się wstrzymywał? I dlaczego koniecznie bagatelizował nie tylko Briana, ale cały jego zespół? Większość tłumu powskakiwała uradzając o siebie wzajemne w chaosie. Kiedy piosenka się skończyła, publiczność ruszyła w kierunku bariery i pojedyncze jednostki próbowały przecisnął się bliżej sceny. - Dziki wieczór dziś wieczorem - skomentowała Myrna.- Miałeś kiedykolwiek taki tłum jak ten? Malcolm prychnął. - Słyszałaś kiedyś o Woodstocku? - O tak, grałeś tam gdy Winged Faith po raz pierwszy wystąpił. To było wtedy? Czterdzieści lat temu? Skrzywił się. - Taa, myślę, że było to tak dawno temu. Najlepsze cztery dni w moim życiu. - Założę się, że dni w których urodziły się twoje dzieci były jednymi z nich. - Byłem w trasie w Cleveland kiedy urodził się Brian. Nowy Orlean gdy urodziła się
Kara. - Musiało być ci ciężko. Być w trasie i ominąć narodziny swych dzieci. - Bycie przez cały czas w trasie było trudne. Bardzo tęskniłem. Ale nie bycie w trasie jest trudniejsze. - Mógłbyś dzisiaj tego trochę posmakować. Jestem pewna, że Brian bardzo by chciał zagrać z tobą kawałek Winged Faith na scenie. Sam tak powiedział - wybacz mi te kłamstwa, Brian. Brwi Malcolma zmarszczyły się, a Myrny miała nadzieję, że w rozważaniu. Spojrzał na swoją żonę, którą znalazł w towarzystwie kilku mężczyzn którzy dołączyli do jej świty. Myrna oprócz wokalisty i techników naliczyła dwóch perkusistów, basistę i gitarzystę. Malcolm przewrócił oczami, wyciągnął ręce z kieszeni i znowu je skrzyżował na piersi. Mogła powiedzieć, że chciał być na scenie, ale najwyraźniej potrzebował więcej nacisku. - Muszę przeprosić za nazwanie ciebie... Uniósł rękę by ją uciszyć. - Zawsze tak dużo gadasz?- spytał.- Musisz doprowadzać Briana do szaleństwa. Zaśmiała się. - Nie, mówię dużo gdy jestem zdenerwowana. Spojrzał na nią. Naprawdę spojrzał po raz pierwszy. - Dlaczego jesteś zdenerwowana? - Przebywam w towarzystwie jednego z oryginalnych mistrzów gitary. Nie wiem co mogłoby mnie bardziej zdenerwować. Chyba że Jimi Hendrix powstałby z martwych i stanął obok mnie. - Zombie Jimiego Hendrixa każdego wprawiło by w nerwy - zaśmiali się, nadal się głośno śmiejąc przez kolejną piosenkę która zaczęła się na scenie. - Spotkałeś Hendrixa na Woodstocku? Malcolm pokręcił głową. - Choć go obserwowałem. Ten facet umiał grać. - Brian jest jedyny w swoim rodzaju, ale słyszę wpływ Hendrixa w jego brzmieniu. I twoim. - Moim? Nie gra tak jak ja. - Pewnie, że gra. Posłuchaj go. To twój styl z upiększeniami. - Wieloma upiększeniami - powiedział, ale posłuchał. Myrna podejrzewała, że był to pierwszy raz kiedy Malcolm rzeczywiście usłyszał grę Briana. Patrzyła jak ekspresja Malcolma zmienia się z obojętności w niedowierzanie, w zainteresowanie i wreszcie w dumę. - Trochę brzmi jak ja - mruknął. Spojrzał na Myrnę.- Z ulepszeniami. - Fani uwielbiają jego solowy styl, ale bez zmysłowych prądów które pożyczył do ciebie, brzmiałby płasko. - Spójrz na niego jak zasuwa. Nigdy nie mógłbym za nim nadążyć. Ma szalenie szybkie palce. Myrna zaczerwieniła się i odwróciła wzrok. - Tak. Kiedy piosenka dobiegła końca ze szczególnym gitarowym wyjściem, Malcolm zaklaskał i machnął pięścią w powietrze. - Właśnie tak to się gra, synu - krzyknął. Myrna pragnęła by mieć to na taśmie. Prawie go miała. Trochę więcej naciskania i wiedziała, że będzie mogła nakłonić Malcolma do dołączenia do Briana na scenie. Lepiej niech się pospieszy, bo zostały tylko dwie piosenki do przekonania go.
Rozdział 30
Brian wypił duszkiem pół butelki wody i wrócił na scenę. Reszta zespołu miała dziesięciominutową przerwę w środku koncertu. Nie miał szczęścia. A może był tym szczęśliwcem, który miał trzydziestu tysięczny tłum fanów tylko dla siebie. Podszedł do mikrofonu na środku sceny. - Wychodzi na to, że znowu zostałem sam – powiedział. Spojrzał w bok w sceny. Publiczność, która się liczyła, też zniknęła. Nie było Myrny. Nie było Taty. Przynajmniej jego mama tam była. Machała do niego z tłumu facetów którzy ją otaczali. Nic nowego. Nieobecność Myrny najbardziej go rozstroiła. Był dla niej za twardy? Powinien z nią porozmawiać przed koncertem. Powiedzieć jej, że nie był na nią aż taki zły za nazwanie jego ojca przeszłością. - Chciałem zagrać dla was pierwszy riff który dzisiaj napisałem, ale... - Nigdy nie będzie mógł go dobrze zagrać - odezwał się głos jego ojca za kulis. Charakterystyczny riff przeboju Winged Faith „Mystic” zabrzmiał w głośnikach, gdy Malcolm O'Neil skierował się po scenie w stronę Briana. Tata grał na scenie Sinnersów. Zbyt oszołomiony by znaleźć swą gitarę czy na niej grać, Brian spojrzał na niego w niedowierzaniu. - Zamknij usta, synu. Połkniesz muchę. Brian zacisnął razem szczękę, uśmiech rozszedł się po jego twarzy aż zabolały go policzki. - Panie i panowie, nasza niespodzianka i gość specjalny w jednym, Malcolm O'Neil z Winged Faith - głos Seda poinformował za sceny. Tłum ucieszył się Malcolm uśmiechnął się. - Zagramy im piosenkę, czy będziemy tutaj stać i gapić się głupio przez całą noc? Briana odpowiedzią było zagranie intro „Mystic” z kilkudziesięcioma dodatkowymi nutami w środku. - Powiedziałem, że nigdy nie zagrasz tego właściwie - Malcolm powiedział do mikrofonu, ale uśmiechnął się zamiast nachmurzyć. - Po prostu trochę to przyprawiam, staruszku. Malcolm zaśmiał się. Zagrali razem intro, Malcolm w swoim tradycyjnym stylu a Brian ze swoimi dodatkami. Tłum pożerał każdą chwilę. Kiedy Eric i Jace dołączyli do nich po intro, Brian
obrócił się zaskoczony. Sed tak doskonale zaśpiewał zwrotkę, że Brian miał wątpliwości czy nawet jego ojciec mógł odróżnić to od oryginału. I wtedy Brian dostrzegł jak Trey i Myrna stoją za kulisami przy wzmacniaczach. Obydwoje wyglądali na zupełnie zbyt zadowolonych z siebie, śmiali się i przytulali z podniecenia. Więc Myrna nie opuściła go i podejrzewał, że miała coś wspólnego ze zmianą serca jego ojca. Odwrócił się do tłumu, grał obok swego ojca, jego serce wypełniało go po brzegi. Zastanawiał się, czy Myrna zdawała sobie sprawę ile to dla niego znaczyło. Pewnie tak, ale i tak jej powie. Piosenka skończyła się zdecydowanie za szybko. Jego ojciec podał Treyowi pożyczoną gitarę. Zanim opuścił scenę, Tata chwycił Briana za oba uszy i oparł się czołem o jego. - Jestem z ciebie dumny, synu. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek ci to powiedział. - Jestem dumny, że jestem twoim synem, Tato. Tata uśmiechnął się i puścił go. - Ta twoja kobieta jest nieustępliwa. Brian uśmiechnął się. - Jest całkiem wspaniała, prawda? - Nie pozwól jej uciec. - Nie ma szans. Malcolm skłonił się i truchtem zbiegł ze sceny. Brian zobaczył jak jego matka wpada w ramiona jego taty i całuje do namiętnie, jej świta użytych mężczyzn została całkowicie zapomniana. Brian postanowił, że przesuną tą kolację którą zaplanował wcześniej. Mama i Tata wyglądali jakby potrzebowali trochę czasu dla siebie i Bóg wiedział, że chciał wyrazić Myrnie swoją wdzięczność.
Rozdział 31
Myrna czekała, aż Brian otworzy drzwi od swego mieszkania. Nie wiedziała czego się spodziewać, gdy otworzy drzwi, ale duży, gustownie urządzony hol i wyrazisty, czysty i wygodny salon nie był jej pierwszym przypuszczeniem. - Co o tym sądzisz?- spytał patrząc na nią z proszącą aprobatą, którą rozpoznała. - Jest wspaniale, Brian - pocałowała go w szczękę i przekroczyła próg.- Podoba mi się. Sam udekorowałeś mieszkanie? Zaśmiał się. - Nie. Sed miał krótki romans z dekoratorką wnętrz. Wyczerpała jego kartę kredytową, ale dostaliśmy świetne wykopaliska na jego koszt. Jeśli sądzisz, że tu jest ładnie, to powinnaś zobaczyć jego miejsce. Jest niesamowite. Myrna położyła swoją torebkę na marmurowym blacie, wiśniowy stół stał obok drzwi i odważyła się pójść dalej. Brian postawił walizki przy drzwiach i zamknął je za sobą. Meble były ciężkie i bardzo przyjemne. Zgrabne i męskie. Ciemne drewno kontrastowało z szałwiową zielenią, szarością i obiciem koloru kości słoniowej. Dopasowane poduszki, dywany i abstrakcyjna grafika wiązała to wszystko razem. Potrafiła wyrazić radosne i kojące kolory Briana, ale wystrój zdawał się w ogóle nie pasować do stylu życia jego współlokatora. Miejsce było bez skazy. - Jak zachowujesz taki porządek? Czyż Trey nie mieszka z tobą tutaj?- zwróciła uwagę na zachowanie Treya w busie. Nie mogła sobie wyobrazić, że będzie się zachowywał inaczej w domu. - Sprzątaczka, kochanie. - Ach, to wszystko wyjaśnia. Odwróciła się by znaleźć go stojącego bezpośrednio za nią. - Dziękuję - mruknął, biorąc obydwie jej dłonie w swoje i spojrzał jej szczerze w oczy. - Proszę bardzo - powiedziała.- Ale za co mi dziękujesz? - Za to co zrobiłaś z moim tatą. Uśmiechnęła się i ścisnęła jego ręce. - Po prostu starałam się nadrobić obrażenie go i zranienie ciebie. Nie wiem dlaczego tak się wściekłam, gdy skrytykował ciebie i zespół. - Myślę, że wiem dlaczego - pocałował ją czule. - Chyba mimo wszystko jestem fanką.
Drzwi otworzyły się. - Kochanie, wróciłem - Trey krzyknął i rzucił swe klucze na stół obok drzwi. Wysoka brunetka z dużymi cyckami, gęstymi włosami i niemal nieistniejącą spódniczką weszła za Treyem do mieszkania. Skrzywiła się, gdy jej oczy wylądowały na Myrnie. - Gdy powiedziałeś, że Brian tutaj będzie, nie powiedziałeś niczego, że będzie z nim kobieta - powiedziała do Treya. - Hej, Carly - mruknął Brian. Głowa Myrny uniosła się by na niego spojrzeć. Znał tą... tą kobietę? Była jego byłą dziewczyną? Brian bawił się górnym guzikiem marynarki Myrny, jego twarz poczerwieniała a ciało napięło się, gdy patrzyła na swoje ruszające się palce. - Nie powiedziałem, że nie będzie miał ze sobą kobiety - Trey zauważył. - Miałam nadzieję, że wezmę dzisiaj w słynnym trójkącie - powiedziała Carly.- Ale każdy wie, że Brian nie zdradza. Słynny trójkąt? Oczy Myrny rozszerzyły się gdy złapała oddech. Ręce Briana przesunęły się by zakryć uszu Myrny. - Wyprowadzisz ją stąd? Mieliśmy chwilę między sobą - stłumiony głos Briana przechodził przez jego ręce. Trey powiedział coś, czego Myrna nie mogła zrozumieć. Carly uśmiechnęła się bezczelnie, chwyciła klamrę paska Treya i poprowadziła go korytarzem. Gdy tylko drzwi od sypialni zamknęły się, Brian opuścił ręce. - Przykro mi, że musiałaś to zobaczyć. - Słynny trójkąt?- wykrztusiła. - Naprawdę mi przykro, że to usłyszałaś - odwrócił się i ruszył w kierunku kuchni która znajdowała się na uboczu głównego salonu.- Jesteś głodna? Poszła za nim, potykając się na krawędzi dywanu, gdyż nie zwracała uwagi gdzie idzie. - Nie zmieniaj tematu, Brian. - Jestem głodny. Powinno być tutaj coś do jedzenia. Wanda wiedziała, że będziemy dzisiaj w domu i zawsze zostaw3ia nam zapas dobrego jedzenia. Otworzył lodówkę i zajrzał do środka. - Czy Carly powiedziała... że ty i Trey i... i... - przełknęła.- ... i kobieta macie... dotknęła swych policzków chłodnymi palcami. Dlaczego jej twarz była taka gorąca?Mieliście... ? - Pieprzyliśmy się jak szaleńcy?- rzucił na ladę chłodną paczkę tortellini.- Tak, właśnie to miała na myśli. Czerwony sos czy biały? Myrna mocno przechyliła się przez bar. - Trójkąt? - Myrna, uspokój się. To był tylko seks. Przeszłość. Nic wielkiego - rzucił na ladę plastikową tubkę z makaronem.- Sądzę, że czerwony sos będzie lepszy. Nigdy nie była zaangażowana w coś tak ekscytującego jak trójkąt. - Często to robiłeś?- spytała, jej głos był bardziej wyrazisty niż zwykle. Brian wzruszył ramionami. - Nie często. Trey i ja dzielimy się wszystkim. I mam na myśli wszystko. Bardzo dorośliśmy przez ostatnie lata. - Cholera - mruknęła pod nosem. Brian upuścił garnek. Brzęknął na podłodze, ale nie podniósł jej. Zamiast tego wgapił się w nią. - Czy ty powiedziałaś „cholera”? Jej oczy rozszerzyły się i potrząsnęła energicznie głową.
- Nie - wygładziła swoją spódnicę, oblizała wargi i spuściła wzrok na podłogę.Powiedział patelnia. Upuściłeś garnek. - Upuściłem go po tym jak powiedziałaś cholera. Jej twarz zaczerwieniła się i stała cieplejsza o kilka stopni. - Och. Jego buty zniknęły z jej pola widzenia. - Byłabyś otwarta na coś takiego? Jej oczy rzuciły się ku jego twarzy i z powrotem do butów. - Nie wiem. - Jestem pewien, że Trey na to pójdzie. Ledwo mogła go słyszeć przez krew płynącą w uszach. Chwycił ją za podróbek i kiedy zebrała się na odwagę, spojrzała na niego. - Sprawimy, że poczujesz się naprawdę dobrze - mruknął. Jego dłonie zsunęły się na krzywiznę jej tyłka i przyciągnęły ją bliżej.- Naprawdę dobrze. Wydawał się być tak samo podniecony tym pomysłem jak ona. I była na pełnym gazie. - Czy później nie będzie między nami dziwnie?- spytała. - Między nami? - Mną. Tobą. Treyem. Między nami? - Nie musi. Trey nigdy nie utożsamia seksu z emocjami czy podbojem. Bierze to tylko za dobrą zabawę. W przeciwnym razie nie pozwoliłbym mu cię dotknąć - odgarnął kosmyk jej włosów za ucho.- Pomyśl o tym. Bez ciśnienia. Skinęła głową. Już wiedziała, że chciała to zrobić, ale bała się, że Brian źle o niej pomyśli. Mój Boże, zrobi to z niej największą dziwkę na świecie. Uwielbiam się z tobą pieprzyć, kochanie, ale jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym w tym samym czasie pieprzyć się także z twoim najlepszym przyjacielem. - Też wolę czerwony sos - powiedziała z roztargnieniem. Wybuchnął śmiechem a potem pochylił się po garnek który upuścił. Podszedł do zlewu i napełnił ją wodą zanim ustawił na piecu. - Rozmowa na temat zmiany tematu. Oto czerwony sos. Myrna nadal pochylała się na blacie. Patrzyła jak Brian sparzył kilka razy palce zanim przejęła gotowanie. Poważnie, ten facet nie umiał zagotować wody bez zrobienia sobie krzywdy. Usiadł na stołku po drugiej stronie śniadaniowego baru i patrzył na nią jak gotuje z podnieconą miną. - Dlaczego tak na mnie patrzysz?- spytała w końcu. - Jesteś w moim domu. Gotujesz na moim piecu. - Jeśli powiesz, że mam być boso i w ciąży w plisowanym fartuchu, trzepnę cię. - Możesz nosić buty. Przewróciła oczami na niego. - Cóż, dziękuję. Jesteś hojny. - Wiesz, Vegas jest tylko cztery godziny jazdy stąd. Machnęła w niego łyżką cedzakową. - Nie zaczynaj, Brian. - Albo po prostu możesz się do mnie wprowadzić. - Mam pracę do której jestem przywiązana i słyszałam, że dojazdy z Los Angeles do Kansas są mordercze. - Możesz przejść na emeryturę. - Emeryturę?- wgapiła się w niego. Mam trzydzieści pięć lat. Spodziewasz się, że jak będę się utrzymywać?
- Będę cię wspierać. - Powiedziałam ci Brian, żebyś tam nie szedł. A właśnie tam leziesz. - W takim razie ja wprowadzę się do ciebie. Kiedy nie będę w trasie albo w studiu nagrań, nazwę Kansas moim domem. - Dobra, całkowicie tam polazłeś. - Czy to źle, że chcę być z tobą? No, było źle, że zaczęła się z nim zgadzać, i wiedziała, że był to ogromny błąd. - Ten tydzień osobno będzie dobry dla nas obojga. Opuścił głowę nad blatem i potarł swoją twarzą o jego powierzchnię. - Nie mów tego. Już za tobą tęsknię a nawet nie wyjechałaś. Westchnęła i zestawiła garnek z makaronem z pieca. Dlaczego zawsze musiał być taki słodki wobec niej? Sprawiał, że było jej cholernie trudno trzymać go na dystans. - Masz durszlak?- spytała. - Nie mam pojęcia o czym mówisz. - Sitko. By odcedzić makaron. - No proszę, znowu zmieniasz temat. - Wolisz, żebym wyszła? Czuję się w tym momencie przez ciebie bardzo przytłoczona. Westchnął ciężko. - W drugiej szufladzie, obok lodówki. Cisza zawisła między nimi gdy kończyła przygotowywać posiłek. W końcu zszedł ze swojego stołka i postawił dwa talerze i zestawy sztućców na śniadaniowym barze. - Czy Trey i Carly do nas dołączą?- spojrzała na niego. Znowu się na nia obraził. - Wątpię. Kiedy usiedli by zjeść, chwyciła go za dłoń. - Wiesz jak ważna jest dla mnie moja praca, prawda? - Po prostu chciałbym być dla ciebie tak samo ważny. Jej serce brzdąknęło. - Nigdy nie powiedziałam, że nie jesteś dla mnie ważny. Nie dlatego potrzebuję tego tygodnia z dala od ciebie. Muszę usiąść nad moim projektem badawczym, Brian. Jeśli nie opublikuję jakiś przekonujących wyników pod koniec lata, nie będę miała już tej pracy. - Co? Dlaczego niczego nie powiedziałaś? - Jestem dumna z pozycji w której się znajduję. Tak naprawdę nie lubię przeprowadzać badań w pierwszej kolejności, ale uwielbiam nauczać. Nie zmieniłabym tej części mojej pracy na cokolwiek innego - westchnęła.- Uniwersytet wymaga, abym przyniosła finansowanie z zewnętrznego źródła, abym mogła utrzymać pracę i straciłam swoje wielkie stypendium kilka miesięcy temu. Nie mam jeszcze kadencji. Oznacza to, że muszę być finansowo wartościowa dla Uniwersytetu albo sobie mnie odpuszczą. Mam nadzieję, że ten letni projekt ma utrzymać mnie przez następny rok, ale nie wiem co będę po tym robić. Nie chcę stracić tej pracy. Ciężko pracowałam aby się tam dostać i nie chcę się teraz poddać. Dlatego tez choć uwielbiam z tobą spędzać czas i dobrze się bawić, muszę skończyć robotę. Rozumiesz? - Tak, sądzę, że załapałem. Wywierając na ciebie presję, odpycham cię. - Dokładnie. Ścisnął jej dłoń i uśmiechnął się. - Cieszę się, że mi powiedziałaś, Myrno. Czuję się trochę lepiej, że nie będzie cię ze mną przez tydzień. Puściła jego dłoń i chwyciła widelec. Dobrze było mu się zwierzyć. Nie miała nikogo w życiu z kim mogłaby dzielić się swoimi zmartwieniami. Było to miłe w nieoczekiwany sposób.
- Może szybciej skończę swoją pracę i może wrócę wcześniej. Uśmiechnął się z nadzieją. - Naprawdę? Wzruszył ramionami i wzięła kęs swego tortellini. - Zobaczymy. - Więc chcesz wziąć udział w trójkącie z Treyem zanim wyjedziesz?- puścił jej oczko. Jej widelec zapytał się w połowie drogi do ust. Nie była pewna, czy mogła być spokojna więc powiedziała: - Zaskocz mnie.
Rozdział 32
Ze sennym uśmiechem, Myrna wyciągnęła ręce nad głowa i przewróciła się by przytulić się do pleców Briana. Miała samolot za dwanaście godzin, ale ostatnią jaką chciała zrobić, to wyjść z łóżka. Potarła dłońmi po jego brzuchu, jej usta pieściły jego ramię. Mieli kilka godzin by właściwie się pożegnać i planowała wypełnić każdą minutę przyjemnością. Drgnął gdy jego dłonie przesunęły się na jego pierś, jej palce uszczypnęły jego lewy sutek. Jej oczy otworzyły się. Kolczyk w sutku? - Nie przestawaj teraz - Trey mruknął sennie.- Fajnie. Natychmiast rozbudzona, Myrna usiadła. Szarpnęła pościel by przykryć swoje nagie piersi. - Co ty tutaj robisz? - Zaprosiłem go - Brian powiedział z przeciwnej strony łóżka. - Senna imprezka - oczy Treya zamknęły się. Myrna przysunęła się bliżej Briana z bijącym sercem. Przycisnęła swe plecy płasko do niego w kilka sekund. - Trey jest zmęczony. Zaczniemy bez niego. Splótł ich dłonie razem i odwrócił jej głowę, by pocałować ją, aż jej sztywne ciało się nie zrelaksowało. - Nie jestem taki zmęczony - dłoń Treya wsunęła się na brzuch Myrny i znowu się napięła.- Zachowaj coś z tego dla mnie - mruknął. Miękkie usta potarły jej ramię. Oderwała usta od Briana i spojrzała na Treya. Jego szmaragdowe oczy spojrzały w jej nieugięcie. - Wszystko w porządku?- Brian spytał ją.- Jeśli zmieniłaś zdanie, możemy przestać. Dłoń Treya przesunęła się na jej bok, pozostawiając po sobie gęsią skórę. Chwycił w dłoń jej pierś, jego kciuk pocierał twardy sutek. Jej oczy zamknęły się z przyjemności. - Nie sądzę, żeby to ona miała z tym problemy - Trey powiedział do Briana.Bardziej martwię się o ciebie. Nie możesz mnie za to znienawidzić. - Robiliśmy to wcześniej, Trey. Miałem kiedykolwiek z tym problem? - Ale naprawdę ją ko...- Trey wziął głęboki oddech.- Naprawdę ci na niej zależy. - I ufam jej. Wiem, że mnie nie zdradzi za moimi plecami. Uśmiechnęła się by dotknąć jego czoła palcami.
- Masz rację. Nie zrobiłabym tego. - Ale zdradzanie prosto w twoją twarz jest w porządku?- spytał Trey. - To nie zdrada - powiedziała Myrna.- To obopólna zgodna na doświadczenia seksualne. Ale jeśli nie chcesz do nas dołączyć, to możesz wyjść. - Och, chcę do was dołączyć. Chcę się z wami pieprzyć ile tylko się da. Nie chcę tylko żeby coś tak bezsensownego jak gorący, brudny seks zachwiał moją przyjaźń z Brianem. Brian zachichotał. - Mówiłem ci, że jest idealny do tego typu rzeczy. Zabawne jak Trey był tym, który był najbardziej zaniepokojony możliwymi skutkami ich spotkania. Myrna będzie musiała przekonać go, że tego chciała i Brian także, żeby się z tym pogodził. Wykręciła się spod Briana i popchnęła Treya na materac. Była zaskoczona, że miał na sobie swe dżinsy pod przykryciem. Naprawdę był niechętny. Wsunęła dłonie na jego piersi. Błysk metalu przykuł jej uwagę. Opuściła głowę i possała jego sutek ze srebrnym pierścionkiem. Dźwięk udręczonego protestu wymsknął się z jego gardła. - Myr, co ty robisz?- Trey wyszeptał. Possała mocniej, jej język pieścił jego kolczyk w ustach. Wciągnął oddech przez zęby i zakrył sobie oczy rękami. - Proszę, nie rób. Wierzchem dłoni otarła się o jego brzuch i poszukała klamrę jego paska. Wzdrygnął się i umknął jej uściskowi. Spojrzał na nią z naciskiem. - Nie, Myrna. Nie chcesz tego zrobić. - Och, ale ja chcę - odpięła klamrę jego paska, rozpięła mu rozporek i szarpnęła jego spodnie w dół ud. Jego penis stanął sztywno żądając uwagi.- I zdaje się, że ty także. Trey spojrzał na Briana, który wylegiwał się na boku z głową wspartą na ręce i przyglądał się. - Stary, nic na to nie poradzę - powiedział Trey.- Ma swój własny umysł. - Hej, to całkowicie zrozumiałe - Brian powiedział spokojnie. Owinął dłoń wokół swojego własnego sztywnego penisa.- Jestem twardy od samego patrzenia jak cię molestuje. Oglądanie jaka była niegrzeczna nakręcało Briana? Jak by zareagował, gdyby possała kutasa Treya? Zsunęła się w dół ciała Treya aż wizualny dowód jego podniecenia znalazł się na poziomie jej oczu. Był niezwykle długi, ale chudy. Nie była pewna, czy zmieściłaby go w usta, ale była gotowa spróbować. - Z-zaczekaj, Myrna - Trey zadyszał. Wzięła go w swe usta, głęboko w dół gardła. Przełknęła. Trey jęknął. Wciągnęła go delikatnie, zwracając uwagę na jego reakcję aby określi, kiedy sprawiała mu przyjemność. Brian położył dłoń na jej czole i wycofał ją w górę penisa Treya aż wypadł z jej ust. Trey wciągnął oddech przez zęby. Spojrzała na Briana, czując się niepewna swych działań. - Nie powinnam tego robić? - Nie o to chodzi. Też chcę trochę uwagi. Jej wzrok przesunął się do Bestii i uśmiechnęła się. - Nie chciałam cię ignorować, wielkoludzie - przesunęła się na łóżku i wzięła w usta grubego penisa Briana. Przytrzymała podstawę jego penisa, podczas gdy wciągała go szybkimi ruchami, które wiedziała, że mu się spodobają. Wkrótce przyłapała go jak sapie z podniecenia. Usłyszała dźwięk klamry paska Treya gdy był za nią zapinany. Rozpakował
wiśniowego lizaka i włożył go do ust. Materac uniósł się gdy wstał do wyjścia. Brian chwycił go za ramię. - Moja kobieta chce, żebyś ją przeleciał, Trey. Dasz jej tego czego chce, czy nie?zatopił palce w jej włosach, dysząc z rozkoszy gdy nadal pracowała nad jego sztywnym penisem swymi wargami i językiem.- To znaczy, spójrz na nią. Może ty możesz powiedzieć jej nie, ale ja nie. Nie mogę jej niczego odmówić. - Serio mnie prosisz, żebym bzyknął Myrne?- Trey spytał. Myrna dostrzegła kątem oka jak chwyta się za krocze. - Nie, nie bzyknąć. Będziemy uprawiać z nią miłość. Razem. - Jesteś naćpany, Brian?- spytał Trey.- Nigdy mi tego nie wybaczysz. Wiem, że tego nie zrobisz. - Nie, nie jestem naćpany - pochylił się bliżej Treya i szepnął mu coś do ucha. Trey odchylił się patrzył na Briana przez dłuższą chwilę. Wzruszył ramionami. - Cóż, jeśli jesteś pewien - znowu odpiął klamrę paska i rozebrał się do naga. Pochwycona przez chwilę niezdecydowania, serce Myrny zadrżało z obawy. Naprawdę mogła przez to przejść? Uwolniła penisa Briana i sapnęła przerywanie. Unosząc się na kolana, uklękła przed Treyem i spojrzała uwodzicielsko w jego zielone oczy. Mężczyzna był seksowny, nie miała co do tego wątpliwości. Wyciągnął lizaka ze swoich ust i potarł nim o jej sutek. Potem pochylił swą głowę i usunął lepką pozostałość swym językiem. Dłonie Myrny zacisnęły się w jego jedwabistych włosach, jednocześnie próbowała go odepchnąć i przytrzymać bliżej swojej bijącej piersi. Brain przytulił się jej pleców, jego dłonie przesunęły się w dół jej brzucha i bioder, jego twardy penis mocno nacisnął na wgłębieniu w jej tyłku. Coś twardszego niż język śmignęło po jej sutku. Myrna zadyszała ze zdziwienia. Zapomniała, że język Treya był przekuty. I Boże, było cudownie. Zrelaksowała się przy ciele Briana, koncertując się na swoich uczuciach powodowanych przez upragniony język Treya na jej sutku. - Masz magiczne palce tak jak Mistrz Sinclair, Trey?- spytała niskim głosem. Trey spojrzał na nią namiętnie swymi zielonymi oczami, część jego prawego oka była zakryta przez długą grzywkę. Uśmiechnął się krzywo. - Chcesz się przekonać? - Brian sprawia, że dochodzę w dziesięć sekund. Zobaczmy, co możesz zrobić. - Dziesięć sekund, co?- powiedział Trey.- Samymi palcami? - Nie wierzysz jej?- spytał Brian. - Dziesięć sekund? Nie, nie wierzę - uniósł głowę i spojrzał na swój zegarek.- No dalej. Zmierzę ci czas. Dłoń Briana zsunęła się połowy jej obrzękniętego ciała między udami. Chwyciła się jego uda i oparła o jego ramię, gdy jego palce odszukały jej cipkę w gnieździe loków. - Chwileczkę - powiedział Trey.- Może udawać. - Nigdy nie udaję orgazmu. - Doprawdy?- ręka Treya dotknęła wnętrza jej uda.- Mogę? Skinęła lekko głową i Trey wsunął dwa palce w jej wnętrze. Napięła się. Brian pocałował ją w szyję. - Spokojnie - mruknął.- Jest dobrze. Trudno było się zrelaksować, gdy wiedziała, że palce Treya zawijają się w jej wnętrzu. Skręcił dłoń i zadrżała. - Jesteś gotowa?- Brian szepnął jej do ucha. Przygryzła wargę i skinęła głową. Trey skręcił palce w innym kierunku. Jej usta otworzyły się i zadyszała. - Myślę, że mogę ją doprowadzić do orgazmu tylko zginając palce - powiedział Trey.
- Nie byłbym zdziwiony - powiedział Brian.- Dziesięć sekund. Trey spojrzał na swój zegarek. - Jazda. Palce Briana potarły jej cipkę z wypracowanym naciskiem i rytmem. W ciągu kilkunastu potarć, Myrna wzdrygnęła się i krzyknęła, zaciskając dłoń na udzie Briana. Jej cipka rytmicznie zaciskała się w konwulsjach na palcach Treya. - Jezu. Minęło jakieś osiem sekund - powiedział Trey. Znowu zgiął swoje palce i pod Myrną ugięły się nogi. Wyciągnął palce z jej ciała i dodał je do ust obok lizaka.- Mmmmm. Zawsze smakuje tak dobrze? - Och tak. - Nic dziwnego, że zawsze jesteś z nią w łóżku. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, jaka jest seksowna. Sed nie wie, prawda? - Nie i lepiej żebyś mu nie mówił. - Musze się położyć - Myrna mruknęła. Brian pokierował jej drżące ciało w dół aż nie położyła się na plecach. Zakryła swoją twarz dłońmi. Naprawdę była dziwką. Uwielbiała mieć w sobie palce Treya podczas gdy Brian pocierał jej cipkę ku seksualnemu uwolnieniu. Jeremy miał co do niej rację. Czuła się chora w brzuchu. Para ust pocałowała wnętrze jej uda. Zbyt miękkie na usta Briana. Trey? Odsunęła dłonie od swej twarzy. Mogła na to pozwolić Treyowi bez nabawienia się trwałego urazy na swej psychice? Miękkie usta pocałowały drogę po jej udzie aż dotarły do szczytu jej nogi. Coś badało jej coraz chętniejszą dziurkę. Nie jego język czy palce. Jego lizak? Nie, pomyślała. Zanurzał swoją słodycz w niej rytmicznie i wessał jej cipkę do ust. Jej palce zacisnęły się na jej czole. Nie mogę tego zrobić. Pocierał jej cipkę kolczykiem w języku aż nie zaczęła drżeć. Nie mogę tego zrobić. Jęknęła. O tak, właśnie tam. Poliż je, Trey. Chcę twoje usta na sobie. Podoba mi się. Trey wyciągnął wiśniowego lizaka z jej cipki i zastąpił go swoim językiem. Wykręcał i okręcał swój język a następnie zatapiał go w niej głęboko. Nigdy wcześniej nie była zjadana w taki sposób. Zadrżała. Jeśli Brian miał niezwykły talent w swych palcach, Trey musiał mieć go w swym języku. - Boże, to jest świetne - zapiszczała. Materac ugiął się obok niej. Brian usiadł okrakiem na jej piersi i pochylił się nad nią. Odsunęła ręce od oczu. Jego penis uderzył o jej brodę. - Ssij mnie? Otworzyła szeroko usta i wjechał do środka. Zamknęła usta wokół niego i wepchnął się głęboko w jej gardło, dla wsparcia chwycił się zagłówka by jej nie udusić. Mocno ssała i pozwoliła mu, by poniósł go rytm. Bardziej skupiła się na tym co robił Trey w każdej części między jej drżącymi udami swym diabelskim językiem. Trey stymulował znowu stymulował ją swym lizakiem wiśniowym a następnie rozsunął jej pośladki obiema rękami i jego język polizał jej tyłek. Wierciła się. Boże, to też było świetne. Było możliwe, żeby mieć orgazm poprzez samo lizanie tyłka? Fale zachwytu pulsowały w jej pustej cipce. Jej łechtaczka zabiła z zaniedbania. Może same oczekiwania wyślą ją na krawędź. - Mmmm - straciła koncentrację i zadławiła się penisem Briana. Brian cofnął się. - Nic ci nie jest?- spytał, gładząc jej włosy. Skinęła głową. Brian znowu wszedł do środka, cofnął się i wsunął głębiej w jej gardło. Język Treya wił się wewnątrz jej tylnego wejścia. Napięła się. Zrelaksowała gdy tylko wycofał swój język. - Boże, masz ciasny mały tyłeczek, Myrna. Mogę go pieprzyć? Wydała dźwięk między pchnięciami Briana, co musiało brzmieć jak zgoda, choć nie
była pewna. Trey przesunął się na łóżku do szuflady stolika przy łóżku, która zawierała ulubione zabawki Briana. Kątem oka dostrzegła jak Trey chwycił tubkę z lubrykantem i mocno prążkowaną prezerwatywę z kolekcji. Jej oczy rozszerzyły się w proteście. Brian wyszedł z jej ust i usiadł na łóżku obok niej. Przewrócił Myrne na jej brzuch i znowu zaoferował jej swojego sterczącego penisa. - Właśnie tak, kochanie. Daj Treyowi trochę miejsca by mógł zrobić swoje rzeczy. Jego rzeczy? Jakie rzeczy? Jej serce zawaliło w piersi. Po prostu nie myśl o tym, co Trey zamierza zrobić. Skoncentruj się na Brianie. Myrna oparła się na łokciach, pochyliła się nad kolanem Briana i wzięła go głęboko w gardło. W tej pozycji miała lepszą kontrolę i mogła zrobić kilka rzeczy jakie wiedziała, że lubił. Jej palce pocierały jego dziurkę, drażniły go w obietnicy penetracji. Jej głowa poruszała się w górę i w dól na główce jego penisa. Brian palce w długie pasma jej włosów gdy jęknął w zachęcie. Ręce Treya chwyciły biodra Myrny i podniosły ją na kolana. Jego udo wsunęło się między jej uda, poszerzając jej stanowisko. Ustawiał jej ciało tak jak chciał - kolana szeroko rozsunięte, jej plecy wygięte do dołu. Wsunął śliski palec w jej tyłek, zwilżając jej wejście jakimś ciepłym smarem. Dodał kolejny palec, rozciągając ją w różnych kierunkach gdy przygotowywał ją do swojej penetracji. Miała przeczucie, że robił to często. Więcej lubrykantu. Więcej rozciągania i próbowania. Jakby już nie była wystarczająco zdenerwowana. Uwolniła Briana ze swoich ust. - Po prostu włóż go już. Trey klepnął ją w tyłek. Skrzywiła się. - Włożę go gdy będę dobry i gotowy - powiedział. Co było akurat tym momentem. Ciepło zalało jej rdzeń. - Och - zapiszczała. Spodziewała się bolesnego pieczenia, gdy wjechał głębiej w jej tyłek. Zatrzymał się. Wszedł głębiej. Dał jej czas do przyzwyczajenia się, naciskając trochę do przodu. Nawet gdy pochłonęła jego każdy centymetr i obracał biodrami by rozciągnąć ją szerzej, wcale nie bolało. Penis Treya nie był tak gruby jak Briana i z pewnością miał dużo praktyki w tej technice. Kąt jego penetracji był doskonały. Z jękiem zakołysała swym tyłkiem ku niemu. - Podoba ci się?- spytał Brian. Spodziewała się, że zacznie spisywać nuty czy coś. Trey cofnął się i zadrżała. Znowu wszedł w nią głęboko. Dobry Boże, tak. Jego pchnięcia stały się rytmiczne, grube prążki na prezerwatywę dodatkowo stymulowały jej pulsujące ciało. - Tak - jęknęła.- Jest w tym dobry. Och. - Ponieważ sam kiedyś wypinał tyłek - Brian zachichotał. Myrna spodziewała się, że Trey zaprotestuje na podpuchę Briana, ale powiedział: - Pieprzony przez najlepszych. Rytm Treya był stały. Nieubłagany. Myrna wzięła penisa Briana w usta i dopasowała pchnięcia Treya do ruchów swej głowy i języka. Trey przesunął dłonie w górę jej pleców, w dół pleców, na jej tyłek, w dół a następnie pogłaskał tą samą drogę w odwrotnej kolejności. Zadrżała. Jego palce przesunęły się na przód jej ud, na jej wystające kości biodrowe, na brzuch, piersi i znowu na plecy. Później na boki jej ciała. Znowu wrócił na jej plecy. Każdy skrawek jej skóry był ożywiony stymulacją. Lekki nacisk jego palców na jej ciele nigdy się nie zachwiał. Każde pchnięcie było idealnie dopasowane. Trey Mills był całą doskonałością. A gdy przyzwyczaiła się do jego doskonałej synchronizacji, ponownie uderzył ją w tyłek. Nieoczekiwany wstrząs napiął jej zmysły.
- Ow - Brian zaprotestował. Wypuściła go z ust. - Ugryzłam cię? - Tak. Nigdy wcześniej mnie nie ugryzłaś. Masz trudności z koncentracją, prawda? Spojrzała na niego. - Przykro mi. Dotknął jej twarzy. Postara się bardziej zwrócić uwagę na to co robi. Owinęła język wokół jego główki i znowu wciągnęła go wewnątrz swych ust. Bardziej rozsunęła jego nogi, by mogła masować jedną dłonią jego jądra i pocierać wrażliwą dziurkę dwoma palcami. Głowa Briana opadła na wezgłowie z głośnym walnięciem. Chwycił jej włosy w obie pięści gdy ssała go głęboko, jej język pracował w dolnej części jego penisa i następnie przesunął się w górę. Poprzez jego wzdychnięcia dobiegające z tyłu gardła, mogła stwierdzić, że docenił jej ponowną koncentrację. Trey pochylił się nad nią, jego pot kapał na powierzchnię jej pleców. - Powinnaś zobaczyć jego twarz, Myrna. Myślę, że jest gotów przestrzelić ci głowę. Myrna sięgnęła między nogi i potarła dłonią o worek Treya. Jęknął i stracił swój idealny rytm. Pozostał w niej głęboko, żeby mogła go dosięgnąć. Z jednej strony masowała jądra Treya a z drugiej Briana. Połączone oddechy dwóch mężczyzn doprowadziły ją do szaleństwa. Ocierała swym nadgarstkiem o cipkę gdy pieściła Treya, szukając seksualnego uwolnienia. Boże, była obolała. Jej cipka była taka pusta. - Więc kto dojdzie pierwszy?- Trey spytał, rozgryzając swojego lizaka z głośnym trzaskiem.- Myślę, że mogę przebić Briana. - Nawet już się nie ruszasz. Pozwól jej siebie possać i zobaczyć jak długo wytrzymasz. Boże, kobieto! Włóż palce do środka. Przestań się ze mną drażnić. Zrobiła to, wsuwając głęboko dwa palce. Krzyknął ochryple. - Robi niesamowite rzeczy z moimi fistaszkami - powiedział Trey.- Jeśli się ruszę, jestem całkiem pewien że przestanie. Myrna uniosła głowę. - A co ze mną?- szepnęła.- Chcę cię w sobie, Brian. Proszę. Potrzebuję twojego grubego penisa zakopanego głęboko... Trey wysunął się na co Myrna jęknęła. - W takim razie się zamieńmy. - Chcesz mnie ujeżdżać, kochanie?- spytał Brian. - Boże, tak - i jeśli to zrobi z niej dziwkę, to niech będzie. Brian zsunął się na łóżko i położył się płasko na plecach między jej udami. Chwyciła jego penisa i nakierowała go na swoją bolącą cipkę, biorąc go głęboko i szybko. Tylko on mógł zaspokoić to swędzące tarcie w głębi niej. Jej głowa opadła do tyłu gdy o niego uderzyła, wokalizując swoją przyjemność w tyle gardła. Trey wciągnął oddech przez zęby. - Boże, ten dźwięk sprawia, że jest... - ... cholernie seksowna - Brian dokończył zdanie Treya. Trey dotknął tył głowy Myrny i otworzyła oczy by na niego spojrzeć. Stał na łóżku przed nią. Ściągnął swoją prezerwatywę i jego długi, sterczący penis lśnił przez nią w baczności. - Ssij go, Myrna - Brian zachęcił, patrząc na nich.- Wszystko widzę z tego miejsca. - Myślałeś kiedykolwiek, że będziesz tu leżał i patrzył na ssanie swojego najlepszego przyjaciela? Jaki widok?- Trey zachichotał. Myrna pochyliła się do przodu i wessała Treya w usta. Pokrył swego penisa jednym
z balsamów smakowych Briana i smakował jak słodki kokos. Wciągnęła go głęboko i przeklął pod nosem. - Właśnie tak, kochanie. Daj mu nauczkę za wymądrzanie się - powiedział Brian. - Tak, daj mi nauczkę, Profesorko. Brian owinął ręce wokół jej bioder i pomógł jej się unosić się i opadać na jego penisie. Spostrzegła, że było trudno jej się skoncentrować na dogadzaniu Treyowi i sobie w tym samym czasie. Położyła dłoń na śliskim brzuchu Treya i cofnęła się. Jęknął w proteście, że go porzuciła. Opuściła głowę, opierając swe czoło o skroń Briana. Jej dłoń przesunęła się na udo Treya, gdy szepnęła do ucha Briana. - Powiedz mi co chcesz, żebym mu zrobiła. Zrobię wszystko co powiesz. - Wszystko? Odwróciła głowę by spojrzeć na Briana. Uśmiechał się podstępnie. - Naprawdę nie masz nic przeciwko?- spytała, - Dlaczego miałbym? To mój pomysł. - Nie myślisz, że jestem dziwką? Zaśmiał się. - Dlaczego miałbym tak myśleć? O ile zauważyłem, jesteś darem z niebios. Myrna spojrzała na Treya. - Tak, zrobię wszystko co mi powiesz - szepnęła do ucha Briana. - Nad czym wy dwoje tam spiskujecie?- Trey spytał, chwytając dłoń Myrny która nadal opierała się na jego udzie. Przesunął jej dłoń na swojego penisa i użył jej by potrzeć swoje ciało, okręcał lekko jej nadgarstkiem za każdym razem gdy jej dłoń ocierała się o jego spuchniętą główkę.- Proszę, nie mówcie mi, że teraz zmieniliście zdanie i wyrzucicie mnie na korytarz z tym okropnym przypadkiem moich posiniałych jaj. - Wiesz, że bym tego nie zrobił, kolego - Brian powiedział i zaśmiał się maniakalnie. - Przez sekundę myślałem...- Trey zrobił krok w bok. Dłoń Myrny ścisnęła się na penisie Treya i zatrzymał się. Spojrzała na niego. - Myślisz, że gdzie idziesz? - Po prostu staram się ograniczyć obrażenia do minimum. - Nie skrzywdzę cię, Trey - obiecała, siadając. - No chyba że jej powiem. - Hę?- Trey zadyszał. - Przesuń go trochę na lewo - powiedział Brian. Dłoń Myrny przeniosła się na biodro Treya i przesunęła go na lewo. - Czekaj, ja... - Połóż dłoń na jego piersi i przyciśnij go do ściany. Nie pozwól mu się ze sobą kłócić - Brian poinstruował. Myrna pchnęła Treya na ścianę. Uderzył w nią swoją głową z głośnym hukiem. - Hej!- zaprotestował. - Chwyć go za jaja i powiedz mu by się zamknął. Złapała Treya za jądra i krzyknął z bólu. - Spokojnie - powiedział Brian. Jej uścisk rozluźnił się nieznacznie. - Zamknij się - czuła się jakby miała małego diabełka na ramieniu, który szeptał jej niegrzeczne instrukcje. - Tak, prze pani - Trey skrzywił się. - Poliż główkę jego penisa. Jej język wysunął się spomiędzy jej warg, owijając się wokół główki penisa Treya. Wzdrygnął się gwałtownie. - Nie dawaj mu za dużo. Poliż jedną stronę wzdłuż brzegu, w kółko. Chcę żebyś
doprowadziła go do szaleństwa. Dalej. Zrobiła dokładnie tak, jak nakazał Brian. Trey jęknął w proteście. W ciągu minuty Trey kołysał się na nogach, tak jak to robił na scenie gdy ogarnęła go muzyka. Brian zaśmiał się. - Powiedz jej czego chcesz, Trey. - Ssij mnie - warknął przez zaciśnięte zęby.- Proszę. Spojrzała w dół na Briana czekając na jego instrukcje i potrząsnął głową. - Włóż dwa palce w jego tyłek i zrób mu to co ze mną czasami robisz. - Co takiego?- Trey spytał podejrzliwie. Uśmiechnęła się. - Jesteś bardzo hojny dla swojego przyjaciela, kochanie - szepnęła. Wsunęła do ust Briana palec środkowy i wskazujący by je zmoczył a następnie sięgnęła między nogi Treya i wsunęła je do środka jego ciała. Trey zadyszał przerwanie. - O tak. Wiesz, że mi się podoba. Szukała wewnątrz niego aż znalazła swój cel i wytrwale gładziła obrzęknięty gruczoł. Trey chwycił jej włos w obie pięści i nakierował swego penisa do jej ust. Jego krzyk ekstazy zachęcił by ssała go mocno podczas gdy nadal stymulowała go swymi palcami. Brian chwycił ją za nadgarstki i wyciągnął jej palce z ciała Treya. Uwolniła także jego penisa i spojrzała w dół na Briana czekając na dalsze instrukcje. - Zostaw go na chwilę - powiedział Brian.- Ujeżdżaj mnie aż dojdziesz i jeśli będzie cicho, pozwolę ci go ssać.- Może. Wciąż drżący z przyjemności którą mu dała, Trey jęknął w proteście. Owinął rękę wokół główki swego penisa i wzdrygnął się. - Jeśli będzie cicho - Brian powtórzył.- I nie będzie siebie dotykał. Brew Treya uniosła się. - Piepr... - przygryzł wargę. Przesunął obie dłonie na swe biodra i stał tam czekając aż Myrna zrobi następny ruch. Uśmiechnęła się przebiegle do swojego kochanka, unosiła się i opadła na nim. Palce Briana pracowały przy jej łechtaczce, doprowadzając ją do szaleństwa z pożądania. Jej głowa opadła do tyłu i krzyczała coraz głośniej i głośniej przy każdym pchnięciu. - Cholera - Trey wymamrotał.- Mam tutaj stać i gapić się jak wy dwoje się pieprzycie i nic nie dostać? Myrna podniosła głowę by spojrzeć na Treya. - Dostałeś już swoje. I miałeś być cicho - powiedziała i pchnęła go na ścianę.Przerwałeś moją koncentrację. Teraz muszę zacząć od nowa. Brian zadyszał z rozkoszy. Spojrzała w dół by spostrzec, że skręca się na krawędzi orgazmu. Uderzyła go w twarz. - Nie waż się spuszczać. Jeszcze nie. Jeszcze z tobą nie skończyłam. Złapał ją za nadgarstek zanim znowu go uderzyła. - Jesteś strasznie apodyktyczna - spojrzał na Treya i skinął głową. Trey zeskoczył z łóżka. Brian chwycił ją w pasie i przetoczył ich splecione ciała na bok. Zadyszała gdy jego penis staranował ją. Uniósł jej lewą nogę i przełożył sobie przez talię. Trey przycisnął się do jej pleców. Zesztywniała. - Zrelaksuj się - Trey wyszeptał jej do ucha. Wypróbował jej tylne wejście główką swego penisa a następnie znalazł się w jej wnętrzu.
Byli w niej obydwoje. Och. Tak świetnie wypełniona. Trey zaczął się poruszać. Brian wbijał się w nią podczas gdy Trey się wycofywał. Brian wyszedł, Trey uderzył do środka. Kek zmysły były tak przytłoczone, że nie mogła zrobić niczego innego, tylko przytrzymać się piersi Briana i łykać powietrze, jej głowa przechyliła się do tyłu i nacisnęła na ramię Treya. - Dobrze się czujesz?- Brian szepnął jej do ucha. - Tak - zadyszała. Tak. Tak, och Boże, tak! Tak! Pieprzcie mnie. Wypełnijcie. Oboje. Uwielbiam to. Uwielbiam!- zobaczyła gwiazdy gdy doszła, ale nie pozwolili jej odpocząć. Zmienili swoje ruchy i teraz wbijali się w nią jednocześnie. Ciało Treya zadrżało za nią. - Boże, Brian, twój penis doprowadza mnie do szaleństwa. - Tak - Brian zgodził się.- Czuję jak się w niej poruszasz. Jest tak dobrze - jego oddech urwał się.- Szybciej, Trey. Zostań ze mną. Myrna odwróciła głowę by na nich spojrzeć. Leżeli naprzeciw siebie, patrzyli sobie w oczy nad jej ramieniem. Widziała wcześniej na scenie intensywność między nimi, to połączenie, ale była zaskoczona że zobaczyła je tutaj. Brian zamknął oczy. Nadal dopasowując się do pchnięć Briana, Trey pochylił się do przodu i pocałował go w usta. Oczy Myrny rozszerzyły się. Język Treya badał usta Briana. Brian otworzył usta i język pogrążył w jego środku swój język. Dłoń Treya przeniosła się na tył głowy Briana i przetrzymała ją, gdy go całował. Namiętnie ssał usta Briana, jego pchnięcia w ciele Myrny stawały się coraz bardziej energicznie gdy jego podniecenie wzrosło i stracili swoją synchronizację. Trey patrzył na Briana przez cały czas gdy go całował, jego oczy lśniły od niespodziewanych łez. Po chwili zacisnął powieki, jego pocałunek z namiętnego zmienił się w zdesperowany. Myrna leżała tam zbyt oszołomiona by zrobić coś innego oprócz gapienia się. O mój Boże. Trey kochał Briana. Wiedziała to na pewno. Trey kochał Briana. Kochał go. Ogarnęła ją chęć by wydrapać mu oczy. Czy Brian zdawał sobie z tego sprawę? Myrna myślała, że Brian nawet nie miał pojęcia, że Trey go całował. Wszedł swój trans muzyczny i uderzał całkowicie nieświadomy tej okazji. Po chwili Brian przekręcił głowę na bok przerywając pocałunek. Głowa Treya opadła by oprzeć się o bok twarzy Myrny. Chwycił szczękę Briana z taką czułością, że Myrna zacisnęła pięści. Wiedziała, że Brian nie kochał Treya. Nie w taki sposób. Nie mógł. Brian był jej. Tylko jej. Trey zasapał z wysiłku, pompując w niej coraz głębiej niż zwykle i zadrżał ze spłoszonym krzykiem gdy znalazł uwolnienie. - Brian - zadyszał.- Brian. Brian nie ruszył się przez kilka minut. Otworzył oczy, ale były zaszklone jak podczas gdy był daleko poza sobą, całkowicie pochłonięty przez wewnętrzne głosy. - Słyszałaś to?- wyszeptał. Myrna uśmiechnęła się. Zepchnęła dłoń Treya na bok i odgarnęła kosmyk wystających włosów ze spoconej twarzy Briana. - Tak, kochanie. Słyszałam to. Niech przyjdzie. Trey podniósł głowę, nasłuchując uważnie. - Niczego nie słyszę. - Skocz po coś do pisania - powiedziała do Treya. I zostaw nas samych. On jest mój. - Co? On jeszcze nie skończył, prawda? Chcę patrzeć jak dochodzi. Zawsze wygląda seksownie, kiedy odpuszcza. - Będzie taki przez jakiś czas. Idź po coś do pisania. Zaufaj mi, chcesz żeby to
spisał. - Dzięki za podzielenie się ze mną Brianem tego ranka, Myrna. Zdystansował się ostatnio ode mnie - Trey pocałował ją czule w skroń i wysunął się. Uch, nie. Nie dzieliła się z nim Brianem. Choć to spotkanie było bardzo ekscytujące i przyjemne dla nie, o wiele bardziej preferowała posiadanie Briana tylko dla siebie. Brian był jej. Tylko jej. I chciała, żeby tak było. Trey przeszukiwał głośno pokój by znaleźć coś do pisana, ale Myrna ledwo to zauważyła. Była zbyt zajęta pogodzenia się z myślą, że nie odczuwała tylko beznadziejnego, nieprzytomnego, głębokiego pożądania wobec Briana „Mistrza” Sinclaira. Faktycznie mogła być w nim zakochana. I nie podobał się jej zbytnio ten pomysł. - Dlaczego tak na mnie patrzysz?- Brian zapytał ją, bardziej świadomy niż był kilka chwil wcześniej. - Jak? - Jakbyś miała niedobry smak w ustach - Brian oblizał wargi, jego brawi ściągnęły się w zmieszaniu.- I dlaczego moje usta smakują wiśniami?- uniósł głowę by spojrzeć na Treya.- Znowu mnie pocałowałeś? Znowu? Trey zaśmiał się nerwowo. - Oczywiście, że nie - rzucił długopis i kartkę na łóżko i uciekł z pokoju. Drzwi zamknęły się za nim bezpiecznie. Nawet się nie pofatygował, by wziąć ze sobą swoje ubrania. Brian spojrzał na Myrnę. - Pocałował mnie, prawda? - Być może. - Pójdę skopać mu tyłek. Wybacz - wycofał się, jego penis wypadł z jej ciała. Myrna owinęła ręce wokół jego szyi. - Nie chcę, żebyś poszedł - wtuliła twarz w jego szyję. Nie pamiętała, żeby do kogoś była tak emocjonalnie przywiązana. Dlaczego świadomość, że ktoś inny kochał Briana sprawiła, że chciała go dla siebie jeszcze bardziej? - On wie lepiej. - Ty i Trey jesteście bardziej niż przyjaciółmi?- spytała, jej serce zadudniło. Proszę, powiedz nie. Proszę. Brian przestał próbować się odsunąć i zamarł. - Nie jestem pewien, jak mam odpowiedzieć na to pytanie. - Jesteście kochankami? Bardzo długo się wahał. Myrna poczuła mdłości w brzuchu. Nie dlatego, że to Trey dzielił z Brianem wspólną intymną relację, ale dlatego, że ona i Brian nie byli wyłączni dla siebie jak wierzyła. - Wiem, że będę żałować jeśli ci to powiem - wziął głęboki wdech i uniknął jej wzrok, gdy zaczął mówić.- Trey i ja eksperymentowaliśmy ze sobą w liceum. - W liceum?- powiedziała bez tchu. - Tak. Tylko raz - zacisnął powieki.- Dobra, dwa razy. Pieprzyłem go dwa razy. Ale zaprzestaliśmy tego i już tego ponownie nie zrobiliśmy - ukrył twarz w jej szyi.- Czujesz do mnie wstręt, prawda? Nie powinienem ci nigdy powiedzieć. - Nie jestem zniesmaczona - szepnęła. Ulga. Tak, właśnie to czuła. I radość, że ufał jej na tyle wystarczająco, by wyznać jej coś tak osobistego. Uniósł głowę by na nią spojrzeć, jego oczy były rozszerzone ze zdumienia. - Nie jesteś? - Nie. Jest w porządku. To przeszłość. Prawda? - Tak, oczywiście. Nawet nie lubię o tym myśleć - przez długi moment patrzył jej w
oczy i następnie przycisnął swe usta do jej.- Nie mogę uwierzyć, że jesteś przy tym spokojna. Jesteś zbyt dobra, by być prawdziwa. Okazał swoje uznanie w głębokim i kompletnym pocałunku i poszukiwaniem dłońmi. Zachęciła jego uwagę, choć wiedziała, iż Brian pozbył się swojego krótkiego zainteresowania do Treya, to Trey nie był gotów zrezygnować z Briana.
Rozdział 33
Myrna ustawiła stos swych danych na stoliku między swym laptopem a herbatą rumiankową i odebrała telefon. Nie zauważył, że była jedenasta w nocy w jej strefie czasowej? - Halo? - Tęsknię za tobą - Brian mruknął.- Obudziłem cię? Uśmiechnęła się. Tez za nim tęskniła, ale miała dużo roboty do zrobienia odkąd wróciła do domu. Prawie nadrobiła zaległości. Jej wyrzuty sumienia iż porzuciła swą pracę by cieszyć się Brianem zaczynały słabnąć. Tylko troszkę. Może powinna do niego wrócić wcześniej niż sobie wyobrażała. - Nie, nadal pracuję. Jak poszły dzisiejsze zdjęcia do teledysku? - Jestem w każdym z pięciu ujęć. Sed to totalny wieprz na kamerę. Reszta z nas jest znudzona - usłyszała bełkot w jego głosie. - I piłeś cały dzień - domyśliła się. - Nudziliśmy się. - Rozłączam się. - Dlaczego? - Ponieważ pracuję - i nie mogę znieść dźwięku twojego głosu gdy jesteś pijany. - Naprawdę dlatego? - Zadzwoń do mnie jutro - powiedziała.- Kiedy będziesz trzeźwy. - Myrna? Rozłączyła się. Westchnęła i podniosła swoje dane. Wpisała tylko jedną ankietę a jej telefon zadzwonił ponownie. Postanowiła, że nie będzie odbierać, ale w końcu podniosła słuchawkę. - Brian, nie chcę z tobą rozmawiać w tej chwili. - Kim jest Brian? Krew Myrny zrobiła się zimna. Jej gardło zacisnęło się. Jeremy. Nie mogła oddychać a tym bardziej mówić. Jak znalazł jej numer telefonu? Starała się by nie został zanotowany i podała go tylko niewielu osobom. - Kim jest Brian?- powtórzył. Jej jedyną odpowiedzią było westchnienie. Sparaliżowana strachem, nie mogła się ruszyć. Albo myśleć.
- Czy to on jest powodem dla którego nie było cię w mieszkaniu od ponad trzech tygodni? Skąd wiedział, że nie była na miejscu? Znowu ją obserwował? - Pieprzysz się z nim? - Skąd masz mój numer?- spytała przez ściśnięte gardło. - Pieprzysz się z nim? Zabiję go. Oprócz mnie nikt nie będzie cię dotykać. Rozumiesz? Jesteś moją żoną. Należysz do mnie. - Jeremy, jesteśmy rozwiedzeni. A w przypadku gdybyś zapomniał, to mam zakaz zbliżania się. - Zadzwonisz na policję? Śmiało. Nie wiedzą gdzie jestem, ale zobaczymy się niebawem, cukiereczku - rozłączył się. Myrna rzuciła komórkę na kanapę jakby przekształciła się w węża. Zerwała się na równe nogi i pozamykała wszystkie okna, zasłaniając zasłony. Sprawdziła czy drzwi były zamknięte. Przykręcone. Przykute. Zajrzała do szafek. Sprawdziła pod łóżkiem i za drzwiami. W szafkach kuchennych. W lodówce. Była sama. Zbyt sama by czuć się bezpiecznie. Podniosła komórkę i zamknęła się w łazience. Kiedy zamknęła drzwi, zasłona prysznica zafalowała. Myrna wybrała 911 i nacisnęła kciukiem Wyślij gdy podeszła do wanny. Z walącym sercem, załapała za kurtynę i od szarpnęła ją. Pusto. Jej ramiona opadły z ulgi. Usiadła na krawędzi wanny opierając się plecami o chłodne, ścienne płytki aż mogła ogarnąć wzrokiem całe pomieszczenie. Jeremy mógł nauczyć się teleportacji od kiedy ostatnio go widziała. Zadzwoniła do Briana. Odebrał po drugim dzwonku. - Och, więc teraz chcesz ze mną rozmawiać. Mogła usłyszeć spory hałas z tyłu. Głośna muzyka. Rozmowa. Śmiech. Szczęk szkła. Była wystraszona na śmierć a on imprezował ja, cóż, gwiazda rocka. Dupek. - J-Jeremy dzwonił - szepnęła. - Co? Nie słyszę cię - krzyknął. Odgłosy w tle zmieniły się bardzo szybko. Musiał skierować się do wyjścia albo jakiegoś cichszego miejsca. - Powtórz - powiedział. - J-Jeremy dzwonił - otarła wierzchem dłoni irytujące łzy. Skąd się wzięły te łzy? Znikąd. Na pewno nie przestaną pić przez taką brudną dziwkę jak ty. - Twój były mąż? Myślałem, że nie masz z nim kontaktu. Dlaczego do ciebie zadzwonił? - Chciał wiedzieć gdzie byłam przez ostatnie trzy tygodnie - szepnęła. Wydawało się, że nie mogła mówić głośniej. Jakby Jeremy mógł ją usłyszeć. - Znowu cię śledzi - Brian powiedział z całą pewnością.- Masz kogoś kto może z tobą zostać zanim dostanę się do ciebie? - Nie, nie dzwoniłam do ciebie żebyś tutaj przyjechał. Powiedział, że cię zabije. - Powiedział tak? Wie nawet o mnie? - Nie przyjeżdżaj tutaj. - Więc ty przyjedź tu. Natychmiast. W mieszkaniu obok rozległo się uderzenie i Myrna podskoczyła. Było wystarczająco źle, że musiała żyć w strachu, ale odmówiła narażenia Briana na ryzyko. Jeśli pojechałaby do niego albo on przyjechałby do niej, wiedziała, że Jeremy go skrzywdzi. Przełknęła i wzięła głęboki oddech, mając nadzieję że brzmiała na pewną gdy powiedziała:
- Nie bądź śmieszny. Mam pracę do zrobienia. Jest po prostu dupkiem. Nic mi nie będzie. Wiem, że nie będzie mi już przeszkadzał. Przypomniałam mu, że mam zakaz zbliżania się. Jeżeli się do mnie zbliży, to wszystko co będę musiała zrobić to zadzwonić na policję i aresztują go. - Ta, dobra. Siedź tam sobie przez tydzień i miej nadzieję, że twój psychiczny prześladowca jakim jest twój były mąż zostawi cię w spokoju. - Brian... - Będę tam najszybciej jak tylko będę mógł. Chcesz, żebym został z tobą przy telefonie? - To nie jest potrzebne... na tą chwilę. - Opowiedz mi o swoim dniu - powiedział. Znowu mogła usłyszeć w tle barowe odgłosy.- Hej, Phil - krzyknął do kogoś.- Zamów mi taksówkę, dobrze? - Już idziesz, Brian?- powiedział jakiś zirytowany, kobieco brzmiący głos.- Impreza dopiero się zaczęła. - Nie mówisz mi o swoim dniu - Brian powiedział do Myrny. - Co chcesz wiedzieć? - Wszystko. Zacznij od momentu w którym otworzyłaś oczy. - Nie powinnam czasami zacząć od momentu kiedy przekręciłam się na łóżku i próbowałam cię znaleźć, ale cię tam nie było? - Tak, zacznij od tego - mogła usłyszeć uśmiech w jego głosie. Opowiedziała mu o swoim dniu. Każdą chwilę, wliczając w to co Jeremy powiedział jej przez telefon. Brian rozmawiał z nią przez drogę na lotnisko, gdy zarezerwował bilet lotniczy w kasie i przez cały czas gdy czekał na lot. Czuła się bezpieczniej mając go po prostu na drugim końcu linii. W końcu wyszła z łazienki i poczołgała się do łóżka ze swoim telefonem. Jednak zostawiła zapalone wszystkie światła w mieszkaniu. Nie sądziła, że mogłaby znieść ciemność. - Moja bateria pada - powiedział.- Będę z tobą rozmawiał ile tylko będę mógł. Niebawem wsiądę na pokład mojego samolotu. - Przepraszam, że jestem utrapieniem, Brian. - Nie jesteś utrapieniem. Nie zdawała sobie sprawy, że była na granicy łez zanim zaczęły płynąć. - Nie powinnam do ciebie dzwonić. I nie powinnam tutaj przyjeżdżać - szepnęła, podciągając nosem.- Jeremy może cię skrzywdzić. - Zajmę się tym durnym kutasem. Nie martw się o mnie. Trzymaj się w bezpieczeństwie dopóki się tam nie dostanę. Wiesz, jeśli teraz pójdziesz spać, będę tam gdy się obudzisz. Skinęła głową jakby mógł ją zobaczyć. Była wyczerpana. Psychicznie wyczerpana. - Dziękuję za to, że jesteś ze mną. - Nie myśl już o tym. Wiesz, że cię ko... Telefon przerwał połączenie. Jego bateria musiała paść. Nie chcąc, by Jeremy miał jeszcze jedną szansę by się do niej dodzwonić, wyłączyła telefon. Jutro zmieni numer. Ale jak? Jak Jeremy ją znalazł? Była taka ostrożna.
Rozdział 34
Dźwięk brzęczyka do drzwi wyciągnął Myrnę z apatycznego sny. Zajęło jej chwilę by sobie przypomnieć, że była w swoim domu a nie w busie. Brzęczyk ponownie rozbrzmiał. Kilka bezpańskich promieni słonecznych wdarło się do sypialni przez krawędzie zasłon. Już ranek? Myrna zeszła z łóżka, nadal była w ubraniach które miała na sobie poprzedniego dnia. Brzęczyk znowu zabrzmiał. Kilka razy z rzędy. Nastąpiło głośne pukanie. Brian! Udało mu się. - Idę - krzyknęła gdy pospieszyła do drzwi. Odblokowała je i otworzyła z szerokim uśmiechem na twarzy. Szybko wyblakł. - Dzień dobry, kochanie - Jeremy przywitał ją. Jego jasnoniebieskie oczy ogarnęły jej ciało od stóp do głów.- Spałaś w swoich ubraniach zeszłej nocy, kochanie? Kiepsko wyglądasz. On nie. Głęboka opalenizna, blondyn, wysoki, wysportowany i przystojny, wyglądał jak chodząca reklama klubu country. Jej usta pracowały by wyprodukować słowa, ale nic z tego nie wyszło. Całe jej ciało zdrętwiało. Nie mogła się ruszyć. - Proszę, przyniosłem ci kwiaty. Wiem jak bardzo lubisz frywolne rzeczy - pchnął ogromny bukiet mieszanych kwiatów w jej piersi. Złapała je automatycznie. Wsunął swoje wysokie, giętkie ciało do jej mieszkania i zamknął drzwi. - Powiedziałem ci, że niebawem się zobaczymy. Dlaczego wyglądasz na taką oszołomioną? - Wynocha!- udało jej się powiedzieć. - Nie cieszysz się że mnie widzisz? - Oczywiście, że się nie cieszę że cię widzę. Wynoś się z mojego mieszkania! Uniósł rękę by dotknąć jej policzka i zapiszczała ze strachu. Opuścił rękę, jego blond brwi ściągnęły się razem w niepokoju. - Nie skrzywdzę cię, kochanie. Już nie piję. Widzisz? Powąchaj mój oddech. Miętowy zapach wody do płukania skąpał jej twarz. Wzdrygnęła się. Nie mogła nic na to poradzić. Przerażał ją. - Nie o to chodzi, Jeremy. Nie powinieneś się do mnie zbliżać na odległość stu jardów. Jeśli nie wyjdziesz gdy doliczę do trzech, zadzwonię po gliny. - Myrna, tylko mnie wysłuchaj.
- Raz. - Zdaje sobie sprawę jakim byłem dupkiem i przyszedłem tutaj by prosić cię o przebaczenie. - Dwa. - Byłem na leczeniu, Myrna. Myślałem, że znów możemy być razem, jeśli tylko przez resztę mojego życia zachowam trzeźwość. - Trzy - Myrna rzuciła kwiaty na podłogę i odwróciła się by poszukać telefonu. Przypomniała sobie, że noc wcześniej zasnęła z nim na swej piersi. Popędziła do sypialni by go odzyskać. - Czekaj - Jeremy podążył za nią do salonu. Dźwięk jego kroków za nią sprawił, że jej serce waliło. Zakryła sonie tył głowy jedną ręką i szła bokiem by mogła mieć na niego oko. Nie miała zamiaru mu pozwolić żeby znowu ją walnął w głowę gdy odwróci się do niego plecami. - Daj mi szansę. Proszę, Myrna. Wysłuchaj mnie - jego silne palce chwyciły ją za rękę. Zamarła, zadrżała niekontrolowanie. Nie mogła złapać oddechu. - Jak mnie znalazłeś, Jeremy?- spytała sapiąc.- Jak? Zrobiłam wszystko właściwie. Zaśmiał się. - Ta część była prosta. Nie ma zbyt wielu zarejestrowanych Thunderbirdów z '57 w tym stanie. Oczywiście. Jej samochód. Jak mogła być taka głupia? - Dlaczego drżysz? Powiedziałem, że cię nie skrzywdzę. Nie bój się. - Nie mam się bać? Nie mam się bać!- odwróciła się i popchnęła go obiema rękami.Posłałeś mnie do szpitala, ty szalony sukinsynu. Prawie mnie zabiłeś. - Nie byłem ja, kochanie. Nie ja. Byłem pijany i zdradzałaś mnie z kolesiem ze stacji benzynowej. Straciłem kontrolę. Ale już tego nie zrobię. Obiecuję. Już nigdy cię nie skrzywdzę. Nigdy. Obsługa ze stacji benzynowej? O czym on do cholery mówił? Nigdy nie umawiała się z facetem ze stacji benzynowej. Nawet nie znała obsługi ze stacji benzynowej. - Już nie jestem tym człowiekiem. Pamiętasz tego czarującego mężczyznę w którym się zakochałaś?- uśmiechnął się i niemal mogła sobie przypomnieć mężczyznę za którego wyszła, ale bardziej żywiej przypomniała sobie jego twarz skręcającą się w złości i parę twardych pięści. - Wrócił - kontynuował, przyciskając rękę do swojej piersi.- Wróciłem i możemy do siebie wrócić, Myrna. Wrócić do chwil które były na początku. Chciałabyś tego, prawda? Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, kochanie. Musisz mi uwierzyć. Jestem teraz lepszy. Zmieniłem się. Kocham cię. Tak bardzo. Naprawdę. Kocham cię. Wierzysz w to, prawda? Jej żołądek spienił się na dźwięk tych dwóch słów które wyślizgnęły się spomiędzy jego kłamliwych warg. Nic się nie zmieniło. Było tak samo jak za każdym razem gdy prosił by przyjęła go z powrotem. Cóż, jedna rzecz się zmieniła. Ona. Znała prawdziwą miłość z dobrym mężczyzną. Brian pokazał jej różnicę. Potrząsnęła głową na Jeremiego. - Nawet gdybym ci uwierzyła, a nie wierzę, nie miałoby to znaczenia. Nie kocham cię. Mam nowego chłopaka. Takiego, który mnie szanuje i dobrze traktuje. Nie myśli, że jestem dziwką lub nie oskarża mnie fałszywie że go zdradzam. Oczy Jeremiego stwardniały a jego górna warga podwinęła się. Dreszcz strachu popędził po jej kręgosłupie. Tak jak podejrzewała, ciemność w nim została starannie ukryta pod jego kłamstwami i próbami manipulacji. Po kilku sekundach Jeremy zrelaksował się i uśmiechnął. - Och, tak. Brian. - Czy ja cię znam?- Brian spytał z otwartych drzwi frontowych.
Rozdział 35
Brian nadal był zamroczony długim lotem, ale nie sądził żeby miał halucynacje. Było coś intymnego między Myrną a tym facetem, który owinął rękę wokół jej ramienia. Wysoki mężczyzna odwrócił się i jego oczy rozszerzyły się. - To musi być jakiś żart, Myrna. Twój nowy chłopak jest bandytą? - Nie jest bandytą - szepnęła.- Jest idealny. - Przerywam coś?- Brian spytał, jego brwi uniosły się pytająco. Dłonie Myrny zacisnęły się w pięści. Jej całe ciało drżało. Nie mógł tego dostrzec przez długość przedpokoju. Coś było nie tak. Kim był ten facet? I dlaczego dotykał Myrnę z taką swobodę? Naprawdę tak się spieszyła by wrócić do Kansas żeby mogła spotkać się ze swoim sekretnym kochankiem? Wiedziała, że był w drodze. Z pewnością nie była taka głupia, by tak łatwo dać cię przyłapać. - Możesz iść, bandziorze. Moja żona i ja wróciliśmy do siebie - mężczyzna owinął rękę wokół ramion Myrny i przyciągnął ją do siebie. Jego usta musnęły jej skroń. Serce Briana uderzyło o pierś. - Żona?- burknął Brian. To był Jeremy? Ten przystojny, schludny mężczyzna był tym sukinsynem który tak zniszczył Myrnę, że nie mogła znieść wypowiadania słowa kocham? Nie mogło być. Brian był pewny, że Jeremy miał zakrzywione rogi, grubą, zaczerwienioną skórę, błyszczące oczy i rozszczepione kopyta. Ten facet który wyglądał jak z kartki świątecznej, ubrany w sweter renifera, otoczony przez swoją żoną i dwójką dzieci i z wiernym Golden retrieverem u boku nie mógł być Jeremim. Niemożliwe. Poza tym czy czasem się nie rozwiedli? Myrna potrząsnęła głową i otworzyła usta, ale nie wyprodukowała żadnego dźwięku. Brian nigdy nie widział, żeby była taka blada. Doszedł do wniosku, że nie była wystraszona, że przyłapał ją z przystojnym mężczyzną. Była przerażona. Ale Brian teraz tam był. Nie pozwoli temu dupkowi znowu jej skrzywdzić. Nie fizycznie. Nie emocjonalnie. Nie psychicznie. Brian nie da mu szansy. - Więc to ty jesteś Jeremy - Brian powiedział, wchodząc w głąb mieszkania. Żadnych gwałtownych ruchów. Nie było wiadomo co ten szalony bękart mógł zrobić. Jeremy uśmiechnął się i uniósł swoją blond głowę z zadowolonym z siebie uśmieszkiem. - Mówiła ci o mnie, prawda?
- O tak, powiedziała mi o tobie wszystko - wściekłość Briana gotowała się pod powierzchnią, ale wiedział, że musi ją powściągnąć. Jego pierwszym odruchem było zlanie tego faceta na kwaśne jabłko, ale nie chciał przestraszyć Myrny. Brian nie chciał, żeby myślała, że jest taki sam jak ten kutas. Brian przesunął palcami w górę i w dół ramienia Myrny i czekał na ruch Briana. Myrna stała zamrożona na boku, wyglądała na zemdloną z niepokoju. Kiedy Jeremy przyciągnął ją bliżej, zapiszczała. Wściekłość Briana wybuchła. - Zabieraj z niej swoje pieprzone łapy - przebył pokój w trzech długich krokach, jego zaciśnięte pięści podniosły się w zamiarze uderzenia. - Zaraz, zaraz, zaraz, zaraz, zaraz! - powiedział Jeremy pedałując do tyłu i zakrywając swoje ciało Myrną w ochronie.- Wiem, że wy, bandycie, rozwiązujecie sprawy za pomocą przemocy, ale cywilizowani mężczyźni. - Na pewno się dowiesz jaki brutalny może być bandzior, ty pokurwiony pedziu. Powiedziałem, żebyś zabrał te cholerne łapy z Myrny. Teraz. Jeremy opuścił ręce z ramion Myrny. Biorąc ciężki oddech ulgi, zrobiła krok w kierunku Briana. Wyciągnął ręce by przyciągnąć ją bliżej, ale Jeremy znowu ją złapał. Wzdrygnęła się jakby ją uderzył. Serce Briana zabiło mocniej. Jego oczy zwęziły się. - Ostrzegałem cię, dupku - powiedział.- Teraz skopię ci dupsko. Brian ruszył na Jeremiego, ale zanim zdążył go walnąć, Myrna stanęła między nimi i uniosła ręce by go powstrzymać. - Nie, Brian. Nie bij go. Oczy Briana rozszerzyły się. Broniła go? Jak mogła go bronić? Może to co powiedział Jeremy o ich powrocie do siebie było prawdą. Na pewno wyglądał na jej męża atrakcyjny, schludny, bogaty i dobrze wykształcony. Doskonałe maniery. Idealna twarz. Perfekcyjne ciało. Na takiego męża zasługiwała Myrna. Z pewnością bardziej praktyczny wybór niż Brian. Nawet on nie mógł zaprzeczyć rzeczywistości. Brian potrząsnął głową na swoje myśli. Nie. Jeremy na nią nie zasługiwał. Skrzywdził ją w każdy możliwy sposób. Nie potrzebowała kogoś, kto wyglądał na właściwą osobę która obok niej stała. Potrzebowała kogoś, kto będzie ją wspierać i pozwoli jej być sobą. Potrzebowała Briana, do cholery, nawet jeśli nie chciała się do tego przyznać. - Nie uderzę go - powiedział Brian.- Rozwalę go na miazgę. - Nie, proszę, nie rób tego. Brian nie mógł uwierzyć, że nadal chroniła tego palanta. Była psychiczna? - Dlaczego nie? Zasługuje na to. - Ponieważ... - powiedziała, patrząc na niego z niepokojem w swych pięknych, piwnych oczach.- ... zranisz swoje dłonie - złapała za wysoki kryształowy wazon z pobliskiego stołu i popchnęła go w jego pierś.- Użyj tego zamiast rąk. Brian uśmiechnął się i przeniósł wazon w jedną rękę, testując jego ciężar. - Jesteś pewna? To naprawdę ładny wazon. I także ciężki. Potencjalnie śmiertelny spojrzał na Jeremiego, zadowolony, że zobaczył strach w jego oczach. Brian przeniósł wzrok na kwiaty które leżały na podłodze przy drzwiach.- I masz tutaj też jakieś ładne kwiaty które ktoś - znowu nie ja - osobiście dostarczył... Myrna przewróciła się na Briana, gdy Jeremy zepchnął ją z drogi. Jeremy pobiegł do drzwi, ale Brian chwycił go za kołnierz jego koszulki polo zanim mógł wbiec na korytarz. - Dokąd idziesz?- Brian zatrzasnął drzwi nogą. - Puszczaj mnie! - Nie sądzę, że rozumiesz. Mam z tobą poważny problem, koleś. I naprawdę chcę
wyrządzić ci trwałe szkody. - Zadzwonię na policję - powiedziała Myrna.- Nie powinien się do mnie zbliżać. Brian był szczęśliwy, że jej pewność siebie znowu wróciła. Ledwo ją rozpoznał gdy przyjechał. - Dobry pomysł. Przytrzymam tego kolesia zanim przyjadą. Jak tylko zniknęła w pokoju na tyle jej mieszkania, Jeremy wziął dziki zamach na Briana. Brian zrobił unik. W swojej młodości przeszedł przez więcej bójek niż mógł zliczyć i było oczywiste, że ten słabeusz nigdy nie zmierzył się z mężczyzną. Nie, był typem tchórza, który bił kobiety i kopał szczeniaki. Jeremy walczył z uściskiem Briana z tyłu kołnierza. - Zabieraj ze mnie łapska, ty brudny kryminalisto. Jeśli mnie choćby zadraśniesz, mój ojciec zamknie cię na resztę twojego życia. - Zamierzasz nasłać na mnie swojego tatusia? Jesteś bardziej żałosny niż myślałem - Brian odciągnął go od drzwi i popchnął na bujający się fotel.- Siedź aż twoje kajdaneczki nie zostaną dostarczone. Kiedy Jeremy próbował wstać, Brian walnął go pięścią w twarz. - Teraz mnie posłuchaj, sukinsynu, jedyna rzecz która powstrzymuje mnie od rozpieprzenia ci głowy i rozerwania ci szyi to syf jaki pozostawi twoja krew na dywanie Myrny. Więc siedź tutaj spokojnie albo zrobię coś, czego nie będziesz mógł żałować bo nie pożyjesz długo - ostre gadanie zwykle załatwiało sprawę z tchórzami, ale Brian byłby bardziej szczęśliwy, gdyby wprowadził swoje pogróżki w życie. Miałbym ogromną przyjemność w rozwaleniu zbyt przystojnej buźki tego faceta. - Naprawdę nie rozumiem dlaczego się na mnie rzucasz. Jeśli chodzi o to, że nazwałem cię bandytą, to przepraszam za to. Jeremy sączył swój urok ze wszystkich porów, ale Brian nie złapał się na to. - Nie obchodzi mnie co o mnie myślisz, ty arogancki dupku. Uderzyłeś moją kobietę. Moją kobietę. Jesteś pierwszy na mojej liście gówna do sprzątnięcia. - Nie wiem skąd masz takie informacje. Nigdy bym nie uderzył kobiety. A w szczególności Myrny. Kocham ją - zamknął swe oczy i wzdrygnął się z udręczonej ekstazy.O Boże, kocham cię, Myrna. Tak bardzo cię kocham. Nos Briana zmarszczył się a skóra na jego karku napięła się. Ten koleś naprawdę był pokręcony. - Nic dziwnego, że nienawidzi tego słowa. Jeremy otworzył oczy, zimny uśmiech rozprzestrzenił się na jego twarzy. Przerażające. Jego pomylenie nie było wystarczającym słowem. - Nigdy ci tego nie powiedziała, prawda?- Jeremy zaśmiał się w dziwnej radości.- I nigdy tego nie zrobi. Nie powie ci, że cię kocha, bo nadal kocha mnie. Będę na wieki posiadał jej serce. Jestem tego pewien. Zawsze będzie moja. Na wieki. Zrujnowałem jej wszystkich innych mężczyzn. I zrobiłem to celowo - Jeremy obniżył podbródek i spojrzał w górę na Briana swymi lodowato niebieskimi oczami.- Bandziorze. Myrna wróciła do pokoju ze swym telefonem komórkowym w ręku. - Są w drodze. Jeremy oparł się na fotelu i pchnął Briana do tyłu obiema rękami. Brian potknął się, odzyskał równowagę i popędził za nim. Nigdy nie powinien stracić skupienia. Jeremy ruszył do drzwi. Brian chwycił go za ramię by zatrzymać jego postęp. Szydząc złośliwie, Jeremy zatrzasnął drzwi. Na dłoni Briana. - Ow! Kurwa - Brian zakołysał się i przycisnął dłoń do swojej piersi. - Ty idioto - Myrna krzyknęła i wskoczyła na plecy Jeremiego. Jej kolana objęły boki Jeremiego by utrzymać ją na jego ciele gdy wielokrotnie waliła go po głowie obiema rękami.
- Ty durniu, durniu, durniu, durniu... - Ow, Myrna, to boli. Przestań - Jeremy narzekał. Nadal go policzkowała, akcentując swoje ciosy: - Durniu, durniu, durniu, durniu, durniu. Brian przyglądał się dziwnie rozbawiony jej tyradzie. Jeremy próbował ściągnąć ją ze swoich pleców, ale miała go w potrzasku swoich nóg i nie miał szans na ucieczkę. Lewa dłoń Briana była tak spuchnięta, że nie mógł porządnie zacisnąć pięści. Miał nadzieję, że nie była złamana. Ale widok Myrny która sprała głowę Jeremiego na kwaśne jabłko w odwecie? Zdecydowanie warte. - Nienawidzę cię - ryknęła.- Nienawidzę cię. Nienawidzę cię - gdy zaczęły płynąć jej łzy, Brian nie mógł już stać i tylko się przypatrywać. Dotknął centrum jej pleców i zawahała się. Odwróciła głowę by na niego spojrzeć, łzy spływały po jej twarzy i skapywały ze szczęki. - W porządku, kochanie - mruknął.- Chodź tutaj. Wpadła w jego objęcia, owinęła ramiona wokół jego szyi a nogi wokół talii. Zapłakała w jego ramię, mocząc jego koszulkę w kilka sekund. Pogładził jej plecy i potarł ustami o jej włosy. - Już dobrze. Jestem tutaj. Mam cię. Cii. Wreszcie wolny, Jeremy rzucił się do drzwi i znalazł dwóch policjantów stojących w progu. - Jeremy Condaroy?- spytał jeden z oficerów. - Nie, ale dzięki Bogu, że tutaj jesteście. Przybyliście w samą porę - powiedział Jeremy.- To on. Właśnie tam - wskazał na Briana.
Rozdział 36
Myrna nie rozumiała co się działo. Dlaczego została odciągnięta od stałego i pocieszającego uścisku Briana? Dlaczego dwóch policjantów siłowało się z Brianem na podłodze i zakuwali go w kajdanki? Dlaczego pozwolili Jeremiemu tak swobodnie wyjść z mieszkania? - Co tu się dzieje?- krzyknęła. - W porządku, prze pani. Mamy go - powiedział jeden z policjantów i zaczął recytować Brianowi jego prawa Miranda. - Dlaczego aresztujecie mojego chłopaka? Dwaj policjanci spojrzeli na nią w zmieszaniu. - Nie jestem tym którego szukacie - Brian powiedział z twarzą przyciśniętą do podłogi.- Daliście mu uciec. Funkcjonariusz spojrzał na Myrnę jakby nie wierzyli w co mówi Brian i skinęła głową w potwierdzeniu. - To Brian Sinclair, nie Jeremy Condaroy - powiedziała Myrna.- Jeremy to ten wysoki, pruderyjny blondyn. - Cholera!- powiedział jeden z policjantów i wypadł z mieszkania na korytarz.- Stój krzyknął a jego kroki ruszyły w dół korytarza.- Powiedziałem stój. Strzelę w ciebie taserem jeśli nie przestaniesz. Młodszy z policjantów zawahał się, spoglądając na Briana ze zdziwioną miną. - Brian Sinclair. Gitarzysta Sinnersów? - Później bądź fanem - powiedziała Myrna.- Ten kutas któremu pozwoliliście uciec złamał dłoń Briana. Po prostu pozwolicie mu uciec? Brwi policjanta ściągnęły się razem. - Złapię go - powiedział i ruszył za swoim partnerem. Dźwięk elektrycznego trzasku rozszedł się po korytarzu a następnie rozległ się skowyt bólu. - Heh, myślę, że go złapali - Brian uśmiechnął się.- Mam nadzieję, że to cholernie boli, ty dupku!- krzyknął. Myrna pomogła Brianowi usiąść, ale nie mogła nic zrobić z kajdankami które skuwały jego ręce za plecami. - Przepraszam za to wszystko - uklękła przed nim i dotknęła jego twarzy.
- Nic wielkiego. Byłem wcześniej aresztowany. Jej serce przeskoczyło uderzenie. - Byłeś? Za co? - Bójki. Kiedy byłem krewkim małym glutem. Zachichotała. - Jakoś w to wierzę - okrążyła jego ciało i nachyliła się by sprawdzić jego dłoń. Była strasznie sina i spuchnięta. Nie mogła stwierdzić, czy była złamana i nie chciała sprawiać mu bólu przez zbyt rygorystyczną analizę.- Jak twoja dłoń? Myślisz, że jest złamana? - Nie mogę powiedzieć. Ale nie ma to znaczenia. Ważniejsze jest to, że jesteś bezpieczna. Był taki słodki. Jeśli Jeremy spowodował trwałe uszkodzenie ręki Briana, Myrna nigdy nie wybaczyłaby sobie. - Pójdę po trochę lodu - zaczęła się podnosić z podłogi, ale oparł się o nią. - Nie, zostań ze mną. Wpatrywała się niewyraźnie w jego ramię. - Nigdy nie powinnam do ciebie zadzwonić. - Co? Nie możesz być poważna, Myrna. Nawet nie chcę myśleć co mogłoby się zdarzyć, gdybyś była tutaj sama z tym facetem. To totalny wariat. Jak go wypuścili na ulicę? - Zwolnienie warunkowe. Jego ojciec ma przyjaciół na wysokich stanowiskach. - Może tym razem będą trzymać go w zamknięciu. Oczywiście nie nauczył się swojej lekcji. Myrna potarła swe czoło, obmyło ją uczucie bezradności. - Chyba znowu muszę zmienić swoje nazwisko. Przeprowadzić się do nowego miasta. Zacząć od nowa. Boże, mam tego dość. Mam dość tego, że kontroluje moje życie. - Pieprz go, Myrna. Myrna zesztywniała, ta myśl wypełniała ją przerażeniem. I nudnościami. - Nie miałem na myśli dosłownie - Brian potrząsnął na nią głową.- To on jest jednym z problemami. Nie powinnaś się ukrywać w strachu bo ma namieszane w głowie. - Czasami łatwiej jest się ukryć. - Od kiedy jesteś osobą, która chwyta się łatwych rozwiązań? Wiedziała, że nie była w stanie mu tego wytłumaczyć w taki sposób, by zrozumiał. Sama tego nie rozumiała. Jeremy znał jej każdy guzik i wciskał wszystkie na raz, bez wahania. - Coś w nim jest, Brian. Dobierze się do mnie. - Wiem, kochanie. Zrobisz wszystko by czuć się bezpiecznie - przesunął się i docisnął swe ramie do jej.- Naprawdę chcę cię teraz przytulić, ale skuli mnie. Owinęła ręce wokół jego talii i oparła głowę na jego ramieniu. - Od czasu do czasu twoją powściągliwość, ale nie taką. - Pozwolisz mi zostać z tobą w Kansas aż nie ruszymy w trasę, prawda? Nie mogę nagrywać z usztywnioną ręką. - Wolałabym wrócić z tobą do L.A. Nie wiem, czy mogłabym znieść pobyt w tym mieszkaniu - rozejrzała się dookoła. Tak, obecność Jeremiego zanieczyściła całe miejsce. Mogła zapomnieć o znalezieniu skupienia by pracować nad swoimi badaniami. Nigdy nie będzie w stanie tu zasnąć a tym bardziej skoncentrować się. - Jeśli naprawdę chcesz zmienić nazwisko, bardzo chętnie zaoferuję ci swoje. Zakryła jego usta ręką. - Nie waż się znowu sugerować Vegas. Młodszy z policjantów wszedł przez drzwi. - Cóż, mamy go w areszcie - powiedział.- Pozwól mi ściągnąć kajdanki, Mistrzu
Sinclair. Myrna odsunęła się na bok i oficer przykucnął za Brianem by odpiąć kajdanki. Jak tylko został rozkuty, Brian przycisnął swoją dłoń do piersi. Próbował ukryć swoje skrzywienie bólu pod uśmiechem wdzięczności, ale nie mógł oszukać Myrny. Jego palce już były czarne i niebieskie. Musiała zabrać go na pogotowie żeby prześwietlili mu rękę. - Mam nadzieję, że była pewna brutalność ze strony policji gdy został aresztowany powiedział Brian. Oficer puścił oczko. - Może trochę. Czuję się głupio że o to pytam, ale jestem twoim wielkim fanem. Mogę dostać twój autograf? - Tak, nie ma problemu - Brian wspiął się na nogi. Podczas gdy Brian podpisywał swój autograf swoją nieuszkodzoną prawą ręką, Myrna rozmawiała z policjantem. - Prawdopodobnie mamy wystarczająco dużo, by zatrzymać twoje byłego męża w więzieniu i skierować sprawę do sądu - ten idiota usunął swoją domową bransoletkę z kostki, jest setki kilometrów ze swojego wyznaczonego miejsca, naruszył porządek i użył przemocy - ale proponuję wnieść przeciwko niemu dodatkowe oskarżenia. Im więcej mamy przeciw temu facetowi, tym łatwiej będzie wsadzić go do paki. Spojrzała na Briana, który dotknął kostki swojej zranionej dłoni i skrzywił się. - Muszę zabrać Briana do szpitala by sprawdzili jego rękę. Mogę później złożyć oskarżenia? - Um, tak. Wystarczy przejść do centrum miasta i złożyć skargę tak szybko jak to możliwe. Sinclair też powinien wnieść zarzuty. - Na pewno wniosę oskarżenia - powiedział Brian.- Rozważam nawet zrobić burdel.
Rozdział 37
Tydzień później, siedząc wśród sterty brudnej bielizny i pustych puszek po piwie w w zasyfionym autobusie, Brian wszedł w progres skali pentatonicznej i Trey powtórzył za nim dwie nuty. Kiedy dotarli do końca riffu, Sed powiedział: - Tak, podoba mi się. Eric, co masz? - Ciężko jest coś skomponować kiedy zestaw twoich bębnów jest zamknięty w ciężarówce, stary - uderzył pałeczkami o bok lodówki obok niego.- To rytm jaki słyszę, ale bez moich talerzy i moich bębnów basowych i... - westchnął i potrząsnął głową. - Naprawdę musimy prędko znaleźć jakieś studio - powiedział Brian.- Kiedy jest następna przerwa?- z powodu zranionej dłoni Briana, ich ostatnia przerwa była całkowitym nieporozumieniem. Jego dłoń nie została złamana, ale opuchlizna powstrzymywała go od gry na prawie tydzień. Wszystkie nagrania jakie zaplanowali w studiu kompletnie przepadły. Nie byli zmuszeni by odwołać daty tras, ale Brian wiedział, że jego wydajność w nocy była mniejsza niż przystało na gwiazdę jaką był. - Mamy kolejny tydzień w trasie i dwa tygodnie wolnego pod koniec czerwca powiedział Sed.- Wtedy będziemy nagrywać. Jak na razie po prostu komponujmy, więc będziemy gotowi gdy nadejdzie czas. - Tak często jak Mistrz Sinclair będzie uprawiać seks, będziemy mieć gitarową muzykę na dziesięć albumów - powiedział Trey wokół swego lizaka. Jace walnął Briana w plecy. - Spróbujmy. - Tak czy owak, gdzie jest twoja panienka?- spytał Sed. - W drugim busie pracuje nad swoimi badaniami - powiedział Brian.- Powiedziała, że jesteśmy zbyt rozpraszający i nigdy nie będzie w stanie dokończyć swej pracy, jeśli nie ukryje się przed nami na kilka godzin. - Więc dlatego masz sesję w zasyfionym busie. Ta kobieta wie dokładnie czego chce, prawda? Trey zachichotał. - Nic dziwnego, że Brian jest zakochany. Jace znowu uderzył Briana w plecy. - Szkoda, że to uczucie nie jest wzajemne - Brian mruknął pod nosem. Sięgnął po
kartkę z muzyką która leżała na stosie na stole. Ta jedna była poplamiona syropem czekoladowym. Przypominając sobie co robił przy produkcji tego klejnotu, uśmiechnął się do siebie. - Co masz na myśli, że to nieodwzajemnione?- spytał Trey.- Napadłeś na zamek i uratowałeś ją przed złym smokiem. I żadna kobieta nie zamieszkała z pięcioma flejami na pięć tygodniu tylko na rzecz badań. Ona cię kocha, człowieku. Nie byłoby jej tutaj, gdyby cię nie kochała. Brian parsknął. - Spróbuj ją do tego przekonać. Jest tutaj tylko po to by pracować. - Kogo to obchodzi czy ona go kocha?- powiedział Eric.- Dobrze się z nim pieprzy, utrzymuje autobus w czystości i gotuje nam posiłki. Jeśli chodzi o mnie, to nikt nie traci na tej grze. Sed zepchnął Erica z lady na podłogę. - Nie mów tak o Myrnie, ty kutasie. Eric wspiął się na nogi i pchnął Seda zanim udał się na drugą stronę autobusu i usiadł przy stole w jadalni obok Treya. - Nie miałem na myśli braku szacunku do niej. Jest wspaniałą kobietą. Mam na myśli, że skoro nie chce przyznać że kocha Briana, to po co się o to wykłócać? - Miło to usłyszeć - Sed mruknął do podłogi. Zerknął na Briana i uśmiechnął się.Chciałbyś usłyszeć jak to mówi, prawda? Brian wzruszył ramionami. - Ani jedno z nas tego nie powiedziało. - Nie powiedziałeś jej?- spytał Trey.- Głupolu. Pewnie jest jedną z tych lasek które nie chcą tego powiedzieć jako pierwsze. Brian pokręcił głową. - Zabroniła mi. Słyszeliście ją. Jeśli ktoś ją o nas zapyta, po prostu się śmieje i mówi, że to nic poważnego. Po prostu dobrze się bawimy. - Nikt w to nie wierzy, Brian - powiedział Trey.- Nie wierzysz w to, prawda? Być może. - Daj spokój, dobra? - Ta kobieta chwyciła cię za jaja, Brian - powiedział Jace. Brian spojrzał na niego i zaśmiał się. - Tal, ale sposób w jaki je trzyma - wystarczająco mocno by zwrócić moją uwagę, ale nie na tyle bym chciał uciec - jest taki dobry. Eric zaczął walić głową w stół. Może powinien jej powiedzieć co do niej czuje i do diabła z jej barierami. Co gorszego mogłoby się zdarzyć? Mogła odejść. Jego żołądek opadł. Poczeka trochę dłużej. Brian strzepnął czekoladową plamkę z muzyki na Treya. - Myślę, że ta solówka świetnie pasuje do ostatniego riffu. Trey posłał mu smutny, mały uśmiech. - Dobra więc. Posłuchajmy ją.
Rozdział 38
Myrna wklikała więcej numerów do arkusza kalkulacyjnego na swym komputerze. Jej badanie dało spójne, wiarygodne dane i wykazywało dwa silne trendy wśród zachowań groupies. Nie miała wątpliwości, że te badania będą w stanie uratować jej całą karierę. A jeśli się tak nie stanie, to nie będzie to koniec świata. Zacznie prace nad wnioskiem dotyczącym książki literalnej która będzie gwarantowanym bestsellerem. - Mam nadzieję, że uśmiechasz się tak bo myślisz o mnie - powiedział Brian. Spojrzała znad ekranu komputera. Nie usłyszała jak wchodzi do busu. Pocałował ją w policzek i wsunął się na kanapę obok niej. Jej uśmiech się rozjaśnił. - Zawsze o tobie myślę. Blisko wejścia busu rozległ się chrzęst gdy wszedł Trey. - Myrna - powiedział.- Zobacz co mam. - Lizaki wiśniowe?- domyśliła się. - Świeże krewetki. Jeden z techników je kupił. Zrobisz krewetki zapiekane w cieście?- położył torbę na stole i posłał jej swe spojrzenie szczeniaka. To jedno, któremu wiedział, że nie będzie się w stanie oprzeć.- Plosze. Uśmiechnęła się do niego i skinęła głową. - Po tym jak skończę wprowadzać dane - zaczęła pisać następny wiersz liczb. - Chciałaś powiedzieć, że po tym jak skończę w ciebie wchodzić - powiedział Brian. Spojrzała na niego znad ekranu komputera. Brian posłał jej spojrzenie któremu nie mogła się oprzeć. To spojrzenie typu „natychmiast się rozbieraj”. Zapisała swoje pliki i zamknęła komputer, układając stos papierów pod laptopem. - Wybacz, Trey. Brian wygrał. - Ale jestem głodny. - Skończymy za godzinę albo dwie - powiedział Brian. - Albo cztery - powiedziała Myrna. - Albo cztery - Brian wysunął się z siedzenia i wyciągnął rękę do Myrny. - Cztery godziny? Umrę do tego czasu - zajął poprzednie miejsce Briana i zajrzał do podejrzanie pachnącej torby. - Jestem pewna, że znajdziesz coś do jedzenia w lodówce - Myrna wysunęła się z siedzenia i chwyciła dłoń Briana i z powrotem spojrzała na Treya.- Co wy robiliście ze sobą zanim dołączyłam do was?
- Byliśmy ledwo żywi - powiedział Trey.- Tonęliśmy we własnym brudzie. Niedożywieni. Chudzi. Anemiczni. Byliśmy u kresu - wyciągnął dłoń ku niej, jego upadła na stół gdy udawał martwego. Zachichotała. - Biedne dzieciaczki. Brian pociągnął ją do sypialni. - Jesteś dla nas za dobra. - Dbam o was. Staliście się dla mnie ważni w ciągu ostatniego miesiąca. - Nawet Eric? Roześmiała się. - Tak, nawet Eric. - Ty też jesteś ważna dla nas wszystkich - powiedział.- Nie mogę sobie przypomnieć ostatniego razu, kiedy czuliśmy się tacy... zadomowieni. Zadomowieni? Ugh. - Jestem męką, prawda? Brian pociągnął ją za drzwi łazienki i przyciągnął ją do swego ciała, całując ją łapczywie. Zamknęła kopniakiem drzwi. - Nie męką - mruknął.- Jesteś wspaniała. Jak powiedziałem, za dobra dla takich jak my. Pocałowała kącik jego ust. - Twoje kłamstwa są dobre dla mojego ego. - Nigdy wcześniej cię nie okłamałem - wyszeptał, jego usta przesuwały się delikatnie po skórze na jej policzku i po uchu. Chwycił jej płatek ucha w swe usta, naciskając go swym językiem o górne zęby. Wstrzymała oddech. Zapomniała o wszystkim oprócz niego. Jego dłonie przesunęły się do guzików jej koszuli, odpinał je gdy w tym samym czasie jego język pocierał wrażliwe miejsce za jej uchem. Jej palce zawinęły się na jego twardej piersi i zakołysała się przy nim. Zsunął koszulę z jej ramion i przeniósł swoje usta na jej obojczyk, delikatnie całując jej skórę. Tak delikatnie, że chciała się rozpłakać. - Brian?- szepnęła. Uniósł swą głowę by na nią spojrzeć. - Hmm? - Jesteś delikatny. - Nie podoba ci się? - Nie powiedziałam tego. Zastanawiam się tylko co cię tak nagle do tego nakłoniło. Uśmiechnął się. - Jace potrzebuje muzykę basową. Muszę nieco zwolnić. Położyła dłonie na jego twarzy i stanęła na palcach by pocałować jego usta. - To wszystko? Myślałam, że masz mi coś do powiedzenia. Jego brwi ściągnęły się razem. Przełknął ciężko i utkwił wzrok na jej czole. - Jak co? - Pomyślałeś o czymś perwersyjnym i zorientowałeś się, że lepiej mnie zmiękczyć zanim wciągniesz mnie w swoją pułapkę. - Sądzisz, że mam tylko jedno na myśli - westchnął i pokręcił nieznacznie głową.Czasami myślę, że to beznadziejne. Jej serce zabiło boleśnie w jej piersi. Zachowywał się dziwnie odkąd wrócili z Kansas. Jakby chciał z nią zerwać czy coś. I po takim niemiłym wprowadzeniu go w bagaż przeszłości Myrny, kto mógłby go za to winić? Ale nie było to coś, co mogla zmienić. Jeremy miał duży wpływ na jej zycie, czy Brianowi się to podobało czy nie.
- Nie wiem czego ode mnie chcesz, Brian. - Owszem, wiesz. Dlatego cię to przeraża, kiedy jestem dla ciebie delikatny. Więc nie chodziło o jej przeszłość. Chodziło o ich przyszłość. - Nie jestem przerażona - ale była. Przerażona. Głównie dlatego, że nie mogła sobie wyobrazić przyszłości bez niego. - Pozwolisz mi być delikatnym bez obracania tego w żart? - Nie obracam tego w żart. Uniósł na nią brew. - Nie? - Będę cicho - Po prostu przestań tyle myśleć i czuj - powiedział.- I nie mam na myśli twojego ciała. Wiem, że czujesz mnie swoim ciałem. Mam na myśli tutaj - położył trzy palce na jej piersi nad jej sercem.- Sądzę, że nawet nie słuchasz tego co tam się dzieje. - Słu... Zakrył jej usta ręką. - Ciii. Coś się w nim zmieniło. Widziała to w jego oczach. Wyglądał na... zdesperowanego. - Bri... - Ciii. - Ale... - Ciii. Skinęła głową. Odsunął palce od jej ust. Przygryzła wargę. Patrzył na nią oczywiście walcząc ze słowami. Czekała aż coś powie, ale zamiast tego opuścił głowę i pocałował ją. Jej uczucie desperacji przeszło także przez pocałunek. - Po prostu mnie kochaj, Myrna - szepnął w jej suta.- Proszę. Odwróciła głowę przerywając pocałunek. - Co powiedziałeś? Wpatrywał się nad jej głową, przełykając kilka razy. - Kochaj się ze mną, Myrna. Proszę. Nie było to co powiedział, ale mogła zaakceptować jego zmienione słowa. Nie mogła zaakceptować jego oryginalnej prośby. Wyraz jego twarzy gdy walczył by ukryć swoje emocje, sprawił, że zabolało ją serce. Dotknęła jego twarzy i jego wzrok przesunął się na nią. - Czule. Właśnie tego ci trzeba, prawda? Nieznacznie skinął głową. Też tego potrzebowała, łzy kluły jej oczy. Oddałaby wszystko by mieć Briana przed Jeremim. Wtedy nie byłoby tak cholernie trudno odkryć to co ukrywała w swym sercu i zaakceptować to co on miał w swoim. Rozebrali się powoli, aż oboje stanęli przed sobą nago, oboje podekscytowani i ukojeni. Jej dłonie przesunęły się na ciepłą skórę jego piersi. Jej usta poszły za ich przykładem. - Teraz powinnaś mnie wziąć w swe ramiona i zanieść do łóżka - powiedział. Roześmiała się. - Hej, staram się być poważna. - A kto powiedział, że ja nie byłem poważny?- uśmiechnął się do niej a następnie westchnęła i owinęła ręce wokół jego pasa i uniosła jego stopy kilka centymetrów nad podłogę. Zrobiła kilka kroków i rzuciła go na łóżko. Zaśmiał się, zasłaniając sobie oczy dłońmi. Jego śmiech ogrzał jej serce. Była to jedna z wielu rzeczy którą kochała, erm, lubiła w tym mężczyźnie. - Wybacz, schrzaniłam to. Muszę więcej popracować. Mizerne bicepsy - wspięła się
na łóżko obok niego, zmuszając go do przesunięcia się w kierunku zagłówka.- I to teraz część, kiedy powinnam pocierać płatkami róży po twojej skórze, prawda? - Myślę, że nie mamy płatków róży. - Zamknij oczy - wypuściła włosy ze spinki która przytrzymywała je z tyłu głowy. Zamknął swoje oczy. Pochyliła się nad nim i przesunęła długimi, grubymi włosami po jego brzuchu.- Wyobraź sobie, że to płatki róży. - Wolę wiedzieć co to naprawdę jest. Owiń je wokół mojego fiuta. - Brian, mamy być czuli, pamiętasz? - To nie jest czułe? - Subtelność nie w ogóle nie wlicza twojego penisa a zwłaszcza owinięcia moich włosów wokół niego. Otworzył oczy. - Chyba żartujesz! Zakryła mu usta palcami. - Ciii. Zamknij oczy. Wahał się przez chwilę a potem usłuchał. - Mam zamiar dotknąć każdy twój cal - szepnęła.- Pocałować każdy cal. Chwyciła jego w połowie twardego penisa i pogłaskała go od nasady po czubek. - Całe dziesięć? Daj mi chwilkę. Nie jest jeszcze całkiem gotowy. Roześmiała się. - A teraz kto sobie stroi żarty? Puścił jej oczko. - Przepraszam. Będę się zachowywać. Jej lekki jak piórko dotyk rozpoczął się od jego lewej ręki. Siniaki zniknęły a obrzęk całkowicie zszedł, ale nigdy nie zapomni tego przerażającego oczekiwania na wyniki rentgenowskie. Była przekonana, że już nigdy nie będzie mógł grać na gitarze i że to będzie tylko jej wina. Przesunęła swe palce po wnętrzu jego dłoni, po jego grubych zgrubieniach i po czubkach palców i z powrotem do wnętrza. Jego palce mimowolnie się zakręciły. Teraz zaangażowała swe usta, całowała wnętrze jego dłoni podczas gdy przesuwała swój delikatny dotyk na jego nadgarstek i przedramię. Possała jego palec serdeczny i jęknął. Kątem oka dostrzegła jak jego penis zadrżał w odpowiedzi. Wyciągnęła jego palec z ust i pocałowała środek jego nadgarstka. Wyciągając swe ramię, nadal gładziła jego skórę, całowała drogę po wnętrzu jego przedramienia do jego łokcia. Jej ciekawskie palce natknęły się na ostre włosy które otaczały jego sutek. Przekomarzała się z jego włosami, jej środkowy palec ocierał się o jego sutek gdy ssała wnętrze jego łokcia. Uwielbiała go dotykać, odkrywać jego ciało w zwolnionym tempie, ale wkrótce była głodna jego odurzającego dotyku. Uniosła swe ciało i przesunęła tak, że jej pierś została umieszczona w jego dłoni. Ścisnął ją delikatnie. Jej sutek napiął się przy jego dłoni, pragnąc bardziej rygorystycznej uwagi. Kiedy zrelaksował swój chwyt, ponownie przesunęła się w górę, całując szlak jego twardego bicepsa, przesunęła swym twardym sutkiem po wnętrzu jego przedramienia. Jej brzuch zacisnął się z potrzeby. Bycie dla niego czułą naprawdę ją podniecało. Jej dłoń zsunęła się na jego pierś gdy jej usta znalazły jego gardło. - Brian - szepnęła, jej pocałunek stawał się coraz mniej delikatny, bardziej podekscytowany gdy opracowała swoją drogę po boku jego szyi do ucha. Wsunęła język do jego ucha a jego ciało szarpnęło się. Zaśmiał się. - Już jesteś podniecona, kochanie?
- Ty mi to zrobiłeś, Brian. Tylko ty - pocałowała szlak wzdłuż twardego kąta jego policzka i znalazła jego usta. Przesunęła swoje ciało tak, że jego ręka znajdowała się między jego udami. Jednak nie poruszył palcami by jej dotknąć, choć musiał poczuć jej ciepło, jej wilgoć, jej potrzebę. - Dotknij mnie - zadyszała w jego usta. Kiedy się nie zgodził, odsunęła usta od jego i sięgnęła między swoje nogi, naprowadziła jego palce na swe ciało. Zakołysała biodrami na jego ręce, zagrzebując głębiej jego palce. - Nie jesteś zbyt dobra w czułych sprawach, co nie? Spojrzała na niego i skuliła się. Straciła swoją wolę we własnym podnieceniu. - Przykro mi. - Nie zamierzam ukrywać, że strasznie mnie podnieciłaś tym, że włożyłaś moje palce w swoje ciało. To seksowne - przekręcił lekko rękę i zadrżała. Odsunął swoją dłoń.Dokończ to co robiłaś. Będę cię pieprzyć dobrze i mocno kiedy skończysz. Właśnie tego chcesz, prawda? - Tak, mocno. I szybko. Delikatnie. Powoli. Chcę tego wszystkiego tak długo, jak wiąże się to z twoim zaniedbanym penisem. Ale nie mogła już go dłużej ignorować. Odwróciła się i zsunęła po długości jego ciała, brzuch na brzuchu, ale do góry nogami. Chwyciła jego wał w rękę i polizała jego główkę. - Mmmmm - mruknęła. Chwycił ją za biodra i przysunął do swojej głowy by potrzeć swoim podbródkiem o jej łechtaczkę. Zadyszała i wciągnęła go w swe usta. Jego język prześledził jej pustą dziurkę, ściągając jej uwagę na puste uczucie wewnątrz niej, aż nie mogła się skoncentrować na niczym innym. Musiała go mieć. Potrzebowała tego co jej dał. Czego nigdy nie będzie miała dość. Jego. Wypuściła jego penisa z ust i przesunęła się w dół jego ciała, siadając okrakiem na jego biodrach. Nie odwróciła się do niego twarzą, ale wprowadziła jego penisa w swoje ciało od tyłu i zatonęła w dół, biorąc go głęboko. Dziwka, głos Jeremiego szepnął w jej myślach. Zawahała się. Brian westchnął i przechylił biodra by wejść w nią jeszcze głębiej. Jego palce przesunęły się na środek jej pleców i wygięła się do tyłu, jej długie włosy spłynęły na jego pierś. Lubisz to, prawda dziwko? - Tak - szepnęła.- Jest świetnie. Brian przesunął się pod nią i spojrzała przez ramię, by dostrzec jak podpiera się na łokciach, patrząc w dół tam gdzie ich ciała były połączone. Uśmiechnęła się i sięgnęła w dół by masować delikatnie jego jądra. Ujeżdżała go powoli, starając się pamiętać, że chciał od niej czułości. Wsunął palec do jej tyłka i zadyszała, zatrzymując się gdy wsunął go i wysunął kilka razy. - Och - zadyszała. - Podoba ci się? - Tak. Brudna dziwka. Potarła uchem o swe ramię, chcąc uciszy stale obecną krytykę Jeremiego. Brian wyciągnął palec i usłyszała jak otwiera się szuflada obok a następnie szum wibratora. Położył rękę na jej plecach i ostrożnie wsunął smukły wibrator w jej tyłek. Zadrżała. - Ach - wysapał, jego głowa z powrotem opadła na łóżko.- Mogę poczuć go w tobie,
jak wibruje na moim fiucie. Spojrzała na niego przez ramię. Przygryzał wargę, odchylił głowę do tyłu w zmysłowym poddaniu - Jest przyjemnie? - O tak - jęknął. Jego brzuch zacisnął się a plecy wygięły w ekstazie.- Ujeżdżaj mnie, kochanie. O Boże, nie przestawaj. - Chcę patrzeć na twoją twarz. Jego penis wypadł z jej ciała gdy odwróciła się do niego twarzą. Chwycił ją niecierpliwie za biodra gdy znowu wzięła go w siebie. Wibrator doprowadzał ją do szaleństwa. Ujeżdżała go szybko, przesuwając się po jego penisie w górę i w dół przy każdej penetracji. Było niesamowicie, ale obserwowanie jego odpowiedzi było znacznie bardziej stymulujące. Chwycił pościel pod sobą, wijąc się w czasie jej ruchu. Chwycił ją za biodra by ją zatrzymać. - Boże, maleńka. Musimy go wciągnąć bo eksploduję. Już zaraz. Chwyciła go za nadgarstki i przycisnęła je po obu stronach jego głowy. Znowu zaczęła się nad nim unosić i opadać, znów szybko doprowadzając go na krawędź. Krzyknęła gdy orgazm wstrząsnął nią niespodziewanie. - Och wow - zadyszała. Puściła nadgarstek Briana i przycisnęła swoje palce do swojej cipki starając ją uspokoić, by mógł dokończyć z nim sprawę. Ujeżdżała go jeszcze szybciej, do momentu gdy zaczął wykrzykiwać jej imię za każdym razem gdy ich ciała się stykały. Mięsień na jego policzku zaczął drgać. Zawsze drżał, gdy był blisko. Prawie, kochanie. Po prostu odpuść. Nie było nic bardziej seksownego niż przyglądanie się temu mężczyźnie gdy dochodził i choć widziała to wiele razy, nigdy nie miała dość. On też jest dziwką, powiedział głos Jeremiego. Tak, był. I nie chciała go w żaden inny sposób. Głowa Briana przechyliła się do tyłu, oczy zacisnęły się, usta rozchyliły. Jego twarz wykrzywiła się w ekstazie a jego całe ciało zesztywniało. Wzdrygnął się, krzyknął ochryple, gdy jego palce chwyciły pościel pod nim. Idealny. Ten mężczyzna był idealny. Idealny dla niej. I kochała go. Kochała go. Kochała. Jakby nie mogła? Musiała mu powiedzieć. Musiała to powiedzieć. Kocham cię, Brian. Jej serce zająknęło się i przyspieszyło. Być może jutro znajdzie odwagę by to powiedzieć. Albo w przyszłym roku. Ciało Briana zrelaksowało się, ale zaczął niekontrolowanie drżeć. Uniósł ją za biodra i odsunął. - To trochę za dużo - wyszeptał.- Nie mogę tego znieść. Zachichotała i wyciągnęła wibrator ze swego ciała. - Myślę, że podobało ci się. - Podobało aż za bardzo - sięgnął po arkusz papieru i zanotował pojedynczą linię akordów.- Jace będzie zadowolony z naszego świntuszenia - rzucił kartkę na bok i przyciągnął ją do swego ciała. - Nie tak bardzo jak ja. - Boże, to było cholernie fantastyczne, prawda? Skinęła głową w zgodzie. Pocałował ją czule, gładząc jej nagie ramię. - Teraz jestem śpiący - mruknął. - Zdrzemnij się. Będę tutaj gdy się obudzisz. Znowu spróbujemy z czułością -
uśmiechnęła się.- W końcu mi się uda, nawet jeśli zajmie mi to jakieś kilkaset prób. Zaśmiał się sennie i przycisnął jej ciało do swego. - Praktyka czyni mistrza, kochanie. Leżała słuchając jego oddechu gdy zamrugała leniwie. - Kocham cię, Myrna - wyszeptał, tuż przed tym zanim odpłynął w sen.- Naprawdę... kocham... cię... Przestała oddychać. Kochał ją? Jakoś o tym wiedziała, ale dopóki nie powiedział tych słów, nie czuła tego naprawdę. Z sercem w gardle, Myrna patrzyła na śpiącego Briana przez kilka minut. Dotknęła delikatnie jego twarzy i czule pocałowała jego policzek. Może mogła to powiedzieć gdy spał. Tylko wypróbować te słowa po raz pierwszy. - Ja też cię kocham - szepnęła. Jego oczy otwarły się. Nie spał? Cholera. Cholera! Teraz nie mogła tego cofnąć. Jego uśmiech rozprzestrzenił się od ucha do ucha. Wyglądał tak samo lekkomyślnie jak jego fanki. - Czy właśnie powiedziałaś, że mnie kochasz? Otworzyła usta by zaprzeczyć, ale zamiast tego skinęła głową. - Myślę, że czekałam na to aż ty mi to powiesz - szepnęła.- I za bardzo się bałam by powiedzieć to pierwsza. - Czekałaś aż ja to powiem? - Może. Nie wiem. Właśnie uświadomiłam sobie... Roześmiał się i pocałował ją delikatnie ze łzami w swych oczach. - Bałem się, że mówiąc to cię odgonię. - Jakieś dziesięć minut pewnie by tak było. Ale tak było wtedy. Teraz jest teraz. Przytulił ją do siebie. - Ach, Myrna, myślę, że pokochałem cię gdy zaczerpnąłem swój pierwszy oddech potarł ustami po jej czole. Próbowała przełknąć swe emocje, ale nie zadziałało. Jej gardło było ściśnięte. - Przepraszam, że zauważenie tego zajęło mi tyle czasu - powiedziała bez tchu.- By to powiedzieć. - Jeśli naprawdę jest ci przykro, to powiedz to jeszcze raz - dotknął jej policzka i odchylił do tyłu by spojrzeć jej w oczy. Jego kciuk potarł jej dolną wargę. Wzięła głęboki oddech. - Kocham cię, Brian. Mistrzu Sinclair. Brian... kocham cię - zacisnęła oczy i znowu je otwarła, jej serce dudniło w jej klatce piersiowej.- Kocham cię tak bardzo, że aż mnie to przeraża. Pochylił się do przodu i pocałował ją głęboko. - Nie bój się, Myr. Kocham cię bardziej niż mógłbym to kiedykolwiek wyrazić słowami, ale nie zawiodę cię. Obiecuję. Ta miłość, nasza miłość, jest wieczna. Na zawsze z Brianem? Tak, mogła sobie z tym poradzić. Uśmiechnęła się, jej obawy rozproszyły się. Zaufała temu mężczyźnie swym sercem. Całkowicie. - Wiesz - powiedział.- W przyszłym tygodnie będziemy w Nevadzie na koncert. Chcesz jechać do Vegas i wziąć ślub? Spoglądając swymi oczami w przyszłość, uśmiechnęła się do niego. Motyle skrzydła trzepotały wokół jej prężącego się serca. - Myślałam, że już nigdy nie spytasz.