PP..CC.. CCAASSTT,, KKRRIISSTTIINN CCAASSTT -- WWYYPPAALLOONNAA TŁUMACZENIE NIEOFICJALNE: Magdusia 16, Maily (marlen1986), Vamp_Girl (Tysia20071002) E...
4 downloads
11 Views
2MB Size
P.C. CAST, KRISTIN CAST - WYPALONA TŁUMACZENIE NIEOFICJALNE: Magdusia 16, Maily (marlen1986), Vamp_Girl (Tysia20071002) Emergency, Leah3, Lunax3, Martencja98, Nava15, NeCiiaa Dziękujemy serdecznie za przetłumaczenie rozdziału 30 i 31 chomikowi, który chciał pozostać anonimowy.
Dziękujemy serdecznie Bzzzyt za poświęcony czas przy betowaniu rozdziałów
SPIS TREŚCI Rozdział 1 ............................................................................................................. 4 Rozdział 2 ........................................................................................................... 11 Rozdział 3 ........................................................................................................... 17 Rozdział 4 ........................................................................................................... 27 Rozdział 5 ........................................................................................................... 38 Rozdział 6 ........................................................................................................... 44 Rozdział 7 ........................................................................................................... 52 Rozdział 8 ........................................................................................................... 63 Rozdział 9 ........................................................................................................... 69 Rozdział 10 ......................................................................................................... 79 Rozdział 11 ......................................................................................................... 90 Rozdział 12 ....................................................................................................... 103 Rozdział 13 ....................................................................................................... 111 Rozdział 14 ....................................................................................................... 122 Rozdział 15 ....................................................................................................... 133 Rozdział 16 ....................................................................................................... 144 Rozdział 17 ....................................................................................................... 156 Rozdział 18 ....................................................................................................... 166 Rozdział 19 ....................................................................................................... 176 Rozdział 20 ....................................................................................................... 185 Rozdział 21 ....................................................................................................... 194 Rozdział 22 ....................................................................................................... 207 Rozdział 23 ....................................................................................................... 217
2
Rozdział 24 ....................................................................................................... 231 Rozdział 25 ....................................................................................................... 241 Rozdział 26 ....................................................................................................... 251 Rozdział 27 ....................................................................................................... 260 Rozdział 28 ....................................................................................................... 272 Rozdział 29 ....................................................................................................... 284 Rozdział 31 ....................................................................................................... 303
3
Rozdział 1 Kalona Kalona podniósł ręce. Nie zawahał się. Nie było absolutnie żadnych wątpliwości w jego umyśle, aby to zrobić. On nie pozwoliłby niczemu albo nikomu wejść sobie w drogę, a ten ludzki chłopak stanął pomiędzy nim, a tym czego pragnął. Właściwie nie chciał zabić chłopca, ale też nie specjalnie chciał go żywego. To była po prostu konieczność. Nie poczuł wyrzutów sumienia czy żalu. Co było normalne od czasów, w których upadł od tamtego czasu czuł bardzo mało. Więc, obojętny, skrzydlaty, nieśmiertelny skręcił kark chłopca i tym samym położył kres jego życiu. „Nie!” Ból, to jedno słowo zamroziło serce Kalony. Rzucił martwe ciało chłopca i odwrócił się, by spojrzeć na Zoey gnającą na niego. Ich oczy się spotkały. W jej była rozpacz i nienawiść. W jego niemożliwość wyparcia się tego, co zrobił. Starał się sformułować słowa, które sprawią, że będzie w stanie zrozumieć i wybaczyć mu. Ale nic nie mógł powiedzieć, aby zmienić to co widziała, a nawet gdyby mógł naprawić niemożliwe, nie było czasu. Zoey rzuciła pełną moc ducha na niego. Trafiło w nieśmiertelnego, uderzyła go siła, która wykraczała poza cielesną. Duch był jego istotą, jego podstawowym żywiołem, który dostarczał mu energii przez wieki, i który był zawsze najbardziej przyjemny, ale również potężny. Atak Zoey przypalił go. Wybiło go z taką siłą, że przerzuciło go przez olbrzymią kamienną ścianę, która oddzielała wyspę wampirów od Zatoki Weneckiej. Pochłonęła go lodowata woda, dusząc go. Na chwilę ból w Kalonie był tak ogromny, że nie mógł go zwalczyć. Może powinien odpuścić w tej beznadziejnej walce o życie i to byłby koniec. Może jeszcze raz powinien pozwolić jej, by go pokonała. Ale po mniej niż uderzenie serca pomimo swoich myśli, poczuł to. Dusza Zoey rozerwała się na strzępy i to było tak prawdziwie jak był jego upadek, jej dusza opuściła ten świat. Ta wiedza zraniła go bardziej niż jej cios przeciwko niemu. Nie Zoey! On nigdy nie chciał zrobić jej krzywdy. Nawet mimo wszystkich intryg Neferet, mimo wszystkich manipulacji i planów Tsi Sgili, trzymał się mocno tego, mimo wszystko będzie wykorzystywał swoje ogromne moce, by utrzymywać Zoey bezpieczną, bo ostatecznie ona była najbliższej Nyks w tej rzeczywistości, ale była jedynym wyjściem dla niego.
4
Walcząc, by dojść do siebie po ataku Zoey, Kalona podniósł swoje masywne ciało ponad fale i uświadomił sobie prawdę. Przez niego duch Zoey odszedł, co oznaczało, że mogła umrzeć. Z pierwszym oddechem powietrza wydał bolesny krzyk rozpaczy powtarzając jej ostatnie słowo „Nie!” Czy on naprawdę wierzył, że od czasu swojego upadku nie miał uczuć? Był głupcem i złem, tak wielkim złem. Emocje zmaltretowały go, kiedy odlatywał poszarpany nad linią wody ze zranioną duszą, był wściekły na siebie, słaby, a jego dusza krwawiła. W rozmazanej, smolistej wizji patrzył na lagunę, a przez zmrużone oczy zobaczył światła zwiastujące ląd. Nigdy tam nie doleci. Musi dolecieć do pałacu. Nie miał żadnego wyboru. Używając ostatnich zapasów swoich sił, skrzydła Kalony uderzyły w lodowate powietrze, podnosząc go nad ścianę, gdzie przywarł do zamarzniętej ziemi. Nie wiedział jak długo leżał tam, w zimnej, ciemnej, straconej nocy, kiedy uczucia przejęły jego zachwianą duszę. Gdzieś w głębi jego umysłu zrozumiał powiązanie tego, co mu się przytrafiło. Upadł ponownie, tym razem był to bardziej upadek duszy niż ciała, chociaż jego ciało także nie chciało spełniać jego rozkazów. Poczuł jej obecność zanim przemówiła. Było tak między nimi od początku, czy tego chcieli, czy nie - po prostu wyczuwali siebie. „Pozwoliłeś Starkowi, by był świadkiem twojego zabójstwa chłopaka!” Głos Neferet był bardziej zimny niż morze zimą. Kalona odwrócił tak głowę, aby móc zobaczyć więcej niż czubek jej szpilek. Spojrzał na nią mrugając, bo ledwie widział. „Wypadek,” odnalazł ponownie swój głos i udało mu się chrapliwym szeptem powiedzieć „Zoey nie powinno tam być.” „Wypadki są niedopuszczalne i w ogóle nie przejmuję się, że ona tam była. Tak naprawdę rezultat tego, że ona to zobaczyła jest raczej wygodny.” „Wiesz o tym, że jej dusza się roztrzaskała?” Kalona nienawidził nienaturalnego osłabienia jego głosu i dziwnego letargu w jego organizmie prawie tak jak nie cierpiał wpływu lodowatej urody Neferet na niego. „Wyobrażam sobie, że większość wampirów na wyspie to wie. Jak zwykle duch Zoey nie był cicho przy tym rozłączeniu. Zastanawiam się jednak jak wiele wampirów poczuło wielkie uderzenie, które rzuciła na ciebie przed odejściem.” Neferet stuknęła w swoją brodę jednym długim paznokciem kontemplacyjnie. Kalona nie odzywał się, miał trudności skoncentrować się i zebrać w całość jego poszarpaną i roztrzaskaną duszę, ale ziemia, do której przylegało jego ciało była 5
zbyt prawdziwa, nie miał siły, by nakarmić jego duszę pozostałością Otherworld przepływającą w nim. „Nie wydaje mi się, by którykolwiek coś poczuł.” Neferet kontynuowała swoim zimnym, najbardziej wyrachowanym głosem. „Żaden z nich nie jest połączony z Ciemnością, czy z tobą tak jak ja jestem. Czy nie jest tak, kochanie?” „Wyłącznie my jesteśmy tak połączeni.” Kalona powiedział, jednak niespodziewanie pragnął, aby jego słowa nie były prawdą. „Rzeczywiście…” powiedziała wciąż rozproszona myślami. Po czym oczy Neferet się rozszerzyły, kiedy doszła do niej nowa myśl „Długo zastanawiałam się, jak to się stało, że A-yi udało się ciebie zranić, tak fizycznie mocnego nieśmiertelnego, dostatecznie mocno, aby te śmieszne wiedźmy Cherokee mogły cię schwytać w pułapkę. Jak sądzę Mała Zoey właśnie dostarczyła mi na to odpowiedź, którą ty tak starannie zatajałeś przede mną. Twoje ciało może być uszkodzone, ale jedynie przez ducha. Czy to nie fascynujące?” „Wyleczę się.” Włożył tyle siły ile to było możliwe w swój głos. „Wracajmy na Capri i do zamku. Weź mnie na dach, bym miał tak blisko do nieba jak to możliwe, a ja odzyskam siły.” „Wyobrażam sobie, że tak. Ale mam inne plany odnośnie ciebie, kochanie.” Neferet podniosła ramiona przytulając go. Kiedy kontynuowała mówienie zaczęła wić swoimi długimi palcami w powietrzu, tworząc skomplikowane wzory, takie jak pająk tkający swoją pajęczynę. „Nigdy więcej nie pozwolę Zoey przeszkadzać nam.” „Roztrzaskanie ducha jest wyrokiem śmierci. Zoey nie jest dużej zagrożeniem dla nas.” Powiedział ze znawstwem w oczach Kalona, przyglądając się Neferet. Przyciągała marowatą czerń, którą on znał już za dobrze. Sam spędził życie walcząc z ciemnością, zanim przyjął tę zimną moc. To pulsowało i mrugało poufale, niespodziewanie pomiędzy jej palcami. Ona nie powinna móc rozkazywać tak namacalnie ciemności. Ta myśl płynęła jak echo śmierci przez jego zmęczony umysł. Kapłanka nie powinna mieć takiej potęgi. Ale Neferet już nie jest kapłanką. Ona wzrosła poza granice tej roli już jakiś czas temu, a teraz nie miała żadnego problemu z kontrolowaniem wijącej się czerni wyczarowanej przez nią. Ona staje się nieśmiertelna, Kalona uświadomił sobie, a strach dołączył do żalu, rozpaczy i gniewu, które już wrzały wewnątrz upadłego wojownika Nyks. „Można by pomyśleć, że to będzie wyrok śmierci.” Neferet mówiła spokojnie kiedy wyciągała coraz więcej atramentowych nici z siebie. „Ale Zoey ma 6
strasznie kłopotliwą umiejętność przeżywania. Tym razem mam zamiar upewnić się, że umrze.” „Dusza Zoey ma także umiejętność odradzania się.” Powiedział z determinacją, drażniąc Neferet próbującą rzucić swój czar. „Więc ja ją będę niszczyć ciągle!” koncentracja Neferet tylko zwiększała się wraz z gniewem przywołanym przez jego słowa. Jej czerń kręciła się intensywnie, wiła się powiększając swoją potęgę wokół niej. „Neferet.” Starał się dotrzeć do niej używając jej imienia. „Czy ty naprawdę rozumiesz czym jest to, czemu próbujesz rozkazywać?” Ich oczy spotkały się ze sobą po raz pierwszy, Kalona dostrzegł szkarłatną plamę gnieżdżącą się w ciemnościach jej oczu „Oczywiście, niższe istoty nazywają to złem.” „Nie jestem istotą niższą i też to nazywam złem.” „Ach, nie było tak przez wieki.” Jej śmiech był wściekły „Wydaje się jednak, że ostatnio żyłeś zbyt długo śladami swojej przeszłości zamiast upajać się piękną mocą ciemności teraźniejszej. Wiem kto jest za to winny.” Z olbrzymim wysiłkiem Kalona zmusił się do obrania pozycji siedzącej. „Nie. Nie chce, byś się ruszał.” Neferet skinęła jednym palcem na niego po czym ciemna nić wiła się obok jego szyi, docisnęła i szarpnęła go ponownie w kierunku ziemi. „Czego ty chcesz ode mnie?” wychrypiał. „Chce, abyś śledził ducha Zoey w Otherworld i nie był faktycznie żadnym z jej przyjaciół.” Uśmiechnęła się szyderczo „Udaj się do niej, by zapobiec ponownemu połączeniu się jej duszy z ciałem” Nieoczekiwanie nieśmiertelny zaczął się trząść. „Zostałem wygnany przez Nyks z jej świata. Nie mogę iść tam po Zoey.” „Och jesteś w błędzie kochanie. Zrozum, ty zawsze myślisz zbyt dosłownie. Nyks wyrzuciła cię - upadłeś - nie możesz powrócić. Wierzyłeś w to przez wieki. Cóż dosłownie nie możesz.” Westchnęła dramatycznie, kiedy on wpatrywał się w nią obojętnie. „Twoje cudowne ciało zostało wygnane to wszystko. Ale czy Nyks wspominała coś na temat nieśmiertelnej duszy?” „Ona nie musiała tego mówić. Jeśli dusza jest zbyt długo od ciała wtedy ciało umiera.” 7
„Ale twoje ciało nie jest śmiertelne, co oznacza, że może być oddzielona na czas nieokreślony od duszy, bez umierania.” Kalona walczył, aby ukryć przerażenie wywołane przez jej słowa, wypełniające jego twarz. „To prawda, że nie mogę umrzeć, ale to nie znaczy, że jestem niezniszczalny, jeśli mój duch opuści na długo moje ciało.” Mogę zestarzeć się… oszaleć… stać się nigdy nieumierającą powłoką … Te możliwości wirowały przez jego umysł. Neferet wzruszyła ramionami „W takim razie musisz się pospieszyć, byś mógł wrócić do swojego cudownego nieśmiertelnego ciała, zanim zostanie nieodwracalnie uszkodzone.” Uśmiechnęła się uwodzicielsko „Chciałabym bardzo, aby nic się nie stało z twoim ciałem, kochanie.” „Neferet nie rób tego. Poruszasz taki mechanizm, który będzie wymagał zapłaty, konsekwencje tego są takie, że nawet Ty nie chcesz stanąć z nimi twarzą w twarz.” „Nie groź mi! To ja uwolniłam cię z twojego więzienia. Kochałam cię. Następnie widziałam jak przymilałeś się i uśmiechałeś głupio do nastolatek. Chcę, by odeszła z mojego życia. Konsekwencje? Przyjmuje je! Nie jestem słabą, nieskuteczną Wyższą Kapłanką, przestrzegającą reguł bogini. Nie rozumiesz tego? Gdybyś nie był tak rozproszony przez to dziecko, to wiedziałbyś i nie musiałabym Ci mówić o tym. Jestem nieśmiertelna, tak samo jak ty, Kalona!” Jej głos był upiorny i wzmocniony potęgą. „Pasujemy do siebie. Też w to wierzyłeś, uwierzysz ponownie, kiedy Zoey Redbird już nie będzie.” Kalona patrzył na nią rozumiejąc, że Neferet była całkowicie, naprawdę szalona, zastanawiał się dlaczego to jej szaleństwo służyło jedynie zasilaniu jej mocy i nasilaniu się jej piękna. „Więc zdecydowałam się to zrobić.” Metodycznie kontynuowała mówienie „Będę utrzymywać twoje seksowne, nieśmiertelne ciało bezpiecznie schowane pod ziemią, podczas gdy twoja dusza odbędzie podróż do Otherworld i upewni się, że Zoey nie powróci.” „Nyks nigdy na to nie pozwoli!” Słowa wybuchły z niego, zanim mógł je zatrzymać. „Nyks zawsze dawała wolną wolę. Jako jej dawna kapłanka wiem to, bez jakichkolwiek wątpliwości, że ona pozwoli twojej duszy wybrać się w podróż do Otherworld.” Powiedziała Neferet przebiegle. „Pamiętaj Kalona, moje kochanie, jeśli upewnisz się o śmierci Zoey, usuniesz kolejną przeszkodę dla naszego panowania. Ty i ja będziemy niewyobrażalnie potężni na tym świecie nowoczesnych cudów. Pomyśl o tym - będziemy panować nad ludźmi 8
i przywrócimy panowanie wampirów z całym pięknem i pasją. Ziemia będzie nasza. Damy nowe życie wspaniałej przeszłości!” Kalona wiedział, że gra na jego słabości. Cicho przeklinał się za to, że pozwolił jej dowiedzieć się o jego najskrytszych pragnieniach. Zaufał jej, więc Neferet wiedziała, że nigdy nie był Erebusem, że nigdy tak naprawdę nie mógł rządzić obok Nyks w Otherworld, i chciał odbudować to, co zostało stracone w tym współczesnym świecie. „Widzisz kochanie, gdy tylko rozważysz to logicznie, to jest jedyna możliwość, abyś ty poszedł do Zoey i zerwał jej związek między duszą a ciałem. To służy twojemu ostatecznemu pragnieniu.” Neferet mówiła z taką nonszalancją, jakby właśnie omawiali wybór materiału do jej ostatniej sukni. „Jak mam znaleźć duszę Zoey?” Spróbował dopasować się do jej tonu „Otherworld to potężny obszar tylko bogowie i boginie mogą przemieszczać się tam.” Bezbarwny wyraz twarzy Neferet zaostrzył się, stwarzając swoje okrutne, piękne, straszne oblicze. „Nie udawaj, że nie masz połączenia z jej duszą!” Nieśmiertelna Tsi Sgili odetchnęła głęboko, kontynuowała jednak bardziej uzasadnionym tonem „Przyznaj się kochanie, możesz znaleźć Zoey nawet, jeśli nikt inny nie może. Jaki jest twój wybór Kalona? Rządzisz na ziemi przy moim boku, czy pozostajesz niewolnikiem przeszłości?” „Chcę rządzić, zawsze chciałem rządzić.” Powiedział bez wahania. Kiedy Kalona mówił, oczy Neferet się zmieniły. Zieleń w nich zupełnie pochłonął szkarłat. Skierowała w jego kierunku jarzącą się kule kontrolując, sidląc, urzekając. „W takim razie wysłuchaj mnie, Kalona, upadły wojowniku Nyks, przysięgam, że będę chronić twoje ciało, kiedy Zoey Redbird, adeptki kapłanki Nyks nie będzie, przysięgam, że usunę te ciemne sieci i pozwolę duchowi na powrót. Wtedy zabiorę Cię na dach naszego zamku na Capri i pozwolę, by niebo tchnęło w Ciebie życie i siłę, abyś mógł rządzić tym królestwem jako mój małżonek, mój opiekun, mój Erebus.” Kiedy Kalona przyglądał się bezsilnie, nie mogąc jej zatrzymać, Neferet narysowała coś jednym długim szpiczastym paznokciem na dłoni swojej prawej ręki. Na jej dłoni zebrała się krew, którą trzymała w ofierze „Poprzez krew żądam mocy, krwią wiąże tę przysięgę.” Wszędzie wokół niej ciemność zawirowała i ogarnęła jej dłoń, wijąc się, drżąc i pijąc z niej. Kalona mógł poczuć czerpanie tej ciemności. Mówiła do jego duszy uwodzicielskim, potężnym szeptem. „Tak!” Te słowa były jękiem, drżącym głęboko w jego obolałym gardle, kiedy Kalona poddał się zachłannej ciemności. 9
Kiedy Neferet kontynuowała, jej głos był wyolbrzymiony, powiększony potęgą „To jest twój własny wybór, który ja scementowałam, tą przysięgą krwi z ciemnością, ale czy nie zawiedziesz mnie i jej nie złamiesz…” „Nie zawiodę”. Jej uśmiech był nieziemsko piękny, jej oczy pobudzone krwią. „Jeśli ty Kalono, upadły wojowniku Nyks nie dotrzymasz przysięgi mojej i swojej, jeśli nie zniszczysz Zoey Redbird adeptki - kapłanki Nyks, będę miała władze nad twoim duchem tak długo jak jesteś nieśmiertelny.” Słowa w odpowiedzi przyszły nieproszone do niego, przywołały uwodzicielską ciemność, którą przez wieki wybierał i walczył ze światłem „Jeśli zawiodę ty będziesz mieć władzę nad moim duchem, dopóki będę nieśmiertelny.” „Mam, więc przysięgę.” Neferet ponownie rozcięła swoją dłoń, tworząc krwawe X w swoim ciele. Zapach miedzi unosił się do Kalony, jak dym z pożaru, kiedy ona ponownie uniosła rękę ku ciemności. „Niech tak będzie!” Twarz Neferet skręcała się ponownie w bólu, kiedy ciemność ponownie z niej piła, ale nie cofnęła się, nie poruszyła się, dopóki powietrze wokół niej pulsowało nadęte jej krwią, jej przysięgą. Dopiero wtedy opuściła rękę. Jej język wił się liżąc szkarłatne linie, by ukończyć krwawienie. Neferet podeszła do niego, pochyliła się i delikatnie położyła dłonie po obu stronach jego twarzy, tak jak on, kiedy miał w objęciach ludzkiego chłopca przed zadaniem śmiertelnego ciosu. On mógł poczuć ciemność bijącą wokół i wewnątrz niej, szalejący byk czekający z zapałem na rozkaz. Jej zabarwione na czerwono krwią wargi zatrzymała zaraz przed dotknięciem jego. „Z mocą, która płynie w mojej krwi i przez siłę życia, którą wzięłam rozkazuje wam moje doskonałe strumienie ciemności wyciągnąć tą Związaną Przysięgą nieśmiertelną duszę z jego ciała i zanieść ją do Otherworld. Idź i zrób to co rozkazałam, przysięgam, że złożę ci w ofierze niewinne życie, gdy ty będziesz niezdolny się splamić. Więc niech się stanie!” Neferet wzięła głęboki oddech, a Kalona widział ciemne strumienie, które wezwała, wślizgujące się miedzi jej pełne czerwone usta. Chłonęła Ciemność dopóki nie napuchła nią, z przepełnionym czernią i krwią pocałunkiem wdmuchnęła Ciemność do niego z taką siłą, która wyrzuciła jego już zranioną duszę z ciała. Gdy jego dusza się roztrzaskała w agonii, Kalona został wyrzucony w górę do świata, z którego jego Bogini wypędziła go, zostawiając swoje ciało, związane Przysięgą ze złem i na pastwę losu z Neferet. Tłumaczenie: Magdusia16 10
Rozdział 2 Rephaim Dźwięczny bęben był jak bicie serca nieśmiertelnego: niekończący się, porywający, przytłaczający. Odbijał się echem w duszy Rephaima w czasie tętnienia jego krwi. Następnie w rytmie bębna, starożytne słowa przybrały formę. Owinęły się wokół jego ciała tak, że nawet, kiedy spał, jego puls zjednoczył się w harmonii z ponadczasową melodią. W jego śnie, głos kobiety śpiewał: Starożytny, który śpi, czeka, by powstać Kiedy moc ziemi krwawi świętą czerwienią Znak wskaże prawdę, królowa Tsi Sigili będzie knuć Skonał, powinien zostać pogrzebany Piosenka była kusząca, jak labirynt krążyła dalej. Przez rękę śmierci jest wolny Groźna uroda, potworny widok Rządzą ponownie Kobiety mają klękać przed jego ciemną potęgą. Piosenka była jak szepcząca pokusa. Obietnica. Błogosławieństwo. Przekleństwo. Wspomnienie tego, co przewidywano, sprawiało, że śpiące ciało Rephaima stawało się niespokojne. Drgnął i jak porzucone dziecko, wymruczał pytanie w jednym słowie: „Ojcze?” Melodię z rymem Rephaim pamiętał już wieki temu: Piosenki Kalony brzmią słodko Kiedy mordujemy zimnym gorącem „ ... mordujemy zimnym gorącem.” Nawet we śnie odpowiadał na te słowa. Nie obudził się, ale jego bicie serca wzrosło, jego ręce zacisnęły się w pięści, jego ciało było spięte. Na pograniczu pomiędzy przebudzeniem a snem bębnienie zacinało się, aby się zatrzymać, a delikatne głosy kobiet zostały zastąpione przez te, które były głębokie i wszystkie zbyt znane. „Zdrajca... Tchórz... Oszust... Kłamca!” Męski głos był jak potępienie. Dzięki litanii gniewu, nawiedził we śnie Rephaima, i szarpnął nim mocno. 11
„Ojcze!” Rephaim przybrał pozycję pionową, wyrzucając stare papiery, i kawałki tektury, których użył, aby stworzyć wokół niego gniazdo. „Ojcze, jesteś tu?” Złapał błysk ruchu w rogu swojego pola widzenia, szarpnął się do przodu, zazgrzytało jego złamane skrzydło. Zajrzał w głąb ciemności, zobaczył szafę z paneli cedrowych. „Ojcze?” Jego serce wiedziało, że Kalony nie było tu przedtem we mgle światła, a ruch przybrał formę, aby ukazać dziecko. „Czym jesteś?” Rephaim skupił swój palący wzrok na dziewczynie. „Precz zjawo.” Zamiast blaknąć, jak powinna była, dziecko, zmrużyło oczy, by ocenić go, pojawiło się w nim zaintrygowanie. „Nie jesteś ptakiem, ale masz skrzydła. Nie jesteś też chłopcem, ale masz ręce i nogi. I twoje oczy są także jak chłopca, tylko, że są czerwone. Więc, czym jesteś?” Rephaim poczuł przypływ gniewu. Z błyskiem ruchu, który powodował przeszywający ból przez jego ciało, wyskoczył z szafy obronnie, lądując zaledwie kilka stóp przed niebezpiecznym duchem - drapieżcą. „Jestem koszmarem, któremu dano życie, duchem! Odejdź i zostaw mnie w spokoju, zanim nauczysz się, że są rzeczy dużo gorsze niż strach przed śmiercią.” W jego nagłym ruchu, duch dziecka zrobił mały krok do tyłu, tak, że jej ramiona ocierały się szybę. Ale zatrzymała się, nadal patrząc na niego z ciekawym, inteligentnym wzrokiem. „Wołasz swojego ojca we śnie. Słyszałam. Nie możesz mnie oszukać. Jestem inteligentna i pamiętam różne rzeczy. Poza tym nie przestraszysz mnie, bo naprawdę jesteś tylko ranny i samotny.” Wtedy duch dziewczyny skrzyżował ramiona, na jej wąskiej klatce piersiowej, odrzucając długie blond włosy w tył, a potem zniknęła, zostawiając Rephaima po prostu, po tym jak nazwała go zranionym i samotnym. Jego pięści się rozluźniły. Jego tętno się wyrównało. Rephaim powlekł się do swojego prowizorycznego gniazda. Oparł głowę o szafę za nim.
12
„Żałosne,” mruknął. „Ulubiony syn starożytnego nieśmiertelnego został zmuszony do ukrywania się w śmieciach i mówienia do ducha ludzkiego dziecka.” Próbował się śmiać, ale nie udało się. Echo muzyki z jego snu, z jego przeszłości było nadal zbyt głośne w powietrzu wokół niego. Był to inny głos ten mógł być jego ojca. Nie mógł już dłużej siedzieć. Ignorując ból w ramieniu i ból nie do zniesienia w skrzydle, Rephaim wstał. Nienawidził słabości, która opanowała jego ciało. Jak długo tu był, ranny, wyczerpany, zwinięty w magazynie? Nie pamiętał. Minął jeden dzień? Dwa? Gdzie ona była? Mówiła, że przyjdzie do niego w nocy. Był tu gdzie Stevie Rea go przysłała. Była noc, a ona nie przyszła. Ze wstrętu do siebie wyszedł z szafy, ze swojego gniazda, wdrapał się na parapet, przed drzwiami prowadzącymi na balkon, przy którym zmaterializowała się dziewczynka. Instynkt poprowadził go na drugie piętro opuszczonego budynku, tuż po świcie, kiedy przybył. Kiedy kończyły się jego wielkie rezerwy siły, myślał tylko o bezpieczeństwie i śnie. Ale teraz był zbyt przebudzony. Wpatrywał się w pustą przestrzeń terenów muzeum. Lód, który padał z nieba przez kilka dni ustał, osiadł na drzewach wokół wzgórza, na którym usytuowane jest Muzeum Gilcrease, opuszczony, zniszczony dwór i połamane gałęzie. Wzrok Rephaima w nocy był dobry, mógł wykryć brak ruchu na zewnątrz. Domy wypełniały obszar pomiędzy muzeum, a śródmieściem Tulsy, były tak ciemne jak podczas jego podróży. Blade światła przecinały krajobraz - nie taka wielka, jarząca się elektryczność, czego Rephaim oczekiwał od nowoczesnego miasta. Były tylko słabymi, migoczącymi świecami - Nie było to nic jak majestat władzy, który ten świat mógł przywołać. Oczywiście to, co się stało nie było żadną tajemnicą. Linie dostarczały energię do domów współczesnych ludzi. Domy były obsypane śniegiem, tak jak konary drzew. Rephaim wiedział, że to dobrze dla niego. Z wyjątkiem połamanych gałęzi i gruzu na ulicach, drogi były głównie przejezdne. „Brak zasilania trzyma ludzi z daleka,” mruknął do siebie. „Ale co trzyma ją z daleka?” Z dźwiękiem czystej frustracji szarpnął zniszczone drzwi, aby je otworzyć, automatycznie szukając otwartego nieba, jako balsamu na jego nerwy. Powietrze było chłodne i ciężkie od wilgoci. Nisko wokół zimowej trawy, mgła wisiała w falistych ścianach jakby ziemia próbowała zasłonić się przed jego oczami. 13
Rephaim uniósł wzrok. Odetchnął głęboko, zadrżał. Wyciągnął się do nieba. Wydawało się być nienaturalnie jasne w porównaniu do ciemnego miasta. Gwiazdy skinęły ku niemu, podobnie jak ostry sierp opadającego księżyca. Wszystkiego, czego pragnął Rephaim to nieba. Chciał czuć je pod swoimi skrzydłami, jak muska jego ciemne pierzaste ciało, pieszcząc go dotykiem matki, którego nigdy nie zaznał. Skrzydło bez obrażeń wydłużyło się, było dłuższe niż ciało rosłego człowieka. Jego drugie skrzydło zadrżało, Rephaim oddychał nocnym powietrzem, które sprawiło, że zaczął boleśnie jęczeć. Złamane! Słowa krążyły mu po głowie. „Nie, to nie jest pewne,” powiedział głośno. Potrząsnął głową, próbując usunąć z niej wyjątkowe zmęczenie, które sprawiało, że czuł się coraz bardziej bezradny - coraz bardziej uszkodzony. „Skoncentruj się!” Upomniał siebie. „Nadszedł czas, bym odnalazł ojca.” Nie czuł się jeszcze dobrze, ale umysł Rephaima, mimo że był zmęczony, pracował wyraźniej niż po jego upadku. Powinien być w stanie wykryć jakieś ślady ojca. Nieważne, jaka odległość bądź czas ich dzieli, byli związani krwią i duchem, i szczególnym darem nieśmiertelności, który został mu przekazany przy narodzinach. Rephaim spojrzał w niebo, myśląc o prądzie powietrza, w którym był przyzwyczajony szybować. Odetchnął głęboko, podniósł nieuszkodzoną rękę i wyciągnął ją, próbując dotknąć nieuchwytnych prądów i śladów ciemnej magii Otherworldu, która tam krążyła. „Pozwól mi go trochę poczuć,” rzucił słowa w noc. Przez chwilę uwierzył, że poczuł przebłysk odpowiedzi, daleko, daleko na wschód. Później zmęczenie było wszystkim, co czuł. „Dlaczego nie mogę cię wyczuć, Ojcze?” Wściekły i okropnie wyczerpany opuścił rękę bezsilnie. Niezwykłe zmęczenie... „Na wszystkich bogów!” Rephaim nagle uświadomił sobie, co odebrało mu siły i połamało go. Wiedział, co sprawiało, że nie mógł wyczuć ścieżki ojca. „Ona to zrobiła.” Jego głos był twardy, oczy zapłonęły szkarłatem. Tak, był strasznie ranny, ale jako nieśmiertelny syn, jego ciało powinno już zacząć proces regeneracji. Spał - dwa razy odkąd wojownik wystrzelił go w niebo. Jego umysł był czystszy. Sen powinien regenerować go. Nawet, jeśli, tak jak podejrzewał jego skrzydło zostało trwale uszkodzone, to reszta jego ciała powinna być wyraźnie w lepszym stanie. Jego możliwości powinny być mu przywrócone. 14
Ale jedna z czerwonych piła jego krew, skojarzył się z nią. W ten sposób równowaga jego nieśmiertelnej mocy została zaburzona. Gniew wzrósł w nim do poziomu frustracji. Ona się nim posłużyła, a później go porzuciła. Podobnie jak ojciec... „Nie!” Poprawił się natychmiast. Jego ojciec odszedł, przez początkującą Wyższą Kapłankę. Wróci, kiedy będzie w stanie i Rephaim raz jeszcze będzie po stronie ojca. To ta jedna z czerwonych wykorzystała go, a później odrzuciła na bok. Dlaczego sama myśl o tym powodowała w nim ten dziwny ból. Ignorując to uczucie podniósł twarz do znanego mu nieba. Nie chciał tego skojarzenia. On tylko ją uratował, ponieważ zawdzięczał jej życie i wiedział zbyt dobrze, że jednym z niebezpieczeństw tego świata była moc niespłaconego długu życia. No cóż, uratowała go - znalazła, ukryła, a następnie uwolniła go, ale na dachu zwrócił swój dług, pomagając jej uciec od pewnej śmierci. Jego dług życia był teraz spłacony. Rephaim był nieśmiertelnym synem, a nie słabym człowiekiem. Miał wątpliwości, czy będzie mógł złamać to skojarzenie - ten śmieszny skutek uboczny ocalenia jej życia. Chciałby wykorzystać to, co pozostało z jego siły, mieć to już za sobą, i wtedy naprawdę zacząć się leczyć. Odetchnął ponownie. Ignorując słabość swojego ciała. Koncentrował się na sile jego woli. „Wzywam siłę ducha, starożytnych nieśmiertelnych, która jest moja od urodzenia i rozkazuję, aby to przerwać…” Targnęła nim fala rozpaczy. Rephaim przytrzymał się poręczy balkonu. Smutek promieniował przez jego ciało z taką siłą, że powalił go na kolana. Pozostał tam, sapiąc z bólu i szoku. Co się ze mną dzieje? Następnie napełniła go dziwna obawa. Zaczął rozumieć. „To nie są moje uczucia,” powiedział do siebie, próbując odnaleźć siebie w wirze rozpaczy. „To są jej uczucia.” Rephaim dyszał z beznadziei i strachu. Wzmacniał siebie przed dalszym atakiem, starał się stać, walczyć z falami emocji Stevie Rea. Zdecydowanie zmusił się do ponownego skupienia się na ataku i nieustannie ściągał na siebie 15
zmęczenie - aby dotknąć źródła mocy zablokowanej i nieaktywnej dla większość ludzkości - chciał chronić miejsce, w którym jego krew była kluczem. Rephaim rozpoczął wezwanie na nowo. Tym razem z zupełnie innym zamiarem. Mówił sobie później, że jego odpowiedź była automatyczna, działał na podstawie ich skojarzenia; miał po prostu więcej możliwości niż przypuszczał. To cholerne skojarzenie spowodowało, że zaczął wierzyć, że to jest najpewniejsza, najszybsza droga, aby zmyć emocje od jednej z czerwonych. To nie tak, że chciał, żeby cierpiała. Nigdy tak nie było. „Wzywam moc ducha, nieśmiertelnych starożytnych, która jest moja od urodzenia, aby wydać polecenie.” Rephaim mówił szybko, ignorując ból w jego poobijanym ciele, przyciągnął energię z najciemniejszych cieni nocy, a następnie przekazywał moc przez siebie, ładując ją w nieśmiertelność. Powietrze wokół niego błyszczało, zabarwiło się ciemnym blaskiem szkarłatu. „Nieśmiertelną potęgą mój ojciec, Kalona zmieszał moją krew i ducha, tą moc wysyłam do mojej...” w tym momencie jego słowa się urwały. Jego? Nie była jego własnością ... Była ... Była ... „Ona była jedną z czerwonych! Wampirza Wyższa Kapłanka wybrała stronę tych, którzy są przegrani.” Wreszcie wypaplał. „Ona jest połączona ze mną skojarzeniem krwi i długiem życia. Idź do niej. Wzmocnij ją. Przyprowadź ją. Poprzez nieśmiertelność, część mojej istoty rozkazuje Ci.” Czerwona mgła rozproszyła się gwałtownie, lecąc na południe. Wracała drogą, którą szedł. Wracała, aby ją znaleźć. Rephaim odwrócił swój wzrok, a potem czekał.
Tłumaczenie: Emergency
16
Rozdział 3 Stevie Rae Stevie Rae obudziła się, czując się jak gówno. No cóż, obecnie czuła się jak wielkie, zestresowane gówno. Była Skojarzona z Rephaimem. Prawie spaliłaby się na dachu. Przez sekundę przypomniała sobie doskonały sezon drugi Czystej Krwi, odcinek, w którym Goderick spalił się na dachu. Stevie Rae parsknęła śmiechem. „To wyglądało na łatwiejsze w telewizji.” „Co?” „O Słodkie, płaczące szczeniaki, Dallas! Przestraszyłeś mnie na śmierć.” Stevie Rae chwyciła białe szpitalne prześcieradło, które ją okrywało. „Co ty tutaj robisz?” Dallas zmarszczył brwi. „Jezu, uspokój się. Przyjechałem tutaj trochę po zmroku, żeby zobaczyć co z tobą, a Lenobia powiedziała mi, że dobrze byłoby posiedzieć przy tobie trochę, bo możesz się obudzić. Jesteś strasznie nerwowa.” „Prawie umarłam. Sądzę, że mam prawo być trochę nerwowa.” Dallas spojrzał ze skruchą. Przybliżył krzesło i wziął ją za rękę. „Przepraszam. Masz rację. Byłem naprawdę przerażony, kiedy Erik powiedział wszystkim, co się stało.” „Co powiedział Erik?” Jego ciepłe brązowe oczy stały się srogie. „Że prawie się spaliłaś na tym dachu.” „Tak, to było naprawdę głupie. Potknęłam się, upadłam i uderzyłam w głowę.” Stevie Rae musiała uciec od jego spojrzenia, podczas gdy mówiła. „Kiedy się obudziłam, byłam prawie tostem.” „Tak, gówno prawda.” „Co?” „Zostaw ten ładunek bzdur dla Erika i Lenobii i reszty z nich. Te dupki próbowały cię zabić, czyż nie?”
17
„Dallas nie mam pojęcia o czym ty mówisz.” Chciała zabrać rękę od niego, ale on trzymał ją mocno. „Hej.” Jego głos złagodniał i dotknął jej twarzy, zwracając ją z powrotem na niego. „To tylko ja. Wiesz przecież, że możesz mi powiedzieć prawdę i będę trzymał buzię na kłódkę.” Stevie Rae wypuściła długi oddech. „Nie chcę, aby Lenobia, czy ktokolwiek z nich wiedział, w szczególności nikt z niebieskich adeptów.” Dallas patrzył na nią długo zanim powiedział. „Nie powiem nic nikomu, ale musisz wiedzieć, że myślę, iż popełniłaś wielki błąd. Nie możesz zapewnić im ochrony.” „Nie chronię ich!” Zaprotestowała. Tym razem trzymała mocno Dallasa, bezpieczną, ciepłą dłonią, próbowała przez dotyk wpłynąć, by zrozumiał coś, czego nigdy nie mogła mu powiedzieć. „Chcę po prostu poradzić sobie z tym... tym wszystkim... po swojemu. Jeśli każdy będzie wiedział, że oni próbowali mnie tam złapać, wtedy to wszystko będzie poza moim zasięgiem.” I co jeśli Lenobia złapała Nicole i jej grupę, a ci powiedzieli jej o Rephaimie? Obrzydliwy szept winy przeszedł przez umysł Stevie Rae. „Co masz zamiar z nimi zrobić? Nie możesz po prostu pozwolić im uciec od tego.” „Nie pozwolę. Ale to moja odpowiedzialność i będę się nimi opiekować osobiście.” Dallas uśmiechnął się. „Skopiesz im tyłki, co?” „Coś w tym stylu,” powiedziała Stevie Rae, wiedząc co powinna zrobić. Potem szybko zmieniła temat. „Hej, która godzina? Myślę, że jestem głodna.” Grymas Dallasa zmienił się w śmiech, kiedy wstał. „Teraz to brzmisz jak moja dziewczyna!” Pocałował ją w czoło, a następnie zwrócił się do mini-lodówki, która była schowana w metalowym regale w sali. „Lenobia powiedziała mi, że tutaj są woreczki krwi. Powiedziała, że szybko się leczysz, bo tak głęboko śpisz, więc prawdopodobnie obudzisz się głodna.” Kiedy poszedł po woreczki krwi, Stevie Rae usiadła i ostrożnie zajrzała po spód jej szpitalnej koszuli, krzywiąc się trochę. Oczekiwała najgorszego. Poważnie jej plecy były jak paskudny spalony hamburger, kiedy Lenobia i Erik wyciągnęli ją z dziury, którą utworzyła w ziemi. Wyciągnęli ją od Rephaima. Nie myśl o nim teraz. Skup się na... 18
„Na Boginię” Stevie Rae szepnęła z trwogą, kiedy patrzyła na plecy. To nie był już hamburger. To było gładkie. Jasnoróżowe, jakby się opaliła, ale gładkie i wyglądające na nowe, jak skóra dziecka. „To niesamowite,” głos Dallasa był szeptem. „Prawdziwy cud.” Stevie Rae spojrzała na niego. Ich oczy się spotkały. „Nieźle mnie przestraszyłaś, dziewczyno,” powiedział. „Nie rób tego więcej, dobra?” „Postaram się najbardziej jak umiem, aby tego nie robić,” powiedziała cicho. Dallas pochylił się i ostrożnie, tylko czubkami palców dotykał świeżej różowej skóry z tyłu jej ramienia. „Czy to nadal boli?” „Nie bardzo. Jestem tylko trochę zesztywniała.” „Niesamowite,” powtórzył. „To znaczy, wiem to, bo Lenobia powiedziała, że leczyłaś się w czasie kiedy spałaś, ale byłaś naprawdę bardzo ranna i nie spodziewałem się po prostu czegoś takiego...” „Jak długo spałam?” Przerwała mu, próbując wyobrazić sobie konsekwencje tego, co powie jej Dallas, że była nieobecna przez wiele dni. Co pomyśli Rephaim, jeśli ona się nie pojawi? Gorzej... co on może zrobić? „To tylko jeden dzień.” Przepełniła ją ulga. „Jeden dzień? Naprawdę?” „Tak, no cóż, zmierzch był parę godzin temu, więc technicznie spałaś więcej niż jeden dzień. Przywieźli cię tu wczoraj po wschodzie słońca. To było bardzo dramatyczne. Erik prowadził Hummera wprost przez teren, przejechał przez płot i odstawił go prosto do stodoły Lenobii. Wtedy my wszyscy uwijaliśmy się jak szaleni, aby zabrać cię przez szkołę tutaj, do szpitala.” „Tak, rozmawiałam z Z. w Hammerze w drodze powrotnej tutaj, czułam się niemal w porządku, ale wtedy ktoś jakby zgasił światło. Myślę, że straciłam przytomność.” „Wiem, że tak się stało.” „Cóż, cholerny wstyd,” Stevie Rae uśmiechnęła się do siebie. „Chciałabym zobaczyć cały ten dramat.” „Tak,” uśmiechnął się do niej. „Dokładnie to pomyślałem, kiedy przestałem myśleć, że możesz umrzeć.” 19
„Nie umrę,” powiedziała stanowczo. „Cóż, cieszę się, że to słyszę.” Dallas pochylił się, biorąc jej brodę w dłoń i pocałował ją czule w usta. Z dziwną, automatyczną reakcją, Stevie Rae wyszarpnęła się. „Uh, co z tymi woreczkami krwi?” Powiedziała szybko. „Oh, jasne.” Dallas zlekceważył jej odrzucenie, ale jego policzki były nienaturalnie różowe, kiedy podawał jej worek. „Przepraszam, nie pomyślałem. Wiem, że jesteś obolała i nie masz ochoty no... no wiesz...” Jego głos się wyciszył, a on wyglądał na super zakłopotanego. Stevie Rae wiedziała, że powinna coś powiedzieć. Przed wszystkim między nią i Dallasem coś było. On był słodki i inteligentny, udowodnił że ją rozumie stojąc tam, wyglądając całkowicie przepraszająco i z trochę opuszczoną głową w godny podziwu sposób, co sprawiło, że wyglądał jak mały chłopiec. I był uroczy - wysoki i szczupły z odpowiednią ilością mięśni i gęstymi włosami w kolorze piasku. Aktualnie podobało jej się całowanie go. Albo kiedyś. Czy już tak nie miała? Nieznane uczucie niepokoju towarzyszyło jej w znalezieniu słów, które pozwoliłyby poczuć mu się lepiej, więc zamiast mówić, Stevie Rae wzięła od niego woreczek, rozerwała z rogu, i przechylając go, pozwoliła krwi spłynąć w dół jej gardła, jak mega zastrzyk Red Bulla dla jej żołądka, by zregenerować resztę jej ciała. Nie chciała, ale gdzieś głęboko w niej, Stevie Rae rozważała różnice pomiędzy tym jak normalna, śmiertelna, zwykła krew na nią działała - a jak krew Rephaima, która była jak uderzenie pioruna energii i ciepła. Jej ręce trzęsły się tylko trochę, kiedy wytarła usta i spojrzała na Dallasa. „Lepiej?” Zapytał, patrząc niewzruszony ich dziwnymi spojrzeniami i znajomo się rozchmurzył. „Czy mogę dostać jeszcze jeden?” Uśmiechnął się i wydobył kolejny woreczek. „Już przed tobą, dziewczyno.” „Dzięki, Dallas.” Przerwała przed opróżnieniem drugiego. „Nie czuję się teraz zupełnie na 100% sobą. Wiesz?” 20
Dallas przytaknął. „Wiem.” „Z nami w porządku?” „Tak,” powiedział. „Jeśli z Tobą w porządku - to z nami w porządku.” „Cóż, to pomoże.” Stevie Rae kończyła woreczek, kiedy Lenobia przyszła do pokoju. „Hej, Lenobia - zobacz, Śpiąca Królewna w końcu się obudziła,” powiedział Dallas. Stevie Rae wysiorbała ostatnią kroplę krwi i odwróciła się do drzwi, ale powitalny uśmiech, który już przywołała na twarz, zastygł z pierwszym spojrzeniem na Lenobię. Nauczycielka jeździectwa płakała. Bardzo. „Oh Bogini, co się stało?” Stevie Rae była tak wstrząśnięta widząc zazwyczaj silną profesor we łzach, że pierwszą jej reakcją było opadnięcie na łóżko, a potem zaproszenie Lenobii, by usiadła z nią, podobnie jak robiła jej mama, kiedy się zraniła i przychodziła z płaczem do opatrzenia. Lenobia zrobiła kilka kroków w pokoju. Nie usiadła na łóżku Stevie Rae. Stała u jego stóp i odetchnęła głęboko, jakby szykowała się do zrobienia czegoś naprawdę strasznego. „Czy chcesz, żebym sobie poszedł?” Dallas zapytał niepewnie. „Nie. Zostań. Ona może Cię potrzebować.” Głos Lenobii był szorstki i przepełniony łkaniem. Spotkała oczy Stevie Rae. „To Zoey. Coś się stało.” Wstrząs strachu uderzył Stevie Rae w jelitach, a słowa wybuchły z niej, zanim zdążyła je powstrzymać. „Z nią wszystko dobrze! Rozmawiałam z nią, pamiętasz? Kiedy opuszczaliśmy magazyn, przed tym całym światłem dziennym i bólem i takimi tam, które mnie dopadły i straciłam przytomność. To było wczoraj.” „Erce, moja przyjaciółka, która służy jako asystent Wyższej Rady, starała się skontaktować ze mną przez wiele godzin. Byłam głupia zostawiając telefon w Hummerze, więc odezwałam się do niej dopiero przed chwilą. Kalona zabił Heatha.” „Cholera!” Dyszał Dallas.
21
Stevie Rae zignorowała go i patrzyła na Lenobię. Tata Rephaima zabił Heatha! Chory strach w jej... był coraz gorszy i gorszy niż przed chwilą. „Zoey nie umarła. Wiedziałabym to jeśli, by umarła.” „Zoey nie umarła, ale widziała Kalonę zabijającego Heatha. Próbowała go zatrzymać i nie mogła. To ją rozbiło Stevie Rae.” Łzy zaczęły spływać w dół po porcelanowych policzkach Lenobii. „Rozbiło ją? Co to znaczy?” „To znaczy, że jej ciało wciąż oddycha, ale jej dusza zniknęła. Kiedy dusza Wyższej Kapłanki jest rozbita na kawałki, to tylko kwestia czasu, zanim jej ciało również zniknie z tego świata.” „Zniknie? Nie wiem o czym ty mówisz. Próbujesz mi powiedzieć, że ona przepadnie?” „Nie.” Powiedziała rozdarta Lenobia. „Ona umrze.” Głowa Stevie Rae zaczęła trząść się w tę i z powrotem, w tę i z powrotem. „Nie. Nie. Nie! Musimy ją po prostu sprowadzić tutaj. Wtedy będzie z nią dobrze.” „Nawet jeśli jej ciało wróci tutaj, Zoey nie wróci Stevie Rae. Musisz się na to przygotować.” „Nie!” Krzyknęła Stevie Rae. „Nie mogę! Dallas daj mi moje dżinsy i takie tam. Muszę się stąd wydostać. Muszę znaleźć sposób, aby pomóc Z. Nie poddała się dla mnie i ja nie poddam się dla niej.” „To nie chodzi o Ciebie.” Dragon Lankford mówił z otwartych drzwi izby chorych. Jego silna twarz była... mizerna po utracie jego małżonki, ale jego głos był spokojny i pewny. „Chodzi o to, że żal Zoey był nie do zniesienia. A ja rozumiem coś na temat żalu. Kiedy to rozbija duszę, ścieżka powrotna do ciała jest uszkodzona, a bez posiadania ducha, nasze ciała umierają.” „Nie, proszę. To nie może być prawda. To nie może się dziać.” Powiedziała mu Stevie Rae. „Jesteś pierwszą czerwoną Wyższą Kapłanką. Musisz znaleźć siłę, by zaakceptować tę stratę. Twoi ludzie będą cię potrzebować,” powiedział Dragon. „Nie wiemy, gdzie uciekł Kalona, nie wiemy jaką rolę odegrała w tym wszystkim Neferet,” powiedziała Lenobia. „Wiemy, że śmierć Zoey byłaby doskonałym momentem dla nich, by stanąć przeciwko nam,” dodał Dragon. 22
Śmierć Zoey... słowa odbiły się echem przez umysł Stevie Rae, pozostawiając za sobą szok, strach i rozpacz. „Twoja moc jest ogromna. Szybkość twojej regeneracji potwierdza to,” powiedziała Lenobia. „I będziemy potrzebować każdej mocy, którą możemy wykorzystać, by przeciwstawić się ciemności, która jestem przekonana zstąpi na nas.” „Kontroluj swój smutek,” powiedział Dragon. „I przejmij obowiązki Zoey.” „Nikt nie może być Zoey!” Stevie Rae płakała. „Nie prosimy Cię, byś nią była. Prosimy cię tylko o to, byś pomogła reszcie z nas wypełnić pustkę po jej odejściu,” powiedziała Lenobia. „Muszę... muszę pomyśleć,” powiedziała Stevie Rae. „Zechcielibyście zostawić mnie samą na chwilkę? Chcę się ubrać i pomyśleć.” „Oczywiście,” powiedziała Lenobia. „Będziemy w Izbie Rady. Spotkaj się z nami tam, kiedy będziesz gotowa.” Ona i Dragon opuścili salę w milczeniu, pogrążeni w smutku, ale stanowczy. „Hej, wszystko w porządku?” Dallas podszedł do niej, aby wziąć ją za rękę. Ona tylko pozwoliła mu jej dotknąć na chwilę przed tym jak ścisnęła jego dłoń i wycofała się. „Potrzebuję moich ubrań.” „Znalazłem je tam, w tamtej szafie.” Dallas skinął głową w stronę szafy po przeciwnej stronie pokoju. „Dobra, dzięki.” Stevie Rae powiedziała szybko. „Musisz wyjść, bym mogła się ubrać.” „Nie odpowiedziałaś na moje pytanie,” powiedział, patrząc na nią uważnie. „Nie, nie jest ze mną w porządku i nie będzie tak długo jak oni mówią, że Z umrze.” „Ale Stevie Rae, nawet ja słyszałem o tym, co się dzieje, gdy dusza opuszcza ciało - osoba umiera,” powiedział, oczywiście próbował powiedzieć delikatnie ostre słowa. „Nie tym razem,” powiedziała Stevie Rae. „Teraz idź stąd, żebym mogła się ubrać.” Dallas westchnął. „Będę czekał na zewnątrz.” 23
„Fajnie. Nie potrwa to długo.” „Nie śpiesz się, dziewczyno,” powiedział Dallas. „Nie obchodzi mnie czekanie.” Ale jak tylko drzwi się zamknęły, Stevie Rae nie wskoczyła i nie rzuciła się na jej ubrania tak jak powinna. Zamiast tego jej pamięć była zbyt zajęta przeszukiwaniem jej Podręcznika Adepta 101, zatrzymując się na super smutnej historii o dawnej rozbitej duszy Wyższej Kapłanki. Stevie Rae nie pamiętała co spowodowało rozbicie duszy kapłanki... nie pamiętała zbyt wiele na temat historii, rzeczywiście... bez wyjątku Wyższa Kapłanka umierała. Nie ważne jak każdy próbował ją ocalić... Wyższa Kapłanka umierała. „Wyższa Kapłanka umarła,” wyszeptała Stevie Rae. A Zoey nie była nawet prawdziwą, uprawnioną Wyższą Kapłanką. Technicznie wciąż była adeptem. Jak miała odnaleźć drogę powrotną, skoro to zabiło dorosłą Wyższą Kapłankę? Prawdą było to, że nie mogła. To nie w porządku! Oni wszyscy, przeszli przez tyle trudnych rzeczy, a teraz Zoey po prostu umrze? Stevie Rae nie chciała w to uwierzyć. Chciała walczyć i krzyczeć i znaleźć sposób, by naprawić to, co zdarzyło się jej Najlepszej przyjaciółce na zawsze, ale jak? Z była we Włoszech, a ona była w Tulsie. I cholera! Stevie Rae nie wiedziała nawet jak rozwiązać sprawę kilku czerwonych adeptów, którzy byli wrzodami na tyłku. Kim ona była, by móc myśleć, że może zrobić cokolwiek z czymś tak strasznym jak rozbita na kawałki dusza Z? Nie mogła nawet powiedzieć prawdy o Skojarzeniu z synem stworzenia, które spowodowało tę okropność. Smutek ogarnął Stevie Rae. Skuliła się, przytuliła poduszkę do piersi i kręciła blond lok wokół swojego palca, tak jak to robiła, gdy była mała, zaczęła płakać. Szloch ją zniszczył i ukryła twarz w poduszkę, więc Dallas nie mógł słyszeć jej płaczu, zatracając się w szoku i strachu, i w kompletnie przytłaczającej rozpaczy. Kiedy poddawała się najgorszemu, powietrze dookoła niej zmieszało się. Prawie tak jakby ktoś wybił okna w małym pokoju. Początkowo to zignorowała, zbyt zatracona w jej łzach, by przejmować się głupim zimnym wiatrem. Ale to było natarczywe. Dotknęło świeżej, różowej skóry narażając jej plecy na zaskakująco przyjemne chłodne pieszczoty. Na chwilę się zrelaksowała, pozwalając się wchłonąć komfortowi dotyku. Dotyku? Powiedziała mu, żeby czekał na zewnątrz! 24
Głowa Stevie Rae wystrzeliła. Jej usta odsłaniały jej zęby w warczeniu, jakby obrała sobie Dallasa za cel. Nikogo nie było w pokoju. Była sama. Zupełnie sama. Stevie Rae schowała twarz w dłoniach. Szok sprawił, że całkowicie zwariowała? Nie miała czasu na szaleństwa. Musiała wstać i ubrać się. Musiała stawiać jedną stopę przed drugą, wyjść tam i zmierzyć się z prawdą o tym, co stało się z Zoey, i jej czerwonymi adeptami, i Kaloną, i ewentualnie Rephaimem. Rephaim... Jego imię odbiło się echem w powietrzu, kolejny zimny strumień pieścił jej skórę, zawijając się dookoła niej. Nie tylko dotykając jej pleców, ale szumiąc w dół długich ramion i wirując wokół jej talii i na jej nogach. I wszędzie, gdzie dotknął ją chłód, czuła, że było jej trochę żal to zmyć. Tym razem spojrzała w górę bardziej kontrolując reakcję. Wytarła jasne oczy i spojrzała w dół na jej ciało. Mgiełka, która ją otaczała powstała z drobnych kropelek, które miały dokładny kolor, który rozpoznawała w jego oczach. „Rephaim,” wbrew jej woli wyszeptała jego imię. On cię wzywa... „Co się do cholery dzieje?” Stevie Rae mruknęła, gniewem mieszanym z rozpaczą. Idź do niego... „Idź do niego?” Powiedziała, czując się coraz bardziej wkurzona. „Jego ojciec to spowodował.” Idź do niego... Porzucenie fali pieszczot i czerwony gniew pomogły dokonać decyzji, Stevie Rae szarpnęła się na jej ubrania. Pójdzie do Rephaima, ale tylko dlatego, że on może wiedzieć, czego mogłaby użyć, by pomóc Zoey. On był synem niebezpiecznego i potężnego nieśmiertelnego. Oczywiście, miał możliwości, o których ona nie wiedziała. Czerwona mgła, która unosiła się wokół niej była zdecydowanie od niego i musiało to być zrobione z jakiegoś rodzaju ducha. „Dobra,” powiedziała głośno do mgły. „Pójdę do niego.” 25
W chwili, gdy mówiła słowa głośno, czerwona mgła odparowała, pozostawiając tylko chłód na jej skórze i dziwny, nieziemski spokój. Pójdę do niego i jeśli on nie będzie umiał mi pomóc, wtedy myślę... Skojarzeni czy Nieskojarzeni... będę musiała go zabić.
Tłumaczenie: Lunax3
26
Rozdział 4 Afrodyta „Poważnie, Erce zamierzam powtórzyć to jeszcze raz. Nie dbam o twoje głupie zasady. Zoey tam jest,” Afrodyta przerwała i wskazała dobrze wymanikiurowanym paznokciem na zamknięte kamienne drzwi. „Co oznacza, że ja tez tam idę.” „Afrodyto jesteś człowiekiem - takim, który nie jest nawet wampirzym małżonkiem. Nie możesz tak po prostu wybuchnąć przed Wyższą Radą Wampirów całą swoją młodzieńczą, śmiertelną histerią, zwłaszcza podczas kryzysu takiego jak ten.” Chłodny wzrok wampirzycy spoczął na opuszczonych włosach, zapłakanej twarzy i zaczerwienionych oczach Afrodyty. „Rada zaprosi Cię, byś do nich dołączyła. Prawdopodobnie. Do tego czasu musisz czekać.” „Nie jestem histeryczką.” Afrodyta wypowiedziała te słowa powoli, wyraźnie i z wymuszonym spokojem, starając się kompletnie zrekompensować fakt z powodu, którego była na zewnątrz pomieszczenia Wyższej Rady, podczas gdy Stark, podążający za Dariusem, Bliźniaczki, a nawet Jack, który przyniósł martwe ciało Zoey, byli wewnątrz, a ona została tu tylko dlatego, że jest dokładnie tym kim nazwała ją Erce - histerycznym człowiekiem. Nie była w stanie teraz nie tracić ducha, zwłaszcza od momentu, gdy płakała tak bardzo, że łzy blokowały jej oddech i wzrok. W czasie, gdy ona wzięła się w garść, drzwi zostały zamknięte tuż przed jej twarzą z Erce pełniącą rolę pieprzonego strażnika. Ale Erce była w dużym błędzie myśląc, że Afrodyta nie wie jak załatwić jej patyczkowaty tyłek apodyktycznej dorosłej osoby. Została wychowana przez kobietę, która sprawiła, że Erce wygląda jak Pieprzona Mary Poppins. „Więc myślisz, że jestem po prostu ludzkim dzieciakiem, tak?” Afrodyta wkroczyła w prywatną przestrzeń wampirzycy, co sprawiło, że Erce automatycznie zrobiła krok w tył. „Pomyśl jeszcze raz. Jestem prorokinią Nyks. Pamiętasz ją? Nyks - twoja bogini, która rządzi tobą. Ja nie muszę być lodówką jakiegoś faceta, żeby pójść do Wyższej Rady. Nyks sama przyznała mi rację. A teraz rusz się do diabła i zejdź mi z drogi!” „Mogła to powiedzieć w milszy sposób, ale to dziecko ma słuszność, Erce. Pozwól jej pójść. Wezmę wszelką odpowiedzialność za jej obecność, jeśli Rada się sprzeciwi.” Afrodyta poczuła jak malutkie włoski na jej przedramionach poruszają się, gdy dźwięk gładkiego głosu Neferet doszedł zza niej.
27
„To nie wypada,” powiedziała Erce, ale jej kapitulacja była oczywista. „Nie wypada również, żeby dusza adeptki rozpadła się,” powiedziała Neferet „Muszę przyznać Ci rację Kapłanko,” Erce cofnęła się i otworzyła kamienne drzwi. „Od teraz jesteś odpowiedzialna za obecność człowieka przed Radą.” „Dziękuję, Erce. To uprzejme z twojej strony. Och, kazałam kilku tutejszym Wojownikom Rady, by tu coś przynieśli. Czy mogłabyś się upewnić, że będą mogli wejść, proszę?” Afrodyta tylko przewróciła oczami, gdy Erce mruknęła przewidywalnie, „Oczywiście Kapłanko”. A potem przeszła do starożytnego budynku. „Czy to nie osobliwe, że znów jesteśmy sprzymierzeńcami, dziecko?” głos Neferet był zbyt blisko niej. „Nigdy nie będziemy sprzymierzeńcami i nie jestem dzieckiem,” powiedziała to nie patrząc na nią. Główny hol otwierał się na duży, kamienny amfiteatr, który rozciągał się wokół niej rząd za rzędem. Oczy Afrodyty spoczęły na witrażu przedstawiającym Nyks, otoczoną idealnym pentagramem, pełną gracji, z podniesionymi ramionami, trzymającą półksiężyc. „Jest naprawdę piękny, prawda?” głos Neferet był prosty i konwersacyjny. „Wampiry od zawsze były odpowiedzialne za tworzenie największych dzieł świata.” Afrodyta dalej nie patrzyła na swoją ex-Wyższą Kapłankę. Zamiast tego wzruszyła ramionami. „Wampiry mają pieniądze. A za pieniądze kupują piękne rzeczy, bez względu na to czy są zrobione przez ludzi czy nie. I nie wiem na pewno czy wampiry stworzyły ten witraż. To znaczy jesteś stara za życia, ale nie aż tak stara.” Kiedy Afrodyta próbowała ignorować jej delikatny, protekcjonalny śmiech, jej wzrok spoczął na centrum Rady. Najpierw niezbyt rozumiała to, co widzi i wtedy zrozumiała, to było tak jakby ktoś uderzył ją w brzuch. Znajdowało się tam siedem wyrzeźbionych marmurowych tronów, na olbrzymiej platformie, które stały na środku sali. Wampiry siedzące na tronach nie wpatrywały się w Afrodytę. Nie mogły przestać gapić się na Zoey, leżącą na platformie niczym martwe ciało, wyciągnięte na płycie żałobnej. Był tam Stark. Klęczał na kolanach obok Zoey. Odwrócił się wystarczająco tak, że Afrodyta mogła dostrzec jego twarz. Nie wydawał żadnego dźwięku, ale łzy spływały mu swobodnie po policzkach i gromadziły się na jego koszuli. Darius stał obok niego i mówił coś, czego ona nie mogła usłyszeć, do dwóch brunetek siedzących na pierwszym tronie, których gęste włosy były pokryte smugami szarości. 28
Damien, Jack i Bliźniaczki byli do siebie przytuleni charakterystycznie jak owce w rzędzie kamiennych ławek. Oni też płakali, ale ich głośne, niechlujne łzy były tak różne od cichego cierpienia Starka, jak ocean od szumu strumienia. Afrodyta automatycznie ruszyła do przodu, ale Neferet złapała ją za nadgarstek. Tak, że w końcu musiała spojrzeć na swoją starą mentorkę. „Powinnaś mnie puścić,” powiedziała łagodnie Afrodyta. „Czy ty nigdy nie nauczysz się trzymać bardziej opiekuńczych osób?” Afrodyta pozwoliła, by gniew cicho się w niej tlił „Nie jesteś dla nikogo opiekuńcza. Nauczyłam się trzymać suk już dawno temu.” Neferet zmarszczyła brwi i uwolniła jej nadgarstek. „Nigdy nie lubiłam twojego wulgarnego języka.” „Nie jestem wulgarna, jestem prawdziwa. To dwie różne rzeczy. I myślisz, że mnie kurwa obchodzi co lubisz lub nie?” Neferet wzięła oddech, by odpowiedzieć, ale Afrodyta jej ucięła. „Po prostu powiedz, co do diabła tu robisz?” Neferet zamrugała ze zdziwienia. „Jestem tutaj, ponieważ jest tu ranna adeptka.” „Oh, gówno prawda! Jesteś tutaj wyłącznie dlatego, że jakimś sposobem zamierzasz zdobyć to, czego pragniesz. Tak właśnie działasz Neferet, czy oni to wiedzą czy nie.” Afrodyta wskazała brodą na członków Wyższej Rady. „Bądź ostrożna Afrodyto, możesz mnie potrzebować w bardzo niedalekiej przyszłości.” Afrodyta uchwyciła spojrzenie Neferet i doznała szoku, kiedy zdała sobie sprawę, że oczy, które napotkała przed chwilą zmieniły się. Nie były już koloru genialnej szmaragdowej zieleni. Były ciemniejsze. Czy to czerwień świeciła w środku? Tak szybko jak myśl przyszła do Afrodyty, Neferet mrugnęła. Jej oczy oczyściły się i powróciły do koloru szlachetnych kamieni. Afrodyta wzięła niepewny oddech, a małe włoski wzdłuż jej ramion znów się podniosły, ale tym razem jej głos był stanowczy i sarkastyczny, gdy mówiła „W porządku. Wykorzystam swoją szansę bez twojej pomocy.” Zrobiła w powietrzu cudzysłów wypowiadając ostatnie słowo. „Neferet, Rada cię wzywa.” Neferet odwróciła twarz do Rady, ale zanim zeszła do nich po schodach wykonała pełen gracji gest obejmując Afrodytę. 29
„Proszę Radę o pozwolenie na obecność człowieka. To jest Afrodyta, dziecko, które twierdzi, że jest Prorokinią Nyks.” Afrodyta przeszła koło Neferet i spojrzała trzeźwo od jednego członka Rady do innego. „Nie twierdzę, że jestem prorokinią. Ja jestem Prorokinią Nyks, ponieważ bogini pragnie, bym nią była. I tak naprawdę gdybym miała wybór nie wzięłabym tej roboty,” ciągle mówiła, nawet gdy kilku członków Rady sapnęło ze zdziwienia. „Oh i dla waszej informacji: Nie powiedziałam wam niczego o czym nie wie Nyks.” „Bogini wierzy w Afrodytę, nawet jeśli nie jest tak pewna siebie jak ona,” powiedział Dariusz. Afrodyta uśmiechnęła się do niego. Był kimś więcej niż jej wielkim, gorącym Wojownikiem. Mogła liczyć na Dariusa, bo on zawsze widział w niej to, co najlepsze. „Dariusie, dlaczego przemawiasz za tego człowieka,” powiedziała brunetka. „Duantia, przemawiam za tą Prorokinię,” ostrożnie sformułował jej tytuł „ponieważ zobowiązałem się do tego jako jej Wojownik.” „Jej Wojownik?” Neferet nie mogła powstrzymać szoku w jej głosie „Ale to oznacza, że…” „To oznacza, że nie mogę być całkowicie człowiekiem, ponieważ to niemożliwe, żeby wampirzy Wojownik złożył Przysięgę Więzi z człowiekiem,” Afrodyta skończyła za nią. „Możesz wejść do Izby Afrodyto, Prorokini Nyks, Rada udziela ci głosu,” ogłosiła Duantia Afrodyta pośpieszyła w dół schodów, zostawiając Neferet w tyle. Chciała iść prosto do Zoey, ale instynkt poprowadził ją najpierw do brunetki zwanej Duantia. Formalnie uścisnęła jej dłoń i przycisnęła do serca, kłaniając się z szacunkiem. „Dziękuję, że pozwoliłaś mi wejść.” „W tych nienormalnych czasach każdy z nas musi akceptować niezwykłe zwyczaje,” te słowa wyszły z ust wysokiego, szczupłego wampira, którego oczy były koloru nocy. Afrodyta nie była pewna co odpowiedzieć wampirzycy, więc tylko skinęła głową i poszła do Zoey. Wślizgnęła swoją rękę w rękę Dariusa, próbując pożyczyć chociaż trochę zdumiewającej siły od swojego Wojownika. Wtedy spojrzała w dół na swoją przyjaciółkę. 30
Nie wyobraziła sobie tego. Tatuaże naprawdę znikły! Jedyny Znak, jaki na niej pozostał to zwyczajnie wyglądający zarys półksiężyca na środku jej czoła. I była tak cholernie blada! Zoey wygląda jakby umarła. Afrodyta natychmiast powstrzymała tę myśl. Zoey nie umarła. Ciągle oddychała. Jej serce ciągle biło. Zoey. Nie. Umarła. „Czy bogini ujawni ci coś, jeśli na nią spojrzysz, Prorokini?” Spytała wysoka, szczupła kobieta, z którą wcześniej rozmawiała. Afrodyta puściła rękę Dariusa i powoli uklękła obok Zoey. Spojrzała na Starka, który klęczał naprzeciw niej tuż przy Z., ale on się nie poruszył. Ledwo mrugnął. Wszystko co robił, to cicho płakał i wpatrywał się w Zoey. Czy Darius by tak wyglądał, jeżeli coś by mi się stało? Afrodyta odrzuciła chorobliwe myśli i ponownie skupiła się na Zoey. Powoli wyciągnęła rękę i położyła dłoń na ramieniu jej przyjaciółki. Jej skóra była tak zimna w dotyku, jakby już zmarła. Afrodyta czekała, aż coś cię stanie. Ale nie miała żadnego uczucia wizji lub uczucia czegokolwiek. Z westchnieniem frustracji Afrodyta odwróciła swoją głowę „Nie. Nie mogę niczego powiedzieć. Nie kontroluję moich wizji. One po prostu mnie dosięgają, czy tego chcę czy nie i prawdą jest, że zwykle robią to przypadkowo.” „Nie używasz wszystkich mocy, które podarowała ci Nyks, Prorokini.” Niespodziewanie, Afrodyta spojrzała na Zoey, a potem ujrzała ciemnooką wampirzycę, podnoszącą się i podchodzą do niej z gracją. „Jesteś prawdziwą Prorokinią Nyks czy nie?” Zapytała. „Tak, jestem,” Afrodyta odpowiedziała bez wahania, lecz także z odrobiną zmieszania i przekonania. Z powiewającymi szatami koloru nocnego nieba, kobieta uklęknęła obok Afrodyty. „Jestem Thanatos. Wiesz co oznacza moje imię?” Afrodyta potrząsnęła głową, chcąc by Damien siedział bliżej, tak by mogła zerknąć na jego odpowiedź. „Oznacza śmierć. Nie jestem Przewodniczącą Rady. Duantia ma ten zaszczyt, ale mam wyjątkowy przywilej bycia niezwykle blisko naszej Bogini, dar jaki dała mi dawno temu to możliwość pomocy duszom w przejściu z tego do drugiego świata.” „Możesz rozmawiać z duchami?”
31
Uśmiech Thanatos zmienił jej surową twarz w całkiem ładną. „W jakiś sposób tak. Mogę. Z powodu tego daru mam coś w rodzaju wizji.” „Poważnie? Wizje nie są podobne do rozmowy z duchami.” „Na pewno? Z którego świata pochodzą twoje wizje? Nie, może dokładniej, w którym świecie istniejesz podczas swoich wizji?” Afrodyta pomyślała o tym jak wiele miała wizji śmierci i o tym jak ostatnio zaczęła widzieć to całe gówno, które działo się z punktu widzenia zmarłych ludzi. Wzięła szybki oddech i w pośpiechu ustaliła „Mam wizje z Otherworldu.” Thanatos przytaknęła „Twoja komunikacja z Otherworldem i światem duchów jest o wiele większa od mojej, Prorokini. Jedyne co robię, to przewodniczę zmarłym, dzięki nim dostrzegam nieznane.” Afrodyta spojrzała pośpiesznie w dół „Ona nie jest martwa.” „Nie, jeszcze nie. Ale jeśli jej ciało będzie więcej niż siedem dni w tym stanie, pozbawione duszy, ona będzie blisko śmierci. Wystarczająco blisko, by Otherworld miał nad nią silną kontrolę, silniejszą nawet od tej, którą ma nowo zmarły. Dotknij jej jeszcze raz, Prorokini. Tym razem skup się i użyj wszystkich darów jakie dostałaś.” „Ale ja…” Dość denerwująco Thanatos jej ucięła „Prorokini, zrób to, co Nyks chciałaby, żebyś zrobiła.” „Nie wiem co to jest!” Srogi wyraz twarzy Thanatos rozluźnił się i znów się uśmiechnęła „Oh, dziecko, to proste poproś ją o pomoc.” Afrodyta mrugnęła. „Tak po prostu?” „Tak, Prorokini, dokładnie tak po prostu.” Powoli, Afrodyta umieściła swoją dłoń na chłodnym ramieniu Zoey. Tym razem była bliżej jej oczu i wzięła trzy głębokie wdechy, jakby oglądała Zoey przed utworzeniem okręgu. Wtedy wysłała cichą, lecz żarliwą modlitwę. Nie prosiłabym, gdyby to nie było ważne, ale to już wiesz, ponieważ wiesz, że nie lubię prosić o przysługę. Nikogo. Plus, nie jestem dobra w błaganiu o bzdety, ale to również wiesz. Afrodyta westchnęła wewnętrznie. Nyks, potrzebuję twojej pomocy. Thanatos zdaje się twierdzi, iż mam jakieś połączenie z Otherworldem. Jeśli to prawda proszę, czy mogłabyś dać mi znać, co dzieje się z Zoey? 32
Wstrzymała swoją cichą modlitwę, westchnęła i obnażyła się przed Nyks. Bogini, proszę. I nie dlatego, że Zoey jest jak siostra, której nie mam, bo moja mama jest zbyt samolubna. Potrzebuję twojej pomocy, bo jest wielu ludzi, którzy liczą na Zoey i niestety, to jest ważniejsze ode mnie. Afrodyta poczuła rosnące w jej dłoni ciepło, a następnie jakby wyślizgnęła się ze swojego własnego ciała i wślizgnęła się do ciała Zoey. Była wewnątrz swojej przyjaciółki tylko przez moment nie dłuższy niż jedno bicie serca, ale to co zobaczyła, poczuła i zrozumiała wstrząsnęło nią tak bardzo, że już następnej chwili znalazła się z powrotem w swoim ciele. Trzymała dłonie ponownie dociskając je do piersi Zoey, sapiąc ze strachu. Następnie jęknęła przez zawroty głowy, ciężka łza spłynęła po jej policzku. „Co się dzieje Prorokini? Co widziałaś?” Thanatos spytała spokojnie, gdy ocierała policzki Afrodyty i trzymała ją mocną ręką wokół talii. „Ona odeszła!” Afrodyta powstrzymała się od szlochu i wzięła się w garść. „Czułam, co się jej stało. Tylko przez sekundę. Zoey rzuciła pełną mocą ducha w Kalonę. Próbowała powstrzymać go wszystkim wewnątrz niej, ale to nie zadziałało. Heath zmarł przed nią. To rozerwało jej ducha na strzępy.” Czuła dziwne zawroty głowy patrząc się na Thanatos. „Ty też wiesz, gdzie ona jest prawda?” „Wierzę, że tak. Musisz to potwierdzić, pomyśl.” „Kawałek jej ducha był ze zmarłymi w Otherworldzie,” Afrodyta powiedziała, mrugając ciężko piekącymi zaczerwienionymi oczami. „Zoey odeszła. Cokolwiek się tam stało, nie mogła nic na to poradzić - ciągle nie może.” „Nie widziałaś niczego więcej? Niczego, co mogłoby pomóc Zoey?” Afrodyta powstrzymała narastającą żółć i podniosła jej drżącą rękę „Nie, ale mogę spróbować ponownie i…” Dotknięcie Dariusa na jej ramieniu powstrzymało ją od dotknięcia Zoey. „Nie. Jesteś zbyt osłabiona przerwaniem twojego Skojarzenia ze Stevie Rae.” „To nie jest ważne. Zoey umiera!” „To jest ważne. Chcesz, by twoja dusza dołączyła do Zoey?” Thanatos powiedziała spokojnie. Afrodyta poczuła przypływ nowego przerażenia. „Nie,” wyszeptała i objęła rękę Dariusa.
33
„I właśnie dlatego często młodzi niefortunnie są obdarowywani wielkimi darami od naszej kochającej Bogini. Oni rzadko są na tyle dojrzali, by wiedzieć jak mądrze z nich korzystać,” powiedziała Neferet. Na dźwięk chłodnego, protekcjonalnego głosu Neferet, Afrodyta ujrzała jak przez ciało Starka przechodzi dreszcz, a jego spojrzenie unosi się znad Zoey. „Tej kreaturze nikt nie powinien pozwolić tutaj być! Ona to zrobiła! Ona zabiła Heatha i roztrzaskała ducha Zoey!” Stark brzmiał jakby mógł ledwie wypowiedzieć słowa. Neferet wysłała mu chłodne spojrzenie „Zdaję sobie sprawę, że jesteś pod presją, ale nie możesz przemawiać w ten sposób do Wyższej Kapłanki, Wojowniku.” Stark skoczył na nogi. Darius jak zwykle szybki jak błyskawica zdążył go powstrzymać. Afrodyta usłyszała jak szeptał pilnie do niego, „Pomyśl, zanim coś zrobisz, Stark.” „Wojowniku,” Duantia skierowała się do Starka „Byłeś obecny, kiedy ludzki chłopak został zabity, a dusza Zoey została roztrzaskana. Oświadczyłeś nam, że skrzydlaty nieśmiertelny to uczynił. Nie mówiłeś nic o Neferet.” „Zapytaj któregokolwiek z przyjaciół Zoey. Zadzwoń do Lenobii i Dragona Langforda z Domu Nocy w Tulsie. Wszyscy z nich powiedzą ci, że Neferet nie musi być fizycznie obecna, by spowodować czyjąś śmierć.” Powiedział Stark. Pozbył się hamującej go ręki Dariusa i zamachnął się gniewnie na jego twarz, jakby właśnie zauważył, że płacze. „O-ona potrafi zrobić straszliwe rzeczy, nawet jeśli jej tam nie ma,” Damien przemówił niezdecydowanie z drugiej strony sali. Bliźniaczki i Jack zapłakani, lecz silni kiwali z poparciem. „Nie ma żadnych dowodów, że Neferet maczała w tym palce.” Duantia powiedziała łagodnie do wszystkich. „Czy możesz powiedzieć, co stało się z Heathem? Możesz porozmawiać z jego duchem i dowiedzieć czegokolwiek?” Afrodyta spytała Thanatos, która wróciła na swój tron, kiedy Neferet zaczęła mówić. „Ludzki duch nie pozostaje w tym świecie i zanim odszedł na pewno mnie nie odszukał,” powiedziała Thanatos. „Gdzie jest Kalona!” Stark ignorował wszystkich innych i krzyknął do Neferet. „Gdzie ukrywasz swojego kochanka, który to spowodował?” 34
„Jeśli masz na myśli mojego nieśmiertelnego małżonka, Erebusa, to jest dokładnie powód, dla którego przyszłam do Rady.” Neferet odwróciła się tyłem do Starka i mówiła tylko do siedmiu członków Rady ”Ja także poczułam rozbicie duszy Zoey. Spacerowałam po labiryncie i psychicznie przygotowywałam się do opuszczenia wyspy San Clemente, co miało nastąpić na bardzo długi czas.” Neferet spauzowała, ponieważ Stark parsknął sarkastycznie i powiedział „ Ty i Kalona planowaliście przejąć kontrolę nad światem na Capri. Więc nie, prawdopodobnie nie będziesz chciała wrócić tu w niedalekiej przyszłości, chyba że zamierzasz zrzucić bomby na to miejsce.” Darius dotknął jego ramienia ponownie z cichym ostrzeżeniem, by uważał, ale Stark go odepchnął. „Nie przeczę, że ja i Erebus chcieliśmy powrócić do starożytnych czasów, kiedy wampiry rządziły na Capri i na całym świecie były czczone i szanowane tak jak nam się należy,” Neferet zwróciła się do niego „Ale nie zniszczę tej wyspy lub tej Rady. Prawdą jest, że chcę jej pomocy.” „Chyba raczej jej mocy. A teraz, kiedy Zoey nie stoi ci na drodze, masz większą szansę jej dostania,” powiedział Stark „Naprawdę? Czyżbym źle zrozumiała to, co zaszło między twoją Zoey a moim Erebusem dzień wcześniej w tej sali Rady? Ona przyznała, że był nieśmiertelnym szukającym bogini, by jej służyć.” „Ona nigdy nie nazwała go Erebusem,” wykrzyczał Stark „I mój nieśmiertelny Erebus życzliwie nazywał ją omylną zamiast kłamczuchą,” powiedziała Neferet. „Więc co zrobiłaś Neferet? Zmusiłaś go, by zabił Heatha i roztrzaskał duszę Zoey, ponieważ byłaś zazdrosna o więź między nimi?” Powiedział Stark, chociaż oczywiste było dla Afrodyty jak trudno mu było przyznać, że tak wiele było między Zoey i Kaloną. „Oczywiście, że nie! Użyj swojego rozumu, a nie twojego patetycznego złamanego serca, Wojowniku! Czy Zoey mogłaby zmusić cię do zabicia niewinnego dla niej? Oczywiście, że nie. Jesteś jej Wojownikiem, ale wciąż masz wolną wolę i nadal jesteś zobowiązany wobec Nyks, więc ostatecznie podlegasz woli bogini.” Nie pozwalając Starkowi mówić odwróciła się do Rady. „Tak jak wyjaśniałam. Poczułam rozbicie duszy Zoey, kiedy wracałam do pałacu, wówczas natknęłam się na Erebusa. Był ciężko ranny i ledwo
35
przytomny. Miał jedynie czas, by wypowiedzieć te słowa: Chroniłem moją boginię i wtedy odszedł.” „Kalona zmarł?” Afrodyta nie mogła powstrzymać rozmów innych. Zamiast jej odpowiedzieć, Neferet spojrzała na wejście sali. Stojących tam czterech Wojowników Rady niosło worek na śmieci, który zapadał się pod ciężarem jego pasażera. Jedno czarne skrzydło rozsypało się z boku i ciągnęło po podłodze. „Przynieście go!” Rozkazała Neferet. Powoli, szli krok za krokiem, dopóki nie położyli worka na podłodze przed podium. Stark i Darius automatycznie odsunęli się i stanęli pomiędzy ciałem Zoey a Kalony. „Oczywiście, że nie zmarł. On jest Erebusem, nieśmiertelnym.” Zaczęła Neferet swoim znajomym, wyniosłym głosem, ale potem wybuchła płaczem i powiedziała „On nie umarł, ale jak wszyscy widzicie on odszedł.” Tak jakby nie mogła kontrolować sama siebie Afrodyta wstała i podeszła do Kalony. Darius pojawił się natychmiast u jej boku. „Nie, nie dotykaj go,” ostrzegł. „Bez względu na to, czy nazywamy go Erebusem, czy nie, oczywiste jest, że to starożytny nieśmiertelny. Ze względu na moc zawartą w jego krwi Prorokini nie będzie mogła wejść do jego ciała, nawet jeśli jest ono pozbawione duszy. On nie jest takim samym zagrożeniem dla niej jak Zoey, Wojowniku.” Powiedziała Thanatos. „W porządku. Pozwól mi zobaczyć czy mogę się czegoś dowiedzieć,” Afrodyta powiedziała Dariusowi. „Jestem tutaj z tobą. Nie zamierzam Cię opuszczać,” powiedział i chwycił jej rękę idąc z nią do Kalony. Afrodyta mogła poczuć jak napięcie promieniuje przez ciało jej Wojownika, ale wzięła trzy długie oddechy i skoncentrowała się na Kalonie. Wahając się tylko chwilę, wyciągnęła rękę, położyła ją na jego ramieniu, tak jak zrobiła to z Zoey. Jego skóra była tak zimna w dotyku, że musiała się zmusić, by nie odsunąć dłoni. Zamiast tego, Afrodyta zamknęła oczy. Nyks? Jeszcze tylko jeden raz, proszę. Po prostu pokaż mi coś… cokolwiek, co może pomóc nam wszystkim. Wtedy Afrodyta zakończyła swoją cichą modlitwę myślą, która wzmocniła jej więź z Boginią i ostatecznie uczyniła ją Prorokinią w jej mniemaniu. Proszę użyj 36
mnie jako narzędzia do walki z ciemnością. Chcę cały czas podążać twoją ścieżką. Jej dłoń się rozgrzała, ale Afrodyta nie musiała wchodzić w niego, by powiedzieć, że Kalona odszedł. Ciemność jej powiedziała - i ze wstrząsem uświadomiła sobie, że umarł naprawdę. To było coś ponad prawem - istota ogromna, potężna i żyjąca. To było wszędzie. Obejmowało całe nieśmiertelne ciało. Afrodyta bardzo wyraźnie widziała atramentowe sieci, jakby były snute przez obrzękniętego, niewidzialnego pająka. Jego kleiste czarne strzępki były utkane na całym jego ciele - trzymając go - pieszcząc go - wiążąc go mocno, prawie jak w pokręconej wersji depozytu, ponieważ było oczywiste, że nieśmiertelne ciało zostało uwięzione, podobnie jak oczywistym było to, że wewnątrz tego ciała znajduje się kompletna pustka. Afrodyta sapnęła i szybko cofnęła rękę od jego skóry. Pocierając ponownie udo, jak gdyby czarna sieć splamiła także ją. Upadła znów na Dariusa, gdy jej kolana ustąpiły. „Było dokładnie tak jak we wnętrzu Zoey,” powiedziała, kiedy jej Wojownik wziął ją w swoje ramiona, celowo nie ujawniając, że ciało Kalony trzymało ją jako swoją zakładniczkę. „Jego już tu nie ma, także.”
Tłumaczenie: Nava15
37
Rozdział 5 Zoey „Zoey, musisz się obudzić. Proszę! Obudź się i powiedz coś do mnie.” Męski głos był miły. Wiedziałam, że był uroczy zanim otworzyłam oczy. Potem otworzyłam je i uśmiechnęłam się do niego, bo zdecydowanie miałam rację. Był taki, jakby moja Najlepsza Przyjaciółka Kayla powiedziała towarem pokrytym niesamowitym sosem. Nawet, mimo że kręciło mi się w głowie, poczułam ciepło i szczęście. Uśmiechnęłam się szeroko. „Obudziłam się. Kim jesteś?” „Zoey, przestań się wygłupiać. To nie jest śmieszne.” Dziecko zmarszczyło na mnie brwi i uświadomiłam sobie nagle wszystko, że leżałam w jego ramionach w poprzek jego kolan. Szybko usiadłam i trochę się od niego odsunęłam. To znaczy, tak, był super uroczy i w ogóle, ale znajdowanie się na czyichś obcych kolanach było dość niekomfortowe dla mnie. „Uh, nie próbuję być zabawna.” Jego urocza twarz przeszła w całkowicie nieruchomą i zszokowaną. „Zo, czy ty mi mówisz, że naprawdę nie wiesz kim ja jestem?” „Dobrze, posłuchaj. Wiesz, że ja nie wiem kim ty jesteś. Nawet, mimo że to brzmi jakbyś mnie znał.” Spauzowałam, zdezorientowana przez wszystkie wiesz. „Zoey, czy ty wiesz kim jesteś?” Zamrugałam. „To jest głupie pytanie. Oczywiście, że wiem kim jestem. Jestem Zoey.” Dobrą rzeczą było to, że dzieciak był przystojny, bo oczywiście nie był najbystrzejszą Crayolą w zestawie. „Czy wiesz gdzie jesteś?” Jego głos był delikatny, prawie niezdecydowany. Rozejrzałam się dookoła. Siedzieliśmy na jakiejś miłej miękkiej trawie obok doków, które doprowadzone były do jeziora, wyglądającego jak szkło w przepięknym porannym świetle słonecznym. Światło słoneczne? To było złe. Coś było nie tak.
38
Przełknęłam ciężko ślinę i napotkałam łagodne brązowe oczy chłopaka. „Powiedz mi swoje imię.” „Heath. Jestem Heath. Znasz mnie, Zo. Zawsze mnie znałaś.” Znałam go. Przebłyski o nim migały przez moją pamięć jakby ktoś szybko przewijał płytę DVD – Heath powiedział mi, że moje rozczochrane włosy wyglądają uroczo – Heath ocalił mnie od tego olbrzymiego pająka, który spadł na mnie w szóstej klasie – Heath całował mnie po raz pierwszy po meczu piłki nożnej w ósmej klasie – Heath pił za dużo i mnie wkurzał – moje skojarzenie z Heathem… i potem ponowne skojarzenie, i w końcu ja oglądająca, jak Heath… „Oh, Bogini!” Moje wspomnienia się połączyły i pamiętałam. Pamiętałam. „Zo,” przyciągnął mnie z powrotem w swoje ramiona – „Już dobrze. Wszystko będzie dobrze.” „Jak to będzie w dobrze?” Szlochałam. „Jesteś martwy!” „Zo, kochanie, stało się i tyle. Nie byłem naprawdę przerażony i nawet nie bolało za bardzo.” Zakołysał mną powoli i poklepał po plecach, kiedy mówił do mnie tym jego spokojnym, znajomym głosem. „Ale ja pamiętam! Pamiętam!” Nie mogłam się powstrzymać od płaczu. „Kalona Cię zabił. Widziałam to. Oh, Heath, próbowałam go powstrzymać. Naprawdę, naprawdę próbowałam.” „Ciii kochanie, ciii. Wiem o tym. Nic nie mogłaś zrobić. Wezwałem Cię do mnie i przybyłaś. Zrobiłaś dobrze, Zo. Zrobiłaś dobrze. Teraz musisz wrócić i postawić się jemu i Neferet. Neferet zabiła te dwa wampiry z twojej szkoły, tamtego nauczyciela dramatu i tego drugiego faceta.” „Lorena Blake’a?” Szok osuszył moje łzy i otarłam twarz. Heath jak zwykle wyciągnął zwitek chusteczek Kleenex z jego jeansowej kieszeni. Patrzyłam na nie przez chwilę i następnie zaskakując nas oboje, parsknęłam śmiechem. „Wziąłeś zużyte chusteczki Kleenex do nieba? Poważnie?” Zachichotałam. Wyglądał na obrażonego. „Zo. One nie były używane. Cóż, przynajmniej nie za dużo.” Potrząsnęłam głową na niego i ostrożnie wzięłam zwitek, wycierając twarz. „Nos także wydmuchaj. Zasmarkałaś się. Zawsze się zasmarkasz, kiedy płaczesz. To dlatego zawsze mam chusteczki Kleenex.” 39
„Och, bądź cicho! Nie płaczę tak dużo,” powiedziałam, zapominając na moment, że był martwy i w ogóle. „Tak, ale kiedy to robisz to dużo smarkasz, więc muszę być przygotowany.” Patrzyłam na niego, kiedy rzeczywistość uderzyła mnie ponownie. „To co się dzieje? Nie jesteś tu po to, aby dać mi usmarkane chusteczki?” Szloch wydobył się z mojego gardła. „I… i by przypomnieć mi, jak jest w domu, czym jest miłość? Jak jest być człowiekiem?” Wrzasnęłam znowu. „Och, Zo. Odkryjesz to wszystko sama. Masz dużo czasu. Jesteś wielką wampirzą Wyższą Kapłanką. Pamiętasz?” „Nie chcę nią być,” powiedziałam mu z całkowitą szczerością. „Chcę być Zoey i być tu z tobą.” „To jest po prostu część Ciebie. Hej, może ta część Ciebie musi dorosnąć.” Powiedział ze spokojem w jego głosie, który brzmiał nagle zbyt staro i rozsądnie, jak na mojego Heatha. „Nie.” Kiedy wypowiedziałam to słowo, zobaczyłam mignięcie atramentowej ciemności, ślizgającej się na krawędzi mojego wzroku. Mój żołądek się skurczył i pomyślałam, że było tak jakby ktoś mi przywalił ostrymi rogami. „Zo, nie możesz zmienić przeszłości.” „Nie.” Powtórzyłam, i odwróciłam wzrok, by nie patrzeć na Heatha, spoglądając na to, co było przed chwilą, piękną jasną łąką oprawioną doskonałym jeziorem. Tym razem na pewno widziałam cienie i postacie tam, gdzie nic nie było przedtem, oprócz światła słonecznego i motyli. Ciemność w tych cieniach mnie przeraziła, ale postaci, które także w nich były przyciągały mnie jak świecące rzeczy przyciągają dzieci. Kilka par oczu błyszczało w mroku coraz silniej i wyłapałam jedną parę z dobrym spojrzeniem. Poczułam wstrząs rozpoznania. Przypominali mi kogoś… „Wiem, że ktoś tam jest.” Heath złapał moją brodę w ręce i zmusił mnie do spojrzenia na niego, a nie na cienie. „Zo, myślę, że to nie jest dobry pomysł, by rozglądać się dookoła. Po prostu musisz się zdecydować, by wrócić do domu, a potem tupnij obcasami, albo zrób jakąś swego rodzaju ekstra – wyjątkową – strzelającą – magiczną – rzecz Wyższej Kapłanki i wróć do prawdziwego świata, do którego należysz.” „Bez Ciebie?”
40
„Beze mnie. Jestem martwy.” Powiedział łagodnie, gładząc mój policzek palcami, aż czułam się zbyt żywa. „Muszę tu zostać, myślę, że to jest pierwszy krok to tego, gdzie powinienem być. Ale ty nadal żyjesz, Zo. Nie przynależysz tutaj.” Odciągnęłam twarz od jego ręki, odsunęła się od niego, wstałam i potrząsnęłam głową, sprawiając, że moje włosy latały dookoła mnie jak u szalonej kobiety. „Nie! Nie wrócę bez Ciebie!” Kolejny cień przykuł mój wzrok, był teraz ciemny, rozwijając mgłę, która nas otoczyła, i byłam pewna, że widziałam błysk ostrych rogów. Potem mgła zakotłowała się ponownie, a cień przybrał bardziej ludzką formę, spoglądając na mnie z ciemności. „Znam Cię.” Wyszeptałam do oczu, które były takie jak moje, tylko wyglądały starzej i smutniej – dużo smutniej. Następnie inny kształt zajął jej miejsce. Te oczy także napotkały moje, tylko nie były smutne. Te były szydercze i niebieskie, ale to nie skreślało faktu, że je znałam. „Ty…” Wyszeptałam, próbując wyciągnąć się z ramion Heatha, które trzymały mnie mocno przy jego ciele. „Nie patrz. Po prostu się pozbieraj i wróć do domu, Zo.” Ale ja nie mogłam przestać patrzeć. Coś w środku mnie zmuszało. Widziałam inną twarz, te oczy – i tym razem znałam je wystarczająco dobrze, wiedza dała mi siłę, i odciągnęłam się od Heatha, obracając go, więc mógł zobaczyć miejsce, które wskazałam w mroku. „Jasna cholera, Heath! Spójrz na to. To ja!” I tak było. „Ja” zamarło, kiedy patrzyliśmy na siebie. Była prawdopodobnie dziewięciolatką i mrugała na mnie w przerażającej ciszy. „Zoey, spójrz na mnie.” Heath zakręcił mną dookoła, trzymając moje ramiona w uścisku, więc wiedziałam, że spowoduje to później siniaki. „Musisz się stąd wydostać.” „Ale to jestem ja kiedy byłam dzieckiem.” „Myślę, że to wszystko jest tobą – kawałkami ciebie. Coś się stało z twoją duszą, Zoey i musisz się stąd wydostać, może tak się to naprawi.” Nagle dostałam zawrotów głowy i opadłam w jego ramionach. Nie wiedziałam jak, ale wiedziałam, że to zrobiłam. Słowa, które wypowiedziałam były prawdziwe jak ostateczność jego śmierci. „Nie mogę odejść, Heath. Nie, jeśli
41
nie wszystkie te kawałki mnie są mną. I nie mam pojęcia jak to się stało – po prostu nie wiem!” Heath przycisnął swoje czoło do mojego. „Cóż, Zo, może powinnaś spróbować użyć tego irytującego cię głosu mamy, który stosowałaś na mnie, kiedy piłem za dużo i powiedz im… nie wiem… coś, co powstrzyma to całe szaleństwo i będą mogły dostać się z powrotem do twojego wnętrza, tam gdzie należą.” Brzmiał tak bardzo jak ja, że prawie sprawił, że się uśmiechnęłam. Prawie. „Ale jeśli się pozbieram, będę musiała stąd odejść. Wiem to, Heath.” Wyszeptałam do niego. „Jeżeli się nie pozbierasz, nigdy stąd nie odejdziesz ponieważ umrzesz, Zo. Czuję to.” Spojrzałam w jego ciepłe, znajome oczy. „Czy to będzie aż takie złe? Mam na myśli, że to miejsce wygląda lepiej niż bałagan, który czeka na mój powrót w prawdziwym świecie.” „Nie, Zoey.” Heath brzmiał na wkurzonego. „Tutaj nie jest dobrze, nie dla Ciebie.” „Cóż, może dlatego, że nie jestem martwa. Jeszcze.” Przełknęłam ślinę i przyznam, że powiedzenie tego głośno brzmiało trochę przerażająco. „Myślę, że chodzi o coś więcej niż tylko to.” Heath nie spojrzał na mnie więcej. Patrzył ponad moje ramię, a jego oczy zrobiły się całkowicie duże i okrągłe. Odwróciłam się. Wijące postaci, wyglądające niezręcznie jak dziwadła, niedokończone wersje mnie unosiły się w czarnej mgle, mieląc i paplając i w zasadzie działając dziwnie na nerwy. Potem nastąpił błysk światła, który zamienił się w ogromny zbiór, niebezpiecznych spiczastych rogów, i ze strasznym łopoczącym hałasem, coś zstępowało na koniec łąki, wywołując te duchy, te upiory, te niekompletne kawałki mnie, które zaczęły krzyczeć i krzyczeć i krzyczeć, a potem rozproszyły się i zniknęły. „Co się teraz stanie?” Zapytałam Heatha – próbując – nieskutecznie – powstrzymać przerażenie w moim głosie, kiedy zaczynaliśmy cofać się przez łąkę. Heath złapał moją rękę i ścisnął. „Nie wiem, ale będę tu z tobą, przebrniemy przez to wszystko. I właśnie teraz.” Wyszeptał głosem wypełnionym napięciem. „Nie oglądaj się za siebie, po prostu chodź ze mną i biegnij!” 42
To był jeden z kilku razy w moim życiu, kiedy nie kłóciłam się z nim. Nie kwestionowałam tego, co powiedział. Robiłam dokładnie to, co powiedział. Trzymałam się Heatha i biegłam.
Tłumaczenie: Emergency
43
Rozdział 6 Stevie Rae „Stevie Rae, to nie jest dobry pomysł,” powiedział Dallas próbując za nią nadążyć. „Nie znikam na długo, obiecuję,” powiedziała, zatrzymując się na parkingu i rozglądając się dookoła za małym niebieskim samochodem Zoey. „Ha! Tutaj jest, ona zawsze zostawia w nim kluczyki, bo drzwi i tak się nie blokują.” Stevie Rae podbiegła do Garbusa, otworzyła skrzypiące drzwi i wydała zwycięski okrzyk, kiedy zobaczyła kluczyki zwisające w stacyjce. „Naprawdę chciałbym, żebyś poszła do Izby Rady ze mną i powiedziała wampirom o tym, co zamierzasz, nawet jeśli nie chcesz powiedzieć mi. Poznasz ich opinie o tym, co dzieje się w twojej głowie, dziewczyno.” Stevie Rae odwróciła się do Dallasa. „Cóż, to jest problem. Nie jestem pewna tego, co robię. I Dallas, nie zamierzam mówić kilku wampirom rzeczy, których nie powiedziałam najpierw Tobie, musisz o tym wiedzieć.” Dallas otarł ręką swoją twarz. „Kiedyś to wiedziałem, ale wiele rzeczy się stało tak szybko, a ty zachowujesz się dziwnie.” Położyła mu rękę na ramieniu. „Mam tylko przeczucie, że może być coś, co pomoże Zoey, ale nie będę przebywać teraz w sali z kilkoma spiętymi wampirami. Muszę się stąd wydostać,” Stevie Rae wskazała ramionami na ziemię dookoła nich. „Muszę użyć mojego elementu i pomyśleć. Wygląda na to, że coś ominęłam, a zrozumienie tego jest poza moim zasięgiem. Zamierzam użyć ziemi, by pomogła mi do tego dojść.” „Nie możesz zrobić tego tutaj? Tutaj jest wiele ładnej ziemi wokół całej szkoły.” Stevie Rae uśmiechnęła się do niego. Nienawidziła okłamywać Dallasa, ale ponownie, nie kłamała tak naprawdę. Naprawdę szła, by znaleźć sposób, aby pomóc Z, i nie mogła tego zrobić w Domu Nocy. „Tutaj za dużo rzeczy mnie rozprasza.” „Dobra, słuchaj, wiem, że nie mogę cię zatrzymać, ale chcę, żebyś mi coś obiecała, albo skopie Ci tyłek za to, że nie można Cię zatrzymać.” Oczy Stevie Rae rozszerzyły się i tym razem nie miała siły na uśmiech. „Spróbujesz skopać mi tyłek Dallas?” „Cóż, ty i ja wiemy, że po prostu spróbuję i nie udaję…”
44
Wciąż uśmiechając się do niego, powiedziała, „Co chcesz, żebym obiecała?” „To, że nie będziesz teraz wracać do magazynu. Oni omal Cię zabili, a ty wyglądasz na całkowicie zdrową i odbudowaną, ale oni prawie cię zabili. Wczoraj. Więc musisz mi obiecać, że nie zamierzasz się tam wybierać dzisiaj.” „Obiecuję,” powiedziała szczerze. „Nie idę tam. Mówiłam Ci... chcę dowiedzieć się jak pomóc Z, a walka z tymi dzieciakami zdecydowanie jej nie pomoże.” „Przysięgasz?” „Przysięgam.” Wypuścił westchnienie przepełnione ulgą. „Dobrze. Co mam powiedzieć tym wampirom o tym, że Cię nie ma?” „Tylko to, co powiedziałam Tobie..., że muszę otoczyć się ziemią i zostać sama. Staram się coś zrozumieć i nie mogę zrobić tego tutaj.” „Dobrze. Powiem im. Będą wkurzeni.” „Tak, no cóż, będę wkrótce,” powiedziała, wsiadając do samochodu Zoey. „Nie martw się. Będę ostrożna.” Silnik ledwie się zapalił, a Dallas stukał w okno. Pomijając zirytowanie westchnęła i otworzyła okno. „Niemal zapomniałem Ci powiedzieć - usłyszałem jak niektóre dzieciaki rozmawiają, kiedy na ciebie czekałem. W całym Internecie mówi się, że Z nie jest jedyną rozbitą na kawałki duszą w Wenecji.” „Co to do cholery ma znaczyć, Dallas?” „Mówi się, że Neferet rzuciła Kalonę w ręce Wyższej Rady - dosłownie. Jego ciało istnieje, ale jego dusza zniknęła.” „Dzięki Dallas. Muszę jechać!” Nie czekając na jego odpowiedź, Stevie Rae przerzuciła biegi w garbusie i wyjechała z parkingu poza teren szkoły. Obierając szybko kierunek na ulicę Utica, skierowała się do śródmieścia i na północ, w kierunku obrzeży Tulsy, a następnie do Muzeum Gilcrease. Dusza Kalony również zniknęła. Stevie Rae nawet przez chwilę nie wierzyła w to, że on był tak rozchwiany z żalu, że jego nieśmiertelna dusza się rozerwała. „Mało prawdopodobne,” mruknęła do siebie, przemierzając ciemne, ciche ulice Tulsy. „On poszedł za nią.” Jak tylko Stevie Rae wypowiedziała te słowa na głos, wiedziała, że miała rację. 45
Więc co mogła zrobić w związku z tym? Nie miała pojęcia. Nie wiedziała nic o nieśmiertelnych, albo o rozbitych duszach lub o świecie dusz. Jasne, że umarła, ale ona również stała się nieumarła. I nie pamięta, żeby jej dusza gdziekolwiek poszła. Pułapka... Było ciemno, zimno i głucho, a ja chciałam krzyczeć i krzyczeć i... Stevie Rae wzdrygnęła się, odpychając myśli. Nie pamiętała za wiele z tego strasznego, czasu śmierci - nie chciała. Ale zna kogoś, kto dużo rozumie o nieśmiertelnych, zwłaszcza o Kalonie i świecie dusz. Według babci Z, Rephaim był duszą, do czasu, gdy Neferet uwolniła jego obrzydliwego tatusia. „Rephaim będzie coś wiedział. I to co on wie, ja będę wiedzieć,” powiedziała stanowczo, zaciskając palce na kierownicy. Jeśli będzie musiała wykorzysta moc ich Skojarzenia, moc jej elementu i co nieco mocy z wewnątrz jej ciała, aby uzyskać od niego informacje. Ignorując chorobę, czuła się strasznie winna, że myślała o walce z Rephaimem, dała garbusowi więcej gazu i opuściła drogę Gilcrease. Nie musiała się zastanawiać, gdzie go znajdzie. Stevie Rae po prostu wiedziała. Frontowe drzwi do starego dworu były już wyważone i wślizgnęła się do środka ciemnego, zimnego domu podążając za jego niewidzialnym szlakiem wyżej i wyżej. Nie musiała widzieć uchylonych drzwiczek balkonu, aby wiedzieć, że on jest na zewnątrz. Wiedziała, że on tam jest. Zawsze wiem, gdzie on jest, pomyślała ponuro. Nie odwrócił się do niej od razu, a ona była zadowolona. Stevie Rae potrzebowała czasu, aby spróbować przyzwyczaić się do jego widoku ponownie. „Więc, przyszłaś,” powiedział, wciąż nie odwracając się do niej. Ten głos - ten ludzki głos. To uderzyło ją ponownie, tak jak było to pierwszej nocy, gdy go usłyszała. „Wzywałeś mnie,” powiedziała, próbując zachować zimny ton - próbując powstrzymać złość, jaką czuła w związku z tym, co jego straszny tatuś spowodował. Odwrócił się do niej, a ich oczy się spotkały. Wyglądał na wyczerpanego, to była jej pierwsza myśl. Jego ramię znów krwawi. Ona wciąż jest obolała, to była jego pierwsza myśl. I jest przepełniona gniewem. Patrzyli na siebie w milczeniu, nie chcą wypowiadać swoich myśli na głos. 46
„Co się stało?” Zapytał wreszcie. „Skąd wiesz, że coś się stało?” Odpowiedziała. Zawahał się zanim powiedział, oczywiście starannie dobierając słowa. „Wiem od Ciebie.” „Mówisz bez sensu, Rephaim.” Dźwięk jej głosu wypowiadającego jego imię brzmiał jak echo w powietrzu dookoła nich, a noc nagle pociemniała na wspomnienie lśniącej czerwonej mgły, która została wysłana przez syna nieśmiertelnego, by pieścić skórę Stevie Rae i wezwać ją do niego. „To dlatego, że to nie ma sensu dla mnie,” powiedział, jego głębokim, miękkim i niezdecydowanym głosem. „Nic nie wiem na temat działania Skojarzenia, musisz mnie nauczyć.” Stevie Rae czuła, że jej policzki się palą. On mówił prawdę, uświadomiła sobie. Nasze Skojarzenie pozwala mu wiedzieć pewne rzeczy na mój temat! I jak on mógł to zrozumieć? Ja ledwo to pojmuję. Odchrząknęła. „Więc mówisz, że wiesz, że coś się stało, ponieważ możesz zrozumieć to ode mnie?” „Wyczuć, nie zrozumieć,” poprawił ją. „Czułem Twój ból. Nie tak jak wcześniej, zaraz po tym jak piłaś ze mnie. Wtedy twoje ciało było przepełnione bólem. Twój ból dziś w nocy był emocjonalny, nie fizyczny.” Nie mogła przestać patrzeć na niego, jej szok był wyraźny na jej twarzy. „Tak, tak było. Nadal tak jest.” „Powiedz mi, co się stało.” Zamiast mu odpowiedzieć, zapytała, „Dlaczego wezwałeś mnie tutaj?” „Czułaś ból. Ja też to czułem.” Przerwał, oczywiście niezdecydowany co powiedzieć i wtedy kontynuował, „Chciałem zatrzymać uczucie tego. Więc wysłałem Ci moją moc i wezwałem Cię do mnie.” „Jak to zrobiłeś? Z czego była ta czerwona mgła?” „Odpowiedz na moje pytanie, a ja odpowiem na twoje.” „W porządku. Twój ojciec zabił Heatha, ludzkiego chłopaka, który był małżonkiem Zoey. Zoey widziała jak go zabił i nie mogła go powstrzymać, a to rozbiło na kawałki jej duszę.”
47
Rephaim nadal na nią patrzył, a ona poczuła jakby patrzył przez jej ciało i bezpośrednio w jej duszę. Nie mogła odwrócić wzroku, chociaż im dłużej ich spojrzenia były odwzajemnione tym trudniej było powstrzymać jej złość. Jego oczy były takie ludzkie. Tylko ich kolor nie pasował, a ich szkarłat nie był obcy Stevie Rae tak, jak powinien. Prawdę mówiąc był przerażająco znajomy, to była barwa jej własnych oczu. „Nie masz nic do powiedzenia na ten temat?” Wypaliła, odwracając wzrok od niego, tak aby mogła patrzeć w pustą noc. „Jest coś więcej. O czym mi nie mówisz?” Gniew narastał w niej znowu, Stevie Rae napotkała ponownie jego wzrok. „To, że dusza twojego ojca, też jest rozbita.” Rephaim zamrugał z czystym szokiem w jego krwistych oczach. „Nie wierzę w to,” powiedział. „Ani ja, ale Neferet rzuciła jego bezduszne ciało w ręce Wyższej Rady i podobno oni kupili tę historię. Wiesz co myślę?” Nie zaczekała na jego odpowiedź, ale zaczekała aż jej głos przepełnił się frustracją, gniewem i strachem. „Myślę, że Kalona podążył za Zoey do Otherworldu, ponieważ ma kompletną obsesję na jej punkcie.” Stevie Rae otarła policzki, ścierając łzy, które uroniła. „To niemożliwe,” Rephaim brzmiał prawie tak smutno. „Mój ociec nie może powrócić do Otherworldu. Królestwo zostało mu na wieki zakazane.” „Cóż, oczywiście zorientował się jak ominąć zakaz.” „Sposób, aby ominąć wieczne wygnanie przez samą Boginię Nocy? Jak można to osiągnąć?” „Nyks wykopała go z Otherworldu?” Powiedziała Stevie Rae. „To był wybór mojego ojca. Był Wojownikiem Nyks. Więź Przysięgi została złamana, kiedy upadł.” „Oh, Bogini, Kalona był po stronie Nyks?” Nieświadoma, że tak robi, Stevie Rae zbliżyła się do Rephaima. „Tak. Bronił jej przed Ciemnością.” Rephaim patrzył w noc. „Co się stało? Dlaczego stał się upadły?” „Ojciec nigdy o tym nie mówił. Wiem, że cokolwiek to było, wypełniło go złością palącą na wieki.” 48
„I oto jak zostałeś stworzony. Z tego gniewu.” Jego wzrok ponownie odnalazł jej. „Tak.” „Czy to też Cię przepełnia? Ten gniew i ciemność?” Nie mogła powstrzymać się od zapytania. „Czy nie wiedziałabyś jeśli, by tak było? Tak jak ja poznałem Twój ból? Czy nie tak działa Skojarzenie między nami?” „Cóż, to jest skomplikowane. Zrozum, byłeś zmuszony do roli mojego małżonka, ponieważ, ja jestem wampirem. I to jest łatwe dla małżonków, by poznać rzeczy o ich wampirze niż w innych okolicznościach. Co mam od ciebie jest...” „Moja moc,” wtrącił się. Nie myślała, że brzmiał jak szaleniec, po prostu był zmęczony i prawie bezsilny. „Dostałaś moją nieśmiertelną siłę.” „O kurczę! Dlatego tak cholernie szybko wyzdrowiałam.” „Tak, i dlatego ja nie.” Stevie Rae zamrugała ze zdziwienia. „Niech to szlag. Musisz czuć się strasznie wyglądasz bardzo źle.” Wydał dźwięk, który był czymś pomiędzy śmiechem, a parsknięciem. „A ty wyglądasz na zdrową i jesteś ponownie sobą.” „Jestem zdrowa, ale nie będę zupełnie sobą, jeśli się nie dowiem jak pomóc Zoey. Ona jest moja najlepszą przyjaciółką, Rephaim. Ona nie może umrzeć.” „On jest moim ojcem. On też nie może umrzeć.” Patrzyli na siebie, starając się zrozumieć to, co było między nimi, co wiązało ich, nawet ból i gniew wirowały wokół nich, określając i rozdzielając ich światy. „Co powiesz na to: damy ci coś do jedzenia. Ja znów nastawię to skrzydło, co nie będzie zabawne dla żadnego z nas, a potem postaramy się dowiedzieć, co się dzieje z Zoey i twoim ojcem. Powinieneś coś wiedzieć. Nie potrafię czuć twoich emocji tak, jak ty czujesz moje, ale mogę powiedzieć, jeśli mnie okłamiesz. Jestem również pewna, że udałoby mi się cię znaleźć, nie ważne, gdzie byś był. Więc jeśli mnie okłamiesz i wystawisz Zoey, daję Ci słowo, że stanę przeciwko Tobie z całą siłą mojego elementu i twojej krwi.” „Nie będę Cię okłamywać,” powiedział. „Dobrze. Chodźmy do muzeum i znajdźmy kuchnię.” 49
Stevie Rae opuściła balkon na dachu, a Raven Mocker poszedł za nią tak, jakby był przywiązany do Wyższej Kapłanki przez niewidzialny łańcuch nie do zerwania. „Możesz mieć wszystko na tym świecie, czego pożądasz, z tą siłą,” Rephaim powiedział pomiędzy gryzami ogromnej kanapki, którą mu uszykowała z rzeczy, które zostały i jeszcze się nie zepsuły w przemysłowej lodówce muzealnej restauracji. „Nie, nie do końca. To znaczy, jasne, mogę zmusić jednego zmęczonego, przepracowanego i trochę przygłupiego strażnika nocnego, żeby nas wpuścił do muzeum, a następnie zapomniał, że kiedykolwiek istnieliśmy, ale nie mogę robić czegoś typu rządzenie światem, czy cokolwiek szalonego w tym stylu.” „Doskonale jest władać taką mocą.” „Nie, to odpowiedzialność, o którą nie pytałam i naprawdę nie chciałam. Zrozum, ja nie chcę sprawiać, żeby ludzie robili to, co bym chciała, żeby robili. To po prostu jest niewłaściwe - nie jeśli jestem po stronie Nyks.” „Ponieważ twoja Bogini nie wierzy w dawanie jej poddanym obiektów ich pożądania?” Stevie Rae patrzyła na niego przez chwilę, kręcąc lok wokół jej palca przed udzieleniem odpowiedzi, myśląc, że on może namieszać jej w głowie, ale czerwone spojrzenie, które napotkało jej było całkowicie poważnie. Więc wzięła głęboki oddech i wyjaśniła, „Nie z tego powodu, ale dlatego, że Nyks wierzy w dawanie wszystkim wolnego wyboru, a kiedy mieszam w ludzkim umyśle i zaszczepiam rzeczy sprawiające, że nie ma on kontroli nad tym, zabieram jego wolną wolę. To po prostu jest nie w porządku.” „Naprawdę wierzysz, że każdy na świecie powinien mieć wolną wolę?” „Tak. Dlatego dzisiaj jestem tutaj i mówię do Ciebie. Zoey mi to zwróciła. Potem w podobny sposób zrobiłam to samo dla ciebie.” „Pozwoliłaś mi żyć, mając nadzieję, że wybiorę własną drogę, a nie tę mojego ojca.” Stevie Rae była zaskoczona, że powiedział to tak swobodnie, ale ona nie pytała, co skłoniło go do uczciwości, po prostu powiedziała, „Tak. Powiedziałam Ci, że zamknęłam tunel za tobą i wypuściłam cię, zamiast oddać Cię w ręce moich znajomych. Jesteś teraz odpowiedzialny za swoje życie. Nie masz zobowiązań w stosunku do ojca czy ktokolwiek innego.” Przerwała na chwilę, a następnie powiedziała resztę w wielkim pośpiechu. „I zacząłeś już podążać inną ścieżką, ratując mnie na dachu.” 50
„Niespłacony dług życia jest niebezpieczny. To było logiczne, że muszę spłacić dług, który był między nami.” „Tak, rozumiem, ale co z dzisiejszą nocą?” „Dzisiejszą nocą?” „Wysłałeś mi swoją moc i wezwałeś mnie do siebie. Jeśli masz tego rodzaju moc, dlaczego po prostu nie złamiesz naszego Skojarzenia? To zakończyłoby twój ból.” Przestał jeść, a jego szkarłatny wzrok utkwił w jej. „Nie rób ze mnie czegoś czym nie jestem. Spędziłem wieki w ciemności. Żyłem ze złem. Jestem związany z moim ojcem. On jest wypełniony gniewem, który może równie dobrze spalić ten świat, i jeśli wróci, muszę stanąć u jego boku. Spójrz na mnie, taki jestem, Stevie Rae. Jestem istotą ożywioną poprzez złość i gwałt. Chodzę wśród żywych, ale jestem inny. Nie nieśmiertelny, nie mężczyzna i nie zwierzę.” Stevie Rae pozwoliła jego słowom ugrzęznąć w żyłach. Wiedziała, że był całkowicie szczery z nią. Ale dla siebie był czymś więcej niż maszyną gniewu i zła, kiedy został stworzony. Wiedziała to, ponieważ była tego świadkiem. „Cóż, Rephaim, co powiesz, jeśli powiem po prostu, że możesz mieć rację.” Widziała zrozumienie pojawiające się w jego krwistych oczach. „Co oznacza, że mogę również być w błędzie?” Wzruszyła ramionami. „Ja tylko mówię.” Nie mówiąc nic, potrząsnął głową i wrócił do jedzenia. Uśmiechnęła się i kontynuowała robienie sobie kanapki z indykiem. „Więc,” powiedziała, nakładając musztardę na biały chleb. „Jaka jest twoja teoria, dlaczego dusza twojego ojca zaginęła?” Jego wzrok utkwił w jej, a jedno słowo, które wypowiedział zmroziło jej krew. „Neferet.”
Tłumaczenie: Lunax3
51
Rozdział 7 Stevie Rae „Dallas powiedział mi, że Neferet rzuciła pozbawione duszy ciało Kalony w ręce Wyższej Rady.” „Kim jest Dallas," zapytał Rephaim. „Chłopakiem, którego znam. Więc wygląda na to, że Neferet zwróciła się przeciw Kalonie, chociaż mieli być razem i w ogóle.” „Neferet uwodzi mojego ojca i udaje, że jest jego partnerkę, ale jedyną osobą o jaką się naprawdę troszczy jest ona sama. Gdy on przepełniony jest złością, ona przepełniona jest nienawiścią. A nienawiść jest niebezpieczniejszym sojusznikiem.” „Więc jesteś pewien, że Neferet zdradzi Kalonę, by chronić siebie?” Stevie Rae zapytała. „Jestem pewien, że Neferet zdradziłaby każdego, by chronić siebie.” „Co ona chce osiągnąć przez odwrócenie się od niego, szczególnie, że on jest teraz bez duszy i takie tam?” „Wydając go Wyższej Radzie, oddala od siebie podejrzenia,” powiedział. „Taa, to ma sens. Wiem, że chce, żeby Zoey była martwa. I w ogóle nie troszczy się o Heatha. Właściwie dla Neferet to cudownie, że Zoey widziała, że Kalona zabił Heatha i spowodował, że Zoey rzuciła w niego moce ducha i to nie było w stanie go powstrzymać, ponieważ jej dusza była za bardzo rozbita. Wydaje się, że to właściwie tylko pół kroku od śmierci.” Oczy Rephaima spojrzały nagle na nią ostro „Zoey zaatakowała mojego ojca elementem ducha?” „Tak, to właśnie powiedziała mi Lenobia i Dragon.” „Więc musiał zostać ciężko ranny.” Rephaim odwrócił wzrok i nie powiedział nic więcej. „Hej, musisz mi powiedzieć, co wiesz,” Stevie Rae powiedziała szczerze. Kiedy wciąż nic nie mówił westchnęła i kontynuowała, „Okay, oto moja prawda. Przyjechałam tu dzisiaj gotowa, by zmusić Cię do rozmowy o twoim ojcu, Otherworldzie tego typu rzeczach, ale teraz, gdy jestem tutaj i rozmawiam z tobą, nie chcę Cię do niczego zmuszać.” Niepewnie dotknęła jego ramienia. Jego ciało szarpnęło się, gdy jej palce napotkały jego skórę, ale nie odsunął się. 52
„Czy nie możemy współpracować w tej sprawie? Czy naprawdę chcesz, żeby Zoey była martwa?” Jego oczy napotkały jej oczy ponownie. „Nie mam powodów, by życzyć twoim przyjaciołom śmierci, ale wy życzycie krzywdę mojemu ojcu.” Stevie Rae wypuściła oddech pełen frustracji „Co powiesz na kompromis, który chcę zaproponować. Co jeśli powiem ci, że chcę tylko, żeby Kalona zostawił nas wszystkich w spokoju?” „Nie wiem, czy to mogłoby być kiedykolwiek możliwe,” Rephaim powiedział. „Ale jest możliwe, żebym sobie tego życzyła. Teraz Zoey i Kalona nie mają duszy. Wiem, że twój ojciec jest nieśmiertelny, ale to, że jego ciało jest jedynie powłoką, to na pewno nie jest dobre.” „Nie, to nie jest dobre.” „Może warto więc pracować razem, żeby spróbować ściągnąć ich oboje, a potem zająć się tym co będzie potem, jeśli faktycznie będzie jakieś potem.” „Na to mogę się zgodzić,” powiedział. „Dobrze!” Ścisnęła jego ramię zanim zdjęła z niego rękę. „Powiedziałeś, że Kalona jest ranny. Co miałeś na myśli?” „Jego ciało nie może zostać zabite, ale jeśli jego duch jest uszkodzony, to staje się fizycznie osłabiony. W ten sposób A-ya go uwięziła. Jego dusza była wypełniona emocjami do niej. To zdekoncentrowało go i osłabiło, a jego ciało stało się bezbronne.” „A w ten sposób Neferet mogła rzucić go w ręce Wyższej Rady.” Stevie Rae powiedziała. „Zoey zraniła jego duszę, więc jego ciało jest bezbronne.” „Musi być coś więcej niż tylko to. Chyba, że jest w niewoli, jak wtedy, gdy A-ya go przetrzymywała w ziemi. Ojciec mógłby się regenerować prawie natychmiast. Dopóki jest wolny, może uzdrowić swoją duszę.” „Cóż, oczywiście, Neferet schwytała go zanim się uzdrowił. Ona jest tak nasiąknięta złem, że prawdopodobnie wysłała mu to całe gówno przesiąknięte straszną ciemnością, a które nosi wokół siebie, a potem…” „To jest to!” Wstał podniecony, a następnie skrzywił się z powodu bólu swojego skrzydła. Trąc ranne ramię, usiadł z powrotem, trzymając je blisko siebie. „Ona kontynuowała atak na jego ducha. Neferet jest Tsi Sgili. Ona poprzez wykorzystywanie sił ciemności w sferze duchowej zyskuje jej moc.” 53
„Zabiła Shekinah bez dotykania jej.” Stevie Rae przypomniała sobie. „Neferet dotknęła Wyższą Kapłankę, ale nie rękoma. Ona manipulowała nićmi śmierci, jest odpowiedzialna za ofiary, które złożyła i obietnice, które dała. Ta siła zabiła Shekinah i tej siły użyła przeciwko mojemu ojcu z już osłabionym duchem.” „Ale co ona z nim robi?” „Trzyma jego ciało w niewoli i używa jego duszy do własnych celów.” „Co sprawia, że wygląda dla Wyższej Rady jak jeden z dobrych ludzi. Mogę się założyć, że mówi na ich oczach, Och, biedna Zoey i I nie wiem co sobie Kalona myślał.” „Tsi Sgili jest bardzo silna. Po co miałaby się zachowywać tak przed Twoją Radą?” „Neferet nie chce dopuścić do tego, by wiedzieli jak bardzo jest zła, ponieważ chce rządzić światem. Może nie być jeszcze gotowa, żeby wziąć się za Wampirzą Wyższą Radę i ludzki świat. Na razie. Więc nie może dopuścić, żeby Rada wiedziała, że jest jej dobrze z tym, że Zoey jest prawie martwa, mimo że jest z tego powodu zadowolona.” „Ojciec nie chce śmierci Zoey. On tylko chcę ją mieć.” Stevie Rae rzuciła mu twarde spojrzenie. „Niektórzy z nas myślą, że mieć kogoś wbrew jego woli jest gorsze niż śmierć.” Prychnął, „Na przykład jak się jest skojarzonym przez przypadek?” Stevie Rae skrzywiła się. „Nie, w ogóle nie o to mi chodzi.” Parsknął ponownie wciąż pocierając ramię. Wciąż marszcząc brwi kontynuowała, „Ale mówisz, że Kalona nie chciał spowodować, by dusza Zoey się rozbiła, kiedy zabijał Heatha?” „Nie, bo to najprawdopodobniej doprowadzi do jej śmierci.” „Prawdopodobnie?” Stevie Rae zaakcentowała słowo. „Czy to oznacza, że nie ma stu procentowej pewności, że Z umrze? Bo to właśnie mówią wampiry.” „Wampiry nie myślą jak nieśmiertelni. Żadna śmierć nie jest nigdy tak pewna jak śmiertelnicy w to wierzą. Zoey umrze, jeśli jej dusza nie powróci do jej ciała i to nie jest niemożliwe dla jej ducha, by znów stał się całością. To będzie trudne 54
i będzie potrzebowała przewodnika i opiekuna w Otherworld, ale...” Przerwał, a Stevie Rae zobaczyła szok w jego oczach „Co?” „Neferet korzysta z mojego ojca, aby upewnić się, że duch Zoey nie powróci. Uwięziła jego ciało, gdy był ranny i nakazała mu wrócić do Otherworldu.” „Ale powiedziałeś, że Nyks wyrzuciła stamtąd Kalonę. Jak mógłby powrócić?” Oczy Rephaima rozszerzyły się. „Jego ciało zostało wygnane.” „A jego ciało wciąż jest na tym świecie! To jego dusza powróciła.” Stevie Rae dokończyła za niego. „Tak! Neferet zmusiła go do powrotu. Znam mojego ojca dobrze. Nigdy nie czaił się na Otherworld Nyks. Ma za dużo dumy w sobie. Wróciłby tylko wtedy, gdyby Bogini osobiście go o to poprosiła.” „Jesteś tego pewny? Może on podąża za Zoey, ponieważ nareszcie dotarło do niego, że ona nigdy z nim nie będzie i jak straszny prześladowca bardziej ucieszy się widząc ją martwą niż z innym. Co wkurzyło go wystarczająco, by jego duma mogła to znieść.” „Ojciec nigdy nie uwierzy, że Zoey ewentualnie go nie wybierze. A-ya to zrobiła, a jej część wciąż mieszka w duszy Zoey.” Urwał i zanim Stevie Rae mogła zadać kolejne pytanie dodał, „Ale wiem jak możecie się upewnić. Jeśli Neferet się nim posługuje, ciało mojego ojca będzie pokrywała Ciemność.” „Ciemność? Chodzi ci o przeciwieństwo światła?” „W pewnym sensie. Trudno określić, bo ten typ czystego zła stale się zmienia, stale się rozwija. Ciemność, o której mówię czuje. Znajdź kogoś, kto potrafi dostrzec istoty ze sfery duchowej, i która jest w stanie zobaczyć łańcuchy Tsi Sgili, utworzone w celu związania mojego Ojca, jeśli tam są w ogóle.” „Czy czujesz świat ducha?” „Tak,” powiedział, patrząc na nią niepewnie. „Czy pozwoliłabyś mi się oddać w ręce twojej Wampirzej Wyższej Rady?” Stevie Rae przygryzła dolną wargę. Czy pozwoliłaby? To byłoby poświęcenie dla życia Zoey życia Rephaima i może także jej, ponieważ musiałaby pójść z nim i nie było możliwości, żeby mega potężne wampiry w Wyższej Radzie nie były w stanie rozpoznać, że są Skojarzeni. Umarłaby dla Zoey, oczywiście, że by umarła. Ale miło byłoby, gdyby nie musiała. Plus, to nie tak, że Zoey 55
chciałaby jej śmierci. Cóż, Zoey nie chciałaby też, aby uratowała się, a potem skojarzyła się z Raven Mocker. Cholera, nikt tego nie chciał. Bogini wie, że nawet ona tego nie chciała. No, może nie przez większość czasu, w każdym razie. „Stevie Rae?” Zobaczyła, że Rephaim ją obserwuje. „Czy pozwoliłabyś mi oddać się w ręce twojej Wampirzej Wyższej Rady?” Powtórzył uroczyście. „Tylko wtedy, gdyby nie było innej opcji, a jeśli ty pójdziesz, to oznacza, że ja idę także. I do licha, Wyższa Rada prawdopodobnie nie uwierzy w to, co im powiesz. Ale powiedziałeś, że potrzebujemy kogoś, kto jest dobry w sprawach sfery duchowej, tak dobry, że jest w stanie wyczuć rzeczy takie jak Ciemność i Duchowe sprawy, tak?” „Tak.” „Cóż, jest całe mnóstwo potężnych wampirów w Wyższej Radzie. Jeden z nich musi być w stanie to zrobić.” Przekrzywił głowę na bok. „Byłoby czymś niezwykłym dla wampira, by mógł on wyczuć ciemne siły, w które Tsi Sgili jest uzbrojona. To jeden z powodów, dzięki którym Neferet była w stanie tak długo utrzymywać w ukryciu jej mistyfikację. Naprawdę, zidentyfikowanie ukrytej Ciemności jest szczególną umiejętnością. Wyczucie takiego zła jest trudne, jeśli nie jesteś z nią zapoznany.” „Tak, no cóż, Wyższa Rada ma ten obowiązek, aby to wyczuć. Jedno z nich musi być w stanie to zrobić.” Mówiła to ze znacznie większą pewnością niż myślała. Wszyscy wiedzieli, że wampiry z Wyższej Rady zostały wybrane ze względu na honor i uczciwość i otaczającą ich dobroć, która nie zaznajomiła ich z Ciemnością na tyle. Odchrząknęła, „Dobra, muszę wracać do Domu Nocy i wykonać telefon do Wenecji,” powiedziała stanowczo. Następnie jej spojrzenie przesunęło się z jego ramienia na jego zabandażowane skrzydło. „Jesteś ranny dość mocno, co?” Skinął krótko głową. 56
„No cóż, skończyłeś jeść?” Pokiwał głową ponownie. Przełknęła ślinę przypominając sobie wspólny ból podczas opatrywania jego złamanego skrzydła. „Muszę iść znaleźć jakieś medykamenty. Niestety będą prawdopodobnie w tym urzędzie bezpieczeństwa, gdzie wysłałam strażnika, co oznacza, że będę musiała namieszać w jego mózgu wielkości małego grochu ponownie.” „Możesz wyczuć, że jego mózg był mały?” „Czy widziałeś jak w złym stanie były jego spodnie? Nikt poniżej osiemdziesiątki z dużym mózgiem nie nosi spodni dziadka podciągniętych do ramion. Mózg groszkowy, mówię Ci.” Następnie zaskakując ich oboje Rephaim roześmiał się. Podoba mi się dźwięk jego śmiechu. I zanim jej własny mózg zdążył kazać jej ustom siedzieć cicho, uśmiechnęła się i powiedziała, „Powinieneś śmiać się częściej. To miłe.” Rephaim nie powiedział nic, a Stevie Rae nie mogła rozszyfrować dziwnego spojrzenia, które jej posłał. Czując się trochę nieswojo, zeskoczyła z kuchennego stołu i powiedziała. „Cóż, pójdę już po zestaw pierwszej pomocy, naprawię twoje skrzydło najlepiej jak potrafię, zdobędę jedzenie i różne rzeczy dla ciebie i wtedy wrócę i zaczniemy dzwonić. Poczekaj tutaj, zaraz wracam.” „Wolę pójść z tobą,” powiedział wstając ostrożnie. „Byłoby łatwiej dla Ciebie, gdybyś został tutaj,” powiedziała. „Tak, ale wolę być z Tobą,” powiedział cicho. Stevie Rea poczuła ciche drganie wewnątrz na dźwięk jego słów, ale wzruszyła nonszalancko ramionami i powiedziała, „Dobrze, ogarnij się, ale nie żal mi się, gdy będzie Cię bolało podczas naszego spaceru.” „Ja się nie żalę!” Spojrzenie, które jej posłał było tak pełne dumy, że nadeszła jej kolej do śmiania się, gdy wyszli z kuchni ramię w ramię. Stevie Rae jadąc do domu, powinna była myśleć o Zoey i opracowaniu jej planu ataku. Ale to było proste. Zadzwoni do Afrodyty. Nie ważne jakie tragedie działy się na świecie, Afrodyta wtykała swój mały nos w środek wszystkiego, zwłaszcza, gdy miało to coś wspólnego z Zoey. 57
Więc następnym krokiem w jej „Uratować Z” planie było co właśnie odkryła, przestać myśleć o Rephaimie. Naprawianie jego zranionego skrzydła było okropne. Wciąż czuła ból w jej prawej części ramion i pleców. Nawet po znalezieniu słoika lidokainy i rozsmarowania jej po ciele, wciąż mogła czuć głęboki ból jego złamań. Rephaim nie powiedział żadnego słowa podczas całej operacji. Odwrócił głowę od niej i powiedział, „Czy mogłabyś zrobić tę mówiącą rzecz jaką robisz, gdy to bandażujesz?” „Jaką mówiącą rzecz masz na myśli?” Zapytała. Zerknął przez ramię i mogła przysiąc, że zobaczyła uśmiech w jego oczach. „Mówisz. Dużo. Więc dalej, rób to. To będzie bardziej irytujące niż myślenie o bólu.” Spojrzała na niego spode łba, ale uśmiechnęła się. Mówiła do niego cały czas, gdy czyściła, bandażowała i naprawiała jego złamane skrzydło. Właściwie bełkotała, nie mówiąc nic i mówiąc wszystko, gdy czuła falę bólu wraz z nim. Kiedy skończyła, podążył, za nią powoli i w milczeniu, do opuszczonych mieszkań, a ona próbowała zamienić szafę w bardziej wygodne miejsce za pomocą ukradzionych koców z salonu pracowników w muzeum. „Musisz iść. Nie martw się tym.” Wziął od niej ostatni koc i praktycznie przesunął się w kierunku szafy. „Popatrz, kładę worek jedzenia tutaj. To rzeczy, które nie będą się psuć. I pamiętaj, aby pić dużo wody i soków. Odwodnienie nie jest dobre,” powiedziała czując się nagle źle, że zostawia go tutaj, gdy on wygląda na tak słabego i zmęczonego. „Dobrze. Idź.” „Dobrze, taa. Już idę. Postaram się wrócić tu jutro, tak myślę.” Skinął ze znużeniem. „Dobrze, nie ma mnie już tutaj…” Obróciła się, żeby pójść, gdy powiedział. „Powinnaś porozmawiać z matką.” Stanęła i odwróciła się. „Dlaczego u licha mówisz coś o mojej matce?” Zamrugał parę razy, a potem odpowiedział, „Mówiłaś o niej, gdy bandażowałaś moje skrzydło. Nie pamiętasz?” 58
„Nie. Tak. Myślę, że nie zwracałam uwagi na rzeczy, które mówiłam.” Automatycznie potarła własne ramię. „Najczęściej poruszałam ustami spiesząc się, by wykonać swoją robotę.” „Skupiałem się na twoich słowach, a nie na bólu.” „Oh.” Stevie Rae nie wiedziała co powiedzieć. „Powiedziałaś, że ona myśli, że ty nie żyjesz. Ja po prostu…” Urwał wydając się być sfrustrowany mówieniem tego, „Ja po prostu pomyślałem, że powinnaś powiedzieć jej, że żyjesz. Chciałaby to wiedzieć, nieprawdaż?” „Tak.” Wpatrywali się w siebie, aż w końcu jej usta powiedziały, „Na razie i nie zapomnij czegoś zjeść.” I wtedy praktycznie wybiegła z muzeum. „Czemu do diabła tak mnie to zdenerwowało, że wspomniał o mojej matce?” Stevie Rea zapytała samą siebie na głos. Znała odpowiedź i nie chciała powiedzieć jej na głos. Obchodziło go to, co mu powiedziała, troszczył się o to, że tęskniła za mamą. Gdy zaparkowała w Domu Nocy i wysiadła z samochodu Zoey, przyznała się sobie, że tak naprawdę to nie jego opiekuńczość ją przeraziła. Tylko to jak się czuła, gdy o nią dbał. Była zadowolona, że o nią dbał, a Stevie Rae wiedziała, że to niebezpieczne być zadowolonym z tego, że potwór o nią dba. „Tu jesteś! Najwyższy czas.” Dallas praktycznie wyskoczył na nią z krzaków. „Dallas! Przysięgam na boginię, że zaraz skopię ci tyłek, jeśli nie przestaniesz mnie straszyć.” „Uderzysz mnie później. Teraz musisz iść do Izby Rady, bo Lenobia nie jest zadowolona, że wyszłaś.” Stevie Rae westchnęła i podążyła za nim po schodach do pomieszczenia naprzeciwko biblioteki, którego używała Rada. Wbiegła do niego, a następnie zawahała się w drzwiach. Napięcie w powietrzu było tak gęste, że prawie nic nie było widać. Stół był okrągły i duży, więc powinien jednoczyć ludzi. Nie dzisiaj. Dzisiaj przypominał on bar samoobsługowy w gimnazjalnej stołówce, która jest odizolowaną i nienawistną klitką. Po jednej stronie siedziała Lenobia, Dragon, Erik i Kramisha. Po drugiej profesorowie Penthasilea, Garmy i Vento. Byli w środku czegoś, co wyglądało na poważną kłótnię, gdy Dallas odchrząknął i Lenobia spojrzała na nich. 59
„Stevie Rae! Wreszcie. Rozumiem, że to niezwykłe czasy i wszyscy jesteśmy w wielkim stresie, ale będę wdzięczna, jeśli ograniczysz swoje wizyty w parku lub w jakimkolwiek innym miejscu do jakiego się udałaś, gdy zostało zwołane szkolne posiedzenie Rady. Jesteś Wyższą Kapłanką, więc pamiętaj, żeby zachowywać się jak ona.” Głos Lenobii był tak ostry, że włosy Stevie Rae automatycznie zjeżyły się na karku. Otworzyła usta, żeby odpyskować i powiedzieć Nauczycielce Jeździectwa, że nie jest jej szefem, a następnie wyjść z pokoju i zatelefonować do Wenecji. Ale ona nie była już jakimś młodym dzieciakiem, a odchodząc od grupy wampirów, którzy troszczyli się o Zoey (cóż przynajmniej kilkoro z nich) nie polepszy ich sytuacji. Zacznij tak, jakbyś zakończyła, mogła prawie usłyszeć głos jej matki w głowie. Więc zamiast rzucać ripostami, Stevie Rae weszła do pokoju i usiadła na krześle, które zostało ustawione pomiędzy obiema grupami. Kiedy przemówiła, nie pozwoliła, żeby jej głos brzmiał jakby była wkurzona. Właściwie starała się brzmieć jak jej mama brzmiała, gdy była nią rozczarowana. „Lenobia, moim żywiołem jest ziemia. To oznacza, że czasami będę musiała uciec od wszystkich i pobyć sama z ziemią. W ten sposób myślę i uważam, że wszyscy powinni zacząć tak myśleć. Tak więc, czasami będę wychodzić za waszą zgodą czy bez niej, czy będziemy mieli spotkanie czy nie. I jestem Wyższą Kapłanką. Jestem pierwszą i jedyną Wyższą Kapłanką wśród czerwonych wampirów na całym świecie. To nowa rzecz, więc myślę, że będzie kilka nowych obowiązków, które się z tym wiążą, a ja po prostu muszę je odkryć.” Odwróciła się na drugą stronę i dodała szybko. „Witam, Profesor P, Garmy i Vento. Nie widziałam was wszystkich przez długi czas.” Trzech profesorów wymruczało powitania, a ona zignorowała fakt, że patrzą na jej czerwone tatuaże, jakby była projektem naukowym, który poszedł nie tak. „Tak więc, Dallas powiedział, że Neferet rzuciła ciało Kalony w ręce Wyższej Rady i wygląda na to, że jego dusza jest także roztrzaskana,” Stevie Rae powiedziała. „Tak, choć niektórzy nie chcą w to uwierzyć,” powiedział Prof P, posyłając mocne spojrzenie Lenobii. „Kalona nie jest Erebusem!” Lenobia praktycznie wybuchła. „Tak samo jak wszyscy wiemy, że Neferet nie jest ziemskim wcieleniem Nyks. Cały ten temat jest śmieszny.”
60
„Ze sprawozdań Rady wynika, że Prorokini Afrodyta ogłosiła, że duch skrzydlatego nieśmiertelnego roztrzaskał się tak jak u Zoey,” powiedziała Proffy Garmy. „Czekajcie.” Stevie Rae podniosła ręce do góry, żeby powstrzymać tyradę, która gotowa była skupić się na Kramishy. „Czy powiedziałaś, że Afrodyta jest Prorokinią?” „Tak nazwała ją Wyższa Rada.” Erik powiedział oschle. „Mimo że większość z nas nie nazwałaby jej tak.” Stevie Rae uniosła brwi, patrząc na niego. „Czyżby? Ja bym to zrobiła. Zoey także. I ty. Może nie na głos, ale przecież podążałeś za jej wizjami więcej niż jeden raz. Byłam z nią Skojarzona, nie żebym to lubiła lub coś w tym stylu, ale mogę ci powiedzieć, że ona jest zdecydowanie naznaczona przez Nyks i wie różnego rodzaju rzeczy. Mnóstwo rzeczy właściwie odczytuje.” Popatrzyła na profesor Garmy. „Afrodyta wyczuwa rzeczy związane z duszą Kalony?” „W to wierzy Wyższa Rada.” Stevie Rae odetchnęła z ulgą. „To najlepsza wiadomość jaką słyszałam w ciągu całego dnia.” Spojrzała na zegar i zaczęła odliczać siedem godzin do tyłu, żeby obliczyć czas w Wenecji. Było około 22.30 w nocy w Tulsie, więc tam było prawdopodobnie jeszcze przed świtem. „Potrzebuję telefonu. Muszę zadzwonić do Afrodyty. Cholera! Zostawiłam moją komórkę w pokoju." Stevie Rae podniosła się i skierowała w stronę wyjścia. „Stevie Rae, co robisz?” Dragon zapytał, gdy wszyscy popatrzyli na nią. Zawahała się wystarczająco długo, by spojrzeć na pokój i na wampiry. „Co ty na to, żebym powiedziała Ci czego nie zrobię? Nie będę tu siedziała i omawiała kim jest Kalona czy Neferet, gdy Zoey potrzebuje pomocy. Nie pozwolę poddać się Z., i nie pozwolę, żebyście wszyscy wciągnęli mnie w tę dziwną sprzeczkę pomiędzy nauczycielami.” Zobaczyła zaskoczony wzrok Kramishy. „Czy wierzysz w to, że jestem twoją Wyższą Kapłanką?” „Tak,” odparła bez wahania. 61
„Dobrze. W takim razie choć ze mną. Marnujesz tu swój czas. Dallas?” „Tak jak zawsze, jestem z tobą, dziewczyno,” powiedział. Stevie Rae przeniosła swój wzrok z wampira na wampira. „Wszyscy musicie wziąć się w garść. Tu macie specjalne wydanie wiadomości od waszej jedynej pozostałej w tej szkole Wyższej Kapłanki. Zoey nie jest martwa. I wierzcie mi, znam zmarłych. Byłam tam.” Stevie Rae odwróciła się tyłem do nich i do cholery wyszła stamtąd z jej adeptami.
Tłumaczenie: Leah3
62
Rozdział 8 Afrodyta Afrodyta nie pozwoliła Dariusowi, by wyprowadził ją z Izby Rady tak jak chciał. Nie mogła zostawić Zoey samej pośrodku tego całego gówna Neferet, w którym jeszcze przewijał się całkowicie zagubiony Wojownik, a półhisteryczne stado głupków stało pomiędzy nią, a kimś poważnie szalonym. „Tak, wierzę, że to ważne, by trzymać ciało Erebusa pod ścisłym nadzorem, podczas gdy jego duch jest nieobecny. Być może to tylko tymczasowy stan, w który wpadł w odpowiedzi na atak Zoey.” Mówiła Neferet Wyższej Radzie. „Atak Zoey na niego? Czy ty to naprawdę powiedziałaś?” Stark z podpuchniętymi oczami i pustymi policzkami wyglądał jakby był na skraju wybuchu. „Idź do Starka i spróbuj mu pomóc opanować jego temperament.” Wyszeptała do Wojownika Afrodyta. Gdy się zawahał dodała: „Ze mną wszystko w porządku. Będę po prostu tu siedzieć i słuchać i uczyć się - trochę tak, jak na jednym z tych kiepskich koktajli mojej mamy.” Darius skinął głową. Podszedł szybko w stronę Starka i położył rękę na ramieniu chłopaka. Afrodyta pomyślała, że to był dobry znak, że Stark nie zlekceważył go, ale następnie znowu dzieciak wyglądał jak zupełny wrak. Zastanawiała się, co się stanie Wojownikowi, jeżeli jego Wyższa Kapłanka umrze, a potem zadrżała ze strasznym przeczuciem tego, co może nadejść. „Zoey zaatakowała Erebusa. Jego pozbawione duszy ciało jest na to niezaprzeczalnym dowodem.” Powiedziała Neferet, ubarwiając zadowoleniem jej głos. „Zoey próbowała powstrzymać nieśmiertelnego przed zabiciem jej małżonka.” Powiedział Darius zanim Stark mógł wykrzyczeć swoją ripostę. „Ach, i to jest powód, prawda?” Neferet uśmiechnęła się jedwabiście do Dariusa, sprawiając, że Afrodyta chciała wydrapać jej oczy. „Dlaczego mój małżonek miałby czuć potrzebę zrobienia krzywdy Heathowi? Faktem jest, że zanim duch Erebusa wyrwał się z ciała jego ostatnimi słowami były: „Chroniłem moją Boginię.” Więc to, co zdarzyło się pomiędzy Zoey, Heathem i Erebusem jest dużo bardziej skomplikowane niż może się wydawać dla młodego, zrozpaczonego świadka.” „To nie była jakaś walka dla Nyks! Kalona zabił Heatha! Prawdopodobnie, dlatego, że był zazdrosny o to jak bardzo Zoey go kochała.” Powiedział Stark, 63
wyglądając jakby nie chciał niczego więcej, tylko owinąć swoje ręce wokół szyi Neferet i zacisnąć. „I jak się czujesz z tą miłością Zoey do Heatha. Przysięga Wojownika to spora intymność, czyż nie? Byłeś tam z nimi, kiedy dusza się rozbiła. Gdzie jest twoja wina Wojowniku?” Powiedziała Neferet. Darius odciągnął Starka miotającego się, by zrobić coś Neferet, a Duantia szybko powiedziała w napięciu, „Neferet, myślę, że możemy się całkowicie zgodzić, że jest wiele pytań bez odpowiedzi w związku z tragedią, która dzisiaj miała miejsce na naszej wyspie. Stark, rozumiemy również pasję i gniew, którą odczuwasz po utracie swojej Kapłanki. Jest to ciężki cios dla Wojownika.” Mądrość Duantii została ucięta przez dźwięk taśmy z chóru Aretha Franklina „Respekt,” która wydobywała się z małej torebki Afrodyty przerzuconej przez ramię. „Ups, um, przepraszam za to.” Afrodyta gorączkowo przekopywała torebkę w poszukiwaniu iPhona. „Myślałam, że mam wyłączony dzwonek. Nie wiem, kto to będzie…” Jej głos zamarł, gdy zobaczyła, że dzwoniącym była Stevie Rea. Prawie nacisnęła przycisk odrzucający połączenie, ale uczucie uderzyło ją mocno i jasno. Musiała porozmawiać ze Stevie Rea. „Uch, przepraszam raz jeszcze, ale naprawdę muszę odebrać.” Afrodyta pospieszyła w górę schodów i wyszła z Izby, czując przez całą drogę, że każdy patrzył na nią, jakby uderzyła dziecko, albo utopiła cholernego szczeniaka. „Stevie Rea,” wyszeptała pospiesznie. „Wiem, że prawdopodobnie właśnie dowiedziałaś się o Z i jesteś przerażona, ale to naprawdę nie jest dobry moment.” „Czy możesz wyczuć duchy i rzeczy z Otherworldu?” Zapytała Stevie Rea nawet bez „Hej, jak się masz?” Coś w tonie jej głosu powstrzymało Afrodytę, aby odpowiedzieć jej zwykłym sarkazmem. „Tak, zaczynam być w stanie. Najwidoczniej byłam nastawiona do Otherworldu odkąd zaczęłam mieć wizje - nie zdawałam sobie sprawy z tego, aż do dziś.” „Gdzie jest ciało Kalony?” Afrodyta zanurkowała za róg foyer. Nikogo wokół niej nie było, ale nadal starała się mówić cicho. „Tam na dole przed Wyższą Radą w Izbie.” „Jest tam także Neferet?” „Oczywiście.” „Zoey?” 64
„Ona także tam jest. Cóż, jest jej ciało. Z całkowicie opuściła siebie. Stark jest zupełnie przerażony tym, co się stało, dodatkowo Neferet jest na niego wkurzona tak bardzo, że Stark ledwie może myśleć. Darius ratuje mu tyłek nie pozwalając mu jej rozerwać gołymi rękami. Ten głupek zachowuje się jak histeryk.” „Ale zachowałaś swoje odczucia.” Stevie Rea nie powiedziała tego w formie pytania, ale Afrodyta w każdym razie odpowiedziała, „Ktoś musiał.” „Dobrze. Dobra, myślę, że wymyśliłam coś z Kaloną. Jeśli mam rację, Neferet jest po łokcie zła, tak bardzo, że ma w swojej władzy jego uwięzione ciało, a jego duch musi być posłuszny jej, aby je odzyskać.” „Tak, jakby to mogło kogoś z nas zaskoczyć?” „Założę się, że to zaskoczy większość z Wyższej Rady, Neferet ma sposób, aby przeciągnąć ludzi na swoją stronę.” Afrodyta parsknęła. „O ile wiem, większość z nich nie ma o tym pojęcia.” „To jest to, tak myślałam. Więc stanąć przeciw niej w sposób otwarty będzie nawet trudniejsze niż stanąć przeciw niej, kiedy była tutaj.” „To na podsumowanie. O co chodzi z Kaloną?” „Musisz sprawdzić jego ciało, używając twoich super pajęczych zmysłów Otherworldu.” „Jesteś taką idiotką. Nie ma czegoś takiego jak Spider-Man. Jest tylko komiksem, książką, gównianą postacią,” powiedziała Afrodyta. „Oni to nazywają powieściami graficznymi, nie komiksami - nie bądź tak cholernie krytyczna. Nie mam czasu, na to, aby się z tobą kłócić o korzyści płynące z powieści graficznych na wyobraźnię ludzi,” powiedziała Stevie Rea. „Och, proszę, jeśli jego tyłek jest pierzasty i wodoodporny, to jest kaczką. Halo, obrazki z małymi balonowymi słowami sprawiają, że to się nazywa komiksem. Są to kretyńskie komiksy dla aspołecznych głupków, zakazujących ludziom kąpieli. Koniec dyskusji.” „Afrodyta! Skup się! Po prostu wróć do Izby i sprawdź ciało Kalony twoimi zmysłami odczuwania dusz Otherworldu. Sprawdź każdy rodzaj dziwactwa, którego nikt inny nie może zobaczyć. Wiem, że to…”
65
„Obrzydliwa, lepka pajęczyna ciemności, owinięta wokół niego jak dziwaczne łańcuchy?” Zaproponowała Afrodyta. „Nie baw się ze mną. To zbyt ważne.” Głos Stevie Rea zmienił się w całkowicie poważny. „Nie bawię się z tobą. Mówię ci, co już widziałam. Jego ciało jest całkowicie pokryte przez ciemne nitki bardzo paskudnych rzeczy, których jak mi się zdaje nikt inny prócz mnie nie może zobaczyć.” „To Neferet!” Głos Stevie Rea był napięty z emocji. „Uwięziła go w czymś zwanym Ciemnością - to zło pisane dużym Z. Tak używa mocy Tsi Sgili. Udało jej się złapać w pułapkę Kalonę zaraz po zranieniu przez Zoey jego duszy - to jedyny moment, gdy jego ciało było wystarczająco słabe i było bezbronne.” „Skąd to wiesz?” „Tak Cherokee uwięzili go ostatnim razem.” Stevie Rea uniknęła pytania używając tylko części prawdy, której nie mogła kiedykolwiek nikomu powiedzieć. „A-ya zrujnowała jego ducha uczuciami, a starszyzna użyła jego słabości, aby go uwięzić.” „To ma sens. Więc teraz Neferet ma go całkowicie związanego i pozbawionego duszy. Dlaczego? Jest jego super obrzydliwą kochanką. Dlaczego nie chciała go tutaj z nią? Oboje mogli wystartować razem i nie zostaliby złapani za zabicie Heatha.” „Tak, z wyjątkiem dwóch rzeczy: mogłaby wyglądać na winną, więc Wyższa Rada byłaby zmuszona do działania przeciwko niej, a ona nie byłaby w stu procentach pewna czy Zoey umrze.” „Co do diabła? Rada mówi, że ma tydzień, ale potem Z będzie martwa.” „Nieprawda. Jeśli jej dusza powróci do ciała Z nie umrze. Neferet o tym wie, więc…” „Uwięziła ciało Kalony i powiedziała mu, aby podążył za Z do Otherworldu i upewnił się, że nie wróci do swojego ciała.” Dokończyła za nią Afrodyta. „To wszystko pasuje! Ale to nie w porządku. Kalona ma obsesję na punkcie Z. Nie sądzę, że chciałby, aby umarła.” „Tak, ale co jeśli jedynym sposobem, aby odzyskać swoje ciało jest zabicie Zoey?” Głos Afrodyty stwardniał. „Wtedy on ją zabije. Stevie Rea, co do cholery mamy zrobić?” 66
„Musimy znaleźć sposób, aby ochronić Z i pomóc jej wrócić do jej ciała, i nie wiem jak my to zrobimy.” Zawahała się, „Dzisiaj ziemia pomogła mi znaleźć kilka dość dziwnych rzeczy o Kalonie. Wydaje mi się, że był Wojownikiem Nyks. Więc, był dobry. Wtedy coś się stało w Otherworldzie i Bogini wygnała go na ziemię.” „Co oznacza, że zna Otherworld dużo lepiej niż ktokolwiek z nas,” powiedziała ponuro Afrodyta. „Tak. Pieprzyć to! Tym, czego potrzebujemy jest Wojownik dla Zoey w Otherworldzie, który może stanąć przeciwko Kalonie i przywrócić Z do jej ciała.” Afrodyta poczuła, że nie rozumie słów Stevie Rea. „Ale ona już ma Wojownika.” „Stark jest w tym świecie. Nie w Otherworldzie.” „Ale Wojownik i jego Wyższa Kapłanka są połączeni więzią, są połączeni duchem, przysięgą i poświęceniem. Wiem! Mam to z Dariusem.” Głos Afrodyty był coraz bardziej i bardziej podekscytowany, kiedy uzasadniła to. „I nie możesz mi powiedzieć, że mój Wojownik nie pójdzie za mną prosto w usta piekieł, aby mnie chronić. Wszystko, co musimy zrobić, to zabrać duszę Starka do Otherworldu, tak, aby mógł chronić tam Z, tak jak tutaj.” A to może go także uratować, dodała po cichu do siebie. „Nie wiem Afrodyto. Stark był bardzo zawiedziony po utracie Zoey i w ogóle.” „No właśnie. Ma siebie uratować, by ocalić ją.” „Ale to nie zadziała. Pamiętam coś z Podręcznika Adepta 101. Była tam cała wielka historia o Wyższej Kapłance i jej Wojowniku, który umarł, kiedy jej dusza została roztrzaskana i poszedł za nią do Otherworldu.” „Proszę, idiotko. To jest w tym podręczniku, ponieważ mamy się bać bzdur upośledzonych trzeciaków, jak ty, więc młodzi gorący adepci trzymają się z dala od seksownych Synów Wojowników Erebusa. Te głupoty były prawdopodobnie napisane przez niektóre pomarszczone staruchy Wyższe Kapłanki, które nie uprawiały seksu setki lat. Dosłownie. Stark musi podążyć za Zoey do Otherworldu, skopać duchowi Kalony tyłek i potem zabrać ją tutaj.” „To jest bardzo skomplikowane.” „Prawdopodobnie, ale nieważnie. Damy radę.” „Jak?” 67
Afrodyta spauzowała, myśląc o Thanatos i jej mądrych ciemnych oczach. „Znam kogoś, kto może przynajmniej wskazać nam właściwy kierunek.” „Nie pozwól Neferet poznać, że jesteś na jej tropie.” Ostrzegła ją Stevie Rea. „Nie jestem głupia,” powiedziała Afrodyta. „Zostaw te wszystkie rzeczy w moich niezwykle zdolnych i dobrze utrzymanych rękach. Zadzwonię do Ciebie później z aktualizacją. Pa!” Uderzyła w przycisk zakończenia połączenia zanim Stevie Rea zaczęła zrzędzić. I uśmiechając się figlarnie udała się z powrotem do Izby Rady.
Tłumaczenie: Emergency
68
Rozdział 9 Stark Im dłużej przebywał w tym samym pomieszczeniu co Neferet, tym bardziej gniew w nim wrzał. I to było dobre. Mógł myśleć przez gniew. Nie mógł myśleć pogrążony w żalu. Bogini! Był tak nieznośnie smutny z powodu straty swojej Kapłanki... Jego Zoey... „Czyli doszliśmy do porozumienia,” powiedziała Neferet. „Wezmę ciało mojego małżonka na Capri. Nie mogę mu pomóc do czasu, kiedy…” Stark w końcu zaczął rejestrować, co ta suka mówiła, a on obrócił się do niej i o ironio! Tylko ręka Dariusa na jego ramieniu powstrzymała go od rzucenia się na tę przeklętą wiedźmę, „Nie możecie jej pozwolić, by z nim uciekła!” Krzyknął Stark do Duanti, przywódczyni Najwyższej Rady. „Kalona zabił Heatha, widziałem to. Zoey widziała. Dlatego to wszystko się jej przytrafiło.” Wskazał na bezduszne ciało Zoey nie patrząc na nią. Nie mógł na nią patrzeć. „Uciec?” Zaśmiała się Nefret. „Dostałam zgodę na eskortowanie mnie przez Synów Erebusa i sporządzanie regularnych sprawozdań dla Rady na temat stanu Erebusa. Po tym wszystkim mój małżonek nie jest przestępcą. To nie jest niezgodne z prawem wojownika, aby zabić człowieka, służąc Bogini.” Stark zignorował Neferet i skoncentrował się na Duanti. „Nie pozwól jej odejść. Nie pozwól jej go zabrać. Uczynił coś więcej niż tylko zabicie człowieka i nie w służbie Nyks.” „To kłamstwa rozsiewane przez zazdrosną nastolatkę, która tak mało się kontrolowała, że jej dusza roztrzaskała się!” Neferet wyrzuciła. „Ty pierdolona suko!” Stark rzucił się na Neferet, która nie drgnęła. Zamiast tego podniosła swoją elegancką rękę i wycelowała jej wewnętrzną część w Starka. Walczył, by uwolnić się z uchwytu Dariusa, wydawało mu się, że zobaczył czarny dym, który zaczął materializować się wokół palców Neferet. „Przestań, Stark, zachowujesz się jak kretyn!” Nagle Afrodyta znalazła się tuż przed nim. Stark wiedział, że była przyjaciółką Zoey, ale gdyby Darius go nie trzymał, nie wahałby się odepchnąć jej na bok, aby dostać się do Neferet. „Stark!” Afrodyta krzyknęła na niego. „Nie pomagasz Zoey!” Potem blondynka zrobiła coś, co całkowicie go zszokowało, Darius wciągnął mocny oddech. Jej 69
Wojownik również oniemiał. Wzięła jego twarz między jej sprawne dłonie i zmusiła go do patrzenia w jej oczy, szepcząc słowa, które zmieniły jego życie. „Wiem, jak pomóc Zoey.” „Widzicie jaki jest nieokiełznany! Jeśli ciało mojego małżonka zostanie tutaj, kto wie, co to niezdyscyplinowane dziecko mogłoby zrobić?” Neferet wygłosiła jej oskarżenia, a Stark wciąż patrzył na Afrodytę. „Przysięgasz?” Stark gwałtownie szepnął do niej. „Nie mówisz bzdur?” Afrodyta podniosła swoją blond brew. „Gdybyś znał mnie lepiej, wiedziałbyś, że mówię nie tylko bzdury, mówię prawdę. Przysięgam na mój nowy i irytująco odpowiedzialny tytuł Prorokini, że wiem, jak pomóc Zoey, ale trzeba ją wziąć z dala od Neferet. Załapałeś?” Stark skinął głową, a Darius go uwolnił. Afrodyta zabrała ręce z jego twarzy. Wyglądała i mówiła jak Prorokini Nyks, odwróciła twarz do Neferet i Wyższej Rady. „Dlaczego wszyscy tak chętnie wierzą, że Zoey ma umrzeć?” Duantia pierwsza odpowiedziała. „Jej dusza opuściła ciało i to nie tylko, by odbyć Podróż do Otherworldu lub czasowo zobaczyć się z Boginią. Dusza Zoey została roztrzaskana.” Jeden z członków Rady, którzy do tej pory milczeli, odezwał się. „Musisz zrozumieć, co to znaczy, Prorokini. Duch Zoey jest w Otherworld w kawałkach. Są oddalone od niej, podobnie jak wspomnienia i różne aspekty jej osobowości. Ona staje się istotą Caoinic Shi, istotą ani nie umarłą ani nie żyjącą - jest uwięziona w świecie duchów, nie posiadając własnej duszy.” „Nie, no poważnie. Mówcie po amerykańsku, a nie tym starożytnym popieprzonym europejskim językiem.” Afrodyta osadziła jedną dłoń na talii, a następnie wycelowała palcem drugiej dłoni w Wampirzą Wyższą Radę. „Bez żadnych mylących argumentów, wytłumaczcie, dlaczego spisaliście Zoey na straty?” Stark usłyszał jak kilku członków Rady wciągnęło mocny oddech w reakcji na zuchwałe słowa i zarejestrował jej zadowolenie z siebie, „Powiedziałam Wam, oni wymykają się spod kontroli,” spojrzenie Neferet zwróciło uwagę kilku wampirów, ale Thanatos odpowiedziała gładko. „Aether powiedziała, że duch Zoey, to kim jest, jej przeszłe życie, jej osobowość zostały usunięte z niej, a bez tego, nie może odpoczywać w spokoju Otherworldzie, a jej duch, nie może powrócić do swojego ciała w tym świecie. Zrozumcie, że to jak gdybyście byli po strasznym wypadku i stracili warstwy skóry, mięśni i kości, które chronią 70
serce, pozostawiając ten niezbędny organ nagi i bezbronny. Co stałoby się potem z Wami?” Afrodyta zawahała się, a Stark myślał, że zrobiła to dlatego, że nie chciała wypowiedzieć, oczywistej odpowiedzi, ale ona spojrzała na niego, a gdy ich oczy się spotkały, był zaskoczony, widząc w nich triumf. „Jeśli moje serce nie miałoby żadnej ochrony i tak nie przestałoby bić. Więc dlaczego nie damy Zoey ochrony?” Ochrona! Ja chronię Zoey! Mały dreszcz nadziei przeszedł przez jego ciało. „Ja ją chronię!” Powiedział szybko. „Nie obchodzi mnie, czy to w tym świecie, czy w innym. Tylko pokaż mi jak dostać się tam gdzie ona jest, a pójdę tam dla niej.” „To rzeczywiście brzmi logicznie,” powiedziała Thanatos. „Ale twoje dary Wojownika pochodzą ze świata materialnego, a nie z duchowego”. „Ochrona to ochrona,” podkreślił Stark. „Po prostu pokaż mi jak się dostać tam, gdzie ona jest, a ja zrobię resztę”. „Zoey musi scalić swoją duszę ponownie, to bitwa, której nie możesz stoczyć za nią,” powiedziała Aether. „Ale mogę być tam dla niej, dopóki się nie pozbiera,” nalegał Stark. „Żyjący Wojownik nie może wejść do Otherwoldu. Nawet jeśli podąża za swoja Wyższą Kapłanką,” powiedziała Aether. „Jeśli spróbujesz, też zginiesz,” powiedziała Duantia „Nie wiem tego na pewno,” powiedział Stark. „W naszej historii nie było Wojownika, który wyzdrowiał po próbie podążenia za roztrzaskaną duszą jego Wyższej Kapłanki w Otherwoldzie. Każdy z nich zginął - każda Kapłanka i każdy Wojownik,” Thanatos powiedziała. Stark poczuł niespodziewany wstrząs. Nigdy nie myślał o tym, że on też może umrzeć. Z niezależnym sensem ciekawości, zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie przejął się ideą umierania, nie jeśli mógł spełnić Przysięgę, którą złożył Zoey, ale zanim zdążył odpowiedzieć chłodny głos Neferet wtrącił się ponownie, „A wszyscy ci Wojownicy i Wyższe Kapłanki byli starsi i bardziej doświadczeni od Ciebie.” „Może to był właśnie problem,” Afrodyta zniżyła swój głos tak, że tylko Stark mógł usłyszeć jej pomruk. „Byli zbyt starzy i zbyt doświadczeni.”
71
Nadzieja powróciła do Starka. Odwrócił się do Duantii „Myliłem się wcześniej, Neferet powinna mieć prawo do wzięcia Kalony gdziekolwiek chce go wziąć, ale ja domagam się takiego samego prawa do zabrania Zoey ze mną,” spauzował i zrobił gest w stronę Afrodyty, Dariusa i innych dzieciaków stłoczonych niedaleko nich. „My chcemy wziąć Zoey ze sobą.” „Stark, nie mogę zgodzić się na coś, co jest dla Ciebie równoznaczne z wyrokiem śmierci,” głos Duantii był współczujący, lecz mocny. „W ciągu następnego tygodnia Zoey umrze. Najlepszym miejscem dla niej jest teraz nasza izba chorych, do czasu aż odejdzie. Najlepiej dla Ciebie będzie przygotować się na jej odejście, a nie daremnie próbować ją ocalić.” „Jesteś bardzo młody,” powiedziała Thanatos „Masz przed sobą długie i owocne życie. Nie przecinaj nici Twojego Przeznaczenia.” „Zoey pozostanie tu do końca.” Duantia przytaknęła, zgadzając się „Oczywiście możesz zostać przy niej.” „Um, przepraszam. Nie chcę być lekceważący, czy coś.” Uwaga wszystkich skierowała się na grupę przyjaciół Zoey, która do tej chwili była pogrążona w cichym żalu i szoku. Ręka Damiena powędrowała w górę, tak jakby był uczniem czekającym na wezwanie nauczyciela. „Kim jesteś adepcie?” Zapytała Duantia. „Nazywam się Damien i jestem jednym z przyjaciół Zoey.” „On ma również powinowactwo z powietrzem,” Jack dodał, wycierając rękami smugi łez z całej jego twarzy. „Ach, powiedziano mi o Tobie,” odezwała się Duantia „Czy chcesz zwrócić się do Rady?” „On jest adeptem. Powinien przyglądać się spotkaniom Rady, a nie się im przysłuchiwać,” przerwała Neferet. „Nie wiedziałam, że przemawiasz w imieniu Wyższej Rady Wampirów, Neferet,” powiedziała Afrodyta. „Bo nie przemawia,” mówiąc to Thanatos przesłała Neferet chłodne spojrzenie, zanim odwróciła się do Damiena. „Adepcie, chcesz się zwrócić do Rady?” Damien wyprostował się i powiedział „Potwierdzam”. Na ustach Thanatos widniał uśmiech „Więc możesz mówić. Możesz też opuścić dłoń.” 72
„Oh, dziękuję,” Damien pospiesznie opuścił rękę. „Więc, wszystko co chciałem powiedzieć to, to że, z całym szacunkiem, ale Wampirze prawo stanowi, że Przysięga Więzi Wojownika z Zoey, to znaczy Starka pozwala mu zdecydować jak ona powinna być chroniona. Przynajmniej to pamiętam z socjologii Wampirów.” „Zoey umiera,” słowa Duantii były ostre, ale jej ton był łagodny. „Musisz zrozumieć, że jej Wojownik niedługo zostanie zwolniony z przysięgi.” „Rozumiem, ale ona jeszcze nie umarła, ale jak już powiedziałem jej Wojownik ma prawo ją chronić, w każdym razie jego zdaniem to najlepsze dla niej tak długo, jak ona żyje.” „Muszę zgodzić się z tym adeptem,” Thanatos powiedziała, kiwając głową z szacunkiem na Damiena. „W zasadzie on ma całkowitą rację. W tym prawie jak również w Przysiędze Więzi, Wojownik jest odpowiedzialny za decyzję co jest najlepsze dla bezpieczeństwa Wyższej Kapłanki. Zoey Redbird żyje, w związku z tym jest ciągle pod ochroną Wojownika.” „Rado? Zgadzacie się z Thanatos?” zapytała Duantia. Stark wstrzymał oddech w chwili, gdy pięć innych Kapłanek przemawiało poważnie lub kiwało potakująco głową.
Wyższych
„Doskonale adepcie Damien,” powiedziała Thanatos Policzki Damiena się zaróżowiły „Dziękuję, Kapłanko.” Duantia potrząsnęła głową. „Ja natomiast, nie jestem tak zadowolona jak Thanatos na myśl o śmierci obiecującego, młodego Wojownika.” Wampirzyca wzruszyła ramionami z przyzwoleniem. „Jednakże Rada jest zgodna. Choć mnie to smuci, skłaniam się ku woli mojej Rady i naszych praw. Stark gdzie chciałbyś zabrać Wyższą Kapłankę na jej ostatnie dni?” Zanim mógł odpowiedzieć chłodny głos Neferet mu przerwał „Przypuszczam, że to małe quorum1 porozumienia oznacza, że mogę również wyjść i zabrać mojego małżonka ze sobą?”
1
quorum [wym. kworum], kworum, liczba członków jakiegoś zgromadzenia (związku, organizacji, stowarzyszenia, parlamentu) niezbędna do prowadzenia obrad lub dla prawomocności wyborów, a powziętych uchwał.
73
„Już o tym zdecydowaliśmy, Neferet,” ton Thanatos dopasował się do jej chłodnego tonu. „Zgodnie z określonymi wcześniej warunkami możesz wracać na Capri z ciałem swego małżonka.” „Dziękuję,” powiedziała krótko Neferet. Zrobiła szorstki gest w kierunku Synów Erebusa, którzy wnieśli Kalonę do Izby Rady. „Przynieście Erebusa. Opuszczamy to miejsce.” Po pozbawionym ozdobników ukłonie do Rady, Neferet przeszła władczo przez pomieszczenie. Każdy przyglądał się kiedy wychodziła, gdy Afrodyta złapała za ramię Starka i powiedziała „Nie odpowiadaj im, gdzie chcesz wziąć Zoey.” „Teraz, możesz swobodnie powiedzieć Radzie, gdzie chcesz zabrać swoją Wyższą Kapłankę, Stark,” przemówiła Thanatos. „W tej chwili chcę zabrać ją do mojego pokoju w pałacu. To znaczy jeśli to nie jest nie w porządku. Naprawdę potrzebuję czasu, żeby przemyśleć to, co jest najlepsze dla Zoey, a nie miałem szansy na to.” „Młody, ale mądry,” Thanatos uśmiechnęła się z aprobatą. „Cieszę się, że udało ci się powstrzymać twój gniew Wojowniku,” odezwała się Duantia. „Przemyśl wszystko jasno i mądrze.” Stark zacisnął zęby i pochylił z szacunkiem głowę ostrożnie tak, aby nie napotkać spojrzeń żadnej z członkiń Rady, obawiając się, że mogą rzeczywiście dostrzec jego gniew. „Rada wyraża zgodę na zabranie rannej Wyższej Kapłanki i jej przyjaciół do pałacu. Prosimy jutro o twoją decyzję, gdzie chcesz ją zabrać. Proszę, wiedz, że możesz zdecydować o pozostaniu tutaj. Jeśli poprosisz nas o to, udostępnimy całe sanktuarium dla Ciebie na tak długi okres czasu jak to będzie konieczne.” „Dziękuję,” Stark powiedział. Skłonił się oficjalnie do grupy potężnych Wyższych Kapłanek. „Zebranie odwołane. Zwołuję je na jutro. Do tego czasu, bądź pozdrowiony.” Zanim Darius mógł mu pomóc, Stark podszedł do ciała Zoey, uniósł ją i trzymał blisko siebie, wynosząc ją z Izby Rady.
Tłumaczenie: Twins (Martencja98 & Nava15) 74
Stark „Powiedz mi wszystko, co wiesz.” Gdy tylko położył ciało Zoey na łóżku w przydzielonym im apartamencie, Stark skonfrontował się z Afrodytą. „No cóż, to niewiele, ale wystarczająco dużo, bym mogła myśleć, że wampiry są w błędzie,” powiedziała Afrodyta, siadając na dużym aksamitnym krześle przy Dariusie. „To znaczy, że znasz przypadek, że Wojownik przyprowadził swoją Wyższą Kapłankę z powrotem z Otherwoldu?” Damien zapytał, kiedy on i Jack przyciągali krzesła z salonu apartamentu do sypialni. „Nie. Niezupełnie.” „Co masz na myśli, Afrodyto?” Stark chodził tam i z powrotem przy łóżku Zoey. „Chodzi o to, że nie przyjmuję tego gówna ze starożytnej historii. Zoey nie jest jakąś zwykłą Wyższą Kapłanką.” „Ludzie, którzy ignorują historię zazwyczaj powtarzają ją,” powiedział łagodnie Damien. „Nie powiedziałam, że to ignoruję gejowski chłopczyku. Powiedziałam, że nie przyjmuję do wiadomości tego gówna.” Ostry wzrok Afrodyty powędrował od Damiena do Bliźniaczek, które ciągle stały w wejściu do sypialni. „Głupiutkie Bliźniaczki czemu się czaicie?” „Nie czaimy się, Nienawistna,” głos Shaunee był więcej niż szeptem. „Tak, jesteśmy pełne szacunku,” Erin dodała bliźniaczym szeptem. „Oh, cholera jasna. O czym wy gadacie?” Powiedziała Afrodyta. „To brak szacunku dla Zoey, um jej ciała, żeby cały czas mówić i robić różne rzeczy wokół niej, kiedy ona jest…” Shaunee przerwała patrząc w poszukiwaniu pomocy na swoją bliźniaczkę. Zanim Erin jak zwykle mogła dokończyć jej zdanie, Stark powiedział „Nie. Nie traktujemy jej jakby była zmarła. Jej po prostu tu nie ma, to wszystko.” „Więc, to jest bardziej poczekalnia niż pokój szpitalny?” Odezwał się Jack, podnosząc się z krzesła, żeby dotknąć ręki Zoey. „Tak,” odrzekł Stark. „Tylko, że to poczekalnia do czegoś naprawdę dobrego.” 75
„Jak w DMV2, kiedy zdałeś prawo jazdy i zrobili ci naprawdę okropne zdjęcie i tylko czekasz, aż dostarczą Ci twoją licencję?” Powiedział Jack. „Dokładnie tylko bez orzeszków i brudu,” powiedziała Afrodyta. „Więc zrośnięte mózgami przysuńcie jakieś krzesła i przestańcie się zachowywać, jakby była trupem.” Bliźniaczki się zawahały, wymieniły spojrzenie, wzruszyły ramionami, a następnie przyciągnęły krzesła do sypialni i dołączyły do grupy w kółku. „W porządku, jesteśmy w tym wszyscy, więc musisz nam powiedzieć, czego dowiedziałaś się od Stevie Rae,” oznajmił Darius. Afrodyta uśmiechnęła się do Wojownika, „Skąd wiedziałeś, że dostałam wiadomość od Stevie Rae?” Darius dotknął delikatnie jej twarzy „Znam Cię.” Stark zacisnął pieści i spojrzał z dala od więzi Afrodyty i Dariusa, która była tak oczywista. Chciał w coś uderzyć. Musiał w coś uderzyć. Mógł wybuchnąć, jeśli nie pozbędzie się niektórych emocji, które dusiły się wewnątrz niego. Następnie słowa Afrodyty przeniknęły bałagan panujący w jego umyśle, a on odwrócił się do niej. „Powiedz to jeszcze raz!” „Powiedziałam, że Kalona naprawdę jest w Otherwoldzie, Neferet wysłała go tam, by upewnić się, że Zoey nie poskłada się z powrotem i nie wróci tutaj.” „Zaczekaj, nie. Pamiętam zasłyszaną kiedyś rozmowę Kalony z Rephaimem. On był naprawdę wkurzony, bo Raven Mocker powiedział mu coś o powrocie do Otherwoldu. Jestem pewien, że Kalona powiedział, że nie może tam wrócić, bo Nyks go wykopała,” oznajmił Stark. „Wykopała jego ciało. Jego ciała tam nie ma,” powiedziała Afrodyta. „To jego dusza prześlizgnęła się tam z powrotem.” „O Bogini!” Jęknął Damien. „Zoey jest w większych tarapatach niż myśleliśmy,” powiedziała smutno Erin. „I to mogą być naprawdę wielkie kłopoty,” zgodziła się Shaunee.
2
Department of Motor Vehicles, czyli urząd zajmujący się prowadzeniem ewidencji zarejestrowanych pojazdów i licencji prawa jazdy 76
„Jest coraz gorzej,” oznajmiła Afrodyta „Neferet stoi za tym wszystkim,” westchnęła i napotkała oczy Starka. „Okay, to nie będzie miłe dla Ciebie, ale musisz tego wysłuchać i się z tym zgodzić. Kalona był Wojownikiem Nyks.” Stark poblakł na twarzy. „To właśnie Zoey powiedziała mi wcześniej...” przesunął ręką po włosach „Nie wierzyłem jej. Byłem wkurzony, zazdrosny i głupi. Dlatego nie byłem z nią, kiedy widziała jak Kalona zabija Heatha.” „Będziesz musiał znaleźć sposób na wybaczenie sobie tego błędu,” powiedział Darius. „Jeśli tego nie zrobisz nie będziesz mógł skupić się na tym co teraz i tu.” „A trzeba będzie bardzo się skupić, by ocalić Zoey,” oznajmiła Afrodyta. „Ponieważ Stark musi odbyć podróż do Otherwoldu i walczyć z Kaloną dla Zoey,” Jack wyciszył głos prawie tak, jakby mówił w kościele. „I znaleźć sposób, by poskładać jej dusze z powrotem,” powiedział Damien. „I to właśnie zrobię,” Stark cieszył się, że brzmi tak przekonywująco, bo we wnętrzu czuł jakby ktoś w niego uderzył. „Jeśli zrobisz to bez odpowiedniego przygotowania, nie będziesz miał kolejnej szansy młody Wojowniku.” Oczy Starka podążały za głosem do wejścia, gdzie stała Thanatos, wyglądająca na wysoką i ponurą w sposób, który zbyt uosabiał śmierć. „Więc, powiedz mi jak się przygotować!” Stark chciał wykrzyczeć swoją frustrację na wszystkich dachach świata. „Aby walczyć w Otherworldzie, Wojownik musi umrzeć, aby szaman mógł go odrodzić.” Stark nie zawahał się. „Wszystko co mam zrobić, to umrzeć? Mam na myśli, że moja dusza może przejść do innego świata, aby pomóc Zoey?” „To nie może być dosłowna śmierć, Wojowniku. Pomyśl, co się stanie, kiedy już ranny duch Zoey będzie musiał znieść Twoją śmierć, jak również, śmierć jej małżonka.” „Więc nie ma mowy, że ona kiedykolwiek opuści Otherworld,” powiedział Damien uroczyście. „Nawet gdyby udało jej się scalić duszę.” „Dokładnie to dzieje się z Wyższymi Kapłankami, za którymi Wojownicy podążają do Otherworld,” powiedziała Thanatos wchodząc do pokoju i podchodząc do łóżka Zoey. 77
„Naprawdę inni Wojownicy zabili się, by chronić swoje kapłanki?” Afrodyta przysunęła się bliżej Dariusa i wplotła swoje palce w jego. „Większość z nich nie, ale wojownicy, którzy nie umrą, przenoszą swoje dusze na tamtą stronę niedługo po tej dacie. Musisz zrozumieć, że Wojownicy nie są Wyższymi Kapłankami. Nie mają darów do swobodnego przemieszczania się w sferze ducha.” „Kalona tam jest, a on zdecydowanie nie jest Wyższą Kapłanką,” powiedział Stark. „Nawet Ci z nas, którzy nie wierzą, że on jest Erebusem, który powrócił na ziemię, wiedzą, że stworzenie zwane Kaloną jest nieśmiertelnym, czy nawet wampirem, który nie jest Wojownikiem. „Ale on jest związany czymś,” powiedziała Afrodyta, pochylając się trochę nagle. „Mogę zobaczyć jego łańcuchy. Jego ciało jest spowite nimi.” „Powiedz mi co zobaczyłaś, Prorokini,” powiedziała Thanatos. Afrodyta zawahała się. „Powiedz jej o wszystkim,” powiedział Damien. Afrodyta napotkała jego oczy. „Musimy komuś zaufać, albo to będzie koniec dla Starka i Zoey, tak jak w przypadku innych Wojowników i Wyższych Kapłanek.” „Równie dobrze możemy zaufać Śmierci,” powiedział Stark. „Bo tak, czy inaczej, będę musiał zmierzyć się z tym wszystkim i iść po Zoey.” Afrodyta patrzyła na Starka, a potem na bladą twarz Dariusa, „Zgadzam się,” powiedziała. „Ja też,” powiedział Jack. „Taa,” powiedziała Shaunee. „Powiedz jej wszystko,” dodała Erin. „No dobrze,” powiedziała Afrodyta. Obdarzyła Thanatos słabym uśmiechem. „Najpierw lepiej zacznę od Neferet, więc proszę Cię usiądź.”
Tłumaczenie: Twins (Martencja98 & Nava15)
78
Rozdział 10 Stark Stark uważał to za całkiem imponujące, że Thanatos utrzymała swoje zaszokowanie w minimum, kiedy Afrodyta z pomocą Damiena wyjaśniła wszystko Wyższej Kapłance, począwszy od wejścia Zoey do Domu Nocy, przechodząc przez odkrycie czerwonych adeptów, powstania Kalony, powolnego odkrycia głębokiego zła Neferet, a ostatecznie kończąc na rozmowie telefonicznej, którą przeprowadziła ze Stevie Rae. Na zakończenie opowieści, Thanatos wstała i podeszła, by spojrzeć na ciało Zoey. Gdy Kapłanka w końcu przemówiła, wydawało się, że mówiła bardziej do Z niż do nich. „Tak więc od początku była to walka między Światłem a Ciemnością, tylko do tej pory była toczona głównie w sferze fizycznej.” „Światła i Ciemności? Brzmi jakbyś używała tych dwóch słów jak tytułów,” powiedział Damien. „Jesteś bardzo bystrym, młodym adeptem,” powiedziała Thanatos. „Stevie Rae też tak robi. Używa Ciemności jak tytułu,” powiedziała Afrodyta. „Tytułów? Tak jakby to były dwie osoby?” Jack zapytał. „Nie ludzie - to zbyt ograniczone. Pomyśl o nich bardziej jak o nieśmiertelnych, którzy są tak potężni, że mogą manipulować energią do takiego stopnia, że duch może stać się namacalny,” powiedziała Thanatos „To znaczy, że Nyks jest Światłem, a Kalona, albo przynajmniej to, co on reprezentuje, jest Ciemnością?” Powiedział Damien. „Bardziej właściwe jest powiedzenie, że Nyks jest sprzymierzona ze Światłem. To samo można powiedzieć o Kalonie i Ciemności.” „No cóż, nie jestem Miss Idealną Uczennicą, ale jestem mądra i rzeczywiście uważałam na zajęciach. Przez większość czasu. Nie słyszałam o żadnej z tych rzeczy,” powiedziała Afrodyta. „Ani ja,” powiedział Damien. „I to mówi samo za siebie, bo Damien zdecydowanie jest Misterem Idealnym Uczniem,” powiedziała Erin. „Całkowicie,” powiedziała Shaunee. 79
Thanatos westchnęła i odwróciła się od Zoey zwracając się twarzą do reszty w pokoju. „Tak, no cóż, jest to starożytne przekonanie, nie sądzę, żeby kiedykolwiek było w pełni akceptowane przez nasze społeczeństwo, a przynajmniej przez Kapłanki naszego społeczeństwa.” „Dlaczego? Co w tym złego?” Zapytała Afrodyta. „To było oparte na walce i przemocy oraz surowym starciu mocy dobra i zła.” Afrodyta parsknęła, „Masz na myśli męskie sprawy.” Thanatos uniosła brwi. „Tak.” „Zaczekaj. Co więc mają męskie sprawy do wiary w dobro walczące ze złem?” Powiedział Stark. „To więcej niż tylko przekonanie, że jest dobro, które powinno walczyć ze złem na świecie. Jest to uosobienie Światła i Ciemności w ich najbardziej elementarnym poziomie, siły te są tak pochłaniające, że jedna nie może istnieć bez drugiej, jakby ciągle starały się konsumować siebie nawzajem.” Thanatos znowu westchnęła w puste spojrzenia dzieci, które jej posłały. „Jednymi z pierwszych przedstawicieli Światła i Ciemności były dla Światła masywny czarny byk, a dla Ciemności ogromny biały byk.” „Co? Czy to nie biały powinien być Światłem, a czarny Ciemnością?” Jack zapytał. „Niektórzy mogliby tak pomyśleć, ale to w ten sposób były one przedstawione w naszych starożytnych zapiskach. Było napisane, że każde stworzenie, Światła i Ciemności było przygotowane do czegoś innego. Myślę o bykach, przepełnionych mocą jaką władają, które spotykały się w wiecznej walce, a każdy stara się osiągnąć coś czego drugi nigdy, by nie mógł zrobić, nie niszcząc przy tym siebie. Widziałam raz obraz ich walki, kiedy byłam młodą Wyższą Kapłanką i nigdy nie zapomnę jakie to było surowe i brutalne – tak niepokojące. Rogi byków były zablokowane. Ich potężne ciała napięte tak, by dotrzeć do drugiego, krew... , nozdrza rozpalone. To był impas, który przerażał swą intensywnością – obraz jakby wibrował siłą władzy.” „Męska moc,” powiedział Darius. „Też widziałem ten obraz, gdy byłem na treningu, by stać się Wojownikiem. Zdobi niektóre okładki starożytnych książek napisanych przez wielkich Wojowników z naszej przeszłości.” „Męska moc. Mogę zrozumieć, dlaczego wampirzy przywódcy pozwolili zniknąć tej byczej sprawie,” powiedziała Erin.
80
„Poważnie, Bliźniaczko.” Shaunee skinęła głową. „Zbyt dużo władzy facetów, kiedy wampiry najczęściej to kobieca moc.” „Ale nasz system wierzeń nie jest o kobiecej sile tłumiącej męską moc. Chodzi o zdrową równowagę między nimi,” powiedział Darius. „Nie, Wojowniku, prawdą jest, że nasz system wierzeń nie powinien być o kobiecej sile tłumiącej moc mężczyzn, ale tak jak ze Światłem i Ciemnością, jest to wieczna walka o znalezienie równowagi między dwiema mocami, bez niszczenia tej drugiej. Pomyśl o obrazach Nyks, które widzimy codziennie, zawierają w sobie kobiece piękno i urok. Kontrast do tego to wyobrażenie surowej mocy przedstawionej w postaci dwóch wielkich, walczących, męskich stworzeń. Czy widzicie jak świat stara się zawrzeć obie siły w konflikcie, jedno musi zostać zniesione, aby umożliwić innemu rozwijanie się?” Afrodyta prychnęła, „To nie tak trudno sobie wyobrazić. Nie mogę sobie wyobrazić spiętej Wysokiej Rady, która chce mieć do czynienia z czymś tak brudnym jak dwa olbrzymie byczyska i z wszelkimi przekonaniami, jakie reprezentują.” „To znaczy oprócz Ciebie, przynajmniej Afrodyta to ma na myśli,” powiedział Stark, marszcząc brwi na Afrodytę i dając jej do zrozumienia nie pomagasz. Thanatos uśmiechnęła się. „Nie, Afrodyta ma rację. Rada zmieniła się w ciągu kilku wieków, szczególnie w okresie ostatnich czterech, w których ja istnieję. Kiedyś używali sił witalnych w sposób bardzo elementarny i raczej barbarzyński. Ale w dzisiejszych czasach stało się to...” Wyższa Kapłanka zawahała się, szukając właściwego słowa. „Cywilizowane,” powiedziała Afrodyta. „To bardzo cywilizowane.” „Dokładnie,” powiedziała Thanatos. Niebieskie oczy Afrodyty rozszerzyły się, „A bycie zbyt cywilizowanym niekoniecznie jest dobre, szczególnie gdy masz do czynienia z dwoma bykami rywalizującymi ze sobą i odebraniem im wszystkiego, co znajduje się między nimi.” „Zoey jest strasznie blisko Światła,” Damien powiedział cicho. „Wystarczająco blisko, by zostać ugodzoną przez Ciemność,” powiedział Stark. „Zwłaszcza, jeśli Ciemność została wysłana, by upewnić się, że ona już nigdy nie dotrze do Światła.” Sala zamilkła, podczas gdy oczy wszystkich zwróciły się na Zoey, leżała cicho i wyglądała blado na bardzo cywilizowanej, kremowej, satynowej pościeli. 81
Właśnie w trakcie tej ciszy, dotarło coś do Starka i z instynktem Wojownika strzegącego jego Wyższej Kapłanki, wiedział, że znalazł właściwą drogę. „Więc jeśli znajdziemy sposób, by ochronić Zoey, nie będzie chodziło o ignorowanie przeszłości. Chodzi o to, aby zajrzeć głębiej w przeszłość, niż ktokolwiek dzisiaj pomyślał, by to zrobić,” powiedział Stark, podnosząc głos z podniecenia. „I chodzi o ogarnięcie i zrozumienie surowej mocy, która uwalnia się w walce między Światłem i Ciemnością,” powiedziała Thanatos. „Ale gdzie, do cholery, się o tym dowiemy?” Powiedziała Afrodyta, odgarniając jej włosy z twarzy w frustracji. „Przekonanie, którego potrzebujemy wymarło – sama tak powiedziałaś Thanatos.” „Być może nie wszędzie,” powiedział Darius, siadając bardziej prosto, jego oczy ostre i inteligentne, spotkały się ze wzrokiem Starka. „Jeśli chcesz znaleźć starożytne i barbarzyńskie wierzenie, musisz udać się do miejsca, stworzonego przez starożytną i barbarzyńską przeszłość. Miejsce to jest w zasadzie odcięte od współczesnej cywilizacji.” Odpowiedź po prostu wypłynęła ze Starka. „Muszę udać się na wyspę.” „Dokładnie,” powiedział Darius. „O czym Wy dwaj do cholery rozmawiacie?” Powiedziała Afrodyta. „Mówią o miejscu, w którym po raz pierwszy Wojownicy są szkoleni przez Sgiach.” „Sgiach? Kto to jest?” Damien zapytał. „Jest to starożytny tytuł Wojownika, który został nazwany Wielkim Zbieraczem Głów,” powiedział Darius. „Sgiach był tak surowy i barbarzyński, jaki tylko może być Wojownik,” powiedział Stark. „Dobrze, to wszystko brzmi dobrze, ale potrzebujemy go żywego, a nie tylko opowieści o wiedzy starego Wojownika. Jestem pewna, że jeśli Stark nie może odbyć podróży do Otherworldu, on także nie może podróżować do przeszłości,” powiedziała Afrodyta. „Ona,” poprawił ją Darius. „Ona?” Na twarzy Afrodyty malował się znak zapytania. 82
„Sgiach była kobiecym Wojownikiem, zdolnościach,” powiedział Stark.
wampirzycą
o
niezwykłych
„I te stare historie moja piękna, mówią, że to zawsze będzie Sgiach.” Darius obdarował Afrodytę pobłażliwym uśmiechem. „Żyje na Wyspie Kobiet w tamtejszym Domu Nocy.” „Jest tam Wyspa z Kobiecym Domem Nocy?” Powiedziała Erin. „Dlaczego o tym nie wiemy?” Shaunee powiedziała. „Wiedziałeś o tym?” Zapytała Damiena. Pokręcił głową. „Nigdy o tym nie słyszałem.” „To dlatego, że nie jesteś Wojownikiem,” powiedział Darius. „Wyspa Kobiet jest również znana jako Wyspa Skye.” „Skye, jak ta w Szkocji?” Powiedział Damien. „Tak. To tam pierwsi wampirzy Wojownicy zostali przeszkoleni,” powiedział Darius. „Ale nikt więcej, prawda?” Damien powiedział, patrząc z Dariusa na Starka. „To znaczy, Wojownicy są szkoleni we wszystkich Domach Nocy… Podobnie jak Dragon Lankford szkolił kilku Wojowników, którzy przyjeżdżali zewsząd, a on na pewno nie był w Szkocji.” „Masz rację, Damien. We współczesnym świecie szkolenia Wojowników odbywają się w Domach Nocy na całym świecie,” powiedziała Thanatos. „Na przełomie XIX wieku, Wyższa Rada zdecydowała, że to będzie bardziej wygodny sposób szkolenia.” „Wygodniejszy i znacznie bardziej cywilizowany, założę się,” powiedziała Afrodyta. „Ty też masz rację Prorokini,” powiedziała Thanatos. „To jest to. Zabiorę Zoey na Wyspę Kobiet i do Sgiach,” powiedział Stark. „A co potem?” Zapytała Afrodyta. „Potem stanę się niecywilizowany, bym mógł dowiedzieć się, jak pokonać moją drogę do Otherworldu nie umierając, a gdy tam będę, zrobię co muszę zrobić, by sprowadzić Zoey do nas.” „Heh,” powiedziała Afrodyta. „To nie brzmi jak zły pomysł.” 83
„Jeśli Stark będzie mógł wejść na Wyspę,” powiedział Darius. „To Dom Nocy. Dlaczego nie mieliby pozwolić Starkowi wejść?” Zapytał Damien. „To Dom Nocy jak żaden inny,” powiedziała Thanatos. „Decyzja Wyższej Rady, aby przenieść szkolenia Synów Erebusa ze Skye i rozpowszechnić ich wśród Domów Nocy na całym świecie była decyzją, która była kulminacją wielu, wielu lat napięcia i niepokoju panujących między Sgiach i Wyższą Radą.” „Mówisz tak, że to brzmi jakby była królową,” powiedział Jack. „W pewnym sensie jest - królową, której poddanymi byli Wojownicy,” powiedziała Thanatos. „Królową dla Synów Erebusa? Wiem, że wampirzej Wyższej Radzie się to nie podobało, chyba że Królowa Sgiach była też częścią Wyższej Rady,” powiedziała Afrodyta. „Sgiach jest Wojownikiem,” powiedziała Thanatos. „A Wojownicy nie są dopuszczani do Wyższej Rady.” „Ale Sgiach jest kobietą. Czyli mogłaby zostać przyjęta do Rady,” powiedział Damien. „Nie,” Darius powiedział. „Wojownik nie może zasiąść w Radzie. To jest prawo wampirów.” „I to prawdopodobnie wkurzyło Sgiach,” powiedziała Afrodyta. „Wiem, że mnie to wkurza. Powinna zasiąść w Wyższej Radzie.” Thanatos pochyliła głowę w potwierdzeniu. „Zgadzam się z Tobą, Prorokini, ale wielu nie. Kiedy szkolenia Wojowników Syna Erebusa zostały jej zabrane, Sgiach wycofała się i udała się na Wyspę Skye. Nikomu nie mówiła o swoim zamiarze, ale nie musiała. Wszyscy czuliśmy jej gniew. Czuliśmy również ochronny krąg, który utworzyła wokół jej Wyspy.” Oczy Thanatos były pełne cienia wspomnień przeszłości. „Nikt tego nie doświadczył tak jak potężna wampirzyca Cleopatra, która rzuciła krąg ochronny wokół jej ukochanej Aleksandrii.” „Nikt nie wejdzie na Wyspę Kobiet bez zgody Sgiach,” powiedział Darius. „Ci którzy próbowali to zrobić - umarli,” powiedziała Thanatos. „Cóż, więc jak mogę dostać pozwolenie na wejście na Wyspę?” Zapytał Stark. 84
Nastała długa, niezręczna cisza, a następnie Thanatos powiedziała: „Tu leży pierwszy z twoich problemów. Odkąd Sgiach utrzymuje jej krąg ochronny, żadnemu obcemu nie zostało wydane pozwolenie na wejście na jej Wyspę.” „Zdobędę pozwolenie,” Stark powiedział stanowczo. „Jak masz zamiar to zrobić, Wojowniku?” Zapytała Thanatos. Stark wypuścił głęboki oddech i powiedział: „Wiem, jak tego nie zrobię. Nie zamierzam być cywilizowany. I na teraz to byłoby wszystko.” „Zaczekaj,” powiedział Damien. „Thanatos, Darius, oboje wiecie pewne rzeczy o Sgiach i tej starożytnej barbarzyńskiej religii. Tak więc, gdzie się tego nauczyliście?” „Zawsze lubiłem czytać.” Darius wzruszył ramionami. „Tak więc ciągnęło mnie do starych zapisków w Domu Nocy, gdzie studiowałem obronę. W moim wolnym czasie czytałem.” „Niebezpieczny i seksowny. To doskonałe połączenie,” Afrodyta zamruczała, przytulając się do niego. „Dobrze, wszyscy zwymiotujemy później,” powiedziała Erin. „Tak, teraz, przestań przeszkadzać,” powiedziała Shaunee. „Skąd masz wiedzę na temat byków i Sgiach?” Damien zapytał Thanatos, posyłając Bliźniaczkom i Afrodycie spojrzenie bądźcie cicho. „Ze starożytnych tekstów znajdujących się tutaj w archiwum pałacu. Kiedy po raz pierwszy stałam się Wyższą Kapłanka, spędziłam wiele godzin na studiowaniu tutaj samotnie. Musiałam, nie miałam mentora,” powiedziała Thanatos. „Bez mentora? To musiało być trudne,” Stark powiedział. „Widocznie nasz świat potrzebuje tylko jednej Wyższej Kapłanki, która została obdarzona powinowactwem ze śmiercią,” Thanatos powiedziała z ironicznym uśmiechem. „Ten opis stanowiska pracy jest do bani,” powiedział Jack, a następnie przycisnął dłoń do jego ust i zapiszczał. „Przepraszam!” Uśmiech Thanatos poszerzył się. „Nie obrażam się za twoje słowa, dziecko. Być w sojuszu ze Śmiercią to nie jest łatwa ścieżka kariery.”
85
„Ale w związku z tym i ponieważ Darius jest oczytanym Wojownikiem mamy jakieś podstawy, by ruszyć do przodu,” powiedział Damien. „O czym myślisz?” Powiedziała Afrodyta. „Myślę, że jestem naprawdę dobry w jednej rzeczy – i jest to uczenie się.” Niebieskie oczy Afrodyty rozszerzyły się. „Więc musimy tylko wskazać ci coś do nauki.” „Archiwa. Potrzebujecie dostępu do archiwów pałacu,” powiedziała Thanatos, już zmierzając w kierunku drzwi. „Porozmawiam z Duantią.” „Wspaniale. Będę się przygotować do nauki,” powiedział Damien. „Pomogę,” powiedział Jack. „Stado idiotów, nienawidzę tego, ale wygląda na to, że wszyscy będziemy się przygotowywać do nauki.” Stark obserwował Thanatos jak odchodzi. Niejasno zarejestrował, że pozostałe dzieciaki były zachwycone, tym że mieli gdzie skupić swoją energię, ale jego wzrok wrócił do bladej twarzy Zoey. A ja się przygotuję do swojego sojuszu ze śmiercią.
Tłumaczenie: Lunax3
86
Zoey Nic nie wyglądało dobrze. Nie było tak jakbym nie wiedziała, gdzie jestem. Mam na myśli, wiedziałam, że jestem w Otherworldzie, ale nie umarłam i że byłam z Heathem, który zdecydowanie nie żył. Bogini! To było tak dziwne, że stawało się coraz bardziej i bardziej normalne myśleć o Heathcie jak o MARTWYM. W każdym bądź razie, oprócz tego, pewne sprawy po prostu nie były w porządku. W tej chwili byłam wtulona w Heatha. Byliśmy zespoleni jak stare małżeństwo, u podstawy drzew na omszałym materacu stworzonym przez połączenie starożytnych korzeni, przypominających owalne łoże. Powinnam czuć głównie komfort. Mech był zdecydowanie miękki, i tak naprawdę wydawało mi się, że Heath żyje. Mogłam go widzieć, słyszeć, dotykać - on nawet pachniał jak Heath. Byłam w stanie odpocząć i po prostu być z nim. Dlaczego więc, zastanawiałam się, patrząc na stado tańczących niebieskoskrzydlatych motyli, jestem pełna niepokoju, ogólnie "nie w humorze" jakby powiedziała babcia? Babcia... Tęsknię za nią. Jej brak był jak łagodny ból zęba. Czasami uczucie odchodziło, ale wiedziałam, że tam było, i to wróci - prawdopodobnie w gorszym stopniu. Ona musi naprawdę się o mnie martwić. I być smutna. Na myśl o tym jak smutno i ciężko było Babci, mój umysł szybko od tego odbiegł. Nie mogłam tam leżeć. Odsunęłam się od Heatha, uważając, by go nie obudzić. Potem zaczęłam chodzić. To pomogło. Cóż, wydawało mi się tak przynajmniej przez chwilę. Chodziłam tam i z powrotem, tam i z powrotem, upewniając się, że widzę Heatha. On wyglądał tak uroczo, gdy spał. Marzyłam, by móc zasnąć. Choć nie mogłam. Gdybym odpoczywała - jeżeli zamknęłabym oczy - to byłoby tak, jakbym zgubiła kawałki siebie. Ale dlaczego? Jak mogłam utracić samą siebie? Przypomniało mi to trochę okres, kiedy miałam anginę i tak wysoką 87
gorączkę, że miałam super dziwny sen, w którym kręciłam się dookoła, aż moje ciało zaczęło się rozpadać na kawałki. Wzdrygnęłam się. Dlaczego to było tak łatwe do zapamiętania, podczas gdy kilka innych rzeczy w mojej głowie było tak mglistych? Bogini, jestem naprawdę zmęczona. Roztargniona, jakbym potknęła się o jedną z całkiem białych skał, które wystawały z trawy i mchu, więc złapałam się czegoś przed upadkiem, rzucając się na jedną stronę i chwytając się pobliskiego drzewa. To dlatego to widziałam. Moja ręka. Moje ramię. To nie wygląda dobrze. Zatrzymałam się i patrzyłam, przysięgam, że moja skóra była jakby rozerwana, jak w jednym z tych horrorów, gdzie paskudne rzeczy trafiają na prawie nagie ciało dziewczyny i czołgają się po niej, czyniąc ją... „Nie!” Potarłam gorączkowo moje ramię. „Nie! Stop!” „Zo, Kochanie, co się stało?” „Heath, Heath – spójrz.” Trzymałam rękę przed nim, by mógł zobaczyć. „To jest jak jakiś horror.” Wzrok Heatha zszedł z mojej ręki na twarz. „Uh, Zo, co jest jak horror?” „Moje ramię! Moja skóra! To się rusza.” Machałam do niego. Jego uśmiech nie krył obaw. Wyciągnął rękę i powoli przebiegł nią w dół mojego ramienia. Kiedy dotarł do mojej ręki, splótł swoje palce z moimi. „Nic złego nie dzieje się z twoim ramieniem, Kochanie,” powiedział. „Naprawdę tak sądzisz?” „Naprawdę, poważnie, tak sądzę. Hej, co się z tobą dzieje?” Otworzyłam usta, żeby mu powiedzieć, że myślałam, iż zgubiłam samą siebie że części mnie odleciały daleko - gdy coś zwróciło moją uwagę na skraju linii drzew. Coś mrocznego. „Heath, nie podoba mi się to,” powiedziałam mu, wskazując trzęsącą się ręką w miejscu cieni. Wiatr poruszał szerokimi, zielonymi liśćmi drzew, które wydawały się nagle, nie tak grube i chroniące jak chwilę temu, a zapach, który dotarł do mnie był
88
obrzydliwy i dojrzały. Czułam jak ciało Heatha drży i wiedziałam, że sobie tego nie wymyśliłam. Wtedy cienie stamtąd odeszły i byłam pewna, że usłyszałam skrzydła. „Och, nie,” szepnęłam. Dłoń Heatha zacisnęła się na mojej. „Chodź. Musimy dostać się głębiej, tutaj.” Czułam chłód i odrętwienie w tym samym czasie. „Dlaczego? Jak drzewa mają nas ocalić przed tym, czymkolwiek to jest?” Heath wziął moją brodę w swoje ręce i zmusił mnie bym na niego spojrzała, „Zo, nie czujesz tego? To miejsce, ten gaj, jest dobre, to czyste dobro. Kochanie, nie wyczuwasz tutaj twojej Bogini?” Łzy, które wypełniły moje oczy zamazały obraz zupełnie. „Nie,” powiedziałam cicho, jakbym ledwo mogła wydobyć słowa. „Nie czuję mojej Bogini w ogóle.” Wziął mnie w ramiona i przytulił mocno. „Nie martw się, Zo. Ja ją czuję, więc będzie w porządku. Obiecuję.” Wtedy kołysząc mnie w ramionach, Heath poprowadził mnie w głąb lasku Nyks, a moje łzy przelały się i upadły mokre i zimne na moje gorące policzki.
Tłumaczenie: Lunax3
89
Rozdział 11 Stevie Rea „Skye? Naprawdę? Gdzie to jest? Irlandia?” Powiedziała Stevie Rea. „To Szkocja, nie Irlandia, głupku,” powiedziała Afrodyta. „Czy to nie to samo? I nie mów głupek. To nie jest miłe.” „A co jeśli powiem, ugryziesz mnie? Czy to wystarczająco miłe? Po prostu słuchaj i spróbuj nie być takim wieśniakiem. Potrzebuję Cię, chcę, abyś wróciła i zrobiła więcej tych twoich dziwnych połączeń z ziemią albo co-tam-to-kurwa jest, co zrobisz, i zobaczymy czy znajdziesz trochę informacji o Świetle i Ciemności - no wiesz, pisanych wielką literą Ś i C. Zwróć uwagę, czy drzewo, i coś tam jeszcze nie mówi czegoś o dwóch bykach.” „Byki? Masz na myśli takie krowy?” „Czy ty nie jesteś ze wsi? Jak możesz nie wiedzieć, co to jest byk?” „Posłuchaj Afrodyto, to ignorancki stereotyp. Tylko dlatego, że nie jestem z dużego miasta nie oznacza, że automatycznie wiem wszystko o krowach i takich tam. Do licha, nawet nie lubię koni.” „Przysięgam, że jesteś mutantem,” powiedziała Afrodyta. „Byk jest krową rodzaju męskiego. Nawet pies mojej mamy schizofreniczki rasy Bichon Frise to wie. Skup się, to ważne. Musisz iść zapytać pieprzoną trawę o starożytność i to tę całkowicie barbarzyńską, a oprócz tego o nieatrakcyjną mitologię albo religię, albo o coś takiego, co zawiera dwa walczące ze sobą byki, był biały i czarny zdecydowanie rodzaju męskiego oraz o przemoc i niekończącą się walkę między dobrem a złem.” „Co to ma wspólnego z powrotem Zoey?” „Myślę, że może to w jakiś sposób otworzyć Starkowi drzwi do Otherworldu, bez niego po prostu umrze, ponieważ najwidoczniej to nie jest tak dużo pracy dla Wojowników chroniących tam ich Wyższe Kapłanki.” „Krowy mogą to zrobić? Jak? Krowy nawet nie umieją mówić.” „Byki, podwójny głupku. Zostań ze mną. Nie mówię tylko o zwierzętach, ale o naturalnej mocy, która je otacza. Byki reprezentują tę moc.” „Więc nie będą mówić?”
90
„Och, do diabła ciężkiego! Mogą, nie mogą - są super staro-magiczne, idiotko! Kto do diabła wie, co potrafią zrobić? Po prostu, by udać się do Otherworldu, Stark nie może być cywilizowany, nowoczesny i w ogóle miły. Ma się dowiedzieć jak być ponad to, aby dotrzeć do Zoey, chronić ją i nie zostać przy tym zabity, a ta religia z dawnych czasów może być kluczem do tego.” „Myślę, że to ma sens. To znaczy, kiedy myślę o Kalonie, nie myślę dokładnie o nowoczesnym człowieku.” Stevie Rea spauzowała, przyznając się jedynie sama sobie, że naprawdę myślała o Rephaimie, a nie o jego ojcu. „A on zdecydowanie ma jeszcze trochę naturalnej mocy.” „A zdecydowanie, będąc w Otherworldzie nie może zostać przy tym zabity.” „A właśnie tam Stark musi się udać.” „Więc, idź porozmawiać z kwiatkami o bykach i takimi tam,” powiedziała Afrodyta. „Pójdę porozmawiać z kwiatkami,” powiedziała Stevie Rea. „Zadzwoń, kiedy coś ci powiedzą.” „Tak, dobrze. Zrobię co w mojej mocy.” „Hej, bądź ostrożna,” powiedziała Afrodyta. „No zobacz, potrafisz być miła,” powiedziała Stevie Rea. „Zanim pozostawisz na mnie wszystkie truskawki i śmietanę, odpowiedz na pytanie, z kim się skojarzyłaś po naszym zerwaniu?” Ciało Stevie Rea przeszedł dreszcz. „Z nikim!” „Co oznacza, kogoś całkowicie nieodpowiedniego. Kto to jest, jeden z tych frajerów czerwonych adeptów?” „Afrodyto - powiedziałam, że nikt.” „Tak, to odkryłam. Zrozum, jedna z rzeczy, jakiej się nauczyłam w związku z tymi nowymi sprawami Prorokini, choć ten tytuł jest głównie wrzodem na tyłku, to to, że mogę słuchać nie używając uszu i wiem o różnych rzeczach.” „Oto, co wiem - straciłaś swój cholerny rozum.” „Więc, jeszcze raz, bądź ostrożna. Otrzymuję od Ciebie dziwne wibracje, a one mi mówią, że możesz mieć kłopoty.”
91
„Myślę, że właśnie zmyśliłaś tę starą historię, by ukryć to całe szaleństwo, które namieszało Ci w głowie.” „A ja myślę, że coś ukrywasz. Więc po prostu się zgódź z tym lub nie.” „Zamierzam porozmawiać z kwiatkami o krowach. Do widzenia Afrodyto.” „O bykach. Do widzenia, dyniogłowa.” Stevie Rea otworzyła drzwi, by opuścić swój pokój, wciąż marszczyła brwi z powodu komentarzy Afrodyty, wybiegła prawie uderzając w rękę Kramishy, uniesionej, by zapukać do jej drzwi. Obie podskoczyły, a potem Kramisha potrząsnęła głową. „Nie rób tak. To sprawia, że myślę, że nie jesteś już normalna.” „Kramisha, jeśli bym wiedziała, że jesteś tam, nie podskoczyłabym, kiedy otworzyłam drzwi. I żadna z nas nie jest normalna - przynajmniej już nie.” „Mów za siebie. Ja nadal jestem sobą. Co oznacza, że nie ma ze mną nic złego. Ty, z drugiej strony wyglądasz jak gorący przypieczony rogalik.” „Prawie spaliłam się na dachu dwa dni temu. Myślę, że to daje mi prawo do wyglądania jak gówno.” „Nie mam na myśli, że wyglądasz źle.” Kramisha przekrzywiła głowę na bok. Dzisiaj była ubrana w jej jasno-żółtą przyciętą perukę, którą zgrała z iskrzącym, fluorescencyjnym żółtym cieniem. „Właściwie, wyglądasz dobrze - cała różowa jak biali ludzie, kiedy są naprawdę zdrowi. To trochę przypomina mi słodkie małe świnki z ich różowatością.” „Kramisha, przysięgam Ci, sprawiasz, że boli mnie głowa. O czym ty mówisz?” „Po prostu mówię, że dobrze wyglądasz, ale nie musisz robić wszystkiego dobrze. Ani tutaj i ani tu.” Kramisha wskazała na serce Stevie Rea, a potem na jej głowę. „Mam dużo na głowie,” powiedziała wymijająco Stevie Rea. „Tak, wiem, że życie Zoey było pospieszne i improwizowane, i w ogóle, ale musisz trzymać się tak jak przedtem.” „Staram się.” „Staraj się mocniej. Zoey Cię potrzebuje. Wiem, że nie ma Cię tam z nią, ale mam przeczucie, że możesz jej pomóc. Więc, użyj swoich dobrych fluidów.”
92
Kramisha patrzyła na nią z intensywnością, która sprawiła, że Stevie Rea chciała się wiercić. „Jak powiedziałam, staram się.” „Kombinujesz coś szalonego?” „Nie!” „Jesteś pewna? Bo to jest dla Ciebie.” Kramisha podniosła w górę kawałek fioletowego papieru z notatnika, na którym było coś napisane jej charakterystycznym pismem. „A to mi wygląda na całą masę szaleństw jak dla mnie.” Stevie Rea wyrwała papier z jej ręki. „Pieprzyć to, dlaczego po prostu nie powiedziałaś, że przyniosłaś mi jeden z twoich wierszy?” „Zabierałam się do tego.” Kramisha skrzyżowała ramiona i oparła się o drzwi, oczywiście czekając, by Stevie Rea przeczytała wiersz. „Nie ma czegoś, co musisz iść zrobić?” „Nie. Reszta dzieciaków je. Och, poza Dallasem. Pracuje z Dragonem, bawią się mieczami, nawet, jeśli szkoła nie ruszyła oficjalnie, ja właściwie nie widzę potrzeby, by się spieszyć, więc nie łapię, dlaczego on się tak śpieszy, aby pójść do klasy. Zresztą, po prostu przeczytaj wiersz Wyższa Kapłanko. Nigdzie się nie wybieram.” Stevie Rea stłumiła westchnienie. Wiersze Kramishy często były mylące i abstrakcyjne, ale także często prorocze, więc tylko pomyślenie o jednym z nich było dla jej żołądka uczuciem jak po zjedzeniu surowych jajek. Opornie jej oczy przeszły na papier i zaczęła czytać: Jedna z Czerwonych kroczy do Światła Ma przepasane biodra po udziale W apokaliptycznej walce Ciemność ukrywa się w różnych formach Widzi poza kształtem, kolorem, kłamstwem I emocjonalnymi burzami. Sprzymierzysz się z nim: zapłacisz swoim sercem Choć nie możesz obdarzyć go zaufaniem
93
Chyba, że jesteś częścią Ciemności. Patrz duszą, a nie oczami Bo tańczysz z bestiami Musisz przeniknąć do ich ukrycia. Stevie Rea potrząsnęła głową, spojrzała na Kramishę, a następnie przeczytała jeszcze raz wiersz, powoli, prosząc swoje serce, by przestało bić tak głośno i nie zdradziło jej winy, jaką odczuwała. Bo Kramisha miała rację, to było oczywiście o niej. To było pewne, że w oczywisty sposób wiersz był o niej i Rephaimie. Stevie Rea powinna być wdzięczna cholernemu wierszowi, że nie mówił nic o skrzydłach i ludzkich oczach usytuowanych na cholernej ptasiej głowie. Strzał! „Widzisz co miałam na myśli, mówiąc o tym, że to jest o Tobie?” Stevie Rea przeniosła wzrok z wiersza na inteligentne oczy Kramishy. „Cóż, cholera, Kramisha. Oczywiście, że to o mnie. Pierwsza linijka to mówi.” „Tak, widzę, byłam tego pewna, chociaż nigdy nie słyszałam, by ktoś Cię tak nazywał.” „To ma sens,” Powiedziała szybko Stevie Rea, próbując zagłuszyć pamięć głosu Rephaima nazywającego ją Jedną z Czerwonych. „Jestem jedyną dziewczyną czerwonym wampirem, więc w tym wierszu musi być mowa o mnie.” „Tak właśnie pomyślałam, nawet, jeśli jest tam cała masa dziwactw o bestiach i takich tam. Miałam sprawdzić część o przepasaniu bioder, bo to brzmi paskudnie i seksualnie, ale kończy się w pewien sposób tym, że musisz być gotowa do walki.” „Tak, no cóż, było kilka walk ostatnio,” powiedziała Stevie Rea, patrząc z powrotem na wiersz. „Wygląda na to, że będzie kilka więcej - i to zajebiste gówno, musisz być naprawdę na to gotowa.” Potem odchrząknęła sensownie, a Stevie Rea niechętnie ponownie spotkała jej oczy. „Kim on jest?” „On?” Kramisha skrzyżowała ramiona. „Nie mów do mnie jakbym była głupia. On. Facet, o którym mój wiersz mówi, że zamierzasz oddać mu swoje serce.” „Nie zamierzam!” 94
„Och, w takim razie wiesz kim on jest.” Kramisha stuknęła czubkiem jej butów w panterkę. „I on zdecydowanie nie jest Dallasem, bo nie wariowałabyś w związku z oddaniem mu serca. Każdy wie, że Wy dwoje macie się ku sobie. Więc, kim on jest?” „Nie mam pojęcia. Nie widzę nikogo oprócz Dallasa. Dodatkowo, jestem bardziej zmartwiona o część mówiącą o Ciemności i takich,” skłamała Stevie Rea. „Huh,” Kramisha parsknęła przez nos. „Posłuchaj, zamierzam zachować wiersz i pomyślę o nim,” powiedziała Stevie Rea, wpychając wiersz do kieszeni jeansów. „Niech zgadnę - chcesz, abym trzymała buzię na kłódkę,” powiedziała Kramisha, stukając ponownie stopą. „Tak, bo chcę spróbować…” Wymówka umarła, kiedy Kramisha znacząco na nią spojrzała. Stevie Rea wypuściła długi wydech i zdecydowała się powiedzieć tyle, ile mogła, więc zaczęła ponownie. „Nie chcę Ci niczego mówić o wierszu, bo mam problem z facetem i tak prawda wyjdzie na jaw i będzie to do bani dla Dallasa i dla mnie, zwłaszcza, że nie jestem naprawdę pewna, co się dzieje pomiędzy mną a tym drugim facetem.” „Tak lepiej. Gówniany facet może być niebezpiecznym problemem, i jak zawsze mówiła moja mama, to po prostu nie jest w porządku prezentować swoje osobiste sprawy całkowicie, by każdy je mógł zobaczyć.” „Dzięki Kramisha. Doceniam to.” Kramisha uniosła rękę. „Trzymaj się. Nikt nie powiedział, że skończyłam z tym tematem. Moje wiersze są ważne. Ten jeden jest o czymś więcej niż o twoim pospiesznie improwizowanym, miłosnym życiu. Tak jak mówiłam wcześniej, wywal szaleństwo z twojej głowy i pamiętaj, by używać zdrowego rozsądku. Pamiętaj, że za każdym razem, gdy pisałam słowo Ciemność, to sprawiało, że w środku czułam się źle.” Stevie Rea obdarzyła Kramishę długim spojrzeniem i wtedy podjęła decyzję. „Chodź ze mną na parking, dobrze? Mam coś do zrobienia poza kampusem, ale chcę z tobą porozmawiać po drodze.” „Nie ma problemu,” powiedziała Kramisha. „No i już czas, żebyś powiedziała coś komuś o tym, co się dzieje w twojej głowie. Ostatnio postępujesz głupio, mam nawet na myśli okres przed roztrzaskaniem się duszy Zoey.” „Tak, wiem,” mruknęła Stevie Rea. 95
Żadna z nich nie powiedziała nic więcej, podczas gdy schodziły w dół schodów i przez akademik. Stevie Rea pomyślała, że atmosfera była jak topniejący lód, powoli także rozmrażali się adepci. W ciągu ostatnich kilku dni dzieciaki zaczęły wychodzić i więcej działać, więc było bardziej normalnie. Oczywiście, ona i Kramisha zostały obrzucone wieloma spojrzeniami, ale nie były one wrogie i straszne, lecz bardziej ciekawskie. „Myślisz, że możemy rzeczywiście być w stanie tutaj wrócić i chodzić znowu do szkoły, jakby to był nadal nasz dom?” Wypaplała Kramisha po tym jak dotarły do chodnika na zewnątrz akademika. Stevie Rea obdarzyła ją zdziwionym spojrzeniem. „Myślałam o tym. Czy to będzie aż tak źle wrócić tu?” Kramisha wzruszyła ramionami. „Nie jestem tego pewna. Jestem jednak pewna, że czuję się dobrze, kiedy śpię pod ziemią w trakcie dnia.” „Tak, tu jest problem.” „Ciemność w moim wierszu sprawia, że czuję się źle - nie myślisz, że to o nas, prawda?” „Nie!” Stevie Rea pokręciła stanowczo głową. „Nie ma nic złego w nas. Ty, ja, Dallas i reszta czerwonych adeptów, którzy przybyli tu, już zdecydowali. Nyks dała nam wybór, a my wybierzemy dobro ponad zło - Światło ponad Ciemnością. Wiersz nie mówi o nas. Jestem tego pewna.” „Tylko o innych, co?” Mimo że zostały same, Kramisha ściszyła głos. Stevie Rea pomyślała o tym i zdała sobie sprawę, że Kramisha mogła mieć rację. Była po prostu tak przejęta poczuciem winy dotyczącym Rephaima, że nie przyszło jej to do głowy. Cholera! Musiała dostać prosto w głowę. „Cóż, tak myślę, że tu może być mowa o nich, ale jeśli tak, to naprawdę źle.” „No proszę. Wszyscy wiemy, że są bardzo źli.” „Tak, cóż, właśnie dowiedziałam się kilku rzeczy od Afrodyty, która mówi, że Ciemność ma dużą literę C, więc to nowy poziom paskudztwa. Jeśli są związani z taką Ciemnością, to doszli do innego rodzaju zła. Jak zło Neferet.” „Cholera.” „Tak. Więc twój wiersz może mówić o walce z nimi. Tu następuje część, o której chciałabym, byś wiedziała, Afrodyta i ja zaczęłyśmy się uczyć 96
o niektórych starożytnych rzeczach, Wiesz, naprawdę starych. Tak starych, że wampiry nawet o tym zapomniały.” „To jakieś stare gówno.” „Cóż, my - mam na myśli ja, Afrodyta, Stark i reszta dzieciaków z Zoey będziemy sprawdzać, czy możemy użyć tych starych informacji, by pomóc Starakowi dostać się do Otherworldu, by mógł chronić Z, podczas gdy ona scali swoją duszę w całość.” „Masz na myśli to, by Stark dostał się do Otherworldu nie będąc całkowicie martwy i takie tam?” „Tak, raczej nie byłoby dobre dla Zoey, by pokazał się martwy w Otherworldzie.” „Więc zamierzasz użyć tego starego gówna, aby dowiedzieć się jak to zrobić, prawda?” Stevie Rea uśmiechnęła się do niej. „Spróbujemy. A ty mi pomożesz.” „Powiedz słowo - i już jestem.” „Dobrze, więc sprawa wygląda tak. Afrodyta odnalazła w sobie kilka nowych mocy Prorokini odkąd zaczęła się na nich skupiać.” Stevie Rea dodała wymuszony uśmiech do jej słów. „ Nawet, jeśli nie jest szczęśliwa, miota się jak kot w burzę z piorunami.” Kramisha się roześmiała, Stevie Rea kontynuowała, „Tak czy owak, pomyślałam, że mimo iż nie mam kręgu tutaj, tak jak Z ma wokół siebie tam, ja mam Prorokinię.” Kramisha zamrugała, wyglądała na zmieszaną, a gdy Stevie Rea wciąż patrzyła na nią, jej oczy wreszcie rozszerzyły się w zrozumieniu. „Mnie?” „Ciebie. Cóż, ciebie i twoją poezję. Zrobiłaś to przedtem i pomogłaś Z. dowiedzieć się jak przepędzić stąd Kalonę.” „Ale…” „Ale spójrz na to w ten sposób,” wtrąciła Stevie Rea. „Afrodyta to odkryła. Więc mówisz, że jest mądrzejsza od Ciebie?” Kramisha zmrużyła oczy. „Mam cały świat mądrości, o którym bogata, biała dziewczyna nic nie wie.” „No to, kowboj na koń.” „Wiesz, że trochę mnie przerażasz, kiedy mówisz po wiejsku?” 97
„Wiem.” Stevie Rea zmarszczyła się na nią. „Dobrze, zamierzam wyczarować trochę ziemi i zobaczymy czy mogę dowiedzieć się czegoś więcej. Hej, znajdź Dallasa i powiedz mu wszystko, oprócz wiersza.” „Jak już powiedziałam, nie zdradzę Cię.” „Dzięki Kramisha. Jesteś naprawdę dobrą Laureatką Poezji.” „Nie jesteś taka zła, jak na wiejską dziewczynę.” „Do zobaczenia.” Stevie Rea pomachała i zaczęła biec do samochodu Z. „Osłaniam Cię, Wyższa Kapłanko!” Pożegnalne słowa Kramishy sprawiły, że żołądek Stevie Rea zacisnął się, ale uśmiechnęła się, kiedy odpaliła samochód Z. Właśnie przygotowywała się, by odstawić samochód do garażu, kiedy zdała sobie sprawę, że nie wie dokąd szła i całe „wyczarować ziemię” mogłoby być łatwiejsze, jeśli chwyci zieloną świecę i może nawet trochę słodkiej trawy, by wyciągnąć trochę pozytywnej energii. Całkowicie zirytowana na siebie, zaparkowała samochód. Gdzie pójdzie? Wróci do Rephaima. Myśl była jak oddychanie - natychmiastowa i naturalna. Stevie Rea sięgnęła do dźwigni zmiany biegów, ale jej ręka się zatrzymała. Czy powrót do Rephaima teraz będzie naprawdę mądrą rzeczą? Pewnie, z jednej strony dostała sporo informacji od niego o Kalonie i Ciemności i takich tam. Z drugiej strony, nie mogła naprawdę mu zaufać. Nie mogła naprawdę mu zaufać. Dodatkowo, namieszał jej w głowie. Kiedy przeczytała wiersz Kramishy, była zbyt cholernie obsesyjnie zajęta nim, by rozważyć cokolwiek innego - jak fakt, że wiersz może być ostrzeżeniem o złych czerwonych adeptach, a nie tylko o niej i Raven Mocker. Więc co do cholery ma zrobić? Powiedziała Rephaimowi, że wróci, aby sprawdzić, co z nim, ale chciała wrócić, ponieważ czuła, że powinna. Stevie Rea musiała się z nim zobaczyć. Musiała? Tak, niechętnie się przyznała. Musiała zobaczyć Raven Mocker. Przyznanie się do tego drażniło Stevie Rea. „Jestem z nim skojarzona. To oznacza, że mamy połączenie i nie mogę za wiele z tym zrobić,” mruknęła do siebie, ściskając kierownicę. „Po prostu muszę się do tego przyzwyczaić i sobie z tym poradzić.” 98
I muszę pamiętać, że jest synem swojego ojca. Dobrze. W porządku. Sprawdzi, co z nim. Zada mu pytania o Światło, a także o Ciemność i o dwie krowy. Skrzywiła się. No cóż, byki. Ale powinna trochę pokopać dla siebie i pobyć bez Rephaima. Naprawdę powinna powiązać się z jej elementem i zobaczyć, jakie informacje może zdobyć o krowach/bykach. Użyje swojego zdrowego rozsądku. Wtedy Stevie Rea uśmiechnęła się i klepnęła kierownicę. „Mam! Zatrzymam się w ładnym starym parku w drodze do Glicrease. Zrobię trochę magii z ziemią i wtedy sprawdzę, co u Rephaima. Łatwiusieńkie!” Oczywiście najpierw musi zakraść się do Świątyni Nyks i zabrać zieloną świecę, zapałki i trochę słodkiej trawy. Czując się teraz lepiej, że miała plan, była coraz bardziej gotowa do wzięcia stąd garbusa, kiedy usłyszała dźwięk kowbojskich butów tupiących o asfalt parkingu, a potem Dallas powiedział z przesadzoną nonszalancją. „Po prostu podchodzę do samochodu Zoey. Nie czaję się na Stevie Rea i nie chcę, by się przestraszyła.” Stevie Rea opuściła szybę i uśmiechnęła się do niego. „Hej tam, Dallas. Myślałam, że Kramisha powiedziała, że pracujecie z Dragonem.” „Bo tak było. Zobacz - Dragon dał me ten fajny nóż. Powiedział, że to sztylet. Powiedział także, że mogę być w tym dobry.” Stevie Rea patrzyła nieufnie, kiedy Dallas wyciągnął obosieczny nóż ze skórzanego futerału, który nosił zapięty wokół pasa i trzymał trochę niezgrabnie, jakby nie był pewien, czy będzie ciął kogoś innego, czy siebie. „Wygląda na ostry,” Stevie Rae powiedziała, starając się brzmieć pozytywne. „Tak, dlatego go jeszcze nie używałem do ćwiczeń, ale Dragon powiedział, że mogę go nosić. Przez jakiś czas. Jeżeli będę ostrożny.” „Oh, w porządku. Fajnie.” Choćby miała żyć kilka milionów lat Stevie Rae była pewna, że nigdy nie zrozumie facetów.. „No cóż, kiedy skończyłem lekcje sztyletu, wpadłem do Kramishy,” powiedział Dallas, wkładając nóż do osłony. „Powiedziała, że przyjechałaś tu, bo chciałaś połączyć się z żywiołem ziemi. Pomyślałem, że spróbuję złapać Cię przed wyjściem i pojechać za tobą.” „Oh, dobrze. To miłe, Dallas, ale nic mi nie jest. Właściwie, to naprawdę pomożesz mi, jeśli weźmiesz zieloną świecę i kilka rzeczy ze Świątyni Nyks i przywieziesz je tu do mnie. Oh, i jeśli są jakieś zioła w świątyni, przywieź je 99
tutaj, mógłbyś? Nie wiem o czym myślałam, ale przywoływanie ziemi jest zdecydowanie łatwiejsze ze świecą ziemi, a zupełnie o niej zapomniałam, nie wspominając o ziołach dla przywołania pozytywnej energii.” Zdziwiła się, że Dallas nie powiedział Okay i nie pojechał po prostu po rzeczy. Zamiast tego, po prostu stał tam, obserwując ją, z rękami wsuniętymi w kieszenie dżinsów i wyglądał na trochę zirytowanego. „Co?” Zapytała. „Przykro mi, nie jestem wojownikiem!” Powiedział. „Staram się najlepiej jak mogę, by nauczyć się czegoś od Dragona, ale zajmie mi to trochę czasu, by dobrze to wszystko opanować. I naprawdę nigdy nie dbałem o umiejętności walki, przykro mi!” Dallas powtórzył, wyglądając na coraz bardziej zdenerwowanego. „Dallas, o czym Ty do cholery gadasz?” Cisnął rękami we frustracji. „Mówię że nie jestem wystarczająco dobry dla Ciebie. Wiem, że potrzebujesz Wojownika. Cholera, Stevie Rae, gdybym był twoim Wojownikiem, może byłbym tam, gdy te dzieciaki Cię zaatakowały i omal nie zabiły. Gdybym był twoim Wojownikiem, nie wysyłałabyś mnie po głupie rzeczy. Trzymałabyś mnie blisko, mógłbym chronić Cię podczas tego wszystkiego.” „Umiem dobrze się ochronić i potrzebna mi świeca ziemi, to nie jest głupia sprawa.” „Dobra, ale zasługujesz na coś lepszego niż facet, który wie gówno o ochronie jego kobiety.” Brwi Stevie Rae spotkały się z jej kręconymi blond włosami. „Czy Ty nazwałeś mnie twoją kobietą?” „No, tak.” Zakręcił się niespokojnie, a następnie dodał, „Ale w dobrym znaczeniu tego słowa.” „Dallas, nie mogłeś powstrzymać tego, co się stało na dachu,” powiedziała zgodnie z prawdą. „Wiesz, jacy oni są.” „Powinienem być z Tobą, powinienem być twoim Wojownikiem.” „Nie potrzebuję Wojownika!" Wrzasnęła, zdenerwowana jego uporem. Nienawidziła tego, że był taki smutny.
100
„Cóż, na pewno jak diabli mnie już więcej nie potrzebujesz.” Odwrócił się zdenerwowany, wsuwając ręce w kieszenie dżinsów. Stevie Rae spojrzała na jego zgarbione plecy i poczuła się okropnie. Zrobiła to. Zraniła go, odpychając go, więc zachowywała Rephaima w tajemnicy. Czuła się winna, więc wysiadła z samochodu i delikatnie dotknęła jego ramienia. Nie patrzył na nią. „Hej, to nie prawda. Potrzebuję Cię.” „Oczywiście. Dlatego byłaś zajęta unikaniem mnie.” „Nie, była po prostu zajęta. Przepraszam, jeśli wydawało ci się, że Cię unikam,” powiedziała. Odwrócił się do niej. „Nie o to chodzi. Po prostu nie zależy Ci.” „Zależy mi!” Powiedziała szybko i objęła go, przytulając go najmocniej jak umiała. Dallas powiedział jej cicho do ucha. „Pozwól mi iść z tobą.” Stevie Rae odchyliła się do tyłu, by na niego spojrzeć. Była gotowa powiedzieć mu „nie możesz”, ale jej usta zamarły. To było jakby widziała jego serce w jego oczach, i było jasne, że złamałaby je. Jak bardzo do cholery raniła tego dzieciaka z powodu Rephaima? Ona, ta którą uratował Raven Mocker. Nie było jej przykro z tego powodu. Było jej przykro, że to wpływa na otaczających ją ludzi. To jest to. Nie będę krzywdzić ludzi, na których zależy mi najbardziej." „Dobrze, możesz jechać ze mną,” powiedziała mu. Jego oczy natychmiast się rozjaśniły. „Jesteś pewna?” „Oczywiście, że jestem. Teraz trzeba wziąć świecę ziemi, chodź. No i zioła. I to nie jest głupie zadanie.” „Cholera, ja Ci przyniosę cały worek świec i wszystkie zioła jakie zechcesz!” Dallas roześmiał się, pocałował ją, a następnie, krzycząc, że zaraz będzie z powrotem, pobiegł. Powoli, Stevie Rae wróciła do samochodu. Chwyciła kierownicę i patrzyła prosto przed siebie, odmawiając jej listę rzeczy do zrobienia jak mantrę. „Połączyć się z ziemią przy Dallasie. Dowiedzieć się wszystkiego na temat krów. Odwieźć Dallasa z powrotem do szkoły. Znaleźć pretekst do opuszczenia jej ponownie, tym razem samej. Pojechać do Gilcrease i sprawdzić co 101
u Rephaima. Sprawdzić, czy wie cokolwiek nowego, co może pomóc Starkowi i Z. Przyjechać tutaj. Nie krzywdzić znajomych, unikając ich dalej. Skontrolować czerwonych adeptów. Powiedzieć Lenobii i reszcie o tym co się dzieje z Z. Znów porozmawiać z Afrodytą. Dowiedzieć się, co do cholery zrobić ze złymi adeptami w magazynie. I spróbować, choć będzie bardzo ciężko, nie rzucić się z góry najbliższego wysokiego budynku… „Czuję, jakbym tonęła w wielkim smrodzie, stagnacji, pod ciężarem stresu”, Stevie Rae opuściła głowę, dociskając czoło do kierownicy. Jak Z radzi sobie z tymi wszystkimi bzdurami i stresem? Nie poradziła sobie, przyszła jej do głowy nieproszona myśl, to roztrzaskało jej duszę..
Tłumaczenie: Emergency, Twins (Nava15 & Martencja98)
102
Rozdział 12 Stevie Rae „Wow! Wygląda to jakby jedno z tych super silnych tornad przeleciało przez Tulsę,” powiedział Dallas. Patrzył, gdy Stevie Rae manewrowała Garbusem ostrożnie wokół kolejnego stosu połamanych drzew. Wjazd do parku był zablokowany przez drzewa gruszy, które zostały połamane prawie perfekcyjnie w połowie, więc Stevie Rae zatrzymała się przy nim. „Przynajmniej jakaś część linii elektrycznych działa.” Wskazała na światła latarni ulicznych, które rozjaśniały park, oświetlając cały bałagan zniszczonych przez lód drzew i zrównanych z ziemią krzaków azalii. „Ale dla tamtych ludzi nie działa,” Dalla wskazał brodą na porządne, małe domki blisko parku. Tutaj i tam światło oświetlało szyby, udowadniając, że niektórzy ludzie przezornie kupili generatory propanowe, zanim uderzyła burza, ale większość otaczającego ich terenu była pogrążona w ciemności, zimnie i ciszy. „Do bani dla nich, ale dzisiaj światło sprawia, że życie jest dla mnie łatwiejsze,” powiedziała Stevie Rae, wychodząc z samochodu. Niosąc wysoką, zieloną, rytualną świecę, skręcone, wysuszone zioła i pudełko długich zapałek, Dallas dołączył do niej. „Wszyscy chowają się gdzieś blisko ziemi, więc nie będą zwracać uwagi na to, co robię.” „Masz absolutną rację w związku z tym, dziewczyno.” Dallas okrył ramieniem znajomo ramię Stevie Rae. „Wiesz, lubię, kiedy mówisz mi, że mam rację.” Oplotła swoim ramieniem jego pas, utykając dłoń w tylnej kieszeni jego jeansów jakby zwykle to robiła. Ścisnął jej ramię i pocałował ją w czubek głowy. „Więc będę mówił Ci częściej, że masz rację,” powiedział. Stevie Rae uśmiechnęła się do niego. „Próbujesz mnie zmiękczyć z jakiegoś powodu?” „Nie wiem. A działa?” „Może.” „Dobrze.” Oboje się zaśmiali. Popchnęła go biodrem. „Chodźmy tam, do tego wielkiego dębu. To wygląda mi na dobre miejsce.”
103
„Cokolwiek powiesz, dziewczyno.” Pokonywali drogę powoli, idąc w samo centrum parku, obchodząc połamane trzy wielkie gałęzie i przygnębieni przez zimno, mokre błoto, powstałe po burzy, próbując się nie poślizgnąć na ścieżce z lodu, która znowu zaczynała zamarzać w chłodzie nocy. Miała rację, że pozwoliła Dallasowi pójść z nią. Może część jej niepewności związanej z Rephaimem powstało przez to, że odizolowała się od jej przyjaciół i zbyt mocno skupiła się na dziwaczności jej Skojarzenia. Do diabła, Skojarzenie z Afrodytą wydawało się też całkiem dziwne na początku. Może potrzebowała czasu – i przestrzeni – by poradzić sobie z tą nowością. „Hej, spójrz na to.” Dallas przyciągnął jej uwagę. Wskazywał na ziemię wokół starego dębu. „Wygląda jakby drzewo zrobiło dla Ciebie krąg.” „Super!” Powiedziała. I tak było! Drzewo przetrwało burzę całkiem dobrze. Jedynie kilka gałęzi spadło na trawę, formując perfekcyjny krąg wokół drzewa. Dallas zawahał się na brzegu kręgu. „Zostanę tutaj, dobrze? Więc naprawdę będzie tak, jakby to był krąg specjalnie dla Ciebie, a ja go nie przerwę,” powiedział. Stevie Rae spojrzała na niego. Dallas był dobrym chłopakiem. Zawsze mówił słodkie rzeczy jak ta i znał ją i rozumiał lepiej niż większość ludzi. „Dziękuję. To naprawdę miłe, Dallas.” Podeszła do niego i pocałowała go delikatnie. Jego ramiona przywarły do niej mocniej, przyciągnął ją bliżej do siebie. „Wszystko dla mojej Wyższej Kapłanki.” Jego oddech był ciepły i słodki przy jej ustach i w impulsie Stevie Rae pocałowała go znowu, lubiła uczucie, że wszystko w środku niej jakby się zaciskało. I lubiła, że jego dotyk blokował myśli o Rephaimie. Była bardziej pozbawiona oddechu niż myślała, kiedy niechętnie ją puścił. Odchrząknął i zaśmiał się. „Bądź ostrożna, dziewczyno. Minęło dużo czasu odkąd ja i ty byliśmy sami.” Czując się troszkę rozbawiona, uśmiechnęła się do niego i powiedziała, „Zbyt długo.” Jego uśmiech był seksowny i słodki. „Musimy to szybko naprawić, ale najpierw lepiej zabierz się do pracy.” „Oh, taa,” powiedziała. „Praca, praca, praca…” 104
Uśmiechając się, wzięła zioła, zieloną świecę i zapałki, które jej przyniósł. „Hej,” Dallas powiedział, podając jej te rzeczy, „Właśnie przypomniałem sobie coś o ziołach. Czy nie powinnaś użyć jeszcze czegoś innego, zanim je spalisz? Byłem całkiem dobry na zajęciach Zaklęć i Rytuałów i przysięgam, że było coś więcej niż tylko palenie ziół i machanie nimi wokół.” Stevie Rae potarła czoło, myśląc. „Nie wiem. Zoey mówiła o tym, jak o zwykłej amerykańskiej rzeczy. Przysięgam, że powiedziała, że przyciągają pozytywną energię.” „Okay, no cóż, zgaduję, że Z wiedziałaby,” powiedział Dallas. Wzruszając ramionami, Stevie Rae powiedziała, „Taa, w dodatku to tylko trawa, która ładnie pachnie. To znaczy, właściwie to jak źle może być?” „Taa, a tak poważnie. Poza tym jesteś Dziewczyną – Ziemią. Powinnaś być w stanie kontrolować palącą się trawę.” „Taa,” powiedziała. „Okay, no cóż to lecimy z tym.” Szepcząc zwykłe „Dziękuję Ziemio” do jej elementu, odwróciła się plecami do Dallasa, przeszła nad granicą i weszła w krąg zrobiony przez ziemię. Stevie Rae kroczyła z pełnym zaufaniem do najbardziej wysuniętego na północ punktu wewnątrz kręgu, który był dokładnie na wprost starego drzewa. Zatrzymała się tam i zamknęła oczy. Stevie Rae nauczyła się wcześniej, że najlepszym sposobem, by połączyć się z jej elementem było poprzez zmysły. Więc oddychała głęboko, oczyszczając umysł ze wszystkich niepotrzebnych myśli, które zwykle krążyły wokół niej i pozwalały tylko jednej rzeczy przedostać się do niej: zmysłowi słuchu. Słuchała ziemi. Stevie Rae mogła usłyszeć wiatr szeleszczący przez zimowe liście, nocne ptaki śpiewały do siebie, dźwięki i śpiewy uspokajały w długiej, zimnej nocy. Kiedy jej zmysł słuchu wypełnił się ziemią, Stevie Rae wzięła kolejny wdech i skoncentrowała się na zapachu. Wdychała ziemię, zapach wilgotnej, ciężkiej od lodu trawy, rześkiego zapachu cynamonu przyrumienionych liści, wyjątkowego omszałego zapachu prastarego dębu. Jej zmysł zapachu wypełnił się ziemią, Stevie Rae wzięła kolejny, głęboki wdech i wyobraziła sobie bogaty i smaczny zapach główek czosnku i dojrzałe pomidory w lecie. Pomyślała o prostej ziemskiej magii pociągania za zielone pęczki roślin i odkrywania pod nimi cienkich, chrupiących marchewek, które zostały wykarmione przez ziemię.
105
Smak przepełnił ją hojnością ziemi, pomyślała o dotyku delikatnej trawy w lecie ocierającej się o jej stopy – o mleczach łaskoczących jej policzek, kiedy trzyma jeden z nim, by zobaczyć, czy ktoś potajemnie się w niej kocha – na tej drodze ziemia wypełnia jej zmysły wiosennym deszczem. A potem, biorąc nawet mocniejszy wdech, Stevie Rae pozwala jej duchowi objąć w jej wspaniały, niesamowity, magiczny sposób dar elementu, który czuje. Ziemia była matką, doradcą, siostrą i przyjacielem. Ziemia ugruntowała ją, a nawet, kiedy wszystko inne w jej świecie się spieprzyło, mogła liczyć, że jej element ją uspokoi i ochroni. Uśmiechając się, Stevie Rae otworzyła oczy. Odwróciła się w prawo. „Powietrze, proszę Cię, przybądź do mojego kręgu.” Nawet, mimo że nie miała żółtej świecy, czy kogokolwiek, by reprezentował powietrze, Stevie Rae wiedziała, że to ważne, by mieć respekt do każdego z czterech elementów. I jeśli będzie miała szczęście, mogą pokazać się i wzmocnić jej krąg. Stając twarzą na południe, kontynuowała, „Ogniu, proszę Cię przybądź do mojego kręgu.” Odwracając się zgodnie z ruchem wskazówek zegara, zawołała, „Wodo, chcę Cię prosić, byś przybyła do mojego kręgu.” Potem zbaczając z obranego kursu, Stevie Rae zrobiła kilka kroków w tył na środek trawiastej przestrzeni i powiedziała, „Duchu to nie jest rozkaz, ale naprawdę chciałabym, byś dołączył także do mojego kręgu.” Idąc w kierunku północy, Stevie Rae była prawie na sto procent pewna, że wyłapała blask cienkiego, srebrnego światła strumienia unoszącego się wokół niej. Uśmiechnęła się przez ramię do Dallasa, „Hej, myślę, że to działa.” „Oczywiście, że działa, dziewczyno. Masz jakieś poważne moce Wyższej Kapłanki.” To brzmiało całkiem dobrze, że Dallas wciąż nazywał ją Wyższą Kapłanką, a Stevie Rae wciąż się uśmiechała, kiedy odwracała się z powrotem na północ. Czując się dumna i silna, w końcu zapaliła zieloną świecę, mówiąc, „Ziemio, wiem, że robię rzeczy niezgodne z pewnym porządkiem, ale muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy. Więc teraz proszę Cię, byś przybyła do mnie jak zawsze to robisz, bo Ty i ja mamy połączenie nawet bardziej wyjątkowe niż świetliki wypełniające park Haikey Creek podczas letnich nocy. Przybądź do mnie Ziemio. Proszę przybądź do mnie.” Element Ziemi uderzył w nią jak radosny szczeniak. Kilka chwil wcześniej noc była zimna i mokra, i zdominowana przez wyniszczającą burzę lodową, ale teraz Stevie Rae czuła ciepło i wilgoć letniej nocy w Oklahomie, kiedy obecność jej elementu dominowała w pełni w kręgu.
106
„Dziękuję!” Powiedziała z wdzięcznością. „Nie umiem powiedzieć ile to znaczy dla mnie, że zawsze mogę na Ciebie liczyć.” Gorący strumień promieniował pod jej stopami i lód, który pokrywał trawę wewnątrz kręgu popękał i roztrzaskał się, kiedy źdźbła trawy stały się wolne, czasowo uwolnione od ich zimowego więzienia. „Dobrze.” Wciąż jej umysł był wypełniony elementem i mówiła do Ziemi jakby uosabiała się na wprost niej. „Muszę zapytać Cię o coś ważnego. Ale najpierw zapalę to, bo myślę, że to lubisz.” Stevie Rae trzymała suszone zioła w płomieniu, a potem postawiła świecę przy nogach, kiedy zioła się zapaliły. Dmuchnęła na nie delikatnie, więc trawa zaczęła się dymić. Stevie Rae odwróciła się, uśmiechając się do Dallas, szła wewnątrz wokół granicy kręgu, machając ziołami dopóki cała przestrzeń zamgliła się szarym dymem i uderzała do głowy zapachem lata na prerii. Kiedy Stevie Rae odwróciła się znowu na północ, kierunek był bardziej sprzymierzony z jej elementem, więc zaczęła mówić. „Moja przyjaciółka Zoey Redbird mówiła, że zioła przyciągają pozytywną energię, a ja zdecydowanie potrzebuję trochę energii dzisiaj, zwłaszcza, że proszę o pomoc dla Zoey. Wiem, że ją pamiętasz – ona ma powinowactwo z Tobą, tak jak z innymi elementami. Jest wyjątkowa, nie tylko dlatego, że jest moją Najlepszą Przyjaciółką na Zawsze. Z jest wyjątkowa, bo…,” Stevie Rae spauzowała, a potem słowa same do niej przyszły, „jest wyjątkowa, bo Zoey ma małą cząstkę każdego elementu w sobie. Zgaduję, że to mniej więcej tak, jakby reprezentowała każdego z nas. Więc potrzebujemy jej. W dodatku, tam gdzie się znajduje jest raniona, myślę więc, że potrzebuje pomocy, by znaleźć drogę powrotną. Więc jej Wojownik, chłopak imieniem Stark chce iść po nią. On zdecydowanie potrzebuje Twojej pomocy. Proszę Cię więc byś pokazała mi sposób, by Stark mógł pomóc Zoey. Proszę.” Stevie Rae pomachała wciąż dymiącymi się ziołami jeszcze jeden raz, a potem czekała. Dym był słodki i gęsty. Noc była nadzwyczaj ciepła z powodu obecności jej elementu. Ale nic poza tym się nie wydarzyło. Jasne, że mogła czuć ziemię, otaczającą ją, chciała, by wypełniła jej prośbę. Ale nic się nie stało. Nic a nic. Nie będąc pewna co zrobić, Stevie Rae pomachała ziołami wokół niej jeszcze parę razy i spróbowała znów.
107
„No cóż, może nie wyraziłam się wystarczająco jasno.” Pomyślała przez moment, próbując przypomnieć sobie wszystko, co powiedziała jej Afrodyta i dodała, „Mocą Ziemi i energią poświęconych ziół, przywołuję białego byka z pradawnych czasów do mojego kręgu, bo muszę wiedzieć jak Stark może dostać się do Zoey, by mógł ją chronić, kiedy będzie szukała sposobu, by się pozbierać i wrócić do tego świata.” Dym, którym tliły się delikatnie z zioła nagle zmienił się w gorący płomień. Płacząc, Stevie Rae upuściła je. Gęsty, czarny dym kłębił się z wiązki ziół, jakby był wężem miotającym się w ciemności. Przyciskając jej przypaloną dłoń do ciała, Stevie Rae zrobiła krok w tył. „Stevie Rae? Co się dzieje?” Mogła słyszeć Dallasa, ale kiedy spojrzała w tył, nie widziała go. Dym był zbyt gęsty. Stevie Rae odwróciła się, próbując dojrzeć go w ciemności, ale nic nie mogła zobaczyć. Spojrzała tam, gdzie powinna być jej świeca Ziemi, ale ona również była przykryta przez dym. Zdezorientowana, krzyknęła, „Nie wiem co się dzieje. Zioła nagle zaczęły się dziwnie zachowywać i…” Ziemia pod jej stopami, ta wyraźna część jej elementu, z którą Stevie Rae czuła takie połączenie – tak głębokie połączenie – zaczęła się trząść. „Stevie Rae musisz wyjść stamtąd. Nie podoba mi się ten dym.” „Czujesz to?” Zawołała do Dallas. „Czy ziemia trzęsie się również poza kręgiem?” „Nie, ale nie widzę Cię, więc mam złe przeczucia.” Zanim Stevie Rae zobaczyła to, poczuła obecność. Uczucie było przerażająco znajome i natychmiast jej serce zaczęło mocniej bić, Stevie Rae zrozumiała dlaczego. Przypomniał jej się moment, w którym zrozumiała, że umiera. Moment, w którym zaczęła kaszleć, złapała rękę Zoey i powiedziała, Boję się, Z. Echo tamtego terroru sparaliżowało Stevie Rae, więc kiedy koniec pierwszego rogu przybrał formę i zamigotał, biały, ostry i niebezpieczny, wszystko co mogła zrobić to gapić się i potrząsać głową w tył i w przód, w tył i w przód. „Stevie Rae! Słyszysz mnie?” Głos Dallasa wydawał się wydobywać z oddali. W sekundę róg zmaterializował się, a następnie zaczęła formować się głowa byka, biała i masywna, z oczami tak czarnymi, że błyszczały jak jezioro bez dna o północy. 108
Pomóż mi! Stevie Rae chciała powiedzieć, ale strach uwięził słowa w gardle. „No dobra. Wchodzę tam i wyciągnę Cię, nawet jeśli nie chcesz, żebym przerywał kręgu i…” Stevie Rae poczuła falę, kiedy Dallas sięgnął granicy kręgu. Czuł to również byk. Stworzenie odwróciło jego wspaniałą głowę i parsknęło podmuchem cuchnącego powietrza w atramentowy dym. Noc zadrżała w odpowiedzi. „Cholera! Stevie Rae nie mogę dostać się do kręgu. Zamknij go i wyjdź stamtąd.” „Nie-e-e mo-o-ogę,” wyjąkała, jej głos był przerywanym szeptem. W pełni uformowany byk był jak żywy koszmar. Jego oddech zakneblował usta. Jego oczy uwięziły ją. Jego biała sierść lśniła w wszechobecnej ciemności, ale nie był piękny. Jego doskonałość była śliska, błyszczała powierzchnią bardzo zimną i śmiertelną. Jedno z nienormalnych, rozszczepionych kopyt bestii wisiało w powietrzu, a potem spadło, dudniąc o ziemię z taką złością, że Stevie Rae czuła echo bólu rany w jej duszy. Drżąc jej spojrzenie przebiegło od oczu byka do jego kopyt. Dyszała w horrorze. Trawa wokół bestii była spalona i ciemna. Gdzie postawił kopyto na ziemi – na ziemi Stevie Rae – ziemia rozdzierała się i krwawiła. „Nie!” Ten terror spowodował, że znalazła słowa, które w końcu z niej wypłynęły. „Stop! Ranisz nas!” Czarne oczy byka patrzyły znudzone w jej oczy. Głos, który wypełnił jej głowę był głęboki, potężny i niewiarygodnie złośliwy. „Masz moc, by przywołać mnie, wampirzyco, więc to musiało rozśmieszyć mnie wystarczająco, bym wybrał możliwość, by Ci odpowiedzieć na Twoje pytanie. Wojownik musi spojrzeć w swoją krew, by odkryć most i wejść na Wyspę Kobiet, a potem musi pokonać siebie, by wejść na arenę. Tylko rozpoznając jedno i drugie dołączy do swojej Kapłanki. Gdy dołączy do niej, to będzie jej wybór, a nie jego, czy ona powróci.” Stevie Rae przełknęła strach i wypaliła. „To nie ma sensu.” „Twoja niezdolność pojmowania nie oddziałuje na mnie. Ty wezwałaś. Ja odpowiedziałem. Teraz będę żądał zapłaty krwią. Naprawdę minęła wieczność odkąd smakowałem słodkiej krwi wampira – zwłaszcza wypełnionej tak niewinnym Światłem.” 109
Zanim Stevie Rae mogła zacząć formować jakąkolwiek odpowiedź, bestia zaczęła osaczać ją. Ciemność wiła się wokół, a pełzający dym otaczał go i zaczął wić się w jej kierunku. Kiedy dotknął jej, czuła jakby mroźne ostrza cięły ją gwałtownie, rozdzierając jej ciało. Przytomna, wrzasnęła jedno słowo: „Rephaim!”
Tłumaczenie: Maily (marlen1986)
110
Rozdział 13 Rephaim Rephaim wiedział jak wygląda moment materializacji Ciemności. Siedział na dachowym balkonie, jedząc jabłko, wpatrując się w czyste, nocne niebo i próbując ignorować obecność ludzkiego ducha. Jednak niefortunnie rozwinęła się jego fascynacja nim. „No dalej, powiedz mi! Czy latanie naprawdę jest taką zabawą?” Młody duch zapytał Rephaima chyba po raz setny. „Wygląda na to, że jest zabawne. Nigdy nie latałem, ale założę się że lot o własnych skrzydłach jest dużo przyjemniejszy niż lot samolotem każdego dnia.” Rephaim westchnął. Dziecko mówiło dużo więcej niż Stevie Rae, co było imponujące. Irytujące, ale imponujące. Próbował zdecydować się, czy powinien w dalszym ciągu ignorować ją, mając nadzieję, że w końcu odejdzie, czy wymyślić jakiś alternatywny plan, na wypadek gdyby ignorowanie dziewczyny nie zadziałało. Pomyślał, że być może powinien zapytać Stevie Rae co zrobić z duchem, który zmienił jego myśli o niej. Choć, prawdę mówiąc, jego myśli nigdy nie były dalej od niej. „Czy latanie nie jest niebezpieczne? To znaczy na swoich skrzydłach. Pewnie musi być, bo jesteś ranny, a ja założę się, że to z powodu latania.” Dziecko wciąż paplało, gdy tekstura świata zmieniła się. W pierwszym momencie poczuł więź i gdzieś w sercu wierzył, że jego ojciec wrócił. „Cisza!” Ryknął do ducha. Wstał i odwrócił się, gdzieś w ciemnościach lśniły czerwone oczy. Miał nadzieję, że poza nimi zobaczy gdzieś kruczą czerń skrzydeł ojca. Duch dziecka wydał wstrząśnięty pisk, skulił się przy nim i zniknął. Rephaim zupełnie o tym nie myślał. Był zbyt przysypany wiedzą i emocjami. Pierwsza przyszła wiedza. Prawie natychmiast zrozumiał, że nie wyczuł swojego ojca. Owszem, Kalona był silny, od dawna sprzymierzony z Ciemnością, ale niepokój tego nieśmiertelnego, który przybył na ten świat, był trochę inny. Był potężniejszy. Rephaim wyczuwał podekscytowanie w odpowiedzi ciemności, ukrytej w ziemi, o którym duchy tego nowoczesnego, ludzkiego świata, świata światła i elektronicznej magii zapomniały. Jednak Rephaim nie zapomniał o nich, a z najgłębszych cieni nocy wyłoniły się fale i drgania. Był zaskoczony ich reakcją. 111
Co może być wystarczająco silne, aby obudzić ukryte duchy? Wtedy uderzył go strach Stevie Rae. To była mieszanka kompletnego terroru z podnieceniem ducha, a to było dla niego wystarczająco znajome, więc doprowadziło Rephaima do szybkiej odpowiedzi. „Na wszystkich bogów, Ciemność weszła do tego świata!” Rephaim poruszył się, zanim podjął decyzję, co chce zrobić. Wypadł przez drzwi zrujnowanej rezydencji, przewracając je bokiem uszkodzonego ramienia, jakby były z tektury i stanął na szerokiej przestrzeni ganku. Nie miał pojęcia, gdzie powinien pójść. Kolejna fala terroru ogarnęła go. Czuł to, czego doświadczała, Rephaim wiedział, że Stevie Rae była sparaliżowana przez jej strach. Straszne myśli wypełniły jego umysł: Czy Stevie Rae przywołała Ciemność? Jak mogła? Dlaczego ona? Odpowiedź na najważniejsze pytanie przyszła szybko. Stevie Rae zrobiłaby niemal wszystko, aby sprowadzić Zoey powrotem. Serce załomotało w piersi Rephaima, a krew w jego żyłach zaczęła krążyć szybciej. Gdzie ona jest? W Domu Nocy? Nie, na pewno nie. Gdzie mogłaby przywołać Ciemność, raczej nie w szkole wypełnionej Światłem. „Dlaczego nie przyjdziesz do mnie?” Wykrzyczał swoją frustrację w noc. „Wiem Ciemności, że nie chcesz!” Jednak kiedy mówił, zrozumiał, że się myli. Stevie Rae została dotknięta Ciemnością, kiedy umarła. Nie znał jej wtedy, ale znał Starka i tą Ciemność otaczającą śmierć i początki wskrzeszenia adepta. „Wybrała Światło.” Tym razem mówił cicho. „A Światło zawsze nie doceniało sprytu Ciemności.” Fakt, że żyje jest tego przykładem. Stevie Rae potrzebowała go tej nocy. To też fakt. „Stevie Rae, gdzie jesteś?” mruknął Rephaim. Odpowiedziało mu tylko niespokojne poruszenie ducha. Czy mógł namówić ducha, aby poprowadził go do Ciemności? Nie – szybko odrzucił ten pomysł. Duchy mogą pójść do Ciemności, jeśli się je wezwie.
112
Inaczej wolą zasilać się resztkami energii z daleka. I nie mógł pozwolić sobie na czekanie, aż Ciemność mu odpowie. Musiał się dowiedzieć. „REPHAIM!” Krzyk Stevie Rae niesamowicie rozniósł się echem wokół niego. Jej głos był pełen bólu i rozpaczy. Ten dźwięk ranił jego serce. Wiedział, że jego oczy płonęły czerwienią. Chciał rozdzierać, rozrywać i niszczyć. Szkarłatne opary gniewu, zaczynające go przerastać, nakłaniały do ucieczki. Jeśli pochłonie go kompletnie gniew, stanie się bardziej bestią niż istotą. Niezwykły, niekomfortowy strach o nią zaczął go ogarniać. Topił się w nim, instynktownie miotał się w sile przemocy, którą mógł rozładować atakując bezradnych ludzi w każdym, ciemnym domku w pobliżu muzeum. Przez jakiś czas będzie się czuć zaspokojony. Przez jakiś czas nic nie będzie czuł. Dlaczego nie poddać się złości, skoro tak często marnuje swoje życie? Byłoby łatwiej, to było znane – to było bezpieczne. Jeśli poddam się wściekłości, to będzie koniec mojego połączenia z nią. Ta myśl wysłała falę wstrząsu przez jego ciało. Fala oddaliła go od jasnej plamy światła i przypaliła czerwoną mgłę, zasłaniającą jego oczy. „Nie!” Załkał, pozwalając człowieczeństwu w jego głosie odepchnąć bestię rosnącą w nim. „Jeśli porzucę ją dla Ciemności, ona umrze.” Rephaim zaczął powoli oddychać. Musiał się uspokoić. Musiał pomyśleć. Czerwona mgła nadal rozpraszała się, a jego umysł zaczął ponownie działać. Muszę skorzystać z naszego połączenia i naszej krwi! Rephaim usiłował się uspokoić i oddychał równo. Wiedział, co musi zrobić. Wziął głęboki oddech i zaczął. „Wzywam moc duchów starożytnych nieśmiertelnych, które są na moje wezwanie.” Rephaim wiedział, że to przywołanie odbije się na jego niezagojonych ranach na ciele, ale gdy zwrócił się do mocy z cienia nocy, był zaskoczony tym, że czuje przypływ energii. Noc wokół niego wydawała się nabrzmiała, pulsowała mocą niedoświadczenia i starożytności. Dało mu to chore przeczucie, ale używał tego jakby było mu wszystko jedno. Moc, którą kierował, przygotowywała się do obciążenia nieśmiertelności przepływającej przez jego krew, którą dzielił się teraz ze Stevie Rae. Ale to napełniło go, a jego ciało zostało wykorzystane przez energię tak intensywną i surową, że Rephaim upadł na kolana. Pierwszym sygnałem, że to co się stało było cudowne, była świadomość, że automatycznie wyciągnął obie ręce do przodu, aby się podeprzeć, a oba ramiona odpowiedziały, nawet to, które było złamane i usztywnione przy jego piersi za pomocą temblaka. 113
Rephaim klęczał tam, przytrzymując się ramionami. Oddychał szybko. „Więcej!” Wysyczał „Przybądź do mnie!” Ciemna energia wzrosła w nim znowu, a żywy strumień przemocy walczył, by go opanować. Rephaim wiedział, że ta moc była inna niż ta, którą czuł przedtem, zanim wezwał powierzoną mu moc krwi jego ojca, tyle, że nie był już niedoświadczonym młodzieńcem. Doświadczył długiej komunikacji z cieniami, a złe rzeczy wypełniały noc. Sięgały głęboko w niego, Raven Mocker wdychał energię, jak nocne powietrze w środku zimy, a potem rozłożył ramiona, w tej samej chwili rozwijając swoje skrzydła. Oba skrzydła odpowiedziały mu. „Tak!” Jego radosny krzyk, sprawił, że cienie zaczęły się wić i trząść w ekstazie. Ponownie był sobą! Skrzydło było całkowicie zdrowe! Rephaim zerwał się na równe nogi. Ciemne, całkowicie rozpostarte skrzydła, wyglądały jak wspaniała rzeźba miniaturowego boga, nagle budząca się do życia. Jego ciało wibrowało wypełnione mocą, Raven Mocker kontynuował wypowiedź. Powietrze płonęło szkarłatem, jakby otaczała je fosforowa, krwawa mgła. Przełknął ślinę wzywając Ciemność, a głos Rephaima zabrzmiał w nocy. „Przez moc mojego nieśmiertelnego ojca, Kalonę, który zaszczepił w mojej krwi i duchu swoje dziedzictwo, rozkazuję tej mocy w jego imieniu, żeby poprowadziła mnie do Czerwonej, która poznała smak mojej krwi, a z którą jestem skojarzony, i z którą wymieniliśmy dług życia. Zabierz mnie do Stevie Rae! Rozkazuję ci!” Mgła unosiła się przez chwilę, a następnie zmieniła kształt i jak szkarłatna, jedwabna, cienka, lśniąca wstążka rozwinęła się przed nim w powietrzu. Szybko i niezawodnie, Rephaim spojrzał w niebo, Ciemność pozostawiła po sobie smugę. Znalazł ją niedaleko muzeum w parku okrytym przez dym i śmierć. Kiedy opadał cicho z nieba, Rephaim zastanawiał się jak ludzie w domach znajdujący się na tym obszarze, mogli być tak nieświadomi tego, co zostało wypuszczone tuż za ich drzwiami. Basen czarnego dymu był najbardziej skoncentrowany w sercu parku. Rephaim mógł dostrzec górną gałąź starego dębu, pod którym panował chaos. Zwolnił i zbliżył się, chociaż jego skrzydła były ciągle rozpostarte. Smakował powietrze i pozwalał mu poruszać się bezszelestnie nawet na ziemi. 114
Adept go nie zauważył. Ale Rephaim uświadomił sobie, że ten chłopiec nie zauważyłby nawet przybycia armii. Cała jego uwaga skupiła się na staraniach pchnięcia nożem, którym próbował przeciąć coś, co okazało się kołem ciemności, uformowanej w solidną ścianę – przynajmniej tak ukazywała się adeptowi. Rephaim nie był adeptem, więc rozumiał Ciemność o wiele lepiej. Niezauważony okrążył chłopca i stanął w punkcie najdalej wysuniętym na północ. Nie był pewny czy instynkt, czy wpływ Stevie Rae przyciągnął go tutaj – wiedział jednak jasno – że dwoje może stać się jednym. Zatrzymał się i jednym, niechętnym ruchem zwinął skrzydła na plecach. Potem podniósł rękę i cicho powiedział do szkarłatnej mgły polecenie. „Przykryj mnie. Pozwól mi przeniknąć przez barierę.” Rephaim zwinął pięści wokół pulsującej energii, która się tam zgromadziła, a następnie ruchami palców rozproszył mgłę. Oczekiwał bólu. To właśnie były zalety nieśmiertelnej mocy, która opanowała go, posłuszeństwo zawsze wymagało ceny. Bardzo często ta cena była płacona w bólu. Tym razem ból palił jego nowo wyleczone ciało, niczym lawa, ale przywitał go, więc to znaczyło, że przetarg został zakończony. Nie było sposobu, by mógł się przygotować na to, co znajdzie w kręgu. Rephaim po prostu opanował się i okryty przez odziedziczoną silę krwi jego ojca, zrobił krok na przód. Ściana ciemności otworzyła się dla niego. Wewnątrz kręgu Rephaima owionął zapach krwi Stevie Rae oraz nieodparta woń śmierci i rozpadu. „Proszę przestań! Nie mogę już stać! Zabij mnie jeśli tego chcesz tylko mnie nie dotykaj znowu!” Nie widział jej, ale Stevie Rae brzmiała na zupełnie pokonaną. Szybko działając, Rephaim zgarnął trochę trzymającej się jego ciało szkarłatnej mgły. „Idź do niej – wzmocnij ją,” wyszeptał rozkaz. Słyszał, że Stevie Rae ciężko oddycha i był prawie pewien, że wypłakiwała jego imię. Wtedy Ciemność po części zaczęła się odsłaniać, był to widok, którego Rephaim nigdy nie zapomni, nawet jeśli będzie żył tyle, ile jego starożytny ojciec. Stevie Rae stała na środku kręgu. Skrawki lepkiego, czarnego ubrania owinęły się wokół jej nóg. Gdziekolwiek ją dotknęli, miała pociętą skórę. Jej dżinsy zostały rozdarte i wisiały na jej ciele w strzępach. Krew sączyła się z jej okaleczonego ciała. 115
Kiedy patrzył kolejny skrawek wił się w gęstej ciemności, która ich oblegała i bił ją jak bat wokół tali, momentalnie rysując tam płaczące krwią linie. Jęknęła z bólu, a jej głowa zwisła. Rephaim zobaczył w jej oczach pustkę. To właśnie wtedy bestia się ukazała. Natychmiast ujrzał to, Rephaim był pewien, że obserwował moment, gdy Ciemność przybierała formę. To coś parsknęło strasznym i ogłuszającym dźwiękiem. Wyrzucając krew, śluz i dym, byk oderwał kopyta od ziemi. Istota podkradła się do Stevie Rae z najgęstszej ciemnej mgły. Podobna do światła księżyca, sierść białego byka wyglądała jak śmierć, kiedy wznosił się nad dziewczyną. Stworzenie było tak masywne, że musiało pochylić swoją potężną głowę, by jego język mógł lizać jej krwawiącą talię. Krzyk Stevie Rae był echem płaczu Rephaima „Nie!” Wielki byk przerwał. Jego głowa odwróciła się do Raven Mocker, a jego spojrzenie bez dna zatrzymało Rephaima. „Ta noc robi się coraz ciekawsza.” Ten głos zabrzmiał w jego umyśle. Rephaim był zmuszony do powstrzymania strachu, gdy byk zrobił dwa kroki w jego stronę, a potem zadrżała ziemia, kiedy wąchał powietrze. „Wyczuwam Ciemność na Tobie.” „Tak,” Rephaim mówił ponad dźwiękiem przerażonego bicia jego serca. „Długo żyłem z Ciemnością.” „Dziwne, że Cię nie znam.” Byk ponownie wciągnął powietrze wokół niego. „Choć znam twojego ojca.” „To dzięki mocy krwi mojego ojca stanąłem po twojej stronie.” Nie spuszczał wzroku z byka, ale był całkowicie świadomy tego, że Stevie Rae jest zaledwie kilka metrów od niego, krwawiła i była bezradna. „Naprawdę? Myślę, że kłamiesz ptasi człowieku.” Mimo że głos w jego umyśle się nie zmienił, Rephaim czuł gniew byka. Zachowując spokój, Rephaim przesunął palec w dół jego klatki piersiowej rysując linię z czerwonej mgły na jego ciele. Uniósł rękę, jakby ofiarowywał ją bykowi. „To pozwoliło mi rozdzielić ciemną zasłonę tego kręgu i ta moc jest moja, więc mogę jej rozkazywać według prawa nieśmiertelnej krwi mojego ojca.” „To, że płynie w Tobie nieśmiertelna krew, to prawda. Ale moc, którą pachnie twoje ciało, a którą rozkazujesz mojej barierze jest pożyczona ode mnie.” 116
Strach przemknął przez kręgosłup Rephaima. Bardzo ostrożnie ukłonił się z szacunkiem i uznaniem. „Więc, dziękuję, chociaż nie przyzywałem twojej mocy. Przywoływałem jedynie moc mego ojca, ponieważ tylko jego mocą mogę prawowicie rządzić.” „Słyszę prawdę w twych słowach, synu Kalony, ale dlaczego rozkaz mocy nieśmiertelnych przywiódł cię tu i pozwolił byś stanął wewnątrz mego kręgu? Jaką sprawę masz ty albo twój ojciec do Ciemności dziś?” Ciało Rephaima było nieruchome, ale jego umysł pędził. Do tego momentu w jego życiu, zawsze czerpał siłę z dziedzictwa nieśmiertelnych zawartego w jego krwi i przebiegłości kruka. Ale dziś w nocy, stając przed Ciemnością, z większą siłą, która nie była jego, nagle wiedział, że chociaż to było dzięki mocy tej istoty, która udzieliła sobie pozwolenie na kontakt ze Stevie Rae, nie ocaliłby jej używając Ciemności, czy to pochodzącej od byka, czy od jego ojca; nawet instynkty kruka nie mogłyby walczyć z bestią. Siły sprzymierzone z tym nie mogłyby zwyciężyć tego byka — był ucieleśnieniem Ciemności. Więc Rephaim wykorzystał jedyną rzecz, która mu została — strzęp człowieczeństwa przekazany mu dzięki ciału jego zmarłej matki. Odpowiedział bykowi jak człowiek ze szczerością i taką surowością, że pomyślał, iż to może rozszczepić jego serce. „Jestem tutaj, bo ona jest tutaj, a ona należy do mnie.” Spojrzenie Rephaima nie opuściło byka, ale wskazał głową w kierunku Stevie Rae. „Jej zapach jest na tobie.” Byk zrobił następny krok w kierunku Rephaima powodując, że ziemia pod nimi zaczęła się trząść. „Ona może należy do Ciebie, ale miała czelność. by powoływać mnie. Ta wampirzyca wnioskowała o pomoc, którą jej dano. Jak wiesz, musi zapłacić cenę. Odejdź teraz ptasi człowieku, a pozwolę ci żyć.” „Idź Rephaim.” Głos Stevie Rae był taki słaby, ale wtedy Rephaim wreszcie na nią spojrzał, zobaczył, że jej spojrzenie było niezachwiane i przejrzyste. „Nie jesteśmy jak na dachu. Nie możesz mnie od tego ocalić. Po prostu idź.” Rephaim powinien iść. Wiedział, że powinien. Jeszcze pięść dni temu nie mógłby sobie wyobrazić świata, w którym stawałby twarzą w twarz z Ciemnością i próbował ocalić wampira – próbował ocalić każdego poza sobą lub jego ojcem. Wpatrzył się w łagodne, niebieskie oczy Stevie Rae, a to co zobaczył było całkowicie nowym światem – światem, w którym ta dziwna mała, czerwona wampirzyca naznaczyła prawdą serce i duszę. „Proszę. Nie pozwól mu, żeby Ciebie też skrzywdził,” powiedziała do niego.
117
To właśnie te słowa – te bezinteresowne, szczere, prawdziwe słowa pomogły Rephaimowi podjąć decyzję. „Powiedziałem ona należy do mnie. Wyczuwasz ją na mnie, wiesz, że to prawda. Więc mogę zapłacić jej dług za nią.” „Nie!” płakała Stevie Rae „Pomyśl ostrożnie zanim złożysz taką ofertę, synu Kalony. Nie zabiję jej. To dług krwi, nie życia, ona jest mi coś winna. Zwrócę Ci twoją wampirzycę ewentualnie, kiedy skończę ją smakować.” Słowa byka wzbudziły odrazę w Rephaimie. Zupełnie jak pijawka, Ciemność zamierzała żywić się ze Stevie Rae. Zamierzał polizać jej rozciętą skórę, smakując słony miedziany smak jej krwi - ich krwi, połączonej na zawsze z powodu ich Skojarzenia. „Weź moją krew w zamian. Zapłacę jej dług,” powiedział Rephaim „Jesteś synem swojego ojca. Podobnie jak on zdecydowałeś się byś mistrzem, który nigdy nie mógł się poświęcać dla tego, czego pragnie najbardziej. Zgoda. Przyjmuję zapłatę długu wampirzycy od Ciebie. Uwolnić ją!” Rozkazał byk. Ostrza jak nici ciemności wycofały się z ciała Stevie Rae, jakby były jedynymi rzeczami trzymającymi ją na nogach, runęła na nasiąkniętą krwią trawę. Zanim ruszył się, by jej pomóc, ciemna nić wyglądająca jak kobra, podniosła się z dymu i cienia otaczających byka. Z nieziemską prędkością zaatakowała Rephaima i otoczyła jego kostkę. Raven Mocker nie krzyczał, chociaż chciał. Za to koncentrując się pomimo oślepiającego bólu, krzyknął do Stevie Rae. „Wracaj do Domu Nocy!” Widział, jak Stevie Rae próbowała ustać, ale poślizgnęła się na własnej krwi i upadła na ziemię, łagodnie płacząc. Ich oczy się spotkały, Rephaim szedł chwiejnym krokiem, rozkładając skrzydła, zdeterminowany, by uwolnić się od czepiących się do niego nici, a przynajmniej wynieść ją z kręgu. Inna nić zwinęła się i biczowała gruby biceps niedawno wyleczonego ramienia Rephaima, tnąc go cal po calu. Natychmiast kolejna nić przyszła z cienia za nim, a Rephaim nie mógł sobie pomóc krzycząc w agonii, kiedy coś zakręciło się wokół jego skrzydła i zwinęło się za jego plecami, rozdzierając go, ponownie rzucając na ziemię. „Rephaim!” Szlochała Stevie Rae
118
Nie widział byka, ale czuł jak ziemia drży, kiedy stworzenie się do niego zbliżało. Odwrócił głowę i poprzez ból widział Stevie Rae, która próbowała do niego podejść. Chciał jej powiedzieć coś, co sprawiłoby, że zacznie uciekać. Potem piekący ból przeszedł przez niego, gdy język byka dotknął rany na jego kostce, Rephaim uświadomił sobie, że Stevie Rae tak naprawdę nie próbowała do niego podejść. Podtrzymywała się na rękach i kolanach, jak krab, przyciskając się do ziemi. Jej ramiona drżały, a jej ciało ciągle krwawiło, ale na jej twarz powracał kolor. Ona czerpie moc z ziemi, uświadomił sobie Rephaim z wielką ulgą. To mogło ją wzmocnić wystarczająco, by wyszła z kręgu i była bezpieczna. „Zapomniałem jak słodka jest krew nieśmiertelnego.” Zbutwiały oddech byka owionął Rephaima. „Krew wampira jest jedynie namiastką tego. Wierzę, że będę z Ciebie pił i pił, synu Kalony. Pożyczyłeś ode mnie moc Ciemności, więc masz większy dług do spłacenia niż ten jej.” Rephaim odmówił spojrzenia na istotę. Był trzymany przez tnące nici, a jego ciało było zwrócone tak, że jego policzek został wgnieciony w ziemię. Zatrzymał wzrok koncentrując się na Stevie Rae, kiedy byk stanął nad nim i zaczął pić z rany u nasady krwawiącego skrzydła. Agonia jakiej nigdy nie czuł zaatakowała jego ciało. Nie chciał krzyczeć. Nie chciał wić się z bólu. Ale nie mógł nic na to poradzić. Oczy Stevie Rae były wszystkim co utrzymało go przy świadomości, kiedy Ciemność pożywiała się nim, łamiąc go ciągle i ciągle. Kiedy Stevie Rae wstała, podnosząc ramiona, Rephaim pomyślał, że ma halucynacje, ponieważ wyglądała na tak silną, potężną i bardzo, bardzo wściekłą. Trzymała kurczowo coś w swojej ręce - długi warkocz, który się palił. „Zrobiłam to wcześniej. Zrobię to ponownie.” Głos Stevie Rae przyszedł do niego jakby z daleka, ale był silny, zbyt silny. Rephaim zastanawiał dlaczego byk nie słuchał jej i nie powstrzymał jej, ale jęki przyjemności stworzenia i kłujący ból, który promieniował z niego dały Rephaimowi odpowiedź. Byk nie uważał Stevie Rae za zagrożenie i był sfiksowany na punkcie spożywania odurzającej krwi nieśmiertelności. „Mój krąg jest nieprzerwany,” Stevie Rae mówiła szybko i wyraźnie. „Rephaim i ten wstrętny byk przybyli na moje polecenie. Więc rozkazuję ponownie, mocą ziemi, przyzywam innego byka. Jedynego, który walczy z tym i zapłacę każdą cenę, aby zdjąć go z mojego Raven Mocker!”
119
Rephaim poczuł jak stworzenie przestaje się żywić, gdy jasna zasuwa światła przebiła zadymioną czerń przed Stevie Rae. Zobaczył, że oczy Stevie Rae się rozszerzają, a ona w cudowny sposób uśmiechnęła się, a potem zaśmiała. „Tak!” Powiedziała radośnie. „Zapłacę każdą cenę. I cholera! Jesteś taki czarny i piękny!” Ciągle stojący nad nim biały byk warknął. Nici zaczęły zwijać się w ciemność wokół Rephaima i ślizgać w kierunku Stevie Rae. Rephaim otworzył usta, by ją ostrzec, ale Stevie Rae przyśpieszyła do słupa światła. Brzmiało to jak uderzenie pioruna, a potem nastąpiło inne nagłe olśnienie. Ze środka jasnego wybuchu wyszedł ogromny byk, tak czarny jak pierwszy był biały. Ale to stworzenie ciemności nie miało obok siebie atramentowych cieni. Ten byk był czarny jak północne niebo pełne blasku diamentowych gwiazd – tajemnicze i piękne do oglądania. Przez chwilę, spojrzenie czarnego byka nie odrywało się od Rephaima, a Raven Mocker sapnął. Nigdy nie widział takiej wielkiej dobroci w jego życiu, nigdy nie wiedział nawet, że taka dobroć może istnieć. „Nie pozwól jej dokonać złego wyboru.” Nowy głos w jego umyśle był tak głęboki jak pierwszego byka, tyle, że przepełniony współczuciem. „Bo nie ważne czy jesteś godzien czy nie, ona zapłaci każdą cenę.” Czarny byk spuścił głowę i rzucił białym bykiem, który spadł na ciało Rephaima. To było ogłuszające zderzenie, kiedy obaj się spotkali i równie ogłuszająca cisza. Nici rozproszyły się jak rosa z letniego słońca. Stevie Rae klęczała, próbując dosięgnąć go, kiedy opadł dym, adeptka wbiegła w krąg, podniosła nóż i gotowe. „Wracaj Stevie Rae! Zamierzam to kurwa zabić!” Stevie Rae dotknęła ziemi i mruknęła „Ziemio, podrzuć go. Mocno.” Przez ramię Stevie Rae, Rephaim widział ziemię wznoszącą się tuż pod stopą chłopca i adept najpierw twardo upadł na twarz. „Możesz latać?” Wyszeptała. „Tak myślę,” mruknął. „Więc wracaj do Gilcrease,” powiedziała szybko. „Wrócę do Ciebie później.”
120
Rephaim zawahał się. Nie chciał opuszczać jej tak szybko, po tym co przeszli razem. Czy ona naprawdę dobrze się czuje, czy może Ciemność nie zabrała z jej zbyt wiele? „Wszystko będzie w porządku. Obiecuję.” Stevie Rae odpowiedziała jakby czytając jego myśli. „Dalej.” Rephaim wstał. Spojrzał jeszcze na Stevie Rae, rozwinął skrzydła i zmusił je, by wzniosły go w powietrze.
Tłumaczenie: Twins (Nava15 & Martencja98)
121
Rozdział 14 Stevie Rae Dallas pół-niósł, pół-ciągnął Stevie Rea za róg szkoły, kłócąc się z nią o pójście do ambulatorium, zamiast po prostu wrócić do jej pokoju, kiedy Kramisha i Lenobia, które szły w kierunku Świątyni Nyks, dostrzegły ich. „Słodki malutki, płaczący Jezus, jesteś popaprany!” Wykrzyczała Kramisha, potykając się. „Dallas zabierz ją do ambulatorium!” Powiedziała Lenobia. W przeciwieństwie do Kramishy, nie zamarła na widok ciała Stevie Rea; zamiast tego pospieszyła do jej drugiej strony i pomogła Dallasowi dźwigać ją, automatycznie kierując ich w stronę wejścia do ambulatorium. „Nie, posłuchajcie wszyscy. Po prostu zabierzcie mnie do mojego pokoju. Potrzebuję telefonu, nie lekarza. A nie mogę znaleźć mojego cholernego telefonu komórkowego.” „Nie możesz go znaleźć, bo ten ptak zdarł z ciebie prawie wszystkie ciuchy, wraz ze skórą. Twój telefon jest prawdopodobnie w parku, zmiażdżony w ziemi, która wciąż jest nasączona twoją krwią. Idziesz do pieprzonego ambulatorium.” „Ja mam telefon. Możesz użyć mojego,” powiedziała Kramisha, doganiając ich. „Możesz użyć telefonu Kramishy, ale Dallas ma rację. Nie możesz nawet stać samodzielnie. Idziesz do ambulatorium,” powiedziała stanowczo Lenobia. „W porządku. Nieważne. Zaprowadź mnie do krzesła albo czegoś innego, bym mogła wykonać połączenie. Masz numer Afrodyty, nie?” Zapytała Kramishę. „Tak, ale nie myśl, że to czyni nas przyjaciółkami, czy coś,” wymruczała Kramisha. Gdy szli do ambulatorium, ostry wzrok Lenobii zerkał na poturbowane ciało Stevie Rea. „Jesteś w złym stanie. Znowu,” powiedziała. Następnie słowa Dallasa zdały się ją dogonić, a szare oczy Mistrzyni Jeździectwa rozszerzyły się w szoku. „Czy powiedziałeś, że zrobił to ptak?” „To ptasie coś,” powiedział Dallas, w tym samym czasie Stevie Rea powiedziała „Nie!” „Dallas, nie mam czasu, ani energii, aby teraz się z tobą o to kłócić.” „Masz na myśli, że nie widziałeś, co jej się stało?” Zapytała Lenobia. 122
„Nie. Było tam zbyt dużo dymu, wszędzie było ciemno; nie mogłem jej zobaczyć i wejść w krąg, by jej pomóc. A kiedy się przejaśniło, była taka jak teraz, a ptak kucał nad nią.” „Dallas, przestań o mnie mówić, jakby mnie tu nie było! I nie kucał nade mną. Leżał na ziemi obok mnie.” Lenobia zaczęła mówić, ale dotarli do ambulatorium, i Sapphire, wysoka, o blond włosach pielęgniarka, która została awansowana na dyrektora szpitala podczas nieobecności Healer, powitała ich zwykłą kwaśną wypowiedzią, która szybko zmieniła się w szok. „Połóż ją tam!” Rozkazała żwawo, wskazując na nowo opróżniony pokój w stylu szpitalnym. Położyli Stevie Rea na łóżku, a Sapphire zaczęła wyszarpywać rzeczy z jednej z metalowych szafek. Jedną z rzeczy, którą chwyciła była torebka krwi, którą rzuciła do Lenobii. „Daj jej się natychmiast napić.” Nikt nic nie powiedział, Lenobii zabrało kilka sekund otworzenie torebki krwi, pomogła przytrzymać drżące ręce Stevie Rea, kiedy podniosła ją do ust i wypiła łapczywie. „Będę potrzebowała tego trochę więcej,” powiedziała Stevie Rea. „I, jak powiedziałam wcześniej cholernego telefonu. Natychmiast.” „Muszę obejrzeć, co tak pokroiło twoje ciało i spowodowało, że straciłaś za dużo krwi, której potrzebujesz natychmiast. Muszę wiedzieć, dlaczego krew, która nadal kapie z twojego ciała pachnie całkowicie źle,” powiedziała Sapphire. „Raven Mocker! To nazwa tego czegoś,” powiedział Dallas. „Raven Mocker Cię zaatakował?” Powiedziała Lenobia. „Nie. I to właśnie starałam się wbić do czaszki Dallasa. Ciemność zaatakowała mnie i Raven Mocker…” „I tak jak powiedziałem, mówisz bez sensu. Widziałem to ptasie coś. Widziałem twoją krew. To zdecydowanie wyglądało, jak pocięte rany od jego dzioba. Nic więcej nie widziałem!” Dallas praktycznie krzyknął. „Niczego nie widziałeś, bo Ciemność przykryła wszystko wewnątrz kręgu, w tym mnie i Raven Mocker, podczas gdy potem zaatakowała nas oboje!” Stevie Rea wykrzyczała na niego swoją frustrację. „Dlaczego to wszystko brzmi, jakbyś stała po stronie tego czegoś?” Powiedział Dallas, wyrzucając w górę ręce.
123
„Wiesz co Dallas, możesz po prostu pocałować mój tyłek! Nie staję w obronie nikogo z wyjątkiem siebie. To nie jest tak, że możesz dostać się do środka kręgu i pomóc mi się wydostać – musiałam zrobić to sama!” Nastała długa cisza, podczas gdy Dallas patrzył na nią z przejrzyście zauważalnym bólem w oczach i wtedy Sapphire przemówiła jej ostrym głosem, „Dallas musisz wyjść. Muszę zdjąć to, co zostało z jej ciuchów i to nie jest stosowne, byś tu był.” „Ale ja…” „Przyniosłeś swoją Wyższą Kapłankę do domu. Dobrze postąpiłeś,” powiedziała mu Lenobia, dotykając delikatnie jego ramienia. „Teraz pozwól nam się nią zaopiekować.” „Dallas, uh, dlaczego nie pójdziesz czegoś zjeść? Nic mi nie będzie,” powiedziała Stevie Rea, żałując, że wyładowała na nim swój strach i frustrację, więc towarzyszyło jej poczucie winy. „Dobrze, w porządku. Pójdę.” „Hej, Lenobia ma rację.” Zawołała za nim Stevie Rea, gdy wychodził ociężale z pokoju. „Dobrze zrobiłeś, że przyniosłeś mnie do domu.” Spojrzał na nią przez ramię, zanim zamknął drzwi, a ona pomyślała, że nigdy nie widziała jego oczu tak smutnych. „Dziewczyno, dla ciebie wszystko.” Ledwie drzwi się za nim zamknęły, głos Lenobii wystrzelił. „Wyjaśnij to o Raven Mocker.” „Tak, myślałam, że oni wszyscy odeszli,” powiedziała Kramisha. „Dwójka z was może zostać. Margareta poszła, aby uzupełnić nasze zaopatrzenie ze Szpitala Świętego Johna, więc będę potrzebować dodatkowych rąk, ale będziecie mogły rozmawiać, kiedy będziecie mi pomagać,” powiedziała im Sapphire, wręczając Lenobii kolejną torebeczkę krwi. „Otwórz ją dla niej. Kramisha, idź tam i umyj ręce, a potem zacznij przynosić mi te nasączone alkoholem waciki.” Kramisha strzeliła Sapphire spojrzenie z podniesioną brwią, ale podeszła do zlewu. Lenobia rozerwała torbę i dała ją Stevie Rae, która piła powoli, kupując sobie trochę czasu. Z dźwiękiem rozrywania, który wydawał się zbyt głośny w pokoju, Sapphire odcięła to, co pozostało ze spodni Stevie Rea i jej koszulki Nie nienawidź 918.
124
Stevie Rea czuła, że oczy wszystkich wpatrują się głównie w jej nagie ciało. Miała nadzieję, że włożyła lepszy biustonosz, przesunęła się nerwowo i powiedziała, „Cholera, kochałam te kowbojskie jeansy. Nie chcę nawet myśleć o konieczności powrotu do Trzydziestej pierwszej i Pomnika Drysdales, by dostać inną parę. Ruch uliczny jest zawsze do bani w tej części miasta.” „Może powinnaś rozwinąć twoje wyczucie mody. Little Black Dress na Wiśniowej ulicy jest bliżej i mają trochę słodkich jeansów, które nie są z lat dziewięćdziesiątych,” powiedziała Kramisha. Trzy pary oczu przerzuciły się na chwilę na nią. „Co?” wzruszyła ramionami. „Każdy wie, że Stevie Rea potrzebuje zmiany.” „Dzięki Kramisha. To sprawia, że czuję się dużo lepiej, wiedząc że prawie umarłam i w ogóle.” Stevie Rea przewróciła oczami na Kramishę i stłumiła uśmiech. Ale prawda była taka, że Kramisha sprawiała, że czuła się lepiej – normalnie lepiej. I wtedy Stevie Rea zdała sobie sprawę, że naprawdę czuła się lepiej. Krew ją ogrzała, i prawie nie czuła słabości jak kilka minut wcześniej. Właściwie była trochę ożywiona w środku, jakby jej krew pompowała super siłę i całkowicie przepływała przez jej ciało. To krew Rephaima – część jest zmieszana z ludzką krwią, dała mi siłę. „Stevie Rea, wydajesz się być pobudzona i świadoma,” powiedziała Lenobia. Stevie Rea skoncentrowała się na jej słowach, by odnaleźć Mistrzynię Jeździectwa, badającą ją uważnie. „Tak, zdecydowanie czuję się lepiej, i potrzebuję telefonu. Kramisha, pożycz mi…” „Najpierw przeczyszczę te rany i obiecuję, że nie będziesz w stanie rozmawiać przez telefon, podczas gdy będę to robić.” Powiedziała Sapphire, w czym Stevie Rea pomyślała, że było zbyt dużo satysfakcji. „Więc poczekaj, aż zadzwonię do Afrodyty, by mnie opatrzyć.” Powiedziała Stevie Rea. „Kramisha, wykop z tej twojej olbrzymiej torby i daj mi twój pieprzony telefon.” „To nie może czekać.” Powiedziała ostro Sapphire. „Twoje rany są poważne. Masz rany szarpane od kostek do pasa. Muszą zostać oczyszczone. Wiele z nich wymaga szwów. Musisz wypić więcej krwi. Właściwie byłoby lepiej gdybyśmy przyprowadziły jednego z ludzkich ochotników dla Ciebie, byś posiliła się bezpośrednio – to pomoże ci w procesie leczenia.” „Człowiek? Wolontariusze?” Stevie Rea przełknęła ślinę. Takie rzeczy dzieją się w Domu Nocy? 125
„Nie bądź naiwna.” To wszystko, co powiedziała Sapphire. „Nie napije się z kogoś obcego!” Powiedziała Stevie Rea z większą gwałtownością, niż w rzeczywistości chciała pokazać, podniesione brwi spoglądającej Lenobii i Kramishy mówiły wszystko. „Chodzi mi o to – torebki krwi wystarczą. To zbyt dziwne myśleć o piciu z kogoś, kogo nie znam, zwłaszcza tak szybko po, cóż, wiesz…” Zamilkła. Trzy kobiety pomyślały, że mówiła o zerwaniu jej Skojarzenia z Afrodytą. Ale ona nie myślała o Afrodycie – to było zabawne. Stevie Rea myślała, że chciała pić tylko z … musiała napić się z Rephaima. „Twoja krew źle pachnie,” powiedziała Lenobia. Myśli Stevie Rea się przejaśniły, a jej wzrok nagle przeszedł na Mistrzynię Jeździectwa. „Źle? Co masz na myśli?” „Jest w tym coś dziwnego.” Zgodziła się Sapphire, kiedy zaczynała czyścić głębokie przecięcia zamoczonymi alkoholem wacikami, które podała jej Kramisha. Stevie Rea zassała powietrze z bólu. Przez zaciśnięte zęby powiedziała, „Jestem czerwonym wampirem. Moja krew różni się od twojej.” „Nie, to prawda. Twoja krew dziwnie pachnie,” powiedziała Kramisha, odwracając oczy od ran Stevie Rea i marszcząc nos. Stevie Rea pomyślała szybko, i powiedziała. „To dlatego, że pił ze mnie.” „Kto? Raven Mocker!” Powiedziała Lenobia. „Nie!” Zaprzeczyła Stevie Rea, a następnie pospieszyła dalej. „Ciągle staram się powiedzieć Dallasowi, że Raven Mocker nic mi nie zrobił. On także był ofiarą.” „Stevie Rea, co ci się stało?” Zapytała Lenobia. Stevie Rea odetchnęła głęboko i rozpoczęła najbardziej prawdziwą historię. „Poszłam do parku, bo próbowałam uzyskać trochę informacji od ziemi, które mogłyby pomóc Zoey, ponieważ poprosiła mnie o to Afrodyta. Są pewne naprawdę stare wierzenia wampirów, coś na bazie Wojownika i czegoś niezbyt fajnego, ona pomyślała, że to pomoże Starkowi dostać się do Zoey w Otherworldzie.” „Ale Stark nie może wejść do Otherworldu nie umierając,” powiedziała Lenobia. 126
„Taa, tak wszyscy mówią, ale ostatnio Afrodyta i ja dowiedziałyśmy się o tych naprawdę starych rzeczach, które mogą pomóc mu dostać się tam żywym. Religia, czy jakkolwiek chcesz to nazwać, była reprezentowana przez krowy – to znaczy byki. Białego i czarnego.” Przypominając sobie, Stevie Rea wzdrygnęła się. „Afrodyta jest wrzodem na tyłku, zawiodła mnie mówiąc, że cholerny biały byk był zły, a cholerny czarny byk był dobry, więc przypadkowo wezwałam złego byka.” Twarz Lenobii stała się tak blada, że wyglądała prawie przejrzyście. „Och, Bogini! Wywołałaś Ciemność?” „Wiesz coś o tym?” Zapytała Stevie Rea. Wydawało się, że jakby w nieprzytomnym ruchu, jedna z rąk Lenobii podniosła się, aby dotknąć jej karku. „Wiem trochę o Ciemności i jako Mistrzyni Jeździectwa, wiem więcej niż trochę o bestiach.” Sapphire czyściła cięcia, które wiły się wokół talii Stevie Rea, sprawiając, że drżała. „Ach, cholera, to bolało!” Zamknęła oczy na chwilę, próbując nie skupiać się na bólu. Kiedy je otworzyła, zobaczyła Lenobię studiującą ją z wyrazem twarzy, którego nie mogła odczytać, ale zanim zdążyła utworzyć odpowiednie pytanie, Mistrzyni Jeździectwa zapytała. „Co tam robił Raven Mocker? Powiedziałaś, że Cię nie zaatakował, ale na pewno nie miał żadnego powodu, aby zaatakować Ciemność.” „Bo oni są po tej samej stronie,” dodała Kramisha, kiwając głową w zamyśleniu. „Nie wiem nic o stronach i w ogóle, ale zły byk zaatakował Raven Mocker.” Stevie Rea wciągnęła głęboki oddech i kontynuowała. „Właściwie Raven Mocker pokazując się uratował mnie. On po prostu spadł z nieba i rozproszył byka wystarczająco długo, bym mogła zaczerpnąć moc z ziemi, więc mogłam wezwać dobrego byka.” Stevie Rea nie mogła powstrzymać uśmiechu, kiedy mówiła o niesamowitej bestii. „Nigdy nie widziałam czegoś podobnego. Był tak piękny, miły i bardzo… tak bardzo mądry. Odszedł po białym byku i oba zniknęły. Wtedy Dallas był w stanie dostać się do środka kręgu do mnie, a Raven Mocker odleciał.” „Ale powiedziałaś przedtem, że jak pojawił się Raven Mocker, biały byk pił twoją krew?’’ Powiedziała Lenobia. Stevie Rea musiała powstrzymać kolejny dreszcz wstrętu, który się jej przypomniał. „Tak. Powiedział, że jestem mu winna zapłatę, ponieważ odpowiedział na moje pytanie. To pewnie dlatego moja krew pachnie dziwnie, bo może nadal pachnie nim i powiem Ci, że śmierdział. I to właśnie dlatego 127
muszę zadzwonić. Byk odpowiedział na moje pytanie i muszę porozmawiać z Afrodytą.” „Oczywiście, że możesz, pozwól jej zadzwonić. Nie potrzebuje szwów. Jej rozcięcia już się goją,” powiedziała Kramisha, wskazując na pierwsze nacięcia Ciemności zrobione wokół jej kostek. Stevie Rea spojrzała w dół, ale wiedziała, co widziała przedtem, gdy patrzyła. Już to czuła – krew Rephaima rozprzestrzeniała ciepło i siłę po całym jej ciele, powodując, że jej okaleczone ciało zaczęło zbierać się w całość i odnawiać się. „To niewiarygodnie niezwykłe. Podobnie jak szybkie tempo, w którym uzdrowiłaś się z oparzeń,” powiedziała Sapphire. Stevie Rea napotkała wzrok wampirzej pielęgniarki. „Jestem czerwoną wampirzą Wyższą Kapłanką. Nie było nigdy przedtem nikogo takiego jak ja, więc myślę, że możemy powiedzieć, że jestem nastawiona na uczenie się od was wszystkich. Musimy szybko zdrowieć.” Zarzuciła krawędź prześcieradła na jej ciało, a następnie wyciągnęła rękę do Kramishy. „Potrzebuję teraz twojego telefonu.” Bez słowa Kramisha podeszła do miejsca, gdzie porzuciła torebkę, wygrzebała telefon i dała go Stevie Rea. „Afrodyta umieszczona jest pod B.” Stevie Rea wybiła numer. Afrodyta odebrała przy trzecim sygnale. „Tak, jest cholernie za wcześnie, by dzwonić i nie obchodzi mnie głupi wiersz, który właśnie napisałaś Kramisha.” „To ja.” Sarkastyczny ton Afrodyty zmienił się natychmiast. „Co się stało?” „Czy ty wiedziałaś, że biały byk jest zły, a czarny byk jest dobry?” „Tak. Nie mówiłam ci tej części?” Powiedziała Afrodyta. „Nie i to było naprawdę do dupy, wezwałam białego byka do mojego kręgu.” „Uch-och. To naprawdę niedobrze. Co się stało?” „Niedobrze? To jest niedopowiedzenie pieprzonej dekady, Afrodyto. To było złe. Naprawdę, naprawdę złe.” Stevie Rea naprawdę chciała powiedzieć Lenobii i Sapphire i nawet Kramishy, by wyszły, by mogła porozmawiać z Afrodytą na osobności, a wtedy chyba by się załamała, ale wiedziała, że muszą usłyszeć to co ona ma do powiedzenia. Niestety, złe rzeczy nie odchodziły tylko dlatego, że były ignorowane. „Afrodyto, to zło jak nic, co do tej pory widziałam. To 128
sprawia, że Neferet wygląda jak dziecko wymagające leczenia.” Zignorowała oburzone parsknięcie Sapphire i ciągle szybko mówiła. „I nie do wiary jak to jest potężne. Nie mogłam z tym walczyć. Nie sądzę, że cokolwiek może z tym walczyć, z wyjątkiem drugiego byka.” „Więc jak się od tego wydostałaś?” Afrodyta spauzowała na pół bicia serca i wtedy dodała. „Jesteś od tego z dala, czyż nie? Nie jesteś pod wpływem uroku, więc nie jesteś wykorzystywana jako pacynka przez zło, prawda?” „To po prostu głupie, Afrodyto.” „Mimo to, powiedz coś, aby udowodnić, że to naprawdę ty.” „Zadzwoniłaś do mnie głupku ostatnim razem i rozmawiałyśmy. Więcej niż jeden raz. I powiedziałaś, że jestem dyniogłowa, co nie jest nawet słowem. Nadal mówię, że to nie jest miłe.” „W porządku. To ty. Więc jak uciekłaś od byka?” „Udało mi się przywołać dobrego byka, a on jest naprawdę, naprawdę dobry, tak jak drugi jest zły. Walczył, a potem oba zniknęły.” „Więc nie nauczyłaś się niczego?” „Tak, nauczyłam się.” Stevie Rea zmrużyła oczy, kiedy mocno się koncentrowała, chcąc mieć pewność, że pamięta słowo w słowo to, co biały byk powiedział. „Zapytałam jak Stark może dostać się do Zoey, tak, by móc ją chronić, podczas gdy ona zbierze się w całość i wróci tutaj. A biały byk powiedział: „Wojownik musi zajrzeć w swoją krew, aby odkryć most do wejścia na Wyspę Kobiet i wtedy musi pokonać siebie, aby wejść na teren. Tylko przez wyzwanie jednego przed drugim dołączy do swojej Kapłanki. Kiedy do niej dołączy, to jest jej wybór, a nie jego, czy wróci.” „Powiedział Wyspę Kobiet? Jesteś tego pewna?” „Tak, jestem pewna. Dokładnie to powiedział.” „Dobrze. Okay. Uch, poczekaj, napiszę to wszystko, żebym niczego nie zapomniała.” Stevie Rea mogła usłyszeć jak Afrodyty pisze na kartce papieru. Kiedy skończyła, jej głos był pełen emocji. „To oznacza, że jesteśmy na dobrej drodze! Ale jak do diabła Stark znajdzie most patrząc na krew? I co oznacza to, że ma pokonać siebie?”
129
Stevie Rea westchnęła. Ogromny ból głowy zaczął tętnić pomiędzy jej skroniami. „Nie mam pojęcia, ale wydaje mi się, że odpowiedź prawie mnie zabiła, więc to musi oznaczać coś ważnego.” „Więc lepiej, żeby Stark to odkrył.” Afrodyta zawahała się, a potem powiedziała: „Jeżeli czarny byk jest tak super dobry, dlaczego nie wezwiesz go po prostu znowu i…” „Nie!” Stevie Rea mówiła z taką siłą, co spowodowało, że wszyscy w pokoju podskoczyli. „Nigdy więcej. I nie powinnaś nikomu innemu pozwalać wyczarować któregoś z tych byków. Cena jest za duża.” „Co masz na myśli, że cena jest duża?” Powiedziała Afrodyta. „Mam na myśli, że są zbyt potężne. Nie można ich kontrolować, czy są dobre, czy złe. Afrodyto, jest kilka spraw, z którymi nie można igrać, a te byki są częścią tych spraw. W dodatku, nie jestem pewna, czy jeden może być wezwany bez drugiego, w końcu się pokazuje, i uwierz mi, nie chcesz nigdy, przenigdy spotkać tego białego byka.” „Dobrze, dobrze – wyluzuj. Załapałam co mówisz, i mogę Ci powiedzieć, że mam trochę przerażające uczucie tylko mówiąc o tych bykach. Myślę, że masz rację. Nie denerwuj się. Nikt nie zamierza zrobić nic, oprócz starania się, by pomóc Starkowi znaleźć most krwi do Wyspy Skye.” „Afrodyto, nie sądzę, że to jest most krwi. To nawet nie brzmi dobrze.” Stevie Rea wytarła twarz i była zaskoczona widząc, że trzęsła jej się ręka. „Już wystarczy,” wyszeptała Lenobia. „Jesteś silna, ale nie jesteś nieśmiertelna.” Wzrok Stevie Rea strzelił do niej, ale nie zobaczyła niczego w szarych oczach Mistrzyni Jeździectwa prócz obawy. „Hej, uch, muszę kończyć. Nie czuję się zbyt dobrze.” „Och cholera jasna. Nie jesteś prawie umierająca znowu, czyż nie? Poważnie to kłopotliwe, kiedy to robisz.” „Nie, nie jestem prawie umierająca. Już nie. A ty nie jesteś nawet prawie miła. To wszystko. Zadzwonię do Ciebie później. Powiedz wszystkim, że powiedziałam cześć.” „Tak, będę szerzyć miłość. Dowidzenia wieśniaku.”
130
„Pa.” Stevie Rea uderzyła przycisk kończący połączenie, dała Kramishy jej telefon i następnie opadła ciężko z powrotem na jej poduszkę. „Uch, czy nie będziecie mieć wszyscy nic przeciwko, jeśli się prześpię przez chwilę?” „Wypij jeszcze jedną więcej.” Sapphire dała Stevie Rea kolejną torebkę krwi. „Potem śpij. Obie musicie wyjść i dać jej odpocząć.” Wampirza pielęgniarka zgarnęła krwawe waciki nasączone alkoholem do torebki na śmieci, zaciągnęła swoje lateksowe rękawiczki, podeszła do drzwi i stanęła, stukając stopą i obdarzając Lenobię i Kramishę znaczącym spojrzeniem. „Wrócę i sprawdzę jak się czujesz, kiedy wypoczniesz,” powiedziała Lenobia. „Brzmi nieźle.” Uśmiechnęła się Stevie Rea. Lenobia ścisnęła jej dłoń przed wyjściem. Kiedy Kramisha pochyliła się blisko niej, Stevie Rea pomyślała o niezręcznej sytuacji, wstrząśnięty tym co się stało dzieciak zamierzał ją objąć – albo gorzej, może nawet ją pocałować. Zamiast tego Kramisha napotkała jej oczy i wyszeptała: „Patrz duszą a nie oczami Ponieważ do tańca z bestiami Musisz przeniknąć ich maski.” Stevie Rea nagle poczuła zimno. „Sądzę, że powinnam Cię bardziej słuchać. Może wiedziałabym wtedy, że wzywam złą krowę,” wyszeptała do niej. Spojrzenie Kramishy było ostre i znane, „Może nadal powinnaś. Coś w środku mnie mówi mi, że nie zakończyłaś tańca z bestiami.” Potem wyprostowała się i normalnym głosem powiedziała, „Prześpij się. Będziesz potrzebowała jutro swojego zdrowego rozsądku” Kiedy drzwi się zamknęły, pozostawiając ją samą, Stevie Rea wyczerpana odetchnęła z ulgą. Jak jej zalecono wypiła ostatnią torebkę krwi, a potem podciągnęła szpitalny koc, zakryła się nim po szyję, owijając się z westchnieniem i powoli okręcając blond lok wokół palca. Była zupełnie wyczerpana. Najwidoczniej cała siła w krwi Rephaima została zużyta, podczas gdy ją leczyła. Rephaim… Stevie Rea nigdy, nigdy nie zapomni, jak wyglądał, kiedy stanął naprzeciw Ciemności dla niej. Był tak silny, odważny i dobry. Nie miało znaczenia, że Dallas, Lenobia i cały pieprzony świat wierzył, że był po stronie Ciemności. Nie miało znaczenia, że jego ojciec był upadłym Wojownikiem Nyks, który wieki 131
temu wybrał zło. Nic z tego nie miało znaczenia. Widziała prawdę. Dobrowolnie poświęcił się dla niej. Może nie wybrał Światła, ale zdecydowanie odrzucił Ciemność. Słusznie postąpiła ratując go tego dnia, na zewnątrz klasztoru i postąpiła także słusznie wzywając białego byka i ocalając go dzisiaj – bez względu na cenę. Rephaim był warty ocalenia. Czyż nie? Musiał być. Po tym, co się stało dzisiaj musiał być. Jej palec znieruchomiał, a jej oczy zaczęły trzepotać, nawet nie chciała myśleć więcej, czy śnić – nie chciała pamiętać tej przerażającej Ciemności i bólu, który był tak niewyobrażalny. Ale jej oczy były zamknięte, a pamięć Ciemności i tego, co zrobił dotarły do niej. Kiedy walczyła przeciwko nieustępliwemu naciskowi kompletnego wyczerpania, Stevie Rea ponownie usłyszała jego głos: „Jestem tu, bo ona tu jest, a ona należy do mnie.” I to takie proste oświadczenie odganiało jej strach, pozwalając pamięci o Ciemności ustąpić na rzecz Światła. Tuż przed zapadnięciem w głęboki sen bez snów, Stevie Rea pomyślała o pięknym czarnym byku i zapłacie, której wymagał od niej i znowu słowa Rephaima grały w jej umyśle, „Jestem tu, bo ona tu jest, a ona należy do mnie.” Jej ostatnią trzeźwą myślą było zastanowienie się czy Rephaim będzie kiedykolwiek wiedział, jak prawdziwe jego słowa nagle stają się dla nich…
Tłumaczenie: Emergency
132
Rozdział 15 Stark Kiedy Stark się obudził tylko przez chwilkę nic nie pamiętał. Wiedział, że Zoey była tutaj, w łóżku, obok niego. Uśmiechnął się sennie i odwrócił, sięgając ramieniem, by przyciągnąć ją bliżej do niego. Uczucie jej chłodnego, pozbawionego życia ciała rozbudziło go zupełnie, co rzeczywiście rozbiło i spaliło jego ostatni sen. „Wreszcie. Wiesz, czerwone wampiry mogą być znacznie silniejsze w nocy, ale w ciągu dnia śpicie zupełnie jak martwi. Cześć, mam jedno słowo dla Ciebie: stereotypowe.” Stark usiadł, patrząc z pode łba na Afrodytę, która siedziała na jednym z kremowych aksamitnych krzeseł z długimi nogami skrzyżowanymi z wdziękiem, popijając filiżankę gorącej herbaty. „Afrodyto, dlaczego tutaj jesteś?” Zamiast mu odpowiedzieć jej wzrok powędrował do Zoey. „Nie poruszyła się odkąd to wszystko się stało, czyż nie?” Stark wstał z łóżka i delikatnie owinął kocem Zoey. Dotknął jej policzka koniuszkami palców i pocałował jedyny znak Naznaczenia na jej ciele, taki jak mieli zwykli adepci, półksiężyc pośrodku jej czoła. W porządku, jeśli wrócisz jako zwyczajny adept. Po prostu wróć. Pomyślał, kiedy jego usta musnęły jej Znak. Potem wyprostował się i stanął naprzeciwko Afrodyty. „Nie. Nie poruszyła się. Nie może. Nie ma jej tutaj. I mamy siedem dni na to, by dowiedzieć się, jak ją odzyskać.” „Sześć,” skorygowała Afrodyta. Stark przełknął ślinę. „Tak, masz rację. Teraz jest sześć.” „Dobra, chodź. Nie mamy czasu do stracenia.” Afrodyta wstała i zaczęła wychodzić z pokoju. „Gdzie idziemy?” Stark zaczął podążać za nią, ale rzucił jeszcze spojrzeniem przez ramię na Zoey. „Hej, musisz się z tym uporać. Sam powiedziałeś: Zoey tutaj nie ma. Więc przestań się gapić na nią tak, jakbyś był małym zagubionym szczeniaczkiem.” „Kocham ją! Czy ty w ogóle wiesz co to do cholery znaczy?” 133
Afrodyta zatrzymała się i zwróciła się do niego. „Miłość nie może nic zrobić z tym gównem. Jesteś jej Wojownikiem. To oznacza więcej niż to co Czujesz do Zoey,” powiedziała sarkastycznie, zaczerpnęła powietrza. „Mam swojego Wojownika, więc tak wiem, co to oznacza, i tutaj jest prawda: jeśli moja dusza zostałaby rozbita, i utknęłabym w Otherworldzie, nie chciałbym, aby Darius szlochał nad tym wszystkim i miał zupełnie złamane serce. Chciałabym posłać go do piekielnej pracy i dowiedzieć się, jak ma ją wykonywać tak, by pozostać przy życiu i chronić mnie tak, żebym mogła znaleźć sposób, aby dostać się do domu! Teraz idziesz, czy nie?” Odrzucając włosy, odwróciła się tyłem do niego, a potem zaczęła iść korytarzem. Stark zamknął usta i poszedł za nią. Szli w milczeniu przez chwilę aż Afrodyta zaczęła prowadzić go schodami, coraz węższymi korytarzami i kolejnymi schodami. „Gdzie idziemy?” Stark zapytał ponownie. „Cóż, czuje się tutaj jakby lochy. Pachnie jak pleśń i to trochę dziwne, instytucjonalny wystrój jest odpowiedni dla więzienia czy szpitalnego oddziału psychiatrycznego, a to sprawia, że Damien myśli, że umarł i poszedł do głupiego nieba. Więc się domyśl.” „Idziemy z powrotem do ludzkiej szkoły?” „Blisko,” powiedziała, jej usta uniosły się w cieniu uśmiechu. „Idziemy do bardzo starej biblioteki wypełnionej gorączkowo studiującym stadem kretynów.” Stark z westchnieniem wypuścił długi, głośny oddech, aby powstrzymać się od śmiechu. Czasem prawie lubił Afrodytę – nie, żeby kiedykolwiek miał się do tego przyznać.
Tłumaczenie: Lunax3
134
Stark Afrodyta miała rację - podziemia pałacu przypominały mu, oblegane publiczne szkolne centra multimedialne, oprócz spróchniałych okien i tanich, nędznych mini rolet, co było dziwne jak diabli, bo reszta Wyspy San Clemente była ponad wszystko bogata. W piwnicy, było tylko kilka używanych drewnianych stołów, ciężkich ławek, nagich białych ścian z kamienia i tony, tony półek wypełnionych zillionem różnego rozmiaru, kształtu i stylu książek. Przyjaciele Zoey byli skupieni wokół jednego dużego stołu, który był przepełniony książkami, puszkami napoi, zmiętymi torbami chipsów i kartonem pełnych czerwonych lasek lukrecji. Stark pomyślał, że wyglądają na zmęczonych i kompletnie oszołomionych cukrem i kofeiną. Gdy on i Afrodyta podeszli, Jack trzymał dużą skórzaną książkę i wskazywał na ilustrację. „Obejrzyj to – jest to kopia obrazu Greckiej Wyższej Kapłanki nazywanej Calliope. Mówią, że ona była Poetycką Laureatką po Sappho. Czy ona nie wygląda tak samo jak Cher?” „Wow, to szaleństwo. Ona wygląda jak młoda Cher,” powiedziała Erin. „Tak, zanim zaczęła nosić te białe peruki. O co do cholery z nimi chodzi?” Powiedziała Shaunee. Damien obdarzył Bliźniaczki znaczącym spojrzeniem. „Nie ma nic złego z Cher. Absolutnie. Nic.” „Uh – oh,” powiedziała Shaunee. „Wtrąca się gejowski dziwak,” zgodziła się Erin. „Miałem lalkę Barbie Cher. Uwielbiałem tę lalkę,” powiedział Jack. „Barbie, stado idiotów? Poważnie? Jesteście tutaj, by ocalić Z, pamiętacie?” Powiedziała Afrodyta potrząsając głową z niesmakiem i owijając swoje usta na lasce lukrecji. „Skupialiśmy się na tym cały dzień. Zrobiliśmy sobie po prostu małą przerwę. Thanatos i Darius wyszli po więcej jedzenia,” powiedział Damien. „Poczyniliśmy pewne postępy, ale poczekam, aż wrócą do sprawozdania wszystkiego.” Pomachał do Starka i jego „Cześć” zostało powtórzone przez inne dzieciaki. „Tak, nie bądź taka krytyczna, Afrodyto. Pracujemy ciężko, zobaczysz.” „Rozmawiacie o lalkach,” powiedziała Afrodyta. 135
„Barbie,” Jack ją skorygował. „I tylko przez sekundę. A poza tym Barbie są fajne i są ważnym elementem Amerykańskiej kultury.” Przytaknął w nacisku i przycisnął portret Cher do piersi. „Szczególnie Barbie celebrytów.” „Barbie celebrytów były ważne tylko, jeśli miały ciekawe duperelki, które mogłeś kupić z nimi,” powiedziała Afrodyta. „Dup-co?” Powiedziała Shaunee. „Brzmisz jakbyś połknęła Francuza i próbowała go wypluć,” powiedziała Erin i Bliźniaczki zachichotały. „Lewy i prawy mózgu - słuchajcie. Ciekawe duperelki równają się z fajnymi rzeczami, takimi jak niezwykłe akcesoria,” powiedziała Afrodyta, delikatnie kpiąc. „Dobrze, jeśli nie wiesz nic o Barbie, twoja matka poważnie Cię nienawidzi,” powiedziała Erin. „Nie, żebyśmy tego nie rozumiały,” dodała Shaunee. „Bo każdy, kto miał chociaż jedną Barbie wie, że można dokupić rzeczy dla nich,” zakończyła Erin. „Tak, fajne rzeczy,” się zgodził Jack. „Nie fajne w mojej definicji,” powiedziała Afrodyta z szerokim uśmiechem. „Więc co jest fajne w Twojej definicji?” Jack zapytał sprawiając, że Shaunee i Erin jęknęły. „No cóż, skoro pytasz – więc mówię, że byłoby fajnie, gdyby zrobili lalkę Barbie Barbry Streisand i można byłoby kupić jej paznokcie i nos oddzielnie. A jej sztuczne paznokcie byłyby w wielu różnych kolorach do wyboru.” Zapadła wstrząsająca cisza, a potem Jack, brzmiąc na onieśmielonego, wyszeptał: „To byłoby fajne.” Afrodyta wyglądała na zadowoloną z siebie. „A co z lalką łysej Britney Spears z dodatkami, takimi jak parasol, strój grubaski, dziwne peruki i oczywiście w opcji z majtkami.” „Eww,” Jack powiedział, a potem zachichotał. „Tak, i lalka Paris Hilton w opcji z mózgiem.” Afrodyta uniosła brwi na niego. „Nie szalejmy, aż tak. Są takie rzeczy, których nawet Paris Hilton nie może kupić.” 136
Stark stał tam, oniemiały, a gdy wszyscy wpadli w śmiech, myślał, że jego mózg eksploduje. „Co do cholery jest nie tak z wami wszystkimi?” Krzyknął na nich. „Jak możecie się śmiać i żartować? Koncentrujecie się na zabawkach, kiedy Zoey dzielą zaledwie dni od śmierci!” W szokującej ciszy, głos Thanatos zabrzmiał nienaturalnie głośno. „Nie, Wojowniku. Oni nie koncentrują się na zabawkach. Skupiają się na życiu i byciu wśród żywych.” Wampirzyca przeszła przez drzwi, gdzie ona i Darius cicho obserwowali dzieciaki. Darius podążył za nią, kładąc tacę pełną kanapek i owoców na środku stołu. Potem dołączył do boku Afrodyty na drewnianej ławce. „Przyjmij to od kogoś, kto wie więcej niż trochę o śmierci, skupianie się na życiu to jest to, co należy robić, jeśli chcesz zachować wytchnienie w tym świecie.” Damien odchrząknął, wywołując spojrzenie Starka na niego. Spokojny, adept napotkał jego oczy i powiedział: „Tak, to tylko jedna z rzeczy, których nauczyłem się z tego wszystkiego, co przestudiowaliśmy.” „Podczas, gdy ty spałeś,” mruknęła Shaunee. „A my nie,” dodała Erin. „Więc dowiedzieliśmy się w naszych poszukiwaniach,” przerwał Damien zanim Stark odpowiedział cokolwiek Bliźniaczkom, „że gdy Wyższa Kapłanka doznała takiego szoku, że jej dusza rozbiła się na kawałki, jej Wojownik nie wydawał się być w stanie utrzymać się przy życiu.” Barbie i kłótnie Bliźniaczek zostały zapomniane, na twarzy Starka malowała się ciekawość, kiedy patrzył na Damiena i starał się zrozumieć to, co słyszał. „Czy masz na myśli, że wszyscy Wojownicy umierają?” „W pewnym sensie,” powiedział Damien. „Niektórzy z nich popełnili samobójstwo, jakby sądzili, że przez to pójdą do swojej Wyższej Kapłanki do Otherworldu i będą ją nadal tam chronić,” Thanatos zajęła się wyjaśnianiem. „Ale to nie działa, ponieważ żadna z Wyższych Kapłanek nie wróciła, prawda?” Powiedział Stark. „Zgadza się. Wiemy od Kapłanek, które poprzez swe powinowactwo z duchem, odbyły podróż do Otherworldu, że te zgubione Wyższe Kapłanki nie mogły znieść śmierci ich Wojowników. Niektóre z nich były w stanie uleczyć ich dusze w Otherworldzie, ale zdecydowały się pozostać tam z ich Wojownikami.” 137
„Niektóre z nich wyzdrowiały,” Stark powiedział powoli. „Co się stało z Wyższymi Kapłankami, które nie wyzdrowiały?” Przyjaciele Zoey poruszyli się zakłopotani, ale głos Thanatos pozostawał stabilny. „Jak się wczoraj dowiedzieliście, jeśli dusza pozostaje rozbita, człowiek staje się Caoinic Shi', istotą, która nie zazna spokoju.” „Jak zombie, bez części o jedzeniu ludzi,” Jack powiedział cicho i wzdrygnął się. „To nie może się przydarzyć Zoey,” powiedział Stark. Obiecał chronić Zoey, a jeśli by musiał, to wypełniłby tę Przysięgę podążając do Otherworldu, aby upewnić się, że nie stała się jakimś strasznym zombie. „Ale nawet jeśli tak było, efekt końcowy był taki sam, nie wszyscy Wojownicy zabijali się, by podążyć za ich Wyższymi Kapłankami,” powiedział Damien. „Opowiedz mi o innych,” powiedział Stark. Nie mógł usiedzieć, chodził tam i z powrotem przy stole. „Cóż, to było dość oczywiste, że ani Wojownik ani Wyższa Kapłanka nie wracali, gdy Wojownik popełnił samobójstwo, więc znaleźliśmy opowieści o Wojownikach, którzy uczynili wiele różnych rzeczy, aby spróbować dostać się do Otherworldu,” powiedział Damien. „Niektórzy z nich byli szaleni - jak ten, który się zagłodził, bredził, a potem jakby opuścił swoje ciało,” powiedział Jack. „Umarł,” powiedziała Shaunee. „Tak, historia była straszna. Robił wiele krzyku i miał halucynacje i inne rzeczy związane z jego Wyższą Kapłanką i co przechodził, zanim faktycznie wykitował,” powiedziała Erin. „Wy… Nie… Pomagacie,” powiedziała im Afrodyta. „Niektórzy z tych Wojowników brali leki, aby wprawić się w stan transu i rzeczywiście udało się to, że ich duchy opuściły ten świat,” Damien kontynuował, kiedy Bliźniaczki wbiły swój wzrok w Afrodytę. „Ale nie mogli wejść do Otherworldu. Wiemy, to ponieważ wrócili do swoich ciał na wystarczająco długi czas, by powiedzieć świadkom, że im się nie powiodło.” Damien zatrzymał się, spoglądając na Thanatos. Podsumowała historię. „Wtedy Wojownicy umierali. Każdy z nich.”
138
„To, że zawiedli chroniąc swoje Wyższe Kapłanki zabijało ich,” powiedział Stark, jego głos był zupełnie bez wyrazu. „Nie, odwrócenie się plecami od życia ich zabijało,” poprawił Darius. Stark zwrócił się do niego. „A co z tobą? Jeśli Afrodyta zmarłaby, a ty nie mógłbyś jej chronić, nie wolałbyś wybrać śmierci niż życia bez niej?” Afrodyta nie dała Dariusowi możliwość udzielenia odpowiedzi. „Byłabym bardzo wkurzona jeśli by umarł! To właśnie próbuje wam powiedzieć od dawna. Nie można wciąż patrzeć za siebie – na Zoey i w przeszłość, nawet wracać do twojej Przysięgi. Musisz iść do przodu i znaleźć nowy sposób życia, nowy sposób, by ją chronić.” „Powiedz mi coś, cokolwiek, co znaleźliście w tych wszystkich pieprzonych książkach, co może mi pomóc, a nie tylko pokazywać mi, jak innym Wojownikom się nie powiodło.” „Powiem Ci coś, czego nie przeczytaliśmy w książkach. Stevie Rae przypadkowo wywołała białego byka zeszłej nocy.” „Ciemność! Adept wezwał Ciemność na ten świat?” Thanatos wyglądała jak Afrodyta, która miała właśnie eksplodować jak bomba na środku pokoju. „Ona nie jest adeptem. Ona jest czerwonym wampirem jak Stark, ale tak. Zrobiła to. W Tulsie. To był wypadek. „Ignorując wstrząśniętą Thanatos, Afrodyta wyciągnęła karteczkę z kieszeni, i przeczytała, „Byk powiedział: „Wojownik musi zajrzeć w swoją krew, aby odkryć most do wejścia na Wyspę Kobiet i wtedy musi pokonać siebie, aby wejść na teren. Tylko przez wyzwanie jednego przed drugim dołączy do swojej Kapłanki. Kiedy do niej dołączy, to jest jej wybór, a nie jego, czy wróci.” Afrodyta spojrzała w górę. „Ktoś ma pojęcie co to może oznaczać?” Machnęła papierem, a Damien wziął go, kiedy już przeczytał go ponownie Jack zajrzał mu przez ramię. „Jaką dokładnie cenę wyznaczyła Ciemność za tę wiedzę?” Zapytała Thanatos. Jej twarz całkowicie zbladła. „I jak ona przeżyje zapłatę nie tracąc jej umysłu i duszy?” „To jest to nad czym sama się zastanawiałam, zwłaszcza po tym jak Stevie Rae powiedziała mi, jaki zły jest biały byk. Ona powiedziała, że nie sądziła, iż cokolwiek może go pokonać, z wyjątkiem czarnego byka, dzięki któremu uciekła od tego.” „Wywołała też niewiarygodne.”
czarnego
byka?”
Powiedziała
Thanatos.
„To
wprost
139
„Stevie Rae ma pewne szalone powiązania z ziemią,” powiedział Jack. „Tak, tak właśnie, powiedziała, że wezwała byka do Tulsy. Wzięła moc z ziemi, aby go wezwać,” powiedziała Afrodyta. „A ufasz tej wampirzycy Stevie Rae?” Afrodyta zawahała się. „Większość czasu.” Stark oczekiwał, że co najmniej jedno z dzieciaków wyskoczy z czymś poprawiając Afrodytę, ale wszyscy pozostali cicho dopóki Damien nie powiedział: „Dlaczego pytasz o zaufanie do Stevie Rae?” „Ponieważ wiem kilka rzeczy o starożytnych wierzeniach o Świetle i Ciemności symbolizowanych w postaci byków, jedną z nich jest to, że zawsze wyznaczają cenę za ich przychylność. Zawsze. Odpowiedź na pytanie Stevie Rae była przychylnością Ciemności.” „Ale ona wezwała dobrego byka, a ten skopał tyłek złego byka. To odciągnęło Stevie Rae od zapłaty mu,” powiedział Jack. „Więc jest winna zapłatę czarnemu bykowi,” powiedziała Thanatos. Afrodyta zmrużyła oczy. „To właśnie powiedziała, że nie obudzi więcej jednego z byków, bo cena jest za wysoka.” „Myślę, że powinnaś zajrzeć do swojej przyjaciółki i dowiedzieć się jaką zapłatę zaproponowała czarnemu bykowi,” powiedziała Thanatos. „I dlaczego nie chciała mi o tym powiedzieć,” dodała Afrodyta. Oczy Thanatos wyglądały na stare i smutne, kiedy powiedziała, „Tylko pamiętaj, wszystko ma swoje konsekwencje, dobre lub złe.” „Czy możemy przestać patrzeć wstecz w związku z tym, co się stało ze Stevie Rae?” Powiedział Stark. „Muszę podążać na przód. Do Skye i mostu z krwi. Więc zaczynajmy.” „Hola, hola chłopcze,” powiedziała mu Afrodyta. „Ochłoń na sekundę. Nie można od tak po prostu pokazać się na Wyspie Kobiety i latać w poszukiwaniu krwawego mostu. Czar zabezpieczający Sgiach skopie ci tyłek – jeśli nie zabije.” „Nie sądzę, by Stark miał się rozglądać za czymś dosłownie,” powiedział Damien, studiując notatkę Afrodyty ponownie. „To mówi spójrz w swoją krew, by odkryć most, a nie spójrz na krwawy most.” 140
„Ach, metafory. Jeszcze jeden powód, dla którego poważnie nienawidzę poezji,” powiedziała Afrodyta. „Jestem dobry w metaforach,” powiedział Jack. „Pozwól mi zobaczyć.” Damien podał mu papier. Jack przygryzł wargi, kiedy przeczytał wiersz ponownie. „Hmm, jeśli byłbyś Skojarzony z kimś, powiedziałbym, że to znaczy, że powinniśmy porozmawiać z tym kimś kimkolwiek by był, i może, by coś wiedział.” „Nie jestem z nikim Skojarzony,” powiedział Stark, zaczynając przechadzać się ponownie. „Więc to może oznaczać, że musimy patrzeć na to, kim jesteś - musi być coś w tobie, co może stanowić klucz do dostania się na wyspę Sgiach,” powiedział Damien. „Ja nic nie wiem! To jest problem!” „Dobra – dobra, co powiesz na to, żebyśmy spojrzeli do notatek, które zrobiliśmy o Sgiach i sprawdzimy, czy jest tam coś co Cię oświeci,” powiedział Jack, pocieszając Starka. „Tak, wyluzuj,” powiedziała Shaunee. „Usiądź i weź kanapkę.” Erin wskazała kanapką na koniec ich ławki, a potem zaczęła mlaskać. „Jedz,” powiedziała Thanatos, biorąc kanapkę i siadając obok Jacka. „Skup się na życiu.” Stark tłumiąc sfrustrowanie, chwycił kanapkę i usiadł. „Oh, wyciągnij ten wykres, który zrobiliśmy,” powiedział Jack, zerkając przez ramię na Damiena, kiedy zauważył, że przewraca notatki, które zrobili. „Niektóre z tych rzeczy stają się mylące i pomoc wizualna zawsze pomaga.” „Dobry pomysł – tutaj jest.” Damien wyrwał kartkę z żółtego bloku, który miał prawie cały wypełniony notatkami. Na górze widniał duży, otwarty parasol. Z jednej strony parasola, napisane było ŚWIATŁO, a po przeciwnej stronie CIEMNOŚĆ. „Parasol Światła i Ciemności to dobry wizerunek,” powiedziała Thanatos. „To pokazuje, że te dwie siły obejmują wszystko.” „To był mój pomysł,” powiedział Jack, trochę się rumieniąc.
141
Damien uśmiechnął się do niego. „Dobra robota.” Potem wskazał na kolumnę pod Światłem. „Tak więc, w ramach mocy Światła mam na liście: dobro, czarnego byka, Nyks, Zoey i nas,” zatrzymał się, a każdy skinął mu głową. „A pod Ciemnością mam: zło, białego byka, Neferet/Tsi Sgili, Kalonę i Raven Rockers.” „Widzę, że Sgiach umieściłeś w środku,” powiedziała Thanatos. „Tak, wraz z krążkami cebuli, Hostess Ding Dongs, i moim imieniem,” Afrodyta powiedziała. „Co to do diabła znaczy?” „Cóż, nie zdecydowaliśmy czy Sgiach jest siłą Światła czy Ciemności,” powiedział Damien. „Ja dodałem krążki cebuli i Dongs Ding,” powiedział Jack. Kiedy wszyscy tylko popatrzyli na niego, wzruszył ramionami i powiedział: „krążki cebuli są smażone w głębokim tłuszczu i tuczą, ale cebula jest warzywem. Więc nie są one dla was dobre? Może być? I dobrze, Dongs Ding są czekoladkami, ale mają krem w środku. Czy to nie jest mleczne i zdrowe?” „Myślę, że jesteście upośledzeni umysłowo,” powiedziała Afrodyta. „Dodaliśmy Twoje imię,” powiedziała Erin. „Tak, bo uważamy, że jesteś jak Rachel w Glee,” Shaunee powiedziała. „Super irytująca, ale musi być w serialu, bo czasami przychodzi z dobrymi rzeczami i w jakiś sposób udaje jej się ocalić dzień.” „Ale nadal uważamy ją za babę z piekła rodem. Taką jak ty,” Erin dokończyła, obdarzając Afrodytę słodkim uśmiechem. „W każdym razie,” Damien szybko ominął krążki cebuli, Ding Dongs i imię Afrodyty, umieszczone na wykresie na środku stołu, a następnie wrócił do żółtego notesu. „Oto kilka informacji o Sgiach, które znaleźliśmy,” powiedział Damien, przeglądając notatki jakie zrobił. „Jest uważana za królową Wojowników. Mnóstwo Wojowników szkoliło się na jej wyspie, więc kilku Synów Erebusa przychodziło i odchodziło, ale Wojownicy, którzy pozostali z nią przysięgli jej służyć.” „Zaczekaj, Sgiach miała więcej niż jednego Przysięgłego Wojownika?” Przerwał Stark. Damien skinął głową. „Najwyraźniej ma ich cały klan. Tylko oni nie nazywają siebie Synami Erebusa. Ich tytuł brzmi…” Damien przerwał, przerzucając strony. „Tutaj jest. Nazywano ich Strażnikami Ace.” 142
„Dlaczego Ace?” Zapytał Stark. „To metafora,” powiedziała Afrodyta, przewracając oczami. „Jeszcze jedna. To powód dlaczego tak nazywają Sgiach. To symbolizuje królową ich Klanu.” „Myślę, że Szkocki klan to super sprawa,” powiedział Jack. „Oczywiście, że tak,” powiedziała Afrodyta. „Faceci w spódnicach to twój sprośny sen.” „W kiltach nie w spódnicach,” Stark powiedział. „W kratkę. Jeśli mówimy o tych naprawdę starych nazywamy je philamore.” Afrodyta podniosła na niego blond brwi. „I wiesz to dlatego, że lubisz je nosić?” Wzruszył ramionami. „Nie ja, ale mój dziadek owszem.” „Jesteś Szkotem?” Głos Damiena brzmiał z niedowierzaniem. „I dopiero teraz nam o tym mówisz?” Stark wzruszył ramionami ponownie. „Co moja ludzka rodzina ma do rzeczy? Ja nawet nie rozmawiałem z nimi prawie cztery lata.” „To nie tylko rodzina,” w głosie Damiena wzrastało podniecenie, zaczął wertować strony jego notatek ponownie. „Oh, cholera jasna. Twoja rodzina jest twoją krwią, idioto,” powiedziała Afrodyta. „Jakie było nazwisko twojego dziadka?” Stark zmarszczył brwi na Afrodytę. „MacUallis,” Stark i Damien powiedzieli razem. „Skąd to wiesz?” Stark zapytał. „To Klan MacUallis był Strażnikami Ace.” Damien uśmiechnął się zwycięsko, trzymając stronę z jego notatkami zaczynającą się słowami: KLAN MACUALLIS = STRAŻNICY ACE tak, żeby każdy mógł zobaczyć. „Wygląda na to, że znaleźliśmy nasz krwawy most,” powiedział Jack, przytulając Damiena.
Tłumaczenie: Lunax3
143
Rozdział 16 Zoey Heath przekręcił się i mruknął coś o wymijającej taktyce piłki nożnej przez sen. Patrzyłam na niego i wstrzymałam oddech, kiedy chodziłam po moim kręgu wokół miejsca, gdzie spał. Mam na myśli, czy chciałoby się go obudzić i powiedzieć mu, że nie żyje i nie będzie już nigdy grał w piłkę? Do diabła, nie. Starałam się chodzić tak cicho jak tylko mogłam, ale nie mogłam się powstrzymać. Tym razem nawet nie udawałam kładąc się obok niego. Nie mogłam nic na to poradzić. Nie mogłam się powstrzymać. Miałam się nie ruszać. Byliśmy po środku tego samego gęstego gaju, gdzie wcześniej biegliśmy głębiej. Ile wcześniej? Nie mogłam dokładnie sobie przypomnieć, ale krótkie, sękate drzewa i stare skały wyglądały świetnie. I mech. Zwłaszcza mech. Był wszędzie, gęsty, miękki i wygodny. Nagle moje nogi były bose, a ja rozproszona przez moje nogi pogrążone w mchu, pozwalałam moim palcom bawić się w żywym dywanie zieleni. Żywym? Westchnęłam. Nie. Podejrzewam, że nic tu nie było naprawdę żywe, ale zapominałam o tym. Drzewa tworzyły baldachim z liści i gałęzi, więc słońce ledwo się przedostawało, ale to wystarczało, żeby było ciepło, ale niezbyt gorąco, a chmury przechodzące nad głową spowodowały, że spojrzałam w górę i przeszły mnie dreszcze. Ciemność... Zamrugałam ze zdziwienia, przypominając sobie. To właśnie dlatego Heath i ja schowaliśmy się w tym gaju. To coś było za nami, ale nie weszło za nami do lasku. Wzdrygnęłam się ponownie. Nie miałam pojęcia, czym to coś było. Towarzyszyło mi tylko uczucie zupełnej ciemności, niejasny powiew czegoś, co już nie żyło od dawna, rogi i skrzydła. 144
Heath i ja nie czekaliśmy, aby zobaczyć więcej. Brakowało nam tchu ze strachu, biegliśmy i biegliśmy... przez co Heath był senny. Znów. Tak jak i ja powinnam. Ale nie byłam w stanie odpocząć. Więc zamiast tego chodziłam. Naprawdę mi przeszkadzało to, że moja pamięć zanika. I co gorsza, nawet jeśli można by pomyśleć, że moja pamięć zawodzi, nie mogę tego wiedzieć, ponieważ no cóż, nie pamiętam tego – byłam w błędzie. Wiedziałam, że brakuje pewnych części w moim umyśle, niektóre z nich to rzeczy nowe, takie jak ta, o której właśnie teraz sobie przypominam, taka przerażająca rzecz, która goniła Heatha i mnie po gaju. Niektóre z nich były stare. Nie mogłam sobie przypomnieć, jak wygląda moja mama. Nie mogłam sobie przypomnieć koloru moich oczu. Nie mogłam sobie przypomnieć, dlaczego nie będę więcej ufać Stevie Rae. To, co zapamiętałam, było jeszcze bardziej niepokojące. Pamiętałam każdą chwilę umierania Stevie Rae. Pamiętam, że mój tata zostawił nas, kiedy miałam dwa lata i praktycznie nigdy nie wrócił. Pamiętam, że zaufałam Kalonie i to jaka byłam zła na niego. Mój żołądek się zacisnął co sprawiło, że zrobiło mi się niedobrze i jakby ta choroba mną kierowała, nadal chodziłam wokół po wewnętrznym obwodzie gaju. Jak mogłam pozwolić na to, by Kalona mnie tak całkowicie oszukał? Byłam taką idiotką. I ja spowodowałam śmierć Heatha. Mój umysł był przepełniony od tego poczucia winy. Myśli były zbyt surowe, zbyt straszne. Mój wzrok pochwycił cień. Zaczęłam się odwracać szybko i stanęłam twarzą w twarz z nią. Widziałam ją wcześniej w moich snach i wspólnej wizji. „Cześć, A-ya,” powiedziałam cicho. „Zoey,” powiedziała, pochylając głowę w powitaniu. Jej głos brzmiał trochę jak mój, z wyjątkiem tego, że czuło się smutek u niej, co nadawało barwy wszystkiemu, co mówiła. „Zaufałam Kalonie przez Ciebie,” powiedziałam. 145
„Współczułaś mu, dzięki mnie,” skorygowała. „Kiedy mnie straciłaś, straciłaś też współczucie.” „To nieprawda,” powiedziałam. „Nadal potrafię współczuć. Zależy mi na Heathcie.” „Na pewno? To dlatego trzymasz go tutaj z tobą zamiast pozwolić mu odejść?” „Heath nie chce odejść,” odparłam, a następnie zamknęłam usta, zaskoczona tym, jak wrogo brzmiałam. A-ya potrząsnęła głową, powodując, że jej długie, ciemne włosy zatrzepotały wokół jej talii. „Nie możesz powstrzymać myślenia o tym, co chciałby Heath – co każdy poza tobą chciałby. I nie chcesz, nie za bardzo, nie zanim mnie do siebie nie przywołasz.” „Nie chcę Cię z powrotem. To z twojego powodu to wszystko się stało.” „Nie, Zoey, to nie tak. Wszystko to się stało, ponieważ szereg decyzji został podjęty przez wielu ludzi. Nie wszystko jest przez Ciebie.” Kręcąc głową ze smutkiem A-ya zniknęła. „Dobre posunięcie,” mruknęłam i zaczęłam chodzić znowu, jeszcze bardziej niespokojne niż wcześniej. Kiedy inny cień zamigotał w polu mojego widzenia, odwróciłam się, gotowa powiedzieć raz na zawsze, że mam dość A-yi, ale moje usta tylko się otworzyły. Patrzyłam na siebie. No cóż, właściwie to na dziewięcioletnią wersję mnie, którą widziałam z innymi postaciami, zanim zostały rozproszone przez to straszne coś, które goniło Heatha i mnie. „Cześć,” powiedziałam. „Mamy cycki!” powiedziała dziecięca ja, gapiąc się na moją klatkę piersiową. „Jestem naprawdę szczęśliwa, że mamy cycki. Wreszcie.” „Tak, też tak myślę. Wreszcie.” „Miałam takie marzenie, żeby były większe.” Dziecięca ja wpatrywała się w moje cycki, aż poczułam jakbym krzyżowała ramiona na klatce piersiowej, co było śmieszne, bo to byłam ja – która po prostu była dziwna. „Ale cóż, mogło być gorzej! Mogłyśmy być jak Becky Apple, hihi!” Jej głos był tak wypełniony radością, że aż się uśmiechnęłam w odpowiedzi, ale tylko na chwilę. To było dla mnie zbyt trudne do wytrzymania, kiedy ona promieniała z radości. 146
„Becky Renee Apple - możesz uwierzyć, że jej mama ją tak nazwała, i że miała wszystkie swoje swetry z monogramem BRA?” powiedziała dziecięca ja, a następnie zachichotała. Próbowałam, bez powodzenia, powstrzymać uśmiech, mówiąc: „Tak, biedna dziewczyna skazana była od pierwszego dnia na taką, złą aurę.” Westchnęłam i potarłam ręką twarz, zastanawiając się, dlaczego czułam się tak niewytłumaczalnie smutno. „To przez to, że nie jestem już z tobą,” powiedziała dziecięca ja. „Jestem twoją radością. Beze mnie, nie będziesz mogła być naprawdę szczęśliwa.” Patrzyłam na nią, wiedząc, że podobnie jak A-ya, powiedziała mi prawdę. Heath mruknął przez sen kolejny raz, przykuwając mój wzrok. Wyglądał na takiego silnego, normalnego i młodego, ale nigdy nie postawi kroku na innym boisku. Nigdy nie będzie bronił swego wozu w jakiejś zaplutej dzielnicy, wrzeszcząc coś. Nigdy nie będzie mężem. Nigdy nie zostanie ojcem. Spojrzałam z niego na dziewięcioletnią mnie. „Nie sądzę, że zasługuję na to, by być szczęśliwa ponownie.” „Żal mi Ciebie, Zoey,” powiedziała i zniknęła. Poczułam zawroty głowy i pustkę, dalej stąpałam. Kolejna wersja mnie ani nie migotała, ani nie trzepotała na skraju pola mojej widzenia. Ta wersja mnie stanęła i przekręciła głowę, blokując mi ścieżkę. Nie wygląda tak jak ja. Była super wysoka. Jej włosy były długie, dzikie i miały odcień jaskrawoczerwonej miedzi. Dopiero kiedy napotkałam jej spojrzenie, zauważyłam nasze podobieństwo, miałyśmy takie same oczy. Ona była kolejnym kawałkiem mnie, znałam ją. „Więc kim jesteś?” Powiedziałam zmęczona. „I jaką część siebie utracę, jeśli nie będę chciała Cię z powrotem?” „Możesz nazywać mnie Brighid. Beze mnie stracisz siłę.” Westchnęłam. „Jestem zbyt zmęczona, bym była teraz silna. Co powiesz na to, żebyśmy porozmawiały ponownie po tym jak się zdrzemnę?” „Nie rozumiesz tego, prawda?” Brighid potrząsnęła głową pogardliwie. „Bez nas nie będziesz chciała się zdrzemnąć – nie będziesz chciała być lepsza – nie będziesz chciała reszty. Bez nas będziesz po prostu coraz bardziej niekompletna i odpłyniesz.”
147
Próbowałam skupić się mimo bólu głowy, który pulsował mi w skroniach. „Ale będę odpływać z Heathem.” „Tak, być może.” „A jeśli pozbieram was wszystkie z powrotem w sobie, opuszczę Heatha.” „Tak, być może.” „Nie mogę tego zrobić. Nie mogę wrócić do świata bez niego,” powiedziałam. „Wtedy naprawdę się roztrzaskasz.” Bez słowa, Brighid zniknęła. Moje nogi się poddały, a ja usiadłam ciężko na mchu. Wiedziałam tylko, że płakałam, gdy moje łzy zaczęły tworzyć mokre ślady na moich dżinsach. Nie wiem jak długo tam siedziałam, skrzywiona z żalu, zmieszana i zmęczona, ale ostatecznie jakiś dźwięk rozbrzmiał wewnątrz mojego zamglonego umysłu: skrzydła, szelest, uderzanie przez wiatr, unoszenie się, zanurzanie, poszukiwanie. „Chodź, Zo. Musimy iść w głąb gaju.” Spojrzałam w górę, by zobaczyć, że Heath stał obok mnie. „To moja wina,” powiedziałam. „Nie, nie, ale dlaczego to ma takie duże znaczenie, czyja to wina? Stało się jak się stało, kochanie. Tego nie można cofnąć.” „Nie mogę Cię zostawić, Heath,” szlochałam. Odgarnął włosy z mojej twarzy i podał mi następną chusteczkę. „Wiem, że nie możesz.” Dźwięk ogromnych skrzydeł stał się jeszcze głośniejszy, konary drzew kołysały się za nami w odpowiedzi. „Zo, porozmawiajmy o tym później, dobrze? Teraz musimy przejść się jeszcze raz.” Chwycił mnie za łokieć, podniósł mnie na nogi i zaczął mnie prowadzić w głąb lasku, gdzie cienie były ciemniejsze, a drzewa miały jeszcze bardziej starożytny wygląd. Pozwoliłam, by mnie prowadził. Czułam się lepiej chodząc. Nie dobrze. Nie czułam się dobrze. Ale to było lepsze, kiedy nie musiałam się powstrzymać i być spokojna. „To on, czyż nie?” Powiedziałam obojętnie. 148
„On?” Zapytał Heath, pomagając mi ominąć ostry szary kamień. „Kalona.” Słowo wydawało się zmieniać gęstość powietrza wokół nas. „On po mnie idzie.” Heath obdarzył mnie ostrym spojrzeniem i krzyknął: „Nie, nie pozwolę mu Ciebie zabrać!”
Tłumaczenie: Lunax3
149
Stevie Rae „Nie, nie pozwolę mu Ciebie zabrać!” Krzyknął Dragon. Wraz ze wszystkimi w Sali Rady, Stevie Rae spojrzała na Mistrza Szabli, który wyglądał jakby był gotowy do rozerwania komuś głównych naczyń krwionośnych. „Eh, jemu, czyli komu, Dragonie?” Powiedziała Stevie Rae. „Temu Raven Mocker, który zabił moją małżonkę! Dlatego nie możesz wychodzić stąd sama, dopóki nie będziemy w stanie wytropić tej kreatury i zniszczyć jej.” Stevie Rae starała się ignorować pozbawione uczuć słowa Dragona, które jej posłał i straszne poczucie winy, kiedy patrzyła na niego i widziała jego złamane serce i wiedziała, że nawet jeśli Rephaim uratował jej życie dwa razy, to faktem było też, że zabił Anastazję Lankford. On się zmienił. Jest teraz inny, pomyślała, chcąc wypowiedzieć te słowa głośno, by jej świat nie rozpadł się wokół nich. Ale nie mogła powiedzieć Dragonowi o Rephaimie. Nie mogła powiedzieć nikomu o Raven Mocker, więc zamiast tego zaczęła znowu splatać kłamstwa z prawdą, tworząc straszny gobelin oszustwa i zdrady. „Dragon, nie wiem jaki Raven Mocker był w parku. Mam na myśli, to nie jest tak, że powiedział mi swoje imię.” „Myślę, że był przywódcą - Reph-jakiś tam,” Dallas odezwał się, nawet kiedy Stevie Rae rzuciła mu spojrzenie. „Rephaim,” powiedział Dragon głosem jak śmierć. „Tak, to jest to. Był ogromny, tak jak to opisywaliście, a jego oczy rzeczywiście wyglądały jak u człowieka. W dodatku, miałem myśli o nim. Było oczywiste, że myślałem, że był gównem.” Stevie Rae stłumiła chęć przyciśnięcia swoich rąk mocno do ust Dallasa i może też nosa. Uduszenie go na pewno spowodowałoby, że przestałby mówić. „Oh, Dallas, nieważne. Nie wiemy, kim był ten Raven Mocker. I, Dragonie, mogę zrozumieć, dlaczego martwisz się i w ogóle, ale my tylko rozmawiamy o mojej wyprawie do Opactwa Benedyktynek, by Babcia Redbird usłyszała o Zoey ode mnie. Nie wybieram się sama na pustynię.” 150
„Ale Dragon ma dobry punkt widzenia,” powiedziała Lenobia. Erik i profesor Penthasilea przytaknęli, chwilowo odkładając na bok ich spory o Neferet i Kalonie. „Ten Raven Mocker pojawił się tam, gdzie ty byłaś, kiedy łączyłaś się z ziemią.” „To zbyt uproszczone powiedzieć, że łączyła się z ziemią,” Dragon mówił szybko do Lenobii, kiedy spauzowała. „Stevie Rae wyjaśniła nam, że rozmawiała z prastarymi mocami dobra i zła. To stworzenie pojawiło się w trakcie ukazania się zła, to nie może być zbieg okoliczności.” „Ale Raven Mocker nie zaatakował mnie. To było...” Dragon podniósł rękę, by ją uciszyć. „Niewątpliwie to coś jest przypisane Ciemności, która następnie zaliczyła go jako jednego ze swoich, jak to zło często robi. Nie możesz wiedzieć na pewno, czy to stworzenie nie przybyło po Ciebie.” „My również nie możemy być pewni, że jest tylko jeden Raven Mocker w Tulsie,” powiedziała Lenobia. Panika wezbrała w żołądku Stevie Rae. Co, jeśli każdy był tak przerażony możliwością krążących wokół Tulsy kilku Raven Mockers, że uniemożliwiliby jej ucieczkę, by zobaczyć Rephaima? „Idę do opactwa, by zobaczyć Babcię Redbird,” Stevie Rae powiedziała stanowczo. „I nie sądzę, że jest tam stado tych głupich Raven Mockers. Myślę, że jeden ptasi koleś się zagubił i był w parku z uwagi na Ciemność. Cóż, jestem tego pewna jak cholera, że nie będę ponownie wzywać Ciemności, więc nie ma powodu, by ptaszyska miały zrobić ze mną cokolwiek.” „Nie należy lekceważyć niebezpieczeństwa tej istoty,” powiedział Dragon, a jego głos był smutny i ponury. „Nie będę. Ale też nie pozwolę trzymać mnie w zamknięciu na terenie kampusu. Nie sądzę, by ktokolwiek z nas powinien pozwalać na to,” dodała pośpiesznie. „Mam na myśli, że możemy uważać, ale nie możemy pozwolić, żeby strach i zło rządziły naszym życiem.” „Stevie Rae poruszyła ważny punkt,” powiedziała Lenobia. „Faktycznie, uważam, że powinniśmy wrócić z powrotem do regularnej szkoły i umieścić czerwonych adeptów w klasach.” Kramisha, która do tej pory siedziała cicho po lewej stronie Stevie Rae, prychnęła cicho. Słyszała jak Dallas, który siedział po jej prawej, ciężko wzdycha. Stłumiła uśmiech i powiedziała, „Myślę, że to naprawdę dobry pomysł.” 151
„Sądzę, że nie powinniśmy mówić zbyt wiele o stanie Zoey,” powiedział Erik. „Przynajmniej do czasu, aż coś więcej się nie stanie.” „Ona nie umrze,” powiedziała Stevie Rae. „Nie chcę, żeby umarła!” Erik powiedział szybko, wyglądając oczywiście na zaniepokojonego tą myślą. „Ale co z rzeczami, które wydarzyły się ostatnio, z tym Raven Mocker, który się pokazał, ostatnią rzeczą jakiej potrzebujemy jest kłótnia.” „Sądzę, że nie powinniśmy tego tuszować,” powiedziała Stevie Rae. „Może pójdziemy na kompromis,” zaproponowała Lenobia. „Odpowiemy na pytania o Zoey, gdy się zapytają, koncentrując się na prawdzie – wszyscy razem pracujemy nad tym, by wróciła z Otherworldu.” „I wydamy ogólne ostrzeżenie przez wychowawców klas do adeptów, by byli czujni i informowali o wszystkim co zobaczą lub usłyszą, jeśli wyda im się to nietypowe,” dodał Dragon. „Brzmi rozsądnie,” powiedziała Penthasilea. „W porządku, mi też wydaje się, że to dobry pomysł,” powiedziała Stevie Rae. Po chwili dodała, „Uh, po prostu się zastanawiam, czy powinnam wrócić do klasy, w której byłam wcześniej?” „Tak, też się nad tym zastanawiam,” powiedziała Kramisha. „Ja też,” powiedział Dallas. „Adepci powinni uczęszczać do klas, podejmując naukę od momentu, w którym została przerwana,” powiedziała płynnie Lenobia, uśmiechając się do Kramishy i Dallasa, jak gdyby przerwanie raczej było niezaplanowanymi wakacjami niż przykrymi zgonami, które w jakiś sposób sprawiły, że całość brzmiała upiornie normalnie. Potem zwróciła się do Stevie Rae. „Wampiry wybierają ścieżki swojej kariery oraz tematykę, którą chciałyby studiować – nie w klasie z adeptami, ale z innymi wampirami, które są ekspertami w tym zakresie. Czy już wiesz czego chciałabyś się uczyć?” Nawet jeśli każde z nich gapiło się na nią, Stevie Rae odpowiedziała bez wahania. „Nyks. Chcę uczyć się na Wyższą Kapłankę. Chcę być jedną z nich, ponieważ zasłużyłam na to i nie dlatego, że po prostu jestem jedynym kobiecym czerwonym wampirem we wszechświecie.” „Ale nie mamy Wyższej Kapłanki, która może Cię uczyć – nie, póki Neferet nie ma,” powiedziała Penthasilea, posyłając Lenobii ostre spojrzenie. 152
„Więc chyba będę studiować na własną rękę, dopóki nie odzyskamy naszej Wyższej Kapłanki.” Napotkała oczy Penthasilei i dodała, „I mogę obiecać, że Kapłanką nie będzie Neferet.” Stevie Rae wstała. „Dobrze, no cóż, pójdę do opactwa tak jak mówiłam wcześniej. Kiedy wrócę, pójdę zobaczyć się z resztą czerwonych adeptów i uświadomię im, że jutro zaczynają się lekcje.” Każdy zaczął się przepychać wychodząc z pokoju, kiedy Dragon odciągnął ją na bok. „Chcę, żebyś mi obiecała, że będziesz ostrożna,” powiedział. „Masz moce regeneracji graniczącą z cudem, ale nie jesteś nieśmiertelna, Stevie Rae. Musisz o tym pamiętać.” „Będę ostrożna. Obiecuję.” „Pójdę z nią,” powiedziała Kramisha. „Będę wypatrywać tych paskudnych ptaszysk. I mam dziewczęcy krzyk, który jest zabójczy. Jeśli jakiś się pokaże, mogę zapewnić, że cały świat się dowie, że on tam jest.” Dragon skinął głową, ale nie wyglądał na przekonanego, a Stevie Rae ulżyło, gdy Lenobia zawołała go do siebie i zaczęła z nim rozmowę na temat wprowadzenia sztuk walki do klas jako obowiązkowej lekcji dla wszystkich adeptów. Wymknęła się z pokoju i próbowała dowiedzieć się, jak mogłaby pozbyć się Kramishy, która była jak rzep, kiedy Dallas zrównał się z nimi. „Czy mogę z tobą porozmawiać przez chwilę zanim wyjdziesz?” „Będę w Garbusie Zoey,” powiedziała Kramisha. „I nie, nie uciekniesz od zabrania mnie.” Stevie Rae obserwowała ją, kiedy maszerowała przez korytarz zanim niechętnie zwróciła się do Dallasa. „Czy możemy iść tam?” Zapytał, wskazując na puste centrum multimedialne. „Oczywiście, ale ja muszę się zbierać.” Nie mówiąc nic, Dallas otworzył drzwi przed nią i weszli do chłodnego pomieszczenia, pachnącego książkami i cytrynową pastą do mebli. „Ty i ja, nie musimy być już razem,” powiedział Dallas w pośpiechu. „Co? Nie musimy być razem? Co masz na myśli?” Dallas skrzyżował ręce na piersi i wyglądał na super zażenowanego. „Mam na myśli chodzenie ze sobą. Byłaś moją dziewczyną. Już nie chcesz nią być, a ja to rozumiem. Miałaś rację, nie mogłem nic zrobić, by ochronić Cię przed tym ptaszyskiem. A ja po prostu chcę, żebyś wiedziała, że nie zamierzam być 153
dupkiem odnośnie Ciebie i mnie. Nadal będę tu dla Ciebie, kiedy będziesz mnie potrzebować, dziewczyno, bo będziesz zawsze moją Wyższą Kapłanką.” „Nie chcę zrywać!” Wyrwało się jej. „Nie?” „Nie,” i nie chciała. W tym momencie, Dallas był wszystkim, co widziała, a jego serce i jego dobroć były tak oczywiste, że Stevie Rae czuła, że stracenie go byłoby jak uderzenie w jej wnętrzu. „Dallas, tak mi przykro za to, co powiedziałam wcześniej. Byłam ranna i wściekła, ale nie chciałam tego zrobić. Nie mogłam nawet wyjść z kręgu. Nie ma sposobu, byś ty lub ktokolwiek inny, nawet Wojownik mógł dostać się tam do mnie.” Dallas spotkał jej spojrzenie. „Ten Raven Mocker, dostał się tam.” „No cóż, jak sam powiedziałeś, jest po stronie Ciemności,” powiedziała, choć jego odniesienie do Rephaima było jak uderzenie zimnej wody w twarz. „Jest wiele istot po stronie Ciemności,” powiedział Dallas. „I kilka wydaje się pędzić do Ciebie. Więc, bądź ostrożna, dobrze, dziewczyno?” Wyciągnął rękę i przeczesał sprężyste blond loki z jej twarzy. „Nie zniósłbym , gdyby coś Ci się stało.” Oparł swoją dłoń na jej ramieniu. Kciukiem delikatnie pieścił linię jej szyi. „Będę ostrożna,” powiedziała cicho. „Naprawdę nie chcesz zerwać?” Potrząsnęła głową. „Cieszę się, bo ja też tego nie chcę.” Dallas pochylił się, przyciągnął ją w ramiona. Jego usta napotkały Stevie Rae w niepewnym pocałunku. Powiedziała sobie, by się zrelaksowała i rozpłynęła się w nim. Dobrze całował - jak zawsze. A ona lubiła, to że był wyższy od niej, ale nie szalenie wysoki. Również dobrze smakował. Wiedział, że lubi jak gładzi jej plecy, więc kiedy zsunął ramiona w dół jego dłonie powędrowały pod jej bluzkę - nie, by próbować obmacywać jej piersi, jak to miewa większość facetów. Zamiast tego, Dallas zaczął kreślić delikatnie, ciepłe kółka na dolnej części jej pleców, przyciągając ją bliżej do niego i pogłębiając ich pocałunek. Stevie Rae oddała mu pocałunek. Dobrze było być z nim... blokować wszystko... zapomnieć, choćby nawet na chwilę o Rephaimie i wszystkich tych sprawach... zwłaszcza o długu, który chętnie spłaciłaby, co sprawiłoby...
154
Stevie Rae oderwała się od Dallasa. Oboje byli trochę bardziej pozbawieni tchu. „Ja, uh, muszę się zbierać. Pamiętasz?” Stevie Rae uśmiechnęła się do niego, starając się nie brzmieć na tak zakłopotaną jak się czuła. „Właściwie, to trochę zapomniałem,” powiedział Dallas, uśmiechając się słodko do niej i odgarniając ponownie, uparty lok z jej oczu. „Ale wiem, że musisz iść. Chodź. Odprowadzę cię do Garbusa.” Czując się częściowo jak zdrajca, częściowo jak kłamca, a częściowo jak skazany więzień, Stevie Rae pozwoliła mu wziąć się za rękę i poprowadzić do samochodu Zoey, tak jakby naprawdę mogli być chłopakiem i dziewczyną ponownie.
Tłumaczenie: Lunax3
155
Rozdział 17 Stevie Rae „Ten chłopak trwa przy Tobie,” powiedziała Kramisha, kiedy Stevie Rae jechała na parking, zostawiając Dallasa, który wyglądał bardziej niż żałośnie. „Wiesz, co zrobić z tymi innymi dzieciakami?” Stevie Rae zahamowała samochód na środku asfaltu, prowadzącego do ulicy Ultica. „Jestem zbyt zestresowana, by sobie z tym teraz poradzić. Więc jeśli chcesz o tym rozmawiać, możesz równie dobrze zostać tutaj.” „Nie poradzenie sobie z nimi spowoduje więcej stresu.” „Do zobaczenia, Kramisha.” „Jeśli nie będziesz się zachowywać jak wariatka, nie będę mówić nic o tym. To znaczy teraz. W każdym bądź razie masz inne ważniejsze sprawy, z którymi musisz sobie poradzić.” Stevie Rae wrzuciła bieg Garbusowi i kontynuowała jazdę na teren opactwa, mając nadzieję, by Kramisha przyciskała ją w tej sprawie, miałaby wtedy powód, by ją zostawić, także. „Pamiętasz, kiedy powiedziałaś mi, żebym myślała mocniej o wierszach i w ogóle próbowała złapać coś, co mogłoby pomóc Zoey? „Oczywiście, że pamiętam.” „Zrobiłam tak. I mam coś.” Zanurkowała w jej ogromnej torbie, aż wyciągnęła dość zużyty notes z kartkami, które były zapisane fioletowym kolorem. „Myślę, że wszyscy, włączając mnie dopóki się nie skupiłam, zapomnieli o tym.” Otworzyła notes i pomachała stroną zapisaną jej skośnym pismem, podając kartkę Stevie Rae. „Kramisha, wiesz, że nie mogę czytać, kiedy prowadzę. Po prostu powiedz mi, co pamiętasz.” „Wiersz napisałam zanim Zoey i reszta dzieciaków poleciała do Wenecji. Ten, który wygląda jakby Kalona go napisał do Zoey. Dobra przeczytam Ci go. Obusieczny miecz Z jednej strony niszczy Z jednej strony uwalnia 156
Jestem Twoim Gordyjskim supłem Uwolnisz mnie czy zniszczysz? Podążaj za prawdą, a wtedy: Znajdź mnie w wodzie Oczyść mnie przez ogień Już nigdy więcej nie uwięź przez ziemię Co wie już duch: Że nawet roztrzaskana Wszystko jest możliwe Jeśli wierzysz Wtedy oboje będziemy wolni. „O Bogini! Całkowicie zapomniałam o nim! Dobrze, dobrze przeczytaj go jeszcze raz tylko wolniej.” Stevie Rae słuchała uważnie, kiedy Kramisha czytała ponownie wiersz. „Musi być od Kalony, czyż nie? Ta część o byciu uwięzionym przez ziemię sprawia, że zdecydowanie jest od niego.” „Jestem całkowicie przekonana, że jest od niego do niej.” „Musi tak być, nawet, mimo że trochę przerażający jest ten początek o tym obusiecznym mieczu, ale na koniec wydaje się być, że to dobrze.” „Jest napisane, Wtedy oboje będziemy wolni,” Kramisha zacytowała. „Brzmi dla mnie tak, że Z wydostanie się z Otherworldu.” „Ale Kalona również,” dodała Kramisha. „Poradzimy sobie z tym, kiedy to się stanie. Wydostanie stamtąd Z jest ważniejsze. Czekaj! Myślę, że część z tego wiersza już się stała prawdą! Jak brzmiała ta część z wodą?” „Brzmiała: Znajdź mnie w wodzie.” „I zrobiła to. Wyspa San Clemente jest zdecydowanie w wodzie.” „Mówi również, że Zoey powinna podążać prawdą. Co to znaczy?”
157
„Nie jestem pewna na sto procent, ale mam pewien pomysł. Ostatnim razem, rozmawiając z Z, by podążała za głosem serca, nieważne, że dla każdego na świecie miałoby to wyglądać jakby nawalała po całej linii, po prostu, by podążała za instynktem, który jej mówi, że dobrze robi.” Stevie Rae spauzowała, mrugając mocno nagle chcąc wrzasnąć. „Ja… czuję się naprawdę winna, że to powiedziałam, po tym co się potem stało.” „Ale może miałaś rację. Może to, co się stało z Z miało się stać, myślę, że podąża za swoim sercem i trzyma się tego, w co wierzy, mimo że wszyscy inni mówią, że nie ma racji, nawet jeśli jest to potężna prawda.” Stevie Rae poczuła falę podekscytowania. „I jeśli będzie dalej tak robić, wciąż podążać za prawdą swojego serca, tak jak na końcu wiersza będzie wolna.” „Czuję, że masz rację, Stevie Rae. Naprawdę masz rację, głęboko w kościach.” „Ja też,” Stevie Rae powiedziała, uśmiechając się do Kramishy. „No dobrze, ale Z musi wiedzieć o tym. Wiersz jest na końcu jak mapa. Pierwszy krok, czyli znaleźć go w wodzie już miał miejsce. Następny jest…” „Oczyścić go przez ogień,” wtrąciła się Stevie Rae, przypominając sobie wers. „A potem, czy nie mówi czegoś o ziemi i powietrzu?” „Taa, i duch. To wszystkie pięć elementów.” „Wszystkie powinowactwa Z, kończąc na duchu, który jest jej najpotężniejszym powinowactwem.” „I odpowiedzialność w tym świecie, w którym jest teraz,” powiedziała Kramisha. „Dobrze, nie powiem tego, tylko dlatego, że napisałam kopiący w tyłek wiersz, ale musisz mnie posłuchać: Zoey musi o tym wiedzieć. To różnica między jej powrotem i zostaniem zabitą, z powodu tego, co się tam dzieje.” „Oh, wierzę Ci.” „Więc jak to zrobisz?” „Ja. Nie. Nie mogę. Jestem spowinowacona z ziemią. Nie da rady, by mój duch odleciał i dostał się do Otherworldu.” Stevie Rae zadrżała. Tylko myśląc o tym jej wnętrzności się skręcały. „Ale Stark będzie musiał dowlec tam swój tyłek. Musi – ta obrzydliwa krowa powiedziała tak.” „Byk,” powiedziała Kramisha. „Nieważne.” 158
„Chcesz, bym zadzwoniła do Starka i przeczytała mu wierz? Masz jego numer?” Stevie Rae pomyślała o tym. „Nie. Afrodyta mówi, że w głowie Starka jest poważnie teraz namieszane. Może zignorować Twój wiersz, myśląc, że ma inne, ważniejsze sprawy, z którymi musi sobie poradzić.” „No cóż, będzie się mylił.” „Taa, zgadzam się. Więc musimy przeczytać wiersz Afrodycie. Jest pełna nienawiści i w ogóle, ale zrozumie jak ważny jest.” „I dlatego, że jest taka pełna nienawiści, nie ma mowy, by pozwoliła Starkowi zignorować wiersz.” „Dokładnie. Wyślij wiadomość do niej teraz i powiedz jej, że powiedziałam, że Stark musi go zapamiętać dla Zoey. I pamiętać, ze to przepowiednia, nie tylko wiersz.” „Wiesz, poważnie kwestionuję jej wyczucie dobrego smaku, bo nie lubi poezji.” „Dziewczyno, prawisz kazania jak cholerny Zielonoświątkowy Chór Gospel,” powiedziała Stevie Rae. „Um-hum, to wszystko, co mam do powiedzenia.” I kiedy Stevie Rae podjechała na świeżo zaorany parking Opactwa Benedyktynek, Kramisha pochyliła głowę nad telefonem i zajęła się pisaniem wiadomości.
Tłumaczenie: Maily (marlen1986)
159
Stevie Rae Od razu, Stevie Rae mogła powiedzieć, że Babcia Redbird czuła się lepiej. Straszne siniaki na jej twarzy zbladły, a zamiast być w łóżku, siedziała na fotelu na biegunach przy kominku w głównym salonie opactwa, czytając książkę z takim zapałem, że nawet nie zauważyła Stevie Rae w pierwszej chwili. „Niebieskooki Diabeł?” Nawet, mimo że miała zamiar powiedzieć babci Z straszne nowiny, Stevie Rae nie mogła przestać się uśmiechać, kiedy przeczytała tytuł. „Babciu, to brzmi jak jakiś romans dla mnie.” Ręka Babci Redbird powędrowała do gardła. „Stevie Rae! Dziecko, przestraszyłaś mnie. I tak, to jest romans – jeden z lepszych. Hardy Cates jest wspaniałym bohaterem.” „Wspaniałym?” Babcia podniosła jej siwe brwi na Stevie Rae. „Jestem stara, dziecko. Nie nie żywa. Wciąż doceniam wspaniałych mężczyzn.” Wskazała jedno z wyściełanych, drewnianych krzeseł nie tak daleko. „Przyciągnij je, Kochana i porozmawiamy. Wygląda na to, że masz wieści o Zoey z Wenecji. Tylko pomyśl o tym – Wenecja, Rzym! Chciałoby się odwiedzić...” Głos staruszki zapadł się, kiedy przyjrzała się dokładniej Stevie Rae. „Wiedziałam. Wiedziałam, że coś jest nie tak, ale moje myśli są zagmatwane od wypadku.” Sylwia Redbird była dość spokojna. Potem z pospiechem w głosie powiedziała, „Powiedz mi szybko.” Z westchnieniem, Stevie Rae usiadła na krześle, które przyciągnęła obok fotela na biegunach i wzięła dłoń Babci. „Nie umarła, ale nie jest dobrze.” „Chcę wiedzieć wszystko. Wszystko. Nie przerywaj i nie oszczędzaj mnie.” Babcia Redbird trzymała dłoń Stevie Rae, jakby była żywą liną, kiedy najlepsza przyjaciółka Zoey opowiadała jej wszystko – począwszy od śmierci Heatha, potem o obecności byków i wierszu Kramishy, omijając jedynie jedną rzecz: Rephaima. Kiedy skończyła twarz Babci była tak blada jak zaraz po wypadku, kiedy była w śpiączce i prawie umarła. „Roztrzaskana. Dusza mojej wnuczki jest roztrzaskana,” powiedziała powoli, jakby słowa miały cienką warstwę żalu na sobie. „Stark dostanie się do niej, Babciu.” Stevie Rae napotkała wzrok staruszki. „A wtedy będzie mógł ją chronić tak, by mogła się pozbierać w całość.” 160
„Cedr,” powiedziała Babcia, przytakując jakby odpowiadała na pytanie, a Stevie Rae powinna się zgodzić z nią. „Cedr?” Stevie Rae zapytała, mając nadzieję, że wieści o Zoey nie spowodują utraty jej zmysłów. Dosłownie. „Igliwie cedrowe. Powiedz Starkowi, by ktokolwiek, kto będzie patrzył na jego ciało, kiedy będzie w transie niech pali igliwie cały czas.” „Chyba się zgubiłam, Babciu.” „Igliwie cedrowe, to potężna medycyna. Odpychają Asgina, który jest najbardziej wrogi dla duszy. Cedr jest używany jedynie w ostateczności.” „No cóż, to jest jedna z poważniejszych ostateczności,” powiedziała Stevie Rae, czując ulgę, że kolor wraca na policzki Babci. „Powiedz Starkowi, by wdychał dym głęboko, i myślał, by wziąć go z sobą do Otherworldu – wierząc w to, podąży tam za jego duszą. Myśli mogą być potężnym sprzymierzeńcem ducha. Czasami nasze myśli mogą nawet zmienić naszą duszę. Jeśli Stark uwierzy, że cedrowy dym będzie towarzyszył jego duszy, możliwe, że się uda i będzie miał dodatkową ochronę w swojej misji.” „Powiem mu.” Babcia uścisnęła jej dłoń nawet mocniej. „Czasami rzeczy, które wydają się małe, czy nieistotne mogą pomóc, nawet w najbardziej trudnej godzinie. Niczego nie ignoruj i nie pozwól na to również Starkowi.” „Nie pozwolę, Babciu. Nikt z nas nie pozwoli. Możesz być tego pewna.” „Sylvio, właśnie rozmawiałam z Kramishą na zewnętrz,” siostra Mary Angela weszła pospiesznie do pokoju. Zatrzymała się, kiedy zobaczyła, że Stevie Rae trzyma rękę staruszki. „Oh, Matko Maryjo! Więc to prawda.” Zakonnica pochyliła głowę, oczywiście walcząc ze łzami, ale kiedy otarła policzek jej oczy były suche, a twarz miała mocne, rezolutne linie. „No cóż, więc musimy iść.” Nagle odwróciła się i zaczęła wychodzić z pomieszczenia. „Siostro, gdzie idziesz?” Babcia Redbird zapytała. „Wezwać opactwo do kaplicy. Będziemy się modlić. Wszystkie będziemy się modlić.” „Do Maryi?” Stevie Rae zapytała, nie zdolna powstrzymać sceptycyzm w głosie.
161
Zakonnica przytaknęła i jej pewnym, mądrym głosem powiedziała, „Tak, Stevie Rae do Maryi – do Pani, w którą wierzymy, że jest matką naszych dusz. Może nie jest takim samym bóstwem jak Twoja Nyks, a może jest. Ale czy to ważne w tym momencie? Powiedz mi, Wyższa Kapłanko Czerwonych Adeptów, czy wierzysz, że proszenie o pomoc w imię miłości jest błędem, nie ważne jaką twarz ta pomoc ma?” Stevie Rae zobaczyła błysk twarzy Rephaima z jego ludzkimi oczami, kiedy stawił czoło Ciemności i przejął dług, który była winna, a jej usta nagle stały się suche. „Przepraszam, Siostro. Myliłam się. Poproś o pomoc Maryję, bo czasem miłość przychodzi z miejsca, z którego się nie spodziewamy.” Siostra Mary Angela spojrzała w oczy Stevie Rae przez jak się wydawało długi czas zanim powiedziała, „Możesz dołączyć do nas w modlitwie, dziecko.” Stevie Rae uśmiechnęła się do niej. „Dziękuję, ale mam swój rodzaj modlitwy do zrobienia.”
Tłumaczenie: Maily (marlen1986)
162
Stevie Rae „Do diabła nie, nie będę kłamać dla Ciebie!” Kramisha powiedziała. „Nie pytam Ci się, czy skłamiesz,” powiedziała Stevie Rae. „Taa, owszem. Chcesz, żebym powiedziała, że zaangażowałaś się w sprawdzenie tunelu z siostrą Mary Angelą. Wszyscy już wiedzą, czym ostatnio przypieczętowałaś pobyt tam.” „Nie wszyscy to wiedzą,” powiedziała Stevie Rae. „Ależ owszem, że tak. W dodatku wszystkie zakonnice modlą się za Zoey, więc nie wydaje mi się poprawne wykorzystywanie modlitwy zakonnic w Twoim kłamstwie.” „W porządku. Zejdę na dół do tunelu i sprawdzę go, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej.” Stevie Rae nie wierzyła, że Kramisha tak uzasadniła sprawę powiedzenia małego, bladego kłamstwa, i że marnowała jej czas – czas z dala od Rephaima. Tylko Bogini wiedziała jak mocno ranny był z powodu tej obrzydliwej, białej krowy. Pamiętała agonię jaką czuła, kiedy Ciemność żywiła się z niej i wiedziała, że to jest podwójnie gorsze dla Rephaima. Tym razem miała zamiar odkryć więcej, co może zrobić niż tylko bandażować go i karmić, by poczuł się lepiej. Jak bardzo był ranny? W pamięci mogła wciąż zobaczyć, że stworzenie ukazało się mu, czerwony język z jego krwią podczas… W szoku Stevie Rea zrozumiała, że Kramisha stoi tuż obok, patrząc na nią i nic nie mówiąc. Stevie Rae potrzasnęła sobą mentalnie i wypowiedziała pierwszą wymówkę jaka przyszła jej na myśl. „Zrozum, nie chcę radzić sobie z tą burzą, która się zdarzyła, jeśli wszyscy w Domu Nocy wiedzą, że spędziłam jakąś sekundę sama. To wszystko.” „Kłamiesz.” „Jestem Twoją Wyższą Kapłanką!” „Więc powinnaś się tak zachowywać,” Kramisha powiedziała jej. „Powiedz mi prawdę o tym, co masz zamiar zrobić.” „Chcę się zobaczyć z facetem i nie chcę, by ktoś o tym wiedział!” Wypaliła Stevie Rae. Kramisha przekręciła głowę. „Tak lepiej. Nie jest adeptem ani wampirem, czyż nie?”
163
„Nie,” Stevie Rae powiedziała z absolutną szczerością. „Jest kimś, kogo nikt by nie polubił.” „Nie wykorzystuje Cię, czyż nie? Bo to raczej bagno i znam parę kobiet, które zostały złapane w takie sidła i nie mogły się z nich wydostać.” „Kramisha, mogę sprawić, by ziemia powstała i skopać komuś tyłek. Żaden facet nigdy nie uderzyłby mnie. Nigdy.” „Więc to znaczy, że jest człowiekiem i jest żonaty.” „Przysięgam, że nie jest żonaty,” Stevie Rae uniknęła odpowiedzi. „Huh,” Kramisha pociągnęła nosem. „Czy jest dupkiem?” „Nie sądzę.” „Miłość jest do bani.” „Taa,” powiedziała Stevie Rae. „Ale nie mówię, że jestem w nim zakochana,” dodała pospiesznie. „Powiem Ci, że…” „Miesza Ci w głowie, a Ty teraz tego nie potrzebujesz.” Kramisha zacisnęła usta, myśląc. „Ok., co Ty na to: Wezmę jakąś zakonnicę, by wróciła ze mną do Domu Nocy, a kiedy wszyscy będą się stresować, że wyszłaś sama, po prostu powiem im, że poszłaś odwiedzić człowieka, więc technicznie nie jesteś sama – a ja nie skłamię.” Stevie Rae przemyślała to. „Musisz powiedzieć im, że to człowiek?” „Powiem, że to człowiek i powiem, że to nie ich sprawa. Powiem jedynie, że to facet jeśli ktoś mnie zapyta kto to.” „Umowa stoi,” Stevie Rae powiedziała. „Wiesz, że będziesz musiała o nim powiedzieć prędzej czy później. A jeśli nie jest żonaty, to nie ma sprawy. Jesteś Wyższą Kapłanką. Możesz mieć ludzkiego męża i wampirzego małżonka w tym samym czasie.” Stevie Rae parsknęła. „I myślisz, że Dallas będzie mógł się z tym pogodzić?” „Będzie musiał, jeśli chce być z Wyższą Kapłanką. Wszystkie Wampiry to wiedzą.” „No cóż, Dallas nie jest jeszcze wampirem, więc mogłoby to być dla niego trudne. I tutaj prawda – wiem, że to mogłoby zranić jego uczucia, a ja tego nie chcę.” 164
Kramisha przytaknęła. „Nie chcę Ci mówić, byś tego nie robiła, ale myślę, że za bardzo kombinujesz. Dallas będzie musiał nauczyć się z tym sobie radzić. Musisz jedynie odkryć, czy ten ludzki facet jest tego wart.” „Wiem o tym, Kramisha. To staram się zrobić. Więc na razie. Zobaczymy się w Domu Nocy za jakiś czas.” Stevie Rae zaczęła iść szybko w kierunku Garbusa. „Hej!” Kramisha zawołała za nią. „On nie jest chyba czarny, co?” Myśląc o skrzydłach Rephaima w kolorze nocy, Stevie Rae zatrzymała się i spojrzała przez ramię. „Co za różnica jakiego jest koloru?” „To robi dużą różnice, jeśli będziesz się go wstydzić,” odrzuciła. „Kramisha, to po prostu głupie. Nie. On nie jest czarny. I, nie, nie wstydziłabym się, gdyby był. Jejku. Na razie. Znowu.” „Tylko sprawdzałam.” „To szalone,” Stevie Rae wymamrotała, kiedy odwracała się w kierunku parkingu. „Słyszałam to,” powiedziała Kramisha. „Dobrze!” Wrzasnęła Stevie Rae. Dostała się do Garbusa Zoey i skierowała do Muzeum Gilcrease, mówiąc do siebie na głos. „Nie Kramisha, on nie jest czarny. Jest ptakiem - zabójcą, a jego ojciec jest zły, nie tylko biali ludzi i czarni byliby na niego wkurzeni – wszyscy byliby wkurzeni!” A potem, zaskakując samą siebie, Stevie Rae zaczęła się śmiać.
Tłumaczenie: Maily (marlen1986)
165
Rozdział 18 Rephaim Kiedy Rephaim otworzył oczy, zobaczył Stevie Rea siedzącą po turecku przed jego gniazdem, studiującą go z taką uwagą, że zrobiła się jej głęboka bruzda na czole pomiędzy oczami, co uczyniło jej czerwony tatuaż półksiężyca dziwnie pofalowanym. Jej blond loki rozlały się wokół jej twarzy, a ona wyglądała tak dziewczęco, że on nagle był zaskoczony, przypominając sobie jak bardzo była młoda. I bez względu na ogrom jej podstawowej mocy, młodość czyniła ją wrażliwą. Myśl o jej podatności na zranienia przeszyła strachem jego serce. „Hej. Obudziłeś się?” Powiedziała. „Dlaczego tak na mnie patrzysz?” Celowo zapytał opryskliwym głosem, zirytowany, że tylko znak od niej, a on zamartwiałby się o jej bezpieczeństwo. „Cóż, próbuję się dowiedzieć jak blisko tym razem byłeś śmierci.” „Mój ojciec jest nieśmiertelny. Ciężko mnie zabić.” Usiadł prosto bez krzywienia się. „Tak, wiem o twoim tatusiu i twojej nieśmiertelnej krwi i w ogóle, ale Ciemność nakarmiła się od Ciebie. Dużo. To niedobrze. W dodatku, będę szczera, wyglądasz naprawdę źle.” „Ty nie,” powiedział. „A Ciemność karmiła się także od Ciebie.” „Nie jestem tak zraniona jak ty, bo spadałeś jak Batman i ocaliłeś mnie przed tym cholernym i paskudnym bykiem, który mógł mi dołożyć za bardzo. Potem dostałam strzał w ramię od Światła, które było całkowicie świetne, tak poza tym. A twoja nieśmiertelna krew jest jak Króliczek Energizera we mnie.” „Nie jestem nietoperzem,” to wszystko, co mógł wymyślić, by powiedzieć, bo to co powiedziała, ledwie zrozumiał. „Nie porównuję cię z nietoperzem, powiedziałam, że byłeś jak Batman. On jest super bohaterem.” „Nie jestem żadnym bohaterem.” „No cóż, byłeś moim bohaterem. Dwa razy.” Rephaim nie wiedział, co na to powiedzieć. Wszystko, co wiedział, to, to że Stevie Rea nazwała go jej bohaterem, powodując, że coś zaczęło wiercić się głęboko w środku niego i to coś nagle spowodowało ból w jego ciele, a martwienie się o nią stało się łatwiejsze do zniesienia. 166
„Więc chodź. Zobaczmy, czy uda mi się odwdzięczyć. Znowu.” Wstała i wyciągnęła do niego rękę. „Nie sądzę, że mogę teraz jeść. Trochę wody by wystarczyło za to. Wypiłem całą, którą przynieśliśmy tu przedtem.” „Nie zabieram Cię do kuchni. Przynajmniej nie w tym momencie. Zabieram Cię na zewnątrz. Do drzew. No cóż, dobrze, do naprawdę wielkiego drzewa, obok starego pawilonu na podwórku, ono jest szczególne.” „Dlaczego?” „Jak już powiedziałam. Pomogłeś mi. Myślę, że mogę Ci pomóc, ale muszę być bliżej ziemi niż jesteśmy tutaj, myślałam o tym i wiem, że drzewa mają wielką moc. Poniekąd używałam ich wcześniej. Rzeczywiście mogą być powodem, że wezwałam to coś.” Zadrżała, wyraźnie pamiętając, że wezwała Ciemność, co Rephaim całkowicie rozumiał. Gdyby jego ciało nie bolało tak bardzo, także by zadrżał. Ale jego ciało bolało. Coraz bardziej. Jego krew była za gorąca. Z każdym uderzeniem jego serca, piekący ból przetaczał się przez niego, a w miejscu, gdzie jego skrzydła spotykały się z kręgosłupem byk Ciemności żywił się z niego, zbezcześcił go, jego plecy płonęły z agonii. A ona pomyślała, że drzewo może naprawić to, co uczyniła Ciemność? „Myślę, że zostanę tutaj. Odpoczynek pomoże. Woda także. Jeśli chcesz zrobić coś dla mnie, przynieś wodę, o którą prosiłem.” „Nie.” Stevie Rea schyliła się i z całą siłą, która zawsze go zaskakiwała, chwyciła obie jego ręce i postawiła go na nogi. Podtrzymywała go, podczas gdy pokój zakołysał się i zatoczył wokół niego, myślał, przez jeden straszny moment, że zmierza do upadku, jak mdlejąca dziewczyna. Na szczęście, moment minął i udało mu się otworzyć oczy bez strachu, robiąc z siebie jeszcze większego głupka. Spojrzał z góry na Stevie Rea. Wciąż trzymała jego ręce. Nie odsunęła się ode mnie z obrzydzeniem. Nie zrobiła tego od pierwszego dnia. „Dlaczego dotykasz mnie bez strachu?” Usłyszał, że pyta, zanim zdążył powstrzymać słowa. Zaśmiała się. „Rephaim, nie sądzę, byś mógł teraz skrzywdzić muchę. Poza tym – ocaliłeś dwa razy moje życie i jesteśmy skojarzeni. Zdecydowanie się Ciebie nie boję.” 167
„Być może pytanie powinno brzmieć, dlaczego dotykasz mnie bez odrazy?” Znowu, słowa wyszły prawie bez jego zgody. Prawie. Jej czoło zmarszczyło się jak poprzednio i zdecydował, że lubił oglądać jej zamyślenie. W końcu wzruszyła ramionami i powiedziała, „Nie wyobrażam sobie, że jest to możliwe dla wampira, by być odrzuconym przez kogoś z kim jest się Skojarzonym. Mam na myśli skojarzenie z Afrodytą, zanim piłam twoją krew i był czas, kiedy poważne przyprawiało mnie to o mdłości – nie była po prostu bardzo miła. Dla wszystkich. Właściwie, ona nadal nie jest miła. Ale poniekąd dorosła po tym jak się Skojarzyłyśmy. Nie w sposób seksualny, ale nie przyprawiała mnie o mdłości, już nie.” Wtedy oczy Stevie Rea rozszerzyły się, jak zdała sobie sprawę z wszystkiego, co powiedziała, a słowo „seksualny” wydawało się być zauważalne w pokoju. Puściła jego rękę, jak gdyby paliła ją. „Czy możesz sam zejść ze schodów?” Jej głos brzmiał dziwnie i szorstko. „Tak. Będę szedł za tobą. Jeśli naprawdę uważasz, że drzewo może mi pomóc.” „Cóż, to nie potrwa długo zanim znajdziemy się na zewnątrz, to znaczy, tak myślę.” Stevie Rea odwróciła się od niego i ruszyła w stronę schodów. „Och,” powiedziała, nie patrząc na niego, „Dziękuję za ocalenie mnie. Znowu. Ty… ty nie musiałeś tego robić tym razem.” Jej słowa były niepewne, jakby miała problem z dokładnym zebraniem tego, co chciała mu powiedzieć. „Powiedział, że nie zamierza mnie zabić.” „Są gorsze rzeczy od śmierci,” powiedział Rephaim. „Ciemność może temu, kto podąża za Światłem zmienić duszę.” „A co z tobą? Co Ciemność wzięła od ciebie?” Zapytała, nadal na niego nie patrząc, kiedy dotarli na dół piętra starego dworu, zwolniła tak, że dużo łatwiej mógł nadążyć. „Nic ode mnie nie wziął. Po prostu wypełnił mnie bólem, a następnie żywił się bólem zmieszanym z moją krwią.” Dotarli do drzwi wejściowych i Stevie Rea zatrzymała się, patrząc na niego. „Ponieważ Ciemność karmi się bólem, a Światło karmi się miłością.” Jej słowa uruchomiły w nim psychiczny włącznik, studiował ją bardzo uważnie. Tak, zdecydował, otrzymywała coś ode mnie. „Jakiej ceny Światło zażądało od Ciebie za ocalenie mnie?” 168
Stevie Rea nie była w stanie znowu napotkać jego oczy, co spowodowało dziwne, paniczne uczucie. Pomyślał, że nie zamierzała mu odpowiedzieć na wszystko, ale w końcu głosem, który brzmiał niemalże wściekle powiedziała, „Chcesz mi powiedzieć o wszystkim, czego byk zażądał od Ciebie, kiedy karmił się tobą i stał nad tobą i po prostu się znęcał?” „Nie.” Odpowiedział Rephaim bez zawahania. „Ale drugi byk…” „Nie,” powtórzyła Stevie Rea. „Nie chcę o tym rozmawiać. Więc po prostu zapomnijmy o tym i idźmy stąd. No i miejmy nadzieję, że mogę naprawić trochę tego cierpienia, które Ciemność zostawiła w tobie.” Rephaim poszedł z nią na zewnątrz na oblodzony trawnik, który był w żałosną ruiną i smutnym odbiciem refleksji jego bogatej przeszłości. Kiedy Rephaim podążał za nią, poruszając się wolno, by spróbować zrekompensować potworny ból, który czynił go tak słabym, zastanawiał się nad zapłatą, której Światło zażądało od Stevie Rea. Oczywiście było to coś niepokojącego – coś, co sprawiało, że Stevie Rea niechętnie o tym mówiła. Stale patrzył na Stevie Rea kiedy wiedział, że ona nie zauważy. Wydawała się zdrowa i całkowicie dochodziła do siebie po spięciu z Ciemnością. Rzeczywiście wyglądała na silną i całkowicie normalną. Ale kiedy był zbyt świadomy, pozory łatwo mogły zwieść. Coś było nie tak – albo przynajmniej dług, który miała spłacić Światłu sprawiał, że czuła się nieswojo. Rephaim był tak zajęty próbując być przebiegłym w studiowaniu jej, że prawie wpadł na drzewo, obok którego się zatrzymała. Spojrzała na niego i potrząsnęła głową. „Nie wygłupiaj się. Czujesz się zbyt do dupy, aby być podstępnym, więc przestań się na mnie gapić. Czuję się dobrze. Jejku, jesteś gorszy niż moja mama.” „Rozmawiałaś z nią?’’ Zmarszczki przy brwiach Stevie Rea pogłębiły się. „Nie miałam zbyt dużo wolnego czasu w ciągu ostatnich kilku dni. Więc, nie rozmawiałam z moją mamą.” „Powinnaś.” „Nie zamierzam teraz rozmawiać o mojej mamie.” „Jak sobie chcesz.” 169
„I nie powinieneś używać takiego tonu w stosunku do mnie.” „Jakiego tonu?” Zamiast mu odpowiedzieć, powiedziała, „Po prostu usiądź i bądź cicho dla odmiany i pozwól mi pomyśleć o tym jak mam Ci pomóc.” Stevie Rea usiadła ze skrzyżowanymi nogami, z plecami opartymi o stare cedrowe drzewo w miejscu, gdzie stopniał lód i wokół nich pachniały igły. Kiedy on nadal się nie poruszył, wydała niecierpliwy dźwięk i skinęła na przestrzeń przed nią. „Usiądź,” rozkazała. Usiadł. „I co teraz?” „Cóż, daj mi minutę. Nie jestem naprawdę pewna jak to zrobić.” Obserwował zakręcony wokół jej palca jeden z jej delikatnych blond loków i zmarszczył na chwilę czoło, a potem zaproponował. „Może pomoże Ci pomyślenie o tym, co zrobiłaś, kiedy byłaś uwięziona przez tego denerwującego adepta, który myślał, że może mi rzucić wyzwanie?” „Dallas nie jest denerwujący i myślał, że mnie zaatakowałeś.” „Przecież nie zaatakowałem.” „Nieważne.” Nawet mimo bólu w jego ciele, jej ton go bawił. Bardzo dobrze wiedziała, że młody adept nie był dla niego zagrożeniem, nawet mimo jego słabej kondycji. Gdyby Rephaim ją zaatakował, albo ktokolwiek inny, bezsilny młodziak nie mógłby go zatrzymać. Mimo to, chłopak został Naznaczony czerwonym półksiężycem, który oznaczał, że był jednym z jej pobratymców, a jego Stevie Rea była niczym, jeśli nie był jej zażarcie lojalny. Więc Rephaim pochylił głowę, ustępując i tylko powiedział: „Bo to byłoby niewygodne, jeśli musiałbym bronić się.” Usta Stevie Rea wygięły się w cieniu uśmiechu. „Dallas naprawdę myślał, że chroni mnie przed tobą.” „Nie potrzebujesz go.” Rephaim wypowiedział słowa bez zastanowienia. Wzrok Stevie Rea napotkał jego i zatrzymał się. Chciał umieć dużo łatwiej odczytać jej wyraz twarzy. Myślał, że widział w jej oczach zaskoczenie i może słaby błysk nadziei, ale także zobaczył strach – tego był pewien. Strach przed nim? Nie, ona już udowodniła, że się go nie bała. Więc 170
strach w środku, z powodu czegoś, co nie było z nim związane. Tylko co go uruchomiło. Nie wiedząc, co więcej powiedzieć, dodał, „Jak powiedziałaś wcześniej, nie mógłbym zabić muchy. Nie byłem dla Ciebie zagrożeniem.” Stevie Rea zamrugała kilka razy, jakby odsuwała od siebie zbyt wiele myśli, a potem wzruszyła ramionami i powiedziała, „No cóż, nie miałam zbyt dużo cholernego czasu, by przekonać wszystkich do powrotu do Domu Nocy, co było dużym zbiegiem okoliczności, że spadłeś z nieba w tym samym czasie, kiedy objawiła się Ciemność i mnie nie zaatakowałeś. Oni wiedzą, że w Tulsie nadal jest Raven Mocker, który spowodował, że ciężko wydostać mi się ze szkoły samej.” „Powinienem odejść.” Słowa sprawiły, że opanowało go dziwne uczucie wewnętrznej pustki. „Gdzie pójdziesz?” „Na Wschód.” Powiedział bez wahania. „Wschód? To znaczy, że obierzesz drogę do Wenecji? Rephaim, twojego ojca nie ma w jego ciele. Nie możesz mu pomóc, idąc tam teraz. Myślę, że bardziej możesz mu pomóc zostając tutaj i pracując ze mną, aby przywrócić ich oboje, Zoey i jego z powrotem.” „Nie chcesz, bym odszedł?” Stevie Rea spojrzała w dół, jakby badając ziemię, na której siedzieli. „To trudne dla wampira, gdy człowiek, z którym jest skojarzona jest zbyt daleko od niej.” „Nie jestem człowiekiem.” „Tak, ale to nie znaczy, że nie jesteśmy Skojarzeni, więc myślę, że te zasady nadal obowiązują Ciebie i mnie.” „Zatem zostanę dopóki nie powiesz mi, bym odszedł.” Zamknęła oczy jakby słowa ją zraniły, a on musiał się zmusić do pozostania i nie wyciągania ręki, by ją pocieszyć i dotknąć jej. Dotknąć jej? Ja chcę jej dotknąć? Skrzyżował ręce na piersi w fizycznej odmowie z powodu szokujących myśli. „Ziemia,” powiedział, jego głos brzmiał zbyt głośno w ciszy, która spadła pomiędzy nich. Spojrzała na niego z pytaniem w jej oczach. „Wezwałaś ją przedtem, kiedy wysłałaś w podróż czerwonego adepta. Wezwałaś ją, by otworzyć ziemię, tak, byś mogła uciec przed promieniami słonecznymi na 171
dachu. Wezwałaś ją, by zamknęła tunel za mną w klasztorze. Czy nie wystarczy ją wezwać i poprosić o to, o chcesz?” Jej delikatne oczy się rozszerzyły. „Masz rację! Dlaczego sprawiam, że to takie trudne? Robiłam to zylion razy przy innych sprawach. Nie ma powodu, dla którego nie mogę tak zrobić i tym razem.” Wyciągnęła ręce, dłońmi do góry. „Tutaj złap.” To było zbyt proste dla niego, by rozwinąć ramiona i przycisnąć dłonie do jej. Spojrzał w dół na ich połączone ręce i nagle zdał sobie sprawę, że z wyjątkiem Stevie Rea, nigdy nie dotykał człowieka z jakiegokolwiek powodu, z wyjątkiem przemocy. Jednak był tam, znowu jej dotykał – delikatnie – spokojnie. Dobrze było czuć jej skórę przy jego. Była ciepła. I miękka. Jej słowa dotarły do niego potem, a to, co powiedziała poruszyło coś w środku niego, gnieżdżąc się w miejscu, które nigdy przedtem nie było dotykane. „Ziemio, mam wielką przysługę, o którą chcę Cię poprosić. Rephaim, który jest tutaj, jest dla mnie wyjątkowy. On cierpi i ma duże kłopoty, by wrócić do pełni sił. Ziemio, pożyczyłam wcześniej twoją siłę – by ocalić siebie – by ocalić tych, o których się troszczę. Tym razem proszę, byś pożyczyła mi swoją siłę, by pomóc Rephaimowi. Tylko tyle.” Zatrzymała się i spojrzała na niego. Ich oczy się spotkały, kiedy powtórzyła słowa, które wypowiedział do Ciemności, kiedy myślał, że była w stanie go usłyszeć. „Widzisz, został zraniony przeze mnie. Ulecz go. Proszę.” Ziemia pod nimi zadrżała, Rephaim myślał, że to dziwne jakby drżała skóra zwierzęcia, gdy Stevie Rea dyszała, a jej ciało szarpnęło. Rephaim zaczął się podnosić, chcąc zatrzymać cokolwiek się z nią działo, ale ona trzymała jego ręce mocno, mówiąc. „Nie! Nie puszczaj. Jest w porządku.” Potem ciepło zaczęło promieniować z jej dłoni do jego. Przez chwilę przypominało mu to ostatni raz, kiedy wezwał to, co uważał za nieśmiertelną moc krwi jego ojca i zamiast tego odpowiedziała Ciemność – pulsując przez jego ciało i uzdrawiając jego roztrzaskane ramię i skrzydło. Ale Rephaim szybko zrozumiał, że istniała tutaj zasadnicza różnica pomiędzy byciem dotkniętym przez Ciemność i byciem dotkniętym przez ziemię. Gdzie przedtem moc była surowa i nieposkromiona, zwiększając jego energię i strzelała przez jego ciało, teraz to, co go napełniało było jak letni wiatr pod swoimi skrzydłami. Obecność tego w jego ciele była nie mniej władcza niż Ciemność, ale to była moc usposobiona współczuciem – wypełniała go życiem, zdrowiem i rosła zamiast zimnem, przemocą i wyniszczeniem. Była jak balsam na jego przegrzaną krew, łagodziła ból, który pulsował przez jego ciało. Kiedy ciepło ziemi dosięgło jego pleców – otwarte, nie zagojonego miejsca, gdzie jego wielkie skrzydła wyrastały – ulga była tak natychmiastowa, że Rephaim 172
zamknął oczy, oddychając i mruknął długim westchnieniem, kiedy agonia odparowywała. I przez cały proces gojenia, powietrze wokół Rephaima było wypełnione mocnym, pocieszającym zapachem igieł cedru i słodkością letniej trawy. „Myśl o przesłaniu energii z powrotem do ziemi.” Głos Stevie Rea był delikatny, ale natarczywy. Zaczął otwierać oczy i rozluźniać ręce, ale znowu trzymała go mocno, mówiąc. „Nie, trzymaj oczy zamknięte. Po prostu stój tak jak stoisz, ale wyobraź sobie moc z ziemi, jako świecące zielone światło, które przechodzi z niej, do mnie, przez moje ciało i ręce do ciebie. Kiedy poczujesz jak to się dzieje, wyobraź sobie jakbyś przelewał to z siebie z powrotem do ziemi.” Rephaim miał oczy zamknięte, ale zapytał. „Dlaczego? Dlaczego mam pozwolić, by to mnie opuściło?” Mógł usłyszeć uśmiech w jej głosie. „Bo to nie jest twoje, głuptasie. Nie możesz mieć na własność tej mocy. Ona należy do ziemi. Możesz ją jedynie pożyczyć, i odesłać mówiąc przy tym dziękuję bardzo.” Rephaim prawie jej powiedział, że to śmieszne – że kiedy zostajesz obdarzony mocą, nie pozwalasz jej odejść. Zatrzymujesz ją i używasz, i jesteś jej właścicielem. Prawie to powiedział, ale nie mógł. Te słowa wydawały się złe, podczas kiedy był wypełniany energią ziemi. Więc zamiast tego, zrobił to, co uważał za słuszne. Rephaim wyobraził sobie energię, która go wypełniała, jak świecącą zielonym światłem i widział, że przelewa się w dół jego kręgosłupa i z powrotem do ziemi, z której pochodziła. A jak bogate ciepło ziemi opuściło go, powiedział bardzo cicho, „Dziękuję.” Potem był znowu sobą. Usiadł pod dużym cedrowym drzewem na wilgotnej, zimnej ziemi, trzymając ręce Stevie Rea. Rephaim otworzył oczy. „Teraz lepiej?” Zapytała. „Tak. Dużo lepiej.” Rephaim odsunął ręce i w tym czasie także ona je odsunęła. „Naprawdę? Mam na myśli to, że czułam ziemię i pomyślałam, że kieruję ją przeze mnie do Ciebie i wydawało mi się, że to czułeś.” Przekrzywiła głowę, studiując go. „Wyglądasz lepiej. Już nie widać żadnego bólu w twoich oczach.”
173
Wstał, aby pokazać jej, rozłożył ręce, rozwinął jego potężne skrzydła, jakby napinał mięśnie. „Patrz! Mogę to robić nie czując bólu.” Siedziała na ziemi patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Spojrzenie na jej twarzy było tak dziwne, że automatycznie obniżył ramiona i złożył skrzydła na plecach. „Co jest?” Zapytał. „Coś nie tak?” „Ja – ja zapomniałam, że poleciałeś do parku. Cóż, i także z parku.” Wydała z siebie dźwięk, który mógł być śmiechem, gdyby nie brzmiał tak jakby się zakrztusiła. „To głupie, nie? Jak mogłam zapomnieć o czymś takim?” „Przypuszczam, że się przyzwyczaiłaś, że widzisz mnie załamanym,” powiedział próbując zrozumieć, dlaczego nagle wydawała mu się taka odległa. „Co uleczyło twoje skrzydło?” „Ziemia,” powiedział. „Nie, nie teraz. Nie było złamane, kiedy tu przyszliśmy. Ból, którym byłeś wypełniony nie miał nic wspólnego z tym.” „Och, nie. Byłem uleczony od ostatniej nocy. Ból był spowodowany przez resztki Ciemności i to, co zrobiła z moim ciałem.” „Więc jak twoje skrzydło i ręka naprawiły się zeszłej nocy?” Rephaim nie chciał jej odpowiedzieć. Gdy patrzyła na niego tymi szeroko otwartymi, oskarżającymi oczami, odnalazł siebie i chciał skłamać – powiedzieć jej, że to był cud uczyniony przez nieśmiertelność w jego krwi. Ale nie mógł jej okłamać. Nie okłamałby jej. „Wezwałem moce, które są moje na polecenie krwi mojego ojca. Musiałem. Słyszałem jak krzyczałaś moje imię.” Zamrugała, a on zobaczył, że zdała sobie z tego sprawę w jej spojrzeniu. „Ale byk powiedział, że będziesz wypełniony jego mocą, a nie twojego taty.” Rephaim skinął głową. „Wiedziałem, że było inaczej. Nie wiedziałem dlaczego. I nie zrozumiałem, że dostałem moc bezpośrednio od Ciemności.” „Więc Ciemność Cię wyleczyła.” „Tak, a potem ziemia wyleczyła mnie z ran pozostawionych wewnątrz mnie przez Ciemność.” 174
„Dobrze, cóż, dobrze.” Wstała i nagle otrzepała jeansy. „Teraz jest z tobą lepiej, a ja muszę iść. Tak jak mówiłam, to dla mnie trudne odejść teraz, Dom Nocy całkowicie wychodzi z siebie przez Raven Mockera przebywającego w mieście.” Zaczęła szybko obok niego przechodzić, a on wyciągnął rękę, by chwycić jej nadgarstek. Stevie Rea wzdrygnęła się. Ręka Rephaima opadła natychmiast do jego boku i zrobił krok od niej. Patrzyli na siebie. „Muszę iść,” powtórzyła. „Wrócisz?” „Muszę! Obiecałam!” Wywrzeszczała słowa na niego, a on odczuł je jakby go uderzyła. „Uwalniam Cię od twojej obietnicy!” Wykrzyczał do niej, zły, że ta mała kobieta mogła spowodować w nim takie zamieszanie. Jej oczy były podejrzanie jasne, kiedy powiedziała. „To nie Tobie obiecałam – więc nie możesz mnie uwolnić.” Potem przeszła obok niego, jej głowa była odwrócona, więc nie mógł widzieć jej twarzy. „Nie wracaj, bo musisz. Wróć tylko dlatego, że chcesz.” Zawołał za nią. Stevie Rea nie zatrzymała się i nie spojrzała na niego. Po prostu odeszła. Rephaim stał tam dłuższy czas. Kiedy dźwięk jej samochodu oddalił się, w końcu się poruszył. Z płaczem z frustracji Raven Mocker pobiegł, a potem wystrzelił w nocne niebo, pokonując zimny wiatr jego potężnymi skrzydłami i kierując się w górę, aby znaleźć ciepło termiczne, które mogłoby go podnieść, utrzymać go, poprowadzić go gdziekolwiek – wszędzie. Tylko daleko! Zabierz mnie daleko stąd! Raven Mocker oddalał się na wschód, z dala od kierunku samochodu Stevie Rea – z dala od Tulsy i zamieszania, które wtargnęło do jego życia, od czasu, kiedy ona weszła do niego. Potem zamknął swój umysł na wszystko z wyjątkiem znajomej radości z nieba i latania. Tłumaczenie: Emergency 175
Rozdział 19 Stark „Tak, słucham Cię, Afrodyto. Chcesz, żebym zapamiętał ten wiersz.” Stark powiedział do niej przez słuchawki helikoptera, które chciałby wiedzieć, jak wyłączyć. Nie chciał słuchać jej paplaniny, nie chciał rozmawiać z Afrodytą czy kimkolwiek. Był całkowicie pochłonięty przerabianiem w kółko swojej strategii zabrania siebie i Zoey na wyspę. Stark patrzył z okna helikoptera, starając się zobaczyć w ciemnościach i mgle widoku Wyspy Skye, gdzie według Duantii i prawie całej Wysokiej Rady, miał się spotkać się z pewną śmiercią w ciągu następnych pięciu dni. „Nie wiersz, idioto. Tylko przepowiednię. Nie prosiłabym nikogo, by zapamiętał wiersz. Metafora, porównanie, aluzja, symbolizm... bla... bla... ugh. To sprawia, że moje włosy bolą, kiedy myślę o tych wszystkich bzdurach. Nie, żeby przepowiednia była do bani, ale to jest niestety ważne. Stevie Rae wie coś o tym. To się czyta jak skomplikowaną mapę poetycką,” powiedziała Afrodyta. „Zgadzam się z Afrodytą i Stevie Rae,” powiedział Darius. „Prorocze wiersze Kramishy udzielały wskazówek Zoey wcześniej. Ten też może taki być.” Stark odwrócił wzrok od okna. „Wiem.” Spojrzał z Dariusa na Afrodytę, a potem jego oczy skierowały się na pozornie martwe ciało Zoey, gdzie była przypięta pomiędzy ich trójką. „Ona już znalazła Kalonę na wodzie. Ma oczyścić go przez ogień. Powietrze szeptało coś do niej, że duch już wie, że jeśli będzie podążać za prawdą, będzie wolna. Zapamiętałem już to cholerstwo. Nie obchodzi mnie, czy jest to wiersz czy przepowiednia. Jeśli istnieje szansa, by jej pomóc, zrobię to dla Zoey.” Głos pilota odezwał się przez słuchawki do wszystkich. „Lądujemy. Pamiętaj, że mogę Cię jedynie wypuścić. Reszta należy do Ciebie. Tylko wiedz, że jeśli zrobisz jeden krok na wyspie bez pozwolenia Sgiach, umrzesz.” „Załapałem to przy pierwszej serii, kiedy to mówiłeś dupku,” Stark mruknął, nie troszcząc się, że pilot obdarzył go mrocznym spojrzeniem przez ramię. Potem helikopter wylądował, a Darius pomógł mu rozpiąć Zoey. Stark zeskoczył na ziemię. Darius i Afrodyta ostrożnie podali Zoey do niego, a on tulił ją w ramionach, starając się ją ochronić przed najgorszym zimnem wilgotnego wiatru uderzającym z masywnych śmigieł helikoptera. Darius i Afrodyta dołączyli do niego, wszyscy odeszli pośpiesznie od helikoptera, pilot nie przesadzał. Nie byli nawet na ziemi minutę, a helikopter już startował. 176
„Pizdy,” powiedział Stark. „Oni tylko podążają za swoimi instynktami,” powiedział Darius, rozglądając się dookoła, jakby spodziewał się, że jakieś straszydło wyskoczy z mgły. „No nie, cholera. To miejsce jest super straszne,” powiedziała Afrodyta, zbliżając się do Dariusa, który schował zaborczo jej rękę pod ramieniem. Stark skrzywił się na nich. „Czy z Wami wszystko dobrze? Nie mów mi, że te wampiry śmierci dostały się do Ciebie.” Darius przyjrzał mu się od góry do dołu, a następnie wymienił spojrzenie z Afrodytą zanim odpowiedział, „Nie czujesz tego, prawda?” „Czuję, że jest zimno i mokro. Czuję się wkurzony, że Zoey jest w tarapatach, a ja nie jestem w stanie jej pomóc i czuję się zirytowany, że świt jest już za godzinę czy coś koło tego i moim jedynym schronieniem jest buda, o której mówiły wampiry, że jest trzydzieści minut pieszo drogą, którą przybyliśmy. Czy któraś z tych rzeczy jest "tym" o czym mówisz?” „Nie,” Afrodyta odpowiedziała do Dariusa, choć Wojownik również potrząsał głową. „To, co Darius i ja czujemy, jest silnym pragnieniem ucieczki. I naprawdę zamierzam uciekać. Teraz.” „Chcę zabrać stąd Afrodytę. Wydostać ją z tej wyspy i nigdy nie wracać,” powiedział Darius. „To mi mówią moje instynkty.” „A Ty tego nie czujesz?” Afrodyta zapytała Starka. „Nie chcesz zadbać o to, by zabrać stąd Zoey?” „Nie.” „Myślę, że to dobry znak,” Darius powiedział. „Ostrzeżenie, które tkwi w ziemi jakoś go omija.” „Albo Stark jest po prostu bezmózgiem i nie dostrzega tego,” powiedziała Afrodyta. „Bądź optymistycznej myśli, lepiej już chodźmy. Nie mam czasu, by tracić go na jakieś uczucie ucieczki,” powiedział Stark. Wciąż niosąc Zoey, zaczął iść w kierunku długiego, wąskiego mostu rozciągającego się między wybrzeżem szkockiego kontynentu a wyspą. Był oświetlony pochodniami tak, że ledwo było go widać przez gęstą mgłę i w nocy. „Idziecie? Czy zamierzacie jednak uciec stąd z krzykiem jak robią to zawsze dziewczyny.” „Idziemy z tobą,” powiedział Darius, łapiąc go po kilku krokach. 177
„Tak, a ja powiedziałam, że chcę uciekać. Nie powiedziałam nic o krzyku. Nie jestem krzykaczką,” powiedziała Afrodyta. Oboje brzmieli dość ostro, ale Stark nawet nie dotarł do połowy mostu, gdy usłyszał Afrodytę szepczącą do Dariusa. Spojrzał na ich dwoje. Nawet w słabym świetle pochodni, mógł zobaczyć jak bladzi stali się Wojownik i jego Prorokini. Stark się zatrzymał. „Nie musicie iść ze mną. Każdy, nawet Thanatos, powiedziała, że absolutnie w żaden sposób nie dostaniecie się na wyspę jeśli Sgiach Was nie wpuści. Nawet jeśli wszyscy z nich są w błędzie, a wy się tam dostaniecie i tak niewiele moglibyście zrobić. Mam odkryć jak dostać się do Zoey. Sam.” „Nie możemy być po twojej stronie, gdy będziesz w Otherworldzie,” powiedział Darius. „Tak więc będziemy osłaniać twoje tyły i nie możesz nic z tym zrobić. Zoey byłaby nieźle wkurzona na mnie, kiedy wróciłaby stamtąd,” Afrodyta wskazała na ciało Zoey, „i odkryła, że Darius i ja pozwalamy Ci zrobić to wszystko samemu. Wiesz, jaka jest z tym swoim zwrotem jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Wampiry nie mogły przysłać tutaj całego stada idiotów, nie mogę naprawdę ich za to winić. Jak powiedziałeś, przestań tracić czas, którego nie masz.” Machnęła ręką na ciemność przed nimi. „Idź, ja będę po prostu ignorować rozbijające się czarne fale pod nami i fakt, że jestem cholernie pewna, że ten most może załamać się w każdej chwili i wpadniemy do pieprzonej wody, gdzie potwory morskie pociągną nas pod straszne fale czerni i pozbawią mózgów.” „Naprawdę czujesz się tak w tym miejscu?” Stark próbował bezskutecznie ukryć swój uśmiech. „Tak, gówniarzu, owszem.” Stark spojrzał na Dariusa, który przytaknął, zamiast mówić, oczywiście wybrał zaciśnięcie szczęki i rzucał podejrzliwe spojrzenia w dół na "straszne czarne fale." „Huh.” Stark zamilkł próbując ukryć jakoś swój uśmiech, ale i tak uśmiechnął się do Afrodyty. „Po prostu woda i most są dla mnie. Kurde szkoda, że to Cię tak przeraża.” „Idź,” powiedziała Afrodyta. „Zanim zapomnę, że trzymasz Zoey i zrzucę Cię z tego mostu, tak byśmy z Dariusem mogli uciec drogą, którą przybyliśmy, krzycząc lub nie.”
178
Uśmiech Starka trwał tylko kilka metrów. Nie było starożytnych zaklęć przekazujących Odejdź na otrzeźwienie go. Czuł jedynie wagę nieporuszającego się ciała Zoey w jego ramionach. Nie należy zadzierać z Afrodytą. Muszę się skupić. Pomyśleć, co zdecydowałem się powiedzieć do nich i, proszę, oh proszę Nyks, chciałbym mieć rację. Pozwól mi powiedzieć, co mnie sprowadza na tę wyspę. Bez uśmiechu i zdecydowanie Stark prowadził ich przez most, aż zatrzymał się przed bramą wyłożoną białymi, pięknymi kamieniami. Światło latarki załapało cień srebra, co Stark pomyślał, że jest rzadkim marmurem, więc łuk lśnił kusząco. „O cholera. Ledwo mogę na to patrzeć,” powiedziała Afrodyta, obracając głowę i oczy od bramy. „A ja zwykle kocham olśniewające rzeczy.” „To jest więcej niż czar,” głos Dariusa był szorstki z powodu napięcia. „To znaczy, by odrzucić.” „Odrzucić?” Afrodyta spojrzała na bramę, wzdrygnęła się, po czym spojrzała szybko jeszcze raz. „Wzbudzić wstręt jest lepszym słowem.” „To nie wpływa na Ciebie. Czyż nie?” Darius zapytał Starka. Stark wzruszył ramionami. „To imponujące i oczywiście jest drogie, ale nie czuję się dziwnie.” Przysunął się do marmuru i studiował bramę. „Więc, gdzie jest dzwonek do drzwi czy cokolwiek? Jak możemy wezwać kogoś? Jest tu telefon, czy mam krzyczeć?” „Ha Gaelic akiv?” Bezcielesny męski głos wydawał się wydobyć z przejścia, jakby był żyjącym portalem. Stark spojrzał w ciemność w oszołomieniu. „Będę więc mówił po angielsku,” kontynuował głos. „Wasza niechciana obecność tutaj przywołała mnie.” „Muszę się zobaczyć z Sgiach. To jest sprawa życia i śmierci,” powiedział Stark. „Sgiach jest teraz zaniepokojona Waszą obecnością, nawet jeśli to jest sprawa życia i śmierci.” Tym razem głos dotarł do nich z bliższej odległości, był wyraźniejszy, jakby ze szkockim akcentem, który był bardziej pomrukiem niż akcentem. „Dlaczego?” Wyszeptała Afrodyta. „Sssh,” Stark powiedział do niej. Do bezimiennego głosu powiedział, „Zoey nie jest dzieckiem. Jest Wyższą Kapłanką i potrzebuje pomocy.”
179
Mężczyzna wyszedł z cienia. Miał na sobie kilt koloru ziemi, ale nie był jak te, które widzieli podczas ich pośpiesznej podróży na Wyżyny. Ten był zrobiony z większej ilości materiału, nie był pruderyjny i przyzwoicie wyglądający. Wampir nie miał na sobie tweedowej marynarki i koszuli z falbanami. Jego muskularna klatka piersiowa była naga, miał na sobie tylko skórzaną kurtkę i ochraniacze na przedramieniu. Rękojeść sztyletu błysnęła przy jego pasie. Oprócz pasa krótkich włosów na środku jego głowy, reszta włosów była zgolona. Dwie złote obręcze błysnęły przy jednym uchu. Blask latarki uchwycił bransoletę wodza, którą nosił wokół nadgarstka. W odróżnieniu od jego potężnego ciała, jego twarz była głęboko pomarszczona. Jego krótko ostrzyżona broda była całkowicie biała. Tatuaże na jego twarzy były gryfami, rozszerzającymi pazury na jego kościach policzkowych. Całkowicie i bezpośrednio zrobił wrażenie na Starku, to był Wojownik, który mógł przejść przez ogień bez szwanku, ale zwycięsko. „Ta dziewczyna jest adeptką, nie Wyższą Kapłanką,” powiedział. „Zoey nie jest jak inni adepci,” powiedział szybko Stark w obawie, że gość wyglądający jakby przyszedł ze starożytnego świata może zniknąć w każdym momencie. „Jeszcze dwa dni temu miała tatuaże dorosłego wampira, plus tatuaże, które zajmowały resztę jej ciała. I miała powinowactwo z wszystkimi pięcioma elementami.” Niebieskie oceniające oczy wampira patrzyły się na Starka nie na Zoey czy Dariusa lub Afrodytę. „Jednak dzisiaj widzę tylko nieprzytomną adeptkę.” „Jej dusza została roztrzaskana dwa dni temu, kiedy walczyła z upadłym nieśmiertelnym. Kiedy to się stało jej tatuaże zniknęły.” „W takim razie ona umrze.” Wampir podniósł rękę w lekceważącym geście i zaczął się odwracać. „Nie!” krzyknął Stark i zrobił krok do przodu. “Stad anis!” Wojownik rozkazał z nieziemską szybkością, wampir odwrócił się i skoczył, lądując bezpośrednio pod bramą i blokując Starkowi drogę. „Jesteś głupi, czy nienormalny człowieku? Nie masz pozwolenia, by wejść na Eilean nan Sgiach i Wyspę Kobiet. Jeśli spróbujesz tego poświęcisz życie, nie pomyl się, co do tego.” Cale dzieliły Starka od imponującego wampira, ale postawił na swoim i spojrzał mu w oczy „Nie jestem głupi czy nienormalny, jestem Wojownikiem Zoey 180
i myślę, że mogę ją najlepiej ochronić dostarczając ją na wyspę, więc mam prawo zabrać Wyższą Kapłankę do Sgiach.” „Zostałeś źle poinformowany Wojowniku.” Wampir powiedział spokojnie, lecz stanowczo. „Sgiach i jej wyspa to świat niezależny od Wyższej Rady i jej zasad. Nie jestem Synem Erebusa i mo bann ri, moja królowa jest teraz we Włoszech. Możesz zabrać stąd swoją ranną Wyższą Kapłankę lub nie, ale nie masz prawa tu wejść. Nie masz tutaj żadnego prawa.” Stark nagle zwrócił się do Dariusa „Trzymaj Zoey.” Przekazał swoją Wyższą Kapłankę Wojownikowi i wtedy zwrócił się do wampira ponownie. Stark podniósł swoją rękę, a kiedy wampir spojrzał na niego z ciekawością, rozciął w dół jego nadgarstek paznokciem kciuka. „Nie proszę o wejście, jako Syn Erebusa, przyszedłem od Wyższej Rady. Ich zasady nic dla mnie nie znaczą. Do diabła, ja nie proszę o wejście! Przez prawo, które odziedziczyłem w mojej krwi, żądam, bym mógł zobaczyć się Sgiach. Mam jej coś do powiedzenia.” Wampir nie oderwał wzroku od Starka, ale rozszerzył nos, gdy wciągał powietrze. „Jak się nazywasz?” „Dzisiaj mówią na mnie Stark, ale myślę, że imieniem, którego szukasz jest to, którym nazywali mnie zanim zostałem Naznaczony – MacUallis.” „Pozostań tu, MacUallis.” Wampir zniknął w nocy. Stark otarł krwawiące ramię o jego dżinsy i wziął Zoey od Dariusa. „Nie zamierzam pozwolić jej umrzeć.” Wziął głęboki wdech, zamknął oczy i przygotowywał się do przejścia przez bramę i pójścia za wampirem, licząc, że krew jego ludzkich przodków go ochroni. Ręka Dariusa chwyciła jego ramię, powstrzymując go przed przestąpieniem przez próg. „Myślę, że wampir kazał ci tu pozostać, bo zaraz wróci.” Stark spoglądał od Dariusa do Afrodyty, która przewracając do niego oczami powiedziała „Wiesz, w tym życiu powinieneś nauczyć się cierpliwości. Ten barbarzyński Wojownik powiedział, żebyś tu został, a nie odchodził. Wygląda na to, że wraca.” Stark chrząknął i zrobił krok z dala od środka łuku, chociaż oparł się zewnętrzny bok łuku, przesuwając ciężar Zoey tak, by było jej wygodniej. „Dobrze, poczekam, ale nie będę czekał długo. Wpuszczą mnie na tę cholerną wyspę, albo nie. Tak czy inaczej chcę wiedzieć, co stanie się dalej.”
181
„Człowiek ma rację,” kobiecy głos odezwał się z ciemności wyspy. „Musisz nauczyć się cierpliwości młody Wojowniku.” Stark wyprostował się i ponownie odwrócił się. „Mam tylko pięć dni na ocalenie jej. Inaczej ona zginie. Nie mam czasu na naukę cierpliwości.” Śmiech kobiety spowodował, że Stark dostał gęsiej skórki. „Porywczy, arogancki i zuchwały,” powiedziała „On przypomina mi Ciebie kilka wieków temu, Seoras.” „Tak, ale nie byłem nigdy tak młody.” Odpowiedział głos wampirzego Wojownika. Stark walczył, by nie krzyknąć na tych dwoje, gdy wychodzili z ciemności, wydawało się, że pojawiają się z mgły i stają naprzeciw niego z boku łuku. Archaicznie wyglądający wampir był tam, ale Stark ledwie rzucił na niego okiem. Jego uwaga skupiła się na kobiecie. Była wysoka, z barczystym, umięśnionym ciałem, lecz jeszcze kobiecym. Miała linie w kącikach oczu, które były duże i piękne o niesamowitym odcieniu złota zmieszanym z zielenią, kawałek bursztynu wielkości pięści, zwisał z naszyjnika wokół jej szyi. Oprócz jednego czerwono cynamonowego pasma jej włosy były zupełnie białe, ale mimo to nie wyglądała staro. Nie wyglądała również młodo. Kiedy ją obserwował, Stark uświadomił sobie, że przypomina mu o Kalonie, który był wiecznie młody i starożytny w tym samym czasie. Jej tatuaże były niesamowite - miecze z rękojeściami misternie wyrzeźbionymi i ostrza obramowywały jej silną, zmysłową twarz. Zdał sobie sprawę, że nikt się nie odezwał, kiedy się tak gapił i Stark odchrząknął, trzymając Zoey blisko niego, ukłonił się jej z szacunkiem. „Miło poznać, Sgiach.” „Czemu powinnam pozwolić Ci wejść na moją wyspę?” Stark odetchnął głęboko i podniósł podbródek, napotykając wzrok Sgiach i jej Wojownika. „To moje prawo krwi. Jestem MacUallis. Co oznacza, że jestem częścią twojego Klanu.” „Nie jej chłopcze. Mojego,” wampir powiedział mu, a jego wijący się na ustach uśmiech, był bardziej niebezpiecznie wyglądający niż zachęcający. Zbity z tropu, Stark przeniósł uwagę na Wojownika. „Twojego? Jestem częścią twojego Klanu?” powiedział głupio. „Pamiętam, że byłeś bystrzejszy, kiedy byłeś tak młody,” Sgiach powiedziała swojemu Wojownikowi. 182
„Tak,” parsknął wampir „młody czy nie, miałem więcej wyczucia od niego.” „Jestem wystarczająco bystry, by wiedzieć, że historia mojej ludzkiej krwi nadal daje mi więź z wami i tą wyspą,” powiedział Stark. „Ledwie wyszedłeś z pieluch, chłopcze,” Wojownik powiedział sarkastycznie. „Ty bardziej nadajesz się do szkolnych gier, i nie ma miejsca dla Ciebie na tej wyspie.” Zamiast wkurzyć się, przypomniał sobie słowa, jakby notatki Damiena były znowu przed nim. „Mam prawo, by wejść na wyspę,” powiedział Stark. „Nie wiem jaki powinien być Wojownik, by uratować Zoey, ale mogę wam powiedzieć, że ona jest więcej niż Wyższą Kapłanką. Zanim jej dusza została roztrzaskana, przemieniała się w coś czego wampiry nigdy nie widziały.” Myśli ciągle przez niego przechodziły, a kiedy mówił dostrzegł zaskoczenie na twarzy Sgiach, kawałki układanki pasowały, a jego żołądek powiedział mu, że dobrze rozumuje. „Zoey stawała się Królową Żywiołów. Jestem jej Wojownikiem – jej Strażnikiem – a ona jest moją Ace. Jestem tu, żeby nauczyć się jak ochronić moją Ace. Nie po to tu jesteście? Żeby trenować Wojowników, by chronili swoje Ace?” „Oni przestali do mnie przychodzić,” powiedziała Sgiach. Stark myślał, że może tylko wyobrazić sobie smutek w jej głosie, gdy jej Wojownik przysunął się trochę do swojej królowej, jakby był przystosowany, by ulżyć jej nawet w tym małym dyskomforcie. Stark wiedział wtedy, że znalazł odpowiedź i wysłał ciche „Dziękuję Nyks,” do bogini. „Nie, nie przestaliśmy przychodzić. Jestem tutaj,” Stark powiedział starożytnej królowej. „Jestem Wojownikiem. Jestem z krwi MacUallis. Proszę cię o pomoc, bym mógł chronić moją Ace. Proszę Sgiach, pozwól mi wejść na twoją wyspę. Naucz mnie jak utrzymać przy życiu moją królową.” Sgiach zawahała się wystarczająco długo, by spojrzeć tylko na swojego Wojownika, potem podniosła ręce i powiedziała, „Failte gu ant Eilean nan Sgiath... Witaj na wyspie Sgiach. Możesz wejść na moją wyspę.” „Wasza Wysokość,” głos Dariusa sprawił, że wszyscy przerwali. Wojownik uklęknął na jedno kolano przed bramą, Afrodyta stała trochę dalej za nim. „Możesz mówić Wojowniku,” powiedziała Sgiach. „Nie jestem z krwi Klanu, ale chronię Ace, dlatego także proszę o wejście na twoją wyspę. I chociaż nie przychodzę jako nowonarodzony Wojownik, wierzę, że jest wiele rzeczy, których nie wiem - dużo, których chciałabym się nauczyć, kiedy stoję po stronie brata Wojownika w jego dążeniu do ocalenia życia Zoey.” 183
„To ludzka kobieta i nie jest Wyższa Kapłanką. Jak możesz być związany Więzią Przysięgi z nią?” Zapytał wampirzy Wojownik. „Przepraszam, nie pamiętam twojego imienia. Czy to jest Shawnus?” Afrodyta podeszła do Dariusa i oparła rękę na jego ramieniu. „To Seoras, czy ty też jesteś głucha?” Powiedział Wojownik, wypowiadając to powoli. Stark był zaskoczony, gdy zobaczył jak jego usta naśladują sukowaty ton Afrodyty. „Dobrze, Seoras.” Naśladowała jego akcent z niesamowitą dokładnością. „Nie jestem człowiekiem. Byłam adeptką, która miała wizje. Nie będę już nigdy adeptką. I kiedy zostałam od-adeptowana, Nyks z jakiś niewiadomych powodów zdecydowała pozwolić mi zatrzymać moje wizje. Więc teraz jestem Prorokinią Bogini. Mam nadzieję, że z całym tym stresem i bólem, które dają mi te Prorocze rzeczy, oznacza to, że postarzeję się z godnością, jak twoja królowa.” Afrodyta spauzowała, by pochylić głowę do Sgiach, która podniosła brwi do góry, ale nie zesłała na nią śmierci, tak jak myślał Stark. „W każdym bądź razie Darius jest moim Zaprzysiężonym Wojownikiem. Jeśli dobrze rozumiem aluzję, a mam nadzieję, że tak, bo nie jestem dobra w symbolicznym języku, jestem Ace na swój własny sposób. Więc Darius pasuje na twojego Strażnika Klanu, z więzią krwi czy bez więzi krwi.” Stark usłyszał jak Seoras wymamrotał „Arogancka dziewczyna” w tym samym czasie Sgiach wyszeptała „Interesujące.” „Failte gu ant Eilean nan Sgiath, Prorokini i twój Wojownik,” powiedziała Sgiach. Bez jakichkolwiek dyskusji Stark niosąc Zoey, za Dariusem i Afrodytą, przeszedł pod marmurową bramą i wszedł na Wyspę Kobiet.
Tłumaczenie: Lunax3, Nava15
184
Rozdział 20 Stark Seoras zaprowadził ich do czarnego Range Rovera, który był zaparkowany na rogu i poza zasięgiem bramy. Stark zatrzymał się obok pojazdu. Jego twarz musiała pokazywać zaskoczenie, ponieważ Wojownik roześmiał się i powiedział. „Czy oczekiwałeś małej furmanki z kucykiem z Highland?” „Nie wiem co to, ale owszem.” Powiedziała Afrodyta wspinając się na tylne siedzenie obok Dariusa. „Ale tak w ogóle, jestem super zadowolona, że się mylę.” Seoras otworzył przednie drzwi dla pasażera, a Stark wszedł, trzymając Zoey ostrożnie. Wojownik zaczął jechać zanim Stark zdał sobie sprawę, że Sgiach nie było z nimi. „Hej, gdzie jest twoja królowa?” Zapytał Stark. „Sgiach nie potrzebuje samochodu, by podróżować na jej wyspie.” Stark próbował odkryć jak zadać następne pytanie, kiedy Afrodyta się odezwała. „Co to do diabła znaczy?” „To oznacza, że powinowactwo Sgiach nie jest ograniczone do żadnego elementu. Sgiach ma powinowactwo z tą wyspą. Ona rozkazuje każdemu i wszystkiemu na niej.” „Jasna cholera! Chcesz powiedzieć, że ona teleportuje się jak w kretyńskiej wersji Star Treka? Nie, że jest to możliwe, by to było nie kretyńskie, jeżeli chodzi o Star Treka,” powiedziała Afrodyta. Stark zaczął rozważać sposoby, by zakneblować ją, tak by nie wkurzyć Dariusa. Ale stary Wojownik był zupełnie spokojny. Po prostu wzruszył ramionami i powiedział. „Tak, to będzie dobre wyjaśnienie jak każde inne.” „Znasz Star Trek?” Wyszło z ust Starka zanim jego mózg mógł go zatrzymać. Wojownik ponownie wzruszył ramionami. „Mamy satelitę.” „A Internet?” Zapytała z nadzieją Afrodyta. „I Internet także.” Seoras poważnie przyznał rację. „Więc wpuszczacie świat zewnętrzny,” powiedział Stark. 185
Seoras popatrzył na niego. „Tak, kiedy służy do jakiś celów królowej.” „Nie jestem zszokowana. Ona jest królową. Lubi zakupy, a więc zatem Internet.” Powiedziała Afrodyta. „Ona jest królową. Lubi być informowana o świecie i o tym, co się w nim dzieje.” Wojownik powiedział tonem, który nie zachęcał do dalszych pytań. Jechali w milczeniu, do czasu aż Stark zaczął martwić się o światło na wschodzie nieba. Miał właśnie powiedzieć o tym Seoras, co może się mu przydarzyć, jeśli nie byłoby go w środku i pod osłoną o wschodzie słońca, kiedy Wojownik wskazał przed sobą na lewo wąską drogę mówiąc. „Craobh – Święty Gaj. Zamek znajduje się po drugiej stronie.” Zauroczony Stark spojrzał w lewo od nich na zniekształcone pnie, które powinny być zwodniczo, patykowato, wyglądającymi drzewami, ponieważ przypominały ocean zieleni. Złapał jedynie przebłysk tego, co było w kępie drzew, warstwy mchu, cienia i więcej marmuru, z którego była wykonana brama, a która pojawiła się jak plama iskrzącego się światła. A przed tym wszystkim, jak latarnia prowadząca podróżnych były dwa drzewa splecione ze sobą. Z gałęzi dziwnego połączenia zwisały paski kolorowych tkanin w dziwnym kontraście do tych starych, sękatych konarów. Im dłużej Stark patrzył, tym bardziej sprawiało to, że czuł się dziwniej. „Nigdy nie widziałem drzewa jak to, dlaczego jest przywiązana do niego tkanina?” Zapytał. Seoras zahamował, zbliżając się do przystanku na środku drogi. „To drzewo to głóg i jarzębina, urosły razem, tworząc wiszące drzewo.” Kiedy to było całym wytłumaczeniem, którym go uraczył, Stark strzelił w niego sfrustrowanym spojrzeniem. „Wiszące drzewo?” „Nie jesteś wyedukowany, chłopcze. Ach, dobrze. Głóg jest drzewem życzeń. Każdy węzeł – każdy pasek materiału – reprezentuje życzenie. Czasem to rodzice życzą sobie dobrego życia. Czasem przypominają o znajomych, którzy przeszli do następnego życia. Ale najczęściej są to życzenia kochanków, wiążąc ich życia razem i życząc szczęścia. Są to drzewa uprawiane przez Dobrych Ludzi, korzenie karmią się ich pozdrowieniami z ich świata do naszego.” „Dobrzy ludzie?” Stark spojrzał zdenerwowany. „Oni po prostu wierzą. Czy wiesz skąd pochodzi powiedzenie związać się węzłem małżeńskim?” 186
„To romantyczne.” Powiedziała Afrodyta, jej ton – po raz pierwszy – był całkowicie pozbawiony sarkazmu. „Tak kobieto, jeśli to jest naprawdę romantyczne, to musi być szkockie,” powiedział Wojownik, kiedy wprowadzał Range Rovera do garażu i odjeżdżał powoli od drzewa życzeń. Roztargniony myślą o przywiązaniu życzenia dla Zoey, Stark nie zauważył zamku, dopóki Seoras nie zatrzymał się znowu. Potem spojrzał w górę, a blask światła odbijającego się od skał i wody wypełnił jego wzrok. Zamek był usytuowany kilkaset metrów od głównej drogi, w dół schodził pas, który był mostem z kamienia nad bagnistym terenem. Pochodnie, jak te, które były usytuowane w linii oświetlały most od lądu, tylko tutaj było ich trzy razy więcej, oświetlając drogę do zamku i mury ogromnego gmachu. A pomiędzy pochodniami były stosy, tak duże jak męska ręka. Na każdym stosie była głowa z wykrzywionymi ustami, zagubionymi oczami, jakieś straszne rzeczy pojawiły się na początku i poruszyły się, a potem Stark zdał sobie sprawę, że to były tylko pokręcone włosy z głowy, każdy drżał jak duch na zimnym wietrze. „Obrzydliwe.” Wyszeptała Afrodyta z tylnego siedzenia. „Wielki zbieracz głów,” powiedział z podziwem Darius przyciszonym głosem. „Tak, Sgiach.” To wszystko, co Seoras powiedział, ale jego usta wywinęły się w uśmiechu, który odzwierciedlał dumę w jego głosie. Stark nie mówił. Zamiast tego jego oczy spojrzały na makabryczne przejście w górę. Twierdza Sgiach była usytuowana na skraju klifu, naprzeciwko oceanu. Choć mógł widzieć jedynie część zamku na wyspie, nie było trudne dla Starka, by wyobrazić sobie samą twarz, która musi się zaprezentować dalekiemu światu – światu, który nigdy nie uzyska dostępu do jej włości, nawet gdyby zabezpieczający czar królowej nie odpychał już intruzów. Zamek został wykonany z szarego kamienia przeplatanego z połyskującym białym marmurem, który zaśmiecał wyspę. Przed grubymi podwójnymi drewnianymi drzwiami była imponująca brama, która była ulokowana przed wąskim, jak most wejściem do zamku. Kiedy wyszedł z Rang Rovera, Stark usłyszał dźwięk, który zwrócił jego wzrok jeszcze dalej w górę. Zapalone w kręgu pochodnie oświetlały flagę, która powiewała na najwyższej wieży zamku. Trzeszczała w zimnej, rześkiej bryzie, ale Stark wyraźnie zobaczył śmiały kształt potężnego czarnego byka z wizerunkiem bogini albo być może królowej.
187
Potem otworzyły się drzwi do zamku i Wojownicy, mężczyzna i kobieta, wyszli z niego przekraczając most, krocząc w ich kierunku. Stark automatycznie cofnął się do tyłu kiedy Darius podszedł obok niego ustawiając się w pozycji obronnej. „Nie szukajcie kłopotów, gdzie ich nie ma,” powiedział Seoras, wprawiając w ruch jego ściśniętą rękę. „Oni tylko chcą okazać szacunek Twojej królowej.” Wojownicy byli ubrani jak Seoras, czy byli mężczyznami, czy kobietami, poruszali się szybko, ale bez żadnych oznak agresji do Starka. Przybyli w dwóch kolumnach, trzymając skórzane nosze pomiędzy nimi. „To jest tradycja, szacunek chłopcze, kiedy jeden z nas upada. To jest obowiązek Klanu, by zwrócić go, albo ją do domu Tir, wyspy naszej młodości.” Powiedział Seoras. „Nigdy nie zostawiamy jednego z naszych.” Stark zawahał się. Napotykając wzrok Wojowników, powiedział. „Nie sądzę, że mogę pozwolić jej odejść.” „Och, tak.” Powiedział cicho Seoras, kiwając głową w zrozumieniu. „Nie musisz. Będziesz zajmował główną pozycję. Klan zrobi resztę.” Gdy Stark tam stał, nieruchomo, Seoras podszedł do niego i wyciągnął ręce. Nie zamierzał pozwolić Zoey odejść; nie sądził, że mógłby to znieść. Wtedy Stark zobaczył złoty naszyjnik celtycki wodza, mieniący się na nadgarstku Seorasa. To było światło, które dosięgło czegoś w nim. Z wstrząsem zaskoczenia zdał sobie sprawę, że zaufał Seorasowi kiedy podawał Zoey Wojownikowi, wiedział, że nie oddawał jej, ale zamiast tego dzielił się nią. Seoras odwrócił się i delikatnie położył Zoey na noszach. Wojownicy, sześciu z każdej strony, pochyliło głowy z szacunkiem. Następnie przywódca, wysoka, kruczo-włosa kobieta, która stała na głównej pozycji przy noszach, powiedziała do Starka. „Wojowniku, moje miejsce jest twoje.” Przechodząc instynktownie, Stark podszedł do noszy, a kiedy kobieta się wycofała, chwycił uchwyt. Seoras szedł przed nimi. Stark i inni Wojownicy podążali za nim, niosąc Zoey jak upadłą królową do zamku królowej Sgiach.
Tłumaczenie: Emergency
188
Stark Wnętrze zamku było wielkim zaskoczeniem, zwłaszcza po makabrycznych „dekoracjach” na zewnątrz. Przynajmniej Stark spodziewał się, że to będzie zamek Wojowników – męski, jakby spartański i w zasadzie jak połączenie lochu i pokoju facetów. Był naprawdę w błędzie. Wnętrze zamku było wspaniałe. Podłoga była gładkim, białym marmurem ze złoceniami. Kamienne ściany były pokryte jasno kolorowymi tapetami, które opisywały wszystko z pięknych krajobrazów wyspy, zaczynając od kudłatych krów kończąc na zdjęciach bitew, które były tak piękne jak i krwawe. Przeszli przez przedpokój, zeszli w dół długiego korytarza i doszli do ogromnych podwójnych kamiennych schodów, kiedy Seoras zatrzymał kolumnę machnięciem ręki. „Ty możesz być Opiekunem Ace, jeśli możesz podjąć decyzję. Więc musisz zdecydować, chłopcze. Czy chcesz zabrać twoją królową wyżej i wykorzystać trochę czasu na odpoczynek i przygotowanie, czy zdecydujesz się zacząć teraz twoje zadanie?” Stark się nie zawahał. „Nie mam czasu na odpoczynek i zacząłem przygotowania od tego dnia, kiedy Zoey zaakceptowała moją przysięgę, jako jej Wojownika. Moją decyzją jest to, by zacząć teraz moje zadanie.” Seoras nieznacznie skinął głową. „Dobrze, chodźmy do Komnaty Fi-anna Foil.” Wojownik odwrócił się od schodów i kontynuował w dół korytarza. Tuż za nim Stark i inni nieśli Zoey. Aby dopełnić irytacji Starka, Afrodyta przyspieszyła krok, aż była prawie obok niego i zapytała. „Więc, Seoras, co dokładnie miałeś na myśli, kiedy powiedziałeś, że Stark ma zadanie?” Seoras obrzucił ją spojrzeniem przez ramię, a potem powiedział, „Nie zająknąłem się, kobieto. Nazwałem jego prośbę zadaniem i to wszystko.” Afrodyta parsknęła. „Zamknij się.” Wyszeptał do niej Stark. Jak zwykle Afrodyta go zignorowała. „Tak, załapałam słowo. Nie jestem tylko pewna jego znaczenia.” Seoras doszedł do ogromnych podwójnych drzwi. Stark pomyślał, że wyglądali jakby zbierali armię, ale wszystko, co powiedział Wojownik niskim, łagodnym głosem, to: „Twój Strażnik prosi o pozwolenie, by wejść moja Ace.” Z dźwiękiem westchnienia kochanka drzwi się same otworzyły, a Seoras 189
wprowadził ich do najbardziej niesamowitego pokoju, jaki Stark kiedykolwiek widział. Sgiach siedziała na białym marmurowym tronie, który znajdował się na trzystopniowym podium pośrodku ogromnej komnaty. Tron był niesamowity, rzeźbiony od góry skomplikowanymi węzłami historii, ale witraż za Sgiach i jej podwyższenie właśnie ujawniało świt, i Stark wprawiony w osłupienie zatrzymał się tuż poza jego narastającym blaskiem, paraliżując kolumnę i dziwnie patrzył na wszystkich wojowników. Mrużył oczy przed światłem i próbował zmusić się, by jego mózg pracował przez mgłę, którą godziny światła słonecznego w nim spowodowały, kiedy Afrodyta podeszła, ukłoniła się nisko do Sgiach i następnie powiedziała Seoras. „Stark jest czerwonym wampirem. Jest inny niż wy chłopaki. On się spali w bezpośrednim świetle dziennym.” „Zasłonić okna,” rozkazał Seoras. Wojownicy natychmiast wykonali jego polecenie, rozwijając czerwone aksamitne zasłony, których Stark wcześniej nie zauważył. Oczy Starka natychmiast dostosowały się do ciemności, która okryła pokój, większość wojowników zapaliło boczne pochodnie i kandelabr, więc widział wyraźnie Seorasa podchodzącego do podium i zajmującego miejsce na lewo od tronu jego królowej. Stał tam z pewnością, która była prawie namacalna. Stark bez żadnych wątpliwości wiedział, że nic na tym świecie nie mogło ominąć Seorasa i zrobić krzywdy jego królowej i przez chwilę Stark poczuł okropny przypływ zazdrości. Chcę tego! Chcę Zoey z powrotem tak, bym mógł być pewien, że nic więcej jej nie skrzywdzi! Sgiach podniosła rękę i pogłaskała krótko przedramię jej Wojownika, ale intymnie. Królowa nie spojrzała na Seorasa, ale Stark tak. Patrzył w dół na nią z wyrazem twarzy, który Stark całkowicie rozumiał. On jest jej Strażnikiem. I ją kocha. „Podejdź. Połóż młodą królową przede mną.” Kiedy Sgiach przemówiła, wykonała zapraszający ruch. Kolumna przesunęła się do przodu i delikatnie położyła nosze Zoey na marmurowej podłodze u stóp królowej. „Nie możesz znieść światła słonecznego. Czym jeszcze się różnisz?” Powiedziała Sgiach, kiedy ostatnia pochodnia została zapalona, a pokój przybrał ciepły żółty błysk od otwartego płomienia.
190
Wojownicy zniknęli w zacienionych kątach komnaty. Stark zwrócił się twarzą do królowej i jej Strażnika odpowiadając jej szybko, bez jakiejkolwiek zabawy albo wstępnej straty czasu. „Zazwyczaj śpię w ciągu całego dnia. Nie egzystuję na sto procent tak długo, jak słońce jest na niebie. Mam większą żądzę krwi niż zwykłe wampiry. Nie mogę wejść do prywatnego domu bez zaproszenia. Może być więcej różnic, ale nie jestem wampirem zbyt długo, a to wszystko, co zauważyłem do tej pory.” „To prawda, że umarłeś i zostałeś wskrzeszony?” Zapytała królowa. „Tak.” Stark wypowiedział szybko słowo, mając nadzieję, że nie będzie go więcej pytać o ten temat. „Intrygujące…” Mruknęła Sgiach. „Czy to podczas dnia dusza twojej królowej została rozbita? Czy to dlatego zawiodłeś, kiedy ją chroniłeś?” Zapytał Seoras. Poczuł jakby Wojownik strzelił mu tym pytaniem w serce, ale Stark pewnie napotkał jego wzrok i powiedział tylko prawdę. „Nie. To nie był dzień. Nie przez to ją zawiodłem. Zawiodłem ją, bo popełniłem błąd.” „Jestem pewna, że Wyższa Rada jak również wampiry w twoim Domu Nocy wyjaśnili ci, że rozbita dusza jest wyrokiem śmierci dla Wyższej Kapłanki i dość często także dla jej Wojownika. Dlaczego wierzysz przychodząc tu, że zmienisz to?” Powiedziała Sgiach. „Bo jak powiedziałem wcześniej, Zoey nie jest tylko Wyższą Kapłanką. Ona jest inna. Ona jest kimś więcej. I nie zamierzam być tylko jej Wojownikiem; chcę być jej Strażnikiem.” „Więc chcesz dla niej umrzeć.” Wojownik nie wypowiedział tego jak pytania, ale w każdym razie Stark skinął głową. „Tak, chcę dla niej umrzeć.” „Ale on wie, że jeżeli umrze wtedy nie będzie miał szansy, by powróciła do jej ciała.” Powiedziała Afrodyta, kiedy ona i Darius podeszli obok niego. „Bo tego próbowali inni Wojownicy, a żadnemu z nich się nie udało.” „On chce wykorzystać byki i starożytny sposób Wojownika, by znaleźć drzwi do Otherworldu, podczas gdy nadal będzie żył,” powiedział Darius. Seoras roześmiał się bez poczucia humoru. „Nie możesz oczekiwać, że wejdziesz do Otherworldu ścigając mity i plotki.”
191
„Wypuściłeś flagę czarnego byka nad zamkiem,” powiedział Stark. „Mówisz o tara, starożytnej zapomnianej symbolice, jak moja wyspa,” powiedziała Sgiach. Stark odpowiedział: „My pamiętamy twoją wyspę.” „A byki nie są tak zapomniane w Tulsie,” powiedziała Afrodyta. „Oba z nich pojawiły się tam zeszłej nocy.” Nastąpiła cisza, a na twarzy Sgiach malował się zupełny szok, a wyraz twarzy jej Wojownika zrównał się z ziemią do niebezpiecznej gotowości. „Opowiedz nam,” powiedział Seoras. Szybko i z zaskakująco małym sarkazmem Afrodyta wyjaśniła jak Thanatos powiedziała im o bykach, jak pomogła przywołać Stevie Rea złego byka, a w tym samym czasie Damien i reszta dzieciaków poszukiwało wskazówek, co skierowało ich na odkrycie więzi krwi Starka ze Strażnikami i wyspą Sgiach. „Powiedz mi jeszcze raz dokładnie, co biały byk przepowiedział,” powiedziała Sgiach. „Wojownik musi zajrzeć w swoją krew, aby odkryć most do wejścia na Wyspę Kobiet i wtedy musi pokonać siebie, aby wejść na teren. Tylko przez wyzwanie jednego przed drugim dołączy do swojej Kapłanki. Kiedy do niej dołączy, to jest jej wybór, a nie jego, czy wróci.” Wyrecytował Stark. Sgiach spojrzała na Wojownika. „Byk dał mu przejście do Otherworldu.” Seoras skinął głową. „Tak, ale tylko przejście. Resztę on ma zrobić.” „Wyjaśnij mi to!” Stark nie mógł dłużej sobie poradzić z frustracją. „Co do cholery mam zrobić, aby dostać się do pieprzonego Otherworldu?” „Wojownik nie może wejść do Otherworldu żywy.” Powiedziała Sgiach. „Tylko Wyższa Kapłanka posiada taką zdolność, a niewiele z nich może rzeczywiście uzyskać dostęp do tego obszaru.” „Wiem to,” powiedział Stark przez zaciśnięte zęby. „Ale jak powiedziałeś, byki mnie wpuściły.” „Nie,” poprawił Seoras. „Pozwoliły na przejście, nie na wejście. Ty nie możesz nigdy uzyskać wejścia, jako Wojownik.” „Ale ja jestem Wojownikiem! Więc jak się dostanę? Co oznacza część o pokonaniu siebie?” 192
„Tutaj wkracza stara religia. Dawno temu, męskie wampiry mogły służyć Bogini albo bogom z większymi umiejętnościami niż Wojownik,” powiedziała Sgiach. „Niektórzy z nas byli szamanami,” powiedział Seoras. „Dobrze, więc także muszę być szamanem?” Zapytał Stark, zupełnie zdezorientowany. „Jest tylko jeden Wojownik, jakiego kiedykolwiek znałam, który także stał się szamanem.” Aby przekazać, co miała na myśli, Sgiach położyła rękę na przedramieniu Seorasa. „Jesteście oboje,” powiedziała podekscytowana Afrodyta. „Więc powiedz Starkowi jak to zrobić! Jak może stać się Szamanem i być również Wojownikiem.” Brwi starożytnego Wojownika jak i jeden z kącików jego ust uniosły się w sarkastycznym uśmiechu. „Ach, to jest naprawdę proste. Wojownik musi umrzeć, aby urodzić się Szamanem.” „Super. Tak, czy inaczej muszę umrzeć,” powiedział Stark. „Tak, na to wygląda,” powiedział Seoras. W jego wyobraźni Stark mógł prawie usłyszeć Zoey, „Ach cholera!”
Tłumaczenie: Emergency
193
Rozdział 21 Stevie Rae Wiedziała, że dopadną ją, kiedy wróci do szkoły, ale Stevie Rae nie spodziewała się, że sama Lenobia będzie czekać na parkingu na nią. „Zrozum potrzebowałam czasu dla siebie. Jak widzisz, wszystko ze mną w porządku i…” „W wieczornych wiadomościach były informacje o gangu, który włamał się do mieszkań w Tribune Loft. Czworo ludzi zostało zabitych. Ich gardła zostały poderżnięte i zostali praktycznie osuszeni z krwi. Jedynym powodem, dlaczego policja nie zapukała do naszych drzwi są zeznania kilku świadków, którzy przysięgali, że to był gang ludzkich nastolatków z Czerwonymi oczami.” Stevie Rae przełknęła gorycz zalegającą w jej gardle. „To byli czerwoni adepci, których zostawiłam w magazynie. Namieszali we wspomnieniach świadków, ale żaden z nich nie jest Zmieniony, więc nie mają zdolności, by ukryć wszystko.” „Nie mogli wymazać tych wściekle czerwonych oczu ze wspomnień ludzkich,” Lenobia powiedziała, przytakując w potwierdzeniu. Stevie Rae wyszła z samochodu i skierowała się w stronę szkoły. „Dragon nie poszedł za nimi, czyż nie?” „Nie. Zajął się małą grupą adeptów. Zaczął już prowadzić zajęcia z samoobrony z nimi w przypadku kolejnego ataku Raven Mockers.” „Lenobia, poważnie myślę, że ten jeden przez przypadek znalazł się w parku. Założę się, że już jest mile od Tulsy.” Lenobia zrobiła lekceważący gest. „Jeden Raven Mocker to już za dużo, nieważne czy jest sam czy w stadzie, Dragon upoluje go i zniszczy. Chyba, że Kalona i Neferet popędzą ich, ale sądzę, że nie musimy się martwić o to, że zaatakują szkołę. Chcę się o wiele bardziej skoncentrować na tych nędznych czerwonych adeptach.” „Ja też.” Stevie Rae była zła z powodu zmiany tematu. „W raporcie w wiadomościach mówili, że ludzie zostali częściowo osuszeni z krwi?” Lenobia przytaknęła. „Tak, a ich gardła były poderżnięte – nie przecięte czy przegryzione, tak jakbyś ty albo ja miały się pożywić.” „Oni nie posilali się. Bawili się. Uwielbiają terroryzować ludzi, to dla nich rodzaj rozrywki.” 194
„To naprawdę obrzydliwe.” Słowa z ust Lenobii padły szybko, jej głos był przepełniony złością. „Ci, z których się pożywiamy powinni czuć przyjemność jak my. To dlatego Bogini dała nam zdolność dzielenia takich potężnych doznań z ludźmi. Nie znęcamy się nad nimi i nie torturujemy ich. Jesteśmy im wdzięczni – czynimy z nich naszych małżonków. Wyższa Rada wypędzała wampiry, które nadużywały siły na ludziach.” „Nie powiedziałaś Wyższej Radzie o czerwonych adeptach, czyż nie?” „Nie zrobiłabym tego bez przedyskutowania tego najpierw z tobą. Jesteś ich Wyższą Kapłanką. Ale musisz zrozumieć, że ich działania zaprowadzą ich dalej, a potem reszta z nas ich odizoluje.” „Wiem, ale wciąż chcę poradzić sobie z nimi sama.” „Nie znowu sama. Nie tym razem,” powiedziała Lenobia. „Masz rację. Dzisiaj pokazali mi, jak niebezpieczni są.” „Powinnam wezwać Dragona?” „Nie. Nie idę sama, mam plan, dam im ultimatum – rozwiną się w pozytywny sposób albo wypad – ale jeśli wezmę tam osoby postronne, nie będę miała szansy, by zdecydowali czy poddać się Ciemności czy pójdą ze mną.” Potem Stevie Rae zrozumiała to, co powiedziała. „O Bogini, to jest to! Nie wiedziałam o tym zanim nie spotkałam byków, ale teraz rozumiem. Lenobia, to co dopada nas po śmierci i czyni nas potem nieumarłymi, a następnie jesteśmy źli i przepełnieni żądzą krwi i takie tam – to Ciemność. To znaczy, że to nie jest nic nowego. To musi być starożytne jak Wojownik i wierzenia o bykach. Neferet kryje się za tym, co stało się mi i reszcie dzieciaków.” Napotkała wzrok Mistrzyni Jeździectwa i zobaczyła strach, który się w nich odbijał. „Ona związała się z Ciemnością. Teraz nie mam żadnych wątpliwości co do tego.” „Obawiam się, że nie było żadnych wątpliwości co do tego już długi czas,” powiedziała Lenobia. „Ale jak do diabła Neferet odkryła to wszystko o Ciemności? Od wieków wampiry czczą Nyks.” „To, że ludzie przestali czcić, nie znaczy, że bóstwo przestaje istnieć. Siły dobra i zła poruszają się w nieskończonym tańcu, nie bacząc na zachcianki śmiertelników czy modę.” 195
„Ale Nyks jest Boginią.” „Nyks jest naszą Boginią. Możesz naprawdę wierzyć, że jest jedynie jedno bóstwo na świecie jak i kilka.” Stevie Rae westchnęła. „Zgaduję, że jeśli przedstawiasz to w ten sposób, muszę się z Tobą zgodzić, ale chciałabym, żeby nie było więcej wyborów związanych ze złem.” „Więc byłby tylko jeden wybór dla dobra. Pamiętaj, zawsze i wiecznie musi być równowaga.” Szły w ciszy przez chwilę zanim Lenobia powiedziała, „Weźmiesz ze sobą czerwonych adeptów, by skonfrontować się z tymi nikczemnikami?” „Taa.” „Kiedy?” „Im szybciej, tym lepiej.” „Zostały ledwie trzy godziny do świtu,” powiedziała Lenobia. „No cóż, zadam im proste pytanie, na które odpowiedź będzie tak lub nie. To nie zajmie mi dużo czasu.” „A co jeśli powiedzą nie?” „Jeśli powiedzą nie, upewnię się, że nie będą mogli używać tuneli magazynu, jako swojej wygodnej kryjówki, upewnię się również, że są odizolowani. Wciąż nie wierzę, że jako jednostki wszyscy są źli.” Stevie Rae zawahała się, a potem dodała, „Nie chcę ich zabijać. Czuję, że jeśli zrobiłabym to, poddałabym się ciemności. A ja nie chcę, by Ciemność dotknęła mnie jeszcze kiedykolwiek.” Zobaczyła wspomnienie Rephaima, jego rozpostarte skrzydła w pełni wyleczone i silne. Lenobia przytaknęła. „Rozumiem. Nie zgadzam się z Tobą, Stevie Rae, ale rozumiem. Mimo to, twój plan ma zaletę. Jeśli wstrząśniesz ich bastionem i zmusisz ich do rozłamu, Ci którzy zostaną będą musieli martwić się o przetrwanie i nie będą mieli czasu na zabawy z ludźmi.” „Dobrze, więc rozdzielmy się, będę potrzebować wszystkich czerwonych adeptów, spotkamy się przy Hammerze na parkingu – zaraz. Ja wezmę akademik.”
196
„Ja pójdę do szatni i kawiarni. Kiedy szłam na spotkanie z Tobą widziałam, że Kramisha szła do kawiarni. Pójdę do niej najpierw. Ona zawsze wie, gdzie są wszyscy.” Stevie Rae przytaknęła, a Lenobia odbiegła od niej, zostawiając ją samą. A ona zmierzała w kierunku akademika. Była sama i mogła pomyśleć. Powinna pomyśleć co do cholery powie tej głupiej Nicole i jej grupie adeptów – zabójców. Ale nie mogła wyrzucić z myśli Rephaima. Odejście od niego było najgorszą rzeczą jaką zrobiła w swoim życiu. Więc dlaczego to zrobiła? „Bo on jest zdrów znowu,” powiedziała na głos, a potem zamknęła usta i rozejrzała się dookoła z poczuciem winy. Na szczęście, nie było nikogo w pobliżu. Wciąż trzymała buzię na kłódkę, kiedy jej myśli kontynuowały wyścig. No dobra, Rephaim był wyleczony i w ogóle. I co? Czy naprawdę myślała, że zawsze już będzie chory? Nie! Nie chcę, żeby był chory! Myśl przyszła szybko i była szczera. Ale nie tylko dlatego, że był zdrów. To, że Ciemność go uleczyła – sprawiło, że wyglądał… Myśli Stevie Rae zanikły, bo nie chciała tam iść. Nie chciała przyznać nawet cicho jak Rephaim wyglądał dla niej, kiedy stał tam, oświetlony światłem księżyca, cały i zdrowy. Nerwowo pokręciła blond lokami. W każdym bądź razie byli Skojarzeni. Powinien wyglądać w pewien sposób dla niej. Ale Afrodyta nie wzruszała jej jak zaczął to robić Rephaim. „No cóż, nie jestem lesbijką!” Wymamrotała, a potem zamknęła usta znowu, bo ta myśl przemknęła w jej głowie nawet jeśli nie chciała. Stevie Rae lubiła sposób, w jaki Rephaim wyglądał. Był silny i piękny, i przez chwilę uchwyciła piękno w bestii i nie był potworem. Był wspaniały i był jej. Zatrzymała się. To przez tego cholernego czarnego byka! Tak, zdecydowanie. Zanim się całkiem zmaterializował, zapytał się Stevie Rae: Mogę odegnać Ciemność, ale jeśli to zrobię, będziesz winna dług Światłu, a ten dług będzie wiązał twoje człowieczeństwo z tym stworzeniem – z tym, które chcesz ocalić. Odpowiedziała bez wahania: Tak, zapłacę Twoją cenę. Więc cholerny byk zalał ją jakimś gównianym Światłem, robiąc coś z jej wnętrzem. 197
Ale, czy to była prawda? Stevie Rae zawijała wokół palca lok, kiedy myślała o tym. Nie – coś zmieniło się między nią i Rephaimem zanim czarny byk pojawił się. To stało się wtedy, kiedy Rephaim stanął twarzą w twarz z Ciemnością dla niej i przejął ból jej długu. Rephaim powiedział, że należy do niego. Dzisiaj zrozumiała, że miał rację, a to przeraziło ją bardziej niż Ciemność.
Tłumaczenie: Maily (marlen1986)
198
Stevie Rae „Dobrze, więc są wszyscy?” Głowy zaczęły przytakiwać i nagle usłyszała Dallasa, „Tak, wszyscy są.” „Te złe dzieciaki zabiły tych ludzi w Tribune Lofts, czyż nie?” Powiedziała Kramisha. „Taa,” powiedziała Stevie Rae. „Tak myślę.” „To źle,” powiedziała Kramisha. „Naprawdę źle.” „Nie możesz im pozwolić zabijać ludzi tak po prostu,” powiedział Dallas. „To nie są nawet bezdomni.” Stevie Rae zrobiła długi wydech. „Dallas, ile razy mam tłumaczyć, że to nie ma znaczenia, czy ktoś jest bezdomnym czy nie – to nie dobre zabijać jakichkolwiek ludzi.” „Przepraszam,” powiedział Dallas. „Wiem, że masz rację, ale czasem słowo zanim namiesza w głowie, w jakiś sposób o tym zapominam.” Zanim… to słowo wydawało się rozbrzmieć echem wokół nich. Stevie Rae wiedziała dokładnie co Dallas miał na myśli: zanim jej człowieczeństwo zostało ocalone przez poświęcenie Afrodyty i mieli możliwości wybrania dobra nad złem. Pamiętała zanim, ale potem kolejny dzień odchodził i oddalał ją od tej ciemnej przeszłości, więc było coraz łatwiej dla Stevie Rae wyrzucić to z umysłu. Kiedy obserwowała Dallasa, zastanawiała się, czy dla niego to było inne – dla reszty dzieciaków, które nie przeszły jeszcze Przemiany, bo Dallas wydawał się inny niż zwykle. „Stevie Rae? Wszystko w porządku?” Dallas zapytał, oczywiście czuł się niekomfortowo z powodu jej badawczego spojrzenia. „Taa, w porządku. Po prostu myślałam. Więc zrobimy tak: Wrócę do tuneli pod magazynem, do naszych tuneli i dam tym dzieciakom jeszcze jedną szansę, by zdecydowały, czy będą zachowywać się dobrze. Jeżeli tak, zostaną i wrócą do szkoły z nami w poniedziałek. Jeśli nie, będą musiały znaleźć inne miejsce, swoje własne, bo chcemy przejąć tunele znowu, a oni nie są mile widziani.” Kramisha uśmiechnęła się. „Wracamy do życia w tunelach!” „Taa,” Stevie Rae powiedziała i wiedziała z wiwatów i okrzyków pełnych ulgi, które usłyszała od dzieciaków, że podjęła dobrą decyzję. „Nie rozmawiałam 199
jeszcze o tym z Lenobią, ale wydaje mi się, że nie będzie problemu z przemieszczaniem się między magazynem a Domem Nocy. Musimy być pod ziemią i nawet, mimo że lubię tę szkołę nie czuję się tam jakbym była w domu. W tunelach natomiast tak.” „Zgadzam się z Tobą, dziewczyno,” powiedział Dallas. „Ale musimy coś ustalić teraz. Nie staniesz twarzą w twarz z tymi dzieciakami znowu. Idę z tobą.” „Ja też,” powiedziała Kramisha. „Nie dbam o to jaką historyjkę sprzedałaś innym, wiem, że to złe dzieciaki kryją się za podpieczeniem Cię na dachu.” „Taa, wszyscy o tym rozmawialiśmy,” powiedział umięśniony Johnny. „Nie pozwolimy, by nasza Wyższa Kapłanka stanęła twarzą w twarz sama z tym gównem.” „Nie ważne jak moc ziemia-skopie-wasze-tyłki jest potężna,” powiedział Dallas. „Nie idę sama. Dlatego zawołałam Was wszystkich tutaj. Odbijemy nasze tunele, a jeśli jakieś tyłki będą musiały zostać skopane, to zrobimy to,” powiedziała Stevie Rae. „Więc Johnny B, chciałabym, żebyś poprowadził Hammera.” Cisnęła w niego kluczykami. Wielki chłopak uśmiechnął się do niej i złapał kluczyki w powietrzu. „Zabierz Ant, Shannoncompton, Montoyę, Elliotta, Sophie, Geraty i Venus z sobą. Ja wezmę Dallasa i Kramishę garbusem Z. Jedźcie za mną – jedziemy na niższy parking magazynu.” „Brzmi nieźle, ale jak znajdziemy te dzieciaki? Wiesz, że te tunele są jak… no cóż… mrowisko,” powiedział mały dzieciak zwany Ant i wszyscy zachichotali. „Myślałam o tym także,” powiedziała Kramisha. „I mam pomysł, jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko, że coś powiem.” „Hej, to jeden z powodów, dla których Was wezwałam. Chcę, żeby wszyscy mi z tym pomogli,” powiedziała Stevie Rae. „No dobra, więc te dzieciaki próbowały Cię zabić raz, prawda?” Rozumiejąc, że nie może ukrywać tego przed jej adeptami, Stevie Rae przytaknęła. „Prawda.” „Więc jeśli próbowały i nie udało im się Ciebie pozbyć poprzednim razem, będą chciały spróbować jeszcze raz, prawda?” „Prawdopodobnie.” „Co zrobią, jeśli pomyślą, że byłaś znowu w tunelach?” „Przyjdą mnie dopaść,” powiedziała Stevie Rae. 200
„Więc użyj ziemi, by wiedziały, że tam byłaś. Możesz to zrobić, prawda?” Stevie Rae zamrugała ze zdziwienia. „Nigdy przedtem o tym nie pomyślałam, ale założę się, że mogę.” „To genialne, Kramisha!” Powiedział Dallas. „Totalnie!” Powiedziała Stevie Rae. „Więc poczekajcie i pozwólcie mi coś zrobić.” Pospiesznym krokiem ruszyła z parkingu w stronę szkoły. Było tam kilka starych dębów, kutych z żelaza ławek i fontanna, otoczone przez jakby pierzynę. Kiedy jej adepci obserwowali ją, stanęła twarzą na północ, a potem uklękła na ziemi na wprost największego z dwóch drzew. Pochyliła głowę, koncentrując się. „Przybądź do mnie, Ziemio,” wyszeptała. Natychmiast ziemia wokół jej kolan stała się cieplejsza, a potem poczuła zapach dzikich kwiatów i ściętej trawy. Stevie Rae przycisnęła dłonie do ziemi, którą tak kochała i cieszyła się jej połączeniem z żywiołem. Czując ciepło i przepełniona siłą natury, powiedziała, „Tak! Znam Cię – mogę czuć Cię, a Ty czujesz mnie. Proszę, zrób coś dla mnie. Proszę weź tę magię, tę obłędną moc i tchnij ją w główny tunel pod magazynem. Tak, by wyglądało na to, że tam byłam, by każdy to wiedział.” Stevie Rae zamknęła oczy, wyobraziła sobie lśniącą zieloną błyskawicę energii opuszczającą jej ciało, podróżującą przez ziemię, wypełniającą tunele na zewnątrz jej starego pokoju w magazynie. Potem powiedziała, „Dziękuję Ziemio. Dziękuję, że jesteś moim żywiołem. Możesz teraz odejść.” Kiedy dołączyła do swoich adeptów, wszyscy patrzyli się na nią z szeroko otwartymi oczami. „Co?” Zapytała. „To był niesamowite,” powiedział Dallas, jego głos był pełny podziwu. „Taa, byłaś zielona i cała lśniłaś,” powiedziała Kramisha. „Nigdy nie widziałam nic takiego.” „To było totalnie super,” powiedział Johnny B, kiedy reszta dzieciaków przytakiwała i uśmiechała się. Stevie Rae uśmiechnęła się do nich, czując się naprawdę jak Wyższa Kapłanka. „No cóż, myślę, że się udało,” powiedziała. „Taa, myślisz?” powiedział Dallas.
201
„Tak myślę,” powiedziała, a on obdarzył ją takim spojrzeniem, które spowodowało, że żołądek Stevie Rae wywrócił się dziwnie. Musiała wstrząsnąć sobą w myślach i skoncentrować się, mówiąc, „No dobra. Zróbmy to.” Dzieciaki rozproszyły się do dwóch pojazdów, a Dallas objął ramieniem Stevie Rae. Pozwoliła mu przyciągnąć się bliżej. „Jestem dumny z Ciebie, dziewczyno,” powiedział. „Dzięki.” Złapała go w pasie, a potem wsunęła dłoń w jego tylną kieszeń spodni. „Cieszę się, że bierzesz nas ze sobą tym razem,” powiedział. „To dobry pomysł,” powiedziała. „W dodatku jesteśmy silniejsi razem niż osobno.” Obok garbusa, zatrzymał się i przyciągnął ją w swoje ramiona. Pochylając się, wyszeptał przy jej ustach. „Racja, dziewczyno. Jesteśmy silniejsi razem.” Potem pocałował ją z gwałtownym pożądaniem, które zaskoczyło Stevie Rae. Zanim zorientowała się oddała mu pocałunek – lubiła sposób w jaki jego silne, znajome, kompletnie normalne ciało sprawiało, że się czuła. „Może wynajmiecie sobie pokój?” Zawołała do nich Kramisha, kiedy gramoliła się, by wsiąść na tylne siedzenie garbusa. Stevie Rae zachichotała, dziwnie prowadzona światłem, zwłaszcza kiedy pomyślała Prawda jest taka, że nie możesz całować innego. Dallas niechętnie wypuścił ją z objęć, więc mogła przejść na stronę kierowcy w garbusie. Nad dachem uchwycił jej spojrzenie i powiedział delikatnie. „Ten pokój to niezły pomysł.” Stevie Rae poczuła, że jej policzki stają się gorące, a kolejny chichot wydobył się z jej ust. Ona i Dallas zanurkowali do samochodu. Z tylnego siedzenia, Kramisha zaczęła narzekać. “Słyszałam, że podoba Ci się pomysł z pokojem, Dallas, ale lepiej żebyście porzucili takie rynsztokowe myśli i skupili się na tych złych dzieciakach, które podrzynają ludziom gardła.” „Powiedziałem pokój, nie rynsztok,” Dallas uśmiechnął się zawadiacko w stronę Kramishy. „A ja jestem wielozadaniowa,” dodała Stevie Rae, chichocząc znowu. „Nieważne. Jedźmy już. Mam złe przeczucia w związku z tym,” powiedziała Kramisha. 202
Natychmiast Stevie Rae spojrzała się na Kramishę poważnie w lusterku wstecznym, kiedy wyjeżdżała z parkingu. „Dziwne przeczucia? Napisałaś kolejny wiersz, to znaczy poza tym, który mi pokazałaś?” „Nie. I nie będę rozmawiać o tych złych dzieciakach.” Stevie Rae zmarszyła się na odbicie Kramishy. „A o czym innym mogłybyście rozmawiać?” Zapytał Dallas. Kramisha obdarzyła Stevie Rae długim spojrzeniem zanim odpowiedziała mu. „O niczym. Ogarnia mnie znowu jakaś paranoja, to wszystko. A Wy przyklejacie się do siebie zamiast skupić się na ważnych sprawach, co nie pomaga.” „Skupiam się na ważnych sprawach,” powiedziała Stevie Rae, nie patrząc już na odbicie Kramishy i koncentrując się na drodze. „Taa, pamiętaj, że moja dziewczyna jest Wyższą Kapłanką i zdecydowanie poradzi sobie ze stadem gówniarzy za jednym zamachem.” „Huh,” parsknęła Kramisha. Droga do magazynu była krótka i cicha. Stevie Rae była świadoma, że Kramisha siedzi na tylnim siedzeniu. Ona wie o Rephaimie. Myśl przemknęła w głowie Stevie Rae, ale natychmiast ją wyciszyła. Kramisha nie wiedziała o Rephaimie. Wiedziała jedynie, że był ktoś inny. Nikt nie wiedział o Rephaimie. Poza czerwonymi adeptami. Panika zawładnęła jej żołądkiem. Co do diabła zrobi, jeśli Nicole albo któreś z innych dzieciaków powie jej adeptom o Rephaimie? Stevie Rae mogła sobie wyobrazić tę scenę. Nicole będzie pełna nienawiści i okrutna. Jej dzieciaki będą totalnie zszokowane i oszaleją. Nie uwierzą, że mogłaby… Z odczuciem rzeczywistości, prawie westchnęła na głos, Stevie Rae znała odpowiedź. Jej adepci nie uwierzą, że jest Skojarzona z Raven Mocker. Nigdy. Po prostu zaprzeczy. Nie ma żadnego dowodu. Taa, jej krew może pachnieć dziwnie, ale już to wytłumaczyła. Ciemność żywiła się z niej – to uczyniło jej zapach dziwnym. Kramisha uwierzyła w to, nawet Lenobia uwierzyła. Więc reszta dzieciaków też uwierzy. To będzie jej słowo, słowo Wyższej Kapłanki, przeciwko słowom kilku dzieciaków, które stały się złe i próbowały ją zabić. A co jeśli niektórzy z nich zdecydują się wybrać dobro dzisiaj i zostaną z nimi? 203
Wtedy będą musieli trzymać buzie na kłódkę, albo nie zostaną, uśmiech zagościł na twarzy Stevie Rae, kiedy parkowała na parkingu przy magazynie i zbierała jej adeptów wokół niej. „Dobra, wchodzimy. Nie bagatelizujcie ich,” powiedziała Stevie Rae. Bez żadnej dyskusji, Dallas przeszedł na jej prawą stronę, a Johnny B zajął lewą. Reszta dzieciaków podążała za nią blisko, kiedy spychali na bok zwodniczo wyglądającą okratowaną osłonę, która dała im łatwy dostęp do piwnicy opuszczonego magazynu w Tulsie. Wszystko wyglądało prawie tak samo jak wtedy, kiedy tam mieszkali. Było jedynie trochę więcej śmieci, ale właściwie była to ciemna i zimna piwnica. Przeszli do rogu, gdzie znajdowało się wejście do tuneli pod nimi, gdzie było jeszcze ciemniej. „Widzisz coś?” Dallas zapytał ją. „Oczywiście, ale zapalę pochodnie, kiedy tylko znajdę zapałki lub cokolwiek, więc wszyscy również będziecie widzieć.” „Mam zapalniczkę,” powiedziała Kramisha, przekopując jej wielką torebkę. „Kramisha, nie mów mi, że palisz,” powiedziała Stevie Rae, biorąc od niej zapalniczkę. „Nie, nie palę. To głupie. Ale lubię być przygotowana. A zapalniczka czasem jest przydatna – jak teraz.” Stevie Rae zaczęła opuszczać się w dół na metalową drabinę, ale ręka Dallasa na jej ramieniu zatrzymała ją. „Nie, ja idę pierwszy. Oni nie chcą mnie zabić.” „No cóż, nie wiesz tego,” sprzeciwiła się Stevie Rae, ale pozwoliła mu zejść zanim sama zeszła, Johnny B podążał blisko za nią. „Czekajcie.” Zatrzymała ich u stóp drabiny, kiedy przeszła z całkowitą ufnością w kompletnej ciemności do pierwszej ze starych lamp naftowych, która powieszona była na ścianie tunelu. Zapaliła lampę i odwróciła się, by uśmiechnąć się do chłopaków, „No, teraz lepiej, co?” „Dobra robota, dziewczyno.” Dallas uśmiechnął się do niej. Potem zawahał się i skinął głową w bok. „Słyszałeś to?” Stevie Rae spojrzała na Johnnego B, który potrząsnął głową, kiedy pomagał Kramishy zejść z drabiny.
204
„Co słyszałeś, Dallas?” Zapytała go Stevie Rae. Dallas przycisnął dłoń do nieprzyjemnie betonowej ściany tunelu. „To!” Brzmiał jak zahipnotyzowany. „Dallas, mówisz bez sensu,” powiedziała do niego Kramisha. Spojrzał na nich przez ramię. „Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że mogę słyszeć brzęczenie kabli elektrycznych.” „To dziwne,” powiedziała Kramisha. „No cóż, zawsze byłeś super dobry z elektryczności i w tych wszystkich męskich sprawach,” powiedziała Stevie Rae. „Taa, ale nigdy nie było tak przedtem. Poważnie, mogę usłyszeć brzęczenie elektryczności w kablach, które się łączą tutaj.” „No cóż, może masz jakieś powinowactwo, i może nie zdawałeś sobie z tego sprawy przedtem, kiedy byliśmy tutaj, więc wydawało Ci się to normalne,” powiedziała Stevie Rae. „Ale elektryczność nie pochodzi od Bogini. Jak to może być powinowactwo?” Powiedziała Kramisha, wysyłając w stronę Dallasa spojrzenie pełne ciekawości. „Dlaczego nie może być od Nyks?” Powiedziała Stevie Rae. „Tak naprawdę, znałam dziwniejsze rzeczy niż powinowactwo adepta z elektrycznością. Choćby to, że biały byk utożsamia Ciemność.” „Masz rację,” powiedziała Kramisha. „Więc, mogę mieć powinowactwo?” Dallas spojrzał oszołomiony. „Oczywiście, że tak, chłopaku,” powiedziała do niego Stevie Rae. „Jeśli masz powinowactwo, więc spraw, że elektryczność ukazała się w dłoni,” powiedział Johnny B, pomagając Shannoncompton i Wenus zejść z drabiny. „W dłoni? Na przykład jak?” Zapytał Dallas. „No cóż, może możesz odczytać z tego brzęczenia czy czegoś tam, czy Ci źli adepci używali tutaj elektryczności ostatnio?” Powiedziała Kramisha. „Zobaczę.” Dallas odwrócił się do ściany, przycisnął dłoń do betonu i zamknął oczy, zaciskając je. Po kilku uderzeniach serca jego oczy otworzyły się i wydał z siebie westchnienie pełne zaskoczenia, potem jego wzrok podążył wprost na
205
Stevie Rae „Taa, adepci używali elektryczności. Obecnie też używają. Są w kuchni.” „Więc tam pójdziemy,” powiedziała Stevie Rae.
Tłumaczenie: Maily (marlen1986)
206
Rozdział 22 Stevie Rae ,,Ok, to naprawdę mnie wkurwia” Stevie Rae kopnęła kolejną litrową pustą butelkę po Dr Pepper, która zaśmiecała tunel. ,,Są paskudne,” zgodziła się Kramisha. ,,O mój Boże. Jeśli się tym ubrudzę, to będę bardzo wkurwiona,” powiedziała Venus. ,,Ubrudzisz się? Dziewczyno, widziałaś co zrobili z moim pokojem?” Warknęła Kramisha. ,,Naprawdę myślę, że powinniśmy się skupić,” powiedział Dallas. Nadal dotykał dłonią betonowej ściany. Im bliżej kuchni się znajdowali, tym bardziej stawał się niespokojny. ,,Dallas ma rację,” powiedziała Stevie Rae. ,,Najpierw musimy ich stąd wykopać, a potem będziemy się martwić o to, by doprowadzić nasze rzeczy do porządku.” ,,W Pier One i Pottery Barn nadal uznają złotą kartę kredytową Afrodyty,” powiedziała Kramisha do Venus. Venus wyglądała na w znacznym stopniu wyluzowaną ,,Więc to powinno naprawić ten bałagan.” ,,Venus, potrzebujesz wiele więcej niż tylko złotą kartę, by naprawić ten bałagan, w który się zamieniłaś.” Sarkazm napłynął z cieni tunelu przed nimi. ,,Spójrz na siebie - jesteś poskromiona i nudna. A myślałam, że masz całkiem niezły potencjał.” Venus wraz ze Stevie Rae i resztą czerwonych adeptów zatrzymała się. ,,Jestem poskromiona i nudna?” Śmiech Venus był tak samo sarkastyczny jak głos Nicole. ,,Więc Twój pomysł na bycie naprawdę fajną to rozrywanie ludziom gardeł. Proszę Cię. To nawet nie jest efektowne.” ,,Hej, nie czepiaj się, dopóki nie spróbujesz,” powiedziała Nicole, odsuwając na bok koc, który wisiał nad wejściem do kuchni. Oparła się o framugę drzwi oświetlona przez słabe światło latarni. Wyglądała szczuplej - niż zapamiętała to Stevie Rae. Starr i Kurtis stali kawałek za nią, a za nimi przynajmniej tuzin czerwonookich adeptów zebranych w grupie, spoglądających na nich złośliwie. 207
Stevie Rae zrobiła krok do przodu. Nicole była zła, jej zabarwione na czerwono oczy przerzuciły się z niej na Venus. ,,Oh, czy wróciłaś, żeby się jeszcze trochę pobawić?” Powiedziała Nicole. ,,Nie bawię się z Tobą, Nicole. A Wy zabawiacie się…” zrobiła w powietrzu cudzysłów „z ludźmi dokoła”. ,,Nie możesz nam mówić co mamy robić!” Słowa eksplodowały od Nicole. Za nią, Starr i Kurtis obnażyli zęby i wydawali dźwięki, które bardziej przypominały warczenie niż śmiech. Adepci w kuchni poruszyli się niespokojnie. To wtedy Stevie Rae to zobaczyła. Coś było zawieszone w pobliżu sufitu nad złymi adeptami jak drgające morze ciemności, które wydawało się rozlewać i kształtować jak duch stworzony z niczego tylko z ciemności. Ciemność… Stevie Rae przełknęła gulę strachu i zmusiła swoje oczy, by skupiły się na Nicole. Wiedziała co musi zrobić. Musiała zakończyć to teraz, zanim Ciemność otoczy ich jeszcze bardziej niż do tej pory. Zamiast odpowiedzieć Nicole, Stevie Rae wzięła głęboki, oczyszczający wdech i powiedziała, ,,Ziemio, przybądź do mnie!” Gdy poczuła ziemię pod stopami i zakręt tunelu dookoła niej zaczął się ocieplać, przeniosła swą uwagę na Nicole. ,,Jak zawsze, popełniłaś błąd, Nicole. Nie zamierzam ci mówić co masz robić”. Stevie Rae mówiła spokojnym, rzeczowym głosem. Wiedziała z zamglonych oczu Nicole, że jest prawdopodobnie otoczona przez ten zielony poblask, który otaczał ją w Domu Nocy i zaczęła podnosić dłonie czerpiąc więcej hojnej, wibrującej mocy z jej elementu. ,,Zamierzam dać Ci wybór, a wtedy wszyscy poniesiecie konsekwencje tego wyboru. Tak, jak zrobił to każdy z nas.” ,,Co ty na to… Zabierzcie stąd swoje zasrane tyłki z powrotem do Domu Nocy razem z tchórzliwymi popieprzeńcami, którzy nazywają się wampirami,” powiedziała Nicole. ,,Wiesz, że nie jestem zasrańcem,” powiedział Dallas, podchodząc bliżej do Stevie Rae. ,,Ani ja,” zagrzmiał Johnny B zza Dallasa. ,,Nicole, nigdy nie zrobiłam czegoś takiego jak Ty. Zawsze myślałam, że masz tyłek zamiast głowy. Teraz jestem tego pewna,” powiedziała Kramisha,
208
przesuwając się, by stanąć bliżej po stronie Stevie Rae. ,,I nie lubię sposobu w jaki odzywasz się do naszej Wyższej Kapłanki.” ,,Kramisha, nie obchodzi mnie co Ci się podoba, a co nie. I ona nie jest moją Wyższą Kapłanką!” Wykrzyczała Nicole, wypluwając białą ślinę z ust. ,,Naprawdę obrzydliwe,” powiedziała Venus. ,,Może chcesz ponownie przemyśleć te złe rzeczy związane z adeptami. To czyni Cię okropną na więcej niż jeden sposób.” ,,Siła nigdy nie jest okropna, a ja mam siłę,” powiedziała Nicole. Stevie Rae nie musiała patrzeć w górę, by zorientować się, że Ciemność sącząca się pod sufitem kuchni stawała się coraz grubsza. ,,Ok, wystarczy. Najwyraźniej nie potraficie być mili, więc to musi się skończyć. Macie wybór - i każdy z was musi podjąć go sam.” Gdy mówiła Stevie Rae patrzyła za Nicole, napotykając każde nieporuszone, jarzące się czerwienią oczy, mając nadzieję, że dotrze przynajmniej do jednego z nich. ,,Możecie dołączyć do Światła. Jeśli tak zrobicie, będzie to oznaczać, że wybraliście Boginię i jej drogę, i będziecie mogli zostać tutaj z nami. W poniedziałek zaczynamy na nowo lekcje w Domu Nocy, ale będziemy mieszkać tutaj w naszych tunelach, gdzie jesteśmy otoczeni przez ziemię i czujemy się komfortowo, i w ogóle. Lub nadal możecie wybierać Ciemność.” Stevie Rae widziała lekki ruch zaskoczenia u Nicole, gdy to nazwała w ten sposób. ,,Tak, wiem wszystko o Ciemności. I mogę Ci powiedzieć, że takie wygłupy, są poważnym błędem. Ale jeśli to Twój wybór, będziecie musieli opuścić to miejsce, sami, i nie wracać”. ,,Nie możesz nas do tego zmusić!” Powiedział Kurtis zza Nicoli. ,,Mogę,” Stevie Rae uniosła dłonie, ściskając je w świecące pięści. ,,I to nie będę tylko ja. Lenobia powiedziała Wyższej Radzie o Was wszystkich. Będzie oficjalnie wyrzuceni z każdego Domu Nocy na świecie.” ..Hej, Nicole, tak jak powiedziała wcześniej Venus wyglądasz na złą. Jak się czujesz?” Powiedziała nagle Kramisha. Następnie zaczęła mówić głośniej do reszty dzieciaków ponad ramieniem Nicole. ,,Ilu z Was kaszle i czuje się jak gówno? Nie było tu wampira wśród Was do tej pory, prawda?” ,,O Bogini, nie wiem jak mogłam o tym zapomnieć,” powiedziała Stevie Rae do Kramishy, a następnie przeniosła swoją uwagę z powrotem na dzieciaki w kuchni, mówiąc wprost przez Nicole. ,,Więc ilu z Was chce umrzeć? Ponownie.”
209
,,Wygląda na to, że bycie czerwonym adeptem to tylko bycie innym typem adepta,” powiedział Dallas. ,,Tak, możecie umrzeć, jeśli nie jesteście w pobliżu wampira,” powiedział Johnny B. ,,Ale Wy na pewno umrzecie, jeśli nie będziecie w pobliżu nich,” powiedziała Kramisha, z odrobiną zadowolenia z siebie w głosie. ,,Ale wiecie to wszystko, bo umarliście już raz. Chcecie zrobić to ponownie?” ,,Więc wszyscy musicie dokonać wyboru,” powiedziała Stevie Rae, nadal trzymając w górze jej świecące pięści. ,,Jesteśmy jak diabli pewni, że nie wybierzemy Ciebie na naszą Wyższa Kapłankę!” Nicole wyrzuciła z siebie te słowa. ,,I nie zrobiłby tego nikt z Was, gdybyście znali o niej prawdę.” Z uśmiechem kota z Cheshire wypowiedziała słowa, które Stevie Rae obawiała się, że usłyszał prawie każdy. ,,Zakładam się, że nie powiedziała Wam, że ocaliła Raven Mocker, tak?” ,,Jesteś kłamczuchą,” powiedziała Stevie Rae napotykając czerwone spojrzenie. ,,Jak się dowiedziałaś, że Raven Mocker jest w Tulsie?” powiedział Dallas. Nicole parsknęła, ,,Był tutaj. Był na nim zapach waszej najdroższej Wyższej Kapłanki, ponieważ ocaliła jego życie. To on był naszą pułapką, dzięki której uwięziliśmy ją na dachu. Poszła tam, by go ocalić, ponownie.” ,,Gówno prawda!” krzyknął Dallas. Przycisnął swoją dłoń do cementowej ściany. Stevie Rae poczuła jak jej włosy unoszą się w nagłym pędzie statycznej elektryczności. ,,Wow, naprawdę sprawiłaś, że zgłupieli,” powiedziała szyderczo Nicole. ,,To tyle. Koniec z tym,” powiedziała Stevie Rae. ,,Dokonaj wyboru. Teraz. Światło czy Ciemność, które wybierzesz?” ,,Właśnie dokonaliśmy naszego wyboru”, dłonie Nicole powędrowały w górę pod jej luźną koszulkę i wydobyły spod niej broń, którą wycelowała w środek głowy Stevie Rae. Stevie Rae przez chwilę czuła przerażenie, a następnie usłyszała odgłos odbezpieczania broni i jej zszokowane spojrzenie przesunęło się z broni Nicole na dwie kolejne, które wyciągnęli Kurtis i Starr, i wycelowali w Dallasa i Kramishę. To wkurwiło Stevie Rae i wszystko potoczyło się w szybkim tempie. 210
,,Ochroń ich ziemio!”, wykrzyczała Stevie Rae. Rozpościerając szeroko swe ręce i rozluźniając pięści wyobraziła sobie siłę ziemi, jako poczwarkę, która ich odgradza od reszty. Powietrze wokół niej przywiało delikatny zapach omszałej ziemi. I kiedy bariera się uzewnętrzniała, Stevie Rae zobaczyła jak oleista Ciemność, która trzymała się sufitu zatrzęsła się, a następnie całkowicie się rozproszyła. Dallas krzyknął, ,,Ach, do diabła. Nie celuj do mnie z tej rzeczy!”. Zamykając swe oczy i koncentrując się, Dallas przycisnął obie swe dłonie do ściany tunelu. Rozległ się trzask. Kurtis zaskowyczał i upuścił broń. W tym samym momencie Nicole wrzasnęła, a surowy, pierwotny dźwięk był bardziej jak ryk rozjuszonego zwierzęcia niż jak coś co powinno pochodzić od adepta i nacisnęła spust. Wystrzał był zdecydowanie głośny. Dźwięk odbijał się boleśnie raz za razem dopóki Stevie Rae nie straciła rachuby ile było prawdziwych strzałów, a ile z nich było tylko lawiną doznań dźwięku i dymu. Stevie Rae nie słyszała krzyków złych adeptów, gdy pociski odbijały się od bariery utworzonej z ziemi i trzaskały w ich ciała, ale widziała jak Starr upada i obserwowała straszną kałużę czerwieni, która rozlewała się zaraz obok jej głowy. Dwóch innych czerwonookich dzieciaków również osunęło się na ziemię. Pandemonium dobiegło końca i adepci w kuchni, którzy nie odnieśli ran przepychali się, odpychali nawzajem i wspinali po sobie jakby walczyli, by dostać się do wejścia w rogu, które prowadziło na górę do głównego budynku zajezdni. Nicole się nie ruszała. Trzymała pustą broń, patrząc dzikimi oczami i nadal naciskając spust, gdy Stevie Rae krzyknęła, ,,Nie! Zrobiłaś już wystarczająco!” Działając pod wpływem instynktu całkowicie sprzymierzonego z ziemią, Stevie Rae klasnęła przed nią swymi jarzącymi się dłońmi. Z odgłosem rozdarcia, surowa ściana w rogu kuchni się rozstąpiła, tam gdzie wcześniej mieli tylko krzywą ścianę tunelu. ,,Musisz opuścić to miejsce i nigdy nie wracać.” Jak mściwa bogini, Stevie Rae cisnęła ziemią w Kurtisa, Nicole i innych, którzy wciąż z nimi stali wysyłając przez kuchnię falę mocy. Podniosła ich wszystkich i cisnęła do niedawno otwartego tunelu. Gdy Nicole warczała na nią przekleństwa, Stevie Rae spokojnie pomachała jej ręką. Głosem wzmocnionym przez jej element powiedziała, ,,Prowadź ich daleko stąd i zamknij tunel za nimi. Jeśli nie pójdą, pochowaj ich żywcem.” Ostatnim znakiem Nicole jaki widziała Stevie Rae był jej krzyk na Kurtisa mówiący mu, by ruszył swój wielki tyłek. Następnie tunel się zapieczętował i wszystko spowiła cisza. 211
,,Chodźcie,” powiedziała Stevie Rae. Nie dając sobie czasu na myślenie, gdzie idzie, wkroczyła do kuchni wprost do krwawiących i połamanych ciał jakie zostawiła za sobą Nicole. Było ich pięcioro. Troje, wliczając Starra, który został trafiony przez Nicole. Dwóch innych było stratowanych. ,,Wszyscy nie żyją.” Stevie Rae pomyślała, że to straszne, że brzmi tak spokojnie. ,,Johnny B, Elliott, Montoya i ja pozbędziemy się ich,” powiedział Dallas, poświęcając chwilę, by uścisnąć jej ramię. ,,Muszę iść z Tobą,” powiedziała mu Stevie Rae. ,,Zamierzam otworzyć ziemię i pochować ich, a nie zrobię tego tutaj na dole. Nie chcę ich tutaj, gdzie zamierzamy żyć.” ,,Ok, cokolwiek myślisz, jest najlepsze,” powiedział delikatnie dotykając jej twarzy. ,,Tutaj. Zawińmy ich w te śpiwory.” Kramisha obrała drogę przez gruz i ciała w kuchni, kierując się do szafki z rzeczami i zaczęła wypełniać swe ramiona śpiworami. ,,Dzięki Kramisha,” powiedziała Stevie Rae biorąc od niej śpiwory i rozpinając je. Dźwięk przyciągnął jej uwagę z powrotem na drzwi, gdzie stały z bladymi twarzami Venus, Sophie i Shannoncompton. Sophie wydawała cichy, łkający dźwięk, ale z jej oczu nie płynęły żadne łzy. ,,Idźcie do Hammera,” powiedziała im Stevie Rae. ,,Zaczekajcie tam na nas. Wracamy do szkoły. Nie zostaniemy tutaj tej nocy. Ok?” Dziewczyny pokiwały potakująco głowami, a następnie trzymając się za ręce zniknęły w tunelu. ,,Prawdopodobnie będą potrzebować pomocy terapeuty,” powiedziała jej Kramisha. Stevie Rae popatrzyła na nią znad góry śpiworów. ,,A Ty nie będziesz potrzebować?” ,,Nie. Oglądałam wolontariuszy w szpitalu na oddziale ratunkowym St. John’s i widziałam tam mnóstwo szaleństwa.” Życząc sobie, by miała trochę doświadczenia z ,,mnóstwem szaleństwa” Stevie Rae zacisnęła wargi i starała się nie myśleć, że zapakowali martwe dzieciaki w pięć różnych toreb i podążyła za resztą, uginając się pod ich ciężarem, na zewnątrz do głównego budynku zajezdni. Cichutko, pozwolili jej prowadzić się drogą do ciemnego, opustoszałego obszaru obok torów kolejowych. Stevie Rae uklękła i przycisnęła swe dłonie do ziemi. ,,Otwórz się, proszę, i pozwól tym 212
dzieciakom wrócić do Ciebie.” Ziemia zadrżała jak drgająca skóra zwierzęcia, a następnie rozdzieliła się otwierając i tworząc głęboką, wąską szczelinę. ,,Przejdźcie i wrzućcie ich tam,” powiedziała do chłopaków, którzy ponuro i cicho wykonali jej rozkazy. Gdy zniknęło ostatnie ciało, Stevie Rae powiedziała, ,,Nyks, wiem, że te dzieciaki dokonały kilku złych wyborów, ale myślę, że to nie była całkowicie ich wina. Byli moimi adeptami i jako ich Wyższa Kapłanka proszę Cię, byś okazała im życzliwość i pozwoliła im odnaleźć spokój, jakiego tutaj nie zaznali.” Pomachała przed sobą rękami, szepcząc, ,,Zamknij się, proszę”. Gdy wstała, Stevie Rae czuła się jakby miała sto lat. Dallas próbował dotknąć jej ponownie, ale ona zaczęła iść z powrotem do zajezdni, mówiąc, ,,Dallas, czy mógłbyś z Johnnym B rozejrzeć się dookoła i upewnić się, że wszystkie z tych dzieciaków, które wydostały się z zajezdni zrozumiały, że nie są tu mile widziane? Będę w kuchni. Spotkajmy się tam, ok?” ,,Nie ma sprawy,” powiedział Dallas i wraz z Johnnym B pobiegli. ,,Reszta z was może iść do Hammera,” powiedziała. Bez żadnego słowa dzieciaki skierowały się w dół schodami, które prowadziły do parkingu w piwnicy. Powoli Stevie Rae skierowała się do zajezdni i zeszła w dół do przesiąkniętej krwią kuchni. Kramisha nadal tam była. Znalazła pudełko olbrzymich worków na śmieci i wpychała do nich gruz, mrucząc coś do siebie. Stevie Rae nic nie powiedziała. Wzięła po prostu inny worek i dołączyła do niej. Gdy miały większość z rzeczy poupychanych w workach, Stevie Rae powiedziała, ,,Ok, możesz teraz iść. Zamierzam poprosić ziemię, aby pomogła pozbyć się tej krwi”. ,Kramisha przyjrzał się brudnej podłodze. ,,Krew nawet nie wsiąkła.” ,,Taa, wiem. Zamierzam to naprawić”. Kramisha napotkała jej spojrzenie. ,,Hej, jesteś naszą Wyższą Kapłanką i w ogóle, ale musisz zrozumieć, że nie możesz naprawić wszystkiego”. ,,Myślę, że dobra Wyższa Kapłanka chce naprawić wszystko,” powiedziała. ,,Myślę, że dobra Wyższa Kapłanka nie obwinia się za wszystko nad czym nie miała kontroli.” ,,Byłabyś dobrą Wyższą Kapłanką Kramisha.” Kramisha parsknęła, ,,Właśnie wykonałam swoją pracę. Nie próbuj zwalać na mnie jeszcze więcej tego gówna. Zaledwie mogę znieść te rzeczy z wierszami.” 213
Stevie Rae się uśmiechnęła, nawet jeśli czuła, że jej twarz jest dziwnie sztywna. ,,Wiesz, że to wszystko to sprawa Nyks.” ,,Taa, ja i Nyks musimy odbyć rozmowę. Spotkamy się na zewnątrz.” Nadal mrucząc pod nosem, Kramisha podążyła tunelami zostawiając Stevie Rae samą. ,,Ziemio, przybądź do mnie ponownie, proszę,” powiedziała, cofając się do wejścia do kuchni. Gdy poczuła ciepło przepływające pod spodem i przez nią, Stevie Rae rozłożyła ręce, dłonie przyciskając do skrwawionej podłogi. ,,Jak wszystko inne żyjące, krew ewentualnie może wrócić do ciebie. Proszę, by ta krew dzieciaków, które nie powinny były umrzeć, wsiąknęła.” Jak olbrzymia, ziemista gąbka, podłoga w kuchni stała się porowata i jak obserwowała Stevie Rae, wchłaniała plamę szkarłatu. Gdy cała krew już została wchłonięta, Stevie Rae poczuła, że jej kolana drżą, więc usiadła twardo na świeżo wyczyszczonej podłodze. Następnie zaczęła płakać. Tak właśnie znalazł ją Dallas. Głowa pochylona, twarz ukryta w dłoniach, wypłakując poczucie winy i smutek oraz pęknięte serce. Nie słyszała jak wchodził do kuchni. Poczuła tylko jego ramiona, otaczające ją, gdy siadał obok niej i przyciągał ją do siebie, gładząc jej włosy i trzymając ją blisko, bujając ją jakby była bardzo, bardzo mała. Kiedy jej łkanie przeszło w czkawkę, a czkawka w końcu ustała, Stevie Rae otarła rękawem twarz, a następnie położyła głowę na jego ramieniu. ,,Dzieciaki czekają na zewnątrz. Musimy się zbierać,” powiedziała, nawet jeśli trudno było jej się ruszyć. ,,Nie, mamy czas dla siebie. Wysłałem ich wszystkich z powrotem Hammerem. Powiedziałem, że wrócimy garbusem Zoey.” ,,Nawet Kramishę?” ,,Nawet Kramishę. Ale narzekała, że musi siedzieć na kolanach u Johnnego B.” Stevie Rae zaskoczyło to, że zaczęła się śmiać, ,,Mogę się założyć, że on nie narzekał.” ,,Nie, myślę, że oni się lubią.” ,,Tak myślisz?” Nachyliła się, więc mogła spojrzeć mu w oczy. Uśmiechnął się do niej. ,,Tak, i jestem na swój sposób dobry w mówieniu, gdy ktoś kogoś lubi.” ,,Och, naprawdę? Jak kto?”
214
,,Jak Ty i ja dziewczyno,” Dallas pochylił się i ją pocałował. Zaczęło się delikatnie, ale Stevie Rae nie pozwoliła, by tak zostało. Nie potrafiła właściwie wyjaśnić co się stało, ale cokolwiek to było, czuła się jak gorzejąca pochodnia bez kontroli. Może miało to coś wspólnego z byciem tak blisko śmierci i potrzebą bycia dotykaną i kochaną, by poczuć się żywym. A może to frustracja, która zawsze w niej wrzała odkąd Rephaim pierwszy raz do niej przemówił ostatecznie wypłynęła - i Dallas był jedynym, z którym mogła się spalić. Bez względu na przyczynę, Stevie Rae była cała rozpalona i potrzebowała Dallasa. Tarmosiła się przy jego koszuli, szepcząc, ,,Zdejmij ją…” przy jego ustach. Z chrząknięciem, szarpnął ją przez głowę. Gdy to robił, Stevie Rae ściągnęła swój własny podkoszulek i zaczęła zrzucać buty i rozpinać pasek. Poczuła na sobie jego wzrok i spojrzała w górę, by napotkać jego pytające spojrzenie. ,,Chcę to zrobić z Tobą, Dallas,” powiedziała w pośpiechu. ,,Teraz.” ,,Jesteś pewna?” Pokiwała głową. ,,Całkowicie. Teraz.” ,,Ok, teraz,” powiedział, sięgając do niej. Gdy ich nagie skóry się dotknęły, Stevie Rae pomyślała, że eksplodowała. To było to, czego potrzebowała. Jej skóra była nadwrażliwa i wszędzie gdzie dotykał jej Dallas, parzył ją, ale w bardzo, bardzo dobry sposób, ponieważ Stevie Rae chciała być dotykana. Musiała być dotykana i kochana, i posiadana ciągle, by wyrzucić z pamięci wszystko inne: Nicole, martwe dzieciaki, strach o Zoey i Rephaima. Zawsze, przed wszystkim innym był Rephaim. Dotyk Dallasa odepchnął go daleko. Stevie Rae wiedziała, że nadal jest Skojarzona z Rephaimem - nigdy nie mogła o tym zapomnieć - ale właśnie wtedy, przy biciu serca Dallasa, przy jego gładkiej skórze, Rephaim wydawał się taki odległy. Było prawie tak, jakby odszedł daleko od niej… pozwolił jej odejść… ,,Możesz mnie ugryźć, jeśli tego chcesz.” Oddech Dallasa był taki ciepły przy jej uchu. ,,Naprawdę. To w porządku. Chcę, żebyś to zrobiła.” Był na niej, przemieścił swój ciężar tak, że zagięcie w jego szyi było przyciśnięte do jej ust. Pocałowała jego skórę i pozwoliła, by jej język go skosztował, czując tam puls i jego odwieczny rytm. Stevie Rae przeniosła swój język pieszcząc go delikatnie paznokciem, odnajdując doskonałe miejsce do przekłucia tak, by mogła się z niego napić. Dallas jęknął, przewidując to, co nadchodzi. Mogła dać mu przyjemność i brać ją od niego w tym samym czasie. 215
Tak zawsze to działało między małżonkami - to był sposób, by było tak jak powinno. Będzie to szybkie, łatwe i będzie się czuć bardzo, bardzo dobrze. Jeśli się z niego napiję, moje Skojarzenie z Rephaimem zostanie zerwane. Ta myśl sprawiła, że się zawahała. Stevie Rae się powstrzymała, ostry paznokieć przyciskając do szyi Dallasa. Nie, Wyższa Kapłanka może mieć męża i wampirzego małżonka, powiedziała sobie. Ale to było kłamstwo - ostatecznie dla Stevie Rae było. Wiedziała, w najgłębszych zakątkach swego serca, że jej Skojarzenie z Rephaimem było czymś wyjątkowym. Nie podążało za regułami jakie zazwyczaj wiązały wampira i jej małżonka. Było silniejsze - zdumiewająco silne. I może było takie z powodu niezwykłej siły, jaką nie mogła związać ze sobą żadnego innego faceta. Jeśli się z niego napiję, moje Skojarzenie z Rephaimem zostanie zerwane. Ta wiedza była dla niej zimną pewnością. A co z długiem jaki zgodziła się zapłacić? Czy może być związana z człowieczeństwem Rephaima nie będąc z nim Skojarzona? To było pytanie, na które nie było odpowiedzi, ponieważ w tym momencie zza nich, jakby wywołany jej myślami, Rephaim zawołał, ,,Nie rób nam tego, Stevie Rae!”
Tłumaczenie: Vamp_Girl
216
Rozdział 23 Rephaim Rephaim poczuł jej złość i zastanawiał się czy był w stanie powiedzieć czy skierowana była na niego. Celowo skoncentrował swoje myśli na Stevie Rea, pozwalając krwi łączyć ich, wzmacniając. Więcej gniewu. Przelewało się przez ich powiązanie, a siła jej gniewu jednak go zaskoczyła, mógł poczuć, że próbowała utrzymywać się w ryzach. Nie. Jej wściekłość nie była wycelowana na niego. Ktoś inny ją prowokował – ktoś inny był w centrum jej agresji. Współczuł biednemu głupcowi. Gdyby był gorszą istotą, śmiałby się szyderczo i życzył dobrze nieszczęsnemu człowiekowi. Nadszedł czas, aby wyrzucić Stevie Rea z jego umysłu. Rephaim stale leciał na wschód, smakując noc jego potężnymi skrzydłami, rozkoszując się wolnością. Nie potrzebował jej teraz. Był w końcu sobą. Był silny. Był znowu sobą. Rephaim nie potrzebował Czerwonej. Była tylko naczyniem, przez które został ocalony. Prawdą była jej reakcja, kiedy zobaczyła go całego i zdrowego, znowu im udowadniając, że ich więź musiała zostać rozerwana. Rephaim zwolnił, nieoczekiwanie czując, że przygniatają go myśli. Wylądował na niewielkim wzniesieniu pokrytym starymi dębami. Stojąc na małym wzgórku, odwrócił wzrok na drogę, z której przybył, rozważając… Dlaczego ona mnie odrzuca? Czy on ją przeraża? To nie wydaje się możliwe. Widziała go całego, kiedy wszedł w krąg. Był w pełni uzdrowiony, kiedy stanął twarzą w twarz z Ciemnością. Dla niej przeciwstawił się Ciemności! W roztargnieniu Rephaim sięgnął wstecz i potarł nasadę skrzydłami. Jego skóra była delikatna pod palcami. Nie było fizycznych ran. Stevie Rea całkowicie wyleczyła go z gniewu Ciemności.
217
I wtedy odwróciła się od niego, jakby nagle widziała w nim potwora, a nie człowieka. Ale ja nie jestem człowiekiem! Myśli spustoszyły umysł Rephaima. Ona wiedziała, czym byłem! Dlaczego odwróciła się ode mnie po tym wszystkim, przez co przeszliśmy? Jego zachowanie zupełnie go zaskoczyło. Wezwała go, kiedy opanował ją strach o swoje życie – przerażona myśleniem, Stevie Rea wezwała go. Odpowiedział na jej wezwanie i poszedł do niej, ocalił ją. Uważałem ją za swoją. A potem płacząc , odwróciła się od niego. Tak, widział jej łzy, ale nie wiedział co zrobił, że u niej je wywołał. Z głębokim płaczem frustracji, rzucił rękami w powietrze, jak gdyby chciał się pozbyć nawet myśli o niej, a światło księżyca błysnęło na jego dłoni. Rephaim uspokoił się. Opuścił ramiona, patrzył na nie, jakby widział je po raz pierwszy. Miał ręce człowieka. Trzymała jego ręce. Nawet tulił ją w ramionach, choć jedynie krótko, kiedy uciekali po podpaleniu na dachu. Jego skóra była naprawdę inna niż jej. Jego być może była bardziej brązowa, być może, ale tylko trochę. A jego ramiona były silne… dobrze zbudowane… Na wszystkich bogów, co z nim było nie tak? Nie miało znaczenia jak wyglądały jego ramiona. Ona nigdy nie będzie naprawdę jego. Jak mógł sobie nawet to wyobrażać? To było poza wszystkimi myślami – nawet ponad jego wszelkimi wyobrażeniami. Nieproszone słowa Ciemności odbijały się echem w jego umyśle: Jesteś synem swojego ojca. Jak on, zdecydowałeś opowiedzieć się za istotą, która nigdy nie będzie mogła ci dać tego, czego najbardziej poszukujesz. „Ojciec opowiedział się za Nyks,” powiedział Rephaim do nocy. „Ona go odrzuciła. A teraz ja też opowiedziałem się za tą, która mnie odrzuciła.” Rephaim wystrzelił w niebo. Jego skrzydła uderzały w górę. Chciał dotknąć księżyca – ten półksiężyc, który symbolizował Boginię, który złamał jego ojcu serce i zapoczątkował kolejność wydarzeń, które go stworzyły. Być może, jeśli dotarłby do księżyca jego Bogini dałaby mu wyjaśnienie, które miałoby sens – które byłoby balsamem dla jego serca, ponieważ Ciemność była słuszna. Tego, czego szukam najbardziej, Stevie Rea mi nigdy nie będzie mogła dać. To, czego szukam najbardziej to miłość…
218
Rephaim nie mógł wymówić tego słowa głośno, ale nawet myśli o tym go paliły. Został poczęty w przemocy, poprzez połączenie żądzy, strachu i nienawiści. Przede wszystkim nienawiść, zawsze nienawiść. Jego skrzydła gładziły niebo, unosząc go wyżej w górę. Miłość nie może być dla niego możliwa. Nie powinien jej kiedykolwiek pragnąć – nie powinien o niej nawet myśleć. Ale myślał. Od czasu, gdy Stevie Rea pojawiła się w jego życiu. Rephaim zaczął myśleć o miłości. Pokazała mu życzliwość, a on nigdy wcześniej nie zaznał życzliwości. Była dla niego delikatna, bandażując jego rany i pielęgnując jego ciało. Nigdy nie był pod niczyją opieką przed tą nocą, kiedy mu pomogła chroniąc przed zamarznięciem, krwawiącej ciemności. Współczucie… wniosła do jego życia współczucie… Nigdy przedtem nie wiedział, co to znaczy śmiać się. Patrząc na księżyc, uderzając skrzydłami o wiatr, myślał o jej nieustannym paplaniu i sposobie jak jej oczy lśniły przepełnione humorem, nawet jeśli nie wiedział co zrobić, by rozbawić ją i dusił w sobie nieoczekiwany śmiech. Stevie Rae sprawiała, że się śmiał. Wydawało się, że nie dba o to, czy był potężnym synem niezniszczalnego nieśmiertelnego. Stevie Rae rozkazywała mu jakby był kimkolwiek innym w jej życiu – kimkolwiek, kto był normalny, śmiertelny, zdolny, by kochać, śmiać się i okazywać prawdziwe uczucia. A i on miał uczucia! Bo Stevie Rae sprawiła, że czuł. Czy to był jej plan od samego początku? Kiedy uwolniła go z opactwa, powiedziała, że dokonała wyboru. Czy właśnie to miała na myśli – że mógł wybrać życie, gdzie śmiech, przyjaźń i może nawet miłość naprawdę istniały? Ale wtedy co z jego ojcem? Co jeśli Rephaim wybierze nowe życie, a Kalona wróci do jego świata? Może to jest coś, o co powinien się martwić dopiero, kiedy się wydarzy. Jeśli się wydarzy. Zanim zorientował się co robi, Rephaim zwolnił. Nie mógł dotknąć księżyca, to było tak niemożliwe jak pokochanie stworzenia takiego jak on. A potem 219
Rephaim zorientował się, że nie leciał już na wschód. Zrobił koło i wracał. Rephaim wracał do Tulsy. Starał się nie myśleć, kiedy leciał. Starał się utrzymać jego myśli zupełnie czyste. Chciał tylko poczuć noc pod skrzydłami – jak zimne, słodkie powietrze muska jego ciało. Ale Stevie Rae wtargnęła znowu. Jej smutek dosięgnął go. Rephaim wiedział, że płacze. Mógł czuć jej łzy, jakby były jego. Leciał szybciej. Co spowodowało, że płakała? Płakała przez niego znowu? Rephaim leciał w stronę Gilcrease, nie wahając się. Nie było jej tam. Mógł czuć, że jest gdzieś dalej, gdzieś na południe. Kiedy jego skrzydła pokonywały nocne powietrze, smutek Stevie Rae zmienił się, przybierając kształt czegoś, co zakłopotało go, a wtedy Rephaim zrozumiał, co to było, jego krew wrzała. Pożądanie! Stevie Rae była w ramionach kogoś innego! Rephaim nie przestał myśleć jak stworzenie z dwóch światów, ani człowiek, ani bestia. Nie pamiętał, że urodził się z gwałtu i był skazany na wiedzę tylko o Ciemności, przemocy i służeniu jego znienawidzonemu ojcu. Rephaim nie myślał w ogóle. Jedynie czuł. Jeżeli Stevie Rae odda się innemu, wtedy straci ją na zawsze. A jeśli straci ją na zawsze jego świat powróci do ciemnego, samotnego, nieszczęśliwego miejsca, zanim poznał ją. Rephaim nie mógł tego znieść. Nie wezwał krwi swojego ojca, by poprowadziła go do Stevie Rae. Rephaim zrobił coś przeciwnego. Z głębi siebie, przywołał obraz słodkiej twarzy dziewczyny Cheokee, która nie zasługiwała na śmierć w powodzi krwi i bólu. Wciąż przywołując dziewczynę, którą wyobrażał sobie jako swoją matkę w jego myślach, leciał instynktownie, podążając za swoim sercem. Serce Rephaima poprowadziło go do magazynu. To miejsce sprawiało, że robiło mu się niedobrze. Nie po prostu dlatego, że pamiętał co się wydarzyło na dachu i jak blisko śmierci była Stevie Rae. Nienawidził tego miejsca, bo mógł czuć ją tam – wewnątrz – pod ziemią i wiedział, że była w ramionach kogoś innego. 220
Rephaim szarpnął bramę, by się otworzyła. Bez wahania, wkroczył do piwnicy. Podążając za więzią, która łączyła ją z nią, wszedł do znajomych tuneli. Jego oddech był mocny i szybki. Jego krew krążyła intensywnie w jego ciele, karmiąc jego złość i rozpacz. Kiedy w końcu znalazł ją, chłopak leżał na niej, ocierając się o Stevie Rae, nieświadomy niczego innego na świecie. Jakim głupkiem był. Rephaim powinien zrzucić go z niej. Chciał. Raven Mocker w nim chciał ciskać adeptem o ścianę ciągle i ciągle, dopóki nie byłby w kiepskim stanie, nie wykrwawiłby się i nie byłby już dłużej zagrożeniem. Mężczyzna w nim chciał płakać. Zatopiony uczuciami nic nie rozumiał i nie mógł się kontrolować, zrozumiał, że zastygł w miejscu, patrząc z nienawiścią jak i z pożądaniem i rozpaczą. Kiedy obserwował, Stevie Rae przygotowywała się, by napić się krwi chłopaka i Rephaim był pewny dwóch rzecz: pierwsza, że to co miała zamiar zrobić zerwie ich Skojarzenie, a druga, że nie chciał, by ich Skojarzenie zostało zerwane. Nie wahając się, wrzasnął, „Nie rób nam tego, Stevie Rae!” Odpowiedź chłopaka była szybsza niż Stevie Rae. Podskoczył, przerzucając nagie ciało Stevie Rae za niego. „Wynocha stąd do cholery, pojebańcu!” Chłopak ustawił się między Rephaimem i Stevie Rae. Widok, że adept ochrania ją, ochrania jego Stevie Rae przed nim, wysyłając falę zazdrości do Rephaima. „Idź stąd, chłopaku! Nie jesteś tu potrzebny!” Rephaim kucnął obronnie i zaczął przesuwać się powoli w jego kierunku. „Co do…?” Powiedziała Stevie Rae, potrząsając głową jakby próbowała zrozumieć co się dzieje, kiedy łapała koszulkę Dallasa z podłogi i pospiesznie wciągała ją, by się okryć. „Zostań za mną, Stevie Rae. Nie pozwolę, by Cię dopadł.” Rephaim śledził chłopaka, podążając za nim, kiedy przesuwał się w tył, popychając Stevie Rae za sobą. Rephaim zobaczył, że jej oczy są szeroko otwarte, kiedy zerka zza chłopaka i w końcu go zauważa. „Nie!” Płacze. „Nie, nie możesz tutaj być.”
221
Jej słowa ranią go. „Ale jestem tutaj!” Jego złość gotowała się w nim. Chłopak przesunął się w tył, trzymając Stevie Rae za nim. Podążając za nim, Rephaim wszedł do kuchni. Kiedy to zrobił, migoczący ruch zwrócił jego uwagę, więc zerknął w górę. Ciemność wiła się w czarnym basenie, czepiając się sufitu. Rephaim przeniósł swoją uwagę z powrotem na Stevie Rae i adepta. Nie mógł myśleć teraz o Ciemności. Nie mógł nawet rozważyć możliwości, że biały byk wrócił, by zażądać reszty swojego długu. „Trzymaj się z daleka!” Wrzasnął chłopak. Niespodziewanie adept zrobił wypraszający gest w stronę Rephaima, jakby był denerwującym go ptakiem, który wleciał do czyjegoś domu. „Odsssssuń się. Odbierasz mi to co moje!” Rephaim nienawidził bestialskiego syku w swoim głosie, ale nie mógł nic na to poradzić. Cholerny chłopak wypychał go na skraj cierpliwości. „Rephaim, po prostu odejdź. Nic mi nie jest. Dallas nie zrobi mi nic złego.” „Odejść? Zostawić Cię?” Słowa wystrzeliły z ust Rephaima. „Jak mógłbym?” „Nie powinieneś tu być!” Wrzasnęła Stevie Rae, patrząc jakby była na skraju płaczu. „Dlaczego niby miałoby mnie tu nie być? Jak możesz wierzyć w to, że nie wiedziałbym, co masz zamiar zrobić?” „Idź stąd.” „To znaczy, że mam uciec? Jak Ty? Nie. Nie zrobię tego, Stevie Rae. Wybieram, że nie zrobię tego.” Chłopak sięgnął ściany. Kiedy spojrzał z Rephaima na Stevie Rae, zorientował się, co się dzieje. „Znacie się. Naprawdę się znacie,” powiedział chłopak. „Oczywiśśśśście, że tak idioto!” Rephaim znów zasyczał, nienawidząc nieposkromionej bestii w swoim głosie. „Jak?” Adept wyrzucił z siebie słowa do Stevie Rae. „Dallas, mogę wyjaśnić.” „Dobrze” Rephaim wrzasnął, jakby ona mówiła do niego, a nie do adepta. „Chcę byś wyjaśniła, co się dzisiaj stało.” 222
„Rephaim.” Stevie Rae spojrzała na Dallasa, a potem na niego i potrząsnęła głową jakby była sfrustrowana. „To nie jest najlepszy moment.” „Znacie się.” Rephaim zauważył zmianę w głosie chłopaka zanim Stevie Rae ją zauważyła. Ton adepta stał się stanowczy – zimny i podły. Ciemność ponad nimi drżała jakby w radosnym oczekiwaniu. „Tak, owszem, znamy się. Ale mogę wyjaśnić. Zrozum, on …” „Byłaś z nim cały czas.” Stevie Rae spochmurniała. „Cały czas? Nie. Znalazłam go, kiedy był naprawdę ranny, nie wiedziałam co…” „Cały czas traktowałem Cię jakbyś była królową czy kimś tam, jakbyś była prawdziwą Wyższą Kapłanką,” przerwał znowu Stevie Rae. Stevie Rae spojrzała zszokowana i zraniona. „Jestem Wyższą Kapłanką. Ale próbowałam Ci powiedzieć, znalazłam Rephaima, kiedy był ranny i nie mogłam mu pozwolić umrzeć.” Zdobywając przewagę, kiedy uwaga chłopaka była całkowicie skupiona na Stevie Rae, Rephaim przesunął się bliżej. Ciemność ponad nimi gęstniała. „Należał do tej części, która prawie zabiła Cię w kręgu!” „On ocalił mnie w kręgu!” Stevie Rae wrzasnęła na Dallasa. „Jeśli nie pojawiłby się, biały byk osuszyłby mnie z krwi.” Jej słowa nie zaniepokoiły chłopaka. „Trzymałaś to coś w sekrecie. Okłamywałaś wszystkich!” „No cóż, do diabła, Dallas! Nie wiedziałam, co robić!” „Okłamałaś mnie, szmato!” „Jak śmiesz tak mnie nazywać!” Stevie Rae uderzyła go w twarz. Mocno. Dallas zachwiał się w pół kroku. „Co on do cholery Ci zrobił?” „To znaczy, poza uratowaniem mi życia dwa razy? Nic!” Wrzasnęła. 223
„Namieszał Ci w głowie kompletnie!” Wrzasnął Dallas. Ciemność ponad nimi obniżyła się, jakby nagle znalazła słaby punkt w tamie. Owinęła się wokół Dallas, okrywając jego głowę i ramiona, wijąc się wokół jego pasa znajomo, co przypomniało Rephaimowi węże. Ale Ciemność nie ugryzła Dallasa. Zamiast tego wydawał się nieświadomy lśniącej czerni, która teraz okrywała go. „Jestem odpowiedzialna za swoje myśli. On nic mi nie zrobił,” powiedziała Stevie Rae. Jej oczy rozszerzyły się, jakby w końcu zauważyła Ciemność. Zrobiła krok do tyłu, odsuwając się od chłopaka, jakby nie chciała, by dosięgło ją to, co dotykało go. „Dallas, posłuchaj mnie. Pomyśl. To nie jest tak, jak Ci się wydaje.” Rephaim mógł widzieć zmianę przychodzącą do Dallasa. Jakby wycofywało się z niego – sprzężone z wpływem Ciemności, unieruchomiła go. Całkowicie rozdrażniony adept wrzasnął, „Zrobił z przeklętą dziwkę i kłamczuchę! Potrzebujesz bodźca, dziewczyno!” podniósł rękę jakby chciał uderzyć Stevie Rae.
dobro która Ciebie Dallas
Rephaim nie zawahał się. Skoczył, zmniejszając przestrzeń między nim a chłopakiem odrzucając go od Stevie Rae i zajmując jego miejsce przed nią. „Nie skrzywdź go!” Powiedziała Stevie Rae, łapiąc ramię Rephaima i powstrzymując go przed zrobieniem kolejnego ruchu przeciwko chłopakowi. „Po prostu dostał szału. Naprawdę mnie nie skrzywdzi.” Rephaim pozwolił jej odciągnąć się do tyłu. Odwrócił się do niej, mówiąc. „Myślę, że nie doceniasz tego chłopaka.” „Cholernie nie docenia,” powiedział Dallas ponuro. Rephaim nie wiedział skąd przyszedł ból. Znał tylko jasność i biel tego gorąca. Jego ciałem wstrząsnęły konwulsje. Jego plecy ugięły się w agonii. Mgliście, za szarą zasłoną mógł widzieć Dallasa, jego oczy lśniły szkarłatem, który był nieprawdopodobnie jasny, trzymając kable, które wystawały ze ściany. „Rephaim!” Zapłakała Stevie Rae. Chciała go dosięgnąć, ale Rephaim zobaczył, że się odwraca. Podbiegła do Dallasa. „Przestań! Puść go!” powiedziała mu, tarmosząc za ramiona. Jego krwisto czerwone oczy przebijały ją. „Usmażę go. A potem skończy się ta dziwna władza, jaką ma nad Tobą. Ty i ja możemy być razem i nie opowiem nikomu o tym gównie, które się tutaj wydarzyło, tak długo jak będziesz moją dziewczyną.” 224
Rephaim zrozumiał natychmiast i zorientował się, że Ciemność nie okazywała się już w ciele chłopaka. Wsiąknęła w niego – rządziła nim. Zwiększyła siłę adepta, którą władał. Rephaim czuł pewność, że Dallas go zabije. „Ziemio, przybądź do mnie. Potrzebuję Cię.” Usłyszał słowa Stevie Rae przez migoczącą podświadomość, jakby świecą próbowała sięgnąć do niego przez gwałtowny wiatr. Z potężnym wysiłkiem, Rephaim skupił swój wzrok na niej. Ich oczy się spotkały, a jej słowa dotarły do niego, nagle wyraźnie, były mocne i pewne. „Ochroń go przed Dallasem, bo Rephaim należy do mnie.” Zrobiła ruch w kierunku Rephaima, jakby rzucała coś na niego – i tak było. Zielona poświata trzasnęła w jego ciało, odrzucając go do tyłu i przerywając to, co Dallas przekazywał mu. Oddychając mocno, położył się na ziemi, zwijając się w kłębek, kiedy czerpał siłę ze znajomego, delikatnego dotyku uzdrawiającej ziemi. Dallas odwrócił się do Stevie Rae. „Właśnie powiedziałaś, że to coś należy do Ciebie.” Głos adepta był jak śmierć. Rephaim przycisnął się do ziemi, otwierając swoje potrzaskane ciało dla ziemi, chcąc, by wniknęła w niego – by wyleczyła go wystarczająco, by mógł sięgnąć Stevie Rae. „Taa, owszem. To trudne do wyjaśnienie i rozumiem, że Cię to wkurzy. Ale Rephaim należy do mnie.” Jej oczy popatrzyły na Dallasa, a potem znów spojrzała na niego. „I zgaduję, że ja należę do niego i wiem, że to dziwnie brzmi.” „To nie brzmi dziwnie. To brzmi jak cholernie chore.” Zanim Rephaim mógł przysunąć się do jej stóp, Dallas wskazał na nią palcem. Usłyszał ogłuszający trzask, a Stevie Rae nagle stała w środku lśniącego, zielonego kręgu. Jej czoło było pomarszczone i trzęsła głową w przód i w tył. „Próbowałeś porazić mnie? Naprawdę chcesz mnie skrzywdzić, Dallas?” „Wybrałaś to coś zamiast mnie!” Wrzasnął na nią. „Zrobiłam to, co uważałam za dobre!” „Wiesz co, jeśli to było dobre, nie chcę mieć z tym nic wspólnego! Chcę być przeciwieństwem!” 225
Dokładnie kiedy Dallas wypowiedział te słowa, krzyknął i upuścił kabel, który trzymał zaciśnięty w pięści, adept upadł na kolana i zwinął się w kłębek, twarzą w dół. „Dallas? Wszystko w porządku?” Stevie Rae wahając się zrobiła krok w jego kierunku. „Trzymaj się od niego z daleka,” Rephaim powiedział chrapliwym głosem, kiedy mozolnie stawał na nogach. Stevie Rae zatrzymała się i zamiast iść do Dallasa, pospieszyła do Rephaima, podtrzymując go ramieniem. „Wszystko w porządku? Wyglądasz na trochę przypalonego.” „Przypalonego?” Pomimo wszystko, sprawiała, że chciał się śmiać. „Co to w ogóle znaczy?” „To.” Stevie Rae dotknęła jednego z piór na jego piersi. Był zaskoczony, że wyglądały na osmalone. „Jesteś trochę kruchy na brzegach jak po upieczeniu.” „Dotykasz tego czegoś. Pewnie też pieprzyłaś się z tym czymś! Cholera, jestem szczęśliwy, że to coś powstrzymało mnie, zanim skończyliśmy to robić. Ale nie będę nigdy niechlujnym szaleńcem!” „Dallas, to ciężar…” Stevie Rae zaczęła, ale kiedy spojrzała na Dallasa, jej słowa utkwiły w gardle. „Taa, to prawda. Nie jestem już głupim adeptem,” powiedział. Nowe, czerwone tatuaże w kształcie uderzających batów obramowywały twarz Dallas. Rephaim pomyślał, że wyglądały wstrząsająco jak wici Ciemności, które usidliły Stevie Rae i jego w kręgu. Jego oczy lśniły nawet jaśniejszą czerwienią, a ciało wydawało się urosnąć, puchnąc od nowo uzyskanej mocy. „O Bogini,” Stevie Rae powiedziała. „Przeszedłeś Przemianę!” „Na kilka różnych sposobów!” „Dallas musisz mnie wysłuchać. Pamiętasz Ciemność? Widziałam jak Cię dopada. Proszę spróbuj pomyśleć. Proszę nie pozwól, by Cię dopadła.” „Dopadła mnie? Możesz tak powiedzieć, kiedy stanęłaś po stronie tego czegoś? Ah, do diabła nie. Nigdy już nie będę słuchał Twoich kłamstw. I upewnię się, że nikt tego nie zrobi!” Szydził z niej, a jego głos był przepełniony złością i nienawiścią.
226
Kiedy wstał i zaczął sięgać po kable, których użył przedtem, by zaczerpnąć moc, Stevie Rae przesunęła się. Pociągając Rephaima z nią, Stevie Rae wycofała się do kuchni. Robiąc krok na zewnątrz wejścia podniosła dłoń, wzięła głęboki wdech i powiedziała, „Ziemio, zamknij to przejście dla mnie, proszę.” „Nie!” Dallas krzyknął. Rephaim złapał krótki obraz, kiedy Dallas łapał kable i wskazywał na nich, a potem usłyszał dźwięk jakby szumu wiatru wśród jesiennych konarów i ziemia zapadła się na wprost nich, zamykając wejście z tunelu do kuchni i osłaniając ich przed gniewem Ciemności. „Możesz iść?” Zapytała Stevie Rae. „Tak. Nie jestem mocno ranny. Albo przynajmniej już nie. Twoja ziemia zadbała o to,” powiedział, patrząc w dół na nią, gdzie stała taka mała, ale dumna i potężna w uścisku jego ramion. „Dobrze, więc musimy się stąd wydostać.” Stevie Rae odsunęła się od niego i zaczęła pospiesznie iść wzdłuż tunelu. „Jest inne wyjście z kuchni. On o tym wie, więc musimy się stąd wydostać do tego czasu.” „Dlaczego nie utworzysz innego wyjścia?” Zapytał, kiedy podążał za nią. Spojrzenie, którym go obdarzyła było dostrzegalnie rozdrażnione. „Co i zabić go? Oh, nie. On nie jest aż taki zły, Rephaimie. Po prostu zwariował, bo Ciemność namieszała mu i odkrył prawdę o mnie i o Tobie.” Ja i Ty… Rephaim chciał zatrzymać te słowa, które łączyły ich, ale nie mógł. Nie było czasu na takie rzeczy. Rephaim potrząsnął głową. „Nie, Stevie Rae. Ciemność nie namieszała mu. Dallas wybrał i przyjął ją.” Myślał, że będzie dyskutowała z nim. Zamiast tego zobaczył, że jej ramiona opadły. Nie spojrzała na niego, tylko powiedziała, „Taa, słyszałam go.” Wspinali się po drabinie cicho i przechodzili przez piwnicę, kiedy dźwięk dotarł do Rephaima przez otwartą bramę. Myślał właśnie o tym, że wydawał się mu znajomy, kiedy Stevie Rae westchnęła, „On zabiera Garbusa!” i wybiegła na zewnątrz z Rephaimem depczącym jej po piętach. Dotarli w momencie, by zobaczyć jak mały, niebieski samochód wyjeżdża z parkingu. 227
„Do bani,” powiedziała Stevie Rae. Ostre spojrzenie Rephaima popatrzyło na wschodni horyzont, który z czerni stawał się szarością przedświtu. „Musisz wracać do tuneli,” powiedział. „Nie mogę. Lenobia i reszta dostaną szału, jeśli nie wrócę przed świtem.” „Odejdę,” powiedział. „Wracam do Gilcrease. A Ty możesz odpocząć pod ziemią, a Twoi przyjaciele Cię znajdą. Będziesz bezpieczna.” „Co jeśli Dallas wróci do Domu Nocy? Powie wszystkim o Nas.” Rephaim zawahał się tylko na chwilkę. „Więc zrób to, co musisz. Wiedz, gdzie będę.” Odwrócił się, by odejść. „Zabierz mnie ze sobą.” Jej słowa spowodowały, że jego ciało zamarzło. Nie spojrzał na nią. „Świt już blisko.” „Jesteś uleczony, prawda?” „Tak.” „Jesteś wystarczająco silny, by polecieć i ponieść mnie?” „Taa, owszem.” „Więc zabierz mnie do Gilcrease ze sobą. Założę się, że takie stare miejsce ma piwnicę.” „A co z Twoimi przyjaciółmi – innymi czerwonymi adeptami?” Powiedział. „Zadzwonię do Kramishy i powiem, że Dallas postradał zmysły, a ja jestem bezpieczna, ale nie jestem w tunelach i wyjaśnię wszystko jutro.” „Kiedy odkryją prawdę o Tobie i o mnie, będzie wyglądało na to, że wybrałaś mnie zamiast nich.” „Wybieram teraz czas, by pomyśleć zanim będę musiała poradzić sobie z tą cholerną burzą, którą rozdmuchał Dallas,” powiedziała. Potem o wiele delikatniejszym głosem dodała, „Chyba, że nie chcesz, bym poszła z Tobą. Możesz się wycofać – wydostać się stąd – potem nie będziesz musiał radzić sobie z tym bałaganem, który nadchodzi.”
228
„Jestem Twoim małżonkiem czy nie?” Zapytał Rephaim, zanim zdołał się powstrzymać. „Tak. Jesteś moim małżonkiem.” Nie wiedział, że wstrzymuje oddech, dopóki nie wypuścił z siebie długiego, westchnienia pełnego nadziei. Rephaim rozpostarł ramiona. „Więc powinnaś przyjść do mnie. Przy mnie nikt nie zakłóci Ci dzisiaj spokoju.” „Dziękuję,” powiedziała, a potem Wyższa Kapłanka Rephaima przytuliła się do niego. Trzymał ją mocno, kiedy jego potężne skrzydła unosiły ich do nieba.
Tłumaczenie: Emergency, Maily (marlen1986)
229
Rephaim Stevie Rae miała rację. Była piwnica w starej posiadłości. Miała kamienne ściany i przeładowaną brudem podłogę, ale była zaskakująco sucha i wygodna. Z westchnieniem nadziei, Stevie Rae usadowiła się, siadając po turecku, opierając się o cementową ścianę i wyciągając telefon. Rephaim stał tam, nie będąc pewny, co powinien zrobić, kiedy dzwoniła do adeptki imieniem Kramisha i zaczęła pośpieszny dialog wyjaśnień, dlaczego nie wróci do szkoły: Dallas postradał umysł… Elektryczność musiała mu zaszkodzić … wywalił mnie z samochodu Z, kiedy wracaliśmy do Domu Nocy… wszystko ze mną w porządku … Prawdopodobnie wrócę jutro w nocy… Czując się jak intruz, Rephaim opuścił ją, by porozmawiała ze swoją adeptką na osobności. Wrócił na poddasz i wkroczył przez otwarte drzwi do szafy, zmienioną na gniazdo. Był zmęczony. Nawet mimo, że był w pełni wyleczony, wyścig ze wschodem słońca, niosąc Stevie Rae wyczerpał jego rezerwy siły. Powinien uciec z szafy, a może odpocząć podczas dziennych godzin. Stevie Rae nie opuści piwnicy aż do zachodu słońca. Stevie Rae nie mogła opuścić piwnicy. Mogłaby zostać ranna podczas dnia. To była prawda, że czerwoni adepci byli wszyscy bezbronni między świtem a zmierzchem, więc Dallas nie zagrażał jej aż do zmroku. Ale co jeśli człowiek natknie się na nią przypadkiem? Powoli, Rephaim zebrał koce i zapasy, które zgromadził i zaczął nieść je do piwnicy. Było już w pełni jasno, kiedy robił ostatni krok w dół schodami. Skończyła rozmawiać i zwinęła się w rogu. Stevie Rae ledwie poruszyła się, kiedy okrył ją kocem. Potem ułożył się wygodnie obok niej. Nie na tyle blisko, by się dotykali, ale nie tak daleko, że nie mogłaby go zobaczyć, kiedy się obudzi. I upewnił się, że ułożył się tak, by być między nią a drzwiami. Jeśli ktoś próbowałby wejść, musieliby najpierw jego dopaść, by jej dosięgnąć. Ostatnia myślą Rephaima zanim zasnął było zrozumienie w Końcu zmysłu furii i wzburzenia, które otaczały jego ojca. Czy Stevie Rae naprawdę odrzuciła go dzisiaj, wtedy jego świat na zawsze byłby pozbawiony kolorów po jej stracie. I zrozumienie tego wywołało więcej terroru u niego niż możliwość ponownego spotkania twarzą w twarz z Ciemnością Nie chcę żyć w świecie bez niej. Zupełnie wyczerpany przez uczucia, które mógł ledwie ogarnąć, Raven Mocker zasnął. Tłumaczenie: Maily (marlen1986) 230
Rozdział 24 Stark „Wiem, że można by mnie zabić, bym mógł przejść do Otherworldu, ale ja nie chcę żyć w tym świecie bez niej.” Stark powstrzymał się od krzyknięcia, ale nie mógł powstrzymać swojej frustracji wrzącej w jego głosie. „Więc pokaż mi, co muszę zrobić, aby dostać się tam, gdzie jest Zoey, a ja ją stamtąd wydostanę.” „Dlaczego chcesz, żeby Zoey wróciła?” Sgiach zapytała go. Stark odgarnął ręką włosy. Wyczerpanie z powodu światła dziennego zadziałało na niego, z jego ust wypłynęła jednak jedyna odpowiedź, jaką jego zmęczony umysł mógł sformułować, „Bo ją kocham.” Królowa zdawała się nie reagować w ogóle na jego deklarację, zamiast tego patrzyła na niego z pytającym wyrazem twarzy, „Wyczuwam, że Ciemność Cię dotknęła.” „Taa,” Stark skinął głową, choć jej oświadczenie zawstydziło go. „Ale gdy wybrałem by być z Zoey, wybrałem Światło.” „Tak, ale wybrałbyś tak, jeśli oznaczałoby to, że stracisz to, co kochasz najbardziej?" Powiedział Seoras. „Czekajcie, cały plan, by Stark przedostał się do Otherworld polega na tym, że ma chronić Zoey. Wtedy będzie w stanie złożyć w całość jej rozbitą duszę i wrócić do swojego ciała. Prawda?” Afrodyta powiedziała. „Tak, ona może wybrać powrót, jeżeli jej dusza będzie ponownie się scali.” „Więc nie rozumiem Twojego pytania. Jeśli Z powróci, to wtedy on jej nie traci,” powiedziała. „Mój Strażnik wyjaśnił właśnie, że Zoey zmieni się, jeśli wróci z Otherworldu,” powiedziała Sgiach . „Co, jeśli zmiana zawiedzie ją na drogę, która poprowadzi ją z dala od Starka?” „Jestem jej Wojownikiem. To się nie zmieni, a to oznacza, że zostanę z nią,” Stark powiedział. „Tak, chłopcze, jej Wojownikiem na pewno, ale może nie miłością,” Seoras powiedział. Stark poczuł kolejny cios jakby sztyletem w brzuch. Mimo to, bez wahania powiedział, „Umrę, żeby ją odzyskać. Choćby nie wiem co.” 231
„Nasze najgłębsze emocje są czasem inne od istoty ludzkiego rdzenia,” królowa powiedziała. „Strata i współczucie, hojność i obsesja, miłość i nienawiść. Często są bardzo zbliżone do siebie. Mówisz, że kochasz tak mocno swoją Kapłankę, że możesz umrzeć za te emocje, ale jeśli nie kochałaby Cię po powrocie, jaki kolor będzie miał wtedy twój świat?” Ciemność. Nadeszła natychmiast do umysłu Starka, ale wiedział, że nie powinien tego mówić. Na szczęście gadatliwość Afrodyty go uratowała. „Jeśli Z nie chciałaby z nim być, jak facet z dziewczyną, to byłoby to do bani dla Starka. To nie do pomyślenia. Choć to nie znaczy, że przeszedłby na ciemną stronę, i wiem, że wiesz co to znaczy, że facet dostaje Star Treka, a jeden palant idzie w parze z innym. W każdym razie, prawda jest taka, że to co Stark będzie lub nie będzie robić w przyszłości czy nie-przyszłości, gdy Zoey-rzuci-go czy nie, to czy ten scenariusz nie dotyczy tylko Starka, Zoey i Nyks? Poważnie. Bogini wie, że nie chcę brzmieć jak suka, ale jesteś Kapłanką, a nie Boginią. Są rzeczy, których po prostu nie możesz kontrolować.” Stark wstrzymał oddech, czekając, aż Sgiach wykorzysta Star Trek lub Star Wars czy co tam do diabła jeszcze i rozwali Afrodytę na zillion małych kawałków. Zamiast tego, Kapłanka śmiała się, co sprawiło, że jej wygląd stał się nieoczekiwanie dziewczęcy. „Cieszę się, że nie jestem Boginią, młoda Prorokini. Mały kawałek świata, który kontroluję jest wystarczający dla mnie.” „Dlaczego tak bardzo zależy Ci, co Stark może lub nie może zrobić?” Afrodyta zwróciła się do Kapłanki, chociaż Darius dał jej sygnał Przestań mówić, przynajmniej tak wydawało się Starkowi. Sgiach i jej Strażnik wymienili długie spojrzenie, a Stark zobaczył, że Wojownik, przytaknął znikomo, jakby oboje doszli do porozumienia. Królowa Sgiach powiedziała: „Balans Światła i Ciemności w świecie może się zmienić z powodu jednego działania. Mimo, że Stark jest tylko jednym Wojownikiem, jego działania mogą wpłynąć na wielu.” „A ten świat nie potrzebuje kolejnego potężnego wojownika, który walczy po stronie Ciemności.” „Wiem, że nigdy nie będę walczyć po stronie Ciemności,” powiedział ponuro Stark. „Widziałem jak dusza Zoey roztrzaskała się z powodu jednego działania, więc rozumiem to.” 232
„Więc musisz ostrożnie ważyć swoje działania,” powiedziała do niego królowa. „W Otherworldzie i na tym świecie. I rozważ to - jesteś młody i naiwny, a miłość to najsilniejsza siła we wszechświecie. Ci z nas, którzy są, powiedzmy realistami wiedzą, że siłą osoby jest jego wola, wzmocniona celem, która może być potężniejsza niż wynik zakochanych romantyków.” „Będę o tym pamiętać. Obiecuję.” Stark ledwie usłyszał swoje słowa. Przysiągłby, że odetnie sobie ramię, jeżeli to, co usłyszał od Sgiach byłoby tym, co musiał usłyszeć, aby dostać się do Otherwoldu. Jakby umiała czytać w jego myślach, królowa pokręciła głową ze smutkiem i powiedziała, „Bardzo dobrze. Rozpocznijmy test.” Potem podniosła rękę i rozkazała, „Wznieść Seol ne Gigh.” Nastąpiła seria dźwięków świszczenia i kliknięć. Podłoga przed podium królowej, tuż obok miejsca, gdzie Zoey wypoczywała, otworzyła się i płyta z kamienia w kolorze rdzy wyrosła spod podłogi. Była tak wysoka jak jego pas, szeroka i długa wystarczająco, by dorosły wampir położył się na jej płaskiej powierzchni. Widział, że skała była pokryta skomplikowaną plecionką, a po obu jej stronach na podłodze były jakby dwa żłobienia w skale, zakrzywione prawie w łuk. Były one na jednym końcu grubsze niż na drugim, a wąska część tworzyła ostrą krawędź. Patrząc na to, Stark nagle uświadomił sobie dwie rzeczy. Żłobienia wyglądał jak ogromne rogi. Kamienie nie były tak naprawdę rdzawe. To był biały marmur. Kolor rdzy, to były plamy. Plamy krwi. „To jest Seol ne Gigh, Siedziba Ducha,” powiedziała Sgiach. „Jest to starożytne miejsce ofiary i modlitwy. Dłużej niż pamiętamy, jest połączeniem między Ciemnością i Światłem – Białymi i czarnymi bykami, które stanowią podstawę potęgi Wojowników.” „Ofiary i modlitwy,” Afrodyta powiedziała, zbliżając się do kamienia. „Jakiego rodzaju ofiarę masz na myśli?” „No cóż, to zależy od twojego zadania, czyż nie?” Seoras powiedział. „To nie jest odpowiedź,” powiedziała Afrodyta. „Oczywiście, że jest,” Strażnik powiedział, uśmiechając się ponuro do niej. „I wiesz o tym, gdziekolwiek będziesz w myślach, przyznaj to lub nie.” „Ofiara, to dla mnie w porządku,” Stark powiedział, uderzając dłonią w brew ze znużeniem. „Powiedz mi co, lub kto,” spojrzał się na Afrodytę, nie troszcząc się, 233
o to, co Darius czuł – „Muszę złożyć ofiarę i użyć jej, więc zrobię to.” „To Ty będziesz ofiarą, chłopcze,” Seoras powiedział. „Myślę, że to pomoże, że jest osłabiony w godzinach dziennych. Powinno to ułatwić oddzielenie jego ducha od ciała,” Sgiach powiedziała do swojego Strażnika, jakby Starka nie było w pokoju. „Tak, masz rację. Większość Wojowników walczy, by opuścić ciało. Osłabienie może uczynić tą część łatwiejszą,” Seoras zgodził się. „Więc co muszę zrobić? Znaleźć dziewicę, czy co?” Nie patrzył na Afrodytę, bo cóż, ona oczywiście nie pasowała do tej kategorii. „To Ty będziesz ofiarą, Wojowniku. Krew innego nie zda rezultatu. To jest twoje zadanie, od początku do końca. Czy nadal chcesz je rozpocząć, Stark?” powiedziała Sgiach. „Tak.” Stark się nie zawahał. „Więc połóż się na Seol ne Gigh, młody Strażniku MacUallis. Twój Przewodnik osuszy Cię z krwi, by wziąć Cię do miejsca między życiem i śmiercią. Kamień zabierze Twoją ofiarę. Biały byk przemówi i zostaniesz zaakceptowany. Poprowadzi Twoją duszę do bramy Otherworldu. To do Ciebie należy uzyskanie zgody na wejście tam i może Bogini zmiłuje się nad twoją duszą,” powiedziała Królowa. „Dobrze. Zacznijmy już.” Ale Stark nie poszedł prosto do Seol ne Gigh. Zamiast tego, ukląkł obok Zoey. Ignorując fakt, że wszyscy w pokoju obserwowali go, ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją delikatnie, szepcząc przy jej ustach, „Idę po Ciebie. Tym razem Cię nie zawiodę.” Wtedy wstał i podszedł do ogromnego kamienia. Seoras odszedł od jego królowej i stanął przy szczycie kamienia. Napotkał spokojne spojrzenie Starka, obnażając niegodziwie ostry sztylet, który dotąd spoczywał w pochwie skóry na jego pasie. „Stójcie, stójcie!” Afrodyta grzebała w nienaturalnie dużej skórzanej torbie, którą dźwigała całą drogę z Wenecji. Stark był poważny, „Afrodyto, teraz nie ma na to czasu.” „No cholera, nareszcie. Wiedziałam, że nie mogę zgubić nic tak dużego i śmierdzącego.” Wyciągnęła z przeładowanej torby sakiewkę z wiązką brązowych gałązek i igieł, wskazując na jednego z wojowników stojących przy ścianie pomieszczenia, wyglądała na trzeźwo myślącą, ale Stark, by nie 234
powiedział tego na głos. Miała nie tęgie spojrzenie, kiedy tęgo wyglądający facet praktycznie podbiegł, by wziąć od niej zioła, a wtedy powiedziała, „Zanim rozpoczniecie, co na pewno będzie bardzo nieatrakcyjnie krwawe, ktoś musi spalić to, jak kadzidło, tutaj przy Starku.” „Co do cholery?” Stark powiedział, potrząsając głową na Afrodytę i zastanawiając się, nie po raz pierwszy, czy dziewczyna naprawdę nie jest psychicznie chora. Ona przewróciła oczami na niego. „Babcia Redbird powiedziała Stevie Rae, która powiedział mi, że spalany cedr ma jakąś wielką, potężną moc Cherokee w świecie ducha.” „Cedr?” Stark powiedział. „Tak. Wdychaj go i zabierz ze sobą, kiedy będziesz szedł do Otherworlu. I proszę, zamknij usta i przygotuj się, bo będziesz krwawił,” Afrodyta powiedziała. Odwróciła się do Sgiach. „Myślę, że możesz uważać Babcię Redbird za Szamankę. Jest mądra i na pewno uzależniona od części ziemia-maduszę. Powiedziała, że cedr może pomóc Starkowi.” Wojownik, któremu dała sakiewkę spojrzał na swoją królową. Wzruszyła ramionami i przytaknęła, mówiąc, „To nie zaszkodzi.” Po tym jak metalowa pochodnia została zapalona, razem z dodanymi kilkoma igłami, Afrodyta uśmiechnęła się, pochyliła głowę lekko do Seoras i powiedziała, „Dobrze, teraz możemy zacząć.” Stark powstrzymał się, by nie wrzasnąć na irytującą go Afrodytę. Musiał się skupić. Będzie pamiętać, by wdychać cedr, ponieważ wiedział, że babcia Redbird znała się na rzeczy, a wszystko mogło okazać się potrzebne, by dostać się do Zoey i chronić ją. Stark otarł ręką czoło, życząc sobie, by mógł wytrzeć mgłę zmęczenia, która towarzyszyła mu podczas dnia w jego mózgu. „Nie walcz z tym. Musisz czuć się nieswojo, by opuścić swoje ciało. To nie jest naturalne, by Wojownika to robił.” Seoras użył swojego sztyletu, by wskazać płaską powierzchnię ogromnego kamienia. „Obnaż pierś i połóż się tutaj.” Stark zdjął bluzę i T-shirt pod nią, a potem położył się na kamieniu. „Widzę, że już zostałeś naznaczony,” Seoras powiedział, wskazując na różową bliznę złamanej strzały, która pokrywała jego lewą stronę klatki piersiowej. „Tak. Dla Zoey.” „Tak, więc dobrze, że zostałeś ponownie naznaczony dla niej.” 235
Stark zebrał się w sobie i położył sztywno na kamieniu pokrytym krwią. Powinien być zimny i martwy, ale zamiast tego, kiedy jego skóra natychmiast dotknęła powierzchni marmuru, zaczęło budować się w nim ciepło. Ciepło emitowane rytmicznie z jego wnętrza, jak bicie serca. „Ach, czujesz to,” powiedział starożytny Strażnik. „To jest gorące,” Stark powiedział, patrząc na niego. „Dla tych z nas, którzy są Strażnikami, to żyje. Zaufasz mi, chłopcze?” Stark zamrugał, zaskoczony pytaniem Seoras, ale jego odpowiedź padła bez zawahania. „Tak.” „Wezmę Cię do miejsca wyżej niż śmierć. Musisz zaufać mi, bym mógł Cię tam zabrać.” „Ufam Ci.” I tak było. Było coś w Wojowniku, co oddziaływało głęboko w nim. Czuł, że zaufanie do niego było dobrą rzeczą. „To nie będzie przyjemne dla żadnego z nas, ale to konieczne. Ciało musi uwolnić się, by pozwolić duchowi wolno odejść. Tylko ból i krew może tego dokonać. Jesteś gotowy?” Stark skinął głową. Przyciskając ręce do gorącej powierzchni kamienia i wdychając głęboko woń cedru. „Czekaj! Zanim zranisz go, powiedz mu coś, co może mu pomóc. Nie pozwól, by jego dusza rozbiła się w Otherworldzie. Jesteś Szamanem, więc zastosuj szamańskie sztuczki dla niego,” Afrodyta powiedziała. Seoras spojrzał na Afrodytę, a następnie spojrzał z niej na jego królową. Stark nie widział Sgiach, ale cokolwiek zaszło między nimi, spowodowało, że usta Strażnika rozwinęły się w uśmiechu, kiedy jego oczy spojrzały na Afrodytę. „Cóż, według woli królowej. Będę mówił Twojemu znajomemu: kiedy dusza pragnie naprawdę wiedzieć jak ma być dobra, a ja mam na myśli czyste dobro z bezinteresownych powodów, wtedy najgorsze podłości naszej natury poddają się pragnieniu miłości, pokoju i harmonii. Poddanie się temu, to potężna siła.” „To zbyt poetyckie jak dla mnie, ale Stark jest czytelnikiem. Może będzie miał pojęcie, o czym mówisz,” powiedziała Afrodyta. „Afrodyto, zrobisz coś dla mnie?” Stark zapytał. „Być może.” 236
„Przestań gadać.” Spojrzał na Seorasa. „Dzięki za radę. Będę pamiętać.” Seoras napotkał jego spojrzenie. „Musisz to zrobić sam, chłopcze. Nie mogę nawet trzymać Cię. Jeśli nie możesz znieść tego, nie przejdziesz przez bramę i tak, więc najlepiej poddaj się teraz i zakończ to, jeszcze zanim zaczniesz.” „Nie ruszę się stąd,” Stark powiedział. „Bicie serca Seol ne Gigh doprowadzi Cię do Otherworldu. Wracając, no cóż, Twoją ścieżkę musisz znaleźć sam.” Stark skinął głową i rozłożył ręce na powierzchni marmuru, starając się wchłonąć jej ciepło w jego gwałtownie schłodzone ciało. Seoras podniósł sztylet i uderzył Starka tak szybko, że ruch ręki Strażnika był mgłą. Początkowy ból z rany, którą czuł od pasa górę po prawej stronie jego klatki piersiowej, było niewielką, gorącą linią na jego skórze. Drugie cięcie było niemal identyczne jak pierwsze, tyle, że płacząca, czerwona linia biegła po lewej stronie żebra. I wtedy ból zaczął się. Ciepło bólu wypełniło go. Czuł, że krew jak lawa wylewa się z niego, zbierając się na kamieniu. Seoras pracował sztyletem o ostrych jak brzytwa krawędziach tnąc metodycznie od jednej strony ciało Starka do drugiej, aż krew Starka zebrała się blisko krawędzi skały. Zawahała się, aż w końcu wylała się w dół, płacząc szkarłatnymi łzami, a następnie wypełniła rowki kapiąc. Stark nigdy nie czuł takiego bólu. Nawet, kiedy umarł. Nawet, kiedy stał się nieumarły i myślał tylko o pragnieniu i przemocy. Nawet, gdy prawie umarł od własnej strzały. Ból, który wydobył z niego Strażnik był bardziej niż fizyczny. Spalał jego ciało, był także piętnem jego duszy, ale także wypalał jego duszę. Agonia była płynna i nieprzejednana. To była fala, przed którą nie mógł uciec, która uderzała w niego w kółko. Tonął w nim. Stark automatycznie zaczął walczyć. Wiedział, że nie może się ruszyć, ale walczył, by utrzymać jego świadomość. Jeśli się poddam, jestem martwy. „Zaufaj mi, chłopcze. Poddaj się.” Seoras stał nad nim, pochylając się ciągle nad jego ciałem, by ciąć jego skórę, 237
ale głos Strażnika był jak daleko sięgająca kotwica, trudno dostrzegalny. „Zaufaj mi…” Stark już dokonał wyboru. Wszystko, co musiał zrobić, to podążać przez to. „Ufam Ci,” usłyszał swój szept. Świat zrobił się szary, a następnie szkarłatny, a potem czarny. Wszystko, czego Stark był świadomy, to ciepło bólu i przepływ jego krwi. Te dwie sprawy połączyły się i nagle był poza ciałem, wtapiał się w kamień, ściekając w dół rzeźbień i wpływając w rogi. Otoczony tylko przez ból i ciemność, Stark walczył z paniką, ale dziwnie, już po chwili, terror został zastąpiony ciszą przyjęcia, co było trochę pocieszające. W momencie pomyślał, że ta ciemność nie była taka zła. Przynajmniej ból znikł. Właściwie ból wydawał się niemal wspomnieniem… „Kurwa nie poddawaj się, kretynie! Zoey potrzebuje Cię!” Głos Afrodyty? Bogini, był irytujący i nawet po oddzieleniu jego duszy od ciała, dalej mu przeszkadzała. Oddzielił się od ciała. Zrobił to! Radość, która przyszła szybko została zastąpiona zakłopotaniem. Był poza jego ciałem. Nic nie widział. Nic nie czuł. Nie słyszał nic. Ciemność była absolutna. Stark nie miał pojęcia, gdzie jest. Jego duch zatrzepotał, jak uwięziony ptak, obijając się o nicość. Co Seoras mu powiedział? Co to była za rada? . . . Poddanie się potężną siłą. Stark zakończył walkę i uspokoił ducha, a drobne wspomnienia zalśniły przez czerń, kiedy jego dusza, wylewała się w jego krwi na dwie niecki w kształcie rogów. Rogi. Stark koncentrując się na materialnych częściach umysłu, wyobraził sobie, że chwyta te rogi. Stworzenie wyszło z całkowitej ciemności. Był to inny rodzaj Ciemności niż ta, która pochłonęła Starka. To była czerń oświetlonego księżycem nieba – głęboka woda odpoczywająca w nocy - na wpół zapomniane sny. 238
Akceptuję twoją krwawą ofiarę, Wojowniku. Stań ze mną twarzą w twarz i idź dalej, jeśli się odważysz. Odważę! Stark krzyknął, przyjmując wyzwanie. Byk mu przykazał. Działając wyłącznie instynktownie, Stark nie pobiegł. Nie odskoczył na bok. Zamiast tego stanął naprzeciw byka, z uniesioną głową. Wykrzykując gniew, wściekłość i strach, Stark zaczął biec na byka. Stworzenie opuściło masywną głowę, jak gdyby chciało nadziać na rogi Starka. Nie! Stark skoczył na byka i ruchem, który był jak sen, złapał go za rogi. W tej samej chwili stworzenie rzuciło głową, a Stark miotał się nad jego ciałem. Czuł się jakby zanurkował z niemożliwie wysokiego klifu, jakby wpłynął do przodu coraz dalej i dalej, a gdzieś za nim w czarnej bezduszności, usłyszał głos byka powtarzający trzy słowa: Dobra robota, Strażniku ... Potem nastąpiła eksplozja światła wokół niego tuż przed tym jak spadł na twardą ziemię. Stark podniósł się powoli, myśląc, jak dziwne było to, że chociaż był tylko duchem, miał jeszcze formę i uczucie ciała, rozejrzał się. Przed nim był Gaj, identyczny jak ten, który rósł w pobliżu zamku Sgiach. Było tam nawet wiszące drzewo, ozdobione paskami z tkaniny, których było zbyt wiele, by liczyć. Kiedy patrzył, materiał zmienił się, przybierając różne kolory, długości i lśnił jak drzewko w Boże Narodzenie. Otherworld - to musiało być wejście do królestwa Nyks. Nic innego nie mogło wyglądać tak magicznie. Zanim zrobił krok do przodu, Stark spojrzał za siebie, sądząc, że nie może być tak łatwo i oczekiwał, że olbrzymi czarny byk zmaterializuje się i tym razem weźmie go naprawdę na rogi. Wszystko, co było za nim, było czarną nicością skąd przybył. Jakby tego było mało, segment ziemi, gdzie został rzucony był małym skrawkiem czerwonego kurzu, który przypomniał mu niespodziewanie Oklahomę, w centrum skrawka błyszczał miecz, gotowy do wyciągnięcia za rękojeść. Dwiema rękami wyciągnął miecz, a potem, Stark automatycznie otarł nieskazitelne ostrze o jego dżinsy, aby je oczyścić, zdał sobie sprawę, że podobnie jak Seol ne Gigh, oryginalny kolor podłoża został splamiony krwią. Skończył wycierać ostrze szybko, z jakiegoś powodu nie podobała mu się myśl o plamach krwi, a następnie zwrócił uwagę na to, co było przed nim. Tam musiał się udać. Jego umysł, serce i duch wiedziały to. „Zoey, jestem tutaj. Idę do Ciebie,” powiedział i zrobił krok do przodu, biegł do niewidzialnej bariery twardej jak mur. „Co do cholery?” Mruknął, przesuwając 239
się do tyłu i widząc, że brama nagle pojawiła się. Nastąpiła eksplozja zimnego, białego światła, które spowodowało u niego uczucie, jakby Stark zobaczył straszny obraz otwieranych drzwi zamrażarki, odsłaniający martwe ciało. Mrugając, jego oczy odbyły podróż w dół, a to, co ujrzał przed sobą zszokowało go do samego rdzenia. Stark był wpatrzony w siebie. Początkowo myślał, że brama musiała być lustrem, ale nie było czerni odzwierciedlającej się za nim, a jego drugie ja było znajomo uśmiechnięte, to był ten zarozumiały uśmiech. Stark z pewnością się nie uśmiechał. Potem powiedział, rozpraszając wszelkie myśli o lustrze i racjonalnych wyjaśnieniach. „Tak, debilu, to ty. Jesteś mną. Aby dostać się do tego miejsca, będziesz musiał mnie zabić, co się nie zdarzy, bo nie uśmiecha mi się umrzeć. Mam zamiar skopać ci tyłek i zabić.” Podczas gdy Stark stał tam, oniemiały i patrzył na siebie, jego lustrzane odbicie rzuciło się do przodu, tnąc mieczem Starka i rysując linię krwi na ramieniu. „Tak, to będzie tak proste, jak myślałem,” jego inne ja powiedziało i rzuciło się na Starka ponownie.
Tłumaczenie: NeCiiaa
240
Rozdział 25 Afrodyta „Tak, światło włączone, ale zdecydowanie nikogo nie ma w domu.” Afrodyta machnęła ręką przed otwartymi, lecz nieobecnymi oczami Starka. Potem musiała odsunąć dłoń kiedy Seoras zignorował fakt, że był blisko jej skaleczenia, również zadając kolejną ranę wzdłuż ociekającego krwią boku Starka. „On już wygląda jak hamburger. Musisz to kontynuować?” Afrodyta spytała Strażnika. Nie było żadnej utraconej miłości między nią a Starkiem, ale to nie oznaczało, że fajnie było oglądać jak kroją go na kawałki. Seoras udawał, że jej nie słyszy. Był całkowicie skupiony na leżącym przed nim chłopaku. „Oni są połączeni przez to zadanie,” powiedziała Sgiach. Opuściła swój tron i stanęła obok Afrodyty. „Ale twój Strażnik jest świadomy i obecny w swoim ciele,” oznajmił Darius, patrząc na Seoras. „Tak. Jego świadomość jest tutaj. Jest tak dopasowany do chłopca, że słyszy jego bicie serca – czuje jego oddech. Seoras wie dokładnie jak blisko fizycznej śmierci jest Stark. Jest na granicy życia i śmierci, więc mój Strażnik musi go utrzymywać. Jeśli znajdzie się zbyt blisko tej pierwszej drogi, jego dusza wróci do ciała i się obudzi. Jeśli zbyt blisko tej drugiej, jego dusza nigdy nie powróci.” „Skąd będzie wiedział, kiedy to zakończyć?” Zapytała Afrodyta, mrużąc oczy, gdy sztylet Seoras ciął ponownie ciało Starka. „Stark się obudzi albo umrze. W każdym razie, jest to zadanie Starka, a nie mojego Strażnika. To co teraz robi Seoras umożliwi chłopcu dokonanie własnych wyborów.” Sgiach mówiła do Afrodyty, ale jej oczy patrzyły cały czas na Seorasa. „Powinnaś zrobić to samo.” „Ciąć go?” Afrodyta skrzywiła się na królową, która uśmiechnęła się, ale nadal obserwowała jej Strażnika. „Powiedziałaś, że jesteś Prorokinią Nyks, nie jesteś?” „Jestem jej Prorokinią.” „Więc, zrozum, że twój dar może także pomóc chłopcu.” 241
„Gdybym jeszcze miała cholerne pojęcie jak to zrobić.” „Afrodyto być może powinnaś…” Darius zaczął, chwytając ramię Afrodyty i odciągając ją od Sgiach, oczywiście zmartwiony, że zbytnio naciska na królową. „Nie, Wojowniku. Nie musisz jej odciągać. Jedną z rzeczy, które poznasz związaną z byciem z silną kobietą jest to, że jej słowa często wpakują ją w kłopoty, przed którymi jej nie możesz ochronić. Ale to są jej własne słowa i to ona poniesie konsekwencje.” Sgiach wreszcie popatrzyła na Afrodytę. „Użyj trochę tej siły, która sprawia, że twoje słowa są jak sztylety i poszukaj swoich własnych odpowiedzi. Prawdziwa Prorokini dostaje wiele pomocy w tym świecie, nie poprzez jej dar, ale siłę, jest łagodzona przez mądrość i cierpliwość, musisz się nauczyć używać tego właściwie.” Królowa uniosła rękę i wskazała elegancko na jednego z wampirów ukrytych w cieniu. ”Pokaż Prorokini i jej Strażnikowi ich pokój. Zapewnij im wyżywienie i prywatność.” Bez słowa Sgiach wróciła na tron, a jej wzrok jeszcze raz ponownie skupił się na jej Strażniku. Afrodyta zacisnęła wargi i śledziła olbrzymiego rudzielca, którego tatuaże były serią spirali, które wydawały się być zrobione z malutkich szafirowych kropek. Odtworzyli swoją drogę z powrotem do podwójnych schodów, a następnie szli pod górę do przedpokoju, gdzie ściany zostały udekorowane wysadzanymi klejnotami mieczami, które lśniły w świetle pochodni. Niewielkie schody w końcu zawiodły ich do wygiętych w łuk drewnianych drzwi, które wojownik otworzył i gestem przekazał im, by weszli do pokoju. „Czy mógłbyś się upewnić, że ktoś powiadomi mnie, kiedy zajdą jakieś zmiany ze Starkiem?” Spytała Afrodyta zanim zamknął drzwi. „Tak.” Powiedział wojownik zaskakująco łagodnym głosem, zanim zostawił ich na osobności. Afrodyta odwróciła się do Dariusa „Myślisz, że moje usta wpędzają mnie w kłopoty?” Jej Wojownik uniósł brwi. „Oczywiście, że tak”. Skrzywiła się na niego. „Okay, zrozum. Ja nie żartuję.” „Ja też nie.” „Dlaczego? Bo mówię to co myślę?” „Nie, moja piękna, bo używasz swoich słów jak sztyletu, a wyciągnięty sztylet zwykle powoduje kłopoty.” 242
Parsknęła i usiadła na ogromnym łóżku z baldachimem. „Jeśli brzmię jak sztylet, to dlaczego mnie lubisz?” Darius usiadł obok niej i chwycił jej rękę „Zapomniałaś już, że rzucany sztylet to moja ulubiona broń?” Afrodyta napotkała jego oczy, czując się dziwnie, mimo że jego ton był łagodny. „Poważnie. Jestem suką. Nie powinieneś mnie lubić. Nie sądzę, by większość ludzi mnie lubiła.” „Ludzie, którzy znają Cię, lubią Cię. Prawdziwą Ciebie. A to, co czuję do Ciebie wykracza poza lubienie. Kocham Cię, Afrodyto. Kocham twoją siłę, twoje poczucie humoru i to jak bardzo troszczysz się o przyjaciół. I kocham to, co złamało się w tobie i dopiero teraz zaczyna się goić.” Afrodyta wciąż patrzyła na niego, tyle że mrugała mocno, by powstrzymać łzy. „To wszystko czyni mnie okropną suką.” „To wszystko czyni Cię tym, kim jesteś.” Podniósł jej dłoń do ust, pocałował łagodnie i powiedział „To także czyni Cię wystarczająco silną, by dowiedzieć się jak pomóc Starkowi.” „Ale ja nie wiem jak!” „Użyłaś swojego daru do wykrycia nieobecności Zoey, tak samo jak Kalony. Nie możesz użyć tego samego sposobu, by wyczuć Starka?” „Wszystko, co robiłam z nimi, to sprawdziłam czy ich dusze są wewnątrz ciała czy nie. Już wiemy, że dusza Starka zniknęła.” „Więc nie powinnaś go dotykać tak jak zrobiłaś to z pozostałą dwójką.” Afrodyta westchnęła „Ten sam sposób, huh?” „Tak.” Spojrzała na niego, mocniej ściskając dłoń. „Naprawdę myślisz, że potrafię to zrobić?” „Wierzę, że jest cząstka w Tobie, która nie może tego zrobić, jeśli raz nastawisz na to umysł, moja piękna.” Afrodyta skinęła głową, ściskając jego rękę, zanim ją puściła. Rozpięła swoje czarne skórzane szpilki i popędziła do łóżka, opierając się o górę poduszek z puchu. „Ochronisz mnie, kiedy mnie nie będzie?” Spytała swojego Wojownika. 243
„Zawsze,” powiedział Darius. Przeszedł się i stanął blisko łóżka. Przypominał Afrodycie Seorasa, kiedy stał przy tronie swej królowej. Wyciągając siłę z wiedzy, że jej serce i ciało będą zawsze bezpieczne z Dariusem, zamknęła swoje oczy i zapragnęła się zrelaksować. Wzięła trzy głębokie, oczyszczające oddechy i skupiła swoje myśli na jej bogini. Nyks to ja. Afrodyta. Twoja Prorokini. Niemal dodała „przynajmniej tak wszyscy mnie nazywają,” ale powstrzymała się. Biorąc następny wdech, Afrodyta kontynuowała: Proszę o twoją pomoc. Już wiesz, że nie jestem pewna jak działają te wszystkie Prorocze rzeczy, więc nie będę zaskoczona, gdy usłyszę, że nie wiem jak użyć daru, który mi podarowałaś, by pomóc Starkowi – ale on potrzebuje mojej pomocy. To znaczy, facet jest podzielony między jednym światem, a próbą wykorzystania poezji i starego faceta do pomocy Z, w drugim świecie. Tak między nami, czasem myślę, że Stark ma więcej mięśni i włosów niż mózgu. Oczywiście potrzebuje pomocy i ze względu na Zoey chcę mu ją dać. Więc proszę, Nyks, pokaż mi jak mu pomóc. Oddaj mi się, córko. Głos Nyks w jej umyśle był jak trzepot przezroczystej jedwabnej kurtyny, przejrzysty, zwiewny i piękny, aż nie do uwierzenia. Tak! Odpowiedź Afrodyty była natychmiastowa. Otworzyła swoje serce, duszę i umysł na jej Boginię. I nagle stała się bryzą unoszącą się wzdłuż delikatnego głosu Nyks, wzrastając w górę i daleko. Oto moje królestwo. Duch Afrodyty przeleciał nad Otherwoldem Nyks. To było wspaniałe i nie do opisania, z niekończącymi się barwami zielonego, genialnymi kwiatami, które kołysały się jakby w rytm muzyki i lśniącym jeziorem. Afrodyta pomyślała, że spostrzegła w locie dzikie konie i wielokolorowy błysk pawi w locie. I wszystko w tym świecie, nawet duchy przemykające na jej widok, tańczyło, śmiejąc się i kochając. „To miejsce, do którego pójdziemy kiedy umrzemy?” Afrodyta spytała strachliwie. „Czasami.”
244
„Jak to czasami? Masz na myśli, jeśli będziemy dobrzy?” Afrodyta przypuszczała, że jeśli dobro jest kryterium dostania się tutaj, to pewnie nigdy jej się nie uda. Śmiech bogini był jak magia. Jestem twoją Boginią, córko, nie twoim sędzią. Dobro to wieloaspektowy ideał. Na przykład to jeden aspekt dobra. Duch Afrodyty zwolnił, zatrzymując się w niesamowicie wyglądającym gaju. Zamrugała zaskoczona, kiedy analizowała to i uświadomiła sobie, że przypominał jej gaj w pobliżu zamku Sgiach. Kiedy zrobiła porównanie, Afrodyta zatonęła pod zwartymi liśćmi koron drzew, odpoczywając tuż nad grubym dywanem mchu, który obejmował ziemię. „Posłuchaj mnie Zo! Możesz to zrobić.” Na dźwięk głosu Heatha, Afrodyta odwróciła się, by zobaczyć Zoey, która wyglądała bardzo blado, była prawie przeźroczysta, i Heatha. Z chodziła w kółko, wyglądając na zupełnie przerażoną, a Heath zatrzymał się i wyglądał na bardzo smutnego. „Zoey! Wreszcie! Dobra, posłuchaj mnie. Musisz zebrać się w całość i wrócić do swojego ciała.” Całkowicie ją ignorując, Zoey wybuchła płaczem, nie przestając chodzić. „Nie mogę Heath. To przepadło na zbyt długo. Nie mogę zebrać duszy w całość. Nie pamiętam różnych rzeczy – Nie mogę się skupić – jedyną rzeczą jaką wiem na pewno jest to, że na to zasługuję.” „Oh, do cholery! ZOEY! Przestań krzyczeć i skup się!” „Nie zasługujesz na to!” Heath zbliżył się do Zoey i położył ręce na jej ramionach, zmuszając ją, by stanęła nieruchomo. „I możesz to zrobić, Zo. Musisz. Jeśli to zrobisz, możemy być razem.” „Świetnie. Jestem Świąteczną Kolendą jak ten cholerny duch Świąt Przeszłości, Teraźniejszości czy cokolwiek. Nie mogą usłyszeć cholernych słów, które mówię!” Więc być może, córko, dla odmiany, powinnaś słuchać. Afrodyta stłumiła frustrację westchnieniem i uczyniła to, o co prosiła Bogini, mimo że czuła się jak pnącze gapiące się przez okno czyjejś sypialni.
245
„Mówisz na serio, Heath?” Zoey wpatrywała się w Heatha, wydając się na chwilę czymś więcej niż dziwacznym upiorem, który nie może ustać nieruchomo. „Naprawdę chciałbyś tu zostać?” Uśmiechnęła się niepewnie do Heatha, jej ciało zadrżało niespokojnie w jego rękach. Pocałował ją i powiedział: „Kochanie, gdziekolwiek jesteś, tam ja chcę być – na zawsze.” Z bolesnym jękiem, Zoey rzuciła się w ramiona Heatha. „Przepraszam. Przepraszam,” powiedziała szybko i znowu zapłakała. „Nie mogę się nie ruszać. Nie mogę odpocząć.” „Dlatego musisz zebrać swoją duszę w całości. Nie możesz być ze mną jeśli tego nie zrobisz. Zo, nie możesz być czymkolwiek, jeśli tego nie zrobisz. Będziesz po prostu się ruszać i tracić części siebie, dopóki nie znikną całkowicie gdzieś daleko.” „To moja wina, że umarłeś, to moja wina, że jesteś tu, gdzie nie należysz. Jak możesz wciąż mnie kochać?” Odgarnęła poskręcane włosy z twarzy, kiedy zaczęła krążyć wokół Heatha, w kółko – bezustannie – bez odpoczynku. „To nie twoja wina! Kalona mnie zabił. To wszystko na ten temat. Zresztą, co to za różnica gdzie jesteśmy, albo nawet to czy jesteśmy żywi czy martwi, dopóki jesteśmy razem?” „Mówisz poważnie? Naprawdę?” „Kocham cię Zoey. Kochałem od pierwszego dnia, kiedy Cię spotkałem i będę kochał Cię zawsze. Obiecuję. Jeśli się zbierzesz w całość, będziemy razem na zawsze.” „Na zawsze,” Zoey wyszeptała te słowa. „I naprawdę mi wybaczysz?” „Kochanie, tu nie ma nic do wybaczania.” To oczywiście było dla niej ogromnym wysiłkiem, ale Zoey się zatrzymała i powiedziała: „Więc, dla ciebie postaram się to zrobić.” Odrzuciła głowę i podniosła ramiona. Jej blade ciało zaczęło świecić, najpierw lekko, niepewnie, jakby z wewnątrz. Zoey zaczęła wymieniać imiona… Afrodyta była wstrząśnięta tą wizją, wybiegła z gaju tak szybko, że jej żołądek dał o sobie znać. „Oh ugh! Zbyt daleko, za szybko. Mogę się zrzygać.”
246
Ciepły wiatr przelatujący nad nią, uspokoił jej zawroty głowy. Kiedy ruszyła się ponownie jej nudności zniknęły, ale nie jej zakłopotanie. „Okay, nie rozumiem. Z zbierze się w całość, ale zostanie tu z Heahtem zamiast wrócić do jej ciała?” W tej wersji przyszłości, tak. Afrodyta zawahała się i niechętnie zapytała: „Ale jest szczęśliwa?” Tak. Zoey i Heath są zadowoleni w innym świecie na wieczność. Afrodyta poczuła duży smutek, ale musiała kontynuować, „Więc może Zoey powinna zostać tam gdzie jest. Będziemy tęsknić za nią. Ja będę za nią tęsknić.” Afrodyta zawahała się, tłumiąc nieoczekiwaną chęć płaczu zanim kontynuowała, „To będzie zdecydowanie złe dla Starka, ale jeśli chce zostać tu gdzie jest, to Zoey powinna zostać.” Dla każdej osoby przyszłość zmienia się po jej wyborach. To jest tylko jedna wersja przyszłości Zoey jak i wielu wyborów podjętych w Otherworldzie, jej wątek zmieni przeznaczenie w przyszłości na ziemi. Jeżeli Zoey zostanie, utka nową przyszłość dla Ziemi. Afrodyta została wessana w scenę, która była zbyt znajoma. Stała w środku pola i była w jej ostatniej wizji. Tak jak poprzednio, była jedną z osób, które były palone - ludzie, wampiry i adepci. Ponownie doświadczyła bólu ognia wraz z abstrakcyjną agonią, które ogarnęły ją podczas pierwotnej wizji. Podczas ostatniej wizji Afrodyta spojrzała na Kalonę stojącego przed nimi, tylko że tym razem zobaczyła go bez niej. Natomiast Neferet dołączyła na scenę. Wkroczyła za Kaloną, patrząc się na palonych ludzi. Potem zaczęła śledzić skomplikowane wzory w powietrzu dookoła niej, a potem ciemność zaczęła kwitnąć wokół niej. Rozprzestrzeniała się od niej, zabarwiała pole, gasiła ogień, ale nie odbierała bólu. „Nie, nie chcę ich zabijać!” Wskazała palcem, a grono strumieni owinęło się wokół ciała Kalona. „Pomóż mi uczynić ich moimi.” Kalona wchłonął ich. Afrodyta koncentrowała się na nim i… jak materializujący się miraż, ruchome strumienie Ciemności, które owijały nieśmiertelne ciało stały się widoczne. Wiły się, powodując skurcze i dreszcze na skórze upadłego nieśmiertelego. Kalona dyszał i Afrodyta nie mogła powiedzieć, czy czuł przyjemność czy ból, ale uśmiechnął się ponuro do Neferet, rozłożył ręce, aby zaakceptować Ciemność i powiedział, „Jak chcesz, moja Bogini.”
247
Okryty nićmi Kalona przeszedł kilka kroków, więc stanął przed nią, a następnie upadły nieśmiertelny upadł na kolana i obnażył szyję. Afrodyta oglądała jak Neferet klęka, liże skórę Kalony, a potem z chciwym zapałem, który był przerażający, zatapia zęby w Kalonie i żywi się nim. Ruchome nici Ciemności drgały i mnożyły się. Zupełnie zdegustowana, Afrodyta odwróciła się, by zobaczyć, że Stevie Rae wchodzi na przestrzeń. Stevie Rae? Ciemne rzeczy poruszały się obok niej i Afrodyta zorientowała się, że Stevie Rae stała obok Raven Mocker, tuż obok niego, tak blisko jakby pojawili się razem. CO DO CHOLERY? Raven Mocker rozwinął skrzydła, a następnie owinął je wokół Stevie Rae tak, jakby ją obejmował. Stevie Rae westchnęła i przesunęła się do stworzenia tak, że jego skrzydło całkowicie owinęło ją. Afrodyta była tak zszokowana tym widokiem, że nie ujrzała skąd przybyło Indiańskie dziecko – pojawiło się po prostu nagle, tuż przy Raven Mocker. Nawet przez ból i szok wywołany swoją wizją, Afrodyta mogła ocenić jak wspaniały był ten nowy dzieciak. Jego ciało było niesamowite i w większości nagie, więc sporo z niego było pokazane. Jego włosy były gęste, długie i czarne jak pióra kruka, które były plecione do jego długości. Był wysoki, muskularny i w ogóle super. Ignorując Raven Mocker chwycił rękę Stevie Rae mówiąc, „Zaakceptuj mnie, a on odejdzie.” Stevie Rae wyszła z objęć skrzydlatej istoty, ale nie chwyciła dziecka za rękę. Zamiast tego powiedziała, „To nie takie proste.” Wciąż klęcząc przed Nefret, Kalona krzyknął, „Rephaim! Nie zdradzaj mnie ponownie mój synu!” Słowa nieśmiertelnego podziałały na Raven Mocker jak bodziec. Zaatakował indiańskie dziecko. Zaczęli ze sobą brutalnie walczyć, podczas gdy Stevie Rae stała tam, nie robiąc nic, patrzyła się na Raven Mocker i płakała. Przez jej płacz Afrodyta słyszała słowa, „Nie zostawiaj mnie, Rephiam. Proszę, proszę, nie opuszczaj mnie.”
248
Na dalekim horyzoncie, za nimi wszystkimi, Afrodyta zobaczyła coś co uznała za płomienny wschód słońca, ale kiedy zerknęła na jasność uświadomiła sobie, że to nie było słońce, ale ogromny biały byk wdrapujący się ponad ubitym ciałem czarnego byka, który próbował i zawiódł, ochronić resztki z tego co, kiedyś było współczesnym światem. Afrodyta została wypchnięta z wizji. Nyks trzymała ją w delikatnym wietrze, a jej dusza drżała. „Oh, Bogini,” szepnęła. „Nie, proszę nie. Wybór dokonany przez jedną nastolatkę może zepsuć równowagę między Światłem i Ciemnością całego świata? Jak to możliwe?” Zauważ, że Twój wybór dobra otworzył drogę do istnienia całkowicie innej generacji wampirów. „Czerwoni adepci? Ale istnieli już wcześniej i nic się nie działo.” Tak, ale ścieżka do odzyskania ich człowieczeństwa została zamknięta, aż do twojej ofiary – twój wybór - otworzy ją. A czy ty nie jesteś po prostu zwykłą nastolatką? „Oh, do cholery. Zoey musi wrócić.” Więc Heath musi przejść do królestwa Otherwoldu. To jedyny sposób, by Zoey wybrała powrót do jej ciała, kiedy jej dusza zbierze się w całość ponownie. „Skąd będę wiedziała, że tak się dzieje?” Jedyne co możesz zrobić to przekazać im wiedzę, córko. Wybór musi spoczywać na Heathie, Zoey i Starku. Z wstrząsem Afrodyta wycofała się z powrotem. Sapiąc, otworzyła oczy i zamrugała przez ból i mgłę czerwonych łez, by zobaczyć pochylonego nad nią Dariusa. „Powróciłaś do mnie?” Afrodyta usiadła. Miała zawroty głowy, a jej głowa pulsowała bólem, który znała zbyt dobrze. Odgarnęła włosy z twarzy, zaskoczona tym, jak bardzo drżą jej ręce. „Wypij to, moja piękna. Musisz wrócić do siebie po podróży ducha.” Darius podał jej kubek i pomógł jej trzymać go przy ustach. Afrodyta przełknęła wino i powiedziała, „Pomóż mi dostać się do Starka.” 249
„Ale twoje oczy – musisz odpocząć!” „Gdybym odpoczęła, zaryzykowałabym, że cały cholerny świat pójdzie do diabła. Dosłownie.” „Więc zabiorę Cię do Starka.” Czując się słabo w drodze, Afrodyta podparła się o jej Wojownika, kiedy wracali do The Fianna Foil, gdzie niewiele się zmieniło. Sgiach wciąż patrzyła na jej Wojownika, który powoli i systematycznie kontynuował cięcie Starka. Afrodyta nie marnowała czasu. Poszła prosto do Sgiach. „Chcę porozmawiać ze Starkiem. Teraz.” Sgiach spojrzała na nią, objęła wzrokiem jej drżące ciało i przekrwione oczy. „Użyłaś swojego daru?” „Tak i muszę powiedzieć coś Starkowi, bo będzie źle. Dla wszystkich. Bardzo źle.” Królowa skinęła głową i pokazała Afrodycie gestem, aby ta poszła za nią do Seol ne Gigh. „Daję ci tylko chwilę. Mów do Starka szybko i jasno. Jeśli przetrzymasz go tu zbyt długo, nie będzie mógł odtworzyć swojej drogi do Otherworldu, dopóki nie powróci z dzisiejszej podróży, a musisz zrozumieć, że odzyskanie go może zająć tygodnie.” „Rozumiem. Mam tylko jedną szansę. Jestem gotowa,” powiedziała Afrodyta. Sgiach dotknęła ramienia jej Wojownika. Była to delikatna pieszczota, ale wywołała falującą reakcję na całym ciele Seorasa. Zatrzymał się, kiedy miał zadać kolejną ranę. Jego wzrok pozostał na Starku, ale jego głos podobny do żwiru powiedział, „Mo bann ri? Moja królowo?” „Zawołaj go z powrotem. Prorokini musi z nim pomówić.” Oczy Seorasa były zamknięte, jak gdyby jej słowa zraniły go, ale kiedy je otworzył, odparł niskim głosem tylko, „Tak pani... Będzie jak zechcesz…” Położył rękę, która nie trzymała sztyletu na czole Starka. „Posłuchaj mnie chłopcze. Musisz wrócić.”
Tłumaczenie: Twins (Nava15 & Martencja98) 250
Rozdział 26 Stark Stark cofnął się, odruchowo podnosząc własny miecz, tak że przez przypadek i instynktownie odparł śmiercionośne natarcie Tego Innego, który był tym kim on do tej pory. ,,Dlaczego to robisz?” wykrzyczał Stark. ,,Już Ci powiedziałem. Jedyną drogą, by się tu dostać jest zabicie mnie, a ja nie zamierzam umierać.” Dwóch Wojowników ostrożnie okrążało się. ,,O czym Ty kurwa gadasz? Jesteś mną. Więc jeśli ja się tam dostanę, to jak możesz umrzeć?” ,,Jestem częścią Ciebie. Tą niezbyt miłą częścią. Albo raczej Ty jesteś częścią mnie, tą dobrą częścią i cholernie nienawidzę nawet tego mówić. Nie zgrywaj tak cholernie głupiego. Nie jest tak jakbyś o mnie nie wiedział. Pomyśl o tym, co było zanim stałeś się taką dupą i złożyłeś przysięgę tej świętoszkowatej suce. Znaliśmy się wtedy o wiele lepiej”. Stark spojrzał na niego, zauważając czerwone zabarwienie jego oczu i surowe spojrzenie na jego własnej twarzy. Nadal był na niej uśmiech, ale pewność siebie przemieniła się w okrucieństwo, sprawiając, że jego twarz była jednocześnie znajoma i obca. ,,Jesteś we mnie tym złym”. ,,Złym? To tylko kwestia tego, po której jesteś stronie, czyż nie? I z tej strony, po której obecnie jestem nie wyglądam tak cholernie źle.” Śmiejąc się, Ten Inny kontynuował. ,,Zło to słowo, które nie opisuje nawet mojego potencjału. Zło to luksus. Mój świat jest wypełniony rzeczami, które są poza zasięgiem Twojej wyobraźni.” Stark zaczął potrząsać głową, pragnąc zaprzeczyć temu, co usłyszał i jego koncentracja osłabła. Ten Inny uderzył ponownie, robiąc cięciem wąską bruzdę wzdłuż jego prawego bicepsa. Stark uniósł obronnie miecz, zaskoczony, że towarzyszyło temu palące uczucie, a nie uczucie bólu w ręce. ,,Taa, nie boli zbyt mocno, co? Jeszcze. Jest to spowodowane tym, że ostrze jest zbyt cholernie ostre, by zranić. Ale sprawdź - krwawisz. Bardzo. To tylko 251
kwestia czasu, kiedy nie będziesz mógł już utrzymać uniesionego miecza. Wtedy będziesz skończony i pozbędę się Ciebie raz na zawsze”. Ten Inny kontynuował, ,,A może zabawimy się. Co powiesz na odrobinę zabawy przy obdzieraniu Cię żywcem ze skóry, kawałek po cholernym kawałku, dopóki nie będziesz niczym więcej niż krwawiącym ścierwem u mych stóp.” Ze swych obwodowych wizji, Stark mógł zobaczyć, że ciepło, które odczuwa jest ciepłem krwi, sączącej się z dwóch ran. Ten Inny miał rację. Zostanie pokonany. Musiał walczyć – i musiał walczyć teraz. Jeśli nadal będzie się wahał, jeśli nadal będzie zupełnie defensywny to umrze. Działając tylko instynktownie, Stark zaatakował, uderzając w swoje odbicie, we wszystko, w cokolwiek, co mogłoby być prawdopodobnie przejściem w jego straży, ale czerwonooka wersja jego łatwo blokowała każdy ruch. I wtedy, jak kobra, zaatakował Starka i robiąc długą, głęboką ranę na jego udzie. ,,Nie możesz mnie pokonać. Znam wszystkie Twoje ruchy. Jestem wszystkim, czym Ty nie jesteś. To gówno związane z Boginią sprawia, że jesteś słaby. To dlatego nie mogłeś ochronić Zoey. Kochanie jej czyni Cię słabym.” ,,Nie! Miłość do doświadczyłem.”
Zoey
jest
najlepszą
rzeczą
jakiej
kiedykolwiek
,,Taa, więc to będzie ostatnia rzecz jaką kiedykolwiek zrobisz, to na pewno…” Stark został wyszarpnięty ponownie do swojego ciała. Otworzył oczy, by zobaczyć stojącego nad nim Seorasa, w jednej ręce trzymał szkocki sztylet, a drugą przyciskał do jego czoła. ,,Nie! Muszę wracać!” Zapłakał. Czuł się tak, jakby jego ciało płonęło. Ból z jednej strony jego ciała był niewiarygodny - jego siła pompowała adrenalinę przez jego system nerwowy. Jego pierwszym odruchem było, by się poruszyć! Uciec! Walczyć! ,,Nie, chłopcze. Zapamiętaj, że nie możesz się poruszyć”, powiedział Seoras. Oddech Starka stał się szybszy i cięższy, jakby zmuszał swe ciało, by jeszcze nie ruszało się - zostało tutaj. ,,Odeślij mnie,” powiedział do Wojownika. ,,Muszę tam wrócić.” ,,Stark, posłuchaj mnie”. Nagle twarz Afrodyty znalazła się tuż nad nim. ,,To Heath jest kluczem. Musisz się do niego dostać zanim zobaczysz Zoey. Powiedz
252
mu, że musi odejść. Musi zostawić Zoey w Otherworldzie albo ona nigdy tu nie wróci.” ,,Co? Afrodyto?” Pochwyciła jego ręce i przycisnęła twarz blisko do jego twarzy. Mógł zobaczyć krew w jej oczach i był wstrząśnięty, gdy zdał sobie sprawę, że musiała przed chwilą mieć wizję. ,,Zaufaj mi. Musisz dotrzeć do Heatha. Spraw, by odszedł. Jeśli tego nie zrobisz, nie ma nikogo kto powstrzyma Neferet i Kalonę i to będzie koniec dla nas wszystkich”. ,,Jeśli on ma tam wrócić, musi iść już teraz,” powiedział Seoras. ,,Odeślij go,” powiedziała Sgiach. Jasne krawędzie dookoła wizji Starka zaczęły robić się szare i walczył przed wciągnięciem w nie ponownie. ,,Zaczekaj! Powiedz mi. Jak… jak mam walczyć ze sobą?” Zdołał powiedzieć Stark . ,,Ach, to naprawdę proste. Wojownik w Tobie musi umrzeć, by narodzić się jako Szaman.” Stark nie mógł powiedzieć czy słowa Seorasa były odpowiedzią na jego pytanie, czy pochodziły z jego pamięci i nie miał czasu, by się tego dowiedzieć. W czasie krótszym niż uderzenie serca, Seoras chwycił jego głowę i przeciągnął ostrzem po brwiach Starka. W palącym, oślepiającym przebłysku po raz kolejny stanęli twarzą w twarz ze sobą, jakby nigdy nie odszedł. Mimo, że był zdezorientowany przez ostatnie rozcięcie Wojownika, Stark zdał sobie sprawę, że jego ciało reaguje szybciej niż może to zrozumieć jego mózg, jakby łatwo mógł się bronić przed atakiem jego odbicia. Było tak jakby ostatnie cięcie odsłoniło geometrię linii ataku Tego Innego, której Stark wcześniej nie znał, a ponieważ on jej nie znał, może Ten Inny też jej nie będzie znał. Jeśli tak było, miał szansę, ale tylko znikomą. ,,Mogę to ciągnąć cały dzień. Ty nie. Cholera, mój tyłek jest łatwy do skopania,” zaśmiał się arogancko czerwonooki Stark. Gdy się śmiał, Stark zaatakował, podążając za linią ataku, którą ujawniły potrzeba i ból, łapiąc przedramię na zewnętrznym brzegu jego lustrzanego odbicia. ,,Ja pierdolę! Aktualnie zaczerpnąłeś krwi. Nie myślisz, że masz ją w sobie!” 253
,,Taa, więc to jest jeden z Twoich problemów; jesteś cholernie arogancki.” Stark zobaczył wahanie, które przemknęło przez twarz odbicia i cień zrozumienia wyszeptał w jego umyśle. Podążył za nim, myśląc tak naturalnie jakby podnosił miecz w defensywie i ujrzał linię ataku biegnącą przez jego ciało. ,,Nie, to nie Ty jesteś tak cholernie arogancki. To ja. Ja jestem arogancki”. Jego lustrzane odbicie wojownika zamrugało. Wtedy Stark zrozumiał całkowicie i powiedział, ,,Jestem także samolubny. Dlatego zabiłem swojego mentora. Jestem tak samolubny, że nie pozwoliłem nikomu się w niczym pobić.” ,,Nie!”, krzyknął czerwonooki Stark. ,,To nie Ty - to ja!” Widząc przejście, Stark zaatakował ponownie, tnąc bok Tego Innego. ,,Mylisz się i wiesz o tym. Jesteś tym, co we mnie złe, ale nadal jesteś mną. Wojownik nie jest w stanie się do tego przyznać, ale Szaman we mnie zaczyna to rozumieć.” Gdy Stark mówił, nieustannie parł do przodu, zadając ciosy swemu odbiciu. ,,Jesteśmy aroganccy. Jesteśmy samolubni. Czasem jesteśmy podli. Mamy cholernie zły nastrój i gdy się wkurwimy, to chowamy urazę.” Słowa Starka wydawały się wydobywać coś z Tego Innego, z prędkością niemal nie do uwierzenia, zaatakował Starka ze zręcznością i zemstą, która była przytłaczająca. Oh, Bogini. Nie. Nie pozwól moim ustom tego zepsuć. Gdy Stark zaledwie obronił się przed atakiem, zdał sobie sprawę, że reaguje zbyt racjonalnie, zbyt spodziewanie. Jedyna możliwa droga, by siebie pokonać to zrobić coś, czego Ten Inny się nie spodziewa. Muszę dać mu możliwość, żeby mnie zabił. Gdy Ten Inny zadawał ciosy, by go złamać, Stark wiedział, że to jest to. Symulował nie chroniąc się po lewej stronie. Z rozmachem nie do zatrzymania, Ten Inny podszedł do luki, atakując z przodu i stając się - na moment - nawet bardziej bezbronny niż Stark. Stark zobaczył linię ataku, geometrię prawdziwego przejścia i z zaciekłością, na jaką nie wiedział, że go stać, rękojeścią szpady roztrzaskał czaszkę Tego Innego. Odbicie lustrzane Starka upadło na kolana. Z trudem łapiąc powietrze, nie był nawet zdolny trzymać miecza ani chwili dłużej. ,,Więc teraz zabij mnie, wejdziesz do Otherworldu i zabierzesz dziewczynę”. ,,Nie. Teraz Cię zaakceptuję, ponieważ bez względu na to jak jestem mądry i jak potrafię być dobry, Ty zawsze będziesz gdzieś tam we mnie.” Czerwone oczy napotkały brązowe oczy jeszcze raz. Ten Inny upuścił swój miecz i jednym szybkim ruchem cisnął się do przodu, naprowadzając miecz 254
Starka w stronę jego klatki piersiowej. W surowej intymności chwili Ten Inny zrobił wydech, tak blisko niego, że Stark wciągnął ostatnim słodkim oddechem Tego Innego. Wnętrzności Starka się zacisnęły. Zabił siebie! Potrząsając głową w strasznym uświadomieniu, zapłakał, ,,Nie! Ja…” nawet, gdy krzyczał w zaprzeczeniu, czerwonooki Stark uśmiechał się świadomie i przez splamione krwią usta wyszeptał, ,,Zobaczymy się znowu Wojowniku, szybciej niż się spodziewasz.” Stark ukląkł przy Innym na kolanach, równocześnie wyciągając wspaniały miecz ze swojej klatki piersiowej. Czas się zatrzymał, kiedy boskie światło Nyks skupiło się na mieczu, lśniąc krwią na całej swej pięknej długości i oślepiając Starka, dokładnie tak jak ostatnie rozcięcie Seorasa wysuszyło jego wizje i cudownie, przez chwilę było tak, jakby starożytny Wojownik był tam obok niego i Innego jak trzeci Wojownik spoglądający na miecz. Seoras mówił bez odwracania wzroku od szkockiego miecza. ,,Tak, to będzie szkocki miecz obusieczny Wojownika dla Ciebie chłopcze, miecz wykuty z gorącej i mokrej krwi, używany tylko w obronie honoru, władany przez mężczyznę, który wybrał służbę Wojownika swojej Ace, abann ri, królowej. To ostrze jest zaostrzone tak, by mieć przyjemną ostrość, która przecina bez bólu i Wojownik, który będzie ją posiadał będzie atakował bez litości, strachu czy łaski przeciwko tym, którzy zbezczeszczą nasz wspaniały rodowód.” Zafascynowany Stark obrócił szkocki miecz obusieczny, umożliwiając klejnotowi rękojeści pochwycenie światła, gdy Wojownik Sgiach kontynuował, ,,Pięć kryształów, ułożone w czterech rogach i piąty pośrodku jak serce z kamienia, tworzą trwały puls w melodii bijącego serca Wojownika, jeśli będzie on Wojownikiem z wyboru, który będzie chronił honoru życia.” Seoras przestał mówić, w końcu spoglądając z dala od miecza. ,,Czy jesteś tym Wojownikiem, mój chłopcze? Będziesz prawdziwym Wojownikiem?” ,,Chcę być,” powiedział Stark, starając się zmusić miecz, by bił w rytmie jego serca. ,,Więc musisz zawsze działać z honorem i wysłać tego, którego pokonałeś w lepsze miejsce. Jeśli możesz zrobić to jako Wojownik, a nie jako chłopak… jeśli wykażesz czystą krew duszy i ducha, synu, odnajdziesz swój honor, będzie to łatwe, przez co zaakceptujesz i wykonasz swój odwieczny obowiązek. Ale wiedz, że nie ma od tego odwrotu, mamy zasady i dużo Wojowników jest czystych, nie chowają żalu, nie mają złych zamiarów, uprzedzeń, nie kierują się żądzą zemsty, tylko twoja niezachwiana wiara w honor może być Twoją nagrodą, nie gwarancją miłości, szczęścia czy zysku. Po nas nie ma nic.” 255
W oczach Seorasa Stark widział niezmienną rezygnację. ,,Będziesz niósł to przez wieczność, będąc tym, który strzeże Wojownika. Teraz znasz prawdę o tym. Decyduj synu.” Obraz Seorasa zniknął, a czas zaczął ponownie biec. Ten Inny był przed nim na kolanach, spoglądając na niego oczami, które były przepełnione strachem i akceptacją. Śmierć z honorem. Gdy Stark pomyślał te słowa, rękojeść szkockiego miecza obusiecznego rozgrzała się w jego dłoni, czuł puls, który odzwierciedlał bicie jego serca. Objął swoją drugą dłonią rękojeść, znajdując przyjemność w tym uczuciu. Następnie waga ostrza nabrała własnej siły życia, napełniając Starka przerażeniem, wspaniałą siłą i wiedzą. Bez myśli, bez emocji, użył księżyca, by zadawać śmiertelne ciosy, kierując obrzydliwe ostrze w Tego Innego, przecinając go precyzyjnie od czaszki po krocze. Wydobyło się wspaniałe westchnięcie i ciało zniknęło. W Starka uderzył pełen rozmiar jego brutalności. Upuścił szkocki miecz obosieczny i upadł na kolana. ,,Bogini. Jak mogę to zrobić i być honorowy?” Jego myśli wirowały, Stark klęczał na ziemi ciężko oddychając. Spojrzał w dół na swoje ciało, spodziewając się znaleźć rozstępujące się rany na swoim ciele i krew - dużo jego krwi. Ale się mylił. Był całkowicie wolny od wszystkich psychicznych ran. Jedyna krew jaką zobaczył wsiąkała już w ziemię pod nim. Jedyną raną jaka przetrwała było wspomnienie tego, co właśnie zrobił. Prawie z własnej woli, jego dłoń odnalazła rękojeść wspaniałego ostrza. Widząc w swojej pamięci śmiertelny cios, który właśnie zadał, ręka Starka zadygotała, ale chwyciła ciasno rękojeść, odnajdując ciepło i echo bicia jego serca. ,,Jestem Wojownikiem,” wyszeptał. I wraz ze słowami nadeszła prawdziwa akceptacja siebie i w końcu zrozumienie. Nie była o zabijaniu zła w nim, nigdy nie była o tym. Była o kontrolowaniu tego. To było to, co robił prawdziwy Wojownik. Nie odrzucał brutalności, posługiwał się nią z honorem. Stark skłonił głowę tak, że spoczęła na szkockim mieczu obusiecznym Wojownika.
256
,,Zoey, moja Ace, moja bann ri shi’, moja królowa - wybrałem, by zaakceptować to wszystko i podążać drogą honoru. To jedyny sposób, bym był Wojownikiem jakiego potrzebujesz. Przysięgam.” Wraz z przysięgą Starka nadal unoszącą się w powietrzu dookoła niego, brama, która graniczyła z Otherworldem Nyks zniknęła wraz ze szkockim mieczem obusiecznym Wojownika, zostawiając Starka samego, pozbawionego broni i klęczącego przed Gajem Bogini w eterycznym pięknie wiszącego drzewa. Stark wstał, automatycznie idąc ku gajowi. Jego jedyną myślą było, by ją znaleźć - jego królową, jego Zoey. Ale gdy coraz bardziej zbliżał się do gaju, Stark zwalniał i w końcu się zatrzymał. Nie. Zaczynał źle. Znowu. To nie Zoey musiał znaleźć, tylko Heatha. Afrodyta potrafiła być wielkim wrzodem na tyłku, ale wiedział, że jej wizje były prawdziwe. Co do diabła mówiła Afrodyta? Coś na temat tego, że Heath musi iść dalej, by Zoey mogła wrócić. Stark rozmyślał o tym. Tak bardzo raniło go przyznanie się do tego, potrafił zrozumieć czemu to, co widziała Afrodyta było prawdą. Zoey była z Heathem odkąd byli dziećmi. Widziała jak umiera, co zraniło ją tak bardzo, że jej dusza się roztrzaskała. Jeśli mogłaby zebrać się w całość i być tu z Heathem… Stark rozejrzał się dookoła i kiedy połączył się ze szkockim mieczem obusiecznym, wtedy naprawdę widział. Królestwo Nyks było niesamowite. Gaj był wprost przed nim tak, że mógł odczuć ogrom miejsca i wiedział, że królestwo Nyks jest o wiele większe niż to jedno miejsce. Ale w całej uczciwości, gaj sam w sobie był wystarczająco zielony i zapraszający, był jak schronienie dla jego duszy. Nawet po tym co przeszedł, by tu dotrzeć, znając swoje obowiązki jako Wojownika Zoey i rozumiejąc swoje poszukiwania był daleko od zakończenia, Stark chciał wejść do gaju, oddychając głęboko i pozwalając, by wypełnił go spokój tego miejsca. Dodając do tego wszystkiego obecność Zoey był zadowolony i chciał tu zostać przynajmniej przez kawałek wieczności. Więc, tak, Heath jest znów z Zoey i ona chce zostać. Stark otarł twarz dłonią. Nienawidził przyznawać się do tego - przyznanie się do tego łamało jego serce ale Zoey kochała Heatha, może nawet bardziej niż jego. Stark psychicznie potrząsnął sobą. Miłość jaką czuła do Heatha nie miała znaczenia! Zoey musi wrócić - nawet wizja Afrodyty to mówiła. I pewnie, jeśli 257
Heath nie byłby w to wplątany, prawdopodobnie byłby w stanie ją przekonać, by z nim wróciła. Była dziewczyną, która dbała o swoich przyjaciół bardziej niż o siebie. Dokładnie dlatego Heath musiał ją zostawić i nie było innego sposobu. Więc musiał znaleźć Heatha i powiedzieć mu, by porzucił jedyną dziewczynę, jaką kiedykolwiek kochał. Na zawsze. Cholera. Niemożliwe. Ale to powinno być również dla niego niemożliwe, by pokonać siebie i zaakceptować wszystko, co to oznacza. Więc myśl, cholera! Myśl jak Wojownik i nie zachowuj się i nie reaguj jak głupi dzieciak. Potrafił znaleźć Zoey. Zrobił to już wcześniej. A kiedy ją znajdzie, Heath również tam będzie. Wzrok Starka przeniósł się na wiszące drzewa. Były większe niż te na Skye i kawałki materiału, które były przywiązane do jego masywnej korony gałęzi nadal zmieniały kolory i długość, jakby powiewały delikatnie na ciepłym wietrze. Wiszące drzewa były symbolem snów, życzeń i miłości. Więc, kochał Zoey. Stark zamknął oczy i skoncentrował się na Zoey - na tym jak bardzo ją kochał i jak za nią tęsknił. Czas mijał… minuty, może godziny. Nic. Żadnej cholernej rzeczy. Nawet mglistego przeczucia gdzie ona może być. Nie mógł jej w ogóle poczuć. Nie możesz się poddawać. Myśl jak Wojownik. Więc miłość nie zaprowadzi go do Zoey. Więc co może go zaprowadzić? Co jest silniejsze niż miłość? Stark zamrugał zaskoczony. Właśnie znalazł odpowiedź. Otrzymał ją z tytułem Wojownika i mistycznym szkockim mieczem. ,,Dla Wojownika honor jest silniejszy niż miłość,” powiedział głośno Stark.
258
Zaledwie skończył mówić te słowa, a cienka złota wstążka pojawiła się dokładnie nad nim na wiszącym drzewie. Błyszczała metalicznym blaskiem, przypominała Starkowi o celtyckim naszyjniku ze skręconego drutu ze złota jaki Seoras nosił na swoim przegubie. Gdy wstążka się rozwiązała i spłynęła z drzewa wprost do gaju Stark nie oddychał. Podążał za przeczuciem i z honorem wkroczył do niego.
Tłumaczenie: Vamp_Girl
259
Rozdział 27 Heath Z Zoey było coraz gorzej. To było niesprawiedliwe. Jakby nie miała już wystarczająco dużo gówna, z którym musiała sobie poradzić ostatnio? Teraz to się jej przytrafiło – to roztrzaskanie duszy, a do tego uciekała od niego, od wszystkiego. Najpierw po troszeczku. Ostatnio olbrzymio, katastrofalnie kawałek po kawałki. Kiedy szli coraz dalej i dalej w serce gaju, trzymając się z dala od skraju drzew i czegoś, co prawdopodobnie było Kaloną, który prześladował ich tam, zaczęła zmieniać się szybciej. Nie wyglądało na to, że może coś na to poradzić. Nie posłucha go. Nie może jej przekonać. Nawet nie potrafi nie ruszać się. Dosłownie. Mógł widzieć ją na przeciwko niego. Nawet, mimo że prawie biegł przez omszałe podłoże potoku, nie poruszał się wystarczająco szybko dla niej. Szła przed nim, czasem szepcząc coś w powietrze dookoła niej, czasem płacząc nieznacznie, ale zawsze niespokojna – zawsze w ruchu. Było tak jakby oglądał jak się ulatnia. Heath musiał coś zrobić. Zrozumiał, co się z nią działo, bo jej dusza nie była cała. To miało sens. Próbował z nią rozmawiać o tym – próbował sprawić, by zebrała się w całość i wróciła do swojego ciała. Wciąż tak naprawdę nie rozumiał tych rzeczy związanych z Otherworldem, chociaż im dłużej był tutaj, tym lepiej wszystko rozumiał, co prawdopodobnie było spowodowane tym, że nie żył. Jejku to było totalnie dziwne myśleć o tym, że nie żył. Nie przerażająco dziwne, dziwacznie dziwne, bo nie czuł, że nie żyje. Czuł się jak on, tylko w innym miejscu. Heath podrapał się po głowie. Cholera, to wszystko było takie trudne, ale był pewny, że Zoey nie była nieżywa, więc naprawdę tutaj nie przynależała. Heath westchnął. Czasami czuł się jakby też nie przynależał tutaj. Nie, żeby to nie było fajne miejsce. Dobra, jasne, Zo była w rozsypce, nie mogli ruszyć się z gaju, nie wzbudzając podejrzeń Kalony czy kto do diabła prześladował ich i prawdopodobnie chciał ich znowu zabić. Jeśli to było możliwe. Zabrać stąd to wszystko i byłoby tutaj fajnie. Ale tylko fajnie.
260
Było tak jakby jego dusza szukała czegoś innego – czegoś, czego nie mogła znaleźć tutaj. „Umarłeś zbyt wcześnie. To dlatego.” Heath podskoczył zaskoczony. Zoey stała naprzeciwko niego, kołysząc się w przód i w tył, potem z jednej nogi na drugą, patrząc się na niego oczami, które wyglądały jak upolowane przez smutek. „Zo, dziecinko, jesteś straszna, kiedy pojawiasz się tak nagle.” Zaśmiał się. „Wygląda na to, że to Ty jesteś duchem, a nie ja.” „Przepraszam… Przepraszam,” wymruczała i zaczęła zataczać koło wokół niego. „To dlatego, że oni powiedzieli mi, że nie jesteś szczęśliwy tutaj, bo umarłeś zbyt szybko.” Heath stał spokojnie, ale odwracał się z nią, kiedy okrążała go. „Jacy oni?” Zoey machnęła ręką w niewyraźnym geście na gaj. „Ci, którzy są w pewien sposób tacy jak ja.” Heath podszedł bliżej do niej, podchodząc do jej prawej strony, kiedy kontynuowała jej nieprzerywalny ruch. „Dziecinko, nie pamiętasz, że rozmawialiśmy o nich? To cząstki Ciebie. To dlatego teraz czujesz się taka rozbita. Następnym razem, kiedy będziesz z nimi rozmawiać, chcę żebyś poprosiła ich, by wrócili do Ciebie. To sprawi, że poczujesz się znacznie lepiej.” Jej oczy stały się duże i zagubione, kiedy patrzyła na niego. „Nie, nie mogę.” „Dlaczego nie, dziecinko?” Zoey wybuchła płaczem. „Nie mogę, Heath. To trwa zbyt długo. Nie mogę zebrać mojej duszy w całość. Nie mogę sobie przypomnieć różnych rzeczy – nie mogę się skupić – jedyna rzecz jaką wiem na pewno to fakt, że na to zasłużyłam.” „Nie zasłużyłaś na to!” Heath stanął Zoey na drodze i położył ręce na jej ramionach, by posłuchała go raz i na zawsze, kiedy zauważył złotą wstążkę, która przykuła jego uwagę natychmiast. Ta chwila wzbudziła w Zoey zniecierpliwienie i żałośnie płacząc, powiedziała, „Muszę chodzić! Muszę wciąż chodzić, Heath. To wszystko, co wydaje mi się, że mogę robić.” Zanim mógł ją zatrzymać, odeszła od niego obcym, prawie płynącym ruchem, który towarzyszył jej blademu ciału jak piórom w mocnym wietrze, odeszła szybko, nieregularnie i dalej w gaj.
261
„No cóż, do diabła. Nie rozumiem tego.” Zaczął podążać za Zoey. Musiał sprawić, by go posłuchała. Musiał jej pomóc. Potem złamał się, zwalniając, by się w końcu zatrzymać. Problem w tym, że nie wiedział jak jej pomóc. „Nie wiem co robić!” Wrzasnął, kiedy trzasnął pięścią w jedno z drzew w gaju. „Nie wiem, co robić!” Heath uderzył znowu w drzewo, ignorując ból w dłoni. “Nie… wiem… co… robić… do… cholery!” Uderzał pięścią, wypowiadając każde słowo tak mocno, że rozciął skórę na pięści, a zapach jego krwi uniósł się wokół niego. Miało to miejsce wtedy, kiedy cień przykrył słońce. Wycierając jego krwawiącą dłoń w mech, spojrzał w górę. Ciemność. Skrzydła. Zasłoniły światło Bogini. Serce zadudniło, Heath kucnął, wysuwając w defensywie do przodu swoją zakrwawioną dłoń, ale atak nie nastąpił. To, co przyszło zamiast było objawieniem w szepczących myślach, które wydawały się wysypać z cienia i zatopić się w zapachu krwi w jego żyłach. Ona zostałaby z Tobą tutaj na zawsze, ale musi się scalić. Heath zamrugał zaskoczony. „Co? Kto tutaj jest?” Użyj mózgu, nic nie znaczący śmiertelniku! „Taa, dobrze,” powiedział Heath, mrugając na unoszący się cień. Czy to był Kalona? Nie mógł patrzeć na to coś. Musisz sprawić, by zebrała cząstki siebie w całość, wtedy będzie zdolna, by zostać tutaj, w świętym gaju, z Tobą. „Załapałem. Tylko nie wiem jak zmusić ją do tego. Jeśli to ma sens.” Odpowiedź jest w Twojej więzi z nią. „W mojej więzi z nią, ale nie wiem…” I wtedy Heath zrozumiał jak użyć ich więzi. Musiał sprawić, by Zoey posłuchała go, a on zawsze był zdolny sprawić to, nawet kiedy zachowywał się jak dupek, pił i sprawiał kłopoty w szkole, a ona próbowała go rzucić. Zawsze był w stanie sprawić, by wrócili do siebie – sprawić, że byli razem. Potem Heath uśmiechnął się. To było to! Skrzydlata Ciemność zapomniana, pospieszył za Zoey i światłem Bogini, swobodnie lśniącym znowu w gaju. Ich więź była kluczem. To oni, razem, to zawsze działa, nieważne cokolwiek działo się w ich życiu. Ich Skojarzenie wciąż tam było, też. To ono prowadziło Zo do 262
niego, nawet po jego śmierci. Tego właśnie użyje. Raz, gdy Zo załapie, że mogą być razem, wtedy będzie dobrze i będzie z nim i w ogóle, sprawi, że się zbierze w całość. A potem cokolwiek będą musieli pokonać, staną naprzeciw temu razem – zawsze. Do diabła, to nie powinno być zbyt trudne. Jego Zo mogła poważnie skopać komuś tyłek. Z nową determinacją, Heath pobiegł za Zoey, kiedy szept „Heath!” przykuł jego uwagę. „Co do diabła?” „Wracaj tutaj!” Heath odwrócił się, gdzie złota nić zaczepiła się w gałęziach jarzębiny i zamrugał całkowicie zaskoczony, kiedy chłopak wyszedł zza drzewa. „Stark! Co do…” „Ssh! Nie pozwól, żeby Zoey dowiedziała się, że tu jestem.” Heath podszedł do drzewa. „Co do diabła tutaj robisz?” Nie dając Starkowi szansy, by odpowiedział, „Ah, cholera! Ty też nie żyjesz? Zo nigdy nie będzie w stanie tego znieść!” „Uspokój się. Nie, nie jestem nieżywy. Jestem tu, by chronić Zoey i po to, by mogła się zebrać w całość i wrócić do ciała, gdzie powinna być.” Stark spauzował, a potem dodał, „Ty wiesz, że nie żyjesz, czyż nie?” „Stary, bez jaj? Nie żyję?” Heath powiedział sarkastycznie. „Jestem szczęśliwy, że jesteś tu, by mnie oświecić. Nie wiem cholera, co bym bez Ciebie zrobił.” „Więc, co Ty na to: wiesz, że dusza Zoey się roztrzaskała?” Zanim Heath mógł cokolwiek powiedzieć, obaj zobaczyli Zoey i Stark wskoczył za drzewo, kryjąc się w cieniu. Heath przesunął się szybko, by zatrzymać ją, blokując widok na Starka. „Nie poszedłeś za mną. Zawsze idziesz za mną.” Jej ciało kołysało się w przód i w tył, kiedy próbowała stać w jednym miejscu. „Idę Zo. Wiesz, że Cię nigdy nie zostawię. Tylko, że Ty jesteś szybsza niż ja.” „Więc, nie zostawiasz mnie?” Heath dotknął jej policzka, nienawidząc, że wyglądała na tak słabą, niepewną i całkiem nie jak Zoey. „Nie, nie zostawiam Cię. Idź przede mną. Złapię Cię.” Kiedy się zawahała i oczywiste stało się, że zaraz zacznie chodzić jak szalona 263
w kółko wokół niego, co sprawi, że będzie zbyt cholernie blisko miejsca, gdzie ukrywa się Stark, dodał, „Hej może lepiej się poczujesz jak pochodzisz naprawdę szybko. Co Ty na to, żebyś pobiegała, albo popływała, czy cokolwiek robisz przez chwilę, a potem wróciła tutaj. Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko, zatrzymam się tu na chwilkę. Muszę odpocząć trochę.” „Przepraszam… Przepraszam… Zapomniałam, że musisz odpoczywać… Zapomniałam…” Zaczęła się odwracać, a Heath zawołał do niej, „Nie odchodź zbyt daleko! I nie zapomnij wrócić tutaj.” „Nie zapomnę… Nie mogę Cię zapomnieć,” powiedziała. Nie patrząc na niego, zniknęła w cieniu. Stark wyszedł zza drzewa. Jego głos był nieprzyjemny z szoku, „O kurwa! Jest gorzej niż myślałem.” Heath przytaknął ponury. „Taa, wiem. To całe roztrzaskanie duszy całkiem namieszało jej. Nie może odpoczywać, więc nie może myśleć, a to coś z nią robi – naprawdę coś bardzo, bardzo złego.” Wciąż patrząc się na Zoey, Stark powiedział, „Wyższa Rada powiedziała, że to się stanie. Zmieni się Caoinic Shi’. Nie jest ani martwa ani żywa, i jest tutaj w królestwie dusz bez jej własnej duszy. To sprawia, że tak się zachowuje i będzie jeszcze gorzej. Nigdy nie będzie w stanie odpocząć – nigdy.” „Więc musimy sprawić, by zebrała się w całość. Myślę, że jestem w stanie to zrobić. I stary, nie staram się być dupkiem, ale nie jesteś mi w stanie w związku z tym pomóc. Jeśli chcesz mi okazać pomocną dłoń, idź i skop tyłek temu czemuś, co nas tutaj więzi. Poradzisz sobie z tym. Ja poradzę sobie z Zo.” Heath zaczął odchodzić, podążając za Zoey, ale słowa Starka zatrzymały go. „Taa, możesz sprawić, by zebrała się w całość, mówiąc jej, że zostaniesz tutaj z nią, ale jeśli zrobisz to, spieprzysz te uczucia, którymi Zoey darzy każdego w prawdziwym świecie.” Heath odwrócił się, by stanąć twarzą w twarz ze Starkiem. „To nie jest w porządku dla Ciebie, by mówić takie gówno jak to. Pozwól jej odejść stary. Wiem, że kochasz ją i w ogóle, ale poważnie, masz ją jedynie jakiś czas. Ja jestem z nią od lat. Łapię, że tęsknisz za nią, ale będzie jej tutaj dobrze ze mną – będzie szczęśliwa.” „Tu nie chodzi o miłość. Tylko o robienie właściwych rzeczy. Daję Ci słowo Strażnika, że mówię prawdę. Jeżeli Zoey nie wróci do swojego ciała, świat jaki zna – świat jaki Ty znasz, zostanie zniszczony.” 264
„Co ma tu do tego ta sprawa Strażnika?” Stark wziął głęboki wdech. „Tu chodzi o honor.” Coś w głosie Starka sprawiło, że Heath spojrzał na niego inaczej. Facet się zmienił. Wyglądał jakoś na wyższego, starszego i nie ze swoją normalną pewnością siebie. Wyglądał na smutnego. Bardzo smutnego. „Mówisz prawdę.” Stark przytaknął. „Afrodyta miała wizję. Zobaczyła, że Zoey zbiera w całość swoją duszę. Udało Ci się, bo obiecałeś jej, że zostaniesz z nią tutaj. Więc nie zamieniła się w Caoinic Shi’. Była znowu sobą. I została z Tobą tutaj – na zawsze. Ale bez Zoey, nie będzie nikogo, kto powstrzyma Neferet i Kalonę.” „I zawładną światem,” dokończył za niego Heath. „I zawładną światem,” zgodził się Stark. Oczy Heatha napotkały spojrzenie Starka. „Muszę zostawić Zoey.” „Nie zostawię jej samej,” powiedział mu Stark. „Jestem jej Wojownikiem, jej Strażnikiem. Daję Ci moje Przyrzeczenie, że zapewnię jej zawsze ochronę.” Heath przytaknął, patrząc gdzieś w dal, nie na Starka, próbując poradzić sobie ze swoimi emocjami. Chciał biec – by znaleźć Zo i upewnić się, że zostanie z nim, tutaj czy gdziekolwiek, na zawsze. Ale kiedy napotkał znowu wzrok Starka, znał absolutną prawdę: Zoey nie chciałaby, by jej przyjaciele zginęli. Nie chciałaby tego tak mocno, jak go kochała, bardziej niż kochała kogokolwiek. Więc jeśli naprawdę kochał ją, Heath musiał ją opuścić. Nawet jeśli czuł jakby miał zaraz zwymiotować, Heath był szczęśliwy, że jego głos brzmiał spokojnie i normalnie. „Jak sprawisz, że zbierze się w całość po tym jak odejdę?” „Nie możesz powiedzieć jej, że zostaniesz, sprawić, że się zbierze w całość, a potem odejść?” Heath parsknął. „Stary, rozumiem, że nie jesteś martwy, co czyni Cię kretynem w związku z tą sprawą z duszą, ale nie ma cholernego sposobu, że okłamując ją uda mi się sprawić, że Zoey zbierze swoją duszę w całość. No dalej, to nawet nie ma sensu.” „Taa, dobra. Wydaje mi się, że masz rację.” Stark przebiegł dłonią po włosach. „Więc nie wiem jak to zrobić, ale zrobię to. Muszę. Jeśli Ty potrafisz ją zostawić, ja potrafię odkryć jak ją uratować.” 265
„Dobra, zapamiętaj – Zo nie lubi jak jacyś kolesie ją ratują. Lubi dbać sama o siebie. Właściwie, musisz się wycofać i pozwolić jej zrobić to, co musi zrobić.” Stark przytaknął uroczyście. „Zapamiętam to.” „Dobrze. Więc chodźmy za nią.” Obaj zaczęli iść w kierunku części gaju, gdzie ostatni raz widzieli Zoey. „Nie przyjdę, kiedy będziesz się z nią żegnał. Nie zobaczy mnie, dopóki nie odejdziesz,” powiedział Stark. Heath nie ufał swojemu głosowi, więc po prostu przytaknął. „Powiedz mi o tym innym gównie, o którym mi mówiłeś – o tym przerażającym gównie, które więzi Was tutaj.” Heath oczyścił gardło i powiedział, „Najpierw sądziłem, że to Kalona, ale dziwaczna rzecz, która dzisiaj się zdarzyła sprawiła, że myślę, że prawdopodobnie to nie jest on. Wygląda na to, że to coś tam pomagało mi odkryć jak ocalić Zoey.” „Ale został tutaj, czyż nie?” „Taa, racja. To był chyba główny punkt całego planu.” „Więc Kalona powiedział Ci to, co sprawiłoby, że będzie pewny, że Zoey nigdy nie opuści Otherworldu – nigdy nie wróci do swojego ciała,” powiedział Stark. „I dokładnie to miał zrobić.” „I prawie udało mu się mnie dzisiaj wykorzystać. Pieprzony dupek. Jakby nie wystarczająco zły był fakt, że zabił mnie!” Heath spojrzał na Starka. „Więc dlatego naprawdę tutaj jesteś? To znaczy, wiem, że musiałeś mi powiedzieć, że muszę odejść, ale zasadniczo jesteś tutaj, by skopać Kalonie tyłek, by Zoey mogła wrócić z Tobą do domu.” „Taa, to tak mniej więcej powód, dla którego tutaj jestem.” Heath parsknął. „Powodzenia przy kopaniu tyłka nieśmiertelnemu, stary.” „Myślałem o tym, wszystko, co muszę zrobić, to trzymać go z daleka od Z wystarczająco długo, by zebrała się w całość. Wtedy będzie mogła opuścić to miejsce i wrócić do swojego ciała, gdzie Kalona nie będzie mógł jej skrzywdzić – albo przynajmniej teraz nie może.”
266
„Nie. Przepraszam, że krzyżuję Ci Twój plan, ale jeśli taki masz zamiar, Zo nie potrzebuje Twojej ochrony.” Stark obdarzył go pytającym spojrzeniem. „Chodzi o to, że Zo jest bezpieczna w gaju.” Heath wskazał na gaj wokół nich. „To złe gówno nie może się dostać tutaj. Jest coś wyjątkowego w tym miejscu. Wygląda na to, że wszystko, co magiczne w ziemi tam na dole pochodzi z tego gaju tu na górze. To wersja Super Ziemi, miejsce całkowitego spokoju. Czujesz to?” „Taa, Super Ziemia, dobrze to ująłeś,” powiedział Stark. „I czuję też ten spokój. Od samego początku czułem. To dlatego wiedziałem, że jest tutaj z Tobą.” „Taa, owszem. Dlatego ona Cię potrzebuje. Bo tak długo jak będzie tutaj bezpieczna, nie wróci do prawdziwego świata. Więc, znów życzę Ci powodzenia przy chronieniu jej przed Kaloną. Ten Dupek zabił mnie. Mam nadzieję, że Ty dasz sobie z nim radę lepiej niż ja. A jeśli Ci się uda, skop mu tyłek ode mnie i od Zo również.” „Tak zrobię. Hej, Heath, chcę, żebyś coś wiedział,” powiedział Stark. „Nie byłbym wystarczająco odważny, by zrobić to, co Ty masz zamiar zrobić. Nie byłbym w stanie zostawić jej.” Heath spojrzał na niego i wzruszył ramionami. „Taa, no cóż, kocham ją bardziej niż Ty.” „Robisz dobrą rzecz. Honorową rzecz,” powiedział Stark. „Wiesz, że z mojego punktu widzenia, honor nic nie znaczy. Miłość jest dla mnie i Zo najważniejsza. Była zawsze i zawsze będzie.” Szli w milczeniu, obaj pogrążeni w swoich własnych myślach, kiedy podążali za Zoey. Słowa Heatha rozbrzmiewały w głowie Starka, wciąż i wciąż, „Miłość jest dla mnie i Zo najważniejsza. Była zawsze i zawsze będzie,” dopóki ku jego zaskoczeniu załapał – naprawdę załapał. Nie wiedział, co z tym zrobić, by to wszystko było łatwiejsze, ale wiedziała jak sprawić, by było do zniesienia. Znaleźli ją na małej polance w gaju. Chodziła wokół wysokiego, wiecznie zielonego drzewa, które wyglądało wspaniale, ale dziwnie nie pasowało w miejscu pośród jarzębin, głogów i mchu. Zapach drzewa wypełnił przestrzeń. Podkradli się, będąc ostrożni pomiędzy krzakami między nimi a Zoey. Kiedy Stark przytaknął i wskazał na kamień wielkości mężczyzny, okryty mchem, który był wystarczająco blisko Zoey, ale 267
wciąż mógł się tak kryć, Heath zatrzymał się tam z nim i wziął głęboki wdech, badając powietrze. „To dziwne.” Głos Heatha był cichy, by ona nie mogła go usłyszeć. „Zastanawiam się, co drzewo cedrowe robi tutaj.” „Cedr? To właśnie to?” Powiedział Stark. „Taa. Jest taki duży cedr między starym domem Zo i moim, który wygląda prawie dokładnie jak ten – pachnie też zupełnie tak samo.” „Babcia Zoey powiedziała, by palić cedr obok mnie, kiedy będę tutaj w Otherworldzie. Afrodyta wzięła ze sobą dużą torbę. Zapalili go zanim opuściłem swoje ciało.” Spojrzał na Heatha. „Drzewo jest dobrym znakiem. Wygląda na to, że podążamy dobrą ścieżką.” Heath spojrzał w oczy Starkowi na długo zanim powiedział, „Mam nadzieję, że to dobry znak, ale musisz wiedzieć, że to wcale nie sprawia, że jest mi łatwiej.” „Taa, łapię o co Ci chodzi.” „Serio? Bo mam zamiar opuścić jedyną dziewczynę, którą kiedykolwiek kochałem, mimo że wiem, że mnie bardzo potrzebuje.” „Co chcesz, żebym Ci powiedział, Heath? Że chciałbym, żeby to wszystko się nie wydarzyło? Chciałbym. Żebyś nie był martwy, a dusza Zoey się nie roztrzaskała, a najgorszą rzeczą jest to, bym nie martwił się o to, że jestem zazdrosny o Ciebie, czy o tego dupka, Erika? Chciałbym.” „Nie musisz być zazdrosny o Erika. Zo nigdy nie byłaby zbyt długo z facetem, który byłby zbyt zaborczym gówniarzem. Nie pozwól, by stresowali Cię takiego rodzaju faceci.” „Jeśli uda mi się zabrać ją stąd, całą i w jej ciele, nie pozwolę nigdy, by jakikolwiek facet stresował mnie znowu,” powiedział Stark. „Kiedy,” powiedział poważnie. Brew Starka uniosła się. Heath westchnął i wyjaśnił. „Kiedy zabierzesz ją stąd, nie jeśli. Nie odejdę, jeśli nie jesteś pewny tego co masz zamiar zrobić.” Stark przytaknął. „Dobrze, masz rację. „Kiedy zabiorę ją stąd. Jestem pewny, że robię właściwą rzecz, my robimy właściwą rzecz. Tylko po prostu, nie ważne jak, skończy się tym, że zranimy Zoey.” „Taa, wiem.” Heath skinął brodą w kierunku Zoey. „Ale nic tak złego jak to, co teraz jej się przydarzyło się już nie przydarzy.” Heath pochylił głowę na 268
moment i potem trzepnął się w każde ramię, jakby trzaskał o swoje footballowe naramienniki od uniformu. Potrząsnął sobą, wziął głęboki wdech, a potem podniósł głowę, by napotkać wzrok Starka ostatni raz. „Upewnij się, że będzie wiedziała, że nie chcę, by płakała i szalała z mojego powodu. Przypomnij jej, że jest bardzo nieatrakcyjna, kiedy tak się zachowuje.” „Tak zrobię.” „Oh, mówiąc o tym, lepiej przywyknij do noszenia ze sobą chusteczek Kleenex w kieszeni, bo nie wyolbrzymiam. Płacz Zo jest straszny.” „Dobrze, tak zrobię.” Heath wyciągnął rękę do Starka. „Dbaj o nią, zrób to dla mnie.” Stark chwycił jego przedramię. „Jak Wojownik Wojownikowi, przysięgam.” „Dobrze, bo rozliczę Cię z Przysięgi następnym razem jak Cię zobaczę.” Heath puścił rękę Starka, wziął kolejny, głęboki wdech i odszedł z ich kryjówki. Próbował nie myśleć o tym, co się miało stać. Zamiast tego, spojrzał na Zoey i zobaczył nieznany cień, którym się stała i pomyślał o dziewczynie, którą kochał odkąd był dzieckiem. Mógł zobaczyć nierówną grzywkę, którą sama sobie obcięła w czwartej klasie. Uśmiechnął się, myśląc o jej chłopięcym okresie w średniej szkole, kiedy jej kolana wciąż były poobijane i obdrapane miesiącami. Potem było lato przed jej pierwszym rokiem w nowej szkole, kiedy pojechała na wakacje ze swoją rodziną na miesiąc i zostawił ją szczuplutką i niezdarną, ale wróciła i odkrył, że zmieniła się w młodą boginię. Jego młodą boginię. „Hej, Zo,” powiedział, kiedy dogonił i wyrównał krok z jej niespokojnym i okrężnym krokiem. „Heath! Zastanawiałam się, gdzie byłeś. Ja, uh, zatrzymałam się, żebyś mógł złapać mnie. Tęskniłam.” „Jesteś szybka, Zo. Złapałem Cię tak szybko jak mogłem.” Objął ją ramieniem. Jej skóra była przerażająco stara. „Jak sobie radziłaś, dziecinko?” „Nie wiem. Czuję się trochę dziwnie. Kręci mi się w głowie i jest mi ciężko. Wiesz co się ze mną dzieje, Heath?” „Taa, dziecinko, wiem.” Zatrzymał się, ale wciąż trzymał rękę na jej ramieniu, więc musiała się zatrzymać. „Twoja dusza się roztrzaskała, Zo. Jesteśmy w Otherworldzie, pamiętasz?” 269
Jej duże, czarne oczy napotkały jego i przez chwilę, prawie wydawało się, że jest sobą. „Taa, pamiętam teraz, mówię Ci to jakiś stek bzdur.” Łzy sprawiły, że jego obraz zaczął pływać, ale zamrugał mocno i uśmiechnął się. „Jasna cholera, jasne że tak, ale wiem jak to naprawić.” „Wiesz?” To świetnie, ale, uh, możesz to naprawić, kiedy będę chodzić, bo nie umiem tak stać, to nie działa jak dla mnie.” Zamiast puścić ją, Heath położył dłonie dokładnie na jej ramionach i zmusił ją, by stała spokojnie i spojrzała mu w oczy. „Musisz zebrać wszystkie części swojej duszy w całość, a potem wrócić do swojego ciała w prawdziwym świecie. Musisz to zrobić dla swoich przyjaciół – dla Starka – dla swojej babci. Zo, musisz to zrobić nawet dla mnie.” Ciało Zoey szarpnęło, ale widział, że starała się stać spokojnie. „Nie bez Ciebie, Heath. Nie chcę wracać do prawdziwego świata bez Ciebie.” „Wiem, dziecinko,” powiedział delikatnie. „Ale czasem musisz zrobić coś, czego nie chcesz. Jak ja teraz – nie chcę Cię zostawić, ale już czas na mnie.” Jej oczy otworzyły się szeroko, a dłonie złapały za jego dłonie. „Nie możesz zostawić mnie, Heath! Umrę, jeśli mnie zostawisz.” „Nie, dziecinko. Spełnisz obietnicę. Zbierzesz się w całość i będziesz żyć.” „Nie, nie, nie! Nie możesz mnie zostawić.” Zoey zaczęła płakać. „Nie mogę zostać tutaj bez Ciebie.” „To właśnie staram się, byś zrozumiała, Zo. Jeśli mnie tu nie będzie, wrócisz tam, gdzie przynależysz i przestaniesz być żałosna i nie zmienisz się w ducha.” „Dobrze, nie. Nie. Zbiorę się w całość. Tylko zostań tutaj. Zostań ze mną. Będzie dobrze. Zobaczysz. Obiecuję, Heath.” Wiedział, że powie coś w tym rodzaju, więc miał gotową odpowiedź, ale to nie sprawiało, że jego serce nie łamało się jeszcze bardziej. „Tu nie chodzi tylko o Ciebie, Zo. Chodzi również o to, co jest dobre dla mnie. Czas, żebym przeniósł się do innej rzeczywistości.” „O czym Ty mówisz? Heath, nie rozumiem,” łkała. „Wiem, że nie rozumiesz, dziecinko. Ja też tak naprawdę tego nie rozumiem, ale czuję to,” powiedział. Kiedy mówił, prawidłowe słowa przyszły do niego i spokój wypełnił Heatha, zmniejszając ból w jego sercu i sprawiając, że 270
zrozumiał, że robi dobrą rzecz. „Umarłem zbyt szybko. Chcę mieć swoje życie, Zo. Chcę mieć szansę.” „Przepraszam, Heath. To moja wina, nie mogę Ci zwrócić Twojego życia.” „Nikt nie może. Zo. Ale mogę mieć kolejną ścieżkę życia. Ale nie, jeśli zostanę tutaj z Tobą. Jeśli zostanę, nigdy nie będę żyć, ani nawet Ty.” Zoey przestała łkać, ale łzy wciąż wypływały z jej oczu, zalewając jej policzki i spływając w dół twarzy, jakby stała na zewnątrz podczas letniego, deszczowego dnia. „Nie mogę. Nie mogę iść bez Ciebie.” Heath potrząsnął nią delikatnie i zmusił się do uśmiechu. „Owszem, możesz. Jeśli ja mogę, ty też. Bo wiesz, że jesteś mądrzejsza i silniejsza niż ja, Zo. Zawsze byłaś.” „Nie, Heath,” wyszeptała Zoey. „Chcę, żebyś coś zapamiętała, Zo. To ważne i będzie miało więcej sensu, kiedy zbierzesz się znowu w całość. Opuszczam Cię i chcę mieć kolejną szansę na życie. Ty będziesz wielką, sławną wampirzą Wyższą Kapłanką. To znaczy, że będziesz żyć jakieś gazilion lat. Znajdę Cię znowu. Nawet, jeśli zajmie mi to sto tych lat. Obiecuję Ci, Zoey Redbird, będziemy znowu razem.” Heath wziął ją w ramiona i pocałował, próbując przez dotyk pokazać jej, że jego miłość się nie skończy. Kiedy w końcu zmusił się, by ją puścić, pomyślał, że zobaczył zrozumienie w jej zszokowanym spojrzeniu. „Będę Cię zawsze kochał, Zo.” Potem Heath odwrócił się i odszedł od jego prawdziwej miłości. Powietrze przed nim otworzyło się jak kurtyna i przeszedł z jednej rzeczywistości do drugiej i znikł kompletnie. Kompletnie załamana Zoey zachwiała się i oparła o cedrowe drzewo. Cicha, ze łzami spływającymi w dół jej twarzy, wznowiła swój krok po kole.
Tłumaczenie: NeCiiaa i Maily (marlen1986)
271
Rozdział 28 Kalona Kalona nie mógł powiedzieć jak długo był w królestwie Nyks. Najpierw to był taki szok, kiedy został wyszarpnięty ze swojego ciała przez Ciemność, którą użytkowała Neferet, że psychicznie i duchowo był nieświadomy niczego poza grozą i strachem powrotu do Jej królestwa. Nie zapomniał piękna tego miejsca – czystego cudu Otherworldu i magii, którą posiadał ten świat. Zwłaszcza dla niego. Był inny, kiedy należał tutaj. Był po stronie Światła, chronił Nyks przed tym, co Ciemność mogła wyczarować, by spróbować wpłynąć na balans świata w kierunku rozwoju zła, bólu, samolubstwa i rozpaczy. Przez niezliczone wieki, Kalona chronił swoją Boginię przeciwko wszystkiemu oprócz siebie. Ironią było to, że Ciemność wykorzystała właśnie miłość, by doprowadzić go do upadku. Wciąż bardziej ironiczne po tym jak upadł było to, że Światło wykorzystało również miłość, by go uwięzić. Zastanawiał się krótko mówiąc, czy miłość miała możliwość zrobić coś gorszego z nim niż już zrobiła. Czy dopuszczał taką możliwość? Nie kochał Neferet. Wykorzystał ją, by się uwolnić z wiezienia jakim była ziemia, a potem w odwecie, ona wykorzystała go na swój, własny sposób. Czy kochał Zoey? Nie chciał być powodem jej unicestwienia, ale winna nie była miłość. Ubolewaniem też nie była miłość. Oni również nie byli wystarczająco silni, by sprawić, by chciał poświęcić wolność swojego ciała, by ją ratować. Poruszając się przez królestwo Nyks, upadły nieśmiertelny odłożył wszystkie pytania związane z miłością na bok z jej bolesnym uwięzieniem i skupił się na swoim zadaniu. Pierwszym krokiem było znaleźć Zoey.
272
Drugim było upewnić się, że nie będzie mogła wrócić do ziemskiego królestwa, a wtedy on będzie mógł zażądać zwrotu ciała i wypełnić przysięgę złożoną Neferet. Znalezienie Zoey nie powinno być trudne. Musiał jedynie skoncentrować swoje myśli na niej, a jego duch zaprowadzi go falą Ciemności wprost do niej – do pofragmentowanych części jej duszy. Ludzki chłopak, którego zabił był tam z nią, albo raczej był z częścią niej, która przypominała najbardziej Zoey w tym życiu. To było dziwaczne widzieć, kiedy ją pocieszał – pokrzepiał ją – a potem, w jakiś sposób instynktownie prowadził ją do świętego gaju Bogini. Miejsce to było tak czyste i stworzone z esencji Nyks, że w związku z tym tak długo jak trwał balans między Światłem i Ciemnością na świecie, żadne zło nie mogło tam wejść. Kalona pamiętał gaj bardzo dobrze. To było podczas, gdy pierwszy raz zrozumiał swoją miłość do Nyks. To był ten straszny czas, zanim stracił głowę dla Niej, to było jedyne miejsce, które mógł znaleźć, nawet gdyby było małą przestrzenią spokoju. Próbował wejść znowu. By podążać za Zoey i Heathem i zakończyć te knowania Neferet, którymi został przez nią obarczony, ale Kalona nie był w stanie przełamać bariery świętego gaju. Ta próba sprawiła, że stał się słaby i pozbawiony oddechu, przypominając mu zbyt dobrze sposób w jaki się czuł, kiedy został uwięziony przez ziemię. Tym razem to spokój i magia ziemi Bogini odrzuciła go, ale nie uwięziła. Miał zbyt wiele do czynienia z Ciemnością, by gaj Nyks go nie zaakceptował. Kalona prawie spodziewał się, że Nyks pojawi się przed nim w każdym momencie – oskarżając go o to, że jest intruzem, którym oczywiście był – i znów wyrzucając go z jej królestwa. Ale Bogini się nie pojawiła. Wyglądało na to, że Neferet miała rację. Czy to jego ciało i duszę wypędziła Nyks, Erebus w nim mógł wykonać rozkaz jego Bogini, z całą mocą boskiego małżonka, doprowadzając jego duszę do Otherworldu. Więc Kalona miał pozwolenie na taką wolność, miał wybór, by wrócić i przelotnie spojrzeć na to, czego najbardziej pożądał, ale nigdy nie będzie mógł mieć. 273
Złość, znajoma i bezpieczna, zawrzała w nieśmiertelnym. Prześladował Zoey i chłopaka. Nie zajęło Kalonie długo zorientowanie się, że przez proste zmuszanie ich do zostania w gaju, może wykonać swoje zadanie. Zoey więdła. Stawała się nie mogącym zaznać odpoczynku Caonic Schi’, a jeśli to się stanie, nigdy nie wróci do swojego ciała. Myśl o tym, że Zoey zamieniłaby się w istotę, która ani nie żyje, ani nie umarła i jest wiecznie niezdolna do odpoczynku, wywołało u Kalony ciekawe uczucie bólu. Uczucie znowu! Czy kiedykolwiek się tego pozbędzie? Tak. Musi być jakiś sposób. Może Neferet miała rację. Może to będzie tak proste jak uwolnienie się od Zoey. Wtedy będzie wolny od winy, pożądania i straty, które w nim obudziła. Nawet, kiedy ta myśl przyszła do niego, Kalona wiedział, że nie uwolni się od niej, jeśli zostawi ją tutaj, by stała się widmem, zwykłym cieniem samej siebie. Wiedza o tym nawiedziałaby go całą wieczność. Kalona ponownie rozejrzał się z zewnątrz gaju, obserwował Heatha przy boku Zoey, próbującego pocieszyć ją, kiedy pocieszenie było niemożliwe. Kochał ją, a ona kochała jego. Kalonę zaskoczyło to, że nie czuł złości czy zazdrości w związku z tą myślą. To był prosty fakt. Czy świat nie odwróciłby się do góry nogami dla Zoey, mogłaby spędzić niewinne, doczesne, szczęśliwe życie z tym ludzkim chłopakiem. I nagłą jasnością, Kalona zrozumiał jak może uwolnić się od Zoey i wypełnić przysięgę Neferet. Będzie zadowolona tutaj z tym chłopakiem, a jej zadowolenie było wystarczające, by złagodzić poczucie winy, które czuł w związku z tym, że był bodźcem, który spowodował jej śmierć. Będzie tutaj, w gaju Nyks, z jej miłością z dzieciństwa i Kalona będzie mógł powrócić to ziemskiego królestwa wolny od jego zaangażowania z nią. To będzie dobry czyn, jeśli zostanie, Kalona zracjonalizował. Nigdy znowu nie zazna ziemskich zmartwień i bólu. To wydaje się satysfakcjonującym rozwiązaniem. Kalona oddalił swoje myśli o tym jak by to było pozbawić jedyną osobę, która w dwóch wcieleniach, przypominała mu jego utraconą Boginię i sprawiała, że czuł.
274
Zamiast tego skoncentrował się na chłopaku. Heath był kluczem. To jego śmierć spowodowała, że jej dusza się roztrzaskała i to wina z powodu jego śmierci powstrzymywała ją przed zebraniem się w całość znowu. Głupi człowiek! Czy on wie, że jest jedynym, który może złagodzić jej winę i uleczyć jej duszę? Nie, oczywiście, że nie wiem. Był jedynie chłopakiem, i do tego niezbyt wnikliwym. Musiał zostać poprowadzony na to zrozumienie. Ale chłopak był w gaju i Kalona nie miał pozwolenia, by tam wejść. Więc Kalona uniósł się i obserwował, a kiedy złość chłopaka przelała się, użył tego skrawka bazy emocji, by szeptać do niego, prowadzić go, naprowadzić na jego drogę. Prawie zadowolony Kalona wycofał się na skraj gaju i czekał. Chłopak mógł pomóc Zoey poskładać jej duszę, ale nie zostawi go – nie jeśli to on pomoże jej zebrać się w całość. Więc to była jedynie kwestia czasu, niewielka kwestia czasu, zanim jej ziemskie ciało zginie bez jej duszy. Więc mógł wrócić do swojego ciała, a jego przysięga złożona Neferet będzie wypełniona. Potem, Kalona pomyślał groźnie, upewnię się, że Tsi Sgili nigdy nie przejmie nade mną kontroli. Zadowolony z siebie i ze swojego wyjaśnienie, nieśmiertelny nie zauważył, że Stark wszedł do gaju, więc nie był świadkiem jak świat Zoey wywraca się znowu do góry nogami.
Tłumaczenie: Maily (marlen1986)
275
Stark Stark obserwował jak Heath wchodzi w kurtynę z jednego królestwa do drugiego. Przez moment nie mógł się ruszyć, nawet by iść do Zoey. Miał rację. Heath był odważniejszy niż on sam był. Stark pochylił głowę i wyszeptał, „Bądź z Heathem, Nyks i w jakiś sposób pozwól mu znaleźć Zoey znowu w tym życiu.” Usta Starka skrzywiły się i dodał, „Nawet jeśli to spowoduje u mnie spory ból.” Potem Stark podniósł brodę, wytarł oczy i opuścił kryjówkę za skałą, idąc szybko i cicho do Zoey. Wyglądała przerażająco źle. Jej splątane włosy podnosiła dziwna bryza, która wydawała się szeptać coś wokół niej, kiedy Zoey chodziła w kółko, jakby poruszający się duch wiatru. Dokładnie zanim zobaczyła Starka, podniosła rękę, by odgarnąć włosy z twarzy i zobaczyła, że jej ręka i ramię nagle stała się przezroczysta. Znikała. „Zoey, hej, to ja.” Dźwięk jego głosu zadziałał na nią jak wstrząs elektryczny. Jej ciało zadrżało, a Zoey odwróciła się, by spojrzeć mu w twarz. „Heath!” „Nie. Stark. Przykro mi z powodu Heatha,” wypalił, czując się głupio, ale nie wiedząc co innego ma powiedzieć. „On odszedł.” Spojrzała bez wyrazu w miejsce, gdzie Heath stał zanim zniknął, a potem zajęła się znowu chodzeniem w kółko, a jej udręczony wzrok przeniósł się na twarz Starka. Wiedział, kiedy rozpoznała go, bo zaczęła zwalniać, obejmując się, jakby chroniła się od podmuchu wiatru. „Stark!” Potrząsnęła głową od jednej strony do drugiej. „Nie, tylko nie Ty!” Wiedział, co musi myśleć i podszedł do niej natychmiast, przyciągnął jej zesztywniałe, zimne ciało w swoje ramiona i trzymał ją blisko siebie. „Nie jestem martwy.” Powiedział te słowa wolno i ostrożnie, patrząc na jej twarz. „Rozumiesz mnie, Zoey? Jestem tutaj, ale moje ciało jest w porządku. Wróci do prawdziwego świata razem z Twoim. Żadne z nas nie umarło.” Przez moment prawie się uśmiechnęła. Zrobiła krok, by zatopić się w pełni w jego uścisku i pozwoliła mu się obejmować. 276
„Tęskniłem za Tobą tak bardzo,” wymruczał. Odsunęła się od niego, obserwując jego twarz. „Jesteś moim Wojownikiem.” „Taa, jestem Twoim Wojownikiem. Zawsze będę Twoim Wojownikiem.” Z westchnieniem, zaczęła krążyć ścieżką po kole znowu. „Zawsze dokonało się teraz.” Zaczął chodzić razem z nią, nie będąc pewny jak dotrzeć do tej dziwnej wersji ducha jego Zoey. Pamiętał, że Heath mówił do niej dużo jak zwykle. Więc ignorując jej zagmatwane słowa i fakt, że nie mogła przestać się poruszać, wziął ją za rękę jakby tylko szli przez gaj razem. „To całkiem fajne miejsce.” „Przypuszczalnie powinno być spokojne.” „Myślę, że takie jest.” „Nie. Nie dla mnie. Nic dla mnie nie będzie już znowu spokojne. Straciłam tę część siebie.” Ścisnął jej dłoń. „Dlatego tu jestem. Zamierzam Cię chronić, byś mogła zebrać części swojej duszy w całość, a wtedy wrócimy do domu.” Nawet nie spojrzała na niego. „Nie mogę. Wracaj beze mnie. Muszę tutaj zostać i poczekać na Heatha.” „Zoey, Heath nie wróci. Przeszedł do innego życia. Odrodzi się. Wróć do prawdziwego świata i on tam będzie.” „Nie może go tam być. On nie żyje.” „Dobra, nie jestem dobry w pojmowaniu tych rzeczy związanych z Otherworldem, ale z tego co wiem, Heath opuścił to miejsce, by móc się odrodzić i żyć ponownie. Dlatego zobaczy Cię znowu, Z.” Zoey zatrzymała się, patrząc się bez wyrazu na niego, potrzasnęła głową, a potem powróciła to swojej niekończącej się wędrówki. Stark zacisnął wargi, usiłując powstrzymać się, by nie powiedzieć, co nim wstrząsnęło – że nie zbierze się w całość, bo za bardzo kocha Heatha, a nie jego. Nie kochała go aż tak. Stark wstrząsnął sobą mentalnie. Tu nie chodziło tylko o miłość. Wiedział to, kiedy Seoras pierwszy raz skonfrontował się z nim, pytając, czy ryzykowałby życie dla Zoey, nawet jeśli straciłby ją. „Zostanę z nią,” powiedział mu Stark. „Jako jej Wojownik na pewno, ale może nie jako jej miłość.” 277
Może nie jako jej miłość. Stark spojrzał na Zoey i naprawdę zobaczył ją. Była w kompletnej rozsypce. Jej tatuaże zniknęły. Jej dusza się rozdrobniła. Zatracała się. Ale wciąż widział dobro i siłę w niej, a Stark był przywiązany do niej. Nie tym, czym była wcześniej – nie była tym, czym mogła być – ale nawet z roztrzaskaną duszą, była jego Ace, jego bann ri shi’, jego królową. … Wiem, że nie ma odwrotu, wielu Strażników pochłonęła niechęć, złe zamiary, uprzedzenie, czy zemsta, jedynie Twoja niezachwiana wiara w honor może być twoją nagrodą, nową gwarancją miłości, szczęścia czy korzyści. Stark był Strażnikiem Zoey, nie ważne co by się działo. Był związany z nią czymś mocniejszym niż miłość: honorem. „Zoey musisz wrócić. Nie ze względu na Ciebie i Heatha, a nawet nie ze względu na Ciebie i mnie. Musisz wrócić, bo tak trzeba, to sprawa honoru.” „Nie mogę. Nic już ze mnie nie zostało.” „Dlatego masz pomoc. Twój Strażnik tu jest.” Stark podniósł jej dłoń do swoich ust, pocałował ją, a potem uśmiechnął się do niej, kiedy sobie przypomniał. „Afrodyta kazała mi zapamiętać wiersz dla Ciebie. Jeden z wierszy Kramishy. Ona i Stevie Rae myślą, że jest czymś w rodzaju mapy, dzięki której będziesz mogła podążać, by zebrać się w całość.” „Afrodyta… Kramisha… Stevie Rae…” Zoey wyszeptała wahając się, jakby uczyła się ponownie tych słów. „To moi przyjaciele.” „Tak, owszem to Twoi przyjaciele,” Stark ścisnął jej dłoń znowu. Odkąd wydawało mu się, że dotarło to do niej, nie przestawał mówić. „Więc posłuchaj wiersza. Idzie tak: Obusieczny miecz Z jednej strony niszczy Z jednej strony uwalnia Jestem Twoim Gordyjskim supłem Uwolnisz mnie czy zniszczysz?
278
Podążaj za prawdą, a wtedy: Znajdź mnie w wodzie Oczyść mnie przez ogień Już nigdy więcej nie uwięź przez ziemię
Co wie już duch: Że nawet roztrzaskana Wszystko jest możliwe Jeśli wierzysz Wtedy oboje będziemy wolni.
Kiedy skończył recytować wiersz, Zoey zatrzymała się na wystarczająco długo, by napotkać jego spojrzenie i powiedzieć, „To nic nie znaczy.” Zaczęła chodzić znowu, ale wzmocniła uścisk jego dłoni, wciąż ciągnąc go z sobą. „Owszem znaczy coś. Jest o Tobie i Kalonie. Ma coś wspólnego z tym, byś uwolniła się stąd.” Stark spauzował, a potem dodał, „Pamiętasz, że wy dwoje jesteście związani ze sobą, prawda?” „Już nie,” powiedziała szybko. „Złamał to powiązanie, kiedy skręcił kark Heathowi.” Mam nadzieję, pomyślał Stark, ale powiedział, „Taa, ale jednak część z tego się spełniła. Podążałaś, jak myślałaś za prawdą o nim, by znaleźć go w wodzie. Więc następna linijka mówi: Oczyść mnie przez ogień. Jak myślisz, co to znaczy?” „Nie wiem!” Krzyknęła na niego. Nawet, mimo że oczywiste stało się, że była wkurzona, Stark był zadowolony widząc ożywienie na jej twarzy, która była blada jak trup. „Kalony tutaj nie ma. Ognia też tutaj nie ma. Nie wiem!” Stark wciąż trzymał ją mocno za rękę i pozwolił jej uspokoić się zanim powiedział do niej, „Kalona jest tutaj. Przyszedł za Tobą. Nie może jednak wejść do gaju.” Potem bez racjonalnego przemyślenie, powiedział następne 279
słowa, jakby pochodziły z jego serca, a nie z myśli. „A ogień przyprowadził mnie tutaj. Albo przynajmniej tak czuję, że to ogień.” Zoey spojrzała na niego i głosem pełnym zrozumienia, zmieniła przebieg jego życia, mówiąc, „Więc brzmi jakby ten wiersz był o Kalonie i Tobie, nie o Kalonie i mnie.” Jej słowa pokryły Starka jak stalowa sieć. „Co masz na myśli, mówiąc że o Kalonie i o mnie?” „Pojechałeś ze mną do Wencji, znałeś prawdę o tym, jakim potworem jest Kalona, zanim ja ją poznałam. Ogień przyprowadził Cię tutaj. Reszta prawdopodobnie znaczy coś, co dotyczy Ciebie, jeśli pomyślisz o tym wystarczająco długo.” „Obusieczny miecz…” Stark wypowiedział słowa cicho. Miecz używany przez Szkocki Wojowników był obusieczny. I on niszczył jak i oswobadzał nim. Znał prawdę o Kalonie, który był niebezpieczny, kiedy podążał za nim z Zoey do Wenecji… ogień bólu ran zadanych przez Seorasa przyprowadził go tutaj, w miejsce, które przypominało mu ziemię, nawet, mimo że było w Otherworldzie. I Zoey była uwięziona tutaj, musiała zostać uwolniona. A teraz musiał podążać za tym, co wiedziała jego dusza o honorze, by doprowadzić wszystko do końca. „O cholera!” Spojrzał na Zoey, wciąż poruszającej się obok niego, a części puzzli zaczynały się układać. „Masz rację. Wiersz jest dla mnie.” „Dobrze, więc pokazuje Ci jak się uwolnić,” powiedziała Zoey. „Nie, Z. Pokazuje mi jak uwolnić nas obu,” powiedział. „Kalonę i mnie.” Jej zakłopotane, niespokojne oczy oświetliły jego twarz zanim spojrzały pospiesznie gdzieś w dal. „Uwolnić Kalonę? Nie rozumiem.” „A ja rozumiem,” powiedział ponuro, przypominając sobie zabójczy cios, który uwolnił Tego Innego. „Jest wiele sposobów, by zostać uwolnionym.” Poklepał jej dłoń, sprawiając, że zwolniła i spojrzała na niego. „I wierzę w Ciebie, Zoey. Nawet, mimo że jesteś roztrzaskana, wciąż jesteś wierna mojej Przysiędze. Będę Cię chronił tak długo, jak będę pamiętał, czym jest honor i nigdy więcej Cię nie zawiodę, myślę, że wszystko jest możliwe. To właśnie znaczy być Strażnikiem: kierować się honorem.” Podniósł jej dłoń i pocałował ją znowu, zanim zaczął chodzić. Nie pozwolił, by jej chodzenie w kółko kontrolowało go. Tym razem Stark poprowadził ją prostą linią do skraju gaju. „Nie. Nie. Nie możemy tam iść,” powiedziała Zoey. 280
„Tam właśnie idziemy, Z. Będzie dobrze. Ufam Ci.” Stark wciąż szedł w kierunku rozszerzającej się jasnej plamy między zielonością, która oznaczała skraj lasu. „Ufasz mi? Nie. To nie ma nic wspólnego z zaufaniem. Stark, nie możemy opuścić tego miejsca. Nigdy. Są tam złe rzeczy. On tam jest.” Zoey starała się przeciągnąć go za dłoń, próbując nakłonić go do zmiany kierunku. „Zoey, powiem Ci pewne rzeczy naprawdę szybko i wiem, że masz teraz namieszane ze swoją koncentracją, ale musisz mnie usłyszeć.” Stark prawie ciągnął Zoey za sobą, ale wciąż zawzięcie przesuwali się do przodu, do granicy gaju. „Nie jestem już Twoim Wojownikiem. Jestem Twoim Strażnikiem. A to oznacza ważne zmiany dla mnie i dla Ciebie. Największa zmiana dotyczy tego, że jestem związany z Tobą honorem nawet bardziej niż moją miłością. Nie zawiodę Cię znowu. Nie mogę powiedzieć Ci jaka to będzie zmiana dla Ciebie.” Skraj lasu lśnił na wprost nich. Stark zatrzymał się i podążając za impulsem, ukląkł na jedno kolano na wprost jego roztrzaskanej królowej. „Ale wierzę na sto procent, że uda Ci się przez to przebrnąć. Zoey jesteś moją Ace, mo bann ri, moją królową i musisz się zebrać w całość, albo żadne z nas stąd się nie wydostanie.” „Stark przerażasz mnie.” Wstał na nogi. Stark pocałował obie jej ręce, a potem jej czoło zanim powiedział, „Dobrze, uspokój się, bo to dopiero początek.” Obdarzył ją jego starym, pewnym siebie uśmiechem. „Nie ważne co się stanie, chociaż zrobię to tutaj. Jeśli wrócimy, będziemy mogli tej Wampirzej Wyższej Radzie Wapniaków powiedzieć A nie mówiliśmy!” Potem rozdzielił liście dwóch jarzębin i wyszedł na kamienną granicę gaju. Zoey została w gaju, ale podtrzymywała gałęzie, więc mogła patrzeć się na Starka, kiedy kołysał się w przód i w tył, powodując, że liście szeleściły jak szemrająca publiczność. „Stark wracaj!” „Nie mogę, Z. Muszę o coś zadbać.” „Co? Nie rozumiem!” „Skopię komuś jego nieśmiertelny tyłek. Dla Ciebie, dla mnie i dla Heatha.” „Ale nie możesz! Nie pokonasz Kalony.” „Prawdopodobnie masz rację. Nie mogę. Ale Ty możesz.” Stark rozpostarł ręce szeroko i wrzasnął w niebo Nyks. „Chodź Kalona! Wiem, że tu jesteś. Chodź, 281
by mnie dopaść. To jedyny sposób, byś upewnił się, że Zoey nie wróci, bo tak długo jak żyję, będę walczył, by ją ocalić!” Niebo nad Starkiem zafalowało i nieskazitelny błękit zaczął szarzeć. Smugi Ciemności, jak dym z toksycznego ognia, rozprzestrzeniały się, zagęszczały i przybierały formę. Jego skrzydła pojawiły się najpierw. Masywne, czarne i rozpostarte lśniły w złotym słońcu Bogini. Potem ciało Kalony przybrało kształt – było większe, mocniejsze i wyglądało na bardziej niebezpieczne niż Stark pamiętał. Wciąż unosząc się w powietrzu nad Starkiem, Kalona uśmiechnął się. „Więc to Ty, chłopcze. Poświęciłeś się, by podążyć za nią tutaj. Moje zadanie wykonane. Twoja śmierć uwięzi ją tutaj, nawet nie przypuszczałem, że to będzie takie łatwe.” „Pomyłka, dupku. Nie jestem martwy. Jestem żywy i mam zamiar taki pozostać. Tak jak Zoey.” Oczy Kalony zwęziły się. „Zoey nie opuści Otherworldu.” „Taa, no cóż, jestem tutaj, by sprawić, że znowu będziesz w błędzie.” „Stark, wracaj tutaj!” Zoey wrzasnęła z gaju. Wzrok Kalony powędrował do niej. Brzmiał na smutnego, prawie jakby bolało go serce, kiedy powiedział. „To będzie nawet prostsze dla niej, pozwolisz wypełnić ludzkiemu chłopakowi moją wolę?” „To problem z Tobą, Kalona. Masz chyba coś z kompleksem boskości. Czy nie, zgaduję, że powinienem nazwać to kompleksem Bogini. Widzisz, to, że jesteś nieśmiertelny to nie znaczy, że możesz szarżować. W Twoim przypadku, znaczy to, że będziesz w błędzie bardzo, bardzo długo.” Powoli Kalona przeniósł spojrzenia z Zoey na Starka. Bursztynowe oczy nieśmiertelnego stały się stanowcze i zimne od złości. „Robisz błąd, chłopcze.” „Już nie jestem chłopcem.” Ton głosu Starka pasował do Kalony. „Zawsze będziesz dla mnie chłopcem. Nic nie znaczącym, słabym śmiertelnikiem.” „Który sprawi, że pomylisz się trzy razy z rzędu, śmiertelny nie znaczy słaby. No dalej, zejdź tutaj i pozwól mi udowodnić Ci to.” „Bardzo dobrze chłopcze. Cierpienie Zoey będzie Twoimi wyrzutami sumienia, nie moimi.” 282
„Taa, bo nienawidzę, że nie bierzesz pieprzonej odpowiedzialności za żadną z rzeczy, której dokonałeś.” Jak Stark przypuszczał, ta złośliwa uwaga spowodowała, że wrząca furia Kalony zaczęła kipieć. Ryknął w gniewie na Starka, „Nie waż się mówić mi o mojej przeszłości.” Nieśmiertelny rozciągnął ramiona i z Ciemności wijącej się wokół niego w powietrzu wyszarpnął włócznię, zakończoną metalem lśniącym nikczemną czernią jak bezksiężycowe niebo. Potem Kalona spadł z nieba. Zamiast wylądować na wprost Starka, jego masywne skrzydła zamiatały w górę i w dół, tworząc w ziemi perfekcyjne koło wokół Starka. Pod jego stopami, ziemia zadrżała, a potem rozpadła się i jakby piekło się pod nim otworzyło, Stark spadał w dół … w dół. Uderzył tyłkiem z taką siłą, że zaparło mu dech, a jego obraz zszarzał. Walczył, by stanąć, kiedy usłyszał drwiący śmiech wokół niego. „Taki mały, słaby chłopiec próbuje bawić się ze mną. To nawet nie będzie zabawne,” powiedział Kalona. Arogancki. On jest bardziej arogancki niż ja kiedyś byłem. I z tą myślą, tego co zrobił i co musiał właśnie pokonać, klatka piersiowa Starka obluzowała się. Był zdolny zaczerpnąć oddech. Jego obraz przejaśnił się, by zobaczyć błysk olśniewającego pioruna światła w ciemności między nim i Kaloną i miecz Strażnika był tam, ostrzem wbitym w ziemię u jego stóp. Stark chwycił rękojeść i poczuł natychmiast ciepło i puls bicia serca na mieczu, jego mieczu, śpiewem dostrojonym z jego krwią. Spojrzał na Kalonę i zobaczył zaskoczenie w bursztynowych oczach nieśmiertelnego. „Powiedziałem Ci, że nie jestem już chłopcem.” Bez wahania, Stark zrobił krok do przodu, trzymając miecz Strażnika obiema dłońmi, perfekcyjnie wyśrodkowany, by zadać cios w ciało Kalony.
Tłumaczenie: Maily (marlen1986)
283
Rozdział 29 Zoey Przerażenie jakie czułam, gdy Kalona pojawił się nad Starkiem było straszne. Jego widok spowodował, że zobaczyłam przed oczami wszystko, co stało się w ostatnim momencie dnia, zanim mój świat eksplodował z powodu śmierci, rozpaczy i poczucia winy. Pojawił się w całej okazałości, a jego bursztynowe spojrzenie napotkało moje i zostałam zamrożona przez smutek, który w nich widziałam i przez wspomnienie, jak spojrzałam mu w oczy wcześniej i uwierzyłam, że dojrzałam człowieczeństwo, życzliwość, a nawet miłość. Tak bardzo się myliłam. Heath zmarł przez to, że tak się pomyliłam. Wtedy wzrok Kalony przeniósł się z powrotem ze mnie na Starka, kiedy mój Wojownik szydził z niego. Nie! O, Bogini! Proszę każ mu się zamknąć. Proszę nakaż mu wrócić do mnie. Ale Stark wydawał się szydzić z Kalony. Nie chciał się zamknąć, nie uciekał. Horror wypełnił mnie, kiedy Kalona wyszarpnął włócznię z nieba. Jego skrzydła wycięły otwór w ziemi, a potem on i Stark zniknęli w jej ciemnościach. Wtedy zdałam sobie sprawę, że Stark również umrze z mojego powodu. „Nie!” Bezgłośny krzyk wyrwał się głęboko z mojego wnętrza, gdzie wszystko było puste, beznadziejne i niespokojne. Musiałam biec – ruszyć się – uciekać od tego, co się tutaj działo. Nie mogłam znieść tego. Nie zostało we mnie nic, co mogłoby to znieść. Ale jeśli sobie z tym nie poradzę, Stark umrze. „Nie.” Tym razem to słowo nie było upiornym, bezgłośnym krzykiem. To był mój głos – mój głos, a nie jakieś bezgłośne bzdury, które wypaplałam ustami. „Stark… Nie… Może… Umrzeć…” Smakowałam słowa i podążyłam za ich właściwą i znajomą formą, zasłuchana w siebie wyszłam z lasu i udałam się do czarnej dziury w ziemi, wewnątrz której zniknął mój Wojownik. Kiedy otwór zmaterializował się u mych stóp, spojrzałam w dół, by zobaczyć Starka i Kalonę stojących naprzeciw siebie w środku. Stark trzymał lśniący miecz obusieczny przy ciemnej włóczni Kalony.
284
Zrozumiałam, że to nie była tylko dziura w ziemi. To była arena. Kalona stworzył arenę ze ścianami wysokimi, niemożliwymi do pokonania i śliskimi. Stworzył ściany, po których nie było można się wspinać. Kalona uwięził Starka. Teraz nie mógł uciec, nawet jeśli chciałby mnie posłuchać. Nie mógł uciec. Nie mógł także prawdopodobnie wygrać. A Kalona nie byłby szczęśliwy z poobijania tylko trochę Starka – czy nawet z poobijania go bardzo. Kalona zamierzał zabić Starka. Niespokojne odrętwienie ponownie zaczęło mnie dusić, kiedy Stark stawiał czoła Kalonie. Pozwoliłam, by moje nogi się ruszyły, by zatrzymać się w miejscu, gdzie mogłam zobaczyć przeciwników, chodzących po obwodzie areny, niewiarygodne, Stark zaatakował upadłego nieśmiertelnego. Śmiejąc się okrutnie, Kalona odbił miecz odrzucając go włócznią i oślepiająco szybkim ruchem, że nie było sposobu, aby Stark mógł się tego spodziewać, Kalona zadał cios otwartą dłonią w twarz Starka z okrutną, szyderczą pogardą. Siła rozpędu Starka zaniosła go niezdarnie z dala od nieśmiertelnego, a potem upadł na ziemię, trzymając ręce na uszach jakby starał się złagodzić ból głowy. „Miecz Strażnika – to zabawne. Więc myślisz, że możesz się z nimi równać?” Powiedział Kalona, podczas gdy Stark odzyskał równowagę i odwrócił się do niego ponownie, wyciągając swój miecz przed siebie. Krew sączyła się z uszu, nosa i ust Starka, tworząc cienkie szkarłatne stróżki wzdłuż jego podbródka i szyi. „Nie myślę, że jestem Strażnikiem. Ja jestem Strażnikiem.” „Nie możesz być. Znam twoją przeszłość, chłopcze. Widziałem Cię, kiedy byłeś ogarnięty przez Ciemność. Powiedz o tym Strażnikom, a wtedy zobaczysz czy nadal będą Cię chcieli.” „Jedyną osobą, która może uznać lub podważyć to, że jestem Strażnikiem jest moja królowa, a ona zna mnie i moją przeszłość.” Oglądałam jak Stark naciera ponownie. Z szydzącą pogardą, Kalona użył włóczni, by odrzucić ostrze. Tym razem, gdy uderzył Starka, zrobił to zaciśnięta pięścią, a jego siła złamała mu nos i zakrwawiła jego kości policzkowe, powalając mojego Wojownika na plecy. Wstrzymałam oddech, patrząc bezradnie na to, co wiedziałam, że będzie śmiertelnym ciosem Kalony.
285
Ale nieśmiertelny nie zrobił nic, śmiał się tylko, podczas gdy Stark słaniał się boleśnie na swoich nogach. „Zoey nie jest królową. Nie jest wystarczająco silna. Jest po prostu słabą dziewczyną, która pozwoliła, by jej dusza się rozbiła przez śmierć jednego ludzkiego chłopaka,” powiedział Kalona. „Mylisz się. Zoey nie jest słaba, zależy jej! A ten ludzki chłopak? To jeden z powodów, przez które tutaj jestem. Muszę odebrać dług życia jaki jesteś winien za zabicie go.” „Głupcze! Tylko Zoey może odebrać ten dług!” Z powodu tych słów, stało się tak jakby Kalona wziął włócznię i przeciął mgłę winy, która przyćmiła mnie, tak jakbym patrzyła na niego, kiedy skręcał Heathowi kark, pozwalając, by wszystko stało się bardzo wyraźnie dla mnie. Może nie widzę siebie jako królowej – może nawet bardziej niż mi się wydaje – ale Stark we mnie wierzył. Heath we mnie wierzył. Stevie Rae wierzyła we mnie. Nawet Afrodyta wierzyła we mnie. I tak, jakby Stevie Rae powiedziała, Kalona jest cholernie zły. Troska o innych, nie czyni mnie słabą. To był wybór, który podjęłam, bo troska determinuje mnie. Pozwoliłam miłości, by roztrzaskała mnie raz, a kiedy oglądałam jak Kalona bawi się z moim Wojownikiem, moim Strażnikiem, wybrałam honor, by uzdrowił mnie. I wreszcie podjęłam decyzję. Odwróciłam się plecami do areny i szybko pobiegłam do krawędzi gaju Bogini. Blokując poczucie niepokoju, które popychało mnie coraz dalej, a tak naprawdę nie prowadziło mnie nigdzie, nakazałam sobie stać spokojnie. Rozłożyłam swe ramiona, koncentrując się na pierwszej części duszy, która do mnie przemówiła. „Brighid! Potrzebuję mojej siły z powrotem!” Ruda zmaterializowała się przede mną. Wyglądała jak Bogini we własnej osobie, cała ognista, wysoka, pełna mocy i pewności siebie, których ja nie miałam. „Nie,” poprawiłam się głośno. „Moc i zaufanie są moje. Po prostu straciłam je na chwilę.” „Gotowa, by przyjąć je znowu?” Powiedziała, a znajome oczy napotkały moje. „Tak.” 286
„No cóż, najwyższy czas.” Zrobiła krok do przodu i objęła mnie ramionami, przyciągając mnie do niej w uścisku, który był zarówno silny, jak i intymny. Moje ręce objęły ją, a ona z akceptacją rozpuściła się na mojej skórze i ogarnęła mnie fala ciepła, to była moc – czysta moc. „Jedna z głowy,” mruknęłam. „Streszczaj swój tyłek, dziewczyno.” Rozłożyłam swoje ramiona ponownie. Tym razem moje stopy były mocno przytwierdzone do ziemi i niechęć do poruszania się, szukania, uciekania, spłynęła na mnie nieskazitelnie jak wiosenny deszcz. „Potrzebuję mojej radości z powrotem!” Moje dziewięcioletnie ja zmaterializowało się. Wypadła z gaju. Chichocząc, rzuciła się w moje ramiona. Złapałam ją, kiedy krzyknęła: „Jupi!” i wsiąknęła w moją duszę. Śmiejąc się, rozłożyłam moje ramiona ponownie. Radość i siła pozwoliły mi zaakceptować moją ostatnią brakującą cząstkę duszy – współczucie. „A-ya, Ciebie też potrzebuję,” zawołałam w stronę gaju. Dziewczyna z plemienia Cherokee wyszła zza drzew z wdziękiem. „A-de-lv siostro. Cieszę się, że słyszę, jak wymawiasz moje imię.” „Tak, mogę szczerze powiedzieć, że cieszę się mając ciebie jako część mnie. Akceptuję Cię, A-ya. Całkowicie. Wrócisz do mnie?” „Byłam tu cały czas. Wszystko co musiałaś zrobić, to poprosić.” Spotkałam ją w połowie drogi i uścisnęłam ją mocno, sprowadzając ją z powrotem do mnie, a to z kolei sprowadziło mnie całą z powrotem. „Teraz, zobaczmy, kto jest słabą, małą dziewczynką,” powiedziałam, śpiesząc z powrotem na arenę Kalony. Podeszłam do krawędzi i spojrzałam w dół. Stark był ponownie na kolanach. Jego widok ścisnął mi serce. Mój Strażnik wyglądał okropne. Jego usta były spuchnięte i mocno popękane w kilku miejscach. Jego nos był rozbity i sączyła się z niego krew. Jego lewe ramię było paskudnie zwichnięte, a jego ręka zwisała bezwładnie u jego boku. Piękny miecz leżał na ziemi, poza jego zasięgiem. Widziałam, że kości jednej nogi i rzepka zostały rozbite, ale Stark wciąż walczył u stóp Kalony, bezskutecznie próbując zbliżyć się do swego miecza.
287
Kalona balansował włócznią jakby badał jej wyważenie i obserwował Starka. „Połamany Strażnik dla rozbitej dziewczyny. Wydaje się, że teraz wy dwoje lepiej pasujecie do siebie,” powiedział. I to poważnie mnie wkurzyło. „Nie masz pojęcia, jaka jestem zmęczona tymi twoimi bzdurami, Kalona,” powiedziałam. Obaj spojrzeli się na mnie. Nie oderwałam wzroku od Kalony, ale mogłam poczuć, że Stark się uśmiecha. „Wracaj do gaju, Zoey,” powiedział Kalona. „Tak będzie lepiej dla Ciebie.” „Wiesz, czego naprawdę nienawidzę? Kiedy faceci mówią mi, co mam robić.” „Tak, moja królowo, to właśnie powiedział Heath.” W głosie Starka było rozbawienie, a ja musiałam na niego spojrzeć. Napotkałam jego poobijane oczy i dumę, która odbijała się w nich, a to sprawiło, że moje oczy wypełniły się łzami. „Mój Wojownik…” Szepnęłam do niego. Ta jedna chwila - mój jeden mały błąd był wystarczający dla Kalony. Usłyszałam jak powiedział: „Powinnaś wybrać, by zostać w gaju.” Widziałam jak oczy Starka się rozszerzają, mój wzrok przebiegł z powrotem na nieśmiertelnego, Kalona się odwrócił, wyciągnął prawą rękę jak starożytne bóstwo wojownika. Wypuścił włócznię tak mocnym i szybkim ruchem, że wiedziałam, że nie mogę... „Nie!” Krzyknęłam. „Przybądź do mnie, Powietrze!” Wskoczyłam na arenę, ufając, że element to zamortyzuje, ale nawet kiedy czułam, że podmuch mnie złapał, wiedziałam, że było już za późno. Włócznia Kalony zadała cios Starkowi w środek klatki piersiowej. Przebiła jego ciało, a trzon włóczni zatopił się w jego klatce piersiowej odrzucając go do tyłu z takim rozmachem, że został przybity do przeciwległej ściany areny z obrzydliwą siłą. Moje stopy dotknęły ziemi i już biegłam do Starka. Dosięgłam go, a jego wzrok napotkał mój. On jeszcze żył! „Nie umieraj! Nie umieraj! Mogę to naprawić. Muszę być w stanie to naprawić.” 288
Nieprawdopodobne, uśmiechnął się. „To prawda. Moja królowa nie pozwoli, by coś roztrzaskało ją ponownie. Odbierz swój dług i wracajmy do domu.” Stark zamknął oczy i z uśmiechem na jego popękanych ustach, oglądałam jak jego ciało wstrząsnęło się raz. Krwawe pęcherzyki powietrza podniosły jego pierś wokół włóczni i nagle już się nie poruszał, nie wydobywał się z niego żaden dźwięk. Mój Wojownik nie żył. Tym razem, kiedy stanęłam twarzą w twarz z istotą, która dopiero co zabiła kogoś, kogo kochałam, nie poddam się przerażeniu i bólowi. Tym razem zatrzymam ducha przy sobie i od niego zaczerpnęłam potęgę wiedzy i pozwoliłam instynktowi, a nie winie i rozpaczy prowadzić mnie. Kalona potrząsnął głową. „Życzyłbym sobie, by wszystko mogło zakończyć się inaczej. Gdybyś mnie posłuchała, przyjęła mnie, byłoby tak,” powiedział. „Cieszę się, że się ze mną zgadzasz, ponieważ to skończy się inaczej,” powiedziałam. Zanim zaczęłam podążać w jego kierunku, chwyciłam miecz Starka. Był cięższy niż myślałam, ale wciąż ciepły od rąk Starka i to ciepło pomogło mi znaleźć siłę, by go podnieść. Uśmiech Kalony był niemal uprzejmy. „Nie będę z tobą walczyć. To jest mój dar dla Ciebie.” Rozwinął jego wielkie skrzydła. „Żegnaj, Zoey. Będę za Tobą tęsknił i często myślał o tobie.” „Powietrze, nie pozwól mu odejść.” Skierowałam na niego element. Jego w pełni rozwinięte skrzydła były łatwe do przechwycenia i potężny podmuch wiatru przyparł je do ściany areny, niesamowicie przypominając końcową pozę Starka. Podeszłam do niego i bez wahania wbiłam miecz w jego klatkę piersiową. „To dla Starka. Wiem, że to Cię nie zabije, ale na pewno piekielnie by go to ucieszyło,” powiedziałam. „I wiem, że będzie za to wdzięczny.” Oczy Kalony błysnęły niebezpiecznie. „Nie możesz zatrzymać mnie tu na zawsze. A kiedy w końcu mnie wypuścisz, sprawię, że za to zapłacisz.” „Dobra, widzisz, tak jak powiedział Stark – mylisz się. Ponownie. Istnieją różne zasady w Otherworldzie, więc prawdopodobnie mogę Cię tutaj zatrzymać na zawsze, gdybym chciała zostać i zmienić się w Szaloną Mściwą Dziewczynę, ale tu mój układ: Już prawie się zmieniłam w jeden z tych typów szalonej dziewczyny. Nie jestem za bardzo zainteresowana, by zrobić to ponownie. W dodatku, chcę wrócić do domu. Tak więc, oto co zamierzasz zrobić. Zapłacisz mi dług życia, jaki jesteś mi winien za zabicie mojego małżonka, 289
Heatha Lucka i wskrzesisz Starka. Wtedy Stark i ja wrócimy do domu. A tak przy okazji, nie interesuje mnie gdzie ty się udasz.” „Oszalałaś. Nie mogę wskrzesić martwego do życia.” „W tym przypadku myślę, że możesz. Ciało Starka jest bezpieczne w rzeczywistym świecie, wraz z moim. Jesteśmy w Otherworldzie i wszystko tutaj rozchodzi się o ducha. Jesteś nieśmiertelny, co oznacza, że w całości jesteś przepełniony duchem. Tak więc weźmiesz cząstkę z twojej nieśmiertelnej duszy i podzielisz się nią z moim Strażnikiem. Przywrócisz mi go. Teraz. Bo jesteś mi to winien. Łapiesz? Żądam spłacenia długu, a to jest czas, kiedy go spłacisz.” „Nie masz mocy, by mnie zmusić,” powiedział Kalona. Ona nie, ale ja owszem. Bezcielesne słowa ogarnęły arenę. Poznałam głos Nyks od razu i rozejrzałam się wyczekująco, starając się ją zobaczyć. Kalona był tym, który ją spostrzegł. Patrzył przez moje ramię z twarzą, która zupełnie zmieniła swoje oblicze. Zajęło mi sekundę, by je rozpoznać. Patrzył na mnie z pożądaniem, z zaborczością, a nawet z tym, co można by nazwać miłością. Ale się mylił. Nie kochał mnie. Kalona kochał Nyks. Podążyłam za jego spojrzeniem i odwróciłam się, by zobaczyć stojącą obok ciała Starka Boginię. Jedna z jej rąk spoczywała czule na jego głowie. „Nyks!” Głos nieśmiertelnego brzmiał na załamany oraz zaskakująco młody. „Moja Bogini!” Nyks podniosła wzrok, który spoczywał na ciele Starka, ale nie patrzyła na Kalonę. Bogini spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się, a wszystko we mnie przepełniło się radością. „Miło Cię spotkać, Zoey.” Uśmiechnęłam się i skłoniłam głowę. „Miło Cię spotkać, Nyks.” „Dobrze się spisałaś, córko. Znów sprawiłaś, że jestem z Ciebie dumna.” „Zajęło mi to zbyt dużo czasu,” powiedziałam. „Przepraszam za to.” Jej wzrok był nadzwyczajnie łagodny. „Zarówno Ty, jak i wiele moich najsilniejszych córek, powinniście same sobie wybaczyć. Nie ma potrzeby, aby prosić o to mnie.” „A co ze mną?” Wtrącił się Kalona. „Czy kiedykolwiek mi wybaczysz?” 290
Bogini spojrzała na niego. Jej oczy były smutne, wyraz jej ust ponury, a jej słowa pozbawione emocji. „Jeśli kiedykolwiek będziesz godny przebaczenia, możesz o to mnie zapytać. Ale dopiero wtedy.” Nyks zabrała rękę z głowy Starka i pokazała palcami na Kalonę. Miecz zniknął z jego klatki piersiowej. Wiatr zmniejszył się, a on spadł ze ściany areny. „Spłacisz mojej córce dług, który jesteś jej winien, a wtedy wrócisz do świata oraz konsekwencji, które tam na Ciebie czekają, wiedz o tym, mój upadły Wojowniku, że twój duch jak i twoje ciało nie może wejść do mojego królestwa.” Bez jakiegokolwiek rzutu oka na Kalonę, Nyks odwróciła się do niego. Pochyliła się, aby pocałować delikatnie krwawe usta Starka, a następnie powietrze wokół niej zafalowało, zabłyszczało, a ona zniknęła. Kiedy Kalona wstał, cofnęłam się od niego szybko, unosząc ręce i szykując się do rzucenia w niego ponownie powietrzem. Wtedy jego oczy napotkały moje, a ja zobaczyłam, że płakał w milczeniu. „Zrobię tak jak kazała. Poza tym jednym razem, jednym jedynym razem, zawsze robiłem jak kazała,” powiedział. Poszłam za nim, gdy szedł do ciała Starka. „Przywracam Ci, ten ostatni, słodki oddech życia. Żyj ponownie i przyjmij małą cząstkę mojej nieśmiertelności ludzkiego życia, którą zabrałem.” Wtedy zupełnie mnie zszokował, Kalona się pochylił i naśladując Nyks, pocałował Starka. Ciało Starka szarpnęło się. Dyszał i wciągnął długi oddech. Nim udało mi się go powstrzymać, Kalona położył dłoń na ramieniu Starka, a drugą wyrwał włócznię z jego ciała. Z płaczem przepełnionym bólem, Stark upadł. „Ty palancie!” Pobiegłam do Starka i podtrzymałam jego głowę na moich kolanach. Oddychał ciężko, w bolesnej zadyszce, ale oddychał. Spojrzałam na Kalonę. „Nic dziwnego, że nie chce Ci przebaczyć. Jesteś okrutny i bez serca, i po prostu zły.” „Kiedy wrócisz do świata, trzymaj się z dala ode mnie. Będziesz wtedy poza jej królestwem i Nyks nie przybiegnie, by Cię uratować,” powiedział. „Im dalej jestem od Ciebie, tym lepiej.” Kalona rozpostarł swoje skrzydła, ale zanim zdążył wzbić się w niebo, strumienie Ciemności, lepkie i ostre, zaczęły sączyć się z czarnych stron areny i smolistego koloru brudu poniżej jego stóp. Podczas gdy patrzył na mnie, owinęły się wokół jego ciała. Fragment po fragmencie przecinały go, pokrywały go, dopóki nie zostało nic prócz wijącej się Ciemności, krwi i bursztynowych 291
oczu. Następnie strumienie dotarły do jego oczu, wciągając je. Krzyknęłam z przerażeniem, kiedy zerwały coś, co było tak jasne i błyszczące w jego wnętrzu, że musiałam zamknąć oczy przed jego blaskiem. Kiedy otworzyłam je ponownie ciało Kalony zniknęło wraz z areną, a Stark i ja byliśmy w środku gaju.
Tłumaczenie: Lunax3
292
Rozdział 30 Zoey „Zoey! Co jest? Co się stało?” Stark walczył, starając się, by jego połamane ciało zadziałało. „Szszsz, jest dobrze. Wszystko w porządku. Kalona odszedł. Jesteśmy bezpieczni.” Jego spojrzenie odnalazło moje, a całe napięcie uszło z niego. Opadł w moje ramiona i pozwolił mi położyć swoją głowę na kolanach. „To znowu Ty. Nie jesteś już rozbita.” „To ja jeszcze raz.” Dotknęłam jego policzka w jednym z niewielu miejsc na twarzy, które nie było zakrwawione, uszkodzone lub posiniaczone. „Tym razem to ty wyglądasz jakbyś był w rozsypce.” „Nie, Z. Tak długo jak jesteś cała, czuję się świetnie.” Zakaszlał wtedy. Krew wypłynęła z otwartej rany w klatce piersiowej. Zamknął oczy i jego twarz wykrzywiła się w agonii. Oh, Bogini! Jest tak strasznie ranny! Starałam się mówić spokojnie. „Dobra, dobra, ale tak naprawdę nie wyglądasz dobrze. Więc może ty i ja wrócimy do naszych ciał. Czekają tam na nas, prawda?” Kolejny dreszcz bólu przeszedł przez niego. Oddychał płytko, był wyczerpany, ale otworzył oczy, by napotkać moje. „Ty powinnaś wrócić. Dołączę do Ciebie, jak tylko chwilę odpocznę.” Panika wezbrała we mnie. „Och, nie. Nie zostawię Cię tutaj. Tylko powiedz mi czego potrzebujesz, by wrócić.” Mrugnął kilka razy, a następnie na jego przecięte wargi wpełzł cień jego zarozumiałego uśmiechu. „Nie wiem dokładnie, jak wrócić.” „Nie wiesz jak? Stark, poważnie.” „Poważnie. Naprawdę nie mam pojęcia.” „Jak się tu dostałeś?”
293
Jego usta znów się wygięły. „Przez ból.” Parsknęłam. „No, to wydostanie się stąd powinno być łatwe, bo masz swój ból, który Cię tutaj przywiódł.” „Tak, ale tam z drugiej strony mam starożytnego Strażnika, który prowadzi mnie granicą między życiem i śmiercią. I nie wiem dokładnie, jak im powiedzieć, że nadszedł czas, by mnie obudzić. Jak Ty wrócisz?” Nawet nie musiałam o tym myśleć. Odpowiedź była tak naturalna jak oddychanie. „Będę podążać za duchem do mojego ciała. To miejsce, do którego należę, tam, w świecie rzeczywistym.” „Zrób to.” Musiał przeczekać, kiedy kolejna fala bólu pochłonęła go. „A kiedy odpocznę, zrobię to samo.” „Nie, nie masz powinowactwa z duchem jak ja. Nie będzie z tobą współpracować.” „To dobrze, że nadal masz powinowactwo z elementami. Zastanawiałem się nad tym, co z twoimi tatuażami, bo znikły.” „Znikły?” Odwracałam swoje dłonie wciąż i wciąż, by upewnić się, że nie było żadnych tatuaży wypełniających dłonie filigranowo szafirowych. Potem spojrzałam w dół na moją klatkę piersiową. Długa różowa blizna była tam, ale też nie było na niej tatuażu. „Czy one wszystkie znikły? Nawet te na twarzy?” „Pozostał tylko półksiężyc,” powiedział. Potem skrzywił się z bólu ponownie. Oczywiście był bardzo wyczerpany, zamknął oczy i rzekł: „Idź, wracaj do domu za swoim duchem. Wymyślę coś. Gdy nie będę taki zmęczony. Nie martw się. I nie opuszczę Cię – nie na serio.” „Och, do diabła nie. I nie stracę kolejnego chłopaka, to jakaś abstrakcja Zobaczę-Cię-znowu Zoey. To nie zadziała na mnie nigdy, nigdy więcej.” Otworzył oczy. „Więc powiedz mi, co zrobić, moja królowo. I zrobię to.” Zignorowałam tę „moją królową.” To znaczy, słyszałam jak mówił tak do mnie wcześniej, a następnie ponownie Kalona. Zastanawiałam się, czy to było krótko przed, czy po tym jak Kalona zaczął walić go w głowę, a następnie
294
skoncentrowałam się na części „Zrobię to”, tego co powiedział. Więc zrobi to, co mu powiem... ale co do cholery powinnam mu powiedzieć, żeby zrobił? Spojrzałam w dół na niego. Był bardzo ranny - jeszcze gorzej, niż wtedy, gdy przyjął wystrzeloną strzałę, która miała mnie zabić, a ta wypaliła bruzdę na jego piersi, wtedy był bliski śmierci. Znowu. Ale wtedy zdrowiał dużo lepiej. Musiał. Bo bym też umarła. Wzięłam głęboki oddech, pamiętając cały wykład Dariusa, jaki mi zrobił, kiedy będę chciała, by Stark karmił się ode mnie, aby mógł uzdrowić się szybciej. Wyjaśnił, że między Wojownikiem i jego Kapłanką jest więź tak silna, że czasami Wojownik odbiera emocje od jego Wyższej Kapłanki. Spojrzałam na posiniaczoną twarz Starka. On na pewno był zdolny to robić. Kiedy to się stanie, mogą również absorbować więcej od ich Wyższej Kapłanki niż ich krew – mogą absorbować energię. Dokładnie tego potrzebował Stark – energii, by się uleczyć - energii, by mógł powrócić do swojego ciała. Tym razem nie będzie mógł wyzdrowieć na własną rękę, dzięki Ci Bogini, że nie byłam już rozbita. „Hej,” powiedziałam. „Wiem, co chcę, byś zrobił.” Jego oczy mrugnęły i znienawidziłam ból, którym odbijał się w nich. „Powiedz mi. Jeśli mogę to zrobić, zrobię to.” Uśmiechnęłam się do niego. „Chcę, żebyś mnie ugryzł.” Spojrzał zaskoczony, a następnie, choć oczywiście go to zraniło, jego zarozumiały uśmiech wrócił. „Teraz mnie pytasz? Kiedy moje ciało jest w rozsypce. Super.” „Nie bądź takim chojrakiem,” powiedziałam. „Twoje ciało jest w całkowitej rozsypce, dlatego proszę Cię.” „Dałbym Ci do myślenia, gdybym dobrze się czuł.” Potrząsnęłam głową i spojrzałam na niego przewracając oczami. „Jeśli czułbyś się dobrze, skopałabym Ci teraz tyłek.” A potem, poruszając się ostrożnie i starając się być na tyle delikatną, na ile mogę, zsunęłam go z kolan. Starał się 295
stłumić jęk. „Przepraszam! Tak mi przykro, że przeze mnie cierpisz.” Położyłam się obok niego i zaczęłam przyciągać go w moje ramiona, chcąc trzymać go blisko siebie jakbym mogła wchłonąć jego ból. „Jest dobrze,” wysapał. „Tylko pomóż mi przekręcić się na dobrą stronę.” Dobrą stronę? Nie byłam pewna, czy mam się śmiać czy płakać, ale pomogłam mu się przekręcić na drugi bok, na ten, gdzie nie miał zranionego ramienia, abyśmy mogli być naprzeciwko siebie. W napięciu, zbliżyłam się do niego, myśląc, że być może powinnam opuścić kawałek w dół rękę, aby mógł łatwiej ze mnie pić, niepotrzebnie się nie ruszając. „Nie.” Jego ręka drgnęła, starając się dosięgnąć mnie. „Nie w ten sposób. Przysuń się do mnie, Z. Ból nie ma znaczenia.” Urwał, po czym dodał: „Chyba, że nie możesz z powodu mojej krwi. Czy to sprawia, że jej potrzebujesz?” „Krwi?” Uświadomiłam sobie, co mówił i zamrugał ze zdziwienia. „Nawet jej nie zauważyłam.” Widząc jego dziwny wyraz twarzy, powiedziałam, „To znaczy, zauważyłam, że krwawisz, ale nie czuję jej.” Dziwne, dotknęłam krwi z jego wargi znajdującej się na moim palcu. „To nie urzeczywistnia mojej żądzy krwi.” „Jesteśmy tu duszami, dlatego tak się musi dziać,” powiedział. „Czy to zadziała? Jeśli się ode mnie napijesz?” Jego oczy napotkały moje. „Zadziała, Z. Między nami jest coś więcej niż fizyczne rzeczy. Jesteśmy związani przez ducha.” „Dobrze, dobrze. Mam nadzieję,” powiedziałam, czując się nagle zdenerwowana. Jedynym facetem, któremu pozwoliłam się ode mnie żywić był Heath - mój Heath. Mój umysł odbiegł od myśli o nim i porównania ze Starkiem, ale nie mogłam zaprzeczyć jedynemu faktowi tego, co miało się wydarzyć. Pozwalanie pić facetowi moją krew było seksualne. To było dobre. Naprawdę dobre. Tacy zostaliśmy stworzeni. To było normalne, naturalne i dobre. To sprawiło, że rozbolał mnie żołądek. „Hej, odpręż się i przybliż swoją szyję tutaj.” 296
Moje szeroko otwarte oczy odszukały twarz Starka i jego połamane ciało. „Tak, wiem że jesteś zdenerwowana, ale nie musisz się o to martwić, bo jestem poharatany.” Jego wyraz twarzy zmienił się. „Czy to coś więcej niż zdenerwowanie? Może zmieniłaś zdanie?” „Nie,” powiedziałam szybko. „Ja nie zmieniam zdania. I nie zmienię zdania o tobie, Stark. Nigdy.” Starając się być ostrożna, jak tylko mogłam, zbliżyłam się do niego. Wykrzywiłam się tak, że moja szyja była blisko jego ust, odgarnęłam do tyłu włosy i pochyliłam się nad nim, byłam spięta, ale gotowa do jego ugryzienia. Ale zaskoczył mnie. Zamiast zębów poczułam ciepło jego ust, kiedy całował delikatnie moją szyję. „Odpręż się, moja królowo.” Jego oddech spowodował, że poczułam dreszcze przechodzące po mojej skórze. Zadrżałam. Jak dużo czasu minęło, odkąd ktoś mnie tak dotykał? Musiały to być dni w świecie rzeczywistym, ale tutaj, w Otherworld, czułam się jakbym była nietknięta i niedotykana od wieków. Stark pocałował mnie znowu. Jego język dotknął mojej szyi i jęknął. Tym razem nie pomyślałam, że to z bólu. Nie wahał się dłużej. Jego zęby nacięły moją szyję. To ukuło, ale gdy tylko jego wargi zbliżyły się do małego nacięcia, ból został zastąpiony przez przyjemność, tak intensywną, że tym razem była moja kolej, by jęknąć. Chciałam zapleść swoje ramiona wokół niego i spleść moje ciało z jego, ale trzymałam się ramionami nad nim, starając się nie sprawiać mu więcej bólu. Za wcześnie oderwał usta od mojej skóry. Jego głos brzmiał już silniej, kiedy powiedział, „Czy wiesz, kiedy po raz pierwszy wiedziałem, że należę do Ciebie?” Jego ciepły oddech ogrzał skórę na mojej szyi, co spowodowało, że znów przeszedł mnie dreszcz. „Kiedy?” Zapytałam nie mogąc złapać oddechu. „To było, kiedy stanęłaś twarzą w twarz ze mną w ambulatorium w Domu Nocy, zanim się zmieniłem. Pamiętasz?”
297
„Pamiętam.” Oczywiście, że pamiętam – byłam naga i obiecałam, że skopię mu tyłek żywiołem, kiedy stanęłam między nim a Dariusem. Czułam jak jego usta znów zbliżają się do mojej skóry. „Wyglądałaś jak waleczna Królowa, wypełniona gniewem Bogini. Myślę, że wtedy już wiedziałem, że będę zawsze należeć do Ciebie, bo dotarłaś do mnie nawet przez tę całą Ciemność.” „Stark”. Szepnąłem jego imię, całkowicie poruszona tym, co czułam do niego. „Tym razem to ty dotarłeś do mnie. Dziękuję. Dziękuję za to, że po mnie przyszedłeś.” Bez słowa jego usta znów były na mojej szyi i tym razem ugryzł mocniej i naprawdę pił ze mnie. Co więcej, przyjemność szybko zastąpiła ból. Zamknęłam oczy i skupiłam się na wspaniałym cieple, które przepływało przez moje ciało. Nie mogłam powstrzymać się od dotykania go, ześlizgnęłam jedną rękę na jego pas, tak, że czułam jego napięte mięśnie tuż pod skórą na plecach. Chciałam go więcej. Chciałam go mieć bliżej. Zabrał usta od mojej szyi i w rzeczywistości powstrzymał się. Jego oczy były ciemne od pasji i ciężko dyszał. „Teraz, Zoey, dasz mi coś więcej niż tylko Twoją krew? Przyjmiesz mnie jako Twojego Strażnika?” Patrzyłam na niego. W jego oczach było coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam. Chłopaka, który odszedł ode mnie w Wenecji, zazdrosny i wkurzony, nie było. Mężczyzna, który dojrzał był więcej niż Wampirem i więcej niż Wojownikiem. Nawet kiedy leżał połamany w moich ramionach, czułam od niego siłę, niezawodność, honor. „Strażnik?” Powiedziałam ze zdziwieniem, dotykając jego twarzy. „Więc w to się zmieniłeś?” Jego spojrzenie nie opuściło mnie. „Tak, jeśli mnie zaakceptujesz. Bez akceptacji jego królowej Strażnik jest nikim.” „Ale nie jestem prawdziwą królową.” Jego rozdarte wargi nie powstrzymały zarozumiałego uśmiechu Starka. „Jesteś moją królową, a kto powie inaczej, może się pieprzyć.” 298
Uśmiechnęłam Wojownika.”
się
do
niego.
„Już
zaakceptowałam
twoją
Przysięgę
Zarozumiały uśmiech Starka ulotnił się. „To coś innego, Zoey. To coś więcej. To może zmienić wszystko między nami.” Dotknęłam jego twarzy znowu. Naprawdę nie rozumiałam o co pytał, ale wiedziałam, że potrzebuje czegoś więcej ode mnie i wiedziałam, że wszystko, co powiem i zrobię wpłynie teraz na nasze życie. Bogini, daj mi właściwe słowa, modliłam się w milczeniu. „Jamesie Stark, akceptuję Cię jako mojego Strażnika i również akceptuję wszystko, co się z tym wiąże.” Odwrócił głowę i pocałował mnie w dłoń. „W takim razie będę służył Ci z honorem i moim życiem, zawsze, Zoey. Moja Ace, ri bann mo, moja królowo.” Jego przysięga wpłynęła na mnie jak coś fizycznego. Stark miał rację. Było inaczej niż wtedy, kiedy składał mi Przysięgę Wojownika. Tym razem było tak jakby dał mi kawałek siebie i wiedziałam, że beze mnie, nigdy nie będzie mógł być ponownie całością. Odpowiedzialność przestraszyła mnie prawie tak samo, jak mnie wzmocniła, przyciągnęłam jego usta ponownie do mojej szyi. „Weź ode mnie więcej, Stark. Pozwól mi cię uleczyć.” Z jękiem, jego usta dotknęły mojej szyi. Jego ugryzienie było głębsze i stało się coś niesamowitego. Po pierwsze, moc, jedyna w swoim rodzaju, która towarzyszyła elementowi powietrza wezbrała we mnie i popłynęła do Starka. Zadrżał i wiedziałam, że to z powodu silnej rozkoszy, kiedy element napełniał go energią. W tej samej chwili słodki, znajomy ból ogarnął moje czoło i kości policzkowe, i mimo moich zamkniętych powiek, zobaczyłam Damiena, krzyczącego z radości. Dyszałam ze zdumienia. Nie musiałam pytać. Nie potrzebowałam lustra, by widzieć. Wiedziałam, że mój pierwszy tatuaż powrócił.
299
Zaraz po powietrzu przyszedł ogień. Rozgrzał mnie, a następnie rozprzestrzenił się na Starka, wypełniając go, wzmacniając tak, że był w stanie podnieść rękę i przyciągnąć mnie bliżej, pijąc nawet mocniej. Poczułam uczucie palenia na plecach, gdy mój drugi tatuaż powrócił, a ja zobaczyła śmiejącą się Shaunee, która skakała ogłaszając zwycięstwo. Obmyła nas wtedy woda, kąpiąc nas, napełniając nas, kontynuując przenoszenie nas po zapoczątkowanym kręgu. Trzymałam oczy szczelnie zamknięte, korzystając z każdej cudownej chwili, którą przeżywaliśmy wspólnie ze Starkiem, drżałam z przyjemności czując jak powrócił mój trzeci tatuaż, który zawijał się wokół mojej talii, a Erin zaśmiała się i krzyknęła, „Do diabła, tak! Z wraca!” Ziemia przyszła następna i było tak jakbyśmy Stark i ja stali się częścią gaju. Zaznaliśmy przyjemności i mocy, która spoczywała w korzeniach, w ziemi i w mchu. Uścisk Starka stał się jeszcze silniejszy. Przerzucił mnie tak, że był na mnie. Tulił mnie w ramionach i wiedziałam, jego rany już nie są bolesne, bo czułam to, co on czuł. Dzieliłam z nim radość, przyjemność i podziw. Moich dłoni dosięgnął znów dotyk Bogini, kiedy mój czwarty tatuaż wrócił. O dziwo, nie zobaczyłam Stevie Rae jako, że jej element mnie wypełnił, jej radość i jestestwo, zostały jakoś do mnie przeniesione. Duch przesiąkł do nas ostatni i nagle nie czułam dokładnie tego, co czuł Stark było tak jakbyśmy byli połączeni. Nie ciałem, ale duszą. A nasze dusze płonęły razem blaskiem, który był jaśniejszy niż jakakolwiek fizyczna namiętność, gdy mój ostatni tatuaż powrócił. Z westchnieniem, Stark odsunął usta od mojej skóry i ukrył twarz w mojej szyi. Jego ciało drżało, a jego oddech był szybki, jakby biegł w maratonie. Jego język dotknął rany na mojej szyi i wiedziałam, że ją zamknął i uzdrowił. Podniosłam rękę, by dotknąć jego włosów i doznałam wstrząsu, poczułam, że nie ma na nich już ani krwi, ani potu. Podniósł się, stabilizując oddech i spojrzał na mnie. Bogini, był wspaniały! Przed chwilą, kiedy był śmiertelnie ranny, pobity, zakrwawiony, trudno mu było się poruszać. Teraz promieniował zdrowiem i siłą. 300
„To była najbardziej niesamowita rzecz, jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła,” powiedział. Wtedy jego oczy rozszerzyły się. „Twoje tatuaże!” Dotknął mojej twarzy z szacunkiem. Odwróciłam głowę tak, by jego palce mogły śledzić delikatną pajęczynę naznaczenia, znowu pokrywającą moje ramiona i plecy. Potem podniosłam rękę, by mógł dotknąć mojej dłoni i szafirowych symboli na niej. „Wszystkie są z powrotem,” powiedziałam. „Elementy powróciły.” Stark pokiwał głową ze zdumieniem. „Czułem je. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale czułem je razem z tobą.” Przyciągnął mnie ponownie w ramiona. „Odczuwałem, wszystko razem z tobą, moja królowo.” Zanim go pocałowałam, powiedziałam, „Teraz jestem częścią Ciebie, mój Strażniku.” Stark całował mnie długo, a potem po prostu trzymał mnie blisko siebie, dotykając mnie delikatnie, jakby próbując przekonać samego siebie, że nie mam zamiaru uciec z jego ramion. Ciągle mnie tulił, gdy płakałam z powodu Heatha i opowiedział mi o tym, jak Heath dokonał wyboru, by przejść dalej, i jaki był dzielny. Stark naprawdę nie musiał mi tego mówić. Wiedziałam, jaki Heath był naprawdę odważny, tak jak wiedziałam, że jego odwaga była tą częścią, którą mogłabym rozpoznać ponownie. To, i jego miłość. Jego wieczną miłość do mnie. Gdy przestałam płakać, mruczeć i rozpamiętywać, otarłam oczy i pozwoliłam, by Stark pomógł mi stanąć na nogi. „Czy teraz jesteś gotowy wracać do domu?” Zapytałam go. „Oh, tak. Dom brzmi dobrze. Ale, uh, Z, jak mam się tam dostać?” Uśmiechnęłam się do niego. „Dzięki zaufaniu do mnie.” „Ach, dobrze, więc to będzie bardzo łatwa wycieczka, nieprawdaż?” „Gdzie do cholery nabrałeś tego irlandzkiego akcentu?”
301
„Irlandzkiego! Czy ty jesteś głucha, kobieto?” Warknął te słowa, kiedy zmarszczyłam czoło. Wtedy śmiech Starka wypełnił gaj. Objął mnie i powiedział: „Szkocki, Z, a nie Irlandzki. I zobaczysz naprawdę niedługo, skąd go mam.”
Dziękujemy serdecznie za przetłumaczenie rozdziału chomikowi, który chciał pozostać anonimowy.
302
Rozdział 31 Stevie Rae Ponieważ słońce zaszło, Stevie Rae otworzyła oczy. Przez sekundę myślała, że bardzo się myli. Było ciemno, ale to jej nie zdezorientowało - to było super. Czuła ziemię wokół niej, która krążyła i kołysała się – to też było super. Poczuła niewielki ruch obok niej, odwróciła głowę. Jej wzrok był w stanie odróżnić czerń od innej ciemności, wielkie skrzydło nabrało formy, a następnie ciało. Rephaim. Wszystko wróciło do niej: Czerwoni adepci, Dallas i Rephaim. Zawsze Rephaim. „Zostałeś tutaj ze mną?” Otworzył oczy, a ona poczuła, że sama jest zaskoczona. Płonący szkarłat w nich uspokoił się do rdzawego koloru, który był raczej bursztynem niż czerwienią. „Tak, zostałem. Jesteś wrażliwa, kiedy słońce jest na niebie.” Pomyślała, że brzmi na zdenerwowanego, prawie przepraszał, więc uśmiechnęła się do niego. „Dzięki, chociaż to trochę jakby prześladowanie, kiedy patrzyłeś jak spałam.” „Nie patrzyłem jak śpisz!” Powiedział to tak szybko, że było oczywiste, że kłamał. Otworzyła usta, by powiedzieć mu, że nie musiał tego robić, ale to było naprawdę miłe z jego strony, że upewniał się czy była bezpieczna, zwłaszcza po tym dniu, jaki przeżyła – wtedy rozdźwięczał jej telefon „Masz wiadomość głosową.” „To robiło hałas. Dużo hałasu,” powiedział Rephaim. „Cholera. Nie słyszę nic, gdy śpię w ten sposób.” Westchnęła i niechętnie podniosła iPhona, by położyć go obok siebie. „Myślę, że lepiej zmierzyć się z tym teraz.” Stevie Rae nacisnęła ekranik i z westchnieniem stwierdziła, że bateria prawie padła. Sprawdziła od kogo są nieodebrane połączenia. „Ach, cholera. Sześć nieodebranych połączeń. Jedno od Lenobii i pięć od Afrodyty.” Z bijącym sercem, wybrała pierwsze, od Lenobii. Ustawiając tryb
303
głośnomówiący zerknęła na Rehaima. „Też możesz usłyszeć, co się dzieje. Pewnie będzie mówić o tobie.” Ale głos Lenobii nie brzmiał jak „Cholera jasna, jesteś z Raven Mocker i będę musiała Cię upolować!” Wydawała się zupełnie normalna. „Stevie Rae, zadzwoń do mnie, kiedy się obudzisz. Kramisha powiedziała, że nie jest pewna, gdzie jesteś, ale podobno jesteś bezpieczna, mimo że Dallas uciekł. Przyjdę po ciebie od razu.” Zawahała się, zniżając głos i dodała, „Powiedziała mi również co się stało z innymi czerwonymi adeptami. Modlę się za ich dusze do Nyks. Bądź pozdrowiona, Stevie Rae.” Uśmiechnęła się do Rephaima. „Oj, to było miłe z jej strony.” „Dallas jeszcze do niej nie dotarł.” „Nie", powiedziała, uśmiechając się szerzej. „Zdecydowanie nie.” Skupiła uwagę znowu na telefonie. „Cztery nieodebrane połączenia od Afrodyty, ale zostawiła tylko jedną wiadomość. Mam nadzieję, że to nie są złe wieści.” Kliknęła przycisk odtwarzania, zabrzmiał głos Afrodyty, odległy, ale nie mniej sukowaty. „Cholera odbierz ten cholerny telefon! A może jesteś w trumnie? Bogini! Strefy czasowe są irytujące. W każdym razie, aktualizacja: Z wciąż jest warzywem, Stark nadal się nie wymeldował podczas krojenia. To dobra wiadomość. Zła wiadomość jest taka, że miałam nową wizję, w roli głównej z Tobą, jakimś gorącym indiańskim dzieckiem i najbardziej złym ze wszystkich Raven Mockers, Rephaimem. Musimy porozmawiać, bo mam jedno z moich nielicznych przeczuć, co oznacza, że nie jest dobrze. Nie trać więc czasu do diabła i zadzwoń do mnie. Jeśli będę spać, to się obudzę i pogadamy.” „To dla mnie duże zaskoczenie, że odłożyła słuchawkę nie mówiąc na razie,” powiedziała Stevie Rae. Nie chcąc zostać w tym samym pokoju ze słowami o najbardziej złym ze wszystkich Raven Mockers, Rephaimie, podniosła się, wsuwając jej telefon do kieszeni i zaczęła wspinać się po schodach do piwnicy. Nie musiała patrzeć za siebie, by upewniać się, że szedł za nią. Wiedziała, że tak zrobi. Noc była chłodna, ale nie zimna. Stevie Rae zrobiło się żal ludzi w pobliskich ubogich domach otaczających Gilcrease i ucieszyła się, gdy zobaczyła tlące się światła. Ale w tym samym momencie, wyczuła coś dziwnego, jakby „jesteśmy obserwowani” i zawahała się na ganku posiadłości. 304
„Nikogo nie ma. Koncentrują się na tym, by naprawić najpierw ludziom linie elektryczne. To będzie jedno z ostatnich miejsc, do których przyjdą, zwłaszcza w nocy.” Uspokojona, Stevie Rae przytaknęła i wyszła na ganek, idąc bez celu w kierunku fontanny, która znajdowała się na środku podwórza. „Twoi ludzie dowiedzą się o mnie,” powiedział Rephaim. „Niektórzy już wiedzą.” Stevie Rae sięgnęła i dotknęła górnej krawędzi fontanny, zrywając sopel, który tam zwisał i pozwoliła mu wpaść do wody. „Co zrobisz?” Rephaim stanął obok niej. Oboje patrzyli w dół na ciemną wodę w fontannie, jakby mogli znaleźć tam odpowiedź. Wreszcie, Stevie Rae powiedziała, „Myślę, że pytanie powinno brzmieć, co Ty zrobisz?” „A co mam zrobić?” „Rephaim, nie możesz odpowiedzieć na moje pytanie pytaniem.” Wydobył się z niego drwiący głos. „Ty odpowiedziałaś na moje.” „Rephaim, przestań. Powiedz mi, co chcesz zrobić w związku, no cóż, z nami.” Patrzyła na jego zmieniające się oczy, chcąc, by jego rysy były łatwiejsze do odczytania. Patrzył tak długo, że myślała, że nie uzyska odpowiedzi, a frustracja ją zje. Musiała wrócić do Domu Nocy. Musiała zrobić kontrolne rozeznanie, zanim Dallas namiesza. „Jedyne co mogę zrobić, to zostać z Tobą.” Jego słowa były proste, uczciwe i powiedział je na jednym wdechu, by w nich nie utonąć już na samym początku. W pierwszej chwili po prostu spojrzała na niego pytająco, nie mogąc w pełni zrozumieć, co ma mu powiedzieć. I wtedy naprawdę usłyszała, zrozumiała i poczuła niespodziewany, ale również niechciany, przypływ radości. „To skończy się źle,” powiedziała. „Ale też chcę, żebyś został ze mną.” „Oni będą próbować mnie zabić. Musisz to wiedzieć.”
305
„Nie pozwolę im!” Stevie Rae sięgnęła do jego ręki. Powoli, bardzo powoli, ich palce splotły się razem, dając jej trochę otuchy, przyciągając ją bliżej niego. „Nie pozwolę im,” powtórzyła. Nie patrzyła na niego. Zamiast tego, trzymała go za rękę i ukradła jeden mały moment razem. Starała się nie myśleć zbyt wiele. Próbowała pozbyć się wątpliwości. Spojrzała w dół, do nadal czarnej wody w fontannie, a chmury, które zasłoniły księżyc przesunęły się i ukazały się ich odbicia. Jestem dziewczyną, która w jakiś sposób związała swoje człowieczeństwo z facetem, który jest bestią. Na głos powiedziała, „Jestem z tobą związana, Rephaim.” Bez wahania powiedział, „Ja z tobą również, Stevie Rae.” Gdy to mówił z ciemnej wody, jakby zaczarowanej przez Nyks wyłoniło się jego nowe odbicie. Obraz w wodzie przedstawiał Stevie Rae trzymającą rękę wysokiego, muskularnego rodowitego Amerykanina. Jego włosy były gęste, długie i czarne jak pióra kruka, splecione na całej długości. Jego pierś była naga i był seksowniejszy niż jakikolwiek facet z Oklahomy w środku lata. Stevie Rae stała, nie ruszając się, jakby się bała, że to odbicie się zmieni. Ale nie mogła powstrzymać uśmiechu i cicho powiedziała, „Wow, jesteś bardzo przystojny.” Odbicie mężczyzny zamrugało kilka razy, jakby nie było pewne, że widać go tak wyraźnie, a następnie głosem Rephaima, powiedziało, „Tak, ale nie mam skrzydeł.” Serce Stevie Rae zatrzepotało, a jej żołądek się ścisnął. Chciała powiedzieć coś głębokiego i naprawdę inteligentnego, a przynajmniej trochę romantycznego. Zamiast tego, powiedziała, „Oczywiście, to prawda, ale jesteś wysoki i masz te fajne pióra wplecione we włosy.” Chłopak w odbiciu podniósł rękę, nie trzymał jej, tylko dotknął swoich włosów. „To nie dużo, jeśli porównasz je do skrzydeł,” powiedział, ale ona uśmiechnęła się. „No tak, ale założę się, że są one łatwiejsze do dopasowania do koszulki.” Roześmiał się, z oczywistym zachwytem dotykając jego twarzy. „Miękka”, powiedział Rephaim. „Ludzka twarz jest taka miękka.” 306
„Owszem, jest,” powiedziała Stevie Rae, całkowicie zahipnotyzowana tym, co stało się z jego odbiciem. Tak wolno, jak splatały się ich palce, nie spuszczając wzroku ze swojego odbicia, Rephaim zbliżył swoją twarz do jej. Jego ręka dotknęła jej skóry lekko, delikatnie. Pogładził jej policzek i jego palce niczym pędzel przebiegły do jej ust. Uśmiechnęła się i nie mogła nic poradzić na niezręczny chichot. „To dlatego, że jesteś taki przystojny!” Ludzkie odbicie Rephaima też się uśmiechnęło. „Ty jesteś piękna,” powiedział to tak cicho, że prawie nie usłyszała. Z sercem walącym jak młot, powiedziała, „Tak myślisz? Naprawdę?” „Naprawdę. Nie mogę się wysłowić. Nie mogę nawet wysłowić się, jak naprawdę się czuję.” „Możesz teraz,” powiedziała. „Wiem. Po raz pierwszy czuję…” Słowa Rephaima przerwały się w połowie zdania. Odbicie chłopaka zawahało się, a potem zniknęło. W jego miejsce ciemność znów ukazała na wodzie, kształt skrzydeł kruka i ciało silnego nieśmiertelnego. „Ojcze!” Rephaim nie musiał wypowiadać imienia. Stevie Rae wiedziała, co miało się stać za moment między nimi. Wyciągnęła rękę z jego uścisku. Opierał się tylko chwilę, zanim pozwolił jej odejść. Potem zwrócił się do niej, podnosząc jedno z ciemnych skrzydeł, by ukryć przed jej wzrokiem swoje odbicie w fontannie. „On wrócił do swojego ciała. Czuję to.” Stevie Rea nie ufała swojemu głosowi. Mogła jedynie przytaknąć. „Nie ma go tutaj. Jest daleko ode mnie. Musi wciąż być we Włoszech.” Powiedział szybko Rephaim. Stevie Rae odsunęła się o krok od niego, nie będąc w stanie jeszcze nic powiedzieć. „Czuje się inaczej. Coś się zmieniło.”
307
Wtedy jego myśli dogoniły ją i oczy Rephaima napotkały jej. „Stevie Rae? Co my teraz zro…” Stevie Rae westchnęła, ucinając jego słowa. Ziemia wirowała wokół niej, wypełniając jej zmysły radosnym tańcem powrotu do domu. Zimny krajobraz Tulsy błyszczał i nagle został otoczony przez niesamowite drzewa, wszystkie zielone o błyszczących liściach i łóżko wykonane z grubego, miękkiego mchu. Następnie obraz skoncentrował się na Zoey, była tam, w ramionach Starka, śmiejąc się i była cała i zdrowa. „Zoey!” Stevie Rae krzyknęła i obraz zniknął, zostawiając tylko radość i pewność, że jej Najlepsza Przyjaciółka Na Zawsze była ponownie cała i zdecydowanie jak najbardziej żywa. Uśmiechając się szeroko, podeszła do Rephaima i zarzuciła swoje ramiona wokół niego. „Zoey żyje!” Jego ramiona otoczyły ją, ale tylko przez moment oddechu, a następnie oboje przypomnieli sobie prawdę i odsunęli się od siebie. „Mój ojciec powrócił.” „Zoey też.” „I dla nas, to oznacza, że nie możemy być razem,” powiedział. Stevie Rae zrobiło się niedobrze i smutno. Potrząsnęła głową. „Nie, Rephaim. Oznacza to jedynie, że jeśli pozwolisz na to, tak będzie.” „Spójrz na mnie!” Załkał. „Nie jestem chłopcem z odbicia. Jestem bestią. Nie przynależę do Was.” „Nie to mówi twoje serce!” Krzyknęła na niego. Jego ramiona opadły, a on odwrócił się od niej. „Ale Stevie Rae, moje serce nigdy nie miało znaczenia.” Zbliżyła się do niego. Automatycznie, stanął z nią twarzą w twarz. Ich spojrzenia się spotkały i zobaczyła szkarłat po raz kolejny, płonący w jego oczach. „Cóż, kiedy zdecydujesz, że Twoje serce znaczy tak dużo jak dla mnie, znajdź mnie. To powinno być łatwe. Wystarczy, że będziesz podążać za głosem serca.” Bez wahania, otoczyła go rękami i uścisnęła go mocno. Stevie Rae
308
zignorowała, że nie odwzajemnił jej uścisku. Zamiast tego, szepnęła, „Będę za tobą tęsknić,” zanim go zostawiła. Gdy zaczęła iść wzdłuż ulicy Gilcrease, nocny wiatr przyniósł jej szept Rephaima, „Też będę za tobą tęsknić…”
309
Zoey „To naprawdę piękne,” powiedziałam, patrząc na drzewo i ziliony zwisających z niego pasków materiału zawiązanych tam. „Jak się nazywają?” „Drzewa wiszące,” powiedział Stark. „Nie wydaje Ci się, że to bardzo romantyczna nazwa dla czegoś tak fantastycznego,” powiedziałam. „Tak, to pomyślałem na początku.” „Ooh! Spójrz na ten kawałek. Jest taki lśniący.” Wskazałam na cienki, złoty paseczek, który pojawił się nagle. W odróżnieniu od reszty pasków materiału, ten nie był przywiązany do drugiego. Zamiast tego, spływał swobodnie w dół i dół, aż uniósł się tuż nad nami. Stark sięgnął i pchnął go. Popchnął go do mnie tak, że mogłam dotknąć jego jasnej miękkości. „To on pomógł mi Cię znaleźć.” „Naprawdę? Jest jak skrawek złota.” „Tak, też przypomina mi złoto.” „I podążałeś za nim, by mnie znaleźć?” „Tak.” „Dobrze, więc zobaczymy, czy zadziała w drugą stronę,” powiedziałam. „Powiedz mi, co robić. Jestem na twoje rozkazy.” W jego oczach mignęło rozbawienie, Stark skłonił się mi. „Przestań się zgrywać. To jest poważne.” „Oh, Z, nie rozumiesz? To nie dlatego, że nie sądzę, że to poważna sprawa. To dlatego, że całkowicie Ci ufam. Wiem, że zabierzesz mnie z powrotem ze sobą. Wierzę w Ciebie, mo bann ri.” „Zacząłeś dobierać jakieś dziwne słowa, kiedy mnie nie było.” Uśmiechnął się do mnie. „Poczekaj. Nie słyszałaś jeszcze nic.” 310
„Wiesz co, chłopczyku? Jestem zmęczona czekaniem.” Owinąłem jeden koniec złotego skrawka wokół jego nadgarstka. Trzymając drugi koniec mocno w ręku. „Zamknij oczy,” powiedziałam. Nie kwestionując moich słów, zrobił tak, jak powiedziałam. Stając na palcach pocałowałam go. „Do zobaczenia wkrótce, Strażniku.” Potem odwróciłam się od wiszącego drzewa, od gaju, całej magii i tajemnicy królestwa Nyks. Stanęłam twarzą w twarz z ciemnością, która zdawała się rozciągać w nieskończoność. Rozciągnęłam szeroko ramiona i powiedziałam, „Duchu, przybądź do mnie.” Ostatni z pięciu elementów, a z którym zawsze byłam najbliżej wypełnił mnie, a w mojej uzdrowionej duszy zaczęła tlić się radość, współczucie, siła i w - końcu - nadzieja. „Teraz, proszę, zabierz mnie do domu!” Kiedy to powiedziałam, pobiegłam do przodu i zupełnie się nie bojąc, skoczyłam w ciemność. Myślałam, że to będzie jak nurkowanie z urwiska, ale się myliłam. To było łagodniejsze, bardziej miękkie. Bardziej jak jazda windą w dół ze szczytu wieżowca. Czułam samą siebie i wiedziałam, że wracałam. Nie otworzyłam oczu od razu. Po pierwsze chciałam się skupić na czymś innym niż powrót. Czułam, że leżę na czymś twardym i zimnym. Wzięłam głęboki oddech i zdziwiłam się, poczułam zapach drzewa cedrowego, które kiedyś znajdowało się na rogu przy domu mojej mamy w Broken Arrow. Słyszałam tylko lekki szept głosów w pierwszym momencie, ale już po kilku oddechach, zmienił się na krzyk Afrodyty, „Oh, kurwa dla swojego dobra, otwórz oczy! Wiem, że tam jesteś!” Wtedy otworzyłam oczy. „Jeesh, jesteś z jakiegoś zwiastuna filmu? Czy musisz być tak głośno?” „Zwiastuna filmu? Słuchaj, nie wyglądasz jakbyś miała mnie ocenzurować, ale to na pewno paskudne słowo jak dla mnie,” powiedziała Afrodyta. Potem uśmiechnęła się i roześmiała, wyciągając ręce do mnie, by przytulić mnie mocno i byłam pewna, że wszystkiemu później zaprzeczy. „Naprawdę wróciłaś? Ale nie masz uszkodzonego mózgu lub coś w tym stylu?” „Mam!” I roześmiałam się. „Ale nie zauważyłam większego uszkodzenia mózgu niż wcześniej, zanim wyjechałam.” 311
Nad jej ramieniem pojawił się Darius. Jego oczy były podejrzanie błyszczące, kiedy dociskał rękę do serca i kłaniał się mi, „Witamy z powrotem, Kapłanko.” „Dziękuję, Dariusie.” Uśmiechnęłam się do niego i wyciągnęłam rękę, by pomógł mi wstać. Miałam nogi jak z galarety, więc musiałam się przytrzymać jego ramienia, kiedy pokój zawirował. „Ona potrzebuje jedzenia i wody,” powiedział jakiś super władczy głos. „Już, Pani,” odpowiedź była natychmiastowa. Wreszcie zamrugałam przez zawroty głowy, sprawdzając czy dobrze widzę. „Wow, tron! Poważnie?” Piękna kobieta siedziała na tronie rzeźbionym w marmurze i uśmiechnęła się do mnie. „Witamy z powrotem, młoda królowo,” powiedziała. „Młoda królowa,” powtórzyłam, uśmiechając się. Ale kiedy moje oczy podróżowały po pokoju, mój śmiech rozwiał się, a tron, wspaniałe pomieszczenie oraz kwestie domu królowej całkowicie straciły znaczenie. Stark tam był. Leżał na wielkim kamieniu. Nad nim stał Wampirzy Wojownik, facet trzymał ostry sztylet powyżej klatki piersiowej Starka, która krwawiła i była pocięta nożem. „Nie! Przestań!” Zapłakałam. Oderwałam się od Dariusa i zaczęłam iść w stronę wampira. Szybciej niż byłam w stanie się poruszać, królowa nagle stanęła między Wojownikiem i mną. Położyła mi rękę na ramieniu i zadała mi cicho jedno pytanie. „Co Ci powiedział Stark?” Starałam się myśleć, kiedy patrzyłam na mojego zakrwawionego Wojownika, mojego Strażnika. Mój Strażnik... Spojrzałam na królową.
312
„Więc tak, Stark dostał się do Otherworldu. Ten Wojownik. On naprawdę mu pomaga.” „Mój Strażnik,” królowa poprawiła mnie. „Tak, pomaga Starkowi. Ale teraz jego misja została zakończona. Teraz to Ty ponosisz odpowiedzialność za niego jako jego królowa, więc sprowadź go z powrotem.” Otworzyłam usta, aby zapytać ją jak, ale zamknęłam je, zanim zadałam to pytanie. Nie musiałam jej pytać. Wiedziałam. I to był mój obowiązek pomóc w powrocie mojemu Strażnikowi. Ona musiała to zobaczyć w moich oczach, bo królowa pochyliła lekko głowę, a następnie usunęła się na bok. Podeszłam do mężczyzny, którego nazwała swoim Strażnikiem. Jego mięśnie oblepione były potem. Był całkowicie skupiony na Starku. Wydawało się, że nie widzi i nie słyszy nikogo w pokoju. Gdy podniósł nóż, gotowy, by zadać kolejne cięcie, w blasku pochodni zaświeciła złota bransoleta, która znajdowała się na jego nadgarstku. Zrozumiałam wtedy, że to ten sam skrawek po jakim dotarł do mnie Stark i poczułam przypływ ciepła do Strażnika królowej. Dotknąłem jego ręki delikatnie, obok kawałka złota i powiedziałam, „Strażniku, możesz już przestać. Już czas, by wrócił.” Jego ręka przestała natychmiast. Dreszcz przeszedł ciało Strażnika. Kiedy spojrzał na mnie, widziałam, że jego niebieskie oczy były w pełni powiększone. „Możesz już przestać,” powtórzyłam delikatnie. „I dziękuję za pomoc Starkowi, by mógł dostać się do mnie.” Zamrugał. Jego głos był chropowaty, a ja prawie się uśmiechnęłam, gdy poznałam szkocki akcent Starka, który dla mnie naśladował. „Tak, kobieto... Zgodnie z twym życzeniem.” Odsunął się. Wiedziałam, że królowa wzięła go w ramiona i słyszałam ją szepczącą do niego. Wiedziałam, że inni Wojownicy byli w pokoju, ich też wyczuwałam, Afrodyta i Darius przyglądali się, ale zignorowałam ich wszystkich. Dla mnie Stark był jedyną osobą w pokoju. Jedyną osobą, która się liczyła. Zbliżyłam się do niego, do tego zakrwawionego kamienia, na którym leżał. Tym razem zapach uderzył we mnie. Słodki i mocny, to wzmogło mój apetyt. Ale
313
musiałam się zatrzymać. Teraz nie było czasu na zawracanie sobie głowy krwią Starka i zwlekanie ze sprowadzeniem go. Podniosłam rękę. „Wodo, przyjdź do mnie.” Kiedy delikatna bryza otoczyła mnie, machnęłam ręką na krwawe ciało Starka. „Obmyj go.” Element tak jak poprosiłam, opadł na niego delikatnie. Patrzyłam jak oczyszcza pierś z krwi, oblewając kamień po zawiłych plecionkach, a wszystko spływało w dół po głazie wypełniając dwa rowki w podłodze. Rogi, zdałam sobie sprawę. Przypominają mi super wielkie rogi. Dziwaczne, kiedy krew została zmyta, rowki nie były białe, jak reszta posadzki. Zamiast tego, mieniły się piękną, mistyczną czernią, przypominając mi nocne niebo. Teraz nie było czasu na zastanawianie się jak bardzo jest to magiczne. Podeszłam do Starka. Jego ciało było teraz czyste. Krwawienie z ran ustało, ale było surowe i czerwone. A potem zdałam sobie sprawę, co widziałam i wzięłam głęboki oddech. Na każdej stronie klatki piersiowej Starka wycięcia układały się w kształt strzały, wraz z piórami i wskazywały, regularny trójkąt. Tworzyły idealną równowagę z wypaloną raną po strzale na jego sercu. Położyłam rękę na górnej części jego blizny, tej, która powstała, gdy pierwszy raz uratował mi życie. Byłam zaskoczona, że wciąż trzymałam złoty skrawek. Delikatnie, podniosłam rękę Starka i zobaczyłam, że złoty skrawek nadal istnieje. Jedwabista nić stwardniała, poskręcała się i zamknęła, tworząc jak u starego „Strażnika” bransoletkę, z tym wyjątkiem, że na bransoletce Starka widniały trzy strzały, a jedna z nich była złamana. „Dziękuję, Bogini,” szepnęłam. „Dziękuję za wszystko.” Następnie umieściłam rękę na sercu Starka i pochyliłam się. Zanim dotknęłam ustami jego ust, powiedziałam, „Wracaj do Swojej królowej, Strażniku. To już koniec.” A potem pocałowałam go. Gdy zamrugał, usłyszałam jak melodyjny śmiech Nyks wypełnia moją głowę i jej głos, mówiący: Nie, córko, to nie koniec. To tylko początek…
Dziękujemy serdecznie za przetłumaczenie rozdziału chomikowi, który chciał pozostać anonimowy. 314
DZIĘKUJEMY SERDECZNIE, ŻE BYLIŚCIE Z NAMI I WIERNIE CZYTALIŚCIE NASZE TŁUMACZENIE KOLEJNY TOM JEST RÓWNIEŻ DEDYKOWANY NASZYM CZYTELNIKOM ☺
Magdusia 16, Maily (marlen1986), Vamp_Girl (Tysia20071002) Emergency, Leah3, Lunax3, Martencja98, Nava15, NeCiiaa
Dziękujemy serdecznie za przetłumaczenie rozdziału 30 i 31 chomikowi, który chciał pozostać anonimowy.
Dziękujemy serdecznie Bzzzyt za poświęcony czas przy betowaniu rozdziałów
Wkrótce ukaże się: P.C. Cast, K. Cast – Dom Nocy – Przebudzona 315