JILLIAN HUNTER 1 Szkocja, 1662 Zdobycie księżniczki byłoby jego ostatnim pod bojem. Pirat zamierzał zagarnąć dla siebie tę kobietę tak samo jak wszys...
4 downloads
23 Views
911KB Size
JILLIAN HUNTER
1 Szkocja, 1662 Zdobycie księżniczki byłoby jego ostatnim pod bojem. Pirat zamierzał zagarnąć dla siebie tę kobietę tak samo jak wszystkie inne łupy, które zdobywał do tej pory - podstępem. Ta metoda nigdy go jeszcze nie zawiodła. Pod fał szywą hiszpańską banderą potrafił zmylić eskortę gale onu i wykraść cenny ładunek bez jednego wystrzału. Zawsze wolał walkę wręcz niż z użyciem broni, a teraz w dodatku miał do czynienia z kobietą. Niewinną kobietą. Przez całe życie chroniono ją przed łajdakami jego pokroju. Przyzwyczajony do łat wych zwycięstw, nie przypuszczał, że zdobycie jej zajmie tak wiele czasu. Wiedział z doświadczenia, że walka podjazdowa może być niebezpieczną grą. Księżniczka miała być jego osobistym zwycięstwem, lecz nie chciał jej zranić, 5
JILLIAN
HUNTER
co niejednokrotnie zdarzało mu się w przeszłości. Zbyt wiele miał już na sumieniu. Chmury przesłoniły księżyc. Wiatr hulał po blankach murów. Bryza rozwiewała mgłę spowijającą potężne wieże zamku Dunmoral. Z szerokiej piersi pirata wyrwało się głębokie wes tchnienie. Był szalbierzem i czuł to teraz całym swoim jestestwem. Cztery potężne postacie uważnie mu się przyglądały. Czekali na rozkazy. Czuli się równie niezręcznie jak on na niebezpiecznych wodach społecznych konwenansów. Nie znali reguł rządzących w tym świecie. - Powinna już tu być - powiedział. - Dlaczego po nią nie wyjechałem? Może się zgubiła. Nawet my zgubiliśmy się tu za pierwszym razem. Tutejsze drogi to istny labirynt. - To przez rabusiów, Douglas... - odezwał się za jego plecami kobiecy głos. - To wszystko przez nich. Nie można było nic poradzić. Gdybyśmy przez cały dzień nie ścigali bydła, wyjechalibyśmy po nią. Twarz mu pociemniała, gdy sobie to przypomniał. O świcie tego samego dnia banda rozbójników znowu napadła na bezbronną wioskę Dunmoral. Uprowadzili bydło, z którym mieszkańcy przetrwaliby zbliżającą się surową zimę. Znieważyli młodą kobietę. Król nie mógł sobie pozwolić na utrzymywanie wojska w tych odleg łych górskich stronach, toteż wojny między klanami i najazdy, zdarzające się tu od dwóch wieków, znowu zaczęły pustoszyć okolicę. Zamiast przygotowywać się na przyjęcie księżniczki, 6
SMOK
Douglas siedem godzin daremnie przeczesywał wzgórza w poszukiwaniu skradzionego bydła. Rabusie uciekli, przyrzekając rychły powrót. Ich przywódca, Neacail z Glengaldy, bezskutecznie rosz czący sobie prawa do własności zamku Dunmoral, wypowiedział nowemu lordowi otwartą wojnę. Douglas galopem wrócił do zamku, wściekły, że nie był w stanie ani zapobiec, ani pomścić ataku. Najwyższy z trzech pozostałych piratów zbliżył się do niego. Był to prawdziwy olbrzym, oddany sługa i prawa ręka Douglasa. Jeszcze miesiąc temu, gdy dotarła do nich wieść o przybyciu księżniczki, był pierwszym oficerem na pirackim statku „Zauroczenie". Jednak gdy zamieszkali w zamku, Dainty, kornwalijski gigant, wydawał się tak zagubiony w nowej sytuacji, że Douglas nadał mu oficjalny tytuł kapitana. - Możemy pojechać z Aidanem jej poszukać, sir powiedział Dainty. Douglas zerknął na drugiego z piratów, który stał obok wsparty o mur. - To nie jest dobry pomysł - odpowiedział z prze kąsem. - Na wasz widok każdy by się przeraził, a cóż dopiero księżniczka. Poczekamy, aż Willie i Roy wrócą z patrolu. Aidan poruszył się, sięgając ręką do szpady. Szarpane wiatrem włosy co chwila opadały mu na spiętą, ponurą twarz. Douglas wiedział jednak, że gdzieś w głębi serca tego młodego pirata kryje się dobroć. - Rabusie wciąż tu są, sir. - Wiem o tym. - Douglas przesunął wzrokiem po 7
JILLIAN HUNTER
wzgórzach ograniczających ziemie, które powierzono jego opiece. - Sam pojadę po księżniczkę. Ktoś musi tu zostać na wypadek jakichś kłopotów. A kłopoty będą z pewnością. To po prostu wisiało w powietrzu. Jego ludzie też to czuli. Douglas nigdy nie spotkał pirata, który na milę nie wyczuwałby awantury. - A niech to wszyscy diabli... - powiedział cicho. A my spokojnie czekamy na rozwój wydarzeń... Piraci przebrani za szlachetnych rycerzy. Dobry Boże, co też strzeliło mi do głowy, że to się uda? Łatwiej byłoby oswoić stado wilków. Dainty potrząsnął łysą głową. - Nie trzeba nas oswajać, sir. Nasze maniery nie są wcale takie straszne. - A jakże...! - skomentował sarkastycznie Douglas. Baldwin pluje w dłonie i wciera ślinę we włosy, żeby błyszczały. Willie miażdży orzechy pod pachami. Roy wciska do pustego oczodołu rozkwaszone winogrono, żeby straszyć dzieciaki. - Umilkł i uśmiechnął się iro nicznie. - A ty, Dainty, no cóż, któż nie padłby z wra żenia, widząc, jak pochłaniasz sto osiem marynowanych cebul za jednym zamachem, a potem czkasz jak armata? Księżniczka z pewnością byłaby zachwycona takim wyrafinowanym wyczynem. - Sto dziesięć - sprostował Dainty, niezrażony sar kazmem komentarza. Douglas znów ciężko westchnął. W skupieniu zacisnął usta. Zimny wiatr hulający na wieży strażniczej smagał jego twarz, ostre rysy pozostawały jednak nieporuszone 8
SMOK
w świetle księżyca. Jak pirat może przypodobać się księżniczce? Powinien zapomnieć teraz o pirackiej przeszłości, ale na swoje nieszczęście nie potrafił tak szybko pozbyć się instynktu wykradania tego, co należy do innych. Siedem miesięcy wcześniej Douglas Moncrieff, Smok z Darien i postrach hiszpańskiej floty, został oczyszczony dekretem królewskim z wszelkich występków wobec prawa. Wkrótce postać Smoka z Darien rozpłynie się w mgle legendy, pozostanie już tylko bohaterem ludo wych opowieści. Czasy, gdy żeglował z patentem kaperskim wygnanego króla, skończyły się bezpowrotnie. Niech Smok spoczywa w pokoju. Douglas nie będzie za nim tęsknił. Czasem sam się dziwił, jakie niestworzone historie o jego niegodziwościach opowiadają ludzie. Niestety jednak, sporo tych plotek okazywało się prawdą. Król z dynastii Stuartów odzyskał tron. Nagrodą dla Douglasa za potężny wkład w zasoby królewskiej kiesy był tytuł lordowski i ponury zamek zagubiony w szkoc kich górach. Złote czasy piractwa miały teraz pójść w niepamięć. Korona brytyjska nie będzie już chronić morskich rozbójników, a król oczekiwał, że Douglas zacznie odtąd żyć jak przykładny obywatel. Łatwo powiedzieć. Baldwin, niewysoki Szkot w średnim wieku o rudo-siwych, kręconych włosach i odstających uszach, po stąpił krok naprzód. Zaniepokojony, zmarszczył spalone słońcem czoło. Był od samego początku kwatermistrzem Douglasa i nie czuł się specjalnie uszczęśliwiony mia nowaniem na zarządcę zamku. 9
JILLIAN HUNTER
- Nie rozumiem, po co nam ta księżniczka - odezwał się. - Chyba żebyśmy mieli dostać za nią jakiś porządny okup. Z kobietami zawsze więcej kłopotów niż to warte. - Nie będziemy przetrzymywać księżniczki Roweny dla żadnego okupu! - wykrzyknął Douglas. - Czy to jest jasne? Lordowie nie porywają kobiet. Skąd ci przyszedł do głowy taki bezbożny pomysł? - Już kiedyś się to zdarzyło... - Baldwin podrapał się po zmierzwionym bokobrodzie. - Zapomniałeś, jaką piękną sumkę zapłacił za donnę Marię jej ojciec w Kartagenie? I obyło się bez żadnego zamieszania. - Te czasy minęły. - Douglas przesunął dłonią po oczach, starając się zachować surowy wyraz twarzy. Księżniczka nie będzie tu więźniem, tylko naszym honorowym gościem. - A jeśli to jakaś straszna maszkara? - głośno za stanawiał się Baldwin. Douglas ściągnął brwi. - Mój brat nie zalecałby się do nieatrakcyjnej kobiety. - Ale jeżeli to po prostu zwykła brzydula, sir? spytał Dainty, mrugając do Aidana. - Niedługo się przekonamy - odparł Douglas. - A te raz przestańcie zadawać głupie pytania i róbcie to, co do was należy. - Dobrze, Douglas, zrobimy wszystko, co każesz odezwała się Gemma. Siostra Douglasa miała zaledwie siedemnaście lat, z czego połowę spędziła w domu publicznym, a połowę na pirackiej wyspie. O arystokratycznej etykiecie wie działa tyle samo co Douglas. 10
SMOK
Trzej pozostali mężczyźni zapadli w ponure milczenie. Na ich wysmaganych morskim wiatrem twarzach ma lowała się ta sama niepewność, którą odczuwał Douglas. Obecność dawnych członków załogi „Zauroczenia" nie ułatwiała mu sytuacji. Przywlekli się za nim do Szkocji, bo nie mieli pojęcia, gdzie się podziać i co ze sobą począć. Douglas nie wiedział, jak się ich pozbyć, powierzył im więc różne funkcje w zaniku. Piraci jednak wciąż mieli nadzieję, że Douglas wróci z nimi na morze. Nadal marzyli o złocie i przygodach. - Z bożą pomocą księżniczka powinna dotrzeć tu szczęśliwie w ciągu godziny. Pamiętajcie: żadnych uwag o przeszłości. Ani słowa o korsarstwie, okupach lub zrabowanych bogactwach. - Tak jest, kapitanie - powiedział Baldwin. - Nie „Tak jest, kapitanie". — Douglas łypnął na niego groźnie spod gęstych ciemnych brwi. - Od dzisiaj macie mówić: „Tak, milordzie." Jestem trzecim wice hrabią Strathkeld i dziewiątym lordem Dunmoral... - Ósmym - poprawiła go Gemma. - Jesteś ósmym dziedzicem Dunmoral. - Odrobina ogłady i ona nigdy nie zorientuje się, że jesteśmy zwykłymi szumowinami - powiedział Dainty z krzywym uśmieszkiem. - Mary MacVittie, siostra doktora, dała nam kilka lekcji dobrego wychowania- z dumą przypomniała Gemma. - Przed rokiem była pomocnicą szwaczki na dworze. Szyła dla niańki u księcia Buckingham. Douglas popatrzył na swoje ubranie - spodnie w szkoc11
JILLIAN HUNTER
ką kratę i granatowo-zielony pled spięty na ramieniu srebrną broszą w kształcie głowy jelenia. Buty z klam rami i szkocki sztylet dopełniały stroju. Ciemne włosy do ramion związane miał z tyłu rzemieniem. Pani MacYittie zapewniła go, że tak właśnie powinien wyglądać szkocki szlachcic na powitanie zagranicznej księżniczki. Jest teraz szlachcicem ubranym przez pomocnicę szwaczki. Kobieta chciała mu pomóc, ponieważ Douglas z kolei obiecał pomoc ludziom z Dunmoral. Jej drżący głos wciąż brzmiał mu w uszach: - Pled świetnie pasuje mężczyźnie o budowie praw dziwego wojownika, takiemu jak ty, milordzie. Na powitanie księżniczki nie możesz mieć na sobie jask rawego kaftana i obcisłych skórzanych bryczesów. Spo doba jej się element tradycji w twoim stroju. Element tradycji jako kamuflaż dla nieokrzesanego dzikusa. Jeszcze bardziej spochmurniał. To dziwne, że mniej przejmował się zatapianiem hiszpańskich galeonów, niż spotkaniem z tą Roweną z Hartzburga, która zresztą nie po to podróżowała dzień i noc, by spotkać się z pozbawio nym czci piratem, lecz z przyrodnim bratem tegoż pirata, ogólnie szanowanym sir Mateuszem Delacourt. - Prawdopodobnie nie spędzi w Dunmoral nawet jednej nocy, gdy dowie się, że nie ma tu jej księcia z bajki - mrukną) ponuro. - Czmychnie jak wystraszona myszka, kiedy domyśli się, że to ja jestem tym czarnym charakterem. - Może nie... - Gemma starała się pocieszyć brata. 12
SMOK
Nadal nie wiemy, dlaczego Mateusz wyznaczył jej spotkanie w Dunmoral. Oboje mają przecież rezydencje w Londynie. Douglas wiedział, dlaczego. Mateusz od lat prze chwalał się swoją przyjaźnią z Roweną. Opisywał ją szczegółowo, opowiadał, jaka jest ciepła, czarująca, szlachetna i bogata. Szczycił się, że walczył dla jej rodziny, gdy rebelianci zamierzali zaatakować ich pałac. Święty Mateusz, pogromca smoków i czuły adorator. Rycerz bez skazy. W przeciwieństwie do Douglasa - pirata, zbója, wy rzutka społeczeństwa. - Sądzisz, że chciał ją uwieść? - spytała ciekawie Gemma. - Jestem o tym przekonany. - Douglas zmarszczył czoło. - Myślę, że wybrał ten zamek na miejsce swojego podboju. Wie, że ja nie mogę odgrywać stróża prawa i dobrych obyczajów. - Co za pech, że utknął w Szwecji z tą złamaną nogą - odezwał się stojący w cieniu Aidan. - Doprawdy...? - zapytał Douglas zjadliwym tonem. Gemma westchnęła. Była zbyt niewinna, żeby zro zumieć znaczenie sarkazmu w głosie brata. - Mateusz pewnie planuje ożenić się z nią w Szkocji. „To się jeszcze okaże..." Douglas wyprostował sze rokie ramiona, jakby przygotowywał się do starcia. Zgodził się przyjąć tytuł szlachecki w nadziei, że uda mu się ukoić wewnętrzny ból. Pragnął zapomnieć o krzy wdach, jakie wyrządził ludziom w swojej ślepej pogoni za władzą i bogactwem. I wylądował wśród ludzi, którzy 13
JILLIAN HUNTER
są w jeszcze większej opresji niż on, w okolicy zruj nowanej przez wewnętrzne walki, głód i bandy zbójów. Księżniczka może okazać mu się pomocna. - Biedny sir Mateusz... - Dainty wydobył z siebie dramatyczne westchnienie. - Taki dzielny, próbował wyciągnąć rannego konia z parowu. Douglas przyłożył rękę do serca. - Bohater w pełnym znaczeniu tego słowa. - Tylko pirat wykorzystałby cudze nieszczęście mruknął pod nosem Aidan. - Szkoda, że nie jesteśmy już piratami - stwierdził stanowczo Douglas, lecz w jego oczach zabłysły szatań skie iskierki. - Jako poddani Korony musimy przyjąć księżniczkę z otwartymi ramionami. - Jak sobie życzysz, Douglas. - Gemma potrząsnęła głową. - Ale pamiętaj, że razem ze statkiem straciliśmy wszystko. Jesteśmy nędzarzami mieszkającymi w wiel kim zamku. Nadal sądzę, że powinieneś zapomnieć o dumie i przyjąć pożyczkę od Mateusza. - Pożyczkę, Gemmo... - Pogłaskał ją delikatnie po ciemnych, lśniących włosach i uśmiechnął się szelmow sko. - Może nawet wymyślimy coś lepszego, jeśli tylko nasz szacowny gość w końcu przyjedzie. - Nie ma się czym trapić, sir - powiedział Baldwin. Któregoś dnia twoja księżniczka się pojawi.
2 Rowena opuściła łuk i wróciła do groty, gdy tętent koni dwóch jeźdźców oddalił się w stronę wzgórz. Zdjęła z ramienia kołczan z borsuczej skóry. Ci uzbro jeni ludzie przeszukiwali lasy. - Kogoś szukają. - Jej niski głos odbił się cichym echem o ściany jaskini. - Ciekawe, kim są. W całej okolicy nie widać żadnych świateł. - Sądząc z ich wyglądu, uciekli z głębin Hadesu Towarzysząca jej starsza kobieta aż się wzdrygnęła. Któż oprócz zbójców napadałby w tej niegościnnej krainie na dwie zagubione kobiety? - Nie napadli na nas - odparła Rowena. - Nawet nas nie widzieli. Może Mateusz wysłał ich jako naszą eskortę, a my, jak wystraszone gapy, ukryłyśmy się, więc nie mogą nam pomóc. - Sir Mateusz wysłałby takich ludzi? Nigdy. Rowena westchnęła. 15
JILLIAN
HUNTER
- Nawet jeśli pomyliliśmy drogę, nie jesteśmy już same. Fryderyk właśnie wraca. Księżniczka, równie smukła i silna jak strzały, którymi tak wprawnie się posługiwała, wskazała sobolową mufką zbliżającego się jeźdźca. Grube ciemnokasztanowe włosy opadały jej do bioder. Listopadowy chłód zaróżowił czubek jej nosa. Czuła się wyczerpana. Od samego Londynu podróżowała bez wytchnienia na spotkanie starego przyjaciela. Rzeczywiście, to było dziwne, że Mateusza wysłał takich zbirów albo w ogóle zapomniał o eskorcie, ale nie chciała głośno zgodzić się z Hildegardą. Od trzech dni, polegając na instynkcie Roweny, jechali jakąś nieznaną drogą, ale teraz już ostatecznie się zgubili. Wysoki mężczyzna z kozią bródką zeskoczył z konia i podszedł do groty. Zanim przemówił, skłonił się odruchowo. Ze złotych epoletów jego niebieskiego aksamitnego kaftana posypał się kurz. Fryderyk był jej osobistym doradcą i opiekunem i mimo iż bywał oschły w sposobie bycia, Rowena zawsze mogła na nim polegać. Po nim również widać było trud podróży w tak niebez piecznych okolicznościach. Hartzburg był niewielkim księstwem u podnóża Wogezów w dorzeczu Renu, w sąsiedztwie przyjaznej Francji. Jednak nawet Francja wydawała się obojętna wobec faktu, że księstwo jest bliskie upadku w obliczu rebeliantów pragnących przejąć władzę. Brat Roweny, książę Eryk, dziedzic Hartzburga, znik nął w tajemniczych okolicznościach podczas polowania. Nikt nie wiedział, czy padł ofiarą spisku, w obawie 16
SMOK
jednak przed porwaniem Roweny i próbą wykorzystania jej w grze politycznej, ich ojciec, książę Randolf, wysłał córkę do Londynu. Niedługo po przyjeździe dostała list od sir Mateusza Delacourt. Jego treść wciąż powracała w pamięci Ro weny w tę lodowatą szkocką noc. Najdroższa Roweno! Dotarły do mnie wieści o Twym ciężkim położeniu. Musisz pozostawać pod dobrą opieką. Spotkajmy się w zamku Dunmoral w Szkocji. Gdybym nie dotarł na czas, zaufaj memu bratu, lordowi Dunmoral. Twój sługa Mateusz - Były jakieś kłopoty?- ściągając brwi Fryderyk popatrzył na łuk leżący obok torby podróżnej Roweny. Hildegarda odpowiedziała zamiast swej pani: - Dwóch jeźdźców kogoś goniło. Wyglądali na rze zimieszków. Rowena wzruszyła ramionami. - To mogli być po prostu mieszkańcy okolicy śpie szący po polowaniu do domu. Dowiedziałeś się czegoś? Nie było cię cały dzień. Jego szczupła twarz stężała. - Nie mogłem znaleźć żywej duszy mówiącej cywi lizowanym językiem, musiałem więc zawrócić do roz staju dróg, gdzie zostawiliśmy powóz. Tam natknąłem się na pastora, który błagał, żebym nie pozwolił wam jechać dalej. 17
JILLIAN HUNTER
Hildegarda wydała z siebie cichy okrzyk. Była młod sza niż wyglądała, nie miała jeszcze pięćdziesięciu lat, lecz troski pozostawiły ślady na jej twarzy, przyprószyły siwizną włosy. - Buntownicy z Hartzburga przysłali tu kogoś za nami? Fryderyk zmarszczył czoło. - Kobieto, masz więcej wyobraźni niż rozumu. Nie powiedziałem nic o buntownikach. Broda Hildegardy zaczęła drżeć. Rowena pogłaskała ją po ręce. Pamiętała czasy, gdy przyjaciółka nie była tak strachliwa, zanim okrutni baronowie grasujący w gó rach Hartzburga nie zamordowali jej męża i trzech rosłych synów. - Wszystko będzie dobrze - powiedziała spokojnie, przyglądając się twarzy Fryderyka. - Co powiedział ten człowiek? Czy coś stało się sir Mateuszowi? - Pastor nie słyszał o żadnym sir Mateuszu. - Fry deryk zawiesił głos dla wywołania większego efektu. A jeśli chodzi o lorda Dunmoral, to wieść głosi, że nie ma nic wspólnego z rodziną, do której tytułu się przy znaje. Zamek jest najprawdopodobniej w rękach nik czemnego pirata, znanego niegdyś jako Smok z Darien. Rowena poczuła pulsowanie w skroniach. - Sądziłam, że... W Londynie mówiło się, że Smok nie żyje. - Najwyraźniej żyje i miewa się świetnie. - Fryderyk jeszcze bardziej się nachmurzył. - Plotka niesie, że król nakazał mu zmienić nazwisko i rozpocząć przyzwoite życie. Ale skąd wasza wysokość wie o tym zbóju? 18
SMOK
Rowena powstrzymała uśmiech. - Był kimś ważnym w naszej historii, prawda? A his toria była moim ulubionym przedmiotem w klasztorze. Lecz nie śniło mi się nawet, że jest przyrodnim bratem Mateusza. Mateusz kiedyś o nim wspomniał, ale nie wdawał się w żadne szczegóły. - Ludzie zwykle nie opowiadają o czarnej owcy w ro dzinie - odparł Fryderyk. - Lord Dunmoral wyprawia podobno w zamku dzikie orgie. O kobietach z wioski, które przekroczyły bramy tego domostwa, zaginął wszelki słuch. - Może tak dobrze się bawiły, że nie miały ochoty wracać - powiedziała Rowena. - Poza tym Mateusz ryzykował za nas życie i jeśli twierdzi, że mam zaufać lordowi Dunmoral, to tak ma być i koniec. Nie powi nieneś wierzyć we wszystko, co ludzie gadają. - Ale to może być ten pirat! - wykrzyknął Fryderyk. - Albo i nie - skwitowała Rowena. - Najważniejsze, że to brat Mateusza. O, Boże, co za cudowna kombina cja - żołnierskie zdolności Mateusza i odwaga Smoka. Fryderyk ciężko westchnął. - Prowadzić cię wprost do jaskini lwa... Już sobie wyobrażam, co tam się dzieje. Wyobraźnia Roweny pracowała równie intensywnie. Żadna rozsądna księżniczka nie wróciłaby teraz do bezpiecznego Londynu. Tam, w przerwach między przyjęciami i balami maskowymi, mogłaby jedynie szlochać w swoją uperfumowaną chusteczkę, lamentując nad losem papy. Albo flirtowałaby z księciem Karolem, który wraz z kondolencjami przesłał jej pudełko z przy borami do robótek ręcznych. 19
JILLIAN HUNTER
Rowena miała jednak własny rozum i po raz pierwszy mogła decydować sama o sobie. Wolność roztaczała się teraz przed nią jak niezbadana, rozległa przestrzeń, pełna niespodzianek i przygód. Rozpieszczana i wychowywana pod stałą opieką, zapragnęła nagle wyrwać się spod kontroli najbliższych. Poza tym nikt inny nie miał planu, jak pomóc jej ojcu. Dwa tygodnie powinny wystarczyć, by przekonać Smo ka, żeby wyruszył na kolejną wyprawę. Mateusz też z pewnością do niego dołączy. Rowena nie miała nic do stracenia. Wierzyła też w przeznaczenie. Nawet w jej ponurym księstwie, znanym głównie z aroganckich władców i trufli, podczas posiłków mówiło się o Smoku z Darien. Jedni go podziwiali, inni obrzucali błotem, w zależności od poglądów politycznych. - Czy jest żonaty? - spytała obojętnym tonem. - Wasza wysokość...! - wykrzyknął Fryderyk. - Co to może mieć za znaczenie? Hildegarda uśmiechnęła się pod nosem. - Jeśli księżniczka okazuje zainteresowanie jakąś osobą, to znaczy, że ma ku temu powody. - Zainteresowanie piratem? Ten łajdak mordował ludzi dla złota. Nie ma najmniejszego szacunku dla ludzkiego życia... - Baronowie, którzy grozili, że uwiężą ojca w jego własnym domu, to barbarzyńcy -powiedziała Rowena. Palili wioski i mordowali całe rodziny. Zabili najbliż szych mojej biednej Hildegardy. Któż lepiej może stawić im czoło niż zaprawiony w rozbojach pirat? 20
SMOK
Fryderyk przyjrzał jej się spod oka. - Zakonnicom nie udało się utemperować twego uporu, ale z pewnością nauczyły cię myśleć. - Dziękuję ci, Fryderyku. - Nie jestem przekonany, czy umiejętność myślenia dobrze służy kobiecie - dodał. - Zrobisz jednak to, o co proszę? - Rowena splotła ręce w mufce. Mężczyzna zacisnął szczęki. - Twój ojciec powierzył mi pewną sumę na sprowa dzenie najemników. Sądził, że w tych górach znajdę walecznych ludzi. - Nawet armia najemników potrzebuje przywódcy stwierdziła Rowena. Fryderyk puścił tę uwagę mimo uszu. - Myślę, że mogę zostawić was na jakieś dwa tygo dnie w zamku, kiedy pojadę do Dunbrodie zobaczyć się z generałem Crichtonem. Nie służy już w wojsku, lecz obiecał pomóc mi znaleźć porządnych żołnierzy. - To daleko stąd? - spytała Rowena. - Trzy dni konno w jedną stronę. - Zaopiekuję się księżniczką- powiedziała Hildegarda. Rowena poczuła ulgę. - Moja babka zawsze mawiała, że jeśli człowiek podda się swemu losowi, odnajdzie prawdziwe szczęście. - Albo nieszczęście - mruknął Fryderyk. Hildegarda parsknęła i podsumowała tę złotą myśl: - Mnie w tej chwili do prawdziwego szczęścia po trzebna jest miska gorącej zupy i ciepło bijące od 21
JILLIAN
HUNTER
kominka. Wiatr w tym kraju przeszywa człowieka na wskroś, nie wspominając o tym, jak to pobudza apetyt. Rowena zakręciła się na pięcie. - Pomóż mi się ubrać w tę purpurową suknię obszytą gronostajami. Znajdź też perfumowane rękawiczki i per ły. I tiarę mamy. - Tiarę? - spytał zdumiony Fryderyk. Rowena parsknęła śmiechem. - Chcę zrobić dobre wrażenie. - Wrażenie? - Zakrył twarz rękami. - Na piracie? Dobry Boże... Rowena roześmiała się na całe gardło. Nie umiała się dłużej powstrzymywać. Poza tym nie mogła do czekać się chwili, gdy stanie oko w oko z mężczyzną, który miał odwagę wprowadzić w życie swoje naj skrytsze marzenia. W końcu przyjechała do Szkocji w konkretnym celu. Wreszcie nadszedł czas, by księżniczka wkroczyła na scenę. Przecież... - powiedziała Gemma - w twoich żyłach płynie ta sama krew co w żyłach Mateusza. - O tak... - odparł Douglas uśmiechając się lekko. W ich żyłach płynie ta sama krew, lecz nie mają ze sobą nic wspólnego. Mateusz prowadził uczciwe życie. Douglas wyrobił sobie reputację zbira. Mateusz nosił białe aksamity i otaczała go gloria chwały. Dou glas - złoty kolczyk w uchu i blizny po niezliczonych potyczkach. 22
SMOK
Bracia przyrodni, których nie łączy nic oprócz księżni czki Roweny z Hartzburga, jednej z najbogatszych dziedzi czek i najświetniejszych partii w Europie. Douglas miał jednak pewne wątpliwości co do tej panny. Jak niewinna dziewczyna mogła zgodzić się na schadzkę z Mateuszem w jego zamku? Nastały czasy upadku moralnego. W środo wisku arystokracji wciąż słyszało się o jakichś skandalach. Echo kroków na schodach wyrwało go z rozmyślań. Odwrócił się i rozpoznał krępą postać młodego żeglarza z Devon, który jako trzynastoletni chłopiec uciekł z sie rocińca. - Szukałem cię po całym tym przeklętym zamku, panie - odezwał się ponuro Willie. - Co wszyscy, do diabła, robią w taką pogodę na rufie? - To nie jest rufa, Willie - powiedziała Gemma. To się nazywa blanki murów obronnych. - Blan... co? - Blanki, półgłówku- powtórzyła podpierając się pod boki. - A jeśli będziesz używał tego pirackiego języka przy księżniczce, zrzucę cię stąd na zbity pysk. - Odnalazłeś księżniczkę? - spytał Douglas. Willie ściągnął z głowy wełnianą czapkę. Jasne włosy stanęły dęba jak wiązka słomy. - Tak, widziałem ich, a potem zgubiłem. Zostawili powóz wiele mil stąd, tam, gdzie droga się kończy. Chyba resztę podróży odbędą konno. - Kazałem ci pilnować tej kobiety - cicho powiedział Douglas. - Jak mogłeś zgubić książęcy orszak? - Przelecieli obok nas jak diabły wcielone i mój koń się spłoszył. Ledwie utrzymałem się na tym zwierzaku. 23
JILLIAN
HUNTER
Nie jestem najlepszym jeźdźcem. Kiedy zebrałem się w kupę i opanowałem jakoś tę bestię, orszak księżniczki zniknął. - Zamrugał. - Zresztą, co to tam za orszak. Wyglądali raczej jak cygańska rodzina jadąca na targ. Powóz też był odrapany. Baldwin wykrzywił się w uśmiechu patrząc na chłopaka. - Willi, czy czasem nie ścigałeś innej księżniczki? - Nie - odparł urażony. - Dobrze jej się przyjrzałem. Miała twarz anioła, jasne loczki, zęby jak perły i koronę na głowie... - Zawahał się. - Przynajmniej tak mi się zdaje. Gemma parsknęła. - Podobno przeleciała obok ciebie jak diabeł wcie lony. - Widział zupełnie kogo innego. - Baldwin uderzył się dłonią po kolanie. - Co za głupek. Douglas powoli ruszył w stronę Williego, aż niższy od niego chłopak oparł się o potężną pierś Dainty'ego. - Jeśli księżniczka się zgubiła, będziemy musieli ją odnaleźć, prawda?- powiedział lodowato spokojnym tonem, który przyprawiał jego podwładnych o dreszcze. Douglas bardzo rzadko podnosił głos czy rękę na swoich ludzi, robił to tylko wtedy, gdy był naprawdę zmuszony. Zwykle już jego groźne milczenie i prze szywający wzrok sprawiały, że żeglarze drżeli przed karą. - Nie wyobrażam sobie młodej, wysoko urodzonej kobiety, która podróżowałaby po tych bezdrożach w lis topadową noc - dorzucił przez zęby. - Dainty, każ osiodłać dwa konie. Aidan, pojedziesz razem z nim, tylko nie wyciągaj z pochwy tej przeklętej szpady. 24
SMOK
W tym momencie wzrok Douglasa przyciągnęło mi gotliwe światełko na mrocznych wzgórzach. Przesuwało się przez pewien czas w stronę zamku, po czym znikło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Douglas czujnie wpatrywał się w ciemność. Niektórzy górale w Dunmoral odprawiali celtyckie magiczne obrzę dy. W okolicznych lasach ukrywali się wyjęci spod prawa bandyci, którzy wypowiedzieli wojnę Douglasowi i wszyst kim jego podopiecznym. Gdzieś na tych dzikich wzgó rzach była też teraz Rowena, księżniczka Hartzburga. Światełko znów się pojawiło. Douglas dotknął złotego kolczyka w lewym uchu, jakby to był talizman. - Ktoś nadjeżdża- odezwał się głębokim głosem, tak spokojnie, jakby oznajmiał porę dnia. - Gemmo, zejdź na dół i sprawdź, czy wszystko jest w porządku. Nie chcę, żeby potknęła się na schodach o beczkę po piwie albo drewnianą nogę Simona. Gemma stała nieporuszona. Jej ciemne kręcone włosy powiewały wokół bladej twarzy. - O co chodzi, dziewczyno? - Nie wiem, co jej mam powiedzieć - szepnęła rzu cając mu przerażone spojrzenie. - Pamiętaj o radzie pani MacVittie - odparł udając surowość. - Kiedy masz wątpliwości, cytuj Szekspira. - Szekspira... - Gemma skinęła głową, wzdychając głęboko. Stukot kół po drugiej stronie fosy przerwał ciszę. Douglas odwrócił się. - Nadjeżdża. Pamiętajcie o wszystkim, co wam mó wiłem, a dobrze na tym wyjdziemy. 25
JULIAN HUNTER
Po chwili grobowego milczenia cała szóstka rzuciła się do blanków, żeby wyjrzeć na dół. Wydawało się, że minęła cała wieczność, zanim koła zadudniły na drew nianym moście prowadzącym do zamku. Nawet Aidan, najbardziej opanowany i sceptyczny ze wszystkich, nerwowo wpatrywał się w podnóże murów. - Wjeżdża już prawie na most zwodzony - powiedział podniecony Baldwin, zapominając całkiem o planach porwania i wymuszenia okupu. - Nigdy nie widziałem prawdziwej księżniczki. - Nie sądzę, żebyśmy tym razem mieli przyjemność z prawdziwą księżniczką - w zamyśleniu rzuciła Gem ma. - Jeśli mnie oczy nie mylą, to nie jest żaden powóz. - To wózek do przewożenia torfu. - Douglas podniósł wzrok. - Willie, nie widziałeś przecież żadnego takiego wózka na wzgórzach. Twarz Williego pokrył rumieniec. - Nie widziałem nic takiego po drodze, sir. Przy sięgam. Pozbawiony woźnicy, ciągnięty przez dwa osły wózek zatrzymał się pod zewnętrznym murem obronnym. Jak poleciła zawczasu ich nauczycielka, pani Vittie, dwie młode służące podskoczyły w świetle pochodni przed wózek, by rzucić pod stopy księżniczki pęki wrzosu. Wrzos upadł w kurz, a osiołki obwąchując go postąpiły kilka kroków do przodu. Jednak żadna księżniczka nie wychynęła z wózka, by postawić szlachetną stopę na ukwieconej ziemi. - Nie znam zbyt dobrze historii - stwierdził Douglas ale ten wózek przywodzi mi na myśl konia trojań26
SMOK
skiego. Dainty, zabierz te dziewczyny w bezpieczne miejsce i przynieś mi szpadę i pistolety. Olbrzym zniknął z zaskakującą jak na jego zwalistą postać zręcznością. Douglas spojrzał znów w dół. W jego oczach widać było złość. - Pistolety? - Baldwin przyglądał mu się zdumiony. Nie możesz witać księżniczki pistoletem. To nie przystoi. - Moglibyśmy powitać ją salwą armatnią - odezwał się Willie. - Spodobałoby jej się to. - W tym wozie nie ma żadnej księżniczki - stwierdził nagle Douglas. - Nie zauważyliście, że pokrycie poru szyło się, kiedy dziewczyny podeszły bliżej? Leży tam coś bardzo żywego i idę o zakład, że nie jest to jasno włosa księżniczka z koroną na głowie. - Pozwól nam najpierw sprawdzić, panie. - Aidan spojrzał mu w oczy. - Nie będziesz musiał brudzić prochem tego pięknego stroju. Douglas westchnął. - Przestańcie w końcu martwić się moim wyglądem. - Chcemy tylko pomóc - powiedział Aidan. - Przed przyjazdem księżniczki nie możesz brudzić sobie rąk zabijaniem rzezimieszków. - Co za szaleniec śmiałby napadać na ciebie na twoim własnym terenie? - spytał Baldwin. Douglas nie odpowiedział. W milczeniu chwycił broń, którą rzucił mu Dainty. Światło księżyca kładło cienie na jego spalonej słońcem twarzy, gdy zapinał pas ze szpadą. - Zbierz ludzi, Gemmo. Po cichu. Dziewczyna cofnęła się w stronę kamiennej ławki strażniczej, drżąc w swojej zielonej jedwabnej sukni. 27
JILLIAN
HUNTER
- A co z księżniczką? - Podnieście most zwodzony. - Douglas zawiesił pistolety na szerokiej piersi. Hebanowe lufy lśniły na tle intensywnych barw szkockiego pledu. - Wyślijcie dwóch ludzi, by trzymali ją stąd z dala. Ostatnia rzecz, jakiej pragnę, to wplątanie niewinnej kobiety w sam środek jatki. Baldwin smutno potrząsnął głową. - Nie mogę nawet o tym myśleć, panie. Biedna księżniczka zagubiona w tej dziczy pośród zbójów i złodziei. Co z nią będzie? - Zbóje i złodzieje... - zamruczał pod nosem Douglas kierując się w stronę schodów. - W jakim kierunku zmierza ten świat?
3 Douglas obiema rękami uniósł nad wozem wielki szkocki pałasz. Mięśnie na jego ramionach napięły się pod ciężarem broni. Pistolet byłby skuteczniejszy, lecz na wozie mógł być ukryty proch i wtedy z ciemności posypałby się nagle deszcz płonących strzał. Znał wszystkie możliwe triki. I nie miał zamiaru posłużyć za żywą pochodnię. Czyżby Neacail z Glengaldy przysłał jednego ze swoich ludzi z samobójczą misją wysadzenia w powietrze zamku, do którego rościł sobie prawo? - Co najmniej dwudziestu uzbrojonych ludzi otacza ten wóz - powiedział lodowatym tonem Douglas. Odrzuć broń i wyjdź powoli albo przerąbię cię na pół. Pokrycie wozu zafalowało i spod spodu wydobył się cichy, stłumiony jęk. Douglas poczuł, że po szyi spływa mu strużka potu i wsiąka w szorstką wełnę pledu. Zwilżył wargi i czekał. 29
JILLIAN
HUNTER
Nie zdziwiłby się, gdyby wyskoczyła na niego cała banda rzezimieszków. Mocniej zacisnął dłonie na ręko jeści miecza. Każdy nerw i mięsień jego ciała był napięty jak struna. W oczekiwaniu najgorszego czuł, że oddech pali mu gardło. Oczekiwał wszystkiego z wyjątkiem ledwo słyszal nego łkania, które wydobyło się teraz spod plandeki. Płacz był tak pełen bólu, że Douglas opuścił miecz i zerwał pokrycie wozu. Dainty i Aidan podskoczyli za nim jak nieodłączne mroczne cienie. - To księżniczka? - z niedowierzaniem spytał Dain ty. - Czy ci łajdacy dopadli ją na drodze? Douglas w milczeniu zacisnął wargi, wściekły na myśl, że ktoś mógł wykorzystać kobietę w porachunkach z nim. Ofiarą nie była jednak kobieta, lecz chłopiec, dwunasto czy trzynastoletni, związany, pobity i zakneblowany brudną szmatą. Jego nagie ciało drżało konwulsyjnie. Miał zapuchnięte oczy i całą twarz pokrytą ranami. Leżał zwinięty na omszałym torfie, którego tutejsza ludność używała jako opału. Dainty podniósł poranione dziecko z wozu i przycisnął do piersi. Aidan delikatnie wyjął knebel. Jedna ze służących okryła chłopca swoim szalem. - No, mały... - powiedział Douglas odgarniając włosy z jego twarzy. - Nic ci już nie grozi. Kto to zrobił... Chłopak ukrył twarz na piersi Dainty'ego. - Boli... - Jego ciało naprężyło się, a słowa z trudem wydobywały się z ust. - Źli... ludzie... 30
SMOK
- Neacail i jego zbiry? - spytał cicho Douglas. Chłopiec potakująco szarpnął głową. Douglas spojrzał na Dainty'ego. - Zanieś go do domu. Willie, zawołaj z kuchni Frances. Zajmie się nim. Gemma, z trudem powstrzymując łzy, oparła się o ramię brata. - Wiem, kim jest ten chłopak. Słyszałam, jak błagał ojca, by pozwolił mu samemu przywieźć torf do zam ku. Chciał udowodnić, że jest już duży i można mu zaufać. Douglas wpatrywał się w wóz. Torf do ogrzania wielkiej sali, gdzie zamierzał przywitać księżniczkę. Oczarować ją, uwieść, zdobyć jej przyjaźń. Sam nie wiedział dokładnie, na czym mu najbardziej zależało. Od tygodnia nie myślał o niczym innym, snując roz ważania na temat różnych możliwości. Jednak nawet przez chwilę nie przyszło mu do głowy, że księżniczka Rowena będzie miała kłopoty z dotarciem do zamku, że grozi jej jakieś niebezpieczeństwo. - Aidan. - Ich oczy spotkały się i kompan natychmiast stanął u jego boku. - Pojedziesz ze mną. Ja przeszukam drogi, ty torfowisko. Musimy odnaleźć tę kobietę. Aidan odnalazł ich na torfowisku. Stanął jak wryty. Księżniczka w tiarze na kucyku. Nadęty mężczyzna przypominający starego kozła i jasnowłosa kobieta zbu dowana jak Walkiria, wydająca kozłowi rozkazy w tonie nie znoszącym sprzeciwu. 31
JILLIAN
HUNTER
Aidan potrząsnął głową, żeby dojść do siebie. Anio łowie muszą czuwać nad tym niesamowitym trio. Neacail z Glengaldy mógłby utrzymać swoich rzezimiechów przez dwadzieścia lat, sprzedając po kolei klejnoty z tiary księżniczki. Z uśmieszkiem pod nosem, pchnął konia do galopu. Ciekaw był, jaką minę zrobi na ich widok Douglas. Rowena wstrzymała oddech, kiedy jeździec cwałem nadjechał ze wzgórza. Zastanowiła się, czy jest to ten niecny Smok z Darien. Z daleka wyglądał jak pirat. Po chwili jednak wydał jej się podobny do mieszkańców tych gór - miał surową twarz i ciemne włosy opadające na ramiona. - To ty jesteś księżniczką Rowena?- spytał bez namiętnie, podjeżdżając bliżej i nie zważając na pis tolet wycelowany przez Fryderyka prosto w jego pierś. - Tak. Przyglądała mu się w milczeniu, coraz bardziej roz czarowana. Przystojny, silny, ponury. Mężczyzna, który mógł z pewnością łamać serca i wygrywać bitwy. Lecz nie jej serce. No cóż, czego się właściwie spodziewała? Wewnętrzny głos intuicji niczego jej nie podpowiadał. A Rowena wierzyła w swoją intuicję, która rzadko ją zawodziła. Westchnęła z rezygnacją. - Tak, to ja. - Jestem Aidan z Dunmoral - powiedział zawracając 32
SMOK
konia szerokim łukiem. - Jedźmy. Lord Dunmoral za wrócił właśnie do zamku, by zabrać więcej ludzi na poszukiwania. Jeśli się pośpieszymy, dojedziemy, zanim wyruszy na kolejną wyprawę. On przypomina mojego średniego syna, pomyślała Hildegarda, podążając za Aidanem przez wzgórza. Łzy ścisnęły jej gardło, gdy przypomniała sobie, że nie dane jej było nawet ten ostatni raz utulić w ramionach uko chanego dziecka, zanim umarło. Jednak jej Stefan nigdy nie był piratem. Przez całe życie nikogo nie skrzywdził. Ten mężczyzna żył z rabun ku. Mimo jego godnych manier i urodziwej twarzy, nie była pewna, czy można mu zaufać. Ciekawe, jaki jest jego pan, pomyślała. Czyżbym popełniła błąd, pozwalając mojej pani tu przyjechać? To piraci, pomyślał Fryderyk. Książę Randolf na dzieje moją głowę na pikę, gdy dowie się, na co ze zwoliłem. Ale może to i lepsze, niż wysłuchiwanie dniem i nocą gadania Roweny i tej starej. Radzenie sobie z tymi kobietami to gorsze od wojny. Aidanowi przyszedł do głowy pewien pomysł. Za gram Douglasowi na nosie, postanowił. Ten skurczybyk na to zasługuje. Zabije mnie, oczywiście, ale przynaj mniej umrę ze śmiechem na ustach. Wciąż nie zapłacił mi za wsadzenie tego żółwia do łóżka zeszłego lata. 33
JILLIAN
HUNTER
Zrobił się z niego ostatnio taki świętoszek... Ja nie mam jeszcze ochoty się ustatkować. Zycie chłopca nie było zagrożone, lecz tylko dlatego, że Neacail chciał, by zmaltretowane ciało dziecka sta nowiło ostrzeżenie dla mieszkańców zamku. Douglas miał zrozumieć, że jego wrogowie nie mają skrupułów. Dla człowieka, który wciąż krążył wokół zamku, życie chłopca nie znaczyło zupełnie nic. Frances Jagger była Angielką, która prowadziła gos podarstwo na pirackiej wyspie Tortuga. Teraz zarządzała zamkową kuchnią. Uspokoiła chłopca i kazała go umyć. Potem usnął na jej kolanach przed kominkiem. Nigdy nie miała własnych dzieci. Mąż opuścił ją, gdy była w ciąży. Frances straciła to dziecko, wiedziała jednak doskonale, jak zająć się rannym. Douglas przyglądał się jej stojąc w drzwiach. Nie powiedział ani słowa. Frances też nie. Lecz kiedy wyszedł, pogłaskała chłopca po buzi i powiedziała pewnym tonem: - Neacail jest już martwy, mały. Nie martw się. Zło zostanie pomszczone.
4 Pierwsza kobieta, a właściwie jedyna kobieta, jaką Douglas zobaczył pod murami, miała na sobie czarną bombazynową suknię i skórzane, oblamowane koronką trzewiki. Przyprószone siwizną, jasne kosmyki powie wały spod obszytego rysim futrem czepka. Na szerokie ramiona miała narzucony płaszcz ze skór wiewiórek. Niosła torbę podróżną i ciężką kasetę. Posturą przy pominała wojownika. Dainty cicho zagwizdał. - To się nazywa baba jak dąb... - Widziałeś, jaką ma zadartą rufę? - odezwał się Gunther, cieśla z „Zauroczenia". - Wdrapać się na coś takiego... - To księżniczka? - spytała szeptem Gemma, wy chylając się zza pleców Douglasa. - Jak na księżniczkę, ma dość pospolitą urodę stwierdził rozczarowany Baldwin. 35
JILLIAN
HUNTER
- Pospolitą? - parsknął Willie. - Do diabła, ona jest po prostu okropna. - Cicho - warknął Douglas. - Okażcie trochę szacun ku. - Zerknął na Aidana, który stał na uboczu z rękami założynymi na piersi. - Czy to księżniczka? Aidan nic nie odpowiedział. Lekko wzruszył ramio nami, jakby chciał powiedzieć: „Przykro mi, to nie moja wina". Dainty uśmiechnął się krzywo do Douglasa. - Mówiłeś, że zrobisz wszystko, by jej się przypo dobać. Douglas zawahał się. Po chwili na jego zaciśniętych wargach pojawił się cień uśmiechu. - Jeśli to jest księżniczka, to raczej rzucę się z murów. Jego ludzie roześmieli się z aprobatą, a Douglas ruszył na powitanie przybyłej. Skłonił się z gracją. - Wasza wysokość... Hildegarda upuściła kasetę pod jego nogi. - Boże Najświętszy, to strasznie ciężkie! Douglas gwałtownie się wyprostował. - Jesteś panem tego zamku?- spytała Hildegarda, krzepką dłonią obmacując mu szczękę. - Niech no ci się przyjrzę. Stara Hildegarda ma dobre oko, jak mówią. Pokaż no twarz. Przyjrzała mu się bacznie. Douglas przez chwilę stał jak zamurowany. Prawda powoli do niego do cierała. - Nazywasz się Hildegarda?- spytał, uwalniając szczękę z jej uścisku. - Nie jesteś więc księżniczką Roweną? 36
SMOK
Hildegarda wybuchnęła głośnym śmiechem. - Ja- księżniczką? Ale z ciebie pochlebca! Jakby taką prostą góralkę jak ja można było wziąć za księż niczkę! Douglas zerknął przez ramię na Aidana, którego ra miona trzęsły się od powstrzymywanego śmiechu. - Pani - powiedział uroczyście. - Z głębi serca proszę o wybaczenie za tę pomyłkę. - Dlaczego? - spytała ze zdumieniem Hildegarda. Od lat się tak serdecznie nie uśmiałam. Fryderyku! wrzasnęła do zbliżającej się kozłopodobnej postaci. Poczekaj, aż ci opowiem... Douglas nagle przestał jej słuchać. Nie zwracał uwagi na wysokiego mężczyznę, który patrzył na niego spod oka. Jego wzrok przykuła druga kobieta zdążająca ku nim od strony murów. Była smukła, ciemnowłosa i o ile mógł dostrzec z tej odległości, w jej profilu było coś pociągającego. Poczuł ulgę, a jednocześnie podniecające zainteresowanie. Chętnie zagarnąłby majątek księżniczki, tak, nie wypierał się tego. Może zresztą wydała mu się bar dziej atrakcyjna, gdyż była jedyną kobietą, dla zdoby cia której jego świętoszkowaty brat posunął się tak daleko. A rywalizacja między nimi trwała od najmłod szych lat. Przez moment nie mógł się zdecydować, czy chodzi mu jedynie o pognębienie brata. A może dzięki tej kobiecie umiałby odzyskać tę cząstkę szlachetności, którą zagubił wiele lat temu? Przez chwilę miał uczucie, że takiej kobiety jeszcze nigdy nie spotkał. 37
JILLIAN HUNTER
Zbliżyli się do siebie na środku zalanego światłem księżyca dziedzińca, jak dwie postacie zatrzymane w tań cu. Ludzie Douglasa nigdy nie widzieli, by ich Smok zachowywał się tak dziwnie. Skłonił się nisko, zaintrygowany uśmiechem, z jakim bacznie mu się przyglądała. Nie była pięknością, na widok której zapiera dech. Nie miała złotych pukli ani błękitnych oczu, jakie wydawał się preferować Mateusz. Była to raczej pełnokrwista brunetka z zaróżowionym nosem o wyraźnie zarysowanych kościach policzkowych, nadających wdzięku twarzy, której pewnie można by nie zauważyć w tłumie. Co Mateusz w niej widzi? Nie potrzebuje przecież jej majątku. Nie potrzebuje jej tak bardzo jak Douglas, który doprowadził do mistrzostwa sztukę odbierania ludziom ich własności. Lecz teraz po raz pierwszy motywem jego działania nie były pobudki egoistyczne. Nie po zwoli, by jeszcze jedno dziecko zamieszkujące powie rzone mu ziemie umarło z głodu. Pomoże swoim ludziom. Mimo wszystko nie miał jednak czystego sumienia. Zamierzał przecież wykorzystać nieszczęśliwy wypadek brata dla swych osobistych celów. Smok z Darien, przyzwyczajony do obcowania z ko bietami różnej konduity, pożarłby tę dziewczynę jednym haustem. Nie kosztowałoby go to więcej wysiłku niż wyłowienie z balii hiszpańskiego galeonu. Jednak lord Dunmoral musiał postępować bardziej dyplomatycznie. 38
SMOK
- Wasza wysokość... - powiedział powstrzymując uśmiech i spojrzał w jej piwne oczy. Ze zdumieniem stwierdził, że Rowena przeszywa go chłodnym, badawczym spojrzeniem. Było w tym jakieś wyzwanie. Podniecające wyzwanie. Czyżby do tej pory nie dostrzegł, jaka jest piękna? Musiał być chyba ślepy. Była naprawdę niebezpieczna. Była inteligentna. - Jestem Douglas Moncrieff, lord Dunmoral - dokoń czył po sekundzie wahania. - Mam nadzieję, że podróż przebiegła spokojnie. Zanim księżniczka odpowiedziała, Gemma podeszła bliżej i dygnęła z przejęciem, stosując się do nauk pani MacVittie, która zresztą zamęczała ją ćwiczeniem „dygów". - Witamy w Dunmoral, wasza wysokość. Jestem siostrą lorda Dunmoral, mam na imię Gemma. Spojrzała wyczekująco na Baldwina, a ten, zapomi nając o rozkazie Douglasa, żeby trzymał się z daleka, zbliżył się do Gemmy z zamiarem przyłączenia się do powitania. Na jego twarzy malowało się zmieszanie. Wszyscy się teraz na niego gapili. A niech to wszyscy diabli, pomyślał. Księżniczka wydała mu się tak piękna, że kompletnie stracił gło wę. Nie był pewien, czy ma się skłonić, czy dygnąć. Wiedział, że ukłony mają coś wspólnego z chłopca mi, a dyganie z dziewczętami. Ale czy trzeba dygnąć przed dziewczyną dlatego, że jest dziewczyną? Czy trzeba złożyć ukłon? Dygnął. 39
JILLIAN
HUNTER
- Rad jestem cię poznać, księżniczko - powiedział, szczęśliwy, że wybrnął jakoś z sytuacji i że Douglas go nie zabił. Douglas prawdopodobnie nie widział dyg nięcia, ponieważ przez cały czas oczy miał zasłonięte ręką. - Zwą mnie Baldwin McGee. - Jestem zaszczycona, panie McGee- odparła z uśmiechem Rowena. Baldwin rozdziawił usta i zaczął: - Tak? No, ja... - ... zajmiesz się swoimi obowiązkami - morderczym tonem przerwał mu Douglas. - Miałeś sprawdzić, czy komnaty jej wysokości są gotowe. - Mam nadzieję, że nie sprawiłam kłopotu - niskim głosem powiedziała Rowena. Douglas odwrócił się do niej. Wpatrywała się w jego twarz, jakby szukała tego, co Douglas chciał ukryć. Po chwili dodała: - Podróż mieliśmy nużącą, lecz bezpieczną, aż do miejsca o kilka mil stąd, gdzie musieliśmy zostawić powóz na rozstajach dróg. - Droga się skończyła - wtrąciła Hildegarda. - Dalej zdaliśmy się na instynkt - dodała Rowena. - Gonili nas zbóje - ciągnęła Hildegarda. - Schroni liśmy się w jaskini. Douglas ponuro popatrzył na swych ludzi. - Zbóje? - Tego nie jesteśmy pewni - powiedziała Rowena postępując w stronę mrocznego zamku. - Czy sir Ma teusz wyjechał na nasze poszukiwanie? - Och, sir Mateusz... - Douglas rozmyślnie zawiesił 40
SMOK
głos. Jego ludzie z szacunkiem pochylili głowy, niektórzy wzdychali. Po chwili Douglas delikatnie ujął jej dłoń w rękawiczce i spojrzał głęboko w oczy. - Może będzie lepiej, jeśli wejdziemy do środka, zanim przekażę smutne wieści.
Co o tym sądzisz? - spytała szeptem Rowena, kiedy wraz z Hildegarda podążały za lordem Dunmoral w stro nę domostwa. - Sądzę, że to niezłe ziółka, wasza wysokość - odszepnęła Hildegarda. - Ten człowiek podobny do trolla dygnął przed tobą. Rowena uśmiechnęła się lekko. - Może to szkocki zwyczaj. Hildegarda potrząsnęła głową przyglądając się ostrym rysom Douglasa. - Pirat zawsze pozostanie piratem - szepnęła. - Pa miętaj o tym. Rowena nie zamierzała o tym zapominać. Prawdę mówiąc, miała nadzieję, że ten mężczyzna jest praw dziwym piratem i że potrafi być bezwzględny. Zerknęła na niego kątem oka. Wysoka, potężna postać, arogancki profil... Rzeczywiście, wyglądał na przysłowiową czarną 42
SMOK
owcę w rodzinie. W jego zadumanych oczach nie było tyle ciepła i wesołości co w oczach Mateusza. Ostro zarysowane usta sugerowały skrywaną zmysłowość. Obie te cechy niezwykle fascynowały Rowenę. Zerknęła na jego potężną dłoń, którą władczym gestem obejmował jej rękę. Była w tym pewność siebie i coś w rodzaju zaborczości. Poczuła się dziwnie kobieco. Nigdy w życiu nie czuła się naprawdę kobietą. Zawsze była silniejsza i sprytniejsza od synów pałacowych strażników, z którymi bawiła się w dzieciństwie. Rzadko zdarzało się, by ktoś śmiał zapomnieć o jej wysokiej pozycji. Ze zdumieniem zdała sobie sprawę, że sprawia jej przyjemność tak inne zachowanie tego mężczyzny. Zdziwił ją trochę pled z szorstkiej wełny, który miał na sobie. Jednak ten strój pasował do niego, podkreślał potężną figurę. Ojciec Roweny prawdopodobnie docenił by w tym ubraniu szacunek dla tradycji, ona jednak wyobrażała sobie pirata w obcisłych skórzanych spod niach i rozchełstanej koszuli, ze sztyletem w dłoni i z rozwianym włosem. Przeklinałby pewnie jak szewc, ale z drugiej strony nikt tak jak on nie umiałby wyznawać miłości. Czekałaby na niego na statku, kiedy zajmowałby się tym, czym zajmują się piraci. Pewnie przywiązałby ją do łóżka jedwabnymi chustami. Boże święty! Powstrzy mała uśmiech, zastanawiając się, skąd takie szatańskie myśli przychodzą jej do głowy. Kiedy podeszli do zewnętrznych schodów domostwa, lord Dunmoral zawahał się. Rowena z rozkoszą pomyś43
JILLIAN HUNTER
lała, że może weźmie ją na ręce i wniesie po wąskich schodach. Jednak marzenie o uścisku jego muskularnych ramion okazało się czystą fantazją. - Bardzo proszę, wasza wysokość - powiedział, ustę pując jej z drogi. Rowena westchnęła. Wspinaczka okazała się dość trudna ze względu na jej szeroką aksamitną suknię, sterczącą na kilku jedwabnych halkach i bombiastych pantalonach. Nie żałowała jednak, że przebrała się w jaskini z zakurzonych łachów, które nosiła w podróży. Miała nadzieję, że tiara trzyma się prosto na głowie. Lord tylko raz zawołał i czarne dębowe drzwi domo stwa natychmiast się otworzyły. Doskonale, pomyślała. Jest stworzony do rozkazywania tak samo w zamku, jak na pirackim statku. Musi przekonać go, by jej pomógł. Oczywiście dopiero wtedy, gdy przekona się, że może mu cał kowicie zaufać. Przeszył ją dreszcz na dźwięk jego niskiego, melodyj nego głosu. - Moje skromne domostwo jest do twojej dyspozycji, pani. Kolejne schody doprowadziły ich do wąskiego, oświet lonego pochodniami korytarza. Szorstkie kamienne mury wydzielały zapach wilgoci. Lord Dunmoral pasował do tej mrocznej atmosfery. Jego cień wypełniał całkowicie niewielką przestrzeń. Odwrócił się do niej, dotykając szeroką piersią jej ramienia. Rowena wstrzymała oddech. Hildegarda i inni nadal wdrapywali się po schodach. Uwolnił jej dłoń. 44
SMOK
Rowena powoli podniosła wzrok na jego twarz, czarne oczy, surowe rysy. Zauważyła złoty kolczyk pobłyskujący w jego lewym uchu. Wszyscy eleganci na dworze nosili teraz kolczyki. Mogło to oznaczać, że nie rozstał się całkowicie ze swoją przeszłością albo że po prostu podąża za najnowszą modą. Fryderyk niedługo odjedzie w poszukiwaniu najem ników, a one z Hildegardą zostaną same w tym zamku. Przez najbliższe dwa tygodnie ich jedyną bronią będą spryt i zdrowy rozsądek. Ale przed czym miałyby się bronić? Czy Smok stanowi jakiekolwiek zagrożenie? Może ten napotkany w podróży pastor naopowiadał bzdur? - No cóż... - powiedział Douglas i zawiesił głos, jakby chciał, żeby domyśliła się, ile mogą znaczyć te dwa proste słowa. Serce zaczęło jej bić mocniej. Z trudem łapała powie trze. Stała jak zaczarowana w cieniu jego wielkiej postaci. Powiedział to, jakby miał dodać: „Teraz jesteś na mojej łasce..." Rowena była zawsze posłuszną córką. Robiła wszyst ko, czego oczekiwał od niej ojciec. A teraz, żeby go ratować, znalazła się w tak niezręcz nej sytuacji, że gdyby biedny staruszek o tym wiedział, mogłoby go to wpędzić do grobu. Douglas stał tuż przy księżniczce, jakby chciał ją przed czymś chronić. Jego ludzie gapili się na nią z podziwem. Przyglądali się też Hildegardzie, lecz 45
JILLIAN HUNTER
zupełnie z innego powodu. Chyba budziła w nich strach. Poza tym bliskość Roweny sprawiała Douglasowi przy jemność. Bawiło go, że kobieta o tak zdecydowanym wejrzeniu posłusznie idzie za nim krok w krok. Dawno nie zdarzyło mu się, by tak bardzo pragnął kogoś chronić. A przecież to właśnie jego powinna się najbardziej obawiać. - Musisz być zmęczona po podróży- powiedział uprzejmie. - Po szklance gorącego mleka i wieczornej modlitwie służba zaprowadzi cię do twoich komnat. - Mleko i wieczorna modlitwa? - powtórzyła Rowena, jakby niedokładnie usłyszała. Douglas zmarszczył czoło. Był pewien, że pani MacVittie takie właśnie zachowanie uznałaby za właściwe w tej sytuacji. Czyżby księżniczka była rozczarowana? Może powinien był zorganizować wieczór poetycki albo spędzić całą okoliczną ludność na jej powitanie? Czy Mateusz przywitałby ją z fanfarami? Powstrzymał cyniczny uśmiech. Do diabła, jeśli ta kobieta pragnie atrakcji, powinna była przybyć tutaj cztery godziny wcześniej, kiedy Willie upuścił swoje sztuczne zęby do wychodka. A potem je wyciągał. Odchrząknął i powiedział słodkim tonem: - Pomyślałem, że dobrze będzie, jeśli odpoczniesz i posilisz się, zanim usłyszysz wieści o Mateuszu. Rowena przyjęła to w milczeniu. Po pewnym czasie spytała drżącym głosem: - Jakie wieści? Westchnął nieco teatralnie i po chwili napięcia po chylił ku niej głowę. 46
SMOK
- Mojego biednego brata spotkał nieszczęśliwy wy padek... - Wypadek? - spytała zaskoczona. Douglas cały czas przyglądał jej się z udawaną troską. - Nie Mateusz... szepnęła. - Och, nie. - Złamał sobie nogę w Szwecji - powiedział tragicz nym tonem. - Ratował konia swego dowódcy. Wyciągnął go z jakiejś strasznej rozpadliny - dodała stojąca z tyłu Gemma. Douglas rzucił siostrze ostre spojrzenie. Nie widział powodu, by świetlaną postać Mateusza otaczać jeszcze aurą epickiego heroizmu. Znów spojrzał na Rowenę, zastanawiając się, czy zemdleje. Nic jednak na to nie wskazywało, ciągnął więc tym samym pełnym współ czucia tonem: - Brat niezmiernie żałuje, że nie może się z tobą spotkać. Rowena przygryzła wargę. Douglas bezwiednie zapa trzył się na linię jej ust... stworzonych do całowania. A teraz kłamstwo. - Mateusz prosił, bym go zastąpił i zaoferował wszel ką pomoc. Z reakcji Roweny nie mógł wywnioskować niczego na temat stosunków łączących ją z Mateuszem. A do słownie płonął z ciekawości, jak głęboko są ze sobą związani. - Nie może się ze mną spotkać? - spytała Rowena. To straszne. Przejechałam setki mil... - Raczej koło tysiąca - poprawiła ją Hildegarda. 47
JILLIAN
HUNTER
- Przez wszystkie te wzgórza... - dodała Rowena. - To były góry, wasza wysokość. Uśmiechnęła się lekko. - Góry, wzgórza... Czyż różnią się czymś w ciemno ściach? - Owszem, jeśli komuś powinie się noga na zboczu nieśmiało, z głębi korytarza, odezwał się Baldwin. - Nie chcielibyśmy, żeby coś ci się stało, księżniczko, więc może dobrze byłoby nauczyć się odróżniać jedno od drugiego. - Nie sądzę, by trzeba było niepokoić jej wysokość wyimaginowanymi zagrożeniami- powiedział ostro Douglas. - Ostrożność nigdy nie zaszkodzi - wtrąciła się H i l degarda. Douglas uprzejmie skinął głową. - To prawda. - Ja raz spadłem z prawdziwej góry - dorzucił Bald win. - A to ci nowina... - mruknęła ironicznie Gemma. Douglas zmarszczył czoło. - Księżniczka nie spadnie z żadnej góry. O tym mogę zapewnić. - To miłe z twej strony - z wdzięcznością zauważyła Rowena. W głębi korytarza powstało nagle jakieś zamieszanie. Dainty wysunął właśnie głowę przez okute żelaznymi sztabami drzwi wielkiej sali i szeptał nerwowo do Gemmy. Potem Gemma szepnęła coś Williemu, a ten Baldwinowi, który podszedł w końcu do Douglasa i klepnął go po ramieniu. 48
SMOK
- Mamy mały kłopot, milordzie - powiedział z wa haniem. Douglas rzucił mu ostre spojrzenie. - Później, McGee. Przede wszystkim musimy za pewnić wygodę jej wysokości. Podejrzewam, że księż niczka z przyjemnością ogrzeje się przy ogniu, który przygotowaliśmy w wielkiej sali. - Jesteśmy przemarznięci do szpiku kości - odezwała się Hildegarda. - I głodni. A osobisty doradca księżniczki musi wyjechać jutro o świcie. Potrzebuje strawy i od poczynku. Baldwin wydął wargi. - Nie możemy wprowadzić tam księżniczki, sir powiedział cicho. - Chłopcy znów narozrabiali. Douglas poczuł, że włosy jeżą mu się na karku. Rozłożył ręce w przepraszającym geście i zwrócił się do księżniczki: - Proszę wybaczyć na chwilę, wasza wysokość. Skłonił się lekko i pociągnął Baldwina w stronę drzwi. - Co ty, u diabła, wygadujesz? Dainty zajrzał znowu do wielkiej sali. - To Shandy i Phelps, sir. Pokłócili się o to, czy podać księżniczce rum czy piwo. Shandy rozwalił całą baryłkę rumu na czerepie Phelpsa. Potem Phelps połamał krzesło na głowie Shandy'ego. A później się pogodzili i upili, żeby to uczcić. Twarz Douglasa pociemniała. Jego głos zabrzmiał śmiertelnie spokojnie: - Rum czy piwo? Zastanawiali się, czy poczęstować księżniczkę rumem czy piwem? 49
JILLIAN
HUNTER
- Ci idioci nie chcieli mnie słuchać- powiedział z irytacją Baldwin. - Mówiłem im, że rum jest za mocny dla takiej panienki. A piwo zbyt pospolite. Powiedziałem, że powinniśmy podać jej dobrego ponczu. Usta Douglasa drgnęły w kąciku. - Cóż poczęlibyśmy bez twojej mądrości? - Shandy i Phelps nie będą już dziś wieczorem sprawiać żadnych kłopotów, sir - odezwał się Dainty. Padli nieprzytomni. Z nimi nie będzie już więc prob lemów... Douglas przyjrzał mu się podejrzliwie. - A jakich problemów możemy się jeszcze spodzie wać? - No... Simon założył się z Guntherem, że zeskoczy z galerii dla grajków prosto na ramiona Martina. Douglas przesunął dłonią po twarzy. - I co, nie trafił? - Owszem, trafił. Ale Martin trochę się zdenerwował, bo naprawiał właśnie ruszającą się deskę na podium dla tancerzy i nie miał pojęcia, co zwaliło mu się na głowę. Tam jest teraz istne pobojowisko. Douglas opuścił dłoń. - Zaprowadź ich wszystkich pięciu wewnętrznymi schodami do lochu. Niech spędzą noc w tym przytulnym miejscu. A potem każ pomywaczkom uprzątnąć ten bałagan. Dainty uśmiechnął się pod nosem i zniknął, zanim Rowena podeszła do drzwi, próbując zajrzeć do środka. - W kominku płonie ogień, prawda? - spytała z na dzieją w głosie. 50
SMOK
- W kominku?- Douglas wysunął nogę, by nie prześlizgnęła się obok niego. - Tak, ale nie mogę za prosić tam waszej wysokości. Wielka sala nie jest sprzątnięta. Kurz i pajęczyny w każdym kącie, okruchy na stole... Bardzo mi... bardzo mi wstyd. - Przyrzekam nie osądzać cię z powodu drobnych nieporządków, milordzie - powiedziała z rozbawieniem, próbując przecisnąć się w stronę drzwi. - Ze zbocza góry również nie spadnę. Proszę jedynie o możliwość ogrzania się przy kominku. Podniósł ramię, barykadując w ten sposób przejście. - Niestety. Jakiś łotr włożył do kominka torf. A za broniłem palenia torfem w twojej obecności. Rowena uśmiechnęła się lekko. Przyglądała mu się jak żołnierz, który za chwilę zaatakuje cytadelę. - Ależ proszę nie robić sobie tak wiele kłopotu, milordzie. - To doprawdy żaden kłopot. Opuścił ramię, kiedy zmieniła kierunek natarcia. Przez chwilę wydało mu się, że dojdzie do bezpośred niego starcia. Nie wypadałoby chyba przygwoździć jej teraz jedną ręką do podłogi. Mateusz nigdy nie wspo mniał w swoich peanach, że ta kobieta ma tak diabelnie silną wolę. - Trzeba dbać o zdrowie głów koronowanych stwierdził. - Trudy życia w Hartzburgu wymagają od władców dużej wytrzymałości... - powiedziała cicho, patrząc mu w oczy, jakby chciała go udusić. - Jej wysokość jest silna jak tur - wtrąciła Hildegarda. 51
JILLIAN HUNTER
- Dziękuję ci, Hildegardo - powiedziała Rowena. Douglas zmusił się do uśmiechu. Boże, do czego może doprowadzić kłamstwo. - Silna czy nie, nie będę narażał jej zdrowia. Torf sprowadzany jest z moczarów. Tutejsi górale używają go jako taniego opału. Komuś niezwyczajnemu dym może zaszkodzić. - Naprawdę? - spytał zaniepokojony Baldwin. Szkoda, że nikt mi o tym wcześniej nie powiedział. Od dawna sypiam przy tym ogniu w kuchni. Mogłem obudzić się martwy. - Chciałabym to zobaczyć. - Gemma parsknęła. Douglas delikatnie poprowadził Rowenę na bok. - Wszyscy w zamku są bardzo przejęci twoim przy jazdem - powiedział przepraszająco. - Służba pragnie zadbać o najmniejsze drobiazgi. - Dobry Boże, ale mnie naprawdę nie tak trudno dogodzić. Czy mogłybyśmy z moją towarzyszką przejść do solarium i napić się gorącej czekolady? Douglas zamarł na moment w bezruchu, po czym szturchnął Gemmę łokciem. - Gdzie jest solarium? - szepnął kącikiem ust. - Tuż nad wielką salą, gamoniu - odszepnęła. - Na lewo od kręconych schodów. Rowena przyglądała się im z lekkim rozbawieniem. - Jeśli nie sprawi to zbyt wiele kłopotu, prosiłabym o ogrzanie naszej pościeli. Wyraz twarzy Douglasa pozostał niewzruszony i pew nie dobrze się stało. Jej słowa przyprawiły go o ciarki w wyobraźni natychmiast zobaczył, że leży z nią w swo52
SMOK
im wielkim łożu i czuje ciepło jej niewinnego ciała tuż obok siebie. Chyba że Mateusz zagarnął już tę niewin ność dla siebie... Douglas jednak w to wątpił, patrząc w oczy Roweny i widząc w nich niebywałą czystość. Wciąż jednak bardziej pożądał złota niż cnoty tej kobiety, bez względu na to, jak kusząca zdawała mu się ta myśl. A jeśli koło fortuny nie obróci się zgodnie z jego zamierzeniami? Cóż, zna wiele sposobów, by siłą nagiąć los do swoich planów.
6 Rowena oddałaby chętnie swoją tiarę, by tylko do wiedzieć się, co pirat ukrywał w wielkiej sali. Może dawna kochanka niezapowiedzianie zjawiła się u jego drzwi z dzieckiem na rękach? A może nie skończyła się jeszcze jedna z jego słynnych orgii? Nie sądził chyba, że uwierzy w tę bajeczkę o szkodliwym dymie. Lecz jeśli już mowa o dymie... Nie ma dymu bez ognia. Chętnie powiedziałaby mu wprost, że słyszała o jego niecnej przeszłości. Taka szczerość była jednak wy kluczona, a nawet niebezpieczna, biorąc pod uwagę, że król nakazał mu przyjąć nową tożsamość. Lepiej nic nie dać po sobie poznać. W końcu nie mogła być przecież zupełnie pewna, czy nie naopowiadano jej zwykłych plotek. Musi z tym poczekać, aż zdobędzie jego zaufanie, a także pewność co do jego osoby. Podejrzewała, że rzeczywiście był piratem, lecz chciała przekonać się, 54
SMOK
jaki jest naprawdę w głębi duszy. Nigdy nie poprosiłaby o pomoc człowieka, który mógłby ją zdradzić. W grę wchodził jej kraj rodzinny i życie ojca. Tak, on coś ukrywa. Hildegarda też była o tym przekonana, toteż rzucała podejrzliwe spojrzenia dooko ła, jakby obawiała się, że spod ziemi wyskoczy nagle jakaś groźna zjawa. Hildegarda poświęciła prawie dwadzieścia ostatnich lat opiece nad Roweną. Chroniła ją przed zdrajcami, którzy mogliby porwać jej ukochany skarb, i przed złymi mocami, które mogłyby rzucić urok na czystą duszę księżniczki. Zamek Dunmoral najwyraźniej stanowił według Hildegardy przykład obydwóch tych zagrożeń. Rowena ziewnęła cicho, zasłaniając usta dłonią. Może po dobrze przespanej nocy zobaczy wszystko w jaśniej szym świetle. Może poranne słońce rozproszy ponurą atmosferę panującą w tym średniowiecznym zamku. Cokolwiek jednak przyniesie jutro, będzie musiała dawać sobie radę bez pomocy biednego Mateusza. Będzie musiała sama ujarzmić smoka. - Nie powinnyśmy tak się śpieszyć z wysyłaniem stąd Fryderyka - mruknęła Hildegarda do ucha Roweny. A potem dodała: - Boże Święty, co to jest na podłodze? Rowena zerknęła na mokre plamy na nierównej ka miennej posadzce. - A jak sądzisz? - spytała zaczepnie. - Kałuże krwi ostatniej księżniczki, którą Smok zaciągnął do swojej jamy na kolację. Hildegarda popatrzyła w głąb korytarza na potężną 55
JILLIAN
HUNTER
sylwetkę Douglasa, który wydawał polecenia swoim ludziom. - Jeśli to naprawdę Smok z Darien, to zabijał kiedyś ludzi. I potrafił być bardzo okrutny. Rowena przyklękła ukradkiem, żeby przypatrzeć się posadzce. - To pachnie jak wódka. Może ostatnia księżniczka, którą tu zaciągnął, upiła się do nieprzytomności. Albo, co bardziej prawdopodobne, jego lordowska mość ma w piwnicach własną gorzelnię, tak jak wuj Karol. Hildegarda nie wydawała się uspokojona. - Dzika istota nie złagodnieje tylko dlatego, że każe jej się zamieszkać w klatce - stwierdziła. - Albo w zamku. Zanim Rowena zdążyła odpowiedzieć, Douglas stał już u jej boku. Jego białe zęby błysnęły w rozbrajającym uśmiechu, zaoferował jej ramię i Rowena natychmiast zapomniała o przestrogach towarzyszki. - Poprowadzę panie do solarium. - Był po prostu wcieleniem wdzięku i czaru osobistego. - Służba zaraz przyniesie chleb i czekoladę. Niestety, inny mały kłopot zmusi mnie do opuszczenia zamku. - Czy mogę jakoś pomóc, milordzie?- spytała Rowena. - Pani? - Nie posiadał się ze zdumienia. - Wielkie Nieba, wasza wysokość, nie pozwoliłbym, byś poruszyła nawet małym paluszkiem. Zresztą muszę tylko odwieźć do domu chłopca z wioski - tego samego, który przy wiózł do zamku ten okropny torf. Chłopaka spotkał po drodze nieszczęśliwy wypadek. 56
SMOK
- Jak to szlachetnie, milordzie. Niewielu ludzi twej rangi okazałoby osobiste zainteresowanie dzieckiem. W migotliwym blasku pochodni nie mogła niczego wyczytać z jego twarzy. Wydawało się, że czarne oczy Douglasa pochłaniają światło. - Pragnę, by pobyt w Dunmoral dostarczył ci samych przyjemności. Pomyślała, że zabrzmiało to nieco dwuznacznie, ale położyła dłoń na jego ramieniu. Jestem tak samo niemądra jak stara Hildegarda, skar ciła się w myślach, powstrzymując śmiech. Czy męż czyzna, który przejmuje się pajęczynami i okruchami na stole, mógłby mnie skrzywdzić? A może to jakaś mas karada? W momencie, gdy poczuła pod palcami jego muskuły i siłę bijącą od niego nawet w najsubtelniejszych gestach, zrozumiała, że ten człowiek z pewnością nie zawraca sobie głowy drobnymi nieporządkami. Bijąca od niego moc budziła w niej jakieś dziwne uczucia. Może Hildegarda miała jednak powody do obaw. Piraci są ze swej natury nieprzewidywalni. Kradną, mordują i niszczą tak jak baroni, którzy zagrozili życiu jej ojca. Mateusz jest dobrym żołnierzem, ale nie myśli jak barbarzyńca. Pomyślała, że potrzebuje właśnie tego człowieka. Niebezpieczne dreszcze przebiegły jej po skórze, kiedy ujął ją za ramię, by poprowadzić ciemnymi schodami. 57
JILLIAN HUNTER
- Proszę wybaczyć śmiałość. - Jego głos otulił ją jak aksamit w mroku. - Pochodnie się wypaliły i nie chcę, pani, byś się poślizgnęła. W tym zamku czyha na człowieka wiele pułapek. Miejsce to ma tragiczną his torię. Niektórzy mówią, że zamek powinien zostać zniszczony. Serce Roweny zabiło szybciej. Czyżby w jego słowach brzmiało ostrzeżenie? - Może ta historia nadaje zamkowi jego niepowtarzal ny charakter - powiedziała szybko. - Może - odezwał się w końcu. - Nadal jednak radzę mieć się na baczności. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdyby stała ci się, pani, jakaś krzywda. Wydało jej się, że powietrze zgęstniało, nabrało ciężkiej słodyczy jakiegoś egzotycznego kadzidła. Czy to pożądanie? Jego spojrzenie przesuwało się po niej leniwie; paliło jak rozżarzone żelazo. Zrobiło jej się gorąco, gdy ledwie zauważalnie zacisnął palce na jej ramieniu. Nieomal bała się oddychać. Żaden mężczyzna oprócz jej braci, którzy nabili jej w dzieciństwie sporo sińców, nigdy nie ważył się jej dotknąć. Teraz czuła, że dzieje się z nią coś niepokojącego, choć bardzo przyjemnego. Przez całe życie otaczali ją ogromni, krzepcy żoł nierze, ojciec, bracia, najemnicy, którym papa płacił, żeby bronili Hartzburga, potężni strażnicy w pałacu. Jednak żaden z tych mężczyzn nie zrobił na niej takiego wrażenia jak ten. Żaden nie wzbudzał takiej ciekawości, jakiejś wewnętrznej tęsknoty. Nikt nie do tykał jej tak bezceremonialnie. 58
SMOK
Było w nim coś nieodparcie męskiego. Pod maską ogłady wyczuwała niezwykłą moc mrocznych namięt ności, coś zwierzęcego i nieokiełznanego, co cały czas trzymał na wodzy. Działało to na nią jak magnes. Westchnęła, zawstydzona własnymi myślami. Potrzebuje tego człowieka ze względu na jego do świadczenie w walce, a nie samcze walory, których, jak się domyślała, z pewnością również potrafiłby dowieść w odpowiednich okolicznościach. Czy ma stracić głowę tylko dlatego, że po raz pierwszy w ży ciu jest sam na sam z nieprzyzwoicie przystojnym mężczyzną? U szczytu schodów Douglas poprowadził ją następnym korytarzem. Dopalające się pochodnie rzucały cienie na mury. Potężna postać Douglasa sprawiła, że znowu ogarnęło ją to niemądre uczucie słabości, które poczuła chwilę wcześniej. Gwałtownie krążąca krew w żyłach przyprawiła ją o zawrót głowy. - Chodź za mną - powiedział uprzejmie. W jego tonie zabrzmiała jednak taka pewność siebie, jakby doskonale zdawał sobie sprawę, jakie robi na niej wrażenie i czekał, aż Rowena się opanuje. Poszła za nim bez słowa, przerażona, że odpowiedziała sobie właśnie na wcześniej zadane pytania. Była zde cydowana przeżyć do końca to, co los jej przeznaczy. Nie miała już wątpliwości, że straci głowę.
59
JILLIAN
HUNTER
Douglas klął w myślach w trzech różnych językach. Oto jest sam na sam z jedną z najbogatszych dziedziczek świata. Jego sypialnia jest o rzut kamieniem. Poszła za nim, jest tak niewinna, że nie zdaje sobie zupełnie sprawy ze swojej sytuacji. Czy całuje ją po szyi, szepcząc czułe słówka do ucha? Czy zdejmuje delikatnie rękawiczki, żeby całować dło nie? Nie. Zajmuje się gorącą czekoladą i skacze koło niej jak kwoka. Ta księżniczka rzeczywiście ma nad nim dziwną władzę. Douglas nie sądził, że układne zachowanie może sprawić mu przyjemność. Zaprzeczanie samemu sobie nie leżało w jego naturze. Czuł się wręcz fizycznie źle, kiedy musiał udawać, że nie widzi jej kuszących kształ tów pod suknią i że jej kobiecy urok nie robi na nim wrażenia. Powstrzymał się, ale miał ochotę przygnieść ją do muru i całować, aż zacznie tracić oddech. Musi zadowolić się dotknięciem jej dłoni. Do diabła, nie może nawet olśnić jej recytacją sonetu Szekspira, bo musi pędzić na dół pomóc uprzątnąć wielką salę, zanim księżniczka zorientuje się, że wpadła do jaskini dzikich morskich zbójów. Jego księżniczka... Uśmiechnął się do siebie. Czuł unoszącą się wokół niej delikatną, kwiatową woń, pewnie jakiegoś francuskiego mydła o zapachu lilii czy fiołków. Ciekaw był, jak by zareagowała, gdyby potraktował ją tak jak inne kobiety. Czy podobałyby jej się subtelne zaloty? Księżniczce nie przypadłoby chyba do gustu, gdyby przerzucił ją sobie przez ramię jak 60
SMOK
dziewkę z tawerny. Założyłby się o swoje najlepsze buty, że pod jej opanowaniem kryje się zmysłowa natura, która tylko czeka na odpowiedniego mężczyznę. No cóż, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jeśli uda mu się przekonać ją, że nie jest diabłem wcielonym, może to on rozpali jej uśpione zmysły. Podprowadził ją pod zwieńczone łukiem drzwi. - Oto solarium, wasza wysokość. Proszę się rozgoś cić, a ja zejdę na dół sprawdzić, co te niedorobione znajdy się tak grzebią. Rowena z rozbawieniem podniosła na niego oczy. - Czy nazwałeś swoją służbę... znajdami, milordzie? - Co? - Popatrzył na nią zaskoczony. - Zdaje mi się, że powiedziałem niedorajdy. Znaczy... nieroby, próż niacy. - Ach, nieroby... - Rowena przygryzła wargę po wstrzymując uśmiech. - Właśnie. Rzuciła okiem do środka i ze zdziwieniem powie działa: - Och, jeśli się nie mylę, to nie jest solarium. Wygląda na kaplicę. Douglas gwałtownie odwrócił się na pięcie. Ołtarz, świece, kropielnica i światło księżyca wpadające przez okno. Co się z nim, do kroćset, dzieje? Poszedł na prawo zamiast na lewo? Poczuł się jak kompletny półgłówek. - Tak często się ostatnio modliłem, że odruchowo skierowałem tu swoje k r o k i - powiedział potrząsając głową. - Oczywiście, że to jest kaplica. Jakiż ze mnie głupiec. Solarium jest po lewej stronie. 61
JILLIAN HUNTER
- Ach tak... - Rowena wydawała się zażenowana. Czy wolno spytać, o co tak gorąco się modlisz, milordzie? A może to osobista sprawa? - Modlę się, by brat powrócił do zdrowia- odpo wiedział. Byle nie za szybko, dodał w myśli. - Ja też się o to pomodlę- powiedziała szczerze Rowena. Douglas poczuł nieznane mu dotąd ukłucie zazdrości. Będzie się modliła za jego brata. Poza seksem nigdy nie łączyło go z kobietami nic intymnego i wcale mu tego nie brakowało, a teraz czuje coś tak intensywnego... Jeszcze rok temu umarłby ze śmiechu na samą myśl o czymś podobnym. Jakże oni są naiwni, sir Mateusz i jego księżniczka. Douglas nie przypominał sobie, by kiedykolwiek czuł w sobie prawdziwą wiarę. Chyba od początku życia był zepsuty do szpiku kości. Przez chwilę przyglądał się jej z uwagą. - Czy łączy was z Mateuszem coś więcej niż przyjaźń? Odparła bez zastanowienia: - Powierzyłabym mu życie. A serce? O to nie mógł już spytać. Zapadło niezręczne milczenie. - On mówi o tobie z wielką serdecznością - powie działa z naciskiem Rowena, jakby wyczuła brak brater skiej lojalności z jego strony. - Mateusz? - Wydajesz się zaskoczony, milordzie. - No cóż, nie wychowywaliśmy się razem - powie dział z ociąganiem. 62
SMOK
- Rozumiem. - Najwyraźniej jednak nie rozumiała. Z pewnością przychodzisz tu modlić się też o inne sprawy, oprócz zdrowia Mateusza? Pomyślał, że zmieniła temat w nadziei, że na gruncie spraw duchowych odnajdą porozumienie. Rozmodlony pirat. Gdyby choć trochę go znała... Z trudem powstrzy mał grymas, ironii. - Oczywiście modlę się za swoją duszę. - Niespo dziewanie poczuł się winny, patrząc teraz na ołtarz. Modlę się również o to, by moja wieś nie przeżywała już więcej najazdów i cierpień. To przynajmniej była prawda. Douglas nie czuł się jakoś szczególnie związany z garstką górali zamiesz kujących wieś w pobliżu zamku, ale zawsze chronił to, co do niego należało. - Najazdy? Sądziłam, że wojna domowa już się skończyła. - Skończyła się. - Douglas odwrócił się od ołtarza. Wolał nie myśleć o poczuciu winy, jakie niespodziewanie wzbudził w nim widok kaplicy. - Ale zostali angielscy żołnierze, których zadaniem było utrzymanie pokoju. Po zakończeniu wojen często pojawiają się wilki, cza tujące na słabych i bezbronnych. - Wilki? - Ich ludzka odmiana, wasza wysokość. Chociaż na naszych wzgórzach żyją też prawdziwe wilki i żbiki. - Odmiana ludzka jest najgorsza - powiedziała ze zrozumieniem. - Sądzę jednak, że taki człowiek jak ty szybko się z nimi upora. Niewiele brakowało, by Douglas porwał ją w ramiona 63
JILLIAN
HUNTER
i ucałował za ten komplement. Jej wiara w niego była wzruszająca, choć może bezpodstawna. - Taki mam zamiar. - Włączę twoją wieś do swoich modlitw - powie działa cicho, kiedy wychodzili z kaplicy. - I oczywiście twoją duszę, milordzie. Douglas nic nie odpowiedział. Niech księżniczka się modli. Może jej niewinna wiara wzruszy Wszechmocnego, jeśli nie wzruszyły Go modlitwy zmasakrowanego, bezbronnego dziecka. Do diabła, to z pewnością nie zaszkodzi. Nawet jeśli Douglas w głębi duszy był prze konany, że Opatrzność opuściła go ostatecznie w dniu, kiedy się urodził.
7 Douglas ściągnął lejce, by kucyki zwolniły. Z po chyloną głową wpatrywał się w ciemności panujące na wzgórzach. Samotny nietoperz nadleciał znad kępy drzew rosnących na skraju traktu. Wózek zaklinował się na jakimś występie i kilka kamieni stoczyło się z niewidocznego zbocza. A księżniczka zapewne popijała teraz gorącą czekoladę. - Co jest z tym cholernym światłem?- warknął Douglas. - Baldwin zgubił latarnię - odezwała się z tyłu wozu Gemma. - Nic nie mogłem poradzić - nieszczęsnym głosem powiedział Baldwin, który szedł z przodu jako prze wodnik. - Fiknąłem kozła na ogromnym hamulcu ster czącym na środku drogi. Budowali ją jacyś ciem niacy. - Nie ciemniacy, tylko przemytnicy. 65
JILLIAN HUNTER
Wiał ostry wiatr. Douglas chwycił turkoczący w jego porywach i zsuwający mu się z ramion płaszcz. - Nie pisałem się na takie rzeczy, kapitanie. - W ogóle na nic się nie pisałeś - powiedział sucho Douglas. - Możesz iść, dokąd cię oczy poniosą. Nie będę za tobą tęsknił. - Nie kłóćcie się, ten chłopak ledwo dycha - odezwał się Dainty, który siedział na wozie trzymając dziecko na kolanach. - Odwieźmy go już do domu. Douglas skierował wóz w stronę doliny. Koła trzeszcza ły na pokrytej kamieniami dróżce prowadzącej wzdłuż jeziora. Grzywiaste fale pokrywały powierzchnię wody. Douglas zapatrzył się na maleńką wyspę pośrodku jeziora. - Dobre miejsce na kryjówkę- powiedział cicho Dainty. - Mogli wymknąć się stąd i zaatakować wioskę nie zauważeni przez nikogo. Douglas z ponurą miną przyglądał się wyspie. - Możliwe. Sprawdzimy to jutro. A teraz odwieźmy tego chłopaka do rodziny. Odkąd odzyskał przytomność, bez przerwy pyta o matkę. Ciemne kontury zamku górowały nad nimi na tle granatowego nieba. - Mam nadzieję, że księżniczka nie patrzy na nas z okna - powiedział Baldwin. - Pomyślałaby, że coś knujemy. Douglas uśmiechnął się pod nosem. - Księżniczka jest kobietą, a nikt nie jest w stanie przewidzieć, co myślą kobiety. A teraz dość już gadania. Chcę, żebyśmy zanieśli tego chłopca do jego chaty, nie zwracając na siebie uwagi. 66
SMOK
Mary MacVittie roześmiała się wesoło. Luneta w jej oknie skierowana była na jezioro tuż pod kamienną chatą przytuloną do zbocza wzgórza. - Piraci coś przemycają - powiedziała do swojego brata, który siedział na drewnianej skrzyni za jej plecami. - Ciekawa jestem, jak odbyło się powitanie księż niczki. Powinnam tam być, żeby im pomóc. - Musiałaś pomóc mnie - stwierdził brat. - Wydaje mi się, że opieka nad chorymi jest ważniejsza niż uczenie rzezimieszków, jak zrobić dobre wrażenie na księżniczce. - Nie zapominaj, że ten rzezimieszek chce pomóc ludziom z Dunmoral. - Coś takiego... Tak ci powiedział? - Tak. - Podeszła do skrzyni i podniosła zniszczoną księgę. - Czytałam tu o miejscowych zabobonach. I wiem już, co pomoże nam uratować wioskę. Mężczyzna wstał i zajął jej miejsce przy oknie. - Wioski nie da się uratować. Ci ludzie zmuszeni są tolerować nawet mnie, lekarza pijaka, wygnanego z dwo ru królewskiego za to, że pozwolił umrzeć kochance jego wysokości. Ale żeby mieć pirata za opiekuna... - Nawróconego pirata, Normanie- mruknęła pod nosem. - Co prawda dawny właściciel tych ziem nie był o wiele lepszy - zauważył. - Spędzał czas na uwodzeniu podkuchennych, kiedy wojna szalała wokół jego zamku. - To się nazywa Ogień Pociechy, jeśli cię to inte resuje - powiedziała wpatrzona w książkę Mary. Brat poprawił ustawienie lunety. 67
JILLIAN
HUNTER
- Dobry Boże. Piraci niosą coś zawiniętego w pled. Idą w stronę wioski. - Słyszałeś mnie, Norman? Powiedziałam, że jedy nym sposobem uratowania Dunmoral jest rozpalenie Ognia Pociechy. - Dopiero co rozpaliłem ogień - powiedział. - Cie kawe, czy te łobuzy zakopują jakiś skarb na wzgórzach. Albo jakieś ciało. Sadzisz, że już kogoś ukatrupili? Piraci znani są z pijackich burd. Mary zacisnęła usta. - Nie mówiłam o ogniu w naszym domu. Ogień Pociechy to stary celtycki rytuał, wciąż potajemnie odprawiany w tych stronach. Druidzi w ten sposób prosili bogów o błogosławieństwo. Norman opuścił lunetę. - Boże, znowu te pogańskie bzdury. Wróżki, rusałki i druidzi. Myślący człowiek nie może tego słuchać. Mary postukała palcem w książkę. - Rytuał polega na pocieraniu dwóch gałązek, aż powstanie iskra. Wszystkie ogniska w wiosce muszą być wtedy wygaszone, a potem znów rozpalone od świętego ognia. - Zamyśliła się na chwilę. - Za wszelką cenę muszę z tego pirata zrobić dżentelmena. - Pirat dżentelmenem? - Popatrzył na nią sceptycz nie. - W takim razie poproś celtyckich bogów o pomoc. Nie potrzebujemy w tym zamku dżentelmena, tylko odważnego człowieka, który twardą ręką zapanuje nad okolicą.
8
Godzinę po powrocie do zamku Douglas stał w oknie swojej sypialni trzymając w dłoni nietknięty kielich bordeaux. W oknie wschodniej wieży widział oświetlony płomieniem świecy cień Roweny. Przyciągała jego uwagę jak samotna gwiazda na mrocznym niebie jego życia. Ostre ukłucie w sercu przypomniało mu, że to skarb, którego nie wolno mu tknąć - przynajmniej jesz cze nie teraz. Jednak jej widok sprawiał mu przyjemność. Chodziła po komnacie. Ciekawy był, jakie niepokoje nie pozwalają jej zasnąć o tak późnej porze. A może tak bardzo przeżywa nieobecność Mateusza? Ale dlaczego Mateusz zwabił ją tutaj nie uprzedzając, że jego przyrodni brat jest bestią w przebraniu szlach cica? Nie pozwoliłaby się przecież prowadzić za rękę tymi ciemnymi zakamarkami, gdyby wiedziała, kim Douglas jest naprawdę. 69
JILLIAN
HUNTER
Uśmiechając się ironicznie, podniósł kielich do ust. - Jeden brat coś traci, a drugi zyskuje. - Dlaczego recytujesz Szekspira gapiąc się w ten kielich wina?- odezwał się zdziwiony głos za jego plecami. - Jesteś aż tak pijany? - To nie był Szekspir, dziewczyno - powiedział i zer knął w stronę drzwi, gdzie stała zatroskana Gemma. Nie, nie jestem pijany. Spojrzała na okno. - Chyba nie podglądasz księżniczki? To nieprzy zwoite przyglądać się komuś nie ubranemu. - No, rzeczywiście... Jakże tak przyzwoitemu czło wiekowi jak ja mogłoby przyjść do głowy podobne bezeceństwo? - Zerknął na nią i uśmiechnął się szel mowsko. - Zdaje się, że cię polubiła - powiedziała wślizgując się do pokoju. - Policzyłeś klejnoty w jej tiarze? - W jakiej tiarze? Przyjrzała mu się z niepokojem. - Jak mogłeś nie zauważyć czegoś takiego? - Nie wiem. Chyba byłem trochę roztargniony. To czarująca kobieta. - Ona nie jest twoja. Należy do Mateusza. - To się jeszcze okaże. - Pociągnął duży łyk wina i z irytacją zmarszczył brwi. - Bądź ostrożny, Douglas. Bez względu na to, jaki tytuł ci nadano, w głębi serca wciąż jesteś piratem. - Idź spać, Gemmo. Jest już chyba druga nad ranem. - Myślisz, że mógłbyś się w niej zakochać? - Przy kucnęła przy podeście jego wielkiego łoża. 70
SMOK
- Jeśli w głębi serca jestem piratem, to powinnaś pamiętać, że nie mam serca. Nie mogę się zakochać. - Dainty powiedział, że Henry Morgan został ad mirałem Czarnej Floty - ciągnęła znów Gemma. - Szuka ludzi na wyprawę w poszukiwaniu Maracaibo. Douglas nie zareagował, ale na wspomnienie morskich podbojów obudziła się w nim znów ta dzikość, którą miał nadzieję na zawsze w sobie stłumić. Maracaibo było miastem zbudowanym ze złota na drodze do legen darnego El Dorado. Czy jakikolwiek pirat nie marzył o odkryciu tego miejsca? Gemma podciągnęła kolana pod brodę. - Powiedział, że Morgan chce mianować cię wicead mirałem. Miałbyś do dyspozycji całą flotę. Douglas uśmiechnął się i odstawił kielich na stolik przy łóżku. - Cóż znaczą bogactwa całego świata, jeśli człowiek zaprzeda własną duszę? Gemma zerknęła na swoje zniszczone trzewiki. - Sądzę, że jakaś cząstka tych bogactw nie byłaby dla nas zbytnim ciężarem. Roześmiał się cicho i pokiwał głową. - Tak, masz rację. - Czy ona nam pomoże?- z niepokojem spytała Gemma. - Nie, jeśli dowie się, jakie z nas łachmyty. Gemma zachichotała. - Nie ma się z czego śmiać, dziewczyno. Jesteśmy szumowinami tego świata. To tylko kwestia czasu, kiedy własnym zachowaniem zdradzimy, jacy z nas 71
JILLIAN
HUNTER
łajdacy. Wystarczy, żeby księżniczka weszła do wielkiej sali, a jakiś pirat ze szczerbatą gębą i drewnianą nogą skoczy jej na ramiona z galerii dla grajków. - Jest urocza, prawda? - Gemma w zamyśleniu potar ła brodą o kolana. - Rozumiem teraz, dlaczego Mateusz chce zatrzymać ją tylko dla siebie. Mateusz, który pod ostrzałem armatnim ratował uko chanego konia swego dowódcy. Obrońca niewinnych ludzi i bezbronnych zwierząt. A Douglas, uwodziciel niewinnych kobiet i . . . czasem sam jak bezbronne zwierzę. Gemma trajkotała coś dalej. Douglas wyjął z kieszeni złotą monetę i przerzucał ją z ręki do ręki. Powstrzymał się, by znowu nie spojrzeć przez okno. Widok tej kobiety budził w nim dziwne uczucia. Czy to możliwe, żeby mężczyznę uwiodła łagodność i inteligencja kobiety? - Zostaw mnie teraz - powiedział nagle, przerywając potok słów Gemmy. - Zamierzam tej nocy znaleźć tego Neacaila. Aż się prosi, żeby go zabić. - Sądzisz, że spodobałam się księżniczce? - spytała. Zachowałam się jak trzeba, prawda? - Tak, oczywiście. - Baldwin przed nią dygnął. Nawet mu nie powie działa jaki z niego głupek. - To niezwykła osoba - stwierdził zamyślony Dou glas. - Ożenisz się z nią? - Co za absurdalny pomysł! Dziewczyna wstała i popatrzyła podejrzliwie na ot warte okno. 72
SMOK
- Weźmiesz ją do łóżka? - A to, moja panno - odpowiedział, popychając ją w stronę drzwi - nie jest już twoja sprawa. - Dlaczego tak nienawidzisz Mateusza? - zapytała szeptem. - Nie chcę o tym mówić. - Douglas westchnął. - Proszę cię... Czy to ma jakiś związek z mamą? - Mama przez długi czas ciężko chorowała, a ty byłaś wtedy małym brzdącem - powiedział po chwili milczenia. - Starałem się opiekować wami obiema. Kradłem i pracowałem, żeby postawić chociaż prosty kamienny krzyż przy wiejskim kościele, kiedy umar ła. - Jego twarz nabrała ostrości. - Wtedy pojawił się Mateusz, w swoich pięknych szatach i inkrusto wanej karecie, kiedy ja prosiłem jedynie o wóz. Za brał jej ciało i pochował na prywatnym cmentarzu w Anglii. - To chyba nie taki straszny grzech, prawda? - po wiedziała łagodnie. - Pozbawił mnie ostatniej szansy udowodnienia, że ją kochałem i że jest we mnie coś dobrego. - Mama o tym wiedziała- stwierdziła z przeko naniem. Podniósł ją i wystawił na korytarz, jakby była nie znośnym kociakiem. - To już przeszłość. Chcę się teraz przebrać, Gemmo, a jak sama mówiłaś, nieprzyzwoicie jest przyglądać się komuś nie ubranemu.
73
JILLIAN
HUNTER
Rozległo się znajome pukanie do drzwi. Aidan. Oznaczało to kłopoty. Douglas otworzył drzwi człowiekowi, który był do niego bardziej podobny, fizycznie i z charakteru, niż jego przyrodni brat. Czarne włosy, czarne oczy, czarny charakter. Tak, Douglas i Aidan mogli uchodzić za ten sam szatański pomiot. Aidan był ubrany jak na polowanie. Minę miał ponurą. - Przyszedłem poprosić o pozwolenie, sir. Douglas uniósł brew. Rzadko wtrącał się w prywatne życie swoich ludzi, ich miłości, ich przeszłość. Dawno temu Aidan wyznał, że jego młoda żona zginęła podczas podróży dyliżansem, że to on ponosi za to winę i że jego szlachecka rodzina go za to wydziedziczyła. Z pew nością miał swoje tajemnice, był jednak posłuszny, lojalny i bystry. Douglas nie wymagał niczego więcej. - Zgodę na co? - spytał, rozglądając się po korytarzu. - Na zamordowanie człowieka - odpowiedział Aidan. - Do wszystkich diabłów! - Douglas wciągnął go do komnaty. - Straciłeś zmysły? Nie pamiętasz, co mówi łem? Jak to się stało, że zdążyłeś zrobić sobie wroga, skoro tak krótko tu jesteśmy? Aidan wpatrywał się w niego z kamienną twarzą. - Odpowiedz mi, Aidan. - Douglas w zdenerwowaniu potrząsnął głową. - Mam nadzieję, że nikomu nie wspo mniałeś o tym szaleństwie. Kogo chcesz zamordować? - Łajdaka, który zgwałcił dziewczynę w wiosce i zo stawił ją umierającą. Ten sam człowiek zmasakrował tego chłopca. Znam cię, Douglas. Dziś w nocy będziesz 74
SMOK
szukał zemsty, a ja ci pomogę. Ten zamek... przypomina mi pewne bolesne sprawy. Douglas odwrócił się powoli. - Mówisz o przeszłości po raz pierwszy, choć od dawna się znamy. Aidan wzruszył ramionami i zmienił temat: - Wieśniacy mają zamiar złapać go w zasadzkę na bagnach. Dadzą się wyrżnąć jak owce. Musimy jechać, sir. Douglas nie pytał, czy Aidan miał jeszcze jakieś inne powody do powzięcia tej decyzji. - Jeśli chcesz, możesz ze mną jechać. Chcę się tylko godzinę przespać, zanim wyruszymy. Aidan sztywno skinął głową. - Będziemy gotowi przed świtem. Przy odrobinie szczęścia znajdziemy tego łotra Neacaila. - Czy Dainty o tym wie? - spytał Douglas. - Nic mu nie mówiłem. Douglasowi stanęła przed oczami twarz Roweny, niewinna, ale i kusząca. Banda Neacaila nigdy w życiu nie widziała nic tak pięknego. Douglas nie chciał, by wieści o rozbojach w okolicy dotarły do jej uszu. - Niech Dainty tu zostanie - powiedział. - Ma czuwać nad bezpieczeństwem księżniczki. Nie mógł jednak zasnąć. W ciemności przemierzał swoją komnatę, całą siłą woli opierając się palącemu pragnieniu- tak bardzo chciało mu się podejść do okna i na nią popatrzeć. 75
JILLIAN
HUNTER
- Pragnę jej - szepnął do siebie. - Nie planowałem tego, ale po raz pierwszy w życiu pragnę czegoś czystego i pięknego, czego nigdy nie miał inny mężczyzna. Pragnę kobiety, która by należała tylko do mnie. Kogoś, komu nie musiałbym płacić ani odbierać go komuś innemu. „Ona nie jest twoja. Należy do Mateusza". Przełknął ślinę i odwrócił zbolałą twarz do okna. Nie jest księciem w tej bajce. Jest smokiem. Jak długo Rowena będzie wierzyła w tę maskaradę? Zamknął oczy, ale wspomnienia przeszłości nie ode szły. Mury zamku zniknęły. Światło świec stojących w komnacie zamieniło się w palące słońce Hiszpanii. Umysł Douglasa wypełniły bolesne obrazy, które odżyły nagle, jakby tamten dzień był wczoraj. Hiszpański statek handlowy podpłynął do niego na morzu. Na pokładzie tłoczyła się grupka kobiet. Wokół ich bladych twarzy, uniesionych jak kwiaty ku słońcu, trzepotały poruszane wiatrem czepki. Jedna z nich trzymała w ramionach dziecko. To podstęp. Był wtedy pewien, że to podstęp. Hiszpanie używali wcześniej takich pułapek. Udawali kupców, a załogę przebierali za kobiety. Smok z Darien był wtedy młody i ponad wszystko chciał dowieść swojej waleczności. Pot spływał mu stróżkami po ogorzałej twarzy, kiedy podniósł rękę na znak ataku. Przez chwilę się zawahał. Dlaczego zig norował ten dziwny moment niepewności? - Boże - szepnął i z wysiłkiem otworzył oczy. Boże, wybacz mi. 76
SMOK
Zaatakował statek, którego jedynym cennym ładun kiem była garstka kobiet wiezionych na sprzedaż jako niewolnice. Dwie z nich zginęły, a dziecko zostało sierotą. Zabrał zdobyty statek na Tortugę i wyprawił zmar łym królewski pogrzeb. Hiszpański ksiądz, którego przywlókł na wyspę, był pewien, że Douglas oszalał. Przyjaciele śmieli się z niego. Nikt nie rozpaczał nad grobami jego ofiar. Nikogo nie wzruszało, że zabił kilka niewolnic, a przez to jego ból był jeszcze do tkliwszy. Postanowił wtedy, że będzie najlepszym z najgor szych. Nie mógł sobie pozwolić na okazywanie poczucia winy, jeśli chciał zachować szacunek swych ludzi. W tamtych dniach nie zdawał sobie sprawy, że przyjdzie czas, kiedy szacunek dla samego siebie nabierze dla niego tak wielkiego znaczenia. Rowena siedziała w łóżku i rozczesywała włosy, podczas gdy Hildegarda sprawdzała, czy w komnacie nie ma tajemnych przejść i otworów w ścianach, przez które ktoś mógłby podglądać księżniczkę. - Jest trochę inny, niż się spodziewałam. - Fryderk próbował cię ostrzec. - Hildegarda wy próbowała zasuwę na ciężkich drzwiach. Syknęła z nie zadowoleniem- Nie powinnam była pozwolić ci odesłać tego starego głupca. Zrzęda z niego, ale nie wątpię, że oddałby życie w twojej obronie. - Przed czym miałby mnie bronić? - Rowena uśmiech77
JILLIAN
HUNTER
nęła się lekko. - Przed piratem, który cały swój wolny czas spędza na modlitwie? Może powinnam pójść do kaplicy i prosić Boga, by Smok się nie nawrócił. Jeśli ten pastor mówił prawdę... - Pastor by nie kłamał- stwierdziła Hildegarda. - Ale mógł się mylić. Hildegarda potrząsnęła głową i uklękła na podłodze, żeby zajrzeć pod łóżko. - Nie można prosić Wszechmoc nego, żeby grzesznik się nie nawrócił. - Jeśli się nawrócił, na nic się nam nie przyda powiedziała Rowena w zamyśleniu. - Hartzburg po trzebuje człowieka na tyle przebiegłego, żeby pokonał moich wrogów. - Odłożyła oprawioną w srebro szczot kę. - Jak sądzisz, ilu szpiegów ukrywa się pod moim materacem? - Nie widzę tu żadnego. - Hildegarda chwyciła po grzebacz leżący na kominku i odgarnęła nim grubą warstwę kurzu. - Spójrz, co za brud. A sir Mateusz nie jest przebiegłym człowiekiem. Mimo to jednak liczyłaś na jego pomoc, zanim ten pirat zawrócił ci w głowie. - To prawda - zgodziła się cicho Rowena. - W po równaniu ze Smokiem z Darien Mateusz jest łagodny jak baranek. Hildegarda wyrzuciła zgarnięty z kominka kurz za okno. - Sir Mateusz byłby dobrym mężem. - Lepszym niż książę Vandever albo mój kuzyn, z tym się zgadzam. Lecz Mateusz to tylko przyjaciel. Gdyby nie jego męstwo na polu bitwy... Zamilkła i nagle posmutniała. Hildegarda jak zwykle 78
SMOK
jej nie słuchała. Jakieś poruszenie na dole pod murami przyciągnęło jej uwagę. - To ten małomówny człowiek o imieniu Aidan i jego lordowska mość- szepnęła wyglądając przez okno. - Dokąd oni się wybierają tak późną nocą? Rowena wstała, wzdychając z rezygnacją. W pożółk łym lustrze zobaczyła swoje nachmurzone oblicze. Nie była kobietą, która jedynie dzięki urodzie zdobędzie tak niezwykłego mężczyznę. Hildegarda odwróciła się od okna. - Nie możemy zapomnieć, co w przeszłości robił nasz gospodarz. - Jego matka- również matka Mateusza- była podobno prawdziwą pięknością. - Rowena odsunęła się od lustra ze smutnym uśmiechem. - Była pokojów ką w wielkim domu i zwróciła uwagę pewnego szla chcica. - Mateusz ci o tym powiedział? Rowena kiwnęła głową. - Dziewięć miesięcy później urodziła syna tego szla chcica, który zginaj wkrótce w jakiejś bitwie. Mateusz jest właśnie tym dzieckiem. Jego matkę wygnano na ulicę razem z bękartem. - Sir Mateusz jest przecież szanowanym człowie kiem - zdumiała się Hildegarda. - Jedynie dzięki temu, że rodzina szlachcica odnalazła go w nędznej dzielnicy, gdzie mieszkał z matką. Był jedynym dzieckiem ich zmarłego syna i zdecydowali się go uznać. - Ale nie matkę? - słusznie domyśliła się Hildegarda. 79
JILLIAN HUNTER
- Była kobietą pozbawioną czci - powiedziała cicho Rowena. - Dziadkowie Mateusza nigdy nie pozwolili mu się z nią spotkać. Nie wiedział o istnieniu matki aż do dnia, gdy umierała. - Mateusz jest dobrym człowiekiem - upierała się Hildegarda. - Najwyraźniej ufa ci na tyle, żeby wyjawić to, czego nie powiedziałby nikomu innemu. A jednak nie ostrzegł cię, że jego brat był piratem. - Jeśli to prawda... - Roweno, jak sobie z tym wszystkim poradzisz? - Jeszcze nie wiem. Narazie muszę ciągnąć tę grę z Douglasem, udając, że wierzę w to, czego on sobie życzy. - Mateusz nigdy nie był piratem- mruknęła do siebie Hildegarda. Rowena ze znużeniem pokiwała głową i wróciła do łóżka. Gdy tylko zamknęła powieki, przeraziła się, że ma przed oczami nie jasne rysy Mateusza, tylko ciemną twarz Douglasa, który całkowicie opanował jej myśli. Jego uśmiech, tak urokliwy i . . . zniewalający. - Zamknij dobrze drzwi - szepnęła z korytarza Hil degarda. - Podejrzewam, że z kominka prowadzi tajemne przejście, ale wygląda na zamurowane. Nie odejdę, dopóki nie będę pewna, że jesteś bezpieczna. Rowena posłusznie podeszła do drzwi i zatrzasnęła zasuwę. Hildegarda niepotrzebnie się martwi, pomyślała. Wie działa, że jeśli wszystko pójdzie po jej myśli, obowiązek wobec kraju i ojca postawi ją wkrótce w sytuacjach o wiele bardziej niebezpiecznych, niż mogła sobie wyobrazić. 80
SMOK
Zaczął siąpić deszcz. Poszukiwania na mokradłach okazały się bezowocne. Douglas machnął na Aidana, żeby wracali do zamku. Nagle zatrzymał się, kierowany instynktem. - Objedziemy jeszcze raz dolinę. Aidan wzruszył ramionami. - Dlaczego nie? Dolina wydawała się spokojna. Kamienne chaty ma jaczyły w mroku; jakiś pies cicho zawarczał, kiedy przejeżdżali. Dopiero około pół mili za wioską Douglas zauważył, że nad stojącą samotnie chatą unosi się dym. Płaczliwy kobiecy głos przerwał ciszę. W pobliskim lesie zarżały konie. Douglas zeskoczył na ziemię. - Aidan, przeszukaj te drzewa. Poszedł w stronę chaty. Drzwi były otwarte na oścież. Bezszelestnie wszedł do środka, mrużąc oczy w torfo wych oparach unoszących się z dogasającego paleniska. Klęcząca pod ścianą młoda kobieta błagała o litość mężczyznę w wystrzępionym kilcie. - Napracowałeś się już dzisiaj, chłopie - powiedział Douglas. Mężczyzna gwałtownie się obrócił. Oczy błyszczały wściekle w zarośniętej twarzy. - Kim, do diabła, jesteś? Douglas zignorował pytanie. Z sąsiedniej izby dobieg ło jakieś skrzypnięcie. - Jestem lordem Dunmoral -powiedział, przytykając szpadę do brzucha mężczyzny. - A ty, śmierdzący szakalu? 81
JILLIAN HUNTER
~ To Liam z Glengaldy - wykrztusiła kobieta i schowa ła się za plecami Douglasa. - Zgwałcił dzisiaj dziewczynę we wsi i strasznie pobił małego Daviego. Jego brat... Zanim skończyła, Liam wyciągnął zza pasa toporek. Umarł natychmiast, wpatrzony w przeszywającą go szpadę. - Ten drugi - szepnęła kobieta, ciągnąc Douglasa za wolne ramię - poszedł kraść moje zapasy i groził, że zabije mi dzieci. Douglas wskoczył za skórzane przepierzenie. Zakapturzony mężczyzna z workiem owsa przyciśniętym do piersi wyskakiwał właśnie przez okno. Douglas schował szpadę i rzucił się za nim do wąs kiego okna. Na strychu błysnęło światło i Douglas pomyślał, że ktoś zapalił świeczkę. Usłyszał szlochanie dziecka, ale nie miał czasu sprawdzić, co się tam dzieje. Wyskoczył na deszcz. Na skraju lasu powalił na ziemię człowieka, który uciekł z chaty. - Miej litość nade mną - załkał mężczyzna. - Nie chciałem przyłączać się do tych zbirów. Powiedzieli, że mnie zabiją, jeśli nie będę dla nich kradł jedzenia. Douglas nie widział osłoniętej kapturem twarzy. - Gdzie jest Neacail z Glengaldy? - spytał ostro. - Ten tchórz ukrywa się i wysyła na rozbój biednych ludzi, takich jak ja. Douglas podniósł się z ziemi. - Chodź ze mną - rozkazał. - Dobrze - potulnie zgodził się więzień. Kiedy wstał, kaptur zsunął mu się z głowy odsłaniając wykrzywioną w grymasie, pokancerowaną twarz. 82
SMOK
- Moje dzieci...!- Z wnętrza chaty dobiegł krzyk kobiety. - Podłożył ogień na poddaszu! - Chryste!... - krzyczał Aidan. - Kobieto, wyjdź stamtąd! Dach się zaraz zawali. Douglas, pomóż m i ! Mężczyzna cofnął się o krok. - Nie możesz gasić pożaru i jednocześnie mnie za trzymać - stwierdził przebiegle. Douglas wpatrywał się w jego twarz. - K i m jesteś? - A jak myślisz? - Neacail... - Douglas sięgnął do pasa. - Ty szalony sukinsynu. Aidan chwiejnym krokiem wydostał się z chaty z dziec kiem na ręku. Ten widok odwrócił uwagę Douglasa, a Neacail wykorzystał okazję i skoczył w stronę lasu. Douglas rzucił się za nim z pistoletem wyszarpniętym zza pasa. Nacisnął cyngiel, lecz pistolet nie wystrzelił widocznie proch zmoczył się na deszczu. - Boże...! - ryknął, zaciskając szczęki z wściekłości. Neacail odwrócił się ze śmiechem. Douglas pociągnął drugi zamek pistoletu. Tym razem trafił uciekiniera w ramię. Neacail zesztywniał, ale nie zatrzymał się. Douglas mógł mieć tylko nadzieję, że później znajdzie go w lesie, martwego lub rannego. - Douglas!- wrzeszczał Aidan.- Pomóż mi, na miłość boską! Nie miał wyboru. Nie mógł teraz ścigać Neacaila i pozwolić, żeby te dzieci spaliły się żywcem.
9 w porównaniu z hiszpańskimi wyspami Szkocja leżała na drugim końcu świata. Kilka godzin później Douglas stał w przedporannym mroku na kamienistym brzegu jeziora Dunmoral. Pioruny przewalały się przez niebo nad jego głową jak echo boskiego śmiechu. Deszcz zalewał mu twarz. Piraci zrobili żart swojemu kapitanowi. Właściwie miał to być dowód uznania. Wyciągnęli na jezioro łódź wiosłową znalezioną w zam ku i zamienili w cudowną, miniaturową kopię „Zauro czenia" - korwety Douglasa, która zatonęła u wybrzeży Kuby podczas ostatniej wyprawy. Phelps, cieśla okrętowy, umocował nawet topsel, a na dziobie wyrzeźbił czarnego, ziejącego ogniem smoka. W ciemnej wodzie odbijały się zarysy miniaturowych mosiężnych dział. W pierwszym momencie Douglasa ogarnęła nostalgia, 84
SMOK
ale już po kilkunastu sekundach jej miejsce zastąpiła panika. - Jak ja to, do diabła, wytłumaczę księżniczce? wykrzyknął. - Co ludzie z doliny pomyślą na widok pirackiego statku żeglującego po spokojnych wodach ich jeziora? W tym momencie trudno byłoby powiedzieć, że jezioro jest spokojne. Deszcz siekł spienione pod wpły wem wiatru fale, które z łoskotem uderzały o brzeg. Douglas i Dainty musieli wiosłować przez godzinę, żeby dotrzeć do wysepki, na której mieli nadzieję złapać ludzi Neacaila. Znaleźli tylko kilka kamieni, martwego ptaka i opusz czone gniazdo kobuza. - Spróbujemy jeszcze raz jutro - powiedział ponuro Douglas, kiedy dopływali do brzegu. - Może pojechali na kolejną wyprawę. Jest już prawie widno. Ostatnia rzecz, jakiej nam trzeba, to żeby księżniczka zobaczyła swego gospodarza na pirackim statku. Księżniczka spała przez cały dzień w swojej wieży pod czujnym okiem Hildegardy. Przespała burzę i pio runy, nieświadoma otaczającej ją mrocznej atmosfery. Douglas nerwowo chodził po komnacie i przeklinał burzę, która nie pozwalała mu przeszukać okolicznych wrzosowisk i wzgórz. Lało jak z cebra, woda rozmywała drogi, rzeki występowały z brzegów. Nie znał tego dzikiego kraju, gdzie uczyniono go lordem, ale miał zamiar dobrze go poznać. 85
JILLIAN HUNTER
Tego dnia nie widział Roweny. Jednak kiedy położył się spać, odczuł dziwne zadowolenie na myśl, że ona bezpiecznie śpi w wieży i szalejące wokół zamku żywioły nie mogą jej dosięgnąć. Jest bezpieczna pod opieką smoka, a nie rycerza bez skazy ze złamaną nogą, o którym bez wątpienia śni i którego jest warta. Neacail z Glengaldy stał przy kominku w komnacie u szczytu wieży. Pamiętał ukryte przejście w zamku, który miał nadzieję odzyskać. Patrzył na kobietę śpiącą w łóżku zaledwie o kilka kroków od niego. Kilka godzin wcześniej przyglądał się wysokiemu mężczyźnie, swemu wrogowi, który nie zważając na burzę przeszukiwał okolicę. Człowiek ten ukradł to, co należało do Neacaila i próbował go zabić. Postanowił, że zapłaci za to. Ból w zranionym ramieniu wzmógł jeszcze jego nienawiść. Neacail jest prawowitym dziedzicem Dunmoral. Tak przynajmniej zeszłego lata wyznała księdzu na łożu śmierci jego matka ulicznica. Przysięgała, że oj cem Neacaila był bratanek poprzedniego lorda Dun moral, zresztą każdy mógł zauważyć rodzinne podo bieństwo. Neacail nie miał żadnych dokumentów, które by to potwierdzały, a poprzedni dziedzic i jego bratanek nie żyli. Neacail wiedział jednak zawsze, że urodził się, by sprawować władzę. 86
SMOK
Pół roku wcześniej wniósł roszczenia do sądu, lecz sędzia roześmiał mu się w twarz. - Może dokumenty świadczące o twoim szlacheckim pochodzeniu, panie, spaliły się w jakimś pożarze zasugerował ironicznie. Tydzień później Neacail spalił doszczętnie wiejski dom sędziego, nie przejmując się tym, że w środku uwięziona jest złożona chorobą siostra gospodarza. Spokojnie przyglądał się, kiedy waliła pięściami w ok no jak ptak uwięziony w klatce. Sprawiło mu to przyjem ność, a ci, którzy się z niego śmieli, dostali nauczkę. Wytarł nos o rękaw swojej wyświechtanej szafranowej koszuli. Jego głęboko osadzone oczy płonęły niepo skromioną ambicją. Czuł ból w ramienu, ale ta słabość go nie powstrzyma. Dzisiejszej nocy będzie spał w jaskini jak zwierzę. Obudzi się wśród zawszonych kamratów, a powinien przecież mieszkać w tym zamku jak lord. Wiele lat temu Neacail najął się do pracy w zamkowej kuchni. Poznał kilka tajemnych przejść, o których inni zapomnieli. Już wtedy myślał, że może mu się to kiedyś przydać. Nie jest jednak głupcem. Nie przyszedł do zamku, żeby dać się złapać. Jego plan sięgał o wiele dalej. Mieszkańcy Dunmoral w pierwszej kolejności zapłacą mu za napiętnowanie. A potem będzie cierpieć ten, który ukradł mu prawo do zamku, oraz ludzie, których miał zamiar chronić. Popatrzył z daleka na kobietę, która tak spokojnie spała w swoim łóżku. Wydawało się, że burza jej nie 87
JILLIAN HUNTER
przeszkadza. Był ciekaw, czy obudziłaby się, gdyby jej dotknął. Dotknął jednak jedynie obszytego koronką peniuaru leżącego na łóżku. - Ładne - powiedział cicho. - I czyste. Podniósł jedną z jedwabnych pończoch, które spadły na podłogę. Użyje ich do obandażowania ramienia. Kobieta na łóżku poruszyła się i przesunęła ręką po twarzy. Neacail w całym swoim życiu nie widział takiej istoty. Czy ona należy do jego wroga? Skąd się tu wzięła? Odsunął się od łóżka i wślizgnął w przejście za kominkiem. Przy następnej wizycie zostawi podarek. Ależ ona będzie zdziwiona.
10
Następnego ranka pani MacVittie przyniosła Gemmie oprawioną w skórę książkę z pozłacanymi brzegami. - Znalazłam to zeszłej nocy i pomyślałam o twoim bracie. Są tutaj wspomnienia pewnego szkockiego wice hrabiego, który żył na dworze Ludwika XIV. Gemma rozejrzała się po pustym dziedzińcu. - Bardzo dziękuję, pani MacVittie. Douglasowi przy da się każda pomoc. Czy ta książka nam powie, jak zachowywać się przy księżniczce? - Powinna okazać się pomocna, mimo że niektóre opisy są nieco ryzykowne. Pomyślałam, że szczególnie przyda wam się opis królewskiej uczty. - Uczty? - No cóż, musicie wydać przyjęcie na powitanie księżniczki. Tak jest przyjęte, nawet w najbardziej odległych miejscach na ziemi, takich jak nasze. Głowy koronowane przyjmowane są wystawnymi ucztami od czasów starożytnych. 89
JILLIAN HUNTER
Gemma przygryzła wargę. - Rozumiem. - Macie w zamku kucharza, prawda? Gemma zawahała się. Ich jedyną kucharką była Fran ces, która prowadziła dom publiczny w pirackiej twier dzy. Braki w sztuce kulinarnej nadrabiała pewnością siebie. - Mamy kucharkę - z determinacją odparła Gemma. Pani MacVittie skinęła głową. - To dobrze. W książce jest menu, na którym powinna się wzorować. Nie chciałabym być niemiła, moja droga, ale ty i ludzie twojego brata powinniście sami przejrzeć tę książkę, by poprawić swoje maniery. Nie chcecie przecież uchybić swemu dostojnemu gościowi. Gemma przełknęła ślinę przyciskając książkę do serca. Była gotowa zrobić wszystko, by przypodobać się bratu. - Oczywiście, że nie. Nie chcemy jej obrazić. Hildegarda stała pod drzwiami komnaty Douglasa, kiedy otworzył je następnego ranka. Widząc ją, zdusił przekleństwo. - Dzień dobry, madame - powiedział. - Idę właśnie do kuchni przekazać kucharce życzenia księżniczki w kwestii śniadań. - Ja się tym zajmę, madame - odpowiedział pomyś lawszy, że dla Hildegardy i Frances jednocześnie kuchnia mogłaby okazać się za ciasna. - Jeśli nie sprawi to kłopotu. 90
SMOK
- Oczywiście, że nie - odparł. Hildegarda skinęła głową z zadowoleniem. - W niedziele będziemy jadły grzanki i galaretkę z czarnych porzeczek. Kawa i czekolada powinny być podawane do wszystkich posiłków. - Rozumiem. - W poniedziałki jadamy galaretkę z nóżek cielęcych i grzanki. We wtorki grzanki i galaretkę a la russe. W środy do wyboru mogą być nóżki wołowe albo galaretka pomarańczowa. Bardzo lubimy galaretkę z czar nego bzu w czwartki. Douglas westchnął. - Z grzankami? - Z grzankami. - A w piątek? - spytał. - Piątek jest zarezerwowany dla galaretki z pigwy. - A w soboty, madame? - W soboty pragniemy mieć do wyboru wszystko, co wymieniłam wcześniej. - Uśmiechnęła się do niego. Jaki dziś mamy dzień? - Sobotę - odparł zgnębiony. - Dobrze byłoby również zawiesić w wielkiej sali proporzec księżniczki - podsumowała Hildegarda. Mam nadzieję, że nie sprawi to kłopotu. - Dla księżniczki wszystko- powiedział z miną zbitego psa. K i l k a minut później osobisty doradca księżniczki wpadł na Douglasa w kuchni. Przygotowywał się do 91
JILLIAN HUNTER
odjazdu i najwyraźniej zależało mu, by szybko załat wić sprawy wojskowe i jak najprędzej wrócić do Roweny. Fryderyk bez ogródek dał Douglasowi do zrozumienia, że jego podstawowym obowiązkiem jest dbanie o bez pieczeństwo księżniczki. Nie ukrywał, że niechętnie zostawia obie kobiety same. - Nie wypuszczę ich bez eskorty ani na krok za most zwodzony - obiecał Douglas. Fryderyk bez słowa odwrócił się na pięcie i wyszedł. - Niełatwo będzie upilnować tej kobiety - proroczym tonem stwierdziła Frances. Douglas westchnął. - Czy mamy spore zapasy galaretek? - Tak - odparła zdziwiona Frances. - Dlaczego? - Sytą kobietę łatwiej upilnować - powiedział. Przynajmniej tak mi się wydaje. Blade promienie ranka wpadały przez wysokie okna wielkiej sali, oświetlając tarcze herbowe na ścianie. W ogromnym kominku z szerokim okapem płonął słaby ogień. Gdy wysoka postać księżniczki ukazała się w sali, Douglas poczuł podekscytowanie. Dzienne światło podkreślało subtelność jej klasycz nych rysów i bystrość spojrzenia. Popatrzyła na niego, a on ze zdumieniem zdał sobie sprawę, że przygląda mu się chłodno, niczym kupiec szacujący konia na targu. Przez chwilę miał ochotę pokazać jej zęby i postukać nogą w podłogę. 92
SMOK
- Dobrze spałaś, wasza wysokość? - spytał cierpko, podprowadzając ją do stołu. - Tak, dziękuję. - Usiadła przy starannie nakrytym stole i popatrzyła na adamaszkowy obrus i chińską porcelanę. - A ty, milordzie? - Wspaniale - skłamał bez mrugnięcia okiem i rozej rzał się. Nie wierzył własnym oczom. Byli sami. Pomyślał, że guwernantka prawdopodobnie ukradkiem pociąga sznapsa, a reszta mieszkańców zamku zgodnie z jego poleceniem trzyma się na wszelki wypadek z daleka, żeby czegoś nie zbroić. Zmarszczył czoło. Piraci trzymający się z dala, żeby czegoś nie zbroić - nie do wiary. Co te łobuzy knują? Rowena wpatrywała się w obficie zastawiony stół. Wyglądała na osłupiałą. Douglas pomyślał, że pewnie jest pod wrażeniem, że postarał się o jej ulubione przysmaki, i czeka, aż jej usłuży. - Grzanka z galaretką, wasza wysokość? - spytał. Mamy czarne porzeczki, nóżki, galaretkę a la russe, z czarnego bzu, pigwy i pomarańczową. Milczała przez chwilę. - Czy zawsze jesz takie ilości grzanek i galaretek, milordzie? - A ty nie? - zapytał zaskoczony. - Nie. Nie znoszę grzanek i galaretek. Hildegarda to lubi. - Może więc napijesz się kawy lub gorącej czekolady? Uśmiechnęła się lekko. - Chętnie. 93
JILLIAN HUNTER
Odwzajemnił jej uśmiech i sięgnął po wypolerowane srebrne dzbanki. - Kawa czy czekolada? - Proszę o czekoladę. - Okiem znawcy przypatrzyła się belkom na stropie sali. - Piętnasty wiek? Douglas obejrzał badawczo dzbanek w swej dłoni. - Nie sądzę. A jeśli tak, to jest w wyjątkowo dobrym stanie. Rowena przygryzła wargę. - Miałam na myśli zamek. Belkowanie stropu. Uśmiechnął się pobłażliwie. - Wiem, wasza wysokość. Tak, to piętnasty wiek. Albo trzynasty, albo czternasty. Do diabła, żeby choć pamiętał historię Dunmoral. Odstawił dzbanek, nagle zdając sobie sprawę, że niebezpieczeństwo czyha w każ dym najprostszym pytaniu. Musi mieć się na baczności w kwestii swojego zmyślonego pochodzenia. Nawet pytanie o ustronne miejsce mogło zdradzić, że jest kłamcą. Albo wariatem. - Czy w Hartzburgu mieszkasz w piętnastowiecznym zamku? - spytał lekkim tonem. Rowena spochmurniała. Douglas zastanowił się, czy nie powiedział czegoś głupiego. Czyżby w Hartzburgu nie mieli zamków? Może mieszkają w jaskiniach? Był przekonany, że Mateusz wiedziałby takie rzeczy. - Wywieziono mnie do różowego letniego pałacu w lesie - odpowiedziała cicho. - Nasz zamek jest ob legany przez rebeliantów. - Oblegany? Przez rebeliantów? - Douglas zupełnie nie interesował się polityką. - W twoim kraju? 94
SMOK
Rowena uśmiechnęła się z wdzięcznością, słysząc autentyczne oburzenie w jego głosie. - To jeszcze nie jest najgorsze, milordzie. Ojciec jest praktycznie więźniem rebeliantów. Wytrzyma oblężenie jeszcze pięć miesięcy, ale potem będzie zmuszony się poddać. Grożą, że go zabiją, jeśli nie spełni ich żądań. - Ależ to... ależ to... - ...zdrada. - Tak, to niedopuszczalna zdrada stanu. - Douglas mógł zadawać się z najgorszymi łotrami, ale nawet on posiadał pewien zmysł porządku. - Dlaczego ktoś nie przepędzi tych drani... miałem na myśli, tych złoczyńców. - W zupełności zgadzam się z twoimi odczuciami, milordzie. - Rowena zmarszczyła brwi. - Próbowałam przeciwstawić się rebeliantom, lecz bez skutku. Nie chcę, żeby zginął choć jeszcze jeden z moich lojalnych poddanych. Niektórzy rwący się do walki chłopcy mają zaledwie po dwanaście lat. Wszyscy nasi dojrzali męż czyźni polegli albo są ranni. - Umilkła. - Albo zdradzili mnie i przeszli na stronę wroga. - Przykro mi to słyszeć - powiedział z troską Douglas, zaskoczony, że naprawdę tak myśli. - Wrogowie ojca dysponują całą armią najemników. Mnie nie wystarczyło talentu, albo może zdolności przywódczych, żeby opanować sytuację. - Tu jest potrzebny doświadczony żołnierz, a nie kobieta - z naciskiem stwierdził Douglas. - Zrobiłam wszystko, co w mojej nocy. - Rowena wypiła łyk czekolady. - Słyszałeś o Pokoju Westfalskim? - Któż by o nim nie słyszał...? 95
JILLIAN HUNTER
- Wiesz więc, że mimo iż Francja zyskała władzę nad pewnymi terytoriami, Hartzburg zachował swoją niezależność. Douglas milczał. Nie dość, że nic o tym nie wiedział, to w ogóle nie rozumiał, o czym ta kobieta mówi. - Francja i cesarz walczyli o nas - dodała Rowena. - Nie dziwię się... Rowena zmarszczyła brwi. - Bardzo cenimy sobie niezależność, milordzie. - Ależ oczywiście. - Spochmurniał jeszcze bar dziej. - Słyszałem, że masz trzech starszych braci. Może nie powinienem o to pytać, ale dlaczego bezradna kobieta musi sama bronić zamku i życia ojca? - Nie czuję się bezradna, milordzie. Douglas uważnie jej się przyjrzał, skrywając uśmiech. - W takim razie bezbronna, ale tylko w sensie f i zycznym. - To słuszne pytanie - powiedziała ze smutkiem. Mój najstarszy brat, książę Eryk, zniknął w tajemniczych okolicznościach podczas polowania. Rupert wypłynął na Morze Śródziemne z ekspedycją handlową. Ostatniej wiosny wpadł w jakąś zasadzkę. Ścigających go kobiet, pomyślał Douglas. Rowena ciągnęła: - Najmłodszy, Antoni, wiedzie życie zakonne we francuskich Pirenejach. Boi się kobiet, pomyślał Douglas. Powstrzymał się przed jakąkolwiek reakcją. Mężczyźni w jej rodzinie są zupełne do niczego. - Czy twoi bracia wiedzą o rebelii? 96
SMOK
- Wysłałam wiele listów - Mateusz mi w tym po magał - ale jeśli wkrótce nie wrócą do domu albo jeśli zginą, będę musiała nie tylko sama uratować ojca, ale również urodzić dziedziców, którzy zapewnią ciągłość dynastii. - Dziedziców? - Douglas napił się kawy, by nie zwróciła uwagi, że jego głos zabrzmiał o oktawę wyżej. - Muszę szybko urodzić dzieci - powiedziała z roz brajającą szczerością. - Ciągłość dynastii nie może zostać przerwana, gdyż rebelianci wykorzystają to, by zbuntować przeciwko nam ludność Hartzburga. - To rzeczywiście poważny problem- powiedział Douglas. - Szczególnie część dotycząca pośpiechu w ro bieniu dzieci. Rowena westchnęła. - Moja siostra Michalina została wygnana do klasz toru za karygodne zachowanie, tak więc naturalnie nie może zajść w ciążę. - Naturalnie - potwierdził Douglas. - Oczywiście jeżeli chodzi o Michalinę, to nawet to jest możliwe. Myśl o współpracy z księżniczką w kwesti dostar czenia dziedziców niebezpiecznie działała na wyobraźnię Douglasa. Przez chwilę miał ochotę porwać ją na górę i pomóc wypełnić jej polityczne obowiązki. Była pierw szą napotkaną kobietą, przy której myśl o posiadaniu dzieci wydała mu się w pewnym sensie zachęcająca. Zrobiło mu się gorąco, kiedy wyobraził sobie, że stoją wśród gromady małych piratów i księżniczek. 97
JILLIAN HUNTER
Siedziała zapatrzona gdzieś w dal, myśląc o spiskach i nieszczęściach rodziny. Czy naprawdę jest tak niewin na? - zastanawiał się cynicznie. Ta kobieta z pewnością nie jest głupia. Czyżby wystawiała jego charakter na próbę? Czy ma zamiar go zdemaskować? Ktoś w jej sytuacji nie mógł zaufać wielu ludziom. Została zdradzona. To zrozumiałe, że jest ostrożna. Ma do niego zaufanie, ponieważ jest bratem Mateusza. Każdy pirat skorzystałby z okazji, żeby zaciągnąć ją do łóżka, nie mówiąc o położeniu łapy na jej majątku. Do diabła, gdyby wiedziała, że jeszcze kilka miesięcy temu nękał te cholerne hiszpańskie psy, półnagi, z nożem w zębach... Uciekłaby przerażona do swojego różowego letniego pałacu. Musi zdobyć jej zaufanie poczuciem godności i sa mokontrolą. Oczywiście, najpierw będzie musiał jakimś cudem odnaleźć w sobie te cechy. Nigdy nie podejrzewał, że będzie mu na tym zależało. Zacisnął usta. Jej słowa znów zaczęły do niego do cierać. - . . . i jak zaznaczono w kontrakcie małżeńskim, za chowam kontrolę nad handlem truflami. Pochylił się, żeby ponownie napełnić jej filiżankę. - Handlujecie trunkami? - Chyba nieuważnie słuchałeś, milordzie - zauważyła lekko urażonym tonem. Douglas uśmiechnął się. Ta kobieta nie pozwoli się łatwo zbić z tropu. Stwierdził jednak, że zupełnie mu to nie przeszkadza. 98
SMOK
- Oczywiście, wasza wysokość. Wiem coś na temat handlu trunkami. Wyobraź sobie, w zeszłym tygo dniu... Rowena głośno westchnęła. Patrzyła na niego jak na błazna. - Nie mówiłam o trunkach. Mówiłam o truflach. Trufle!!! Hartzburg z nich słynie. To wielki przysmak, który rozsyłamy po całej Europie. Próbowałeś ich kie dykolwiek? - Oczywiście- bez zająknięcia skłamał Douglas. Przecież na statku codziennie jedliśmy trufle jako do datek do robaczywych sucharów i solonej wieprzowiny, dodał w myśli. - Nic nie może zastąpić trufli jako ozdoby wykwintnego posiłku, prawda? Rowena uśmiechnęła się trochę złośliwie. - Najwyraźniej reszta świata jest twojego zdania, milordzie. Ja ich nie znoszę. Co może bardziej odebrać apetyt niż czarne, pokryte brodawkami grzyby? Papa podaje je przy każdej uroczystej okazji. Douglas oparł się na łokciach i pochylił do przodu, jakby trufle były najbardziej fascynującym tematem na świecie. - Doprawdy? - Uczył nas zbierania tego obrzydlistwa w nadbrzeż nych lasach z pomocą wyćwiczonych świń. - Coś takiego... - W tamtych czasach był radosnym człowiekiem, jeszcze przed śmiercią mamy -powiedziała uśmiechając się w zadumie. - Zmienił się po jej stracie. Stał się ponury i nieufny. 99
JILLIAN
HUNTER
Douglas zauważył drżenie palców dziewczyny, gdy dotknęła filiżanki. Powrócił wzrokiem do jej twarzy. - Za dużo mówię - stwierdziła. - Umiesz słuchać, milordzie, a to może być niebezpieczne. - Nie muszę chyba zapewniać, że twoje sekrety zostaną między nami? - spytał cicho. - Zupełnie cię nie znam- powiedziała, a uśmiech znów powrócił na jej twarz. - Lecz jeśli Mateusz nalegał, bym powierzyła się twej opiece, musisz być człowiekiem godnym zaufania. Hałas przy drzwiach przerwał coraz bardziej intymną atmosferę. Hildegarda z pochmurną miną przyczłapała do stołu hałasując drewniakami. - Nie wypada obarczać jego lordowskiej mości naszymi kłopotami - powiedziała, obrzucając Rowenę ostrym spojrzeniem. - Dyskutowaliśmy o truflach, a nie o kłopotachodparła Rowena, zerkając porozumiewawczo na Dou glasa. Wyraźnie czymś zmartwiona Hildegarda zasiadła obok księżniczki. - Wiem, dlaczego masz kłopoty w tym zamku, milor dzie - powiedziała. - Nie spałam całą noc i odkryłam tę szatańską tajemnicę. - Tajemnicę?- Douglas uniósł głowę. Na skórze poczuł gęsią skórkę. Czyżby został zdemaskowany? Jaką tajemnicę? - spytał z całą nonszalancją, na jaką było go stać. 100
SMOK
Gemma zwołała nadzwyczajne zebranie w ogrodzie, którego celem miała być nauka dworskiej etykiety. Księga pani MacVittie krążyła z rąk do rąk. Wyszukane rysunki wzbudzały chichoty i okrzyki zdumienia. Baldwin nie mógł oderwać od nich oczu. - A ludzie mówią, że piraci to zbereźnicy. Ci fran cuscy panowie tylko żrą i urządzają orgie. Jestem zgor szony. Stojąca nad nim pani MacVittie uśmiechnęła się. - Słuszna uwaga, panie McGee. Dwór francuski słynny jest z rozwiązłości. - Ależ to obrzydliwe! - wykrzyknął Willie. - Gem ma przeczytała, że brat króla ubiera się jak kobieta i tańczy z mężczyznami. Baldwin potrząsnął głową. - Dla mnie to jeszcze nie tak straszne jak kawałek o tym, że dworzanie używają kominków jako wychodka. - Przecież ogień by zgasł... - głośno zastanawiał się Willie. - Nie obchodzą mnie takie sprawy- powiedziała Gemma. - Zwołałam was tu, żebyśmy poćwiczyli ety kietę. Baldwin, czy jako zarządca zamku wiesz, jakie są twoje obowiązki wobec księżniczki? Baldwin miał niepewną minę. - Tak... - Masz dbać o jej wygodę - powiedziała pani MacVittie. - To poważna funkcja. - To znaczy, że mam nosić za nią gorącą cegłę, jeśli zmarzną jej nogi, albo herbatę miętową, jeżeli po kolacji będą ją męczyć wiatry? 101
JULIAN HUNTER
Gemma opadła na ławkę i zapatrzyła się na opadłe liście tańczące po trawie. - To beznadziejne... - stwierdziła z rezygnacją. Pani MacVittie poklepała ją po ramieniu. - Nie sądzę, żeby należało interesować się, czy księż niczce dokuczają wiatry, panie McGee- powiedziała łagodnie. - A jeśli chodzi o zmarznięte nogi, to takimi osobistymi sprawami może zająć się jej towarzyszka. Natomiast twoim zadaniem jest pokazać jej wysokości zamek i zadbać, by zawsze miała zapas świec. - I nie dygaj przed nią więcej, bo cię zamorduję dorzuciła Gemma. - Nie będzie takiej potrzeby - taktownie zauważyła pani MacVittie. - Pan McGee rozumie swoje zadanie, prawda? - Jakie zadanie? - spytał Baldwin. Pani MacVittie potrząsnęła głową i odwróciła się do wątłej kobiety stojącej samotnie przy żywopłocie. - A ty, Frances? Jak tam twoje przygotowania do uczty? - Nie będzie żadnej uczty, jeśli nie zdobędę przy zwoitego jedzenia. - Jej delikatna twarz nachmurzyła się, a jasne loczki, luźno upięte na czubku głowy, zadrżały wymownie. - W spiżarni mamy tylko owies i suszony groch. Raczej się to nie nadaje na królewskie przyjęcie. Kiedyś w naszym burdelu przygotowałam kolację dla jednego księcia. Powiedział mi, że jada takie dziwaczne rzeczy jak rybia ikra, pawie i ostrygi - oznajmiła pod niecona. - Na pewno możemy zdobyć trochę ostryg. - Ostrygi jadają ludzie pospolici - powiedziała Gem ma marszcząc czoło. 102
SMOK
Willie rzucił przed siebie kamyk. - Do najbliższego miasteczka, w którym jest targ, są cztery dni drogi w każdą stronę. Ostrygi ześmierdną się na śmierć, zanim je podasz. Douglas nie byłby za chwycony, gdybyśmy struli biedną księżniczkę. - Zatoka jest tylko kilka mil stąd - w zamyśleniu powiedziała pani MacVittie. - Nigdy nie jadłam ostryg z Dunmoral, jeśli takowe istnieją, ale wydaje mi się, że wicehrabia wspominał o mięczakach podawanych na królewskim stole. - Warto spróbować. - Gemma zerknęła niespokojnie w stronę zamku. - Chyba już zjedli śniadanie. Sądzę, że powinniśmy się pokazać, bo księżniczka weźmie nas za nieobytych wieśniaków. - I będzie miała rację - stwierdził Baldwin. Gemma popatrzyła na Frances. - Nie widziałaś jej wczoraj wieczorem. Pójdziesz z nami? Frances potrząsnęła przecząco głową. Gemma podejrze wała, że kucharka z radością pracuje dla Douglasa, ale woli zostać w cieniu ze względu na swoją przeszłość prostytutki. - Chodź z nami, Frances, poznasz ją - powiedziała. - Żartujesz? - Kobieta wyprostowała się sztywno. Muszę zająć się przygotowaniami do tej przeklętej uczty. To będzie naprawdę cud przemienić bochenki owsianego chleba w królewski bankiet. Douglas rozparł się nonszalancko na krześle. Poza ta najwyraźniej wskazywała na jego zdenerwowanie. 103
JILLIAN
HUNTER
- Tajemnica? - Uśmiechnął się, jakby usłyszał dow cip. - Nie znalazłaś chyba, pani, cebulek tulipanów pod swoim łóżkiem. Pewnie dojrzewają tam od dziesięciu lat, od czasów zbzikowanego starego lorda. Rowena uśmiechnęła się. - Co za szczególny sposób wyrażania się o zmarłym ojcu. - Czyim ojcu? - Douglas odwzajemnił jej uśmiech. - Twoim. - Rowena popatrzyła na niego pytająco. Starym zbzikowanym lordzie. - Ach... tak. Biedny stary papa. Uśmiech zamarł na twarzy Douglasa. Nie znając jego prawdziwego pochodzenia, księżniczka sądziła, że odzie dziczył dobra po poprzednim lordzie. No cóż, stary lord zyskał właśnie syna, a Douglas drugiego ojca, który zaczynał wydawać mu się bliższy niż arystokracina, który opuścił go, zanim Douglas przyszedł na świat. - Widzę, że jego lordowska mość jest w krotochwilnym nastroju - zauważyła Hildegarda, uśmiechając się czule do Roweny. Jej twarz stężała, kiedy znów przenios ła wzrok na Douglasa. Pokiwała mu palcem przed nosem. - Lecz nadal twierdzę, że wiem, dlaczego masz kłopoty w wiosce. Jezioro otaczające zamek jest nawie dzane. - Nawiedzane? - Douglas z trudem powstrzymał się, żeby nie dotknąć swojego kolczyka. Był przesądny. Żaden pirat nie kpi sobie z losu. Rowena westchnęła. - Hildegarda nie pozwoliła mi spać pół nocy przez 104
SMOK
swoje wizje. Utrzymuje, że w waszym jeziorze mieszka koń wodny. Douglas wpatrywał się w nią osłupiały. Boże, czy to możliwe? Czyżby Hildegarda zauważyła na jeziorze „Zauroczenie"? - Koń wodny? - spytał uprzejmie. - Wy, Szkoci, nazywacie tego stwora wodnym du chem konia. - Hildegarda przeżegnała się, a potem przesądnie dotknęła amuletu z krzemiennych grotów, który nosiła na szyi. - Szatańskie stworzenia. Pożerają ludzi i zieją siarką. Bałam się zostawić moją panią aż do świtu. Douglas zakrztusił się, maskując śmiech. - Zeszłej nocy było bardzo ciemno, pani. To, co widziałaś, było prawdopodobnie iluzją wywołaną cie niami fal i szuwarów. - Ten stwór miał rozwichrzoną grzywę na karku stwierdziła Hildegarda, najwyraźniej bardzo przejęta tym, co widziała. Douglas splótł dłonie pod brodą, nie okazując najmniej szego niepokoju. Koniem wodnym mógł być jedynie ten przeklęty piracki statek, który ofiarowali mu jego ludzie. Z „Zauroczeniem" zawsze wiązały się jakieś kłopoty. Zastanowił się, jakby tu wymknąć się niepostrzeżenie i ukryć łódź, nie zwracając niczyjej uwagi. Kto mógłby zająć się w tym czasie księżniczką i jej straszliwą guwernantką? Dainty nie wrócił jeszcze z ob jazdu doliny, co ze względu na niedawne wypadki trochę go niepokoiło. Aidan jak zwykle gdzieś zniknął. Nagle w drzwiach ukazała się grupka jego przyjaciół. 105
JILLIAN HUNTER
Douglas zmrużył oczy, przyglądając im się badawczo. Podeszli do stołu, by złożyć szacunek księżniczce. Albo zwalić ją z nóg swoim zachowaniem. Pewne było, że przynajmniej jedno z nich zrobi z siebie głupca. Gemma dygnęła i nieśmiało spytała, czy księżniczka dobrze spała. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że od trzeciego roku życia wychowywała się wśród piratów i pierwsze słowa, jakie wypowiedziała jako dziecko, brzmiały: „Żadnych sztuczek, żadnych chwytów, dawaj złoto!" Pani MacVittie ofiarowała księżniczce słój wrzoso wego miodu obwiązany wstążeczką w szkocką kratę. Willie skłonił się niezdarnie. Douglas z ulgą stwier dził, że tym razem Willie mocno trzyma w ustach wypadające wciąż sztuczne zęby. Jednak serce mu zamarło, gdy do stołu zbliżył się Baldwin, wpatrzony w Rowenę jak w obraz. Cisza wydawała się nie do zniesienia. Douglas chrząknął znacząco. W końcu Baldwin skłonił się. - Bardzo dobrze- powiedział półgłosem Douglas, odprawiając ich machnięciem ręki. - Możecie już wra cać do swoich obowiązków. - Chwileczkę - zdecydowanym tonem odezwała się Hildegarda i sięgnęła po grzankę. - Może ktoś z nich widział konia wodnego. - Konia wodnego?- Pani MacVittie wyglądała na zaintrygowaną. - W naszym jeziorze? - Jakiego konia? - spytała zdezorientowana Gemma. 106
SMOK
Douglas przesunął się na krawędź krzesła. W jego oczach zaiskrzyły ostrzegawcze błyski. - Nad zamkiem wisi jakaś klątwa - stwierdziła z ta kim przekonaniem Hildegarda, że nawet Douglas przez moment bliski był tego, by jej uwierzyć. - W jeziorze mieszka duch wodnego konia. - Nikt nie widział konia wodnego w tym jeziorze od stu lat - powiedziała w zamyśleniu pani MacVittie. Ciekawe, co go tu sprowadziło. - Obawiam się, że ma to związek z niewinną duszą księżniczki - stwierdziła z przejęciem Hildegarda. - Złe zawsze lgnie do niewinności. Douglas zerknął na Rowenę spod gęstych brwi. O mały włos nie powiedział prawdy, żeby gości uspokoić. Księż niczka jednak nie wyglądała na przestraszoną. - Żadne potwory nie istnieją - odezwała się. - Na dowód tego jeszcze dzisiejszego ranka udam się na przejażdżkę po jeziorze. Douglas powstrzymał okrzyk przerażenia. - To absolutnie niemożliwe. Osobiście zajmę się tą sprawą. Hildegarda posłała mu aprobujące spojrzenie. - To bardzo słuszna decyzja, milordzie, lecz jestem zmuszona poradzić mojej pani, by natychmiast opuściła ten zamek. Są tu też inne niebezpieczeństwa. Cień przemknął po twarzy Douglasa. Poczuł wzras tające napięcie. - By opuściła zamek? Ależ dopiero co przybyła. - O jakich niebezpieczeństwach mówisz? - spytała szorstko Rowena. 107
JILLIAN
HUNTER
Hildegarda spuściła oczy. - Mam na myśli zbójów, którzy zaatakowali wioskę jego lordowskiej mości. Młoda kobieta została zgwałcona i wrzucona do rzeki. Zaledwie na godzinę przed naszym przybyciem zeszłej nocy pobito prawie na śmierć małego chłopca. Słyszałam, jak służba o tym mówiła. - Tą sprawą już się zająłem - powiedział ostro Dou glas. Nagła zmiana w jego tonie zdumiała Rowenę. Zafajdany łajdak, który dopuścił się gwałtu, już nigdy nie napadnie na bezbronną kobietę. Ta padlina gnije pewnie teraz w śmierdzącym łajnie. - Douglas... - ostrzegawczo szepnęła Gemma, za krywając dłonią usta. Ale on nie mógł się już dłużej powstrzymywać. Maska układności spadła z oblicza pirata. Pochylił się do przodu, jakby miał przewrócić stół. - Nikt nie zrobi krzywdy twojej pani, dopóki ja tu jestem! - ryknął. - A jeśli chodzi o pozostałych rzezimiechów - ktokolwiek spróbuje podnieść rękę na księż niczkę, zobaczy swoje wyprute flaki w kałuży własnej krwi, zanim zdąży mrugnąć okiem. Osobiście poćwiar tuję skurwysyna... - Douglas... - odezwała się znów przerażona Gemma. - . . . i kości tego ścierwa rzucę psom na pożarcie! Rozparł się w krześle, nagle uspokojony. W sali panowała absolutna cisza. Hildegarda gapiła się na niego, jakby zobaczyła ducha. Rowena wyglądała na autentycznie zaskoczoną. Stało się, pomyślał. Odsłonił swoje prawdziwe oblicze. Żaden szlachetnie urodzony człowiek nie użyłby takiego 108
SMOK
obrazowego języka w obecności dam. Na pewno wy straszył księżniczkę na śmierć. Lord Dunmoral powinien kierować się rozwagą, a nie przemocą. Czy zniszczył wszystko tym wybuchem furii? Jak wiele prawdy odsłonił swoim zachowaniem?
11
Wyraziłem się może nieco obrazowo - powiedział i przepraszająco się uśmiechnął, próbując naprawić błąd. - Złoczyńcy muszą stanąć przed sądem, zgodnie z królewskim dekretem. Daleki jestem od wymierzania sprawiedliwości własnymi rękami. Proszę wybaczyć mi te ostre słowa. Przemoc wywołuje tylko jeszcze większą przemoc. Rowena zmarszczyła czoło. - Czasami musimy działać, a dopiero potem zasta nawiać się nad konsekwencjami. Douglas odpowiedział najłagodniejszym tonem, na jaki go było w tej chwili stać: - Wszyscy winniśmy przestrzegać prawa, wasza wy sokość. - Jeśli dobrze zrozumiałam, brytyjski rząd wycofał swoje oddziały ze Szkocji - powiedziała z dezaprobatą Hildegarda. 110
SMOK
- To prawda, pani - odparł Douglas. - Komu więc księżniczka może zawierzyć swoje bezpieczeństwo? - z niepokojem spytała guwernantka. Spuścił głowę. Starał się wyglądać nobliwie. Nie było to łatwe po tyradzie o śmierdzącym łajnie i wyprutych flakach, którą przed chwilą wygłosił. - Musimy zaufać Opatrzności Bożej. I nie pozwolić, by księżniczka oddalała się z zamku bez eskorty. Jego słowa wywołały po raz drugi absolutną ciszę. Czy teraz zamiast Smokiem z Darien będą go nazywać Strachajłem z Dunmoral? - A co z tym koniem wodnym?- nie ustępowała Hildegarda. - Słyszałam, że konie wodne porywają kobiety, żeby ulżyć swoim chuciom. - Boże Przenajświętszy... - wyrwało się Douglasowi. - Tak. - Głos Roweny brzmiał cierpko. - Ten lu bieżny stwór podszedł podobno tak blisko jej okna, że widziała ziejące ogniem węże w jego grzywie. Hil degarda jest przekonana, że ten potwór płonie dziką namiętnością do mnie. - Nie dziwię się - powiedział Douglas. - To znaczy... Mam na myśli, że nie dziwi mnie jej niepokój. Młoda kobieta z twoją pozycją uważana jest za cenny łup w całej Europie. Twarz Roweny pojaśniała rozbawieniem. - Cenny łup? - Miałem na myśli bezczelnych łupieżców, którzy, wziąwszy pod uwagę twą słynną w całym świecie urodę, poważyliby się dybać na twoją nieskalaną cnotę. - To przesada - powiedziała Rowena. 111
JULIAN
HUNTER
- Ależ skąd, to prawda. Popatrzyła na niego spod oka. - Zupełnie jakbym słyszała twojego brata Mateusza. - Dziękuję. - Douglas skłonił się. - To nie był komplement - zaczepnie rzuciła Rowena. - Doprawdy? - Sprawa konia wodnego musi zostać rozwiązana dzisiaj, albo będę nalegać, by księżniczka opuściła to miejsce - przerwała im Hildegarda. - Złapanie konia wodnego to dość trudne zadanie. Baldwin, Willie, Shandy, Phelps i inni członkowie załogi „Zauroczenia" słuchali każdego słowa z ros nącym przerażeniem. Jak wszyscy piraci, mieli wielki respekt dla sił nad przyrodzonych. Zdejmij kolczyk, a stracisz oko. Spluń trzy razy w dłonie, zanim podpalisz lont armaty. Nigdy nie pozwól, żeby mewa wylądowała z twojej lewej strony. Całym sercem wierzyli w potwory. Shandy, niski żylasty Anglik z czarnym wąsem, przemówił w imieniu reszty: - Trzeba coś zrobić z tym stworem, sir. - Wioskę, gdzie się urodziłem, nawiedzała zjawa stwierdził rzeczowo Baldwin. - Ten straszliwy upiór zabił pięć osób. Douglas wstał zza stołu. - To pięknie, że przyszliście pokłonić się księżniczce, ale czas już wracać do obowiązków. A jeśli chodzi o potwora z jeziora... - Umilkł znacząco. - Może ta bestia ma dobre serce. Może, gdybyśmy go lepiej poznali, wręcz by nas zauroczył... 112
SMOK
Gemma od razu zrozumiała, co brat ma na myśli. Do pozostałych dotarło to po chwili, z wyjątkiem Baldwina, którego lotność umysłu, nad czym Douglas szczerze ubolewał, pozostawiała wiele do życzenia. - Nikt nigdy nie słyszał, by koń wodny miał dobre serce - stwierdziła stanowczo Hildegarda. - Te potwory pożerają żeglarzy podczas sztormu. Sądzę, że powin niśmy odprawić egzorcyzmy. Baldwin rozdziawił szeroko usta. - Przepraszam, ale nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. Trzeba go zostawić w spokoju. Egzor cyzmy wzbudzą tylko jeszcze większy apetyt bestii. Może nawet zacznie pożerać kobiety i dzieci. Przez twarz Roweny przemknął uśmiech. Zniknął, gdy Douglas położył ciężką dłoń na ramieniu Baldwina. - Zauważyłem, że pochodnie w korytarzu przy kom nacie jej wysokości nie są wystarczająco nasączone oliwą. Nie możemy przecież pozwolić, by księżniczka potknęła się w ciemnościach, prawda? Baldwin nachmurzył się, podejrzewając, że zrobił coś niestosownego. Uznał, że zniknie Douglasowi z oczu, zanim ten go zabije. Do diabła, co ma teraz powiedzieć? Gemma kazała mu studiować tę durną francuską książkę cały ranek, zaś Douglas od tygodnia przestrzegał, by nie zrobił jakiegoś głupstwa. A teraz wszystko mu się pomieszało w głowie po tych opowieściach o potworze z jeziora. Nagle sobie przypomniał. Jest zarządcą zamku. Ma dbać o wygodę księżniczki i o to, żeby dziewczyna nie zgubiła się w jakichś mrocznych zakamarkach. 113
JILLIAN
HUNTER
Wypiął pierś i wyrzucił z siebie prawie krzycząc: - Ustronne miejsce to drugie drzwi od twej kom naty, księżniczko. Nie chciałem, żebyś się zgubiła, namalowałem więc wyraźny krzyżyk na tych drzwiach. Gemma podskoczyła do niego obrzucając go morder czym spojrzeniem. - Baldwin...! Lecz on nadal nie odrywał od Roweny rozanielonego wzroku. - Namalowałem ten krzyżyk dziś rano, gdybyś w naj bliższym czasie śpieszyła się za potrzebą. Rowena osłupiała. Douglas zamknął oczy. - Ruszże głową - powiedziała dobitnie Gemma. - Że co? - spytał Baldwin. Gemma uśmiechnęła się cierpko. - Masz chyba coś do zrobienia, prawda? Wspomi nałeś niedawno, że księżniczce może zabraknąć świec, jeśli zechce czytać długo w nocy. - Nie. - Baldwin wyglądał na zmieszanego. - Nic takiego nie mówiłem. Rowena uśmiechnęła się zażenowana. - Bardzo proszę, zapomnijmy o mojej pozycji i ety kiecie. - To nie będzie trudne... - mruknęła pod nosem Gemma. - Szczególnie że nie mamy bladego pojęcia o etykiecie.
114
Krzyżyk na drzwiach ustronnego miejsca! Śmier dzące łajno i cenne łupy! - wyrzucał sobie Douglas wiosłując zawzięcie. - Dlaczego nie odtańczymy przed nią po prostu barbarzyńskiego tańca ze sztyletami w zę bach? Nie będzie już miała żadnych wątpliwości, że jesteśmy bandą krwiożerczych piratów. - A, niech to diabli, kapitanie - powiedział Baldwin. Ja tam nie mam się czego wstydzić. Jestem dumny, że służyłem pod dowództwem Smoka. Nad doliną powoli zapadał zmierzch. Douglas wios łował w milczeniu, zapatrzony w wyszczerzonego smoka na dziobie łodzi. W pewnym momencie jego wzrok powędrował ku wysepce na środku jeziora. - Gdzie jest Aidan? - spytał nagle. - Jak zwykle gdzieś zniknął, sir - odparł Dainty. Poza tym ostrzegałeś wszystkich, by bez potrzeby nie wchodzili księżniczce w drogę. Pewnie woli trzymać się z daleka, żeby nie strzelić jakiejś gafy. - Nie tylko Aidan powinien trzymać się w ryzach powiedział Douglas. - Ta kobieta dziwnie na mnie działa. Całe to gadanie o rodzeniu dziedziców... Za stanawiam się, czy ona nie chce czasem wykorzystać mnie jako ogiera rozpłodowego. Dainty uśmiechnął się półgębkiem; cały czas twardo utrzymywał rytm wiosłowania nadany przez Douglasa. Spotkali się jako galernicy na Karaibach mniej więcej piętnaście lat temu. Dainty dzięki swej ogromnej posturze wkrótce został nadzorcą kapitana. Kilka razy uratował Douglasa od chłosty, kilka razy sam mu ją wymierzył, a kiedy wybuchł bunt galerników, mieli już dawno sprecyzowane plany wspólnej pirackiej przyszłości. 115
JILLIAN
HUNTER
Douglas westchnął. - Może ona po prostu domyśla się, jaki jestem na prawdę. Ciekawe, dlaczego Mateusz nie powiedział jej, że jestem piratem i skończonym łajdakiem. - To najszczersza prawda, sir - powiedział Baldwin. Jesteś największym łotrem, pod jakim służyłem. - Powiedziałem Mateuszowi, że się nawrócę - ode zwał się Douglas.- Czyżby naprawdę mi uwierzył? Dainty parsknął śmiechem. - Gdzie ukryjemy „Zauroczenie"? - Tam, między tamtymi drzewami. - Douglas z nie dowierzaniem wpatrywał się w grupkę ludzi zebranych na brzegu. Przeklął pod nosem. - No, to mamy to warzystwo. Dwaj pozostali mężczyźni w łodzi odwrócili głowy w stronę brzegu. Kilkunastu mieszkańców wioski stało tuż nad wodą. Kobiety miały na sobie znoszone spódnice ze zgrzebnej wełny, mężczyźni spłowiałe kilty. Kilku z nich zdjęło czapki w geście szacunku dla Douglasa. Pirat czy nie, był teraz lordem Dunmoral i należał do nich tak samo jak oni do niego. Wraz z tytułem i mająt kiem spadł na niego również obowiązek obrony wymie rającego klanu MacAultow, którzy ponieśli krwawe ofiary podczas tyranii Olivera Cromwella. Kilku najśmielszych mężczyzn weszło do wody, by pomóc przyciągnąć łódź do brzegu. Douglas westchnął głęboko, niepewny, co zrobić z tymi ludźmi. Przyglądali mu się w milczeniu. Pirat, a od niedawna szlachcic, dzięki jednemu podpisowi króla. 116
SMOK
Najwyraźniej jednak postanowili uwierzyć, że jako pan tych ziem będzie ich obrońcą. Douglas sam nie był pewien, kim jest i czuł się zażenowany, kiedy przyglądali mu się z tym specyficz nym humorem szkockich górali, których wydawały się nie dziwić żadne absurdy życia. Udawali, że nie widzą repliki pirackiego statku na brzegu swojego jeziora. Smok z Darien, Postrach Siedmiu Mórz, pojawił się teraz na szkockich wodach. - Witaj, milordzie. - Wasza lordowska mość wybrał się na połów? Łódź zakołysała się w szuwarach. Douglas siedział nieporuszony, nie mając pojęcia, jak wytłumaczyć obec ność pirackiej łodzi. Może, jeśli nic nie powie, ludzie z Dunmoral nadal będą udawać, że nic nie zauważyli. Wiedzieli, że był piratem. Gemma, ze swoją skłon nością do paplania przy lada okazji, wyjawiła całą prawdę już pierwszej nocy po ich przybyciu do zamku. Niewiele od niego oczekiwali -jedynie ochrony przed grabieżcami, którzy wykorzystywali ich bezbronność. Nagle jedno z dzieci bez cienia strachu wyrwało się do przodu i krzyknęło ze szczerym zachwytem: - To piracki statek! Możemy nim popływać? Matka dziewczynki zeszła nad wodę, żeby odciągnąć niesforne dziecko. Do łodzi zbliżył się brodaty mężczyzna w skórzanym fartuchu kowala. W jego oczach błysnęło rozbawienie, kiedy spojrzał Douglasowi w oczy. - Piękne cacko, milordzie. Mam na imię Henryk. Do mnie należy kuźnia na końcu wsi. 117
JILLIAN
HUNTER
ZE spojrzenia mężczyzny Douglas wyczytał, że żadne kłamstwo nie uratuje mu skóry. Musi powiedzieć prawdę o „Zauroczeniu". - Potrzebuję pomocy - oznajmił. - Chcę ukryć tę łódź. Z powodów sentymentalnych moi ludzie nie mogą zdobyć się na zniszczenie tej przeklętej łajby. Henryk podrapał się po zarośniętym policzku. - Chcesz ją ukryć, panie, przed księżniczką? - O niej też wiecie?- spytał z niedowierzaniem Douglas. - O, tak. W tej okolicy trudno utrzymać coś w sek recie. Douglas westchnął. - No cóż, istnienie tej łodzi musimy utrzymać w sek recie. Henryk zaciągnął się głęboko dymem ze swojej fajki z korzenia wrzośca. - W wiosce jest pusta stodoła, gdzie moglibyśmy mieć na nią oko. - Dziękuję. - Douglas wyskoczył z łodzi i poklepał mężczyznę po plecach. - Ja również wam pomogę. Moi ludzie będą patrolować wioskę i okolicę. Z oczu Henryka znikło rozbawienie. - Na rozstaju dróg znaleziono dziś rano młodszego brata Neacaila z piersią przebitą jednym pchnięciem szpady. To on zgwałcił tę biedną Aggie i pobił prawie na śmierć małego Davie. Wyraz twarzy Douglasa pozostał niezmieniony. Aidan porzucił ciało na widoku jako znak dla ludzi Neacaila, że Douglas pomści każdy ich zbrodniczy wybryk. 118
SMOK
- Może to ostrzeże Neacaila, że ludzi z Dunmoral nie można bezkarnie krzywdzić - powiedział. - Ta rodzina i ich poplecznicy to banda szubraw ców. - Henryk zniżył głos. - Uciekinierzy z armii, zaciekli wrogowie naszego klanu. Na pewno wezmą odwet za śmierć brata. - Jestem na to przygotowany - powiedział Douglas. Henryk z troską pokiwał głową. - Znam Neacaila od czasu, gdy jako mały bękart z lubością topił w jeziorze małe zwierzęta. Pokuma się z samym szatanem, żeby dostać to, co chce. Głos Douglasa zabrzmiał cicho, ale była w nim niewzruszona pewność siebie. - To niech się kuma. Szatan zawsze jest pod ręką.
12
Kilka mil od jeziora Dunmoral rybacka łódź uderzyła o kamienie wybrzeża w pobliżu miejsca, gdzie rzeka wpływa do morza. Gemma wychyliła się za burtę wypat rując w mętnej zielonej wodzie łysej głowy Dainty'ego. Przejmujący wieczorny chłód potęgowała wilgotna mgła. - Strasznie długo tam siedzi - powiedziała dziew czyna. - Może Baldwin powinien go poszukać. - Ja? - żachnął się Baldwin. - Na mnie też nie patrz. - Frances schowała ręce w fałdy spódnicy. - Zawdzięczam Douglasowi życie, ale nikt mnie nie zmusi, żebym wlazła do szkockiego morza w listopadzie. Nagle Dainty wynurzył się spomiędzy skał jak Posejdon. Miał zsiniałe usta, ale jego oczy błyszczały triumfująco. - Księżniczka będzie miała wykwintną kolację obwieścił. 120
SMOK
- Znalazłeś je? - spytała Gemma. - Jasne, że znalazłem. - Wgramolił się do łodzi z sie cią rybacką przewieszoną przez nagie ramię. - Nigdy nie uwierzycie gdzie, omal się nie utopiłem w tym dzwonie do nurkowania, szukając tych paskudztw. W końcu je znalazłem. Były przyklejone do skał niedaleko brzegu. Wszyscy wlepili wzrok w coś połyskująco czarnego, co rzucił na dno łodzi. Pękając z dumy, Dainty schował nóż za pas ociekających wodą spodni. Frances zmroziła go wzrokiem. - To nie są ostrygi, ty półgłówku. To są wielkie, obrzydliwe małże. - Małże! - Baldwin z wrażenia tupnął w dno łodzi. Ależ ty jesteś głupi, Dainty! Co z ciebie za pirat, jeśli nie umiesz odróżnić małży od ostryg? Dainty przesunął ręką po łysej głowie. - To sam poszukaj tych przeklętych stworów w ta kiej lodowatej wodzie, że mózg zamarza. Zrobiłem, co się dało. Urażony, zwalił się na ławkę, nieomalże przewracając niewielką łódkę. - Ostrygi żyją w muszlach- powiedziała zdegus towana Frances. Baldwin zachichotał. - No, trzeba było dobrze poszukać, może wyłowiłbyś jakieś perły. Dainty skrzyżował na piersi umięśnione ręce. - Powiedzcie jej wysokości, że to są szkockie ostrygi, albo ty, Frances, podaj je w jakimś sosie. Nie będę więcej nurkował. 121
JILLIAN
HUNTER
Gemma trąciła stopą oślizłą zdobycz Dainty'ego. - Chcecie, żeby księżniczka się rozchorowała ? Nie które małże mogą być trujące. - Mamy niecały tydzień na wydanie uczty - ponuro stwierdziła Frances. - Zamierzam podać ostrygi i muszę mieć pawia na środek stołu. - Pawia? - wykrzyknął Dainty. - Tak - poparła pomysł Gemma. - Pawia. Najpierw znajdziecie mi jakąś porządną sztukę, a potem poprosicie panią MacVittie o dodatkowe lekcje dobrego wycho wania. - Podniosła wiosło. - Po tym wszystkim, co Douglas dla nas zrobił, niech chociaż raz będzie z nas dumny. Nie powiedziała tego, ale nie chodziło tu jedynie o wdzięczność. Ich los nierozerwalnie związany był z losem Douglasa. Jeśli jego zamiar nawrócenia powie dzie się, to i ich życie nabierze prawdziwego sensu. A jeśli nie, stoczą się razem z nim na samo dno. Co prawda gotowi byli pójść za nim nawet do piekła. Zresztą, zdarzyłoby się to nie po raz pierwszy. Następnego ranka Douglas czekał na księżniczkę w wielkiej sali przy stole nakrytym do śniadania. Była niedziela - dzień galaretki z czarnych porzeczek. Wy kąpał się dziś w zimnej wodzie i wyszorował brzozowym mydłem. Zamiast stroju, który nosił na polowanie, włożył czystą koszulę i kilt. Długie ciemne włosy związał czarną wstążką. Jego myśli nie krążyły jednak tylko wokół towarzyskich konwenansów. 122
nie układały się po jego myśli. Pirackie rzemiosło to dziecinna igraszka w porównaniu z pułapkami, które na każdym kroku czyhały na niego w świecie dworskich manier. Mówiąc wprost, zalecanie się do księżniczki było niezwykle niebezpieczne. Podo bała mu się i uświadomił sobie, że nie chciałby jej zawieść. Ta maskarada ciążyła mu coraz bardziej. Poza tym, mimo że nie lubił angażować się uczu ciowo, polubił tych ufnych górali z Dunmoral. Po raz pierwszy poczuł, że jest związany z tym miejscem i jego mieszkańcami. Za wszelką cenę musi położyć kres rozbojom i ok rucieństwom Neacaila. Kilka godzin wcześniej, kierując się wskazówką Henryka MacAulta, pojechał na porośnięte lasem wzgórza w poszukiwaniu Neacaila. Nie znalazł jednak żadnych śladów. Rozsadzała go wściekłość. Wyczuwał, że ci łajdacy obserwują go z ukrycia. W licznych jaskiniach i skalis tych rozpadlinach bez trudu mogłaby się ukryć mała armia. A może Neacail liże w jakiejś norze swoje rany? Niestety, trudno było sądzić, że wyzionął ducha po tym jednym postrzale. - Położę temu kres - powiedział, jakby głośno wy powiedziane słowa miały dodać mu sił. Nie było mu jednak łatwo uganiać się za tą bandą 123
JILLIAN
HUNTER
oprychów, a potem wracać do zamku i w pogodnym nastroju, z galanterią zabawiać księżniczkę przy ko lacji. Zerknął w górę i z przerażeniem zauważył grube świece w sosnowym żyrandolu wiszącym nad stołem. Jego kompani, chcąc zabić nudę, wyrzeźbili w nich nagie postacie kobiet we frywolnych pozach. - O Boże... - wykrztusił, zrywając się z krzesła. Gemma, pogrążona w lekturze francuskiej księgi o życiu dworskim, ze zdumieniem patrzyła na brata, który odstawiał jakiś dziwny taniec na środku stołu. - Co ty, na miłość boską, wyprawiasz? - Księżniczka! Te nagie kobiety. Pomocy! Było za późno. Zdążył upchnąć nieprzyzwoite świece do kieszeni, lecz nie zdążył zeskoczyć ze stołu. Rowena i jej guwernantka już tu były. Popatrzył na Rowenę z góry, uśmiechając się z za żenowaniem. Miała na sobie błękitną jedwabną suknię z pasem haftowanym srebrną nicią. Długie ciemne włosy luźno opadały jej na ramiona. Wyglądała tak uroczo, że na chwilę zabrakło mu tchu. Jak mógł próbować oszukać tę kobietę? Kiedy jego wzrok padł na jej zmysłowe usta, poczuł, jakby ogarnęły go płomienie. Z trudem się powstrzymał miał ochotę dotknąć delikatnie jej uśmiechniętej twarzy, przesunąć dłonią po włosach, poczuć jej zapach. Musiał też powstrzymać jeszcze silniejsze pragnienie, żeby zabrać ją do łóżka, zaryglować drzwi i pokazać, jak to jest, kiedy kobieta należy do mężczyzny. Zatopiony w tych rozkosznych myślach, z woskowymi 124
SMOK
figurkami sterczącymi z kieszeni, stał wciąż na stole, na którym księżniczka miała za chwilę jeść śniadanie. - Pewnie zastanawiasz się, dlaczego tu stoję - stwier dził z rozbrajającym uśmiechem. Usta Roweny drżały w kącikach. - Jestem przekonana, że miałeś ku temu jakiś ważny powód, milordzie. - W istocie. - Zerknął na siostrę. - Nieprawdaż, Gemmo ? - To była mysz - bez zastanowienia odpowiedziała Gemma. - Przebiegła Douglasowi po nodze. Panicznie boi się myszy od czasu, kiedy... kiedy przypadkowo ktoś zamknął go na całą noc w piwnicy, gdy miał trzy lata. - Mysz? Rowena wyglądała na poruszoną. Domyślił się jednak, że jej reakcja nie wynika z lęku przed myszami. Nie spodziewała się po prostu, że dorosły mężczyzna może zachować się jak płochliwe dziewczę. Zeskoczył na podłogę i półgłosem rzucił w stronę siostry: - Dziękuję ci, Gemmo. - Nie ma za co. - Niewzruszona jego zażenowaniem, z podziwem wpatrywała się w Rowenę. - Zajmę się śniadaniem, wasza wysokość. - Gdzie jest ta mysz?- spytała drżącym głosem Hildegarda, co poprawiło Douglasowi nieco nastrój. - Przegoniłam ją - odparła Gemma. - Douglas był za bardzo wystraszony. Rowena uniosła brew, podnosząc wzrok na wciąż 125
JILLIAN
HUNTER
rozkołysany żyrandol. Chciała być sama z Douglasem, z dala od tego zamku i jego mieszkańców, w sytuacji, która pozwoliłaby jej lepiej go poznać. Była coraz bardziej przekonana, że jego zachowanie to jakaś poza, nie wiedziała jednak, co się za tym kryje i jakie są jego intencje. To prawda, że poznała go dopiero cztery dni temu. Zdążył już jednak zademonstrować swoją legendarną wybuchowość. Może odgrywał tę farsę w obawie przed królewskim gniewem? Rowena wiedziała, że musi szyb ko przejrzeć tę grę i przeciągnąć go na swoją stronę. Po powrocie Fryderyka będzie to niemożliwe. - Zjem później, dziękuję - powiedziała. - W tej chwili marzę wprost o przejażdżce po wrzosowiskach. Czy to możliwe, milordzie ? Mógłbyś mi pokazać swoją posiadłość? Jej prośba wywołała u Douglasa dreszcz podniecenia. Nie było to jednak takie proste. Ich pojawienie się na wrzosowiskach byłoby kuszeniem bandy tych drani, którzy nie mieli szacunku dla niczego ani dla nikogo, nie wspominając już o ludzkim życiu. Potrząsnął przecząco głową. - Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. - Ależ nie ma mowy, żebyś opuściła zamek bez eskorty - wtrąciła oburzona Hildegarda. - Byłabym przecież pod opieką jego lordowskiej mości. - Rowena uśmiechnęła się przymilnie. Coraz bardziej go to kusiło. Wybrać się z nią na przejażdżkę sam na sam, patrzeć razem na połyskującą w słońcu taflę jeziora, pokazać jej jelenia przemykają126
SMOK
cego wśród drzew. I jeśli nadejdzie taki moment, ocza rować ją czułymi słówkami, skraść pocałunek. Jej ma jątek stał się nagle ostatnią rzeczą, o którą mu chodziło. Ona sama jest bezcennym skarbem. Nie mógł jednak uwodzić kobiety i równocześnie cały czas mieć się na baczności, czy ktoś nie szykuje na nich zasadzki. Nie mógł się przyznać, że pozwolił, by banda dzikich łotrów panoszyła się w okolicy. I tak zrobił już z siebie głupca odgrywając całą tę maskaradę. Zamiast prowadzić dworne konwersacje, powinien ścigać tych bezwzględnych bandziorów. - W okolicy krążą niebezpieczni bandyci - powie dział przepraszającym tonem. - Mój brat zawsze wolał poczytać dobrą książkę, niż bez celu włóczyć się po wzgórzach. - Gemma zrobiła niewinną minę. - Jako dziecko był bardzo sła bowitego zdrowia. Mama odchodziła od zmysłów, gdy tylko zakasłał. Rowena popatrzyła na Douglasa ze zdziwieniem. - Doprawdy...? - Omal nie straciliśmy go kilka razy - ciągnęła Gem ma, ignorując mordercze spojrzenie brata. - Nawet katar był dla niego groźny. Douglas wysilił się na uśmiech. - Gemmo, nie zanudzajmy naszego gościa szczegó łami mojej nieszczęsnej młodości. Przesadzasz. - Ależ to wcale nie jest nudne - pośpiesznie rzuciła Rowena. - Twoja przeszłość wydaje mi się wprost fascynująca. Może przejażdżka po wrzosowiskach do brze wpłynęłaby na... twoje wątłe zdrowie. 127
JILLIAN HUNTER
Douglas przyjrzał jej się uważnie. Tajemnice i nie dopowiedzenia między nimi stwarzały coraz większe napięcie. Przemknęło mu przez myśl, że może nie jest jeszcze za późno, by wyznać prawdę o swej barbarzyń skiej przeszłości, bał się jednak, że ostatecznie straci jej zaufanie. - Miałem inne plany na popołudnie - powiedział. - Jakie, milordzie? Ich oczy spotkały się. - Myślałem, że moglibyśmy - wziął głęboki oddech poczytać Szekspira przy ogniu kominka. - Wspaniały pomysł, milordzie. - Hildegarda wes tchnęła z ulgą. - Nie mogę się już doczekać... - powiedziała Rowena. Douglas skłonił głowę. - Myślę jedynie o twoim bezpieczeństwie. - Nie wątpię w to - odparła. - Lecz jeśli nie mogę oddalać się od zamku, proszę pozwolić mi chociaż na spacer po ogrodach. Ogrodnictwo jest moją ukrytą pasją. - Po ogrodach... Douglas zerknął na Gemmę w poszukiwaniu pomocy. Wiedział, że jest jakiś ogród w zamku, lecz nie inte resował się tym do tej pory. Poprzedni właściciel Dunmoral zbudował tu cieplarnię, ale Douglas nie miał pojęcia, co tam hodowano. - Sądzę, że możemy pójść na krótki spacer - powie dział, myśląc już jednak o poszukiwaniach, które zaraz potem powinien podjąć razem z Aidanem. - Jeśli cię to nie zmęczy, milordzie - powiedziała trochę zaczepnie Rowena. 128
SMOK
- Ogród jest w strasznym stanie - wtrąciła Gemma. Rowena wyprostowała ramiona i powiedziała zdecy dowanym tonem: - Jeśli nie wyjdę na spacer, to oszaleję. I nie chcę już o tym dyskutować. Douglas podprowadził Gemmę do stołu. Maska Uprzejmości spadła z jego twarzy. Był wściekły. Księż niczka wyszła razem z Hildegardą, żeby zabrać płaszcz ze swojej komnaty. - Dlaczego, do diabła, powiedziałaś jej, że boję się myszy? Gemma schowała się za krzesło. - A co miałam jej powiedzieć? - Nie mogłaś powiedzieć, że wymieniam wypalone świece na żyrandolu? - Dlaczego sam tego nie powiedziałeś? - odparowała. Z wściekłością odwrócił wzrok. Miał się przyznać, że przy Rowenie trudno mu czasem zebrać myśli? - Księżniczka ma ochotę na spacer po ogrodzie stwierdził posępnie. - Słyszałeś przecież, jak zdecydowanie tego zażąda ła. - Gemma uśmiechnęła się złośliwie pod nosem. Machnął ręką zirytowany. - Idź już, dziewczyno. Sprawdź, czy te łajzy nie wlały rumu do fontanny i czy ścieżki nie są usłane trupami ani pustymi baryłkami po wódce. Gemma głośno westchnęła. - Ktoś powinien mi płacić za to wszystko, co dla 129
JILLIAN
HUNTER
ciebie robię. A poza tym ciągle masz w kieszeni te nagie figurki. Jeśli obecność księżniczki znowu odejmie ci rozum, wyciągniesz jedną z nich i podasz jej zamiast chusteczki do nosa. Zdrowy rozsądek podpowiadał Rowenie, że próba ujarzmienia smoka niesie ze sobą pewne niebezpieczeń stwa. Intuicyjnie przeczuwała, że igra z ogniem. Smok z Darien jest bez wątpienia niebezpiecznym człowiekiem. Nie wierzyła w to, że lord Dunmoral boi się myszy i woli poezję Szekspira od typowo męskich zajęć. A może rzeczywiście jej wymarzony rycerz nie jest tym, za kogo go miała? Może legendy na jego temat są czystym wymysłem? - Wątłe zdrowie... - powiedziała do siebie. - Jeśli ten mężczyzna ma w sobie coś wątłego, to ja jestem kacykiem perskim. - Pozory mylą. - Hildegarda parsknęła. - Patrząc na ciebie, nikt nie domyśliłby się, że masz więcej rozumu i silnej woli od niejednego mężczyzny. Rowena pociągnęła usta różem. - Nie zauważył, że mam rozpuszczone włosy. Nie zerknął nawet na haftowany srebrną nicią pas, w którym jest mi ładnie, co przyznają nawet moi okropni bracia. Dobrze pomalowałam usta? - Już więcej tego wściekłego różu nie mogłabyś nałożyć. - Dlaczego on mnie okłamuje? Sądzi, iż uwierzę, że boi się myszy? 130
SMOK
- Przyznałabyś się do swojej barbarzyńskiej prze szłości, gdyby podarowno ci drugą szansę w życiu, wasza wysokość? - Sama nie wiem - odparła Rowena. - Nigdy nie byłam barbarzyńcą. Ale sądzę, że mogłoby mi się to spodobać. - Może musi ukrywać swoją prawdziwą naturę, by zachować nadany tytuł i dobra - w zamyśleniu powie działa Hildegarda. - Jak mam więc do niego dotrzeć? - Zastanawiała się głośno Rowena. - Jak mogę mu zaufać? - Nie możesz. - Hildegarda narzuciła jej na ramiona obszyty sobolami płaszcz, jakby to była zbroja. - Za czekaj. Zapomniałyśmy przypiąć to na piersi. Nie możesz nikomu ufać, wasza wysokość. Nikomu. Rowena zapatrzyła się na amulet, który przyniosła Hildegarda. - Chcesz, żebym nosiła te zwiędłe gałązki? - To jarzębina - powiedziała Hildegarda. - Szkoci wierzą, że to chroni przed niebezpieczeństwem. Rowena westchnęła z rezygnacją i pozwoliła jej przypiąć ten dziwny talizman pod gorsetem. Kłótnie z Hildegarda zwykle niewiele dawały. Jednak jaki sens miało noszenie talizmanu, jeśli cho dziło jej właśnie o przyciągnięcie Douglasa, i to bez względu na niebezpieczeństwo, jakie mogło się z tym wiązać. - Czy mam powiedzieć mu wprost to, co myślę? zapytała guwernantkę. - Każdy człowiek powinien mieć szansę poprawy 131
JULIAN
HUNTER
zabrzmiała odpowiedź. - Jeśli przyznasz, że znasz jego przeszłość, którą najwyraźniej się nie przechwala, urazisz jego dumę. Gorzej, znajdziesz się na łasce człowieka, który nie ma nic do stracenia. Nie można przewidzieć, co zrobi ten mężczyzna. - Radzisz mi więc nadal odgrywać tę komedię? - Do powrotu Fryderyka, tak. Musisz udawać, że jest synem poprzedniego lorda Dunmoral. - Obserwowałam go w obecności siostry i jego ludzi powiedziała Rowena. - Wiem, że potrafi być wściekły, delikatny i władczy. Ale czuję, że wciąż nie mogę przebić się przez jakąś mgłę i zobaczyć, jaki jest na prawdę. - Może to i lepiej - skonstatowała Hildegarda. Może zobaczyłabyś diabła wcielonego. - Coś mnie do niego strasznie ciągnie- wyznała cicho. - Wasza wysokość! Nie mów takich rzeczy. Nie masz żadnego doświadczenia z mężczyznami. - Właśnie mam zamiar je zdobyć - stwierdziła z na ciskiem Rowena.
13
O tej porze roku nie było już wiele zieleni w oto czonym murem zamkowym ogrodzie. Zaledwie kilka kępek rozmarynu i tymianku, trochę ostów i dwa czy trzy więdnące michałki. Rowena patrzyła jednak wokół zachwyconym wzrokiem. Douglas przyglądał jej się z nonszalanckim rozba wieniem, którym starał się pokryć coraz silniejszy pociąg fizyczny do tej kobiety. Niewiele mówił, żeby nie palnąć jakiegoś głupstwa. Najwyraźniej jej to nie przeszkadzało. Odsunęła ręką zwisające prawie do ziemi gałązki wierzby płaczącej i ruszyła przed siebie zarośniętą ścieżką. - Nie wiedziałam, że jest tu takie niezwykłe miejsce krzyknęła przez ramię. - Czy pójdziemy później do labiryntu? A może do rosarium? - Rosarium...? Nie miał pojęcia, o co jej chodzi z tym labiryntem. Rosarium wydawało się bezpieczniejsze. 133
JILLIAN
HUNTER
Obawiał się przebywać z nią sam na sam w cieniu ligustrowych tuneli wyhodowanych przez poprzedniego właściciela. Muśnięcie jej ręki, przypadkowe dotknięcie ramieniem, i straci całkowicie kontrolę nad sobą. A tym samym udowodni jednoznacznie, że nie jest jej wart. Spoglądała na niego, uroczo uśmiechnięta. Miał ochotę zbliżyć się do niej. Pociągała go jej niewinność, ale bał się, że coś zniszczy. Sam już nie wiedział, czego od niej chce. I czego ona chce od niego. Jeszcze godzinę temu myślał o ściganiu śmiertelnego wroga. Jak mógł knuć krwawą zemstę w jej obecności? - Jakie to piękne. - Stała kilka kroków dalej przed zniszczoną kratą obrośniętą czerwonymi kwiatami. Nie przekonasz mnie, że Rosa cinamomea kwitnie o tej porze roku. - Dobrze - zgodził się Douglas. - Nie będę cię prze konywał. - Co za niezwykły widok. - Rowena wpatrywała się z zachwytem w kwiaty. - Co za... - Na miłość boską, co mają róże wspólnego z cyna monem? - powiedział do siebie półgłosem. Nagle coś go tknęło. Kwiaty na kracie podejrzanie przypominały jaskrawe jedwabne różyczki naszyte na halkę, którą kupił jakiś czas temu w hrabstwie Nairn, nie mogąc już dłużej wysłuchiwać błagań Gemmy. - Nieprawdaż? - spytała Rowena. Douglas odwrócił się, w panice rozglądając się po ogrodzie, czy jego szalona siostra nie wymyśliła czegoś jeszcze oryginalniejszego. 134
SMOK
- Słucham? - Czy to jest Rosa cinamomea simplex? Nie. - Douglas nachmurzył się i stwierdził posępnie: - To jest Halkovatis Gemma idiotica. - Och... - Rowena przysunęła się do kraty. Nagle wybuchnęła głośnym śmiechem. - Świetny żart - powiedziała. - Dałam się nabrać. Odwrócił się i zauważył siostrę przekradającą się przez krzewy ligustrów. Skąd jej przyszło do głowy, że księżniczka da się nabrać na różyczki wyprute z halki? - Sądzę, że nie musicie ich ani podlewać, ani przycinać- powiedziała Rowena, wciąż krztusząc się ze śmiechu. - Co? - Przycinacie je? - Nie robiłem ostatnio żadnych przecinek w tym ogrodzie - odpowiedział z roztargnieniem. Rowena ściągnęła brwi. - Słucham? Ze złością machnął ręką w stronę zarośli. Rowena odwróciła się w jego stronę w momencie, gdy groził Gemmie zaciśniętą pięścią. - Co ty, na miłość boską, wyprawiasz, milordzie? spytała Rowena. Rozluźnił pięść i zamachał ręką przed nosem. - To te przeklęte muszki. Nie można się od nich opędzić. Coś obrzydliwego. - A mnie się zdaje, że stroisz sobie ze mnie obrzydliwe żarty - powiedziała cicho. - Żarty? Kto... ja? 135
JILLIAN
HUNTER
- Ja też jestem siostrą. Wiem, co to znaczy mieć braci. Douglas przesunął dłonią po włosach. - Zapewne nie stawiasz ich w kłopotliwej sytuacji, rozrzucając po ogrodzie fragmenty bielizny. - Bywało gorzej. - W jej oczach pojawiły się szel mowskie błyski. - Moi bracia zawsze twierdzili, że rujnuję im życie. - Ty? Przesunął wzrok na jej usta. Jak mogłaby zrujnować komukolwiek życie? Ta kobieta jest stworzona do miło ści i śmiechu. Ogarnęła go fala gorąca. Cały zesztywniał pod wpływem desperackiego pragnienia, do którego sam przed sobą nie chciał się przyznać. - Dlaczego się tak we mnie wpatrujesz, milordzie? spytała. Podszedł o krok bliżej. - Ty również się we mnie wpatrujesz. - Wpatrywałeś się w moje usta - powiedziała szep tem. Czy to zaproszenie, czy kolejna próba charakteru? Księżniczka igra z ogniem. Nie zdaje sobie chyba sprawy, że drażni śpiącego smoka. Jeśli się nie opamięta, będzie musiała stawić czoło potworowi. - Patrzyłem na róż na twoich wargach - powiedział. Dotknęła palcami ust. - Zauważyłeś? - Jestem mężczyzną, wasza wysokość. - Nie wątpię w to ani przez chwilę. - A potem nagle dorzuciła: - Nikt mnie nigdy nie całował. Douglas gwałtownie zaczerpnął tchu. Boże Miłosier136
SMOK
teraz nie drażni już smoka. Dźga go po prostu między oczy. Podniosła wzrok ku jego twarzy. - Powiedz mi prawdę, milordzie. Czy jestem nieatrakcyjna dla mężczyzn? Gdy usłyszał to absurdalne pytanie, jego oczy pociemniały. Jak można było poddawać w wątpliwość jej kobiece wdzięki? I na kim chciała zrobić wrażenie? Jeśli to ktoś z jego zamku, to niedługo pożyje. - Dlaczego zaprzątasz sobie tym głowę? - spytał. - Za rok muszę wyjść za mąż. - Znów wyrwało jej się westchnienie.- Papa rozmawiał z wieloma konkurentami do mojej ręki. Tuż przed wybuchem rebelii dał mi do zrozumienia, że lista przyzwoitych męż czyzn, którzy pragną się ze mną ożenić, nie jest zbyt długa. - Przyzwoitych mężczyzn... - powtórzył pod nosem Douglas. - W naszych czasach trudno ich znaleźć. Lista nieprzyzwoitych mężczyzn, którzy jej pragną, byłaby z pewnością nieskończona, z jego imieniem na czele. - Czasami nie rozumiem papy - powiedziała. - Pije i wciąż wplątuje się w jakieś potyczki z sąsiadami. W środku nocy wypada galopem z zamku, żeby ścigać buntowników. Czasem wydaje mi się, że szuka śmierci. - Są tacy mężczyźni. - Pomyślał o sobie i Aidanie, o ich szalonych wyczynach i pogardzie dla śmierci. Aidan stracił żonę. A Douglas stracił duszę. Byli nieroz137
JILLIAN
HUNTER
łączną parą łotrów. - Czasem to, co trzeba ukrywać w głębi serca, staje się ciężarem nie do zniesienia. Głos Roweny był pełen smutku, kiedy wyszeptała: - Ostatnie słowa, jakie do mnie powiedział, brzmiały: „Na tym strasznym świecie zabija się bezbronne kobiety i dzieci. Roweno, nigdy nikomu nie ufaj. Nikomu, kogo nie wypróbowałaś". - To bardzo mądre ostrzeżenie. - Ale muszę komuś zaufać - powiedziała. - Muszę słuchać głosu serca. Serce papy pełne jest bolesnych ran i goryczy. - A co podpowiada ci serce? - spytał z namysłem. Zamknęła oczy. Czyżby jego usta musnęły jej włosy, czy tylko tak jej się zdawało? Czy wyobraziła sobie jedynie to cudowne napięcie, które iskrzyło między nimi? - Podpowiada mi... - Odwróciła się w stronę pokrytej różyczkami kraty. - Podpowiada mi, że nie odpowie działeś na moje pytanie. Przysunął się bliżej. Jego potężna pierś była przy tłaczająca jak mur i Rovena poczuła się wręcz uwięziona. Nagle objął ją ramionami i głębokim głosem, który przyprawiał ją o dreszcze, powiedział: - Jesteś olśniewająco piękna. Twoje oczy lśnią jak gwiazdy. Twoje... - A tobie chyba pomieszało się w głowie, jeśli sądzisz, że chcę słuchać tych bzdur. - Odwróciła się do niego ze złością. - Chodzi mi o uczciwość. Jeżeli nie jesteś do niej zdolny, to zatrzymaj te pochlebstwa dla siebie.
138
SMOK
Powiedziła, że pomieszało mu się w głowie. W pierwszym odruchu miał ochotę dać jej to, o co sama się prosiła. Pocałunek, który zaparłby jej dech w piersi, tak dziko żarliwy, że już nigdy nie marzyłaby o niczym innym. Księżniczka czy nie, najwyraźniej szukała kłopotów. Tak, w tej chwili mógł pokazać jej, jaka jest atrak cyjna. Ją jednak interesowała uczciwość. Czy ma jej uczciwie powiedzieć, że podejrzewa, iż Rowena nie opuści tego zamku tak niewinna, jak tu przybyła? Czy ma odsłonić swoją prawdziwą twarz, zanim stanie się to, co nieuchronne? - Pocałuj mnie - powiedziała nagle. Douglas nawet nie drgnął. Nie miał pojęcia, jak dżentelmen powinien zareagować na takie dictum. Wie dział natomiast doskonale, jak on sam miałby ochotę zareagować. Niestety, wzięcie jej w warzywniku nie byłoby chyba najfortunniejszym posunięciem. Rowena podniosła głos: - Powiedziałam, żebyś... - Dobrze słyszałem, co powiedziałaś. - Zacisnął szczęki, chwycił ją za ramię i przyciągnął do piersi. Prawdopodobnie tak samo dobrze jak moja siostra. Schowała się gdzieś w tych zaroślach. Rowena wyjrzała zza jego ramienia. - Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? spytała zirytowana. - Nie sądziłem, że nasza konwersacja przybierze tak... interesujący obrót. Popchnął ją lekko w kierunku ścieżki. 139
JILLIAN
HUNTER
- Pocałowałbyś mnie, gdybyśmy byli sami? - szep nęła. Douglas na chwilę niebezpiecznie zacisnął dłoń na jej ramieniu. W końcu puścił ją; miał nieodgadniony wyraz twarzy. - Widzisz tamte fioletowe kwiatki? - To są osty, milordzie. Przyklęknął, żeby ukryć podniecenie. - Chyba masz rację - wycedził przez zęby. - Powinnam była poprosić Aidana, żeby mnie poca łował - stwierdziła z zadumą. Douglas podniósł na nią groźny wzrok. - Nie radziłbym - powiedział lodowato spokojnym głosem. - Widzisz, Aidan jest moją prawą ręką, a prędzej odciąłbym sobie ramię, niż pozwolił, żeby cię dotknął. Przełknęła ślinę i cofnęła się o krok. - Nie mówiłam poważnie... - To dobrze. - Jego twarz znów nie zdradzała żadnych emocji, w głębi serca czuł jednak jakiś piekielny ogień. Nie mógł znieść myśli, że miałaby prosić Aidana o poca łunki. - Chciałabyś, żeby Aidan cię pocałował? - Oczywiście że nie. Ten człowiek w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Westchnął z ulgą, że nie będzie musiał zamordować jednego ze swoich najlepszych przyjaciół. Wyrwał kłu jącą roślinę z korzeniami. - Może to przeklęte zielsko to jakieś zioło? Rowena ściągnęła brwi i zadowolona, że minął mu gniew, powiedziała: - To zwykły oset, milordzie. Najwidoczniej nie jesteś 140
SMOK
podobny do ojca. Zdaje się, że był namiętnym ogrodnikiem. - Prawdę mówiąc, był z niego kawał skurwysyna palnął bez zastanowienia. Rowena przycisnęła rękę do ust. Podświadomie go prowokowała, mając nadzieję, że wyciągnie z niego część prawdy. Smoka z Darien i poprzedniego lorda Dunmoral nie łączyły żadne więzy krwi. Czy leżało jej na tym, by złapać go na kłamstwie? - Twój ojciec był kim?- spytała. Douglas podskoczył na równe nogi. Ta kobieta kompletnie wyprowadzała go z równowagi. - No cóż, wydało się - odparł natychmiast, nie tracąc rezonu. Założył ręce na plecach i ciągnął: - Papie zdarzało się podkradać nasiona i sadzonki z cudzych ogrodów. Mam nadzieję, że nie weźmiesz sobie do serca tego wstydliwego fragmentu historii rodzinnej. Rowena patrzyła na niego osłupiała. Mistrzostwo, z jakim naprawiał swoje gafy, budziło w niej autentyczny
podziw.
Douglas niewinnie patrzył jej w oczy. Gra znów się zaczęła. Odezwał się z westchnieniem: - Papa tak ogromnie kochał swoje roślinki... Do tego stopnia, że posuwał się nawet do przestępstwa. Rowena patrzyła mu prosto w oczy. Działało mu to na nerwy. Może to prawda, że jest młoda i naiwna wobec mężczyzn, ale z pewnością przebiegła z niej bestia. Jeżeli uda mu się wyprowadzić ją w pole, to tylko dlatego, że ona sama na to pozwoli. 141
1 JILLIAN
HUNTER
- Nie musisz tłumaczyć ojca - powiedziała. - Mój praprapradziadek był wieśniakiem, który zdobył władzę i sam koronował się księciem. - Ambitny człowiek. - Mężczyźni w mojej rodzinie biorą to, co chcą powiedziała z uśmiechem. Zupełnie jak Douglas. Poprowadził ją przez ozdobną kładkę. - A kobiety? - spytał. - Na ten temat nie mam zbyt wiele do opowiadania. Jak już wspomniałam, moja młodsza siostra Michalina została zamknięta w klasztorze. Matka zmarła wiele lat temu. Poczuł dziwne pragnienie, by przytulić ją do piersi i ochronić przed całym złem tego świata. - Życie bywa trudne, nawet dla księżniczki. - Czasami. Ojciec nigdy nie doszedł do siebie po śmierci mamy. Ma tylko mnie. Przez wiele lat byłam jedyną osobą, przy której się uśmiechał. I poświęcasz dla niego życie, pomyślał. Czy twój ojciec to docenia? Chcesz wybawić go z potrzasku. Czy on by się niepokoił, gdyby wiedział, że zawędrowałaś pod dach takiego łotra jak ja? - Twoje drobne ramiona nie uniosą takiego ciężaru. Oparł się o fontannę. Rozdziawiona paszcza kamien nego lwa pełna była uschłych liści. - Za to twoje ramiona wyglądają dość solidnie powiedziała. Serce zabiło mu szybciej. Mówiła niebezpieczne rzeczy. Sprawiała, że czuł się dzielny i silny, podczas gdy on sam miał się za zwykłego szubrawca. 142
SMOK
- Powinnaś być dumna ze swojej niewinności stwierdził. Rowena zmarszczyła czoło. - Dlaczego? - Mężczyźni podziwiają u kobiet niewinność. - Doprawdy? - powiedziała zaczepnie. - To tłumaczyłoby, dlaczego pół życia spędzają na znęcaniu się kobietami, jak to się dzieje na przykład pod murami twojego własnego zamku. - Nie wszyscy mężczyźni są tacy - powiedział Dou glas, mimo że w żaden sposób nie mógł sobie przypa mnieć choć jednego, który byłby inny. - Nie chcę, by mężczyźni mnie podziwiali - zwierzyła się Rowena. - Wolałabym, by szaleli za mną tak jak za moją siostrą. Douglasa ogarnęła fala niepohamowanej żądzy. Rozejrzał się dokoła. Gdyby ta kobieta wiedziała, jak działają na niego jej prowokujące uwagi, miałaby się bardziej na baczności. - To niezbyt bezpieczne zwierzenie, wasza wysokość. Nieodpowiedni mężczyzna mógłby wykorzystać takie stwierdzenie przeciwko tobie. Rowena zignorowała ostrzeżenie. - Oczywiście, musiałabym znaleźć mężczyznę god nego w równym stopniu mojego zaufania, jak i po żądania. - Uśmiechnęła się. - Czyżbym zaczęła mówić do rymu? - Niezbyt wyszukane te r y m y - powiedział zaci skając szczęki. - Mężczyzna pełen godności, ale biegły w miłości? 143
JILLIAN
HUNTER
Popchnął ją do przodu. - Sądzę, że czas już wracać. Westchnęła z żalem. - Dziękuję. Odrobina ruchu była mi bardzo potrzebna. Nieużywane ciało marnieje. - Owszem, znam to uczucie. - Prawdę mówiąc - powiedziała Rowena - jeśli ist nieje coś, co kocham bardziej od ogrodnictwa, to jest to polowanie z sokołem. Gdy tylko przybyliśmy do zamku, zauważyłam, że macie tu klatki dla sokołów. Czy Mateusz wspominał ci, że tak się poznaliśmy? Na polowaniu z sokołami w lasach mego ojca? Douglas uśmiechnął się cierpko. - Nie, ten drań nigdy mi o tym nie mówił. - Byłam pod wielkim wrażeniem - powiedziała bez ceremonialnie, krocząc z wysoko podniesioną głową, jak księżniczka, która przechodzi obok lokaja. - Jesteś zupełnie inny niż on, milordzie. Zdaje się, że nie po dzielasz prawdziwie męskich zainteresowań swego brata. Pewnie wolisz tak spokojne zajęcia jak czytanie poezji. Poszedł za nią powoli, z cynicznym uśmiechem na ustach. Kiedy ty uczyłaś się jeździć na kucyku w pałacowych ogrodach swego ojca, ja łupiłem zamek w San Lorenzo. Ty brałaś pachnące kąpiele i popijałaś hiszpańską cze koladę przed snem. Ja kąpałem się we krwi i upijałem do nieprzytomności w podziurawionej kulami jak sito łodzi. 144
SMOK
Kiedy ty studiowałaś historię starożytnego Rzymu, ja przewodziłem bandzie ulicznych rzezimieszków. Two ja guwernantka wpajała ci chrześcijańskie wartości. Jedyną wartością, jaka miała znaczenie dla mnie, było utrzymanie się przy życiu. I zanim zaczęłaś marzyć o tym pierwszym poca łunku, ja miałem już na sumieniu śmierć innego czło wieka. Spokojne zajęcia. Gdyby tylko wiedziała... Wspaniale, pomyślała Rowena, wspinając się po schodach do swojej komnaty. Teraz Douglas pomyśli, że jest nie tylko głupia, ale w dodatku kompletnie szalona. Brakowało tylko, żeby rzuciła mu się do kolan. - Pocałuj mnie... - mruknęła do siebie, chowając twarz w dłoniach na wspomnienie swoich własnych słów. - Mężczyzna pełen godności, ale biegły w miłości. Czy ja to naprawdę powiedziałam? Dotarła do komnaty i zatrzasnęła za sobą ciężkie drzwi. Zrzuciła wyszywane perłami pantofle i cisnęła nimi w okno. Kopnęła krawędź łóżka, wyobrażając sobie, że to noga jego lordowskiej mości. Zacisnęła usta i wszystkie rzeczy z sosnowej szafy wyrzuciła na łóżko. Szara podróżna suknia, na której nie widać kurzu. Jasnoniebieska, która podkreśla blask jej oczu. Kilka brązowych i ciemnozielonych strojów- księżniczka musi przecież w każdej sytuacji wyglądać godnie. 145
JILLIAN
HUNTER
Na samym spodzie tego stosu dostrzegła bladomalinowy jedwab i skrawek halki przetykanej złotą nicią. Głęboko wycięty dekolt sukni odsłaniał ramiona, piersi i plecy. Ten bezwstydny krój pasowałby doskonale do kurtyzany. Był to prezent, który jej siostra dostała od jednego z adoratorów- przywiózł go z Paryża. Ta niesforna Michalina, zamknięta teraz w klasztorze, zmu siła Rowenę, by przyjęła tę suknię w podarunku przed wyjazdem do Francji. - Nie mogę tego założyć! - wykrzyknęła Rowena. Ależ w tym widać... - ...że jesteś piękną kobietą, a nie tylko skromną i posłuszną córką, która nigdy w życiu nie zrobiła nic ekscytującego. - Słowa Michaliny ostro zabrzmiały w jej pamięci. - Teraz czas na ciebie, siostro. Żyj pełnią życia. Siej zamęt w umysłach i sercach męż czyzn. Baw się do woli. - Ale... - Nie wstydź się pokazać piersi, Roweno. Są większe niż moje.
Douglas czuł się trochę lepiej. Po spacerze z Roweną pojechał z Aidanem na wrzosowiska i natknął się na dwóch ludzi Neacaila, którzy polowali na kuropatwy. Douglas starł się z pierwszym z nich i mężczyzna leżał teraz ranny na dnie lochu, gdzie z pewnością umrze. Drugi poddał się bez walki. On również czekał na swój koniec w mrocznych podziemiach Dunmoral. 146
SMOK
Tak, Douglas był zadowolony po tym popołudniowym wypadzie. Czułby się jeszcze lepiej, gdyby mu się udało schwytać i przywlec do zamku Neacaila. I gdyby mógł zdobyć przychylność księżniczki dzięki swoim własnym zasługom, a nie dzięki tej maskaradzie.
14
Gemma rzuciła zabłocone buty na stopnie przed wejściem do zamku. - Douglas, dlaczego nie pocałowałeś jej wczoraj w ogrodzie? Nie rozumiem cię. Przecież lubisz całować kobiety. Odjęło ci rozum? - Prawdopodobnie. - Westchnął; miał zgnębioną mi nę. - Skąd by tu wziąć sokoła? Przysiadła na stopniach i popatrzyła na niego po ważnie. - Jakiego znów sokoła? Douglas zapatrzył się ponad jej głową na Rowenę, która dawała właśnie popis łucznictwa przed zachwy conym tłumkiem służby i piratów w stanie spoczynku. Te łobuzy jadły jej po prostu z ręki. Przepychali się, żeby podać jej kołczan, przynieść chłodnej wody ze studni, gdyby miała pragnienie, pokazać nowo narodzone kociaki w stajni. 148
SMOK
- Jak to się dzieje, że ona potrafi oczarować nawet kamienie? - Zastanawiał się głośno. - Jest po prostu urocza i traktuje wszystkich z szacun kiem - powiedziała w zamyśleniu Gemma. - Nazwała Baldwina „dobrym człowiekiem". Nikt wcześniej nie nazwał tego hultaja dobrym człowiekiem. I dała Dainty'emu jakąś maść na bolące kolano. - Gemma wes tchnęła i objęła drobną buzię dłońmi. - Poszła nawet sama do kuchni, żeby podziękować Frances za te okropne owsiane ciasteczka. Frances, która jeszcze rok temu wrzeszczała na klientów burdelu. - Wszyscy jesteśmy zakałą społeczeństwa - stwier dził Douglas. - Zgraja typów spod ciemnej gwiazdy. Nie wiem, dlaczego sądziłem, że to się uda. - Powinieneś był ją pocałować. Przecież wręcz ci to rozkazała. - To nie jest dziwka - odparł sztywno. - To młoda dziewczyna, tak samo jak ty, a gdybym złapał męż czyznę, całującego cię przed zaręczynami, rozwaliłbym mu łeb. Gemma zachichotała, a potem klasnęła w ręce, kiedy Rowena trafiła w sam środek tarczy. - Jakiego sokoła mam ci znaleźć? - Wszystko mi jedno. Dużego, małego, brązowego, czarnego... - Zmarszczył brwi, widząc, jak Shandy, Willie i Baldwin łażą za Roweną krok w krok. - Żartuję, Gemmo. Nie jestem sokolnikiem. Nie jestem Mateuszem. Już sam, do diabła, nie wiem, kim jestem. - Wciąż chcesz zagarnąć jej majątek? - spytała Gem ma. 149
JILLIAN HUNTER
Zawahał się. Jeszcze bardziej spochmurniał, kiedy Rowena zaczęła przymilnie namawiać Aidana, żeby spróbował strzału. - Tego też już nie wiem, dziewczyno. - Och, Douglas. - W jej głosie zabrzmiała troska. Teraz naprawdę zaczynam się o ciebie martwić. To jest zdechłe! - na całe solarium zagrzmiał Dainty. - To jest wypchany ptak, Gemmo! Do wszystkich diabłów, co Douglas ma z tym zrobić? Willie i Baldwin, stojący na czatach przy drzwiach, zaśmieli się cicho, kiedy Gemma zerwała się z ławeczki w wykuszu okna, żeby uspokoić olbrzyma. - Rusz głową, Dainty. Umocujemy go na szczycie wieży. Nikt nie zauważy różnicy. - To ptaszysko jest nieżywe! Skrzyżowała ramiona na piersi. - Jeśli przestaniesz się tak wydzierać, księżniczka w niczym się nie zorientuje. - A jeśli powie Douglasowi, że chce popatrzeć, jak on lata? - spytał z przekąsem Dainty. Cień niepewności przemknął przez twarz Gemmy. Bezradnie opuściła ręce. - O tym nie pomyślałam. Dainty wziął ptaka ze stołu i mruknął: - To nie był najlepszy pomysł. - Lepszy, niż te twoje ohydne małże - rzucił stojący w drzwiach Baldwin. Gemma westchnęła z rozpaczą. 150
SMOK
- Nie, nie poddałam się jeszcze... Chodź, Dainty. Ten stwór musi przed wieczorem wrócić do saloniku pani MacVittie. Mary mówi, że doktor liczy wszystkie okazy swojej kolekcji codziennie przed zaśnięciem. Olbrzym nie poruszył się, kiedy wyrwała mu wy pchanego ptaka z ręki. - Co ty znowu knujesz, Gemmo? Z ptaszyskiem pod pachą, zdecydowanym krokiem ruszyła do drzwi. - Przypomniało mi się coś, co widziałam na wiejskim targu. Chodźcie! Musicie mi pomóc.
15
Jeszcze tego samego dnia Gemma namówiła Dainty'ego, żeby ze sznurków i drewnianych bloczków skonstruował urządzenie, dzięki któremu ich sokół bę dzie latać między dwoma oknami wieży. Gemma zajęła pozycję we wschodnim oknie, a Dainty w zachodnim. Aidan stwierdził, że nie chce mieć nic wspólnego z całą tą sprawą. Wolał przyglądać się wszystkiemu z bezpiecznej odległości, kiedy Douglas się domyśli i rozpocznie masakrę. Baldwin stał na dole i dawał Gemmie znaki, żeby sokół nie roztrzaskał się o mur. Przedsięwzięcie było równie dobrze przygotowane, co gromadzące tłumy ciekawskich występy kuglarzy na targu. Gemma miała smykałkę do przedstawień. Była prze konana, że jej plan się powiedzie. Serce jej się krajało, 152
SMOK
kiedy przypomniała sobie, jak strasznie Douglas jest przybity z powodu kobiety. Zasługiwał na księżniczkę, mimo iż Gemma nadal sądziła, że powinien przestać udawać przed Roweną, tylko być po prostu sobą. Jak mogłaby nie pokochać jej brata?
Douglas poczuł ostrzegawczy dreszcz na plecach i zimny pot pokrył mu skórę pod ciężkim pledem. Gemma zwołała wszystkich pod mury obronne, obie cując rozrywkę. Zabrzmiało to niegroźnie. Roweną była wprost za chwycona, ponieważ zaczynała się już skarżyć, że od tygodnia nie wolno jej opuścić zamku. Lecz teraz Dou glas zastanawiał się, co za szalony pomysł przyszedł Gemmie do głowy. - Zaufaj mi, Douglas - powiedziała, uśmiechając się porozumiewawczo. Kiedy dziewczyna pobiegła do schodów wieży, pod szedł do Baldwina i spytał: - Co uknuła moja siostra? - To tajemnica, sir. - Natychmiast mi powiedz, albo powieszę cię za uszy nad bramą. - Obiecałem, że nie pisnę ani słówka, sir. - Ale na widok groźnego wzroku Douglasa dodał: - Znalazła ci sokoła. - Sokoła? - Douglas uśmiechnął się lekko. - Na prawdę? Sprytna dziewczyna. 153
JILLIAN
HUNTER
- Tak. - Baldwin zacisnął usta, żeby nie powiedzieć już nic więcej. - Prawdziwy żywy sokół... - cicho powiedział Dou glas. - Czy jest wyćwiczony? Baldwin wciągnął powietrze przez zęby, udając, że wpatruje się uważnie w wieżę. Wyraz twarzy Douglasa nagle się zmienił. - No, dalejże, Baldwin! Gadaj mi tu zaraz, co wymyś liła ta wariatka!
Wypchany. Dobry Boże... Douglas potrząsnął głową w nadziei, że księżniczka jest krótkowidzem albo że przyjmie występ Gemmy jako żart. Mgła osnuwająca szczyty wież powinna okazać się pomocna. Kolejne oszukaństwo, pomyślał z westchnieniem. - Ten sokół chyba zawisł w powietrzu- szepnęła Hildegarda, poprawiając szal na ramionach Roweny. Musisz się okryć, wasza wysokość. We mgle łatwo się przeziębić. Rowena strząsnęła rękę guwernantki, nie odrywając wzroku od wieży. - Nigdy nie widziałam, żeby sokół utrzymywał taką pozycję w powietrzu. - I pewnie już nigdy nie zobaczysz - odezwał się Douglas, ponuro wpatrzony w drobną twarz siostry na wieży. - A może on to robi, żeby się popisać? - Ona - poprawiła go Rowena. - Co? 154
SMOK
- Ona to robi, żeby się popisać - powiedziała Rowena. - Do polowań używane są samice. - Właśnie to chciałem powiedzeć - odparł z irytacją i zaczął krążyć wokół niej, żeby zasłonić sobą widok. Najwyraźniej uwielbia się popisywać. - Czy moglibyśmy wejść na blanki, żeby lepiej wi dzieć? - spytała. - Nie sądzę. Ona wysiaduje właśnie jaja, wasza wysokość. Wiesz, jakie sokoły są wrażliwe w tym okresie. Przyjrzała mu się badawczo. - To miła niespodzianka, że dzielisz moją pasję. Sokolnictwo to sztuka wymierająca. Spojrzał do góry na wypchanego ptaka. - Och, tak. Z pewnością. Nagle Gemma najwidoczniej straciła kontrolę nad sznurkami, bo sokół wykonał serię dzikich obrotów w powietrzu. Douglas zesztywniał. - Pikuje - ze zdziwieniem stwierdziła Rowena i od sunęła Douglasa, żeby lepiej widzieć. - A teraz znowu wznosi się do góry! Coś wspaniałego! Douglas zrobił się blady jak ściana. To cholerne ptaszysko nie pikowało, tylko spadało w dół jak kamień. Douglas odłączył się od tłumu na dziedzińcu. Ciekaw był, w którym miejscu wypchany sokół uderzy o ziemię. Jednak w ostatnim momencie Dainty mocno pociągnął za sznurki i ptak gwałtownie wzniósł się ponad blanki. Kilka piór powoli spłynęło na ziemię. - Znowu się uniosła- powiedziała zdumiona Hil155
JILLIAN
HUNTER
degarda. - Nigdy nie sądziłam, że coś takiego jest możliwe. - Ja też nie - stwierdziła sceptycznie Rowena. Hildegarda wydała z siebie niemy okrzyk. - Ależ ona gubi pióra! - Jest w okresie godowym - szybko powiedział Dou glas. Rowena podejrzliwie zmarszczyła czoło. - Mówiłeś, że wysiaduje jaja. Chwycił w powietrzu jedno ze spadających piór. - Tak, to zadziwiające, jak wiele rzeczy te ptaki mogą robić jednocześnie. Chciałbym, żeby moi ludzie byli choć w połowie tak wyćwiczeni jak ona. - Co jego lordowska mość zrobi z jej jajami?Hildegarda zwróciła się do Baldwina. Pirat stał tuż obok niej i obserwował spektakl w na pięciu. - Nie wiem, madame - odpowiedział szczerze. Chyba je ugotuje. - Ugotuje? - Hildegarda miała przerażenie w oczach. Douglas zmierzył Baldwina lodowatym spojrzeniem. - Miał na myśli, że je zachowam, madame. Będziemy na nie chuchać i dmuchać. Rowena przyjrzała mu się przenikliwie. Douglas wiedział już, że został zdemaskowany. Zagwizdał cicho przez zęby i demonstracyjne odwrócił wzrok. - To raczej dziwna pora roku na rozmnażanie, praw da, milordzie? - spytała cierpko Rowena. - Dlaczego? - odezwał się Baldwin, zanim Douglas zdążył otworzyć usta. - My tu w Szkocji rozmnażamy 156
SMOK
się przez cały rok. Czy w twoim kraju jest inaczej, księżniczko? - spytał, wpatrzony w nią jak zwykle rozanielonym wzrokiem. - Czy wy płodzicie dzieci tylko w pewnych okresach?
16
M a r y MacVittie przyszła do zamku następnego ranka. Głęboko wierzyła, że Dunmoral powinno mieć swoją księżniczkę. Jej obecność podniosłaby rangę tego zapom nianego miejsca. Przeszła przez wielką salę do stołu ze swoją słynną księgą w ręce. Czekało ją trudne zadanie. Książę Piratów siedział rozparty na krześle i rzucał dookoła wściekłe spojrzenia. Z przerażeniem zauważyła, że trzyma nogi na stole! - Oczekiwaliśmy cię wcześniej, madame - rzucił przez zęby, przyglądając się jej spod przymkniętych powiek. Mary w napięciu zaczerpnęła tchu. Trochę obawiała się tego człowieka. Nerwowo stukał teraz wysadzanym klejnotami sztyletem o masywne udo. Kto wie, co zrobi za chwilę? - Twoja siostra studiowała tę książkę- odezwała się. - To traktat na temat stosunków towarzyskich. 158
SMOK
- Jakich stosunków? - Douglas rzucił Gemmie groźne spojrzenie i zdjął nogi ze stołu. - Powinienem zamknąć cię w wieży razem z tymi głupotami. Naczytałabyś się za wszystkie czasy. Mary poczuła się trochę niepewnie. Wolała nie dopuszczać do konfrontacji z tym groźnym człowiekiem. Może kazałby jej iść na śmierć z zawiązanymi oczami po desce wystającej za burtę albo, Boże broń, wystawiłby ją nagą na licytację przed swoimi ludźmi. Zakręciło jej się w głowie. - Książki na temat etykiety są teraz w modzie powiedziała. - Maniery to podstawa, milordzie, i jeśli mogę być szczera, twoim ludziom nie zaszkodziłoby zapoznać się z konwenansami obowiązującymi na dwo rze Ludwika XIV. - Co ta kobieta opowiada? - szepnął Baldwin. Willie potrząsnął głową. - Powiedziała chyba, że ma na imię Ludwika. - Na przykład ty, Gemmo - ciągnęła pani MacVittie. - Czy wiedziałaś, że nie wypada, by młoda dama zadzierała spódnicę przed kominkiem, gdy w pomie szczeniu są osoby płci przeciwnej? - Powinna ją z siebie ściągnąć? - Głośno zastanawiał się Baldwin. - Oczywiście, że ona o tym wie. - Douglas wydawał się zniecierpliwiony. Mary popatrzyła mu prosto w oczy. - A czy ty, sir, wiesz o tym, że bezmyślne maj strowanie pogrzebaczem w kominku podczas przyjęcia uważane jest za szczyt złego wychowania? 159
JILLIAN
HUNTER
- Zapamiętam, żeby nigdy niczym nie majstrować w towarzystwie płci przeciwnej, madame. - Pomajstruje sobie w swojej komnacie - powiedział Dainty, ale umilkł nagle, kiedy Gemma walnęła go łokciem w żebra. - Uroczysta kolacja jest sztuką samą w sobie - oświad czyła Mary. - Dobre wychowanie wymaga pięknego nakrycia stołu i wykwintnych dań. Dla księżniczki wszystko musi być doskonałe. Król Francji wybiera podczas jednego posiłku spośród stu przygotowanych wcześniej potraw. - Stu? - Willie zagwizdał przeciągle. - Po takiej kola cji musielibyśmy wytoczyć księżniczkę z sali jak beczkę. Mary obeszła stół, z niezadowoleniem wydymając usta. - Zróbmy próbę generalną bankietu. Ty zostaniesz na swoim krześle, milordzie. Ze względów praktycznych będę odgrywała rolę księżniczki. - Czy ja mogę być księciem? - spytał Baldwin. - Nie będzie żadnego księcia, półgłówku- odparł Douglas. - Będziesz podawał wino. - Milordzie... - Mary zsunęła łokieć Douglasa ze stołu. Nabrała teraz odwagi, zrozumiawszy, jak bardzo te biedne dusze potrzebują ratunku. - Łokcie trzymamy blisko tułowia, a nie na stole. A teraz wyobraźmy sobie, że podajemy sobie półmisek. - Półmisek z czym? - spytał Phelps. - Z podróbkami baranimi, to szkocka potrawa naro dowa - powiedział Douglas. - Frances od tygodnia pracuje nad idealną recepturą. 160
SMOK
- Tak coś właśnie czułem - odezwał się Baldwin. • Myślałem, że ktoś tam w kuchni wyzionął ducha i czeka od tygodnia na pochówek. Gemma zatkała nos palcami. - Nienawidzę podróbek baranich. Nie będę tego jadła. - Będziesz, jeśli księżniczka zechce ich spróbować powiedziała pani MacVittie autorytatywnie i usiadła na krześle. Po chwili dodała: - Panie McGee, co też pan wyprawiasz? - Wydłubuję cebulę z tych podróbek. Dostaję od tego zgagi. - Dłubanie w talerzu jest niedopuszczalne - powie działa z niesmakiem. - Dainty, dlaczego masz taką zbolałą minę? - Język mnie szczypie od tej okropnej cebuli. - Język mnie szczypie, wasza wysokość. I proszę powstrzymać się od jedzenia, zanim zacznę. Panie McGee, proszę otworzyć wino. Baldwin, zdumiony, rozejrzał się dookoła. - A gdzie butelka? - Posłuż się wyobraźnią - powiedział Douglas, tracąc cierpliwość. - Pani MacVittie, czy mogę wtrącić słówko? - Oczywiście, milordzie. Ty jesteś tu gospodarzem. Douglas rzucił swoim ludziom miażdżące spojrzenie. - Żadnego plucia, bekania ani pierdzenia. A ty, Willie, nie grzeb nożem w sztucznych zębach. - Skinął głową do Mary. - To wszystko, co miałem do powiedzenia. - To bardzo słuszne uwagi - powiedziała cicho. Czy możemy kontynuować? 161
JILLIAN
HUNTER
- Czy nie powinniśmy najpierw użyć miski z pach nącą wodą? - spytała Gemma. - Rzeczywiście, powinniśmy - zgodziła się Mary. Oto czarka z wodą. Zacznijmy od początku. - A gdzie się podziały podróbki? - spytał Dainty. - Będziemy myć nogi w tej wodzie?- Willie był najwyraźniej zaciekawiony. - Z pewnością nie - stanowczo stwierdziła Mary. Zresztą, wziąwszy pod uwagę wasze maniery, jest raczej mało prawdopodobne, byście spożywali kolację w obec ności księżniczki. - Kapitan pozwolił nam jeść suchary razem z córką Don Alfonsa - bronił się Willie. - To co innego - stwierdził Dainty. - Porwaliśmy ją dla okupu. Księżniczka jest tutaj gościem. Pani MacVittie zmarszczyła czoło. - Dobrze byłoby powstrzymać się od uwag przy jej wysokości na temat waszych dawniejszych wyczynów. - Co ona mówi? - szepnął Baldwin. Douglas pochylił się groźnie nad stołem. - Mówi, że rozwalę ci ten pusty czerep, jeśli piśniesz, że byliśmy piratami. Mary westchnęła głęboko. - Willie, podnieś swój nóż. - Jaki nóż? - Hipotetyczny nóż. - Nigdy nie słyszałem o niczym takim - stwierdził. A co to takiego? Dainty parsknął pod nosem. - Nóż do jedzenia hipotetów, ty idioto. 162
SMOK
- Chyba nigdy nie jadłem niczego takiego. - Willie zadumał się. - Słyszałem kiedyś, jak kapitan nazwał Morgana hipotetą - odezwał się Baldwin. Na jego twarzy rysował się potężny wysiłek umysłowy. Dainty rzucił mu ironiczny uśmieszek. - Chyba hipokrytą. - Do tego też są specjalne noże?- Temat coraz bardzej ciekawił Baldwina. - Nie, Baldwin - odparł Dainty. - Hipokrytów je się łyżkami. Baldwin wlepił wzrok w siedzącą po drugiej stronie stołu Mary. - Naprawdę masz na imię Ludwika? - Boże Wszechmogący... - wykrzyknęła pani MacVittie. - Wasze braki w wychowaniu są większe, niż sądziłam. - Odwróciła się do Douglasa. - Chyba nie potrafię im pomóc, milordzie. - Ja też nie - powiedział zgnębiony Douglas. - Może szklaneczkę wina, sir?- spytał Baldwin, żonglując w powietrzu wyimaginowaną butelką. - Wy daje mi się, że dobrze ci to zrobi. Douglas zabrał Rowenę na przejażdżkę do wioski jeszcze tego samego dnia o zmierzchu. Dwie godziny wcześniej przeszukał wrzosowiska i okoliczne lasy, mając nadzieję, że znów natknie się na jakichś polujących ludzi Neacaila. Kiedy wrócił, Rowena czekała już, gotowa do drogi. Tak bardzo miała ochotę wyrwać się 163
JILLIAN
HUNTER
z zamku. Obmyślając ten spacer, Douglas w tajemnicy poprosił swoich ludzi o pomoc. Henryk, tutejszy kowal i przywódca klanu, obiecał pełną współpracę wioskowej starszyzny. Douglas nie spodziewał się jednak, jak daleko sięgnie ta „współpraca". Fanfary kobziarzy, skrzypków i huczące bębny po witały Rowenę na skraju doliny. Trzy młode dziewczyny wręczyły jej uroczyście kosz z jabłkami i orzechami. Z wdzięcznością przyjęła ten podarunek. - Jestem głęboko wzruszona - zaczęła. - Jego lordowska mość mówił mi o waszych nieszczęściach... Nie było jednak sposobu, by dokończyła ułożone wcześniej przemówienie. Ludzie z Dunmoral na to nie pozwolili. - Nieszczęścia? - spytała kobieta w pledzie z kap turem. - Już dawno nie ostałaby się tu żadna żywa dusza, gdyby nie jego lordowska mość. Gdzieś z tyłu głośno zabrzmiał młody męski głos: - W zeszłym miesiącu nasz dobry pan ugasił pożar w domu mojej ciotki dosłownie gołymi rękami. Rowena podniosła wzrok na Douglasa. - Naprawdę? Wzruszył ramionami. - Nic takiego... Mężczyzna z długimi siwymi włosami zbliżył się do Roweny. - Wyrwał mi zgniły ząb, kiedy sam kowal nie mógł mu dać rady. - Rozdziawił szeroko usta. - Wsadził tam rękę i wyrwał go jednym szarpnięciem. Możesz włożyć palec do dziury, jeśli chcesz, księżniczo. 164
SMOK
Rowena zacisnęła usta. - W porządku. Wierzę ci na słowo. Tuż obok staruszka wyrósł spod ziemi kilkuletni chłopczyk. - Jego lordowska mość uratował naszą siostrę, kiedy poszła za rybami i topiła się w jeziorze. - Opiekował się moją chorą babką, kiedy zaniemogła. - I moim koziołkiem, jak coś mu wlazło w nogę. Douglas zerknął na Rowenę. Stała obok niego nieruchomo jak posąg. Czyżby miała w oczach łzy wzrusze nia? Poruszyło ją to paplanie? - Zawiózł mojego ojca na targ i kupił nam nową maśelnicę. - Przyjął na świat mojego braciszka. - Wyrzeźbił nowy nagrobek dla wuja Angusa. Douglas znowu popatrzył na Rowenę. Wyglądała, jakby była w jakimś transie. Odchrząknął i odezwał się: - Dosyć już tego... Nie zwracali na niego uwagi. Tłoczyli się coraz bliżej, coraz głośniej wykrzykując pochwały. - Wykopał studnię. - To naprawdę święty człowiek. Ale moment kulminacyjny nadszedł, kiedy stary Robbie, dawny kołodziej, przyklęknął z wyraźnym wysiłkiem i trzymając czapkę w ręce, ze łzami spływającymi mu na gęstą brodę, uniósł twarz ku Rowenie. - To nasz anioł stróż, taka jest prawda. Lord Dunmoral ma tak czyste serce, że złożył nawet śluby czys tości, aż do chwili, gdy wszyscy będziemy tu bezpieczni. - Co złożyłem...? - spytał przerażony Douglas. 165
JILLIAN
HUNTER
Przez całą drogę powrotną do zamku Rowena nie odezwała się do niego ani słowem. Nic dziwnego. Jej biedna głowa pękała pewnie od tych opowieści na temat jego anielskiej dobroci. Jednak efekt był dziwnie niejedno znaczny - miała minę, jakby go chciała zabić. Douglas nie miał o to do niej pretensji. Nie dość, że jest bezczelnym kłamcą, to dokleili mu jeszcze łatkę prawiczka. Podobno złożył śluby czystości! - Rowena wybuchnęła dzikim śmiechem i upadła na łóżko. - No to rzeczywiście szybko urodzę dziedziców! Hildegarda pośpiesznie podeszła do drzwi, żeby je dokładnie zamknąć. - Uspokój się, wasza wysokość. Śluby można złamać. - Jak? - No cóż, istnieją pewne mikstury... - Hildegarda nagle zakryła twarz rękami. - Boże, co ja mówię? Jeśli ten człowiek pragnie dochować czystości, grzechem byłoby go od tego odwodzić. Nadszedł wieczór uroczystej uczty. W zamku huczało jak w ulu. Wszyscy biegali strasznie czymś zajęci. Douglas przebierał się do kolacji z entuzjazmem czło wieka idącego na szafot. Stało się jasne, że nie będzie mógł dłużej trzymać Roweny zamkniętej w zamku. Jest już w Dunmoral ponad tydzień. Jasne było również to, że nie jest zachwycona jego wizerunkiem „Lorda Pra166
SMOK
wiczka". Prychała śmiechem za każdym razem, gdy na niego patrzyła. Odwrócił się i popatrzył na swój profil w lustrze. - No i jak wyglądam? - Załóż ten pikowany kaftan, sir - odezwał się z głębi szafy Willie. Gemma potrząsnęła głową. - Może w nim wyglądać za grubo. Douglas wykrzywił się z niesmakiem. Jego załoga rzeczywiście ostatnio zbyt wiele próżnowała i wszystkim zaczęły rosnąć brzuchy. Nawet on sam wyczuwał, że odrobinę przybrał na wadze. Miesiąc temu postanowił codziennie rano pływać w lodowatym jeziorze. Nie miał zamiaru zupełnie zgnuśnieć. Klepnął się po twardym jak kamień brzuchu. - Pirat z tłustym bębnem? Po moim trupie. Przypiął pas ze szpadą. Jego złoty kolczyk błyszczał w świetle świecy. - Wyglądasz wspaniale, sir- z aprobatą stwierdził Baldwin. - Nigdy nie wyglądałeś lepiej. - Wyglądasz jak pirat- dodała Gemma ściągając brwi. Willie podszedł z tyłu z flakonem perfum. - A co w tym złego, że wygląda jak pirat? Gemma zerknęła na odbicie brata w lustrze. - Powinien wyglądać jak prawdziwy pan. Dlaczego nie włożyłeś tych czerwonych butów na obcasach, które kupiliśmy w hrabstwie Nairn? - Bo nie będę stukał obcasami jak kobieta. - Poprawił 167
JILLIAN HUNTER
fular pod brodą. - Kto rozpalił taki wielki ogień? Upiekę się zaraz w tych wszystkich koronkach. Willie, spróbuj tylko dotknąć mnie tym pachnidłem, to cię zatłukę. Nie mam zamiaru pachnieć jak francuska lilia. Męczy mnie już odgrywanie tej komedii. - Jeśli nie włożysz tych butów na obcasach, to musisz włożyć kilt - powiedziała Gemma. - Zdejmuj to wszyst ko, Douglas. - Ani mi się śni. Nie będę się już przebierał - mruknął wściekły. - Douglas, posłuchaj, czerwone buty na obcasach są modne na dworze królewskim. Nałożył swój kapelusz z długimi piórami. - Jak w tym wyglądam? - Te pióra nie najlepiej się układają. - Gemma przy glądała mu się krytycznie. - Lord powinien mieć na głowie beret. - Beret? - Douglas roześmiał się, a potem wziął dwa pistolety leżące na stoliku obok i wetknął je za szarfę na piersi. - Teraz lepiej? Gemma nie spuszczała z niego wzroku. - Owszem, jeśli chcesz wyzwać księżniczkę na po jedynek. - A może powinien założyć ten diamentowy krzyż, który ukradł w Kartagenie? - spytał Willie. Gemma potrząsnęła głową. - To byłoby zbyt rażące. Musi włożyć szkocki kilt. - Nie - rzucił krótko Douglas. Dainty wyciągnął z kieszeni pomarszczony szary trójkąt. 168
SMOK
- To płetwa rekina na szczęście. - Boże, nie wezmę tego. - W tych obcisłych skórzanych spodniach wyglądasz jak zbój - powiedziała Gemma. Douglas podrapał się po policzku. - Do diabła, to strojenie się zabrało tyle czasu, że będę musiał drugi raz się ogolić. - Nie ma na to czasu. - Gemma podeszła do drzwi i kiwnęła na pozostałych, żeby poszli za nią. - Baldwin, Willie, idźcie się szybko przebrać. A tobie, Douglas, powtarzam, że powinieneś włożyć kilt i spiąć go tą piękną broszą. Pięć minut później Douglas znów wślizgnął się do swojej komnaty. Przebrał się w granatowo-zielony kilt, jednak nie zmienił zdania co do butów na wysokich obcasach. To już był zbytek elegancji jak na jego gust. Po chwili namysłu wsunął pod koszulę płetwę rekina. Trochę szczęścia nie zaszkodzi. Pirat w przebraniu szkockiego lorda. Te kłamstwa wcześniej czy później z pewnością wyjdą na jaw. Douglas obszedł stół z rękami założonymi na plecach. - Cóż to za potrawa kryje się na półmisku? - spytał. Światło świec igrało na wykrzywionej w uśmiechu twarzy Baldwina. - To paw dla księżniczki. 169
JILLIAN HUNTER
- Paw? - Douglas utkwił wzrok w pokrywie półmiska stojącego na środku stołu. - Nie wiedziałem, że mamy pawie w Dunmoral. Jeśli to jakiś kolejny pomysł mojej stukniętej siostry... Urwał zaskoczony, kiedy z galerii rozległ się ryk trąby. Po chwili zawtórowały jej kobzy i skrzypki. Płomienie świec na żyrandolu nad stołem zadrżały. Zasłonił uszy rękami. - Och, nie... Skąd ten piekielny hałas? - To grajkowie z wioski - wrzasnął Baldwin. - Księż niczka musi już nadchodzić. Mieli zacząć grać, gdy tylko opuści swoją komnatę. To na jej cześć. - Przecież ona od tego ogłuchnie - powiedział Dou glas, kierując się zamaszystym krokiem w stronę drzwi. Po kilku minutach wszyscy oszalejemy w tym huku. Rowena zeszła właśnie ze schodów, kiedy do niej podszedł. Szara jedwabna suknia podkreślała jej subtelną urodę. Bujne włosy opadały kaskadami na ramiona. Wyglądała jak bogini płodności. Douglas przypomniał sobie jej zwierzenia, że jak najszybciej chce mieć potomstwo. Ta myśl po raz kolejny niebezpiecznie go podnieciła. Kiedy spojrzał jej w oczy, przeszedł go dreszcz. Patrzyła na niego z taką nadzieją i otwartością, że nienawidził teraz siebie za te wszystkie kłamstwa. Tak bardzo wierzyła w swoje siły. Ta młoda dzie wczyna chciała poprowadzić armię na ratunek ojcu. Była przekonana, że powiedzie jej się tam, gdzie po nieśli klęskę doświadczeni żołnierze. I sądziła, że może igrać ze smokiem, nie plamiąc sobie delikatnych pa luszków. 170
SMOK
Dla Douglasa jej wyzwanie było dziecinną zabawą w porównaniu z przebiegłymi intrygami, w których był mistrzem. Jednak jego plany wobec niej uległy zmianie, Nie pragnął jej już ze względu na majątek czy wpływową pozycję. Ku swojemu przerażeniu uświadomił sobie, że pragnie zdobyć jej serce. - A gdzież podziewa się twoja nieodstępna opiekunka? - spytał rozbawionym tonem. Rowena uśmiechnęła się lekko. - Modli się w kaplicy o moje bezpieczeństwo. Ma przeczucie, że moje życie jest zagrożone. Zmroził go nagły niepokój. Pamiętał, że Hildegarda uważała się za jasnowidzącą. - Przeczuć nigdy nie należy lekceważyć - powiedział poważnie, ujmując jej dłoń. Rowena wzruszyła ramionami, jakby chciała od pędzić tę myśl. - Nie dożyłabym trzech lat, gdyby miały się sprawdzać takie przepowiednie. Zacisnął palce na jej dłoni, zaskoczony, że tak bardzo pragnie ją chronić. - Powinniśmy chyba lepiej cię pilnować. Rowena spojrzała mu w oczy, zdziwiona powagą w jego głosie. - Sądzisz, że jestem w niebezpieczeństwie? Douglas zawahał się. Chłopięcy uśmiech rozjaśnił jego spaloną słońcem twarz. - Trudno powiedzieć. Różne tajemnicze potrawy mają pojawić się dziś na naszym stole. Może żadne z nas nie przeżyje tej kolacji? 171
JILLIAN
HUNTER
Rowena nagle rozejrzała się dookoła. - Skąd dochodzi ten straszliwy hałas? - Z galerii dla muzykantów - odparł zgnębiony. To na twoją cześć. - Boże Święty, w takim razie pośpieszmy się do stołu, zanim zaczną pękać mury. Poprowadził ją korytarzem, a potem do wielkiej sali, gdzie w świetle świec srebrne naczynia błysz czały na pokrytym adamaszkowym obrusem stole. Muzyka osiągnęła szczytowe crescendo w momencie wejścia Roweny. Goście przy stole, a wśród nich Gemma i doktor MacVittie, podnieśli się z miejsc, witając ją ukłonami. Baldwin i Willie stali pod ścianą w białych upudrowanych perukach i aksamitnych spod niach do kolan. Rowena podniosła głos, żeby przekrzyczeć muzykę: - Ależ milordzie, po co tak wielkie zamieszanie wokół mojej osoby? Douglas nadstawił ucha. - Słucham? - Będę musiała podziękować kucharce za jej wysi łek - powiedziała jeszcze głośniej. - Co powiedziałaś? - Placki z jabłkami wyglądają wyśmienicie - wrzas nęła mu prosto w ucho. - Placki!! Douglas odsunął się od niej z półuśmieszkiem. Kom plementy prawdopodobnie zamarłyby jej na ustach, gdyby dowiedziała się, że jeszcze rok temu ta sama kucharka obsługiwała zupełnie inny rodzaj klienteli. Rowena przygryzła wargę. 172
SMOK
- Przyślij do mnie kucharkę, milordzie. Sama z nią porozmawiam. - Przepraszam. - Douglas bezradnie rozłożył ręce. Nic nie słyszę. - Chcę widzieć kucharkę!!- na całą salę ryknęła Rowena. Nagle muzyka umilkła. Jedna z tarcz herbowych z hukiem spadła na podłogę. Baldwin ściągnął perukę i otarł czoło rękawem. Rowena zaczerwieniła się. Douglas wskazał jej miejsce przy stole. - Może spróbujesz placka, jeśli tak bardzo cię to kusi? - Nie częstuj jeszcze plackiem. - Gemma podeszła do nich pośpiesznie. - Zaraz podadzą ostrygi. - Ostrygi?- spytał Douglas, przyglądając się jej podejrzliwie. - Placki miały być podane dopiero po daniach głównych- wyjaśniła dziewczyna.- Shandy pomylił się i przyniósł z kuchni nie to, co trzeba. Frances o mało go nie zamordowała. - Spojrzała na Rowenę. - Mam nadzieję, że wybaczysz nam tę niezręcz ność. - Nic nie szkodzi - z wdziękiem powiedziała Rowena. - Placki z jabłkami mogę jeść przez cały dzień. Douglas poprowadził ją do krzesła. Służący, którzy rok temu ścigali hiszpańską eskadrę aż po wybrzeża Indii Zachodnich, wmaszerowali uroczyście zza parawanów z półmiskami pełnymi jadła. Rowena usiadła i przyglądała im się łaskawie. Postawiono przed nią pieczone jagnię z koroną z pereł 173
JILLIAN
HUNTER
na głowie. Następnie pojawił się marcepan i łosoś w złocistym cieście. Dainty podszedł z galaretką migdałową uformowaną na kształt baśniowego zamku. Wieżyczki zawaliły się, zanim dotarł do stołu, a gdy nadeszła Hildegarda, z głoś nym plaśnięciem zawalił się most zwodzony. Następnie zbliżył się Baldwin, żeby nalać wina. Wszyscy przy stole wstrzymali oddech, kiedy napełniał kielich Roweny lekkim czerwonym winem. - Nie uroniłem ani kropelki - oświadczył na koniec, a wszyscy zebrani odetchnęli z ulgą. - Bardzo dobrze, Baldwin - odezwał się półgłosem Douglas. - A teraz popraw perukę, jest tyłem do przodu. Hildegarda i doktor MacVittie rozpoczęli dyskusję na temat leczenia odcisków i sztuki upuszczania krwi. Pani MacVittie dyskretnie kierowała służbą. - Nadchodzą ostrygi- zaanonsował z końca sali Dainty. - Zróbcie miejsce dla ostryg. Z takim trudem zdobyte ostrygi pojawiły się na stole, ułożone misternie na połówkach muszli. Douglas w na pięciu zacisnął szczęki, kiedy Willie ruszył od gościa do gościa z paterą najdziwaczniejszych mięczaków, jakie kiedykolwiek widział. Hildegarda ujęła w palce jedną z białych prążkowa nych muszli. - Nigdy wcześniej nie widziałam takich ostryg. - To szkockie ostrygi - powiedziała szybko Gemma, unikając wzroku brata. - W mojej szkockiej ostrydze jest perła! - wykrzyk nęła Hildegarda. 174
SMOK
Rowena uniosła brew. - W mojej jest pierścionek z perłą. Douglas z niesmakiem wbił wzrok w swój talerz. - Gemmo - szepnął przez zęby. - Co to jest? - Małże - odszepnęła. - Dainty zdobył je dziś rano, ja pomalowałam je na biało. Starał się uśmiechnąć, ale na jego twarzy pojawił się jedynie nieokreślony grymas. - Małże przemalowane na ostrygi... Dlaczego po prostu nie podaliście ostryg? - Po pierwsze, nie mogliśmy tu żadnych znaleźć. Potem Dainty jakoś je zdobył, ale przez ten czas Frances przypomniała sobie coś o jedzeniu ostryg w miesiącu, w którego nazwie jest „ r " . -Gemma potrząsnęła głową. ; Problem polegał na tym, że nikt w Dunmoral nie mógł sobie przypomnieć, czy podczas trwania takiego miesiąca ; ostrygi są dobre do jedzenia, czy trujące. Douglas westchnął. - Dobry Boże... - Frances karmiła ludzi tymi małżami przez cały tydzień, by upewnić się, czy to jadalna odmiana. Nikt nie umarł. - Uśmiechnęła się- Przynajmniej na razie. Douglas chwycił Rowenę za nadgarstek, gdy podnosiła widelec do ust. - Nie jedz tego. Uśmiechnęła się rozbrajająco. - Ostrygi są afrodyzjakiem, milordzie. Nie słyszałeś o tym? - Afrodyzjakiem? Na stole Lorda Prawiczka? - Pstryknięciem palców przywołał Baldwina. - Zabierz stąd te niebezpieczne ostrygi. 175
JILLIAN
HUNTER
Rowena ostentacyjnie sięgnęła do swego talerza. Douglas przycisnął jej rękę do stołu. - Co robisz, milordzie? - spytała zaczepnie. - To nie ja składałam śluby czystości. Douglas poczuł, że krew zaczyna mu wrzeć. Przypo mniał sobie, jak wiele czasu upłynęło od chwili, gdy po raz ostatni dotykał kobiety i jak bardzo pragnie tej, która siedzi obok. Jej zapach mącił mu umysł. Unosiła się wokół niej jakaś kwiatowa woń kobiecości. Jej uśmiech rzucał na niego niezwykły czar. Zdawało mu się, że zamiast kontrolować sytuację, bezradnie ulega urokowi tej kobiety. Zerknął na siostrę. Za wszelką cenę chciał oderwać się od tych myśli. - Czy nie czas już odkryć główne danie? Gemma skinęła głową i Willie zbliżył się, żeby zdjąć pokrywę z półmiska. Zapadła cisza. Douglas stłumił jęk. Rowena chwyciła kielich z winem, by ukryć napad śmiechu. Koścista, mizerna kuropatwa sterczała na środ ku stołu, a w jej kuprze tkwiły pawie pióra z najpięk niejszego wachlarza pani MacVittie. Osłupiała Hildegarda uniosła się na krześle. - Boże Przenajświętszy- wydusiła.- A to co ta kiego? - Szkocki paw - z dumą odparł Baldwin- Złapaliśmy go z Williem własnymi rękami. Jest świeżutki. Jeśli się bliżej przysunie ucho, usłyszy się, że jeszcze oddycha. Poklepał Rowenę po plecach. - Jedz, księżniczko, póki całkiem nie ostygnie. 176
SMOK
Aidan pojawił się nagle na galerii. Douglasowi wystarczyło jedno skinienie głowy przyjaciela, by zrozumiał, że wydarzyło się coś złego. Przeprosił zebranych i odszedł od stołu, kiedy Rowena była przy trzecim kawałku placka. Dainty poszedł za nim jak cień. Wszyscy trzej przeszli przez galerię portretów. Nie przerywając milczenia doszli aż do oświetlonego pochodnią korytarza. - Co się stało? - spytał Douglas. Aidan uniósł dziwnie wyglądający pakunek. - Chryste...!- wykrzyknął Dainty.- Skąd to się wzięło? Aidan odwinął z zakrwawionej koszuli głowę wilka. Koszula należała do Roweny, pomyślał od razu Douglas. Przerażenie ścisnęło mu gardło. Żadna inna kobieta w zamku nie miała ubrań z tak delikatnej koronki. Spojrzał na wyszczerzony w śmiertelnym bezruchu pysk wilka. - To było przybite do drzwi jej pokoju - cicho po wiedział Aidan. Douglas poczuł, że całe jego ciało ogarnia lodowata fala. - Kiedy? - Podczas bankietu - odparł Aidan. - Więc to ktoś z zamku. - Dainty zapatrzył się w głąb korytarza. - Mogli ukryć się gdziekolwiek. Dlaczego, do stu piorunów, stoimy tu jak trzy wystraszone dziewice? Aidan potrząsnął głową. - Gunther przysięga, że strażnicy nie widzieli nikogo, 177 I
JILLIAN HUNTER
kto wchodziłby albo wychodził z zamku. Przeszukałem jej komnatę. Nikogo tam nie było. - Ktokolwiek to był, chcę go dostać w swoje ręce. Douglas odwrócił się na pięcie, ale po chwli zatrzymał się i popatrzył Aidanowi w oczy. - A skąd ty się wziąłeś w jej komnacie? Aidan wyglądał na zaskoczonego. - Wszyscy byliście zajęci przyjęciem. Chodziłem po zamku, by sprawdzić, czy wszystko w porządku. Za uważyłem, że drzwi jej komnaty są otwarte na oścież. - Cholernie dobrze zrobiłeś -ponuro stwierdził Dainty. - Ta kobieta padłaby z nóg na ten widok, nie mówiąc już, że mogła natknąć się na intruzów. - Rzeczywiście, cholernie dobrze... - Douglas spoj rzał na głowę wilka. - Pozbądź się tego, a potem spot kamy się w stajni. Dainty, zostaniesz tu z Roweną. - Co mam powiedzieć, kiedy zapyta, gdzie się po dzieliście? - spytał olbrzym. Douglas i Aidan byli już w połowie korytarza. Od murów odbijało się dudniące echo ich kroków. Głos Douglasa dobiegł z klatki schodowej. - Powiedz jej... Powiedz, że w pobliżu zamku za uważono wściekłego wilka i że pojechaliśmy go zabić, zanim kogoś skrzywdzi. Nie boję się wilków - szepnęła kilka godzin później Rowena stojąc przy oknie. - Ale boję się, że przejecha łam cały ten szmat drogi na nic. Boję się, że zakochałam się we własnym marzeniu. 178
SMOK
Stukot końskich kopyt na moście zwodzonym przerwał ciszę. Potem rozległ się zgrzyt łańcuchów podnoszonej w bramie kraty. Kilka minut później zobaczyła Douglasa idącego od strony stajni. Jego potężna sylwetka natychmiast przyciągała wzrok. Aidan szedł tuż za nim. Dainty wybiegł z zamku, żeby ich o wszystko wypytać. Rowena wstrzymała oddech na widok dzikiej energii emanującej od Douglasa. Nie podejrzewał, że ktoś go obserwuje. Z każdego jego ruchu biła jakaś żywiołowa siła. Z niecierpliwych gestów Rowena wywnioskowała, że nie udało mu się osiągnąć celu, dla którego opuścił ucztę. Alarmujący głos Hildegardy wyrwał ją ze snu. - Wasza wysokość, musimy natychmiast opuścić to miejsce. Rowena z bijącym sercem usiadła na łóżku. Grube warkocze opadły jej na kolana. Półprzytomnie przyglądała się znajomej postaci ciskającej się wokół łóżka. - Co się stało? - Mam straszne przeczucie co do Fryderyka. - Fryderyka? Nie minęły jeszcze dwa tygodnie powiedziała Rowena. - Czy nie możemy przedyskuto wać tego rano? - Miałam sen. Koszmar senny. Rowena wydała z siebie głębokie westchnienie. - Byłaś przykuta łańcuchami do krzyża. - Broda Hildegardy drżała. - To było tak wyraźne, że widziałam krople deszczu na twojej twarzy i wiatr rozwiewający ci włosy. 179
JILLIAN HUNTER
- Hildegardo... - odezwała się łagodnie i objęła przy jaciółkę. - To był tylko sen. Fryderyk poszukuje żoł nierzy i niedługo wróci. Jestem bezpieczna w swoim łóżku. - U twoich stóp był mężczyzna - ciągnęła guwernant ka, jakby wciąż miała ten obraz przed oczami. - Miał w zębach nóż. - Taki, jakich używaliśmy podczas kolacji? - Rowena starała się obrócić wszystko w żart. - Tym mężczyzną był człowiek zwany Aidanemwyszeptała schrypnięta Hildegarda. - Człowiek o tajem niczym spojrzeniu. Ten, który przypomina mojego bied nego Stefana. - Aidan jest przyjacielem jego lordowskiej mości stwierdziła stanowczo Rowena. - Jest wobec mnie nie zwykle uprzejmy i ma w sobie coś szlachetnego, co podziwiam. Poza tym nie on jeden w tym zamku ma swoje sekrety. A teraz idź już do swojej komnaty. Przerwałaś mi bardzo przyjemny sen. Hildegarda posłuchała niechętnie. - Drzwi nie były zamknięte na zasuwę... - Idź już, Hildegardo. Strażnicy jego lordowskiej mości patrolują cały czas tereny wokół zamku. - Na twoich drzwiach są ciemne plamy... - Znowu jakieś ślady krwi? - fuknęła Rowena. - Idź spać, Hildegardo, zanim twoje wymysły sprowadzą tu połowę mieszkańców zamku. Nawet księżniczka po trzebuje czasem snu.
180
SMOK
Neacail stał ukryty za kamiennymi blokami zasła ającymi tajemne przejście do komnaty. Słyszał roz mowę Roveny z Hildegardą. Miał zamiar znowu popatrzeć na młodą kobietę, gdy będzie spała, lecz ta stara pozbawiła go tej przyjemności. Księżniczka, pomyślał z niedowierzaniem. Księżnicz ka śpiąca w jego zamku. Zastanawiał się, czy spodobał jej się podarek, który tu zostawił i co z nią zrobi, gdy odzyska to, co do niego należy. Nagle usłyszał stłumiony okrzyk wartownika. Natychmiast odwrócił się i zaczął biec w dół po mrocznych Stopniach. Przez pewien czas nie będzie mógł jej odwiedzać. Wszędzie kręci się zbyt wielu ludzi i ktoś mógłby zauważyć jego konia przy wyjściu z tunelu nad jeziorem. Uśmiechnął się na wspomnienie głowy wilka przybitej do drzwi jej sypialni. Poza tym miał pewne sprawy do załatwienia. I musiał rozniecić kilka pożarów. Właściwie następny może być stosem podpalonym na cześć księżniczki. Będzie mogła przyglądać się płomieniom ze swego okna.
20
B y ł a księżniczką, która wyrosła w pięknym pałacu i w dzieciństwie jeździła na kucyku po wypielęgnowa nym ogrodzie. Lecz jej życie nie było bajką. Matka zmarła na zakażenie krwi, gdy Rowena miała trzy lata. Rodzina nigdy nie otrząsnęła się po stracie tej mądrej kobiety, która była jej sercem i dobrym duchem. Siostra Roweny, Michalina, zawsze była zbuntowana i chodziła własnymi drogami. Rowena znajdowała uko jenie w obcowaniu z naturą, łucznictwie i zakazanych wędrówkach po lesie. Przez większą część życia starała się wywołać uśmiech zgorzkniałego ojca. Książę Randolf ledwie zdawał sobie sprawę z istnienia swoich dzieci. Wciąż prowadził wojny z sąsiadami. Rana w jego sercu po śmierci żony nigdy się nie zagoiła. Rowena bardzo go kochała, ale pragnęła, by choć raz pomyślał poważnie o bezpieczeństwie i szczęściu ro dziny. Do tej pory widziała przed sobą jedynie smutne 226
SMOK
życie złożone z uciążliwych obowiązków i potyczek z sąsiadami, wyniszczających ziemię, ludzi i jej duszę. W Dunmoral znalazła nareszcie świat, w którym mogła zasmakować życia. Sprawdzić swoje siły jako kobieta. Poddać się wewnętrznym pragnieniom. Cier pieć, ponieważ mężczyzna, którego pokochała, ją oszukiwał, a ona kochała go mimo wszystko. „Maria czy Elżbieta? Maria-Elżbieta". „Ależ to nie jest solarium. Wygląda raczej na kaplicę. Oczywiście, że to kaplica. Ale ze mnie głupiec..." Zgrzyt kamienia trącego o kamień wyrwał ją z zamyś lenia. Odwróciła się natychmiast i zobaczyła, że Jerome wychodzi zza wystrzępionej tapety, zakrywającej fragment ściany tuż przy kominku - tajne przejście, którego szukała Hildegarda. Serce zabiło jej gwałtownie, lecz zachowała spokój. Wiedziała, że krzyk sprowadzi tu natychmiast Dainty'ego. Jej młody arogancki kuzyn miał na sobie brązową tunikę do polowania i płaszcz z wilczej skóry. Wzrok Roweny padł na inkrustowane srebrem pistolety za pasem Jerome'a. Wyglądał jak dziecko bawiące się w żołnierzyka. - Roweno. - Jego głos nie brzmiał już tak jak w dzie ciństwie. Jerome nie był już tym chłopcem, który uwal niał króliki z sideł. - Podsłuchiwałem w kuchni. Służąca znalazła to na rozstaju dróg przy starym opactwie. Należało do Fryderyka, prawda? Rowena spojrzała na strzęp ubrania w dłoni kuzyna. Była to szarfa ze złotym medalionem, którą Fryderyk 227
JILLIAN
HUNTER
z dumą nosił na piersi. Na metalu widniały ciemne plamy zakrzepłej krwi. Rowena przełknęła ślinę. Zrobiło jej się słabo. - Jadę go poszukać - powiedział Jerome. - Mógł wpaść do jakiejś rozpadliny i tkwi tam, nie mogąc wezwać pomocy. Nie jest już młodym człowiekiem. Pomożesz mi? Zapadła cisza. Pod drzwiami stał na straży Dainty. Hildegarda zeszła do kuchni asystować przy przygo towaniach do kolacji - obawiała się, że zostaną otrute, jeśli sama nie dopilnuje warzenia zupy. Obie lubiły Jerome'a jako dziecko, lecz teraz kuzynów zaczęły dzielić cele i ambicje. Czy to możliwe, że buntownicy chcą osadzić Jerome'a na tronie jako swoją marionetkę? Czy przyjechał tu naprawdę po jej pomoc, czy też po to, by nie wróciła do domu? Przestrogi ojca na temat zaufania wciąż brzmiały jej w uszach. - Zawsze umiałaś odnaleźć ludzi w lesie - powiedział z przekonaniem. - Ludzi i zwierzęta. To prawda. Rowena posiadała szósty zmysł w tro pieniu śladów. Intuicyjnie wyczuwała, gdzie się urywają i jak je odszukać. Była cierpliwa, uważna i słuchała wewnętrznego instynktu. Jednak szkockie góry w niczym nie przypominały rodzinnych stron. Tutaj nawet mgła wibrowała jakąś tajemniczą magią. Postanowiła zaufać kuzynowi, tak samo jak zaufała Douglasowi. - Daj mi chwilkę, zaraz się przebiorę. Westchnął z ulgą. - Pośpiesz się. 228
SMOK
Douglas przemierzał wrzosowisko. Spod kopyt konia wylatywały w powietrze grudy torfu. Zimny wiatr znad gór smagał mu twarz. Było wczesne popołudnie, lecz purpurowozłote, ciężkie chmury zasnuwały niebo. Burza rozpęta się z pewnością jeszcze przed zmierzchem. W taki dzień nawet pirat miał ochotę pomodlić się do Pana Boga. Aidan trzymał się tuż za nim. Przeszukali każdy strumień, jaskinię i zagajnik w promieniu wielu mil, lecz nie znaleźli kryjówki bandy Neacaila. Kiedy zacznie się burza, sami będą musieli szukać schronienia. Douglas ściągnął wodze. W oddali zobaczył krążącego nad jednym z wzniesień myszołowa. Skinął na Aidana, który właśnie sięgał do pistoletu za pasem. - Nie jedź za mną - powiedział Douglas, kiedy przy j a c i e l się zbliżył. - To dobre miejsce na zasadzkę. Aidan podniósł wzrok na wzniesienie i skinął głową. - Tak. Douglas zszedł z konia, Aidan zaś położył sobie na kolanach pistolet i łuk. Wiatr ucichł. Douglas szedł w stronę wzniesienia przez wysokie wrzosy. W prawej dłoni trzymał pistolet, a w lewej sztylet. Ramię cały czas sprawiało mu ból, ale nie zwracał na to uwagi. Poczuł, że Aidan podnosi łuk. Gdy zaczął wspinać się po zboczu, myszołów odleciał w mroczne niebo. Drapieżnik nie krążyłby nad grupą uzbrojonych ludzi. Martwy człowiek to co innego. 229
JILLIAN HUNTER
Poczuł skurcz żołądka, gdy odwrócił ciało twarzą do góry. Aksamitna tunika leżącego na ziemi mężczyzny była rozdarta od gardła do pasa. Krew z niezliczonych ran od pchnięć nożem wsiąkła w ubranie. - Fryderyk... - powiedział cicho. Z trudem rozpoznał doradcę księżniczki, lecz błękitny krzyż Hartzburga zdobiący pustą pochwę miecza nie pozostawiał wątpliwości. Atak był brutalny i niespodziewany. Osaczyli go jak wilki, z tą różnicą, że wilki nie rozszarpują nikogo dla rozrywki. Odruchowo przyłożył kciuk do tętnicy szyjnej Fryde ryka. Wyczuł leciutkie pulsowanie, cień życia tak słaby, że w pierwszej chwili nie był pewien, czy się nie myli. Oddech rannego wydawał się słyszalny. Była jednak nadzieja. Nadjechał Aidan. Trzymał w dłoniach ogromny pła ski kamień. Popatrzył życzliwie na Fryderyka i opuścił kamień. - Pochowam go. - Nie. On żyje. Głos Douglasa zabrzmiał tak chrapliwie, jak skrze czenie kruków nadlatujących znad opuszczonego opac twa za wzgórzami. Nie wiedział, jak wytłumaczy to Rowennie. Przecież jeśli Fryderyk umrze, to on będzie za to odpowiedzialny. Nie doszłoby do tego, gdyby wytrzebił wcześniej zbójów Neacaila. - Zawiozę go do zaniku, zanim rozpęta się burza. Może te rany nie są tak groźne, jak wyglądają. Przynieś 230
SMOK
mi swój pled z konia, Aidan, może uda nam się uniknąć ponurego obowiązku kopania mu grobu. Dainty był wściekły i przerażony. Po raz drugi z rzędu zawiódł Douglasa. Jak się wytłumaczy z tego, ta dziewczyna go przechytrzyła? Dlaczego jej zaufał, gdy poprosiła, żeby nie niepokoił jej w komnacie? Zamek był cały naszpikowany tajemnymi korytarzami. - Ten idiota Baldwin miał rację - mruknął do siebie. Co pirat może mieć wspólnego z księżniczką? Rozpaczliwe krzyki Hildegardy brzmiały mu w uszach, gdy galopem przekraczał most zwodzony. Ogołocił zbrojownię ze wszystkiego, co tylko zdołał na siebie włożyć. By ratować księżniczkę, był gotów zmie rzyć się z samym szatanem. - Moja pani będzie już martwa, gdy ją znajdziesz! krzyczała za nim z wartowni Hildegarda. - Ten kraj roi się od wilków i zbójów. A jeśli Jerome zabrał ją, kiedy warowałeś pod drzwiami? A jeśli te łotry poderżnęły jej gardło, gdy gotowałam zupę? Dainty wciągnął wilgotne powietrze głęboko w płuca. Ani Jerome, ani wilki nie budziły jednak jego obaw. Przerażała go wizja furii Smoka, kiedy odkryje, że Dainty znowu go zawiódł. Douglas pochylił się nad stołem, poszarzały jak granit. - Kobieto, jeśli nie przestaniesz zawodzić, nie ręczę za swoje czyny. Kiedy twoja pani odjechała? 231
JILLIAN
HUNTER
Hildegarda jęknęła, chowając twarz w dłoniach. - Nie wiem. Jerome ją zabrał. Zostawiła mi wiado mość - mieli szukać biednego Fryderyka. A jeśli i ją napadną? Dlaczego pozwoliłam jej tu przyjechać? Dla czego? Douglas odepchnął się od stołu. Po poprzedniej wy prawie konie wciąż były zmęczone i niegotowe na kolejne długie poszukiwania. Burza szalała nad Dunmoral. Serce Douglasa zamarło na myśl o Rowenie błąkającej się bez opieki po okolicy.
21
Jerome, coś musiało się stać -powiedziała Rowena. Fryderyk bardzo się o mnie bał. Przysłałby przynajmniej jakąś wiadomość. - Mówiłem ci. - Jerome rozglądał się nerwowo do okoła. - Mówiłem ci, żebyś schroniła się we Francji, a nie w Szkocji. Ludzie tutaj to jeszcze poganie. Roześmiała się. - A my w Hartzburgu, z naszą wiarą w leśne trolle i czarownice, nie jesteśmy poganami? Jechali na oklep na klaczy, którą Jerome wykradł jednemu z wartowników patrolujących brzeg jeziora. Rowena odwróciła jego uwagę, rzucając z drzewa kamyki do wody. W dzieciństwie często używali takiego podstępu. Kilka wron zakrakało od strony kępy wynędzniałych olch. - Ptaki śmierci - mruknął Jerome. 233
i
JILLIAN HUNTER
- Mówisz jak Hildegarda. - Rowena wpatrywała się przed siebie. Miała na sobie zielone wełniane trykoty pod marszczoną spódnicą do konnej jazdy. - Ta biedna kobieta prawdopodobnie jest teraz przekonana, że mnie porwałeś. Poczuła, że zesztywniał. - Jak gdybym mógł cię skrzywdzić... Wysiliła się na uśmiech. - Zaledwie siedem miesięcy temu sugerowałeś, by papa zamknął mnie w lochu, jeśli odmówię poślubienia księcia Vandever. Stwierdziłeś, że potrzebny mi spokój do przemyśleń. - Dla dobra Hartzburga - odparł urażony. - Piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami. Jerome, nie wyjdę za tego człowieka. Uderzył kolanem o jej kolano. Niebo zrobiło się mroczne, tylko pojedyncze promienie światła prześwie cały przez chmury. Wyglądały jak włócznie przebi jające Unię lasu. - Z powodu nieskazitelnego i pompatycznego Ma teusza? - spytał. - Dlaczego wszyscy myślą, że jestem zakochana w Mateuszu? - Jeśli nie chcesz Mateusza, czemu nie poślubisz księcia? Obaj są przystojni. - Nie wiem - odparła. - Może żaden z nich nie jest moim przeznaczeniem. Jerome zaśmiał się drwiąco. - Przeznaczenie... Przestrzegałem twego ojca, by nie trzymał w zamku Cyganów. 234
SMOK
- Chodzi o miłość - powiedziała sucho. - Albo jest, albo jej nie ma. - Kobieta z twoją pozycją nie może budować życia na ideałach. - Dlaczego nie? - Myślisz o lordzie Dunmoral, prawda?-Zastanawiał się głośno. - Czarny rycerz zawsze zwycięża. Pozwoliłaś mu się pocałować. Nie uwierzyłbym, gdybym nie widział tego na własne oczy. W domu wisiałby już za taką śmiałość. Rowena uśmiechnęła się do siebie i nic nie powiedziała, wspominając pocałunek Douglasa. Nawet teraz zrobiło jej się gorąco. Nie miała już wątpliwości, że jej Smok żywi dla niej uczucie, że zdobyła serce tego groźnego wojownika. Ale po chwili zmroziła ją myśl, że Douglas może być w tym samym momencie w śmiertelnym niebezpieczeń stwie. Uśmiech zamarł na jej wargach. Jakże łatwo mógł wpaść w pułapkę zastawioną przez ludzi Neacaila i przez wiele dni nikt by o tym nawet nie wiedział. - Wracajmy - zaproponował Jerome. - Zbliża się burza. Nie powinienem był cię zabierać. Pojedziemy do zamku i kiedy lord Dunmoral wróci z wyprawy, po prosimy go o pomoc. Wjechali w sosnowy las, za którym zaczynała się kręta droga prowadząca do zamku. - Coś widziałam... Jakiś płaszcz - powiedziała nagle Rowena. Jerome rozejrzał się zaniepokojony. - Nie podoba mi się to... 235
i
JILLIAN
HUNTER
- Mnie też nie - powiedziała. - Popatrz, paprocie nie rosną w ten sposób. Zatrzymali się przy kępie jesionów, wśród których rosły stare leszczyny i ostrokrzewy. Między dwoma drzewami wisiał wełniany pled. - To kryjówka - szepnęła. - Można stąd obserwować drogę, a samemu nie być widzianym. - Nie widzę nic poza starą szmatą i zeschłymi liśćmi stwierdził Jerome. - Kobieta ma rację, chłopcze. - Głos dobiegł zza pobliskich drzew. Zanim Jerome sięgnął po broń tkwiącą w fałdach płaszcza Roweny, kilku górali w zniszczonych kiltach wypadło z zarośli i ściągnęło go na ziemię. Rowena nieruchomo siedziała na koniu. Jak na ironię, uczono ją kiedyś, jak ma zachować się podczas porwania. Wepchnęła drżące dłonie do mufki, którą miała za wieszoną na szyi na pozłacanym łańcuszku. Nie chciała pokazać strachu, dać im jeszcze większej przewagi. Niski mężczyzna z poczerniałymi resztkami zębów i włosami w tłustych strąkach ściągnął z głowy czapkę i wykonał drwiący ukłon. - Witamy w piekle, wasza wysokość. Właśnie nie dawno dowiedzieliśmy się, z kim mamy do czynienia. Podobał ci się podarek, który mój brat zostawił w twojej komnacie? - Boże... - Pochyliła się nad nim z niesmakiem. Ktoś powinien zająć się twoimi zębami! Wyglądasz jak rzepa z wyciętymi zębiskami w wilię Święta Zmarłych. Zmarszczył czoło, zdezorientowany. 236
SMOK
- Co to znaczy? - Powiedziała, że jesteś ohydny jak zgniła rzepa ze śmiechem wytłumaczył jeden z jego ludzi. Serce waliło Rowenie jak młotem. U boku szczerbatego bandyty wisiał miecz z damasceńskiej stali. Rowena widziała wyryte na nim błogosławieństwo swe go ojca chrzestnego, arcybiskupa Hartzburga. Z trudem się opanowała. Wiedziała, że miecz należał do Fryderyka, że ci zbóje go znaleźli. Miała nadzieję, że nie cierpiał i przed śmiercią. Modliła się, by Bóg dodał jej sił. Najwidoczniej nie wiedzieli, co z nią zrobić. Potem jeden z ludzi trzymających Jerome'a kiwnął na tego, który niósł miecz Fryderyka. Neacaila nie było między nimi. Rowena dobrze przyjrzała się jego pokiereszowanej twarzy, gdy wtedy, w nocy, walczył z Dou glasem na mostku. Ten szczerbaty był pewnie jednym z jego krewnych. - Co mamy z nią zrobić, Eachuinn? Podszedł bliżej, przyglądając jej się podejrzliwie. Zauważyła zaschniętą krew na jego łachach. Starała się nie wyobrażać sobie, co Fryderyk przeżył przed śmiercią. I tego, co ją czeka. - Świnia - powiedziała dobitnie. - Zawszony knur. Niech cię piekło pochłonie! Mimo brudu i zarostu, zauważyła, że zbladł. Jego ludzie znów się roześmieli, ale już z mniejszym prze konaniem. - Obraziła cię, Eachuinn. - Zawszony knur, a to ci dopiero... - A może to czarownica? - mruknął któryś z nich. 237
JILLIAN HUNTER
Szczerbaty drgnął. - Zaprowadzimy ja więc do Kamienia Czarownicy. Niech wzywa pomocy swego pana. - Neacail będzie chciał wziąć za nią okup - odezwał się ktoś stojący pośród drzew. - Nie powinniśmy za czekać, aż wróci? Echo grzmotów przewalało się po wzgórzach, kiedy się naradzali. Rowena zerknęła na Jerome'a. Wyglądał na przerażonego. Marzył o wygrywaniu bitew, o zade monstrowaniu, jakim jest bohaterem. Rzeczywistość jednak nie była podobna do bajek o herosach, w których tęcza unosi się nad szlachetnymi zwycięzcami. Nagle ktoś wyrwał jej mufkę razem z ukrytym w środ ku pistoletem. Trzech mężczyzn ściągnęło ją na ziemię. Kiedy potknęła się i upadła na kolana, chwycili ją za ramiona i szarpnęli do góry. Jerome coś krzyknął. Zamknęła oczy. Udało jej się zachować kontrolę nad sobą. Wiara dodała jej sił. Bandyci jeszcze o tym nie wiedzieli, lecz instynkt podpowiadał jej, że nie pożyją zbyt długo i nie doczekają żadnego okupu. Douglas i Dainty prawie jednocześnie dojechali do wzgórza, na którym ludzie Neacaila trzymali Rowenę. Pierwsza myśl Dainty'ego na widok wściekłej twarzy Douglasa była: „No, to już po mnie. Mogę się sam wbić na własny miecz". Douglas jednak nie marnował energii. Wpatrywał się 238
SMOK
w Rowenę przywiązaną do skały na szczycie wzgórza. Wiatr szarpał włosy wokół jej delikatnej twarzy, deszcz spływał po szyi. Ubranie miała doszczętnie poszarpane. Leżała nieruchomo, z zamkniętymi oczami, dziwnie wygięta. Na chwilę przestał oddychać, zastanawiając się, czy jeszcze żyje. Poruszyła się. Dzięki Bogu, pomyślał. Krew znowu -uderzyła mu do głowy w dzikim napadzie furii. Ten widok sprawił, że ogarnęła go jakaś nieludzka wściek łość. Wyglądała jak piękna średniowieczna czarownica w podartych, szarpanych przez wiatr jedwabiach. Douglas z trudem przełknął ślinę zaciśniętym gardłem. Zerknął na olbrzyma. - Gdzie ten chłystek, jej kuzyn? - W jaskini, razem z nimi - odparł Dainty. Jeszcze nigdy nie widział Douglasa w takim stanie. W oczach miał jakiś dziki ogień. Piractwo zawsze było pewnego rodzaju grą. To nie jest gra. - Chłopak żyje?- spytał Douglas. - Kiedy go widziałem ostatni raz, żył. Douglas patrzył. Deszcz spływał po jego napiętej twarzy. Wydawało się, że kumuluje w sobie całą energię otaczających ich żywiołów. Nagle w mroku burzy dostrzegł Aidana. Był już w połowie zbocza. Czołgał się od skały do skały jak żmija. Douglas ufał mu. - Sir... - odezwał się Dainty. Po raz pierwszy tego dnia Douglas przyjrzał się przyjacielowi. 239
JILLIAN HUNTER
- Boże jedyny... - powiedział uśmiechając się lek ko. - Potwór w zbroi. Skąd wziąłeś cały ten arsenał? - Obrabowałem zbrojownię przed opuszczeniem zamku. Ciężka kolczuga pokrywała jego ciemną pierś. Obok miecza, u boku, wisiał stalowy puklerz i topór. W dłoni miał średniowieczną gwiazdę poranną - na bijaną kolcami metalową kulę na łańcuchu. Jedno uderzenie tej broni mogło rozłupać głowę człowieka na pół. - Mam nadzieję, że nie zardzewiejesz na tym desz czu - mruknął Douglas. Dainty przełknął ślinę, myśląc cały czas o zawodzie, który sprawił swemu dowódcy. - Sir... Douglas odwrócił się, zmrużonymi oczami wpatrując się w zbocze. - Aidan dotarł już prawie do Roweny. Pamiętasz naszą pierwszą wyprawę w Kartagenie? - Mam tu czekać?- spytał zawiedziony Dainty. - Dopóki nie wejdę do jaskini i nie wykurzę ich stamtąd. - Wyszczerzył zęby w zabójczym uśmiechu. Potem możesz puścić w ruch swój arsenał. Rowena wstrzymała oddech na widok ciemnej syl wetki Douglasa galopującego przez wrzosowisko. Wy glądał jak mityczny wojownik, który niespodziewanie wyłonił się z mgieł dziejów. Pomyślała, że rana na ramieniu musi sprawiać mu ból, lecz biła od niego taka 240
SMOK
siła, że nikomu nie przyszłoby teraz do głowy, iż zaledwie kilka dni temu walczył ze śmiercią. Włosy opadały mu na szerokie ramiona. Patrzył na nią. Mimo że odległość była zbyt duża, by dostrzec rysy twarzy, Rowena wyczuwała jego wściekłość i deter minację. I to dodało jej odwagi. Tydzień temu, gdy odgrywał swoją komedię, mogła spodziewać się jedynie, że ten człowiek odprawi modły za dusze jej prześladowców. Lecz wspominając walkę z Neacailem nie miała wątpliwości, że Douglas potrafi być bezwzględny. Wstrząsnął nią dreszcz strachu. Deszcz siekł ją po twarzy i strugami spływał po szyi. Na szczęście jej nie zgwałcili. Eachuinn, mając na względzie okup, nie pozwolił swoim ludziom jej tknąć. Uderzył ją raz, gdy zdejmując na jego żądanie pierścienie, niechący go zadrapała. Policzek palił ją od ciosu. Potem, wyśmie wając się urągliwie, pociął sztyletem jej ubranie. Była cała zdrętwiała, miała ręce i nogi przywiązane do kamienia. Deszcz powoli ustawał, ale wiatr przenikał ją do szpiku kości. „Pośpiesz się, milordzie". Douglas zniknął u stóp wzgórza. Dainty też. Ich konie stały ukryte w cieniu nawisu skalnego. Krew uderzyła jej do głowy, kiedy spojrzała w dół i zobaczyła Aidana. Ze sztyletem w zębach czołgał się na brzuchu między kamieniami. - Nie ruszaj się, milady - szepnął. - Udawaj, że patrzysz przed siebie. Poczuła skurcz żołądka, gdy jeden ze zbirów wyszedł z jaskini. Popatrzył na jej postać rozciągniętą na kamieniu 241
JILLIAN
HUNTER
jak ofiara dla bogów, a potem potoczył wzrokiem po wzgórzu, pociągając z butelki tęgi łyk wody życia. Wysłali wiadomość do zamku i czekali na odpowiedź. - Dobrze... - odezwał się cicho Aidan. - Wrócił do jaskini ogrzać się przy ognisku, zanim Smok pośle go do piekła. Przetnę ci więzy. Nie ruszaj się. Rowena z trudem chwytała oddech. Wydawało jej się, że nie wytrzyma tego napięcia już ani chwili dłużej. - Leż tak, dopóki nie powiem, że możesz się poru szyć - ciągnął tym samym cichym, spokojnym tonem. Potem ukryjesz się za skałami. Zacisnęła zęby. Nie drgnęła nawet, mimo że łzy cisnęły jej się do oczu. Aidan zniknął, a po chwili Douglas wypadł z ukrycia jak strzała i wbiegł do jaskini. W ciszy rozległy się okrzyki zaskoczenia i zgrzyt stali. Spełnienie rozkazu Aidana stawało się coraz trudniej sze, szczególnie gdy walczący wypadli z jaskini. Było już ciemno. Światło wschodzącego księżyca nadawało bitwie niesamowity wymiar. Spostrzegła Jerome'a, który z mieczem Fryderyka pędził za jednym z rabusiów w stronę kępy janowców. W następnej chwili z jaskini wypadł Douglas. Ugodził jednocześnie dwóch przeciwników szpadą i sztyletem, jakby opanował go jakiś demon. Na twarzach zbójów malował się strach i zdumienie, gdy niezdarnie próbowali stawić mu opór. Kto by się spodziewał, że Douglas wpadnie do jaskini, by stanąć przeciw czterem uzbrojonym ludziom? Za stanawiali się pewnie, czy nie jest wcieleniem szatana, a ona służącą mu czarownicą. 242
SMOK
Poprzedni lord Dunmoral nie ruszył nawet palcem swojej obronie. Nie potrafili pojąć, kim jest ten potężny napastnik, który wyłonił się nagle spośród skał jak Bran, celtycki bóg podziemi. On nie jest legendą. Nie jest też zwykłym szkockim szlachcicem. Kimkolwiek jednak jest, Rowena wiedziała, że pod swoją maską ukrywa wielkie i waleczne serce i że ani ona, ani jego ludzie, nie mogą go stracić. Swej prawdziwej legendy ten człowiek nie będzie zawdzięczać pirackiej przeszłości, lecz współczuciu i odwadze.
Douglas z barbarzyńską satysfakcją patrzył na miny oprychów, gdy Dainty natarł na nich konno, wymachując gwiazdą poranną nad łysą głową. Pierwsza ofiara upadła Douglasowi pod stopy wydając jęk rozpaczy. - Panie, oszczędź nas. Robiliśmy tylko to, co nam kazano. Jego kompanion zamachnął się mieczem, chcąc od rąbać Dainty'emu nogę. Douglas odwrócił się w momen cie, kiedy gwiazda poranna trafiła napastnika w pierś, gruchocząc mu żebra i płuca. Jeden z trzech ukrywających się za skałami mężczyzn zdołał uciec, lecz Douglas dopadł i powalił dwóch pozostałych. Szwy na ramieniu puściły i rana znowu się otworzyła. Ból i wściekłość, że wciąż nie schwytał Neacaila, rozsadzały go od środka. 243
JILLIAN
HUNTER
Poza tym musiał zająć się Roweną. Dał sygnał Aidanowi, że może ją już bezpiecznie sprowadzić na dół. Bezpiecznie... Z pewnością nie będzie już miała do czynienia z tymi podłymi psami. Ale będzie miała do czynienia z nim. Douglas chętnie sprałby jej książęcą pupę na kwaśnie jabłko. Wyglądała zadziwiająco godnie, gdy wyprostowała się i poprawiła strzępy ubrania. To również go zezłościło. Nie wiedziała, co przeżywał, szukając jej po wrzosowis kach. Że obawiał się odnaleźć jej porzucone ciało, tak jak Fryderyka. Nie miała pojęcia, że gdyby odnalazł ją martwą, sam też nie chciałby dłużej żyć. Dobra robota, Aidan - powiedział cicho, kiedy przy jaciel zbliżył się do niego. - Dlaczego księżniczka jeszcze nie zeszła na dół? - Zdaje się, że musiała oddalić się na chwilę, sir. Douglas skinął głową, a potem z przerażeniem wbił wzrok w kamień na wzgórzu. - O Boże... Roweno. Eachuinn, starszy brat Neacaila, nie uciekł jednak. Wykorzystał moment zamętu i schował się z drugiej strony wielkiego kamienia. Trzymał teraz sztylet na gardle Roweny. - Rzućcie broń, albo ją zabiję! - wrzasnął. - I dawaj cie tu konia. 244
SMOK
Aidan popatrzył w górę z kamienną twarzą. Po chwili miecz wypadł mu z ręki. Dainty zsunął się z siodła, zostawił broń i spokojnie podprowadził konia do podnóża zbocza. - Szybciej, do pioruna! - krzyknął Eachuinn przycis policzek do włosów Roweny. - Ten drugi też. Wszyscy trzej. Naliczyłem was trzech. Jerome popatrzył na Aidana i rzucił miecz na ziemię. Był blady z wyczerpania po walce. Kropelka krwi spłynęła po szyi Roweny. Prawie nie oddychała. Nagle w powietrzu błysnął sztylet i po sekundzie Eachuinn zwalił się na ziemię, wpatrzony nie widzącym wzrokiem w ponurą twarz Douglasa. Aidan rzucił jej pełne uznania spojrzenie. - Jak na kobietę, znasz wagę milczenia. - Nic już nie wiem... - szepnęła Rowena i oparła się o kamień. Zimny wiatr owiewał jej drżące ciało. - Za bardzo się bałam, żeby wymówić choć jedno słowo. Douglas stał nad nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. - Nie podoba mi się to - powiedział, narzucając pled na jej drobne ramiona. Rowena nie dała się zbić z tropu. - Jakbym specjalnie dała się złapać. N i e miał zamiaru się poniżać. Nie przyzna, jak bardzo czuł się bezradny. Rowena nie dowie się, że 245
JILLIAN HUNTER
prawie stracił kontrolę nad sobą, kiedy Eachuinn przy łożył jej nóż do gardła. Ta scena wbiła mu się w pamięć na zawsze. Nie zrobi z siebie jeszcze większego słabeusza, wy znając, że na widok jej krwi zrobiło mu się słabo'. Nie wydusił z siebie ani słowa, gdy zrozpaczona powiedziała że Fryderyk nie żyje. Troska o nią odbierała mu siły' Pogardzał sobą. Kiedy zaczęła płakać, odszedł na bok. Nie chwyci jej przecież w ramiona jak baba, żeby utulić i pocieszyć. Szczególnie w obecności Aidana i Dainty'ego. Odgłos jej cichego płaczu rozrywał mu serce. - Sir...?- odezwał się pytająco Aidan, patrząc na Rowenę samotnie siedzącą na zboczu. - Jeśli chcesz, powiedz jej, że Fryderyk żyje - po wiedział oschle. - Jestem zbyt wściekły, by ją pocieszać. Dźgnął piętami konia i ruszyli w mroczną ulewę. Rowena siedziała sztywno na jego kolanach. Kiedy dalsza jazda okazała się niemożliwa, skręcili w stronę opuszczonego opactwa. Dainty, Aidan i Jeromie ułożyli się na błotnistej ziemi pod murem, żeby mieć oko na wrzosowiska. Douglas wprowadził Rowenę do ruin refektarza. Uży wając topora Aidana, zaczął rąbać drewniany stołek. Rowena podskakiwała przy każdym uderzeniu, a on tym mocniej rąbał. Potem rozpalił ogień w resztkach tego, co kiedyś musiało być kominkiem. 246
SMOK
Rowena położyła przemoczone buty i płaszcz przy ogniu. Zebrała z ziemi kilka zeschłych gałązek i zmiatała do kąta walające się po podłodze kawałki szkła. Woda kapała miarowo z dziurawego dachu. Douglas zmarszczył czoło na widok tego sprzątania. - Spodziewamy się gości, Roweno? - spytał ostro. Wyprostowała się. - Nie chcę, żebyś się skaleczył, milordzie. Wyciągnął się przy ognisku. - Szkoda, że nie troszczyłaś się tak o mnie, kiedy Walczyłem z Neacailem - stwierdził ponuro. - Albo kiedy okazałaś nieposłuszeństwo. Rowena podeszła do niego z prowizoryczną miotłą w dłoni. - Zawsze winisz innych za swoje porażki? To nie moja wina, że nie udało ci się schwytać Neacaila. Nie powinna była tego mówić. Douglas usiadł gwał townie. Pled zsunął mu się z ramienia. - Schwytałbym go, gdybym nie odgrywał bufona, żeby zrobić na tobie wrażenie. Zapatrzyła się na krew przesiąkającą przez rękaw jego koszuli. - Dlaczego chciałeś zrobić na mnie wrażenie Douglas nie widział powodu, żeby kłamać. Już dość nałgał. - Na początku miałem chrapkę na twój majątek. Rowena pochyliła się nad nim, odchyliła pled i delikat nie wyjęła z rany kłaczki wełny. - Co zamierzałeś z nim zrobić? Wykorzystać na wy prawę na Maracaibo z Henrykiem Morganem? 247
JILLIAN
HUNTER
- Boże święty... - Spojrzał na nią groźnie, kiedy zaczęła odpinać mu guziki przy koszuli. - Wiesz więcej o moim życiu niż ja sam. - O Smoku z Darien mówi się we wszystkich salonach Europy - stwierdziła cicho. Złapał ją za nadgarstki. - Mówiło się. Nikt już nie wierzy w smoki. - Szczególnie te, które pożerają księżniczki. A co do pieniędzy... Dałabym ci je. Douglas przełknął ślinę i puścił jej ręce. Do diabła, czuł, że mija mu wściekłość, a nie był jeszcze gotów jej wybaczyć. - Wątpię, czy książę Randolf by to zaakceptował. Księżniczka wspierająca pirata...! - Matka zostawiła mi wielki spadek w klejnotach. Mogę nim dysponować według własnej woli. Wzdrygnął się, gdy musnęła palcami skórę na jego ramieniu. - Nie pragnę twoich pieniędzy, Roweno. - A czego pragniesz, milordzie? Najbardziej pragnął wziąć ją teraz na tej brudnej ziemi. Pragnął jednocześnie jej uległości i podziwiał hart ducha. Marzył, by dotykać ją całą, przyznać się, że go zdobyła. Dać wyraz swojemu uwielbieniu, a jedno cześnie panować nad nią. - Okłamywałem cię, chciałem cię zwieść. Twoje pieniądze miały pomóc ludziom z Dunmoral. Jednak, jak widać, przeliczyłem się w swoich planach. Nie planowałem zakochać się w tobie pierwszego wieczoru, gdy cię zobaczyłem - ciągnął. - Ale cóż, stało się. 248
SMOK
Chyba po raz pierwszy w swoim przeklętym życiu mówię prawdę. Kocham cię. Uśmiechnęła się. - W takim razie wszystko w porządku. Ja też cię kocham. - Nie jestem taki pewien... - powiedział i popatrzył na nią groźnie. - Byłaś nieposłuszna. Nie będę tego tolerował. Kazałem ci zostać w zamku. - Niepokoiłam się o Fryderyka. - Powinnaś bardziej niepokoić się o mnie. I o to, jak cię ukarzę. Jeśli ktoś jest ze mną, musi mi być posłuszny. - Czy mam się oddalić? - ściągnęła brwi. Pochylił się ku niej, zasłaniając potężną piersią światło Ogniska. Widziała tętnicę pulsującą na jego szyi. Groźne spojrzenie przyprawiło ją o dreszcz, tak samo jak niebez pieczny żar bijący od jego ciała. Stwierdziła, że nadszedł moment, by ona również go przeprosiła. Podejrzewała przecież, że Douglas jest Smokiem z Darien, lecz podtrzymywała tę maskaradę. Nie mogła się jednak zmusić do przeprosin. Po pierwsze, chciała go ukarać za kłamstwa. A po drugie, obawiała się jego furii. Nie, żeby miał ją skrzywdzić. Tego nie zrobi. Ale w napadzie złości mógłby zrobić krzywdę sobie samemu. Zacisnęła więc wargi. Powie mu o plotkach pastora innym razem. Może po narodzinach ich trzeciego dziecka. Albo w dziesiątą rocznicę ślubu. Będzie już zbyt zmęczony, żeby rozrabiać. - Zostaniesz ze mną - powiedział. - Zdecyduj się, milordzie. Właśnie stwierdziłeś, że mogę z tobą zostać, jeśli nie będę posłuszna. 249
JILLIAN HUNTER
Uśmiechnął się, jakby sprawa została rozstrzygnięta. - Zostaniesz i będziesz posłuszna. - Ten temat wymaga jeszcze pewnych ustaleń stwierdziła dyplomatycznie. - Nie możesz mnie opuścić. - Tym razem nie był to rozkaz, lecz prośba dumnego mężczyzny, nieprzyzwyczajonego do błagania o cokolwiek. Odsunął się od niej. Rowena spuściła oczy i spod rzęs przypatrywała się, jak Douglas zrzuca spodnie i zakrwawioną koszulę. Poczuła zapach mężczyzny, słodki i drażniący. Westchnęła głęboko i złożyła ręce na kolanach. - O czym znowu myślisz? - spytał. - O tym, że wydało się kolejne kłamstwo. - Wzru szyła ramionami. - Masz ciało barbarzyńcy, a nie dżen telmena. Uśmiechnął się z satysfakcją. - Cała drżysz. Rozbierz się. - Co? - Chodź, okryjemy się pledem. Ogrzeje nas ciepło naszych ciał. - Nago? - Nie czas na panieńską skromność, Roweno. Prze żyłaś dziś straszne rzeczy. - Nie wiem, czy przytulanie się nago do ciebie ukoi moje nerwy. - Ale się rozgrzejesz - powiedział, znów uśmiechając się zaczepnie. - Nie wątpię... Opadła na łokcie, kiedy zręcznie zaczął rozpinać jej 250
SMOK
Uśmiech zamarł mu na ustach, gdy zobaczył sińce i zakrwawione obtarcia na jej ciele. - Słodki Jezu... - szepnął, oddychając ciężko. - Kiedy myślę, co ci zrobili, mam ochotę ich zabić. Dotknęła jego dłoni. Wzruszenie ścisnęło jej gardło, gdy ujął jej palce. - Już ich zabiłeś, milordzie. A twoi ludzie chronią teraz wioskę. Przesunął kciukami po sinych śladach na jej nadgarst kach. - Chciałbym zabić ich po raz drugi. Rozszarpałbym ich na kawałki za to, że śmieli cię skrzywdzić. Przestraszona złością w jego głosie, powiedziała, uśmiechając się zalotnie: - Jesteś strasznie gwałtowny, milordzie. - Ale nie wobec ciebie. - Podniósł na nią ciemne oczy. - Nigdy bym cię nie skrzywdził. - Głos mu się załamał. - To był najstraszniejszy moment w moim życiu... Bałem się, że cię utraciłem. - Douglas... - Nadal chcesz, żebym cię pocałował? - spytał tonem, któremu niewiele kobiet potrafiło się oprzeć. Zamknęła oczy, kiedy położył ręce na jej ramionach. Ubranie spadło na ziemię. Nie umiała bronić się przed takim mężczyzną jak on. I nie chciała się przed nim bronić. Uklękła, a Douglas ujął jej twarz w dłonie i pocałował tak namiętnie, że zaczęła drżeć. Zrobiło jej się ciemno przed oczami. - Czy moje pocałunki są tym, o czym marzyłaś? zapytał rozbawiony. 251
JILLIAN
HUNTER
Nie mogła nic odpowiedzieć. Bez słowa objęła go w pasie. Miała nadzieję, że zrozumie, co się z nią dzieje. I że nie przestanie jej całować. Tak się też stało. Przesunął dłonie po jej piersiach. Kiedy pieścił delikatnie sutki, odchyliła głowę do tyłu pod wpływem zdumiewającej rozkoszy. Całe ciało drżało pod dotykiem jego palców. Budziła się w niej jakaś nieznana tęsknota. Nieznana i niebezpieczna siła. Jej reakcja przyprawiła Douglasa o zawrót głowy. Jęknął, kiedy otarła się piersią o jego ramię. Zbyt długo udawał świętego. Pragnienie zaczynało wymykać mu się spod kontroli. Mruknął groźnie i zrzucił pled z pleców. - Wiedziałem, że nic mnie już nie powstrzyma, gdy zacznę cię całować. Miał tak zmieniony głos, że Rowena z trudem go rozpoznawała. Otworzyła oczy. Tak, to on, jej Smok i jego wspaniałe, potężne, męskie ciało uniesione tuż nad nią. Pragnęła go dotykać. Przesunęła wzrok na blizny na ramionach. Po chwili ich oczy spotkały się. Otworzył usta, żeby to wytłuma czyć, ale ona odezwała się pierwsza: - Nic nie mów. Tych blizn nabawiłeś się ściągając podczas burzy kociaka z drzewa. - Byłem niewolnikiem w Algierze - powiedział po ważnie. - Uciekliśmy stamtąd razem z Daintym. - Wiem - szepnęła. Odgarnął jej włosy z twarzy. - Fryderyk żyje. Przynajmniej żył jeszcze, gdy go znalazłem. 252
SMOK
- O tym też wiem. Aidan mi powiedział. - Chciałbym tak wiele wiedzieć o tobie, Roweno. Zaczniemy od tajemnic twojego ciała. Przyglądał jej się w świetle ogniska. - Nigdy bardziej nie pragnąłem żadnej kobiety powiedział poruszając nozdrzami. Przesunęła językiem po wargach. Była pewna, że Douglas słyszy bicie jej serca. Powiedziała pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy: - Jesteś zupełnie inny niż Mateusz. Zmrużył oczy. - Brat czy nie brat, tego przeklętego głupka też zabiję. Rowena powstrzymała śmiech. Położyła ręce na jego piersi, a potem wstydliwie je cofnęła. - Może powinieneś zająć się sokolnictwem, milordzie. To ciekawsze zajęcie niż zabijanie ludzi. Douglas patrzył na nią w milczeniu. Żadna kobieta nie dotykała go dotąd z taką czułością. Ta mieszanka i słodyczy i zmysłowości odbierała mu rozum. Budziła w duszy coś, czego zaparł się wiele lat temu. Ciało pulsowało z fizycznego podniecenia, jednak w sercu budziło się coś łagodnego, jakaś nadzieja. - Dotknij mnie, Roweno - odezwał się półgłosem. Dotknij mnie tak jak przed chwilą. Przesunęła palcami po twardych mięśniach jego piersi. Sięgnął ręką do jej biodra. - Chodź... Schowała twarz w zagłębieniu jego ramienia. - Tak - szepnęła. Dreszcz wstrząsnął jego potężnym ciałem. Delikatnie pogładził ją po twarzy.
JILLIAN HUNTER
- Wiesz, jakich czynów się dopuszczałem? Czy na prawdę wiesz, kim byłem? - Wiem. - Pocałowała go w szyję. - Ale wierzę ci, Smoku, i wierzę, że jest w tobie dobroć. - A jeśli nie? W ciszy rozległo się jej głębokie westchnienie. - I tak będę twoją kobietą. M a r y MacVittie prowadziła grupkę mieszkańców wioski w stronę lasu. Wolałaby zaprowadzić ich do Kamienia Czarownicy, gdyż czekała ich stara celtycka ceremonia, ale ludzie z doliny byli zbyt przestraszeni tym, co się tam niedawno wydarzyło. Nie ulegało wątpliwości, że Neacail będzie się chciał zemścić, gdy tylko dowie się, co stało się z jego starszym bratem Eachuinnem. Gunther, działając na rozkaz Dougla sa, powiedział wszystkim, by zebrali się w zamku przed świtem. Tam będą pod opieką jego lordowskiej mości. - Ogień Pociechy... - Doktor MacVittie pociągnął łyk wody życia z butelki podawanej z rąk do rąk. Jakby ktoś jeszcze wierzył w te bzdury. Księżyc świecił jasno. W powietrzu czuło się nad chodzącą zimę. Mary ubrała się w śnieżnobiałą jedwabną szatę. Właś ciwie była to jej koszula nocna, ale wiedziała, że nikt w Dunmoral się tego nie domyśli. Poprosiła też o pomoc starego Bruce'a i Ailag, zielarkę z wioski, za sprawą której na lewym kolanie Olivera Cromwella wyrosła podobno czarna brodawka. 254
SMOK
Mary uniosła magiczną gałązkę. Stary Bruce pobłogosławił płomienie, które rozbłysły a pochodni w jego dłoniach. - Światło... - szepnęła Mary - pozostań z nami. I niech bogowie spojrzą na nas łaskawie.
i
22
Douglas uśmiechnął się drapieżnie, jak zwierz, który pochwycił właśnie ofiarę. - Teraz będziesz już posłuszna, Roweno. - Jestem księżniczką, Douglas. Mnie się nie rozkazuje. - Przede wszystkim jesteś kobietą. Zanurzył głowę między jej uda. Chciała uderzyć go za tę śmiałość, ale jej ciało najwidoczniej pragnęło czegoś innego. Pragnęło poddać się mężczyźnie. Jego władzy. Szarpnęła się lekko, ale Douglas trzymał mocno jej biodra. Nie mogła się poruszyć. - Nie masz chyba zamiaru... - Mam zamiar. Jego oddech podniecał ją i palił. Chwytał delikatnie zębami jej ciało, pieścił językiem, drażnił koniuszkami palców. To, co czuła, można było nazwać jedynie nieprzyzwoitą rozkoszą. Potem zsunął się niżej i wpił się ustami w jej najintymniejsze miejsce. 256
SMOK
- Jesteś stworzona do miłości, Roweno - szepnął. - Nigdy nie zasmakowałem takiej słodyczy... Miała wrażenie, że zemdleje. Nie mogła oddychać. Westchnęła głośno, ale Douglas nie przerywał. A potem nadeszło spełnienie jak wybuch słońca. Wiedziała już, i że nie zemdleje. Umrze. Jej ciałem wstrząsnęły kon wulsje. Serce zamarło w piersi. Douglas miał minę zadowolonego samca. Przyglądał się jej uśmiechnięty od ucha do ucha. Nie ochłonąwszy jeszcze, popatrzyła półprzytomnie na jego umięśnione, napięte ciało. Podniosła rękę, żeby dotknąć jego uda. Zadrżał, jakby go to zabolało. - Chcę, żebyś była moja- szepnął, pożerając ją oczami. - Czy to znaczy, że chcesz złamać śluby złożone przed całą wioską? - spytała niewinnie. Echo jego śmiechu odbiło się od ruin refektarza. Zanim przebrzmiało, przygwoździł ją do ziemi. Gwałtownie rozsunął jej uda kolanem i zakrył usta pocałunkiem, jakby brał wszystko, co miała do ofiarowania. Zesztywniała, kiedy wszedł w nią głęboko. Krzyk bólu stłumił pocałunkiem. Powoli ból ustąpił i Douglas zaczaj poruszać się w rytuale, któremu nie mogła się oprzeć. Wygięła się do tyłu, a on przyciągnął ją jeszcze bliżej. Douglas poczuł ogarniający go ogień. Była tak delikatna, że bał się sprawić jej ból. Tracił jednak kontrolę nad sobą. Bliskość jej ciała budziła w nim zwierzęcy instynkt. Powstrzymywał się całą siłą woli. Zbyt długo jej pragnął. 257
JILLIAN
HUNTER
Gdy zaczęła, się poruszać, krew uderzyła mu do głowy i samczy instynkt zwyciężył. Trwali w tym godowym tańcu, aż ogień zaczął przy gasać i w ruinach zapadł mrok. Była teraz jego kobietą. Zostanie z nim już na zawsze. Gałązka zajęła się ogniem. Błękinto-złote płomienie wystrzeliły z w niebo. Mary MacVittie odetchnęła z zadowoleniem. Podała płonącą gałąź młodemu człowiekowi stojącemu za nią. - Biegnij i rozpal od tej gałązki wszystkie ogniska w wiosce. W zamku też. Ogień musi się palić przez rok w co najmniej jednym domu. Inaczej rytuał będzie nieważny.
23
Nad opactwem wstawał świt. Douglas narzucił pled na drżące ciało Roweny. Potrzebował odpoczynku przed bitwą, która go czekała. Nie przestanie ścigać Neacaila, dopóki nie wymierzy mu sprawiedliwości. - Napij się trochę brandy, Roweno. Dołożę do ognia. Na szczęście palił się przez całą noc. Podciągnęła nogi i sięgnęła po pled, żeby się mocniej otulić, lecz Douglas powstrzymał ją. - Masz krew na udach. Daj mi koszulę. - Sama to zrobię, Douglas. Ale nie pozwolił jej i delikatnie wytarł plamy. Potem wziął w ręce jej stopy i rozcierał, aż zrobiło jej się cieplej. - Pobierzemy się jak najszybciej - powiedział w za myśleniu. - Gdy tylko złapię Neacaila. Cieszę się, że tym razem wyruszę pogodzony z tobą. Rowena westchnęła, rozmarzona pieszczotą jego dłoni. 259
JILLIAN HUNTER
- Będę musiała złożyć prośbę o przygotowanie kon traktu ślubnego. - Tu jest Szkocja, Roweno. Ślub to prosta sprawa. Wystarczy, jeśli złożymy wspólną przysięgę. - Tak, milordzie. Kontrakt ślubny jest jedynie formal nością. Ale nawet ty musisz przestrzegać jego warunków. Uniósł brew. - A po co nam ten kontrakt? Nie chcę twoich pie niędzy. Rowena pociągnęła łyczek brandy. - Nie chodzi o pieniądze. Kontrakt musi zostać zaakceptowany przez Radę, by zapewnić sukcesję dynas t i i . Muszą zaakceptować twoją osobę. Wziąwszy pod uwagę sytuację w mojej ojczyźnie, jest to konieczne. Zdaje się, że wspominałam ci już, jak ważna jest kwestia dziedziców. - Owszem - odpowiedział z uśmiechem, przesuwając dłonią po jej nodze. - Dla Hartzburga najświętszą sprawą jest to, czy jesteś w stanie wypełnić swój męski obowiązek. - Możesz to nazwać głupią dumą, ale dla mnie to też święta sprawa. - Ja mówię poważnie, milordzie. Hartzburg nie prze trwa, jeśli jego mężczyźni nie będą płodzić dzieci. - Z przyjemnością się tym zajmę. - Nie stracisz ochoty za rok, kiedy Rada da nam swoje przyzwolenie? - spytała. - Okres narzeczeństwa księżniczki powinien trwać rok. Przez ten czas możemy się widywać tylko w obecności co najmniej dwóch świadków. 260
SMOK
- Rok? - zapytał zdumiony. - To znaczy, że miałbym czekać rok, żeby znowu być z tobą? - Podniósł głos. Do diabła, nie będę udowadniał swojej męskości, udowodnie, że jestem wulkanem płodności! Za drzwiami, gdzie Dainty stał na straży, rozległ się śmiech. Rowena popatrzyła na Douglasa z naganą. - Wystarczy, że pozwoliłam się skompromitować w ruinach budowli sakralnej - szepnęła dobitnie. - Nie życzę sobie, żeby cały świat się o tym dowiedział. Douglas przyglądał się jej z szelmowskim uśmie szkiem. - Gdybym wiedział, co z ciebie za ziółko, skom promitowałbym cię wcześniej w swoim własnym łóżku. Ale to nic straconego... Podniósł głowę, zirytowany waleniem w dębowe drzwi refektarza. - Dainty, przestań bawić się tą gwiazdą poranną! krzyknął. Walenie nie ustawało. Rowena naciągnęła pled na uszy. - Boże Wszechmogący... - mruknął Douglas, naciągając ubranie. - Moi ludzie Kompletnie zdziecinnieli. Ubieraj się, Roweno. Nie pozwolę, by ktokolwiek oglądał cię w tym stanie. Jestem zaborczy. Rowena pośpiesznie sięgnęła po koszulę i zawołała za nim: - Uważaj na odłamki szkła, milordzie! Pełno ich w tym kurzu, a ty jesteś boso. Zamruczał tylko pod nosem. Jak ta kobieta może martwić się jakimiś odłamkami szkła, kiedy dopiero wczoraj stoczył śmiertelną walkę. 261
JILLIAN HUNTER
- Weź miecz! - dorzuciła. - Mam go, Roweno. - A trykoty? Jest zimno. - Boże... - Bardzo proszę, włóż buty. Potrząsnął głową z niedowierzaniem. Tylko jedna wspólnie spędzona noc, a oni już zachowują się tak, jakby od lat byli małżeństwem. Zerknął jeszcze, czy Rowena wygląda przyzwoicie i z rozmachem otworzył drzwi. Zamierzał powiedzieć parę słów do słuchu Aidanowi i Dainty'emu, albo najlepiej stuknąć ich tymi pustymi głowami. Z ponurą miną wyszedł na pokryty mgłą dziedziniec. Aidan siedział na koniu na skarpie utworzonej przez ruiny dawnej krypty. Dainty stał przy kropielnicy i wyciągał strzały z kol czugi na piersi. Jerome siedział ukryty pod murem. - Co tu się dzieje? - krzyknął Douglas. - Nie macie dość walki? Zabawiacie się z nudów? Dainty wyszarpnął z kolczugi kolejną strzałę i rzucił ją na ziemię. - A kto powiedział, że się bawimy? Aidan zsiadł z konia i zsunął się po błotnistej skarpie. - To był człowiek Neacaila. Diabelnie dobry łucznik. - Łucznik? - Douglas zmrużył oczy. - Dainty, jeden człowiek nabił cię strzałami jak jeża? Co wyście, na miłość boską, robili? Aidan zapatrzył się w niebo. 262
SMOK
Dainty lekko wzruszył ramionami. - Robiliśmy zakłady, sir - powiedział cicho. - O co? - O... - zaczął jąkać się Dainty. - O... - Czy wyjdziesz z refektarza z uśmiechem na twarzy, sir - odpowiedział Aidan. - I zakład o moje osobiste zadowolenie miał was kosztować życie? Aidan wyciągnął kolejną strzałę z napierśnika Dain ty'ego. - Ten łajdak nie żyje. Był sam. - A do ciebie nie strzelał, Aidan?- spytał cicho Douglas. - Aidan za nim pobiegł, sir, ale ten bękart już sam roztrzaskał sobie głowę o skały - powiedział Dainty. Przykryliśmy go kamieniami, żeby księżniczka nie zo baczyła tego ścierwa, kiedy będziemy odjeżdżać. - Słusznie. - Douglas popatrzył na naszpikowane strzałami drzwi refektarza. - Dainty jakoś uszedł z życiem, ale to samo może spotkać księżniczkę albo ciebie, Aidan. Nie mam zamiaru chować was pod tym drzewem. - Jedziemy ich szukać? - spytał Aidan. Douglas zapatrzył się na strzały rozrzucone po ziemi. - Jak tylko zamknę Rowenę bezpiecznie w zamku. Gęsta mgła unosiła się nad wrzosowiskami. Wiatr ucichł, ale burza znów nadciągała znad gór. Douglas poprowadził ich do zamku, uważnie obserwując okolicę. Rowena siedziała z nim na ogierze, Dainty i Aidan 263
JILLIAN HUNTER
jechali po bokach. Jerome vlókł się z tyłu, podskakując na każdym kamieniu. Douglas po raz pierwszy odetchnął z ulgą, gdy wje chali na most zwodzony. Rowena jest bezpieczna. Teraz będzie mógł z jasnym umysłem zająć się Neacailem. - Dawaj świeżego konia i jedzenie - powiedział do chłopca stajennego, który wybiegł im naprzeciw. Rowena sztywno zsunęła się z konia za jego plecami. - Trzeba opatrzyć ci ranę. - Sam sobie opatrzę. Nie chciał, żeby znowu go dotykała. Tylko go to rozproszy. I tak ciągle czuł jej zapach i trudno mu było skoncentrować się na czekającej go walce. - Milordzie... - Położyła mu rękę na ramieniu, ale odsunął się, nie patrząc jej w oczy. Nie umiał nawet udawać uprzejmości. Rozogniona rana paliła jak diabli. Przypomniał sobie jej nagie ciało w świetle ogniska. Odpędził tę wizję i pomyślał o tym, jaka była bezradna, przywiązana do tego kamienia na wzgórzu. Rowena odeszła, nie mówiąc nic więcej. W ubraniu sztywnym od zakrzepłej krwi, z pistoletami i mieczem u boku, Douglas wyglądał jak smok, o którym marzyła i którego mogła stracić. Podbiegła do niej zatroskana Hildegarda. - Bogu niech będą dzięki, że wróciłaś. Ale on chyba nie wyjedzie znowu bez chwili odpoczynku? Rowena kiwnęła głową. Gardło miała tak zaciśnięte, ze nie potrafiła wypowiedzieć słowa. Douglas ruszył w stronę stajni. 264
SMOK
w stajni wytarł sztylet w szmatę. Dainty poprawiał mu opatrunek na ramieniu. - Aidan może zostać, żeby jej pilnować - powiedział. - Lepiej niech Dainty zostanie - odezwał się Aidan. - Jeżeli będziecie się o to kłócić przez cały dzień powiedział Douglas - to może wyślę ją po prostu na pole bitwy i problem opieki nad nią zostanie rozwiązany. - Podejrzewam, że nieźle dałaby sobie radę - kwaśno stwierdził Dainty. - Łukiem posługuje się lepiej ode mnie - dodał Aidan. Douglas parsknął pod nosem. - To jeszcze nic nie znaczy. Wybuchnęli śmiechem. W drzwiach pojawiła się Rowena. - Przyniosłam ci ciepły pled i specjalny medalion, poświęcony przez spowiednika mego ojca, milordzie. - To miłe z twojej strony. - Douglas wciąż był rozbawiony. - Prawda, Dainty? Dainty otarł rękawem oko. - Łzy wzruszenia cisną mi się do oczu, sir. - Jesteś nieoceniona, księżniczko - powiedział Aidan i skłonił się nisko. - Mogłaby nas nauczyć kilku rzeczy- powiedział Douglas, co znów wywołało ich śmiech. Rowena popatrzyła na nich groźnie. - Jakże jestem szczęśliwa, że moja osoba wprawia Was w dobry humor. Czy mam wam jednak przypomnieć, że ten człowiek wybiera się na spotkanie z bezwzględnym mordercą? Przestali się śmiać. 265
JILLIAN HUNTER
Rowena z satysfakcją kiwnęła głową. - Proszę, zostawcie mnie samą z jego lordowską mością. - Masz siedzieć w zaniku - powiedział, gdy tylko jego towarzysze wyszli. - Chcę widzieć twoją twarz za tym zakratowanym oknem, kiedy będę odjeżdżał. - Weź to ze sobą... - szepnęła. - Nie. Przyjemność zabicia Neacaila pozostawiam samemu sobie. Pocałuj mnie przed odjazdem. Podniosła głowę. Pocałunek Douglasa smakował grze chem i mroczną namiętnością. Serce znów zaczęło jej bić jak szalone. Poczuła ból w ramionach, kiedy chwycił ją i przyciągnął do siebie. - Poczekaj choć jeden dzień, Douglas - poprosiła, kiedy puścił ją i oparł o ścianę. - Nie mogę. - był nieprzejednany. Jak najszybciej chciał od niej uciec. - I nie będę również czekał rok, żeby wziąć cię do łóżka- dodał. Przez jego oblicze przemknął cień uśmiechu. Odwróciła się w stronę boksów, w których stały konie. Douglas pocałował ją w kark. Pachniała deszczem i miłością i kiedy przypomniał sobie, jak cudownie było w niej być, ogarnęło go znowu pożądanie. Nie, nie. Pokazał już dość słabości. Popatrzył na purpurowy ślad na jej szyi i jego furia przemieniła się w czułość. Na to będzie czas później. Nie wróci do niej, dopóki nie wypełni swego zadania. A jeśli mu się nie uda, no cóż, to nie wróci w ogóle. - Słuchaj Dainty'ego - powiedział, zmuszając się do obojętnego tonu. 266
SMOK
Odwróciła się do niego i z lękiem przycisnęła palce do ust. - To niemądre jechać samemu. Weź Aidana... Gwałtownie zwrócił do niej twarz. Nie było na niej nic poza dzikim pragnieniem zemsty. Cofnęła się odruchowo na widok żądzy krwi w jego oczach. W drzwiach ukazał się chłopiec stajenny i z przerażenia zamarł w bezruchu. Rowenę ogarnęła panika. Nic go nie powstrzyma. Wyglądał teraz tak samo jak jej ojciec i bracia, gdy wyjeżdżali do bitwy, w świat, do którego kobiety nie mają wstępu. Tym razem Smok będzie walczył na śmierć i życie. Baldwin przerwał ciszę na strychu w stajni. - Księżniczka się o niego martwi. Dlaczego kobiety są takie bojaźliwe? - Poszedłbym z nim, gdyby chciał- odezwał się Willie przewracając się na drugi bok. - Chętnie roz grzałbym się w bitwie. - Powiedziała, że jest ranny - zatroskanym tonem ciągnął Baldwin. - To nie jest człowiek, który narzeka albo prosi o pomoc. Frances uniosła się na łokciach. - Niektórzy mężczyźni są już na marach, kiedy złapią katar. Inni, tak jak Douglas, uważają, że to niegodne okazać ból czy cierpienie. Jakby wciskali swoje troski do butelki z mocnym korkiem, a kiedy jest pełna, uciekają na pole i zabijają kogoś, żeby poczuć 267 v
JILLIAN HUNTER
się lepiej. Tacy przynajmniej byli mężczyźni, których znałam. - A znałaś ich wielu, Frances. - W ustach Baldwina zabrzmiało to jak komplement. Wyciągnęła się z powrotem na sianie. - Oczywiście, znałam samych łajdaków. Douglas jest teraz dżentelmenem, więc nie wiem, jak to z nim jest. Baldwin żuł słomkę siana. - Ciekawe, jak to jest być dżentelmenem... - Kto raz był piratem, zawsze nim pozostanie. Willie podał mu butelkę. Była pusta. - Napij się rumu. - Kto raz był... - Baldwin potrząsnął głową z po dziwem. - To najgłębsza myśl, jaką kiedykolwiek sły szałem. - Zawsze wypowiadam głębokie myśli, kiedy jestem pijany. - Willie zachichotał. - Prawda, Frances? - Nie, zawsze gadasz głupoty. - Frances wychyliła się i spojrzała na boksy stajenne w dole. - Ale powiem wam, jaka jest prawda. Pirat potrzebuje załogi. A nie trzech półgłówków na strychu. - Pustej flaszki też nie potrzebuje- stwierdził Baldwin, wpatrując się w dno butelki. - Willie, jesteś ohydnym samolubem. I taka jest prawda.
24
Rowena nie mogła już tego znieść. Czekanie ją zabijało. Odworzyła usta, żeby dać temu wyraz. Jej opiekunowie nie mrugnęli nawet okiem. Mieli uszy zatkane kulkami z wełny od jej pierwszej niemi łosiernej tyrady trzy godziny temu. Chwyciła wyszywaną poduszkę i cisnęła ją na ziemię. Dainty nie podniósł wzroku. Zasłonił się tylko swoim skórzanym puklerzem i kontynuował grę. Złapała kielich i chlusnęła winem na stół. Aidan chrząknął cicho nie odrywając wzroku od planszy. Przy świetle świec grali w solarium w szachy, podczas gdy księżniczka miotała się nerwowo od ściany do ściany. - Powinniście być przy Douglasie! - krzyknęła. Jak wam nie wstyd! Grać w szachy, kiedy wasz pan naraża życie! Nie zwracali na nią uwagi. Nie słyszeli ani słowa. 269
JILLIAN HUNTER
Podeszła do stołu, pochyliła się i wyszarpnąwszy Dainty'emu z ucha wełnę, wrzasnęła: - Jak możecie spokojnie przesuwać te głupie figurki, kiedy Douglas sam walczy z Neacailem?! Dainty podskoczył. Pionek potoczył się na ziemię. Aidan wyjął wełnę z ucha i popatrzył na nią spokojnie. - Czy coś mówiłaś, wasza wysokość? Oczy błyszczały jej wściekle. - Jedźcie za nim. Potrzebuje was. Ludzie z wioski was potrzebują. A ja nie. - Nie możemy - stwierdził Dainty. Aidan przepraszająco wzruszył ramionami. - Obiecaliśmy. - Przysięgam, że się stąd nie ruszę - powiedziała Rowena. - Przykujcie mnie łańcuchami w lochu, jeśli nie wierzycie. Musicie mu pomóc. Zawsze byliście nierozłącz ni, prawda? Marnujecie czas gapiąc się na mnie. Mężczyźni przez chwilę patrzyli sobie w oczy, lecz nie przyznali od razu, że Rowena ma rację. Wstrzymała oddech. Czuła się chora. Przez cały dzień nie przełknęła nic poza kubkiem piwa z korzeniami. - Nie - powiedział Dainty, potrząsając łysą głową. Nie możemy zostawić cię tu samej. Douglasowi by się to nie spodobało. - Ale moglibyśmy przykuć cię łańcuchami w lochu rzucił uprzejmie Aidan. Trąciła biodrem szachownicę. Zaraz wyrzuci ją z całej siły w powietrze. - Jedźcie do wioski i każcie Shandy'emu i Phelpsowi, żeby do niego dołączyli. 270
SMOK
To nie jest zła m y ś l - stwierdził w zamyśleniu Dainty. - Ale musielibyśmy poczekać na Douglasa, żeby uzyskać jego zgodę. W takim razie ja to zrobię - powiedziała zdecydo wanie. Mężczyźni wrócili do gry. Rowena wymknęła się z sali. Rowena była na tyle rozsądna, by nie wyruszać na poszukiwanie Douglasa w zapadającym mroku. Prze szkodziłaby mu tylko. Mogła jednak pomóc, wysyłając za nim jego przyjaciół. Większości ludzi kazał pilnować zamku i wioski, gdyż mieszkańcy przygotowywali się do wejścia za mury obronne. Rowena zdecydowała, że każe kilku z nich jechać za Douglasem. W ciągu dwudziestu minut odnalazła tunel biegnący wzdłuż lochów. Kurz i pajęczyny osiadały jej na włosach, gdy przeciskała się korytarzem. W końcu triumfalnie dotarła do zardzewiałej zapadni. Poczuła zapach wilgotnej gliny i pomyślała, że wyjście prowadzi do lasu otaczającego jezioro. Przy odrobinie szczęścia znajdzie może jakąś łódkę. Łódka czekała w zapadającym zmierzchu. Dainty i Aidan również. Dainty pochylił się i spokojnie wyciągnął ją z ciemnej jamy. - Szukałam ustronnego miejsca... - powiedziała. Dainty otarł pajęczynę z jej policzka. - Z przyjemnością cię tam zaprowadzimy. 271
JILLIAN HUNTER
- Na drzwiach namalowany jest krzyżyk - dodał Aidan. - Strasznie się o niego boję - szepnęła Rowena łamią cym się głosem. - Może na uspokojenie napijesz się jeszcze piwa z korzeniami? - spytał Aidan. Wyciągnęła pistolet z fałd zakurzonej aksamitnej sukni. - Zejdźcie mi z drogi. Dainty cofnął się odruchowo. Aidan skrzyżował ręce na piersi. - Którego z nas zastrzelisz? - Zabij mnie - powiedział Dainty. - Nie możesz zastrzelić nas obu - stwierdził chłodno Aidan. - Wolę umrzeć, niż znowu zawieść Douglasa - po wiedział Dainty. Rowena zacisnęła zęby. - Najchętniej zabiłabym was obu! On nie ma sił na kolejną bitwę. - Douglas jest Smokiem z Darien - powiedział A i dan. - Nie można go zwyciężyć. Rowena rozpaczliwie potrząsnęła głową. - Nikt już nie wierzy w smoki. Aidan delikatnie wyjął jej pistolet z ręki. - No cóż, ja wierzę - powiedział cicho. - Ponieważ Smok był jedynym człowiekim, który uwierzył we mnie. Widzisz, moja rodzina była przekonana, że zabiłem żonę, bo prowadziłem powóz i straciłem kontrolę nad końmi. Douglas nigdy nie wątpił w moją niewinność. - Chodź, księżniczko. - Dainty wyciągnął do niej ramię. - Zaprowadzę cię do ustronnego miejsca.
25
Neacail go przechytrzył. Douglas zjechał całe połacie wrzosowisk i przeszukał po drodze wszystkie jaskinie i rozpadliny między skałami. Cały wysiłek na nic. Jakby ścigał cień. Neacail zostawił fałszywy ślad, który prowadził Dou glasa coraz dalej od miejsca, gdzie powinien szukać. I coraz dalej od Dunmoral. Od strony lasu rozległo się dalekie wycie wilka. Echo przetoczyło się po nocy przyprawiając Douglasa o dreszcz. W tym wyciu było ostrzeżenie. Inny wilk odpowiedział głębokim pomrukiem od strony wzgórz. Napięty do granic wytrzymałości, Douglas zawrócił konia i wjechał na strome wzniesienie. Na początku nie zrozumiał, co zaniepokoiło wilki, stworzenia żyjące na pograniczu tak jak on. Stworzenia, które ludzie po dziwiają albo którymi gardzą, lecz których nie rozumieją. Nie widział zamku. Ciężkie szare chmury opadły na 273
JILLIAN HUNTER
prostokątne wieże i spowiły mury budowali, która nie oczekiwanie stała się jego domem. Gdzie czekała jego księżniczka i młodsza siostra. Po chwili chmury zaczęły się rozpraszać, odsłaniając czarno-złote niebo. Dym i ogień. Serce mu zamarło. Nie od razu zdał sobie sprawę, że to wioska, a nie zamek, świeci jak pochodnia. Mieszkańcy Dunmoral są już z pewnością w obrębie murów. Nigdy więcej nie splami rąk niewinną krwią. Zaciął konia ostrogami i popuścił wodze. Wierzchowiec natych miast zareagował. Był doskonale wytresowany. Stary lord Dunmoral był może głupcem hodującym kwiatki, ale na koniach się znał. Ogier Douglasa był wyćwiczony do wyścigów. Ogień się rozprzestrzeni. Rabusie Neacaila, upojeni sukcesem, ruszą na zamek, jeśli Douglas ich nie po wstrzyma. Douglas i Jerome walczyli oparci prawie o siebie plecami. Aidan pozwolił chłopakowi jechać z nimi, żeby ułagodzić Rowenę. Dym był tak gęsty, że chwilami wyczuwali swoją obecność tylko dzięki uderzeniom ramionami albo okrzykom. Douglas nie podejrzewał, że ten chudzielec potrafi tak zawzięcie walczyć. Cieszył się, że nadeszła pomoc. Ludzie Neacaila walczyli jak wściekli, a on nie był w najlepszej formie. - Uważaj! - krzyknął Jerome, gdy krzepki góral z brodą do pasa wyskoczył na Douglasa z mroku niczym odyniec. 274
SMOK
Ledwie Douglas powstrzymał jego atak ciosem mie cza, gdy jakiś inny skoczył na Jerome'a od tyłu. Zamach nął się toporem, ale Douglas w ostatniej chwili sięgnął po sztylet i rzucił nim z perfekcją, której nauczył się na morzu. Dym zaczynał rzednąć. Wioska zmieniła się w czarne zgliszcze. Shandy i Phelps pojechali na wzgórza w po goni za uciekającymi zbirami. Douglas wyjął sztylet z ciała zabitego i wyprostował się. Zimne powietrze chłodziło jego spływające potem ciało. Woń krwi i zwęglonego drewna drażniła mu nozdrza. Pobojowisko tonęło w niesamowitym w tej scenerii świetle księżyca. Douglas pomyślał, że nie może jeszcze spocząć. Neacail wciąż był na wolności. Jerome jak akrobata przeskoczył przez szuwary do jeziora, gdzie przy brzegu ukrywał się jeden z napastników. Bandzior pożegnał się z życiem bez najmniej szego hałasu. Douglas mruknął uśmiechając się pod nosem. Podo bała mu się energia chłopaka. On sam nie czuł się najlepiej. - Przydatna umiejętność. Jeździłeś w dzieciństwie z trupą cyrkową? Chłopak kucnął tuż przy nim. - Widziałem jeszcze trzech plądrujących chaty na wzgórzu. Co robimy... Douglas nagle zesztywniał. Jerome przesunął oczy za jego wzrokiem i zobaczył jasnowłosego mężczyznę o potężnej budowie, który skrył się właśnie w jedynej ocalałej chacie. 275
JILLIAN HUNTER
- To Neacail?- spytał Jerome zerkając na Dou glasa. - Tak. - Douglas wytarł miecz o spodnie. - To chata starego Bruce'a. Neacail jest zbyt przesądny, by podłożyć ogień pod dom wróżbity. - Dzięki Bogu, że kazałeś wprowadzić mieszkańców wioski do zamku, zanim to się stało. Douglas ruszył szybkim krokiem. - Tak - rzucił, myśląc już o czym innym. - Dzięki Bogu. Popędził, zanim Jerome zorientował się, o co chodzi. Pchnął zdrowym ramieniem drzwi chaty i z dzikim okrzykiem bojowym wpadł do środka. Krew znowu uderzyła mu do głowy. Znalazł się w gnieździe zbójów. Neacail siedział na podłodze. Douglas powalił trzech uzbrojonych ludzi, zanim trzej pozostali rzucili go na ziemię. Gdzieś na strychu zamiauczał przeraźliwie kot. Douglas kopnął jednego z napastników w zęby, łamiąc mu szczękę. Na jego nogach roztrzaskał się jakiś stołek. Złapał kogoś za gardło, a innego rzucił głową w sam środek kominka. Nagle w mroku nocy rozległo się dzikie zawodzenie. Pogańskie lamenty. - A to co znowu? - odezwał się przerażony Neacail, sięgając po pistolet leżący na podłodze. Douglas wyszczerzył białe zęby w wilczym grymasie i sięgnął do pasa. - Piraci - wyjaśnił grzecznie. - Nie żaden grzeczny pieszczoszek, który wyciera buty przed wejściem na 276
SMOK
pokład, tylko wściekły, pijany rumem pirat, który roze rze cię na kawałki. Drzwi otworzyły się z hukiem. Baldwin wystrzelił w powietrze z dwóch pistoletów. Willie zapomniał włożyć swoich sztucznych zębów. - Demony... - szepnął Neacail. - To prawda, co sły szałem... Douglas kopniakiem wytrącił mu z drżącej ręki pistolet i wyciągnął miecz. - Tym razem już nic mnie nie powstrzyma. Neacail zacisnął zęby i ruszył na niego ze sztyletem w dłoni. Douglas odmówił krótką modlitwę i dokonał zemsty, po czym obaj padli bez czucia na ziemię.
26
Nie pozwolę, żeby moja kobieta zobaczyła mnie na noszach - powiedział Douglas. Leżał na wznak; twarz miał podrapaną i posiniaczoną. - Jeśli wolisz, potoczymy cię jak kłodę po ziemi, bo sam nie możesz iść. - Baldwin zatoczył się na linę mostu tuż nad ciemną wodą jeziora. Douglas przeklął siarczyście. - Chcecie mnie zabić, chociaż moim wrogom się to nie udało? - Gdybyśmy chcieli twojej śmierci, nie przyłączyli byśmy się do bitwy - odwarknął Baldwin i przehalsował do liny po drugiej stronie mostu. Douglas zacisnął szczęki, żeby nie krzyknąć, i tylko jęknął, próbując ułożyć wygodniej zbolałe ciało. - Zdaje się, że powinienem być wdzięczny - powie dział, wpatrując się w nocne niebo. - Rzeczywiście postaraliście się... 278
SMOK
- Cała przyjemność po naszej stronie - zaczął Baldwin. - Postanowiliśmy... Douglas nagle usiadł na noszach i wrzasnął tak głośno, że Baldwin o mało nie upuścił go na ziemię. - Zawracajcie, do diabła! Chcę głowy tego prze klętego Neacaila z Glengaldy i to natychmiast! - Więc musisz wrócić do wioski i odgrzebać jego ciało, zanim wilki i robaki zrobią swoją robotę- po wiedział Willie. Douglas oparł się na łokciach i spojrzał na zamek. - Nie żyje? Mężczyźni niosący nosze wymienili uśmieszki. - Nie pamiętasz, że go zabiłeś? - spytał Baldwin. Douglas z jękiem upadł na nosze. - Odebrano mi najwidoczniej to przyjemne wspomnie nie. Dlaczego wszystko tańczy mi przed oczami jak woda laguny? Spoiliście mnie czymś, łotry, żebym złagodniał? - Złagodniał? - Chłopak niesiony na drugich noszach za Douglasem zaśmiał się cicho. - Douglas z Dunmoral nie zna tego słowa. - Douglas z Dunmoral... - Douglas westchnął. - Ła godny Douglas. Stokrotka z Dunmoral. Baldwin pokręcił głową. - To doktor dał tobie i temu młodemu jakąś miksturę. Żeby uśmierzyć ból. - Jaki ból? - spytał Douglas. - Jestem mężczyzną. Nie znam czegoś takiego jak ból. - Douglas! - Krzyk Roweny dobiegał od strony war towni, gdy opuszczono most zwodzony. - Boże, on jest na noszach. 279
JILLIAN
HUNTER
- Czy oni żyją? - spytała Hildegarda. Gemma też zaczęła krzyczeć: - Czy mój brat nie żyje? Odpowiadaj, Baldwin. Mam prawo wiedzieć! Frances dołączyła do ich szlochów i jęków. Douglas nie mógł tego dłużej słuchać. Zerwał się z noszy i za toczył po moście. Baldwin i Willi chwycili go w ostatnim momencie niewiele brakowało, a wpadłby do wody. - Woda... - Douglas zagapił się na jezioro. Potem przeniósł wzrok na most zwodzony. - Trap. Baldwin wykrzywił się w uśmiechu. - Niezupełnie, kapitanie. Douglas uniósł ciężką brew. - Przypomnijcie mi, żebym kazał was rano wychłostać za niesubordynację. - Och, Douglas... - Rowena biegła do niego po moście. Odwrócił się sztywno w tamtą stronę. Spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami. Po jej policzkach spływały łzy. W końcu uśmiechnęła się uszczęśliwiona, a Douglas przycisnął ją do piersi zdrowym ramieniem. Jej łzy spłynęły na jego brudną koszulę. Wciąż nic nie mówił. Przesuwał niepewnie palcami po jej włosach. Ze zdumieniem wpatrywał się w jej twarz. Rowena podejrzliwie ściągnęła brwi. - Nie wiesz, kim jestem, milordzie? Tak dziwnie patrzysz. Douglas obruszył się: - Oczywiście, że wiem, kim jesteś. Jesteś moją ko280
SMOK
bietą. Czekałaś, aż wrócę z pola bitwy. Opatrzysz mnie, a potem wezmę cię do łóżka. Baldwin chrząknął znacząco. - To księżniczka, sir. - Księżniczka Rowena - dodał półgłosem Willie. - O mojej kuzynce wyrażasz się w ten sposób?odezwał się ze swoich noszy Jerome. - Przecież to dziedziczka Hartzburga. Douglas uśmiechnął się rozbrajająco. - Doskonale wiem, kim ona jest. To księżniczka Rowena Pięknowłosa. Księżniczka to dobra rzecz... Uśmiechnął się szerzej. - Czy ja jestem księciem? Baldwin parsknął śmiechem. - Księciem Port Royal, sir. - Sądzę, że jego wysokość powinien się położyć powiedziała łagodnie Rowena, zdejmując jego ręce ze swojej talii. Potulnie skinął głową. - Myślę, że my również powinniśmy się położyć. Mam bardzo wygodne łóżko nadające się do tego celu. Rowena smutno pokiwała głową. - Nie poznaje mnie. Połóżcie go na noszach i wnieście do zamku. Douglas opadł na nosze z takim jękiem, jakby ich rozmowa wycisnęła z niego resztkę sił. Splótł ręce na piersi i spojrzał w górę z zamyśloną miną. - Wiem, że jesteś księżniczką Rowena, a ja podobno jestem księciem. Jednak nie rozumiem jednej sprawy: dlaczego nie jesteśmy jeszcze na pokładzie mojego statku?
27
L e ż spokojnie, Douglas, i pozwól mi zawiązać opat runek. Śmiejąc się pod nosem, chwycił ją za nadgarstki. - Wolałbym przywiązać cię do łóżka, Roweno. Udo wodniłbym po raz drugi swoją męskość. Dla celów politycznych. - Dla celów politycznych? Czyżby? - Będziemy się kochać dla dobra twojej ojczyzny powiedział lubieżnym tonem. - Czy mam wezwać pomoc? - Pragnę jedynie dać wyraz patriotyzmowi, wasza wysokość. - Łypnął na nią szelmowsko. - Będę twoim najbardziej uległym poddanym. Rowena zmusiła go, żeby opadł na kołdrę. Przez chwilę udawał, że się poddaje. Potem chwycił ją za biodra i zamknął usta mocnym pocałunkiem. W kom nacie zapanowała zupełna cisza. Pomyślała, że na łożu 282
SMOK
śmierci ten mężczyzna też będzie udowadniał, jaki jest wspaniały. Gruba świeca na stoliku rzucała cienie na zielony aksamit zasłon przy łóżku. Douglas przesunął wargi w zagłębienie między jej piersiami, a wolną rękę wsunął pod pośladki. Każdy ruch sprawiał mu straszny ból, jednak nie chciał tego okazać. - Lekarz może tu wejść w każdej chwili - szepnęła Rowena. - Jesteś najgorszym pacjentem, jakiego kiedy kolwiek widziałam. Zresztą Fryderyk i Jerome nie są o wiele lepsi. Wciągnął ją pod siebie. Westchnęła, poddając się na chwilę. Jej włosy owinięte były wokół muskularnego ramienia Douglasa. Przygniatał ją całym ciężarem roz palonego ciała. Poczuła słodki dreszcz. - Z piratów nie są dobrzy inwalidzi- stwierdził, wpatrując się w nią roziskrzonym wzrokiem. - Biegamy za kobietami na naszych drewnianych nogach i kokie tujemy je spojrzeniem spod czarnej przepaski. Kiedy położymy już łapę na jakiejś księżniczce, orgii nie ma końca. - Ta okropna mikstura z okładu kapie mi na halkę poskarżyła się Rowena. Przesunął nie ogoloną twarz po jej piersiach. - Zdejmij ją. I okład też. - Pani MacVittie czeka na mnie na dole. Mamy razem zjeść kolację. - Rowena udawała, że jego bliskość nie robi na niej wrażenia. - Twoi ludzie ćwiczyli dobre maniery na uroczystość weselną. Chcą się pochwalić. 283
JILLIAN
HUNTER
- Dlaczego na samą myśl o tym czuję dreszcz gro zy? - spytał ironicznie. - Nie wiem. - Rowena uśmiechnęła się. - To urocze istoty. A teraz bądź dobrym piratem i połóż się spokojnie. Kiedy skończę opatrunek, będziesz mógł założyć koron kowy temblak, który uszyła dla ciebie Hildegarda. Douglas usiadł gwałtownie. - Koronkowy temblak? Moi ludzie umrą ze śmiechu. - Nie będą się śmiać, kiedy pomyślą o tym, jak walczyłeś trzy dni temu - stwierdziła. - Jesteś pewien, że nie przydałby ci się jeszcze tydzień w łóżku, mi lordzie? - Roweno, muszę przygotować się do wyprawy na ratunek twemu ojcu. Mężczyznę leżenie w łóżku osłabia. Zacisnęła wargi. Douglas nie był w stanie nikogo ratować, ale duma nie pozwala mu najwidoczniej za akceptować tego smutnego faktu. Jednak jej ojciec po trzebuje czyjejś pomocy, więc nie będzie mogła zostać w tym zamku dłużej, niż zajmą przygotowania do podróży. Douglas popatrzył na nią groźnie. - Ze mną jest wszystko w porządku. Mogę bez problemu zejść na dół, żeby zjeść kolację. - Weźmiesz kule? - Kule? Nie potrzebuję żadnych kul. Na dowód tego podniósł się i zrobił kilka skłonów. Przez sekundę miał ochotę chwycić się kolumny łóżka, tak niemiłosiernie kręciło mu się w głowie. Serce biło jak oszalałe. - No właśnie. Mówiłam ci. Powściągnął grymas cierpienia i uśmiechnął się z wy284
SMOK
siłkiem. Boże, wszystkie kości i mięśnie straszliwie go bolały. Nawet stopy go bolały po raz pierwszy w życiu. Ból w poranionych stopach był nie do zniesienia! - Roweno, zdobywałem hiszpańskie garnizony i ga leony. Drobne zadraśnięcia nie zwalą mnie z nóg. - Powaliłeś siedmiu ludzi w tej chacie, milordzie. - Siedmiu? Tylko tylu? Do diabła, sądząc po pogruchotanych kościach, przy siągłby, że było ich co najmniej pięćdziesięciu. Ale wygrał tę bitwę. Neacail nie żyje, a on nie okazał się stokrotką. Dotrzymał obietnicy danej ludziom z Dunmoral i sobie samemu. Wyzdrowieje. Pożądanie Roweny będzie najlepszym lekarstwem. Po ślubie zajmą się słodkim obowiązkiem płodzenia dziedziców. - Teraz musimy myśleć jedynie o ratowaniu papy, jego powrocie do władzy i rozpędzeniu zdrajców, którzy zagrażają Hartzburgowi - powiedziała Rowena. Douglas zmarszczył czoło. - A więc na co czekamy? Chwiejnym krokiem ruszył w stronę szafy. Nie będzie przecież prowadził wyprawy wojennej w koszuli nocnej. - Nie jesteś w stanie dowodzić żadną armią, milor dzie - powiedziała, kiedy uderzył obandażowanym ko lanem o stolik przy łóżku.- Muszę znaleźć innego człowieka, który uratuje papę. Obrzucił ją miażdżącym spojrzeniem. - Po moim trupie, kobieto. - Jeśli nie pozwolisz odpocząć swemu zmaltretowa nemu ciału, padniesz martwy u moich stóp. - Zdobyłem hiszpański garnizon po ciężkim wstrząsie. 285
JILLIAN HUNTER
- Dziesięć lat temu, milordzie. - Dziesięć? - powtórzył zaskoczony. - A skąd ty to, do diabła, wiesz? To było najdalej trzy lata temu. - Dziesięć, Douglas. Pamiętam doskonale daty i miej sca większości twoich wyczynów. Z trudem powstrzymał się, żeby nie pchnąć jej na łóżko i nie zwalić się na nią. Podejrzewał jednak, że mogłoby mu zabraknąć na to siły. Czyżby zgruchotał sobie kolana? - Mój ranny wojownik... -powiedziała i uśmiechnęła się czule. - Mój pokiereszowany smok. Będę się modlić o twój szybki powrót do zdrowia. Douglas z pomrukiem osunął się na łóżko. - Przestań z tymi żałosnymi lamentami, Roweno. Za dwa, trzy dni będę gotów do podróży do Hartzburga. - Najpierw sprawdźmy, czy dasz radę dojść do stołu, milordzie. Wstał, chwyciwszy kolumnę łóżka. Jedną ręką bez żadnego wysiłku przyciągnął Rowenę do siebie, a drugą zaczaj rozpinać guziki jej sukni. Rozwiązał troczki koszuli i halek. Rowena z niedowierzaniem patrzyła na stertę jedwabi spadających na podłogę. Douglas z uśmie chem zadowolenia zdejmował koszulę. - Nie możesz mi odmówić, Roweno - szepnął przy milnie. Niestety, była to prawda. Dreszcze przeszły jej po plecach, kiedy poczuła napór jego podnieconego ciała. Mięśnie brzucha napięły się, gdy zaczął szczypać lekko jej sutki. Zawstydziła się, czując, że robi się wilgotna. 286
SMOK
- Uwielbiam to, jak reagujesz na moje pieszczoty powiedział zachrypniętym głosem. Była zbyt zażenowana, by cokolwiek odpowiedzieć. Zamknęła oczy. Położył ją na łóżku i zaczał całować. - Było to tak cudowne, że miała ochotę umrzeć. Przesuwał dłonie i usta po całym jej ciele, dotykał najintymniejszych miejsc tak długo, aż zapragnęła poczuć go głęboko w sobie. Wszedł w nią powoli, ale już po chwili zaczaj poruszać się szybciej, coraz głębiej i mocniej. Zamruczał z satys fakcją, kiedy przywarła do niego każdym skrawkiem ciała. Kochali się tak długo w noc, że Frances spaliła kilka razy odgrzewaną kolację. Hildegarda, zaniepokojona nieobecnością swej pani, już prawie zdołała przekonać Aidana, że koń wodny znów się pojawił i porwał Rowenę. Kochali się, aż w zamku zapadła cisza, a Rowena nie miała już nawet siły wzdychać ze szczęścia. - A teraz kolacja - powiedział radośnie i wyskoczył z łóżka, prężąc swoje zbolałe ciało, by udowodnić, jaki jest niezmordowany. Było to kolejne łgarstwo - czuł się wykończony,ale prędzej wyzionąłby ducha, niż legł bez sił na łóżku. I kiedy pomagał ubrać się swojej pani, był zbyt zako chany i zbolały, żeby usłyszeć pełen zdziwienia okrzyk strażnika na wieży. Był zbyt zapatrzony w swoją księżniczkę, żeby zdać sobie sprawę, iż zagrożenie, którego najbardziej się obawiał, i o którym chwilowo zapomniał, właśnie się zbliża.
28
Douglas stał w drzwiach wielkiej sali. Miał ponurą minę. - Kto sprosił tu wszystkich tych ludzi? Sądziłem, że wieczór zaręczyn spędzimy we dwoje. - Ja ich zaprosiłam - odparła Rowena. - To nasi przyjaciele. - Przyjaciele? Ci ludzie to piraci. Nie będę narażał przyszłej żony na udział w pijackiej orgii. Moja załoga nie umie zachować się porządnie nawet przez pięć minut. Piraci wstali z szacunkiem z miejsc, gdy Rowena zbliżyła się do stołu. Dainty, Aidan, Shandy, Phelps, Gunther, Baldwin, Willie, Martin i Roy. Nie byli już służącymi w szkockim zamku. Byli straszliwymi, auten tycznymi wilkami morskimi. Mieli na sobie brokatowe kapelusze, koronkowe mankiety, wysokie buty, szpady i sztylety. Wyjątkowa okazja wymagała elegancji. - To będzie katastrofa - powiedział Douglas. 288
SMOK
Pani MacVittie była wśród zebranych, by dopilnować przebiegu uroczystości. Byli tu również doktor i Henryk, jako przedstawiciel mieszkańców wioski. Jerome i Fry deryk podkuśtykali do stołu. Wyglądali równie nędznie Jak Douglas. Pan zamku, nie kryjąc niezadowolenia, usiadł przy stole. Za kwadrans wybije północ. Nie miał zamiaru ogłaszać zaręczyn w godzinę czarownic. Mimo iż narzeczona opętała go jak prawdziwa czarownica. Patrząc na Rowenę, nie potrafił skryć dumy. Świat ło świec igrało na jej lśniących, upiętych wysoko włosach. Z uśmiechem zwracała się do jego przyjaciół, jakby byli jej równi. Jakie to dziwne, że on, ze swoją przeszłością i zbrukaną duszą, zdobył jej czułe serce. Nie będzie już między nimi żadnych kłamstw. Nagle uśmiech zniknął z jego twarzy. Jak jej bracia mogli pozwolić, żeby tak cudowna istota wyruszyła w świat w poszukiwaniu najemników? Krew mu za wrzała na samą tę myśl. Oczywiście wiedział, że jako mąż księżniczki będzie musiał pomóc ratować jej ojca. Nie ma co, czekał ich cudowny miesiąc miodowy... - Dobrze dziś wyglądasz, sir - skłamał Baldwin. Douglas dotknął podsiniaczonego oka, łypiąc na swo ich ludzi. Jeszcze nikt się nie pobił, nie splunął pod stół ani nie przeklął. To nie potrwa długo. - Co się z tobą dzieje?- spytał Williego, który czerwony jak burak, z kaskadą koronek pod brodą, siedział niczym na torturach. 289
JILLIAN HUNTER
- Gemma za mocno zawiązała mi fular- odparł Willie głosem duszonej żaby. - Nie mogę oddychać. Zdumiony Douglas zatrzymał wzrok na Aidanie. którego długie ciemne włosy opadały na ramiona w locz-. kach. - Na miłość boską, co się stało z twoimi włosami? - Frances potraktowała je rozgrzanymi w ognisku szczypcami - wycedził Aidan przez zaciśnięte zęby. - Twoi ludzie zachowują się jak anioły. - Rowena szeptała wprost do ucha Douglasa. - Ale dlaczego ku charka stoi w drzwiach? Sięgnął po kielich. - Pewnie wstydzi się tego, kim była. - Dlaczego? - spytała Rowena. - Czy kogoś zamor dowała? - Nie. Prowadziła burdel na Tortudze. Zajmowała się Gemmą, kiedy byłem na morzu. - Pociągnął duży łyk wina na wspomnienie tych burzliwych czasów. Byliśmy szumowinami, księżniczko. - Chcę z nią porozmawiać - powiedziała Rowena. Zawołaj ją tu. Ta kobieta prawie chowa się pod stół, kiedy wchodzę do kuchni. Douglas wzruszył ramionami i spełnił jej prośbę. Blada jak ściana Frances niepewnie podeszła do stołu, wbijając wzrok w ziemię. Nieśmiało dygnęła przed księżniczką. - Proszę, usiądź z nami, Frances - powiedziała Ro wena. - Słyszałam, że byłaś nianią siostry jej lordowskiej mości. - Nianią? - Frances wydawała się oszołomiona. Douglas tak powiedział? 290
SMOK
- Zajmij miejsce przy naszym stole - rozkazała stanowczo Rowena. - W moim pałacu niania uważana jest za członka rodziny. Erances stała j a k skamieniała. - Wasza wysokość... - Próbowała powstrzymać łzy Cisnące się do oczu. - Nie mogę. Jestm kobietą upadłą. Rowena uśmiechnęła się do niej. - A ja jestem upadłą księżniczką, pasujemy więc do siebie, Może znajdziemy z jego lordowską mością miejsce dla ciebie w pobliżu pokoi dziecinnych. - Powierzyłabyś mi swoje dzieci? ~ zapytała osłu p i a ł a Frances. Douglas uśmiechnął się. - Frances, masz lekką rękę i potrafisz wrzasnąć, a tego właśnie trzeba do wychowywania dzieci. - Musisz się tylko nauczyć puszczać mimo uszu utyskiwała Hildegardy. Ciągle się czegoś obawia dodała Rowena. - Bez wątpienia będzie chodzić za tobą i dziećmi krok w krok i gderać. Douglasa zastanowiło to niespodziewane z a i n t e r e s o wanie Roweny wychowywaniem dzieci, ale nagle jego uwagę przyciągnęło jakieś zamieszanie wśród gości. Zerknął na złoty zegarek, który nosił w kieszeni.. Pomylił się. Zachowywanie manier nie trwało dłużej niż pięć minut. Kłopoty zaczęły się, kiedy Willie głośno siorbał zupę. - Zamknij się, Willie - odezwał się półgłosem Baldwin. - Obrażasz księżniczkę. Willie opuścił łyżkę. - No cóż, już sama twoja gęba obraża tę biedną 291
JILLIAN
HUNTER
kobietę. Wolałbym patrzeć na zadek pawiana niż na tę twoją szkaradną facjatę. - Nie musisz patrzeć na zadek pawiana, Willie, wystarczy, jak spojrzysz w lustro! - krzyknął Dainty. Rowena podniosła się, by ich uciszyć, lecz Frances, najwidoczniej przejęta tym, co się dzieje, pchnęła ją z powrotem na krzesło. - Jeśli zepsujesz jej przyjęcie zaręczynowe, ty łachud ro, skręcę ci ten przeklęty kark! Nigdy w życiu nie siedziałam obok księżniczki. Shandy opróżnił kufel piwa nad głową Frances. Frances chwyciła nóż. Douglas z głębokim westchnieniem rezygnacji rozparł się w krześle. Nad głowami biesiadników zaczęły latać przekleństwa i sztućce. - Czy orgia już się zaczyna? - szepnęła Rowena, gdy w jej talerzu wylądował czyjś but. Uśmiechnął się, ujął ją za rękę i podniósł z krzesła. Rzucili się do ucieczki, kiedy czterech ludzi przewróciło ławę. - Nie mam zamiaru się temu przyglądać. Masz ochotę na spacer po ogrodzie? Halka Gemmy nadal kwitnie. - Chętnie. - Zatrzymała się, żeby rzucić bochenkiem chleba w mężczyznę, który wrzucił jej but do talerza. Dziękuję, milordzie - powiedziała biegnąc za nim. - To była najciekawsza oficjalna kolacja, w jakiej uczest niczyłam.
292
SMOK
I c h dobry humor nie trwał długo. Pocałunki w ko rytarzu przerwał brzęk ostróg i radosny głos, którego Douglas miał nadzieję już nigdy nie usłyszeć. - Czy ktoś tu jest? - zabrzmiał głośno radosny okrzyk. - Boże, to on. Douglas ze stężałą z napięcia twarzą odepchnął Rowenę, gdy zza załomu muru wynurzyła się postać w białym płaszczu. Był to Mateusz. Stał tu ze swoimi złocistymi włosami i anielskim uśmiechem - przeciwieństwo Douglasa. - Ach, tu jesteś - powiedział Mateusz. - Podszczy pujemy podkuchenne, braciszku? Gdzie się wszyscy podzieli? Musiałem sam rozsiodłać konia. Tak wita się gości w zamku jego lordowskiej mości? Rowena wyszła zza pleców Douglasa. - Podkuchenna... - powiedziała urażonym tonem. No, może ci to wybaczę. - Rowena - zdziwił się Mateusz, a potem, kiedy się roześmiała, chwycił ją w ramiona. Douglas zesztywniał przyglądając się temu czułemu powitaniu. Miał ochotę wyrwać Rowenę z objęć brata, ale tylko powiedział: - Jesteś jedynym człowiekiem na świecie, który potrafi odbyć podróż ze Szwecji do Szkocji w nieskazitelnie białym płaszczu. To nie jest normalne. Mateusz mrugnął do niego ponad ramieniem Roweny. - Przebrałem się w stajni. Nie chciałem pokazać się księżniczce w brudnych łachach. Douglas nie mógł już tego znieść. Pociągnął Rowenę do siebie nie siląc się nawet na delikatność. 293
JILLIAN
HUNTER
Mateusz wyciągnął do niego ramiona. - Gratuluję ci powrotu na łono społeczeństwa, bracie. Zdajesz sobie sprawę, że teraz jesteś szacowniejszym obywatelem niż ja? Douglas zignorował serdeczny gest brata. - Jak na kogoś, kto złamał nogę, zadziwiająco szybko wróciłeś do zdrowia. - Prawda? - Mateusz podszedł bliżej, przyglądając się twarzy Douglasa w świetle pochodni. - Nie mogę jednak powiedzieć tego samego o tobie. Boże, Douglas, gdzieś się tak urządził? - Uratował swoją wieś przed zbójami - powiedziała Rowena, wpatrując się w ponurą twarz Douglasa z trosk liwym uśmiechem. - I nie chce leżeć w łóżku, żeby wyzdrowieć. Mateusz przez chwilę uważnie przyglądał się im obojgu. - Rozumiem. No cóż, może wysłucham tej heroicznej opowieści jutro rano. Roweno, teraz muszę porozmawiać z tobą w cztery oczy. To pilne. Douglas skrzyżował ręce na piersi. Patrzył na Mate usza z groźbą w ciemnych oczach. - Nie mamy przed sobą tajemnic. - Nie o wszystkim wiesz, bracie - odparł Mateusz, protekcjonalnie poklepując Douglasa po ramieniu. Roweno, gdzie możemy spokojnie porozmawiać? - W komnacie Hildegardy - odparła. - Tam nie we tknie nosa żaden szpieg ani demon. Mateusz zniżył głos. - Przywiozłem pierścień. 294
SMOK
Jej oczy pociemniały z radości. - Och, Mateuszu... To znaczy, że... Pociągnęła go> korytarzem, a potem krętymi schodami do komnaty Hildiegardy. Douglas szedł za nimi jak cień, bez skutku próbując podsłuchać, o czym mówią. Do cierały do niego tylko strzępki ich szeptów. Zazdrościł im tej bliskości, tej sprawy, która ich łączyła. - ...przeszmuglowano mi do Szwecji. - ...Eryk uciekł i jest gotowy. U szczytu schodów odwrócili się do Douglasa, jakby nagle przypomnieli sobie o nim. - Zadbaj, by nam nie przeszkadzano, bracie! - krzyk nął Mateusz. - I żeby nasi przyjaciele nie zrobili sobie krzywdy podczas uczty - dorzuciła Rowena i zamknęła drzwi na zasuwę. Douglas gapił się na zamknięte drzwi. Budziły się w nim demony. Z trudem przełknął ślinę. Czuł się opuszczony, niepotrzebny i . . . przestraszony. Nie zrobi z siebie głupca. Nie pokaże rogów zazdrośnika, żeby rozwalić nimi te cholerne drzwi. Będzie zachowywał się nonszalancko i miło, mimo iż jego brat zamknął się w sypialni z jego przyszłą żoną. Nagle zaczął jak szaleniec walić pięściami w drzwi. Z całej siły kopnął w zamek. - Chcę wiedzieć, co tam oboje robicie! Nie mam zamiaru sterczeć na korytarzu jak lokaj. 295
JILLIAN HUNTER
- Wszystko w porządku, Douglas - zza drzwi dobiegł słodki głos Roweny. - Twój brat pokazuje mi właśnie swoje klejnoty. - Co ci pokazuje...? - Właściwie to jej klejnoty. - Mateusz otworzył drzwi. Wyglądał na zniecierpliwionego. - Douglas, na miłość boską, to rozmowa na tematy polityczne. Nie możemy spokojnie omówić pewnych spraw, kiedy ry czysz na cały zamek. To są klejnoty koronne Hartzburga, przemycone z kraju przez jednego z lojalnych poddanych Roweny na sfinansowanie naszych działań. - Nic mnie nie obchodzą klejnoty. Chcę się tylko upewnić, czy jesteście ubrani. - Wepchnął się do kom naty i zdumiony popatrzył na Rowenę. Siedziała na łóżku wśród diamentów i szafirów. - Ubrani? - Mateusz nie rozumiał, o co chodzi. - Powinieneś przeprosić za tę uwagę - powiedziała Rowena. - Obraziłeś brata. Mateusz uśmiechnął się ciepło. - Rozumiem. To gorący temperament. Wybaczam ci, Douglas. - Nie potrzebuję twojego wybaczenia - warknął Dou glas. - Zabiję cię. Chcę cię zabić od czasu, gdy zabrałeś ciało mamy stamtąd, gdzie było jej miejsce. Mateusz potrząsnął głową w autentycznym zdumieniu. - Po tym wszystkim, co zrobiłem, byśmy poprawili nasze stosunki? Dlaczego pielęgnujesz w sobie nie nawiść? Rowena stanęła między nimi, żeby w świetle świecy przyjrzeć się jednemu z naszyjników. 296
SMOK
- Zastanawiam się, dlaczego bracia zawsze muszą się kłócić. Nie możecie zachować swoich wojowniczych instynktów na wyprawę do Hartzburga? Douglas prawie zionął ogniem. Patrzył na brata miaż dżącym wzrokiem. - Mówisz o poprawie stosunków. Nadal nie wiem, gdzie jest pochowana. Czuję się, jakbym nie był godzien stanąć nad jej grobem. Rowena powoli podniosła wzrok. Nigdy nie słyszała w głosie Douglasa takiego bólu. Mateusz cofnął się o krok. - Douglas, zrobiłeś z siebie demona. Piractwo nie jest raczej drogą do świętości. A na jej grób zabiorę cię, kiedy tylko zechcesz. Roweno, zobacz, co on ma pod okiem. Czy to ropieje? Doprowadził się do żałosnego stanu. - Nie, to nic poważnego. - Rowena pośpiesznie zbli żyła się do Douglasa, na jej ręku, od łokcia po nadgarstek, pobrzękiwały bransolety. - Chociaż może ma nawrót choroby. Jest strasznym pacjentem. Pokaż to oko, milor dzie, rzeczywiście jest przymrużone. Douglas odtrącił jej rękę. - To tik nerwowy. Zawsze mnie łapie, kiedy mam ochotę kogoś zabić. Mateusz ściągnął brwi. - Nie mów do niej w ten sposób, bracie. Chce ci tylko pomóc. - Mówiłem do ciebie, półgłówku - wycedził Dou glas. - Roweno, zdejmij z siebie te świecidełka. Wy glądasz jak cygańska wróżka. 297
JILLIAN
HUNTER
- Tym razem mówisz do mnie - odezwała się ura żona. - I obraża klejnoty koronne Hartzburga, twierdząc, że wyglądasz w nich jak Cyganka - podsumował Mateusz. Rowena ostentacyjnie założyła jeszcze jeden na szyjnik. - Uwielbiam Cyganów. Może nawet wśród moich przodków byli cyganie. Przeszkadza ci to, Douglas? - Moje pochodzenie też nie jest jednoznaczne odparł. - Jak to? - spytał Mateusz. - Ach, myślisz o swoim ojcu. Nie kłopocz się tym. Skromne pochodzenie to żaden wstyd. Douglas podszedł kilka kroków, przypierając Mate usza do szafy. - Nie mówiłem o ojcu, tylko o tym, że pokrewieństwo z tobą przynosi mi hańbę. Rowena pośpieszyła Mateuszowi z pomocą, właśnie gdy wpadał do szafy. - Zmieniłeś zdanie, Douglas? Nie chcesz się już ze mną ożenić, teraz, gdy wiesz, że w moich żyłach może płynąć cygańska krew? - Nic takiego nie mówiłem! - wrzasnął. Mateusz wygrzebał się spod sterty bielizny Hildegardy, zaskoczony obrotem sytuacji. - Stało ci się coś? - spytała Rowena. Mateusz trzymał w ręku gorset. - Nie sądzę. Boże Miłosierny, Roweno, to największy gorset, jaki w życiu widziałem. Nigdy nie nosiłaś takiego rozmiaru. Czy ćwiczycie coś z Douglasem? 298
SMOK
- Nie, niczego nie ćwiczymy - odparła. - Zostałam uwięziona w tym zamku pod strażą. Jestem przecież dziką Cyganką o niepewnym pochodzeniu. A to jest gorset Hildegardy, nie mój. To jej sypialnia. Douglas wepchnął Mateusza z powrotem do szafy. - A ty skąd wiesz, jaki rozmiar gorsetu nosi Rowena? - Pozwoliłem ci się poszturchiwać, bo nie chciałem, żebyś zrobił z siebie głupca przed Roweną. - Mateusz 1 podniósł się i ruszył na Douglasa z zaciśniętymi pięś ciami. - Ale dość tego. Żałuję, że to wszystko zaaran żowałem. Mimo niesamowitych opowieści, jakie o tobie słyszałem, broniłem cię zresztą, nigdy nie wyobrażałem sobie, że nie potrafisz zachować się przy kobiecie. - Zaaranżowałeś? Co?- Zastanawiała się głośno Rowena. Douglas zamierzył się na niego, ale nie trafił. Brat podskoczył do góry jak na sprężynie z okrzykiem, który może i mógł kogoś przestraszyć, gdyby Mateusz nie miał w tej chwili halek Hildegardy między nogami. Rowena westchnęła. - Na litość boską, przerwijcie tę bzdurną bójkę. On nie będzie z tobą walczył na pięści. Mateusz jęknął, kiedy Douglas walnął go w splot słoneczny. - Nie martw się... - powiedział, z trudem łapiąc oddech. - Nie zrobię mu krzywdy. Dam mu tylko małą naucz... Och...! Rowena weszła między walczących mężczyzn i od sunęła ich od siebie na odległość wyciągniętego ra mienia. 299
JILLIAN HUNTER
- Nie chciałam, żeby Douglas zrobił ci krzywdę, szczególnie że dopiero niedawno zrosła ci się noga. Jest dwa razy wyższy od ciebie. - Moja noga?- Mateusz zatoczył się do tyłu i ze zdziwieniem popatrzył na swoje spodnie. - A!... Noga! No coż, prawdę mówiąc, nie była złamana. Tylko po tłuczona. Wymyśliłem taki mały żart, żebyście mieli trochę czasu dla siebie. - Mały żart? - Douglas patrzył na niego spode łba, jakby szykował się do kolejnego ataku. Mateusz spoglądał niepewnie to na jedno, to na drugie. - Udało się, prawda? Całowaliście się w korytarzu, kiedy przyjechałem? Czy mylę się, że połączyło was uczucie? - Mateuszu... - Rowena zbladła. - O czym ty mó wisz? Douglas poprawił koszulę. - Nieważne, co mówi ten półgłówek. Chcę wiedzieć, skąd zna szczegóły na temat twojej bielizny. - Nie mów mu, Mateuszu - powiedziała Rowena. Mateusz skinął głową. - Nigdy nie zdradzę zaufania księżniczki. Tajemnicę twego gorsetu zabiorę ze sobą do grobu. Douglas chwycił jedną z dwóch starych włóczni wiszących nad łóżkiem. - Przebiję cię jak wieprza, ty chłystku! Rowena wydała z siebie cichy okrzyk. - Mówisz jak prawdziwy pirat. Powiedz to jeszcze raz, Douglas. - On jest prawdziwym piratem. - Mateusz niepewnie 300
SMOK
wpatrywał się we włócznię. - Może właściwie powin niśmy mu powiedzieć? - Ani się waż! Nigdy nie przestanie nam tego wy pominać. - Nie mogę ci powiedzieć - stwierdził Mateusz. Douglas uśmiechnął się lodowato i dotknął końcem włóczni poły płaszcza brata. - Ponieważ jesteśmy przyrodnimi braćmi, dam ci wybór. Wolisz, żebym wbił ci to w serce czy między oczy? Mateusz zbladł. - Powiem ci... - Nie, Mateuszu. - Rowena przyłożyła palec do ust. Jeśli mu powiesz, nigdy więcej ci nie zaufam. Douglas skierował włócznię w żołądek brata. - Ale jeśli mu nie powiem, Roweno, nabije mnie na tę dzidę. - Nie zrobisz tego, prawda?- Popatrzyła na Dou glasa. Uśmiechnął się do niej. Był to groźny uśmiech. - Tak, zrobię. Och, braciszku, guzik ci odpadł...! Rząd perłowych guzików Mateusza poleciał w powietrze. - Powiem mu - szybko zdecydował Mateusz. - Dou glas, pożyczyłem od Roweny gorset na bal maskowy w Hartzburgu. To było zupełnie niewinne. Douglas opuścił włócznię. - Co? - Włożyłem jej gorset na bal maskowy. - To prawda - niechętnie przyznała Rowena. - Ale pourywał koronki i Hildegarda musiała doszyć skórzany 301
JILLIAN
HUNTER
paseczek, żeby wszystko się trzymało. Na szczęście nie widać tego pod suknią. Douglas przesuwał wzrok z Roweny na Mateusza. W końcu mruknął z niedowierzaniem: - Mój brat ubiera się jak kobieta? - Mówiłam, żebyś mu nie mówił - z irytacją stwier dziła Rowena. - Teraz pomyśli, że mam męską figurę. - Nikomu nie przyszłoby to do głowy - powiedzieli obaj jednocześnie. Douglas z politowaniem patrzył na brata. - Nigdy nie miałem cię za lilijkę strojącą się w gorsety i tym podobne rzeczy. Widziałem tylko twoją szlachet ność i męstwo. - Zaśmiał się. - Święty Mateusz w gor secie. Mateusz poczerwieniał. - Nie ubieram się w gorsety! To był bal maskowy. Byłem przebrany za cesarzową. - Tylko mężczyzna pewny swej męskości mógł się odważyć przebrać za kobietę. - Popatrzyła ponuro na Mateusza. - Nie mów, że cię nie uprzedzałam. Będzie ci to wypominał latami. - Najwyraźniej jestem największym głupcem pod słońcem - stwierdził gorzko Mateusz. Douglas usiadł na brzegu łóżka i odłożył włócznię. Czuł się zmęczony. Ziewnął. - Jesteś głupcem, bo ubierasz się w damskie fatałaszki? - Nie! Bo poświęciłem się dla ciebie i Roweny. - Dlaczego ciągle coś opowiadasz o aranżowaniu i poświęceniach? - Rowena była zniecierpliwiona. Mów do rzeczy, Mateuszu. 302
SMOK
Douglas wyciągnął się na łóżku. Uśmiechnął się drwiąco. - Może gorset go ciśnie i krew nie dopływa do mózgu. - Wiem, że tak bywa. - Rowena zachichotała. Hildegarda nie może czasem złapać tchu, kiedy ściągnie się sznurowadłami jak kiełbasa. - Och, próżności ludzka... - Douglas z filozoficzną miną włożył ręce pod głowę. Rowena uśmiechnęła się do Mateusza. - Chcesz na dzisiejszy wieczór pożyczyć moją halkę? - Jesteście najbardziej niewdzięczną parą, jaką znam - powiedział Mateusz. Douglas spoważniał. - Dlaczego mi napisałeś, że masz złamaną nogę? - Zabawiłem się w Kupidyna - odpowiedział zrzęd liwie Mateusz. - W swojej naiwności sądziłem, że do siebie pasujecie. Miałem nadzieję, że Rowena pomoże ci wejść na dobrą drogę. - Rowena z pewnością mnie inspiruje- stwierdził Douglas, a po chwili dodał: - Roweno, czego szukasz? - Włóczni, żebyś mógł zabić swojego brata - odpar ła. - Zaufałam mu, a on mnie zawiódł. Nie pozwolę, by to się powtórzyło. Douglas poderwał się nagle. - Manipulował nami. Oto kolejny powód, dla którego powinienem go zamordować. Mateusz cofnął się do drzwi. - Nie rozumiem. Myślałem, że jesteście zakochani... - Już odpocząłem. - Douglas wziął od Roweny włócz nię. - Teraz jestem gotów nadziać cię na to jak wieprza. 303
JILLIAN HUNTER
- Najpierw musisz mnie złapać - krzyknął Mateusz i wypadł na korytarz. Douglas popędził za nim. Rowena pokiwała głową słysząc, z jakim łomotem pędzą w dół po schodach, obrzucając się dzikimi wy zwiskami. Strażnicy przybiegli sprawdzić, co się stało. - Chłopcy - powiedziała. Do komnaty zajrzała Hildegarda. - Pozabijają się, wasza wysokość. - Wiem. - Rowena westchnęła bezradnie. - Czy mam wezwać lekarza? - Sądzę, że to nie zaszkodzi. - Czy sir Mateusz poprowadzi cię do ołtarza podczas ślubu? - Wziąwszy pod uwagę, jak Douglas go traktuje, nie wiem, czy obaj dożyją tego dnia. Dlaczego mężczyźni, którzy mnie otaczają, są tacy gwałtowni? - Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, wasza wysokość. - Hildegarda weszła do komnaty i spojrzała na zasypane klejnotami łóżko. - Dobry Boże. Klejnoty koronne Hartzburga... Ależ to znaczy, że... - Ojciec ma poważne kłopoty - powiedziała Rowe na. - Nie wytrzyma bez posiłków. Jerome mówił prawdę. Możesz pakować nasze rzeczy, Hildegardo. Zdaje się, że zaraz po ślubie wyślę męża na pole bitwy.
29
Douglas nie mógł spać. Po pierwsze, nie mógł ruszyć ręką ani nogą, nie jęcząc z bólu. Po drugie, jutro się żeni i życie jest piękne. Jego pani leży w swojej sypialni w wieży i czeka na zaślubiny. Zamruczał pod nosem na myśl o długich nocach miłości i chłodnych porankach, kiedy będzie się do niej przytulać. Dzieci będą im przeszkadzać, wpadając do sypialni, roześmiane i paplające bez przerwy. Założą rodzinę i razem się zestarzeją, by wspominać to, co razem przeżyli. Ale czy on na to zasługuje? Czy ta jedna dobra rzecz, którą zrobił dla mieszkańców doliny, równoważy lata rozbojów i krzywdzenia innych? Czy zasłużył na szczęś cie? Czuł się winny, że zmarnował tyle lat i wyrządził tyle niesprawiedliwości, o których nie mógł zapomnieć. Dużo czasu upłynie, zanim pogodzi się z tym, kim był kiedyś. 305
JILLIAN
HUNTER
Albo może umrze, nigdy nie pogodziwszy się ze sobą. Jednak czegoś brakowało w jego życiu. Miłość kobiety to bezcenne błogosławieństwo. Lecz wciąż czegoś mu brakowało w głębi duszy. Boże, pomóż mi... Jakby usłyszał krzyk własnego serca, krzyk niezliczonych skrzywdzonych dusz, krzyk, na który Niebiosa czekały tak długo. Ubrał się i nagle, sam nie wiedząc jak, znalazł się w zamkowej kaplicy. Ktoś zapalił świece na kamiennym ołtarzu. Pewnie Rowena. Jego księżniczka wierzyła w potęgę modlitwy. - Ona zasługuje na szczęście - powiedział głośno. - Ty też. Odwrócił się zaskoczony i zobaczył Dainty'ego. Klęczał tuż obok. - Nie wiedziałem, że zdarza ci się modlić - z nutą oskarżenia w głosie zauważył Douglas. Głęboki śmiech Dainty'ego odbił się echem o mury. - Jak ci się wydaje, Douglas, dlaczego udało nam się przeżyć razem tyle dzikich lat? - Sądziłem, że szatan nam sprzyja. Dainty tylko się uśmiechnął i zapatrzył na kamienny krzyż na ołtarzu. - Tu znajdujemy wybaczenie i cel życia. - Nie tacy ludzie jak ja... - Szczególnie tacy jak ty. Aidan przyszedł kilka minut później. Zatrzymał się gwałtownie, gdy spostrzegł, że nie jest sam. - Ty też przyszedłeś się za mnie pomodlić? - spytał Douglas. 306
SMOK
- Do diabła, nie - odparł Aidan. - Myślałem, że tu jest solarium. Gemma czuła coś dziwnego w sercu. Kiedy szła korytarzem, zobaczyła dziwne światło promieniujące z kaplicy. Było silniejsze niż świt i dwie świece dopalające się na ołtarzu. To było światło, które wypełniło ją radoś cią i spokojem, a jego piękno aż wywołało w jej oczach łzy. Znieruchomiała, widząc klęczącego brata. Łzy poto czyły jej się po policzkach, kiedy do niego podchodziła. Objął ją i bez słowa przytulił. Po chwili powiedziała: - Urodziliśmy się biedni. Douglas, jak ci się wydaje, dlaczego mieszkamy teraz w zamku, a ty żenisz się z kimś tak cudownym jak Rowena? Jego głos zabrzmiał sucho: - Z pewnością nie dlatego, że prowadziliśmy przy kładne życie. - Byłeś łajdakiem - powiedziała dobitnie, kiedy wsta l i . - Dlaczego Bóg miałby obdarzyć cię łaską? - Nie umiem odpowiedzieć.
JILLIAN
HUNTER
Odwrócił się do niej. - Może to zależy też trochę od nas. Rankiem w dniu ślubu Rowena pokryła twarz, szyję i ramiona kremem z mąki owsianej, smalcu, ubitych jajek i migdałów. Była to znana na dworach receptura upiększająca. Rowena dostała ją od pani MacVittie. Księżniczka chciała być piękna dla ukochanego. Douglas pragnął podarować swojej księżniczce sznur pereł, które sam wyłowił wiele lat temu na Jamajce dla kobiety, którą kiedyś pokocha. Zapukał teraz do drzwi komnaty tej kobiety. Kobiety swoich marzeń. Otworzył mu potwór. Krzyknął cicho, cofnął się i wpadł na Aidana. Potwór był prawdopodobnie samicą- miał ładny biust i nosił koronkową nocną koszulę. - Pan młody nie może widzieć narzeczonej w dzień ślubu! To przynosi nieszczęście! - wrzasnęła z głębi komnaty Hildegarda. Potwór zatrzasnął drzwi. - Narzeczona? - powiedział cicho. - To była moja księżniczka? Douglas i jego księżniczka pobrali się kilka godzin później w zamkowej kaplicy, pogodnego popołudnia w początkach grudnia. Fryderyk i Jerome jako przed stawiciele Rady udzielili zezwolenia na ceremonię. Piraci i wieśniacy tłoczyli się na dziedzińcu, by po308
SMOK
dziwiąc żonę jego lordowskiej mości w jej przepięknej, obszytej lustryną srebrnej sukni i tiarze. Douglas wyglądał wspaniale w czarnych aksamitach, brokatowym kapeluszu i czerwonej szarfie, która służyła zarazem jako temblak. Grupa kobziarzy eskortowała parę młodą w drodze do doliny, gdzie przygotowano przyjęcie weselne. Za nimi jechał na swoim osiołku ojciec Gordon. Rowena wyglądała promiennie na wózku do przewo żenia torfu. - Przede wszystkim skromność - powiedziała, gdy Douglas spytał wcześniej, czy chce jechać prawdziwym powozem. W tym rejonie Szkocji panował zwyczaj rzucania w państwa młodych butem - na szczęście. Henry z roz machem wyrzucił w powietrze stary trzewik But wylądował na głowie osłupiałego Douglasa. - Och, Douglas, nic ci się nie stało? - Rowena śmiejąc się zakryła twarz dłońmi. - Nie wiem - odpowiedział. - Moje ciało jest tak obolałe, że już nic nie czuję. Było też szkockie wesele z plackami owsianymi, serem, zimną baraniną i gigantycznym ciastem ozdobio nym aniołkami. Goście pili piwo i wino z czarnego bzu. Miniaturowa korweta piracka „Zauroczenie". Z zapa lonymi świeczkami na pokładzie kołysała się na jeziorze. Pani MacVittie z dumą popatrzyła dookoła. - Zrealizowałam swoje marzenie. Banda piratów, a nikt nawet nie upuścił łyżeczki. - Westchnęła głębo ko. - To się nazywa dobra robota. 309
JILLIAN
HUNTER
- Banda piratów i nikt nikogo nie ukatrupił - powie dział półgłosem Douglas. - To się nazywa cud. Rowena drżała z pożądania poddając się pieszczotom Douglasa. Całował ją i wciąż szeptał do siebie: - Moja... Ogień palił się na kominku. Douglas, jak prawdziwy pirat i drapieżnik, nie zamierzał uronić ani kropli ze słodyczy jej ciała. Rowena szybko nauczyła się, jak sprawić mu rozkosz. Delikatnie poznawała jego ciało, pieściła każdy mięsień, wgłębienie, bliznę. Jej niewinny dotyk tak go podniecał, że z trudem oddychał. A kiedy poczuł jej usta na swojej męskości, odrzucił głowę i wydał z siebie długi jęk. - Kocham cię - powiedział, chowając dłonie w jej włosach. - Ja też cię kocham, milordzie - szepnęła.
30
M i n ę ł y dwa dni. Byli gotowi do podróży do Hartzburga. Na wzgórzach pojawił się śnieg. Tajemnicza mgła unosiła się nad jeziorem i osnuwała zamek. Jesienne dni pory roku zwanej po celtycku ,,Foghara" zamieniły się w zimowy sen „Geamhradh". Mała armia, zgromadzona przez księżniczkę, opusz czała Szkocję przed nadejściem prawdziwej zimy. Zna lazła doskonałych wojowników, którzy ruszą na pomoc ojcu: piratów z „Zauroczenia" - najbardziej niespokojne duchy, jakie można było sobie wyobrazić. Piraci marzyli o legendarnym mieście ze złota, o ostat nim rejsie ze swoim kapitanem-Smokiem, z którego wróciliby bogaci i okryci sławą. Zamiast tego szli pod dowództwem Douglasa i jego świętego brata na wyprawę, by umocnić władzę księcia Randolfa i prze gonić rebeliantów. Willie powiedział do Douglasa: 311
JILLIAN HUNTER
- Hartzburg potrzebuje nas bardziej niż ten zamek, sir. Ale nie martw się. Wszyscy tu niedługo wrócimy. Chłopcy nigdy cię nie zostawią. - Tego się właśnie obawiam - odparł Douglas.
Wstał o świcie, żeby odprowadzić do mostu zwo dzonego Dainty'ego i Aidana. Jego dwaj najlepsi przy jaciele zdecydowali się pomóc Jerome'owi i Mateuszowi uwolnić wuja Roweny. Douglas, Fryderyk i reszta pi ratów miała wkrótce dołączyć, by wesprzeć w walce księcia Randolfa. Trzej mężczyźni żartowali chwilę, jak zwykle przed wyprawą. - Dokąd później pojedziecie? - spytał Douglas. - Nie wiem- odparł Aidan, patrząc na swojego deresza. - Może na Maracaibo. A Dainty powiedział: - Mam przyjaciela w Marsylii, który jest właścicielem zajazdu. Może spędzę tam rok, połowię ryby, zbuduję łódź. Popatrzyli na siebie, wiedząc, że może to być ich ostatnie spotkanie. Nie mieli jednak zwyczaju okazywać wzruszenia. - Więc jedźcie - powiedział Douglas, kiedy Mateusz w białym płaszczu wyłonił się na koniu ze stajni. Jedźcie, psy włóczykije. Dosyć mam waszych gęb, jeśli chcecie znać prawdę. Aidan kiwnął głową. - Niech Bóg będzie z tobą i twoją księżniczkąpowiedział Dainty. 312
SMOK
Douglas odwrócił się powoli i powiedział cicho: - Niech Bóg będzie z wami. Baldwin popatrzył na Douglasa. Na dziedzińcu zebrał się mały tłumek. - No cóż, kapitanie, żałuję, że muszę cię opuścić, ale Jerome poprosił mnie o pomoc. Chłopak potrzebuje takiej tęgiej głowy jak moja u swego boku. - Żal rozrywa mi serce... Baldwin zmrużył oczy. - Czy twoja smocza duma nie pozwala ci poprosić, bym dołączył do twojego wojska? - Kuzyn Roweny potrzebuje twojego bystrego umys łu, Baldwin - odparł Douglas. - Ja korzystałem z niego już zbyt długo. - Ależ zawsze powitamy go z otwartymi ramionami, jeśli kiedyś zechce do nas wrócić - wtrąciła się Rowena. - Douglas, nie zapominaj o dobrych manierach wobec przyjaciół. Douglas rzucił jej ostre spojrzenie, lecz nie trwało to długo. Dostał swoją nagrodę. Czuł, że stać go na łas kawość. Ale gdy tylko zostaną sami, surowo upomni żonę, że wojownika nie strofuje się przy ludziach.
Epilog
Szkocja, wrzesień 1663 Fioletowe dzwoneczki i różowawe wrzosy pokrywały wzgórza otaczające zamek. Dzieci z wioski taplały się w zimnej wodzie jeziora i bawiły w piratów, staczając walki na drewniane miecze. Pogański Ogień Pociechy wciąż płonął w domostwach Dunmoral. Przy odrobinie szczęścia i pomocy bożej stary celtycki ogień nigdy nie wygaśnie. Zamek ma swego protektora, ósmego lorda Dunmoral, nawet jeśli on nadal nie odróżnia szkockej królowej Marii od królowej Elżbiety i parapetu od paradoksu. Księżniczka ma swego pirata. I zamierza zatrzymać go tylko dla siebie, nawet gdyby musiała zamknąć go w wieży na resztę życia. Za jakieś trzy miesiące Dunmoral będzie miało dzie dzica. Hartzburg został wyzwolony od rebeliantów. Flaga księcia Randolfa powiewa odtąd wysoko na wieży jego 315
JILLIAN HUNTER
zamku. Książę pobłogosławił małżeństwo córki ze Smo kiem. Zresztą opowiada wszystkim, którzy chcą słuchać, że zięć go uratował. - Zastanawiam się... - powiedziała w solarium Gem ma. - Czy to mój brat tak rozpuścił Rowenę, czy to ona nawróciła go na drogę cnoty? Hildegarda parsknęła śmiechem i zanurzyła pióro w kałamarzu, by skończyć listę rzeczy potrzebnych do dziecinnego pokoju. - Nie sądzę, by to miało jakieś znaczenie. Może powinnyśmy raczej martwić się o to, jakie ancymonki wyrosną z potomstwa tej pary.