Tillie Cole Hades Hangmen # 1 It Ain’t Me, Babe Tłumaczy: Karko_ Beta: Patka1 Nie wyrażam zgody na chomikowanie i rozpowszechnianie nieoficjalnego tłu...
12 downloads
42 Views
2MB Size
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Nie wyrażam zgody na chomikowanie i rozpowszechnianie nieoficjalnego tłumaczenia. Plik służy celom promocyjnym i nie czerpię z nich żadnych korzyści finansowych.
Tłumaczy: Karko_
1
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Grzeszenie nigdy wcześniej nie było tak przyjemne... Przypadkowe spotkanie.
Spotkanie, które nigdy nie powinno się zdarzyć.
Wiele lat temu, dwoje dzieci z zupełnie różnych światów nawiązało kontakt, prorocze połączenie, nierozerwalna więź która na zawsze zmieni ich życia…
Salome zna tylko jedno życie- to według zasad Proroka Dawida. We wspólnocie, którą nazywa domem, Salome nie wie nic o życiu poza swoją rygorystyczną wiarą, czy życiu za Ogrodzeniem- ogrodzeniem, które więzi ją jak w klatce, trzyma w niekończącym się cyklu cierpienia. Życiu, które wierzy, że już na zawsze będzie prowadzić, aż przerażające wydarzenie popycha ją ku wolności.
Uciekając od jedynego bezpieczeństwa, jakie kiedykolwiek znała, Salome wpada do świata na zewnątrz, świata pełnego niepewności i grzechu; do bezpiecznych ramion osoby, której sądziła, że już nigdy nie zobaczy.
River ‘Styx’ Nash zna w życiu tylko jedną pewną rzecz - został urodzony i wychowany do noszenia klubowej kamizelki. Dorastając w burzliwym świecie seksu, Harleii i narkotyków, Styx nieoczekiwanie w dojrzałym wieku dwudziestu sześciu lat zostaje obciążony wielkim brzemieniem dzierżenia młotka Kata Hadesu – ku uciesze jego rywali.
Nawiedzany przez przytłaczającą wadę wymowy, Styx szybko nauczył się jak radzić sobie z przeciwnikami. Dzięki potężnym pięściom, stalowej szczęce i umiejętnemu posługiwaniu się cennym Niemieckim ostrzem zasłużył na reputację przerażającego mężczyzny Klubu Motocyklowego z którym lepiej nie zadzierać. Reputację, która skutecznie trzyma większość ludzi z dala.
Styx ma w życiu jedną zasadę - nie pozwolić by ktoś zbliżył się do niego. To plan, którego trzyma się od lat, do czasu, aż znajduję młodą ranną kobietę na swoim terenie... kobietę, która wygląda niesamowicie znajomo, kobietę która wyraźnie nie należy do jego świata, ale mimo to kobietę, której niechętnie chce się pozbyć…
Tłumaczy: Karko_
2
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Dedykacja Dla dzielnych osób którzy są inspiracją tej historii. Abyście w końcu znaleźli własne szczęście. A wasz głos został wysłuchany.
Tłumaczy: Karko_
3
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Od Autorki Chciałam zając tylko chwilę i wyjaśnić, dlaczego poruszyłam pewne aspekty w tej książce. Gdy robiłam stopień licencjacki, studiowałam Religię Porównawczą. Z powodu bardzo ważnych wykładów, ci którzy rozpatrywali specjalizację w wybranej dziedzinie, ja otrzymałam okazję do spotkania z ludźmi z różnych grup kultur i wyznań. Jedną z moich specjalizacyjnych dziedzin studiów na ostatnim roku było ‘Nowy Ruch Religijny’ (NRM’s), Kulty i Sekty. Miałam szczęści spotkać i pracować z członkami i byłymi członkami takich grup religijnych. Większość byli zadowoleni z obrania dróg życia a inni nie. Powiedziałabym, że dziewięćdziesiąt procent osób z którymi rozmawiałam i pracowałam byli byłymi członkami, ale nigdy nie zapomnę wstrząsających, a czasami niepokojących świadectw i zeznań członków z grupy drugiej. Niestety, między prawdą a szczerością członkowie niektórych NRM’s, którzy są również bardzo niewielką liczbą oportunistów i indywidualistów, przeważnie braku wiedzy wybierają używanie religii i jej wpływu na niewinnych ludzi, dla ich własnego osobistego użytku – czy to władza, kontrola lub niestety, dla czegoś bardziej podłego. ‘It Ain’t Me, Babe’ został zainspirowany zeznaniem byłych członków kilku NRM’s i przywódców, którzy nadużywali siły jakiej mieli nad ich członkami – w szczególności kobiet. Bohaterka
tej
powieści
‘Salome’,
przeżywa
sytuacje
inspirowane
prawdziwymi wydarzeniami powiedziane mi osobiście przez ocalałych z takich grup. Adresowanie tego tematu było dla mnie bardzo ważne, ponieważ jest to dziedzina życia, ludzkości, z której większość ludzi nie zdaje sobie sprawy.
Tłumaczy: Karko_
4
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Ofiary tych grup ‘oportunistycznych’ często nie otrzymują głosu i pragnęłam dać tym wielu kobietom, z którymi miałam wielkie szczęście się spotkać, szansę na bycie wysłuchanymi. ‘It Ain’t Me, Babe’ jest dziełem fikcyjnym, ale doktryny, praktyki i doświadczenia ‘Salome’, jej sióstr i Zakonu w tej powieści są również inspirowane kilkoma odważnymi kobietami, które zdecydowały się podzielić ich historiami ze mną. Jestem całkowitą zwolenniczką wolności religii oraz szacunku, i mam wielu przyjaciół wielowyznaniowych. Większość NRM’s z którymi pracowałam byli szczerymi i dobrymi ludźmi, którzy nie zasługują na zła reputację, z powodu ich nabyć. Jednak to, co uważam za niedopuszczalne jest kiedy niektórzy ludzie zawładają bezbronnymi, czystymi i Bogobojnymi ludźmi oraz nadużywają ich zaufania i życzliwości dla ich własnych, egoistycznych pobudek. Dziękuję za poświęcenie czasu i przeczytanie tej wiadomości oraz nam nadzieję, że będziesz czerpać przyjemność z tej powieści.
Tillie x
Tłumaczy: Karko_
5
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Słowniczek Terminologia Zakonu Zakon: Apokaliptyczny Nowy Ruch Religijny. Wierzenia oparte na wybranych naukach Chrześcijańskich; silnej wierze, że apokalipsa jest nieuchronna. Prowadzona przez Proroka Dawida (ogłasza się Prorokiem Boga i potomkiem Króla Dawida) starszyznę i uczniów. Członkowie mieszkają razem w zacisznej gminie; opartej na tradycyjnym i skromnym życiu, poligamii i niekonwencjonalnymi praktykami religijnymi. Wierzą, że „świat zewnętrzny” jest pełen grzechu i zła. Nie mają kontaktu z innymi ludźmi. Gmina: Posiadłość będąca własnością Zakonu i kontrolowana przez Proroka Dawida. Odseparowana wspólnota. Nadzorowana przez starszyznę i uczniów oraz zaopatrzona w broń w przypadku zewnętrznego ataku. Mężczyźni i kobiety trzymani są w odseparowanych obszarach gminy. Przeklęte, znajdują się z dala od wszystkich mężczyzn (z wyjątkiem starszyzny) w ich własnych prywatnych kwaterach. Teren otoczony przez duże ogrodzenie. Starszyzna: Obejmuje czterech mężczyzn: Gabriela, Mojżesza, Noe i Jakuba. Nadzorują dni gminy. Kolejni do przejęcia roli Proroka Dawida. Odpowiedzialni za szkolenie Przeklętych. Uczniowie Gwardii: Męscy członkowie Zakonu. Ich zadaniem jest ochrona terenów gminy i członków Zakonu. Wykonują polecenia starszyzny i Proroka Dawida. Współdzielenie Boże: Rytualny seksualny akt między męskimi i żeńskimi członkami Zakonu. Uważa się, że to ma pomóc mężczyznom dostać się bliżej Boga. Wykonywany w uroczystościach masowych. Często używa się narkotyki w transcendentalnym doświadczeniu. Kobiety nie mogą doświadczyć przyjemności, jako karę za noszenie oryginalnego grzechu Ewy i muszą dokonać aktu, który wymagany jest, jako część ich siostrzanych obowiązków.
Tłumaczy: Karko_
6
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Przeklęte: Kobiety/ Dziewczyny w Zakonie uważane za zbyt naturalnie piękne i z natury grzeszne. Żyją odseparowane od reszty gminy. Postrzegane, jako zbyt kuszące dla mężczyzn. Uważa się, za bardzo prawdopodobne, że przeklęte odciągają mężczyzn od właściwej ścieżki. Pierwotny Grzech: Doktryna Augustyna mówi, że ludzie rodzą się, jako grzesznicy i mają wrodzoną skłonność do nieposłuszeństwa Bogu. Grzech Pierwotny jest wynikiem nieposłuszeństwa Adama i Ewy względem Boga, gdy zjedli zakazany owoc w ogrodzie Eden. W doktrynie Zakonu (stworzonej przez Proroka Dawida) Ewa jest obwiniana za skuszenia Adama do grzechu, więc siostry Zakonu są postrzegane, jako urodzone uwodzicielki oraz kusicielki i muszą być posłuszne mężczyznom.
Słownik Katów Hadesu Kaci Hadesu: Procentowy Klub Motocyklowy. Założony w Austin, Teksas, 1969. Hades: W mitologii Grackiej władca Świata Podziemnego. Oddział macierzysty: Pierwszy oddział klubu. Tworzony w obrębie miasta. Procent: Amerykańskie Stowarzyszenie Motocyklistów (AMA), o których chodzą słuchy, że 99% motocyklistów byli praworządnymi obywatelami. Motocykliści, którzy nie przestrzegają zasad AMA nazywają się ‘procentem’ (pozostałym niepraworządnym 1%). Zdecydowanie większość ‘procenta’ należy do Klubu Motocyklowego. Kamizelka: Skórzana kamizelka noszona przez motocyklistów klubu. Ozdobiona naszywkami i unikalnymi barwami klubu. Zatwierdzony: Gdy nowy członek staje się pełnoprawnym członkiem klubu. Kościół: Miejsce spotkań klubowych dla pełnoprawnych członków. Prowadzone przez Prezesa klubu.
Tłumaczy: Karko_
7
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Stara: Kobieta za statusem żony. Jest chroniona przez jej partnera. Uznawane statusowo za święte przez członków klubu. Klubowa Dziwka: Kobieta, która przychodzi do klubu, by uczestniczyć w przypadkowych aktach seksualnych z członkami klubu. Suka: Kobieta w kulturze motocyklistów. Termin pieszczotliwy. Odejście/ Pójście do Hadesu: Slang. Odnoszenie się do umierania/ śmierci. Spotkanie/ Odejście/ Pójście do Przewoźnika: Slang. Umieranie/ śmierć. Odniesienie do Charonu w mitologii Greckiej. Charon był przewoźnikiem zmarłych, podziemnym daimonem (Duchem). Transportował zmarłe dusze do Hadesu. Opłatą za przeprawę przez rzeki Styks i Acheron do Hadesu były monety umieszczenia na oczach lub ustach zmarłego na pogrzebie. Ci, którzy nie zapłacili za przewóz, byli zostawiani i wędrowali przy brzegu Styksu przez sto lat. Śnieg: Kokaina. Lód: Metamfetamina.
Struktura Organizacyjna w Katach Hadesu
Prezes (Prez): Lider klubu. Posiadacz Młotka Sędziego, który symbolizuję absolutną władzę, którą dzierży Prezes. Młotek służy do utrzymania porządku w Kościele. Słowo Prezesa jest prawem w klubie. Korzysta z rad starszych członków klubu. Nikt nie kwestionuje decyzji Prezesa. Zastępca Prezesa (VP): Drugi dowódca. Wykonuje postanowienia Prezesa. Komunikator z innymi oddziałami klubu. Przejmuje wszystkie obowiązki i odpowiedzialności Prezesa podczas jego nieobecności. Dowódca Wypraw: odpowiada za logistykę wyjazdów. Wyznacza trasę, planuje postoje, noclegi, odpowiada za bezpieczny przejazd. Sierżant: odpowiada za bezpieczeństwo klubu i utrzymuje porządek na imprezach klubowych. Powiadamia o niestosownym zachowaniu Prezesa i Tłumaczy: Karko_
8
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
VP. Odpowiada za bezpieczeństwo i ochronę klubu, jego członków i kandydatów. Skarbnik: zajmuje się dokumentacją i finansami klubu, ewidencją wszystkich klubowych naszywek i kwestią kolorów oraz odbieraniu ich. Sekretarz: zajmuje się sprawami organizacyjnymi klubu. Często odpowiada za kontakty i przepływ informacji w klubie. Kandydat: próbny członek MC. Uczestniczy w przejażdżkach, ale ma zakaz Chodzenia do Kościoła.
Tłumaczy: Karko_
9
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Prolog - Zostajesz tutaj, River. Rozumiesz? Podkręcając klimatyzację w furgonetce, przytaknąłem i mignąłem. Rozumiem. Zatrzaskując drzwi od strony kierowcy, tata i kandydat udali się do lasu, niosąc pierwszy worek z czterech, z ciałami martwych Meksykan. Czekając, aż znaleźli się poza zasięgiem wzroku wyskoczyłem z furgonetki, suszona trawa zachrzęściła pod moimi stopami. Odchylając głowę, odetchnąłem głęboko. Uwielbiałem przebywać na zewnątrz, uwielbiałem siedzieć za tatą na jego motorze, uwielbiałem być wszędzie gdzie nie musiałem rozmawiać z ludźmi. Idąc na tył samochodu, złamałem długą wiatką gałąź pobliskiego cedru i zacząłem ścinać wysoką trzcinę, by mieć coś do roboty. Wysyłanie truposzy do przewoźnika może trwać godzinami - kopanie, zrzucanie i zakopywanie - więc udałem się w stronę drzew i zacząłem szukać węży w wysokiej trawie. Nie wiem jak długo szedłem, ale kiedy uniosłem oczy okazało się, że jestem głęboko w lesie, powietrze wokół mnie było nieruchome i całkowicie ciche. Cholera. Instrukcje taty były jasne jak słońce. „Zostań tu, River. Rozumiesz” Cholera, on mnie zabije, jeśli będzie musiał mnie szukać. Zasady zakopywaniu trupów były proste: kopać, zrzucić, czmychnąć. Rozglądając się wokół, zauważyłem wzniesienie i skierowałem się na wyższy teren. Chciałem opracować drogę powrotną do furgonetki, zanim mój ojciec odkryje, że złamałem zasady i się wścieknie. Korzystając z pni drzew do podparcia, wspiąłem się na strome wzgórze i gdy dotarłem na szczyt, zacząłem strzepywać suszone błoto i korę z dżinsów. Gdy mniej więcej były czyste, przeszukałem horyzont i zmarszczyłem brwi. Około dwieście jardów dalej dostrzegłem cholernie wielkie ogrodzenie. Usta mi opadły
Tłumaczy: Karko_
10
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
na jego wielkość; był większy i szerszy od wszystkiego, co kiedykolwiek widziałem. Przypominało mi to więzienie z pozwijanymi drutami kolczastymi owiniętymi wokół górnej ściany. Rozejrzałem się, ale nigdy nie było żadnych oznak życia, nic nie widziałem za ogrodzeniem poza większą ilością drzew, mile i mile od obrzeży Austin, mile i mile od czegokolwiek. Ludzie tak naprawdę nie przyjeżdżają do tego miasta… oni wiedzą lepiej. Tata powiedział, że tylko złe rzecz dzieją się w tych miejscach: śmierć, zaginięcia, przemoc i inne niewytłumaczalne rzeczy. Przez wiele lat się tego trzymałem; to dlatego tata wybrał ten teren na miejsce zrzutu. Teraz całkowicie odciągnięty od znalezienia drogi powrotnej do furgonetki, zacząłem brodzić przez wysokie trawy w stronę krawędzi ogrodzenia. Ciekawość z podnieceniem buzowała we mnie. Uwielbiałem przeprowadzać badania, ale praktycznie wyskoczyłem ze skóry, gdy nagle zauważyłem coś za ogrodzeniem. Ktoś tam był. Zamarłem, skupiając wzrok na zarysie małej szczupłej osoby, małej posturze młodej laski ubranej w długą, szarą sukienkę, jej włosy były ściągnięte w zabawne coś z tyłu głowy. Wyglądała jakby była w moim wieku. Może kilka lat młodsza? Z bijącym sercem w piersi, podkradłem się do siatki, jej małe, wątłe ciało tonęło w ciemnym materiale sukienki, gdy kuliła się między korzeniami dużego drzewa. Jej ramiona drżały gdy płakała, ciało wstrząsał szloch, ale nie wydawała żadnego dźwięku. Opadając na kolana, wsunąłem palce przez szpary w ogrodzeniu i patrzyłem na nią. Chciałem coś powiedzieć, ale nie mogłem - nie potrafiłem - z nikim rozmawiać poza Kylerem i tatą. A nawet, jeśli to i tak rzadko. Zamknąłem oczy, koncentrując się na rozluźnieniu gardła, walcząc z uwolnieniem słów, które nie chciały nadejść. Bitwa, z którą zawsze starałem się walczyć, ale rzadko wygrywałem. Tłumaczy: Karko_
11
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Rozchylając usta, rozpocząłem rozluźniać mięśnie twarzy, gdy malutka laska zamarła w miejscu i jej oczy utkwiły w moich. Odsunąłem się, wysuwając palce przez ogrodzenie. Miała ogromne, niebieskie oczy oprawione czerwonymi znakami. Jej mała rękę przeniosła się do twarzy i otarła mokre policzki; górna warga drżała, a pierś mocno falowała. Z mojej nowej pozycji mogłem zobaczyć, że jej włosy były tak czarne jak węgiel na tle białej skóry. Nigdy wcześniej nie widziałem nikogo takiego jak ona. Chociaż nie znam aż tak dużo dzieci w moim wieku; nikt nie uczestniczył w życiu klubu. Oczywiście był Kyler, ale on był moim najlepszym przyjacielem, klubowym bratem. Nagle, laska wpadła w panikę; jej twarz zbladła, zerwała się na nogi i odwróciła głowę w stronę lasu. Na jej ruch ponownie przyczepiłem się do ogrodzenia, metal zadrżał w kontakcie. Laska zamarła i odwróciła się, chwyciła gałąź, gdy mnie obserwowała. Kim jesteś? Powiedziałem szybko po migowemu. Dziewczyna nerwowo przełknęła ślinę i przechyliła głowę. Ostrożnie, w ciszy podążyła do przodu, ciekawość widniała na jej maleńkiej twarzy. Wpatrywała się w moje ręce, patrzyła na moje gesty, jej ciemne brwi były naprawdę nisko opuszczone. Im bardziej się zbliżała, tym bardziej płytko oddychałem i czułem ciepło na całym ciele. Kruczoczarne włosy były związane w ciasny węzeł z tyłu głowy, pokryte dziwnym białym obrusem. Nigdy wcześniej nie widziałem nikogo tak ubranego. Wyglądała tak dziwnie. Gdy zatrzymała się około dwa jardy dalej, zassałem oddech, napiąłem mięsnie brzucha i znowu wskazałem gestami. Kim jesteś? Nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się we mnie bez wyrazu. Cholera! Nie rozumiała ASL.1 Niewiele osób rozumie. Miałem dobry słuch, ale nie mówiłem. Ky i tata byli jedynymi osobami, które tłumaczyły dla mnie, a teraz byłem 1
Amerykański język migowy
Tłumaczy: Karko_
12
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
zdany sam na siebie. Biorąc kolejny głęboki wdech, przełknąłem i spróbowałem naprawdę mocno rozluźnić gardło. Zamykając oczy, myślałem o tym, co chciałem powiedzieć i wypuszczając powolny, kontrolowany wydech, spróbowałem stanąć na głowie by przemówić. - K-k-kim t-t-ty j-jesteś? Gdy odchyliłem się w szoku, szeroko otwarłem oczy. Nigdy nie byłem w stanie tego zrobić wcześniej, przemówić do całkowicie obcej osoby. Ręce mi się trzęsły z podekscytowania. Mogłem porozmawiać z tą laską! Mogłem porozmawiać… to czyniło z niej numer trzy. Napędzana ciekawością, laska podeszła bliżej. Zaledwie kilka metrów dalej, powoli uklękła na podszyciu lasu, głowę przechyliła na bok, wpatrując się we mnie z zabawnym wyrazem twarzy. Jej wielkie niebieskie oczy nie oderwały się ode mnie. Patrzyłem jak powoli ogląda mnie od głowy do stóp i z powrotem. Myślałem o tym, co musiała zobaczyć; ciemne, zmierzwione włosy, czarny podkoszulek, dżinsy i ciężkie czarne bury i skórzane kajdanki na nadgarstkach pokazujących logo Katów. Gdy jej oczy ponownie spojrzały w moje, jej usta wydawały się lekko unieść do góry w nieznacznym uśmiechu. Wskazałem palcem w jej stronę, pragnąć by przybliżyła się. Szybko odwróciła się, rozglądając wokół. Widząc, że byliśmy sami, wstała - powoli, jak wcześniej - i podążyła ku mnie, dół jej długiej sukienki ubrudził się od błotnistej ziemi. Teraz, gdy stała przede mną, zauważyłem, jaka była drobna. Byłem wysoki, więc musiała odchylić głowę by na mnie spojrzeć. Gdy przycisnąłem się do ogrodzenia, poczułem mdłości. Wyglądała na tak zmęczoną a jej niebieskie oczy krzywiły się w rogach, gdy powłócząc nogami przybliżała się do mnie, jakby coś ją bolało. Zauważając, że czuła się niekomfortowo, wskazałem na podszycie lasu Tłumaczy: Karko_
13
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
gestem pokazując, że powinniśmy usiąść. Pokiwała głową, spuściła oczy i powoli, boleśnie upadła na kolana. Nie wydała dźwięku. Licząc na kolejny cud, odetchnąłem głęboko, a potem powoli wpuściłem powietrze. – C-co t-to jest z-za m-m-miejsce? Cz-czy ty… mm- mieszkasz t-tutaj? – Wyjąkałem, od czasu do czasu zatrzymując się by przemyśleć słowa i starając się je wypchnąć. Poczułem w brzuchu falę podniecenia… mówiłem… znowu! Jej oczy były skupione na moich ustach, ale wciąż milczała. Jej czarne brwi były zmarszczone, a różowe usta zaciśnięte w koncentracji. Wiedziałem, że zastanawiała się, dlaczego śmiesznie mówiłem; wszyscy się zastanawiali. Mogła się zastanawiać, dlaczego się jąkałem. Nie wiedziałem. Po prostu od zawsze się jąkałem. Kilka lat temu poddałem się i przestałem to naprawiać. Teraz mówiąc posługiwałem się rękami. Nie lubiłem bycia wyśmiewanym za to, że się jąkałem…, ale ona nie śmiała się ze mnie… nawet odrobinę. Ona tylko wyglądała, cóż, na zdezorientowaną. Gdy zakłopotany opuściłem wzrok, zauważyłem, że je ręce były na ogrodzeniu, zaledwie kilka cali od moich. Bez zastanowienia, wyciągnąłem je i przesunąłem palcem wzdłuż jej kostek. Po prostu chciałem jej dotknąć, upewnić się, że była prawdziwa. Jej skóra wyglądała na tak miękką. Z sapnięciem, odsunęła rękę jakby mój dotyk patrzył i przyłożyła ją do piersi. - N-nie z-z-zrobię c-ci k-krzywdy. – wychrypiałem tak szybko jak tylko mogłem, zmartwiony przerażeniem na jej twarzy… twarzy, która miała taki sam kształt jak serce. Nie chciałem żeby się mnie bała. Tata powiedział mi, że ludzie muszą się mnie bać, muszą mi nie ufać, bym był bezpieczny. Wiedziałem, że większość ludzi w moim świecie uważają posługiwanie się językiem migowym za słabość, więc tata powiedział mi, że muszę zahartować się i używać pięści zamiast słów. Teraz ludzie po prostu myśleli, że byłem niebezpieczny. Jak powiedział Ky, zostałem urodzony by wzbudzać strach: Niemy Kat. Ale teraz chciałem bardziej niż wszystko wiedzieć jak właściwie rozmawiać. Tłumaczy: Karko_
14
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Nie chciałem żeby się mnie bała. Nie ta laska z niebieskimi oczami- niebieskimi oczami jak u wilka. Siedząc jak w transie, jej wilcze oczy przyciągały mnie. Wyglądała jak duch, nie - bogini- jak z tych obrazów na ścianach w kompleksie. Jak bogini Persefona, żona Hadesa, Boga Podziemi. W mgnieniu oka, laska przysunęła drżącą rękę do ogrodzenia; lodowato niebieskie i białe plamki w jej tęczówkach nie oderwały się ode mnie, biel błyszczała, gdy wpatrywała się we mnie. Byłem całkowicie nieruchomo. Dziewczyna była jak przerażony królik i nie chciałem jej wystraszyć. Nigdy nie widziałem nikogo takiego jak ona, moje ręce zwilgotniały, a serce biło naprawdę szybko. Nerwowo, przesunęła palcem wzdłuż mojej ręki, różowy rumieniec zabarwił jej policzki. Walczyłem z oddechem, zbyt szybkie walenie serca sprawiło, że nie mogłem się skupić. Zginając palce wskazujący, delikatnie objąłem nim jej i przycisnąłem czoło do twardych metalowych oczek. Dziewczyna zacisnęła jej lekko rozchylone różowe usta i poruszyła czubkiem nosa. Przestałem oddychać… była piękna. - Prz-prz-przybliż s-się. – wyszeptałem, nutka desperacji była słyszalna w moim głosie. Jej nos ponownie drgnął i uśmiechnąłem się. – J-jesteś ta-taka p-p-piękna. – wypaliłem, przygryzając wargę po namyśle. Zacisnąłem pięści, gdy stawałem się coraz bardziej sfrustrowany moją wymową. Zmarszczyła brwi oraz pokręciła głową i uświadomiłem sobie, że rozumiała mnie. Tak bardzo chciałem żeby mi odpowiedziała. - Dla-dla-dlaczego jesteś t-tutaj s-sa-sama? – dziewczyna zaczęła drżeć, biel w jej oczach zdawała się pochłaniać niebieski odcień. Wyglądała na tak zagubioną i zastanawiałem się, co było tego przyczyną.
Tłumaczy: Karko_
15
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Chciałem żeby poczuła się lepiej, chciałem, żeby jej twarz ze smutku stała się szczęsliwa. Nie wiedziałem, co robić. Nagle, pomyślałem o braciach w klubie i to jak uszczęśliwiali klubowe dziwki. Zanim pomyślałem, co robię, szybko pochyliłem się i przycisnąłem usta do jej przez mały otwór w siatce ogrodzenia. Jej usta były takie miękkie. Nie poruszyłem ustami, nie wiedząc, co robić, więc po prostu przyciskałem wargi do niej. Zerknąłem i jej powieki były mocno zaciśnięte. Natychmiast zamknąłem oczy, życząc sobie żeby ta chwila, trwała odrobinę dłużej. Unosząc rękę, powoli przesunąłem palcem wzdłuż jej twarzy, ale odsunęła się z sapnięciem. Zatoczyła się i wściekle wytarła rękami usta, łzy spływały wzdłuż jej policzków. Strach prześcignął mnie i wypaliłem. – Ja…ja…ja.. p… p… p…Zatrzymałem i uderzyłem rękę w ogrodzenie, przeklinając Boga, że nigdy nie mogłam poprawnie się wysławiać. Biorąc głęboki wdech, zamknąłem oczy i spróbowałem ponownie przemówić. – J-ja p-przepraszam… p-p-przeprazam, jjja n-n-nie c-chciałem cię p-p-przestraszyć. – udało mi się powiedzieć. Ponownie skuliła się przy drzewie, jej szara sukienka wisiała na jej małym ciele a ręce miała mocno splecione, gdy bezgłośnie poruszała ustami. To brzmiało jak modlitwa. Przysłuchiwałem się, gdy kiwała się w przód i tył, łzy wypływały jej z oczu. – Wybacz mi, Boże, bo zgrzeszyłam. Uczyń ze mną, co uważasz za stosowne. Wybacz mi, Boże, bo zgrzeszyłam. Byłam słaba i muszę odpokutować. - M- mów do m… m… m-mnie. W-wszystko w porządku? – spytałem głośno, mój głos był coraz silniejszy, gdy potrząsnąłem ogrodzeniem próbując znaleźć jakiś sposób, aby się do niej dostać. Nie rozumiałem tego, ale z jakiegoś powodu musiałem ją objąć. Wiedziałem, że musiałem to naprawić. Ona była tak smutna… tak przerażona… nienawidziłem tego. Dziewczyna zamarła, milczała i ponownie się we mnie wpatrywała. Tłumaczy: Karko_
16
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
- River? Gdzie ty kurwa jesteś? – głęboki głos taty przebudził mnie z transu, gdy krzyknął za mną z głębokiego lasu. Ukryłem głowę w dłoniach. Nie teraz, nie teraz! Unosząc głowę z powrotem do dziewczyny, wypaliłem. – P-powiedz mi swoje i-i-imię. – Byłem zdesperowany i spojrzałem przez ramię, dostrzegając tatę stąpającego wzdłuż krawędzi lasu, szukając mnie. - Puh… puh… p-proszę i-imię… co-co-cokolwiek… Laska coraz szybciej się poruszała, jej blade usta ponownie poruszały się w modlitwie. - River! Masz pięć sekund by przytaszczyć tutaj swój cholerny tyłek! Nie testuj mnie kurwa! - I-imię! B-b-błagam cię! Laska zamarła, spojrzała na mnie - nie, patrzyła przeze mnie - jej niebieskie oczy dziwnie się rozszerzyły i szepnęła. – Nazywam się Sin. Wszystkie jesteśmy grzechami. Zakrztusiła się słowami, wypuszczając przestraszony jęk gdy usłyszała krzyk taty dochodzący z dołu wzgórza. Schylając się w wielkiej trawie, klęknęła, nagle wydając głośny krzyk jakby ponownie cierpiała. - Nie! Nie odchodź!- Krzyknąłem wyraźnie do jej oddalającej się postaci, ale było już za późno. Cofnąłem się od ogrodzenia, patrząc jak ostatni skrawek jej długiej sukienki znika w ciemnym lesie. Puste, niemal tonące uczucie praktycznie unieruchomiło mi nogi, ale nagle rozszerzyłem oczy i dotknąłem ust w szoku. Moje słowa… moje słowa po raz pierwszy zostały wyraźnie wypowiedziane, bez jąknięcia… Nie, nie odchodź… - River!!! Szybko odwróciłem się, zbiegając ze wzgórza w kierunku taty. - RIVER!!! Unosząc wysoko kolana pędziłem przez wysoką trawę, wracając z powrotem Tłumaczy: Karko_
17
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
do mojego życia - z powrotem do taty i MC; przez cały czas zastanawiając się czy kiedykolwiek zobaczę Sin ponownie… … laskę z wilczymi oczami.
Tłumaczy: Karko_
18
Beta: Patka
Tillie Cole
Tłumaczy: Karko_
Hades Hangmen # 1
19
It Ain’t Me, Babe
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Rozdział 1 Salome Piętnaście lat później…
Biegnij, biegnij, po prostu biegnij… Zmuszałam nogi do ruchu. Paliły mnie mięśnie, bose stopy były całkowicie odrętwiałe, jakby zostały czymś zainfekowane, gdy uderzały w zimną powłokę lasu, ale nie poddam się… nie mogę się poddać. Oddychaj, biegnij, po prostu biegnij… Przeszukiwałam wzrokiem czarny las, szukając uczniów. Nikogo nie widziałam, ale to tylko kwestia czasu. Wkrótce dowiedzą się, że zniknęłam. Ale nie mogę zostać, nie mogę wykonać świętych obowiązków względem proroka; nie po tym, co się dzisiaj stało. Moje płuca płonęły od ostrych sapnięć a pierś falowała od nadmiernego wysiłku. Przetrzymaj ból. Biegnij, po prostu biegnij. Mijając trzecią strażnicę, niezauważona, pozwoliłam sobie na chwilową dumę- ogrodzenie z drutami nie było już tak daleko. Poczułam nadzieję, że może rzeczywiście uda mi się uwolnić. Wtedy zawyła syrena i zatrzymałam się ze wzdrygnięciem. Wiedzą. Idą po mnie. Zmusiłam nogi do szybszego biegu; ciernie i ostre gałęzie dźgały mnie w podeszwy stóp. Zaciskając zęby, mówiłam sobie, Nie czuj bólu. Nie czuj bólu. Myśl o niej. Nie mogą mnie znaleźć. Nie mogę im na to pozwolić. Znałam zasady. Nigdy nie odchodź. Nigdy nie należy odchodzić. Jednak ja uciekałam. Byłam zdeterminowana, by raz na zawsze uciec od ich niegodziwości. Zauważając wysokie słupy ogrodzenia, poruszałam ramionami z jeszcze większą energią, gdy wykonywałam ostatnie kroki sprintu. Z hukiem uderzyłam
Tłumaczy: Karko_
20
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
o zimny metal, słupy zadrżały na skutek zderzenia. Gorączkowo szukałam szpary. Nic. Nie! Proszę! Pobiegłam wzdłuż każdego słupa - żadnych szpar, żadnych dziur… żadnej nadziei. W panice, upadłam na ziemię, odgarniając suchą ziemię, kopiąc tunel ku wolności. Palcami niczym grabie przeczesywały zbite błoto - łamiąc paznokcie, rozrywając skórę, zalewając dłonie krwią- ale nie przestałam. Nie miałam wyboru jak znaleźć drogę wyjścia. Syrena zawyła zdaję się, że jeszcze głośniej, jak odliczanie ku mojemu złapaniu. Gdyby mnie znaleziono, wtedy byłabym pod ciągła obserwacją, traktowana gorzej niż wcześniej - byłabym jeszcze większym więźniem niż teraz. Wolałabym umrzeć. Jak długo mnie nie było? Zbliżają się? Spanikowane myśli wirowały mi w głowie, ale stale kopałam. Nagle usłyszałam zbliżające się psy; szczekanie, warczenia, okrutnie wściekłe psy stróżujące Zakonu i z jeszcze większą zaciekłością zanurzałam ręce w błocie. Strażnicy, uczniowie byli wyposażeni w broń; ogromne, półautomatyczne pistolety. Bronili tej ziemi jak lwy. Byli brutalni i zawsze dręczyli swoje ofiary. Zostałabym schwytana i ukarana, tak jak ona. Torturowana za nieposłuszeństwo. Tak. Jak. Ona. Poszukujące psy były teraz głośniejsze, okrutne, głośne dyszenie i przenikające nerwy szczekanie było coraz bliżej. Przełknęłam krzyk grożący wydostaniu się z gardła i kontynuowałam kopanie, rycie, nabieranie, przerzucanie- ku wolności. Zawsze tęskniąc za wolnością… Wreszcie wolna. Tłumaczy: Karko_
21
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Momentalnie zamarłam, gdy usłyszałam szmer głosów. Zabrzmiały ostre polecenia. Echem rozniosło się ładowanie broni; ciężkie buty stąpały coraz bliżej i bliżej. Byli zbyt blisko. Niemal krzyknęłam z frustracji, gdy oceniając stwierdziłam, że nie zmieszczę się w luce pod ogrodzeniem. Ale musiałam iść dalej. Nie miałam wyboru. Muszę spróbować. Nie mogę już ani dnia dłużej żyć w tym piekle. Nurkując głową, padając piersią na świeżo przekopaną ziemię, przedarłam się przez maleńką szczelinę pod ogrodzeniem. Przecięłam ramię o kolczasty drut siatki, ale miałam to gdzieś- czym była kolejna blizna? Używając rąk jak szponów, pociągnęłam ciało do przodu. Usłyszałam wyraźne głosy braci; ich psy stróżujące pochłonięte przez żądzę krwi, gdy zawyły od celowo wywołanego głodu. - Ona będzie szukać luk i poluzowanych drutów. Jeden zespół zabezpieczy bramę północną. Reszta pójdzie na południe, i bez względu na wszystko ZNAJDŹCIE JĄ! Prorok ześle na nas Gniew Wszechmogącego, jeśli nam ucieknie! Tłumiąc niespokojny krzyk pchałam i przesuwałam się do przodu. Gramoliłam się wzdłuż suchego błota i wymachiwałam nogami w desperacji. Głębokie rysy znaczyły mi skórę. Biała suknia rozrywała się na kolcach drutu i patrzyłam bezradnie jak moja krew ścieka na suchą ziemię. Nie! Prawie krzyknęłam z frustracji. Psy wywąchają zapach mojej krwi. Zostały pod tym względem wyszkolone. Z ostatnim pociągnięciem przeciągnęłam ciało pod ogrodzeniem, pozostały tylko nogi. Przekręciłam się na plecy, kopiąc piętami i dążąc do wolności. Uczucie, nie, powódź uniesienia na świadomość, że byłam wolna szybko wyparowała na widok czarnego psa wyskakującego zza pobliskiego krzewu. Skupiając się na drzewie za ogrodzeniem- cel - próbowałam przeciągnąć się na zewnątrz, gdy szarpnięcie bólu przedarło się przez moją lewą nogę. Ostre zęby Tłumaczy: Karko_
22
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
przecięły moje ciało, a gdy opuściłam wzrok, umięśniony pies stróżujący trzymał w uścisku mnie za lewą łydkę; warcząc i potrząsając głową, rozrywając wrażliwą skórę i mięśnie. Blednąć od nasilającego się bólu, walczyłam z rosnącym uczuciem mdłości. Uderzyłam dłońmi w podszewkę lasu, znajdując zaczepienie na dużym kamieniu. Dławiąc krzyk, który szarpał mnie za gardło, ciągnęłam poturbowaną nogę ku sobie. Pies próbował wcisnąć swój wielki łeb pod odrodzenie, zaostrzając uchwyt na mojej nodze, potrząsając nią w tę i z powrotem jak bawił się kijem. Z ostatkiem sił, zaatakowałam. Uniosłam w rękach ogromny kamień i w kółko uderzałam czaszkę psa, jego obnażone kły ociekały biało czerwoną pianą, piekielnie czarne oczy płonęły z gniewu. Strażnicy uczniowie głodzili swoje psy i zmuszały je do ciągłej walki między sobą, dzięki których były stale niebezpieczne. Strażnicy uzasadniali, że im bardziej głodne ich psy były, tym bardziej bezwzględne będą wobec dezerterów. Oddychając przez nos, próbowałam się skupić; po prostu potrzebowałam poluzować uścisk psa, jedynie nieznaczne popuszczenie, by uwolnić uszkodzoną nogę. Udało się. Z ostatnim uderzeniem kamienia, rozzłoszczone zwierzę cofnęło się, potrząsając zranioną głową. Przeciągnęłam resztę ciała przez płytką szczelinę, mój oddech przeszedł na ostre i krótkie sapnięcia, gdy ciało reagowało na wstrząsy. Gdy znalazłam się po drugiej stronie ogrodzenia, kpiące myśli rozległy się w mojej głowie; naprawdę to zrobiłam. Jestem wolna. Pies, choć wycieńczony i dochodzący do siebie po uderzeniach, rzucił się do szczeliny. Po raz kolejny rozchylił swoje ogromne szczęki oraz ostre zęby, otrząsając mnie z zamglenia. Przesuwając się do tyłu, szybko wypełniłam lukę
Tłumaczy: Karko_
23
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
błotem ile zdołałam zebrać a następnie spróbowałam wstać, ale noga nie mogła utrzymać ciężaru, nie mogła znieść mojej wagi. Zapłakałam wewnątrz, Nie teraz! Proszę, Boże, daj mi siłę, by iść do przodu. - Tam! Tam jest! Uczeń w czarnym mundurze wyszedł zza gęstych liści, patrząc wściekle na moją przykucniętą postać. Zdjął kominiarkę i moje serce zamarło. Rozpoznałabym tą długą bliznę na policzku wszędzie. Gabriel, prawa ręką Proroka Dawida; jego gęsta brązowa broda zakrywała większość twarzy, jak wszystkich braci w Zakonie. Jednak, Gabriel był uczniem, którego moi ludzie bali się najbardziej, człowiekiem odpowiedzialnym za zbrodnię, której byłam dzisiaj świadkiem… odpowiedzialnym za utratę jej… Cmokając i kręcąc głową, Gabriel ruszył do przodu, przykucając do poziomu moich oczu. – Salome, ty głupiutka dziewczyno. Nie sądziłaś, że tak po prostu odejdziesz, co? Krzywy uśmieszek pojawił się na jego twarzy i przysunął się do metalowej bariery. – Wracaj i spotkaj się ze swoją karą. Zgrzeszyłaś… bardzo… - zaśmiał się protekcjonalnie, inni uczniowie zawtórowali mu. Każdy centymetr mojej skóry pokryły dreszcze. – To musi zostać w rodzinie. Starałam się ignorować jego zaczepki. Rozglądnęłam się subtelnie, szukając drogi ucieczki. Gabriel nagle wyprostował się i zmrużył oczy. - Nawet o tym nie myśl. Znajdziemy cię, jeśli uciekniesz. Należysz do tego miejsca, do Proroka, do swoich ludzi. On czeka przy ołtarzu, a po dzisiejszych wydarzeniach, pragnie przystąpić do ceremonii. Nie ma dla ciebie nic za ogrodzeniem. Nic tylko kłamstwa, grzech i śmierć. Czołgając się do mojego drzewa, mojego celu, użyłam jego szorstkiej, grubej kory by podnieść się z podszytu. Z całych sił próbowałam zablokować jego słowa, ale zachwiałam się. Więcej uczniów przedarło się przez krzaki by oglądać moje potknięcia; ich duże pistolety z doskonałą precyzją były wycelowane w moją głowę. Tłumaczy: Karko_
24
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Jednak nie mogli strzelać. Prorok Dawid nie pozwoliłby na to. Wiedziałam, że miałam nad nimi przewagę. Ale nawet, jeśli udałoby mi się dzisiaj uciec, nigdy nie zrezygnują z poszukiwań - byłam tym, czym oni wszyscy wierzyli, że miało się zdarzyć. Spojrzałam na mój tatuaż na nadgarstku, potarłam napis i przeczytałam atramentowy fragment, do którego przyjęcia byłam zmuszona, jako dziecko. Teraz nie wierzyłam już w Zakon. Jeśli to czyni ze mnie grzesznicę, to byłam zadowolona z bycia upadłą. Ignorując drżenie rąk, wyciągnęłam je i szarpnęłam za brzeg sukni ślubnej, rozdzierając lamówkę na długie pasy. Obwiązałam nimi pokiereszowaną nogę by zatrzymać krwawienie. - Salome. Przemyśl to. Twoje nieposłuszeństwo spowoduje, że reszta sióstr poniesie surowe kary. Na pewne nie chcesz tego dla twoich sióstr? Dla Dalili2 i Magdaleny? Sprawić im ból, to ty byłaś słaba i dałaś się ponieść pokusie? Spokojny ton Gabriela zmroził moje serce. Moje siostry. Kochałam je. Kochałam je bardziej niż wszystko…, ale musiałam to zrobić. Nie mogłam wrócić, nie teraz. Otrzymałam pobudkę, której potrzebowałam by ruszyć do przodu, by uciec. Wiedziałam, że życie to coś więcej niż ta egzystencja… więcej niż życie z nimi. Z ostatnim spojrzeniem na jedyną rodzinę, jaką kiedykolwiek znałam, odwróciłam się, ciągnąc lewą nogę i uciekłam do mrocznej gęstości lasu. Biegnij, po prostu biegnij… - Niech ją diabli wezmą!- krzyknął Gabriel, jego głos przenikał rozkaz. – Na zewnątrz. Otwórzcie bramy i rozproszyć się. NIE ZGUBCIE JEJ! Rozdzielili się. Bramy nie były tak daleko, ale wystarczająco bym zyskała trochę cennego czasu. Czasu, którego potrzebowałam. Zagłębiając się w lesie, wymusiłam na sobie szybszy bieg. Parłam do przodu, zmuszałam swoje ciało do biegu do granic wytrzymałości, modląc się przy każdym kroku. Nie krzyknęłam, nawet nie zapłakałam, gdy wpadałam na niskie 2
Biblijna kochanka Samsona
Tłumaczy: Karko_
25
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
gałęzie, które raniły mnie w twarz lub gdy ciało zderzało się z zarośniętymi krzakami. Wiedziałam, że bardzo krwawiłam. Byłam poraniona, ale biegłam dalej. Nawet posiniaczona i poobijana, wiedziałam, że alternatywa powrotu do Zakonu była znacznie gorsza. Mijając drzewo za drzewem, wnikałam w coraz większą ciemność. Z każdą mijającą godziną unikałam węży i innych istot, ale nie zatrzymałam się. Księżyc świecił wysoko nade mną jak wyblakłe światło dzienne i czułam się coraz słabsza - krew stałym strumieniem spływała z mojej nogi. Owinęłam ranę większą ilością zabrudzonego materiału, ale przede wszystkim, nie zostałam znaleziona przez strażników. Byłam zmęczona…, ale ciągle parłam do przodu. Gdy byłam już na granicy wytrzymałości, pozbawiona nadziei, znalazłam drogę. Z nową energią, zatoczyłam się wzdłuż wzgórza, upadłam na żwirową, wyboistą jezdnię. Sumienie pogratulowało mi, że uczniowie nie znaleźli mnie… Uczniowie nie znaleźli mnie. Ale nie mogłam przestać się pilnować. Nie będę wolna, aż znajdę się daleko, daleko stąd. Pokuśtykałam w stronę spokojnego pobocza. W ciemności było słychać jedynie cykanie świerszczy i pohukiwanie sów. Nie wiedziałam gdzie jestem. Nigdy wcześniej nie opuściłam Zakonu. Byłam całkowicie zdezorientowana. Gdy próbowałam opracować następny kierunek działań, nagle rozbłysły światła zza ostrego zakrętu. Oślepiły mnie. Uniosłam rękę by osłonić oczy od blasku, gdy ogromny pojazd znalazł się w polu wodzenia. Ogromny, czarny pojazd zwalniał. Ogromny, czarny pojazd zatrzymał się obok mnie. Okno zsunęło się ukazując zszokowaną twarz starszej kobiety. - Cholera, kochanie! Dlaczego jesteś tu sama? Potrzebujesz pomocy? Obcy. Nauki Proroka Dawida bombardowały moje myśli: Nigdy nie rozmawiaj z Tłumaczy: Karko_
26
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
obcymi. Oni są ludźmi szatana. Oni pracują dla szatana. Ale nie miałam wyboru. - Pomóż mi. Proszę. – wychrypiałam. Od dłuższego czasu nic nie wypiłam i czułam się jakbym połknęła piasek. Obcy pochylił się do przodu i masywne drzwi otworzyły się. – Wskakuj, kochanie. To droga nie jest miejscem dla takich młodych dziewczyn jak ty, zwłaszcza o tej porze nocy. Kręcą się tutaj niebezpieczni ludzie i nie chciałabyś zostać przez nich znaleziona. Kulejąc, chwyciłam długie srebrne uchwyty przymocowane do boku i wspięłam się na ciepłe siedzenie. Przypomniałam sobie, że muszę być czujna; pilnować się. Zmrużone brązowe oczy kobiety rozszerzyły się, jej puszyste siwe włosy zafalowały wokół głowy. – Kochanie, twoja noga! Musisz jechać do szpitala. Jak to się stało? Jesteś w opłakanym stanie! - Proszę, zabierz mnie do najbliższego miasta. Nie potrzebuję uzdrowiciela – wyszeptałam, głowę miałam lekką a oddech spowolniony w napiętej piersi. - Najbliższe miasto, dziewczyno? To mile stąd. Potrzebujesz natychmiastowej pomocy! Co się stało? Wyglądasz koszmarnie – nagle sapnęła. – Powiedz mi, że nie zostałaś zaatakowana. Powiedz mi, że żaden mężczyzna cię nie zaatakował – zmierzyła moje ciało wzrokiem, aż do krwi spływającej wzdłuż nogi, a potem wyciągnęła rękę za siebie używając dużego lustra przyłączonego do drzwi. – Oh nie… czy zostałaś… wzięła wbrew twojej woli? Nie patrzyłam jej w oczy. Ona może mnie kontrolować; nauczono mnie, że ktoś poza Zakonem może mnie kusić. Byłam jedną z wybranych osób Proroka Dawida, podziwianą przez wszystkie inne. Musiałam unikać jej pułapek. - Nie zostałam zaatakowana. Proszę. Po prostu… zabierz mnie do miasta – poprosiłam jeszcze raz. Ogromny pojazd wjechał na nieoświetloną drogę z ogłuszającym rykiem
Tłumaczy: Karko_
27
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
klaksonu. Krzywiąc się, patrzyłam przez ogromne okno, pogrążona głęboko w modlitwie. Ojcze nasz, który jesteś w niebie, święć się… - Skąd jesteś, kochanie? – przerwał kobiecy głos - miękki i kuszący. Brzmiała jak kołysanka. Czy była diabłem w przebraniu? Lub może była szczera? Nie wiedziałam… po prostu nie wiedziałam! Moją głowę pokrywała mgła i nie mogłam się skupić. Milczałam. - Pochodzisz z tego lasu? Jeśli tak, to jak? Skąd? Nie ma tam nic poza drzewami i niedźwiedziami. Nikt o zdrowych zmysłach nie wchodzi do tych lasów. Zbyt wiele bezbożnych rzeczy czai się w tych starych drzewach. Słyszałam nawet pogłoski, że rząd ma w nim jakiś zakład do testowań czy coś – Nie odważyłam się popatrzeć w jej stronę. Ona ciągle mówiła, ale udało mi się blokować dźwięk. Podróżowałyśmy przez wiele godzin. Nie wiedziałam gdzie byłyśmy, ale z każdym mijanym kawałkiem drogi pozwoliłam sobie na relaks. Byłam zmęczona i na moje szczęście, noga przestała boleć. Byłam całkowicie odrętwiała i śpiąca. Walczyłam z zamykającymi się oczami a kiedy wiedziałam, że nie jestem już w stanie utrzymać świadomości, nadszedł czas by ruszyć dalej. - Proszę zatrzymaj się. – zażądałam, wciskając dłonie w wielką szybę. Oczami przeszukiwałam obszar rozglądając się za schronieniem. Westchnęłam z ulgi, gdy dostrzegłam kwadratowy, szary budynek usytuowany z dala od głównej drogi. Mogłabym się tam ukryć… schronić… odpocząć, aż odzyskam na tyle siły by kontynuować podróż. Kobieta zwolniła pojazd i pokręciła głową. – Cholera nie! Nie zostawię cię tutaj! Śródmieście wciąż jest daleko stąd. Dziewczyna taka jak ty nie należy do takiego miejsca. Jest niebezpieczne. Wypełnione złymi, złymi ludźmi. Czy ty w ogóle wiesz, co to jest za miejsce? Moja wizja stała się niewyraźna, grożąc ciemnością. – Moja przyjaciółka tutaj Tłumaczy: Karko_
28
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
jest. Czeka na mnie – powiedziałam w panice, oszustwo zaskakująco łatwo wypłynęło z moich ust. Pojazd szarpnięciem nagle zatrzymał się na żwirze. – Masz tutaj przyjaciół?jej głos był wypełniony szokiem. - Tak. - Cóż, niech mnie diabli. Nie wzięłam cię za jedną z tych dziewczyn. Przypuszczam, że diabeł ma wiele postaci. To trochę wyjaśnia twój stan. Wygląda na to, że oni postanowili dać ci nauczkę, co? Wyrzucili i kazali znaleźć własną drogę do domu? A teraz jesteś tu, zakrwawioną i posiniaczoną masą wracającą z powrotem do jaskini zła? Nie rozumiałam jej wyjaśnienia. Kim były te dziewczyny? Otworzyłam drzwi i bez słowa upadłam na twardą ziemię. Musiałam się ukryć. Tylko najpierw musiałam zebrać siły by wykonać kilka kroków. Z głośnym szumem, ogromny pojazd odjechał, gdy ja zataczałam się wzdłuż drogi w kierunku odległego budynku. Był ogromny, okazały i ogrodzony. Ale co najważniejsze; był blisko i ciężko wyglądające wysokie ogrodzenie było wystarczająco otwarte bym mogła się przez nie przecisnąć. Gdy szłam do przodu, traciłam wizję. Wiedziałam, że nie dam rady już iść. Wyczerpałam całą energię i upadłam na szorstkim, twardym terenie za rzędem dużych kontenerów i ostatnie, co ujrzałam był… Szatan… namalowany na ścianie przeciwległego budynku. Siedział na wielkim tronie z niebieskooką kobietą u jego boku. Zaskakująco rozbudzona, poddałam się panice na widok obrazka, odtwarzając słowa kobiety, która prowadziła duży pojazd. Gdzie ja do cholery jestem? Wkrótce potem, niezdolna do walki ze snem, ostatnia myśl rozległa się w mojej głowie, gdy zawładnęła mną ciemność: Na zewnątrz nie ma nic tylko oszustwo, grzech i śmierć…
Tłumaczy: Karko_
29
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Rozdział 2 Styx Wpadając przez drzwi kompleksu, wrzałem. Klubowe dziwki schodziły mi z drogi – mądry wybór. Wchodząc do mojego biura zatrzymałem się przy najbliższej ścianie, ręce wbiłem w cement. Zamknąłem oczy i powoli oddychałem, ostrożnie myśląc nad słowami. Nie mogłem stracić ich przed braćmi. Mój VP i najlepszy przyjaciel, Ky, cicho zamknął za mną drzwi, jego buty ciężko uderzały o drewnianą podłogę. Odwracając się do niego twarzą, skinął głową sygnalizując, że byliśmy sami. Wypuściłem długi, sfrustrowany oddech. - P-pieprzone di…di…di- diabelskie n-n-n-nasienie! – udało mi się wypchnąć z moich cholernie wadliwych ust. Ky bez wyrazu wpatrywał się we mnie. Podszedł do baru i nalał mi Burbona- znał rutynę. Unosząc szklankę wypełnioną płynnym źródłem, Ky podał mi substytut lekarstwa. Wychyliłem napój jednym wyćwiczonym ruchem… kolejnym… i kolejnym. W końcu poczułem jak rozluźniają się ciągle obecne liny wiążące moje pieprzone gardło. - Więcej? – Ky stał gotowy przy barze trzymając butelkę Jim Beam. Odchrząkując, przetestowałem to gówno. – Ja… ja… ja… ja… Kurwa! Machając ręką, wskazałem mojemu VP kolejnego szota… i kolejnego… i jeszcze jednego tak dla pewności. Uniósł blond brwi, cicho pytając czy potrzebowałem więcej. - Jest… jest… jest lepiej. – powiedziałem, wypuszczając westchnięcie ulgi. Pokój odrobinę wirował, ale przynajmniej pieprzony pyton owinięty wokół moich strun głosowych postanowił udać się na drzemkę. - K-ky lepiej dotrzyj do s-sedna tego… gó… gó… gówna albo będziemy mieć… wojnę, słyszysz? Mam już tego wsz… wsz… wszystkiego dość!
Tłumaczy: Karko_
30
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Wyraz twarzy Ky’a zmienił się. Zbladł jak pieprzony duch i uniósł ręce z naciskiem. – Styx, człowieku. Przysięgam, że mieliśmy wszystko pod kontrolą. Jakiś skurwiel robił interesy za naszymi plecami. – To on był inicjatorem tej pieprzonej transakcji i nie miał pojęcia, co do cholery poszło nie tak. Pocierając ręką czoło, drugą wskazałem na kościół. Ky przytaknął, przyjmując moje instrukcje. Sięgając po do połowy pełną butelkę Jima, wypiłem prosto z gwintu, czując jak ognisty płyn spływa mi wzdłuż gardła. Ky wyszedł zebrać braci, dając mi czas bym zebrał się w sobie. Gdy przemierzałem biuro, wiedziałem, że Ky mówił prawdę. Pieprzone Diabły. To musiały być Diabły! Jak, po trwających miesiącami, rozmowy o interesach prowadzone z Rosjanami, w ciągu kilku dni zmieniły się w gówno? Ktoś nas sprzedał; to było jedyne wyjaśnienie. I jakiś dupek odpowie za to głową! Wyszedłem z biura i wszedłem do kościoła, brązowy trunek wciąż ciążył mi w gardle. Dzięki niemu łatwiej wymawiałem słowa. Te pieprzone zaledwie-nawyciągnięcie-ręki
słowa
utknięte
w
moim
gardle,
nigdy
nie
chcą
współpracować. Bracia szybko wypełnili pomieszczenie, napięcie emanowało z ich porów, gdy ze strachem wpatrywali się we mnie. Powinni. Byłem gotowy rozedrzeć kogoś na strzępy. Wyczułem szczura. Szczura w moim pieprzonym braterstwie. Mój stary z pewnością przewraca się w jego kamienno-zimnym grobie. Nikt nie odwraca się plecami do braci. Cóż, najwyraźniej ktoś ma życzenie wczesnej śmierci. Uśmiechnąłem się do sobie, gdy obserwujący mnie bracia niemal narobili pod siebie. Jedyna rzecz, która zatrzymuje ludzi przed krzyczeniem na ciebie za bycie niemą cipką jest bycie zimnokrwistym zabójcą z pięściami z żelaza. Zabawne jak nikt otwarcie nie powie cholernej rzeczy o krztuszeniu się słownictwem, gdy jedno uderzenie w usta może sparaliżować od szyi w dół. Tłumaczy: Karko_
31
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Ky zamknął drzwi, co sygnalizowało, że wszyscy członkowie Katów byli obecni. Wziąłem kolejny łyk Burbona i usiadłem na głównym krześle, biorąc młotek do ręki. VP siedział po mojej prawej stronie skupiając wzrok na mojej nieugiętej twarzy, czekając aż zacznę. Wyciągnąłem mój ulubiony Niemiecki Bundeswehr KM2000 nóż z buta i wbiłem w drewniany stół przed sobą, ostrze z łatwością przebiło gruby dąb. Zebrani wokół rozszerzyli oczy. Cel osiągnięty. Rozsiadłem się i wskazałem Ky by zaczął tłumaczyć. - Jeśli ktoś wie, co do kurwy stało się dzisiejszego wieczoru, lepiej niech zacznie mówić… Teraz. Nikt słowem się nie odezwał i nie spojrzał mi w oczy. Czułem jak szczęka drga mi z rozdrażnienia. Opierając łokcie o stół, dalej wskazywałem. - Ten interes był na tym stole od czterech miesięcy. Podrzut, transport - całe pieprzone dziewięć jardów. Każda minuta była zaplanowana do perfekcji. Następnie dotarliśmy na miejsce, taszcząc ciężarówki z towarem, tylko po to by powiedziano nam, że zostaliśmy uprzedzeni przez innego dostawcę, który wpieprzył się w nasz teren. Cholerne dranie! Pytaniem jest… - Ky wyprostował się na jego siedzeniu, patrząc jak coraz zaciekle poruszam rękoma. - Kto ukradł nasz biznes? Co ważniejsze, jak do kurwy nędzy dowiedzieli się o transakcji? Ta informacja była mocno strzeżona. Dając Ky przerwę na oddech, wyjąłem nóż, wskazując nim na każdego z braci przy stole, patrząc im w oczy, zanim umieściłem ostrze między zęby, gestykulując. - Pięćdziesiąt skrzyń AK47s, dziesięć skrzyń karabinów snajperskich M82A1 i dziesięć skrzyń półautomatów najwyższej klasy - teraz wszystko bez kupca. Kolumbijczycy nie przyjmą tego gówna z powrotem. Więc to się nie stanie. - powiedział Ky z narastającym gniewem, czekając aż skończę.
Tłumaczy: Karko_
32
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Przesuwając językiem wzdłuż czubka ostrza, wyczułem odór zdrady w pomieszczeniu. Zastraszanie zawsze wypłasza szczura. Byłem cholernym ekspertem od zastraszania - mój stary dobrze mnie tego nauczył. To cholernie pewne, że moja dźwiękoszczelna szopa na tyłach nie jest przeznaczona do stolarki. Powoli wsunąłem ostry nóż z powrotem na stół przed sobą, a następnie wskazałem. - Znajdziemy nowego kupca tak szybko jak… by nasi przyjaciele ATF nie zapukali nam do drzwi. Potem odkryjemy, kto do kurwy ośmielił się zadrwić z tego klubu. Moje- Styxa- podejrzenia są stanowcze, co do Diabłów, ale teraz wszystko jest cholerną możliwością. Chuj wie, że lista naszych wrogów jest tak długa jak pieprzona Pennsylvania Avenue.3 Ky odchrząknął. – Czy mogę teraz przemówić, Prez? Skinąłem nagle dając mu pozwolenie. - Wiem, że masz pretensje do Diabłów, bracie. Cholera, tak samo jak ty chcę ich posłać do Hadesu, ale oni siedzą w kokainie. Nigdy nie pomyślałbym, że handlują bronią. Tylko mówię. Moim zdaniem, to nie śmierdzi dla mnie jak Meksykanin. Miał rację. Meksykanie kręcą się na tej części Teksasu, licząc na kartelnarkotykowy w każdym calu. Z bronią łatwo przekroczyć granicę. Łamiąc sobie kostki pogrążony w myślach, skóra mojej kamizelki skrzypnęła. Nagle, rzuciłem KM2000 przez pomieszczenie. Patrzyłem jak niczym masło wbił się w czarną ścianę, prosto w środek klubowej naszywki. Machając brodą na Ky’a, patrzył na moje gesty i przetłumaczył. - Kto jeszcze może być możliwością? Jesteśmy w dobrych stosunkach z Załogą Austin? Viking- Sekretarz, po trzydziestce, czerwone włosy, blada skóra, długa czerwona broda, pieprzony olbrzym- skinął głową. – Dobrych. Zapłaciliśmy niezłe pieniądze, by przekroczyć ich terytorium. Żadnych pretensji od nich. - Irlandczycy? – spytał Ky. 3
Ulica w Waszyngtonie.
Tłumaczy: Karko_
33
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
- Zniszczeni po przejęciu narkotyków przez policję. Tommy O’Keefe wysłany z powrotem na Zieloną Wyspę. Sześciu braci siedzi w więzieniu. – wycedził Tank- Skarbnik, dawniej członek white power4 dobrze zbudowany, trzydzieści jeden lat, cholernie wytatuowany. Przesunął ręką wzdłuż więziennej blizny na jego ogolonej głowie. Wypuściłem długi, ociągający oddech, wziąłem kolejny łyk trunku, i wskazałem. - Inny pomysł, kto mógłby chcieć broni? - Ky przekazał moje pytanie. AK- funkcjonariusz porządkowy- wysoki, długie brązowe włosy, kozia bródka, pod trzydziestkę, idealny cel, były snajper marine – uniósł podbródek. - Mamy kontakt z Czeczeńcami. Mogą być zainteresowani. Toczą wojnę z Czerwonymi. To mogłoby być doskonałą zemstą. Powiemy im, co Rosjanie pakowali. Mogą chcieć się dopasować. Dostarczymy to, wyślemy wiadomość do czerwonych skurwieli, by nigdy więcej nas nie sprzedali. Skinąłem, odrobina ulgi rozległa się w moich kościach. - Załatw to. - wskazałem po migowemu i wszyscy bracia przy stole wydawali się zrelaksować. Flame- szalony, skurwysyn z irokezem, dwadzieścia pięć lat, pomarańczowe płomienie wytatuowane wzdłuż jego szyi, z bliznami i kolczykami pokrywającymi
połowę
jego
ciała-
wstał,
warcząc,
przeszedł
przez
pomieszczenie, rzucając swoją bronią jedna po drugiej. Spędził większość swojego życia między domami wariatów, emanując całkowitą złością, następnie wyszedł i zaczął zabijać kanalie dla zabawy. Ktoś jest naprawdę popieprzonym gównem. Znalazł nas kilka lat temu. Zwerbowaliśmy go. Pomógł nam w wojnie z Meksykanami, udowodnił klubowi sto procent lojalności. Przyjęliśmy go. Teraz pozwalamy mu na swobodę w stosunku do tych, którzy zasłużyli na
4
Ruch uznający białą rasę za wyższą od ludów należących do innych ras i mniejszości. Członkowie określają niekiedy ruch mianem White Pride lub White Power.
Tłumaczy: Karko_
34
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
naprawdę popieprzony sposób, aby umrzeć. Szalony drań jest naprawdę pomysłowy. Flame wyciągnął mój nóż ze ściany, i przeciął nim spodnią część ramienia, po czym jęknął jakby jakaś dziwka ssała jego fiuta. Krew spłynęła na podłogę. Syknął w przyjemności, zamykając odurzone oczy. Kurwa, facet był zbudowany. Byłby cholernie przystojny, gdyby nie miał stałej śmierci w oczach. Suki z daleka trzymały się od tego psychola. Jeśli jakakolwiek z nich dotknęłaby go, jedną ręką wyrwałby jej serce. Ky przewrócił oczami. Wiem, co chciał powiedzieć. Flame potrzebował uwolnienia. I wkrótce jedno dostanie. Wszyscy dostaniemy. Zbliżała się wojna. Czułem ją kurwa w kościach. - Wszystko dobrze, bracie? – Ky spytał Flame’a. Wszyscy wpatrywaliśmy się w niego, upuszczającego pieprzoną krew, jego twardy fiut napierał na skórzane spodnie. Flame podszedł do mnie, przekazując mi zakrwawiony nóż. Jego czarne oczy płonęły. – Potrzebuję rozlewu krwi. Kapuś potrzebuje nauczki. Zemsta płonie we mnie, Styx. Jad krąży w moich żyłach. - Bracie, gdy zdobędziemy przewagę, wchodzisz.- Ky zapewniła Flame, a ja przytaknąłem. Flame uśmiechnął się, jego białe zęby błyszczały, a czarny wytatuowany skrypt Ból na dziąsłach wyróżniał się na tle różowego ciała. – Kurwa tak! Spoglądając na resztę braci, szukałem nerwowych tików lub oznak strachu. Wciąż nic. Nikt. Żadnej pieprzonej rzeczy. Gdy poruszyłem się na krześle, wskazałem. Mój VP odczytał na głos. Jakieś inne sprawy? Odpowiedziała mi fala kręcących głów. Chwyciłem młotek i uderzyłem nim o twarde drewno.
Tłumaczy: Karko_
35
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Odwracając się do braci, Ky błysnął zwycięskim uśmiechem. – Teraz, nie wiem jak wy, ale ja idę zapolować na jakieś cipki. Wstałem z krzesła i bracia czmychnęli odebrać swoje dziwki na noc, cisi i wyraźnie wkurzeni. Ky stał za mną. Pieprzony Kyler Willis; dwadzieścia siedem lat, wygląd modela, wysoki, szczupły, proste blond włosy, które sprawiają, że cipki krzyczą. Mój najlepszy przyjaciel. Jego stary był VP mojego ojca. Po tym jak oboje rok temu spotkali się z przewoźnikiem w wojnie z Meksykanami, zostałem wybrany na Prez, Ky VP- tylko najlepsi dla macierzystej gałęzi Katów. Żyliśmy, oddychaliśmy i krwawiliśmy dla Hadesu. Kiedy nasi starzy umarli, próbowałem wstrząsnąć głosującymi. Kto do kurwy chce jąkającego się i milczącego popaprańca na lidera? Ale bracia zagłosowali jednomyślnie. W wieku dwudziestu sześciu lat zostałem Prez, jednego z najbardziej śmiercionośnych MC w całych Stanach Zjednoczonych. Żadnej pieprzonej presji. Taa pierdolona racja! Ky położył mi rękę na ramieniu – Dorwiemy ich. Nikt nie zadziera z nami, Styx. Wszyscy wiedzą jak działamy w obrębie Teksasu. Skurwiele właśnie podpisali ich własne wyroki śmierci. Prychnąłem śmiechem i przesunąłem ręką wzdłuż moich nieogolonych policzków. – J-ja i t-ty szybko się z tym uwiniemy. P-prawda? – Skrzywiłem się, gdy moje jąkanie ponownie nadeszło, alkohol działa jedynie przez kilka chwil zanim pyton przejmuje swoją pozycje. Dorosłem do pieprzonego znienawidzonego języka migowego, ale z jakiegoś popieprzonego powodu, mogłem rozmawiać jedynie z Ky. Teraz mój stary odszedł do Hadesu, i rozmawiałem tylko z jedną osobą. Uśmiechnął się cholernie nieszczerym uśmiechem. – Prawda. Śmiejąc się, powiedziałem. – K-k-k-kurwa! T-ty… ty po-powinieneś być PP-Prez, K-Ky. Tłumaczy: Karko_
36
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Ky stanął tuż przede mną. – Jak kurwa powinienem! Nie możesz mówić z powodu jakiegoś gówna; rozumiesz. Jednak używasz swoich rąk jako słów. Dajesz przykład, bracie. Zawsze stajesz na linii walki, przyjmując i wypuszczając pierwszą rundę ognia. Jesteś Prez Katów, więc zamknij się do cholery! Twój stary zawsze wspominał, że pójdziesz w jego ślady, tak jak jego stary. Tak, to może trwać już od kilku lat wstecz, ale ty zbierałeś imiona od przeszło kilku lat. Wiek jest niczym tylko cholernym numerem w życiu. Tu chodzi o pieprzoną odwagę, a ty masz tego gówna w kupę! Chryste, Styx, jesteś niesławnym Niemym Katem! Cofając się, Ky złączył swoje ręce razem, uśmiechając się szeroko. – Oraz, jestem zbyt cholernie ładny by dowodzić. Dobrze sobie radzę z byciem twoim rzecznikiem. Nie wiesz, że kurewsko kocham dźwięk mojego własnego głosu!5 Cholera, miał rację. Czasami zastanawiałem się, dlaczego marnował swoje życie w klubie. Jego wygląd i osobowość sukcesywnie z każdej strony dawały mu to, czego chciał. Ale tak jak ja, znamy tylko to życie. Jesteśmy skazani na dożywocie – urodzeni i wychowani do noszenia klubowej kamizelki. Nie ma wyjścia. Nawet nie próbowaliśmy. Ky owinął ramię wokół moich barków – Skoro przestałeś być już płaczącą cipką, pozwolisz Lois złagodzić nieco stresu? - T-tak? - Fajnie. Zaklepuję Tiff i Jules. Człowieku, chciałbyś zobaczyć jak się liżą. Dochodzę za każdym cholernym razem. Jeszcze lepiej, gdy jestem w jednym z tych napiętych tyłeczków. Widok szparki… - czekał na moją odpowiedź. – Łapiesz… szparki… z powodu tyłka… Chryste on jest dziwką… na dodatek gównianym komediantem. Gdy wychodziłem z biura, całe pomieszczenie ucichło, kiedy wskazałem brodą na Lois po drugiej stronie baru. Bracia nienawidzili mieć ze mną na 5
Nie wiem jak wy, ale Ky jest moim numerem drugim <3
Tłumaczy: Karko_
37
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
pieńku, ale to popieprzone gówno nie odbije się na moim klubie. Nie bez poważnych pieprzonych konsekwencji. Lois zsunęła się ze stołka i zaczęła do mnie iść, jej wysokie, giętkie ciało dumnie kroczyło jak cholerna modelka w czarnej, krótkiej sukience. Jej stary był kiedyś bratem, aż wypadek zabrał go pięć lat temu – skasowany Harley, rozpieprzona głowa, rozjechane zwierzę na asfalcie, obdarta skóra jak pieprzona kora z drzewa. Poszedł do Hadesu- Lois stała się kolejną klubową dziwką. Dźwięk obcasów kowbojek uderzających o podłogę sprowadził mnie z powrotem na ziemię. Zatrzymując się przy naszym zwykłym miejscu pod ścianą klubu, wyjąłem z kieszeni papierosa, zapaliłem i mocną się zaciągnąłem. Bez słowa, Lois upadła na kolana, jej duże cycki wychyliły się z sukienki, gdy wyjęła mojego penisa za spodni, owijając wokół niego usta jak pieprzona mokra pięść. Uderzyłem tyłem głowy w ścianę, zamykając oczy, gdy pracowała tym języczkiem wokół końcówki i cieszyłem się moim papierosem, gdy mocno mnie ssała. Kurwa. Właśnie tego potrzebowałem. Stres spływał wzdłuż mojego ciała za każdym draśnięciem jej zębów wzdłuż jego fiuta. Wsunąłem palce w jej długie, brązowe włosy, poruszając coraz mocniej biodrami, aż byłem bliski wybuchu. Lois wiedziała o tym i kwiląc, okrążyła mojego penisa, jak głodujący kociak, mleko. Ugiąłem nogi, gdy przygotowałem się i doszedłem, wystrzelając na tył jej gardła. Połknęła wszystko, jęcząc. Wzdychając z przyjemności, otworzyłem oczy i wziąłem ostatnie pociągnięcie papierosa, zanim rzuciłem go na ziemię. Odciągając ją od siebie, zapiąłem spodnie. Gdy odepchnąłem się od ściany, zauważyłem czerwoną kałużę na asfalcie pod stopami. Krew spływającą z Lois. Czerwone smugi znaczyły całą wewnętrzną stronę jej ud. Tłumaczy: Karko_
38
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Lois pochwyciła moje twarde spojrzenie i marszcząc brwi, spojrzała na swoje kolana. – Co…? Cholera! Czy to krew z moich nóg? – Zerwała się i próbowała zetrzeć czerwoną ciecz z jej skóry. – Skąd to się do cholery wzięło? Śledziłem krew i zauważyłem cienki, świeży strumień dochodzący zza śmietnika. - Jezu! Kolejny trup? – spytała Lois, próbując okryć się ramionami. Suka była zbyt miękka na tego typu gówna. Nie zwracając na nią uwagi, przewróciłem niebieski kontener, znajdując źródło. Ciało suki – młoda, czarne włosy zakrywały jej twarz. Szczupłe ciało pokryte błotem, jej biała sukienka jest poszarpana i nasączona krwią. Poszukałem rany… jej noga. Ogromna, ziejąca rana, wystarczająco głęboka, że odkrywała mięśnie, kilka żałosnych cholernych szmat próbowały zatrzymać krwawienie. Z cholerną pewnością nie zadziałało. Sprawdzając jej puls, nie zdolny znaleźć nawet minimalnego ruchu, mogę tylko przypuszczać jedno: suka wykitowała. Odwróciłem się do stojącej za mną Lois. - Czy ona nie żyje? – spytała. Idź po Ky’a, Pita i Ridera. – wskazałem. Lois przebiegła przez drzwi ręką zakrywając usta. Idąc do przodu, odsunąłem sztywne włosy z jej twarzy na natychmiast wypuściłem długi oddech. Chryste. Wygląda jakby pod całym tym błotem i gównem była pieprzoną pięknością – kremowa skóra na tle długich, czarnych włosów, duże różowe usta, zabójcze rysy twarzy. Cholerna szkoda, że odeszła do przewoźnika, musiała być gorącą pieprzoną suką.6
6
Przypominam, że tak odnoszą się do kobiet pieszczotliwy termin
Tłumaczy: Karko_
39
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Wsunąłem ręce do kieszeni i położyłem dwie dziesięciocentówki na jej oczach. Biedna suka potrzebowała zapłacić, by trafić do lepszego życia. Umieściłem ramię pod jej plecami, a drugie pod nogami i podniosłem. Praktycznie nic nie ważyła. Była cholernie malutka. Ky, Pit i Rider wypadli przez drzwi. VP przewrócił oczami i jęknął, gdy zasuwał zamek w spodni – brat musiał być zajęty. - Tylko nie kolejna z nich! Wiem. Zabiję sukę i podrzucę ciało Katom. Chuje. Dla tego gówna musiałem się kurwa oderwać od liżących bliźniaczek! Wskazałem podbródkiem na Pita, kandydat podszedł i wziął na ręce sukę. Weź furgonetkę. Zakopiesz ciało. To samo miejsce, co zwykle. Upewnij się, że pieniądze zostaną na miejscu. - mignąłem. Ky przetłumaczył, wciąż wkurzony, że został odciągnięty od jego dziwek. I wtedy, cholernie znieruchomiałem- płuca przestały pracować, oczy się rozszerzyły, serce podskoczyło- zamarło. Suka w ramionach Pita wzdrygnęła się i jęknęła, dziesięciocentówki zsunęły się w jej twarzy i z brzdękiem upadły na ziemię. - Ona nie jest martwa! – Pit wypalił. Jak zwykle kurewsko oczywisty. - Kurwa! Pozbywamy się jej? Czy zatrzymujemy? Federalni obserwują nas, Styx. Viking powiedział, że dwóch tajnych agentów stacjonuje pół mili dalej. Dobry stary senator nadal siedzi nam na ogonach. Ryzykownym krokiem mogłoby być wywiezienie stąd jakieś zakrwawionej suki bez zwrócenia czyjeś uwagi. Nie mamy tych skurwieli na liście płac. – Ky poklepał mnie po plecach i wskazał na sukę. – Może być wiadomością od kogoś, albo zostało podrzucona by wkopać nas w gówno z prawem. Słyszałem, co Ky mówił, ale nie mogłem przestać się wpatrywać w bladą twarz suki. Wydawała mi się znajoma, ale nie mogłem wymyślić skąd. Kręcąc głową, spojrzałem na najlepszego przyjaciela. Tak. Nigdzie dzisiaj nie wychodzimy. Suka musi zostać. Kurwa! Tylko tego potrzebowaliśmy.
Tłumaczy: Karko_
40
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Spojrzałem na Ridera, który cicho stał za Ky. Brat miał praktycznie tyle do powiedzenia, co ja. Rider był byłym Marine i w pełni przeszkolony jako medyk. Widział jakieś gówna w Afganistanie, z którymi nie mógł sobie poradzić i odszedł. Na szczęście dla nas, wszystko co brat chciał robić po służbie, to jeździć i służyć klubowi. Rider potrafi założyć szwy i nawet przeprowadzić operację, jeśli zajdzie taka potrzeba. Uratował nasze zakazane tyłki więcej razy niż mogę zliczyć. Wskazałem mu by wziął ledwie żywe ciało. Mógłby zobaczyć, co się dzieje i określić czy jest w stanie uratować sukę czy nie. Cholera, to nie tak, że śmierć była czymś obcym w tych rejonach. Wysłaliśmy więcej braci do Hadesu w zeszłym roku niż obecnie przebywają w klubie, pieprzona wojna. Śmierć jest cykliczna. Wcześniej czy później wszyscy spotkamy się z przewoźnikiem, płacąc za popieprzone gówna, które zrobiliśmy w tym życiu. Rider wyciągnął ręce po sukę, gdy nagle ta szarpnęła się w ramionach Pita, otworzyła oczy wpatrując się prosto we mnie, wyraźny strach płonął w nich przez mniej niż sekundę, zanim zamknęła je ponownie. Pieprzcie mnie. Te oczy. Nawet zza całej tej krwi, błota i gówna na jej twarzy, te pieprzone błyszczące- lodowato niebieskie jak u wilka oczy. Tylko jedną parę takich oczu widziałem wcześniej… Nie mogłem powstrzymać myśli o tej pieprzonej młodej suce za ogrodzeniem piętnaście lat temu. Była jedną z niewielu osób w moim życiu, do których przemówiłem. Cholera, przemówiłem do niej. To kurewsko o czymś świadczyło. Była numerem trzy. Od tego czasu z nikim innym nie rozmawiałem. Długi, bolesny jęk wypłynął z jej ust, przyciągając moją uwagę. Kurwa. Ky ruszył, by wziąć ją z ramion Pita. – Daj mi ją. Zostawię ją w twoim pokoju, Rider, potem wrócę do lizania cipek Tiff i Jules. Żadne pieprzone suki nie będą mi już dzisiaj blokować fiuta.
Tłumaczy: Karko_
41
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Patrzyłem jak Ky dotknął jej skóry, a ja jedynie widziałam tą młodą sukę za ogrodzeniem. Kurwa! Czy to była ona? Nie, niemożliwe. Mnóstwo suk ma takie oczy. Prawda? Prawda? Myśląc, zebrałem moje gówna w sobie, uspokoiłem się. Ale gdy Ky wziął ją w ramiona, kurwa rzuciłem się na niego i chwyciłem za ramię, puszczając je tylko po ty by mignąć. - Spierdalaj. Daj mi ją. Mój VP cofnął się, unosząc brwi, próbując odczytać mój nastrój. – Co do kurwy? – powiedział na głos. Inni bracia zmarszczyli brwi w zmieszaniu. Czerwone usta Lois opadły. Kręcąc głową, wskazałem. - Odsuń się. Daj mi ją. TERAZ. Ky wyglądając na piekielnie zdezorientowanego, przekazał mi ją i unosząc ręce w powietrzu, cofnął się. Pit gapił się na mnie jak pieprzona ryba. - Co do cholery, facet? Cofam się, cofam. Okej. Uspokój się do cholery! Przytuliłem sukę do piersi, jakieś zaborcze voodoo gówno przejęło mój umysł, ciało… pieprzoną duszę. Skierowałem się do drzwi, ignorując wszystkich, ale suka w moich ramionach- blade umierające ciało… białe umierające usta… krwawiące umierające ciało. Kurwa! - Dokąd ją zabierasz? Co w ciebie kurwa wstąpiło? – Ky stanął za mną, jego niekończące się pytania przyciągnęły uwagę całego cholernego pijanego klubu i dziwek w holu. Wskazałem na moje prywatne mieszkanie nad garażem, przyciskając sukę do piersi. - Twoje mieszkanie? – Lois dostosowała się do mojego szybkiego kroku, próbując spojrzeć mi w oczy. – Twojej sypialni w twoim mieszkaniu? Zabierasz ją to twojego mieszkania nad garażem? Nikt poza tobą tam nie chodzi. Sam tak powiedziałeś. - Reszta braci zmarszczyła brwi w dezorientacji. Lois opadła szczęka. Tłumaczy: Karko_
42
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Zatrzymując się na chwilę, spojrzałem na nią i szarpnąłem brodą, mówiąc by zeszła mi kurwa z drogi. - Poważnie? – szepnęła, zraniona i zdenerwowana, zanim spojrzała na moją wkurzoną twarz i powoli wróciła z powrotem do baru. Ky podążył za mną, gdy wbiegłem po schodach i kopnięciem otworzyłem drzwi do mojego mieszkania. Kładąc sukę na królewskim łóżku, pochyliłem się, odsuwając pasma brudnych włosów z jej twarzy. Błoto i krew natychmiast zabarwiły czarną pościel. - Styx. Co do cholery? Lepiej zacznij to wyjaśniać, bracie. – powiedział Ky, przesuwając ręką wzdłuż włosów. Byliśmy sami, Pit i Rider nie byli w zasięgu wzroku. Zaciskając rękę w pięść, próbowałem się uspokoić i wyjąkałem. – R-RRid… R-R-R… - wziąłem szybko, głęboki wdech, mocno zacisnąłem oczy i spróbowałem ponownie. – R…R…R- Argh! – syknąłem, zbyt sfrustrowany utratą kontroli na moimi pieprzonymi słowami, ponownie. Ky chwycił mnie za ramiona i kopnięciem zamknął drzwi do pokoju, natychmiast blokując hałasujących braci, którzy zebrali się na dole i warknął. – Uspokój się do cholery. Spójrz na siebie! Jesteś zbyt wkurwiony by mówić. Bracia usłyszą cię i wiem, że później będziesz żałować tego gówna. Przestałem z nim walczyć. Opanowując oddech, poczułem jak uścisk w moim gardle rozluźnia się. Ky, widząc jak wyciszam się, poluzował uchwyt. – Rider już tu idzie. Ona źle wygląda. Przytaknąłem i puścił moje ramiona. Poszedłem do łazienki i zmoczyłem ręcznik a następnie wytarłem jej twarz. Blada skóra, czarne włosy… tak jak ta młoda laska za ogrodzenia. Mój VP patrzył na mnie jakbym postradał cholerne myśli. Może to prawda.
Tłumaczy: Karko_
43
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
- Poważnie, facet. Co się kurwa dzieje? – stanął po drugiej stronie łóżka, gdy ocierałem z niej krew. Ky gapił się na mnie. Byłem rozproszony jej nogądługą, szczupłą, porcelanową, zaje-kurwa-bistą. Słysząc jak Ky odchrząkuje, westchnąłem i następnie zdjąłem szmaty by zatamować krwawienie z jej rany. – P-p-pamiętasz t-t-tą historię, którą p-ppowiedziałem ci k-kiedy byłem d-d-dzieckiem? Twarz Ky’a stężała, spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Tylko nie to gówno, Styx. Ta dziewczyna za metalowym ogrodzeniem? Ta dziewczyna z wilczymi oczami, na której punkcie byłeś opętany przez lata zanim twój ojciec zmuszony był zamknąć twój ryj? Jeśli to jest ta historia, to tak pamiętam! Wciągając kolczyk przebijający dolną wargę między zęby, przekonywałem się, aby nie wcisnąć nos mojemu najlepszemu przyjacielowi, aż do jego cholernego mózgu. – T-tak, ta dziewczyna. - I co? Ile mieliście wtedy lat, jedenaście? Osobiście, zawsze myślałem, że to ci się przyśniło. – Wszyscy bracia wtedy myśleli, że to sobie wyobraziłem. Po upływie czasu sam w to uwierzyłem. Może miałem gorączkę lub jakieś inne gówno. Nie wiem, może rozmawiałem z pieprzonym duchem. Wskazałem na sukę i spojrzałem na VP. Ky podszedł do miejsca, gdzie siedziałem i oparł się o drewnianą ścianę, zakładając ramiona. – Myślisz, że ta umierająca suka jest nią? – Zaczął się śmiać, odchylając głowę. Pieprzony histeryczny śmiech rozległ się z jego ust. – Postradałeś zmysły. Zbyt dużo stresu z powodu dzisiejszej spieprzonej dostawy. Szansa, że ten kawałek cipki jest nią, jest mało prawdopodobna. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego wciąż pamiętasz tą sukę. Gdyby twój stary tu był, cholernie by ci wpieprzył… ponownie. Zbyt zraniony by mówić, spojrzałem mojemu VP w oczy i mignąłem. - Daję ci dokładnie pięć sekund na zamknięcie pieprzonych ust zanim zamknę je za ciebie i zrujnuję twoją cholerną śliczniutką twarzyczkę.
Tłumaczy: Karko_
44
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Ky odchrząknął i starł uśmiech z twarzy. Dobry wybór. Nikt nie wychodzi cało po zadarciu ze mną. On to wie. Moi bracia to wiedzą. Cholera, każdy cholerny MC w USA to wie. Gdyby mój stary wciąż żył i próbował mi wybić coś z głowy, jemu również wsadziłbym zęby do gardła. - Tak więc myślisz, że ta przypadkowa suka, to ta z wilczymi oczami? Ta dziwna wyglądająca jak Pielgrzymująca Amiszka dziewczyna, którą poznałeś piętnaście lat temu… za metalowym ogrodzeniem… w środku jakiegoś pieprzonego lasu…, gdy twój stary zakopywał cholernego Diabła w ziemi? Czy dobrze pamiętam? To ta dupcia, która zmieniła się w płaczącą, tęskniącą cipkę? Kuląc ramiona zdołałem zignorować jego upierdliwy głos. - Te wilcze oczy. Wstałem i zacząłem chodzić. - Wiem, że brzmię jak jęczący popapraniec. Jednak co, jeśli to ona? Co się do cholery stało z jej nogą? I co ważniejsze, gdzie była przez te wszystkie cholerne lata? Wciąż więziona jak w klatce w tym pieprzonym obozie koncentracyjnym, którego nigdy więcej nie znalazłem? Wciąż nic niemówiąca, przestraszona jej własnych pieprzonych cieni? Ky spojrzał na nią na łóżku, wyraz czystego niedowierzania widniał na jego twarzy. Wyglądała jak pieprzony anioł, który spadł dla mnie prosto z niebamalutka, krucha… pochyliłem się nad nią, po prostu patrząc. Ky stanął przede mną, by pochwycić jak poruszam rękoma. - Nigdy nie dowiedziałem się, co było za ogrodzeniem. Próbowałem zdobyć informacje- nic. Nikt nawet nie słyszał o tym miejscu. Pieprzone Auschwitz w pobliżu Austin. Oczywiście, nie pomogło, kiedy ty nawet nie znasz pieprzonej lokalizacji- mój stary trzymał tą wiadomość dla siebie, a ja byłem zbyt młody by pamiętać kierunki. Skądinąd ona pochodzi, to miejsce jest otoczone żelazem. Chronione. Może to oznaczać, że dzieją się tam naprawdę popieprzone gówna. Popieprzone gówna chronione przez potężnych ludzi. Ludzi, którzy bez wątpienia szukają jej teraz.
Tłumaczy: Karko_
45
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Ostrożnie Ky obserwował mnie. Widziałem prawdziwe zmartwienie na jego twarzy. – Nigdy cię takiego nie widziałem, bracie. Próbujesz mnie zmiękczyć? Motory i cipki, Styx, to nasze życie. Jeźdź twardo; umieraj twardszy. Najpierw klub, żadnych rozproszeń. Tak, miał rację. Zamieniałem się we łzawe gówno. Nie ma opcji, żeby to była ona. Pieprzone życzenie. Podchodząc do stołu, nalałem dwie szklaneczki Jima, szybko wypiłem moją i przekazałem drugą VP. - Myślałem o tej dziewczynie każdego dnia. Piętnaście pieprzonych lat. Ty i ja dorastaliśmy w piekle… ciemności. Ona była pierwszą cząstką dobroci, którą kiedykolwiek zobaczyłem.-
Zakrztusiłem się śmiechem. - Z nią miałem
pieprzony pierwszy pocałunek, człowieku. Ky poklepał mnie po plecach, uśmiechając się. – A dwa lata później, wypieprzyłeś swoją pierwszą klubową dziwkę i nigdy nie spojrzałeś wstecz. Tak. Zatopiłem mojego penisa głęboko w jednej z ulubionej dziwce Katów w wieku trzynastu lat, dzięki uprzejmości mojego starego próbującego sprawić bym zapomniał o tej pielgrzymującej suce. Nawet zmienił pieprzone miejsce zakopywania ciał bym niczego nie próbował. Ky przestał się uśmiechać i stanął naprzeciwko mnie. – Słuchaj, facet. Ona nie wygląda jakby miała przeżyć noc. Zawrzyjmy pokój, bracie. Zaledwie przez chwilę widziałeś tą dziewczynę, a jeśli ona jest nią, co jestem kurewsko pewny, że nie jest, w końcu przyznasz, że się myliłeś. Ona jest w drodze do Hadesu, Styx. Nadszedł czas byś kurwa się obudził i wrócił do bycia Prez. Mamy zbyt dużo gówna na głowie by być rozproszonym przez cipkę. – Sięgnął ręką za mną i podał mi pełną butelkę Beam.
Tłumaczy: Karko_
46
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Rider zapukał do drzwi. Szybko chwyciłem przyjaciela za ramię, migając. To gówno zostanie między nami. Żaden z braci nie może się dowiedzieć. To tylko kolejna Jane Doe7 zrzucona na nas, dobrze? Sztywno przytaknął mówiąc mi, że rozumie. Ryder wszedł, długie brązowy włosy spiął w kucyka, gotowy do roboty. - Pozwól mi na nią spojrzeć. – powiedział, podchodząc do łóżka jak profesjonalista. - Styx znalazł ją za śmietnikiem. Jej noga krwawi. Rana wygląda na ugryzienie, może psa? Puls również jest słaby. Suka umiera. – poinformował Ky. Rider pod moim okiem zaczął oglądać sukę. Po raz pierwszy w moim życiu, modliłem się do Boga, z którym nie byłem w dobrych stosunkach. Nikt tutaj nie był. W tym życiu twardo staliśmy po drugiej stronie monety. Ale ona musi przeżyć. Tego byłem pewny. I o to się modliłem, wymieniając obietnice, które bez wątpienia nie zdołam spełnić. Prawdą było, że po prostu musiałem się dowiedzieć, czy to była ona czy nie. W końcu na dobre zamknąć za sobą ten pieprzony rozdział mojego życia. - Co do… - Spojrzałem na Ky’a, który unosił się nad jej świeżo oczyszczonym nadgarstku, tym który trzymał Rider by sprawdzić puls. Podchodząc do Ky’a, zmarszczyłem brwi, gdy na głos odczytywał jej mały tatuaż. – Apokalipsa Świętego Jana 21:8. Co do kurwy? „ A dla tchórzów, niewiernych, obmierzłych, zabójców, rozpustników, guślarzy, bałwochwalców i wszelakich kłamców, udział w jeziorze gorejącym ogniem i siarką, to jest śmierć druga.” Ky i ja zamarliśmy, gdy Rider zaczął wygłaszać jakieś biblijne gówno jak kaznodzieja, nawet bez zająknięcia. Widząc nasz wzrok, odchrząknął, zarumienił się i spuścił wzrok mamrocząc. – To Ewangelia mówiąca o 7
W USA nazwisko używane dla określenia osoby o niezidentyfikowanej lub ukrytej tożsamości. Czyli u nas popularne NN:D - Patka;)
Tłumaczy: Karko_
47
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
grzesznikach idących do piekła – potem wrócił z powrotem do pracy. Ky szturchnął mnie w żebra i uniósł brwi w pytaniu. Westchnąłem. W jakiekolwiek rzeczy brat wierzył prywatnie to była jego sprawa. Po dwudziestu minutach oglądania jak Rider po cichu sterylizuje i zszywa praktycznie każdy centymetr ciała suki, wyprowadził mnie z pokoju, kręcąc głową. - To nie wygląda dobrze, Styx. Straciła dużo krwi. Brutalne ugryzienie psa. Rottweiler lub pit bull tak myślę- rozerwane mięśnie i ścięgna, prawdopodobnie zakażenie. Będzie potrzebować krwi. Mam kontakty. Sprawdzę jej grupę krwi dzięki przyborom w mojej torbie, wystarczy zadzwonić. Dostawca może być tutaj w ciągu trzydziestu minut. Choć nie jest tani, i wtedy zobaczymy czy jest wystarczająco silna, aby z tego wyjść. – Rider spojrzał na nieprzytomną sukę na łóżku i przesunął ręką wzdłuż głowy. – Kolejne dni będą cholernie trudne. Przytaknąłem sztywno i z wdzięcznością położyłem rękę na jego ramieniu. Z tym, udałem się z powrotem do głównej bazy i prosto do baru. Pit spytał. – Wszystko dobrze, Prez? Przytaknąłem i wskazałem na butelkę z alkoholem za barem. - Co mogę ci podać? Wciągając głęboki wdech, wskazałem na Beam. Potrzebowałem dużej butelki i potrzebowałem jej ciągle.
Tłumaczy: Karko_
48
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Rozdział 3 Styx - Ja-ja-jak masz na i-imię? Cisza. - C-c-co to za m-miejsce? Cisza. - Styx… STYX! - Pr…pr… proszę… j-jak masz na i-imię? - Jestem Sin. Wszystkie jesteśmy grzechami… Gwałtownie otworzyłem oczy. Ktoś potrząsał mnie za ramię. Uniosłem wzrok. Lois. Odsunęła stołek obok mnie, gdy skoncentrowałem wzrok na złotym płynie, prawie pustym w szklance przede mną. Cholera. Ile wypiłem? - O co chodzi z tą dziewczyną? Nie kłopotałem się z odpowiedzią. - Wszystko w porządku? – spytała cicho, kładąc dłoń na moim ramieniu. Suka była całkowicie, cholernie słodka. Nie powinna tak się angażować. Dopijając do końca piątego Beam, wstałem i ruszyłem z powrotem do mojego klubowego pokoju. Tuż przy wyjściu, spojrzałem przez ramię i dostrzegłem na sobie błyszczący wzrok Lois. Wskazując na nią podbródkiem, wyszedłem. Gdy otworzyłem drzwi do pokoju, wyczułem ją za sobą. Okręcając się, chwyciłem ją za ramiona, zrywając z niej sukienkę. - Styx… - jęknęła bez tchu. – Kocham cię, Styx. Jestem tu dla ciebie, kochanie… Kiedy zsunąłem ramiączka jej czarnego biustonosza, przycisnęła usta do mojej szyi. Zdejmując kamizelkę, pozbyłem się czarnego podkoszulka i rozsunąłem zamek w dżinsach. Nie nosiłem bielizny.
Tłumaczy: Karko_
49
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Odwracając Lois twarzą do ściany, prowadziłem nas do niezasłanego łóżka łóżka, które przeznaczyłem do pieprzenia, poplamionego spermą i potem. Trzymając ją za szyję, twarzą do materaca uniosłem jej pełny tyłeczek w powietrzu – żadnych majtek, ogolona cipka, taka jak lubiłem. Łatwy dostęp. Wkładając rękę do tylnej kieszeni dżinsów, wyjąłem Trojan8 i nasunąłem na penisa. - Weź mnie, Styx. Weź mnie… mocno. Chwytając jej kościste biodra, wszedłem w jej mokrą cipkę, odchylając głowę z cichym sykiem. Kurwa. To dlatego trzymałem ją przy sobie tylko dla własnego użytku. Lois pisnęła pode mną i zaczęła ujeżdżać mojego penisa. Wiedziałem, że spieprzyłem chwilę, w której wyobraziłem sobie, iż opalone ciało Lois przybrało bladego odcienia, jej sięgające ramiona brązowe włosy urosły aż do pleców i pogłębiły się do kruczoczarnego koloru, a gdy odwróciła głowę i spojrzała na mnie swoimi brązowymi oczami, widziałem jedynie parę lodowato niebieskich tęczówek i powieki przymrużone z przyjemności. Zaciskając oczy, wyobraziłem sobie Jane Doe pode mną, rozszalałą, krzyczącą z przyjemności i dochodzącą w kółko i w kółko, gdy ostro ją brałem. Myśl ta sprawiła, że mój penis drgnął i napiąłem szyję, dochodząc tak mocno, że musiałem oprzeć pięści na materacu by zachować równowagę. - Kochanie… to było… niesamowite. – Otworzyłem oczy, gdy Lois dyszała pode mną, jej plecy zrosił pot, a ogromny uśmiech widniał na jej twarzy, kiedy na mnie spojrzała. Kurwa. Odsuwając się, zdjąłem gumkę i zapiąłem dżinsy, gdy rozległo się mocne pukanie do drzwi. Zakładając mój podkoszulek Black Sabbath, przesunąłem ręką wzdłuż włosów, upewniając się, że Lois również była ubrana. Była. Wiedziała, że powinna się ulotnić. 8
Prezerwatywy na naprawdę pokaźny sprzęt.
Tłumaczy: Karko_
50
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Drzwi otworzyły się i Ky oraz Rider stali przede mną, VP potrząsał głową. – Tutaj jesteś, facet. Już od dobrych kilku minut cię wołam. Spojrzałem na Ridera i ukryłem niepokój moim zwykłym obojętnym grymasem. - Jakieś wieści?- mignąłem. Rider westchnął, gdy prowadziłem braci do baru. Kątem oka dostrzegłem jak Lois zamyka drzwi do pokoju. Posyłając mi delikatny uśmiech, skierowała się w kierunku innych klubowych dziwek. Wraz z Riderem i Ky’em usiedliśmy przy moim zwykłem stole i odchyliłem głowę czekając na werdykt. - Na razie tu utknęła. Dostała trzy litry krwi i dożylnie silne antybiotyki. Temperatura spada, jej stan stabilizuje się. Jest silna, zdrowa. Przypuszczam, że po dwudziestce, ale cholernie niebezpiecznie niedożywiona. Zobaczymy jak potoczy się noc. Przejdzie przez następną dobę, prawdopodobnie wyjdzie z tego. Prawdopodobnie. Jednak niewystarczająca dobrze, nawet w przybliżeniu niewystarczające dobrze, ale wezmę wszystko, co dostanę. Klepnąłem w bar, Pit wsunął swój mały biały tyłek za niego. - Czego chcecie? Piwa? – spytał, jego zwykły cholernie szczęśliwy uśmiech widniał na twarzy. Brat był najszczęśliwszym pieprzonym rekrutem, jakiego kiedykolwiek mieliśmy. Dzieciak wydawał się być zbyt czysty by poradzić sobie z tym, co ten klub rzuci mu pod nogi. Przytakując, wskazałem dwa piwa, przekazałem Buds braciom i kiwnąłem brodą Riderowi w podzięce. Klepiąc Ky’a po plecach, udałem się do mojego mieszkania. Idąc przez korytarz i wspinając się po schodach, natychmiast zamarłem w drzwiach do pokoju. Jeśli to możliwe, Jane Doe wyglądała teraz jeszcze goręcej, pomimo przewodów podłączonych do jej ciała, ale potrzebowała kąpieli. Beauty. Potrzebuję Beauty. Tłumaczy: Karko_
51
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Idąc do klubowego salonu, bracia obserwowali moje wejście, leżąc z ich dziwkami na noc na czerwonych skórzanych sofach, niektórzy przestali wciskać palce do ich cipek, podobnie jak ci grający w bilard. Najwyraźniej byłem przyczyną kilku rozmów skoro wszyscy zamarli, gdy mnie zobaczyli, przyglądając się dziwnie. Wskazując Tankowi by spotkał się ze mną w najdalszym kącie baru, z dala od innych, usiadłem. Dwa burbony już czekały, dzięki uprzejmości Pita. Pierwsza szklaneczka gładko spłynęła do gardła. - Co tam, Prez? – Tank opadł na krzesło, wypijając jednym płynnym ruchem swojego bursztynowego szota. - Mam robotę dla Beauty. – mignąłem. Tank był jednym z braci, który należał do klubu wystarczająco długo by rozumieć mój ASL. On i jego stara. Większość kandydatów uważa naukę migowego za cholerny priorytet, drogę do zaimponowania. Z pewnością sprawienia, że moje pieprzone życie będzie łatwiejsze. - Czego potrzebujesz? – spytał. Wypiłem drugiego szota. - Potrzebuję, by przyszła i umyła Jane Doe u mnie. Żaden inny skurwiel jej nie dotknie. Beauty jest jedyną starą, której ufam… i toleruję. Tank uśmiechnął się z dumą. – Zadzwonię do niej. Coś jeszcze? – Musiałem się uśmiechnąć. Brat wiedział, że poszczęściło mu się z jego kobietą- starą już od kilku lat, blondynka, piersiasta, całkowicie urocza. Byłemu suprematowi białych dobrze się powodziło. Wciąż wyglądał jakby należał do pieprzonych KKK9, ale teraz był spokojny. Żadnej burdy z kimkolwiek tak długo, aż nie zaczynają oszukiwać klubu- jego rodzinę – nawet posunąć się tak daleko jak do pokrycia jego nazistowskim podpisem Hadesowe gówno. - Również potrzebuję ubrań. Powiedz by wzięła je z klubowych zapasów w jej sklepie. Na mój rachunek. Najpierw będzie musiała ją zobaczyć by sprawdzić 9
Organizacja rasistowska
Tłumaczy: Karko_
52
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
rozmiar. Gdy ją znalazłem była ubrana w jakąś dziwną białą szmatę. Tank przesunął palcem wzdłuż krawędzi jego pustej szklanki, patrząc na mnie dziwnie. – Z jakiego powodu to specjalne traktowanie, Prez? Mieliśmy już wcześniej podrzuconych rannych. Do tego czasu zwykle by już zniknęli a nie spali w twoim łóżku. Co jest w niej takiego innego? Wiesz, że bracia gadają. Tylko Ky wiedział o tej nocy sprzed kilkunastu lat. Nie opowiedziałem o niej innym. To nie jest ich pieprzony interes. Pokręciłem głową i tylko zmierzyłem wzrokiem skurwiela. - Wiadomość przyjęta. – Tank wyjął telefon i zadzwonił do Beauty. Brat wiedział, kiedy kopać czy się zamknąć. Lata robiły swoje, walki z konkurencyjnymi grupami w jego życiu nauczyło go tego. Słyszałem jak przekazywał instrukcje jego starej, a następnie się rozłączył. – Będzie tu za dziesięć minut. - Wyślij ją prosto do mnie. Tylne drzwi. Niech nikt mnie nie niepokoi do tego czasu. Jasne? - Jasne, Styx. Powiadomię braci. Kilka minut później, wszedłem do pokoju, zdjąłem kamizelkę, zawiesiłem na haku z tyłu drzwi. Suka leżała nieruchomo na środku łóżka. Korzystając z chwili, sprawdziłem, czy Rider nie nadchodził, po czym podszedłem do łóżka. Bez zmian. Wchodząc do łazienki, spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Czarne włosy sterczały w każdą stronę, policzki były zarośnięte, a piwne oczy zmęczone. Spojrzałem na wytatuowane oba ramiona. Na prawym Hades siedzący na tronie z Cerberem, trójgłowym psem stróżującym. Na lewym, mapa Podziemi: Tartar, Pola Elizejskie, Trzech Sędziów, Pięć Rzek, a nad nimi wszystkimi Persefona, niewinna bogini, żona Hadesa, dumna z mężczyzny u jej boku. Moja wersja Persefony miała długie czarne włosy i kryształowo niebieskie oczy. Wystarczy kurwa pomyśleć. Parsknąłem do swojego odbicia. Styx, facet, tracisz swoje pieprzone zmysły! Tłumaczy: Karko_
53
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Zdejmując czarny podkoszulek, wpatrywałem się w mój nagi tors, wolny od tuszu, natomiast całe plecy pokrywał tatuaż naszywki Katów. Ciężko pracowałem by uwolnić stres i zastraszać rekrutów – głównie boksując na gołe pięści od ósmego roku życia. Mój stary naciskał na mnie by walczyć. Wiedział, że moje cholerne posługiwanie się migowym może zrzucić na mnie gówno w świecie MC, więc postanowił dać mi inną drogę do komunikacji. By inni się mnie bali. Bycie Prez klubu takiego jak Kaci łączy się z kilkoma poważnymi gównami. Ciągle zapewniam sobie respekt. Fakt, że mam metr dziewięćdziesiąt trzy i ważę sto cztery kilo również pomaga. Jane Done poruszyła się podczas snu, gdy patrzyłem na jej odbicie w lustrze. Zastanawiałem się, co sobie o mnie kurwa pomyśli. Duży, pokryty bliznami, milczący i z wytatuowaną Śmiercią. Bez wątpienia będzie przerażona. Włączając prysznic, rozebrałem się i wszedłem pod strumień, krew Jane Doe spłynęła do kanalizacji.
Tłumaczy: Karko_
54
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Rozdział 4 Styx - Styx? Gdy otworzyłem oczy, Beauty stała przede mną trzymając dwie torby z Ride, nazwę sklepu motocyklowego, napisanego na przedzie. Tank opierał się o framugę drzwi, cicho patrząc, oglądając rozgrywającą się przed nim scenę. Po prysznicu, ubrałem się w czarne dżinsy oraz czarny podkoszulek, następnie usiadłem na krześle. Musiałem zasnąć. Zwróciłem uwagę na Jane Doe. Wciąż bez zmian. - Wszystko w porządku, Styx. – Głos Beauty zwrócił moją uwagę na jej zmarszczone brązowe brwi. Skinąłem i mignąłem. - Nie masz nic przeciwko umyciu jej? Tank wyjaśnił? Beauty zbliżyła się, blond włosy miała rozpuszczone, ubrana była w czarne obcisłe dżinsy i czarny bezrękawnik Katów a na skórzanej kamizelce widniał na plecach napis Własność Tanka. Zatrzymała się z boku łóżka i dotknęła głowy suki. Zamarłem, mój brzuch zacisnął się zaborczo. Nie podobało mi się, że ktoś inny poza mną jej dotykał. Nagle zawładnęła mną chęć wyrwania ramienia Beauty z ciała. Ściskając grzbiet nosa, musiałem powstrzymać się przed odsunięciem Beauty. Co do cholery, facet? Weź się w garść kurwa! Powiedziałem sobie. Beauty utkwiła we mnie niebieskie oczy. Widziała konflikt w moim popieprzonym psychicznym spojrzeniu. Byłem tego pewien. – Ona jest piękna. Zmarszczyła czoło. – Pojawiła się tutaj znikąd, ranna? Unosząc brodę, kazałem Tankowi wyjść. Przytaknął, zamknął za sobą drzwi i stanąłem przy ścianie oraz mignąłem. - Pojawiła się tutaj zakrwawiona, umierająca i pokryta ziemią. Potrzebuje kąpieli. Nie zamierzam tego zrobić. Tylko tobie ufam. To, dlatego tu jesteś. Ona nie może jeszcze odejść. Zbyt dużo
Tłumaczy: Karko_
55
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
FBI siedzi nam na plecach. Muszę dowiedzieć się, kim ona do cholery jest i skąd tu się wzięła. Widziałem pytania wirujące w jej niebieskich oczach, ale wiedziała, żeby nie drążyć tematu. Beauty; najlepsza ze wszystkich starych. Wiedziała, kiedy zamknąć swoje pieprzone usta, w przeciwieństwie do większości dziwek, które miotały się przy barze. - Umyję ją, zmienię pościel i ubiorę. Jeśli chcesz mogę do ciebie zadzwonić, kiedy skończę. Unosząc brodę w zgodzie, zostawiłem Beauty z Jane Doe, jej oczy wypalały mi dziury w plecach. Udałem się do salonu, wskazując Ky’owi by do mnie dołączył. Ky oderwał się od Tiff i Jules ssących sobie nawzajem cycki, odwalając facetom pornograficzną rozrywkę, i poszedł za mną do biura. - Co tam, Styx? Jak suka? – spytał Ky, zamykając drzwi. Wzruszając ramionami, usiadłem za biurkiem. – Wc-wciąż nie w-wiadomo. B-b-beauty ją my-my-myje. Bez słowa klepnął mnie w ramię i usiadł. – Chcesz pogadać? - Zo-zostaje między nami, j-j-jasne? - Jasne. Skupiłem się, zbierając podejrzenia – Mamy s-s-szczura. Ky zamarł i przemówił przez zaciśnięte zęby – Jesteś pewien? Skinąłem. – T-to albo może u-ukrytego agenta? - Kurwa – Brat niczego bardziej nienawidził niż szczurów – Zawsze masz rację co do takich gówien, tak jak twój stary, pieprzona intuicja od urodzenia. Jakieś przypuszczenia? - Jeszcze n-n-nie. J-j-jakiś s-skurwiel powiedział p-p-pieprzonemu t-ttajemniczemu dostawcy o z-zleceniu, b-b-b-bez dwóch z-z-zdań. – wziąłem głęboki wdech, rozluźniając gardło, ale im bardziej byłem wkurzony, tym
Tłumaczy: Karko_
56
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
bardziej się zaciskało. Poddając się, zdecydowałem się na migowy. - Tylko muszę rozgryźć, kto i dlaczego a potem wysłać ich do przewoźnika. - Plan? - Jeszcze nie. Zobaczymy jak sprawa się potoczy. Ale będę obserwować. Ky wstał i zaczął chodzić. – Kto to zrobił? Ufam każdemu z braci, co do kurwa jednego. To musi być groupie albo koczownik. Kurwa! Wpatrywałem się przez małe okno i wzruszyłem ramionami. Mógł mieć rację. Coś tu nie pasowało. Działo się coś wielkiego. Ky odwrócił krzesło tyłek do biurka i usiadł okrakiem, ramiona układając na oparciu. – Ty i ja nigdy nie bylibyśmy szczurami. Tank, Viking, AK, Rider – w życiu, bez wątpienia. - Rider? Jesteś pewien? – mignąłem. Ky potrząsnął głowa. – Nie ma szans, że jest szczurem. Poza nami nie ma żadnej rodziny. Najlepszy jeździec, jakiego mieliśmy. Wszystko robi, zawsze zszywa nas po walkach, pracuje przy mnie z transakcjami, jeździ na wyprawy, nigdy nie pyta o gówna. Nie zasługuje na nasze wątpliwości tylko dlatego, że jest młody czy to, że jest cichy. Masz tylko dwadzieścia sześć lat bracie, dwadzieścia pięć, gdy stałeś się Prez. Nikt nie kwestionował twojego wieku lub faktu, że nie mówisz. Brat może mieć tylko dwadzieścia cztery lat, ale został przyjęty tuż przed dwudziestką i od tego czasu jest pieprzoną złotą zaletą. Uniosłem brodę. Ma rację. Ky kontynuował. – Smiler- dożywocie. Bull – lojalny jak skurwysyn. Został tylko Flame, który jak oboje wiemy jest pieprzonym psychopatą. Jedyna rzecz, która trzyma go od mordowania przepełnionych sklepów w soboty jest jego miłość do tego klubu. To zostawia Pita lub tych, co się tutaj kręcą. Nie mają informacji. Nigdy nie zostali wtajemniczeni w detale. Bracia lubią Pita, wkrótce chcą go przyjąć. – Potrząsa głową i uderza w tył krzesła z frustracji. – KURWA! Kto to może być? Albo Federalni albo jakieś cipki- zakładając podsłuch czy Tłumaczy: Karko_
57
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
ukrywając się po kątach. Chociaż raz, miałem to kurwa gdzieś. Mój umysł był z powrotem w moim pokoju z Jane Doe. Ręka uderzyła w blat biurka. – Styx! Chryste, facet. Otrząśnij się kurwa! – Ky patrzył na mnie gniewnie. Zmrużyłem oczy i ten próbował ukryć wzdrygnięcie. - Pierwsze i jedyne pieprzony ostrzeżenie. – mignąłem. Odsunął dłonie i cofnął się. – Dobra. Słuchaj, twoja głowa nie może być przy tej suce. Daj mi jakąś podstawę, wyślij kilka macek pod radarem. Zachowajmy to między nami. Odetchnąłem. - Dobrze. Dowiedz się, kto transportuje broń do Teksasu. Wstałem, podszedłem do drzwi i odwróciłem się gestykulując. - Wracam do siebie. Beauty powinna już skończyć. Nie będę czekać całą pieprzoną noc. Przechodząc przez salon, okrążyłem tył budynku, wspiąłem się po schodach i zapukałem do drzwi. Otwierając je, zobaczyłem Beauty w łazience, myjącą ręce. Uniosła wzrok, gdy wszedłem do środka. - Skończyłaś? - mignąłem. - Jest czysta. Przyniosę jutro ubrania po zmianie w sklepie, na razie założyłam na nią szlafrok. – Stając obok łóżka, spojrzała na mnie, kręcąc głową. – Jest szczupła, Styx. Zbyt cholernie szczupła, jeśli chcesz wiedzieć. Patrząc na nią, dziewczyna gówno je. W końcu pozwoliłem sobie na zerknięcie na sukę na łóżku. Cholera. Zatkało mnie: gładka skóra, świeżo umyta oraz wysuszone czarne włosy pozbawione krwi i brudu. Cholera. To musi być ona… Beauty zebrała swoje rzeczy. Z małym uśmiechem, zatrzymała się by powiedzieć. – Wygląda jak Królewna Śnieżka, Styx. Czarne włosy, blada skóra, czerwone usta. Jest cholernie oszałamiająca, nieumalowana, ale wciąż tak wygląda. Cholera. To nie fair! Nic dziwnego, że klubowe dziwki plotkują, iż Tłumaczy: Karko_
58
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
trzymasz ją tu dla siebie. Nie lubią jej. Wypuściłem stłumione westchnienia. Królewna. Pieprzona. Śnieżka. Czułem na sobie zdziwione spojrzenie Beauty, wykręcała palce, gdy jak cholernym transie wpatrywałem się w łóżko. Opuściła wzrok, nerwy pulsowały od jej niezręczności. Marszcząc brwi, mignąłem, - Co? Beauty zamknęła na chwilę oczy i otworzyła je z westchnieniem. – Ma cholernie dużo blizn na ciele, Styx. Zamarłem, serce waliło, furia rosła i spytałem, - Gdzie?- Ale oczy Beauty były zwrócone na łóżko. Chwyciłem ją za ramię i mignąłem, - Gdzie? - W większości na plecach. Wyglądają jak znaki po całkiem poważnych chłostach. Biegną z boku na bok jakby ktoś ją biczował. Ale… kto do cholery tak robi? Kto w dzisiejszych czasach jest biczowany? Uniosłem brwi pytająco, gdy wzrok Pięknej posmutniał. - Ma również kilka po wewnętrznej stronie ud. Wyglądają jak stare rozcięcia, znaki ostrza… lub… czegoś gorszego. – Nie drążyła tematu, pozwalając domysłom zawisnąć w powietrzu. Kurwa. Beauty podeszła do drzwi, kładąc mi rękę na ramieniu. – Mam nadzieję, że z tego wyjdzie, Styx. Wygląda na to, że zasługuje na lepsze życie niż to, które dotychczas miała. Nie mogłem odpowiedzieć. Nie mogłem myśleć. Blizny na jej pieprzonych wewnętrznych udach… Usiadłem na krześle obok łóżka, patrząc jak pierś suki unosi się i opada. Pochyliłem się, wziąłem głęboki wdech, cholernie pracując nad gardłem by zmusić się do szeptu.
Tłumaczy: Karko_
59
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
- J-j-jeśli m-mnie słyszysz, p-p-przejdź przez to. O-obudź się k-k-kurwa. Czczekałem na twój powrót, do mnie, przez p-p-piętnaście pieprzonych lat. Nie umieraj m-mi tu teraz, słyszysz mnie?
Tłumaczy: Karko_
60
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Rozdział 5 Salome Długa suknia ślubna bez ramiączek wpatrywała się we mnie, gdy siedziałam skulona przy zimnej ścianie, w moim pokoju z nogami przyciągniętymi mocno do piersi. Suknia ślubna. Biały materiał przedrzeźniający mnie, drażniący, mówiący, że o zachodzie słońca będę żoną. Siódmą żoną Proroka Dawida. Żoną objawioną mu przez Boga. Będę tą, która przyniesie wieczne błogosławieństwo Zakonu i jego wybranym ludziom. Mogłabym pomóc odkupić status Przeklętych, zwolnić nas z naszych grzechów. Opierając głowę o szarą ścianę w kwaterze, zamknęłam oczy, wyobrażając sobie jak by wyglądało bycie wolnym. Jakie było życie za wielkim ogrodzeniem? Czy naprawdę byli za nim źli ludzie? Czy mężczyźni naprawdę tylko chcieli posiąść i zniszczyć kobiety? Nie wiedziałam. Czasami wątpiłam w nauki Proroka Dawida, ale nigdy nie powiedziałam tego na głos. Nikt nie kwestionuje nauk- przynajmniej ci, którzy pragną uniknąć kary. Nie wiedziałam nic o życiu poza tymi ścianami, a po dzisiejszej nocy, moje obowiązki będą jako głównej żony. Nigdy nie będę w stanie odejść. Pocierając drżącymi dłońmi twarz, poczułam zawroty żołądka. Po prostu nie mogłam tego zrobić. A co gorsza, nie miałam bladego pojęcia, gdzie była moja starsza siostra. Siostra z krwi, Bella, która zniknęła kilka tygodni temu- żadnych oznak, żadnego kontaktu, po prostu zniknęła. Nikt mi nie powiedział, gdzie odeszła. Po zbyt wielu dniach ciszy, zaczęłam się obawiać najgorszego. Brat Gabriel coś wiedział. To jak na mnie patrzył, krzywo się uśmiechając, niemal triumfalnie, zdradziło to. Od kilku lat był ogarnięty obsesją na punkcie Belli, ale ona nigdy nie odwzajemniła tych uczuć. Mógłbyś zobaczyć w jego oczach, że chciał, by zapłaciła za obojętność w stosunku do niego. Tłumaczy: Karko_
61
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Ostre pukanie przerwało krnąbrne myśli. Siostra Ewa weszła do pokoju, ściskając girlandę świeżych, białych kwiatów w pomarszczonej dłoni. Zauważyła mnie na ziemi i podeszła. - Wstawaj, ty bezczelna dziewucho. Dlaczego nie jesteś w głębokiej modlitwie? Czy zdajesz sobie sprawę, jak ważna jest dzisiejsza noc twojego małżeństwa; ważna dla nas wszystkich? Zostałam szarpnięta z podłogi, gdy jej ręka chwyciła mnie za ramię i pociągnęła do pozycji stojącej. Siostra Ewa, jedna z dwunastu Pierwotnych i kobieta, której się bałam i najbardziej znielubiłam, była tu, aby pomóc mi w przygotowaniach. Uczucie niechęci było odwzajemnione. Zazdrość emanująca od jej dużego, starzejącego się ciała była tak intensywna, że zagęściła wilgotne powietrz wokół nas. Byłam jedną z czterech Przeklętych. Jedną z czterech kobiet klasyfikowanych, jako zbyt kuszące dla mężczyzn. Jedną z czterech, które były oddzielone od reszty gminy, jak to uważano, że szatan maczał palce w naszym stworzeniu. Nasza czwórka składała się z moich sióstr z krwi Belli i Maddie, naszej przyjaciółki Lilah i mnie. - Siostro Salome! Lepiej weź się w garść i ubierz. – Siostra Ewa szarpnęła mną i szepnęła do ucha. – W moich oczach nie jesteś godna Proroka Dawida, ale Bóg wybrał cię, jako siódmą żonę i nie mogę wątpić w objawienie. Pochyliłam głowę. Siostra Ewa była przełożoną i nie chciałem zmierzyć się z karą za nieposłuszeństwo. Baty, dużo, dużo batów. - Tak, Siostro, rozumiem. Natychmiast zacznę się ubierać. Podeszła do stołu i położyła na nim kwiecisty wianek, pachnący olejek waniliowy i białe ceremonialne sandały. Trzymała krawędź stołu przez kilka sekund zanim odwróciła się do mnie twarzą, usta miała zaciśnięte, wahanie widniało w jej postawie. - Będziesz musiała zachować szczególną ostrożność tego wieczoru, podczas waszej konsumpcji. Tłumaczy: Karko_
62
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Przełknęłam żółć podchodzącą mi do gardła. Prorok Dawid był chory. Ropa ciekła z ogromnych, ziejących wrzodów na całej jego skórze i zostałam poinstruowana jak się nim zająć, ale na samą myśl o obowiązkach, poczułam się chora. - Prorokowi Dawidowi, z powodu dolegliwości, trudno jest osiągnąć… podniecenie
seksualne.
Będziesz
musiała
podjąć
wielką
dbałość
w
przygotowaniu go na wasze połączenie tego wieczoru. Wasz związek zmieni los nas wszystkich i musi zostać opieczętowany na oczach Boga. Musisz zajść w ciążę by spełnić przepowiednię. Moje nogi zachwiały się na myśl o tym, co muszę zrobić. Prorok Dawid był po siedemdziesiątce, z dużą nadwagą i podobno pachniał… źle. Kiedy miałam trzynaście lat, oświadczył, że będę jego żoną, gdy osiągnę dwadzieścia trzy lata – Bóg oświadczył mu, kiedy był na wygnaniu z Zakonu. Mój los został przesądzony od tego dnia. Siostra Ewa chwyciła mnie za podbródek. – Rozumiesz, Salome? Schyliłam się. – Tak, Siostro. Skinęła głową. – Muszę iść do ołtarza. Wrócę za godzinę, aby poprowadzić cię do ślubu. Bądź gotowa. Z tym, wyszła z pokoju. Po raz kolejny osuwając się na podłogę, wznowiłam wpatrywanie się w długą suknię ślubną. Niepokój potęgował się w moim brzuchu na myśli, jakie zadanie będę musiała znieść. Nie miałam pojęcia, dlaczego zostałam uznana za godną, ale nie życzyłabym tego obowiązku nikomu innemu. Ubrałam się szybko w suknię po namaszczeniu olejkiem waniliowym nagiej skóry. Wyciągając włosy spod szala, umieściłam wianek kwiatów na głowie i podkradłam się do drzwi, szukając strażników apostołów. Korytarz był pusty, więc cicho przebiegłam hol i wyszłam na dziedziniec. Cały dom był pusty oraz cichy i potrzebowałam odetchnąć świeżym powietrzem. - Salome! – głośny szept zabrzmiał od zachodniej strony budynku. Obracając Tłumaczy: Karko_
63
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
głowę w poszukiwaniu, dostrzegłam Delilah. Unosząc rąbek sukni, podbiegłam do niej, zaprowadzając za wysoki mur z cegły, z dala od zasięgu wzroku. - Co ty tu robisz? Zostaniesz ukarana, jeśli cię znajdą! – Zerkając przez ramię, nie udało mi się natychmiast zauważyć czerwonych oczu Lilah i zaczerwienionej skóry. - Mae… - Lilah szepnęła, tym razem miękko, jej cichy głos wysłał dreszcze wzdłuż moich pleców. - Co? Co się stało? Lilah chwyciła mnie za ręce i ścisnęła. Od razu wiedziałam, co się stało. Bella. - Co się z nią stało? – spytałam cicho. - Ona… ona… Maddie i ja właśnie dowiedziałyśmy się gdzie jest przetrzymywana… Szarpiąc najlepszą przyjaciółkę, ponaglałam. – Gdzie? Gdzie oni ją trzymają? Zasysając drżący oddech, Lilah powiedziała. – Uwięziona… ale… - Ale co? - Mae, ona nie wyglądała dobrze. Spojrzała mi w oczy, ale jej wyraz twarzy nie był w porządku. Obawiam się… obawiam się, że ona umiera. Myślę, że ona tam już jest od dłuższego czasu. Kazano nam dostarczyć obiad strażnikom w nowym miejscu i… i my… zobaczyłyśmy ją, Mae. Mój boże… - Nie dokończyła zdania, zakryła usta bladą ręką. Czując jakby serce rozpadło się na dwie części, ruszyłam biegiem. - Mae! Spojrzałam za siebie i dostrzegłam Lilah biegnącą za mną. Wyciągając rękę, chwyciłam jej i spytałam. – Gdzie ona jest? Pokaż mi! Minęła długa chwila zanim odpowiedziała. – Zaprowadzę cię. Udałyśmy się do zadrzewionej ścieżki i minęłyśmy dwa ogrody. Czułam jak galopuje mi serce, puls walił, brzuch był zaciśnięty, a lekki pot zrosił czoło. Tłumaczy: Karko_
64
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Odwracając się w kierunku ołtarza, przeszłyśmy wzdłuż lasu, zamiast ryzykować i iść odsłoniętą ścieżką, która prowadzi do ceremonii i zgromadzonych oczekujących. Gdy zbliżyłyśmy się do końca lasu, zauważyłam kamienny budynek: kamienny budynek z małą czarną zakratkowaną bramą. I tuż za żelaznymi prętami ogrodzenia było ciało, niewielka sylwetka młodej kobiety leżąca twarzą w dół, bez ruchu. Szloch wyrwał mi się z gardła, gdy wypadłam z drzew, nogi samoczynnie się poruszały. Moja siostra. Zbliżając się do tylnej części budynku, niemal przekroczyłam linię drzew, gdy zostałam powalona i pociągnięte w stronę zasłony drzew. Starałam się uwolnić, drapiąc skórę osoby, która mnie powstrzymała. - Salome, to ja Delilah. Przestań! – szepnęła delikatnie, ale z siłą. Zamarłam, łzy spływały mi wzdłuż policzków. – Co oni jej zrobili? Ona się nie rusza! Delilah trzymała dłoń przy ustach, jej wargi drżały kręcąc głową ze smutkiem. – Nie wiem. Nie wiem, co jej się stało. Gdy przeszukałam obszar, nie widziałam strażników. Podbiegłam do pręt bramy. Ściskając grube stalowe pręty, szepnęłam. – Bella? Moja siostra leżała na ziemi, brudna i zakrwawiona, jej ciało było zbyt szczupłe, a czarne włosy poplątane. Drgnięcie jej palców zasygnalizowało, że usłyszała mój głos. Z boleśnie powolnymi ruchami i wielkim wysiłkiem, Belli udało się podnieść głowę zaledwie cal od kamiennej podłogi i wtedy zauważyłam pismo namalowane wzdłuż sufitu celi. - Apokalipsa Świętego Jana 2:20. – szepnęłam. - Jednak mam przeciw tobie to, że pozwalasz działać niewieście Jezabel, która nazwała siebie prorokinią, a naucza i zwodzi moje sługi, by uprawiali rozpustę, i spożywali ofiary składane bożkom.- Lilah wyrecytowała z pamięci i poczułam jak skręca mi się brzuch. Tłumaczy: Karko_
65
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Automatycznie położyłam dłoń na ustach. Co oni jej zrobili? Była taka chuda. - M-Ma… - Bella próbowała powiedzieć moje imię, ale jej głos prawie nie istniał. Starała się otworzyć oczy, ale były zbyt posiniaczone i opuchnięte, rzęsy były pokryte masą zaschniętej krwi. - Jestem tutaj, Bella. Boże! Jestem tu! – powiedziałam, dociskając się do żelaznych krat, wyciągając rękę tak daleko jak tylko mogę, by chwycić jej kościsty palec. Bella zrobiła wdech i usta wygięły się w niewielkim uśmiechu. – Cieszę się. – Zakaszlała i jęknęła z bólu, z trudem ledwie przesunęła ciałem. – Cieszę się, że znalazłaś mnie zanim będzie za późno. - Co oni ci zrobili? – syknęłam, gdy spojrzałam na poobijane ciało. Ogromne kałuże zaschniętej krwi pokrywały kamienną podłogę, jej sukienka na plecach została rozerwana a skóra była oznaczona głębokimi szramami od bata. Ale przód sukni… krew… Oh nie… oni… ja… nawet nie mogłam o tym myśleć, a co dopiero zapytać czy została wzięta wbrew jej woli. Siniaki pokrywały każdy cal jej ud. Odrzucone bicze opierały się o ścianę w kącie celi. - Nieposłuszna… - wyszeptała. Bella próbowała podpełznąć bliżej mnie, teraz w pełni trzymałam ją za rękę, gdy wspomogłam jej zmęczone ruchy. - Nieposłuszna, co… kto? – spytałam, kiedy przeniosła się tuż przy bramie, uśmiechając się słabo, gdy wdychała późno popołudniowe świeże powietrze, słońce rozgrzewało jej policzki. - Gabriel… nieposłuszna w moim obowiązku… by być z nim… oparłam się… powiedział, że byłam samolubna… - Jej brwi zmarszczyły się z zmieszaniu. – Nie… pamiętam reszty… wszystko jest rozmyte… Zasysając ostry oddech, szepnęłam. – Nie, siostro! Cichy szloch wymknął się jej z gardła, ale łzy nie spłynęły z opuchniętych oczy. – Nie pamiętam… niczego… myślę… że zostałam odurzona… ja… - Bella, tak mi przykro… Tłumaczy: Karko_
66
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
- Cii… to nie twoja wina… - krzywiąc się, przygryzając usta z bólu, Belli udało się przysunąć jeszcze bliżej, a następnie ułożyła się wygodnie, mówiąc. – Gabriel zawładnął każdą częścią mnie odkąd byłam dzieckiem: moją niewinność, ciało, ale nigdy serce. On nie jest wart mojej miłości, Mae. Uczniowie nigdy nie dali mi szansy znaleźć innego mężczyzny na świecie, który na to zasługuje. Gabriel jest zgorzkniałym i pokręconym potworem. Przyciskając brzuch do błota, nie dbając czy zabrudzę moją suknię ślubną, obniżyłam wzrok by spojrzeć prosto w spuchnięte niebieskie oczy siostry, oczu takich jak moje. – Bella, masz zbyt czyste serce. Jesteś dobrą osobą, bez względu na to, co on ci zrobił. - Masz rację, moja siostro, i spotkam się z naszym Bogiem z czystym sumieniem. – wychrypiała ledwie słyszalnym, chropowatym głosem. Moje mięśnie zacisnęły się i oddech przeszedł na krótkie ostre szarpnięcia. Spotkam z naszym Bogiem? Puszczając jej ręce, a następnie chwytając żelazne pręty, gorączkowo szarpałam bramę. Lilah dołączyła do mnie. Nawet pracując wspólnie, ani cal nie drgnęła. - Bella, wydostanę cię stąd… - zapewniłam ją, gdy mocniej potrząsałyśmy bramę, ale bez skutku. - Przestań… przestań… umieram, Mae… - Nie! – Zapłakałam z rozpaczy, gdy po raz kolejny opadłam na ziemię, Lilah tym razem zrobiła to samo. Wyciągając rękę ku jej kościstej dłoni, ponownie objęłam palce siostry i pocałowałam zranioną skórę na dłoni. - Chcę odejść, Mae. Chcę być z naszym Bogiem. Nie mogę tak żyć. – wyznała. - Nie, Bella, proszę… potrzebuję cię. - Myślę, że ona już długi czas jest przetrzymywana w tej celi. Maddie i ja słyszałyśmy jak strażnik powiedział, że to trwa od tygodni. Zbyt długo, Made. Bella jest ciężko ranna… ciężko… zraniona. – Lilah szepnęła. Tłumaczy: Karko_
67
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
- Gdzie jest Maddie? – nagle spytałam, strach pochwycił moje ciało na myśl, że moja młodsza siostra również została zabrana. Lilah przebiegła drżącymi dłońmi wzdłuż twarzy. – Brat Mojżesz zabrał ją na jego wspódzielenie się z Bogiem. Skrzywiłam się. Wróci jeszcze bardziej zamknięta w sobie. Za każdym razem, gdy Mojżesz zabiera ją, dla jego uwolnienia, coś jej robi. Maddie była skorupą: nigdy nie mówi, ledwo żyje. Była chodzącym duchem. - Proszę… - załkałam z frustracji do nikogo, ale Belli słabnący uścisk na mojej dłoni pokazywał mi jak odległa naprawdę była… to, że odchodziła. - Proszę… proszę zostań ze mną, właśnie, gdy ja… Kaszlnęła krwią; smuga czerwieni spłynęła na jej policzek. Ściskając powieki, pogłaskałam jej głowę pocieszająco. Z westchnieniem, zmusiła się do mówienia. – Muszę już iść, Mae. Muszę odpocząć. Jestem taka zmęczona… - Jej oczy odrobinę się otworzyły i z nowym zapałem, Bella ponagliła. – Gdy ostatni oddech opuści moje ciało, biegnij, siostro, biegnij… i biegnij. Łzy spływały swobodnie wzdłuż moich policzków i szepnęłam. – Kocham cię, Bella. Tak mi przykro… Ten mały, słodki uśmiech uniósł jej posiniaczone wargi na chwilę i powiedziała ściszonym głosem. – A ja ciebie, moja ukochana siostro. Bardziej niż wiesz… powiedz Maddie… do widzenia… Nie wiem ile czasu minęło, gdy patrzyłam jak jej pierś powoli unosi się i opada, ale wiedziałam, kiedy nadeszła chwila, gdy siostra mnie opuściła. Ręka opadła bezwładnie w mojej i upiorny bezruch sączył się z drobnego, skrzywdzonego ciała. Łza zsunęła się na mój policzek i poczułam jak Delilah od tyłu obejmuje mnie ramionami, pocierając plecy, próbując być wsparciem. Moje gardło było tak zaciśnięte, że gorączkowo drapałam skórę na szyi, szukając ulgi. – Delilah, nie mogę jej stracić. Jest moją rodziną, najlepszą Tłumaczy: Karko_
68
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
przyjaciółkę, oprócz ciebie i Maddie. Jest dla mnie wszystkim. - Wiem siostro, wiem. Ale taki jest Boży plan. - Salome, gdzie idziesz? Nawet nie wiedziałam, że wstałam i zaczęłam biec, dopóki ręka Delilah chwyciła mnie za ramię i zatrzymała – jej palce mocno ścisnęły materiał sukni ślubnej. - Czekaj! – nakazała. W odpowiedzi, chwyciłam ją za rękę i mocno pociągnęłam, żądając. – Chodź ze mną. Znajdziemy Maddie, potem odejdziemy. - Gdzie? - Na zewnątrz. Jej niebieskie oczy rozszerzyły się. – Gdzie na zewnątrz? - Na zewnątrz ogrodzenia. Nie mogę tu zostać. - Ale masz poślubić Proroka Dawida w ciągu godziny! Salome, nie bądź nieposłuszna inaczej zostaniesz ukarana. Nie zniosłabym tego. Maddie również! - Gabriel i Prorok Dawid zabili moją siostrę! Jak mam teraz poślubić proroka? Jak mam tu zostać, gdy on aprobuje takie kary? - Ale… ale… objawienie. Obchodzisz dzisiaj dwudzieste trzecie urodziny. Musisz wyjść za mąż dla naszego zbawienia. Wszyscy będziemy potępieni, jeśli tego nie zrobisz! Moja wrząca krew szybko ostygła i wcześniejsza wiara pękła jak lód na jeziorze. – Bóg może zabić Proroka Dawida a ten spłonąć w piekle! Wierzę w dobroć, nie poświęcenie. Wierzę w przebaczenie, nie zemstę. Bóg, w którego wierzę jest miłosierny i dobry. Nie widzę niczego takiego w proroku i uczniach. Gdzie było przebaczenie dla mojej siostry? Gdzie było współczucie sióstr dla naszych żyć? Mam już dość tego nędznego życia! To nie jest Boża droga; odmawiam w wierzenie w nią. Prorok Dawid ma zniekształconą czystą wiarę. Nie wierzę już w to, co on i jego wierni uczniowie mówią! Delilah sapnęła i cofnęła się. – Ty bluźnisz, Salome. Tłumaczy: Karko_
69
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
- NIE OBCHODZI MNIE TO! – Krzyknęłam, rozglądając się czy nie zostałam usłyszana. Delilah obserwowała mnie ze łzami spływającymi wzdłuż policzków, jej pierś unosiła się i opadała zdradzając strach. Unosząc ręce w geście poddania, błagałam. – Proszę, Delilah, ucieknij, chodź ze mną. Życie musi być czymś więcej niż to. Dla nas wszystkich. Pokręciła głową w tę i z powrotem. – Nie, na zewnątrz jest diabeł. Diabelscy prześladowcy. Czeka aż będziemy słabe- znasz nauki, ostrzeżenia. Na zewnątrz będziesz w niebezpieczeństwie. Zostaniesz ściągnięta z właściwej drogi. I Maddie… Maddie również z tobą nie odejdzie. Ona nawet nie lubi opuszczać naszej kwatery, nie mówiąc już o odejściu stąd! Myliła się, co do zewnątrz. Musiała. W tym miejscu nie było żadnej właściwej ścieżki. Skorzystam z szansy ucieczki, na zewnątrz ogrodzenia. - Muszę iść. Nie mów nikomu, że mnie widziałaś, proszę. - Salome, nie mogę kłamać. To jest grzech. Zostanę ukarana. Oczywiście, miała rację. - Więc zniknij na chwilę. Daj mi czas, by się uwolnić, cokolwiek - Ogrodzenie jest zbyt wysokie. Oni nie pozwolą ci uciec. Będziesz musiała przejść mile szorstkiego terenu, a potem gdzie pójdziesz? Nigdy nie byłyśmy na zewnątrz, Salome. Nie wiemy, co tam jest. Uczniowie znajdą cię. Oni zawsze znajdują tych, którzy próbują się uwolnić. – jej oddech szarpnął się. – Wiesz jak oni traktują dezerterów, Mae. Ja… ja nie mogę cię również stracić… - To wszystko może być prawdą, ale bez względu na to spróbuję. Wracaj do swojego pokoju i pozostań w ukryciu. Jeśli cię znajdą, nie kłam na temat tego, co zrobiłam. Najpierw ochroń siebie. Ochroń Maddie. – Podeszłam do mojej najbliższej przyjaciółki i mocno objęłam, zapamiętując jej pocieszający uścisk, po czym szepnęłam smutno. – Każdego dnia będę się za ciebie modlić. W końcu się zobaczymy, Lilah… powiedz Maddie… któregoś dnia, obie znowu się spotkamy… Odsunęłam się. Delilah cofnęła się w stronę kwater Przeklętych i szok, strach Tłumaczy: Karko_
70
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
oraz smutek wykrzywiły jej twarz. Uniosłam bose stopy i pobiegłam w stronę granicy ogrodzenia. Muszę odejść. Mówiłam sobie biegnij… biegnij… po prostu biegnij…
Tłumaczy: Karko_
71
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Rozdział 6 Salome Wypuszczając nagłe sapnięcie, otworzyłam oczy i wpatrywałam się w czarne drewniane niebo nade mną. Moja wizja pulsowała wokół krawędzi. To był sen. To był tylko sen… Chwilowe uczucie spokoju szybko odparowało, gdy wpatrywałam się w dziwny sufit i zesztywniałam, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie rozpoznawałam mojego otoczenia. W pokoju było ciemno i pachniał inaczej od wszystkiego, co znałam. Hmm? Opisując, coś jak skóra i olej? Spoglądając w prawo, ledwie otwierając powieki, zauważyłam mężczyznę stojącego przy długim stole. Miał długie brązowe włosy i wyjmował instrumenty lub pigułki z czarnej torby. Był odwrócony do mnie tyłem i obrazek widniał z tyłu jego skórzanej kamizelki. Przez kilka sekund walczyłam, by dostrzec obrazek, ale wtedy mój brzuch zacisnął się w rozpoznaniu – Szatan! Kontrolowałam oddech, starając zachować spokój, próbując skoncentrować zamglony umysł. Wdzięczna za małe łaski, ucieszyłam się, iż nie dostrzegł, że się obudziłam. Ale nagle odwrócił się do mnie twarzą i jego krótka brązowa broda znalazła się w zasięgu wzroku. Uczeń…? Mój umysł był mglistym bałaganem, gdy próbowałam sobie przypomnieć, dlaczego byłam w tak dziwnym miejscu. To był dzień moich dwudziestych trzecich urodzin… mój dzień ślubu z Prorokiem Dawidem… ale… ale… coś sprawiło, że uciekłam. Moje serce pompowało krew jak białe kaskady w piersi, prąd zapłonął pod moją skórą. Co to było? Co widziałam…? Brama… ciało… moja… Nie! Bella!
Tłumaczy: Karko_
72
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Bella… w tej celi… umierająca w komórce… pobita, zakrwawiona… zaniedbana. Powiedziała mi bym uciekła, gdy weźmie ostatni oddech. Nie mogłam jej uratować. Uciekłam… ale… ale… nie pamiętam reszty. Mój oddech przeszedł na krótkie, ostre szarpnięcia i próbowałam poruszyć ręką, ale coś wystawało z mojego ciała. Zaczęłam nerwowo stukać palcami. Nie pamiętam, co mi się stało, co doprowadziło mnie do tego łóżka, nieprzytomną, ale wiedziałam, że muszę odejść, uciec od tego miejsca. Zaczęłam liczyć. Jeden… dwa… trzy… cztery… pięć… i przesunęłam palcami po pościeli okrywającej moje ciało. Byłam ubrana w coś przypominającego szatę. Sześć… siedem… osiem… dziewięć… wzięłam głęboki wdech. Osiągając dziesiątkę, powoli uniosłam ciało, nogi miałam zbyt ciężkie. Umieszczając nogi na skraju łóżka, zacisnęłam mocno płaszcz wokół talii by chronić moją skromność i wylądowałam na chwiejnych nogach, ostry ból szarpnął za lewą łydkę. Nagle, dziwny człowiek odwrócił się; nagły ruch najwyraźniej zszokował go. Rzucił cokolwiek miał w rękach i posunął się do przodu, uniósł ręce, zaskoczenie widniało na jego twarzy. Rozejrzałam się: zestaw ogromnych drewnianych szuflad, jeden czarny skórzany fotel, czarne ściany, łazienka, łóżko. Czując ukłucie, obniżyłam wzrok i zauważyłam coś na tyle ręki, przewód podłączony do dziwnej jasnej torebki wiszącej na słupku łóżka. Wyciągając rękę, zerwałam igłę, krzycząc głośno, gdy przecięła ciało i strumień krwi spłynął wzdłuż ramienia. - Nie! Kurwa! Czekaj. Uspokój się. Jest… jest dobrze. – Człowiek próbował uspokoić mnie swoim głębokim głosem. Nie rozpoznałam go z gminy, ale bez wątpienia był uczniem. To oznaczało, że musiałam odejść. Zdałam sobie sprawę, że Gabriel musiał mnie wytropić. Ten człowiek był moim prześladowcą. Miałam zostać ukarana. Tłumaczy: Karko_
73
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Rozglądając się po pokoju, dostrzegłam drzwi po lewej stronie. Wyjście. Mężczyzna ruszył do przodu, jego słowa były wolniejsze i wyraźniejsze. - Proszę. Nie zranię cię. Przechyliłam głowę na bok. Był miły, nawet delikatny, ale wiedziałam, że to musiał być podstęp, diabelski podstęp. Przesunął ręką wzdłuż włosów i podwinął rękawy czarnej koszuli, odsłaniając ogromne, wypukłe przedramiona. Zatoczyłam się do tyłu, uderzając w twardą ścianę. Jego ramiona, Jego ramiona zdobiły odrazy diabła. Wpatrywałam się w nie. Nie mogłam przestać, gdy ciałem zawładnął strach. Spuścił wzrok by spojrzeć, co mnie tak przeraziło. Jego jasko-brązowe oczy rozszerzyły się, gdy skoncentrowały się na mnie. – Nie, kurwa! To nie to, co myślisz. Nie bój się mnie. Dożywotnie nauczanie włączyło alarm w mojej głowie: Szatan jest prześladowcą. Szatan cię złapie. Szatan zniszczy twoją duszę. Próbowałam dobrzeć do drzwi, moje stopy były powolne. Zbyt zmęczona, aby funkcjonować, miałam wrażenie jakby noga mi płonęła. Jakoś parłam do przodu, korzystając z faktu, że on był po drugiej stronie ogromnego łóżka. - Nie! Czekaj! Ah, cholera! Nie posłuchałam. Szłam do przodu. Chwytając klamkę, przeszłam na niepewnych nogach, zamykając za sobą drzwi. Kręta ścieżka w ciemnym, wąskim korytarzu została moim przewodnikiem, gdy schodziłam po schodach, używając ściany by nie upaść. Słyszałam ludzi na końcu korytarza i spojrzałam przez ramię, gdy mężczyzna przedarł się przez drzwi do sypialni, krzycząc bym się zatrzymała. Jego twarz była zdeterminowana i teraz mnie przerażał. To jak się skradał zaniepokoiło mnie. Próbowałam biec szybciej, ale zranione ciało protestowało za każdym krokiem. Duże stalowe drzwi oddzielały mnie od głosów ludzi- ludzi, którzy być może pomogą mi, lub nie. Nie wiedziałam, ale to był mój jedyny wybór. Z całej siły nacisnęła długą klamkę, pchnęłam do przodu, upadając na podłogę. Nogi w Tłumaczy: Karko_
74
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
końcu się poddały, wizja zamazała się, a głowa wirowała. Powoli uniosłam wzrok, pokój wydawał się przechylić na bok. Wiele par oczu skupiło się na mnie siedzącej nieruchomo na środku pokoju i ludzie zaczęli krążyć wokół. Dużo ludzi. Dziwnych ludzi. Przerażających ludzi. Wyglądało jakby wirowali. Chciało mi się płakać. Walczyłam ze szlochem. Może nauczyciele mieli rację. Może po tym wszystkim wylądowałam w piekle. Ściany ogromnego pokoju były głównie czarne, choć ozdobione obrazem po obrazie Szatana w piekle – ogień, krew, demony, bestie i ciemna rzeka rojąca się od straconych duszy. Ręką stłumiłam krzyk, gdy uświadomiłam sobie, że Prorok Dawid miał rację; na zewnątrz Zakonu było zło. Byłam chroniona, ale zbiegłam. Rozejrzałam się, zawroty głowy w ułamku sekundy odpłynęły. Wolne kobiety noszące skąpe ubrania dominowały w pokoju. Szorstcy, zaniedbani długowłosi mężczyźni noszący kamizelki dotykali je w bardzo intymnych miejscach a kobiety najwyraźniej zapraszały ich do takich prowokacyjnych działań. Nawet, kiedy na mnie spojrzeli, rozbawienie migotało w ich oczach, gdy zastraszali mnie z ich miejsc. Mężczyźni jak i kobiety uśmiechali się do mnie, niektórzy pozornie z życzliwością, inni w rażącym pożądaniu. Śmiertelny grzech. Drzwi za mną z rozmachem otworzyły się oraz uderzyły w ścianę i zamarłam – bierny jeleń otoczony przez stado lwów. Poczułam ciarki na ciele, gdy zbliżał się mężczyzna z sypialni. Wzdrygnęłam się z głośnym piskiem. Krzesła powoli szurały po drewnianej podłodze, hałas przepłynął przez tłum. Wiele głów zwróciło się w stronę źródła. - Kochanie, gdzie idziesz? – usłyszałam miękki kobiecy głos rozlegający się z drugiej strony pomieszczenia. Tłum rozstąpił się, ale nie zabrzmiała odpowiedź na jej pytanie. Wstrzymując oddech, czekałam, aż ten ktoś się ujawni. Wtedy wysoki, niezwykle zbudowany mężczyzna przedarł się przez ścianę ludzi, idąc prosto do Tłumaczy: Karko_
75
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
mnie. Jego twarde spojrzenie starło się z moim i nie mogłam odwrócić wzroku od jego dużych, piwnych oczu, szorstkich, zarośniętych policzków i czarnych zmierzwionych włosów, gdy górował nad moją skuloną osobą. Nie odważyłam się nawet oddychać. Choć wyglądał jak sam Szatan, był po prostu najpiękniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałam; zabójczo przystojny i najbardziej władczy mężczyzna, jakiego spotkałam. Przesuwając się do tyłu o kilka kroków, uderzyłam w nogi człowieka z sypialni. Klękając, przytrzymał mnie kładąc dłonie na ramionach. Jednak facet z piwnymi oczami zbliżał się, zatrzymując dwa metry ode mnie. Kucając, objął wzrokiem każdą część mojej twarzy, jego nozdrza rozszerzyły się i wypuścił długi oddech. Jego usta rozchyliły się nieznacznie, gdy zrobił wydech a za nim, ktoś zakaszlał. Rozproszony, jego oczy zwróciły się na bok i przestał się na mnie gapić. Położyłam dłoń na pulsującej głowie. To było zbyt dużo i nie mogłam się skupić. Serce waliło mi w piersi i czysty strach przejął kontrolę nad ciałem. Chciałam powstrzymać drżenie; jednak wyglądało na to, że niepokój je podsycał. Na pstryknięcie palcami, ktoś podszedł bliżej i wzdrygnęłam się. Facet z dużymi piwnymi oczami zaczął machać rękami, jednak w kontrolowanych ruchach. Potem ktoś nakazał. – Podejdź do niego. Co? Co się dzieje? Wyciągając głowę by śledzić głos, ujrzałam mężczyznę z długimi blond włosami sięgającymi ramion podchodzącym do przodu. – Uspokój się. Jesteś bezpieczna. – zapewnił mnie delikatnie. Miał miłe oczy i był bardzo przystojny. Ale to jest diabeł, przypomniałam sobie. Czarnowłosy mężczyzna przybliżył się, teraz zaledwie cal od mojej piersi. Nawet będąc osłabiona, jego zapach mieszał coś w moim brzuchu; był odurzający, niebezpieczny, ale odurzający. Tłumaczy: Karko_
76
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Uniosłam ostrożnie oczy i spojrzałam w jego, a ręce jego ponownie zaczęły się poruszać. - Nie masz się, czego bać. Nikt cię nie zrani. Masz moje słowo. – powiedział blondyn, nadal wpatrując się w ruchliwe ręce jego przyjaciela. Wyglądało jakby tłumaczył. Chciałam krzyknąć z zakłopotania. Nie rozumiałam, co się tu działo, nie rozumiałam gdzie byłam, z kim byłam, i dlaczego człowiek przede mną nie mówił. W mgnieniu oka, nagle przypomniałam sobie chłopca, którego spotkałam za ogrodzeniem, gdy miałam osiem lat. Również mówił swoimi rękami. Może jacyś ludzie na zewnątrz porozumiewali się za pomocą dłoni? Potarłam dłonią twarz i zamknęłam oczy. Byłam nieprzytomna, umysł wędrował do głupich, jałowych myśli. - Styx, facet. Co do cholery? Kim jest ta suka? Dlaczego ona tak wariuje? Skierowałam wzrok na mężczyznę z prostymi, długimi czarnymi włosami sięgającymi mu do połowy pleców. Jego rysy były tak odmiennie od moich, jego szerokość tak, tak… duża. Była prawie tak szeroki jak wysoki. Skórę miał karmelowo brązową, oczy niemal czarne, usta pełne. Dziwne czarne wzory były wyryte na całej twarzy… ogromny tatuaż wirujących czarnych linii i symboli. - Bull, kurwa nie teraz. – warknął blondyn, ale Bull zwrócił się do czarnowłosego mężczyzny. Facet z piwnymi oczami kucający przede mną miał na imię Styx? Styx pochylił się jeszcze bliżej i pozwoliłam mu. Miałam jakiś inny wybór? Nie byli mi obcy mężczyźni, którzy brali ode mnie to, co chcieli. Dowiedziałam się w bardzo wczesnym etapie życia, że człowiek jest zdolny do wszystkiego, aby przetrwać. Kładąc rękę na piersi, przesunął ją po sercu i blondyn stanął za nim. – Nazywam się Ky. On Styx. Znalazł cię za śmietnikiem kilka dni temu, wykrwawiającą się. Umierałaś. Pamiętasz?
Tłumaczy: Karko_
77
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Kilka dni temu! Spojrzałam na nogę, teraz okrytą bandażem, czując naprężającą się uszkodzoną skórę i mdlący ból, gdy szłam. Psy stróżujące. Oczywiście, pies stróżujący ugryzł mnie. Pies Gabriela poturbował lewą nogę, gdy próbowałam uciec. Byłam nieprzytomna przez kilka dni? - To jest budynek klubu, dla motocyklistów. Kaci. – Ky wskazał gestem pomieszczenie. Zmarszczyłam brwi. Jego twarz odzwierciedliła moją minę. – Wiesz, czym jest motocykl, tak? Motocykl? M-o-t-o-c-y-k-l. Słowo zabrzmiało w głowie, ale nie było znajome. Ktoś stojący z tyłu głośno się roześmiał, szydząc ze mnie. Styx powoli odwrócił głowę i spojrzał na drwiącego faceta, którego śmiech natychmiast zamarł. W tej chwili, bałam się go. Jego wyraz twarzy był intensywny, srogi, mroczne, ostre rysy twarzy stwardniały. Gdy poruszyłam się w uczuciu dyskomfortu, jego oczy ponownie na mnie spojrzały. Poruszył rękoma. – Nikt nie będzie się z jej śmiać, jasne? – Ky wyraził słowami wiadomość z odpowiednim naciskiem. Z jakiegoś powodu, zrelaksowałam się słysząc śluby Styxa dotyczące ochrony. Ky odchrząknął i kontynuował. – Motor jest maszyną, na której jeździsz, podróżujesz. Wiesz, co to jest samochód? Przytaknęłam raz. Nozdrza Styxa rozszerzyły się i usta drgnęły. - To jest jak samochód, ale z dwoma kołami zamiast czterech. – Ky wyjaśnił. W pokoju zapanowała śmiertelna cisza, gdy próbowałam sobie wyobrazić taką maszynę. Obracałam głową, spoglądając każdej osobie w oczy. Wszyscy byli tacy różni. Czułam się jakbym była w innym świecie, tak odmiennym od tego, które znałam. To był mroczny świat, grzeszny świat. Przypuszczam, że teraz byłam grzesznicą. Nie miałam już ochrony wielkiego ogrodzenia przed tym na zewnątrz.
Tłumaczy: Karko_
78
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Ładna blond włosa kobieta uśmiechnęła się, gdy przeniosła się na przód tłumu. Machnęła do mnie ręką, po czym zatrzymała się obok wielkiego łysego mężczyzny, biorąc go za rękę. Ogromnie mnie niepokoił. Miał na skórze najwięcej tatuaży ze wszystkich, nawet jego szyja i głowa były pokryte jasnymi, skomplikowanymi obrazami. Był groźny; w przeciwieństwie do kobiety, która wydawała się miła. Przypominała mi Delilah. Wzdrygnęłam się i prawie krzyknęłam. Lilah… Maddie! - Posłuchaj mnie. – Po raz kolejny spojrzałam na Styxa, gdy jego ręce rozpoczęły skomplikowany taniec. Głos Ky zabrzmiał jak na komendę. Znaczenie tego, co zrobiłam zaczynało przedzierać się przez bariery w głowie. Nogi zaczęły drżeć. - Pamiętasz mnie? – spytał Ky wskazując na Styxa. Czy pamiętam Styxa? Co za dziwne pytanie, pomyślałam w ogarniętym gęstą mgłą umyśle. Gdy spojrzałam w te duże, piwne oczy, Styx nagle wydawał się nerwowy. Spuścił wzrok i z niepokojem rozejrzał się po pomieszczeniu. Ludzie zaczęli szeptać, spoglądając na niego pytająco. Kobieta z długimi brązowymi włosami podeszła do niego, położyła rękę na ramieniu, a ten nie patrząc wstecz zlekceważył jej gest pocieszenia. Jej ładna twarz zasmuciła się i spuściła wzrok na ziemię. Styx ponownie poruszył rękoma, tym razem szybciej, ale tak jakby bardziej intensywnie. - Pamiętasz? – Ky naciskał. Ale nie mogłam oderwać wzroku od kobiety stojącej za Styxem, ani ona ze mnie. Widziałam jak wisiała nad facetem, którego chciała, by do niej należał. Tak samo siostra Ewa zachowywała się w stosunku do Proroka Dawida: tęsknie… nieszczęśliwie. Była zakochana w Styxie. Tłumaczy: Karko_
79
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
- Spójrz na mnie! – Ky warknął niecierpliwie, dając Styxowi głos. – Pamiętasz mnie? – Styx szturchnął się w pierś palcem. Przyjrzałam się jego twarzy. Był jeszcze większy niż na początku sądziłam, szyję i ramiona miał szerokie i silne, rękawy czarnej koszulki opinały wybrzuszone przedramiona. Ale te oczy… zielone usiane brązowymi plamkami… piękne. Oczy Styxa przypominały mi las, pełen kolorowych i opadłych liści. Patrzyłam jak przełknął, jego jabłko Adama podskoczyło, gdy zmierzył mnie wzrokiem. Ky westchnął z rozczarowania, przerywając chwilę i przykucnął, by szepnąć. – Styx, facet, to nie jest ona. Jest cholernie przestraszona. To i tak było mało prawdopodobne. Ona nie jest tą suką, którą widziałeś i pocałowałeś za ogrodzeniem tyle lat temu. Musisz w końcu odpuścić. Ogrodzenie? Pocałunek? Nie… chwileczkę! Czy to był… on? Niemożliwe… Styx westchnął i spuścił głowę, kuląc ramiona z rozczarowania, przytakując głową w zgodzie. Musnęłam palcami usta. Ten dziwny chłopak… ten pocałunek… Chłopak stojący przy ogrodzeniu, napierający na druty, gorączkowo wymachujący rękoma. Nie wiedziałam, co robił. Zbliżając się do chłopca, patrzyłam, gdy ponownie spróbował. Wzdychając, zamknął oczy, wziął głęboki wdech i spytał. – K-k-kim ty jesteś? – Nie mówił poprawnie. Słowa walczyły o ucieczkę z jego ust. Przechyliłam głowę, przyglądając mu się w milczeniu. Kim jesteś? Spytał mnie chłopak. Kim jestem? Pomyślałam zmęczona. Jestem Salome, urodzona kusicielka, Przeklęta. Właśnie zostałam wprowadzona do moich obowiązków, mojej służby dla sprawy. Pokazano mi jak pomóc starszym zbliżyć się do Boga, aby uwolnić od grzechu pierworodnego. Musiałam uciec na chwilę… oni mnie zranili. Nie powiedziałam tego chłopcu po drugiej stronie ogrodzenia. Tłumaczy: Karko_
80
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Zakazano mi mówić, więc tylko patrzyłam, blokując wcześniejsze wydarzenia. Nie wiedziałam jak on nas znalazł, dlaczego nawet tu był. Ale w tej chwili, nie obchodziło mnie to. Chłopak był dziwnie ubrany: czarne ubrania, miał dziwne metalowe bransolety na nadgarstkach. Był niebezpieczny z ciemnobrązowymi włosami i dużymi piwnymi oczami, najpiękniejszymi kolorystycznie oczami. - Co to za m-m-miejsce? C-c-czy ty tu mieszkasz? – chłopak zapytał cicho. Zsunęłam oczy na jego usta, ale nie mogłam mówić. Nikt nie mógł się dowiedzieć o Zakonie, dla naszej ochrony. Nie wolno mi było rozmawiać z chłopcami. To było zakazane, grzech, a on był obcy, jednym z nich. - P…p…proszę… j-j-jak masz na i-imię? - Nazywam się Sin. Wszystkie jesteśmy grzechami… Sapnęłam głośno. Styx był tym chłopcem? Nie… Przesunęłam wzrokiem po jego dziwnych czarnych ubraniach i wzdłuż srebrnych bransolet na nadgarstkach, metalowe bransoletki z wyrytym tym samym dziwnym wzorem. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Martwił się o mnie, chciał poznać moje imię… pocałował mnie. Potem już nigdy więcej go nie widziałam. Często odwiedzałam tą samą część ogrodzenia w nadziei, że jeszcze raz go zobaczę – zwłaszcza po tamtych dniach, – ale nigdy nie wrócił. Od tego czasu nigdy nie byłam całowana. On był moim sekretem… moim największym grzechem. Stał się dla mnie niemal snem. Unosząc drżącą rękę, delikatnie położyłam ją na jego policzku. Styx zassał oddech i spojrzał mi w oczy. Przybliżyłam się, tylko by upewnić się, że to naprawdę był on i jego usta rozchyliły wypuszczając krótki, nierówny oddech. Dławiąc się szlochem, rozszerzyłam oczy i zatoczyłam się do tyłu, rozpoznanie uderzyło mnie w sumienie. Pochwyciła reakcja na to, kim naprawdę był. Głęboko we mnie mieszały się uczucia, których nigdy nie znałam. To jest on. Mój River. Znowu mnie znalazł… Tłumaczy: Karko_
81
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Styx chwycił mnie za ramiona, po prostu patrząc i patrząc. - Znasz Styxa? – spytał Ky, wciąż za mną.10 Styx ścisnął mnie za ramiona, jakby zachęcając bym przemówiła. Opuściłam rękę, bawiąc się palcami i raz przytaknęłam. Styx zamknął oczy, uwolnił mnie spod swojego uścisku, pracując rękoma i Ky spytał. – Skąd? Powiedz mi skąd… bym był pewien, że to ty. Chciałam coś powiedzieć, ale byłam zbyt zdenerwowana i nie wiedziałam czy mogę ufać tym ludziom. Zbyt wiele obcych otaczało mnie w klaustrofobicznym kole i czułam się uwięziona. Myśląc o innym sposobnie na udowodnienie mojej tożsamości, powoli chwyciłam ręce Styxa i uniosłam je w górę jak wtedy, gdy dzieliło nas ogrodzenie. Wtedy owinęłam palec wskazujący wokół jego, tak jak on to zrobił wiele lat temu. Widziałam w jego zbitym z tropu wyrazie twarzy, że rozumiał. Uświadamiając sobie prawdę, przewrócił oczami, a następnie przesunął ręką wzdłuż włosów. Szok i niedowierzanie były wyraźnie wyryte na twarzy. Ky spojrzał na mnie dziwnie zanim powiedział. – Ja… ja nie mogę w to uwierzyć. To naprawdę ty? Kurwa! – Spojrzał zszokowany na Styxa. Styx oderwał ode mnie wzrok. – Kurwa! To jest ta cholerna pielgrzymująca suka! - Co to jest kurwa? Kim ona jest? Dlaczego wy dwoje zachowujecie się tak cholernie dziwnie jak jakieś cipy? – wysoki facet z płonącymi czerwonymi włosami spytał, gdy podszedł głaszcząc długą brodę. Styxowi stężała twarz. Podciągnął mnie do góry i ustawił obok siebie, ramieniem mocno obejmując i skrzywiłam się z bólu w pulsującej łydce. Jego palce poruszały się szybko. - Poza zasięgiem. Rozumiecie? Ona jest pod moją opieką, a reszta nie jest waszym pieprzonym interesem. Jeśli któryś z was znajdzie się w pobliżu jej, zabije. To jest pierdolona murowana obietnica. – Ky przetłumaczył. 10
Nie wiem skąd on tam się wziął. Najpierw był za Styxem a teraz za nią…
Tłumaczy: Karko_
82
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Wzdrygnęłam się na jego brutalne słowa, agresywny ton. Mężczyźni w pokoju zmarszczyli brwi i przyglądali mi się oceniająco ze zmrużonymi oczami, po czym w szoku przenieśli wzrok na Styxa. - Kim ona jest, Styx? Skąd ją znasz? – Ten sam kobiecy głos zabrzmiał na tle zrzędzących mężczyzn. Brunetka stanęła przed Styxem, jej ostrożne oczy oceniały nastrój tłumu. Styx ręką zablokował ją przed zbliżeniem się do mnie i krótko pokręcił głową. Jego twarz ponownie stała się poważna i nieustępliwa. - Styx… - szepnęła łamliwym głosem. Postępując do przodu, Styx poruszał szybko rękoma. Kobieta najwyraźniej rozumiała jego dziwne gesty. Jej oczy wypełniły się łzami i odwróciła się, odchodząc. Styx wziął mnie za rękę i ruszył w stronę korytarza, Ky krzyknął „Beauty!”, gdy Styx pokazał na kogoś wolną ręką. Spoglądając przez ramię, dostrzegłam mężczyzn i kobiety stojących nieruchomo w miejscu. Patrzyli jak odchodzimy, niewątpliwie z fascynacją. Brunetka również obserwowała mnie z tyłu pokoju. Łzy spływały jej wzdłuż policzków. Weszliśmy do sypialni, w której wcześniej się obudziłam. Styx poprowadził mnie do łóżka, naciskając za ramiona bym usiadła. Ładna blondynka weszła za nami do pokoju. Styx odwrócił się ku niej, mówiąc coś swoimi rękoma. - Są w pokoju Tanka. Przyniosę. Zostawię je pod drzwiami. – blondynka odpowiedziała. Odwróciła się i wyszła z pokoju. Zostaliśmy sami. Styx podszedł do czarnego fotelu naprzeciwko łóżka, usiadł i spojrzał na mnie. Jego dużo piwne oczy objęły każdy centymetr mnie a w odpowiedzi zaczęłam drżeć. Słowem się nie odezwał, ale te piwne tęczówki nie oderwały się ode mnie. Dziwacznie, cisza w pokoju wydawała się ogłuszająca.
Tłumaczy: Karko_
83
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Szukając rozproszenia od intensywnego wzroku, odwróciłam głowę by podziwiać ogromny obraz, który dominował na ścianie. Na obrazie była ogromna, dwukołowa maszyna. Olśniło mnie i uśmiechnęłam się. To musi być motocykl. Wstałam, podeszłam do obrazu, przesunęłam palcami wzdłuż czegoś na kształt ramy. Spoglądając z powrotem na Styxa, zobaczyłam, że nadal mnie obserwował, jego ogromna postać teraz pochylała się do przodu, opierając łokcie na kolanach. Z uśmiechem, wskazałam na obraz, a on podszedł i stanął obok mnie. Z przytaknięciem, potwierdził, że wiedział, o co pytam. Posyłając mu słaby uśmiech, odeszłam i usiadłam na krawędzi łóżka, nagle czując się bardzo zmęczona. Styx śledził każdy mój ruch. Prorok Dawid nauczył nas, że pragnienie rzeczy materialnych było grzechem, ale podobał mi się wyraz twarzy Styxa, gdy spojrzał na obraz motocykla. To wydawało się go uszczęśliwiać. Pocierając bolące oczy, czując się wycieńczona i pusta, wiedziałam, że wkrótce będę musiała zmierzyć się z ostatnimi wydarzeniami. Nie będę w stanie blokować ich przez wieczność. Styx wrócił do fotela, ponownie usiadł przede mną jakby mógł wyczuć mój niepokój. Uniósł głowę w pytaniu, pytając w milczeniu, co się stało. Wystarczająco długo starałam się ukryć otaczającą mnie rzeczywistość. Część mnie niemal udawała, że to był wyłącznie okropny koszmar, jeszcze większy, gdy siedziałam w tym dziwnym ciemnym pokoju ze Styxem. Jednak, przebłyski Belli, nieruchomej, pobitej, leżącej na podłodze w tej celi, dźgała mnie nieubłaganie w sumienie, przebijając
emocjonalne ściany. Pokręciłam
gorączkowo głową, próbując wyprzeć z głowy te przerażające sceny. Surowe kary były powszechne wśród moich ludzi, koniecznością, aby uniemożliwić innym zboczenie z drogi sprawiedliwości. Ale Bella była moją siostrą, nie mogła kochać Gabriela i to było jej upadkiem, jasne i proste.
Tłumaczy: Karko_
84
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Wolałabym żyć w wiecznym potępieniu tutaj na zewnątrz niż poślubić mężczyznę, który sankcjonuje nadużywanie moim prawdziwym ciałem i krwią. Niezgrabnie, Styx podszedł do mnie. Delikatnie przesunął kciukami wzdłuż policzków, ocierając wilgoć. Zajęło mi chwilę na uświadomienie sobie, że płakałam. Emocje były zakazane na terenie gminy, ale nie mogłam powstrzymać łez. Moja pierś zacisnęła się i chwyciłam go za nadgarstki, potrzebując wsparcia. Ciszę wypełnił mimowolny krzyk uciekający mi z piersi i pozwoliłam by zawładnął mną ból. Po raz pierwszy w życiu naprawdę płakałam. Styx usiadł obok mnie i ramieniem otoczył barki, sprawiając, że podskoczyłam. Uniosłam wzrok na silną twarz Styxa: te piwne oczy, duże miękkie usta, szorstkie policzki oznaczone kilkoma małymi bliznami. Jego język polizał srebrny kolczyk przekłuwający dolną wargę i duży zestaw dołeczków pojawił się na jego policzkach. Te mroczne, miękkie zagłębienia sprawiły, że wydawał się mniej… srogi, bardziej ludzki. Gdy ponownie spojrzałam na tego dużego, milczącego mężczyznę, tak różniącego się od chłopca, którego poznałam, poddałam się. To było wszystko, co wpajano mi, że było złe, ale nie mogłam przestać cieszyć się jego dotykiem. Jego silne ramiona otoczyły mnie, rozgrzewając, pocieszając, pozwalając poczuć się bezpiecznie. Trzymałam się mocno skórzanej kamizelki- pachniał skórą, mydłem, dymem i czymś jeszcze, czymś naprawdę… dobrym. Nigdy wcześniej nie byłam tak przez nikogo trzymana, uspokajana. Jedyny rodzaj uczucia, jaki kiedykolwiek otrzymałam był w tych dniach. Nawet wtedy, taki rodzaj dotyku był zabroniony. Styx poprowadził mnie za głowę ku zgięcia w jego szyi i wtedy zawładnął mną szloch. Płakałam przez długi czas, zanim poddałam się zmęczeniu i zapadłam w sen, wciąż niepewna czy byłam zwabiona do jaskini zła. Ale czułam się całkowicie i zupełnie bezpieczna w silnych ramionach jedynego chłopca, którego kiedykolwiek pocałowałam… Tłumaczy: Karko_
85
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Rozdział 7 Styx Przysięgam, że ten pieprzony drgający nos zniszczy mnie. Zasnęła w moich ramionach, jej miękki oddech muskał mnie w szyję. Po raz pierwszy w życiu mam gęsią skórkę. Pieprzoną gęsią skórkę. Przyciągając maleńką sukę bliżej, westchnąłem, zaciskając mocno oczy w agonii. Byłem tak kurewsko twardy, boleśnie twardy. Ona była tak cholernie piękna, iż nie mogłem uwierzyć, że była rzeczywiście prawdziwa. Zawsze zastanawiałem się jak będzie wyglądać, gdy dorośnie- zaokrąglona, z rozpuszczonymi włosami, błyszczącymi oczami- ale rzeczywistość była oszałamiająca. Trzymanie jej w ramionach było najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek czułem, a gdy jej mały nos drgnął jak u Sabriny pieprzonej czarownicy, krew spłynęła mi do fiuta i myśli o byciu w niej doprowadzały mnie do szaleństwa. Kurwa. Nawe nie znałem jej imienia. Opierając głowę o ścianę, jęknąłem. Weź się w garść, Styx. Jesteś Prez pieprzonych handlarzy bronią MC, a zachowujesz się jak pieprzona cipka. Suka jęknęła przez sen i przytuliła się do mojego torsu, jej mała ręka zacisnęła się na kamizelce, nogi nieznacznie ugięły się. Nie mogłem tego znieść. Jeśli przysunie się, choć o cal bliżej, stracę nad sobą kontrolę i wypieprzę ją na materacu. Zgarniając jej zbyt małą postać w ramiona, odsunąłem czarną pościel i położyłem ją pod nią, odsuwając jej włosy z twarzy, patrząc jak jej pełne usta unoszą się w spokojnym uśmiechu. Pieprzcie mnie, ona była bardziej niż piękna. Nawet w wieku jedenastu lat tak myślałem, ale teraz była czymś więcej niż cholerną dziesiątką.
Tłumaczy: Karko_
86
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Wychodząc z pokoju, zablokowałem drzwi i udałem się przez salon do baru. Tylko kilku braci zostało, większość wrócili do domu lub sypialni z ich dziwkami na noc. Lois najwyraźniej również się zmyła. Dobrze. Nie chciałem żadnych pytań kierowanych w moją stronę. I tak bym jej na nie, nie odpowiedział. Wchodząc za bar, nalałem sobie ogromną szklankę burbonu, Ky i Rider siedzieli przy stole, obserwując mój każdy ruch. Pit wbiegł do pomieszczenia i wskoczył za bar. – Cholera, Prez, zajmę się tym. – Machnąłem do niego, ale brat na serio traktował jego funkcje barmana, jedno z obowiązków kandydatów. Usiadłem obok Ridera i Ky’a, spoglądając im w oczy. - Prez. – pozdrowił Ky. Marszcząc brwi na skurwieli, widziałem jak poruszyli się na swoich miejscach – gadali. - Wypluj to. - mignąłem. Ky potarł dłonią usta. – Styx, facet. O co chodzi kurwa z tą suką? Pochylając się, spojrzałem w jego zdeterminowany wzrok, oczy drgały mi z irytacji. - Nie zamierzam się na nią rzucić. Chodzi mi o to, że ona jest ciemna, naiwna. Nawet nie wie, czym jest pieprzony biker, a nie mówiąc już o pierdolonym motocyklu! Nie mówi, patrzy na braci jakby wpatrywała się w twarz szatana. Pojawia się z nikąd, zakrwawiona. Nie wiemy skąd pochodzi lub czy ktoś chce jej z powrotem. Może mieć kłopoty. Jeśli już nie zauważyłeś, jesteśmy zbyt zajęci by radzić sobie teraz z tym gównem. Nie potrzebujemy więcej. Ky pokręcił głową jakby nawet nie rozpoznał faceta siedzącego obok niego. Faceta, który jest jego najlepszym przyjacielem od pieprzonych lat. – Federalni obserwują nasze tyłki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wychodzimy z nieśmiałą, posiniaczoną suką… wejdą na nas i żaden palant nie uwierzy w prawdę o niej. Wyruszamy w tygodniową drogę by odzyskać nasze terytorium. Nie potrzebujemy tego teraz. Tłumaczy: Karko_
87
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Pijąc na raz Burbona, smakowałem płynny, torfowy smak. Pozwoliłem alkoholowi znieczulić gardło. Powoli otwierając oczy, odłożyłem szklankę na stół i zanurzyłem ręce we włosach. To będzie… długi… pieprzony… dzień. - Gdzie ona teraz jest? – spytał Rider, gdy zacisnął czarną bandankę Katów wokół głowy. – Chcesz, żebym ją obejrzał? Kręcąc głową, wzdycham i gestykuluję, - Śpi. Rider przytaknął. Przysięgam, że skurwiel wyglądał na rozczarowanego. Następnie przesunął wzrokiem wokół pokoju zanim spojrzał na mnie. Wyglądał jak facet, który chciał coś powiedzieć. - Posłuchaj, Styx. Kiedy byłem młodszy i moi rodzice umarli, zostałem sam. Wędrowałem przez lata, na początku cholernie przerażony, potem cholernie szybko zmężniałem. Żyjąc na ulicy, wiesz? Ten klub był moją drugą nadzieją. - O czym ty mówisz, bracie? – spytał Ky, gdy położył rękę na ramieniu Ridera. - Tylko tyle, że ona może być teraz cholernie przerażona, ale może być w tym samym punkcie. Wychowałem się w ściśle religijnej społeczności. Nigdy wcześniej nikomu o tym nie powiedziałem. Nie czułem potrzeby. To już nie jest moje życie. Tak czy inaczej, gdy moi rodzice umarli, musiałem się nauczyć żyć na nowo. Straciłem wiarę, mój kościół, sieć wsparcia. Na chwilę zabłądziłem. Ponownie znalazłem rodzinę tutaj z Katami. - Myślisz, że ona jest Biblijną wariatką? - mignąłem. To miało pewien poważny pieprzony sens. Wzruszył ramionami. – Nie jestem pewien, Może? Tylko mówię, że to była moja droga. Ale ona od czegoś ucieka; to jest cholernie pewne. Pojawiła się tutaj zdezorientowana, niema, krwawiąca. Ma cytat wytatuowany na nadgarstku o końcu świata. Wygląda jakby potrzebowała ochrony. Najwyraźniej żyła w odosobnieniu. Nie ma cholernego pojęcia o życiu, jakby była zamknięta w izolatce przez dwadzieścia lat. Odchylając się, wpatrywałem się w pomalowany na brązowo sufit. Tłumaczy: Karko_
88
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Westchnąłem i potarłem głowę. - Co jeśli nie pojadę? Przejmiesz dowodzenie, a ja zostanę z suką, dotrę do sedna jej problemów?- Wskazałem i spojrzałem na Ky’a. Roześmiał się i pokręcił głową z niedowierzaniem. – Żartujesz sobie ze mnie, co? Pieprzyć to! Nawet o tym nie myśl, Styx. Jedziesz. Jesteś pieprzonym Prez! Czeczeńcy się ciebie spodziewają. Najpierw klub. Kurwa! Jeśli kiedykolwiek znowu zobaczę tych drani Rosjan poderżnę ich pieprzone gardła. Nie będzie mnie przez prawie pieprzony miesiąc, muszę jechać. Potrzebuję kogoś, komu mogę ufać. Ktoś, kto będzie jej pilnować, gdy mnie nie będzie, i poukłada sprawy aż do powrotu. Przeczyszczając gardło, spojrzałem na Rydera i wypuściłem powietrze. Zbladł. - Bierzesz za nią odpowiedzialność. Nie jedziesz na transakcje z Czeczenami. Zostajesz tutaj z nią. Będziesz ją chronił, aż do mojego powrotu. Patrzyłem jak przełyka, potem pokręcił głową. – Prez, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. - Nie pytam cię, bracie. To jest pieprzony rozkaz. Potrzebuję kogoś, komu ufam by pilnował jej, gdy mnie nie będzie. Kogoś, kto nie wypieprzy jej podczas snu. Jego twarz drgnęła. – Ja… ja nie wiem jak obnosić się z sukami, Styx. Nigdy nie wiem jak z nimi rozmawiać. Nie jestem odpowiednim facetem… - urwał przepraszająco. - Właśnie dlatego, jesteś odpowiedni do tej roboty. Gdy ona tu będzie, będziesz jej pilnować, doglądać jej nogę. Nie wiem, nauczyć ją gówna, zasad i innych. Cholera, czegoś o pieprzonym życiu? Wiesz, że bracia będą ścigać jej ogon skoro do nikogo nie należy. Nie mogę jej tu trzymać bez żadnej ochrony. Ostatniej rzeczy, jakiej potrzebujemy jest pieprzony gwałt. Ona już przeszła przez wystarczającą ilość gówna. - Prez… - przesunął dłońmi wzdłuż twarzy. Nie mam pojęcia, dlaczego facet Tłumaczy: Karko_
89
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
nigdy nie posuwał cipki. Nigdy nie pali, nie pije. Przez chwilę myślałem, że wolał fiuty, ale widziałem jak obserwował klubowe dziwki, pieprzył je wzrokiem. Tylko nigdy ich nie dotknął. Jego sprawa. Wszyscy zmagamy się z własnymi demonami. Dzięki temu ta postawa pomoże mi z Jane Doe. - Zrobisz to! Żadnych pytań. Jasne? - mignąłem agresywnie; kurewsko rozjaśniając sprawę. Rider zmarszczył brwi i poruszył się na fotelu. – Jasne. – zgodził się. Ky wstał ze swojego miejsca, jego twarzy była surowa. Przyniósł Patron za baru, ustawił trzy kieliszki, szoty, na stole i wypełnił je, nie patrząc mi w oczy. - Po prostu naprostujmy to, Styx. Ta dziewczyna jest z innego świata, gdziekolwiek to kurwa jest. Wątpi we wszystko, co jest w tej rodzinie, tym świecie. Oboje wiemy, że na dobre tu utknąłeś. Nigdy nie odejdziesz. Ma rację. - Odpuść sobie. - wskazałem, tracąc cierpliwość na widok VP i Ridera wiercących się na fotelach. Ky puścił to mimo uszu. - Tylko mówię, że musisz całkowicie skupić się na tej cholernej transakcji z Czeczenami. Stracimy ten interes i jesteśmy w dupie. Skoncentruj się na życiu w drodze. Mamy większe problemy niż dbanie teraz o jakąś religijną pielgrzymującą wariatkę. Jakby klub był cholernym przytułkiem. Co do cholery? Jak mogła dorosnąć do takiego wieku i nie mieć pieprzonego pojęcia o życiu? Ona może być wielkim problemem. Facet, zachowywała się dzisiaj jak dziecko. Pierdolony przedszkolak. Chcesz cipki, masz Lois by ssała ci fiuta. Trzymaj się tego gówna. Rider wypił jego tequilę i wstał niezgranie. – Idę do siebie. Szybko wskazałem Pitowi za barem, by również stąd spierdalał. Jak tylko usłyszałem zamykające się drzwi, odwróciłem się do Ky’a i pozwoliłam by złość rozluźniła mi gardło. – T-ty i ja jesteśmy b-b-braćmi, najlepszymi przy-przyjaciółmi, lojalnymi a-a-aż do samego końca, ale teraz zamknij się kurwa. N-n-nie p-podoba mi się gdz-gdzie ta rozmowa z-zmierza. Tłumaczy: Karko_
90
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Wstałem, górując nad nim, ale uparty skurwysyn nie przerwał kontaktu wzrokowego. Zaśmiał się bez humoru. – I co z tego? Zrobisz z niej teraz swoją starą? A może nową klubową dziwkę? Lois wypada, a wchodzi ta nowa suka Amiszka? Tak teraz będzie? Również codziennie będzie ssała fiuta? Będzie wspierać, gdy cię postrzelą lub jak wypieprzysz dziwkę tylko dlatego, że miałeś na to kurwa ochotę? To się nigdy nie stanie. Ona nie poradzi sobie z klubowym życiem. Kamizelki… i… jazda… nie poświęcaj klubu dla kawałka cipki. Chwytając go za kamizelkę, rzuciłem go na stół, puste szklaneczki rozbiły się na drewnianej podłodze. – Lepiej za-zamknij swoje p-p-p… - zacisnąłem zęby i zmusiłem się do mowy. – P-pieprzone usta! Nie z-zapominaj z kim rozrozmawiasz! Odpychając mnie, splunął. – Jasne. – Ky poprawił kamizelkę i pokazując mi środkowy palce, podszedł do drzwi, po czym nagle zatrzymał się, ręce zacisnął w pięści, gdy spojrzał przez ramię. – Inaczej się przy niej zachowujesz, facet. Mówię, że przebywając tutaj ta dziewczyna spierdoli… cię. Masz obsesję na jej punkcie, postradałeś cholerne myśli, jeśli twierdzisz, że ona tutaj należy. Chryste, bądźmy szczerzy. Straciłeś swój cholerny rozsądek w wieku jedenastu lat, gdy ją poznałeś i nigdy nie pozwoliłeś tej popieprzonej wielbiącej boga rzeczy odejść. Jestem twoim najlepszym cholernym przyjacielem, nie tylko pieprzonym VP. Pamiętam jak zmieniło cię wasze spotkanie. Ona nie jest idealnym aniołem, o którym fantazjujesz, Styx- jest wadliwa i kurewsko popieprzona przez wzgląd na rzeczy. Umieściłeś ją na nieosiągalnym dla ciebie piedestale. Nie bądź pierdolonym samolubnym kutasem, by postawić ją przed klubem, twoimi braćmi. - Ona nie poradzi sobie z tym, co robisz, rzeczami, którymi robisz, rzeczami, które musisz robić dla klubu. Pozwól jej odejść. Najpierw klub, pamiętaj. Nic innego. Będę cię kurwa obserwować, bracie. Zawsze będę twoimi plecami bez względu na wszystko. Tłumaczy: Karko_
91
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Z tym, odwrócił się i wyszedł, zostawiając mnie samego w opustoszałym barze w towarzystwie moich pochrzanionych myśli. Kurwa! Wypiłem kolejny łyk tequili, potem kolejny i kolejny, aż cisnąłem pustą butelką o ścianę. Wiedziałem, że mój VP miał rację. Najlepiej dla nie byłoby życie z dala od tego pochrzanionego miejsca…, ale chciałem jej odejścia tak bardzo jak pieprzonej dziury w głowie. Właśnie znowu ją znalazłem, ale okazało się, że zbyt cholernie późno. Znalazłem ją zbyt kurewsko późno. Hades już wciągnął mnie do piekła. Ona nie zasługuje na upadek razem ze mną. Zasługuje na czystego człowieka – a to nie jestem kurwa ja. Siedząc przy stole, wpatrywałem się w pusty pokój, przyjrzałem obrazom, które tak przestraszyły sukę kilka godzin temu. Próbowałem wyobrazić sobie oglądanie ich niewinnymi oczami- oczami, które jedynie widziały dobro, oczami, które nie powinny wzorować się na przykładzie mrocznego boga podziemi. Jakieś chore uczucia oplotły moje wnętrzności i wiedziałem, że nie zasnę tej nocy. Głowa pracowała na pełnych obrotach. Potrzebowałem
Tłumaczy: Karko_
fajek,
dużej
butelki
92
Beam
i
mojej
muzyki.
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Rozdział 8 Styx Dostałem pierwszą gitarę, gdy miałem sześć lat, ojciec powiedział mi, że jedynych rzeczy, jakich potrzebuję w życiu jest Harley, miłość starej i Fender. Kod, którym żyłem przez całe życie. Miałem Harleya, braci MC, pieniądze, gitarę – nie miałem starej, a Lois z pewnością nią nie zostanie. Dwadzieścia sześć lat, wiele dziwek zaliczonych, żadnych perspektyw na starą, ale od jedenastego roku życia para wilczych oczu ciągle nawiedza moje sny. Mówienie od zawsze przychodziło mi z trudem, ale śpiewanie i granie… cholernie
naturalnie
jak
oddychanie,
i
bez
żadnych
problemów
z
wydobywaniem słów. Nigdy nie czułem się bardziej komfortowo, niż gdy trzymałem gitarę w ręce a słowa wypływały z luźnego gardła jak pieprzony wiatr. Poruszałem strunami akustycznego Fender, stając się coraz bardziej i bardziej wkurzonym na zaistniałą sytuację. Przechodząc bezbłędnie z Cash to Waits11 potrzebując znajomą mroczną i bolesną melodię – pociągnąłem fajkę, upuściłem w popielniczce, stopy oparłem o stół, gdy stara piosenka wypłynęła z ust. „Cóż, mam nadzieję, że się w tobie nie zakocham, Bo zakochiwanie się jakoś mnie zasmuca.” Zaśpiewałem z zamkniętymi oczami, odcinając się na chwilę od świata, palcami tańcząc na strunach. Odpłynąłem, tylko by ujrzeć Jane Doe uśmiechającą się do mnie, nieśmiało w głowie. Czując płomień w piersi na ten obraz, otworzyłem oczy i, kurwa… siedziała na kanapie po mojej prawej stronie z podciągniętymi idealnymi nogami, wokół których owinęła ramiona, głowę opierała na kolanach, wpatrywała się we mnie swoimi wilczymi oczami… jakbym ją tu kurwa magicznie przywołał. 11
Imiona wokalistów
Tłumaczy: Karko_
93
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Natychmiast przestałem grać, ręce zamarły mi na strunach, niezdolny oderwać od niej wzroku. Patrzyła, delikatny rumieniec pokrył jej blade policzki. Przesuwając się do przodu i unosząc Fender, odwróciłem się by go odłożyć. Jednak, gdy byłem w połowie drogi do odłożenia gitary z powrotem na jej miejsce, dźwięk jej głębokiego oddechu przyciągnął mnie w jej stronę. Powoli otworzyła te pełne, różowe usta, czubek jej mokrego języka wysunął się i szepnęła. – Jeszcze raz. Przysięgam, że moje serce pominęło pieprzone uderzenie. Mówiła. Pochylając się do przodu, uniosłem podbródek, każąc jej powtórzyć. Głęboki rumieniec pojawił się na całej jej twarzy i przełknęła, przesuwając się nieznacznie, długie czarne rzęsy zatrzepotały jak pieprzone skrzydła motyla. - Jeszcze raz… proszę, zagraj jeszcze raz. Bardzo podobało mi się słuchanie twojego głosu. Co to był do diabła za akcent? Czubek jej nosa zmarszczył się i wiedziałem, co nadchodziło. Kurwa! I oto jest, delikatne drgnięcie zdradzając jej zdenerwowanie. Chryste, nie odrywając od niej wzroku chwyciłem gitarę, usiadłem wygodnie, wziąłem głęboki wdech, myśląc nad słowami, przy których przerwałem. „… I mam nadzieję, że się w tobie nie zakocham. Widzę, że jesteś samotna tak jak ja, i że już późno, Przydałby ci się jakiś towarzysz…” Łzy błyszczały w jej oczach, gdy śpiewałem każdy wiersz, zadowolony uśmiech unosił jej wargi. Kurwa. By jeszcze raz zobaczyć u niej taki wyraz twarzy lub usłyszeć jej głos, zaśpiewałbym „ Nad pieprzoną Tęczą” sopranem, gdyby chciała. Odchrząkając, zaśpiewałem końcówkę piosenki. „… I myślę, że właśnie się w tobie zakochałem…” Pozwoliłem ostatnim wersie zawisnąć w powietrzu, nasze oddechy były Tłumaczy: Karko_
94
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
jedynym dźwiękiem, struny drżały, aż wibracje uległy wyciszeniu. Patrzyłem na nią. Ona na mnie. Napięcie rosło. Przesuwając się, położyłem gitarę obok siebie, wziąłem fajkę i wypaliłem do końca, odkładając wiśniową końcówkę na stół. Obserwowała mnie, koniuszek jej nosa drgał i język polizał te pieprzone pełne usta. Chryste. Poruszyłem się nieznacznie i spróbowałem ukryć mojego twardego fiuta. Wszystko dobrze, skarbie? Wskazałem, ale zmarszczyła czoło i pokręciła głową. Cholera Siadając na skraju łóżka, ukryłem głowę w dłoniach i potarłem palcami skronie. Mogę to zrobić. Mogę do niej znowu przemówić. Zamykając oczy, próbowałem skupić się na gardle i rozluźnić je. Przypomniałem sobie jak wcześniej z nią rozmawiałem. Mogę to kurwa powtórzyć. Przynajmniej myślałem, że mogłem. Ale pyton nie chciał popuścić i byłem blisko morderczej złości. Wszystkie te cholerne lata oczekiwania by zobaczyć tę sukę ponownie, i pieprz mnie, nie mogłem nic powiedzieć. Nagle, miękka ręka dotknęła mojej i unosząc głowę, uśmiechnęła się i powiedziała. – Używasz swoich rąk do rozmowy? Wiercąc się, przytaknąłem i obserwowałem każdy jej ruch. - Bo walczysz z wypowiedzeniem słów? – przesunęła rękami wzdłuż szyi, jakby próbowała zrozumieć, dlaczego. Przytaknąłem. Skierowała wzrok na podłogę i znowu na mnie zanim powiedziała. – Przemówiłeś do mnie wcześniej, prawda? Spróbuj ponownie, proszę. Bardzo bym chciała usłyszeć twój głos. I ja kurwa również. Gdy spojrzałem w jej wilcze oczy, spróbowałem ponownie rozluźnić gardło, Tłumaczy: Karko_
95
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
nogą podrygując w pobudzeniu, drgając oczami, gdy miałem słowa na końcu języka i z głębokim wdechem, zmusiłem się do wypchnięcia. – T-t-ty s-słyszałaś muzykę w-w-wcześniej? Posyłając mi ogromny, zadowolony uśmiech, spuściła wzrok na podłogę, jej twarz była niemal zawstydzona. – Tak… tylko raz. Dłonie zaczęły mi się pocić i przesunąłem nimi wzdłuż dżinsów. Jej głos był tak cienki jak ona, ale to była najsłodsza cholerna rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem… i zbyt długo czekałem. Piętnaście pieprzonych lat by ponownie usłyszeć ten cholerny głos i okazuje się, że ona również czekała na mój. - T-t-ty m-masz i-imię? Zamarła, gwałtownie unosząc wzrok, przestała oddychać a intensywny strach zawładnął całym jej ciałem. - N-n-nie zranię cię, p-p-pamiętasz? P-p-powiedz mi swoje i-i-imię, kochanie. – Westchnąłem z ulgą, gdy słowa stały się wyraźniejsze. To była ona – pieprzony numer trzy. Mój cholerny cud. - Salome. – powiedziała niemal bezgłośnie. Pochyliłem się, przekonany, że się kurwa przesłyszałem. – C-co? - Salome. – powiedziała ściszonym głosem, głośno przełykając, wpatrując się w drzwi, potem na mnie i znowu na drzwi. Szykuje się do ucieczki. - C-c-czy wi-wiesz skąd to i-imię pochodzi, s-skarbie? – nie mogłem ukryć złości w głosie, czerwona mgła zasnuła umysł. Niebieskie oczy patrzyły wszędzie byle nie na mnie i spuściła głowę. – Tak. W wielu pismach mówią, że była bratanicą króla Heroda. Zażądała głowy Jana Chrzciciela na urodziny i zatańczyła taniec siedmiu welonów. 12 Jest przypomnieniem o kobiecym grzechu i kusicielką mężczyzn do czynienia zła. 12
W Biblii nie ma określenia na ten taniec. Współcześnie można go porównać do tańca brzucha.
Tłumaczy: Karko_
96
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Wszystkie kobiety urodziły się grzesznicami- kilka bardziej niż inne – i musi być nam ciągle przypominane, że jesteśmy powodem wygnania z Edenu. Urodzone z pierworodnym grzechem Ewy. Moje imię zapewnia, że ludzie ciągle będą świadomi tego faktu i abym nigdy nie zapomniała mojego miejsca w wielkim porządku życia. Co. Do. Kurwy? Wypluła to gówno jakby zostało wbite do jej mózgu, jak wiersz. Jej oczy straciły życie, głos uczucia, i całe jej ciało napięło się. Zaciskałem i rozluźniałem pięści, gdy wpatrywałem się niewidzącym głosem w jej twarz, przygryzając język przed krzykiem i skrzywdzeniem skurwiela, który odpowiada za zrobienie jej prania mózgu. Rider miał rację. Ona musi być z jakiegoś popieprzonego kultu, automatycznie wygłaszając takie gówna. Cholera, w Teksasie to nic nowego. Każdy pamięta Waco jakby to było wczoraj, i w tym miejscu jest mnóstwo skrajnych
religijnych
skurwieli,
mówiących
w
transie
i
codziennie
egzorcyzmując demony. Oczywiście, jako Kaci wiemy wszystko o takich kultach, zwłaszcza Davidians. Dziadek handlował bronią z tymi biednymi skurwielami, gdy wszyscy zostali usmażeni, dzięki uprzejmości kilku strzałom od dobrych starych ATF. 13 Dziadek zdobył piekielną kontrolę nad ich terenem, poszerzając wpływy Katów w Teksasie. Gdy w końcu mogłem się skupić, usłyszałem jęk skulonej Salome, zbierającej poły czarnego szlafroku i owijając go wokół jej drżących nóg. Jej oczy były ogromne, gdy wpatrywała się we mnie, czysty strach widniał na jej twarzy. Przysunąłem się w jej stronę, zauważając szarpnięcie jej ramion i subtelne drgania wokół oczu. Myślała, że zamierzam ją zranić.
13
Coś jak FBI
Tłumaczy: Karko_
97
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Uniosłem ręce do góry. – K-kurwa, s-suko, nie z-z-zamierzam cię sskrzywdzić. Jej głowa wisiała w poddaniu. To jeszcze bardziej mnie wkurzyło i zanim zdążyłem się powstrzymać, krzyknąłem. – N-n-nie k-kłaniaj m-mi się. U-u-u… - urwałem, koncentrując się na słowach i wciągnąłem powietrze. – Unieś swoją p-p-pieprzoną głowę! – powiedziałem na długim wydechu. Na
komendę,
uniosła
głowę,
całkowicie
posłuszna,
zmieszanie
promieniowało z jego sztywnego ciała. – Cz-czego ode mnie chcesz? – wyszeptała, szczękając zębami, twarz miała popielatą, a dłonie płasko przyciskała do podłogi. Ledwie usłyszałem jej pytanie, krew szumiała mi w uszach, niemal zagłuszając jej miękki głos wydobywający się z wyczerpanej osoby. Jej całe ciało trzęsło się ze strachu. Obniżając się do jej wysokości, zapewniłem. – N-n-nie wz-wz-wzdryganie się przy każdym moim r-ruchu by-byłby ch-ch-cholerie p-pieprzonym dobrym ststartem. – uniosła głowę, patrząc na mnie nieufnie, ale przestała się trząść a jej pełne różowe usta uformowały się w małe, zmieszane O. Pocierając dłońmi twarz, przesunąłem palcami przez włosy. Gdyby ona była jakąkolwiek inną suką, chwyciłbym ją i na śmierć bym zacałował, uczynił swoją, pieprzył aż by wiedziała, że nie zamierzam zranić cholernego włosa z jej głowy. Ale ona nie była jak inne suki. Wpatrywała się we mnie jakbym zamierzał ją posiniaczyć tylko dlatego, że wkurzyłem się na jej gówniane imię. Wyciągając rękę na stół, wziąłem papierosy, ignorując jej wzdryganie się i ochronne objęcie ramionami. Szczerze, mam ochotę kogoś zabić; byłem kurewsko wściekły. Chwyciłem szluga między zęby i zapaliłem zapalniczką wyciągniętą z kieszeni. Zaciągając się, zamknąłem oczy, opierając się o kanapę, mentalnie nakazując sobie spokój. Sekundę później otworzyłem oczy i Salome bezmyślnie bawiła się palcami, jej nos drgał i przygryzała wargę. Tłumaczy: Karko_
98
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Jęcząc, przesunąłem się przed nią- tuż przed nią – ścierając się z jej przerażonym wzrokiem. – P-p-posłuchaj, k-kochanie, w-wściekłem się na twoje i-i-imię. – potarłem gardło, zmuszając je do relaksu. Czułem jak oczy ponownie mi drgnęły. – Nie wi-wiem sk-skąd j-jesteś lub kto miał kurwa cz-czelność nazwać się S-S-Salome, ale n-n-nie powinnaś tak mieć na i-imię. J-ja nigdy nnie będę ci-ci-cię tak na-nazywać. To zbyt g-g-gówniane imię dla p-p-pięknej suki jak t-t-ty, p-p-pieprzona obraza. J-j-jasne? Przytaknęła, kącik jej warg drgnął. Kurwa. Wziąłem kolejne pociągnięcie papierosem, gdy powiedziała. – Mae. Przekrzywiłem głowę, wpatrując się w nią, gdy poruszyła się nerwowo w fotelu jakby zamierzała przyznać, że popełniła morderstwo. - Moje siostry, w tajemnicy, nazywały mnie Mae. My również nie lubiłyśmy tych obraźliwych imion. – Mały, nieśmiały uśmiech uniósł jej różowe usta. Tak, więc po tym wszystkim miała jakieś pieprzone przebłyski. Powoli przesuwając rękę, splotłem jej palce ze swoimi. Sapnęła, ale nic nie zrobiła. Wpatrywałem się w dwie złączone dłonie i uśmiechnąłem się pod nosem. Pieprzyłem wiele dziwek w życiu, zrobiłem wszystkie popieprzone pozycje, jakie można sobie wyobrazić, wsadzałem fiuta w każdą dziurę, próbowałem każdej używki, piłem każde whisky, ale nic nie mogło równać się z jej małą bladą ręką owiniętą wokół mojej; nawet w przybliżeniu. I zabijała mnie wiedza, że ona tutaj nie należała. Po raz pierwszy w życiu, chciałem być dla kogoś właściwą osobą, a dla niej bycie częścią tego klubu, częścią mnie, nie będzie dobre. - Styx? – moje imię wydobyło się z jej ust. Chryste, niemal przestałem oddychać. Unosząc wzrok, zobaczyłem jej zmarszczone brwi; wiedziała, że coś jest nie tak. - S-s-skarbie… - wyszeptałem. - Dobrze się czujesz? Zbladłeś. Tłumaczy: Karko_
99
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
Wzdychając, przesunąłem naszymi palcami wzdłuż policzka. Zassała oddech i wyznałem. – Ja… n-nie mogę cię z-z-zatrzymać. Jej ręka drgnęła. – Chcesz, żebym odeszła? – wyszeptała, wysuwając rękę i kładąc na kolanie. Pochylając się, chwyciłem jej nadgarstki dużymi rękami i przyciągnąłem do siebie. Nie miała wyboru jak usiąść mi na kolanach. Wciąż na nią nie patrzyłem, ale oparłem czoło o jej ramię. Czucie jej przy sobie było tak cholernie właściwe. - J-j-jesteś zbyt n-niewinna dla tego życia, M-mae. N-n-nie jesteś bezbezpieczna. N-nie wiesz jak w tym f-f-funkcjonować… za cho-cholerę. Mae milczała przez dłuższy czas, a następnie wyznała cichym głosem. – Czuję się z tobą bezpieczna. Nie znam tutaj nikogo innego, na zewnątrz, a nie mogę wrócić do tego miejsca z którego pochodzę. – Jej małe ciało drgnęło jakby na samą myśl poczuła ból. – Proszę nie zabieraj mnie tam z powrotem, proszę! Nie do nich! W końcu uniosłem wzrok na jej zdruzgotaną twarz. To bolało bardziej niż cios maczetą w pierś, jaki otrzymałem w zeszłym roku podczas wojny z Meksykanami. Cholera! Chwytając jej drżącą rękę, powiedziałem. – N-nie zrobię tego, a-a-ale gdzie, k-kochanie? Gdzie n-nie możesz w-wrócić? - Tam skąd pochodzę. – powiedziała wymijająco. - O-ogrodzenie? Miejsca z-za tym o-ogrodzeniem? O t-tym m-mówisz? Przytaknęła milcząc. Objąłem dłońmi jej twarz. – J-jesteś z-zbyt niewinna dla tego życia. Znznienawidzisz mnie, jeśli zo-zostaniesz. - Wierzę w przebaczenie. Nigdy nie znienawidzę, a zwłaszcza ciebie. – powiedziała ściszonym głosem. - B-będę s-szczery, kochanie. Nie-nielegalnie handluję bronią za p-pieniądze i p-piję zbyt d-dużo, może n-n-nigdy nie przestanę. – Upewniłem się, że mam jej Tłumaczy: Karko_
100
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
pełną uwagę na ostatnią część. – Zabiłem l-l-ludzi. Nawet to l-lubiłem, i… wiedziałem, że tym zrzucę na siebie ostateczną śmierć. – z-zrobię to ponownie. Potrzebujesz kogoś do-do-dobrego, kto się o ciebie za-zatroszczy. T-to nie jestem ja, kochanie. Ju-jutro m-muszę wyjechać w i-interesach. Poporozmawiamy, kiedy w-wrócę, coś w-wymyślimy. Jej oddech przyśpieszył i cholernie mocno chwyciła mnie za nadgarstki. Na drżących nogach, Mae wstała i zsunąłem dłonie z jej twarzy. Patrzyłem jak podchodzi
do
tylnych
drzwi
prowadzących
do
mojego
mieszkania.
Znieruchomiała i spojrzała na mnie przez ramię. – Masz w sobie światło, Styx, i czuję jego blask jak promienie popołudniowego słońca. Jest piękne. Jesteś dobrym człowiekiem. Kurwa. Co do cholery miałem począć z tym gównem? - Jestem naprawdę szczęśliwa, że znowu cię zobaczyłam. Często o tobie myślałam, chłopcu za ogrodzeniem, chłopcem z zewnątrz… chłopcu, który skradł mój pierwszy i jedyny pocałunek, a wieczorami modliłam się o twoje bezpieczeństwo i szczęście. To rytuał, który na zawsze będę kontynuować. Mae westchnęła i podeszła do mnie powoli, mogłem zobaczyć rozdarcie na jej twarzy, ale nie wiedziałem, z jakiego kurwa powodu. Po kilku sekundach, stanęła przede mną, powoli pochyliła się i złożyła delikatny pieprzony pocałunek na policzku, przysuwając się do ucha i powiedziała. – Na zawsze będę ci wdzięczna za uratowanie mi życia, Styx oraz tak doskonały śpiew i grę na gitarze. Okazałeś mi więcej współczucia w ciągu tych kilku dni niż otrzymałam przez całe życie. Zaśmiała się i to był najczystszy, najpiękniejszy dźwięk jaki kiedykolwiek usłyszałem. – Może tego nie wiesz, ale w dwóch najczarniejszych momentach w moim życiu, pokazałeś się. Mówisz, że nie jesteś tą dobrą osobą, która mnie ochroni, ale już to zrobiłeś. Dwa razy uratowałeś mi życie. Sięgnąłem po jej rękę, nie wiedząc do diabła mam robić, gdy głos dochodzący przy drzwiach zwrócił moją uwagę. Tłumaczy: Karko_
101
Beta: Patka
Tillie Cole
Hades Hangmen # 1
It Ain’t Me, Babe
- Styx? Lois przyglądała mi się z Mae, jej oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyła jak trzymam ją za rękę. Unosząc brodę w jej stronę, podniosłem rękę i mignąłem by czekała na mnie w klubowej sypialni. Zawahała się przez chwilę, ale odeszła i usłyszałem jak drzwi do mojego pokoju cicho się otwierają i zamykają. Spoglądając z powrotem na Mae, powiedziałem. – Muszę i-iść. – z rozczarowanym uśmiechem, utykając wyszła z pokoju. Biorąc gitarę, udałem się wzdłuż korytarza mijając drzwi prowadzące do sypialni braci i zapukałem do ostatnich. Po kilku sekundach, Rider otworzył drzwi, w połowie ubrany pocierał zaspane oczy i spytał. – Prez? - Przenieś ją z mojego pokoju do twojego. Ty zostaniesz u siebie w domu. Nie pozwól nikomu do niej się zbliżyć podczas mojej nieobecności. Jasne? – mignąłem. Ridera oczy rozszerzyły się, ale tylko przytaknął głową w akceptacji. - Gdzie ona teraz jest? – spytał Rider, wysuwając głowę zza drzwi i zerkając na korytarz. - W moim pokoju. Idź po nią. Bracia wyjeżdżają o brzasku. Wypuszczając długi oddech, wrócił z powrotem do siebie i założył podkoszulek, kamizelkę oraz dżinsy. Gdy odwrócił się, uświadomiłem się, że wciąż stałem w miejscu i przyglądałem mu się jak pieprzony natręt. Okręcając się, poszedłem do mojego pokoju, w którym czekała naga Lois, patrząc na mnie dziwnie. Przesunąłem rękami wzdłuż włosów i wziąłem głęboki wdech. Kurwa! Potrzebowałem
Tłumaczy: Karko_
Lois,
by
wypierzyć
102
Mae
z
cholernej
głowy.
Beta: Patka
Rozdział 9 Salome Mae Rozległo się ciche pukanie do drzwi i pomyślałam, że Styx zmienił zdanie. Podchodząc do drzwi, zacieśniłam szlafrok i odblokowałam zamek. Gdy lekko je uchyliłam, ujrzałam stojącego przed sobą zarośniętego mężczyznę z wcześniej. Spojrzał na mnie swoimi dużymi brązowymi oczami i uniósł podbródek. - Mogę wejść? Odsuwając się od drzwi, próbowałam trzymać się prosto ale czułam rwanie w łydce od zbyt częstego chodu. - Usiądź. – rozkazał, widząc mój dyskomfort. Ostrożnie przycupnęłam na końcu łóżka i ten uklęknął przede mną. Uniósł wzrok znad niemożliwie długich rzęs. – Czy mogę obejrzeć twoją nogę? Rozszerzyłam oczy. Musiałabym unieść szlafrok i odsłonić się. - Jestem lekarzem. Zająłem się tobą, opatrzyłem. Mam na imię Rider. Musiał dostrzec mój szok. – W poprzednim życiu, byłem żołnierzem i medykiem. Jesteś w dobrych rękach. Nie skrzywdzę cię. Schylając głowę, praktycznie zdenerwowany, wrócił do pracy. Wydawał się szczerze zatroskany moją osobą. Nie miał aż tak ostrych rysów twarzy jak Styx, nie mówił tak gwałtownie. Czułam się dziwnie swobodnie w jego towarzystwie, ale jego krótka broda wyglądała zbyt podobnie jak u uczniów by podnieść na duchu. Jednak osobowość Ridera była zupełnie inna, zachowywał się wobec mnie uprzejmie. - Nazywam się Mae. – powiedziałam cicho. Uniósł głowę, nieśmiały uśmiech majaczył na jego ustach. – Miło mi cię poznać, Mae. – odpowiedział grzecznie. Potem zesztywniałą ręką odgarnął
swoje brązowe, sięgające ramion włosy. Odchylił się i cicho zapytał. – Mogę sprawdzić twoją nogę skoro teraz znam twoje imię? Przytakując, uniosłam szlafrok pochylając głowę z zakłopotaniu. Odsłaniając bandaż, ujrzałam pod nim spływającą cienką stróżkę krwi. Duże dłonie Ridera niczym pióra poruszały się na łydce gdy odwiązał bandaż, pozwalając mi po raz pierwszy zobaczyć ranę odkąd obudziłam się. - Leczy się naprawdę dobrze. Zaaplikuję trochę więcej maści; zmienię bandaż. – Rider wstał i podszedł do ogromnej medycznej torby, którą położył na stole. Nałożył maść, silny zapach palił mnie w nos. Potem założył nowy bandaż, lekarstwo wypleniło ze mnie trochę skrępowania. Gdy zamknął torbę, odwrócił się, opierając o stół ze skrzyżowanymi ramionami i spojrzał na mnie. Opuściłam wzrok na podłogę, nie wiedząc co odpowiedzieć, gdy przemówi. - Zabiorę cię do mojego pokoju, Mae. Będę cię pilnować podczas nieobecności Styxa. Z pewnością ujrzał szok w moim spojrzeniu i podszedł do mnie siadając na łóżku. – Rozmawiałem o tym ze Styxem. Jutro rano wyjeżdża na długi okres czasu. Nie będzie go tutaj by cię chronić. Więc przeniesiesz się do mojego pokoju i będę cię pilnować, aż wróci. Poczułam uścisk w żołądku. – Jeśli jestem takim obciążeniem, mogę odejść. Nie chcę przebywać tam, gdzie mnie nie chcą. - To się nie stanie, Mae. ATF siedzą nam na plecach, FBI mają wielką ochotę zmieszać nas z błotem. Rozesłali agentów aż do Austin by obserwowali nas przez całą dobę. Wyjaśnianie twoje rany i brak pieprzonej wiedzy o życiu nie zrobi nam żadnej przysługi. Klub ma zbyt wielu wrogów by ryzykować teraz nalotem. Zbyt wielu skurwieli czeka by przejąć nasz teren. Zostaniesz tutaj skoro Styx tak powiedział. I znając Prez, najlepiej jeśli postąpisz wedle jego słów. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Tak naprawdę nie wiedziałam kto
obserwował kompleks czy zrozumiałam większość tego, co powiedział, ale wiedziałam jedno: byłam w pułapce… znowu. Przeszłam z jednego ogrodzenia do drugiego. Rider tylko wzruszył ramionami na moją zimną reakcję. Wstając, wyciągnął rękę. – Chodźmy. - Nie będę z tobą spać. Jesteś obcym. Nie oczekuj niczego ode mnie. – ostrzegłam drżącym głosem. Wybuchnął śmiechem, ogromny uśmiech rozświetlił jego twarz. – Choć kusząco to brzmi cukiereczku, to nie jest moim planem. Nie zamierzam gwałcić suk, które nie mają pieprzonego pojęcia o życiu. To jest prywatne mieszkanie Styxa i wynosimy się stąd. Zatrzymasz się w moim pokoju. Ja zostanę w domu. Nie zamierzam dobrać się do twojej cipki. Opadła mi szczęka. Naprawdę szokującym było jak prostacko wyrażali się ci mężczyźni. Ich słowa były brutalne, ale jak dotąd zachowali się całkiem uprzejmie. Z ciężkim westchnieniem, wstałam i podążyłam za Riderem z powrotem do klubu i jego pokoju. Był skromny ale czysty. Zdjął pościel i z szuflady wyjął świeżą ale przebarwioną starą powleczkę. Rider wzruszył ramionami przepraszająco. – To niezbyt wiele, ale lepsze niż nic. Owijając ramionami talię, spytałam. – Dlaczego to robisz? - Co? – spytał zmieszany. - Pomagasz mi. Dbasz o mnie? Rider stanął obok mnie, jego krótka, szorstka broda zakrywała to, co wyobraziłam sobie przyjazną twarzą. – Z rozkazu. Poczułam uścisk w żołądku. Nie podobało mi się uczucie bycia problemem, z którym musieli sobie radzić. Rider westchnął i oparł się o ścianę. – Po prostu powiedzmy, że odpłacam się. – uśmiechnął się nieznacznie na moje zdezorientowanie. – Kilka lat temu byłem w podobnej sytuacji. Klub wyciągnął mnie z tego. Mam swoje powody by ci
pomagać, które nie powinny cię martwić. Jedynie co musisz robić to zdrowieć. W porządku? Wypuściłam stanowczy oddech, przytaknęłam i przywlekłam zmęczone ciało do ogromnego łóżka i opadłam na nie. – Wygląda na to, że nie mam wyboru. Ale pomimo tego jestem ci wdzięczna za pomoc. Po chwili, Rider wyszedł i po raz pierwszy w życiu położyłam się na prawdziwym łóżku. Jako Przeklęta, kazano mi spać na twardym materacu na ziemi. Otoczona komfortem, szybko zapadłam w niespokojny sen. Próbowałam przekonać się, że wizje Proroka Dawida, Gabriela czy nawet mojej biednej Belli odciągały mnie od spokojnego snu. Ale to było kłamstwo. Styx. Nie mogłam przestać myśleć o Styxie.
Rozdział 10 Mae Miesiąc później.. Skończyłam zakładać długą czarną sukienkę i rozpinany sweterek, które dała mi Beauty i usiadłam na łóżku. Biorąc Biblię, którą dał mi Rider, kontynuowałam czytanie i nie mogłam powstrzymać westchnienia. Stało się oczywistym, że Zakon nie podążał zgodnie z naukami. To nie była książka, którą czytaliśmy, uczyliśmy się… wierzyliśmy z całych naszych serc. Było jasne, że Prorok Dawid używał fragmentów i wersów, które przekształcił na swój cel i ideologię. Nie wiedzieliśmy… moi ludzie żyli w niewiedzy. Czułam irytującą falę gniewu na to jak wyglądało całe moje życie. To było jak marnotrawstwo. Dwadzieścia trzy lata życia w kłamstwie. Życia pod ścisłymi zasadami i surowymi mężczyznami. To prawie doprowadziło mnie do łez. Jednak moje życie w ostatnim miesiącu było tak inne. W zakonie dni były trudne i przyziemne, ale przypuszczałam, że miałam cel: służyć braciom na każdy sposób wedle ich uznania. W klubie Katów, dni i noce spędzałam zamknięta w pokoju Ridera, zdrowiejąc i ukrywając się od świata po drugiej stronie drzwi – bez celu. Tylko w określonych porach pozwalano mi wyjść z pokoju – gdy kobietom pozwolono przebywać w kompleksie – przeważnie w piątkowe i sobotnie wieczory. Podczas dwóch krótkich wypraw do salonu z Riderem przyklejonym do boku, przeraziłam się. Większość mężczyzn udali się w drogę ze Styxem, ale kilku zostało by chronić związek. Mężczyźni, których zobaczyłam używali kobiet w nieopisanych sposobach, kobiet, które z chęcią im służyły, na haju… urządzając pokaz dla innych. Jedna nawet zaprosiła mnie do udziału, bym zaangażowała się do jawnych aktów seksualnych z innymi dziewczynami na
środku pomieszczenia. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Rider pojawił się znikąd, odpędził je i skinął głową w moją stronę. To wystarczyło by zaprowadzić mnie z powrotem do jego bezpiecznej sypialni. Rider często przychodził, sprawdzał ranę i zmieniał bandaż. Czasami znikał na krótkie okresy czasu. W rzeczywistości, większość mężczyzn to robiło, co czasami nazywali „obsługą interesu”. Miałam wrażenie, że to było coś więcej niż zwykła wyprawa gdzieś na motorze, ale poznałam zasady, które wyjaśnił mi Rider mówiące, że kobiety „nie zadawały pytań.” Zbliżyliśmy się do siebie z Riderem. Zawsze był wobec mnie uprzejmy i nigdy nie widziałam go z tymi rozwiązłymi kobietami, ku mojej uldze. W rzeczywistości, większość czasu spędzał w tym pokoju ze mną, cicho czytając lub cierpliwie ucząc mnie o świecie zewnętrznym. Każdego dnia dziękowałam Panu, że otrzymał zadanie ochrony mnie gdy Styx był nieobecny a nie innego z braci. Rozległo się pukanie do drzwi, odciągając mnie od myśli i zamykając Biblię, zerwałam się z podniecenia. To pewnie Rider. Wyszedł wcześnie rano by wziąć dla mnie kilka rzeczy ze sklepu do wypróbowania. Podbiegłam
do
drzwi,
otworzyłam
uśmiechając
się
szeroko
z
podekscytowania, ale zachwiałam się na widok osoby stojącej przede mną i serce natychmiast zaczęło gwałtownie bić w piersi. Styx. Styx wrócił… opierał się o framugę, wpatrując w podłogę pogrążony w myślach. Gdy wyczuł mnie przed sobą powoli podniósł wzrok. Jego nozdrza rozszerzyły się i język przesunął wzdłuż dolnej wargi gdy oczami sunął wzdłuż mojego ciała. - Styx. – szepnęłam i ten prostując się przeszedł obok mnie i wszedł do sypialni. Zeszłam mu z drogi i szybko zamknęłam drzwi, odwróciłam się i oparłam o drewno, obserwując go w skąpym pokoju. W końcu odwrócił się twarzą do mnie. Jego ciemne, zmierzwione włosy urosły w ciągu ostatnich kilku
tygodni, niesforne kosmyki opadały na jego piękne ciepłe piwne oczy. Ciemny zarost na jego policzkach był dłuższy, sprawiając że wyglądał surowo i szorstko oraz jeśli to możliwe, wydawał się jeszcze większy niż ostatnio, kiedy rozmawialiśmy.
Był
tak
nieokrzesany
i
zaniedbany,
ale
wciąż
najprzystojniejszym mężczyzną jakiego kiedykolwiek widziałam. I jego zapach, Panie, jego zapach wdychałam długimi, głębokimi pociągnięciami. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo tęskniłam za jego bliskością. Styx odchrząknął, ręce zacisnął w pięści po bokach i zamrugał szybko, jego oczy niemal drgnęły nerwowo. Patrzyłam jak wielokrotnie przełknął zanim wskazał na nogę i udało mu się powiedzieć. – N-n-noga? Uśmiechnęłam się z dumą gdy udało mu się przemówić, i jego pierś zafalowała na moją reakcję. Obserwował mnie jak jastrząb gdy podeszłam do niego i uniosłam sięgającą ziemi sukienkę pokazując niemal wyleczoną łydkę. – Jest o wiele lepiej, dziękuję. Styx przykucnął, delikatnie przesunął palcem wzdłuż różowej blizny i straciłam dech a policzki paliły. Wyraźnie dostrzegając mój bezruch, Styx uniósł wzrok i spojrzał mi w oczy, jego górna warga wygięła się w krzywym uśmiechu, po czym wstał i kolejny raz na mnie spojrzał. Powietrze wokół nas niemal
trzeszczało
od
napięcia
elektrycznego,
magii.
Byłam
nim
zahipnotyzowana, całkowicie oczarowana. - Jak twoja wyprawa? – spytałam cicho a on przytaknął krótko, wzruszając ramionami. Uznałam to za odpowiedź, że dobrze. Styx przesunął ręką wzdłuż włosów i jeszcze bardziej się do mnie zbliżył. Jego ciepły oddech okrywał moją skórę i zamknęłam oczy, to dziwne uczucie wirowania w żołądku powróciło i straciłam kontrolę na oddechem. W końcu otwierając oczy, Styxa usta rozchyliły się i założył długi kosmyk moich włosów za ucho. Zamknął usta i jego oczy ponownie zaczęły drgać; zamierzał coś powiedzieć. - M-M-Ma…- zatrzymał się, wypuścił powietrze i zacisnął moje włosy w
pięść gdy pracował nad słowami. Położyłam rękę na jego i przesunęłam palcami wzdłuż jego szorstkiej, pokrytej odciskami skóry. Wciągając powietrze przez nos, spytał. – M-Mae… - Mae?- głęboki głos zawołał zza drzwi i sekundę później Rider wszedł do pokoju, trzymając torbę a następnie wysypał jej zawartość nie zwracając uwagi na to, co dzieję się przed nim. – Przyniosłem ci kilka rzeczy, które musisz wypróbować… - Jego głos zamarł i utknął w martwym punkcie gdy dostrzegł Styxa stojącego przede mną na środku pokoju – z ręką owiniętą wokół moich włosów a jego ciało było zaledwie o włos od mojego. - Prez. – Rider przywitał się, nieufnie. Jego oczy nieznacznie zwęziły się gdy przesunął wzrok między Styxa i mną jakby oceniając co właśnie przerwał. Twarz Styxa gwałtownie stwardniała i odsunął się, wpatrując szorstko w Ridera. Patrzyłam jak Styx zaczął poruszać rękoma informując Ridera o czymś i ten przytaknął w zrozumieniu. Bez słowa Styx wyszedł z pokoju i skrzywiłam się gdy zatrzasnął za sobą drzwi. Zwróciłam się do Ridera, który przyglądał mi się z zaciekawieniem. – Co Styx powiedział? Rider umieścił torbę na stole i spojrzał na mnie. – Klubowa przejażdżka za pół godziny. - Co to jest… - Moje pytanie zostało przerwane przez kolejne pukanie do drzwi i przewróciłam oczami w irytacji. Chwilę później otworzyły się. Beauty i Letti weszły, rozmawiając głośno, niosąc torby i ubrane od stóp go głów w skóry. Letti była starą Bulla i odwiedzała mnie przez ostatnie kilka tygodni z Beauty. Nigdy wcześniej nie poznałam nikogo takiego jak Letti, tak dużą, gwałtowną. Ale dla mnie była kochana i bardzo chroniła naszą świeżą przyjaźń. Ona i Bull byli Samoańczykami, co tylko mnie zmieszało – nigdy nie byłam uczona o innych kulturach. W zakonie priorytetem nie była nauka o świecie zewnętrznym. Letti pokazała mi na mapie gdzie była Samoa i uwielbiałam uczyć się nowych rzeczy, ale czułam się głupio, że nie wiedziałam niczego o jej
rodzinnym państwie. Letti zwyczajnie uważała to za zabawne. - Mae! Pośpiesz się. Jedziesz na przejażdżkę. – powiedziała Beauty, umieszczając wypchane torby na posłanym łóżku. Rider pokręcił głową, uśmiechając się i wyszedł z pokoju. Przez ostatnie kilka tygodni Beauty mianowała się moją osobistą opiekunką i przyjaciółką. - Przejażdżka? – spytałam, ponownie zmieszana, skoncentrowana na Beauty. - Tak! Przejażdżka Katów. I ty jedziesz. – Beauty zaczęła wyciągać masę skóry z ogromnej białej torby za sklepu i rzuciła je w moją stronę a Letti cicho obserwowała scenę z rozbawieniem. - Czekaj! Nie mogę! Nie wiem jak… jeździć. - Jasne, że możesz dziewczyno. Pojedziesz z Riderem. On nie wiezie nikogo na swoim motorze. Będziesz tylko musiała mocno się trzymać. - Ale Styx… - Styx nie będzie mieć nic przeciwko. Mae, musisz poczuć jak to jest być na motorze – wiatr we włosach, szybką jazdę, siłę, wolność. Potem zrelaksujesz się w Fallus, jedząc jedzenie z grilla i pijąc piwo. Jedziesz. Musisz zacząć żyć, kochanie. Faceci wrócili i będą cię chronić, a ty zaczniesz czerpać odrobinę pieprzonej zabawy! Uniosłam dopasowane, czarne skórzane ubrania i szczęka mi opadła. Spodenki były tak maleńkie, emblematy Katów zdobiły skąpy czarny top oraz dopasowaną do nich skórzaną kamizelkę. – Beauty, nie mogę… - Dziewczyno, przysięgam, jeśli jeszcze raz usłyszę te słowa z twoich ust, zacznę krzyczeć! Zerkając na Letti, która po prostu uśmiechała się oraz wskazała na łazienkę i poddałam się. Twarz Beauty rozjaśnił promienny uśmiech i krzyknęła. – Będziemy czekać na zewnątrz. Do zobaczenia! Gdy patrzyłam na siebie w lustrze kilka minut później, masa skóry zakrywała ciało i poczułam uścisk w żołądku. Walczyłam ze sobą przed założeniem tego obcisłego stroju. W żadnym stopniu nie był skromny. Nie byłam tak zakryta jak
uczono mnie przez całe życie. Była ubrana nieprzyzwoicie, uwodzicielsko, pokazując każdą krzywiznę, ale powiedziałam sobie, że nie byłam już w zakonie i nie zostanę ukarana przez braci za bycie kusicielką. Jesteś teraz wolna, Mae, zapewniłam mojego oszalałe i kłótliwe serce. Jesteś wolna… Z głębokim wdechem i kolejnym niepewnym spojrzeniem na moje odbicie w lustrze nie mogłam zapanować nad śmiechem niedowierzania. Gdyby tylko Lilah, Maddie i Bella mogły mnie teraz zobaczyć. Wyglądałam tak inaczej. Rozpuszczone włosy oraz czarne buty, niczym jak jedna z pieszczotliwie określanych przez nich „bikerowych suk”, ku mojemu kompletnemu zmieszaniu. Otrząsając się i z głębokim oddechem, niepewnie wyszłam z sypialni i poszłam do pustego salonu. Pomieszczenie wyglądało tak dziwnie; opuszczone, teraz wolne od hedonistycznych aktów które normalnie przekraczały granice. Wyraźnie słysząc ryk silników motocykli i głębokie głosy braci niecierpliwie oczekujących wyjazdu, udałam się na zewnątrz. W ciągu ostatnich kilku tygodni, zauważyłam, że bracia stawali się niespokojni jeśli nie udali się na wyprawę co najmniej kilka razy w tygodniu, zwłaszcza Rider; stąd, przypuszczam wzięło się jego imię. Podchodząc do głównych drzwi, wyprostowałam się i wyszłam na palące słońce – Teksas w południe. Zamknęłam oczy gdy stanęłam na najwyższym stopniu cementowych schodów i rozkoszowałam się uczuciem ciepła na policzkach. Uśmiechając się, otworzyłam oczy i ujrzałam może motocyklistów i ich kobiet wpatrujących się we mnie. Zauważyłam Beauty machającą niedaleko przedniej grupki, ramieniem owiniętym wokół Tanka, który uniósł brodę w powitaniu. Gwizdy i pomruki aprobaty bombardowały mnie; kilka kobiet zacisnęło usta z niesmakiem a niektórzy bracia otwarcie gapili się. Ale tylko Rider pochwycił mój wzrok gdy obserwował moją postać i ubranie siedząc na motorze.
Długi, głośny gwizd uciszył ludzi i ruch na przedzie przykuł moją uwagę. Styx i Ky podeszli do przodu i Rider zsiadł z maszyny oraz podążył za nimi. Zaczęłam schodzić ze schodów i zatrzymałam się na ostatnim stopniu twarzą do nich, bawiąc się palcami ze zdenerwowania. Ky uśmiechnął się i pokręcił głową. – Kurwa, Mae! Jesteś gorącą suką! Wierciłam się w miejscu i zaryzykowałam spojrzeniem na Styxa. Jego wygłodniały wzrok niemal wypalał dziury we mnie i po raz drugi tego dnia, straciłam oddech. Styx poruszył rękoma i uśmiech Ky’a znikł. Odchrząknął i zamiast patrzenia z jaką szybkością śmigały ręce Styxa, chłonęłam jego ubiór: typowe niebieskie wyblakłe dżinsy, czarna koszulka i skórzana kamizelka. W jego oczach widniał podziw a pierś mocno falowała. Czułam się jak zwierzę, w klatce, w centrum show dla innych. Nagle ręka chwyciła mnie za ramię. Gdy uniosłam wzrok, Styx stanął przede mną i natychmiast zaciągnął z powrotem do klubu. Przedzierając się przez drzwi, pchnął mnie na najbliższą ścianę z dala od zasięgu wzroku braci. Gdy spojrzałam na jego twarz, jego nozdrza były rozszerzone i ręką przesunął wzdłuż policzka, potem włosów, oczami oglądając ubrania. Przygryzłam wargę gdy jego ręka podążała na południe, okrążając ramiona, wzdłuż wcięcia w talii i niczym piórko musnęły biodro. Mój oddech był krótki, szybki i pozbawiony kontroli. Styx nie wyglądał lepiej. Jedna duża stopa podeszła do mnie, potem druga aż czułam na policzku oddech Styxa; to było słodkie, kuszące. Oparł czoło o moje, dłońmi objął twarz. Nie mogłam odwrócić oczu od jego idealnych ust, dziwnego metalowego kolczyka na środku tej pełnej dolnej wargi, połyskującej w świetle. Przybliżył się, dysząc i oparłam dłonie o ścianę. - Styx? – wyszeptałam, gorąco budowało się w moim brzuchu, powoli przesuwając się między nogi. Gdy to doznanie wzięło górę, moje oczy rozszerzyły się w przerażającym oczekiwaniu i odruchowo zacisnęłam uda. Sapnęłam i zmieszana jęknęłam. – Styx?
Coś w nim przerwało chwilę i odsunął się, gdy jego usta niemal muskały moje. Powoli obejrzał mnie od głowy do stóp, wzdłuż każdej krzywizny, jak malarz przyglądający się jego muzie. Czułam się obnażona… naga… pożądana. Wciągając drżący oddech, powiedział. – Mam L-Lois na tyle m-mojego pieprzonego m-motoru. – Zacisnął usta, niemal w niesmaku. – T-ty j-jedziesz z Ri-Ri-Riderem. – Uderzył ręką w ścianę nade mną i syknął. – K-KURWA! Z tym, odwrócił się, podchodząc do drzwi. Zatrzymując się, tyłem do mnie, wychrypiał. – W-w-wyglądasz naprawdę k-kurewsko d-d-dobrze. Serce ścisnęło mi się w piersi i zamknęłam oczy ale tylko na chwilę. Gdy nacisnął klamkę, szepnęłam. – Tęskniłam za tobą. Jego plecy przygarbiły się pod skórzaną kamizelką, obniżył głowę i ponownie syknął „KURWA” zanim szturmem przedarł się przez drzwi. Opierając się o drewnianą ścianę, odchyliłam głowę, starając się zapanować na sercem i zebrać myśli. Czy Styx naprawdę zamierzał mnie pocałować? Czy chciał, żebym to ja z nim jechała zamiast Lois? Co on o mnie myśli? Czy, czy, czy…? - Mae? – Mgliście, starałam się skupić na drzwiach gdy pojawił się Rider. Zmarszczył brwi na widok mnie stojącej przy ścianie. – W porządku? Odchrząkując, odsunęłam włosy z oczu i przytaknęłam. Pokazując mi swój rzadki uśmiech, powiedział. – Chodź. Jedziesz ze mną. Przedarliśmy się przez tłum do Ridera czarnego-i-chromowanego Choppera (opowiedział mi pewnej nocy jak składał swój motocykl, gdy spytałam). Stałam niezgrabnie przy jego boku gdy Rider usiadł z przodu. Widziałam Styxa dwa motory przed nami, jego szerokie plecy były sztywne, patrzył przed siebie i ramiona Lois ciasno owinęły się wokół jego pasa. Poczułam uścisk w sercu. Rider poklepał siedzenie. – Wskakuj, cukiereczku i owiń ręce wokół mojego pasa. – polecił. Nagle, ogłuszający ryk odpalanych silników motocykli zaskoczył mnie. Gdy
uniosłam wzrok, dostrzegłam Styxa wpatrującego się we mnie przez jego boczne lusterka. Jego usta były napięte, zęby obnażone, piwne oczy płonęły… - Mae? – Rider zawołał znowu. Przybierając uśmiech, wspięłam się na ciepłe skurzane siedzenie. Biorąc wyciągnięty kask z jego ręki umieściłam go na głowie. – Owiń ramiona wokół mojego pasa, Mae. Trzymaj się naprawdę mocno. – Rider poinstruował jeszcze raz. Przełykając ciężko by uspokoić nerwy, przesunęłam ręce na pas Ridera, ściskając mocno skórzaną kurtkę, wdychając zapach świeżej letniej trawy. Charakterystyczny zapach starej skóry przesycił powietrze i gęste opary dymu unosiły się wokół motocykli. Rider uruchomił silnik, maszyna wibrowała pod moimi nogami. Styx podniósł prawą rękę i wskazał na przód i ruszyliśmy z kompleksu w jednym zbitym konwoju. Styx prowadził; ogromna ciężarówka wypełniona jedzeniem i napojami jechała z tyłu. Zaczęliśmy pędzić wzdłuż długiej, opustoszałej drogi. Jeszcze nigdy nie czułam się tak żywa, tak wolna…
Rozdział 11 Mae Przyznaję, że nigdy czegoś takiego nie widziałam. Wszędzie dominowały wysokie budynki, ulice wypełnione były ludźmi i wszelkiego rodzaju muzyka dobiegała z każdego kąta. Jechaliśmy przez około godzinę do centrum Austin w Teksasie i natychmiast zakochałam się w tym doświadczeniu. Więc tak wygląda świat zewnętrzny, pomyślałam. To jest świat wypełniony złem? Na widok szczęśliwych, uśmiechniętych twarzy ludzi, których mijaliśmy z trudem mogłam uznać to za prawdę. Nie mogłam pochwycić wzrokiem wszystkich atrakcji. Za fascynujące uznałam to jak ludzie zatrzymywali się i nas oglądali, niektórzy z podziwem a inni z rażącym strachem, często chowając ich małe dzieci za siebie. Zwolniliśmy gdy ukazało się czerwone światło. Po tym jak Rider wyjaśnił, że czerwone światła w ruchu ulicznym nakazywały się zatrzymać, oglądałam okolicę.
Zauważyłam
ludzi
wskazującym
na
nas
małymi,
czarnymi
urządzeniami. Zwracając się do Ridera, spytałam. – Dlaczego ludzie tak się zachowują? Wzruszył ramionami. – Tutejsi mieszkańcy nas znają. Chcą mieć to na wideo. Widok nas wszystkich razem jest rzadkością. – Nie powiedział nic więcej. Nie byłam pewna czy to była dobra bądź zła rzecz. Minęliśmy centrum miasta wjeżdżając na mniej ruchliwy teren otaczający zielone pola. Okolica wyglądała pięknie i kwiaty każdego koloru pokrywały pobocza. Były pola kukurydzy, pszenicy oraz zwierzęta na pastwiskach. Nie wiedziałam, że ściskałam w pięściach kurtkę Ridera aż zwolniliśmy i powiedział mi ze spokojnym uśmiechem, iż to zbyt rozpraszające. Rumieniąc się obficie, poluzowałam uchwyt. Otwarty krajobraz wkrótce zmienił się w skupiska drzew i skręcając w lewo, wjechaliśmy na jak przeczytałam McKinney State Falls Park. Wszędzie
zgromadzeni byli grupy rodzin oraz młodych ludzi. Moje oczy rozszerzyły się na ich ubiór: małe topy oraz szorty… i nic więcej. Tak dużo odsłoniętej skóry i ciała. Choć wyglądali na szczęśliwych aż usłyszeli ryk nadjeżdżających strumieniem Katów. Rodziny pobiegły do ich samochodów, wrzucili dobytek do maszyn i szybko wyjechali z parku. Młode dziewczyny i chłopcy rozproszyli się, na ogół w przeciwnym kierunku do nas. Kaci parli do przodu, bracia wyraźnie byli tym niewzruszeni. Minęliśmy znak mówiący „żadnych pojazdów,” ale Styx widocznie nie zwrócił uwagę na zakaz. Grupa gęsiego wjechała na wąską, zacienioną ścieżkę. Przez chwilę podążyliśmy wijącym się szlakiem, aż wyjechaliśmy na otwartą przestrzeń, gdzie zwolniliśmy i zatrzymaliśmy się. Rider wyłączył silnik i uwalniając jego pas z uścisku, przełożyłam nogę nad siedzeniem i wstałam. Ale moje nogi miały inne plany. Jak tylko buty zetknęły się z ziemią, nogi ugięły się. Rider wyciągnął rękę by mnie podtrzymać, przyciągając do swojego torsu. – Ostrożnie, Mae. Po twojej pierwszej jeździe będziesz niestabilna. Niezdolna powstrzymać chichotu pnącego się ku górze w gardle, wybuchłam śmiechem. Rider uśmiechnął się w odpowiedzi gdy odpiął mój kask. Zdjął mi go z głowy, a następnie powoli wygładził moje rozczochrane włosy. Spojrzałam w jego brązowe oczy i przełknęłam. Rozległ się przy mnie ostry, metaliczny dźwięk, który skłonił mnie do obrotu. Styx zapalał papierosa przez cały czas wpatrując się w ręce Ridera jakby chciał oderwać je od nadgarstków. Następnie sztywno odwracając się, odszedł. Rider opuścił ręce i chwytając torbę umieszczoną przy motorze, poprowadził mnie do chodnika w otoczeniu drzew. Wszyscy Kaci podążyli za nami, niosąc
kilka małych grilli oraz worki z jedzeniem i piciem. Wszyscy byli szczęśliwi przez co panowała miła atmosfera.14 Gdy zbliżyliśmy się do końca ścieżki, usłyszałam dźwięk płynącej wody. Następnie weszliśmy na ogromną otwartą przestrzeń i sapnęłam na piękno znajdujące się przede mną. Odsuwając się od Ridera, pobiegłam do przodu i zatrzymałam się przy skupisku skał. Opuściłam wzrok na krystalicznieniebieską wodę, wielki wodospad wpadał pluskiem do basenu poniżej. Uniosłam ręce do ust i łzy zalśniły mi w oczach. Ręka potarła moje plecy i gdy się odwróciłam, Beauty stała za mną, wpatrując się w widok. – Piękne, co nie, kochanie? Przytakując, zaśmiałam się i odpowiedziałam. – To najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek widziałam. Tak właśnie wyobrażałam sobie niebo. Przytulając mnie, powiedziała. – Kiedy będziesz gotowa, przygotujemy grill. Dołącz do nas. – Zerknęłam za siebie i cały klub zahipnotyzowany moją reakcją wpatrywał się we mnie. Styx już siedział oparty o drzewo, popijając piwo, obserwując mnie, ciągle mnie obserwując. Uniosłam usta w szczęśliwym uśmiechu. Ignorując mężczyzn wpatrujących się we mnie, usiadam na krawędzi skały i spojrzałam na krajobraz rozciągający się przede mną. Łza spłynęła po moim policzku gdy pomyślałam o Belli. Wiedziałam jak bardzo pokochałaby to miejsce – turkusowe wody, skały piaskowe, i przede wszystkim, wolność. Zamykając oczy, uniosłam włosy ku niebu i złożyłam cichą modlitwę dla kochanej siostry. Uśmiechnęłam się. Pomimo utraty wiary w Zakon, wciąż wierzyłam, że była w lepszym miejscu niż w gminie. Mam nadzieję, że patrzyła na mnie, widziała dokładnie tą chwilę, uczestnicząc w wolności i co najważniejsze, widziała mnie szczęśliwą po raz pierwszy w życiu. 14
Chyba nie wszyscy ;p
Po kilku minutach samotności, zdjęłam czarną skórzaną kurtkę, zbyt grubą na te letnie ciepło i bawiłam się wystrzępionymi nićmi. Nigdy nie miałam… nigdy nie… nosiłam czegoś tak skąpego. Będę musiała przyzwyczaić się do obnażania ramion na widok publiczny. Wstając, odwróciłam się i ruszyłam z powrotem do miejsca, gdzie wszyscy siedzieli. Niektóre z tych kobiet, w tym Beauty rozebrały się do najmniejszych strojów kąpielowych i siedziały z ich facetami, dumnie trzymającymi je w ramionach, całując, ich ręce wędrowały, dotykały i głaskały. Styx wciąż był przy drzewie, Lois i Ky siedzieli obok niego. On nie dotykał jej, tylko obserwował mnie jak jastrząb. Jego zainteresowanie wzbudziło ciepło w moim brzuchu. Dostrzegając Ridera z Beauty, Tankiem, Letti i Bullem, podeszłam do nich. Rider zdjął kurtkę, rozłożył na ziemi, wskazując bym usiadła i podziękowałam za jego uprzejmość skinieniem głowy. Letti włożyła mi brązową butelkę do rąk. – Pij. Polubisz to. - Dziękuję. – Niepewnie przysunęłam butelkę do ust. Wzięłam mały łyk i natychmiast wyplułam płyn. Śmiech echem zabrzmiał wokół mnie. Spojrzałam na Letti. – Co to było?!? Mrugając, powiedziała. – Kolega. Piwo. Chmiel. Napój pieprzonych bogów! Ale przyjmuję, że nie jesteś fanką? Z dreszczem, pokręciłam głową. Bull wziął mi butelkę z rąk i wypił całą zawartość jednym długim, aprobującym łykiem. - Więc więcej dla mnie. – uśmiechnął się. Chichocząc, Beauty pochyliła się nad półnagim Tankiem do ogromnej niebieskiej skrzynki. Wyjęła małą puszkę, pociągnęła za uchwyt i powiedziała. – Masz, spróbuj tego, kochanie. Tym razem najpierw powąchałam zawartość, przysunęłam ją do ust, powoli nabierając łyk. Ten smakował o wiele lepiej. W rzeczywistości, był niesamowity!
- Lepsze? – Beauty teraz siedziała przede mną, praktycznie podskakiwała z radości. Przytaknęłam i wzięłam kolejny łyk. - Napój chłodzący. Piję to, choć te kutasy naśmiewają się ze mnie. Najwyraźniej jest dla nich zbyt dziewczęce. Ale nigdy więcej! Do dna! – Beauty zadrżała i stuknęła swoją puszkę z moją. Grill palił się za nami. Napłynęła mi ślinka do ust gdy poczułam zapach kiełbasek i steków. Nigdy nie odżywiałam się tak dobrze jak w ubiegłym miesiącu, nie sądziłam, że konsumowanie jedzenia może być tak przyjemne. Minuty przestały się dłużyć, gdy ktoś włączył muzykę, faceci byczyli się a kilka odważnych dusz przeniosło się na skały i wskakiwały do basenu z chłodną wodą. Naprawdę dobrze się bawiłam. Do tej pory nie znałam czym była zabawa. - Hej! Królewna Śnieżka! Parzyłam jak Rider odwrócił głowę za mną, potem spojrzał mi w oczy. – Oni mówią do ciebie, Mae. Rozglądając się, ujrzałam Vikinga, Flame i AK patrzących na mnie. Udali się na „wyprawę” ze Styxem i dopiero wrócili. Nie byłam pewna tego trio. Ze wszystkich braci oni byli najbardziej przerażający w klubie- a w szczególnościzdecydowanie Flame. Choć facet był przystojny- idealnie ostre rysy twarzy, umięśniony, ciemne włosy – bezduszny wyraz w jego czarnych, martwych oczach przerażał mnie do szpiku kości. To jak patrzył na wszystkich ze stałą nieufnością, to że nigdy nie mógł usiedzieć w miejscu na dłużej niż kilka minut, to, że zawsze miał przy sobie nóż, przesuwając go między palcami i wbijając w swoje ciało, nie sprawiało, że czułam się bezpiecznie. Spojrzałam na Ridera, który rozebrał się do białej podkoszulki, jego opalone, umięśnione ramiona zostały odsłonięte a charakterystyczna bandanka trzymała włosy. – Czym albo kim jest Śpiąca Królewna? – spytałam. Uśmiechnął się i figlarny błysk pojawił się w jego oczach. – Ona jest postacią z bajki. – zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam czym była bajka. Rider wyraźnie
odczytał to z mojego wyrazu twarzy. Roześmiał się. – Miała czarne włosy i niebieskie oczy, całkiem cholernie gorąca jak na chodzący rysunek. To dlatego tak cię nazywają. Przełknęłam ciężko gdy jego oczy wpatrywały się w moje. W ciągu ostatnich kilku tygodni, to jak Rider wpatrywał się we mnie stało się bardziej intensywne. Traktował mnie coraz mnie powściągliwie i bardziej rozważnie. Odległość, którą próbował zachować z dnia na dzień wydawała się zmniejszać. Kawałek chleba z burgera uderzył mnie w ramię. Odwracając się, Viking uniósł brodę, ponownie próbując uzyskać moją uwagę. – Powiesz nam skąd pochodzisz, tajemnicza dziewczyno? Poczułam uścisk na sercu gdy zadał to pytanie. Spojrzałam na Ridera szukając pomocy. – Nie musisz udzielać odpowiedzi jeśli nie chcesz. – zapewnił, głęboki grymas widniał na jego twarzy. Paplanina, która wypełniała wilgotne powietrze ustała. Większość ludzi nadstawili uszów. - Ja… ja nie znam lokalizacji. – odpowiedziałam cicho. – Była zakazana. Viking spojrzał na AK oraz Flame’a i roześmiał się. – Nie wiesz, gdzie mieszkałaś, dorastałaś? Czy ty sobie kurwa żartujesz? Potrząsając głową, powiedziałam. – Nie, kobiety nigdy się tego nie dowiedzą. My, siostry, nigdy nie wychodzimy… nigdy. Nigdy nie pozwolono mi wyjść z mojej kwatery, z wyjątkiem specjalnych okazji. Bracia od czasu do czasu opuszczali zakon, ale jeśli już to bardzo rzadko. Nie chcą przebywać z dala od nas zbyt długo w grzesznym świecie zewnętrznym. - Opuszczali co? Do czego ty kurwa zmierzasz? – spytał Flame, z szerokim grymasem. Dreszcze przesunęły mi się wzdłuż pleców, gdy przeczytałam słowa BÓL wytatuowane na jego dziąsłach. Przełykając strach, odpowiedziałam. – Gm… gm… gminę. Zakon. Mój… dom… moi ludzie. Zdezorientowane twarze członków klubu zaczęło mnie dusić i czułam drżenie rąk. Ridera pokryta dżinsem noga była tuż obok mojej i poczułam jak
zesztywniał na moje słowa. Nie rozumiałam, co było z nimi wszystkimi nie tak. Czy moje wychowanie było dla nich wszystkich dziwne? Na widok ich zszokowanych twarzy, domyśliłam się, że tak. - Ja… ja uciekłam, znalazłam wyjście i zostałam ranna. Tak zraniłam nogę. – dodałam szybko. AK pochylił się. – A jak do kurwy nas znalazłaś? Mieszkamy na środku pustkowia. Nie zostałaś tutaj wysłana, co? Kilku z nas mają szczere podejrzenia o suce pojawiającej się znienacka, podstawiona w związku jako pułapka. - Nie… nie… ja… kobieta w samochodzie znalazła mnie na opuszczonej drodze i po kilku godzinach jazdy źle się poczułam z powodu rany, więc poprosiłam ją by zostawiła mnie tam gdzie mieszkacie. Klub był najbliższą rzeczą, więc udałam się do niego. Następną rzeczą jaką pamiętam była pobudka w łóżku… w pokoju Styxa. – Wskazałam w jego stronę ale nie spojrzałam na Styxa. - A skąd znasz Prez? Przy barze odbywało się naprawdę spore spotkanie a on ani słowem nie wspomniał o tym lub dlaczego cię chroni. Rozłożyłaś te długie nogi i cipkę-pułapkę na niego? Przekonałaś go, by pozwolił ci zostać za dobre pieprzenie? – Viking spytał. Pozostali bracia roześmiali się z jego wulgarnego komentarza. Opadła mi szczęka i zawahałam się nad odpowiedzią gdy nagle, Viking uniósł wzrok i z wyciągniętymi dłońmi, oparł się o skałę. Odwracając się, zobaczyłam Styxa za sobą, pozbawiony białego podkoszulka, który wsunął za pasek dżinsów, przerażająca wściekłość widniała na jego twarzy. Poruszyłam się nieznacznie gdy wpatrywałam się w jego szeroką, nagą pierś, mięśnie wybrzuszały się pod napiętą skórą. Jego ramiona były idealnie wyrzeźbione, każdy cal skóry pokryty był kolorowymi tatuażami. Jego brzuch; Boziu, jego brzuch był naznaczony twardymi mięśniami. Krople potu spływały do paska nisko opuszczonych dżinsów i znikały, odznaczając V na jego podbrzuszu. Nagle zrobiło mi się zbyt gorąco w skórzanych ubraniach.
Rumieniąc się, dostrzegłam wszystkowiedzący wzrok Beauty na widok mojej reakcji ale twarz Ridera wyrażała troskę. - Dobra, odpuszczę. – powiedział Viking, przerywając moje nieczyste myśli. Zmierzyłam się z rudym, olbrzymim mężczyzną i odpowiedziałam. – Nie znam go, nie bardzo a zwłaszcza nie w ten sposób jak sugerujesz. Choć, on jest dla mnie miły i delikatny. Bardzo go lubię. Wydawało
się
jakby
kilkadziesiąt
oddechów
równocześnie
zostało
wstrzymanych gdy spojrzałam w piwne oczy Styxa. Nagle powietrze wypełniły śmiechy, odrywając nas obu od snów na jawie. - Delikatny? Miły? Kurwa, ona go w ogóle nie zna! – AK kołysał się na piętach, wyraźnie zbyt pijany, wymachując butelką alkoholu w rękach, pozbawiony
koszulki
z
rozpiętym
guzikiem
w
spodniach,
ogromny
wytatuowany krzyż widnieje na jego torsie. – On jest pieprzonym Niemym Katem, dawcą permanentnych uśmiechów! Ky ciężkim krokiem podszedł do AK i uderzył go centralnie w twarz, powalając na ziemię. Gdy Ky uniósł się nad nieprzytomnym AK, syknął głośno. – Zamknij ryj. Mam dość twojego cholernego głosu! Nie zdawałam sobie sprawy jak blisko przysunęłam się do Ridera dla ochrony i zarumieniłam się, gdy uświadomiłam sobie, że siedziałam przy jego ciepłym, umięśnionym brzuchu, ale nie czułam dotyku jego rąk. Szelest liści przyciągnął moją uwagę i okręciłam się by zobaczyć wytatuowane plecy Styxa znikające w lesie, zostawiając nas samych. Serce ścisnęło mi się ze smutku. - Hej, co wy tu robicie! Mężczyzna ubrany w beżowy mundur na chwiejnych nogach wyszedł z północnej strony lasu, duży karabin drżał w jego cienkich ramionach. – Nie wolno parkować pojazdów na tym terenie, więc muszę prosić was o odejście. Ky odchylił głowę i wybuchnął śmiechem, Viking i Flame zawtórowali mu. – Cóż, czy to nie jest Ranger Pieprzony Smith! – Ky wykrztusił.
Viking podszedł do niego dumnym krokiem, nie zważając na niebezpieczny głos odbezpieczonej broni. – Gdzie jest Yogi, zajęty pieprzeniem w tyłek BooBoo? – nie miałam bladego pojęcia o czym on mówił, ale słowa wydawały się być zabawne dla braci i kobiet wokół mnie. Viking stanął przed facetem, jego tors dotykał koniec kufy karabinu. – Biegnij, mały strażniku leśny zanim przestaniemy być mili. Masz szczęście, że wszyscy mamy dzisiaj dobry pieprzony humor. Oczy faceta niespokojnie przesuwały się wokół grupy, wszyscy mężczyźni niechętnie wstali a dziewczyny prowadziły rozmowy i piły jakby nieświadome tego, że Vikingowi w każdej chwili grozi postrzelenie w pierś. - Ja… zadzwonię na-na policję! – zagroził słabo, plącząc słowa. Ky uniósł ręce. – Oh nie! Tylko nie policja! – uśmiechnął się zabójczo przystojnym uśmiechem i powiedział. – Odejdź. Oni i tak są na pieprzonej liście płac. Oni, w przeciwieństwie do ciebie, ty podskakujący mały karzełku, wiedzą by nie pierdolić z Katami. Oczy mężczyzny rozszerzyły się po usłyszeniu tych informacji. Zaczął się cofać, wskazując bronią na kilku braci zanim uciekł w krzaki. Krzycząc i gwiżdżąc, bracia wyjęli ich pistolety i wystrzelili w powietrze. Hałas był jak ogłuszający grzmot. Ky odwrócił się, rozpinając dżinsy. Zamknęłam oczy zanim całkowicie się obnaży, ale usłyszałam jak krzyczy – Suki rozbierać się, wystawiać cycki i cipki! Bracia, zobaczymy się w wodzie! – Piski i śmiechy echem odbiły się od ogromnych kamieni i otworzyłam oczy by ujrzeć nagie ciała zeskakujące z krawędzi terenu do wody. Beauty była już na nogach i wyciągnęła do mnie rękę. – Chodźmy! Kręcąc głowa, nalegałam. – Nie. Idź. Wolę tu zostać. - Przewróciła oczami, wyraźnie gotowa protestować, ale Tank podbiegł do niej, przerzucił ją sobie przez ramię i pomknął do krawędzi. Beauty wydawała mrożący krew w żyłach krzyk.
Letti i Bull przenieśli się by mogli oglądać błazenadę… co oznaczało, że tylko Rider i ja zostaliśmy przy obozie. - Nie idziesz? – spytałam. Rider potarł szczeciniastą brodę i uśmiechnął się. – Nie interesuje mnie to. Przechylając głowę, przyjrzałam mu się. – Nie jesteś taki jak inni. Uniósł jedną ciemną brew. - Chodzi mi o to, że nie pijesz, palisz czy używasz kobiet. Choć one wydają się być tym rozczarowane. Nigdy się nie złościsz. Jesteś spokojnym myślicielem… uzdrowicielem. Rider wzruszył ramionami. – Co nie oznacza, że nie biorę udziałów w złych gównach, cukiereczku. Życie w drodze o wiele bardziej różni się od tego, co widzisz w związku. - Ale nadal dobrze jest mieć cię przy sobie. Dziękuję ci… sprawiasz, że czuję się bezpiecznie. Ridera ciemny wzrok skrzyżował się z moim. Wyczuwając niepokojącą zmianę nastroju, szybko wstałam i spojrzała na jego zaskoczoną twarz. - Chyba się przejdę. Rider westchnął cicho i zacisnął bandankę wokół głowy. – Chcesz towarzystwa? - Nic mi nie będzie. Ale dziękuję. – Po tym, udałam się na piaszczysty szlak i weszłam między wysokie drzewa, wiedząc że Rider obserwował każdy mój krok. Idąc powoli, owinęłam ręce wokół talii, czując pustkę w brzuchu. Miałam wrażenie, że gubię się w świecie zewnętrznym: ludzie odnoszący się do rzeczy, których nie znam, zasady Katów, i co gorsze, fakt, że byłam dla nich „odmieńcem”.
Jak
Letti
powiedziała,
dziewczyna
przez
całe
życie
odseparowana od cywilizacji, która nie ma pojęcia jak przetrwać na własną kieszeń. W wieku dwudziestu trzech lat, czułam, że do tylko dwóch osób mogę się zwrócić, Styxa i Ridera. Rider, którego myśli były dla mnie nieznane przez
ponad dziewięćdziesiąt procent czasu. I Styx… tak, Styx… mężczyzna który przebywając blisko mnie sprawia, że czuję się zawstydzona z powodu natłoku nieczystych myśli. Jeszcze nigdy nie spotkałam osoby, przez którą czuję się tak zdezorientowana. Niemy mężczyzna, który ma tak dużo obowiązków w tak młodym wieku, mężczyzna, który już posiada uwielbiającą go kobietę, fakt, przez który moje serce rozpada się na milion kawałeczków. Zatrzymując się w centrum kręgu drzew, spojrzałam na jasne, błękitne niebo i wciągnęłam ziemisty zapach lasu. Zgarniając długie, ciężkie włosy z pleców uniosłam je nad głową, rozkoszując się wiatrem muskającym nagą skórę. Czułam się bosko. Słysząc trzask gałęzi otworzyłam oczy, dostrzegając opaloną nagą pierś, silne, napięte wytatuowane ramiona i ręce zaciśnięte w pięści. Styx. Styx stojący ode mnie zaledwie kilka metrów dalej. Styx z płonącymi piwnymi oczami, oblizującym kolczyk w dolnej wardze, całkowicie skupiony na mnie. Zassałam głęboki, drżący oddech i puściłam włosy gdy zaczął się zbliżać – nie, nie zbliżać, skradać. Cofnęłam się, próbując uciec od jego zbyt silnej intensywności, jednak uderzyłam plecami prosto w pień drzewa. Nie miałam innej drogi ucieczki. Im bardziej się zbliżał, tym ciężej oddychał przez lekko rozchylone usta. Czubki jego stóp zetknęły się w moimi i rozpostarł ramiona nad moją głową, jego uzależniający zapach składający się z dymu, skóry i piżma emanował od niego falami. Zakręciło mi się w głowie. Nie uniosłam wzroku, wpatrywałam się w blizny znaczące jego tors. Gdy poczułam jego gorący oddech na policzku, serce jeszcze mocniej zaczęło mi bić w piersi.
Ręką niemal niewyczuwalnie przesunął wzdłuż moich włosów i Styx palcami delikatnie musnął policzek, poduszeczki pokryte odciskami okrążyły usta. Przybliżając się, klatka piersiowa Styxa naparła na moją. Instynktownie, delikatnie dotknęłam gorącej skóry na jego plecach. Niski jęk wymknął się w jego ust i uniosłam wzrok spoglądając w jego oczy. To było wszystko, czego potrzebował. Usta Styxa przywarły do moich, jego silna ręka chwyciła mnie za tył głowy, i jego badawczy język wsunął się między moje wargi, natychmiast głaszcząc mój. Podskoczyłam na tą nagłą inwazję. Nigdy nie byłam całowana od czasu spotkania ze Styxem jako dziecko a ten pocałunek w niczym nie przypominał tamtego. Obawiając się utraty czucia w nogach, obiema rękoma chwyciłam go za ramiona gdy poddawałam się jego najazdowi. Jego usta były miękkie a smak uzależniający. Bałam się, że źle to robiłam. Bałam się, że mógłby być niezadowolony z mojego braku umiejętności. Ale tedy poczułam to. Jego twarde krocze na moim brzuchu. Był pobudzony. Pragnął mnie… cieleśnie. I w tej chwili, jęknęłam – również chciałam mu się oddać. I Panie wybacz mi, ale instynkt kierował moimi działaniami i wbiłam paznokcie w jego ramiona, zatracona w jego dotyku. Z każdą mijającą sekundą, jego pocałunek stawał się coraz bardziej szaleńczy, jakby to było to, jakby ten pocałunek był wszystkim, co kiedykolwiek mogliśmy mieć. Tym razem wszystko było inaczej. Chłopiec River dorósł do mężczyzny Styxa i pomimo jego wad i szorstkości, był wszystkim czego chciałam. Wszystkim, czego kiedykolwiek pragnęłam. Byłam całkowicie pochłonięta przez każdy jego dotyk, smak oraz i zapach i w tej chwili, całkowicie oddałam moją duszę grzesznikowi. Jego prawa ręka zaczęła sunąc wzdłuż przodu mojego topu, poczułam uścisk w brzuchu pod jego dotykiem. Przesunął rękę niżej, podążył wzdłuż talii, jego
palce znalazły się między moimi nogami – ciało przy ciele. Napięłam nogi z szoku, ale gdy niski pomruk zabrzmiał w moich ustach, poddałam się i jego dłoń zaczęła poruszać się wzdłuż moich fałdek. Jęknęłam i zaczęłam się kołysać. Dziwnie się czułam. Było mi zbyt gorąco, ale nie wystarczająco. Palce Styxa poruszały się zbyt szybko, równocześnie nie wystarczająco. Dreszcze rozprzestrzeniły się wzdłuż moich ud i ramion. Czułam się jakbym balansowała nad przepaścią czegoś niesamowitego… czegoś ogromnego… jak nic innego. Sunęłam dłońmi wzdłuż silnych płaszczyzn umięśnionych pleców Styxa, żeber, licząc te, które minęłam, aż w końcu pogłaskałam go wzdłuż brzucha, jego mięśnie zacisnęły się i z sykiem odrzucił głowę, przerywając pocałunek. Gdy wpatrywałam się w napięte linie na jego szyi, dźwięk braci wychodzących z wody ostudził mnie. Panie, co ja wyprawiam? Rzeczywistość powoli przesączyła się do mojego ciała jak wiadro lodowatej wody wylanej na głowę. Opierając dłonie o tors Styxa, odepchnęłam go, jego palce wysunęły się w moich spodenek. Styx, zaskoczony, zatoczył się, dezorientacja widniała w jego piwnych oczach zanim je zwęził. Napiął ciało i podszedł do przodu dłońmi obejmując moją twarz i zacisnął je niczym imadło. - Dl-dlaczego… dl-dlaczego prze-przestałaś? – jego nozdrza drgały jakby walczył o kontrolę nad słowami. - Proszę… to zbyt szybko. Ja… ja nie wiem, co czuję. To zbyt dużo, zbyt wcześnie. I… przyjechałeś u z Lois. To… my… w ten sposób nie jest właściwe. Zaśmiał się bez humoru. – O-ona nie jest moją k-kobietą. Jest t-tylko ppieprzeniem. Ona jest n-nikim ważnym. - Styx. Jest ważna. Jak możesz być tak nieczuły? – skarciłam. – Dla ciebie, ona może nic nie znaczyć, ale Lois; Lois cię kocha. Nie mogę - nie będę - być z tobą w ten sposób. To nie jest właściwe. Opuszczając ręce, zrobił dwa kroki wstecz zanim syknął. – T-ty lubisz go? Zmarszczyłam brwi zmieszana. – Kogo?
- R-Ridera! – zaczął chodzić niespokojnie. – Widziałem w-was. Lubisz go. - Ja… - Gdy r-rano wr-wróciłem, p-pierwszą rzeczą jaką zr-zrobiłem to poszedłem się z t-tobą z-zobaczyć. D-drzwi były otwarte. B-byłaś z nim. Ś-śmialiście się. B-byliście z-zbyt blisko siebie. K-kurewsko mi się to n-nie p-podoba. Gwałtownie wciągnęłam powietrze. – Styx, jak możesz tak do mnie mówić, gdy jesteś tu z Lois? Stanął w miejscu. – T-taki jest twój p-problem? L-Lois? Kurwa, M-Mae. Sskończyłem. Nie dostałam szansy, by udzielić mu odpowiedzi. Zamiast tego, Styx odszedł, zostawiając mnie samą w lesie, bez tchu i z wilgocią między nogami. Uniosłam głowę ku niebu, łapiąc oddech. Dlaczego byłam tak mokra między nogami? Dlaczego czułam ból… tam? Dlaczego wszystko na zewnątrz było tak trudne i niezrozumiałe, a te nowe uczucia niemożliwe do odczytania? Gula ciążyła mi w gardle, ale zwalczyłam łzy. Zdecydowałam się opuścić Zakon. Zwyczajnie muszę nauczyć się dostosować do tego wszystkiego. Oszołomiona, szybko wróciłam z powrotem nad wodospad. Gdy przedarłam się przez osłonę drzew, Styx już był przy swoim motorze ubrany w podkoszulek i kamizelkę a Lois stała obok niego, łzy widniały w jej oczach gdy patrzyła jak poruszał rękoma. Ramiona trzymała wokół talii jakby chciała odsłonić się od jego słów. - Proszę, Styx. Nie rób mi tego. Jesteś wszystkim, co mam. Chcę być z tobą… tylko z tobą. Wiesz to. – błagała, sprawdzając czy nikt nie podsłuchiwał. Ale wszyscy to robiliśmy. Urządzali całkiem sporą scenę. Serce mi pękło słuchając załamanie w jej głosie, rozczarowanie widniało na jej ładnej twarzy. Styx ponownie poruszył rękoma, zmęczony, pokonany, aż spojrzał na mnie i jego rysy na chwilę zmiękły. Uderzyła mnie rzeczywistość: rezygnował z niej dla mnie. Oh… nie… Lois…
Lois podążyła za jego wzrokiem i cała nadzieja wydawała się wyparować z jej ciała. Odwróciła się ku Styxowi. – To z powodu Mae, prawda? Styx nie odpowiedział. Lois wyciągnęła rękę, ale odsunął się, chłód widniał w jego oczach. Nagle poczułam ciepło gdy Letti i Beauty stanęły obok mnie. Beauty położyła mi rękę na ramieniu gdy patrzyła na rozgrywającą się scenę. – Biedna suka. Od zawsze kocha Styxa. Trzymała się w klubie z nim i Ky’em. Zna go przez całe życie i zawsze go pragnęła. To wszystko ją cholernie zabije. – wyszeptała przez łzy, które tym razem, spłynęły wzdłuż moich policzków. Byłam przyczyną jej bólu. W tej chwili nienawidziłam siebie. Może mimo wszystko byłam Przeklęta. - Styx, proszę. Posłuchaj mnie. – Lois błagała, ale Styx odwrócił się i odszedł. Lois otarła policzki i odwróciła się twarzą do członków klubu. Zachwiała się lekko, a następnie zaczęła iść w moją stronę. Im bardziej się zbliżała tym szybciej biło mi serce. Spodziewałam się gniewu, pogardy, ale zamiast tego strugi łez spływały wzdłuż jej policzków i drżała. Stając przede mną, objęła wzrokiem każdy cal mojej twarzy i przesunęła ręką wzdłuż długich włosów. – Tak miękkie. – szepnęła, i przełknęłam nerwy, nie ośmielając się poruszyć. Pochylając się, powiedziała mi na ucho. – On nigdy cię nie zapomniał, Mae. Dorastając, patrzyłam jak przez cały czas mówi na migi do Ky’a o lasce z wilczymi oczami. Lasce za ogrodzeniem, lasce, którą pocałował. Ciągle. Jego cenny numer trzy, cokolwiek to znaczy. Odsunęła się, zmierzyła mnie wzrokiem i lekko się uśmiechnęła, biorąc mnie za rękę. – Myślę, że zawsze pragnął tylko ciebie. Oczywiście, nikt nie wierzył, że byłaś prawdziwa. Choć, gdy byliśmy dziećmi jego tata przez chwilę myślał, że był nie tylko niemy ale szalony. Ale teraz jesteś tu, żywa, pojawiłaś się w klubie z nikąd, odpowiadając na wszystkie jego modlitwy. Jesteś jedyną rzeczą, której on nigdy nie pozwolił odejść. – Przechyliła głowę na bok w ocenie i jej oczy posmutniały. – Jesteś słodką, słodką dziewczyną, Mae, ale dlaczego
musiałaś się tutaj pojawić? Dlaczego nie mogłaś zostać gdzieś indziej? Kocham go od zawsze, a tu nagle odnalazłaś się i zdobywasz go jednym mrugnięciem tych pięknych wilczych oczu, które on tak bardzo uwielbia. Najpierw mój tata mnie opuścił, teraz Styx. Nie mam już absolutnie nikogo. Nie mam już sensu by żyć… Przełykając gulę w gardle, szykowałam się do odpowiedzi, gdy nagle usłyszałam pisk hamulców i wystrzały. Nie zdążyłam nawet mrugnąć okiem, gdy pocisk przebił czoło Lois, jej oszołomiona twarz zamarła gdy ciało runęło na ziemię, jej delikatna ręką wysunęła się z mojej. Okręcając się, wpadłam w panikę. Kule przecinały powietrze, drzewa trzęsły się od siły metalowych naboi. Wióry leciały z rozłupywanej kory. Beauty i Letti rzuciły się na ziemię w celu ochrony. Zamarłam, niezdolna do ruchu. Mój puls bił w przerażającej prędkości i spojrzałam w bok. Styx, Rider i Ky osłonili się za ciężarówką z zapasami, Styx natychmiast zaczął dyktować polecenia innym, które Ky wykrzykiwał. Wyciągnęli ukrytą broń i manewrując między szparami atakujących strzałów, oddali ogień. Czerwona ciężarówka, którą jechali napastnicy zwolniła, dwójka mężczyzn noszących kominiarki wycelowali i nagle poczułam ból w ramieniu. Gdy spuściłam wzrok, krew sączyła mi się z ramienia, gdzie zostałam draśnięta przez pocisk. Ale nie czułam bólu. Spojrzałam na Styxa i jego dzikie oczy wyłapały mój wzrok. Zobaczył krew spływającą z ramienia, martwą Lois na suchej ziemi z wciąż otwartymi oczami. - MAE! – krzyknął w pełnej wściekłości. Styx wstał, szykując się do biegu gdy Ky przygwoździł go do ziemi, kula ledwie minęła jego głowę kiedy poderwał się zza ogromnego koła służącego za tarczę. - Kurwa! Kurwa! Kurwa! – znowu krzyknął. Nawet w szaleństwie wystrzeliwania kul kilku braci zatrzymało się by z niedowierzaniem spojrzeć na Styxa. On przemówił na głos.
Powiedział moje imię. Działając instynktownie, pobiegłam schować się za osłonę drzew. Ale coś sprawiło, że się odwróciłam, dźwięk władczego męskiego głosu, krzyczącego coś za mną. Spojrzałam za siebie na atakujących bandytów i zamarłam gdy zamaskowany mężczyzna pojawił się w dziurze dachu ciężarówki. Wycelował pistolet prosto we mnie. - NIE! – usłyszałam ryk Styxa. Ale nie mogłam oderwać wzroku od mężczyzny przede mną. Patrzyłam jak napastnik odbezpieczył broń i wystrzelił. Jakby w zwolnionym tempie, ujrzałam jak nacisnął spust i kłąb dymu wyleciał z komory. Zamknęłam oczy, szykując się na najgorsze, wyłapując udręczone krzyki Styxa i głośny grad z jego pistoletu. Zesztywniałam, szykując się na uderzenie. Nagle, zostałam powalona na ziemię a siła zderzenia pozbawiła mnie oddechu. Ciężkie ciało leżało nieruchomo, przyciskając mnie do piaszczystej ziemi i smród palonego ciała natychmiast wypełnił moje nozdrza. - Kurwa. KURWA! – ktoś syknął nade mną, jakby w bólu i po kilku sekundach, ciężki mężczyzna poruszył się. To był Rider. Rider został postrzelony w bark… Dobry Boże. Rider uratował mnie. Styx i Ky przybiegli do nas, twarz Styxa zbladła gdy zobaczył moje krwawiące ramię i Rider przewrócił się na ziemię, trzymając za lewy bok. - K-Ky, zabierz Ridera do ci-ciężarówki. Ja w-wezmę M-Mae! Ky postąpił zgodnie z rozkazami. Styx wziął mnie na ręce i pobiegł z powrotem do ciężarówki z zapasami. Rozejrzałam się po terenie z bezpiecznych ramion Styxa, ale napastnicy zniknęli. Bracia odpalili ich motory, wściekłość widniała na ich twarzach i Flame, Viking oraz AK pognali w kierunku znaków opon. Pojechali za napastnikami.
Ky zanurkował na tylne siedzenie z Riderem i Styx posadził mnie obok siebie na siedzeniu pasażera. Usłyszałam łomot na materacu w naszym samochodzie i gdy obejrzałam się, Bull umieścił bezwładne ciało Lois między kilka koców, potem przykrył plandeką. Poczułam się chora i łzy jak deszcz popłynęły mi z oczu. Koła znalazły przyczepność i wjechaliśmy na szlak. - Rider. Rider! – spanikowałam, wychylając się nad siedzeniem, by zobaczyć jak zaciska rękę na barku z bólu. - Mae, n-n-nic ci nie j-jest? – spytał Styx, plując gdy na siłę wymawiał słowa. Spojrzałam na niego. Uniosłam rękę do ramienia, widząc krew. Otępiale, przytaknęłam. Następnie Styx spojrzał do lusterka na Ky’a. - A c-co u n-niego? Rider. Pytał Ky’a o Ridera. - Kula przeszła na wylot, dużo pieprzonej krwi. Powinien się z tego wylizać. Widziałem gorsze w zeszłym roku na wojnie. Choć zadzwonię do Doc Brett. Połowa braci strzeże kompleks a reszta jedzie za nami. Psycho trio ściga dupków, którzy do nas strzelali. Ky zajął się wykonywaniem połączeń, gdy Styx absurdalnie szybko wracał do związku. Nie mogłam mówić a Styx był wyraźnie wściekły. Odczytałam to z jego zaciśniętych zębów i białych kostek ściskających kierownicę. Gdy wjechaliśmy na podjazd, połowa braci była na zewnątrz, obładowani ogromnymi pistoletami. Kiedy zatrzymaliśmy się, otworzyli drzwi i wyciągnęli Ridera z tylnego siedzenia i pomogli dojść do związku. Starszy, gruby mężczyzna trzymający dużą, czarną torbę podążał za nimi. Przypuszczam, że to doktor Brett. Styx obszedł samochód i podniósł mnie, biegnąc prosto do baru. Beauty mknęła za nami. – Jezu Chryste! Cholera, co się stało? W jednej chwili Lois żyła i płakała nad złamanym sercem a w następnej, pieprzona masakra! – umilkła, jej ręce zaczęły drżeć. – Kurwa. Oni zabili Lois… szepnęła. – Biedna suka… ona… ona… - urwała, niezdolna dokończyć zdania.
Bar szybko wypełnił się braćmi i Styx mocno trzymał mnie przy swoim twardym, wilgotnym ciele gdy Beauty przyciskała mi coś do rany, walcząc ze łzami. - Pierdolona strzelanina! – Ky krzyknął. Uświadomiłam sobie, że Styx wściekle poruszał rękoma, ramionami mocno mnie obejmując gdy Ky tłumaczył. - Co jest kurwa! Najpierw Rosjanie zrezygnowali z przesyłki. Potem byliśmy w centrum pieprzonej strzelaniny!!! - Styx spojrzał na mnie, Ky podążał za jego ASL, i przesunął policzkiem wzdłuż czubka mojej głowy. - Lois dostała kulkę między oczy i oni nawet strzelali do Mae, CO. DO. KURWY??? Zadrżałam ze strachu, gdy słuchałam jego ostrych słów. Beauty przytuliła mnie. - Styx, piekielnie ją przerażasz. – powiedziała cicho. Nie mogłam przestać odtwarzać w głowie zszokowanej twarzy Lois, jej martwego ciała osuwającego się na ziemię. Dlaczego musiałaś tutaj przybyć… nie mam już niczego… Biedna Lois! Styx pochylił głowę i przyjął drinka od Bulla, który wypił jednym haustem. Nadal mnie nie wypuścił, ramiona zacisnął wokół szyi. Styx dwa razy uderzył dłonią w stół i pokój umilkł, bracia spojrzeli na niego i Ky jak zawsze stanął obok niego by tłumaczyć. - Bull, Tank, Smiler – dowiedzcie się czego możecie od dobrego szeryfa. Powinien wiedzieć czy jacyś nowi skurwiele przenieśli się na nasze terytorium. Azjaci, mafia – każdy nowy ruch. Ktoś zabawia się na naszym terenie i skurwiele nie mają nawet jaj by stanąć z nami twarzą w twarz. Pieprzone Kominiarki. Popaprańce udadzą się na południe i będziemy zablokowani. Klub wypełnił mieszanka stanowczych przytaknięć i nieszczęśliwych jęków. Nie miałam pojęcia czym było zablokowanie ale mogłam próbować zgadywać.
- Jacyś skurwiele próbują zadrzeć z klubem i nie spocznę aż dostaniemy pieprzone odpowiedzi i jacyś dupki będą martwi! – Bull umieścił kolejnego drinka przed Styxem i ten również jednym pociągnięciem opróżnił szklankę, a następnie wrócił do migowego. - Dowiemy się kto to jest i zdejmiemy ich. - Styx wskazał na Tanka, Bulla i Smilera, którzy przygotowywali się do wyjazdu. - Pod radarem, okej? Ostatniej rzeczy jakiej potrzebujemy jest ten dupek Senator Collins dyszący nam na karki. Mężczyźni przytaknęli w zrozumieniu i wyszli przez główne drzwi, dźwięk ich motorów szybko zanikł. W końcu, Styx zwrócił się do reszty braci w pomieszczeniu. Mae- Styx wskazał na mnie, Ky głos był głośny i srogi jakby Styx mówił coś ważnego- jest pod moją ochroną a wszyscy wiecie co to oznacza. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Beauty, która posłała mi blady uśmiech. Pękło mi serce. Straciła dzisiaj przyjaciółkę i cierpiała. Cały klub. - Mae została dzisiaj prawie zabita… Lois kurwa tak. Byliśmy albo śledzeni przez skurwieli od związku albo ktoś z nas się sprzedał. Niech go Bój ma w opiece bo jak dorwę szczura rozerwę go kończyna po pieprzonej kończynie. Wzdrygnęłam się na jego groźne słowa. Faceci w pomieszczeniu wyraźnie również czuli się nieswojo. - Rider został postrzelony w bark. Doc jest z nim teraz. Jestem cholernie wściekły na to całe jebane gówno! Zadzwonił telefon Ky’a, przerywając ciężką atmosferę po słowach Styxa i odebrał. – Tak? – odpowiedział i po kilku sekundach spojrzał na Styxa, zatrzaskując telefon. - Flame, skurwysyn irokez właśnie dorwał jakieś Kominiarskie mięso. Cipę, który zabił Lois. – ten przerażająco przystojny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
Styx odchylił głowę i westchnął w czystej uldze. – ETA15?- Przeliterował, głos Ky’a wyraził jego pytanie na głos. - Około godziny. Powiedziałem Flame by przywiózł go. Chcesz się z nim policzyć, prawda? Głodny uśmiech uniósł usta Styxa i naciągnął szyję gdy poruszył nią z boku na bok. Nie potrzebowałam tłumaczenia tej odpowiedzi. Pragnienie zemsty widniało w jego oczach. Rozglądając się po pomieszczeniu, mignął, Znajdziemy te cipy… potem wyślemy je do przewoźnika, prosto do Hadesu. Styx wymienił kilka słów z Ky’em i paroma innymi braćmi, których nie znałam, po czym zwrócił się do mnie. Wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą. Gdy weszliśmy przez główne drzwi do jego mieszkania, usiadł na łóżku spoglądając na mnie. – W po-porządku? – wskazał na zadraśnięcie na ramieniu, które Beauty oczyściła i zabandażowała. - To tylko draśnięcie. Zaczął chodzić przede mną na podłodze z twardego drewna stając się coraz bardziej zły. – Dl-dlaczego do kurwy o-oni zaatakowali? - Ja… ja nie wiem? – wyszeptałam, trzymając spuszczoną głowę. Nie lubiłam tej strony Styxa. Nagle zrozumiałam dlaczego przerażał tak wielu ludzi – miał mroczną stronę… niebezpieczną stronę. Podchodząc do dużego panelu z drewna, który oddzielał jego sypialnię od innych pokoi, Styx krzyknął głośno i uderzył ręką prosto w drewno, zostawiając ogromną dziurę, jego mieniące się oczy były nieokiełznane i dzikie. Nie mogąc ukryć szoku, wrzasnęłam i otoczyłam się ramionami na łóżku. Styx zignorował mój strach i zniknął w bieliźniarce. Wrócił z ręcznikiem rzucając mi go na kolana. - I-idź wziąć prysznic i zmyj z siebie tą pi-pi-pieprzoną krew. Przegrywając bitwę z drżącymi wargami, wzięłam ogromny biały ręcznik i pobiegłam do łazienki. Jak tylko zamknęłam za sobą drzwi, dałam upust moim 15
Przewidywany czas przybycia
emocjom. Styx był taki wściekły. Jego stosunek wobec mnie stał się zimny i zgorzkniały – taki jak u każdego innego mężczyzny jakiego kiedykolwiek poznałam. Szczerze wierzyłam, że Styx był inny. Człowiekiem na zewnątrz był Styx, Niemy Kat, prezes wyjętych spod prawa MC, mężczyzną zdolnym do zabicia nie odczuwając przy tym wyrzutów sumienia. Mężczyzna ten nie był już osoba, którą znałam. Przerażał mnie. Podeszłam do lustra, wpatrując się w mój niechlujny wygląd: zranione ramię, zmierzwione włosy, zadrapana skóra i brudne ubrania. Byłam bałaganem, ale mogłam myśleć jedynie o rannym Riderze i martwej Lois… i Rider uratował mnie. Skoczył na mnie i ocalił. Uratował mi życia. Mógł umrzeć i ja… Twarda pięść uderzyła o drewniane drzwi, powodując że podskoczyłam i uderzyłam łokciem w umywalkę. – C-co do kurwy tam robisz? Nie słyszę wwody. Szybko otarłam oczy i odkręciłam kran. Przesunęłam ścianę prysznica. Zaśmiałam się bez humoru. Wyglądał on jak ten, który miałam z Zakonie a okoliczność była zbyt podobna. - Wchodzę. – krzyknęłam drżącym głosem i zaczęłam się rozbierać. Szybko wzięłam prysznic i owinęłam się ręcznikiem. Nie miałam innych ubrań, tylko ten brudny stos na podłodze, więc biorąc głęboki wdech, otworzyłam drzwi i na paluszkach zaczęłam iść w moim skromnym stanie. Styx siedział na łóżku, papieros trzymał leniwie między warami, grając ponurą melodię na gitarze, powtarzając słowa. – Możesz uciekać przez długi czas, ale wcześniej czy później, Bóg cię dopadnie. Styx wyglądał tak mrocznie i silnie gdy siedział na łóżku śpiewając cicho z białym dymiącym patyczkiem w ustach. Straciłam dech. Ciemne włosy opadały mu na barwne oczy a jego ogromne mięśnie na ramieniu napinały się przy każdym pociągnięciu palców po strunach. Był uosobieniem grzechu… grzechu, którego pragnęłam… ale teraz za bardzo się go bałam.
Odchrząkując delikatnie by uzyskać jego uwagę, pokiwałam się na piętach i Styx uniósł wzrok. Jego ręce zamarły na strunach gdy powoli podniósł głowę. Prześledził moje ciało od palców u stóp aż do głowy. Wypuszczając biały dym przez nos, nie odrywając ode mnie wzroku, wstał, kładąc gitarę na krześle obok łóżka i powoli do mnie podszedł. Odsuwając długie kosmyki włosów z oczu, przesunął palcem wzdłuż mojego ramienia, które zareagowało na jego dotyk, wywołując dreszcze sunące wzdłuż kręgosłupa. Jego palec zawisł nad supłem ręcznika, supłem tuż nad moimi piersiami. – Kurwa, Mae. Nie mogę sobie z tym poradzić. – mruknął szorstko, pociągając za ręcznik, jego duże piwne oczy wydawały się jarzyć jadeitową zielenią. – Pragnę cię tak cholernie mocno. Tak cholernie mocno… - Następnie poszedł do łazienki, trzaskając za sobą drzwiami. On się nie zająknął. Ani raz. Roztrzęsiona zacisnęłam palce na ręczniku. Wiedziałam, czego chciał i czułam się jak skała wrzucona do jeziora. Chciał tego, czego wszyscy mężczyźni pragnęli ode mnie; chciał tego, co kobieta miała robić dla facetów… do czego zostałyśmy stworzone. Chciał tego, co robiłam dla mężczyzn odkąd byłam dzieckiem. Biorąc głęboki wdech, podeszłam do dużego łóżka, puściłam ręcznik i ułożyłam się w wymaganej pozycji dla jego przyjemności. Błyskawicznie, usłyszałam jak metaliczny skowyt prysznica przycichł. Woda została wyłączona i pochyliłam się przygotowując się, czoło wciskając w łóżko, szeroko rozsunęłam nogi, łącząc ręce za plecami i wysłałam umysł do miejsca w którym nie czułam… nic.
Rozdział 12 Styx Oni próbowali zabić Mae. Jakiś skurwiel próbował zabić Mae. Kurwa! Oni zabili Lois. Lois. Martwa. Odeszła. Znałem tę sukę od małego. Lois, cholerne słońce, piękna do głębi, a ja kurwa zmiażdżyłem ją przed tym jak została zdjęta przez oślizgłego rywala. KURWA! Czerwona mgła zaszła mój umysł i byłem cholernie wściekły. Chciałem kogoś zranić, uderzyć… zabić… bardzo. Bracia patrzyli na mnie czekając na wyjaśnienia, gdy wszedłem do baru. Viking, Flame i AK jak pieprzeni Płonące Żniwiarze, palili gumy goniąc dupków, którzy odważyli się zadrzeć z ich braćmi. Ale nie miałem odpowiedzi. Wiedziałem, że oni wszyscy mnie wspierają, ale nie mogłem skupić się na czymś innym poza Mae, nie mogłem pozbyć się obrazu Ridera ratującego życie Mae. To powinienem być ja. Spieprzyłem, a gdyby Rider nie przyjął cholernej kulki w bark, straciłbym ją. Nie podobałoby mi się to. Jedna rzecz była pewna; Mae już nigdy więcej mnie nie opuści. Niech nikt kurwa nie próbuje. Ona zostanie tutaj ze mną, gdzie będę ją obserwował… chronił. W związku była bezpieczna. Zrobiłem wszystko, ale ciągnięcie jej z powrotem do pokoju i patrzenie jak trzyma się za jej pieprzone zranione ramię, znowu wyglądając tak delikatnie i blado na łóżku sprawiło, że prawie wybuchłem. Kazałem jej wziąć prysznic jak jakiś pieprzony nazista, niezdolny patrzeć na jej idealną skórę skażoną krwią, muszącą się zmierzyć z rzeczywistością lub tym, co mogło się zdarzyć. Co stało się Lois… cholernie lojalnej i emocjonalnej Lois.
I teraz byłem w łazience, umyty, ubrany tylko w dżinsy, muszący zmierzyć się z następstwami zachowania jak totalny kutas do jedynej suki, której kiedykolwiek pragnąłem. Cholernie ją wystraszyłem. Widziałem przerażenie w jej pieprzonych wilczych oczach. Bała się mnie i to wszystko było moją winą. Klnąc w duchu i rzucając mokry ręcznik na podłogę, wyszedłem z łazienki i zamarłem w miejscu. Mae? CHRYSTE. Mae! Była naga, pokazując różową cipkę, unosząc napięty, krągły tyłek, ramiona miała założone za plecy w uległości a czoło przyciśnięte do materaca. Moja pieprzona kobieta była przygotowana na łóżku, gotowa do bycia zerżniętą… naprawdę popierdolone gówno! Myliłem się. To, co czułem wcześniej nie było złością; to był przebłysk pieprzonej irytacji, szept cholernej złości. Tak musiało być, bo widząc sukę, na punkcie której szalałem, czekająca w jakieś ofiara-nadużycia pozie przeniosło mnie na zimnokrwiste mordercze terytorium. Pomimo wszelkich starań, mój fiut stwardniał niemal boleśnie, ta ciasna cipka to było zbyt dużo do przeoczenia. Chciałem wypieprzyć Mae od czasu jej pobudki w moim łóżku. Chciałem zerwać te pieprzone skóry z niej przez cały cholerny dzień i zanurzyć w jej ciepłym, różowym ciele. Ale każdy obraz, jaki namalowałem w mojej głowie jak będzie wyglądać nago zostały przebite na pieprzone mile. Ale ona w tej pozycji, gotowa bym ją zgwałcił, sprawiło, że wariowałem. Skąd do diabła ona się wzięła? Co oni do cholery zrobili jej w tym zakonie? I dlaczego kurwa nadal myśli, że musi to robić? I wtedy je zobaczyłem: warstwy blizn na jej plecach. Wiele. Zadrapania, znaki łańcucha, bicza? Nie mam kurwa pojęcia. Nie mogąc na nią już patrzeć, wykrztusiłem. – M-Mae! Co do k-kurwy?!!
Nie poruszyła się. Nawet cal. Ani drgnęła. Idąc do wezgłowia łóżka, wbiłem pięść w dłoń. Wyłączyła się. Była w jakimś świecie marzeń czy innym gównie. Zacisnąłem szczękę ze złości, wściekłość budowała się w moim ciele, powodując, że krzyknąłem. – WSTAWAJ!!! Mae zerwała się z jej molestującego transu, przewróciła na bok i zwinęła, zerkając na mnie przez te długie, piękne czarne rzęsy; przyjmując płodową pozycję. - C-co to było? – spytałem przez zaciśnięte zęby. Jej oczy były tak duże jak pierdolone spodki i z jękiem otworzyła usta. Nic nie powiedziała, tylko… patrzyła się na mnie. Opierając się na łóżku, napinając mięśnie, ponownie spytałem. – Odpowiedz na p-p-pieprzone p-pytanie, Mae. Co. To. Do. Cholery. By-było??? Przełknęła tak głośno, że przysiągłbym, iż do Meksyku było to słychać. – Czczy… czy… ja się zdenerwowałam? Jej zdruzgotana twarz powaliła mnie. Absolutnie przerażona. Mną. Ona się mnie kurwa bała. Usiadłem na łóżku, głośno jęcząc, gdy chłonąłem widok jej idealnie okrągłych cycków, pełnych z dużymi, ciemnymi sutkami, wystarczająco okazałymi by wystawały między moimi palcami, gdybym je objął i płaski, gładki brzuch, mleczna skóra. Poprawiłem fiuta, który w każdej chwili gotów był przebić się przez dżinsy. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech, uspakajając się. Ponownie je otwierając, wziąłem kamizelkę z krzesła i podałem jej. - Z-z-zakryj się, Mae szybko ją porwała ode mnie i okryła ciało, chowając nogi i ramiona pod masą skóry. Hades uśmiechał się do mnie – nie. Szydził ze mnie. Mae wyglądała
tak drobnie. Skamieniała ze strachu i mała. I nie mogłem przeoczyć tego, że wyglądała cholernie gorąco w mojej kamizelce. Jak dobra stara. Kurwa. Nie teraz! Nieznacznie poruszając nogami, usiadłem przed nią. – S-s-skarbie, dlaczego to robisz? Spuszczając wzrok, wyszeptała. – Sprawiłam, że byłeś zły. Próbowałam cię uszczęśliwić. Czy nie tak postępują tutaj kobiety, na zewnątrz? Zacisnąłem ręce w pięści. - Mae. Byłem w-wkurzony na to co się stało, nie na ciebie! S-s-skarbie, nie powinienem krzyczeć, a-ale nie mogłem się u-uspokoić. Jestem w gorącej wodzie k-kąpanym. By-byłaś dzisiaj pieprzonym celem, Lois umarła i to była moja w-wina! Mogłaś kurwa u-umrzeć gdyby nie Rider! - Dlaczego to była twoja wina? – spytała cicho. - B-b-bo cię zatrzymałem! Klub wp-wpadł w jakieś gówno, jakaś inna or-or… organizacja próbuje nas zdjąć. T-t-tylko muszę teraz wymyślić k-kto i od razu zamordować skurwieli – n-n-nie pierwszych i nie ostatnich. – wziąłem głęboki wdech, rozluźniając gardło. Coraz łatwiej było rozmawiać z Mae. Kolejna pieprzona rzecz, którą w niej lubię. - Co się teraz stanie? – wyszeptała. Wciąż słyszałem strach w jej drżącym głosie. - Zo-zostajesz ze mną. B-będę cię chronić. To oznacza, że zo-zostaniesz przy moim boku. Patrzyłem jak zamknęła oczy i westchnęła z ulgi, i Jezu, jeśli właśnie spuściłem się lekko w spodniach. Na westchnienie. Kurwa, potrzebuję seksu. Byłem zbyt zdławiony, potrzebowałem uwolnienia. Przeczesując ręką włosy, powiedziałem. – Musisz m-mi powiedzieć, dlaczego wy-wystawiłaś przede mną tą kurewsko idealną c-cipkę, skarbie.
Różowy rumieniec pokrył jej całą twarz i jeszcze bardziej zagłębiła się w skórzanej
kamizelce.
–
Byłeś
zdenerwowany.
Miałam
dostarczyć
ci
przyjemność. To jest ode mnie oczekiwane, jako kobiety. Odmówienie ci przyjemności jest samolubne i grzechem. Przełknąłem warkot, który pragnął rozerwać moje gardło. – Często to robiłaś tam sk-skąd pochodzisz? B-byłaś pieprzona jak c-cholerna seksualna niewolnica? Zawahała się na moment, poruszała brwiami a następnie niechętnie skinęła głową. Wstałem i musiałem potrzasnąć ramionami. Potrzebowałem solidnej walki. Skrzywdzenia kogoś. – Ta-tak byłaś pieprzona, skarbie? Byłaś zm-zmuszana do tego gó-gówna? Słysząc wciąganie oddechu, odwróciłem się by usłyszeć odpowiedz. – Ważne jest, aby dzielić miłość Pana, na ofiarę wymiany ciał. Dla przywódców moich ludzi… dla mężczyzn z moich ludzi… ja… ja nie miałam wyboru w tym akcie… żadna z sióstr nie ma. - Dzi-dzieląc m-m-miłość Pana? Ofiara wy-wymiany? Co to jest kurwa za gógówno? - Gdy uczniowie chcą się zbliżyć do Boga… ich seksualne uwolnienie… przez użycie naszych – sióstr – ciał. Zawahałem się. Czasami byłem tak cholernie zdezorientowany gównem, które wygłaszała. Kim do cholery są uczniowie? I dlaczego oni pieprzyli Mae jak zwierzęta? A t-ty? Co z tego m-m-mialaś? – spytałem, kręcąc kolczykiem w wardze by powstrzymać się od sięgnięcia poziomu psycho-Flame. Łzy wypełniły jej oczy i jej pełna dolna warga zadrżała. – Nic. Nic z tego nie miałam. W rzeczywistości – przerwała i krople spadły na jej policzek – nienawidziłam tego. Mój Boże, nienawidziłam tego. Za każdym razem. Żadna z sióstr nigdy nie czerpała z tego przyjemności… było nam to zakazane. Kobiety
nie powinny odczuwać przyjemności. Dzielenie się jest dla służby, nie dla miłości. – wzięła niepewny oddech. – Byłybyśmy… ukarane. Musimy przyjąć pozycję i znosić to aż brat – lub w moim przypadku starszy – skończy. Różowy rumieniec rozjaśnił jej porcelanową skórę i zatrzepotała rzęsami, jej jasnoniebieski wzrok napotkał mój. – Nigdy nie poczułam… zadowolenia… z uczestnictwa. Nie wiem, jaki to rodzaj przyjemności… czy jestem w stanie w ogóle poczuć ten rodzaj przyjemności. Moje serce pękło, na samym środku. Przeszedłem pokój do Mae jak cipka. – S-skarbie… - wziąłem ją w ramiona i rozpłakała się, kurwa wypłakiwała sobie oczy na moim ramieniu. Nie mogłem tego znieść, nie mogłem znieść widząc ją tak rozdartą. Co do cholery ona musiała przejść? - Cii… już nie je-jesteś w tym piekle. Trz-trzymam cię… trzymam cię…nigdy w-w-więcej już przez to nie prz-przejdziesz… - Oni będą mnie szukać. Nie przestaną, aż nie będą mnie mieć z powrotem w zakonie. – zapłakała. Chwytając ją za włosy, odpowiedziałem. – Jeśli chodzi o c-ciebie, o-oni są już martwi. Oni n-nigdy cię tu nie znajdą. Ci skurwiele są niczym d-dla Katów. Wyprostowała się i pokręciła głowa. – Największym podstępem szatana było przekonanie świata, że on nie istnieje. – powiedziała cicho – Znam strażników, Styx. Oni nadchodzą. Oni istnieją i nadchodzą. To tylko kwestia czasu. - P-przyjdą po ciebie, u-umrą. – Powiedziałem przez zaciśnięte zęby i jej oczy rozszerzyły się na moje słowa, gdy przesunęła ręką wzdłuż mojego ramienia. Drgnąłem, gdy poczułem jej usta na nagim torsie, małą rękę sunącą wzdłuż brzucha, doznanie to ożywiło mojego penisa. - Jak to powinno wyglądać, Styx? Jakie to powinno być uczucie.. Być intymnie z kimś… wiesz… normalnie?
Uniosła głowę nie przestając pieścić mojego ciała, szukając odpowiedzi, jej błyszczące niebieskie oczy wpatrywały się w moje usta, następnie w oczy i z powrotem. - Nie m-możesz tak na m-mnie patrzyć, s-skarbie. – wychrypiałem, próbując się kurwa hamować. - Dl…dlaczego? - Po-po-ponieważ p-patrzysz na mnie jakbyś chciała znaleźć się w moim łłóżku… ch-chciała, bym pokazał ci jak k-kurewsko dobrze powinnaś się cz-czuć przyjmując mojego fiuta. Ch-ch-chciała, bym wypieprzył cię, aż n-nie mogłabyś chodzić. Wtedy, ten nos drgnął i moja kamizelka przykrywająca jej nagie ciało opadła na podłogę, zostawiając ją nagą, podaną jak na cholernej tacy. Nagusieńką, pokazującą idealne krągłości – ciężkie piersi, napięte pieprzone ciało. Przymrużone wilcze oczy, wilgotne różowe usta, gotowa bym sprawił, aby doszła… po raz pierwszy w jej łajdackim życiu. Tak cholernie bardzo błagała mnie tymi swoimi wilczymi oczami o osiągnięcie spełnienia. - River… - błaganie. Lekko chropowate, zdesperowanie błaganie wyszło z jej ust, jakby wyzwoliła swoją wewnętrzną Marilyn Monroe czy coś. Zaborcze voodoo gówno ponownie zawładnęło mną. Nazwała mnie River. Od dekady nie byłem nazywany tym imieniem. Ona pamięta moje cholerne prawdziwe imię. - Mae… potrzebujesz l-lepszego mężczyzny. To nie jestem ja, kochanie, bez względu na to jak bardzo my-myślisz, że jest… lub chcesz, by było. – wychrypiałem, mój fiut twardy jak żelazo pulsował z potrzeby. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę to rozważałem, ale nie byłem pewien czy wzięcie Mae było tak dobrym pomysłem. Zawsze dostawałem to, co chciałem, nie troszcząc się o innych. Kurwa, Lois była lodowato martwa z powodu jej potrzeby mnie, ale wzięcie Mae po tych ostatnich kilku tygodniach, po dzisiejszym dniu, po prostu wydawało się tak… tak… popieprzone i złe.
- Styx… - mruknęła, wydając słaby, potrzebujący jęk. Jej sutki były jak cholerne kule, biodra powoli kołysały się z potrzeby. – To jesteś ty… to zawsze byłeś ty… A potem była na mnie. Usta przyciśnięte tuż do moich, jej mała ręka zacisnęła się w pięść w moich włosach, przyciskając mnie mocniej do jej wygłodniałych, pieprzonych ust. Wziąłem co, dawała, wywalczyłem to, cholera, podbijałem a gdy ten język wysunął się by dotknąć mój… pęknąłem. Niczym błyskawica, pchnąłem Mae na łóżko, naznaczając jej usta moimi, chwytając jej małą talię Jane Mansfield, przyciskając do siebie. Pisnęła, gdy owinąłem język wokół jej i miałem wrażenie, że jej skóra płonie. Czułem się zdesperowany, zdesperowany by dotknąć każdy cal jej, oznaczyć, jako moją, przesunąłem rękoma wzdłuż jej napiętych ud i jednym ruchem, rozchyliłem ją, mój fiut teraz napierał na jej cipkę. Chryste. Była gotowa, tak cholerne gotowa. To się stanie. Zamierzam wziąć Mae. Muszę. Nie miałem wyboru, gdy wiła się pode mną, ocierając o fiuta. Odrywając się od jej ust syknąłem, gdy jej nogi owinęły się wokół mojego pasa. – K-k-kurwa, skarbie. Jesteś gotowa, co? G-g-g-towa dla mnie, bym sprawił abyś d-doszła? Wilcze oczy rozszerzyły się przy przycisnąłem do jej łechtaczki zakrytego dżinsem fiuta i Mae wykrztusiła jęk. – Styx! Co? Co? Ugh…- Rozchyliła usta i pochyliłem się by polizać złącze zanim usiadłem i wpatrywałem się w najbardziej niesamowity widok, jaki kiedykolwiek widziałem. Piękna, wspaniała Mae czekająca na mnie, gotowa do wzięcia. Otworzyła oczy na odczucie utraty mojego ciała i delikatny uśmiech uniósł jej usta. Chłonęła mnie – każdy mięsień, pocięte ramiona, wypukły żyły, każdy cal tuszu. Kochała to, spijała, co widziała. Wiem, że wyglądałem dobrze. To nie jest arogancja; ciężko pracowałem i wiedziałem, że byłem zbudowany.
Opuściłem wzrok na jej cycki. Musiałem ich spróbować. Zanim Mae zrozumiała, co się stanie, uczepiłem się jej sutka, ssąc, pociągając twarde ciało. - Ahh… Styx… to takie… tak… Ahh… - uśmiechnąłem się przy miękkiej skórze, wysuwając i wsuwając język, pokrywając się tym słodkim smakiem. Po tym jak skończyłem przy pierwszej piersi, przeniosłem się na drugą, tylko by zwiększyć przyjemność. Palce nagle wsunęły się w moje włosy, ciągnęły i drapały jak oszalałe. Uwielbiałem to, niemal dochodziłem przy każdym pociągnięciu. Potrzebowałem tego. Siadając, Mae agresywnie zacisnęła w pięść czarną jedwabną pościel. – Styx… potrzebuję… potrzebuję… Ah! Jak to się nazywa? Czuję… czuję… ogień… nie mogę tego znieść. Uniosłem usta w zadowolonym uśmiechu, gdy patrzyłem jak wiła się dla mnie. Tak, ona kurewsko tego potrzebowała, potrzebowała mnie. Uniosłem się nad jej ciałem, przesuwając wzrokiem wzdłuż jej brzucha do cipki. Nagiej, mokrej cipki. – Kurwa, s-skarbie. Jesteś cholernie i-idealna. Pogłaskałem wewnętrzną stronę jej uda, wciąż szczypiąc jej sutek. – Zzamierzam przygotować cię moimi p-palcami. Potem zjem tą cipkę a-aż dojdziesz w moich u-ustach. Następnie, g-gdy n-nie będziesz mogła znieść wwięcej, wypełnię c-cię m-moim fiutem, aż będziesz k-krzyczeć, cholernie głośno. - Styx… proszę… Przesunąłem środkowym palcem wzdłuż warg jej cipki, rozszerzyła nogi wpuszczając mnie. Wtedy, pchnąłem go i patrzyłam jak z długim jękiem odchyliła głowę, ramiona unosząc nad głową, chwytając się wezgłowia. Przyśpieszyłem, okrążając to kurewsko słodkie miejsce, które wiedziałem, iż sprawi, że oszaleje. Zwinęła palce u stóp i pisnęła, spoglądając na mnie błyszczącymi oczami. – Co… co to było? - T-tak skarbie, powinna wyglądać p-p-pieprzona rzeczywistość.
- Oh… jeszcze raz… proszę… - spytała bez tchu. Dodając drugi palec, jej biodra teraz kołysały się jeszcze szybciej i zwiększyłem ilość palców by poszukać jej uwolnienia. - Styx… potrzebuję… potrzebuję… ahh… - wiedziałem, czego chciała, o co błagała, więc dodając kciuk, przycisnąłem poduszeczkę do jej łechtaczki, pocierając w ostrych kołach, i kurwa, doszła jak cholerna petarda. Przekręciła głowę i jej krzyk został stłumiony przez poduszkę, którą przycisnęła do ust. Czekając aż dojdzie do siebie, powoli wysunąłem palce, upewniając się, że patrzyła jak dokładnie je oblizałem. Chwytając jej zgięte kolana, obniżyłem głowę. Potrzebowałem spróbować jej smaku bardziej niż oddychać. Ale gdy pochylając się skupiony na moim celu, zamarłem. Blizny. Wiele pieprzonych blizn. Powoli i próbując zachować spokój, wycofałem się i usiadłem, patrząc w dół. Mae uniosła się na łokciach, zaniepokojona. - Co się stało? Czy zrobiłam coś złego? Zacisnąłem ręce w pięści i głęboko oddychałem przez rozszerzone nozdrza. Wiedziałem, że z pewnością wyglądałem jak diabeł wcielony, ale kipiałem – pierdolone blizny! Beauty nie przesadziła. Mae musiała być torturowana przez lata, gwałcona przez lata a ja skoczyłem na nią jak zwierzę wykorzystujące okazję. Chryste. Nie byłem lepszy niż ci gwałciciele w jej kulcie. Poczułem się chory, w moim brzuchu uformowało się uczucie bliskie cholernego kaca. - Styx? Proszę… co zrobiłam? Pokręciłem głową, gdy uświadomiłem sobie, że wpatrywałem się w uda Mae i spojrzałem w jej zmartwiony wzrok. Była piękna. Nawet zdezorientowana, była oszałamiająco wspaniała. Skórę miała zaróżowioną od mocnego dojścia, czarne włosy zmierzwione od kręcenia głową w przyjemności, ale te wilcze
oczy… te wilcze oczy były wypełnione łzami, skrząc się jeszcze bardziej, gdy podążyła za kierunkiem mojego wzroku. Ze szlochem, zacisnęła uda i oparła się o wezgłowie, owijając ramiona wokół nóg. - Cz-cz-cz-cz…? – Argh! Oddychaj. Rozluźnij się. – Cz-czym one są, Mae? Jej płochliwe oczy patrzyły wszędzie, poza mną. – Niczym… one.. one nie mają już znaczenia. - Cóż, dla mnie t-tak! – zagrzmiałem, patrząc jak wzdrygnęła się na mój głos. - Proszę… Styx… - błagała. - K-K-KURWA! – zerwałem się z łóżka, biorąc koszulkę z podłogi i zakładając na siebie. - Gdzie idziesz? – spytała gorączkowo. - Na ze-zewnątrz. - Jesteś na mnie zły? Okręcając się, by stanąć twarzą do niej, jęknąłem. Ten nos ponownie drgał a jej małe dłonie zaczęły się trząść, gdy okryła swoje nagie ciało czarną pościelą. - M-mój fiut jest cholernie twardy, więc t-tak, jestem w-wściekły, ale jestem w-w-wkurwiony na siebie za to, co właśnie z-zrobiliśmy… c-c-co z-zrobiłem tobie… K-k-kurwa! - Co zrobiłeś? Pokazałeś mi przyjemność? – Przełknęła i zwinęła się w kulkę, osłaniając ciało od… czego? Mnie? Mojego odrzucenia? Chryste, jeśli wiem. - Żałujesz tego? – spytała, jej długie włosy opadły jak kurtyna i zasłoniły twarz. Widok jej zranionej twarzy niemal mnie zabił. Tu nie chodzi o nią, ale nie mogłem znaleźć w sobie słów by wypowiedzieć je na głos. Nigdy nie byłem tą osobą, która pozwala ludziom znać własne uczucia. Nie będąc fizycznie zdolnym do mówienia przez większość twojego cholernego życia nieco sprawia, że zamykasz się w sobie. Migi były dla mojego jąkania przebiciem się, głośną i pieprzoną dumą – duszącego zatykania, dławiącej ciasnoty w gardle, gdy
starałem się wymyślić, co powiedzieć. Moja krew pompowała, puls walił, głowa wirowała i musiałem wynieść się w diabły z tego pokoju i z dala od Mae cholernej zagubionej twarzy. Chciałem powiedzieć jej, że zasługiwała na więcej, że nie powinienem dotykać kogoś, kto był wykorzystywany przez całe życie, kogoś, kto miał całą masę poszarpanych blizn na wewnętrznej stronie ud, które jakieś popieprzone urządzenie najwyraźniej boleśnie trzymało rozsunięte. CHRYSTE! Ale żadne cholerne słowo nie wyszło. Więc odpowiedziałem szorstką, bezmyślną odpowiedzią i od razu wiedziałem, że jestem kompletnie popierdolony. - T-t-to nie powinno się z-zdarzyć. Z tą doskonale kurewską odpowiedzią, wyszedłem z pokoju czując się jak straszny drań, ale bez względu na to jak bardzo się potępiałem, nie mogłem pozbyć się obrazu Mae, gdy doszła. Byłem tak cholernie twardy, a za razem wściekły. Wpadając do baru, większość braci zniknęli, ścigając gliny za informacjami czy cholera wie, czym jeszcze. I, cholera nie, pieprzona Dyson nalewała drinki. Szturmem zmierzając do jej pofarbowanych różowych włosów i sztucznych cycków, uderzyłem pięścią w blat. Zachwiała się, wyczuwając moją wściekłość. – P-przyszłam spotkać się z Tiff i
Jules.
–
powiedziała,
spuszczając
wzrok
w
akcie
wyraźnego
podporządkowania. – Usłyszałam, co się dzisiaj stało i wszystkie przyszłyśmy pomóc. Myślałyśmy, że faceci mogą potrzebować cipek, by oderwać myśli. Myślałyśmy, że potrzebują kogoś użyć, korzystając z nas. Ta odpowiedz na moje pytanie wytrząsnęła ich z pokoi. Cipkowa kawaleria przybyła i Chrystus wie, że brat nie pragnął niczego więcej niż obsługę fiuta po przetrwaniu burzy pocisków lecących w jego najważniejsze organy. Cholerna manipulacyjna dziwka. Dyson, suka, przez którą przestałem być prawiczkiem w wieku trzynastu lat. Cholera, ona sama musiała mieć wtedy gdzieś z szesnaście lat, jeśli nad tym pomyślę. Jakaś nieletnia uciekinierka, która
znalazła sobie dom w jaskini wyjętych spod prawa. Różowo-włosa ćpunka używała braci dla koki aż dostarczyła to gówno nowej dziwce z jakimś naprawdę pieprzonym potencjałem. Suka przedawkowała na podłodze związku. Dyson została po tym wyrzucona przez mojego starego, grożącego, by nigdy więcej nie wróciła. Oczywiście, jej pokazy erotyczne w barze nie były omijane przez braci, choć nikt nie chciał od niej niczego więcej poza obciąganiem. Stąd jej imię, Dyson: doskonale ssąca i kontrolująca jaja. Wyciągając rękę i chwytając nadgarstek Dyson, pociągnąłem ją, wskazując na drzwi. Jej dolna warga zaczęła drżeć i łzy spłynęły wzdłuż jej mocno pomalowanych policzków. Makijaż zakrywał wieloletnie blizny potrądzikowe. - Co ty tu do cholery robisz? Odwróciłem się na głośny, przeszywający głos, dostrzegając Beauty szturmem zmierzającą do mnie i Dyson jak pieprzony byk pędzący na torreadora. Dyson zbladła, jak powinna. Beauty może wyglądać jak Złotowłosa, ale jest pierdolonym Rottweilerem w ciele teriera. Dyson przystawiała się raz do Tanka i tylko raz; Beauty nie tolerowała ingerencji w jej teren. Dyson przez dwa tygodnie ukrywała dwa lima, które sprawiła jej Beauty. Dyson przeniosła wzrok między mną a Beauty, wykręcając palce, drgając głową, czekając na ratunek. Ah. I wtedy uderzył mnie powód, dla którego była tu z powrotem. Rozpaczliwie potrzebowała kolejnej działki, licząc, że jakiś brat mógłby dać jej trochę kasy na metamfetaminę. - Przyszłam się zobaczyć z Tiff i Jules. – odpowiedziała nieprzekonująco Dyson, patrząc wszędzie wzrokiem byle próbując uniknąć naszych oczu. - Nie pierdol! Wynoś się stąd! Nikt nie chce oglądać twoich zdzirowatych pokazów! – Beauty stała prawie nos w nos z Dyson, powstające napięcie było zbyt wysokie jak na mój gust. - Beauty – mignąłem, próbując ją kurwa uspokoić. Uniosła dłoń przed moją twarzą, drugą chwytając palce, uciszając.
- Nie rób tego, Styx! Nie pozwól by pokusa ponownego wypierzenia jej zjełczałej cipki sprawiła, byś zmienił zdanie! Pomyśl o Mae. Pozbądź się tej puszczalskiej dziwki! - Wiesz co, Beauty? Mignąłem. - Zaczynasz mnie wkurwiać mówieniem jak mam żyć moim pieprzonym życiem. Beauty sapnęła. Była jedyną starą, z którą się nie sprzeczałem. Była jedyną suką, którą mogłem znieść dłużej niż dwie minuty, i utrzymywaliśmy dobre stosunki. Cholera, ona nawet nauczyła się ASL dla mojej żałosnej niemej dupy. Ale pozwalanie jej mówić do mnie, Prez, musiało się skończyć zanim całkowicie pozbawi mnie pieprzonych jaj. Dostrzegłem uśmieszek Dyson. Szczerze mówiąc, sam chciałem zmyć jej ten diabelski uśmiech z twarzy, ale po prostu chciałem wypić jedną piątą whisky i przestać widzieć martwą Lois na piaszczystej ziemi, krwi pod jej ciałem, czy Mae skulonej w moim łóżku, pokrytej bliznami gwałtu. Pit, jakby czytając w moich pieprzonych myślach, przesunął jedną piątą whisky w moją stronę zza baru. Wypiłem połowę i poczułem jak drętwieje. W moim zalanym stanie, dostrzegłem jak Beauty przeszła na koniec baru, bacznie obserwując Dyson. Dziesięć minut później, nie widziałem niczego.
*** Mógłbym przysiąc, że podziemne rzeki namalowane na ścianie baru poruszały się. Wydawały się wirować, a potem znowu całe pomieszczenie zaczęło się kręcić. Podejmując próbę wstania ze stołku barowego, zatoczyłem się i ktoś podtrzymał mnie za ramię: Dyson. Przymrużyła oczy, jej usta zamarły w znaczącym uśmiechu i chwyciła mnie z fiuta. Moje zalane w trzy dupy ciało szarpnęło się do życia i Dyson zacisnęła rękę na koszulce i zaczęła ciągnąc na korytarz. Czułem na sobie wzrok mojej
ulubionej blondynki siedzącej za barem, który mógłby spalić mniejszego człowieczka na miejscu. Dyson poprowadziła mnie na korytarz, znajdując najciemniejszy kąt. Jej uśmiech był szeroki i polizała
tym utalentowanym językiem zęby.
Potrzebowałem tego, potrzebowałem wypieprzyć całą złość z mojego systemumocno, cholernie szorstko. Musiałem pozbyć się Mae i jej pieprzonych blizn z głowy zanim zwariuję i zacznę polować na ludzi i dla zabawy rozszarpywać ich. Musiałem wymazać pojawiającą się zranioną twarz Lois przed moimi oczami zanim wina rozedrze mnie na strzępy. Dyson rozerwała brzeg bluzki na ramiączkach aż do talii. Jej ogromne sztuczne cycki wyskoczyły – żadnego stanika. Oczy Dyson błyszczały z podniecenia, gdy objęła i szarpnęła jej cholernie ogromne czerwone suki, jęcząc głośno, zajmując się sobą. Nieprzyzwoita pierdolona dziwka. Upuszczając rękę, Dyson uniosła spódnicę i przysunęła palec do swojej łechtaczki. To dlatego bracia jej pragnęli – cholernego show przed seksem. Niesławna specjalna Dyson. Obserwowałem jak ociera się o rękę, drugą ściskając sutki, niemal dochodząc pod moją nieustanną uwagą, ale nie czułem… nic. Ani jednej pieprzonej iskry. Tak, wciąż byłem boleśnie twardy, ale to wszystko z powodu Mae, tych Wilczych-Oczu w mojej głowie i uczucia jej idealnego małego ciała pode mną, jej idealnej twarzy, i… Kurwa, nie mogę tego zrobić. Po raz pierwszy w moim gównianym życiu pragnienie innej suki wstrzymywało mnie przez przeleceniem dziwki. - Styx! Dyson wypuściła długi, zadowolony pisk, gdy doszła jak profesjonalistka, jej próżna twarz pokazywała, iż myślała, że jej porno mnie podnieciło. Opadła na podłogę, rzucając się przed siebie, agresywnie szarpiąc za zamek w moich
dżinsach. Schyliłem się, chwyciłem ją za nadgarstki i odepchnąłem. Wtedy, usłyszałem to: jęk, wypełnione bólem cholerne łkanie po mojej prawej stronie. Pomimo zalanego whisky mózgiem, bez podnoszenia wzroku, wiedziałem, kto to był. Obracając się powoli, dostrzegłem Mae wpatrującą się we mnie w szoku, załamanie widniało na jej całej twarzy. Była ubrana w obcisłą bokserkę Katów, opięte czarne dżinsy oraz tonęła w mojej kamizelce. Kurwa. Wyglądała tak cholernie gorąco. Dyson odrzuciła głowę i roześmiała się, odciągając mój wzrok od Mae, uzmysławiając sobie, co Mae widziała. - Co, kochanie? Chcesz pieprzone zdjęcie? Chcesz patrzeć jak się pieprzymy? – Różowo-włosa suka docinała Mae klęcząc na podłodze, twarzą do mojegoszczęśliwie wciąż zakrytego – twardego fiuta. Odepchnąłem Dyson od siebie, jej naćpany tyłek uderzył o podłogę. Wziąłem kilka niezdecydowanych, dręczonych poczuciem winy kroków ku Mae. Duże łzy spływały z jej wilczych oczu i dłonią zakrywała usta, próbując zatrzymać łamliwy płacz, który spuściła ze smyczy. Spróbowałem coś powiedzieć, ale zanim nawet otrzymałem szansę by się wytłumaczyć, Beauty i Letti wypadły przez drzwi, szukając źródła zawodzenia. Natychmiast zamarły na widok mnie – w ciemnym kącie z klęczącą Dyson, świecąca cyckami… a z boku, Mae wystrojoną w klubowe ubrania i moją kamizelkę, szlochającą w dłonie. Czy nie może być nic kurwa gorszego? - Mae! Nie. Nie płacz. Choć ze mną, kochanie. – Beauty uspakajała, delikatnie owijając ramię wokół drżących ramion Mae. Beauty odprowadziła Mae za róg, z dala od mojego wzroku, kamizelka z głuchym odgłosem upadła na podłogę. Kurwa. Mae rzuciła moją pieprzoną kamizelką. Rozpoczęła się pogoń. Ruszyłem, potykając się, korytarz przechylił się na bok, tylko by napotkać słynne martwe spojrzenie Letti. Podeszła, strzelając
kostkami na dziwkę na podłodze. Dyson wycofała się podpierając na dłoniach, gdy niezwykła Samoanka zbliżyła się. - Posłuchaj, ździro. Masz dziesięć sekund by wypierdalać z tego klubu. Jeszcze raz cię tu zobaczę, powyrywam ci giry… i będę się tym rozkoszować. Comprendo? Dyson spojrzała na mnie, prosząc o wsparcie. Pieprzyć to! Unosząc brodę, wskazałem na wyjście. Poprawiając ubrania, gdy mijała nas, największa dziwka Katów zwiała z klubu. Letti spojrzała na mnie groźnie, potrząsając głowę z niedowierzaniem. - Nie patrz tak na mnie. Zakończyłem to zanim pojawiłyście się, jeszcze bardziej pogarszając gówno. Tak, to wyglądało źle, ale nie dotknąłem jej kurwa. Ona nawet nie dostała się do mojego fiuta, - powiedziałem na migi. Letti wyglądała jakby nie potrzebowała żądnych wymówek. Pokazując mi środkowy palec, odwróciła się na piętach i podążyła za Beauty wzdłuż korytarza. Co za pieprzony burdel! Ky wybrał akurat ten moment by wyjść zza rogu, spoglądając na sztywno wychodzącą Letti. – Styx, człowieku! Wszędzie cię szukałem. Psycho trio wrócili z nagrodą. Poruszył brwiami w podnieceniu, gdy uśmiechając się, potarł ręce. Jego triumfujący uśmiech szybko przekształcił się w grymas, gdy dostrzegł mnie, opartego o ścianę, pocierającego dłońmi twarz, poprawiając dżinsy. - Co zrobiłeś? – spytał z pełnym samozadowolenia krzywym uśmiechem. - Nawet kurwa nie pytaj. Gdzie jest teraz skurwiel? Mówi? - Poruszyłem rękoma. - Nie. Ani słowa. Uśmiechając się wygłodniale, mignąłem, - Idealnie. Właśnie tego teraz potrzebuję. Chodźmy.
Rozdział 13 Mae Godzinę wcześniej…
Byłam dzieckiem, gdy to się stało. Małym, niewinnym dzieckiem…
- Salome, chodź ze mną. - Gdzie idziemy, siostro? – spytałam, gdy siostra Eve wzięła mnie za rękę i pociągnęła wzdłuż korytarza z dala od mojego bezpiecznego pokoju. Jej uścisk na mojej ręce zacieśnił się tak mocno, że poczułam silny ból. Z jakiegoś powodu nie mogłam pojąć dlaczego siostra Eve, nie spojrzała mi w oczy. - Zabieram cię do pokoju dzieleń. Pokój dzieleń. Poczułam nudności w brzuchu po usłyszeniu tych słów. Próbowałam powstrzymać siostrę Eve, naprawdę mocno starałam się ją zatrzymać. Spojrzała na mnie i jej blady oczy zdawały się nieznacznie złagodnieć. To było tak dziwno, że stałam się niespokojna. Siostra Eve nie lubiła mnie, w ogóle. Byłam Przeklętą. Jedną z odseparowanych sióstr. Było nas cztery a ona nienawidziła każdej z nas. Powiedziała, że byłyśmy z natury złe. Urodzone by uosabiać grzech pierworodny Ewy. - Dlaczego się zatrzymałaś dziecko? – spytała spokojnie, jej chłodny głos był pozbawiony uczuć. - D-dlaczego mam i-iść do pokoju dz-dzieleń? – spytałam drżącym głosem nad którym nie miałam kontroli. Przypomniałam sobie jak Jezebel została zabrana do pokoju dzieleń po raz pierwszy trzy lata temu. Od tego dnia już nie jest tą samą osobą. Zmieniła się; stała się bardziej zła, wycofana i zimna. Nigdy po powiedziała co się stało. Pięć razy wracałam do tego i pytałam Jezebel, ale ciągle mnie odrzucała. Bez ogródek odmawiała powiedzenia mi czy komukolwiek innemu. Niemniej jednak, Jezebel chodziła do pokoju dzieleń za
każdym razem gdy została wezwana przez Gabriela. Nie miała wyboru. Lilah kilka miesięcy temu również została wezwana. Maddie i ja nigdy nie rozumiałyśmy dlaczego to je tak bardzo zmieniło. Ale wiedziałam, że wkrótce miałam się tego dowiedzieć. - Jesteś już w odpowiednim wieku, Salome. Musisz spełnić swój obowiązek jako siostry. – siostra Eve westchnęła głośno i pochyliła swoją wysoką postać by spojrzeć mi w oczy. – I nie będę cię okłamywać, Salome. Dzisiejsze doświadczenie będzie dla ciebie bardzo dziwne i nieprzyjemne ale musi się zdarzyć. Osiągnęłaś odpowiedni wiek. Nie ma innego sposobu. - Co się stanie? Na co jestem wystarczająco dorosła? – spytałam. Siostra Eve zwyczajnie wyprostowała się i pociągnęła mnie dopóki nie potknęłam się własne nogi. Siostra Eve nie odpowiedziała mi. Nigdy nie chciała mnie słuchać. Po zbyt wielu daremnych próbach uzyskania informacji, niechętnie zamilkłam i posłusznie podążyłam za nią do pokoju dzieleń. To czego doświadczyłam sprawiło, że zachichotałam ze strachu. Pamiętam, że powietrze było zamglone od gęstego dymu o ziemistym zapachu. Ogromne butle z rurami zaśmiecały dużą przestrzeń. Białe poduszki i materace zakrywały podłogę; wszystkie były zajęte. Bracia – uczniowie – wszyscy bez odzieży za siostrami w każdym wieku, młode i stare, robili im coś. Siostry również były nagie. Były pochylone z głowami dotykającymi podłogi, ręce splecione za plecami. Prorok Dawid siedział na podwyższeniu z trzema starszymi siostrami. Potem on dotknął się… tam gdy przyglądał się wielu parom znajdującym się w pokoju. Siostra Eve poczuła mój opór gdy skanowałam pokój. Następnie pochyliła się i szepnęła. – Jeśli odmówisz, jeszcze bardziej sobie utrudnisz. Uwierz mi, dziewczyno, twoja kara za brak współpracy będzie o wiele, wiele gorsza. Pamiętam jak powoli z niepokojem przytaknęłam. Wiedziałam, że nie chcę zmierzyć się z chłostą.
Ogarnęło mnie przerażenie gdy podążyłam za siostrą Eve na bok pokoju i Brat Gabriel patrzył jak idę. Uśmiechnął się do mnie nawet gdy kołysał się za ciemnowłosą siostrą na podłodze. Nie rozumiałam co jej w tym momencie robił. Siostra milczała gdy chrząknął i jęknął głośno oraz jego ręce obłapiały każdy cal jej nagiej skóry. Pamiętam to jak najgorszy koszmar. Siostra Eve zdarła ze mnie sukienkę i pchnęła na ziemię, ustawiając moje ciało – głową w dół, ręce zakładając za plecy… odzwierciedlając każdą siostrę w pokoju. W panice, walczyłam by wstać, ale cięższa waga siostry Eve przyszpiliła mnie. To sprawiło, że jeszcze bardziej walczyłam. Siostra Eve westchnęła z irytacja. Nagle, zostałam uwolniona z jej nacisku i powoli usiadłam. Ale dobrze pamiętam jak zbladłam gdy uświadomiłam sobie, co siostra zamierzała zrobić. Siostra Eve szybkie do mnie wróciła, trzymając w rękach urządzenie. Wyglądało jak pułapka na niedźwiedzie: dwie metalowe ręce wyglądające jak pazury zakleszczone zawiasami, każdy pazur miał ogromny, kolczasty ząb. Pamiętam, że przestałam oddychać, gdy uklękła obok mnie. - Umieszczę to między twoje nogi. Drgnij a pazury przebiją twoją skórę. Używamy ich by zachęcić siostry do pozostania w bezruchu. Dobra rada, myśl o dobrym miejscu i zabierz się tam. Dowiedz się jak zablokować ból. Ból? Pomyślałam. Co ona miała na myśli? Następnie siostra Eve z powrotem odwróciła mnie twarzą do podłogi. Ustawiła mnie. Gdy moje nogi zostały rozsunięte, wsunęła urządzenie między moje uda. Gdy tylko ostre, metalowe zęby wbiły się w moje ciało próbowałam się uwolnić. Pamiętam jak krzyknęłam z ogromnego bólu gdy metalowe zęby zanurzyły się w moim ciebie, potem sięgnęły głębiej mięśni ud i wtedy po raz ostatni walczyłam. Po chwili, wiedziałam, że opór prowadził do niczego. Nie mogłam się ruszyć. Zostałam uwięziona w pozycji, który bardzo szybko stanie zbyt znajoma.
Oddychając ciężko, pamiętam że z całych sił próbowałam zachować spokój. Przesuwałam wzrokiem po całym pomieszczenie. Wtedy dziewczyna obok mnie odwróciła głowę i spojrzała mi w oczy. To była Bella. Moja siostra. W tym samym czasie, ona uświadomiła sobie, że to ja byłam obok niej. Łzy spłynęły jej z oczu i powiedziała bezgłośnie. – Będzie dobrze. Kocham cię. Kolejna fala paniki przetoczyła się przeze mnie gdy poczułam ogromne, szorstkie dłonie na biodrach. Oczy Belli rozszerzyły się empatii. Krzyczałam i wiłam się, próbując uciec. Bez wiedzy, moje ręce drapały, ale pułapka rozrywała mi uda. I po kilku krótkich sekundach walki gdy siostra Eve przepowiedziała, to po prostu stało się zbyt bolesne by się ruszyć. I wtedy to się stało.. Moja niewinność została stracona na zawsze a mój obowiązek jako siostry rozpoczął się. Anie na chwilę nie zerwałam kontaktu wzrokowego z Bellą. Obie jednoczyłyśmy się przez nasze więzy krwi. Wspierałyśmy się nawzajem, pomogłyśmy sobie nawzajem znaleźć zalecenie siostry Eve: dobre miejsce aby zablokować ból. Bella mówiła mi w kółko, że mnie kocha, choć każda sekunda była przerażającym aktem. Gdy było już po wszystkim, wybiegłam z zadymionego pokoju. Pamiętam, że gdy obejrzałam się ujrzałam Brata Gabriela ponownie hańbiącego Bellę. Przeskakiwałam nad odpoczywającymi braćmi. I nigdy nie zapomniałam jak siostry wyglądały; tak odrętwiale i bezdusznie. Wszystkie wyglądałyśmy jak duchy. Potem pobiegłam do lasu. Nie zatrzymałam się aż dotarłam do ogrodzenia. Pięć minut później, usłyszałam szelest i chłopiec pojawił się po drugiej stronie dużej drucianej siatki. Pamiętam, iż pomyślałam, że nie wyglądał na niewiele starszego ode mnie, może tylko kilka lat. Miał ciemne włosy i był wysoki z najbardziej uroczymi piwnymi oczami jakie kiedykolwiek widziałam. Był piękny.
Zauważając mnie leżącą na podszyciu, podszedł poruszając rękoma ale nic nie powiedział. Sprawił, że czułam się bezpieczna. Rozproszył mnie od bólu. Był światłem w mojej chwili ciemności… podarował mi miły, miękki pocałunek. Potem odszedł, nigdy nie pojawił się ponownie aż piętnaście lat później… dał mi kruchy cenny dar… ponowną nadzieję.
Nie mogłam powstrzymać wspomnieć gdy siedziałam sztywno na miękkim materacu w cichym pokoju Styxa. Materac pachniał jak on. Byłam tak młoda gdy zostałam zmuszona do łączenia z mężczyzną i nienawidziłam każdej minuty tego. To, co Styx właśnie mi dał nie przypominało niczego, co wcześniej czułam. To był ogień, płonący ogień w dolnej części kręgosłupa. To było napięcie, napięcie zbyt intensywne by wyrazić je słowami. Potem przekształciło się w szaleństwo, pozbawione kontroli. Musiałam chwycić się zagłówka, powstrzymując ucieczkę emocjom a za razem pchałam by to wspaniałe uczucie znalazło się jeszcze bliżej. A potem dotknął mnie… tam… i wybuchłam. Rozbiłam się na drobne kawałeczki, dusza pękła od zbyt dużej ilości światła – choć nie wystarczająco. Od razu się uzależniłam. Chciwie, potrzebując więcej, naparłam mocniej na rękę Styxa. Prorok Dawid mylił się – nic w tym dobrze nigdy nie było grzechem. Kobiety również powinny czuć przyjemność. Wtedy, nastąpił koniec. Styx żałował dotykania mnie. Cofnął się z przerażeniem gdy ujrzał blizny – nieuniknioną i stałą oznakę mojej przeszłości. Jak podstępnie mnie zostawił, samą i nagą w jego ogromnym zimnym łóżku. Zostawił mnie. Zostawił mnie tutaj, zdezorientowaną, gorącą, tęskniącą… pragnącą jego. Nie pozwoliłam łzom spłynąć wzdłuż policzków.
Jego odrzucenie nie zniszczy mnie. Nie mogę, nie pozwolę kolejnemu mężczyźnie złamać ducha. Nawet jeśli Styx może być jedynym mężczyzną zdolnym do uczynienia tego… nieodwracalnie. Uspokajając się, poruszyłam się na łóżku, krzywiąc się gdy stopy dotknęły zimnej podłogi. Poszłam do ubikacji, ustawiłam prysznic na najgorętszą temperaturę i pozwoliłam strumieniowi twardej wody uderzać skórę. Od mojego przybycia, Styx widzi we mnie słabeusza, kogoś kto potrzebuje stałej ochrony. Nie ma bladego pojęcia o życiu jakie prowadziłam, wytrzymałości mojego ducha czy wielu okropności, które musiałam codziennie znosić. Jestem ocalałą. Blizny, które uważał za tak odpychające były świadectwem mojej siły. Nie mogę, nie pozwolę, się wstydzić za działania, do których pchnęli mnie inni. I Bóg mi świadkiem, byłam dzieckiem! Co niepokoiło mnie najbardziej było to, że wiedziałam, iż troska Styxa w stosunku do mnie wywodzi się z dobrego miejsca. Widziałam, że jego chłodna reakcja i nagłe odejście było karmione gniewem. Jego mowa, jego dożywotnie kalectwo, które uniemożliwiały wypłynąć słowom, które on tak bardzo chciał mi powiedzieć, były jego ciężarem. Bez wątpienia będzie w barze, topiąc smutki w bursztynowym płynie, który widziałam, że często pił. Postanowiłam pójść do niego, pokazać mu, że wszystko było w porządku i powiedzieć, że pokochałam to, co razem zrobiliśmy… i wciąż chciałam więcej, jeśli on również. Wysuszyłam się i przesunęłam grzebieniem Styxa wzdłuż długich włosów, rozczesując splątane kosmyki z tyłu głowy. Wcześniej, Styx przyniósł w torbie rzeczy z pokoju Ridera i rozsunęłam zamek, wyciągając parę czarnych spodni i bokserkę z motywem Katów na środku. Gdy się ubrałam, wzięłam skórzany bezrękawnik Styxa- nie, kamizelkę – i zaczerpnęłam haust znajomego zapachu - tytoń i skórę, całego Styxa. Skóra mnie mrowiła i poczułam szczypanie skalpu. To nieznajome uczucie zarówno mnie przestraszyło i uszczęśliwiło i poczułam coraz bardziej znajomą potrzebę
powstającą między nogami. Wzdychając, założyłam dużą, ciepłą skórzaną kamizelkę na ramiona i podeszłam do drzwi, a następnie na korytarz. Jak tylko wyszłam z pokoju, piskliwy jęk oraz niski pomruk zwrócił moją uwagę. Dźwięk dochodził z najciemniejszego kąta długiego korytarza. Odgłosy wskazywały dokładnie to, co się rozgrywało, dokładnie co, co robiłam nie tak dawno temu. Nie chcąc przeszkadzać, odwróciłam się w stronę drzwi wyjściowych po drugiej stronie długiego korytarza, a następnie zamarłam w miejscu gdy usłyszałam… - Styx! Lodowate dreszcze spłynęły mi po plecach gdy rozpoznawalne odgłosy intensywnej seksualnej przyjemności dryfował ku mnie. Styx był z inną kobietą? Podążył prosto do kogoś innego? Po tym wszystkim co wydarzyło się między nami… Nogi miałam jak z ołowiu gdy powłócząc nimi zbliżałam się do zacisznego kąta, dźwięki ciężkiego oddechu i płaczliwych jęków wzrastały za każdym krokiem. Zbierając się na odwagę, obawiając najgorszego, zmusiłam się by szybko minąć róg i od razu pożałowałam, że nie odwróciłam się i zostawiłam go tam. Moje serce zamarło gdy zobaczyłam, że był z osobliwie wyglądającą kobieta z różowymi włosami. Wyraźnym było to, co robiła na klęczkach, szykująca się na jego najbardziej intymną część ciała gdy on opierał się o ścianę z zamkniętymi oczami i zaciśniętą szczęką. Nie mogłam tego powstrzymać. Nie ważne jak bardzo się starałam, krzyk wypłynął z mojego gardła. Zakryłam ręką usta, ale nie mogłam ukryć szlochu. Poczułam się całkowicie zdruzgotana tym, co tutaj robił, tuż naprzeciwko mnie. Czułam się jakbym krzyczała w rozczarowaniu i wściekłości. Oto miałam dowód, którego nie pragnęłam przypisać Styxowi: wszyscy mężczyźni są tacy sami. Biorą, co chcą, kiedy chcą… od kogokolwiek chcą.
Styx wystrzegł się mnie i zwrócił wprost do niej by „naprawić” jego problem, w mniej niż godzinę po opuszczeniu pokoju. W jego umyślę, musi postrzegać mnie jako uszkodzoną, zagubioną w jego świecie, fakt, którego byłam w pełni świadoma. W jego głowie, muszę nie być godna zadania sprawienia mu przyjemności. Styx nagle zamarł, chwycił ją za nadgarstki i skierował oszołomiony wzrok w moją stronę. Jego piękna, szorstka twarz wykrzywiła się w panice i zaszumiało mi w uszach. Nie słyszałam niczego poza białym szumem. Nie byłam w stanie nic zrobić z wyjątkiem stania i gapienia się – wpatrywania w jego piwne oczy, oczy które zawsze mnie zachwycały, wpatrywałam w rozwijającą się przede mną zdradę. Naprawdę wierzyłam, że Styx był inny… byłam chora i zmęczona ciągłymi pomyłkami. Czując jakbym stała tam wieczność, drgnęłam gdy ramię owinęło moje barki. Działanie oderwało mnie od mojego osłupienia. Beauty przytulała mnie do siebie, patrząc na Styxa i tę kobietę, która wciąż klęczała. Kobieta klęczała na podłodze i uśmiechała się złośliwie. Powiedziała coś do mnie, ale nie usłyszałam co, nie w moim stanie szoku. Choć Letti, która stała za Beauty tak. Gdy mój ładny blond ochroniarz odciągnął mnie, ogromna, szeroka kobieta podeszła groźnie do różowowłosej dziewczyny. Zwiększając tępo, Beauty i ja szłyśmy wzdłuż jakiegoś korytarza i do góry po schodach, ale wcześniej zdjęła ze mnie kamizelkę Styxa i z obrzydzeniem rzuciła na ziemię. - Gdzie idziemy? – w końcu zapytałam. Kiedy byłyśmy już poza zasięgiem słuchu, rozjaśnił mi się umysł i wróciły niepożądane myśli, przynosząc druzgocący ból. - Muszę sprawdzić, co z Riderem. Tank wciąż jest w drodze. Wysłał mi wiadomość z prośbą o sprawdzenie, czy z Riderem wszystko dobrze. Nie zamierzam zaprowadzać się z powrotem do pokoju Styxa. Może się trochę
pozadręczać, kiedy do niego wróci. Może zmusi go to do pójścia po cholerny rozum. Głupi pijany dupek! Napinając się, przełknęłam ciężko, spodziewając się najgorszego; powoli i świadomie spytałam. – Czy on… złączył się… z nią? Beauty uniosła brwi. – Złączył? - Tak. Czy Styx i ta kobieta odbyli stosunek płciowy? Jej szafirowo-niebieskie oczy rozszerzyły się, a następnie zrelaksowała. – Nie, kochanie. Wątpię, żeby jej dotknął. Ona sama się tak urządziła. Odstawiła to pieprzone pornograficzne show, które po prostu robi. Czułam jak spada mi ciężar z ramion gdy znika stłumione napięcie. Odetchnęłam z ulgą. Beauty klepnęła mnie w ramię. – Hej, nie zwalniaj tego kutasa z podejrzeń. Przygotowywał się na zrobienie czegoś z tą dziwką. Bóg wie dlaczego, kiedy ma ciebie! Jest pijany w trzy dupy, wkurzony, w żałobie po Lois. Mogę powiedzieć, że pomimo tego wszystkiego, naprawdę martwi się o stan klubu. Co nie tłumaczy tego, że naprawdę spierdolił sprawę. – powiedziała gdy wskazała kciukiem w stronę ich schadzki. Wiem, dlaczego był w tym korytarzu. Widok moich blizn odrzucił go, zmniejszył jego uczucie do mnie. Czy był przestraszony tym, że jak zareagował było zasadniczo złe, jakąś poważną obrazą w stosunku do mnie? Ale.. ale… ale pójście od razu do tej kobiety było czymś, co ja uważam za trudne do odstawienia na bok. Beauty położyła mi ręce na ramionach. – Zostaw go na chwilę. Przeczekaj. On wróci. Potem dojdziecie do czegoś, dziewczyno. A tak między nami, facet ma bzika na twoim punkcie. On po prostu nie wie co do cholery ma zrobić ze swoimi uczuciami. Nigdy nie był z nikim w takich stosunkach w jakich jest z tobą. On mówi do ciebie. Wszyscy to widzimy. Obserwuje cię, chroni. To jest do niego niepodobne. Trochę słodkie, naprawdę, na jego własny popieprzony sposób.
Potarła mnie po ramionach uspokajająco. Przypominała mi Lilah – jej dobroć, świetliste barwy, opiekuńczego ducha. Po raz pierwszy od mojej ucieczki z Zakonu, naprawdę zatęskniłam za domem. Tęskniłam za najlepszą przyjaciółką. Tęskniłam za moją milczącą, młodszą siostrą Maddie. Brakowało mi uczucia przynależności. - Wszystko w porządku? Skinęłam głową zatroskanej Beauty. Odwróciła się i zapukała do znajomych, ciemnych drewnianych drzwi przed nami. - Tak? – odległy głos zawołał. - Rider, to Beauty i Mae. Możemy wejść? Zapanowało kilka minut niezręcznej ciszy zanim odparł cicho. – Tak, pewnie. Beauty otworzyła drzwi. Rider leżał na środku jego ogromnego metalowego łóżka w końcu pokoju, bez koszulki, tylko w dżinsach. Kremowy bandaż zakrywał jego zraniony bark. - Jak się czujesz, skarbie? – Beauty spytała cicho i podeszła do Ridera. - Zdrętwiały w kilku miejscach w drugich czuję ból, ale żyję. – odpowiedział, próbując być silny, ale jego głos był napięty. Bolał mnie widok jego tak zranionego, bandażu na jego ramieniu, ból w którym rzeczywiście trwał. Poczułam łzy w oczach. Uderzyło mnie, że Rider z poświęcił swoje życie by mnie uratować. On zawsze był dla mnie idealny. Łzy spłynęły mi wzdłuż policzków na jego pokaz siły i stałam jakby czekając na wezwanie, nerwowo bawiąc się palcami. Rider wychrypiał. – Mae, chodź tu. – Unosząc nieznacznie głowę, zrobiłam jak kazał i ruszyłam w stronę jego leżącego w bezruchu ciała. Stanęłam niezgrabnie przy Beauty. - Hej, wszystko w porządku? Nie wyglądasz za dobrze. – delikatnie zapytał i zmarszczki pojawiły się na jego czole. Rider wydawał się szczerze zaniepokojony – zatroskany mną. Został postrzelony, niemal śmiertelnie ranny, a mimo to nadal mnie chronił.
Beauty jęknęła i pokręciła głową. – Tylko kurwa przyłapała Styxa z Dyson. Rider uniósł brązowe brwi i spojrzał na mnie ze współczuciem w oczach. – Co ona tu znowu robi? - Wydawała się szykować obciągnąć głupiego fiuta Styxa! – Beauty wyraziła dezaprobatę. Wzdrygnęłam, czując się głupio i mdłości: nie, naiwnie. - Beauty! – Rider skarcił surowo. Zwróciła się do mnie z grymasem na twarzy. – Przepraszam, Mae. On po prostu wkurzył mnie! Czasami bikerzy w tym klubie mogą być naprawdę popieprzonymi kutasami! - Hej! – Rider mruknął. Beauty skrzywiła się ponownie. – Kurwa! To już nie mogę nic powiedzieć, co? - Jest w porządku. – wyszeptałam z małym uśmiechem. Rider skierował na mnie całą swoją uwagę, pozbawiony humoru. – On jest kurwa głupi jeśli wybrał tę sukę zamiast ciebie. Przechyliłam głowę, rozmyślając. Zawsze bolała
mnie
głowa
gdy
próbowałam rozgryźć Ridera. Tym razem uczucie spokoju delikatnie osiadło na mnie, jak płatki śniegu, gdy usłyszałam jego słowa i chłonęłam jego przyjazne zachowanie. Bez zastanowienia, uśmiechnęłam się promiennie do Ridera. Rozchylił usta w słyszalnym westchnieniu a następnie odwzajemnił uśmiech. Moje serce zatrzepotało. On był takim dobrym człowiekiem. Beauty zakaszlała, przeskakując między nami swoimi dużymi niebieskimi oczami, jej opalona twarz zbladła na sekundę. Na szczęście bardzo głośne pukanie do drzwi przerwało oczywiste napięcie w pokoju. - Rider? Czy Beauty i Mae są z tobą? – Letti ryknęła przez barierę zamkniętych drzwi. Rider zmienił pozycję, krzywiąc się z wysiłku. Przytrzymał ramię zdrową ręką gdy podniósł się na łóżku. Zauważyłam jak napiął tors i nie mogłam przeoczyć jak dobrze był zbudowany.
- Tak. Wejdź! – pokręcił głową, mrucząc pod nosem. – Im nas więcej tym cholernie lepiej. Letti weszła, zamykając drzwi i delikatnie położyła mi rękę na ramieniu. – Dziwka zmyła się stąd Mae. Nie wróci już tu, jeśli ceni swoje życie. - A Styx? – spytała Beauty. - Kurwa, jeśli wiem. Zostawiłam głupiego dupka samemu sobie. – Pieszczotliwie pociągnęła mnie za kosmyk włosów. – Migał do mnie jakby był w cholernym amoku. Pijany palant powiedział, że nie zrobił niczego z tą dziwką, nie mógłby. Co ważniejsze, myślę, że mówił prawdę. Prez zwykle nie kłamie. Przytaknęłam głową z uznaniem na jej słowa i pozostałości napięcia wijącego się w moim brzuchu zniknęło. Wszyscy patrzyli na mnie i moją reakcję. Potarłam ramiona, nagle czując chłód w tym ciemnym, pozbawionych okien pokoju. - Zimno co? – spytał Rider. Przytaknęłam. - Beauty, podejdź do szafy i wyjmij jej sweter. Beauty zmarszczyła brwi ale udała się w stronę szafy i zrobiła jak jej kazał. Wyciągając czarny sweter z obrazkiem Choopera 16, Beauty podała mi go. Jak tylko go założyłam, Rider powiedział. – Wygląda dobrze. - Dziękuję. – odpowiedziałam, czując rumieniec na policzkach. Dostrzegłam jak Beauty i Letti posyłają sobie zmartwione spojrzenia. Postanowiłam je zignorować. Dzisiejszy dzień był wystarczająco traumatyczny by próbować rozwikłać, dlaczego one były tak zaniepokojone. - Potrzebujesz czegoś zanim pójdziemy, Rider? – Beauty spytała, ściskając jego rękę. - Nie, nic mi nie jest.
16
Rodzaj motocykla
Beauty zwróciła się do mnie. – Chcesz pójść do baru, napić się? Jestem zaopatrzona w napoje chłodzące. – Stanowczo pokręciłam głową. Na razie nie chcę oglądać Styxa. Nie poradziłabym sobie z tym wszystkim. - Cóż, nie mogę wciąż cię do siebie. Styx wkurzyłby się gdybym zabrała się z klubu, zwłaszcza gdy ludzie wzięli sobie nas za cel. Po raz drugi odkąd tutaj przybyłam, czuję się nie na miejscu, niepotrzebnym intruzem. - Możesz tutaj zostać. – Letti, Beauty i ja okręciłyśmy równocześnie głowy i wpatrywałyśmy w Ridera. Wzruszając ramionami, uniósł ręce. – Co? Ja tylko leżę sobie tutaj, znudzony jak cholera. Zostań. - O-kej…- Beauty zaczęła, a następnie uśmiechnęła się do mnie. – Widziałaś kiedyś film, skarbie? Film? Najwyraźniej, zmieszanie na mojej twarzy udzieliło jej odpowiedź. - Zaczekaj. Przyniosę jakiś. Letti jęknęła. – Nie waż się iść po pieprzony Pamiętnik. Nie zniosę oglądania tego gówna ponownie. Przynieś coś ponadczasowego! - Popieram! – Rider krzyknął gdy Beauty zaczęła się cofać. Beauty położyła rękę na biodrze a drugą machnęła przed twarzą. – Zamknąć się. Pokażę Mae jak powinno wyglądać i czuć gdy mężczyzna naprawdę kocha kobietę, okej? Mam na myśli, cholera! Ona tego potrzebuje po dzisiejszym dniu! - Nieważne, Słoneczna Barbie. Idę się zdrzemnąć. – Letti podeszła do kanapy i usiadła, zamykając oczy. Beauty po uniesieniu środkowego palca do pleców Letti, wyszła z pokoju wziąć film. - Jak twoje ramię. – pytanie Ridera zaskoczyło mnie. Podeszłam bliżej jego łóżka i przesunęłam palcami po wyblakłej pościeli. – W porządku, to tylko draśnięcie. – spuściłam wzrok, czując jak emocje przejmując nade mną kontrolę. Następnie uniosłam głowę i spojrzałam mu w
oczy. – Dziękuję ci za uratowanie mnie dzisiaj. Nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Uśmiechnął się, jego jasnobrązowe tęczówki rozbłysły. Czułam jak serce zaczęło mi walić. – W każdej chwili. Dowiemy się kto to zrobił i każemy im zapłacić. Styx nie spocznie dopóki wszyscy nie będą martwi. Nie odpowiedziałam. Nie chciałam wiedzieć, co stanie się z mężczyznami, których pochwycą. Nie chcę znać szczegółów ich śmierci. Czując delikatne łaskotanie ręki, spojrzałam w dół dostrzegając palce Ridera dotykające moje. Przenosząc wzrok na niego, zauważyłam, że jego długie sięgające ramiom włosy były rozpuszczone i pozbawione bandanki. Wyglądały niedbale i swobodnie. Po raz pierwszy, ujrzałam Ridera w nowym świetle. Był piękny… Beauty wpadła przez drzwi, machając plastikowym pudełkiem w ręce, powodując, że Rider nagle odsunął rękę. - Mam! Chodź, Mae. Musisz to obejrzeć! - Baw się dobrze. – Rider polecił. Baw. Przechylając głowę w podzięce, udałam się do kanapy, zerkając przez ramię by dostrzec przyglądającego mi się Ridera. Jego brązowe oczy błyszczały. Gdy zanurzyłam nos w kołnierz szerokiej bluzy, zaciągnęłam się. Pachniała Riderem: świeżym powietrzem. - Gotowa? – spytała Beauty gdy klapnęła obok mnie, włączając wielkie czarne pudło. Niechętnie, oderwałam uwagę od Ridera do dużego, czarnego ekranu przede mną – telewizor, jak nazwała Beauty. Wzięła do ręki długie, czarne urządzenie i nacisnęła przycisk. Światła i dźwięk rozległy się z ekrany i podskoczyłam. Beauty i Letti zaśmiały się z mojej reakcji. – Wciąż nie przyzwyczajona do telewizji, Mae? Gdy pokręciłam głową, Letti poklepała mnie po plecach. – Najlepszy pieprzony wynalazek w historii. Nauczysz się go kochać!
Obrazy zalały ogromny ekran i usadowiłam się wygodnie w miękkiej kanapie.
- Mogę się do was przyłączyć panie? – Rider spytał gdy podszedł do sofy, chroniąc zranione ramię. Zatrzymał się przed nami trzema, wciąż bez koszulki, przez co zaczęły mnie swędzić ręce. Był o wiele gładszy od Styxa. Nie miał blizn oraz najmilszy uśmiech. W przeciwieństwie do niego, Styx miał ostre krawędzie i był opryskliwy. Był ponury, mroczny i rozczochrany, ale miał najbardziej niesamowite oczy jakie kiedykolwiek widziałam. Styx był grzechem; Rider spokojem. Przeszyła mnie fala niepokoju gdy zaczęłam ich do siebie porównywać. Beauty wyrwała mnie z myśli odpowiadając na pytanie Ridera. - Jasne, kochanie. – Trąciła mnie i mrugnęła figlarnie. – Nie sądziłam, że romanse cię interesują. Rider prychnął i pokazał jej środkowy palec. – Nie interesują. Nudzi mi się a jeśli miałbym przez kolejną godzinę leżeć w łóżku, skończyłbym na zabiciu kogoś. Rider usiadł na podłodze przede mną, jego ramię opierało się o moją podciągniętą nogę. Zesztywniałam i spojrzałam na Beauty, która ciskała w niego piorunującym spojrzeniem. Patrzyłam rozbawiona jak jej brwi zmarszczyły się i skrzyżowała ramiona na pokaźnej piersi. Ten czyn był niewinny. On został postrzelony. Pewnie potrzebował uczuć. Rozkaz zostania w klubie zamiast możliwości wrócenia do domu musiała być dla niego trudna. Gdyby Beauty, Letti i ja nie naruszyły jego stanu wymuszonej izolacji naszym zaimprowizowanym wpadnięciem, bez wątpienia pozostałby sam, bez wątpienia czując ból i zdenerwowanie. Czując się lepiej w związku z jego bliskością, oparłam się wygodnie i zaczęłam oglądać film.
To było zapierające dech w piersiach, rozdzierająco-duszę piękne i zacisnęłam wytarty materiał kanapy w pięści. Ogromna bryła uformowała się w moim gardle gdy stado białych ptaków przeleciało nad jeziorem, przedstawiając scenę kończącą film. Beauty pociągała nosem obok mnie. Nawet twarda wewnętrzna część Letti wydawała się wystawiona na ciężką próbę gdy wierciła się niespokojnie na fotelu. Bezskutecznie próbowała ukryć obojętność na głęboko emocjonującą historię. Rider sięgnął po czarne urządzenie – powiedziano mi, że to pilot – zdrowym ramieniem i wyłączył telewizor. Wszyscy czworo siedzieliśmy w całkowitym milczeniu. Beauty wytarła ostatnią z jej łez i jej policzki świeciły na czerwono. Nieśpiesznie odwróciła się ku mnie i spytała. – Więc, co o tym myślisz, kochanie? - Ja… ja… ja nie wiedziałam, że może być coś takiego między dwojgiem ludzi. – przełknęłam i ciaśniej owinęłam bluzą wokół ciała. – Więc to jest prawdziwa miłość? - To rodzaj miłości, której pragną ludzie, Mae. Nieszczęśliwie, tylko kilkorgu się ona zdarza. - Masz ją z Tankiem? Cała jej twarz rozjaśniła się. Uśmiechnęła się tak szeroko, że natychmiast pozazdrościłam jej. – Tak, kochanie, mam. Dużo nam zajęło dotarcie do niej. On ma przeszłość. Cholera, ja również. Ale znaleźliśmy wyjście. Razem przeszliśmy przez kilka gówien, ale za cholerę niczego bym nie zmieniła. On jest dla mnie wszystkim i wiem, że ja dla niego również. Wyciągając rękę, chwyciłam jej i mocno ścisnęłam. – Jesteś ogromną szczęściarą, Beauty. Zazdroszczę ci tego, co masz. – Odwzajemniła uścisk i pochyliła się, by pocałować mnie w policzek.
- A Rider, co z tobą? – Letti spytała gdy spojrzała na niego, siedzącego na podłodze. Przechylił głowę, jego brązowe oczy błyszczały. – Co? - Byłeś zakochany? Odkąd od paru lat jesteś z Katami, nigdy nie widziałam żebyś przestawiał się do dziwki. Masz gdzieś jakąś stęsknioną sukę? Rider spuścił głowę i mruknął. – Nie, nigdzie żadnej suki. - Chcesz być z kimś kogo pokochasz. – wyszeptałam świadomie. Zwracając się twarzą do mnie, wzruszył zdrowym ramieniem i odwrócił wzrok. – To jak zostałem wychowany. Nie mogę tego zmienić. Moja mama kiedyś powtarzała coś przez cały cholerny czas. Wygląda na to, że nie wybije sobie tego z głowy. Miłość jest cierpliwa. Miłość jest łaskawa… - Nie zazdrości. Nie szuka poklasku. Nie unosi się pychą. – wyszeptałam. Rider przeniósł wzrok na mnie, łagodny i odwrócił całym swym ciałem. – Nie dopuszcza się bezwstydu. Nie szuka swego. Nie unosi się gniewem. Nie pamięta złego. - Nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Na zmianę recytowaliśmy Pismo Święte aż dotarliśmy do ostatniego wiersza, gdy wypowiedział te słowa: Tak więc trwają: wiara, nadzieją i miłość. Te trzy, zaś z nich największa jest miłość. Patrzyliśmy sobie w oczy, nasze ciała trwały w bezruchu gdy chłonęliśmy słowa. On był taki jak ja. Panie, był taki jak ja… nie wiedziałam… Letti zburzyła chwilę. – O czym wy dwoje do cholery mówicie? Odchrząkając, Rider spojrzał na Letti. – To z Biblii, Letti. Cytowaliśmy Pismo Święte. List do Koryntian. - Do diabła, wiem, że Mae jest z jakiegoś cholernego, szalonego kultu, ale nie wiedziałam, że ty również!
Wzdrygnęłam się na słowa Letti. Szalony kult. To tak oni wszyscy myśleli o mnie? Rider nie odpowiedział. Nigdy nie mówił skąd pochodzi i jak został wychowany. Rozpaczliwie pragnęłam tego wiedzieć. Fakt, że Rider był taki jak sprawiło, że poczułam się tak jakbym miała przyjaciela, kogoś, kto naprawdę zrozumie. To, czego nie mogłam zrozumieć, to dlaczego tu był, częścią klubu takiego jak ten, jednym z Katów. Styx sam mi powiedział, że bracia zabijają, handlują bronią, używając przemocy do co dzień. Nie mogłam znaleźć powiązania między tym życiem a jego wiarą. Ale i tak doszłam do wniosku, że on był taki jak ja. Nie chciałam być już otoczona przez nieugięte łańcuchy mojej wiary. Pragnęłam spróbować czegoś nowego, oderwać od tej duszącej egzystencji. Część mnie nie była nawet pewna, czy wierzyła już w Boga. Ale znów, usłyszenie jak Rider wyrecytował ten wers sprawił, że poczułam się bezpieczna, znowu. Ugh! Po prostu nie wiedziałam kim lub czym byłam bez Zakonu, bez obowiązków będąc siostrą. Beauty natychmiast zerwała się z kanapy, zerkając na mnie, uśmiechając ale zauważyłam, że z wymuszeniem. Jej oczy były zmrużone, gdy spojrzała na Ridera na podłodze. - Wstawaj, Mae. Idziemy. - Gdzie? - Powinnyśmy pozwolić Riderowi odpocząć. Teraz, chodź! – Jej głos wzrósł o oktawę, by podkreślić co chciała żebym zrobiła. - Oh, tak. Rider, przepraszam. Z pewnością nadużyłyśmy twojej gościnności. Powinnyśmy… - Nie nadużyłyście mojej gościnności. – przerwał. Zatrzymałam się; odczuwając ulgę, usiadłam. – Dziękuję. - Dzięki za propozycję, Rider, ale musimy spotkać się ze Styxem. – Beauty podeszła by chwycić mnie za ramię, ale odsunęłam się.
- Nie chcę go na tę chwilę widzieć, Beauty. - Ale… Unosząc rękę, stwierdziłam. – Nie, Beauty! Ty i Letti idźcie. Jest w porządku. Nie jestem jeszcze gotować pójść. Wolałabym tu zostać, z dala od Styxa. Nie mogę się z nim spotkać… jeszcze/ Beauty rozchyliła usta na moje stanowcze słowa, a potem wskazała na Ridera. – Lepiej się pilnuj. Gdy Prez usłyszy, że jesteś tu z Mae, kurewsko oszaleje. Rider zmarkotniał. Dopiero co widziałam w bikerze blask, człowiek wyjęty spod prawa czaił się pod powierzchnią. – Nie zrobimy niczego złego. Ona po prostu zostanie tu na chwilę. Cholera, i tak mieszkała tu przez kilka tygodni. A teraz ty postanowiłaś zachowywać się podejrzanie? Beauty uniosła brew i zaśmiała się. – Racja. Wmawiaj sobie dalej. – I wyszła z pokoju. Letti czule poklepała mnie po ramieniu gdy przeszła obok i podążyła za Beauty na korytarz. Zostawiły drzwi otwarte i usłyszeliśmy jak podążyły korytarzem w stronę baru, Rider wstał i usiadł obok mnie na kanapie. Pachniał mydłem i świeżym powietrzem, i zorientowałam się, że przybliżyłam się do niego. - Wciąż jesteś zła z powodu Styxa i Dyson? To dlatego nie chcesz iść? Nie mogłam spojrzeć mu w oczy. – Tak i nie. Wiem, że nie znam za dobrze Styxa, ale zranił mnie byciem z nią. Myślałam, że był kimś lepszym. Dzielimy… połączenie, ale on zawsze mnie odpycha. - Styx jest bikerem. Ustala swoje własne zasady, własne prawa i żyje tak jak mu się podoba. Również ja i wszyscy bracia w klubie. On nie jest jak te kutasy w ckliwych filmach, Mae. To nie jest łatwe życie. Nie zaznasz tutaj szczęśliwego zakończenia. Zostajesz tu z miłości do klubu. Prez urodził się by dowodzić, choć to nie jest dla niego łatwe, nie z… - urwał, wyraźnie odnosząc się Styxa problemu wymowy. Wzdychając powiedziałam. – Wiem, ale teraz, po prostu nie mogę przebywać blisko niego. Oraz…
- Oraz co? Wzruszyłam ramionami. – Lubię przebywać z tobą. Lubię spędzać czas… z tobą. Rider delikatnie położył rękę na mojej. Wyciągając rękę, przesunęłam palcami wzdłuż jego długich włosów, zgarniając kosmyk, który wpadł mu do oczu. Był taki miękki i brzuch Ridera napiął się w odpowiedzi i zamarł. Odsuwając rękę, powiedziałam. – Wyglądasz inaczej z takimi włosami. - Serio? – odparł, ujawniając lekki uśmiech. - Mhm. Podobają mi się rozpuszczone i dzikie. Pasują ci. Patrzyłam jak Rider zacisnął wargi, jego pierś nieregularnie wznosiła się i opadała. Ręce zaczęły mi drżeć gdy wpatrywałam się w niego i nos mi drgnął z nerwów. Odchrząkując, spytał. – Chcesz obejrzeć jeszcze jeden film? Wzdychając, wdzięczna za rozproszenie, odpowiedziałam. – Z wielką chęcią. Wstał i podszedł do telewizora, co pozwoliło mi się wygodnie usadowić i – jeśli tylko na chwilę – zrelaksować.
Rozdział 14 Styx Otwierając drzwi do szopy, wkroczyłem do otwartej przestrzeni. Ogromny skin był przywiązany do krzesła. Dostrzegłem jak skurwiel uniósł głowę i zauważyłem „SS”, „KKK” tatuaże i swastyki rozmieszczone na całej jego skórze. Skini. Pierdoleni Neo. Ky szedł za mną gdy Viking, AK i Flame stali z boku, wpatrując w kutasa. Gorączkowo, jego oczy spoglądały na każdego z nas. Ściągając koszulkę gdy podszedłem do rzędu noży Biały Supremat dupek zdecydował się otworzyć swoje głupie pieprzone usta. - Nic wam nie powiem! – Śledził moje ruchy, jego oczy rozszerzyły się gdy wybrałem nóż myśliwski. – Hej, facet! Cokolwiek zrobisz nie sprawisz, że zmusisz mnie do mówienia. Wyjmując rzemyk, zacząłem ostrzyć mój Bowie, twarda stal skrobała grubą skórę. - Hej, ty z nożem! Mówię do ciebie! Fame stracił cierpliwość i uderzył pojebańca w twarz, a następnie chwycił jego policzki w dłonie. – On nie mówi. Nie słyszałeś plotek w Hicksville? Odkładając rzemyk, podszedłem i stanąłem przed napakowanymi sterydami sukinsynem, który zabił Lois. Przełknął i kropla potu spłynęła wzdłuż jego twarzy. – Niemy Kat…? – wyszeptał gdy uderzyła go prawda. Zwyczajnie uśmiechnąłem się w odpowiedzi. Tak, jestem pierdolonym niemym. Krzesło zaczęło się kołysać gdy Nazi próbował wydostać się z więzów. Potrząsnąłem głową i cmoknąłem. Zamarł gdy zbliżyłem się i poczułem smród jego moczu na podłodze.
- Kurwa, Prez, twoja reputacja cię wyprzedza. – Viking klasnął w dłonie, wybuchając śmiechem z AK. Szarpnąłem brodę, instruując Ky by do mnie dołączył. Okręcając ostrze w ręce, chwyciłem rączkę. Zabierając się do rzeczy, nacisnąłem końcówkę na nagi już tors skurwiela, a następnie zacząłem wydrążać pierwszą część podpisu – długie H. Nacisnąłem wystarczająco głęboko na skórę powodując przenikliwy ból, ale nie na tyle by przebić główne organy. Teraz takie gówno wymagało umiejętności. Otrzymując cholernie udręczony krzyk Nazi, odsunąłem się podziwiając moje dzieło. AK stanął za mną i cicho gwizdnął. - Prez, teraz, to wygląda jak jeden wielki kawał pieprzonej sztuki! Nazi, teraz majaczący z bólu, skręcał się na krześle. Grube, szorstkie liny ocierały się o jego nadgarstki, odsłaniając coraz więcej skóry. - Nie powiem… - wypluł mocnym Teksańskim akcentem. – Jeśli to zrobię, tylko sprowadzę na siebie śmierć, czy to przez ciebie czy moją grupę. Tak czy siak, jestem martwy. Letni upał był pieprzoną suką w tej szopie i trzy godziny później, KKK skurwiela wytrzymałość zaczynała się łamać. Wywiad wybiegł do przodu zgarniając nowego faceta do zdjęcia Katów. Nie zrobił tego z żadnym partnerem z gangu, mafią czy MC. Jakimś garniturkiem. Jakimś bogatym garniturkiem, który obiecał wydostać ich Grand Wizard z więzienia – gnojek odsiadywał dwadzieścia lat za zabicie jakiś Żydów, którzy odmówili zniesienia jego podatków. Pytaniem było, jak jakiś garniturek wiedział gdzie do cholery byliśmy dzisiaj? Skin musiał mi powiedzieć, kto był wtyczką wywiadu w moim klubie. Ky przyniósł mi ręcznik i otarłem pot skapujący po moim torsie, upuszczając go na podłogę. Moje dżinsy były pokryte pryskającą krwią Neo. Nie da się ich odratować. Odsuwając włosy z twarzy, ruszyłem do przodu uśmiechając się; facet przełknął ślinę.
Część druga mojego podpisu. - Słyszałeś o uśmiechu Chelsea? – Ky spytał skina. Jego oczy rozszerzyły się i skinął głową powoli, przesuwając wzrokiem między mną z Flame stojącego obok, który klaskał i uderzał dłońmi w głowę z podekscytowania. Nozdrza Nazi rozszerzyły się gdy zbliżyłem się do jego krzesła, okręcając nóż Bowie w palcach. Kucając przed nim, mignąłem, - Ostatnia szansa by podać mi imię osoby, która próbowała nas dzisiaj zdjąć albo będziesz nosił stały czerwony uśmiech na resztę swojego łajdackiego życia. - Ky przetłumaczył. - Powiedziałem nie wiem. Ale… - Ale co? – Ky syknął. - Ale kazano nam nie przestawać aż będziecie martwi. Również zdjąć wasze dziwki. – Jego Klan oczy spojrzały w moje. Jakiś skurwiel chciał mnie martwego? Nic nowego. Ale oni chcieli martwej Lois, martwych kobiet: nikt nie zadziera z sukami braci i dożywa kolejnego dnia. Flame ryknął i rzucił się do przodu, wbijając paznokcie w bok jego szyi. – Gdzie jest pieprzona baza załogi? Nazi pokręcił głową, pot spływał wzdłuż jego twarzy. - Mów albo oderwę ci kutasa i włożę do tyłka! - Opuszczony… garaż… na obrzeżach lotniska Boulevard. Flame wyprostował się, uśmiechając do mnie krzywo. Obracając się, naciągnąłem szyję i zamachnąłem się, nóż pod idealnym kątem przeciął cel. Skin krzyknął. Kurewsko dużo krzyczał. Krzesło odchyliło się na betonie i głowa dupka głośno łupnęła o twardą powierzchnię, gdy krzesło się przewróciło. Flame zaczął walić w ścianę, śmiejąc się histerycznie. On naprawdę był chorym skurwysynem. Krzyk trwał ale Ky podszedł i wrzasnął. – To bez sensu, stary. Nikt cię tutaj nie usłyszy, rasistowsko kurwo! Zbladł. Przewracając głową z boku na bok, wyszeptał coś i zbliżyłem się.
- Co? – wskazałem. Ky na głos wypowiedział moje pytanie. Unosząc jego oszołomione pieprzone oczy, jego policzki zatrzepotały i wychrypiał. – Garniturki… miały coś… wspólnego z… Senatorem Collinsem. Odchyliłem głowę i napotkałem wzrok Ky. Wyszedł z szopy przyciskając telefon do ucha. Dzwonił do Tanka by zebrał więcej informacji. Upuszczając nóż na podłogę, wskazałem Flame by przejął dowodzenie i zostawiłem go, by robił to, co najlepiej potrafił. Viking i AK zostali by oglądać popieprzone show. Wypadłem przed drzwi na ciepłe, letnie powietrze i głęboko odetchnąłem, dostrzegając Pita obok szopy, przyciskając ucho do drewna. Podskoczył, gdy mnie zauważył. Zmrużyłem oczy. - Co ty tu robisz?- Mignąłem. Pit przełknął i spuścił wzrok. – Ja… ja wynosiłem śmieci. – Zmierzyłem wzrokiem kandydata i ten jak błyskawica umknął do drzwi prowadzących do klubowego baru. Co to do kurwy było? Pocierając dłońmi twarz, oparłem się o solidną drewnianą ścianę. Kurwa. Potrzebowałem Mae. Spieprzyłem. Po królewsku. Zajmowała moje myśli gdy wbijałem nóż w tego Nazi, przecinając jego skórę i nie mogłem się skupić. Cholernie pragnąłem gówna, który zdjął Lois – który próbował odebrać mi Mae – martwą, wysłaną do przewoźnika a później Hadesu. Chciałem zemsty za śmierć Lois. Nie dałem jej dużo w tym życiu; suka zasługiwała z mojej strony na coś więcej. To przyjdzie. Skurwiel nie opuści tego terenu żywy. Nadszedł czas na pozbycie się reszty jego załogi. Biorąc ostatni orzeźwiający oddech, udałem się do baru. Gdy wszedłem do środka, większość facetów wyszli ze swoich pokoi i Pit stał za barem, brat wciąż unikał mojego wzroku. Zacisnąłem zęby w podejrzeniu, ale postanowiłem zostawić to na razie. Zbyt wiele gówna stało się dzisiaj i bracia potrzebowali
przerwy. Przeszukiwałem tłum, szukając Mae, gdy blond włosy Beauty i duża budowa Letti przykuły mój wzrok. Przedzierając się do nich, Ky pojawił się obok mnie. – Tank wciąż jest w drodze. Przejrzy listę płac w biurze senatora i zobaczymy co znajdzie. Skinąłem głową i Ky udał się do barku. Jego ulubiona dziwka, Tiff, niemal doszła gdy się do niej zbliżył. Nie mogłem powstrzymać uśmieszku. On z pewnością nie miał problemów ze znalezieniem cipki. Letti trąciła Beauty, gdy pojawiłem się przy ich stole i uśmiechnęła się. Coś było na rzeczy. - Myślałem, że byłaś na mnie wściekła? – mignąłem. Jej wymuszony uśmiech zniknął. – Jestem. - Tak? Więc skąd ten uśmiech? – Celowo rozejrzałem się po pomieszczeniu. – I gdzie jest Mae? Tak, znowu ten dziwny uśmiech. - Co? – wskazałem Beauty, moja szczęka zaczęła drżeć. Ky owinął ramię wokół mojej szyi, uderzył piwem o stół i spytał. – Dlaczego wszyscy wyglądacie na tak cholernie wkurwionych? Chwyciłem Beauty za ramię i ponownie mignąłem. – Z jakiego powodu tak cholernie dziwnie się zachowujesz? Gdzie jest Mae? - Z Riderem. – Beauty szepnęła nerwowo. Przysięgam, że poczułem się jak w filmie w którym muzyka milknie i wszystko się zatrzymuje. – Riderem? Ach, cholera! - Poszłyśmy sprawdzić, czy dobrze się czuje. Pozwolił nam zostać. Potem oni zaczęli wygłaszać jakieś Chrześcijańskie gówno do siebie i ona nie chciała odejść. Wydają się sobie cholernie bliscy. Zacisnąłem oczy. Bliscy? Otwierając oczy, spytałem. – Dlaczego nie chciała odejść? - Ponieważ nie chce cię widzieć!
- Chryste, z pewnością wiesz jak spierdolić sprawy! – Ky roześmiał się. Odpychając Ky na bok, pośpieszyłem wzdłuż baru w stronę pokoju Ridera. Beauty próbowała mnie zatrzymać. – Styx, czekaj. Nie zrobisz niczego dobrego, pojawiając się tam w takim stanie! Wyszarpałem ramię i wtargnąłem do pokoju, oboje siedzieli na kanapie, obok siebie, śmiejąc się z jakiegoś gównianego filmu… i, kurwa, Rider był w połowie nagi. Gdy przerwałem im, Mae i Rider wyprostowali się, wpatrując we mnie z niedowierzaniem gdy grzmiąc podszedłem do nich. – Co to do kurwy jest? – mignąłem, wskazując na ich siedzących na kanapie. Rider przetłumaczył Mae, co tylko bardziej mnie wkurzyło. - To nie to, co myślisz bracie. – Rider powiedział szybko. Zbyt szybko. Mae lodowo-niebieskie oczy płonęły. W tej chwili wyglądała tak cholernie pięknie, że poczułem ból w piersi. Ale gdy zauważyłem jego ubrania na jej ciele, furia natychmiast mną zawładnęła. – Tak, więc dlaczego ona jest tutaj w ubrana w twoje gówno, w twoim pieprzonym pokoju… Sama! – Bliski śmierci brat ponownie przetłumaczył. Mae zerwała się z kanapy i krzyknęła. – Ponieważ… ja… nie… chcę… cię… widzieć! Wstrząśnięty, kilka razy przesunąłem palcami wzdłuż włosów. – I… co z tego? Zamierzasz być teraz suką Ridera? – Mae spojrzała na Beauty, która niechętnie powtórzyła to, co mignąłem. - To nie tak. – warknęła. – Po prostu nie chcę cię teraz oglądać. Zraniłeś mnie, Styx. Potrzebuję przestrzeni. - W porządku. Ale będziesz w moim pokoju. Jeśli jesteś w moim pieprzonym klubie, jesteś w moim pieprzonym pokoju. Tak to wygląda. Chodźmy!
Słysząc moje rozkazy głosem Beauty, wyciągnąłem rękę. Mae nie przyjęła jej. Obserwowałem jak zszokowana spojrzała na Ridera. Cóż, to tylko jeszcze bardziej mnie wkurwiło. - Teraz, Mae! – zażądałem znowu, bez potrzebnego tłumaczenia. Widziałem, że zachowywałem się jak zaborczy kutas… ale nie podobało mi się jak patrzyła na Ridera a on na nią. - Mamy problem, bracie? – mignąłem Riderowi. - Żadnego. – odpowiedział. - Chcę tu zostać. – Mae ogłosiła cicho. - Nie ma kurwa mowy. – Rider ponownie przetłumaczył, wyglądając w tej chwili na wyczerpanego. - W takim razie odejdę! Zamarłem. Ku mojej irytacji, również Rider. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, nie wiedziałem co mam kurwa robić. Widziałem w jej oczach, że nie blefowała. Z cholerną pewnością nie chciałem, żeby odeszła. Pierdolony klasyk. Meksykański impas! - Ona może wziąć łóżko. Ja skorzystam z kanapy aż będę w stanie wrócić do domu. – Rider zaproponował. - Z pieprzoną pewnością. – wściekłem się. - Co on powiedział Rider? – Mae spytała, przemyślana groźna brzmiała w jej głosie. Miała większą przewagę niż wziąłem pod uwagę. - Nie chce, żebyś ze mną została. – Rider odpowiedział neutralnym tonem. Jej lodowo-niebieskie oczy zwęziły się. – Zgódź się albo odejdę. Mówię poważnie, Styx. Nie zostanę z tobą teraz. Musisz ponieść konsekwencje za to, co zrobiłeś. Zaśmiałem się w duchu. Karma jest suką, co? – Wiesz co, Mae? Rób co ci się kurwa podoba. – Potem wskazałem na Ridera. – Dotknij ją a zabiję cię. Groźba wykonana, gwałtownie się odwróciłem. - Zraniłeś mnie! – Mae wypaliła łamiącym głosem.
Zamarłem. - Sprawiłeś, że wstydziłam się za siebie… moją przeszłość… rzeczy, nad którymi nie miałam kontroli. – Powoli okręciłem się i dostrzegłem pieprzony wyraźny ból na jej twarzy, postawie. Chryste. Mae skrzyżowała ramiona na piersi, oderwała wzrok ode mnie i usiadła na kanapie obok Ridera… tuż obok Ridera. Zacisnąłem szczękę gdy oparła głowę o jego ramię. Brat wyglądał na zszokowanego, ale dostrzegłem, że ten szok zmienił się w coś więcej. Podszedłem i położyłem rękę na jej ramieniu. Napięła się i zrzuciła ją. - Po prostu idź, Styx… - wyszeptała i moje pieprzone serce opadło. Byłem takim głupim kretynem. Z tym, wyszedłem, zamierzając utopić smutki w moim pokoju z kumplem Jim Bean… … Daleko, daleko od klubowej dziwki zwanej Dyson, która chciała ssać mojego fiuta.
Rozdział 15 Styx Lois została pochowana pięć dni później: czarno-chromowana trumna, dziesięciocentówki na oczach i zakopana obok jej rodziców w naszym cmentarzu przy związku – ostatnio zbyt wiele ciał wypełnia tą przestrzeń. Każdy brat i ich stare przyszły… również Mae. Trzymała Ridera pod ramię, opierała się o brata i zamartwiała się nim jak pieprzona pielęgniarka. Cholernie dużo mnie kosztowało by nie opróżnić nad otwartym grobem mojej 9mm w głowę Ridera. Ale nawet taki grzesznik jak ja potrafi uszanować pogrzeb siostry. Mae ze stoickim spokojem uczestniczyła w uroczystości, oczy Ridera ciągle ją obserwowały tak jak moje jego. Kurewsko trudno radziłem sobie z jego namacalnym zainteresowaniem mojej suki. To prawda, przypomniałem sobie. Mae jest moja. Po prostu musiałem ją do tego jakoś przekonać. Ponieważ jeśli zdecyduje się wybrać Ridera, poleje się krew… i to nie będzie moja. Dwie godziny później, zapadł zmrok. Wszyscy zebraliśmy się na dziedzińcu związku na stypie, grill płonął, Black Sabbath’s „Niebo i Piekło” rozbrzmiewał z głośników i alkohol lał się strumieniami. Mae stała obok Beauty i Letti na jedynym skrawku trawy na całym podwórku. Ich trójka wydaje się być teraz bliska jak siostry. Ucieszyłem się. Potrzebuje przyjaciółek za wyjątkiem Ridera, kurewsko za, za wyjątkiem. Od czasu do czasu, Mae zerkała na mnie. Jej wzrok mógł napotkać mój, ale ciepło, które zawsze w nich było zniknęło. Choć wciąż płonęło w nich pożądanie, czułość i szczęście umarły. Natomiast Riderowi posyłała pieprzone uśmiechy, brat wyglądał teraz inaczej, nosił rozpuszczone włosy i zniknęła charakterystyczna bandanka z jego głowy. Chuj wie, co zainspirowało jego zmianę w wyglądzie, ale wszyscy
zauważyliśmy jego przemianę przed naszymi oczami. Częściej się odzywał, był bardziej towarzyski, słodził mojej cholernej własności. Pięć dni. Pięć pieprzonych dni oglądania Mae coraz bardziej zbliżającej się do klubowego lekarza, który dochodził do siebie po postrzale. Pięć dni siedzenia na korytarzu jak pieprzony prześladowca, walczący z nudnościami, gdy usłyszałem jej śmiech. Oraz pięć dni sinych jaj, kacy i ani jednego pieprzenia. Chryste, nawet nie masturbowałem się. Ale wypiłem cholernie dużo Burbona. Obserwowałem ją zeszłej nocy w pokoju brata jak razem z Riderem siedzieli obok siebie na podłodze, grając w jakąś żałosną grę planszową. Pieprzony biker grał w grę planszową. Hades na samą myśl zaśmiewałby się do rozpuku. Ale ja nie. Rider uczył ją zasad, prowadził przez całą grę. Jej twarz stawała się coraz bardziej ożywiona gdy sama zaczynała rozpracowywać to gówno, widniało na niej zdobycie osiągnięcia oraz zwycięstwo. Jedna rzecz była wyraźna: wyglądała na szczęśliwą. Teraz, czułem się jakbym zabijał siebie za każdym razem gdy posłała mu idealny uśmiech. Uśmiech, który zwykle był przeznaczony dla mnie. Uśmiech, który przegoniłem, próbując być cholernie szlachetny. Uśmiech, który przegoniłem upijając się w trzy dupy, pieprząc rzeczy z Dyson wsysaczem wytrysku. Co gorsza, Nazi zniknęli. Domyślili się, że ich kumpel wsypał ich lokalizację. Kaci szturmem opanowali melinę, obładowani bronią by zdjąć skurwieli, ale miejsce było opustoszałe: przewrócone stoły, puste komody i znaki opon na zniszczonym asfalcie. Jedno było pewne, z ofertą za moją głowę, musimy znaleźć bazę skinów zanim oni ponownie nas zaatakują. Zbyt wiele rzeczy teraz mam na głowie. Nie byłem jeszcze gotowy by spłonąć w Piekle. Piwo płynęło. Hołdy dla Lois zostały złożone. Stypa się rozkręciła.
Bracia przeszli z okazania szacunku dla zmarłej siostry do zwykłych wyjętych spod prawa aktów rozpusty. Ky i psycho trio poprowadzili nierząd i picie. Biorąc piwo, poszedłem na drugą stronę podwórza, usiadłem na ziemi opierając się o belę siana przy beczce ogniska. Chwyciłem Fendera, zapaliłem papierosa i wybiłem palcami początkowe akordy. Willie Nelson „Niebieskie oczy płaczące w deszczu” zabrzmiały pod strunami. Zatracony w muzyce, utrzymując wzrok na pomarańczowym blasku płomieni, słowa wymknęły się z moich ust. „ Pewnego dnia gdy spotkamy się tam Pójdziemy na spacer trzymając się z ręce W krainie w której nie ma rozstania Niebieskie oczy płaczące w deszczu…” Z ostatnim pociągnięciem strun, piosenka dobiegła końca. Rozglądając się pośpiesznie czy nie przyciągnąłem tłumu, zrelaksowałem się. Bracia byli teraz skupieni w małych grupkach wokół dziedzińca, niektórzy udali się do domu z rodzinami, inni obijali sobie twarze, trio ćwiczyli rzucanie do celu puszkami jakim była głowa Pita. Pieprzony chaos. Rozglądając się, nigdzie nie dostrzegłem Mae. Rider stał obok Smilera, oboje tworzyli pieprzony żałosny obraz, długie włosy i ponure wyrazy twarzy. Ale uwaga Ridera była mocno skierowana za mną, jego brwi były zmarszczone a zęby ze zmartwieniem przygryzały dolną wargę. Wiedziałem, że ostatnio tylko jedna rzecz sprawia, że tak się zachowuje. Lub jedna osoba, powinienem powiedzieć. Odwracając głowę, zamarłem gdy kurtyna długich czarnych włosów unoszona wiatrem zniknęła za tylną ścianą garażu. Sekundę później, niebieskie oczy Mae wychyliły się zza rogu, ten delikatny słodki uśmiech znaczył jej różowe usta. Słuchała jak gram… znowu.
Ale nie chciała abym wiedział, że tam była. Pochylając się, dostrzegłem całą twarz Mae. Jej uśmiech zamarł gdy zdała sobie sprawę, że została przyłapana. Szykując się do ucieczki, szarpnąłem brodą, każąc jej dołączyć do mnie. Jej pierś unosiła się w obcisłej, sięgającej ziemi czarnej sukience oraz idealnie dopasowanej skórzanej kurtce. Beauty dobrze skompletowała jej ubiór. Z głębokim oddechem, Mae z niechęcią, ostrożnie do mnie podeszła. Stanęła niezgrabnie obok, bawiąc się palcami i miała spuszczony wzrok z nerwów. Chryste, była wspaniała – drobna idealna figura, długie czarne włosy i te pełne czerwone usta oraz krystalicznie-błękitne oczy… Żadnej. Pieprzonej. Wady. Upewniając się, że nie było nikogo w zasięgu słuchu, poklepałem belę. Mae, zerkając nerwowo w stronę Ridera, przygarbiła ramiona i usiadła na beli obok mnie. Wypuściła pokonane westchnienie. Siedzieliśmy w milczeniu przez chwilę, Mae patrzyła na drzewa a ja na nią. Próbowałem zaplanować jak naprawić bycie takim kutasem z Dyson. Miałem zaciśnięta szczękę, gardło ściśnięte. Próbowałem się uspokoić, ale cholera, byłem kurewsko zjadany przez nerwy. Z ciężkim westchnieniem, Mae zerknęła na mnie potem z powrotem na ogień. Następie przerwała niezręczne napięcie. - Dzisiejsze nabożeństwo było piękne, Styx. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego pogrzebu, pastor bardzo uprzejmie wyraził się o Lois. Dobrze zrobiłeś informując go o jej wszystkich dobrych atrybutach. Myślę, że chciałabym ją lepiej poznać. Mogłem tylko przytaknąć. Nie mogłem teraz myśleć o Lois jakkolwiek chłodno to brzmiało. Chodziło o Mae. Mae obok mnie. Mae wyglądającą piekielnie gorąco. - Gdy ludzie umierają w zakonie, zostają namaszczeni olejkiem i spaleni, żadnej ceremonii. Wierzymy, że byli z Panem, więc żadna rozpacz nie była
potrzebna. Ale sądzę, że Lois byłaby szczęśliwa gdyby mogła zobaczyć jej pochówek. Została właściwie uhonorowana jak każdy człowiek powinien być. Zamknąłem na chwilę oczy, delektując się faktem, że przestała traktować mnie ozięble. Przytakując, wyciągnąłem rękę i przesunąłem palcem wzdłuż jej bladej dłoni. Zamarła na ten ruch i trzepocząc rzęsami spojrzała mi w oczy. - J-ja s-spieprzyłem, Mae. Naprawdę b-bardzo. Wciągnęła ostro powietrze. Jej niebieskie oczy błyszczały, z powrotem zwrócone na ogień, usta zbielały od mocnego zaciskania. - Mae, s-spójrz na m-mnie. Subtelnie ocierając łzy pod oczami, zrobiła jak poprosiłem. - Spieprzyłem. Mae zaczerpnęła kolejny głęboki wdech i przycisnęła palce do moich ust. – Twoja mowa jest lepsza. Zszokowany odchylając się, spytałem. – Tak? - Mhm. Brzmisz na mniej… napiętego. Twoje oczy nie drgają tak bardzo i szybciej wymawiasz słowa. Odgarniając ciemne włosy, drugą ręką wciąż dotykając jej, uśmiechnąłem się krzywo. – B-brakowało mi rozmów z tobą. Brakowało mi tw-twojego wzroku na sobie. Może t-to dlatego. Rumieniec naznaczył jej bladą skórę i wyszeptała. – Mi również ciebie brakowało. – westchnęła. – Bardzo. Czuję się jakbym jedynie tęskniła za tobą: jako dziecko po naszym pierwszym spotkaniu, gdy udałeś się w drogę na miesiąc… gdy wziąłeś inną kobietę zamiast mnie… - S-spieprzyłem, Mae. N-naprawdę s-spieprzyłem. – powtórzyłem. Jej ręka ścisnęła moją i wyszeptała. – Zraniłeś mnie. Jestem już zmęczona bycia ranioną przez mężczyzn. Przybliżając się, pogładziłem ciężką kurtynę jej włosów i przyciągnąłem jej rękę do ust. Ostrożnie pocałowałem tył. – W-wybaczysz mi, skarbie?
Zamykając oczy, oparła głowę o moje ramię. Chryste, to było takie dobre uczucie. - Wybaczę się. Zawszę ci wybaczę. - Skarbie. – wyszeptałem. Serce waliło mi o żebra. – N-nigdy nie dotknąłem D-Dyson. Ona odstawiła show, ale nie m-mogłem tego zrobić. Byłem pi-pijany w sztok i… - Wiem. Beauty i Letti wyjaśniły mi to. – Mae przerwała. - Mae. Ta n-noc… - zamknąłem oczy i głęboko odetchnąłem. – Te b-blizny… - Jej oczy były ogromne i tak cholernie niebieskie. Przeze mnie była podenerwowana. – N-nie wiedziałem jak sobie z tym p-poradzić. Czułem się jak… g-gwałciciel, rz-rzucając się tak na ciebie. Lois umarła. Ty zostałaś pprawie zabita. Nie p-poradziłem sobie z gównem jak Prez powinien. Pocierając dłonią wzdłuż gardła, powiedziałem. – Właśnie cię o-otrzymałem. S-starałem trzymać się z dala, postępować właściwie. P-ponieważ nie jestem dla ciebie dobry. Ale kurwa, tak b-bardzo cię pragnę, że czuję się jakbym n-nie mmógł oddychać. Nie o-odpychaj mnie w-więcej. Potrzebuję cię b-blisko siebie. Pozostaliśmy w ciszy przez pieprzony rok zanim Mae przemówiła, mocno ściskając mnie za rękę. – Miałam wtedy osiem lat gdy cię poznałam, wiesz. Drgnąłem w szoku. Nie rozmawialiśmy za bardzo o przeszłości. Cholera, nie rozmawialiśmy za bardzo o czymkolwiek. Zawiniłem odpychaniem jej od siebie. Wiedziałem, że uciekła od jakiegoś kultu za tym ogrodzeniem. Nie wiedziałem jak lub dlaczego, ale mogłem stwierdzić, że to było nieprzyjemne dlatego, że nigdy o tym nie wspomniała… a te pieprzone blizny po gwałcie… Mae wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w ogień, następnie opadła powoli na ziemię obok mnie. Oparła się o belę. Przyciągnąłem ją bliżej między nogi, czując jej plecy przy torsie. Miałem wrażenie, że potrzebowała mnie do tego gówna.
Oddychała tak ciężko, więc odsunąłem jej długie czarne włosy i pocałowałem w bok szyi. Zadrżała w moich ramionach, potem wypuściła długi oddech który wydawał się ją uspokoić. - J-ja p-przypuszczałem, że miałaś tyle lat. Ja miałem jedenaście. – w końcu odpowiedziałem. Relaksując się przy mnie, westchnęła. – Ja.. ja właśnie wzięłam udział w moim pierwszym dzieleniu brat-siostra. Byłam głupia opierając się temu aktowi. Ale byłam tak młoda i przerażona. Próbowałam walczyć kiedy przyparli mnie do materaca i zdjęli sukienkę. Siłą włożono mi pułapkę na niedźwiedzie między nogi… by… - jej niewinne oczy spojrzały na mnie w zakłopotaniu zanim ponownie utkwiły w ziemi. – trzymać moje nogi… rozsunięte dla wybranego brata. Nazywał się Jakub. Od tego dnia, praktycznie zawsze on wybierał mnie. W tym czasie miał gdzieś z trzydzieści lat. Ten pierwszy dzień, moje ‘Przebudzenie’ jak to nazwali, opierałam się aż byłam rozbita. Gdy dorastałam, po prostu dorosłam znieczulałam się na to wszystko. Zacisnąłem ręce wokół talii Mae i zamarłem ze złości. Trzydziestoletni facet pieprzył ośmioletnią laskę z jakimś ustrojstwem pułapką na niedźwiedzie trzymającą jej niewinną cipkę szeroko otwartą. Chory skurwiel. Jacy zboczeńcy robią takie gówno dzieciom. Chore sukinsyny, wszyscy. - K-kochanie, m-mówisz mi, że zostałaś z-z-zgwałcona gdy miałaś osiem lat? – wyplułem. - Tak. – wyszeptała. – I pobiegłam po tym do lasu. Musiałam od tego uciec. Nie miałam pojęcia co się właśnie stało. Do tego dnia nie wiedziałam czym był seks. Byłyśmy trzymane w odosobnieniu od chłopców i mężczyzn. Mieszkałyśmy w osobnych budynkach w zakonie. To było zupełna wprowadzenie do życia z przeciwną płcią. Chciałem umrzeć, Styx. Byłam tak zraniona, tak zawstydzona. Gwałtownie okręciła się i przesunęła delikatną, drżącą dłonią wzdłuż mojego policzka. – I wtedy spotkałam ciebie. Sprawiłeś, że przez chwilę zapomniałam o
tym wszystkim. Byłam tobą zafascynowana, zainteresowana wyglądem twojej twarzy; cóż całym tobą – twoim ubraniem, pięknymi piwnymi oczami. Nigdy wcześniej nie widziałam kogoś z zewnątrz. Zostałyśmy nauczone wierzyć, że ludzie z zewnątrz byli diabłami, ale wtedy zauważyłam, że próbujesz nawiązać kontakt, pomóc mi; ty, wtedy wyglądałeś jak mój wybawca. Tego dnia stałeś się moim zbawieniem. Nie powiedziałam nikomu o tobie, ale przez cały czas o tobie myślałam. Często o tobie śniłam. Byłeś moją obietnicą, gwarancją, że poza nieugiętą metalową komórką, w której byłam więziona, istniała nadzieja. Patrzyłam jak próbujesz mówić, wysiłek jaki w to wkładałeś. Bardzo mnie zdezorientowałeś. Zaśmiałem się krótko. – Mogę się z-założyć. Wtedy słowem nie m-mogłem się o-odezwać. Jedynym osobom przy k-których się odezwałem byli mój ojojciec i Ky. Ale zobaczenie cię, zwiniętej w p-pielgrzymującej sukience i ddrżącej, zmusiło mnie do mówienia. T-twoje piękne oczy p-przemówiły do mnie. – Mae wydymane czerwone usta uniosły się w nieśmiałym uśmiechu. – Wciąż to robią. D-dręczyło mnie, że od kilku d-dni się do mnie nie odzywasz. Musiałem zadać pytanie wypalające mój mózg. Po prostu musiałem wiedzieć. – L-lubisz R-Ridera, Mae? Pragniesz g-go? Wyprostowała się zszokowana i rozchyliła usta. – To nie tak! Rider jest dobrym przyjacielem. Przez cały czas jest dla mnie miły. Ryzykował życiem dla mnie w parku na miłość boską. Uratował mnie, przyjął kulę by mnie ochronić. Rozumie jak zostałam wychowana, Styx. Lubię go. Jest dobrym i szczerym mężczyzną. - P-powiedziałaś mu o twoim p-pochodzeniu? - Nie, nie powiedziałam! Ty wiesz teraz najwięcej o mnie, Styx ale on rozumie cytat, którym ja- my wszyscy- musieliśmy żyć. Myślę, że Rider również. Pomaga mi zrozumieć świat zewnętrzny… ten klub… nawet ciebie, twoją pozycję jako Prezesa, rzeczy które musisz robić by chronić twoich braci.
Gdy pogładziła mój policzek, szczecina od nieogolonej szczęki drapała po jej krótkimi paznokciami. – Musisz zrozumieć, Styx. Życie tutaj, poza zakonem jest dla mnie dezorientujące. Przez połowę czasu nie mam pojęcia o czym ludzie do mnie mówią. Po prostu uśmiecham się i przytakuję, licząc, że oni nie zdają sobie sprawy z mojego zmieszania. Nie znam wszystkich nowoczesnych urządzeń, które dominują w twoim codziennym życiu. Wyraźnie nie rozumiem zasad i zachowań mężczyzn w tym klubie. To jak przemawiasz do innych, kobiet, wydaje się tak niewłaściwe. To czasami mnie przeraża. Rider rozumie moją wiarę: nie, moją starą wiarę. Nie wiem już w co wierzę lub w co wierzyć. Rider nie naciska na mnie bym była kimś innym niż jestem. Naprawdę troszczył się o mnie, kiedy byłeś nieobecny, gdy ty powierzyłeś mnie jego opiece. Przyznaję, lubię go. Rider jest moim najbliższym przyjacielem w twoim świecie. Tak łatwo z niego nie zrezygnuje, Styx. Ja… ja go potrzebuję. Wspaniałe pieprzone uczucie uścisku powstało w moim brzuchu. Nic o niej nie wiedziałem, co? Nie byłem pewien czy poradzę sobie z Mae w bliskich stosunkach z Riderem i śpiącej w moim łóżku. Byłem zaborczy i się nie dzieliłem. Ale to ja zbliżyłem ich do siebie. Chciałem strzelić się w tyłek za bycie tak cholernie głupim. Oczywiście brat mógł zakochać się w Mae. Była kurewsko idealna. Brat najwyraźniej już mocno wpadł i jak cholera z pewnością był dla niej lepszym wyborem niż ja. Co nie oznaczało, że mam z niej zrezygnować. Nie. Ma. Kurwa. Mowy. Mae odchrząknęła i jej duże niebieskie oczy spojrzały w moje. – Przez całe życie lubiłam tylko jednego chłopca. Pragnęłam tylko jednego mężczyzny by należał do mnie. Miałam tylko jedno marzenie odkąd skończyłam osiem lat. Styx, tym marzeniem jesteś ty. Zawładnąłeś moim sercem piętnaście lat temu i wciąż go nie oddałeś. - S-skarbie. – mruknąłem, serce waliło mi w piersi. Położyłem dłonie na jej brzuchu i sunąłem nimi wzdłuż jej klatki piersiowej, uśmiechając się jak
zaczerpnęła powietrza gdy przesunąłem nosem wzdłuż jej szyi, skubiąc zębami odsłoniętą skórę. Przykładając usta do jej ucha, wyszeptałem. – Ja również cię p-pragnę. Kkurwa, pragnę cię w m-moim łóżku, przy moim boku, na m-moim motorze. Ppragnę cię jako m-moją starą. T-troszczyła się o mnie, p-potrzebowała… dopuściła do siebie. Wciągnęła powietrze, ale długie, pełne ulgi westchnienie mówiło wszystko. Mae również tego pragnęła. Kiedy oparła głowę o złącze między moim ramieniem a szyją, wyciągnęła rękę za moją głowę i zaczęła bawić włosami. Cholera. Poczułem się szczęśliwy. Pomimo całego gówna grożącemu klubowi – sprawa z Rosjanami, strzelaninę, pogrzeb Lois i Nazi łaknący mojej głowy – byłem szczęśliwy. Po raz pierwszy odkąd mój stary odszedł do wioślarza zeszłego roku, czułem się cholernie dobrze. Mae była moja. Piętnaście lat pragnienia jej uczynienia moją i oto siedzi tutaj, zwinięta w moich ramionach – pieprzony anioł w piekle. - Styx? – Mae spytała gdy jeszcze bliżej siebie ją przyciągnąłem. - Mmm? – mruknąłem, podążając językiem wzdłuż krawędzi jej ucha, uwielbiając jak jej brzuch napina się w pragnieniu. - Podobał mi się utwór, który zagrałeś. Gdy grasz na gitarze i śpiewasz, to… cóż, myślę że to jest moja najbardziej ulubiona rzecz na świecie. Słuchanie muzyki w zakonie było zabronione. Gdy byłyśmy młodsze, razem z siostrą znalazłyśmy stare radio w lesie. Słuchałyśmy go przez pół godziny zanim znalazł nas strażnik. Zabrał nam je. Nigdy tego nie zapomniałam, słuchania melodii, cieszenia się słowami tekstu. Prorok Dawid natychmiast zakazał muzyki. - On głosił że szatan może przemawiać do nas przez słowa. – wypuściła niepewny śmiech. – Wierzyłam w to z całego serca. Po tym wszystkim, Prorok Dawid był Boskim wysłannikiem na Ziemi. Od lat martwiłam się, że bycie
urzeczoną przez muzykę uczyniło ze mnie zła osobę i że szatan starał się o mój upadek. Teraz, myślę, że to wszystko było kłamstwem. W rzeczywistości, zaczęłam myśleć, że wszystko w co wierzyłam przez całe moje życie było oszustwem. Zaczęłam zadawać sobie pytania czy Bóg nawet istnieje. Bądź czy religia jest używana do kontrolowania ludzi przez małą grupę osób, by dostali to czego pragną? Uniosła moją rękę i zaczęła wpatrywać w palce. – Ale słuchanie jak grasz, to jest tak czyste, tak szczere… to wyzwala cię. Wtedy wierzę, że życie to coś więcej niż to, co do tej pory widziałam. Nie mogę sobie wyobrazić, że coś tak pięknego może być złe. Sprawiłeś, że ponownie znalazłam moją wiarę. - T-tylko wtedy mogę mó-mówić poprawnie. Gdy śpiewam, n-nie czuję presji. To mój s-spokój. – Gdy się uśmiechnęła, musnąłem jej usta swoimi i powiedziałem. – To i t-ty. Coś w moim mózgu zamiera gdy pr-próbuję rozmawiać z ludźmi. A-ale z tobą moje gardło po prostu o-otwiera się i ppozwala temu gównie wylecieć. Ściskając mnie z rękę, powiedziała. – Masz piękny głos. Chciałabym grać i śpiewać tak jak ty. Sięgając za siebie, uniosłem mój skarb Fender i położyłem na kolanach Mae. – Załatwione. Powoli odwracając się twarzą do mnie, zmarszczyła brwi i powiedziała. – Co? - Ty. G-gitara. Nauczę cię. - Naprawdę? – spytała gdy jej cała cholerna twarz pojaśniała w podekscytowaniu. - Mhm. – Przekręcając gitarę szyjką do lewej strony, ułożyłem jej palce w pierwszej pozycji na strunach. – Tutaj s-są a-akordy. – Biorąc jej prawą rękę, umieściłem ją pod moją i pociągaliśmy strunami. Zabrzmiał G-akord. Spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się, poganiając. – Okej, kontynuuj.
Przesuwając palce na szyjce w kolejnej pozycji, ponownie brzdęknęliśmy. – D-ak-akord. Poruszyła ramionami podekscytowana i moje pieprzone serce nabrzmiało. - Naucz mnie piosenki. - Kt-której? Jej uśmiech zbladł. – Ja… ja nie znam żadnej piosenki. – Jej usta nagle ponownie uniosły się w uzależniającym uśmiechu. – Tą, którą grałeś w barze gdy się pojawiłam. Chcę się jej nauczyć. Namyśliłem się i chwilę później uśmiechnąłem się krzywo. – P-podoba ci się Tom Waits? Jej podekscytowany wyraz twarzy mówi wszystko. Składając pocałunek na jej ramieniu, powiedziałem. – Suka podobna do mnie. - Najpierw zagraj. Pokaż mi jak. – Ułożyłem palce we właściwy początkowy akord, gdy dodała. – I zaśpiewaj. Chcę usłyszeć twój głos. Przytakując, spojrzałem jej w oczy i brzdąknąłem intro, śpiewając początkowy wers tuż przy jej uchu. „Cóż, mam nadzieję że się w tobie nie zakocham, bo zakochiwanie się jakoś mnie zasmuca…” Zamieniając jej dłonie za moje, pomogłem jej wybić właściwy akord. Gdy zamierzała brzdęknąć, powiedziałem. – P-pamiętaj o ś-śpiewaniu. Chcę uusłyszeć twój g-głos. Uniosła czarne brwi. – Nie umiem śpiewać! Nie mogłem powstrzymać śmiechu. – Pewnie, że umiesz. - Ale… Spojrzałem na nią surowym wzrokiem. Kręcąc głową, uśmiechnęła się. – Okej! - G-graj. Przykrywając dłonie Mae, jej małe palce przemieszczały się na strunach, intro zabrzmiało nieco nienaturalnie i wzburzenie, ale pomogłem jej przez to przejść gdy dotarła do słów, jej nerwowe oczy pomknęły do moich.
- „Cóż, mam nadzieję że się w tobie nie zakocham, bo zakochiwanie się jakoś mnie zasmuca…” Cholera. Była piękna, cała, zewnątrz i wewnątrz, włącznie z jej miękkim, lekko chropowatym głosem. Zaparło mi dech w piersi i odsunąłem od niej ręce, powodując, że Mae przestała grać i wykrzywiła się. - Było tak źle? – spytała. Mocno przełykając, pokręciłem głową. – S-skarbie. To było i-idealne. – Chwytając za szyję gitary zdjąłem ją z kolan Mae. Obejmując jej podbródek palcami, zwróciłem ją twarzą do mnie. - Styx? – szepnęła gdy jej oczy zabłysły i utknęły w moich ustach. Zacisnąłem ręce w pięści w jej włosach i zacząłem przyciągać do siebie. Potrzebowałem tych cholernych ust z powrotem na moich. - Mae? Zamarłem gdy ktoś zawołał jej imię obok mnie. Mae rozszerzyła oczy w zakłopotaniu. Wycofując się z mojego uścisku, uniosła wzrok i ujrzała Ridera stojącego kilka metrów dalej. Trzymał ramię jakby go bolało i wpatrywał się w naszą dwójkę. Kiedy Mae powłócząc nogami odsunęła się o kilka centymetrów, zerwałem się na równe nogi i pognałem w kierunku Ridera. - Styx, nie! – Mae krzyknęła za mną gdy stanąłem tuż przed Riderem z obnażonymi zębami, i po chwili jeszcze bardziej wkurzony. Nawet na mnie nie spojrzał, był zbyt skoncentrowany na Mae, nie okazując pieprzonego strachu na to, co miało się zaraz stać. - Spójrz na mnie! – mignąłem, poruszając rękoma tuż przed jego twarzą. - Jesteś gotowa by już pójść, Mae? Jestem zmęczony. Chciałbym uderzyć w kimono. – Rider powiedział dobitnie, jakbym kurwa nie istniał. Zanim zdążyłem się powstrzymać, pchnąłem go mocno w pierś na około pięć metrów. - Cholera! – syknął, zataczając się, krzywiąc gdy trzymał się za zranione ramię. Skurwiel w końcu mnie widzi!
- Powiedziałam stop! – Mae stanęła przede mną, powstrzymując rękami umieszczonymi na moim pulsującym torsie. Spojrzałem w jej błagające oczy. – Proszę... on jest ranny. Nie krzywdź go. – Zdejmując dłonie z mojej piersi, pobiegła do Ridera, pomagając mu się wyprostować. Przesuwała dłońmi wzdłuż jego ciało gdy coś do niego szeptała. Jego zaciśnięte oczy złagodniały gdy przesunął zdrową ręką wzdłuż jej ramienia. Podszedłem do nich, poważnie rozważając oderwanie tego ramienia ze stawu. Ledwie zauważyłem braci unoszących pijane tyłki z ziemi i stojąc zdziwieni oglądali show. - Co się dzieje, Mae? – Rider spytał cicho, patrząc na Mae jakby to ona powinna być pod jego ramieniem, w jego łóżku. Pieprzone życzenia brata. - Ja… - spojrzała na mnie zmartwiona. – Ja… - Ona jest ze mną. Należy do mnie. – mignąłem, brat tym razem odczytał każde słowo. Coś błysnęło w wyrazie twarzy Ridera, uczucie tak poważne, którego nie sądziłem, że był zdolny do odczuwania. - On ma racje, Mae? Mae zmarszczyła brwi, nieświadoma wypowiedzianych słów. Próbowałem przemówić na głos przed Riderem, ale miałem zablokowaną szczękę i nie mogłem ich wypchnąć. W tej chwili, kurewsko nienawidziłem mojego debilnego problemu. Starałem się wypowiedzieć słowa, mocno mrugałem oczami, ale jedynie ciche świszczące burknięcie wydobyło się z moich ust. - Powiedział, że jesteś jego. Że jesteś teraz jego własnością. To prawda? – Rider powiedział sztywno. Mae spojrzała na mnie przez ramię i jej górna warga uniosła się w uśmiechu. - Czy to prawda? – Naciskał ale tym razem ostrzejszym tonem. - Czy ty mnie kurwa przesłuchujesz, bracie? – mignąłem naprawdę szybko. Rider zacisnął usta w odpowiedzi.
Mae wzięła Ridera za rękę, przyciągając jego gniewne spojrzenie. – Rozmawialiśmy. Naprawiliśmy rzeczy. - Czy to prawda? – Rider brnął. - Rider. Spójrz na mnie. Patrzyłem jak jego pierś falowała i przymrużył oczy. Nigdy wcześniej nie miałem problemów z Riderem ale o Mae toczyła się cholerna gra. Gdy postąpiłem krok do przodu, przyciskając się do pleców Mae, zaledwie kilka metrów od Ridera, umieściła dłonie na naszych piersiach. - Rider! Spójrz na mnie! Z przesadnym westchnieniem, Rider skierował na nią całą swoją uwagę. - Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Proszę, nie bądź taki. Bądź dla mnie szczęśliwy. Westchnął i jego pieprzona twarz opadła. – Czy on jest tym czego chcesz? - Zawsze był tym czego chciałam. – Ręka Mae osłabła na moim torsie. – To on i tylko on. To Styx. To zawsze będzie Styx. – Odwróciła się i chwyciła Ridera za ramiona. – Ale ciebie również potrzebuje… bardzo dużo dla mnie znaczysz. Rider wydawał się wpatrywał w Mae przez wieczność zanim przytaknął sztywno i zaczął się cofać. Mae krzyknęła za nim. – Rider, proszę! Całkowicie odwracając się plecami do mojej kobiety, Rider szturmem wpadł do klubu i znalazł się poza zasięgiem wzroku. Zostawił Mae stojącą samotnie. Wszyscy bracia gapili się na nas. Viking wskazał brodą na Mae i roześmiał się. – Kurwa, dziewczyno. Masz sutki i smaku piwa czy jakieś inne gówno? Dlaczego Prez i Doc zwariowali na punkcie twojego chudego białego tyłka? Ky minął Vikinga, uderzył go w czerwoną głowę i rozkazał. – Zamknij się, Vike. Stojąc z tyłu, okrążyłem ramieniem wokół szyi Mae i szepnąłem. – Chchodźmy. J-jesteś ze mną. – Mae niechętnie oderwała wzrok od drzwi za
którymi zniknął Rider. Schowałem ją pod ramieniem i przeszliśmy obok braci. Ky pokręcił głową gdy go mijaliśmy, znaczący uśmiech widniał na jego twarzy. Przypuszczam, że w końcu zyskałem jego aprobatę. - Ona jest twoja, Styx? – Beauty spytała stojąc obok Tanka. Ten mrugnął do mnie. - Mae jest moją kobietą, moją własnością. Powiedz innym. – mignąłem. Beauty rozpromieniła się i przetłumaczyła reszcie. - Kurwa nareszcie. – AK krzyknął do naszych odchodzących pleców, następnie rozległy się gwizdy i kilka butelek uderzyło o ziemię. Wchodząc d garażu, weszliśmy po tylnych schodach do mojego mieszkania. Gdy przekroczyliśmy drzwi, Mae ogłosiła. – Witamy z powrotem. Zginając ramię wokół jej szyi, odpowiedziałem. – Nigdy nie po-powinnaś stąd k-kurwa odejść. Zdejmując skórzaną kurtkę, rozwiesiła ją na krześle i usiadła na wytartej płaskiej poduszce. Kucając przed nią, ująłem jej twarz w dłoniach. Łzy błyszczały w jej oczach, spływając wzdłuż pliczków. - W-wszystko w porządku? – starałem się nie pokazać zmartwienia. - Wyglądał na tak zranionego. – pociągnęła nosem gdy rękoma otarła oczy. Zacisnąłem szczękę, trochę wkurzony, że była tak zdenerwowana z powodu Ridera. Wstałem i wyciągając ku niej rękę, powiedziałem. – Przebierz się. – musiałem wynieść się z tego pieprzonego miejsca na chwilę. Ściągnęła brwi w zmieszaniu. – Dlaczego? - I-idziesz ze m-mną. Krótki uśmiech ozdobił jej usta. – Gdzie idziemy? - Na zewnątrz. Jej szczęście szybko zniknęło. Uniosłem brew w zapytaniu. – Moje skórywszystkie rzeczy- wciąż są w pokoju Ridera. Gdy skierowałem się w stronę drzwi, Mae delikatnie chwyciła mnie za ramię. – Ja pójdę.
- Kurwa, n-nie! - Styx…” - W-wezmę je. B-bez dyskusji. Pochyliłem się, składając szybki pocałunek na jej ustach. Z niskim jękiem, chwyciła mnie za włosy i przycisnęła pierś do mnie, jej jędrne piersi napierały na mój tors. Umieściłem dłonie na jej plecach, i przesuwając nimi wzdłuż cienkiego materiału sukienki Mae, znalazłem globy jej napiętego tyłeczka, jęcząc przy jej ustach gdy mój penis stwardniał w dżinsach, napierając na jej brzuch. Znajdując w sobie rozsądek zanim wypieprzyłbym ją na moim nieposłanym łóżku, przerwałem pocałunek, przykładając czoło do jej. Zarumieniona i zdyszana, Mae odsunęła się i pognałem wzdłuż schodów do klubu i w stronę pokoju Ridera, chowając wzwód w dżinsach. Waląc do drzwi, próbowałem się z tym uporać gdy nie otrzymałem odpowiedzi. Gdy wszedłem do ciemnego pokoju, nie zauważyłem brata na kanapie trzymającego butelkę Patrona. Jego martwe oczy utknęły w moich gdy podszedłem do szafy i zacząłem zdejmować ubrania Mae z wieszaków, wpychając do torby leżącej na dolnej półce. Gdy zapiąłem zamek, upewniając się, że jej malutkie skóry były na górze, odwróciłem się, dostrzegłem jak Rider pociąga łyk z gwintu tequili, jego martwe oczy były wpatrzone we mnie. Zarzucając pasek za ramię, postąpiłem do przodu, kiedy mruknął. – Nie jesteś dla niej dobry, wiesz. To zatrzymało mnie. Cofając się trzy kroki, mignąłem. - A kto jest? Ty? Błysk białych zębów pojawił się przez ciemną brodę gdy skrzywił się i wzruszył ramionami. – Cholera nie. Żaden skurwiel nie jest. Ona jest zbyt dobra dla kogokolwiek w tym popieprzonym klubie. Ale ja ją rozumiem, Prez. Znam ją. Oraz znam ciebie. Ty ją tylko skrzywdzisz, złamiesz gdy się jej pozbędziesz. Weźmy Lois, nieszczęśliwa przez całe jej bękarcie życie, teraz odeszła do
Hadesu… z twojej przyczyny. Sprawiłeś, iż myślała że któregoś dnia zostanie twoją starą. Kręciła się tutaj, czekała na właściwy moment. Wtedy pojawiła się Mae i olałeś Lois, a potem Mae z pieprzoną Dyson do kurwy nędzy! Ona zasługuje na coś więcej niż ciebie. Coś więcej niż każdego z nas. Rzuciłem się do przodu, chwytając Ridera za kamizelkę, naprawdę mocno się powstrzymując przed dźgnięciem do w pierś i nasikanie na otwartą ranę. Odrzucając go z powrotem na kanapę, gówniarz nawet nie próbował chronić zranionego ramienia. - Mae jest moja. Nie ma to z tobą nic wspólnego. To jak ją traktuję i co robimy nie jest twoim interesem. A co do Lois… jeszcze raz odnieś się tak o niej a pozbawię cię pieprzonego języka. Chcesz zachować tę naszywkę, lepiej naucz się pieprzonego szacunku do mnie, - mignąłem, stukając palcem w naszywkę Road Captain17 na jego kamizelce. Gdy jego motocyklowe buty uderzyły o podłogę, Rider skoczył na równe nogi. Uderzył butelkę o ścianę, płyn i szkło roztrysnęło się po pokoju. Po raz pierwszy widziałem jak brat pęknął. - Ona jest moją sprawą od dnia w którym wręczyłeś mi ją! Kiedy nie chciałeś od niej żadnej pieprzonej rzeczy! Teraz po tygodniach i tygodniach twojego traktowania jej jak gówno, ona ląduje prosto w twoim łóżku. To pieprzony żart. Ona powinna być ze mną! - Dlaczego? Bo gdy dorastałeś byłeś maniakiem Jezusa? Nie ma znaczenia, że pomimo twojej wiedzy jak wygłaszać pieprzoną rzecz, której ona nauczyła się gardzić, rzecz która zniszczyła jej cholerne rzycie, ty masz z nią być. Podchodząc dumnie do przodu, stanąłem tuż przed twarzą brata czując silny cuchnący trunek w jego oddechu. – Ty i ja, bracie. Nie będzie problemów tak długo jak będziesz się trzymał kurwa z dala od Mae. Ona chce cię tako przyjaciela. Ja nie. Zdrowiej, kontynuuj swoje jazdy, ale jeśli staniesz mi na 17
Odpowiada za logistykę wyjazdów. Wyznacza trasę, planuje postoje, noclegi, odpowiada za bezpieczny przejazd.
drodze z MOJĄ suką, nie będę mieć problemów z poderżnięciem twojego pieprzonego gardła. Śmiejąc mi się w twarz, pijany w trzy dupy, uśmiechnął się. – Tak, ona widzi w tobie cholernego księcia z bajki, Prez. Suka jest niezaprzeczalnie piękna, ale zaczynam myśleć, że nie ma pieprzonego rozumu. Widziałem na czerwono. Odchylając rękę, powaliłem skurwiela ciosem w szczękę. Gdy opadł na kanapę, chwyciłem torbę i wypadłem z pokoju. Rzucając torbę na łóżko kiedy wróciłem do mojego pokoju, przestraszona Mae zerwała się z krzesła. - B-będę na zewnątrz. Pięć m-m-minut. Otrzymując skinienie od mojej kobiety, udałem się na dziedziniec i odpaliłem Harleya. Po prostu potrzebowałem cholernej przejażdżki.
Rozdział 16 Styx Dokładnie cztery minuty później, Mae wyszła na ciepłe nocne powietrze ubrana od głowy do stóp, w obcisłą czarną skórę. Zacisnąłem dłonie na rączkach mojego Fat Boy’s, skórzane rękawiczki pięły mnie w ręce, od zbyt mocnego uścisku. Jej długie czarne włosy były z powrotem spięte w warkocz i wymiatała w parze oszałamiających czarnych, krótkich kowbojek na małych stopach. Podchodząc do mnie, wyciągnęła ręce na boki. – Co myślisz? Przygryzając kolczyk między zębami, uśmiechnąłem się i powoli kiwnąłem głową w aprobacie. Odpychając podpórkę, położyłem stopy na ziemi, gdy Mae usiadła za mną, jej ramiona od razu owinęły się wokół mojego pasa. Zamykając na chwilę oczy, odetchnąłem. To było tak cholernie właściwe. Należała, by siedzieć na tyle mojego motocyklu. Zabijał mnie widok jej w takiej pozycji z Riderem. Nigdy. Kurwa. Więcej. Mój motocykl, albo żaden inny. Naciskając pilot, ogromna metalowa brama otworzyła się, gdy wyjeżdżaliśmy ze związku. Natychmiast poczułem ciepły wiatr na twarzy i Mae schowała twarz w kamizelce, przysuwając się. Wiedziałem gdzie ją zabrać. Mijając dwóch agentów, którzy ciągle obserwowali nas dla ATF, pokazałem im środkowy palec. Mae zachichotała do naszywki Katów na plecach. Gdy jechaliśmy wzdłuż głównej drogi, w końcu mogłem oddychać, naładować akumulator, zrelaksować się. Zawsze kochałem przebywać na otwartej drodze: żadnej presji, żadnych oczekiwań, żadnych skurwieli pragnących bym mówił. Zjeżdżając z drogi, skręciłem w lewo i zjechałem wzdłuż ścieżki prowadzącej nad Rzekę Colorado. Spowalniając do żółwiego tempa usłyszałem westchnienie Mae. Wiedziałem, że pokocha tę trasę. Oczywiście wjechałem na teren prywatny, ale nikt by nas nie powstrzymał. Byłem pierdolonym Niemym Katem! Oni tylko uciekliby daleko, daleko stąd.
Mae zdjęła ręce z pasa i uniosła w powietrze. Zerkając na nią w bocznym lusterku, widzę jak odchyliła głowę, rękoma dotykała nieba, oczy miała zamknięte, a twarz jaśniała słodkim smakiem wolności. Pragnąłem jej. Kurwa teraz. Zatrzymałem Harleya obok ogromnego dębu i wysunąłem podpórkę. Odwracając się na motorze, chwyciłem Mae za uda i wciągnąłem na kolana, twardego fiuta. Jej niebieskie oczy rozszerzyły się, ich kolor odzwierciedlał kałuże w świetle księżyca. Wtedy jej cholerny nos zadrżał. W chwili, owinąłem rękę wokół jej głowy i zawładnąłem ustami. Mae zareagowała, oddając mi się całkowicie. Wsuwając ręce pod jej tyłek jęknąłem, gdy otarła się o mojego fiuta. Przerywając pocałunek, z sykiem odchyliłem głowę, lekki znaczący uśmiech pojawił się na jej ustach. Mae zacisnęła ręce na moim karku i przesunęła się do przodu, ocierając cipką o mojego penisa. - Ah. – syknąłem i używając szyi dla równowagi, Mae zaczęła poruszać tę cipką w tę i z powrotem, jej oczy były rozszerzone, również z podniecenia. Wyciągając rękę, drugą przyśpieszając ruchy jej bioder, rozsunąłem zamek jej kurtki, odsłaniając cienką bokserkę Katów pod spodem. Obejmując jej biust, masowałem ciało i przewróciłem oczami – żadnego pieprzonego stanika. Jezu. Ta suka mnie zabije. Szarpiąc za dekolt bokserki, odsłoniłem jej gładką, mleczną skórę, a pełny ciemny sutek stwardniał jak różowy pocisk. Schylając się, owinąłem usta wokół brodawki, głośny jęk wydobył się z jej ust, gdy przyśpieszyła poruszanie biodrami. Kurwa, to było zbyt dobre. Byłem bliski dojścia… dzięki suce bzykającej się ze mną przez dżinsy, na moim motorze… cholera. Oddech Mae był ostry i przyśpieszony, paznokcie wbiła w mój kark. Odsuwając się, oparłem się o
rączki Harleya i Mae rozluźniła uchwyt, po czym umieściła dłonie na moim torsie. Zasysając kolczyk w górnej wardze, szarpnąłem biodrami gdy kołysała się w przód i w tył, spoglądała mi w oczy gdy jej oddech zamarł. Długi, gardłowy jęk wyrwał się w jej gardła. Jej głowa wydawała się odległa, jędrne okrągłe piersi ukazały się w pełnej okazałości i przepełniła mnie fala uczuć, mój fiut był tak twardy pod jej ciepłą cipką, iż myślałem że wybuchnę przez zamek. Gdy jej biodra zwolniły, Mae gwałtowne ruchy wysłały reperkusje wzdłuż mojego krocza i chwyciłem ją za bokserkę w talii, gdy dochodziła do siebie. W końcu Mae opadła na mnie, jej ciepły oddech dmuchał mi w szyję i owinęła mnie rękoma w talii. Oglądałem morze gwiazd nad nami, gdy leżeliśmy w ciszy, owinąłem warkocz Mae wokół ręki. Wtedy uniosła głowę, różowy rumieniec pojawił się na jej policzkach. Obniżając się, musnęła ustami moje, odrobinę odchylając by szepnąć. – Grzeszenie nigdy nie było tak dobre. - Czy ja cię d-deprawuję, s-skarbie? – powiedziałem, nie mogąc opanować krzywego uśmiechu. Mae kreśliła leniwe kręgi na mojej piersi. – Jesteś moją największą pokusą, Styx, moim osobistym zakazanym owocem. Jednak chcę cię bez względu, czy jest to uważane za złe lub niemoralne. Chcę żebyś… żebyś… - Ściągnęła brwi, gdy próbowała znaleźć właściwe słowa. – Co mówią wasze bikerowe kobiety…? – Zmarszczyła nos w zamyśleniu a następnie uśmiechnęła się podniecona i spojrzała na mnie tymi swoimi oszałamiającymi, wielkimi wilczymi oczami. – Chcę być twoją własnością. – Oparła się na łokciach, poruszając biodrami w potrzebie. – Chcę żebyś… żebyś… - Mae zarumieniła się i spuściła głowę. Umieściłem palec pod jej brodą i uniosłem głowę by spojrzała na mnie. – Chchcesz, żebym cię w-wypieprzył, Mae.
Wysunęła język i polizała dolną wargę, kiwając głową. – Dzisiaj, Styx… pomimo blizn. Chcę, żebyś mi pokazał jak powinno wyglądać bycie z mężczyzną. Jak powinno wyglądać oddanie mojego ciała i duszy tobie. Pieprzcie… Mnie… Siadając, złożyłem pocałunek na pulsie na szyi Mae i ogłosiłem. – Wwracajmy do pieprzonego d-domu. Czterdzieści minut później i zbyt wielu powtórkach Nine Inch Nail’s „Closer” przewijających mi się przez głowę, jechaliśmy wzdłuż wiejskiej drogi do związku, Mae lizała i przygryzała mój kark, ręką muskała wciąż-granitowego fiuta, nie mogąc utrzymać rąk przy sobie. To była najgorsza pieprzona forma tortur i po raz pierwszy w życiu, niemal rozbiłem motocykl. Gdy zbliżyliśmy się do drogi podrzędnej prowadzącej do klubu, zaciemniona furgonetka zaparkowana na poboczu przykuła moją uwagę. Wyłączając światła, pogrążając nas w ciemności, dałem znak Mae by była cicho, gdy zwolniłem na żwirowym poboczu. Przeniosłem się cicho na wyższy grunt by sprawdzić, kto obserwował związek. Wjeżdżając na szczyt trawiastego wzgórza, mogłem przyjrzeć się czarnej furgonetce Chevy stojącej około pięćdziesiąt metrów od głównej bramy. Z tyłu miał pieprzone tony amunicji, co wyglądało jak domowej roboty bomby i duży znajomy zderzak ze swastyką na tylnej klapie. - K-Kurwa! – syknąłem cicho. - Co to jest? – Mae spytała, niepokój brzmiał w jej głosie. - KURWA! – wyplułem znowu. Mae zesztywniała. – Co, Styx? Przerażasz mnie. - M-muszę cię o-odwieźć. - Nie! Co z tobą? Chcę z tobą zostać… - Mae! M-muszę odwieźć cię do środka. M-musisz być b-bezpieczna.
Tak cicho jak to możliwe zjechaliśmy ze wzgórza na wyłączonym silniku, następnie uruchomiłem pilotem bramę, metal zaskrzypiał, gdy brama zaczęła się otwierać. To przyciągnęło uwagę skurwieli Neo. Zabrzmiał głos palonej gumy i pomknęli wzdłuż drogi. Cipy. Nie mieli jaj by podjąć walki z Katami na wyrównanym poziomie. Silnik motocykla ryknął do życia, gdy zwiększyłem obroty silnika i wystrzeliłem przez bramę. Wpadłem w poślizg, gdy gwałtownie zatrzymałem. – M-Mae schodź. Powiedz Ky by do mnie zadzwonił. B-będę ich śledzić. – Musieliśmy wiedzieć gdzie się ukrywają. To była moja jedyna szansa. Kutasy byli zbyt blisko by ich olać. Zbyt kurwa blisko. Mae zaczęła potrząsać głową, łzy wypełniły jej oczy, ściskając mnie zbyt mocno za pas, nie pozwalając odejść. Zeskakując z motoru, podniosłem ją i postawiłem na asfalcie instruując, co ma przekazać Ky. – Z-zrozumiałaś wszystko? – spytałem, gdy skończyłem mówić. Przytaknęła i wszedłem na motor. Ona wciąż się nie ruszała. - Mae! Z-zrób to! - Styx… - zawołała, podchodząc do przodu. - K-KOCHANIE! BIEGNIJ! Zataczając się, błagała. – Wróć do mnie… proszę… - i najszybciej jak mogła pobiegła do klubu. KURWA! Z rykiem i piskiem opon na pustej drodze, podążyłem za Chevy. Byłem pewien, że dostrzegłem skurwieli kilka kilometrów dalej. Trzymając się w tyle, wyłączyłem światła, uśmiechając się krzywo, gdy Skini zwolnili, myśląc, że uciekli i są wolni. Nie mieli pojęcia, że pieprzona gówno-burza siedzi im na ogonie. Czterdzieści pięć minut później, Chevy skręcił w czarną brudną drogę, prowadzącą do zniszczonego rancza bydła. Skini w czarnych kominiarkach
wysiedli i poszli do starej stodoły. Skurwiele razem byli łatwym celem, ale Ky wciąż nie zadzwonił o lokalizację. Parkując Harleya z boku drogi, sprawdziłem telefon. Cholera, rozładowany. KURWA! Wiedziałem, że powinienem poczekać na braci. Choć wiedziałem, że mógłbym w pojedynkę poradzić sobie z tym gównem, nie byłem pewny czy wyjdę z tego cało. Ale nie miałem wyboru. Skurwiele znowu mogą się przenieść, a wtedy wrócilibyśmy do punktu wyjścia. Musiałem chronić Mae. Nie mogłem pozwolić by z mojego powodu dostała kulką w głowę. Oczyszczając umysł, wyciągnąłem pistolet zza paska dżinsów, sprawdziłem czy był załadowany i wyjąłem dwa pistolety maszynowe Uzi z torb przy Harleyu. Uzbrojony, pobiegłem wzdłuż pola na róg stodoły, schylając obok starego zardzewiałego Dodge Coronet RT. Zerknąłem przez obluzowane drewniane deski. Nazi siedzieli wokół stołów, dupki byli pogrążeni w rozmowie, bez wątpienia zdając raport, planując następny krok. Żadnej broni w zasięgu wzroku, ale skurwiele z pewnością mieli przy sobie spluwy. W sumie było dziewięciu Nazi. Niemal właściwy rozmiar dla małego Klanu tu, w Austin – ale o ośmiu więcej niż moja jednoosobowa grupa. Zaciskając ręce na Uzi, wziąłem głęboki wdech i podbiegłem do głównego wejścia. Z kopnięciem gównianej bramy, skini byli tuż na mojej linii ognia, szok wyraźnie widniał na ich brzydkich pieprzonych twarzach. Tylko jedna myśli przeszła mi przez głowę, gdy otworzyłem ogień, lawina kul przedzierała się przez ich ciała jak masło; kawałki mózgu tryskały na drewniane ściany stodoły a krew wypływała z nich jak gejzery… … Heil Hitler, skurwysyny!
Rozdział 17 Mae Słyszałam jak serce wali mi w uszach, gdy szturmem wpadłam do klubu. Najkrótszą drogą udałam się do salonu w którym rozbrzmiewała głośna muzyka z ogromnych głośników. Otworzyłam drzwi i natychmiast przeszukałam pomieszczenie. Nigdzie nie było Ky! Flame siedział na krześle, trzymał ostre ostrze w rękach i przesuwał nim wzdłuż lewego ramienia, uśmiechając się gdy patrzył na spływającą krew. Pobiegłam do niego, zatrzymałam się, ale nie przyciągnęłam jego uwagi. Krzywiąc się na jego czyn, zassałam oddech, próbując ignorować metaliczny zapach krwi. - Flame! Strumień krwi wytrysnął z jego nadgarstka na moją kurtkę i odrzucił głowę z ekstatycznym sykiem. Pchnęłam jego ramiona. – FLAME! Brat otworzył swoje czarne jak węgiel oczy i ściskając moje nadgarstki, przyciągnął do siebie, obnażając zęby pokryte wodnistym połyskiem krwi. Szybko uświadamiając sobie kim jestem natychmiast zwolnił uchwyt z nadgarstków. - Mae? – w połowie spytał, w drugiej ogłosił, jego czarne oczy na ułamek zmiękły. Gdy pocierałam obolałe nadgarstki, krzyknęłam. – Gdzie jest Ky? Flame wstał, pozbawiony koszulki na jego całkowicie pokrytej tuszem piersi. Od razu odwróciłam wzrok od jego nagiego torsu pełnego blizn – długich, czerwonych, wściekłych, wypukłych – i śladach poparzeń, setki z nich widniały na krawędziach blizn. Mój Boże. Co się przydarzyło Flame?
- Jego pokój to trzeci z prawej. Przytakując, ponownie odwróciłam wzrok od jego samookaleczeń i wybiegłam z pomieszczenia. Uderzyłam gorączkowo w poturbowane drzwi z ciemnego drewna prowadzące do pokoju Ky, ale muzyka była zbyt głośna. Zbyt niecierpliwa aby grzecznie poczekać na odpowiedź, naparłam ramieniem na drzwi i natychmiast zamarłam gdy wpadłam do pokoju. Nagi, Ky był na plecach, Tiffany ujeżdżała jego wyprostowaną erekcję. Jules, również pozbawiona ubrań miała swoje intymne miejsce na ustach Ky’a, gdy ssała piersi Tiffany. To było grzeszne legowisko hedonizmu i nikt nie zauważył, że stałam tutaj z niedowierzaniem na twarzy. Muzyka i ich odgłosy, dźwięki uderzania oraz ssania ich aktu zagłuszały trzask drzwi. - Ky! – próbowałam przekrzyczeć kakofonie, ale nie zareagował. Dostrzegając stereo obok łóżka, ruszyłam do niego, niemal potykając się o grupę osobliwie wyglądających plastikowych zabawek. Kilka z nich wibrowało i obracało gdy drgały na drewnianej podłodze. Upewniając się, że nie patrzę na wijące się ciała na łóżku, zaczęłam uderzać w stereo i po kilku próbach udało mi się je wyciszyć. Jakby w oszołomieniu, Tiffany jako pierwsza uniosła wzrok, choć nie zatrzymała się. - Mae? – powiedziała bez tchu. Wyraźnie słysząc moje imię, Ky zdjął z ust, rozsunięte nogi Jules, pchając ją na bok. Z okrzykiem, blondynka niemal spadła z łóżka. Unosząc się na łokciach, Ky ramieniem starł jej soki z ust. Niepokój natychmiast pojawił się na twarzy; Ky spytał. – Mae, co się dzieje? Ky pchnął Tiffany za ramiona, zatrzymując jej ruchy, jej plecy uderzyły w żelazne balustrady u podnóża łóżka. Jego twarda męskość pojawiła się na widoku, więc odwróciłam się, mówiąc przez ramię. - Chodzi o Styxa. Pojechał za nimi na własną rękę. Ky, jestem przerażona. Było ich tak dużo! – Powiedziałam szybko, mój głos zdradzał panikę.
Krew odpłynęła z jego twarzy. Zerwał się z łóżka i szybko założył dżinsy, czarny podkoszulek i skórzaną kamizelkę. - Za kim pojechał, Mae? Wyjaśnij, teraz! Podskakiwał gdy wsuwał buty. Podążyłam za nim na korytarz. Walił mocno pięściami do drzwi prywatnych pokoi braci. Krzyknął – Biznes! Wychodźcie, teraz! Ponownie zwracając się do mnie twarzą, spytał. – Mae, mów! Viking, AK i Smiler wypadli z pokoi pocierając przekrwione oczy. - Styx i ja pojechaliśmy na przejażdżkę. Gdy wracaliśmy do związku, duża czarna furgonetka była zaparkowana z boku bramy. C…c…- mocno zamknęłam oczy próbując przypomnieć sobie, co Styx powiedział. – Chevy. Czarna furgonetka Chevy. Kazał mi ci przekazać, że był pełny amunicji i to byli… Nazi? – spojrzałam Ky prosto w oczy. Zacisnął usta w cienką linię. – Czy to prawda, Ky? Nazi? Kiwnął głową i odwrócił się by uderzyć w ścianę. – Kurwa! Sam za nimi pojechał. Pieprzony głupi chuj! Bracia jak jeden mąż pobiegli do salonu. Flame wciąż siedział na krześle, czubek jego długiego ostrza teraz miał przyciśnięty do uda, robiąc głębokie cięcia. Jego mocno wytatuowana, poparzona szyja napięła się, gdy pojawiło się duże wybrzuszenie w jego dżinsach. Mój Panie, pomyślałam; zadawanie sobie samemu bólu podniecało go… seksualnie. Widząc zamieszanie, Flame wstał, jego czarne oczy migotały w aluzji niebezpieczeństwa- nie, śmierci. Tylko w ten sposób można to było opisać. Śmierć czaiła się pod powierzchnią. Flame miał demony dręczące jego duszę. - Co? – Flame spytał głębokim gardłowym głosem. - Nazi. Styx. Głupi osioł pojechał za nimi. – Ky wyjaśnił napiętym głosem. Flame zacisnął zęby i napiął grubą szyję, na której wiły się sznury żył. Wydał z siebie ryk i zaczął uderzać się w pierś, ostrze, które trzymał w rękach rozcinało
jego już zniekształconą skórę. Chciałam wyciągnąć ręce i go zatrzymać, powstrzymać od zadawania okropnego bólu, ale to było jakby miał nieprzeniknioną aurę owiniętą wokół siebie, która utrzymywała cały świat w ryzach. - Powiedział, żebyś zadzwonił do niego o lokalizacje. – przypomniałam sobie, przyciągając z powrotem uwagę do spraw do załatwienia. Ky włożył rękę do kieszeni gdy Tank, Beauty, Letti i Bull weszli przez główne drzwi. Najwyraźniej byli na dziedzińcu. Tank i Bull przedarli się przez braci; Viking zdał im relacje z ostatnich wydarzeń. - Cholera! – Tank wypluł. – Oddziały Klanu są naprawdę popieprzone. I mam na myśli naprawdę popieprzone. Ich przywódcą jest Johnny Landry. Najgorszy facet jakiego kiedykolwiek spotkałem; całkowity drań faszysta, skrajnie. Teraz siedzi w więzieniu, ale dobrze przeszkolił swoją załogę. Brak lojalności dla nikogo poza Białej Supremacji. Dorwą Prez, będzie martwy. Obedrą mu skórę z cholernych kości, tak dla zabawy. Są ze starej szkoły. – Tank potarł długą widoczną bliznę, która biegła z tyłu jego ogolonej głowy do lewej strony czoła. – Powinienem wiedzieć. Gdy wydostałem się z tego życia, to był ich pożegnalny prezent. Szczęka mi opadła. Tank był kiedyś Nazi? Beauty słuchała jej mężczyzny z błyszczącymi oczami, gdy Tank informował braci o Nazi preferencjach w morderstwach. Nagle, wydałam krótki okrzyk, próbując zdusić falę nudności budującą się w brzuchu. Natychmiast, Beauty przybiegła do mnie, owijając ramiona wokół barków. - Cicho, Mae. Nic mu nie będzie. To Styx. Nikt nie wyśle tego upartego faceta do Hadesu bez piekielnej walki na pięści. On jest Niemym Katem. Jest niezwyciężony. - KURWA! – Ky krzyknął. Zamarłam w ramionach Beauty, kierując pełną uwagę na Ky. Ten spojrzał mi prosto w oczy, głębokie zmartwienie widniało w jego wzroku.
-Komórka mu padła. – Ky podszedł do mnie i położył mi ręce na ramionach, jego niebieskie oczy błagały. – Gdzie pojechał? Pomyśl, Mae. Myśl. Każda wskazówka będzie dobra. Pokręciłam głową, łzy spływały mi wzdłuż policzków. – On po prostu odjechał. Na północ, tak myślę, za furgonetką. Miał naklejkę na tyle, swas… eee… swas… nie pamiętam nazwy! - Swastyka? – Ky podpowiedział, desperacja widniała na jego twarzy. - Tak, to powiedział Styx, swastyka. Powiedział, że musi pojechać za nimi by znaleźć ich bazę. Powiedział mi, bym cię znalazła i przekazała abyś od razu do niego zadzwonił by mógł podać ci lokalizację. Powiedział, że to była jego jedyna szansa na dorwanie ich. Ky spuścił głowę w rozczarowaniu i Tank podszedł do przodu. – Ky, rozkazy? Plan? Teraz ty dowodzisz. Ky zakrył dłońmi oczy, jęcząc głośno. Otrząsając się, wskazał na braci. - Viking, AK, Flame, Smiler wyruszcie w drogę. Spróbujcie znaleźć ślady opon, znaki po Styxie, kurwa, cokolwiek. Zadzwońcie, jeśli go znajdziecie. Przyjedźcie tu za dwie godziny jeśli nic nie znajdziecie. – Czwórka mężczyzn przytaknęli i natychmiast skierowali się do drzwi. - Tank, Bull zmobilizujcie braci, tych którzy właśnie wrócili. Dostańcie się do gliniarzy z listy płac, twarzą w twarz. Dowiedźcie się od nich czy wiedzą gdzie mogą się ukrywać ci skurwiele skini. Również udam się w drogę. Spotkamy się tu za dwie godziny. Mam nadzieję, że znajdziemy do tego czasu Styxa, a wtedy osobiście skopię jego pieprzony tyłek. Ky spojrzał na Letti i Beauty. – Wy dwie zostańcie z Mae. Styx to doceni. Ona pewnie będzie was potrzebować. – Poczułam ucisk w żołądku na złowrogie słowa. Ky w pośpiechu wyszedł. Nie obejrzał się za siebie. Ky myśli, że Styx umrze. Poczułam słabość w kolanach, gdy oklapłam na długą brązową kanapę. Zakryłam ręką usta.
- Jeśli ktoś może zdjąć tych skurwieli, to będzie Styx. – Letti próbowała dodać mi otuchy. To nieco mnie uspokoiło. Zawsze nie zatajała swoich uczuć. Beauty odgarnęła mi włosy z twarzy. – Wszystko dobrze, skarbie? Uderzyła mnie otrzeźwiająca myśl. – On zamierza dziś zabić ludzi. – ogłosiłam. Beauty spojrzała z niepokojem na Letti, która tylko wzruszyła ramionami. Beauty wzięła mnie za rękę. – Mae, tak wygląda życie, które prowadzą. Jeśli on ich nie zabije, oni zabiją jego. Wyprostowałam się, czując jakby uchodziło ze mnie powietrze. Brutalna rzeczywistość życia, które prowadzi Styx uderzyła mnie… mocno. On zabijał. Zabijał często i w dużych ilościach. Zostałam nauczona, że zabicie osoby było grzechem śmiertelnym; mordercy szli prosto do piekła. Jednak znałam Styxa, to znaczy, jego dobrą stronę. Nawet wiedząc, że odbiera życia, nie mogłam myśleć o nim źle. Panie, pragnęłam go… tego jego życia . Jedno ulotne wspomnienie tej przystojnej twarzy wywołało u mnie uczucie gorąca i starałam się siedzieć prosto. On był tak silny i tak… surowy. Musi do mnie wrócić. Musi uczynić mnie swoją… w każdy sposób. Naszym przeznaczeniem jest być razem. Drzwi za nami otworzyły się z trzaskiem; drewno uderzyło o ścianę z ogromnym hukiem. Odrywając się od stanu oszołomienia, ujrzałam Ridera idącego chwiejnym krokiem do salonu. Wyglądał bardzo zaniedbanie w pomiętym białym podkoszulku i dżinsach. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Ani raz. Rider nie był pijany. Rider nie pije. Nigdy. Zrywając się z kanapy, podbiegłam do niego i odepchnęłam ręce z twarzy. Delikatnie uniosłam jego podbródek i spytałam. – Rider? Dobry Boże! Nic ci nie jest? Co ci się stało?
Rider wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę, a następnie delikatnie odepchnął rękę. Ponury wyraz w jego zmęczonych brązowych oczach przeciął mnie na pół. – Spytaj swojego faceta. - Co? – wyszeptałam, czując wiry w brzuchu. – Styx ci to zrobił? - Tak, cukiereczku. Pozbawił mnie cholernej przytomności po tym jak wymieniliśmy kilka słów, gdy przyszedł po twoje rzeczy. - Dlaczego się o mnie biliście? – spytałam łamiącym głosem. Objęłam się ramionami, nagle czując chłód. – Oboje jesteście dla mnie ważni, więc dlaczego…? Rider odzyskał spokój; a następnie odgarnął ręką długie włosy, lekki niedowierzający uśmiech widniał na jego ustach. – Wiesz dlaczego, Mae. Nie możesz być tak zaślepiona. Rozszerzyłam oczy, prawda olśniła mnie. – Rider, nie! – Wzięłam go za rękę. – Proszę, nie mów o tym więcej. Nie chcę tego słyszeć. – Walczyłam z napływającymi łzami do oczu. – Rider… ja jestem ze Styxem. Ty… dla mnie… jesteś najbliższym przyjacielem. Nie… - Urwałam, nie chcąc urazić jego uczuć. Rider wyrwał rękę i jego całe ciało zesztywniało. – Wiesz co, Mae? Może Lois miała rację. Może byłoby lepiej gdybyś nigdy nie pojawiła się u Katów. Teraz, to jak się czuję, wolałbym nigdy cię nie poznać. Odsunęłam się przerażona, niezdolna uwierzyć w słowa, które wydobyły się z ust Ridera. Nie wierzyłam, że był w stanie być okrutnym czy złośliwym, i czułam się jakbym została pchnięta nożem w serce. Słowa Ridera raniły bardziej niż sztylet. - Doc.- ostrzegła Letti. – Prez da ci coś więcej niż cholernie stłuczoną szczękę jeśli usłyszy jak mówisz do jego suki. W rzeczywistości, jeśli dalej będziesz zasmucał Mae, sama mu powiem. Mijając mnie, Rider zignorował Letti i poszedł za bar. Pit cofnął się, wyraźnie nie chcą wejść mu w drogę. Zmarszczyłam brwi. Nawet nie zauważyłam, że
kandydat był tu przez cały czas. Nie mogłam zrozumieć dlaczego nie uczestniczył w poszukiwaniach Styxa? Chwytając szmatkę, Rider zdrową ręką napełnił ją lodem i przyłożył do szczęki. Potem przeszukał wzrokiem pomieszczenie. Zmarszczył brwi i spytał do nikogo w szczególności. – Gdzie są wszyscy? Letti podeszła do baru i stanęła przed Riderem. – Styx sam pojechał za Nazi. Wyruszyli go szukać. Twarz Ridera poczerwieniała z wściekłości. – Dlaczego do cholery nie zostałem wezwany? Powinienem był zostać powiadomiony. Nie wierzę w to gówno. Jestem pieprzonym Road Captain! Letti uderzyła go pięścią w zranione ramię. Rider zacisnął zęby i ryknął z bólu. - Zgaduję, że z tego powodu! – Letti odpowiedziała, sarkazm był wyczuwalny w jej głosie. Uśmiechnęła się do siebie, gdy odeszła i usiadła na kanapie. Rider spojrzał na Letti, potem Beauty, zanim w końcu na mnie. Błysk winy a następnie bólu pojawił się w jego oczach. Odwracając się do półek z alkoholami w tylnej części dobrze wyposażonego baru, Rider wybrał zieloną butelkę z łosiem na przedzie. Potem bez słowa wycofał się do swojego pokoju. Wpatrywałam się w jego przygarbione plecy, gdy odchodził zdrową ręką trzymał kontuzjowane ramię. Beauty objęła mnie ramieniem. – Pozwól mu, Mae. Jest teraz masą bólu. Brat spędza dziewięćdziesiąt procent czasu na swoim Chopper, na drodze. Bark trzyma go w klatce tutaj w związku i to go zabija. Widok ciebie ze Styxem, najwyraźniej również. Ale musisz się skupić na Prez. Jesteś teraz jego starą. Rider sam musi się z tym uporać. Mae, musisz założyć spodnie dużej dziewczyny i żyć życiem, które dla siebie wybrałaś. Styx, on jest Prez oddziału macierzystego Katów. Dziewczyno, musisz być dla niego doskonałą stara. Oddziału Macierzystego? Po raz kolejny, nie miałam pojęcia o co jej chodził, ale rozumiałam, że myślała, iż powinnam być silniejsza niż ostatnio.
Potrafiłam być silniejsza. Powoli biorąc głęboki wdech, spytałam. – Co będziemy teraz robić? Beauty pociągnęła mnie z powrotem na kanapę. Byłam wciśnięta między nią, a Letti. – Poczekamy. – odpowiedziała. – Będziemy siedzieć, czekać i modlić się, że nasi mężczyźni wrócą w jednym kawałku. – Potem Beauty dodała. – Z ich sercami wciąż bijącymi w piersiach.
***
Ponad dwie godziny później bracia zaczęli po kolei wracać. Ale nie Styx. Za każdym razem, gdy drzwi się otwierały mięśnie mojego brzucha zaciskały się w punkcie agonii. Płuca wydawały się przestać pracować i zgniatały w rozczarowaniu na widok każdej twarzy tylko nie mojego mężczyzny. Brakowało jeszcze Ky. Czułam, że jeśli ktokolwiek był w stanie znaleźć Styxa, byłby nim on. Dziesięć minut później, Ky wrócił z pustymi rękoma. Bez Styxa. W tym momencie moje serce w końcu pękło. Ky wpadł jak burza do środka jakby sam diabeł go ścigał. Natychmiast przeszukał salon, jego niebieskie oczy rozpaczliwie poszukiwały twarzy Styxa. Gdy Ky uświadomił sobie, że jego najlepszy przyjaciel był nieobecny, zrozpaczony wyraz wykrzywił przystojne oblicze. To było oczywiste. Ky teraz wierzył, że mój Styx, mój River- a jego najlepszy przyjaciel, jego brat - był martwy. Wszyscy milczeli: bracia i siostry ledwie się poruszali. Atmosfera ciszy ciężko wisiała w pokoju, gdy każdy brat rozważał nieuniknione. Ogromny zegar Harley Davidson tykał głośno nad barem, informując nas, że czas pędzi dla Styxa nieubłaganie. Kaci usiedli na kanapach oraz krzesłach rozstawionych w pokoju i wszyscy wpatrywali się w podłogę… czekając, tylko czekając. Wszystko co mogliśmy robić, to czekać.
Ky podszedł do mnie i Beauty zwolniła mu miejsce. Przeszła przez pomieszczenie, usiadła Tankowi na kolanach i pocałowała go, gdy delikatnie się objęli. W tej chwili zazdrościłam Beauty. Patrzyłam jak czule pieściła policzka Tanka, przyciskała usta do głowy. A Tank trzymał Beauty jakby była jedyną istniejącą kobietą. Uświadomiłam sobie jak powinna wyglądać zakochana w sobie para. Czy kiedykolwiek będę dzielić coś takiego ze Styxem? Może tak… może nie. Brązowa skórzana kanapa zapadła się gdy Ky usiadł obok mnie i uniosłam zaciśniętą ze zmartwienia rękę i położyłam na jego; również napiętej. Uniosłam głowę. Ky patrzył prosto na mnie i wypalił. – Rozdzieliłem was. Zaskoczona jego wyznaniem, mogłam tylko nieznacznie zmarszczyć brwi. Ky pokręcił się na miejscu, jego wzrok przesuwał się po braciach sprawdzając czy nie podsłuchiwali, zanim ponownie wylądował na mnie. - Powiedziałem mu, że nie byłaś dla niego dobra. Kiedy się pojawiłaś. Powiedziałem mu, że zachowuje się samolubnie pragnąc ciebie. Że nie wytrwałabyś w takim życiu. Kazałem mu trzymać się Lois i pozwolić ci odejść. – Ky powoli pokręcił głową jakby w żalu. – Byłem dla niego takim pieprzonym chujem. - Dlaczego? – mocno przełknęłam, czując ból zdrady krążący mi w brzuchu. – Dlaczego miałbyś powiedzieć coś takiego? - On jest moją rodziną, bratem i odepchnąłem jego jedyną szansę na szczęście dla dobra klubu. Kurwa. Zmusiłem go. Już wystarczająco dużo gówna znosi z powodu jego wymowy. Myślałem, że przyjęcie byłej suki z kultu z wypranym mózgiem nie pomoże jego reputacji. Tylko pewnego typu kobieta może być z bratem, nie wspominając o pieprzonym Prez. Byłem przekonany, że ty się nie nadajesz. Styx poprosił Ridera, by cię doglądał… niechętnie. – Ky spuścił głowę, brodą dotykał piersi, gdy wpatrywał się w podłogę. - Widziałem jak rezygnacja z ciebie go zabijała. – Ky uniósł rękę z moją i przycisnął do czoła. – Byłabyś jego od początku gdyby nie ja. Jedyne co mi
przychodzi do głowy to co jeśli mu się nie uda? Co jeśli nie wróci? Wtedy, kurwa…- Westchnął ciężko, patrząc na mnie ze smutkiem. - Właśnie cię odzyskał, po pieprzonych latach oczekiwań. Mówił o tobie przez cały cholerny czas, o suce z wilczymi oczami. Nawet przez kilka lat szukał ogrodzenia. Ciągnął mnie ze sobą. Godzinami przeszukiwaliśmy lasy wokół Austin. Zaprzestaliśmy gdy poszliśmy na wojnę z Meksykanami. Był bliski poddania. Jego stary nie powiedział mu gdzie zostały zakopane ciała, bez względu na to jak zaciekle pytał. Szczerze, miejsca w których zakopywaliśmy zmarłych zmieniały się tak często, że nie sądzę, aby jego stary je pamiętał. Potem jego ojciec poszedł do Hadesu i nadszedł koniec. Zero szans na znalezienie cię. Moje serce tak bardzo bolało. Styx szukał mnie przez lata? Starał się ponownie mnie zobaczyć, wrócić do małej, rozbitej dziewczyny, którą spotkał pewnej letniej nocy? Drogi Panie, mogę już nigdy go nie zobaczyć lub ponownie poczuć jego dotyku. Nie sądziłam, że mogłabym sobie poradzić z takim bólem w sercu. - Mae? – Ky zasugerował cicho. Wzięłam głęboki wdech. – Miałeś swoje powody by trzymać nas z dala od siebie. Jesteś dobrym przyjacielem. Widzę, że on bardzo cię kocha. Niebieskie oczy Ky rozszerzyły się gdy wyszeptał. – Cholera, suko! Utnij mi jaja. Skop tyłek. Tylko nie wybaczaj tego gówna. Byłabyś z nim przez cały czas gdyby nie ja. Kurwa! Lois prawdopodobnie również by nie umarła! Nie odpowiedziałam. Nie mogłam. Byłam otępiała, wewnętrznie przerażona, że Styx był martwy. Kolejna martwa osoba, na której mi zależało. Rozległo się za nami długie skrzypnięcie deski i spojrzałam przez ramię widząc Ridera wchodzącego do pokoju. Jego zmęczona twarz wyglądała na zmieszaną na widok nas wszystkich siedzących nieruchomo i w absolutnej ciszy. Gdy dotarł do niego powód naszego milczenia, twarz Ridera straciła kolory. Jedyne co mógł zrobić, to usiąść na stołku barowym. Pomimo jego
różnic ze Styxem, Rider wydawał się być naprawdę zdruzgotany oczywistymi wieściami. Gdy nasze oczy się spotkały, wyraz twarzy Ridera powoli się zmienił z szoku do współczucia i powiedział bezgłośnie. – Przykro mi. – To tylko jeszcze bardziej rozerwało mi serce. Oboje byli tak dobrymi mężczyznami. Zasługiwali na specjalne miejsce w moim sercu. Zegar tykał powoli, bardzo powoli. Po niekończących się pięćdziesięciu minutach czekania, nastrój w salonie zmienił się z próżnej nadziei na jedną ze stanowczych pewności. Ky niechętnie puścił moją rękę, palce mi zdrętwiały od zbyt mocnego ściskania. Ky wstał, Kaci, Beauty, Letti i ja obserwowaliśmy go z zapartym tchem. Tiff i Jules stały w przejściu podsłuchując ich kochanka. - Bracia. – zaczął cichym, spokojnym głosem. – Ja… - Ky głos zagłuszył ryk silnika brzmiący na zewnątrz. Ky poszukał moich oczu zanim pognał do wyjścia. Wiele ciał zerwało się z miejsc. Bracia jak stado bawołów ruszyli do drzwi. Ku mojej irytacji, nogi nie mogły mi się ruszyć bez względu na to jak bardzo chciałam. Beauty wzięła mnie za rękę, ciągnąc z kanapy. To wystarczyło by mięśnie się poderwały, w głowie zapanowała nadzieja i pobiegłam do drzwi i wzdłuż dziedzińca do zamkniętej metalowej bramy związku. Zaświecił pojedynczy reflektor i serce podeszło mi do gardła. Zamknęłam oczy i modliłam się, Drogi Panie, proszę niech to będzie Styx. Proszę, niech to będzie Styx. Ryk silnika stawał się coraz głośniejszy i otworzyłam oczy. W blasku świateł związku ukazał się motocykl. Jeździec? Było zbyt ciemno by rozpoznać kto… Nie… nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Styx!
Chwytając bramę, poczułam zimny metal pod dłońmi, serce biło mi coraz szybciej gdy motor zwalniał. Oh nie, coś było nie tak. Ruchy Styxa nie były właściwe. Równowaga! Pomału tracił kontrolę nad motorem. - Otwórz pieprzoną bramę! – Ky krzyknął do Pita. Pit podbiegł do dźwigni przy bramie i pociągnął w dół. Ciężkie ustrojstwo wydało łomoczące dźwięki, oznaczające ruch, tylko by drgnąć i zatrzymać się. - Do kurwy nędzy! – Ky krzyknął i przecisnął się przez mały otwór między ogrodzeniem, a bramą. Pit oderwał od elektrycznej bramy panel i zaczął majstrować przy drutach, próbując naprawić usterkę. W ostatniej chwili, Ky chwycił Styxa, gdy ten spadł z motocykla niezdolny utrzymać równowagi na ciężkiej maszynie. Wydawał się ciężko ranny. Zanim Styx całkowicie upadł, Ky owinął swoje ogromne ramiona wokół Styxa piersi. Oczy Styxa były przeszklone i nieostre. Opierając się ciężko na Ky, Styx coś wyszeptał. Nie mogłam usłyszeć co powiedział ale Ky skinął do mnie głową. Styx uniósł głowę, szukając mnie, a następnie jego piękne duże piwne oczy skupiły się na mnie. Odrzucając pomoc Ky, Styx zaczął kuśtykać do mnie, krew przemoczyła jego ubrania, nacięcia i szramy zniekształcały jego twarz, a czarne włosy były niemal czarne od krwi. Bracia milczeli gdy obserwowali ich osłabionego prezesa. Flame dosłownie warknął obok mnie, AK i Viking chwycili go za ramiona. Dlaczego, nie byłam pewna. Przebiegłam wzdłuż prętów bramy, kierując się do małej szczeliny, ale Styx dążył do miejsca gdzie stałam i opadł na ziemię. Z wielkim trudem, Styx próbował się podnieść. Użył stalowych prętów bramy by wzmocnić zanikającą siłę i klękając na asfalcie naprzeciwko mojego mężczyzny, przycisnęłam piersi do krat, wyciągniętymi rękoma obejmując jego twarz. Styx, mój Styx, ciężko ranny ale jakże piękny: duże piwne oczy, idealny nos, ostre rysy twarzy i
szorstkie, zarośnięte policzki. Był taki piękny… taki silny. I rozpaczliwie mnie potrzebował. - Styx. – szepnęłam, gdy nasze czoła się zetknęły. Westchnienie ulgi wydobyło się z jego ust. Odsuwając się nieco, przesunął delikatnie zakrwawionym palcem wzdłuż mojego policzka. Miałam gdzieś, że mokra krew teraz ubarwiająca moją twarz prawdopodobnie nie należała do niego. W tej ważnej chwili, nie obchodziło mnie co zrobił tym facetom, nawet jeśli ich zabił. Straciłam część duszy na rzecz ciemności, gdy te myśli błądziły mi po głowie. Bo jeśli Styx miał być skazany na piekło, to ja również. W ogień bym za nim skoczyła. Styx rozchylił opuchnięte usta. Starał się coś powiedzieć. Nagle, jego oczy rozszerzyły się, gdy dostrzegł tłum braci za mną. Styxa piwne oczy drgały nerwowo i zamrugał, jego jabłko Adama podskakiwało. Szybko przełknął, rozpaczliwie próbując rozluźnić gardło i widziałam jak jego szczęka zesztywniała, napięcie pojawiło się na jego zagubionej twarzy. Styx był bezradny… zdezorientowany… cierpiał. Tak bardzo próbował przemówić, jego oczy zaciekle drgały. Jednak nie mógł i widziałam, że to go rozrywało od wewnątrz. - Cicho. – wyszeptałam tylko dla jego uszu. – Nie próbuj mówić. Trzymam cię… trzymam cię. – Obrócił policzek w mojej ręce, szukając pocieszenia. Wiedziałam, że wtedy jego emocjonalne ściany legły w gruzach. Nagle brama zaczęła działać i Ky, który stał za nami gestem przywołał Tanka. Oboje podnieśli Styxa i podprowadzili na dziedziniec; jego ręka natychmiast szukała mojej. Podbiegając do niego, chwyciłam wyciągniętą rękę. I w tym momencie, przysięgłam, że już nigdy nie puszczę. - Zabierzmy go do jego mieszkania! – Ky zarządził. Pobiegliśmy do klubu i Styxa zbolałe oczy błądziły po moich. Będę silna dla mojego mężczyzny. Będę idealną starą.
Gdy pośpiesznie mijaliśmy bar, Rider zeskoczył z krzesła i wydawał się stanąć na baczność. Ky kiwnął na niego podbródkiem. – Jesteś potrzebny Doc. Nieznacznie zesztywniałam, niepewna jak Rider zareaguje, ale skinął głową i pobiegł do pokoju po torbę medyczną. Rider pomoże Styxowi, a ja nie mogłabym być bardziej wdzięczna. Kiedy weszliśmy do mieszkania, włączyłam światło. Tank i Ky ostrożnie położyli Styxa i śpiesząc do łazienki, wzięłam najbliższy ręcznik i wróciłam do łóżka. - Tank. Wyjdź. – Ky nakazał. Bez wahania, Tank opuścił pokój. Spojrzałam na Ky i ten skinął głową bym oczyściła Styxa. Wiedział, że Styx nie będzie mówić w obecności Tanka. Klękając na czarnej pościeli, uniosłam się na Styxem, jego oczy były zamknięte i zwalczał ból ze stoickim spokojem. Odgarniając niesforny kosmyk z jego twarzy, pochyliłam się. – Styx, mów do mnie. Wszystko w porządku? - S-skarbie… M-Mae… - Czy jesteś ranny? – machnęłam na Ky, by pomógł mi zdjąć Styxa skórzaną kamizelkę. - B-bezpieczna. – wyszeptał. - Co, Styx? – spytałam. Ky zsunął jedną stronę kamizelki, gdy ja drugą. - J-jesteś b-bezpieczna… t-teraz… - powiedział i linie niepokoju szpecące tą twarz zniknęły. Znieruchomiałam na jego słowa i poczułam ucisk w brzuchu. Zabił ich wszystkich. - Pieprzone cipy! – Ky wypluł, widząc rozmiar jego obrażeń. Nacięcia. Duże krwawiące nacięcia biegnące wzdłuż ramion. Krew sączyła się przez podkoszulek i kiedy powoli przełożyłam mu nasączoną krwią tkaninę przez głowę, Styx zacisnął zęby z bólu. Zamarłam.
- Co? Co to jest? – wskazałam, a następnie szepnęłam do Ky. Ky nie odpowiedział. Gdy uniosłam głowę, myślałam, że on zaraz eksploduje. Zwijając ręcznik, przycisnęłam go do ziejącej rany obejmującej górną prawą część piersi Styxa. Styx mocno zacisnął oczy, gdy mocniej naciskałam i dostrzegłam, że Ky wciąż się nie poruszył. – Ky, co to jest za symbol? Co oni na nim wyryli? Ky wciągnął powietrze przez nos. Zaciskając zęby, wypluł. – Swastykę. Skurwiele wydrążyli PIEPRZONĄ SWASTYKĘ NA JEGO PIERSI! – wrzasnął. Niedowierzanie zostało zastąpione płomienną furią. Swastyka. Znak należący do gangu Nazi. - Jeśli oni nie są jeszcze martwi, umrą kurwa dziś. Rider wybrał ten moment, aby wejść. Pozbył się chusty ze zranionego ramienia. Zacisnął szczękę gdy zobaczył mnie na łóżku, zajmując się Styxem, ale szybko się uspokoił i zbliżył. Rider otworzył czarną skórzaną torbę i zapytał. – Jak on się czuję? Pochyliłam się i zdjęłam ręcznik. Rider sapnął na głos. – Sukinsyny. – warknął, jego policzki poczerwieniały ze złości. - Rider. Proszę pomóż mu. – błagałam. Styx jęknął i wyciągnął rękę, uderzając materac. Spuściłam wzrok, zmartwiona, że był w zbyt silnym bólu. Ky przetłumaczył. – On cię potrzebuje, Mae. Szuka. Idź do niego. Gdy wzięłam go za rękę, Styx natychmiast się uspokoił. Pochyliłam się, szepcząc by zachował spokój. Przebłyskując przez chmurę bólu, usta Styxa drgnęły i lekki uśmiech pojawił się na jego zakrwawionej twarzy. - Potrzebuje szwów. – Rider powiedział mocno. Spojrzałam na niego. Te brązowe oczy ciskały pioruny, gdy patrzył jak pocieszam Styxa. - Więc je kurwa załóż! - Ky polecił, jego słowa prawiły Ridera w ruch.
Styx miał piętnaście cięć plus nowo wydrążoną swastykę na około trzy cale wysokości i szerokości. Rider również znalazł ślady lin na kostkach i nadgarstkach Styxa; przypuszczali, że Styx został przywiązany do krzesła i torturowany. Torturowany; a jakoś Styx wyszedł z tego żywy. Po godzinie opatrywania, Styx otrząsnął się z szoku po odniesionych ranach. Wróciła mu zdolność skupienia wzroku i Rider dał mu środek na ból. Styx wciąż był brudny i kilka resztek, które Rider z niego zdjął wywołały u mnie mdłości. Skóra. Miał kawałki skóry i fragmenty kości na ubraniach. Co on zrobił tym mężczyznom? Bardzo się starałam o tym nie myśleć. - Musimy pozbyć się z niego tego całego gówna. – Rider stwierdził. – Nie chcemy ryzykować infekcji szwów. Zakleiłem je wodoodpornymi opatrunkami. Nie wiemy jaki rodzaje gówien ci dranie mieli we krwi. - Zrobię to. – Ky się zgłosił. – Znienawidzi tego, ale zrobię to. Uparty sukinsyn nienawidzi przyjmowania pomocy. – Ky zbliżył się do Styxa, który walczył by usiąść w proteście. - Ja to zrobię. – Wyszeptałam, słowa wypłynęły z moich ust. Ky skierował zaskoczone oczy na mnie. – Zadbam o niego. To moja odpowiedzialność. – powiedziałam z rosnącą pewnością. Styx ścisnął moją rękę w podzięce – nie obchodziło mnie, którą, ale odkryłam, że nie mogłam na niego bezpośrednio patrzeć. Serce grzmiało mi w piersi na myśli tego, co miałam zrobić. Zobaczyłabym Styxa nago… umyłabym Styxa. W zakonie, to było uznane za akt cielesny między mężczyzną i żoną. Akt kąpieli był świętym obrzędem dla kochanków. Ale w pewny sposób zostaliśmy kochankami… przynajmniej mieliśmy. To się ma wkrótce zdarzyć. Nasze ciała i pragnienia były w doskonałej równowadze. Potrzebowałam Styxa; on potrzebował mnie. Pragnęłam go; on pragnął mnie.
- Jak cholera! Ky to zrobi. – Rider nagle zażądał. Jego głos był zimna jak lód. Styx napiął pierś po czym podciągnął się na materacu. Bolesne stęknięcie towarzyszyło jego ruchom. Gdy przyjrzałam się twarzy Styxa, wiedziałam, że stanie się nieprzyjemnie jeśli nie zainterweniuję. Puściłam jego rękę i wstałam. Styxa piwne oczy zmrużyły się i wiedziałam, że to był jego sposób ostrzeżenia abym nie poszła z Riderem. Ale Rider był moim najlepszym przyjacielem, który teraz bardzo cierpiał. Podchodząc do Ridera, chwyciłam go za ramię i poprowadziłam na korytarz. Szybko zamknęłam za nami drzwi do mieszkania. Wciąż czułam silny zapach alkoholu w gorącym oddechu Ridera gdy twarzą obróciłam się do niego. – Rider, Styx potrzebuje mojej… Rider przerwał. – Nie mogę znieść myśli ciebie z nim! – udręka była wyryta na jego twarzy. Brązowe oczy miał przekrwione, a długie włosy rozpuszczone i zmierzwione. Moje serce opadło. Co ja mu zrobiłam? Gdy chciałam chwycić go za ramię odsunął je kręcąc głową. - Rider, proszę… - błagałam - Pieprzysz go, Mae? Jesteś teraz jego suką dziwką? To znaczy, czy to nie wbrew twojej religii czy innego gówna? Zatoczyłam się w szoku; plecami z głuchym łoskotem uderzyłam w betonowy mur. – Jak śmiesz? – udało mi się wyszeptać. Wpatrywałam się w mężczyznę przede mną, mężczyznę, który zdecydowanie wyglądał jak Rider. Ale ten człowiek zmienił się w zgorzkniałą wersję mojego najlepszego przyjaciela. Pochylając się, Ridera nos praktycznie dotykał mojego, jego złość stopniała i przebłysk smutku pojawił się na twarzy. Gdy przełknęłam ślinę nerwowo, dłońmi objął moją twarz. – Czy pieprzyłaś się z nim, Mae? Oddałaś mu się? To doprowadza mnie do szaleństwa. Nie mogę sobie wyobrazić ciebie w takiej sytuacji z nim. To mnie kurwa zabija… zabija mnie…
Próbowałam go odepchnąć, ale ani drgnął. – Rider, to co robię prywatnie nie jest twoją sprawą. - Żartujesz sobie ze mnie? – syknął cicho. – Oczywiście, że to moja sprawa! – Przechylił głowę i biorąc długi, głęboko oddech, Rider spojrzał mi w oczy i wyznał. – Jesteś moja, Mae. Cholernie pragnę cię w moim łóżku, nie Styxa. Dobrze nam ze sobą, Mae. Naprawdę dobrze. Nigdy bym cię nie skrzywdził, nigdy bym cię nie zdradził… - Tak jak Styx. – przerwałam. Rider przyglądał mi się jakbym była naiwna. – Jesteś tego pewna, cukiereczku? Styx nie jest tym kim ci się wydaje. On pieprzy dziwki. Pije. Zabija. Przecież nie zasłużył na reputacje jaką ma z niczego. - On jest inny przy mnie. A tak w ogóle, ty również zabijasz. Ludzie w szklanych domach nie powinni rzucać kamieniami! - Może zabijam, cukiereczku, ale mogę zostawić całe to gówno dla ciebie. Odejdę z klubu dla ciebie. Zmienię się. Zejdę z drogi przestępstwa jeśli tego pragniesz. Ridera oddech stał się nierówny gdy wpatrywał się tęsknie w moje usta. Przybliżył się, niemal przyciskając usta do moich, ale w ostatniej sekundzie odwróciłam głowę. Rider jęknął z irytacji. – Co ty w nim widzisz? – milczałam. On i tak by tego nie zrozumiał. – Odpowiedź mi, Mae! – zażądał, a następnie przycisnął czoło do mojego. – Proszę… - Wszystko. – powiedziałam cicho i Rider przestał oddychać. – On jest dla mnie wszystkim. Widzę w nim wszystko. Dzielimy coś, czego nikt inny nie może zrozumieć. Robiąc dwa kroki wstecz, drwiąc z niedowierzaniem, Rider przesunął dłońmi wzdłuż twarzy. Mogłam przysiąc, że widziałam blask wilgoci w jego oczach. - Wiesz co, Mae? Idź do swojego pieprzonego wszystkiego. Jeśli na własne oczy nie możesz dostrzec prawdy, to zostań zaślepiona. – Po tym Rider odszedł.
Ogarnął mnie smutek; nogi się pode mną ugięły, plecami powoli sunęłam po ścianie, aż usiadłam jak szmaciana lalka na podłodze. Krzyżując ramiona na kolanach, opuściłam głowę i pozwoliłam łzom płynąć. Jak sprawy z Riderem tak szybko uległy pogorszeniu? On jest moim najlepszym przyjacielem! Jednak, gdy wróciłam myślami w powrotem do ostatnich kilku tygodni, poczułam ucisk w piersi. Znaki jego rosnącej sympatii do mnie: dotyk, sekretne uśmiechy, coraz bardziej intymne rozmowy – przynajmniej z jego strony. Jak mogłam być tak zaślepiona? Byłam zbyt pochłonięta Styxem by zauważyć. Kogo ja oszukiwałam? Odkąd miałam osiem lat byłam pochłonięta Styxem. Świata poza Styxem nie widziałam. Był moim światem, wszystkim. Dzisiejsza niedoszła utrata tylko podwoiła moje pragnienie tego milczącego mężczyzny. On potrzebuje mnie. A ja jego. Pragnęłam okazji, aby go poznać. Chcę aby nasza podróż naprawdę się zaczęła. - Mae? – mrugając w szoku, podniosłam głowę i dostrzegłam Ky w drzwiach mieszkania Styxa patrzącego na mnie ze zmarszczonym czołem. – Wszystko w porządku? Ocierając oczy, wstałam. – Tak. - Gdzie jest Rider? – spytał, zadzierając głowę, by spojrzeć na korytarz. - Odszedł. Ky spojrzał na mnie, porozumiewawczy błysk zajaśniał w jego czach. Spodziewałam się, że coś powie ale tylko otworzył drzwi, wskazując brodą bym weszła do środka. Łóżko było puste. - Gdzie on jest? – spytałam, słysząc zamknięcie drzwi.
- W łazience. Spłukuje się pod prysznicem, ale uparty skurwiel ledwo stoi. Nie przyjął mojej pomocy. Teraz bierze kąpiel. Przypuszczam, że to bezpieczniejsze niż upadnięcie na twarz. Przytaknęłam i udałam się w podany kierunek, ale dłoń Ky na ramieniu zatrzymała mnie. – On należy do ciebie, tak? Na serio? Jesteś jego? Chciałam potwierdzić, że nie zranię jego przyjaciela, najlepszego przyjaciela. Nakrywając jego rękę swoją, przytaknęłam. – Zawsze byłam jego. Nigdy nie widziałam nikogo innego. Zawsze będę jego i tylko jego. Wzdychając z ulgą, Ky skierował się do drzwi. – Jesteś dla niego dobra. Teraz to widzę. – Nie odwrócił się gdy przemówił. Wtedy nagle, Styx i ja byliśmy sami w jego mieszkaniu, a jedynym dźwiękiem była lecąca woda z kranu w łazience.
Przygotowując się przy drzwiach do łazienki, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Natychmiast zamarłam. Styx stał na środku pomieszczenia, szerokimi, umięśnionymi plecami do mnie…nagi. Głowę miał pochyloną, ciało ugięte z wyczerpania a mocno wytatuowaną skórę naznaczoną długimi rozcięciami. Czułam ciepło między nogami gdy wchłaniałam każdy centymetr nagiego ciała i zaczęłam dyszeć. Widok obnażonego męskiego ciała ujawniło coś, na co nie byłam przygotowana. Każdy cal jego ciała przedstawiał twarde, wystające mięśnie. Od dołu pleców po łydki, Styx wyglądał jakby został wyrzeźbiony przez artystę – perfekcja, czysta… męska… perfekcja. Zapragnęłam wyciągnąć rękę i pogładzić jego plecy – poczuć, że był prawdziwy – dorosły. Gdy podążyłam wzrokiem niżej, niemal jęknęłam na głos w zmysłowej potrzebie. Jego tył składał się z dwóch twardych opalonych globów, które przechodziły w grube uda pokryte ciemnymi włoskami. Czułam ciągły ucisk w żołądku, gdy wyobrażałam siebie klęczącą przed nim, całując każdy tatuaż, każdą blizną, biorąc go do ust. Nigdy wcześniej nie
wykonywałam tego aktu, aktu ustnej przyjemności, ale widziałam jak kobiety wykonywały go na braciach. Wtedy, przyznaję, że to mnie przeraziło. Teraz, wpatrując się w Styxa prawie niemożliwą perfekcję, nie pragnęłam niczego więcej jak spróbować go językiem. Przez chwilę byłam zawstydzona moimi grzesznymi myślami, ale odepchnęłam je z głowy. Wina nie powinna odgrywać roli w akcie miłości. Gdy ruszyłam do przodu, skrzywiłam się winna. Byłam mokra. Mokra między udami… wewnątrz mojej płci. To samo palące uczucie odczuwałam wcześniej ze Styxem, który poruszał się energicznie przy moim ciele. Gdy dotknęłam jego pleców, ciepło jego skóry spowodowało, że przewróciłam oczami i zaciągnęłam się jego męskim zapachem: skórą, mydłem i nim. Unosząc rękę, położyłam palec na karku i delikatnie przesunęłam wzdłuż pleców. Patrzyłam jak gęsia skórka pojawiła się na jego skórze i z donośnym sykiem, uniósł głowę. Spojrzał na mnie przez ramię. Napięcie, które otaczało piwne oczy zniknęło i zostało zastąpione przez coś pierwotnego. Poczułam delikatny uchwyt jego palców wokół nadgarstka i z mocnym pociągnięciem, Styx okręcił mnie wokół jego ciała. Ręka, która wciąż spoczywała na jego kręgosłupie przeciągnęłam wokół żeber i wędrowałam wzdłuż pasa, zatrzymując się by pogładzić solidnie umięśniony brzuch. Styxa grube, nabrzmiałe wytatuowane ramiona naprężyły się i spięły w zrozumieniu na moje zainteresowanie. Przyłapując Styxa przełykającego ciężko ślinę, unoszę oczy, by spojrzeć w jego. Pochylam się i składam pocałunek na diabelskim znaku teraz wyrytym na jego skórze i przechyla głowę, a ręką chwyta mnie za warkocz. Szarpnięciem, przyciąga mnie do jego lśniącej skóry. Z niskim jękiem, Styx odsuwa się, unosi niepewnie ręce by zdjąć ze mnie skórzaną kurtkę.
Złączył usta, jedynie wysuwając język by polizać kolczyk w wardze. Jego twarz była oczyszczona z krwi, pozostały zadrapania i długie nacięcie na policzku. Następne były ramiączka mojej bokserki i nie odrywał ode mnie wzroku gdy zdjął cienką tkaninę bezrękawnika. Moje sutki stwardniały, gdy chłodne powietrze pieściło nagą skórę. Spuszczając wzrok, Styxa nozdrza rozszerzyły się gdy szorstkimi dłońmi objął moje piersi. Ukłucie przyjemności wystrzeliło prosto między moje nogi. – Styx! – wyszeptałam gdy umieściłam ręce na jego szerokiej piersi. Z szybkim szarpnięciem, moja bokserka pęka w szwach i upada na podłogę. Zanim się zorientowałam, skórzane spodnie miałam opuszczone do kostek. Czarne, małe majtki były jedyną barierą dzielącą nas od bycia całkowicie obnażonych dla siebie. Styx zręcznymi palcami rozpracowuje tasiemki na biodrach. W mgnieniu oka, cienki skrawek materiały dołącza do reszty ubrań na czarno białych płytkach w kratkę. Absolutnie nic nie zostało między nami. Styx położył rękę na moim karku. Bez słowa, przyciągnął mnie do swojego ciała, odchylił podbródek i musnął usta. Zraniona skóra była szorstka ale dotyk jej doskonały. Gdy odsunęliśmy się od siebie, przesunęłam dłońmi wzdłuż jego piersi, szczytów i dolin twardego torsu, a następnie na długość sztywnej erekcji. Styx znieruchomiał gdy owinęłam rękę wokół jego męskości, rozszerzyłam oczy gdy usiłowałam objąć palcami jego obwód. Odważnie patrząc w dół, przełknęłam ślinę. Nigdy, przenigdy nie widziałam tak dużego narządu. Uczniowie wypadli słabo przy rozmiarze Styxa i gdy powoli przesunęłam ręką w górę i dół, zadrżałam widząc go tak podatnego, pod moim urokiem. Chciałam wprowadzić go w siebie, poczuć jak się we mnie porusza… by kochał się ze mną po raz pierwszy w życiu.
By sprawił mi przyjemność. Puszczając go, odsunęłam się, chłonąc zmysłowy widok mojego mężczyzny. Ślinka napłynęła mi do ust, sutki bolały, a rdzeń pulsował. Czysta silna męska perfekcja; tak niebezpieczny w dotyku. Dla rozproszenia uwagi, odwróciłam się by pozbierać myśli i pochyliłam się aby zakręcić kran. Wykonałam czynność gdy nagle poczułam Styxa za mną, jego sztywna długość bezbłędnie przedarła się między szczyt moich ud. Jego męskość przesunęła się rozkosznie między moimi nogami… doznanie – tak przytłaczające… Prostując się z plecami przyciśniętymi do jego klatki piersiowej, uniosłam ramię i owinęłam wokół karku. Styx polizał mnie po szyi, dłońmi ciągnął i szczypał sutki zanim przesunął je do płci, sunąc delikatnie wzdłuż fałdek. - Styx… - jęknęłam. Jego palce przesuwały się tam i z powrotem, uderzając miejsce, które wysyłało fale prądu elektrycznego pod moją skórą. Mrowiły mnie czubki palców, u rąk i stóp z ekstazy. Styx milczał, jego brak słów tylko podniósł intensywność chwili. Jego palce zwiększyły szybkość, aż wiłam się w jego ramionach, jego biodra napierały na moją pupę. Ten sam ogień, który czułam tylko kilka razy wcześniej zaczął budować się u podstawy kręgosłupa by nagle wystrzelić do mojej płci i stanąć płomieniach. Zamknęłam oczy gdy poruszałam się na ręce Styxa, jego długość teraz wciskała się między szparę w moich udach. Śliska wilgoć spłynęła wzdłuż nóg i moja pierś unosiła się ciężko od nierównych oddechów. - Mae. – Styx syknął i powoli, złośliwie, wycofał rękę z wewnątrz mnie. Odwracając się w jego ramionach, niemal upadłam na podłogę, gdy Styx wsunął palce do ust. Okrążał językiem palce, liżąc i smakując, zanim przesunął nimi wzdłuż dolnej wargi. Wyciągając je, delikatnie pchnął nimi w kierunku moich ust.
- Ssij. – polecił. Drżąc, częściowo ze strachu a w połowie z oczekiwania, przechyliłam głowę i owinęłam usta wokół jego wyciągniętych palców. Styxa oczy zapłonęły i jego długość szturchnęła mnie w brzuch. Wyciągając palce z moich ust, cofnęłam się i poprowadziłam go do ogromnej białej wanny, teraz wypełnionej gorącą wodą. - Pozwól mi cię wykąpać. Styxa błyszczące oczy momentalnie zmiękły i pomogłam mu wejść do wanny. Gdy się zanurzył, wygodnie usiadł; jego oczy obserwowały mnie… stale mnie obserwowały. Dostrzegając gąbkę i mydło po drugiej stronie wanny, zanurzyłam ją w gorącej mydlanej wodzie, kiedy uklękłam obok głowy Styxa. Gdy przesunęłam gąbką wzdłuż ciemnych włosów, jęknął, po czym wyciągnął rękę i chwycił mnie za nadgarstek. - W-wejdź. – rozkazał, patrząc na mnie wyczekująco. Nerwy powoli ogarnęły moje ciało i usłyszałam kolejny jęk Styxa. Zanim się zorientowałam, nasze twarze dzieliły milimetry i pocałował mój nos, ręką ściskając za kark. Odsuwając się nieco, zmarszczyłam brwi na jego dziwne zachowanie. Jego usta drgnęły. - Te-ten pieprzony nos ki-kiedyś mnie zabije. – wyznał, tembr jego głosu był chrapliwy. – Teraz. Wejdź. Jego ból wydawał się szybko zniknąć. Styx użył swojej siły by podciągnąć mnie i wstając na drżących nogach, przełożyłam nogi nad krawędzią wanny, zanurzając w gorącej wodzie. Byłam twarzą w twarz ze Styxem. Nago. W wannie. Mózg borykał się z uwierzeniem w tę prawdę… w to spełnione marzenie. On tylko patrzył… i patrzył, aż, ponownie sięgając po gąbkę, kontynuowałam mycie go. Jego napięte, żylaste mięśnie rozluźniły się i zamknął oczy. Przesuwał dłońmi wzdłuż moich łydek, aż zacisnął palce i pociągnął mnie do przodu, z
pluskiem przyciągając do jego ciała. Był tak duży i twardy przy mojej drobnej posturze, jego opalona ciemna skóra przy mojej bladej. Bez wahania, przycisnęłam usta do jego, jego język natychmiast wdał się w pojedynek z moim. Styx przycisnął ręce do moich nagich pleców i chwycił za pośladki, jego szorstkie palce masowały skórę, kierując moją płcią by ocierała się o jego twardą długość. Pragnęłam go. Tak bardzo pragnęłam by się ze mną połączył. Strach chwycił mnie tak mocno jak twarde ciało Styxa ostrzyło przyjemność w mojej płci i gorączkowo, wbiłam paznokcie w jego włosy aż się odsunął. - P-pieprz mnie. – błagał, rozpacz widniała w jego oczach. – Pieprz mnie, sskarbie. Pieprz mnie powoli. P-pieprz mnie mocno, po-po prostu pieprz mnie… Strach pochwycił moje zmysły. Próbowałam się odsunąć, wydostać z jego uścisku; to było zbyt wiele, ale Styxa żelazny uchwyt trzymał mnie blisko siebie. - C-co się stało? – spytał zaniepokojony. Poczułam ucisk w żołądku i spuściłam głowę. – Nie wiem jak… cię zaspokoić. – odwróciłam wzrok by uniknąć jego oczu. – Boję się, że mi się nie uda. - Kochanie? – kiwając palcami, Styx wskazał mi bym się do niego zbliżyła. Jego groźne rozcięcia były jasnoczerwone, ale wciąż tak dobrze wyglądał w moich oczach. Nie mam się niczego obawiać. To był Styx. Siadając ostrożnie okrakiem na jego udach, wyznałam. – Nie wiem jak się z tobą połączyć. To jest, nie wiem jak nie będąc w wymaganej pozycji dla Bożego dzielenia. Styx stał się niesamowicie milczący zanim podniósł pierś i objął moją twarz. – Pozwól, że ci po-pokażę. – Jego ogromne ręce opadły do wody i chwycił moje uda, przyciągając do jego długości. – Wpuść m-mnie do środka, skarbie. Wwłóż mnie d-do siebie.
- Ale jesteś ranny. Cierpisz. – zaprotestowałam. - I dl-dlatego m-musisz mnie ujeżdżać. Ty będziesz m-mnie p-pieprzyć, skarbie. N-nie jestem tak zraniony, że nie c-chcę twojej c-ciasnej cipki ściskającej mojego f-fiuta. Masz kon-kontrolę. Mam kontrolę. - Styx. – Jęknęłam, gdy jego dwa palce nagle zanurzyły się w mojej płci. - Przemoczona… mokra… gotowa… - wyszeptał zanim odsunął się i oparł o wannę. – U-ujeżdżaj mnie Mae. – Ale nie zdjął rąk z mojego ciała, pieszcząc, czując, będąc połączony ze mną. Klękając na udach, wyciągnęłam rękę i umieściłam Styxa przy moim wejściu, drżąc lekko z niepokoju. Bałam się, że mogę zrobić coś źle. Bałam się, że mogę go bardziej zranić. Jednak, gdy spojrzałam w te duże piwne oczy – oczy, które przez całe życie mnie wspierały – zmartwienia zniknęły. Jednym, szybkim ruchem, obniżyłam się i całkowicie nim wypełniłam. Styx zacisnął zęby i uderzenie pulsu na jego szyi było widoczne. Przyjemność wystrzeliła w moim ciele i położyłam dłonie na jego torsie, upewniając się, że nie dotykam żadnych świeżych blizn. - Styx… Oh, Styx… - pomrukiwałam ciągle im głębiej wsuwał się we mnie. Z każdym calem przyjemność wzrastała, aż siedziałam wyprostowana, delektując się doznaniem. - Kochanie! Pieprz mnie, kochanie! – Styx syknął. Chwytając mnie za nadgarstki, powoli przysunął i przycisnął czoło do mojego. - Co mam teraz robić? – spytałam, lekko zawstydzona brakiem doświadczenia. Styx sprawia, że czuję się bezpieczna. - P-poruszaj b-biodrami. Poruszaj ni-nimi w górę i w d-dół. Robiąc jak powiedział, zaczęłam kołysać biodrami i woda w wannie tworzyła drobne fale, grożąc wylaniu na podłogę. - Mae! K-kurwa!
Rozkosz instynktownie kierowała moimi ruchami i za każdym wsunięciem długości Styxa wewnątrz mnie, iskry przyjemności wybuchały zza moich zamkniętych powiek. Rękoma głaskałam jego mięśnie, które podskakiwały i drżały za każdym pchnięciem. Styxa biodra zaczęły unosić się na spotkanie moich, zmuszając mnie do krzyczenia z przyjemności, uczucie pełności było czymś zbyt wielkim do zniesienia. Minuty mijały. a nasze ruchy były coraz bardziej szaleńcze; woda teraz swobodnie przekraczała krawędź wanny, spływając głośno na podłogę. - Styx, Styx, Styx… Styx! – jęczałam i otworzyłam oczy by napotkać jego obserwującego mnie, stale obserwującego. Bez wysiłku wsunął rękę między moje nogi i jego kciuk zaczął masować mnie tam, to miejsce, ten punkt. Miejsce, które sprawia, że tracę kontrolę nad zmysłami. Przyjemność była równa płonącym płomieniom rozrywającym ciało, zapalonymi jak czysty oktan w żyłach. Moje biodra uderzają szybciej o Styxa, stymulowane przez jego aprobujące ruchy oraz erotyczne pomruki i jęki. Styxa kciuk porusza się szybciej, jego długość wydaje się powiększyć do nieznośnej pełni we mnie. Serce tłukło mi się w piersi gdy Styx zacisnął usta, ale jego oczy ciągle były skupione na mnie. Wtedy, jak grom z jasnego nieba, uczucie nie do opisania ogarnęło całe moje ciało i krzyknęłam w ekstazie. Styx rozchylił usta gdy jego biodra pchnęły mocno; raz, twa potem zamarły. Jego duże piwne oczy rozszerzyły się, twarz wykrzywiła się na chwilę jakby z bólu i gorący zryw nasienia wystrzelił we mnie, wypełniając łono. Poczułam się jakbym unosiła się w gorącym nieruchomym powietrzu letniego popołudnia, gdy ciepło wody owijało się wokół nas. Opadłam na jego pierś, wycieńczona, ale oh tak całkowicie zadowolona. Gdy słuchałam szaleńcze bicie serca Styxa w piersi, uśmiechnęłam się. Jego silne dłonie gładziły moje długie mokre włosy na plecach, gdy powoli dochodziliśmy do siebie po naszej wzajemnej ekstazie.
A więc tak wyglądało uprawianie miłości… Właśnie kochałam się ze Styxem. Przez cały czas miałam rację. Naszym przeznaczeniem jest bycie razem. On jest dla mnie wszystkim. Jest moim całym światem… …Styx jest moim zbawieniem.
Rozdział 18 Styx Jezu Chryste. Mae. Cała Mae. Cała moja. Ja wewnątrz jej ciasnej cipki, wypełniając moją spermą. Pieprzona perfekcja. Jej oddech owiewał równomiernie moją wilgotną pierś; zasnęła. - Mae. – zawołałem cicho, wybudzając ją ze snu. Przesunąłem dwoma palcami wzdłuż napiętego tyłeczka i wsunąłem w przemoczoną szparkę, jej dobrze wypieprzonej cipki. Mae instynktownie poruszyła biodrami i pisnęła. Nagle, otworzyła szeroko niebieskie oczy, po czym lekko je przymrużyła, gdy wiła się na mojej ręce. - Styx… - jęknęła, jej głos brzmiał sennie. Wyciągnęła ręce i chwyciła się krawędzi wanny, jako dźwigni i musiałem zassać kolczyk w wardze do ust, by zachować spokój; wyglądała tak cholernie pięknie ujeżdżając moją rękę. Jej różowe, pełne sutki perliły się, ciężkie piersi falowały i rozchyliła usta, sycząc przy każdym pociągnięciu. Niezdolny dalej lekceważyć mojego fiuta, wycofałem palce i wsunąłem skurwiela. Cholera! Mae skupiła na mnie zszokowane oczy i uśmiechnąłem się krzywo. Tym razem, to ja miałem kontrolę – szwy niech będą przeklęte. Chwytając biodra, obróciłem nas w wodzie, unosząc ją. Krzyknęła, gdy uniosłem się nad nią, owijając ramiona wokół pleców i poczułem jej nogi krzyżujące się na moim tyłku. Posłała mi nieśmiały uśmiech, gdy nieubłaganie uderzałem w jej cipkę, wywołując jęki z gardła, a paznokcie wbiła w skórę, nasze klatki piersiowe ocierały się o siebie.
Doszła błyskawicznie. Podążyłem za nią po chwili. Dyszeliśmy razem, gdy Mae odsunęła mi włosy z twarzy. - To był wspaniały sposób na pobudkę. – wychrypiała. Uśmiechając się, odpowiedziałem. – Każdego pieprzonego d-dnia o-od teraz. - Obiecujesz? Przytaknąłem powoli i znacząco. Małymi dłońmi muskała mój tors, delikatnie śledząc szwy. – Jak się czujesz? Obolały, wściekły na Nazi szumowiny, ale tak cholernie dobrze. Pochylając się, pocałowałem ją. – D-dobrze. Wysuwając wciąż twardego kutasa z mojej kobiety, uklęknąłem i wyprostowałem plecy, krzywiąc się na palenie ciasnych szwów, które pozostawią jeszcze więcej blizn na całym ciele… w tym na stale pieprzoną swastykę na piersi. - Wyjdźmy. Woda jest z-zimna. Gdy spojrzałem na Mae, dosłownie przestałem oddychać. Teraz ją miałem. Nikt nie zabierze jej ode mnie. Gdy wyciągnąłem rękę, gniewny grymas wykrzywił jej zazwyczaj łagodną twarz. Uniosłem brew w zapytaniu. Ignorując mnie, Mae wstała i wyszła z wanny bez mojej pomocy. Zacisnąłem szczękę. Nie byłem jakąś słabą cipą, ale gdy powłócząc nogami przybliżyła się i chwyciła mnie za ramię, nalegała. – Pozwól mi się tobą zająć. To mój obowiązek… jako twojej starej. – Zamknąłem oczy chłonąc słowa, które właśnie powiedziała, moja stara. Staruszek miał cholerną rację; potrzebowałem tylko trzech rzeczy w życiu: Harleya, Fendera… i miłość starej – Mae; tylko Mae. Uśmiechając się, Mae owinęła mnie ręcznikiem, potem siebie i poszliśmy – żałośnie, cholernie powoli – w stronę łóżka.
Zatrzymaliśmy się przy krześle i pomogła mi usiąść. – Muszę zmienić pościel. Jest zabrudzona twoją krwią. – Objęła moje policzki, głaszcząc palcami świeże nacięcia. – Potem pójdziemy spać. Musisz odpocząć. - Z tobą o-obok mnie, p-prawda? Uśmiechając się szeroko, Mae odpowiedziała. – Tak, ze mną obok ciebie. Mae pocałowała mnie delikatnie w czoło i usiadłem wygodnie w fotelu patrząc jak zakłada świeżo wypraną czarną pościel. Chwytając Fender, oparłem go o pas i sprawdziłem struny, wyłapując szczęśliwy uśmiech pojawiający się na ustach Mae, która zatrzymała się na chwilę, gdy usłyszała wibracje strun. Gdy The National’s „Gospel” wypłynęło z moich ust, podziękowałem Hadesowi, że dziś wróciłem, to mojego klubu, moich braci… mojej starej. Przez chwilę nie byłem pewien czy uda mi się uciec. Zastrzeliłem siedmiu Nazi moim Uzi zanim zostałem powalone na ziemię przez ostatnich dwóch. Przywiązany do krzesła, pocięty, pobity, krwawiący – skurwiele zapomnieli o moim ostrzu. Jak na ironię, moje ulubione Niemieckie ostrze, ostrze które zawsze trzymam ukryte w kamizelce. Podciąłem gardło jednego skina, wbiłem pięć centymetrów ostrza w drugiego, ale dopiero wtedy doznałem radości. Znalazłem moją drogę powrotną, para wilczych oczu wzywała mnie do domu. - Kochanie, czy możesz zawiązać mój sznureczek? Mordercy mnie wzywają…” – po wybiciu ostatniego akordu, uniosłem wzrok i dostrzegłem Mae klęczącą przede mną, słuchając jak gram. - Łóżko? – spytała z błyszczącymi oczami i delikatnie odłożyła mojego fendera na bok. Wzięła mnie za rękę i pomogła położyć się na materacu. Nerwowo, Mae położyła się obok mnie tak, że zdjąłem ręcznik, mówiąc jej kiwnięciem brody by zrobiła to samo. Leżeliśmy zwróceni do siebie twarzą na poduszkach i wziąłem ją za rękę. – Dl-dlaczego u-uciekłaś z s-sekty?
Każdy mięsień w jej ciele wydawał się napiąć i łzy natychmiast wypełniły jej oczy. Nic nie powiedziałem, po prostu czekałem, czekałem aż się otworzy. Po kilku minutach, wyszeptała. – Oni zabili moją siostrę. Nie mogłam zostać. Kazała mi uciec, postąpiłam jak powiedziała. Zacisnąłem wargi ze złości i napiąłem brzuch z obrzydzeniem. Mae próbowała zakryć swoje nagie ciało wolnym ramieniem, jakby było jej zimno. Skopując kołdrę, przykryłem ją. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, gdy przysunęła się. Teraz dzieliła ze mną poduszkę i wtedy jej cholerny nos drgnął. Jej zdenerwowanie brało górę, ale musiała zacząć kurwa mówić. - My… - wzięła głęboki wdech i zamknęła oczy. Objąłem ją mocniej. – Byłyśmy siostrami pełnej krwi. To nie zdarza się często w zakonie. Rodzice mają dzieci, a następnie jesteś wychowywany przez gminę. Nigdy nie poznałam moich rodziców. Mama zmarła z powodu choroby a tata odszedł, został wysłany na misję przez Proroka Dawida i nigdy nie wrócił. - Mam jeszcze jedną siostrę, Magdalenę, ale ona ma inną mamę. Jest boleśnie cicha w przeciwieństwie do Belli i mnie. Maddie jest tak przerażona mężczyznami, w rzeczywistości wszystkim. Jednak Bella była moją najlepszą przyjaciółką. Zawsze byłyśmy blisko. Gdy uniosła wzrok, uśmiechnęła się. – Była piękna, Styx. Szkoda, że jej nie zobaczysz. Tak oszałamiająca. Tak doskonała. Tak niesamowicie miła. Ale to było upadkiem Belli, jej wdzięk i delikatność; to były rzeczy, która zniszczyły jej życie. – Utrzymałem jej wzrok, gdy próbowałem wyobrazić sobie kogoś bardziej oszałamiającego niż Mae. Nie mogłem, ale ona z pewnością uważała to za prawdę. - Piękne kobiety są najgorzej traktowane przez wszystkich braci. Prorok Dawid i jego główny starszy, Gabriel, powiedzieli, że szatan maczał palce w ich wyglądach. To, że zostały zaprojektowane, nie, stworzone, by kusić mężczyzn.
One muszę być traktowane inaczej od zwykłych kobiet – obserwowane… złamane jak konie. Były postrzegane, jako przeklęte. Mae poruszyła się niespokojnie i łza spłynęła wzdłuż jej policzka, więc uniosłem się i scałowałem ją. Wstrzymała oddech zanim powoli wypuściła powietrze przez usta. - Bella i ja zostałyśmy sklasyfikowane, jako ‘Przeklęte’ kobiety; mój Boże, mówiono na nas ‘Przeklęte’. Moja przyjaciółka Lilah i siostra Maddie również z nami były, wszystkie cztery w naszych małych prywatnych kwaterach w gminie. Byłyśmy trzymane w odosobnieniu dla osobistych uwag starszych – ich specjalnych szkoleń. Brat Garbiel miał Bellę. Brat Jakub mnie. Brat Noe Lilah. Najbardziej okrutny seksualnie brat Mojżesz miał Maddie- Magdalenę. Mojżesz powiedział, że ona była siedliskiem demonów, ponieważ nie odzywała się często, nie wychodziła z pokoju. Ale ona była po prostu spokojna, rozważna, praktycznie nie odzywała się do mnie, czy mówiła o swoich prawdziwych uczuciach. – Przymrużyła oczy w bólu. – Rzeczy, które on mógł kazać jej zrobić… - Mae urwała i z jej gardła wyrwał się zduszony krzyk. - Ciii, kochanie. – starałem się ją uspokoić. Ale cholera, jak mam odpowiedzieć na taką popieprzoną bajkę? - Gabriel zaczynał mieć coraz większą obsesję na punkcie Belli, gdy dojrzała, nawet po tym jak poślubił inną siostrę, potem kolejną. Łączył się z Bellą każdej nocy, spał obok niej każdej nocy. Ona jadła z nim, kąpała się. Szalał z chęci posiadania jej. Ale ona nienawidziła go, Styx. Nienawidziła go każdą cząstką swojej istoty. Mae wzięła głęboki wdech i kontynuowała. – Kiedy miałam trzynaście lat, Prorok Dawid oświadczył, że będę jego przepowiadaną siódmą żoną. Żoną, która będzie sygnalizować powrót Chrystusa, Końca Dni. Kiedy osiągnę, dwadzieścia trzy lata mam poślubić proroka. Nie miałam pojęcia, dlaczego zostałam wybrana. Nigdy nie rozmawiałam z prorokiem. Nigdy nie przebywał z jego ludźmi. Widzieliśmy go jedynie na ceremoniach, dzieleniach i modlitwach.
Ale mógł kazać starszym nagrać młode siostry w gminie… by obejrzeć, z którą chciał… się związać. Być może widział mnie na jednej z tych… - Złożyła pocałunek na mojej piersi jakby to dawało jej siłę. Włożyłem rękę w jej włosy i zacisnąłem zęby aż zaczęły boleć. Nagrać? Kurwa! Oh, i cholernie wiedziałem dlaczego została wybrana na jego żonę. Cholera, to było oczywiste dla każdego, z powodu tych oczu. - Dzień, w którym uciekłam był moim dniem ślubu. Dniem. W którym mnie znalazłeś. – wyjaśniła. Teraz to wszystko nabrało sensu. – B-biała s-sukienka. – wypchnąłem, niezdolny dokończyć zdania. Traciłem kontrolę nad mową, zbyt zafrapowany rosnącą wściekłością wewnątrz mnie. Przytaknęła. – Tydzień przed moim ślubem, Bella po prostu zniknęła. Nikt nie powiedział nam, Przeklętym gdzie odeszła, ale Gabriel zawsze był nieobecny w naszej strefie po tym dniu. Oczywistym było, że był z nią. Wtedy… - pociągnęła nosem, smutna. – Wtedy, w dniu mojego ślubu, Lilah znalazła ją. Bella była w ciemnej brudnej celi; pobita, wygłodzona… umierająca. Zostałam przy niej, aż odeszła. Potem uciekłam. – Nagle szloch wstrząsnął jej ciałem i kładąc rękę na jej karku przyciągnąłem ją do piersi. – Zostawiłam je tam, Styx! Opuściłam Maddie i Lilah. - K-kurwa, Mae. – powiedziałem, gdy próbowałem rozluźnić gardło. Gwałtownie odchyliła się, jej twarz była opuchnięta oraz czerwona i powiedziała. – Oni będą mnie szukać. Nigdy nie przestaną. Oni wierzą, że jestem statkiem, który ocali ich śmiertelne dusze. – Spojrzałem na jej tatuaż na nadgarstku, po czym znowu na Mae. - Koniec Dni nadchodzi. Moje małżeństwo jest aktem, który musi się wydarzyć, żeby przenieść moich ludzi – Zakon – do raju. Znowu to gówno automatycznie wypłynęło z jej ust. Przeszklone oczy i reszta.
- T-t-ty… zatrzymałem się, głęboko odetchnąłem, uspokoiłem się i spróbowałem znowu. – T-ty nie z-zostawisz m-mnie. On-oni p-po ciebie przyjdą, b-będą musieli p-pokonać mnie… p-pokonać Katów. Jej twarz złagodniała. – Styx… nie chcę cię opuścić, ale… - Och-ochronię c-cię. – zapewniłem, przerywając jej. - Wiem, że tak. – stwierdziła i zwinęła się przy moim boku. Cholernie głębokie uczucie osiadło w moim brzuchu. Zawsze mogłem wyczuć, gdy coś było nie tak. Miałem to uczucie od czasu pojawienia się Mae; tylko teraz nawet silniejsze. - A co z tobą? – Mae wyszeptała, sunąc palcami wzdłuż mojego napiętego bicepsa. - C-co? - Twoja mama? Co jej się stało? Kim ona była? Zaśmiałem się krótko. – Klubową dziwką. Z-zostawiła mojego s-staruszka dla Di-Diablo łajdaka. - Diablo? – spytała, zmieszana. - M-Meksykanie MC. Rywale. Od d-dawna toczymy wojnę. Mój stary z-zabił matkę, gd-gdy miałem dziesięć lat. Sanchez, ich P-Prez, zabił ojca z-zeszłego roku. Ja zabiłem Sanchez d-dwa dni później. Opierając się o moje ramię, twarz Mae wyrażała smutek. – Prowadziłeś bardzo burzliwe życie. Otoczony przez dużą
ilość śmierci. Zawsze
zastanawiałam się, dlaczego macie Hadesa jako emblemat, diabła. Kiedy tu przybyłam, widziałam malowidła ścienne. Bardzo dziwne jest jego wielbienie. - Nie w t-tym ż-życiu. Uniosła hebanowe brwi i moje usta drgnęły. Przewracając ją na bok, uniosłem się na łóżku i przełożyłem nogi na podłogę. - Gdzie idziesz? Musisz odpocząć. Wciąż jesteś ranny, pamiętasz! – zaprotestowała.
Machnąłem ręką lekceważąco. Chwyciłem jej skóry i rzuciłem na nią. – Uubierz się. Spojrzała na mnie z ciekawością, gdy zakładałem dżinsy. Wstałem i wyciągnąłem rękę, prowadząc ją do tylnej klatki schodowej kierującej na dziedziniec. Wyszliśmy na letnie nocne powietrze, świerszcze cykały i nic poza tym. Jej oczy przypominały jelenia w reflektorach, gdy badaliśmy tył klubu. Zbyt wiele gówna przydarzyło się ostatnio by Mae czuła się tutaj bezpiecznie. Chroniło nas duże ogrodzenie zakończone drutem kolczastym, kamery umieszczona były na każdym rogu dla ochrony. Sklep motocyklowy był w rogu, Harleye i Choppery braci stały w linii na przedzie. Delikatnie pociągnąłem Mae za ramię. – T-tędy. Założyła włosy za ucho i pozwoliła mi poprowadzić się na zachodnią stronę dziedzińca. Poczułem jak zachwiała się, gdy ponownie zobaczyła malunki. Przyciskając jej plecy do torsu, umieściłem ręce na jej ramionach i pochyliłem się do jej ucha. – Chcę, żebyś poznała H-Hadesa i P-Persefone, jego ż-ż-żonę. Lekko westchnęła i podeszła do przodu na drżących nogach odchylając głowę, wpatrując się w malowidła z podziwem – nie, w boskim zachwycie. Cofnąłem się, dając jej przestrzeń, i założyłem ramiona na piersi niezdolny przestać ją obserwować. Mae uniosła rękę i przesunęła palcami wzdłuż bladej twarzy Persefony. – Nie pozwalano nam oglądać obrazów czy zdjęć w gminie. Były uznane za fałszywych idoli, natomiast jeszcze nigdy nie widziałam niczego piękniejszego od jej portretu. Persefona jest piękna. – Mae spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szerokim uśmiechem pokazując idealne zęby. Odwróciła się z powrotem i śledziła zarys długich czarnych włosów bogini. Kurwa. Byłem pantoflarzem.
Mae ponownie się odwróciła, spoglądając na mnie spod cienia rzęs. Wyglądała na zmieszaną. – Bogini wygląda jak ja. Ma mój kolor oczu. Podszedłem do przodu i stanąłem obok Mae. – Tego dnia, ki-kiedy cię ujrzałem, prz-przypominałaś mi ją. Ut-utknęłaś ze mną na ty-tyle lat. Milczenie Mae mówiło samo za siebie. Przestąpiłem z nogi na nogę czując się nagle zdenerwowany. – Wi-wiesz kim jest r-reszta o-osób na m-malowidle? Wskazała na środkową postać z bezdusznymi oczami i czarnymi szatami, mówiąc lekko drżącym głosem. – Hades. Znam go, jako Szatana. – Zacisnęła usta i powróciło jej urocze gniewne spojrzenie. – Wygląda jak diabeł opisany w Piśmie Świętym. Wskazałem na brązową ławkę na dziedzińcu. - Usiądź. Mae postąpiła wedle polecenia i skierowaliśmy się do mojego ulubionego miejsca – naprzeciwko malowidła, miejsce, na którym lubię siedzieć, palić i myśleć. Oczywiście przeważnie myślałem o niej. Choć jej tego nie powiem, lub jak cholernie dziwnym było, że teraz przebywała obok mnie. Zmęczona, Mae usiadła, sprawdziła czy jej suknia nie podwinęła się, nogi sztywno zgięła i położyła ręce na kolanach zanim pochyliła się ku mnie. - S-słyszałaś o Gr-Grekach? - Tak w małej ilości. Teraz wyobrażam sobie, że to niewiele. Uświadomiłam sobie ostatnio, że to czego byłyśmy uczone w gminie o życiu poza ogrodzeniem było fałszywe. Uśmiechając się krzywo, odpowiedziałem. – Starożytni Grecy n-nie wierzyli w jednego b-boga. W-wierzyli w wi-wielu. Sapnęła i położyła rękę na sercu. – Bluźnierstwo! Jest tylko jeden prawdziwy Bóg. Wzruszyłem ramionami i wyciągnąłem papierosa z kieszeni spodni i zapaliłem. Religia nie ogrywała znaczącej roli z moim życiu, i w dupie miałem
to, kogo obraziłem. Bikerzy nie byli dokładnie zgodni z tym, czego oczekiwało społeczeństwo. W rzeczywistości, byli cholernym przeciwieństwem. Mae zakaszlała. – Dlaczego zaciągasz się tymi rzeczami? - To… to… - przerwałem i odchrząknąłem. – Uspokaja mnie. – odpowiedziałem w napięciu. Widząc jej zmarszczony nos, nie mogłem powstrzymać śmiechu. - To śmierdzi. – Mae wykrzyknęła. Roześmiałem się,. – Tak są-sądzisz, s-skarbie? Skinęła głową z pewnością, jej piękna twarz wyglądała komicznie. Rzuciłem cygaro na ziemię oraz odwróciłem się i postukałem koniec jej nosa. – I dlatego ty n-nigdy nie zaczniesz palić tego gówna. P-prawda? Byłem miły… wesoły. Kurwa! Ky miałby ubaw po pachy. - Prawda. – Mae zgodziła się i obserwowała mnie przez kilka sekund zanim oparła się o ławkę, przysuwając się do mojego wyciągniętego ramienia. – Rozmawialiśmy o Grekach, Styx. Biorąc kolejny głęboki wdech, zacząłem. – We-według starożytnych GGreków, było trz-trzech boskich braci: Zeus, P-Posejdon i H-Hades. Obalili ich o-ojca, sprawującego rządy b-boga Kr-Kronosa, w bitwie. Ciągnęli losy by zdecydować, jakim dobrem będą teraz do-dowodzić, odkąd Kronos z-został wywygnany. Mae przysunęła się. – Co się potem stało? - Z-Zeus wylosował w-władzę nad niebem, P-Posejdon wody, a H-Hades podziemi – nie żeby którykolwiek z nich n-naprawdę p-pragnął tych ppowinności. – Wskazałem na obraz podziemi: czarne rzeki, poziomy ognia, przesadne jak cholera malunki demonów. - To podziemie jest jak Piekło? Hades otrzymał Piekło? Jak niefortunnie. Zaśmiałem się cicho na jej sposób wymowy, jak jakieś pradawne nowatorskie gówno z nieznaczną dobrą starą Teksańską nosową wymową. – Tak i n-nie.
- Czym to się różni? - Podziemie p-posiada drogi do wsz-wszystkiego, d-dróg, którymi może podążyć dusza po ś-śmierci. Kiedy l-ludzie umierają, i-idą do podziemia, gdzie zostają ocenione za życie ziemskie i w-w-wysłane na P-Pola Elizejskie, co uosabia n-niebo, tak przypuszczam. Rzeka zap-zapomnienia, Lete, z której dusze p-piją by zapomnieć ich żywoty, umożliwia od-odrodzenie. Lub jeśli dusze prowadziły z-złe życia, zostają wysyłane do T-Tartaru, co jest jak ty uważasz Piekłem, najgorszym m-możliwym m-miejscem. Hades sprawuje wwładzę nad tym wszystkim, u-upewnia się, że wszystko p-postępuje wwłaściwie. Mae milczała. Zastanawiałem się czy to było dla niej zbyt dużo do zrozumienia, gdy powiedziała. – Ta rzeka na malowidle nazywana jest Rzeką Styx, tak? To twoje klubowe imię. - To prawda. Wyprostowała się, oglądała ogromną rzekę, po czym jej wilcze oczy zatonęły w moich. – Jeśli Lete jest rzeką zapomnienia, to jaką rzeką jest Styx? Wypuściłem stłumiony oddech. – Nienawiści. Mae przesunęłam palcem wzdłuż mojego zranionego policzka, żal widniał na jej twarzy. – One przedstawiają takie smutne rzeczy. Przykryłem jej rękę swoją, unieruchamiając na policzku. – Tak, s-skarbie, to prawda. Życie jest t-trudne. Ś-Śmierć jeszcze gorsza. Nikt nie poleje cu-cukrem tego gó-gówna. - Dlaczego twój klub chce być nazywany po tej smutnej części historii, niepowodzeniu – dlaczego nie po bogu nieba czy wody? Była coraz bardziej podekscytowana, pełna nadziei. Myślała, że znalazła dla nas lepszą drogę, odkupienie – to było niepodobne do czegokolwiek, co usłyszałem od długiego pieprzonego czasu. Choć bezużyteczne. - Oddział m-macierzysty – p-pierwszy kl-klub – Kaci Hadesu został zzałożony t-tutaj w Austin. Mój dziadek był członkiem. On w-walczył w Wi-
Wietnamie. Wojna na d-d-dobre go p-popieprzyła. Nie mógł sobie p-poradzić z życiem ki-kiedy w-wrócił. Jedyną rz-rzecz, jaką znał było zabijanie i j-jazda na H-Harleyu. Nie mógł utrzymać p-pracy. O-on i wielu innych weteranów stworzyli ten MC. Tak do dziś w-wygląda droga mojej r-rodziny. N-nie znamy innej. Mogłem dostrzec na jej twarzy, że wciąż nie rozumiała. – S-skarbie, weterani widzieli gó-gówna w tej wonie, które n-nie pozwalały im spać w n-nocy. On-oni robili rzeczy, które ich przerażały na ś-śmierć. Żadnego boga nieba, wody czy innego, który mógłby w-wyciągnąć ich z tego p-piekła na ziemi. Gdy wrócili do USA byli postrzegani, jako mordercy, g-g-gwałciciele, z-zabójcy dzieci. Kiedy l-ludzie u-usłyszeli, do czego wojna ich z-zmusiła, zostali wypędzeni, oodrzuceni. Tak jak H-Hades. Ty wystarczająco długo ż-żyłaś w piekle, kkochanie, r-również stałaś się grzesznicą. Dlaczego próbować i b-być dobrym, kiedy l-ludzie już zdecydowali, że zaszłaś z-za daleko by zo-zostać zbawionym? Westchnęła i położyła rękę na mojej nagiej piersi. – Nie jesteś aż tak zły jak myślisz, Styx. Jesteś dobrym człowiekiem. Chciałem w to wierzyć, zgodzić się, ale zasługiwała naprawdę. – Tak, sskarbie, jestem zły. Z-zgrzeszyłem bardziej niż s-sądzisz. – Przesunąłem dłońmi wzdłuż twarzy. – Prawda jest taka. Jestem zły… z-z-zatruty do pieprzonej przeklętej d-duszy. Mae miała zaskoczony wyraz twarzy i odsunęła się od mojego ramienia. Nagle wstała i pomyślałem, że zamierza uciec. Zacisnąłem szczękę, przygotowany, ale zamiast tego wpatrywała się w malowidło zwrócona plecami do mnie, jej długie czarne włosy powiewały na wietrze. Cholernie piękna. Odwracając się, Mae stanęła między moimi nogami i wpatrywała we mnie. Widziałem jak jej palce drżały, gdy przygryzała pełną dolną wargę, po czym uniosła rękę i delikatnie przesunęła palcami po moich włosach.
Pochyliłem się ku jej ręce. Dwadzieścia sześć lat i zwykły dotyk sprawia, że niemal spuszczam się w spodniach. – S-skarbie… - Nie powinieneś być nazywany po nienawiści, Styx. - Zrobiłem kilka p-popieprzonych rzeczy. Szczerze, nie za-zamierzam się zmienić. Jestem p-przeklęty. P-pogodziłem się z tym. Mae wpatrywała się we mnie i przesuwała tą maleńką ręką wzdłuż moich włosów. – Dla mnie byłeś dobry. Przełykając, wychrypiałem. – Tylko ciebie. - Dlaczego tylko mnie? – spytała, marszcząc brwi. Wzruszyłem ramionami, wziąłem ją za rękę i splątałem palce z jej. Gdy spojrzałem na jej drgający nos, złożyłem pocałunek na środku jej dłoni. – N-nie możesz zadawać takich gó-gównianych p-pytań. - Dlaczego nie? – wyszeptała, gdy patrzyła jak pieszczę jej rękę. - P-ponieważ nie znam ch-cholernej od-odpowiedzi. Nigdy nie b-byłem taki przy i-innych… z wyjątkiem c-ciebie. Z westchnieniem, oparłem głowę o jej płaski brzuch. Puszczając jej rękę, objąłem ją mocno w pasie. Zacieśniłem uchwyt. Czułem się jakbym został powalony, znokautowany w pierwszej cholernej rundzie. Poczułem jak rozluźnia się pod moim uściskiem i dotyka palcami głowy. - B-będę walić pr-prosto z mostu, Mae. Z-zabijam ludzie. Nawet to lubię i-i… - czas na ostateczną śmierć – z-zrobię to znowu i z-znowu. Muszę w ty-tym życiu. Jej oddech przyśpieszył i cholernie mocno chwyciła mnie za nadgarstek. Na drżących nogach, Mae wstała i zdjąłem ręce z jej twarzy. Ponownie podeszła do malowidła, zostawiając mnie na ławce i przesunęła ręką wzdłuż twarzy Persefony. - Wiele rzeczy wiem o tobie, Styx. Nie jestem ani głucha ani ślepa na dziejące się tutaj wydarzenia. Ale nie odstraszysz mnie.
Wróciła i usiadła okrakiem na moich udach, przyciskając czoło do mojego, gdy chwyciłem ją za tyłek. – Persefona, bogini, żyła z Hadesem, prawda? Wspierała go nawet, kiedy inni myśleli, że postępuje źle? Powoli skinąłem głową. Jej długie rzęsy dotknęły policzków, po czym zatrzepotały. – Zakochała się w mrocznym władcy nawet, jeśli to nie wydawało się właściwe, prawda? Ponownie przytaknąłem. Do czego do diabła ona zmierza? Westchnęła radośnie i zarumieniła się. – To tak jak ja w tobie. Zamarłem i dłońmi obejmując jej twarz, odchyliłem ją, dostrzegając rumieńce skradające się na jej bladych policzkach. Czy ona mówi, że mnie kocha? Kurwa. Twierdzi, że mnie kuźwa kocha. Zawładnąłem jej ustami i przesunąłem nią po moim twardniejącym fiucie. Odsuwając się z westchnieniem, Mae spytała drżącym głosem. – Czy Hades również kochał Persefonę? Pomimo narzekań innych, pragnął by została przy jego boku? Wypuszczając mocno powietrze odpowiedziałem. – Tak… tak, kochał ją… cholernie bardzo. – Jej ogromny uśmiech w odpowiedzi pozbawił mnie cholernego powietrza z płuc i tym razem, to ona przycisnęła usta do moich, po chwili odsuwając je by polizać moją szczękę, aż po ucho szepcząc. – Znowu cię pragnę… Trzymając jej napięty tyłek i mając gdzieś czy uszkadzam szwy, wstałem z jej nogami owiniętymi wokół pasa. Zachęcony jej zaskoczonym okrzykiem, skierowałem się do tylnych schodów prowadzących do mieszkania, małe ręce Mea już rozpięły zamek u spodni i ściskały mojego fiuta. Zamarłem. Nie uda mi się dojść do pokoju. Opierając jej plecy o drewniane schody, podciągnąłem jej szatę, umieściłem penisa przy jej wejściu… wtedy drzwi na szczycie schodów zostały nagle otwarte.
- Kurwa! Styx! Ja… Ky. Mae zapiszczała w skrępowaniu, owijając ramiona wokół moich pleców, przyciskając nagie piersi do torsu, gdy osłaniałem ją całym ciałem. Spoglądając na mojego VP, miałem kurewsko śmiercionośną groźbę w oczach. - Wy-wypierdalaj! – rozkazałem. Ky przymknął drzwi, ale zostawił małą szparę by mógł krzyczeć. – Prez, mamy biznes do zrobienia. - Później! Jestem ch-cholernie z-zajęty! - Prez! Musimy działać już teraz. – słyszałem twardość w jego głosie. Powaga w jego tonie mówiła mi, że chodziło o coś ważnego. Jęknąłem z irytacją, mój fiut pulsował z bólu. W połowie znajdowałem się w ciepłej cipce Mae, a głowę przyciskałem do jej klatki piersiowej. – Mae, i-idź do łóżka. Mam kl-klubowe s-sprawy. – Mruknąłem do jej pełnych piersi, po raz ostatni wciągając do ust jej sutek. Skomląc, uniosła moją twarz, rozczarowanie widniało w jej oczach i złożyła długi pocałunek na moich ustach. Po tym wspięła się po schodach. Zapiąłem zamek z dżinsach i pokonałem po kilka stopni na raz, a następnie trzasnąłem pieprzonymi drzwiami w twarz Ky. Zatoczył się do tyłu trzymając za nos. – Kurwa, Styx! Co do cholery? - Jeszcze raz prz-przerwij mi i m-mojej k-kobiecie a osk-oskalpuje cię moim B-Bowie! Ocierając krople krwi z podbródka, twarz Ky stwardniała. Zbyt dobrze znałem ten wyraz twarzy. - To przygotuj się na więcej krwi, Prez. – Ky ostrzegł przez zaciśnięte zęby. – Bo właśnie złapaliśmy naszego szczura.
Rozdział 19 Styx - C-co? – warknąłem, szczękę już miałem zablokowaną i pyton okręcał się wokół gardła, zabierając głos. Od teraz muszę przejść na migi, żadnego więcej głosu skoro pieprzona wściekłość osiadła mi w kościach. Ky kończył ocierać rękawem zakrwawioną twarz. – Gówno Nazi jakoś nie pasowało mi. Nie mogłem pozbyć się tego z głowy. - Dlaczego? Mieliśmy już wcześniej wrogów przed bramą. Zaczął kręcić głową w tę i z powrotem, aż uderzył nią w ścianę klatki schodowej. – Sam pojechałeś za pieprzonymi Neo. – Powiedział zjadliwie i spojrzał na mnie. – Za co tak na marginesie wciąż mam ochotę skopać ci tyłek. Jednak, kiedy Mae wpadła do mojego pokoju i powiedziała, co zrobiłeś sprawdziłem taśmy z kamer. - Tak. I? – mignąłem. Ky przesunął ręką wzdłuż szyi w geście poderżnięcia. – Martwe. Wiele. Jakiś skurwiel wyczyścił taśmy. Nie udało nam się uzyskać obrazu furgonetki czy facetów. Nic. Kurwa! - Taśmy kończą się godzinę przed twoim pościgiem za Klanem. – Ky ponownie pokręcił głową. – To była pieprzona robota kogoś z wewnątrz. I odkryłem, kogo. Zacisnąłem ręce w pięści i zacząłem okręcać językiem kolczyk w wardze. Nowe blizny zaczęły pulsować od napięcia nagle obejmujące ciało. Szczur. Pierdolony szczur. Wiedziałem. - Nie stój tak ładnie wyglądając. Kto to kurwa jest? Ky westchnął zanim przymrużył oczy. – Pit. Kurwa.
- Sam go cholera sprawdziłem, Styx. Wszyscy bracia są jak dzieci. Trochę za chudzi, nieco za niscy, ale brat ma jaja ze stali, kiedy jest na drodze i jest złotą rączką. Moja dziecinka nigdy nie jeździła tak dobrze gdyby nie jego przegląd. Bez wątpienia zostałby zatwierdzony za kilka miesięcy. Prawdopodobnie dostałby również pełen wymiar godzin w sklepie motocyklowym. Ky zaczął wyciągać coś z kieszeni. – Ale kiedy stałem się podejrzliwy, zacząłem szukać, wiesz czego. I pokoje wszystkich były czyste. Z wyjątkiem jego. Ky wyjął małą płytkę i czarny telefon. – Na płycie jest brakujący materiał filmowy wraz z wiadomościami na telefonie, piszącymi zastrzeżonemu numerowi o lokalizacji i czasie transakcji z Rosjanami, wyjazdami i kiedy jesteś w związku. Nie ma nic o twojej przejażdżce z Mae czy pościgu za Klanem. Cipa nawet zgłosił, że zdjęliśmy Neo, który zabił Lois. Zacisnąłem ręce łamiąc cienką srebrną płytkę na pół. Ky chwycił telefon zanim również stałby się kłębkiem pyłu. - Gdzie on jest? – mignąłem szybko. - Właśnie go wezwałem. Będzie do dziesięciu minut. Reszta jest w barze. Jeszcze o niczym nie wiedzą. Odchodząc, poklepałem Ky po plecach w podzięce. Kładąc mi ręce na ramionach, odepchnął mnie. – Wszystko w porządku? Przytaknąłem. To wyjaśnia, dlaczego tej nocy szczur był na zewnątrz szopy zachowując się dziwnie i zawsze przebywał za barem… podsłuchując wszystkie rozmowy. Cholera! - Co się kurwa stało ze skinami? - Zdjąłem siedmiu Uzi. Potem zostałem pochwycony, pocięty. Udało mi się wyjąć Bowie z kamizelki, wyciąłem pozostałym dwóm skurwielom oczy i upewniłem się, że zjedli to gówno. Potem rozbiłem ich głowy tak dla pewności, podciąłem gardła i dźgnąłem w serca.
- Kuźwa, Styx. – Ky powiedział napiętym głosem i przełknął żółć. – Jesteś chorym skurwysynem. Skutecznym, ale chorym. - Wiem. - Więc… ty i Mae… - Trącił mnie łokciem i poruszył sugestywnie brwiami. – Dobrze się tobą zajęła? W końcu dostałeś się do tej pielgrzymującej cipki? Chwytając go za kołnierz podkoszulki Zeppelin, przypadłem go do ściany trzymając ręce przy jego twarzy. – Powiedz tak o niej jeszcze raz, a pozbawię cię pieprzonego języka. Zrozumiano, bracie? Próbował się nie uśmiechnąć, z niepowodzeniem. – W samą porę, Styx. W samą kurwa porę. Spojrzałem na Ky cholernie uśmiechniętą twarz i pokręciłem głową. – Chodźmy. – Sukinsyn był cholernym cierniem w tyłku. Gdy weszliśmy do baru, psycho trio gwałtownie wstali. - Pieprzony Prez! – Viking krzyknął, podchodząc do mnie z wyciągniętymi ramionami. – Sam zdjął Nazi i żyje by opowiedzieć mi bajkę! – Viking próbował mnie podnieść, ale uderzyłem rudego skurwiela w brzuch. AK owinął ramię wokół moich barków, gdy Flame stanął przede mną, jego mięśnie drżały. – Zabiłeś ich wszystkich? – spytał nagle. Skinąłem głową i tatuaże płomieni na szyi poruszyły się pod wypukłymi żyłami. - Czy cierpieli? – spytał chłodno, jego czarne jak smoła oczy były rozszerzone z podekscytowania. Brat wyglądał jak chodzący demon, tęczówki zniknęły pod naporem źrenic, tworząc czarne baseny na tle białek. - Cholernie, mignąłem. Flame uśmiechnął się szeroko, odchylając głowę i przeciągnął zbyt długimi paznokciami wzdłuż ramion. – Kurwa tak. – syknął, krew zaczęła spływać. Jeden po drugim, każdy brat w oddziale przywitał mnie, z wyjątkiem Ridera na końcu baru. Spojrzałem mu w oczy. Nie spuścił wzroku, następnie wstał i podszedł.
- Dobrze, że wyszedłeś z tego cały, Prez. – Wyciągnął ku mnie rękę. Groźnie spojrzałem na jego rękę i powróciłem myślami do sytuacji w pokoju, kiedy zakazał Mae umyć mnie. Zacisnąłem usta z obrzydzeniem. - Ona jest moją pieprzoną kobietą. - Prez, no weź bracie. Myliłem się. Teraz to rozumiem. Ona jest twoja. – powiedział tylko dla naszych uszu. Niechętnie uścisnąłem mu rękę. Oczami mówiłem mu. Odpierdol się od Mae albo będziemy mieć problemy. Okej? Brat skinął głową. Wiedział, co miałem na myśli. - Pieprzyłeś swoją sukę? – Viking powiedział zza mną, wąchając powietrze. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. – Zawszę wyczuję nową cipkę i cuchniesz tym gównem, Prez! – Zaśmiał się głośno. Rider wyrwał rękę i wycofał się chwiejąc na nogach, siadając na krześle ze spuszczonymi oczami. Brat był w świecie bólu. Ky pojawił się przy moim boku. Sekundę czy dwie później, Viking został powalony na ziemię. - Kurwa, Ky! – Viking krzyknął, pocierając podbródek. – Przestań z tym cholernym biciem! - To zacznij kurwa milczeć! – Ky odparł. Wskazałem braciom by się przybliżyli. Ky stał przy mnie, gotowy tłumaczyć, gdy bracia obserwowali nas ze skupieniem. - Pit jest szczurem. – mignąłem, gdy głos Ky rozniósł się po całym pomieszczeniu. Martwa cisza. - Już od jakiegoś czasu przeczuwałem, że mamy jednego, aż Ky znalazł dzisiaj dowody. Wiele pieprzonych rzeczy. Ujawnione detale umowy z Rosjanami, strzelaninę i dzisiejszy bliski zamach Nazi na nasz związek. - Dla kogo pracuje? FBI? Innych MC? Meksykan? – Viking spytał. Idiotyczne gówno zniknęło na rzecz zimnokrwistego zabójcy.
Pokręciłem głową. – Nie wiem. Ky wezwał Pita. Powinien być tutaj za…dźwięk wjeżdżającego motocyklu na dziedziniec powstrzymał mnie. – Wygląda na to, że kurwa już. Flame warknął i zaczął uderzać ręką zaciśniętą w pięść w drugą. – Czy on jest mój? Proszę powiedz, że jest mój. Chce, żeby był mój. Drzwi otworzyły się i Flame rzucił się na Pit, kandydat nawet nie zauważył nadchodzącej pięści… czy drugiej… bądź trzeciej. Flame podniósł Pita z podłogi, jego nogi dyndały w powietrzu, gdy uderzył nim o ścianę. - Ty pieprzony kawałku ścierwa! – Flame warknął przez zaciśnięte zęby. – Myślałeś, iż nie dowiemy się, że nas dymasz? Że nie obedrzemy cię ze skóry, kawałek po kawałku i upieczemy twoje mięso na grilu? Twarz Pita poczerwieniała i szok pojawił się na jego twarzy. – Ja… ja nie wiem, o czym mówisz! Flame, ja nie wiem! - Zabierz go do szopy. Teraz. – głos Ky wyraził moje polecenie. W ciągu kilku minut wszyscy byliśmy w szopie na tyłach, Flame i AK przywiązywali Pita do krzesła w środku pomieszczenia. Pit spojrzał na mnie. – Prez, naprawdę uwierz mi. Nie wiem, za co mnie oskarżacie, ale nie jestem szczurem. Jestem z wami. Ten klub jest moim życiem. Nie mam nic więcej. Ky rzucił się na Pita, kładąc ręce na ramionach krzesła. – Znalazłem gówna w twoim pokoju, bracie. Taśmy z kamer i telefon z wiadomościami zawierającymi daty wszystkich dostaw, lokalizację wyprawy, wszystko. Tank, Smiler i Bull śledzą teraz numery odbiorców, ale myślę, że kończą się na FBI lub Senatorze Collinsie. Mam rację? Pit zbladł. – Nie wiem, o czym mówisz! – krzyknął. – Jakie taśmy? Jaki telefon? Nie miałem tego gówna w pokoju! Podszedłem do szafki z nożami, przez cały czas czując na sobie oczy Pita. Skurwiel kłamał, jego oczy nerwowo spoglądały po całym pomieszczeniu. - Styx. Musisz mi uwierzyć, proszę… - błagał.
Znajdując mój nóż Bundeswehr, ruszyłem ku niemu gdy Flame rozerwał koszulkę Pita, jego chude ciało będzie ozdabiało wiele rodzajów ciekawych cięć. Mniej tłuszczu, ciężej przegapić organy. Choć niezależnie od tego dzisiaj umrze. Więc kogo to gówno obchodzi? Obracając uchwyt w rękach, nacisnąłem czubek na mostek i zacząłem przeciągać w dół, smród miedzi wypełnił pomieszczenia, krzyki Pita odbijały się rykoszetem od ścian. Wycofałem się po kilku minutach podziwiając mój podpis Kaci „K” teraz na zawsze osadzone na jego torsie. Teraz wszyscy będą wiedzieć, z kim zadarł. Flame wyrwał nóż z mojej ręki, przecierając krew wzdłuż jego teraz nagiego pokrytego bliznami torsu, śmiejąc się histerycznie. Nachylił się nad twarzą Pita. – Dla kogo pracujesz? Pit przechylił głowę na bok i zwymiotował na ziemię. Flame chwycił Pita za policzki i wyprostował głowę. – Dla kogo pracujesz, skurwysyni!? - Nikogo… nikogo. Przysięgam. PRZYSIĘGAM! Drzwi do szopy zostały gwałtownie otwarte i Bull, Tank i Smiler weszli do środka. – Numer był kierowany do… zgadnijcie… - Tank powiedział patrząc na Pita. Kipiąc ze złości, splunąłem na nogi Pita. - Wielkiego pierdolonego Senatora Collinsa! Nasz poufny w biurze powiedział mi, że kilku mężczyzn z garniturach pojawiali się raz w tygodniu przez ostatnie kilka miesięcy by ‘robić interesy.’ Poufny myśli, że są związani z ATF lub mafią. – Tank poinformował. - Mafia? – mignąłem. Tank wzruszył ramionami. – Mogłoby to być przyczyną zmiany działalności. Świeża krew. Nowe taktyki. Z pewnością nigdy nie mieliśmy z czymś takim styczności. Ciężkim krokiem podchodząc do Pita, przejąłem nóż od Flame i przyłożyłem do gardła Pita.
- Prez, to nie jest prawda. – wychrypiał. Zaciskając pięści, odwróciłem się i rzuciłem nożem w ścianę. Spoglądając przez ramię, dałem zielone światło Ky na zdjęcie szczura. Jeden po drugim, bracia zabawiali się z Pit, aż był zakrwawioną kupką nieszczęścia na krześle. Spojrzałem na Ridera, który opierał się o ścianę, wściekłość widniała w jego spojrzeniu, gdy patrzył na Pita. Uniosłem rękę by zatrzymać braci. Ky gwizdnął i w pomieszczeniu zaległa cisza. Podszedłem do Pita, trzymając nowy nóż do oddzielania kości. Jego zęby panoszyły się na ziemi, oczy były zamknięte od krwi, a ramiona i żebra połamane. Okrążając krzesło z Pit’em, nie odrywałem wzroku od Ridera, który poruszył się nerwowo pod stałym spojrzeniem. Zatrzymując się za Pit, uniosłem nóż i wbiłem go w jego prawe ramię. Dlaczego? Jakieś gówno, które wyczytałem o Rzymianach. Mają teraz wolne ręce, mignąłem. – Tak kończą bracia, który dopuszczają się zdrady. Żaden brat nie pracuje pod przykrywką dla federalnych czy innego klubu… i żaden brat nie zadziera z własnością innego brata… Rider rozszerzył oczy, ale pozostał nieruchomo – dotarł do niego mój przekaz. Zasygnalizowałem Flame by podał mi kolejny nóż, i wbiłem go w lewe ramię Pita. Brat przestał się ruszać, wydawał jedynie nierówne sapnięcia. Odzyskałem mój nóż, najcenniejsze Niemieckie ostrze. Stanąłem cztery kroki przed twarzą Pita i jednym ruchem, wyprowadziłem pięciocalowe ostrze, które przecięło sześć metrów czystego powietrza. Nóż poleciał właściwie i wbiło w miejsce przeznaczenia, pomiędzy Pita pieprzone szczurze oczy. Pit, szczur, trafił do przewoźnika bez dziesięciocentówek na oczach. Bracia z otwartymi ustami patrzyli jak wybiegam z szopy. Nikt nie śmiał za mną podążyć. Czułem mdłości z powodu zdrady Pita, myśli że szczur nie został zdemaskowany przez prawie pieprzony rok. Wniknął do MOJEGO klubu i dzielił się z wtyczkami NASZYMI biznesami.
Wpadłem do pokoju i poszedłem najkrótszą drogą do łóżka. Zamarłem. Mae mocno spała, nago. Jej długie proste czarne włosy były rozsypane na poduszce. Cholernie oszałamiająca. I cała moja. To mnie kurwa uspokoiło. Mae poruszyła się we śnie i długa, smukła noga skopała pościel… eksponując ciasną cipkę. Zdjąłem dżinsy i wczołgałem się na jej zrelaksowane ciało. Okrążając jej uda, rozsunąłem jej nogi. Nadal nieprzytomna, jęknęła cicho. Uśmiechając się na myśl o tym, co miałem zrobić, składałem rząd pocałunków od jej kolana do uda, omijając blizny, przez które uciekłem. Ręce Mae nagle wsunęły się w moje włosy; gdy spuściła wzrok, te otoczone gęstymi rzęsami wilcze oczy były skupione na moich głodnych-cipki ustach. - Styx… - jęknęła sennym głosem. Nie traciłem czasu i przeciągnąłem językiem wzdłuż jej szczeliny. Długi jęk powiedział mi jak bardzo jej się to podobało. Zacisnąłem ręce na jej udach i pochyliłem się, zawzięcie ssąc jej łechtaczkę i wsuwając palec w cipkę. Zaczęła mnie ciągnąc za włosy po każdym liźnięciu, każdym ssaniu, każdym pocałunku, każdym pchnięciu. Moja kobieta cholernie to uwielbiała. Mae oddech przeszedł na ciężkie dyszenie i jej uda napięły się wokół mojej głowy. Na chwilę, znieruchomiała; po czym krzyk wydobył się z jej gardła. Zwolniłem językiem do leniwych okrążeń i zrelaksowałem ją. Odsuwając się, uśmiechnąłem się na widok jej zaczerwienionego ciała. - Styx… co…? – urwała, ściskając uda i przewracając oczami z rozkoszy. – Panie… Oparłem ręce obok jej głowy na materacu, aż całym ciałem unosiłem się nad nią. – Po-podobało ci się, kochanie? Po-podobało ci się jak jadłem t-twoją mokrą cipkę? - Tak! Styx… tak! Ale… - Ale spuściła wzrok na ręce zakrywające jej blizny. Pocałowałem ją, odsunąłem się i oświadczyłem. – T-te blizny n-nic nie znaczą.
Łzy napłynęły jej do oczu i podciągnęła mnie obok na łóżku, a następnie wsunęła w moje ramiona. Leżeliśmy w milczeniu przez dłuższą chwilę. - Czy uporałeś się z twoimi… sprawami? – wstępnie spytała. - Z-załatwione. – odpowiedziałem krótko. Mae oparła się na łokciach i spojrzała na mnie. – Czy mogę spytać, co to była za sprawa? Pokręciłem głowa, sygnalizując stanowczo „nie.” Mae westchnęła cicho, okazując rozczarowanie. - Takie jest życie k-klubu, s-skarbie. Stare ni-nie są angażowane w klubowe gó-gówna. Tak samo z t-tobą. Osunęła się, teraz przygnębiona. – Okej. Przesuwałem dłońmi wzdłuż jej kręgosłupa, patrząc niewidzącym wzrokiem na brązowy sufit, myśląc o gównach, jakie przeszliśmy gdy Mae powiedziała. – Zagraj mi piosenkę, Styx. Zaśpiewaj dla mnie. Uśmiechnąłem się i przekładając nogi zza materac, przyniosłem Fendera. Wyciągnąłem go w stronę mojej kobiety. Zmarszczyła brwi i jej nos drgnął. Tłumiąc jęk, włożyłem jej gitarę do rąk. – G-graj. - Nadal będziesz mnie uczyć? – spytała z powalającym pieprzonym uśmiechem. Usiadłem na materacu obok Mae i przytaknąłem. Nauczę ją jak grać.
Rozdział 20 Mae - Jeszcze jeden karton, kochana. – powiedziała Beauty, gdy zbliżała się do mnie, z ogromnym brązowym pudłem ze skórzanymi kamizelkami dla mężczyzn. - Jasne, nie ma problemu. – odpowiedziałam. Beauty przystanęła obok mnie w obcisłych czerwonych skórach i czarnej bokserce Katów. Miała również na sobie pasującą Własność Tanka kamizelkę. W rzeczywistości, rzadko ją zdejmowała. Minęły cztery tygodnie. Cztery tygodnie bycia ze Styxem, wzajemne odkrywanie naszych ciał, jazdy na tyle jego motocykla, smaku mocnego pędu wolności. I cztery tygodnie, podczas których uczył mnie jak grać na gitarze. Naprawdę to pokochałam. Muzyka stała się moją pasją. Obsesją. Każdy zestaw akordów coś we mnie poruszał; kiedy grałam, czułam jakbym naprawdę się odkryła, odkryłam osobę, którą zawsze miałam być. Dzielenie tej miłości ze Styxem tylko powiększyło intensywność pasji. Styx nawet zaczął mnie uczyć ASL. Nie podobała mi się niezdolność do komunikacji z nim, kiedy byliśmy w towarzystwie innych osób, więc przypominałam Styxowi by przy każdej okazji uczył mnie języka migowego. Beauty również mi pomogła. Oraz dostałam pracę. Przekonałam Styxa, by pozwolił mi pracować dla Beauty skoro Pit został… wyrzucony… i zagrożenie dla klubu zniknęło. Bardzo się starałam nie mieszać w tę stronę spraw. Nie mogłam znieść takiej wizji Styxa; tak agresywnego, brutalnego. Wiedziałam, że byłam naiwna, ale chciałam żeby wszystko było pozytywne i choć na chwilę zadowalające. A Styx w stosunku do mnie był piękny. Styx niechętnie pozwolił mi pracować. Sklep Beauty był daleko od niego i związku. Martwił się, że świat zewnętrzny będzie dla mnie zbyt ciężki, ale w
końcu mi pozwolił i uwielbiałam go za to. Rozumiał, że potrzebowałam doświadczyć życia poza nim… poza klubem. Beauty wzięła mnie pod swoje skrzydła i pracowałam w jej sklepie, Ride, od dwóch tygodni. Każdego dnia, Styx zawoził mnie do pracy na tyle jego Harleya i odbierał pod koniec dnia, by zawieść do domu. To wszystko było tak… normalne. Pielęgnowałam uczucie normalności. Kiedy przez całe życie byłeś wypędzany przez ludzi, normalność stawała się… piękna. Skórzany uniform, jaki musiałam nosić w Ride był… inny: obcisłe czarne skóry i czarna dopasowana bokserka Katów, ale w rzeczywistości podobało mi się to. Stopniowo budowałam swoje życie z mężczyzną, którego uwielbiałam i przyjaciółmi, z którymi lubiłam spędzać dni. Przeważnie Letti wpadała do sklepu i „rzucała gównami” jak to określała. Letti pracowała w warsztacie motocyklowym obok z Bullem, Tankiem i kilkoma innymi braćmi, których jeszcze tak dobrze nie znałam. W sumie, życie biegło dobrze. Z wyjątkiem Ridera. Po tym jak Styx został ranny, Rider udał się na długą wyprawę do Luizjany i kilku innych stanów w sprawie biznesów klubu. Od tego czasu nie miałam od niego wieści i bardzo za nim tęskniłam. Brakowało mi rozmów z nim. Żartów. Nawet się ze mną nie pożegnał. Beauty położyła kubek parującej kawy obok mnie, przygotowując się by pomóc mi poskładać resztę skór. – Więc Styx odbiera cię dzisiaj? – spytała, zaczynając rozmowę. - Tak. – sprawdziłam zegar na ścianie za ladą i uśmiechnęłam się. – Powinien być tu w każdej chwili. - Nie masz nic przeciwko by pracować jutro, kochanie? Ostatnio jesteśmy zawalone robotą.
Posłałam przyjaciółce szeroki uśmiech. – Oczywiście! Uwielbiam to. Nie jestem dobra w niczym innym z wyjątkiem składania ubrań, ale lubię być czymś zajęta. - Cholera, dziewczyno, jesteś najlepszą pracownicą, jaką miałam. Kult, w którym dorastałaś może być zacofany jak diabli, ale z pewnością nauczyli cię kilku cholernie dobrych pożytecznych umiejętności! – Beauty przerwała i spojrzała na mnie. – Kuźwa! Przepraszam, Mae, czasami coś palnę zanim pomyślę! Nie mogłam powstrzymać śmiechu. – Nic się nie stało. Masz racje. Musiałyśmy dobrze wykonywać nasze obowiązki inaczej zostałybyśmy ukarane. Uwierz mi, wszystkie odbyłyśmy szybkie szkolenia. Niebieskie oczy Beauty wypełniły się współczuciem. – Mae, wiem, że nigdy nie powiedziałaś o tym, co tam się stało, ale jestem tutaj gdybyś kiedykolwiek chciała pogadać. Nikomu nie powiem, ani żywej duszy. Przykładając parę szerokich skórzanych spodni do piersi, przełknęłam gulę w gardle. – To wiele dla mnie znaczy. Dziękuję. Beauty owinęła ramię wokół mnie i uściskała zanim szybko puściła. Wróciłyśmy do pracy w ciszy. - Przypominasz mi moją przyjaciółkę. – powiedziałam cicho, kilka minut później. - Naprawdę? – Beauty przerwała wykonywaną czynność i uśmiechnęła się do mnie. - Tak. Nazywa się Delilah lub Lilah jak do niej mówię. Jest piękna z długimi blond włosami i niebieskimi oczami. Piękna… tak jak ty. Czułam jak Beauty mnie obserwowała, ale kontynuowałam składanie ubrań, czując się nieco odsłonięta, nie chcąc nawet na nią spojrzeć. - Tęsknisz za nią? – spytała cicho. Zamknęłam oczy i uczucie piekącego bólu pojawiło się w mojej piersi. – Niewiarygodnie, ja… ja… - zerknęłam na Beauty, po czym szybko odwróciłam
wzrok. – Moja starsza siostra, Bella… umarła. To, dlatego opuściłam gminę. Chciałam… poprosiłam Lilah by do mnie dołączyła, ale odmówiła odejścia. Była przerażona. Moja młodsza siostra, Maddie, również tam jest. Tak bardzo za nimi tęsknię, kiedy o nich myślę, że nie mogę oddychać. Jestem tutaj, wolna, doświadczając życia i zakochana w najbardziej niesamowitym mężczyźnie. A one są tam w tym więzieniu… samotne. - Mae. – Beauty wyszeptała cicho, pocierając mnie po plecach. Kontynuowałam. – Wierzę, że kiedyś ponownie je zobaczę. Każdego dnia się o to modlę. One są moją rodziną. Ale… nie odejdą ze mną. Wierzą w Zakon i za bardzo się boją świata zewnętrznego. - Czy kiedykolwiek myślałaś o próbie znalezienia gminy? Klub pomógłby ci je odzyskać. Zaczęłam, moje serce biło zbyt szybko. – Nie! Nawet nie wiem gdzie zacząć. Nie chcę zobaczyć tego miejsca nigdy więcej… przenigdy. Tam jest zło, Beauty. Oni nigdy nie pozwolą mi odejść, jeśli tam wrócę. Nie chcę położyć stopy na tej ziemi. - Cholera, dziewczyno! Styx cię ochroni. Ten facet ma bzika na twoim punkcie! – Beauty zarumieniła się i przygryzła wargę. Nie mogłam rozgryźć jej wyrazu twarzy, ale nagle powiedziała. – Mae? - Tak? - On z tobą rozmawia, prawda? - Tak. – odpowiedziałam ostrożnie. – Rozmawiamy… on jest dla mnie bardzo dobry. - Wiesz, że przez cały czas odkąd jestem związana z klubem, nigdy nie usłyszałam jego głosu. Nikt z wyjątkiem Ky. Wiem, że krzyknął za tobą podczas strzelaniny, cholernie szokując tym braci, ale zbyt wiele się działo by naprawdę przyjąć to do wiadomości. Jak brzmi jego głos?
Zarumieniłam się. – Głęboki, chropowaty, silny Teksański akcent, prawie jakby płukał gardło rozbitym szkłem… idealny. Uwielbiam jego głos i cały dzień mogłabym słuchać jak mówi. – Jeszcze bardziej się zaczerwieniłam. Promienny uśmiech rozjaśnił całą twarz Beauty. – Jestem tak szczęśliwa z was obu. Kiedyś martwiłam się o niego. Cieszę się, że dałaś mu głos, bezpieczne miejsce by był sobą. Ma trudne zadanie, które tak młodo otrzymał. Ale Chryste, chłopak jest cholernie dobrym Prez. Nawet ci starsi – Smokey i Bone, którzy widzieli trzech Prezesów Katów w ich życiach – mówią, że Styx jest najsilniejszy, najlepszy. Urodzony by nosić naszywkę. Szybko skończyłam składać ostatnią parę spodni i uścisnęłam Beauty. To ją zszokowało. Wywnioskowałam to po jej nagłym sapnięciu. Nie okazywałam często uczuć, to nie było dla mnie naturalne, ale naprawdę doceniałam przyjaźń Beauty, a zwłaszcza teraz. - Akhem. – Ktoś odchrząknął za nami. Puszczając Beauty, spojrzałam przez ramię. - Witaj, Flame. – pozdrowiłam, dostrzegając jak stoi niezręcznie w głównych drzwiach. Jego oczy przesuwały się po całym miejscu, od podłogi po sufit i przez ramię. Ciągle był niespokojny, stale się pilnował. - Mae. Beauty. – pozdrowił płasko ze skinieniem głowy. Flame był ubrany w czarne dżinsy, biały podkoszulek i kamizelę. Jego dziwnie obcięte ciemne włosy były zmierzwione i potargane od jazdy, ale ogromne czarne oczy w kształcie migdałów miały stały pełen grozy blask. Powiedział do mnie stanowczo. – Styx ma sprawy do załatwienia. Posłał mnie bym cię odebrał i zabrał do domu. Prosto do jego mieszkania. Okej? - Oh, okej. – odpowiedziałam. – A kiedy wróci? Flame wzruszył ramionami. – Kiedy wróci. Wiedziałam, że tylko tyle informacji mogłam oczekiwać. Biznesy klubu ponad wszystko.
Szybko pobiegłam na zaplecze, wzięłam torebkę i pomachałam na pożegnanie Beauty. – Do zobaczenia rano! - Pa, kochana! – krzyknęła, gdy udała się do dość dużego grizzly klienta stojącego przy sekcji z kaskami. Flame już czekał na mnie na jego Harleyu, wyprostowany, jego oczy wszędzie błądziły, a głowa drgała. Jechałam tylko z Riderem i Styxem. O dziwo, czułam się jakbym ich zdradzała poprzez siedzenie na tyle motocyklu Flamea. W rzeczywistości, przez większość czasu wytrącał mnie on z równowagi. A jeszcze bardziej, gdy był blisko. Niezdarnie wspięłam się na maszynę, wyciągnęłam ręce by objąć go z pasie, ale odskoczył z niskim pomrukiem. – Nie owijaj swoich pieprzonych rąk wokół mojego pasa! Uniosłam ręce, pokazując, że nie dotykały jego ciała. – Bardzo przepraszam. – powiedziałam cicho. Po kilku chwilach, wydawał się zrelaksować. – Nie mogę być dotykany w pas, brzuch czy niżej. Okej, Mae? Serce biło mi szybko z nerwów i zmarszczyłam brwi zmieszana. – Okej. – potwierdziłam. Następnie spytałam. – Czy mogę chwycić boki twojej kamizelki. Tylko materiał, nie twoje ciało? Nie dotknę cię, obiecuję. Flame nerwowo spojrzał przez ramię, jego obsydianowe oczy były szeroko otwarte. Niespodziewanie, jego ręce zaczęły drżeć na rączkach motocyklu. Potem, z wahaniem, Flame odpowiedział. – W porządku. Tylko… nie dotykaj… nie dotykaj kurwa… Kiwnęłam głową w zrozumieniu, chwyciłam w pięści jego kamizelkę i nagle wystartowaliśmy. Piętnaście minut później, dotarliśmy do związku. Gdy zaparkowaliśmy, mój puls przyśpieszył. Czarny i chromowany Harley był zaparkowany na przedzie – Ridera Harley. Wrócił!
Zsiadając z motocyklu, podziękowałam Flame i udałam się na tylne schody prowadzące do mieszkania Styxa. Flame z rykiem wyjechał ze związku i zatrzymałam się zaledwie kilka cali od furtki. Skoro Styx załatwia sprawy biznesowe mogłabym porozmawiać z Riderem na osobności, spróbować i odzyskać przyjaciela uratować związek, jaki tworzyliśmy. W ciągu ostatnich czterech tygodni powiedziano mi bym używała tylnego wejścia do mieszkania Styxa chyba, że klub był otwarty dla żon i starych. To nie była piątkowa lub sobotnia noc, czy rodzinny dzień Katów, więc wiedziałam, że złamię zasady, jeśli wejdę do baru bez Styxa. Nie chciałam rozgniewać Styxa ale… Potrzeba ujrzenia Ridera zwyciężyła i pchnęłam drzwi prowadzące do baru. Pierwsza rzecz, jaka mnie powitała była gęsta mgła dymu tytoniowego, a następnie silny zapach alkoholu. Muzyka rockowa wydobywała się z głośników i zauważyłam Smilera przy barze, popijającego piwo. - Dzień dobry, Smiler. – powiedziałam. Wybałuszył oczy jak rejestr organowy widząc mnie samotnie w barze braci. Smiler nigdy się nie uśmiechał – jego przydomek był ironią – rzadko się odzywał. Szarpnął brodą w pozdrowieniu. - Byłeś na wyprawie z Riderem? Powoli skinął głową, zaciekawiony. Spuszczając wzrok, wykręcałam palce. – Gdzie on teraz jest? - W jego pokoju. – zaczęłam się oddalać, gdy Smiler dodał. – Choć, mogłabyś się trzymać z dala od tego miejsca. - Dlaczego? - spytałam od niechcenia, gdy poczułam bolesny ucisk w gardle. - Tak dla informacji. Nie żeby Prez chciał abyś się tu kręciła, jeśli łapiesz o co chodzi. Smiler odwrócił się w stronę baru i włączył telewizor. Na ekranie wyświetliła się jakaś sportowa gra. Ciężka zasłona brązowych włosów opadała mu na oczy, blokując przed moim wzrokiem.
Szłam ostrożnie wzdłuż korytarza mijając drzwi prowadzące do prywatnych pokoi braci i zapukałam do właściwych. Słyszałam głośną muzykę dobiegającą z wewnątrz i po kilku minutach bezczynnego czekania, wiedziałam, że mnie nie usłyszał. Jednak on tam był i nie zamierzałam odejść bez wcześniejszego spotkania z nim. Wciągając oddech i sprawdzając czy korytarz był pusty, nacisnęłam klamkę i pchnęłam… a oddech natychmiastowo uwiązł mi w gardle. Dobry. Boże. Rider… Rider był nagi, jego mięśnie i żyły wyraźnie się odznaczały, a nogi miał napięte. Rider był na łóżku… jego łóżku z drobną czarnowłosą dziewczyną nachyloną nad jego kroczem. Ssącą entuzjastycznie jego długość. Leżał zrelaksowany na materacu, oczy miał zamknięte, pełne usta lekko rozchylone. A dziewczyna… Urgh! Dziewczyna była naga, jej małe ciało było schowane między nogami Ridera, duże niebieskie oczy pełne głodu, gdy obżerała się jego ciałem, ciągle przypatrując się twarzy Ridera. Wcześniejsze rozmowy mignęły mi w głowie. Masz gdzieś sukę czekającą z utęsknieniem na ciebie, Rider? Spytała Lexi. Nie. Żadnej suki. Chcesz być z kimś, kogo kochasz. Powiedziała świadomie. Rider wzruszył ramionami. Nie mogę tego zmienić. Tak zostałem wychowany. To nie była prawda! Ta cała scena była tak zrujnowana. Rider pragnął dla siebie czegoś więcej niż to; sam mi tak powiedział. Zasłużył na nagrodę bardziej niż ten akt desperacji. Pragnął poczekać na kogoś, kogo pokocha. To jesteś ty. Ona kocha ciebie. Umysł dręczył mnie sprzecznymi myślami. Była tylko jedna rzecz do zrobienia.
Przeszłam wzdłuż wcześniej czystej sypialni, teraz pokrytej porozrzucanymi brudnymi ubraniami i pustymi butelkami p alkoholu, i wyciągnęłam wtyczkę z ogłuszającego stereo. Wciąż trzymałam przewód w ręce, gdy Rider uniósł głowę z materaca. Spojrzał mi prosto w oczy, które rozszerzyły się z szoku zanim powróciły do wcześniejszego oszklonego stanu. Klęcząca dziewczyną również próbowała unieść głowę, ale Ridera silna ręka kazała jej przyjmować jego obfitość w jej ustach. Jęknęła i zaczęła walczyć z jego uściskiem. Rider uśmiechnął się krzywo. Poczułam odruch wymiotny. To nie był Rider, którego poznałam. Puszczając przewód, podeszłam do łóżka chwytając krótką różową sukienkę i wysokie buty dziewczyny. Zaciskając rękę wokół nadgarstka Ridera, odciągnęłam ją od głowy dziewczyny, która odsunęła się z głośnym sapnięciem. Spojrzała na mnie z mokrymi sarnimi oczami. – Wyjdź. – zarządziłam. Nie zawahała się. Mój Boże, mogła mieć z osiemnaście lat, co najwyżej dziewiętnaście. Co robiła w takim miejscu? Z bratem zbyt starym i zbyt… szorstkim dla dziewczyny takich rozmiarów i wieku? Rider zerwał się z łóżka, jego męskość wciąż była wyprostowana i spoczywała na brzuchu. Odwróciłam wzrok. Mężczyźni będący nadzy nie byli dla mnie niczym nowym. Uczniowie zawsze byli pozbawieni ubrań podczas dzielenia i byłam przyzwyczajona do ignorowania ich ciał; mogłabym potraktować Ridera w ten sam sposób. Spojrzałam na zabliźnioną ranę po kuli. Chwytając dziewczynę za ramię, szarpnął ją do tyłu. – Spierdalaj, Mae. Królewna Śnieżka ssała mojego fiuta. Suka nigdzie nie idzie. Królewna Śnieżka! Naprawdę? Poczułam wymiociny w gardle.
Czułam wzburzenia w brzuchu, gdy przyglądałam się dziewczynie. Przypominała mnie… pod każdym względem: wyglądem, wzrostem, posturą. Biedny Rider. Gdy pchnęłam Ridera w pierś, opadł na łóżko ze stęknięciem. Szybko gramoląc się na nogi, morderczy wyraz wykrzywił jego srogi wyraz twarzy. Ponownie zwróciłam się do dziewczyny. – Odejdź. Teraz. Wyjdź i nigdy nie wracaj. Nie poproszę ponownie. Odgłos cicho stąpających stóp po drewnianej podłodze zaszczycił moje uszy i po kilku sekundach drzwi zostały zamknięte. Okręciłam się by skonfrontować się z Riderem, który stał poczerwieniały, jego pierś mocno opadała, a zęby miał zaciśnięte gdy spoglądał na mnie. - Co. Ty. Do. Kurwy. Wyprawiasz? – Podkreślił każde słowo przez zaciśnięte zęby. Napotkałam jego wzrok i dostrzegłam konflikt w ich głębi. Pragnął mnie. Teraz znałam ten wyraz. Wiedziałam, co oznaczał. Żądza wrzała; wiedziałam to przez sposób, w jaki jego wargi napięły się, gdy wpatrywał się we mnie. Co więcej: ręce zaciśnięte w pięści, walcząc z pragnieniem dotknięcia mnie… i to jak jego długość była teraz twardsza niż przy biednej klęczącej dziewczynie, która brała go do ust. - Rider. Nie rob tego sobie. – prosiłam spokojnym głosem. - Robić czego? Pieprzenia? Ona naprawdę dobrze ssała mojego fiuta dopóki nie wpadłaś niszcząc wszystko w diabły. - Nie wierzysz w tego rodzaju rzeczy! Te… bezmyślne nierządy nie są tobą. Powtarzałeś mi w kółko jak pragniesz być z kimś, kogo kochasz. Tak zostałeś wychowany. Tak jak ja, pamiętasz? - Tak. – powiedział bez tchu. Jego ramiona opadły i brązowe oczy nieznacznie zmiękły. – Choć, osoba którą kocham jest z kimś innym. Co mam do cholery z tym zrobić?
- Rider… - urwałam, nie wiedząc co odpowiedzieć. Uniósł rękę i przesunął nią wzdłuż moich włosów, pocierając czarne pasma między palcami. – Nie mogę się z tym uporać, Mae. Nie mogę znieść tego, że jesteś z nim. – Jego nisko głos był załamany i zasmucony. Moja pierś bolała. Wzięłam go za rękę i ścisnęła. – Rider… ja go kocham. Odchylił głowę wpatrując się w sufit, a usta napięły się pod osłoną krótkiej czarnej brody. Puścił moją rękę. – A ja kocham ciebie, Mae. – wyznał ochryple. Obniżył podbródek i objął moją swoimi dużymi dłońmi. – Cholernie cię kocham. Nie mogę przestać o tobie myśleć. Upijam się by zapomnieć, że jesteś z nim… w jego pokoju… piep… - skrzywił się. – Cholera, nawet teraz nie mogę o tym myśleć! Znalazłem tą młodą sukę z Vikingiem. Po prostu chciałem o tobie na chwilę zapomnieć. Nie śpię. Nie jem… - Rider, proszę. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. - Nie chcę być twoim pieprzonym najlepszym przyjacielem, Mae! - Rider… - spuściłam głowę, gdy poczułam na policzku spływającą swobodnie łzę. - Nie, Mae! Jesteśmy tak dobrze dopasowani. Chcemy tych samych rzeczy, wierzymy w to samo. Twoja przyszłość powinna być ze mną. - Jestem ze Styxem, Rider! - Pieprzyć Styxa! - Nie! – wyszarpałam się z jego uścisku. – Nie będziesz mówił o nim w taki sposób! Kocham go, Rider. Ciebie również, ale w zupełnie inny sposób. Przestań to utrudniać! Czuję się jakbym była rozdarta na dwie części! - Utrudniać! UTRUDNIAĆ! Nie znasz znaczenia tego słowa! Przebywałaś ze mną przez kilka tygodni. Tylko ty i ja. Mówiłaś mi o wszystkim: twojej wierze, zmartwieniach, nadziejach. Żartowałaś ze mną, spałaś, kurwa JECHAŁAŚ NA TYLE MOJEGO MOTOCYLKU! Najpierw byłaś moja, Mae. Nie jego! MOJA! - I tu właśnie jesteś w błędzie, Rider. – wychrypiałam, cicho.
Zmarszczył brwi. – Jak? Jak mogę być w błędzie? - Byłam Styxa odkąd ukończyłam osiem lat. Jego oddech się uspokoił. – Co? Jak… - Spotkałam go lata temu, tylko na chwilę, ale to wystarczało. Nasz los tego dnia został przesądzony. Wypuścił powietrze zszokowany. – Znalazł gminę? Gdzie? Jak? Skinęłam głową. – Znalazł nas przez przypadek, ale wierzę, że miałam go poznać tego dnia. Rider pokręcił głową jakby osłaniając się od tej prawdy. Gdy podchodził do przodu, cofałam się aż uderzyłam o ścianę. Nie miałam, dokąd pójść. Rider pochylił się nade mną, wciąż nagi, jego oczy płonęły. – Nie obchodzi mnie, co stało się lata temu. Mam gdzieś czy brat rozmawia z tobą lub uważasz, że dzielicie jakieś połączenie z dzieciństwa. Chcę cię teraz. Zapomnij o przeszłości! Chcę być z tobą, Mae. Przycisnęłam ręce do jego twardej, nagiej piersi ale nie chciał się odsunąć. Rider górował nade mną, odsłaniając serce. Jedynie, co mogłam oferować w zamian to jeszcze bardziej je złamać z wypełnionym bólem wyznaniem. Wysunął język i polizał usta a moje serce zaczęło walić. Gdyby nie było Styxa, czułabym przyciąganie do Ridera, bez wątpienia. Gdyby nie było Styxa, zakochałabym się w Riderze. Ale Styx był moim życiem… był moim sercem. - Przykro mi, Rider, ale nie… - nie dostałam szansy by dokończyć zdanie zanim Ridera wargi zmiażdżyły moje. Objął moją twarz w uścisku jak imadło i próbowałam się wyrwać. Jego broda muskała moją skórę i nie mogąc się odsunąć, postanowiłam mu na to pozwolić. Pozwoliłam mu mieć siebie tylko w ten sposób. Tylko ten raz. Jego język starał się otworzyć moje wargi i mogłam poczuć smak alkoholu w jego ustach. Łzy swobodnie spływały z moich oczu, gdy jego dotyk pogłębił się
a miękka broda zwilgotniała. Nie odwzajemniłam pocałunku, co i tak go nie zniechęciło. Naparł na mnie biodrami, zachęcając do odpowiedzi, jego długość stwardniała przy moim brzuchu. Nic nie mogłam dać mu w zamian. Po prostu stałam i pozwoliłam mu robić swoje. W końcu odsunął się i dostrzegłam wyraźne zranienie wypisane na jego twarzy, gdy wpatrywał się we mnie. - Mae… czuję się jakbym nie mógł oddychać. – wyznał napiętym głosem. Widzę jak patrzysz na niego z takim wyrazem twarzy. Wzrokiem, który masz tylko dla Prez. – Spojrzał na mnie wyglądając jak nadąsany, bezradny mały chłopiec. – Dlaczego na mnie nie możesz tak patrzeć? Panie, ten ból między słowami… Moja pierś falowała a wstrząsający szloch opuścił moje ciało. – Nie wiem, Rider. Proszę, nie próbuję cię zranić. Ale nie mogę spojrzeć na ciebie w ten sposób, to łamie mi serce. Zamarł. – To ty mnie ranisz, Mae i nie mogę tego znieść! Jeśli mam tu siedzieć na kolejnym spotkaniu z Prez, wiedząc, że zaledwie minutę wcześniej był w twojej cipce, oszaleje. Jeśli mam ponownie udać się z nim na wyprawę, i wracać w pośpiechu by ten rzucił się do twoich ramion, eksploduję! To jest mój cholerny dom, a nie mam gdzie indziej pójść. Ostrożnie podszedł i zaczął wycierać moje łzy. – Ale nie mogę być tutaj z tobą i nim. – Przełknął ślinę, jego jabłko Adama drgało. Dziwny wyraz przemknął po jego twarzy. – Styx nie ma żadnej przyszłości, Mae. Jeśli z nim zostaniesz, spotkają się tylko kłopoty. - Co masz przez to na myśli? – spytałam podejrzliwie. Jego emocjonalne ściany natychmiast wzrosły. – Jest człowiekiem ściganym przez wielu ludzi. Cudem uchodzi z życiem, Mae. On nie ma przyszłości. Ty ją masz… ja mam. - Rider, przestań. – krzyknęłam.
Rider zatoczył się. – Nie mogę tu zostać z tobą i nim. Jeśli dokonałaś swojego wyboru… ja spadam. Chwyciłam go za nadgarstek i przyłożyłam dłoń do twarzy. Zassał oddech. – Nie chcę żebyś odszedł. - Dlaczego? – spytał, gdy przysnął się i oparł czoło o moje. Wyczułam mydło o zapachu lasu na jego skórze…, dzięki której czułam się bezpiecznie. Rider zawsze sprawiał, że czułam się bezpiecznie. Jednak wszystko, co zrobiliśmy wcześniej rozerwie nas obu na strzępy. - Ponieważ będę za tobą tęsknić. – odpowiedziałam szczerze. Westchnął długo i mocno przez nos. – To nie wystarczy, Mae. To ani trochę nie wystarczy. - Wiem, ale musiałam spróbować… - pociągałam nosem między szlochami. Ridera ręka trzęsła się, gdy złożył niewinny pocałunek na mojej głowie. – Kocham cię. Jak mógłbym nie kochać? Jesteś idealna. – wyszeptał, jego chropowaty głos był niemal niesłyszalny. Ciepły oddech owionął moje ucho i wyszeptał. – „Tak więc trwają wiara, nadzieją i miłość. Z nich zaś największa jest miłość” – Moje serce stopniało, gdy wyrecytował mój ulubiony werset w Biblii. Po czym złamało się, gdy zrozumiałam, iż to było pożegnanie Ridera. - Proszę powiedz mi, że będziesz bezpieczny. Powiedz mi, że będziesz szczęśliwy. – ponaglałam przez zaciśnięte gardło. Przesunął nosem wzdłuż mojej szczęki i przysunął do włosów. Wciągnął powietrze i wyszeptał. – Nigdy nie będę szczęśliwy bez ciebie, Mae. Kurwa. Dlaczego on? On doprowadzi cię prosto do piekła. - Tak sądzisz, skurwysynu? Dźwięk odbezpieczonej broni zmroził nas oboje. Ridera brązowe oczy napotkały moje i zaczęłam się trząść ze strachu. Zamykając oczy, Rider wycofał się z naszego miejsca przy ścianie i lufa pistoletu zetknęła się z jego głową. Spojrzałam przez ramię dostrzegając Styxa stojącego za mną i Ky obok niego. Jeszcze nigdy nie widziałam Styxa tak
wściekłego. Jego piwne oczy były martwe, gdy spoglądał na Ridera. Ridera, który był nagi – zapomniałam, że nie miał na sobie ubrań. Tu nie chodziło o seks. Nigdy z Riderem. Tu chodziło o domknięcie spraw z moim najlepszym przyjacielem. Chodziło o pozwolenie mu odejść. - Styx, trzymaj Mae z dala od tego. – Rider powiedział stanowczo. Styx zmrużył oczy, gdy spojrzał na mnie. Ból był widoczny w spojrzeniu. - Styx. Proszę. To nie tak jak myślisz. – błagałam, krew odpłynęła mi z twarzy na widok broni Ky wymierzonej w głowę Ridera. - Więc to lepiej wyjaśnij, cukiereczku. I zrób to cholernie szybko. – Spojrzałam na Ky; również był wkurzony. Rider sprzeciwił się bratu; śmiertelny grzech w świecie Katów. - Styx… kochanie. – błagałam, dostrzegając drgnięcie Ridera na mój kojący głos względem Styxa. Styx nagrodził reakcję Ridera uderzeniem w tył głowy pięścią. - Styx, przyszłam tu aby pomóc Riderowi. Ostatnio było mu ciężko. Martwiłam się o niego. – powiedziałam wpadając w panikę. - Skurwysyn przystawia się do własności Prez; to właśnie robi. – Ky powiedział, naciągając szyję. Styx i Ky zamierzali skrzywdzić Ridera… z mojej winy. - Dlaczego on jest kurwa nagi? – Styx wściekle mignął, przyciągając moją uwagę. Dzięki intensywnym lekcjom rozumiałam teraz nieco ASL, a z pewnością nie potrzebowałam tłumaczenia tego pytania. Styxa wyraźne emocje same przekazywały jego wściekłość na widok rozgrywającej się przed nim sceny. - Nie pieprzyliśmy się, jeśli o to ci chodzi. – Rider syknął przeszywającym głosem. Ta odpowiedź wyraźnie dotarła do Styxa i krzyknęłam, gdy przyparł Ridera do ściany, przyciskając przedramieniem gardło, wyrywając Ky pistolet z ręki i wkładając lufę do ust Ridera.
Rider był martwy. Podbiegłam do Styxa, starając się obniżyć napięcie. Próbowałam chwycić go za ramię, ale odepchnął mnie. Potarłam go po plecach, ale zesztywniał i ponownie odtrącił. Styx był skupiony wyłącznie na Riderze. Wiedziałam, że musiałam przemówić do Styxa, pomóc Riderowi, więc zrobiłam jedyną rzecz o jakiej mogłam pomyśleć. Podchodząc do jego lewego boku, odciągnęłam jego ramię od gardła Ridera i owijając palec wskazujący wokół jego, uniosłam je i złożyłam delikatny pocałunek. Z ciężkim oddechem, te piękne upadłe oczy, które tak bardzo kochałam w końcu na mnie spojrzały. – Wpadłam do pokoju Ridera… był z dziewczyną. Odbywał z nią stosunek. To moja wina, że tak wygląda… pozbawiony ubrań. Wina jest po mojej stronie. - Więc dlaczego do cholery on był na tobie, obłapiając twoją pieprzoną twarz, próbując dostać się do twojej cipki, cipki która należy do Styxa? – Ky spytał za nami. Styx jeszcze bardziej zesztywniał i pchnął lufę dalej w głąb gardła Ridera. Ten był niewzruszony. W rzeczywistości, wydawał się być zdeterminowany, gdy zamknął oczy i przygryzł lufę zębami. Zbladłam. - Styx! Przestań! Mówiąc bezgłośnie coś do Ridera, czego nie mogłam zrozumieć, Styx cofnął broń i objął mnie ramieniem. Jego uścisk był zaborczy i Rider obserwował nas gorączkowo, aż jego twarz stężała. Rider przesunął dłońmi wzdłuż twarz. – Wiesz co, Styx? Pieprzyć to! Cholernie kocham Mae i chciałem, żeby to wiedziała. Więc, pocałowałem ją i zrobiłbym więcej gdyby była zainteresowana. Chcę być jej cholerną przyszłością… nie ty. Styx wydał dziki ryk. Spuściłam głowę. Rider właśnie podpisał swój wyrok śmierci.
Wszystko zdarzyło się zbyt szybko. Pięści i broń latały. Rider i Styx stali się rozmytą plamą splątanych ciał w walce. - NIE! – Krzyknęłam, ale Ky chwycił mnie za ramiona i pchnął w stronę drzwi. Walczyłam o oswobodzenie, gdy Styx i Rider padli na podłogę, ale Ky pchnął mnie na korytarz, blokując dostęp do środka. - Ky, wypuść mnie! – Krzyknęłam, gdy rzuciłam się na niego, ale był jak granitowy głaz blokując mi drogę. - Pogódź się z tym kurwa, Mae. I tak już od dłuższego czasu się na to zbierało. Po prostu przyśpieszyłaś bieg spraw. - Styx go zabije! Wzruszył ramionami nonszalancko. – Prawdopodobnie. - Ky! Ky przewrócił oczami i chwycił mnie za ramiona. – Posłuchaj, suko. Ty będąca w pokoju Ridera, nie fajne. On będący nagi, dolało oliwy do ognia. Styx potrzebował tego. Może gdybyś była bardziej zainteresowana swoim facetem zamiast pierdolonym Riderem, nie byłoby nas tu teraz! - Pieprz się, Ky!18 – odgryzłam się, szokując moim doborem języka. Jego niebieskie oczy rozszerzyły się na mój wybuch, po czym szybko wznowiliśmy milczenie. Nagle drzwi do sypialni otworzyły się z trzaskiem i Styx trzymał zakrwawionego i pobitego Ridera za szyję. Styx był praktycznie nienaruszony i rzucił Ridera na podłogę, prosto na moje stopy. Przyłożyłam rękę do ust i zdławiłam okrzyk. - Wypierdalaj z mojego klubu. Jesteś skończony. Zostaw swoją kamizelkę i naszywkę przy drzwiach. – Styx mignął. - Styx… - Po prostu zamilcz kurwa, Mae! – Rider zażądał z podłogi, powoli wstając. Krew z jego ust i nosa tworzyły kałużę na ziemi. Spojrzałam Riderowi w oczy. 18
Nie mogłam się powstrzymać. Pierwsze przekleństwo Mae!
Dojrzałam w nich rozczarowanie. Styx rzucił dżinsy i buty w twarz Ridera i ten założył je. Gdy wstał spojrzał mi beznamiętnie w oczy i wyciągnął rękę. - Mae… - wyszeptał, wyglądając na tak załamanego stojąc przede mną, prosząc bym go wybrała. Chłonęłam jego dużą postać, brązowe oczy i miękką, chropowatą brodę. Długie proste brązowe włosy opadały dziko na szerokie ramiona, a tatuaż Katów widniał dumnie na palonej skórze. Tyle wystarczyło. Wiedziałam, że po tej chwili już nigdy więcej go nie zobaczę. Traciłam kolejnego przyjaciela i to mnie zabijało. - Rider… - zapłakałam, gdy odwróciłam głowę w stronę Styxa, który obserwował mnie uważnie, odrobina strachu widniała w jego pięknych piwnych oczach. - Mae? – Rider tchnął ponownie i spoglądając na niego kolejny raz, powtórzyłam. – Tak mi przykro… tak mi przykro... Rider uśmiechnął się z niedowierzaniem… - Źle wybrałaś, Mae. Wybrałaś tak cholernie źle. W mgnieniu oka, Rider przedarł się przez drzwi i wyszedł z klubu. Głośne dudnienie silnika Choppera po krótkim czasie zniknęło. Rider odszedł – na dobre. Styx stanął przede mną, dysząc, patrząc gniewnym wzrokiem, jego wyrzeźbione mięśnie drgały pod czarną podkoszulką. Uniósł rękę i starł krew z wargi. Ky poszedł, zostawiając nas samych. - Styx… Styx rzucił się na mnie i przypadł do ściany, całując. Odsunęłam się, kładąc dłonie na jego piersi. – Jak mogłeś to zrobić? Jak mogłeś go tak zranić? On ma złamane serce! Nie musiałeś go bić! Jego oczy wydawały się płonąć. – Skurwiel za-zasługiwał na to. Mam d-dość tej ci-cipy próbującej cię mieć. Jesteś moja. – Styx przesunął palcami wzdłuż moich ust i przewróciłam oczami na jego łagodność. – Do mnie należą t-te
idealne cho-cholerne usta. – Przesunął palcami wzdłuż policzków. – T-te wilcze o-oczy. – Następnie objął moją twarz i pocałował w nos. – Ten pie-piepieprzony dr-drgający nos! – Styx nachylił się, przesunął językiem wokół płatka mojego ucha. – M-musisz mu pozwolić kurwa o-odejść. To jestem j-ja, Mae. Ta-taki wł-właśnie jestem! Chc-chcesz tego… nas… musisz wz-wziąć mnie jakiego, jaki jestem. - Styx… - zapłakałam, gdy wsunął ręce w moje włosy i zacisnął w pięści, uwolniłam łzy na jego słowa i zablokował mnie w swoim uścisku. Nie mogłam się poruszyć. Styxa kolczyk ocierał się o moje wargi, gdy język walczył i znalazł drogę do ust. Nasze języki się złączyły i jego zwyciężył, demonstrując absolutną władzę. Był tak szorstki, niepohamowany w stosunku do mnie, że zacisnęłam uda w pragnieniu. Panie, tak bardzo go pragnęłam… takiego jaki był. Uwolniłam długi jęk, całkowicie zapomniałam o złości, gdy ręką wsunęła się pod moją bokserkę i agresywnie objęła pierś. Jego palce okręcały oraz pociągały za moje sutki i z sykiem przerwałam pocałunek, piwne oczy Styxa były dzikie i nieokiełznane. Przesunęłam dłońmi wzdłuż jego pleców: szerokie, duże mięśnie drgały pod moimi palcami, gdy zacisnął zęby na mojej szyi. - Styx! – krzyknęłam, gdy jego palce poruszały się by zdjąć moje skóry, szarpiąc wzdłuż nóg, za którymi chwilę później podążyły majtki. Stanął na środku spodni kłębiących się wokół moich kostek. - Wyjdź. – warknął. Wilgoć skumulowała się między moimi nogami na jego żądanie i wyjęłam stopy ze skór. Byłam otwarta, naga i bardziej niż gotowa. Styxa nozdrza drgnęły, po czym wsunął we mnie palce. Wsunęłam ręce w jego włosy i zacisnęłam na zmierzwionych ciemnych pasmach, czując motyle powstające w brzuchu. Wtedy z zastraszającym tempie, wycofał je by jednym twardym wypełnić mnie po nasadę jego twardą długością.
Owijając uda wokół jego bioder, Styx przyparł mnie do ściany. Jeszcze nigdy nie uprawialiśmy takiej miłości – mocnej, szorstkiej, dzikiej… tak rozpaczliwej. - Moja. – Styx jęknął, głęboko, gardłowo, zaborczo w moją szyję. Jego zajęte usta uczepiły się moich piersi, jego zęby muskały i szarpały moje sutki. – Ah! Styx! - Moja! – warknął, pompując jeszcze mocniej, jego palce okrążały łechtaczkę i czułam jak schodzi mi skóra z łopatek ocieranych o ścianę. Nigdy nie czułam się tak pełna. Zacisnęłam mocno ręce na ramionach Styxa, wbijając paznokcie w jego skórę. To było zbyt wiele – ogień, spalanie… nacisk – zbyt wiele i z ostatnim pchnięciem, światło rozbłysło mi przed oczami, przyjemność z hukiem rozeszła się po moim ciele – kurczowo szarpiąc, obejmując, przytłaczając. Uścisk Styxa stał się niemal bolesny na moich udach i znieruchomiał. – MOJA! – Ryknął, rozpylając jego ciepło w moim łonie, jego gorący słodki oddech sapał w moją szyje. Uda mi drżały od nadmiernego wysiłku, a nasze ciała były śliskie od potu. Miedzy nami panowała cisza, gdy łapaliśmy oddech. Styx zanurzył twarz w moją odsłoniętą klatkę piersiową, gorący język pocierał i całował piersi, czerwone ślady zębów ozdabiały moją bladą skórę. Przeczesałam palcami jego włosy, głębokie dźwięki przyjemności dudniły mu z gardła. - Moja… moja… moja… - mamrotał w kółko między całowaniem obojczyka, gardła i wreszcie ust. Pocałunek był głęboki i znaczący, ale krótki. Styx odsunął się, napotkał mój wzrok, jego męskość wciąż drżała wewnątrz mnie. - Kocham cię. – wyszeptałam, patrząc mu w oczy. - M-Mae. – jęknął. – Ni-nigdzie się ni-nie wybierasz. P-prawda? - Prawda, kochane. – zapewniłam, gdy przesunęłam palcem wzdłuż jego policzka. - Moja. – westchnął z ulgą.
- Twoja. Objęłam jego szorstkie, nieogolone policzki. – Nie odwzajemniłam jego pocałunku. Styx zamarł i dostrzegłam złość sączącą się z powrotem na jego męską przystojną twarz, jego mięśnie ramion nabrzmiały. - Styx, nie zrobiłam tego. Był pijany i smutny oraz źle reagował… chaotycznie. On jest moim przyjacielem… ale nie jest tobą. - On nigdy kurwa nie wróci. – Styx powiedział z mocą. – Ni-nikt nie dotyka tego, co jest mo-moje. Gdybyś tu nie stała, zabiłbym skurwiela. - Rozumiem. – powiedziałam, wdzięczna, że to nie posunęło się za daleko. Poczułam łzy w oczach i moje serce pękło. Będę tęsknić za przyjacielem, ale Rider osobiście mi powiedział, że nie mógłby mieszkać tutaj widząc mój związek ze Styxem. A ja nie zostawię Styxa. Jakkolwiek by nie było, Rider potrzebował przestrzeni, a Styx potrzebował mnie. Modlę się do Boga, że Rider znajdzie swoją drogę.
Rozdział 21 Mae - Dlaczego nie jedziecie? Proszę. – Beauty prosiła. Styx otoczył mnie swoimi silnymi ramionami i mignął wolnymi rękoma. – Zostaniemy tu. Sami. Żadnych pieprzonych przeszkód. Żadnego więcej pieprzonego dramatu. Chcę być z moją kobieta. - Beauty! Zostaw ich kurwa w spokoju! – Tank krzyknął, gdy chwycił Beauty za ramię i odciągnął. - Dobra! – Beauty skrzyżowała ramiona i groźnie spojrzała na Styxa. – Jednak wiecie, że wyprawy oznaczają obecność Prez! Tylko mówię! Tank przewrócił oczami i zasłonił ręką usta Beauty, skutecznie ją uciszając. Poczułam jak Styx otarł się swoim zarośniętym policzkiem o mój i nachylił do ucha. – B-będę za pięć minut. – Patrzyłam jak podchodzi do Ky i psycho trio, migając po drodze. Był tak dominujący, tak władczy, gdy kroczył dumnie przez pomieszczenie w dżinsach, białej podkoszulce i kamizelce, jego mięśnie unosiły się i opadały pod dopasowaną koszulką, a włosy wciąż miał zmierzwione po porannym uprawianiu miłości. - Jesteś bardzo zakochana, dziewczyno. – Spojrzałam w bok na Beauty obserwującą Tanka, który dołączył do Styxa oraz facetów pogrążonych w głębokiej, poważnej dyskusji. Uśmiechnęła się szeroko i trąciła mnie w ramię. Zarumieniłam się. - Jestem… bardzo zakochana, jak to ujęłaś. Kocham go ponad życie. – wyznałam. - Naprawdę? Nigdy bym na to nie wpadła! – uśmiechnęłam się słysząc wesoły głos Beauty, gdy Styx spojrzał przez ramię w moją stronę, ogień tlił się w jego oczach jak spostrzegł, że mu się przyglądam… silny i męski… i cały mój. Beauty stanęła przede mną, blokując widok na Styxa. Napotkałam jej zmartwiony wzrok.
- Co? – spytałam, nagle czując chłód, gdy strach wypełnił moje kości. - Tank coś mi wczoraj wieczorem powiedział. – wyszeptała cicho. - Co? Rozglądnęła się, sprawdzając czy nie byłyśmy obserwowane. Zadowolona, Beauty wyznała. – Tank powiedział, że grupa braci wybrali się wczoraj do Ridera, no wiesz, po prostu sprawdzić. Wyciągnęłam rękę i chwyciłam ją za ramię. – I? Beauty uniosła ramię na mój uścisk. Natychmiast ją puściłam. - Przepraszam. - W porządku. – Wzięła oddech i nachyliła się. – Nie było go tam. - Gdzie oni myślą, że się udał? - I tu jest problem. Tank powiedział, że to tak jakby Rider zniknął. Jego rzeczy wciąż tutaj są, Hopper stoi zaparkowany na przedzie. Nawet miał do połowy pełną szklankę alkoholu przy krześle. Zniknął, jak jakiś cholerny duch. Mają nowego kandydata, Slam, który ciągle obserwuje jego pokój… ale wciąż nic. Zawładnęło mną złowieszcze uczucie. Coś było bardzo i to bardzo nie tak. - Beauty! – obie podskoczyłyśmy, gdy Tank krzyknął imię Beauty. – Wychodzimy. Zbieraj się! Beauty chwyciła mnie za rękę i ścisnęła. – Nie mówi Styxowi, że ci powiedziałam. Będę mieć kłopoty jeśli to zrobisz. Nie powinnam znać klubowych spraw. - Obiecuję. – Dostrzegłam Styxa zbliżającego się do mnie i uśmiechnęłam się sztucznie. Z machnięciem ręki, Beauty udała się do Tanka i jak jeden mąż, bracia i ich kobiety wyszli ze związku. Zostaliśmy sami. Styx górował nade mną i ujmując moją twarz w dłonie, złożył długi obiecujący pocalunek na moich ustach. Gdy się wycofał, zabrakło mi tchu. –
Go-gotowa na dz-dzień w-w łóżku? – spytał z przekonaniem w towarzystwie zabawnie uniesionej brwi. Owinęłam ramiona wokół jego szyi, a nogi wokół pasa. – Przez całe życie czekałam na ten dzień. Zostałam nagrodzona szerokim uśmiechem. Pięknym.
***
- Nie mogę się tobą nacieszyć. – Styx powiedział bez tchu gdy składał pocałunki wzdłuż wewnętrznej strony uda. Wziął mnie trzy razy. Trzy gorące, spocone i oh-tak-intensywne stosunki. Przesunęłam palcami wzdłuż jego włosów, gdy wspiął się na moje ciało, górując nade mną. – Kocham cię. – wyszeptałam. Uśmiechnął się ujawniając dumne dołeczki. – Kochanie. Cholernie cię kocham. - Twoja wymowa jest lepsza. Przesunął zębami wzdłuż kolczyka w dolnej wardze. – To dzięki to-tobie. Żażadnych barier nie ma w pobliżu, brak pytona dławiącego mnie sz-szczelnie, gdy jesteś w pobliżu. To wolność. Opierając dłonie na piersi, pchnęłam go na bok, wspięłam się i usiadłam okrakiem na
pasie. Chłonęłam jego nagą postać: mięśnie, opaloną skórę,
kolorowe tatuaże, czystą męską doskonałość. Palcami rozpoczęłam wędrówkę od jego pięknej chropowatej twarzy, wzdłuż szorstkich policzków, szyi, wypukłej różowej blizny swastyki. Przyciągnął moje dłonie do torsu. – To mi nie prze-przeszkadza. Uniosłam wzrok zaskoczona, po czym zmarszczyłam brwi, pytając. – Nie? Ci mężczyźni pokiereszowali twoją pierś. Pokręcił głową. – To mnie po-podsyca, skarbie. Czyni sil-silniejszym.
Pochyliłam się i przycisnęłam usta do jego. Gdy odsunęłam się, zsunęłam się z pasa i zeszłam z łóżka. Zerknęłam na niego przez ramię i uśmiechnął się krzywo w odpowiedzi. Idąc do czarnego skórzanego fotelu w kącie pokoju, wzięłam Styxa Fender'a i wróciłam do łóżka. Styx przewrócił się na bok, opierając na ręce. – Chcesz, żebym znowu cię uczył? Pokręciłam głową i spuściłam wzrok, opierając Fender na kolanach. – Chcę ci coś zagrać. – Zatrzepotałam rzęsami i spojrzałam mu w oczy. Styx otworzył usta, po czym ponownie zamknął. – Ch-chcesz zagrać… dl-dla mnie? - Ćwiczyłam. Beauty pomogła mi wybrać piosenkę i cóż, gdy byłeś na swoich wyprawach, nauczyłam się jej dla ciebie. – Wiedziałam, że moje policzki świeciły na czerwono. Czułam gorąco pod skórą. - Skarbie… - Styx wyszeptał. Gdy znowu na niego spojrzałam, zachęcił mnie do gry szarpnięciem brody. Biorąc głęboki wdech, ustawiłam gitarę i zaczęłam niezdarnie brzdąkać pierwsze akordy. Dostrzegłam dumny uśmiech pojawiający się na przystojnej twarzy Styxa. To mnie zachęciło; nadszedł czas aby śpiewać. - Mam nadzieję, że jesteś końcem mojej historii. Mam nadzieję tak długo jak to trwa. Mam nadzieję, że będziesz ostatnim słowem na moich ustach. Nigdy nie będzie czas dla ciebie aby odejść…” – Śpiewałam każdą linijkę tak jak ćwiczyłam. Twarz Styxa rozjaśniła się, pokazując dumę, która ustąpiła zupełnemu uwielbieniu. Miałam na myśli każde słowo piosenki, tekst był błogosławieństwem w moich ustach. Gdy ostatni akord Pistol Annie „I Hope You’re the End of My Story” zbliżał ku końcowi, Styx wyrwał Fender z moich ramion i rzucił na podłogę. - Styx! – pisnęłam gdy uwięził mnie pod jego ogromnym ciałem, jego męskość stwardniała przy moim udzie. – Kurwa, Mae…
- Podobało ci się? – spytałam, gdy wiłam się przy torsie, owijając ramiona wokół szerokich pleców. - Mmm… kochanie. Tw-twój głos…. id-idealny. Styx uniósł biodra. Z jednym szybkim pchnięciem, zanurzył się w mojej głębi. Wypuściłam długi jęk na to uczucie, nacisk, ogień… tą doskonałość. Splatając nasze palce, Styx przyśpieszył do długich, energicznych pchnięć. Nie oderwał ode mnie swoich piwnych oczu, gdy jeszcze głębiej się we mnie zanurzył, czubek jego długość uderzał w moje łono. - Styx. – jęknęłam gdy jego ruchy stały się szalone. - Dojdź. – zarządził wydając długi ryk. – Dojdź. T-teraz. Zachęcona jego poleceniem, nie do odparcia napięcie powstało u podstawy mojego kręgosłupa i nagle eksplodowało, jasne gwiazdy zamigotały mi przed oczami. Z delikatnymi pchnięciami, uspokoił się nade mną i przesunął na bok, by nie przygnieść mnie swoją ciężką wagą. Jego ciepłe nasienie spłynęło wzdłuż wewnętrznych stron ud. Duża ręka objęła mój policzek i Styx przyciągnął mnie na jego poduszkę. – Ni-nie mogę uwierzyć, że wr-wróciłaś po ty-tylu latach. Serce zatańczyło mi w piersi. – Tak miało być. Styx poruszył się niespokojnie na łóżku zanim przybliżył się. – M-Mae? - Tak. – wyszeptałam, wstrzymując oddech. - Ja… Ciężkie kroki nagle zabrzmiały za drzwiami, przerywając Styxowi. - PREZ! MAE! Uważajcie! – stłumiony głos krzyknął z korytarza. Drzwi do sypialni otwarły się z przerażającym hukiem i krzyknęłam, gdy zakrwawiony mężczyzna został wepchnięty do pokoju i z głuchym łoskotem upadł na podłogę. Czworo facetów w kominiarkach wpadło do środka, pistolety natychmiast wymierzyli w nasze głowy.
Styx zerwał się z łóżka i rzucił się w stronę mężczyzn, ale został powalony przez lufę pistoletu, która uderzyła go w skroń. Znowu krzyknęłam, zdając sobie sprawę, że Styx był w niebezpieczeństwie, po czym okryłam się pościelą i zerknęłam na pobitego człowieka na podłodze. Nie… nie… nie… nie… Rider! Rider, pół nagi i ranny. Odrobinę otworzył opuchnięte oczy i jego brązowe tęczówki napotkały moje. Smutek wezbrał się we mnie i poczułam ucisk w żołądku. To dlatego nie było go w jego pokoju. Został porwany, pomyślałam, wpatrując w jego pobite, zakrwawione ciało. - Na kolana! – człowiek przewodzący grupie krzyknął głębokim, sztywnym głosem. Drugi wskoczył na łóżko i agresywnie chwycił mnie za ramię. - Ty też, kurwo! Wsunął rękę w moje włosy, zacisnął ją w pięść i rzucił mnie na podłogę. Skalp krzyczał z bólu, gdy zostałam pchnięta między Styxa i Ridera, którzy klęczeli za spuszczonymi głowami. Gdy uderzyłam o podłogę, pościel okrywająca moje ciało zsunęła się i bolesny syk przedarł się przez zęby Styxa. Zaryzykowałam zerknięcie na niego i dostrzegłam jego gniewny wzrok; śmierć wkradła się w te piwne oczy, gdy ciskał sztylety w mężczyznę nade mną… mężczyznę, który wpatrywał się w moje odsłonięte ciało. Byłam naga, dla wszystkich. W pokoju zaległa cisza i usłyszałam jak Rider wciąga gwałtownie powietrze. Gdy spojrzałam na niego, jego brązowe oczy błądziły pożądliwie po mojej klatce piersiowej. Dowódca podszedł do drzwi, wziął mój czarny szlafrok wiszący na haku. Rzucił mi nim w twarz. - Zakryj się, dziwko. – rozkazał. Z drżącymi rękoma, owinęłam go wokół ciała, starając się podwójnie zawiązać pasek. - Załóż ręce za plecy. – zrobiłam jak kazał, ale lider zastukał kolbą pistoletu Styxa w bok szczęki gdy nie zareagował. – Wszyscy! Teraz!
Łzy spływały mi po policzkach, gdy niechętnie wykonał polecenie. Widziałam jak jego gardło pracowało, pierś falowała a usta mocno zacisnął. Próbował coś powiedzieć. Starał się mówić ale nie mógł. Serce mi pękło. Spojrzałam mu w gotujące się ze złości oczy i starałam się zapewnić, że nic mi nie było. Nie zadziałało. Ścięgna na jego szyi pulsowały z wściekłości, a twarz stała się jasnoczerwona. Troje mężczyzn wyjęli wiązadła z kieszeń i chwytając nas szorstko za nadgarstki, związali je. Plastikowe wiązadła były zbyt mocne aby je zerwać. Byliśmy teraz ich jeńcami. Rider zachwiał się i oparł o mnie, jego ciało było pokryte krwią i błotem. Był tak zmęczony, że ledwie mógł utrzymać głowę prosto. Mężczyźni w kominiarkach stanęli nad nami. Wszyscy ubrani na czarno, wymierzali bronią w nasze głowy, ale Styx klęczał wyprostowany, wyzywając, jego oczy obiecywały zemstę i srogą karę. Mimo przewali liczebnej, siła i odwaga Styxa przewyższała ich. Lider zauważył zmianę w postawie Styxa i wybuch długim, strasznym śmiechem – moja krew zamieniła się w lód. Ten śmiech. Wszędzie bym go rozpoznała. Jęk wyrwał mi się z gardła i lider zakapturzonej grupy zwrócił głowę w moją stronę. Podszedł do mnie powoli i tak samo przykucnął. Wyczułam, że zarówno Rider i Styx zesztywnieli. Dwoje mężczyzn, których najbardziej kochałam otoczyli mnie. Ale nie mogli mnie ochronić przed tym człowiekiem. Sądziłam, nie, wiedziałam, że w końcu mnie znajdzie. Mężczyzna powoli uniósł rękę i szybko zdjął kominiarkę. Całe powietrze uszło z mojego ciała. – Brat Gabriel. – syknęłam przez zaciśnięte zęby. Słyszałam jak Styx zgrzytnął zębami w złości, gdy Gabriel uśmiechnął się szeroko; ręką pogładził jego długą, brązową brodę. - Salome. – powiedział bardzo powoli, wypowiedział moje imię jak przekleństwo. – Byłaś bardzo złą, bardzo bezczelną kobietą. – Pokiwał mi
wskazującym palcem przed twarzą jakby upominał dziecko. – Długo ciebie szukaliśmy. – Zwrócił się do innych i roześmiał. – Aż w końcu znajdujemy ciebie tutaj, brukając się jego nasieniem. – Gabriel wskazał na Styxa. – W miejscu, którym my najbardziej gardzimy… z ludźmi nad którymi ciężko pracowaliśmy by zaprowadzić na dno. Nie rozumiałam o czym on mówił. Jak Zakon mógł znać Katów? Jak próbowali zaprowadzić Katów na dno? Zerknęłam na Styxa; jego wyraz twarzy odzwierciedlał moje zmieszanie. Pozostałam stoicka w stosunku do Gabriela, przybrałam ten sam pusty wyraz twarzy, który przyjęłam wiele, wiele lat temu. Byłam biegła w sztuce ukrywania emocji. - Powiem co się zaraz stanie. – Gabriel ogłosił przerywając moje wewnętrzne rozważania. – Ty wrócisz z nami. Zamkniesz swoje usta jak dobra kobieta i odpokutujesz za swoje zdzirowate postępki. Skaziłaś swoją czystość przez tego grzesznika. – Warknął i zacisnął wargi. – Jego nasienie wciąż spływa z twoich ud. Jeden z mężczyzn cisnął lufą broni w skroń Styxa. Styx wyglądał na gotowego wybuchnąć ognistą złością. - Potem wreszcie poślubisz Proroka Dawida jako objawiona przez Boga i zapieczętujesz miejsce naszych ludzi w Raju. Wciągnęłam drżący oddech i zamknęłam oczy, tylko by otworzyć je i utkwić we wzroku Gabriela. – Zrobię jak kazałeś. – potulnie wyznałam. Musiałam przełknąć rosnącą gulę w gardle, gdy Styx rzucał się w proteście. Strażnik uderzył go pistoletem w brzuch. Styx bez mrugnięcia przyjął uderzenie. Prosiłam. – Wypuść Ridera i Styxa. Proszę. Gabriel roześmiał się. – Teraz, Salome, to nie ty podejmujesz decyzję. - Proszę! Oni są niewinni! Po prostu wypuść ich! Jeden po drugim, bracia w pokoju ujawnili swoje twarze – starsi: Gabriel, Noe, Mojżesz… i Jakub.
Jego szare oczy utkwiły w moich i podszedł do mnie, zatrzymując za Gabrielem, po czym uśmiechnął się szeroko. Czułam jakby tysiące pająków pełzały po ciele i wzdrygnęłam się z odrazą. - Salome. Znów się spotykamy. – syknął, chłodno. - Jakub. – Wyplułam, niesmak zwijał się w moich brzuchu. Lata jego nadużyć zalały
mój
umysł.
Zacisnęłam
oczy,
próbując
powstrzymać
napływ
przerażających wspomnieć: dotyk, branie… wstyd. Z rykiem, Styx zerwał się z klęczek i rzucił się na Jakuba. Krzyknęłam, gdy Styx dopadł go i w splecionym bałaganie, wylądowali na podłodze. Styx wymanewrował ciałem i odbił stopę na szczęce Jakuba. Usłyszałam głuche trzaski, a następnie Noe uderzył bronią w tył głowy Styxa. Styx płasko wylądował na podłodze. Jakub wstał, trzymając się za zranioną szczękę i obserwowałam jak z chrzęstem ją nastawił. Jakub naparł na Styxa i Rider przysunął się do mnie, jego ogromna pierś osłaniała mnie od pola widzenia. - Wystarczy! – Gabriel zażądał. Bracia od razu zastygli w ruchu. – Przywiążcie go do słupka. Brat Noe pchnął Styxa do słupka przy łóżku i przywiązał zdecydowanie. Styx szarpał się dziko, ale łóżko ani drgnęło. Spojrzałam w jego rozszerzone oczy i powiedziałam bezgłośnie, Kocham cię. Styx znieruchomiał. - Chcesz uratować tych mężczyzn, Salome? Tych upadłych dzikusów? Gabriel wskazał na Ridera i Brat Mojżesz wyciągnął rękę unosząc go z klęczek. Rider zachwiał się na niepewnych stopach. - Nie! Proszę! Nie krzywdźcie go! – krzyknęłam. Gabriel okręcił Ridera i ten spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Czy to była tortura… konflikt… żal?
Gabriel wyjął ogromny nóż z wewnątrz buta i uniósł w powietrze. – Chcesz uratować tego dzikusa, co? – Gabriel wyraźnie dobrze się bawił. Rider wydawał się odrętwiały. Policzki miałam przemoczone od łez. Obserwowałam jak Gabriel zacieśnił uchwyt na rączce i rozerwał więzy trzymające ręce Ridera. Czułam się jakbym nie mogła oddychać. Gabriel zamierzał go zabić. Miałam patrzeć jak dwójka mężczyzn na których najbardziej mi zależało umiera. Gabriel chwyciła Ridera za ramię i okręcił nim, przypierając nóż do gardła Ridera. Usłyszałam jak wraz ze Styxem wydaliśmy głośny, wyczekujący wdech. Gabriel przysunął się do Ridera. – Jesteś gotowy umrzeć? Rider spojrzał na Gabriela beznamiętnie. Dlaczego nie walczył? Chciałam krzyczeć aby walczył, ale nie mogłam wydobyć z siebie dźwięku. Gabriel stał nieruchomo, gdy obserwował reakcję Ridera, po czym nagle upuścił nóż, który opadł na podłogę z brzdękiem i rozłożył szeroko ramiona. – Bracie Kain! Jak dobrze znowu cię widzieć! Rozszerzyłam oczy, gdy Rider wyprostował się. Ogromny uśmiech ozdobił jego twarz, rany nagle wydawały się bezbolesne, a całe zmęczenie po prostu zniknęło. – Bracie Gabrielu! – odpowiedział przyjaźnie gdy się objęli. Każde uderzenie serca w piersi było głośniejsze i jeszcze bardziej wyraźne. Świat zwolnił do połowy, gdy Rider i Gabriel pławią się w radosnym spotkaniu. Słowa Gabriela nagle zabrzmiały w moich uszach. Bracie Kain, jak dobrze znowu cię widzieć… NIE! Osunęłam się na podłogę, wyczerpana. Moje ciało opadło w szoku. Oczy zaprzeczały obecnej scenie rozgrywającej się przede mną; Rider obejmuje starszych jeden po drugim. Bracie Kain, jak dobrze znowu cię widzieć… Spojrzałam na Styxa a on na mnie. Rider jest szczurem. Rider jest pierdolonym szczurem! Przekazał mi swoim spojrzeniem.
Rider jest uczniem? Odpowiedziałam. Chwileczkę! Brat Kain? BRAT… KAIN! - Nie. – ledwie wychrypiałam. Starsi i Rider odwrócili się słysząc mój głos i spojrzałam w Ridera teraz-obce brązowe oczy. Znalazłam w sobie więcej siły i spytałam. – Jesteś Bratem Kainem? Jesteś siostrzeńcem Proroka Dawida? Spadkobiercą Zakonu? Rider po prostu na mnie patrzył. Teraz był dla mnie kimś obcym. Kain był uczniem, który odziedziczy Zakon kiedy Prorok Dawid umrze. Rider jest Bratem Kainem. Rider nie istnieje. Szloch rozerwał moje gardło i załamałam się. Słyszałam jak Styx znowu się wyrywa, na próżno próbując się uwolnić by mnie pocieszyć. Nie mogłam tego znieść. Nie mogłam znieść niczego więcej. - Zabierzcie ją. Musimy się stąd wynieść. – Rider – nie – Kaina rozkaz oderwał mnie od smutnych myśli. Unosząc się i powłócząc nogami dotarłam do Styxa, rzuciłam się na jego ciało, śliskiego od wysiłku. – Styx… kocham cię… kocham cię. Styx warczał i pomrukiwał gdy próbował się uwolnić, walczył by owinąć ramiona wokół mojej talii. Poruszał ustami jakby próbował przemówić ale na darmo – wyłącznie cisza… tylko cisza. Jego słowa nie nadejdą i widziałam frustrację na jego twarzy. - Kochanie, spójrz na mnie. SPÓJRZ NA MNIE! – krzyknęłam, gdy jego zrozpaczone oczy napotkały moje. Prosiłam. – Nie próbuj mnie szukać. – nerwowo pokręcił głową. Znowu błagałam. – Proszę. Nie szukaj mnie. Oni już nigdy nie pozwolą mi odejść. Nigdy nie uwolnię się od tego życia. Pozwól mi odejść… pozwól odejść. Chroń siebie, chroń klub… twoich braci. Nagle, duże ręce chwyciły mnie za ramiona. Szarpałam się, przyciskając usta do Styxa, potrzebując tego połączenia. Starałam się chłonąć jego przydymiony
smak, piżmowy zapach. Jednak nasz ulotny dotyk zbyt szybko się skończył. Zostałam uniesiona w powietrze wprost w żelazny uścisk: Kain. - Noe, Mojżesz, wyślijcie Katom wiadomość. – Kain zażądał i starsi zbliżyli się do Styxa. - Nie! NIE! – Krzyczałam w kółko. – Kocham cię, Styx. Kocham cię! Rider wyniósł mnie z pokoju Styxa wprost do klatki schodowej prowadzącej na dziedziniec. – Niech cię piekło pochłonie, Kain. Niech cię piekło pochłonie! – krzyczałam gdy próbowałam się uwolnić. Kain zatrzymał się i przypadł mnie do ściany patrząc płonącymi oczami. – Już w nim jestem! To jest pieprzone piekło! Widok ciebie z nim… jest piekłem! Zabieram cię z powrotem do domu, z dala od tego grzesznego miejsca! Z powrotem do twoich ludzi! I z dala od niego! Gniew zapłonął w moim ciele. Zanim się powstrzymałam, naplułam mu na twarz. Kain zamarł i ślina spłynęła wzdłuż jego policzka, potem na brodę. - Nienawidzę cię! Jak możesz wziąć mnie z powrotem do tej jaskini zła po tym co oni robili mi od lat? Powiedziałeś, że mnie kochasz! To było kłamstwo! Gdybyś mnie kochał, nie zabrałbyś mnie tam z powrotem. Równie dobrze możesz mnie zabić. PO PROSTU ZABIJ MNIE TERAZ! Kain pochylił się naprawdę blisko i ponownie uderzył moimi plecami o twardą cementową ścianę, ruch ten pozbawił mnie tchu. – I to jest cholerny problem, Salome. Kocham cię. Nie powinienem. To zabronione. Miałem uwolnić cię dla mojego wujka. Dostarczyć Prorokowi Dawidowi. I to zrobię. Taka jest wola Boga. Jednak cholernie cię kocham i to jest moim brzemieniem. Jeszcze bardziej mnie tym zdezorientował. – Co? Gdybyś mnie kochał, pozwoliłbyś mi odejść. Proszę… - Na chwilę, Rider, którego znałam i kochałam jak najlepszego przyjaciela wpatrywał się we mnie, ale gdy Mojżesz, Noe i Gabriel wyciągnęli Styxa z jego sypialnie, zimna maska Brata Kaina wróciła. - Styx! – krzyknęłam gdy przeciągnęli jego zakrwawione ciała obok mnie, serce uderzało mi o żebra. Jego głowa, osłabiona od uderzeń, które otrzymał,
uniósł na moje słowa. – STYX! – krzyknęłam głośniej. Przyparłam ciało do ściany… nie mogłam się uwolnić. Moje serce krwawiło, gdy starsi wyciągnęli Styxa na dziedziniec i przez cały czas, walczył z jego ograniczeniami, walczył by do mnie wrócić. On zawsze stara się mnie chronić, pomyślałam. Ponownie skoncentrowałam się na Kainie. – Nigdy ci tego nie wybaczę, Bracie Kainie. – syknęłam spokojnym i twardym tonem. Przez chwilę, błysk bólu pojawił się na twarzy Kaina, gdy Brat Jakub zatrzymał się obok nas. Kain wyprostował moje lewe ramię. – Zrób to! – kazał Jakubowi, stanowczo. Przeniosłam uwagę na Jakuba i patrzyłam bezradnie jak wyciągnął długą igłę i wbił w wyciągnięte ramię. Gdy moja świadomość zaczęła blednąć, walczyłam z uściskiem Kaina. – Nigdy… nigdy… ci nie wybaczę.
Rozdział 22 Styx Nie mogłem mówić. Nie byłem w stanie wydać z siebie cholernego słowa. Rider. Pierdolony RIDER! On był jednym z nich. Przez cały ten czas, lata bycia Road Captain… pięć lat wyjazdów z Katami, na przedzie w handlu bronią i transakcjami… a za razem był jednym z nich! Skurwysyn! - Noe, Mojżesz, wyślijcie Katom wiadomość. – Rider syknął, gdy chwycił Mae i wyniósł z pokoju. Przed oczami miałem czerwony zamglony tunel. - Styx! Kocham cię… kocham cię! – Mae krzyczała, łzy spływały po jej policzkach. Rider zabiera ją ode mnie! Mae! Chciałem krzyknąć, ale słowa nie nadeszły. Słowa były skupiskiem, pieprzoną bryłą w gardle, dusząc mnie, trzymając w miejscu, nie pozwalając się poruszyć. Drzwi zostały zamknięte i dwoje brodatych skurwieli zbliżyli się. Wyszczerzyłem zęby, walcząc z ograniczeniami, ale sukinsyny ciągle podchodzili. Przysiągłem sobie, że jeśli zbliżą się jeszcze trochę zaatakuję ich głową, rozbiję nosy, złamię szczęki… cokolwiek. - Cóż. Ty jesteś tym sławnym Niemym Katem? – pierwszy zadrwił. Po prostu na nich patrzyłem, próbując sprowokować by się zbliżyli. Spojrzeli na siebie i wybuchli śmiechem. – Z jego milczenia wnioskuję, że mamy rację. Zabawne, nie wygląda na twardego klęcząc, błagając jak suka. Wyłapałem ruch z przodu i dostrzegłem idącego Jakuba. Wpatrywał się we mnie, warcząc. Więc to jest ten pedo, pomyślałem. To jest ten chory sukinsyn, który zgwałcił moją kobietę. Zgwałcił, gdy miała osiem lat.
Uniósł usta w znaczącym uśmiechu, jego szczęka pyknęła na ten ruch. Postąpił do przodu, kucnął przede mną i zaczął mnie drażnić. - Była tak ciasna tyle lat temu. Napiąłem się, czułem jakby mięśnie rozrywały się na kawałki. - Na początku ze mną walczyła. Usiłowała się uwolnić, ale pułapka trzymała ją na miejscu. Wiesz, najpierw krzyczała, gdy przedarłem się przez jej dziewictwo. Ale, szybko nauczyła się mnie lubić. – Przysunął głowę i ściszył głos. – Pieprzyłem ją w każdą dziurę w każdy możliwy ludzki sposób… a ona zawsze była przemoczona chcąc więcej. Wściekłość zagotowała mi krew. Rzuciłem się, zatapiając zęby w jego szyi, odrywając kawałek ciała i wypluwając na podłodze u jego stóp. Smak miedzi wypełnił mi usta. Ryknął z bólu i uśmiechnąłem się, gdy jego krew spływała mi po brodzie. Dwaj inni bracia zaatakowali, uderzając i kopiąc mnie w żebra. Utrzymywałem wzrok Jakuba, uśmiechając się, gdy grad ciosów braci spadł na mnie. - Mojżesz, Noe, zabierzcie go na zewnątrz. – Gabriel zarządził, gdy Jakub trzymając się za szyję, wciąż patrzył na mnie w szoku. Mojżesz i Noe chwycili mnie za ramiona i przeciągnęli przez drzwi. Mae. Mae była przyparta do ściany przez Ridera. Ich twarze były zbyt blisko siebie. Wyglądała na tak cholernie przerażoną. Nasze pojawienie się w korytarzu przykuło jej uwagę i czujne wilcze oczy padły na moje. – Styx! – krzyknęła. – STYX! Pracuj. Mów. No dalej. Po prostu mów. Cokolwiek. Jedno słowo. Tylko jedno słowo. Dźwięk. Coś… KURWA! Napiąłem pierś, gdy próbowałem wypchnąć słowa z gardła. Czułem jak się czaiły, szydziły ze mnie, ale nie nadeszły.
Tych dwoje dupków tak szybko przeciągli mnie obok Mae, że nie miałem czasu by wydobyć z siebie słowa. Nie mogłem przemówić do mojej kobiety. Uspokoić ją. Nie mogłem jej pomóc. Dusiłem się. Dusiłem. - Jakub. Zrób to! – Usłyszałem rozkaz Ridera. Ustawiając stopy na ziemi, udało mi się odwrócić w chwili, gdy Jakub wbił dużą igłę w ramię Mae. - Nigdy… nigdy… ci nie wybaczę. – Mae wymamrotała, gdy osunęła się nieprzytomna, ból w jej głosie odbił się na twarzy Ridera. W ciągu kilku sekund, Mae zniknęła, a ja byłem ciągnięty wzdłuż schodów na dziedziniec, letnia noc była zbyt parna i wilgotna by dało się kurwa oddychać. - Brama! – Mojżesz nakazał. Noe skinął głową i zatrzymaliśmy się przy bramie. Jeden z bękartów zerwał więzy pętające moje ręce. Korzystając z chwilowej wolności, wypuściłem serię ciosów w ich brzydkie twarze, jeden po drugim, tylko by zostać przypartym do ziemi od tyłu. - Nie ruszaj się kurwa. – zagroził głęboki głos. Rider. - Zwiążcie go. – Rider rozkazał. Zostałem podniesiony z ziemi i rozciągnięty na metalowych prętach bramy. Ręce miałem wyciągnięte i związane za nadgarstki, a mięśnie płonęły przy każdym ruchu. Następnie spętali mi nogi razem na kostkach. Zaśmiałem się wewnętrznie na tą popieprzoną pozycję, w jakiej mnie ustawili. Niezły posunięcie… kochające Jezusa kutasy. Prostowałem i zginałem palce, ale nie mogłem się uwolnić. Wtedy nadszedł Jacob, przyciskając ręcznik do szyi, krew przeciekała przed materiał. Uśmiechnąłem się, aż Rider spojrzał na mnie. - Jest bezpieczna? – sprawdził Mae. - Bezpieczna. – Jakub odpowiedział, patrząc groźnie na mnie.
Rider przyglądał się odrobinę zbyt długo Jakubowi. Jego oczy były przymrużone o sekundę za długo. Jeśli Brat Kain kochał Mae tak bardzo jak twierdził, ukręciłby głowę temu sadystycznemu skurwielowi za zgwałcenie jej… za lata sadystycznego nadużycia. Jeśli Rider tego nie dokona, zapewniam, że któregoś dnia się zemszczę. Tym razem nic na Ziemi nie powstrzyma mnie przed znalezieniem Mae. Ona była dla mnie cholera wszystkim. Jakaś popieprzona sekta nie zabierze jej ode mnie. - Poczekajcie na mnie w samochodzie. – Rider zażądał. Mężczyźni założyli kominiarki i zastawili nas w cholerę samych. Wyciągnąłem szyję na tył dziedzińca i dostrzegłem zaciemnionego dostawczego Forda. Bez tabliczek. Żadnych wyróżniających cech. Nic, dzięki czemu mógłbym go zlokalizować. Mae była na tyle, nieprzytomna, a ja nie mogłem się ruszyć. Nie mogłem drgnąć by uratować moją kobietę. - Styx. Słysząc swoje imię, zwróciłem uwagę na Ridera, który stał teraz przede mną. Skurwiel wyglądał na zadowolonego… jakby w końcu wygrał. - Spowodowała to wybierając ciebie, wiesz. – Zacisnąłem szczękę i smakowałem własną krew, gdy dziąsła zaczęły mi krwawić od nacisku. – Chodzi mi o to, co ona do cholery widzi w tobie? To jak cię obserwuje. To jak ma obsesje na twoim punkcie. To jest dla mnie zupełnie obce. Prawie nie mogłem oddychać, gdy mówił o mojej kobiecie. Kuźwa. Ona mnie chciała. Cholera, kochała mnie, czego ten dupek nie mógł znieść. Rider uderzył mnie w twarz, odrzucając mną na kratki. Brat miał cholernie dobry prawy sierpowy. – Nadszedł czas abyś to ty posłuchał, bracie. – zwęziłem oczy. - Przez pięć lat musiałem znosić masę grzesznych aktów i czystą diabelną truciznę tego braterstwa: bracia pieprzyli wszystko, co miało nogi, zabijali dla zabawy, pili, zwracali się przeciwko Bogu. Zdobyłem twoją przyjaźń, zaufanie.
Przez cały ten czas, pogardzałem tobą i resztą grzeszników w tym oddziale. Nie wiedziałeś jednak, że kilka lat temu Zakon zdobył lukratywny kontrakt. Kontrakt na mnóstwo pistoletów, broni, która zapewni nam dochody by rozszerzyć naszą… gminę. Potrzebowaliśmy kilka lat by to osiągnąć. Ale było warto. Potrzebowaliśmy kilka lat by zbadać rynek, poznać konkurencję. Wysyłaliśmy broń z Gazy, najwyższej klasy gówno. Ale ktoś był już na naszym terytorium: ty. - Plan był naprawdę prosty: wniknąć do Katów, dostać między szeregi i być wtyczką między Prorokiem Dawidem i starszymi. Kim zostałem ja. Dopracowałem to do niemal bliskiej perfekcji. To my sprzedaliśmy Rosjanom towar – powiedziałem im o detalach – zacząłem fazami wykopywać Katów z gry o broń. Mieliśmy lepszy sprzęt. Rosjanie nie narzekali. A odejście twojego starego do przewoźnika było tylko wisienką na torcie. Chodzi mi o to, że młody dzieciak, niemy bękart, przejmujący młotek? Kit w naszych pieprzonych rękach. - To my nasłaliśmy na was Nazi. Na koniec Pit miał wpaść. Nie było trudnym sprawić abyś myślał, że kandydat był zdrajcą – to jak zabranie cukierka dziecku. Jednak wtedy pojawiła się Mae, wykrwawiająca się na śmierć. Dla mnie zmieniło się wszystko. Cała cholerna gra. Rider pogładził brązową brodę i krzywy uśmiech uniósł jego usta. Przyrzekłem w duchu, że utnę mu głowę i powieszę na ścianie trofeum, do którego będę się uśmiechać każdego dnia do końca życia. Nigdy tak bardzo nie pragnąłem okaleczyć i zabić skurwysyna. Chciałem, żeby poczuł ból… dużo bólu… tak dużo bólu, że będzie błagał abym z nim skończył. - Na początku nie wiedziałem, kim była Mae. – kontynuował. Starałem się skupić. Wszystko, co powie może być użyteczne. Musiałem słuchać każdego cholernego słowa, które wyjdzie z ust tego pozbawionego mózgu zdrajcy. - Nigdy wcześniej jej nie widziałem. Byłem trzymany z dala od gminy, uczyłem się jak przewodzić Zakonem, naszych nauk… medycyny i jak
uzdrawiać. Miałem przebywać na odludziu, aż zostanę wezwany do przejęcia przewodnictwa. Sytuacja się zmieniła i dostałem inną misję: wniknąć do Katów. Mieszkałem poza gminą, uczyłem się o życiu. To był oczywisty wybór by dopasować się do wyjętych z pod prawa MC. - Oczywiście, słyszałem o czterech ‘Przeklętych Siostrach’ w gminie; słynne cztery piękności Zakonu. Mieliśmy – Salome, jej dwie siostry i jeszcze jedną Delilah. My, bracia, zostaliśmy ostrzeżeni by trzymać się od nich z dala. One mogły skusić każdego mężczyznę, spowodować ich upadek. Salome podobno była najpiękniejsza z nich wszystkich, ale kurwa, pogłoski o jej pięknie były niedoceniane – te włosy, oczy… grzeszne ciało. Dopiero, gdy zobaczyłem tatuaż na jej nadgarstku i znaki na skórze wiedziałem, że była jedną z nas. Tylko nie mogłem zrozumieć jak udało jej się uciec. Potem dostałem wiadomość od Gabriela, że Salome uciekła z jej ślubu i już wiedziałem, kogo przyjąłeś – jedną z Przeklętych… przepowiedzianą siódmą żonę Proroka Dawida. Wziąłeś ją i postanowiłeś uczynić swoją. Zmieniłeś ją w swoją dziwkę. Ściągnąłeś z ścieżki sprawiedliwości Zakonu. Rider nagle warknął i rzucił się na mnie, uderzając pięścią w żołądek. Cios niemal sprawił, że zwymiotowałem. Zassałem powietrze z bólu. Ten dupek nigdy mnie nie złamie. Moja nienawiść do niego i jego braci otępiała mnie od bólu. - Nie chciałem mieć nic wspólnego z Mae. Musiałem powiedzieć Zakonowi, gdzie była, zorganizować jej przejęcie i nigdy nie zbliżyć się za bardzo by ryzykować całą pracę. Ona jest Proroka Dawida. Ale wtedy przyszedłeś i popchnąłeś ją ku mnie. Sprawiłeś, że jej zapragnąłem! Zapałałem obsesją na jej punkcie! – Zacisnął rękę na moich policzkach. – Zniszczyłeś mnie! A teraz muszę dostarczyć Mae z powrotem do niego. Mój czas się kończy. Muszę zwrócić ją z powrotem! Zacisnąłem usta. Oddychaj. Przełknij. Mów. Kurwa mów! Kazałem gardle.
Ale bez skutku. Jeszcze raz. Kuźwa! Rider roześmiał się. – Wciąż nie masz nic do powiedzenia, Prez? – cofnął się. – Jesteś żałosny. Nie masz nawet jaj by powiedzieć coś swojej kobiecie, kiedy za tobą krzyczy… płacze. Nigdy na nią nie zasługiwałeś. Szarpnąłem się przy bramie naciągając za bardzo kończyny. Poczułem trzask w ramieniu, prawdopodobnie zwichnięcie, ale przywitałem ból. To mnie napędzi. Podsyci na drodze do zemsty. Rider przybliżył się by powiedzieć spokojnie. – Nie zamierzam cię zabić. Nie, to byłoby zbyt proste oraz nie potrzebuję więcej krwi na rękach. Aż za nadto nagrzeszyłem dla tego klubu. – Twarz szczura opadła na chwilę, ale szybko w cholerę stwardniała. – Chcę żebyś żył, Styx, wiedząc, że Mae tu nie ma, wiedząc, że już nigdy więcej jej nie zobaczysz. Wiedząc jak będziesz żył w piekle, przez które ja przechodziłem w ostatnich kilku miesiącach. I nie kłopocz się z poszukiwaniami. Nigdy nas nie znajdziesz. Nikt nigdy tego nie zrobił. - Bracie Kain! Musimy już jechać! – jeden z facetów krzyknął z dziedzina. Rider wycofał się i nie obejrzał się za siebie. Serce waliło mi w piersi, gdy samochód ruszył i walczyłem z więzami bez skutku. Patrzyłem, przywiązany jak cholernie ukrzyżowana niema cipka, gdy van wyjechał na południe, wzdłuż mojej drogi. Wywożąc moją kobietę. Poddałem się niepohamowanej wściekłości i otwierając usta, wypuściłem długi, cichy krzyk.
***
- Styx! Co do kurwy! – otworzyłem ciężkie powieki i ujrzałem Ky, Tank i Bull zeskakujących z Harley, biegnących ku mnie. Rzędy płonących ze wściekłości oczu obserwowały mnie. Dziesiątki braci siedzieli na swoich
motocyklach przy wjeździe do związku, gapiąc się na moją wiszącą osobę, nagą i pobitą w jakieś starożytnej Rzymskiej pozie egzekucyjnej. Kaci w końcu wrócili z wyprawy i nie miałem pojęcia jak długo już jestem przywiązany do bramy, ale tylko jedna rzecz była w mojej głowie: zemsta. I Rider: martwy. Bull wyjął szwajcarski wojskowy scyzoryk z wewnątrz buta i przeciął więzy, kilku braci wsparło mój słaby tyłek, gdy nie mogłem kurwa ustać na własnych nogach. - Kto to kurwa zrobił? – Ky syknął, jego głos był jak krzyk przy obserwujących mnie w milczeniu braci. Wyłączyli silniki i bracia szybko wnieśli mnie do środka. Jak tylko przeszliśmy przez główne drzwi prowadzące do baru, opuścili mnie na najbliższej kanapie i ktoś rzucił koc na moje pobite, nagie ciało. Beauty. Psycho trio stanęli przede mną, kipiąc ze złości, ruszając się niespokojnie. Cały klub wydawał się pulsować z wściekłości. – Powiedziałem, co się stało? – Ky ponownie nacisnął. Letti jak pocisk wpadła do baru z mojego mieszkania. – Nie ma jej tam. – powiedziała stanowczo. Cholera, nigdy nie widziałem, żeby Letti była roztrzęsiona, ale jej ciemne oczy były teraz ogromne, gdy odkryła że Mae zniknęła. - Gdzie jest Mae? – spytał dobitnie Tank. Już wiedzieli, że została zabrana. Wyprostowałem się i przesunąłem dłońmi wzdłuż włosów. AK wcisnął mi Burbona do ręki i wypiłem go jednym pociągnięciem, czując powolny płomień w gardle. - Kto to był, Prez? Neos? Meksykanie? Musimy ściągnąć więcej klanu? – Flame warknął, gdy ciągle się poruszał jak cholerny sukinsyn, którym był – brat był spragniony krwi. Dobrze. Wkrótce będę go potrzebował. Cholernie dużo krwi zostanie rozlanej.
Spojrzałem na Ky, uniosłem ręce, po czym niezdarnie mignąłem. – R-I-D-ER. Wszyscy bracia, którzy rozumieli migowy znieruchomieli w niedowierzaniu, w tym Flame. To był pierwszy raz. Brat nigdy nie mógł ustać w jednym miejscu, zbyt wiele demonów bombardowało go od wewnątrz. - R-I-D-E-R? – Ky wypluł głośno i powoli. – Rider zabrał Mae? Przywiązał cię do bramy jak jakiegoś pieprzonego ukrzyżowanego? – potwierdził by wszyscy usłyszeli. W pomieszczeniu zaległa grobowa cisza. - Przez cały czas był szczurem. Wrobił Pita. To Rider był naszą wtyczką od lat. Chciał naszego terytorium z bronią. - Dla kogo? Dla kogo ten skurwiel pracował? – Viking warknął. Odetchnąłem i walczyłem z nudnościami z powodu straty Mae. Mam wrażenie jakby mój żołądek był w strzępach. Co ona teraz do cholery przeżywa? Co jeśli oni…? Kurwa! Nawet nie mogłem o tym myśleć. Chciałem rozbić czaszki, sekty czaszek i zemleć je na pył. - Prez! – Ky wypluł. Skupiłem się. – Kultu Mae. Skurwysyn jest jego spadkobiercą czy inne gówno. Beauty zakryła ręką usta. – Rider jest w kulcie Mae? Nie… Skinąłem sztywno głową. - Czy on zabrał Mae? – spytała, łzy błyszczały w jej oczach. Pokój wydawał się wibrować od napięcia, gdy czekali na moją odpowiedź. Znowu przytaknąłem. - Nie! – Beauty sapnęła. – Oni ukarzą ją za ucieczkę. Opowiedziała mi o sobie. – Tank chwycił Beauty za ramię i przyciągnął do piersi by uspokoić. Trzęsąc się z niecierpliwości, zwróciłem się do Ky migając. - Zadzwoń do każdego oddziału w stanie, kurwa, każdego, od którego dzieli nas osiem godzin jazdy. Zadzwoń do Oklahomy, Luizjany, Florydy, Nowego Meksyku i Alabamy. Sprowadź ich tu. Wywołuję wojnę gminie.
- Ja, ty, Tank, Bull i trio jedziemy złożyć senatorowi wizytę. Skurwiel ma coś wspólnego z tym gównem. Jest kluczem do odzyskania Mae. Zgarnijcie amunicję z wieszaków i weźcie broń. Będziemy potrzebowali wszystkiego. - A potem co? – Bull spytał, reszta braci szykowali się do działań. Wstałem, wyciąłem spieprzone ramię i z powrotem nastawiłem, naciągając szyję. – Potem pojedziemy odzyskać moją starą. Zabiję z gniewem Hadesu cholernie dużo bezmózgich nadużywających cipek.
***
- Senatorze pierdolony Collins! – Viking krzyknął, gdy wpadliśmy przed drzwi prowadzące do głównej sypialni w jego rezydencji, przy Tarrytown w Mopan – jakimś bogatym strzeżonym osiedlu nad Jeziorem Austin, gdzie ludzie mieli więcej pieniędzy niż rozumu. Jak jeden mąż, wszyscy zamarliśmy. Stary dobry senator wyjmował zasuszonego fiuta z tyłka, jakiegoś młodego tajskiego kochanka i rzucił się pod przykrycie na łóżku. Ky podszedł do przodu i uśmiechnął szeroko. – Proszę, proszę co my tu mamy, Senatorze Collins? - Jak wy się tu do cholery wszyscy dostaliście! – Collins warknął. AK zbliżył się do jego szafy i zaczął grzebać, zgarniając kilka najwyższej klasy kubańskich cygar. – Twoja ochrona nie jest zbyt lojalna. Wygląda na to, że cenią swoje własne życia nad twoje. – Uniósł wzrok i spojrzał na łóżko. – I twojego małego nieletniego chłopaka, przez wzgląd na rzeczy. Senator zbladł. Wynajęty chłopak uniósł ręce – miał szesnaście, może siedemnaście lat? Doskonała amunicja dla nas. Może Hades po tym wszystkim nas obserwuje. Flame rzucił się na dzieciaka i uniósł go z łóżka za czarne włosy. – Masz dziesięć sekund by wypierdalać z tego pokoju zanim cię wykastruję i nakarmię
twoim fiutem jego psa! – Flame rzucił go na podłogę i w mniej niż dziesięć sekund po chłopcu nie zostało ani śladu tylko dźwięk zamkniętych drzwi. Ky usiadł na końcu łóżka i odchylił się, wpatrując w Collinsa. Stanąłem przy szufladzie i czekałem, aż stary palant spojrzy na moje twarde spojrzenie. Przełknął ślinę… mocno. Uśmiechnąłem się krzywo. Jęknął. Cipka. - I co? Collins? Wygląda na to, że masz sekrety przed dobrymi starymi ludźmi w Teksasie, co? Co by powiedzieli gdyby się dowiedzieli, że ich idealny rodzinny człowiek lubi ssać fiuty? - Czego chcecie? – spytał cicho, jego paciorkowate oczy stale przemieszczały się między braćmi teraz rozmieszczonych po całym pokoju. – Mam dużo pieniędzy. Ile chcecie? Ky uniósł brew i roześmiał się. – Mamy dużo pieniędzy. Ky szarpnął brodą na Flame. Flame, stale niespokojny brat, przeniósł się do łóżka i uniósł Collinsa za gardło, przyciskając go wysoko do ściany. - NIE! Nie zabijaj mnie! Powiem wam wszystko, co chcecie widzieć! – Collins pisnął, jego słowa były ledwie słyszalne przez Flame żelazny uchwyt. Gdy opuchnięta twarz senatora spurpurowiała, Flame puścił jego żałosny nagi tyłek na drewnianą podłogę. - Kto nasłał na nas Neos? – Jakiekolwiek oznaki krwi na twarzy senatora wyparowały po usłyszeniu pytania Ky. - Ja nie… ja nie… - Flame ponownie po niego sięgnął. Collins wysunął przed siebie ręce, krzycząc i przyciskając się do ściany. – Okej, okej… tylko mnie nie krzywdź! Flame spojrzał na mnie po dalsze instrukcje. Szarpnięciem brody, kazałem ku się wycofać.
- Powiem ci coś. – Ky zaczął przenosząc się, by być twarzą w twarz z Collinsem. – Zaraz zacznę odliczać od sześćdziesięciu. Jeśli dojdę do zera pozwolę Flame stojącemu tutaj zrobić ci lobotomię. Postaramy się abyś nas dobrze zapamiętał. Flame odrzucił głowę i roześmiał się histerycznie, szykując perski nóż sprężynowy. - Pięćdziesiąt. – Ky zaczął odliczać. Senator potarł spoconą, łysą głowę w oczywistym strachu. - Czterdzieści. Flame zaczął się rozgrzewać: strzelał kłykciami, naciągał szyję, przeciął ostrzem ramiona, krew skapywała na kremowy dywan na podłodze. Twarz Collina wyraźnie poczerwieniała ze strachu. - Trzydzieści. - Dwadzieścia. - Dziesięć. - Pięć… cztery… trzy… dwa… jeden… zer… - Okej! Okej! Ubijmy interes! Szarpnąłem brodą, każąc senatorowi mówić. - To był jakiś garniturek. Przyszedł i złożył ofertę. Neos ją przyjęli. Garniturek chciał niemego martwego, by Katów wyłączyć z gry o broń. – spojrzał na mnie. – Rozkaz przyszedł z jakieś gubernatorskiej rezydencji w śródmieściu. Garniturek przyniósł list z podpisem gubernatora i powiedziano mi bym przeoczył wszystkie transakcje z jakieś nowej organizacji finansowanej w Gazie czy inne gówno. Wprowadzenie stref zakazu lotów i egzekwowanie prawa za wtargnięcie na jakimś kawałku ziemi, na północy. Nie pytałem o więcej. Im mniej wiem tym lepiej. - Jak wyglądał ten garniturek? – Tank spytał. Collins uszczypnął się w nos. – Wysoki, dobrej jakości garnitur, normalnie. Oh, miał długą brązową brodę i bliznę biegnącą wzdłuż policzka
Gabriel. Ky zwrócił się do mnie po rozkazy. - Dowiedz się lokalizacji tego terenu. To gmina. Bez wątpienia. Garniturek był jednym ze skurwysynów, którzy zabrali Mae. Ky skinął sztywno głową. Był wkurzony. - Potrzebujemy lokalizacji. – Ky zażądał. Collins zmarszczył brwi. – Nie mogę jej podać. – Flame zbliżył się ku niemu, liżąc zakrwawiony nóż i ten krzyknął. – Czekaj! Czekaj! Uniosłem rękę wskazując Flame, by się powstrzymał. - Gubernator ma na mnie gówno. Gówno, które może zniszczyć moją karierę polityczną, rodzinę. Powiedział, że mnie zrujnuje, jeśli podam komuś lokalizację… a zwłaszcza tobie… Katom. Co tylko oznacza, że otrzymuje od nich pokaźną sumkę. - Twierdzisz, że on wie, iż lubisz pieprzyć młodych chłopaczków? – Viking spytał. Collins zacisnął usta z irytacją. Viking uśmiechnął się. - Ludzi, których martwi czy lokalizacja zostanie odkryta będą martwi w ciągu następnych dwudziestu czterech godzin. Gubernatora obchodzi jedynie to, co do niego wraca. Upewnimy się, że nikt nie piśnie słowem jak tylko skończymy. Oni lub on nie będą ci zawracać głowy. Collins westchnął. Mieliśmy skurwiela na lufie, co dobrze wiedział. – A wy. Co zrobicie z tym kawałkiem… osobistej wiadomości o mnie? - Pieprzyć wszystko… jeśli lokalizacja będzie właściwa. – Ky podkreślił. - I mam uwierzyć, że nie użyjecie tego przeciwko mnie w przyszłości? - Wcale nie. Pomóż nam, my jeśli chcesz pozwolimy ci pieprzyć przejechane zwierzęta. Nie podasz nam lokalizacji, będziesz w aktualnych krajowych wiadomościach jutro rano. – Ky nachylił się nad siedzącym Collinsem. – Powiedzmy, że mamy kilka połączeń, które z radością rozprzestrzenią tę historię.
- Kurwa! – Collins syknął. – Wygląda na to, że nie mam wyboru, co nie? - Słodkiego. Kurwa. Żadnego. – Ky przyznał. Pięć minut później, znaliśmy dokładną lokalizację. Gdy usiedliśmy na naszych Harleyach na zewnątrz, Ky odebrał telefon. – Tak… potencjalny czas… dobra… Rozłączył się i spojrzał na mnie. – Aż z siedmiu stanów Kaci są w drodze. ETA osiem godzin. Uczucie ulgi zagościło w moim brzuchu. Sprowadzę Mae z powrotem. W mniej niż dwadzieścia cztery godziny, będę mieć moją starą z powrotem na moim motorze i łóżku. Skurwiele, którzy zabrali ją ode mnie będą już od dawna u przewoźnika, bez dziesięciocentówek na oczach. A ten drań Rider, zapłaci i to solidnie. Odchylając głowę, zamknąłem oczy. Trzymaj się kochanie. Wkrótce po ciebie przyjadę.
Rozdział 23 Mae - Skarbie. – Styx syknął, gdy sunęłam pocałunkami wzdłuż napiętego, umięśnionego brzucha, liżąc między zapadnięciami i wzniesieniami twardych mięśni. Podążając ścieżką włosów prowadzącą do jego bielizny, pociągnęłam za pasek, męskość wyrwała się na wolność lądując obok moich ust. Unosząc wzrok, oczy Styxa były przysłonięte rzęsami, zęby przygryzały srebrny kolczyk, który przebijał dolną wargę. - Mae… kurwa… - wydał ściszonym głosem. Uśmiechając się jak łatwo mogłam rzucić go na kolana, pochyliłam się i przesunęłam językiem wzdłuż sztywnego ciała. Wypuścił długi jęk. – To takie dobre uczucie, kochanie. Tak kurewsko dobre. – wymamrotał, napinając wytatuowane ramiona po bokach ciała. Kładąc ręce po obu stronach jego bioder, wspięłam się na ciało i usiadłam okrakiem na udach, owinęłam usta wokół długości i zassałam głęboko. Uwielbiałam ten słony, piżmowy smak. Owinął rękę wokół długich włosów i zaczął unosić biodra, powoli zanurzając erekcję głębiej. – Kochanie… kochanie… - powiedział każde słowo synchronizując z pchnięciem. Wyciągając ręce, oparłam dłonie o pierś, wbijając paznokcie w skórę, przyśpieszając rytm, chrapliwy oddech był urywany, coraz szybszy i szybszy. - Mae… Mae, Chryste! Kocham cię… Uwalniając Styxa z ust, usiadłam, zachęcona słowami, uniosłam biodra i ustawiając go przy wejściu, opuściłam się i wsunęłam całego w siebie. Szarpnął się na materacu. – MAE! – ryknął. Obejmując mnie za pośladki, przyparł mnie zaciekle do twardości, ruch który otarł się o to miejsce, to właściwe miejsce. - River… oh, tak… - zakwiliłam.
- Cholernie uwielbiam, gdy nazywasz mnie River… - wyszeptał, liżąc mnie wzdłuż szczęki, piersi by wciągnąć po kolei do ust sutki. - River… River… - jęczałam, napinając brzuch, zaciskając uda. Gdy odchyliłam głowę, rozpadłam się na kawałki, przyjemność oświetliła mnie od wewnątrz. - Mae. Skarbie… tak dobrze mnie doisz… taka.. ciasna… argh! – Styx zamarł i każdy mięsień, dobrze zbudowanego, twardego ciała napiął się. Żyły na szyi nabrzmiały, usta rozchyliły się i wypełnił mnie swoim ciepłem. Odgarniając wilgotne włosy z twarzy Styxa, przycisnęłam czoło do jego, gdy łapałam chrapliwy oddech. Uśmiechnęłam się, gdy ręką muskał mnie po kręgosłupie i zacisnął na karku, trzymając w miejscu. - Nie zająknąłeś się. – powiedziałam od niechcenia, uśmiechając się z zadowoleniem. Odsunął się z niedowierzaniem, głębokie V pojawiło się między jego brwiami, które pocałowałam. - Nie? Pokręciłam głową. Styx odetchnął i uśmiechnął się z wymuszeniem. – To jak… bym mógł… oddychać przy tobie… to… staje się łatwiejsze… że zapominam… że nie mogę… mówić kiedy… jesteśmy sami… to sprawia, że czuję się… normalny. Styx wypowiedział każde słowo z krystaliczną czystością. Przerwał kilka razy, oczy mu drgały, gdy wypowiadał zdanie i wziął kilka głębokich wdechów, ale nie zająknął się. Promieniowałam dumą. - Wiesz… odbyłem każdy rodzaj leczenie, kiedy dorastałem… aż w końcu, jako sześciolatek… specjalista zalecił mi… nauczyć się języka migowego. Wiesz, by po prostu… dać mi jakiś głos. Lekarze nie mogli… nigdy rozpracować przyczyny. Nie miałem… pieprzonego pojęcia. Tylko wiedziałem, że moje… słowa nie przychodzą jak… innym. Nigdy nie pozwoliłem… nikomu za bardzo się zbliżyć, z wyjątkiem… mojego staruszka i Ky… i tej… laski, którą spotkałem
za ogrodzeniem… gdy byłem dzieckiem. Potem lata później… wpadła do… mojego życia. – Objął moje policzki. – Kochanie… jesteś moim najlepszym… rodzajem terapii. Wpatrywałam się w duże piwne oczy i przechyliłam głowę. – Myślałam, że powiedziałeś, iż to nie ty jesteś mi przeznaczony? Roześmiał się. Rzadko się śmiał, ale kiedy to robił, cieszyłam się z tego dźwięku: chrapliwy, głęboki… męski. – Oh, to jestem, ja, kochanie… I nie będzie innego faceta dla ciebie… tylko ja. Przyciskając czoło do jego, musnęłam usta, przesuwając językiem wzdłuż srebrnego kolczyka w wardze. - Mmm… - jęknął. Zaczęłam poruszać biodrami, jego penis ponownie stwardniał. Styx roześmiał się. – Jeszcze raz, kochanie? Przytaknęłam i pociągnęłam go za ciemne, zmierzwione włosy. – Jeszcze raz… i jeszcze… i jeszcze… i jeszcze… Palec pogładził moje ramię, budząc i uśmiechnęłam się. - Mmm… Styx? Znowu o tobie śniłam. Ręka na mojej skórze zamarła i zmarszczyłam brwi. Nawet rozespana, wyczułam, że coś było nie tak. – Styx? Nadal ociężała od snu, powoli otworzyłam oczy borykałam się z niewyraźnym obrazem. Siadając, poczułam falę nudności wzbierając w brzuchu i potarłam oczy i by odeprzeć mgłę z głębokiego snu. – Styx? – zawołałam. Gdy mój wzrok się poprawił, dwie postacie wyłoniły się z mgły; kobiety, jedna blondynka, a druga ciemnowłosa. - Mae? – szepnął cichy głos, delikatnie przywracając mnie do rzeczywistości. Delilah? Dlaczego słyszę Delilah? Szybko rozejrzałam się: szare cementowe ściany, drewniana podłoga, duży drewniany krzyż na północnej ścianie pokoju. I ogromny ręcznie namalowany obraz kogoś… Proroka Dawida! Nie… nie… nie… proszę zabierzcie mnie z powrotem do mojego snu.
Styx. Styx, Styx… Drżąc, zerwałam się z wąskiego łóżka, próbując biec, iść, czołgać się – nie wiedziałam. Osłabione nogi nie były w stanie utrzymać wagi i upadłam na podłogę. Łzy zebrały mi się w oczach, gdy uderzyły mnie fakty. Gmina; byłam z powrotem w gminie. Nie w związku. Żadnego Styxa. Porwana wbrew mojej woli i odesłana do Piekła. - Mae? – uniosłam głowę w odpowiedzi. Lilah i Maddie stały przede mną. Przyglądały mi się uważnie; obie wyglądały na zmartwione. Były ubrane w zwykłe długie szare sukienki wymagane w zakonie, a włosy były podtrzymywane przez biały materiał – skromny i konserwatywny. Wyciągnęłam ramiona i obie się na mnie rzuciły. – Moje siostry… wyszeptałam, łzy teraz spływały wzdłuż policzków. – Tak bardzo za wami tęskniłam. – Tak dobrze było ponownie je przytulać. Intensywność naszego uścisku powaliła mnie, gdy trzymałam je w ramionach. Trzymały mnie mocno i słyszałam jak pociągały nosami i cicho popłakiwały. Po długich minutach, odsunęły się. Lilah odgarnęła zmierzwiony kosmyk włosów z mojej twarzy. – Nic ci nie jest, Mae? – spytała cicho, po czym kontynuowała. – Byłaś nieprzytomna przez wiele godzin. Opiekowałyśmy się tobą. Biorąc głęboki wdech, sprawdziłam mięśnie i wyciągnęłam obolałe kończyny. Byłam słaba, ramię mi pulsowało, ale w sumie czułam się dobrze. Gdy spuściłam wzrok, zamarłam. Ja, z powrotem w tradycyjnym szarym ubiorze sióstr, dużej żałosnej bezkształtnej sięgającej podłogi sukience. Podwijając rękawy, zauważyłam czerwony znak i wysiliłam mózg próbując przypomnieć sobie skąd go mam. Umysł wciąż miałam jeszcze otępiały, ale gdy walczyłam z mgłą, rozproszone wspomnienia wypłynęły na powierzchnię. Śpiewanie dla Styxa…
kochanie się ze Styxem… potem mężczyźni w kominiarkach wpadający do pokoju… i Rider… NIE! Szarpnęłam się i rozwarłam oczy, patrząc prosto w moje siostry. - Rider! Gdzie jest Rider? Czy on mnie przyniósł? Jest tutaj w zakonie? Maddie i Lilah spojrzały na siebie zaskoczone. Lilah wzięła mnie za rękę. – Mae, kim jest Rider? To wszystko nie ma sensu. Mocno ścisnęłam jej palce. – Rider… on… - przełknęłam żółć, gdy przypomniałam sobie jak obejmował Gabriela i starszych. Brat Kain, dawno się nie widzieliśmy! Nie! Niemożliwe! - Mae. – Maddie wyszeptała. – Przerażasz mnie, siostro. Kim jest Rider? Gdzie byłaś przez cały ten czas? Pokręciłam głową i wyrzuciłam. – Brat Kain! Rider jest Bratem Kainem. – Mogłam stwierdzić po ich nagłej ciszy, że był teraz tutaj. - Mae. Brat Kain przyniósł cię tutaj, ze starszymi, wczesnym popołudniem. Gmina urządza dla niego powitalny obiad. Wszyscy tak bardzo się cieszą. On zwrócił cię Prorokowi Dawidowi. Brat Kain jest naszym zbawicielem. Zakazano nam uczestnictwa. Od czasu twojego zniknięcia byłyśmy unikane i trzymane w izolacji. Maddie wzięła mnie za drugą rękę. Gest ten zaskoczył mnie. Maddie nigdy nie okazywała uczuć; zawsze była sama, woląc własne towarzystwo od innych. Nigdy nie była tak blisko Belli i mnie. Najwyraźniej coś w niej się zmieniło. Jej jasnozielone oczy nie oderwały się ode mnie. Gdy bardziej się jej przyjrzałam, dostrzegłam, że straciła na wadze od mojej ucieczki. Jej długie, czarne włosy straciły blask, a skóra była bledsza. Gdy przyciągnęłam jej ręce do ust i pocałowałam, pojedyncza łza powoli spłynęła wzdłuż jej policzka. - Tęskniłam za tobą, siostro. – wyszeptałam. - Zostawiłaś mnie. – powiedziała, niemal bezgłośnie.
Moje serce runęło. Zostawiłam ją samą. Dopiero co straciła Bellę, a potem ja również ją porzuciłam. Miała tylko dwadzieścia jeden lat i była z nas najbardziej nieśmiała. A ja, jej jedyna rodzina, zostawiłam tutaj moją Maddie, w gminie z Bratem Mojżeszem, najokrutniejszym ze wszystkich starszych. - Tam mi przykro. Tak mi przykro… - przyciągnęłam Maddie do siebie. – Nigdy więcej cię nie zostawię. Obiecuję. Byłam tak samolubna. - Czy mi również możesz to obiecać? – spojrzałam na bok na Lilah. Klęczała, patrząc na nas z wielkimi niebieskimi oczami. Z Maddie, które odmawiała odsunięcia się od mojej szyi, gestem przywołałam Lilah i ta objęła nas obie. Przekształciłam obietnicę dla Lilah i Maddie. – Nigdy więcej żadnej z was nie opuszczę. Macie moje słowo. - Oh, Mae, było tak źle, kiedy odeszłaś. Ludzie myśleli, że Bóg nas karze. Byli oszaleli. A starsi… - Lilah przerwała i poczułam i Maddie zesztywniała i jęknęła w moje włosy. Pogładziłam ją po głowie i ukołysałam w ramionach. Lilah odsunęła się, obserwując Maddie ze współczuciem w oczach. - Co ze starszymi…? – spytałam przez zaciśnięte zęby. Lilah przełknęła. – Oni byli tak źli na ciebie. Gdy wrócili po godzinach poszukiwań, przyszli tutaj, do nas. Jęki Maddie zmieniły się w skręcający-żołądek szloch. - Przyszli po nas. – Lilah mruknęła. - Który? – warknęłam. - Wszyscy! Wszyscy starsi: Gabriel, Jakub, Noe i Mojżesz. Maddie wbiła mi paznokcie w plecy, próbując jeszcze bardziej się przybliżyć. Była jak przerażone dziecko, więc uspakajałam ją, niepokój wzrastał po kolejnym jej szlochu. Lilah otarła oczy. - Maddie, spokojnie. Jesteś teraz bezpieczna. Jestem tutaj. – spojrzałam na Lilah i poruszyłam ustami, Co jej się stało? Lilah przełknęła i odwróciła wzrok. – Chcieli kary boskiej. Starsi obsesyjnie karali siostry za twoje nieposłuszeństwo. Byli wściekli, że jakoś uciekłaś z
gminy i byłaś na zewnątrz żyjąc w grzechu. – Wzięła głęboki, otrzeźwiający oddech. – Powiedzieli, że Przeklęte były niegodziwe, złem Zakonu: ty… Bella… powiedzieli, że wasz ród był skażony złem. Powiedzieli, że Szatan używa cię, jako narzędzie pokusy. Teraz to ja znieruchomiałam. Maddie. Była z mojego rodu. Czy oni wierzyli, że ona również była narzędziem pokus i grzechu? Jeszcze mocniej przytuliłam siostrę. - Powiedzieli, iż muszą się upewnić, że Maddie nie pójdzie tą samą drogą…to, że muszą złamać ją raz na zawsze. Wypędzić jej demony. Maddie teraz płakała niekontrolowanie. Jej serce waliło przy moim, a pierś drgała od intensywności szlochów. – Godzinami brali ją tak brutalnie, że zemdlała. Jeden po drugim… czasami w tym samym czasie. Kazali mi patrzeć, ale nie mogłam nic zrobić. Potem zwrócili uwagę na mnie… - Jak często? Jak często to się działo? – spytałam, mocno ściskając Lilah rękę w wsparciu. - Kilka razy w tygodniu… - spojrzała na podłogę, po czym uniosła wzrok. – Każdego tygodnia od czasu twojej nieobecności. To naprawdę było piekło. Uwięzione w tym pokoju, brane dopóki krwawiłyśmy, raz za razem. Mae, nie zniesiemy już więcej… nie możemy tak żyć… Ściskałyśmy się, aż wszystkie łzy zostały wylane. W końcu, Maddie odsunęła się i usiadła przede mną. Choć wciąż mocno trzymała mnie za rękę. Stwierdziłam, że już nigdy jej nie puści. - Gdzie byłaś, Mae? – Lilah spytała. – Jak wygląda świat zewnętrzny? Od czego mam zacząć? - Siostry, to nie do wyobrażenia – technologia, to jak żyją ludzie. To jest tak, tak inne. Gdy uciekała, starsi znaleźli mnie na granicy ogrodzenia. Maddie podskoczyła oraz zmarszczyła brwi i potarłam tył jej ręki. Uspokoiła się.
- Właśnie udało mi się przedostać na drugą stronę ogrodzenia, ale w tym czasie zaatakował mnie pies Gabriela. Lewą nogę miałam bardzo zranioną, ale zmusiłam się do biegu. Dotarłam na skraj lasu i odkryłam drogę. Chwilę później zabrała mnie furgonetka. Prowadziła kobieta, dobra kobieta, zabrała mnie daleko, daleko stąd. - Co… co to jest furgonetka? – spytała Maddie cicho. Posłałam jej delikatny uśmiech. - To duży pojazd, jak samochód proroka, ale o wiele większy. – Jej zielone oczy rozszerzyły się jak u Lilah, gdy próbowały sobie taką maszynę wyobrazić. Zastanawiam się jak postąpiłyby z motocyklem, Harleyami i Chopperami Katów. Uświadomiłam sobie jak ograniczona musiałam się wydawać Katom, gdy znaleźli mnie z związku, wierzącą że byłam w piekle. - A potem co? – Lilah naciskała, chcąc usłyszeć więcej. Mogłam sobie wyobrazić, że dla niej to brzmiało jak fikcyjna opowieść. Wzdrygnęłam się i kontynuowałam. – Traciłam krew… umierałam, myślałam… - Maddie sapnęła i jej ręce zaczęły się trząść. – Kobieta z furgonetki podrzuciła mnie na bok drogi i znalazłam schronienie w czymś w rodzaju związku. Następne, co widziałam to, że obudziłam się w dziwnym pokoju, sama i zdezorientowana. Przesunęłam się i ścisnęłam je za ręce. – Siostry, na zewnątrz nie jest tak źle jak nam powiedziano. Jest wypełniony wspaniałymi i dobrymi ludźmi. Tak, czasami jest niebezpieczny, kiedy indziej grzeszny, ale nie bardziej niż tutaj. Nawiązałam kilka nowych przyjaźni, odkryłam, kim naprawdę jestem… i … zakochałam się. Tym razem obie głośno sapnęły. – Zakochałaś się? – Maddie spytała, wyraźnie zszokowana. Miłość nie była czymś, czego doświadczają kobiety tutaj w gminie.
- Tak, zakochałam się. Głęboko pokochałam najbardziej niesamowitego mężczyznę. Jest silny, opiekuńczy i bardzo o mnie dba. Przez cały ten czas z nim byłam. Tak bardzo go kocham, ale… - Ale co? – Lilah ponaglała mnie bym kontynuowała, jej normalna powściągliwość została zastąpiona ożywieniem. - Był tam ktoś jeszcze. Ktoś, kogo uważałam za przyjaciela. – zaśmiałam się niewesoło. – Głupia ja, nie mogłam się bardziej mylić… - Tak myślisz? Wyciągnęłam głowę w kierunku drzwi. Stał w nich Rider- nie, Brat Kain. Rider był fałszem, podstępem by zmylić Katów, co do jego prawdziwych zamiarów. Rider jest dla mnie martwy, Ridera ogromna postać wydawała się pochłaniać cały pokój. Był ubrany na czarno, długie włosy miał rozpuszczone i opadały mu na ramionach – tak jak u każdego innego ucznia. Tylko wyglądał boleśnie inaczej bez zwykłych dżinsów i kamizelki. - Pozdrowienia, Bracie Kain. – siostry opadły na podłogę na jego obecność, głowami dotykały drewna, ręce wyciągnęły przed siebie – w całkowitym poddaniu. Kain rzucił im krótkie bezinteresowne spojrzenie, a następnie skupił na mnie swoje brązowe oczy. Wstałam na drżących nogach, próbując stanąć z nim twarzą w twarz, na równych warunkach. Przymrużył oczy. - Zostawcie nas. – zarządził. Natychmiast, Maddie i Lilah wstały, patrząc na mnie czujnym wzrokiem. Lilah wzięła Maddie za rękę, ale moja siostra nie chciała się ruszyć. Kain ponownie do nich powiedział. – Powiedziałem, wyjdźcie! – rzucił, najwyraźniej tracąc cierpliwość.
- Nie waż się na nie krzyczeć! – zagroziłam, stając tuż przed szeroką piersią. Lilah zassała ostry oddech, zszokowana moim zachowaniem. - Mae, bądź cicho. – Kain warknął ostrzegawczo, zaciskając ręce w pięści i napinając je po bokach. - Nie będę cicho! Nigdy więcej nie będę postępować zgodnie z rozkazami podanymi przez twoich ludzi! Maddie podbiegła do mnie i chwyciła za ramię. Spojrzałam na siostrę. Była skamieniała. Pocałowałam ją w głowę. - Idź, Maddie. Nic mi nie będzie. Poczekajcie na mnie na zewnątrz. Pokręciła głową, jej duże oczy były bezpośrednio zwrócone na Kaina. Brat Kain westchnął. – Nie skrzywdzę jej. Pomimo tego, w co wierzycie, nigdy nie skrzywdziłem kobiety. Nie zamierzam zacząć z Mae. Zwłaszcza z Mae. Wyśmiałam to oczywiste kłamstwo, zdobywając kolejne zerknięcie od Kaina. Zwracając się do Maddie, powiedziałam. – Idź, Maddie. Lilah się tobą zajmie. Znajdę was, kiedy uporządkujemy nasze sprawy. Lilah wzięła Maddie za rękę i pociągnęła do drzwi. Wyszły i zamknęły je za sobą. - Nie mam ci nic do powiedzenia. – uśmiechnęłam się szyderczo do Kaina. Odwracając się od dawnego przyjaciela, odeszłam i usiadłam na skraju łóżka. - Wiem, iż myślisz, że cię zdradziłem, ale wszystko było prawdą, Mae. My, nasza przyjaźń, wszystko co powiedziałem… zwłaszcza moje uczucia w stosunku do ciebie. – Przybliżył się do mnie i uniosłam rękę, wskazując mu by się zatrzymał. Usłuchał. - Naprawdę? To wszystko było prawdą, Rider – Oops! Wybacz Kain! Wybacz, jeśli porwanie mnie i zwrócenie tutaj, do Piekła może być zrozumiane, jako drobna obraza przeciwko mnie. Kain zignorował sarkazm i olał go.
- Nie należysz do tamtego świata, Mae. Twoje miejsce jest z twoimi ludźmi… ze mną. – jego głos był taki miękki, tak przekonujący. Serce mi zamarło. Chciałam mojego Ridera z powrotem. Osoba, która stała przede mną w tej chwili mnie dezorientuje, i po prostu nie wiem, w co już mam wierzyć. - Nie może być tak jak ty chcesz. – powiedział. – Chcesz być starą? Chcesz być przez całe życie otoczona bronią, narkotykami i przemocą? Kaci są trucizną, Mae. W głębi duszy wiesz o tym. - Nie. – odpowiedziałam. Kain pozostał zrelaksowany, lekki szczęśliwy uśmiech unosił jego usta. Spojrzałam mu prosto w oczy. – Chcę być ze Styxem do końca życia. Gdziekolwiek on jest, tam będę i ja. On jest moim życiem. Jeśli pozostanie prezesem Katów, ja będę stać przy jego boku. Kain zbladł, a następnie rzucił się na mnie. Pchnął na łóżko i zawisł nad moim ciałem, trzymając za ramiona. - Co ty robisz? Zejdź ze mnie! – syknęłam, próbując go zepchnąć. - Cóż, nigdy więcej nie zobaczysz Styxa, okej? Przestałam walczyć i zamknęłam oczy, tylko by zaraz je otworzyć i spytać. – Czy mam poślubić Proroka Dawida? Coś podobnego do bólu błysnęło w oczach Kaina, ale przytaknął i łzy wypełniły moje oczy. – Proszę zostaw mnie. – wyszeptałam. Po prostu chcę zostać sama. Kain pochylił głowę i przycisnął czoło do mojego. – Kocham cię, Mae. Tak bardzo cię kocham. Boli mnie, że nie możesz być moja. - Nigdy nie byłeś mi przeznaczony, tak jak Prorok Dawid. Jestem Styxa. Kain nagle uderzył łóżko obok mnie, jego ramiona trzęsły się z frustracji. – Styxa tutaj mnie ma! On odszedł, Mae. Daleko kurwa stąd. Nikt cię tu nie znajdzie! Gmina jest chroniona. - Rider… - westchnęłam. Cholera, musiałam się powstrzymać. – To znaczy, Kain…
- Nie. – przerwał, przesuwając palcem wzdłuż mojego policzka. – Lubię jak nazywasz mnie Rider. Zmarszczyłam brwi w niezgodzie i przesunął palcami wzdłuż moich włosów, oczy mu zmiękły. - Kiedy byłem Riderem, myślałem że część ciebie kocha mnie, prawda? Teraz wszystko, co widzę to nienawiść. Bez względu jak bardzo próbowałam go nienawidzić, w tej chwili nie mogłam. Miał rację. Kochałam go na swój sposób i nie mogłam od tak wyzbyć się tych uczuć, nieważne jak mocno próbowałam. Kochałam osobę, którą był na zewnątrz, ale nie tutaj, nie jak Kaina. Nie, jako brata Zakonu i na pewno nie jako bratanka prowoka! - Mae? – Kain wyszeptał, czekając na moją odpowiedź. Poruszyłam się pod nim i położyłam rękę na jego policzku. Przytulił się do mojej dłoni. - Wszystko w nas krzyczy, że należymy do siebie: nasza wiara, wychowanie, zainteresowania. Ale to nie wystarczy. – wyszeptałam. – Potrzebujesz tej surowej, pierwotnej rządzy. Tego połączenia, którego nie potrafisz opisać… tej płomiennej, instynktowej wiedzy, że ktoś jest przeznaczony wyłącznie dla ciebie. Miłość, Kain, miłość jest nadzmysłowa. Mam to ze Styxem. Nawet, jeśli mam spędzić resztę dni tutaj, w gminie, nic tego nie zmieni, nawet sama śmierć. Jego brązowe oczy błyszczały. – Nigdy nie miałem szans, co? Pokręciłam głową. – Nie możemy walczyć z losem, Kain. Teraz to wiem. Wszechświat ma swój sposób na umiejscowieniu cię tam gdzie należysz. Z osobą, do której należysz. Kain zszedł ze mnie i uklęknął na łóżku. – Starsi wkrótce po ciebie przyjdą. Dzisiaj poślubisz Proroka Dawida. Szybko usiadłam. – Wciąż zamierzasz do tego dopuścić? Spuścił głowę. – Nie, jeśli ty się zgodzisz poślubić mnie. – wyszeptał. Kain uniósł podbródek, ukazując przystojną twarz tak poważną, tak pełną nadziei.
- Kain… nie mogę za ciebie wyjść. Ta propozycja jest szaleństwem. Porwałeś mnie! Poczułam jak wziął mnie za rękę i pogładził palcami jej tył. – Nigdy nie wezmę kolejnej żony, Mae. To sposób naszych ludzi, ale nigdy nie pokocham kogoś innego tak bardzo jak ciebie. Byłabyś tym dla mnie. Jesteś. Nie zostałem wychowany jak reszta braci tutaj w gminie. Będę o ciebie dbać, chronić… traktować jak królową. - Kain… - wyszeptałam, moje serce pękało dla małego zagubionego chłopca siedzącego przede mną wylewającego serce. - Zapomniałaś, Mae o tym, że również jestem ofiarą okoliczności. Byłem wychowany do odziedziczenia Zakonu. Też nie mam innego wyjścia. Możemy być dla siebie nawzajem pocieszeniem. Wzajemnym zbawieniem. Możemy zostać połączeni na oczach Pana. To byłoby czyste… idealne. Łzy spłynęły po policzkach. – Nie mogę tutaj zostać. Zbyt wiele koszmarów o tym miejscu dręczy mój umysł. Zbyt wiele demonów przebranych za ‘sprawiedliwych ludzi’, którzy wykorzystywali mnie… okaleczyli. – Wypuścił rozdrażniony oddech przez nos i uklęknęłam odzwierciedlając jego pozycję. – Powiedzieć ci coś. Jego twarz była otwarta, czekała na pytanie. - Czy kiedykolwiek uczestniczyłeś w Boskim dzieleniu? Czy kiedykolwiek widziałeś gwałconą ośmioletnią dziewczynkę, jej nogi rozsunięte przez pułapkę na niedźwiedzia, ponieważ była zbyt przerażona by zrozumieć, co się z nią dzieje? Czy kiedykolwiek wdarłbyś się w dziecko Kain bo wierzysz, że to pomoże ci zbliżyć się do Boga i ponieważ prorok tak uważa? Cóż, odważyłbyś się? Był upiornie cicho. - Odważyłbyś się? – naciskałam.
- Czy to ci się przydarzyło? Tutaj? – spytał przez zaciśnięte zęby i zmarszczyłam brwi, niezdolna znaleźć słów. – Mae! Odpowiedz mi! Zostałaś… wzięta, jako dziecko… w taki sposób? Przytaknęłam i on naprawdę się wściekł. – Chcesz mi powiedzieć, że nigdy nie uczestniczyłeś w wymianie brat-siostra? – ponownie spytałam, tym razem z niedowierzaniem. Kain spuścił głowę, niemal w zakłopotaniu. – Jestem spadkobierca. Mam pozostać czysty. Wróciłam myślami do tygodni, który spędziliśmy razem i przypomniałam sobie, że nigdy nie dzielił łóżka z kobietą. W rzeczywistości tylko raz, gdy w jakiejkolwiek formie wziął kobietę była ta dziewczyna co wyglądała jak ja. Spojrzałam mu w oczy. – Jesteś… - Nie wstydzę się tego, więc nie waż się mi współczuć. – przerwał. - Tak, więc ta kobieta, z którą cię zastałam, w twoim pokoju… - ciągnęłam. Ramiona Kaina opadły. – Była pomyłką. Chwilą słabości. Zadośćuczyniłem za to. Modliłem się do Pana o przebaczenie. - Jak odpokutowałeś? – spytałam, ciekawa. Kain wyprostował się i uniósł koszulę, odsłaniając plecy. Zakryłam rękami usta. – Kain, nie… Blizny. Przyjął grzech na własnym ciele. Biczował siebie za karę z powodu chwili słabości z dziewczyną. Przesunęłam palcami wzdłuż uwypuklonych, wściekłych znaków po chłoście, teraz znaczące niegdyś-piękne plecy. Tatuaż naszywki Katów wciąż był obecny, Hades wciąż wpatrywał się we mnie z szyderczym uśmiechem. Zdjęłam rękę i z powrotem nasunął koszulę. Obejmując jego twarz, zmusiłam by spojrzał na mnie. – Ucieknijmy Kain. Ucieknijmy z tego miejsca raz na dobrze. Mamy większe możliwości na zewnątrz, poza tym ogrodzeniem. Weźmiemy Lilah i Maddie. Możemy uciec z naszego więzienia. Uciec od naszych przymusowych przeznaczeń.
Kain przeniósł dłonie i delikatnie chwycił mnie za nadgarstki, składając pocałunek na lewej dłoni. – A gdzie odejdziemy? – spytał, nadzieja wyraźnie odznaczała się w jego oczach. - Do katów. Wyjaśnimy, co się stało. Możemy… - Cholera, Mae! Oni mnie zabiją. Nie rozumiesz powagi tego, co zrobiłem? Okazałem się zdrajcą w klubie. Wrobiłem Pita, jako szczura. Zasadniczo zabiłem Lois a co gorsze, zabrałem cię od Styxa. Lodowaty wyraz wzmocnił jego twarz, gdy pokręciłam głową w niezgodzie i odsunął moje ręce. – Dlaczego do cholery tak bardzo się staram, Mae? – powiedział z irytacją, patroszący ból brzmiał w głębokim głosie. – Sprzedałaś swoją duszę Szatanowi, kiedy go wybrałaś i odwróciłaś plecami do sprawy. Jesteś zaślepiona przez ciemność. - Poczekaj! Rider! – krzyknęłam, gdy zerwał się z łóżka i udał się do drzwi. Zatrzymał się i wyprostował szerokie plecy. Powoli się odwrócił… groźnie. – Bracie Kain, Salome, i nadszedł czas abyś nauczyła się swojego miejsca! Jesteś kusicielką, grzesznicą… dziwką Styxa. Umywam ręce. Siostra Ewa wkrótce tu przyjdzie przygotować cię do ceremonii. I tym razem, nawet nie myśl o ucieczce. Zostaniesz ukarana… poważnie jeśli to zrobisz. Kain wypadł przez drzwi i z nim, mój najlepszy przyjaciel Rider.
Rozdział 24 Styx Rozległo się pukanie do drzwi. Nie odpowiedziałem, zatracony w myślach, gdy siedziałem na krawędzi łóżka, przygotowując się na nadchodzące gówno. Zawsze tak postępowałem zanim szliśmy na wojnę, ale teraz, miałem o wiele więcej do stracenia. Chwilę później, drzwi się otworzyły. Ky. - Prez, wszyscy już są. Czekamy na ciebie. – powiedział, wchodząc do sypialni. - I-ilu przyjechało? Ky stanął przede mną, ubrany w skóry, długie blond włosy miał związane, gotów do walki. – Około czterystu. Uniosłem brwi, zaskoczony ilu braci udało się dotrzeć tutaj w takim czasie. Biorąc głęboki wdech, wstałem, rzucając ostatnie spojrzenie na szafę. Ky podążył za kierunkiem mojego wzroku. - Ona będzie ją nosić, Styx. – Ky stwierdził z przekonaniem. Wpatrywałem się w kamizelkę Mae, tą którą ściągnąłem specjalnie na jej cholernie małą osobę, Własność Styxa wyszyta była na plecach. Zamierzałem ją jej dać, kiedy te dupki wpadli do pokoju, zabierając ją ode mnie. Miałem nadzieję, że mój VP miał rację. - Sp-spotkamy się na ze-zewnątrz. – powiedziałem. Ky zostawił mnie i ruszyłem się ubrać: skóry, pas z kaburą a w nim Uzi, mój 9mm, myśliwy Bowie i ulubiony nóż Bundeswehr. Zamierzałem pociąć nim kilku skurwieli, zostawić kilka dożywotnich uśmiechów. Idąc do czarnego skórzanego fotelu, przesunąłem ręką wzdłuż skór Mae przerzuconych przez oparcie. Jej bokserka Katów wciąż nią pachniała, słodyczą i całkowitą cholerną Mae. Chwytając ten mały kawałek czarnej bawełny,
przysunąłem ją do nosa i zaciągnąłem się głęboko zanim wsunąłem za pasek skórzanych spodni. Będzie moim talizmanem.
Gdy wyszedłem na dziedziniec, morze Katów siedzących na motocyklach patrzyło na mnie wyczekująco. Mój oddział był na przedzie w centrum, wszyscy czekali na rozkazy… czekali aż przemówię. Ky stanął obok mnie na szczycie schodów i spytał cicho. – Ty migasz, ja tłumaczę? Kiwnąłem głową i poszedłem do przodu, wskazując machnięciem ręki, by setka braci zamilkli. Do moich uszu dobiegały jedynie odgłosy świerszczy. Widziałem wyłącznie skórę i chrom. Czułem tylko pytona owijającego się wokół pieprzonego gardła. Odpychając na bok zmartwienia, uniosłem ręce i zacząłem migać. - Bracia, zostaliście wezwani aby pójść na wojnę. Nowa organizacja, jakiś popierdolony ekstremalny religijny kult zagroził temu klubowi. Zagroził naszemu imieniu. Zagroził naszemu terytorium. Kaci zaczęli poruszać się na siedzeniach motocykli, gdy Ky mówił na głos. Zęby były obnażone; pięści zaciśnięte. Byli wkurzeni. Dobrze. - Gmina, do której jedziemy jest silnie strzeżona, jakiś poważny gówniany obóz koncentracyjny. Hektary ziemi. Ogromne ogrodzenie. Mamy powietrzne zdjęcia od senatora – będziemy postępować inaczej niż wcześniej. Podzielimy się na zespoły. Oddziałami, wypracujemy drogę do centrum gminy, twierdzy. Ky da wam rozpiskę wejść i mapy. Bracia przytaknęli, zapewniając że do tej pory rozumieli plan. - Przypuszczamy, że mieszka tam około dwóch tysięcy ludzi. Więcej niż połowę stanowią kobiety i dzieci. Zostawcie ich w spokoju. To nie jest masakra Waco… chyba, że oczywiście jako pierwsi waz zaatakują. Nie wiemy, kto będzie uzbrojony do czasu aż się pojawimy. To misja w ciemno; to cholernie pewne.
Zakon, jak się określają, handluje bronią, dobrej, jakości gównem z Gazy: karabiny, Jerichos, Tabor Rifles, Uzis, snajpery. To jedyna znana nam amunicja. To otrzymało kilka imponujących reakcji i Titus, pięćdziesięcioletni Prez z oddziału Nowego Orleanu, szarpnął podbródkiem. – Kiedy zdejmiemy tych Biblijnych skurwieli, co będzie z bronią? Spojrzałem na Ky i ten podszedł, odpowiadając na pytania. – Załadujemy ciężarówki, zawieziemy je do naszego prywatnego magazynu i po równo podzielimy gówno między oddziałami. Pasuje? Titus uśmiechnął się, jego zestaw złotych zębów lśnił na tle reflektorów związku. – Pasuje. - Są tam strażnicy lub uczniowie jak się zwą, uzbrojeni, wyszkoleni do walki. Są również pieprzone fiuty, którzy nazywają się starszymi. Jeśli możecie, zatrzymajcie ich przy życiu. Cipy należą do tego oddziału. Tank, Bull, Smiler i Trio wszyscy uśmiechnęli się do mnie. Łaknęli krwi. - Ten, kto zdejmie starego kolesia o imieniu Prorok Dawid osobiście otrzyma ode mnie dwadzieścia patyków. Jednak Rider, szczur który wpuścił nas w to gówno. Jest mój. Nikt nie dotknie go z wyjątkiem mnie. Imię w kulcie to Brat Kain. Wysoki drań. Brązowe włosy. Zarośnięty. - Coś więcej? – Country, Sierżant z oddziału San Antonio spytał. Skinąłem i zacząłem zgrzytać zębami. – Trzy suki. Oszałamiające cholerne suki. Blondynka, Delilah, w skrócie Lilah. Magdalena, ciemne włosy, inaczej Maddie. I… Urwałem i zassałem bolesny oddech. Ky spojrzał na mnie, zdezorientowany dlaczego przestałem migać. Uniosłem wzrok i patrzyłem braciom w oczy. Każdy z nich był gotów umrzeć by sprowadzić do mnie Mae. Nikt nie zabiera starej i ucieka z MC, nikt. Bracia musieli usłyszeć to ode mnie, potrzebowali abym powiedział im o Mae. Bracia zaczęli drgać, zdezorientowani moim dziwnym zachowaniem.
- Prez? Nic ci nie jest? – Ky spytał ściszonym głosem. Przybliżyłem się kilka kroków, mój oddział zmarszczył brwi widząc jak osobliwie postępuje. Zamknąłem oczy i przełknąłem ślinę, pracując nad uwolnieniem gardła od pytona. Co cholernie nie zadziałało. Mógłbym wypić burbon, ale to nie byłoby dobre. Nie przed tyloma braćmi. Wróciłem myślami do słów Ridera, gdy byłem przywiązany do ogrodzenia, niezdolny odpowiedzieć, z związanymi rękoma i pozbawione głosu. „Jesteś żałosny. Nie masz nawet jaj by przemówić do swojej kobiety. Nawet, gdy za tobą krzyczy.” Zacisnąłem pięści, a oddech stał się urywany. Otworzyłem usta, wciągając wilgotne powietrze, ale wyszła z nich jedynie cisza. Im bardziej starałem się mówić tym robiło się gorzej. Guzek u podstawy gardła napęczniał, dławiąc mnie. Moje oczy drgnęły; w głowie pulsowało. Przegrywałem. Spuszczając głowę, włożyłem rękę do kieszeni i wyjąłem papierosa. Zapaliłem go, mocno się zaciągnąłem. Pomyślałem o Mae i tym jak łatwo było przy niej, jak słowa po prostu wylatywały. O tym jak śpiewałem, grałem na Fender i słowa wypływały z moich ust. Wyobraziłem sobie wilcze oczy Mae obserwujące mnie z gitarą, jej cholerny promienny uśmiech z dumy, gdy mówiłem bez zająknięcia, Nie zająknąłeś się, ani raz… Była moim lekarstwem. Kurwa. Mae. Zamarłem, gdy uświadomiłem sobie, że mogłem oddychać. Wilcze oczy w mojej głowie otworzyły mi gardło. Moja kobieta zrobiła dla mnie więcej w kilka miesięcy niż terapia w ciągu pieprzonych lat. Otworzyłem oczy w szoku. Mogłem przełykać. Gdy pomyślałem o Mae, duszenie osłabło. Tak, wciąż tam było, ale nie tak silne. Może tyle wystarczyło. Może to da mi czas, którego potrzebowałem, aby to zrobić. Uświadomiłem sobie, że cały klub mnie obserwował, tylko czekali z szeroko otwartymi oczami na cieszącego się złą sławą Niemego Kata próbującego
przemówić. Letti i Beauty czaiły się z boku, Letti uśmiechając się krzywo z… czym? Dumą? Beauty ze łzami spływającymi po policzkach. Suki cierpiały. Również chciały, by Mae wróciła. Odchrząknąłem i ujrzałem jak oczy Ky rozszerzają się w szoku. – Styx! – syknął. Spojrzałem na mojego najlepszego przyjaciela i uniosłem rękę. Jego nozdrza drgnęły; nie chciał, żebym zrobił z siebie głupca. Ky uniósł ręce w geście poddania i pokręcił głową, schodząc mi z drogi. Pomyślał, że poniosę porażkę. Może i tak. Stanąłem twarzą do braci. Oczy mi drgały, otworzyłem wadliwe usta… i przemówiłem. – Je-je-jest ró-również su-suka o imieniu S-Salome. I-inaczej MMae. – setka ust szeroko opadły. Spojrzałem na własny klub, moich braci. Niedowierzanie na ich twarzy mówiło wszystko – Niemy Kat kurwa mówił. Oddychaj. Przełknij. Myśl o Mae… Myśl o Mae. Wyobraź sobie, że rozmawiasz z Mae, mówiłem sobie, potrzebując jeszcze tylko trochę, wiedząc, że może już nigdy więcej nie przemówię. - Ona-ona… Urwałem. Oddychaj, Styx, kurwa oddychaj. - Ona-ona jest mo-moją st-starą. – gniewne pomruki rozeszły się jak grzmot wokół obecnych. – On-oni z-zabrali ją od-ode m-mnie… zw-związali mnie i zazabrali ją. I ch-ch-cholernie chcę j-ją z powrotem. – Spuściłem głowę i uścisnąłem grzbiet nosa, napinając brzuch. Każdy mięsień w moim ciele był przygotowany, głodny walki. Oddychaj. Przełknij. Kurwa przeczyść. Powtórz. Przeczyść. Powtórz… Zacisnąłem ręce w pięści. Warknąłem, wściekłość sączyła się z mojego umysłu i głosu. - Zn-zn-znajdziecie j-ją. Och-ochronicie. Sp-sprowadzicie j-ją z powrotem do m-mnie.
Bracia ryknęli. Poklepali się pięściami w pierś, udzielając poparcia. Odetchnąłem; skończyłem mówić. Pyton wrócił z powrotem na swoje miejsce. Jednak powiedziałem to, co było potrzebne. Naprawdę wyznałem mój cholerny kawałek… Szorstka ręką poklepała mnie w ramię. Ky. - Kurwa, Styx. – powiedział napiętym głosem. – Cholera, bracie… - urwał, niezdolny skończyć zdania. Przyciągnąłem go za rękę do piersi, poklepując po plecach. – Spsprowadzimy ją z po-powrotem. – powiedziałem tylko dla jego uszu. Odsunął się i uśmiechnął tym cholernym tandetnym Hollywoodzkim uśmiechem. – Jasna sprawa. Udałem się do mojego Harleya na przedzie, Ky szedł za mną. Każdy brat poklepał mnie, po ramionach, w wsparciu. Wszyscy będą mnie bronić. Przekładając nogę nad Harleyem, wziąłem głęboki wdech. Uniosłem rękę i wskazałem na przód, sygnalizując że nadszedł czas by ruszać… … para wilczych oczu mnie dopingowała.
Rozdział 25 Mae - Strażnik będzie pilnować drzwi. Nawet nie myśl o wyjściu z tego pokoju. Czy to jasne, Salome? – siostra Ewa spojrzała na mnie, mleczne oczy były surowe od nagany. Przytaknęłam potulnie. Wyszła z pokoju, wydając się pod wrażeniem pokazu podporządkowania. Stanęłam przed lustrem i wpatrywałam w swoje odbicie. Deja vu. Sięgająca ziemi biała sukienka bez rękawów. Rozpuszczone włosy opadały w miękkich falach, na głowie wianek z kwiatów. Zamach waniliowego olejku na całkowicie wydepilowanej skórze – ale czy to uczyniło ze mnie szczęśliwą pannę młodą? Wcale. Pragnęłam jedynie płakać. Za drzwiami rozległ się dźwięk kroków i gdy odwróciłam się, Lilah i Maddie wchodziły do środka. - Pośpieszcie się. – wyszeptałam, sprawdzając czy na korytarzu nie było strażników. Siostry wbiegły do pokoju i zamknęłam drzwi tak cicho jak mogłam. - Oh, Mae. Wyglądasz pięknie. – Lilah wyszeptała, gdy poprowadziłam je do łóżka. Łzy napłynęły mi do oczu. - Mae, nie płacz. – Maddie prosiła, biorąc mnie za rękę. - Nie mogę go poślubić. Nawet z nim nie rozmawiałam. Jest stary i niedołężny. – zakryłam ręką usta, gdy zakrztusiłam się szlochem. – Oni zmuszą mnie do połączenia się z nim. Ja… ja nie mogę tego zrobić. Kocham Styxa. Nie zdradzę go! Co mam robić? Siostry współczuły mojej trudnej sytuacji.
- Nic nie możesz zrobić, Mae. – Lilah powiedziała przepraszająco. – Wróciłaś. Oni nigdy nie pozwolą ci odejść. Musisz postępować wedle ich rozkazów. Coś we mnie pękło po tych słowach. Część mnie umarła. Uniosłam wzrok i spojrzałam na maleńkie okno przez które wpadało słońce. – Ile mam czasu? – spytałam. - Dziesięć minut. – Maddie wyszeptała. Przytaknęłam otępiale. – Zaprowadzicie mnie do ołtarza? - Nie. – Lilah odpowiedziała. Spojrzałam na siostry. – Dlaczego nie? – spytałam, zdezorientowana. Maddie wzruszyła ramionami. – Siostra Ewa kazała nam tu czekać, aż przyjdą po ciebie. Nie możemy uczestniczyć w ceremonii,przez to że wciąż nas unikaja. Zakazano nam publicznych wydarzeń. Zassałam oddech przez zaciśnięte usta. Mój Panie, będę musiała przejść przez ten, piekielny, akt sama. Żadna z nas nie odezwała się przez kolejne dziesięć minut. O czym niby miałybyśmy rozmawiać? Wszystkie siedziałyśmy w kompletnej ciszy gdy czekałam na mój los. Przez pełne dziesięć minut myślałam wyłącznie o Styxie. Zastanawiałam się co teraz robił. Zastanawiałam się co z nim zrobili, kiedy zostałam uśpiona. Boże… co jeśli oni – nie! Nawet nie mogłam o tym myśleć. Skupiłam się na wspomnieniu szorstkiej, przystojnej twarzy, zarośniętych policzków, szorstkich pod moim dotykiem, głębokich dołeczków które ujawniały się, gdy błyskał uśmiechem, pełnych ust tak miękkich, kiedy pieścił mnie i dużych piwnych oczu, koloru jesieni. Pewnego dnia znowu go zobaczę. Czułam to z całego serca. Wzięłam Lilah i Maddie za ręce. – Kocham was, siostry, bez względu co się stanie, okej?
Obie zmarszczyły brwi i Maddie drgnęła. – Co masz na myśli? Postanowiłam nie poślubić Proroka Dawida. Nie połączę się z nim, w żadnym wypadku. Również wiedziałam co mnie czeka jeśli odmówię. Byłam gotowa zmierzyć się z konsekwencjami. Uścisnęłam Maddie. – Bądź silna, siostro. Bądź silna. – prosiłam. - Mae… Lilah przerwała, gdy drzwi do sypialni otworzyły się… Gabriel. Gabriel w białych uroczystych szatach. Pożarł mnie wzrokiem, gdy siedziałam na łóżku i zadrżałam na jego uśmiech. – Moja, moja, Salome, wyglądasz dokładnie tak jak Jezebel. Moje serce zamarło i zacisnęłam palce na pościeli dla bezpieczeństwa. – Nigdy więcej o niej nie mów! Zabiłeś Bellę. Jesteś mordercą, Gabriel. Spłoniesz w piekle za swoje przestępstwa. Jego uśmiech zniknął. – Zrobiłem światu przysługę, pozbawiając z niej ciemności. Była dziwką, kusicielką w najwyższej formie. Zasługiwała na śmierć. Była zbyt nieposłuszna, by sprowadzić ją na właściwą drogę. Zacisnęłam ręce w pięści. – Dlaczego? Bo nie chciała cię pokochać? To ty zrobiłeś z niej dziwkę, trzymałeś ją – nas – zamknięte w tym… więzieniu. Jesteśmy zabawkami dla ciebie i reszty starszych, by wykorzystywać nas… dla waszych własnych przyjemności! Gwałciliście nas w kółko i w kółko! I wziąłes biedną Bellę, biłeś ją aż nie mogła się ruszyć. Zostawiłeś ją na śmierć od jej ran, wykrwawiającą się na brudnej więziennej celi! Ty sukinsynu! Gabriel rzucił się na mnie i mocno chwycił za ramiona. Usłyszałam jak Maddie i Lilah jęknęły za mną. - Taka jest droga Pana. To zostało objawione Prorokowi Dawiowi poprzez jego pisma. Spojrzałam Gabrielowi w oczy. – Gówno prawda! Jeśli w to wierzysz, jesteś głupi! Ten cały układ, nauki, rytuały to wszystko jest dla przyjemności mężczyzn. Przeczytałam prawdziwą Biblię, kiedy byłam na zewnątrz, tą która
nie jest dostosowana do celów Zakonu. Przeczytałam o tym, w co normalni ludzie wierzą na zewnątrz… i to w niczym nie przypomina to! Gabriel szeroko otworzył oczy, całkowicie zszokowany. Szybko się opanował. – Cóż, świat zewnętrzny z pewnością cię zdeprawował. – Pochylił się. – Musiał skoro tyle godzin spędziłaś pod tym niemym wielbicielem diabła. Oczy zapłonęły z wściekłości. Uniosłam rękę i zamierzałam uderzyć go w twarz, ale Gabriel chwycił mnie za nadgarstek. – Z wielką radością przywrócę cię na nasze drogi. Skoro Belli już nie ma, będę potrzebować nowego projektu. Gabriel uścisnął moje barki i nagle obrócił mnie w stronę sióstr. – Straże! – Gabriel krzyknął. Dwoch uczniów weszlo do pokoju i udali się do Lilah i Maddie. Maddie zerwała się z łóżka, by uciec ale uczeń chwycił ją za włosy. Zamarła, obezwładniona czystym strachem. - NIE! – krzyknęłam. – Co z nimi zrobicie? – wyszeptałam gdy patrzyłam jak Maddie się wyłączyła, odrętwiała na otoczenie. Przeniosła się do miejsca, w którym nikt nie mógł jej dotknąć. Miejsca, które wszystkie nauczyłyśmy się znaleźć. Lilah stała spokojnie posłuszna, ciche łzy spływały po jej policzkach. - Zostaną zabrane jako ubezpieczenie, na wypadek gdybyś spróbowała ponownie uciec. Zrobisz to, one poniosą konsekwencje. Każde włókno mojego jestestwa napięło się i chęć walki opuściła moje ciało. Stałam się bezwładna, bierna i spokojna. - Dlaczego, Mae wydajesz się ponownie znaleźć swoje miejsce. – Gabriel ponownie zadrwił.. Z machnięciem ręki, uczniowie wyprowadzili siostry z pokoju i mojego wzroku, ale nie z serca. Gabriel okręcił mnie i objął twarz rękami. – Pójdziemy teraz do ołtarza. Poślubisz Proroka Dawida, bez oporów. Rozumiesz? Przytaknęłam potulnie. - Dobrze. Chodźmy. – powiedział. Ściskając mnie za łokieć, wyszliśmy z pokoju.
Przemierzaliśmy znajomy szlak wzdłuż lasu do ołtarza i oboje milczeliśmy. Nigdy więcej nie sprowadzę na siostry krzywdy. Czułam wzburzenia w brzuchu, gdy droga mego życia stawała się coraz bardziej i bardziej prawdziwa. Poślubię proroka, a Styx pozostanie ulotną fantazją, snem. Znowu byłam w więzieniu. Gdy pojawiliśmy się w miejscu ceremonii, ujrzałam setki i setki gości. Ubrani w biel, siedzący po turecku w rzędach, twarzą do ogromnego, drewnianego ołtarza… ołtarza w którym stał Prorok Dawid, wyglądając na wydętego i starego. Obok niego stał… Kain. Gdy Gabriel zwolnił i zatrzymaliśmy się na końcu przejścia, wpatrywałam się w byłego przyjaciela. Wyglądał na nieszczęśliwego, stojąc posłusznie obok wuja. Twarz miał ściągniętą i głowę posłusznie pochyloną. Nawet teraz, ciężko mi było uwierzyć, że Rider jest Bratem Kainem. Panie pomóż mi, to wszystko wydawało się tak surrealistycznie. Gabriel zasygnalizował, by ceremonia została rozpoczęta. Czekający świadkowie w milczeniu odwrócili głowy i spojrzeli na mnie, również Kain. Napotkałam brązowe oczy i smutek przetoczył się przez jego twarz. Wyglądał jakby cierpiał, przechodził katusze; był tak nieszczęśliwy jak ja się czułam. Ręka szturchnęła mnie w plecy. – Rusz się dziewczyno. – siostra Ewa stanęła obok mnie. Jej cienka skóra poszarzała gdy wpatrywała się we mnie. Wieki trwało bym uniosła stopę i postąpiła o krok. Trzęsącymi rękoma wzięłam mały bukiet polnych kwiatów jakby były deską ratunku. Świadkowie przyglądali się jak powoli szłam po rozrzuconych płatkach róży do ołtarza. Niektórzy byli szczęśliwi, inni obojętni oraz zdenerwowani – wiedzieli o mojej ucieczce, prawdopodobnie wierzyli, że byłam złem wcielonym. Trzymałam głowę wysoko i plecy wyprostowane. Pieprzyć ich wszystkich!
Strażnicy otoczyli tłum, ich broń była widoczna i gotowa do użycia. Starsi stanęli wokół proroka… i oczywiście Brata Kaina. Oczarowany, nie mógł przestać się na mnie patrzyć. Gdy zbliżyłam się do ołtarza, przygotowałam się na nieuniknione. Jednak nagle kakofonia wystrzałów rozległa się w niedalekiej odległości, ogłuszając, grożąc… witając. W ciągu kilku sekund, setki mężczyzn roili się w centrum gminy. Setki mężczyzn, wszyscy ubrani w czarne skóry… moje serce zaśpiewało. To byli Kaci. Styx przyszedł po mnie. - Mae! – Kain krzyknął z ołtarza. Prorok Dawid został odciągnięty przez starszych. Zignorowałam ich, oczy miałam wpatrzone w Katów. Świadkowie zerwali się z miejsc i miejsce natychmiast stało się kipiącym ze złości szałem przerażonych ludzi. Kobiety pobiegły po dzieci, zabrały i uciekły do schronu. Uczniowie obrali pozycje i rzucili się na Katów, strzelając do czarnej skórzanej ściany kierującej się prosto na nich. Wojna się zaczęła. Stałam pewnie na przejściu, aż zostałam potrącona przez uciekających uczniów przed pociskami. Rozejrzałam się po Katach szukając Styxa, ale bez skutku. Wszystko działo się zbyt szybko. - Styx? – krzyknęłam. Jakoś miałam nadzieję, że mógł mnie usłyszeć. Hałas walk i dźwięk paniki był ogłuszający. Stałam jak sparaliżowana, gdy mężczyźni zaczęli padać na ziemię, zwijając się z bólu po postrzale lub co gorsza, martwi. Kaci byli dobrze wyposażeni i parli do przodu, zdejmując ucznia po uczniu. Wszystko szybko zmieniło się w masakrę. Większość Katów byli byłymi wojskowymi; uczniowie nie mieli szans. A ja się cieszyłam. Boże wybacz mi, ale byłam szczęśliwa. - Styx? – próbowałam się poruszyć, tym razem z pewnym sukcesem i dotarłam na koniec ołtarza, gdy ujrzałam go, Styxa. Ubrany w skóry, czarne włosy były zmierzwione, a umięśnione ramiona wyciągnięte, dwa pistolety w
rękach szybko wystrzeliwały pociski – kule które przeszywały ciała uczniów strażników. Nie zatrzymał się. Posuwał się do przodu, zabijając ucznia po uczniu. Kule rozrywały kończyny, brzuchy i głowy. Jednak jedynie o czym mogłam myśleć poza rzezią było, przyszedł po mnie… - STYX! – krzyknęłam gdy rozglądał się po otoczeniu, liczyłam, że za mną. Zamarł, najwyraźniej słysząc moje wołanie, po czym piwne oczy napotkały moje. - Kochanie. – powiedział bezgłośnie, gdy ulga pojawiła się na jego twarzy. Wtedy zamarł a jego rysy nabrały morderczej intensywności. Upuszczając kwiaty, uniosłam sukienkę, gotowa biec do mojego mężczyzny, ale nagle czyjeś ręce objęly mnie i krzyknęłam gdy agresywnie zostałam odciągnięte. - Mae, spokojnie. To ja, Kain. Wydostanę cię stąd. - Nie! Puść mnie! – walczyłam by się uwolnić. Widziałam Styxa biegnącego do mnie jak opętany i wiedziałam, że zobaczył Kaina. Styxa nozdrza rozszerzyły się i przyśpieszył, ale Kain odciągał mnie zbyt szybko i nie mogłam się wyrwać. Nagle patrzyłam w przerażeniu jak Styx został powalony przez jednego ucznia. Ze Styxem na ziemi, walczącego, dostrzegłam Ky, Tanka, Bulla, Vikinga, AK i Flamea biegnącego sprintem ze skraju lasu. Kain zesztywniał na widok dawnych braci, po czym zaczepił ramiona pod moimi nogami i Kain uniósł mnie w powietrzu. Zaczął biec w stronę ogrodzenia, ale wcześniej usłyszeliśmy ryk i Styx krzyknął. – MAE! Kain zamarł i odwrócił nami w samą porę, by dostrzec starszych próbujących po kryjomu wyprowadzić Proroka Davida bezpiecznym szlakiem. – Styx! Tam! – krzyknęłam wskazując na zgrzybiałego starego przywódcę. - Mae! Nie! – Kain syknął, gdy Styx podążając za kierunkiem palca i zwęził oczy z wściekłości. Razem z Kainem patrzyliśmy jak Styx rozejrzał się po braciach, zwracając uwagę na AK. Wkładając dwa palce do ust, Styx wydał
przenikliwy gwizd i głowa AK uniosła się. Styx coś mignął; czego, nie mogłam dostrzec. AK przytaknął w zrozumieniu, spojrzał na proroka i starszych, przyjął pozycję i wystrzelił pojedynczy pocisk, który z idealną precyzją przestrzelił tył głowy Proroka Dawida. Oszołomieni, starsi cofnęli się z przerażeniem, gdy ciało proroka wygięło się i upadło na ziemię. Zerkając chwilowo na Styxa, starsi pobiegli do lasu. Wtedy Styx odwrócił się do mnie i wyszeptałam, dziękuję. Prorok Dawid odszedł na zawsze. Zostałam uwolniona od bycia siódmą żoną. - Cholera! CHOLERA! – Kain splunął, gdy mnie trzymał. Zacisnął ramiona wokół klatki piersiowej oraz nóg i z szybkim szarpnięciem wyniósł mnie z pola widzenia, aż nie mogłam już dostrzec Styxa lub Katów. Wiedziałam, gdzie zmierzał: granica ogrodzenia. - Kain, postaw mnie! – zaprotestowałam. - Zamknij się, Mae! Właśnie pomogłaś im zabić naszego pieprzonego proroka! – warknął, starając się przyśpieszyć. Zaczęłam miotać się w jego ramionach, walczyć o wolność. Kain zwiększył uścisk, więc wbiłam paznokcie w ramiona, ale bezskutecznie. W końcu, ugryzłam go w ramię… tak mocno jak mogłam. - Kurwa! – Kain syknął i upuścił mnie za ziemię. Szybko wstałam. Kain ruszył ku mnie. Wyciągnęłam rękę. – NIE! Kain. Musisz to zatrzymać! – powiedziałam bez tchu. Rozejrzał się wokół nas, dźwięk pocisków się zbliżał. – Mae, chodź ze mną. Wydostanę nas stąd. - Nie chcę iść z tobą. Chcę iść z Styxem. - Mae, proszę. Błagam cię. Jeśli mnie tu znajdą zabiją mnie. Musimy uciekać. - Gdzie są moje siostry? Zostały zabrane. Gdzie je zamknięto. - Mae, zapomnij o…
- Powiedz mi gdzie one są! – krzyknęłam histerycznie. Nie zostawię ich ponownie. Obiecałam im. Kain westchnął z irytacją. – W komórce. Zostali zabrane do komórki. – Komórka… komórka w której więzili Bellę… komórki w której Belli umarła z moich ramionach. - SALOME! Oboje okręciliśmy głową na dźwięk mojego imienia wywołanego, gdzieś w zaciszu okolicznych drzew. Nadzieja natychmiastowo wyrosła w klatce piersiowej. Szybko ustąpiła śmiertelnemu strachu gdy rozpoznałam głos starszych, wydających polecenia, bezlitośnie w naszą stronę. - Kurwa! – Kain wypluł i chwycił mnie za ramię. Szarpnął mną, jedynie by zatrzymać się gdy Brat Jakub wyszedł zza dużego dębu wymierzając pistolet prosto w pierś Kaina. - Bracie Kainie, gdzie zabierasz Salome? – Jakub spytał, dobrze wiedząc, że próbowaliśmy uciec. Kaim milczał i ścisnął mnie za rękę we wsparciu. - Bracie Kainie, twoje milczenie zdradza winę. Zabierałeś ją, prawda? Kain zebrał się w sobie i schował mnie za sobą. – Bracie Jakubie, odsuń się. – ostrzegł. Rozpoznałam tę stronę Kaina. Jego instynkty opiekuńcze wydostawały się… objęła go strona Katów. Jakub uśmiechnął się i przechylił głowę. – Nie sądzę. Salome zostanie tutaj, gdzie należy. Szybko zapomniałeś o naukach bracie. Wszystko zdarzyło się tak szybko, że umysł nie mógł objąć co się dzieje, aż nadszedł koniec. Kain rzucił się na Jakuba, rozbroił go, po czym owinął ręce wokół jego szyi od tyłu. Z jednym szybkim skrętem, Kain skręcił Jakubowi kark i dźwięk pękniętej kości wywołał u mnie mdłości. Martwe ciało Jakuba upadło u moich stóp. Zakryłam ręką usta. Kain sapał z wysiłku i górował nad martwym ciałem Jakuba.
- Mae? – spojrzałam na Kaina, popielatą twarz i podbiegłam do jego boku. Trzęsąc się, wziął mnie w ramiona i objął. Trzymałam go, za uratowanie życia po raz drugi. Trzymałam go jak przyjaciela, którym kiedyś był… trzymałam go jako ostatnie pożegnanie. - Kocham cię, Mae. – wyszeptał. Słyszałam jak serce pękało mu przy każdym słowie. Uściskałam go po raz ostatni zanim puściłam. – Musisz uciekać, teraz! Patrzył na mnie bez wyrazu. – Oni są tutaj by mnie zabić, Mae. Kaci. Są tutaj dla zemsty. Styx, on… - I dlatego musisz uciekać! – zapewniłam i pchnęłam go w ramię. Spuścił głowę. – Zasługuję na śmierć. To co zrobiłem, Mae… jestem tak zdezorientowany tym, co jest prawdą… ja… ja… już nie wiem kim jestem… wpatrywał się w ciało Jakuba. – Wszystko co ci zrobiłem jest niewybaczalne. Nigdy nie powinienem cię tu sprowadzić… nie wiedziałem jacy oni są naprawdę… - chwycił mnie za rękę i jego oczy zwilgotniały. Stanęłam przed nim, uniosłam się na palce i złożyłam niewinny pocałunek na jego ustach. Kain nie poruszył się, gdy odsunęłam się i brązowe oczy wypełniły się czystym uwielbieniem. Część mnie żałowała, że nie kochałam go tak jak zasługiwał. Głęboko, był dobrym człowiekiem. Zasługiwał by być kochanym. Zasługiwał na o wiele więcej… Kai westchnął pokonany, dłoń niczym piórko musnęła mą twarz, po czym wyszeptał. – Dałbym ci wszystko… Przesunęłam ręką wzdłuż policzka w odpowiedzi, miękka broda łaskotała mnie w dłoń. – Biegnij, Kain. Proszę… Biegnij… Gdy hałas wystrzeliwanej broni zbliżał się, Kain pokręcił głową w odmowie. - Biegnij, proszę… uratuj się…dla mnie, jeśli mnie kochasz, biegnij… dla mnie… Kain odchodził powoli z bolesnym westchnieniem, łzy spływały wzdłuż policzków, aż zniknął z ciężkim listowiu lasu.
Odszedł. Tłumiąc szloch, rozejrzałam się i znalazłam przeznaczoną mi drogę; musiałam znaleźć siostry. Zebrałam się, sprintem pobiegłam do komórki, serce waliło mi o pierś z każdym krokiem. Dym kłębił się wokół mnie, kule odbijały się od drzew, ale musiałam dotrzeć do sióstr. Były uwięzione i przestraszone. Musiałam je uwolnić, a potem znaleźć Styxa. Dźwięk krzyków ludzi dręczyły mnie, gdy biegłam szybko do komórki i uradowałam się, gdy ścieżka zaczęła się zwężać; komórka była na przedzie. - Pomocy! Pomóżcie nam! Maddie i Lilah szaleńcze krzyki pchnęły mnie do podwojenia wysiłków. Wpadając na polanę, dostrzegłam przyprawiającą o klaustrofobię szarą komórkę, w której były przetrzymywane Maddie i Lilah. - Mae! Mae! – Lilah krzyknęła, gdy zatrzymałam się z poślizgiem i zaczęłam szarpać za kraty. Ani drgnęły. - Potrzebuję klucza. Gdzie jest klucz? – krzyknęłam, rozpacz krążyła w moich żyłach. - Strażnicy zamknęli nas! – Maddie wykrzyknęła, strach był wypisany na słodkiej twarzy. - Nie mogę tego otworzyć. Nie mogę otworzyć! – zapłakałam gdy ręce zdrętwiały mi od trzęsienia grubych krat. Bezradne, Maddie i Lilah siedziały, gdy ja pracowałam jeszcze przez kilka minut próbując otworzyć kraty. Jednak bez skutku. Spuściłam głowę gdy dwie ręce uścisnęły moje. - Co się dzieje, Mae? – Lilah spytała cicho. – Zostaliśmy zaatakowani? Uśmiechnęłam się delikatnie. – To moja miłość. Przyszedł po mnie. Maddie sapnęła. – Mężczyzna z zewnątrz? - Tak. Sprowadził swoich ludzi by nas uratować. Obie zbladły.
- Nie możemy opuścić gminy. – Lilah wyszeptała. – Na zewnątrz jest zbyt niebezpiecznie. - Musimy. Nie mamy innego wyboru. – naciskałam - Ale nauki, proroctwa! – Lilah podkreśliła. Kropelki potu powstały na jej głowie od upalnej letniego wieczoru a Maddie zaczęła się kołysać ze strachu. - Będziecie mieć mnie. Przetrwamy. Wszystkie przetrwamy. - Nie byłbym tego taki pewien. Każda cząstka mnie zamarła. Powoli odwróciłam głowę, widząc Gabriela, Noe i Mojżesza. Wszyscy trzej stali, górowali nad nami, pokryci krwią, ściskający karabiny. Pasja była widoczna w ich oczach. Wstałam, zakrywałam sobą kratki, rękoma każąc Lilah i Maddie wycofać się na tył komórki. - Gabriel, cofnij się. Oni po was przyjdą. – ostrzegłam, ale mój głos zadrgał, zdradzając strach. Starsi zbliżyli się. – Czy wiesz, co twój grzesznik i jego rzeźnicy zrobili? – spytał głębokim, szorstkim głosem. Panicznie rozglądając się wokół linii drzew, pokręciłam głową i wyszeptałam. – Nie. – Gabriel wiedział, że kłamałam. Widziałam to w jego morderczym spojrzeniu. - Zabił Proroka Dawida. Zamordował naszego Mesjasza! – Sapnięcia szoku rozległy się wewnątrz komórki i strach wsączył się w moje kości. Starsi byli bardziej niż wściekli i ich gniew był skierowany na mnie. - Prorok Dawid dał nam jeszcze jedno objawienie: jeśli on ma być siłą zdjęty z tej Ziemi, jego ludzie podążą za nim. Przestałam oddychać i rozszerzyłam. Oni muszą nas zabić. Wyciągając rękę, Gabriel chwycił mnie za ramię, pociągnął na środek polany i zmusił bym uklękła. Uniósł pistolet, załadował magazynek i syknął. – Przywitaj się z Jezebel, Szatańska dziwko.
Rozdział 26 Styx Po około dziesięciu minutach przesłuchania wielu strażników, w końcu dowiedziałem się, gdzie w cholerę Rider wyniósł Mae. Dwieście metrów na północ w lesie, znaleźliśmy wianek kwiatów, który miała na głowie zaczepiony o gałąź i odciski jej małych stóp na brudnej ścieżce. Była blisko. Tak jak śmierć Ridera. Unosząc pięść, bracia nagle zatrzymali się za mną. Mae. Mae klęczała na skrawku trawy przy jakieś komórce o starsi górowali nad nią. Miała kurewsko przerażony wyraz twarzy, a ten dupek Gabriel celował z pistoletu prosto w jej głowę. Inni dwaj zarośnięci skurwiele stali za nim, uśmiechając się krzywo. - Gdzie do cholery jest Rider? – mignąłem. Bracia rozejrzeli się, ale nigdzie go nie było. Kurwa! Wtedy usłyszałem jak Gabriel powiedział głośno. – Przywitaj się z Jezebel, Szatańska dziwko. Krew zagotowała mi się w żyłach i pękłem. Mam dość tej cipy. Unosząc 9mm, otworzyłem ogień w tego sadystycznego drania; dwie kule, po jednej w każdym kolanie. Krzycząc jak pieprzone dziecko, Gabriel upadł na ziemię, a Flame i Ky wynurzyli się z osłony lasu i powalili Noe i Mojżesza. Kaci szybko przejęli kontrolę. Ky uniósł Noe za gardło; Flame Mojżesza za włosy, przyciskając nóż sprężynowy do jego gardła. Wbiegłem na polanę i kopnięciem odrzuciłem, Gabriela AK47 z dala od jego zasięgu. Mae skuliła się na ziemi, rękami otoczyła głowę, oczy miała zamknięte. Podszedłem do Gabriela, uniosłem skurwiela za długie włosy, wyjąłem nóż
Bowie z buta i podciąłem mu gardło, patrząc jak upada na ziemię i dusi się własną krwią. Splunąłem na jego zszokowaną twarz i mignąłem. Spłoń w Piekle, dupku. Mae wciąż leżała na trawie więc pochyliłem się nad nią, delikatnie przesunąłem ręką wzdłuż pleców. Zesztywniała i przewróciła się na bok, szeroko otwierając wilcze oczy; aż mnie dostrzegła. Jej duże niebieskie oczy natychmiast napełniły się łzami. Wstałem i szarpnąłem brodą. Potrzebowałem mojej kobiety z powrotem w ramionach. - Styx? – wyszeptała z niedowierzaniem. Wstając na drżących nogach, Mae nagle rzuciła się na mnie i podskoczyła, owijając ramiona wokół szyi, a nogi wokół pasa. Wcisnęła nos w moją szyję i zapłakała, czułem jej łzy na ciele. Przyciągnąłem ją do siebie tak mocno jak mogłem, oddychając nią. Mae odchyliła się, wytarła policzki i spojrzała mi w oczy. Ogromny uśmiech uniósł jej usta i przycisnęła je do moich, język wsunęła do ust, szaleńczo, zdesperowanie… z ulgą. Przerywając pocałunek, Mae przycisnęła czoło do mojego i umieściła dłonie na policzkach. – Wiedziałam, że mnie znajdziesz. Wiedziałam, że przyjdziesz. Tak bardzo cię kocham. Przytaknąłem w zgodzie, niezdolny znaleźć w sobie głos i przytuliłem ją do siebie. Ze znaczącym uśmiechem, Mae wyszeptała. – Rozumiem kochanie… ty też mnie kochasz. Jęknąłem na widok jej kurewsko pięknej twarzy i zawładnąłem jej ustami. - Zamierzam uznać to za tak. – Zachichotała przy ustach, gdy się odsunąłem. Mogła to uznać za ogromne cholerne tak. - Eee… Mae? – Mae zwróciła uwagę na Ky. Brat Noe leżał u jego stóp, nóż wystawał z jego serca. Spojrzałem na Flame, który wychodził z krawędzi lasu, krew skapywała z jego skór, czarne oczy były szaleńczo kurwa dzikie. Skinął głową i uśmiechnął się krzywo. Mojżesz był z przewoźnikiem. Pochyliłem
głowę i dostrzegłem wyraźną ścieżkę do ogromnego drzewa stojącego kilka jardów wewnątrz lasu. Mojżesz był przybity do pnia, cztery noże wystawały z jego piersi, by trzymać go w miejscu. Flame: skurwiel zawsze był pomysłowy. - Twoje przyjaciółki? – Pytanie Ky wywołało u Mae sapnięcie. Zsunęła się ze mnie i podbiegła do małej kamiennej komórki. - Lilah, Maddie! – krzyknęła. – Nic wam nie jest? Wszyscy parzyliśmy, zafascynowani, gdy cztery ręce wysunęły się między kratami ku Mae. Ky stanął obok mnie. – Kto tam kurwa jest? Zamierzałem odpowiedzieć, kiedy Mae odwróciła się do nas twarzą. – Wydostaniecie ja stąd? Są w pułapce. Nie mam klucza! Bull podszedł, ściskając szczypce do cięcia drutu, którego użył do przecięcia granicznego ogrodzenia. – To powinno przeciąć kłódkę. Mae zeszła z drogi, gdy Bull z trzaskiem odłamał zamek. Jego oczy rozszerzyły się a kiedy wrócił do nas, aprobata widniała na jego twarzy. Tank, Smiler i psycho trio dołączyli do mnie i Ky – wszyscy obserwowaliśmy komórkę jak pieprzone jastrzębie. Mae szarpnięciem otworzyła sztywną bramę. – Chodźcie. – zachęciła uspokajająco. Nic się nie stało. Mae spojrzała na nas nerwowo i uklęknęła. Bracia i ja milczeliśmy. - Oni was nie skrzywdzą. Macie moje słowo. Nie macie się czego bać. Dla nas wyglądają inaczej, ale są dobrymi ludźmi. – Mae odsunęła się, wstała, wyciągając ręce. Nic nie stało się przez następne sekundy. Następnie mała ręka dotknęła suchego błota, potem druga i pojawiła się suka z kultu. Mae pochyliła się i pomogła jej wstać. Suka natychmiast odwróciła się twarzą do nas.
- Pieprzcie. Mnie… - Ky syknął po mojej lewej. Spojrzałem na najlepszego przyjaciela. Usta brata były szeroko otwarte i wpatrywał się w blondynkę. Była oszałamiającą suką: niebieskie oczy, długie blond włosy, choć nie tak atrakcyjna jak Mae – w moich oczach. Wtedy blondynka spuściła wzrok i krzyknęła, chowając się za Mae, przerażona widokiem starszych zmasakrowanych i wykrwawionych, na ziemi. Mae przytuliła ją. – Spokojnie, Lilah. - Starsi. – wyszeptała, tym samym cholernym dziwnym akcentem jak u Mae. - Musieli zginąć, Lilah. To albo oni zabiliby nas. Kaci uratowali nasze życia. - Mój fiut właśnie kurewsko stwardniał. – Ky poinformował mnie, jego głos brzmiał jakby cierpiał. Oczywiście, że napalony drań czuł pociąg do Lilah. Była dokładnie w jego typie: wygląd cholernej super modelki i pokaźny biust. Lilah wpatrywała się w nas jakby patrzyła na diabła, ale oczy rozszerzyły się, a usta rozchyliły gdy wylądowały na Ky. - Kurwa. Zakochałem się. – wychrypiał ponownie. Uderzyłem skurwiela w tył głowy. Mae ponownie przykucnęła i Viking jęknął na głos. – To jest ich tam więcej? Co to za miejsce? Pieprzona hodowla dla Victoria Secret? Najpierw pojawia się Mae, wyglądając cholernie gorąco, potem wysoka cycata blond laska, a teraz ktoś jeszcze? Rzuciłem się na rudowłosego skurwiela i chwyciłem za kołnierz, warcząc. - Spokojnie, Prez. Nie przystawiam się do twojej starej, ale nie możesz zaprzeczyć, że jego gorącą suką. Kuźwa, a kiedy jest w tych skórach – rzuciłem palanta na tyłek i wróciłem do Ky, zostawiając Vikinga uśmiechającego się z ziemi. AK pokręcił głową z irytacją. VP wciąż wpatrywał się z blondynkę, a ona w niego. Świetnie. Mae wzięła kolejną rękę z małej celi i błysk czarnych włosów, ten sam odcień co u mojej kobiety, został najpierw dostrzeżony. Mae natychmiast objęła
malutką sukę. Tak mocno przytulała się do Mae, że nawet nie mogłem dostrzec jej twarzy. Mae przesunęła rękoma wzdłuż jej włosów i pocałowała w głowę. - Lilah? – Mae zawołała blondynkę. Lilah oderwała oczy od Ky i chwyciła jej wyciągniętą rękę. Razem podeszły do nas, Mae szeroko się do mnie uśmiechała. Uratowaliśmy jej siostry. Moja pierś zacisnęła się, a fiut drgnął. Była tak cholernie piękna. I cała kurewsko moja. - Styx, Ky, Tank, Bull, AK, Flame, Smiler; to są moje siostry. Mae pchnęła blondynkę o krok do przodu i jej duże niebieskie oczy ponownie wylądowały na Ky. Brat w odpowiedzi jęknął na głos, powodując, że suka zmarszczyła brwi. Mae natychmiast się zdenerwowała i zmrużyła oczy na mojego YP. - To jest Lilah. – Mae uśmiechnęła się szeroko. – Lilah, to są Kaci. - Kaci? – Lilah spytała. Kurwa, przypominała mi Mae, gdy po raz pierwszy pojawiła się w klubie. Całkowicie cholernie ciemna. Mae zachichotała. – To coś w rodzaju klubu, Lilah. Oni jeżdżą na motocyklach. Lilah przesunęła nerwowo ręką wzdłuż spiętych włosów. – Co to jest motocykl? Mae pochwyciła mój wzrok i ponownie zachichotała, po czym spojrzała na przyjaciółkę, pocierając ją po plecach. – Wszystkiego dowiesz się w odpowiednim czasie. Następnie Mae zwróciła się do ciemnowłosej suki w ramionach i szepnęła jej coś do ucha. Drgnęła, gdy Mae odsunęła jej włosy, odsłaniając bok twarzy. Powoli uniosła głowę. Jasna. Cholera. To była Mae. Mae z zielonymi oczami zamiast lodowoniebieskimi. - Jezu Chryste! Proszę powiedz mi, że jest więcej gorących suk w tej komórce, Mae. Po jednej dla każdej z nas. – AK powiedział. Mae udobruchała brata, posyłając mu nieśmiały uśmiech, po czym pokręciła głową.
- To jest moja siostra, Maddie. Siostra z krwi. Maddie wyprostowała się na te słowa, niemal dumnie, przesuwając sarnimi oczami wzdłuż każdego z braci i w końcu na martwych starszych na ziemi. Z bolesnym szlochem, przywarła do ręki Mae. - Cicho, jest dobrze. – powiedziała Mae uspokajająco. Maddie zaczęła drżeć i pokręciła głowa. Lilah stanęła przy niej i przesunęła ręką wzdłuż włosów Maddie. – Co się dzieje, Maddie? Maddie wydawała wziąć się w garść. Odwróciła się twarzą do Katów. Mae i Lilah otworzyły usta w szoku. Po ich zachowaniu mogę wywnioskować, że takie zachowanie u ich siostry nie było czymś normalnym. Maddie wysunęła się do przodu i bracia zassali ostre oddechy. Była gorąca. Gorąca, ale cholernie młoda. - Jesteś miłością Mae? Styx? – spytała tym samym dziwnym akcentem. Spoglądając na moją kobietę, uśmiechnąłem się. Jej miłością? Kurwa. Skinąłem głową. Mae zarumieniła się i uśmiechnęła. - Czy zabiliście jeszcze kogoś stąd? – Maddie spytała, jej cienki głos drżał, ale zielone oczy patrzyły surowo. Przytaknąłem. Wzięła głęboki wdech. – Gdzie on jest? Zamarłem. Suka taka jak ona nie powinna widzieć tego, co zrobił Flame. To nie wyglądało ładnie. - Proszę! Muszę go zobaczyć! – krzyknęła, zaskakując mnie gniewem. Wskazałem palcem na las. Odwróciła się przebiegła przez polanę i znalazła się przy drzewach. Podszedłem do Mae i mignąłem. – Będziesz musiała wesprzeć siostrę, skarbie. Może nie znieść tego gówna. Mae zamknęła oczy i potarła je. Była zmęczona. Musiałem ją zabrać do pieprzonego domu.
Maddie wybrała ten moment by wrócić na polanę. Twarz miała pustą i przestała się trząść. W rzeczywistości, kolory wróciły na jej twarz. Mae podbiegła do niej, ale Maddie wyciągnęła rękę. Mae zatrzymała się. - Siostro? – Mae spytała, ale Maddie zignorowała ją, kierując uwagę na braci. - Kto go zabił? – spytała napiętym głosem, zielonymi oczami patrząc na każdego z nas. Stojący na końcu Flame zaczął drgać, a ręce zacisnął w pięść. Kurwa. To musiał być Flame, co nie? To nie skończy się dobrze jeśli zacznie chlapać językiem. Maddie skupiła oczy na Flame. – Czy to ty? – spytała bez ogródek. Flame skinął głową i zacisnął usta. – Tak, zabiłem skurwiela. – Jego wytatuowane pomarańczowe płomienie zatańczyły na napiętej szyi i skupił na Maddie, szalone czarne oczy. Pieprzony morderczy wzrok. Maddie stanęła przed nim – odważny sukinsyn – pomyślałem – gdy pierś Flame poruszała się nieregularnie. Wtedy, nagle, wydała zduszony szloch i owinęła ramiona wokół pasa Flamea. Flame zamarł, a czarne oczy rozszerzyły się do rozmiaru talerzy. Wyrzucił w powietrze ręce zaciśnięte w pięści. Kurwa! Brat nie mógł być dotykany. Zaraz wybuchnie jak broń jądrowa. - Dziękuję. – Maddie wyszeptała i przycisnęła policzek do jego kamizelki. – Tak bardzo ci dziękuję… Flame zmarszczył brwi w zmieszaniu i spojrzał czarnymi oczami na nią owiniętą wokół pasa. Wtedy wszyscy zamarliśmy jak spuścił ręce i położył niezgrabnie na jej plecach. Rozszerzył nozdrza, gdy Maddie wydała kolejny szloch i krzyknęła. – Uwolniłeś mnie. Uwolniłeś mnie od niego. Flame zamknął oczy i zacisnął zęby. Jednak nie odepchnął jej, nie krzyczał, szarpał czy wyrywał. Popieprzony brat po prostu na to pozwolił.
Ky zwrócił się do mnie, szok wyraźnie był dostrzegalny na twarzy. Wzruszyłem ramionami. Nigdy nie potrafiłem odczytać brata. Nigdy nie wiedziałem o czym skurwiel myślał. Maddie odsunęła się z lekkim uśmiechem i spojrzała w oczy Flame. Zaczęła wracać do Mae, ale wcześniej spojrzała przez ramię. – Jak masz na imię? – spytała Flame nerwowo. Flame rozchylił usta i wypuścił syczący oddech zanim mruknął. – Flame. Maddie uśmiechnęła się szerokim, oszałamiającym uśmiechem. – Masz moją dozgonną wdzięczność, Flame. Jestem twoją dłużniczką. Flame patrzył i patrzył na Maddie z pieprzonym głodnym wyrazem twarzy. Odchrząknąłem by przerwać napięcie i Mae oderwała zmartwiony wzrok od brata, by spojrzeć na mnie. - Gdzie jest Rider? – mignąłem. Mae rozszerzyła oczy i puls na jej szyi przyśpieszył. - Odszedł. – wyszeptała i wpatrywała się w ziemię. Pstryknąłem palcami by uzyskać jej uwagę. Zacisnąłem szczękę, gdy uniosła wzrok i mignąłem. – Gdzie kurwa odszedł? Mae zaczęła wykręcać palce. Czegoś mi nie mówiła. - Uciekł… - jej oczy wypełniły się łzami. – Uratował mi życie, Styx. Zabił Brata Jakuba. Wszyscy bracia zamarli. - Wyjaśnij. – mignąłem sztywnymi palcami. - Uciekał. Próbował zabrać mnie ze sobą. – wiedziałem, że twarz wyglądała jak samego Hadesa. – Oczywiście się nie zgodziłam. – zapewniła mnie szybko. – Ale wtedy pojawił się Jakub z pistoletem. – Jej dolna warga zaczęła drżeć. Kain, to znaczy, Rider,… zabił go… skręcił Jakubowi kark, tuż przede mną. On zabił, Styx… dla mnie. Musisz zrozumieć, dla niego, z powodu jego wiary, to był grzech śmiertelny; zabił jednego ze swoich, wybranego, starszego… przeklął swoją duszę dla mnie. Miałam prawo dać mu wolność.
Odchyliłem głowę i zacisnąłem oczy. Rider, Kain, jakkolwiek do cholery się nazywa. Dupek zawsze stawał mi na pieprzonej drodze. Dlaczego ta cipa nie może na dobre spierdolić z naszego życia? Mała, delikatna ręka chwyciła moją. Otworzyłem oczy i dostrzegłem Mae wpatrującą się we mnie, jej wilcze oczy były duże i przepraszające. – Odszedł raz i na dobre, ponieważ cię wybrałam Styx. Powiedziałam mu, że cię kocham, tylko ciebie. To, że mogę być tylko z tobą. – wyszeptała tylko dla mych uszu. Moja złość nieco zmalała i chwytając Mae za kark, przycisnąłem ją do piersi, przysuwając usta do jej ucha. – Do-dom. M-muszę zabrać cię do do-domu. I z dala od te-tego pieprzonego mi-miejsca. Uniosła podbródek i uśmiechnęła się z ulgą. – A moje siostry? - One również idą. – przekręciłem głową na lewo, do Ky, który odpowiedział na pytanie Mae. Ky, który wciąż wpatrywał się w Lilah. I Flame, który wywiercał pieprzone dziury z Maddie, czarne oczy były na granicy opętania. Jezu. H. Chryste. To nie będzie łatwe. Te pobudzające fiuty suki z cholerną pewnością namieszają w klubie. Świetnie. Jeszcze więcej pieprzonego dramatu.
***
- Prez! Gdzie do cholery idziesz? – Viking krzyknął z sofy, jego najnowsza zdobycz siedziała mu na kolanach, rękę miała w dżinsach i obciągała bratu. - Na zewnątrz. – mignąłem i wyszedłem na dziedziniec, trzymając piwo w ręce i skierowałem do zwykłej ławki na przeciwko malunku. - Co go ugryzło w tyłek? – usłyszałem krzyk Vikinga, ale zignorowałem fiuta. Już wiele rzeczy wkurzyło mnie dziś, nie potrzebowałem więcej. Mae przebywała z siostrami w mieszkaniu od czasu naszego powrotu, próbując je w cholerę uspokoić. Powrót do związku był pieprzoną rozróbą. Suki siedziały w kącie vana kiwały się i trzymały ręce na kolanach jakbyśmy
nielegalnie transportowali je przez granicę czy inne gówno. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Kompletne wariatki. Gdy usiadłem, spojrzałem na obraz Persefony i pomyślałem o Mae. Myślałem o tej gównianej gminie, to przez co przeszła. Poczułem falę mdłości w brzuchu, i wyciągnąłem papierosa, zapaliłem. Kochałem tę sukę bardziej niż uważałem to za możliwe, ale jej powrót z tamtego miejsca do… tego… kurwa… zacząłem myśleć, że to nie był dobry pomysł. Zasługiwała na coś więcej. Coś więcej niż życie banitów. Słysząc dźwięk otwieranych drzwi do baru, spojrzałem przez ramię na dziedziniec. Mae. Dostrzegając mnie na ławce, udała się do mnie. Przebrała się, zniknęła biała, ślubna sukienką a na jej miejsce założyła obcisłe czarne dżinsy i bokserkę. Była tak cholernie piękna, że wszyscy bracia z innych oddziałów gapili się na nią, gdy niosłem ją w ramionach. Skurwiele po jednym spojrzeniu wiedzieli, dlaczego poszedłem na wojnę by ją odzyskać. Stając przede mną, przechyliła głową i przesunęła ręką wzdłuż moich włosów. Zamknąłem oczy i jęknąłem. Skupiając się na Mae, poklepałem kolano, mówiąc jej by usiadła. Uśmiechając się, zrobiła jak poprosiłem i owinęła ramiona wokół szyi. - Ja-jak twoje siostry? – spytałem, patrząc jak jej uśmiech znika. - Boją się. Są przerażone światem zewnętrznym, przerażone braćmi. Płakały, walczyły przeciwko zostaniu tutaj, ale na szczęście zasnęły. Mam nadzieję, że trochę odpoczynku pomoże im się uspokoić. – Wzruszyła ramionami i spojrzała na okno prowadzące do sypialni. – Dopasują się. Po prostu muszą się nauczyć… cóż, wszystkiego. To będzie dla nich długa droga… i dla mnie. Przytakując, zaciągnąłem się papierosem i Mae przesunęła ręką wzdłuż policzka. – Dlaczego jesteś tutaj sam? – Nie odpowiedziałem, tylko
wpatrywałem się w ogrodzenie, wyobrażając sobie te pieprzone więzienne cele w gminie, to ogrodzenie, tą cipę mierzącą bronią w głowę Mae, przywitaj się z Jezebel Szatańska dziwko… kurwa! - Styx! – Mae szarpnięciem odsunęła się i uniosła mi głowę obiema rękoma. – Co się dzieje? Przerażasz mnie. Wypalając papierosa, rzuciłem go na ziemię i spojrzałem w Mae, szerokie oczy. – T- ta pieprzona gmina. – pokręciłem głową, a ona przestała oddychać. – To była po-popieprzona, cholerna kl-klatka. - Styx… nie rób sobie tego. To koniec. Moje życie jest teraz z tobą… tutaj. Zakonu już nie ma. – Do oczu zaczęły napływać łzy a ręce drżeć ze strachu. Kurwa, była bliska płaczu. - N-nie mogę powstrzymać myśli, że prze-przechodzisz z jednej kl-klatki do drugiej bę-będąc ze mną w tym kl-klubie. To, że je-jestem pieprzonym dupkiem trzy-trzymając cię tu-tutaj. – Zdjąłem prawą ręke z policzka i splotłem nasze palce. – Pr-pranę cię, Mae, tak kurewsko mo-mocno, ale my ży-żyjemy inaczej w ty-tym życiu. Zabezpieczeni. Wyp-wypędzeni… og-ogrodzeni. Ty mu-musisz ży-żyć, posmakować prawdziwej wo-wolności. Mae poruszyła się i usiadła okrakiem na moich udach. – Nie! Nie rób tego! Nie nam! - Mae… - NIE! Posłuchaj mnie, Styx. – Skinąłem głową i zacisnąłem ręce na cholernie wąskiej talii. – To nie jest klatka. – Ramionami wskazała na klub. – To jest wolność. Po raz pierwszy w życiu, czuje się chciana… jakbym w końcu gdzieś należała. Nie ma żadnego innego miejsca na Ziemi, gdzie wolałabym być niż tutaj z tobą. Nie więzisz mnie, Styx. Sprawiasz, że się unoszę. I tak po prostu. Wiedziałem, że tak było. To, że nigdy nie będzie dla mnie nikogo innego. Cholera, nigdy nie było nikogo innego odkąd znalazłem ją za tym pieprzonym ogrodzeniem piętnaście lat temu. Mae zawsze była moja.
- Styx? – Mae wyszeptała, przygryzając ze zmartwienia wargę. Wpatrywałem się w moją kobietę i uśmiech uniósł mi usta. Mae westchnęła w odpowiedzi. Chwytając ją za kark, przyciągnąłem usta do moich i szaleńczo pocałowałem. Mae jęknęła i odsunąłem się wciąż uśmiechając, uniosłem ją i postawiłem Mae na ziemi. – Cho-chodźmy się na-napić. Mae pociągnęła mnie za ramię, zatrzymując, dezorientacja widniała na jej twarzy. Przycisnąłem czoło do jej. – Jestem wy-wyjęty spod prawa, Mae, je-jednym procentem. Biorę c-co chcę, ki-kiedy chcę. Szcz-szczęśliwie dla ci-ciebie, jestem ego-egoistycznym skurwielem, więc zo-zostajesz tutaj ze mn-mną. Uśmiech, który mi posłała był oślepiający. Jak tylko weszliśmy do baru, pojawiła się przy nas Beauty, chwytając Mae za rękę. – Mae! Idziesz ze mną! – Mae zerknęła na mnie przez ramię i skinąłem głową. Uśmiechając się poszła z Beauty w kierunku Letti, suki teraz cholernie skakały widząc Mae z powrotem. Nie mogłem oderwać oczu od mojej suki i jej tyłeczka w tych dżinsach. Ramię objęło mnie za barki odrywając od widoku. Ky. VP pokręcił głową i wskazał piwem na Mae. – Kurwa, Styx. Jesteś szczęśliwym draniem mając tą pielgrzymującą sukę w swoim łóżku. Jakbym tego kurwa nie wiedział.
Epilog
- Bracia, zwróciliście moją kobietę i odzyskaliśmy nasz teren. Teraj, pijcie, relaksujcie się… - I jedźcie cipki! – Ky krzyknął, przerywając moje migi. VP podszedł na krawędź schodów, uniósł drink w powietrzu i zawył. – Żyj wolny, jeźdź wolny, umieraj wolny! Setka braci już pijanych, w trzy dupy zawyli radośnie na słowa Ky i odkrzyknęli, „Żyj wolny, jeźdź wolny, umieraj wolny!”. Ky Klepnął mnie w plecy śmiejąc się, gdy posłałem mu mordercze spojrzenie. Na raz wypił swoją whisky, rozbijając pustą szklankę o ziemię. Trzy dni świętowania zbliżały się ku końcowi i bracia wyjeżdżali, wracali z powrotem do ich własnych oddziałów. Jedna wojna wygrana, co nie znaczy, że nie będzie kolejnych w przyszłości. Dostrzegłem Mae stojącą z boku schodów, wyglądając zbyt cholernie gorąco z powrotem w jej skórach. Stała z Beauty i Letti. Dwie stare nie spuszczały Mae z oczu. Zeskakując ze schodów, otoczyłem ją ramionami, jej wędrujące ręce wsunęły się pod moją koszulkę i pogładziły po wyrzeźbionym abs i plecach. Ciepło rozgorzało w wilczych oczach. - Wyb-wybierzemy się na prz-przejażdżkę. – powiedziałem tylko dla uszu Mae. Uniosła wzrok i uśmiechnęła się do mnie szeroko. - Okej. Tylko powiem Lilah i Maddie, że wychodzę na chwilę. Mae wskazała na okno do mojego mieszkania i westchnąłem. Z wielkimi oczami, jej dwie siostry obserwowały braci na dziedzińcu, wpatrując się w innych kierunkach. Jęknąłem gdy podążyłem za ich wzrokiem. Lilah obserwowała Ky jak jastrząb. Ten był w trakcie obmacywania nagich cycków Tiff i Jules, uśmiechając się do pielgrzymującej blondynki z pełnym
samozadowolenia uśmiechem. A Maddie, kurwa, Maddie była wpatrzona w Flame, brat przemierzał dziedziniec jak pocisk. Czarne oczy śledziły Maddie obserwującą go z okna; głowa drgała, a palce zrywały skórę z ramion, ociekając krwią. Ostrzegłem braci, by trzymali się od nich w cholerę z dala, ale Chryste, czułem gówno, które nadejdzie od tej czwórki. Mae wysunęła ramiona z mojego pasa i pocałowała. Klepnąłem ją w tyłek. – Sp-spotkamy się na prz-przedzie.
Pięć minut później, Mae dumnie wyszła za bramę i wspięła na tył mojego motoru. To było tak cholernie dobre uczucie. Z rykiem maszyny wjechaliśmy na drogę. Było tylko jedno miejsce, do którego zabierałem moją kobietę. Gdy wjechaliśmy nad Rzekę Kolorado, czułem jak Mae ściska mnie za pas. Uśmiechnąłem się. Pokochała to miejsce. Zatrzymując Harleya, Mae zeskoczyła z tyłu i usiedliśmy na suchej trawie. Zanim mój tyłek zdążył klepnąć na podłożę, rzuciła się na mnie, jej mała waga spowodowała, że uderzyłem plecami o ziemię, jej usta przycisnęły się do moich. Od razu chwyciłem ją za tyłeczek, gdy otarła tą gorącą cipkę o mojego fiuta. - Pragniesz m-mnie, kochanie?- spytałem, przerywając pocałunek, unosząc jej głowę i liżąc wzdłuż gardła. - Bardzo, Styx. Tak bardzo cię pragnę. – odpowiedziała bez tchu. Przekręcając ją pod siebie, rozsunąłem zamek, pociągnąłem spodnie z dół, jej zęby przygryzły dolną wargę. Jej naga cipka pojawiła się na widoku, żadnych majtek. Przewróciłem oczami i jęknąłem, gdy Mae chwyciła za rąbek koszulki i zdjęła przez głowę. Żadnego biustonosza. Chryste. Z Mae nagą pode mną, szybko pozbyłem się ubrań i przeniosłem się nad moją kobietą, zanurzając palce w jej szczelinie. Jej wilcze oczy rozszerzyły się na to
doznanie i odrzuciła głowę z sykiem. Pochylając się, po kolei obejmowałem jej piersi i ssałem, jej jęki w odpowiedzi sprawiły, że fiut mi drgał. - Styx… wewnątrz… proszę… - błagała, biodra poruszały się i uśmiechając się wokół sutka między ustami, przysunąłem fiuta do cipki i chowając ręce pod jej głową, wślizgnąłem się do środka. Cholera… - Styx! – krzyknęła, przesuwając palcami wzdłuż moich pleców. Zakołysałem się w niej, gdy zacisnęła ręce na moim tyłku, przeniosłem wargi do jej i wsunąłem język do mokrych ust. Czułem się tak cholernie dobrze. Ona była tak ciasna. Nasze języki toczyły pojedynek, a jej jęki doprowadzały mnie do szaleństwa. - Styx… kocham cię. – wyszeptała gdy przerwała pocałunek. Jęcząc zbyt głośno, przyśpieszyłem, dźwięki mocnych uderzeń naszych ud nakręciły mnie. Zanurzyłem nos w jej szyi i jej cipka zacisnęła się, obejmując fiuta tak cholernie mocno. Wyginając plecy w łuk, piersi przycisnęły się do mojego torsu i krzyk wyrwał się z jej gardła gdy doszła. - Cholera… Styx… Styx… - sapała. Jeszcze raz w nią uderzyłem i odchyliłem głowę, gdy wypełniłem ją nasieniem. Kurwa. Kurwa. Kuurrwwaaaa…. Opadając na Mae, przekręciłem nami więc leżała na mojej piersi. Łapaliśmy oddechy i wybuchłem śmiechem. Usiadła i uniosła brew. – Co? Przesunąłem ręką wzdłuż szczeliny jej tyłeczka i przymrużyła oczy. – Cz-czy ty wł-właśnie przeklęłaś? Jej oczy rozszerzyły się i chichot rozświetlił jej twarz. Moje serce gwałtownie zabiło. - Tak, zrobiłam to. Musisz na mnie wpływać. - Oh, b-będę na ciebie wpływać i masz ra-rację!
Uderzyła mnie w pierś i przesunęła palcem wzdłuż blizny swastyki. Jej uśmiech zniknął. – Również przeklęłam na Gabriela. Odsunąłem włosy z jej oczu. – Na-naprawdę? Przytaknęła, ale oczy spochmurniały, więc czekałem aż przemówi. – Powiedział, że mnie zdemoralizowałeś. To, że sprzedałam duszę Szatanowi. - Przybliż się. – poleciłem. Mae przesunęła się na moim torsie, co pozwoliło mi objąć jej twarz. – Nigdy nie sp-spotkałem suki tak czystej jak ty, tak nieniewinnej jak ty. Zm-zmieniłaś moje pi-pieprzone życie, kochanie. Nie jesteś zde-zdemoralizowana. Jesteś cho-cholernie idealna. Jej twarz rozjaśnił oszałamiający uśmiech. – Tak wiele razy mówiłeś mi, że nie jesteś dla mnie dobry. ‘To nie jestem ja, kochanie’, mówiłeś dobitnie. Czy teraz jestem dla ciebie idealna? - My-myliłem się. Tak ba-bardzo się myliłem. Potrzebujesz sil-silnego mężczyzny, skarbie. Po-po-potrzebujesz mężczyzny, który będzie cię kokochać, chro-chronić cię, będzie twoim pie-pieprzonym światem. – Jej oddech zamarł i uśmiechnąłem się. – To jestem j-ja, kochanie. To jestem tak kurewsko ja. Mae ponownie się na mnie rzuciła i roześmiałem się, gdy odpychałem ją zanim poczuję tą cipkę i skończymy ponownie się pieprząc. Wydęła wargę i zmarszczyła czoło. – Znowu cię pragnę. – poskarżyła. - Na-najpierw chcę ci coś d-dać. Szybko przestała się dąsać przejęta ciekawością. – Co takiego? Unosząc ją i upuszczając na trawie nagi tyłeczek, podszedłem do Harleya, świecąc nagim tyłkiem i wyjąłem maleńką skórzaną kamizelkę z torby podsiodełkowej. Z jakiegoś powodu, byłem cholernie zdenerwowany. Nigdy nie myślałem, że będę mieć kobietę na własność, nigdy nie myślałem, że będzie w stanie rozmawiać z kimś poza Ky, ale Mae pojawiła się w mim życiu i przewróciła całe gówno do góry nogami. - Styx? Co to jest? – spytała podekscytowana.
Spoglądając na nią – zmierzwione, długie, czarne włosy, duże niebieskie oczy i blada idealna skóra – uspokoiłem się. Kurwa, była idealna. Odwracając się, uniosłem małą czarną skórzaną kamizelkę Katów. Mae przestała oddychać, jej usta opadły i utworzyły literę O. Okręciłem ją, nasz emblemat Katów Hades widniał dumnie na tyle i białym szwem Własność Styxa oraz Mae wyryte małymi literkami na przedzie. Szarpnąłem brodą. Mae wstała i podeszła do mnie. - Ch-chcesz tego, ko-kochanie? Ch-chcesz oficjalnie zostać mo-moją starą? Bo jak to zro-zrobisz, ni-nigdy za cho-cholerę się nie wycofasz. - Styx. – Mae wyszeptała i zbliżyła się, przesuwając ręką wzdłuż zarośniętego policzka. Przełknąłem i serce uderzyło mi w piersi. – Urodziłam się, by być z tobą. Urodziłam by być twoją starą. I wtedy ten jej cholerny nos drgnął. Przewróciłem oczami. – Kurwa, ko-kochanie… - wychrypiałem i odwróciłem moją kobietę, pomagając założyć jej kamizelkę. Odwróciła się powoli, chwyciła za brzegi nad jej idealnymi cyckami i figlarnie wydęła wargi. - Jak wyglądam? Obejrzałem ją od głowy do palców u stóp, wyglądając jak cholerna dziewczyna z plakatów, naga, nosząca moje imię na plecach. Warcząc, podkradłem się do Mae i uniosłem ją, przypierając plecami do drzewa, jej nogi owinęły się wokół mojego pasa. - Cholernie to ko-kocham, skarbie. Miłość mo-mojego życia, na ty-tyle mojego motoru, w mo-moim łóżku, owinięta wokół mo-mojego fiuta, i nonosząca moje imię na plecach. Ni-nigdy nie zo-zostawisz mnie, kochanie. Zozostajesz ze mną do końca życia. Na dobre, z-złe, cho-cholernie szalone. Popoznałaś mnie jako dziecko, pieprzonego nie-niemego. Da-dałaś mi głos. Dadałaś mi życie. Jesteś ty-tym, skarbie. Jesteś mo-moim całym ku-kurewskim światem. Zawładnąłem jej ustami.
Odwzajemniła pocałunek. Nasze czoła zetknęły się i zaczęliśmy szybko oddychać. - Jesteś mo-moja. – powiedziałem ponownie. - A ty jesteś mój. – odpowiedziała z dumą. - Oficjalnie od te-teraz, kochanie, tak? Ty i j-ja razem. To jest two-twoja rodzina. To je-jest twój klub. Ty na-należysz do tego MC ze mn-mną. Przez piekło i-i wysoką wodę, bę-będziesz stać przy mim boku, na-naprawiać gówna. Mo-moja stara do końca życia. - Na zawsze. Nasze życie zaczyna się od teraz, Styx. Zostawmy blizny naszych przeszłości za nami. Wziąłem ją za lewą rękę i pocałowałem wzdłuż palca serdecznego. – I wwkrótce
be-będziesz nosić pi-pierścionek, właśnie t-tu, mówiąc całemu
pieprzonemu św-światu, że jesteś moja. A ki-kiedy go założysz, już ni-nigdy kurwa nie zdejmiesz. - Tak, Styx. – wyszeptała, łzy spływały wzdłuż policzków. – Jestem twoja… tylko twoja. Na zawsze. - Kurwa, kochanie… kocham cię. – mruknąłem, ocierając jej napięte drobne ciało o moje. - Ja też cię kocham. Wtedy ten pieprzony nos znowu drgnął. I zanurzyłem się z powrotem w mojej kobiecie… … para wilczych oczu zabrała mnie do domu.
***
Rider Kain Dwa tygodnie później Utah, Lokalizacja Nieznana
Moje oczy płonęły, gdy pędziłem na Chopperze. Dwa tygodnie ostrej jazdy. Dwa tygodnie omijania oddziałów Katów. Dwa tygodnie zastanawiania się, co do cholery począć. „Biegnij. Proszę. Biegnij… Utatuj się… dla mnie…” Mae błagała mnie, strach o moje bezpieczeństwo błyszczał w jej krystaliczno błękitnych oczach. Potem pocałowała mnie. W końcu kurwa mnie pocałowała i to było wszystko, ale wymazało kilka pozostałych fragmentów w moim sercu. CHOLERA! Ciężka żelazna brama do Pastwiska, domu z dzieciństwa, otworzyła się na mój przyjazd i wziąłem głęboki wdech. W cholerę nie wiedziałem kim byłem, gdzie należałem. Zakon nie był tym czego oczekiwałem, a głowę miałem wszędzie. Pomknąłem wzdłuż brukowej drogi, zatrzymując się przed domem gospodarczym Proroka Dawida. Nie wiedziałem, gdzie indziej mógłbym pójść, nie miałem innego miejsca. Drzwi do domu nagle otworzyły się i Juda, mój brat bliźniak, podbiegł do mnie. - Kain! – krzyknął, czysta ulga widniała na identycznej twarzy – te same rysy, włosy, broda i budowa. Fizycznie byliśmy dokładnie tacy sami… Zeskoczyłem z Choppera i objąłem Judę, brązowe oczy przymrużyły się i wypełniły mieszanką smutku i wściekłości. Cholera, tęskniłem za nim. Zniknąłem na pięć pieprzonych lat: żadnego bezpośredniego kontaktu. - Ty żyjesz. – powiedział z westchnieniem. – Obawialiśmy się, że również zostałeś zabity. - Uciekłem. – powiedziałem, nie mówiąc nic więcej. - Dzięki ci Panie!- Juda rzekł z ulgą, ale spuścił głowę, wpatrując się w ziemie. – Oni zabili ich wszystkich, Kain: proroka Dawida, starszych. Wymordowali naszych braci. Tylko kobiety i dzieci przetrwały. – Wstrzymałem
oddech, aż Juda pokręcił głową, po raz kolejny patrząc mi w oczy. – Kain, nikt z prawdziwych dwunastu nie został przy życiu. Mój wzrok był beznamiętny. Juda owinął ciężkie ramię wokół moich barków i zaczął prowadzić do domu, domu w którym byliśmy trzymani z dala od innych z Zakonu. Gdzie byliśmy szkoleni od lat młodzieńczych do dnia dzisiejszego, bez rodziny tylko siebie nawzajem, naszym jedynym celem w życiu była misja spadkobierców. - Musimy się odbudować. – Juda poinformował. – Musimy znaleźć nowe miejsce dla gminy, gdzie nasi ludzie mogą zostać przeniesieni. Planujemy połączenie wszystkich gmin, stworzenie jednej zjednoczonej społeczności: więcej strażników, więcej ludzi i więcej broni. Wtedy nadejdzie czas, bracie. – powiedział wymownie, ściskając mnie za ramię. Znieruchomiałem. Juda stanął przede mną i zmarszczył brwi. Zawsze był najbardziej wojowniczy z nas obu, najbardziej gorliwy. Nigdy nie opuścił Pastwiska, na sto procent wierzył w sprawę. - Czas na co? – spytałem niejasno. Juda uśmiechnął się podekscytowany w odpowiedzi i fala strachu wzmogła się w moim brzuchu. – Dla ciebie byś się wzniósł… Proroku Kainie. Moje serce zamarło. Oczy się rozszerzyły. O… kurwa…
Koniec