wydarzenia
PRAWO ZIOBRY 1-7 kwietnia 2016 r.
żonym i prokuraturą. Taki proces nazywano kontradyktoryjnym. Wcześniej obowiązywał model inkwizycyjności, który nakładał na sąd obowiązek przejawiania inicjatywy dowodowej. Krótko mówić, jeśli oskarżony źle się bronił albo prokurator niedbale sporządził akt oskarżenia, to sąd i tak miał obowiązek ustalić stan faktyczny, a nie rozstrzygać na podstawie przedstawionych mu dowodów. I ten model właśnie przywraca nowelizacja przeprowadzona przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Zyskają mniej majętni, których nie stać na dobrych prawników. W modelu kontradyktoryjnym tylko w wyjątkowych sytuacjach sąd może dopuścić i przeprowadzić dowód niejako z urzędu. Zazwyczaj jednak sąd ogranicza się do tego, o co wnoszą strony. Taki sposób prowadzenia procesu jest korzystny dla tych, których stać na dobrych prawników i biegłych. Osoba zamożna może zdyskredytować oskarżenie, powołując np. laureata nagrody Nobla na biegłego. Prokurator w takiej sytuacji po prostu leży na łopatkach, jeśli nie będzie go stać na powołanie eks-
perta podobnej rangi. Oczywiście oprócz powołania przez oskarżonego takiego „lepszego biegłego”, zamożnego oskarżonego może być stać na wynajęcie detektywa do zebrania dowodów i poszlak świadczących na jego korzyść. Podobne przykłady można mnożyć. Bogaty w takim modelu miał lepiej, biedniejszy już nie.
Nowe prawo wprowadza także ważną zmianę: przywrócenie dowodów z tak zwanego zatrutego drzewa. O co chodzi? Od lipca 2015 r. ustawa stanowiła, że niedopuszczalne jest przeprowadzenie i wykorzystanie dowodu uzyskanego do celów postępowania karnego za pomocą czynu zabronionego. Były to tak zwane owoce zatrutego drzewa, czyli np. nielegalne podsłuchy lub dowody zebrane w operacji specjalnej tajnych służb z naruszeniem przepisów. Zmiany wprowadzone przez poprzedni rząd doprowadziły do wyeliminowania takich dowodów. Można tutaj podać przykład z afery taśmowej. Żadna z taśm nie mogła być dowodem na przestępstwa, chociaż niektóre o takowych świadczyły. Dlaczego? Bo nagrania były zdobyte w sposób
nielegalny przez kelnerów. Procedura wprowadzona przez PO–PSL pozbawiała prokuratora możliwości wykorzystania zawartości taśm do postawienia zarzutów.
Istotne zmiany w poprzedniej procedurze karnej dotyczyły także przedawnień, które były tak naprawdę ukłonem w stronę przestępców. Wielu z nich mogło podziękować rządowi PO–PSL za te zmiany. Chodziło głównie o zmiany w artykule 102 Kodeksu karnego, skracające dodatkowy okres przedawnienia z dziesięciu do pięciu lat, bez względu na wagę czynu. Bardzo często oznaczało to, że prokurator, nawet jeśli postawił już zarzuty, miał tak naprawdę miej czasu na zamknięcie sprawy. Dotyczyło to wielu spraw o najcięższe zarzuty gospodarcze. Głównie chodzić mogło o wyłudzenia VAT-u ze Skarbu Państwa czy tzw. mafię paliwową. W lipcu 2015 r. jeden z rzeczników prokuratury informował, że zaledwie w ciągu miesiąca od wejścia nowych przepisów umorzonych w całej Polsce zostało ponad 100 tzw. spraw mafii paliwowej. Procedura karna wprowadzona przez poprzedni rząd dawała także silniejszym możliwość
przeciągania spraw przed sądem, co oznaczało, że jeśli sprawa trwała już 4 lata, to wystarczył rok gierki procesowej, by winni uniknęli kary. Niejako z automatu przestępcy zyskali 5 lat, które nie były wliczane do okresu przedawnienia. Według obecnego szefa resortu sprawiedliwości, po poprzedniej reformie procedury karnej do sądów trafiło także ok. 1/3 spraw mniej niż w tym samym okresie 2014 r., a co czwarty akt oskarżenia zwracano prokuraturze. Ziobro do Kodeksu postępowania karnego wprowadził także nowy rozdział pt. „Skarga na wyrok sądu odwoławczego”. Czego to ma dotyczyć? Jak czytamy w komunikacie ministerstwa, ta zmiana ma służyć jako „nadzwyczajny środek zaskarżenia” decyzji sądu drugiej instancji. Jeżeli sąd taki uchyli wyrok i przekaże sprawę do ponownego rozpatrzenia, to taką decyzję będzie można zaskarżyć do Sądu Najwyższego, który po rozpoznaniu skargi na posiedzeniu bez udziału stron oddali skargę albo wyrokiem uchyli zaskarżony wyrok w całości lub części i przekaże sprawę sądowi odwoławczemu do ponownego rozpoznania.
Jak to Kijowski Obamę zauroczył Grzegorz Wszołek Obama woli Kijowskiego; (…) w USA nie czekają na Dudę. Przyjmą Kijowskiego; Kijowski spotka się z administracją prezydenta Obamy. Portal Tomasza Lisa – za jedną z agencji prasowych – nazwał nawet KOD drugim, największym ruchem w historii Polski, oczywiście po (albo na równi) „Solidarności” epoki PRL-u. Bardzo rzadko pisałem o Kijowskim, gdyż staram się nie zajmować osobami śmiesznymi, niepoważnymi, uważającymi się za nie wiadomo kogo, gdy w rzeczywistości znaczą o wiele mniej. Wypada jednak przedstawić dziennikarskie standardy w pigułce, na przykładach dziwnego zamieszania z wyjazdami prezydenta i lidera KOD-u do USA. Zaledwie kilka miesięcy temu Mateusz Kijowski był nieznanym szerszemu gronu Polaków informatykiem. Dziś 47-latek stoi na czele największego obywatelskiego ruchu protestu od czasu, gdy „Solidarność” pod przywództwem Lecha Wałęsy obaliła komunistyczne władze – podała agencja Associated Press w depeszy, cytowanej przez „Gazetę Wyborczą”. Na początku kwietnia Kijowski uda się do Waszyngtonu, by spotkać się z przedstawicielami Kongresu i Departamentu Stanu, w ramach wyjazdu organi-
zowanego przez Freedom House, amerykańską organizację zajmującą się ochroną praw człowieka na świecie. Wystarczyło zatem zaproszenie od organizacji pozarządowej, by wysnuć wniosek, że szef KOD-u spotka się z kongresmenami amerykańskimi. Niektórzy poszli jeszcze dalej. W Natemat. pl, czyli portalu Tomasza Lisa, poinformowano na podstawie depe-
szy AP: W USA nie przyjmą Dudy, za to czekają już na Kijowskiego. […] To lider największego ruchu od czasów Solidarności Wałęsy. Autorka wrzutki? Karolina Błaszkiewicz, absolwentka „reklamy i polityki społecznej”, obecnie redaktorka portalu. No i popisać musiał się wieczny student, Kamil Sikora, jedna z gwiazd tego miejsca: Obama woli Kijowskiego od Dudy?
Nasze stosunki z USA nie są złe, ale PiS powinno zacząć się martwić – napisał. Minęła doba, a Kijowski musiał wszystko prostować. Nie zostaliśmy do tej pory zaproszeni przez Kongres USA – napisał na stronie KOD-u. Media, które widzą w facecie z kitą, bez polotu, za to z problemami alimentacyjnymi i charyzmą wielkości chusteczek do nosa, dru-
– Będzie cieplej, będzie nas więcej! Wyjdziemy jak szczury z kanałów!
3
Rewolucyjne są też zmiany umożliwiające prokuratorowi podjęcie decyzji w sprawie wykorzystania dowodu uzyskanego podczas prowadzenia kontroli operacyjnej w innej sprawie niż sprawa, w której zamierza ten dowód wykorzystać. Często było tak, że służby specjalne, prowadząc jakąś operację w danej sprawie, dowiadywały się o innym przestępstwie, niż to, nad którym pracowały. W takim wypadku służby, a przede wszystkim prokurator, nie mogły wykorzystać zebranego materiału dowodowego do odrębnego śledztwa, chyba że wyraził na to zgodę sąd. Często w takich sytuacjach wnioski prokuratorów przepadały w sądach. Teraz ma to nastąpić niemalże z urzędu. Na koniec kilka słów niezwiązanych z tematem. Chciałbym serdecznie podziękować naszej 93-letniej Czytelniczce, Pani Helenie Kazuro z okolic Milicza, którą poznałem ostatnio przy świątecznej kawie. Dziękuję za pozytywną energię i dobre słowa o naszej gazecie. Cała nasz redakcja życzy zdrowia i dziękuje za cotygodniową lekturę „Warszawskiej Gazety”.
giego Wałęsę z epoki karnawału „Solidarności”, musiały obejść się smakiem. Miał być prztyczek w nos niedobrej władzy, „ostateczny cios” w prezydenta Dudę, zreferowanie Obamie pisowskich zbrodni, skończy się na jakimś wykładzie niebywałego intelektualisty, jakim jest Mateusz Kijowski. Możemy to zresztą zaobserwować przy każdym przemówieniu lidera KOD-u. Jedyny karnawał, jaki serwuje KOD i jego nadgorliwi przyjaciele w mediach, nazywa się: żenada. Cieszyć się z ewentualnej nieskuteczności polskiej dyplomacji, która w trudnych czasach – konfliktu na Ukrainie, zamachów w Paryżu i Brukseli – starała się o spotkanie z naszym największym sojusznikiem do spraw bezpieczeństwa? I przeciwstawiać polskiego prezydenta liderowi ruchu, organizującemu manifestacje dla 20 tys. osób w stolicy? Jak zwykle na końcu zawsze wychodzi prawda, której musi ustąpić miejsca propaganda. O Kijowskim nikt nic w Białym Domu nie wie, natomiast Andrzej Duda będzie uczestnikiem kolacji z udziałem Baracka Obamy, gdzie zapewne dojdzie do krótkiej rozmowy. Może to nie sukces polskiego MSZ, które nadmuchało balonik, ale na miejscu redaktorów „Gazety Wyborczej” i portalu Natemat.pl czułbym się zwyczajnie rozwalony. Nie, nie wpadką i niesprawdzonymi informacjami, bo tym żyją oni na co dzień, i do tego z pewnością są już przyzwyczajeni..
kraj
1-7 kwietnia 2016 r. autor: Janusz Stefaniak
15
Toyah: Posłuchaj, to do Ciebie FELIETON
ŚWIATŁA GALERII NA ZAWSZE – Ja też zażartowałem, że PO porwała samolot i żąda powrotu do władzy!
Celiński zanurzony w komunistycznym g….e Jedno, co mnie martwi, to ciągle puste cele, które mieli zapełnić złodzieje i zdrajcy rządzący przez ostatnie lata. Z każdym upływającym dniem powraca do mnie ta uporczywa myśl, przypominająca o teorii spiskowej, mówiącej o cichej umowie zawartej w Magdalence i polegającej na tym, że my nie ruszamy „waszych”, a wy „naszych”. Choć nie ma na to jakiegoś pisanego dowodu, to jednak już wkrótce sami się przekonamy, czy oszołomy, mówiące od lat o tym „pakcie o nieagresji”, miały rację. Czy rząd PiS pociągnie winnych do odpowiedzialności, czy obserwować będziemy grę pozorów? Mirosław Kokoszkiewicz – Oprócz teczki osobowej i teczki pracy agenta „Bolka”, najbardziej w tak zwany salon III RP uderzyły ujawnione wiernopoddańcze liściki, pisane do zbrodniarza i zdrajcy, gen. Kiszczaka przez przedstawicieli dzisiejszej„elyty”i medialnych celebrytów. Wśród ich autorów znaleźli się cmokierzy władzy: Beata Tyszkiewicz (kontakt poufny SB, ps. Ewa), Agnieszka Osiecka, Daniel Passent (TW „John”), Andrzej Seweryn, no i najbardziej oburzony ujawnieniem jego korespondencji z komunistycznym bandytą, Andrzej Celiński. Będąc gościem stacji TVN24, Celiński oskarżał jak zwykle PiS o wprowadzanie dyktatury, a jako jedno z jej narzędzi wymienił IPN. Jednak najbardziej ciekawa była ta wypowiedź: Jestem obiektem nieprawdopodobnego hejtu. To się stało 24 lutego tego roku. 25 lutego z samego rana po telefonach nieodebranych od mojej 97-letniej mamy, pojechałem do jej domu i znalazłem ją nieprzytomną w kuchni. Telewizor był włączony na Jedynce… Wieczorem w „Wiadomościach” szła wiadomość o tym, że ja mam lewe konszachty z gen. Kiszczakiem. Otóż dzisiaj matkę przywiozłem ze szpitala – już nie będzie normalnie funkcjonować. Wylew, udar mózgu zawsze może się w tym wieku zdarzyć, ale ja to IPN-owi będę pamiętał do końca życia! Dr Kamiński zanurzył mnie w komunistycznym g…nie!
Do widza ma dotrzeć taki oto obraz. 97-letnia zajadła antykomunistka i jednocześnie mama Celińskiego ogląda 24 lutego wiadomości w TVP1 i kiedy dowiaduje się o tym, że jej synalek pisywał ugrzecznione liściki do generała-zbrodniarza, wstrząśnięta wybiega do kuchni, gdzie traci przytomność i w takim stanie nazajutrz zastaje ją syn. Mamie pana Andrzeja Celińskiego życzę zdrowia i jeszcze długich lat życia, ale szczerze mówiąc, znając drogę politycznej kariery jej syna i impulsywne niezliczone głupie wypowiedzi z nieodłączną pianą na ustach, ja tej historyjki nie kupuję. Gdyby rzeczywiście pani Celińska kontakty jej syna z Kiszczakiem uważała za tak bardzo kompromitujące to Andrzejka, wyklęłaby go już w 1989 r., kiedy z tym samym Kiszczakiem zasiadał do „okrągłego stołu”. W słuszności tej swojej decyzji utwierdziłaby się 10 lat później, kiedy jej syneczek przystąpił do postkomunistycznego Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a przecież po raz pierwszy do sejmu trafił w charakterze opozycjonisty z list Komitetu Obywatelskiego, fotografując się z „Bolkiem”Wałęsą. Jednym słowem, panie Celiński, to nie szef IPN, dr Kamiński zanurzył pana w komunistycznym gównie, ale pan sam czyniłeś to z zapałem przez lata, zaś ten sympatyczny liścik do Kiszczaka to tylko mały epizod w tym obwąchiwaniu i brataniu się z komuną. Nie sądzę, żeby pańska biedna chora mama poczuła
się źle, oglądając Jedynkę. Należałoby się raczej zastanowić, dlaczego jej telewizor nie był ustawiony na kanał TVN24, gdzie tak często produkuje się jej syneczek. Dlaczego wolała czerpać informacje z „pisowskich”Wiadomości w TVP1? Pamiętajmy, że to ludzie pokroju Celińskiego, Passenta, Seweryna i Tyszkiewicz mają czelność wybuczeć w Filharmonii Narodowej przedstawiciela legalnego polskiego rządu i owacyjnie oklaskami witać ambasadora Niemiec. To jest ten typ ludzi, którzy w poważnym państwie stanowiliby zupełny i obrzydliwy margines. To jest mierzwa o lokajskich duszach, która zawsze wypływa na powierzchnię w krajach okupowanych lub skolonizowanych. Z każdym dniem odzyskiwania przez Polskę wolności i suwerenności szczury będą stopniowo znikać nam z oczu, szukając sobie bezpiecznych kryjówek. Pewnym jest też to, że ze strachu część z nich będzie udawała sympatyczne i oswojone gryzonie. Gdzie wiarygodność ludzi, którzy straszą dzisiaj Polaków dyktaturą Jarosława Kaczyńskiego, którego partia wygrała demokratyczne wybory, a oni sami pisywali miłosne liściki do komunistycznego zbrodniarza i sługusa Kremla? Jedno, co mnie martwi, to ciągle puste cele, które mieli zapełnić złodzieje i zdrajcy rządzący przez ostatnie lata. Z każdym upływającym dniem powraca do mnie ta uporczywa myśl, przypominająca o teorii spiskowej mówiącej o cichej umowie zawartej w Magdalence i polegającej na tym, że my nie ruszamy „waszych”, a wy „naszych”. Choć nie ma na to jakiegoś pisanego dowodu, to jednak już wkrótce sami się przekonamy, czy oszołomy, mówiące od lat o tym„pakcie o nieagresji”, miały rację. Czy rząd PiS pociągnie winnych do odpowiedzialności, czy obserwować będziemy grę pozorów?
Krzysztof Osiejuk Jestem pewien, że nie tylko ja pamiętam, jak w roku 2007 Platforma Obywatelska wygrała wybory i premier Donald Tusk wygłosił kultowe w pewnych kręgach do dziś, ponaddwugodzinne expose na temat polityki miłości, która zastąpi dotychczasową politykę nienawiści, a które Eryk Mistewicz określił mianem rewolucyjnego. To wtedy po raz pierwszy w popularnej przestrzeni pojawiły się takie pojęcia, jak postpolityka i story, uśmiech stał się kategorią polityczną, a marleyowskie pozytywne wibracje zawitały pod strzechy. No a za tym wszystkim stał on – Donald Tusk, The New Kid On The Block. Oczywiście niemal równocześnie pojawiły się opinie, w najświetniejszy sposób zwerbaliozowane przez słowa mojej nieżyjącej już cioci: „Stawia te oczy jak złodziej”, wyrażające wybitną nieufność odnośnie owego szczególnego socjotechnicznego projektu, faktem jest jednak, że znalazł on w społeczeństwie wystarczająco dużą popularność, byśmy wpadli w jego łapy na następne osiem lat. Nie da się bowiem ukryć, że przez kolejne lata błękit studia telewizji TVN24, sympatyczne twarze spikerów, w połączeniu ze wspomnianymi oczami, zdobyły serca i umysły wielu, i to do tego stopnia, że w pewnym momencie wydawało się, że tak będzie już zawsze, że już nigdy nie będzie ważne, co kto mówi, co robi, kim jest, ale liczyć się będzie wyłącznie ta miłość i te wibracje. Pozytywne. Dziś, kiedy niewyjaśnionym do końca cudem udało się to zło pokonać, pojawiają się głosy, że
HUMOR POLITYCZNY
to przez to, że ludzie mieli już dość tej „tapety” i zapragnęli czegoś bardziej autentycznego, a ja mam wrażenie, że ci, którzy dziś tworzą tak zwany „przekaz”, uznali, że ponieważ tamten cukierkowy fałsz był tak zły, że został ostatecznie odrzucony, my powinniśmy w pierwszym rzędzie stawiać na naturalność, rozumiejąc ową naturalność jako pełne amatorstwo. I stąd w najnowszej medialnej ofercie pojawiły się nazwiska takie jak Witold Gadowski, Samuel Perejra, Jerzy Targalski czy Stanisław Janecki. Otóż, moim zdaniem, polityka ta opiera się na poważnym błędzie, wynikającym z założenia, że ludzie przez osiem lat popierali Tuska dlatego, że im się bardzo podobały jego słowa o miłości i pozytywnej wibracji. Otóż jest to nieprawda. Jeśli przez te osiem lat, a tak naprawdę już znacznie wcześniej, czyli z momentem wybrania prezydentem Polski Aleksandra Kwaśniewskiego, tak wielka część polskiego społeczeństwa uznała, że nie ma większej przyjemności niż być reprezentowanym przez śliskich i gładkich oszustów, to znaczy, że są pewne wartości, których, choćbyśmy stanęli na głowie, nie pokonamy, a na jednym z naczelnych miejsc jest jasne światło i tak zwana miła powierzchowność, czyli coś, co w wymiarze bardziej uniwersalnym reprezentują galerie handlowe. Dlatego też nie łudźmy się. Do pewnego momentu efekt prawdy i świeżości będzie działał, potem jednak przyjdzie czas, że na widok bełkoczącego coś nieogolonego menela ludzie zatęsknią za Piotrem Kraśko. I przed tym nie uchroni nas nawet najpiękniejsza prawda.
20
T E M AT NA SOBOTĘ
Przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego w USA? Ćwiczenia Jade Helm 15 Jak informował „The Dallas Morning News”, w lutym 2016 r. Emmanuel Garcia, zastępca dyrektora wykonawczego Partii Demokratycznej, komentując złośliwie fakt poparcia przez republikańskiego gubernatora Grega Abbota kandydatury Teda Cruza na prezydenta, stwierdził, że obaj panowie doskonale do siebie pasują, bowiem Cruz znany jest z ograniczania kompetencji rządu, co kosztuje naszą gospodarkę miliardy dolarów, a Abbot z rozkręcania histerii spiskowych teorii, przez wydanie przed rokiem polecenia Teksańskiej Gwardii Narodowej, aby monitorowała ćwiczenia wojskowe „Jade Helm 15”. Stany Zjednoczone Ameryki Północnej to państwo federalne, którego podmiotem są poszczególne stany. Jest ich pięćdziesiąt. Każdy posiada władzę ustawodawczą, wykonawczą oraz sądowniczą. Każdy ma swoją konstytucję. Stąd istnieje tendencja, aby o USA mówić, że nie jest to federacja stanów, ale państw Ameryki Północnej. Mieszkańcy poszczególnych stanów-państw pilnie strzegą swej regionalnej tożsamości oraz odrębności. Widać to zwłaszcza na Południu, w którym żywa jest pamięć o secesji – wojnie między stanami Południa i Północy w latach 1861-1865. W tym czasie 11 stanów z Południa zerwało z unią, tworząc nowe państwo – Skonfederowane Stany Ameryki (CSA). Dodajmy jeszcze, że obszar, na którym przez pięć lat istniało CSA, pokrywa się mniej więcej z „pasem biblijnym” – obszarem Stanów Zjednoczonych, na którym niechęć do lewactwa i politycznej poprawności jest chyba nawet większa niż w województwie podkarpackim. Nic przeto dziwnego, że z tego obszaru pochodzi najwięcej polityków Partii Republikańskiej oraz dziennikarzy, publicystów, działaczy społecznych przeciwnych heroldom marksizmu kulturowego, którzy opanowali większą część północy USA wraz z amerykańskim centrum lemingozy – Waszyngtonem. Twardym jądrem Południa jest stan Teksas, drugi pod względem powierzchni i liczby ludności w USA. Zanim połączył się z Unią w 1845 r., był w latach 1836-1845 państwem niepodległym – Republiką Teksasu. Teksas należał do tych obszarów, które walczyły o niepodległość Południa w czasie wojny secesyjnej. Mieszkańcy Teksasu cenią wolność jak Polacy. Przynajmniej ci, którzy tworzyli niegdyś wielki ruch „Solidarności”. Teksas i Utah – państwa wrogie USA Na początku drugiej dekady marca 2015 r. dziennikarz Stefan Stanford z www.allnewspipeline.com poinformował czytelników strony, że od 15 lipca do 15 września 2015 r. siły specjalne amerykańskiej armii brać będą udział w manewrach o nazwie Jade Helm 15. Przez osiem tygodni w godzinach nocnych na terenie siedmiu stanów południowo-zachodniej części
teoria spisku
USA będą miały miejsce nocne ćwiczenia amerykańskich zielonych beretów, jak też sił specjalnych marynarki wojennej USA oraz sił specjalnych wojsk powietrznych. Na mapach wojskowych stany Teksas, Utah oraz południowy skrawek Kalifornii zostały zaznaczone jako „terytoria wrogie”. Leżący między nimi Nowy Meksyk określono jako „teren niepewny o wrogich skłonnościach”. Stan Arizona również został określony obszarem niepewnym, ale o „przyjaznych skłonnościach”. Pozostałe stany: Colorado, Nevada oraz większą część Kalifornii uznano za „pozytywne”. Podczas Jade Helm 15 wojsko ćwiczyć miało operacje desantowe, naloty na wrogie bazy oraz działania niekonwencjonalne, wykonywane w warunkach wojny partyzanckiej. Chodziło o to, aby symulować warunki podobne do tych, które istnieją we wrogim kraju. W odróżnieniu od większości amerykańskich operacji wojskowych, szkolenia w ramach ćwiczeń Jade Helm 15 odbywać się miały poza bazami wojskowymi, na obszarach należących do państwa, ale będących własnością prywatną. Informacje o planowanych przez rząd federalny tak niekonwencjonalnych ćwiczeniach poważnie zaniepokoiły władze stanowe Teksasu. W kwietniu 2015 r. Greg Abbott, republikański gubernator stanu, publicznie wyraził swoje obawy w związku z planowanymi ćwiczeniami. Na terenie Teksasu miało ćwiczyć 1200 komandosów sił specjalnych. Abbott wydał rozkaz Teksańskiej Gwardii Narodowej, aby monitorowała poczynania żołnierzy z Jade Helm na terenie stanu. W liście do generała Geralda „Jake’a” Betty, dowódcy Teksańskiej Gwardii, która jest częścią teksańskich sił zbrojnych, Abbott napisał: Istotne jest, aby kontrolować, czy w czasie manewrów nie zostanie naruszone bezpieczeństwo Teksasu, konstytucja, prawa obywatelskie oraz prawa własności. Monitoring działań komandosów USArmy ułatwi komunikację między moim biurem a dowództwem ćwiczeń Jade Helm oraz zapewni właściwe środki ochrony mieszkańców stanu Teksas. Po raz pierwszy gubernator stanu w sposób tak otwarty wyraził swoje obawy związane z ćwiczeniami wojskowymi na terenie podległym jego jurysdykcji. Daniel Jennings, dziennikarz www. offthegridnews.com, uważa, że ma to związek z pojawiającymi się w przestrzeni publicznej plotkami o tym, że Jade Helm to operacja przygotowująca wojskowe przejęcie władzy w Teksasie i innych stanach. Rzecznik prasowy Białego Domu Josh Earnest oświadczył, w odpowiedzi na pismo gubernatora Grega Abbotta, że podczas tych ćwiczeń nie będą naruszone prawa konstytucyjne oraz wolności obywatelskie żadnego z obywateli amerykańskich. Rzecznik Pentagonu, płk Steve Warren zapewnił, że armia koordynuje swoje działania z władzami lokalnymi, a same ćwiczenia nie będą stanowić zagrożenia dla
1-7 kwietnia 2016 r.
Na początku drugiej dekady marca 2015 r. dziennikarz Stefan Stanford z www.allnewspipeline.com poinformował czytelników strony, że od 15 lipca do 15 września 2015 r. siły specjalne amerykańskiej armii brać będą udział w manewrach o nazwie Jade Helm 15. Przez osiem tygodni w godzinach nocnych na terenie siedmiu stanów południowo-zachodniej części USA będą miały miejsce nocne ćwiczenia amerykańskich zielonych beretów oraz sił specjalnych marynarki wojennej USA, a także sił specjalnych wojsk powietrznych.
Pete Lanteri, były żołnierz Marine, żyjący obecnie w Arizonie, powiedział FoxNews.com, że zaniepokojony tym, co się dzieje, pomógł zorganizować „Counter Jade Helm”, ruch nadzoru obywatelskiego, w ramach którego grupa obywateli z Południa została powołana, aby zlokalizować, śledzić i obserwować żołnierzy sił specjalnych, biorących udział w manewrach Jade Helm. swobód obywatelskich. Rzecznik komandosów, ppłk Mark Lastoria, udał się do teksańskiego Bastrop, gdzie ulokowany został punkt dowodzenia operacją w Teksasie, zapewniając mieszkańców, że armia „jest z wami już od ponad 240 lat”. Według relacji „Military Times”, słowa Lastorii spotkały się z „aplauzem” uczestników spotkania. Być jak Chuck Norris Bastrop to małe miasto, leżące ok. 50 km na południowy wschód od Austin, stolicy Teksasu. Mieszkaniec Bastrop, Bob Wells, zwierzył się lokalnej gazecie„The Austin Statesman” ze swych obaw, które podzielało wielu mieszkańców: Oni [komandosi] są tu po to, aby zbierać informacje. Przygotowują zaplecze logistyczne do wprowadzenia stanu wojennego. Takie mam odczucie, chciałbym, żeby to był tylko przejaw myślenia spiskowego. Warto dodać, że na wspomniane wyżej spotkanie z ppłk. Lastorią przybyli nie tylko zaniepokojeni mieszkańcy Bastrop, ale też Dallas czy Huston.
Ponieważ w USA, inaczej niż u nas, politycy wybrani przez mieszkańców danego okręgu czują się odpowiedzialni przede wszystkim przed swoimi wyborcami, a nie Historią i partyjnym Wodzem, stąd wszyscy kongresmeni z Teksasu podkreślali zgodnie, że „rozumieją niepokój” mieszkańców stanu, który reprezentują w Waszyngtonie. Dlatego o wyjaśnienia związane z Jade Helm do Departamentu Obrony zwracało się wielu polityków z Południa. Bezpośrednio w Pentagonie zasięgnął informacji jeden z najważniejszych republikańskich polityków – John Cornyn z Teksasu. Najbardziej znanym nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale i na świecie obywatelem Teksasu, który zaniepokojony był ćwiczeniami sił specjalnych USA, jest Chuck Norris, będący komentatorem serwisu „World Net Daily”. Aktor od dłuższego czasu zabiera głos w sprawach politycznych i społecznych; jak napisał, nie ma nic „przesadnego” i „spiskowego”
W kwietniu 2015 r. Greg Abbott, republikański gubernator stanu, publicznie wyraził swoje obawy w związku z planowanymi ćwiczeniami. Na terenie Teksasu miało ćwiczyć 1200 komandosów sił specjalnych. Abbott wydał rozkaz Teksańskiej Gwardii Narodowej, aby monitorowała poczynania żołnierzy z Jade Helm na terenie stanu.
w pilnowaniu przejrzystości działań władz. Norris, broniąc w swoim felietonie gubernatora Abbotta, dopytywał się, kto w Waszyngtonie jest odpowiedzialny za decyzję o rozpoczęciu ćwiczeń „Jade Helm 15”. Wprawdzie niepokój Chucka Norrisa spotkał się z ripostą w postaci kpin mainstreamowych wesołków, ale ten bohater kina akcji i mistrz ciosów z półobrotu nie przejął się tym. Bo Chuck Norris nie przejmuje się Niczym, to Niczym przejmuje się Chuckiem Norrisem. Mało tego, wypowiedź strażnika Teksasu stała się inspiracją do obywatelskiego działania na rzecz obrony wartości drogich wszystkim południowcom. Pete Lanteri, były żołnierz Marine, żyjący obecnie w Arizonie, powiedział FoxNews.com, że zaniepokojony tym, co się dzieje, pomógł zorganizować„Counter Jade Helm”, ruch nadzoru obywatelskiego, w ramach którego grupa obywateli z Południa została powołana, aby
22
T E M AT NA SOBOTĘ
Bardzo niepokojące są notowane ostatnio wypowiedzi dowódców USArmy, takie jak gen. Wesleya Clarka, byłego szefa połączonych sił zbrojnych NATO w Europie (1997-2000), który powiedział niedawno: Jeśli w czasie drugiej wojny światowej ktoś wypowiadał się pozytywnie o hitlerowskich Niemczech, nikt wówczas nie mówił o wolności słowa, akceptując fakt zamykania w obozach ludzi o takich poglądach. Oni byli jeńcami wojennymi. Tak samo dziś mamy do tego prawo, jeśli ktoś jest radykałem, nie popiera rządu Stanów Zjednoczonych i jest nielojalny wobec USA. Bo przecież naszym obowiązkiem jest izolować takie osoby od wspólnoty podczas konfliktu. kiedy to WikiLeaks ujawnił treść podręcznika Amerykańskich Sił Specjalnych do walki z wystąpieniami antyrządowymi: „PSYOP (Operacje Psychologiczne) są przeprowadzane w celu zapewnienia sukcesu działaniom mającym na celu kontrolę wszelkich zasobów danego terenu oraz zamieszkałej tam ludności i są skierowane przeciwko powstańcom oraz ich bazom wsparcia. Operacje psychologiczne mają sprawić, że narzucana społeczeństwu przez rząd kontrola stanie się dla ludzi bardziej do zaakceptowania, ponieważ połączona zostanie w ich świadomości z bezpieczeństwem i dobrym samopoczuciem. Jade Helm, czyli hybrydowy stan wojenny Oficjalne logo ćwiczeń Jade Helm zawiera frazę „Poznawanie ludzkiej domeny”, czyli – jak wyjaśnia amerykańska fundacja Geospatial Inteligence – poznanie wszelkiej aktywności fizycznej oraz psychicznej, zarówno aktualnej, jak i potencjalnej, danej społeczności;
teoria spisku
1-7 kwietnia 2016 r.
W związku obserwowanym wzrostem niezadowolenia Amerykanów z działań administracji rządowej USA warto zapytać, dlaczego rząd Stanów Zjednoczonych uważa za niezbędne poddawanie obywateli coraz większej obserwacji i kontroli – zastanawia się dziennikarz www.mintpressnews.com. poznanie jej kultury, struktury społecznej i organizacyjnej, wzajemnych powiązań oraz relacji między członkami społeczności; jak też motywacji, intencji, woli, pragnień, dążeń ludzi – zarówno jednostek, jak i całych grup. To „poznanie domeny ludzkiej”ma objąć wszystkie obszary, na których przeprowadzone zostaną działania militarne. Jak powiedział „The Statesman” Paul Floyd, starszy analityk ze Stratfor, firmy wywiadowczej o zasięgu globalnym z siedzibą w Austin, stolicy Teksasu: należy zrozumieć środowisko, w którym się działa – z kim rozmawiam? Dokąd mam się udać? Musisz wejść w buty miejscowych i zrozumieć ich motywacje. Jade Helm ma właśnie takie zadanie – praktyczne rozpoznanie terenu. Floyd jest nie tylko teoretykiem, niegdyś należał do sił specjalnych działających w Afganistanie: takie szkolenie jest niezbędne, aby lepiej przygotować żołnierzy do niekonwencjonalnych działań wojennych, w warunkach, w których nie jest łatwo odróżnić cywila od żołnierza, swojego od wroga. W takich ćwiczeniach, jak Jade Helm chodzi też o to, aby obecność wojska w przestrzeni publicznej uczynić rzeczą normalną,
Już za tydzień! T E M AT NA SOBOTĘ
TEORIA SPISKU
aby przyzwyczaić lokalne społeczności do stałej obecności uzbrojonych ludzi, którzy działają na rozkaz wydawany nie przez wybrane demokratycznie władze lokalne, ale idący z góry, od osób, które są właściwie anonimowe, nieponoszące odpowiedzialności, ale mające dużą władzę i dostateczną siłę, aby z tej władzy zrobić użytek. Niekoniecznie w interesie społeczeństwa. Wraz z obserwowanym wzrostem niezadowolenia Amerykanów z działań administracji rządowej USA, warto zapytać, dlaczego rząd Stanów Zjednoczonych uważa za niezbędne poddawanie obywateli coraz większej obserwacji i kontroli? – zastanawia się dziennikarz www.mintpressnews.com. Bardzo niepokojące są notowane ostatnio wypowiedzi dowódców USArmy, takie jak gen. Wesley Clarka, byłego szefa połączonych sił zbrojnych NATO w Europie (1997-2000), w 1999 r. dowódcy operacji Allied Force wojsk NATO w Kosowie. Gen. Clark powiedział niedawno: Jeśli w czasie drugiej wojny światowej ktoś wypowiadał się pozytywnie o hitlerowskich Niemczech, nikt wówczas nie mówił o wolności słowa, akceptując fakt zamykania
Najbardziej znanym nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale też na świecie obywatelem Teksasu, który zaniepokojony był ćwiczeniami sił specjalnych USA, jest Chuck Norris, komentator serwisu „World Net Daily”. Aktor od dłuższego czasu zabiera głos w sprawach politycznych i społecznych. Jak napisał, nie ma nic „przesadnego” i „spiskowego” w pilnowaniu przejrzystości działań władz. w obozach ludzi o takich poglądach. Oni byli jeńcami wojennymi. Tak samo dziś mamy do tego prawo, jeśli ktoś jest radykałem, nie popiera rządu Stanów Zjednoczonych i jest nielojalny wobec USA. Bo przecież naszym obowiązkiem jest izolować takie osoby od wspólnoty podczas konfliktu.
Jak długo istnieć będzie obawa, że rząd USA postrzega wolność słowa i wolność myśli jako zagrożenie dla swej władzy, tak długo obywatele Teksasu i innych stanów będą z nieufnością patrzeć na Jade Helm 15 oraz na podobne ćwiczenia wojskowe. Obywatelskiej czujności nigdy za wiele.
BLACK OUT
PRAWDA JEST NAJBARDZIEJ NIEPRAWDOPODOBNA
– ŚMIERTELNY PROBLEM DLA 200 MLN AMERYKANÓW
polityka
1-7 kwietnia 2016 r.
ZROBILI Z EUROPY STARĄ LADACZNICĘ Za kilkadziesiąt lat Niemcy będą kalifatem. A w Europie nie znajdzie się ani jeden chętny na wyprawę krzyżową pod Berlin. Zwłaszcza że sam Berlin krzyż odrzucił już dawno. Aldona Zaorska – Kiedy w 1985 r. papież Jan Paweł II pytał Francję – „najstarszą córę Kościoła” – co uczyniła ze swoim chrztem, można było te słowa odnieść tylko do tego kraju. Dziś należałoby zadać to pytanie całemu Zachodowi. Zachód, opętany lewacką poprawnością polityczną, nakazującą promowanie praktycznie każdej dewiacji, latami osłabiał swoją pozycję na arenie międzynarodowej. Uwierzywszy w siłę pieniądza, latami gromadził coraz więcej dóbr materialnych, zapewniał coraz większe swobody dla wynaturzeń, byle tylko odciąć się od swej chrześcijańskiej tożsamości. Obojętnym wzruszeniem ramion przyjmował ostrzeżenia papieża Jana Pawła II, że dysproporcja dóbr na świecie jest zbyt duża. Traktował je jako „opowieści zdziwaczałego staruszka”. Nie widział w tych ostrzeżeniach nie tylko chrześcijańskiej moralności, ale też wielkiej mądrości stricte politycznej. Europa miała być jak podkasana ladacznica, wabiąca wszystkich i każdego z osobna. Tak było przez lata, tak jest dziś. Przywódcy europejskiego kontynentu, zamiast dbać o niego jak o największy skarb, beztrosko oddają go na łup dzikich hord. I nie ma co się oszukiwać – przybywający do Europy „imigranci”, to wcale nie są biedne kobiety i dzieci. Te zginęły pierwszego dnia Świąt Wielkanocnych w Pakistanie. To wcale nie są uciekające przez gwałtem dziewczyny – nimi, pozostawionymi na pewną zgubę przez ojców i braci, islamiści handlują dziś na targach niewolników jak kozami. Żaden z europejskich przywódców, tak zatroskanych o prawa gejów i lesbijek, nie wspomni nawet o owych 200 dziewczynkach, w większości chrześcijankach, dwa lata temu porwanych i „zaślubionych” przez islamskich bojowników, pochodzących z tej samej Nigerii, z której dziś Europa przyjmuje „uchodźców” – młodych mężczyzn, być może gwałcicieli owych dziewczynek. Dla Angeli Merkel, Martina Schulza, Jeana-Claude Junckera, José Manuela Durão Barroso, chlipiącej niemal jak swego czasu zasmarkana Beata Sawicka szefowej unijnej dyplomacji Federici Mogherini, Europa to prywatna własność, którą można udostępniać każdemu, kto pomoże im roz-
Angela Merkel razem z Martinem Schulzem z Mogherini są winni krwi przelewanej w europejskich miastach bić tożsamość poszczególnych narodów. Polityczna burdel-mama Jeszcze rok temu Federica Mogherini twierdziła: Islam zajmuje miejsce w naszych zachodnich społeczeństwach. Islam należy do Europy. Zajmuje miejsce w europejskiej historii, w naszej kulturze, w naszej żywności i – co najważniejsze – w teraźniejszości i przyszłości Europy. Niektórzy ludzie próbują przekonywać, że muzułmanin nie może być dobrym Europejczykiem, że większa ilość muzułmanów w Europie spowoduje koniec Europy. Ci ludzie są nie tylko w błędzie wobec muzułmanów: ci ludzie mylą się na temat Europy, nie mają pojęcia, czy jest Europa i europejska tożsamość. Kiedy islamiści pokazali, co myślą o Europie, mordując jej mieszkańców, popłakała się jak złodziejka, przestraszona nie swoimi czynami, tylko tym, że została na nich przyłapana. Chlipiąca Mogherini wcale nie jest wzruszająca. Przeciwnie – jest żałosna i denerwująca. Kiedyś takim rozhisteryzowanym babom dawało się z tzw. liścia, żeby oprzytomniały i wzięły się w garść. Mogherini nadal nie rozumie, co się dzieje. Nadal wraz z pozostałymi przywódcami Unii stroi Europę w lateksowe wdzianko i wpycha ją w objęcia islamskich hord, dziwiąc się, że ich członkowie nie chcą wziąć udziału w unijnym sado-maso, od lat prezentowanym na europejskich ulicach, że nie wzrusza ich mazanie kredą po chodnikach ani nie bawią szyderstwa
z Mahometa w prostackim „Charlie Hebdo”. Martin Schulz był gotów siłą zmuszać kraje Unii do przyjmowania (i utrzymywania) islamskich hord, a bardziej od bezpieczeństwa Unii, interesowały go wewnętrzne sprawy Polski. Dziś, schowany w mysią dziurę, milczy. Inni wzywają do… solidarności, rozumianej chyba jako solidarne wsadzenie wraz z Niemcami głowy do uruchomionej młockarni. Tylko tak można rozumieć wypowiedzi niemieckiego ministra spraw zagranicznych Franka-Waltera Steinmeiera, który kilka dni temu ostro skrytykował Austrię i kraje Europy Środkowej za zamykanie granic (a przez
to tzw. szlaku bałkańskiego, którym wchodzili do Europy islamiści). Stwierdził, że pozbywanie się własnych problemów kosztem innych europejskich partnerów nie jest właściwą metodą w relacjach między Europejczykami. Najwyraźniej oczekuje, że inni, solidarnie z Niemcami, wydadzą na gwałt swoje kobiety i dzieci. Głupota lewaków uzurpujących sobie prawo do rządzenia Starym Kontynentem ewidentnie jest nieuleczalna. Tak jak w przypadku Junckera, który po zamachach w Brukseli oznajmił, że Europie potrzebna jest „unia ds. bezpieczeństwa”. Symbolem śmierci stała się Angela Merkel, która za niemiecką politykę kolo-
27
nialną płaci dziś Europą jak swoją własnością i jeszcze oczekuje za to wdzięczności i miłości tejże Europy, zaś każdego, kto uczuć tych nie żywi, sama lub poprzez swoich Goebbelsów odsądza od czci i wiary. I przyznać trzeba, że tych politycznych, współczesnych „Goebbelsów” ma do dyspozycji niemało. Intelektualne pokraki Unijnym przywódcom przyklaskują bowiem intelektualne pokraki w rodzaju Julii Pitery, stwierdzającej, że zamachy „to nic nowego” i nie ma powodów do paniki. Albo Donalda Tuska – wiernego Angeli jak piesek pokojowy, a teraz wyrażającego nadzieję, że „imigranci” po zwiedzeniu europejskich miast, wrócą na swoje pustynie. Przyklaskują koncepcji handlowania Europą pismaki z niemieckich gazet pokroju Tomasza Lisa, który wbrew faktom wciąż jest gotów otwierać szeroko granice „emigrantom”, chociaż wątpliwe, czy otworzyłby muzułmanom podwoje swojej rezydencji i wysłał córki, żeby się przybyszami zajęły. Przyklaskują robieniu z Europy ladacznicy do wykorzystania lewacy rozmaitego autoramentu, przy czym (o dziwo!) najmniej entuzjazmu wykazują w tym starzy komuniści w rodzaju Leszka Millera, a najwięcej młodzi aktywiści, których jedynym celem jest walka z chrześcijaństwem. Wszyscy oni przypominają jakiegoś wykidajłę w burdelu, w jaki Angela Merkel zamieniła Europę. Razem z Merkel, razem z Martinem Schulzem, z Mogherini są winni krwi przelewanej w europejskich miastach. Są winni gwałtom, rabunkom, pogarszającej się sytuacji ekonomicznej. Są winni temu, że ten piękny, bezpieczny kontynent zamienili w ladacznicę. Są winni temu, że po siedemdziesięciu latach znów ogarnia go wojna, której skutków nikt nie jest w stanie dziś przewidzieć. No, może poza jednym – za kilkadziesiąt lat Niemcy będą kalifatem. A w Europie nie znajdzie się ani jeden chętny na wyprawę krzyżową pod Berlin. Zwłaszcza że sam Berlin krzyż odrzucił już dawno.
Wagony pod specjalnym nadzorem Jak podało TVP Info, niemiecki przewoźnik kolejowy – Mitteldeutsche Regionbahn, wprowadza w swoich pociągach specjalne wagony przeznaczone tylko wyłącznie dla kobiet. Niemcy od dawna mają spore doświadczenie w segregacji podróżnych (wiedzą coś o tym Polacy pamiętający słynne wagony „Nur für Deutsche”, czy podobnie oznakowane parki, kawiarnie a nawet ławki), ale pomysł tamtejszych kolei to absolutna nowość. W Europie, bowiem na świecie wagony przeznaczone dla kobiet od lat funkcjonują w tak „demokratycznych” państwach jak Iran, Irak, czy Arabia Saudyjska. Oczywiście sam przewoźnik mocno zaprzecza, żeby
jego innowacja miała związek z napaściami biednych „uchodźców” na niemieckie kobiety, ale jakoś nie umie wskazać innego powodu. Co ciekawe, oprócz kobiet w specjalnych przedziałach (na razie zostały wydzielone w pociągach kursujących na odcinku z Lipska do Chemnitz), mogą się znaleźć również dzieci, w tym także chłopcy do 10 roku życia. Z czego wynika, że jedenastolatki muszą już podróżować w męskim towarzystwie. Na razie nie wiadomo, jak obsługa pociągów będzie sprawdzać płeć „pasażerek” w burkach ani wiek dzieci. Nie wiadomo też, co o tym pomyśle sądzą feministki, lewacy, geje, transwestycie oraz Con-
hita Wurst (wszak takie wagony to jawna dyskryminacja), ani czy Niemcy nie planują kolejnych „ułatwień” dla swoich obywatelek. Może niedługo dla ich wygody zaproponują im noszenie czadorów (taki namiot uwalnia od problemu, w co się ubrać), a ze względów zdrowotnych zakażą prowadzenia samochodów? I pracy zawodowej. Wszak już Adolf Adolf Hitler przekonywał, że dla niemieckiej kobiety „światem jest jej mąż, jej rodzina, jej dzieci i jej dom”. I to budzi pytanie, czy swoimi kobiecymi wagonami Niemcy wprowadzają integrację z islamem, czy może wracają do własnych zwyczajów? I co jest gorsze dla Europy? aza
28
polityka zagraniczna
1-7 kwietnia 2016 r.
Jak Viktor Orbán zrenacjonalizował węgierski sektor energetyczny Głównym celem Orbána zawsze była suwerenność i silne gospodarczo Węgry. Jak podkreślał wielokrotnie: „Nie będziemy kolonią”. Dlatego jednym z jego najważniejszych osiągnięć jest uniezależnienie energetyczne kraju od zagranicznych koncernów. Marta Borzęcka Już w rok po objęciu rządów, czyli w 2011 r., Orbán zapowiedział zwiększenie roli państwa w sektorze energetycznym oraz ochronę konsumentów przed wzrostem cen energii. W tamtym momencie 75 proc. gospodarstw domowych nad Dunajem było ogrzewanych gazem ziemnym, rachunki za który pochłaniały niemal 15-20 proc. zarobków przeciętnego Węgra. Obecnie ceny są dużo niższe dzięki działaniom podjętym przez węgierskiego premiera. Renacjonalizacja dzięki podatkom Pierwszym krokiem węgierskiego rządu było nałożenie na koncerny sektora energetycznego specjalnego podatku, którego kosztów, dzięki zmianom w prawie, zagraniczni giganci nie mogli przerzucić na konsumentów. Poza tym w 2013 r. rząd Orbána, posługując się urzędem regulacji energetyki (MEKH), wprowadził 10-procentową obniżkę cen energii elektrycznej, gazu i ogrzewania dla gospodarstw domowych, dzięki czemu w kieszeniach Madziarów pozostało więcej pieniędzy. Koszty tych obniżek zostały przeniesione na dostawców – w większości zagranicznych gigantów energetycznych. Jeśli takie firmy chcą dalej funkcjonować nad Dunajem, muszą zapłacić także 50 proc. podatku od swoich zysków, o ile nie uruchamiają żadnych inwestycji na Węgrzech. W przypadku niemieckich firm RWE i E.ON wskutek takiego opodatkowania przestało im się opłacać dostarczać energię Madziarom. Aktywa wykupiła od nich największa obecnie
na Węgrzech firma energetyczna – MVM (Magyar Villamos Művek). Było to działanie zaplanowane, ponieważ Orbán założył, że dzięki podwyższeniu podatków stanie się możliwa renacjonalizacja sektora energetycznego na Węgrzech. I tak też się stało. Oprócz przejęcia aktywów niemieckich gigantów, rząd odkupił 21 proc. akcji koncernu MOL od rosyjskiego Surgutnieftiegazu, co zostało sfinalizowane już w 2011 r. Najważniejszą firmą energetyczną na Węgrzech jest obecnie wspomniany MVM, który początkowo był przede wszystkim dystrybutorem energii elektrycznej, a z czasem zajął się również gazem. Z kolei należąca do Francuzów spółka Engie również znów stała się węgierska – udziały zostały kupione przez firmę gazową Főgáz. Wymienione wyżej przejęcia przez Węgrów udziałów poszczególnych spółek zagranicznych z sektora energetycznego to część długofalowej polityki Viktora Orbána, która ma na celu kontrolowanie przez państwo możliwie jak największej części firm energetycznych i gazowych. A to z kolei ma zapewnić węgierskim gospodarstwom domowym i krajowym przedsiębiorstwom niskie ceny energii elektrycznej i gazu. Przy okazji nałożenia podatków na zagranicznych gigantów sektora energetycznego i zmuszenia ich do obniżenia cen, rząd węgierski znów popadł w konflikt z Brukselą. Orbán stanowczo odrzucił rekomendację Komisji Europejskiej, nakazującej usunięcie regulacji cen energii. Dla wsparcia tych działań, aby uświadomić blokującą je Unię Europejską, jaka jest wola konsumentów, wykorzystał narzędzia demokra-
cji bezpośredniej. Zebrano aż 2 mln podpisów (w kraju liczącym 10 mln obywateli) pod petycją „Węgry się nie poddadzą!”, popierającą działania rządu. Viktor Orbán tak skomentował tę sprawę: Teraz możemy negocjować kontrakty gazowe, co wcześniej odbywało się między Niemcami a Rosją. MVM jest też właścicielem węgierskiej giełdy gazu – CEEGEX, która powstała w 2013 r. W minionym roku jedna z firm wchodzących w skład MVM oddała do użytku gazociąg węgiersko-słowacki, a wcześniej połączenia gazowe także z Rumunią i Chorwacją. Projekt rozbudowy gazociągów i magazynowania wielkich ilości gazu jest cały czas kontynuowany i ulepszany, dzięki czemu Węgry stały się regionalnym liderem obrotu gazem. Pomoc Moskwy Szerokim echem w całej Europie odbiła się rozbudowa elektrowni atomowej w Paks, położonej ponad sto kilometrów na południe od Budapesztu, a wytwarzającej blisko połowę energii elektrycznej na Węgrzech. Zarzucano Orbánowi, że godząc się na współpracę gospodarczą z Rosją, łamie solidarność europejską, po-
legającą na izolowaniu Moskwy po wybuchu konfliktu na Ukrainie i zajęciu Krymu. Jednak ta współpraca okazała się nad wyraz korzystna dla Węgier i dzięki niej gospodarstwa domowe Madziarów wydają mniej na opłaty związane z energią. Jeszcze pod koniec 2014 r. Moskwa i Budapeszt podpisały umowę na rozbudowę przez rosyjską państwową firmę Rosatom wspomnianej węgierskiej elektrowni atomowej w Paks. Budowa została powierzona tej firmie bez przetargu i ma ona sfinansować 80 proc. inwestycji. Rosja udzieliła na ten cel kredytu w wysokości 10 mld euro. Poza tym przedłużono do 2019 r. wygasający w grudniu 2015 r. kontrakt na dostawę gazu ziemnego z Rosji. Madziarowie otrzymują gaz na dużo lepszych niż wcześniejsze warunkach. Gazprom przeniósł nieodebrany przez Węgry gaz na kolejne okresy i zwolnił ten kraj z obowiązującego dotychczas warunku „take-or-pay” („bierz lub płać”). Gdyby nie to porozumienie, Budapeszt musiałby zapłacić Rosji za niewykorzystany gaz 3 md euro.
Warto też dodać, że Orbán jako jedyny przywódca Europy Środkowej popiera budowę gazociągu Nord Stream 2. Wynika to zapewne z tego, że węgierski premier nie chce dopuścić do, aby jego kraj był uzależniony od systemu energetycznego Unii Europejskiej. Ponieważ Budapeszt pozostaje w stałym konflikcie z Brukselą, musi szukać partnerów na Wschodzie, stąd oczywisty wybór w przypadku dostaw gazu padł na Rosję. Jednak w poszukiwaniu kapitału dla inwestycji Węgry współpracują również z Pekinem, czego wyrazem jest choćby przejęcie przez chińską firmę węgierskiego koncernu chemicznego BorsodChem czy „Nowy Jedwabny Szlak”. Renacjonalizacja węgierskiego sektora energetycznego była z pewnością trudnym przedsięwzięciem i naraziła po raz kolejny Budapeszt na konflikt z władzami unijnymi. Jednak efekty były tego warte, skoro teraz Madziarowie płacą za gaz znacznie mniej, a kraj uczynił kolejny krok ku gospodarczej niezależności. Kiedy takich działań podejmie się obecny polski rząd, który obiecywał „Budapeszt nad Wisłą”?
ZOSTAŃ DYSTRYBUTOREM „WARSZAWSKIEJ GAZETY” SZYBKO * TANIO * NA MIEJSCE Szanowni Czytelnicy i Sympatycy „Warszawskiej Gazety”, w związku z licznymi pytaniami o możliwość zakupu większej liczby egzemplarzy tygodnika „Warszawska Gazeta” w celu dalszej odsprzedaży lub promocji wśród znajomych, uprzejmie informujemy, że istnieje możliwość zakupu naszej gazety w promocyjnej cenie 2 zł za jeden egzemplarz! WARUNKI ZAKUPU: 1. Złożenie zamówienia każdorazowo na minimum 20 egzemplarzy danego numeru „Warszawskiej Gazety” z 4-dniowym wyprzedzeniem. 2. Po potwierdzeniu zamówienia wysyłka odbywa się w czwartek kurierem dostarczającym gazety bezpośrednio pod wskazany adres na terenie całej Polski* i jest realizowana do piątku następnego dnia. 3. Przy zamówieniu 20 egz. zapłacisz tylko 40 zł + koszt kuriera (16,80 zł), łącznie 56,80 zł. 4. Przy zamówieniu 30 egz. zapłacisz 60 zł + 16,80 zł, łącznie 76,80 zł. UWAGA! Oferta skierowana jest wyłącznie do osób prywatnych, właścicieli księgarń i innych punktów sprzedaży, którzy chcą otrzymać „Warszawską Gazetę” SZYBKO i TANIO! Zainteresowanych zakupem „Warszawskiej Gazety” na powyższych warunkach prosimy o kontakt z panią Malwiną Jakubowską, tel. 690 690 132, lub przesyłanie zamówień mejlem na adres: malwina.
[email protected]. * W przypadku bardzo małych miejscowości dostawa w piątek wymaga potwierdzenia.