Tłumaczenie by karolcia_1994Tłumaczenie by karolcia_1994Tłumaczenie by karolcia_1994Tłumaczenie by karolcia_1994 Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Vict...
12 downloads
14 Views
1MB Size
Tłumaczenie by karolcia_1994
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział pierwszy Simone rozerwała koszulę mężczyzny i przesuwała palcami po jego gładkiej, bezwłosej piersi i umięśnionym brzuchu. – Odczuwam głód, któremu nie mogę odmówić. – powiedziała ochrypłym głosem z francuskim akcentem. Mężczyzna odwrócił swoją mocno zarysowaną szczękę, by wyeksponować swoją szyję. – Weź mnie. Moje ciało, moja krew - jesteśmy cali twoi. Przeciągnęła palcem po jego szyi i nagle odepchnęła go. – Nie! Dłużej tego nie zniosę! – Z szelestem swojego jedwabnego różowego szlafroczka, wstała. Materiał zawirował wokół jej długich nóg, ukazując pasujące różowe szpilki. Podniosła dłoń do czoła. – Co wampir powinien teraz zrobić? Przez tyle lat muszę znosić ten sam smak. Chcę czegoś innego! – Ruszyła do przodu, z wdziękiem opuszczając rękę. – Potrzebuję czegoś nowego, drogiego, mocnego i wyrafinowanego… Ach! – Potknęła się o swój szlafrok, padając prosto na twarz. - Cięcie! – Reżyser przeklął pod nosem i pochylił się do Gregoriego, szepcząc. – Jesteś pewny, żeby ją zatrudnić? Gregori jak zwykle ukrył swój gniew i obdarzył Gordona zachęcającym uśmiechem. – Jest dobra. To najpopularniejsza modelka w wampirzym świecie. - Tak, wspominałeś o tym już z pięć razy. Ale nie potrafi grać. Cholera, ona nawet nie potrafi chodzić. Uśmiech Gregoriego przygasł, gdy skrzywił się wewnętrznie. Sądził, że wygrał los na loterii, przekonując sławną Simone do zagrania w reklamie promującej nowy produkt Wampirzej Kuchni Fusion o nazwie Blardonnay. Ale po trzech godzinach nagrywania, nie było ani jednego dobrego ujęcia na taśmie. Reżyser i ekipa filmowa DVN na Brooklynie miała już dość polerowania
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
skrzynki dwudziestu czterech butelek, które przywiózł. Mieszanka syntetycznej krwi i wina Chardonnay nie była już wystarczająco mocna dla reżysera. Gordon wziął butelkę Blissky i spojrzał na Gregoriego kwaśno. – Słońce wzejdzie za dziewiętnaście minut. – mruknął. – Zrobię przerwę zanim moja torturowana ekipa wyjdzie na zewnątrz i jeszcze usmaży się na słońcu. - Nie jest aż tak źle. – zapewniał go Gregori. – Z kimś, kto potrafi to zmontować, może… - Źle. – Czas pracuje na naszą korzyść. Gordon prychnął i wziął łyk Blissky. Gregori poprawił krawat, gdy rozważał całą sytuację. To on będzie musiał powiadomić swojego szefa, że wydał fortunę na reklamę, której nie mogą zrobić. Nie pomoże tu także krytyka Simone. Może wygląda na kruchą i delikatną, ale kiedy jest wściekła, może wyrządzić nie małe szkody dzięki wampirzej sile. Kiedyś już zniszczyła nocny klub na Manhattanie, gdy nikt nie rozpoznał w niej sławnej modelki. Gregori musiał użyć wampirzej kontroli umysłu, by wymazać to zdarzenie z pamięci obecnych tam śmiertelników, gdy poniósł ją temperament. Niestety, nie było go w Paryżu, by usunąć wspomnienia paparazzich, którzy robili jej zdjęcia bez jej zgody. Za karę, rzuciła fotografem przez Pola Elizejskie. Le Figaro spekulował, że jej dziwna siła jest wynikiem zażywania, PCP. Następnej nocy, rozbiła okno redakcji gazety wyrwanymi latarniami ulicznymi. Myślała, że w ten sposób pokaże, że się mylą. Poprawił mankiety doszedł do jednego wniosku: grając rolę sympatycznego przyjaciela stawał się lizusem. Sheesh, musiał to robić, by zachować pracę. Wszedł na plan, który składał się z grubego dywanu i kanapy o kolorze kości słoniowej. Model siedział rozwalony na kanapie, nawet nie próbując pomóc Simone, która nadal zaplątana w swój szlafrok, tarzała się po podłodze jak wieloryb wyrzucony na brzeg. - Simone, kochanie, wszystko z tobą w porządku? - Podniósł ją ostrożnie, aż
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
stanęła na swoich nogach. Była tak chuda, że silny wiatr mógłby ją zdmuchnąć. – Tobie nie wypada upadać. - Dwanaście razy. - To wina tych śmiesznych butów, które kazałeś mi nosić. Są za duże. – Podniosła głos, by wszyscy w studiu mogli ją słyszeć. – Przecież wiesz, że noszę rozmiar pięć. Nosiła buty o rozmiarze osiem. Gregori wiedział o tym, bo poprosiła go, by kupił jej sandałki od Jimmy’ego Choo na Boże Narodzenie. Zrobił to, ale nie z powodu sentymentu do Simone, tylko z powodów biznesowych. Jako prezes ds. marketingu w Romatech Industries, wiedział jak wartościowe jest bycie przyjacielskim wobec wpływowych osób w wampirzym świecie. - Może twój szlafrok jest za długi? – zasugerował. – Możemy go przecież nieco skrócić. - Podoba mi się, jak jest taki długi. To sprawia, że wydaję się wyższa. I chudsza. Dobry Boże, gdyby ona była jeszcze chudsza, to stałaby się całkowicie płaska. - Wyglądasz pięknie, Simone. Ale… martwię się, że tylko odrobinę się koncentrujesz. Może moglibyśmy... - To jego wina! - Wskazała palcem na modela, który akurat zdejmował koszulę, którą podarła. – Jest za brzydki, bym mogła z nim pracować. Gregori spojrzał na modela. – Dla mnie wygląda dobrze. - Oh, dzięki przystojniaczku. - Model puścił mu oczko. O cholera. – Simone, nie możemy wymieniać facetów, kiedy sobie zażyczysz. Poza tym, on jest już ósmym. W agencji talentów jest mało przystojnych facetów, a czas ucieka, więc sadzisz, że mogłabyś zmusić się do pracy z tym facetem? Przygryzła dolną wargę. - On jest wstrętny. Przechodzą mnie dreszcze, gdy mam go dotknąć.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Model skinął na nią palcem. – Nie myśl, że się z tego cieszę, dziewczyno. - To nazywa się gra aktorska Simone. – szepnął Gregori. - Musisz udawać, że go pragniesz. Może być brzydki jak burak, ale ty masz sprawić, że uwierzymy, że jest olśniewający. - Ale ja jestem olśniewający. – Model zarzucił swoje długie blond włosy na ramiona. Gregori jęknął w duchu. Nie można było szeptać wśród Wampirów. One wszystko słyszały. Chwycił Simone za jej kościste ramiona. - Bądźmy szczerzy, cukiereczku. Tu nie chodzi o buty, czy o twój szlafroczek, czy o tego faceta na kanapie... - Nazywam się Pennington – przedstawił się model. – Pennington Langley III. Ale proszę nie nazywajcie mnie Penny. Nie chciałbym, by nazywano mnie tak marnie. – Obdarzył Gregoriego zalotnym uśmiechem. Tłumiąc dreszcze, Gregori, odwzajemnił uśmiech. Sheesh, gówna, które musiał robić w swojej pracy. – Simone. Widziałem cię, jak chodziłaś po wybiegach, z niesamowitym wdziękiem łabędzia. Wiem, że możesz to zrobić. Spuściła głowę, krzyżując ramiona. – W porządku, będę szczera. Ja… ja się boję. - Czego się boisz? Niepowodzenia? - Skrzywił się, gdy jej paznokcie wbiły mu się w skórę. - Nigdy nie chrzanię. – syknęła. - Racja. Doskonale o tym wiem. - Chwycił jej ręce, by trzymać jej różowe pazury z dala od jego najlepszego garnituru. – Więc, czego się boisz? Jej dolna warga drżała. – Niedługo wzejdzie słońce. Boję się śmierci. - Skarbie, umieramy z każdym wschodem słońca. - Mam na myśli prawdziwą śmierć! La mort finale! – Zacisnęła pięści na jego marynarce. – Oglądałam dziś show Corky. Na żywo wśród nieumarłych. Powiedziała, że wszyscy jesteśmy w śmiertelnym niebezpieczeństwie!
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Nic ci nie będzie Simone. Zatrzymałaś się przecież w kamienicy Romana, gdzie strażnicy nas ochraniają. - Więc Corky miała rację? - krzyknęła Simone i mocno nim potrząsnęła. – Czy śmiertelnicy o nas wiedzą? Próbował odczepić jej palce od swojej marynarki. – Corky powinna to wiedzieć. To przecież ona, nagrała ten przeklęty film. Trzy noce wcześniej, Corky Courrant nakręciła bitwę pod Mount Rushmore, podczas której doszło do śmierci jej kochanka, przywódcy Malkontentów, Casimira. Gregori rozumiał, że była wściekła, że zabili kochanka na jej oczach, ale sądził, że przesadziła. Opublikowała to nagranie na YouTube, twierdząc, że to prawdziwe dowody na istnienie wampirów. To było niewybaczalne i najbardziej zdradzieckie działanie na świecie, a jednak Corky wciąż była zatrudniona w DVN. Najwyraźniej jej hańba była dobra dla oglądalności stacji. Oczy Simone były pełne łez. – Powiedziała, że śmiertelnicy będą polować na nas i zabijać nas, kiedy będziemy w śmiertelnym śnie! - O mój Boże! - Pennington zerwał się na nogi. - Czy to prawda? Operator wózka groźnie na niego spojrzał. – Nie oglądałeś Wieczornych wiadomości? Stone Cauffyn powiedział, że nasz sekret został ujawniony i że niedługo śmiertelnicy zadecydują się nas pozbyć. Z jękiem Simone upadła na dywan. Jej krwawe łzy zostawiały różowe smugi na jej wychudzonych policzkach. – La mort finale. - To jest nasz koniec. – mruknął kamerzysta. - Jesteśmy skazani. - Charakteryzatorka pociągnęła nosem i otarła łzy z twarzy. - Wampirza Apokalipsa. – mruknął Gordon i wziął kolejny łyk Blissky. Dobry Boże, nic dziwnego, że ekipa i reżyser od razu przyssali się do skrzynki Blardonnay.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Weźcie się w garść, chłopaki. - powiedział Gregori. – Tylko, dlatego, że Corky nagrała tę taśmę, na której widać, że ktoś wyglądający jak wampir ma odciętą głowę i zamienia się w pył, nie oznacza to jeszcze, że jakiś śmiertelnik w to uwierzy. - Racja. – Przytaknął Gordon. – Śmiertelnicy robią dużo filmów, na których ktoś obcina komuś głowę. - Jeśli patrzeć na komentarze, to wiele osób twierdzi, że to oszustwo. – powiedział Gregori. - Wystarczy jeden śmiertelnik z jednym kołkiem, by nas zabić. – wymamrotał operator wózka. - Jesteśmy zgubieni! - Charakteryzatorka osunęła się na podłogę, wciąż trzymając pustą butelkę po Blardonnay. - Skazani! - Nie. Nie jesteśmy! Dostaliście przecież oficjalną notatkę od Romana, prawda? – zapytał Gregori. Roman Draganesti był nie tylko jego szefem i dyrektorem Romatech Industries, ale również Głową Klanu Wschodniego Wybrzeża. – On chce, abyście zachowali spokój i zachowywali się normalnie, czyli tak, jak do tej pory. - Tak, wiemy. – Gordon podniósł swoją butelkę Blissky, ale zauważył, że była pusta i się skrzywił. – To dlatego przecież wszyscy pojawiliśmy się dziś w pracy. - Powinniśmy chyba szukać jakiś jaskiń, by się w nich ukryć. – mruknął kamerzysta, a jego oczy pojaśniały. – Wiem, moglibyśmy ukryć się w mauzoleum. - Masz rację. – zaśmiał się operator wózka. – Śmiertelnicy nigdy nie wpadną na pomysł, żeby szukać nas na cmentarzu. - Jesteśmy skaza... - Dość! – Gregori przerwał charakteryzatorce. – Weźcie się w garść. Wszystko będzie dobrze. Roman ma dziś w nocy spotkanie z innymi Głowami Klanów. - Mają już jakiś plan? – zapytał Pennington.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Jestem pewien, że coś wymyślą. – Tak naprawdę, to Gregori nie wiele wiedział o sytuacji, oprócz tego, że Roman i szef MacKay S&I Angus MacKay spędzili dwie ostatnie noce dyskutując z Seanem Whelanem – agentem CIA, świeżo upieczonym Wampirem i teściem Romana. – Najlepszą rzeczą, jaką możecie zrobić, to zachowywać się normalnie i nie zwracać na siebie uwagi. Wystarczy iść do pracy, wrócić do domu i napić się syntetycznej krwi z butelki, a wtedy nikt nie będzie podejrzewał, że jesteście wampirami. - Łatwo ci to mówić. – mruknął Gordon. – Ty i twoi przyjaciele macie strażników, którzy pilnują was w ciągu dnia. My podczas swojego śmiertelnego snu nie mamy takich luksusów. - Jesteśmy zgubieni! – płakała charakteryzatorka. Gregori rozluźnił krawat, rozmyślając. Przeklęty film Corky prawdopodobnie wywołał panikę w całym wampirzym świecie. A im bardziej zaczynali panikować, tym większa była szansa, że jeden z nich zrobi coś naprawdę głupiego, co pogorszy jeszcze sytuację. Musieli czuć się bezpiecznie. Wyciągnął telefon komórkowy z kieszeni marynarki. – Powiem wam coś. Zapytam Angusa MacKaya, czy nie przysłałby tutaj dziennego strażnika. Zmienimy ten budynek na tymczasowy schron. Wampiry będą mogły zapadać tutaj w śmiertelny sen chronione i bezpieczne. Gordon zerwał się na nogi, chwiejąc się. – Jesteś pewny? Mógłbyś to zrobić? - Oczywiście. – powiedział Gregori z uśmiechem. – Zadzwonię i ustalę wszystko, więc zawiadomcie pozostałych. - Świetnie. – Gordon wybiegł ze studia. Charakteryzatorka podniosła się i obdarzyła Gregoriego uśmiechem. – Dziękuję. - Nie ma sprawy. Gregori wybrał numer Angusa na swoim Droidzie, podczas gdy reszta ekipy, dziękowała mu.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Przygotujmy się do kolejnego ujęcia reklamy, dobrze? - Tak, sir! – krzyknął z uśmiechem operator wózka. Pennington założył nową koszulę, a charakteryzatorka poprawiała makijaż Simone. Gregori odetchnął z ulgą. Może jednak uda im się dzisiaj skończyć tę reklamę. U Angusa włączyła się poczta głosowa, więc zostawił mu krótką wiadomość, wyjaśniając, że muszą zamienić stację DVN w tymczasowy schron dla przerażonych Wampirów. - Przepraszam. Gregori zdążył przejrzeć swoje e-maile, gdy zauważył w pobliżu Penningtona. – Tak? - Chciałbym ci podziękować za zapewnienie nam wszystkim dzisiaj bezpieczeństwa. - Cieszę się, że mogę pomóc. Pennington odrzucił swoje długie blond włosy na plecy. – Chciałem podziękować ci, za danie mi szansy, bym mógł zagrać w tej reklamie. - Nie ma sprawy. – Gregori nie chciał wspominać, że ten model był ósmym z agencji talentów i nie byłoby go tutaj, gdyby Simone nie odesłała siedmiu poprzednich w diabły. Pennington zbliżył się do niego. – Chodzi mi o to, że chciałbym podziękować ci... osobiście. Cholera. Gregori cofnął się. – Nie dziękuję. Przykro mi. - Ale ty jesteś gejem, prawda? To znaczy, ubierasz się tak dobrze, a poza tym byłeś taki miły i wrażliwy dla ... niej. – Pennington zmarszczył nos i wskazał na Simone. - Normalny facet nie może być miły? – mruknął Gregori.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Simone prychnęła, kiedy charakteryzatorka szczotkowała jej włosy. – Dlaczego mamy dalej kontynuować to przedstawienie, mon ami? Odmówiłeś mi, gdy proponowałam ci seks. Musisz być gejem. Jego usta otwarły się w szoku. Ekipa zaczęła szeptać, podłapując ten łakomy kąsek na plotki. Cholera. - Simone, czy ty rozsiewałaś plotki o mnie? - Nie, oczywiście, że nie. – Zaczęła machać ręką. – Wiem jak bardzo podoba ci się twoja reputacja młodego playboya. Ale naprawdę, mon ami powinieneś przestać zachowywać się jak tchórz i po prostu się przyznaj. Po tym poczujesz się znacznie lepiej. Tchórz? Sięgnął do kieszeni po swoje pigułki antystresowe. Cholera, zostawił je u siebie w biurze. To prawda, że odrzucił propozycję Simone, bez podania jej konkretnego powodu, ale nie wydawało mu się, że dobrze byłoby być szczerym wobec niej w tamtym czasie. Ona go po prostu nie pociągała. Nie cieszyła go perspektywa bycia jej kochankiem numer pięćset sześćdziesiąt trzy. Simone numeruje ich w swoim dzienniku. Dodatkowo ocenia ich w skali od jednego do dziesięciu. Pokazywała mu ten dziennik kilkanaście razy. Rzadko się zdarzało, aby zdołała dać mężczyźnie ocenę większą niż pięć. Po wypróbowaniu setek mężczyzn, stwierdziła, że żaden nie jest jej godny. Odmówił jej jak najdelikatniej potrafił, bo musiał zostać z nią w przyjacielskich stosunkach i resztą osobistości w wampirzym świecie, aby mógł odnieść sukces w swojej karierze. A teraz, sukces oznaczał dla niego skończenie tej cholernej reklamy. A to znaczy, że nie może sobie pozwolić na znieważenie, ani Simone, ani Penningtona, który wciąż czekał na jego odpowiedź z nadzieją. Cholerne gówna, które musiał znosić w pracy przerastały go. - Ja… - Jego Droid się rozdzwonił. Dzięki Bogu. – Muszę odebrać. Przepraszam. – Krążył wokół studia. – Hej, Angus. Doskonałe wyczucie czasu. Więc masz dziennego strażnika, którego możesz przysłać?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Aye. – odparł Angus. – Poprosiłem Robby’ego i paru chłopaków, by się teleportowali i zostawili tam Rajiva. - Świetnie. Dzięki stary. - Właśnie kończymy ustalać plan działania. Niedługo pogadamy – Angus się rozłączył. Mają już plan. Świetnie! Gregori uśmiechał się, gdy wkładał swój telefon do kieszeni. Gordon przybiegł z powrotem do studia. - Puszczamy na antenie ogłoszenie. Wampiry już teleportują się tutaj do holu. - Ilu jesteście wstanie pomieścić? – zapytał Gregori. - Sly twierdzi, że możemy przyjąć około setki. – Gordon mówił o Sylvesterze, kierowniku stacji. - Świetnie! – Gregori pokazał kciuk do góry. – Wszyscy będziecie bezpieczni z Rajivem, który będzie was ochraniał. On jest tygrysołakiem i zmienia się, kiedy chce. - Tygrysołak? – Charakteryzatorki rozszerzyła oczy. – Oh Boże. To brzmi tak ... - Seksownie. – wyszeptał Pennington. Gregori się skrzywił. Przynajmniej Wampiry będą martwe podczas dnia, więc Rajiv nie będzie musiał użerać się z bandą podrywaczy. Klasnął w dłonie. – Więc teraz, skoro wszyscy są szczęśliwi, to może byśmy skończyli kręcenie tej reklamy? Ekipa krzyknęła zadowolona. - Na miejsca! – krzyknął Gordon i wszyscy ruszyli zająć swoje pozycje. – Ludzie zróbmy to! Zaczynamy. - Ujęcie numer siedemdziesiąt dwa. – Członek ekipy uderzył klaps.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Simone pochyliła się nad kanapą w kolorze kości słoniowej ku Penningtonowi. Jej oczy błyszczały z pożądania. – Odczuwam głód, któremu nie mogę odmówić. Pennington odrzucił swoje włosy do tyłu, by odsłonić swoją szyję. – Weź mnie. Moje ciało, moja krew - jesteśmy cali twoi. Zaczęła rozrywać jego koszulę. Jeden z guzików trafił ją w oko. – Ah! – Zerwała się na równe nogi, zaskakując dźwiękowca i uderzyła głową o duży mikrofon, wiszący nad nimi. – Aarrgh! – Upadła na podłogę. Wszyscy patrzyli się na nią, gdy leżała nieprzytomna na podłodze przez kilka sekund. - Cięcie. – mruknął Gordon. - Przeszkadzamy w czymś? – Robby MacKay wszedł do studia. - Nie! – Cała ekipa jęknęła jednocześnie. - Rajiv jest w holu. – Robby nie zwrócił uwagi na nieprzytomną Simone. – Zostawiliśmy kilka skrzynek Chocolood i Bleera, więc nikt nie będzie głodny. - Chocolood? – Charakteryzatorka pobiegła prosto do drzwi. - Darmowy Bleer! – Męska część ekipy popędziła zaraz za nią. Robby wskazał na Simone. – Z nią wszystko w porządku? Gregori przytaknął. – Wszystko będzie dobrze. Teleportuję ją z powrotem do kamiennicy. Robby pokręcił głową. - Zostaw ją tutaj. Angus i Roman chcą się z tobą zobaczyć w Romatechu. - Podrzucę ją po drodze ... - Nay. – przerwał mu Robby. – Chcą cię widzieć teraz.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Teraz? Słońce wzejdzie za mniej niż godzinę. Co może być tak ważne, że nie może zaczekać do następnej nocy? Gregori odwrócił się do Gordona. – Jeśli Simone się obudzi, powiedz jej, że zostałem wezwany do biura. Jutro spróbujemy jeszcze raz. Gordon się skrzywił. – Musimy? - Tak, ja... - Powiedziałem teraz. - Robby przerwał Gregoriemu, patrząc na niego ostro. - Dobra! Tylko niech ci się majtki nie wżynają. – Spojrzał na zielono niebieski kilt Robby'ego. – Jeśli w ogóle nosisz bieliznę. Robby zmarszczył brwi, gdy złapał Gregoriego za rękę. – Idziemy. Gregori zamarł zaskoczony. Miał ochronę? Co było aż tak ważne… Jego myśli urwały się, gdy wszystko pociemniało.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział drugi Spotkanie na temat strategii musiało się już skończyć. Gregori zauważył mnóstwo Głów Klanów, opuszczających salę konferencyjną w Romatechu, gdy Robby prowadził go korytarzem. Wyciągnął rękę ze stalowego uścisku Robby’ego. – Słuchaj, stary, powiedz mi wreszcie o co chodzi. Robby wzruszył ramionami. – Angus kazał mi cię tu przyprowadzić. - Tak, tyle już wiem. – Gregori zobaczył więcej teleportujących się Głów Klanu. Bez wątpienia chcieli opuścić Nowy York przed świtem. Kiwnął głową do dwóch, którzy zostali w holu. – Hej, chłopaki. Co się dzieje? Rafferty McCall pomachał mu. – Plany ochrony w nagłym wypadku. - Dziękuję. – powiedział Głowa Klanu Zachodniego Wybrzeża. Dlaczego on został wezwany? Może będą potrzebować jego pomocy w ochronie przed światem. - Muszę dostać się do Louisiany. – Colbert GrandPied klepnął Gregoriego w ramię. – Powodzenia, mon ami. - Aye. – zgodził się Rafferty. – Powodzenia, chłopcze. - Dlaczego? – spytał Gregori, ale ich dwójka już się teleportowała – Dlaczego tak nagle potrzebuję szczęścia? – spytał Gregori Robby’ego, ale szkocki wampir otworzył drzwi do sali konferencyjnej i skinął na niego, by wszedł. Gregori stłumił narastającą frustrację. Jeśli było jakieś szczęście, które miał mieć, to mógłby przysiąc, że go nie dostał. Reklama była katastrofą. Dzięki Simone, każdy w DVN twierdzi, że on jest homoseksualistą. I jeszcze była sprawa Wampirzej Apokalipsy i ich bliska śmierć z rąk śmiertelników objętych
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
morderczym szałem przez przeklęte video Corky. Irytujące ciarki przebiegły mu od szyi przez plecy, ostrzegając, że to jeszcze nie jest najgorsze. Jeśli istniała jedyna rzecz jakiej nienawidził, to właśnie taka sytuacja gdy wchodził tam nieuświadomiony i nieprzygotowany. Zazwyczaj był przyzwyczajony, że odnosił sukcesy w jakimkolwiek projekcie, do którego był wyznaczony, ale teraz niepokoił się, bo informacje były kluczem do sukcesu. Lubił gromadzić wcześniej wszystkie fakty, mieć wszystko gruntownie zbadane, udokumentowane i zorganizowane do działania. Nigdy nie wchodził do sali konferencyjnej z pustymi rękoma… jak teraz. Cholera, nawet nie wiedział czego dotyczyło spotkanie. Jak miał w zwyczaju, sięgnął do kieszeni po pastylki antystresowe, ale nie miał szczęścia. Musiał pokazać im ,że jest pozytywnie nastawiony. Opanuj się. Zachowuj jak należy. To najlepsze rozwiązanie, by się dopasować. Uciszył swój wewnętrzny głos i wszedł do sali konferencyjnej. Długi stół był pusty oprócz końca gdzie pięć wampirów przestało szeptać i popatrzyło na niego. Uśmiechnął się. – Chcieliście mnie widzieć? Nie odwzajemnili uśmiechu. Ciarki na jego plecach się nasilały. Znał tych facetów od lat. Dlaczego patrzyli na niego jak na jakiś okaz? Na szczycie stołu, jego szef, Roman Draganesti nieznacznie skinął głową. Po lewej stronie Romana siedział Jean-Luc Echarpe, który nosił tytuł Głowy Klanu Zachodniej Europy, chociaż spędzał więcej czasu w Teksasie i tylko teleportował się do Paryża raz w miesiącu, by przewodniczyć Sądowi. Obok niego siedział Zoltan Czakvar, Głowa Klanu Europy Wschodniej, mieszkający w Budapeszcie. Po prawej stronie Romana, Angus MacKay zmrużył oczy. Był nie tylko szefem firmy MacKay S&I, ale też GK Wysp Brytyjskich. Obok Angusa, siedział Sean Whelan z nachmurzoną miną. Właściwie to nie było takie niezwykłe. Gregori nigdy nie widział Seana Whelana, żeby nie patrzył groźnie. Na początku wściekł się, że jego córka Shanna wzięła ślub z Romanem.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Później wkurzył się, że jego druga córka Caitlyn poślubiła Carlosa i stała się panterołaczką. Prawie eksplodował, kiedy mąż Shanny zmienił ją w wampira. Zła wiadomość dla faceta, który był liderem Zespołu CIA, poświęconemu zabijaniu wampirów. A jeśli to nie było wystarczająco złe, Sean został śmiertelnie zraniony w walce z wampirem, więc Roman go zmienił. Nie był jednak pewny jak Sean zareagowałby na to, że stał się stworzeniem, których tak bardzo nienawidził, ale Shanna ubłagała męża, by go uratował. Sean był wampirem od mniej więcej tygodnia, ale robił postępy. Widocznie chęć życia była silniejsza niż chęć zabijania wampirów. - Usiądź, proszę. – Roman skinął na koniec stołu. W odległości jednej mili od nich? Dlaczego czuł się jak szczur laboratoryjny Romana? Gregori usiadł i oparł przedramiona na stole. – Potrzebujecie mojej pomocy w zorganizowaniu schronienia w sytuacji kryzysowej? - Nay. – powiedział Angus. - Każda Głowa Klanu jest odpowiedzialna za bezpieczeństwo wampirów w jego regionie. – wyjaśnił Roman. – Doceniam twoją pomoc w moim obszarze. Byłem… zajęty innymi sprawami. Gregori pokiwał głowa i poprawił swoje mankiety. – Więc, jaki jest plan działania? Roman wskazał na teścia. – Sean używa swoich kontaktów w rządzie, by zawrzeć umowę. - Czekamy na zgodę prezydenta. – powiedział Sean. – Umówiłem nas na spotkanie z prezydentem i jego doradcami na dzisiejszy wieczór po zachodzie słońca. - O jakiej umowie mówisz? – spytał Gregori. - Zasadniczo, próbujemy przekonać rząd, że video o wampirach jest żartem, i twierdzimy, że one nie istnieją. – wyjaśnił Sean.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Więc decyzja należałaby do ludzi. – mruknął Gregori. – To nowe urozmaicenie. Roman zmarszczył brwi. – Pewnie zrozumiesz, dlaczego musimy kłamać. Sean pochylił się do Angusa i szepnął. – On tego nie zrobi. - Aye, zrobi. – Angus nalegał cicho. Ciarki przeszły w dół kręgosłupa Gregoriego. - Sean, słońce wkrótce wstanie. – powiedział Roman. – Powinieneś zobaczyć Shannę i dzieci, póki możesz. Sean popatrzył na zięcia, powoli wstawajac. – Nie myśl, że możesz mnie wykiwać. - Doceniamy twoją pomoc. – powiedział do niego Roman. – Damy ci znać o naszej końcowej decyzji. Sean parsknął, kiedy zerknął na Gregoriego. – Porozmawiam z tobą dzisiaj wieczorem. – Wyszedł z pokoju. Gregori patrzył jak drzwi się zamykają i wtedy odwrócił się do Romana. – Nie będzie mnie tutaj. Kręcimy reklamę Blardonnay. - Będą musieli poradzić sobie bez ciebie. – powiedział Roman. Gregori rozsiadł się. – Ale oni potrzebują… - Jak mówił Sean, potrzebujemy zgody prezydenta. – dodał Roman. Gregori wzruszył ramionami. – Co to ma… - To prawda, że wszystkie twoje posiłki były z butelki? – przerwał mu Jean-Luc. Co? Co jego zwyczaje w jedzeniu miały z tym wspólnego?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Jesteś bardzo młodym wampirem. – wyjaśnił Jean-Luc. – Kiedy przechodziłeś transformację, mieliśmy już syntetyczną krew. Więc zakładamy, że wszystkie twoje posiłki były butelkowane? Co do diabła? Byli na skraju Apokalipsy Wampirów, a ci faceci chcieli go znowu karmić butelką jak małe dziecko? - Chłopcze. – mruknął niecierpliwie Angus. – Musimy wiedzieć, czy kiedykolwiek kogoś ugryzłeś. Opuścił ręce, by nie widzieli, że zaciska pięści. – Moje kły są w porządku. Zoltan pochylił się do przodu. – Ugryzłeś kogoś? To brzmiało na osobiste pytanie. – Nigdy nie gryzłem dla pożywienia. Nigdy nie ugryzłem śmiertelnika. - Dobrze. Tak myślałem. – Roman pokiwał głową z aprobatą, kiedy zerknął na inne GK. – Gregori zawsze brał wypełnianie misji Romatechu bardzo poważnie. Ochroni świat, zarówno ludzi jak i wampirów. - Nigdy nie dałeś niezbitego dowodu, by się ciebie bać? – spytał Angus. Gregori zacisnął zęby. Mieli go za mięczaka? – Jestem pewny, że dałem, ale nie pamiętam tego. Zawsze wyczyszczam pamięć i sprzątam po sobie. Roman pokiwał znowu głową. – Jak na młodego wampira, Gregori pokazał imponujący talent do kontroli umysłu. Znowu o tym, jak młody był. Gregori zgrzytnął zębami. Może jeszcze pogratulują mu, udanego korzystania z nocnika. - Ma też doskonałe zapisy wykonanej pracy. – kontynuował Roman. Gregori uniósł brew. – Składam podanie o nową pracę? - Kiedykolwiek walczyłeś w bitwie? – naciskał Zoltan. – Kiedykolwiek kogoś zabiłeś?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Gregori popatrzył na niego. – Dlaczego? Szukasz mordercy? Zostawiłem mój życiorys w AK-47. Angus zachichotał. – Nie jesteś żadnym zabójcą, chłopcze. Nie denerwuj mnie. Gregori z powrotem opadł na krzesło. Najpierw Simone nazwała go tchórzem i teraz ci faceci do tego nawiązywali. – Wystarczy tych bzdur. Dobrze wiecie, że nigdy nie walczyłem w bitwie. Ale chciałem. Szkoliłem się do tego, ale Roman obiecał mojej mamie, że nigdy nie narazi mnie na niebezpieczeństwo. Zgodziłem się na to dla jej spokoju ducha, ale to nie znaczy, że tego chciałem. Jeśli szykuje się jakaś walka w przyszłości, to możecie na mnie liczyć. - Nie podważamy twojego męstwa, chłopcze. – powiedział Angus. – Faktycznie, polegamy na tobie. - Dlaczego? Powiedzcie mi czego chcecie. - Masz różne zdolności. – powiedział Jean-Luc. – W twoim wieku wiesz jak poruszać się w nowoczesnym świecie biznesu i technologii. Roman się uśmiechnął. – I udowodniłeś, że umiesz przekonać ludzi, by zrobili to, czego chcesz. - Bez grożenia mieczem. – dodał Angus. – Masz nowoczesne podejście, którego nam brakuje. Gregori zmarszczył brwi. Bez wątpienia myśleli, że prawią mu komplementy, ale on nie był podatny na manipulacje. Używanie miecza mogło być staroświeckie, ale bardzo przyzwoite. – Nie jestem taki zły w posługiwaniu się mieczem, sami wiecie. Mam zajęcia z Ianem w szkole, kiedy mam wolne. - Nie potrzebujemy fechmistrza do tej pracy. – powiedział Zoltan. Angus bębnił palcami w blat stołu. – Problem w tym, że Sean Whelan nie chce byś reprezentował nas u prezydenta. - Nie ufamy mu. – mruknął Zoltan.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Tak, chcemy byś był naszym specjalnym wysłannikiem. – dodał Jean-Luc. – Kimś, komu możemy ufać, by przedstawił najlepsze cechy wampirów. Wampira, który jest nowoczesny, pracowity i nigdy nie ugryzł śmiertelnika. Wampira, który jest zupełnie bezpieczny i nieszkodliwy. Bezpieczny i nieszkodliwy. Jakoś te słowa pogarszały obraz. Gregori szarpnął, by rozluźnić krawat. – Wybieracie mnie, bo myślicie, że jestem Nieumarłym chłopcem na posyłki? – Potrząsnął głową. – Nie, cholera, nie. Roman posłał mu zirytowane spojrzenie. – Jesteś ekspertem od marketingu, Gregori. Nie rozumiesz, co to dla nas oznacza. Jeżeli zobaczą nas jako grupę niebezpiecznych, krwiożerczych potworów, to mógłby być nasz koniec. Możesz uczciwie przedstawić obraz, jaki chcemy przekazać, bo jesteś jaki jesteś: nowoczesny, wykształcony, pracowity, nieszkodliwy wampir. Nieszkodliwy. Cholera. Kusiło go, by zatopić kły w śmiertelniku, by tylko im udowodnić, że się mylą. Ale trzymał swoją frustrację pod kontrolą. – Spójrzcie, już późno, więc kontynuujmy tą rozmowę dzisiaj wieczorem. Jeśli dacie mi kilka godzin, jestem pewien, że będę miał lepszy plan. - Nay! – Angus uderzył pięścią w stół. – Nie potrzebujemy innego planu. Decyzja została podjęta. Głos był jednomyślny. - Wszystkie Głowy Klanów się zgodzili. – Roman wstał, sprawiając wyrażenie upartego. – Gregori liczymy na ciebie. Ty jesteś naszym planem.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdziałł trzeci Rozdzia Liczyli na niego. Każdy zwariowany Mistrz Klanu w wampirzym świecie. Gregori zmierzał do swojego biura w Romatechu, nadal przetwarzając wiadomości. Nie pokazał po sobie, jak bardzo był spięty. Nawet uśmiechnął się do Laszla, mijając go w holu i przybił z nim „piątkę”. Zachowaj spokój. Zachowuj się tak jak należy. To jest najlepsze wyjście aby się dopasować. To była mantra Gregoriego od osiemnastu lat, kiedy to przebudził się, jako Nieumarły. A teraz on miał być planem? Nie wiedział czy powinien się cieszyć czy wkurzyć. Może cieszyć, jeśli tysiące Wampirów zaufały mu, że ich ochroni. Parsknął, kiedy otworzył drzwi od biura. Bezpieczny? To żart! Przez ostatnie osiemnaście lat, był tym, któremu starsi wojownicy grozili, że zabiją go dla zabawy. Zamknął drzwi i uderzył pięścią w włącznik światła, tak mocno, że pękł na dwie części. - Cholera. – Przeszedł przez pokój i minął biurko, by wyjrzeć przez okno. Latarnie oświetlały parking, ale jak zwykle jego spojrzenie wędrowało do tego samego miejsca, miejsca, w którym umarł. Nie było żadnych samochodów, by zasłaniać mu widok. Większość wampirów po prostu się teleportowała z miejsca na miejsce. Gregori czasami jeździł, aby popracować, aby być pewnym, że nadal to pamięta, ale lata mijały, a te śmiertelne umiejętności wydawały się nieważne i niepotrzebne.
Wspomnienia przetaczały się przez jego umysł… Ciemna noc, strach i ból ataku, gorąco płynącej krwi i lodowaty lęk przed śmiercią, stłumione wrzaski jego matki. Wspomnienia nawiedzały go tylko przez kilka sekund, zanim je odrzucił. Przez lata nauczył się szybko reagować.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Został przemieniony w 1993 roku, sześć lat, po tym jak Roman wynalazł syntetyczną krew, więc był on kimś rzadkim w świecie wampirów. To dało powód starszym facetom do dręczenia go. Butelkowane dziecko.1 Kilka nocy po przemianie, zrozumiał, że jeśli będzie odnosił sukcesy w nowym życiu, to może to wykorzystać. Zostaw stary świat. Zachowaj spokój. Zachowuj się jak należy. Więc ciężko pracował, aby się dopasować do świata wampirów. Ćwiczył kontrolę umysłu, lewitację i teleportację, aż dorównał starszym kolegom. Ciężko pracował w Romatechu i w 1998 został wiceprezesem do spraw marketingu. W śmiertelnym świecie cieszyłby się sukcesem, ale w tym świecie, otoczony przez rozlatujących się starych wojowników, nigdy nie mógł uciec od swojego młodego wieku. Nienawidził bycia młodym wampirem, butelkowanym dzieckiem, które oni traktowali, jako małe. To sprawiało, że miał ochotę taki być. Miał ochotę być jak bezradny mały ptaszek z szeroko otwartym dzióbkiem, błagając, by starsze i mądrzejsze ptaki przynosiły mu robaki. Ta frustracja go wykańczała, ale tolerował to gówno. Dlaczego? Ponieważ kochał być wiecznie młodym. Kto by nie kochał? Przez osiemnaście lat cieszył się ciałem i energią dwudziestodziewięciolatka. Mógł ciężko pracować, ale jednocześnie imprezować całą noc. Całkiem zapomniał, że jeśli byłby śmiertelny, byłby czterdziestosiedmioletnim tumanem z żoną i gromadką dzieci.2 Tylko jego matka wydawała się być świadoma jego prawdziwego wieku. Przypominała mu o tym codziennie opłakując brak wnuków. Z westchnieniem, Gregori odwrócił się od okna. Co za ironia. Te same wampiry, co drażnią się z nim z powodu jego wieku, właśnie teraz potrzebują jego młodości.
1 2
W sensie, że karmione z butelki☺ Wyobrażacie sobie, Gregoriego w wieku 47 lat?! Ja jakoś nie bardzo.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Cieszyć się czy wściekać? Tak, cieszyć. Bycie specjalnym wysłannikiem u prezydenta to ciężka praca a on zapewnił chłopaków w sali konferencyjnej, że może osiągnąć cel. Ale do cholery! Jeśli oni opierają plan działania na nim, to powinni byli zaprosić go na spotkanie. Wściekać. Zdecydowanie. Złapał pudełko pastylek i otworzył. Jak oni ośmielają się planować mu życie bez jego wiedzy? Stare pryki miały po kilka wieków i nadal myśleli, że bycie Głową Klanu jest porównywalne do bycia królem. Jeśli chcieli jego pomocy, to powinni byli spytać. Powinni okazać mu, choć trochę szacunku. Ale nie, myśleli, że mają prawo decydować za niego. Mały. Malutkie dziecko, które było zupełnie bezpieczne i nieszkodliwe. Nie mógłby skrzywdzić muchy. Trzask! Pudełko antystresowych pastylek wybuchło w jego dłoni. - Gówno! – Wyrzucił to do śmieci, gdzie wylądowało na trzech innych pudełkach po pastylkach. Zerknął na zegarek. Trzydzieści sześć minut do świtu a tak dużo do zrobienia. Po pierwsze, musiał coś zjeść, więc wyjął butelkę syntetycznej krwi z mini lodówki i wsadził do mikrofalówki. Kiedy się podgrzewała, odpiął górne guziki koszuli i zdjął krawat, po czym zrzucił go na kanapę. Wylądował na podbrzuszu VANNY. - Chcesz się dla mnie tym związać? – zamruczał, wiedząc, że ona tylko patrzy w przestrzeń szklanymi oczyma. VANNA była, Vampire Artificial Nutritional Needs Appliance3, owocem jego pomysłu z przed sześciu lat. On i Laszlo stworzyli kobietę, płciową zabawkę napełnioną syntetyczną krwią, więc wampir mógł udawać, że zdobywał jedzenie w staromodny sposób. Niestety, VANNA nie była dobrą zabawką do gryzienia. Jej gumowa skóra była za mocna do przebicia i dosłownie wyrwała jeden z kłów Romana. Mimo tego, Gregori nadal trzymał VANNĘ na przyjęcia. Nigdy nie była obrażona, jeśli chłopcy chcieli ją rozebrać i wgryźć się w nią. Ani przez ich prymitywne żarty lub wybuchy. 3
Urządzenie sztucznie zaspokajające potrzeby żywieniowe wampirów
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Wyciągnął ją z szafy świeżo wypełnioną i założył jej czerwone bikini i zawiązał dużą czerwoną kokardę dookoła szyi. Będzie prezentem niespodzianką na pięćsetne urodziny Connora. - Może to trochę rozweseli tego marudę. – mruknął Gregori, wyjmując i odkręcając butelkę krwi, myśląc, co zrobić z reklamą. Potrzebował kogoś, z kim mógłby doglądać produkcji, kogoś, komu mógłby zaufać, kogoś, kto znał Simone i DVN. - Aha! – Odstawił butelkę na biurko i zadzwonił do Maggie O’Brian. Teraz mieszkała na ranczu w Teksasie, ale kilka lat temu, ona i jej mąż grali główne role w popularnej operze mydlanej DVNu Moda na krew. – Maggie, kochana! Jak się masz? Parsknęła. – Śmierdzę nietoperzym guanem. Co u ciebie, Gregori? Też jestem po uszy w gównie. – W porządku! Dzięki, że pytasz. - To prawda, co mówi DVN? – spytała Maggie. – Że sekret się wydał i śmiertelnicy będą chcieli nas zabić? - Trochę przesadzili, Cukiereczku. Będzie dobrze, zaufaj mi. - Och. To znaczy, że Roman ma plan? Gregori zacisnął zęby. – Tak. A propos, Maggie, nie chciałabyś zarobić trochę dodatkowych pieniędzy? Potrzebuję kogoś, kto skończyłby produkcję reklamy Kuchni Fusion w DVN i oczywiście pomyślałem o tobie. Reżyserem jest Gordon. Pracowałaś z nim już? - Tak. Ty… chcesz, bym to zrobiła? - Pewnie. Byłoby wspaniale! I zobaczyłabyś się z Simone. Jest gwiazdą. Nastąpiła głucha cisza. – Guano nietoperza zaczyna wyglądać nawet nieźle. - Maggie, potrzebuję cię! A świat wampirów potrzebuje Kuchni Fusion.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Wyobraź sobie te wszystkie wampiry z tym smutnym przygnębiającym brakiem gustu. Oni na ciebie liczą. Zaśmiała się. – Dobrze. Ale chcę dostać premię w razie niebezpieczeństwa ze strony Simone. - Dostałaś. I wyślę skrzynkę Blardonnay do twojego domu. Tylko przyjedź dzisiaj wieczorem do DVNu o północy, gotowa do strzelania batem. - W porządku. Tak się składa, że dzisiaj wieczorem mam zajęcia z dramatu w szkole. – Miała na myśli Dragon Nest Academy, gdzie uczyła się jej córka. - Doskonale. Dam znać Gordonowi, by czekał na ciebie. Dzięki, Maggie! – Gregori odłożył słuchawkę. – Tak! – Przeciął ręką powietrze, w geście radości, zadzwonił do Gordona, ale zastał tylko pocztę głosową. W ogóle go to nie zdziwiło, biorąc pod uwagę ile reżyser pił Blissky, to pewnie leżał teraz gdzieś pod stołem. Po zostawieniu wiadomości, Gregori rzucił marynarkę na kanapę i zdjąwszy spinki, podwinął rękawy. Miał tylko dwadzieścia osiem minut na zebranie informacji i opracowanie planu przed zapadnięciem w śmiertelny sen. Usiadł za biurkiem i napisał Plan postępowania z Prezydentem na górze żółtej kartki. Pod spodem, napisał: Plan A i opisał to, co Roman, Angus i Sean, chcieli, aby zrobił. Przekonał prezydenta i jego doradców, że wszystkie Wampiry są bezpieczne i zupełnie nieszkodliwe. Później błagał, żeby ochronił ich przed tymi, którzy chcieliby ich zabić. Zmarszczył brwi. Ten plan był pomocny w utrzymaniu ich sekretu, ale jak on mógł negocjować z tak słabej pozycji? I dlaczego prezydent miałby uwierzyć, że są tacy bezpieczni i nieszkodliwi, po zobaczeniu video jak Connor zabija Casimira? Opuścił dwa wersy i napisał: Plan B. Zamiast grania ofiary, przedstawi siebie, jako przydatnego sojusznika. Opowie jak dobrze idzie współpraca MacKay S&I z zespołem Seana Whelana. Faktycznie, dwóch pracowników MacKay S&I jest byłymi agentami CIA a innych dwóch zostały zatrudnione przez FBI. Mógłby też ujawnić, że brytyjski rząd już
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
wie o Wampirach i ma dobrą służbową relację z nimi. Opowiedziałby historię jak Angus MacKay otrzymał medal za uratowanie jakichś brytyjskich facetów z sił powietrznych podczas Drugiej Wojny Światowej. Ten plan, według Gregoriego miał więcej sensu, ale wiedział, że było kilka niedociągnięć. To mogłoby doprowadzić Wampiry do odwalania brudnej roboty za rząd. I prezydent prawdopodobnie chciałby wiedzieć jak Angus zdołał się przedostać za linię wroga. To sprowadziło Gregoriego do Planu C, w którym ujawniłby trochę mocy posiadanych przez wampiry. Wyjaśnił niebezpieczeństwo, jakie groziło światu ze strony Malkontentów. A później przekonałby prezydenta, że tylko Wampiry4 są zdolne zniszczyć Malkontentów. To był najśmielszy plan, ale też najniebezpieczniejszy. Takie moce jak kontrola umysłów i czyszczenia pamięci, mogłyby wydawać się zbyt groźne. Jeżeli rząd odkryłby jak bardzo potężne są Wampiry, mógłby pochwalić zabicie ich. Zasadniczo musiał przekonać prezydenta, że Wampiry są przyjazne i chronią bezpieczeństwa śmiertelników. Pomogłoby gdyby wiedział więcej o człowieku, który był prezydentem, Laureance Tuckerze. Znalazł prezydenta w Google. Wstyd, żeby nie znać takich informacji, ale kto by za tym nadążał, skoro prezydenci mogli się zmieniać, co cztery lata? Zostawił tamten świat. Mniej więcej, pomyślał. Teraz z powrotem do niego wracał. Łyknął jedną z pigułek antystresowych. Zeskanował wzrokiem streszczenie wczesnych lat Prezydenta Tuckera. Służył w Armii Stanów Zjednoczonych, gdzie zdobył przezwisko Torpeda. Skończył studia na Harvardzie, na wydziale prawa. Uzyskał miano nieustępliwego D.A, do walki z przestępczością. Służył, jako państwowy rzecznik generalny przez cztery lata zanim wstąpił do kongresu. Po czterech latach w Domu, przeniósł się do
4
W org. było Vampy, ale tłumaczę Wampiry, tylko, że z dużej litery oznaczają te Dobre Wampiry☺
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Senatu. Media twierdziły, że Torpeda utorował sobie drogę bezpośrednio to Białego Domu w Waszyngtonie. Mieli rację. Gregori ziewnął i odłożył pudełeczko z pigułkami. Co jeśli to dopiero początek życia Tuckera? Tych osiem lat nie można było porównać ze stuletnim Mistrzem Klanu. I władza prezydenta była marna w porównaniu z tym, co mógł zrobić Wampir. Popatrzył na zdjęcie Tuckera i jego żony, Belindy, z początków kampanii do senatu czternaście lat temu. Jego włosy były wtedy brązowe, nie siwe jak teraz. Jego żona, energiczna blondynka, machała i uśmiechała się do aparatu fotograficznego. Gregori spojrzał na VANNĘ. – Znalazłem ci doskonałą pracę. Przewinął stronę w dół, by zobaczyć więcej zdjęć. Był tam Senator Tucker z żoną i dziećmi: ładną blond dziewczyną, która wyglądała jak kopia matki i synem z brązowymi włosami po tacie. Idealna amerykańska rodzina, wszyscy z idealnymi uśmiechami. Nawet złoty retriever przed dziećmi się uśmiechał. Gregori przeczytał podpis pod zdjęciem. Pies wabił się Grover. Chłopiec miał na imię Lincoln. Dziewczyna, Madison. Sheesh! Tucker specjalnie nazwał swoje dzieci i zwierzęta z okazji swojej przyszłej politycznej kariery? Pies nawet nosił bandanę z flagi państwowej USA dookoła szyi. Zwymiotuję, pomyślał Gregori, kiedy zmrużył oczy na inne imię. Abigail. Gdzie ona była? Oglądał małe zdjęcie i zauważył inne dziecko schowane za Belindą i zasłonięte przez rękę Lincolna. Uczucie senności powróciło, kiedy spojrzał na zegarek. Dziewięć minut do świtu. Cholera, musiał się pospieszyć. Przeskanował jeszcze kilka artykułów i zdjęć. Widocznie, Madison i Lincoln podróżowali z Tuckerem, kiedy prowadził kampanię prezydencką. Na kilku zdjęciach stał pomiędzy córką i synem. Belindy i Abigail nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Lincoln był teraz absolwentem Harvardu, kiedy dwudziestoletnia Madison była studentką drugiego roku na prestiżowej uczelni sztuki w Waszyngtonie. Stała się małą gwiazdką przez ostatnie lata, mającą za sobą paparazziego, kiedy
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
podróżowała na zakupy do Nowego Yorku albo, gdy towarzyszyła ojcu na eleganckich przyjęciach5, zakładając suknie od projektantów. Musiał przyznać, że była całkiem ładna jak na swój młody wiek, całkiem wyluzowana jak na eleganckie towarzystwo, dojrzała. Ale gdzie była matka? I druga córka? - Gregori! – Jego własna matka Radinka Holstein, otworzyła z hukiem drzwi jego biura i zajrzała do środka. – Jest strasznie późno, by pracować. - Hej, Mamo. – Wyszedł ze wszystkich stron i zamknął laptopa. – Co się stało? - Chciałam ci tylko powiedzieć, że wyjeżdżam. Roman poprosił Shannę i dzieci, czy nie zostaliby na trochę w szkole. Wyruszamy dzisiaj tuż po zachodzie słońca. - To dobry pomysł. Będziesz tam bezpieczna. – Zarówno w świecie śmiertelników jak i wampirów mało, kto wie, że w Dragon Nest Academy ktokolwiek mieszka. Złożył plany dotyczące strategii i wepchnął do kieszeni spodni, kiedy wstał. – Ja też muszę wyjechać. Co wiesz o prezydencie? Radinka pochyliła głowę zakłopotana – Dlaczego pytasz o niego tak nagle? Gregori zasunął żaluzje w oknach. – Mam spotkać się z nim dzisiaj późnym wieczorem. - Och. – Oczy Radinki się rozszerzyły. – To prawdziwy zaszczyt! Wzruszył ramionami. – Być może. A może nie, jeśli jest dupkiem. Radinka prychnęła. – Nie należy tak mówić o prezydencie. Naprawdę podziwiam jego żonę. Zacięcie walczyła przez lata, wiesz. A teraz usłyszałam, że ma cukrzycę. Biedactwo nie może sobie trochę odpocząć. - Och. – Być może to był powód, dlaczego zniknęła z mediów. Gregori posłał 5
W org. „Black-tie”, czyli przyjęcia, na których obowiązują eleganckie najczęściej czarne stroje.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
niewinne spojrzenie VANNIE. Nie powinien był obrażać w myślach pierwszej damy. – A co z córką? - Madison? – Radinka powachlowała swoją twarz ręką. – Pojawia się we wszystkich czasopismach z małym głupim psem Dolly’m. - Nie, mam na myśli inną córkę. - A jest inna? - Tak. – Abigail. – Nie pojawiła się w mediach. - Może jest nieśmiała. – zasugerowała Radinka. Albo brzydka, pomyślał Gregori. Sen ciągnął go w otchłań. Podszedł do mamy i przytulił ją. – Uważaj na siebie. Zobaczymy się za kilka dni. Uścisnęła go mocno i gwałtownie wciągnęła powietrze. – Gregori, co ona tutaj robi? – Popatrzyła na VANNĘ. – Czy nie kazałam ci pozbyć się tej wstrętnej rzeczy? - Pozbywam się jej. Dam ją Connorowi na jego pięćsetletnie urodziny. Radinka klepnęła Gregoriego w ramię. – Nie możesz mu tego dać! Nie słyszałeś? Connor wziął ślub! Gregori cofnął się ogłuszony. – Co? - Connor wziął ślub. Zadzwonił dzisiaj wieczorem do Angusa, by poprosić o wolne na jego miesiąc miodowy. – Radinka uśmiechnęła się. – Czyż to nie cudowne? - Co? – Gregori potrząsnął głową. – Kto na Ziemi poślubiłby Connora? To zrzęda. I jest całkowicie przeciw poślubianiu śmiertelników. - On nie poślubił śmiertelniczki. Poślubił anioła. Szczęka Gregoriemu opadła. Marielle zrezygnowała z nieba, by poślubić Connora?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
– Trach! Nabierasz mnie. - Nie, nie nabieram. Są małżeństwem. – Radinka położyła dłoń na sercu. – Czyż to nie cudowne? Gregori się zachwiał. Słońce musi zbliżać się do horyzontu. Albo może to szok. Connor wziął ślub? Z piękną Marielle? Piekło musiało zamarznąć. Zerknął na malujący się zachwyt na twarzy matki. O tak, nadchodziło. Czekaj. Pięć, cztery, trzy… - Zastanawiam się czy będą mogli mieć dzieci. – szepnęła. Gregori jęknął. Pospieszyła z wyjaśnieniami. - Wiesz, Robby i Olivia, będą mieli. – Posłała Gregoriemu ostre spojrzenie. – Angus i Emma niedługo zostaną dziadkami. - Chciałbym o tym dyskutować przez najbliższe trzy godziny, ale do cholery, Mamo, ja niedługo umrę. Prychnęła. – Zawsze używasz tej wymówki. Nie myśl, że zapomniałam. - Jestem pewny, że nie. - Wszystkie wampiry mają dzieci, tylko nie ty. - Musiałbym mieć najpierw żonę. Albo macicę. Oba przypadki są mało prawdopodobne. Zmrużyła oczy. – Musisz przestać się wszędzie pokazywać. - Dobranoc, Mamo. – Pocałował jej policzek i podszedł do szafy. – Och, zapomniałbym… Wyślesz skrzynkę Blardonnay na ranczo Maggie w Teksasie? I zamknij drzwi jak będziesz wychodziła, dobrze? - Dobrze. Dobranoc, kochanie. Gregori zamknął się wewnątrz szafy. Nie była tak wygodna jak łóżko, ale nie
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
miał czasu, by dostać się do swojej sypialni w suterynie. Poza tym, skoro i tak nie żył, nie zauważał jak niewygodnie było. Rozłożył się na dywanie, kiedy zaczął nadciągać śmiertelny sen. Connor się ożenił? Co się stanie, z wampirzym światem? Apokalipsa, jeśli nie wykona dobrze swojego zadania. Żadnej presji. Po osiemnastu latach odzwyczajania się od śmiertelnego świata, był zmuszony z powrotem do niego powrócić. Prosto do centralnej władzy. Słowa charakteryzatorki wróciły, by go nawiedzić. Jesteśmy zgubieni! Skazani! Los wampirów na całym świecie zależał do niego. Musiał odnieść sukces, choćby nie wiem co. Ostatnia myśl przyszła mu do głowy, kiedy staczał się w mrok. Musiał zamówić więcej pastylek antystresowych.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział czwarty
- Wyglądasz jak gówno - Dzięki Whelan. To będzie przyjemność pracować z tobą - Gregori gestem dał znak Seanowi Whelanowi by wszedł do jego biura. Słońce zaszło dopiero pięć minut temu. Po przebudzeniu się ze śmiertelnego snu, Gregori wypił duszkiem podgrzaną butelkę syntetycznej krwi, a potem popędził na dół przez hol by móc skorzystać z toalety. Gdy wracał z powrotem do swojego biura, Sean zaczepił go w holu. - Zgaduję, że spałeś w jednej z sypialni będących w piwnicy. - Tak. - Sean rozglądał się wokoło, następnie zesztywniał. - Do diabła, co to jest? Wskazał na kanapę. - To jest Vampire Artificial Nutritional Needs Appliance – wyjaśnił, Gregori, gdy zamykał za nimi drzwi. - Zwana inaczej VANNA. Phineas ma gdzieś VANNE czarną. To jest VANNA biała. Sean zmarszczył nos. - To jest odrażające. - No, nie bądź nieuprzejmy. Zranisz jeszcze jej uczucia. - Gregori poprawił czerwoną kokardę wokół szyi VANNY – Myślałem, ze będzie z niej dobry prezent dla prezydenta. Usta Seana otwarły się szeroko, a jego twarz zrobiła się kompletnie czerwona.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Nie zrobisz czegoś takiego! Lepiej żebyś... - Uspokój się koleś. Tylko żartowałem. - Gregori podniósł VANNE i zamknął ją z powrotem w szafie. Odwracając się zobaczył, że Sean się mu przygląda. - Co? - Wyglądasz tak jakbyś spał w tych ubraniach. - Tak było. Pracowałem do świtu, sprawdzając wiadomości o prezydencie. Sean parsknął. - Nie kłopocz się. Powiem ci o nim wszystko, co powinieneś wiedzieć. - Naprawdę? - Gregori nie zamierzał wspominać tego, że miał swój własny plan na dogadanie się z prezydentem. -Tak. - Sean założył ręce na klatce piersiowej. - Powiem ci, w jaki sposób to rozegramy. Teleportujemy się do bezpiecznego domu dokładnie o dwudziestej pierwszej, potem krótko przygotuję cię na spotkanie. Biały Dom wyśle po nas samochód o dwudziestej pierwszej trzydzieści. Nasze spotkanie z prezydentem wyznaczone jest na punkt dwudziestą drugą. Gregori przytaknął. Mógłby kwestionować potrzebę spotkania się w bezpiecznym domu. Teleportowanie się tam i z powrotem byłoby dużo prostsze. Jednak Angus wyjaśnił mu, ze muszą przyjechać do Białego Domu samochodem, tak jak normalni ludzie. Chcą przecież ograniczyć liczbę ludzi, którzy wiedzą o wampirach. Bo tylko kilku najważniejszych ludzi powinno o nich wiedzieć.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Pomimo iż Angus zgodził się z tym, że powinni przybyć na miejsce samochodem, był przeciwny by Sean i jego drużyna o nazwie Trumna strzegli tego bezpiecznego domu. Przyszłość wampirów zależy od sukcesu tej misji, więc Angus musiał się upewnić, że pozostaną bezpieczni. Sean uśmiechnął się, widocznie zadowolony, że Gregori trzymał swoje usta zamknięte i nie kwestionował jego autorytetu. - Teraz musisz zadbać o siebie, by wyglądać reprezentacyjnie. - Naprawdę? To nigdy nie przyszłoby mi do głowy. Sean skrzywił się. - Możesz przestać być sarkastyczny, zwłaszcza, kiedy będziesz przebywał z prezydentem. W rzeczywistości, powinieneś po prostu trzymać swoje usta zamknięte i pozwolić mi załatwić wszystko. - Konwent mistrzów zagłosował na mnie, bym reprezentował wszystkie wampiry. Zamierzam wykonać moją pracę, Whelan. Sean obdarzył go sceptycznym spojrzeniem. - Z tego, co słyszałem, spędzasz cały swój czas plotkując z wampirzymi celebrytami... - I to był znakomity trening do tego zadania. Wiem jak dostać to, czego chcę. Oczy Seana zwęziły się. - Twoje włosy są za długie. Gregori się uśmiechnął. To było najgorsze, co mógł wymyślić? Yea, jego włosy były
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
trochę za długie jak na biznesmena. Końcówki jego włosów tarły o jego ramiona, ale i tak były o pięć cali krótsze niż końskie ogony wampirzych wojowników. Zdjął swój krawat, marynarkę i rozpiął mankiety koszuli. - Zobaczymy się tutaj o dwudziestej pierwszej. - Nie!! Chcę byś tu był za piętnaście dwudziesta pierwsza. Musimy się teleportować dokładnie o dwudziestej pierwszej. - Wyluzuj Whelan. Teleportowanie się zajmuję tylko sekundę. - Piętnaście minut przed wyznaczoną porą!! Ja dowodzę w tej... Zanim Sean mógł skończyć, Gregori teleportował się do swojego mieszkania przy Upper West Side. Piętnaście minut później był już umyty, ogolony i przebrany w garnitur. Na spotkanie zdecydował się założyć szary garnitur od Armaniego, świeżą białą koszulę i ulubiony, dodający mu siły, czerwony krawat. Zamarł w połowie zapinania koszuli. Roman miał rację, kiedy mówił, że wszystko sprowadza się do prezentacji właściwego wizerunku. Powinien być bezpiecznym, nieszkodliwym wampirem, który zbiera kwiatki zamiast ofiar a zamiast gryzienia młodych kobiet, pomaga starszym kobietom przejść przez ulicę. Z rykiem zerwał z siebie koszulę przez głowę, następnie rzucił ją na łóżko. - Bezpieczny i nieszkodliwy – mamrotał do siebie, gdy wybierał jasno błękitną koszulę. Byłoby dużo bardziej zabawnie gdyby założył smoking i płaszcz wampirów. Jak również mógłby mieć węgierski akcent tak jak Zoltan. Zamiast tego Gregori mocował spinki do mankietów i zakładał szary krawat, w niebieskie pasy. Spośród brudnych ubrań wyjął ze spodni kartkę ze strategią planu i przyglądał się liście, starając się ją zapamiętać. Miał również do wypełnienia sekretny plan Angusa. Gdy było trzynaście minut przed dwudziestą pierwszą, teleportował się wraz ze
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
swoją walizką z garniturem przed wejście do Romatechu, ponieważ przybycie do środka budynku włączyłoby alarm. Przeciągnął swoją kartę przez czytnik przy wejściu i wszedł do budynku. W połowie holu znajdowało sie biuro ochrony. Drzwi się otworzyły i pół tuzina pracowników MacKay wyszło na korytarz. - Rozumiesz jak ma przebiegać plan, chłopcze? - zapytał Angus. - Tak. - Yo, tajny bracie. - Stuknął sie z Phineasem pięściami. - Zobaczymy się wkrótce. - Sean jest lekko wnerwiony – ostrzegała go Emma. - Twierdzi, że jesteś spóźniony. Usta Gregoriego drgnęły. - Tylko dwie minuty i tylko po to by go wnerwić. - Aye, nie pozwól temu draniowi wejść sobie na głowę. - Robby poklepał go po plecach. - Będziemy czekać na twój telefon. Po wysłuchaniu życzeń powodzenia, Gregori przeprosił i pociągnął walizkę na kółkach dalej korytarzem, do swojego biura. Jego serce pęczniało, gdy zrozumiał jak dużo zaufania pokładają w nim jego koledzy, wampiry. Pomimo całego jego rozdrażnienia zrozumiał, że oni naprawdę go szanują. Uśmiechnął się do siebie. - No, nareszcie jesteś! - Sean krzyknął, gdy tylko wszedł do pokoju. Jego uśmiech osłabł. - Wyluzuj Whelan. Wziął ładowarkę do telefonu z biurka i włożył do zewnętrznej kieszeni marynarki. Zauważył mordercze błyski w oczach Seana, więc wziął również kilka kulek
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
antystresowych do kieszeni. - Jak długo, jeszcze ci to zabierze? - Warknął Sean. - Jest już za dziesięć dwudziesta pierwsza. - Jestem gotowy. - Gregori wziął swojego, Droida. - Jaki jest numer do tego bezpiecznego domu? - Ja zadzwonię. - Sean wyciągnął swój telefon komórkowy. - Ja tutaj dowodzę. Jesteś tutaj tylko po to, by pokazać jak bezpieczny i nieszkodliwy jesteś. Gregori zazgrzytał zębami i schował Droida. Sean wystukał numer na swoim telefonie. - Garrett, jesteśmy gotowi. Mów ciągle, dopóki się tam nie pokażemy. Przesunął się bliżej do Gregoriego.. - Musisz mnie chwycić. - Ty nie wiesz jak się te... - Shh. - Sean zakrył swój telefon jedną ręką. - Jestem w... wiesz, kim od dopiero kilku nocy i byliśmy zajęci tymi spotkaniami. Nie miałem czasu by nauczyć się żadnej z tych cholernych sztuczek. Gregori potaknął. I wyglądało na to, że Sean zapomniał powiedzieć członkom swojej drużyny o tym, że musiał zostać poddany transformacji. - Daj mi ten telefon. - Wyciągnął dłoń po telefon. Sean zawahał się. - Muszę słyszeć głos tego faceta, by wiedzieć gdzie sie dostać - Gregori wziął telefon w rękę, następnie wskazał na walizkę Seana stojącą przy drzwiach. - Nie musisz tego wziąć? - Oh, masz rację. - Sean pośpieszył do drzwi.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Z uśmiechem, Gregori złapał za swoją i się teleportował. Zmaterializował się w salonie, który miał niewiele mebli, co wyglądało jakby było to zaplecze sklepu. Była tam też inna osoba w pokoju, która przestała mówić w połowie zdania. Jego oczy otworzyły się szeroko. - Co? Gdzie jest Sean? Gregori odłożył swoją walizkę obok zagięcia kanapy w kolorze spalonej pomarańczy z weluru, następnie położył telefon Seana na porysowany stolik od kawy. Wyciągnął rękę by wymienić uścisk dłoni z tym facetem. Garrett Manning był członkiem drużyny Seana o nazwie Trumna i uczestniczył pod przykrywką w reality show, którego Gregori był gospodarzem kilka lat temu na stacji Digital Vampire Network. - Spotkaliśmy się już wcześniej, pamiętasz? Jestem Gregori Holstein. - Uh, tak. Jestem Garrett. - Odsunął się od niego, odmawiając uściśnięcia mu dłoni, jego wyraz twarzy zaczęła wyrażać coraz większe zakłopotanie. - Czy nie powinieneś przynieść ze sobą Seana? - Cholera. - Gregori klepnął się w nogę. - Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. Garrett zmrużył oczy. - Sean będzie bardzo wkurzony. - Co ty nie powiesz? - Gregori wyciągnął swojego Drioda i zadzwonił do Angusa, który natychmiast przełączył go na zestaw głośnomówiący. - Jestem już w bezpiecznym domu. Wygląda na to, że Garrett jest tutaj sam. To prawda Garrett? Jesteś tutaj sam? - Cóż... tak, ale... - Garrett sapnął, kiedy czterech mężczyzn zmaterializowało się w pokoju. - Co do... - To jest, Robby i Phil. - Gregori wskazał na dwa wampiry i zmiennych, których przynieśli ze sobą. - Myślę, że spotkałeś już kiedyś wcześniej Phineasa. A to jest Howard. Oni przejmują od teraz, obowiązki strzeżenia domu. Garrett wzdrygnął się.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Ale to jest moje zadanie! To jest operacja CIA. Nie możesz przejąć jej od tak. - Koleś. - Phineas wskazał mu na pozostałych. - Masz zamiar sprzeczać się z wilkołakiem i niedźwiedziołakiem? Garrett przełknął głośno, gdy spojrzał na Phila i Howarda. Gregori przygryzł wargę, by nie roześmiać się. Obaj zmienni mieli nienaturalnie stalowo szare oczy, błędne spojrzenie. Phineas oparł się o ramię Garretta. - Pozwól, że dam ci radę, brachu. Miej kuchnię dobrze zaopatrzoną. Na pewno nie chcesz mieszkać pod jednym dachem z głodnym niedźwiedziem. - Nie wiedziałem, że zmiennokształtni istnieją naprawdę – wyszeptał Garrett. - Tak, cóż, więc będziemy musieli ci zaufać, że będziesz cicho siedział brachu. Phineas poklepał go po plecach. - Albo będziemy musieli wyczyścić ci pamięć z ostatniego roku. Twarz Gerretta stała się blada. - Potrafię utrzymać sekret. - Dobrze chłopie. - Robby uśmiechnął się do niego. - Wracam, by zdać raport Angusowi. Życzę powodzenia wszystkim. - I zniknął. - Są jakieś pączki? - Howard ociężale ruszył do kuchni. Garrett uskoczył z jego drogi. - Jest pudełko na ladzie. Możesz zjeść je wszystkie. Gregori gestem wskazał na lodówkę. - Czy zrobiłeś nam zapasy krwi?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Tak. - Garrett spojrzał na niego groźnie. - Teraz teleportujesz się po Seana? - Wkrótce – Gregori spojrzał na ogromne okno wystawowe. - Jest tu może bezpieczne miejsce do spania dla mnie i Phineasa? - Tak, w piwnicy. Sean powiedział mi bym zabił deskami okno i umieścił tam na dole dwa łóżka. - Garrett zmarszczył się spoglądając na Phineasa. - Czy on wiedział, że będzie was dwóch? - Koleś, tutaj będzie trzech wampirów, - powiedział Phineas. - Gregori, ja i Sean. Usta Garretta otworzyły się. - Co? Gergori próbował zachować szczery wyraz twarzy. - Przykro mi przekazywać tą nowinę, koleś, ale twój szef jest wampirem. - Nie, - Garrett potrząsnął swoją głową. - Wy po prostu mieszacie mi w głowie. Sean nienawidzi wampirów. - Więc niech lepiej pójdzie na terapię, by pogodzić się ze wstrętem do samego siebie. - Gregori spojrzał na swój zegarek. - Czas ruszać. Teleportował się z powrotem przed wejście do Romatechu, przesunął swoją kartę przez czytnik i wszedł do środka. - Ty draniu. - Krzyczał Sean, gdy przemierzał hol, ciągnąc za sobą swoją walizę. Zamierzam złożyć raport twoim przełożonym. - Zatrzymał się przed drzwiami biura ochrony i podniósł pięść by zapukać. Drzwi otworzyły się. Sean zamarł z pięścią uniesioną o cal od piersi Angusa. Brwi Angusa uniosły się do góry.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Jest jakiś problem? - Tak. - Sean wskazał na niedbale opartego Gregoriego. - Ten dupek przeniósł się beze mnie! Nie można z nim pracować. Powinieneś go zwolnić! - Spokojnie, dlaczego powinienem to zrobić? - Oczy, Angusa zalśniły humorem. Wierze, ze wykonywał dokładnie moje rozkazy. - Co do... Ja tutaj dowodzę! - Sean skierował swój palec w kierunku Gregoriego. – Ten idiota miał zabrać mnie ze sobą! - Wyluzuj Whelan - powiedział Gregori. - Nie byłoby bezpiecznie zabierać ciebie i cały twój bagaż w tym samym czasie. - A poza tym miał inne sprawy do załatwienia na początku – Dodał Angus. - Moi ludzi teraz nadzorują ochronę tego bezpiecznego domu. Sean wzdrygnął się. - Ale oni nie wiedzą gdzie... - Odwrócił się do Gregoriego. - Ty draniu, coś ty zrobił? - Zapewniłem nam ochronę najlepszą z możliwych. - Spojrzał na zegarek na ręce. Mógłbyś na to spojrzeć? Jest dokładnie dwudziesta pierwsza, czyli godzina, o której dokładnie chciałeś się przenieść. - Nie zachowuj się jak mądrala! - Warknął Sean. - Ja jestem tym, kto dowodzi tą operacją. - W takim razie teleportuj się sam. Zobaczymy się na miejscu. - Gregori nie potrzebował już głosu, jako sygnału naprowadzającego. Lokalizacja była już osadzona w jego umyśle. - Czekaj! - Sean przysunął się bliżej i zniżył swój głos. - Musisz mnie ze sobą zabrać. Prezydent mnie zna. Oni mi ufają. Potrzebujesz mnie tam.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Angus założył swoje ręce na klatce piersiowej. - Czy prezydent i jego kumple wiedzą, że jesteś wampirem? - Oczywiście, że nie. To stało się przecież niedawno. - Sean przesunął ciężar z jednej nogi na drugą. - Nie chcę żeby wiedzieli. To zniszczyłoby zaufanie, które do mnie mieli. Gregori potaknął. Nigdy nie widział Seana tak spiętego i nieszczęśliwego. - Ok, będę dalej bawił się z tobą w tą grę. Ale obawiam się, że dla Garretta jest już za późno. Wymsknęła się nam już ta bomba. - Co? Do cholery Holstein. To powinna być moja decyzja, kiedy o tym powiem moim ludziom. - Sean skrzywił się, gdy Gregori złapał go za ramię. - Od teraz lepiej pamiętaj, że ja tutaj dowodzę. Zaczynam mieć już dość twojego... Gregori teleportował się do bezpiecznego domu, zabierając ze sobą Seana. -...Twojego za przeproszeniem tyłka. - Sean skończył zaczęte zdanie. - Mówisz do mnie? - zapytał Phineas. - Co? - Sean rozejrzał się wokoło. - Cholera! Ilu jest tu pracowników MacKay'a? - Trzech, - mruknął Garrett. - Phineas i tych dwóch zmiennych, którzy są w kuchni, zjadających całe nasze jedzenie. - Spojrzał na Seana wkurzonym spojrzeniem. Powinieneś mi powiedzieć, że zmienni istnieją. Sean wzruszył ramionami. - Musiałeś znać tylko podstawowe wiadomości. Garrett się skrzywił. - Czy to prawda, to, co oni powiedzieli? Teraz jesteś wampirem?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Sean potaknął, a jego ramiona opadły. - To długa, bolesna historia. Prawdopodobnie zajęłoby godziny opowiedzenie te.... - Prawie umarł w czasie bitwy, więc Roman zmienił go, by uratować mu życie. Gregori wyjaśnił, następnie uśmiechnął się do Seana. - Koniec historii. Oczy Garretta skierowane były na jego szefa. - Ale wygląda tak samo. - I zachowuje się tak samo, - mruknął Phineas. Sean parsknął. - Jestem taki sam. Marszcząc brwi, Garrett przeczesał dłonią przez swoje włosy. - Jak możesz w dalszym ciągu być szefem drużyny Trumna? Nie jest to konflikt interesów? - Oczekujesz, że przebiję się kołkiem? - Warknął Sean. - Mam taki jeden ładny, duży, który możesz pożyczyć – zasugerował Gregori. Sean zadrwił. - Myślę, że w mojej nowej sytuacji, to pomoże mi w walce ze złymi wampirami. - Ale mówiłeś, że wszystkie wampiry są złe. – Upierał się Garrett. Sean pomachał ręką odwołując to, co mówił. - Byłem trochę pochopny w mojej opinii. Teraz wiem dużo więcej na ich temat. Gregori i Phineas parsknęli.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Sean spojrzał się na nich, następnie na Garretta. - Nikt z rządu nie może się dowiedzieć o moim nowym stanie, zrozumiano? Garrett spojrzał na niego wątpiąco. - Nie sądzisz, że mogą zauważyć, że jesteś martwy za dnia? - To może być normalna pora pracy niektórych rządzących – mruknął Gregori. Phineas parsknął. Sean odsunął to na bok. - Do tej pory zawsze pracowaliśmy w nocy. To po prostu się nie zmieni. - Usiadł na kanapie. - Musimy zacząć odprawę. Gregori usiadł i słuchał, jak Sean tłumaczył mu kolejny raz, jak powinien siedzieć i trzymać swoje usta zamknięte, przez całe spotkanie. By to dokładnie dowiodło, że jest tak bezpieczny, nieszkodliwy i nudny, jaki naprawdę był. O dwudziestej pierwszej trzydzieści, przybyła limuzyna z Białego Domu. Gregori stojąc przed drzwiami, zaczął powtarzać sobie swoje motto. - Jestem zbyt sexy dla mojej peleryny, zbyt sexy dla moich kłów... - O czym ty do cholery mówisz? - Sean skrzywił się patrząc na niego. - Tylko kilka lekkich pozytywnych sentencji, koleś. By się psychicznie podbudować. Powinieneś spróbować tego czasami. Sean parsknął, następnie zatrzymał się w drzwiach. - Słyszałam o tobie. Jesteś.... cóż, jeśli mam być bezceremonialny kobieciarzem.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Gregori zacisnął swoje zęby. Jego droga matka musiała to powiedzieć Seanowi. - I co z tego? - Dobrze wiem jak wy wampiry zachowujecie się, kiedy jesteście blisko kobiet – mruknął Sean. - I z jakiegoś niezrozumiałego powodu, kobiety mają skłonność by znajdywać w wampirach coś atrakcyjnego. - Masz nadzieję, że ci się poszczęści, Whelen? Rzucił, na Gregoriego nerwowe spojrzenie, gdy wyszli na zewnątrz. - Ostrzegam cię. Lepiej żebyś się zachowywał jakbyś był bezpieczny, nieszkodliwy i nudny. - Spróbuję zdusić w sobie swoją naturalną osobowość. - Po prostu trzymaj się z daleka od córki prezydenta. Sean zszedł szybciej po schodach do czekającego na nich auta. - Masz na myśli, że mogę ją oczarować w międzyczasie naszych negocjacji? - Przestań kpić i trzymaj się od niej z daleka. Sean otworzył drzwi od samochodu, następnie wspiął się do limuzyny, naśladowany przez Gregoriego. Spojrzenie Gregoriego powędrowało do okna, gdy limuzyna skręciła w zatłoczoną ulice. Nie kwestionował tego, że Sean wspominał piękną Madison, która regularnie zdobiła okładki magazynów. Ale co ze starszą córką, Abigail? W jaki sposób, nie zdołał zdobyć jej żadnego dobrego zdjęcia? Dlaczego ukrywała się przed światem? Uśmiechnął się do siebie. Ten wieczór nie będzie całkowicie bezpieczny, nieszkodliwy i nudny.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Miał do rozwiązania zagadkę.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział piąty - Dzisiejszego wieczora będziesz moja. Całe twoje ciało będzie błagało o mój dotyk. Twoja dusza zacznie krzyczeć, chcąc mnie posiąść. Abigail zawahała się, gdy człowiek o głębokim, ochrypłym głosie flirtował za zamkniętymi drzwiami. Wow. Mama znalazła coś gorącego na dziś wieczór. Zerknęła na agenta wywiadu, stojącego obok drzwi. Biedny facet prawdopodobnie słyszy dialog dochodzący z, wewnątrz, ale jego twarz pozostała spokojna i bez wyrazu. Wślizgnęła się po cichu do pokoju. Nie chcąc przerywać trwającego audiobooka, po prostu pomachała mamie i Pielęgniarce Debrze. Belinda zmrużyła oczy za soczewkami i uśmiechnęła się. – Cześć, Abby. - Hej, Mamo. – Wzrok jej matki się pogorszył? - W samą porę! – Belinda skinęła na odtwarzacz CD na stoliku obok jej leżanki. – Maxim mówi o tym jak osiągnąć szczęście. Maxim zdjął koszulę i odrzucił na bok - narrator kontynuował. Debra westchnęła. – Ostrzegam cię. Jeśli twoje ciśnienie podskoczy, wyłączę to. - Shh. – Belinda uciszyła ją. – Podoba ci się to, nawet, jeśli nie chcesz tego okazać. - Humph. – Debra poprawiła jej okulary i wróciła do pisania sprawozdania. Abigail uśmiechnęła się. Debra była prywatną pielęgniarką jej mamy od dziesięciu lat i obie cieszyły się wspólnym drażnieniem siebie.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Głos narratora stał się bardziej miękki. Z wielką łatwością podniósł ją i położył na swoje łóżko. - Maxim jest bardzo seksowny. – szepnęła Belinda. - Dobrze, to jest wymagane u bohatera. – Abigail popatrzyła na monitor, by sprawdzić czynności życiowe jej matki. Zawsze próbowała odwiedzać mamę, kiedy miała dializę nerek, ale przez spędzanie długich godzin w laboratorium nie zawsze to było możliwe. Dzięki Ci Boże, za audiobooki. Bardzo romantyczne. Zabawiały one jej mamę przez wiele godzin. A seksowny Maxim był bez wątpienia wysoki, tajemniczy i przystojny. No i oczywiście bajkowo bogaty. Westchnęła. Tacy faceci istnieli tylko w książkach. Ale musiała przyznać, że nauczyła się pięknej sztuki dziękowania za kochanie się z książek mamy. Przeważnie matki siadły, rozmawiając szczerze z córkami o seksie. Belinda May Tucker po prostu zaprosiła swoje córki, by posłuchały audiobooków. Niestety, to pozostawiało w Abigail niełatwe uczucie, zdeptania jej świata romantyzmu, paląc duszę, pozostawiając tylko wielokrotne orgazmy, których doświadczały piękne bohaterki jej matki. Regularnie. Niezawodnie. Maxim położył się obok niej, zachwycając się doskonałością jej ślicznej twarzy i długich blond warkoczy. Abigail zmarszczyła nos. – Dlaczego bohaterki zawsze są blondynkami? Debra się naburmuszyła. – Ponieważ tylko blondynka byłaby wystarczająco głupia, by… - Przepraszam? – Belinda posłała pielęgniarce oburzone spojrzenie. Abigail wymieniła z Debrą szeroki uśmiech, kiedy poklepała swoją mamę po ramieniu. – Nie wszystkie możemy być takimi blondynkami jak ty. Jej uśmiech znikł, kiedy zauważyła początki siwizny we włosach matki. Kiedy to
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
się stało? Nawet krótkie i staranne afro Debry zdobiły przebłyski siwizny na czarnym kolorze. Wepchnęła ręce do kieszeni laboratoryjnego fartucha, by jej zaciśnięte pięści nie były widoczne. Czas leciał a ona prawie nie zauważyła żadnych postępów. Jej klatka zacisnęła się z lęku, który nawiedzał ją już od dwunastu lat. Niepowodzenie, nie ma takiej opcji. Niepowodzenie oznacza, że twoja matka umiera. - Usiądź. – Belinda skinęła na krzesełko obok niej. – Najlepsza część się skończyła. Abigail usiadła na krawędzi krzesła i chwyciła jej kolana ubrane w jeansy. Musiała się odprężyć i cieszyć czasem, który spędzała z matką. I nie miała poczucia winy, że nie jest w laboratorium. - Jesteś na mnie gotowa, moja miłości? – szepnął. - Och, tak, Maxim! Weź mnie. Potrzebuję poczuć twojego twardego jak stal pręta wewnątrz mnie. Abigail parsknęła. – Myślę, że on ma tam protezę. Debra się zaśmiała. Belinda groźnie spojrzała na nich obie. Maxim pieścił jej twarz, kiedy rozpruł jej koszulę nocną pazurem. - Co? – Abigail rozsiadła się. – Jakim pazurem? Belinda pokiwała głową. – Mówiłam ci, że on jest seksowny. Debra przewróciła oczami. – Tylko blondynka byłaby wystarczająco głupia, by… - On ma pazury? – Abigail skoczyła na nogi i podniosła pudełko po audiobooku. – Dzikie i Grzeszne Noce z Wilkołakiem? Znaczy, że Maxim ma owłosione dłonie i nigdy nie obcina paznokci?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Belina westchnęła. – Mogłaś równie dobrze to wyłączyć. Popsułaś nastrój. - Kto mógłby być kiedykolwiek w nastroju przy tych pazurach? – Abigail nacisnęła guzik i włożyła płytę CD do pudełka leżącego na stoliku. – Co się stało z greckim miliarderem i jego sekretarką? Belinda wzruszyła ramionami. – Chciałam poszerzyć zainteresowania. Spróbować czegoś nowego. Nigdy nie wychodzę z domu, wiesz. Mogę przynajmniej pozwolić uwolnić się mojej wyobraźni. Abigail przełknęła. – Masz rację. Przepraszam. – Chociaż mówiąc dom, miała na myśli Biały Dom, to w wyobrażeniu jej mamy, dla niej nadal to było więzienie. - Cześć, kochani! – Radosny głos przywitał je. I jazgot psa. - Madison? – Belinda zmrużyła oczy i uśmiechnęła się. – Wyglądasz ślicznie! To nowa sukienka? - Tak! – Madison weszła tanecznym krokiem do kliniki, niosąc niczym kryształ, torbę z psem. Okręciła się dookoła i kwiecista sukienka zawirowała dookoła jej długich, szczupłych, opalonych nóg. – Nie jest cudowna? To Versace. Och, przepraszam, Dolly! – Poklepała głowę jej pudla. – Mała dostaje nudności, i może zwymiotować, prawda biedna dziecinko? - Jeśli ten szczur będzie wymiotował, wyrzuć go stąd. – burknęła Debra. Madison posłała pielęgniarce rozdrażnione spojrzenie, po czym uśmiechnęła się do mamy i siostry. – Zgadnijcie, po co przyszłam? Mam najbardziej ekscytującą wiadomość niż kiedykolwiek! - Jest wyprzedaż w Bloomingdale? – mruknęła Abigail. Madison złapała oddech. – A jest? Och. – Pomachała ręką z doskonałymi różowymi paznokciami. – Mogę się tym zająć jutro. Dzisiejszy wieczór jest ważniejszy. Belinda wymieniła rozbawione spojrzenie z Abigail. – Jak ekscytująco. - Jest. Całkiem wstrząsające. – Madison postawiła torbę z psem na dywanie,
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
kiedy przycisnęła rękę do piersi. – Nie ma żadnego łatwego sposobu, by to opisać, ale wyrzucę to z siebie. Debra, monitoruj ciśnienie mojej matki. To może być za duży… szok. Debra posłała jej skrzywione spojrzenie znad okularów. – Mam to pod kontrolą. - Bardzo dobrze. Chodźcie tutaj. – Madison wzięła głęboki oddech. – Wampiry przychodzą do Białego Domu. Abigail zacisnęła wargi, by powstrzymać się od głośnego śmiechu. Jej mama się uśmiechnęła. – Kochanie, wampiry nie istnieją. Madison cofnęła się. – Jak możesz tak mówić? – Skinęła na audiobooka na stoliku. – Byłaś taka szczęśliwa, kiedy kupiłam ci książkę o wilkołaku. Jeśli wierzysz w wilkołaki, to powinnaś wierzyć też w wampiry. Jeśli nie wierzysz, to jesteś jak… rasistka, albo ktoś. - Dziewczyno, bierzesz jakieś leki? – spytała Pielęgniarka Debra. - Nie, oczywiście, że nie. – odpowiedziała niecierpliwie Madison. - To może powinnaś zacząć. – mruknęła Debra. Abigail zakryła usta, by ukryć swój szeroki uśmiech. - Jestem całkiem poważna. – nalegała Madison. Jej pies zaszczekał zgodnie. Belinda potrząsnęła głową. – Wampiry i wilkołaki nie istnieją, kochanie. To jest zwykła fikcja. - Właśnie wszyscy tak myślą. – Madison zarzuciła swoje długie blond włosy na ramię. – Ale wampiry są prawdziwe. Wszystko jest w Internecie, więc to musi być prawda. Poza tym, mam dowody. Abigail zrobiła poważną minę. – Jeśli masz na myśli ten filmik na YouTube, to też to widziałam i właściwie to niczego nie dowodzi. Jak doszłaś do wniosku, że wampiry przyjdą do naszego domu?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Madison westchnęła sfrustrowana. – W porządku. Wyjaśnię ci to. – Odznaczała listę na palcach. – Po pierwsze, słyszałam, że Tata ma dzisiaj wieczorem o dziesiątej ściśle tajne spotkanie. A wiesz, że wampiry mogą spotykać się tylko w nocy. - To nie jest żaden dowód. – Albo nawet zwykła logika, ale powstrzymała się od powiedzenia tego swojej młodszej siostrze. - Po drugie, - kontynuowała Madison. – Słyszałam, że wszyscy najlepsi ochroniarze będą tutaj, tacy jak CIA i dyrektorzy Bezpieczeństwa Narodowego. A wiesz, że oni spotykają się z kimś naprawdę ważnym… jak wampiry. Abigail wzruszyła ramionami. – To nadal nie jest dowód. - Dobra, ale po… - Madison spojrzała na swoją rękę, by zobaczyć, na którym palcu była. – Trzecie. Sprawdziłam kuchnię i oni dostali specjalną przesyłkę. – Obniżyła głos dla większego dramatyzmu. – To była krew! Abigail jęknęła wewnętrznie. Madison nie rozumiała, że koniecznością było trzymanie zapasów w przypadku, gdyby ich matka potrzebowała transfuzji? - To prawdopodobnie dla mnie. – mruknęła Belinda. - Czy twoja krew jest dostarczana w butelkach? – spytała Madison. – I trzymana w kuchni? Abigail posłała Debrze pytające spojrzenie, ale pielęgniarka potrząsnęła głową. – Widziałaś te butelki krwi? – spytała ona Madison. – Skąd przyszły? Były takiej samej grupy jak naszej matki? - Nie wiem. – Madison posłała wszystkim oburzone spojrzenie. – To nie ma znaczenia. To oczywiste, że te butelki są dla wampirów, które przyjdą dziś wieczorem. Jeśli mi nie wierzysz, to chodź ze mną i ci to udowodnię. Abigail westchnęła. Te wszystkie głupie rzeczy… - Idź. – Belinda szturchnęła ją. – Chcę o tym wszystko wiedzieć.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Abigail zauważyła błysk w oczach matki. Cieszyła się ostatnim dramatem Madison. – Dobrze. Zbadam sprawę i zgłoszę się z powrotem do ciebie. Belinda klasnęła w dłonie. – Doskonale. - Chodź! – Madison chwyciła torbę ze szczekającym psem Dolly. – Wampiry przyjdą lada chwila. Abigail pomachała na pożegnanie mamie i Pielęgniarce Debrze, kiedy dołączyła do siostry we Wschodnim Skrzydle.6 Niedaleko stał drugi agent – Josh, biedny facet, który został przydzielony Madison. Uśmiechnęła się do niego, a on tylko kiwnął głową, pozostawiając twarz bez wyrazu. Raz udało jej się sprawić, że się uśmiechnął, kiedy spytała go czy jakby ją ktoś spróbował porwać, to on odbiłby ją w dziesięć minut. Madison spojrzała na nią, marszcząc brwi. – Jeansy i koszulka? I dlaczego zawsze nosisz ten brzydki płaszcz? To w ogóle jest bez stylu. - To jest fartuch laboratoryjny. Przyszłam prosto z pracy. Madison westchnęła. – Szkoda, że nie będzie czasu, żebyś się przebrała. Wiesz, pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Z resztą nie ważne, musimy się śpieszyć. – Poszła w dół korytarzem, a jej obcasy ucichły na grubym dywanie. Abigail szła obok niej, a Josh za nimi w pewnej odległości. – Więc, założyłaś sukienkę dla wampirów? – spytała. - Oczywiście. – Madison szła przez Środkową Salę i Żółty Owalny Gabinet. – Chcę wyglądać jak najlepiej. Wszyscy wiedzą, że wampiry są niezmiernie atrakcyjne. - Myślałam, że oni są bladzi i… martwi. - Nieumarli. – poprawiła ją Madison. – Dobra może są trochę bladzi, ale błyszczą. Sądziłam, że spodoba im się moja błyszcząca sukienka. I torba Dolly z kryształami. To ważne, by czuli się swobodnie.
6
Sprawdziłam i tu chodzi o East Sitting Hall, który znajduje się na drugim piętrze w Białym Domu. Tam to chyba mają wszystko!:)
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Abigail wzruszyła ramionami. – Jesteś specjalistką. – Jej siostra zawsze kochała błyskotki, tak, że wywiad nazywał ją Iskierka. Madison posłała rozdrażnione spojrzenie w jej kierunku. – Wiem, że mi nie wierzysz, ale zobaczysz, że mam rację. – Otworzyła szklane drzwi, które prowadziły na Południowy balkon Trumana. – Tędy. - A co ze spotkaniem? – Abigail wyszła na zewnątrz w chłodne nocne powietrze. – Nie powinnyśmy iść do Zachodniego Skrzydła? - Tak, ale zobaczymy ich najpierw tutaj. – Madison postawiła torbę z psem, kiedy podeszła do barierki balkonu, wychodzącego na południowe wejście do Białego Domu. Josh stał koło drzwi i poinformował o ich lokalizacji do komunikatora na nadgarstku. Abigail oparła się o barierkę z kutego żelaza i spojrzała w dół na podjazd. – Nikogo tutaj nie ma. Madison prychnęła. – Czy oczekujesz, że oni przyjadą samochodem? To są wampiry! Przylecą. Myślę, że wylądują tutaj na balkonie. – Popatrzyła na nocne niebo. – Widzisz ich? Prawdopodobnie będą pod postacią nietoperzy. Abigail skrzyżowała ręce i oparła się o grubą białą kolumnę. Słyszała klaksony i odgłosy ruchy ulicznego daleko na drodze, ale tutaj, były w małej zielonej oazie spokoju. Ziemię pokrywały tuziny wiosennych kwiatów. Naprawdę lubiła patrzeć na ogród zanim jeszcze nadejdzie lato. To czas na kwitnięcie róż. Ale ona zawsze będzie czuła tykający zegar, ostrzegając ją, że toczy wyścig z czasem, o to, by uratować matkę. Westchnęła. – Zdajesz sobie sprawę, że to jest fizycznie nie możliwe, żeby dorosły mężczyzna skurczył jego masę do wielkości nietoperza? Madison złapała oddech i wskazała. – Co to jest? - Wygląda na wronę.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Och. – Madison wzięła palec do ust, zastanawiając się nad czymś. – Spotkanie się niedługo zacznie. Ciekawe, co im tak długo schodzi. - Wiesz, to był długi lot z Transylwanii. Madison prychnęła. – Nie bądź głupia. Oni są już w Ameryce. Są dookoła nas. - Sądzę, że jakoś ich nie zauważyłam. - Więc, duh! Oczywiście, że ich nie zauważyłaś. Nigdy nie wiesz, kiedy ich zobaczysz. Są dobrzy w kamuflowaniu się. Och! – Oczy Madison się rozszerzyły. – Wiem, w czym jest problem! Oni nie mogą wejść do naszego domu, zanim ich nie zaprosimy. - Naprawdę? - Tak! To jedna z wampirzych rzeczy. Zaufaj mi. Jestem małą ekspertką. Przeczytałam wszystkie najróżniejsze książki. – Madison uniosła ręce i podniosła głos. – Och, stworzenia nocy! Wzywam was do siebie, Nieumarli! Zapraszamy was do naszego skromnego domu! Skromnego? Abigail zdusiła śmiech. – Może to działa. – Wskazała na limuzynę, wjeżdżającą na podjazd. - Nie bądź głupia, Abby. Oni przylecą, jako nietoperze. – Madison obserwowała horyzont. - Co się stanie, kiedy zmienią się w ludzi? Wejdą do Owalnego Gabinetu zupełnie nadzy? Madison zachichotała. – To byłoby cudowne! Ale nie, oni się bardzo dobrze ubierają. Prawdopodobnie w smokingi. Mają bardzo dobry gust. Abigail patrzyła jak limuzyna zatrzymała się na podjeździe. Grupa agentów wywiadu okrążyła samochód, sprawdzając, czy nie została podłożona bomba. Dowódca Facetów w Czerni otworzył drzwi i jakiś mężczyzna wysiadł. Jej oddech się zatrzymał. Było w nim coś, co od razu przykuło jej uwagę. To było dziwne, bo ona nigdy nie patrzyła z pożądaniem na mężczyzn. Może to było
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
właśnie to, kiedy on wyprostował się po wyjściu z samochodu. Był pełen wdzięku, ale męskiego, jakby miał wielką siłę i moc, którą kontrolował. Widziała tylko jego plecy, ale… wow. Był wysoki i szczupły, a jego drogi garnitur doskonale opinał jego obszerne ramiona. Jego ciemne brązowe włosy były trochę za długie, końce zawijały się na kołnierzyku, ale wyglądały na miękkie i grube i tak bardzo kusiły, by ich dotknąć. Gdyby tylko zobaczyła jego twarz. Z limuzyny wysiadł drugi mężczyzna. Niższy, bardziej krępy, starszy z blond czerwoną fryzurą. Wyglądał na odpowiedzialnego, rozmawiając z agentami. Tajemniczy mężczyzna pozostał cicho. Niższy facet przedstawił go Dowódcy Facetów w Czerni a on odwrócił się, by uścisnąć rękę. Był oszałamiający. Abigail oparła się o barierkę, by mieć lepszy widok. Wszystko, co widziała, to jego prawy profil. Dobry Boże, facet mógłby roztopić masło z takim profilem. Ostry, prosty nos, wąskie kości policzkowe i podbródek. Wow. Powinien być na okładce jednej z książek jej matki. Kim on był? Wydawał się zbyt młody jak na polityka. Być może starszy mężczyzna był politykiem, a on był jego doradcą? Na dzisiejsze spotkanie mieli przyjść eksperci w obronie, więc może był z CIA lub Pentagonu. Zbliżyła się do krawędzi cienia rzucanego przez kolumnę, więc mogła szpiegować niezauważona. Teraz on słuchał Dowódcy Facetów w Czerni. Jego skóra była trochę bledsza w porównaniu z innymi ludźmi. Hmm, blada skóra, niezmiernie atrakcyjny, drogo ubrany z dobrym gustem. Mogłaby teraz próbować przekonać siostrę, że wampiry naprawdę przyszedł do Białego Domu. - Nie rozumiem. – wymamrotała Madison, nadal patrząc w horyzont. – Dlaczego wampiry nie przyszły? Coś stało się z tajemniczym mężczyzną. To były ułamki sekund, subtelna zmiana, ale dla Abigail jasna jak słońce. Jego ramiona nagle wydawały się obszerniejsze, a głowa nieznacznie się pochyliła. Czy on usłyszał Madison? Niemożliwe! One były na drugim piętrze. Odwrócił się i spojrzał w górę na Madison. On ją usłyszał! A jego twarz. Jego cała twarz była teraz doskonale widoczna.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Wow. – szepnęła Abigail. Jego spojrzenie natychmiast przesunęło się w bok. Prosto na nią! Dobry Boże! Abigail złapała oddech i cofnęła się głębiej w cień. Jak on mógł usłyszeć szept? I jak prawdopodobnie widzi ją w ciemności? Czekała. Jakąś sekundę później, jego spojrzenie wróciło z powrotem do Madison. Mężczyźni zawsze patrzyli na Madison. Stała pod lampą, jej blond włosy błyszczały, a różowa sukienka lśniła. Była księżniczką Białego Domu. Abigail walczyła, by złapać oddech. On nadal patrzył na nią. Och, Boże, miała zawroty głowy, tak, że mogłaby zemdleć. Nie bądź głupia. Nigdy nie mdlejesz. Jesteś naukowcem. To nic więcej jak reakcja chemiczna. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło, ale rozumiała ten proces. Jej mózg po prostu wydzielał Dopaminę.7 Chyba wiadrami. Schowała się za kolumną. Była dobra w znikaniu. Mimo wszystkiego była zapomnianą córką prezydenta i bardzo to lubiła. Czekała, kiedy sekundy płynęły. Powinien już z niej zrezygnować. Może był skupiony na Madison. Wyjrzała zza kolumny. Złapała oddech. On nadal patrzył na nią! Przycisnęła rękę do piersi. Dobry Boże, jej serce oszalało. I wtedy się uśmiechnął. Powolne, niszczące uniesienie lewego kącika ust, przekształcające się w pełny uśmiech. Z dołeczkami. Oparła się o kolumnę. Nadmiar Dopaminy. Rosnąca tachykardia.8 W porządku, teraz możesz zemdleć.
7 8
Dopamina – tzw. Hormon szczęścia. Odpowiedzialna jest też za procesy m.in. emocjonalne. Przyspieszone uderzenia serca.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział szósty - Chodź! – Abigail pognała do schodów. - Czemu się tak spieszysz? – Madison próbowała za nią nadążyć. Podała torbę z psem Joshowi. – Nie mogę biec na tych obcasach. Mogłabym upaść i zranić Dolly. Abigail zauważyła, że Josh zacisnął zęby w rozdrażnieniu. - Wezmę ją. – Chwyciła torbę z psem i zbiegała po schodkach, szybko i zwinnie w sportowych butach. - Nie tak szybko! – krzyknęła Madison. – Przestraszysz Dolly! Abigail zerknęła na torbę. Dolly kiwała głową i uśmiechała się, jak robiła, będąc w samochodzie. – Wszystko z nią w porządku! - A z tobą? – Głos Madison mieszał się z odgłosem jej obcasów. – Dlaczego się tak dziwnie zachowujesz? Dobre pytanie. Abigail zatrzymała się, kiedy dotarła na parter. To nie tak, że zwariowała na punkcie tego mężczyzny. – Ja… chcę wiedzieć, kim on jest. - Kto? – Madison zeszła z ostatnich schodków z Joshem obok niej, upewniającym się, że nie spadnie. - Facet, który wysiadł z limuzyny. – Abigail zaczęła iść w kierunku Środkowej Sali i powiedziała przez ramię. – Było w nim coś innego. Nie sądzisz? - Nie widziałam go zbyt dobrze. Byłam zbyt zajęta patrzeniem… Och, mój Boże. – Dźwięk obcasów Madison nagle ucichł. – Myślisz, że on jest wampirem?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Abigail zamrugała. Czyżby? Nie, oczywiście, że nie. Wampiry nie były prawdziwe. Spojrzała w dół na torbę w jej ręce i Dolly pochyliła głowę, zaciekawiona. – To byłoby szaleństwo, prawda? – szepnęła. Dolly zaszczekała zgodnie. - Głos rozsądku. – Abigail kontynuowała marsz do Zachodniego Skrzydła. Widziała histerię w Internecie. Nawet oglądała filmik, który pokazywał jak wampirowi odcięto głowę. Dla niej to wyglądało jak scena z filmu, gdzie Szkot w kilcie, jako bohater, zabija wroga potężnym Claymorem. Mężczyzna, któremu przypuszczalnie obciął głowę, obrócił się w pył, ale to było wystarczająco łatwe do podrobienia przez efekty specjalne. Jak tylko weszła do Zachodniego Skrzydła, pudel zaczął szczekać. Abigail się zatrzymała. Nigdy nie widziała, żeby Dolly coś tak poruszyło. Pies drapał torbę, a jej pisk rósł w siłę. Madison dobiegła do nich. – Abby! Co zrobiłaś mojemu dziecku? - Nic. - Abigail skrzywiła się, kiedy Dolly próbowała wyskoczyć. Szybko postawiła torbę na podłodze. Dolly wyskoczyła i popędziła w głąb Zachodniego Skrzydła. Abigail pobiegła za nią zatrzymując się w wejściu, które prowadziło do poczekalni Owalnego Gabinetu. Madison i Josh zatrzymali się obok niej. Dwaj agenci wywiadu stali przy drzwiach do biura jej ojca. Jej serce stanęło, kiedy zauważyła tajemniczego mężczyznę w połowie pokoju, stojącego przed obrazem. Dolly podbiegła do niego, warcząc i obnażając swoje małe ostre zęby. On stał, a jego uwaga całkowicie skupiła się na psie. Abigail otworzyła usta, by kazać Dolly przestać, ale pies nagle ucichł i padł na dywan. - Dolly! – Madison podbiegła do psa i upadła na kolana. Podniosła łeb psa. – Dolly, mów do mnie! Och, mój Boże, co z nią? - Wszystko w porządku. – powiedział tajemniczy mężczyzna, z powrotem spoglądając na ludzi z wywiadu, którzy pozostali spokojni i bez wyrazu. – Myślę, że ona… śpi.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Śpi? – powtórzyła Madison z szerokimi oczami. Josh pochylił się, by zbadać psa. – Jest w porządku. Nadal oddycha. - Och. – Madison przycisnęła rękę do piersi. – Dzięki Bogu. – Spojrzała w dół na zwierzę ze zmieszanym spojrzeniem. – Biedne dziecko. Musiała się bardzo zmęczyć. Abigail obserwowała z wejścia, spoglądając to na psa, to na tajemniczego mężczyznę. Dziwna myśl przepłynęła jej przez umysł, że on jakoś uciszył psa i go uśpił. Otworzyła usta, by go zapytać, ale wtedy jego spojrzenie padło na nią. I zapomniała jak się mówi. Przedtem prawie zemdlała jak zobaczyła go z pewnej odległości. Teraz, był blisko, a ona mogła ledwie myśleć. Ledwie oddychać. Jej serce waliło, a jej usta zrobiły się suche. Oblizała wargi, a jego spojrzenie powędrowało na nie i wróciło z powrotem do jej oczu. Zauważyła, że jego oczy były zielone. Szarozielone, przypominały jej zielone wrzosowiska okryte mgłą. Piękne, ale tajemnicze. I potencjalnie niebezpieczne. Skłonił głowę, nie odrywając od niej oczu. – Jak się masz? Jestem Gregori Holstein. Gregori? Jego imię było modne we wschodniej Europie, ale akcent wydawał się być amerykański. Abigail przygryzła wargę, nie wiedząc jak z nim postąpić. Czy on posiadał jakiś rodzaj psychicznej mocy? - Jestem Madison. – Jej siostra podniosła się, trzymając w ramionach Dolly, widocznie nieświadoma, że Pan Holstein nie rozmawia z nią. – Josh, mógłbyś być tak kochany i przyniósłbyś torbę dla psa? Josh zerknął na dwóch strażników, kiedy wyszedł z pokoju, by wypełnić prośbę Madison. Abigail weszła do pokoju. Został urządzony typowo jak dla Białego Domu: niewygodne krzesła stały dookoła zabytkowych stołów, a na ścianach wisiały
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
obrazy i lustra. Rozejrzała się nerwowo, udając, że nie zauważa, że tajemniczy facet się na nią gapi. Ale była tego świadoma. Jej skóra była tego świadoma. Madison przyjrzała mu się z ciekawością. – Mówiłeś, że nazywasz się Holstein? - Tak. – Jego spojrzenie na chwilę przeniosło się na nią, po czym znowu wróciło do Abigail. Madison podeszła bliżej siostry i szepnęła. – On nie może być jednym z nich. Żaden szanujący się wampir nigdy nie miałby nazwiska po krowie.9 Gregori się uśmiechnął. Dobry Boże, jego uśmiech. Puls Abigail przyspieszył, ale zamrugała i zmrużyła oczy. Jego kły wyglądały na bardzo ostre. A jego słuch był niewiarygodnie dobry. – Ty… widziałeś nas na balkonie? Pokiwał głową, a jego oczy błyszczały humorem. – Następnym razem jak będziesz próbowała schować się w cieniu, zdejmij fartuch. Och, oczywiście. Jej policzki się zarumieniły. Więc dlatego ją zobaczył. Chociaż mogłaby przysiąc, że patrzył na jej twarz. - Jesteś doktorem? – spytał. Potrząsnęła głową. - Ty też. – szepnęła Madison, kiedy podniosła głos. – Ona ma tytuł doktora w biochemii. Jego brwi uniosły się nieznacznie. Abigail nie powiedziałaby, że on był zaskoczony albo zachwycony, ale na pewno jej się dokładnie przyglądał. Samo to, przyprawiło ją o skoki pulsu z szybkością sześciu. – Wydajesz się mieć doskonały wzrok i słuch. Kącik jego ust uniósł się wystarczająco, by ukazać dołeczek. – Jak miło, że zauważyłaś. - Przeprosimy cię na moment. – Abigail wyciągnęła jej siostrę za drzwi i 9
Holstein to rasa krów o barwie rudo – białej.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
spojrzała z powrotem na niego. Odwrócił się grzecznie, by oglądać obraz, obdarzając ją niszczącym widokiem jego profilu. Dobry Boże. Żaden mężczyzna nie powinien być tak przystojny. - Rozumiesz, że on pasuje do każdej rzeczy na twojej liście? – szepnęła do Madison. – Dobry gust, blada skóra, niesamowicie atrakcyjny? – Zauważyła u niego jeszcze szerszy uśmiech. Cholera z nim! – Jego słuch jest przerażający. Madison westchnęła. – Wiem, do czego dążysz, ale ten facet to nie wampir. Nie błyszczy się. I nie przyleciał tu, jako nietoperz. Obrócił się w ich stronę, chichocząc, a Abigail zignorowała jego dołeczki, zwracające uwagę na kły. Bardzo ostre kły. Stłumił uśmiech. Interesujące. Weszła z powrotem do pokoju. – Chodzi pogłoska, że Nieumarli odwiedzą Biały Dom. Co o tym myślisz, Panie Holstein? Wierzysz, że wampiry żyją potajemnie pomiędzy nami? Jego oczy się zwęziły, a ona miała wrażenie, że powietrze między nimi iskrzy. Szybkość pulsu – siedem. Uniosła podbródek. – Prowadzisz tajne życie, Panie Holstein? Jego oczy zabłyszczały jasną zielenią, gdy do niej podszedł. – A twoje tajne życie, Abigail? Zamrugała. - Jesteś Abigail Tucker, prawda? – Podszedł bliżej. – Dlaczego chowasz się przed aparatami fotograficznymi? - Nie chcę, być w centrum zain… - Spojrzała w lustro na ścianie. Ona się odbijała, ale on nie! Z ciężkim oddechem, popatrzyła z powrotem na niego, ale usunął się z drogi. Bardzo szybko. Czy tylko sobie to wyobraziła? To stało się tak szybko. Poparzyła na lustro, widząc swoje blade i zdumione odbicie. Madison też się odbijała. I facet z
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
wywiadu, Josh, który wrócił z torbą dla psa. Oni byli zbyt zajęci wkładaniem, Dolly do torby, by zauważyć, że coś jest nie tak. Nerwowo spojrzała na Pana Holsteina. Zmarszczył brwi i zacisnął usta z rozdrażnienia. Gniewnym szarpnięciem dopasował krawat. - Mógłbyś użyć lustra, by dopasować krawat. – zasugerowała cicho. Zacisnął mocno pięści i rozluźnił. Był zdenerwowany, uświadomiła sobie. Nie chciał być… odkryty. Złapała oddech. Jego spojrzenie natychmiast powędrowało do niej, a jego zielone oczy stały się intensywniejsze. Szybkość pulsu – osiem. Jej serce zagrzmiało w jej uszach. Czy to mogła być prawda? Nie. Ona była naukowcem, a jej myśli krzyczały nie! Nie mogła tego zaakceptować. - Nie wierzę w to. – szepnęła. Stał cicho bawiąc się swoimi mankietami. Przybliżyła się do niego. – Może się Pan odprężyć. Nie będę oskarżała Pana o coś, co jest naukowo niemożliwe. Uniósł brew. – A co jest naukowo możliwe, panno, Tucker? - Fakty. Coś, co mogę zobaczyć lub zmierzyć. - A coś nieuchwytnego? Wierzysz w uczucia? Gniew, strach, miłość? - Oczywiście. Miłość, właściwie jest naukowa. – Wepchnęła zaciśniętą pięść do kieszeni fartucha. – Ogólnie, rozpoczyna się od fizycznej atrakcji, która wywołuje chemiczną reakcję, która wypuszcza Dopaminę do krwioobiegu… - I to powoduje, że twoje serce tak goni? Jej serce stanęło. Szybkość pulsu – dziewięć. – Nie wiem, o czym mówisz. Mój puls jest normalny.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Jego usta powoli się uniosły w uśmiechu. – Powiedz mi, Abigail. Dlaczego taka piękna kobieta jak ty chowa się w cieniu? Zamarła. Jeżeli próbował zburzyć jej mury, to mu się udało. Zbliżył się do niej. – Kierujesz się bardziej Abby? Czy Gail? - Ja… - Dobry Boże, jak był tak blisko, ledwie pamiętała swoje imię. Podniosła podbródek. – A ty kierujesz się Greg? Czy bardziej do ciebie pasuje Gori? Jego usta się skrzywiły. – Wydaję się krwawy dla ciebie? – Pochylił się tak blisko, ze mogła poczuć jego oddech na jej policzku. – To, dlatego, twoje serce tak galopuje? Myślisz, że jestem straszny? Słyszał bicie jej serca? Przełknęła. – Nie boję się ciebie. Cofnął się, a jego uśmiech znikł. – Może powinnaś. Na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. – Kim jesteś? Czego chcesz? Jego oczy zwęziły się, lśniąc zieloną intensywnością. – Niewiele różnię się od ciebie. Chcę być sam, by żyć w cieniu. Dreszcz przeszedł jej po kręgosłupie. Szybkość pulsu – dziesięć. Czy to możliwe, że był jednym z Nieumarłych? Nie! Nie mogła w to uwierzyć. Drzwi do Owalnego Gabinetu otworzyły się i głos zawołał. – Panie Holstein, prezydent chce cię teraz widzieć. Gregori skłonił głowę. – Abigail. – Odwrócił się i wszedł do Owalnego Gabinetu. Patrzyła jak odchodzi, a jej serce głucho łomotało w piersi, a w głowie rozbrzmiewał miękki ton, jakim wypowiedział jej imię. - Abby? – Madison podeszła ukradkiem bliżej. – Co się stało? Próbował cię zdobyć? - Nie. – Spojrzała na zamknięte drzwi.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Jesteś pewna? – szepnęła Madison. – To wyglądało dla mnie bardzo uczuciowo. Abigail oddychała głęboko. – Jak ma się Dolly? - Nadal śpi. To jest najdziwniejsza rzecz. - Tak, jest. – Abigail nie mogła pozbyć się uczucia, że to Pan Holstein sprawił, że Dolly usnęła. Z jej naukowym doświadczeniem, ona naturalnie zdementowała istnienie wampirów, ale sama musiała przyznać, że poszlaki się gromadziły. Żadnego odbicia w lustrze, możliwa władza nad umysłami, wyostrzone zmysły, blada skóra, ostre kły i coś niezwykłego w jego oczach. I jeszcze ta tajemnicza aura. – Nigdy nie myślałam, że to powiem, ale mogłaś mieć rację. - Naprawdę? – Madison uśmiechnęła się, ale wyglądała na zdezorientowaną. – A z czym? - Z tajnym spotkaniem Taty z Nieumarłymi. – Abigail spojrzała na Owalny Gabinet. – Pan Holstein… - Naprawdę myślisz, że on jest wampirem? - Nie jestem do końca przekonana, że wampiry istnieją. Będę musiała się temu przyjrzeć. – Przyjrzeć się jemu. Madison się uśmiechnęła i chwyciła rękę, Abigail. - Mogę pomóc? Kocham wampiry! Abigail się skrzywiła. – Nie mów tego! Nie obchodzi mnie, że Pan Holstein jest najprzystojniejszym i najbardziej uroczym mężczyzną na Ziemi. Jeśli jest wampirem, pokochanie go byłoby szaleństwem. Madison przewróciła oczami. – Spokojnie, Abby. – Zarzuciła włosy na ramiona. – Nie myślałam, że on jest, aż tak bardzo przystojny i uroczy. - Oszalałaś? – Abigail przygryzła wargę. Cholera.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Gregori Holstein, lepiej żebyś był człowiekiem.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział siódmy Gówno. Gregori zacisnął pięści, ale musiał je rozluźnić. Zacisnął wargi. Miał przekonać facetów u władzy, że on i każdy inny Wampir są nowocześni, bezpieczni i nieszkodliwi. A zapytał Abigail Tucker, czy myśli, że on jest straszny. Dała mu kilka okazji, by zaprzeczył, że był wampirem. Powinien był powiedzieć, że nie wierzy w te nonsensy. Przecież miał misję, aby przekonać tylko małą grupę śmiertelników o istnieniu wampirów. A Abigail nie należała do tej grupy. Cholera, powinien był rozegrać to ostrożniej. Powinien był działać z daleka. Gdyby tylko nie usłyszał jak jej serce galopuje, kiedy tylko się do niego zbliżyła. Gdyby jego serce także nie galopowało. Powinien był spojrzeć jej prosto w twarz i skłamać. Dlaczego tego nie zrobił? Nie był przewrażliwiony na punkcie uczciwości i honoru jak starsze Wampiry. Mógł skłamać Madison bez dawania im czasu na kolejne rozważania. To był interes, a on miał robotę do wykonania. Tysiące Wampirów na niego liczyło. Więc, dlaczego on musiał to schrzanić? Czemu akurat przez nią? Jak zwykle, nie pozwolił, aby jego frustracja była widoczna. Wszedł do Owalnego Gabinetu z uśmiechem, grając uroczego dyplomatę, kiedy Sean Whelan dokonywał prezentacji: Sekretarz Obrony, George Ralston; Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, Frank Gracia; przewodniczący Szefów Sztabu, Generał Bond; Szef CIA, Nick Caprese; szef do spraw Bezpieczeństwa Ojczyzny, Alan Schiller; i prezydent, Laurence Tucker. Ich uśmiechy były tak fałszywe jak jego własny, pomyślał, Gregori. Nie było żadnego błysku ostrożności czy podejrzenia w ich oczach. Ani ostrzeżenia w uścisku ich dłoni. Ocenili go, jako potencjalne zagrożenie dla Amerykanów.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Prezydent usiadł na końcu stołu, najbliżej jego biurka. Sean Whelan skinął na Gregoriego, by usiadł na drugim końcu stołu, kiedy pozostali mężczyźni usiedli na dwóch sofach otaczających stół. Prezydent Tucker wskazał na wiadro z lodem umieszczone na metalowym stojaku, stojące obok niego. – Dostarczyliśmy ci jakąś przekąskę. Proszę, poczęstuj się. Gregori zerknął na butelkę syntetycznej krwi spoczywającą w lodzie. – Dziękuję, ale naprawdę, nie jestem głodny. Sean odchrząknął i skinął oczami na butelkę. Chcieli widzieć jak pije krew? Gregori chwycił butelkę i odkręcił nakrętkę. – To bardzo miłe. Dziękuję. – Wziął łyk i powstrzymał się od skrzywienia na smak zimnej krwi. Śmiertelnicy gapili się na niego jak na atrakcję w cyrku. - Trzy noce temu, zostałem poinformowany o istnieniu wampirów. – zaczął Prezydent Tucker. – Pan Caprese powiedział mi, że CIA wie o istnieniu twojego rodzaju już od sześciu lat. Szef CIA pokiwał głową. – Nasz agent, Sean Whelan, jako pierwszy zwrócił naszą uwagę na twój gatunek, gdy stacjonował w St. Petersburgu. Odkąd twój rodzaj żyje na całym świecie, zawsze czuliśmy, że Agencja jest najlepiej wyposażona do śledzenia waszych ruchów. Zespół Pana Whelana dostarczył nam dużo wartościowych informacji. - Widzę. – Gregori zastanawiał się jak zaskoczony byłby Caprese, gdyby się dowiedział, że Sean Whelan też jest teraz Nieumarłym. - Oczywiście, zawsze byliśmy w kontakcie z Bezpieczeństwem Narodowym, aby mieć pewność, że nasi obywatele są pod ochroną. – kontynuował Caprese. – Obserwujemy też Digital Vampire Network. Wasz program Nocne Wiadomości dostarcza nam wielu informacji. – Posłał Gregoriemu zadowolone spojrzenie. – Sprawiłeś, że nasza praca jest łatwiejsza. Gregori napił się trochę i wyciszył.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Prezydent Tucker pochylił się do przodu, obserwując go. – Pan Whelan powiedział nam, że wampirza społeczność wybrała cię na ich reprezentanta. To prawda? Przyznajesz się do bycia wampirem, Panie Holstein? Gregori zerknął na człowieka z wywiadu przy drzwiach. Dwóch było na zewnątrz. Kazano im zaatakować, jeśli by się przyznał? Czy Abigail nadal była na zewnątrz, by potwierdzić swoje podejrzenia? Ciarki przeszły mu po kręgosłupie. Nigdy nie przyznawał się do tego przed śmiertelnikiem i było zaskakująco trudno się do tego zmusić. Wiedział, że od tej pory jego życie nie będzie już takie samo. Kusiło go, by powiedzieć, że to wszystko jest żartem, ale zbyt wielu ludzi uwierzyło w to głupie wideo. Nie potrwałoby długo zanim na ulicach pojawiłyby się drugie Buffy. I sami zaczęli kręcić filmy jak zabijają wampira, a on obracałby się w pył. Więcej łowców wampirów. Więcej śmierci. Wampirza Apokalipsa. Wampiry potrzebowały, aby rząd ogłosił, że wideo jest żartem. I tu działa Plan A. Poruszył się na krześle. – Tak, jestem wampirem, ale mogę ci obiecać, że nie jestem niebezpieczny. Inne Wampiry i ja sprzeciwiamy się wyrządzaniu śmiertelnikom jakiejkolwiek krzywdy. Spojrzał na człowieka z wywiadu, ale facet ani drgnął. Ani jednego ruchu. Za to pozostali siedzieli nadal, gapiąc się na niego. Nawet prezydent wydawał się zaniemówić. Mógł być nazwany Torpedą, ale Gregori powiedziałby, że to przezwisko należy się jego córce. Abigail Tucker jest jak cicha woda. Poprzedniej nocy wpadł na kilka pomysłów, dlaczego córka prezydenta chowa się przed jupiterami. To prezydent mógł chcieć, żeby się ukrywała. Jeśli miała na sumieniu jakąś zbrodnie lub była uzależniona od narkotyków, on nie chciałby, aby media się o tym dowiedziały. Jeśli cierpiała na zaburzenia psychiczne, mógł ją trzymać pod kluczem na przysłowiowym strychu. Albo być może po prostu przynosiła wstyd. Lub była zbyt brzydka. Albo zbyt nieśmiała. Nieśmiała? To śmieszne. Podeszła do niego i rozmawiała z nim. Kim jesteś? Czego chcesz?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Umysłowo chora? Ha! Ona była naukowcem. Doktorem. I wyglądała tylko na dwadzieścia pięć lat. Dziewczyna była wspaniała. I piękna. Nie za chuda jak te inne supergwiazdy, które naśladowała jej siostra Madison. Abigail była trochę niższa, ale bardziej zgrabna i cholernie bardziej podniecająca. Była inna. Prawdziwa. Na początku pomyślał, że ma piwne oczy i falowane brązowe włosy. Ale kiedy podeszła bliżej, do światła, był zafascynowany subtelnymi zmianami w jej wyglądzie. Plamki złota i zieleni migotały w jej oczach, które były duże i piękne bez makijażu. Jej różowe usta były słodko wykrojone, dopełniając jej śliczną twarz. Z odległości, jej loki wydawały się niewinne, ale z bliska, wyglądały na dzikie i miękkie, tak, że chciał ich dotknąć. Zauważył ciemno kasztanowe refleksy w jej średnio długich włosach i kilka piegów na małym nosie. Był w niej ogień, czekający tylko, by wybuchnąć. A on zachował się jak głupiec, pomyślał zaciskając wargi. Tak się na niej skupił, że zapomniał o głupim lustrze. Sean Whelan odchrząknął i szturchnął, Gregoriego stopą, zmuszając go do powrotu do teraźniejszości. Mężczyźni dyskutowali między sobą. Gregori nie potrzebował wyostrzonego słuchu, by pojąć, że debatowali nad jego przyszłością i przyszłością wampirów na całym świecie. Jakby oni mieli prawo decydować, kto był wart, by przeżyć. Napił się trochę zimnej krwi, by ochłodzić gotującą się w nim frustrację. - Więc, co jeśli oni piją z butelek od niedawna? – spytał Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego. – Oni musieli się pożywiać od ludzi przez wieki. Nie wiem jak moglibyśmy im kiedykolwiek zaufać. - Właśnie. – zgodził się Szef ds. Bezpieczeństwa Ojczyzny. – Nie sądzę, że są całkiem nieszkodliwi, bo wiem, że jacyś ludzie w Pd. Dakocie i Nebrasce zostali zamordowani przez wampiry. - To prawda, że mogą stanowić poważne zagrożenie. – powiedział Szef CIA – Ale
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
jeśli się z nimi dogadamy, moglibyśmy skierować to zagrożenie na naszych wrogów. Gregori wypił więcej krwi. Plan się rozpadał. Nie był tym zaskoczony. Ale Plan B mógłby odnieść sukces. - To wszystko brzmi śmiesznie. – Generał Bond popatrzył na Gregoriego, a potem na Szefa CIA. – Dlaczego nie powiedziałeś nam o tym wcześniej? Czekałeś do dzisiejszego wieczora, by pokazać mi to głupie wideo i oczekujesz, że w to uwierzę? To bzdura! - Rozumiem, co czujesz. – powiedział Prezydent, Tucker do Generała spokojnym tonem. – Ja też byłem temu przeciwny, kiedy zobaczyłem film. -Wybaczy Pan, Generale. – wtrącił się Sean Whelan. – Jako szef Zespołu CIA mogę potwierdzić istnienie wampirów. Obserwuję ich od sześciu lat. - Mówisz. – mruknął Generał. – A gdzie jest dowód? Zabiłeś któregoś z tzw. wampirów? - Nie mogę przynieść ci żadnej głowy, byś powiesił ją sobie na ścianie. – powiedział Sean. – Oni zmieniają się w pył, kiedy umierają. - Naprawdę? – Generał Bond posłał Gregoriemu zaciekawione spojrzenie, jak gdyby chciał sprawdzić na nim słowa Seana. Gregori wstawił butelkę z powrotem do wiadra z lodem. – Jeśli mi nie wierzycie, w porządku. Być może wielu ludzi nie będzie chciało w to uwierzyć. Możemy powiedzieć, że to wszystko żart, więc nie będę zabierał waszego czasu. – Wstał. - Zaczekaj. – Prezydent podniósł rękę. – Nadal mamy dużo do omówienia. Proszę usiąść, Panie Holstein. Gregori zawahał się. - Już dwie z głównych sieci przestudiowało wideo i stwierdziło, że jest autentyczne. – kontynuował Prezydent Tucker. – Szacujemy, że około 40% wierzy w to i ten procent codziennie rośnie. Bądźmy szczerzy, Panie Holstein, potrzebujecie naszej pomocy. Jesteśmy przygotowani na zawarcie sojuszu z twoim rodzajem.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Gregori usiadł. I tu wchodzi Plan B. – Chętnie rozważymy pakt. Mamy już jeden z brytyjskim rządem. Szczęki im opadły. Gregori zignorował nachmurzoną minę Seana i przeszedł do opowieści o MacKay S&I i o tym, jak Angus MacKay przyszedł z pomocą podczas Drugiej Wojny Światowej. - Będę musiał sprawdzić tą informację. – powiedział Caprese. - Oczywiście. – Gregori pochylił się do przodu, skupiony na prezydencie. – Zanim zgodzimy się na układ, muszę wiedzieć, czy jesteś skłonny, zadeklarować, że wideo jest oszustwem i wampiry nie istnieją. - Na pewno to rozważymy. – powiedział prezydent. - Łatwo powiedzieć. – mruknął Generał. – To wszystko to jest stek kłamstw. Dajcie mi jakiś dowód. Caprese, Szef CIA westchnął. – Mówiłem ci, że obserwujemy Digital Vampire Network… - Który mógł zostać stworzony przez grupę szaleńców, którzy są chorzy umysłowo albo zwariowali. – przerwał Generał Bond. – Tylko, dlatego, że ktoś w telewizji twierdzi, że jest wampirem, wcale nie oznacza, że to prawda. Gregori stłumił frustrację. Jak Plan B miał odnieść sukces, skoro oni nawet nie uzgodnili między sobą, że wampiry istnieją? - Pokaż mu swoje kły. – szepnął Sean Whelan. Gregori posłał mu rozdrażnione spojrzenie. Pokaż mu swoje. Z wewnętrznym jękiem, otworzył usta. Sekretarz Obrony rozsiadł się. – Wyglądają na strasznie ostre. - I spiczaste. – dodał Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego. Szef ds. Bezpieczeństwa Ojczyzny, Schiller potrząsnął głową. – Te zęby nie są wystarczająco długie, by przebić hot-doga, a co mówiąc szyję.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Kły wydłużają się, zanim coś ugryzą. – wyjaśnił Sean, kiedy zwrócił się do Gregoriego. – Pokaż im. Zacisnął zęby. Sean był taki żółtodziobem, że nie wiedział, że wampir potrzebował motywacji, by wysunąć kły. Głodu. Pięknej kobiety. Gorącego seksu. A tutaj była tylko grupa narzekających starych mężczyzn, którzy oczekiwali, aby on wykonywał sztuczki jak tresowany piesek. - Co tak długo? – Generał uśmiechnął się głupio. – Czy twoje kły zardzewiały? - Nie używamy ich za często. – Gregori skinął na wiadro z lodem. – Pijemy z butelek. Generał Bond skrzyżował ramiona i obrzucił go niepewnym spojrzeniem. - On mówi prawdę. – dodał Sean. – W dzisiejszych czasach już nie karmią się ludźmi. Są zupełnie bezpieczni i nieszkodliwi. Zamiast malującej się ulgi, mężczyźni przyglądali mu się z mieszanką podejrzliwości i pogardy. Gregori zacisnął pięści, dziękując za pigułki antystresowe. Sean nadal próbował realizować swój Plan A, ale od początku się obawiał, że formułka bezpieczny i nieszkodliwy jest skazana na niepowodzenie. Gorzej niż niepowodzenie, to sprawiało, że Wampiry w ich oczach wyglądały na kompletne mięczaki. Być może ostre kły odzyskają ich szacunek. Zamknął oczy, by wyobrazić sobie piękną kobietę. Simone. Inga. Wszystkie piękne wampirzyce, z którymi był na randce w ostatnim roku. Nic. Nawet drgnięcia w dziąsłach. Obraz Abigail wkradł się do jego myśli. Jej oczy, jej wargi, jej loki i zgrabne ciało. Dobry Boże, jak chciałby jej dotknąć. Pokazałby jej jak wysoko mogłaby jej skoczyć Dopamina. Z sykiem, jego kły się wysunęły. Jego pole widzenia zrobiło się różowe, więc był pewny, że jego oczy pałały.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Wszyscy mężczyźni cofnęli się, patrząc na niego z przerażeniem. Cholera, sam był zszokowany. Czerwone rozpromienione oczy oznaczały jedną rzecz. Beznadziejnie pragnął Abigail. - Wspaniale. – szepnął Prezydent Tucker. Gregori zamknął oczy, zaczerwienienie zniknęło. Prezydent nie byłby tak zachwycony, gdyby wiedział, że to jego córka była natchnieniem do demonstracji. - W porządku. – mruknął Generał. – Przekonałeś mnie. - Dobrze. – Prezydent Tucker zatarł ręce. – Zabierajmy się do interesów. Jesteśmy przygotowani, by przekonać, że ostatnia mania na wampiry, to zwykły żart. Gregori zmusił kły, by się schowały. – Dziękuję. Po prostu chcemy żyć w spokoju i zatrzymać nasze istnienie w sekrecie. Nie tylko sprzeciwiamy się wyrządzaniu krzywdy śmiertelnikom, ale rozumiemy, że oprawcy, będą chcieli poczekać i w końcu ujawnić nasze istnienie i ostatecznie spowodować naszą klęskę. Prezydent pokiwał głową. – Brzmisz bardzo rozsądnie. Wierzę, że możemy dobrze współpracować. Gregori wstał. – Przekażę dobrą wiadomość moim ludziom. - Nie tak szybko. – Schiller, szef do spraw BO podniósł rękę, by go zatrzymać. – Będziemy potrzebowali listy wampirów z kraju. Ich nazwiska i adresy. Gregori podejrzewał, że zwrócą się z taką prośbą. - Nie ma żadnej listy. – Właściwie to Głowy Klanów mieli takie listy, ale nie było takiej potrzeby, by o tym wspominać. Wampiry praktycznie były martwe podczas dnia i zupełnie niezdolne do samoobrony. On nie mógłby zaufać rządowi, że zostawiliby ich w spokoju.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Schiller parsknął. – Oczywiście, że jest lista. Jeżeli wampiry piją z butelek, jak twierdzisz, to musi być lista do dystrybucji. Gregori usiadł. – Większość wampirów nie dostaje ich do domu. To wyglądałoby dziwnie, gdyby krew była dostarczana do domu, a wampiry są ekspertami we wtapianiu się i pozostaniu niezauważonymi. Po prostu chcemy pracować i żyć w tajemnicy. - Naprawdę oczekujesz, że uwierzymy, że jesteś nieszkodliwy? – Spytał Sekretarz Obrony z wątpiącym spojrzeniem. - Dla Wampirów to prawda. Syntetyczna krew została wymyślona w 1987r i od tego czasu większość wampirów pije z butelek. - Większość wampirów? – spytał Generał Bond. – To znaczy, że nadal są jakieś wampiry, które atakują ludzi? Gregori poruszył się na krześle. Wyglądało na to, że musiał wcielić w życie Plan C. – Tak, jeżeli byli złymi śmiertelnikami, to są złymi wampirami. Nazywamy ich Malkontentami. -Czerpią oni przyjemność z karmienia się ludzką krwią i zabijania. – wyjaśnił Sean Whelan. – Dobre Wampiry zwalczają ich, by nas chronić. Kilka nocy temu pokonały małą armię Malkontentów. Ich przywódca, Casimir, został zabity. Właśnie to widzieliście na filmie. - Wideo pokazało odcinanie głowy. – powiedział Schiller. – To nie brzmi dla mnie nieszkodliwie. Dlaczego powinniśmy ci zaufać? - Możesz nam zaufać, bo ryzykujemy naszym życiem przez wieki, by was chronić. – Gregori pochylił się do przodu i oparł łokcie na kolanach. – Mówicie, że chcecie sojuszu z nami? Przymierze już istnieje. Tylko wy o tym nie wiecie. - Co możesz dla nas zrobić? – spytał Doradca do bezpieczeństwa narodowego. – Jakie zdolności posiadasz? To było pytanie, którego Gregori się obawiał. – Nasz wzrok i słuch są trochę lepsze niż normalnie, ale to nie to.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Co? Nie masz specjalnych mocy? – Prezydent Tucker z niepokojem popatrzył na szefa CIA. – Mówiłeś, że mają nadprzyrodzone zdolności. Caprese popatrzył na Gregoriego zmrużonymi oczyma. – Wierzymy, że mają. Gregori wzruszył ramionami. – Nie latamy, ani nie zmieniamy się w nietoperze. Generał spojrzał na niego z oburzeniem. – Jeśli nie możesz dla nas nic zrobić to, dlaczego mamy pomagać tobie? Gregori poprawił krawat. Powie Romanowi i Angusowi, że nie miał żadnego wyboru, ale musiał zademonstrować swoje zdolności. Inaczej ci faceci pomyślą, że Wampiry były bezużyteczne. – Mamy kilka przydatnych zdolności. Prezydent uśmiechnął się. – Teraz brzmi lepiej. Generał parsknął. – Nie potrzebujemy tych Wampirów. Nie zrobią niczego, czego nasze siły zbrojne nie mogłyby zrobić. Gregori pochylił się do przodu. – Śmiertelnicy nie są przygotowani do walki z Malkontentami. My jesteśmy. I jesteśmy skłonni, by zwalczyć ich dla waszego bezpieczeństwa. Generał wzruszył ramionami. – Możemy rozwiązać ten problem przez pozbycie się was wszystkich. To nie tak, że możemy was zabić. Już jesteście martwi. - Jesteśmy amerykańskimi obywatelami. – powiedział Gregori. – Chodzimy do pracy, płacimy podatki, przestrzegamy prawa… - Jesteście diabelskim tym, czymkolwiek jesteście. – nalegał Generał. – Świat będzie dużo lepszy bez was. Gregori zacisnął i rozluźnił pięści, dziękując jeszcze raz, że miał antystresowe pigułki. Nie można było przemówić do Generała. Musiał wdrożyć Plan C. Pokazać trochę mocy. Odsunął wiaderko z lodem ze stojaka i postawił je na ławie. Podniósł się, chwycił stojak z kutego żelaza i zgiął w obręcz.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Wspaniale. – szepnął prezydent, a jego oczy błyszczały podekscytowaniem. - Pokaż mi to. – Sekretarz Obrony wziął pętlę metalu i próbował to wyprostować. Jego twarz była czerwona z wysiłku. - Większa siła. – powiedział Caprese. – Imponujące. Generał wzruszył ramionami. – Wielka mi sprawa. Mam żołnierzy, którzy są tak samo silni. Gregori okrążył mężczyzn z prędkością wampira. Faceci sapali z zaskoczenia. - Zdumiewające! – powiedział prezydent. Gregori zatrzymał się za Generałem Bondem i poklepał go po ramieniu. – Jeżeli byłbyś Malkontentem, rozszarpałbym ci szyję. Generał skoczył na nogi. – On groził, że mnie zabije! Brać go! - Nie, nie groziłem… - Brać go, już! – rozkazał Generał. Mężczyzna z wywiadu pognał do niego, ale Gregori teleportował się na inną stronę Prezydenta Tuckera. - Panie Prezydencie, ja nie… - Co? – Prezydent, Tucker się odwrócił. – Jak się tu dostałeś? - Prezydent jest w niebezpieczeństwie! – zawiadomił Generał. - Tutaj, już! – Facet z wywiadu krzyknął do komunikatora na swoim nadgarstku i doskoczył do prezydenta. Drzwi otwarły się i do środka wpadło dwóch agentów, udając się prosto w stronę Gregoriego. Uniósł się pod sufit. Abigail i Madison Tucker pognały za agentami wywiadu. Inni strażnicy skakali,
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
próbując złapać go za nogi, kiedy inny usunął ich ojca z drogi. Ludzie krzyczeli na siebie nawzajem. Whelan przeklinał. Właściwie to wskazywał na niego i krzyczał. Zdezorientowane spojrzenie Abigail padło na niego pod sufitem. - Mogę to wyjaśnić. – zaczął Gregori, chociaż wątpił, że ona usłyszy jego głos w tym hałasie. Osunęła się na dywan w całkowitym omdleniu.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział ósmy Abigail zamrugała, kiedy świat odzyskiwał ostrość. Przez zamgloną chwilę, zastanawiała się, czemu leży na podłodze. I dlaczego tu było tak głośno? Jej ojciec i Madison klęczeli obok niej i przyglądali się jej z uwagą. - Nic jej nie jest, Tato. – krzyknęła Madison przez panujący hałas. – Tylko zemdlała. Zemdlała? Ona nigdy nie mdlała. Tata dotknął jej policzka i uśmiechnął się. – Moja dziewczynka. Kiedy wstał, wzrok Abigail wrócił do normy i złapała oddech. Dobry Boże, teraz przypomniała sobie, co spowodowało jej omdlenie. Gregori Holstein pod sufitem! I trzech agentów wywiadu skaczących na kanapach próbujących chwycić go za nogi. – Co…? Madison ścisnęła jej rękę. – Miałaś rację, Abby! On jest wampirem! - Co? – Zamrugała, ale on nadal tam był, patrząc na nią z niepokojem. Dobry Boże, to była prawda. To było straszne! – Nie! – Cofnęła się po podłodze. Grymas bólu błysnął na jego twarzy. Wstrzymała oddech. Czyżby zraniła jego uczucia? Odwrócił się od niej i powoli opadł na podłogę. - Zatrzymajcie go! – krzyknął Szef CIA i dwaj agenci wywiadu chwycili jego ręce. Abigail podniosła się. – Nie róbcie mu krzywdy! Jego spojrzenie powróciło do niej.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Jej serce fiknęło koziołka. Pomimo tego całego hałasu, on usłyszał jej głos. Przycisnęła rękę do walącego serca, przerażona, że on był potworem, ale jednocześnie zmartwiona, że mogła go zranić. - Wszyscy, spokój! – krzyknął jej Tata i w pokoju zapanowała cisza. – Usiądźmy i porozmawiajmy spokojnie. – Skinął na ludzi z wywiadu. – Możecie pozwolić mu odejść. - Laurence, nie! – Pan Caprese zacisnął zęby. – Panie Prezydencie, on groził, że zabije Generała. Abigail złapała oddech. - Och, mój Boże. – szepnęła Madison. Pan Holstein przeklął szeptem. Mężczyźni z wywiadu nadal go trzymali. - On musi zostać aresztowany i jest zatrzymany. – kontynuował Caprese. - Szczerze wątpię, czy możemy go aresztować. – odpowiedział prezydent. – Mam rację, Panie Holstein? - Tak. Mógłbym stąd zniknąć i nigdy byś mnie nie znalazł. – Spojrzał na Abigail. – Nigdy więcej byś mnie nie zobaczył. To powinno ją cieszyć, patrząc na to, że był wampirem i groził, że zabije jednego z doradców jej ojca. Tylko, dlaczego myśl, że nigdy więcej by go nie zobaczyła, tak bardzo ją zasmuca? Odwróciła wzrok, a jej serce goniło. To było uciążliwe. Część jej się go bała. On był jakąś nienaturalną istotą. Ale inna jej część sądziła, że jest niezwykle atrakcyjny. To musiała być naukowa ciekawość. Stanowił intrygujący obiekt do badań. Dobrze. Ale z jego przystojną twarzą nic nie można było zrobić. Skrzywiła się, kierując gniew w sobie na to, że sądziła, że takie niebezpieczne stworzenie jest aż tak atrakcyjne. Obróciła się do niego, a jej pięści się zacisnęły. – Czy to prawda? Groziłeś, że zabijesz Generała?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Jego oczy błysnęły gniewnie. – Myślisz, że jestem zdolny do zabijania z zimną krwią? - Nie wiem, do czego jesteś zdolny. Patrzyła na nią przez moment, kiedy skinął głową. – Masz rację. Na zaufanie trzeba sobie zapracować. Otworzyła usta. To nie była odpowiedź, której oczekiwała. – Dlaczego… dlaczego mu groziłeś? - Powiedziałem, ze go zabiję, jeśli byłby Malkontentem, ale on nim nie jest, więc nie było żadnej groźby. Dawałem tylko pokaz. W ten sposób. – Zniknął, zostawiając ludzi z wywiadu trzymających powietrze. Pojawił się ponownie, stojąc za biurkiem jej ojca. Abigail złapała oddech. Mógł się teleportować! - Wow. – szepnęła Madison. Pan Holstein podniósł ręce. – Nie mam zamiaru nikogo skrzywdzić. Czy to mogła być prawda? Abigail zastanawiała się czy istniało coś takiego jak nieszkodliwy wampir? To brzmiało jak oksymoron. - Możecie wierzyć Panu Holsteinowi. – powiedział krępy mężczyzna, który z nim przyszedł. – Chociaż Wampiry posiadają kilka imponujących mocy, oni są bezpieczni i nieszkodliwi. - Przestań, Whelan. – mruknął Pan Caprese. – Nie to mówiłeś mi, kiedy zacząłeś pracę z Zespołem. Powiedziałeś, że Nieumarli są niebezpieczni i udowodniłeś to. Pan Holstein skrzyżował ramiona. – Jeżeli naprawdę byłbym niebezpieczny, nikt z was nie byłby żywy, by o tym mówić. Ale jak odkrył przez ostatnie kilka lat Pan Whelan, jesteśmy nieszkodliwi. Jesteśmy przeciw krzywdzeniu ludzi.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Oczywiście. – parsknął Generał. – Nie chciałbyś zmniejszać swoje źródła pokarmu. Pan Holstein popatrzył na niego. – Nie jesteśmy potworami. Wszyscy zaczęliśmy życie, jako ludzie. Wielu starszych Wampirów ma dzieci. Młodsze Wampiry nadal mają rodziny. Jak mógłbym pożywiać się z człowieka, kiedy moja własna matka nadal żyje? On był młodym wampirem? Abigail zastanawiała się, co spowodowało, że stał się Nieumarłym. Co dokładnie znaczyło słowo Nieumarły? Gregori Holstein poruszał się, myślał, mówił. Te czynności nie wymagały aktywnego systemu krążenia? Jej umysł zalały inne pytania. Na tak dużo nie znała odpowiedzi, ale jedna rzecz była pewna. Pan Holstein był fascynujący. Skrzywiła się wewnętrznie. Nie mogła sobie pozwolić na rozproszenie przez człowieka, nieważne jak tajemniczego i przystojnego, którym był. Musiała być stanowcza na tej misji. Wszystkie jej wieloletnie badania i ciężka praca miały tylko jeden cel: odkryć lekarstwo dla jej matki. Nie miała żadnego zamiaru badania tego… wampira, obojętnie jak bardzo był fascynujący. - Pan Holstein ma rację. – powiedział jej tata. – On jest nadal całkowicie ludzki. Myślę, że możemy mu zaufać. Szef ds. Bezpieczeństwa Ojczyzny, Pan Schiller, parsknął. – Żartujesz? On ma moce, z którymi nawet nie możemy rywalizować. - Ale nie używamy ich, by krzywdzić śmiertelników. – nalegał Pan Holstein. - Masz jakieś inne moce? – spytał Doradca ds. Bezpieczeństwa Narodowego. Pan Holstein wzruszył ramionami i wyszedł przed biurko. – Widzieliście większość z nich. Lewitacja, teleportacja, wspaniała szybkość i siła. - I wyostrzone zmysły. – szepnęła miękko Abigail. Popatrzył na nią, co spowodowało galop jej serca. Kącik jego ust się uniósł.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Przestań. On to słyszy. - Jakieś inne moce? – spytał jej tata. Jego uśmiech się poszerzył. – Jestem doskonałym tancerzem. Tata zachichotał, ale jej oddech stanął. On mijał się z prawdą. Wiedziała to. Miał więcej mocy. Mocy, o których nie chciał, aby ktoś wiedział. Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent była pewna, że to on sprawił, że pies Madison zasnął. Jeżeli mógł to zrobić zwierzęciu, prawdopodobnie mógł też to zrobić z ludźmi. Jakich sztuczek mógłby użyć grając z ludzkim umysłem? Poczuła chłód, na co jej skóra odpowiedziała gęsią skórką. Pan Holstein mógł być o wiele bardziej niebezpieczny niż myślał jej ojciec. Musiała go ostrzec, ale nie chciała rzucać oskarżeń, na które nie ma dowodów. - Tato? – Podeszła bliżej niego. – Mogę zamienić z tobą słowo na osobności? Obrócił się do niej, a jego oczy błyszczały z podekscytowania. – Myślisz o tym samym, co ja? – Ścisnął jej ramię. – Podróż badawcza, którą chciałaś odbyć? Sądzę, że teraz to będzie możliwe. Złapała oddech. Dobry Boże, nic nie przychodziło jej do głowy. Zaproponowała tą podróż dwa tygodnie temu. - Nienawidzę ci odmawiać. – szepnął jej tata. – Ale to wszystko zmienia. Fakt, że to się stało akurat teraz, kiedy tego potrzebujemy, oznacza, że tak musiało być. Jej serce stanęło. Nie mogła winić ojca, że wierzy, że to przeznaczenie pomoże utrzymać jego kochaną żonę przy życiu. Ale żeby przeznaczenie miało postać wampirów? Zerknęła na Pana Holsteina. Patrzył na nich z ciekawością i bez wątpienia słyszał każde słowo. – Tato, musimy o tym porozmawiać. Sami. - Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. – Poklepał jej ramię, kiedy zwrócił się do swoich doradców. – Podjąłem decyzję. Zawrzemy układ. Te Wampiry posiadają
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
specjalne zdolności, które się przydadzą. – Spojrzał z powrotem na Abigail i mrugnął do niej. Przełknęła ślinę. Tata desperacko prowadził do przymierza, by ratować Mamę. Taki sojusz nie powinien być oparty na osobistych powodach, ale nie mogła nie podzielić jego nadziei. Zdolność Pana Holsteina do teleportacji oznaczała, że mógłby zawieść ją do Chin nawet bez wiedzy chińskiego rządu. Mogłaby znaleźć rośliny, które mogły uratować jej matkę. Ale co, jeśli Pan Holstein posiadał niebezpieczne psychiczne moce? Jak mogłaby mu zaufać? Z drugiej strony, jak mogłaby przepuścić taką okazję, by pomóc swojej matce? - Alan. – Jej tata zwrócił się do szefa ds. BO. – Jesteś odpowiedzialny za usunięcie filmu i poinformowanie społeczeństwa, że to nic więcej jak czyjaś fantazja. Zacznij natychmiast. Alan Schiller pokiwał głową zrezygnowany. – Tak, Panie Prezydencie. – Wyszedł z pokoju. - Dziękuję. – powiedział Pan Holstein do jej ojca. – Będziemy szczęśliwi, jeśli będziemy mogli pomóc Panu w jakichkolwiek problemach. – Zerknął, na Abigail i uniósł brwi z pytającym spojrzeniem. Odwróciła się, a na jej policzki wypłynął rumieniec. Czy Tata mógłby to zrobić? Poprosiłby wampira, by zabrał ją w podróż badawczą? - Muszę przedyskutować z Panem Holsteinem coś osobistego. – powiedział jej ojciec. – Generale, George, Frank, dziękuję, że przyszliście. Generał Bond rzucił oburzone spojrzenie Panu Holsteinowi, wychodząc z gabinetu, a za nim Sekretarz Obrony i Doradca ds. Bezpieczeństwa Narodowego. - Panie Prezydencie? – spytał Josh. – Odprowadzę twoje córki na piętro. - Możesz zabrać Madison, ale chciałbym by Abigail została. Przełknęła. Tak, Tata to zrobi.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Ale to nie jest w porządku! – Madison uczepiła się Abigail. – Jeżeli Abby zostaje, to ja też. Tata ściszył głos. – Cukiereczku, mamy z Panem Holsteinem interes do przedyskutowania. - Ja mogę to zrobić! Jestem ekspertką od wampirów! Tata skrzywił się. – Wątpię, czy mogłabyś więcej wiedzieć niż sam wampir. - Och. – Spuściła głowę. – Myślę, że masz rację. - Jeśli panie chcą zostać, byłbym zaszczycony, by prowadzić z nimi interesy. – Pan Holstein posłał im olśniewający uśmiech. Abigail skoczył puls. Czy wiedział o mocy tego uśmiechu? To było równie zachwycające jak jego niesamowity słuch. Mężczyzna, który mu towarzyszył szturchnął go łokciem i posłał ostrzegawcze spojrzenie, co wyglądało dość zabawnie. - Och, dziękuję, Panie Holstein! – Madison uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę. – Jestem tak podekscytowana, że cię spotkałam. Od dawna jestem wielbicielką twojego… gatunku. Potrząsnął jej rękę. – Proszę, mów mi Gregori. Zachichotała. – Kocham twoje imię! Jest takie wampiryczne. Nie sądzisz, Abby? - Tak. – Unikała jego spojrzenia, ale widziała jak wyciąga do niej rękę. - Abby? – spytał miękko. Przełknęła. Dlaczego jego głos musiał być taki głęboki i seksowny? – Gori. – Ścisnęła jego rękę, zamierzając szybko nią potrząsnąć i puścić, ale on trzymał mocno, aż podniosła na niego wzrok i ich oczy się spotkały. Dreszcz przeszedł przez nią, szokując ją. Skąd to się wzięło? Z jego oczu? Ręki? Albo obydwu? Wyciągnęła rękę z jego uścisku, szarpiąc do tyłu wystarczająco mocno, że straciła równowagę i spadła na kanapę.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Tak, wszyscy usiądźmy. – Jej tata usiadł na swoim krześle na szczycie stołu, nieświadomy, że stało się coś dziwnego. Szef CIA i Pan Whelan usiedli na drugiej kanapie. Josh i trzech innych agentów wywiadu nadal stało. Czy ona wyobraziła sobie ten mały dreszczyk? Nie, jej prawa dłoń nadal mrowiła od pozostałej w niej energii. Abigail zacisnęła razem dłonie. Może tylko jej się to przytrafiło. Zaryzykowała zerknięcie na Gregoriego. Patrzył na nią zaintrygowanym spojrzeniem. - Gregori. – Jej tata odchrząknął. – Nie będziesz miał nic, przeciwko, jeśli będę nazywał cię Gregori? - Nie, będzie w porządku. – Usiadł na krześle na końcu stołu. Madison postawiła torbę z psem na stole, obok wiadra z lodem i usiadła przy Abigail. – Tak się martwię, Gregori, że nie poznałam cię od razu. Oczekiwałam, że przylecisz, jako nietoperz. Pokiwał głową z cieniem uśmiechu. – Próbujemy być niezauważalni. Abigail parsknęła. Jakby Gregori Holstein mógłby być niezauważalny. Zerknął na nią, a jego oczy ściemniały do intensywnej zieleni. Jej serce znowu galopowało. Cholera, prawdopodobnie to słyszy. Tata Abigail pochylił się do przodu i oparł ręce na kolanach, patrząc na Gregoriego. – Teraz, kiedy pomagamy ci z twoim problemem, jestem pewny, że rozumiesz, że oczekujemy czegoś w zamian. Gregori poruszył się na krześle, kiedy rozpiął jego marynarkę. – Co masz na myśli? Pan Caprese odchrząknął. – Twoja zdolność do teleportacji, stanowi z ciebie doskonałego kandydata do tajnych operacji. Gregori pokiwał głową. – Możemy działać potajemnie. Działaliśmy tak przez
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
wieki. – Pochylił się do przodu, wyglądając poważnie. – Ale musicie zrozumieć, że nie krzywdzimy śmiertelników. Nie będziemy dla was torturować lub zabijać. Pan Caprese oburzył się. – Myślisz, że tak porządkujemy sprawy? Gregori uniósł brew, wyciągając butelkę z wiadra lodu. Madison szturchnęła Abigail i szepnęła. – Spójrz! On będzie pił krew! - On cię słyszy. – mruknęła Abigail. Zerknął na nią, podnosząc butelkę w pozdrowieniu, kiedy napił się łyka. Yeech. Powstrzymała dreszcz. Jego oczy migotały humorem, kiedy oblizał usta. Odwróciła się, a na jej twarz wypłynął rumieniec. Łajdak celowo próbował ją zniechęcić. I udało mu się. - Nie prosimy cię, byś był agresywny. – powiedział jej tata. Szef CIA sprzeciwił się. – Oni zostali nagrani jak odcinają komuś głowę. Nie ma nic gorszego. - To była bitwa przeciw Malkontentom. – Gregori napił się. – Nasi wojownicy zabijają w samoobronie jak dobrzy żołnierze. - Czyli, że kiedy zostaniesz zaatakowany na misji, - powiedział Pan Caprese. – to możemy oczekiwać, że zabiłbyś nas, by tylko się obronić? Gregori zmarszczył brwi. – Jeśli to jest konieczne, to tak. Ale rzadko tak się zdarza, bo możemy po prostu się teleportować. Pan Caprese uśmiechnął się głupio. – To jest twoja zwykła reakcja na niebezpieczeństwo? Uciec i schować się? Przypuszczam, że to dzięki temu, zdołałeś istnieć w tajemnicy przez tak dużo wieków.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Abigail wciągnęła powietrze. Gregori wyglądał na wkurzonego. Zmrużył oczy, które teraz były intensywnie zielone. Jego głos był przerażająco spokojny. – Wampiry ryzykują życie w bitwie z Malkontentami od wieków, tylko po to, by chronić śmiertelników. A ty masz wątpliwości, co do ich odwagi. - Oczywiście, że nie. – zgodził się jej tata. Abigail patrzyła na Gregoriego zafascynowana zmianami jego oczu. Wydawał się uspokajać i jego oczy wracały do normalnego odcienia szarawej zieleni. Jednak, kiedy się zdenerwował, pokój był jakby naładowany energią. Zdecydowanie nie lubił być nazywany tchórzem. Zastanawiała się, co z innymi czułymi punktami, które posiadał. Co by się stało, gdyby zupełnie stracił kontrolę? Czy krwiożerczy potwór w jego wnętrzu tylko czeka, by się uwolnić? - Kim są Malkontenci? – spytała. - To prawdziwy wróg. – wyjaśnił Pan Whelan. – Złe wampiry, które myślą, że mają prawo do pożywiania się śmiertelnikami i zabijania ich. Śmiertelnicy byliby bezbronni w bitwie. Ale Wampiry mają te same moce, co Malkontenci, więc oni są najlepszymi przeciwnikami. Potrzebujemy Wampirów po naszej stronie. - Więc, w imieniu naszego kraju, chciałbym podziękować za chronienie nas. – powiedział prezydent. Gregori skinął głową. – Proszę bardzo. Dziwna myśl natchnęła Abigail. Pan Whelan sprawiał, że Wampiry wyglądali jak bohaterowie. Obrońcy Wszechświata w czarnych pelerynach i z niewyobrażalnymi mocami. Chociaż jak o tym myślała, to nie mogła sobie wyobrazić Gregoriego w nagumowanym stroju. - Chciałbym usłyszeć trochę więcej o teleportacji. – kontynuował jej tata. – Jak daleko możesz podróżować? Wyprostowała się, zaniepokojona, jaką odpowiedź mogła usłyszeć. - Mogę znaleźć się gdziekolwiek na świecie. – odpowiedział Gregori. – Ale musi tam być noc.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Tata Abigail wymienił z nią spojrzenie i zwrócił się do Gregoriego. – Możesz zabrać ze sobą kogoś, kiedy się teleportujesz? Gregori pokiwał głową. – Jedną osobę. Starsze Wampiry mogą zabierać dwie, ale zazwyczaj łatwiej ochronić tylko jedną. Serce Abigail zabiło szybciej. Gregori pochylił się do przodu. – Jaki projekt masz na myśli? - Nic brutalnego. – Jej tata pomachał ręką, zaprzeczając. – To byłaby raczej… humanitarna misja. - Panie Prezydencie. – szepnął Szef CIA. – Musimy to najpierw przedyskutować. Pokiwał głową. – Przedyskutujemy. Tylko chciałem przedtem zebrać jakieś informacje. – Zwrócił się do Abigail i zniżył głos. – Co o tym sądzisz? Będziesz zadowolona z podróży i pracy z nim i jego rodzajem? Jej serce zagrzmiało jej w uszach. – Trudno powiedzieć. – Rzuciła Gregoriemu nerwowe spojrzenie. – Ledwie go znam. - Musisz się z nim zapoznać. – Jej tata obrócił się do Gregoriego. – Czy spędziłbyś trochę czasu z moją córką? Jutrzejszej nocy? Może przedstawiłbyś ją swojemu światu i twoim współpracownikom. Jego oczy się rozszerzyły. – Jeśli chcesz. Tak, sir. Abigail przełknęła ślinę. Czy jej ojciec umówił ją na randkę z wampirem? - Ja też chcę iść! – Madison podskoczyła na sofie z podekscytowania. – Proszę, Tatusiu. Chcę zobaczyć wampirzy świat! - Tak. – Abigail chwyciła rękę siostry. – Chciałabym, żeby Madison także poszła. – Cokolwiek, byle uchroniło mnie przed byciem sam na sam z Gregorim Holsteinem. - Och, dziękuję, Abby! – Madison ją uściskała. – To będzie zabawne! – Zwróciła się do Gregoriego. – Gdzie nas zabierzesz?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Ja… - Poprawił krawat i zerknął na Pana Whelana, który przeklinał szeptem. – Gdzieś… w publiczne miejsce. Nie znam więcej wampirzych miejsc w D.C. To nowy wampirzy nocny klub na Manhattanie jest teraz najbardziej popularny. - Nocny wampirzy klub! – Madison przycisnęła rękę do piersi. – To brzmi niesamowicie! Ich tata zmarszczył brwi. – Co się dzieje w tym klubie? To jest bezpieczne miejsce dla moich córek? - Całkowicie bezpieczne. Wszystkie Wampiry, które tam będą, piją z butelek. – wyjaśnił Gregori. – One przychodzą tam, by porozmawiać i potańczyć. - Myślę, że to byłoby w porządku. – Tata skinął na dwóch ludzi z wywiadu. – Josh i Charles przygotują transport. Oni będą z tobą cały czas i będą się meldowali u mnie, co pięć minut. Dziewczyny przyjadą jutro do Manhattanu. Damy ci znać, gdzie będą. - Tato. – Abigail dotknęła jego ramienia. – Jurto muszę być w pracy. - Mogą dać ci kilka dni wolnego. – Ścisnął jej rękę. – To ważne. Musimy wiedzieć, czy możesz współpracować z tym wampirem i jego przyjaciółmi. – Zerknął na Gregoriego. – I muszę wiedzieć, czy mogę ci zaufać w sprawie mojej córki. Gregori pokiwał głową. – Oddam za nią życie. - Ja też! – Madison klasnęła wesoło w ręce. Ich tata wstał i posłał Gregoriemu surowe spojrzenie. – Sprawdzę, czy dotrzymałeś obietnicy. Moje córki mają być bezpieczne i chronione. Jeśli cokolwiek się im stanie, jeśli wrócą do domu nieszczęśliwe, wtedy nasza umowa ulegnie rozwiązaniu i ty i twoi wampirzy przyjaciele radźcie sobie sami. - Rozumiem. – Gregori wstał i obrócił się sztywno do Abigail i Madison. – Zobaczymy się jutro wieczorem o dziewiątej w Nowym Yorku. Madison skoczyła na nogi. – Dziękuję!
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Skinął jej głową i posłał Abigail pytające spojrzenie. Jej policzki się ociepliły. Randka z wampirem? Jej cały świat wywrócił się do góry nogami. Jej tata skinął na jednego mężczyznę z wywiadu. - Charles cię odwiezie. - Dziękuję, ale nie. Nie trzeba. – Gregori chwycił ramię Pana Whelana i zerknął na torbę z psem na ławie. Dolly otworzyła oczy i podniosła się. Abigail zesztywniała i popatrzyła na Gregoriego. – Ty… - Pogadamy jutro. – przerwał jej. Zanim mogła cokolwiek odpowiedzieć, zniknął, zabierając ze sobą Pana Whelana.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dziewiąty Gregori pojawił się niedaleko bocznego wejścia do Romatechu. Przeklął cicho, wyciągając kartę ID z portfela. Ze wszystkich głupich rzeczy, nigdy nie przypuszczał, że zostanie cholerną opiekunką do dzieci. Przesunął przez czytnik kartę, kiedy Sean Whelan rozglądał się dookoła. - Co my do diabła tutaj robimy? – dopytywał się Sean. Gregori otworzył drzwi. – Ty przodem. - Musimy udać się do bezpiecznego domu. Zabierz mnie tam. - Nie. – Gregori kroczył w kierunku sali. Jak do cholery zrobił się taki bałagan? Los Wampirów na całym świecie zależał od tego, czy on się zabawi w opiekunkę dla córek prezydenta. - Nie możesz mi odmówić. – Sean szedł za nim. – Jestem odpowiedzialny za tą operację. Drzwi do biura ochrony MacKay otworzyły się i stanęli w nich Angus i Emma MacKay. - Skończyliście spotkanie z prezydentem? – spytał Angus. Zanim Gregori mógł odpowiedzieć, Sean zastąpił mu drogę i dźgnął go palcem. – Ten idiota nie zrobił tego, co obiecał. Miał zabrać nas do bezpiecznego domu. Gregori popatrzył na Seana. – Kto jest idiotą? Tam były tajne służby. Nie sądzę, by to było bezpieczne. - Oczywiście, że to jest bezpieczne. – nalegał Sean. – Prezydent zawarł z nami sojusz.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Och, to dobra wiadomość. – powiedział Angus. Emma uśmiechnęła się. – Dobra robota, chłopaki. Gregori wzruszył ramionami. – Nie liczyłbym jeszcze na to. – On nadal musi wziąć córki na tańce. I sprawić, by były szczęśliwe albo on i jego przyjaciele zostaną zniszczeni. - Właśnie, dlatego powinniśmy zostać w D.C. – powiedział Sean. – Musimy być otwarci na dalsze negocjacje. Gregori potrząsnął głową. – Będziemy się teleportować. Sean zacisnął zęby. – Nie umiem się teleportować. - Naucz się. - Nie mogę! – Sean przeciągnął po swoich krótkich włosach. – Nie widzisz, w jakiej sytuacji się znalazłem? Muszę udawać, że nadal jestem człowiekiem. Bo jeśli oni dowiedzą się prawdy o mnie, stracę ich zaufanie. - Ma rację. – powiedziała Emma. – Sean pomoże nam bardziej, jeżeli zachowa swoją aktualną pozycję. - Jest więcej powodów, by trzymać się z daleka od bezpiecznego domu. – Gregori zwrócił się do Seana. – Co, jeśli twoi kumple z CIA będą chcieli się z tobą zobaczyć podczas dnia i znajdą cię w twoim śmiertelnym śnie? Przełknął ślinę. – Ja… byłbym w piwnicy. Garrett by ich tam nie zaprowadził. Chroniłby mnie. - Garrett pracuje dla CIA. – mruknął Gregori. – Zrobi wszystko, co Caprese mu rozkaże. - A on wie o tobie? – spytał Angus. – Nie uczyłeś go, by nienawidził wampirów tak samo jak ty?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Z grymasem na twarzy, Sean odsunął się o kilka kroków. – To nie jest w porządku! Jestem tą samą osobą, którą byłem wcześniej. Pracowałem dla CIA przez trzydzieści lat! Dlaczego nagle mieliby pomyśleć, że stałem się potworem? Gregori, Angus i Emma prychnęli. Sean posłał im zdziwione spojrzenie. – W porządku. Wiem. Byłem trochę… niesprawiedliwy dla Was. - Byłeś idiotą, Whelan. – mruknął Angus. - Świetnie. – Spojrzał groźnie. – Wypominaj mi to. Ale do cholery, jak mam pracować skoro jestem… Nieumarły? - To jest lepsze niż bycie martwym. – powiedział sztywno Gregori. - Jeśli skończyłeś się wkurzać, to zawsze możesz pracować dla mnie. – zasugerował, Angus. Sean skrzywił się, kiedy przebiegł ręką po włosach. – Pomyślę o tym. Ciągle próbuję się… dostosować. - Nie powiedziałeś jeszcze swojej żonie? – spytała Emma. - Nie. Ona myśli, że byłem za granicą przez ostatnie dwa tygodnie. Ja… nie wiem jak jej o tym powiedzieć. Emma poklepała go po ramieniu. – Kiedy minie jej szok, wszystko się ułoży. Znowu zobaczy Shannę i Caitlyn. A jak zobaczy swoje urocze wnuki, wystarczająco ochłonie. Twarz Seana złagodniała. – Te dzieci są naprawdę wyjątkowe. Gregori wymienił spojrzenie z Angusem. Te dzieci były o wiele bardziej wyjątkowe niż Sean myślał. - Powrót do bezpiecznego domu… naprawdę nie jest bezpieczny. Nie, kiedy ten dupek Generał Bond twierdzi, że świat byłby lepszy bez nas.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Sean parsknął. – Ty jakoś nie pomogłeś sprawie, grożąc, że rozszarpiesz mu szyję. Angus zesztywniał. – Co? Gregori się skrzywił. – To długa historia. Zanim do tego dojdziemy, myślę, że powinniśmy ściągnąć tu naszych chłopaków. Angus pokiwał głową. – Zgadzam się. Nigdy nie lubiłem tego bezpiecznego domu. Sean naburmuszył się. – Sporo się natrudziłem, by przygotować go dla nas. I właśnie tam CIA się z nami skontaktuje w sprawie negocjacji. - Garrett może tam zostać i przekazywać ci wiadomości. – powiedział Angus. – Tak lub nie, Whelan, ale teraz jesteś w naszym świecie i musisz zacząć działać po naszemu. Pięć minut później, Angus, Robby i Phineas teleportowali zmiennokształtnych i bagaż z powrotem do Romatechu. Phil został teleportowany do Dragon Nest Academy, by pomóc ochraniać kobiety i dzieci, które tam były. Pozostali pracownicy MacKay S&I przeszli do sali konferencyjnej razem z Seanem Whelanem i Głowami Klanów, Romanem i Zoltanem. Gregori usiadł przy stole na tym samym krzesełku, na którym siedział poprzedniej nocy. Rozejrzał się dookoła stołu, widząc swoich najlepszych przyjaciół:, Phineasa, Robby’ego, Olivię, Howarda, Angusa, Emmę, Zoltana i Romana, poczuł, że jest odpowiedzialny za osiągnięcie celu. Dzisiaj wieczorem dobrze sobie poradził, a może całkiem spieprzył. - Więc, prezydent zgodził się nam pomóc? – spytał Roman. Zanim Gregori mógł odpowiedzieć, Sean się wtrącił. – Tak. Namówił Szefa ds. Bezpieczeństwa Ojczyzny, by usunął film, a cała historia o wampirach będzie uznana za żart. Przy stole rozgorzały radosne komentarze. - Doskonała robota. – Roman uśmiechnął się do Gregoriego.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Olivia pochyliła się, przyglądając się mu. – Nie wyglądasz jakbyś się cieszył, Gregori. Wzruszył ramionami. – To jak gra w pokera, za dużo manewrów i blefowania. Chociaż prezydent zgodził się zawrzeć z nami sojusz, to ma w tym ukryty cel. Nie jestem pewien, czego oczekuje w zamian. - Ale to był doskonały początek. – nalegał Sean. – Prezydent Tucker chce zawrzeć z nami układ i nawet wydawał się całkiem skłonny, by nam zaufać. - Bo czegoś chce. – mruknął, Gregori. - Przynajmniej mamy jego poparcie. – powiedział Roman. – A co z innymi? Gregori wziął głęboki oddech. – Szef ds. Bezpieczeństwa Ojczyzny został przekonany, by usunąć film, ale tak naprawdę nie zaufa nam, bo odmówiłem mu udostępnienia listy wszystkich Wampirów w kraju. Angus skrzywił się. – Nie możemy tego zrobić. - Szef CIA chce być naszym sojusznikiem, by użyć nas, jako broni przeciwko ich wrogom. – kontynuował Gregori. – Sekretarz Obrony i Doradca ds. Bezpieczeństwa Narodowego są podejrzliwi i nie skłaniają się, by nam zaufać. Generał Bond łącznie z Szefami Sztabu woleliby zmieść wszystkie wampiry z powierzchni ziemi. Właśnie, dlatego nie sądzę, że powinniśmy zostawać w bezpiecznym domu w D.C. Pokoju zapanowała cisza. Roman westchnął. – Domyślam się, że zejdzie im trochę zanim nam zaufają. Gregori pokiwał głową. – Spróbowałem bezpiecznego i nieszkodliwego planu, ale oni zinterpretowali, że jesteśmy słabi i bezwartościowi, w ogóle nie przydatni. Musiałem udowodnić, że jesteśmy warci ratunku, a nie, że lepiej byłoby nas wyeliminować. - Jak dużo im powiedziałeś? – spytał Zoltan.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Powiedział im? – zadrwił Sean. – On im pokazał. Zgiął żelazny pręt, poruszał się z szybkością wampira, teleportował się i groził, że rozszarpie szyję Generałowi. Wszyscy wciągnęli powietrze. Gregori posłał Seanowi rozdrażnione spojrzenie. – To była demonstracja siły, by nas szanowali. – Poprawił swój krawat. – Wierzę, że to była skuteczna strategia. - Widocznie tak, skoro nie zostałeś zatrzymany. – powiedziała Emma. - I prezydent zgodził się nam pomóc. Gregori wzruszył jednym ramieniem. – Ma w tym swój cel. Humanitarna misja, jak to ujął, tam gdzie trzeba się teleportować. - Możemy to zrobić. – Angus pochylił się do przodu. – Powiedział gdzie? - Nie. – Gregori bawił się mankietami. – Ale sądzę, że to ma coś wspólnego z jego córką. Angus oparł się, zaskoczony. - Masz na myśli Madison Tucker? – spytała Olivia Gregori potrząsnął głową. – Starszą córkę. Abigail. Spotkał się z zaskoczonymi spojrzeniami. – Nie jest za bardzo znana. – Ale była fascynująca. Mała jego część była podekscytowana zobaczeniem się z nią. Chciał wiedzieć, co ona kombinuje i dlaczego się ukrywa. I jak bardzo chciał ja trzymać w swoich ramionach. Skrzywił się. Ona jest córką prezydenta, głupku. Większa jego część wiedziała, że ona była czystą klęską. Jeśli CIA dowiedziałoby się, co on o niej myśli, znaleźliby zawodowca, by go zabił w jednej sekundzie. - Nie lubisz jej? – spytała Emma. Zesztywniał. – Co? - Groźnie patrzyłeś. – powiedziała Emma. - Och. – Poruszył się na krześle. – Nie jestem… szczęśliwy z tej… uh, sytuacji.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Tak, to jest zła sytuacja. – zgodził się Sean. – Prezydent poprosił Gregoriego, by przedstawił jego córkom wampirzy świat. Chce wiedzieć czy Abigail może z nami współpracować. Oczy Olivii rozszerzyły się. – Prezydent chce, byś z nią gdzieś wyszedł? Coś jak randka? Gregori zacisnął zęby. – To nie jest randka. To jest… dyplomatyczne spotkanie. Sean pokiwał głową. – Dokładnie. To poważny interes. Dziewczyny przyjadą z agentami wywiadu jutro na Manhattan. Phineas prychnął. – Jak sobie poradzisz z dwiema kobietami, bro? Może potrzebujesz małej pomocy na swojej randce? Gregori szarpnął jego krawat. – To nie jest randka. To jest przeklęta praca opiekunki. Prezydent dał to do zrozumienia. Jeśli dziewczyny coś urazi lub nie będą szczęśliwe tego wieczora, to cały sojusz zostanie anulowany. Roman zesztywniał. – To wydaje się trudne. Robby się skrzywił. – Na szczęście Gregori jest ekspertem od zabawiania dziewcząt. Phineas ożywił się. – Rządzisz człowieku! - Oszalałeś? – warknął Sean. – Jeżeli on dotknie ich choćby palcem, jesteśmy straceni. Chciałem powstrzymać prezydenta, ale jak mogłem mu powiedzieć, że umawia swoje córki z najpopularniejszym kobieciarzem w wampirzym świecie? - Dzięki, Sean. – Gregori popatrzył na niego. – A planowałem je obie porwać. – Tylko jedną. W umyśle dał sobie w twarz. Nawet o tym nie myśl! - Gdzie je zabierzesz? – spytała Emma. - Do Wiecznej Nocy. To nowy wampirzy nocny klub w SoHo, który jest teraz bardzo popularny. Kupię im kilka napojów, pozwolę im trochę potańczyć i porozmawiać z Nieumarłymi, a potem odwiozę do hotelu. Przy nich będzie
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
dwóch agentów wywiadu. Powinno pójść gładko. – Gregori wzruszył ramionami. – To jest tylko głupia praca opiekunki. Angus pokiwał głową. – Jednak nie możemy sobie pozwolić, by coś się stało dziewczętom. Phineas, chcę, byś z nimi poszedł. - W porządku. – Phineas uśmiechnął się. Sean jęknął. – O czym ty myślisz? Przyszłość Wampirów na świecie zależy od dania dziewczyn pod opiekę playboyowi i samozwańczemu Doktorowi Miłości? Phineas prychnął. – Facet, mogę być idealnym dżentelmenem. - Na jakiej planecie? – warknął Sean. Angus zachichotał. – Wierzę, że możemy zaufać Gregoriemu i Phineasowi, by zabawili dziewczyny tego wieczoru. Emma uśmiechnęła się. – Zgadzam się. Mogą być bardzo uroczy. - Słyszysz, bro? – Phineas uśmiechnął się do Gregoriego. – Jesteśmy jak Książęta Rozkoszy. - Bardziej jak ropuchy. – mruknął Sean. – Zachowuj się odpowiednio przy księżniczkach. Olivia pochyliła się blisko jej męża i szepnęła. – Może jedna z nich jest dość inteligentna, by rozpoznać księcia w przebraniu. - Jak ty? – Robby ścisnął jej rękę. Jedna z nich była inteligentna, dobrze, pomyślał Gregori. Dociekliwa i spostrzegawcza. Ona wiedziała od samego początku, że był inny. Ale wyglądała na przerażoną, kiedy dowiedziała się prawdy. Kiedy uścisnęli ręce, odsunęła się od niego tak gwałtownie, że wpadła na kanapę. Westchnął. To było lepsze wyjście. Lepiej, gdy myślała, że jest odpychający. Spotkanie skończyło się, kiedy Angus i Roman życzyli mu powodzenia w uszczęśliwianiu córek prezydenta.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Poszedł do swojego biura, potrzebując samotności. Ale kiedy się tam dostał, nie znalazł spokoju. Wziął pudełko tabletek wyciągnął jedną i chodził po biurze w te i z powrotem. Obraz Abigail Tucker wkradł się do jego myśli. Miał wrażenie, że podejrzewała, że to on uśpił małego psa. Nie ufała mu. I nie chciała zostawać z nim sam na sam. Zauważył jak szybko namówiła siostrę do pójścia razem z nią. Jaką misję Abigail miała na myśli, że musiała być realizowana w tajemnicy? Kim ona była? Rzucił tabletki na biurko i usiadł przy laptopie, by móc więcej się o niej dowiedzieć. Zatrzymał się w połowie pisania jej imienia. Co on wyprawiał? Miał na jej punkcie obsesję? Musiał przestać tyle o niej myśleć. Zamknął laptopa, wyciągając swojego Droida i zadzwonił do Maggie. - Cześć, Cukiereczku. – Oparł się o fotel. – Jak idzie reklama? Maggie jęknęła. – Nijak. Simone zawsze coś robi źle. - To nie moja wina! – Wrzasnęła Simone z oddali. Maggie westchnęła. – Gordon i ja przerwaliśmy dzisiejszego wieczora. Zdecydowaliśmy się przerobić reklamę tak, by utrzymać Simone w jednym miejscu najdłużej jak to możliwe. Mógłbyś pojawić się tutaj jutrzejszej nocy, kiedy będziemy kręcić? Wziął tabletkę. – Przykro mi, ale nie mogę, Laleczko, coś mi wypadło. - Wszyscy tutaj martwią się Wampirzą Apokalipsą. – powiedziała Maggie. – Charakteryzatorka mówiła, że jesteśmy straceni. Powiedz mi, czy Roman zaczął działać? Ścisnął pigułkę. – Będzie dobrze, Maggie. Dzisiaj wieczorem spotkałem się z prezydentem. - Prezydentem? Stanów Zjednoczonych?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Tak. Właśnie, dlatego nie mogłem kręcić reklamy. - Słodka Maryjo i Józefie! Co się stało? - Nie mogę jeszcze nic powiedzieć, ale mam nadzieję, że rząd nam pomoże. Spróbuję wpaść na chwilę do DVN jutro w nocy, kiedy będę robił za opiekunkę. - Opiekunkę? – spytała Maggie. Mocniej ścisnął pigułkę. – Zabieram córki prezydenta do wampirzego nocnego klubu. Maggie zaśmiała się. – Jak tylko zobaczą jak świetnie tańczysz, a od razu zgodzą się nam pomóc. – Nastąpiła pauza, kiedy usłyszał mamrotanie. – Nie, Simone, nie możesz iść z nimi. Musisz być tutaj dla reklamy. Gregori skrzywił się. Simone podsłuchała jego plany. – Porozmawiamy później, Maggie. Dziękuję za pomoc. – Odłożył słuchawkę, przekładając tabletkę do drugiej ręki, gdy zadzwoniła jego matka. - Cześć, Mamo. Co tam w szkole? - Och, w porządku. Czy to prawda? – spytała jego matka podekscytowanym głosem. – Słyszałam, że masz randkę! Tabletka rozkruszyła się w jego dłoni. – Cholera. - Słucham? Co to za hałas? - Nie, to nic. – Wyrzucił tabletkę do śmieci. – To nie jest randka, Mamo. To dyplomatyczne spotkanie. I skąd, do cholery, się o nim dowiedziałaś? - Wydajesz się być tym poruszony, kochanie. Denerwujesz się przed randką? - To nie jest randka! – Wziął inną tabletkę. – Jestem bardzo spokojny. Tylko mam los każdego Wampira na świecie w swoich rękach. - Och, już dobrze, wszyscy mamy gorsze dni. Więc, co to za młoda dama, z którą idziesz na randkę?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Nie idę na randkę! Zabieram córki prezydenta na małą wycieczkę, by pokazać, że jestem godny zaufania. Jego matka odchrząknęła. – Nie jestem pewna czy Madison Tucker jest odpowiednia dla ciebie. - Nie jestem nią zainteresowany. Jak się o tym dowiedziałaś? - A więc, Emma dzwoniła. A potem, Olivia. To jesteś zainteresowany drugą córką? Czy jak wrócę do Romatechu, to będę mogła ją poznać? - Nie. Trzymaj się z daleka. Prychnęła. – To nie było miłe. Chcę tylko poznać twoją nową dziewczynę. - Nie idę na randkę! - Nie ma powodu byś podnosił głos. Gregori wziął głęboki oddech i ścisnął tabletkę. – Muszę iść, Mamo. Mam ważne rzeczy do zrobienia. Porozmawiamy później. - W porządku. Baw się dobrze na swojej randce. Odłożył słuchawkę i połknął pigułkę. - Mam ważne rzeczy do zrobienia. – Z szuflady biurka wyciągnął butelkę Blissky i odkręcił korek. Napił się i otarł usta. – To nie jest randka. Ale chciałbyś by była. Pociągnął długi łyk, by uciszyć swój głupi wewnętrzny głos.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dziesiąty Śliczne niebieskie oczy Madison się rozszerzyły. – Wow! Od lat nie widziałam cię tak dobrze ubranej! - Wiesz, dzięki. – mruknęła Abigail spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Ciekawe czy Gregori Holstein o niej myśli? Podciągnęła dekolt do góry w swojej czarnej koktajlowej sukience, którą wybrała dla niej siostra, gdy dzisiejszego popołudnia buszowały po sklepach. – Nadal sądzę, że ta sukienka jest zbyt odważna. - Puścisz to wreszcie? – Madison przechyliła głowę na bok, marszcząc brwi. – Potrzebujesz czegoś. Chwileczkę. – Przeszukała całą swoją walizkę od Louisa Vuittona i wyciągnęła pudełeczko z biżuterią wyłożone aksamitem. – Powinnam mieć tutaj coś odpowiedniego. Abigail usiadła na brzegu łóżka i skrzywiła się jak bardzo jej blade nogi były obnażone. Nie wkładała sukienek od lat. Od lat też nie brała wolnego w pracy. Jej mama zawsze jej powtarzała, żeby zaczęła żyć, ale jej mama też zasłużyła sobie na życie. Kiedy wyjaśniła swojej mamie, że Madison rzeczywiście miała rację, nie tylko, dlatego, że wampiry były prawdziwe, ale że z jednym z nich dzisiaj wieczorem wychodzą, jej mama nieźle przyjęła tą wiadomość. Tak naprawdę, Abigail nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio widziała swoją matkę tak podekscytowaną. Wyglądała na pięć lat młodszą, gdy widziały się rano. Abigail starała się nie odczuwać poczucia winy, że nie ma jej w pracy. Albo, że sukienka poszła na rachunek jej taty. Madison była przyzwyczajona do latania prywatnym odrzutowcem do Nowego Yorku, ale Abigail nigdy nie pozwoliła sobie na taki hulaszczy tryb życia. Jaki to miało cel? Lata temu w collage’u uświadomiła sobie, że posiadanie torebki za sześćset dolarów nie pomoże jej zdać egzaminu z chemii. Teraz pracowała w
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
laboratorium, gdzie wszyscy nosili białe fartuchy. Jej koledzy po fachu podniecali się nowo odkrytymi wzorami i formami życia bardziej niż najnowszymi trendami w modzie. Po wylądowaniu w NY, Josh i Charles, natychmiast przesadzili je do czarnej limuzyny Suburban i zabrali do Hotelu Astoria. Ona i Madison dzieliły jedną sypialnię w eleganckim apartamencie, więc chłopaki mogli użyć drugiej. Agenci zaplanowali, że będą pełnić służbę na zmianę, tak, że zawsze jeden z nich będzie stał na warcie. Abigail westchnęła. Łączny koszt pobytu w hotelu i jej sukienki przekraczał jej miesięczną pensję. Choć musiała przyznać, że ekscytowało ją uciekanie po Manhattanie przed paparazzi, goniącym ich i tajnych agentów, jakby byli jacyś wyjątkowi. - Ten będzie idealny! – Madison wyciągnęła błyszczący naszyjnik z kryształów górskich. Jej szeroki uśmiech zniknął. – Czemu siedzisz? Pognieciesz sobie sukienkę. Abigail z powrotem stanęła przed lustrem, chwiejąc się na pożyczonych szpilkach. - Przewrócę się w tych butach. Wolałabym założyć te płaskie, które przywiozłam. - Nie bądź głupia. Potrzebujesz obcasów. Wiesz, że jesteś trochę niska. – Madison założyła i zapięła naszyjnik na szyi Abigail. Abigail się skrzywiła. Długi sznur połyskujących diamencików kończył się w dolince pomiędzy jej piersiami. To było jak neon mówiący: Spójrzcie, co tutaj mam! To było szaleństwo. Wampirzy nocny klub? Seksowne koktajlowe sukienki? To nie przypominało misji, jaką proponowała tacie. Ta podróż pewnie będzie wymagała wędrówki przez górzysty teren. Przypuszczała, że to było bezpieczniejsze niż zapoznanie się z Gregorim i jego światem. Madison sprawdziła jej makijaż w lustrze i spojrzała na Abigail. – Potrzebujesz szminki. Ten kolor będzie do ciebie pasował.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Abigail skrzywiła się do siebie w lustrze. Malowała sobie usta dziesięć minut temu, a już wszystko zeszło. Musiała ją zjeść. Prawdopodobnie otrułaby się, tylko po to by zrobić wrażenie na wampirze. Niewiarygodnie przystojnym wampirze. Z jękiem zdjęła zatyczkę ze szminki. Musiała się uspokoić. Odprężyć. To tylko facet. Cudowny, tajemniczy facet, który był Nieumarłym. Nałożyła na usta odcień miedzianej czerwieni. Świetnie. Prawdopodobnie przypomni mu to o krwi. Przestań o nim myśleć! Dlaczego miałoby go obchodzić, jak wyglądają jej usta? Na pewno dużo bardziej będzie interesował się jej tętnicą szyjną. Albo graniu na jej umyśle i usypianiu jej tak jak psa Madison. Wielka szkoda, bo jeśli on chciał bawić się z nią w jakieś gierki, to chciałaby być tego w pełni świadoma. Skrzywiła się. O czym ona, do cholery, myślała? Gdy zadzwonił telefon, podskoczyła rozmazując szminkę na policzku. - Och nie! - Nie martw się o telefon. – Madison sprawdzała swoją maskarę. – Chłopaki go odbiorą. – Spojrzała na Abby i się cofnęła. – O mój Boże! Coś ty zrobiła? - Wyślizgnęła mi się. - Sheesh! Zostawiam cię na dziesięć sekund i od razu zmieniasz się w Jokera. – Madison przekopywała swoją awaryjną kosmetyczkę. – Muszę znaleźć płatki do demakijażu. Trzymaj się. Ktoś zapukał do drzwi. - To był Gregori. – zawiadomił je Josh. – Jest na dole w hallu. Serce Abigail przyśpieszyło. – Jesteśmy prawie gotowe. - zawołała Madison, gdy zmywała szminkę z policzka Abigail. – Denerwujesz się na dzisiejszy wieczór? - Jak się domyśliłaś? – mruknęła Abigail. – A ty nie jesteś zdenerwowana?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Nie. Nie za bardzo. Tata wysłał z nami dwóch najlepszych agentów w tajnych służbach, by nas pilnowali. – Obniżyła głos. – Widziałaś Josha bez marynarki? O mój Boże… - Madison, nasza ochrona może być silna, ale oni nie mają nadprzyrodzonych mocy jak wampiry. W rzeczywistości, podejrzewam, że Gregori nie pokazał swoich wszystkich mocy. Może mieć jakieś zdolności psychiczne. Madison wzruszyła ramionami. – Może masz rację. To pewnie jedna z tych wampirzych rzeczy. Myślisz, że jest seksowny. – Wrzuciła brudny płatek do kosza. - Seksowny? To jest niebezpieczne. - Abby spokojnie. Słyszałaś tatę. Jeśli będziemy z czegoś niezadowolone dzisiejszej nocy, to odwoła zawarty sojusz. Gregori nie odważy się nas zezłościć. To my jesteśmy na dominującej pozycji. Abigail przygryzła wargę. Nie powiedziałaby, że ich pozycja jest dominująca, kiedy Gregori miał swoje moce. - Tu chodzi o nastawienie. – kontynuowała Madison. – Odgrywałam rolę gospodyni na wielu wieczorach i spotkałam ludzi z innych krajów i kultur. Po prostu uśmiechaj się i zachowuj, jakby wszystko było w porządku. Możesz to zrobić. - Okej. – Abigail poczuła poczucie winy, że nigdy nie okazywała swojej siostrze szacunku, na który sobie zasłużyła. Przez parę ostatnich lat, Abigail wmawiała sobie, że jest osobą, która najbardziej angażuje się w pomoc swojej Mamie. Pracowała długie godziny, próbując wymyślić lekarstwo na toczeń, kiedy jej siostra grała frywolną imprezowiczkę. Ale teraz zrozumiała, że na swój sposób, Madison też pomagała ich Mamie. Służąc, jako gospodyni na urzędowych przyjęciach i kolacjach, które nie mogły być proste, Abigail wiedziała, że tak zdenerwowana jak dzisiaj, ona nie mogłaby wykonywać tej pracy tak dobrze, jak wykonywała ją jej siostra. – Dziękuję ci Madison. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Oczy Madison rozszerzyły się. – Cóż, cała przyjemność po mojej stronie. Rumieniec pokrył jej śliczne policzki. - Podoba ci się, prawda? - Kto? Madison posłała jej ostre spojrzenie. – Chcesz zostać z nim sama dzisiaj wieczorem? - Dobry Boże, nie. Wolałabym, by był cały czas zajęty. Madison uśmiechnęła się, gdy podniosła jej małe diamentowe kolczyki. – Więc wiesz, kto. Abigail chwyciła czarny jedwabny szal i czarną, pikowaną torebeczkę, którą pożyczyła od siostry. – On jest wampirem. I czeka na nich na dole w holu. Gdy winda jechała w dół, Abigail zarzuciła szal na ramiona, zakrywając się od szyi po dekolt sukienki. Stojąca obok niej Madison głupio się uśmiechała. Ona założyła niebieską błyszczącą sukienkę, pasującą jej do oczu. Przed nimi, przy drzwiach windy stali Josh i Charles. Oni nosili normalne czarne garnitury, słuchawkę w uchu, a na nadgarstku komunikator, by mogli się porozumiewać. Drzwi windy otworzyły się. Josh przytrzymał drzwi i zablokował je, dopóki Charles nie ustalił, czy jest na tyle bezpiecznie, by mogły wyjść. Abigail spięła się, gdy dostrzegła Gregoriego po drugiej stronie holu. Wow. Bycie tak przystojnym powinno być zabronione. Kobiety mogłyby powodować wypadki, gdyby zobaczyły go na chodniku. Albo udławiłyby się jedzeniem, gdyby wszedł do kawiarni. Był niebezpieczeństwem dla społeczeństwa. W myślach dała sobie w twarz. Oczywiście, że był niebezpieczeństwem. Był wampirem! Rozmawiał z jakimś innym mężczyzną. Obaj byli ubrani w drogie garnitury, chociaż nowy facet był bardziej swobodny. Nie miał krawata, a górne guziki koszuli miał rozpięte. On też był wampirem? - Oh, spójrz. – Madison odrzuciła włosy na ramię. – Gregori wziął ze sobą kumpla. To będzie podwójna randka. - To nie jest randka. – mruknęła Abigail.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Ona i jej siostra przeszły przez hol w towarzystwie chłopaków z ochrony. Wzrok Gregoriego prześlizgnął się po facetach i Madison, następnie spoczął na niej. Jego twarz pozostała bez wyrazu, ale rosnąca intensywność w jego oczach powodowała u niej dreszcze. Zachwiała się na wysokich obcasach, więc Charles podtrzymał ją za łokieć. Wzrok Gregoriego padł na rękę Charlesa, a jego usta się zacisnęły. Madison przełączyła się na tryb gospodyni i uśmiechając się do Gregoriego, wyciągnęła do niego rękę. - Gregori! Jak miło cię znowu widzieć. - Madison. – Uścisnął jej dłoń, a potem skinął do Abigail. – Jak się masz? Ona również skinęła głową. – Dobry wieczór. Więc on nie zamierza uścisnąć jej dłoni, ani nawet wypowiedzieć jej imienia? Abigail zacisnęła swoje palce wokół swojego nadgarstka, czując jak małe kryształki bransoletki wbijają jej się w palce. Co z tego, że on chciał zachowywać się sztywnie i formalnie? To był najlepszy sposób. W tym samym czasie, jej siostra olśniewała uśmiechem nowego faceta. – Nie sądzę, że się znamy. Jestem Madison Tucker. – Jestem Phineas McKinney. - Potrząsnął jej dłonią. – Znany także, jako Dr Kieł. Jej oczy się rozszerzyły. – Naprawdę? Myślę, iż znaczy to, że jesteś... dramatycznie obniżyła głos ... jednym z nich. Mrugnął do niej. – Chcesz się założyć, że zgadnę, jaką masz słodką grupę krwi. Zachichotała i zbliżyła się, do Abigail. – Czyż nie jest słodki? On jest jak Denzel, tylko młodszy. – On cię słyszy. - mruknęła Abigail.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Josh i Charles szybko przedstawili się sami, następnie Charles poszedł podstawić limuzynę z parkingu. Kiedy oni czekali, Josh zadzwonił do ich ojca i zdał mu krótki raport. – To moja siostra Abigail. –Madison przedstawiła ją Phineasowi. - Ona też jest doktorem. Jaka jest twoja specjalizacja, Dr Kieł? – Jestem Doktorem Miłości. Każdy zwraca się do mnie z romantycznymi pytaniami, a teraz nasz świat jest pełen szczęśliwie poślubionych par. Madison złapała oddech i szepnęła. – Znaczy, że… wasz rodzaj może brać ślub? – Właściwie, większość chłopaków zaobrączkowało się ze słodkimi śmiertelnymi dziecinkami. - Uśmiechnął się. – Jak ty. Madison znowu sapnęła i posłała Abigail podekscytowane spojrzenie. – Słyszałaś to? – Nawet o tym nie myśl. - Wyszeptała Abigail, spoglądając nerwowo w stronę Josha. – Tata, by nas zabił. – Nie, on zabiłby nas. – powiedział miękko Gregori. Abigail napotkała jego wzrok, na pełną napięcia sekundę zanim zdołał odwrócić swój wzrok. Dobry Boże, to, dlatego on zachowuję dystans względem mnie? Ale jeśli chodziło mu, o zaangażowanie się w związek z nią, to musi znaczyć... Pociągam go. Jakaś jej część była zaskoczona tym odkryciem. Ale jej pozostała część wyczuwała to od samego początku. To, w jaki sposób patrzył na nią, uśmiechał się do niej, obserwował ją tak uważnie. To niemożliwe, upomniała się. I na całe szczęście on o tym wiedział. Ale ciągle podróż z nim mogłaby być niezręczna. Popatrzyła na jego drogi garnitur. Na pustyni też będzie taki szorstki? Jego wspaniała siła i inne umiejętności na pewno się przydadzą, ale co z jego zobowiązaniami? Co się z nim dzieje podczas dnia? Co jeśli zabraknie mu butelkowanej krwi? - Charles już podjechał. – poinformował ich Josh. – Chodźmy.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Wyszli na chodnik przy Park Avenue. Powietrze było chłodne, więc pośpieszyli się do samochodu. Błysk światła oślepił, Abigail, więc podniosła rękę, by osłonić oczy. - Madison! Uśmiechnij się do nas! – Paparazzi podszedł bliżej, podnosząc swój aparat, gotów zrobić kolejne zdjęcie. - Szybko. – Josh otworzył drzwi do limuzyny Suburban i wsadził Madison do środka. Nagle, paparazzi znieruchomiał, a jego twarz była pusta. Uniósł swój aparat i roztrzaskał o chodnik. Rozbił go na tysiąc kawałeczków, ale wyraz jego twarzy się nie zmienił. Dobry Boże! Dlaczego on zniszczył swój aparat? Myśl napłynęła do umysłu Abigail. Został do tego zmuszony. Odwróciła się do Gregoriego, ale zachwiała się na wysokich szpilkach. Złapał ją za rękę, by nie upadła. Położyła dłonie na jego klatce piersiowej, by na niego nie polecieć. – Ty to zrobiłeś? - Co zrobiłem? – Pochylił się do niej i szepnął. – Wszystko w porządku? Jego oddech na jej policzku sprawił, że jej serce przyspieszyło. Cholera, on pewnie to słyszy. Jej wzrok padł na jej prawą rękę. Czy to bicie serca? Przycisnęła rękę mocniej. Tak! Czuła to. Przyłożyła ucho do jego piersi. Puk-puk. Puk-puk. Jego serce biło! I to trochę szybko. Jak jej. Odchrząknął. – Patrzą na nas. Odskoczyła od niego i zauważyła, że patrzy na nią błyszczącymi zielonymi oczyma. Phineas uśmiechał się do niej. Josh zmarszczył brwi. - Wszystko jest w porządku. Tylko sprawdzałam jego serce. To bardzo interesujące pod naukowym względem. - Chcesz sprawdzić moje? – zapytał Phineas. – Musisz dobrze wykonać swoją pracę, wiesz.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Wystarczy już. Jedźmy. Josh skinął na Phineasa, by ten wsiadł do limuzyny. Gdy młody Wampir wszedł do środka, Josh pochylił się, by powiedzieć mu gdzie ma usiąść. Abigail spojrzała na paparazzi. On nadal tam stał z pustym wyrazem twarzy. Ciarki przeszły jej po plecach i znowu odwróciła się do Gregoriego. – Masz psychiczne moce, prawda? I naprawdę nie jesteś martwy. Rozejrzał się wokół zatłoczonego chodnika. – Nie rozmawiajmy o tym tutaj, dobrze? Nie zaprzeczył. Więc ma rację. Zrobiła chwiejny krok w stronę limuzyny, ale uświadomiła sobie, że jej ręce są puste. – Moja torebka! – Zauważyła ją na chodniku i schyliła, żeby ją podnieść. - Mam ją! – Gregori chwycił ją i zamarł, gdy odwrócił głowę w jej kierunku. Wciągnęła powietrze. Szal ześlizgnął się jej z ramion i jej piersi praktycznie wypadały! Natychmiast się podniosła i przycisnęła rękę do piersi. Oh, Boże, miał, na co popatrzeć. I dlaczego wstawał tak powoli? Właśnie oglądał jej nogi? Gdy się prostował, jego wzrok błądził w górę po sukience, aż do naszyjnika. Jej policzki zaczęły się rumienić. Dobry Boże, wiedziała, że nie powinna była wkładać tej sukienki. Odchrząknęła. – Moja torebka? Jego wzrok przeniósł się na jej twarz, a następnie na swoją rękę, zaskoczony, że trzymał w niej torebkę. – Proszę. Wzięła ją. – Dziękuję. – Z wypiekami na twarzy, pospiesznie weszła do samochodu i usiadła na długiej bocznej kanapie obok Madison. Josh i Gregori również wsiedli. Gdy ruszyli, usłyszała jak paparazzi krzyczy z wściekłości. Musiał uwolnić się od kontroli umysłu Gregoriego. Spojrzała na niego ostrożnie. Jak często bawił się umysłami innych ludzi? Jej wzrok powędrował do chromowanej powierzchni sufitu limuzyny. Widziała własną pobladłą twarz, ale nie jego. Z dreszczem owinęła szal ciaśniej wokół ramion. ****
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Cześć, Wężu. – Gregori przywitał się z ogromnym bramkarzem przed czarnymi drzwiami, na końcu ciemnej uliczki. Bramkarz odchrząknął i zmrużył swoje małe oczy. Gregori zakładał, że on nazywa się Wąż, ponieważ miał od szyi do łysej głowy wytatuowany wizerunek węża, ale do tej pory nigdy się o to nie pytał. Wąż nie był gadatliwym gościem. Bramkarz wziął głęboki oddech i zacisnął wargi. – Śmiertelnicy. Gregori pokiwał głową. – To są moi goście na dziś wieczór. Wąż odchrząknął. – Znasz zasady. – Otworzył drzwi i wpuścił ich do środka. - Jakie zasady? – Zapytał, Josh, kiedy wszedł za Gregorim. - To nic takiego. – skłamał Gregori. Nie było nic dziwnego w tym, że Wampir przyprowadzał dziewczynę lub chłopaka do klubu, ale kiedy ich spotkanie się kończyło, Wampir musiał wymazać pamięć śmiertelnikowi. - Jakie zasady? – spytał ponownie Josh, jednocześnie rozglądając się po pomieszczeniu. Gregori westchnął. Musi wymyślić coś sensownego. – Nie możemy pozwolić, by śmiertelnicy napili się krwi. Przez to chorują. Josh pokiwał głową, najwyraźniej akceptując wyjaśnienie. Kiedy tylko dziewczyny weszły do środka, stanął blisko nich. Charles stanął na środku parkietu, obserwując dookoła pokój. Było to prostokątne pomieszczenie z drewnianym parkietem na środku i otaczającymi go drewnianymi stolikami i krzesełkami. Przy prawej ścianie stał DJ za swoją konsolą. Długi bar znajdował się przy lewej ścianie i wczesnym wieczorem obsługiwał go tylko jeden barman. Około dwa tuziny Wampirów siedziało przy stołach, cicho rozmawiając i popijając krew z kieliszków. Na samym końcu pokoju, kilka par tuliło się w aksamitnych boksach, tworzących półksiężyc. Grała wolna muzyka, ale nikt nie tańczył. Dzisiaj tłum był mniejszy
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
niż zwykle i bardziej spokojny. Prawdopodobnie Wampiry nie miały ochoty na zabawę, kiedy Wampirza Apokalipsa wisiała im nad głowami. - To jest to? – Madison zmarszczyła brwi, rozglądając się po sali. – Wygląda tak normalnie. Nawet ludzie wyglądają normalnie. A czego się ona spodziewała? Nagiej rzymskiej orgii? - Jest dopiero dwudziesta pierwsza trzydzieści. – wyjaśnił Gregori. – Atmosfera nie rozkręci się do trzeciej rano, kiedy większość Wampirów wyjdzie z pracy i zacznie się teleportować się tutaj z Zachodniego Wybrzeża. Nie chciał przyznać jak bardzo Wampiry były zaniepokojone. Madison westchnęła. – Muzyka gra tak cicho. Gregori pokiwał głową. – Mamy bardzo wrażliwy słuch. Jeżeli muzyka byłaby za głośna, to mogłoby być to dla nas bolesne. - Podoba mi się to. – Abigail spojrzała na siostrę. – Będziemy mogli się usłyszeć w trakcie rozmowy. Unikała patrzenia na niego. Świetnie. Miał sprawić by dziewczyny były szczęśliwe, ale Madison była zawiedziona, a Abigail się go bała. Nie mógł jej za to winić. Najpierw, przestraszył ją użyciem kontroli umysłu na paparazzi. Później zawstydził ją spoglądaniem na jej cudowne ciało. Aż w końcu naprawdę ją przeraził w czasie jazdy. Nie odbijał się w chromowanym suficie limuzyny, ale widział jak wzdrygnęła się z przerażenia. - Pójdę porozmawiać z DJ. – zaoferował Gregori. – Phineas, zaprowadzisz panie do boksu? - Pewnie. Moje panie? – Phineas poprowadził je przez parkiet ku boksowi z czerwonego aksamitu z podążającymi za nimi tajnymi agentami. - Cześć, Gregori! – Dwie wampirzyce pomachały do niego ze stolika stojącego blisko konsoli DJ. Odmachał im. Wyglądały znajomo. Pewnie kiedyś z nimi tańczył. Ta blondynka nazywała się Prudence? A może Prunella? Tak czy inaczej, on nazywał ją Pru.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Witam panie. Wyglądacie ślicznie dzisiejszego wieczora. – powiedział, gdy szedł do DJ. One zachichotały. - Cześć, Gregori! – DJ uścisnął mu dłoń. - Może trochę prawdziwej muzyki? – zapytał Gregori, kładąc na ladzie pięćdziesiąt dolarów. – I trochę światła. Pełen zestaw. - Robi się, stary. – DJ wcisnął kilka przycisków. W pomieszczeniu zgasły światła, dyskotekowa kula zaczęła się obracać, a niebieskie i czerwone lasery zaczęły biegać po ścianach. Szybka muzyka techno wypełniła pokój. Dwie wampirzyce skoczyły na nogi, klaszcząc w dłonie. Rzuciły się w kierunku Gregoriego i uczepiły się jego ramion. - Proszę cię, Gregori! – powiedziała Pru z brytyjskim akcentem. – Bądź tak dobry i zatańcz z nami. - Si. – powiedziała ta druga z hiszpańskim akcentem. – Jesteś taki hhhhot! Gdy wypowiadała hot, jej głoska h brzmiała jakby odkrztuszała flegmę. - Przykro mi, ale jestem na tamtej imprezie. – Wskazał głową boks, którą wybrał Phineas i zauważył, że Abigail go obserwuje. Sheesh. Dziesięć minut temu nawet nie chciała na niego patrzeć, ale teraz patrzyła na niego jak jastrząb. - To jest niesprawiedliwe. – zaprotestowała Pru. – Te dwie dziewczyny mają przy sobie trzech facetów, a my nie mamy żadnego. - Chcemy ciebie, bo jesteś taki hhhhot! - Przepraszam. – Wyplątał się z ich uścisku. – Innym razem, dobrze? Pru wydęła dolną wargę. – Ostatnim razem mówiłeś to samo. Naprawdę?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Ruszył przez parkiet w stronę baru. - Cześć, Gregori! – Dwie wampirzyce siedzące przy barze, uśmiechnęły się do niego. - Witam, panie. – Uśmiechnął się do nich i odwrócił się w stronę barmana. Kiedy zamawiał drinki dwie kobiety przybliżyły się do niego. - Chcesz się z nami znowu napić? – zapytała jedna z nich. – Ostatnio mieliśmy tyle zabawy. Kiedy to było? Nie mógł sobie przypomnieć. Minęło osiemnaście lat odkąd został wampirem. A jeśli jego matka miała rację? Co, jeśli marnował wieczność, którą mu dano? Bawił się od lat. Z tak wieloma kobietami. Nie mógł nawet przypomnieć sobie imion tych dziewczyn. Zawsze powtarzał sobie, ze wyświadcza Wampirzycom przysługę, zapewniając im rozrywkę. Ale czy one nie zasługują na prawdziwych przyjaciół, którzy będą pamiętali ich imiona? Tego typu rzeczy nigdy wcześniej nie przychodziły mu do głowy, więc co tak nagle zmieniło jego serce? Szybko spojrzał na boks i zauważył, że Abigail patrzy na niego. Cholera. To był problem. Obserwowała go jakby był jakimś nowoodkrytym gatunkiem. A on nie był pewien czy spodoba mu się to, co w nim odkryje. - Przepraszam, innym razem. – Chwycił martini i skierował się do boksu. Postawił napoję przed paniami. – Mają tutaj tylko kilka drinków dla śmiertelników. To są jabłkowe martini. – Cudownie! - Madison wzięła łyk i uśmiechnęła się. - To jest przepyszne! Uwielbiam te światła i muzykę. Dziękuję. – Chciałabyś zatańczyć? - zapytał Phineas. – Oh tak! – Madison skoczyła na nogi i ruszyła na parkiet z Phineasem.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Pru i jej przyjaciółka dołączyły do nich, a potem kilkanaście Wampirów wyszło na parkiet. Madison śmiała się i kręciła dokoła, wyraźnie zachwycona tym, że otaczały ją światła i tańczące Wampiry. Gregori odetchnął z ulgą. Przynajmniej jedna z dziewcząt była teraz szczęśliwa. Odwrócił się z powrotem do Abigail, która bawiła się nóżką od kieliszka. – Chciałabyś zatańczyć? Potrząsnęła głową. – Nie, dziękuję. – Czy z twoim drinkiem wszystko w porządku? Mogę ci przynieść coś bezalkoholowego, jeśli chcesz? Spojrzała na niego z nieśmiałym spojrzeniem. – Dietetyczna cola byłaby dobra. Dziękuję. – Zaraz wracam. – Poszedł prosto do baru, ale więcej wampirów przybyło i musiał zaczekać w kolejce. Spojrzał się w stronę Abigail, siedzącej samotnie w boksie. Powinno z nią być wszystko w porządku. Jeśli jakiś Wampir się do niej doczepi, to jeden z tajnych agentów, stojących w pobliżu, zatrzyma go. Ponownie obwinęła ramiona szalem, by ukryć swoje piersi. Jej idealne, słodkie piersi. Zacisnął pięści. Nie myśl o jej piersiach. Ani o jej nogach. Czy o pięknych oczach. Nie mógł sobie pozwolić, by jego oczy stały się czerwone. To mogłoby ją jeszcze bardziej wystraszyć. - Gregori! – Jedna z dziewczyn przy barze uwiesiła się mu na ramieniu. – Wróciłeś do nas! - Przyszedłem po drinka. – Uwolnił swoją rękę i spojrzał na Abigail. Co u diabła? Pru i jej przyjaciółka usiadły na kanapie przy Abigail. Phineas był zajęty tańcem z Madison i nie zauważył ich. Agent z ochrony, Josh, rozmawiał przez telefon, prawdopodobnie z prezydentem, zdając mu raport. Charles im się przyglądał, ale nie interweniował.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
A dlaczego miałby to robić?, pomyślał, Gregori. Co mogło się stać, jeśli Abigail porozmawia sobie z kilkoma wampirzycami? To nie był cel dzisiejszej wycieczki? Dać posmakować Abigail wampirzego świata? Niestety, podejrzewał, że ten smak będzie gorzki.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział jedenasty - Cześć. Jestem Prunella Culpepper, ale wszyscy mówią na mnie Pru. Abigail odwróciła się i zobaczyła dwie kobiety siedzące w sąsiednim boksie.10 Jedna była piękną blondynką, druga śliczną brunetką. Obie uśmiechały się, odsłaniając ostre kły. Wampiry. I jeśli się nie myliła, to były to te same kobiety, które kleiły się do Gregoriego przy konsoli DJ. - Jestem Hhhortencia Maria Constanza. – powiedziała brunetka, akcentując h, tak, że Abigail cofnęła się, by ta jej nie opluła. - Kim jes… - Brązowe oczy, Constanzy rozszerzyły się. – Santa Maria, jesteś człowiekiem. Pru pochyliła się i pociągnęła nosem. – Święty Jerzy, masz rację! Zawsze inaczej pachniecie. Co do cholery? Abigail spojrzała na Gregoriego. Stał w kolejce przy barze, ale patrzył na nią z niepokojem. Charles stał około dziesięć stóp dalej, także na nią spoglądając. Constanza prychnęła i odrzuciła jej długie czarne włosy na ramiona. – Nie mogę uwierzyć, że Gregori upadł tak nisko. - Właśnie. – zgodziła się Pru. – On nigdy wcześniej nie był ze śmiertelniczką na randce. Co on widzi w tej smarkuli? - Może ma dobry smak. Pru znowu pociągnęła nosem i potrząsnęła głową. – Grupa 0. Strasznie pospolita, wiesz. 10
http://www.witraze.info/media/k2/galleries/270/szklo-artystyczne-stolik-blat-bar-6.jpg
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Abigail odchrząknęła. – Przepraszam? Pru skrzywiła się. – Wybacz, kochana, ale to po prostu nie ma sensu. Dlaczego Gregori umawiałby się ze śmiertelniczką na randkę, kiedy tyle Wampirzyc by go chciało? - Ssssetki. – Constanza się rozpogodziła. – Słyszałam, że jest nieziemski w łóżku. Abigail oparła się. Gregori był… playboyem? - Poszłabym z nim do łóżka w tej sekundzie. – dodała Constanza. - Każda rozsądna kobieta, by to zrobiła. – szepnęła Pru. – Niestety, ja nadal czekam na swoją kolej. Constanza złapała oddech. – Myślałam, że już to zrobiliście! Widziałam jak się z nim całowałaś na parkiecie dwa tygodnie temu. Pru uśmiechnęła się z pod przymrużonych powiek. – Święty Jerzy, ludzie mogą się całować. Nikt mnie tak nie całował od 1762. Abigail zamrugała. – Jesteś Wampirem już tak długo? Pru potrząsnęła głową. – Byłam wtedy śmiertelna. Pracowałam w tawernie w Dover, kiedy młody rozbójnik posadził mnie u siebie na kolanach i pocałował z wielką pasją. Później spytał mnie czy będę jego kochanką. Constanza uśmiechnęła się. – I zgodziłaś się? - Oczywiście. Każda rozsądna kobieta, by to zrobiła. - I co się potem stało? – spytała Constanza. - Stałam się pomocnicą. – kontynuowała Pru. – Nosiłam szerokie spodnie, a włosy chowałam pod kapeluszem. W nocy rabowaliśmy tereny i mieliśmy z tego niezły ubaw.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Abigail pochyliła się bliżej, zaintrygowana. To było jak rozmawianie o historycznej postaci. – Mówiłaś „Stój i oddawaj” - Oczywiście. Wszystko szło świetnie, dopóki nie zatrzymaliśmy powozu należącego do wampira. On złapał mojego rozbójnika i karmił się nim dopóki on nie umarł. Abigail przełknęła ślinę. Jej spojrzenie powędrowało do Gregoriego. Czy on też kiedyś zaatakował człowieka? Na pewno nie. Ubiegłej nocy twierdził, że on i jego przyjaciele sprzeciwiają się wyrządzaniu krzywdy śmiertelnikom. I walczyli ze złymi wampirami, by ochronić śmiertelników. - Więc, co ci się stało? – spytała, Constanza. Pru uśmiechnęła się. – Wampir był bogatym i przystojnym hrabią. Kiedy zobaczył, że jestem piękną i młodą kobietą, zaoferował mi wieczne życie, jako Nieumarta , jeśli zgodzę się być jego kochanką. Oczywiście się zgodziłam. Każda rozsądna kobieta, by to zrobiła. - Oczywiście. – zgodziła się Constanza. Abigail skrzywiła się na myśl, że Pru mogła zostawić swojego martwego byłego kochanka na poboczu. - Nauczył mnie właściwego angielskiego, wiesz. – Oczy Pru się zwęziły. – Byliśmy tacy szczęśliwi, dopóki nie rzucił mnie, by poślubić Lady Pamelę. - To suka. – syknęła Constanza. Pru wzruszyła ramionami. – Woda pod mostem. Sęk w tym, że zaznałam kilka dobrych pocałunków przez lata, ale nikt nie mógł dorównać Gregoriemu. Wzrok Abigail znowu powędrował do niego przy barze. Oh, bracie. Teraz więcej niż dwie dziewczyny wisiały mu na ramionach. Potrząsnęła sobą w umyśle. Musiała przezwyciężyć przyciąganie do niego. Był wampirem i playboyem. I miał dziwne psychiczne moce. Trzy główne problemy, z którymi nigdy nie mogłaby się pogodzić. Smutna prawda była taka, że on był nieosiągalny. Całkowicie, nieodwracalnie nieosiągalny.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Zrobiło jej się ciężko na sercu i zamknęła na chwilę oczy. To nie powinno tak bardzo boleć. Spotkała go dopiero ubiegłej nocy. Ale nigdy wcześniej nie spotkała kogoś takiego jak on. Fizycznie, sprawiał, że jej serce galopowało, miękły kolana, a jej poziom Dopaminy podskakiwał. Intelektualnie, fascynował ją. Jak mogła mu się oprzeć? - Więc, dlaczego z nim nie spałaś? – spytała, Constanza. - Chciałam. Zaprosiłam go nawet do mojego mieszkania, ale… - Pru zawahała się, a jej oczy błyszczały. – Nie zgadniesz, co mi powiedział. Constanza pochyliła się do przodu. – Co? Abigail przybliżyła się, by dobrze usłyszeć. - Powiedział, że słońce wzejdzie za trzydzieści minut i nie starczy czasu. Ktoś tak piękny jak ja zasłużył na całą noc, by czcić go i dawać mu rozkosz, by dotarła aż do serca. – Pru przycisnęła rękę do piersi. – To była najbardziej romantyczna rzecz, jaką kiedykolwiek ktoś mi powiedział. Serce Abigail zamarło. Wow. On mówił jak jeden z bohaterów książek jej matki. Jeśli kiedykolwiek powiedziałby jej tak, roztopiłaby się. - Ooh, on jest taki hhhot. – Constanza zwróciła się do Abigail. – Jesteś szczęściarą, śmiertelniczko. Powinnaś przespać się z nim dzisiejszego wieczora. - Każda rozsądna kobieta, by to zrobiła. – dodała Pru. – Jest dość wcześnie, więc może masz szansę na całą noc rozkoszy. Przełknęła. Całą noc. – Ja… naprawdę nie jestem z nim na randce. Pru uśmiechnęła się z nadzieją. – Więc nie pogniewasz się, jeśli go zabiorę? Abigail zerknęła na niego. Szedł w ich stronę, trzymając w dłoniach szklanki i skupiając na niej wzrok. Jej serce fiknęło koziołka. Musiała się opanować. Był całkowicie, nieodwracalnie nieosiągalny.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Ale mogła udawać, prawda? Tylko przez jedną noc mogła udawać, że przystojny, seksowny mężczyzna taki jak Gregori ,wybrał właśnie ją z pośród innych kobiet. - Nie. – szepnęła. – On jest ze mną. Pru prychnęła. – Chcesz go dla siebie? Abigail posłała jej kpiące spojrzenie. – Każda rozsądna kobieta, by tak zrobiła. Pru zmrużyła gniewnie oczy. – Jak zamierzasz go zatrzymać? Jesteś tylko śmiertelniczką. - Si. – zgodziła się Constanza. – Nie możesz nawet uprawiać seksu w powietrzu. - Słucham? – spytała Abigail. - Wiesz. – Constanza machnęła ręką. – Na suficie. Abigail otworzyła usta, kiedy przypomniała sobie jak zobaczyła Gregoriego latającego pod sufitem Owalnego Gabinetu. Seks w powietrzu? Czy to było możliwe? Pru potrząsnęła głową. – Nigdy nie robiłaś tego na suficie, prawda? Naprawdę myślisz, że ktoś tak niedoświadczony jak ty, może zaspokoić Gregoriego? Obgadywany mężczyzna postawił z hukiem szklanki na stoliku i zmarszczył brwi na widok dwóch Wampirzyc. – Wybaczcie, ale chciałbym zostać sam z moją randką. Panie skoczyły na nogi i uwiesiły się na nim. - Nadal na ciebie czekam, Gregori. – szepnęła Pru. - Ja też. – Constanza przejechała palcem po jego bicepsie.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Moja randka, pomyślała Abigail. Nazwał ją swoją randką. Oczywiście mógł powiedzieć tak tylko, dlatego, by pozbyć się tych Wampirzyc, ale jej serce było innego zdania i zabiło szybciej. Kobiety naśmiewały się z Abigail, kiedy zarzucały włosami i szły z powrotem na parkiet. Gregori przesunął napój przed nią i usiadł, nie naprzeciwko niej, ale obok. Uspokoiła się trochę. Miejmy nadzieję, że on niczego nie zauważy. - Boisz się mnie? – szepnął. Zauważył. Potrząsnęła głową, kiedy napiła się trochę jej dietetycznej coli. Przestraszona to nie jest właściwe określenie. Wytrącona z równowagi. Zwariowana. Ale dziwnie przyciągana. Ciekawa. Seks na suficie? Była trochę… urażona, jeśli miałaby być szczera. Nie podobał jej się obraz Gregoriego całującego się z Pru na parkiecie. Prunella Culpepper zostawiła martwego kochanka na poboczu i uciekła z jego mordercą. Gregori zasłużył na kogoś lepszego. - Wyglądasz na zdenerwowaną. – Przyglądał się jej. – Czy te kobiety powiedziały coś, co mogło cie urazić? - Nie, wszystko w porządku. – Jej wzrok padł na jego usta, a słowa Pru dręczyły ją. Święty Jerzy, ludzie mogą się całować. Wbiła się w kanapę. - Twój ojciec chciał, żebyśmy się lepiej poznali. Możesz mi powiedzieć, jaki projekt miał wtedy na myśli? - Jeszcze nie mogę powiedzieć. – Wypiła więcej napoju. Jak mogłaby podróżować z tym człowiekiem? On był taki… kuszący. Zbyt niebezpieczny. Zbyt cholernie seksowny. Przybliżył się do niej. – Masz jakieś pytania, które chciałabyś mi zadać?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Tak. Ach… - Czy naprawdę czcisz kobietę i dajesz jej rozkosz przez całą noc? Na suficie? Potrząsnęła sobą w umyśle. Były ważniejsze rzeczy, o które musiała zapytać. – Co się z tobą dzieje podczas dnia? - Śpię. - To… wszystko? Kącik jego ust uniósł się. – Nie chrapię. Odwróciła wzrok od jego dołeczka. – Jakie psychiczne moce masz? Rozsiadł się i przysunął swoją szklankę bliżej. – Doniesiesz CIA cokolwiek ci powiem? - Nie chcę ci sprawiać kłopotu, Panie Holstein, ale muszę wiedzieć, czy to bezpieczne, jeśli masz ze mną być. - Nigdy bym cię nie skrzywdził. – Zatrzymał się i dodał cierpko. – Panno Tucker. Czy on kpił z niej, że chciała zachować jakiś dystans między nimi? – Jeśli odpowiesz mi szczerze, nie powtórzę im tego. Pokiwał głową. – Zgoda. - To ty sprawiłeś, że ten mężczyzna roztrzaskał swój aparat? - To było najlepsze wyjście z sytuacji. Nie chciałem mojego zdjęcia w gazecie. – Zerknął na nią. – I myślę, że ty też nie chciałabyś rozgłosu. To była prawda. Ale nie podziękuje mu za to. – Więc, przyznajesz się, że możesz bawić się naszymi umysłami. Zacisnął wargi. – Mam prawo, by siebie chronić. Jak sądzisz, jakim cudem zdołaliśmy utrzymać nasze istnienie w tajemnicy? Parsknęła. – Nigdy wasze istnienie nie było tajemnicą. Istniały przerażające historie o twoim rodzaju przez wieki.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Nie ingerowaliśmy w wystarczająco w umysły ludzi. Pozwoliliśmy zbyt wielu pamięciom pozostać nietkniętym. Skrzywiła się. – Możesz wymazać pamięć śmiertelnikowi? Poruszył się na kanapie, obracając się w jej stronę. – Wampiry przeżyły wieki dzięki ludzkiej krwi. Zwykłą procedurą było, nakarmić się, a potem wyczyścić pamięć. To chroniło zarówno wampira jak i śmiertelnika. - Jak wspaniale pomyślane. – powiedziała cierpko. Uniósł brew. – Nie sądzisz, że nawet wampiry mają prawo do życia albo żeby się chronić? - Nie masz prawa ingerować w nasze umysły. Zacisnął usta. – Co z twoim ciałem? Prychnęła i zagłębiła się w kanapę. – Sprawiłeś, że pies Madison zasnął? - Samoobrona, panno Tucker. To coś mogło ugryźć mnie w nogę. - Możesz to samo zrobić z człowiekiem? - Mógłbym. – Przysunął się bliżej. – Jeśli planujesz ugryźć mnie w nogę. Jej twarz oblała się rumieńcem. – Nie gryzę ludzi. To twoja specjalność. Jego usta się skrzywiły. – Ja też nie gryzę ludzi, panno Tucker. Jestem młodym Wampirem. Żywię się z butelek. - Nigdy nikogo nie ugryzłeś? - Nigdy nie ugryzłem śmiertelnika. I nigdy nie ugryzłem dla jedzenia, więc możesz się rozluźnić. Jesteś całkowicie bezpieczna. Zamiast uczucia ulgi, ona szybko analizowała jego słowa. – Więc gryzłeś wampiry… z innych powodów?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Wyglądał na zaskoczonego, kiedy poprawił jego krawat. – Jesteś bardzo inteligentna, prawda? - Więc mam rację? Gryzłeś wampiry? - Tylko Wampirzyce. – Odwrócił się, marszcząc brwi. – W odpowiedniej sytuacji, to może dać dużo przyjemności. Gorąca fala przeszła przez nią. – Jakiej? - Będziesz musiała mi wierzyć na słowo. – Zerknął na nią, a jego oczy migotały najcudowniejszą zielenią. – Chyba, że spodobałaby ci się demonstracja? - Nie. – Odsunęła się od niego. Zacisnął zęby, kiedy sięgnął po jego drinka. – Nie jestem potworem, panno Tucker. Nie skrzywdzę cię. Skrzywiła się wewnętrznie. Gdyby tylko mogła myśleć o nim jak o potworze. Mogłoby to jej pomóc zdusić to dziwne przyciąganie, które do niego czuła. Czy on właściwie mógł gryźć, by dawać rozkosz? Spojrzała na niego jak pije czerwony płyn z różową pianką. Kiedy oblizał usta, jej serce przyspieszyło. Święty Jerzy, ludzie mogą się całować. Uderzyła się w myślach. Nie myśl o tym! – Co… co pijesz? - To nazywa się Bleer. Pół syntetycznej krwi, pół piwa. To jeden z najpopularniejszych drinków z Wampirzej Kuchni Fusion. Otworzyła usta. Wampirza Kuchnia Fusion? Popatrzyła na pieniący się napój i z powrotem na Gregoriego. – Żartujesz? – Sięgnęła po jego szklankę. - Abigail. – Chwycił jej dłoń. – Nie pij tego. Mogłoby ci zaszkodzić. - Chcę tylko powąchać. – Spojrzała w górę. Pochylił się w jej kierunku, a ich twarze dzieliły centymetry. – Dobrze.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Zrobiła głęboki wdech, kiedy zamknęła oczy, by skoncentrować się na innych zmysłach. Napój pachniał piwem i metalicznym zapachem krwi. Jego ręka była taka ciepła. Gdy otworzyła oczy, zauważyła, że przyglądał się jej twarzy. Jej serce przyspieszyło. Odstawiła szklankę i odsunęła rękę. – Więc, potrzebujesz krwi, by żyć? Żyjesz, prawda? Pokiwał głową. – W tej chwili, tak. Moje serce bije tak samo jak twoje. – Uśmiechnął się lekko, sprawiając, że jego dołeczki były widoczne. – Ale nie tak szybko. Zarumieniła się. Więc słyszał bicie jej serca. Wskazała na Josha, który stał dwa boksu dalej i rozmawiał przez telefon. – Słyszysz go? Gregori pochylił głowę i skupił się na Joshu. – Iskierka jest nadal na parkiecie. – Spojrzał na nią pytająco. - Wszyscy mamy kryptonimy. Madison jest Iskierką. Uśmiechnął się. – Pasuje do niej. – Pochylił się do Abigail, a jego oczy błyszczały. – A jaki jest twój kryptonim? Wzruszyła ramionami. – Nieważne. - Kiepski kryptonim. - To nie jest mój… Zachichotał. – Pozwól mi się domyślić. Jak twoja siostra jest Iskierką, to ty jesteś… Olśniewająca. - Nie. – Jej policzki zrobiły się jeszcze cieplejsze. - Ale jesteś olśniewająca.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Niestety, jej twarz pewnie była czerwona jak burak. - Dobrze, jeśli nie chcesz mi powiedzieć, to zgadnę. – Zerknął, na Josha, który schował komórkę i szeptał do Charlesa przez swój komunikator. – Marynarz? Kto to? - Mój tata. Gregori uniósł brwi. – Nie chciał być Admirałem? - Tata lubi być Marynarzem. Należał do floty wojennej i uważa, że to sprawia, że jest bardziej pokorny. Gregori posłał jej niepewne spojrzenie. - Wiem. On wcale nie jest bardziej pokorny. Ale to ważne, by wyglądać przyzwoicie, kiedy próbujesz pokazać, że jesteś kompetentny i godzien zaufania, jako przywódca. – Przejechała palcem po obwódce jej szklanki. – On jest inny, kiedy jest z nami. Szczególnie, kiedy jest z mamą. Tak bardzo ją kocha. Kiedy patrzysz jak ktoś, kogo kochasz powoli umiera, a nic nie możesz zrobić, by to zatrzymać, to jest upokarzające. Zatrzymała rękę. Co ona, do licha, robiła? Otwierała się przed wampirem? Zerknęła na Gregoriego. Jego oczy wyglądały na odległe, pełne wspomnień i bólu. Wypiła trochę jej dietetycznej coli. On był cichy, aż zastanawiała się, w jakie smutne miejsce się przeniósł. Chciała go dotknąć, ale rozmyśliła się i opuściła rękę. – Przepraszam, jeśli sprawiłam, że jesteś smutny. Nie chciałam… - W porządku. – Uśmiechnął się, ale smutek w jego oczach pozostał. – Przykro mi z powodu twojej matki. Zamrugała, odganiając łzy. Już dawno nie rozmawiała z kimś o swojej mamie. Zwykle ukrywała swoje lęki i obawy. A kiedy była z mamą, zawsze próbowała być radosna. – Jej kryptonim to Spokój. - To dla niej idealne imię.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Tak. – Abigail zacisnęła pięści, by utrzymać kontrolę nad emocjami. Gregori położył dłoń na jej dłoniach. – Wszystko będzie dobrze. Zamarła. Jego ręka była taka ciepła i ludzka. A jego dotyk był taki lekki i… czuły. Jej spojrzenie padło na Josha, który stał dwa boksu dalej w prawo i Charlesa, stojącego dwa boksy dalej w lewo. – Ja… - Przepraszam. – Gregori zabrał dłoń. – Nie chciałem wprawić cię w zakłopotanie. Zakłopotanie? Miała ochotę trzymać go za rękę cały czas pod stolikiem. Okazał jej uprzejmość, której by się po nim nie spodziewała. Teraz jeszcze trudniej było się mu oprzeć. - Jesteś tajemnicza. – Patrzył na nią z pod zmrużonych powiek. – Jeszcze nie powiedziałaś mi swojego kryptonimu. – Przybliżył się do niej. – To jest to? Tajemnicza? Potrząsnęła głową, uśmiechając się. Okazywał jej jeszcze więcej życzliwości. Odganiał od niej smutki. I nawet to lubiła. - Wiem! Jesteś Sekretem, bo prowadzisz sekretne życie. Znowu potrząsnęła głową. – To nie jest nic ekscytującego. - Hmm. – Obserwował ją uważnie. – Słodyczka? Cukiereczek? Ostra? Uśmiechnęła się. - Seksowny kociak? Zaśmiała się. – Oszalałeś? - Dla mnie całkiem nieźle brzmi. Potrząsnęła głową, ignorując rumieńce. – Oni opierali się na moim… umyśle.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Ach. – Posłał jej zdumione spojrzenie. – Głuptas? - Co? – Pacnęła go w ramię. – Jak możesz? Zaśmiał się. – Wolę już jak mnie bijesz niż przede mną uciekasz. Jesteśmy już w połowie kanapy. Przycisnęła rękę do gorącej twarzy. – Przepraszam. - W porządku. – Przybliżył się do niej. – Więc twój kryptonim to… Naukowiec? Niesamowity umysł? Przyspieszony oddech? Zaśmiała się. – Jestem Mądralą. - Mądralą? - Ostrzegałam cię. To nie jest ekscytujące. - Och, ależ jest. – Owinął sobie jedno pasemko jej włosów wokół palca. – Nie wyobrażam sobie nic bardziej ekscytującego niż… mądre rozbieranie. Przełknęła ślinę. Czy on ją podrywał? Część niej skakała z radości, że taki przystojny, uroczy, tajemniczy mężczyzna mógłby jej pragnąć. Ale inna jej część, wiedziała, że on był nieosiągalny. Całkowicie, nieodwracalnie nieosiągalny. Nie mogła się zakochać w wampirze. Poza tym, Pru i Constanza pewnie miały rację. Dlaczego on miałby się interesować śmiertelniczką, skoro tyle Nieumarłych kobiet go pragnęło? Była nudna w porównaniu do Wampirzyc, które mogły uprawiać seks pod sufitem. Straszne myśli napłynęły jej do głowy. Co, jeśli on tylko udaje, że ją lubi dla politycznych powodów? Mógłby oczarować ją, by zjednać sobie i swojemu rodzajowi jej ojca. Playboy był ekspertem w oczarowywaniu kobiet. Jęknęła wewnętrznie. To były głupie, pobożne życzenia, by uwierzyć, że Gregori się nią zainteresuje. Faceci, którzy zwykle się nią interesowali byli maniakami – mizernej budowy w wielkich okularach i całkowicie pochłoniętymi w nauce.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Była na kilku takich randkach w college’u i na studiach doktoranckich. Takie związki były… wygodne. Ale oni nie byli mężczyznami, o jakich śniła. Po latach słuchania audiobooków matki, zapragnęła czegoś więcej niż wygody. Chciała namiętności i pasji. Potwornego pragnienia. Chciała spędzać z nim dużo czasu, i żeby on go dla niej miał. Chciała mężczyzny, który będzie sądził, że należy ją czcić i dawać jej rozkosz, która dotrze aż do serca. Przez całą noc. Obawiała się, że tacy ludzie żyją tylko w bajkach. Teraz obawiała się, że byli prawdziwi. Nie mogłaby związać się z wampirem. Albo playboyem. Wampir oczekiwał seksu pod sufitem. Playboy uznałby, że jej siostra jest atrakcyjna. Nie ona. Westchnęła. – Wiem o tobie. Jego zielone oczy rozszerzyły się. – Co wiesz? - Jesteś playboyem.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dwunasty Cholera. Gregori rozsiadł się i poprawił mankiety. Nie było niesłusznej krytyki w głosie Abigail, który zaznaczył dwa punkty na jego niekorzyść: wampir i playboy. Nic dziwnego, że zachowywała dystans między nimi na kanapie. Myślała, że albo ją ugryzie, albo zgwałci. Pomyślał, że Pru i jej przyjaciółka nie traciły czasu. Miały one swój własny plan, który oczywiście zawierał odciągnięcie Abigail od niego. Słyszał ich rozmowę, gdy zbliżał się do stolika. Upił łyk Bleera i odstawił szklankę. – Tak dla twojej wiadomości, to nigdy nie uprawiałem seksu pod sufitem. Abigail zesztywniała, a jej policzki się zaróżowiły. – To nie jest moja sprawa. – Zaryzykowała zerkniecie na niego. – Mówisz prawdę? - Tak. Czy te panie twierdziły, że spałem z nimi? - Nie. – Potrząsnęła głową, a jej rumieńce się pogłębiły. – Ale chcą. Wraz z setkami innych kobiet. - Setkami? – Próbował się nie zaśmiać. – Jak mogę być wielkim playboyem, skoro zapomniałem przespać się z setką chętnych ofiar? Przechyliła głowę, zastanawiając się. – To zależałoby od tego jak wiele ochotniczek już miałeś. Uniósł brwi. Czy ona myślała, że spał z tysiącami kobiet? – Więc, dzięki Bogu, że jestem z naukowcem, bo możesz zapisać wzór, by określić właściwą liczbę. Zmarszczyła brwi. – To nie jest mój interes.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Nie, nie jest. – Połknął ostatni łyk Bleera. Ona napiła się trochę napoju. Więc on nie jest święty. Nie miała prawa go osądzać. Odstawił pustą szklankę na stolik. – Około pięciu tysięcy przestałem liczyć. Złapała oddech. – Pięciu tysięcy? Popatrzył na nią groźnie. – Żartowałem. - To nie jest śmieszne. - Ja się nie śmieję. – Pochylił się do niej. – Dlaczego nagle jesteś taka szorstka? Jesteś zazdrosna? Parsknęła. – Zazdrosna, o co? - O pięć tysięcy fikcyjnych kochanek. Uniosła podbródek. – Jeśli już musisz wiedzieć, dlaczego jestem zdenerwowana, to ci powiem, że szczerze wątpię czy jesteś godny zaufania. Nie chce zostać opuszczona w środku Chin, bo zajmiesz się podrywaniem panienek. - Chiny? To tam jedziemy? - Nigdzie nie jedziemy. Będę musiała powiedzieć tacie, że się nie nadajesz. Cholera. Rozluźnił krawat. Osobista obraza była wystarczająco zła, ale zbyt wiele Wampirów liczyło, że on sfinalizuje sojusz z prezydentem. Obrócił się w stronę Abigail i położył jedną rękę na oparciu kanapy, a drugą na stoliku. – Uważasz, że jestem winny bez przesłuchania? Gdzie masz dowody? Z iloma kobietami znajdującymi się tutaj spałem? Wzruszyła ramionami.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Odpowiedź brzmi: z żadną. – kontynuował zanim mogła odpowiedzieć. – Jeśli mi nie wierzysz, możesz je po prostu spytać. - Spałbyś z Prunellą Culpepper, jakbyś miał więcej czasu. - Skąd to wiesz? - Powiedziałeś jej, że słońce wzejdzie za trzydzieści minut, a potrzebujesz całej nocy, aby czcić i dawać rozkosz tak pięknej kobiecie jak ona. Parsknął. – To była linia odtrącenia. Odrzuciłem ją. - Bo miałeś tylko trzydzieści minut. - Wolałbym trzydzieści minut spędzonych z tobą! – Zamarł. Co on do diabła mówił? Wyglądała na równie wstrząśniętą, rozszerzyła śliczne oczy i rozchyliła miękkie wargi. Tak dawno temu całował śmiertelniczkę. Jej usta byłyby cieplejsze niż u Wampirzycy. Słodsze. - Więc, wy dwoje się zaprzyjaźniliście? – spytał rozbawiony głos. Gregori przesunął się i posłał Phineasowi rozdrażnione spojrzenie. Abigail usiłowała odsunąć się od niego, ale chwycił jej ramię i zablokował ruchy. Szturchnęła go łokciem w żebra. - Świetnie się bawię! – Madison uśmiechnęła się, gdy usiadła. – Dr Kieł jest niesamowitym tancerzem. - Sama jesteś niesamowita. – Phineas mrugnął do niej. – Sprawiasz, że inne laski wyglądają na pół martwe. Madison zachichotała i uśmiechnęła się do swojej siostry i Gregoriego. – Cieszę się, że wasza dwójka robi postępy. Tata będzie spokojny. - Pewnie, że będzie i powiedz mu to. – powiedział z uśmiechem Gregori, ale zadrżał nieznacznie, gdy Abigail szturchnęła go mocniej w żebra. - Pójdę po coś do picia. – powiedział Phineas. – Chcecie coś z baru?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Ja dziękuję. – szepnęła Abigail. - Ja też. – Madison wzięła długiego łyka swojego Martini. - Wezmę jeszcze jednego Bleera. – powiedział Gregori. Phineas pokiwał głową i poszedł do baru. Madison odstawił kieliszek Martini i posłała mu zmieszane spojrzenie. – Powiedziałeś piwo? - Bleer. Pół krew, pół piwo. – wyjaśnił Gregori. – To drink z Wampirzej Kuchni Fusion. Nazywamy to w skrócie VFC. - VFC? – Oczy Madison pojaśniały. – Oh mój Boże, to jak KFC tylko, że dla Wampirów. – Zachichotała. – Jesteście tacy zabawni. Gregori uśmiechnął się. – Chcemy się przypodobać. Abigail obrzuciła go ciekawskim spojrzeniem. – Macie laboratorium, które produkuje te rzeczy? Pokiwał głową. – Romatech Industries. Jej oczy się rozszerzyły. – Laboratorium, które wymyśliło syntetyczną krew? - Tak. Właśnie tam pracuję. Zamrugała. – Masz pracę? Zacisnął zęby i zniżył głos. – Myślisz, że całe życie spędzam na balowaniu? - Wszystkie Wampiry tutaj piją Bleer? – spytała Madison, gdy rozejrzała się po sali. - Mogą pić kilka drinków. – wyjaśnił Gregori. – Zwykłą syntetyczną krew w ich ulubionej grupie krwi albo coś podobnego do Chocolood, syntetyczną krew z czekoladą.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Madison uśmiechnęła się. – Oooh. Jeśli byłabym wampirem, właśnie to bym piła. Gregori uśmiechnął się. – Jest bardzo popularny wśród pań. A jeżeli niektórzy nie chcą się tak rozpieszczać, mogą zrzucić parę kilo z Blood Lite. Madison zaśmiała się. – Jesteście tacy słodcy. – Wypiła resztę Martini. - Dietetyczna krew? – spytała Abigail. Pokiwał głową. – Zawiera niewiele cukru i obniża cholesterol. I jest jeszcze Bubbly Blood: pół krew, pół szampan, na specjalne wampirze okazje. Madison zaśmiała się. Nawet Abigail wyglądała na rozbawioną. - Jest też ulubiony drink wszystkich szkockich Wampirów – Blissky. Pół krew, pół… - Whisky? – domyśliła się Madison. Gregori mrugnął do niej. – Zgadłaś, Cukiereczku. Madison zachichotała, kiedy zwróciła się do siostry. – Wampir nazwał mnie Cukiereczkiem. Abigail skrzywiła się. – Mogę go uderzyć, jeśli chcesz. - Dlaczego? – spytała Madison, kiedy sięgnęła po kieliszek Martini siostry. - To jest żenujące. – mruknęła Abigail. Madison przełknęła drinka. – A jest? - Nie jestem zawstydzony. – powiedział Gregori. Kiedy Abigail posłała mu rozdrażnione spojrzenie, uśmiechnął się i ścisnął jej ramię. Madison wypiła więcej i oblizała usta. – Opowiedz mi jeszcze o tych zabawnych wampirzych drinkach.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Za kilka tygodni wprowadzamy nowy. Blardonnay: pół krew, pół… - Chardonnay! – Madison uniosła ręce i wpadła w chichoty. Gregori uśmiechnął się. – Zgadłaś, Laleczko. Abigail wzdrygnęła się. – Laleczko? Jej siostra zachichotała, jakby miała czkawkę. Abigail się skrzywiła. – Może nie powinnaś więcej pić. Madison pomachała ręką w dezaprobacie. – Zawsze bzikuję w nocnych klubach. Z resztą nie ważne. Josh nie pozwoli, by stało mi się coś złego. – Uniosła kieliszek Martini i skinęła na agenta, który patrzył na nią ostrożnie. – Kocham cię, Josh! Gniew błysnął na twarzy strażnika, zanim wrócił do śmiertelnie poważnego wyglądu. Gregori czuł sympatię do dwóch mężczyzn z wywiadu. Byli opiekunkami tak jak on. - Co robisz w Romatechu? – Abigail popatrzyła na niego pełnym nadziei spojrzeniem. – Jesteś chemikiem? Cholera, nienawidził jej rozczarowywać. Znowu. – Nie. Jestem wiceprezesem marketingu. - Och. – Bawiła się szklanką. - Trzymaj swojego Bleera. – Phineas przesunął po stoliku szklankę i usiadł naprzeciwko Madison. – Zdrowie. – Stuknął szklanką o kieliszek Madison. - Do dna! – Madison wypiła resztę drinka. Abigail znowu się do niego obróciła. – Jeżeli Romatech produkuje Wampirzą Kuchnię Fusion, to pracują tam wampiry?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Gregori pokiwał głową. – Mój szef jest wampirem. I niesamowitym naukowcem. Jej oczy się rozszerzyły. – Roman Draganesti? - Słyszałaś o nim? - Każdy naukowiec na świecie słyszał… Och mój Boże, on jest wampirem? Gregori pokiwał głową. – I naprawdę miłym facetem. Ma śliczną żonę i dwójkę cudownych dzieci. Otworzyła usta. – On… ma dzieci? - Jak mówiłem, jest niesamowitym naukowcem. Znalazł sposób. - Fascynujące. – Jej oczy błyszczały z podekscytowania. – Mogłabym go poznać? Ucieszyłabym się z tournee po laboratorium. W końcu, mógł na niej zrobić wrażenie. – Byłbym zaszczycony, móc to dla ciebie zrobić. Co powiesz na jutrzejszą noc? Pokiwała głową, uśmiechając się. – Tak. Dziękuję. Świetnie. Gregori wziął długi łyk drinka. Im dłużej myślał, tym bardziej podobał mu się pomysł zabrania Abigail do Romatechu. Ten nocny klub mógł przekonać Madison do Wampirów, ale Abigail musiała zobaczyć inteligentne i pracowite wampiry takie jak Laszlo. Musiała poznać Romana, który wynalazł syntetyczną krew ratującą tysiące śmiertelników każdego roku. Jego Droid zawibrował w kieszeni, więc wyciągnął go, by odczytać wiadomość. Maggie i Gordon skończyli kręcić dwie nowe wersje reklamy Blardonnay i chcą, by je obejrzał. Wziął łyk Bleera. – Zaopiekowałbyś się nimi, jeżeli wyszedłbym na dziesięć minut? Muszę teleportować się do DVN… - Co to? – spytała Madison.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Digital Vampire Network. To studio telewizyjne. Wampiry mają własne programy do oglądania. Opery mydlane i inne takie. - Och mój Boże. – westchnęła Madison. – To jest takie niesamowite. Gregori poprawił krawat. Może to zrobi wrażenie na Abigail. – Produkuję wszystkie reklamy dla Romatechu. Teraz właśnie robię jedną, by zareklamować Blardonnay. Oczy Abigail rozszerzyły się, ale nic nie powiedziała. - Główną rolę gra Simone, sławna modelka. – kontynuował Gregori. - Wiem, kim ona jest! – Madison podskoczyła na kanapie. – Och, mój Boże, myślisz, że mogłabym ją poznać? To byłoby cudowne! Gregori skinął głową. – Mogę to załatwić. Phineas uśmiechnął się i pokazał mu kciuk do góry. – Rządzisz, Gregori! On zna wszystkie gorące Wampirzyce. Abigail prychnęła. – Wiedziałam. Posłał jej rozdrażnione spojrzenie i szepnął. – Nadal zazdrosna, Laleczko? Zmrużyła oczy. – Nie mów do mnie Laleczko. - Wolisz Cukiereczku? - Jeśli bylibyśmy sami, dostałbyś w twarz. Pochylił się do niej i szepnął jej do ucha. – Jeśli bylibyśmy sami, dałbym ci dobry powód, byś dała mi w twarz. Phineas zachłysnął się swoim Bleerem. - Wszystko w porządku, Dr Kle? On pokiwał głową i popatrzył z rozbawieniem na Gregoriego. Więc słyszał.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Gregori wstał. – Jeżeli nie macie nic przeciwko, to już będę leciał. - Ja też chcę iść! – Madison skoczył na nogi i złożyła ręce jak do modlitwy. – Proszę! Chcę zobaczyć studio telewizyjne! Gregori uspokoił się. – Ja… się tam teleportuję. Niedługo wrócę. - Ale ja chcę iść. – jęknęła Madison. – Proszę! - To daleko? – spytała cicho Abigail, a jej policzki nadal były rumiane. - Na Brooklynie. – powiedział Phineas. Kiedy Gregori posłał mu rozdrażnione spojrzenie, wzruszył ramionami. – Musimy sprawić, żeby były szczęśliwe, bro. - Tak! – pisnęła Madison. – To sprawi, że będę szczęśliwa! Gregori westchnął. Phineas miał rację. Musieli sprawić, żeby dziewczyny były szczęśliwe, obojętnie jak. – Dobrze. To idziemy do DVN.
**** - To skomplikowane. – szepnął Gregori do Maggie i Gordona trzydzieści minut później w DVN. – Ale jeżeli chcecie pomóc nam uniknąć Wampirzej Apokalipsy, to pozwolicie tym dziewczynom zrobić cokolwiek zechcą. Musimy sprawić, że będą szczęśliwe. - W porządku. – zgodził się Maggie. – Poznaję blondynkę. Ona jest córką prezydenta. - Obie są córkami prezydenta. – Gregori zerknął na nie na drugim końcu studia. – Madison uwielbia Simone. Ta druga to Abigail. Abigail i Josh rozglądali się z ciekawością dookoła. Charles przywiózł ich do DVN, słuchając wskazówek Gregoriego. Po przyjeździe, zdecydował się sprawdzić to miejsce, więc Josh został z dziewczynami. - Nie wiedziałam, że jest ich dwie. – szepnęła Maggie.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Ona jest trochę tajemnicza. – powiedział Gregori, gdy spojrzał na Abigail. Nadal nie wiedział, czemu ukrywa się przed aparatami, ale podejrzewał, ze to miało coś wspólnego z jej matką. Albo może z jej pracą biochemika. Misja, jaką planowała odbyć w Chinach, na pewno była tajna. Czego, u licha, ona mogłaby chcieć z Chin? Mógłby zrozumieć jej pragnienie utrzymania wszystkiego w tajemnicy. Jeśli pojechałaby tam, jako córka prezydenta, to byłoby to medialne wydarzenie i każdy jej ruch śledziliby dziennikarze i chiński rząd. Oczywiście, chciała czegoś, czego Chińczycy nie bardzo chcieli jej dać. Zaplanowała sobie, że weźmie to bez ich wiedzy. Maggie pociągnęła go za rękaw, zwracając jego uwagę. – Gregori, Gordon powiedział twoje imię już trzeci raz. Nie słuchałeś. - Och, przepraszam. Ostatnio dużo mam na głowie. Jej oczy zamigotały, kiedy spojrzała na Abigail. – Właśnie widzę. - Chcesz obejrzeć reklamy? – spytał Gordon. - Tak, oczywiście. – Gregori podszedł do monitora razem z Maggie i Gordonem. - Musisz zobaczyć mnie w akcji! – Simone skinęła na nową towarzyszkę, by poszła za nią do monitora. – Byłam wspaniała! - Och, jestem pewna, że byłaś. – Madison pobiegła za nią. Abigail i Josh poszli zaraz za nimi. - Obie reklamy mają potencjał. – wyjaśnił Gordon, wciskając jakieś przyciski. – Ale możemy potrzebować kogoś z silniejszą prezencją niż Pennington, by je puścić. - Mais oui.11 – Simone pomachała ręką zrezygnowana. – Pennington jest za słaby. – Przyglądała się Joshowi. – Och, mon Dieu, wyglądasz tak sympatycznie i silnie. – Podeszła ukradkiem blisko niego, a on się cofnął. 11
Tłm. z fr – tak.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Simone. – Gregori potrząsnął głową i posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. Prychnęła. – Pourquoi pas?12 Chcesz go dla siebie? Przeklął cicho i zacisnął pięści, żałując, że nie ma przy sobie pigułek antystresowych. Reklamy się zaczęły. Pennington mówił jego wers, kiedy Simone pojawiła się na ekranie. - To ja! – Simone wskazała na siebie. Gregori popatrzył na Simone zdziwiony tym, jak nakręciła reklamę bez przewrócenia się albo zranienia. Maggie zwróciła się do Gregoriego, kiedy reklamy się skończyły. – Więc, co o tym myślisz? - Podobają mi się! Odwaliłaś dobrą robotę, Maggie. – Przybił jej piątkę. – Dziękuję. - Mi też świetnie poszło! – płakała Simone. Uśmiechnął się do niej. – Tak. Jestem pod wrażeniem. – Rozejrzał się po studiu. – Jest tutaj Pennington? - Powiedzieliśmy mu, że na dzisiejszą noc skończył już pracę. – powiedziała Maggie. – Zastanawiamy się, czy nie powinniśmy zatrudnić innego faceta. - Myślę, że macie rację. – zgodził się, Gregori. – Nie sprostał zadaniu. - Wiem, kto mógłby to zrobić! – Madison chwyciła, Phineasa za rękę. – Dr Kieł! On będzie doskonały. Wszyscy obrócili się, by spojrzeć na Phineasa.
12
Czemu nie?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
On wzruszył ramionami. - Ja też chcę to zrobić! – Madison złożyła ręce razem. – Proszę! Zawsze chciałam stanąć przed kamerą. No, kto by się spodziewał, pomyślał Gregori. Przyciągnął uwagę Gordona i skinął głową. - Tak, oczywiście. – Gordon uśmiechnął się do Madison. – To dla nas zaszczyt, mieć ciebie w naszej reklamie. - Wheee! – Madison podskakiwała z radości. – Nakręcę pierwszą z Dr Kłem, a Abby może zrobić drugą z Gregorim! Abigail złapała oddech. – Co? - Och, chodź, Abby. – Madison oparła się o jej siostrę i posłała jej pełne czułości spojrzenie. – To będzie zabawa. Kiedy ostatnim razem dobrze się bawiłaś? - Dobre pytanie. – mruknął Gregori. Abigail groźnie na niego popatrzyła, ale on po prostu uniósł brew. – Zrobię to, jeżeli zrobisz to razem ze mną. Parsknęła. – Możliwe, że już to wcześniej robiłeś przed kamerą. Zachichotał. – Nie, kochanie. Jesteś moją pierwszą. - Tak! – Madison przecięła pięścią powietrze. – Wszystko załatwione. - Madison. – szepnęła Abigail. – Nie możemy kręcić reklam. Nie wolno nam się na nic zgadzać. - To nie jest na poważnie. – Madison pomachała ręką niecierpliwie. – To tylko dla przyjemności. To sprawi, że będę szczęśliwa. - Więc, to zrób. – Abigail zmarszczyła brwi. – Nie wiem czy mogę. - Oczywiście, że możesz. – Madison poklepała ją po ramieniu. – Masz tylko jedną linijkę „Weź mnie”. To łatwe. - Weź mnie. – powtórzyła Abigail, rzucając Gregoriemu nerwowe spojrzenie.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
On uśmiechnął się powoli, przywołując na jej twarz rumieniec.
Po dwudziestu minutach charakteryzacji i ćwiczenia ról, Phineas i Madison byli gotowi na nakręcenie pierwszej wersji reklamy Blardonnay. - Kręcimy to. – powiedział Gordon. Stojąc samotnie w łazience, z ręcznikiem na biodrach, Phineas zaczął głębokim głosem. – Witam, panią. Podejdź bliżej. Popatrz mi w oczy. Kamera zrobiła zbliżenie. - Jesteś teraz zahipnotyzowana, prawda? Popatrz na moją klatkę. Właśnie tak. Powiedz to, co ja. Jesteś pod moim rozkazem. Kamera cofnęła się, kiedy Phineas wszedł do sypialni. - To jest moja sypialnia. Chciałabyś dołączyć do mnie? Popatrz na mężczyznę obok siebie. Teraz popatrz na mnie. Tak, chcesz być ze mną. Kamera poruszyła się, by uchwycić Madison biegnącą ku niemu. Tymczasem, Phineas wziął butelkę Blardonnay. - Och, tak, Dr Kle! – zawołała Madison, gdy znalazła się przy nim. – Chcę być z tobą. - Oczywiście, że chcesz. – Phineas podniósł butelkę. – Jeśli chcesz mnie, to chcesz moje Blardonnay. - Och, tak, Dr Kle! – Madison oparła się o niego i przejechała ręką po jego nagiej klatce piersiowej. – Mogę wyciągnąć ci korek? - Co chcesz, dziecinko. Mam korkociąg pod ręcznikiem. – Mrugnął do kamery. – Jeśli mnie kochasz, pokochasz też moje Blardonnay.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kamera zatrzymała się na butelce Blardonnay, kiedy Gordon powiedział. – Cięcie. - Tak! – pisnęła Madison i przytuliła się, do Phineasa. – Byłeś fantastyczny! Maggie podeszła do nich, uśmiechając się. – Byliście niesamowici! Gordon popatrzył na Gregoriego. – Co o tym myślisz? Gregori zachichotał. – Było dobrze. - To było cholernie dobre! – wrzasnął Gordon. Wszyscy klaskali i cieszyli się, oprócz Simone, która krzyknęła. – A co ze mną? - W porządku! – krzyknął Gordon. – Zróbmy wersję nr dwa. Załoga wyniosła tło sypialni/łazienki, kiedy przyniosła ceglaną ścianę i latarnię uliczną. Zniszczone gazety zostały rozrzucone po podłodze, by scena wyglądała jak wąska uliczka w ubogiej części miasta. Światła były przyciemnione, więc jedynym źródłem światła była latarnia. Garnitur Gregoriego został przygotowany do tej sceny. Sukienka Abigail także, ale bez szala. Obejrzał ją, gdy szła w stronę scenografii. Charakteryzatorka pomalowała jej oczy, że teraz wyglądały na przydymione i seksowne, a jej wargi były krwistoczerwone. Jej sukienka podkreślała talię, a czarny kolor sprawiał, że jej skóra wydawała się blada. Jej naszyjnik błyszczał diamencikami schodzącymi w rowek pomiędzy jej pięknymi piersiami. Przełknął. Spisali się czyniąc jej spojrzenie czarującym, ale ona nadal posiadała swoją niewinność, świeże spojrzenie, zdrową słodycz, która była jednocześnie wrażliwa i ujmująca, ale i wystarczająco zaskakująca i seksowna jak piekło. - Jesteście gotowi? – spytała Maggie. Abigail pokiwała głową. - Znasz swoją rolę, Gregori? – spytała Maggie. – Ty mówisz pierwszy: „Mam cię, śmiertelniczko.”. Potem ona mówi: „Weź mnie.”. Ty mówisz: „Nie, jestem
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
znudzony tym samym posiłkiem każdej nocy. Chcę czegoś innego. Chcę Blardonnay.”. Pokiwał głową. – Mam to. Gordon usiadł na krześle reżysera. – Zróbmy to. Kręcimy.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział trzynasty Abigail miała ochotę się uszczypnąć, by być pewną, że to dzieje się naprawdę. Wampirza Kuchnia Fusion. Digital Vampire Network. A teraz ona miała kręcić wampirzą reklamę? Przynajmniej jej Mama miałaby ubaw z tej historii. To było bardziej szalone niż którakolwiek z jej, audiobooków. Wampirzyca o imieniu Maggie uśmiechnęła się i skinęła na nią, że mogą zaczynać. Abigail wzięła głęboki oddech, kiedy wpadła na aleję, ale nie zbyt szybko, bo nadal nosiła wysokie obcasy. Rozmazana plama pojawiła się przed nią, blokując jej drogę, więc zatrzymała się. Gregori? Nie musiał jej straszyć. Ona już była przerażona. Poruszał się niewiarygodnie szybko. Spojrzał na nią dzikim wzrokiem drapieżnika. Cofnęła się, wpadając na ceglaną ścianę. - Mam cię, śmiertelniczko. – Położył dłonie na ścianie, przyszpilając ją do niej i pochylił się, by przyjrzeć się jej twarzy. Łowca oceniał swoją zdobycz. Bez wątpienia, on słyszy dzikie bicie jej serca. On był tak, blisko, że widziała jego silną szczękę i cień zarostu. Jej wzrok padł na jego usta, szerokie, wyraziste wargi. Słowa Pru napłynęły w jej myśli. Święty Jerzy, ludzie mogą się całować. Kiedy jej spojrzenie powędrowało w górę, zobaczyła, że miał półprzymknięte oczy, ocienione gęstymi, ciemnymi rzęsami. Jej serce zadudniło w klatce. Taki przystojny mężczyzna. Dlaczego on musiał być wampirem? Mogła pogodzić się z tym, że był playboyem. Mimo wszystko, mógłby się zmienić. Ale wampir? O ile wiedziała, on nigdy nie mógłby powrócić do życia.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Z niewielkim szokiem, uświadomiła sobie, że przez tą chwilę, kiedy ona rozmyślała, on skupił swój wzrok na jej piersiach. Łajdak. Jej serce się ożywiło. Uniósł oczy i wstrzymała oddech. Jego oczy straciły swój szarozielony odcień i nabrały koloru jasnego szmaragdu. Dobry Boże, ona spowodowała tą zmianę? Jej emocje zmieniały się z minuty na minutę, napłynął silny strach, że posiadała taką kobiecą władzę, ale i dzikie pragnienie, które sprawiło, że jej kolana zmiękły. Jego prawa ręka dotknęła jej szyi, delikatnie pieszcząc jej skórę, aż zatrzymał palce na walącym pulsie tętnicy. Pochylił się do przodu, a jego oddech połaskotał ją w ucho. Zadrżała. Palcami znalazł ścieżkę jej arterii. Po drugiej stronie jej szyi, wąchał ją, przeciągając czubkiem nosa. Wstrzymała oddech, chcąc poczuć jego wargi na swojej skórze. Pocałuj mnie, proszę. Tylko raz. O czym ona myślała? Stała na planie i oglądało ją około dwudziestu ludzi. Nie mogła sobie pozwolić na kontynuowanie tego. Dlaczego nie powiedział swojej kwestii? Och, ona nie powiedziała swojej. Wciągnęła drżący oddech i szepnęła. – Weź mnie. On jęknął i wciągnął płatek jej ucha w usta. Nareszcie, poczuła jego usta na swojej skórze. Zamknęła oczy, by rozkoszować się tym uczuciem. Jego wargi wyznaczały ścieżkę w dół jej szyi. Jego palce dotarły do jej ramienia, kiedy odsunął jej naszyjnik z obojczyka i piersi. - Twoja kwestia, Gregori. – szepnęła Maggie. Abigail otworzyła oczy. Dobry Boże! Na sekundę zapomniała, gdzie była. Napięła ramiona, by go odepchnąć, ale wtedy jego wargi dotknęły jej policzka. Och, Boże, on miał zamiar pocałować jej usta?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Owinął palce wokół jej naszyjnika i oparł kłykcie na jej piersiach. - Gregori! – syknęła Maggie. - Cięcie! – krzyknął Gordon. Z szarpnięciem, puścił jej naszyjnik. Przeniósł spojrzenie na jej twarz. Czerwone pałające oczy! – Aagh! – Wyrwała się z jego objęć. – Chcesz mnie ugryźć! Gregori cofnął się. – Nie… Bam! Josh przyszpilił go swoim ciałem do podłogi. - Abby! – Madison podbiegła do niej. – Wszystko w porządku? Przycisnęła rękę do dudniącego serca. – Jego oczy zmieniły kolor na czerwony! Pałającą czerwień! - Naprawdę? – Madison zerknęła na Gregoriego, nadal przygwożdżonego przez Josha. - Nie chcę cię ugryźć. – Gregori zmarszczył brwi, spoglądając na Abigail, a jego oczy wracały do swojego szarozielonego koloru. - Jego oczy były czerwone? – spytała Simone. – Niemożliwe! - Widziałam to. – szepnęła Abigail. Była głupia, dopuszczając do siebie myśl, że mogłaby być dla wampira czymś więcej niż przekąską. - Abby, mogę wyjaśnić. – powiedział do niej Gregori, kiedy popatrzył na Josha. – Puść mnie! I tak mógłbym się teleportować. Albo rzucić tobą przez pokój. Josh nie poruszył się. – Nie mogę pozwolić, byś ją zranił. - Nie zranię jej! – krzyknął Gregori.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- To prawda! – powiedziała Maggie, kiedy weszła na plan. – Kiedy oczy wampira zmieniają się na czerwone, nie oznaczają głodu. On jej nie ugryzie. - Ma rację. – Phineas posłał Abigail zachęcający uśmiech. – Wyluzuj, laseczko. On nie chciał cię ugryźć. Zastanowiła się, czy nie za mocno zareagowała. – Nie chciał? - Nie. – Phineas uśmiechnął się głupkowato. – Chciał tylko roztopić ci kości. Otwarła usta. - Phineas. – warknął Gregori. – Pozwól mi samemu sobie z tym poradzić. - Myślę, że wystarczająco ją wystraszyłeś. – powiedziała do niego Maggie, a potem zwróciła się do Abigail. – Przepraszam, że bez powodu się przestraszyłaś. Ostrzegłabym cię, jeśli wiedziałabym, że Gregori… tak zareaguje. Abigail pokiwała głową, nadal ogłuszona. Nie wiedziała, co powiedzieć, ale myśli wirowały jej w głowie. On chce ciebie. Wampir ją chciał. Playboy jej pragnął. To nie była polityka. To nie była gra. On chciał tylko jej. Gregori odepchnął Josha. – Puścisz mnie teraz? Josh powoli się odsunął. – Obserwuję cię. Trzymaj się od niej z daleka. Wstał. – Nie zranię jej. - Nie, zdecydowanie, nie. – zgodziła się Maggie. – Fakt, że jego oczy zmieniły kolor na czerwony, udowadnia, że on… darzy ją głębszym uczuciem. Phineas parsknął. – Delikatnie powiedziane. Gregori posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. On wzruszył ramionami. – Nie patrz na mnie tak złowrogo. To ty miałeś grać główną rolę w pornosie. Abigail złapała oddech. Chciał ją wykorzystać do czegoś takiego?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Och, mój Boże. – odetchnęła Madison. Gregori popatrzył na Phineasa. – Nie wiesz, kiedy masz się zamknąć? Phineas uśmiechnął się. – Możemy zadzwonić po Nieumarłą Striptizerkę. Albo Dobrze Robiącą Nieumarłą Debbie. - Wystarczy! – wrzasnął Gregori. - To niemożliwe! – Simone weszła na plan. – Gregori nie może pragnąć kobiety. On jest gejem. Abigail zamrugała. Co? Gregori obrócił się do francuskiej modelki. – Nie jestem gejem! - Oczywiście, że jesteś! Nie chciałeś się ze mną przespać. Musisz być gejem. Zacisnął pięści, ale natychmiast je rozluźnił. – Simone, prawda jest taka, że… cię nie chcę. Złapała oddech. – Jak możesz tak mówić? To zaszczyt, by dzielić ze mną łóżko! - Jestem pewny, że twoi kochankowie czują się niezmiernie zaszczyceni. Tylko ja nie chciałem być numerem pięćset sześćdziesiąt trzy. Prychnęła. – Wiem, o co ci chodzi. Bałeś się! Myślałeś, że dam ci złą ocenę do mojego dziennika. - Nie lubię być osądzany. – powiedział Gregori i zerknął na Abigail. – Przez kogoś. Skrzywiła się. Niesłusznie go osądziła, zakładając, że jest playboyem, tylko, dlatego, że tak o nim mówiły Pru i Constanza. Oczywiście, on nie spał z każdą kobietą, która tego chciała. Odmówił Prunelli i modelce Simone. On nie chciał ich.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Ale chce ciebie. Przełknęła. Nareszcie, mężczyzna, który pragnął jej tak samo jak ona jego. Przyciąganie było wzajemne. Ale niemożliwe. Simone dumnie podeszła do Gregoriego. – Jestem najpiękniejszą kobietą na ziemi, ale ty wolisz tą… - Zerknęła z obrzydzeniem na Abigail. – Tą śmiertelniczkę ode mnie? - Tak. - Ty gnojku! – Simone uderzyła go w twarz, tak mocno, że obrócił głowę. – Nigdy więcej nie zagram roli w twojej reklamie! Teleportowała się. - Nareszcie się ktoś jej pozbył! – krzyknął reżyser. – Teraz, w końcu możemy nakręcić uczciwą reklamę. Załoga rozweseliła się i zaczęła bić brawo. Abigail popatrzyła na Gregoriego, kiedy pocierał szczękę. – Wszystko w porządku? – Wyglądało, jakby Simone uderzyła go z wampirzą siłą. Zerknął na nią, a jej serce przyspieszyło. Nie zawahał się wyznać swojego pociągu do niej. Podszedł do niej. – Abby, możemy porozmawiać na osobności? - Nie! – Josh pociągnął ją do tyłu. – Nie zbliży się więcej do ciebie. - Ale muszę… - zaczęła Abigail. - Nie. – przerwał jej Josh. – Idziemy. - Ale Josh… - jęknęła Madison. - Powiedziałem nie! Idziemy. Madison złapała oddech. – Dlaczego, Josh? On nie jest tak… silny jak ty. – Przygryzła wargę, kiedy spojrzała na niego.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Powiedział do komunikatora na nadgarstku. – Charles, czekaj na nas przed wejściem. Wychodzimy. – Jedną ręką chwycił Abigail, a drugą Madison i skierował je do drzwi. Abigail spojrzała przez ramię na Gregoriego, który patrzył na nią spod zmarszczonych brwi. – Zobaczymy się jutro w nocy w Romatechu? Josh zatrzymał się, a na jego twarzy malowało się niedowierzanie. – Jak możesz nawet myśleć, że znowu się z nim zobaczysz? Nie jesteś z nim bezpieczna. Wyrwała rękę z uścisku Josha. – To moja decyzja, nie twoja. Zmrużył oczy. – To decyzja twojego ojca, a kiedy on dowie się co się tutaj stało… - Nic się nie stało! – Panika chwyciła ją za gardło. Jeżeli Josh karze jej ojcu odwołać przymierze, wtedy jej podróż nie dojdzie do skutku. – Nic mu nie powiesz. - Moim najważniejszym zadaniem jest zapewnienie ci bezpieczeństwa. – Wskazał na Gregoriego. – Nie jesteś bezpieczna z tym człowiekiem. - Będzie się zachowywał. – Abigail podniosła głos. – Będziesz się zachowywał, Gregori, aby utrzymać przymierze między moim ojcem a twoim rodzajem? - Tak. – Rozluźnił ręce, odprężając się. – Zrobię cokolwiek, by moi przyjaciele byli bezpieczni i pomogę Abigail szczęśliwie wypełnić jej misję. Masz moje słowo. - Widzisz? – Abigail uniosła podbródek. – Więc, nic nie powiesz… o tym wypadku mojemu ojcu. Nie zaprzepaścisz ostatniej szansy, by uratować jego żonę, albo moją ostatnią szansę, by wyleczyć moją matkę. - Ona jest też moją matką. – nalegała Madison. – Jeśli powiesz Tatusiowi o tym, co się tutaj stało, powiem mu, żeby cię zwolnił. Abby mnie poprze. - Obie postradałyście rozumy? – Josh obrócił się, by spojrzeć na Gregoriego. – Zrobiłeś im coś?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Nie. Josh prychnął. – Jakbyś mówił prawdę. - On nigdy, by tego nie zrobił. – nalegała Abigail. – Wampiry potrzebują przymierza tak samo jak my. – Obniżyła głos. – Chodź, Josh, wiesz, ze nie ma innej drogi, by dostać się do Chin niepostrzeżenie. Potrzebujemy ich pomocy. Potrząsnął głową. – Nie podoba mi się to. Nie ufam im. - Popatrz na to w ten sposób. – kontynuowała. – To jest dla nas korzystne, że on lubi mnie prywatnie. Będzie lepiej umotywowany, by mnie chronić na misji. - To prawda. – Gregori podszedł do nich. – Nigdy nie pozwoliłbym, żeby coś jej się stało. Oddałbym za nią życie. Serce Abigail załomotało w piersi, ale nie ośmieliła się spojrzeć na Gregoriego. Nie mogła pokazać Joshowi, jak jej twarz mięknie z pragnienia. Josh posłał Gregoriemu długie, twarde spojrzenie i zwrócił się do niej. – Bardzo dobrze. Będziemy kontynuować przymierze. Dla dobra twojej matki. Ale nigdy nie zostaniesz z nim sama, rozumiesz? Pokiwała głową. – Zgoda. – Zaryzykowała szybkie spojrzenie na Gregoriego, oczekując, że spojrzy na nią z czułością, że uratowała przymierze i ocaliła skórę. Tata nie byłby zadowolony, jakby Josh mu powiedział, ze wampir pożąda jego córki. Ale Gregori groźnie na nią popatrzył. Dlaczego on był taki zły? - O której mam być jutro w Romatechu? – spytała. Jego ręce zadrżały. – O dziesiątej. Pokiwała głową. – Będę. - Madison? – spytała Maggie. – Jeśli zdecydujesz się, to możesz jutro w nocy przyjść na casting do jednej z oper mydlanych. Mogłabyś zagrać. Phineas też.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Madison złapała oddech i ścisnęła ręce razem. – Naprawdę? Josh potrząsnął głową. – Nie powinnaś tego robić. - Żartujesz? – pisnęła Madison. – To jest moja szansa, by zostać gwiazdą! – Podskoczyła. – Dziękuję, Maggie! Jestem taka przejęta! Nie jesteś podekscytowany Dr Kle? Phineas uśmiechnął się i przeciął powietrze pięścią. – Och, tak! Doktor Miłość znowu w akcji! Josh jęknął. – To jest katastrofa. - Nie. – poprawiła go Abigail. – To jest początek nowej przyszłości. Dla nas wszystkich. Jej spojrzenie spotkało się z Gregorim. Nadal groźnie na nią patrzył z dzikim, głodnym wzrokiem. Nie miała wątpliwości, że zamierza utrzymać sojusz z jej ojcem. I obiecał pomóc jej w misji i ochraniać ją. Ale czy obietnica tyczyła się jego samego? Nie sądziła tak, ani przez chwilę.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział czternasty Następnej nocy, Gregori chodził po swoim biurze w Romatechu, bawiąc się pigułką antystresową w ręce. Powiedział Angusowi i Romanowi, że wszystko idzie dobrze. Na szczęście, Phineas go poparł, twierdząc, że randka z córkami prezydenta była udana. Bzdury. Ścisnął pigułkę. Był niebezpiecznie blisko zawalania misji. Tysiące Wampirów polegało na nim, by zawarł sojusz z rządem USA i zapobiegł Wampirzej Apokalipsie. A on, co zrobił? Dobierał się do córki prezydenta na oczach widowni. Na oczach agenta wywiadu! - Idiota, idiota. – mruknął do siebie. Przynajmniej Gordon skasował film, więc nie mógłby wpaść w złe ręce Corky Courrant, która wrzuciłaby go na YouTube. Ale nie mógł skasować swojego zachowania. Całe przymierze mogło polec, jeśli Abigail by nie zainterweniowała. Uratowała mu dupę. Nie żeby czuła do niego sympatię. Uratowała go z desperacji, by móc ocalić matkę. Bo jak podejrzewał, potajemna wyprawa do Chin miała związek z jej matką. Bez wątpienia jej doktorat z biochemii też łączył się z matką. Wszystko, co robiła Abigail z taką determinacją, było po to by uratować jej matkę. Taka miłość. Takie poświęcenie. Ona była niesamowita. Cudowna, piękna i tak bardzo kochała. Szkoda, że nie jego. Jej opis jego kochania się, powrócił mu w myślach. Wypadek. Tabletka rozkruszyła się w jego ręce. - Cholera. – Wyrzucił resztki i wyciągnął nową.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Wypadek. Czy ona w ogóle niczego nie czuła? Stała tam znudzona i układała w myślach listę zakupów, kiedy on zupełnie stracił swoją kontrolę? Nigdy wcześniej nie czuł takiego pożądania. Romans był tylko zabawą. Kochał dreszcz emocji, kiedy dawał i odbierał rozkosz. Prosta, łatwa zabawa. Ale z Abigail nic nie było proste albo łatwe. Była niemożliwa, ale to go nie powstrzymało. Była zakazana, ale to sprawiało, że była jeszcze bardziej kusząca. Potworne pragnienie wyciągnęło swoje pazury po jego serce i groziło, że je całkowicie zniszczy. Cholera. Co ona mu zrobiła? Wtedy zupełnie zapomniał, że są w studiu. Mógłby przysiąc, że ona coś czuła. Jej serce zdecydowanie przyspieszyło. Jej serce zawsze przyspieszało, kiedy był w pobliżu. To mogło oznaczać, że się go bała. Albo gorzej. Brzydziła. Wampirzyc nigdy nie obchodziło czy on jest Wampirem. Ale to mógłby być problem dla ślicznej śmiertelniczki takiej, jak Abigail. Upadła na kanapę w Owalnym Gabinecie, próbując wyrwać dłoń z jego uścisku. Zemdlała, kiedy zobaczyła go lewitującego pod sufitem. I odsunęła się od niego na długość połowy kanapy w nocnym klubie, by od niego uciec. Co mogło spowodować, że ona nawet go nie lubiła? Tak wiele Wampirzyc uganiało się za nim przez ostatni rok, że on może już nie wiedział, kiedy był odrzucany. Ale żart. Kobieciarz zakochuje się w kobiecie, która go nie chce. Rzucił tabletką o ścianę i zamieniła się w chmurę białego proszku. Był szalony, jeśli zakochał się w Abigail. Prezydent nie pozwoli jej być w związku z wampirem. Josh wyraźnie go nie zaakceptował. Kiedy Gregori teleportował się do domu godzinę temu, by założyć świeży garnitur, zauważył, że jego mieszkanie zostało przeszukane. Prawdopodobnie Josh i Charles szukali czegoś, co mogłoby zerwać ich przymierze z prezydentem. Albo może mieli nadzieję, że zastaną go śpiącego i bezbronnego na jakiekolwiek ataki.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Dzięki Bogu, że spał w Romatechu. Nie był pewien jak daleko mogą się posunąć Josh i Charles, by ochronić, Abigail przed złymi uściskami wampira. I nadal nie wiedział jak ona się czuje. Samo to doprowadzało go szału. Telefon na biurku zadzwonił i on odebrał. – Halo? - Jest tutaj. – powiedziała mu Emma. – Limuzyna z Abigail Tucker przejechała właśnie przez przednią bramę. Wziął inną pigułkę. – Spotkam się z nią przy głównym wejściu. Możesz powiedzieć Romanowi, że przyjechała? - Niestety. – odpowiedziała Emma. – Musiał na chwilę wyjść. - Co? – Gregori ścisnął w ręce tabletkę. – Zgodził się z nią spotkać. Wie, jakie to ważne. - Nie martw się. – uspokoiła go Emma. – Roman nie długo wróci. Właśnie teraz musiał załatwić pewne rodzinne sprawy. On i Angus musieli się teleportować do szkoły, by zabrać Shannę i Caitlyn. - Dlaczego? Coś się stało? – Gregori martwił się o kobiety. Shanna ostatnio została przekształcona i ciągle się przyzwyczajała. Caitlyn uległa bolesnej transformacji w panterołaczkę i teraz spodziewała się bliźniaków. – Wszystko z nimi w porządku? - Z nimi tak, ale z ich matką nie. – wyjaśniła Emma. – Zadzwoniła do Caitlyn i zaczęła krzyczeć i była strasznie wkurzona… - Darlene nigdy nie jest wkurzona! – wrzasnął Sean Whelan w tle. – Ona jest zawsze idealnie spokojna! - Więc, teraz nie jest spokojna. – powiedziała mu Emma. – Gregori, Roman wkrótce wróci. Caitlyn i Shanna spotykają się z matką w Romatechu. - W porządku. – Gregori odłożył słuchawkę, zastanawiając się, co się działo z żoną Seana Whelana. Może w końcu zrozumiała, jakim był palantem.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Wepchnął pigułkę do kieszeni i poszedł w kierunku foyer. Liczba pracowników na nocnej zmianie w Romatechu została wyrównana do liczby dziennych pracowników, ale uprzedził ich, że córka prezydenta przyjedzie na wycieczkę. Marmurowa posadzka została wypolerowana, a biura i laboratoria wysprzątane. Załatwił, aby kafeteria była później otwarta, a najlepszy szef kuchni przygotował kilka swoich specjałów. Phineas poprosił o noc wolnego, by mógł wrócić do DVN z Madison. Zajrzał wcześniej, by uprzedzić, że Josh obserwował go jak jastrząb. Gregori przypuszczał, że Charles przyjdzie z Abigail. Wstukał kod na panelu przy przednich drzwiach, by je otworzyć i wyszedł na zewnątrz, by zaczekać. Lekki deszczyk zwilżył powierzchnię parkingu i błyszczał w świetle ulicznych latarni. Jak zwykle, jego spojrzenie padło na miejsce, w którym osiemnaście lat temu, jako śmiertelnik stracił życie. Casimir zaatakował go i zostawił, aby umarł na ciemnym asfalcie. Później było inne miejsce, gdzie ucierpiał w wybuchu samochodu zbombardowanego przez Malkontentów. W ich zasięgu był także kościół prowadzony przez Ojca Andrew. Kaplica była teraz smutnym i pustym miejscem, tylko wazon z kwiatami stał na ołtarzu, przypominając o śmiertelnym duchownym, który był dla nich jak ojciec. Gregori westchnął. Wszyscy cieszyli się, że Casimir był w końcu martwy, ale cena była zbyt wysoka. Jego spojrzenie powędrowało z powrotem ku miejscu, gdzie został przemieniony. Dwa razy oszukał śmierć na tym parkingu. Nie jesteś nieśmiertelny, głupku. Mógł umrzeć równie łatwo jak Ojciec Andrew. Powinien przestać się bawić i sprawić, by życie wreszcie coś znaczyło. Ale co mogło dać znaczenie życiu? Ojciec Andrew powiedziałby, że miłość. Daleko błysnęły przednie światła limuzyny, która jechała przez lasek. Abigail.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Przyjechała. Jego serce ścisnęło się z tęsknoty. Limuzyna zatrzymała się przed wejściem. Kiedy Charles wysiadł z miejsca dla kierowcy, Gregori otworzył tylne drzwi. - Cofnij się, proszę. – Charles posłał mu surowe spojrzenie, kiedy pospieszył, aby pomóc Abigail. Gregori cofnął się. Widocznie Charles został uprzedzony, że wesoły wampir chciał skoczyć na Abigail jak wściekły pies. Niestety, w chwili odkąd wysiadła z samochodu, chciał ją wziąć w ramiona. Musiał przełknąć, by powstrzymać ślinotok. I nie chodziło, że była seksownie ubrana. Nosiła jeansy, bluzkę w granatowo zieloną kratkę i zielony płaszczyk. Była piękna. Mgła sprawiła, że jej włosy pofalowały się, a jej policzki były bardziej różowe. Jej oczy zaiskrzyły się z podekscytowania, kiedy rozejrzała się wokoło. Skinął głową. – Witaj w Romatechu, Mądralo. Uśmiechnęła się. – To miejsce jest ogromne! A teren przepiękny. Jestem pod wrażeniem. - Świetnie. – Gregori przesunął swoją kartą ID przez czytnik, by otworzyć przednie drzwi i wprowadził ich do foyer. - Zauważyłem kilka kamer. – powiedział Charles, kiedy Gregori wstukiwał kod. – Czy jest tutaj problem z bezpieczeństwem? Gregori zastanawiał się jak to ująć, jednak postanowił, że szczerość będzie najlepsza. – Kilka razy zostaliśmy zbombardowani. Abigail złapała oddech. – Dlaczego? Syntetyczna krew ratuje tysiące ludzi. Komu mogłoby to przeszkadzać? - Malkontentom. – wyjaśnił Gregori. – Oni nienawidzą syntetycznej krwi. Myślą, że niszcząc Romatech, zmuszą Wampiry do powrotu do gryzienia.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Charles zmarszczył brwi. – Jeśli panna Tucker nie jest tu bezpieczna, to powinniśmy odjechać. - Ona jest tu bezpieczna. – uspokoił go Gregori. – Mamy doskonałą ochronę. Może chciałbyś zobaczyć ich biuro? - Tak. – Charles pokiwał głową. Gregori poprowadził ich do pomieszczenia na lewo. Włożył rękę do kieszeni, by ścisnąć pigułkę. Przeklęty agent wywiadu chodził za Abigail krok w krok. W takim tempie, on nigdy nie zostanie z nią sam na sam, by zobaczyć jak naprawdę się czuła. - Za nasze bezpieczeństwo odpowiedzialna jest firma MacKay Usługi Ochroniarskie i Detektywistyczne. – wyjaśnił. – Szefem jest Angus MacKay. Jeśli masz w planach jakąś tajną misję, może dostarczyć ci najlepszych ludzi w świecie wampirów. Charles wyglądał na niepewnego. – A mają jakieś doświadczenie? Gregori parsknął. – Paru z nich zbierało doświadczenie przez wieki. Kilku nowych pracowało dla FBI i CIA. Jeden facet nawet teleportował się do Langley, pozostając niezauważony. Charles zmrużył oczy. – Szczerze w to wątpię. - Chcesz zobaczyć medal, który Brytyjczycy wręczyli Angusowi? W czasie Drugiej Wojny Światowej, teleportował się za niemiecką linię wroga i uratował jakichś facetów z Królewskich Sił Powietrznych. Ocalił im życie jednej nocy. - Więc, brytyjski rząd wie o wampirach? – spytała, Abigail. Gregori pokiwał głową. – Powiedziałem o tym twojemu ojcu, tamtej nocy. Chcielibyśmy mieć ten sam rodzaj relacji z amerykańskim rządem. - Dla mnie brzmi świetnie. – powiedziała Abigail. – Powiem mojemu ojcu, że misja dojdzie do skutku. - Panno Tucker… - zaczął Charles.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Nie mogę sobie pozwolić na jeszcze większą stratę czasu. – przerwała mu. – Jeśli Brytyjczycy ufają Wampirom, to my też powinniśmy. Charles zerknął na Gregoriego. – Josh powiedział mi o nim. On nie jest godny zaufania. Gregori zacisnął zęby. – Nigdy nie skrzywdziłbym panny Tucker. Jestem pewny, że ona to wie. – Do końca nie był tego pewien, ale spodziewał się, że ona go poprze. Nie zrobiła tego. Odwróciła się, a jej policzki poróżowiały. Cholera. Ona go nie lubi? Gdy zbliżyli się do biura MacKay, drzwi otworzyły się. Bez wątpienia ludzie w środku widzieli ich na monitorach. Emma wyszła na korytarz. – Dobry wieczór. Jestem Emma MacKay, współwłaścicielka MacKay S&I. – Uśmiechnęła się. – Pracowałam dla CIA przez pewien czas. - Ona jest wampirem? – szepnęła Abigail. - Tak, jestem. – Uśmiech Emmy się poszerzył, sięgając uszu. – Doskonale słyszę. Proszę, wejdźcie. Gregori wszedł do biura, mając za sobą Emmę i Charlesa, który nakazał Abigail zostać na korytarzu. - Pamiętasz mnie? – Sean Whelan potrząsnął rękę z agentem wywiadu. – Jestem szefem Zespołu CIA „Trumna”. Charles szybko zeskanował pokój, kiedy pozwolił Abigail wejść. - Wow. – szepnęła, kiedy zbliżyła się do ściany pełnej monitorów. - Imponujące. – Charles przyglądał się gablocie z bronią na przeciwległej ścianie pokoju.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Panno Tucker? – Sean uścisnął z nią rękę. – Cieszę się, że znowu cię widzę. Jeśli mogę cokolwiek dla ciebie zrobić, proszę, daj mi znać. - Dziękuję. – Posłała mu zaciekawione spojrzenie. – Więc, jesteś przyjacielem Wampirów? - Tak. – Pokiwał głową. – Oczywiście nie od razu nim byłem. Jako szefa Zespołu „Trumna” miałem na celu zabicie wszystkich wampirów. Ale z czasem, nauczyłem się, że dobre Wampiry są po naszej stronie, ochraniając nas przed Malkontentami. Charles podejrzliwie zmrużył oczy. – Dlaczego tutaj jesteś? - Wpadam, co jakiś czas, by mieć na wszystko oko. – Sean podszedł do stołu i nalał sobie filiżankę kawy. – Napijesz się? Charles potrząsnął głową. Gregori przygryzł wargę, by powstrzymać się od śmiechu, jak Sean udawał, że jest śmiertelny. - Mój mąż, Angus, wkrótce wróci. – powiedziała Emma. – Tymczasem, ja mogę odpowiedzieć na jakieś wasze pytania dotyczące bezpieczeństwa. Abigail złapała oddech i wskazała na monitor. – Czterej ludzie pojawili się z nikąd. Emma zerknęła na monitor. – Tak, to jest mój mąż, Angus i Roman Draganesti, szef Romatechu. Teleportowali się tutaj z żoną i szwagierką Romana. Charles obserwował monitor. – Oni przybyli na zewnątrz? - Tak, wchodzą teraz przez boczne wejście. – wyjaśniła Emma. – Teleportowanie się prosto do środka włączyłoby alarm. W ten sposób wiemy, czy nie teleportują się jacyś Malkontenci. - Przepraszam. – Sean wybiegł na korytarz.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Tato! – Shanna zawołała do niego. – Co tu tutaj robisz? Sean skrzywił się i zamknął drzwi do biura. - Tato? – Charles podszedł bliżej monitora, by się przyjrzeć. – Te kobiety są córkami Seana Whelana? Emma wymieniła spojrzenie z Gregorim. Wzruszył ramionami. I tak ciężko byłoby ukryć prawdę. – Córka Seana Whelana wyszła za Romana Draganestiego. Charles zadrwił. – Nic dziwnego, że się z nimi przyjaźni. - Właściwie. – mruknęła Emma. – Minęło kilka lat zanim Sean zaakceptował Romana, jako zięcia. Charles pokiwał głową, kiedy posłał Gregoriemu rozdrażnione spojrzenie. – Żaden człowiek nie chciałby, by jego córka związała się z wampirem. Gregori groźnie na niego spojrzał. – Jakieś kobiety mogą sądzić, że Wampiry są idealnymi mężami. One nie muszą nam gotować. Nigdy nie chrapiemy. A kiedy jesteśmy niedostępni w ciągu dnia, mają wolny dostęp do naszych kart kredytowych. Emma zachichotała. Abigail nadal obserwowała monitory, ignorując go, ale jej usta się skrzywiły. - Co znaczy, że jesteś niedostępny? – spytał Charles. – Jesteś nieprzytomny w ciągu dnia? Gregori wymienił spojrzenie z Emmą. – Coś w tym stylu. - Jakiś samochód wjechał na parking. – Abigail skinęła na monitor. Emma skrzywiła się, ale za chwilę posłała jej szeroki uśmiech. – Może powinnaś kontynuować swoją wycieczkę. – Otworzyła drzwi i wyszła. – Chodźcie.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Gregori sięgnął po rękę Abigail, ale Charles uprzedził go, chwytając jej rękę pierwszy i wyprowadził ją z pokoju. Emma szepnęła do Shanny i Caitlyn. – Wasza matka przyjechała. - Wpuszczę ją. – Caitlyn poszła w dół foyer. - Pan Draganesti? – Abigail podeszła do Romana. Odwrócił się do niej. - Roman, to jest Abigail Tucker. – Gregori szybko dokonał prezentacji. – Jeśli zechciałbyś z nią później porozmawiać… - Oczywiście. – Roman uścisnął jej rękę z uśmiechem. – Z przyjemnością to zrobię. - Tędy. – Gregori skinął na Abigail i Charlesa, by poszli za nim. Jak dobrze pójdzie może unikną widoku piekła, które tu za chwilę się rozegra. - Tato, wejdź do biura. – Shanna powiedziała do niego. – Mama nie chce cię teraz widzieć. - Ale, mam prawo… - sprzeciwił się Sean. - Domyśliła się, Tato! – przerwała mu Shanna. – Ona wie, co jej zrobiłeś. - Niemożliwe. – odpowiedział Sean. – Zawsze miałem całkowitą kontrolę nad jej umysłem. Abigail zatrzymała się, by posłuchać. - Chodź. – Gregori sięgnął po jej rękę. - Cofnij się. – warknął Charles. - On kontrolował umysł swojej żony? – szepnęła Abigail. – On jest wampirem?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Gregori skrzywił się. – Sean zawsze miał wiele psychicznych umiejętności. Właśnie, dlatego jest szefem Zespołu CIA „Trumna”. Umie oprzeć się kontroli umysłu. Teraz chodźmy. – Poprowadził ich w dół korytarzem. - Już nie kontrolujesz swojej żony. – rozbrzmiał rozgniewany głos Romana. – Prawdopodobnie kontrola została zdjęta, kiedy zapadłeś, w wampirzą śpiączkę. Charles zatrzymał się. - Cholera! – krzyknął Sean. – To wszystko twoja wina, Roman! - Jak możesz tak mówić? – Shanna zganiła go. – On ci uratował życie! - Mówisz na to życie? – ryknął Sean. – On zmienił mnie w… - Rozejrzał się po korytarzu i zauważył Gregoriego z Abigail i agenta wywiadu. – Cholera! – Wpadł do biura bezpieczeństwa i trzasnął drzwiami. - On jest wampirem? – spytał miękko Charles. Gregori westchnął. – Był śmiertelnie zraniony w bitwie jakiś tydzień temu. Shanna błagała męża, by go zmienił. To był wtedy jedyny sposób, by uratować mu życie. - Możesz uratować komuś życie przez przemienienie go? – spytała Abigail. Gregori ścisnął tabletkę w kieszeni. Nie powinien pozwolić, by Abigail i ten przeklęty Charles tu przychodzili. Chcieli wiedzieć za dużo. Praktycznie widział jak w jej głowie obracają się trybiki. Rozważała, czyby nie zmienić jej matki? - Sean jest tutaj? – Kobieta wrzasnęła w foyer. – Powiedział mi, że jest za granicą. Ten ohydny kłamca! Gdzie on jest? - Mamo, uspokój się! – powiedziała jej Caitlyn. Shanna pobiegła w ich kierunku. – Mamo! Abigail ruszyła, więc Gregori i Charles poszli za nią. Zatrzymali się w wejściu do foyer.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Shanna? – Kobieta w średnim wieku patrzyła na Shannę ze łzami w oczach. – Moje dziecko! Tyle czasu minęło! - Mamo! – Shanna objęła ją, kiedy Caitlyn przyłączyła się do uścisku. Darlene Whelan dotknęła twarzy Shanny. – Spójrz na siebie. Jesteś taka piękna. Tak bardzo za tobą tęskniłam. Oczy Shanny zamigotały łzami. – Wróciłaś, Mamo. Mamy cię z powrotem. Kontynuowały uściski i płacz. Gregori spojrzał na Abigail i zauważył, że przyglądała się temu załzawionymi oczyma. Jak dobrze pójdzie, nikt nie zauważy, że łzy Shanny zabarwione są na różowo. Darlene wytarła twarz i zacisnęła pięści. – Wiem, co on mi zrobił. Ten kontrolujący umysły gnojek! Ledwie pamiętam, co się działo przez ostatnie piętnaście lat. On ukradł mi życie! - Wiem, że jesteś zła, Mamo. – powiedziała Caitlyn. – Także byłam zła, kiedy się dowiedziałam, co ci zrobił. Darlene zacisnęła zęby. – Złość to mało powiedziane. Jeśli kiedykolwiek go spotkam, zabiję go! - Mamo… - zaczęła Shanna. - Mam torby w samochodzie. – zawiadomiła Darlene. – Zostawiłam go. Mam nadzieję, ze będę mogła zostać u jednej… - Otworzyła usta. – Caitlyn, jesteś w ciąży? Ona poklepała swój zaokrąglony brzuch. – Tak, z bliźniakami. - Sama mam dwójkę dzieci. – dodała Shanna. - Och mój. – Darlene zbladła. – Nie wiedziałam, że wyszłaś za mąż. – Zmarszczyła brwi. – Jesteś mężatką, prawda? - Tak. – Shanna się uśmiechnęła. – Znam doskonałe miejsce dla ciebie, gdzie mogłabyś zostać. Widziałabyś się codziennie z wnukami.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Och. Mój Boże. – Łzy popłynęły po twarzy Darlene. – Byłoby cudownie. - Chodź. – Shanna objęła ramieniem matkę. – Pozwól, że przedstawię ci mojego męża. Gregori, Abigail i Charles przesunęli się, by trzy kobiety mogły przejść. Roman, Angus i Emma nadal czekali na korytarzu przed biurem bezpieczeństwa. - Ich matka wie o Romanie? – szepnęła Abigail do Gregoriego. On potrząsnął głową. - Boże. – szepnęła. – Czeka ją więcej dramatu dzisiejszego wieczora. - Tak. – zgodził się Gregori. Nie tylko jedna z córek Darlene Whelan poślubiła wampira, ale sama się nim niedawno stała. A druga córka, Caitlyn była teraz panterołaczkę i spodziewała się kociaków. Drzwi biura bezpieczeństwa otworzyły się i wybiegł z nich Sean. – Darlene! Nie zostawiaj mnie! - Ty gnoju! – Darlene pomaszerowała w jego kierunku. Jej córki przytrzymywały ją. - Darlene, zrobiłem to, bo cię kocham! – krzyknął Sean. - Niech to diabli wezmą. – Angus wepchnął Seana z powrotem do biura. – Nie wychodź, jeśli nie wiesz jak się traktuje kobitę. - Ale ona chce mnie zostawić! – wrzasnął Sean. - Zasługujesz na to. – Angus zamknął mu drzwi przed nosem. - Tutaj nigdy nie będzie nudno. – mruknął Gregori. – Chodź, oprowadzę cię. – Poprowadził Abigail przez foyer i przez dwuskrzydłowe drzwi weszli do innego korytarza.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Szła obok niego, a Charles podążał za nimi. – Sean Whelan używał kontroli umysłu na żonie? Gregori pokiwał głową. – On odesłał nastoletnią Shannę, kiedy zorientował się, że nie może jej kontrolować. Abigail się wzdrygnęła. – Nic dziwnego, że jego żona jest taka wkurzona. Jeśli ktoś kontrolowałby mi umysł, też bym chciała go zabić. Spojrzał na Charlesa i zniżył głos. – Dla wiadomości, myślę, że to, co zrobił Sean było bez sumienia. Nie tak traktuje się kogoś, kogo się kocha. Ona nie odpowiedziała, ale zauważył, że zacisnęła pięści. - Trzymaj. – Wręczył jej pigułkę antystresową. – Pomagają. Wzięła tabletkę i ścisnęła ją. – Czym się tak stresujesz? Nie możesz żyć wiecznie? - Nie jesteśmy nieśmiertelni. Możemy umrzeć. I widzimy jak ludzie umierają. Pokiwała głową i wrzuciła tabletkę do kieszeni płaszcza. – Myślę, że to negatywna strona bycia wampirem… patrzeć jak twoi przyjaciele i rodzina umierają. Uspokoiła się, gdy przyszli do laboratorium Laszlo. Laszlo zaprosił ich do środka z nieśmiałym uśmiechem. - Niesamowite. – Rozejrzała się dookoła, szeroko otwierając oczy. – Opowiedz mi, nad czym tutaj pracujesz. - Oczywiście. – Laszlo wyłożył długi monolog, który dla Gregoriego nie miał najmniejszego sensu, ale Abigail kiwała tylko głową, zgadzając się. Laszlo był wyraźnie zachwycony, że jest ktoś, kto rozumie, co on robi. Charles stał przy drzwiach i patrzył. Gregori też stanął niedaleko niego, tylko patrząc, bo nie mógł zrozumieć, o czym oni do diabła mówili. Cokolwiek by to nie było, na pewno podekscytowało Laszla, bo obracał w palcach guziki u nowego kitla.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Abigail także wydawała się być podekscytowana. Mówiła szybko, żwawo gestykulując, a jej oczy błyszczały. Gregori westchnął. Został skazany. Ona była zbyt inteligentna dla niego. Zbyt energiczna. Zakazana dla niego. Gdy wspominała coś o jakiejś roślinie, którą chciała znaleźć w chińskiej prowincji Yunnan, Laszlo urwał guzika, a ten upadł na laboratoryjny stół. - Tak! Roman użył tej rośliny z tej prowincji, kiedy wymyślił specyfik na niespanie. – Laszlo bawił się innym guzikiem. – Lek działa, ale ma jeden skutek uboczny: postarza Wampira o jeden rok za jeden dzień używania. - Niesamowite. – powiedziała Abigail z dziesiąty raz. - Roman nadal ma tą roślinę w laboratorium. – kontynuował Laszlo. – Może chciałabyś ją przebadać? - Byłoby cudownie! - Kontynuuję pracę na specyfikiem, by pomniejszyć skutki uboczne, ale ciężko jest znaleźć Wampira, który byłby skłonny do testu na nim. Nie podoba im się pomysł starzenia o rok. Abigail złapała oddech. – Testujesz swoje formuły na wampirzych przyjaciołach? Laszlo zachichotał. – Nie mamy wampirzych szczurów. Poza tym, jeśli poprawa specyfiku źle zadziała to i tak efekt nie potrwa długo. Ich ciała uzdrowią się podczas ich śmiertelnego snu… - Laszlo! – Gregori stanął za Abigail i zrobił gest jakby podcinał sobie gardło. - Śmiertelny sen? – spytała Abigail. – Uzdrowią się? Oczy Laszlo rozszerzyły się, kiedy zrozumiał, że powiedział za dużo. – Och, ja… znaczy… - Nerwowo obracał guzik. - To znaczy, że wampiry mają większą siłę. – powiedział Gregori. – Możemy uzdrawiać się szybciej niż śmiertelnicy. Ale oczywiście, nadal możemy umrzeć. A
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
jeśli stracimy jakąś część ciała, nie możemy jej zregenerować. Mamy przyjaciela Wampira, który stracił dłoń w bitwie. - Prawda. – pokiwał głową Laszlo. – Nasze uzdrawiające zdolności są ograniczone. Poszukać dla ciebie tej rośliny? - Ach, tak, dziękuję. – Abigail patrzyła jak Laszlo wybiegł z laboratorium. - Pozwól, że pokażę ci moje biuro. – Gregori chwycił ją za łokieć i skierował do drzwi. Charles zmarszczył brwi na ten widok i poszedł za nimi. - Co on miał na myśli mówiąc śmiertelny sen? – spytała. Gregori skrzywił się wewnętrznie. Wampiry byłyby w głębokim gównie, jeśli rząd dowiedziałby się jak oni potrafią być bezradni i bezbronni podczas dnia. Jak łatwo można ich zabić. – Tak tylko opisujemy nasz sen w ciągu dnia. To… bardzo głęboki sen. - Więc, jeśli teleportowałbyś mnie do Chin, musiałbyś spać podczas dnia? - Tak, ale pamiętaj, że możemy przemieszczać się tylko w nocy i teleportować setki mil. Możemy zrobić więcej w jedną noc niż śmiertelnik w tydzień. Poza tym, jeśli chcesz pozostać w ukryciu, lepiej wykonywać twoją misję w nocy. - Myślę, że masz rację. – Szła obok niego, przygryzając dolną wargę. – A co oznacza uzdrawianie się? Cholera. Nie powinien zapraszać tu Abigail. Jest zbyt inteligentna, zbyt spostrzegawcza. – Mówiłem ci, uzdrawiamy się szybciej. Zatrzymała się nagle. – Pozwoliłbyś mi siebie przebadać? Posłał jej powolny, uwodzicielski uśmiech, mając nadzieję, że to ją rozproszy. – Chcesz mnie rozebrać?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Zarumieniła się, machając ręką. – Jestem pewna, że twoja anatomia jest łudząco podobna do tej u śmiertelnika. Potrzebuję kilku próbek twojej tkanki i krwi. Jego uśmiech zanikł. – Mądralo, zabiorę cię, dokądkolwiek zechcesz na świecie. Ochronię cię moim życiem. - Doceniam to, ale teraz wszystko, czego chcę to twoja krew. - Ja… nie mogę. Przykro mi. Zmrużyła oczy. – Jeśli są jakieś lecznicze właściwości w twojej krwi, muszę to wiedzieć. To mogłoby pomóc mojej matce. Zacisnął pięści. Tego właśnie najbardziej się bał, że śmiertelnicy nie tyle dowiedzą się o ich istnieniu, ile o uzdrawiających właściwościach ich krwi. – Nie mogę pozwolić ci badać naszej krwi. Złapała oddech. – Mam rację, tak? Twoja krew ma uzdrawiające właściwości? – Dotknęła jego ramienia. – Proszę, zrób to dla mojej matki. Potrząsnął głową. – Każdy Wampir w naszym świecie liczy, że sprawię, że nadal będą bezpieczni. Jeśli śmiertelnicy dowiedzą się, że nasza krew może uzdrawiać, polowaliby na nas i osuszali nas z niej. To byłoby masowe morderstwo. Jej oczy napełniły się łzami. – Pozwolisz mojej matce umrzeć? – Chwyciła jego rękę. – Daj mi tylko trochę. Nie powiem nikomu, gdzie to zdobyłam. Mogę utrzymać to w sekrecie. - Sekrety zawsze się wydadzą. Popatrz jak dobrze ukryty był sekret o naszym istnieniu. Przybliżyła się. – Gregori, proszę. Skrzywił się. Ona nie odpuści. – Przykro mi. Puściła jego rękę i cofnęła się. – Mogę cię zmusić. Albo dasz mi próbkę krwi, albo powiem mojemu ojcu, by zerwał przymierze.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Ciarki przeszły mu po plecach. Bez przymierza, Wampiry byłyby w poważnym niebezpieczeństwie. Ale jeśli da jej próbkę krwi, będą skazani. – Abby, nie rób tego. Nie zmuszaj mnie. Łza popłynęła po jej policzku. – Nie dajesz mi żadnego wyboru. Cholera. Było tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Nienawidził tego robić, ale czy miał inny wybór? Tysiące Wampirów liczyło na niego. Jej słowa rozbrzmiewały mu w głowie. Jeśli ktoś kontrolowałby mi umysł, też bym chciała go zabić. Zacisnął pięści. Nie było innego wyjścia. Strumień kontroli umysłu napłynął do Charlesa i nagle agent wywiadu oparł się nieprzytomny o ścianę. Zapomnisz o wszystkim, co usłyszałeś odkąd opuściliśmy foyer. Chwycił Abigail w ramiona. – Wybacz mi. Zamrugała. – Ale co? Zawahał się. Dlaczego nie? To mogła być jego jedyna szansa. Pocałował ją. Zesztywniała zaskoczona, ale powoli rozluźniła się, kiedy jego pocałunek był jak przeprosiny. Jej wargi na jego były takie miękkie i słodkie. Wybacz mi, Abby. Przerwał pocałunek i wszedł do jej umysłu. Zapomnisz o wszystkim, co usłyszałaś odkąd opuściliśmy foyer.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział piętnasty Abigail zachwiała się, kiedy przeszła przez nią fala zawrotów głowy. Gregori chwycił ją za ramiona. – Wszystko w porządku? - Ja… - Potarła czoło. – Chyba tak. – Dlaczego, do cholery, czuła się tak słabo? Ona nigdy nie mdlała. Poprawka, zemdlała dwie noce temu, kiedy zobaczyła Gregoriego unoszącego się pod sufitem. Od chwili, w której go spotkała, jej dotychczasowe życie się zawaliło. - Kiedy ostatnio coś jadłaś? – spytał, nadal ją podtrzymując. - Ja… - Przeszukiwała swój zaćmiony umysł. – Nie jestem pewna. – Gdzie ona była? Ach, tak, w Romatechu. Widziała rodzinny dramat i odkryła, że Sean Whelan jest wampirem. I coś jeszcze…, ale nie mogła sobie przypomnieć, co. Miała imię tej osoby na końcu języka. Wiedziała, że to było ważne, ale ta informacja jej uciekła. Spojrzała na Gregoriego, a on patrzył na nią ostrożnie. Zmarszczył brwi z niepokojem. A jego oczy… Dziwne, wyglądał na zdenerwowanego. Jego usta, było w nich coś znajomego. Jej wargi zapiekły, więc je oblizała. On złapał oddech i zacisnął pięści. - Panno Tucker, wszystko w porządku? – spytał Charles. Zerknęła na agenta wywiadu, który pocierał kark i zmarszczył brwi. - Tak, ja…
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Chodźmy do kafeterii. – przerwał Gregori. – Zatrudniłem najlepszego szefa kuchni. Będzie strasznie rozczarowany, jeśli nie zjecie jego potraw. - Och, to bardzo miłe z twojej strony. – Abigail pozwoliła się poprowadzić korytarzem. Powstrzymała chęć dotknięcia swoich ust. Dlaczego miała wrażenie, że się całowała? Charles szedł tuż za nimi. Korytarz był prosty z oknami po obu stronach, przez które dobrze było widać ogrody na zewnątrz. Po lewej stronie zauważyła boisko do koszykówki. - Cudowne udogodnienie. – mruknęła. – chciałabym zobaczyć jedno z laboratoriów. - Oczywiście. – powiedział cicho Gregori. - To tutaj produkujecie syntetyczną krew? - Tak. – Pokiwał głową. – Pakujemy syntetyczną krew w plastikowe torebki na użytek śmiertelników. Robimy to 24/7. W nocy pracują wampirzy pracownicy, oni butelkują syntetyczną krew i napoje z Kuchni Fusion dla Wampirów. - Więc, macie śmiertelnych pracowników, którzy wiedzą o Wampirach? – Jej spojrzenie jeszcze raz padło na jego usta. Na jego twarzy pojawił się smutek. – Większość z nich nie ma innego wyjścia. – Otworzył jakieś dwuskrzydłowe drzwi i wprowadził ją do kafeterii. To była typowa stołówka dla pracowników – prostokątne stoliki i plastikowe krzesełka, ale spodobało jej się boisko do koszykówki i ogród. – Nikogo tu nie ma. - Większość nocnej zmiany to Wampiry, więc oni tutaj nie jedzą. – wyjaśnił Gregori. – Czuj się jak u siebie. Przyniosę ci coś do jedzenia. – Poszedł w stronę kuchni.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Usiadła, gdzie miała widok na ogród. Z daleka widziała altankę porośniętą jakąś kwitnącą winoroślą. Śliczne i romantyczne. Jeśli miałaby wystarczająco dużo odwagi, poprosiłaby o wycieczkę. Tylko ona i Gregori. I może by ją pocałował. Potrząsnęła głową. Dlaczego tak nagle myślała tyle o całowaniu? To było śmieszne w porównaniu jak wiele ważnych rzeczy miała na głowie. Jak jej matka. Podróż do Chin. Ale ubiegłej nocy zasypiała w myślą o jego dłoniach i ustach na jej skórze. Był tak blisko od pocałowania jej, kiedy kręcili reklamę. I chciała tego. Dotknęła swoich ust. Pocałunek wampira. To szaleństwo. Charles pochylił się, by szepnąć jej do ucha. – Miałaś przez moment zawroty głowy? Opuściła rękę. – Tak. - Ja też. Coś jest nie tak. – Wyprostował się, marszcząc brwi, gdy obserwował pokój. To było bardzo dziwne. On nigdy nie czuła zawrotów głowy. Zjadła obiad z Madison o siódmej. Zerknęła na zegarek. Dziesiąta czterdzieści siedem? Była w Romatechu już czterdzieści siedem minut? - Witaj! – powiedział kobiecy głos za nią. Abigail obróciła się na krześle, by zobaczyć kobietę wchodzącą do kafeterii. Może była po sześćdziesiątce? Abigail oszacowała jej wiek na podstawie siwych pasemek na jej ciemnych włosach i drobnych zmarszczek na jej twarzy, ale i tak była piękną kobietą. I bardzo szczęśliwą, odkąd uśmiechała się szeroko. Nosiła drogie czarne spodnie i stylowy żakiet, który przypominał Abigail jak jej matka uczestniczyła w kampanii.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Jak się masz? – Szła prosto do Abigail. – Jestem zachwycona, że mogę cię poznać. Charles podniósł rękę, by ją zatrzymać. – Dowód, proszę. Kobieta się zatrzymała. – Nie wzięłam mojej torebki. – Oparła ręce na biodrach z rozdrażnieniem. – Młody człowieku, czy naprawdę wyglądam dla ciebie jak jakaś terrorystka? – Jej oczy migotały humorem, gdy na niego patrzyła. – I mam nadzieję, że nie masz na myśli mnie przeszukiwać. Charles przełknął ślinę. – To nie będzie konieczne. Abigail uśmiechnęła się, kiedy wstała. Kimkolwiek była ta kobieta, już ją polubiła. - Mamo! – Gregori szedł do nich, trzymając tacę. – Co tu tutaj robisz? - To tak mnie witasz? – Posłała mu surowe spojrzenie. – Przyszłam poznać twoją randkę, oczywiście. - Ona nie jest moją randką. – Gregori zacisnął zęby, kiedy postawił tacę na stoliku. Uśmiech Abigail się poszerzył. Widok emocji malujących się na twarzy Gregoriego był bezcenny. Szok, przerażenie, a później zmartwienie. - Co to? – Jego matka popatrzyła na dwa dania na tacy. - Homar i risotto ze szparagami. – wymamrotał, stawiając dania na stoliku. – Jedno dla każdego z moich gości. Nie przypominam sobie, bym cię zapraszał. - Cudownie pachnie! – zawołała jego matka. – Wezmę jedno. Dziękuję. - Mamo. – mruknął. – To jest biznesowe spotkanie. - Byłabym zachwycona, gdybyś została. – powiedziała Abigail. Było dużo zabawniej, móc patrzeć jak Gregori się skręca od środka.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Czy nie jest słodka? – Wyciągnęła rękę. – Jestem Radinka Holstein. Ale proszę, mów mi Radinka. - Jestem Abigail Tucker. - Nie dotykaj… - jęknął Gregori, kiedy Abigail potrząsała rękę jego matki. Radinka objęła jej dłoń swoimi i mocno ścisnęła. Na jej twarzy malował się szeroki uśmiech. – Tak, nareszcie! Ona jest… - Nie! – krzyknął Gregori, kiedy się skrzywił. – Przepraszam. – Pochylił się do swojej matki. – Pobożne życzenie, to wszystko. Prychnęła. – Nigdy nie mylę się w tych sprawach. Ręce Gregoriego zacisnęły się w pięści, kiedy rozluźnił uścisk. – Usiądź, Mamo. Weź risotto. – Chwycił komplet sztućców zawiniętych i położył je na stoliku. Potem postawił przed nią talerz risotta. Abigail usiadła naprzeciwko jego mamy, a Gregori wręczył jej sztućce i postawił drugie risotto. - Drobne ostrzeżenie. – szepnął. – Ona poruszy temat dzieci, w mniej, niż pięć sekund. – Wyprostował się. – Więc, skąd się dowiedziałaś, że tu będę dzisiejszego wieczora, Matko? Rozwinęła serwetkę. – Roman, Angus i Emma teleportowali się do szkoły i przynieśli ze sobą Shannę, jej siostrę i ich matkę. Matka chciała się spotkać z wnukami. – Uśmiechnęła się do Abigail. – Wiedziałaś, że wampiry mogą mieć dzieci? Gregori jęknął. Usta Abigail się skrzywiły. Przypomniała sobie jak Gregori o tym wspominał w nocnym klubie, ale chciała usłyszeć więcej. – Bardzo interesujące. - Więc, co cię tutaj sprowadza, Mamo? – spytał, Gregori.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- To bardzo proste. – Strzepała swoją serwetkę i rozłożyła na kolanach. – Emma powiedziała mi, że będziesz tutaj ze swoją randką, więc poprosiłam ją by mnie tutaj teleportowała, żebym mogła ją poznać. - Ona nie jest moja randka. – mruknął Gregori. – Ona jest córką prezydenta. - Wiem to. – Popatrzyła na Abigail, a jej oczy błyszczały. – Ona jest wszystkim, czego chciałam dla ciebie. I jest taka śliczna. Nie uważasz, że jest piękna, Gregori? - Mamo… - Nie bądź nieśmiały. Powinieneś powiedzieć jej, co do niej czujesz. Abigail zakryła usta, by ukryć swój szeroki uśmiech. Duży silny wampir nie mógł poradzić sobie z własną matką. Zerknęła na niego i zauważyła, że on groźnie na nią patrzył. - Jest piękna. – szepnął. Jej serce załomotało. Wspomnienia z ubiegłej nocy napłynęły jej do umysłu. Przyznał się, że jej pragnął. A jego oczy pałały czerwienią z tego pragnienia. Jej spojrzenie znowu zabłądziło na jego szerokie zmysłowe wargi. Dobry Boże, usta tego mężczyzny ją prześladowały. Wszystko, o czym mogła teraz myśleć, to tylko całowanie go. - Zostaw nas na minutkę. – Radinka skinęła na Charlesa. – Nie musisz przynieść panu jedzenia? I potrzebujemy czegoś do picia. Gregori odchrząknął i dumnym krokiem udał się do kuchni. - Co z twoją matką, kochanie? – spytała, Radinka. – Zawsze ją podziwiała. Wydaje się, że ma w sobie dużo siły. Abigail przełknęła. – Tak, ma. Dziękuję. – Bawiła się serwetką. Miała wrażenie, że Gregori nie do końca rozumiał jak rozpaczliwie chciała pomóc swojej matce. – Muszę, znaleźć dla niej lekarstwo.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- To bardzo wspaniały gest. – Radinka spróbowała risotto. – Doskonałe. Mój syn cię dobrze traktuje? - Tak. – Abigail czuła jak rumieniec wkrada jej się na policzki, kiedy przypomniała sobie usta i palce Gregoriego na swojej szyi. Popatrzyła na niego, kiedy zbliżył się do nich z tacą. Postawił szklanki wody z lodem dla każdego z nich i podał Charlesowi talerz z risottem. Odwrócił się do nich, marszcząc brwi. – To jest tylko pierwsze danie. Szef kuchni przygotowuje chilijską rybę Centropristes, jako następne. I wybrał dla was wino. - Cudownie! Dziękuję. – Radinka uśmiechnęła się do niego, a potem do Abigail. – Czyż nie jest słodki? Abigail uśmiechnęła się. Swatanie Radinki było dalekie od subtelnego. - Mogę spytać, dlaczego tak uważałaś, by nie stać się obiektem obserwacji dziennikarzy? – spytała Radinka. Jej uśmiech zanikł. Gregori uniósł brwi, oczywiście czekając na jej odpowiedź. - Nigdy nie czułam się komfortowo z tą całą uwagą. – wymamrotała. Skrzyżował ramiona na piersi. – I? - I kiedy poszłam do college’u chciałam zostać sama, bym mogła skoncentrować się na moich studiach. Moje dane zostały całkowicie zmienione, używałam panieńskiego nazwiska mojej matki, May. - Abigail May? – spytał Gregori. Pokiwała głową. – Zrobiłam doktorat na formule, która wprawia ludzi w zastój. Zrobiłam to, by ratować ofiary wypadku zanim doczekaliby się operacji. Lub gdyby mojej matce się pogorszyło i by tego potrzebowała.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Interesujące. – powiedziała Radinka. Abigail westchnęła. – Wojsko chciało to wykorzystać, jako broń, by wprawić w zastój przeciwników. Zgodziłam się, bo myślałam, że to lepsze niż zabijanie wrogów. Więc, pozwoliłam im wykorzystać moją formułę, a oni dali mi laboratorium i urządzenia na mój użytek. To jest tajna wojskowa aparatura, więc nie mogę sobie pozwolić na media śledzące każdy mój ruch. - Poświęciłaś wiele ze swojego życia, by pomóc swojej matce. – kontynuowała Radinka. - Tak. – Abigail zerknęła na Gregoriego. – Zrobię wszystko, co będzie trzeba. On poprawił swój krawat. – Zobaczę czy Roman może już się z tobą spotkać. – Poszedł do dwuskrzydłowych drzwi i zniknął za nimi. Na pewno się śpieszył, aby stąd uciec. Abigail podniosła widelec i zaczęła grzebać w risotcie. Radinka prychnęła. – Zapomniał przynieść nam wino. Abigail wzruszyła ramionami. – Nie jestem pewna, czy on rozumie jak ważna jest dla mnie matka. - On może nie chce się do tego przyznać, ale wie. – westchnęła Radinka. – Widzisz, mój mąż umarł na raka kości. Gregori zaczął studia na Yale, kiedy dostaliśmy tą wiadomość. Zrezygnował ze szkoły, wrócił do domu i spędzał każdą chwilę z ojcem. Wiedział, co się stanie, ale był załamany po śmierci Heinricha. Oboje byliśmy. - Tak mi przykro. – powiedziała Abigail. Więc to było smutne wspomnienie dla Gregoriego, kiedy powiedziała mu o chorobie matki. Rozumiał, przez co przechodziła. Oczy Radinki migotały łzami. – To był ciężki okres. Tak wiele smutku. I tak wiele długów. Gregori mieszkał w domu i pracował w dwóch miejscach, by pomóc mi je spłacić. Wzięłam pracę tutaj, jako kierownik biura Romana Draganestiego. Jak tylko spłaciliśmy dług, Gregori skończył studia magisterskie na NYU. On jest
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
dobrym człowiekiem. Lojalnym i pracowitym. Mam nadzieję, że nie masz nic, przeciwko, że jest wampirem. Abigail nie wiedziała, co powiedzieć. – Więc, ja… Radinka sięgnęła przez stół, by ścisnąć jej dłoń. – Proszę, nie myśl o nim źle. To wszystko moja wina. - Twoja wina? Jak? Radinka rozsiadła się i pociągnęła nosem. – Po kilku miesiącach pracowania tutaj na nocną zmianę, zaczęłam się przyzwyczajać. Roman jest wspaniałym naukowcem, ale nieuważnym, jeśli zaangażuje się w jakiś projekt. Zostawiał na wpół puste butelki krwi w swoim gabinecie. Odkąd mieszkałam w starym kraju, Czechosłowacji, byłam świadoma wszystkich starych opowieści o wampirach. Później je zrozumiałam. - Powiedziałaś mu? – spytała Abigail. Radinka pokiwała głową. – Przysięgłam zachować sekret. Potrzebowałam pracy. A Roman potrzebował mnie. Wszystko się dobrze układało, dopóki Gregoriemu nie przyszło do głowy, że to niebezpieczne dla mnie, pracować i jeździć tutaj w nocy. Chciał, żebym pracowała podczas dnia, ale oczywiście to było niemożliwe. Posprzeczaliśmy się o to. - Westchnęła. – Straciłam panowanie nad sobą i powiedziałam Gregoriemu, że pracuję dla wampirów. Możesz sobie wyobrazić jego reakcję. Abigail wzięła łyk wody. – Co zrobił? - Najpierw, bał się, że postradałam rozum. Później, kiedy zaczął podejrzewać, ze to prawda, dostał bzika na punkcie mojego bezpieczeństwa. Przyjechał tutaj, by stawić czoło Romanowi. I właśnie wtedy to się stało. – Łza popłynęła po policzku Radinki. – Mój biedny syn. Próbował tylko mnie chronić. Abigail pochyliła się do przodu. – Co się stało? - Został zaatakowany na parkingu. Później dowiedzieliśmy się, że to był Casimir, lider Malkontentów. Kontrolował umysł Gregoriego i rozszarpał mu szyję. Pił z niego i zostawił go na pewną śmierć.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Abigail przełknęła. Biedny Gregori. - Wtedy nie mieliśmy żadnych kamer. W końcu strażnicy znaleźli go, kiedy robili obchód. – Radinka wytarła łzę. – Już straciłam mojego męża. Nie mogłabym stracić także mojego syna. Błagałam Romana, by go zmienił. I zrobił to. Abigail wzięła głęboki oddech. Nie mogła winić Radinki. Także byłaby taka zdesperowana, by ratować kochającą osobę. – To musiał być wielki szok dla Gregoriego. - Tak, myślę, że był. – Radinka osuszyła oczy serwetką. – Ale próbował tego nie okazywać. Próbował się dopasować. Roman zaoferował mu pracę tutaj i pracował bardzo ciężko. Teraz jest prezesem ds. marketingu. Abigail się uśmiechnęła. Radinka była wyraźnie z niego dumna. – Ile miał lat, gdy został przemieniony? - Dwadzieścia dziewięć. – Radinka zjadła trochę risotto. – Ale to było w 1993. Najwyższy czas, by przestał zajmować się tymi głupimi Wampirzycami. Musi ustatkować się z miłą śmiertelną dziewczyną. Nie będę żyła wiecznie, wiesz, a chcę się doczekać wnuków. - Jestem pewna, że to zrobisz. – Abigail skosztowała risotto. Naprawdę było doskonałe. Spojrzała na Charlesa, który skończył swoją porcję. - Jest więcej jedzenia w kuchni. – zwróciła się do niego. – I jakieś wino. Mógłbyś to przynieść? Zmarszczył brwi, obserwując Radinkę, kiedy pośpieszył do kuchni. Radinka parsknęła. – Czy on naprawdę myśli, że cię skrzywdzę? Moją własną przyszłą synową? Abigail otworzyła usta. – Ja… sądzę, że mogłaś źle odczytać mój związek z twoim synem. Nie jesteśmy na randce. Radinka wzruszyła ramionami. – Wszystko w swoim czasie. – Wskazała widelcem na Abigail. – Ale nie robię się coraz młodsza, więc nie karzcie mi czekać zbyt długo.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Ale ja… - Przynajmniej dwójka wnuków. – kontynuowała Radinka. Abigail wepchała zaciśniętą do kieszeni płaszcza, kiedy poczuła coś pod palcami. Zajrzała do kieszeni i znalazła tabletkę. Skąd to się wzięło? Wyciągnęła ją, by się jej przyjrzeć. Radinka zachichotała. – Gregori dał ci jedną z swoich pigułek antystresowych? Abigail ścisnęła ją. Dał? Kiedy?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział szesnasty Gregori znalazł Romana w swoim gabinecie popijającego Bleera z Angusem. – Ja… - Przeciągnął ręką po włosach. - Dalej, chłopcze. Nie staję się coraz młodszy. – Angus rozsiadł się na swoim krześle i upił łyk z jego butelki. Roman odstawił swoją na biurko. – Chcesz, żebym porozmawiał teraz z panną Tucker? - Za chwileczkę. – Gregori rozluźnił swój krawat. – Zrobiłem coś strasznego.
Dwaj mężczyźni patrzyli na niego przez chwilę. - Jak bardzo strasznego? – spytał w końcu Roman. Angus podniósł się. – Przeleciałeś tą dziewczynę? - Nie! – oburzył się Gregori. – Skąd ci to przyszło do głowy? Mężczyźni znowu na niego popatrzyli. Przestąpił z nogi na nogę. – Rozumiem, że mam taką reputację, ale… - Nie jesteśmy ślepi, chłopcze. – mruknął Angus. – Wiemy, że ciągnie cię do niej. - Wiecie? – Kiedy nadal na niego patrzyli, przełknął. – W porządku, to prawda. - Spałeś z nią? – spytał Roman.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Nie! Ciągnie mnie do niej. – Skrzywił się. – Wymazałem jej pamięć. Około piętnaście minut. I agentowi wywiadu też. Roman i Angus wymienili zaniepokojone spojrzenia. - Podejrzewają coś? – spytał Angus. - Nie sądzę. – Gregori jęknął wewnętrznie, kiedy przeciągnął ręką po włosach. – Ale jeśli kiedykolwiek się dowie, będzie wściekła. - I będzie miała dobry powód. – Roman zmarszczył brwi. - Wiem, że to jest złe, ale nie widziałem innego wyjścia. Byliśmy w laboratorium Laszla i przez przypadek wymsknęło mu się, że uzdrawiamy się w czasie naszego śmiertelnego snu. Roman skrzywił się, a Angus wymamrotał przekleństwo. - Próbowałem to zakamuflować, ale ona jest naprawdę inteligentna, wiesz. Potem poprosiła o próbki naszych tkanek i krwi, ale wyjaśniłem, że nie mogę tego zrobić, ale ona nie chciała ustąpić. Nawet zagroziła, że powie tacie, żeby zerwał z nami przymierze, jeśli nie oddam jej krwi. Roman potrząsnął głową. – Nie możemy sprawić, by dowiedzieli się, że nasza krew uzdrawia. - Rząd nawet nie wiedział, że istniejemy. – warknął Angus. – Oni po cichu do nas przyjdą i osuszą nas wszystkich. - Staliby się wrogami zamiast sojusznikami. – podsumował Roman. Angus pociągnął łyk Bleera. – Wiem, że ci się to nie podoba, chłopcze, ale dobrze zrobiłeś. Gregori westchnął. Nadal czuł się winny. - Wiesz coś więcej o misji, na którą chce wyjechać? – spytał Roman. - Wspomniała coś Laszlowi, że szuka roślin z chińskiej prowincji Yunnan.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Oczy Romana rozszerzyły się. – Właśnie tam zdobyłem… - Tak, wiem, rośliny na specyfik od niespania. – przerwał Gregori. – Laszlo powiedział jej o tym. Oczywiście, teraz tego nie pamięta. Roman pokiwał głową. – Nie dziwię się, że chce tam pojechać. To miejsce jest niesamowicie różnorodne biologicznie. Ponad dwa tysiące gatunków roślin znajdują się na tym obszarze. - I jestem w stanie zrozumieć, dlaczego jej ojciec chce, by ta misja pozostała sekretem. – powiedział Angus, kiedy podniósł się. – Przygotuję jakieś plany. Wstąp później do biura bezpieczeństwa. – Wyszedł z gabinetu z butelką Bleera w ręce. - Gdzie ona teraz jest? – spytał Roman. - W cafeterii, je dania szefa kuchni. – odpowiedział Gregori. – Zabiorę ją do mojego biura za około dziesięć minut. Możesz się z nią tam spotkać. - W porządku. – Roman wypił trochę Bleera. – Dobrze robisz, Gregori. Zacisnął pięści. – Jeśli kiedykolwiek ona się dowie… - Zrobimy tak, żeby się nie dowiedziała. - Czuję się jak gówno, kiedy próbuję ją przekonać, że jestem godny zaufania. - Jesteś godny zaufania. Tysiące Wampirów ci ufają, że ich ochronisz. Gregori westchnął. – Domyślam się, że potrzeby wielu przewyższają potrzeby jednej kobiety. – Nawet, jeśli się w niej zakochiwał. Poszedł z powrotem do cafeterii. Roman i Angus twierdzili, że dobrze robi, ale nadal czuł się winny. Ona nie pamiętała wycieczki do laboratorium, ale podejrzewał, że podświadomie zapamiętała pocałunek. Ciągle patrzyła na jego usta. Czy to znaczyło, że chciała go pocałować? Czy mógł uważać się za takiego szczęściarza? Przyznał się ubiegłej nocy, że pociąga go, ale nadal nie wiedział, co ona o nim sądziła.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Wiedział, co myślała o kontroli umysłu. Jej słowa napłynęły mu na myśl. Jeśli ktoś kontrolowałby mi umysł, też bym chciała go zabić. Wepchnął rękę do kieszeni, szukając jego pigułki, ale nic tam nie było. Och, racja. Dał jej jedną. Zatrzymał się gwałtownie. Cholera. Poprawił swój krawat. Jeśli tabletka spowodowałaby jakiś problem, jego czyn mógł się wydać. W kafeterii szef kuchni siedział przy stoliku razem z paniami, jedząc i pijąc wino, podczas gdy Charles usiadł przy innym stoliku, jedząc i obserwując. Szef kuchni posłał mu rozdrażnione spojrzenie. – Nie powiedziałeś mi, że będę gotował dla córki prezydenta. – powiedział z francuskim akcentem. – Przygotowałbym więcej dań. Abigail uśmiechnęła się i dotknęła brzucha. – Jestem pełna. Nie mogłabym więcej zjeść. Ale to było bajeczne. Dziękuję. - Tak. – zgodziła się Radinka. – To było wspaniałe. Dziękuję. Szef kuchni skłonił głowę. – Zawsze do usług. A jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała kucharza w Białym Domu, będziesz o mnie pamiętała? – Kiedy Abigail pokiwała głową, on klasnął w ręce i uśmiechnął się. – Merveilleux! - Musimy iść teraz do mojego biura. – powiedział Gregori Abigail. – Roman tam się z tobą spotka. - Idź dalej beze mnie. – Radinka wstała i przytuliła Abigail. – Zobaczymy się później, moja droga. – Usiadła z powrotem i nalała więcej wina do jej kieliszka. – Nie często mam wolną noc. Gdy szli do biura Gregoriego, Charles szedł około dziesięciu stóp za nimi. Gregori obrócił się na niego, zastanawiając się jak mógł się go pozbyć. Kontrola umysłu byłaby najłatwiejszym rozwiązaniem, ale nie chciał, żeby Abigail to widziała.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Pochyliła się do niego i szepnęła. – Niestety, twoja mama myśli, że jesteśmy na randce. - Tylko tyle? – Posłał jej skrzywione spojrzenie. – Jestem zaskoczony, że nie wybrała imion dla naszych pięciorga dzieci. - Pięciorga? Wspominała tylko o dwójce. – Abigail się zarumieniła. Gregori zachichotał. – Nie pozwól jej sobą manipulować. Ona już lata próbuje mnie zeswatać. - Ty… nigdy się nie skusiłeś? Potrząsnął głową. – Chciałem być wolny. Żadnych zmartwień, żadnej odpowiedzialności. - Żadnych długów? Spojrzał na nią. – Opowiedziała ci o tym? Pokiwała głową. – I o twoim ojcu. Bardzo mi przykro. Ostry ból wspomnień przeszedł przez niego, ale mentalnie go odepchnął. – Nie muszę się tym więcej przejmować. Wampiry żyją przez wieki. - Dlatego spotykasz się tylko z Wampirzycami? Bo są bardziej… trwałe? Prychnął. – Nic nie jest trwałe w Wampirzycach. One są jak motyle, latają tu i tam. One mają tak dużo czasu, że nic nie ma dla nich żadnej wartości. - Więc, nie chcesz czegoś trwałego? Nie. Chciał uniknąć zakochania. Za bardzo bolałoby, stracenie kogoś, kogo kochałeś. Bezpieczniej było po prostu dawać i czerpać przyjemność. Zerknął na Abigail. – Skąd te wszystkie pytania? Jej policzki pokryły się rumieńcem. – Tylko próbuję cię lepiej poznać. Żebym mogła ci zaufać.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Zaufać mi? Wampirzemu playboyowi, który kontrolował twój umysł? – Mam reputację kobieciarza. – Groźnie na nią spojrzał. – I robiłem to. Moje pierwsze lata, jako wampir spędziłem na uszczęśliwianiu Nieumarłych kobiet. Zmarszczyła brwi i ucichła na chwilę. – Odrywałeś się od długiego okresu smutku i finansowego dołka. Wiem, dlaczego chciałeś się zabawić. Twoja matka powiedziała, że ciężko pracowałeś, by się dopasować. Wzruszył ramionami. - Och mój Boże. Jesteś prezesem marketingu. – Zatrzymała się i popatrzyła na niego. – Sprzedałeś siebie. Cofnął się. Chciał zażartować z tego. Otworzył usta, by zaprzeczyć, ale powstrzymał się. To była prawda. Zawsze próbował oczarowywać, a życie było wielką imprezą. Gregori był towarzyski. Ale po kilku latach zmęczył się tą zabawą. Zastanawiał się, dlaczego seks nie dawał mu już takiej przyjemności. Bo jego serce nie brało w tym udziału. Udawał kogoś, kim nie jest. Przełknął. – Jednej nocy obudziłem się, jako Nieumarły. Nie mogłem wrócić. Nigdy już nie będę śmiertelny. – Lata później, Roman znalazł sposób jak przemienić wampira z powrotem w człowieka, ale było dla niego za późno. – Chciałem się tylko dopasować. Pokiwała głową. – Więc, próbowałeś się każdemu przypodobać. Skrzywił się i odwrócił. Cholera. Przez te wszystkie lata myślał, że był fajny, a tak naprawdę był idiotą. Był jak małe dziecko. Nadszedł czas, by dorosnąć. Zrozumieć, kim naprawdę był i czego naprawdę chciał. Spojrzał na Abigail i fala zaborczości przelała się przez niego. Chciał jej. Jej piękna. Jej umysłu. Jej odwagi. Jej spostrzegawczości. Jej dobroci. Jej miłości. Chciał ją objąć i pocałować. Ale nie mógł, nie z Charlesem stojącym dziesięć stóp dalej i obserwującym go. - Moje biuro jest tam. – Poszedł dalej korytarzem.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Znalazłem! – zawołał Laszlo z końca korytarza, - Mam roślinę, którą chciałaś. – Podbiegł do nich. Abigail zatrzymała się zmieszana. Gregori wystąpił na przód. – Laszlo. – Posłał mu znaczące spojrzenie. – Nie wierzę, że znasz pannę Tucker. – Odwrócił się do niej, uśmiechając się. – Abigail, to jest Laszlo Veszto, jeden z naszych chemików w Romatechu. - Miło mi cię poznać. – Potrząsnęła jego ręką. – Chciałabym zobaczyć twoje laboratorium, jeśli to możliwe. - Ach, tak, oczywiście. – Laszlo bawił się guzikiem od swojego kitla. Gregori poklepał go po plecach. – Mówiłem Laszlo ubiegłej nocy, że chcesz jechać do Chin. Więc pomyśleliśmy, że mogłaby ci się przydać ta roślina. - Tak. – Laszlo wręczył jej plastikowy pojemnik. – To rzadka roślina z chińskiej prowincji Yunnan. Złapała oddech. – To właśnie tam chcę pojechać. – Wzięła pojemnik. – Dziękuję, Laszlo. - Cieszę się, że mogłem pomóc. – Urwał jeden guzik. – Sądzę, że już pójdę. – Pobiegł z powrotem w dół korytarza do swojego laboratorium. - Czy wszystko z nim w porządku? – spytała Abigail. - Jasne. – Gregori otworzył drzwi do jego biura. – Jest tylko trochę nieśmiały. Charles wszedł pierwszy. Obrócił się, rozglądając, wokoło, gdy skinął na Abigail, że może wejść. - Tu jest bardzo, przytu… - Zatrzymała się, gdy Charles stanął przed szafą, którą otworzył. - Proszę, wyjdź z pokoju. – powiedział cicho, kiedy wyciągnął telefon z kieszeni. – Dzwonię po policję.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Co? – spytał, Gregori. Charles posłał mu oburzone spojrzenie. – W twojej szafie jest ciało kobiety. Gregori prychnął. – Mówisz o VANNIE? Ona nie jest żywa. Abigail złapała oddech. – Znaczy, nigdy nie była żywa! – Gregori podszedł do szafy. Charles chwycił jego rękę. – Nie możesz tu wchodzić. To miejsce zbrodni. - Nie bądź śmieszny. – Włączył światło w szafie. – Widzisz? To lalka. - Lalka? – Abigail podeszła bliżej. – W czerwonym bikini? Charles złapał ją za rękę, by ją powstrzymać. – Zatrzymaj się. Zbadam sprawę. – Wszedł do szafy. - Daj spokój. – warknął Gregori. – To tylko głupia lalka. Charles pochylił się, by obejrzeć VANNĘ. – Wygląda na seks zabawkę. – Posłał Gregoriemu oburzone spojrzenie. – Wstążka dookoła jej szyi mogła spowodować uduszenie. Abigail zesztywniała. Na jej twarzy pojawiło się przerażenie, kiedy wybiegła z pokoju. - Abby! – Gregori wybiegł za nią. – To nie to, co myślisz. Odwróciła się, by stanąć przodem do niego. – A co mam myśleć? Że zabijasz dziewczyny dusząc je i wykorzystując, a potem ukrywasz w szafie? - Nie! VANNA to Vampire Artificial Nutritional Needs Appliance. Laszlo i ja ją wymyśliliśmy. On włożył do niej jakieś rurki, stymulujące żyły i zasilaną na baterie pompę, by pompowała przez nie syntetyczną krew. Ale to się nie sprawdziło. Jej skóra jest zbyt gumowa do gryzienia. - Ty ją ugryzłeś?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Nie! Nie ja. Roman. - Mówisz o mnie? – Roman szedł w ich stronę. Gregori się skrzywił. Sprawił, że jego szef wyszedł na zboczeńca. – Znaleźli, VANNĘ w szefie. Roman zachichotał. – Nie pozwól, żeby VANNA cię zdenerwowała, panno Tucker. To jest eksperyment sprzed kilku lat. - Och. – Posłała Gregoriemu skrzywione spojrzenie. – A jednak, ona nadal jest w twojej szafie. - Chciałem ją dać Connorowi na jego pięćsetne urodziny. Jako prezent. Właśnie, dlatego wokół jej szyi jest wstążka. Ale Connor wziął ślub i… nie sądzę, by to spodobało się jego żonie. Roman się zaśmiał. – Rzeczywiście nie. Charles wyszedł na korytarz niosąc VANNĘ. – Jest nieszkodliwa. Przykro mi, że wszcząłem alarm, panno Tucker. Gregori chwycił lalkę i zgiął w pół. – Widzisz jak rozcięliśmy jej plecy, by wstawić układ krążenia? - Odchylił lekko gumową skórę, by jej pokazać. - Interesujące. – szepnęła. - Myśleliśmy, że VANNA mogłaby być przydatna dla Wampirów, które są uzależnione od gryzienia. – wyjaśnił Roman. – Wiem, że to może się wydawać trochę dziwne, ale naprawdę naszym celem jest ochrona śmiertelników przed atakami. - Widzę. – Pokiwała głową. – Ona jest zamiennikiem. - Dokładnie. – Gregori wyprostował lalkę. Kiedy Abigail zmarszczyła brwi, zrozumiał, że jego ręka dotyka piersi VANNY. Szybko obniżył ją na talię.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Chciałabyś zobaczyć jak produkujemy syntetyczną krew? – spytał Roman Abigail. – Będę zachwycony, jeśli zechcesz iść ze mną na wycieczkę i odpowiem na twoje pytania. - Byłoby cudownie. – Uśmiechnęła się. – Dziękuję. Roman poklepał Gregoriego po plecach. – Wyglądasz jakbyś potrzebował chwili odpoczynku. - Wszystko w porządku. – Jedna katastrofa po drugiej. Najpierw Laszlo znowu się pojawił, potem VANNA. I Abigail, która otworzyła mu oczy. On sprzedał siebie, by być jak inne Wampiry. Prawda była taka, że chciał się przypodobać każdemu. A powinien być sobą i martwić się o ludzi, o których się naprawdę troszczył. Jak Abigail. - Może będziesz tego potrzebował? – Wyciągnęła pigułkę ze swojej kieszeni. – Nie jestem pewna jak to się u mnie znalazło, ale twoja mama powiedziała, że to należy do ciebie. Przełknął. – Wsunąłem to do twojej kieszeni, kiedy nie patrzyłaś. Możesz to zatrzymać. Mam ich więcej. - W porządku. – Wepchnęła ją z powrotem do kieszeni, widocznie akceptując jego wytłumaczenie. - Możesz zostawić swoją roślinę u mnie w biurze, jeśli chcesz. – zaoferował Gregori, a ona mu wręczyła plastikowy pojemnik. - Zobaczymy się za około dwadzieścia minut. – powiedział mu Roman, gdy odchodził z Abigail, a Charles szedł za nimi. Gregori wrócił do biura, postawił roślinę na biurku, wrzucił VANNĘ do szafy i zamknął drzwi. Niezdolny, by się odprężyć, chwycił tabletkę i zaczął chodzić. Kiedy to nie pomagało, wyjął butelkę syntetycznej krwi z mini lodówki i wypił połowę butelki.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Poszedł do biura bezpieczeństwa, by zapoznać się z planami, które ułożył Angus. Emma teleportowała jego matkę do szkoły. Usiadł przed biurkiem Angusa i pochłonięci byli w dyskusji, kiedy zadzwonił telefon. - Aye, jest tutaj. – powiedział Angus do telefonu. – Zaraz go wyślę. – Odłożył słuchawkę. – Roman zakończył wycieczkę. On i dziewczyna szukają cię. Gregori wrócił do swojego biura i wpadł na Romana, Abigail i Charlesa na korytarzu. Roman obrócił się do niej. – Przyjemnością było cię poznać, panno Tucker. Jeśli cokolwiek będę mógł dla ciebie zrobić, daj mi znać. Albo, jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała laboratorium, proszę bardzo, możesz użyćjednego z naszych. - To bardzo miłe z twojej strony. Dziękuję. – Uśmiechnęła się. – Powiem mojemu ojcu, że może zaufać tobie i twoim przyjaciołom. - Świetnie. – Roman potrząsnął jej ręką. – Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by twoja podróż do Chin się udała. - Byłem u Angusa, zobaczyć jak zaplanował twoją podróż. – powiedział Gregori. - Zastawię was, byście to obgadali. Zobaczę, co robią moja żona i dzieci. Miłego wieczoru. – Roman skinął głową i teleportował się. - Wow. – westchnęła Abigail. Odwróciła się do Gregoriego. – To tak dostanę się do Chin? - Tak. Ale zanim pojedziesz, musimy mieć wszystko zaplanowane. Byłoby lepiej , gdybyśmy wiedzieli, czego dokładnie szukamy. - Trzech rzadkich roślin, które występują tylko w prowincji Yunnan. Starożytni chińczycy używali ich do produkcji lekarstw, a ja wierzę, że to może pomóc w leczeniu mojej matki. Próbowałam legalnie zdobyć jakieś próbki, ale rząd mi nie pozwolił. W pracy mam informację o tych roślinach i prawdopodobne obszary ich występowania.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Dobrze. – Gregori pokiwał głową. – To wiele pomoże. Teraz, zajmiemy się wybraniem właściwego zespołu osób, które mają doświadczenie w tajnych misjach i znają tamtejszy język. Zmarszczyła brwi. – Ale ty jedziesz, prawda? - Chciałbym, ale nie mam żadnego doświadczenia… - Musisz jechać. – Chwyciła jego rękę. – Nie znam nikogo innego. - Poznasz ich. - Nie tak jak ciebie. Ja… ja cię tam potrzebuję. Ufam ci. Zaufanie. On nie zasłużył na jej zaufanie, nie po wymazaniu jej pamięci. Zacisnęła uścisk na jego ręce. – Proszę. Przy tobie czuję się bezpieczna. - Powiem Angusowi, że chcesz, bym pojechał. – Czy to oznacza, że ona naprawdę go lubiła? Spojrzał na Charlesa, który go obserwował. – Zanim wyruszymy w świat, musimy przetestować czy dobrze sobie radzisz z teleportacją. Jej oczy rozszerzyły się. – A co się stanie, jeśli sobie nie poradzę? - Ty… mogłoby ci być niedobrze. – Wskazał na okno. – Widzisz altankę? teleportujemy się tam i zobaczymy jak zareaguje twój żołądek. Dotknęła swojego brzucha i skrzywiła się. – Na pełny brzuch. Świetnie. - Nie podoba mi się to. – Charles podszedł do nich. – Muszę zawsze ją mieć na oku. - Możesz na nią patrzeć przez okno. – uprzedził go Gregori. - Charles. – powiedziała Abigail. – Musimy wiedzieć, czy mogę to zrobić. - W porządku. – Charles zmarszczył brwi. – Będę patrzył.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Wyciągnął rękę do Abigail. – Muszę cię trzymać. - Dobrze. – Podała mu swoją dłoń. - W ten sposób. – Przyciągnął ją do siebie, a ona zesztywniała zaskoczona. Słyszał jak jej serce przyspiesza. Charles zmrużył oczy. - Musisz mnie objąć. – kontynuował Gregori. – Nie chcesz zgubić się po drodze. - Nie, to byłoby okropne. – Zawinęła ręce dookoła jego szyi. Zajrzał głęboko w jej orzechowe oczy. – Gotowa? Pokiwała głową i zacisnęła powieki. Wszystko stało się czarne na sekundę, kiedy wylądowali przy altance. Trawa była mokra po ostatnim deszczu. Wilgotne powietrze przepełniał zapach róż. - Możesz już otworzyć oczy. – szepnął. Zrobiła to, a jej oczy się rozszerzyły, gdy rozglądała się wokoło. – Och, mój Boże, zrobiliśmy to. Ledwie to poczułam. On pomachał w kierunku okna, z którego patrzył Charles. – Daj mu znać, że wszystko z tobą w porządku. - Racja. – Pomachała do agenta wywiadu. – W ogóle nie mam mdłości. To nie dobrze? - Ja… kłamałem z tym. Śmiertelnicy zwykle dobrze znoszą teleportację. Otworzyła usta. – Dlaczego kłamałeś? - Bo chciałem uciec od tych wszystkich kamer. – Chwycił jej rękę i pociągnął ją w kierunku altanki. – I od Charlesa. - On zaraz do nas przyjdzie.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Będzie miał problem z otwarciem drzwi, by tutaj wyjść. Skrzywiła się. – To go wkurzy. - I bardzo dobrze. – Gregori puścił ją i cofnął się. – Nareszcie. Jesteśmy sami.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział siedemnasty Myśli Abigail gnały wraz z jej sercem, kiedy gorączkowo próbowała wymyśleć powód, dla którego Gregori chciał zostać z nią sam. Niestety, zawsze docierała do tego samego wniosku: chciał ją uwieść. W altance było zbyt ciemno, więc nie widziała jego twarzy, by ocenić jak poważny był. Jego postawa była raczej spięta. Zaciągnęła się powietrzem przepełnionym różanym aromatem. – Jeśli martwisz się o przymierze, mogę ci obiecać, że mój ojciec uszanuje… - Jestem pewny, że tak. To nie, dlatego przyprowadziłem cię tutaj. Przełknęła. Uwiedzenie pozostało na początku listy. – Nie musisz się martwić o lalkę, którą znaleźliśmy. Roman mi wszystko wyjaśnił. Powiedział, że trzymasz ją w szafie na wieczór kawalerski. Pokiwał głową. – Nigdy nie byłem z nią na randce. Ciężko się z nią dogadać. Abigail uśmiechnęła się lekko. – Zawsze możesz porozmawiać ze mną. - Właśnie to chcę zrobić. Zamrugała. – Tak? – A co uwiedzeniem? To była ulga. Lub coś innego? Skrzywiła się wewnętrznie nagłym olśnieniem. Była zawiedziona. Dobry Boże, on musiała stracić rozum. Zmienił ciężar. – Chcę porozmawiać o nas.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
O nas? – Ja… mam nadzieję, że podróż do Chin odbędzie się za kilka dni… - Co o mnie sądzisz? Zawahała się. Co do licha miała mu powiedzieć? Że był najprzystojniejszym, najatrakcyjniejszym i najbardziej uroczym mężczyzną, którego kiedykolwiek spotkała? Że był mężczyzną, o jakim marzyła? Że chciała, aby pragnął jej tak samo jak ona pragnęła jego? Że porwanie jej w to miejsce podniecało ją? Gdy przyjmował oskarżenia z odwagą, to sprawił, że jej zmiękły kolana. Ale jak mogłaby mu coś takiego powiedzieć? On był wampirem. Pomimo, że tęskniła za tym gorącem i pasją, nadal była rozsądną i praktyczną osobą. Nie mogłaby związać się z wampirem. Rozluźnił swój krawat. – Czy ty… odrzucasz mnie, bo jestem Nieumarły? Skrzywiła się. – Nie. Zostałeś zaatakowany. Nie prosiłeś o to. To było najlepsze wyjście z tamtej sytuacji. Podszedł do niej, a ona się cofnęła. – Boisz się mnie? - A powinnam? - Nigdy bym cię nie zranił. – Zrobił krok w jej stronę. – Chciałbym cię pocałować. Uwodzenie. Miała rację od początku. Wepchnęła ręce do kieszeni płaszcza. Kiedy trafiła na jego tabletkę, zacisnęła palce wokół niej. – Nie sądzisz, że powinieneś mnie najpierw spytać o pozwolenie? Potrząsnął głową. – Jeśli spytam, mogłabyś odmówić. Śmiały i agresywny. Przełamał się przez jej mury obronne i obudził tę część w niej, która chciała pokochać takiego silnego i zdeterminowanego mężczyznę. Jak główny bohater książki jej matki. Mężczyzna taki jak Gregori, który spędziłby całą noc na czczeniu jej i dawaniu rozkoszy, która poruszyłaby jej serce. Ale nie mogła się skusić. Związek z nim byłby niemożliwy. Uniosła podbródek. – Pocałowałbyś mnie wbrew mojej woli?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Dotknął palcem jej podbródka. – Pomógłbym ci zmienić zdanie. - Wątpię… - Urwała, kiedy przejechał palcem po jej szyi. Pod jego ręką tworzyła się gęsia skórka i zadrżała. - Mądralo. – szepnął. - Gori. – odszepnęła. Kącik jego ust się uniósł, sprawiając, że w jego policzku pojawił się dołeczek. – Umysł i bestia? Niestety jej umysł nie pracował zbyt dobrze. Było tuzin powodów, dlaczego powinna go zatrzymać, ale nie mogła myśleć o żadnym z nich. Jego ręka przesunęła się na jej kark. Ich spojrzenia się spotkały, a jego oczy stały się jaśniejsze, bardziej zielone. – Wiesz jak bardzo cię pragnę? Potrząsnęła głową. - Jesteś taka cudowna. – Pocałował jej czoło. – Taka odważna. – Pocałował jej skroń. – I taka piękna. – Jego usta wytaczały ścieżkę w dół jej policzka. - Nie. – Oparła dłonie o jego klatkę, by powstrzymać go, kiedy jego usta były, co najwyżej cal od jej własnych. Dobry Boże, pragnęła go tak bardzo. Ale nie mogła dać się skusić. – To niemożliwe. Lekko zacisnął rękę na jej karku. Oparł się czołem o jej czoło. Po chwili ciszy, szepnął. – Możesz mówić, że to jest trudne. Ciężkie. Ale nie mów, że to niemożliwe. Przycisnęła rękę do jego klatki. – Ale takie jest. Wiesz o tym. Puścił ją i cofnął się, marszcząc brwi. – Dlaczego? Czemu to jest niemożliwe? Zacisnęła pięść na tabletce w jej kieszeni. – Nie mamy wiele wspólnego. Jestem… naukowcem, a ty nie jesteś. Jestem…
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Jesteś żywa, a ja nie. – przerwał jej. Skrzywiła się. – Mój ojciec mógłby nigdy cię nie zaakceptować. - A ty? - Ja… nie wiem. – Ścisnęła tabletkę. – Nie znam cię zbyt dobrze, naprawdę. Poznaliśmy się kilka nocy temu. - Abby, znasz mnie. Wiesz o mnie rzeczy, których nikt inny nie wie. Nawet ja. Nie mogłem spojrzeć w lustro przez te osiemnaście lat, a ty… ty jesteś moim lustrem. Kiedy widzę łzy dla twojej matki, czuję te, które wylałem dla mojego ojca. A kiedy cierpisz, też to rozumiem. – W jego oczach zalśniły łzy. – Kilka nocy temu w bitwie straciliśmy kogoś, kogo kochaliśmy. - Tak mi przykro. – szepnęła. - Mamy wiele wspólnego. – kontynuował. – Oboje jesteśmy pracowici i dążymy do celu. Oboje żyliśmy w cieniu, ukrywając się przed ludźmi. Oboje jesteśmy zestresowani. – Z kieszeni wyciągnął tabletkę. – Pokazują to nasze ręce. Prychnęła. – To nie wróży, że to będzie bez stresowy związek. Uśmiechnął się. – Uwielbiam twoje poczucie humoru. – Podszedł do niej. – Uwielbiam w tobie wszystko. Jej serce się ścisnęło. Ona też wszystko w nim uwielbiała. Oprócz wampirzej części. To było ciężkie do zaakceptowania. – To nadal niemożliwe. Całkowicie, nieodwracalnie… - Nie mów tego! – Patrzył na nią przez chwilę, a potem nagle odwrócił się i wyszedł z altanki. Kusiło ją, by pobiec za nim i przytulić go do siebie w pocieszeniu. Nie rób tego. Musisz się mu oprzeć. Oparł dłonie o ogrodzenie i spojrzał w gwiazdy. Światło księżyca oświetlało jego twarz, więc widziała jak jego przystojny profil kąpał się w srebrzystym blasku.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Jak jeździliśmy z moim ojcem na camping w góry to kochaliśmy wstawać wcześnie, by oglądać świt. Teraz, nigdy już nie zobaczę słońca. To jest niemożliwe. - Słońce by cię uszkodziło? – spytała. - Zabiłoby mnie. – Przechylił głowę, nadal patrząc na gwiazdy. – Kiedy rak wątroby u mojego Taty rozprzestrzeniał się, powiedzieli mi, że nie ma już żadnej nadziei. To było niemożliwe. Serce ją zabolało dla niego, ale kiedy otworzyła usta, by powiedzieć jak jej przykro, kontynuował. - Kiedy umierałem na parkingu, moja matka błagała Romana, by zrobił mi transfuzję, ale on powiedział, że jest już za późno. To było niemożliwe. Łzy zakuły ją w oczy. Nie mogła znieść myśli, że on kiedyś umierał. Stracił tak wiele – widok słońca, jego ojca, jego śmiertelność. Dotknął róży, która rosła niedaleko ogrodzenia. – Kiedy obudziłem się, jako Nieumarły, spytałem czy kiedykolwiek mogę być znowu śmiertelny, a oni powiedzieli, że to niemożliwe. Łza popłynęła w dół jej policzka. Zerwał różę. – Teraz to jest możliwe. Roman znalazł sposób, ale nie mam żadnej próbki mojej śmiertelnej krwi. Moja matka spaliła wszystkie zakrwawione ubrania, które nosiłem w dzień ataku. – Odrywał ciernie z łodygi i wyrzucał w stronę rabatki. – To dla mnie było niemożliwe. Rozumiesz, dlaczego nie lubię tego słowa. Odwrócił się i trzymał dla niej różę. – Dlaczego ty nie możesz być możliwa? Jej serce stanęło. Jak mogła go zranić, kiedy zakochiwała się w nim? Wciągnęła drżący oddech i wytarła policzki. Zrobiła krok w jego kierunku. I następny.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Jego oczy się rozszerzyły. Uświadomiła sobie, że dawała mu nadzieję, pierwszą nadzieję od lat. Biegła do niego. Róża upadła na ziemię, kiedy chwycił ją w ramiona. – Abby. – Trzymał ją mocno, gdy ją uniósł i zakręcił wokoło. W chwili, gdy jej stopy dotknęły ziemi, obsypał jej twarz pocałunkami. Radość wybuchła w jej sercu i rozprzestrzeniła się po całym ciele. - Gori. – Wtuliła się w jego ramiona. Był taki silny, taki umięśniony i tak cudownie skoncentrowany tylko na niej. Jego nos węszył, a jego oddech padał na jej usta. – Abby. Ich spojrzenia się spotkały i zesztywniała. Jego oczy pałały czerwienią. - Nie mam na to wpływu. – szepnął. – Zawsze będziesz wiedziała, kiedy cię pragnę. Jej dłonie zanurzyły się w jego miękkie włosy i trzymała w rękach jego głowę. – Myślałam, że chciałeś mnie pocałować? Uniósł kącik ust. – Nie muszę pytać o pozwolenie? - Rozmyśliłam się. - Zawsze wiedziałem, że jesteś cudowna. – Delikatnie dotknął wargami jej ust, wycofując się odrobinę, czekając. Zamknęła oczy, rozkoszując się napięciem panującym w powietrzu między nimi, które stapiało jej opór. I to zrobiło. Rozbił się na milion kawałków. Dotknął ustami jej ust i całował z pasją. Jechała na sam kraniec przepaści, trzymając go kurczowo, ale on nie pozwoliłby jej upaść. Jego wargi były słodkie i nieustające. Smakował ją, podgryzał i nakłaniał, dopóki nie wziął ją całą w posiadanie, najeżdżając jej usta językiem. Gorąco i pragnienie przepłynęły przez nią. Cichy głosik w zakamarkach jej umysłu ostrzegał ją, że to przechodzi ludzkie pojęcie, ale nie dbała o to. Nikt
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
nigdy jej tak nie całował. Mogłaby utonąć w jego pragnieniu i błagać o więcej. Jego pasja uderzała w nią falami, wznosząc ją wyżej i wyżej. Jęknęła rozczarowana, kiedy nagle przerwał pocałunek. – Gregori… - Idą. - Skąd… - Oczywiście, uświadomiła sobie. Słyszy ich. - Charles i Angus. – szepnął, a jego oczy błyszczały czerwienią w ciemności. – Wyszli bocznym wejściem. Charles musiał pójść do biura bezpieczeństwa, by Angus otworzył drzwi. – Objął ją mocniej. – Zaufaj mi. Na sekundę wszystko stało się czarne, kiedy wylądowali na ziemi, potknęła się. - Wszystko w porządku? – Podtrzymał ją. Cholera, nie. Kolana jej się trzęsły, serce waliło, a usta nadal mrowiły. Święty Jerzy, przecież ludzie mogą się całować. I zrobiła to. Pocałowała go. Uniosła rękę, by dotknąć jego policzka. Odwrócił głowę, by pocałować wnętrze jej dłoni. – Nadchodzą. Rozejrzała się, dookoła, ale widziała tylko drzewa. – Gdzie jesteśmy? - Z tyłu ogrodu. Poprosiłaś o wycieczkę i będąc dżentelmenem, naturalnie, oprowadziłem cię. - Naprawdę? - To jest nasza wersja i się jej trzymajmy. – Wziął ją za rękę i poprowadził wzdłuż ścieżki oświetlonej blaskiem księżyca. Dalej widziała Charlesa biegnącego do altanki. Angus MacKay szedł z tyłu, a jego kilt szeleścił wokół kolan. Zabrała rękę do Gregoriego. Ich moment samotności się skończył.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Panno Tucker! – Charles zniknął wewnątrz altanki, kiedy pojawił się sekundę później. – Nie mam jej tu! - Charles! – Pomachała mu i przyspieszyła kroku dopóki nie dotarła na plac koło altanki. – Wszystko w porządku! Na jego twarzy malowała się ulga, ale szybko zastąpił ją gniew. – Nie rób tego nigdy więcej! - Byłam całkowicie bezpieczna. – uprzedziła go. – Tylko chciałam zobaczyć ogród. – Zerknęła na Gregoriego i była wdzięczna, że jego oczy nie były już czerwone i pałające. Charles podejrzanie spojrzał na Gregoriego, po czym zwrócił się do niej. – Muszę cię zabrać z powrotem do hotelu. Pokiwała głową. – Za chwilę. Panie MacKay, wiem, że planuje pan moją podróż. Chcę, żeby Gregori pojechał ze mną. - Och, tak? – Oczy Angusa migotały humorem. – Jestem pewny, że może pojechać. Jeśli tylko, Gregori będzie chciał. - Chcę. – powiedział cicho. Abigail dotknęła jego ręki. – Możesz przyjść jutro w nocy do Białego Domu i wyjaśnić plany mojemu ojcu? Chciałabym uzyskać jego akceptację, by wyjechać jak najszybciej. Gregori pokiwał głową. – Mogę to zrobić. Dlaczego nie pójdziesz z Charlesem do limuzyny? Przyniosę ci twoją roślinę z mojego biura. - W porządku. Dziękuję. Zacisnął usta. – Spodziewam się, że podobała ci się wycieczka. Jej twarz zrobiła się gorąca. Patrzyła jak pędził do budynku z niewiarygodną szybkością. - On porusza się strasznie szybko. – mruknął Charles.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Tak. – Na twarzy wykwitł jej rumieniec. Zabrało mu tylko kilka nocy, by zaczęła roztapiać się w jego ramionach. Angus poprowadził ją i Charlesa z powrotem do bocznego wejścia. W czasie, gdy dotarli do foyer, Gregori wrócił z plastikowym pojemnikiem zawierającym roślinę, którą chciała przebadać. Angus wprowadził kod, by otworzyć frontowe drzwi. – Chcemy cię uprzedzić, dziewczyno, że zrobimy wszystko, co w naszej nocy, by cię chronić podczas twojej podróży. - Dziękuję. – Wyszła na zewnątrz. Kiedy Charles usiadł na miejscu kierowcy, Gregori otworzył tylne drzwi dla niej. – Zobaczymy się jutro. - Tak. – Spróbowała się nie zarumienić, kiedy wsiadała do samochodu. Pochylił się i szepnął. – Zajrzyj do pudełka. – Mrugnął do niej, kiedy zamknął drzwi. Gdy Charles ruszył, zerknęła do środka plastikowego pudełka. Wewnątrz był wysuszony korzeń w plastikowym woreczku. I karteczka. Otworzyła ją i zobaczyła numer telefonu pospiesznie napisany na górze. Moja kochana Mądralo, Tutaj jest numer mojej komórki. Jeśli kiedykolwiek w nocy poczujesz się samotna i będziesz chciała się ze mną zobaczyć, porozmawiać, to przyjdę. I pamiętaj – z miłością wszystko jest możliwe. Westchnęła. Gdyby tylko to była prawda. Zakochiwała się w nim. Ale to ciągle było niemożliwe.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział osiemnasty Następnego wieczora, Abigail skierowała się na rodzinne piętro, by sprawdzić, co u matki. Ona siostra przyleciały z powrotem do D.C dzisiejszego ranka, a ona resztę dnia spędziła w swoim laboratorium, zbierając informację na dzisiejsze spotkanie z jej ojcem. I z Gregorim. Święty Jerzy, przecież ludzie mogą się całować. Prunella Culpepper miała rację. Poprzedniej nocy nie mogła zmrużyć oka. Wspomnienia pocałunku Gregoriego wypełniały jej umysł, a ona odtwarzała tą scenę, ceniąc każdy szczegół, który mogła sobie przypomnieć i w końcu wyobrażając sobie, co mogło się stać, gdyby im nie przerwali. Ścisnęła skórzaną teczkę. Musiała się uspokoić przed spotkaniem z ojcem. Nie patrz na Gregoriego z rumieńcem na twarzy. Jej akta były w środku wraz z notatką od Gregoriego, bezpiecznie schowaną w mniejszej kieszonce. Czy mogłaby rozładować nerwy, dzwoniąc do niego? Musiałaby być sama, by to zrobić. Nie mogła pozwolić, by agent wywiadu podsłuchał ją jak flirtuje z wampirem. Nie znalazła chwili samotności do zachodu słońca. Pracowała do późna w laboratorium z innymi naukowcami. Agent przywiózł ją potem do Białego Domu. Nawet teraz, gdy szła do domowej kliniki, Faceci w Czerni stali tu i tam, ciągle obserwując. Zawsze czujni na niebezpieczeństwa. A bez wątpienia, uważali Gregoriego za niebezpieczeństwo. Wiedziała, że powinna zachować dystans między nimi. To była właściwa rzecz, a ona zawsze w życiu robiła właściwe rzeczy. Ale teraz było za późno. Rzuciła się
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
w przepaść i nie wiedziała jak się zatrzymać. Nawet nie była pewna czy chciała to zrobić. Zakochanie się w Gregorim było szalonym, nieodpowiedzialnym czynem. Całkowicie niezgodnym z jej charakterem. I całkowicie ekscytującym. Dziwne, że dopiero Nieumarły mężczyzna sprawił, że czuła się tak żywa. Kiwnęła głową do agentki, która stała przy drzwiach kliniki. Wewnątrz usłyszała śmiech matki i Madison. Wślizgnęła się do środka. – Cześć. - Abigail! – Pomachała jej matka. – Oglądałyśmy reklamę Madison. Chodź i zobacz. - Już widziała jak to nagrywałam. – Madison sięgnęła po pilota. – Chcesz obejrzeć jeszcze raz? - Pewnie. Chcę. – Abigail uścisnęła mamę i szybko ją obejrzała. Wyglądała na zmęczoną, miała ciemne worki pod oczami. – Debra wzięła wolny wieczór? - Jest na przerwie obiadowej. – powiedziała Belinda. Pochyliła się bliżej i szepnęła. – Nie możemy mówić o wampirach, kiedy ona tutaj jest. Ściśle tajne, wiesz. Abigail pokiwała głową, zauważając błysk w oczach matki. To ostatnie podekscytowanie wszystkim wokół wydawało się ożywić jej matkę. Jej siostrę też. W drodze powrotnej do domu, Madison non stop paplała o jej nowych przyjaciołach z DVN. Maggie dała jej płytę DVD z nagraniem jej reklamy, którą kręciła z Phineasem. - Zaczyna się! – Madison uciszyła ich. Abigail usiadła i oglądając siostrę i Phineasa. – To jest naprawdę dobre. – Dzięki Bogu, że Maggie skasowała to, co ona robiła z Gregorim. Belinda zaklaskała. – Uwielbiam to. Jestem z ciebie taka dumna, Madison.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- I wiesz, co? – Madison skoczyła na nogi, uśmiechając się. – Ubiegłej nocy, brałam udział w castingu do śmiertelnej roli w jednej z ich oper mydlanych. Zwykle wampiry grają te role, bo śmiertelnicy nie wiedzą o DVN, ale Gordon – reżyser – powiedział, że to się nie sprawdza, bo każdy może stwierdzić, że mają kły. Więc, jest duża szansa, że mogłabym zagrać w jednym z ich seriali i zostać prawdziwą aktorką! - Wow. – Abigail spojrzała na ich mamę, która wyglądała na bardziej zaniepokojoną niż szczęśliwą. – To naprawdę ekscytujące, Maddie. - Wiem! – Madison ścisnęła dłonie razem z rozmarzonym spojrzeniem. – Mogłabym być prawdziwą gwiazdą. - Myślałam, że kręciłaś tą reklamę dla przyjemności. – powiedziała Belinda. - Nie sądziłam, że będę tak dobra! – zawołała Madison. - A co ze szkołą aktorską? – spytała Belinda. Madison machnęła ręką. – Poszłam tam tylko, dlatego, że nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Że nie jestem dobra w graniu ról, wiesz. Ale Maggie powiedziała, że wykazuję prawdziwy aktorski potencjał. I Gordon powiedział, że wyglądam bajecznie przed kamerą. - Tak, kochanie. – ustąpiła Belinda. – Ale to jest, wampirza stacja. Madison zamrugała. – I? Abigail skrzywiła się wewnętrznie z niepokojem. - Jestem zachwycona, że odkryłaś nowy talent. – kontynuowała Belinda. – Ale musisz rozwijać go z własnym rodzajem. DVN nie jest rodzajem środowiska, które powinnaś odwiedzać każdej nocy. Madison wyglądała na ogłuszoną. – Dlaczego nie? - Całe to podekscytowanie wampirami… to była zabawa, ale… - Belinda westchnęła. – To Cudowny świat, żeby o nim rozmawiać, ale nie chcesz w nim żyć.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Madison zmarszczyła brwi. – Masz coś przeciwko wampirom? - Jestem pewna, że są bardzo mili, ale… bądźmy szczerzy, Maddie. Oni nie żyją. Nie chcę byś związała się z którymś z nich. - Ale tego nie zrobię. – nalegała Madison. – Nie ciągnie mnie do żadnego z nich. – Spojrzała na Abigail. Proszę, nic nie mów, prosiła ją Abigail oczyma. Zmarszczka między brwiami Madison pogłębiła się. – Nie rozumiem, Mamo. Nie jesteś, jakby… uprzedzona. - Nie chcę być niegrzeczna. Nie chcę tylko, byś się z którymś związała. Pomyśl o tym. Oni mogą żyć przez wieki, tak? Znudziliby się tobą po kilku latach albo nalegaliby na twoją przemianę w wampira. Jak mogłabym coś takiego zaakceptować? Madison przygryzła wargę i zerknęła na Abigail. – Ktoś mógłby pomyśleć, że to romantyczne. Belinda prychnęła. – Tylko w fikcji. W rzeczywistości, on by cię zabił. Abigail przełknęła. Jej mama miała słuszne uwagi. Nawet ona sama, kilka nocy temu ostrzegała Madison, że zakochanie się w wampirze byłoby czystym szaleństwem. To było jak stare powiedzenie jej babci, które używała w żartach. Jeśli już masz się zakochać, to przynajmniej niech będzie bogaty. A jeśli ona miałaby się zakochać, dlaczego nie może w żywym mężczyźnie? Jej ramiona opadły. Musiała spojrzeć prawdzie w oczy. Związek z Gregorim był naprawdę niemożliwy. Ale jak mogła znaleźć kogoś równie cudownego jak on? On był wszystkim, o czym kiedykolwiek marzyła. Z wyjątkiem wampirzej części. Madison wysunęła dolną wargę. – Myślałam, że będziesz się cieszyła. Naprawdę chcę pracować w DVN.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Belinda westchnęła. – To bardziej by mnie martwiło, bo byłabyś w otoczeniu wampirów. Madison naburmuszyła się. – Ale Abby będzie z nimi na wyprawie do Chin! Abigail podskoczyła na krześle i potrząsnęła głową. - Co? – Belina posłała jej zaskoczone spojrzenie. – Co ty chcesz zrobić? Madison skrzywiła się. – Przepraszam, Abby. Myślałam, że wie. Abigail posłała jej rozdrażnione spojrzenie, kiedy zwróciła się do ich matki. – To wyprawa badawcza, to wszystko. Tylko na kilka dni. Belina zwęziła oczy. – Czy twoje badania mają coś wspólnego ze mną? - Będzie dobrze, Mamo. Wampiry będą tam, by mnie chronić. Oni są niesamowicie silni i szybcy. Mają specjalne zdolności jak super bohaterowie. - Tak! – Madison pokiwała głową. – To będzie jak podróż z Supermanem i Ligą Sprawiedliwych! Belinda zmarszczyła brwi. – Nie wiem czy to dobry pomysł. - Mamo… - Abigail chciała powiedzieć, że robi to dla niej, ale jej matka jeszcze bardziej by się sprzeciwiała podróży. – Muszę to zrobić. Oczy Belindy zabłyszczały łzami. – Cukiereczku, moje zdrowie to mój problem. Nie możesz wziąć na siebie całej odpowiedzialności. Abigail zamrugała, aby odgonić łzy. – Jak mogłabym żyć ze sobą, jeśli nie spróbuję wszystkiego, co mogłabym zrobić? Rozległo się pukanie do drzwi i agent wywiadu otworzył je. – Spotkanie w Owalnym Gabinecie się zaczęło. Prezydent prosi o pojawienie się panny Abigail. - Zaraz przyjdę. – Wstała i zabrała teczkę. – Będzie w porządku, Mamo. Jej matka westchnęła zmęczona. – Mam taką nadzieję.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Pomachała do Madison, kiedy przechodziła przez pokój. – Do zobaczenia później. - Powodzenia. – Madison podeszłą do niej i zniżyła głos. – Ze wszystkim. Czy ona miała na myśli Gregoriego? – Dziękuję. Dziękuję, że nie wspomniałaś o nim Mamie. Madison z uśmiechem poklepała ją po ramieniu. – Zawsze pracowałaś tak ciężko. Zasługujesz na szczęście. Więc Madison to pochwalała? Abigail pokiwała głową i opuściła pokój. Pewnie, że chciała być szczęśliwa, ale jak mogłaby być szczęśliwa z wampirem? Ona na pewno była szczęśliwa z Gregorim ubiegłej nocy, ale co jeśli to uczucie było przelotne? A co jeśli jej szczęście mogło unieszczęśliwić jej rodziców? Co, jeśli jej matka miała rację i Gregori znudzi się nią, kiedy będzie starsza? Co, jeśli on oczekiwał, że ona też stanie się wampirem? Zadrżała. Całowanie się z Gregorim to jedno, ale łącząc to z tym, że chciałby, żeby stała się wampirem… naprawdę ją przerażało. Powinna to przerwać zanim spadnie całkowicie w otchłań miłości. Przestać się zakochiwać? Ciarki przeszły jej po plecach. Mogło być już za późno. Gregori wstał, kiedy Abigail weszła do Owalnego Gabinetu. Jego serce załomotało i walczył z chęcią wzięcia jej w ramiona. Ciągle nosiła kitel, jakby dopiero, co wyszła z pracy, a w ręce miała skórzaną teczkę. - Dobry wieczór. – Utrzymywał obojętny wyraz twarzy. Zerknęła na niego i kiwnęła głową. – Gregori. – Uśmiechnęła się lekko do ojca i szefa CIA, Nicka Caprese. – Mam nadzieję, że nic ważnego mnie nie ominęło.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Dopiero zaczęliśmy. – Jej ojciec skinął na kanapy, kiedy usiadł na fotelu na szczycie stolika. Gregori usiadł po prawej stronie prezydenta i położył swoją teczkę na stole. Abigail usiadła na kanapie naprzeciwko niego, obok Caprese. Musiała zachować pomiędzy nimi dystans. Jeśli dobrze zrozumiał, to oznaczało, że chciała zachować ich związek w sekrecie. Nie chciał rozważać, co innego mogła mieć na myśli. Położyła teczkę na kanapie obok siebie i popatrzyła prosto na swojego ojca. - Gregori teleportował się tu prosto z Nowego Yorku. – powiedział jej prezydent. – Imponujące. I powiedział mi, że ćwiczyłaś teleportację ubiegłej nocy i bardzo dobrze sobie radziłaś. Pokiwała głową. – Tak. Ona celowo próbowała na niego nie patrzeć, pomyślał Gregori. – Powiedziałem prezydentowi i Panu Caprese o MacKay S&I. - Brytyjski prezes rady ministrów potwierdził, że oni mają dobre stosunki z Angusem MacKayem i jego pracownikami. – powiedział Caprese. - Doskonale. – Prezydent zwrócił się do Gregoriego. – Więc, miałeś opowiedzieć nam o planie, który ułożyłeś z Panem MacKayem? - Tak. – Gregori otworzył teczkę. – Angus i ja wybraliśmy ubiegłej nocy członków zespołu. Nazywamy go Zespół A. A jak Abigail. Jej ojciec uśmiechnął się. – Podoba mi się. Gregori zerknął na Abigail. Skupiła się na swojej teczce, a jej policzki się nieznacznie zaróżowiły. Wyciągnął kartki na wierzch. – Tu jest krótka biografia i zdjęcie kapitana zespołu J.L Wanga. Jest Mandaryńczykiem13 i może wmieszać się pomiędzy miejscową ludność. Jest wampirem od dwóch lat. Przedtem był agentem 13
Mandaryński - Dialekt języka Chińskiego
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
specjalnym FBI, stacjonującym w Kansas City. Przez ostatni rok był szefem ochrony Głowy Klanu Zachodniego Wybrzeża w San Francisco. - Brzmi świetnie. – Prezydent studiował profil J.L, kiedy przekazał go Caprese, który zerknął na to i położył na stole. Abigail przysunęła kartkę bliżej, by też coś zobaczyć. Gregori uniósł następny profil. – Drugi wampir w zespole to Russell Ryan Hankelburg. Był majorem w Marynarce podczas Wojny Wietnamskiej. Jest ekspertem od broni i techniki przetrwania. Prezydent obejrzał jego profil. – On w 1971 był w MIA. Co mu się stało? - Został znaleziony przez pracowników MacKaya rok temu w jaskini w północnej Tajlandii. – powiedział Gregori. – Sądzimy, że był w śpiączce przez trzydzieści dziewięć lat. Angus zdołał go ożywić poprzez przemianę. Kiedy dowiedział się o tej misji, sam się zgłosił. Jest chętny, by służyć krajowi jeszcze raz. - Zachwycające. – Prezydent podał profil Caprese. - Nie tylko obudził się Nieumarłym, ale też stracił trzydzieści dziewięć lat z życia? – powiedziała Abigail. – To musiało być dla niego ciężkie. Gregori wzruszył ramionami. – On jest z Marynarki. Z tego, co słyszałem, on bardzo szybko przyzwyczaił się do swoich wampirzych mocy. Caprese zeskanował jego profil i odłożył na stół. – Ci dwaj ludzie wydają się być doskonałym wyborem. Oczywiście, będę musiał ich sprawdzić. - Oczywiście. Jako wampiry nie będziemy w stanie działać podczas dnia. – Gregori powstrzymał się od powiedzenia, że oni będą właściwie martwi. To była ta rzecz, o której nie chcieli, aby rząd się dowiedział. – Nie chcemy zostawić Abigail niechronionej, kiedy śpimy, więc zabierzemy kilku dziennych strażników. – Uniósł kolejny profil. – To jest Howard Barr. Grał w obronie w Chicago Bears. Prezydent Tucker wziął kartkę i zmarszczył brwi. – Widzę, że potrzebujesz ludzi, ale dlaczego nie weźmiesz Josha i Charlesa? – Skinął na Charlesa, który stał przy drzwiach.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Albo jakiś ludzi z Agencji. – zaoferował Caprese. – Oni mają doświadczenie w tego rodzaju misjach. - Tak, ale oni nie mają takich zdolności jak nasi dzienni strażnicy. Caprese parsknął. – Mówię ci, weź kilku moich ludzi. Będzie widać, że wy Nieumarli jesteście skłonni z nami współpracować. Gregori się skrzywił. – Niestety, musimy nalegać na naszych własnych pracowników. - Dlaczego? – Caprese się rozsiadł. – Co jest w nich takiego specjalnego? Znoszą złote jajka? - Coś w tym guście. – mruknął Gregori. On i Angus rozważali to przez godzinę. Zmiennokształtni oczekiwali, że Wampiry zachowają ich sekret. Ale jeśli Abigail miała z nimi podróżować, musiałaby wiedzieć. A jeśli ona by wiedziała, to jej ojciec też powinien wiedzieć. Jeśli dowiedziałby się po ukończeniu misji, byłby rozgniewany, że ukryli tą informację. Gregori pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach. – Ta informacja jest ściśle tajna nawet w wampirzym świecie. Chciałbym mieć twoje słowo, że to nigdy nie opuści tego pokoju. Prezydent i szef CIA wymienili spojrzenia, kiedy pokiwali głowami. - Jest grupa… ludzi z nadprzyrodzonymi mocami, ale inna niż wampiry. Chcą zachować swoje istnienie w sekrecie z oczywistych powodów. Musisz mi obiecać, że nigdy nie będziesz na nich polował albo nie zechcesz ich skrzywdzić. Zaufali nam, byśmy zachowali ich sekret i to byłoby niehonorowe z naszej strony, by wyjawić ich tajemnicę. - Masz moje słowo. – powiedział Prezydent Tucker, kiedy posłał Caprese ostre spojrzenie. – Jeśli nie będziesz mógł utrzymać sekretu, wyjdź. Caprese uniósł brwi. – Wiedziałem o wampirach od sześciu lat. Mogę trzymać usta zamknięte.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- W porządku. – Gregori zerknął na Abigail, która nieco zbladła. – Howard jest zmiennym. – Kiedy został obrzucony zaskoczonymi spojrzeniami, kontynuował. – Zmiennokształtnym. On zmienia dowolnie swoją formę. Złapała oddech. – Znaczy jak wilkołak? - Większość zmiennokształtnych to wilkołaki. – wyjaśnił Gregori. Caprese prychnął. – Nie wierzę w to. Abigail potrząsnęła głową. – Nie widzę możliwości takiej zmiany. Gregori posłał jej ostre spojrzenie. – Wiele rzeczy może być możliwych. – Jak związek ze mną. Jej policzki zarumieniły się, więc założył, że wiedziała, co miał na myśli. – Jeśli potrzebujesz dowodów, mógłbym przywieźć tu Howarda i mógłby się przemienić. Mógłby rozpruć kanapę na dwie połówki, ale… - Zaczekaj. – Prezydent uniósł rękę. – Jeśli on zmieni się w zwierzę, moja córka będzie bezpieczna? - Tak. – Gregori pokiwał głową. – On ma całkowitą kontrolę. Nawet w ludzkiej formie ma niezwykłą siłę i szybkość i wyczulone zmysły. Może ochronić Abigail lepiej niż zwykły człowiek. - On jest wilkołakiem? – spytała go. - Właściwie to niedźwiedziołakiem. Niedźwiedziem Kodiakiem. Nikt nie będzie tak brudził jak Howard. Patrzyła na niego ogłuszona. - Drugim dziennym strażnikiem jest Rajiv. – Gregori uniósł ostatni profil. - Znasz Maxima? – przerwała mu Abigail. Gregori zamrugał. – Kogo? - Maxima. On jest wilkołakiem.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Prezydent zesztywniał. – Abby! Znasz wilkołaka? - Nie! On jest bohaterem książki Mamy…, ale domyślam się, że on nie jest prawdziwy. – Zarumieniła się. – Przepraszam. Trudno mi rozróżnić, co jest prawdziwe a co nie. Gregori powstrzymał uśmiech. Wyraz twarzy prezydenta złagodniał, kiedy popatrzył na córkę. – Wiem, jak się czujesz, kochanie. Mieliśmy dużo wrażeń przez ostatnie noce. – Wziął głęboki oddech i ziewnął. – Wilkołaki i niedźwiedziołaki…, kto by w to uwierzył? - Możesz dodać, tygrysołaki do tej listy. – Gregori podał mu ostatni profil. Abigail złapała oddech. – Tygrysy? Gregori zachichotał. – Wilki, tygrysy i niedźwiedzie! – Kiedy inni patrzyli na niego ogłuszeni, odchrząknął i dodał poważniejszym tonem. – Rajiv pracuje dla MacKay S&I od roku. Jego plemię zasiedla Tajlandię, ale wywodzą się z prowincji Yunnan. Podążali w dół rzeki Mekong, aż osiedlili się w północnej Tajlandii. Widocznie tygrysołaki zamieszkują prowincję Yunnan. Dobra wiadomość jest taka, że Rajiv ma tam krewnych i zna miejscowy język. - I on zmienia się w tygrysa? – Prezydent Tucker podał profil Caprese. - Tak. Może w każdej chwili się zmienić. – Gregori zamknął pustą teczkę. – Ja też jadę. I Abigail. Więc w zespole jest sześć osób. - Dlaczego macie tylko dwóch dziennych strażników? – spytał Caprese. - Będziemy się teleportować. – wyjaśnił Gregori. – Trzy wampiry mogą teleportować tylko trzy osoby… Abigail i dwóch zmiennokształtnych. Caprese ułożył wszystkie profile na kupce. – Dam ci znać, czy akceptuję tych… ludzi. Gregori posłał mu skrzywione spojrzenie. – Spróbuj to zrobić w ciągu kilku godzin. Chłopaki są już w San Francisco. Jak słońce tylko zajdzie na Hawajach,
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
oni się tam teleportują. Później zameldują się w biurze MacKay w Tokio. Za dwanaście godzin, oni mogliby być już w prowincji Yunnan. Abigail uniosła zaalarmowane spojrzenie. – Oni idą beze mnie? - Ty i ja pojedziemy, kiedy wszystko będzie gotowe. – powiedział Gregori. – Ta czwórka założy bazy na obszarze prowincji. Teren jest dość górzysty, więc będą szukać jaskiń lub opuszczonych budynków daleko od cywilizacji. W tych bazach ustawią nadajniki, które słyszą tylko Wampiry i zmiennokształtni. Używamy ich, by dokładnie wiedzieć, gdzie się teleportować. Każda baza będzie zaopatrzona w zapasy: jedzenie, wodę, syntetyczną krew, śpiwory i wiele więcej. Niestety będziemy trochę bałaganić. Pokiwała głową. – Domyślam się. Gregori przesunął się, by mieć przed sobą prezydenta. – Plan jest taki… Dokładnie wszystko przygotujemy i wtedy dopiero zabierzemy Abigail. Zwrócimy ją tak szybko jak to będzie możliwe. Maksimum dwie albo trzy noce. Nikt się nie dowie, że ona tam była. Prezydent uśmiechnął się. – Podoba mi się. - Laurence. – powiedział Caprese. – Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z konsekwencji, jeśli twoja córka zostałaby zauważona. Chińczycy mogliby ją zatrzymać w więzieniu, twierdząc, że jest szpiegiem. - Liczę, że Wampiry będą w stanie ją teleportować, gdyby coś było nie tak. – odpowiedział prezydent. - A co jeśli Chińczycy zorientują się, że ona ukradła im jakieś rośliny do badań? – spytał Caprese. – Mogłaby mieć poważne kłopoty, a twoja kariera byłaby skończona. - Jeśli mogę uratować moją żonę, nie obchodzi mnie, co ludzie o mnie pomyślą. – powiedział prezydent Tucker. – To moja druga kadencja i tak moja kariera prędzej czy później się zakończy.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Jeśli znajdę coś przydatnego w którejś roślinie, - powiedziała Abigail. – znajdę sposób, by to zsyntetyzować, więc nie będziemy musieli tam wracać. Moglibyśmy pojechać tylko raz. - Dokładnie. – zgodził się jej ojciec. – Ale najważniejsza jest podróż Abby bez stawiania jej w niebezpieczeństwie. – Zwrócił się do Gregoriego. – Liczę na ciebie, chłopcze. Nie zawiedź mnie. Gregori pokiwał głową. Sam nie wiedziałby jak ma żyć ze sobą, jeśli coś stałoby się Abigail. A jeśli coś złego jej się stanie, prezydent obwini Wampiry i oni mogliby mieć poważne kłopoty. Poprawił krawat. – Jeżeli Abigail mogłaby dać nam jakieś informacje o tych roślinach, moglibyśmy poszukać ich przed czasem. Wtedy ją przywieziemy, zabierzemy rośliny i odejdziemy. Wyjęła kilka kartek z jej teczki. – Informacje mam tutaj. - Świetnie. – Gregori uśmiechnął się do niej, kiedy zwrócił się do jej ojca. – Najważniejszą rzeczą jest zapewnienie bezpieczeństwa twojej córce. Właśnie, dlatego próbujemy skrócić czas jej przebywania w Chinach. Ale to byłoby poważne zaniedbanie z mojej strony, jeśli pozwoliłbym naszym ludziom zająć się całą misją. Z wystarczającymi informacjami, powinniśmy być w stanie odnaleźć rośliny, które są jej potrzebne. Złapała oddech. – Pojechałbyś beze mnie? Gregori skrzywił się wewnętrznie, kiedy patrzył na jej wstrząśniętą i zbolałą twarz. – Przykro mi, ale to jest coś, co powinniśmy rozważyć. Przycisnęła rękę do jej ust, a potem do klatki. – Nie mogę w to uwierzyć. Wiesz, jakie to dla mnie ważne. Jej ojciec posłał jej współczujące spojrzenie. – On ma rację, Abby. Najlepsze wyjście, żeby cię chronić, to żebyś została tutaj.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Jej oczy zabłyszczały łzami. – Jest coś ważniejszego w życiu, niż ciągłe bezpieczeństwo. – Zerknęła na agenta wywiadu. – Wszędzie gdzie chodzę, wszystko, co robię jest obserwowane, więc jestem bezpieczna. Mieliśmy ochroniarzy odkąd wszedłeś do Kongresu. To trwa już od piętnastu lat! - W porządku. – powiedział prezydent delikatnie. – Jestem pewien, że oni mogą znaleźć rośliny bez ciebie. - Nie! – Potrząsnęła głową, a po jej policzkach ściekały łzy. – Nie mów mi, co mam robić! Zawsze mi mówiłeś, czego mam nie robić. Nie możesz się tak ubierać. To nie wygląda zbyt elegancko. Nie możesz mieć tych przyjaciół. Nie są wystarczająco popularni. Nie krzyw się tak. Możesz źle wyglądać przed kamerą. Nie mów nic dziennikarzom. Jeszcze to wydrukują. Musiałam się ukrywać, by żyć! Gregori opadł na oparcie ogłuszony. Zacisnął dłonie w pięści, by powstrzymać się od objęcia jej. Zerknął na jej ojca. Prezydent Tucker był tak samo zaskoczony. - Abby. – szepnął jej ojciec. – Ja… nie wiedziałem… - Och Boże. – Wytarła policzki. – Przepraszam. Nie chciałam… - Schowała swoje papiery z powrotem do teczki, a jej ręce się trzęsły. – Pojadę. Nie podzielę się moimi informacjami dopóki się nie zgodzisz. Pobiegła w kierunku drzwi i zatrzymała się przed Charlesem. – Chcę wyjść. Agent wywiadu zerknął na prezydenta, który pokiwał głową, wtedy otworzył drzwi i Abigail wybiegła. Prezydent Tucker opadł na fotel i otarł czoło. – Nie wiedziałem, że moja kariera była dla niej taka trudna. Nigdy się nie skarżyła. Ani razu. Gregori przesunął się na kanapie. Szef CIA usiadł obok z niemą twarzą. Charles był obojętny jak zwykle. – Poznałem twoją córkę kilka dni temu, ale mogę powiedzieć, że ona bardzo kocha swoją rodzinę. Zrobiłaby dla ciebie wszystko. Prezydent pokiwał głową ze łzami w oczach. – Ona jest taka odważna. Taka inteligentna. – Nagle pochylił się do przodu i chwycił Gregoriego za ramię. – Obiecaj mi, że nie pozwolisz, by coś jej się stało.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Popatrzył w oczy prezydenta. Były orzechowe jak u Abigail. – Masz moje słowo. Obronię ją moim życiem. Prezydent przyjrzał mu się dokładnie, a potem skinął głową. – Dobrze. – Rozsiadł się i wziął głęboki oddech. – Miałeś rację, kiedy sugerowałeś, żeby tutaj została. Też mi to przyszło na myśl. Ale widzisz jak bardzo chce jechać. Gregori pokiwał głową. – Tak, sir. - Bardzo pali się do tej misji. Ma nadzieję uratować swoją matkę. Też mam taką nadzieję, ale nigdy nie zaryzykowałbym jej życia. Gregori podniósł się. – Więc ustalone. Weźmiemy ją. I Boże, dopomóż im, żeby nic się jej nie stało.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dziewiętnasty Abigail z trzaskiem zamknęła drzwiczki i przekręciła zamek. Do środka wrzuciła wszystkie informacje o roślinach. To był jej osobisty sejf w laboratorium i tylko ona znała szyfr. Oczywiście, informacje były też na jej komputerze, ale nikt nie mógłby uzyskać do nich dostępu bez hasła. Jeśli Tata wysłałby Gregoriego i jego kumpli do Chin bez niej, to i tak nie wiedzieliby, czego szukać. Jęknęła. Takie zagranie mogło skazać jej misję na niepowodzenie. I skazać jej matkę. Łzy zapiekły ją w oczy. Podróż to był jej pomysł, do cholery. Jak oni mogli decydować, czy ona ma jechać? Bała się, że to się mogło stać. Całe jej życie było oparte na dwóch listach, – co jej wolno, a czego nie i druga lista była zawsze dziesięć razy dłuższa niż pierwsza. Chodziła po laboratorium nadal rozgniewana. Nadal zbolała. Nadal zmartwiona. Całkiem to straciła. Lata frustracji i oburzenia wybuchły w niej natychmiast. Była zbyt zdenerwowana, by zostać w Białym Domu. Jej biedny ojciec wyglądał na wstrząśniętego. I cierpiącego. Pracował tak ciężko przez ten rok i ona była z niego dumna. To nie była jego wina, że nie uczestniczyła w publicznym życiu. Madison i Lincoln nie mieli tego problemu. Nawet Mama to polubiła zanim zachorowała. Nie mogłaby sprzeciwić się także mamie. Pewnie nie chciała usłyszeć kazania o trzymaniu się z daleka od wampirów. Jedna rzecz więcej do dodania na listę niedozwolonych rzeczy. Dobry Boże, jej rodzice, by zwariowali, gdyby się dowiedzieli, że całowała się z Gregorim. Chcieliby go zabić. Musieliby z tym poczekać. Ona pierwsza chciała to zrobić. Jak on mógł jednej nocy ją całować, a następnej ją zdradzić? Myślała, że był po jej stronie. Jej matka nie chciała, żeby pojechała z nim do Chin. Jej ojciec na początku odrzucił jej prośbę. Teraz zgodził się tylko, dlatego, bo myślał, że Wampiry ją
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
ochronią. Było już wystarczająco źle, że jej rodzice byli przeciwko jej pomysłowi, ale wtedy Gregori musiał się wtrącić? Podeszła do biurka, żeby włączyć komputer, ale się rozmyśliła. Była zbyt zdenerwowana, by pracować. Pigułka antystresowa Gregoriego leżała na jej biurku, naśmiewając się z niej. Jak on śmiał ją zdradzić! Chwyciła tabletkę i ścisnęła ją. - I ty, Brutusie? – Rzuciła ją z powrotem na biurko i podeszła do stołu laboratoryjnego, gdzie zaczęła badać roślinę, którą jej dał. Nie, nie mogła się teraz skoncentrować. Przeszła przez laboratorium. Było małe, ale całe jej. Zatrzymała się przy oknie i wyjrzała przez nie. Parking był pusty, ale żołnierze nadal byli przy głównej bramie. Zauważyła innego żołnierza, idącego wzdłuż ogrodzenia z drutem kolczastym. Plac był bardzo dobrze oświetlony i usłany kamerami. A w hallu stali żołnierze. To miejsce było tak dobrze chronione, że nie potrzebowała tutaj swojego agenta wywiadu. Oni przywozili ją i odwozili do Białego Domu. Z westchnieniem, zasłoniła żaluzje. Nie chciała widzieć żołnierzy, jako dowodu, że ona jeździła z jednego więzienia do drugiego. Pokój był teraz przyciemniony, a jedynym źródłem światła była lampa na jej biurku. Podeszła do długiego, czarnego stołu laboratoryjnego. Powierzchnia była chłodna w dotyku i pusta z wyjątkiem mikroskopu i rośliny na końcu stołu. Sprzątnęła wszystkie prace w oczekiwaniu, że pojedzie do Chin. Jak Gregori mógł zaproponować, żeby nie pojechała? On nie rozumiał, jakie to dla niej ważne? W myślach mogła go uderzyć. Może wtedy, mogłaby się uspokoić. Podeszła do biurka i wyciągnęła notatki z jej teczki. - Poczuj mój gniew. – mruknęła, kiedy wybierała numer. Odebrał po jednym sygnale. - Jestem tak zła, że… - Gdzie jesteś? – przerwał jej. Prychnęła. Jak on śmiał jej przerywać! – Jestem w pracy, bo jestem zbyt zdenerwowana, by spać. Ale jestem zbyt zdenerwowana, by pracować, więc…
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Jesteś sama? - Oczywiście, że jestem sama. Nie mogę krzyczeć na ciebie przy świadkach. Jestem tak zła, że jednej nocy mnie całowałeś, a następnej mnie zdradziłeś! Wiesz, jaka ta podróż jest dla mnie ważna! - Tak, wiem. Zerknęła na komórkę. Nie wydawało się dobrze działać. – Wspomniałam już, jaka jestem zła? Poczuj mój gniew, Gori! - Poczuję, jeśli ty poczujesz mojego. Złapała oddech. – Świnia! – Rozłączyła się, kiedy usłyszała chichot za plecami. Odwróciła się i znowu złapała oddech. Telefon wypadł jej z ręki. Gregori podbiegł do niej i chwycił komórkę zanim uderzyła o ziemię. Cofnęła się. Jego szybkość zadziwiała ją, ale nie była w nastroju, by prawić mu komplementy. – Pozwoliłam ci tu przyjść? - Nie proszę o pozwolenie, pamiętasz? – Położył jej telefon na biurku i rozejrzał się dookoła. – Więc, to tu pracujesz? - Co ty tutaj robisz? Nie chcę cię widzieć. Jestem na ciebie wściekła! Przy drzwiach rozległo się pukanie, a serce podeszło jej do gardła. Jak mogła wyjaśnić obecność Gregoriego tutaj, skoro on ominął wszystkie kamery? Podbiegła do drzwi, żeby sprawdzić, że na pewno są zamknięte na klucz. – Tak? - Panno Tucker? – powiedział strażnik z korytarza. – Wszystko w porządku? Chyba słyszałem wewnątrz krzyki. - Wszystko dobrze. Rozmawiałam przez telefon. Nastąpiła cisza.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Zerknęła przez ramię mając nadzieję, że Gregori teleportował się stąd. Ale nie, on nadal tam był. - Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebowała, zawiadom nas przez interkom. – powiedział żołnierz. - Dobrze. Dziękuję! – Nasłuchiwała oddalających się kroków, kiedy zerknęła przez listwy żaluzji w szybie drzwi. – W porządku, korytarz jest pusty. - Myślę, że nie jesteś za bardzo wściekła. – powiedział miękko, Gregori. – Nie wydałaś mnie. Obróciła się, by stanąć naprzeciwko niego. – Doskonale wiesz, że nie mogę wyjaśnić jak się tutaj dostałeś. I nie przestałam się na ciebie gniewać. - Wiem, że się martwisz. Prawie zabiło mnie, kiedy widziałem jak płaczesz. I boli, kiedy pomyślę jak dużo musisz cierpieć… - Proszę! – Uniosła ręce. – Nie chcę o tym mówić. Jestem zmartwiona tym, że… - Przycisnęła dłonie do rozgrzanych policzków. – Powiedziałam straszne rzeczy. - Mówiłaś prawdę. Potrząsnęła głową. – To było wylewanie swoich żalów. Moi rodzice zawsze byli dla mnie dobrzy. Nigdy mi niczego nie brakowało… - Oprócz wolności. Skrzywiła się. – Więc, musimy nauczyć się żyć z tym, co mamy. Zacisnął usta. – Prawda. Ona żyła bez wolności, a on bez śmiertelności. – Zraniłeś mnie. Nadal jestem w szoku, że mnie zdradziłeś. - Nie zrobiłem tego. - Tak, zrobiłeś! Moja matka nie chce, bym pojechała do Chin. Mojemu tacie niewiele brakuje… - Uniosła rękę, wyliczając na palcach. – by zabronił mi
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
pojechać. On pozwolił na to tylko, dlatego, że ufa ci, że mnie ochronisz. A ty, co robisz? Mówisz mu, że bezpieczna będę w domu! - Jesteś bezpieczna w domu. Prychnęła. – Dlaczego nie chcesz, bym pojechała? Nie chcesz, żebym przeżyła przygodę w swoim życiu? Boisz się, że się zabawię? Uniósł brew. – Chciałbym się zabawić razem z tobą. - Nie jesteś zabawny. Jestem na ciebie zła. - Słyszałem, że seks potrafi być gorący. - Dobry Boże, tylko o tym myślisz? – Machnęła ręką. – Nawet nie odpowiadaj. Ale zrób mi przysługę i spróbuj, nie myśląc o nadwyżce testosteronu, zrozumieć, że próbuję uratować życie mojej matce. Zmrużył oczy. – Spróbuj nie martwić się o swoje PMS14 i pomyśl, dlaczego to powiedziałem. - Jak śmiesz wspominać o moim PMS! - To mój testosteron. Więc, dlaczego taki jaskiniowiec jak ja, chce żebyś została w domu? - Dobre pytanie. - A ja mam dobrą odpowiedź. – Podszedł do niej. – Nie chcę cię narazić na niebezpieczeństwo, bo troszczę się o ciebie. Zamrugała. Przełknęła ślinę. - Nie mogę znieść myśli, że coś złego może ci się stać. – Rozluźnił swój krawat. – Myślę o tobie cały czas. I nie tylko o seksie. – Skrzywił się. – To jest… dziwne.
14
PMS – zespół napięcia przedmiesiączkowego
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Jej serce załomotało w piersi. Zaprzątała głowę biednemu podrywaczowi? – Ty… troszczysz się o mnie? - Jak cholera. – Posłał jej zirytowane spojrzenie. – Nie mogłaś o to zapytać, kiedy cię całowałem? Jej policzki się zarumieniły. – Więc, na pewno był… namiętny. Ale jest tego oczywisty powód. Masz duże doświadczenie, więc to po prostu wykazywało wysoki poziom wiedzy… - Urwała, kiedy położył palec na jej ustach. - Mądralo. - Tak? – szepnęła pod jego palcem. - Pomyśl. – Pochylił się. – Pocałunek był namiętny, bo się w tobie zakochuję. Jej serce stanęło i cofnęła się. – To… to wielce nieprawdopodobne. Znamy się dopiero od kilku nocy. - Zacząłem spadać w chwili, gdy zobaczyłem cię na tamtym balkonie. Przełknęła. Ona zaczęła spadać w chwili, gdy zobaczyła go wysiadającego z limuzyny. - Więc, muszę przyznać, że to nagłe zainteresowanie jest… chwilowe. Kącik jego ust się uniósł, powodując dołeczek w jego policzku. – Wpadłaś w moje ramiona ubiegłej nocy. Pocałowałaś mnie. Żarliwie, mogę dodać. Jej policzki znowu się zaróżowiły. – To była ubiegła noc. Dzisiaj wieczorem jestem zła. - Jesteś piękna, kiedy się złościsz. - Nie myśl, że ci wybaczę, jak będziesz mi prawił komplementy. Jedyny powód, dlaczego na ciebie nie krzyczę, to taki, że strażnik mógłby mnie usłyszeć. Mam wielką ochotę zmazać ci z twarzy ten głupi uśmieszek, ale na twoje szczęście, umiem się opanować.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Wiem. – Pokiwał głową, a jego dołeczki były jeszcze bardziej widoczne. – Będziesz w stanie opanować krzyk, kiedy doprowadzę cię do orgazmu? Otworzyła usta. – Co? Skrzywił się. – Byłoby trochę głośno. Nie jestem pewny, czy powstrzymasz krzyk… - Nie krzyczę! – Prychnęła. – Nigdy nie krzyczę. - Więc, byłaś z niewłaściwymi mężczyznami. Jej ręce pokryła gęsia skórka. – I myślisz, że to ty jesteś tym właściwym? - Wiem to. – Podszedł do niej. – Twoje noce bez krzyku minęły. Jej serce załomotało. – Nie jestem tego taka pewna. - Musi być nadwyżka testosteronu. Parsknęła. – Więc, nie jestem drobnostką, wiesz. To nie takie proste, by zaciągnąć mnie do łóżka. - Zawsze możemy spróbować na suficie. Zaśmiała się. Kiedy on się uśmiechnął, zrozumiała, co robił. – Tylko się ze mną droczysz, co? Nie będę się już na ciebie wkurzać. - Może tak. Może nie. – Objął ją w talii. – Nadal jesteś na mnie wściekła? - Ja… Przechodzi mi. - Zawsze chciałem to zrobić. – Odpiął górny guzik jej fartucha. – Laszlo zazwyczaj urywa guziki. - Naprawdę? – Przechyliła głowę. – Więc? Wzruszył ramionami. – To niewiele zabawy. Więc, jak mogę się jeszcze zabawić?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Parsknęła. – Nigdy nie rezygnujesz, prawda? - Nie, sprawię, że zaczniesz wrzeszczeć. – Położył rękę na jej szyi i zadrżała. – Twoja skóra robi się różowa, twoje wargi ciemnieją, są mocno czerwone. Spojrzała mu w oczy, które zaczynały pałać. Gwałtownie odkryła, że reagowała na niego tak silnie. To sprawiało, że jej serce goniło. A jej uda ściskała razem. Pragnienie przeszło przez nią przyciągając ją jak narkotyk. Nigdy wcześniej tak bardzo kogoś nie pragnęła. Nigdy nie kierowała się taką… głupią namiętnością. Głupią? Zadrżała, kiedy pocałował ją pod prawym uchem. – Gregori? - Hmm? – Węszył jej szyję. - Nigdy nie kontrolowałeś mojego umysłu, prawda? Spojrzał na nią ostrożnie. – Co? - To tylko, dlatego, że… Nigdy przedtem się nie zakochałam w kimś tak szybko. To nie jest… dla mnie normalne. - Myślisz, że sprawiam, że mnie lubisz? – Puścił ją i się cofnął. – Zmuszam cię do tego? Nie jestem… sympatyczny sam w sobie? Skrzywiła się. – Nie miałam tego na myśli. Jesteś bardzo sympatyczny. I uroczy. I przystojniejszy niż większość facetów. Teraz on się skrzywił. – W porządku. Kupuję to. Ale nada myślisz, że sprawiam, że się we mnie zakochujesz? Zmarszczyła brwi. Jeśli kontrolował jej umysł, nie miałaby jak go przesłuchać. – Przepraszam. Nie powinnam była o to pytać. Posłał jej skrzywione spojrzenie. – Jeśli bym cię kontrolował, bylibyśmy nadzy. Zaśmiała się. – To prawda. Zapomnij, że to powiedziałam. Jestem pewna, że nigdy nie kontrolowałbyś mojego umysłu. Jego twarz była smutna.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Westchnęła. Teraz to naprawdę zniszczyła nastrój. Zadzwonił jej telefon. - Nie odbieraj. – mruknął. - Ale to może dotyczyć podróży. - Chcę być tym, który ci to powie. – Wziął ją za rękę. – Pojedziesz. To piekielnie mnie przeraża. Przerazi też twojego tatę. Ale pojedziesz. Radość i ulga w jej wybuchła. – Och, dziękuję! – Owinęła ręce wokół jego szyi. Przytulił ją, a ona zignorowała donośny dźwięk komórki. Było jej tak dobrze w ramionach Gregoriego. Przycisnęła głowę do jego piersi i słuchała bicia jego serca. Jeśli nie miałby kłów i czerwonych pałających oczu, ona nigdy nie wiedziałaby, że on jest wampirem. A ona właściwie zaczynała lubić jego czerwone, pałające oczy. Czuła się taka silna i kobieca, że umiała spowodować zmianę jego koloru oczu. Silna i kobieca… To były dla niej nowe uczucia. Lubiła to. Jego wspaniałe umiejętności też były ekscytujące. Seks na suficie? - Wszystko, czego potrzebujesz, to plecak z kilkoma ubraniami i najpotrzebniejszymi rzeczami. – powiedział. – My będziemy się martwić o resztę. Uśmiechnęła się do siebie. Po raz pierwszy ona myślała o seksie, a on nie. – Och! Potrzebujesz informacji o roślinach. – Podbiegłą do sejfu. – Zlokalizowałam dwa najbardziej prawdopodobne obszary ich występowania. - Dobrze. – Dołączył do niej przy sejfie. – Więc potrzebujemy tylko dwie bazy. – Kiedy podała mu informacje, jej telefon na biurku zadzwonił. Zmarszczył brwi. – Nie zostawią cię w spokoju.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Jeśli nie odbiorę, strażnicy przyjdą mnie sprawdzić. – Podniosła słuchawkę. – Halo? - Abby? – Głos jej ojca był poruszony. – Co robisz w pracy tak późno? Dlaczego nie odbierasz swojej komórki? - Więc, ja… - Wysłałem Charlesa, by po ciebie pojechał. Twoja… twojej matce się pogorszyło. Teraz jest u niej lekarz. Może będzie ją trzeba wziąć do szpitala. Abigail zachwiała się i Gregori ją złapał. – Ja… zaraz tam będę. Jej ojciec odłożył słuchawkę i po jej plecach przeszły ciarki. Gregori wyjął z jej ręki słuchawkę i odłożył ją. – Mógłbym teleportować cię do domu w sekundę. Potrząsnęła głową. – Wiedzieliby, że tutaj byłeś. – Dotknęła jego klatki. – Dzisiaj wieczorem wyślij chłopaków do Chin. Musimy tam być jak najszybciej.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dwudziesty Kiedy Gregori wrócił do Romatechu, dowiedział się od Seana Whelana, że szef CIA i prezydent zaakceptowali ich Zespół. Dwóch Wampirów, J.L i Russell razem z dwoma zmiennokształtnymi teleportowali się do San Francisco. Angus kazał im zapoznać się z planem. Chłopaki mieli teleportować się na Hawaje, a potem do Tokio. Stamtąd zadzwonią do dziadka Rajiva w prowincji Yunnan i użyją jego głosu jak latarni morskiej, więc będą mogli bezpiecznie się teleportować do prowincji. Plemię tygrysołaków żyło wzdłuż rzeki Mekong i oni zgodzili się pomóc zespołowi znaleźć bazy, w których Wampiry byłyby bezpieczne podczas dnia. Jedna z dwóch baz została założona i mogli zacząć teleportować zapasy z Tokio, a Gregori mógłby się teleportować z Abigail na zachód. Angus i Robby zamierzali dołączyć do nich w Tokio. Razem z Japończykiem Kyo oni zostaliby tam w razie gdyby coś poszło nie tak. W biurze bezpieczeństwa w Romatechu, Gregori, Emma i Angus przeglądali notatki Abigail, by określić położenie obszarów, które chciała sprawdzić. Pierwszy był region na wschodnim płaskowyżu znany z wielu jezior i formacji skalnych, które były podobne do lasu stalagmitów. Drugi obszar był na północnym zachodzie, bliżej Tybetu. To był górzysty teren z rzekami płynącymi kanionami. Abigail miała nadzieję, że znajdzie starożytną roślinę wzdłuż rzeki Yangtze. To był ciężki teren na piesze wycieczki, ale prawdopodobnie tam znaleźliby odpowiednią jaskinię na bazę. Angus wysłał e-mailem informacje do Kyo w Japonii. – To wszystko, co możemy teraz zrobić. Gregori pokiwał głową. – Jeśli będziemy mieć szczęście, spędzimy jedną noc w każdej z baz, a w Chinach zostaniemy tylko przez dwie noce.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Oczekujemy, że będziesz kontaktował się z nami w Tokio, co dwie godziny. – powiedział Angus. – Jeżeli nie zameldujesz się, zaczniemy cię szukać. - Dobrze. – Gregori wstał i się przeciągnął. – Pójdę do mojego biura. Popracuję trochę. – I być może Abigail zadzwoni. Obiecała mu, że da mu znać jak czuje się jej matka. Emma uśmiechnęła się do niego. – Twoja matka powiedziała mi, że panna Tucker jest tą jedyną. Jęknął. – Moja matka mówi za dużo. Emma wymieniła rozbawione spojrzenie z jej mężem. - Twierdzisz, że nią nie jest? – spytał Angus. - Mówię, że to nie jest takie proste. – Gregori zmierzał do drzwi, by uciec. – Prezydent nie będzie chciał mieć wampira za zięcia. - Ach. – Oczy Emmy błyszczały. – Więc myślisz o małżeństwie? Gregori przełknął ślinę. – Tego nie powiedziałem. Ja… mówiłem teoretycznie. Angus odchrząknął. – Więc, chłopcze, jeśli jest wystarczająco dobra w łóżku, to powinna być wystarczająco dobra do małżeństwa. Mówiąc teoretycznie, oczywiście. Gregori wsunął rękę do kieszeni i ścisnął tabletkę. – Abigail i ja jesteśmy nowoczesnymi ludźmi. Nie wyznajemy takich staromodnych pomysłów jak… - Och, widzę. Jesteś hojny, więc chcesz się nią podzielić z innymi facetami. - Co? – Tabletka rozkruszyła się w jego kieszeni. – Cholera. – Teraz jego kieszeń była cała w białym proszku. Emma i Angus zachichotali. - Tak, bardzo zabawne. – Poszedł do swojego biura. Wyrzucił resztki tabletki do kosza na śmieci.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Na jego telefonie nie było żadnej wiadomości. Miał numer Abigail, odkąd do niego zadzwoniła, więc wybrał go. Żadnej odpowiedzi, więc zostawił tylko krótką wiadomość na poczcie głosowej. Zadzwoń do mnie. Pracował przez godzinę. Nadal żadnej odpowiedzi. Teleportował się do swojego mieszkania, wziął prysznic i przebrał się w jeansy i T-shirt. Żadnej wiadomości, żadnej odpowiedzi. Rozłożył się na kanapie, by pooglądać DVN i wypił całą butelkę krwi. Jego Droid zawibrował. Nareszcie SMS od Abigail: Moja mama ustabilizowała się i jest nadal w domu. Jest późno, więc idę do łóżka. Dobranoc. Zadzwonił na jej numer, ale nie odebrała. Napisał do niej: Odbierz telefon. Odpisała: Nie. To zadzwoń do mnie. Nie. Teleportujesz się do mojej sypialni. Uśmiechnął się. Uważała na niego. Tchórz! Baran! Bębnił palcami po Droidzie, próbując sprawić, by zadzwoniła. Mam coś, co trzeba ścisnąć. Skrzywił się i usunął to. Wcześniej teleportował się już do Owalnego Gabinetu, więc mógł znaleźć się blisko niej. Napisał: Teleportuję się do Zachodniego Skrzydła. Przeszukam Biały Dom, aż cię znajdę. Telefon zadzwonił. - Bingo. – Odebrał. - Nie możesz łazić po Białym Domu. – krzyczała na niego. – Mógłbyś zostać aresztowany…
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Skupił się na jej głosie i teleportował się. - … a wtedy nigdy nie pojedziemy do Chin. I… - Podskoczyła, kiedy pojawił się obok jej łóżka. – Ty łajdaku, wiedziałam, że to zrobisz. Uśmiechnął się, kiedy wyłączył telefon i wepchnął do przedniej kieszeni jeansów. Usadowiła się na błękitnej narzucie przy wezgłowiu jej królewskich rozmiarów łóżka, obserwując go. – Powinieneś odejść. – Położyła swój telefon na stoliku nocnym. - Ale dopiero, co przyszedłem. – Wyglądała tak słodko w wilgotnych lokach i świeżo umytą twarzą, ubrana w staromodną piżamę. Dobry Boże, jak bardzo chciał ją z niej zerwać. Zanim jego oczy zmieniłyby się na czerwone, rozejrzał się po pokoju. – Bardzo przytulnie. - Dziękuję. Teraz możesz iść. – Wzięła na kolana niebieską poduszkę i oparła o nią podbródek. - Mądre posunięcie. Ta piżama w małe filiżanki jest zbyt seksowna. Ledwie mogę się powstrzymać. Uśmiechnęła się i potrząsnęła głową. – Nie mam seksownej bielizny. - Zdumiewające. – Usiadł na krawędzi jej łóżka. – Ja też nie. Zaśmiała się. - Widzisz jak wiele mamy wspólnego? Ukryła się przed nim pod przykryciem. – Już późno, Gregori. Jest trzecia nad ranem. - Ale dobry Wampir może wytrzymać przez całą noc. Szturchnęła go. – Jestem na nogach od dwudziestu dwóch godzin. Chcę iść spać.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Żaden problem. – Wstał i wyłączył lampkę na jej stoliku nocnym. – Dobranoc, kochanie. – On nadal doskonale widział w ciemnościach i uśmiechnął się, kiedy zmrużyła oczy, próbując go dostrzec. - Nie wychodzisz? – spytała. – Co robisz? Podszedł do drugiej strony łóżka i odsunął kołdrę. – Chciałaś spać. – Wdrapał się na materac. Złapała oddech. – Nie z tobą! Poprawił sobie poduszkę. – Musisz się do tego przyzwyczaić. Będziesz spała ze mną w podróży. - Nie będę. - Chcesz spać z innymi facetami? – Ułożył się obok niej. – Wtedy będę musiał ich pobić. To nie za dobrze wpłynie na atmosferę w Zespole, ale… - Nie możesz spać w moim łóżku! - Odpręż się. Nie gryzę. Parsknęła. – Gregori, jesteś w Białym Domu. Nie możesz spać w łóżku dziewczyny w Białym Domu! Zerknął na drzwi. – Są zamknięte na klucz? - Tak, ale… - Pod drzwiami stoi strażnik? Potrząsnęła głową. – Na dole przy schodach. - Więc powinno być dobrze. – Przewrócił się na bok, by być twarzą do niej i uśmiechnął się. – O ile nie będziesz krzyczała. Prychnęła. – Będę spała.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Nie powstrzymuję cię. Posłała mu ostrożne spojrzenie. – Więc, dlaczego tutaj jesteś? Dlaczego on tutaj był? Nigdy nie leżał w łóżku dziewczyny, by tylko pogadać. – Tęskniłem za tobą. Chciałem wiedzieć jak się czujesz. Położyła się. – Jestem zmęczona. Martwię się o moją mamę. - Jak ona się czuje? - Jest stabilna. Ale nie jest dobrze. Jutro mogą ją zabrać do szpitala, jeśli się nie poprawi. - Przykro mi. – Założył jej lok za ucho. Westchnęła. – Siedziałam razem z tatą kilka godzin przy jej łóżku. Przepraszał mnie za to, jaka byłam nieszczęśliwa. - On cię kocha. – szepnął Gregori. - Też go kocham. Kocham całą moją rodzinę. – Uśmiechnęła się smutno, do Gregoriego. – Chociaż czasami mam wrażenie, że do niej nie należę. Jak wyrzutek. - Znam to uczucie. Też jestem wyrzutkiem. Jej oczy rozszerzyły się, kiedy patrzyła na niego. To zwiększyło jego chęć wzięcia ją w ramiona. Przekręciła się na plecy i gapiła na sufit. – Mamy wiele wspólnego. Czas mijał, kiedy próbował wymyśleć coś sensownego i głębokiego do powiedzenia. Coś, co mogłoby zrobić na niej wrażenie. – Jest coś twardego w moich spodniach. Jęknęła. – Dlaczego mnie to nie dziwi?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- To naprawdę niewygodne. – Sięgnął ręką w stronę jeansów, by to wyjąć. - Och, Boże, nie wyjmuj tego. - Mam! – Wyciągnął jego rękę i pokazał jej Droida. Zaśmiała się. Położył telefon na stoliku nocnym obok niego i przytulił się do niej. - Co robisz? - Idziemy spać, tak? - Myślałam, że śpisz podczas dnia. - Śpię. – Owinął ramiona wokół niej. Położyła głowę na jego klatce. – Tylko będziesz tak leżał? To brzmi nudno. - Wcale nie. – Pogłaskał jej włosy. – Obejmuję cię. Słucham twojego oddechu. Pomyśl. Ziewnęła. – O czym? – Zamknęła oczy. - Będzie ci ciepło. – Okrył ją dokładniej kołdrą. – Będziesz bezpieczna. Jej oddech stał się głębszy, a ciało odprężyło się. Pocałował czubek jej głowy. – Będziesz moja. Zaspana Abigail sięgnęła do Gregoriego. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy spała równie dobrze. Kochała czuć jego ramiona zawinięte dookoła niej i kiedy głaskał jej włosy. Czuła się bezpieczna i kochana, a teraz, kiedy nie była już taka zmęczona pamiętała inne rzeczy. Jak szeroka i umięśniona była jego klatka piersiowa. Jakie delikatne i słodkie były jego dłonie. Jak wywoływał u niej śmiech. Sprawiał, że było jej gorąco. - Gregori. – wymamrotała i wyciągnęła rękę, by poczuć jego twardą pierś.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Nic. Przebudziła się i podniosła. Była sama. I dobry Boże, było prawie południe! Gregori musiał się teleportować kilka godzin temu. Zerknęła na jego poduszkę. Nadal odznaczało się wgłębienie, gdzie miał głowę. Dotknęła jej. Szkoda, że musiała czekać do zachodu słońca, by go znowu zobaczyć. Podniosła poduszkę i przycisnęła ją do policzka. Jego zapach wypełnił jej nozdrza i przytuliła poduszkę do piersi. Spadała szybko. Zaczęła spadać już dawno, ale teraz to było coś innego. Wcześniej, miała nadzieję, że zdąży zatrzymać to uczucie zanim stanie się trochę silniejsze. Teraz wiedziała, że nie mogłaby przestać. Pragnęła go. Chciała śmiać się razem z nim przez lata. I krzyczeć przez te wszystkie noce, które jej obiecał. Ale wszystko miało swoje konsekwencje. Czy właściwie mogłaby żyć z wampirem? Jak zareagowaliby na niego jej rodzice? Jaką mogłaby mieć z nim przyszłość? Z jękiem odrzuciła poduszkę na bok. Była już zmęczona ciągłym życiem naukowca. Dlaczego chociaż raz nie mogłaby się zabawić? Ubrała się i poszła zobaczyć mamę. Lekarz i Siostra Debra przygotowywali ją do przewiezienia do szpitala. Wzięła Debrę na stronę i szepnęła. – Jej stan się pogorszył? Debra potrząsnęła głową. – Jest taki sam, ale Doktor chce przeprowadzić jakieś badania. Abigail westchnęła. – Spakuję jej torbę. Tego popołudnia, karetka zabrała jej matkę do szpitala. Dziennikarze kręcili się dookoła Białego Domu. Abigail zasłoniła twarz, kiedy szła od Południowego Portyku do czekającej limuzyny. Jej siostra i ojciec dołączyli do niej i pojechali za ambulansem. Jej brat Lincoln został powiadomiony, ale Tata kazał mu zostać na Harvardzie na egzaminach końcowych. Ich mama miała robione tylko kilka rutynowych badań.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Po kilku godzinach chodzenia po szpitalu i picia kawy, która sprawiła, że była jeszcze bardziej poirytowana, powiedziano jej, że pierwsza seria badań została wykonana. Nie było jeszcze żadnych wyników, ale mogli zobaczyć Pierwszą Damę. Serce Abigail stanęło, kiedy zobaczyła matkę, wyglądającą tak blado w łóżku szpitalnym. Jej ojciec usiadł na krawędzi łóżka, trzymając ją za rękę. On tak bardzo ją kochał. Abigail widziała to w jego oczach. - Zostawimy was na chwilę. – Wyciągnęła siostrę z sali. Madison zmarszczyła brwi. – Co się stało? - Nie chciałam płakać przy Mamie. – Łzy zakuły ją w oczy. – Ona i Tata tak bardzo się kochają. - Więc, duh. Abigail pociągnęła nosem. – To jest piękne. - Tak. – Madison posłała jej zaciekawione spojrzenie. Kiedy stałaś się taka romantyczna? Abigail westchnęła i pomyślała o Gregorim trzymającym ją w objęciach, kiedy spała. - Och mój Boże. – szepnęła Madison, a jej oczy się rozszerzyły się. – Zakochałaś się! Abigail zaczęła zaprzeczać, kiedy to przemyślała. – Nie powiesz nikomu? Tata mógłby mi zabronić wyjechać i… - Nic nie powiem. – Madison się uśmiechnęła. – Próbował cię ugryźć? - Nie, oczywiście, że nie. - Och. – Madison wyglądała na rozczarowaną. – Ja bym pozwoliła, aby wampir mnie ugryzł.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Abigail uśmiechnęła się. – Pójdę do laboratorium na kilka godzin. Siedzenie bezużytecznie tutaj nie działa na mnie. - Jesteś szczęśliwa. – powiedziała Madison ze skrzywionym spojrzeniem. – To dla mnie działa. Godzinę później, Abigail była w laboratorium, drukując zdjęcia trzech roślin, których będą szukać w prowincji Yunnan. Ta, która wyglądała najbardziej obiecująco była we wschodniej części prowincji. Tłumaczono je, jako Demoniczne Zioło. Miało złowieszczo brzmiącą nazwę, ale plotka głosiła, że miało zdolności uzdrawiające. Kiedy słońce zachodziło, jej myśli powróciły, do Gregoriego. Gdzie on spał? Czy wstawał teraz? Myślał o niej? Włączyła lampkę na biurku, gdy zasłoniła żaluzje w oknach. Wróciła do biurka i otworzyła jasne plastikowe pudełko, które kupiła na dole w sklepiku. Ugryzła kawałek kanapki z indyka. Smakowała jak każda inna kanapka, którą kupiła w tym sklepie. Otworzyła Dietetyczną Colę i pociągnęła łyk. - Dobry wieczór, kochanie. Zachłysnęła się i wypluła napój na fartuch. – Dobry Boże. – Chwyciła serwetkę, by wytrzeć twarz i ubranie. – Powinieneś mnie uprzedzać, kiedy dochodzisz. - Masz na myśli seks? – spytał Gregori, a jego oczy błyszczały. – Będę pamiętał. Z uśmiechem potrząsnęła głową. – Tęskniłam za tobą, kiedy obudziłam się sama. – Podeszła do drzwi, by upewnić się, że są zamknięte na klucz. - Też obudziłem się sam. To było bardzo smutne. – Posłał jej spojrzenie zbitego psiaka. Tak bardzo kusiło ją, by go pocałować. – To był smutny dzień. Moja mama pojechała do szpitala na jakieś badania. - Przykro mi to słyszeć.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Pokiwała głową. – Nienawidzę stać bezużytecznie. Będę szczęśliwa, kiedy nasza podróż się odbędzie. - Chłopaki już tam są. Ustawili jedną bazę. Myślę, że zaczniemy teleportować się na zachód jutro w nocy. - Och. – Jej serce przyspieszyło. To dzieje się naprawdę. Pojedzie do Chin. Bez Facetów w Czerni. Wolność. Przycisnęła rękę do piersi. – Od lat nigdzie nie byłam bez ochroniarza. – Jej fartuch się lepił, więc zdjęła go i zarzuciła na oparcie krzesła. Gregori ściągnął koszulkę przez głowę i rzucił na podłogę. Otworzyła usta. – Co robisz? – Jej spojrzenie błądziło po jego nagiej klatce. - Myślałem, że się rozbieramy. - Tylko zdjęłam fartuch, bo jest poplamiony. – Zaschło jej w ustach. Co za klata. Szeroka i umięśniona klata. Chwyciła napój i upiła trochę. - Na twojej koszulce też jest plama. Spojrzała w dół i faktycznie miała tam plamę. Odstawiła napój. Jeśli nie miałaby tremy, zdjęłaby też bluzkę. Zerknęła w górę i zauważyła, że Gregori przygląda się jej uważnie. Jego oczy zaczęły ciemnieć. Na jej rękach pojawiła się gęsia skórka. W jej brzuchu pojawiło się uczucie motyli, które posuwało się w dół do jej łona, gdzie rosnące ciepło mieszało się z pragnieniem. - Pragnę cię. – szepnął. Wyciągnął do niej rękę. Jej serce waliło, kiedy podeszła do niego i chwyciła jego dłoń. Ścisnął jej dłoń i przesunął ją w stronę stołu laboratoryjnego. Gdy objął ją w talii i uniósł ją, ona złapała się jego ramion.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Usadowił ją na stole i oparł dłonie po obu stronach jej ciała, przyglądając się jej. Jej policzki się zaróżowiły, kiedy gładziła jego ramiona i klatkę. W przyćmionym świetle lśniły krótkie, kręcone brązowe włoski na jego piersi. Miękkie i delikatne. Przesunęła dłonie po jego umięśnionym brzuchu i usłyszała jak złapał oddech. Zerknęła w górę i zauważyła, że jego oczy promienieją czerwienią. Palące pragnienie w jej łonie zwiększyło się i ścisnęła uda razem. - Zakochałem się w tobie. – szepnął. Jej serce załomotało, a w oczach pojawiły się łzy. – Gregori. Objęła jego twarz dłońmi. Boże, pomóż jej, ona także go kochała. Była zakochana w wampirze. Złapał ją za kolana i rozszerzył nogi. Przeszedł przez nią dreszcz i wilgoć zebrała się między jej udami. On usadowił się pomiędzy jej nogami, a jego ręce sunęły przez uda w kierunku bioder. – Pragnę cię. - Ja też cię pragnę. Ściągnął jej koszulkę i odrzucił na bok. Potem przyciągnął ją i pocałował. Pragnienie zerwało się ze smyczy i przeleciało przez nią. Jego usta, jego język, jego ręce. Ledwo wytrzymywała utrzymując tempo z jego językiem i zanurzyła dłonie w jego miękkich włosach. Był wyśmienity, słodki i desperacko jej pragnął. Jej serce waliło, skóra była gorąca, a podbrzusze ją aż bolało z pragnienia. To wszystko spowodował… tylko jego pocałunek? Mogłaby przysiąc, że zrobił więcej.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Mogłaby przysiąc, że nie zrobił. Jęknęła i prawie zemdlała na jego ochrypłe warczenie w odpowiedzi. Jej ciało wygięło się w łuk i więcej wilgoci spłynęło jej u zbiegu ud. Zanim się zorientowała, miała zdjęty biustonosz, a on całował jej piersi. Owinęła nogi wokół jego pasa i jęczała, kiedy ssał jej pierś. Trzymając ją za tyłek, przycisnął ją do jego pachwiny. Była coraz bardziej mokra. Bardziej zdesperowana. - Gregori, proszę. Położył ją na stole. – Leż. Wyciągnęła ręce na czarnym blacie, kiedy on nerwowo bawił się z guzikiem i suwakiem jej jeansów. Zdjął jej buty, a potem spodnie i bieliznę. Jej serce stanęło, kiedy oglądał ją czerwonymi rozpromienionymi oczyma. - Wyglądasz jak uczta. – Położył dłonie na jej brzuchu i objął jej piersi. Przytuliła się do niego. – Gregori. Uśmiechnął się i pocałował ją. – Moja śliczna Mądralo. – Wycałowywał ścieżkę od jej szyi do piersi. Wygięła się w łuk, kiedy wciągnął jej pączek w usta. Ciągnęła go za włosy i łapała oddechy, gdy przesunął rękę na loki między jej nogami. - Och Boże. – Ona nigdy przedtem nie czuła się tak bardzo zdesperowana. Cała skromność z niej uciekła i szeroko rozłożyła nogi. Spojrzał na nią. – Żadnych krzyków, pamiętasz? Potrząsnęła głową. – Nigdy nie czułam się tak… - Zajęczała, kiedy rozdzielił jej wargi. - Jesteś mokra.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
To sprawiło, że jeszcze więcej wilgoci napłynęło. – Proszę. – Oparła stopy o blat i przysunęła się do niego. On delikatnie dotknął jej łechtaczki. Złapała oddech i ciężko dyszała. Tarł ją szybciej i szybciej, wychodząc poza swoje ludzkie możliwości. A ona unosiła się wyżej i wyżej. Jej orgazm dopadł ją z taką zadziwiającą siłą, że nie zorientowała się, że krzyczy, dopóki on nie zatkał jej ręką ust. Plamki tańczyły jej przed oczami, a ciało drgało. Powoli jej serce odzyskiwało swój normalny rytm. - Przepraszam za to. – Zabrał rękę z jej ust i uśmiechnął się. – Doszłaś szybciej niż się spodziewałem. - Huh? – Tylko tyle zdołała powiedzieć. - Jesteś krzykaczką. – Wziął ją w objęcia. – Musimy znaleźć bardziej prywatne miejsce. - Huh? Zachichotał. – Zaufaj mi. Wszystko stało się czarne, gdy znalazła się w dziwnym miejscu. – Huh? - To moje mieszkanie. Upper West Side. Rozejrzała się dookoła apartamentu, kiedy niósł ją do sypialni. – To twój dom? - Tak. – Ułożył ją na łóżku. Uniosła się i obejrzała pokój. Ogromne łóżko. Światło księżyca wpadało przez okno. Gregori zrzucił buty, kiedy rozpiął jeansy. - To jest ta sławna kawalerka?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Zatrzymał się i spojrzał na nią. – Nigdy przedtem nie przyprowadziłem tutaj żadnej kobiety. Jesteś jedyną, której chcę, Abby. Jej serce stanęło i uśmiechnęła się. – To dobrze, biorąc pod uwagę fakt, że jestem w tobie zakochana. Patrzył na nią przez moment, kiedy jego oczy zapałały czerwienią. Ściągnął jeansy i bokserki. Położyła się na plecach, by zrobić dla niego miejsce. Wdrapał się na łóżko, idąc do niej, a jego czerwone oczy były coraz bliżej. Jej serce waliło coraz szybciej. Musiał być najseksowniejszym żyjącym mężczyzną. Albo Nieumarłym. Nie przejmowała się już, którym. Liczyło się, że on był jej. Podniósł jedną z jej nóg i skubnął jej palca. Potem wycałowywał ślad w górę jej nogi aż do uda. – Smakowicie pachniesz. Pocałował jej nabrzmiałą i obolałą kobiecość. – Wyśmienicie smakujesz. Pisnęła, kiedy jego język delikatnie drażnił jej łechtaczkę. Spojrzał na nią, a jego śnieżnobiałe zęby błysnęły w ciemności. - Tutaj możesz krzyczeć ile chcesz. – Zanurkował między jej nogi i rzeczywiście krzyknęła. - Gregori. – wysapała, obejmując go. Przytulił ją, jednocześnie wsuwając się w nią. Złapała oddech na poczucie jego wielkości. I twardości. Powoli wysunął się i potem wsunął, wypełniając ją całą. - Och Boże. – Owinęła ręce i nogi dookoła niego. Oparł się czołem o jej czoło. – Jesteś jedyną kobietą, Abby. Jesteś moja.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Powoli wypełniał ją coraz głębiej. Raz za razem. Szybciej i mocniej. Pocałował jej usta. – Chciałaś, żebym cię uprzedzał. Dochodzę. Zaśmiała się. – Kocham cię. – Jej serce rosło, aż myślała, że wybuchnie. Tak bardzo była szczęśliwa. Tak bardzo zakochana. Bez śladu lęku. Bo uwierzyła w coś niemożliwego.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dwudziesty pierwszy
- Nie jestem zachwycona twoją podróżą. – powiedziała następnego wieczora Belinda. - Nic mi się nie stanie, Mamo. – uprzedziła ją Abigail. – Wyjeżdżam tylko na kilka dni. Madison usiadła w nogach łóżka szpitalnego w prywatnym pokoju ich matki. – Dla mnie to brzmi ekscytująco. Jak super szpieg w towarzystwie super bohaterów. Szkoda, że nie mogę jechać. - Będziemy spali w jaskiniach. – mruknęła Abigail. - Nie będziesz miała łazienki? – Oczy Madison rozszerzyły się w przerażeniu. – Albo telewizji? Jak można bez tego żyć? - Będzie dobrze. – Abigail przewróciła oczami na ich mamę. Madison przez chwilę wyglądała na zdezorientowaną, ale zaraz skinęła entuzjastycznie. – Och! Ma rację. Nic się jej nie stanie, Mamo. Będę TiVo15 i pokaże ci, że u niej będzie wszystko dobrze. A Chińczycy nawet jej nie tkną. Belinda jęknęła i przycisnęła dłoń do ust. - Nie martw się, kochanie. – Tata poklepał ramię żony. – Abby będzie z najlepszymi ochroniarzami na planecie. Gregori obiecał, że ją ochroni. - Gdzie jest ten Gregori? – Belinda skinęła na okno. – Ściemniło się już godzinę temu. 15
Rodzaj rzutnika, projektora
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Jestem pewna, że wkrótce się pojawi. – powiedziała Abigail, choć zastanawiała się nad tym samym. Po kilku godzinach kochania się w jego mieszkaniu, teleportował ją z powrotem do laboratorium, by mogła się ubrać. Wyszła z pracy, pozwalając, by agent wywiadu odwiózł ją do domu tak jak zwykle. Później on teleportował się do jej sypialni w Białym Domu i razem wzięli prysznic. Przed wyjściem, przypomniał jej, by spakowała się i była gotowa na podróż następnego wieczora. Teraz, jej plecak leżał obok szpitalnej szafki w pokoju jej matki, a ona się żegnała. - Tylko ciepło się ubieraj. – ostrzegła ją Belinda. – I nie pij wody. Nawet, gdy myjesz zęby. - Tak, Mamo. – Telefon Abigail zadzwonił. – To musi być on. – Oddaliła się w kąt pokoju i odebrała. - Gotowa? – spytał Gregori. - Oczywiście. Co tak długo? - Musieliśmy przebrnąć przez sprawozdania od chłopaków. Wiadomości dochodzą w czasie dnia i gromadzą się. Poza tym, nie ma żadnego powodu, by się śpieszyć. Nie możemy zacząć się teleportować, gdy w Kalifornii będzie świeciło słońce. - Och. Jego głos zmiękł. – Wszystko w porządku, Mądralo? Odwróciła się do ściany, by ukryć rumieńce. – Tak. - Jesteś w swojej sypialni? - Jestem w szpitalu. Moja mama chce cię poznać zanim wyjedziemy. Zgadzasz się? - Pewnie.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Możesz się tutaj teleportować. Jestem w prywatnym pokoju mojej matki. Mój Tata i Madison też tu są. Gregori zmaterializował się obok niej. Belinda złapała oddech. Madison uśmiechnęła się. – Super. Jej ojciec wyszedł na przód z wyciągniętą ręką. – Dobry wieczór, Gregori. - Sir. – Gregori potrząsnął jego ręką i skinął głowę Belindzie. – Jak się Pani czuje, Pani Tucker? Jej oczy rozszerzyły się. – Wiec naprawdę jesteś wampirem? - Tak, proszę pani. Przyglądała mu się. Ubrany był w spodnie i koszulkę koloru khaki i brązową wojskową kurtkę. – Nie wyglądasz jak wampir. - Przypomina Indianę Jonesa. – powiedziała Madison do ich matki, kiedy zmarszczyła brwi. – Zapomniałeś kapelusza i bicza. Wiesz, dodatki naprawdę polepszają strój. Belina wyciągnęła rękę. – Podejdziesz tu, proszę? Gregori przybliżył się do niej i uściskał jej dłoń. Spojrzała na niego. – Mój mąż ufa ci, że zaopiekujesz się naszą Abby. Czy to prawda? - Tak, proszę pani. Serce Abigail zabiło na szczerość w jego głosie. Uspokoiła się trochę, gdy mogła zobaczyć jego twarz. - Abby powiedziała mi, że jesteś młodym wampirem i nigdy nie ugryzłeś człowieka dla pożywienia. – kontynuowała Belinda.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Tak, proszę pani, to prawda. Belinda uśmiechnęła się. – Wydajesz się być dobrze wychowanym wampirem. Uśmiechnął się. – Moja matka się ucieszy, gdy to usłyszy. - Twoja matka nadal żyje? - Tak, proszę pani. - Poznałam ją. – powiedziała Abigail swojej matce. – Ona jest śmiertelniczką. I twoją wielką fanką. Belinda potrząsnęła rękę Gregoriego i dopiero ją puściła. – Bardzo dobrze. Udanej podróży. I proszę, zwróć moją Abby całą i zdrową. - Oczywiście. – Spojrzał na Abigail. – Gotowa? Pokiwała głową. Po przytuleniu i pożegnaniach, zarzuciła plecak na ramię. – Chodźmy. - Najpierw zatrzymamy się w Romatechu. – Gregori owinął ramiona wokół niej i wszystko stało się czarne. Pojawili się na zewnątrz bocznego wejścia i Gregori przejechał kartą przez czytnik, by otworzyć drzwi. Zaprowadził ją biura bezpieczeństwa, by przeczytała sprawozdania chłopaków z Chin. Bazy zostały założone i oni teleportowali tam zapasy. Wkrótce w biurze pojawiło się wiele Wampirów i śmiertelników, którzy chcieli życzyć im szczęśliwej podróży. Abigail poznała się z Angusem i Robbym MacKay, którzy teleportowali się z nimi do Tokio. Gdy nadszedł czas, odeszli na bok, by pożegnać się ze swymi żonami. Abigail dotknęła miłość wypisana na ich twarzach. Pochyliła się do Gregoriego i szepnęła. – Ich żony też są wampirami?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Emma jest wampirzycą. – odszepnął. – Olivia jest śmiertelniczką. I spodziewa się ich pierwszego dziecka. Abigail otworzyła usta i zerknęła na przytulonego Robby’ego i Olivię. – Och. – Chwyciła rękę Gregoriego i szepnęła. – Nie zabezpieczyliśmy się ubiegłej nocy. A robiliśmy to z pięć razy. Ledwie mogę chodzić. Gregori skrzywił się, gdy w pokoju rozległy się chichoty. – Abby, nie ma sensu szeptać w towarzystwie wampirów. Oni i tak słyszą wszystko. - Och. – Zarumieniła się. - Nie martw się. – Gregori pocałował ją w skroń. – Moja sperma jest martwa. Nie mogę mieć dzieci, chyba, że Roman zrobi jedną z tych swoich magicznych sztuczek. Zmrużyła oczy. – Jak to działa? - Wziąłby ludzką spermę, usunął DNA, a w zamian tego wstawił moje. - Och. – Pokiwała głową. – Interesujące. – Więc mogłaby mieć z Gregorim dzieci. Jeśli zdecydowaliby się na ślub. Znowu spojrzała na Robby’ego i Olivię. Wydawali się być tacy szczęśliwi. - Czas iść. – zawiadomił Angus. On i Robby chwycili ich torby i plecaki, kiedy teleportowali się. Gregori objął ją. – Gotowa? Pokiwała głową i owinęła ramiona wokół jego szyi. – San Francisco, tak? - Tak. Dom Głowy Klanu Zachodniego Wybrzeża. Byłem tam wcześniej, więc wiem gdzie to jest. Trzymaj się. Wszystko stało się czarne, kiedy jej stopy wylądowały na grubym perskim dywanie. Rozejrzała się dookoła. Angus i Robby stali przy kominku, rozmawiając z ciemnowłosym mężczyzną w kilcie. Pokój okazał się być salonem
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
udekorowanym fotelami i kanapami z ciemno czerwonym aksamitnym obiciem, w kolorze krwi. Pasuje, jak sądziła, do domu pełnego wampirów. - Panno Tucker? – Mężczyzna w kilcie zbliżył się do niej z uśmiechem. – Jestem Rafferty McCall, Mistrz Klanu Zachodniego Wybrzeża. - Jak się masz? – Uścisnęła mu rękę. – Dziękuję za pomoc. Kiedy musieli czekać, aż słońce zajdzie na Hawajach, Abigail spędziła kolejne kilka godzin z Gregorim na zwiedzaniu. Rafferty załatwił im podwózkę z Town Car i włóczyli się po mieście, śmiejąc się i całując się w świetle księżyca. Żadnych agentów wywiadu obserwujących każdy ich krok. Nigdy nie czuła się tak wolna. Później teleportowali się do małego plażowego domku na Hawajach, który należał do delfinołaka Finna Graysona. Był biologiem morskim, który pracował w pobliskim oceanarium. - Jeżeli chłopaki MacKay, chcą coś zrobić na wyspach, mogą na mnie polegać. – powiedział do Abigail. – Wampiry nie spędzają tutaj wiele czasu, wiesz. Zbyt dużo słońca. – Uśmiechnął się do wampirów. – Rozgośćcie się. W lodówce są Bleery. – Pognał do kuchni w podskokach. Abigail nie mogła się nie uśmiechnąć na te różnice. MacKayowie byli wysokimi, bladymi rudzielcami w kiltach i Claymorem na plecach. Finn wyglądał na blond surfera z opaloną skórą w luźnych spodenkach i hawajskiej koszulce. Poszła na długi spacer plażą z Gregorim. Tylko ich dwoje, trzymających się za ręce. W drodze powrotnej do plażowego domku, przekonał ją do drzemki. Potem, kiedy przeniosą się do Japonii i Chin, nie będzie wiele czasu na odpoczynek. Obudziła się kilka godzin później i poszła do kuchni poszukać jedzenia. – Halo? Gdzie wszyscy byli? Po piętnastu latach spędzonych z ochroniarzami, było dla niej dziwna taka cisza. Zauważyła Finna i Angusa na tarasie. Angus pomachał do niej, by dołączyła do nich.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
W chwili, gdy otworzyła szklane drzwi, usłyszała rosnący szczęk metalu. - Sparing. – wyjaśnił Angus, kiedy wskazał na plaże. Otworzyła usta. Tam, na plaży, Robby i Gregori walczyli na miecze. Ogromne miecze. Jej serce podskoczyło do gardła. – Próbują się pozabijać? - Nay, tylko ćwiczą. – powiedział Angus. – Chciałem zobaczyć jak dobrze chłopak umie walczyć. Skuliła się, kiedy miecz Robby’ego uderzył w kierunku głowy Gregoriego. Zablokował ten ruch w samą porę, uderzając głośno mieczami. - To szaleństwo! - Chcesz faceta, który może cię ochronić, aye? – spytał Angus spokojnie obserwując. - Chcę faceta, który będzie żywy. Angus zachichotał. – Przecież oni się nie „pozabijają”. Gregori sprawił, że Robby się cofnął, kiedy przybliżył się do niego i odparł atak. Obaj się cofnęli i ruszyli na siebie, a miecze błyszczały w świetle księżyca. Po chwili zrozumiała, że może się rozluźnić. Ich ruchy były krótkie i ostrożne, tak, że nie mogliby się poważnie zranić albo zabić. Gdy ich straszny taniec nadal trwał, ona stała zaintrygowana. Ci mężczyźni byli piękni, by na nich patrzeć. Żaden nie nosił koszulki i pot lśnił na umięśnionych ciałach. Krążyli w kółko, więc zawsze mogła wskazać, który z nich to Gregori. Byli tego samego wzrostu, ale Robby poruszał się jak czołg i był niewzruszony jak ceglana ściana. Gregori był wysoki, szczupły i płynnie się poruszał. Jeżeli Robby go powalił, podnosił się natychmiast. A robił to stylowo i z wdziękiem. Uśmiechnęła się. To był Gregori. Przetoczył się, atakując i nic nie było w stanie go powstrzymać.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Wystarczy. – krzyknął Angus. – Nie chcemy zmęczyć młodego. Usłyszała przekleństwo Gregoriego i śmiech Robby’ego. - Nazywasz go „młody”? Angus zachichotał. – Aye, tylko się z nim drażnię, ale chłopak nie ustępuje. Znalazłaś dobrego faceta, dziewczyno. Tak, znalazła. Patrzyła jak nadchodził. Pod tym czarem i drogimi garniturami był wojownikiem, wojownikiem jak ci Szkoci w kiltach. Jego biceps się napiął, kiedy niósł miecz, a jego ciemne, wilgotne włosy opadły mu na czoło i przykleiły do szyi podwijając się na końcach. Uśmiechnął się powoli do niej, a na policzkach pojawiły się dołeczki. Dobry Boże, pragnęła go. - Wyspałaś się? – spytał. Pokiwała głową, przyglądając się jego nagiej, umięśnionej klatce. Oddał miecz Angusowi, nie spuszczając z niej oczu. – Zobaczymy się za kilka minut. Muszę wziąć prysznic. Stała w miejscu przez chwilę, kiedy w końcu poszła za nim do domu. – Nie powinnam ci zbadać ran? Co jeśli Robby coś ci odciął? - Broń Boże. – Z szerokim uśmiechem zaciągnął ją do łazienki, która przylegała do sypialni dla gości. Po powolnym badaniu pod prysznicem, stwierdziła, że jest cały i zdrowy. Owinął ją w ręcznik i położył na łóżku, kładąc się na niej. Zaśmiała się. – Nie jesteś zmęczony? - Skarbie. – Rozchylił ręcznik. – Dobry Wampir może wytrzymać przez całą noc. I tak zrobił.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kilka godzin później, teleportowali się do posiadłości Kyo na obrzeżach Tokio. Ona zadzwoniła do domu, by poinformować rodzinę, że jest już w Japonii. Potem wzięła prysznic, przebrała się i zjadła duży posiłek składający się z zupy mięsnej, ryżu z krewetkami i warzywami z gotowaną rybą. Telefon zadzwonił i to był J.L Wang. W Yunnan zapadła noc. A to oznaczało, że jej przygoda w Chinach właśnie się zaczęła.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dwudziesty drugi Było ciemno, ale wzrok Gregoriego szybko się przyzwyczaił. Abigail zachwiała się lekko na żwirze, więc ją podtrzymał. - Już są. – powiedział J.L Angusowi przez telefon. – Zameldujemy się za dwie godziny. – Rozłączył się. - Cześć, J.L – Gregori stuknął się z nim pięścią. - Hej, stary. Witam, panno Tucker. Jestem J.L Wang. - Proszę, mów mi Abby. – Potrząsnęła jego rękę. – Tu jest tak ciemno. Ledwie widzę. - Tak, jesteśmy na zadupiu. – powiedział J.L. – W jaskini są jakieś lampy, więc tam będziesz mogła widzieć. Jest tam słaby zasięg, dlatego wychodzimy na zewnątrz, by zdać sprawozdanie. Gregori rozejrzał się wokoło. Za nim, góry i pagórki przechodziły w gładkie równiny. Przed nim, światło księżyca odbijało się w lśniącej ciemnej tafli wody. – Jesteśmy niedaleko jeziora? - Właściwie to jesteśmy na środku jeziora. – wyjaśnił J.L. – To jest wyspa. Dobra pozycja obronna. Gregori pokiwał głową. Wampiry mogłyby łatwo teleportować się przez szerokość jeziora, ale ludzie próbujący dotrzeć do nich, musieliby zbudować łódź. – Gdzie jest jaskinia? J.L skinął na wzgórze. – W środku. Dziwnie to wygląda, nie?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Abigail dotknęła brązowej skały wyrastającej z ziemi. – Ten obszar charakteryzuje się dziwnymi formacjami skalnymi. - Jeśli chcesz zobaczyć coś naprawdę dziwnego, to spójrz tam. – J.L wskazał południowy brzeg jeziora. Gregori zmrużył oczy. To było naprawdę dziwne. Księżyc oświetlał szare, wystające pionowo z ziemi skały. Abigail westchnęła. – Nie widzę tak daleko. - To wygląda jak pole usłane skalistymi kolcami. – powiedział jej Gregori. - Mówią na to Kamienny Las. – J.L wskazał na wschód. – Tam jest las bambusowy graniczący z jeziorem. Tutaj i na północy, ziemia właściwie jest płaska, ale usłana większą ilością skał. Najbliższa wieś jest milę stąd. Rajiv i ja byliśmy tam, by kupić parę rzeczy i zaprzyjaźniliśmy się z miejscowym uzdrowicielem. – Wskazał zachód. – Tamten teren jest bardziej górzysty. Bardziej zalesiony. Jest tam wieś oddalona o trzy mile. Nie byliśmy tam jeszcze. - Naprawdę doceniam wszystko, co zrobiłeś, aby mi pomóc. – powiedziała Abigail. J.L uśmiechnął się. – Nie ma problemu. Chodź, przedstawię cię chłopakom. I pokarzę ci nasz przytulny domek. – Zaprowadził ich poprzez skały do wąskiego wejścia, zakrytego prowizoryczną płachtą z bambusów. – Nie chcemy, by jacyś miejscowi zauważyli nasze lampy w nocy. – powiedział, odsłaniając wejście. Gregori wprowadził Abigail do wnętrza małej jaskini, którą rozświetlały dwie lampy naftowe. J.L wszedł i postawił płachtę na miejscu. Howard skoczył na nogi i przytulił Gregoriego niedźwiedzim uściskiem, a potem nieśmiało uścisnął rękę Abigail. - Cześć, Howard. – powiedziała, uśmiechając się. – Pamiętam twoje zdjęcie z prezentacji. Dziękuję, że mi pomagasz. Howard skinął głową i mruknął. – Żaden problem.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Gregori wskazał na młodego chłopaka z długim czarnym warkoczem, który wstawał. – To jest Rajiv. - Miło mi cię poznać. Proszę, mów mi Abby. Tygrysołak ścisnął ręce razem i ukłonił się. – To dla mnie zaszczyt. – Wyprostował się z uśmiechem. – Jutro ugotuję potrawkę z jarzynami. Specjalnie dla ciebie. - Dziękuję. – Abigail uśmiechnęła się. - Dzisiaj kupiłem na bazarze coś dla ciebie. – Popędził do ściany i wrócił z czymś zawiniętym w starą gazetę. Ukłonił się ponownie, gdy jej to oddawał. - Dziękuję. To takie słodkie. – Abigail ostrożnie odchyliła skrawek papieru i skrzywiła się. - Kurze łapki! – oświadczył dumnie Rajiv. – Bardzo dobre w potrawce. Ugotuję ją jutro tylko dla ciebie. - Och. Dziękuję. – Abigail zerknęła na Gregoriego i uśmiechnęła się. – Nie mogę się doczekać. - Nie możemy gotować w nocy. – mruknął Howard. – Musielibyśmy rozpalić ognisko na zewnątrz, a wtedy jacyś miejscowi mogliby to zauważyć. Ale mamy tutaj jedzenie, jeśli jesteś głodna. Chcesz pączka? – Skinął na legowisko przy wejściu. Gregori zachichotał na widok pudełka z pączkami na śpiworze Howarda. – Jeny, bro. Nie możesz wytrzymać kilku dni bez tych twoich niedźwiedzich pazurów? Odchrząkując, Howard usiadł na śpiworze. – Człowiek musi jeść. - Wywęszył sklep z pączkami w Tokio i nalegał, żebyśmy je tutaj teleportowali. – westchnął J.L zrezygnowany. – Mogło być gorzej. Nie chciałabyś być koło niedźwiedzia, któremu brakuje cukru. – Uśmiechnął się do Abigail. Mógłby zacząć warczeć.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Wiem, co sprawi, że Howard będzie szczęśliwy. – powiedział Rajiv, uśmiechając się. – Miła pani panda! Howard parsknął. – Ja to jem pandy na śniadanie. Gregori zachichotał, ale zauważył, że Abigail była zaniepokojona. Pochylił się ku niej. – Tylko żartował. Ostatni członek zespołu wszedł do jaskini. Gregori poznał Russella Hankelburga wcześniej, na krótko przed teleportowaniem się na ostateczną bitwę z Casimirem. Były żołnierz Marynarki nadal nosił jego zielony mundur i ciemne, krótko obcięte włosy. - Hej, Russell, co tam? – Podszedł do niego i potrząsnął z nim rękę. Russell mocno uścisnął jego dłoń i skinął do Abigail. – Panno Tucker, to zaszczyt, by ci służyć. - Dziękuję. Proszę, mów mi Abby. - Tak, panienko. – Russell wrócił na tyły jaskini, gdzie rozłożył swój śpiwór i usiadł na nim. Zaczął czyścić swój pistolet. - Wiem, że na zewnątrz jest ciemno, - powiedział J.L. – ale noc jest jeszcze młoda, a nasz wzrok doskonały. Jeśli masz ochotę to może byśmy już zaczęli? - W porządku. – Abigail położyła plecak i wyciągnęła dwa zdjęcia z przedniej kieszeni. – To dwie rośliny, które chciałam zebrać na tym obszarze. Pierwszą nazywa się Diabelskim Zielem, a drugą Tygrysią Łapą. – Wręczyła je J.L. Howard parsknął. – Mógłbym dać ci od razu tygrysią łapę. Rajiv spojrzał na niego z ukosa. – Tylko spróbuj, Kubusiu Puchatku. – Kiedy Howard warknął, on uśmiechnął się do Abigail. – Uczę się angielskiego, oglądając telewizję. A to jest jersey. J.L zachichotał, kiedy oglądał zdjęcia. – Teleportuję się do najbliższej wsi i zapytam uzdrowiciela, czy wie gdzie je znaleźć.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Rajiv skoczył na stopy jak tygrys. – Idę z tobą. - W porządku. Mógłbyś wziąć narzędzia ogrodnicze? – J.L sprawdził swoją kaburę pod ramieniem pod kurtką. – Nie oczekuję kłopotów, ale lubię być przygotowany. - Chcecie bym z wami poszedł? – spytał Russell. - Raczej wolałbym, byś został z Abigail. – powiedział J.L i posłał jej przepraszające spojrzenie. – Wiem, że jesteś tutaj dla roślin, ale na pierwszym miejscu stawiamy twoje bezpieczeństwo. Pokiwała głową. – Doceniam to. J.L podciągnął nogawkę spodni, by sprawdzić, czy ma nóż przy skarpetce. – Jeśli dowiemy się czegoś przydatnego, wrócimy. Usłyszysz nas lepiej, gdy wyjdziesz na zewnątrz. - Rozumiem. – powiedział Gregori. J.L wskazał na pudełko niedaleko Howarda. – Tam są latarki. Jeśli dzisiaj wieczorem udamy się na poszukiwanie roślin, weź je dla Abigail. - Dobrze. – zgodził się Gregori. Rajiv zarzucił płócienny plecak na ramię i chwycił J.L. – Chodźmy. J.L zniknął zabierając ze sobą Rajiva. - To dla was. – Howard wręczył im dwa śpiwory i czarny worek na śmieci. Gregori znalazł puste miejsce i rozłożył śpiwory koło siebie. Abigail wyjęła dwie poduszki i koce z worka na śmieci i położyła je na śpiworach. - Nie ma tutaj za wiele do roboty, naprawdę. – Howard usiadł na swoim śpiworze. – Chcesz pączka, Abby? - Tak, dziękuję. – Wzięła jeden z pudełka i usiadła na swoim śpiworze, by go zjeść.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Gregori niedaleko postawił lodówkę z lodem i wyciągnął z niej butelkę syntetycznej krwi i butelkę wody, którą wręczył Abigail. Usiadł i pił. Howard napychał sobie buzię. Russell skończył czyścić jeden pistolet i zaczął następny. Kiedy Gregori skończył butelkę krwi, wstał. – Poczekam na zewnątrz, gdyby J.L zadzwonił. - Pójdę z tobą. – Abigail wstała i poszła za nim na dwór. On odstawił płachtę z bambusów z powrotem na miejsce i wziął ją za rękę. – Obejrzyjmy wyspę. Zabrało im około pięciu minut, by obejść wyspę i wrócić do wejścia do jaskini. Abigail zadrżała i zapięła kurtkę. - Zimno? – Przytulił ją. Wtuliła policzek w jego klatkę. – Nie teraz. - Bawisz się? Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. – Właściwie to tak. Spodziewam się, że zaraz zobaczę za mną agenta wywiadu, ale ich tam nie ma. Pocałował ją w czoło. Musiał ostrzec ją o jego śmiertelnym śnie, ale nie był pewny jak ma to zrobić. Och, a propos, kiedy słońce wzejdzie, umrę? - Muszę ci coś powiedzieć… - Jego telefon zadzwonił. – Pogadamy później. – Wyciągnął telefon. – Co się dzieje? Słuchał J.L i informował Abigail. – Są w drodze, by znaleźć jedną roślinę. Tygrysią Łapę. Chcesz do nich dołączyć? - Tak, oczywiście. - Poczekajcie sekundę. – powiedział Gregori J.L. Zostawił swój telefon Abigail i pobiegł do jaskini poinformować Howarda i Russella, że wychodzą.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Idę z wami. – Russell włożył pistolet do kabury, przerzucił karabin przez ramię i wyszedł na zewnątrz. - Zostanę tutaj i umocnię fort. – Howard rozsiadł się z powrotem, zajadając niedźwiedzie pazury. Gregori złapał dwie latarki LED-owe i wrócił na zewnątrz. Kiedy włożył latarki do kieszeni, Russel pochylił się do telefonu Abigail, by usłyszeć głos J.L. Zniknął. Gregori objął Abigail. – Mów dalej. – powiedział J.L do telefonu i teleportował się. Wylądowali na ziemistej ścieżce pośród bambusowego lasu. Gregori wręczył Abigail latarkę i włączył drugą. - Myślałam, że doskonale widzisz w nocy. – powiedziała mu, kiedy włączała swoją latarkę. - Bo widzę. Chcę, żebyś ty lepiej widziała. – Gregori zauważył Russella na ścieżce. Typowy żołnierz. Zawsze na linii frontu. J.L skinął na nich, by podeszli. – Miejscowy uzdrowiciel powiedział, że Tygrysia Łapa rośnie po drugiej stronie tego lasu. Blisko pól rzepaku. - Uzdrowiciel to bardzo miły staruszek. – dodał Rajiv. – Wziął w prezencie od J.L małe niebieskie pigułki. Gregori zachichotał. - Zaczekaj chwilę. – Abigail przeszła przez zwalone kłody bambusa. – Dajesz miejscowym Viagrę? J.L wzruszył ramionami. – Podoba im się to. Pomaga im być bardziej… w formie. Parsknęła. – Przekupujesz ich. - Mogło być gorzej. – mruknął J.L. Rajiv pokiwał głową. – Ludzie w wiosce bardzo lubią J.L.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Dotarli na skraj lasu. Latarka Gregoriego oświeciła jasno żółte pole rzepaku na lewo. - Och, jak pięknie. – westchnęła Abigail. - Tędy. – J.L poprowadził ich przez pole rzepakowe. – Uzdrowiciel powiedział, że to rośnie w dużych kępkach w tym obszarze. Rozdzielili się na poszukiwania, ale Gregori został w pobliżu Abby. Ich latarki oświetlały zieloną roślinność. Złapała oddech. – Jest! – Uśmiechnęła się do Gregoriego i rzuciła mu się na szyję. – Znalazłam! Rajiv, J.L i Russell pognali do niej. - Tutaj. – Rajiv wyciągnął z plecaka sekator i wręczył jej plastikową torbę. - Jest też łopatka i jakieś plastikowe pudełka. – J.L skinął na plecak. – Nie byliśmy pewni czy chciałaś próbkę czy całą roślinę. - Och, cała roślina byłaby w porządku. Czasami korzeń to najlepsza część. I będę mogła zabrać też próbkę ziemi. – Abigail się uśmiechnęła. – Chłopaki, jesteście cudowni! Gregori chwycił łopatkę i wbił przy krzaczku Tygrysiej Łapy. Wkrótce mieli wykopane trzy rośliny i umieszczali je w plastikowych woreczkach. - Zadzwońmy do Angusa. – J.L wyciągnął swój telefon. – Hej, szefie. Mamy dla ciebie dostawę. Trzy rośliny. Angus, Robby i Kyo zmaterializowali się koło nich. - Wszystko w porządku, dziewczyno? – spytał Angus Abigail. - Tak. – Uśmiechnęła się. – Robimy postępy!
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Mikhail teleportuje je do Moskwy. – Robby uniósł jedną torebkę. – Potem zabierzemy je do Londynu. I w ciągu dwudziestu czterech godzin będą bezpieczne w Romatechu. - To fantastycznie. – Jej uśmiech poszerzył się. – Dziękuję! Gregori objął ją ramieniem i uścisnął. – Jedna mniej. Russell odwrócił się do J.L. – Uzdrowiciel powiedział wam gdzie jest druga roślina? J.L wymienił zaniepokojone spojrzenie z Rajivem. – On powiedział, że Demoniczne Zioło rośnie na zachód stąd. Niedaleko wsi, która jest oddalona o trzy mile od jeziora. - Więc ruszajmy. – powiedział, Gregori. – To dzisiaj wieczorem zrobimy tutaj wszystko i będziemy mogli przenieść się do innej bazy. Rajiv potrząsnął głową. – Nie powinniśmy tego szukać. To bardzo złe. - Co to znaczy? – spytał, Gregori. – To jakiś narkotyk? - Nie jestem pewny. – odpowiedział J.L. – Uzdrowiciel kazał nam trzymać się od tego z daleka. Widocznie, to nazywa się Demoniczne Zioło, bo jest tak potężne. A ludzie mówią, że jest przeklęte. - Pewnie to tylko stary przesąd. – powiedziała Abigail. Rajiv znowu potrząsnął głową. – To jest bardzo złe. - Co sprawia, że to jest aż tak złe? – spytał, Robby. J.L westchnął. – Ci, którzy poszli tego szukać, już nigdy nie wrócili.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dwudziesty trzeci - Abby, to ty? – spytała Madison przez telefonu. – Jesteś w Chinach? - Byłam około trzydziestu minut temu. Z Mamą wszystko w porządku? - Śpi, dlatego ja odebrałam telefon. Jestem w szpitalu w jej sali. Gdzie jesteś? - Niedaleko Tokio. – wyjaśniła Abigail. – W domu Kyo. Musiałam skorzystać z łazienki i Gregori powiedział, że mogłabym iść do bambusowego lasu albo może mnie teleportować do prawdziwej łazienki. Jak myślisz, co wybrałam? Madison zaśmiała się. – Ta teleportacja jest przydatna. - Tak. – Abigail podejrzewała, że Gregori miał ukryty cel, w tym, by zabrać ją do domu Kyo. Chłopaki martwią się o to przeklęte Demoniczne Zioło. Zamiast spędzić resztę nocy na szukaniu rośliny, oni próbowali mnie schronić w luksusowej willi Kyo. – Z powrotem zanurzyła się w jacuzzi. – Nie uwierzyłabyś, jaka ta wanna jest wielka, w której siedzę. Madison zachichotała. – Jesteś sama? Abigail parsknęła. – Tak. – Zamknęła drzwi na klucz, więc mogła się zrelaksować w czasie długiej gorącej kąpieli. – To miejsce jest piękne. Pełno tu dzieł sztuki i antyków. A ogród na zewnątrz jest boski. Kyo musi być strasznie bogaty. - Naprawdę? – Madison brzmiała na zainteresowaną. – Mogę go poznać? Abigail zaśmiała się. Nagle Gregori zmaterializował się w łazience. Złapała oddech i prawie upuściła telefon do wody.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Coś się stało? – spytała Madison. - Ja… upuściłam mydło. – I to tyle, jeśli chodziło o niewpuszczenie tu wampira. Gregori mrugnął do niej, ściągając koszulkę przez głowę i rzucając ją na podłogę. Patrzyła jak jego spodnie spadają na płytki. Potem bielizna. Dobry Boże, czy istnieje cudowniejszy mężczyzna? - Abby? Jesteś tam? - Tak. – Abigail uniosła się, więc mogła obserwować Gregoriego za szklanymi drzwiami prysznica. – Powiedz Mamie i Tacie, że u mnie wszystko w porządku. - Dobrze. A co z roślinami? Jakimi roślinami? Abigail patrzyła jak Gregori namydlał swoje ramiona. Och, Boże zaczął namydlać swoją pachwinę. - Abby? Halo? Chyba jest coś nie tak z zasięgiem. Szukałaś swoich roślin? Och, rośliny! - Tak! Robimy postępy. Już znaleźliśmy jedną i znamy miejsce drugiej. - Wow. To cudownie! - Tak. Cudownie. – szepnęła, kiedy Gregori opłukiwał się. Odwrócił się do niej tyłem i strumyczki białej piany spływały w dół jego pleców, po umięśnionych pośladkach i dalej po nogach. – Muszę kończyć, Maddie. Powiedz wszystkim, że nic mi nie jest. – Rozłączyła się i odłożyła telefon na biały szlafrok, który zarzuciła na pobliską ławeczkę. Gregori wyszedł z pod prysznica i uśmiechnął się do niej, a jego dołeczki pojawiły się. – Podobał ci się pokaz? - Tak. – Jej wzrok padł na jego pachwinę. Wow. Był w połowie pobudzony. Podszedł do niej. – To jest strasznie duża wanna.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Tak. – westchnęła. – Jestem taka samolubna, że trzymam to wszystko dla siebie. - Niegrzeczna dziewczynka. – Uśmiechnął się, kiedy dołączył do niej. Przesunęła się, by zrobić mu miejsce, ale on objął ją ramionami. Jego oczy ściemniały i zrobiły się czerwone, kiedy rozłożył dłonie na jej tyłeczku. - Muszę ci o czymś powiedzieć. – zaczął. – Nie chcę, byś potem się przestraszyła. - Chcesz, bym tutaj została, prawda? – Pogładziła palcami jego szczękę. - W wannie? Właściwie, myślałem, że moglibyśmy przenieść się do łóżka. Zatrzymała palec na jednym z jego dołeczków. – Chodziło mi o to, że chcesz, żebym została tutaj w Japonii. - Ach. – Drażnił szczelinę między jej pośladkami. – Musisz przyznać, że tu jest dużo bardziej wygodniej niż w jaskini. - Rośliny są tam. - Tak, ale tutaj jesteś bezpieczna. – Jego oczy wróciły do normalnej szarawej zieleni. – Jak myślisz, dlaczego nie robimy niebezpiecznych rzeczy? - A jakie one mogą być niebezpieczne? Mam trzy Wampiry, tygrysa i niedźwiedzia dla ochrony. Posłał jej niepewne spojrzenie. - Mogę być bardzo przekonywująca. – Przejechała ręką po jego klatce. – Co mogę zrobić, by cię przekonać? Wessał powietrze, kiedy dotknęła jego penisa. - Jesteś na dobrej drodze. – Jego oczy znów były czerwone.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Więc, to jest długa droga. – Pociągnęła delikatnie. – I taka twarda. Skrzywił się. – Jesteś zbyt inteligentna dla mnie, Mądralo. Wszedłem tutaj, by cię uwieść, a… ty… - Z jękiem odchylił głowę. - Wstyd mi za ciebie. – Pocałowała go w ucho. – Używasz seksu, by mnie przekonać. Parsknął. – A ty nie? – Chwycił ją i wszystko stało się czarne. Położył ją na łóżku. – Zobaczymy, kto będzie bardziej przekonywujący. Abigail uśmiechnęła się, obejmując go. Próbował ją przekonywać przez kilka godzin, ale w końcu teleportowała się z nim z powrotem do jaskini.
Obudziła się parę godzin później wtulona w Gregoriego na śpiworach. W jaskini było ciemno, ale zauważyła, że przez środek została przeciągnięta drewniana ścianka blokująca dopływ światła z wejścia. Dalej w ciemnościach jaskini, J.L i Russell twardo spali na swoich śpiworach. Na zewnątrz musiało już być jasno. Cyferki na jej zegarku wskazywały drugą piętnaście po południu, więc ona spała przez większość dnia. Jej ciało już nie rozróżniało dnia od nocy. - Dzień dobry. – szepnęła do Gregoriego, zastanawiając się jak głęboko może spać wampir. Pocałowała go w policzek. Na Boga, on był zimny. - Jak możesz tak spać? – Zostawił jego koc złożony w stopach. Rozłożyła go i okryła go nim. – Nie lepiej ci? – Podciągnęła mu go po samą brodę. Zdawał się nie oddychać. - Gregori? – Pochyliła się, ale nie wyczuła żadnego wydychanego powietrza. – Hej. – Klepnęła go w policzek. Żadnej odpowiedzi. Szarpnęła koce w dół i rozpięła mu koszulę. Żadnego bicia serca.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Gregori! – Dopadła ją panika. Otworzyła mu usta i dmuchnęła powietrze do środka. Położyła mu dłonie na klatce i zaczynała uciskać. - Co robisz? – Howard prześlizgnął się koło ścianki i podszedł do niej. - RKO! On umiera! - On już jest martwy. - Nie mów tak! – Zatkała mu nos i znowu wdmuchała powietrze do jego ust. - Panno Tucker! – Howard klęknął obok niej. – To nie ma żadnego sensu. - Nie stawiaj na nim krzyżyka! – Wróciła do uciskania serca. - Abby! Wampiry zawsze umierają o świcie. To ich śmiertelny sen. Przysiadła na piętach. – Ich, co? - Śmiertelny sen. Gregori nie powiedział ci, że oni umierają? Łzy zakuły ją w oczy. – On… on jest naprawdę martwy? - Tak, ale nie martw się. Obudzi się znowu o zachodzie słońca. Przełknęła. – On jest naprawdę… martwy? Howard pokiwał głową. – Ale to jest tylko tymczasowe, wiesz. - Jak śmierć może być tymczasowa? Howard wzruszył ramionami. – Nie wiem. To sprawa wampirów. Popatrzyła na Gregoriego i łza potoczyła się po jej policzku. – Och mój Boże! On jest naprawdę martwy? - Więc, Nieumarły lepiej powiedziane, sądząc po tym, że się obudzi. – Howard posłał jej ciekawskie spojrzenie. – On ci nie powiedział?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Nie. – Albo tak? Wróciła w myślach do momentu, gdy wrócili do jaskini. Była zmęczona po ich kochaniu się i poszła prosto spać do swojego śpiwora. On położył się obok niej. - Muszę cię ostrzec. – szepnął. – Śpię jak nieżywy. - Ja też. – wymamrotała przed zaśnięciem. - Och, mój Boże. – szepnęła. On mówił dosłownie. Fala gniewu przelała się przez nią. – To mi chciałeś powiedzieć? – Podciągnęła koc pod jego brodę i klepnęła go w klatkę. – Piekielnie mnie przestraszyłeś! Myślałam, że cię straciłam! – Łzy popłynęły po jej twarzy. – On mnie nie słyszy, prawda? - Nie, panienko. – Howard podniósł się. Ona też wstała i otarła policzki. – Będę musiała poczekać do zachodu słońca, by dać upust mojej wściekłości. Howard pokiwał głową. – Dobry plan. – Przesunął ciężar ciała. – Chcesz pączka? Wybuchnęła śmiechem. – Och Boże, oszaleję. Howard cofnął się z zaniepokojonym spojrzeniem. - Naprawdę to nie zwariuję. – uprzedziła go, kiedy wziął głęboki oddech. Dobry Boże, było po druga po południu. Przytulała się do trupa przez kilka godzin. – Muszę stąd wyjść. - Tędy. – Howard poprowadził ją koło ścianki. – Rozłożyliśmy parawan dla ostrożności. Jeśli światło słoneczne padnie na Wampiry, mogą na poważnie umrzeć. Potrząsnęła głową. Śmiertelny sen. Gregori zawsze twierdził, że on podczas dnia tylko śpi. Dlaczego ją okłamał? On naprawdę był martwy. Biedny facet umarł, kiedy koło niego spała. Czy go to bolało? Musiało. Zadrżała. Strach nawet o tym myśleć.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Howard przesunął bambusową ściankę z wejścia do jaskini, by mogła wyjść na zewnątrz. - Panno Abby! – Rajiv pomachał do niej. Był przy ognisku i dużym garnku stojącym nad nim. – Robię dla ciebie potrawkę. - Dziękuję. – Podeszła bliżej. – Cudownie pachnie. Przyjrzał jej się i zmarszczył brwi. – Panna Abby płakała? Wzięła głęboki oddech i spojrzała w górę na błękitne niebo. – Wszystko w porządku. Dziękuję. - Nie wiedziała, że Gregori umrze. – mruknął Howard. - Och. – Rajiv się skrzywił. – To źle. Abby pokiwała głową i skinęła na inny kraniec wyspy. – Przejdę się tam. Rajiv pokiwał głową. Poszła za wzgórze i znalazła miejsce, gdzie mogła się uspokoić. Opłukała twarz w jeziorze, kiedy wyprostowała się i odetchnęła. Teraz, w ciągu dnia, widziała południową stronę jeziora. Szare kamienne stalagmity wyrastały z ziemi. Czytała o nich w badaniach, ale nie miała pojęcia, że będą wyglądały tak nieziemsko. Patrzyła na nie przez chwilę, kiedy zdecydowała się wrócić do zmiennokształtnych. Howard podwinął nogawki spodni i stał po kolana w jeziorze. Pochylił się, koncentrując się i nagle cap! Wyciągnął rybę i wyrzucił na brzeg. Abigail uśmiechnęła się. Złowił ją jak niedźwiedź. Wkrótce znowu rzucił rybę na plażę. - Mamy to wszystko zjeść? – spytała. Rajiv uśmiechnął się. – Howard to duży niedźwiedź. On sam zje z osiem.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Niedźwiedziołak wyszedł z jeziora, wyciągnął nóż zza paska i zaczął obrządzać ryby. - Rybie głowy! – Rajiv chwycił dwie głowy i opłukał je w jeziorze. – Idealne do potrawki. – Wrzucił je do garnka z kurzymi łapkami. Howard odciął głowy wszystkim rybom, a Rajiv narzekał, że wyrzuca najlepsze części. - Mam makaron. – Rajiv wpadł do jaskini i wrócił z torebką makaronu, którą wsypał do garnka. Howard przyniósł patelnię i olej z jaskini. Późnym popołudniem jedli zupę z makaronem Rajiva i smażoną rybę Howarda. Abigail usiadła na plaży, oparta o głaz, przyglądając się skamielinom na południowym brzegu jeziora. – Chciałabym zobaczyć je z bliska. - Mamy łódkę. – powiedział Rajiv. - Mamy? Nie wiedziałam. Rajiv uśmiechnął się. – Jest dobrze schowana. Chcesz przepłynąć jezioro? - Nie. – powiedział ostro Howard. – Ona nie może opuścić wyspy. Skrzywiła się. To znowu się działo. Mówiono jej, czego nie wolno jej robić. Wampiry chciały, żeby została w Japonii. Spędziła dużo czasu przekonując Gregoriego, by zabrał ją tutaj z powrotem, ale zataczała błędne koło. Skinęła na słońce, które chyliło się ku zachodowi. – Nie musimy udać się do tamtej wsi? Howard pokiwał głową. – To jest trzy mile za tymi wzgórzami. Wampiry nie były tam wcześniej, więc będziemy musieli iść pieszo. - W ciemnościach? – To nie przeszkadzało Wampirom, ale ona wolała wędrować w świetle słonecznym. – Dlaczego nie pójdziemy tam teraz, kiedy
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
słońce jeszcze świeci i nie zadzwonimy do Wampirów, by mogły się do nas teleportować? Howard zmarszczył brwi. – Przykro mi, ale nie opuścisz tej wyspy dopóki Wampiry się nie obudzą. Zacisnęła i rozluźniła pięści. Więc takie byłoby życie z Gregorim? Zawsze czekać, aż się obudzi? Wstała. – Pójdę na spacer. Szła brzegiem wyspy, coraz bardziej czując się tu jak w pułapce. Dlaczego Gregori okłamał ją w sprawie jego śmiertelnego snu? Czy ukrywał przed nią coś jeszcze? Obeszła wyspę dookoła i usiadła na głazie przed wejściem do jaskini. Rajiv umył rondel w jeziorze i zagasił ogień. Howard wyszedł z jaskini z pudełkiem pączków i zaoferował jej jednego, jako znak pokoju. Zjadła go i patrzyła jak słońce zniża się ku horyzontowi. Jezioro błyszczało. Zachód słońca malował niebo na róż, pomarańcz i złoto. To było piękne. To było coś, czego nigdy nie mogła doświadczyć razem z Gregorim. Łzy zakuły ją w oczy. To naprawdę ją zasmucało. Była całkowicie, nieodwołalnie zakochana w Gregorim. Zrozumiała to, gdy myślała, że go straciła. Ale jakie życie mogłaby mieć z kimś, kto jest dosłownie martwy przez cały dzień? Spędziłaby życie na czekaniu na koniec dnia, aż on się w końcu obudzi? Jej rodzice nie pochwalaliby tego. Westchnęła. Kolejni ludzie mówiliby jej, czego nie wolno jej robić. Ostatnie promienie słońca zniknęły za horyzontem i temperatura spadła o kilka stopni. Zapięła kurtkę. - Pójdę zobaczyć czy wstali. – Howard wszedł do jaskini.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Obróciła się w stronę wejścia. Ledwie je widziała w świetle księżyca, ale słyszała głosy wewnątrz. Głośno krzyknął jakiś głos, głos Gregoriego. - Co? Cholera! Skrzywiła się. Howard musiał mu powiedzieć. Gregori wybiegł na zewnątrz z butelką krwi w ręce. Zatrzymał się na plaży, stojąc przy niej. Rajiv dumnie podszedł do niego. – Sprawiasz, że panna Abby płacze. – warknął, kiedy wszedł do jaskini, zostawiając ją samą z Gregorim.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dwudziesty czwarty
Abigail nadal siedziała na głazie. Nie wiedziała czy wrzeszczeć na Gregoriego, że był martwy czy krzyczeć z radości, że teraz był żywy. Napił się łyka krwi i zbliżył się do niej. – Słyszałem, że się zdenerwowałaś. Prychnęła. – To mało powiedziane. Nie powiedziałeś mi, że będziesz martwy. - Powiedziałem ci, że śpię jak nieżywy. - To nie było jak śmierć. To była śmierć. Powinieneś mnie ostrzec. Wziął łyk. – Próbowałem ci powiedzieć dwa razy. Raz tutaj i raz w jacuzzi. - Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? – Wstała. – Pytałam cię o to w nocnym klubie i powiedziałeś, że to tylko sen. Okłamałeś mnie! Skrzywił się. – Abby, nasz sen to bardzo delikatna sprawa. I tysiące Wampirów polega na mnie, że ich ochronię. Nie mogłem powiedzieć rządowi, że jesteśmy tak bezbronni podczas dnia. - Nie jestem rządem. - Pracujesz dla nich. Cofnęła się. – Nie ufasz mi. Zamurowało go. Gniew zapłonął wewnątrz niej. – Nie ufasz mi!
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Ktoś odchrząknął i spojrzała w tamtą stronę. J.L stał na plaży z trzema innymi chłopakami. - Przykro mi, że musimy wam przerwać, ale zwijamy się. – J.L skinął na zachód. – Kiedy dotrzemy do wsi, zadzwonimy do ciebie, byś mógł się do nas teleportować. Gregori pokiwał głową. – W porządku. J.L i Russel chwycili zmiennokształtnych i się teleportowali. Ona znowu usiadła na głazie. – Jak możesz twierdzić, że mnie kochasz, skoro mi nie ufasz? Gregori zesztywniał. – To nie jest żadne twierdzenie, do cholery. To prawda. Może nie ufałem ci jeszcze w nocnym klubie. To było kilka dni przed tym jak… poznaliśmy się bliżej. Teraz ci ufam. – Podszedł do niej. – Okłamałem cię, bo czułem się bezradny. Nigdy nie zapadłbym w śmiertelny sen obok ciebie, jeśli bym ci nie ufał. Łzy zalśniły w jej oczach. – Nienawidzę myśli, że umierasz o świcie każdego dnia. - Też nie jestem tym zachwycony. – Wypił więcej krwi. – Przepraszam, że cię zdenerwowałem. Odgoniła łzy. – Byłam przerażona. Myślałam, że cię straciłam. Przybliżył się do niej. – Kochanie, nie możesz mnie stracić. Klepnęła go w ramię. – Nawet próbowałam zrobić ci RKO. - Robiłaś mi usta – usta? – Jego białe zęby błysnęły w ciemności. – Przepraszam, że mnie to ominęło. - To nie jest śmieszne.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Nie śmieję się. Jestem tylko niewyobrażalnie szczęśliwy, że tak bardzo się o mnie martwisz. Westchnęła. – Nie wiem jak by to się mogło udać. Jego uśmiech znikł. – Co masz na myśli? Wszystko, co robimy jest w porządku. - Dziś popołudniu nie mogłam nic zrobić. Musiałam czekać, aż ty się obudzisz. – Skinęła na skamieliny, których już nie mogła zobaczyć w ciemności. – Nie mogłam nawet pójść obejrzeć skał. - Zabiorę cię tam. - Nie o to chodzi. Chciałam iść, ale nie pozwolono mi. To jest tak, jakbym uwolniła się z jednego więzienia, by trafić do drugiego. - Tylko, kiedy jesteśmy w Chinach. Abby, będzie inaczej, kiedy wrócimy do domu. Nigdy bym cię nie ograniczał. Wiem, jak bardzo cenisz sobie wolność. - Bo to zjawisko było takie rzadkie. - Ze mną będziesz miała więcej wolności niż z śmiertelnym facetem. Mogłabyś robić wszystko podczas dnia i nie powstrzymałbym cię. Cholera, nawet mogłabyś mieć romans, a ja bym o tym nie wiedział. - Nie zrobiłabym ci tego! - Więc, to dobra wiadomość. – Postawił butelkę na kamieniu obok niej i chwycił jej dłonie. - Abby, dam ci tyle wolności i będę cię kochał najmocniej jak tylko mogę. Uda nam się. Zaufaj mi. Łzy jeszcze raz błysnęły w jej oczach. – Kocham cię, Gregori. Zmusił ją do wstania i przyciągnął do siebie. – Ja też cię kocham. Przytulała się do niego w blasku księżyca. On gładził jej włosy.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Jest jeszcze coś, co powinnam o tobie wiedzieć? – spytała. – Zamieniasz się w nietoperza albo coś takiego? - Więc, jest coś. Odchyliła się. – Co? - Uwielbiam disco. Skrzywiła się. – Żartujesz. - Czy to nie byłoby złamanie umowy? Uśmiechnęła się. – Za późno. – Przycisnęła głowę do jego klatki. Kochała go, a on kochał ją. Wszystko jakoś się ułoży. Musiała zaufać ich miłości. J.L zadzwonił, aby dać im znać, że dotarli do wsi. Wzięła latarkę i butelkę wody, a Gregori ją tam teleportował. Wylądowali na wzgórzach otaczających dolinę, w której leżała wieś. J.L schował swój telefon. – Żadnych latarek, proszę. Nie chcemy, by wieśniacy dowiedzieli się o naszej obecności. - Jacy wieśniacy? – mruknął Russell, kiedy przeskanował dolinę. – Widzę kury. Krowy. Żadnych ludzi. - Może są w kościele. – zasugerował, Rajiv. – Albo na przyjęciu. - Zobaczylibyśmy światła. – prychnął Howard. - Dziwne. – zamruczał J.L. – Gdzie się podziali wszyscy ludzie? Niepokój rozchodził się po Abigail. Zmrużyła oczy, ale niewiele widziała w ciemności. – Unosi się jakiś dym z kominów? W ogóle są jakieś oznaki życia? Gregori potrząsnął głową. – Nic.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Idę zobaczyć. – zaoferował Rajiv. - Pójdę z tobą. – J.L pobiegł za tygrysołakiem. Oni też podeszli bliżej wsi i Abigail była coraz bardziej zaniepokojona. Coś było nie tak. J.L i Rajiv dotarli do granic wsi i zatrzymali się, gdy J.L wołał mandaryńską odmianą chińskiego. Zero odpowiedzi. Rajiv krzyknął w języku Bai. Żadnej odpowiedzi. Niepokój Abigail wzrastał. Zbiegła sprintem ze wzgórza. - Abby! – Gregori pobiegł za nią. Dotarła do doliny i zapaliła latarkę. Gregori zatrzymał się obok niej. Latarką oświetliła wszystko wokoło. Kury dziobały trawę. Kilka krów pasło się w zagrodzie. Dołączyli do J.L i Rajiva przy granicy wsi. Główna ulica była pusta. Z budynków nie dochodziły żadne dźwięki. Ulicę zastawiały stoły z owocami i roślinami. Żadnych kupujących ani sprzedających na rynku. J.L posłał jej zaniepokojone spojrzenie. – Nie jestem pewien czy to miejsce jest na tyle dla nas bezpieczne, byśmy mogli je zbadać. Oświetliła latarką jeden ze stołów i złapała oddech. Jedzenie gniło. - Och, mój Boże. – szepnęła, cofając się. – Nie dotykajcie niczego. - Myślisz, że ci ludzie są chorzy? – Rajiv wskazał na owady latające nad jedzeniem. – Robaki są w porządku.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Krowy i kury tez były w porządku. Nie wyczuwała zapachu rozkładających się ciał, więc to był dobry znak. – Wieśniacy mogą być nadal strasznie chorzy. Albo z jakiegoś powodu stąd uciekli. - I zostawili wszystko? – spytał miękko Gregori. Skrzywiła się. Ostrzeżenie J.L o Diabelskim Ziele odbiło się echem w jej głowie. Ci, którzy poszli tego szukać, już nigdy nie wrócili. - Mógłbym się trochę rozejrzeć. – zaproponował Rajiv. – Będzie dobrze. Mam jeszcze siedem żyć do wykorzystania. Zesztywniała. – Co? Uśmiechnął się. – Zmiennokształtne koty mają dziewięć żyć. Mam jeszcze osiem żyć. Będzie dobrze. Ogłuszona, patrzyła jak zmierza do pierwszego budynku. – On ma dziewięć żyć? - Osiem. – poprawił ją J.L. – Stracił jedno, by być na drugim poziomie i zmieniać się w kota, kiedy tylko zechce. - Och. W porządku. – Zmusiła umysł do przetrawienia tej informacji. Dobry Boże, tydzień temu nie uwierzyłaby w coś takiego. I jeszcze była w Chinach z wampirami, zmiennokształtnymi i czymś złym grasującym we wsi. - Niczego nie dotykaj. – przypomniała Rajivowi. On pokiwał głową i wywarzył drzwi do domu. Zajrzał do środka. - Widzisz coś? – dopominał się J.L. - Ludzi. – odkrzyknął, kiedy wszedł do środka. Zatykała sobie usta i nos koszulką, czekając aż on wróci. Uczucie śmierci rozlało się po jej wnętrzu.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Rajiv wyszedł i pomachał do nich. Potem wszedł do następnego budynku, obejrzał go i wrócił do nich. - Wszyscy są odrętwiali. – ogłosił. – Oni leżą na podłodze i śpią. - Jak śmiertelny sen? – spytał Gregori. Rajiv potrząsnął głową. – Nie. Szturchałem ich butem i oni pojękują. Są nadal żywi. Tylko jakby sparaliżowani. Abigail przełknęła. Przyjechali tutaj, by znaleźć sposób, by pomóc jej matce. Co jeśli przywiozą ze sobą straszną chorobę? – Bardzo źle wyglądają? Są bladzi albo spoceni? Jakieś oznaki wymiotów? Rajiv potrząsnął głową. – Dla mnie wyglądają dobrze. Wzięła głęboki oddech. – Muszę ich przebadać. - Nie. – powiedział ostro Gregori. – Nie zrobisz niczego, ryzykując swoje zdrowie. - Oni potrzebują pomocy. – nalegała. - Znajdziemy sposób, by powiadomić władze. – powiedział J.L. – Twoje bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu. - Chodźmy. – Gregori chwycił ją i teleportował się z powrotem na szczyt wzgórza. J.L i Rajiv zmaterializowali się obok nich. - I co? – spytał Russell. - Oni wszyscy są odrętwiali. – powiedział Rajiv. Potrząsnęła głową. – To nie jest normalne. To jakiś rodzaj choroby. I my jesteśmy na nią narażeni. - Widziałeś jeszcze coś niezwykłego? – spytał Rajiva J.L.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Rajiv potrząsnął głową. – Wyglądali w porządku. Ale mają tatuaż na ręce. – Wskazał na wnętrze swojego prawego nadgarstka. – To było coś po chińsku. Russell zesztywniał. – Co to oznaczało? Rajiv wzruszył ramionami. – Nie czytam po chińsku. Russell podwinął prawy rękaw jego kurtki. – Wyglądało jak to? Abigail poświeciła na to latarką. - Tak! – powiedział Rajiv. – To jest to. J.L złapał oddech. – To oznacza niewolnika. Oznacza ludzi należących do Mistrza Hana. Russell opuścił rękaw. – Nie należę do tego bękarta. - Skąd masz ten tatuaż? – spytał Howard. - A skąd mam, do cholery, wiedzieć? – warknął Russell. – Obudziłem się w przeklętej jaskini Nieumarły z tatuażem na ręce. Ale jeśli ci ludzie są jego niewolnikami, to znaczy, że nie jestem skończony. - Więc dlatego tak szybko się zaoferowałeś? – spytał, Gregori. – Szukasz Mistrza Hana? - A dlaczego miałbym tego nie robić? – warknął Russell. – Skurwysyn zniszczył mi życie! - Potrafię zrozumieć, dlaczego pragniesz zemsty. – powiedział Gregori. – Ale naszym priorytetem jest ochrona Abigail. - Kim jest Mistrz Han? – spytała. - Chiang – shih. – odpowiedział, Rajiv. - Wampir. – wyjaśnił J.L. – Spotkaliśmy go wcześniej.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Głośny gong rozbrzmiał w oddali. - Co to, do diabła, było? – mruknął Howard. - To dochodziło z południa. – wskazał Gregori. – Za tym polem. Gong zabrzmiał znowu. - Patrzcie! – Rajiv skinął na wieś. Światła zapalały się jedno po drugim, aż cała wieś była oświetlona. Abigail przełknęła. Miejscowi się obudzili.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dwudziesty piaty
Gregori wyłączył latarkę Abigail. – Powinniśmy się stąd wynosić. – szepnął, chociaż tak jak i pozostali, nie ruszył się. Za bardzo był ciekaw, tego, co się wydarzy. Wieśniacy wyszli na główną ulicę z latarkami w dłoniach. Stali cicho, a ich twarze były bez wyrazu. Nawet dzieci były spokojne i pozbawione emocji, a Gregori, spędzając czas z dziećmi Romana, wiedział, że to nie jest normalne. - Mogą być pod masową kontrolą umysłu. – mruknął J.L. - Przez Mistrza Hana. – dodał Russell. Zabrzmiał trzeci gong. Wszyscy wieśniacy się obrócili i pomaszerowali na południe. Światło ich latarek oświetliło ich puste twarze i automatyczne ruchy. - Widziałem to w telewizji. – szepnął Rajiv. – Zombie. Howard parsknął. – Oni nas nie zjedzą. - Jesteś pewien? – spytał Rajiv. – Oni nie jedli nic ze wsi. Abigail się skrzywiła. – To prawda. - Zobaczmy, gdzie oni idą. – J.L ruszył na południe wzdłuż wzgórza. Gregori trzymał Abigail, by pomóc jej poruszać się w ciemności, chociaż miał też lepszy powód, by trzymać ją za rękę. Jeśli sytuacja zrobiłaby się niebezpieczna, chciał być przygotowany, by ją stąd teleportować.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Wieśniacy przyszli na pole i się rozdzielili, pół poszło na wschodnią stronę pola, a pół na zachodnią. Ustawili latarki tak, że oświetlały każdą stronę. Pole było ogromne, a w rzędach rosły wysokie liściaste rośliny. Wieśniacy – mężczyźni, kobiety i dzieci – weszli między rzędy. Dorośli wyciągnęli noże i ścinali liście roślin. Dzieci zbierały je i wrzucały do koszów, które stały, co dziesięć jardów. - Oni są niewolnikami. – szepnęła Abigail. – To straszne. - Co Mistrz Han robi z tymi liśćmi? – spytał Russell. Gregori pochylił się do Abigail. – Czy to jest Demoniczne Zioło? - Stąd ci nie powiem. – odpowiedziała Abigail. – Możemy podejść bliżej? - Zobaczę. – J.L zszedł ze wzgórza i zatrzymał się za skałami. Wziął kamień wielkości melona i rzucił w stronę pola. Żadnej reakcji. Wieśniacy dalej pracowali. Ci blisko skał po prostu omijali go. - Przypominają mi Borga ze Star Trek. – szepnęła Abigail. – Oni są tak skupieni na swojej pracy, że nie zauważają niczego, co mogłoby im w tym przeszkodzić. - Mógłbym zerwać dla ciebie parę liści. – zaoferował Rajiv. - Czyś ty oszalał? – warknął Howard. - Oni wszyscy ścinają liście. – powiedział Rajiv. – Pomyślą, że jestem jednym z nich. - Można spróbować. – powiedział Gregori. – Ale uważaj. Rajiv po cichu zszedł ze wzgórza i dołączył do J.L za skałami. Pochylił się i szepnął do ucha J.L, a ten pokiwał głową. Wieśnicy nawet nie spojrzeli w ich kierunku, tylko byli zajęci pracą.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Rajiv powoli wychylił się zza skał i szybkim krokiem ruszył na pole. Wszedł do pierwszego rzędu, wyciągnął nóż i zaczął ścinać liście. Żaden z wieśniaków na niego nie patrzył. Wrzucił garść liści do pobliskiego kosza i wrócił do pracy. Odciął liść z częścią łodygi i schował pod koszulką. - Cholera. – szepnął Gregori. - Co? – spytała, Abigail. Wskazał na dwóch mężczyzn z karabinami, którzy szli wzdłuż rzędów na północ w stronę Rajiva. Dotarli do granic pola i obrócili się, by obserwować wieśniaków. Rajiv spojrzał przez ramię na nich, a potem na J.L. Kiwnął głową i wrócił do zbiorów. - Powinienem cię stąd teleportować. – szepnął Gregori. - Ani mi się waż. – Abigail ścisnęła jego rękę. Rozbrzmiał kolejny gong. Wieśniacy schowali noże i odwrócili się na południe. Poruszali się cicho wzdłuż rzędów. Mężczyźni podnieśli kosze i nieśli je. Rajiv zawahał się. Jeden ze strażników krzyknął na niego. Zwrócił się na południe i zaczął powoli iść. Strażnik krzyknął znowu. Wrzucił swoje liście do kosza, podniósł go i szedł wzdłuż rzędów jak inni wieśniacy.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
J.L spojrzał na resztę zespołu na wzgórzu. Wskazał na zarośla na południu i pokazał na migi, żeby się teleportowali. Gregori miał ochotę zabrać Abigail z powrotem do bazy, ale wiedział, że będzie wściekła, jeśli za nią zdecyduje, więc teleportował się na miejsce wskazane przez J.L. Russell pojawił się z Howardem. Byli teraz na południowym krańcu pola i stąd Gregori widział gong. Duży mosiężny talerz leżał na czerwonym lakierowanym stole. Było tam trzech strażników, ale byli zajęci nalewaniem ciemnego płynu do drewnianych kubeczków i stawianiem ich na stole. Wieśniacy podchodzili i wyrzucali zawartość koszów do dużego metalowego kubła. Każdy z nich dostał kubeczek. Wypili go, po czym obrócili się i wrócili do pracy. - To musi być coś, co ich trzyma przy życiu. – szepnęła Abigail. – Zamiast jedzenia. Rajiv był ostatni w kolejce. Jego oczy rozszerzyły się na widok jednego ze strażników, więc schylił głowę. Wyrzucił pełen koszyk liści do kubła i przyjął kubek. - Nie pij tego, Kool-Aid. – mruknął Gregori. Strażnik wrzasnął na Rajiva. Odwrócił się nadal trzymając kubek. Strażnik podszedł do niego i szarpnęła nim. Strażnik zesztywniał. – Ty! Rajiv popatrzył na niego. – Sawat! Co ty tu robisz? Myślałem, że jesteś w San Francisco, szukając swoich jaj. J.L się skrzywił. – Już wcześniej wpadliśmy na Sawata. Złapię Rajiva i teleportujemy się z powrotem do bazy… Russell oddalił się i wycelował karabinem w Sawata. – Gdzie jest Mistrz Han? Drugi strażnik chwycił Rajiva i przycisnął mu nóż do szyi. Kubek upadł na ziemię.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Cholera. – J.L teleportował się za strażnika i uderzył go rękojeścią pistoletu w głowę. Strażnik osunął się na ziemię, kiedy J.L chwycił Rajiva. – Teleportujemy się! - Nie! – Russell podniósł swój karabin i wrzasnął na Sawata. – Gdzie jest Mistrz Han? Sawat krzyknął coś po chińsku. Strażnicy bębnili w gong, dopóki powietrze nie wibrowało metalicznym dźwiękiem. Wieśniacy obrócili się i wyciągnęli swoje noże. - Mistrz Han, Mistrz Han. – wołali, kiedy ruszyli na Russella. - Święte gówno. – Howard zbiegł ze wzgórza i chwycił Russella. Gregori objął Abigail. Ona drżała. - Teleportuj się! – krzyknął J.L, kiedy zniknął z Rajivem. Gregori wrócił, z Abigail na plażę. J.L i Rajiv już tam byli. - Tędy. – J.L wszedł do jaskini i zapalił jedną z lamp naftowych. Gregori zaprowadził Abigail do jaskini i skrzywił się patrząc, jaka była blada i przerażona. - Gdzie Russell i Howard? – spytała, obracając się ku wejściu do jaskini, kiedy dwaj mężczyźni weszli do środka. J.L podszedł do byłego żołnierza. – Co ty, u diabła, robisz? Russell zmrużył oczy. – Szukam Mistrza Hana. - I co? – wrzasnął J.L. – Jeśli dowiedziałbyś się gdzie jest, ruszyłbyś tam, zostawiając Howarda? Nie pracujemy w ten sposób! - Umiem o siebie zadbać. – warknął Howard.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Hej! – przerwał Gregori. – Naszym priorytetem jest ochrona Abigail. - Właśnie. – J.L wziął głęboki oddech. – Ochronić ją, zebrać rośliny i opuścić to piekło. – Patrzył na Russella. – To pełny zasięg naszej misji. - Mam roślinę. – Rajiv wyciągnął gałązkę spod koszulki i wręczył ją Abigail. - To jest to! Demoniczne Zioło. – Wyciągnęła z plecaka plastikowy woreczek. – Dziękuję, Rajiv. Gregori zastanawiał się, dlaczego Mistrz Han zbierał Demoniczne Zioło. - Dobra robota, Rajiv. – powiedział J.L. – Chodźmy do drugiej bazy. Wszyscy, spakujcie niezbędne rzeczy. Nie martwcie się o śpiwory. Druga baza jest zaopatrzona. Howard, stań na straży przy wejściu. - Dobrze. – Howard wyszedł na zewnątrz i zakrył wejście bambusową ścianką. - Zostanę tutaj. – powiedział cicho Russell. - Nie. – J.L wepchał ubrania do plecaka. – Potrzebujemy wszystkich trzech Wampirów, by teleportować resztę. - Mistrz Han jest blisko. – nalegał Russell. – Musimy go zabić. - Nie zaryzykujemy życia Abigail, żebyś się mógł mścić. – powiedział Gregori. - A co z całą wsią pod kontrolą? – spytał Russell. - Wrócimy później. – powiedział J.L. - Chcę go teraz! – krzyknął Russell. – Ten skurwiel ukradł mi trzydzieści dziewięć lat z mojego życia! Do czasu, gdy wróciłem do domu, moi rodzice i brat umarli, a żona stwierdziła, że zginąłem i wyszła powtórnie za mąż. Abigail się skrzywiła. – Tak mi przykro. Przeczesał palcami swoje krótkie włosy. – Moja córka była dzieckiem, kiedy wyjechałem do Wietnamu. Umarła dwa lata temu w wieku czterdziestu lat na
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
raka piersi. Nigdy jej nie zobaczyłem. Więc tak, chcę zemsty. Kiedy dostanę Mistrza Hana w swoje ręce, wyrwę mu serce i wepchnę mu do gardła! - Hej, - Howard zajrzał za ściankę z bambusów. – Chłopaki, musicie to zobaczyć. Wyszli na zewnątrz. Południowa strona jeziora była oświetlona przez latarki. - Czy to wieśniacy? – spytała Abigail. - Nie sądzę. – Gregori patrzył jak przybysze kładą latarki na ziemi. – To są młodzi ludzie. Ale i tak, dostali się tutaj zbyt szybko. - Skąd wiedzieli, jak nas znaleźć? – spytała. - Dobre pytanie. – mruknął Howard. Latarki zostały umieszczone wzdłuż plaży, aż południowa strona jeziora nie została dobrze oświetlona. Światło sprawiało, że skały błyszczały jak srebrne sztylety. Ludzie byli ubrani w białe kombinezony z czerwoną szarfą dookoła talii i przez czoło. - Myślę, że to żołnierze Mistrza Hana. – powiedział Russell. Abigail podeszła bliżej Gregoriego, a on owinął wokół niej ramię. – Nie przynieśli łodzi, więc jesteśmy na razie bezpieczni. - Wynosimy się stąd. – J.L ruszył ku wejściu do jaskini, kiedy zesztywniał. – Co… Abigail złapała oddech. Grupa żołnierzy skoczyła wysoko w powietrze i każdy z nich wylądował na skałach. Więcej żołnierzy przemieszczało się po jeziorze, skacząc z jednej skały na drugą. Ich skoki były wystarczająco wysokie, że robili salta zanim lądowali na czubkach kamiennych stalagmitów. Kilka skał było płaskich na czubku, więc oni mogli bez trudu utrzymać równowagę. Przycisnęła rękę do piersi. – To nie są umiejętności ludzi.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Chiang – shih. – szepnął Rajiv. - Wampiry. – przetłumaczył J.L. Oni wszyscy byli wampirami? Gregori przełknął. Mogło być ich ze stu. - To wyjaśnia jak nas znaleźli. – mruknął Russell. – Oni słyszą nasz alarm. - Ja nic nie słyszę. – powiedziała Abigail. - tylko wampiry słyszą tą częstotliwość. – Russell wyciągnął urządzenie ukryte blisko wejścia do jaskini i zmiażdżył je butem. Więcej chiang-shih skakało z kamienia na kamień, coraz wyżej, lecąc w powietrzu, by uczepić się czubków bambusów, rosnących po wschodniej stronie jeziora. Łodygi bambusów kołysały się w przód i w tył coraz bardziej, aż zanurzały żołnierzy w wodzie a oni unosili się na powierzchni jeziora. Oni nie tonęli. - Cholera. – Gregori skierował Abigail do jaskini. – Zabierz swój plecak. Idziemy. - Oni chodzą po wodzie? – spytał Rajiv. - Myślę, że lewitują. – powiedział J.L. – Chodź. Lecimy. Wewnątrz jaskini, Gregori zarzucił swój plecak, kiedy Abigail założyła już swój. Nigdy nie był w drugiej bazie, więc musiał polegać na latarni. Owinął ramiona wokół niej, zamyknął oczy i się skoncentrował. - Słyszysz to? – spytał J.L. – Dwa krótkie sygnały dźwiękowe i jeden długi. - Mam. – Przytulił Abigail. – Będzie dobrze, kochanie. Pokiwała głową i owinęła ramiona wokół jego szyi. Wszystko stało się czarne.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dwudziesty szósty Abigail nie pozwoliła Gregoriemu odejść, chociaż już się stamtąd teleportowali. To miejsce było ciemne i zimne, a jej nerwy były nadszarpnięte. Jak wszystko się mogło tak szybko popsuć? Na miłość boską, ona szukała tylko paru roślin. A zamiast tego jest cała wieś pod kontrolą umysłu i armia wampirów ninja. Zadrżała, a ramiona Gregoriego zacisnęły się wokół niej. Było tak ciemno, że nawet nie mogła zobaczyć jego twarzy. - Jesteśmy bezpieczni. – szepnął. Z daleka słyszała szum wody. – Gdzie jesteśmy? - W jaskini w północno-zachodniej części prowincji Yunnan. – odpowiedział jej J.L. Ogień zamigotał, kiedy zapalał lampę naftową. – Wszyscy są? - Tak. – Russell wyjął zza skały latarnię, rzucił ją na ziemię i zmiażdżył butem. J.L posłał mu skrzywione spojrzenie. – Mogłeś to po prostu wyłączyć. Russell groźnie na niego spojrzał. – Miałem ochotę coś rozwalić. J.L wyciągnął telefon z plecaka. – Więc musimy użyć telefonu. – Poszedł w kierunku wejścia do jaskini. – Zadzwonię do Angusa i powiem, co się stało. Howard zapalił drugą lampę naftową. – Mam nadzieję, że moje pączki się trzymają. – Otworzył metalową skrzynię i wyciągnął z niej pudełko z pączkami. Abigail puściła Gregoriego i zdjęła plecak, by wyciągnąć z niego sweter.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Tu jest bardzo zimno. – Zdjęła kurtkę, ubrała sweter i założyła kurtkę z powrotem. - Jesteśmy niedaleko Tybetu. – Russell wyciągnął bluzę z plecaka. – Jesteśmy na dużej wysokości. - Kilka tysięcy stóp po wyżej przeklętego morza. – mruknął Howard, odgryzając kawałek niedźwiedziego pazura. - Przynajmniej znaleźliśmy jaskinię wychodzącą na południe. – Russell założył bluzę. – Unikniemy zimniejszych wiatrów. - I bezpośredniego światła słonecznego. – dodał Gregori, wyciągając sweter z plecaka. - A co z tymi wampirami? – spytała Abigail. - Jesteśmy dwieście mil od nich. – Russell uśmiechnął się. – A nasza latarnia ma jakieś usterki techniczne. - Zastanawiam się, dlaczego oni po nas przyszli. – powiedziała. – Bo znaleźliśmy tą wieś? Albo wszystkie rośliny? Dlaczego Mistrz Han zbiera tak dużo Demonicznego Zioła? - Bo kombinuje coś paskudnego. – warknął Russell. – Ale wkrótce go zabiję i wszyscy poczujemy się lepiej. - Tylko pamiętaj, że priorytetem naszej misji jest ochrona Abigail. – powiedział Gregori, zakładając sweter. - Cholernie tu zimno. – J.L wbiegł z powrotem do środka i włożył telefon do kieszeni. – Angus chce byśmy meldowali się, co dwie godziny. I chce byśmy teleportowali się do Japonii nie później niż jutrzejszej nocy, bez względu na to czy znajdziemy trzecią roślinę czy nie. - Więc lepiej bierzmy się do pracy. – powiedział, Gregori. J.L zwrócił się do Abigail. – Co możesz nam powiedzieć?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Wyjęła zdjęcie z zewnętrznej kieszeni plecaka. – Nazwę tłumaczy się, jako Kwiat Złotych Piasków. To kwitnący krzew, który rośnie po południowej stronie gór, niedaleko rzeki Yangtze. Miejscowi nazywają ją Rzeką Złotych Piasków. - Jiang Jinsha. – szepnął J.L patrząc na zdjęcie, a potem podając Rajivowi. - Teraz tego szukamy? – spytał Rajiv. - Tak. – J.L wyciągnął bluzę ze swojego plecaka. – Teren jest górzysty. A wiatr naprawdę silnie wieje. Jesteśmy nad wąwozem z rzeką Yangtze. Rajiv uśmiechnął się. – To Wąwóz Skaczącego Tygrysa. – Przekazał zdjęcie Russellowi. - Czy ja słyszę Rzekę Yangtze? – spytała Abigail. - Tak. – J.L założył swoją bluzę. – Musisz tu zostać, Abby. Na zewnątrz jest zbyt ciemno. Zesztywniała. – Będzie dobrze. Użyję latarki. J.L potrząsnął głową. – Wiatr jest tak silny, że mógłby cię porwać. Jeden powiew i mogłabyś spaść tysiąc stóp w dół wąwozu. Przełknęła. – W porządku. To poszukam jej w ciągu dnia. - Jak dobrze pójdzie to znajdziemy ją przed świtem i będziemy mogli się wynosić z tego piekła. – powiedział J.L. – Howard, zostaniesz tu z Abby? - Pewnie. – Zaoferował jej pudełko ciastek. – Chcesz pączka? Westchnęła. – Nie. Gregori poprowadził ją głębiej do jaskini. – Wiem jak nienawidzisz, gdy ci się czegoś zabrania, ale to tylko ten jedyny raz. Gdy wrócimy do domu, będziesz mogła pracować nad roślinami. Pokiwała głową i posłała mu zmęczony uśmiech. – Macie rację. To byłoby szalone, bo nie umiem wspinać się po górach po ciemku.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Dobrze. – Pocałował jej czoło. – Życz nam szczęścia, a może wrócimy do domu. - Powodzenia. – Uścisnęła go mocno. Wampiry i Rajiv spakowali się, wzięli latarki z metalowego pudełka i odeszli. Ona zrobiła na zewnątrz parę kroków i patrzyła jak światła latarek poruszają się, gdy faceci przeszukiwali południową stronę góry. Krawędź klifu była dla niej ledwie widoczna, ale słyszała szum wody poniżej. Silny, zimny wiatr wiał na nią, prawie ją przewracając, więc wróciła do jaskini. Pomogła Howardowi przygotować dla każdego śpiwory. Trzy śpiwory zostały rozłożone na tyłach jaskini, a przed nimi składany parawan. Zasłaniał wejście do jaskini od południa, Wampiry wolały upewnić się, że nic się im nie stanie. Howard zapalił oliwny piecyk i jaskinia się trochę ogrzała. Usiedli i czekali aż reszta wróci. Zjedli dwa pudełka pączków zanim faceci wrócili, wyglądając na wyczerpanych i zziębniętych. Przygnębienie na ich twarzach sugerowało, że nie znaleźli trzeciej rośliny. Wampiry wzięły po butelce krwi. Rajiv wypił butelkę wody. - Przykro mi. – Gregori usiadł obok niej, niedaleko piecyka. – Sprawdziliśmy południowe strony trzech gór, ale niczego nie znaleźliśmy. J.L wypił trochę krwi. – W Japonii jest już dzień, więc jest za późno, by się teleportować z powrotem. Musimy zaczekać do wieczora. Jak tylko się obudzimy, spadamy stąd? - Poszukam rośliny, kiedy będziecie spać. – zaoferował Howard. – Rajiv i ja możemy się zmienić. - Jesteś pewny, że jesteśmy tutaj bezpieczni? – spytała Abigail. J.L ziewnął. – Jesteśmy setki mil od poprzedniego miejsca.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- I to była armia wampirów. – dodał Russell. – Oni mogą po nas przyjść tylko w nocy. J.L podał swój telefon Howardowi. – Melduj się, co dwie godziny. Zawsze odbierze jakiś Wampir. Gregori poklepał kolano Abigail. – Kiedy się obudzimy, zabiorę cię do domu Kyo. Będziesz mogła wziąć długą, gorącą kąpiel. - Brzmi cudownie. – Pochyliła się blisko i szepnęła. – Muszę się załatwić. - Pójdę z tobą. – Wstał i chwycił latarkę. Nie oddalili się od jaskini. Odwrócił się, by nie czuła się zakłopotana, ale cieszyła się, że jest w pobliżu na wypadek gdyby jakieś dzikie zwierzęta zdecydowały, że wygląda smacznie. Z powrotem w jaskini, ona i Gregori umyli się w jednym z wiader wody, które chłopaki przygotowali. Ziewnęła. Była zbyt zmęczona i zmarznięta, by przejmować się spaniem koło trupa. Przeniosła śpiwór na tyły jaskini i przytuliła się do Gregoriego. Było późne popołudnie, kiedy obudziła się. Tym razem nie zbzikowała na widok Gregoriego leżącego obok niej. Odgarnęła mu włosy z czoła i złożyła koc. Howard szukał rośliny, a Rajiv ochraniał jaskinię. Gotował wodę na piecyku, by zrobić herbatę. Zjadła na śniadanie kilka pączków i wypiła herbatę. Trzy godziny później, Howard wrócił z pustymi rękoma. Pochłonął sześć niedźwiedzich pazurów i butelkę wody, kiedy zdecydował, że powinien zejść w dół wąwozu, by uzupełnić ich zbiornik słodkiej wody. - Oszalałeś. – powiedział Rajiv. – Do rzeki biegnie długa droga w dół. Zbyt ciężka dla niedźwiedzia.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Założysz się? – warknął Howard. – Tylko, dlatego, że jest to Wąwóz Skaczącego Tygrysa nie oznacza wcale, że jest tylko dla tygrysów. Rajiv prychnął. – Nie zejdę tam. To za daleko. Rzeka jest niespokojna. Pozwól Wampirom się teleportować po wodę. Howard odchrząknął. – Pokażę ci jak to zrobić. – Chwycił wiadro, zmierzając do wyjścia. Nagle się zatrzymał. Wiadro wypadło mu z ręki i z łoskotem uderzyło o ziemię. Przykucnął. – Święte gówno! Nie wierzę w to. - Co? –Rajiv podbiegł do niego. Howard pociągnął go w dół. – Nie pokazuj się im. - Komu? – Serce, Abigail waliło, kiedy powoli do nich podeszła. Kucnęła przy dwóch zmiennokształtnych i serce podskoczyło do gardła. Po drugiej stronie wąwozu, na szczytach gór, zbierała się armia Mistrza Hana. Coraz więcej się ich pojawiało wzdłuż grzbietów gór, wszyscy ubrani na biało. Końce ich czerwonych pasów trzepotały na wietrze. Krew jej zamarzła. Musiało być ich ze stu! - Jak… jak oni mogą poruszać się w dziennym świetle? Myślałam, że to wampiry. - Może to inni faceci. – zasugerował Rajiv. – Może Mistrz Han ma armię i wampirów i ludzi. W jej wnętrzu rosła panika. Zacisnęła dłonie i zamknęła oczy. Nie strać tego. Zrobisz gorsze rzeczy, jeśli to stracisz. Otworzyła oczy, ale armia nadal stała wzdłuż grzbietu. - Jak oni nas znaleźli? – spytał Rajiv. – Jak dostali się tu tak szybko? - Nie wiem. – powiedział miękko Howard. – Ale oni tu są i musimy się nimi zająć.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Abigail złapała oddech, kiedy kilku żołnierzy skoczyło w dół wąwozu. Oni muszą być samobójcami! Ale nie, oni lądowali na skalnych półkach sto stóp niżej. Inni skakali ze skały na skałę, nawet robiąc fikołki w powietrzu. - Święte gówno. – szepnął Howard. – To są ci sami faceci. Mogą poruszać się jak wampiry, ale to śmiertelnicy. - Jak oni to robią? – zastanawiała się głośno Abigail. – Oni mają nadprzyrodzone moce. - Chcą przeskoczyć wąwóz. – powiedział Rajiv. – Znajdą nas. Howard wziął głęboki oddech. – Musisz iść. Zostanę tutaj, by chronić bazę. Możesz się zmienić i przeskoczyć wąwóz. - Nie zostawię ciebie i panienki Abby samych. – syknął Rajiv. - Musisz! – Howard przypiął do telefonu smycz i założył ją na szyi Rajiva. – Uciekaj stąd i zadzwoń do Angusa. Znajdzie nas po chipach, które Wampiry mają… Och, cholera. Ci bękarci znaleźli nas. Rajiv zwrócił się, do Abigail. – Idziesz ze mną? Potrząsnęła głową, a w jej oczach zalśniły łzy. – Spowolnię cię. I nie umiem przeskoczyć wąwozu. Howard poklepał go po plecach. – Leć! Liczymy na ciebie. Rajiv upewnił się, że telefon się trzyma. – Niech Bóg będzie z wami. - I z tobą. – Abigail go przytuliła. Wyszedł z jaskini, trzymając się nisko na nogach. Ona szeptała modlitwę, by był bezpieczny i udało mu się osiągnąć cel. Z powrotem spojrzała na składany parawan. Wampiry leżały tam martwe i nieświadome.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Popatrzyła na niebo. Słońce zbliżało się ku zachodowi. – Ile jeszcze zostało do zachodu słońca? - Z godzinę. – odpowiedział Howard. – Ale armia, w tempie, jakim się porusza, dotrze tu za piętnaście minut. Więc Wampiry nie mogły ich stąd teleportować. Drżały jej ręce, więc zacisnęła je w pięści. – Przewyższają nas liczebnie. - Mogę zabić trzydziestu albo czterdziestu z nich zanim mnie wykończą. – Howard spojrzał na nią ponuro. – Ale wtedy zostaniesz z nimi sama, a oni będą bardzo wściekli. Poczuła skurcz żołądka. – Nie mamy żadnego wyboru. Będziemy musieli się poddać.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dwudziesty siódmy
Uważaj. – szepnęła Abigail, kiedy Howard spojrzał w przepaść. – Widzisz rzekę? - Tak. – Leżał na brzuchu, trzymając się krzaka, by nie spaść z klifu. Już się nie bali, że nadchodząca armia ich zobaczy. To było oczywiste, że żołnierze idą po nich. Oczywiste było też to, że żołnierze mimo swoich zadziwiających umiejętności, nie mogli się teleportować. Inaczej po prostu teleportowaliby się przez rzekę. Howard opisywał jak kilku z nich niewiarygodnie skakało przez wąwóz, a niektórzy stali nad rzeką, przygotowując się do skoku. Ona miała nadzieję, że Rajiv znalazł miejsce, w którym żołnierze go nie zauważą. - Widzę go. – Howard nieco się uspokoił. – Jest w dole rzeki. Tam jest szerzej, ale w rzece są ogromne głazy. Tak! Wylądował na jednym z nich. - Jest pod postacią tygrysa? - Och tak. Musiał rozebrać się przed zmianą, ale jestem pewny, że telefon ma zawieszony na szyi. Tam jest. Skoczył na inną skałę. Tak! Jest na drugiej stronie. On… Nie widzę go. – Howard szybko wrócił. – Nic więcej nie możemy zrobić. Musimy czekać. Przełknęła. Czekać, na co? Czego Mistrz Han od nich chce? Howard usiadł przy wejściu do jaskini, patrząc na zbliżającą się armię. Ona nie mogła tak zrobić. To było zbyt stresujące, więc wróciła do jaskini, by usiąść przy piecyku.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Jej myśli goniły i pierwsze, co jej przyszło do głowy to ostrzeżenie J.L o Diabelskim Ziele. Ci, którzy poszli tego szukać, już nigdy nie wrócili. Dlaczego tak się działo? To musiało mieć związek z zombie we wsi i plantacjami Diabelskiego Zioła. Czemu Mistrzowi Han tak na tym zależało? Ze swoich studiów wiedziała, że rośliny mogą podnosić odporność i wzmocnić organizm przed różnymi chorobami. Sama miała nadzieję, że to pomoże jej matce, a może nawet ją wyleczy. Ale czy ona kiedykolwiek wróci do domu? Znowu zobaczy rodzinę? I będzie miała okazję cieszyć się swoją przyszłością z Gregorim? Ci, którzy poszli tego szukać, już nigdy nie wrócili. Nie chciała umrzeć. Chciała znowu zobaczyć rodzinę. I znowu przytulić się do Gregoriego. Na ścieżce rozległ się chrupot żwiru. Żołnierze byli coraz bliżej. Słońce zachodziło i temperatura spadała, ale ona wiedziała, że ciarki przechodzące jej po plecach spowodowane są bardziej strachem niż zimnem. Zerknęła na parawan. Przynajmniej słońce nie dostawało się do jaskini. Jeśli żołnierze zniszczyliby parawan, Gregoriemu i dwóm innym Wampirom nic by się nie stało. Usłyszała na hałas z zewnątrz i podskoczyła. – Och Boże. – Przycisnęła rękę do walącego serca, kiedy wszedł Howard. - Są blisko. – Kucnął obok niej. – Słońce już zaszło w Japonii, więc jak Rajiv zadzwoni, to Angus będzie czekał w pogotowiu. Ściągnie każdego Wampira i zmiennokształtnego, jakiego zdoła znaleźć. Mogą wyśledzić Wampiry, więc nas znajdą. Tylko nie możemy dać się rozdzielić i zyskać trochę na czasie. Pokiwała głową czując ulgę.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kroki się zbliżały. Howard wstał. – Są tutaj. Serce jej stanęło, a ręce zacisnęły w pięści. Nie strać tego. Musiała być twarda. Radź sobie z tym jak Gregori. Zerknęła na parawan. Wampiry były teraz bezradne. Musiała być silna i pomóc Howardowi ich ochronić. Nie była wojownikiem, więc jej najlepszą bronią był umysł. Musiała się skupić. Czterech żołnierzy z mieczami weszło do środka. Howard podniósł ręce do góry. – Poddajemy się. Abigail wstała i również uniosła ręce. Zyskać na czasie. – Chcemy zobaczyć się z Mistrzem Hanem. Żołnierze popatrzyli na nią. Nie była pewna czy któryś z nich rozumiał angielski, ale musiała spróbować. – Jestem naukowcem. Mam propozycję dla Mistrza Hana. – Nie miała nic, ale wymyśliłaby coś, gdyby się udało. Czterech najwyższych żołnierzy powiedziało coś w chińskim języku, a dwóch wyciągnęło miecze i związali ręce Howardowi za plecami. Unieszkodliwili go i zmusili do siedzenia. Więcej żołnierzy zebrało się na zewnątrz. Zachodzące słońce odbijało się w ich mieczach. Ogromny wojownik przepchnął ich i wszedł do jaskini. Rozpoznała w nim Sawata. Wszyscy żołnierze skłonili głowy, więc widocznie był ich liderem. Jego złowrogie spojrzenie padło na Howarda i na nią z tyłu jaskini. Podszedł do niej i przewrócił parawan. Spojrzał na trzy Wampiry. – Chiang-shih. – mruknął, kiedy zwrócił się do siedzącego Howarda. – Gdzie jest tygrys? - Cieszę się, że nauczyłeś się wreszcie angielskiego, Sawat. – uśmiechnął się Howard. – Ale myślę, że twój głos jest o oktawę wyższy.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Z warknięciem, Sawat wyciągnął nóż i przyłożył go do gardła Howarda. – Gdzie jest tygrys? Howard popatrzył na niego. Abigail skrzywiła się, kiedy kropla krwi spłynęła po szyi Howarda. – Nie ma go tu. Nie przyjechał z nami. Sawat parsknął. – On tutaj jest. Znajdę go. – Wyszedł na zewnątrz i wydawał rozkazy po chińsku. Grupa żołnierzy wyruszyła. Sawat został przed jaskinią, obserwując góry, bez wątpienia szukając Rajiva. Przysunęła się do Gregoriego. Wysoki żołnierz zauważył to i skinął na piecyk. – Usiądź tutaj. Albo będziemy musieli cię związać. - Mówisz po angielsku? – spytała, kiedy usiadła przy piecyku. Zignorował ją i zawołał coś do Sawata. Sawat wydał rozkaz, stojąc na zewnątrz i dwóch żołnierzy weszło do jaskini niosąc czarne pudło ze złotymi zdobieniami. Poszli prosto na tyły jaskini. Uniosła się, wyciągając szyję, by zobaczyć, co oni wyciągali z pudełka. Wyglądało na dwie metalowe obręcze połączone krótkim, grubym łańcuchem. Żołnierze zatrzasnęli je na nadgarstkach Wampirów i zamknęli na klucz. Kiedy obręcze nie pasowały na nogi, zdjęli im buty i założyli je na gołe kostki. W butach i na ciele Wampirów znaleźli noże. Zebrali je wraz z karabinami i pistoletami i ułożyli przed wejściem do jaskini. - Kajdanki są ze srebra. – wyjaśnił wysoki żołnierz. – To powstrzyma ich przed teleportowaniem się. - I piekielnie poparzy, jeśli będą próbowali się uwolnić. – powiedział głos z brytyjskim akcentem przed jaskinią.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Wychyliła się do przodu. Mężczyzna stojący obok Sawata był ubrany w czarne skórzane spodnie, czarną koszulkę i długi czarny skórzany płaszcz. Czy to był Mistrz Han? Jego ubranie nie było zakurzone jak u żołnierzy, którzy przeskakiwali kanion i tarzali się w ziemi. Jego czarne włosy sięgały ramion, ale nie wyglądał na Azjatę. - Lord Darafer. – szepnął Sawat, kłaniając się. Inni żołnierze też się ukłonili, kiedy przybysz przechodził przez jaskinię. Wlepili wzrok w ziemię, jakby bali się spojrzeć wyżej niż jego kolana. Rozejrzał się dookoła błyszczącymi zielonymi oczyma i uśmiech zagościł mu na ustach. - Mój panie. – Wysoki żołnierz ukłonił się. Darafer skrzyżował ramiona i głęboko westchnął. – Wu Shen. - Tak, mój panie. – Wysoki żołnierz ukłonił się ponownie. - Wiesz, jak nienawidzę ludzkich błędów. Wojownik zbladł. – Tak, mój panie. - A jednak wystawiasz na próbę moją cierpliwość. A nie mam w ogóle cierpliwości. Wu Shen skłonił się. – Wybacz, mój panie. Darafer skinął na Howarda. – To niedźwiedziołak. Mógłby się zmienić i urwać ci głowę. Oczy Wu Shen się rozszerzyły. Powiedział coś szybko do żołnierzy z czarnym pudłem. Oni pognali do Howarda i zatrzasnęli mu obręcze na nadgarstkach. Kiedy chcieli zamknąć mu je dookoła kostek, warknął na nich, a oni odskoczyli. Darafer zachichotał. – Nie bójcie się. Niedźwiedź teraz nie może się zmienić. – Jego oczy zabłyszczały niczym szmaragdy. – A nawet, jeśli, to dla mnie nie byłby przeszkodą.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Abigail złapała głęboki oddech, kiedy żołnierze zatrzasnęli obręcze dookoła kostek Howarda. Darafer mógłby pokonać niedźwiedzia, Kodiaka? Miał niesamowite oczy i widać, że żołnierze się go bali. Miała dziwne przeczucie, że on nie był człowiekiem. Więc kim on był? Był jeszcze dzień, więc nie był wampirem. Przechadzał się po jaskini i udał się do wejścia. – Sawat. - Tak, mój panie. – Sawat podszedł i ukłonił się. - Naliczyłem pięciu więźniów. Sawat zbladł. – Tak, mój panie. - A jednak w swoim sprawozdaniu przedstawiłeś, że w poprzedniej jaskini było sześć śpiworów. I tutaj też naliczyłem sześć. Czy kogoś brakuje? Sawat przesunął się. – Tygrysołak być może uciekł. - Przez Wąwóz Skaczącego Tygrysa? – Darafer zachichotał. – Nieźle. Sawat wyglądał na uspokojonego. – Tak, mój panie. Twarz Darafera stężała. – Spieprzyłeś to. Idź, poszukaj go w kanionie. – Wyciągnął rękę i wybuch powietrza uniósł Sawata do góry i zdmuchnął go z klifu. Jego krzyk rozbrzmiał w wąwozie i nagle się urwał. Ciarki przeszły przez Abigail. Żołądek jej się ścisnął. Darafer nie był człowiekiem. Odwrócił się do wysokiego żołnierza i uśmiechnął się. – Dobra wiadomość, Wu Shen. Awansowałeś. Wu Shen ukłonił się, a jego twarz zbladła. – Jesteś najłaskawszy, mój panie. - Nie wspominaj o tym. – Darafer przyjrzał się jaskini, a jego zielone oczy błyszczały.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
– Tak… mamy zmiennokształtnego, który nie może się zmienić, trzy Wampiry, które nie mogą się teleportować i… - Jego spojrzenie padło na Abigail. – I kochającą córkę, która nie może uratować swojej matki. Cofnęła się. Podszedł do niej. – Aż tak jesteś zdesperowana, Abigail Tucker? Mógłbym ją uratować, wiesz. To mogłoby być zabawne, gdyby twój ojciec był moim dłużnikiem. - Nie rozmawiaj z nim. – warknął Howard. Darafer zerknął na niego i uśmiechnął się. – Niedźwiedź wie, kim jestem. – Jego spojrzenie powróciło do Abigail, a jego oczy stały się chłodne. – Masz coś, co do mnie należy. Potrząsnęła głową. – Nigdy przedtem cię nie spotkałam. Uśmiechnął się. – Sześć lat temu byłem na wiecu twojego ojca, kiedy jakiś mężczyzna zakradł się z rewolwerem. Niestety, za bardzo się z tym obnosił i go złapali. Nienawidzę ludzkich błędów. – Nagle, jego oczy stały się czarne i ona złapała oddech. Wyciągnął rękę do jej plecaka. Suwak się rozpiął i plastikowy woreczek z Demonicznym Ziołem przyleciał w jego ręce. Zachichotał, a jego oczy znowu były zielone. – Nie na darmo nazywają to Demonicznym Ziołem. Demon. Zacisnęła pięści, by powstrzymać drżenie. Jak mogli uciec demonowi? On wydawał się wiedzieć wszystko. Od razu wiedział, kim był Howard. Kim była ona. Serce jej stanęło. Wykorzystując człowieka, próbował sześć lat temu zabić jej ojca. Darafer wyciągnął Demoniczne Zioło i powąchał je. – Najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek stworzyłem. – Wzruszył ramionami. – Wiem. Myślisz, że tylko Wielki Kahuna16 może tworzyć. To prawda, ale do pewnego stopnia. – Potarł 16
Kahuna – osoba posiadająca tajemniczą moc i umiejętności, których nie posiadali inni. (przyp. tłum.)
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
liść Demonicznego Zioła między palcami. – Potrafię wziąć coś, co On stworzył i zmienić, zepsuć. Przez wieki dobrze się bawiłem tworząc choroby i plagi. Wtedy przyszło mi na myśl, że zamiast sprawiać, żeby ludzie byli słabi i bezużyteczni, czemu nie zrobić coś przeciwnego? Dlaczego nie zrobić czegoś, co zmieni ludzi w supermanów? Których kontroluję, oczywiście. – Wepchnął Demoniczne Zioło do kieszeni płaszcza. – Wyobraź sobie jak wiele bólu i rozpaczy mogę zasiać na świecie, na którym kontroluję armię nadludzi? - Myślałem, że to armia Mistrza Hana. – mruknął Howard. - On dostarcza ludzi. Ja… ich ulepszam. Napój, który robię z Demonicznego Zioła daje im wspaniałe umiejętności i nadzwyczajną moc uzdrawiania się. – Machnął ręką. – Ale nudne są przyziemne szczegóły i szkolenie armii. Zostawiam to Mistrzowi Han. Bylibyście zdumieni jak wielu ludzi jest skłonnych, by oddać duszę za szansę bycia Supermanem. – Podszedł do Howarda. – A ty? Chcesz się przyłączyć do zwycięskiej drużyny? - Wracaj do piekła. – warknął Howard. Darafer uśmiechnął się. – A kto mnie zmusi? – Spojrzał z powrotem na Wu Shen. – Niech Mistrz Han zdecyduje, co z nimi zrobić. - Tak, mój panie. – Wu Shen skłonił się. - Ale trzymaj dziewczynę przy życiu. Ma dobre znajomości. – Darafer uśmiechnął się do Abigail. – Daj mi znać, czy twój ojciec chce zawrzeć umowę. Mógłbym uratować twoją matkę. Uniosła podbródek, by być tak odważna jak Howard. – Wracaj do piekła. Zachichotał. – Właściwie to myślę, że pójdę odwiedzić twoją matkę. Jaka szkoda, że mogłoby się jej pogorszyć. – Zniknął. Serce Abigail stanęło. On naprawdę skrzywdziłby jej matkę? Oczywiście, że tak. Czy nie to robiły demony? - Zabił Sawata. – powiedział cicho Howard, patrząc na Wu Shen. – Następnym razem, gdy się wścieknie, będzie twoja kolej.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Wu Shen zacisnął usta. – Myślisz, że to mnie ruszy? Nasze ciała należą do Mistrza Hana. To zaszczyt mu służyć i umrzeć dla niego. - A demon? – spytał Howard. Wu Shen odwrócił się. – On ma nasze dusze. Howard parsknął. – Więc lepiej miej nadzieje, że nigdy nie umrzesz. Wu Shen wyszedł na zewnątrz i stanął na skarpie. Abigail wymieniła spojrzenie z Howardem i nieznacznie pokiwała głową. Może byliby w stanie dotrzeć do Wu Shena. Modliła się po cichu, by wszyscy przeżyli. Łącznie z jej matką. Wu Shen wszedł do jaskini. – Słońce zachodzi. Chiang-shih będą potrzebowali krwi. - Krew w butelkach jest w lodówce z lodem. – Skinęła na nią. – Mogłabym im ją podać. Pokiwał głową. – To będzie najlepsze rozwiązanie. Nie będą chcieli cię zaatakować. Podeszła do lodówki z lodem i wyjęła trzy butelki. Potem przesunęła swój śpiwór obok Gregoriego. Gdy ostatnie promienie słońca znikły, przed wejściem do jaskini zostały ustawione latarnie. Wu Shen zapalił lampy naftowe, kiedy wydawał rozkazy. Trzech żołnierzy wyciągnęło miecze i stanęli przed Wampirami. Dwóch obserwowało Howarda. Wampiry zadrgały i ich płuca wypełniły się powietrzem. Ich oczy się otworzyły. - Posłuchajcie. – szepnęła Abigail. Gregori sięgnął do niej, ale łańcuch ograniczył mu ruchy. – Co… - Usiadł, a na jego twarzy malował się niepokój. J.L i Russell podnieśli się do pozycji siedzącej i wszystkie trzy Wampiry przeklęły, próbując się uwolnić.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Zostaliśmy schwytani. – Abigail odkręciła zakrętkę butelki Gregoriego i wcisnęła mu ją do ręki. – Armia Mistrza Hana przyszła tu podczas dnia. - Jak? – spytał J.L, obserwując żołnierzy. - Oni są śmiertelni. – Abigail odkręciła butelkę J.L i podała mu ją. – Ale mają nadludzkie zdolności. Mogą lepiej słyszeć. – dodała cicho, by chłopaki uważali na to, co mówią. - Cholera. – szepnął Gregori, kiedy wypił trochę krwi. - Howarda też schwytali. – Abigail podała butelkę Russellowi. – Mają całą naszą piątkę. Faceci nie odzywali się, ale zobaczyła w ich oczach blask satysfakcji, że Rajiv uciekł. - Zabrali wszystkie wasze bronie, a kajdanki są ze srebra, żebyście nie mogli się teleportować. A Howard nie może się zmienić. – Zerknęła na żołnierzy. Nie słuchali tego, co ona mówiła. - Mistrz Han nie pracuje sam. Pomaga mu demon. - Demon? – spytał J.L. - Nazywa się Darafer. On zbiera Demoniczne Zioło, by robić napój, który daje ludziom nadzwyczajne zdolności. - Więc paskudny wampirzy łajdak współpracuje z demonem. – Gregori przełknął trochę krwi. – Jesteśmy w wielkim gównie. - Mogło być gorzej. – wymamrotał J.L. - Niby jak? – spytał Gregori, mrużąc oczy na widok żołnierzy. J.L wzruszył ramionami. – Mogliśmy nie żyć. - Ma rację. – Russell rozłożył ręce, sprawdzając wytrzymałość łańcuchów. – Dopóki jesteśmy żywi, możemy walczyć.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Dokładnie. – Gregori wypił ostatni łyk krwi i odrzucił butelkę na bok. – Jaka szkoda, że zabrali całą naszą broń. – Posłał znaczące spojrzenie pozostałym Wampirom. Russell i J.L pokiwali głowami i odstawili butelki. - Jaka szkoda, że związali Howarda. – powiedział głośno Gregori. – Teraz będzie naprawdę wściekły. Howard ryknął, podnosząc się, a wszyscy żołnierze spojrzeli na niego. Z wampirzą szybkością, Gregori, Russell i J.L wyciągnęli noże spod ich śpiworów. Zanim Abigail się obejrzała, trzech strażników nie żyło, leżąc na ziemi z nożami wbitymi w klatkę, a Wampiry zabrały im miecze. - Odłóżcie je albo on zginie! – Wu Shen trzymał pistolet wycelowany w głowę Howarda. Dwóch innych strażników przyłożyli miecze do jego pleców. Wampiry zamarły. Kiedy Wu Shen uniósł pistolet, oni rzucili miecze na ziemię. Posłał im oburzone spojrzenie. – Myślicie, że możecie uciec zabijając tylko trzech strażników? Ze stu czeka na zewnątrz. I każdy sądzi, że to zaszczyt umrzeć dla Mistrza Hana. - Dobrze powiedziane, Wu Shen. – stłumiony głos zabrzmiał na zewnątrz jaskini. - Mistrz Han. – Cofnął się i skłonił głowę. – Mamy więźniów, których chciałeś.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dwudziesty ósmy
Cholera. Zabił człowieka. Spojrzenie Gregoriego przesuwało się pomiędzy trupem, a nożem wystającym z klatki piersiowej człowieka. Ian ostrzegał go, kiedy zaczynał lekcje szermierki i sztuk wojennych. Raz wdasz się w walkę, a musisz zabić, by przeżyć. Przez rok, Gregori psychicznie się do tego przygotowywał. Chciał być w formie, jeśli nastąpiłaby bitwa z Malkontentami, by walczyć u boku przyjaciół. A to oznaczało zabijanie Malkontentów. Pogodził się z tym. Mimo wszystko, Malkontenci byli brutalnymi wampirami, którzy torturowali i zabijali ludzi. Zasługiwali na śmierć. Przebicie im serca zamieniało ich tylko w kurz. Jeden silny podmuch wiatru i pył się ulatniał. Żadnych ciał. Żadnego zabójstwa. Żadnych wyrzutów sumienia. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że będzie musiał zabić człowieka. To ciało nie zniknie. W kałuży krwi, leżał tam martwy człowiek, a jego niewidzące oczy były szeroko otwarte. Gregori zacisnął pięści i się odwrócił. Teraz jesteś wojownikiem. Pogódź się z tym. Musiał chronić Abigail, dostarczyć ją bezpiecznie do domu, wszystkich dostarczyć bezpiecznie do domu. Ich pierwsza próba zawiodła, ale on pozostał czujny i przygotowywał się do następnej okazji. Nowa grupa żołnierzy weszła do jaskini i zabrała miecze, które upuścili on, Russell i J.L. Nawet wyciągnęli noże z piersi martwych facetów, na wszelki wypadek, gdyby Gregori i jego przyjaciele chcieli ich ponownie użyć. Abigail była blada i zaciskała ręce razem, więc posłał jej uspokajające spojrzenie. Nadal mieli kilka asów w rękawie. Rajiv uciekł. Jeśli dotarłby do
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
plemienia swojego dziadka, mieliby grupę tygrysołaków przygotowanych do bitwy. Rajiv zdołałby zadzwonić do Angusa albo miejsca meldunku, nieważne – tak czy inaczej, Angus wiedziałby, że mają kłopoty. I mógłby ich znaleźć dzięki chipom w ich nadgarstkach. Żołnierze weszli do środka, sprzątając bałagan, by Mistrz Han mógł wejść do jaskini. Był wysoki. I szczupły. To wszystko, co mógł stwierdzić Gregori, gdyż jego ciało zostało okryte czarnymi jedwabnymi szatami z czerwonym kapturem przyozdobionym złotym haftem. Jego twarz została ukryta w cieniu kaptura, ale miał na sobie złotą maskę. Nic dziwnego, że jego głos był stłumiony. - Mistrz Han i trzej wampirzy lordowie. – ogłosił Wu Shen. – Pan Ming, Pan Qing i Pan Liao. Trzy azjatyckie wampiry weszły za Mistrzem Hanem. Oni też byli ubrani w lejące się jedwabne szaty, ale ich głowy nie były przykryte. Ich włosy były długie i splecione w warkocz opadały na plecy. Każdy z nich oparł ręce na biodrach. Gregori pomyślał, że nie musieli do wielu czynności używać rąk, gdyż ich paznokcie miały około sześciu cali, były zakrzywione i żółte. Odrażające. Popatrzył na twarz Abigail i mógł stwierdzić, że się z nim zgadzała. Ciężko było powiedzieć, co myślał Mistrz Han, bo nosił tę głupią złotą maskę, ale Gregori widział jego brązowe oczy przesuwające się od Howarda do tylnej części jaskini. Jego spojrzenie minęło, Gregoriego i padło, na Abigail, a potem na J.L i Russella. Zamarł. - Gnojek. – mruknął Russell. Pan Ming powiedział coś po chińsku i Pan Qing się z tym zgodził. - Chcą nas zabić. – szepnął J.L. - Pan Ming, Qing i Dingaling mogą mi naskoczyć. – warknął Russell. Mistrz Han uniósł dłoń w czarnej rękawiczce i wskazał na Russella. – On jest mój. Nosi mój znak.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Trzej wampirzy lordowie szeptali z niedowierzaniem. - Pokaż swój znak. – rozkazał Mistrz Han stłumionym głosem. – Widać, że należysz do mnie. Russell patrzył na niego, nie ruszając się. Żołnierz podszedł, aby chwycić jego prawą rękę, ale on wyrwał mu ją. Mistrz Han skinął na Howarda, by znowu mu przyłożyli nóż do gardła. - Teraz, niewolniku. – Mistrz Han wrócił do Russella. – Pokaż mi swój znak. Russell podwinął rękaw, by odkryć tatuaż. – To nic nie znaczy, dupku. - Przeciwnie, oznacza, że utrzymam cię przy życiu, dopóki nie dostanę tego, co moje. – Mistrz Han wyciągnął trzy strzykawki z haftowanej torby przywiązanej do pasa. Podał je żołnierzowi i po chińsku wydał mu rozkaz. Żołnierz podszedł do nich ze strzykawkami. Gregori przybrał wojenną pozę, a obok Russell i J.L zrobili to samo, chociaż przeszkadzały im łańcuchy. - Zostań z tyłu. – szepnął do Abigail. Mistrz Han podniósł rękę – Cicho. Musicie mieć podane środki uspokajające, byśmy mogli zdjąć wam kajdany i teleportować was. - Nie musimy nic dla ciebie robić. – warknął Gregori. - Środek uspokajający nic wam nie zrobi. – odpowiedział Mistrz Han. – Ale wasza odmowa może odbić się szkodą dla waszego przyjaciela. – Skinął na Howarda. – Nie obchodzi mnie czy przeżyje. Gregori zacisnął ręce w pięści. Cholera. Jaki mieli wybór jak nie współpraca? Musieli utrzymać Howarda przy życiu. I musieli zyskać na czasie. Bez zdolności do teleportacji nie było żadnego sposobu, by uciec z jaskini, nie z tłumem
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
żołnierzy czekającym na zewnątrz. Ale, jeśli pozwolą Mistrzowi Han zabrać ich w inne miejsce, to może łatwiej będzie im uciec. A z wszczepionymi urządzeniami samonaprowadzającymi, Angus nadal byłby w stanie ich znaleźć. Jeden z wampirzych lordów szepnął coś po chińsku do Mistrza Han. - Ty. – Mistrz Han wskazał na Abigail. – Podejdź bliżej. Abigail zesztywniała i posłała Gregoriemu zaniepokojone spojrzenie. On odwrócił się do Mistrza Han. – Zostaw ją w spokoju, a będziemy współpracowali. - Będziecie współpracowali albo go zabijemy. – Mistrz Han skinął na Howarda. Gregori patrzył na niego. – Jeśli ją skrzywdzisz, zabiję cię. Mistrz Han zachichotał, a dźwięk rozbrzmiał odbijając się od maski. – Nie jestem nią zainteresowany. To Pan Ming jej chce. Pan Ming powiedział coś po chińsku i Gregori posłał pytające spojrzenie J.L. - Mówi, że ma dziewiczą szyję. – szepnął J.L. – Chce ugryźć ją pierwszy. - Ty dupku. – Gregori dopadł Pana Ming z wampirzą szybkością, rozkładając łańcuch i przyciskając go do szyi Pana Minga. Srebro spaliło mu skórę. Pan Ming odskoczył, krzycząc z bólu, kiedy dwaj żołnierze przewrócili Gregoriego i przyłożyli miecze do jego piersi. Mistrz Han pochylił się nad nim. – Nie nosisz mojego znaku. Nie szkoda by mi było cię zabić. - To uczucie jest odwzajemnione. – warknął Gregori, chcąc zrzucić złotą maskę z twarzy Hana i rozpruć mu gardło. - Gregori. – Abigail podbiegła do niego ze łzami w oczach. – Proszę… - Żołnierz chwycił ją i przycisnął nóż do jej szyi.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Doskonale. Mam nadzieję, że wszyscy są w bardziej ugodowym nastroju. – Mistrz Han odwrócił się do żołnierza ze strzykawkami i wydał mu rozkaz po chińsku. Żołnierz zbliżył się do Russella i J.L i wskazał im ręką, by usiedli. Gdy to zrobili, wbił im strzykawki w szyje i nagle obaj osunęli się na ziemię. Oczy Gregoriego i Abigail się spotkały. Serce mu się ścisnęło. Wyglądała na bardzo bladą i przestraszoną. - Kocham cię. – szepnął, kiedy strzykawka wbiła się w jego szyję. Jaskinia zawirowała wokół niego i wszystko stało się czarne.
Abigail zanurzyła się aż po brodę w wannie gorącej wody. Może, jeśli będzie spokojna, zapomną o niej. Była w domu Mistrza Han już z dwadzieścia minut jak szacowała. Trzej wampirzy lordowie teleportowali Russella, J.L i Gregoriego, gdy usunęli im srebrne łańcuchy. Nie miała pojęcia, gdzie oni byli. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie twarz Gregoriego, pamiętając słowa miłości, które szepnął i niepokój w jego oczach. Żołnierze uderzyli Howarda w głowę tak mocno, że pojawiła się krew i stracił przytomność. Zdjęli mu srebrne łańcuchy, kiedy Pan Liao wrócił, aby go teleportować. Pan Ming wrócił po nią. Chwycił ją za rękę swoimi paskudnymi żółtymi paznokciami, a od jego oddechu zemdliło ją. Nawet teraz, przypominając to sobie, wzdrygnęła się i sięgnęła po mydło, by umyć się już z piąty raz. Pan Ming teleportował ją na dziedziniec, gdzie około trzydziestu żołnierzy ćwiczyło sztuki walki. Wu Shen i setka jego żołnierzy nadal byli nad rzeką Yangtze, bo, jak zakładała, nie umieli się teleportować. Jak dobrze pójdzie, to zajmie im chwilę dotarcie do domu Mistrza Han. Kiedy Mistrz Han pojawił się na dziedzińcu, grupa żołnierzy zamarła i padła na ziemię w pokłonie. On nic nie powiedział, tylko odwrócił się i wszedł na schodki prowadzące do czegoś przypominającego buddyjską świątynię.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Pan Ming wciągnął ją do jakiegoś budynku stojącego w szeregu domków. Skierował ją dalej korytarzem i popchnął do pokoju, który zamieszkiwały trzy kobiety. Harem, stwierdziła, kiedy zobaczyła, że kobiety były młode i ładne i miały pełno śladów ugryzień na szyjach. Zdenerwowały się na nią i chociaż ona nie chciała współpracować, to wizja wanny wypełnionej gorącą wodą kusiła po nocy spędzonej w zimnej jaskini. - Gotowa? – spytała ją jedna z młodych kobiet, która jako jedyna znała podstawy angielskiego. - Jeszcze pięć minut. – Abigail podniosła rękę, by pokazać pięć. - Nie. Musimy być gotowe. – Młoda kobieta skinęła na inne kobiety, które przyniosły jej piękne kolorowe jedwabne szaty i haftowane baleriny. – Będziesz to dzisiaj nosiła dla Pana Ming. – wyjaśniła kobieta. Abigail wyszła z wanny i chwyciła pobliski ręcznik. – Widzisz, uh… jak masz na imię? - Jestem Mei Li. - Mei Li, jestem Abby. - Abby. – Wszystkie panie ukłoniły się i powtórzyły jej imię. - Cieszę się, że was poznałam. Dobra, ubiorę się, by nie uciec stąd nago. Ale nie zamierzam pozwolić, by ten czubek mnie ugryzł. Mei Li wyglądała na zdezorientowaną. – To zaszczyt karmić Mistrza Han i wampirzych lordów. - Myślę, że bardziej honorowe byłoby pozwolić im się zagłodzić. Oczy Mei Li się rozszerzyły. – To zaszczyt służyć Mistrzowi Han i wampirzym lordom. Abigail westchnęła. – Zrobili ci pranie mózgu, prawda? Mei Li jeszcze raz skinęła na jedwabne szaty. – Chodź, pomożemy ci się ubrać.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Abigail wślizgnęła się w białą jedwabną halkę, a potem owinęła kolorową szatą i zawiązała szarfę. Jej umysł gonił, próbując znaleźć wyjście z tej sytuacji. - Nie bój się. – Mei Li poprawiła jej pasek. – Pan Ming będzie uprzejmy. Bierze tyle samo, co Mistrz Han. - Byłaś wcześniej u Mistrza Han? Mei Li pokiwała głową. – Ale dzisiaj wieczorem idę z Ping i Genji. Będziemy karmiły amerykańskich chiang-shih. Abigail zacisnęła pięści. Jedna z tych ładnych kobiet zaoferuje swoją szyję Gregoriemu? Po jej trupie. – Powiem ci prawdę, jeden z amerykańskich chiangshih jest moim chłopakiem. Kochamy się. Mei Li pochyliła głowę, a jej oczy się zmrużyły. – Chło… pak? - Tak. Kochanek. Kochamy się bardzo mocno. Oczy Mei Li stały się niewidzące. – Ja… pamiętam. - Miałaś chłopaka? Mei Li pokiwała głową. – W Kunming. Przyjechałam do domu na wieś, by zobaczyć rodzinę i cała wieś pracowała w polu dla Mistrza Han. - Widziałam tą wieś. – powiedziała Abigail. - Przywieźli mnie tutaj. – Zesztywniała, a jej twarz była bez wyrazu. – To zaszczyt służyć Mistrzowi Han i wampirzym lordom. Abigail jęknęła. A już myślała, że przełamała kontrolę umysłu Mei Li. – Nie chcesz stąd uciec? Zobaczyć znowu swojego chłopaka? - To zaszczyt służyć Mistrzowi Han i wampirzym lordom. - W porządku. Więc, dlaczego nie służysz wampirzym lordom? Zamienimy się miejscami. Możesz nakarmić Pana Ming, a ja nakarmię amerykańskiego wampira.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Mei Li się zawahała. – Pan Ming zorientuje się, że nie jestem tobą. - Tak, ale to jest zaszczyt być ugryziona przez niego, prawda? Nie ma żadnego zaszczytu w byciu gryzioną przez amerykańskiego wampira. – Abigail zmarszczyła nos. Mei Li zadrżała. – Nie chcę ich karmić. - Świetnie! Zamienimy się miejscami. – Abigail poczuła wyrzuty sumienia w manipulowaniu kimś, kto nie był do końca świadomy. Wykorzystała biedną Mei Li tak samo jak te głupie wampiry. Ale była za bardzo zdesperowana, by uniknąć Pana Ming i jego obrzydliwych paznokci i kłów. I musiała znaleźć Gregoriego i chłopaków. Musieli zostać razem, by mogli uciec. Pięć minut później, Abigail, Ping i Genji ustawiły się przed pokojem w szeregu, ubrane w podobne szaty i zasłoniętymi twarzami. Mei Li nosiła jej szatę i zasłonkę i oczekiwała wezwania do Pana Ming. Ping poprowadziła ją dalej korytarzami, aż wyszły na zewnątrz. Abigail zauważyła, że znajdowały się przed buddyjską świątynią. Skręciły do innego budynku z metalowymi drzwiami, przed którymi stało trzech uzbrojonych żołnierzy. Więzienie, zgadła. Ping rozmawiała z jednym ze strażników. Otworzył małe okienko w pierwszych drzwiach i skinął do nich z chrząknięciem. Otworzył drzwi i Ping weszła do środka. Abigail przelotnie zauważyła nieprzytomnego Russella, leżącego na macie zanim drzwi zostały zamknięte na klucz. Strażnik otworzył kolejne drzwi. Abigail zobaczyła J.L i cofnęła się, by tam poszła Genji. Gdy strażnik otworzył trzecie drzwi, Abigail wślizgnęła się do środka. Drzwi zatrzasnęły się za nią. Jak najszybciej chciała wiedzieć, czy z Gregorim wszystko w porządku. Nadal był nieprzytomny, ale jego serce silnie biło. Srebrne łańcuchy zniknęły. Jego buty przepadły, odkąd zdjęli je żołnierze, ale na jego stopach były skarpetki. Nadal był ubrany w sweter i kurtkę. Leżał pośrodku pokoju, na cienkiej macie. Nie było podłogi, tylko brud.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Wyprostowała się i rozejrzała dookoła. Na górze świeciła prostokątna jarzeniówka, sprawiając, że ściany biły metalicznym blaskiem. Nierdzewna stal? Przyjrzała się bliżej. Srebro. Oczywiście. To prawdopodobnie jedyny sposób, by uwięzić wampira. Nawet sufit był srebrny. Gregori jęknął i uniósł rękę do czoła. Zerwał się nagle i rozejrzał dookoła. Jego oczy zmrużyły się na niej. – Wyjdź. Nie jestem zainteresowany. Jej serce zabiło na widok jego wierności. – Jesteś pewny? – Ściągnęła zasłonkę z głowy. - Abby. – odetchnął, kiedy podbiegł do niej i objął ją. – Och, dzięki Bogu, jesteś cała. I jesteś ze mną. Bałem się, że ten dupek Ming spróbowałby cię dotknąć tymi swoimi pazurami. - Miałam do niego iść, ale namówiłam Mei Li na zamianę miejsc. - Och, Mądralo, jesteś genialna. – Gregori pocałował jej czoło. - Tu nie potrzeba mózgu, uwierz mi. Kiedy pomyślałam o tobie zamkniętym na klucz z piękną Mei Li, byłam gotowa rozwalić ten budynek na kawałki gołymi rękami. Zaśmiał się i mocniej ją przytulił. Spojrzała na niego i odgarnęła mu włosy z czoła. – Nie jestem pewna, czy Pan Ming zaakceptuje wymianę, kiedy odkryje, że kobieta nie ma nieoznakowanej szyi. - Dziewicza szyja. – mruknął Gregori. – Odrażający gnojek. - Więc, w tych okolicznościach, myślę, że lepiej będzie, jeśli jak najszybciej pozbędziemy się mojej dziewiczej szyi. Jego oczy się rozszerzyły. – Masz na myśli… - Tak. Chcę, byś mnie ugryzł zanim Pan Ming zorientuje się, że go oszukałam.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Abby. – Gregori puścił ją i się cofnął. – Nie. - Masz moje pozwolenie. - Nie! Uciekniemy stąd. – Jego postać zadrżała, kiedy znowu się pojawił. – Cholera. Nie mogę się teleportować. – chodził dookoła pokoju, dokładnie obserwując ściany. - Wszystko jest ze srebra. – powiedziała. Dotknął drzwi, ale nagle oderwał od nich rękę z sykiem. – Nawet drzwi są ze srebra. - Nie wyjdziemy stąd przez chwilę, a jeżeli Pan Ming nadal chce dziewicy… - Abby, jak mogę oddać cię rodzinie ze śladami kłów na twojej szyi? Łzy zapiekły ją w oczy na myśl o rodzinie. Po raz setny, wmawiała sobie, że z jej matką wszystko w porządku. – W tym momencie, będę cieszyła się, jeśli w ogóle wrócę. - Wydostanę cię stąd. Jakoś. Wciągnęła drżący oddech. – Gregori, to było straszne. Demon powiedział, że mógłby sprawić, że moja matka poczułaby się lepiej, jeśli mój tata byłby skłonny do współpracy z nim. Kazałam mu iść do diabła, a on powiedział, że odwiedzi moją matkę i pogorszy jej stan! - Sheesh. – Gregori ją objął. – Tak mi przykro. To zdarzyło się, kiedy byłem w śmiertelnym śnie? Pokiwała głową, przytulając policzek do jego piersi. - Boże, nienawidzę, kiedy nie jestem w stanie cię chronić. Spojrzała na niego. – Teraz możesz mnie ochronić przed Panem Ming. Skrzywił się. – Nie ugryzę cię, Abby. Nigdy wcześniej, nie ugryzłem śmiertelnika.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Jeśli nie ty mnie ugryziesz, to on to zrobi! – Zacisnęła pięści na jego kurtce. – Proszę. Nie mogę znieść myśli, że on może mnie dotknąć. Albo, że może zatopić zęby w… - W porządku. – Gregori przeciągnął ręką po włosach. – Cholera. Ja też nie mogę znieść myśli, że on może cię tknąć. - W nocnym klubie, powiedziałeś mi, że gryzłeś wampirzyce dla przyjemności. Możesz zrobić to ze mną? - To jest… możliwe. - Dobrze. Zróbmy to. Zawahał się. Zmienił ciężkość ciała. Uniosła brwi. – A więc? - Nie chcę, żebyś zobaczyła mnie z moimi kłami. - Widziałam każdą inną część twojego ciała. – Stawała się niecierpliwa. – Chodź, Gregori. Wiem, że masz kły. Groźnie na nią popatrzył. – Nie widziałaś ich wysuniętych. Są naprawdę długie. - Widziałam inną długą cześć ciebie i nie była dla mnie za długa. Skrzyżował ramiona. – Myślisz, że sobie z tym poradzisz? - Tak. Ugryź mnie. Jego usta się skrzywiły. – Próbujesz mnie do tego zmusić. - Cokolwiek, byle działało. Nie mogę znieść myśli, że ten głupek mnie dotknie. – Usiadła na macie i dookoła rozłożyła szaty. – Więc, jak długo mam cię przekonywać? Uniósł brew. – Wystarczająco długo, dopóki nie wykonam zadania.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- W porządku, wolisz prawą stronę? – Przechyliła głowę w lewo. – Czy lewą? – Przechyliła głowę w prawo. Zdjął kurtkę i rzucił ją na podłogę. Wtedy podszedł do niej, a jego oczy lśniły intensywną zielenią. Przełknęła. Ukląkł przed nią. Jego oczy stały się czerwone. - Prawa strona czy lewa strona? – szepnęła. Pociągnął ją w dół dopóki nie uklękła i objął. - Usiądź. – warknął i klepną ją w tyłek. Złapała oddech. – Greg… Przerwał jej dzikim pocałunkiem. Tymczasem, jego ręce ścisnęły jej pośladki i przycisnęły ją do jego pachwiny. Zarzuciła mu ręce na szyję i wpiła palce we włosy. On wąchał jej szyję, a ona odchyliła głowę do tyłu. Przeciągnął językiem po jej szyi, kiedy zadrżała. Zrobił to znowu i złapała oddech. Wszystko czuła między nogami. Jej kolana drżały, więc opadła na matę. - Abby. – Rozwiązał jej szarfę i rozłożył ją na boki. Jej sutki stwardniały pod białą halką. - Jak pięknie. – Potarł palcem jej sutek i lekko uszczypnął. Zajęczała. – Gregori, ugryź mnie. Zachichotał. – Naprawdę tego chcesz? - Tak. – Sięgnęła do niego. – Kocham cię, Gregori. Chcę doświadczyć każdej części ciebie.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Jego czerwone oczy zabłyszczały. – Też cię kocham. – Pocałował ją i wrócił do jej szyi. Kiedy ją lizał, każdy jego ruch czuła między nogami. I chciała więcej. - Och Boże, dotknij mnie. – Zarzuciła mu nogę na biodro. Podciągnął jej halkę i włożył rękę między uda. Zadrżała z przyjemności, kiedy dotknął jej łechtaczki, a kły nacisnęły na jej szyję. Z lekkim ukłuciem, kły przebiły jej skórę. Z każdym łykiem, przenikał ją głębiej i głębiej. Orgazm przyszedł z niewiarygodną siłą. Gregori wyciągnął kły i czekał, dopóki krew nie przestała lecieć. Spojrzał jej w oczy. – Wszystko dobrze? Pokiwała głową. Jego oczy znowu były zielone, a kły się cofnęły. – Kochaj się ze mną. - Myślałem, że to zrobiłem. - Nie do końca. Chcę więcej. Jego oczy zabłyszczały i pocałował ją w nos. – Nie chcę cię wziąć na brudnej podłodze, Abby. Uśmiechnęła się. – Zawsze możemy spróbować na suficie. Zaśmiał się, kiedy popatrzył w górę. – Sufit. - Jest cały ze srebra. - Tak, ale jest wystarczająca luka przy jarzeniówce. – Wstał i lewitował pod sufit. Podniosła się i poprawiła ubranie. - Stań przy ścianie. Może być nieciekawie. – Wyrywał lampę z sufitu. Światło zamigało. Szarpnął mocniej. Żarówka pękła i pokój zalała ciemność.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Zostań tam, gdzie jesteś. – powiedział jej. – Na podłodze jest rozbite szkło. - Widzisz coś? - Trochę. Jest tutaj dziura. Myślę, że jest wystarczająco duża, bym mógł przez nią lewitować. Czekała, kiedy usłyszała jego stłumiony głos. - Dachówka pokrywa dach. Teleportuję się. Poczekaj chwilę. Nasłuchiwała, kiedy usłyszała uderzenie o dach. Czekała w ciemności, jak jej się wydawało, całe wieki, kiedy drzwi się otworzyły. Gregori zajrzał z latarką w ręce. – Uważaj. Wybiegła na zewnątrz i znalazła trzech nieprzytomnych strażników, leżących na ziemi, kiedy inne drzwi się otworzyły. J.L i Russell podawali sobie bronie strażników. Każdy z nich wziął miecz i sztylet i to samo dali, Gregoriemu. Ping i Genji stały w pobliżu, tuląc się do siebie i szepcząc. Gregori objął Abigail. – Powinienem teleportować cię prosto do domu Kyo. To było takie kuszące. – Nie możemy odejść, dopóki nie znajdziemy Howarda. Dalej zabrzmiał jakiś ryk. Jak niedźwiedzi, wściekły i bolesny. - Tędy. – Russell poprowadził ich cicho dookoła buddyjskiej świątyni. Zatrzymali się za jakimiś filarami. Abigail złapała oddech. Na dziedzińcu była ogromna klatka, a w środku olbrzymi niedźwiedź. Krew pokrywała prawą stronę jego głowy. Żołnierze stali dookoła klatki, dźgając
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
skórę niedźwiedzia ostrymi włóczniami. Niedźwiedź krążył, szturchając włócznie przed sobą, ale jeszcze więcej włóczni dźgało go w plecy. W oczach Abigail pojawiły się łzy. – Oni go torturują. Gregori zerknął na dwa inne Wampiry. – Pokażemy tym dupkom, jak to jest być zadźganym? Wampiry teleportowały się za trzech żołnierzy i przebili im serca. Z okrzykami, kontynuowali walkę, bez opamiętania dźgając facetów z włóczniami. Taki sam wojenny okrzyk zabrzmiał w środku innego budynku, kiedy dziedziniec wypełnił się teleportowanymi do niego Wampirami. Abigail płakała ze szczęścia, gdy rozpoznała między innymi Angusa, Robby’ego i Kyo. Rozległ się ryk i zza zakrętu wyskoczyły tygrysy. Wampiry otworzyły klatkę i Howard wyskoczył, warcząc z wściekłości i rozszarpując ludzi, którzy go torturowali. Ping i Genji krzyknęły i pobiegły do świątyni. Rozległ się głośny gong i więcej żołnierzy pojawiło się na dziedzińcu. Abigail podbiegłą w stronę świątyni, gdzie miała lepszy widok na walkę. Nie chciała spuścić wzroku z Gregoriego. Wybijał wrogów, torując sobie drogę z powrotem do niej. Nagle jakaś ręka zatkała jej usta i pociągnęła do tyłu. Ostre paznokcie pana Ming drapały jej skórę, a śmierdzący oddech wypełnił nozdrza. Szturchnęła go mocno w żebra i oderwała się od niego. Z wampirzą szybkością, był przy niej znowu w sekundę, chwytając jej ręce. Jego oczy zmrużyły się na widok jej szyi. Krzyknął wściekły i popchnął ją do tyłu. Potknęła się o schodki, upadając na kolana, ale szybko się pozbierała. Zamarła. Wyciągnął dwa długie sztylety z pasa. Gregori krzyknął do niej. Z warknięciem, Pan Ming rzucił sztylety. Drgnęła, kiedy Gregori teleportował się przed nią. Dwa głuche odgłosy. Ciało Gregoriego zadrżało.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Nie. – szepnęła. Upadł przed nią. - Nie! – krzyknęła. Russell przybiegł i przebił serce Panu Ming. Zamienił się w pył. - Och Boże, nie! – Klęknęła obok Gregoriego. Leżał blady z dwoma sztyletami wbitymi w plecy. Przytuliła go, dotykając czule jego policzka. – Gregori. Na szczycie schodów, przy wejściu do buddyjskiej świątyni, zobaczyła Mistrza Han. Stał, spokojnie oglądając przebieg bitwy, po czym zniknął.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dwudziesty dziewiąty - On nadal krwawi! – płakała Abigail, odrzuciła ręcznik przesiąknięty krwią i chwyciła świeży, by przycisnąć do jednej z ran na plecach Gregoriego. Angus przyłożył ręcznik do innej rany. Bez problemu wyjął oba sztylety z pleców Gregoriego, ale nie mieli tyle szczęścia z tamowaniem krwotoku. - Czekajcie, spróbujemy tego. – Kyo odsunął jej rękę i posmarował czymś ranę. - Co to jest? - Yunnan Baiyao. Tajemnicza maść na zatrzymanie krwawienia. - Co w tym jest? Jeśli ci powiem, to nie będzie już sekret! – Kyo wysmarował drugą ranę. – Ale ma w sobie wiele dobrych rzeczy – żeń-szeń, mirrę i smoczą krew. Krew zwolniła i przestała płynąć. Abigail opadła na podłogę obok łóżka i zaniosła się płaczem. - Już, dziewczyno. – Angus poklepał ją po ramieniu. – Wszystko będzie dobrze. - Ale on stracił tak dużo krwi. – zapłakała. - Tak, kiedy się obudzi będzie musiał wypić parę butelek krwi. Pokiwała głową. Chciała zabrać go do szpitala w Tokio, ale Angus jej zabronił. Nie mógłby zaryzykować, że Gregori tam zapadnie w śmiertelny sen albo do pokoju dostanie się światło słoneczne.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Z jękiem, wstała i usiadła na łóżku obok Gregoriego. – Nie umieraj mi tu. Za wiele razem przeszliśmy. Nie wiem jak mogłabym żyć bez ciebie. Leżał nadal nieprzytomny. Przynajmniej tajna maść Kyo działała. Myślami wróciła do tego strasznego momentu, kiedy uświadomiła sobie, że Gregori przyjął sztylety przeznaczone dla niej. Nie odstępowała go ani na krok w świątyni, płacząc. Kiedy Angus próbował ją odciągnąć, by ją teleportować tutaj, szarpała się, chcąc zostać przy Gregorim. W końcu dobrowolnie ją odciągnął, kiedy Robby podniósł Gregoriego. Teleportowali się obaj do posiadłości Kyo. Nie była pewna wszystkich zdarzeń, które działy się w tamtym domu. Wiedziała, że Angus zabrał ją tutaj, więc musieli zwyciężyć. Ale widziała tylko trzydziestu żołnierzy na dziedzińcu. Większość armii Hana była w drodze znad rzeki Yangtze, więc nie brali udziału w bitwie. Nikt oprócz Gregoriego nie został poważnie ranny. Howard i Rajiv także zostali tu teleportowani. Rany Howarda zagoiły się, kiedy wrócił z powrotem do ludzkiej postaci. Jeden Wampir nie wrócił z nimi. Russell. Angus wysłał za nim grupę poszukiwawczą, kiedy jego urządzenie naprowadzające wskazało, że wrócił do pierwszej bazy. Śpiwór i kilka butelek krwi zniknęły, a oni w małej kałuży krwi znaleźli jego chip. J.L poprowadził grupę poszukiwawczą do drugiej bazy. Wyglądało na to, że Russell tam był, by zabrać swój plecak. J.L i jego zespół zabrali resztę rzeczy, zanim wrócili do domu Kyo. Teraz miała swój plecak, ale nie było żadnych próbek Demonicznego Zioła ani trzeciej rośliny. Kyo przyniósł lodówkę z lodem wypełnioną butelkami krwi i postawił ją obok łóżka. – Jeśli się obudzi, musi ją wypić. Pokiwała głową. – Dziękuję, Kyo.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Gdy zbliżał się świt, Angus przyszedł sprawdzić jak się czuje Gregori. Przyprowadził ze sobą gości. Poznała Yoshi i Yuki, dwóch przyjaciół Kyo, którzy walczyli w bitwie razem z Angusem. - Miałem tylko godzinę, by zebrać armię. – wyjaśnił Angus. – I musiałem namierzyć tereny, gdzie było już ciemno. Na szczęście, mieliśmy kilku ochotników z Down Under. – Przyprowadził Ricka, Steve’a i Bryana z Australii. - Dziękuję, że przyszliście, chłopcy. – powiedział Angus. - Nie ma sprawy, stary. – powiedział Rick. – Zawsze szukamy okazji do dobrej walki. Uśmiechnęła się i uścisnęła im dłonie. – Cieszę się, że was poznałam. Jestem Abigail Tucker. - Oy, ktoś o nazwisku Tucker musi być dobry. – powiedział Steve. - Fajnie mieszkasz, stary. – Bryan poklepał Kyo po ramieniu. – Masz jeszcze trochę tego Bleera? Kyo zaśmiał się. – Chodź ze mną. Poszukamy, zanim Yoshi i Yuki wszystko wypiją. Kiedy Rajiv i Howard wpadli, aby sie z nią zobaczyć, znowu zapłakała. - Nie płacz, panienko Abby. Jesteśmy cali, widzisz? – Rajiv uśmiechnął się, ale łzy zalśniły w jego oczach. Nie przytulił jej, by zapewne, powstrzymać ją przed płaczem. Howard poklepał ją niezdarnie po ramieniu i wyszedł z pokoju. Znowu zapadła cisza. Usiadła obok Gregoriego i zastanowiła się nad więzią łączącą Wampiry i zmiennokształtnych. Oni byli jak rodzina. Rodzina, której chciała być częścią. Zaraz przed świtem, przyszedł Angus i Robby, by zobaczyć, co u Gregoriego. - Jeżeli zapadnie w śmiertelny sen, wyzdrowieje. – powiedział Robby.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- A co jeśli on naprawdę umrze? – szepnęła. – Jak to poznam? - Zamieniłby się w pył. – powiedział Angus. – Jeszcze tylko kilka minut, a się dowiesz, dziewczyno. Kiedy zapadnie w śmiertelny sen, będzie w porządku. Opuścili pokój. - Jak śmiertelny sen może sprawić, że wyzdrowiejesz? – spytała. Gregori tylko leżał. Ciężko było stwierdzić, kiedy dokładnie wstało słońce, gdyż grube żaluzje zasłaniały okna. Ale zauważyła, kiedy przestał oddychać. - Gregori. – szepnęła i przeciągnęła palcami po jego włosach. Okryła jego ramiona i leżała przy nim owinięta w kołdrę. Godziny strachu oraz czystego terroru wyczerpały ją, więc szybko zasnęła. Obudziła się, kiedy ciało Gregoriego obok niej zadrżało. Wciągnął głęboki oddech. Leżał na brzuchu, więc kiedy się przeturlał, był na środku łóżka. Zamrugała. – Wszystko w porządku? – Uniosła się, śmiejąc się. – Jesteś cały! Och, dzięki Bogu. – Zarzuciła mu ręce na szyję i uściskała go. Jego ciało zadygotało. – Cofnij się. – Chwycił jej ręce i odsunął. Jego oczy zamigotały intensywną zielenią. – Głodny. - Och, racja. – Prawdopodobnie wyglądała jak śniadanie w łóżku. Podeszła do lodówki z lodem i wyciągnęła butelkę. Z jękiem, jego kły się wysunęły. Odkręciła korek i wręczyła mu butelkę. Wypił ją, chociaż przez kły, trochę pociekło mu po brodzie i szyi. Chwyciła inną butelkę i usunęła zakrętkę. Był tak głodny, że nie zwracał uwagi na to, że krew była lodowato zimna. Kiedy odrzucił pustą butelkę na bok, podała mu kolejną.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Usadowiła się koło niego, by sprawdzić mu rany. Maść była sucha i lekko się łuszczyła. Ale nie zauważyła ran. Odwrócił się do niej. – Potrzebuję kolejnej butelki. – Jego kły się cofnęły, więc skończył butelkę bez śladów krwi na brodzie. Dała mu następną. – Naprawdę jesteś zdrowy? - Tak. Tylko trochę głodny. – Wypił trochę. Poszła do łazienki i przyniosła wilgotny ręcznik, by umyć mu plecy. - Nie musisz tego robić. – mruknął. Zignorowała go i usiadła za nim, by zetrzeć resztki mazi. Rany zniknęły. Jak gdyby nigdy ich nie było. Przesunęła palcami po gładkiej skórze. – Jesteś całkiem zdrowy. Jak? Wzruszył ramionami. – To dzieje się podczas śmiertelnego snu. Przypomniała sobie jak Robby i Angus mówili, że wyzdrowieje, jeśli tylko zapadnie w śmiertelny sen. – Jakie zmiany mogą nastąpić gdy nie żyjesz? - Nie wiem. – Wypił więcej krwi. – To wampirza umiejętność. - Ale mając taki uzdrawiające zdolności… - Abby, nie pytaj. Tylko ciesz się, że oboje żyjemy. - Jestem ci wdzięczna, za to co zrobiłeś. – Owinęła ramiona dookoła jego pasa i przytuliła się do jego pleców. – To było bardzo odważne i szlachetne z twojej strony. Poklepał ją po ręce. – Kiedykolwiek zechcesz, kochanie. Odprężyła się i przyjrzała jego gładkim plecom. To było cudowne. – Wampiry zawsze uzdrawiają się podczas śmiertelnego snu?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Mniej więcej. – Wypił krew do końca. Zsunęła się z łóżka i stanęła przed nim. – Muszę cię przebadać. Z grymasem na twarzy, odstawił pustą butelkę na stolik nocny. – Abby, jestem, kim jestem. I kochasz mnie, prawda? Więc, zostawmy to w spokoju. - Ale masz cudowne uzdrawiające moce. Muszę wiedzieć, jak one działają. Muszę mieć próbkę twojej krwi. Zamknął oczy ze smutkiem. – Nie żądaj tego. Proszę. - Dlaczego nie? - Wiesz, że Wampiry liczą, że ich ochronię. Jeśli okaże się, że mamy specjalną krew, żaden z nas nie byłby bezpieczny. Polowaliby na nas i osuszali z krwi. Dziwne uczucie deja vu pojawiło się w jej umyśle. – Ja… nikomu nie powiem. - Abby, proszę. Ja żyję. Ty żyjesz. Jesteśmy wolni, by wrócić do domu i być razem. Teraz jest idealnie. Nie psuj tego. - Nie jest idealnie! Moja matka umiera! A nie mam ani Demonicznego Zioła ani innej rośliny. Zebrałam tylko pierwszą, a nie ma żadnej gwarancji, że zadziała. Ale to… - Skinęła na niego. – Mam żywy dowód na to, że posiadasz uzdrawiające zdolności. Nie ma innego wyjścia. Muszę zbadać twoją krew. - Nie mogę! – Wstał. – Mówiłem ci to już wcześniej. - Kiedy? Jego twarz zbladła. – Przed chwilą. Uczucie deja vu wróciło ze zdwojoną siłą. Potarła czoło. Co próbowała sobie przypomnieć? - Jestem… trochę brudny. Wezmę prysznic. – Wszedł do łazienki. Stała, a jej myśli goniły. Teraz jest idealnie. Nie psuj tego.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Jak mogła coś popsuć, kiedy tylko prosiła o jego krew? Mówiłem ci to już wcześniej. Deja vu się nasilało, kiedy chodziła po sypialni, próbując coś sobie przypomnieć. Poznała go w Białym Domu. Potem była z nim na randce w nocnym klubie i wycieczce w DVN. Nie, wszystko pamiętała. Następnej nocy poszła z nim do Romatechu. Widziała scenę, kiedy żona Seana Whelana odkryła, że on kontrolował jej umysł przez lata. Zatrzymała się. Nie, to nie możliwe. Gregori nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Wszystkie elementy zaczęły się układać. Prawie zemdlała. Wtedy, przy stole zaskoczyło ją to, że minęło już czterdzieści pięć minut. I tabletka w jej kieszeni, chociaż sobie nie przypominała skąd się tam wzięła. Laszlo zachowywał się tak, jakby już się znali. Dreszcz przeszedł przez jej ciało. Już przeprowadzała wcześniej tą rozmowę z Gregorim. Weszła do łazienki. Stał pod prysznicem, odwrócony do niej plecami, które były gładkie, bez jakichkolwiek ran. Drżącą ręką otworzyła drzwi kabiny. Odwrócił się i uśmiechnął się. – Chcesz do mnie dołączyć? Łzy zakuły ją w oczy. Bała się go spytać, bała się odpowiedzi. – Kontrolowałeś kiedyś mój umysł? Wymazałeś mi pamięć? Jego uśmiech zniknął. – Abby, to nie… - Kontrolowałeś mój umysł? Skrzywił się. – My… musimy porozmawiać.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Nie! – Cofnęła się. Jej serce galopowało i zemdliło ją. – Zrobiłeś to, prawda? - Abby, porozmawiajmy. – Zakręcił wodę i wyszedł z kabiny. – Wtedy nie miałem innego wyjścia. To tylko kilka minut. Przycisnęła rękę do ust i pobiegła z powrotem do sypialni. - Abby. – Poszedł za nią, ociekając wodą. - Jak mogłeś? – Otworzyła plecak. Jej ręce się trzęsły, kiedy grzebała w środku. - Powiedziałem ci. Mam ludzi, których muszę chronić. - A co z moją matką? Ja też próbuję ją chronić! – Znalazła paszport, gotówkę i kartę kredytową. – Och Boże. – Łzy popłynęły po jej twarzy. Musiała go zostawić. Nie mogła zostać z kimś, kto kontrolował jej umysł. Zarzuciła plecak na ramię. – Przeszliśmy przez piekło, a wcale nie musieliśmy! Jeśli dałbyś mi próbkę twojej krwi, nie potrzebowałabym tych przeklętych roślin i nie cierpiałabym i nie spotkałabym tego demona i nie groziłby, że pogorszy stan mojej matki! – Wyszła z sypialni i zbiegła schodkami do foyer. Kiedy chciała otworzyć frontowe drzwi, rozległ się alarm. Wciskała przyciski, próbując otworzyć drzwi. - Coś nie tak? – spytał Kyo, kiedy podbiegł do niej. Pociągnęła nosem i wytarła łzy z twarzy. – Wracam do domu. Czy mógłbyś wezwać mi taksówkę? - Taksówkę? – Wyglądał na zdezorientowanego. – Dlaczego płaczesz? - Abby! – Gregori zbiegł na dół, ubrany w jeansy. – Nie odchodź. Porozmawiajmy. - Nie mamy o czym! – krzyknęła na niego. – Nie ufasz mi wystarczająco, by dać mi próbkę swojej krwi. Nie mogłabym ci już zaufać! - Niech to diabli wezmą. – Angus wszedł do foyer z butelką krwi w ręce. – Co się dzieje?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Potrzebuję taksówki. – Abigail pociągnęła nosem. – Jadę na lotnisko. - Nie! – Gregori podszedł do niej. – Wyjaśnijmy sobie wszystko. Szarpnęła z klamkę. – Chcę wyjść! - Panno Tucker, - powiedział Angus. – Nie ma żadnego dowodu na to, że jesteś w tym kraju. Jeśli zaczekasz, to mogę teleportować cię na zachód. To zajmie chwilę… - Nie chcę czekać. – Wytarła łzy z twarzy. - Mam prywatny odrzutowiec. – zaproponował Kyo. – I śmiertelnego pilota. - Masz? – spytał Angus. Kyo pokiwał głową. – Podoba mi się to. Latam z tyłu i śpię w trumnie. Nie muszę czekać, aż słońce zajdzie. – Zwrócił się do Abigail. – Wyjedziesz z Japonii. Mój odrzutowiec zabierze cię na Hawaje. Tam złapiesz samolot do domu. - Nie! – krzyknął Gregori. – Ona nigdzie nie idzie. Musimy porozmawiać. - Pozwól jej odejść i przemyśleć sprawę. – mruknął Angus. - Yuki jest moim szoferem. – powiedział Kyo. – Zawiezie cię na lotnisko. – Przycisnął parę przycisków i otworzył drzwi. - Dziękuję, Kyo. Jesteś bardzo miły. – Wyszła na zewnątrz. Czarny Town Car podjechał i wsiadła na tylne siedzenie, kiedy Kyo dawał instrukcje szoferowi. Gdy Yuki odjechał, więcej łez zalało jej twarz. Zostawiła Gregoriego. On prawie umarł, ratując twoje życie. Odepchnęła od siebie tą myśl. Ale też kontrolował jej umysł. Wymazał jej pamięć. Nie musiałaby wyjeżdżać na misję, gdyby tylko dał jej próbkę swojej krwi. Nie ufał jej. Nie chciał pomóc jej matce.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Ale on cię kocha. A ty kochasz jego. Prawie umarł, ratując twoje życie. Nie. Nie mogła tak myśleć. Nie mogła. Może i uratował jej życie. Ale złamał serce.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział trzydziesty Gregori szedł do swojego biura w Romatechu. Desperackie czasy wymagały desperackich metod. Czas na Plan C. Ścisnął tabletkę antystresową. Spisał plan w drodze powrotnej do Nowego Yorku. Było kilka przystanków, kiedy on, Angus i Robby czekali, aby słońce zaszło w następnym miejscu. Miał mnóstwo czasu, by zastanowić się jak odzyskać Abby. Angus i Robby dali mu radę – paść na kolana i błagać o wybaczenie – ale on miał nadzieję tego uniknąć. Mimo wszystko uratował jej życie. Zasłużył na jakąś wdzięczność, do cholery. Ale i tak nie szło mu za dobrze. Plan A to była totalna porażka. Zakładał, że ich sprzeczka nie miała aż tak wielkiego znaczenia w stosunku do ogółu. Kochali się, więc jakieś drobne nieporozumienia mogły zostać łatwo stłumione. Zadzwonił do niej, by dowiedzieć się czy bezpiecznie wróciła do domu. Nie odbierała. Zostawiał jej wesołe wiadomości i wysyłał kwiaty dla niej do Białego Domu. Wysłał czekoladki do jej biura. Wysłał więcej kwiatów i kosz owoców do sali szpitalnej jej matki. Zostawiał jeszcze weselsze wiadomości z zapewnieniami, że ją kocha i jej ufa, więc mogliby już przegonić z nad nich te burzowe chmury. Doszedł do wniosku, że to nie zadziałało, kiedy kwiaty zostały zwrócone do nadawcy. Nie rezygnując, przeszedł do planu B – zatrzymać jej rośliny, aż zgodzi się z nim spotkać. Wysłał jej SMS-a, przypominając jej, że Tygrysia Łapa jest w Romatechu. On opiekował się nimi. I mogłaby przyjść po nie pewnego wieczora. Albo on mógłby dostarczyć je osobiście do jej laboratorium. Żadnej odpowiedzi.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Miał przeczucie, że plan B zadziała. Nie chciała swoich cholernych roślin? Nie chciała pomóc swojej matce? Słyszał, że stan pierwszej damy szybko się pogarsza. Abigail czuła się zdradzona. Teraz to sobie uświadomił. Więc musiał przejść do planu C. Rzucił tabletkę na biurko, podniósł małą paczuszkę, którą dla niej przygotował i wsunął do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Zaczekał do trzeciej nad ranem, zakładając, że szpital będzie spokojny i pusty. - Powodzenia. – szepnął do siebie i teleportował się do sali szpitalnej Belindy Tucker. Było ciemno z wyjątkiem blasku bijącego od monitora. Pierwsza dama spała w łóżku, a jej twarz była blada. W prywatnym pokoju widział Abigail, śpiącą na kanapie. Miała ciemne sińce pod oczami, a jej nos był czerwony, jakby dużo płakała. - Przepraszam, Abby. – szepnął. W kącie, młody człowiek rozłożył się na fotelu, także śpiąc. Gregori rozpoznał, że to brat Abby, Lincoln. Sen. Skierował polecenie do umysłu Abby i jej brata. Nie mógł dopuścić, by obudzili się zanim Plan C nie zostanie w pełni wykonany. Drzwi otworzyły się i wszedł pielęgniarz. Był młodym mężczyzną z blond włosami, ubranym na biało. Nie wyglądał na zaniepokojonego obecnością Gregoriego. Uśmiechnął się. – Jak mogę ci pomóc? Gregori posłał mu strumień kontroli umysłu, ale nie był pewny czy się przebił. – Chcę oddać jej krew. – Skinął na Belindę. – Bezpośrednia transfuzja. Moja grupa krwi jest taka sama jak jej. – Przez kilka nocy dla pewności pił tylko grupę Zero. Pielęgniarz pokiwał głową. – Tylko pytałem. - Dobrze. – Musiał mieć pielęgniarza pod kontrolą po wszystkim. Zdjął płaszcz i położył na stoliku niedaleko Abigail.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Pielęgniarz wbił igłę w lewą rękę Belindy, a jej prawa ręka została podłączona do kroplówki. – Przynieś tutaj krzesło. Gregori postawił lekkie plastikowe krzesło przy łóżku. Usiadł i podwinął rękaw. Pielęgniarz zdezynfekował mu zgięcie łokcia i wbił igłę. Wkrótce, krew płynęła rurką do Belindy. Po około dziesięciu minutach, jej twarz nabrała kolorów. Otworzyła oczy i widząc pielęgniarza, uśmiechnęła się. – Wróciłeś. - Tak. – Pielęgniarz pokiwał głową, uśmiechając się do niej. – I ktoś jeszcze przyszedł ci pomóc. Jej oczy rozszerzyły się, gdy zauważyła Gregoriego. – Co robisz? - Próbuję ci pomóc. Popatrzyła na rurkę przy jej ręce. – Dajesz mi wampirzą krew? – Zesztywniała. – Nie będę wampirem, prawda? - Nie. – uprzedził ją Gregori. – Nic ci nie będzie. Belinda posłała mu zaciekawione spojrzenie. - Wystarczy. – Pielęgniarz odłączył ich i przyłożył gazik do zgięcia łokcia Belindy. Drugi przycisnął do ręki Gregoriego. - Dziękuję. – Gregori opuścił rękaw. Belinda spojrzała na śpiącą Abigail i zwróciła się do Gregoriego. – Złamałeś jej serce. - Wiem. Próbuję… to naprawić. - Przez naprawienie mnie? – Uśmiechnęła się. – Czuję się dobrze. - Cieszę się. – Westchnął. – Powinienem pomóc ci wcześniej. Przepraszam.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Abby powiedziała mi, że próbowałeś chronić swoich ludzi, bo bałeś się, że będą na nich polować dla krwi. Pokiwał głową. – Bałem się jej zaufać. - Rozumiem to. Będąc blisko mojego męża, wiem jak jest ciężko, kiedy bezpieczeństwo wielu ludzi zależy od twoich decyzji. Byłeś rozdarty pomiędzy dwoma światami. - Abigail jest moim światem. Teraz to wiem. – Zerknął na nią na kanapie. – Zrobiłbym dla niej wszystko. Belinda wzięła głęboki oddech i wypuściła go powoli. – Muszę przyznać, że nie zdziwiłam się, kiedy zrozumiałam, że ona się w tobie zakochała. Dużo o tobie mówiła i teraz wiem dlaczego się w tobie zakochała. Czuł przypływ nadziei. – Mówiła o mnie dobrze? Belinda uśmiechnęła się. – Z przerwami. Była bardzo zła, ale złoszcząc się na ciebie, jednocześnie cię broni. Powiedziała, że uratowałeś jej życie. Zasłoniłeś ją i wziąłeś na swoje plecy dwa sztylety przeznaczone dla niej. Gregori pokiwał głową. – Kocham ją. Belinda uniosła się i poklepała go po ręce. – Jeśli zdołasz ją odzyskać, macie moje błogosławieństwo. - Dziękuję. – Ścisnął jej rękę, kiedy wstał. – Mam coś dla Abby. Mogłabyś jej to dać? – Wyjął paczuszkę z kieszeni płaszcza i podał Belindzie. - Dziękuję, Gregori. Dziękuję, że dostarczyłeś ją do domu całą i zdrową. Pokiwał głową. – Dobranoc. – Założył płaszcz i zauważył, że pielęgniarz nadal stał koło drzwi. – Dziękuję za pomoc. – Zaczął usuwać kontrolę umysłu, ale zrozumiał, że w ogóle jej tam nie było. Pielęgniarz skinął głową. – Niech Bóg będzie z tobą.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Z tobą także. – Zerknął na plakietkę. Buniel. – Cofnął się, wciągając powietrze. – Ty… ty… Oczy Buniela migotały humorem. – Tak? - Jesteś przyjacielem Marielle. Opowiadała nam o tobie. – Gregori przesunął ręką po włosach. – Cholera… to znaczy, przepraszam. – Cholera, zaklął przed aniołem. – Jesteś uzdrawiającym aniołem? - Uzdrowicielem, tak. - Więc… naprawiaj. – Skinął na Belindę, która zasnęła. – Dlaczego jej nie uzdrowiłeś? Była bliska śmierci, kiedy tu przyszedłem. Buniel uniósł brew. – Znam jej stan. Trzymam ją przy życiu. - Ale mogłeś ją uzdrowić. Wtedy nie musiałbym dawać jej mojej krwi. - Ale musiałeś ją dać. Musiałeś nauczyć się ufać. – Anioł skinął na Abigail. – A ona musi nauczyć się wybaczać. To jest najlepszy sposób, nie sądzisz? - No… może. – Gregori popatrzył na Abigail. – To znaczy, że mi teraz wybaczy? – Spojrzał z powrotem na anioła, ale już go nie było. Gregori westchnął. – Pozdrów Ojca Andrew ode mnie. Abigail obudziły nawołania matki. - Mamo? – Zerwała się z kanapy i pognała do szpitalnego łóżka. – Co się dzieje? Zawołać pielęgniarkę? Potrzebujesz więcej lekarstw? – Zerknęła na zegarek. Była czwarta nad ranem. - Abby, spójrz na mnie. Zamrugała, kiedy zrozumiała, że jej matka wstaje. A jej policzki zaróżowiły się. – Mamo, co się dzieje? Oczy Belindy zamigotały. – Anioł mnie odwiedził.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Och, Boże, jej mama zwariowała. – Prawdopodobnie to wina leków. - Anioł powiedział mi, że wszystko będzie w porządku i wtedy przyszedł twój Gregori. - To nie jest mój Gregori, Mamo. Nie chcę go znowu widzieć. - Ale on widział ciebie, kochanie. Powiedział mi, że cię kocha i zrobi dla ciebie wszystko. I dał mi trochę swojej krwi. - Co? – Serce Abigail załomotało. Belinda dotknęła opatrunku na ręce. – Czuję się o wiele lepiej. Abigail zdjęła gazik i zobaczyła otwór po igle na ręce matki. – Kiedy to się stało? - Kiedy anioł robił mi transfuzję od Gregoriego. On był taki przystojny. Anioł, nie Gregori. Chociaż Gregori też jest przystojny. - Gregori tu był? - Tak. Z aniołem. Powiedział mi, że ma na imię Buniel. Abigail potrząsnęła głową. Nie wiedziała co o tym myśleć, ale fakt, jej matka wyglądała o niebo lepiej. – Musimy przeprowadzić jakieś badania. - Później. – Belinda machnęła ręką. – Najważniejsze byś znalazła swojego Gregoriego przed wschodem słońca. On cię bardzo kocha. - Mamo… - I zostawił to dla ciebie. – Belinda wyciągnęła paczuszkę spod koca. – To jest małe. Myślę, że to może być pierścionek zaręczynowy. - Och mój Boże. – To dowód na to, że Gregori naprawdę tu był. Jej imię było napisane odręcznie na paczce. - Dobrze, otwórz! Chcę wiedzieć czy to pierścionek.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Mamo, mówisz, że zaakceptowałabyś Gregoriego? - Cukiereczku, on uratował ci życie. Wiem, że on jest… inny, ale to naprawdę dobry człowiek. Przyrzekł mi, że ochroni cię w trakcie podróży i prawie umarł, żeby dotrzymać słowa. Nie pozwól mu odejść. - On… on kontrolował mój umysł. Belinda parsknęła. – Wszyscy ludzie kontrolują umysły innych, tak czy inaczej. Ale Gregori to dobry człowiek. Nawet anioł powiedział mi, że powinniśmy mu zaufać. Proszę, otworzysz tą paczkę? - Och, racja. – Rozdarła papier i wyciągnęła zawartość. Pod warstwą waty znalazła flakonik krwi. Z etykietą: Gregori Holstein. Belinda zmarszczyła nos. – On dał ci krew? To nie jest romantyczne. Łzy zalśniły w jej oczach. – Och, ależ jest. Zaufał mi. - Więc, lepiej się pospiesz i spotkaj się z nim. Abigail odgoniła jej łzy. – Tak, Mamo. Dziękuję. – Wsadziła flakonik do torebki i wyciągnęła telefon. Po chwili zastanowienia wybrała numer Angusa. - Panna Tucker? – zapytał. – Co mogę dla ciebie zrobić? - Mógłbyś mnie teleportować do Romatechu? Po jednej sekundzie stała przy bocznym wejściu do Romatechu. Angus przeciągnął kartą i otworzył jej drzwi. - Dziękuję. – Weszła do środka. - Kiedy chcesz, dziewczyno. – Przeszedł obok niej, a jego kilt zakołysał się koło jego kolan. – Wnioskuję, że Plan C działa. - Słucham?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Zachichotał. – Bądź łagodna dla tego chłopca. On usycha bez ciebie. – Otworzył drzwi do biura bezpieczeństwa i wszedł do środka. Ona wyjęła telefon i wysłała Gregoriemu SMS-a. Chciałabym zabrać moje rośliny. Spotkajmy się w foyer Romatechu. Wiadomość przyszła natychmiast. Kiedy? Uśmiechnęła się i odpisała. Za dziesięć sekund. Weszła do foyer i za około pięć sekund pojawił się Gregori z wampirzą szybkością. Nagle się zatrzymał. – Cześć. - Cześć. – Przygryzła wargę, by się nie śmiać. Wyglądał na zdenerwowanego. – Przyszłam zabrać moje rośliny. - Oczywiście. Tędy. Szła obok niego korytarzem. - Jak się miewasz? – spytał. Wzruszyła ramionami. – Jestem zajęta. Pokiwał głową i pochwycił jej spojrzenie. – Jak się czuje twoja matka? - Nieźle. Coraz lepiej. - Och. – Zmarszczył brwi. – To dobrze. – Otworzył drzwi. – Twoje rośliny są tutaj. Weszła i rozejrzała się dookoła. – Piękne laboratorium. - Jest twoje. - Co? – Obróciła się do niego.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Jest twoje, jeśli zechcesz. Roman chce cię zatrudnić. I będziesz mogła pracować nad czym tylko będziesz chciała. - Jak to? – Wyjęła z torebki flakonik krwi. - Tak. – Poruszył się. – Ale i tak to jest twoje, bez względu na to, gdzie będziesz pracowała. Ufam ci. Odstawiła flakonik i torebkę na stół. – Wiem co zrobiłeś dla mojej matki. Chcę ci podziękować. Właściwie, to nie mogę ci wystarczająco podziękować. Rozumiem, że masz obowiązek chronić swój rodzaj. Nie powinnam była cię osądzać, kiedy próbowałeś zrobić to, co do ciebie należy. - Więc mi wybaczasz? Uśmiechnęła się i pokiwała głową. – Tak. A ty mi wybaczysz? Podszedł do niej i objął ją. – Och, Abby, kocham cię. Zaśmiała się i uścisnęła go mocno. – Ja też cię kocham. - Dzięki Bogu. – Pocałował ją w czoło. – Mam coś twardego w spodniach. Parsknęła. – Twój telefon? - Nie. – Włożył rękę do kieszeni i wyciągnął z niej duże złoty krążek. – To medal za odwagę. Angus mi go dał. - Och, to fantastycznie. – Wzięła medal i obejrzała go. – Gratulacje. - Była duża uroczystość w podzięce za ratunek Wampirów. A Roman ogłosił mnie swoim spadkobiercą. Będę następną Głową Klanu Wschodniego Wybrzeża. - To cudownie! Musisz być przejęty. Przeciągnął ręką po włosach. – Właściwie to niewiele dla mnie znaczy, jeśli nie mogę tego dzielić z tobą. Chcę z tobą być, Abby.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
- Tak? – Położyła medal na stole. - Tak. Zrobię wszystko, byś była szczęśliwa. Zobaczysz. I będziesz miała tyle wolności, ile tylko będziesz chciała. Możesz pracować w swojej starej pracy albo tutaj ze mną. A jeśli będziesz chciała mieszkać niedaleko, kupimy dom. - Prosisz mnie, bym z tobą zamieszkała? Cofnął się. – Więc. Właściwie to… - Wyciągnął z kieszeni tabletkę i ścisnął ją. – Wiem, jak bardzo cenisz sobie wolność, ale myślałem, że moglibyśmy… uh, bardziej się związać. Przygryzła wargę, by się nie roześmiać. – Bardziej związać? - Tak. – Zacisnął pięść na tabletce. – Nie zamierzam cię uwięzić jak podczas podróży. Rozumiem, że związek z wampirem może trwać naprawdę długo, a ja nie chcę byś czuła się złapana w pułapkę… - Prosisz mnie o rękę? Pigułka eksplodowała w jego ręce. – Och, Boże, tak. – Rzucił tabletkę na podłogę i upadł na kolana. – Wyjdź za mnie, Abigail. Uklęknęła i objęła jego twarz dłońmi. – Dobrze. Uśmiechnął się. – Wyjdziesz za mnie? Zaśmiała się. – Tak! Uniósł ich w górę. – I będziesz miała ze mną dzieci? - Tak. - I będziesz kochała się ze mną na suficie? Znowu się zaśmiała. – Tak. - I zatańczysz ze mną disco?
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Udała rozgniewaną. – Teraz przesadzasz. Zaśmiał się i przytulił ją. – Kocham cię, Mądralo. Zakochanie się w tobie to była najmądrzejsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłem. - Ja też cię kocham. – Przycisnęła policzek do jego klatki. Wyjść za wampira? To najbardziej zwariowana rzecz jaką kiedykolwiek zrobi. Albo i nie. Spojrzała na sufit. – Myślisz o tym samym co ja? Zachichotał. – Zamknę drzwi na klucz.
THE END ……. ALE….. MAM JESZCZE DLA WAS MAŁA NIESPODZIANKE ☺
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
PRZYJĘCIE ZARĘCZYNOWE ABBY I GREGORIEGO!!
- Tu Corky Courrant z Na żywo wśród nie umarłych, najpopularniejszego programu w DVN. – Uśmiechnęła się do kamery, kiedy otwierała drzwi. – Jak widzicie, wchodzimy właśnie do Romatech Industries, gdzie goście przybyli na przyjęcie zaręczynowe Gregoriego Holsteina i Abigail Tucker. Zatrzymała się, posyłając do kamery przygnębione spojrzenie. – Tak, drodzy widzowie, to prawda. Kolejny z naszych seksownych wampirów już nie za długo pozostanie kawalerem. Gregori Holstein został złowiony przez jedną z tych śmiertelnych dziewuch. Te gorąco krwiste ludzkie dziwki powinny zostawić naszych facetów w spokoju! Wmaszerowała do foyer i zajrzała do sali balowej. – Przyjęcie już się zaczęło. Wielu ludzi zostało zaproszonych. Najwidoczniej moje zaproszenie zaginęło na poczcie, ale jestem pewna, że wszyscy będą zachwyceni, że się pojawiłam. To największe wydarzenie roku w wampirzym świecie, więc moim obowiązkiem jako profesjonalnej dziennikarki jest przybycie na to przyjęcie i zrelacjonowanie wam wszystkiego, moi kochani. Weszła do sali balowej i kamerzysta sfilmował całe pomieszczenie, po czym wrócił znowu do niej, kiedy marszczyła nos. – Kilku mężczyzn nosi te śmieszne kilty. Ale nadal nie jest to złe przyjęcie. Widziałam gorsze. Podczas Hiszpańskiej Inkwizycji. Wskazała na stół z zakąskami. – Podoba mi się lodowa rzeźba Kupidyna ze strzałą. Widzieliście duży transparent na ścianie mówiący: Gregori w końcu dorósł! A inny – Potężny Gregori przepadł! Myślę, że jego przyjaciele się z nim drażnią. Humph. Ładni mi przyjaciele. Ale czego oczekiwałoby się od barbarzyńców noszących kilty? – Zadrżała. – Co to za straszny hałas? Szczerze to jestem wstrząśnięta. Gregori zawsze miał taki dobry gust w ubieraniu się. Nie mogę pojąć, dlaczego lubi taką muzykę. Ach, mój kamerzysta poinformował mnie, że to nazywa się Disco.
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Wskazała na parkiet. – Gregori teraz tańczy ze swoją narzeczoną. Hmm, wygląda na trochę niską, nie sądzicie? Co on, do licha, w niej widzi? – Skinęła na operatora, by ją filmował. – Sądzę, że to nie jest miłość. Słyszałam, że Abigail Tucker jest córką aktualnego amerykańskiego prezydenta, więc ta miłość może mieć powiązania polityczne. To wyjaśniałoby, dlaczego Gregori tak szybko się oświadczył. - Ach, jeden z gości zbliża się do nas. – Corky podeszła do dobrze ubranej, starszej kobiety. – Chciałabyś skomentować to przyjęcie dla programu Na żywo wśród nie Umarłych? Powiedz mi, jesteś zaskoczona, że Gregori Holstein, największy playboy w wampirzym świecie, bierze ślub? - Nie. Corky wyglądała na wstrząśniętą. – Według moich źródeł, on był bardzo napalonym psem. Nie sądzisz? - Nie. To mój syn. - Och. Więc musisz być Radinka Holstein? – Corky zerknęła w kamerę. – Słyszałam, że Gregori ma śmiertelną matkę, ale szczerze powiedziawszy, jestem zaskoczona, ze ona nadal żyje. - Co tu robisz, Pani Courrant? Osobiście wysyłałam zaproszenia i wiem, że nie byłaś na liście. - Oczywiście musiałaś się pomylić, ale rozumiem, że ludzie są skłonni popełniać błędy. Jestem pewna, że będziesz chciała, żebym przedstawiła przyjęcie Gregoriego w moim programie. Radinka oparła ręce na biodrach. – Masz tupet, by się tu pokazywać. To przez ciebie i twoje video, sekret o wampirach się wydał. Przez ciebie, mój syn musiał zawierać pakt z amerykańskim rządem, a potem musiał wyjechać w niebezpieczną podróż i prawie zginął! - Ach tak, ale to dzięki mnie spotkał swoją przyszłą żonę. – Corky uśmiechnęła się do kamery. – Mamy to, drodzy widzowie! To przyjęcie zaręczynowe nie zdarzyłoby się, gdyby nie ja!
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_
Podeszła inna kobieta. – Corky Courrant, że też masz czelność tutaj przychodzić. - Spójrzcie, kochani widzowie, to Shanna Draganesti. – Corky przyłożyła dłoń do piersi. – Nie mogę nie wpaść w nostalgię. Tylko sześć lat temu, zszokowałam Shannę, że jej chłopak, Roman, jest wampirem. A teraz, są szczęśliwym małżeństwem z dwójką dzieci! Dzięki mnie, oczywiście. Czy to niezadziwiające, jaką wielką moc posiadam, którą władam w wampirzym świecie? Shanna potrząsnęła głową. – Nie jesteś tu mile widziana. Corky się zaśmiała. – Czy to prawda, Shanna, że dołączyłaś do szeregu Nieumarłych? To musi być dla ciebie wielka ulga, że już nie jesteś gorsza. Bałaś się, że twój mąż cię zostawi, jeśli nie zmienisz się w wampira? Shanna zmrużyła oczy. – Otrzymałaś wezwanie do sądu na posiedzenie Głów Klanów w tym tygodniu, gdzie odpowiesz za wyjawienie sekretu wampirów? Corky machnęła ręką. – Nonsens. Nie ma na ziemi takiego sądu, który mógłby mnie skazać. - Zawołam ochronę. – Shanna pomachała Angusowi MacKay. Corky zwróciła się do kamery. – To już koniec dzisiejszego programu, kochani widzowie! Do zobaczenia jutro! – Ona i jej kamerzysta teleportowali się. A muzyka disco grała…
Tłumaczenie: karolcia_1994 Beta: Victoria_