David Zeman
Syndrom Pinokia
(The Pinocchio Syndrom)
PrzełoŜył Jan Kabat
– Ty masz bardzo brzydką gorączkę.
– Co to za gorączka?
– To ośla gorączka.
– ...
3 downloads
8 Views
David Zeman
Syndrom Pinokia
(The Pinocchio Syndrom)
PrzełoŜył Jan Kabat
– Ty masz bardzo brzydką gorączkę.
– Co to za gorączka?
– To ośla gorączka.
– Nie rozumiem – powiedział Pinokio, który zrozumiał aŜ za dobrze.
– Więc ja ci zaraz wytłumaczę – rzekła panna Świstaczek. – Dowiedz się przede wszystkim,
Ŝe za dwie, najpóźniej za trzy godziny nie będziesz juŜ ani pajacem, ani chłopcem.
– A czym będę?
– Za dwie, a najdłuŜej trzy godziny będziesz juŜ w pełni zwyczajnym osłem...
PROLOG
15 maja
Na pokładzie statku wycieczkowego
Crescent Queen
gdzieś na zachód od Krety
Najpierw jest ksiąŜę z bajki i pełne morze...
– Patrz, jak się rusza.
– Jest seksowny.
– Zobacz tylko, jak mu chodzi tyłek, kiedy podskakuje.
– Zawsze wam w głowie tylko jedno?
Crescent Queen, wyczarterowany statek amerykański z angielską załogą, Ŝeglował po
spokojnej toni, skąpany w promieniach śródziemnomorskiego słońca.
Trzy dziewczyny, z których kaŜda miała trzynaście lat, stały na pokładzie spacerowym,
śledząc z uwagą mecz siatkówki rozgrywany przez ośmiu rówieśników. Chłopcy pocili się
z wysiłku i zagrzewali nawzajem do walki, kiedy trzeba było zmienić pozycje albo odbić
piłkę. Intensywny błękit fal stanowił olśniewające tło dla tej sportowej rywalizacji.
Najładniejsza z dziewcząt, Gaye, była jednocześnie najbardziej nieśmiała. Podkochiwała się
w ciemnowłosym chłopcu, który właśnie serwował. Brakło jej pewności siebie, by podejść do
niego czy chociaŜby się uśmiechnąć, kiedy napotykała jego wzrok, nie kryła jednak swych
uczuć przed dwiema przyjaciółkami.
Jedna miała na imię Alexis, druga Shanda. Alexis była wysoką zgrabną dziewczyną,
o niesfornych kasztanowych włosach, która malowała się wyjątkowo wyzywająco. Jej matka,
przebywająca w domu w Connecticut, spędziła juŜ kilka bezsennych nocy z powodu córki,
uwaŜała bowiem, Ŝe Alexis wkrótce zacznie pić, palić i uprawiać seks.
Rejs został sfinansowany przez Narodowe Stowarzyszenie Utalentowanej MłodzieŜy,
w skrócie NSUM. Celem stowarzyszenia było zachęcanie uczniów szkół średnich w całym
kraju do wybitnych osiągnięć przez sponsorowanie przedsięwzięć będących nagrodą za dobre
stopnie i stanowiących wyzwanie intelektualne.
Na pokładzie znajdowało się ośmiuset uczniów pod opieką sześćdziesięciu pięciu
nauczycieli i sześćdziesięciu członków załogi. Rejs miał trwać sześć tygodni i obejmował
dłuŜsze postoje w Australii, Nowej Zelandii i na Hawajach. W jego trakcie uczniowie
przechodzili intensywny kurs języka, nauk ścisłych i historii. W drodze powrotnej do Nowego
Jorku planowano egzamin konkursowy, a jego zwycięzcy mieli otrzymać stypendium
i gwarancję ponownego rejsu w przyszłym roku.
Nie wszyscy sobie uświadamiają, Ŝe dzieci o nieprzeciętnym intelekcie są zazwyczaj ponad
wiek rozwinięte seksualnie. Dotyczyło to zwłaszcza Shandy, która w swej karierze szkolnej
miała juŜ kilka przygód miłosnych, utrzymywanych jak dotąd z wielkim trudem w tajemnicy.
Shanda zaprzyjaźniła się z Alexis juŜ pierwszego dnia, gdy tylko statek wypłynął
z nowojorskiego portu. Obie wciągnęły do swej paczki Gaye, poniewaŜ zazdrościły jej urody
i ujmowała je miła, łagodna osobowość dziewczyny.
Gaye, jedynaczka, była Ŝywym, niesfornym dzieckiem, lecz proces dojrzewania obudził
w niej nieśmiałość. Przez jakiś czas była tak zamknięta w sobie, Ŝe matka posłała ją do
psychiatry. Wówczas się okazało, Ŝe iloraz jej inteligencji wynosi 164. Zmienność nastrojów
przypisano poziomowi intelektualnemu i typowemu kryzysowi toŜsamości, jaki przechodzą
utalentowane dzieci. Fakt, Ŝe była jedyną córką Kempera Symingtona, sekretarza obrony
USA, powszechnie znanego architekta aktualnej polityki zagranicznej administracji,
specjalnie jej nie pomagał.
Podobnie jak wszyscy na pokładzie, trójka dziewcząt szybko zwróciła uwagę na
przystojnego Jeremy’ego Asnera, wysokiego, atletycznie zbudowanego chłopca z Riverside
w Kalifornii, jedynego przedstawiciela swego okręgu szkolnego podczas rejsu. Jeremy
znalazł się w piłkarskiej reprezentacji szkoły i marzył o karierze politycznej.
Jeremy, wysławiający się starannie, grzeczny chłopiec o szarych oczach, miał senne i jakby
nieobecne spojrzenie i szybko zyskał na pokładzie Crescent Queen niebywałą popularność.
Shanda i Alexis od paru tygodni wodziły za nim tęsknym wzrokiem, ale na tym poprzestały.
Teraz postanowiły, Ŝe najlepiej będzie skojarzyć Jeremy’ego z Gaye, która przewyŜszała je
urodą i wydawała się bardziej w jego typie. Gdyby udało jej się z Jeremym, zwycięstwem
podzieliłyby się wszystkie.
Jedyny problem stanowiła sama Gaye. Była zbyt nieśmiała, by zbliŜyć się do Jeremy’ego.
Nie pomogły pochlebstwa i namowy ze strony świadomych swego celu przyjaciółek. Rejs
miał się ku końcowi i trzeba było się spieszyć.
Tego wieczoru w sali balowej zorganizowano potańcówkę. Zgodnie z zasadami ustalonymi
przez komitet organizacyjny moŜna było zaprosić kaŜdego. Dziewczyny miały swobodę
w doborze chłopców. Shanda i Alexis po raz ostatni starały się przekonać Gaye.
– Musisz go zaprosić – powiedziała Shanda. – Rozmawiałam z chłopakiem z jego kajuty.
Nie umówił się z nikim. Zastanawia się nawet, czy w ogóle pójść na tańce. Czeka na ciebie,
Gaye!
– Nie wiem – starła się grać na zwłokę Gaye, spoglądając na chłopców, którzy zamieniali
się właśnie stronami na boisku. W promieniach jasnego słońca, z włosami potarganymi przez
wiatr, Jeremy prezentował się jak ksiąŜę z bajki. Obawiała się, Ŝe jest dla niego za mało
atrakcyjna.
Gdybym tylko wiedziała, Ŝe mu się podobam... Jakby odgadując jej myśli, Shanda
powiedziała:
– Posłuchaj, on uwaŜa, Ŝe jesteś milutka. Powiedział mi jego kumpel z kajuty. Ale
podejrzewa, Ŝe jesteś sztywna. Boi się do ciebie odezwać.
Gaye przyjęła te informację podejrzliwie.
– Kiedy z nim rozmawiałaś?
– Wczoraj po kolacji – odparła Shanda. – O rany, Gaye, nie widzisz, Ŝe to twoja szansa?
Zaproś go na tańce. Wybawisz go z kłopotu. Nie ma ryzyka. To pewne!
Gaye znała Shandę dopiero od kilku tygodni, ale była juŜ na tyle zorientowana w jej
zagrywkach, by wiedzieć, kiedy kłamie. Ta historyjka nie brzmiała zbyt prawdopodobnie.
– Jeśli mu się podobam, to mnie zaprosi – odparła.
– Nie moŜe, kretynko! – wybuchnęła Shanda. – Boi się ciebie. Głucha jesteś?
Gaye wciąŜ się wahała.
Wtedy stało się coś, co wybawiło dziewczęta z kłopotu. Jeremy opuścił kolegów i ruszył
w stronę śródokręcia. Gra toczyła się dalej bez niego.
– Nie mogę – wyznała lękliwie Gaye.
Jak ty nie moŜesz, to ja to zrobię – oświadczyła Shanda. WciąŜ dysząc z wysiłku, Jeremy
zawołał coś przez ramię do jednego z kolegów. Nie było wątpliwości, Ŝe idzie w ich stronę.
Gaye wiedziała, Ŝe nie ma wyjścia. Shanda, najbardziej przebojowa z ich trójki, nie
zawahałaby się, Ŝeby zagadać do niego w jej imieniu. Jeremy znajdował się w odległości
niespełna czterech metrów; nie patrzył na nią, ale zmierzał w jej stronę.
– No dalej, kretynko – syknęła jej do ucha Shanda, jednocześnie popychając koleŜankę do
przodu.
Szturchaniec był mocny. Młode, szczupłe ciało Gaye znalazło się na drodze nadchodzącego
chłopca. Próbowała odzyskać równowagę, ale było za późno. Dostrzegła ruch ramienia
Jeremy’ego, który spojrzał w jej stronę. Pomyślała w ułamku sekundy: Shanda kłamała.
Wcale mu się nie podobam. Nie moŜe...
Jej myśl nigdy nie dobiegła końca. Nim Gaye Symington zdąŜyła odwrócić głowę, by
rzucić przyjaciółce pełne pretensji spojrzenie, przestała istnieć.
Shanda i Alexis wykrzywiły twarz w uśmiechu tajemnego porozumienia, kiedy ich ciała
zamieniły się w parę.
Nikt nie usłyszał huku ani nie ujrzał błysku. Deuter i tryt, które łączą się w bombie
wodorowej, zostają w ciągu kilku mikrosekund podgrzane do temperatury dziesięciu
milionów stopni Celsjusza. Energia uzyskana w wyniku tej reakcji podgrzewa otaczające
powietrze do temperatury trzystu tysięcy stopni Celsjusza po upływie jednej setnej
milisekundy.
Ekipy ratownicze nie miały czego szukać. Jedynym śladem po statku i eksplozji nuklearnej
miał pozostać cyfrowy błysk na ekranach monitorów stacji radarowych całego świata.
Jeremy Asner, nim śmierć zabiła mu mózg, zdąŜył pomyśleć: Z bliska jest ładniejsza.
KSIĘGA PIERWSZA
Grajek z Hameln
Grajek się rozgniewał, kiedy mieszkańcy miasta odmówili mu zapłaty za wyprowadzenie
szczurów. Z zemsty postanowił zabić wszystkie dzieci. Zwabił je nad rzekę melodią swej
fujarki. Dzieci nie mogły się oprzeć dźwiękom pieśni, tak samo jak wcześniej gryzonie.
Pospieszyły ku wodzie i rzucały się w jej nurt, jedno za drugim.
Wszystkie się utopiły.
Ocalało tylko jedno dziecko; był to głuchy chłopiec, który nie słyszał melodii wygrywanej
na fujarce. Pozostał w domu, a potem się dowiedział, Ŝe wszyscy jego przyjaciele odeszli.
Rozdział 1
Sześć miesięcy później
Liberty, Iowa
15 listopada
11.45
Śnieg padał cicho, niczym sen spowijał ziemię.
Listonosz wyłonił się zza rogu, ciągnąc swój wózek z torbą pocztową. Koła zostawiały
wilgotne czarne ślady na świeŜym śniegu zalegającym chodnik. Przygarbiony bałwan,
którego ulepiono poprzedniego dnia, obserwował Ŝałosnym wzrokiem przechodzącego
listonosza; nos z kaczana kukurydzy smutno zwisał.
Nie pamiętano takich opadów o tej porze roku. Dzień wcześniej odwołano zajęcia szkolne.
Była sobota, dlatego dzieci z miasta mogły cieszyć się tym, co pozostało jeszcze
z nagromadzonego śniegu, jeŜdŜąc na sankach i plastikowych deskach.
Listonosz, przechodząc przez ulicę, zachowywał konieczną w tym dniu czujność. Soboty
były dla niego o wiele niebezpieczniejsze niŜ pozostałe dni tygodnia i znacznie ciekawsze.
Dzieci cieszyły się wolnością. A to oznaczało śnieŜki i psikusy, czasem teŜ pojawiał się jakiś
niesforny pies. Trzeba było zachować ostroŜność.
Coś go jednak zatrzymało na środku ulicy. Stanął jak wryty, trzymając rączkę wózka, ze
wzrokiem wlepionym w dal rozciągającą się poza domami, drzewami i zaśnieŜonymi
trawnikami. Jedną dłoń uniósł ku brodzie, jakby zamierzał pogładzić ją z namysłem. Drugą
przyciskał do boku. Zamrugał, kiedy gnane wiatrem płatki zaczęły osiadać mu na rzęsach.
Usta miał zamknięte, mocno zaciskał szczęki.
Miał tak stać przez dziesięć minut. Dziwnym zrządzeniem losu wszystkie dzieci siedziały
w domach – bawiły się w swoich pokojach, oglądały poranne programy w telewizji albo
szykowały się do lunchu. Matki, które nie chodziły do pracy, spodziewały się poczty dopiero
po południu, nikt więc nie wyszedł na ulicę, Ŝeby zajrzeć do skrzynki na listy.
Przez te dziesięć minut listonoszowi nie drgnął nawet mięsień na twarzy. Był równie
sztywny jak konający bałwan, który zapadał się pod cięŜarem świeŜego śniegu.
Matka stała w kuchni i oglądała wiadomości, rozmawiając jednocześnie przez telefon
z siostrą.
– Nie – powiedział. – Właśnie szykuję dzieciakom jedzenie.
Przerwała, słuchając czegoś, co mówi siostra.
– Nie – odparła z nutą gniewu w glosie. – Mam dosyć męŜów, nie zamierzam nawet kiwnąć
palcem. Poradzą sobie beze mnie. Dość tego.
Wykręciła szyję, by zerknąć w stronę pokoju dziecięcego. Instynkt podpowiedział jej, Ŝe
maluchy coś knują.
– Poczekaj chwilę – zwróciła się do siostry. Potem przycisnęła słuchawkę do piersi
i krzyknęła do chłopca: – Zostaw ją!
Zapadła cisza. Matka podeszła do drzwi pokoju i popatrzyła surowo na dzieci.
– Lunch za pięć minut – oświadczyła. – Nie wyjdziecie stąd, dopóki nie posprzątacie tego
bałaganu.
Jedno miało pięć lat, drugie siedem. Dziewczynka, pozostawiona sama sobie, zachowywała
się dość spokojnie, ale chłopiec, Chase, był diabłem wcielonym. Jeśli akurat nie dręczył
siostry, to namawiał ją do psot. Pozostawienie ich samych w pokoju choćby na pół godziny
groziło wybuchem powaŜnego kryzysu.
Matka wróciła do kuchni z bezprzewodową słuchawką telefonicznie w dłoni. Na ekranie
telewizora widniała twarz Colina Gossa, kontrowersyjnego prawicowego polityka, którego
wysoka pozycja w sondaŜach budziła niepokój wielu obserwatorów sceny politycznej.
– BoŜe – powiedziała. – W wiadomościach jest ten maniak Goss.
– Zgaś telewizor – doradziła siostra.
– Najchętniej bym jego zgasiła – odparła matka.
Obie siostry nienawidziły Colina Gossa, wiecznego niezaleŜnego kandydata na prezydenta,
który przegrał trzykrotnie w wyborach powszechnych. UwaŜały go za zwykłego demagoga,
zagroŜenie dla wolności i potencjalnego naśladowcę Hitlera. Jednak męŜowie obu kobiet dali
się porwać fali poparcia dla Gossa. Wieczory bez kłótni o tego człowieka naleŜały do
rzadkości.
– Gary ogląda wszystkie wystąpienia Gossa na C-Span – powiedziała matka. – Naprawdę
uwaŜa, Ŝe facet ma rację.
– Tak jak Rich. Słyszałam z tysiąc razy, jak to powtarzał: Colin Goss jest silny, Colin Goss
to jedyny człowiek, który ma dość ikry, Ŝeby zrobić porządek. Dla mnie to szaleniec.
W dodatku antypatyczny.
– Nieprzyjemny gość, to fakt.
Wielu męŜczyzn podziwiało Gossa za powodzenie w interesach, siłę i twardość. Widzieli
w nim dynamicznego przywódcę, który mógł „ocalić kraj”. Lecz kiedy na twarz Gossa
patrzyły kobiety, dostrzegały w nim rozpustnika, nieprzyzwoitego starca. Miał w sobie coś
okrutnie zmysłowego, co budziło ich niechęć.
Głównym hasłem kampanii Gossa był, jak zawsze, antyterroryzm. Goss, laureat Nagrody
Nobla, biochemik, który zbudował swe imperium farmaceutyczne od zera, stał się jednym
z najbogatszych biznesmenów na świecie. Mówiono, Ŝe jego wpływy sięgają kaŜdego zakątka
sfer rządowych i sektora prywatnego. Przez lata miał wielokrotnie na pieńku z terrorystami,
których działania szkodziły jego zamorskim interesom. W latach dziewięćdziesiątych objawił
się jako najbardziej elokwentny, a z pewnością najgłośniejszy zwolennik antyterroryzmu
w polityce amerykańskiej.
Poglądy Gossa nigdy nie zyskały szerokiego poparcia, głównie dlatego, Ŝe terroryzm nie
dotknął jeszcze Amerykanów na ich ziemi, a takŜe dlatego, Ŝe jego mowy pełne były ledwie
skrywanego rasizmu, zwłaszcza wobec Arabów i kolorowych. Kiedy Goss mówił
o „wyczyszczeniu” Trzeciego Świata i amerykańskich klas niŜszych, wielu obserwatorów
sceny politycznej wzdragało się na te słowa. Nie słyszano takiej retoryki od czasu ruchów
faszystowskich w latach trzydziestych.
– Gdyby nie Crescent Queen – oświadczyła matka – nikt nawet nie zwróciłby uwagi na
Gossa. Ale ludzie są nie na Ŝarty wystraszeni.
– Nic dziwnego – zauwaŜyła jej siostra. – Pomyśl o tych biednych dzieciakach, które
wyparowały na środku morza. To niewiarygodne.
Wojskowi i naukowcy doszli do wniosku, Ŝe Crescent Queen został zniszczony przez
taktyczną broń jądrową, przenoszoną za pomocą pocisków balistycznych. śadna z grup
terrorystycznych nie przyznała się do ataku. Prezydent obiecał, Ŝe odpowiedzialni za tę
tragedię szybko staną przed obliczem sprawiedliwości. „Tragedia Cresent Queen musi być nie
tylko wyjaśniona – oświadczył. – Musi zostać pomszczona”.
Minęło jednak sześć miesięcy, a wysiłki federalnych słuŜb wywiadowczych nie zdołały
ujawnić sprawców. Ostatni raz Amerykanie tak się bali w czasie kryzysu kubańskiego.
W tydzień po ataku główne stacje telewizyjne i kablowe otrzymały z niewiadomego źródła
przeraŜające nagranie wideo. Ukazywało Crescent Queen, unoszący się spokojnie na falach
Morza Śródziemnego, w takimi przybliŜeniu, Ŝe na dziobie wyraźnie było widać nazwę
statku. Po chwili eksplozja nuklearna zamieniała statek w parę, a kamera przeszła na plan
ogólny, by pokazać chmurę w kształcie grzyba, unoszącą się majestatycznie nad błękitnym
morzem. Film nakręcono bez wątpienia z pokładu jednostki nawodnej, znajdującej się
w bezpiecznej odległości od wybuchu.
– Człowiekowi chodzą ciarki po plecach – wyznała siostra. – Czekasz tylko, gdzie uderzy
następna bomba. Nie mogę w nocy zmruŜyć oka.
– Gary uwaŜa, Ŝe za tym wszystkim stoją muzułmanie – powiedziała matka. – Mówi, Ŝe
technologię jądrową dostarcza Irak albo Libia, czy jeszcze ktoś inny, a terroryści
muzułmańscy naciskają tylko guzik.
– MoŜe ma rację. Ale to bez róŜnicy, skoro nie mamy pojęcia, co z tym zrobić. Czuję się jak
na strzelnicy. Umieram ze strachu o dzieciaki.
– Wiesz, co jeszcze mówi Gary? śe trzeba zabić wszystkich muzułmanów, a reszta spraw
jakoś się ułoŜy.
– Rich jest taki sam. Mówi, Ŝeby rzucić bombę atomową na Arabów, a zasoby ropy
podzielić między kraje rozwinięte, i będzie po kłopocie.
Wielu Amerykanów wyraŜało podobne opinie. Trudno było im powstrzymać ślepy gniew,
kiedy widzieli w wiadomościach muzułmanów maszerujących ulicami stolic Bliskiego
Wschodu i świętujących tragedię Crescent Queen. Wznosząc ku górze zaciśnięte pięści
i transparenty z napisem „Śmierć Ameryce”, uwaŜali atak za zwycięstwo nad Stanami
Zjednoczonymi.
Terroryzm muzułmański narastał i rozprzestrzeniał się w krajach Trzeciego Świata niczym
rak. Rządy bliskowschodnie, południowoazjatyckie i północnoafrykańskie, zastraszone presją
muzułmanów, nie śmiały odmawiać schronienia terrorystom, nawet jeśli naraŜało je to na
sankcje gospodarcze ze strony Ameryki.
Jednocześnie przedłuŜający się kryzys paliwowy, wywołany przez wrogie państwa arabskie,
pogłębił recesję, która zaczęła się tuŜ przed wyborami prezydenckimi. Bezrobocie osiągnęło
najwyŜszy poziom w tym pokoleniu.
Nieliczni Amerykanie wspominali czasy zaledwie sprzed kilku lat, kiedy to największym
problemem narodu było zagospodarowanie nadwyŜek. Stary świat odszedł. Jego miejsce zajął
nowy, w którym człowiek wstrzymywał oddech i czekał na kolejną tragedię.
– Wiesz – ciągnęła matka – Gary chyba naprawdę uwaŜa, Ŝe Goss to zrobi, kiedy zostanie
prezydentem.
– Zabije muzułmanów?
– Tak. Czy coś w tym rodzaju... choć to nienormalne.
– Nie wiem... Rzeczywiście wydaje się nienormalne, ale wcale nie jestem pewna, czy Goss
nie jest przypadkiem do tego zdolny. Ma coś takiego w oczach... Rozumiesz, Hitler teŜ nigdy
nie powiedział, Ŝe zamierza zabijać ludzi.
– Nie mogę uwierzyć, Ŝe mówimy o jego prezydenturze – powiedziała matka. – Dziesięć lat
temu nikomu by to nie przyszło do głowy.
– Tak, ale to było przed Crescent Queen. Ludzie chcą odwetu. Zwłaszcza męŜczyźni.
– Recesja teŜ robi swoje. Jak się nie ma przez dwa lata pracy, to człowiekowi zaczyna
odbijać. Wiem, Ŝe tak właśnie jest z Garym. Nigdy tak się nie zachowywał.
Popularność prezydenta spadła do najniŜszego poziomu w tej kadencji. W Kongresie
mówiło się nawet o jego rezygnacji i poprawce do konstytucji zezwalającej na wybory
nadzwyczajne, w których Amerykanie glosowaliby na nowego przywódcę. Colin Goss był
najgorętszym rzecznikiem tych zmian. W nowym klimacie strachu i gniewu uchodził za
prawdopodobnego kandydata na najwyŜszy urząd. Piął się stopniowo w sondaŜach, w miarę
jak zaufanie do administracji malało.
– Rich mówi, Ŝe jeśli Goss będzie się ubiegał o prezydenturę, to pierwszy pobiegnie do
urny. Tak bardzo chce na niego głosować.
– Modlę się, by nigdy do tego nie doszło.
Matka odwróciła wzrok od ekranu telewizora i w tym samym momencie dostrzegła
listonosza stojącego na środku ulicy. Zmarszczyła brwi, uświadamiając sobie, Ŝe męŜczyzna
w ogóle się nie rusza. Jego ramiona i czapkę przykrywała juŜ cienka warstwa śniegu.
– Posłuchaj – zwróciła się do siostry – muszę kończyć. Coś chyba się stało panu
Kenndy’emu. Oddzwonię później, dobrze?
Odwiesiła słuchawkę, spojrzała, co robią dzieci, i narzuciła płaszcz. O butach przypomniała
sobie przy drzwiach wejściowych. Ruszyła przez zaśnieŜony trawnik w stronę chodnika,
potem weszła na ulicę.
Kiedy zbliŜała się do nieruchomego listonosza, okolica była pogrąŜona w dziwnej
martwocie. Nigdzie nie dostrzegła samochodu, jak ulica długa i szeroka nie było śladu po
oponach. Płatki śniegu spadały z szarego nieba niczym małe poduszki.
Stanęła dostatecznie blisko, by dostrzec śnieŜynki na nosie i rzęsach męŜczyzny. Twarz
miał całkowicie pozbawioną wyrazu, niczym Blaszany Człowiek z CzarnoksięŜnika z Oz,
który po prostu zastygł bez ruchu, rdzewiejąc z powodu deszczu.
– Panie Kennedy? – spytała. – Dobrze się pan czuje?
Oczy listonosza były bladobłękitne. Zorientowała się po ich wyrazie, Ŝe jej nie usłyszał.
Malowało się w nich coś dziwnego, ale dopiero później, kiedy opisywała wszystko
pracownikom słuŜby zdrowia, wyraziła się, Ŝe miał oczy, jakby go zahipnotyzowano.
Zawołała do niego kilka razy, ośmieliła się nawet dotknąć jego rękawa. Lecz męŜczyzna
przypominał posąg, całkowicie nieświadomy jej obecności.
Z...