0 Myrna Mackenzie ZAUROCZENIE 1 Connor Quinn - kim jest ociemniały genialny wynalazca i matematyk, który od urodzenia wychowywał się w sierocińcu? Aly...
7 downloads
14 Views
767KB Size
Myrna Mackenzie
ZAUROCZENIE
0
Connor Quinn - kim jest ociemniały genialny wynalazca i matematyk, który od urodzenia wychowywał się w sierocińcu? Alyssa Fielding - słynna modelka, która skończyła psychologię, potrafi zarówno zająć się serdecznie osieroconymi dziećmi, jak i dostrzec problemy Connora Quinna Jake Ingram - odnosi sukcesy w odnajdywaniu po kolei swoich braci i sióstr, nie ma jednak odwagi odbyć szczerej rozmowy z narzeczoną
s u lo
Agnes Payne i Oliver Grimble - boją się, że pozbawiony wzroku chłopiec, którego okrutnie pozbyli się w przeszłości, przyczyni się teraz do ich upadku. Postanawiają działać...
a d n a c s 1 Anula
a d n a c s 2 Anula
s u lo
ROZDZIAŁ PIERWSZY Connor Quinn ze wszystkich sił powstrzymywał się od zerwania z fotela, wpijając ze zdenerwowania dłonie w skórzane podłokietniki. Marzył o tym, by jak najszybciej opuścić spotkanie zarządu, który nadzorował funkcjonowanie Leśnej Przystani - finansowanego przez niego sierocińca w Bostonie. Chciał wyjść na zewnątrz, ruszyć na spacer po okolicznych
s u lo
polach i oddać się rozmyślaniom na temat nowych wynalazków i technologicznych udogodnień, które potem wdrażałby w swojej firmie Solutions Unlimited.
a d n a c s
Pragnął pozostać sam na sam ze swoimi myślami, bez
konieczności spotykania się z ludźmi. Najbardziej jednak miał ochotę wyładować złość na członkach zarządu. A wszystko to z powodu kobiety, o którą się spierali.
Connor pogłaskał swojego psa przewodnika, Driftera, i to troszkę go uspokoiło. Gdy w końcu się odezwał, jego głos brzmiał już normalnie.
- Nie możemy jej przyjąć - oznajmił.
Wiedział, że jego decyzja nie spodoba się zarządowi, lecz nie miał wyboru. Liczyło się dla niego tylko dobro wychowanków sierocińca. Przez salę przebiegł szmer. Potem zapadła pełna napięcia cisza, którą przerwało ciche westchnienie w końcu sali i rozległ się głos, po którym Connor rozpoznał Evelyn Wentworth. 3 Anula
- Obawiam się, że na razie musi zostać - powiedziała miękko. Miała głos kobiety, która długo żyje i wiele doświadczyła. - Nie mamy wyboru. Leśna Przystań potrzebuje jak najszybciej nowego dyrektora. - Wiem - odparł spokojnie Connor - ale na pewno nie będzie nim Alyssa Fielding. - Pomyśl, Connorze - włączył się do rozmowy Gerald Banks. Mimo że pani Fielding jest osobą publicznie znaną, ma doskonałe
s u lo
kwalifikacje zawodowe. Całe szczęście, że udało się pozyskać kogoś takiego, choć mieliśmy tak mało czasu. Pamiętaj też, że to z powodu twojego pobytu za granicą musieliśmy sami podjąć decyzję.
a d n a c s
- Tak, zdaję sobie z tego sprawę, i oczywiście nie mam do was pretensji. Tyle że wybór kandydata na dyrektora okazał się bardzo niefortunny. - Connor odetchnął głęboko. - Ale to już moje zmartwienie. Sam znajdę kogoś odpowiedniego. - Ależ Connorze... - Tym razem rozpoznał głos Barry'ego Edwardsa. - Wiemy, że chcesz dla sierocińca jak najlepiej, ale... Nie mam pojęcia, jak ci to powiedzieć. Chyba zbyt wiele żądasz od personelu. Ostatnich dwoje dyrektorów...
- Odeszło, ponieważ stawiałem im za wysokie wymagania. Wiesz też doskonale, że to ja ich osobiście zatrudniłem. Jednak kiedy się przekonałem, że się nie nadają do tej pracy, natychmiast się ich pozbyłem. Od razu zauważyłem, że kariera i dobra pensja liczą się dla nich bardziej niż dobro dzieci. Po takich doświadczeniach tym
4 Anula
bardziej uważam, że pani Alyssa Fielding nie jest odpowiednią osobą do kierowania Leśną Przystanią. - Myślę, Connorze - w głosie kolejnego członka zarządu, Jamesa Rileya, pobrzmiewało wahanie - że w takiej sytuacji najlepiej będzie, jeśli sam oznajmisz swoją decyzję pani Fielding. Umówiliśmy się z nią o dziesiątej. Connor położył pałce na tarczy swojego zegarka. Do dziesiątej brakowało dwóch minut.
s u lo
- Do diabła - mruknął. - Musieliście się tak pospieszyć?
- Nie mieliśmy wyboru. Nauczyciele i wychowawcy niemal zagrozili strajkiem, jeśli albo ty się nie zajmiesz tą sprawą, albo
a d n a c s
natychmiast nie będzie nowego dyrektora. Może jednak istnieje jakaś szansa, że zatrzymamy panią Fielding?
- To niemożliwe. Wkrótce Leśna Przystań znalazłaby się na pierwszych stronach każdego szmatławca. Dziennikarskie hieny urządziłyby z sierocińca cyrk dziwaków.
A to byłaby ostatnia rzecz, której Connor by sobie życzył. Największym jego marzeniem było to, aby sierociniec stał się dla wszystkich nieszczęśliwych dzieci prawdziwą przystanią - stąd zresztą jego nazwa. Gdyby wpuścił do tego domu kogoś tak sławnego jak Alyssa Fielding, oznaczałoby to zniweczenie jego marzeń. Wiedział, że dla opuszczonych i porzuconych dzieci, z których każde jest w jakimś stopniu niepełnosprawne, wystawienie na widok publiczny stałoby się kolejną torturą. 5 Anula
Znał to z doświadczenia. Przez całe życie krył się ze swą odmiennością, która pomiędzy nim a pozostałymi ludźmi tworzyła przepaść nie do przebycia. Nie chodzi o ślepotę, bo tego nie można w żaden sposób ukryć. Krył się ze swoimi ponadprzeciętnymi zdolnościami; miał umysł wynalazcy. Bo choć był niemal geniuszem, dla osób przeciętnych i głupich stałyby się powodem docinków i złośliwości. Ale miał też jeszcze bardziej niepojęte umiejętności, niemal
s u lo
nadprzyrodzone, o których prawie nikt nie wiedział, a on nie zamierzał ich ujawniać.
Tak, nie ma wyboru. Nie wolno ustawać w dążeniach, by
a d n a c s
Przystań pozostała oazą spokoju, miejscem ucieczki dla znękanych dzieci. Dlatego za nic na świecie nie zatrudni na stanowisko dyrektora Alyssy Fielding.
- Pan Quinn zaraz panią przyjmie - oznajmiła recepcjonistka, gdy Alyssa zjawiła się o umówionej godzinie w biurze zarządu. Allysa podziękowała i ruszyła w stronę sali posiedzeń. W drzwiach minęła się ze znanymi sobie członkami zarządu. Po ich speszonych minach i niepewnych uśmiechach zorientowała się, że jest jakiś problem. Wszyscy przywitali się z nią pospiesznie i natychmiast ruszyli do wyjścia. Na dłużej zatrzymała się tylko Evelyn Wentworth, która wzięła ją za rękę i powiedziała serdecznie: - Proszę się nie dać. Chociaż ostrzegam, że pan Quinn jest w okropnym nastroju. 6 Anula
- Rozumiem - odparła nieco zaskoczona Alyssa, choć tak naprawdę nic nie rozumiała. Wiedziała tylko, że Connor Quinn jest właścicielem Leśnej Przystani i że to on decyduje o obsadzie stanowisk i praktycznie wszystkim, co się dzieje w tej instytucji. Nie miała jednak pojęcia, dlaczego pan Quinn miałby być w bardzo złym nastroju i co to ma wspólnego z nią. Przecież w obu rozmowach z zarządem wypadła znakomicie i o
s u lo
ile wiedziała, nie było nikogo, kto by nie był przekonany, że jest wymarzonym kandydatem na stanowisko dyrektora.
Została prześwietlona przez zarząd ze wszystkich stron, a o jej
a d n a c s
wyborze zdecydowały kwalifikacje, nie zaś fakt, czy się komuś podoba, czy nie. Miała więc nadzieję, że wszystko to zostało przekazane Quinnowi i że spotkanie z nim będzie jedynie formalnością.
Widać jest inaczej, widać pojawiły się jakieś komplikacje. Wzięła się w garść i energicznym krokiem weszła do sali. - Domyślam się, że pani Fielding - usłyszała głos. - Bardzo mi miło pana poznać - odparła, zwracając głowę w stronę miejsca, skąd dochodziły słowa powitania. Z ulgą zauważyła, że głos jej nie drży. Tym bardziej że widok Connora Quinna nie dodawał odwagi. Był wysoki, dobrze zbudowany, miał kruczoczarne włosy, a jego oczy przesłaniały ciemne okulary. Nieco ciepła całej postaci przydawał stojący obok pies przewodnik, piękny golden retriever. 7 Anula
Alyssa nigdy nie miała problemów, zwłaszcza w trakcie pracy, z radzeniem sobie z mężczyznami. Jednakże nawet wtedy, gdy wszyscy ją podziwiali i wychwalali, zawsze traciła nieco pewność siebie, gdy wyczuwała wrogość. Tak jak teraz. Bo chociaż Connor Quin mówił uprzejmym głosem, na jego wargach nie było cienia uśmiechu. Westchnęła w duchu. Nie tak sobie wyobrażała pierwsze dni w Leśnej Przystani.
s u lo
Connor wyciągnął dłoń na powitanie. Gdy Alyssa dotknęła jego ręki, przeszył ją niezrozumiały dreszcz. Poczuła, jak w głąb jej ciała przenika fala gorąca.
Doznanie było tak nagłe, tak niespodziewane, że z trudem nad
a d n a c s
sobą zapanowała. Odniosła też wrażenie, że na twarzy Connora zadrgał jakiś muskuł. Ale już po chwili przybrał on nieprzeniknioną minę, ona zaś uznała, że musiało jej się coś przywidzieć. Connor wskazał gestem krzesło. Usiadła. - Musimy porozmawiać - rzekł, krzyżując ręce. - Oczywiście - odparła ochoczo Alyssa. - Czekałam na to spotkanie, bo chciałabym jak najszybciej rozpocząć wypełnianie obowiązków. - Obawiam się, że to niemożliwe. - Connor bębnił palcami o blat stołu. - Zaszła pomyłka. Alyssa starała się oddychać spokojnie. Nie chciała, by Connor się zorientował, jak jest zdenerwowana.
8 Anula
- Czyżbyście państwo nie potrzebowali nowego dyrektora? spytała po chwili. - Oczywiście, że potrzebujemy - odparł Connor. - Chodzi o to, że zarząd trochę się pospieszył, proponując pani tę posadę. - Pewnie dlatego, że obsadzenie stanowiska dyrektora stało się priorytetem. - Z roztargnieniem mięła materiał spódnicy, starając się z całych sił zachować spokój. Posada w sierocińcu miała być dla niej w pewnym sensie
s u lo
ukoronowaniem kariery, która nie przyszła jej łatwo, zważywszy na jej przeszłość.
- Rzeczywiście, potrzebujemy pilnie dyrektora, ale to decyzja,
a d n a c s
której nie mogę podjąć bez rozważenia wszystkich aspektów.
Głos Connora był niski i spokojny, pobrzmiewała w nim pewność siebie i siła. W połączeniu z jego posturą i pewną
tajemniczością, której przydawały mu ciemne okulary, wszystko to sprawiało, że było w nim coś mrocznego. I bardzo seksownego.
Alyssa natychmiast zganiła się w myślach za takie spostrzeżenia. Zamiast zastanawiać się nad męskimi walorami szefa, powinna z całych sił walczyć o posadę. Postanowiła, że musi jakoś skrócić dzielący ich dystans, bo coraz bardziej traci grunt pod nogami. - Przepraszam, czy uzna pan to za niestosowne, jeśli poproszę, aby zdjął pan okulary? - zaproponowała nagle, zdumiona własną odwagą. - Pewnie i tak ich pan na co dzień nie używa.
9 Anula
- To fakt. Ale także w rozmowach z ludźmi używam ich nie dlatego, że jestem ociemniały - odparł. Jego słowa były tak zagadkowe, że Alyssa ponownie straciła wątek. Jeszcze gorzej było, gdy na jej prośbę Connor zdjął okulary, a ona zobaczyła jego oczy. Były ciemnobłękitne i promieniowały niepokojącym blaskiem. Były to oczy, których kobieta nie zapomni do końca życia, gdy raz je ujrzy.
s u lo
Była wściekła na siebie, bo spełnienie jej prośby, zamiast ułatwić rozmowę, tylko ją utrudniło. Musi jednak przystąpić do ataku. - Panie Quinn - rzekła zdecydowanym głosem. - Nie chcę owijać
a d n a c s
w bawełnę, bo i ja, i pewnie pan cenimy czas i obojgu nam zależy na szybkim rozstrzygnięciu sprawy. Powiem więc, że niezatrudnienie mnie na stanowisku dyrektora Leśnej Przystani byłoby błędem. Zna pan mój życiorys oraz rekomendacje i wie pan, że to prawda. - To fakt, czytałem pani życiorys. - Connor potarł w zamyśleniu podbródek. - I wiem, że ma pani potrzebne kwalifikacje oraz wykształcenie, aby starać się o posadę u nas. Problem w tym, że to nie jest zwykły sierociniec. Większość naszych podopiecznych to dzieci specjalnej troski. Nie tylko ze względu na urazy fizyczne czy jakiś rodzaj kalectwa, ale przede wszystkim ze względu na urazy psychiczne, na zło, jakiego doświadczyły w swoim życiu: odrzucenie, ośmieszenie, upokorzenie. Moim głównym celem jest to, aby więcej nic podobnego ich nie dotknęło. Czy istnieje pewność, że ze względu
10 Anula
na pani poprzednie zajęcie pani pobyt tutaj nie sprowokuje żadnej sytuacji, która by się odbiła negatywnie na dzieciach? Aha, a więc o to chodzi! Alyssa przymknęła oczy i zacisnęła usta, żeby nie wybuchnąć. - Chodzi panu oczywiście o moją dawną pracę modelki, prawda? - Tak, ale też o coś więcej - odparł z namysłem Connor. - Nie była pani zwykłą modelką, lecz jedną z najsłynniejszych modelek. No i jedną z najlepiej opłacanych. Pani twarz zdobiła wszystkie możliwe
s u lo
okładki, a pani życie nadal budzi ogromną sensację.
- Przypominam, panie Quinn - odparła chłodno Alyssa - że mówimy o mojej dawnej pracy.
- Chce pani powiedzieć, że od tej pory pani zbrzydła?
a d n a c s
- Podstępne pytanie, panie Quinn. Jeśli zaprzeczę, będzie to oznaczało, że jestem próżna, i utwierdzi to pana w mniemaniu, że bardziej mnie będzie interesował własny wygląd i brylowanie w mediach niż dzieci w sierocińcu. Jeśli natomiast potwierdzę, wtedy można by mi zarzucić...
- Kłamstwo - dokończył za nią Quinn, a Alyssie wydawało się, że przez jego twarz przemknął szybki jak błyskawica uśmiech. - Tak, rzeczywiście. - W takim razie zapewniam panią, że nie mam powodów zarzucać pani braku uczciwości. Wiem również doskonale, że wszystkie dokumenty świadczące o pani kwalifikacjach są najzupełniej prawdziwe. Nie wiem natomiast, czy zdaje sobie pani sprawę, że nasz sierociniec różni się od większości pozostałych. 11 Anula
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, bo wiem, gdzie składałam podanie. - Wreszcie zaczęła się rozmowa o faktach i Alyssa zaczynała odzyskiwać pewność siebie. - Chcę pana zapewnić, że interesuje mnie tylko praca dla dobra dzieci, a nie pozowanie reporterom i pokazywanie się światu jako uosobienie szlachetności. Na marginesie dodam, choć to nie powinno stanowić tematu naszej rozmowy, że podjęłam pracę modelki jedynie po to, aby móc opłacić naukę na wydziale psychologii. Ale tamten okres mam dawno za sobą
s u lo
i chcę się skoncentrować na tym, co dla mnie najistotniejsze.
- Nie jest to znowu tak dawny okres — zauważył Connor. - Ma pani zaledwie trzydzieści lat.
a d n a c s
Alyssa drgnęła. W jego ustach zabrzmiało to tak, jak gdyby była dziesięcioletnią dziewczynką o niewielkiej inteligencji. Albo że ukończenie studiów zawdzięcza jedynie pięknym nogom i trzepotaniu rzęsami, a także robieniu maślanych oczu do wszystkich wykładowców.
Zaczęła ją ogarniać furia. Z taką bigoterią i ciasnotą umysłową miała kontakt niejednokrotnie. Tak niesprawiedliwe traktowanie przez ludzi spotykało ją przez prawie całe życie, obojętnie jaki był tego powód. Gdy w dzieciństwie była brzydkim kaczątkiem, szykany dotykały ją na każdym kroku. A kiedy wyrosła i stała się prawdziwą pięknością, niechęć wobec niej tylko się nasiliła, choć miała inne źródła.
12 Anula
Owszem, dzięki swojej urodzie zyskała uznanie i bogactwo, ale przez te wszystkie lata dawano jej odczuć, że gdyby jej uroda znikła, ona sama straciłaby wszelką wartość jako człowiek. Nie czas jednak rozczulać się nad sobą. Teraz decyduje się jej los. Musi walczyć o swoje i przestało ją interesować, co Connor Quinn ma o niej do powiedzenia. Podniosła się z krzesła i nachyliła nad stołem, opierając dłonie na blacie. Przybliżyła twarz do twarzy Connora. Trochę zaskoczony
s u lo
wyprostował się w fotelu i Alyssa znów poczuła, że emanuje z niego ogromna, magnetyczna siła. Lecz nie mogła się jej poddać.
- Panie Quinn - rzekła dobitnie. - Wiem, że jest pan człowiekiem
a d n a c s
niebywale inteligentnym, geniuszem matematycznym i wynalazcą. Tak przynajmniej mówią fakty. Natomiast zastanawia mnie, jak to możliwe, że ktoś taki może ulegać obiegowym opiniom. Człowiek pańskiego pokroju powinien umieć dostrzec to, co kryje się pod powierzchnią. Powinien opierać się na faktach, a nie uprzedzeniach. Tylko od pana zależy, czy będę tu pracować, czy nie. Ale jeśli pan mnie nie przyjmie, zrobi pan ogromny błąd.
Przez mgnienie oka Alyssie znów się wydawało, że po ustach Connora przemknął cień uśmiechu. Kilka sekund milczał, potem spytał: - Niech mi pani powie, dlaczego pani tak zależy na tej pracy? Tylko proszę mnie nie karmić standardowymi i oklepanymi odpowiedziami, które się zamieszcza w liście motywacyjnym.
13 Anula
- To w takim razie niewiele nowego mam panu do powiedzenia, ponieważ to, co napisałam w podaniu, jest prawdą. Chciałabym robić w życiu coś pożytecznego. A poza tym bardzo lubię tego rodzaju pracę. To banalne, co mówię, ale są to prawdziwe powody, które skłoniły mnie do zgłoszenia się do państwa. - Czy pracowała już pani z niepełnosprawnymi dziećmi? - Nie, ale dla mnie dziecko to dziecko - odparła. Widząc, że Connor otwiera usta, by coś powiedzieć, dodała pospiesznie:
s u lo
- Chwileczkę, proszę dać mi skończyć. Wiem, co pan chce powiedzieć. Że te dzieci są zupełnie inne, że mają inne potrzeby i problemy. Że w swoim krótkim życiu spotkały się z rzeczami, których żadne normalne dziecko nie potrafi sobie wyobrazić. To prawda.
a d n a c s
Wiem jednak również, że w głębi serca każde dziecko, obojętnie czy dotknięte okrutnym losem, czy wychowane w najszczęśliwszej rodzinie, ma te same potrzeby. Chce, żeby je kochano, akceptowano i utwierdzano w poczuciu własnej wartości. Czy dzieci w pańskim sierocińcu rzeczywiście są pod tym względem inne? - Oczywiście, że nie. Czy uważa mnie pani za durnia? - rzucił zapalczywie.
Także i on wstał, górując nad Alyssa co najmniej o głowę. Odniosła wrażenie, jakby chciał ją przestraszyć, przestrzec, by nie powiedziała o jedno słowo za dużo. Odniosła wrażenie, że przegrała. Poczuła w sercu gorycz. Wciągnęła głęboki oddech i zacisnęła mocno oczy. Jak kierowca, który jedzie pod prąd, ale wie, że inaczej nie dotrze do celu. 14 Anula
- Tak, rzeczywiście, z pewnych powodów tak uważam - odparła. - Niby czemu? - warknął, lecz Alyssa miała wrażenie, jak gdyby jedynie udawał wściekłość. - Ponieważ twierdzi pan perswadowała spokojnie, starając się nie okazywać strachu - że pana jedynym pragnieniem jest dobro dzieci w sierocińcu, a jednocześnie chce się mnie pan pozbyć. Nie zdając sobie sprawy, że akurat kogoś takiego jak ja potrzebuje w tej chwili najbardziej. Panie Quinn, obiecuję, że jeśli zostanę dyrektorem Leśnej
s u lo
Przystani, będę się o troszczyć o wszystkie dzieci, i z całych sił będę o nie walczyć. Również z panem, jeśli zajdzie taka potrzeba. Nie cofnę się przed niczym.
- Muszę przyznać, że pani przemowa brzmi bardzo autentycznie
a d n a c s
i przekonywująco. Ale taka sytuacja jak teraz to dla pani nie
pierwszyzna. Znana modelka przyzwyczajona jest do mówienia tego, czego się od niej oczekuje. Choć zakładam także, że za pani słowami stoi rzeczywiście odwaga i determinacja. Tylko że w tej pracy sama odwaga nie wystarczy.
- Przekonam pana, że mam także inne cechy. - W jaki sposób?
- Proszę dać mi szansę. Proszę mnie przyjąć na okres próbny, uprzedzając o tym dzieci, żeby w razie czego nie przeżyły kolejnego rozczarowania. - Zdaje sobie pani sprawę, że nie będę najmilszym szefem. - W tej kwestii całkowicie się z panem zgadzam.
15 Anula
- Alyssa poczuła, że Connor zaczyna się wahać, i to dodało jej odwagi. - Mój zarząd będzie co najmniej zaskoczony, że pozwoliłem pani zostać. - Wcale nie jestem tego pewna. Wydaje mi się, że przekonałam pańskich współpracowników do siebie i wcale nie będą zaskoczeni, że mnie pan przyjął. Widać wcześniej niż pan zrozumieli, że dla dzieci zrobię wszystko. Bo w życiu kieruję się jedną zasadą - robić to, co w
s u lo
danym momencie trzeba, i nigdy się nie poddawać. - W taką właśnie zasadę pani wierzy? - Jak najbardziej.
- Pani Fielding, obawiam się, że jest pani bardzo naiwna. -
a d n a c s
Connor zamilkł na chwilę. - Pewnie będę żałował swojej decyzji, ale prawdą jest, że brak dyrektora bardzo nam doskwiera i mamy nikłe szanse, aby w najbliższym czasie znaleźć kogoś rewelacyjnego. W takim razie zgoda. Spróbujmy. Zobaczymy, jak nam się ułoży współpraca. Przyjmijmy jako okres próbny jeden miesiąc. Jeśli oczywiście nie zmieniła pani zdania. - W żadnym wypadku.
Connor wyciągnął rękę, a Alyssa potrząsnęła nią energicznie. Z pewnością nie zmieniła zdania i nie zmieni. Tym bardziej że chciała pokazać Connorowi Quinnowi, że chociaż jest geniuszem, to nie zjadł wszystkich rozumów świata. Nie potrzebowała wiele czasu, by odkryć, że ma do czynienia z typowym arogantem, a od takich mężczyzn starała się przez całe 16 Anula
dorosłe życie trzymać z daleka. Ponieważ tacy ludzie jak Connor nieraz czynili z jej życia piekło, nauczyła się ich nienawidzić. Jednocześnie usiłowała zrozumieć, jak to się stało, że mimo swojej negatywnej opinii o Connorze tak usilnie starała się go przekonać, by ją zatrudnił. Może rzeczywiście ma piękną buzię i ani trochę rozumu? A może miała ochotę zobaczyć, jaką Connor będzie miał minę, kiedy ona zrealizuje swoje zamiary?
s u lo
- Widzę, że jednak cię oczarowała - zagadnęła z radosnym uśmiechem Evelyn Wentworth.
Connor zdobył się na blady uśmiech, ale w głowie miał
a d n a c s
kompletny zamęt. Uczucie, którego doznał po spotkaniu z Alyssą, nie nazwałby oczarowaniem. Prawdą było tylko, że spotkanie z tą kobietą zrobiło na nim ogromne wrażenie, lecz jego natury wolał na razie nie badać.
Zdumiało go także doznanie, jakiego doświadczył podczas dotyku ich dłoni. Zdając sobie sprawę ze swoich paranormalnych zdolności, Connor starał się kontakt z innymi ludźmi ograniczać do minimum. Mimo to, ilekroć kogoś dotykał, nie udawało mu się uchronić przed falą emocji i kształtów, przed emanacją pola energetycznego drugiej osoby. Przyzwyczaił się do takich doznań na tyle, że przestał na nie zwracać uwagę. Jednakże tak dziwnego uderzenia pola drugiej osoby jeszcze nie zaznał. Było to tak emocjonujące doświadczenie, że miał ochotę ponownie wziąć Alyssę za rękę, by zrozumieć, skąd się ono bierze. 17 Anula
Alyssa zaskoczyła go pozytywnie także pod innym względem. Podziwiał jej odwagę oraz spokój, z jakim odpierała jego niechęć, i skutecznie przekonywała do swoich racji. Nie mógł wreszcie nie przyznać, że działała także na jego zmysły. Jej delikatny, jaśminowy zapach był oszałamiający, a zmysłowa barwa ciemnego głosu działała na niego jak kojąca pieszczota. - Oczarowała to za mocne słowo, Evelyn - odparł w końcu. -
s u lo
Przekonała mnie jedynie do tego, żeby przyjąć ją na okres próbny. - W takim razie przypomnę, że na początku w ogóle nie chciałeś z nią rozmawiać - przekomarzała się starsza pani. - Zamierzałeś ją od
a d n a c s
razu wyrzucić.
- Jak mówiłem, przekonała mnie do swoich racji.
- I coś mi się wydaje, że bardzo ją za to podziwiasz... - Raczej przychyliłem się do jej zdania. Ale nie jestem przekonany, czy nie popełniam błędu. Możliwe, że pani Fielding jest dobrym dyrektorem. Ale nasze dzieci potrzebują kogoś wyjątkowego i nie sądzę, żeby mógł nim być ktoś przyzwyczajony do przepychu i blasku jupiterów. Ktoś, kto wycofa się chyłkiem, kiedy tylko coś pójdzie nie tak. Lub kiedy nadarzy się jeszcze lepsza okazja do błyszczenia. Pani Fielding twierdzi, że chce robić coś pożytecznego, ale tak mówią wszyscy. Natomiast mało kto potrafi wykazać w determinację, jeśli nie wszystko się układa dobrze. - Chcesz powiedzieć - zażartowała Evelyn - że zgodziłeś się na okres próbny tylko dlatego, że ci się postawiła? 18 Anula
Connor wziął głęboki oddech. Evelyn nie można zwieść, zbyt dobrze go zna. Problem w tym, że sam nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak łatwo się poddał. Uległ z powodu jakiegoś nieokreślonego wrażenia, czegoś, co usłyszał pod potokiem gwałtownych słów Alyssy. Bo z pewnością nie podjął tej decyzji pod wpływem jej osławionej urody, której sam nie był w stanie ocenić, ani brzmienia jej głosu. Wszystko to były jednie zewnętrzne cechy, które nigdy na niego nie wpływały.
s u lo
- Evelyn, nie męcz mnie. To tylko okres próbny, chcę jej dać szansę. Jeden miesiąc i po wszystkim. Na więcej nie pozwolę, bo dzieci mogłyby się z nią zżyć i źle znieść rozstanie.
a d n a c s
- A może po prostu wolisz nie ryzykować zbyt częstego kontaktu z nią, co?
- Daj spokój, Evelyn. Mam na myśli tylko i wyłącznie dobro dzieci.
- Wiem, wiem. - Starsza pani spoważniała. -Wiem także, że podejmiesz słuszną decyzję, jak zwykle. Pod tym względem ufam ci bezgranicznie.
Connor pokiwał z podziękowaniem głową i pożegnał się z Evelyn. Też ufał sobie bezgranicznie, ale jedynie w dziedzinach takich jak fizyka, matematyka czy informatyka. Gorzej było z ludźmi, a zwłaszcza z kobietami.
19 Anula
Wprawdzie nauczył się zachowywać w stosunku do nich chłodny dystans, ale bardzo ciężko mu było go utrzymać. Tak jak teraz, w przypadku Alyssy Fielding. Mimo więc, że zaczął podziwiać nową panią dyrektor za jej upór i przekonania, nie mógł ryzykować, że obecność tak atrakcyjnej kobiety zagrozi jego samotności. Ponieważ jeśli cokolwiek było ważne w życiu Connora, to właśnie samotność. Jake Ingram spoglądał na rozłożone na stole dokumenty. Na ich
s u lo
marginesach widniały niemal nieczytelne gryzmoły genialnego naukowca, Henry'ego Bloomfielda, ojca Jake'a, który został zamordowany wiele lat temu.
a d n a c s
- Geniusz, który pozostawia po sobie równie genialne potomstwo - szepnął do siebie Jake.
Jake miał jeszcze czworo rodzeństwa, o którym dowiedział się dopiero niedawno. Zabójcy ich ojca postarali się bowiem, aby żadne z nich nie pamiętało nic z wczesnego dzieciństwa. Cała Superpiątka została przekazana do adopcji do pięciu odrębnych rodzin, żeby nie było nawet szansy na spotkanie. To jednak nic nie dało, ponieważ wszystkie dzieci Henry'ego Bloomfielda łączyła niezwykła więź, która prędzej czy później musiała się ujawnić - wskutek genetycznych zabiegów posiadały one nadnaturalne zdolności i talenty. Odnalezienie rodzeństwa na szczęście się powiodło. Na szczęście, czy też raczej na nieszczęście, ponieważ jedno z pięciorga genialnego rodzeństwa, Gideon, zaczął wykorzystywać swoje 20 Anula
superzdolności do czynienia zła i dał się poznać światu jako Achilles. Okazało się, że Achilles był mózgiem skoku na Bank Światowy, dokonanego przez grupę zbrodniarzy znaną jako Koalicja. Ogrom zuchwałej kradzieży wywołał w kraju panikę, a jednocześnie wyszły na jaw doświadczenia genetyczne, które przeprowadzał ojciec Achillesa, Jake'a i pozostałych dzieci z grupy Superpiątki. Zadaniem Jake'a było odnalezienia Gideona i pomoc w
s u lo
opanowaniu międzynarodowego chaosu, który zapanował po zbrodniczym wyczynie Koalicji.
Ale jeszcze bardziej do działania pchało go marzenie, aby cała
a d n a c s
rodzina, cała piątka, ponownie była razem. Udało mu się zlokalizować dotychczas trzech Proteuszów, jak zwał ich własny ojciec. Wiedział też o istnieniu Gideona, i nagle...
- Do licha! - Jake walnął pięścią w stół. - Jak to się mogło stać? Dlaczego ojciec posunął się do tak okropnej rzeczy? Dlaczego przed wszystkimi zataił fakt, że było nas sześcioro? Że mieliśmy jeszcze brata, który urodził się niewidomy! Czy to możliwe, że dlatego właśnie ojciec się go pozbył? Nikt nie wiedział o jego istnieniu, nawet nasza matka była przekonana, że umarł tuż po urodzeniu. Czy w takim razie - skoro wszyscy są przekonani, że zmarł i skoro on sam nie ma najmniejszego pojęcia o swoim pochodzeniu - mam prawo przywracać mu jego przeszłość? Czy mam prawo narażać go na przykre doświadczenia i wciągać w niebezpieczną walkę z Koalicją?
21 Anula
Wątpliwości Jake'a Ingrama były uzasadnione. Podczas zmagań z Koalicją wiele osób naraziło życie. Dochodziło do porwań, a część z jego rodzeństwa cudem uniknęła śmierci. Życie oddała jedynie Violet - jego matka. Wiedział też, że Gideon - geniusz matematyczny i techniczny - został poczęty po to, by zastąpić swojego ociemniałego brata oddanego do sierocińca. A jeśli tak, jeśli jedynie ich zaginiony brat ma takie same zdolności jak Gideon, to tylko on może go powstrzymać, ponieważ potrafi się wczuć w jego psychikę.
s u lo
Trzeba w takim razie zrobić wszystko, by go odnaleźć. Z drugiej strony, czy można mieć pewność, że ich zaginiony brat jest takim
a d n a c s
samym geniuszem jak Gideon?
Możliwe, że prócz ślepoty ma inne genetyczne wady, które się ujawniły po jego urodzeniu - dlatego może być zupełnie nieprzydatny do walki z Koalicją, a Jake swymi poszukiwaniami jedynie naraziłby go na niebezpieczeństwo. Bo gdyby Koalicja zorientowała się, że istnieje jeszcze jedno dziecko obdarzone nadnaturalnymi zdolnościami, na pewno nie pozostawiłaby go w spokoju. Póki więc Jake nie zacznie szukać zaginionego brata, jest on zupełnie bezpieczny, ponieważ wspomina się o nim jedynie w zapiskach na marginesie dokumentów, które miał teraz przed oczami. Nagle znieruchomiał. A jeśli to nie są jedyne notatki? Jeśli to nie są jedynie ślady istnienia ich zaginionego brata? Gdyby istniały inne jeszcze dowody jego narodzin, to wtedy Oliver Grimble czy Agnes Payne, cała Koalicja i jej psy gończe, 22 Anula
rzuciłyby się za nim w pogoń. I nawet nie miałby możliwości obrony, ponieważ nie wiedząc o swoim pochodzeniu, nie starałby się chronić przed niebezpieczeństwem. Oliver i Agnes wykradli zawodowe tajemnice Henry'ego i chcieli je wykorzystać do swoich własnych zbrodniczych celów. Posunęli się już do zabójstw, a także porwania Gideona. Jake wiedział, że są zdolni do wszystkiego. To przeważyło szalę.
s u lo
- Nie mam wyboru. Muszę znaleźć naszego brata, i to szybko. Tylko wtedy będę go mógł ostrzec przed zagrożeniem. Tylko wtedy będę mógł sprawdzić, czy ma takie same zdolności jak Gideon. A może przekonam się, że eksperyment zakończył się w jego przypadku
a d n a c s
klapą, i dlatego Henry oddał go do sierocińca?
Trzeba go także przestrzec przed potencjalnymi zamiarami Koalicji. Bo jeśli ma takie same zdolności matematyczne jak Gideon, wtedy i jego Koalicja będzie chciała przeciągnąć na swoją stronę. Jeśli jednak to ja dotrę do zaginionego brata pierwszy, to może jego zdolności będzie można wykorzystać w dobrej sprawie. Tak czy owak, muszę go natychmiast znaleźć.
Tylko od czego zacząć? Wiadomo, że po urodzeniu został wysłany do sierocińca. Tylko do którego? Gdzie go, u licha, szukać?
23 Anula
ROZDZIAŁ DRUGI Connor leżał w łóżku, czując na skórze coraz cieplejsze promienie porannego słońca, które wypędzały z pokoju resztki listopadowego chłodu. Z kuchni na dole dochodził smakowity zapach. To pani Welsh, jego gospodyni, przygotowywała jajka na bekonie, choć poprzedniego wieczoru prosił ją, by zrobiła na śniadanie coś lekkiego. Ale być może
s u lo
odgadła, że czeka go bardzo ciężki dzień i potrzebuje wiele sił. Niechętnie podniósł się z łóżka. Nawet zmaganie z najgorszym problemem naukowym nie wyzuło go nigdy z sił tak bardzo, jak
a d n a c s
spotkanie z Alissą Fielding poprzedniego dnia.
Pewne było, że nie ma najmniejszej ochoty znów się z nią widzieć. Marzył o tym, by ktoś z personelu jak najszybciej mu doniósł, że nowa pani dyrektor zupełnie sobie nie radzi. Że bardziej interesuje ją dobór perfum i lakieru do paznokci oraz podziwianie swej urody w lustrach, niż zajmowanie się dziećmi. Chciał się dowiedzieć, że pani Fielding przekonała się, że praca w sierocińcu nie należy do najlżejszych, i ma ochotę jak najszybciej odejść. Taka perspektywa nieco podniosła go na duchu. Nie dawała mu jednak spokoju przykra myśl, że zachowuje się jak tchórz. Poza tym, myśląc w ten sposób, daleki był od lojalności wobec personelu, a głównie wobec dzieci. Wszyscy mieli już dość bałaganu i
24 Anula
bezkrólewia. Najwyższy czas, by ktoś się tym zajął. Nawet Alyssa Fielding. Nie ma więc wyjścia. To on musi przedstawić Alyssę Fielding dzieciom i personelowi. On też, jeśli zajdzie potrzeba, będzie musiał bez skrupułów ją zwolnić. Musi jednak być ostrożny, ponieważ z powodu częstych zmian dyrektorów dzieci nabierają coraz głębszego przekonania, że tak naprawdę nikomu nie można zaufać.
s u lo
On zaś pragnął, by w jego sierocińcu uczyły się czegoś zgoła odmiennego. Nie chciał, by były takie jak on i przeżywały to co on. Nie chciał, by miały podobną skłonność do wycofywania się z życia,
a d n a c s
do izolowania się i chłodnego oceniania wszystkich i wszystkiego. - One muszą mieć to, czego ja nie miałem - wyszeptał. - I już teraz zacznę szukać dobrego dyrektora.
Tak. Gdyby wreszcie znalazł odpowiednią osobę do prowadzenia Leśnej Przystani, mógłby zająć się do woli swoimi wynalazkami, mógłby niemal nie wychodzić ze swego laboratorium, czyli robić to, co najbardziej kochał.
I nie budziłby się w środku nocy, zastanawiając się, dlaczego nadal prześladuje go subtelny zapach jaśminu. Alyssa weszła po cichu do pokoju, w którym bawiły się wszystkie dzieci. Całą noc spędziła przy biurku, czytając ich akta i starając się jak najlepiej poznać każdego wychowanka z osobna. Dziś jednak miała
25 Anula
się z nimi spotkać twarzą w twarz. Potrzebowała więc trochę czasu, by przyjrzeć im się z bliska. Jednakże, gdy tylko weszła do sali, natychmiast zauważyła stojącego po drugiej stronie potężnego mężczyznę, a obok niego psa. Znak, że nie ma co marzyć o anonimowości. Mimo że miała na stopach miękkie pantofle, Connor Quinn natychmiast odwrócił w jej stronę głowę. - Witamy, pani Fielding. Czekam, żeby panią wszystkim przedstawić.
s u lo
Alyssa zbliżyła się do niego i rzekła żartobliwie:
- Mogłabym przysiąc, że przyszedł pan jedynie zobaczyć, jak sobie nie radzę w nowej pracy. Albo że zaraz za mną wpadnie tu
a d n a c s
tabun reporterów, którym będę pozowała do zdjęć wśród dzieci. Ku jej zdziwieniu jego usta okrasił lekki uśmiech. - Naprawdę pani uważa, że powodują mną ukryte motywy? Jego uśmiech stal się szerszy. - W takim razie rozgryzła mnie pani. - Nawet dziecko nie miałoby z tym problemu. Zupełnie pan nie wie, jak ukrywać brak zaufania.
- To fakt. Subtelność nie jest moją najmocniejszą stroną. Dlatego tak lubię dzieci. Przed nimi nie trzeba grać. A propos, czas się poznać. - Connor zwrócił się w stronę sali. - Hej, młodzi piraci, wszyscy do mnie na pokład! Za Alyssą rozległ się radosny chichot. Odwróciła się i zobaczyła malutką blondyneczkę w fotelu na kółkach. - To pewnie Letice - domyślił się Connor. 26 Anula
- Bardzo mi miło, Letice. - Alyssa uśmiechnęła się do dziewczynki. - Jaki wspaniały różowy fotel! - Pan Quinn powiedział, że mogę go pomalować na jaki chcę kolor - pochwaliła się dziewczynka. Powoli wokół nich zebrała się gromadka dzieci. Niewidoma Kanika, bardzo nieśmiała nastolatka Wendy, David, który mrużył bez przerwy oczy, ukryte za grubymi szkłami okularów. Alyssa przywitała się z nimi serdecznie. Przy okazji zamieniła z
s u lo
każdym dzieckiem kilka słów na konkretny interesujący je temat, co zawdzięczała informacjom zawartym w ich aktach. Jeden tylko malec, na oko siedmioletni, trzymał się z dala od pozostałych, chowając się
a d n a c s
za nogi Connora.
W końcu Alyssa popatrzyła w jego stronę.
- A to nasz zuch, Joey - przedstawił chłopca Connor. - Biega szybko jak błyskawica. To wyjątkowy dar, rzadko kto taki posiada. - To rzeczywiście wspaniały dar - przytaknęła z przekonaniem Alyssa, starając się, by jej głos zabrzmiał jak najdelikatniej. Mimo to chłopczyk nie wychodził z ukrycia.
- Później, trzeba trochę poczekać - szepnął Connor, zwracając twarz w stronę Alyssy. Pogładził czuprynę dziecka i wyraźnie tym uspokojony chłopiec wrócił do swoich zabawek w kącie pokoju. - Tak - rzekła Alyssa z namysłem. - Czytałam akta Joeya i domyślałam się, że taka może być jego reakcja. Ale mam nadzieję, że szybko się do mnie przekona. 27 Anula
Wiedziała z akt Joeya, że nieraz go porzucano. Nic dziwnego, że chłopak stroni od obcych. Nagle jakaś mała rączka chwyciła ją za dłoń. Alyssa skierowała głowę w dół i spojrzała w oczy bardzo brudnego chłopczyka, mniej więcej ośmio - lub dziewięcioletniego. - Bud, mój chłopcze... - Connor miał twarz zwróconą w jego stronę i poruszał nozdrzami. Zdaje się, że cały ranek spędziłeś razem z pieskami w budach.
s u lo
Bud, jakby zdumiony, spojrzał na swoje brudne ręce i ubranie, roześmiał się i przeniósł wzrok na Alyssę.
- Psze pani, niech pani lepiej się myje, bo inaczej pan Quinn to
a d n a c s
zaraz odkryje. Wyczuwa brud na kilometr.
Rozbawiona Alyssa spojrzała na Connora, który dusił się ze śmiechu.
- Myślę, Bud, kochany chłopcze - wykrztusił w końcu - że to doskonała rada. A teraz zmykaj pod prysznic! Dopiero kiedy się umyjesz, będziesz mógł podać rękę pani Fielding. - Dobrze, psze pana, ale myślę, że trochę brudu nie zaszkodzi pani dyrektor.
Zaraz jednak zmienił ton, widząc, że Connor krzyżuje ręce na piersiach. - Oho - zawołał - widzę, że nie ma co zwlekać! Jak pan Connor ma taką minę, lepiej od razu go posłuchać. - A jeśli się go nie posłucha? - spytała Alyssa trochę nieswoim głosem. 28 Anula
Na myśl o tym, co ten ogromny, groźnie wyglądający mężczyzna mógłby zrobić z takim chłopaczkiem, Alyssa poczuła dreszcz na plecach. - Nie pozwala bawić się z Drifterem. Nagle sobie przypomina, że Drifter to pies przewodnik i że jest tu, żeby pracować, a nie dla naszej przyjemności. Chłopczyk kiwnął szybko głową i pognał w stronę łazienki, a za nim reszta dzieci, by się umyć przed posiłkiem.
s u lo
- A więc chciała się pani dowiedzieć, jak sobie radzę z dziećmi spytał Connor z ironicznym uśmiechem - czy przypadkiem nie używam pejcza albo bicza, kiedy są nieposłuszne?
a d n a c s
- Nie o to chodzi - odparła nieco zmieszana, bo Connor domyślił się, co ją gnębi. - Widzę, że ma pan doskonały kontakt z dziećmi, ale... Nie wiem, jak to powiedzieć...
- Proszę powiedzieć, o co chodzi - zachęcał. - Sprawia pan wrażenie dość... groźnego. - To pewnie z powodu wyglądu moich niewidzących oczu. Drgnęła wobec tak brutalnego przedstawienia faktu. Jednocześnie nie mogła się z Connorem zgodzić. Była przekonana, że niejedna kobieta traciła głowę na widok tych przejmujących, ciemnobłękitnych tęczówek. - Nie - odparła zdecydowanie. - To raczej z powodu całej pańskiej postury. Jest pan po prostu bardzo wielki i mam wrażenie, że kiedy się pan zezłości, to lepiej się trzymać od pana z daleka. Connor potarł twarz z zakłopotaniem i zmienił temat. 29 Anula
- Chyba już sobie pójdę - oświadczył. - Miłego podwieczorku, pani Fielding. - Dziękuję. Ale zanim pan odejdzie, proszę tylko powiedzieć, czy zdałam. - To zaledwie pierwszy dzień - odparł z ociąganiem. - A poza tym naprawdę nie przyszedłem po to, żeby panią obserwować i oceniać. Chciałem przede wszystkim sprawdzić, jak posuwa się budowa nowego gmachu sierocińca.
s u lo
- A tak! — zawołała Alyssa. - Widziałam plac budowy. Wygląda na to, że nowy budynek będzie naprawdę imponujący. Czy mogłabym panu towarzyszyć?
Odniosła wrażenie, że Connor sztywnieje. Natychmiast jednak
a d n a c s
odezwał się swobodnym tonem:
- Ma pani teraz przerwę na posiłek. No a potem pewnie będzie się pani chciała zająć dziećmi.
- Pani Jones poinformowała mnie, że bez problemu poradzi sobie z opieką nad dziećmi podczas posiłku. Po podwieczorku w planie jest lekcja na temat owadów, a potem wolne gry i zabawy. Myślę, że wtedy mogę dołączyć do dzieci, nie przeszkadzając im w trudniejszych zajęciach. Na razie mam trochę czasu i myślę, że to doskonała okazja, żeby poznać sierociniec i jego otoczenie. Tylko dokładne poznanie całego terenu pozwoli mi na rozsądne zarządzanie całością i dbałość o to, żeby dzieci nie zrobiły sobie krzywdy. No, dodała w duchu z zadowoleniem. Spróbuj teraz znaleźć jakiś pretekst, żeby mnie ze sobą nie wziąć! 30 Anula
- Proszę pamiętać, że to plac budowy - odparł Connor niechętnie. - Pewnie nie jest pani odpowiednio ubrana... - Niech pan da spokój! - parsknęła. - Dotychczas nie zachowywał się pan jak typowy mężczyzna, a to, co pan powiedział, to typowa męska wymówka. - Chodziło mi wyłącznie o to, że na przykład w szpilkach mogłaby się pani narazić na niebezpieczeństwo. - Dlaczego pan uważa, że noszę szpilki? Bo byłam modelką?
s u lo
Czy kobieta rozgarnięta wkładałaby szpilki do zabawy z dziećmi? - Nawet pani nie wie, ilu tak zwanych profesjonalistów nie zdaje sobie sprawy z takich drobiazgów. A to dla mnie oznaka, co
potwierdziło się wielokrotnie, że nie mają pojęcia, jak sobie radzić z
a d n a c s
wychowankami, szczególnie w sierocińcu tego typu. W rezultacie tylko mieszają dzieciom w głowach.
- Proszę się nie obawiać. Ja tego na pewno nie będę robić, panie Quinn.
- Cieszę się - odparł. - W takim razie co pani zamierza robić? - Jak najlepiej zajmować się dziećmi. Przygotować ich do tego wszystkiego, co je może w życiu spotkać.
- Uważa pani, że może pani to przewidzieć? - W żaden sposób. Podobnie jak one. A czy pan potrafił przewidzieć swoją przyszłość w dzieciństwie? - Nie - odparł gwałtownie. -I moje dzieciństwo zupełnie mnie nie interesuje. Interesuje mnie tylko przyszłość dzieci w Leśnej Przystani. - Mnie również. I zadbam o to, żeby była jak najwspanialsza. 31 Anula
- To wszystko tylko słowa. - Connor pokręcił głową. - Proszę wybaczyć, ale słyszałem już podobne frazesy po wielokroć. I po wielokroć odkrywałem, że nie kryje się za nimi żaden konkret. Proszę się nie gniewać, ale chciałbym zobaczyć efekty pracy. - Zgoda. Zobaczy je pan. - Doskonale. W takim razie, skoro tak bardzo pani chce, zapraszam na spacer po moich włościach. Ubrali się i po chwili wyszli na dwór w towarzystwie Driftera.
s u lo
Zewnętrzna powłoka nowego budynku była już niemal
całkowicie gotowa. Białe ściany przetykane były płaszczyznami szkła i polerowanego dębu, a pochyły dach pokrywały w całości słoneczne
a d n a c s
kolektory. Wyglądały jak błyszczące klejnoty osadzone w drogiej oprawie,
- Ależ on piękny! - Z ust Alyssy wyrwał się okrzyk zachwytu. Zadzierając głowę, lekko się potknęła. Zrobiła szybki krok do przodu, by nie stracić równowagi. W tym momencie rozległ się ryk syreny alarmowej.
Przestraszona Alyssa natychmiast cofnęła nogę i wpadła na Connora.
Pomimo przestrachu natychmiast poczuła, że z chwilą, gdy pochwyciły ją silne ramiona, przez jej ciało przebiegł gorący dreszcz. Było to podobne doznanie do tego, gdy wczoraj podała mu dłoń, o wiele jednak intensywniejsze. - Przepraszam. - Connor natychmiast cofnął ręce, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ją obejmuje. - Nic się pani nie stało? 32 Anula
- Nie, nic - odparła zmieszana. - Dziękuję, że mnie pan przytrzymał. Ale cóż się, u licha, stało? Dlaczego włączył się alarm? Przecież tu nic nie ma. Żadnych czujników, kamer ani innych podobnych urządzeń, które by mogły wzbudzić sygnał. Jedynie skromna ścieżka wokół budynku! - Tak się na pozór wydaje. Connor opadł na kolana i przesuwając dłońmi po krawędziach płyt chodnika, tłumaczył z ożywieniem:
s u lo
- To prototyp alarmu zamontowany dla nas przez jedną z firm. Przyznam, że trochę zazdroszczę konstruktorowi, bo to bardzo zmyślne urządzenie. Działa zupełnie inaczej niż wszystko, co jest
a d n a c s
dostępne na rynku. Proszę zobaczyć. Z boku płyt umieszczone są czujniki wysyłające promienie na podczerwień. Połączony z nimi odbiornik dokonuje błyskawicznej analizy molekularnej ciała i na tej podstawie stwierdza, czy przechodząca osoba ma prawo tędy iść. To znaczy, czy należy do personelu sierocińca, czy też nie. Wszystkie osoby mające prawo przebywać na tym terenie, czy to dzieci, czy personel, mają już swoją komputerową kartę, która identyfikuje ich jako „swoich". W przypadku gdyby kręcił się tu jakiś obcy, czujniki nie tylko włączą alarm, ale dokonają jednocześnie dokładnej fotografii i opisu delikwenta. Pani nie figuruje jeszcze w danych naszego komputera, stąd takie histeryczne zachowanie tego systemu. - Jestem pod wrażeniem... - Alyssa kręciła głową z niedowierzaniem. - Nigdy o czymś takim nie słyszałam.
33 Anula
- Jak już mówiłem, to prototyp - sapnął Connor, podnosząc się z klęczek. - Dodam, że bardzo drogi. Ale oczywiście dla dzieci jestem w stanie wydać każde pieniądze, aby tylko zapewnić im spokój i bezpieczeństwo. No i istnieją jeszcze bardziej prozaiczne powody. Część z naszych dzieci pochodzi z rodzin patologicznych i istnieje ryzyko, że ich rodzice czy opiekunowie będą chcieli je odzyskać wbrew zakazowi prawnemu. - Tak. - Alyssa pokiwała głową. - To rzeczywiście plaga, przed
s u lo
którą trzeba się bronić wszelkimi siłami. Bo nawet jeśli dzieci zaraz się odbierze owym samozwańczym opiekunom, mocno przeżywają taki incydent. A wracając do nowego systemu alarmowego. To
a d n a c s
rzeczywiście nie pański wynalazek?
- Niestety, nie - odparł ze smutkiem Connor.
I bardzo żałuję, bo jest naprawdę piekielnie pomysłowy. Systemy alarmowe to zupełnie nie moja dziedzina. To produkt firmy Redcom Systems, która specjalizuje się w tego rodzaju nowatorskich rozwiązaniach. Jestem pod wrażeniem pomysłowości, z jaką połączono całą masę znanych elementów w zupełnie nowe systemy, które mogą przyjść do głowy tylko komuś niezwykłemu. - Co w takim razie jest pańską dziedziną? - spytała Alyssa, obserwując jednocześnie, jak otwiera się przed nimi ogromna brama z hartowanego szkła, która prowadzi do wnętrza nowego budynku Leśnej Przystani. - To wszystko tutaj. - Wskazał ręką nowy budynek, do którego właśnie weszli. - Wnętrze jest jeszcze nieukończone, ale główna sala i 34 Anula
teren wokół budowy może dać pojęcie, jak będzie wyglądała reszta produktu. Produktu? Alyssa aż się wzdrygnęła, słysząc tak techniczny, chłodno brzmiący termin w zetknięciu z czymś, co miało służyć za przytulne mieszkanie, dające bezpieczeństwo i ciepło dzieciom. Ale czy nazwa jest istotna? Z lubością rozglądała się po majestatycznym gmachu, wyobrażając sobie, jak niedługo będzie tu rozbrzmiewać radosna wrzawa dzieci.
s u lo
Postąpiła krok do przodu i weszła do jednego z pomieszczeń. Było przestronne, mimo to bardzo przytulne, ponieważ całe zostało wyłożone zachodzącym na siebie w różnych płaszczyznach drewnem. Jedna ze ścian składała się w całości z panoramicznych okien
a d n a c s
wychodzących na pola i zagajniki otaczające Przystań. Na podłodze nie było jeszcze wykładziny, ale do środka wniesiono już drewniane stoliki i ławy, a także półki i regaty na zabawki i książki. Jej wzrok natychmiast przykuł potężny kominek, znajdujący się niemal w centralnym miejscu pomieszczenia. W kominku wesoło buzował ogień.
- Nie bał się pan montować kominka w budynku, który jest domem dla dzieci, w tym zupełnie małych? - Chodziło mi o to - wyjaśnił Connor - żeby dzieci miały poczucie ciepła. A prawdziwego ognia nie zastąpi najlepszy kaloryfer, który tym bardziej nie zastąpi możliwości poznania ognia wszystkimi zmysłami. U naszych dzieci, z których wiele cierpi na taką czy inną ułomność, to się bardzo liczy. Chciałem, żeby przez cały rok, nawet w 35 Anula
lecie, dzieci mogły siadać wokół kominka jak przy ognisku, i przez cały czas miały coś, co jest od dawien dawna symbolem prawdziwego domu. A co do pani obaw... Proszę włożyć do środka rękę. - Co takiego? - Alyssa nie była pewna, czy dobrze go usłyszała. Przecież się poparzę! - A, rzeczywiście - mruknął zawstydzony. - Nie pomyślałem. Nagle jednak, zanim się spostrzegła, Connor wziął ją za rękę i pociągnął w stronę paleniska. Krzyknęła ze strachu w oczekiwaniu na piekący ból i...
s u lo
I nic się nie stało. Gdy tylko jej dłoń zbliżyła się do ognia, z boków kominka wysunęła się błyskawicznie żaroodporna szyba i
a d n a c s
Alyssa stuknęła w nią opuszkami palców.
- W przypadku awarii zasilania - wyjaśniał spokojnie Connor, jak gdyby nic się nie stało - silnik uruchamiający szybę pobiera energię z generatora. Nie ma obawy, żeby któremuś dziecku coś się stało.
- Naprawdę genialne - wyrwało się Alyssie. - Powiedziałbym raczej - odparł obojętnie - że zrodzone z przyziemnej potrzeby.
- Pokaże mi pan jeszcze coś równie ciekawego? - zagadnęła niezrażona. - Jeśli sobie pani życzy, proszę za mną. Ale to raczej zabaweczka niż coś poważniejszego.
36 Anula
W jednym z pomieszczeń, którego podłoga nadal była usiana opiłkami metalu oraz szczątkami drewna i plastyku, stał niewielki pluszowy fotel. Connor poprowadził Alyssę w jego stronę. - Proszę usiąść - nakazał, jak gdyby była małym dzieckiem. Alyssa pomyślała, że dobrych manier będzie trzeba uczyć nie tylko dzieci, ale także właściciela sierocińca. Tyle że jego trudno traktować jak dziecko.
s u lo
Westchnęła. Rzadko jej się zdarzało, by nie wiedziała, jak postąpić.
- Przecież on jest malutki - zaprotestowała. -A ja jestem dość wysoka.
a d n a c s
- Wiem. Mimo to proszę usiąść.
- No dobrze - odrzekła zrezygnowanym tonem i zginając maksymalnie nogi, zajęła miejsce w fotelu.
W tym momencie fotel uniósł się nagle do góry. Alyssa wydała okrzyk zdumienia i zeskoczyła na podłogę.
- Domyślam się, że mój fotelik pokazał, co umie - zauważył beznamiętnie Connor.
- Jak to możliwe? - Nie mogła ochłonąć ze zdumienia. Podejrzliwym wzrokiem mierzyła stojący obok niej mebel. Zerknęła szybko na twarz Connora i tym razem była pewna, że zauważyła na niej cień uśmiechu.
37 Anula
- Kolejna sztuczka komputerowa. Czujniki w fotelu i w oparciu mierzą pani postać, szacują pani ciężar i z chwilą kiedy pani siada, przystosowują wysokość do pani rzeczywistych rozmiarów i wagi. - Wagi? Mam nadzieję, że tę informację komputer zachowuje dla siebie? - Oczywiście, to bardzo dyskretne urządzenie. Ponownie zerknęła na jego twarz, niepewna, czy Connor żartuje, czy naprawdę jest taki zasadniczy i dosłowny. Ale tym razem wyraz jego twarzy był nieprzenikniony.
s u lo
Wpadło jej do głowy, że być może okulary służą mu przede wszystkim do maskowania swoich nastrojów i uczuć.
a d n a c s
- Bardzo się cieszę - odpowiedziała. - Ale czy nie można
poskromić samowoli tego fotela? Gdy się zapomni o jego sztuczkach, można się nabawić palpitacji serca.
- Przewidziałem i to - odparł z namaszczeniem. - Wysokość i szerokość siedziska fotela można regulować także głosem, tylko trzeba nacisnąć guzik z boku siedzenia. Proszę spróbować. - Zgoda - przystała ochoczo i naciskając wskazany guzik, zawołała: - Sześć centymetrów do góry!
Fotel natychmiast podniósł się na żądaną wysokość. - I jak? - zapytał Connor. - Działa! Fantastyczne... Czy tego rodzaju rzeczy są dostępne w sprzedaży? Z niczym podobnym się jeszcze nie zetknęłam. - To na razie prototyp i wiem tylko, że w podobny sprzęt będzie wyposażona cała Leśna Przystań. A nad resztą się zastanowię. Ale 38 Anula
skoro się pani podoba taka bzdurka, to myślę, że jeszcze bardziej pani doceni inne urządzenia zainstalowane w nowym budynku. Znacznie bardziej jestem dumny z klawiatur komputerowych dla ociemniałych, które oprócz systemu Braille'a będą miały system sterowania głosem. Zmodyfikowałem też nieco system alarmowy w samym budynku w ten sposób, że dzieci niesłyszące będą ostrzegane przed niebezpieczeństwem wibracjami. - To niesamowite - mruknęła Alyssa.
s u lo
- Nie widzę w tym nic niesamowitego. Wszystko oparte jest na matematycznych wyliczeniach i dobrej znajomości technologii. Connor mówił beznamiętnym głosem, jak gdyby jego dokonania
a d n a c s
były rzeczywiście czymś zwykłym, a ich zrealizowania mógł się podjąć pierwszy z brzegu majsterkowicz. Miała też wrażenie, że na podobne pytania odpowiadał w podobnym tonie setki razy. W istocie ten budynek i jego wyposażenie były całkowicie nowatorskie. I z pewnością musieli dostrzegać to wszyscy, prócz chyba samego Connora Quinna. Możliwe, że od zwykłych śmiertelników dzieli go jednak przepaść.
- Skąd pomysł na takie łączenie komputerowej techniki do celów domowych? - zagadnęła, przerywając niezręczną ciszę. - To kwestia zmysłu praktycznego i wyobraźni. Zmysłu praktycznego i wyobraźni, powtórzyła w myślach. Gdy spojrzała na Connora, zobaczyła w nim jak zwykle bardzo przystojnego mężczyznę. Ale może po raz pierwszy dotarło do niej wyraźnie, że to nie męski urok decyduje o jego wyjątkowości. Zobaczyła w nim 39 Anula
kogoś obdarzonego niesamowicie bystrym umysłem. A taki mężczyzna może być niebezpieczny. - Powinniśmy wracać, pani Fielding - powiedział nagle, wdzierając się w jej myśli. - Tak, rzeczywiście. Dziękuję bardzo za tę pouczającą przechadzkę - odparła. Na pół świadomie wyciągnęła rękę i dotknęła delikatnie jego ramienia. Był to jej zwykły gest, którym okazywała ludziom sympatię.
s u lo
W tym przypadku zaskoczyła ją reakcja Connora, który drgnął i przez zęby wciągnął powietrze. Alyssa natychmiast cofnęła się o krok. - Najmocniej przepraszam. Nie chciałam pana dotykać bez pytania...
a d n a c s
- Proszę nie przepraszać. Wiem, że pani gest był spontaniczny, a nie wyrachowany.
Powiedział to opanowanym głosem, lecz Alyssa wyczuła w nim napięcie. Nabierała coraz głębszego przekonania, że Connor ma zagadkową osobowość, której przypuszczalnie nigdy nie pozna, i lepiej tak to zostawić. Jeśli mają współpracować, lepiej zachować profesjonalny dystans, chociaż...
- Chciałabym zaproponować, żeby zwracał się pan do mnie po imieniu. Dokładnie o to samo poproszę dzieci i myślę, że będą się czuły lekko zbite z tropu, jeśli pan nadal będzie się do mnie zwracał per pani. Chciałam od razu zaznaczyć, że nie oczekuję, aby pan złożył mi podobną propozycję.
40 Anula
- Czemu nie? Wierzę w partnerski układ, pod warunkiem, że każdy robi to, co do niego należy. Nie mam nic przeciwko temu, żeby pani zwracała się do mnie po imieniu... Przy okazji, skoro już mniej formalnie rozmawiamy, Alysso, to bardzo przepraszam, że przed chwilą na ciebie naskoczyłem. Ale mało kto decyduje się na dotknięcie drugiej osoby. - To ja chciałam przeprosić, Connorze. - Naprawdę nie ma za co. - Zamachał rękami. - Większość osób
s u lo
unika bezpośredniego kontaktu, bo czuje się z tym niezręcznie. Ostatnie słowa nie były dla Alyssy jasne. Czy chodziło mu o to, że większość ludzi nie jest tak bezpośrednia jak ona?
Już wcześniej Connor dawał jej do zrozumienia, że jej
a d n a c s
profesjonalna odwaga, wynikająca z faktu bycia modelką, wcale mu nie imponuje. Z drugiej zaś strony podkreślał, że to dzięki jej odwadze i walce o swoje ją zatrudnił.
Connor nie przestawał być dla niej zagadką. Zastanawiała się, jak by zareagował, gdyby ponownie go dotknęła. Któregoś dnia z pewnością to zrobi, lecz przedtem go ostrzeże. Ciekawe, jak wtedy Connor się zachowa...
41 Anula
ROZDZIAŁ TRZECI Gazety nadal pełne były informacji na temat krachu na giełdzie, spowodowanego przez kradzież w Banku Światowym. Władze starały się zapobiec panice, jednak każdy dzień przynosił nowy kryzys, a nastrój zdenerwowania udzielał się dosłownie wszystkim. Alyssa przeglądała wywiad z jakąś kobietą, która twierdziła, że
s u lo
w dzień po napadzie widziała u siebie na podwórku jednego z
mutantów; niektórzy nazywali ich Proteuszami. Z innych źródeł Alyssa przypomniała sobie, że Proteuszami nazywano genetycznie
a d n a c s
zmodyfikowane superdzieci, teraz już dorosłe, i to właśnie tym osobom przypisywano różnego rodzaju nadprzyrodzone zdolności, takie jak kontrolowanie umysłu czy przeskakiwanie wieżowców. Pokręciła głową, zastanawiając się, czy ludzie kiedykolwiek zmądrzeją. Wszystko na tym świecie na-dal jest pokręcone, więc po co się denerwować. Ona musi zadbać, żeby przynajmniej powierzonych jej dzieci nie dotykało szaleństwo tego świata. Lecz nie była to jedyna troska Alyssy. Nie dało się ukryć, że miała także na głowie właściciela sierocińca, tajemniczego i surowego Connora Quinna. Ciągle nie dawało jej spokoju, dlaczego jest tak w sobie zamknięty. Zaczynało ją to złościć. Już w kilka godzin później uznała, że utrzymywanie tej negatywnej opinii o Connorze może być trudne.
42 Anula
- No i jak? - zagadnęła ją Edwina Jones. - Poznałaś już lepiej pana Quinna? Prawda, że strasznie jest kochany? Nauczycielka uśmiechnęła się do niej i na chwilę przerwała czesanie niesfornych włosów Kaniki. - Tak. Zamieniliśmy kilka słów - odpowiedziała wymijająco Alyssa, zaskoczona takim określeniem Connora: Owszem, podziwiała go za jego niesamowitą inteligencję i trzeźwy osąd, ale jednocześnie uważała za osobę bardzo chłodną.
s u lo
- Weź na przykład sprawę ubioru dzieci - kontynuowała Edwina. - Connor zawsze się stara, żeby dzieci miały jakieś wystrzałowe ubrania, które rzeczywiście są modne, a nie sprzed pięciu czy
dziesięciu lat. I żeby zawsze mogły sobie wybrać jakieś fikuśne
a d n a c s
dodatki do ubioru, jak na przykład te kolorowe wstążeczki, które wplatam we włosy Kaniki.
No dobrze, Alyssa mogła się zgodzić, że jeśli chodzi o dzieci, Connor wykazuje się rzeczywiście ogromną troską. Natomiast w stosunku do niej nie był zbyt delikatny. Co najmniej kilka razy wytykał jej, że była słynną modelką, a tego miała powyżej uszu, bo takie uwagi słyszała nieustannie.
Tego rodzaju uwagi podważały sens jej wałki o siebie w nowym zawodzie i sprawiały, że na nowo musiała budować poczucie własnej wartości. Trudno, żeby była w stanie polubić człowieka, który w ten sposób ją traktował. - Jak wyglądam, Alysso? - spytała Kanika. Alissa spojrzała na dziewczynkę. Uśmiechnęła się i pokiwała z uznaniem głową. 43 Anula
Wprawdzie dziewczynka była szczerbata, a poza tym w wieku, kiedy nogi rosną szybciej od pozostałych części ciała, jednak w całości wyglądała uroczo. - Wyglądasz prześlicznie, Kaniko. Alyssa zaczynała coraz lepiej poznawać dzieci i nawiązywać z nimi kontakt. Teraz na tym chciała się skoncentrować i zapomnieć o swoim aroganckim, pełnym dystansu szefie. Postanowiła pozostać na lekcji Edwiny. Nauczycielka zawołała
s u lo
dzieci, a one posłusznie skupiły się wokół niej. Każdemu dała którąś z pomocy naukowych i różnorakich elementów do prac ręcznych. Zadanie dzieci polegało na zbudowaniu wymyślonych przez siebie urządzeń.
a d n a c s
Po kilku krótkich wskazówkach dzieci dobrały się grupkami i z zapałem zaczęły montować wymyślone przez siebie dziwne mechanizmy. Przyglądając się ich pracy, Alyssa po raz kolejny stwierdziła, że dzieci są indywidualistami.
Dotyczy to również dzieci z sierocińca, a może zwłaszcza tych dzieci. Wszystkie urodziły się z jakąś wadą fizyczną i początkowo znalazły się pod opieką dorosłych, którzy traktowali je jak kulę u nogi. Każde z nich wiele przeżyło, jednakże teraz, gdy się widziało, z jakim entuzjazmem i radością przystępują do zabawy, trudno było w to uwierzyć. - Alysso, chodź zobaczyć, co zrobiłem! - zawołał na cały głos Bud. - To ponaddźwiękowy poruszacz ludzi. 44 Anula
Alyssa z lekkim zakłopotaniem wpatrywała się w wybrzuszony tu i ówdzie przedmiot. Był to dość pokraczny pojazd, który na wierzchołkach miał przymocowane sznurkami magnesy. Bud puścił w ruch sznurki z magnesami i natychmiast do jednego z nich przyczepiła się jakaś leżąca w pobliżu lalka. Widząc to, jedna z dziewczynek wydała okrzyk rozpaczy. - Coś ty zrobił, głupolu! - fuknęła. - Wbiłeś gwóźdź do głowy mojej lalki.
s u lo
Ku zdumieniu Alyssy, Bud wcale nie odpowiedział koleżance niegrzecznie. Zamilkł i stał nieruchomo, patrząc na nią z posępną miną. W końcu wyjąkał:
- Ale ja myślałem, że tak będzie fajnie, Tino.
a d n a c s
- Fajnie? - parsknęła dziewczynka.
Nadrabiała miną, ale widać było, że jest na granicy płaczu. - Wbiłeś gwóźdź do jej głowy tylko po to, żeby ją przyciągać magnesem. Zepsułeś moją Jenny!
Na twarzy Buda malowała się coraz większa rozpacz. - Zaraz ją naprawię! - wołał, patrząc błagalnie to na Alyssę, to na Tinę.
Alyssa uklęknęła obok dzieci. - Nie wpadajmy w rozpacz - rzekła łagodnie. -Zaraz zobaczymy, co da się zrobić. Ale mam do ciebie prośbę, Bud. Następnym razem, jak zechcesz wziąć czyjąś rzecz, musisz spytać o zgodę. Dobrze? - Tak jest! - Bud energicznie pokiwał głową.
45 Anula
- W takim razie zobaczymy, co się da zrobić. Alyssa przypatrywała się okaleczonej lalce, po czym nagle zawołała: - O, a jeśli w ten sposób uczesze się jej włosy, to nie będzie widać śladu po tym gwoździu. Zresztą komu szkodzi taka malutka dziurka? Popatrz, Tino, ja mam w uszach dwie dziurki po kolczykach. Tina kiwnęła z ociąganiem głową, ale widać było, że nie jest udobruchana. Za to Bud jeszcze bardziej się zmieszał. - Przepraszam, Tino. Po prostu nie pomyślałem. Ja nigdy nie myślę...
s u lo
W jego głosie pojawił się gniew, jak u dorosłego. Alyssa nie musiała zgadywać, by wiedzieć, że tego rodzaju słowa Bud słyszał
a d n a c s
pod swoim adresem setki razy.
- Chodź, Tino. Dam ci wszystkie moje auta i będziesz mogła zrobić w nich tyle dziur, ile chcesz.
Przez chwilę Alyssa myślała, że Tina przystanie na wielkoduszną propozycję kolegi. Ale po chwili dziewczynka zapatrzyła się na uszy Alyssy.
- Właściwie to możesz jej zrobić jeszcze dwie dziurki w uszach, tak jak u Alyssy - rzekła, zwracając się do Buda. - Będę jej mogła wkładać kolczyki. Tylko teraz zrób malutkie dziurki, i już więcej nie ciągnij mojej Jenny po podłodze. - Nigdy więcej tego nie zrobię! - obiecał ochoczo Bud. Widząc, z jakim zapałem dzieci planują przedziurkowanie uszu biednej Jenny, Alyssa nie mogła ukryć uśmiechu. Doskonale pamiętała, jakim torturom ona sama poddawała swoje ukochane lalki. 46 Anula
- A nawiasem mówiąc - powiedziała, wskazując na poruszacz ludzi - uważam, że to doskonały pomysł. Sądzę, że jesteś w stanie wymyślić jeszcze niejedną ciekawą rzecz. - No pewno! - zgodził się Bud. - Chcę być taki jak Connor. Alyssa pokiwała głową, zastanawiając się, ile właściwie czasu Connor spędza z dziećmi. Przypuszczalnie niewiele. Ostatecznie jego głównym zajęciem jest prowadzenie interesów, a przede wszystkim praca naukowca i wynalazcy. Zajmowanie się sierocińcem traktuje pewnie jako działalność charytatywną.
s u lo
Podczas lat pracy w charakterze modelki Alyssa spotykała wielu bogatych ludzi, którzy przeznaczali pieniądze na cele charytatywne,
a d n a c s
aby uniknąć płacenia zbyt wysokich podatków i poprawić swój wizerunek.
Przypominając sobie nowo zbudowany gmach sierocińca, pomyślała, że być może Leśna Przystań jest dla Connora polem doświadczalnym dla jego wynalazków.
Nagle jej uwagę przykuł samotnie siedzący w kącie chłopczyk. Natychmiast rozpoznała w nim Joeya - dziecko, które kryło się za Connorem, gdy pierwszego dnia pojawiła się w sierocińcu. Mimo usiłowań Edwiny, która starała się zainteresować go czymś ciekawym, chłopczyk patrzył nieruchomo w sufit. W końcu nauczycielka dała za wygraną. Wstała i ciągnąc Alyssę za sobą, zaczęła jej po cichu tłumaczyć: - Od kilku dni znów nie ma z nim kontaktu. Od czasu, kiedy wzięła go do domu jedna z par małżeńskich. Niestety, tego samego 47 Anula
dnia przyprowadzono go z powrotem. Okazało się, że Joey urządził w nowym domu piekło. I tak jest za każdym razem, kiedy ktoś bierze go do siebie. - Co na to psycholodzy? - Terapeutka ma z nim codziennie zajęcia. Ale bez rezultatu. Nie można z nim nawiązać kontaktu. Alyssa przypomniała sobie to, co przeczytała w aktach dziecka. Jego naturalni rodzice zostawili go w sierocińcu dwa lata wcześniej.
s u lo
Twierdzili, że nie stać ich na utrzymanie jeszcze jednego dziecka, choć wychowywanie pozostałych nie sprawiało im problemu. - Wydaje się, że Connor ma z nim jakiś kontakt
a d n a c s
- zauważyła. - Wczoraj widziałam ich razem. Mały wprawdzie nie odzywał się do Connora, ale chyba darzy go sporym zaufaniem. - Tak, rzeczywiście. Connor to chyba jedyna osoba, z którą ma jakikolwiek kontakt.
- Ciekawe dlaczego.
- Kto wie, jakiego rodzaju więzi tworzą się między z pozoru nieprzystającymi do siebie ludźmi -zauważyła sentencjonalnie nauczycielka.
Alyssa odniosła wrażenie, że starsza pani wie lub przynajmniej domyśla się, jakie mogą istnieć więzi pomiędzy przestraszonym małym chłopcem a ogromnym dorosłym mężczyzną. Powoli podeszła do Joeya i kucnęła obok. - Czasami pewne rzeczy muszą się w nas ułożyć - powiedziała cicho. - Czasami trzeba się swoimi odczuciami podzielić z drugą 48 Anula
osobą. Pamiętaj, że kiedy będziesz gotów, możesz do mnie przyjść. Będę cierpliwie czekać. Przez moment wydawało jej się, że Joey otrząsnął się z odrętwienia. Zaraz jednak jeszcze mocniej zamknął się w sobie. Zastanawiała się, czy nie złożyła swojej obietnicy zbyt pochopnie, bo nigdy nie należała do cierpliwych. Kiedy znajdowała się w sierocińcu jako dziecko, i to w dodatku prawdziwe brzydkie kaczątko, starała się wszystkim udowodnić, że ma w nosie, jak się ją ocenia.
s u lo
Kiedy po kilku latach jej uroda rozkwitła i kiedy zauważyła, że ludzie nadal oceniają ją na podstawie wyglądu, przysięgła udowodnić im wszystkim, że posiada także inne wartości. Wówczas to zdała
a d n a c s
sobie także sprawę z tego, że od czasu, gdy miała zaledwie trzynaście lat i umarli jej rodzice - jedyni ludzie, którzy ją naprawdę kochali za to, że po prostu jest - przez całe życie stara się komuś coś udowodnić. Wydawało jej się, że ten okres ma już za sobą. Teraz odkryła, że z chwilą gdy poznała Connora, znów jej na tym zależy. W porę przywołała się do porządku.
Jej uczucia nie mają znaczenia. Najważniejsze są dzieci: Joey, Bud, Tina, Letice, Kanika, David i wszyscy pozostali. Tylko one się liczą. Ich życie, ich przyszłość. Alyssę męczyły jak zwykle te same sny. Śniło jej się, że jest sama, zawsze sama, pozbawiona nadziei, by cokolwiek się zmieniło. Takie koszmary nękały ją od czasu tragedii w dzieciństwie.
49 Anula
Przewracała się właśnie z boku na bok, gdy usłyszała przytłumiony dziecięcy krzyk. Z bijącym sercem poderwała się z łóżka, wrzuciła na siebie szlafrok i pognała schodami w dół do sali zabaw sierocińca. To stamtąd dobiegał ów okrzyk. Teraz jeszcze głośniejszy, jeszcze bardziej rozpaczliwy. W środku sali stał Joey. Miał czerwoną od łez twarz i wymachiwał bezładnie ramionami. Koło niego, w bezpiecznej jednak
s u lo
odległości, stała pani Morrissey, starając się go uspokoić.
- Nie podchodź. Nie podchodź bliżej! - krzyknął Joey na widok Alyssy, po czym nagle podbiegł do okna, jak gdyby chciał wspiąć się
a d n a c s
na parapet, zeskoczyć i skryć się w ciemności nocy.
Alyssa wzdrygnęła się na myśl o ciemnym ponurym lesie, który otaczał sierociniec. W dzień, zwłaszcza gdy świeciło słońce, drzewa były przepiękne. Teraz, w nocy, stawały się ponurym gąszczem, przerażającą pułapką dla małego wystraszonego dziecka. - Cicho, kochanie, jestem z tobą, nic ci się nie stanie. Jesteś ze mną bezpieczny - mówiła kojąco pani Morrissey, korpulentna kobieta o matczynym wyglądzie.
Pełniła w sierocińcu funkcję gospodyni i kucharki. Alyssa dowiedziała się już, że dzieci za nią przepadają. - Joey, kochanie - włączyła się cicho Alyssa. -Jeśli chcesz, możesz tu zostać przez całą noc. Nikt ci nie każe wracać do łóżka. Przyniosę koce, poduszki, i ułożysz się wygodnie tutaj.
50 Anula
- No właśnie, skarbie - poparła ją pani Morrissey. - Pani dyrektor ma rację. Alyssa zrobiła mały krok w stronę chłopca. Jego krzyk wzmógł się jeszcze, ale widać było, że jest wyczerpany. A przede wszystkim przerażony, rozdygotany i zupełnie sam w swoim nieszczęściu. Alyssa zastanawiała się gorączkowo, co począć. Nagle ją olśniło. - Czy chcesz, żebym zawołała Connora? Tym razem oczy chłopczyka skupiły się na jej twarzy. Joey po
s u lo
raz pierwszy nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Nie powiedział tak, ale nie powiedział też nie. A najważniejsze, przestał krzyczeć. - To jak, kochanie, zgoda?
a d n a c s
Chłopczyk powolutku, ledwo dostrzegalnie kiwnął głową. Alyssa poczuła ulgę. Natychmiast jednak zmartwiała. Cóż ona najlepszego narobiła?! Po pierwsze, w środku nocy musi zadzwonić do Connora i ściągnąć go do sierocińca.
Po drugie, czy nie będzie to oznaka, że sobie nie radzi z obowiązkami? Gdy jednak ponownie spojrzała na chłopczyka i zobaczyła w jego oczach błysk nadziei, jej wątpliwości natychmiast się rozwiały.
- Pani Morrissey, proszę poczekać tu z Joeyem, a ja skoczę zadzwonić do pana Quinna. Pobiegła do telefonu. Boże, żeby tylko był w domu i zechciał przyjechać, szeptała w myślach. Przenikliwy dźwięk telefonu przerwał ciszę nocną. Zaspany i zdumiony Connor położył palce na tarczy zegarka. 51 Anula
Środek nocy. Co się stało? - Halo? - warknął do słuchawki. - Connor? Tu Alyssa. Potrzebuję pomocy. Przepraszam, że dzwonię o takiej porze, ale chodzi o Joeya. Connor natychmiast otrzeźwiał. - Nic mu się nie stało? - Na szczęście nie, ale jest przerażony. Krzyczał i nie pozwolił nikomu się do siebie zbliżyć. Zareagował dopiero na twoje imię.
s u lo
- Już się zbieram - odrzekł gorączkowo Connor. - Obudzę tylko szofera i za kilkanaście minut będę.
Ostatnie słowa były ledwo słyszalne, bo zagłuszył je trzask
a d n a c s
odkładanej słuchawki.
52 Anula
ROZDZIAŁ CZWARTY - Dziękuję, że przyjechałeś - powiedziała Alyssa, odbierając płaszcz od Connora. - Jeszcze raz przepraszam, że wyciągnęłam cię z łóżka w środku nocy, ale doszłam do wniosku, że to najlepsze rozwiązanie. Dzieci jeszcze za mało mnie znają, żeby mi ufać. Connor podziwiał ją w duchu za szczerość. - Bardzo dobrze zrobiłaś. Gdzie jest Joey? - W sali zabaw.
s u lo
Alyssa ruszyła spokojnie naprzód, starając się, by jej kroki były wyraźnie słyszalne. Connor po raz kolejny pochwalił ją w myślach.
a d n a c s
Cieszył się, że w przeciwieństwie do innych osób nie podała mu ręki, aby go prowadzić. Powoli zbliżył się do wejścia do pokoju i stanął w drzwiach.
- Joey, chłopcze, jesteś tam? - zawołał cicho. Początkowo nie było żadnej odpowiedzi. Potem z kąta pokoju dobiegł cichutki głosik: - Tu jestem.
Connor zbliżył się do niego.
- Koszmarna noc, co? - Lekko pogładził chłopczyka po głowie. Gdybyś wiedział, ile mnie takich nocy się zdarzyło... Znów zapanowała cisza. Alyssa patrzyła na nich obu z zapartym tchem. W końcu z ust chłopczyka wydobył się cichy głos: - Naprawdę? - Ależ oczywiście. Ciekawe, czy Alyssa też miewa podobne noce. 53 Anula
Nie miał pojęcia, dlaczego nagle włączył Alyssę do rozmowy. Może dlatego, że szczerze przyznała się do swej bezsilności i jednocześnie mu zaufała, będąc przekonana, że jedynie on jest w stanie pomóc chłopczykowi? - Nawet sobie nie wyobrażacie, jakie ja miewam koszmary odparła, mile zaskoczona zachowaniem Connora. - Kiedy byłam mała, często budziłam się w nocy i pędziłam do rodziców, przekonując ich, że do mojego pokoju chce wejść jakaś bestia. Szukałam
s u lo
jakiegokolwiek pretekstu, byle by tylko wpakować się im pod kołdrę i nie być sama. Oczywiście, ani razu mi nie uwierzyli, ale za każdym razem pozwalali mi ze sobą spać.
a d n a c s
Joey mruknął coś niewyraźnie. Nadal nie powiedział do niej ani słowa, jednakże Alyssa poczuła się, jak gdyby z jego ust padła największa pochwała.
- Ja właśnie dzisiaj miałem taką noc - powiedział lekkim tonem Connor - tylko nie miałem do kogo uciec.
- Ja też przez cały czas leżałam z otwartymi oczami - przyznała Alyssa. - Zastanawiałam się, co robić, żeby jakoś przetrwać do świtu. - Teraz jest nas troje, i możemy się zastanowić nad tym interesującym zagadnieniem. Coś musimy wymyślić - poparł ją Connor. - Będziecie razem ze mną aż do rana? - spytał cichutki głosik. - Całkiem możliwe. Możemy razem coś poczytać. - Ja jeszcze nie potrafię - odparł nieśmiało Joey. - To może Alyssa nam coś przeczyta? 54 Anula
- A może jednak ty nam poczytasz, Connorze? - nalegała. - Masz niski głęboki głos, akurat taki, przy którym się najlepiej zasypia. Mój jest o tej porze zbyt skrzekliwy. Hm. Connor miał niejasne wrażenie, że Alyssa bardzo mądrze nim manipuluje. Uśmiechnął się w duchu. Pomyślał też, że się z nim przekomarza, twierdząc, że ma skrzekliwy głos. W istocie jej głos był cudowny, ciemny i zmysłowy. Gdy mówiła, w umyśle chyba każdego mężczyzny pojawiał się obraz
s u lo
miękkiego jedwabiu lub jedwabistej skóry, którą się pieszczotliwie dotyka palcami.
Spokojnie, opanuj się, strofował się w myślach. To trochę niestosowne, że mu takie myśli przychodziły do głowy w chwili,
a d n a c s
kiedy przyszedł pomóc swojemu podopiecznemu.
Może rzeczywiście najlepszym pomysłem byłoby poczytanie Alyssie i Joeyowi?
- Zgoda - odrzekł w końcu. - W takim razie poprosimy Joeya, żeby nam przyniósł jakąś ulubioną książkę. Tylko pamiętaj, smyku, że ja potrzebuję specjalnej książki z wypukłymi literkami. A gdy chłopczyk, już niemal zupełnie uspokojony, pobiegł w poszukiwaniu książki, Connor zwrócił się do Alyssy: - A tobie w jakiś sposób się odpłacę. - Czy za to, że cię wyciągnęłam w środku nocy z łóżka? Jej zmysłowy głos zawibrował w powietrzu. Connor poczuł też charakterystyczny dla niej zapach jaśminu. Nie wiedząc, co robi, nagle wyciągnął dłoń i chwycił delikatnie Alyssę pod brodę. 55 Anula
- Odpłacę się, droga pani dyrektor, ale nie za wyciąganie mnie z łóżka. Zdumiona Alyssa zaniemówiła. Zdumiał ją nie tylko gest Connora, ale także jego słowa. Zupełnie ich nie rozumiała. Jednakże Connor szybko cofnął rękę, a Alyssa nie zdążyła o nic zapytać, bo po chwili wrócił uszczęśliwiony Joey. Przekazał w ręce Connora książkę pod tytułem „Święty Jerzy i smok" i rozsiadł się na podłodze.
s u lo
- O, to moja ulubiona! - zawołała z zachwytem Alyssa.
Jej głos zabrzmiał tak dziewczęco, że Connorowi wywietrzało z głowy, że ta dziewczyna jest mianowaną przez niego panią dyrektor.
a d n a c s
Nagle pomyślał o niej jak o kobiecie, o pięknej, fascynującej kobiecie. Gorzej, zaczął się także zastanawiać, co Alyssa ma teraz na sobie. Przygryzł wargi i skupił rozbiegane myśli na trzymanej przez siebie książce. Położył dłonie na kartkach i zaczął czytać. Zrobiło się nagle spokojnie i intymnie. Gdy zawiesił na chwilę głos, usłyszał szept Alyssy skierowany do Joeya:
- Może byś usiadł tu koło mnie? Będzie nam cieplej. - Czemu nie - odparł cichutko chłopczyk, ale w jego głosie nie było już napięcia. Connor usłyszał szelest i zrozumiał, że chłopiec przysunął się do Alyssy, toteż postanowił skoncentrować się na tekście. Przyszło mu to z trudem, bo tym razem głos Alyssy brzmiał tak pieszczotliwie, że poruszył w nim jakieś nieznane struny.
56 Anula
Ta noc, tak dramatyczna z początku, zaczęła mieć dla niego inny wymiar. Gdy skończył czytać, przez chwilę panowała cisza, jak gdyby każde z nich zachowywało tylko dla siebie to, co zapamiętało z opowiadania. - Noc jest jeszcze młoda - wyszeptał w końcu Connor. - Co robimy? - Może zagramy w monopolkę? - zaproponował nieśmiało chłopczyk.
s u lo
- Świetny pomysł - ucieszył się Connor. - Przyniesiesz? - Oczywiście!
a d n a c s
Po chwili wszyscy troje skupili się nad planszą. Tylko
wyczulony słuch Connora podpowiedział mu, że Alyssa stłumiła ziewnięcie.
Przez cały czas wsłuchiwał się w Joeya. W jakimś momencie, dzięki swojej wyjątkowej umiejętności wyczuwania emocji ludzi, odgadł, że chłopiec jest już zupełnie zrelaksowany, że zapomniał o męczących go koszmarach.
Connor, niby przez nieuwagę, potrącił planszę i wszystkie żetony i domki rozleciały się na cztery strony świata. - Oj, strasznie was przepraszam! - zawołał. -Ale widzisz, jak to jest, Joey. Czasami wszystko w życiu się rozlatuje. Prawda, mały szkrabie? - Tak - padła cicha odpowiedź.
57 Anula
Connor stwierdził z ulgą, że Joey zaczyna być coraz bardziej kontaktowy. Zastanawiał się, czy wobec tego kontynuować ten wątek. Nagle poczuł na ramieniu dłoń Alyssy, jak gdyby chciała mu w ten sposób przekazać, że docenia jego starania, by porozumieć się z chłopcem. Drgnął, lecz natychmiast się opanował. - W porządku, nic się nie stało - uspokoił ją półgłosem. Ale w nim samym nie było spokoju. Po raz kolejny poczuł
s u lo
przeszywające go elektryzujące doznanie. Falę emocji, która
pozwalała mu instynktownie poznać drugą osobę, dotrzeć do jej wnętrza. Nigdy jednak nie doświadczył czegoś tak mocnego jak teraz,
a d n a c s
gdy dotykała go dłoń Alyssy.
Zawsze w takich przypadkach, gdy wczuwał się w aurę drugiego człowieka, miał wrażenie, że oszukuje. Że to świętokradztwo, takie wdzieranie się niemal siłą w czyjąś duszę, ponieważ osoby, z którymi miał taki kontakt, nie wiedziały, ile jest w stanie się o nich dowiedzieć.
Ale także tylko on wiedział, z jakim wysiłkiem musi się powstrzymywać, by nie analizować swoich doznań. A tym bardziej, by ich w jakikolwiek sposób nie wykorzystać. Byłoby to szczytem nieuczciwości, tak jak podglądanie ukradkiem czyjejś nagości. Wrócił myślami do rzeczywistości i skoncentrował się na rozmowie z Joeyem.
58 Anula
- Czy starsze dzieci powiedziały ci już, że ja też wychowałem się w Leśnej Przystani? - zapytał. -Co więcej, że wychowałem się tu od momentu urodzenia? - Tak - odpowiedział cicho chłopiec, a palce Alyssy na ramieniu Connora lekko się zacisnęły. Wygląda na to, że ona tego nie wiedziała. Na ustach Connora pojawił się refleksyjny uśmiech. Od tego momentu, gdy narodziła się między nimi na razie
s u lo
jeszcze krucha, lecz prawdziwie intymna więź, następował koniec zabawy w podwładną i szefa, właściciela Leśnej Przystani. Koniec profesjonalnego dystansu.
a d n a c s
Jednak wcale mu to nie przeszkadzało. Więcej nawet, poczuł, jak ogarnia go wielki spokój.
Mówił dalej cichym głosem, zwracając się do chłopca, ale wiedział, że i Alyssa słucha go z zapartym tchem: - Przystań znajdowała się w nieco innym miejscu. Kiedy byłem nieco większy, z sierocińca zabrały mnie po kolei dwie pary małżeńskie. Wiem, że chcieli dobrze, ale nie byłem najłatwiejszym chłopcem pod słońcem. A sprawy komplikowała dodatkowo moja ślepota. Dwa razy opuszczałem sierociniec z uśmiechem i nadzieją. I dwa razy wracałem do niego rozgoryczony, z czarną chmurą w sercu. Wprawdzie za każdym razem słyszałem jakieś bardzo dyplomatyczne i mądre wyjaśnienie, ale to, co sobie myślałem, to już moja sprawa. Ale nie były to przyjemne rzeczy.
59 Anula
Przez kilka sekund Joey milczał, a potem nagle przytulił się mocno do Connora. - To byli najgłupsi ludzie na świecie! - wykrzyknął. - Głupi, okropni, niedobrzy! Nienawidzę ich. Nienawidzę, jak nie wiem co! Connor zesztywniał, słysząc wypowiedź chłopca. Wiedział, że większość wychowawców, zwłaszcza psychologów, reaguje ostro, gdy słyszy słowa o nienawiści. Bał się, że podobnie bezmyślną reprymendę Joey usłyszy od Alyssy.
s u lo
On sam miał już czas się dowiedzieć, że niekiedy trzeba dać upust negatywnym emocjom. Zwłaszcza jeśli nie ma wyboru.
Na szczęście trafił w sierocińcu na mądrą, wspaniałą Jane
a d n a c s
Barnette, która wzięła go pod swoje skrzydła. Kochała go i pozwalała mu wykrzyczeć całą nienawiść, cały ból, kiedy tylko przychodziła mu na to ochota.
- Ja nie mam podobnych doświadczeń - powiedziała w końcu Alyssa - ponieważ kiedy straciłam rodziców, miałam już trzynaście lat. Jednak mimo moich trzynastu lat trudno mi było znosić tyle przeciwności losu. Mało kto wie, ale byłam wtedy okropnie brzydka i niezgrabna. W dodatku ciągle popadałam w depresję. Nietrudno zgadnąć, że znalezienie rodziców adopcyjnych było niemożliwe. Do dziś pamiętam wszystkie te chwile, kiedy pary małżeńskie przyjeżdżały do sierocińca, żeby wybrać dzieci do adopcji. Mnie mijały obojętnie, koncentrując się na mniejszych dzieciach, które miło gaworzyły, które można było przytulić, które wszystkich obdarzały radosnym uśmiechem, bo jeszcze nie zdążyły poznać nieszczęścia. 60 Anula
Alyssa urwała na chwilę, podłożyła sobie poduszkę pod plecy, po czym ciągnęła: - Jeśli już któryś z gości spojrzał w moją stronę, natychmiast ze strachem odwracał głowę, żeby nie nawiązać ze mną kontaktu wzrokowego, żeby nie wyczytać w moim spojrzeniu oczekiwania, niemego wyrzutu i prośby. Dopiero wtedy poznałam, czym jest nienawiść, i starałam się wyglądać jeszcze okropniej i bardziej odpychająco. Robiłam sobie nawet na głowie mierzwę z włosów, żeby
s u lo
Wyglądać na wariatkę. Starałam się sama siebie przekonać, że jeśli mnie wszyscy odrzucają, to dlatego, że ja tak chcę, że to ja nimi steruję.
a d n a c s
Alyssa zamyśliła się na chwilę.
- Później, kiedy dorosłam, zdałam sobie sprawę, że mogłam ich uszczęśliwić, być dla nich szczerze kochającym dzieckiem, gdyby dali mi szansę. Ale nie potrafili dostrzec we mnie niczego poza zewnętrznym odpychającym wyglądem. I myślę, że to oni byli bardziej nieszczęśliwi niż ja, bo nie mieli w sobie wystarczająco wiele siły i samozaparcia, żeby zechcieć mnie poznać. Nie wiedzieli, że za miłość odpłaciłabym się im stokrotnie. Podobnie, Joey - zwróciła się do chłopczyka - było z tymi ludźmi, którzy ciebie przyprowadzili z powrotem. To oni na tym stracili, ponieważ nie mieli szansy cię poznać. Nie mieli takiej możliwości, jaką mam ja i Connor, żeby zobaczyć, jak to fajnie siedzieć z tobą, czytać razem i grać w monopolkę. Mimo że jest środek nocy. To oni ponieśli stratę, a ty jesteś górą. 61 Anula
Po przemowie Alyssy zapadła długa cisza. Ona zaś dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nadal trzyma dłoń na ramieniu Connora. A także, że ma ogromną ochotę, by je głaskać. Gwałtownie odsunęła dłoń, przestraszona tą niespodziewaną myślą. Connor drgnął zaskoczony, ale jeszcze bardziej zdumiały go słowa Alyssy. Do głowy by mu nie przyszło, że ktoś taki jak Alyssa, modelka światowej sławy, mogła się wychowywać w sierocińcu. W swoim
s u lo
życiorysie nie wspomniała o tym ani słowem.
Tym większy poczuł do niej szacunek, że nie chciała
wykorzystywać tego faktu jak monety przetargowej, starając się o pracę.
a d n a c s
- Czy myślicie, że jakaś pani i pan będą mnie chcieli adoptować? - Głos Joeya zabrzmiał piskliwie, chłopiec wyraźnie walczył ze łzami. Alyssa wiele by dała, żeby móc mu powiedzieć: oczywiście, skarbie. Wszyscy chętnie by cię przygarnęli, każdy byłby szczęśliwy, mając tak wspaniałego chłopca.
Niestety, nie mogła go o tym zapewnić. - Nie wiem - powiedzieli jednocześnie Alyssa i Connor. - Proszę, Connorze, mów pierwszy - zachęciła go Alyssa. - Dziękuję - odparł. - Jak widzisz, Joey, ja i Alyssa mamy to samo zdanie. Problem w tym, że nikt nie jest w stanie przewidzieć przyszłości. Pamiętaj jednak, że obojętnie co się zdarzy, zrobimy wszystko, żebyś miał tutaj najwspanialszy dom na świecie. Wiedz
62 Anula
również, że zawsze będziesz miał mnie koło siebie. Zawsze będziesz mógł na mnie polegać. Alissa czuła, jak ściska jej się gardło. Ona też miałaby ochotę złożyć chłopcu podobną obietnicę, lecz w przeciwieństwie do Connora nie wiedziała, czy będzie w sierocińcu dłużej niż tych kilka tygodni. Nie może Joeyowi nic obiecać w sprawie dotyczącej jego przyszłości, ponieważ jej własna przyszłość jest niepewna. - No, Joey - powiedziała w końcu i dotknęła ciemnych loków
s u lo
chłopca, choć w taki sposób dodając mu otuchy. - Jak się słyszy takie słowa, to trochę łatwiej zasnąć, prawda?
Zesztywniał lekko pod wpływem jej dotyku, ale tym razem się nie odsunął.
a d n a c s
- Chyba tak - odparł niepewnie, ale wyraźnie już innym tonem. I było strasznie fajnie. Jak Bud i David jutro się o wszystkim dowiedzą, to pękną z zazdrości.
- Na pewno. - Roześmiała się. - A teraz idziemy do łóżka. Mimo zarwanej nocy i dużej dozy nerwów, wszyscy troje opuszczali salę zabaw w dobrych nastrojach. Jednakże gdy w chwilę potem Alyssa i Connor ramię w ramię odprowadzali chłopca do jego sypialni, poczuli się skrępowani, bo sytuacja stała się nagle bardzo intymna. - Dobranoc, Joey, i tym razem smacznie śpij -rzekła półgłosem Alyssa.
63 Anula
Chłopczyk odwrócił się i po raz pierwszy tego wieczoru uśmiechnął się do niej. Miała ochotę podbiec do niego i uściskać go z całych sił. Wiedziała jednak, że jeszcze jest na to za wcześniej, że jeśli to zrobi, to zepsuje wszystko, co dotychczas osiągnęła. Tym bardziej że nie wiedziała, czy chłopiec kiedykolwiek będzie gotów na uścisk i przyjęcie serdeczności. Z trudem walcząc ze wzruszeniem, obserwowała, jak Connor
s u lo
bierze Joeya na ręce i zanosi do łóżka, a potem otula kołdrą. - Dobranoc, smyku - powiedział cicho.
- Dobranoc - odparł Joey, odwrócił się na bok i niemal
a d n a c s
natychmiast zasnął.
Alyssa i Connor przez chwilę szli obok siebie w pełnym zadumy milczeniu.
- Może chodźmy na moment do mojego biura - zaproponowała Alyssa, przerywając ciszę. - Trochę głupio rozstawać się tak nagle po kilku godzinach nocnego czuwania.
- Masz rację - odparł radośnie Connor. - Tym bardziej że chciałbym się o tobie czegoś jeszcze dowiedzieć. - Chodzi ci o moje dzieciństwo? - zgadywała. - Oczywiście. Domyślasz się, że jestem zdumiony tym, co mówiłaś. Dlaczego nikomu o tym nie wspomniałaś? - A powinnam była? - Może byłbym dla ciebie nieco milszy - odparł żartobliwie, kryjąc zmieszanie. 64 Anula
- A byłbyś? - Oczywiście, że nie. Ale większość osób tak by właśnie sądziła i z pewnością umieściłaby informację o sierocińcu na pierwszym miejscu w życiorysie. - No i właśnie dlatego ja tego nie uczyniłam -odparła. - Ale zostawmy to. Nie pora na takie rozmowy. Przede wszystkim jeszcze raz chciałam cię przeprosić, że cię wyciągnęłam z łóżka. Pewnie pomyślałeś, że sobie nie radzę, co?
s u lo
- Wręcz przeciwnie. Pomyślałem, że takie właśnie zachowanie świadczy o odwadze i odpowiedzialności. A więc doskonale sobie poradziłaś.
a d n a c s
Nagle stała się rzecz zdumiewająca.
Connor wziął twarz Alyssy w ręce, a potem zaczął delikatnie wodzić po niej dłońmi. Dotknął lekko nosa i ust, krągłości policzków, jak gdyby dopiero teraz chciał ją naprawdę poznać, nasycić wyobraźnię także jej zewnętrznym wyglądem. A potem, równie nagle, przywarł wargami do jej ust. Ale tylko na krótką chwilę, jak gdyby na ułamek sekundy stracił kontrolę nad sobą i zaraz ją odzyskał. Przez chwilę oboje stali w milczeniu, głęboko oddychając. - No, ładne rzeczy - mruknął w końcu nieswoim głosem Connor. - Cóż, mogę tylko powiedzieć, że nie była to najmądrzejsza rzecz na świecie. Ale może w ten sposób uświadomimy sobie, że wszystko, co wykracza poza służbowy układ, jest niestosowne. W przeciwieństwie do działań, które mają na celu dobro dzieci. Powtórzę więc, że wezwanie mnie do Joeya było bardzo mądre i nigdy się nie wahaj 65 Anula
postąpić podobnie. Jeżeli chodzi o dobro dzieci, zawsze będę w pogotowiu. To jedyna rzecz, która według mnie jest absolutnie słuszna. Zakończywszy swą dziwną przemowę, Connor odwrócił się, zawołał Driftera i opuścił budynek. Alyssa nadal stała nieruchomo, patrząc przed siebie w milczeniu. Potem powolnym gestem dotknęła ust. Co to za człowiek, ten Connor Quinn?
s u lo
Trzeba zacząć od sierocińców, pomyślał Jake. Pomóc w
poszukiwaniach mógł fakt, że dziecko trafiło do sierocińca w roku 1967. No i z pewnością to, że było ociemniałe.
Okazało się, niestety, że takich dzieci była całkiem spora
a d n a c s
gromadka. Poza tym dyrektorzy sierocińców nabierali wody w usta, gdy Jake starał się wydobyć z nich zbyt szczegółowe informacje. Nie poszłoby mu lepiej nawet wtedy, gdyby podawał się za rodzinę poszukiwanego dziecka, ponieważ i tak nie mógłby tego udowodnić. A po drugie, dziecko, które trafiło do sierocińca, zwykle nie miało rodziny, więc jakakolwiek próba wykazania, że jest inaczej, wyglądałaby podejrzanie.
Nastroju nie poprawiała mu świadomość, że czas biegnie, a Achilles jest nadal na wolności i nikt nie ma pojęcia, jak go odszukać. Może to zrobić jedynie Jake z pomocą swojego nieznanego brata. Na poszukiwania poświęcał całe noce i dnie, toteż jego narzeczona, Tara, zaczynała dostawać furii.
66 Anula
Jake coraz częściej się zastanawiał, czy nie powinien wyjawić jej wreszcie całej prawdy. O sobie, a więc także o swoim rodzeństwie. Uznał jednak, że na to posunięcie jest jeszcze za wcześnie. Presja czasu i odpowiedzialności działała na niego coraz bardziej frustrująco. Niepokoił się także o to, że prędzej niż on odnajdzie zaginionego brata, Achilles siłą lub sposobem włączy go do działań złowrogiej Koalicji. Na myśl o tym, co dwoje ludzi o zdolnościach Achillesa
s u lo
mogłoby zrobić ze światem, Jake'a prze szył dreszcz.
- Muszę go jak najszybciej odnaleźć - zdecydował. - Muszę znaleźć naszego zaginionego brata, bo inaczej dopadną go tamci i
a d n a c s
może dojść do katastrofy.
67 Anula
ROZDZIAŁ PIĄTY - Chciałam ci tylko powiedzieć - Edwina przywitała radośnie Alyssę - że przyjechał do nas pan Quinn. Na wszelki wypadek wolałam cię uprzedzić. Bo kiedy jesteście razem, mam wrażenie, jakbym widziała dwa nastroszone zwierzątka szykujące się do ataku. - Interesujące spostrzeżenie, Edwino - odparła sarkastycznie Alyssa i posłała jej uśmiech. Wiedziała, że przed starszą panią nic się
s u lo
nie ukryje. - Ciekawe, po co Connor tym razem się pojawił? Może odkrył, że w życiorysie nie zamieściłam informacji o koronie na lewym siekaczu?
a d n a c s
Widząc jej minę i słysząc ton głosu, Edwina uniosła znacząco brwi.
- O, jest chyba gorzej, niż myślałam. - Edwina pokiwała głową, ale jako osoba rozsądna wolała nie drążyć tematu. - A co do Connora, to nie mam pojęcia, czego chce. Zdarza mu się wpadać bez zapowiedzenia. A nam nie wypada zadawać pytań, ostatecznie to on jest właścicielem sierocińca i naszym pracodawcą. A poza tym... - A poza tym - od drzwi zabrzmiał niski głos Connora - Alyssa wie, że przyjechałem patrzeć jej na ręce. A propos, to prawda, że zataiłaś informację o koronie na lewym siekaczu? Alyssa dziękowała Bogu, że Connor nie jest w stanie zobaczyć, jakim się oblewa rumieńcem A może jednak on coś widzi? Z takim dziwnym niepokojącym mężczyzną nigdy nic nie wiadomo. Jeszcze
68 Anula
bardziej się zmieszała, gdy przypomniała sobie, że wczoraj Connor niespodziewanie ją pocałował. Dziś ta sytuacja wydawała jej się nierzeczywista. Wiedziała, że pocałunek Connora był częścią jakiejś prowadzonej przez niego gry. Na razie rozumiała z niej jedynie to, że Connor nie jest nią zainteresowany. Pocałunek służył mu jedynie do zademonstrowania, że nie wolno mieszać spraw służbowych z prywatnymi. Choć takie zachowanie wydawało jej się co najmniej
s u lo
niezrozumiałe, nie mogła sobie nim zaprzątać uwagi, mając na głowie sprawy sierocińca.
Zresztą bardzo dobrze, że Connor się nią nie interesuje, bo także
a d n a c s
i ona nie jest zainteresowana nim.
Owszem, bardzo tęskniła za związkiem z mężczyzną, ale nie takim jak Connor. Potrzebowała nie geniusza, lecz kogoś zwykłego, kto by widział w niej normalnego człowieka i kochał ją dla samej siebie. Mężczyznę, z którym mogłaby założyć rodzinę i wychowywać zdrowe dzieci.
A Connora Quinna absolutnie nie można było nazwać zwykłym mężczyzną.
- Obiecuję, szefie, że za chwileczkę uzupełnię swoje dane personalne - podchwyciła jego żartobliwy ton. - A serio, wolno spytać, co cię sprowadza do Leśnej Przystani? Wziąwszy pod uwagę, ile masz zajęć, to jednak niezwykłe. Praca naukowa i firma pochłaniają mnóstwo czasu.
69 Anula
Edwina rzuciła szybkie spojrzenie na jedno i drugie, po czym mruknęła: - No, nic tu po mnie - i pospiesznie opuściła pokój. Connor kiwnął jej z uśmiechem głową i zwrócił się do Alyssy: - Pamiętaj, że Przystań to dla mnie coś więcej niż tylko instytucja, na którą łożę pieniądze. Wiesz, że kiedyś był to także mój dom. Muszę cię więc ostrzec, że takie wizyty jak dzisiejsza zdarzają mi się dość często.
s u lo
- Nie mam nic przeciwko temu - zapewniła go energicznie Alyssa. - Prócz tego mogę ci regularnie podsyłać raporty. - Nie ma potrzeby. Zdaję się na ciebie.
- W takim razie chciałam ci oznajmić, że poczyniłam pewne
a d n a c s
zmiany w harmonogramie. - Na przykład?
- Wolny wieczór dla nastolatków przesunęłam na piątki, żeby mogły pojechać do miasta i pobyć trochę z rówieśnikami spoza ośrodka.
- Chcesz ich odseparować od młodszych dzieci w sierocińcu? To trochę się kłóci z naszą polityką integracji dzieci i nastolatków. - Może, ale pamiętaj, że także w zwykłej rodzinie nastolatki chcą się czasem wyrwać z domu i pobyć we własnym gronie. - Takie separowanie od innych może im się nie podobać - nie dawał za wygraną Connor. - Nie ma przymusu. Te nastolatki, które zechcą, mogą zostać. Natomiast te, które mają ochotę spędzić piątkowy wieczór poza 70 Anula
sierocińcem, mają wolną drogę. - Alyssa zajrzała do notatek. Postanowiłam również zaprosić kilku ekspertów, aby porozmawiali z nimi o problemach nastolatków dorastających w domach dziecka. - Przecież mamy cały sztab terapeutów na miejscu! - Tak. Ale osoby przeze mnie zaproszone będą ekspertami w konkretnej dziedzinie. To studenci. - Studenci? Alyssa z trudem zdusiła uśmiech, widząc zaskoczoną minę Connora.
s u lo
- Tak, ale nie byle jacy. To studenci, którzy mają za sobą takie samo doświadczenie jak nasze dzieci, to znaczy też wychowali się w
a d n a c s
sierocińcu. Teraz są już dorośli, usamodzielnili się, i to oni najlepiej mogą przestawić naszym wychowankom, z jakimi się stykali
problemami, bo poznali je na własnej skórze. - Widząc, że Connor jest nadal nieprzekonany, dodała: - Myślę, że przynajmniej warto spróbować. Pamiętaj, że już niedługo nasze nastolatki znajdą się w takiej samej sytuacji. Potrzebują jak najszybszej konkretnej pomocy, bo inaczej będą się czuły zagubione. Jest naprawdę spora szansa, że cała akcja się powiedzie.
- Innymi słowy, nie masz pewności? - Nie. - To znaczy, że nigdy niczego podobnego nie robiłaś? - Wiesz, że nie. Znasz mój życiorys na pamięć! - przypomniała mu z lekkim sarkazmem w głosie.
71 Anula
- Aha. Znów pojawia się kwestia życiorysu -mruknął Connor. Wydaje mi się, że chcesz wprowadzić zbyt wiele zmian. - Zrozumiałam, że jako dyrektor ośrodka mam rzeczywiście nim kierować, a nie tylko wypełniać polecenia. Umówmy się tak. Oboje wiemy, że jestem na okresie próbnym. Podobnie zróbmy z proponowanym przeze mnie programem. Jeśli się nie powiedzie, natychmiast go zawiesimy. Jeśli ja się nie sprawdzę w roli dyrektorki ośrodka, po prostu mnie zwolnisz. Czy to uczciwy układ?
s u lo
- Sądzę, że tak - odparł z namysłem Connor. -Niepokoi mnie tylko jedno. Czy robisz to wszystko, żeby mi coś udowodnić?
- Nie. Robię to, ponieważ sama byłam kiedyś nastolatką w
a d n a c s
sierocińcu i pamiętam, jak bardzo brakowało mi odpowiedzi na setki pytań, której nie mogli mi udzielić nawet najmądrzejsi wychowawcy. Chciałabym przed czymś takim uchronić nasze dzieci. - A więc to reakcja na to, jak ty zostałaś wychowana w sierocińcu?
- A nie było tak w twoim przypadku? - Nie rozumiem.
- Wprowadziłeś tyle modyfikacji w Leśnej Przystani. To świadczy o tym, że nie wspominasz pobytu tu najlepiej. - Niekoniecznie. Moje życie w sierocińcu po jakimś czasie przestało być piekłem. Miałem szczęście trafić pod skrzydła wspaniałej kobiety, dyrektorki tego ośrodka, która wychowała mnie jak własnego syna. - A więc byłeś szczęśliwy? - dociekała Alyssa. 72 Anula
- To już moja sprawa. Alyssa roześmiała się. - No tak. Koniec rozmowy. Jak rozumiem, mam się nie wtrącać w nie swoje sprawy. - Wybacz, jestem szczery. - Zauważyłam. - W tobie widzę podobną cechę. - Chyba masz rację - powiedziała z namysłem Alyssa. - Bo słyszałam to już wcześniej. - Od mężczyzn? Alyssa zawahała się.
s u lo
- Z twojego milczenia wnioskuję, że tak - wyręczył ją w
odpowiedzi Connor. - Chodziło o jakiegoś konkretnego mężczyznę?
a d n a c s
Co mu powiedziałaś?
- To, co o nim sądzę...
- Czym sobie zasłużył na taką szczerość? - Poprosił mnie o rękę, ale zrobił to w bardzo natarczywy sposób. W końcu więc wyjaśniłam mu, że nie jest dla mnie odpowiednim mężczyzną.
- A jaki musiałby być ten odpowiedni dla ciebie mężczyzna? - Zwykły. Całkiem zwykły, i musiałby ogromnie pragnąć dzieci. Na twarzy Connora pojawił się nagle jakiś nie-odgadniony, niemal groźny wyraz. - Rozumiem, że tamten mężczyzna nie chciał dzieci? - spytał. Chciałem zauważyć, że to nie grzech. Czasami ktoś nie chce mieć dzieci z określonych powodów.
73 Anula
- Oczywiście, i nikogo za to nie winię. Ale ja po prostu gorąco pragnę mieć dzieci i dlatego muszę wybrać sobie mężczyznę, który chce tego samego. Myślę, że mnie rozumiesz. Pewne też chciałbyś mieć dzieci, kiedy się ożenisz. - Nie chcę się żenić - odparł gwałtownie Connor. - A gdybym kiedykolwiek zechciał, nigdy nie zapragnę dzieci. Alyssa miała wrażenie, że zamiera jej serce. W jego słowach było tyle chłodu, tyle odpychającej determinacji. Choć zdawało jej się, że słyszy w nich także ból.
s u lo
Spojrzała na Connora, ale jego oczy znów zasłaniały szczelnie okulary, a na twarzy malował się ten sam co zwykle, opanowany wyraz.
a d n a c s
- Ale przecież kochasz dzieci? - spytała z napięciem.
Miała teraz głos małej dziewczynki, która czegoś ogromnie pragnie. Była zła na siebie, że tak się odkryła ze swoimi uczuciami. Na usta Connora zawitał gorzki uśmiech. - Ja już mam dzieci. Tutaj, w Leśnej Przystani. Dlatego jeszcze raz proszę, zajmij się nimi jak najlepiej. Co zaś do eksperymentu, daj znać, jak się rozwija. Jednakże proszę, abyś następnym razem uzgodniła tego rodzaju sprawy ze mną. - Nie omieszkam zawiadomić cię o każdej zmianie - odrzekła oficjalnym tonem. - A więc myślisz o kolejnych zmianach? - Oczywiście. - Czy to konieczne? 74 Anula
- Jak najbardziej. Nawet najmniejsza zmiana może się okazać pożyteczna. Pozwala walczyć z rutyną i znaleźć świeże spojrzenie na całość. Dzięki zmianom czujemy, że żyjemy. Ale oczywiście o wszystkich planowanych posunięciach natychmiast cię powiadomię. Wyrzucała sobie w duchu to lekkie kłamstwo. W istocie nie miała sprecyzowanych planów dotyczących zmian. Odniosła bardzo niemiłe wrażenie, że zasugerowała to jedynie po to, aby dokuczyć Connorowi. A przede wszystkim, żeby się nie dać zdominować,
s u lo
ponieważ Connor bez przerwy spychał ją na pozycje defensywne. A poza tym z pewnych powodów, których na razie wolała sobie nie wyjaśniać, wywoływał w niej uczucie podniecenia i niepewności.
a d n a c s
Niemal zawsze, kiedy byli razem, czuła, jak bije jej szybciej serce. I bardzo jej się to nie podobało. Wolałaby zajmować się swoimi sprawami, a Connora Quinna zostawić w jego pracowni z matematycznymi wzorami i samotnością.
Chociaż czy ma prawo sądzić, że życie tak atrakcyjnego mężczyzny jest samotne? To, że nie chce dzieci, jeszcze nie oznacza, że w jego życiu nie ma żadnej kobiety.
Na myśl o tym, że Connor może kogoś mieć, miała ochotę krzyczeć ze złości. Ale to uczucie towarzyszyło jej właściwie od samego początku, odkąd poznała Connora. Zaczęła się zastanawiać, czy to jednak nie on ma rację. Może ona rzeczywiście nie pasuje do tego miejsca i powinna się z niego jak najszybciej wynieść. Dopóki jeszcze ma na to siłę. 75 Anula
- Pojechałem wczoraj do Przystani zmienić coś w systemie nagłośnienia - oznajmił współpracownik Connora, Tom Winters. W jego głosie było tyle wymuszonej naturalności, że zdumiony Connor podniósł głowę znad komputera. - A tak naprawdę, co cię tam poniosło? - A tak naprawdę chciałem zobaczyć Alyssę Fielding - odparł rozmarzonym głosem Tom. - Jezu! Możliwość oglądania takich nóg codziennie to raj dla mężczyzny.
s u lo
- Mam nadzieję, że nie będziesz sobie pozwalał na tego rodzaju fantazje. - Głos Connora zabrzmiał tak chłodno, że Tom spojrzał na niego ze zdumieniem.
a d n a c s
Tom Winters był cudownym dzieckiem, specjalistą od
matematyki, ale jednocześnie uważał się za pożeracza damskich serc. Connor nie miał wątpliwości, że tym razem zagiął parol na Alyssę. - No nie - odparł Tom, instynktownie wyczuwając, że inna odpowiedź byłaby niewskazana. - Ale mówię ci, co to za kobieta! Piękna blondynka z ogromnymi błękitnymi oczami i cudnym karkiem, który chciałoby się całować w nieskończoność. Connor z trudem się powstrzymał, by nie wyrzucić Toma za drzwi. Jeszcze bardziej się zirytował, gdy do rozmowy włączył się Brian Lester, drugi z jego współpracowników: - Oj tak, muszę się całkowicie zgodzić! - Brian poparł kolegę z entuzjazmem. - Też ją widziałem. To jedna z najpiękniejszych kobiet na świecie. No i te piersi! Mniej więcej wielkości grejpfruta, cud!
76 Anula
Mając na uwadze ślepotę Connora, Brian starał się być pomocny w opisywaniu mu wszystkiego oraz wszystkich. Zwykle jego opisy bardzo Connora bawiły. Tym razem jednak wcale nie miał ochoty się śmiać. - Wystarczy, panowie. Przypominam, że pani Alyssa Fielding jest dyrektorem Leśnej Przystani. I nie życzę sobie takich uwag na jej temat. - Ej, nie gniewaj się. My też ją szanujemy -przekonywał Tom lekko zmieszany.
s u lo
- Jeśli rzeczywiście ją szanujecie, to z łaski swojej nie
rozmawiajcie o jej nogach czy karku, jak gdyby była koniem
a d n a c s
wyścigowym. Pani Fielding nie jest dla was. Zrozumiano?
- Zrozumiano. Ale pomarzyć zawsze można. Taka kobieta zjawia się w życiu mężczyzny najwyżej raz. To naturalne, że każdemu facetowi przychodzą wtedy do głowy różne myśli. - Dobrze, skończ już, Lester, bo zacznę żałować, że cię zatrudniłem.
- Musiałeś, Connor! - zarechotał Brian Lester. - Jestem najlepszy w tym zawodzie.
Fakt, ale prawdą było także to, że choć trudno było o lepszego specjalistę, Brian nie figurował na szczycie listy ludzi najbardziej przez Connora lubianych. A teraz poczuł do niego wręcz niechęć. Nie tyle za jego słowa o Alyssie, bo taki naturalny podziw dla pięknej kobiety jest zrozumiały, ale ze złości, że nie jest w stanie zobaczyć tego samego co on i Tom. 77 Anula
Rzadko mu się zdarzało żałować, że jest ociemniały, tym razem jednak czuł gorzką rozpacz. Spotkał w swoim życiu wiele kobiet, o których wiedział, że są piękne. Nigdy jednak nie zdarzyło mu się żałować, że nie może ich zobaczyć na własne oczy. Tym razem było inaczej. Tylko że teraz może być jeszcze gorzej. Odkąd ją dotknął po raz pierwszy, a potem gdy ją pocałował, jego noce zamieniły się w koszmar. Przez cały czas odnosił wrażenie, jak gdyby jej jaśminowy
s u lo
zapach całego go spowijał. A wspomnienie jej zmysłowego głosu i wilgotnych warg przyprawiało go o drżenie.
Trzeba coś z tym zrobić. Connor obiecał sobie, że przez co
a d n a c s
najmniej kilka następnych dni będzie się trzymał jak najdalej od Alyssy. Musi się skoncentrować na swojej samotnej pracy naukowca i wynalazcy.
Tylko dlaczego tym razem myśl o tym nie przynosi mu radości i spokoju?
- Agnes, ostatnio nic się nie dzieje. Nie podoba mi się to oznajmił Oliver Grimble.
- Mnie to nie martwi - odparła Agnes Payne. -Nie sądzę, żeby to była cisza przed burzą. Ostatecznie spędziliśmy wiele żmudnych lat na budowaniu Koalicji. Jake Ingram i trójka jego rodzeństwa może i są geniuszami, ale wiedzą za mało, żeby nas odnaleźć. No i nie mają Achillesa. - Czułbym się jednak pewniej, gdybyśmy mogli powstrzymać Ingrama, a przynajmniej wiedzieć, co zamierza. 78 Anula
- Wiesz, że próbowaliśmy już wiele razy, ale on i jego rodzeństwo są strzeżeni lepiej niż prezydent. Musimy znaleźć dostęp do kogoś z jego otoczenia, kto nie jest pilnowany przez bandę ochroniarzy. Wtedy będziemy mieli klucz do Jake'a i reszty tych geniuszy. - Trzeba w takim razie jak najszybciej poszukać takiej osoby. - Długo to nie potrwa, uwierz mi. A wtedy przekażemy światu jasną i klarowną wiadomość: ktokolwiek wejdzie nam w drogę,
s u lo
zostanie wyeliminowany. Parafrazując wyświechtane powiedzenie: albo działasz z nami, albo działasz przeciwko nam. Wystarczy tylko znaleźć jakąś osobę z otoczenia Jake'a, a natychmiast dobierzemy się
a d n a c s
im wszystkim do skóry.
- A jeśli taka osoba nie da się wykorzystać?
- Każdego można zmusić. Każdy ma swoje słabości. Trzeba ją najpierw znaleźć.
Na twarzy Agnes Payne pojawił się przerażający uśmiech. Przez całe lata ona i Olivier czekali, by ich wysiłek wreszcie przyniósł owoce. Żaden śmiertelnik nie ma prawa ich powstrzymać. Oczywiście Jake i jego rodzeństwo nie są zwykłymi śmiertelnikami, lecz genetycznie zmienionymi ludźmi o nadprzyrodzonych zdolnościach i talentach. Ale na pewno w ich otoczeniu znajdzie się ktoś, kogo będą mogli użyć do swoich celów. Connor obudził się gwałtownie i z zawstydzeniem stwierdził, że jest w stanie pełnego podniecenia. Doskonale wiedział, skąd się to 79 Anula
bierze. Choć od kilku dni nie widział Alyssy, nadal czuł w nozdrzach jej jaśminowy zapach. Nadal słyszał w uszach tembr jej głosu, a malownicze opisy jej urody, wychodzące z ust pracowników, jeszcze bardziej rozbudziły jego wyobraźnię. - Niech to diabli! - mruknął ze złością i podniósł się z łóżka. Przez chwilę stał nieruchomo, badając zmysłami otoczenie, niemal każdy atom budynku, w którym mieszkał. To właśnie ta zdolność odczuwania wewnętrznej struktury osób i rzeczy pozwoliła
s u lo
mu także w mgnieniu oka wyczuć energię Alyssy, jej ogromną siłę życia i zdeterminowaną osobowość.
Ta sama cecha, całkowicie rekompensująca mu ślepotę,
sprawiała też, że był obcy w świecie zwykłych ludzi. Starał się
a d n a c s
trzymać od nich z daleka także dlatego, że z powodu swojej
niezwykłej zdolności empatii nie chciał być narażony na pokusy, by poznawać ich od najgłębszej, nieznanej nikomu strony. Jednakże ten niezwykły talent bez oporów a także z ogromną radością wykorzystywał w swojej pracy naukowej, zwłaszcza przy wynalazkach, gdzie intuicja i widzenie rzeczy w ich prawdziwym kształcie są nieocenione.
Wiele osób wyczuwało w nim tę odmienność. Ludzie wiedzieli, że w jakiś niepojęty sposób Connor nad nimi góruje i czuli się w jego obecności nieswojo. Czasami tego uczucia doświadczała nawet Jane Barnette, która wychowała go jak syna, a jednak nie przeszkadzało jej gorąco go kochać.
80 Anula
Connor zastanawiał się, czy Alyssa także już odkryła, w jaki sposób jej szef różni się od pozostałych ludzi. Na pewno dostrzegła, że jego dotyk nie jest zwykłym dotykiem. Miał nadzieję, że jej nie przestraszył. Na wszelki wypadek postanowił, że będzie unikał tej formy kontaktu z Alyssą. Nie był w stanie kontrolować swoich myśli i marzeń sennych, ale mógł panować nad swoim zachowaniem. Ta decyzja trochę uspokoiła jego rozbiegane myśli, lecz jednocześnie ogromnie go zasmuciła.
s u lo
- A więc koniec marzeń, że kiedykolwiek dotkniesz jej
wspaniałych nóg - rzekł do siebie głucho. - Że kiedykolwiek będziesz ją całował. Trzymaj się od niej jak najdalej, żeby nie odkryła, jak
a d n a c s
bardzo różnisz się od innych.
81 Anula
ROZDZIAŁ SZÓSTY Connor odebrał telefon. - Czy to pan Quinn? - spytał podniecony kobiecy głos. - Tak, to ja. Przepraszam, z kim rozmawiam? - Pracuję w sierocińcu. Lepiej żeby pan tu jak najszybciej przyjechał. - Co się stało? Czy ktoś zachorował? Zdarzył się jakiś wypadek? - spytał z przestrachem.
s u lo
- Nie. Chodzi o tę kobietę - odrzekła nieznajoma jadowitym tonem.
a d n a c s
- Jaką kobietę?
- O panią Fielding. Tę nową dyrektorkę, której pan nie chciał zatrudnić.
Connor zachodził w głowę, z kim rozmawia. Znał wszystkich z sierocińca, wszystkich sam zatrudniał, jednakże tego głosu nie mógł sobie za Boga przypomnieć.
Poza tym zaskoczyła go złość, z jaką kobieta mówiła o Alyssie. Ale nie czas na dumanie o tym.
- Proszę powiedzieć, w czym problem - nakazał stanowczym tonem. - W sierocińcu aż się roi od reporterów, którzy chcą przeprowadzić z nią wywiad i zrobić jej zdjęcia. I to nie pierwszy raz. Connora ogarnęła złość. A więc jednak.
82 Anula
Alyssa starała się zrobić na nim wrażenie szczerej i absolutnie niezainteresowanej rozgłosem, a teraz posunęła się do wystawiania na widok publiczny dzieci, które czytelnicy brukowców mogą uznać za dziwolągi. Leśna Przystań już wkrótce zamieni się w cyrk. Zaś zdjęcia Alyssy zostaną wydrukowane we wszystkich szmatławych pismach, a mężczyźni tacy jak Tom czy Brian będą komentowali z lubieżnym uśmiechem kształt jej nóg. Będą się zastanawiali, jak wygląda jej nagie ciało.
s u lo
Connor pożegnał się szybko z rozmówczynią i włączył interkom. - Jerry! - zawołał do szofera. - Za chwilę wyjeżdżamy. Chodź, Drifter.
a d n a c s
Pada o wiele mocniej niż godzinę temu, pomyślała Alyssa, wyglądając przez ogromne okno i obserwując coraz mniej widoczne w gęstniejącym mroku płatki śniegu. Dzieci będą miały prawdziwą frajdę.
Na razie jednak skupiały się na uczeniu swoich ról do sztuki, którą przygotowała dla nich pani Engels, nauczycielka literatury. Alyssa robiła w myślach listę znajomych i przyjaciół, których chciała zaprosić na przedstawienie do sierocińca. Nagle ujrzała ze zdumieniem, że na podjazd wjeżdża charakterystyczna czarna limuzyna Connora. Śnieg zdążył już utworzyć zaspy i auto z trudem przebijało się pod główne wejście. - Co go tym razem tu sprowadza? - zapytała sama siebie. - Co może być tak pilnego, żeby w taką śnieżycę jechać z ciepłego komfortowego domu aż tutaj? 83 Anula
Jedno spojrzenie na twarz Connora powiedziało jej, że stało się coś wyjątkowego. Kątem oka zauważyła, że limuzyna odjeżdża. Wygląda na to, że Connor z jakichś względów chce zostać dłużej i przyjrzeć się pracy sierocińca. Przywitała go w drzwiach. - Witaj, Connor. Zamarzył ci się spacer w śniegu? - W śniegu? - Myślę o tym zimnym czymś, przez co właśnie brniesz.
s u lo
Ale Connor nie podjął żartobliwego tonu. W ponurym milczeniu szedł za nią do gabinetu.
Gdy usiedli, Alyssa zaproponowała kawę. Jednakże Connor
a d n a c s
odmówił, po czym odezwał się gwałtownie:
- Przejdźmy od razu do rzeczy. Gdzie są reporterzy? Jakim prawem robią tu zdjęcia i o czym chcą napisać? Muszę przyznać, że jestem bardzo tobą rozczarowany. Wyraźnie stwierdziłem w naszej pierwszej rozmowie, że nie życzę sobie, żebyś mieszała karierę modelki ze sprawami zawodowymi związanymi z prowadzeniem sierocińca.
Alyssa westchnęła. A więc o to chodzi. - Przede wszystkim bardzo mi nie odpowiada twój ton, Connorze - odrzekła spokojnie. - Stąpasz po cienkim łodzie. - Chcesz zaprzeczyć, że w sierocińcu są reporterzy? - Oczywiście. - I chcesz powiedzieć, że wcześniej ich też nie było? - Owszem, byli. 84 Anula
Alyssa z trudem hamowała gniew. Nieważne, że Connor jest geniuszem. Nieważne, że jest właścicielem sierocińca i od niego uzależniona jest jej praca. Nieważne, jak ten człowiek doskonale radzi sobie z dziećmi. Nieważne, jak cudowny jest jego dotyk Ona ma go serdecznie dość. Ponieważ okazał się taki sam jak inni. Ocenił ją na podstawie pozorów. - Byli także fotoreporterzy, którym pozowałam nago - odrzekła
s u lo
zaczepnym tonem. - Jesteś teraz szczęśliwy? Powinieneś się cieszyć, bo wreszcie wyszła na jaw moja prawdziwa natura, tak jak się
spodziewałeś. Wreszcie wyszło na jaw, że bez tamtego życia nie
a d n a c s
potrafię istnieć. Tak, Connorze, taka jest moja natura i nie potrafię z nią walczyć.
Connor spurpurowiał. Wstał i powoli zbliżył się do Alyssy. Wyciągnął rękę. Był blisko, tak blisko, że gdyby jego dłoń nie zatrzymała się w porę, natrafiłaby na jej pierś. Alyssa zaś pomyślała przerażona, że musi się odsunąć, cofnąć choć o krok. Zamiast tego postąpiła krok do przodu, w kierunku wyciągniętej dłoni.
Connor musnął palcem jej pierś, a ona odniosła wrażenie, że przez jej ciało przeszedł wibrujący dreszcz. Doznanie było podobne jak wtedy, gdy dotknął jej dłoni, tyle że o wiele bardziej intensywne. Miała wrażenie, jak gdyby jakaś cząstka jej jestestwa otwierała się w kierunku Connora, i tylko dla niego istniała. Jak gdyby Connor
85 Anula
mógł czytać w niej jak w otwartej księdze, a jej wszystkie myśli i doznania stały się dla niego widoczne jak na dłoni. Miała ochotę przytulić jego dłoń do piersi, przywrzeć do niego całym ciałem. Z trudem zapanowała nad sobą i cofnęła się o krok. - Widzisz? - rzuciła wyzywająco, starając się, by nie drżał jej głos. - Staram się zwrócić na siebie uwagę w każdy możliwy sposób. Connor opuścił dłoń, cokolwiek zmieszany. Szybko jednak się opanował i przybrał swój normalny, władczy ton.
s u lo
- Rzeczywiście, widzę - burknął. - Ale przede wszystkim nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Co z tymi reporterami? - Już pojechali. Dostali to, co chcieli.
a d n a c s
- Pozowałaś im nago? - upewniał się gorączkowo.
- Oczywiście, jestem przecież profesjonalną ekshibicjonistką. Nagle, ku zdumieniu Alyssy, wargi Connora rozchyliły się w uśmiechu.
- Mam nadzieję, że jesteś lepszą ekshibicjonistką niż kłamczuchą.
- Jak to? Co masz na myśli? - spytała zbita z tropu. - To, że jak na kobietę, która bez skrępowania zrzuca ubranie przy każdym wszawym fotoreporterze, za bardzo drżysz, kiedy dotknie cię jeden mężczyzna, jak ja przed chwilą. Connor spoważniał. - Dobrze, przejdźmy do rzeczy. Powiedz mi, gdzie były dzieci, kiedy pozowałaś?
86 Anula
Alyssa spojrzała na niego zdumiona. Coraz bardziej miała wszystkiego dość. Była przekonana, że Connor nie kupił jej głupiego żartu z fotoreporterami. Poza tym nadal czuła na skórze jego palący dotyk, nadal nie mogła uspokoić bijącego niespokojnie serca. Było to dla niej straszne uczucie: z jednej strony, chciała z całych sił, by jej dotykał; z drugiej, nie mogła się zgodzić na to, by tak ją upokarzał. Trzasnęła dłonią w biurko.
s u lo
- Czy ty oszalałeś?! Co ty sobie myślisz? Czy naprawdę ci przyszło do głowy, że mogłabym wpuścić tutaj dziennikarzy, żeby mogli dla swoich niskich celów wykorzystać wizerunek sierocińca? Czy myślisz, że pozwoliłabym im robić zdjęcia, które potem
a d n a c s
widniałyby na pierwszych stronach gazet? Alyssa zaczerpnęła gwałtownie powietrza.
- Powiedz mi, dlaczego miałabym to robić?! -ciągnęła ze złością. - Ponieważ uważam się za pępek świata? Ponieważ jestem tak egoistyczna, narcystyczna i bezdennie głupia? Naprawdę sądzisz, że jestem taką kobietą?! Nie, proszę. Nie odpowiadaj. Już niejeden raz dałeś mi do zrozumienia, za kogo mnie uważasz. - Alysso... - zaczął Connor z trudem. Potrząsnęła głową z goryczą. - Proszę, nie mów ani słowa! - zawołała. - Muszę - ciągnął pospiesznie, jakby w obawie, że mu przerwie. - Na pewno nie jesteś głupia, nigdy tak nie myślałem. To ja jestem głupi. 87 Anula
Roześmiała się. - Daj spokój, Connor. Jesteś geniuszem, nie głupcem. - Czy aby na pewno? Zaczynam mieć poważne wątpliwości. Jego głos zabrzmiał głucho. - Wyjaśnij mi w końcu, o co w tym wszystkim chodzi. Co z nimi zrobiłaś? - Z kim? - Z reporterami. Usłyszał, jak Alyssa wciąga powoli powietrze.
s u lo
Wyczuł, że trochę się go boi, że jest zła, smutna i bardzo, ale to bardzo zdenerwowana.
To wszystko powiedział mu jeden oddech i ledwie słyszalny
a d n a c s
szelest, gdy obciągała suknię. Robiła tak zawsze, gdy traciła pewność siebie. Może to nawyk dawnej modelki, która nawet podświadomie zawsze stara się wyglądać nienagannie? A może jest w tym geście coś o wiele głębszego, coś bardzo ludzkiego?
Teraz, gdy widział, w jakim Alyssa jest stanie emocjonalnym, żałował, że jej dotknął. Z drugiej strony, za nic by się nie wyrzekł tak cudownego doświadczenia. Miał wrażenie, jak gdyby dotknął nieba. Pożądał jej do bólu.
- Tak - odparła spokojnie - byli tu reporterzy. - I gdzie są teraz? Alyssa już odzyskała panowanie nad sobą. - Wrócili tam, skąd przyszli. Podobnie jak wszyscy pozostali. Wysłałam ich oczywiście w diabły.
88 Anula
- Wygląda więc na to - Connor z trudem wydobywał z siebie głos - że trochę się wygłupiłem. Roześmiała się z ulgą. - Owszem, zgadzam się. Ale wiem, że powodowała tobą troska. Pamiętaj jednak, że dobro dzieci leży mi na sercu tak samo jak tobie. - Zaczynam w to coraz bardziej wierzyć. - No, to już lepiej - powiedziała Alyssa tym swoim zwykłym, lekko zaczepnym tonem. – Nigdy bym ich nie oszukała, Connorze. A
s u lo
jeśli cię to interesuje, to nie mam najmniejszego zamiaru znaleźć się znów przed obiektywem kamery. Mówiłam ci już, była to zwykła praca, która się skończyła. Praca, która pozwalała mi zapłacić rachunki i zdobyć wykształcenie. To przeszłość, tyle że wielu
a d n a c s
dziennikarzy nie chce tego przyjąć do wiadomości, dlatego ciągle tu się pojawiają z nadzieją na jakieś ekstra zdjęcia. Muszę przyznać, że nieco stchórzyłam, nie przyznając się do ich wizyt. Pewnie dlatego, że się tego spodziewałeś i nie chciałam, żebyś uważał, że twoje obawy się sprawdziły. A przy okazji, skąd wiesz o ich wizycie? - Z anonimowego telefonu.
- No proszę! - powiedziała spokojnie, lecz jej głos zdradzał napięcie. - Zaręczam ci, Alysso, że odnajdę winowajczynię i natychmiast ją zwolnię. - W żadnym wypadku - zaprotestowała. - To moja sprawa, żeby przekonać do siebie podwładnych. Muszę sama sobie radzić z konfliktami. Wyjaśnię też całą sytuację z reporterami personelowi i 89 Anula
postaram się, żeby nikt nie miał żadnych wątpliwości, jaki jest mój stosunek do nich. - Obawiam się, Alysso, że nie wszystkich jesteś w stanie przekonać. Z niektórymi trzeba się rozstać. Ostatnie słowa z trudem przeszły mu przez gardło. Wiedział doskonale, o czym Alyssa myśli. O tym, że i jej będzie się chciał pozbyć, gdy tylko upłynie okres próbny. - Wiem o tym i jeśli zajdzie potrzeba, sama zwolnię kogo trzeba.
s u lo
Ale wpierw muszę dać tej osobie szansę, tak jak ty dałeś mnie. - Bardzo się cieszę - odparł z ulgą. - A propos twoich rządów tutaj: od Edwiny wiem, że ten pomysł z wieczorem dla nastolatków
a d n a c s
okazał się ogromnym sukcesem.
- A widzisz! A tak się bałeś mi zaufać - odpowiedziała i roześmiała się radośnie.
Connor nie był w stanie się opanować. Jej promienna radość, zadowolenie, że się udało, dodawały jej uroku, któremu się nie mógł oprzeć. Ponownie wyciągnął rękę.
- To nie jest dobry pomysł - powiedziała cicho. Milczał. Odszukał jej rękę i nakrył dłonią jej palce, potem przesunął po przegubie, czując pulsowanie krwi, poznając każdy jej zakamarek. - Chciałem tylko dotknąć twojej dłoni - wyznał bezradnie. - Wiem... Czuję... - wykrztusiła, bo zaschło jej w gardle. - Ale nie powinieneś tego robić. Nie powinniśmy sobie pozwalać na taką intymność. 90 Anula
Jej głos był tak cichy, że nawet Connor ledwie ją zrozumiał. Odgadł jednak, że zażenowanie walczy w niej z podnieceniem. Ale w głosie Alyssy zabrzmiał jeszcze jeden ton. Puścił dłoń Alyssy, ponieważ w jej głosie usłyszał także strach. Czuł, jak zalewa go fala złości. Nie po raz pierwszy spotykał się z czymś takim. Choć tylko on wiedział, że poprzez dotyk intuicyjnie rozumie czyjąś duszę, niektóre kobiety wyczuwały w nim coś niezwykłego i
s u lo
reagowały na to niepewnością czy nawet lękiem - tak jak teraz Alyssa. Pomyślał, że to może mu pomóc rozwiązać problem swojego zauroczenia tą kobietą.
a d n a c s
Jeśli Alyssa będzie się bała jego odmienności, powstanie między nimi naturalny dystans. I być może to powstrzyma go od ciągłego pragnienia, by szukać jej bliskości.
- Masz rację - powiedział cicho. - Nie powinienem cię dotykać. Nie jestem taki jak inni mężczyźni. I to nie z powodu mojego talentu do matematyki czy techniki.
Przez chwilę nad czymś się zastanawiał. - Widzisz, Alysso, chociaż jestem niewidomy, w istocie widzę o wiele więcej niż wy wszyscy. Kiedy dotykam przegubu twojej ręki, czuję pulsowanie krwi i bicie serca, dostrzegam coś w rodzaju twojej aury. Słysząc, jak Alyssa wstrzymuje oddech, odkrył, że istotnie jest przerażona, a nie o to mu chodziło. Toteż pospiesznie dodał:
91 Anula
- Przepraszam więc, że dotknąłem cię bez pozwolenia. Ale zrobiłem to, bo nie mogłem się powstrzymać. I tyle - zakończył posępnym głosem. -Masz rację, nie powinniśmy pozwalać sobie na tego rodzaju intymność. Nie będziesz już musiała mnie oglądać. Zaraz wracam do siebie. - Nie sądzę, żeby było to możliwe - zaoponowała cicho. - Niby dlaczego? - Ze względu na śnieg. Jest go coraz więcej. Connor zmarszczył czoło. W końcu powiedział z namysłem:
s u lo
- Masz rację, skoro rzeczywiście tyle napadało, Jerry nie będzie mógł po mnie przyjechać. A zanim na to pustkowie dotrą pługi, miną wieki.
a d n a c s
- Wygląda więc na to, że utknąłeś z nami na dobre - powiedziała wesoło Alyssa. - W takim razie witamy serdecznie w naszej Przystani. - Znalazłem go! - mówił z entuzjazmem Jake do swojej siostry Gretchen. - To musi być on.
Gretchen, jedna z piątki zmodyfikowanych genetycznie dzieci, była kryptologiem i nie miała sobie równych. Była bardzo dumna i przejęta, ponieważ ona i jej mąż Kurt spodziewali się pierwszego dziecka. Mieszkali na Brunhii, małej wysepce u wybrzeży Portugalii, ale Jake często ją odwiedzał. - Jesteś pewien? - Na sto procent. Mieszka w Bostonie i jest właścicielem sierocińca Leśna Przystań. Z dokumentów wynika, że w roku 1967 przekazano tam chłopca o nazwisku Connor Quinn. Chłopiec był 92 Anula
ociemniały od urodzenia. Teraz jest już oczywiście dorosły i ma cenioną firmę o nazwie Solutions Unlimited. Produkuje różnego rodzaju dziwne urządzenia, które ogromnie ułatwiają ludziom życie. Jego wynalazki są tak niezwykłe, że do dzisiaj naukowcy nie potrafią zrozumieć istoty ich działania. - A więc uważasz, że także i w jego przypadku powiódł się eksperyment genetyczny? - Wszystko na to wskazuje - entuzjazmował się Jake.
s u lo
- W takim razie jest jednym z nas. Ale to oznacza jednocześnie, że zagraża mu niebezpieczeństwo, prawda?
- Właśnie. Jeśli Koalicja się o nim dowie i dotrze do niego
a d n a c s
wcześniej niż my.
- No to bierzmy się do pracy, braciszku.
- Chciałbym, ale w tej chwili to niemożliwe. Boston jest sparaliżowany z powodu śnieżycy. Co więcej, wysiadły wszystkie połączenia telekomunikacyjne. Udało mi się wprawdzie znaleźć numer jego telefonu komórkowego, ale jest wyłączony. Wygląda na to, że muszę działać inaczej.
- Chcesz pojechać do Bostonu?
- Jeśli to może być nasz zaginiony brat, to jak najbardziej. - A czy Tara wie o tym? - Jeszcze nie. - Jake zawahał się. - Tak, wiem, że nie powinno się takich spraw trzymać w tajemnicy przed narzeczoną. Wierz mi, Gretchen, naprawdę chcę jej o wszystkim powiedzieć. I o naszym zaginionym bracie, i o tym, kim jesteśmy. Ale nie teraz. Uważam, że 93 Anula
jeszcze nie nadszedł czas. Poza tym dopóki Tara nic o nas nie wie, jest bezpieczniejsza. Jake zdawał sobie sprawę, że jego słowa brzmią nieprzekonywująco, na razie jednak całą energię musiał skierować na odszukanie brata. - Tak, Koalicja zagraża każdemu z nas. Ale my przynajmniej jesteśmy tego świadomi. Uważasz, że oni są już na tropie Connora? spytała Gretchen z niepokojem.
s u lo
- Nie mam pojęcia, ale wolę nie ryzykować. Muszę go odnaleźć jak najszybciej.
- Bądź ostrożny. Jeśli dopadną go przed tobą, możemy go nigdy nie poznać.
a d n a c s
- To jest trochę bardziej skomplikowane. - Co masz na myśli?
- Connor Quinn jest podobno samotnikiem i nie ma zamiaru tego zmieniać. Może nie zechcieć wejść do naszej rodziny, ani żadnej innej.
94 Anula
ROZDZIAŁ SIÓDMY Connor nigdy nie zostawał na noc w sierocińcu. Przynajmniej od czasu, gdy został jego właścicielem. W ogóle rzadko sypiał poza domem ze względu na bardzo prozaiczny fakt. U siebie znał każdy szczegół, poruszał się po całym obejściu bez problemu. W każdym innym miejscu czuł się nieswojo, tak jak teraz. Wiedział, że wkrótce czeka go kolacja przy wspólnym stole.
s u lo
Obawiał się, że w jego pamięci ożyją koszmarne wspomnienia z lat, gdy dopiero uczył się życia w wiecznej ciemności. Że znów poczuje, jak bardzo się różni od pozostałych, a jego obecność i
a d n a c s
potrzeba zajmowania się nim będzie dla wszystkich krępująca. Wszedł do jadalni i zastanawiał się, co robić, gdy tuż obok usłyszał spokojny, rzeczowy głos Alyssy:
- Chciałabym prosić, żebyś usiadł u szczytu stołu. W ten sposób wszystkie dzieci będą mogły cię widzieć i cieszyć się, że jesteś z nimi. Connor w duchu podziwiał Alyssę. Wiedział, że to miejsce jest zarezerwowane dla dyrektora sierocińca. Jego wahanie przerwał cichy szept, który mu niemal sparzył ucho i który był przeznaczony wyłącznie dla niego: - Bardzo proszę! - Trudno odmówić tak uroczej prośbie - odparł również szeptem. - Doskonale. - Alyssa odetchnęła z ulgą. -W takim razie jesteśmy gotowi do posiłku.
95 Anula
Jadalnia powoli się zapełniała, Connor słyszał ostatnich spóźnialskich. Po chwili wszyscy siedzieli na swoich miejscach. - Witaj, Connor! - zawołał do niego Bud. -Pewnie słyszałeś, że dziś na kolację mamy spaghetti. Zwracanie się do niego po imieniu przez dzieci nadal dziwnie brzmiało w jego uszach, ale Connor zdecydował się pójść za radą Alyssy i pozwolić na nieformalne relacje z dziećmi. Dość szybko zauważył, że dodaje im to odwagi i po raz kolejny postawił Alyssie plus za mądrą radę.
s u lo
- Coś tam słyszałem - odparł ostrożnie. - Zdaje się, że spaghetti macie co wtorek?
a d n a c s
- Nie - odezwał się głos z drugiej strony. Connor natychmiast rozpoznał Joeya. - Spaghetti mamy tylko wtedy, kiedy gotuje Alyssa. Ona mówi, że potrafi ugotować inne potrawy, ale jakoś trudno w to uwierzyć.
- Och, ty zdrajco! - zawołała Alyssa. - Skoro tak, to następnym razem nie będzie spaghetti, tylko szpinakowa niespodzianka. - Nie, nie, Joey tylko tak żartował - wtrąciła pospiesznie Kanika. - Uwielbiamy spaghetti w każdej postaci, od rana do wieczora! - Dość tego - ucięła Alyssa. - Zaczynamy jeść. Joey i Patt, proszę ze mną do kuchni, pomożecie mi przynieść półmiski. Letice, rozdaj serwetki, a ty, Davidzie, sprawdź, czy wszyscy mają coś do picia. Reszta będzie sprzątała po kolacji. Zasada jest prosta. Wszyscy, którzy jedzą, muszą pracować. Zwalniamy z tego obowiązku jedynie
96 Anula
Connora, ponieważ jest naszym gościem. Ale następnym razem także i on będzie nam pomagał. - Ależ z tej waszej pani tyran - mruknął Connor. - Ale nasza pani też pracuje! - zaśmiała się Letice - dlatego nie mamy nic przeciwko temu. Connor nie odezwał się, ale sapnął z zadowolenia. Ostatecznie Alyssa jest dyrektorem, nie musi ani sprzątać, ani gotować. Jednakże to robi, i jak się okazuje, z doskonałym skutkiem.
s u lo
- Zaczynam się zastanawiać, czy nie płacę ci za mało - rzucił do niej.
- Też mam wątpliwości - odparła, udając, że się zastanawia. - A może w ten sposób chcesz pokazać, że powinienem
a d n a c s
zatrudnić więcej osób, aby szanowna pani dyrektor nie musiała tak harować?
- To zbyteczne. Bardzo często odsyłamy kucharkę i sprzątaczki, bo chcemy żyć jak prawdziwa rodzina i zajmować się wszystkim sami.
Connor zauważył ze zdziwieniem, że Alyssa usiadła koło niego. W sytuacji gdy on siedział z jednej strony szczytu stołu, byłoby rzeczą naturalną, gdyby ona usiadła z drugiej, a jednak wybrała miejsce przy nim. Przez jedną krótką chwilę, która wydawała mu się nieskończenie piękna, pomyślał, że zrobiła tak, ponieważ szukała bliskości z nim. Zaraz jednak dobry nastrój prysł, bo zrozumiał, że powód jest znacznie bardziej prozaiczny. Ale i to bardzo mu się spodobało. Gdy 97 Anula
tylko posiłek się rozpoczął, Alyssa nachyliła się nieznacznie w jego stronę i starając się, by nikt ich nie usłyszał, zaczęła dawać mu szeptem wskazówki: - Spaghetti na godzinie ósmej, warzywa na drugiej. Koszyk z pieczywem podajemy sobie z rąk do rąk, więc się zorientujesz, kiedy do ciebie dotrze. Masło jest na godzinie dwunastej, sól i pieprz na dziesiątej. Wszystko to powiedziała rzeczowym, spokojnym tonem, w
s u lo
którym nie było śladu fałszywej emocji. Jak gdyby dyskutowała o pogodzie, a nie pomagała w jedzeniu dorosłemu mężczyźnie.
Mimo to Connor czuł się skrępowany. Zdawał sobie sprawę, że
a d n a c s
przy swojej ogromnej urodzie i sławie Alyssa musiała się spotykać z setkami mężczyzn i na pewno żadnemu z nich nie musiała wyjaśniać, gdzie jest maselniczka.
Nie mógł jednak nie czuć wdzięczności i podziwu dla jej umiejętności wczuwania się w sytuację drugiego człowieka. Zdawał sobie sprawę, że gdyby podczas posiłku poszło mu coś nie tak, chyba spaliłby się ze wstydu. Z drugiej strony, dzieci mogłyby się wystraszyć. O wszystkim tym Alyssa zdążyła pomyśleć. Trudno było jej nie podziwiać. - Dziękuję - powiedział również szeptem. - Nie ma za co - odrzekła i już normalnym tonem spytała: - Jak ci smakuje moje spaghetti? Nie mówiłam, że jestem doskonałą kucharką?
98 Anula
- No cóż. Muszę przyznać, że to najlepsze spaghetti, jakie jadłem - oświadczył, nawijając na widelec następną porcję. Letice prychnęła z udawanym obrzydzeniem. - Leeeetice... - Alyssa przeciągnęła zgłoski. -Chcesz zasugerować, że Connor kłamie? A może zapomniałaś, że zamiast spaghetti mogę ci podać zielony rozpaćkany szpinak? - Ależ nie, nie! Uwielbiam spaghetti, jest pycha! - odparła szybko dziewczynka i zachichotała.
s u lo
- Mnie też smakuje, mimo że nie ma w nim ani grama mięsa włączył się Bud. - Alyssa jest wegetarianką i stara się, żebyśmy jadali tylko zdrową żywność, a nie coś takiego, co jest genat... genot...
a d n a c s
- Genetycznie zmodyfikowane - pomogła mu Alyssa. -
Rzeczywiście, Bud odkrył mój sekret. W tym posiłku nie ma ani jednego nienaturalnego składnika.
Słysząc słowo „nienaturalny", Connor omal się nie skrzywił. To wyrażenie zawsze działało na niego jak płachta na byka. Jakkolwiek by na to spojrzeć, różnił się od innych. I nie chodzi o to, że jest ociemniały, ale przede wszystkim o to, że ma zdolności, które innym wydają się „nienaturalne".
I teraz nagle dowiaduje się, że Alyssa przywiązuje tak ogromne znaczenie do tego, by wszystko było „naturalne". Biorąc głęboki oddech, zakrztusił się nagłe. Sięgnął szybko po szklankę, ale nie trafił i woda wylała się na podłogę. Zdusił w ustach przekleństwo. Poczuł upokorzenie, którego nie pamiętał od lat. 99 Anula
Alyssa starała się nie patrzeć na twarz Connora. Było oczywiste, że podobnych sytuacji musiał przeżyć w życiu wiele. Taki silny, pewny siebie i inteligentny mężczyzna, który ceni sobie niezależność, i nagle coś takiego. W sali zapadła cisza. Przerwał ją jakiś stukot i cienki chłopięcy głosik zawołał: - O, cholera! Przewróciłem solniczkę! - Joey, czy ja dobrze słyszałam, że zakląłeś? -spytała Alyssa,
s u lo
obracając się gwałtownie w stronę chłopca i zrzucając przy tym widelec na podłogę. -O chol...
- Alysso, ojej! - zawołał Joey. - Czy dobrze słyszeliśmy, że zaklęłaś?
a d n a c s
Sala zatrzęsła się od radosnego dziecięcego śmiechu. Alyssa przezornie nie odpowiedziała i zanurkowała pod stół w poszukiwaniu widelca. Również Connor opadł na kolana, by jej pomóc. - Wiem, że Joey specjalnie przewrócił solniczkę - powiedział do niej. - Czy ty także specjalnie upuściłaś widelec? Alyssa uniosła głowę i gdy zobaczyła Connora koło siebie, ponownie do niej dotarło, jaki jest ogromny i jaka siła z niego emanuje. Poczuła się nagle bardzo malutka, a nigdy jej się to nie zdarzyło przy żadnym innym mężczyźnie. - Nie zorientowałam się tak szybko w sytuacji jak Joey. Popatrz, jaki bystrzak. Ma siedem lat, a zachowuje się jak dorosły. Inna sprawa, że będę musiała z nim porozmawiać na temat brzydkich słów.
100 Anula
- To nie będziesz miała łatwego zadania. Bo sama w ostatniej chwili się powstrzymałaś... - Rzeczywiście, przygarnął kocioł garnkowi. -Parsknęła śmiechem. - No to teraz masz powód, żeby mnie zwolnić, bo skłonność do używania brzydkich słów też zataiłam w życiorysie. - Pewnie dlatego, że jesteś w tym kiepska. Joey bije cię o głowę. - Halo, co państwo tam robicie? - spytał Bud, zaglądając pod stół.
s u lo
- Daję Alyssie reprymendę za to, że przeklina jak szewc - odparł Connor.
- Ale przecież nic nie powiedziała - wtrącił się David. - Zresztą jestem przekonany, że Alyssa nie ma pojęcia, jak się puszcza
a d n a c s
prawdziwą wiązankę.
- I niech już tak zostanie - podsumował Connor. - Jeśli możesz, powstrzymaj się od udzielania jej lekcji. Wolałbym, żeby Alyssa została czysta i niewinna.
- Tak jest - obiecał David. - Dopilnuję też, żeby inni nie wyrażali się przy Alyssie. Chociaż byłoby fajnie posłuchać, jak próbuje kląć. Założę się, że potknęłaby się na pierwszym słowie. - Wcale nie - zaoponowała Alyssa. - Lepiej, Davidzie, żebyś się o tym nie przekonywał, bo ci zwiędną uszy. Nagle Connor zaczął się trząść ze śmiechu. Wkrótce dzieci mu zawtórowały. - No co jest? - zaprotestowała Allysa. - Nikt mi nie wierzy! Ale śmiech tylko się wzmógł. 101 Anula
- Wszyscy ci wierzą - przekonywał Connor -ale chyba nikt nie chce, żebyś się zmieniała. Connor wziął ją za dłoń - powoli, z rozmysłem. Tak jak w poprzednich przypadkach, Alyssa poczuła elektryzującą falę, która przebiegła przez krwioobieg i ożywiła skórę. Zaczęła być świadoma każdej części ciała, każdej cząstki swojego jestestwa. Czegoś podobnego nie przeżywała nigdy w życiu. A przecież Connor dotykał jej bardzo delikatnie. Co by było,
s u lo
gdyby chwycił ją mocniej, gdyby zaczął dotykać jej całego ciała? Gdyby do niej się przytulił? Gdyby połączył się z nią w jedno? Gdyby jego nagie i gorące ciało owinęło się wokół niej?
a d n a c s
Z wyobrażenia tej przyjemności aż zaparło jej dech. A w mózgu i sercu szalała burza emocji.
Powoli uwolniła dłoń z jego ręki.
- Wiesz, zastanawiam się, czy ty przypadkiem nie potrafisz czytać w myślach, kiedy mnie dotykasz. Nie widzisz moich myśli, prawda? - spytała łamiącym się głosem.
- Nie - odparł - ale widzę i tak sporo. Właściwie o wiele za dużo. Dlatego muszę unikać takich sytuacji.
- Chyba rzeczywiście - wyszeptała słabo. - Zajmijmy się kolacją. Kilka godzin później leżała w łóżku, rozmyślając o Connorze. Zaproponowała mu sypialnię najbardziej oddaloną od jej pokoju. Ale to nie pomagało, bez przerwy była świadoma jego obecności.
102 Anula
Przypuszczała, że Connora nie trapią takie niepokojące myśli i smacznie sobie śpi. Pewnie miał w życiu kontakt z setkami kobiet i zdążył się przyzwyczaić, że jego dotyk tak je oszałamia. Możliwe też. że w ich przypadku nie ograniczał się do dotyku, ale to dlatego, że zależało mu na tamtych kobietach. W przypadku jej, Alyssy, szybko się wycofał z bardziej intymnego kontaktu, bo widocznie go zupełnie nie interesuje. Nie pozostaje jej zatem nic innego, jak przestać o nim myśleć.
s u lo
- Tylko że na to już za późno - wyszeptała. Connor sprawił, że zaczęła go pragnąc. Ale skoro najwyraźniej on jej nie pragnie,
pozostają jej marzenia. Connor jest jak batonik na wystawie, który
a d n a c s
smakowicie wygląda, ale nie można po niego sięgnąć.
- A więc nadal sypie - stwierdził Connor następnego ranka. Oczywiście, nie był w stanie usłyszeć płatków śniegu, ale nie słyszał też huku pługów śnieżnych ani szumu motoru innych pojazdów. A to oznacza, że są odcięci od świata przez zaspy śnieżne. Był całkowicie rozbity i niewyspany. Miał wrażenie, jakby w ogóle nie zasnął. Przez całą noc kręcił się gorączkowo na łóżku, myśląc o Alyssie i starając się ostudzić w chłodnej pościeli swoje rozpalone ciało. Nawet gdy zapadał w gorączkowy sen, przed oczami pojawiała mu się Alyssa. Leżeli razem, tu w tym łóżku, i Alyssa poddawała się z rozkoszą jego pieszczotom. Dotykał jej ud i bioder, całował jej usta i piersi. Przesuwał wargami po jej brzuchu, a potem niżej...
103 Anula
Teraz, już na jawie, zganił się za tamte myśli i marzenia. Bo wiedział, że nie ma szans u Alyssy, która przecież uznaje tylko to, co „naturalne". Wziął lodowaty prysznic, starając się zmyć z siebie frustrację. Ledwie zdążył włożyć szlafrok, gdy usłyszał pukanie do drzwi. - Jeśli to ktoś z kawą, to bardzo proszę! - zawołał. - W tym domu nie ma służących, jadamy wszyscy przy stole usłyszał wesoły głos Alyssy. - Przyszłam tylko sprawdzić, czy już wstałeś.
s u lo
- Tak, i zaraz do was dołączę. Śnieg chyba dalej pada?
- Tak. Mam wrażenie, że utknąłeś z nami na dobre. No, ale dość porannych plotek. Dzieci już zaczęły śniadanie, ale zdążymy jeszcze
a d n a c s
do nich dołączyć.
- Zaraz się ubiorę! - zawołał i chwycił poły szlafroka. Od strony Alyssy usłyszał zduszony okrzyk i roześmiał się wesoło.
- Nic z tego, moja droga. Miałaś nadzieję, że zobaczysz mnie w stroju Adama, tak? Bo gdybym zdjął szlafrok, zobaczyłabyś, jak na mnie działasz.
Alyssa wyniknęła się w pośpiechu z pokoju, zdumiona, ale też dziwnie uszczęśliwiona jego żartem. Gdy zszedł do jadalni, dzieci przywitały go radośnie. Po śniadaniu Connor zawołał: - Tak wspaniałego śniegu nie można zmarnować. Wychodzę na dwór. Kto idzie ze mną? 104 Anula
Odpowiedział mu radosny jazgot. Choć nie zrozumiał ani słowa, wiedział doskonale, co dzieci chcą mu zakomunikować. - W takim razie sio po ciepłe kurtki i rękawice! Jadalnia opustoszała w ułamku sekundy. Connor został sam z Alyssą. - Ładnie to tak zmieniać harmonogram zajęć? -spytała żartobliwie. Connor milczał. Nagle się obrócił, ujął w dłonie twarz Alyssy i lekko ją pocałował.
s u lo
Pocałunek był szybki jak mgnienie oka, jednakże ta chwila wystarczyła, by Alyssa poczuła tę samą co zwykle falę przepływającą
a d n a c s
przez jej ciało.
Zaraz jednak Connor się odsunął.
- Ojej! - westchnął rozmarzonym głosem. Szkoda, że tak długo na to czekałem. Jesteś zła?
Alyssa była zbyt zmieszana, by odpowiedzieć. - Poczekaj... - wykrztusiła. Miała wrażenie, jak gdyby był to jej pierwszy pocałunek w życiu.
- Powinienem cię przeprosić za tak niespodziewane zachowanie, ale nie potrafię, ponieważ marzyłem o tym pocałunku. Czy mam cię przeprosić? - Ależ nie - odparła pospiesznie. - Tylko że mieliśmy nie przekraczać pewnych granic. Nie mogę się jednak oszukiwać, że jesteś dla mnie bardzo, ale to bardzo atrakcyjny, choćbym sobie tego nie życzyła. 105 Anula
Ta ostatnia uwaga zasmuciła Connora, zamiast go ucieszyć. Szkoda, że to powiedziała. Już i tak miał na jej punkcie obsesję. Teraz, gdy wiedział, że miałby u Alyssy szansę, będzie jeszcze gorzej. - Widziałaś, jak dzieci się ucieszyły, że pójdziemy razem na dwór? - zmienił szybko temat. - Oczywiście. Wiesz, że cię uwielbiają. Wszystkie co do jednego chcą być takie jak ty. - To niemożliwe, i lepiej im tego nie życzyć - odparł, nagle
s u lo
zachmurzony. - Będą ode mnie o wiele lepsze, będą normalne, będą miały żony, mężów, dzieci.
Przez chwilę milczała, zastanawiając się nad sensem jego słów.
a d n a c s
W końcu rzekła:
- Nie wiem, dlaczego tak siebie oceniasz, pewnie i tak mi tego nie wyjawisz. Na razie więc proszę cię tylko o jedno - nie mów naszym wychowankom, że nie chcesz dzieci. Może im być przykro. Och, gdybyś wiedziała, jak bardzo się mylisz, myślał Connor. Przecież to nie tak, że nie chce dzieci! Marzył o własnych dzieciach. Ale nie chciał ryzykować, by i one odziedziczyły po nim cechy, które odgradzają go od świata. I wcale nie chodzi o ślepotę. - Connor? - spytała Alyssa, zaniepokojona przedłużającym się milczeniem. - Nie bój się - odparł głucho. - Nigdy tego ode mnie nie usłyszą. A teraz zbierajmy się. Muszę się trochę ochłodzić. Pani wargi, pani Fielding, są gorące jak wulkan.
106 Anula
ROZDZIAŁ ÓSMY Gdy wyszła przed dom, kryjąc oczy przed jaskrawym odbiciem słońca na śnieżnobiałych zaspach, Connor już od dobrej chwili bawił się z dziećmi. Z pomocą dwóch małych dziewczynek toczył wielką śnieżną kulę. Ściągnął Drifterowi uprząż i ogromny pies podskakiwał na śniegu jak mały szczeniak.
s u lo
- No, wystarczy tego dobrego! - zawołał w końcu Connor. Mam nadzieję, że pozostałe ekipy uporały się z brzuchem i głową bałwana. Kto ma pod opieką oczy, nos i buzię?
a d n a c s
- Ja, i już jestem gotowa! - zawołała Letice. Alyssa spojrzała na nią zdumiona. Przecież w tak głębokim śniegu dziewczynka nie miała szans poruszać się w wózku inwalidzkim. Zobaczyła jednak, że Letice najspokojniej w świecie właśnie w nim sobie siedzi, tylko że zamiast kółek fotel ma płozy. Na widok zdumionego wzroku Alyssy, Letice roześmiała się radośnie.
- Connor mi to zrobił. Świetne, prawda? - Wyśmienite!
Wszyscy otoczyli gotowego już bałwana, przekrzykując się nawzajem. - Fajny, tylko jakiś taki niedorobiony - zauważył Joey. - Wszyscy jesteśmy niedorobieni - odparł Bud. - Wszystkim nam czegoś brakuje. Ale Alyssa mówi, że to fajnie, bo nikt nie chce być taki sam jak inni. Prawda? 107 Anula
- Najświętsza, Bud - odparła z przekonaniem Alyssa. - Ale Alyssa jest doskonała - zauważyła Letice. - Ja i doskonała! - parsknęła Alyssa. - Chyba żartujesz. Trzeba zacząć od tego, że jak byłam mała, wyglądałam tragicznie. Miałam fatalny zgryz. - Fatalny zgryz? - spytał ze zdumieniem Connor. - Tak. I naprawdę wyglądałam strasznie. Jeden z chłopców w szkole nazywał mnie „szczurzy pyszczek".
s u lo
- Ale super - powiedział z zachwytem Bud.
- Uważaj, koleżko, bo będziesz miał ze mną do czynienia pogroził żartobliwie Connor.
a d n a c s
- I co mu zrobiłaś? - spytał ciekawie David.
- Cóż... Chciałabym móc powiedzieć, że mu przyłożyłam, ale tak naprawdę rozpłakałam się jak ostatnia beksa. A poza tym... - Nie dokończyła, ponieważ w tym momencie poczuła uderzenie śnieżką. Wszyscy się obejrzeli, by zobaczyć, kto śmiał zaatakować panią dyrektor. Connor jak gdyby nigdy nic otrzepywał ze śniegu rękawice. - Dlaczego to zrobiłeś? - spytała na wpół zdziwiona, na wpół rozbawiona.
Nie było nawet sensu pytać, jak mu się udało trafić w nią śnieżką. Alyssa już się przyzwyczaiła do tego, że mimo braku wzroku Connor potrafi się zachowywać, jak gdyby miał sokole oczy. - Rzuciłem, ponieważ zaczęłaś zbyt niebezpiecznie iść w kierunku przekonywania nas, że jesteśmy doskonali. A ponieważ wiem, że nienawidzisz kłamstwa, w ten chytry sposób wybawiłem cię 108 Anula
z opresji. A tak na marginesie, to nieważne, jak wyglądałaś w dzieciństwie. Wszyscy wiemy, że teraz jesteś prześliczna. - A skąd ty o tym wiesz? - spytała, po czym natychmiast ugryzła się w język. Wiedziała, że jej pytanie zabrzmiało nieuprzejmie. Ku jej uldze Connor parsknął śmiechem. - Czy powiedziałem ci, Alysso, jak uwielbiam to, że nie jesteś fałszywa i nie cackasz się z moją ślepotą? A wracając do twojego
s u lo
pytania. Wiem, że jesteś atrakcyjna, bo inaczej nie zostałabyś
modelką; A poza tym zdążyłem usłyszeć od znajomych, że wyglądasz jak prawdziwa bogini.
a d n a c s
- No dobrze... - Alyssa zaczerwieniła się gwałtownie - ale czy to powód, żeby mnie podstępnie atakować śnieżką?
- Już powiedziałem, że zrobiłem to, żeby uratować twój honor. A poza tym kto ci broni odpowiedzieć mi tym samym? W śnieżnej wojnie panują określone reguły. Nie skamle się, tylko walczy oznajmił uroczyście Connor. - Bierz śnieżkę, jestem gotów. Przez chwilę panowała cisza, w końcu Alyssa wyjąkała: - Ale ja nie umiem...
Dzieci zgodnie wybuchnęły śmiechem. Śmiał się także Connor, biorąc to za doskonały żart. - Naprawdę! - przekonywała go Alyssa. - Rodzice nie mieli głowy do takich zabaw, a kiedy trafiłam do sierocińca, byłam na wszystkich obrażona i z nikim się nie bawiłam. Nie miałam czasu się nauczyć. 109 Anula
- Wygląda więc na to, że jesteś zupełnie bezbronna... - zauważył Connor. - Chyba nie chcesz tego wykorzystać? - Ależ chcę, jak najbardziej! - odpowiedział i zaczął lepić następną śnieżkę. - Dam ci jednak szansę - dodał. - Myślę, że masz wokół wielu walecznych rycerzy, którzy cię obronią. Joey, Bud, do roboty! - Mamy cię bronić, Alysso? - spytał ochoczo Bud.
s u lo
- Tak, moi dzielni rycerze. Dołóżcie mu! - zawołała.
Chłopcy rzucili się do lepienia śnieżek, a po chwili zaczęła się prawdziwa kanonada, której celem był Connor. Choć z zadziwiającą biegłością udawało mu się uniknąć większości śnieżnych pocisków,
a d n a c s
nie był w stanie umknąć przed wszystkimi.
- Hej, czyżby nie było tu mężnych rycerek, które by mnie obroniły? - zapytał Connor. - Chodźcie dziewczęta, pokażemy im, jak się naprawdę walczy.
Wkrótce do Connora dołączyła cała masa piszczących dziewczynek, które z lepszym czy z gorszym skutkiem zaczęły bombardować śnieżkami chłopców.
Rozochocona Alyssa schyliła się, szybko ulepiła śniegową kulę i z zaciśniętymi ustami rzuciła ją w kierunku Connora. Kula przeleciała może pół metra i opadła na ziemię. Chłopcy roześmieli się. - Oj, Alysso, rzeczywiście jesteś straszna ciapa - zauważył Bud. Niezrażona porażką Alyssa spróbowała ponownie. Tym razem poszło jej lepiej, lecz śnieżka opadła na ziemię jakieś dziesięć metrów 110 Anula
od Connora. Z zaciętą miną lepiła kolejne kule i rzucała je do swego celu, niemal za każdym razem z podobnym skutkiem. Śnieżna bitwa powoli zamierała, ponieważ dzieci zaczęły obserwować te samotne zmagania Alyssy ze śniegiem. Część zataczała się ze śmiechu. - Myślę, Connorze - zawołał z udawaną powagą David - że nawet nie musisz się uchylać! - No dobrze. Dość tego, dzieciaki, bo się zupełnie rozwydrzycie!
s u lo
- zawołała Alyssa. - Może nie potrafię rzucać, ale potrafię robić różne inne ciekawe rzeczy ze śniegiem. Kto z was umie zrobić orła?
- Co takiego? - Dzieci popatrzyły po sobie ze zdziwieniem.
a d n a c s
- Naprawdę nie wiecie, co to jest? - spytała równie zdumiona Alyssa. - To poczekajcie, zaraz wam pokażę.
Zanim ktokolwiek się zorientował, rzuciła się w śnieg na wznak i zaczęła ruszać rękami i nogami w bok.
Zapadła martwa cisza, którą przerwał zaniepokojony głosik Kaniki:
- Co Alyssa robi?
- Zdaje się, że klęska w śnieżki jej zaszkodziła - zauważył Bud. Nagle jednak, gdy dzieci zauważyły efekt dziwacznych poczynań Alyssy, rzuciły się wszystkie na śnieg i zaczęły ją naśladować. Po chwili rozległ się głuchy, dudniący odgłos. Alyssa odwróciła się ze strachem i omal nie parsknęła śmiechem. Connor leżał na
111 Anula
plecach i we wszystkich możliwych kierunkach poruszał rękami i nogami. - Czy wyglądam jak szaleniec?! - zawołał. - Wyglądasz jak ogromny facet leżący bez sensu w śniegu i robiący bardzo niezgrabnego, ale bardzo sympatycznego orła odrzekła Alyssa. Connor wstał, udając, że jest urażony. - Trudno uwierzyć, że dałem ci się na coś takiego namówić -
s u lo
zauważył. - Nie dość, że straciłem przy tym godność i szacunek dzieci, to mam pełno śniegu za kołnierzem. Alyssa roześmiała się.
a d n a c s
- Poczekaj, zaraz ci go wyjmę. - Podeszła do Connora. Ten nagle schwycił ją i zanim się zorientowała, miała za kołnierzem z pół kilograma śniegu.
- Jak mogłeś?! - zawołała roześmiana. - To ja chciałam ci pomóc, a ty tak mnie traktujesz?
Żartując i przekomarzając się, wrócili do domu, ciągnąc za sobą całą gromadkę dzieci. Alyssa pomyślała, że chłodne powietrze i śnieg dobrze jej zrobiły, ponieważ żar, który ją ogarniał, ilekroć Connor się do niej zbliżał, ilekroć jej dotykał, był nie do wytrzymania. Sprawiał, że zupełnie traciła kontrolę nad sobą, że przestawała myśleć. - Oj, źle to zaczyna pachnieć - powiedziała do siebie. Powinna coś z tym zrobić, zanim nie będzie za późno. A przede wszystkim nie może pozostawać ze swoim szefem na tak swobodnej stopie towarzyskiej. 112 Anula
Connor kładł się wieczorem do łóżka z myślą, że znów nie będzie mógł zasnąć. Ale dziś w jego umyśle zrodziła się nowa konstatacja. Poczuł po raz pierwszy w życiu, że należy do tego miejsca, że czuje się w nim wspaniale. Doznanie to było przyjemne, lecz jednocześnie bardzo niepokojące. I lepiej się do niego nie przyzwyczajać, bo uczucie to jest związane nie tyle z miejscem - mimo że bardzo kochał sierociniec i dzieci - ale przede wszystkim z Alyssą.
s u lo
Nabierał powoli przekonania, że szuka pretekstów, by się do niej zbliżyć i jej dotknąć.
a d n a c s
I właśnie to zaczyna być niebezpieczne, bo nawet gdyby Alyssa została na stanowisku dyrektora, nie trwałoby to wiecznie. Z jej życiorysu wynika wyraźnie, że Alyssa szybko pnie się po stopniach kariery zawodowej i po jakimś czasie funkcja dyrektora sierocińca z pewnością jej nie wystarczy.
Natomiast on nigdy z sierocińcem nie miał zamiaru się rozstawać. Tu jest jego miejsce, i tu zostanie na zawsze. A poza tym Alyssa chce męża i dzieci, on zaś nie ma takiej potrzeby. Istnieje bowiem zbyt wielkie niebezpieczeństwo, że dzieci odziedziczą po nim przypadłości, które w oczach wielu ludzi czynią z niego odmieńca. Nie chciał, by jego syn lub córka przeżywali podobne upokorzenia. Jednak to racjonalne myślenie wcale mu nie pomagało, bo bez przerwy przed oczami stawała mu Alyssa. Nieustannie myślał 113 Anula
wyłącznie o tym, by jej dotknąć, by ją obejmować, by się z nią pieścić na miękkim łożu, by przywierać z całych sił do jej wspaniałego ciała. Jego rozmyślania przerwał przeraźliwy krzyk dochodzący z którejś sypialni. - Moja lampka zgasła, jest ciemno! - Cholera! Wygląda na to, że generator szlag trafił - mruknął Connor. Wiedział z doświadczeń w dzieciństwie, że stare budynki, nawet
s u lo
jeśli się je doskonale zna, mogą być dla małych dzieci przerażające, gdy zrobi się w nich ciemno.
Sam oczywiście nigdy nie przeżył podobnego doświadczenia, bo
a d n a c s
nie miał pojęcia, czym jest ciemność. Tak samo jak nie wiedział, czym jest jasność. Ale dla dzieci ciemność jest przerażająca, a on nie chciał, by się bały.
Zerwał się z łóżka, włożył szlafrok i pobiegł w kierunku pokoju, z którego dobiegał krzyk.
Gdy dotarł na miejsce, Alyssa już stała w sypialni ze świecą w ręku i uspokajała dzieci, tuląc do siebie najbardziej wystraszoną dziewczynkę.
- Petra, cichutko, już nie jesteś sama - mówiła łagodnie do dziewczynki. - Masz więcej świec? - spytał Connor. - Tak, ale wolę ich nie rozdawać dzieciom. Boję się, że przez nieuwagę mogłyby zaprószyć ogień. Mam też kilka latarek, ale dzieci od razu zaczynają bawić się w duchy i wtedy maluchy są przerażone. 114 Anula
- Oj, maluchy! - Connor zwrócił się do otaczającej go gromadki dzieci. - Nie wstyd tak się bać? Ciemność jest bardzo miła, uspakajająca. Ja sam bardzo ją lubię, choć nie mam pojęcia, czym jest światło, w takim sensie jak wy je znacie. - To skąd wiesz, kiedy jest jasno, a kiedy ciemno? - spytała ciekawska Letice. - Kiedy jest słoneczny dzień, czuję w powietrzu ciepło, czuję najdelikatniejszy zapach, który niesie wiatr. Czuję promieniowanie
s u lo
słońca, które pomaga rosnąć najdrobniejszej roślince. Jesienią szum wiatru jest inny niż w lecie. Każda pora roku ma swoje własne brzmienia i zapachy.
a d n a c s
- A jak wyczuwasz ciemność dzisiaj? - spytała Alyssa.
- Poprzez zapach świec. W ogóle większość ludzi i rzeczy rozpoznaję po zapachu. Wy też możecie spróbować. Powiedzcie, jak pachnie Alyssa.
- Cytrynką! - zawołała Kanika. - Alyssa pachnie jak cytrynka. - Dobrze, dobrze - mruknęła Alyssa. - Obejdzie się bez tego obwąchiwania. Może byśmy sobie usiedli...
- Tutaj? - spytał czyjś zdumiony głosik. - Na podłodze? - A czemu nie? - odparł za Alyssę Connor. - Fajnie jest siedzieć razem. Nawet na podłodze. Natychmiast wprowadził swe słowa w czyn, a po chwili cała gromadka dzieci utworzyła na podłodze krąg. - Jak piknik, to piknik! - zawołała wesoło Alyssa i usiadła koło Connora. 115 Anula
- A z czym kojarzy wam się cytryna? - ciągnął Connor. Chciał koniecznie, żeby dzieci przestały myśleć o ciemności, o strachu. Żeby powoli się uspokoiły i poczuły senność. - Mnie z latem - odezwał się jeden głos. - Mnie z lemoniadą - odezwał się drugi. - A mnie z piknikiem - dodał trzeci. Rozmowa o zapachu cytryny i związanych z nim skojarzeniach trwała dobre piętnaście minut. W końcu któreś z dzieci ziewnęło rozdzierająco.
s u lo
- Przepraszam - powiedział jeden ze starszych chłopców - ale chyba już się z wami pożegnam i położę.
Za jego przykładem poszła większość dzieci, ale część nadal drżała na myśl o pozostaniu w łóżku w ciemnym pokoju.
a d n a c s
- A wy co? - spytał Connor. - Jeszcze nie dojrzałyście do snu? W takim razie Alyssa i ja zanudzimy was jakąś opowiastką. Co byście powiedziały na „Śnieżny dzień"?
- Skąd wiesz, że znam tę bajkę? - spytała zdumiona Alyssa. - Bo słyszałem, jak mamrotałaś o niej podczas naszej bitwy na śnieżki. Widocznie miała ci dodać bojowego ducha. Alyssa roześmiała się.
- Całkiem możliwe, że recytując ją, dodawałam sobie odwagi w zmaganiach z zimnym śniegiem. Ale to niesamowite, że mnie wtedy słyszałeś. Masz uszy jak nietoperz lub inny nocny stwór. - Bo jestem nocnym stworem. - W którym jest niewyobrażalnie wiele światła - dodała cicho Alyssa. 116 Anula
Connor drgnął poruszony. Nigdy nie myślał o sobie w ten Sposób. Nikt jeszcze tak o nim nie mówił. Kryjąc zmieszanie, rozpoczął czym prędzej opowiadanie baśni Petrze i maluchom. Wkrótce główki dzieci zaczęły opadać na piersi, toteż Connor po kolei zanosił je do łóżek. W końcu w pogrążonym we śnie, otoczonym przez ciszę i śnieg domu pozostali tylko on i Alyssa. Rozum podpowiadał Connorowi, że powinien natychmiast wracać do łóżka, nie pozostawać z Alyssą sam na sam ani przez chwilę.
s u lo
Jednakże ta niespodziana noc, przyjemność bycia razem, czarowna atmosfera chwili, gdy w ciemnościach opowiadał dzieciom baśń, spowodowały, że nie potrafił zbudować zwykłego muru obronnego.
a d n a c s
- Dziękuję za pomoc - powiedziała Alyssa i dotknęła lekko jego ramienia.
To wystarczyło, by Connora opuściły resztki rozsądku. Chwycił jej dłoń i zaczął powoli całować jej palce, a potem przyciągnął ją za rękę do siebie.
- Nie dziękuj mi - mruknął w końcu. - Dzieci były przestraszone. Było oczywiste, że muszę je uspokoić. - Wiem. Byłam pewna, że natychmiast się zjawisz u mojego boku. A dziękuję za sposób, w jaki sobie poradziłeś ze strachem dzieci, za to, jak cudownie opowiadałeś im o ciemności i świetle.
117 Anula
Connor przyciągnął Alyssę mocniej i pocałował w usta. Poczuł tak ogromną falę pożądania, że z trudem się opanował. Alyssa oddała mu pocałunek i objęła mocno ramionami. - Pocałuj mnie jeszcze raz - poprosiła, gdy w końcu oderwali się od siebie. - Jesteś pewna? Umawialiśmy się, że nie pozwolimy sobie na żadną intymność. - Tylko że z naszej umowy nic nie wyszło, przynajmniej dziś. A skoro tak, to niech ta chwila trwa.
s u lo
Powoli, jakby nieświadomi tego, co czynią, ruszyli w kierunku sypialni Connora. Chcąc ukryć zmieszanie, Alyssa poprosiła: - Naucz mnie odczuwać świat tak jak ty.
a d n a c s
- To niemożliwe.
- Ponieważ jesteś wyjątkowy?
- Nie, nie jestem wyjątkowy. Jestem inny. - Owszem, jesteś inny - powtórzyła, lecz w jej ustach nie zabrzmiało to tak, jak gdyby uważała to za wadę. - Czy to prawda, że kiedy mnie dotykasz, widzisz moją aurę, moje wnętrze? - Twoja aura jest przecudowna - odparł lekko drżącym głosem i pociągnął ją do łóżka. Dotykał jej ramion i bioder, badał wnętrzem dłoni krągłość piersi. Ciało Alyssy wygięło się z rozkoszy. Teraz i ona zaczęła go pieścić, przesuwając palcami po jego szerokiej piersi, a później po brzuchu. Gdy przesunęła rękę jeszcze niżej, Connor chwycił ją za dłoń. 118 Anula
- Jeszcze nie... - szepnął zduszonym głosem. -Jeszcze nie, poczekaj... Szybko rozpiął jej piżamę. Po chwili Alyssa leżała naga. Jej skóra była delikatna jak jedwab, toteż Connor mruczał zachwycony, obsypując pieszczotami jej ciało. Ona zaś czuła, że dotyk jego palców nie jest zwykłą pieszczotą. Jak dla każdego ociemniałego, stanowił dla Connora także możliwość poznania, „zobaczenia" jej ciała. Każde muśnięcie jego palców było intensywne i celowe.
s u lo
Wciągała otwartymi ustami powietrze, starając się tłumić jęk, który wydobywał się z jej gardła przy każdym dotyku. Potem
a d n a c s
zdecydowanym ruchem pozbawiła Connora odzienia.
- Wiem, że masz talent dostrzegania tego, czego inni nie potrafią dostrzec - szepnęła. - Ale ja mam do dyspozycji tylko oczy i chcę się napawać twoim widokiem. Nawet nie masz pojęcia, jaki jesteś przystojny i potężny.
- Tak - szepnął w odpowiedzi. - Wiem, że jestem silny. Ale tobie, Alysso, nie zrobię żadnej krzywdy, nie bój się. Muszę jednak wiedzieć jedno. Jeśli nie chcesz, żebyśmy się kochali, powiedz, a natychmiast się ubiorę i odprowadzę cię do pokoju. - Jak możesz myśleć, że nie pragnę tego co ty? - wyszeptała z wyrzutem. - Myślisz, że mogłabym wrócić do pokoju właśnie teraz, kiedy poznajemy swoje ciała, kiedy się pieścimy? Nie, Connorze. Nie chcę wracać do pokoju. Chcę być z tobą jeszcze długo...
119 Anula
Connor bez słowa zagarnął ją pod siebie i z jękiem rozkoszy zaczął całować jej usta, dłonie, skronie i powieki. Poznawał zapach i smak jej skóry. Alyssa wbiła palce w jego plecy, przesuwając dłońmi w dół i w górę, dotykając bioder, dotykając karku, reagując na każdy spazm rozkoszy, który Connor jej dawał. - Choć do mnie - wyszeptała. Connor wsunął dłoń pomiędzy ich gorące ciała i dotknął jej ciepłej nabrzmiałej kobiecości. Moment później, gdy Alyssa poczuła
s u lo
go w sobie, miała ochotę krzyczeć z rozkoszy. Connor był podobnie oszołomiony. Mimo że przeczuwał, co może przeżyć z Alyssą, nie potrafił przewidzieć, że te doznania będą takie intensywne, tak niepodobne do niczego w jego życiu.
a d n a c s
Poczuł, że w momencie, gdy się połączył z Alyssą, jej aura otoczyła go szczelnie ze wszystkich stron, otuliła kokonem miłości. Była ponad nim i w nim. Otaczała go i wnikała do wnętrza. To już nie była czysta przyjemność fizyczna. To było cudowne, niemal metafizyczne doznanie. Connor musiał zebrać wszystkie siły, żeby się w nim nie zatracić. A potem w końcu mu się poddał, czując, jak oboje tkwią w jądrze rozkoszy, która prowadzi kochanków na krawędź spełnienia, a później rzuca ich w przepaść zmysłowego szału. Potem tylko sen mógł ich uratować przed zupełnym wyczerpaniem. Rano, gdy Connor się obudził, Alyssy już nie było.
120 Anula
Powietrze wibrowało od hałasu pracujących pługów. Znak, że pora wracać do domu. Connor miał wrażenie, jak gdyby zawaliło mu się całe życie. Potem usłyszał szum silnika i domyślił się, że przyjechał po niego wierny Jerry. Cóż, pora się ubierać. Nagle usłyszał z dołu głos Alyssy: - A kogóż tu do nas przywiało? Connor pospiesznie zszedł na dół. - To nie Jerry? - zapytał. - Nie - odparła.
s u lo
- Może jakiś komiwojażer albo dziennikarz? -zasugerował.
a d n a c s
- Możliwe. O, z samochodu wysiada jakiś mężczyzna. Sprawia wrażenie, jakby nie znalazł się tutaj przypadkowo. Trzeba się dowiedzieć, kto to.
Czekając, aż Alyssa otworzy drzwi i przywita się z gościem, Connor dziękował opatrzności, że wybawiła ich obydwoje z niezręcznej sytuacji i nie musieli z biegu rozmawiać o tej cudownej, upojnej nocy.
Niespodziewana wizyta dała im czas na uporządkowanie myśli oraz uczuć.
121 Anula
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Alyssa przyjrzała się bliżej mężczyźnie. Był wysoki, dorównywał wzrostem Connorowi i tak jak on miał kruczoczarne włosy. Na jego twarzy malował się nieprzenikniony wyraz. Poczuła, jak Connor staje za jej plecami. Mężczyzna podniósł na niego wzrok. - Czy pan Connor Quinn? - zapytał.
s u lo
- Tak. Czym mogę służyć i kim pan jest, jeśli można?
Connor zablokował ciałem drzwi, jakby w obawie, że ma do czynienia z następnym wścibskim dziennikarzem.
a d n a c s
- Przepraszam, że nachodzę państwa tak wcześnie i bez
uprzedzenia, ale od kilku dni staram się z panem bezskutecznie skontaktować. Z powodu uszkodzenia linii było to niemożliwe, więc postanowiłem tu przyjechać.
- Proszę w końcu wyjawić, o co panu chodzi -rzekł niechętnie Connor.
Mężczyzna przypatrywał mu się badawczo. - Mam informacje, które powinny pana zainteresować. Dotyczą one pańskiego urodzenia i pańskiej rodziny. - Nie mam rodziny - odparł nieprzyjaźnie Connor. - Wiem, że jest pan o tym przekonany. Prawda jednak jest inna. Ma pan rodzinę, i to całkiem sporą. - Mam także sporo pieniędzy. Czy o to właśnie panu chodzi? Jeśli tak, proszę mówić wprost. 122 Anula
- Ja również mam sporo pieniędzy, więcej ich nie potrzebuję. Przyjechałem, żeby z panem porozmawiać, bo sytuacja jest dla mnie nowa. - Mężczyzna odetchnął głęboko. - O pańskim istnieniu dowiedziałem się niedawno. Nazywam się Jake Ingram i jestem pańskim bratem. Co więcej, jestem pańskim bratem bliźniakiem. Urodziliśmy się tego samego dnia. Alyssa wyczuła, że Connor sztywnieje. Wzięła go za rękę. Nie bronił się.
s u lo
- Najlepiej by było, gdyby pan stąd natychmiast odszedł powiedział Connor cicho.
- Proszę się tak nie denerwować - zaoponował Jake i zwrócił się
a d n a c s
do Alyssy. - Proszę powiedzieć panu Connorowi, co pani widzi. - Alysso? - Conor zwrócił się do niej zaskoczony. - Mów, o co chodzi.
Alyssa zamknęła oczy, potem otworzyła je z determinacją. - Chodzi o to - odrzekła słabym głosem - że nasz gość wygląda tak jak ty, Connorze. Jesteście tego samego wzrostu, macie te same włosy, choć pana Ingrama są nieco ciemniejsze, i te same oczy. Tylko że w przeciwieństwie do ciebie pan Ingram nie jest ociemniały. Przez chwilę Connor stał osłupiały. Nieświadomie ściskał dłoń Alyssy aż do bólu. W końcu zwrócił się w kierunku gościa i powiedział: - Proszę za mną.
123 Anula
- Oddaję panom swoje biuro, a ja zobaczę, co z dziećmi zaproponowała szybko Alyssa. - A propos, nazywam się Alyssa Fielding i jestem dyrektorem tego sierocińca. Kiwnęła głową obu mężczyznom i pośpieszyła w stronę głównej sali. W głowie miała zamęt. Co to wszystko ma znaczyć? Jeśli to prawda, jeśli Connor ma brata, to całe jego życie wywróci się teraz na nice. Możliwe także, że wielkim zmianom ulegnie życie dzieci. A także jej samej.
s u lo
- Proszę o wyjaśnienie i szczegóły - zażądał Connor, gdy razem z Jakiem Ingramem usiedli w gabinecie Alyssy.
Miał wrażenie, że śni, z trudem zachowywał spokój.
a d n a c s
- Ta historia jest dość niezwykła - rozpoczął gość - i chciałbym ją opowiedzieć od początku. Otóż w roku 1960 naukowiec o nazwisku Henry Bloomfield przeprowadzał eksperymenty natury genetycznej. Chciał stworzyć doskonałą jednostkę ludzką, obdarzoną niezwykłą inteligencją, talentami i cechami charakteru. Żeby to osiągnąć, posłużył się metodą doboru genetycznego, eliminacją wadliwych genów i wzmocnieniem tych, o których wiadomo, że mają pozytywny wpływ na rozwój człowieka. Chciał, żeby rodzice mogli decydować o tym, jakie cechy będzie mieć ich dziecko. Doświadczenia te prowadził w tajemnicy, chociaż wspierał je rząd, a cały ten program został nazwany Proteuszem. Jego końcowym etapem było sztuczne zapłodnienie asystentki Henry'ego, Violet. Dawcą spermy był sam autor doświadczeń, Henry Bloomfield. W rezultacie eksperymentu urodziło się troje dzieci. 124 Anula
Jake przez chwilę milczał, głęboko oddychając. - Pewnie już pan się domyśla, że jednym z tych dzieci był pan, drugim ja. Trzecim dzieckiem była dziewczynka, nasza siostra, która ma na imię Gretchen. Connor rozluźnił kołnierzyk, usiłując złapać oddech. Usiłował zapanować nad chaosem wdzierającym się w jego myśli. Musi szybko znaleźć jakąś metodę, by obalić prawdopodobieństwo tej historii. Nagle go olśniło. Ściągnął okulary.
s u lo
- Zapomniał pan o jednym. Ponoć miałem być w każdym calu doskonały.
- Tak, wiem, że pan nie widzi - Jake pokiwał ze smutkiem głową
a d n a c s
- ale proszę zauważyć, że dwa pozostałe zamierzenia Henry'ego w stosunku do pana ziściły się. Jest pan geniuszem matematycznym i sławnym wynalazcą.
- Jeśli to prawda, to jak to się stało, że zostaliśmy rozdzieleni, i dlaczego znalazł mnie pan dopiero dziś?
- Rozpocznę od drugiego pytania. Po prostu dopiero niedawno odkryłem notatki Henry'ego, które robił na marginesach pewnych dokumentów. Widocznie o nich zapomniał. To z nich właśnie wynikało, że urodziło się troje dzieci. Jake znowu się zamyślił. - A dlaczego zostaliśmy rozdzieleni - ciągnął -to dla mnie i reszty rodziny pozostaje do dziś tajemnicą. Nie wiemy, czemu nasz ojciec postąpił tak okrutnie i oddał pana do sierocińca. Znam tylko 125 Anula
fakty. Gdy po pańskim urodzeniu okazało się, że jest pan ociemniały, wysłał pana do Leśnej Przystani i ustanowił dla pana fundusz powierniczy. Natomiast naszej matce skłamał, że zmarł pan po urodzeniu. - Rzeczywiście, wiem o funduszu. Wiem też, że był anonimowy. Widać jasno, że ojciec nie chciał się do mnie przyznawać. Pewnie wam, skoro urodziliście się zdrowi, lepiej się powiodło? - Connor nie mógł powstrzymać sarkazmu.
s u lo
- Niczego, drogi bracie, nie zakładaj. Connor żachnął się, słysząc, jak się do niego zwraca przybysz, ale był zbyt oszołomiony całą tą niesamowitą historią, by się spierać o drobiazgi.
a d n a c s
- Co to niby ma znaczyć? - spytał.
- To, że nic, co dotyczy czy to twojego, czy naszego życia, nie jest normalne i nie układa się normalnie. Posłuchaj dalszego ciągu, to sam się zorientujesz.
Jake wstał i nalał sobie wody.
- Kilka lat później w podobny sposób przyszło na świat troje następnych dzieci: Marcus, Faith i Gideon. Także i one zostały genetycznie zmodyfikowane. Tu się rozpoczyna kolejny znaczący zwrot w historii, ponieważ para naukowców, którzy współpracowali z naszym ojcem, Agnes Payne i Oliver Grimble, zapragnęło przejąć kontrolę nad programem. Chcieli wykorzystać dzieci do swoich własnych, niezbyt szlachetnych celów. Nie znali jednakże szczegółów pracy Henry'ego Bloomfielda. Podejrzewając ich o niecne intencje, Henry schował przed nimi wyniki i notatki z eksperymentów. 126 Anula
Przez jakiś czas dorastaliśmy wszyscy w spokoju, aż ja i Gretchen osiągnęliśmy wiek dwunastu lat. Widząc, jak niesłychanie szybko się rozwijamy, i że nasze zdolności można by wykorzystać do zbrodniczych celów, Agnes i Oliver zamordowali Henry'ego i postanowili zmusić Violet do wyjawienia wszystkich znanych jej sekretów programu, grożąc, że jeśli tego nie zrobi, zaszkodzą dzieciom. W końcu nafaszerowali Violet narkotykami i używając hipnozy, wymazali z naszej pamięci wszystkie wspomnienia. Violet
s u lo
jednak wydostała nas z ich rąk i w tajemnicy umieściła w różnych rodzinach, gdzie mogliśmy bezpiecznie dorastać. Tak więc przez wiele lat z powodu hipnozy nie wiedzieliśmy o swoim istnieniu.
a d n a c s
Dopiero w ostatnich miesiącach nawiązaliśmy z sobą kontakt. - A jak mnie odszukaliście? I po co?
- To zrozumiałe, że pytasz. Otóż Violet udało się odnaleźć wszystkie dzieci, oprócz oczywiście ciebie, bo o twoim istnieniu nie miała pojęcia, i oprócz Gideona. Otrzymała informacje, że Gideon został zastrzelony, więc nawet go nie szukała. Dopiero niedawno odkryła, że to nieprawda. Ale już było za późno, żeby Gideona odzyskać, bo tymczasem Agnes i Oliver ściągnęli go do siebie. Razem tworzą ugrupowanie pod nazwą Koalicja i są bardzo potężni. To oni są sprawcami skoku na Bank Światowy, o czym zapewne słyszałeś. - Chcesz powiedzieć, że w Koalicji jest jeden z twoich braci? - Jeden z naszych braci - sprostował z naciskiem Jake. - Jak najbardziej. Kiedy Violet przeczytała informację o Koalicji, domyśliła się, że pod pseudonimem Achilles w Koalicji ukrywa się Gideon, ten 127 Anula
z jej synów, który rzekomo miał zostać zastrzelony. Violet najpierw odszukała mnie, a potem ja odszukałem całą resztę. Nie byliśmy w stanie znaleźć tylko ciebie, ale tylko dlatego, że nie wiedzieliśmy o twoim istnieniu. - Ja zaś uważam, że z innego powodu. Po prostu nie należę do pańskiej rodziny, panie Ingram. - Do jasnej cholery, należysz. I daj się przekonać, bracie. Jake niespodziewanie położył dłoń na ramieniu Connora. Ten drgnął, ale nie zrzucił ręki gościa. - Niby jak? - mruknął.
s u lo
- Jak wspominałem, mam notatki Henry'ego robione na
a d n a c s
marginesach tajnych dokumentów. To one powiedziały mi, kogo szukać. Dziecka urodzonego w 1967 roku, ociemniałego, mającego zdolności wykraczające daleko poza normę. Toteż zacząłem szukać człowieka, który zwykłym śmiertelnikom wydaje się geniuszem. Nas też nazywano geniuszami, czyli mnie, Gretchen, Marcusa, Faith i Gideona.
- Mógłbym usłyszeć coś więcej na ten temat? -spytał Connor już mniej zaczepnym tonem.
- Ja nie mam sobie równych w sprawach finansowych. Gretchen potrafi rozwiązać najtrudniejsze zaszyfrowane pismo, jest kryptolożką. Marcus ma niebywałą siłę, natomiast Faith jest wybitną lekarką. - A Gideon? Co on takiego umie? - Jest geniuszem matematycznym i technicznym. 128 Anula
- Co takiego? - Głos Connora zabrzmiał głucho, jakby dochodził z dalekiej przestrzeni. - Jest twoją kopią - powiedział cicho Jake. - Widocznie w tym przypadku ponowiono eksperyment. Connor czuł się ogłuszony. Ogarnął go niemal fizyczny ból, gdy zauważył, że wszystkie te nieprawdopodobne informacje tworzą logiczny ciąg. Nabierał coraz głębszego przekonania, że relacja jego gościa jest prawdziwa. Z jego ust wyrwał się ponury jęk:
s u lo
- No i tym razem udało się uzyskać kogoś, kto nie jest wybrakowany...
a d n a c s
- Nie wiem, co powiedzieć, Connorze. - W głosie Jake'a po raz pierwszy pojawiło się wahanie. -Nie jestem w stanie przeprosić cię za czyny naszego ojca. Porzucenie dziecka tylko dlatego, że nie spełnia oczekiwań rodziców, jest zbrodnią. Do dzisiaj żadne z nas nie rozumie, dlaczego tak się stało. Pamiętaj jednak, że istniała jeszcze twoja matka. Ona o niczym nie wiedziała i przez całe lata cię opłakiwała. Aż do własnej śmierci.
- Nadal jednak nie rozumiem, po co mnie odszukałeś powiedział gniewnie Connor. - Z powodu poczucia winy? A może ciekawości? - Nie chcę kłamać - rzekł z namysłem Jake. -Przyszedłem do ciebie z co najmniej kilku powodów. Pamiętaj, że przez całe lata nie miałem pojęcia o istnieniu swojej rodziny, ponieważ nasza pamięć została wyczyszczona. Teraz, skoro wiem, że mam rodzeństwo, chcę, 129 Anula
żebyśmy wszyscy byli razem. Chcę poznać moich braci i moje siostry. To dotyczy oczywiście także ciebie. Ale jest jeszcze jeden powód. - Mów - ponaglił go Connor. - Jak wspominałem, prowadzę prywatne śledztwo w sprawie skoku na Bank Światowy. Muszę w jakiś sposób dostać się do sztabu Koalicji, potrzebuję więc kogoś, kto mi pomoże dotrzeć do Gideona. - Nie jestem detektywem. - Rzeczywiście, nie jesteś, ale pod wieloma względami jesteś
s u lo
sobowtórem Gideona. Jest niemal pewne, że myślicie w podobny sposób. Że w taki sam sposób pojmujecie pewne rzeczy, a więc i podobnie postępujecie.
a d n a c s
Wątpliwości osaczały Connora ze wszystkich stron. Cała historia brzmiała tak nieprawdopodobnie, że trudno było w nią uwierzyć. Najgorsze było jednak to, że intuicja mu podpowiadała, iż jest prawdziwa. Nie dawał jednak za wygraną.
- Naprawdę się spodziewasz, że uwierzę ci na słowo? - Nie mam prawa spodziewać się niczego. Po prostu mam nadzieję, że mi uwierzysz.
Nagle Connor pomyślał, że jeśli ta historia jest prawdziwa, to wyjaśniałaby ona dokładnie, dlaczego przez całe życie czuł się kimś innym, obcym, odmiennym. Teraz ma wyjaśnienie na wyciągnięcie ręki - działo się tak z powodu zmian genetycznych w jego organizmie. - A jeśli ci nie pomogę?
130 Anula
- Pamiętaj, że Agnes i Oliver chcą czegoś więcej, nie tylko pieniędzy. Oni chcą kontrolować świat. Chcą powtórzyć eksperyment Henry'ego i wyprodukować więcej takich ludzi jak my. - Dziwaków. - Może i dziwaków, ale potężnych dziwaków, którzy pod względem zdolności nie mają sobie równych. Zobacz, ile już zrobili zła i zastanów się, ile podłych rzeczy mogą jeszcze zrobić, jeśli będą mieli do dyspozycji armię takich ludzi jak Gideon. Trzeba ich powstrzymać. Mógłbyś nam w tym pomóc.
s u lo
- Zdajesz sobie chyba sprawę, że w tej chwili nie mogę podjąć żadnej decyzji. Muszę się nad tym wszystkim zastanowić - powiedział
a d n a c s
z ociąganiem Connor.
- No tak. - Jake roześmiał się i atmosfera nieco się rozluźniła. Myślenie typowego matematyka. Przestudiować, przeanalizować, obejrzeć problem z każdej strony. Oczywiście, przemyśl sobie wszystko, bo domyślam się, że moja wizyta jest dla ciebie szokiem. Ale...
- Ale co?
- Nie mamy zbyt wiele czasu. Koalicja wie, że staram się ich rozszyfrować. A pamiętaj, że są naprawdę bardzo inteligentni. No i mają Gideona, który jest geniuszem. - Jake postukał palcem w czoło. I jeszcze jedno. Chciałbym też, żebyś jak najszybciej poznał wszystkich pozostałych członków naszej rodziny. - Zobaczymy - burknął na odczepnego Connor.
131 Anula
Nawet gdyby mógł uwierzyć w tę historię, wiedział, że nie chce wprowadzać w swoje życie żadnych zmian. Zawsze był sam. To dzięki temu jakoś funkcjonował, a teraz jest trochę za późno na poznawanie rodziny, w istocie zupełnie nieznanych mu ludzi. Pożegnał się z Jakiem i usiadł ponownie w fotelu. Bardziej jeszcze niż sprawa rodziny zszokowała go inna myśl, która właściwie nie dawała mu spokoju już podczas rozmowy z Jakiem Ingramem, a teraz napawała przerażeniem.
s u lo
Wreszcie wie, dlaczego był i czuł się inny. Po prostu nie jest człowiekiem powstałym w sposób naturalny. Jest produktem,
wynalazkiem niewiele się różniącym od mechanizmów, które sam tworzy.
a d n a c s
W ten sposób to, czego najgoręcej pragnął, a więc związanie się z Alyssą, staje się całkowicie niemożliwe. Alyssa chce dzieci, a jakie dzieci on jej może dać? Na pewno z jakimiś upośledzeniami, skoro ich ojciec jest produktem eksperymentu genetycznego. Nie, to niemożliwe, by z kimkolwiek mógł mieć dzieci. Jego DNA zostało skażone.
Poczuł, że serce ma ciężkie jak kamień. Musi jak najszybciej stąd wyjechać. Musi wrócić do siebie i poważnie się nad wszystkim zastanowić. Albo lepiej w ogóle przestać myśleć. Wziął telefon komórkowy i zadzwonił po szofera. - Jestem niedaleko, szefie! - zawołał Jerry. -Domyślałem się, że będzie pan chciał wrócić, więc wyruszyłem. - Świetnie, w takim razie przyjedź jak najszybciej. 132 Anula
Jeszcze przez minutę siedział w fotelu, zastanawiając się, co powiedzieć Alyssie. Nie może jej przecież wyjawić, że on i cała jego rodzina są mutantami. Musi ten sekret zachować dla siebie. Tak jak wszystkie sekrety w całym swoim życiu. - Wyjeżdżasz? - spytała Alyssa ze zdumieniem w głosie, gdy natknął się na nią w progu. - Tak - odparł. Tylko tyle przeszło mu przez gardło. - Czy to rzeczywiście był twój brat?
s u lo
- Nie wiem. Całkiem możliwe, że tak. - Jego głos brzmiał sucho i oficjalnie. Bał się nadać mu jakiekolwiek brzmienie, by się nie załamać. - Posłuchaj, muszę wracać. Mam całą masę zaległych spraw. Odezwę się.
a d n a c s
- Oczywiście - odparła spokojnie Alyssa, choć w jej głosie słychać było smutek i rozgoryczenie.
Connor uświadomił sobie nagle, że nie jest to najmilsze pożegnanie z kobietą, z którą się spędziło noc. Chciał się zatrzymać, podbiec do niej, chwycić ją w ramiona i zapewnić, że ją kocha z całych sił. Ale nie mógł się na to zdobyć.
Nie mógł, ponieważ nie wiedział, czy jest w stanie nad sobą zapanować. Po raz pierwszy w życiu bał się, że przestaje być panem własnego losu. Toteż szybko wyszedł z budynku, nie dodając już ani słowa. - No cóż... - Alyssa uśmiechnęła się blado. -Uciekł jak oparzony. Ale czy warto się przejmować? Czy to pierwszy raz w życiu zostałaś odrzucona? 133 Anula
Oczywiście, że nie, ale po raz pierwszy to odrzucenie tak ogromnie zabolało. Bo jeśli pozwoliła Connorowi kochać się ze sobą, to nie z czystego pożądania. O wiele ważniejsza była przyjaźń, szacunek i ciepła emocjonalna więź. Domyślała się, że Connor też nie sypia z kim popadnie. Jak zdążyła już zauważyć, niczego nie czyni pochopnie. A więc pewnie i u niego liczyło się coś więcej niż samo pożądanie. Zachodziła w głowę, co się stało podczas spotkania Connora z
s u lo
Jakiem Ingramem. Co takiego jego domniemany brat mu powiedział? Hm, musiało to być coś bardzo przykrego. Coś, co Connor bardzo chciał ukryć. Connor z pewnością nie jest okrutny, choć z
a d n a c s
pozoru wydaje się zimny. Jest...
Nie miała odwagi dokończyć zdania, lecz jej serce nie
potrzebowało słów, by poznać prawdę. Connor jest mężczyzną, którego pokochała.
Tylko co ma z tym problemem począć? Connor nie chce ani małżeństwa, ani dzieci. W dodatku, po rozmowie z domniemanym bratem, stał się bardzo oficjalny, i pożegnał się z nią tak jakoś chłodno...
Czy może cokolwiek zrobić, by to zmienić? Pewnie nic. Owszem, była z Connorem w łóżku, ale to nic nie oznacza. On jest jej pracodawcą. Ona jego pracownicą. I tyle. Oprócz tego nie mają wobec siebie żadnych zobowiązań. Siedział na podłodze w swojej pracowni. W dłoni trzymał butelkę piwa, a kilkanaście pustych butelek walało się wokół niego. 134 Anula
Kilka kroków dalej czuwał Drifter, mocno zdziwiony niecodziennym zachowaniem swojego pana. - Od samego początku, staruszku, tylko ją raniłem - tłumaczył mu Connor. - Najpierw nie chciałem jej zatrudnić, kwestionowałem jej profesjonalizm, sugerowałem, że szuka tylko blichtru. Potem wykorzystałem ją, bo czy można zapominać, że jestem jej zwierzchnikiem, a w dodatku wiem, jak mój dotyk działa na kobiety? A na sam koniec, po naszej cudownej nocy, nie powiedziałem jej na
s u lo
pożegnanie żadnego miłego słowa. Jestem skończonym łajdakiem. Ale wczoraj dowiedział się o sobie jeszcze czegoś. Oznajmiono mu, że jest mutantem, że powstał w wyniku eksperymentu
a d n a c s
genetycznego. W dodatku nieudanego, i jako produkt wybrakowany został wysłany do sierocińca. Co z tego, że ma tak niesamowite zdolności?
Trudno też jest zachować spokój, gdy już jako dorosły człowiek dowiaduje się, że ma rodzinę.
Tego wszystkiego było za dużo, zbyt wiele zwaliło mu się w krótkim czasie na głowę. Nie chciał tylu emocji i zdarzeń naraz. Samotność jest bezpieczniejsza. Nie grozi niczym, czego nie zna. Z drugiej strony, nawet gdyby informacja o posiadaniu rodziny nie była prawdą, jest jeszcze sprawa Koalicji i Gideona. Gdy tylko wrócił do domu, przeczesał Internet w poszukiwaniu informacji o Koalicji. Faktem jest, że człowiek, który stoi za napadem na Bank Światowy, musi być geniuszem.
135 Anula
Czy w takim razie Achilles to na pewno Gideon? Czy Gideon w ogóle istnieje, czy on, Connor, ma brata, który ma identyczne zdolności? Co się stanie, jeśli zdecyduje się pomóc Jake'owi w odszukaniu Gideona? A gdybym rzeczywiście zajął się szukaniem Gideona, czy Agnes i Oliver nie zechcą mu przeszkodzić? A jeśli tak, to pewnie chcieliby w niego uderzyć. W jaki sposób? Już sama myśl o tym go zmroziła. Świetnie zdawał sobie
s u lo
sprawę, że gdyby ktoś chciał go zaatakować, zrobiłby to za pośrednictwem Alyssy i dzieci z sierocińca.
Miał wrażenie, jakby głowę ściskały mu żelazne obręcze. Nagły
a d n a c s
strach, nagła jasność tego, co się może stać.
- Nie! - zawołał. - Do tego nie może dojść. Nie chcę nawet o tym myśleć!
Ale straszliwe wizje same pchały mu się do głowy. Na tyle już ufał Jake'owi, by wierzyć w to, co usłyszał o planach Agnes i Olivera oraz o wykorzystywaniu dzieci do zbrodniczych eksperymentów. Connor wierzył także, że ich zbrodnie mogą być jeszcze bardziej przerażające. Jednakże gdyby starał się ich powstrzymać, naraziłby na niebezpieczeństwo Alyssę, a także Buda, Kanikę, Joeya i wszystkie pozostałe dzieci. Ale czy nie ryzykuje tego samego, jeśli nic nie zrobi? Przecież gdyby tamci dowiedzieli się o jego istnieniu, pewnie uważaliby, że jest ich wrogiem, tak jak wszyscy z jego rodziny prócz Gideona.
136 Anula
Znów przypomniał sobie ostatnią noc z Alyssą. Sama myśl o niej powodowała, że miał ochotę wyć z rozpaczy. Nie mógł też przestać myśleć o tym, że może naprawdę ma rodzinę. Ponieważ w głębi serca, obojętnie jak bardzo wypierał tę myśl, zawsze mu brakowało bliskich. I nagle dziwnym zrządzeniem losu ma wejść do ogromnej rodziny, pełnej braci i sióstr. Może zignorować rewelacje Jake'a - jeśli jest durniem. Ale Connor durniem nie był. Musiał założyć, że opowieść Jake'a jest
s u lo
prawdziwa, i dlatego powoli popadał w szaleństwo. Mocniej ścisnął butelkę i przytknął ją do ust.
a d n a c s 137 Anula
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Agnes Payne odłożyła słuchawkę i odwróciła się do Olivera. - Jake Ingram robi dyskretny wywiad w sierocińcach. Co o tym sądzisz? - Nie mam pojęcia. Może szuka na oślep łub chce zaadoptować dziecko - odrzekł Oliver tonem wskazującym, że nie wierzy w żadną z tych możliwości.
s u lo
- A może szuka czegoś lub kogoś? Od czasu napadu na Bank Światowy Ingram koncentruje się na poszukiwaniach jego sprawców. Możliwe, że jego ostatnie działania mają z tym jakiś związek.
a d n a c s
- To co proponujesz?
- Obserwować go. Sprawdzić, co takiego wywąchał, a następnie użyć rezultatów jego poszukiwań do własnych celów. - W jaki sposób?
- W jaki tylko się da, mój drogi.
Minęły dwa dni, a Connor nie dawał znaku życia. Alyssa zachodziła w głowę, dlaczego się tak nagle odseparował. Ale jeszcze większą zagadkę stanowiło dla niej to, co się stało w gabinecie podczas rozmowy Connora z Jakiem. Co takiego usłyszał Connor, że tak nagle się zmienił? Z mężczyzny, który z taką czułością kochał się z nią poprzedniej nocy, zmienił się w kogoś, kto wychodzi rano niemal bez słowa. Takie zachowanie zupełnie nie pasowało do Connora.
138 Anula
A może ta nagła przemiana nie miała nic wspólnego z wizytą Jake'a Ingrama? Ogarnęła ją złość. Przecież od samego początku Connor traktował ją, jak gdyby była nic niewarta. Jakby była piękną powłoką pozbawioną duszy i inteligencji. Nawet nie chciał przyjąć jej do pracy. Widać teraz z jakichś powodów utwierdził się w swym dawnym przekonaniu i dlatego zaczął ją traktować z chłodną obojętnością. - Tylko że on taki nie jest! I wcale nie jest obojętny - powtarzała sobie po wielekroć.
s u lo
W szczelnej zbroi, w którą schronił się przed światem, widziała wyraźne szczeliny, pokazujące, jaki jest naprawdę. Był wrażliwy,
a d n a c s
wspaniałomyślny, dbający o dzieci w sierocińcu. I bardzo podatny na zranienie.
Może właśnie dlatego, w obawie przed zranieniem, ponownie zamknął się w skorupie? Ale co z tym wszystkim wspólnego ma Jake Ingram?
Alyssa westchnęła ciężko.
- No cóż, moja droga. Albo do końca życia będziesz tak siedziała i wzdychała, albo weźmiesz sprawy w swoje ręce i po prostu dowiesz się u źródeł, o co chodzi. Złapała za słuchawkę i zadzwoniła do domu Connora. Słuchawkę podniosła gospodyni, pani Welsh. - Przykro mi, ale pan Quinn jest... nieobecny -powiedziała po namyśle.
139 Anula
Z wahania w głosie poczciwej gospodyni Alyssa wywnioskowała, że starsza pani nie mówi prawdy. Alyssa poczuła ból. A więc Connor nie chce się z nią widzieć. Była przekonana, że nie chce zranić jej świadomie. Zbyt dobrze go znała, by w to wątpić. Dlaczego więc tak postępuje? Zadzwoniła potem jeszcze kilka razy do Connora, z tym samym rezultatem. Nagle ból i rozczarowanie zamieniły się w panikę. Zgoda,
s u lo
możliwe, że Connor w ten sposób chce się wycofać z ich związku, ale jest zupełnie niemożliwe, by nie interesował się losem dzieci. To podsunęło jej pewną myśl.
a d n a c s
Zadzwoniła ponownie do domu Connora.
- To znowu ja, pani Welsh. Proszę powiedzieć panu Quinowi, że dzwonię jako dyrektor sierocińca.
- Pan Quinn jest niedysponowany, ale kazał mi przekazać już wcześniej, że we wszystkich sprawach związanych z sierocińcem zdaje się na panią.
Ostatnie słowa pani Welsh powiedziała drżącym tonem, a potem tak pospiesznie odłożyła słuchawkę, że tym razem Alyssa zaniepokoiła się nie na żarty. Coś jest zdecydowanie nie tak, ale nie miała pojęcia, jak to sprawdzić. Przecież nie pojedzie do Connora i nie zacznie walić pięściami w drzwi, domagając się, by wyjaśnił, o co chodzi. Nagle wpadł jej do głowy doskonały pomysł. Przecież Jake może jej podsunąć jakąś myśl... 140 Anula
Tylko jak go znaleźć? Przyszło jej do głowy jedynie to, że mogłaby zostawić wiadomość, że chce się z nim skontaktować. Ponownie zadzwoniła do Connora. - Bardzo mi głupio, że ponownie zawracam pani głowę, pani Welsh, ale sprawa jest bardzo pilna. Otóż podejrzewam, że w najbliższym czasie będzie się chciał skontaktować z panem Quinnem niejaki Jake Ingram. Jeśli zadzwoni, proszę mu koniecznie przekazać, że muszę się z nim natychmiast skontaktować. Mogę na panią liczyć?
s u lo
- Dobrze, oczywiście - odparła po chwili wahania pani Welsh. Alyssa odetchnęła z ulgą. Podobną prośbę zostawiła w biurze Connora. Zadzwoniła też do jego szofera. Na razie nic więcej nie mogła zrobić.
a d n a c s
Jake odłożył telefon i patrzył nieruchomo w przestrzeń.
Kolejna frustrująca rozmowa z Tarą. Była na niego wściekła, bo ciągle nie miał dla niej czasu. A przede wszystkim dlatego, że nie wiedziała, co właściwie w tym czasie robi Jake i jako jego narzeczona czuła się urażona.
- Powinienem w końcu wszystko jej wyjaśnić -mruknął do siebie.
Wiedział jednak, że jeszcze nie pora na wyjaśnienia, że na razie zbyt wiele ryzykuje. To jedynie utwierdziło go w przekonaniu, że musi jak najszybciej zakończyć sprawę Koalicji. Podniósł słuchawkę i zadzwonił do Connora. Od jednego ze swoich agentów, który dyskretnie obserwował dom brata, otrzymał informację, że nic 141 Anula
podejrzanego się nie wydarzyło. Przynajmniej tyle, westchnął z ulgą, ale pora działać. - Dzień dobry - odezwał się, gdy w słuchawce usłyszał głos kobiety. - Nazywam się Jake Ingram. Chciałbym rozmawiać z panem Quinnem. - Bardzo mi przykro, ale pan Quinn nie może podejść do telefonu. - Myślę, że gdyby mu pani powiedziała, kto dzwoni...
s u lo
- Powiedział mi wyraźnie, że nie odbierze żadnych telefonów powtórzyła stanowczo gospodyni. - Mam jednak dla pana informację. - Tak, słucham,
- Dzwoniła pani Fielding z sierocińca i mówiła, że ma do pana
a d n a c s
jakąś bardzo pilną sprawę.
- Dziękuję bardzo - odparł nieco zdziwiony Jake i odłożył słuchawkę.
Doszedł do wniosku, że najprościej będzie od razu pojechać do Leśnej Przystani. Wziął płaszcz i ruszył w stronę auta. Natychmiast dołączył do niego jeden z ochroniarzy. Jake powoli przyzwyczajał się do tego, że bez przerwy ktoś mu towarzyszy. Choć było to nieco krępujące, pozwalało mu działać swobodnie i bez obawy o ryzyko. Gdy dotarł do sierocińca, natychmiast pobiegł do gabinetu Alyssy. - To dobrze, że pan przyjechał - rzekła Alyssa. - Chciałabym z panem porozmawiać. 142 Anula
- O czym? - Jake uznał, że na tym etapie musi udawać głupiego. - Proszę przestać. Powiedzmy, że rozmawiam z panem jako dyrektorka sierocińca, zaniepokojona losem właściciela. Dobrze? Proszę mi w takim razie powiedzieć, dlaczego Connor tak nagle nie chce się z nikim kontaktować. Przestał go nawet interesować sierociniec, co jest wprost niewiarygodne. Coś jest nie tak. I myślę, że pan wie co. Choć Alyssa doskonale się kontrolowała, Jake wyczuł w jej
s u lo
głosie napięcie i determinację. Wyglądała jak niedźwiedzica broniąca swoich małych.
Mimo woli się uśmiechnął, bo nagle doznał olśnienia. Już
a d n a c s
wiedział, dlaczego Alyssa tak pilnie szukała z nim kontaktu. Szybko jednak spoważniał. Wprawdzie ufał swojemu agentowi i był niemal pewien, że Agnes i Oliver nie zdążyli jeszcze dotrzeć do Connora, ale niczego nie można zagwarantować.
- Czy dobrze pani zna jego gospodynię? - zapytał. - Znam ją dosyć krótko, ale wydaje mi się, że dla Connora poszłaby w ogień. Ale proszę najpierw odpowiedzieć na moje pytania. Co się dzieje? O co w tym wszystkim chodzi? Żyliśmy tu sobie spokojnie, a tu nagle zjawia się pan, oznajmia, że jest bratem Connora, i zaczynają się dziać jakieś dziwne rzeczy. - Ale ja naprawdę jestem jego bratem! - Może. Tylko skąd mam wiedzieć, jakie ma pan zamiary wobec Connora? - Chcę jego dobra. 143 Anula
- To pan tak twierdzi. Ja zaś wiem, że po rozmowie z panem coś się z nim stało. - Czy z Connorem coś panią łączy? - spytał Jake niespodziewanie. Alyssa żachnęła się i oblała rumieńcem. Nie musiała odpowiadać. Sprawa jest jasna jak na dłoni. Mimo to przez chwilę Jake mierzył ją wzrokiem, zastanawiając się, czy wtajemniczać ją w całą tak poważną i dosyć niebezpieczną sprawę.
s u lo
Musiał przyznać, że dziewczyna ogromnie mu imponuje. Widział, że jest szczera, a jej wojownicza, pełna troski postawa
a d n a c s
dotycząca Connora wzruszyła go jako brata.
Zastanawiał się, czy Connor ma pojęcie, jaki skarb się koło niego kręci. Pomyślał też z goryczą, że ma wątpliwości, czy w jego przypadku Tara zareagowałaby podobnie.
- Dobrze. Powiem w takim razie wszystko, co mogę. Zna go pani lepiej, więc może pani z kolei będzie mogła pomóc mnie. - Jake odetchnął głęboko. - Rzeczywiście, jestem bratem Connora, choć zostaliśmy rozdzieleni zaraz po urodzeniu i nic o sobie nie wiedzieliśmy. Jednocześnie zajmuję się śledztwem w pewnej sprawie, w której Connor mógłby być bardzo pomocny. Ale nie jest mu łatwo podjąć taką decyzję, ponieważ jego pomoc może się łączyć z pewnym ryzykiem. Oczy Alyssy pociemniały, przez jej twarz przebiegł skurcz lęku. - Z jakim ryzykiem? - spytała gwałtownie. 144 Anula
- Przestępcy, których szukam, mogą stanowić dla Connora zagrożenie. Bardziej jednak jest prawdopodobne, że będą chcieli nakłonić go do współpracy ze względu na jego niesamowite zdolności. - Tak, wiem coś o tym - odparła Alyssa. -I przyjechał go pan ostrzec? - Poniekąd. Przede wszystkim przyjechałem mu powiedzieć, że ma brata i całkiem sporą rodzinę. Ale oczywiście prosiłem go też,
s u lo
żeby nam pomógł, używając swojego ogromnego potencjału.
- Jak mógł pan zrobić coś takiego własnemu bratu? Skoro jest pańskim bliskim krewnym, jego dobro powinno się dla pana liczyć bardziej niż pańskie śledztwo!
a d n a c s
- Problem w tym, że gdybym mu o tym nie powiedział,
groziłoby mu takie samo niebezpieczeństwo. Jeśli jednak to my będziemy mieli Connora po swojej stronie, możemy ocalić życie i zdrowie wielu osób.
- Kosztem jego samego - zauważyła gorzko. - Proszę mi wierzyć: tak czy owak, znalazłby się w niebezpieczeństwie. Teraz jednak mogę przynajmniej zapewnić mu niemal doskonałą ochronę. - Proszę pamiętać, że jeśli mu się coś stanie, będzie miał pan ze mną do czynienia! - zawołała Alyssa. - A teraz żegnam pana. - Chciałem jeszcze tylko powiedzieć, że jest pani wyjątkową kobietą, Alysso. Proszę mi zdradzić, co ma pani zamiar zrobić? - Jadę do Connora. 145 Anula
- W takim razie bardzo proszę mu przekazać, że jest mi bardzo przykro, że spotykamy się w tak dramatycznej sytuacji i że bez względu na to, co postanowi, przyjmę jego decyzję ze zrozumieniem. Niezależnie od tego mam gorącą nadzieję, że wkrótce nasza rodzina będzie się mogła spotkać w bardziej sprzyjających okolicznościach. Alyssa pokiwała z roztargnieniem głową, pożegnała się z Jakiem i od razu zaczęła przygotowywać się do wyjazdu. Pół godziny później stukała do drzwi Connora. Otworzyła jej
s u lo
gospodyni, która już otwierała usta, by pod jakimś pretekstem ją spławić, ale nie po to Alyssa tu przyjechała.
- Proszę mi wybaczyć, pani Welsh - powiedziała łagodnie i przecisnęła się obok niej do środka.
a d n a c s
Pani Welsh nie protestowała. Miała nawet taką minę, jak gdyby była zadowolona ze zdecydowanej postawy Alyssy. Oczami wskazała piętro.
Alyssa domyśliła się, że tam jest gabinet Connora. Wiedziała, że z nim czeka ją o wiele trudniejsza przeprawa niż z gospodynią. Ale niech tylko spróbuje ją zbyć.
146 Anula
ROZDZIAŁ JEDENASTY Connor złowił uchem dźwięki wskazujące na to, że na dole powstało jakieś zamieszanie. Potem drgnął, bo odniósł wrażenie, że słyszy głos Alyssy. - Zaczynam chyba mieć halucynacje, Drifter -zagadnął psa, klepiąc go po karku. - Przecież to niemożliwe, żeby tu przyszła, prawda?
s u lo
W tym momencie rozległo się pukanie i drzwi jego gabinetu powoli się otworzyły. - Connor...
a d n a c s
A jednak to ona! Serce podskoczyło mu z radości.
- Co ty tu robisz? - spytał, podrywając się z fotela.
- A ty, co robisz? Wyglądasz, jakbyś nie spał przez co najmniej miesiąc.
- Nic mi nie jest - mruknął.
- Nieprawda. Dzieje się coś niedobrego. Gdyby było inaczej, nie wykorzystywałbyś pani Welsh, żeby mnie do siebie nie dopuścić. - Ja...
- Daj spokój - powiedziała takim tonem, że Connor wolał nie drążyć tego tematu. - Skoro jednak pofatygowałaś się do mnie, to znaczy, że są jakieś problemy w sierocińcu? - spróbował z innej beczki.
147 Anula
- Wiesz doskonale, że nie. Chodzi o coś innego. Wydaje ci się, że można tylko dawać, tak jak ty robisz, Conorze. Ale można też i brać. - Niczego nie potrzebuję. A wbrew temu, co sugerujesz, nie mam naprawdę nic, co mógłbym ofiarować innym. - Bardzo się mylisz, panie Quinn. Możesz dać bardzo wiele ludziom, w tym także mnie. A przyjechałam, żeby ci powiedzieć, że obojętnie czego się dowiedziałeś od Jake'a, to nie jest tylko twój
s u lo
problem. Chcę ci pomóc i zrobię w tym celu wszystko, chcesz czy nie. Podeszła bliżej i zarzuciła mu ramiona na szyję.
Connor poczuł, jak Alyssa drży, jak szybko bije jej serce. Wiedział jednak, że te emocje wcale nie wynikają z pożądania. Alyssa
a d n a c s
jest zdenerwowana, pełna lęku i wyraźnie daje mu do zrozumienia, że go potrzebuje.
Poczuł, że pragnie ją objąć i przytulić z całych sił, przypomniał sobie jednak, że nie wolno mu tego zrobić, ponieważ przedłużając ich romans, wciągnąłby ją do swojego życia. Musi więc ją odtrącić. Powoli odsunął jej dłoń. W tym jednakże momencie Alyssa wspięła się na palce i pocałowała go. Dotknięcie jej warg odebrało mu całą silną wolę. Uległ, wstrzymał oddech, miał wrażenie, że zamiera mu serce. Znów poczuł ciepło jej ust, smak miodu i mięty. Wszystkie problemy i wątpliwości stały się nieistotne. Ogarnęło go podniecenie. Z całych sił przyciągnął Alyssę do siebie i zaczaj całować jak oszalały. Po jakimś czasie oderwał się od niej i wyszeptał: 148 Anula
- Dlaczego to robisz? Nie masz pojęcia, w co się pakujesz. - Mam pojęcie, co robię. I w nic się nie pakuję. A przede wszystkim wiem, że ogromnie cię pragnę. Connor zaczaj ją całować z jeszcze większą namiętnością. Alyssa wsunęła palce w jego włosy. Nie wiedząc kiedy, znaleźli się przy jego łóżku. Connor rozpiął gorączkowo jej suknię, potem zdjął resztę ubrania. Gdy już leżeli koło siebie, Connor jeszcze raz poczuł ukłucie
s u lo
wątpliwości. Wiedział, że kiedy się ten piękny moment skończy, wróci trudna rzeczywistość, a wraz z nią świadomość barier między nimi, których on na pewno nie będzie chciał usuwać.
a d n a c s
Teraz jednak nie miał siły walczyć ze swoim pożądaniem i miłością, ze swoją potrzebą, by oddać wtulonej w niego kobiecie całego siebie. Teraz bardziej niż kiedykolwiek dążył do połączenia się z drugą osobą w jedno. I chciał, by tą osobą była Alyssa. Tylko ona dawała mu poczucie sensu życia. Tylko ona oddawała mu się z takim zaufaniem.
Uniósł ją jak piórko, położył się na plecach i ułożył ją na sobie. Alyssa wydała okrzyk zdumienia. Odgarnął jej delikatnie włosy z karku i zaczął całować najpierw szyję, a potem przeszedł niżej, do obojczyka. Drugą dłoń wsunął pomiędzy ich ciała. Alyssa zaczęła się prężyć i wyginać, jak gdyby raz zachęcała go do dotyku, raz się przed nim wzbraniała. Wreszcie i ona zaczęła go całować. Connor poczuł rozkosz bliską bólu.
149 Anula
- Dziewczyno! - jęknął. - Co ty ze mną robisz? Ich ciała przywierały do siebie konwulsyjnie. - Poczekaj - szepnął Connor. - Nie mam żadnego zabezpieczenia. - Za to ja się przygotowałam - wyszeptała i pokazała w dłoni paczuszkę z prezerwatywą. Rozerwała ją szybko, a jej delikatne sprawne palce prędko uporały się z zawartością. - Kochaj mnie... wyszeptała gorączkowo.
s u lo
- Tak, tak... - odpowiedział równie namiętnym szeptem.
Chciał dać jej z siebie wszystko. Największą przyjemność, jaką potrafi dać kobiecie. A przede wszystkim pragnął okazać całe ciepło i
a d n a c s
uczucie, które do niej czuł. Ponieważ już nigdy więcej nie będzie miał ku temu okazji.
Dwie godziny później Alyssa obudziła się i oparta na łokciu przyglądała się śpiącemu Connorowi.
Trudno było uwierzyć w to, jak zmieniła się jego twarz. Malował się na niej teraz spokój i zadowolenie. Ten dorosły mężczyzna miał w sobie tyle chłopięcego uroku, że z trudem zwalczyła pokusę, by nie dotknąć, nie pogłaskać jego twarzy. Wiedziała jednak, że w przypadku Connora jest to nieco ryzykowne. Odbierał impulsy płynące z zewnątrz nieporównanie intensywniej niż inni i jego zmysły były wyczulone na bodźce, które dla innych były neutralne. Bała się więc, że najlżejsze muśnięcie palców go obudzi.
150 Anula
A przede wszystkim chodzi o to, by się wyspał, by odpoczął po ostatnich dniach szarpaniny. Zaczęła sobie przypominać, jak się kochali. Doznania, które wzbudzał w niej dotyk Connora, były niesamowite. Kobieta, która doświadczyła takiego dotyku, nie chciała już poznać innego. W takich sytuacjach rzeczywiście wydawało jej się, że ma do czynienia z kimś nierzeczywistym, superherosem, który jest w stanie owładnąć ciałem partnerki jednym muśnięciem dłoni.
s u lo
Teraz zaś, gdy widziała jego uśpioną chłopięcą twarz, nagle zrozumiała, że inna część jego natury nie ma w sobie nic nienaturalnego.
a d n a c s
Wstała i zaczęła spacerować po pokoju. Niemal podskoczyła, gdy usłyszała za sobą głos:
- Zmarzniesz na kość, jak się zaraz nie schowasz pod kołdrę. - Nie, muszę już się ubrać - odparła i jakby w obawie, że nie powie tego, co zamierzała, dodała szybko: - Musimy porozmawiać. - Owszem - odparł Connor.
Coś w tonie jego głosu powiedziało jej, że chce rozmawiać o czymś innym niż ona.
- Wiem, z czym przyjechał do ciebie Jake - wypaliła, nie bawiąc się w ceregiele. - Ale nie znam szczegółów. - Skoro wiesz choć trochę, to zdajesz sobie sprawę, dlaczego muszę cię prosić, abyś zadbała o bezpieczeństwo swoje i dzieci. - Nie zbywaj mnie, tylko powiedz całą prawdę. Chodzi o twoją rodzinę, tak? 151 Anula
- Wracaj do sierocińca, Alysso. Pozamykajcie się na cztery spusty i nie rób nic, dopóki się nie odezwę. A przede wszystkim dodał ciszej - więcej tu nie przychodź. Alyssa poczuła dławienie w gardle. Wiedziała, co to oznacza. Connor znów postanowił zamknąć się w swojej skorupie i nie dopuszczać do siebie nikogo, kto by zagroził jego samotności. Co najgorsze, wyczuła, że to odcięcie od świata dotyczy także jej. A może przede wszystkim jej. Ból, jaki sprawiła jej ta myśl, był
s u lo
tak ogromny, że nie miała już żadnych wątpliwości co do stanu swoich uczuć.
Może rzeczywiście, skoro jej miłość jest skazana na porażkę,
a d n a c s
powinna posłuchać rady Connora? Może powinna stąd wyjść i zamknąć na głucho ten rozdział swojego życia?
Może. Ale to nie oznacza, że pozostawi Connora własnemu losowi.
- Proszę bardzo - powiedziała wyzywająco. -Chcesz się bawić w kotka i myszkę, nie ma sprawy. Ale pamiętaj, że jeśli sam mi nie powiesz, o co chodzi, zacznę prowadzić prywatne śledztwo. Wkrótce o moich dociekaniach dowiedzą się media i zaczną same węszyć. Tego właśnie chcesz? Connor zaklął w duchu. - Zaszkodzisz w ten sposób dzieciom - ostrzegł. - Urządzę to tak, że dzieci w żaden sposób nie ucierpią. Doskonale wiem, jak sobie radzić z dziennikarzami i sprawić, żeby szli tylko podanym im tropem. 152 Anula
Connor mimo woli się uśmiechnął. - To już wiem, jak to się dzieje, że pięcioletni brzdąc, który jest pod twoją opieką w Przystani, je z apetytem znienawidzoną przez siebie marchewkę i groszek. - Czasami najłagodniejsza kobieta musi być bezwzględna odparła spokojnie. Connor jednak wychwycił drżenie jej głosu. Być może to przesądziło, że zaczął wątpić, czy robi słusznie.
s u lo
- Alysso - rzekł łagodnie. - Nie chcę, żebyś się bała.
- To spróbuj mnie we wszystko wtajemniczyć. Strach rodzi się z niewiedzy.
a d n a c s
Connor przez chwilę zastanawiał się, w końcu westchnął i odezwał się:
- Zgoda. Jake jest rzeczywiście moim bratem. Jestem o tym przekonany w stu procentach. Istnieje także reszta mojego rodzeństwa, bracia i siostry. I wszyscy jesteśmy w pewnym sensie... nienormalni. Nasz kod genetyczny został zmodyfikowany w wyniku eksperymentu. To sprawiło, że każdy z nas ma ponadnaturalne zdolności i talenty. - Connor zaczerpnął powietrza. - Wygląda na to, że jeden z nas, Gideon, dołączył do organizacji zwanej Koalicją, która zorganizowała skok na Bank Światowy. A ponieważ obaj jesteśmy w pewnym sensie sobowtórami pod względem zdolności matematycznych i technicznych, istnieje podejrzenie, że jedynie ja jestem w stanie go wytropić, ponieważ podobnie do niego myślę.
153 Anula
Alyssa kiwała głową w zamyśleniu. Wreszcie wszystko układa się w sensowną całość. - I to oczywiście oznacza dla ciebie ryzyko -stwierdziła. - Tak, ale ryzykiem jest także siedzenie z założonymi rękami. - Wszystko rozumiem i jestem z tobą - oznajmiła z mocą. - I właśnie w tym największy problem. - Connor opuścił głowę. Ja mogę wziąć na siebie to ryzyko, ale nie chcę mieszać w to ani ciebie, ani dzieci.
s u lo
- Chcesz czy nie, już i tak jestem we wszystko wmieszana, choćby ze względu na moją funkcję dyrektorki sierocińca. I pamiętaj o jeszcze jednej rzeczy. Nie ty decydujesz o tym, co ja będę robić. Mam zasadę, że jeśli mogę pomóc, to pomagam.
a d n a c s
- Jeśli rzeczywiście chcesz pomóc, to wracaj do Przystani i zaryglujcie się tam na cztery spusty.
- To zrobię swoją drogą, bo to oczywiste. Sprawdzę cały system alarmowy, wyznaczę dodatkowe dyżury nauczycieli i opiekunów. Ale nie każ mi chować się jak szczur, kiedy ty narażasz się na niebezpieczeństwo.
- Mam służbę i pracowników, którzy dbają o to, żeby nic mi się nie stało. - Zgoda. Tylko że oni tak się ciebie boją, że nic nie zrobią bez twojej zgody. A o sprzeciwie w ogóle nie ma mowy. Jeśli im powiesz, że nie potrzebujesz snu i jedzenia, to choćbyś umierał z głodu i wyczerpania, będą się bali ci pomóc.
154 Anula
- Jestem dorosły, Alysso, i potrafię o siebie zadbać - upierał się Connor. - Doskonale o tym wiem. Tak samo jak o tym, że jesteś geniuszem, że dostrzegasz rzeczy, których inni nie dostrzegają. Ale są także rzeczy, których nawet ty nie widzisz. Świat cię potrzebuje. Musisz znaleźć Gideona, i w tej chwili to jest nadrzędnym celem. Lecz aby to zrobić, nie wolno ci ryzykować życia. Poza tym już widać, że nie radzisz sobie z sytuacją. Jesteś do cna wyczerpany.
s u lo
- Nieprawda. - Podniósł rękę w geście protestu, lecz Alyssa chwyciła ją i przycisnęła z całych sił do ust.
- Nic nie mów, tylko mnie posłuchaj. Wiem, że tak jest, bo sama
a d n a c s
jestem wyczerpana zamartwianiem się o ciebie. Chociażby z tego względu nie odsyłaj mnie, Connorze. Nie jestem w stanie jeść i spać. Dłużej tak nie pociągnę. - Alysso...
- Tak, wiem, że to chwyt poniżej pasa, ale to prawda. Pozwól mi zostać. Pozwól mi sobie pomóc. Pamiętaj, że jestem psychologiem. Mam w jednym palcu wiedzę na temat motywacji ludzi i funkcjonowania mózgu. Jestem pewna, że pod tym względem mogę ci wiele podpowiedzieć. Ale przydam się także w bardziej prozaicznych sprawach. Ty musisz koncentrować się na rzeczy najważniejszej, na odszukaniu Gideona. To oznacza, że ktoś musi zadbać o to, żeby nie zabiło cię zmęczenie. Żebyś miał dosyć snu i jedzenia. Ja oceniam sytuację jak pragmatyk. Sprawa jest prosta: jeśli twoje genialne
155 Anula
zdolności mają być w pełni wykorzystane, nie możesz zaprzątać sobie głowy drobiazgami. Connora ogarnęło takie wzruszenie, że ujął twarz Alyssy i ucałował ją gorąco. - Chyba nie masz pojęcia, jaka jesteś wspaniała - powiedział z długo tłumionym zachwytem. - Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, nawet do głowy mi nie przyszło, ile dobroci się w tobie kryje.
s u lo
- Dziękuję - bąknęła zmieszana Alyssa.
- Tym bardziej nie zniósłbym, gdyby ci coś zagroziło. - Nic mi nie grozi i chcę zostać z tobą.
a d n a c s
- A jeśli zrobi się niebezpiecznie, a ja nie będę w stanie cię obronić?
Alyssa rozumiała jego rozterki. Connor był niewidomy i mimo potęgi swego umysłu w pewnych sytuacjach byłby bezbronny. - Twój dom to prawdziwa forteca - przekonywała. - Masz sztab ludzi, którzy mogą zadbać o twoje bezpieczeństwo. - Alysso, proszę, odejdź.
- Nie. Jeśli chcesz, możesz zadzwonić na policję i poprosić, żeby mnie stąd wyprowadziła. To jedyny sposób, żeby się mnie pozbyć. Twarz Connora mieniła się od emocji. Widać było, że toczy wewnętrzną walkę. W końcu westchnął i powiedział: - Zrobię wszystko, żeby cię ochronić i niech ręka boska broni każdego, kto by chciał cię skrzywdzić.
156 Anula
Podczas gdy Alyssa parzyła herbatę, Connor wykręcił numer podany przez Jake'a. Dzwoniąc po raz pierwszy do swojego brata, przeżywał emocje, które dotąd były mu obce. - Wygrałeś - rzucił, gdy usłyszał głos Jake'a. -Wierzę, że jesteśmy braćmi. Pomogę ci także w śledztwie. Jednakże pod jednym warunkiem. - Słucham? - Chciałbym, żebyś zapewnił wszelką możliwą ochronę
s u lo
dzieciom w sierocińcu, moim pracownikom, zarówno w Solutions Unlimited, jak i w Leśnej Przystani. Zwłaszcza... - zawiesił głos zwłaszcza Alyssie. Będzie kursowała pomiędzy moim domem a sierocińcem. Nie chcę, żeby ją to na cokolwiek naraziło.
a d n a c s
- Masz moje słowo. Zrobię co się da, żeby wszystkie osoby z twojego otoczenia miały najlepszą ochronę.
- Doskonale. - Connor odetchnął z ulgą. - W takim razie bierzmy się do dzieła. Na początek potrzebuję wszystkich możliwych informacji.
- Natychmiast ci je dostarczę. W Braille'u? - Nie, dziękuję. Mam skaner i odpowiedni program komputerowy, który je przetworzy na głos ludzki. - Świetnie, wobec tego zaczynamy. Chciałbym tylko, żebyś mi odpowiedział na jedno pytanie. -W głosie Jake'a pojawiło się wahanie. - Dlaczego w końcu się zdecydowałeś? - Przekonałeś mnie, że mogę pomóc wielu ludziom, także tym, którzy są mi bliscy. 157 Anula
- Ta troska o innych widocznie udziela się twojemu personelowi. Niedawno dzwoniła do mnie Alyssa. Spotkałem się z nią i muszę ci powiedzieć, bracie, że dawno nie byłem w takich opałach. Wiem, że jeśli ci nie zapewnię całkowitego bezpieczeństwa, ona mi wydrapie oczy. Chyba sobie nie zdajesz sprawy, kogo koło siebie masz. - Tak, tak - odparł szybko zmieszany Connor, nie chcąc wtajemniczać Jake'a w swoje prywatne sprawy. Poza tym krępowała go obecność Alyssy.
s u lo
- A propos, chyba jest tam z tobą? Jeśli tak, to daj mi ją na chwilę do telefonu.
- Widzę, że i w tobie jest trochę z jasnowidza - mruknął Connor niechętnym głosem, jak gdyby był zazdrosny o to, że inny mężczyzna
a d n a c s
chce rozmawiać z Alyssą.
Bez słowa wręczył jej słuchawkę.
- Tak, Jake, słucham - powiedziała Alyssa. - Chciałem się dowiedzieć, jak znajdujesz Connora. Wiem, że trudno ci rozmawiać, kiedy stoi obok, więc tylko powiedz, w jakiej jest formie. Ostatecznie trudno oswoić się z dnia na dzień z myślą, że posiada się rodzinę i że trzeba pomóc w ratowaniu świata. - Sam odpowiedziałeś na swoje pytanie, Jake -odparła Alyssa ostrożnie, żeby Connor nie domyślił się, o czym rozmawiają. - No cóż... mam nadzieję, że szybko się z tego otrząśnie i zacznie dostrzegać dobre strony posiadania rodziny. Gorzej będzie z Koalicją, bo rozprawa z nią nie będzie łatwa. Udało jej się przetrwać kilkanaście lat. Skok na Bank Światowy miał miejsce w kwietniu, 158 Anula
teraz jest listopad, a ja nadal nie mam pojęcia, gdzie szukać Achillesa. Nawet przy zdolnościach Connora namierzenie ich siedziby będzie żmudne. Poza tym część spraw muszę zostawić tylko na jego głowie, bo ja powinienem rozpocząć działania w innych kierunkach. - Rozumiem. W razie czego jak mogę cię znaleźć? - Zapisz sobie numer mojego prywatnego telefonu. Zostawiam go oczywiście także Connorowi. I jeszcze jedno, Alysso. - Tak?
s u lo
- Uważam, że Connor jest szczęściarzem, mając ciebie.
- To wszystko jest trochę skomplikowane - odparła niepewnie, nie chcąc wprowadzać Jake'a w ich prywatne sprawy.
- Tak już bywa. Mam nadzieję, że kiedy się spotkamy i będziesz
a d n a c s
mogła swobodnie rozmawiać, zamienimy na ten temat kilka słów. Już się nie mogę doczekać, kiedy wreszcie los zetknie nas wszystkich w bardziej sprzyjających okolicznościach.
- Ja również - odparła Alyssa z przekonaniem, choć było jej bardzo ciężko.
Liczne problemy, troska o Connora i dzieci, niepewność, jak potoczy się jej znajomość z Connorem. Za dużo tego naraz. Pożegnała się z Jakiem i odwróciła do Connora. - I co dalej? - Spojrzała na niego z niepokojem. - Zacznijmy od ustalenia kilku spraw.
159 Anula
ROZDZIAŁ DWUNASTY Connor siedział przy biurku i w posępnej zadumie mierzwił włosy. Minął kolejny dzień jego pracy nad informacjami dotyczącymi Koalicji, a nie natknął się jeszcze na nic ciekawego. Ani jednego tropu, który by mu pomógł w znalezieniu punktu zaczepienia. - Niech to szlag! - mruknął do siebie, drąc na kawałki kartki ze swą ostatnią hipotezą.
s u lo
Jeśli rzeczywiście Gideon za tym wszystkim stoi, to jest
prawdziwym geniuszem. Nie pozostawił za sobą najmniejszego śladu. Connor złowił uchem delikatny odgłos zamykanych na dole
a d n a c s
drzwi. Usłyszał to także Drifter, który zerwał się i podbiegł wesoło w stronę korytarza. Była to niechybna oznaka, że odwiedziła ich Alyssa. Po chwili usłyszał na schodach stukot jej obcasów. Potem otworzyły się drzwi i Alyssa weszła do środka, trzymając w rękach tacę, z której dobiegał smakowity zapach zupy pomidorowej. - Dzień dobry obu panom - powiedziała radośnie. - Czas na posiłek.
- Tak, tak... - odparł Connor roztargniony. Starał się, by Alyssa nie dostrzegła, w jak ponurym jest nastroju. Nie dość, że nic mu nie wychodzi, to w dodatku, gdy zaczął grzebać w historii swojej rodziny, czuł coraz większe obrzydzenie. Była to historia chorej ambicji i chciwości, opowieść o stawianiu nauki ponad ludzkie uczucia. O manipulacji łańcuchem DNA i pozbywaniu się nieudanych produktów eksperymentu. 160 Anula
Nie chciał, by brzydota tego wszystkiego w jakiś sposób dotknęła Alyssę. Dlatego często przy niej udawał, starał się wykrzesać z siebie lepszy nastrój. Bał się także, że Alyssa zacznie zadawać zbyt wiele pytań. - Więc? - niecierpliwiła się Alyssa. - No dobrze - mruknął. - Zjem trochę, skoro już przyniosłaś. - Spróbowałbyś nie. W ogóle o siebie nie dbasz. - Bo może robi to za mnie pewna osoba, która się szarogęsi w
s u lo
moim życiu? Która zrzędzi mi nad uchem, kiedy opuszczę choćby jeden posiłek lub się nie wyśpię?
- Czasami tak trzeba - odparła niezrażona. Connor w dalszym
a d n a c s
ciągu nie mógł się nadziwić, z jak wspaniałą kobietą ma do czynienia. Dbała o niego, znosiła jego zgryźliwości, była cierpliwa i pogodna. Cóż za cudowna istota! Kobieta, której on nie może mieć. Zmarszczył czoło i żeby do końca nie wpaść w dołek, spytał szybko: - Jak tam dzieci?
- Wszystko pod kontrolą. A jak twoja praca? - Ciągle kręcę się w kółko. Człowieka, który stał za skokiem na Bank Światowy, rzeczywiście można nazwać geniuszem. Sprawił, że pieniądze w okamgnieniu przemieszczały się z konta no konto, a potem znikały. Jeśli stoi za tym Gideon, mój brat, to należy go podziwiać, ale tylko za błysk geniuszu, a nie za chaos i cierpienia, które ludziom sprawił. Nie wolno też zapominać, że jego współpracownicy posunęli się do haniebnych aktów przemocy, że są mordercami. 161 Anula
- Domyślam się, co czujesz. - Alyssa położyła dłoń na jego ramieniu. - Chyba nie do końca. Pamiętaj, że Achilles nie tylko jest moim bratem. Jest jakby sobowtórem genetycznym. - Ale z tobą nie ma nic wspólnego. - Pocałowała go w czubek głowy. Alyssa myliła się, lecz Connor nie miał ochoty wszystkiego jej tłumaczyć. Gideon jest bardziej podobny do niego, niż jej się zdaje.
s u lo
Podobnie jak Connor, także i Gideon został porzucony, z tym że później, a w końcu wylądował w Koalicji. A przynajmniej żył W przekonaniu, że został porzucony, nie wiedział bowiem, że Violet nie była w stanie go uratować. A uczucie, że zostało się opuszczonym
a d n a c s
przez najbliższych, może zatruć całe życie i wypaczyć człowiekowi charakter.
- Podobieństw jest tak wiele, że powinno mi to umożliwić wejście w jego tok myślenia i odszukanie go - powiedział. - Tylko proszę cię, uważaj - przestrzegła go Alyssa - żebyś za bardzo nie wszedł w ten tok jego myślenia, bo to może być dla ciebie niebezpieczne.
Ponownie pogłaskała go po głowie. Tym razem Connor nie potrafił już udawać obojętności. Porwał Alyssę w ramiona i posadził sobie na kolanach. Ty idioto, ganił się w myślach. Obiecałeś sobie, że więcej tego nie zrobisz, że nie pozwolisz sobie na bliskość z Alyssą, bo to może tylko skomplikować życie wam obojgu. 162 Anula
Z drugiej strony, jej ogromna troska nieco go drażniła. Miał wrażenie, że Alyssa martwi się głównie z tego powodu, że Connor nie da sobie rady, że nie będzie w stanie zadbać o swoje bezpieczeństwo. Przez całe życie spotykał się z takim podejściem do siebie. Co chwila ktoś łapał go za rękę, gdy stał na chodniku przed pasami dla pieszych, i ciągnął na drugą stronę ulicy. Ciągle ktoś wyręczał go w robieniu najdrobniejszych czynności, traktując jak bezradne dziecko. A prawda była taka, że dzięki latom doświadczeń i swoim
s u lo
niezwykłym zdolnościom poruszał się po świecie jak każdy inny człowiek. Doskonale potrafił gotować, radził sobie ze sprawami domowymi, nawet z ciesielstwem, umiał też jeździć na nartach. Mimo to z powodu swojej ślepoty przez całe życie był
a d n a c s
postrzegany jako „gorszy". To jego kalectwo sprawiło, że odrzucił go własny ojciec i odeszła od niego narzeczona. Skręcał się w męczarniach na myśl o tym, że Alyssa może sądzić podobnie. Że widzi w nim bezradne dziecko.
- Ze wszystkim sobie poradzę - oznajmił stanowczym głosem. A twoje ciągłe zamartwianie się działa mi lekko na nerwy. - Nic nie poradzę, że się o ciebie boję - szepnęła. - To akurat wiem - odparł, a w myślach dodał: wiem, ponieważ ja ze strachu o ciebie niemal tracę zmysły. - Ale teraz choć na chwilę zostawmy nasze troski na boku. Connor pocałował ją, raz delikatnie, później goręcej. A potem wstał, wziął ją w ramiona, zaniósł do łóżka i zaczęli się kochać. Tym
163 Anula
razem już inaczej niż za pierwszym razem, mniej gorączkowo, mniej rozpaczliwie. Niemniej przez cały czas Connora nie opuszczała myśl, że to nie będzie trwać. Dzieli ich zbyt wiele, by mogli żyć razem. Gdy tylko zakończy się cała sprawa z Koalicją i Gideonem, trzeba będzie rozwiązać także i ten problem. Musi znaleźć sposób, by mogli się ostatecznie rozstać i żadne z nich nie czuło się zranione. Szybkie rozstanie jest koniecznością, ponieważ z każdym
s u lo
nowym faktem dotyczącym swej przeszłości coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że nie może wciągać tej wspaniałej kobiety w swoje zagmatwane, dziwaczne życie. W życie z człowiekiem, którego żadną
a d n a c s
miarą nie można nazwać normalnym.
Ale na razie chciał tę chwilę odsunąć jak najbardziej w czasie, napawać się każdym momentem spędzonym z Alyssą. Zapomnieć o genetyce, zapomnieć o swej ułomności i sycić się bliskością tej kobiety najdłużej jak się da. A przynajmniej teraz, dziś. Gdy po kilku godzinach Connor się obudził, Alyssa z zadowoleniem stwierdziła, że wreszcie wygląda na wypoczętego. Postanowiła to wykorzystać i zadać mu pytanie, które już od dłuższego czasu ją nurtowało. - A gdybyś jednak wycofał się ze wszystkiego? - zapytała. - Nie mogę, Alysso, tłumaczyłem ci. Poza tym jeśli już do czegoś się wezmę, nigdy się nie wycofuję. Taki jestem. To właśnie z powodu mojej ślepoty, rzadkich zdolności i zasadniczego traktowania życia tak się różnię od innych. 164 Anula
Alyssa wyczuwała intuicyjnie, że w ten sposób Connor ostrzega ją przed sobą, stara się do siebie zrazić. Serce ścisnął jej ból. Wiedziała już, że jest w nim zakochana po uszy, i nic tego nie zmieni, choć od początku nie miała wątpliwości, że to uczucie będzie jednostronne. Bo choć Connor tak namiętnie ją całował i pieścił, nie chciał lub nie mógł pokochać jej całym sercem. Wiele by dała, by zrozumieć przyczynę. Na razie pozostawały jej jedynie domysły.
s u lo
To jego ciągłe wycofywanie się stało się już rytuałem. Także dziś, gdy się kochali, było podobnie. Intuicyjnie czuła, że choć istnieje między nimi głęboka więź, Connor jak gdyby bez przerwy się
a d n a c s
powstrzymywał przed okazaniem jej uczucia. Nie potrafiła zrozumieć jego motywów, lecz jedno wiedziała na pewno - Connor tak
postępuje, ponieważ uważa, że to będzie dla niej najlepsze. Była pewna, że Connor wolałby umrzeć, niż ją zranić. Również ona przysięgła sobie, że zrobi wszystko, by nie sprawić mu najmniejszego bólu. I dlatego, jeśli będzie miała złamane serce, Connor nigdy się o tym nie dowie, bo nie chciała go obarczać poczuciem winy.
Postępowanie Alyssy, jej wyrozumiałość i spokojne wspieranie Connora w jego zamierzeniach natchnęły Jake'a myślą, że może i on w końcu zaryzykuje i powie Tarze całą prawdę. Jeśli Alyssy nie przeraża fakt, że ma do czynienia z mężczyzną o zmienionym kodzie genetycznym, Jake miał prawo przypuszczać, że podobnie zareaguje Tara. 165 Anula
Teraz jednak, gdy wszystko wyjawił narzeczonej, żałował, że się na to zdobył. Czekał, by Tara powiedziała chociaż słowo. Lecz ona milczała z zaciętym wyrazem twarzy. W końcu wyrzuciła z siebie ze złością: - A więc chcesz, żebym spokojnie przyjęła fakt, że mój narzeczony jest zmienionym genetycznie człowiekiem i ma wyjątkowe zdolności? Że się urodził w wyniku eksperymentu? - Czy to tak trudno jest zaakceptować? Taro, spójrz na mnie.
s u lo
Jestem człowiekiem z krwi i kości. Jestem tym samym mężczyzną, którego znasz od dawna.
- I którego zadaniem jest w dodatku zbawienie świata! -
a d n a c s
prychnęła Tara.
- Jeśli w ten sposób to ujmujesz, to cała sprawa wygląda
śmiesznie. Ale spójrz na to inaczej. Zlecono mi przeprowadzenie zwykłego śledztwa, bo mam do tego szczególne predyspozycje. - Tara milczała. Widząc jej zacięty wyraz twarzy, Jake westchnął i dodał: Widzę, że za długo zwlekałem z wyjawieniem ci prawdy. - O wiele za długo - odrzekła twardo. - Czy nie przyszło ci do głowy, że zaczęłam sobie tworzyć plany na całe życie? W których było miejsce dla męża, ale zwykłego męża, dla dzieci... A teraz wszystko zawaliło się jak domek z kart! - Widzę, że w swoich planach zapomniałaś o jednym. O miłości... - wtrącił gorzko Jake.
166 Anula
- Miłość rodzi się ze wspólnego życia dwóch osób o podobnych charakterach, podobnym pochodzeniu społecznym, które z czasem dopasowują się do siebie. - Co ty mówisz, Taro?! - Jake podniósł głos, zdumiony cynizmem narzeczonej. Jednocześnie ku swojemu zdumieniu stwierdził, że jest spokojny, o wiele spokojniejszy, niż mógłby się spodziewać w obliczu takiej zaskakującej reakcji Tary.
s u lo
- Uważałam dotychczas - kontynuowała niezrażona jego
wybuchem - że chcieliśmy tego samego. Myślałam, że jesteśmy do siebie podobni. Teraz się okazuje, że tak nie jest. Ja się nie nadaję do zbawiania świata, Jake. Niepotrzebny jest mi superman, o którym
a d n a c s
będą się rozpisywały gazety. Nie o takim życiu marzyłam. - Więc nie będę cię do niego zmuszał - odparł cicho.
- Doskonale. W przyszłym tygodniu mieliśmy razem iść na wesele. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli od tego momentu przestaniemy cokolwiek planować wspólnie. Chciałabym też prosić, żebyś więcej nie próbował się ze mną zobaczyć. Co miałam do powiedzenia, mówię dziś.
- Dobrze - odparł i po raz kolejny ze zdziwieniem zauważył, że rozstanie z Tarą nie sprawia mu właściwie bólu. Jak gdyby jej słowa zniszczyły wszystko, co pomiędzy nimi istniało.
167 Anula
Podszedł w jej kierunku, by się pożegnać, lecz Tara odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia. Jake w milczeniu odprowadził ją wzrokiem. Connor zastanawiał się, co takiego się stało, że tym razem Jake nie ograniczył się do telefonu, lecz przyjechał do niego osobiście. - Powoli zaczynam rozumieć sposób działania Gideona oznajmił Connor, gdy zasiedli w fotelach. - Rzeczywiście istnieje między nami jakaś dziwna więź, chociaż wcale mnie to nie cieszy.
s u lo
- Bo ci przypomina, jak się różnimy od reszty ludzi? - Bo czyni z nas wiecznych samotników.
- No i ludzie się nas boją... - dodał w zamyśleniu Jake.
a d n a c s
- Słyszę gorycz w twoim głosie. - Connor poruszył się w fotelu. Co się stało?
- W końcu powiedziałem swojej narzeczonej prawdę o sobie. Delikatnie mówiąc, nie przyjęła tego dobrze. Oświadczyła, że nie interesuje jej małżeństwo z supermanem chcącym zbawić świat. Connor pokiwał ze współczuciem głową. Podobne doświadczenia, gdy ktoś go odrzucał z powodu jego odmienności, przeżywał przez całe życie. Odkrył jednocześnie, że słuchając o perypetiach emocjonalnych Jake'a, doznaje w stosunku do niego uczucia bliskości. Po raz pierwszy zrozumiał, że naprawdę ma brata. Bez słowa wstał, podszedł do Jake'a i otoczył go ramieniem. - Taki już jest los samotnych szeryfów - zauważył. - Są uczciwi i sprawiedliwi, ale otacza ich pustka.
168 Anula
- Dzięki za dobre słowo, bracie. - Jake poklepał go po dłoni. Ale nie przyjechałem tylko po to, żeby się wyżalić. Chciałem ci zostawić nowy numer telefonu, pod którym będziesz mógł mnie znaleźć. Lecę do Gretchen i jej męża. Lada chwila spodziewają się dziecka i chciałbym wiedzieć, jak nasza siostra się czuje. - W takim razie pogratuluj im serdecznie - odparł po chwili milczenia zdumiony Connor. Wiadomość o tym, że jego siostra będzie miała dziecko, wstrząsnęła nim. - Ale powiedz mi jedno. Nie bali się, że dziecko będzie mutantem?
s u lo
- Mutantem? - powtórzył zaskoczony Jake i żartobliwie pogroził bratu palcem. - No, ładnie. Jeśli tak właśnie o nas myślisz, nic
dziwnego, że wzbudzamy wśród „zwykłych" ludzi popłoch. A propos
a d n a c s
naszej rodzinki, musisz jak najszybciej poznać pozostałych.
- Byłoby mi bardzo miło - odparł z roztargnieniem Connor. Myślami był gdzie indziej. Rozmowa z Jakiem uświadomiła mu po raz kolejny, że niektórzy skazani są na samotność. A na pewno jest tak w jego przypadku. Ktoś taki jak on, Proteusz i niewidomy, nie ma prawa prosić normalnej kobiety, by dzieliła z nim życie. Tak więc jest to definitywny koniec jego marzeń o Alyssie. By jej nie skrzywdzić, musi jak najszybciej zerwać ż nią kontakt. Tym bardziej że teraz coraz częściej będzie przebywał poza domem. W miejscach zbyt niebezpiecznych, by mogła mu towarzyszyć. - A jak tam twoje dokopywanie się prawdy o Koalicji? przerwał ciszę Jake.
169 Anula
- Właśnie o tym myślę. - Connor ocknął się z zadumy. - Muszę trochę pojeździć po kraju i sprawdzić to i owo. - W takim razie zapewnię ci ochronę. - Dziękuję. Chciałbym też prosić cię jak zwykle o to, żeby także Alyssa i sierociniec zostawały pod ścisłą ochroną. - Oczywiście, bracie, pamiętam o tym. - Świetnie! - Connor odetchnął z ulgą. Może łyk świeżego powietrza, oderwanie się od domu i
s u lo
zagłębienie w śledztwo dobrze mu zrobi. Pozwoli zapomnieć o Alyssie. A przede wszystkim jej umożliwi zapomnienie o nim. To zdecydowanie pomoże w decyzji o rozstaniu.
a d n a c s
W jego rozmyślania wdarł się głos Jake:
- Omal nie zapomniałem. To a propos Alyssy... - Tak? - Connor podniósł gwałtownie głowę.
- Coś dziś zwróciło moją uwagę, pewnie to nic poważnego, ale... Connor wstrzymał oddech, czekając na słowa brata.
170 Anula
ROZDZIAŁ TRZYNASTY Już od progu Alyssa wyczuła instynktownie, że coś się zmieniło. Na twarzy Connora nie było śladu uśmiechu. Było to ostatnio tak niezwykłe, że spytała z niepokojem: - Co się stało? - Chodź, usiądź tu - odparł. Wskazał miejsce koło siebie i przez chwilę milczał.
s u lo
- Widzisz, rozpoczął się drugi etap moich poszukiwań Koalicji. Na razie sprawdziłem wszystkie informacje na ich temat oraz napadu na Bank Światowy. Prześwietliłem wszystkich wybitnych
a d n a c s
matematyków i naukowców. Czas wyruszyć w teren, żeby
bezpośrednio szukać informacji oraz ludzi, którzy mogą pchnąć sprawy naprzód. - Z zakłopotaniem potarł ręce. - Chciałbym ci podziękować za twoją pomoc i troskę. Musisz jednak zrozumieć, że całe życie spędziłem, dbając o siebie sam. Inaczej jest z dziećmi, które tego nie potrafią. W tej chwili to właśnie im jesteś potrzebna najbardziej. Wracaj do Leśnej Przystani.
Alyssa poczuła, że zasycha jej w gardle, ale przemogła panikę i siląc się na spokojny ton, zapytała: - Chcesz więc zacząć bezpośrednie poszukiwanie Gideona. Kto cię będzie chronił? - Jake zapewnia mi profesjonalną ochronę. - Rozumiem, że ten moment musiał nadejść, ale nie rozumiem, dlaczego tak nagle się zdecydowałeś. Co się stało? 171 Anula
- Wyniknęło kilka spraw, ale jedna jest najważniejsza: Jake przekazał mi informację od jego ochrony, że ktoś cię śledzi. To oznacza, że mój dom przestał być bezpiecznym miejscem. - Daj spokój! - Alyssa machnęła ręką. - To byli reporterzy. - Być może, ale to mi uświadomiło, na jakie ryzyko się narażasz. Na jakie ryzyko ja cię narażam. A z taką myślą nie czuję się komfortowo. Musisz wracać do sierocińca i przestać mnie odwiedzać. - Zgoda. - Alyssa z trudem walczyła z łzami. -Ale co dalej?
s u lo
- Poświęcę się całkowicie śledztwu. Znajdę Gideona i to będzie koniec.
Ostatnie zdanie zabrzmiało w uszach Alyssy jak żałobny dzwon. Wiedziała, że Connor mówi nie tylko o końcu poszukiwań Gideona,
a d n a c s
lecz także o końcu ich związku. Miesięczny okres próbny dobiega właśnie końca.
Zwiesiła ze smutkiem głowę.
Nie miała wątpliwości, że jako szefowa sierocińca sprawdziła się doskonale. Nie przewidziała jednak tego, co się wydarzy między nimi, a romans z szefem uniemożliwia jej dłuższe pozostanie na stanowisku. Nie widziała też szans na kontynuowanie ich związku z innych powodów - Connor nie ukrywał, że nigdy się nie ożeni i nie będzie miał dzieci. Właściwie zakończenie ich związku przeczuła już za pierwszym razem, gdy się kochali. Wiedziała, że poznanie, czym są pieszczoty Connora, było błędem. Jednakże tego błędu nie wyrzekłaby się za nic na świecie. Tym bardziej że zawsze pozostaje nadzieja. 172 Anula
Dziś po raz kolejny odkryła, że nadzieje nie zawsze się spełniają. - Spakuję swoje rzeczy - rzekła beznamiętnie. Co się działo w ciągu kolejnych minut, nie pamiętała. Krzątała się, automatycznie zbierając swoje rzeczy. Potem znalazła się w aucie razem z szoferem, Connorem i nieodłącznym Drifterem. Nadal broniła się przed świadomością tego, co się przed chwilą wydarzyło. Wiedziała tylko, że po raz ostatni jedzie z domu Connora w stronę sierocińca. W odwrotnym kierunku nigdy już nie będzie zmierzać.
s u lo
Zebrała się w sobie dopiero na kilka minut przed dotarciem do sierocińca. Nie mogła nikomu pokazać, że jest przygnębiona. Jako pani dyrektor musi być spokojna i opanowana, uśmiechać się do
a d n a c s
dzieci i okazywać im serdeczność, bo cóż dzieci może obchodzić świat dorosłych i błędy, jakie popełniają.
Gdy wjechali na podjazd i wysiedli, przywitał ich radosny okrzyk dzieci, które nie widziały Connora od wielu dni. - Connor przyjechał! - wrzeszczał jak opętany Joey, biegnąc w jego kierunku. - Tak za tobą tęskniliśmy!
- A ja za wami, szkraby - odparł wzruszony Connor, stojąc w otoczeniu coraz większej gromadki.
Po kolei witał się z każdym dzieckiem, mniejsze podnosząc do góry, by je ucałować. Starał się nie ominąć żadnego podopiecznego, bo wiedział, jak to przeżywały. - Pobawimy się w coś? - spytała Kanika. - Niestety - odparł ze smutkiem. - Nie mogę zostać, choć bardzo bym chciał. Mam ważne sprawy do załatwienia. 173 Anula
- Ważne sprawy - burknął Bud, kopiąc zaciekle śnieg. Alyssa natychmiast się domyśliła, skąd się wzięła ta zaczepna uwaga. Podobnie Connor, bo natychmiast odrzekł: - Ale nie ważniejsze od was. Tyle że was mam na co dzień, a tamto nie może, niestety czekać. Powiedzmy, że to coś jest związane z moimi wynalazkami, dobrze? - A, jeśli tak, to zgoda. - Bud rozpogodził się. - Poza tym pamiętajcie, że macie jeszcze Alyssę. I chciałbym
s u lo
was prosić, żebyście jej we wszystkim pomagali, dobrze?
- Tak jest! - odrzekł mu nieskładny chór dziecięcych głosów. Nagle, gdy już się mieli żegnać, zabrzmiała syrena alarmowa.
a d n a c s
- Drifter, do nogi! - krzyknął Connor. - Alysso, zajmij się dziećmi.
Alyssa zaczęła kierować dzieci do budynku, kątem oka obserwując, jak Connor rusza w kierunku, z którego dobiega sygnał alarmowy.
W tym samym momencie jak cień wyrósł przy nim jeden z ochroniarzy przydzielonych mu przez Jake'a; rozpinał w biegu płaszcz, przygotowując się do strzału.
Alyssa zostawiła dzieci pod opieką jednej z nauczycielek i pobiegła za Connorem. Jednakże po chwili zwolniła, bo domyśliła się, że to fałszywy alarm. Connor stał przy bramie i rozmawiał spokojnie ze strażnikiem. Słysząc jej kroki, odwrócił się i zawołał: - Wszystko w porządku, Alysso, nie martw się! - Ktoś próbował wtargnąć na teren sierocińca? 174 Anula
- Nie, po prostu nowy strażnik nie został jeszcze wprowadzony do systemu komputerowego. - No tak - mruknęła i zawołała w stronę sierocińca, przy którym stał personel: - Wszystko w porządku. Fałszywy alarm! - W takim razie - Connor potarł czoło - na mnie już pora. - Jeśli pozwolisz, chciałabym jeszcze zamienić z tobą parę słów. - Oczywiście. Odeszli w kierunku ogrodu, gdzie nikt ich nie mógł słyszeć. Pierwszy odezwał się Connor:
s u lo
- Widzisz sama, jak to jest. Co by dobrego wyszło z naszego związku? Wyobraź sobie, że coś takiego zdarzyłoby się w naszym życiu. I co? Ślepiec ma gonić za gangsterem? Wyobrażasz sobie, jak
a d n a c s
bym się czuł, gdybym nie potrafił obronić najbliższej mi osoby? W jego głosie było tyle rozżalenia, tyle rozpaczy, że Alyssa impulsywnie wzięła go za rękę.
- A czy nie przyszło ci do głowy, że bierzesz zbyt wiele na swoje barki, że naprawdę nie musisz być doskonały? Czy naprawdę nie dostrzegasz, że istnieje coś o wiele ważniejszego niż perfekcja pod każdym względem? A może najważniejsze dla dzieci z Przystani i dla mnie jest samo to, że jesteś z nami, że istniejesz? I choć temu zaprzeczasz, zapewniasz nam takie bezpieczeństwo, że trudno pragnąć więcej. Connor pokręcił głową. - Ale nie takie, jakie sobie wymarzyłem. Otworzył drzwi auta, zrobił ruch, jakby miał zamiar wsiąść, gdy nagle odwrócił się do 175 Anula
Alyssy, porwał ją w ramiona i pocałował z całych sił. Zanim ochłonęła, szybko zajął miejsce w samochodzie, zatrzasnął drzwi, a Jerry ruszył. Alyssa spoglądała za nimi, nie mogąc zebrać myśli. Wiedziała tylko, że chce go znów zobaczyć i musi coś zrobić, by uchronić serce od bólu. Pomyślała gorzko, że Connor od samego początku miał rację. Nie nadawała się do tej pracy, ale nie z powodu braku kwalifikacji,
s u lo
lecz dlatego, że bardziej niż pracę pokochała własnego szefa. Teraz jednak, gdy dzieci mają tylko ją, musi zatroszczyć się przede wszystkim o nie.
a d n a c s
A serce...? Serce musi przeboleć stratę.
Connor usiadł w swoim gabinecie i ukrył twarz w dłoniach. Mimo że od rana nie jadł, nie był w stanie nic przełknąć. Nie było też Alyssy, która wmusiłaby w niego posiłek.
Jeszcze gorzej było wieczorem, gdy starał się zasnąć. Bał się, że jeśli tak się stanie, Alyssa natychmiast pojawi się w jego snach, a jej zapach otoczy go ze wszystkich stron. Bał się, że będzie chciał krzyczeć z tęsknoty, a wspomnienie jej dotyku doprowadzi go do szału. Trzasnął pięścią w biurko, aż dokumenty rozleciały się na wszystkie strony. - Weź prysznic, napij się kawy i wracaj do pracy - rozkazał sobie. - Zacznij myśleć o śledztwie, o Gideonie.
176 Anula
Wiedział, że to jedyne rozsądne rozwiązanie. Skoncentrowanie się na pracy jest koniecznością, a poza tym pomoże mu w odsunięciu myśli o Alyssie. Zaczął tworzyć listę pytań, na które w pierwszej kolejności chciał uzyskać odpowiedzi. Gdzie teraz jest Gideon? Co robi? Co człowiek o takim talencie robił przez ostatnie dwadzieścia pięć lat? - Z pewnością nie wegetował - mruknął pod nosem. Wiedział z doświadczenia, że dla kogoś takiego jak on, a więc
s u lo
także Gideona, potrzeba pracy, ciągłe mierzenie się z wyzwaniem stanowią esencję życia. Jest więc rzeczą absolutnie pewną, że Gideon w jakiś praktyczny sposób musiał wykorzystywać swój talent.
Connor szukał śladu w przemyśle kosmicznym, ale praca w tej
a d n a c s
branży jest zbyt narażona na zainteresowanie osób postronnych, by podjął ją ktoś, kto chce zatrzeć za sobą ślady. Więc może świat komputerów? Chyba też nie, bo tutaj ktoś taki jak Gideon nie mógłby rozwinąć skrzydeł.
Bez względu na to, jak bardzo starał się skupić na swej pracy, przed jego oczami pojawiała się Alyssa.
Zastanawiał się, co teraz robi, z kim rozmawia, o czym myśli. W ciągu tych kilku dni tak przyzwyczaił się do jej obecności, że nagle jego ulubiony gabinet stał się ponurą, odpychającą pustelnią. Connor odsunął krzesło od biurka i zaczął głaskać łeb Driftera. - Nie powinienem był dopuścić, żeby do czegokolwiek między nami doszło. Obawiam się, staruszku, że ją zraniłem. Całkiem zwyczajnie ją wykorzystałem. Najpierw tam, w sierocińcu, później tu, 177 Anula
kiedy pozwoliłem, żeby się mną opiekowała. A potem nagle ją odsyłam, jak niepotrzebny przedmiot. Za coś takiego Alyssa ma prawo mnie znienawidzić, prawda? Ze wstydem przypomniał sobie, jak Alyssa opowiadała mu, ile razy w życiu przyszło jej przeżyć odrzucenie - w sierocińcu, a później w szkole. Ten ból nie zniknął w ciągu tych lat, gdy pracowała jako modelka, gdy uwielbiali ją wszyscy mężczyźni, bo od przykrych wspomnień nie można tak łatwo się uwolnić.
s u lo
I teraz on, Connor, znalazł się w gronie pozbawionych mózgu potworów, które ją odrzuciły, zignorowały jej uczucie.
Mógł się pocieszać, że to jedyny sposób, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Jeśli nikt nie będzie podejrzewał, że Alyssę i
a d n a c s
Connora łączy coś więcej niż Leśna Przystań, istnieje realna szansa, że Koalicja zostawi ją w spokoju.
A tam, w sierocińcu, strzeże jej cała maszyneria, systemy alarmowe, strażnicy i ochrona wynajęta dodatkowo przez Jake'a. Gdyby Alyssa z nim pozostała, bez przerwy drżałby o jej życie. W rezultacie sam by nic nie zdziałał, a jej i tak by nie obronił, gdyby coś jej zagroziło.
Przecież mają do czynienia z mordercami! Pomyślał, że może warto wprowadzić jakieś ulepszenia w systemie alarmowym, albo poinstruować szczegółowo strażników, by nie zdarzały się takie przypadki jak ostatnio. Rozmyślając o swoim pożegnaniu z Alyssą, uśmiechnął się przez łzy, gdy wspomniał, jak dzielnie poradziła sobie z dziećmi 178 Anula
podczas alarmu. Bez chwili wahania, szybko i zdecydowanie zaprowadziła je w bezpieczne miejsce, jak kwoka swoje kurczęta. A przy okazji się przekonali, że nowy system alarmowy jest niemal doskonały. Nagle Connor wyprostował się. - Zaraz, to niemożliwe... Przypomniał sobie, jak podczas przechadzki po terenie ośrodka powiedział Alyssie, że chętnie by się przyznał do autorstwa tak pomysłowego i nowatorskiego systemu alarmowego!
s u lo
A więc uznał wtedy, że jest to dzieło kogoś o wizjonerskim sposobie myślenia, o precyzji i skuteczności w działaniu, która cechowała także jego. Kogoś, kto ma talenty wykraczające poza
a d n a c s
ludzką przeciętność...
Poczuł falę gorąca. Wiedział, że wreszcie znalazł się na właściwym tropie.
Człowiekiem, który skonstruował i wynalazł system alarmowy używany w sierocińcu, jest z pewnością Gideon... Connor błyskawicznie odszukał w Internecie stronę Redcom Systems, która zamontowała alarm.
Jednakże informacji, przynajmniej tych przeznaczonych dla osób ociemniałych, było jak na lekarstwo. W dodatku strona nie wyróżniała się niczym szczególnym, ot, standardowa prezentacja firmy. Uznał to za podejrzane, ponieważ firma wytwarzająca takie cuda techniki z pewnością trąbiłaby o tym wszem i wobec. Spisał wszystkie potrzebne dane Redcom Systems i zamyślił się głęboko. 179 Anula
Jest naukowcem, wynalazcą, człowiekiem, który czuje się jak ryba w wodzie, gdy ma do czynienia z formułami matematycznymi i techniką. Tu zaś wkracza na obce sobie terytorium. Nie jest detektywem, nie ma najmniejszego doświadczenia, które by mu podpowiadało dalsze kroki. Jednocześnie jest chyba jedyną osobą, która właśnie ze względu na swoją wiedzę może odkryć tajemnice, jakie skrywa Redcom Systems.
s u lo
Nie zastanawiając się dłużej, wykręcił numer firmy i umówił się na spotkanie. Nie było z tym najmniejszego problemu, bo jako osoba znana, a w dodatku były klient firmy, nie wzbudzał podejrzeń.
a d n a c s
Musi jedynie utrzymać w przekonaniu przedstawicieli Redcom Systems, że interesują go tylko i wyłącznie dalsze informacje
dotyczące systemu alarmowego i ewentualnie dalsza współpraca. Miał nadzieję, że w ten naturalny sposób uda mu się nawiązać do pomysłodawcy systemu i zaaranżować rozmowę z nim, powołując się na ciekawość naukowca.
Musi jednak powiedzieć Alyssie, gdzie się wybiera. A poza tym bardzo pragnął jeszcze raz usłyszeć jej głos.
- Alyssa?! - zawołał radośnie, gdy podniosła słuchawkę. - Tak. Nic ci się nie stało? - spytała ze strachem, czując jednocześnie, jak oblewa ją fala wzruszenia. Nie widzieli się bardzo krótko, jej zaś wydawało się, że upłynęły wieki.
180 Anula
- Wszystko w porządku - zapewnił ją, choć w jego głosie słychać było napięcie. - Chciałem tylko uprzedzić, że nie będzie mnie kilka dni. Kto wie, może udało mi się znaleźć trop. - Jaki? - Wstrzymała oddech. - Tego wolałbym na razie nie mówić. Im mniej wiesz, tym dla ciebie lepiej. - Ale Jake'owi powiesz? - upewniła się. - Oczywiście. Tym bardziej że mam dostać od niego ochroniarza.
s u lo
- Dobre i to - odetchnęła z ulgą. - Powiedz, jak się czujesz, mając w perspektywie spotkanie z drugim z braci?
- Mam mieszane uczucia. Jeśli to Gideon, to trzeba pamiętać, że
a d n a c s
jest też przestępcą. Właściwie nie mam pojęcia, jak zareaguję. Zdam się na intuicję. A na pewno nie zacznę go przekonywać od progu, że jest złoczyńcą, przedstawiając się jednocześnie jako zaginiony brat. - Nie zbywaj mnie żartem, Connorze. Wiesz, co ci chcę powiedzieć. Najważniejsze jest twoje bezpieczeństwo. Jeśli coś ci się stanie, nie pomożesz ani sobie, ani nikomu.
- Wiem, Alysso, pamiętam o tym - odparł poważnie i na sercu zrobiło mu się błogo. Po raz pierwszy w życiu czuł, że jest ktoś, komu na nim naprawdę zależy. Po odłożeniu słuchawki Alyssa długo jeszcze siedziała nieruchomo. Przerażała ją myśl, że mimo opieki Jake'a, Connorowi coś się może stać. Ciągle też nie mogła się pogodzić z jawną 181 Anula
niesprawiedliwością losu. W końcu spotkała kogoś, kto jest jej wymarzonym partnerem na całe życie. I ten ktoś, choć jej pragnął, a może nawet kochał, zdecydował się ją odtrącić. Z jakichś względów nie mógł czy nie chciał się z nią ożenić ani mieć dzieci. Może łatwiej by się uporała ze swą rozpaczą, gdyby istniały realne przeszkody. A tak, skoro nie rozumiała motywów postępowania Connora, z trudem znajdowała chęć do życia. Jednak nie czas użalać się nad sobą. Najważniejsze jest bezpieczeństwo Connora.
s u lo
Podniosła słuchawkę i zadzwoniła do Jake'a.
a d n a c s 182 Anula
ROZDZIAŁ CZTERNASTY - Witaj, Jake - odezwała się, słysząc jego głos. - Dzwonię jedynie, żeby upewnić się, czy Connor ma wszelką możliwą ochronę? - Oczywiście, Alysso. Pamiętaj, że Connor jest moim bratem. Niech to zostanie między nami, ale wysyłam mu dodatkowego ochroniarza, który będzie nad nim czuwał nawet w tajemnicy przed nim samym.
s u lo
- Świetnie, dziękuję. Trochę mi lżej na duszy. -Alyssa zawahała się. - Jake, jeszcze jedno...
a d n a c s
- Słucham?
- Jeśli kiedyś powiesz Connorowi, że do ciebie dzwoniłam, zaprzeczę każdemu słowu.
- Oczywiście. I doskonale cię rozumiem. - Na dziś zamówił się z wizytą potencjalny klient - oznajmiła Agnes Payne, chodząc nerwowo po pokoju. - Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że to Connor Quinn. Lecz i w tym nie byłoby nic nadzwyczajnego, bo jest naszym klientem.: Dziwne natomiast jest to, że jest ociemniały i został wychowany w sierocińcu. - Jak sądzisz, czego chce? - spytał podekscytowany Oliver. - Mówił, że chodzi mu o szczegóły techniczne systemu alarmowego - odparła bez przekonania Agnes. - Ale taka zbieżność,
183 Anula
kiedy my sami szukamy po sierocińcach zagubionego syna Bloomfielda, jest bardzo podejrzana. - Myślisz, że jeśli to jest on, można by go wciągnąć do współpracy? - Miałabym spore obawy. Pamiętaj, że Achilles właściwie nadal nie jest niezawodnym elementem naszej organizacji. Nie mamy nad nim pełnej kontroli, a to czyni go groźnym. Myślę więc, że jeśli Quinn jest jego bratem, możemy mieć jeszcze większe problemy. Jedyne rozwiązanie to się go pozbyć.
s u lo
- Pamiętaj, że jeśli jest równie inteligentny co Achilles, nie będzie to łatwe.
a d n a c s
- Wtedy będzie trzeba zapaść się pod ziemię i jeszcze bardziej strzec dostępu do Koalicji. Zostaje nam trzecia możliwość, a mianowicie, że Achilles
sobie z nim poradzi. Achilles co najmniej dorównuje mu pod względem inteligencji, a ma tę przewagę, że nie jest ociemniały. - Masz rację. Bierzmy się do pracy, Chyba wiem, co robić. Connor wjechał na teren Redcom Systems. Przy bramie strażnik długo sprawdzał jego tożsamość, a od Jerry'ego Connor dowiedział się, że cała posesja jest otoczona grubym murem i drutem kolczastym. W końcu stanął przed obliczem asystenta dyrektora, by wyłuszczyć powody swojej wizyty. - W skrócie chodzi o to - mówił swobodnym tonem - że jeśli mam zainwestować pieniądze w kolejny system alarmowy, to 184 Anula
chciałbym się dowiedzieć, czy istnieje możliwość poczynienia pewnych modyfikacji oraz zmian. I tu pewnie osobą, która mi udzieli najlepszej rady, będzie sam twórca systemu. - Zupełnie się z panem zgadzam - odparł asystent. - Osobą, która może odpowiedzieć panu na wszelkie możliwe pytania, jest pan Jonathan Desworth. Czy godzina trzecia dziś po południu odpowiadałaby panu? - Jak najbardziej - odparł radośnie Connor. Był zadowolony, że
s u lo
ma chwilę czasu na zastanowienie się, jaką przyjąć strategię podczas rozmowy.
Jeśli człowiek, z którym ma się spotkać, to istotnie Gideon, musi
a d n a c s
szczególnie panować nad sobą, by nie zdradzić zamiaru wizyty i by nie okazać emocji. Perspektywa spotkania z nieznanym bratem, ale jednocześnie człowiekiem, który być może jest przestępcą, wzbudzała jego podniecenie i niepokój.
Nie mógł sobie znaleźć miejsca. Dałby nie wiadomo co za możliwość zadzwonienia do Alyssy, ale przecież stara się zerwać z nią wszelkie kontakty.
Z rezygnacją pokręcił głową i zaczął się przygotowywać do spotkania. O trzeciej ponownie znalazł się w Redcom Systems. Asystent dyrektora wprowadził go do jednego z gabinetów. Connor wciągnął głęboko powietrze, jak gdyby miał nadzieję, że z zapachu wnętrza wywnioskuje coś interesującego.
185 Anula
Jednakże pokój pachniał jak tysiące innych pomieszczeń biurowych. W zapachu nie było nic podejrzanego. Nic, co by mogło obalić lub potwierdzić jego hipotezę. Nadal czuł niepokój. Nie wiedział, jak się zachowa, gdy stanie twarzą w twarz z człowiekiem, który może być jego bratem. Na szczęście miał w zanadrzu kilkanaście pytań natury technicznej, które z pewnością pomogą mu w początkowej fazie rozmowy. Wierny Drifter jak zwykle ułożył się u jego stóp. Po chwili
s u lo
drzwi się otworzyły i usłyszał młody męski głos: - Witam serdecznie!
- Dzień dobry. Rozumiem, że mam przyjemność i panem
a d n a c s
Desworthem? - Connor wyciągnął dłoń.
- Tak jest, bardzo mi miło. - Mężczyzna uścisnął rękę Connora. Jak rozumiem, interesuje pana nasz system Redcom 7000. Muszę przyznać, że jestem bardzo dumny z tego cudeńka. Connor uniósł brwi. Słowo „cudeńko" zabrzmiało mu sztucznie. Nie mógł sobie wyobrazić, by ktokolwiek ze znanych mu naukowców mógł go użyć. Ale wiedział też, że on i inni naukowcy mają różne cechy, do których należy czasami dziwny dobór słów. Dlatego wolał się nie spieszyć z osądem. - I nie dziwię się, że jest pan dumny - odparł lekko. - Jak pan wie, chciałbym dowiedzieć się kilku szczegółów technicznych, a te będzie mi łatwiej określić, jeśli się dowiem czegoś na temat podstaw działania całego systemu. Jak pan wpadł na taki pomysł?
186 Anula
- O, to bardzo długa historia. Nie chciałbym pana zanudzać... odparł powoli Jonathan Desworth. -Może raczej powiedziałbym panu, jak ten system działa? - Oczywiście - zgodził się Connor, choć już wiedział, że coś tu nie gra. Opis działania można było przeczytać w instrukcji i może się go nauczyć każdy. Tymczasem Jonathan Desworth zaczął się rozwodzić nad zaletami systemu Redcom 7000. Używał całej masy zgrabnych
s u lo
sformułowań i na Connorze sprawiał wrażenie bardziej handlowca niźli naukowca.
- W skrócie tyle - zakończył zadowolony z siebie Desworth. - Chciałbym jednak wrócić do ściśle technicznych szczegółów,
a d n a c s
jeżeli pan pozwoli - nie dawał za wygraną Connor. - Jak pan wie, sam jestem wynalazcą i...
- Tak, wiem - odparł o wiele mniej uprzejmie Desworth i zabębnił palcami o biurko.
Connor nabierał coraz większego przekonania, że jego rozmówca nie tylko nie jest jego bratem, ale także nie jest inżynierem. Pewne sformułowania techniczne powtarzał jak automat, jak gdyby w ogóle nie rozumiał, co się za nimi kryje. - Chodzi mi zwłaszcza o to - mówił cierpliwie Connor - jak pan wpadł na główną zasadę całego projektu. Czy był to taki sam rodzaj olśnienia, który przeżył Gilbert Dorban?
187 Anula
- Kto, proszę...? Nie... - odparł z wahaniem Desworth. - Proszę wybaczyć, ale nie chciałbym mówić o wszystkich szczegółach. Rozumie pan, tajemnica służbowa. - Ależ oczywiście, doskonale to rozumiem. Connor uśmiechnął się. Wiedział już na tyle dużo, że mógł zakończyć szybko rozmowę bez wzbudzania podejrzeń zbyt dociekliwymi pytaniami. Pożegnał się i wrócił do auta, rozmyślając nad całą sprawą. Z
s u lo
jednej strony, był przekonany, że jego rozmówca nie jest autorem Redcom 7000, z drugiej, czuł coś w rodzaju zawodu, bo bez względu na to, jaki jest jego brat, bardzo chciał go poznać.
W domu zastał wiadomość, że w Leśnej Przystani trzeba
a d n a c s
podpisać jakieś dokumenty dotyczące spraw finansowych, czego Alyssa nie mogła załatwić.
Nie wiedział, czy dziękować losowi, że daje mu znów możliwość spotkania Alyssy, czy mu złorzeczyć, że znów zostanie wystawiony na pokusę, by ją dotykać i całować. Nie ociągając się, zawołał Jerry'ego. Z nieodstępującym Drifterem wsiedli do samochodu i ruszyli do sierocińca. Na widok Connora Alyssa miała ochotę rzucić mu się na szyję, jednak w porę się powstrzymała. Szybko załatwili sprawy oficjalne i usiedli wygodnie w jej gabinecie. - Powiedz, jak ci poszło? - zapytała. - Udało ci się ustalić coś w sprawie Gideona?
188 Anula
- Poniekąd - odparł ostrożnie. - W firmie spotkałem się z niejakim Desworthem, który rzekomo jest wynalazcą systemu alarmowego. Ale coś mi mówi, że to nieprawda. Tym bardziej jestem pewien, że to nie Gideon, ponieważ nie wyczułem z nim żadnego kontaktu. Niczego, co by wskazywało, że jest jednym... z nas. Alyssa nie musiała zgadywać, by wiedzieć, że ma na myśli swe rodzeństwo. Widząc, że Connorowi pochmurnieje twarz, jak zwykle, gdy przypominał sobie fakty z dzieciństwa, szybko zmieniła temat.
s u lo
- Najważniejsze, że nic ci nie grozi - powiedziała.
- To fakt. - Connor uśmiechnął się. - Jake traktuje mnie jak dziecko. Dał mi do towarzystwa kilku ochroniarzy, a jeszcze jeden z nich chodzi za mną po kryjomu i pewnie mu się wydaje, że o tym nie wiem.
a d n a c s
- Zdaje się, że zapomniał, jakie masz wyczulone zmysły. Alyssa roześmiała się. - Ale lepiej mu tego nie mów. Nawet nie masz pojęcia, jak się o ciebie martwi. Nie chce cię ponownie stracić. - Powiedział ci to? - Connor drgnął.
- Nie wprost, ale domyśliłam się z tego, co o was mówił. - A więc rozmawialiście o mnie?
- Oczywiście. To chyba nie zbrodnia troszczyć się o osobę, na której komuś zależy? - Oczywiście, że nie zbrodnia - odparł łagodnie i pogłaskał ją po policzku. - I dziękuję ci, ale tym bardziej podle się czuję, gdy sobie przypomnę, jak się zachowałem wobec ciebie. Wiele o tym wszystkim myślałem po naszym ostatnim rozstaniu. Chcę, żebyś wiedziała, że 189 Anula
kochanie się z tobą było cudownym doświadczeniem, i podobnego już nie zaznam. Wiem jednak, że nigdy nie powinienem był pozwolić, żebyśmy się do siebie zbliżyli. Przecież mimo zabezpieczeń mogłaś zajść w ciążę, a ja, Alysso, nie mogę mieć dzieci. Bo nie chcę, żeby z mojego materiału genetycznego urodziły się monstra. Alyssa zmartwiała. A więc o to chodzi! - A ja nie mam nic do powiedzenia? - spytała twardo. - Oczywiście, że masz - odparł - ale i tak już mocno
s u lo
skomplikowałem ci życie. Nie chcę stawiać cię przed jeszcze jednym wyborem.
Connor wziął jej dłoń w obie ręce i pocałował. Tym razem
a d n a c s
Alyssa nie zareagowała, nie okazała ani cienia uczucia. Nie potrafiła zrozumieć, jak ktoś tak inteligentny, ktoś, kto przenika ludzi na wskroś, nie potrafi zrozumieć najprostszych rzeczy. Nie wie, że przede wszystkim liczy się on sam. Wstała bez słowa, a Connor poczuł, że to pożegnanie.
- Pójdę już - rzekł nieswoim głosem. - Pożegnam się jeszcze z dziećmi, jeśli pozwolisz. Do widzenia, Alysso. Przez chwilę czekał na odpowiedź, potem ruszył w kierunku skrzydła, w którym mieszkały dzieci. Alyssa patrzyła na niego, ledwo go widząc przez łzy. Patrzyła, jak oddala się od niej wspaniały i inteligentny mężczyzna, a z nim jej marzenia.
190 Anula
Za kilka dni kończy się okres próbny. Wiedziała, że nie może przedłużyć umowy, ponieważ kocha właściciela Leśnej Przystani. A skoro nie może z nim być, szybko uschłaby z tęsknoty i bólu. Było pewne, że jeśli Connor to zauważy, to i on będzie cierpiał. Za nic jednak nie zmieni decyzji, ponieważ czuje się gorszy od innych ludzi, napiętnowany swym kalectwem i genetycznym dziedzictwem. Tak więc odejście jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Czas porozmawiać z zarządem.
a d n a c s 191 Anula
s u lo
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY Connor obudził się zdruzgotany. Wiedział, że w jego życiu zdarzyła się katastrofa i że to on się do niej przyczynił. Przede wszystkim jednak czuł do siebie złość, że sprawił ból Alyssie. Usłyszał, że na dole ktoś dzwoni, a pani Welsh otwiera drzwi. W następnej chwili wyskoczył jak na sprężynie z łóżka, nie wierząc własnemu szczęściu.
s u lo
Na schodach prowadzących do jego gabinetu usłyszał kroki i wiedział już, kto za chwilę stanie w drzwiach.
a d n a c s
- Co się stało, Alysso? Wszystko w porządku? - Położył dłoń na jej ramieniu i poczuł, jak drży.
- Przyjechałam, bo uważam, że nie możemy rozstać się bez słowa. Przede wszystkim zaś chciałabym ci oświadczyć, że złożyłam rezygnację.
- Niemożliwe! - zawołał, odnosząc wrażenie, że świat usuwa mu się spod stóp.
- A jednak - odparła ze smutkiem Alyssa. -Oboje wiemy, że taka sytuacja nie może trwać. Powinniśmy byli pozostać tylko znajomymi. Ponieważ jednak to się nie udało, muszę odejść. To chyba najtrudniejsza decyzja w moim życiu, i najboleśniejsza. Ale tak musi być. Connor miał ochotę błagać, by nie odchodziła, zatrzymać ją za wszelką cenę. Wiedział jednak, że nie odniesie pożądanego skutku, bo 192 Anula
to on pozbawił ją wyboru. Faktem jest, że gdyby mógł, to przychyliłby jej nieba, nie wolno mu jednak unieszczęśliwiać tej wspaniałej kobiety. Przez chwilę stał w milczeniu. W końcu spytał: - Kiedy wyjeżdżasz? - Dzisiaj. Wszystkie sprawy przekazałam zarządowi. Connor w milczeniu otoczył ją ramionami, a ona impulsywnie przytuliła się do niego. Pocałowali się mocno, z rozpaczą, jakby
s u lo
chcieli zapamiętać ten pocałunek na całe życie.
- Bądź szczęśliwa - powiedział cicho. Alyssa milczała, bojąc się, że załamie jej się głos.
a d n a c s
Connor stał w drzwiach, słuchając, jak jej kroki oddalają się coraz bardziej.
- Czy naprawdę musisz odejść? - spytała Letice drżącym głosem. - Niestety tak, kochanie - odparła Alyssa - choć wierz mi, że bardzo bym chciała z wami zostać. Czasami to życie nami kieruje, a nie my życiem.
Najgorzej chyba wypadło pożegnanie z Joeyem. Dopiero co otworzył się na nią i był to prawdziwy cud, ponieważ nikt prócz Connora nie miał do niego dostępu. Teraz zaś opuszcza go, jak tyle osób wcześniej w jego życiu. Chłopczyk stał, wbijając w nią swe wielkie oczy. - Nie odchodź, Alysso - wyszeptał błagalnie. Opadła na kolana obok niego i przytuliła go z całych sił.
193 Anula
- Muszę, skarbie. Ale nigdy cię nie opuszczę, zawsze możesz na mnie liczyć. Zawsze możesz się ze mną skontaktować. Dostaniesz tyle e-maili, że ci zapcham całą skrzynkę! Będę do ciebie bez przerwy dzwoniła, i ty masz też do mnie dzwonić ze wszystkim, zgoda? - Tak - odparł niemrawo chłopczyk. - Ale dlaczego musisz nas opuścić? Alyssa nie mogła wyznać prawdy, ponieważ prawda była zbyt skomplikowana, by ona sama potrafiła ją zrozumieć.
s u lo
- Muszę pojechać i zająć się innymi dziećmi, które nie mają kogoś takiego jak Connor. A wiecie o tym, że nawet jeśli będą zmieniać się dyrektorzy, nauczyciele, wychowawcy, on zawsze będzie
a d n a c s
się wami opiekował.
Tłumiąc łzy, Alyssa skończyła się żegnać z dziećmi. Pożegnała się także z zarządem i resztą personelu.
Odjeżdżając, widziała w lusterku samochodu, jak coraz bardziej oddala się Leśna Przystań. Miała wrażenie, że już nigdy nie znajdzie dla siebie żadnej przystani.
Connor poruszał się po swoim pokoju jak tygrys w klatce. Od odejścia Alyssy minęło kilka dni. Mimo to jego rozpacz nie osłabła ani trochę. Wiedział, że jej odejście było koniecznością, jednak ta myśl wcale go nie pocieszyła. - To co miałem robić? - zadawał sobie po raz setny to samo pytanie. - Przecież nie mogłem jej dać tego, czego chciała: małżeństwa, dzieci.
194 Anula
Ufał, że postąpił słusznie, a jednak czasami żałował, że nie jest bardziej egoistyczny. Trzeba było zaryzykować... Nagle zadzwonił telefon. Connor pognał w jego kierunku, mając nadzieję, że to Alyssa. - Halo?! - krzyknął do słuchawki. - Witaj, Connorze - usłyszał spokojny głos Jake'a. - Czy można wiedzieć, co ty wyprawiasz? - Jeśli chodzi o naszą sprawę, to mam chwilowy przestój. Ale
s u lo
coraz bardziej się przekonuję, że Redcom Systems to dobry trop i... - Daj spokój, nie o tym mówię - przerwał mu Jake. - Wiem, że te sprawy doprowadzisz do końca. Chodzi mi o to, co robisz ze swoim życiem.
a d n a c s
- To znaczy? - spytał Connor, choć znał już odpowiedź. - Dowiedziałem się, że Alyssa odeszła z Przystani.
- Jake, daj spokój - żachnął się Connor. - Wiem, że chcesz dla mnie dobrze, ale to są moje osobiste sprawy. I zbyt skomplikowane, żeby je mógł zrozumieć ktoś z zewnątrz.
- Pamiętaj, że jestem twoim bratem. Wszystko potrafię zrozumieć, ale nie to, że pozwoliłeś tak wspaniałej kobiecie odejść. - Wierz mi, nie było to łatwe, i w grę wchodziło wiele kwestii. - Mogę się nawet domyślać jakich - westchnął Jake. - Pamiętaj, Connorze, że my wszyscy, całe twoje rodzeństwo, przeszliśmy w swoim życiu piekło, a jednak udało nam się z niego wyjść obronną ręką. Wszyscy z powodu swojej odmienności przeżyliśmy wiele cierpień i rozczarowań. Najlepiej jednak będzie, jak dowiesz się tego 195 Anula
wszystkiego od nas bezpośrednio. Gretchen jest, jak wiesz, w ciąży, i bardzo się o ciebie martwi. - Manipulujesz mną, braciszku. - No pewnie - odparł pogodnie Jake. - Ale wiem, że wszyscy jesteśmy jakoś poobijani i chcielibyśmy jak najszybciej stworzyć na nowo pełną rodzinę. - Pomyślę o tym. Jake ma rację. Trzeba jak najszybciej poznać siostry i braci.
s u lo
Jednakże Connor bardzo się bał. Nigdy nie miał rodziny. Nawet Jane, choć kochała go jak matka, nie dawała mu owego poczucia jedności płynącego z więzów krwi.
a d n a c s
- Connorze, jesteś tam?
- Tak, Jake. Dziś jeszcze biorę Driftera, wsiadamy do samolotu i lecimy na spotkanie z wami.
196 Anula
ROZDZIAŁ SZESNASTY Connor siedział pośród swoich sióstr i braci w ciepłym słońcu Brunhii i słuchał, jak przekrzykują się, by mu o sobie opowiedzieć. Pomyślał, że ma podobne poczucie bezpieczeństwa i bliskości z innymi jak w Leśnej Przystani. Tylko o wiele bardziej intensywne. Nadal był oszołomiony, nie potrafił zrozumieć do końca tej nowej sytuacji. Dlatego tylko siedział i uśmiechając się, słuchał.
s u lo
- Hej, co tam, przysnąłeś? - spytał Marcus.
- Nie - ocknął się Connor. - Po prostu ciężko mi tak nagle przyzwyczaić się, że mam rodzinę.
a d n a c s
- Wiem doskonale, co czujesz - odparła Faith. - Z nami było podobnie, tylko mieliśmy więcej czasu na przyzwyczajenie się do tego.
- Więc pewnie i mnie się uda - odparł Connor, po czym zwrócił się do Gretchen: - Powiedz, jak się czujesz?
- Ja doskonale, ale mamy dla ciebie kolejną niespodziankę. W naszym gronie są jeszcze dwie panie, które spodziewają się dziecka. Twoja siostra Faith i twoja bratowa Samantha, żona Marcusa. Connor z niedowierzaniem pokręcił głową. - Prawdziwy wysyp dzieci. Ale powiedzcie, nie bałyście się? - Czego? - spytały wszystkie trzy jednocześnie. - No... - bąkał zbity z tropu Connor. - No bo my jesteśmy inni...
197 Anula
- Owszem, jesteście inni - włączył się do rozmowy mąż Faith, Luke - pod tym względem, że macie niezrównane talenty, których inni mogą wam tylko pozazdrościć. Connor przeczesał nerwowo włosy, zaskoczony tym, co usłyszał. W rozpaczy zwrócił się do Jake'a, którego znał najdłużej. - Stary, pomóż mi. Wygląda na to, że nikt nie rozumie, o co mi chodzi. - A o co ci chodzi? - spytał Jake rozbawionym głosem.
s u lo
- Mówicie wszyscy tak, jakbyście nie wiedzieli o zmianach genetycznych w naszych organizmach!
- Ależ doskonale o tym wiemy - odpowiedziała za wszystkich
a d n a c s
Gretchen. - I bardzo się z tego cieszymy!
- No dobrze - bronił się coraz słabiej Connor. - My jakoś
radzimy sobie z naszą odmiennością, ale posiadanie dzieci jest ryzykiem.
- Wszystko w życiu, drogi braciszku, jest ryzykiem oświadczyła poważnie Faith. - Dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak je podejmować.
- Do licha, staruszku! - zawołał Marcus. - Jesteś geniuszem. Źle ci z tym? Chciałbyś się pozbyć swoich zdolności? - No, chyba nie - wyjąkał Connor. - A widzisz! - zawołała Gretchen. - A co do mojego dziecka, Connorze, to będę je kochała obojętnie jakie będzie. - A jeśli będzie inne? - upierał się Connor.
198 Anula
- To wtedy ono, tak jak wszystkie pozostałe dzieci w naszej rodzinie - mówiła wesoło Faith - będą miały armię kochających ciotek i wujków, które je przekonają, że to fajnie być trochę innym. - Uważacie więc - spytał Connor - że ktoś taki jak my ma prawo z kimś się wiązać, nie mając pojęcia, jaki będzie rezultat tego związku? - Jak najbardziej - odparła Gretchen poważnie. - Przykładem są nasi partnerzy. A ty zadaj sobie inne pytanie. Czy mamy prawo
s u lo
niszczyć cudowną miłość tylko z powodu braku pewności, że nasz partner lub partnerka wytrwa przy nas? Czy, na przykład, Alyssa byłaby do tego zdolna?
a d n a c s
- Co?! Jak to, skąd wiesz o Alyssie? - pytał zdumiony Connor. Odpowiedział mu chóralny wybuch śmiechu.
- Myślisz, braciszku - powiedział Marcus - że siedzieliśmy tutaj z założonymi rękami i czekaliśmy, aż łaskawie do nas przyjedziesz? Mamy swoje sposoby, żeby się dowiadywać różnych rzeczy o różnych ludziach. Wiemy więc także o Alyssie, a nasza rada rodziny uważa, że ta kobieta to skarb.
- Więc znacie też odpowiedź - mruknął Connor - czy Alyssa by przy mnie wytrwała. Ale nie wiem, czy mam prawo prosić ją o rękę po tym, jak ją wyrzuciłem z domu... - Pamiętaj, braciszku - tłumaczył Marcus - że zakochanym odbija szajba. Nie jesteś pierwszy. Po prostu jedź do niej i błagaj o przebaczenie. A jeśli się nie zgodzi, to my wszyscy padniemy przed nią na kolana i poprosimy w twoim imieniu. 199 Anula
Connor uśmiechnął się ze wzruszeniem. - Dziękuję, ale to muszę załatwić sam. - Więc do dzieła - podsumowała Gretchen. -Powiedz jej, co do niej czujesz. Connor podziękował wszystkim skinieniem głowy, lecz nie było mu lekko. Czy jest jakakolwiek szansa, by Alyssa mogła do niego wrócić? Alyssa siedziała nad raportem podsumowującym jej pracę w
s u lo
Przystani, lecz nie posunęła się ani o krok do przodu. Jej myśli ani na chwilę nie opuszczał Connor.
- Idiotko - łajała się w duchu. - Zapomnij o nim.
Ale wiedziała, że to niełatwe, ponieważ doświadczała w
a d n a c s
stosunku do niego uczuć, jakich nigdy wcześniej nie zaznała. Dlatego nie mogła go zapomnieć. Mogła i musiała żyć dalej, ale nie mogła się zmusić, by przestać o nim myśleć.
Pukanie do drzwi wyrwało ją z letargu. Zastanawiała się ze złością, kogo tu przyniosło. - Kto tam? - zapytała.
Gdy jednak spojrzała przez judasza, serce omal nie wyskoczyło jej z piersi. Szarpnęła za klamkę i otworzyła drzwi na oścież. W progu stał jej ukochany mężczyzna. - Co się stało, Connorze? - zapytała, starając się, by głos jej się nie załamał. - Chciałbym porozmawiać, Alysso, jeśli mogę. - Oczywiście, wejdź. 200 Anula
- Czuję, że jesteś zdenerwowana - rzekł cicho Connor. - Chyba się nie dziwisz. Nie sądziłam, że jeszcze cię zobaczę. Nie jestem w dobrej formie, więc chyba mnie rozumiesz. - Tak - odparł ze smutkiem. W jego głosie było tyle pokory, że Alyssie aż ścisnęło się serce. - Przemyślałem wszystko, i dlatego tu jestem. Najpierw chciałbym cię prosić o wybaczenie. Bardzo cię zraniłem, ale wierz mi, że chciałem tylko twojego dobra. - Urwał. - Powiedz mi, Alysso, kogo widzisz, kiedy na mnie patrzysz.
s u lo
Westchnęła. Domyślała się, jakiej odpowiedzi Connor się spodziewa - że widzi w nim ślepca, dziwaka.
a d n a c s
- Kiedy patrzę na ciebie - powiedziała z mocą - widzę
wspaniałego, nieziemsko przystojnego mężczyznę. Widzę geniusza, upartego osła i cudownego człowieka o gorącym sercu. - Naprawdę?
W słowach Alyssy było tyle mocy, tyle szczerości, że Connor nie mógł podejrzewać ją o kłamstwo. Poczuł wzruszenie i jakby coś w nim pękło.
- Czy w takim razie wierzysz mi, że wszystko, co robiłem, płynęło z gorącej miłości do ciebie? I ze świadomości, że nasza miłość nie ma przyszłości? - Dlaczego? - spytała zdumiona Alyssa. - Ponieważ nie mogę dać ci tego, o czym marzysz. Dzieci, zdrowych normalnych dzieci.
201 Anula
- Connorze, proszę cię, nie decyduj za mnie. Jeśli ty i ja zechcemy mieć dziecko, będzie to najcudowniejszy brzdąc pod słońcem. A jeśli się nie zdecydujemy, to nasze życie będzie równie cudowne. - Naprawdę chciałabyś ze mną zostać? Nawet gdybyśmy postanowili nie mieć dzieci? - spytał Connor. W jego głosie było tyle dziecięcej nadziei, że Alyssa uśmiechnęła się przez łzy i przytuliła się do niego z całych sił.
s u lo
- Nawet gdybym tylko miała tak stać, przytulona do ciebie przez całe życie, byłabym ogromnie szczęśliwa.
Connor roześmiał się radośnie i zaczął całować jej włosy, jej
a d n a c s
zapłakane oczy.
- Wiesz, co przed chwilą poczułem po raz pierwszy w życiu? Przy tobie przestaję mieć wrażenie, że żyję na obrzeżach świata. Po raz pierwszy w życiu czuję, że stałem się jego częścią. - Ja zawsze wiedziałam, że jesteś jego częścią. Cudowną i niezwykłą częścią. Jesteś też najwspanialszą częścią mojego świata, ponieważ jesteś najcudowniejszym mężczyzną, jakiego znam. - I naprawdę nie uważasz, że zniszczę ci życie? - Zniszczysz mi życie, jeśli nie będziemy razem. - W takim razie - powiedział uroczyście Connor i ku zdumieniu Alyssy padł przed nią na kolana -błagam cię jeszcze raz o wybaczenie i o to, żebyś do mnie wróciła. Chciałbym też zrobić wszystko, żebyś zechciała zostać moją żoną.
202 Anula
Wzruszona Alyssa opadła na kolana tuż obok i przytuliła się do Connora. - Tak, wyjdę za ciebie. Trzymając ją czule w ramionach, Connor poderwał się na nogi i zawirował z nią w szalonym tańcu. Potem postawił Alyssę ostrożnie na podłodze, jak najcenniejszy klejnot. - Wywróciłaś cały mój świat do góry nogami -wyznał. - To dobrze?
s u lo
- To cudownie. Bo zrozumiałem bardzo wiele nowych rzeczy. Najważniejsze jednak, że kiedy jesteśmy razem, w końcu mam uczucie pełni.
a d n a c s
Ponownie ją przytulił z całych sił, jak gdyby nie mógł się nią nacieszyć i uwierzyć, że to wszystko prawda. Nagle jednak spoważniał i powiedział:
- Czy wiesz, że muszę dokończyć tę sprawę z Gid eonem? Dasz radę jakoś to przetrwać?
- Oczywiście. Co więcej, możesz liczyć na moją pomoc. - Wiem i dziękuję, jeśli tylko nie będzie to dla ciebie ryzykowne. Niedawno kupiłem w pobliżu sierocińca wiejski dworek, o którym nikt nie wie, więc na razie będziemy tam bezpieczni. Chętnie ci go dzisiaj pokażę. Myślałem też o tym, żebyśmy przeprowadzili się do sierocińca. Jeśli nie zdecydujemy się na dzieci, to i tak będziemy mieli całkiem sporą gromadkę.
203 Anula
- Najzupełniej się z tobą zgadzam. Jesteś naprawdę niezwykłym człowiekiem. Myślę, że każda kobieta oszalałaby przy tobie ze szczęścia. - Wiesz, że to nieprawda... - Skoro tak, to kobiety nie są zbyt mądre. - Jeśli będziesz mi mówiła takie rzeczy, to zacznę puszyć się jak paw. A teraz, moja droga, zanim pojedziemy do dworku, może byśmy sobie zrobili małą przerwę?
s u lo
Alyssa zaśmiała się radośnie, chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę sypialni.
Kilka godzin później siedzieli w samochodzie Alyssy i jechali do
a d n a c s
posiadłości Connora. Gdy dotarli na miejsce, Alyssa oniemiała z zachwytu.
- Ależ tu pięknie! Wielki biały wiejski dworek otoczony starymi drzewami! I na dodatek stoi nad jeziorem. Cudo! - Mam nadzieję, że czeka nas następna śnieżyca - Connor pochylił się, by ją pocałować - bo wtedy nie będziemy mogli się ruszyć z domu. Pamiętam, że taka cudowna chwila już nam się przydarzyła.
- Ja też. I wiesz, chyba będzie dużo śniegu... - Nawet nie masz pojęcia, jak twoja obecność wpływa na moje życie - mówił w zamyśleniu Connor. -Dzięki tobie stałem się zupełnie innym człowiekiem. - Nie, jesteś taki sam. Zawsze byłeś wspaniały, tylko nie zawsze sobie to uświadamiałeś. 204 Anula
- Wspaniały, bo tak zaprogramował mnie ojciec - mruknął z niechęcią. - Nieprawda, nie o to chodzi - zaoponowała. -Mogę cię o coś prosić? - O wszystko, co chcesz. - Otoczył ją ramieniem i pocałował w policzek. - W takim razie - uśmiechnęła się chytrze -opisz mnie. - Co proszę? - Słyszałeś: opisz mnie.
s u lo
- No-dobrze. - Roześmiał się. - Po pierwsze, strasznie lubisz rozstawiać ludzi po kątach.
a d n a c s
- Taka już moja natura.
- Być może, skarbie. Ale nie można też zapominać o innych wspaniałych cechach, które masz. Jesteś uczciwa, szczera, silna i zdeterminowana. A przede wszystkim potrafisz okazać wszystkim serce. I za to cię kocham.
- Jakiś ty kochany! - Pocałowała go. - Ale widzisz już, o co mi chodziło?
- Nie za bardzo.
- Nie zdajesz sobie sprawy, że widzisz mnie inaczej niż inni? Ani razu nie wspomniałeś, że mam piękną twarz. - To prawda, ale też bardzo żałuję, że nie mogę jej zobaczyć. - Ale dla mnie jest właśnie ważne to, że nie możesz zobaczyć mojej twarzy! - zawołała. - Mimo to wydaję ci się piękna. Widzisz to, co jest najważniejsze, dużo ważniejsze od urody. Żaden jeszcze 205 Anula
mężczyzna nie potwierdził tak mojej wartości. Tak samo, Connorze, ja widzę ciebie. Widzę tylko to, co w tobie najważniejsze. Nie obchodzi mnie, jak zostałeś poczęty, jakie wykonywano nad tobą genetyczne czary-mary. Nie obchodzi mnie, że jesteś ociemniały. Cieszę się, że jesteś, jaki jesteś. A jesteś fantastyczny, jesteś mężczyzną mojego życia. Connor pocałował ją gorąco, jakby w tym pocałunku chciał zawrzeć wszystko to, co chciałby jej przekazać, ale jeszcze nie potrafił.
s u lo
- A teraz pora wejść do naszego domku. Postarałem się, żeby nie zabrakło nam jedzenia i picia na bardzo, bardzo długo. Na wiele dni,
a d n a c s
kiedy będziemy się cieszyć tylko sobą.
Podniósł ją leciutko do góry, otworzył drzwi i wniósł przez próg do środka.
- To bardzo dobrze - powiedziała - bo nie wiem, czy wystarczy mi czasu, żeby uświadomić ci, jak bardzo cię kocham. - Możesz zacząć już teraz - powiedział Connor z łobuzerskim uśmiechem.
- Czy to kolejny okres próbny? - zażartowała. - Tak, kochanie. I będzie trwał do końca naszego życia.
KONIEC
206 Anula