Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Al...
2 downloads
0 Views
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Alexis Morgan
Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Seria
Talioni 01
Tłumaczenie nieoficjalne:
Truefair, adijka, skarbek96, Cinyyshy
Korekta:
Brzezmo, Tsubaki93,DarkGirl
TRANSLATE_TEAM 2015
Tytuł oryginału:
Talions 01 – Dark Warrior Unleashed
Copyright © 2008 by Patricia L. Pritchard
Projekt okładki:
Craig White, Lisa Litwack
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
ROZDZIAŁ I
Nadpływała ciemność, spływając po nim niepowstrzymanymi falami.
Zamykając oczy Ranulf zatopił się w cieniach wszystkimi innymi zmysłami. Zło
zawsze odczuwało się tak samo, ale jego zapach, smak i dźwięk różnił się za
każdym razem. Nawet tutaj w swym oddalonym od ludzi górskim domku,
odczuwalna była przemoc donosząca się z miast poniżej, poprzez skażenie w
powietrzu.
Kto śmiał zakłócić jego spokój? Ranulf podążył do sieci stworzonej z
zaklęć obronnych, sprawdzająć każde z nich, chcąc odnaleźć intruza. Pułapki,
które się urachamiały w razie co, były ciche, lecz skuteczne, im więcej ktoś się
im sprzeciwiał, tym mocniej był więziony.
Krótką chwilę zajęło mu zlokalizowanie intruza w swojej pułapce. Ranulf
rozluźnił mentalne sploty, które zatrzymywały mężczyznę i pozwolił mu zbliżyć
się do drzwi. Intruz był człowiekiem, z bardzo małą zawartością krwi Kyth w
jego własnej krwi, dlatego, że krew takich osobników jak Ranulfa została
uszkodzona w przeciągu wieków i całkowicie utracona dla ludzkiego rodzaju.
Osobnik wytarł buty na ganku. Ranulf natomiast zbierał się w sobie, aby
nie dać wyprzedzić się swoim zmysłom, co zawsze zdarzało mu się, gdy miał
spotkać się z kimś z ludzkiego społeczeństwa. Mimo to za szybko otworzył
drzwi.
- Masz coś dla mnie?
Posłaniec podskoczył, gdy zobaczył nagle Ranulfa, jednakże szybko się
tego otrząsnął. Z uprzejmym wyrazem twarzy wyciągnął ciężką pergaminową
kopertę.
- Dama przesyła swoje pozdrowienia.
- Jestem tego pewien, Josiah. - Ranulf niechętnie przyjął kopertę.
Charakter pisma widniejący na wierzchu przypominał te same pająkowate
gryzmoły, które już od zbyt dawna wydawały mu rozkazy. Minęło już
tysiąclecie odkąd on jako pierwszy przysiągł swą lojalność Wytwornej Damie
ich rodzaju. Miesiące minęły odkąd obiecano mu wytchnienie od zabójstw,
jednakże tak naprawdę nie oczekiwał, iż to wszystko się kiedyś skończy.
Obydwoje wiedzieli, że jeśli jej potrzebne będą jego specyficzne talenta, to on
przybędzie. Obowiązek był jedyną rzeczą, którą pojmował.
Gdy otwierał zapieczętowaną staromodną pieczęcią woskową kopertę,
przyuważył, iż posłaniec wciąż stoi w jego drzwiach.
- Czego? – zarządał Ranulf, już znużony obecnością człowieka.
- Miałem na ciebie zaczekać.
Ranulf powstrzymał się od przekleństwa, lokaj nie zasługiwał na to, aby
stracić głowę jedynie przez to, że jego pierwszym odruchem jest atak, a już
potem zadawanie pytań – i to tylko w tym przypadku, gdyby został do tego
zmuszony.
- Powiedz jej, aby oczekiwała mnie w naszym stałym miejscu.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
- Ale ona mówiła, że to nagły przypadek – kontynuował głupiec.
- Zawsze tak jest – wkurzył się Ranulf, prawie tracąc swą czujność. To nie
było tak, że on mógł tak zwyczajnie zamknąć drzwi i wrócić za tym mężczyzną
do cywilizacji. W jego przypadku, musiał najpierw wszystko przygotować, a
dopiero wtedy wyruszać w podróż.
Zmusił się jednak do pójścia na kompromis.
- Pojawię się tam jak najszybciej tylko zdołam. Nie mogę być bardziej
konkretnym, a po tych wszystkim latach ona już chyba powinna o tym pamiętać.
A teraz wynoś się stąd do cholery, Josiah. Każdą minutę, którą tracę na
wykłócaniu się z tobą, mógłbym wykorzystać o niebo lepiej.
Mężczyzna zaczął znów coś brzdękać pod nosem. Ranulf nie mogąc już
dłużej się powstrzymywać postąpił krok do przodu, a jak tylko zacisnął dłonie w
pięści, posłaniec cofnął się przytaknąwszy i uciekł do swojego samochodu.
Ranulf zatrzasnął drzwi i zaryglował je dodatkowo na zasuwkę.
Nie było sensu zwlekać, nadszedł czas na pakowanie się. Nie zajmie mu to
dużo czasu, gdyż ubrania nie były nigdy dla niego czymś szczególnie ważnym.
W przeciwieństwie do innych Talionów. Wytworna Dama była wrażliwa jeszcze
od początku Starego Świata w stosunku do takich rzeczy, jednakże plamy krwi
były niemożliwe do usunięcia z jedwabiu i wełny.
Spakowawszy cały swój ekwipunek, domknął go i ułożył przy głównym
wejściu. Następnie podszedł do szklanej gablotki i rozejrzał się po jej
zawartości. Po kilku sekundach, uniósł wieko i podniósł do góry swój talizman
trzymając go za skórzany rzemyk. Naszyjnik ten zamigotał złociście i
rozpromienił się ukazując swą moc. Talizman był naprawdę znacznie cięższy
niż wyglądał.
Ranulf zawiesił na swej szyi rzemyk z wielowiekowym wizerunkiem
boskiego młota i włożył go do wewnętrznej części kołnierzyka. Chłodny metal
pochłaniał gorąco jego ciała, ponownie łącząc go tym sposobem z Wytworną
Damą. Po raz kolejny on znów stał się żołnierzem przygotowującym się do
walki.
Niewielki pokład energii, którą on potajemnie przechowywał w talizmanie
koił jego zmysły wystarczająco, aby mógł utrzymywać nad sobą kontrolę, ale
nie potrwa to długo. Mógłby to szybko naprawić wykorzystując do tego
posłańca Damy, jednakże ona nie byłaby tym zachwycona, gdyby jej posłaniec
wrócił choć nieznacznie uszkodzony.
Wziąłszy swój bagaż skierował się ku garażowi, gdzie jego ponury nastrój
natychmiast uległ poprawie. Było wczesne lato i był to już zdecydowanie
najwyższy czas, aby zetrzeć kurz z Packarda – kremowo-białego kabrioletu z lat
dwudziestych, który zawsze przyciągał swym wyglądem tłumy – co było jego
jedyną wadą. Jednakże on i tak nie wyglądałby pozornie z 1.9 metrowym
niebieskookim Wikingiem z ognistoczerwonymi włosami za kierownicą. Jeśli
Ranulf musiał już wybrać się na misję dla Wytwornej Damy, to przynajmniej
mógł zrobić to w wygodny i luksusowy sposób.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Ten samochód należał do niego już od czasu jego wyprodukowania – czyli
1940 roku, ale wciąż wyglądał jak nówka nierdzewka. Opuścił dach, wytarł kurz
z elegancko wyrzeźbionych błotników, zachwycając się gładkością metalu i
wygodą mięciutkich, skórzanych foteli. Na zewnątrz Packard nie wyglądał na
więcej niż miał, jednak wewnątrz Ranulf czuł każde z tych minąwszych tysięcy
lat. Przekręcił klucz, a samochód natychmiast przywrócił się do życia i
wszystkie te 160 koni pod maską tak i prosiło się o przejażdżkę po górskich
drogach.
Ranulf wrzucił bieg, zastanawiając się w międzyczasie czemu Dama
posłała właśnie po niego. Ona przecież przez większość czasu korzystała z
innych Talionów, którzy przybiegali ku niej na każde jej wołanie, ubiegając się
raczej ku dyplomatycznym metodom, aniżeli brutalnej sile Ranulfa, aby
narzucić swoją wolę innym ludziom. Jeśli była wystarczająco zmartwiona, żeby
wysłać specjalnie do niego posłańca, oznaczało to tylko tyle, iż ktoś z ich
rodzaju przekroczył granicę i musiał umrzeć. Napiął mięśnie rąk, czując ostre
ukłucia poruszającej się pod jego skórą wrodzonej energii. Minął dość długo
czas odkąd pokarmił się zdrajcą i nie cieszył się z myśli nadchodzącej powtórki
zdarzeń.
Zabijanie było ciężką i brudną pracą. Tak było od zawsze, od samego
początku, gdy krew płynęła dla sławy jego ludu. Ale on był Talionem, nazwa
których wzięta została od zasady „oko-za-oko”, która była główną zasadą ich
rodzaju. Ranulf służył dla Kyth jako kat i został uznany za najlepszego w swojej
pracy. Żałował paru rzeczy, nawet jeśli każde życie, które odebrał kradło
kawałek jego duszy, robiąc ją oziębłą i ponurą.
W ostatnich wiekach Kyth stała się bardziej cywilizowana, a nawet zaczęła
się więcej bać niż szanować Talionów. Może w tym jednym miała jednak
słuszność. Zdolność do zabijania bez skrupułów była rzadkim darem, lecz on
jednak zdawał się nie być z tego dumnym.
W drodze rozglądał się za jakimś tłumem ludzi, w którym mógłby się
zgubić na wystarczająco długo, aby zebrać potrzebną energię na jeden albo
chociaż dwa dni. W ten sposób on zdążyłby się lepiej przygotować do
wszystkiego, co zmartwiło Damę na tyle, żeby wypuścić wojownika Wikinga na
ulice Seattle. Narastające poczucie strachu napędzało go, dlatego nacisnął
mocniej stopą na pedał gazu, gdy pędził z górki w dół i przygotowywał się do
walki.
***
Muzyka była żywa, pulsowała między tancerzami. Wstrząsające bity
wibrowały przez ściany klubu, podłogę i powietrze dopóki ono również nie stało
się po prostu kolejną nutą niesamowitej symfonii. Melodia płynęła falami,
docierając do najdalszych zakątków klubu.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Zamknąwszy oczy Kerry Logan wzniosła ręce wysoko w górę i oddała się
muzyce. Ruszała biodrami, głowę delikatnie przechylała z jednej na drugą
stronę. Po raz pierwszy w ciągu dnia, jej skóra nie piekła ją z powodu żądań i
wymagań innych. Wybłagała u swych koleżanek po fachu jak i u przyjaciół
możliwość spędzenia nocy w odosobnieniu, z dala od nich.
Rozbrzmiewająca wokół muzyka była teraz dla niej wszystkim i tyle jej
wystarczało. Spędzała swoje wolne popołudnie w tłumie tancerzy, pozwalając
muzyce przejąć nad nią kontrolę. Po kilku godzinach wróci do domu z
odnowioną duszą.
Zagubiona w anonimowości wypełnionego po brzegi parkietu , obracała się
powoli, w różnych kierunkach, ciesząc się każdym dotykiem obcego ciała
ocierającego się przypadkiem o nią. Nieco niepokoiły ją te wszystkie ogłosy i
ścisk, jednak w końcu zaakceptowała to wszystko i zdołała poddać się rytmowi
muzyki. Właśnie to miało wyleczyć jej znużoną duszę.
***
Miasto zatapiało się pod kołdrą jasnego światła, gdy Ranulf podążał
autostradą międzystanową nr 90 wprost do serca Seattle. Kiedy właśnie miał
zamiar skręcić w dróżkę prowadzącą do domu Damy, piosenka która
rozbrzmiewała w radiu została przerwana przez wiadomość o niełatwym do
ujarzmienia ogniu w pobliskim klubie tanecznym. Nie było nic niezwykłego w
tych kilku pobieżnych szczegółach pożaru, jednakże dobre instynkty Ranulfa
mówiły mu, że za tą zasłoną kryje się coś więcej. Bez wahania, przejechał skręt
i wyruszył w kierunku centrum.
Wybuch mógł być spowodowany niezliczoną ilością rzeczy, począwszy od
złej instalacji elektrycznej, kończąc na nieostrożnym głupcu z papierosem w
gębie, ale jeśli to Kyth spowodowała cały ten incydent, to Ranulf pragnął
wykryć i dać temu komuś solidną nauczkę. Bez względu na to, jak ostrożnie
działał podpalacz, zawsze zostawiał wystarczającą ilość sladów dla Ranulfa, aby
ten mógł spokojnie go namierzyć. Szczególny posmak jego energii będzie tak
samo łatwy do zidentyfikowania, jak wyraźny odcisk palca przestępcy dla
policji.
Odgłosy syren karetek pogotowia zjeżdżały się na miejsce wydarzenia,
więc Ranulf zaparkował jakieś parę przecznic dalej, aby dotrzeć tam pieszo.
Zapach dymu oraz ostry zapach palonego ciała wisiał w powietrzu, a on słyszał
nawet te oddalone o kilka przecznic krzyki uwięzionych w klubie ludzi.
Wziąwszy głęboki wdech, Ranulf skosztował gorzką ciemność w powietrzu –
znajomy smak zła. Pobiegł w kierunku płonących budynków, zdeterminowany
wynieść stamtąd jak najwięcej informacji o płomieniach i śmierci, na ile to tylko
będzie możliwe.
***
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Kerry tańczyła sobie, upajając się mięśniami pod swoją skórą, kośćmi,
które nie były sztywne, lecz płynne, kołyszące się w takt muzyki. Właśnie po to
tutaj przyszła.
Ale w pewnym momencie wszystko to zostało przytłumione przez kobiecy
krzyk.
- Ogień! O mój Boże, pali się!
Kerry natychmiast otworzyła oczy. Wszyscy wokół stali jak upojeni z
przerażenia, w ich oczach odźwierciedlały się migocące, szkarłatne płomienie.
Przerażenie jednak prędko zmieniło się w zbiorową panikę, a Kerry znalazła się
w scenie z prawdziwego horroru. Spoglądała na sufit, na srebrny błyskawicznie
działający automatyczny system do gaszenia pożaru, modląc się, żeby w końcu
zadziałał i ugasił kłęby dymu i krzyki przerażenia.
W jaki sposób cały pokój wypełniał się tak szybko taką ilością czarnego
dymu i tyloma płomieniami? To wszystko było bezsensowne. Zignorowawszy
powstały chaos, starała się zachowywać w miarę spokojnie. Dostęp do
głównych drzwi był zablokowany przez tłum ludzi próbujących się wydostać
oraz sam ogień. Intensywne gorąco zmusiło tłum do cofnięcia się, wysyłając
ścianę utworzoną z niemyślących logicznie ludzi wprost w jej kierunku.
Musi być jakieś inne wyjście pomyślała. Wytarła napływające do oczu łzy
rękawem. Trzymając się blisko ściany, Kerry skierowała się ku korytarzyku na
tyłach klubu. Wyłączono prąd akurat, gdy skręcała za róg, więc i tak wąskie
przejście dodatkowo pogrążyło się w ciemności. Widziała tylko przyćmione
blaski czerwonych awaryjnych świateł karetki, które uwidoczniały jej nieco
drogę.
Otwierała po kolei drzwi za drzwiami, nawet te od łazienki, ale nigdzie nie
znalazła okna. Żadnego wyjścia na zewnątrz. Wylukawszy znak „Wyjście”
widniejący na tyłach magazynka od razu pobiegła w tamtą stronę. Ciężkie drzwi
odmawiały otworzenia się, lecz ona zebrała w sobie całą pozostałą siłę i
popchnęła je jeszcze jeden raz. Cudowne chłodne nocne powietrze wdarło się
przez wejście i zdawało się lizać jej skórę. Wypełniła nim płuca, trzesąc się z
ulgi, że udało jej się dotrzeć bezpiecznie na zewnątrz. Jednakże zanim zdążyła
wydostać się na wolę, krzyki i agoniczne wrzaski innych osób przypomniały jej
o ponurej rzeczywistości.
Ona nie mogła po prostu wyjść stamtąd i pozwolić innym umrzeć. Strach
oraz zdrowy rozsądek mówiły jej, że popełnia błąd, ale jej sumienie zdawało się
już tego nie słyszeć. Po przysunięciu pod drzwi ogromnego pudła, żeby
zatrzymać je otwarte, zaciągnęła się jeszcze raz świeżym powietrzem i wróciła
do rozgrywającego się wewnątrz piekła.
Ogień przejął całkowicie kontrolę nad jedną stroną klubu, gromadząc
swoje ofiary w kątach i różnych zakątkach, jakby odkładając je na deser. Kerry
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
złapała dwie kobiety pod ręce i zaciągnęła w stronę korytarza. Jak tylko
zobaczyła, że one kierowały się we właściwym kierunku, wróciła po kolejnych.
Z dymem palącym jej płuca, robiła rajdy w obie strony, prowadząc ludzi,
gromadząc innych, pomagając tylu ilu tylko mogła. Jak tylko mogące stać na
własnych nogach ludzie zmierzali ku wyjściu, rozglądała się wokół poszukując
osób, które nie mogłyby samodzielne się stamtąd wydostać.
Ignorując smród spalonego ciała, podniosła mężczyznę, który ledwie co
łapał oddech. Zarzuciwszy jego ramiona wokół swoich, zataczała się pod jego
ciężarem, kiedy tak przedzierali się krok po kroku przez gęsty dym, w połowie
niosąc go w połowie prowadząc do wyjścia.
Wysoka męska postać wywonęła się nagle tuż przed nią. Opary dymu były
zbyt gęste, żeby mogła wyraźnie dostrzec jego twarz, ale była jednak pewna, że
nie był on jednym z tancerzy. Ona już z pewnością zapamiętałaby kogoś jego
rozmiarów. On zdawał się być jedną osobą oprócz niej oczywiście, która starała
się ogarnąć tę sytuację w miarę spokojnie.
Wsunęła zranionego mężczyznę w ramiona nieznajomego i przekrzykując
chaos powiedziała:
- Wyprowadź go stąd póki ja wrócę tam, aby zobaczyć, czy został tam ktoś
jeszcze.
Zanim zdążyła zrobić choć krok, nieznajomy złapał ją za ramię i rzekł:
- Wrócę tutaj i ci pomogę.
- Dobrze.
Z odnowioną dawką energii po raz kolejny udała się do klubu. Ciemny
korytarz nie był już dłużej wolny od dymu i ognia, a gorąco buchało zewsząd, aż
po sam sufit, który zdawał się przemienić w niebieskie i czerwone fale ognia.
Stanąwszy na kolanach, Kerry czołgała się i kasłała przez całą drogę do
parkietu, gdzie przyuważyła czwórkę ludzi skupionych za kontuarem. Czy na
litość boską, oni czekali na jakieś specjalne zaproszenie?
- Musicie się stąd wynosić – krzyknęła, frustracja i narastająca panika
nieco ją obezwładniały.
Gdy się nie odezwali, spróbowała jeszcze raz.
- No chodźcie, ruszcie się stamtąd! Zaprowadzę was w bezpieczne miejsce!
Chłopak, który wyglądał na o wiele młodszego, aby wejść do takiego klubu
jak ten, nieźle się bał.
- NIE! My czekamy na strażaka, który nas uratuje.
- Nie pożyjecie wystarczająco długo, aby mogli was znaleźć. - Nie mając
już sił, czasu i cierpliwości, szarpnęła go mocno za rękę.- A teraz ruszajcie się!
Wy wszyscy!
- Słyszałeś ją chłopaczku. Rusz się, abo wszyscy tutaj zginiecie.
Kerry podskoczyła słysząc czyjść niski głos wydający rozkazy tuż zza jej
pleców. Nieznajomy powrócił, tak jak obiecywał. Mając go u swojego boku
strach, który zdawał się przejmować nad nią kontrolę przygasł do
akceptowalnego poziomu.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Mężczyzna ten wskazał chłopcu i pozostałej trójce drogę do wyjścia,
następnie pochylił się, aby przekrzyczeć:
- Lepiej stąd uciekaj. Dach zawali się lada moment.
- Będę tuż za tobą.
- Lepiej, żeby tak było. - I zniknął.
Nie zdając sobie sprawy z krzyków dochodzących zza jej pleców,
odwróciła się i zrozumiała, że przybyła straż pożarna i wysłała tutaj cały oddział
strażaków. No, w końcu.
Zanim dalej skierowała się w kierunku wyjścia usłyszała dźwięk, który
oziębił ją pomimo otaczającego ją wrzącego gorąca.
Zamknęła oczy, aby lepiej wytężyć słuch, w nadziei usłyszeć coś oprócz
szalonego trzasku ognia. Lecz ona znów to usłyszała – kwilenie dochodzące z
oddali gdzieś po lewej stronie. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, aby
pozostawiła resztę potrzebujących w rękach specjalistów, jednakże ona musiała
nadal żyć ze sobą w zgodzie, nawet jeśli dzięki temu będzie musiała umrzeć
tutaj z kimkolwiek, kto byłby uwięziony w tym piekle, a ona nie zdołałaby mu
pomóc. Modląc się o wybawienie, albo miłosierną śmierć wkroczyła do pokoju.
Część sufitu zawaliła się, wysyłając w górę deszcz iskier kiedy rozłamano i
otworzono frontowe drzwi, a pierwszy strumień wody wlał się wprost na
płomienie. Opary syczały i podgrzewały tę wodę, a Kerry instynktownie padła
na podłogę. Jeśli ogniu nie udało się ją pokonać, wrząca woda z pewnością by to
uczyniła.
Leżąc na podłodze, dostrzegła źródło rozdzierających jęków. Kobieta
leżała zwinięta w kłębek parę metrów od niej, ostrożnie kładając na podłodze
swoje poparzone ramię. Po nienaturalnej pozycji jej stóp, można było
zasugerować, iż złamała również kostkę. Kerry podczołgała się do leżącej
kobiety, nieco się uniosła, podniosła kobietę z podłogi i przytrzymała ją pod
ramię. Ona nie była pewna jak daleko zdoła dojść z kimś, kto był wyższy i
cięższy od niej; na szczęście miły facecik znów się przy niej pojawił.
Dym był zbytnio gęsty, żeby mogła wyraźnie widzieć, więc musiała zaufać
swoim instynktom. Brnąć przez ciemność, odnalazła drogę do wyjścia. Zdawało
się, że minęła już wieczność zanim w końcu udało jej się wyjść przez tylne
drzwi.
Na zewnątrz tłoczyło się mnóstwo ludzi, wszędzie było słychać dźwięki
syren karetek pogotowia wjeżdżających na parking. Odwróciła się ku nim,
kierując się ku sanitariuszom, którzy pomogli jej uwolnić się od brzemia. Jak
tylko ci ułożyli kobietę na noszach, ta chwyciła Kerry i mocno ją ściskała.
Ścisnąwszy lekko rękę rannej kobiety, Kerry rzekła:
- Wszystko już będzie dobrze. Oni zabiorą cię do szpitala.
- Jak się nazywasz? – wychrypiała kobieta, jej głos zniekształcił dym.
- Kerry. Kerry Logan.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
- Dziękuję. Bez ciebie, gdyby nie ty, to ja umarłabym tam. - Łzy popłynęły
po osmalonej twarzy kobiety.
- Teraz my się nią zajmiemy. - Ratownik medyczny skierował nosze na
kółkach w kierunku karetki.
Kerry wpatrywała się jeszcze długo w dal po wyjeździe z parkingu karetki.
Dotąd kłębiąca się w jej żyłach adrenalina pozostawiła ją teraz oniemiałą i
niezdolną do koncentracji, bez sił i energii do czegokolwiek. I gdzie podział się
ten wysoki mężczyzna? Chciała podziękować mu za jego pomoc i upewnić się,
iż on sam wydostał się stamtąd żywy i nieuszkodzony. Dziwne było to, że sama
jego obecność dodawała jej otuchy i pomagała zachować spokój.
Zan...